Courths Mahler Jadwiga Serce nie sługa

background image

Jadwiga Courths-Mahler

Serce nie sługa

background image

Lena Warnstetten stała blada i drżąca przed ojcem i spoglądała na

niego przerażonymi oczami. Czy to, co właśnie usłyszała, było

prawdą? Miała poślubić mężczyznę, którego nie kochała, i który

zawsze wydawał się jej niesympatyczny. Miała go poślubić, by ocalić

swoją rodzinę przed nędzą i hańbą. Musiała się poświęcić tylko

dlatego, że jej ojciec hulaszczym życiem roztrwonił majątek,

doprowadził do upadku posiadłość Warnstetten, a swój honor naraził

na szwank.

— Nie mogę, ojcze, nie potrafię — wyszeptała pobladłymi

wargami.

— Musisz! — Pan Warstetten spojrzał na nią chmurnie. — Tylko

ty możesz nas uratować, rozumiesz?! Pomyśl o twojej matce... o

twoim bracie... przecież ich kochasz. O sobie nie chcę mówić, nie

musisz nic robić dla mnie, lecz to dla tych, których kochasz.

Zerwała się. Jej oczy błysnęły ponuro. Nigdy nie doświadczyła

miłości ojca — zawsze tylko szyderstwa i drwiny, ponieważ była inna

niż on i zawsze bardziej przywiązana do matki. Mama! Lena

wzdrygnęła się. W tej chwili jej matka leżała cicha i blada na stole

operacyjnym. Nikt nie wiedział, czy przeżyje operację. I właśnie

teraz, gdy była nieobecna, gdy w klinice słynnego profesora walczyła

ze śmiercią, ojciec przyszedł do córki z takim żądaniem!

Wiedziała już od dawna, że jej rodzinie źle się powodzi i że

doszło do tego właśnie z winy ojca. Z pełną świadomością

przewidywała nadchodzący upadek. Wiedziała, że ojciec ożenił się z

background image

matką tylko dla pieniędzy i roztrwonił jej majątek tak samo, jak

przedtem swój.

Delikatna kobieta, jaka była jej matka, znosiła u boku męża

okropne cierpienia. Od dawna widziała konieczność intensywnego

leczenia, by uwolnić się od wieloletnich cierpień. Ale nigdy nie było

na to pieniędzy. Pieniądze znajdowały się tylko wtedy, gdy ojciec

wyruszał dla rozrywki do Berlina. Na dobre wino i cygara miał

zawsze — ale nigdy dla biednej, kochanej matki.

A teraz, gdy ona walczy ze śmiercią, ojciec mówi: “Musiałem

uczynić coś niegodnego, aby znaleźć pieniądze na operację twej

matki, i teraz, jeżeli nie zostaniesz żoną Borkenhagena, będziecie

musiały opuścić Warnstetten, a ja znajdę się w więzieniu".

Lena wiedziała, że kłamie. Ojciec zhańbił swoje nazwisko nie z

powodu matki, lecz z chęci zaspokojenia licznych zachcianek i

przyjemności. Wiedziała, że operacja matki i jej pobyt w klinice nie

zostały jeszcze opłacone i nie ma nawet na to pieniędzy. Wszystkie

ojciec wydał na siebie, nie przesłał nawet bratu stałej pensji, której ten

potrzebował, by skończyć studia.

W Warnstetten wszystko było już zastawione, las, pola, a nawet

zbiory. Ona i matka pracowały od rana do nocy, nosiły uszyte przez

siebie sukienki i oszczędzały każdy grosz. Ojciec jednak pił nadal

francuskie szampany, kazał sprowadzać sobie ostrygi i nie interesował

się gospodarstwem. A teraz ona miała się poświęcić i kochając

innego, zostać żoną bogatego Borkenhagena, który prześladował ją

swoimi oświadczynami. “Nie, tylko nie to!".

background image

— No, zdecyduj się wreszcie — nalegał ojciec, patrząc na nią z

niepokojem.

Bez sił opadła na krzesło. To, co przeżyła, złamało jej siły. Czy

może myśleć o sobie, gdy wszystko wokół niej wali się w gruzy? Jej

nikczemny ojciec napiętnował ich nazwisko, zniszczył życie jej brata,

wszystko to fatalnie wpłynęło na stan zdrowia matki. Lena miała teraz

sposobność uratować ich wszystkich. Ale za jaką cenę!

Warnstetten spojrzał na nią niepewnie. W oczach jego czaił się

strach. Zastanawiał się, co córka zrobi. Czy zechce się poświecić?

Czuł, że dla niego samego nie zrobiłaby nic. Po raz pierwszy żałował,

że nie zdobył jej miłości. Ale los jej matki i brata był i tak z nim

związany. Czy miłość do tych dwojga była wystarczająco silna, by

skłonić Lenę do takiego poświęcenia?

Nie pomyślał nawet przez chwilę, ile kosztowałoby ją to

poświęcenie. Herman Warnstetten troszczył się tylko o jedno na tym

świecie: o własne dobro. Bez wyrzutów sumienia zrzucił na barki

córki swoje kłopoty. Z radością przyjął oświadczyny Borkenhagena,

które uwalniały go niemal natychmiast od wszystkich trosk.

Borkenhagen obiecał mu, że ureguluje jego długi, a ponadto da do

ręki pewną sumę, która pozwoli mu powrócić do życia towarzyskiego.

Potem będzie już łatwo zatuszować fatalną aferę z wekslami,

która wisi nad jego głową jak miecz Damoklesa. Aby tego dokonać,

musiał mieć pieniądze, a wszystkie źródła ich uzyskania były już dla

niego niedostępne, gdyby nie to, nigdy nie zdecydowałby się na ten

przeklęty podpis. A teraz... Lena musi się zgodzić! Musi!

background image

— A więc? — zapytał ponownie.

— Nie mogę — odpowiedziała.

Zbliżył się do niej.

— Bo jesteś zakochana w Romittenie — powiedział zimno.

— Wiesz o tym? — spojrzała na niego z przerażeniem.

Wzruszył lekceważąco ramionami.

— Trudno było nie zauważyć. A niby po cóż tak ci nadskakuje?

Twoja matka cierpliwie znosiła te mrzonki. Czego spodziewasz się po

Romittenie? Jest takim biedakiem, że sam siebie nie potrafi utrzymać.

Na niego nie możesz liczyć.

— Wiem — odpowiedziała cicho.

— A więc? Bądź rozsądna. Jako żona Borkenhagena zdobędziesz

odpowiednią pozycję. Jest bogaty, ma miliony. Borkenhagen to

najwspanialszy majątek w okolicy, a fabryki konserw, których jest

właścicielem, przynoszą rocznie znaczny zysk. Zrobisz świetną partię.

Uśmiech powątpiewania przemknął przez jej twarz.

— Nie zależy mi na tym. Borkenhagen jest mi wstrętny. Nie chcę

go, nie chcę!

— A twoja matka? Przecież tak ja kochasz? Chcesz, by musiała

wyprowadzić się z Warnstetten i popaść w nędze?

Spojrzała na ojca wzrokiem, którego nie mógł wytrzymać.

— W nędzę? Moja matka pierwsza powiedziałaby mi: “Nie rób

tego, Leno. Nie sprzedawaj się".

— Bzdury! Sentymentalne bzdury. Znaleźliśmy się w sytuacji,

której musimy się poddać. To jest konieczność. Chcesz nas

background image

wszystkich zgubić? Gdy twoja matka wróci po operacji do domu,

będzie potrzebowała spokoju i wypoczynku. Chcesz zburzyć ten

spokój i znów zagrozić jej życiu? Przecież ja kochasz. Czym jest

twoja miłość do niej, skoro nie potrafisz ponieść żadnej ofiary?

Lena podniosła się drżąc.

— A jeżeli mama umarła... jeżeli było już za późno... jeżeli

operacja się nie uda? — pytała szeptem.

— Masz jeszcze brata.

— On jest mężczyzną i sam sobie poradzi. Może się ograniczyć.

— Zapominasz, że honor naszego nazwiska wchodzi tu również

w rachubę.

Lena zakryła rękami twarz.

— Dlaczego nam to zrobiłeś, ojcze? — krzyknęła.

Przywołał na twarz wymuszony grymas.

— Przecież już ci mówiłem: musiałem znaleźć pieniądze dla twej

matki. Operacja była konieczna. Ja potrafię ponosić ofiary —

powiedział zarozumiale.

Obrzuciła go spojrzeniem, pod wpływem którego spuścił oczy.

Potem poszła wolno w kierunku drzwi. Zanim wyszła, obejrzała się

jeszcze raz za siebie i powiedziała cicho.

— Zanim się zdecyduję, muszę to przemyśleć i wiedzieć, czy

mama żyje. Decydujący telegram powinien nadejść jeszcze dzisiaj.

Potem będę mogła ci odpowiedzieć. — Nie czekając na odpowiedź,

wyszła.

Nie zatrzymywał jej, lecz śledził niechętnym wzrokiem.

background image

Lena zamknęła się w swoim pokoju. Zmęczona, rzuciła się na

fotel i patrzyła przed siebie płonącymi oczyma. W jej głowie kłębiły

się myśli nadaremnie szukające drogi ratunku. Z tęsknotą wyciągnęła

ręce. “Mamo, moja mamo!" Ach, jak bardzo brakowało jej teraz

matki. Ale tak było lepiej. Sama musiała sobie dać radę. Powinna

zaoszczędzić matce cierpienia, bo ona i tak doświadczyła zbyt wielu

smutków.

Zatonęła w myślach. Widziała przed sobą nalaną, czerwoną twarz

Borkenhagena, o grubych wargach i pożądliwych oczach. Wstrząsnął

nią dreszcz obrzydzenia. Miała zostać żoną mężczyzny, którego

głośny i nieokrzesany sposób bycia budził w niej wstręt. Całym

sercem związana była z Henrykiem Romittenem.

Henryk Romitten! Zacisnęła kurczowo ręce i przycisnęła je do

serca. Jakże go kochała, po raz pierwszy poczuła to z całą mocą. I on

ją kochał, była tego pewna, choć nigdy nie padło między nimi ani

jedno słowo o miłości. Nie potrzebowali słów. Wiedzieli obydwoje, że

ich dusze czują to samo. Jednakże ich bieda stała się przeszkodą nie

do pokonania.

Co pomyśli o niej Henryk Romitten, jeżeli zostanie żoną

Borkenhagena? Czy nie zacznie nią pogardzać? Czy nie byłoby to z

jej strony wiarołomstwem, nawet jeżeli nie padło między nimi żadne

decydujące słowo? Ale Borkenhagen miał w swoich rękach ją i jej

najbliższych, był bowiem bogaty i dzięki temu posiadał władzę. Od

niego zależało “być albo nie być" jej rodziny.

background image

Czy mogła zgubić matkę i brata? Czy nie było jej obowiązkiem

poświęcić się dla ich dobra? Ale jednocześnie ogarniał ją

bezgraniczny strach przed tym małżeństwem. Nie była egoistką, nie

chciała myśleć tylko o sobie, powinna więc podjąć tę trudną decyzję i

nie zdradzić się ze swoim cierpieniem.

W jej duszy obudziła się nienawiść i pogarda dla ojca. To on był

przyczyną tej męki, jak również wszystkich innych smutków i

niepowodzeń, które przyniosło jej już życie. Nie mogła więc go ani

kochać, ani szanować. Często była świadkiem, jak źle traktował

ukochaną matkę, jak ją upokarzał i poniżał. Gdy Lena stawała w jej

obronie, wyszydzał je obie, nazywając ich miłość “cukierkową

ckliwością", po czym krzycząc wychodził i zamykał za sobą drzwi na

klucz.

A teraz na dodatek zrobił coś tak nikczemnego, coś, co postawi

ich pod pręgierzem, jeżeli ona nie zgodzi się zostać żoną

Borkenhagena. Czy mogłaby się przyglądać, jak jeszcze jedno

cierpienie spada na barki jej matki? Podniosła się zdecydowanie. Nie!

Jej matka nie powinna się nigdy dowiedzieć, że ojciec jest

człowiekiem pozbawionym honoru. Jeżeli Bóg dopomoże i operacja

się uda, poświęci się.

Znowu pomyślała z bólem o Henryku Romittenie. On pogardzi

nią, gdy się dowie, że chce poślubić Borkenhagena. Pogarda i tyle

cierpień z jej powodu. Jakiż byłby wstrząśnięty, gdyby się o tym

dowiedział. Zadrżała. Podjęła niewzruszoną decyzję. Powinien

background image

dowiedzieć się o tym od niej, od nikogo innego. Sama powinna mu

powiedzieć, że jest zmuszona, poddać się gorzkiej powinności.

Już od kilku godzin nie opuszczała swego pokoju. Jej ojciec

niespokojnie chodził ciężkimi krokami po domu i dziedzińcu,

czekając na wiadomości o żonie. Po raz pierwszy troszczył się i

obawiał o jej życie i zdrowie, jednak nie z miłości do niej, lecz ze

strachu. Gdyby umarła teraz, w czasie operacji, Lena odmówiłaby

poślubienia Borkenhagena, a wówczas spadłaby na niego hańba.

W końcu, po kilku męczących godzinach, zobaczył idącego

dziedzińcem listonosza. Szybko wybiegł mu naprzeciw i pełen

gorączkowego wzburzenia, wyrwał mu telegram. Drżącymi rękami

otworzył kopertę i przeczytał:

Operacja

skończyła

się

pomyślnie.

Pacjentka

przesyła

pozdrowienia. Szczegółowe informacje jutro.

Odetchnął z ulgą i starł z czoła kropelki potu. Szybko wrócił do

domu i kazał zawołać córkę.

Lena nadeszła. Wystraszył się, gdy ją zobaczył. Wyglądała blado

i mizernie. Cienie okalały jej pozbawione blasku oczy, którymi

spoglądała na ojca. W milczeniu wręczył jej telegram. Przeczytała i

kurczowo przycisnęła kartkę do serca. Poprawiła włosy i spojrzała

dużymi, błękitnymi oczyma prosto w twarz ojca.

— Bóg zwrócił mi matkę. Nie jestem taką egoistką, by myśleć

tylko o sobie. Nie pozwolę mamie i Fredowi cierpieć — powiedziała

bezdźwięcznie.

background image

O nim nie powiedziała ani słowa. Wyraźniej nie mogła okazać,

jak mało dla niej znaczył. Ale to już go nie obchodziło. Odetchnął z

ulgą.

— Zgadzasz się zatem poślubić Borkenhagena? — zapytał ciepło.

Opadła na fotel.

— Tak, jeżeli nie ma innego sposobu, aby uchronić cię przed

hańbą. Ale pod jednym warunkiem...

Warnstetten spojrzał niespokojnie. Jej zachowanie wzbudziło w

nim niesmak. Wydawało się, że nagle role się zmieniły. Jego

stanowczość i pewność siebie zniknęły. Miał poczucie, że jest zależny

od woli Leny.

— Warunek? — zapytał niepewnie.

— Tak. Wiesz przecież, że kocham Henryka Romittena.

Zachowywałam się tak, że miał on prawo wierzyć w moją

wzajemność. Nie chcę, by myślał o mnie z pogardą. Byłoby tak,

gdyby dowiedział się od kogoś innego, że zgodziłam się na

małżeństwo z Borkenhagenem. Zanim się jednak na nie zgodzę,

żądam od ciebie, byś pozwolił mi porozmawiać z Henrykiem. Wyślij

kogoś do niego i każ poprosić, by przybył do nas jeszcze dzisiaj.

— Chcesz wystawić mój honor na pośmiewisko? — zerwał się

Warnstetten. — Chcesz mu wszystko powiedzieć?

— Chcę mu powiedzieć, dlaczego zostanę żoną Borkenhagena.

Nie chcę sprawić mu więcej bólu, chcę go przekonać, że nie jestem go

warta.

background image

— Mówisz tak, jakbyś była pewna jego miłości — powiedział

znienacka.

Podniosła głowę i zapatrzyła się w dal.

— Tak... jestem całkiem pewna.

— Jak on śmiał mówić z tobą o miłości, gdy wiedział, że nigdy

nie będziecie mogli się pobrać?! — powiedział wściekły.

Spojrzała nań spokojnie, on jednak nie mógł wytrzymać jej

spojrzenia.

— Nie, nie odważył się. Henryk Romitten jest człowiekiem

honoru, dla którego spokój mojego serca jest święty. Ale nie

potrzebował słów, by powiedzieć mi, że mnie kocha, bo on też wie, że

ja go kocham. Zawołaj tu Henryka Romittena. Dopiero gdy z nim

porozmawiam, będziesz mógł oznajmić Borkenhagenowi o mojej

zgodzie, nie wcześniej.

W jej słowach brzmiało ponure zdecydowanie, poczuł więc, że

musi się poddać. Było to dla niego tym trudniejsze, że do tej pory w

Warnstetten wszyscy podporządkowywali się jego despotycznej woli.

— Musisz mi jednak obiecać, że nie zdradzisz Romittenowi tego,

co ci z konieczności wyznałem.

— Twój honor byłby u niego lepiej strzeżony, niż u ciebie

samego — spojrzała na niego chmurnie.

Powstał jakby chciał ją uderzyć. Wyprostował się i spojrzał jej

prosto w oczy. Oddychał ciężko. Czy to była jego cicha, uległa córka,

która przedtem podobnie jak matka poddawała się bez sprzeciwu jego

despotycznym nastrojom? Czyżby przez przyznanie się do winy

background image

utracił swoją pozycję w tym domu? Musiał ratować to, co zostało

jeszcze do uratowania.

— Coś za coś. Każę zawołać Romittena, możesz mu powiedzieć,

co chcesz, ale nie możesz zdradzić mu niczego, co dotyczy mojego

honoru.

Zaśmiała się gorzko i boleśnie.

— Będę cię osłaniać, możesz być spokojny. Nawet gdyby Henryk

Romitten z mojego powodu strzegł twojej winy niczym tajemnicy, nie

powiedziałabym mu, bo mnie nie wypada cię oskarżać.

Warnstetten odetchnął.

— Wykorzystujesz to, że byłem słaby i wyspowiadałem się przed

tobą. Ale jeżeli myślisz, że w ten sposób będziesz miała przewagę

nade mną, to...

— Nic bardziej mylnego. Jesteś w końcu moim ojcem. Ale — jej

oczy błysnęły ponuro — o jedno tylko cię proszę: pozwól mi, bym

szanowała cię przynajmniej jako ojca. Pod jednym względem

wykorzystam szansę, którą włożył mi w ręce los — dam w przyszłości

mojej biednej mamie więcej radości. Nigdy więcej nie pozwolę, byś ją

dręczył i poniżał.

Roześmiał się z zakłopotaniem. Po raz pierwszy ktoś w ten

sposób wystąpił przeciw niemu, i to w dodatku jego córka. To było

niepojęte! Stłumił swą złość.

— Zachowujesz się, jak bym był ludożercą. Cóż ja takiego

zrobiłem twojej matce, że w tak niestosowny sposób narzucasz się

jako jej obrończyni?

background image

W milczeniu spojrzała na niego dużymi, niebieskimi oczyma, w

których widniało oskarżenie. Nie wytrzymał tego spojrzenia i

odwrócił się.

— Świetnie, od teraz będę dotykał twoją matkę tylko w

rękawiczkach, by nie urazić waszych sentymentalnych uczuć. Będę

się starał, jak tylko potrafię, chociaż wasza tkliwość wydaje się nie do

wytrzymania — mruknął cierpko.

Lena podniosła się.

— Poślesz po Romittena, prawda, ojcze?

— Dobrze. Niech się stanie, co ma się stać. I mam twoje słowo,

że przyjmiesz oświadczyny Borkenhagena.

— Masz je.

Zmęczona, poszła powoli na górę, do swojego biednie

urządzonego pokoju. Usiadła cicho przy stoliku do szycia i

mechanicznie rozpoczęła przerwaną pracę. Ale jej rozbiegane myśli

szybowały gdzieś daleko. A serce ciążyło jej w piersi jak kamień.

Henryk Romitten wrócił właśnie z pola. Zrobił obchód stajen, aby

sprawdzić, czy jego polecenia zostały dobrze wykonane. Musiał

ciężko pracować, gdyż posiadłość Romitten była prawie tak zadłużona

jak Warnstetten. Majątek podupadł z powodu stanu zdrowia jego ojca,

który od czasu wojny ciągle chorował.

Od kiedy Henryk był wystarczająco dorosły, by móc zrozumieć

ich położenie, sprzeciwiał się z całych sił temu upadkowi. Jego

energia i ciężka praca ochroniły ich przed najgorszym. Ale ciągle

background image

brakowało pieniędzy, by postawić na nogi Romitten. Powoli, bardzo

powoli przeszedł przez najgorsze. Gdy żył jeszcze jego ojciec,

dokuczał mu mówiąc, że powinien poszukać sobie bogatej żony. Ale

Henryk od dawna kochał Lenę Warnstetten i nawet gdy dowiedział

się, że ich miłość nie ma przyszłości, wstręt budziła w nim myśl, że

mógłby ożenić się z inną kobietą.

Od śmierci ojca — matka zmarła kilka lat wcześniej — mieszkał

sam w Romitten. Żył prosto, jak chłop, a pracował dłużej i

intensywniej niż jego służba. Z godnym podziwu zapałem usiłował

wydźwignąć swój majątek, miał bowiem nadzieję, że w ciągu paru lat

osiągnie taką pozycję, iż będzie mógł wprowadzić do swego domu

Lenę. Ona była bowiem skromna i mało wymagająca.

Czasami myślał o tym, czy może już teraz zacząć się o nią starać.

U niego nie byłoby jej gorzej niż w Warnstetten. Ale jak mógłby

stanąć przed jej ojcem ze swymi oświadczynami, co mógłby

odpowiedzieć na pytanie, czy może zapewnić żonie godną, pewną

egzystencję? Nie, musiał czekać do chwili, w której będzie mógł

śmiało spojrzeć w przyszłość.

Gdy wrócił ze stajni i chciał wejść do domu, przybył z

Warnstetten posłaniec i wręczył mu list. Henrykowi zabiło serce.

Wszystko, co pochodziło z Warnstetten, było związane z jego

ukochaną. Szybko otworzył kopertę.

background image

Drogi Panie Romitten!

Bardzo proszę o jak najszybsze przybycie do Warnstetten. Moja

córka pragnie porozmawiać z Panem w ważnej sprawie. Proszę

przekazać posłańcowi, kiedy można się Pana spodziewać.

Z pozdrowieniami

Warnstetten

Henryk zdenerwował się. Co się stało? Czego chciała od niego

Lena? Dał posłańcowi odpowiedź, że powinien być w Warnstetten w

ciągu godziny.

Jedząc swój skromny obiad, nieustannie myślał o tym, co mogło

się wydarzyć. Przyszła mu na myśl pani Warnstetten. Wiedział, że

musiała poddać się ciężkiej operacji. Czyżby nadeszły o niej złe

wiadomości? Ale w takim razie Warnstetten nie zaznaczyłby

wyraźnie, że Lena chce z nim rozmawiać. Pełen niepokoju, wyruszył

w drogę. Aby ją skrócić, przeciął las Borkenhagena, który rozciągał

się między Romitten a Warnstetten.

Henryk z reguły unikał go, by nie spotkać się z Franzem

Borkenhagenem, który mieszkał, tak jak Warnstetten, w jego

sąsiedztwie. Odpychało go bowiem głośne i nieco nieokrzesane

zachowanie Borkenhagena. Dlatego też, gdy tylko mógł, schodził mu

z drogi. Dzisiaj jednak miał tylko jedno życzenie, by jak najszybciej

przybyć do Warnstetten.

Na szczęście nie spotkał Borkenhagena. Z daleka zobaczył tylko

wyłaniające się z lasu, czerwone budynki fabryki konserw.

Westchnienie wydarło się z jego piersi. Gdyby miał niezbędne

background image

pieniądze, mógłby również przerabiać w ten sposób płody rolne.

Tymczasem musiał swoje plony tanio sprzedawać, pozwalając innym

czerpać z tego wielkie zyski.

W Warnstetten został powitany przez ojca Leny, który niepewnie

spojrzał w przystojną, szczupłą twarz młodego mężczyzny, W duchu

porównał go z Franzem Borkenhagenem. Nie dziwiło go, że serce

Leny zwróciło się ku Henrykowi Romittenowi. Jego wysmukła

sylwetka, która przy każdym ruchu zdradzała siłę i zręczność, była

elegancka w porównaniu z ociężałą, nieco otyłą figurą Borkenhagena.

Miał szlachetne rysy twarzy, a spojrzenie jego szarych oczu było

czyste i dobre, zdradzało mądrość i energię.

Borkenhagen nie mógł się z nim równać. Ale na cóż zdał się

wygląd Romittena, gdy nie dysponował odpowiednim majątkiem. Ha,

Lena musi się z tym pogodzić.

Gdy przywitali się, Henryk Romitten pytająco spojrzał w twarz

Warnstettena.

— Przybyłem na pańskie wezwanie najszybciej jak tylko

mogłem, panie Warnstetten.

— Dziękuję panu. Wie pan, kochany Romittenie, że jest pan

zawsze mile widzianym gościem w Warnstetten. Nie mówiąc o mnie,

moja żona kocha pana jak syna, Fred od dziecka jest pana

przyjacielem, a moja córka... cóż, nie mogę nic więcej powiedzieć.

Henryk zaczerwienił się, nie tyle na wspomnienie Leny, lecz

dlatego, że był przekonany, iż wszyscy mieszkańcy Warnstetten witali

background image

go z radością, prócz ojca Leny. Zresztą zbyt dokładnie znał panujące

tu stosunki, by czuć dla niego nawet zwykłą sympatię.

— Zawsze będę wspominał z wdzięcznością w sercu, że byłem

przyjmowany w Warnstetten z przyjaźnią i ciepłem — powiedział

pośpiesznie, ponieważ pełen był niepokoju i chciał dowiedzieć się

wreszcie, dlaczego go wezwano.

Warnstetten uderzył się w pierś, jak gdyby miał prawo przyjąć te

słowa uznania.

— Tak, tak, mój drogi Romittenie, ciężkie czasy silnie nas ze

sobą połączyły. Ale nie kazałem pana odrywać od pracy po to tylko,

by to panu powiedzieć. Nie sądzi pan?

— Oczywiście. Napisał pan, że pańska córka chce ze mną

rozmawiać.

— No cóż. Lena jest w pokoju gościnnym. Od niej dowie się pan,

o co chodzi. Co to ja chciałem jeszcze powiedzieć? ... Niech mi pan

da słowo honoru, że zachowa pan milczenie o tym wszystkim, co

powie panu Lena... nawet o tej rozmowie.

Henryk spojrzał na niego nieprzychylnie. Niepokój na jego

twarzy pogłębił się.

— Przyrzekam, że będę milczał — powiedział pośpiesznie.

Wamstetten był zadowolony. “Jeśli chodzi o dochowanie

tajemnicy, to na kobietach nie można polegać" — pomyślał. Dlatego

zażądał od Romittena słowa honoru. Dopiero teraz, gdy nabrał

pewności, odetchnął z ulgą.

background image

Henryk zobaczył w blasku promieni słonecznych jej piękną, lecz

bladą twarz. Robótka nie sprawiała jej przyjemności, igła wypadła jej

z ręki. Stała ze spuszczonym wzrokiem. Oczy dziewczyny błyszczały

boleśnie.

Henryk wystraszył się, jej widok ukłuł go prosto w serce.

— Chciała pani ze mną widzieć? Coś panią dręczy, widzę to po

pani. Pani matka... stało się jej coś?

Lena aprzeczyła.

Podniósł jej rękę do ust.

— Chwała Bogu, obawiałem się o nią. Jednak dręczy panią jakieś

cierpienie? Pragnę pani pomóc. Wie pani przecież, że nie ma nikogo

bardziej niż ja oddanego pani.

W jego głosie słychać było serdeczną troskę. Lekki rumieniec

zabarwił jej policzki. Wskazując na jeden z foteli, ponownie usiadła

na swoim miejscu. Popatrzyła z udręką w jego oczy.

— Tak, Henryku, wiem, że jest pan moim najwierniejszym

przyjacielem... nawet więcej — powiedziała cicho.

— Leno!

Na chwilę zamknęła oczy i podniosła rękę w niemej prośbie.

— Nie, niech pan nic nie mówi... ani słowa do czasu, gdy mnie

pan spokojnie nie wysłucha. Ponieważ wiem, co pan do mnie czuje,

kazałam pana zawołać, by powiedzieć to, o czym nie powinien się pan

dowiedzieć od innych. Ja... jutro odbędą się moje zaręczyny z

Borkenhagenem — wyszeptała bezdźwięcznie pobladłymi wargami.

background image

Wściekły zerwał się i ścisnął kurczowo poręcz fotela. Krew

odpłynęła mu z opalonej twarzy. Z trudem odzyskał panowanie nad

sobą.

— I... kazała mnie pani zawołać, by mi to powiedzieć? — zapytał

wreszcie przez zaciśnięte usta.

Bezsilnie spuściła głowę i modliła się o śmierć.

— Tak, chciałam panu powiedzieć o tym osobiście.

Roześmiał się ostro.

— Czy zażąda pani ode mnie, bym życzył jej szczęścia? —

zapytał z goryczą.

Jej cierpienie wydawało się niczym wobec jego boleści. Spojrzała

na niego wzrokiem, który poruszył jego duszę.

— To nie tak, Henryku, nie tak, błagam pana. Nie musi pan

marnować dla mnie swych życzeń, zresztą i tak byłyby bezskuteczne.

Podszedł do niej szybko i schwycił jej dłoń. Słowa te usunęły w

cień szyderstwo i gorycz i obudziły współczucie.

— Leno, czy pani wie, jaki zadała mi ból?

Spojrzała na niego.

— Tak. W głębi serca czuję okrutną mękę. Nie sprawiaj mi

przykrości, Henryku, nie pozwól myślom, by mnie oskarżały, Bóg

wie, jak straszny jest dla mnie ten krok. Ale muszę go zrobić, muszę!

— Kto panią zmusił do tego, by zostać żoną Borkenhagena?

Ujęła jego rękę.

— Nie mogę tego zdradzić, Henryku. Powiem panu tylko, że w

grę wchodzi życie mojej mamy, Freda i honor nazwiska, które noszę.

background image

Dla nich muszę ponieść tę ofiarę. Nie mogę myśleć tylko o sobie,

choć jest to dla mnie niewymownie trudne.

Jak zaklęty ścisnął jej rękę.

— Leno, czy wszystko pani przemyślała? Nie zdaje sobie pani

sprawy, co pani na siebie bierze. Borkenhagen nie jest człowiekiem,

przy którym tak wrażliwa kobieta jak pani, mogłaby czuć się

szczęśliwa.

— Szczęśliwa? Ach, Henryku... od tej chwili nie ma dla mnie

szczęścia.

— Czy nie ma innego wyjścia. Leno? Przecież tak nie można.

Nie pozwolę pani być nieszczęśliwą.

Westchnęła z bólem.

— Czy sądzi pan, że zdecydowałabym się na to, gdyby istniała

inna szansa? Jeżeli nie poślubię Borkenhagena, wszyscy będziemy

musieli opuścić Warnstetten. Niech pan pomyśli o mojej mamie,

Henryku. Czy mam prawo obciążyć ją jeszcze tym cierpieniem, jeśli

mogę mu zapobiec?

Opadł na fotel i patrzył przed siebie, silnie zagryzając wargi.

— Że też muszę być takim biedakiem! — wyrzucił z siebie, po

czym patrząc na nią gorącym wzrokiem, kontynuował: — Czy wiesz,

Leno, jak bardzo panią kocham? Czy wiesz, że zdzieram sobie skórę z

rąk, by doprowadzić Romitten do rozkwitu, tylko po to, bym mógł

pewnego dnia powiedzieć pani: “Chodź do mnie, przygotowałem dla

ciebie przytulne miejsce w moim domu i sercu".

background image

Drżąc siedziała przed nim z pobladłą twarzą, jej oczy były

nieruchome, jakby była martwa.

— Tak, tak, po tysiąckroć tak, wiedziałam o tym i moje serce

znosiło wszystkie smutki w nadziei, że tak właśnie będzie. A teraz

wszystko minęło. Od jutra nie będę już mogła nawet o tym marzyć.

— Leno! A ja mam się spokojnie przyglądać temu, jak rujnujesz

siebie i swoje życie. Ty i Borkenhagen! Przecież to szaleństwo, tak

być nie może!

— Tak być musi — odparła bezgłośnie, po czym zerwawszy się

gwałtownie, kontynuowała: —Henryku, chce mnie pan dalej dręczyć?

Bardziej niż o siebie, martwię się o pana, o to, że musiałam zadać

panu ból. Proszę mi pomóc, ulżyć memu losowi. Nie możemy do

siebie należeć... to jest niemożliwe. Niech mi pan zostawi choć tę

jedną pociechę, że zapomni pan o tym, co musiałam powiedzieć, i że

nie będzie pan chowaj do mnie urazy.

Podniósł jej rękę do ust i okrył ją pocałunkami.

— Leno, kochana, droga Leno, zrobię z pewnością wszystko, co

mogłoby ulżyć pani cierpieniom. Niech się pani o mnie nie martwi, ja

sobie poradzę. Gdybym był tylko tak spokojny o pani los, jak o mój

własny. W swym niedoświadczeniu nie przypuszcza pani nawet, na co

się pani decyduje.

— Muszę... wiem, co wzięłam na siebie, i obawiam się tego —

wyszeptała pobladłymi wargami.

Wpatrywał się w nią płonącymi oczyma, oddychając z trudem.

background image

— Nie chce mi pani wyjawić wszystkiego, Leno? Może

znalazłbym jakieś wyjście, może mógłbym pani pomóc.

Rozpaczliwie pokiwała głową.

— Nie, nie może mi pan pomóc. A ja nie mogę panu powiedzieć,

dlaczego muszę ponieść tę ofiarę. Nie wiem, jak to zniosę, wiem

tylko, że muszę kroczyć drogą, którą wyznaczył mi los.

Henryk odsunął się od niej, gdyż obawiał się, że dłużej nie będzie

mógł się pohamować.

— Czy pani matka wie, że zaręcza się pani z Borkenhagenem?

— Nie, nie może się teraz o tym dowiedzieć, niepokoiłaby się i

martwiła się tylko. Wie przecież, że moje serce należy do pana. Miała

nadzieję na lepszą przyszłość dla mnie.

— A więc to pani ojciec skłonił panią do tego kroku? — pytał

ponuro.

Zacisnęła kurczowo ręce.

— Niech pan nie pyta, nie mogę i nie powinnam panu

odpowiedzieć.

Henryk nie mógł już dłużej patrzeć w jej bladą, smutną twarz.

— Pozwoli pani, że się oddalę. Czuję się tak, jakby wszystko

wokół mnie runęło. Życzę pani szczęścia... i dziękuję, że pani

powiedziała mi o tym, czego musiałbym dowiedzieć się od innych.

Zbliżył jej rękę do swych ust, po czym wolno podszedł do drzwi.

Śledziła go wzrokiem, w którym widoczny był ogromny ból. Przy

drzwiach odwrócił się raz jeszcze. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy.

Ich spojrzenia wyrażały udrękę rozstania. Z ust obojga wyrwało się

background image

westchnienie. Lena, przebiegłszy pokój, znalazła się obok niego. Jego

ramiona objęły smukłą, drżącą postać dziewczyny. Ich wargi spotkały

się w namiętnym pocałunku.

Potem raz jeszcze spojrzeli sobie głęboko w oczy.

— Żyj szczęśliwie... moja ukochana Leno... żyj szczęśliwie —

wyszeptał zdławionym głosem.

— Ty również, Henryku...

Oderwał się od niej i wybiegł z pokoju.

Lena raz jeszcze wykrzyknęła jego imię, po czym bezsilnie

opadła na kolana.

Jej krzyk trwał w jego uszach. Wzburzony przebiegł obok

Hermana Warnstettena, nawet go nie zauważywszy. Patrzył przed

siebie błędnym wzrokiem, jego twarz pałała wzburzeniem. Wskoczył

na konia i ruszył.

Warnstetten spoglądał za nim zmieszany i cicho zaklął. Zrobiło

mu się nieswojo.

Henryk Rominten nie wiedział nawet, dokąd niesie go koń.

Zatopiony w swym bólu, nie zwracał uwagi na drogę. Nie przyszło

mu nawet na myśl, by oszczędzać zwierzę. Chciał uciec od głuchej

rozpaczy, która ściskała mu serce. Dopiero teraz zrozumiał, kim była

dla niego Lena i co wraz z nią utracił. Obawiał się własnego domu,

gdzie jego ból będzie się wzmagał, przygniatając go zupełnie. Życie

wydało mu się nagle pozbawione sensu. Po cóż miał teraz pracować?

Dla kogo?

background image

Galopował do późnego wieczora. Było już ciemno, gdy wrócił

wreszcie do domu i bez czucia padł na łóżko.

Tymczasem Frank Borkenhagen oczekiwał niecierpliwie na

wiadomość z Warnstetten. Gdy był tam rano ze swoją propozycją,

Leny nie było w domu. Ojciec uważał to za szczęśliwe zrządzenie

losu. Nie bez racji obawiał się bowiem, że Lena, nie uprzedzona przez

niego, odrzuciłaby konkurenta.

Oświadczyny te uwalniały Warnstettena od wszelkich trosk

związanych z jego przykrym położeniem. Dlatego postanowił

poruszyć niebo i ziemię, by skłonić Lenę do ich przyjęcia. Zapewniał

Borkenhagena, że jego propozycja przynosi zarówno córce, jak i jemu

ogromny zaszczyt. Obiecał, że osobiście przyniesie mu odpowiedź

Leny.

Próżny uśmiech błądził na twarzy Borkenhagena, gdy słuchał

Warnstettena. Nie miał cienia wątpliwości, że Lena z radością

przyjmie tak bogatego konkurenta. Miał pełną świadomość swojej

wartości, szczególnie, że wartość ta wyrażała się bardzo wysokimi

sumami. Długo zwlekał jednak z deklaracją. Wolność miała dla niego

zbyt duże znaczenie, by mógł z niej tak łatwo zrezygnować. Ale

uczucie, którym darzył piękną dziewczynę, zwyciężyło. Zawsze

dostawał to, czego pragnął.

Dlaczego miałby sobie czegoś odmawiać? Bezsprzecznie mógłby

zrobić lepszą partię. Przed Frankiem Borkenhagenem, jak sam

uważał, wszystkie drzwi stały otworem. Ale tylko Lena Warnstetten

background image

pobudzała wszystkie jego zmysły, a im chłodniej odnosiła się do

niego, tym gwałtowniej jej pragnął. Wreszcie zdecydował się

wystąpić z propozycją małżeństwa i w przypływie wielkoduszności

obiecał Warnstettenowi swą pomoc.

Zapadł już wieczór, gdy Warnstetten dotarł do posiadłości

Borkenhagen. Właściciel tych wspaniałych dóbr przyjął przyszłego

teścia z niedbała grzecznością i udanym spokojem w elegancko

umeblowanym salonie. Tylko w jego oczach czaił się niepokój.

Poprosił Warnstettena by usiadł, przysunął mu stolik z

przyborami do palenia i zapalił sam papierosa. Potem usiadł w

głębokim fotelu, założył nogę na nogę tak, aby odsłonić eleganckie,

jedwabne pończochy. Z ironicznie życzliwym uśmiechem spojrzał

Warnstettenowi w oczy.

— No, drogi teściu in spe, czy przyniósł mi pan zgodę

Magdaleny? Oczekiwałem pana znacznie wcześniej.

Warnstetten poczuł się nieswojo.

— Przyszedłbym wcześniej, ale wie pan, moja żona udała się dziś

do kliniki profesora Krause.

— Słusznie. Mówił mi pan o tym dziś rano. Nie miałem o tym

pojęcia, w przeciwnym razie wstrzymałbym się z oświadczynami.

— Nie, właśnie teraz, w tak ciężkich dla nas chwilach taka

zachęta jest jak najbardziej na miejscu. Chciałem tylko

usprawiedliwić tak późne przybycie. Ale gdy Lena wreszcie wróciła

do domu, nadszedł telegram, donoszący o pomyślnym przebiegu

operacji.

background image

— Jakże się cieszę.

— Dziękuję. Jak już powiedziałem, nadszedł telegram i córka

była tak szczęśliwa, że musiałem długo czekać, aż się jako tako

uspokoi. Dopiero późnym popołudniem mogłem z nią porozmawiać o

pańskiej zaszczytnej propozycji. I jestem tu wreszcie, by oznajmić

panu, że moja córka wyraziła zgodę.

Borkenhagen poprawił się w fotelu, uśmiechając się serdecznie.

— Czy nie była choć trochę zaskoczona? — zapytał z miną

człowieka wielkodusznie rozdającego kosztowne podarunki.

Warnstetten kurczowo zagryzał papierosa.

— Trochę więcej niż trochę, kochany synu. Z początku nie mogła

w to uwierzyć i jeszcze teraz jest poruszona — powiedział ze

śmiechem.

Borkenhagen roześmiał się głośno, a jego zwężone i zamglone

oczy błyszczały pożądliwie.

— No tak, mogę to sobie wyobrazić. Z pewnością tego nie

oczekiwała. Może być piekielnie dumna. Dla żadnej innej nie

poświęciłbym mojej niezależności. Niech mi pan dokładnie opowie,

jak to przyjęła. Skąpiła mi zawsze dobrego słowa — zawsze chłodna i

obojętna.

— Lena jest trochę dziwna, drogi synu. To wpływ mojej żony.

Jest delikatna jak szkło. Musi pan być ostrożny. Nie lubi i mnie

okazywać tego, co czuje i wydaje się bardziej chłodna niż jest w

istocie.

Borkenhagen zamrugał oczyma.

background image

— Już ją dostanę, nie martw się. Będzie jej u mnie dobrze.

Paryskie kreacje, brylanty, podróże — wszystko, czego dusza

zapragnie. Znam dobrze kobiety, rozgryzłem je już — zaśmiał się i

poufale poklepał przyszłego teścia.

Warnstetten jeszcze wczoraj podzielał zdanie Borkenhagena,

teraz jednak nie był już tak pewny. Zachowanie córki utwierdziło go

w przekonaniu, że nie doceniał jej dotąd. Nie była już tym uległym,

sentymentalnym dzieckiem. Pokazała mu, że ma również własną

wole. Cóż, Borkenhagen wychowa ją sobie na swoją modłę. To już

jego sprawa, i chyba nie będzie to jednak zbyt trudne.

Herman Warnstetten za bardzo sobie cenił wygodne i przyjemne

życie, by nie uwierzyć, że Lena będzie w końcu zadowolona. W

małżeństwie szybko zapomni o Romittenie. W ten sposób uwolnił się

od wyrzutów sumienia. Gdy Borkenhagen kazał przynieść szampana,

już w dobrym humorze wzniósł toast i opowiedział zmyśloną

historyjkę o tym, jak to Lena była zdziwiona i uradowana

oświadczynami.

Doprawdy?

Moje

kochane

słoneczko!

Ostatnio

zachowywałem się niedorzecznie. Między nami mówiąc, broniłem się

przed tym. Ale gdy ostatnio zobaczyłem ją w lesie... była ubrana w

białą, skromną sukienkę, ale, na Boga, wyglądała jak królowa. Ta jej

figura... Nikt inny nie ma takiej. A gdyby była ubrana w paryską

kreację — rewelacja! Zakasuje wszystkie, na pewno wszystkie!

Warnstetten skrzywił się z niesmakiem. Borkenhagen nigdy nie

grzeszył subtelnością. Jednak dla ojca nie było przyjemne, gdy Frank

background image

w taki sposób mówił o jego córce. Ale milczał i potakiwał z

wymuszonym uśmiechem. Przy pożegnaniu ustalili, że Borkerihagen

przyjedzie następnego dnia do Warnstetten, by spotkać się z

narzeczoną.

Zgodnie z umową zjawił się swym eleganckim powozem, ubrany

jak zwykle według najnowszej mody. Napuszony, wszedł ociężale po

schodach. Warnstetten pozdrowił go jowialnie w drzwiach domu i

zaprowadził do staromodnie urządzonego salonu, w którym

oczekiwała go Lena.

Przyjęła go nienagannie. Miała na sobie tę samą skromną, białą

sukienkę, w której ostatnio widział ją w lesie. Borkenhagen wręczył

jej ogromny bukiet kwiatów i pocałował w rękę.

— Uważam się za szczęśliwca, droga Leno, ponieważ zgodziła

się pani zostać moją żoną — powiedział oficjalnie.

Jej zachowanie onieśmielało go trochę i tłumiło hałaśliwy sposób

bycia. Lena szybko odebrała swą rękę i obojętnie odłożyła bukiet.

Frank obserwował ją gorącym wzrokiem. Serce biło mu gwałtownie.

Postanowił, że niezwłocznie weźmie ją w ramiona i serdecznie

pocałuje, ale coś w jej zachowaniu zmuszało go, by zaniechał swoich

zamiarów.

Warnstetten opuścił pokój, rzuciwszy uprzednio córce spojrzenie

pełne przestrogi. Narzeczeni zostali sami.

— Przyjęłam pańskie oświadczyny, panie Borkenhagen, chociaż

muszę panu otwarcie wyznać, że tego, co czuję do pana, nie można

nazwać miłością. Musi być pan dla mnie bardzo cierpliwy. Proszę

background image

pana o to — powiedziała półgłosem, obserwując go poważnymi

oczyma.

Nie takich słów oczekiwał Borkenhagen. Lena wyglądała jednak

tak zachwycająco. Nagłe przeświadczenie, że miała stać się jeszcze

jedną, łatwo zaspokojoną zachcianką, jego własnością, straciło na

znaczeniu. Liczyła się tylko ona. Zaczęło budzić się w nim

przekonanie, że tylko to jest ważne, co jest zgodne z jej wolą. Zalała

go fala tkliwości. Wziął ją gwałtownie w ramiona i całował namiętnie

jej blade, drżące usta.

— Chcę cię nauczyć, czym jest miłość, słodka Leno — wyrzucił

z siebie.

Lena trwała w jego ramionach jak martwa, porażona

przerażeniem. Chciała krzyknąć, ale żaden dźwięk nie wydobył się ze

ściśniętego gardła. Czuła się niewymownie upokorzona. Zatoczyła się

i osunęła na fotel.

Frank obserwował ją uśmiechając się. Jakże powabna była w

swej dziewczęcej nieśmiałości. Zachowanie Leny wziął bowiem za

zakłopotanie. Odszedł na bok, chcąc dać jej i sobie trochę czasu, aby

mogli ochłonąć z wrażenia. Zauważył niedbale odłożone kwiaty.

— Czy kwiaty ci się nie spodobały, najdroższa?

Otrząsnęła się z odrętwienia i podeszła do stołu. Cóż winne były

kwiaty, że podarował je niekochany mężczyzna?

— Ależ nie, są przepiękne, ale stanowczo zbyt kosztowne dla

mnie.

background image

— Dla narzeczonej Franka Borkenhagena nic nie jest zbyt

kosztowne — roześmiał się i pogłaskał jej rękę.

— Proszę mi wybaczyć, ale chciałabym przynieść wody i

umieścić kwiaty w wazonie.

— Co to ma znaczyć? — zatrzymał ją — czy tak należy odnosić

się do narzeczonego?

Drżąc uwolniła się z uścisku.

— Proszę mnie puścić! Przecież kwiaty...

— Nie, zostań! Wodę można przynieść później.

Lena szybko sięgnęła po wazon i zwróciła się w kierunku drzwi.

Musiała wyjść na chwilę, nie mogła dłużej tego wytrzymać.

Borkenhagen chciał ją koniecznie zatrzymać. Na szczęście zjawił się

Warnstetten i Lena mogła się oddalić.

W korytarzu, ozdobionym pożółkłymi wieńcami dożynkowymi,

stanęła przy oknie i przytknęła rozpalone czoło do chłodnej szyby.

Głuchy jęk wyrwał się z jej piersi.

— Pomóż mi Boże, pomóż mi — modliła się żarliwie.

Stała tak długą chwilę, po czym poszła do kuchni, aby nalać

wody do wazonu. Stara kucharka zaczęła wypytywać ją o obiad, na

którym Borkenhagen miał zostać. Lena odpowiedziała jej bezwiednie

i opieszale wróciła do salonu. Tam odruchowo włożyła kwiaty do

wody.

Borkenhagen stanął obok i przyglądał się jej rozkochanym

wzrokiem. Jego oczy ślizgały się po smukłej, łagodnie zaokrąglonej

figurze, po poważnej, pochylonej twarzy, na której odbijało się przed

background image

chwilą przeżyte cierpienie w dziwny, lecz zarazem uroczy sposób.

Obserwował, jak wdzięcznie jej piękne, smukłe dłonie układają

kwiaty. Ujął je i podniósł do ust. Śmiejąc się z jej zakłopotania,

spojrzał na Warnstettena, który skrępowany tą sceną siedział sztywno

na kanapie.

— Mój gołąbeczek jest bojaźliwy i nieśmiały, teściu. Musi

najpierw poznać, jaką władzę ma nade mną — powiedział głosem

tłumionym czułością.

Lena nadal zajmowała się układaniem kwiatów, aby nie być

zmuszoną, patrzeć na niego. Natomiast Frank nie odrywał od niej

wzroku i wyobrażał sobie, jak podniecające będzie zwycięstwo nad jej

nieśmiałością. Żeby tylko już wreszcie była jego żoną. Jaką rozkoszą

będzie pokonać jej chłodny sprzeciw, móc całować blade i drżące

wargi tak długo, aż się zaczerwienią i oddadzą mu z uniesieniem

pocałunek. Jakże pociągająca była ta dziewczęca powściągliwość. To

właśnie dzięki niej Lena fascynowała go tak bardzo, o wiele bardziej,

niż gdyby oddawała mu szczodrze pieszczoty.

Kochana... Jest mądra i przezorna, pokazuje mi się tak rzadko,

aby jeszcze bardziej mnie do siebie przywiązać. Nie wie, że nie musi

tak robić, bo i tak jestem zakochany do szaleństwa — myślał, nie

mając pojęcia, co dzieje się w Lenie.

— Twoja sukienka nie ma żadnych ozdób, Lenko. Nie chcesz

przypiąć do niej przynajmniej jednego z moich kwiatów? Popatrz na

tę ledwo rozwiniętą różę! Przypnę ją do twego paska. Dzisiaj nie

background image

mogę ofiarować ci nic innego, co upiększyłoby twoją sukienkę, ale

jutro dostaniesz prezent tak piękny i kosztowny, jak ty sama.

Lena cofnęła się.

— Kwiat zwiędłyby szybko.

— Śmierć na twojej piersi byłaby z pewnością cudowna —

przekomarzał się — zrób mi tę przyjemność i pozwól mi przypiąć ci

tę różę.

— Zapominasz, że moja matka była operowana. Tak długo, aż

nie wyzdrowieje, nie będę nosić żadnych ozdób — powiedziała

broniąc się.

Warnstetten położył kres tej scenie, gdyż obawiał się, że Lena

mogłaby zbyt wyraźnie okazać swą niechęć do narzeczonego. Gdyby

Borkenhagen nie był tak pewny siebie, musiałby i bez tego zauważyć,

co Lena czuje do niego. Ale on wydawał się szczęśliwy i zadowolony

z jej zachowania.

— Może usiądziemy do stołu, dzieci — zaproponował, pragnąc

skierować rozmowę na inne tory.

Borkenhagen zaoferował Lenie swe ramię. Dotknęła go końcami

palców, ale on ujął jej dłoń i mocno oparł ją na ramieniu.

— Inaczej zgubiłbym cię, Lenko. Chcę poczuć, że jesteś przy

mnie — powiedział, patrząc na nią błyszczącymi oczyma.

Lena usiadła przy stole i z wysiłkiem przełknęła kilka kęsów.

Borkenhagen uznał podane potrawy za bardzo skromne i niezbyt

smaczne. Jego narzeczona powinna mieć lepsze życie. Głośno dał

wyraz życzeniu, aby ślub odbył się jak najszybciej.

background image

Lena nieruchomo wpatrywała się w talerz.

— Dopóki mama zupełnie nie wyzdrowieje, nie mogę podjąć

takiej decyzji. Muszę wszystko z nią omówić. Powinieneś zrozumieć,

że musimy jej zaoszczędzić wszelkich wstrząsów. O naszych

zaręczynach powinna dowiedzieć się dopiero wtedy, gdy wróci już do

domu.

Dla Borkenhagena przykry był fakt, że musi jeszcze czekać na

chwilę, w której poślubi Lenę. Pocieszał się jednak myślą, że starsza

pani szybko powróci do zdrowia. Przytaknął więc zgodnie.

— Rozumiem, Leno. Nawet radosne wiadomości mogą czasem

niekorzystnie wpływać na rekonwalescenta. Pozostaje mi więc tylko

gorąco życzyć drogiej teściowej szybkiego powrotu do zdrowia.

— Pańska cierpliwość nie będzie wystawiona na długą próbę,

kochany synu. Profesor przysłał mi dzisiaj wspaniałą wiadomość.

— Tym lepiej, drogi teściu. Ale czy nie moglibyśmy

zrezygnować z tego sztywnego “pan"?

— Tak, tak. Chciałem to już wcześniej zaproponować. Mówmy

sobie więc przez ty, drogi synu.

Opróżnili kieliszki i wymienili uścisk dłoni.

Lena, blada oparła się o krzesło. Czuła, że musi wstać i uciec

obojętnie dokąd, byle tylko nie być w zasięgu tych zakochanych,

namiętnych oczu, które nie odrywały się od niej i ciągle zdawały się

jej przypominać, jak haniebna i poniżająca jest rola, którą przyszło jej

odgrywać.

background image

Borkenhagen rozmawiał z Warnstettenem o swoich rozległych

stosunkach w okolicy. Proponował mu pokaźne sumy, chwaląc się

swym stanem posiadania. Potem znowu pogłaskał dłoń Leny.

— Tak, tak, Lenko. W Borkenhagen pieniędzy jest pod

dostatkiem. Każde twoje życzenie może być spełnione, wystarczy

powiedzieć jedno słowo. Gdy tylko mama wróci do domu, urządzimy

z wielką pompą nasze zaręczyny.

Lena drgnęła.

— Wolałabym, żebyś zrezygnował z oficjalnych zaręczyn.

— Nie, Leno. Chcę dzięki mojej narzeczonej zrobić furorę. Cały

świat powinien mi zazdrościć. Zaprosimy wszystkich sąsiadów, całą

śmietankę towarzyską z naszej okolicy i wszystkie ważne osobistości.

Nie bój się, Lenko, Borkenhagen coś znaczy, a jego narzeczona

będzie błyszczeć najjaśniejszym blaskiem w tym towarzystwie.

Lena apatycznie zamknęła się w sobie. Było jej już wszystko

jedno. Oczy jej ojca błyszczały. Widział już w wyobraźni rozkwit

Warnstetten i nie pamiętał, że ceną za to — było szczęście i życie

córki. Potem rozmawiano jeszcze o zawiadomieniach zaręczynowych.

Panowie przygotowywali listę osób, które powinny zostać

powiadomione o tym fakcie. Lena wykorzystała tę okazję, by choć na

godzinę zostać sama. Frank chciał ją wprawdzie zatrzymać, ale

wymówiła się bólem głowy.

Gdy mężczyźni zostali sami, Warnstetten, starając się ukryć

przyczynę oziębłego zachowania Leny, powiedział:

background image

— Musisz usprawiedliwić Lenę, kochany Franku, myślami jest

cały czas przy chorej matce, a poza tym jest bardzo wrażliwa.

Borkenhagen roześmiał się.

— Nie martw się, teściu. Nie ma róży bez kolców. Tak jest lepiej.

Podoba mi się to, że mi się nie narzuca. Do tej pory znałem kobiety z

innej strony. Moja żona powinna być sobą, musi wzbudzać mój

szacunek. Tak, podoba mi się taka, jaką jest. Nie bój się, wychowam

ją sobie. Będzie taka, jaką ją chcę mieć.

Tymczasem Lena leżała w swoim pokoju. Wydawała się być

uosobieniem wątpliwości: “Nie wytrzymam tego, nie wytrzymam!"

Ale ludzkie serce potrafi wiele znieść. Już w godzinę później, na

pozór ożywiona, poszła do kuchni, by poprosić o kawę, którą w

chwilę potem zaniosła panom do salonu.

Minęło parę tygodni. Tego dnia oczekiwano powrotu pani

Warnstetten z kliniki. Lena przystroiła cały dom kwiatami i od

samego rana biegała po domu, pełna niepokoju i oczekiwania. Ojciec

kilka dni temu wyjechał do L..., by przywieźć żonę. Nie zrobił tego

dobrowolnie. To Lena prosiła go, patrząc na niego poważnymi

oczyma tak, że nie miał odwagi jej odmówić.

Było to aż dziwne, jak ogromną władzę miały nad nim oczy

córki, od kiedy została narzeczoną Borkenhagena. Z oburzeniem

buntował się przeciwko temu, ale na nic się to zdało. Być może

wypływało to stąd, że widok córki przypominał mu cały czas o jego

winie i uświadamiał mu fakt, że jest od niej uzależniony. Ich

background image

wzajemny stosunek zmienił się zupełnie. Jego despotyzm nie odważył

się teraz zmierzyć z jej wolą.

Borkenhagen okazywał Lenie cały czas swoje uczucie. Odnosił

się do niej z wielką galanterią. Każdego dnia bywał w Warnstetten i

był tak delikatny i taktowny, że obawiała się go. Wkrótce wyczuła

jednak, jaką władzę ma nad nim, i z wrodzoną sobie mądrością

władzę tę wykorzystywała, aby przytłumić wybuchy jego

namiętności. Jej życzliwy uśmiech mógł u niego wiele wskórać.

Upajał się okresem narzeczeństwa jak smakosz, który na koniec

zostawia sobie najlepszy kąsek. Gdyby Lena przezwyciężyła

onieśmielenie już przed ślubem, nie miałaby na niego takiego

wpływu. Tak mu się wydawało.

Lena poddała się sytuacji z apatyczną uległością. Nie mogła

myśleć o przyszłości, gdyż wtedy opanowywał ją strach. Na szczęście

miała dużo pracy. Ojciec kazał zmienić meble i wystrój wnętrz na

specjalne życzenie przyszłego zięcia i za jego pieniądze. Gdy tylko

pani Warnstetten całkowicie wyzdrowieje, miało się odbyć przyjęcie

zaręczynowe. Tymczasem matka Leny nie wiedziała jeszcze o

zaręczynach córki. Lena chciała jej o tym powiedzieć sama,

najdelikatniej, jak tylko potrafiła. Wiedziała bowiem, że ta wiadomość

nie będzie dla niej radosna.

Na powitanie przyszłej teściowej Borkenhagen przysłał piękne,

rzadkie kwiaty ze swojej szklarni. Lena stała przy oknie i

wypatrywała powozu, który miał przywieźć rodziców ze stacji. Jej

wzrok poszybował dalej. Tam po drugiej stronie lasu znajdował się

background image

majątek Romitten. Tam biło smutne serce, pełne troski o nią. Tam

pracował samotnie mężczyzna, którego ona, cel jego życia, musiała

zdradzić. Przycisnęła ręce do serca. Jaki ból sprawiały jej te

rozmyślania.

Nie, tylko o tym nie myśleć! Jako narzeczona Borkenhagena nie

ma do tego prawa. Od pamiętnej rozmowy nie widziała Romittena ani

razu. Nigdy nie przyjechał do Warnstetten, przysyłał tylko posłańca

po wiadomości o zdrowiu pani Warnstetten, która lubił i szanował.

Dziś rano przysłał zaś skromny bukiet róż, do którego dołączony był

bilecik z życzeniami szybkiego powrotu do zdrowia.

Zobaczyła wreszcie nadjeżdżający powóz. W chwili gdy

otwierała drzwi, zatrzymał się u wejścia. Matka i córka padły sobie w

objęcia. Lena, śmiejąc się przez łzy, spojrzała w ukochaną twarz

matki z serdeczną troską i pełnym miłości niepokojem.

— Odzyskałam cię, mamo — zaszlochała i przycisnęła ją mocno

do siebie.

Anna Warnstetten wyglądała jeszcze bardzo blado i mizernie, ale

jej twarz promieniała radością. W jej oczach, tak podobnych do oczu

Leny, odbijała się dobroć i delikatność serca. Anna Warnstetten mogła

mieć około pięćdziesięciu lat. Była średniego wzrostu, ani szczupła,

ani zbyt tęga, miała piękne, gęste włosy, wśród których jednak

połyskiwały już siwe nitki. Poruszała się z zadziwiającym wdziękiem,

choć wyczuwało się w jej ruchach ostrożność, do której zmuszała ją

niedawno przebyta operacja.

background image

Z nieopisaną czułością patrzyła na córkę i pozwoliła zaprowadzić

się jej do tonącego w kwiatach salonu. Lena posadziła ją troskliwie w

wygodnym fotelu. Pokojówka i kucharka wśliznęły się do pokoju, aby

pogratulować ukochanej pani powrotu do zdrowia. Pani Warnstetten

podziękowała im serdecznie, potem odesłała do pracy, wiedząc, że

mąż nie pochwala podobnego spoufalania się ze służbą.

Pan Warnstetten udał się zaś do swego pokoju. Nie chciał być

świadkiem tych sentymentalnych czułości, które go drażniły. Zostały

więc same. Matka rozejrzała się po pokoju.

— Tak pięknie posprzątałaś. Z powodu tej powodzi kwiatów dom

wydał mi się prawie obcy — powiedziała, przytulając córkę do siebie.

Lena uklękła u jej kolan i objęła je rękoma.

— Przysłali ci je sąsiedzi i przyjaciele, kochana mamo. Ale

powiedz mi najpierw, czy było bardzo źle, czy bardzo cierpiałaś? I

jesteś już na pewno całkiem zdrowa?

— Tak, córeczko, chwała Bogu jestem zupełnie zdrowa. Jeszcze

tylko parę dni odpoczynku, a będę ci mogła pomóc w pracy. I nie

cierpiałam wcale tak bardzo. Widzę po tobie, jak bardzo się o mnie

martwiłaś. Wyglądasz mizernie, moje dziecko. Wyobrażam sobie, w

jak złym humorze był ojciec. Obciążył cię z pewnością pracą ponad

siły. Ale pomogę ci teraz.

Badawczo spojrzała na Lenę zatroskanym wzrokiem. Nagle

zerwała się, obejmując głowę córki.

background image

— Córeczko, co się z tobą dzieje? Jesteś jakaś nieswoja. W

twoich oczach widnieje tyle smutku. Czy ojciec był tak niedobry dla

ciebie, czy też cierpisz z innego powodu?

Lena złożyła głowę na jej kolanach. Wstrząsnął nią dreszcz. Z

trudem walczyła z napływającymi łzami, co próbowała ukryć. Musi

teraz powiedzieć mamie o wszystkim. Podniosła się i zmusiła do

uśmiechu.

— Na pewno jesteś całkiem zdrowa, mamo?

— Tak, córeczko, zdrowsza niż kiedykolwiek. Ale unikasz

odpowiedzi na moje pytanie, Leno. Znam cię dobrze, moje dziecko.

Trapi cię jakaś nowa troska. Czy stało się coś złego w czasie mojej

nieobecności? O mój Boże, przeczuwam nowe nieszczęście. Czy ma

to coś wspólnego z ojcem? Musiał zapłacić profesorowi pokaźną

sumę. Ach, córeczko, strasznie się martwię o te pieniądze. No, mów

Leno! I tak wiem, że stoimy przed nowym nieszczęściem.

— Uspokój się, mamo, zaszkodzisz sobie! — Lena pocałowała ją

serdecznie.

— Nie wiesz, że nie potrafię znieść niepewności? Wolę już

najgorszą prawdę. Czuję, że coś niedobrego zbliża się do mnie. Czy

wiąże się to z Fredem?

— Nie, mamo, Fred odwiedzi nas niebawem, by się z tobą

zobaczyć. Uspokój się! Chcę ci wszystko opowiedzieć. Nie bój się, to

nie jest nic przykrego. Chciałam ci tylko sama o tym powiedzieć.

background image

Pani Warnstetten oddychała z trudem. Lena zauważyła jej

niepokój. Dlatego musiała postępować bardzo ostrożnie i nie dać po

sobie poznać wielkiego zmartwienia.

— Mamo — powiedziała, siląc się na uśmiech — nie miej takich

smutnych oczu! Kochana, droga mamo, chcę ci oznajmić coś

przyjemnego. Za... zaręczyłam się.

Pani Warnstetten, odetchnąwszy z ulgą, uścisnęła córkę, nadal

była jednak zatroskana.

— Jesteś zaręczona, Leno? Zaręczona z Henrykiem Romittenem?

Mój Boże, to nierozsądne! Wiedziałam, że do tego dojdzie. Ale

obydwoje jesteście tacy biedni! I ojciec zgodził się na to? Cóż, Bóg

wam dopomoże. Kochacie się, a to dużo znaczy.

Lena wyrwała się z rąk matki i odwróciła się na moment, by ta

nie zauważyła, co teraz przeżywa. Ale zaraz się opanowała i

uśmiechnęła jeszcze mężniej. Musi sprostać tej sytuacji.

— Nie z Romittenem, mamo. Do tego nie doszło, musieliśmy być

rozsądni...

Pani Warnstetten spostrzegła bolesny uśmiech na pobladłej

twarzy córki. Na ten widok serce jej się ścisnęło. Wiedziała, jak

bardzo Lena kocha Romittena.

— Rozsądni? Córeczko, jeśli się kogoś kocha, nie myśli się

rozsądnie. Gdy kiedyś mówiłam ci o rozwadze, nie chciałaś mnie

słuchać, a teraz nagle sama o tym mówisz, i to jeszcze z uśmiechem?

Co się stało, Lenko?

background image

Opanowanie Leny zniknęło. Zasłoniła twarz dłońmi, wstrząsał

nią nieopanowany, gorzki szloch. Matka objęła ją przestraszona.

— Leno, ojciec maczał w tym palce. Wmówił ci ten rozsądek,

czy nie tak?

Lena opanowała się.

— Mamo, nie zwracaj uwagi na moje głupie łzy.

Matka położyła rękę na jej głowie. W jej twarzy zaszła

gwałtowna zmiana.

— A więc jednak ojciec — powiedziała gorzko — zapewne

zatroszczył się o bogatego narzeczonego dla ciebie.

Lena spojrzała wystraszona na matkę. Jej głos brzmiał tak obco,

oczy miały zimny, twardy wyraz. Nigdy jej takiej nie widziała.

— Mamo! — zawołała prosząco.

— Leno, przecież widzę, jak cierpisz. Cierpliwie znosiłam

wszystkie przykrości, na które narażał mnie ojciec. Nie miał jednak

prawa unieszczęśliwiać mojego dziecka, aby zapewnić sobie spokój.

Skończyła się moja cierpliwość! Powiedz, komu cię sprzedał?

Lena objęła matkę, starając się ją uspokoić.

— Uspokój się, mamo, tak się martwię o ciebie.

Matka patrzyła na nią z rosnącym niepokojem.

— Mów natychmiast. Leno! Kim jest twój narzeczony?

— Frank Borkenhagen — odpowiedziała cicho.

— A więc on — powiedziała trudnym do opisania głosem — tak,

to jest mężczyzna bliski sercu twego ojca. Taki sam nieokrzesany

sybaryta jak ojciec... i bogaty... bogaty! Trochę tego bogactwa spadnie

background image

również na niego. Najpierw zrujnował siebie, potem przepuścił mój

majątek, a teraz sprzedał swoje dziecko. Nie, nie pozwolę na to! —

zawołała głośno twardym głosem i spojrzała nieruchomym wzrokiem

przed siebie, jakby zobaczyła nagle całą nędzę swego życia.

— Mamo, oszczędzaj się, rozchorujesz się znowu!

Matka spojrzała na nią nieprzytomnie, jakby wyrwana z

koszmarnego snu.

— Nie, Leno, twoje zaręczyny są nieważne, ponieważ nikt nie

zapytał mnie o zdanie. Nawet nie wiesz, co na siebie bierzesz.

— Nieprawda mamo, wiem i obawiam się tego małżeństwa.

— Powiedziałaś o tym również ojcu, nieprawdaż? A mimo to,

zażądał tego od ciebie. Leno, czy nie masz odwagi mu się sprzeciwić?

Przecież tu się kończy posłuszeństwo dziecka, córeczko. Swoje życie

musisz układać sobie sama. Kończy się również moja uległość. Tu

chodzi o szczęście mojego dziecka. Mam tu też coś do powiedzenia i

nie pozwolę, byś została żoną Borkenhagena. On nie jest wart mojego

dziecka.

— Nic już nie można zmienić, mamo.

Pani Warnstetten zerwała się gotowa do walki. Jej łagodne

oczy pałały teraz nienawiścią.

— Musi dać się zmienić. Będę walczyła o twoje szczęście, biedne

dziecko! Ach, wyobrażam sobie, jak cię zadręczał. Groził ci, że jeśli

tego nie zrobisz, majątek zostanie wystawiony na licytację, obciążył

twe serce troska o mnie i poświęciłaś się dla nas. Ale wolę jutro pójść

na żebraczy chleb, niż pozwolić mu zmusić cię do tego małżeństwa.

background image

Lena była wstrząśnięta zachowaniem matki.

— A Fred, mamo? Pomyślałaś o Fredzie? Co się z nim stanie?

Pani Warnstetten złapała się za serce i osunęła na fotel. Fred? Do

tej pory o nim nie pomyślała. Chwilę milczała, ale zaraz potem

powiedziała zdecydowanie:

— Będzie musiał sam dawać sobie radę do czasu końcowego

egzaminu. Dla niego też nie powinnaś się poświęcać!

Lena pogłaskała ją po policzku.

— Nie powinnaś brać tego tak poważnie, mamo. Ja się już

zdecydowałam. I cieszę się, że mogę wam pomóc. Borkenhagen nie

jest tak zły, jak myślisz. Wręcz przeciwnie, jest dla mnie bardzo dobry

i kocha mnie. A ponieważ i tak nie mogę zostać żoną Romittena, jest

mi wszystko jedno, kogo poślubię. Pogódź się z tym, mamo. Zobacz,

ja to znoszę z opanowaniem i spokojem.

— Ze spokojem i opanowaniem? Moje biedne dziecko, ile cię ten

spokój musi kosztować! Nie zdajesz sobie sprawy, co cię czeka jako

żonę tego mężczyzny, tym bardziej, że kochasz innego. To jest

nieszczęście, tak ogromne, że nie jesteś w stanie go pojąć. Nie mogę

na to pozwolić! Nie mogę i nie chcę, bo znam życie lepiej niż ty i

wiem, że to cię zniszczy.

Lena odetchnęła z wysiłkiem. Jak miała wyjaśnić matce

konieczność tego związku, nie wyjawiając winy ojca?

— Pogódź się z tą myślą! Czy wiesz, że pozwoliłam się nakłonić

do tego związku bez przymusu? Zrozumiałam, że tak musi być. Czy

mogłabym patrzeć na upadek tego, co mogę jednym słowem

background image

uratować? Nie utrudniaj mi tego, mamo! Już jest za późno.

Zawiadomienia o zaręczynach zostały już rozesłane.

Matka roześmiała się twardo.

— Pospieszyli się, chcieli mnie zaskoczyć decyzją, bo obawiali

się, i słusznie, że nie wyrażę na to zgody. Ale pomylili się: lepiej

zerwać zaręczyny niż zniszczyć życie! Zostaw mnie! Chcę pójść

porozmawiać z ojcem, powinien mi wszystko wyjaśnić. Będę walczyć

o twoje szczęście, dopóki starczy mi sił. Nie zaznałabym chwili

spokoju, gdybym się bezczynnie przyglądała temu, jak się

poświęcasz.

Zanim Lena zdołała temu przeszkodzić, wyszła i udała się

bezpośrednio do pokoju męża. Z oczami pałającymi gniewem

oznajmiła mu twardym głosem, że odmawia zgody na małżeństwo

Leny i że zaręczyny powinny zostać niezwłocznie zerwane.

Warnstetten patrzył zdumiony na żonę. Oczekiwał łez,

westchnień i skarg, a nie takiej zdecydowanej postawy. Stała przed

nim niczym nieubłagany sędzia i żądała wyjaśnień. Rzuciła mu prosto

w twarz, że sprzedał córkę, aby zapewnić sobie beztroskie życie.

Przeciw jej zarzutom nie mógł bronić się inaczej, jak szorstkim

wyjaśnieniem.

— Jeśli tak koniecznie chcesz wiedzieć, dlaczego nakłoniłem

Lenę do tych zaręczyn, powinnaś się dowiedzieć. Sfałszowałem

weksel, aby zdobyć pieniądze na twoje leczenie, i gdyby Borkenhagen

nie dał mi pieniędzy na jego wykupienie, siedziałbym teraz w

więzieniu, a przed Fredem wszystkie drzwi byłyby zamknięte. Inne

background image

źródła, z których mógłbym uzyskać pieniądze, były wyczerpane.

Teraz wiesz już wszystko i musisz się z tym pogodzić. Chyba

przyznasz, że w tej sytuacji zaręczyny nie mogą zostać zerwane.

Anna Warnstetten pobladła śmiertelnie.

— Więc to tak wygląda! Dlatego zmusiłeś moją biedna córkę do

uległości, oczywiście... oczywiście! Nie mogę jej już pomóc —

wyszeptała bezdźwięcznie. Nagle zbliżyła się do męża. — Jesteś

łajdakiem — rzuciła mu w twarz — nie dla mnie sfałszowałeś weksel.

Czy kiedykolwiek zrobiłeś coś dla mnie? Profesor czekałby do chwili,

kiedy mógłbyś zapłacić. Nie spieszyło się więc z tym tak bardzo.

Tobie też się nie spieszyło z zapłatą. Potrzebowałeś pieniędzy dla

siebie, dla własnych zachcianek.

Ach, znam cię dobrze, znam twój brak charakteru aż zbyt dobrze.

Cicho, bez słowa skargi znosiłam wszystkie upokorzenia. Nigdy nie

myślałeś o rodzinie, zawsze tylko o sobie. Na wszystko mogłeś sobie

pozwolić — kosztowne podróże, drogie wina, zabawy, miłostki. Gdy

ja i Lena oszczędzałyśmy każdy grosz, gdy skąpiłeś pieniędzy na i tak

marną pensję dla Freda, sam prowadziłeś życie utracjusza. Gdy

brakowało ci pieniędzy na jakąś zabawę, trzeba było zaniechać

najważniejszych zakupów, ziarno było sprzedawane po najniższych

cenach, karczowano najpiękniejsze drzewa.

Pozwól mi mówić! Pozwól mi ten jedyny raz wyrzucić z serca to,

co aż do dzisiaj ukrywałam. Miara się przebrała! Nienawidzę cię! Nie

chcę mieć z tobą nic wspólnego, jesteś dla mnie odtąd obcym

człowiekiem, z którym nic mnie już nie łączy, prócz dzieci. Byłoby

background image

dla mnie dobrodziejstwem, gdybym nie musiała nigdy więcej na

ciebie patrzeć. Jeszcze dzisiaj opuściłabym ten dom, gdybyśmy nie

mieli dzieci. Od kiedy obarczyłeś moją biedną córkę ciężarem swoich

grzechów, aby samemu spokojnie żyć, nienawidzę cię i przeklinam z

całego serca.

Oskarżenie to płynęło niczym niepowstrzymany potok. Mówiła

półgłosem. Żadne słowo nie wydostało się poza ściany pokoju. Ale jej

słowa silnie na niego podziałały. Próbował jej przerwać, ale mu się to

nie udawało. Gdy skończyła, wyszła sztywna i nieubłagana, patrząc

prosto przed siebie. W jej duszy zaszła wielka zmiana.

Skonsternowany Warnstetten patrzył za nią długo, nie pojmując, co

się stało. Nigdy nie przewidywał, że przewaga będzie po jej stronie.

Minęła długa chwila, zanim otrząsnął się z wrażenia, jakie

wywarła na nim ta rozmowa. Zapalił luksusowe cygaro i kazał podać

sobie wino. Gdy wysączył już ostatnie krople, pstryknął palcami i

powiedział do siebie:

— Ot, babski gniew! Nie mieści mi się w głowie, aby mogło mi

to popsuć humor.

Po rozmowie z mężem udręczona kobieta wróciła do córki i bez

słowa wzięła ją w ramiona. Nie widziała już wyjścia z tej trudnej

sytuacji. Jej życie było ciągłą udręką. Czy Lenie przypadnie ten sam

los? Resztę dnia spędziła w swoim pokoju.

Nazajutrz zjawił się Borkenhagen, aby przywitać przyszłą

teściową. Ulegając prośbie córki, pani Warnstetten powitała go bez

background image

niechęci, ale nie potrafiła zdobyć się na serdeczność. On jednak nie

zwrócił na to uwagi. Nie był szczególnie subtelny, więc nawet mu do

głowy nie przyszło, że matka Leny mogła nie cieszyć się z jego

wizyty.

Między nim a przyszłą teściową zapanowały pozornie poprawne

stosunki. Pani Warnstetten zdawała sobie sprawę, że gdyby okazała

mu swą nieprzychylność, spotęgowałaby tylko cierpienie Leny.

Frank codziennie przysyłał Lenie piękne kwiaty i obdarowywał ją

kosztownymi prezentami. Przyjmowała wszystko ze spokojną

uprzejmością, prosząc go tylko za każdym razem, by tego zaniechał.

Kwiaty wkładała sumiennie do świeżej wody i ozdabiała nimi z

przepychem umeblowany salon, który wydawał się jej z tego powodu

obcy. Kosztowną biżuterię wkładała do kunsztownie wykonanej

szkatułki, która również była prezentem od narzeczonego. Taki sam

los spotkał też wspaniały pierścionek z dużym szmaragdem

otoczonym małymi brylancikami. Lena podziękowała i schowała go

do szkatułki.

Gdy Borkenhagen przyjechał następnego dnia, przy powitaniu

przytrzymał jej rękę i spojrzał na nią badawczo.

— Czy pierścionek, który ci ostatnio ofiarowałem, nie spodobał

ci się? — zapytał trochę poirytowany.

— Ależ skąd, jest przepiękny — odpowiedziała spokojnie i

odebrała mu rękę.

— Dlaczego go więc nie nosisz?

— Noszę ten, Frank — wskazała na pierścionek zaręczynowy.

background image

— Tak, ale daję ci te wszystkie śliczne drobiazgi, abyś je nosiła, a

nie po to, żeby leżały w szkatułce. Ludzie wezmą mnie za skąpca,

przecież powinnaś pokazać, że jesteś narzeczoną bogatego

Borkenhagena.

— Gdy już będę twoją żoną, Frank, zawsze będę starała się

godnie cię reprezentować. Teraz jednak jestem jeszcze córką

zubożałego Warnstettena. Sądzę, że obwieszanie się teraz kosztowną

biżuterią nie byłoby na miejscu.

— Jesteś bardzo śmiałą dziewczyną. No cóż, powinnaś mieć

swoje zdanie. Pocałuj mnie tylko, a będę szczęśliwy!

Pocałował ją w usta.

Jego pocałunki budziły w niej wstręt. Na szczęście w tej chwili

nadeszła pani Warnstetten, wnosząc zimne napoje. Również ojciec

Leny zjawił się w salonie. Spotykał się z żoną i córką tylko w czasie

posiłków, lub gdy oczekiwali wizyty Borkenhagena.

Następnego dnia spodziewano się przyjazdu brata Leny, Freda.

W nadchodzących dniach miało odbyć się zaplanowane przyjęcie

zaręczynowe. Omawiano jeszcze jakieś drobnostki związane z tą

uroczystością. Warnstetten wysłał również zaproszenie do Henryka

Romittena, w którym napisał:

Drogi Panie Romitten!

Proszę pana usilnie, by przybył Pan na przyjęcie zaręczynowe.

Pańska nieobecność byłaby powodem plotek, ponieważ zawsze był

Pan u nas częstym i mile widzianym gościem.

background image

Henryk długo walczył z sobą. Obawiał się widoku Leny u boku

narzeczonego, ale musiał przyznać, że argumenty Warnstettena były

słuszne. Musiał przyjąć zaproszenie, by nie zaszkodzić reputacji Leny.

Podjął tę decyzję z ciężkim sercem.

Następnego dnia przyjechał Fred Warnstetten. Przywitał się

serdecznie z matką, ponieważ bardzo ją kochał i cieszył się jej

powrotem do zdrowia. Natomiast Lenę przywitał bardziej

powściągliwie i chłodniej niż zazwyczaj. Spostrzegła to od razu, gdyż

zawsze łączyły ją z bratem serdeczne stosunki.

Wiedziała, dlaczego jest w stosunku do niej tak oficjalny. Fred

wiedział przecież, że Henryk Romitten jest bliski jej sercu. On i

Henryk byli serdecznymi przyjaciółmi. Brat poczuł do niej urazę, gdy

dowiedział się, że przyjęła oświadczyny bogatego Borkenhagena,

pogardzając Henrykiem.

Po obiedzie rodzeństwo zostało samo. Lena siedziała przy oknie z

robótką w rękach, a Fred zajął miejsce obok niej.

— Twoje zaręczyny sprawiły mi dużą, ale niezbyt miłą

niespodziankę. Oczywiście, Henryk Romitten jest biedny, a

Borkenhagena uważa się za milionera — powiedział nagle pełnym

sarkazmu głosem.

Lena spojrzała poważnie i z wyrzutem w jego niewinną twarz.

— Twoja siostra jest więc wyrachowaną kobietą, która

przedkłada wygody i beztroskie życie nad wierne i uczciwe serce,

nieprawdaż? — spytała.

Wstał i zbliżył się do niej. Coś w jej słowach zastanowiło go.

background image

— Do tej pory miałem o tobie inne zdanie, Leno. Ale co mam

myśleć teraz, gdy się zaręczyłaś? Wiem przecież, że nigdy nie

cierpiałaś Borkenhagena, a darzyłaś sympatią Henryka. Wyjaśnij mi tę

sprzeczność.

Spojrzała na niego smutnymi oczyma.

— To można łatwo wyjaśnić, Fred. Stoimy na krawędzi

przepaści, jesteśmy zrujnowani i nie ma innej drogi ratunku.

Musielibyśmy opuścić Warnstetten, a być może stałoby się jeszcze

coś gorszego. Nie jestem aż taką egoistką, aby myśleć tylko o sobie.

Co stałoby się z mamą i z tobą?

Jego twarz pobladła.

— Czy jest aż tak źle z nami? — zapytał bezdźwięcznie.

— Gorzej niż myślisz, Fred.

Wziął jej dłoń i ucałował z szacunkiem.

— Wybacz, że zwątpiłem w ciebie, Leno. Moja biedna siostro!

Uścisnęła jego dłoń.

— Nie rozmawiajmy o tym więcej — poprosiła.

— Czy mógłbym zrobić coś dla ciebie, Leno?

Spojrzała w okno.

— Dla mnie nic, ale byłabym ci bardzo wdzięczna, gdybyś

zechciał zająć się Henrykiem. Wydaje mi się, że on bardzo potrzebuje

teraz przyjaciela.

— A więc słusznie przypuszczałem, że coś was łączy.

Podparła głowę rękoma i spojrzała w dal.

background image

— Kochaliśmy się i musieliśmy się tego wyrzec —

odpowiedziała po prostu.

Wyczuł w tych słowach cierpienie.

— To straszne!

Na pozór spokojnie wróciła do przerwanej pracy.

— Mówmy o czymś innym, Fred. Co sądzisz o mamie?

— Wygląda lepiej niż w ciągu kilku ostatnich lat, ale zmieniła się

bardzo, przede wszystkim w stosunku do ojca.

Lena przytaknęła skinieniem głowy.

— Nie pytaj jej o to, Fred. Między rodzicami doszło do jakiejś

burzliwej rozmowy. Mama zdenerwowała się bardzo, gdy dowiedziała

się, że ojciec nakłonił mnie do tego małżeństwa. Jego postępek

wyprowadził ja z równowagi. Odnosi się do niego ozięble. Sądzę, że

powiedzieli sobie wiele przykrych rzeczy. Rozmawiają ze sobą tylko

przy gościach, gdy są sami, nie zamieniają ani słowa.

Fred westchnął.

— Okropna sytuacja. Między nami mówiąc, Leno, nie mamy

dobrego ojca. Bóg mi świadkiem, że gdyby nie ty i mama, nie

przyjeżdżałbym tu wcale.

Lena westchnęła cicho, nic jednak nie odpowiedziała.

Ze względu na Lenę, Fred, podobnie jak matka, odnosił się

uprzejmie do Borkenhagena. Nie mógł już niczego zmienić, bowiem

Frank należał do rodziny. Oprócz tego mężczyźni nie są tak wrażliwi

background image

jak kobiety. Fred współczuł Lenie i Henrykowi, ale ponieważ nie

mógł im pomóc, pozostawił to wszystko własnemu biegowi.

Po raz pierwszy od wielu lat w majątku Warnstetten odbywało się

przyjęcie. Borkenhagen przysłał kilkunastu lokajów i francuskiego

kucharza, którzy wprowadzili wiele zamieszania. Pani Warnstetten

ponuro przyglądała się przygotowaniom. Cały ten przepych wydawał

jej się szydzeniem z uczuć córki. Ale narzeczony Leny nie pozwolił

się odwieść od zamiaru urządzenia tego przyjęcia, chciał bowiem

pochwalić się piękną narzeczoną i wzbudzić we wszystkich zazdrość.

Przybywali pierwsi goście. Pani domu witała ich, stojąc u boku

męża. Przy jego masywnej postaci wydawała się mniejsza i

delikatniejsza niż była w istocie. Wśród tego przepychu wyróżniała

się swą skromną, czarną sukienką, w której pokazywała się na

nielicznych uroczystościach, w których zmuszona była uczestniczyć.

Nie chciała, kupić nic nowego za pieniądze Borkenhagena. Jej,

zwykle tak łagodna i spokojna twarz miała teraz nieprzystępny i obcy

wyraz.

Patrzono na nią ze zdziwieniem i zastanawiano się nad powodem

zmiany, jaka w niej zaszła. Niektóre panie zaczęły szeptać między

sobą, że zaręczyny jej córki z bogatym Borkenhagenem sprawiły, że

stała się wyniosła i dumna.

Złe języki miały doskonałą okazję do plotek. Zaręczyny Leny

odebrały niektórym cichą nadzieję, bowiem mimo że Borkenhagen

jako człowiek nie był szczególnie lubiany, jednak znalazłoby się w

okolicy kilka rodzin z córkami na wydaniu, które chętnie powitałyby

background image

go jako kandydata do ich ręki. Można było też podzielić się uwagami,

że on był “w zasadzie nieznośnym człowiekiem" i że “biedna Lena

wcale nie wygląda na szczęśliwą narzeczoną".

Niektórzy dodawali, że wcześniej zdecydowanie wyróżniała

Henryka Romittena, ale oczywiście ze względu na okoliczności

bardzo rozsądnie było zaręczyć się z bogatym człowiekiem. Ciekawe,

zazdrosne, ale i współczujące spojrzenia kierowały się w stronę

pięknej narzeczonej.

Lena, podobnie jak matka, ubrana była w skromna, pozbawioną

ozdób sukienkę z lekkiego, białego jedwabiu. Borkenhagen życzył

sobie, by jej strój był bardziej bogaty i zirytował się, gdy mu się

sprzeciwiła. Ale właśnie w tej sukience wyglądała tak uroczo, że

wpadł w zachwyt, gdy ją zobaczył.

— Lenko, wyglądasz jak rusałka z bajki... Mógłbym cię

zacałować na śmierć. Ale spraw mi jeszcze jedną przyjemność i załóż

ten sznur pereł, który ci wczoraj przywiozłem, dobrze?

Z oporem spełniła to życzenie. Wyjęła perły ze szkatułki i

próbowała je zapiąć. Ponieważ była już w rękawiczkach, miała z tym

trudności. Odebrał perły z jej rąk i pomógł jej, celowo zwlekając.

Lena miała wrażenie, że zimne perły duszą ją. Ręce Franka dotknęły

jej szyi. Wstrząsnął nią dreszcz.

Nagle poczuła na szyi jego wargi. Drgnęła i odwróciła się

gniewnie w jego stronę.

— Przestań! — powiedziała podniesionym głosem.

Uśmiechem starał się pokryć zakłopotanie.

background image

— Nie gniewaj się, Lenko. Czemu się tak denerwujesz? Dlaczego

nie pozwolisz mi się nawet zbliżyć?

W milczeniu wzięła go pod ramię i weszli do salonu. Wyglądała

oszałamiająco pięknie i powabnie. Takiego zdania byli wszyscy

goście, zwłaszcza mężczyźni. Niektóre panie uważały prostotę stroju

Leny za wyrachowanie.

U boku Borkenhagena Lena przyjmowała życzenia. Czuła się

przy tym jak na torturach i wydawało jej się, że sznur pereł coraz

bardziej zaciska się na jej szyi. Chwilami sądziła, że nie zdoła dłużej

tego wytrzymać. Wtedy kierowała swe spojrzenie ku matce. Za

każdym razem napotykała jej zatroskany wzrok, który próbował

dodać jej odwagi. Podnosiła wtedy głowę i wymuszała na twarzy

uśmiech.

Wiedziała, że Romitten miał również przyjść. Ojciec powiedział

jej to, by ją przygotować. Teraz oczekiwała ze skrytą obawą jego

przybycia. Miała nadzieję, że się uspokoi, gdy wreszcie stanie przed

nią i się przywita.

Wreszcie nadszedł. Najpierw przywitał się z rodzicami Leny, po

czym zwrócił się uprzejmie do narzeczonej. Ze wszystkich stron

skierowały się na nich zaciekawione i wyczekujące sensacji

spojrzenia. Henryk Romitten zdawał sobie z tego sprawę.

Zachowywał się nienagannie. Lenie również udało się zachować

spokojna twarz, chociaż zdawało jej się, że cała sala kręci się wokół

niej jak upiorny korowód. Tylko na moment spojrzeli sobie w oczy i

oboje dostrzegli w nich udrękę tej chwili.

background image

Borkenhagen i Romitten wymienili parę zdawkowych zdań. Lena

rozejrzała się wokół w poszukiwaniu pomocy i napotkała spojrzenie

brata. Szybko zorientował się w sytuacji. Podszedł spiesznie do nich,

aby powitać serdecznie Henryka i wraz z nim oddalić się pod jakimś

pozorem. Borkenhagen patrzył za oddalającym się Romittenem z

pogardą.

— Romitten to nudny i sztywny człowiek, nie mogę go znieść.

Pokazując swoją nieszczęśliwa twarz, psuje zawsze każdą zabawę. Ma

minę, jakby został zaproszony na pogrzeb, a nie na zaręczyny —

powiedział do Leny.

Zmusiła się do odpowiedzi:

— Zapominasz, że los nie sprzyja mu tak, jak tobie. Musi ciężko

pracować, aby utrzymać majątek.

— No tak — rzekł Borkenhagen — ale nawet jeśli jego położenie

nie jest najlepsze, nie musi obnosić swego przygnębienia i psuć innym

humor. Czy ty możesz go znieść, Lenko?

— Przecież wiesz, że jest najlepszym przyjacielem mojego brata i

bardzo go wszyscy lubimy — powiedziała z pozornym spokojem.

— Hm, no cóż, możliwe. Nie będziemy kłócili się o upodobania.

Mnie on nie podoba. Ale nie pozwólmy popsuć sobie nastroju...

Zresztą — spojrzał na zegarek — premier powinien zjawić się tu lada

chwila. Ależ się zdziwi, gdy cię zobaczy. Mówią, że zna się na

kobietach. Będę bardzo dumny, gdy mu się spodobasz.

Fred zaprowadził Henryka Romittena do głębokiej niszy

okiennej, aby go choć przez chwile od ciekawskich spojrzeń. Tak było

background image

lepiej. Na twarzy Henryka odbijało się głębokie wzruszenie. Fred

opowiadał mu o błahostkach, chcąc dać przyjacielowi czas na

opanowanie się.

Henryk zauważył w końcu ten sprytny manewr i uścisnął mu

dłoń, serdecznie się uśmiechając.

— Dziękuję ci, dobry człowieku.

Fred zaprotestował, uśmiechając się z zakłopotaniem.

— Przestań, Henryku, domyślam się przecież, jak się musisz

czuć. Proszę cię tylko o jedno: nie myśl źle o Lenie, ona nie mogła

inaczej postąpić, nie wiesz, w jak jesteśmy trudnej sytuacji.

Henryk spojrzał przyjacielowi w oczy.

— Nie martw się, Fred, za bardzo kocham twoją siostrę, by choć

na chwilę zwątpić w szczerość jej postępowania.

— Słusznie. Między nami mówiąc obawiam się o nią. Jej

małżeństwo nie będzie usłane różami. Ona i Borkenhagen zbyt różnią

się zarówno poglądami, jak i odczuciami. On nie jest tak zły, jak

sądziłem, i pokazuje się ojcu z zaskakująco szlachetnej strony, ale

Lena do niego nie pasuje.

Henryk potarł pokryte kropelkami potu czoło. Zanim zdążył

cokolwiek odpowiedzieć, podeszła do niego pani Warnstetten.

Spojrzała ciepło na Romittena.

— Chciałam panu podziękować, że pan przyszedł, kochany panie

Henryku — od chłopięcych lat nazywała go po imieniu. — Byłoby mi

bardzo przykro, gdybym nie mogła dziś z panem porozmawiać.

Wiem, że najchętniej uciekłby pan jak najdalej stąd. Ale nie można

background image

schować się przed własnym udręczonym sercem. Tu nie będzie pan

cierpiał bardziej, niż gdyby został pan w domu.

Pocałował ją z szacunkiem w rękę.

— Jest pani dobra jak zawsze.

Roześmiała się gorzko.

— Dobra? Ależ skąd! Być dobrym, znaczy darzyć miłością

wszystkich ludzi. A tego już nie potrafię. Nieszczęście mojej córki

nauczyło mnie nienawiści do tego człowieka, którego powinnam

kochać — jej oczy patrzyły zimno i twardo, w charakterystyczny teraz

dla niej sposób.

Romitten spojrzał na nią zdumiony. Jak dziwnie odmieniona

wydawała mu się ta zwykle łagodna i pełna dobrych uczuć dla

wszystkich kobieta.

— Kochana pani — wyszeptał.

Opanowała się.

— Zostawmy ten temat, nie pasuje do tego radosnego święta —

powiedziała gorzko.

— To nie może być prawdą, że Lenę Warnstetten łączyło coś z

Romittenem — rzekła jakaś starsza dama do sąsiadki — niech pani

spojrzy z jakim ożywieniem rozmawia on z jej matką i bratem.

Zagadnięta podniosła binokle do oczu i spojrzała na wspomnianą

trójkę.

— Oczywiście, to tylko plotki autorstwa pani Sattenfeld. Truje

się tym, że Borkenhagen nie starał się o rękę jej córki Mety.

background image

— Zgadzam się z panią, kochana. Zresztą Lena Warnstetten

podoba mi się bardziej niż Meta Sattenfeld. Proszę pani, wybór

mężczyzny z takim majątkiem jak Borkenhagen nie mógł paść na taką

pozbawioną wdzięku tyczkę chmielową, jaką jest biedna Meta.

— Ma pani całkowitą rację, szanowna pani. Ale moje poczucie

piękna byłoby bardziej usatysfakcjonowane, gdyby Lena zaręczyła się

z Romittenem.

— Dobry Boże! Byliby biedni jak myszy kościelne. Można

pozazdrościć Warnstettenowi, że Lena robi tak doskonałą partię.

Naturalnie, narzeczony nie jest przystojny, mówi się o nim, że umiał

korzystać z życia, ale mądra kobieta potrafi odpowiednio pokierować

mężczyzną. Proszę mi powiedzieć, czy to prawda, że premier ma tu

przyjść dziś wieczorem?

— Na pewno. Pani Sattenfeld dowiedziała się tego od syna, który

jest jego zastępcą. Chce wyróżnić w ten sposób Borkenhagena, gdyż

on znowu przeznaczył wysoką kwotę na budowę nowej kliniki w

mieście.

— Naturalnie, za pieniądze można kupić wszystko.

— Sam prezydent miał początkowo zamiar przyjść osobiście na

przyjęcie, ale przeziębienie przykuło go do łóżka.

— Co pani mówi! Tak, tak, Warnstettenowie mieli szczęście z

tymi zaręczynami. Był już najwyższy czas.

— Najwyższy, moja kochana. Wiem z pewnego źródła, że

Warnstetten był w obliczu bankructwa. Ale uwaga, zajechał jakiś

powóz. To na pewno premier...

background image

Szeptano sobie z ust do ust, że przybył premier. Zapadła pełna

oczekiwania cisza. Wszystkie spojrzenia były skierowane na drzwi.

Wreszcie premier wszedł w towarzystwie swego zastępcy,

Sattenfelda. Przez salę przebiegł szmer. Wszyscy kłaniali się z

uniżonym uśmiechem.

Premier spojrzał poważnie na zebranych. Na jego ustach zagościł

złośliwy uśmiech. Nienawidził uniżoności. Cenił otwartość i

uczciwość. Wśród współpracowników nie był lubiany. Pochlebców

wyszydzał ostrymi i dowcipnymi uwagami. To nie mogło się

podobać. Dlatego wszyscy służalcy dziękowali cicho losowi, że

narzucony mu zastępca był po ich myśli. Mimo to nikomu nie

przychodziło do głowy, by dać znać po sobie, co faktycznie myśli.

Natomiast wśród społeczeństwa cieszył się wielkim szacunkiem i był

lubiany.

Wysoki urzędnik, którego powitano z należnymi honorami,

złożył narzeczonym serdeczne życzenia i zmierzył Lenę pełnym

podziwu wzrokiem. Borkenhagenowi sprawiło to dużą satysfakcję.

Natomiast narzeczony zrobił na premierze przykre wrażenie. Jego

zachowanie, pełne uniżoności i pokory, wydawało mu się podwójnie

niesmaczne w porównaniu ze spokojną i dostojną postawą Leny.

Wysłuchawszy najważniejszych wiadomości od Borkenhagena,

premier rozmawiał tylko z nią.

Wszyscy otoczyli szacownego gościa, aby pochwycić choć jedno

jego słowo, choć jedno jego spojrzenie. On zaś znudzonym wzrokiem

wodził po wszystkich zgromadzonych. Tylko jedna postać zwróciła

background image

jego uwagę. Henryk Romitten stał oparty o kolumnę i obserwował

ponuro budzące niesmak zachowanie miejscowych.

Premier spojrzał na niego uważnie. Złapał za ramię Freda

Warnstettena, który przez przypadek znajdował się obok niego.

— Czy to nie jest Henryk Romitten? — zapytał z

zainteresowaniem, wskazując oczyma na Henryka.

Fred przytaknął.

— Proszę mnie do niego zaprowadzić, panie Warnstetten!

Ramię w ramię przeszli przez salę w kierunku Henryka.

— My się już znamy, panie Romitten, nieprawdaż?

Henryk wyprostował się i stał przed nim spokojnie i swobodnie.

— Tak, panie premierze. Miałem zaszczyt zostać przedstawiony

panu zeszłej jesieni w czasie polowania w Stettendorf.

— Rzeczywiście. Bawiliśmy się wtedy wspaniale — odparł

premier, patrząc z wyraźnym upodobaniem w wyrażającą silny

charakter twarz Romittena — poznałem pana od razu. Cały czas

miałem nadzieje, że znów pana spotkam, ale nie widuje się pana

nigdzie.

— Nie mogę zbyt aktywnie brać udziału w życiu towarzyskim.

Niewątpliwie słyszał pan, że na Romitten nadeszły ciężkie czasy.

Muszę ciężko pracować, aby utrzymać się na odziedziczonej ziemi.

Premier spojrzał na niego uważnie.

— Źle powodzi się ziemiaństwu w naszym okręgu, nie sądzi pan?

— Bardzo źle. Tylko niektórym udaje się utrzymać na

powierzchni. Rolnictwo upada.

background image

— No cóż. Trzeba jednak stwierdzić, że taki Borkenhagen na

przykład świadczy o czymś wręcz przeciwnym.

— Ponieważ zarówno on, jak i jego przodkowie potrafili

połączyć interesy rolnicze z przemysłem.

— A czy inni właściciele ziemscy nie mogliby zrobić podobnie?

— Większość, do której i ja należę, nie posiada niezbędnego

kapitału, aby się odważyć na taki eksperyment.

— Szkoda! Gdybym mógł pomóc! Ale o tym musimy

porozmawiać innym razem. Pańska posiadłość leży gdzieś tu w

pobliżu?

— Posiadłości Warnstetten i Romitten rozdziela tylko las i duże

jezioro, należące do Borkenhagena. Jadąc tutaj musiał pan przejeżdżać

koło mego domu.

— Tak, tak. Mieszka pan w Romitten sam, czy też mogę poznać

tu pana żonę?

Twarz Romittena zachmurzyła się. Rozmowa ta nie była dla

niego przyjemna, gdyż mimo woli stał się centrum zainteresowania

wszystkich gości.

— Nie jestem żonaty.

Premier już przy pierwszym spotkaniu z Henrykiem Romittenem

poczuł do niego sympatię. Nie chciał teraz zaprzepaścić okazji, by

zbliżyć się do niego.

— Ponieważ pan nie ma czasu, aby nas odwiedzić, czy będę mógł

bez zbędnych formalności złożyć panu wizytę w Romitten? Wyznam

background image

otwarcie, że już wtedy w Stettendorf wzbudził pan we mnie sympatię.

Czy mogę przyjechać?

Mężczyźni

przyglądali

się

sobie

badawczo.

Romitten

zaczerwienił się. Doceniał wyróżnienie, jakie go spotkało. Ci, którzy

zgromadzili się wokół niego i premiera, spodziewali się, że i na nich

spadnie “promień łaski". Ponieśliby największe ofiary, aby zaskarbić

sobie podobne względy. Henryk natomiast nie ubiegał się o nie.

Faworyzowanie jego osoby, wtedy w Stettendorf, uważał za

kaprys. Teraz jednak Premier spoglądał poważnie i z sympatią.

Henryk Romitten poczuł wzruszenie.

— Czy zechce mi pan uczynić ten zaszczyt i odwiedzić mój

skromny dom?

— Tego właśnie pragnę i dlatego tak usilnie nalegam. Pan nie

będzie mnie dręczył zbędnymi honorami.

Roześmiał się i Henryk musiał zawtórować temu

szczeremu śmiechowi. Wszyscy wokół zaczęli się również uśmiechać,

patrząc na nich. Doradca Satatenfeld ściągnął nerwowo brwi, przybrał

niechętny wyraz twarzy, jakby chciał w ten sposób zaprotestować

przeciw tak bezpośredniemu zachowaniu premiera. Stał razem z

Fredem Warnstettenem nieopodal rozmawiających.

Szef nie zwracał jednak na niego uwagi, rozmawiał nadal z

Romittenem.

— A więc przyjadę i w najbliższych dniach. Powiedzmy pojutrze.

Wproszę się na śniadanie, jeśli mi pan obieca, że nie będzie robił

żadnych specjalnych przygotowań.

background image

Sattenfeld miał bardzo niezadowoloną minę. Niewiarygodne,

żeby tak długo rozmawiać ze zwykłym Romittenem, tak

bezceremonialnie się śmiać. To była doprawdy średnia przyjemność

dla tak dbałego o formy urzędnika. Z niechęcią wymieniał zdawkowe

uwagi z Fredem, patrzył z na wpół przymkniętymi oczyma na

rozmawiających mężczyzn. Minęła jeszcze chwila zanim się

pożegnali, umówiwszy się na pojutrze.

Lena obserwowała całe zajście. Wyróżnienie ukochanego, jego

spokojne i godne zachowanie cieszyło ją. Henryk odwzajemnił

spojrzenie. Ich spojrzenia spotkały się na moment, lecz szybko

odwróciła się do narzeczonego, który zmierzał właśnie do niej, z

trudem opanowując gniew.

Był bardzo niezadowolony, że premier tak bardzo wyróżniał

Romittena, jemu zaś nie poświęcił wiele uwagi. Nie na darmo

przecież ofiarował tyle pieniędzy na klinikę. To oburzające. Czy

Romitten przyszedł tu po to, by ściągać zainteresowanie premiera?

— Nie uważasz, że on jest niegodny tego towarzystwa? Mogłem

zaoszczędzić sobie zapraszania go.

Lena zauważyła jego złość.

— Proszę cię, opanuj się, wyglądasz jakbyś był chory —

powiedziała cicho.

— Możliwe, że jestem — odparł. To oburzające ze strony

Romittena. Tak natrętnie pchać się na pierwszy plan.

background image

— Nie robił tego przecież, wręcz przeciwnie, trzymał się bardziej

na uboczu niż inni. Henryk Romitten nie jest człowiekiem, który by

się ubiegał o czyjeś względy — odparła drżącym głosem.

Przyglądał się jej z rosnącą nieufnością. Wyglądała pięknie z

tymi błyszczącymi ze wzburzenia oczyma. Ścisnął boleśnie jej ramię.

— Jesteś po stronie Romittena. Tego nie zniosę. Leno, słyszysz?

Co cię obchodzi Romitten?

Lekko pobladła.

— Proszę, puść moje ramię, sprawiasz mi ból. Muszę stanąć po

jego stronie, gdy ty jesteś wobec niego niesprawiedliwy.

Puścił jej ramię.

— Co cię to obchodzi? Do diabła z tymi żebrakami! — wyrzucił

ze złością.

— Wiesz przecież, że jest przyjacielem domu. Proszę cię,

uspokój się, zwracasz na siebie uwagę.

Spojrzał pałającymi oburzeniem oczyma w spokojną, bladą twarz

Leny. Jej wdzięk miał nad nim magiczną władzę. Uraza zniknęła,

gniew ostygł.

— Już dobrze, Lenko. Już jestem spokojny. Premier może sobie

wyróżniać Romittena, ile tylko zechce. Za to do mnie należy

najpiękniejsza kobieta. Wyglądasz cudownie w tej białej sukience.

Oczywiście, na taki strój może pozwolić sobie tylko kobieta

posiadająca tak królewskie kształty jak ty — sięgnął po jej rękę i

pogłaskał ukradkiem.

background image

Leną wstrząsnął dreszcz. Chciała wyswobodzić ramię i w

zdenerwowaniu ścisnęła wachlarz tak mocno, że omal go nie złamała.

— Nie opieraj się, Lenko, i nie rób od razu tak niechętnej miny.

Dlatego się mnie obawiasz? Pozwól mi się podziwiać, Leno.

— Frank, proszę cię — Lena zadrżała. — Przecież wiesz, w jakie

zakłopotanie wprowadzają mnie takie słowa.

— Tak, wyglądasz jak zatrwożony ptak. Ale gdy zostaniesz

wreszcie moją żoną, wszystko musi się zmienić. Pewnie myślisz, że

musisz mi skąpić czułości, bym się tobą nie znudził. O to nie musisz

się martwić, rozkochałaś mnie w sobie tak, jak żadnej innej się to do

tej pory nie udało. Twoje oziębłe zachowanie wzmaga jeszcze miłość

w moim sercu. Ha, wszyscy mi ciebie zazdroszczą, wszyscy! Jak

myślisz, co dałby Henryk Romitten, żeby znaleźć się na moim

miejscu?

Lena pobladła, jej wargi zadrżały. Nie mogła dłużej tego słuchać.

Rozejrzała się wokoło, szukając pomocy. W tym momencie podeszła

do nich matka, która już od dłuższej chwili obserwowała

narzeczonych.

— Dobrze się czujesz, Leno? Jesteś taka blada.

Lena odetchnęła głęboko i próbowała się uśmiechnąć.

— Tu jest tak duszno, mamo.

— Może wyjdziemy na chwilę do ogrodu, kochanie —

zaproponował Borkenhagen.

Lena mocno przytuliła się do matczynego ramienia i spojrzała na

nią błagalnie. Pani Warnstetten zrozumiała to spojrzenie.

background image

— Nie możecie teraz wyjść, drogi Franku, za chwilę siądziemy

do posiłku — stała przy narzeczonych, aż do chwili, gdy dano znak,

że poda1 do stołu.

Borkenhagen nie był zadowolony z jej towarzystwa.

Na szczęście, żeby poślubić Lenę, nie muszę żenić się z jej

matką. Zawsze się zjawia, gdy chcę okazać mojej narzeczonej trochę

czułości, jak gdyby Lena sama nie umiała zachować dystansu! Nie

pozwolę dłużej przesuwać terminu ślubu! — myślał Frank

Borkenhagen, rozmawiając z paniami.

Premier poprowadził panią Warnstetten do stołu. Po jego drugiej

stronie zasiedli narzeczem. Szanowny gość z ożywieniem rozmawiał z

matką i córką, a nawet Borkenhagen usłyszał słowa uznania dla

swojej wielkodusznej fundacji. Triumfująco rozejrzał się wokół

siebie. Romitten został wyłączony z tej rozmowy, siedział bowiem tak

daleko, że nie mógł w niej uczestniczyć.

Sprawiło to Borkenhagenowi ogromną satysfakcję. Już od

dzieciństwa nienawidził go, ponieważ czuł jego przewagę, a Henryk

nie ukrywał, że nim gardzi. Nie mógł jednak zapobiec temu, że

premier po kolacji ponownie zaszczycił Romittena długą rozmową, po

czym zaproponował wspólny powrót do domu.

— I tak muszę przejeżdżać koło pańskiego domu, możemy więc

skrócić sobie podróż rozmową, jeśli pan oczywiście nie chce pozostać

tu dłużej — powiedział uprzejmie do Romittena.

Henryk był szczęśliwy, gdyż w ten sposób został zwolniony od

przykrego obowiązku pozostania na przyjęciu. Zgodził się więc

background image

chętnie, po czym pożegnał się ze wszystkimi. Nie mógł już dłużej

wytrzymać widoku udręczonej twarzy Leny. Wiedział, ile kosztuje ją

konwencjonalny uśmiech, który z trudem przywoływała na twarz.

Gdy się z nią żegnał, jej lodowata dłoń spoczęła przez chwilę w jego

rękach, a w jej oczach pojawiły się łzy.

Pan Sattenfeld poczuł się dotknięty tym, że musi jechać z

Romittenem. Z wyniosłą dezaprobatą skrytykował zachowanie

przełożonego. Nikt jednak nie zwrócił uwagi na jego niezadowolenie.

Premier z ożywieniem rozmawiał z Romittenem, który nie znał

powodu, dla którego okazał się być godnym takiego wyróżnienia.

— Te zaręczyny są czystym konwenansem — powiedział

premier. — Nigdy nie widziałem pary, która by tak do siebie nie

pasowała, jak ta piękna, dumna dziewczyna ze swym zdecydowanie

nieprzyjemnym narzeczonym. Czy pan się może orientuje, jak doszło

do tych zaręczyn?

Henryk był zadowolony, że mała lampka, która oświetlała

wnętrze pojazdu, znajdowała się z tyłu. Dzięki temu jego twarz

pozostawała w cieniu.

— Nie potrafię tego wyjaśnić.

Zaintrygowany premier spojrzał badawczo na Henryka.

Instynktownie odczuł, że dotknął bolącego miejsca. Zręcznie zmienił

temat.

Przed ukrytym w mroku nocy majątkiem Romitten pożegnali się

serdecznie. Premier ponowił swą propozycję odwiedzenia Romittena.

background image

Nie uszło jego uwagi, że przy tych słowach, Sattenfeld zrobił

prawdziwie niezadowoloną minę.

— Niech się pan uspokoi, panie Sattenfeld, świat się jeszcze nie

zawalił — zażartował z lekka drwiną, gdy ruszali w dalszą drogę.

Sattenfeld pospieszył zaraz z zapewnieniem, że nie przyszło mu

nawet o głowy, tracić panowania nad sobą z powodu postępowania

szefa.

— Już dobrze, drogi Sattenfeld, wiem już, co pan chciał

powiedzieć. Niech się pan nie martwi, sam ponoszę odpowiedzialność

za swoje czyny. Zamierzałem po prostu złożyć komuś czysto

przyjacielską wizytę, taką która nie byłaby uprzednio zapisana i

zaplanowana.

Gdy powóz ruszył, Romitten stał na szerokich schodach swojego

domu. Stary służący, Gustaw oczekiwał go przy wejściu.

— Boże drogi, przecież to był powóz premiera — wyszeptał

trwożliwie.

Romitten, ubawiony, popchnął go w kierunku domu.

— Chodź do domu, Gustawie, bo znów reumatyzm da ci się we

znaki i nie będziesz mógł wstać z łóżka, gdy premier pojutrze

przyjedzie do nas na śniadanie.

Służący spojrzał na niego ze zdziwieniem.

— Premier?! Na śniadanie? Ach, panie Romitten, to żart?

Henryk rozejrzał się po pustym, wybielonym wapnem korytarzu.

— Mówię poważnie, staruszku! Nie spodoba się premierowi nasz

stary dom. Mamy tu przestarzałe poglądy na temat komfortu. Mam

background image

nadzieję, że stara skórzana sofa nie załamie się z głębokiego

szacunku, gdy nasz gość na niej usiądzie. Ale on jest inny, niż o nim

mówią. Idź do łóżka, staruszku! Nie powinieneś czuwać tak długo, idź

spać! Jutro musimy tu trochę posprzątać, aby go godnie przyjąć, bo

jest nie tylko wysoko postawionym urzędnikiem, lecz przede

wszystkim dobrym i uczciwym człowiekiem. Uważam, że to ma

większą wartość.

Gustaw spuścił głowę, nic nie rozumiejąc.

— W domu nic nie mamy, nawet kawałeczka dziczyzny. Panna

Wangemann przerazi się śmiertelnie.

Henryk musiał się roześmiać.

— Daj spokój, ona jest odważniejsza od ciebie. Premier chciał

chleba z boczkiem i to powinien dostać. I może być do tego jeszcze

kurczę i zapiekane owoce. Przy takiej okazji możemy sobie na to

pozwolić mimo ciężkich czasów.

— Ach, kiedy przed dwudziestu laty...

— Nie zaczynaj znowu ze starymi czasami, Gustawie. One

przeminęły i już nie wrócą. Nie martw się! Nasz gość nie będzie żądał

specjałów, na które mnie nie stać. No, marsz do łóżka, staruszku!

Dobranoc.

Premier punktualnie przybył do Romitten. Z miłym uśmiechem

usiadł na starej, obitej skórą sofie i bez ceregieli odkroił sobie plaster

boczku. Świetnie przygotowane kurczę i owoce wzbudziły również

jego uznanie.

background image

Panna Augustyna Wangemann usługiwała, dlatego ubrała się w

czarną, jedwabną sukienkę, której nie miała nigdy okazji nosić. Czuła

się trochę nieswojo, czego powodem była częściowo duma z

odwiedzin samego premiera, częściowo wstyd, gdyż w przeciągu

ostatnich lat suknia stała się trochę przyciasna i szwy mogły w każdej

chwili pęknąć.

Gość przybył sam. Taktownie odesłał Sattenfelda do domu, gdyż

obawiał się, że mógłby drwić ze skromnych warunków w Romitten.

Odnosił się do wszystkich serdecznie, nie dając odczuć, że piastuje tak

ważne stanowisko. Również Henryk robił wszystko, aby gość czuł się

u niego jak najlepiej. W ciągu tych mile spędzonych godzin zawiązały

się między nimi więzy prawdziwej, męskiej przyjaźni.

Od tego czasu, gdy premier zatęsknił tylko za chwilą

wytchnienia, przyjeżdżał do Romitten. Henryk, zajęty pracami w polu,

nie zawsze mógł mu poświęcić zbyt wiele czasu. Premierowi to

jednak nie przeszkadzało. Był zadowolony, gdy udało im się

porozmawiać choć godzinę. Sattenfelda drażniła ta niestosowna

przyjaźń i postarał się, aby rząd otrzymał o tym donos. Nie osiągnął

jednak zamierzonego celu, poza tym że premier traktował go jeszcze

bardziej ozięble niż dotąd.

Przyjaźń ta niczego nie zmieniła w życiu Henryka Romittena.

Pracował nawet ciężej niż dotychczas, w pracy szukając zapomnienia

i ucieczki od cierpienia. Do Warnstetten nie jeździł już wcale, od

kiedy wyjechał Fred, który krótko przed wyjazdem odwiedził go i

opowiedział mu o przygnębiającej atmosferze w domu.

background image

Anna Warnstetten zmieniła się nie do poznania. Całą miłość

skoncentrowała na udręczonej Lenie, a wobec Borkenhagena była

chłodna i szorstka. Jako żona znosiła cierpliwie i bez skarg wiele

zniewag i upokorzeń, lecz jako matka głęboko nienawidziła tego,

który zniszczył szczęście jej dziecka.

Wszystko, co ostatnio przeżyła, ciężka operacja, obawa i troska

córkę oraz niechęć do narzeczonego Leny od nowa rujnowały jej

zdrowie. Czuła się bardzo źle i, mimo że próbowała ukryć to przed

córką, wiedziała, że jej siły wkrótce się wyczerpią. Warnstetten unikał

jej, jak tylko mógł. Patrzyła bowiem na niego z takim wyrzutem, jak

gdyby żądała rachunku nie tylko za nieszczęście swojego dziecka,

lecz również za jej własne zmarnowane życie.

Lena wydawała się pozornie spokojna i opanowana. Tylko gdy

przybywał Borkenhagen, stawała się nerwowa i drażliwa. Szukała

wtedy usilnie towarzystwa matki. Z każdym dniem czuła coraz

wyraźniej, że niemożliwe jest porozumienie między nią a

Borkenhagenem. Okazywana przez niego miłość dręczyła ją

niewymownie, a jednocześnie miała poczucie winy, że nie potrafi

odwzajemnić jego uczucia.

Nie pomagało wmawianie sobie, że nie będzie udawać przed nim

miłości. Powiedziała mu nawet, że nie kocha, ale ukryła przed nim, że

jej serce należy do innego. Kilka razy była nawet zdecydowana

powiedzieć mu o tym, ale obawiała się jego wybuchu. Gdyby

dowiedział się, że kocha innego, nie spocząłby, dopóki nie po znałby

jego nazwiska. A ponieważ i bez tego nie był dobrze usposobiony do

background image

Henryka Romittena, jej wyznanie mogłoby sprowadzić nieszczęście

na ukochanego. Milczała więc dalej.

Jej matka starała się nie zostawiać ich samych, aby w ten sposób

uchronić Lenę przed wybuchami czułości narzeczonego. Borkenhagen

by z tego bardzo niezadowolony, dlatego coraz energiczniej dążył do

przyspieszenia ślubu. Nie chciał czekać dłużej niż do świąt Bożego

Narodzenia i dlatego przesunięcie terminu na połowę lutego

kosztowało Lenę i jej matkę wiele trudu.

Tymczasem lato i jesień minęły. Śnieg spadł bardzo wcześnie, na

święta chwycił ostry mróz. Fred miał ferie i przyjechał do domu na

parę dni przed świętami. Swoim, w gruncie rzeczy pogodnym

charakterem starał się ożywić panując w domu atmosferę.

Chodził z Leną na długie spacery, czasem urządzali sobie kulig, a

prawie każdego dnia ślizgali się na jeziorze Borkenhagena, które

leżało na granicy między Warnstetten a Borkenhagen. Właściciel

wydzierżawił to jezioro spółce handlującej lodem. Powierzchnia lodu

była więc częściowo pokruszona, ale zostało jeszcze dużo miejsca na

jeżdżenie na łyżwach.

Te wycieczki z Fredem były dla Leny prawdziwym

dobrodziejstwem. Lubiła ruch na świeżym powietrzu, nie odważyła

się jednak nigdy wyjść z domu sama z obawy przed spotkaniem

narzeczonego i konieczności przebywania z nim sam na sam.

Natomiast matka była już zbyt słaba, aby jej towarzyszyć.

background image

Toteż Lena cieszyła się podwójnie czasem spędzonym z Fredem.

Rodzeństwo jeszcze bardziej zbliżyło się do siebie. Fred wiedział, że

Lena zaręczając się z Borkenhagenem, poświęciła się również dla

niego i próbował okazać jej swoją wdzięczność.

W dzień przed Wigilią była tak cudowna, zimowa pogoda, że

Fred i Lena poszli wydeptaną w śniegu ścieżką przez pole nad jezioro.

Szybko założyli łyżwy i ślizgali się, kręcąc duże koła. Początkowo

trzymali się za ręce, lecz potem rozdzielili się i zaczęli gonić jak

rozbrykane dzieci. Lena jechała przodem. W szybkim biegu nie

zwróciła uwagi na drewniane paliki, oznaczające miejsce, z którego

lód został usunięty, i podjechała niebezpiecznie blisko.

Jej myśli odpłynęły daleko w przeszłość. Jakże często bywał tu z

nimi Henryk! No cóż, nie zobaczy go już nigdy więcej... i tak jest

lepiej.

— Leno! — krzyknął z przerażeniem Fred.

Wystraszyła się i podniosła wzrok.

— Ostrożnie, skręć w prawo! O Boże jedyny! — krzyczał głośno.

Dopiero teraz spostrzegła, że jest prawie na krawędzi przerębli.

Odruchowo rzuciła się w tył i upadła. Zaraz zjawił się przy niej brat i

zatroskany przygarnął ją do siebie.

— Czy nie zauważyłaś palików, Leno? — zapytał poruszony.

Spojrzała na niego zdenerwowana. Na jej twarzy pojawił

się niewyraźny uśmiech.

— Nie, nie zwróciłam na nie uwagi.

background image

— Co za lekkomyślność! Jeszcze jeden krok do przodu i

wpadłabyś do wody.

Wpatrzyła się w cienką warstwę lodu.

— Leżałabym teraz na dnie, znalazłszy w lodowatej wodzie

szybką śmierć — wyszeptała.

— Leno! — krzyknął z wyrzutem.

Wzdrygnęła się i wstała.

— Czy to cię tak przeraża, Fred? Mnie nie wydaje się to aż tak

straszne. Jak dobrze byłoby mi w cichym łożu, tam na dnie. Gdyby

nie matka, ta myśl kusiłaby mnie.

Potrząsnął jej ramieniem. Zachowanie Leny przerażało go.

— Leno, opanuj się, pomieszało ci się chyba w głowie ze strachu

— Powiedział ostro.

Przetarła oczy, potem wzięła go za rękę i uśmiechnęła się.

— Chodź, poślizgamy się jeszcze trochę. Nie myśl więcej o tym,

co powiedziałam.

Pojechali dalej. Aby zatrzeć poprzednie wrażenie, Lena nie

przestawała mówić. Fredowi było to na rękę, ale niekiedy patrzył na

nią ukradkiem. Jej zwierzenie, ujawniające skryte myśli, wstrząsnęło

nim do głębi. Nie mógł zapomnieć tonu, jakim wymówiła: “Jak

dobrze byłoby mi w cichym łożu na dnie".

Chwilę jeszcze ślizgali się. Gdy zbliżyli się do brzegu, zobaczyli

sanie, które jechały drogą prowadzącą do Romitten. Byli w nich

premier i Henryk. Gdy mężczyźni zauważyli rodzeństwo, zatrzymali

się. Wysiedli, by przyjrzeć się przez chwilę łyżwiarzom.

background image

Fred pociągnął Lenę do miejsca, w którym stał Henryk z

premierem.

— Musimy do nich podjechać, Leno. Byłoby nieuprzejmością z

naszej strony, gdybyśmy się z nimi nie przywitali.

Lena zbladła, gdy zauważyła Henryka. Przytaknęła bratu bez

słowa. Jej serce biło niespokojnie, ale udało jej się opanować. Nie

widziała Romittena od czasu przyjęcia zaręczynowego. Dzisiejsze

spotkanie też było przypadkowe.

Premier miał ochotę na przejażdżkę saniami z Henrykiem. Życzył

sobie zobaczyć jezioro Borkenhagena. Henryk miał nadzieję, a

jednocześnie obawiał się, że zobaczy tam Lenę, wiedział bowiem, że

może ich tu spotkać, bo Fred opowiedział mu o tym planie w czasie

ostatniej wizyty w Romitten.

Lena słuchała ze skrywaną dumą o przyjaźni premiera z

Henrykiem. Prawie każdego dnia Borkenhagen wygłaszał na ten temat

złośliwe uwagi. Ogromnie zazdrościł Henrykowi tej przyjaźni.

Gdy rodzeństwo zbliżyło się do brzegu, premier podszedł do

nich, Henryk, ociągając się, szedł za nim. Premier przywitał się z nimi

serdecznie i rycersko pocałował rękę Leny.

— To rozkosz przyglądać się, jak pani jeździ na łyżwach, panno

Warnstetten.

— Jeszcze większą rozkoszą jest samemu się ślizgać. Tafla lodu

jest gładka jak lustro — odpowiedziała Lena.

Gdy to mówiła, jej spojrzenie skierowało się na Henryka, a twarz

przybrała tak smutny wyraz, że wszyscy mimo woli również na niego

background image

spojrzeli. Na jego twarzy pojawił się także powstrzymywany ze

wszystkich sił grymas bólu. Pobledli oboje.

W ten sposób premier dowiedział się, że wtedy gdy wracali po

przyjęciu zaręczynowym Leny Warnstetten, rzeczywiście dotknął

bolącej rany w sercu Romittena. Ukradkowo obserwował oboje z

serdecznym współczuciem. Pozornie zainteresowany, pozwolił

Fredowi wyjaśniać sobie, w jaki celu ogromne jezioro zostało

odlodzone.

Lena i Henryk zostali przez chwilę sami.

— Wyjeżdżam zaraz po świętach i wrócę dopiero na początku

marca.

Spojrzała na niego zgaszonymi oczyma.

— Dokąd?

— Premier zaprosił mnie na polowanie.

Spuściła wzrok.

— Wytrzyma pan tak długo z dala od Romitten?

Oddychał z trudem.

— W zimie można sobie na to pozwolić. A przynajmniej nie

będzie mnie tu w lutym — powiedział znacząco.

Lena zaczerwieniła się. Wiedziała, że to miało oznaczać:

“Przynajmniej nie muszę być obecny na twoim ślubie".

— Tak, tak będzie lepiej — powiedziała cicho, a jej pełne

zwątpienia spojrzenie napotkało jego wzrok. — Gdyby tylko można

było uciec w ten sposób! — dodała, składając ręce jak do modlitwy.

Podszedł do niej blisko.

background image

— Leno, jeszcze nie jest za późno — szepnął gorąco.

Wzdrygnęła się.

— Za późno. Okup został już wpłacony — odpowiedziała prawie

niezrozumiale.

— A więc niech ci Bóg dopomoże, Leno — wyrzucił z siebie.

Nieruchomymi oczyma spojrzała w dal. Nagle drgnęła. Jej oczy

rozszerzyły się ze zgrozy. Podążył za jej spojrzeniem i zobaczył w

oddali wyłaniające się sanie.

— To Borkenhagen! — stwierdziła Lena i spojrzała na niego,

jakby chciała powiedzieć: “Odejdź, zaoszczędź mi spotkania z nim w

twojej obecności".

Fred zauważył sanie w tym samym momencie.

— Nadjeżdża mój szwagier — powiedział głośno, by zwrócić

uwagę Leny.

Premier nie miał ochoty spotkać się z Borkenhagenem, nie lubił

go.

— Chodź, drogi Romittenie, zmarzłem już.

Panowie pożegnali się w pośpiechu, prosząc o przekazanie

Borkenhagenowi grzecznościowych pozdrowień.

Lena i Henryk wymienili ostatnie spojrzenia. Zdawała sobie

sprawę, że gdy zobaczy go następnym razem, będzie już żoną

Borkenhagena. Jej serce ścisnął straszny ból. Gdybym mogła leżeć

teraz na dnie jeziora, tam, gdzie jest najgłębiej — myślała z

rezygnacją. Jej zrozpaczone spojrzenie błąkało się dookoła. Jak przez

mgłę widziała otaczający ją las.

background image

Premier usiadł w milczeniu obok Romittena i spoglądał ze

współczuciem na jego bladą i wzburzoną twarz. Sądził, że poznał

przyczynę tego przygnębienia. Zdecydowanie uścisnął mu dłoń.

— Wydaje mi się, że wyjazd dobrze by panu zrobił.

Henryk zerwał się i spojrzał na niego niepewnie. Ale w oczach

przyjaciela zobaczył wyraz szczerego współczucia i ostra odpowiedź

zamarła mu na ustach.

— Tak. Dlatego jestem panu bardzo wdzięczny za zaproszenie

do Eifel.

— Mam nadzieję, że obaj na tym skorzystamy.

Tymczasem

sanie

Borkenhagena

zatrzymały

się

przy

rodzeństwie. Narzeczony w eleganckim, kosztownym futrze wysiadł z

trudem. Pozdrowił Lenę, ciesząc się ze spotkania.

— Spotkało mnie dziś szczęście, bo mogę cię zobaczyć, Lenko.

Znowu tu przyszłaś, aby pojeździć na łyżwach? Strasznie mi przykro,

że nie uprawiałem łyżwiarstwa od dzieciństwa, tym bardziej, że ty tak

bardzo to lubisz. Dzień dobry, Fredzie. Kto był w saniach, które stały

obok was? Widziałem, jak odjeżdżały.

— To był premier z Rotnittenem — odpowiedział Fred,

pozdrowiwszy najpierw przyszłego szwagra.

Na twarzy Borkenhagena pojawił się grymas nienawiści.

— To wygląda tak, jakbym wam przeszkodził — powiedział ze

złością.

— Przeszkodził? Dlaczego miałbyś przeszkadzać? — zapytał

Fred na pozór swobodnie.

background image

— Cóż, można było tak przypuszczać. To wyglądało prawie jak

ucieczka.

— Gdybyś przyjrzał się uważniej, zauważyłbyś z pewnością, że

panowie strasznie zmarzli, bo tak się trzęśli — zażartował Fred.

Potem zwrócił się do Leny.

— Chcesz jeszcze pojeździć, Leno?

Zanim zdążyła odpowiedzieć, Borkenhagen powiedział z

przekąsem.

— Jadę właśnie do Warnstetten, gdzie przede wszystkim

chciałem zobaczyć się z tobą, Leno.

— Jeśli tak, to oczywiście wracamy z panem do domu.

Fred zdejmował Lenie łyżwy. Borkenhagen przygryzał wargi z

niezadowolenia.

— Panowie prosili, aby cię pozdrowić, Franku — powiedziała

Lena, aby udobruchać narzeczonego.

Skłonił się w ironicznym podziękowaniu.

— Cóż za zaszczyt! Dziękuję bardzo. Zresztą, wielcy panowie

mają wielkie kaprysy. Chciałbym wiedzieć, dlaczego premier wybrał

sobie właśnie biednego Romittena na najlepszego przyjaciela.

Lena spojrzała na niego z gniewem.

— Romitten jest człowiekiem bez skazy, chociaż zubożał

podobnie jak my. Pracuje ciężko, aby wydźwignąć się z biedy, a to

mu ujmy nie przynosi. Premier nie mógł wybrać człowieka, który

byłby bardziej godny jego przyjaźni — powiedziała zdecydowanie.

background image

— Lena ma rację, Frank. Ja, jako przyjaciel Henryka, znam go

naprawdę dobrze i mogę go najlepiej ocenić — potwierdził słowa

Leny Fred.

Borkenhagen skłonił się ponownie, wyrażając tym swoją

pogardę.

— Muszę się oczywiście poddać. Dwóch na jednego to

niesprawiedliwa walka. Czy mogę odwieźć was do domu?

— Wolałabym pójść piechotą — powiedziała gwałtownie Lena.

Już sama myśl, że musiałaby siedzieć z Borkenhagenem w

wąskich saniach, była nie do zniesienia. Prócz tego znała jego niechęć

do spacerów i miała nadzieję, że długa droga go zniechęci.

Początkowo usiłował nakłonić ją do zmiany decyzji.

— Musisz być zmęczona po ślizgawce, Lenko. Wsiądź do sań!

— Nie, naprawdę dziękuje. Mogłabym się przeziębić. Jesteśmy

rozgrzani po jeździe, poza tym nie mamy na sobie ciepłych futer.

— No więc, chodźmy! — objął ramię Leny. — Spacer z tobą ma

również swój urok — powiedział.

— Ścieżka była wąska i ku utrapieniu Leny Fred musiał iść za

nimi.

Borkenhagen zmęczył się szybko. Przypomniała mu się rozmowa

sprzed chwili, budząc w nim na nowo gniew.

— Jestem zły na ciebie, Leno! — nazywał ją Leną tylko wtedy,

gdy był złym humorze.

Nie spojrzała na niego.

— Dlaczego?

background image

— Bo ty zawsze stajesz po stronie Romittena.

Przygryzła wargi.

— Nie powinieneś na niego niesłusznie napadać!

— Ale ja sobie życzę, byś była zawsze po mojej stronie, nawet

wtedy, jeśli nie będę miał racji.

— Jeśli będziesz obrażał przyjaciół naszej rodziny, nigdy!

— Aha, przyjaciel tu, przyjaciel tam. Czasami wydaje mi się, że

bardzo lubisz tego... tego Romittena. Wszyscy szaleją na jego

punkcie.

Lena nie odpowiadała.

— Chcesz milczeć? — zapytał niecierpliwie Borkenhagen,

obejmując ją ramieniem. — Lenko, jestem zazdrosny niczym Otello

— szepnął jej do ucha. — Twoja uroda i subtelność sprawiają, ze

zachowuję się jak szalony.

Lena chciała uwolnić się z jego objęć.

— Puść mnie, nić jesteśmy przecież sami.

Objął ją jeszcze mocniej.

— Sami? My nigdy nie jesteśmy sami, Leno. Zawsze jest przy

nas twoja mama. Pilnuje nas jak wartownik. Nie zniosę tego dłużej.

Chciałbym zamienić z tobą chociaż jedno słowo na osobności, chociaż

raz cię pocałować. Nie rozumiesz tego?

Wzdrygnęła się ze wstrętu.

— Puść mnie! Co pomyśli sobie Fred?

— Ach, mała, skromniutka dziewczynko! Czy myślisz, że twój

brat nie wie, co czują zakochani?

background image

Zadrżała.

— Ale ja cię nie kocham — wybuchnęła. — Mówiłam ci to już

kilka razy.

Spojrzał pałającymi gniewem oczami.

— Nie przeradzaj z żartami — powiedział z pogróżką w głosie.

— Pewnie chciałabyś zostać żonatego biedaka Romittena. Masz źle

poukładane w głowie?

Opanowała ją odwaga, typowa dla ludzi pełnych zwątpienia,

którzy nie widzą przed sobą żadnych perspektyw.

— A gdyby tak był? Czy zwróciłbyś mi wolność?

Przycisnął jej ramię do swojego tak mocno, że poczuła ból.

— Nie, nigdy bym tego nie zrobił. Jesteś moja i będziesz moja!

Zamknęła się w sobie, jej odwaga pierzchła.

— Nie sprawiaj mi bólu! — poprosiła z rezygnacją.

Dostrzegł w jej oczach błyszczące łzy.

— Lenko, mówiłaś to poważnie czy żartowałaś?

— Oczywiście, żartowałam — powiedziała cicho.

— Ze łzami w oczach?

— Prawie zgniotłeś mi ramię.

Pogłaskał ją po obolałym ramieniu.

— Moja biedna Lenko! Widzisz, jakiego będziesz miała silnego

męża? Wiesz, wydawało mi się, że mówisz poważnie. Nie

odstąpiłbym cię nikomu innemu, Lenko, a zwłaszcza Romittenowi.

Walczyłbym o ciebie na śmierć i życie. Nawet nie zdajesz sobie

sprawy, jak bardzo cię kocham. Gdybyś tylko chciała, mogłabyś

background image

owinąć mnie sobie wokół palca. Gdy zostaniesz moja żoną, nauczę cię

miłości. Spełnię wszystkie twoje marzenia. Powinnaś żyć jak

księżniczka. Gdybym cię tylko miał już w Borkenhagen. Stworzę ci

zachwycające gniazdko. Wszystko będzie gotowe pod koniec

stycznia. Wtedy pokażę je tobie i mamie. I jeśli tylko coś ci się nie

spodoba, zostanie od razu zmienione według twego życzenia.

Zmusiła się do miłego uśmiechu.

— Jesteś taki dobry, Frank.

Roześmiał się szczęśliwie.

— Dobry...? Moja Lenko, tylko głupcy są dobrzy. Ale ty

powinnaś czuć się u mnie dobrze, gdyż chcę, aby moja żona żyła jak

królowa. Po to ją będę miał.

Fred nie zauważył, co zaszło między narzeczonymi. Jego myśli

wróciły do sceny na jeziorze, gdy Lena wpatrywała się nieruchomym

wzrokiem w cienką warstwę lodu. Jeszcze brzmiały mu w uszach jej

słowa: “Jak dobrze byłoby mi w cichym łożu na dnie". Czy cierpiała

aż tak bardzo z powodu zaręczyn, że śmierć wydawała jej się lepszym

rozwiązaniem? Martwił się poważnie o siostrę i zły był, że nie może

jej pomóc. On również odsunął się od ojca, ponieważ wiedział, że

wszystkie nieszczęścia spadły na Warnstetten z jego powodu.

Święta Bożego Narodzenia minęły niezauważenie. Pani

Warnstetten czuła się tak źle, że prawie nie wychodziła z łóżka. Lena

zmusiła ojca do zaangażowania gospodyni, ponieważ prowadzenie

background image

domu byłoby dla mamy zbyt wielkim obciążeniem, gdy ona nie

będzie jej już mogła pomóc.

Borkenhagen podarował Lenie na gwiazdkę bardzo kosztowne

prezenty, które nie sprawiły jej jednak żadnej radości. Nie wiedziała,

co zrobić z tą biżuterią. Frank odczuł jej ponury nastrój jako

zniewagę. Oprócz Leny obdarował również hojnie rodziców i brata

narzeczonej. Fredowi przysłał pięknego konia czystej krwi, z którego

ten się bardzo ucieszył. Było to bowiem spełnienie długo skrywanego

marzenia.

Mimo to jednak wszyscy, z wyjątkiem Borkenhagena, byli

szczęśliwi, gdy święta minęły. W dzień Nowego Roku Fred wyjechał,

a Lena z mamą musiały zacząć poważnie myśleć o przygotowaniu

wyprawy. Borkenhagen był w ciągłym ruchu, szykując dom na

przyjęcie Leny.

Pod koniec stycznia wszystko było gotowe i Frank mógł

przywieźć tu Lenę i jej matkę, aby mogły zobaczyć dom. Rodzinna

siedziba była bardzo okazała. Została wybudowana przez dziadka

Franka, który dorobił się wielkiego majątku, założył pierwsze fabryki,

co stworzyło podwaliny wielkiej fortuny rodziny Borkenhagenów.

Przed domem rozciągał się wspaniały park z pięknymi

fontannami i rabatami. Do wejścia prowadziły szerokie schody, na

poręczach których umieszczono lampy w kształcie olbrzymich

świeczników. Obszerny hol wyłożony był marmurem. Kosztowne

dywany oraz całe mnóstwo kwiatów sprawiały przytulne wrażenie.

Szerokie marmurowe schody, prowadzące na piętro, pokrywały

background image

puszyste chodniki. Kunsztownie, ale i trochę przesadnie zdobione

poręcze były bogato złocone.

Na samym środku holu, otoczona kwiatami, stała rzeźba

przedstawiająca Ariadnę z Danneker. Na parterze znajdowały się

salony, w których bogate złocenia, obrazy i malowidła na suficie

wydawały się pretensjonalne. Podobnie salon i sypialnia, znajdujące

się na piętrze, były przesadnie bogato urządzone. Wszędzie znać było

przesadę.

Szczególnie bogato umeblowane były pokoje, które Borkenhagen

przeznaczył dla Leny. Niezliczone ilości kosztownych figurek i

innych drobiazgów, dobranych bez znawstwa, zalegały na meblach,

nie pozostawiając na nich pustego miejsca. Koronkowe firany, ciężkie

zasłony, grube dywany oraz meble przytłaczały przepychem.

Lena miała chwilami wrażenie, że nie będzie mogła w tych

pokojach oddychać. Wystrój wnętrz nie wydawał jej się ani ładny, ani

wytworny, lecz przesadny i pozbawiony dobrego smaku. Frank

obserwował ją z miną dziecka czekającego na pochwałę.

Lena nie chciała niczego ganić. W gruncie rzeczy było jej

obojętne, gdzie spędzi resztę życia. Pochwaliła go więc machinalnie,

napomykając jedynie, że wszystko jest dla niej zbyt kosztowne i

trudno jej będzie się przyzwyczaić do życia w tym otoczeniu.

— Różnica między Warnstetten a Borkenhagen jest zbyt duża.

Roześmiał się mile połechtany.

— Tak powinno być, Lenko. Tak właśnie powinno być!

background image

Chciał jeszcze usłyszeć słowa aprobaty od pani Warnstetten.

Więc ta zmusiła się do wyrażenia swego uznania. Droga i oglądanie

domu wyczerpało jej siły. Poczuła, że zbliża się kolejny atak. Ostatnio

miewała je często. Poprosiła więc o chwilę wytchnienia.

Lena pochyliła się nad nią zatroskana.

— Mamo! Moja kochana mamo, czy dobrze się czujesz?

— Zaraz mi przejdzie, córeczko. Nie martw się!

Borkenhagen z zazdrością słuchał pełnego czułości głosu Leny.

Do niego nigdy nie mówiła w ten sposób. Znaczył dla niej o wiele

mniej niż matka. Nie kochała go, sama mu to powiedziała. Teraz

jeszcze nie, ale z czasem powinna i będzie musiała go pokochać.

Frank Borkenhagen osiągał przecież wszystko, czego zapragnął.

Miłość przyjdzie wraz z małżeństwem. Tym się pocieszał, a ponieważ

chciał, by tak się stało, uwierzył w to.

Gdy pani Warnstetten trochę odpoczęła, zaprowadził obie do

małej jadalni, gdzie kazał podać wykwintne śniadanie. Służący w

eleganckiej liberii wyglądał wytworniej niż sam Borkenhagen.

Zachowywał się nienagannie, gdyż wiedział, że obsługuje przyszłą

panią na Borkenhagen. Ku zmartwieniu gospodarza, obie panie prawie

nie tknęły jedzenia.

— Jesz jak wróbelek, Lenko. Czyżbyś obawiała się o swą figurę?

Może nie smakuje ci u mnie? — pytał zmartwiony.

— Zazwyczaj jem bardzo mało na śniadanie, Frank. A do takich

delicji nie jestem przyzwyczajona.

background image

— Cóż, przyzwyczaisz się. Do wielu rzeczy będziesz musiała

przyzwyczaić się, Leno. Ale powiedz mi szczerze, czy masz jeszcze

jakieś życzenia w związku z urządzeniem naszego przyszłego domu?

Może czegoś ci brakuje?

— Nie, wszystko mi się podoba.

Po śniadaniu zwiedzili jeszcze park, po czym Borkenhagen

odwiózł obie panie do domu.

Gdy Lena znalazła się znowu w swym skromnym pokoju,

poczuła się tak, jak gdyby znalazła wreszcie oazę po podróży przez

pustynię. “Och! Gdybym mogła tu zostać, być wolną i niezależną!

Uważałabym się za najszczęśliwszą na świecie!" — pomyślała

wyczerpana i rzuciła się na łóżko.

Nie przeczuwała, że jej matka w swoim pokoju upadła

nieprzytomna na podłogę. Serce odmówiło jej posłuszeństwa. Pani

Warnstetten nie szukała pomocy lekarzy sądząc, że przyczyną jej

obecnego stanu zdrowia są przeżycia ostatniego okresu. Oprócz niej,

tylko Lena wiedziała, jak bardzo jest chora.

Ze względu na stan zdrowia matki, Lena upierała się, by ślub był

cichy. Chciała, aby odbył się w małym, wiejskim kościółku, bez

“wielkiej pompy", jak złośliwie określił to Borkenhagen.

— Jeśli nie chcesz zrezygnować z uroczystego ślubu i hucznego

wesela, będziemy musieli przesunąć termin, aż mama wyzdrowieje —

powiedziała stanowczo.

— Ależ, Lenko, nie zniosę dłużej tego oczekiwania. Cóż, muszę

się poddać. Wydamy wielkie przyjęcie w Borkenhagen już po ślubie.

background image

Tak będzie nawet lepiej, bo tu i tak nie mógłbym go tak

zorganizować, jak zamierzam.

Pani Warnstetten w dalszym ciągu nie czuła się dobrze. Ustalono

więc w końcu, że ślub odbędzie się w ścisłym gronie rodziny.

Gdyby Lena nie była tak zaabsorbowana dręczącymi ją myślami,

dostrzegłaby, że matka czuje się coraz gorzej.

Wreszcie nadszedł dzień ślubu. W nocy mróz oszronił drzewa i

krzewy, które wyglądały niezwykle pięknie i malowniczo. Gdy

wzeszło słońce, wszystko dookoła błyszczało, jakby przystrojone

miliardem brylantów. Niestety, w promieniach słońca śnieżny

przepych wkrótce stopniał. W późnozimowym krajobrazie znać już

było pierwsze przejawy wiosny.

Zanim Lena zaczęła ubierać się do ślubu, pobiegła do matki.

Pani Warnstetten leżała bardzo blada, z błyszczącymi gorączką

oczyma.

— Mamo! Kochana, droga mamo! Jak się czujesz?

— Dobrze, córeczko, całkiem dobrze. Czuję tylko okropny

bezwład w nogach. Chciałabym jeszcze trochę odpocząć, zanim

przebiorę się do wyjścia.

Lena objęła matkę i przytuliła policzek do jej piersi.

— Mamo, czy spełnisz moje życzenie?

Pani Warnstetten spojrzała zatroskana na bladą twarz córki.

— Każde, moje dziecko.

— Nie jedź z nami do kościoła — wyrzuciła z siebie Lena.

Matka drżącą ręką odgarnęła włosy z jej czoła.

background image

— Czy mogę pozwolić iść ci samotnie tą ciężką drogą? Czy nie

powinnam podejść z tobą do ołtarza?

— Nie, mamo, będę spokojniejsza, jeśli zostaniesz w domu.

Pani Warnstetten objęła rękami twarz córki.

— Och, Leno! Gdybyśmy obie mogły umrzeć! — szepnęła

zrezygnowanym głosem.

Lena zmusiła się do uśmiechu.

— Nie martw się tak o mnie, mamo. Zobacz, jestem o wiele

spokojniejsza od ciebie. Frank jest dla mnie naprawdę dobry. Kto wie,

może będę z nim jeszcze całkiem szczęśliwa?

Pani Warnstetten osunęła się ze zmęczenia na poduszki. Nabożne

życzenia! — Znała swoją córkę i czytała w jej sercu jak w otwartej

księdze. Równocześnie starała się, aby sprawić wrażenie spokojnej.

— Już dobrze, Leno. Głowa do góry. Bóg ci dopomoże.

— A spełnisz moją prośbę?

— Jeśli chcesz, zostanę w domu. Tutaj też mogę się za ciebie

modlić. Tak, mamo. A zaraz po powrocie z kościoła, zanim pojadę do

Borkenhagen, przyjdę po twoje błogosławieństwo. Chcemy tam

wyruszyć zaraz po przyjściu z kościoła. Służba Borkenhagena

przygotowała dla mnie jakąś niespodziankę na powitanie.

— Tak, kochanie. Przyjmij już teraz moje błogosławieństwo.

Odprowadzę cię, gdy będziesz wychodzić do kościoła.

Matka i córka ucałowały się serdecznie, potem Lena wyszła, aby

przygotować się do tego największego oszustwa, jakim był jej ślub.

background image

Fred przyjechał rano. Ze względu na cichy ślub, miał zostać tylko

jeden dzień. Teraz siedział w pokoju z ojcem. Między nimi panowało

męczące milczenie.

Pan Warnstetten, podobnie jak jego zięć, nie był zadowolony z

tak skromnej uroczystości. Z nikim nie rozumiał się tak dobrze, jak z

Borkenhagenem. On przynajmniej, inaczej niż Lena i jej matka, nie

doszukiwał się zbrodni w każdej przyjemności życiowej. No cóż,

zaniedbał trochę majątek, trochę zbyt dużo wydawał na siebie, ale nie

tylko on ponosił winę za upadek Warnstetten. Głównym tego

powodem były ciężkie czasy, przeklinał je, chcąc na nie zrzucić winę

za wszystko, co go trapiło.

Od czasu zaręczyn Leny, Warnstetten czuł się nieswojo. Nie

szukał żadnych uciech życiowych, widząc obok siebie dwie stroskane,

kobiece twarze.

— Niech diabeł porwie cały ten kram! Co za głupi pomysł z tym

cichym ślubem — złorzeczył.

Fred podparł ręką głowę.

— Mogę zrozumieć Lenę, że nie ma ochoty na wielkie przyjęcie

— powiedział wzdychając.

— Wielkie zmartwienie! Ty przynajmniej nie zaczynaj

wzdychać! Pozostaw tę czułostkowość kobietom! Lena jest naprawdę

niemądra. Zamiast na kolanach dziękować Bogu, że robi tak świetną

partię, obnosi twarz ofiarnego baranka. A matka popiera jeszcze jej

sentymentalizm zamiast odwołać się do jej rozsądku.

Fred wstał.

background image

— Frank przyjechał — powiedział, zmieniając temat.

Borkenhagen podjechał po narzeczoną eleganckim powozem.

Ślub cywilny miał się odbyć w urzędzie gminnym krótko przed

ślubem kościelnym. Wszedł do pokoju i przywitał się z ojcem i

synem. Od stóp do głów ubrany był z nienaganną elegancją. Zapytał o

Lenę.

— Jeszcze się przygotowuje, Frank.

Borkenhagen spojrzał na zegarek.

— No, jeszcze dziesięć minut. Ładne wesele, teściu. Sądzę, że

każdy mój urzędnik odmówiłby wstąpienia w święty związek

małżeński, gdyby się to miało odbyć tak skromnie — zażartował,

ukrywając w ten sposób denerwowanie.

— Przynajmniej inaczej niż wszyscy, Frank. To naprawdę

oryginalne, że bogaty Borkenhagen rezygnuje z uroczystego ślubu i

hucznego wesela — odpowiedział ze śmiechem Warnstetten.

— Hm, inaczej to sobie wszystko wyobrażałem. Szczerze ci

powiem, Fred, czuję się dziwnie, To nie takie proste rezygnować ze

swej wolności.

Fred spojrzał na niego z wymuszonym uśmiechem.

— Lena nie da ci z pewnością odczuć tych kajdan.

Gdy po piętnastu minutach Lena u boku narzeczonego opuszczała

dom, śmiertelnie blada pani Warnstetten stanęła w korytarzu i patrzyła

za nią z nieopisanym bólem. Przy drzwiach Lena odwróciła się raz

jeszcze i spojrzała na matkę z taką troską, że ta złapała się nagle za

serce.

background image

Gdy Lena wsiadła do powozu, przez twarz matki przebiegł

skurcz. Zachwiała się, szukając oparcia. Fred wyszedł już za młodą

parą. Tylko Herman Warnstetten zauważył, co dzieje się z żoną.

Z zewnątrz dobiegł odgłos zamykanych drzwi powozu. Z ust

Anny Warnstetten wydobył się bolesny jęk. Jej twarz zaczerwieniła

się niebezpiecznie. Warnstetten podbiegł do niej, aby ją podtrzymać.

Jednak jej wzrok sprawił, że się powstrzymał. Po chwili upadła

zemdlona.

Herman Warnstetten zawołał służącą i szybko wyszedł do Freda,

który czekał na niego.

— Jedź sam, Fred. Mama zemdlała. Nie mów nic Lenie.

Wytłumacz moja nieobecność jakimś niewinnym kłamstwem. I

przyślij lekarza, będziesz przejeżdżał koło jego domu. Może wziąć od

razu twój powóz.

Fred skinął głową w milczeniu. Dał woźnicy kilka niezbędnych

wskazówek i szybko wskoczył do powozu. Było mu ciężko na sercu.

Za bardzo kochał matkę i siostrę, by nie cierpieć wraz z nimi.

Pan Warnstetten pospieszył z powrotem do domu. Podszedł do

żony, która leżała nadal na podłodze. Z pomocą służącej zaniósł ją do

pokoju i położył na łóżko. Oblał go zimny pot, gdy spojrzał na jej

bladą twarz. Była dziwnie nieruchoma, a w jej półprzymkniętych

oczach — w tych oczach, które przyglądały mu się tak strasznie —

uwięziony został budzący zgrozę wyraz.

background image

Podniósł jej ramię, ale opadło bezwładnie na łóżko. Pochylił się

nad nią, aby posłuchać bicia jej serca. Nic nie usłyszał. Przeraził się.

Czyżby nie żyła? Krople potu pojawiły się na jego czole.

Nowo zaangażowana gospodyni, kobieta w podeszłym wieku, o

dużym doświadczeniu, podeszła do swej pani i pochyliła się nad nią.

— Panie Warnstetten, ona nie zemdlała, ona nie żyje —

powiedziała cicho.

Warnstetten zerwał się i popatrzył na nią z niedowierzaniem.

Wyciągnął przed siebie ręce, jak gdyby chciał zatrzymać te słowa.

— Kto... kto tu mówi o śmierci?

— Ja, panie Warnstetten. Niech pan tylko spojrzy w te zgasłe

oczy.

Warnstetten spojrzał z przestrachem w oczy żony. Czy nie patrzą

na niego ze strasznym oskarżeniem? Ukrył twarz w dłoniach.

— Nie, nie, to nie może być prawdą... Lekarz, żeby już był

lekarz! Proszę przynieść wody, szybko, zimnej wody... Ona musi

przyjść do siebie!

Gdy lekarz wreszcie przybył, mógł tylko potwierdzić słowa

gospodyni. Anna Warnstetten była już wolna od dręczącej ją obawy o

córkę.

Przez chwilę Warnstetten stał jak ogłuszony. Pierwsza myśl,

która do niego dotarła, dotyczyła Leny. Gdyby wiedziała, co się stało!

Nie, nie powinna się o niczym dowiedzieć, nawet wtedy, gdy wróci z

kościoła. Obawiał się wybuchu rozpaczy. Byłoby lepiej, aby myślała,

że matka śpi. Zaraz pojedzie przecież do Borkenhagen. Tam Frank

background image

może jej o tym oględnie powiedzieć, najlepiej dopiero jutro rano,

Służącej nakazał milczenie. Poprosił również lekarza, aby wrócił do

domu, ponieważ Lena, widząc go, mogłaby nabrać podejrzeń.

— Pan rozumie, drogi doktorze, moja córka zemdlałaby na wieść,

że matka umarła w czasie jej ślubu.

Lekarz zrozumiał to doskonale i pożegnał się. I tak nie mógł już

pomóc. Zamknął tylko zmarłej oczy i złożył jej ręce na piersiach.

Zdawało się, że pani Warnstetten śpi.

Tymczasem Lena stanęła z Borkenhagenem przed ołtarzem.

Kolana jej drżały, a wzrok był pełen rezygnacji. Nie docierało do niej,

co mówi ksiądz. Jego słowa brzmiały jak puste dźwięki.

— Dobry Boże, spraw, by stał się cud — błagała żarliwie w głębi

serca. — Pomóż mi, mój Boże... nie pozwól mi popełnić

krzywoprzysięstwa, uczyń ten cud! Weź moje życie albo wybaw

mnie!

Czuła wciąż taki ucisk w krtani, że wydawało jej się, iż będzie

musiała krzyknąć, aby nabrać powietrza. Przyszłość napawała ją

takim przerażeniem, że strach ściskał jej serce. Pomyślała znowu o

matce, która cierpi razem z nią. Wpatrywała się w twarz starego

pastora, jakby w niej mogła znaleźć ratunek. Ale jego krótkowzroczne

oczy nie dostrzegały tego cierpienia.

A Lena nadal wołała w duszy o cud, który wybawiłby ją. Ale

stało się tak, jak w przypadku tysiąca innych ludzi, którzy w potrzebie

serca błagają o cud. Cud się nie zdarzył.

background image

Drżącymi wargami wyszeptała słowo potwierdzenia przysięgi

małżeńskiej. Ksiądz wykonał swoje zadanie. Uznał jej ledwo

dosłyszalne “tak", podczas gdy pełne zwątpienia oczy Leny krzyczały

“nie!". Tego “nie" jego słabe oczy nie dostrzegły. A nawet gdyby je

zobaczył, nie zwróciłby na nie uwagi. Dla niego ważne było

potwierdzenie, nic poza tym.

Jak we śnie, jak w złym, potwornym śnie Lena pozwoliła się

poprowadzić przez mały, skromny kościół do powozu. Nie spostrzegła

młodzieży ze wsi, która wpatrywała się z podziwem w piękną pannę

młodą. Nie zauważyła również, że w kościele nie było ojca. Puściła

mimo uszu życzenia Freda, jak również pełen czułości szept męża. Jej

ciało, bez udziału świadomości, wykonywało każdy ruch. Nie broniła

się, gdy w drodze powrotnej mąż przytulił ją do siebie i okrył

pocałunkami. Nie zauważyła, jak cieszyła go jej uległość.

Po powrocie do Warnstetten Lena udała się do swego pokoju, aby

się przebrać. Gospodyni zdjęła jej welon i wianek, potem powiedziała

jej, że matka śpi. Lena nic nie odpowiedziała. Gdy uwolniła się od

welonu, kazała gospodyni odejść. Drżącymi rękami zamknęła za nią

drzwi i rzuciła się na sofę, chowając twarz w dłoniach. Leżała tak

dość długo. Następnie wstała i zdjęła ślubną suknię.

Tymczasem Warnstetten przeprowadził poważną rozmowę z

Fredem Borkenhagenem. Fred był do głębi poruszony śmiercią matki,

a jednocześnie obudził się w nim okropny lęk o Lenę. Jeżeli dowie się

teraz o śmierci matki? Mimo to sprzeciwił się życzeniu ojca, aby dziś

zataić przed Leną tę straszną wiadomość.

background image

— Ona nigdy by nam tego nie wybaczyła — stwierdził z

przekonaniem.

Borkenhagen był bardzo zdenerwowany. Nie zmartwił się

śmiercią pani Warnstetten, a wprost przeciwnie, miał nadzieję, że

Lena przylgnie do niego szybciej, gdy nie będzie miała przy sobie

matki. Jednak teraz, w dniu wesela, to, co się wydarzyło było mu

bardzo nie na rękę. Lena, gdyby się dowiedziała, z pewnością nie

odeszłaby od ciała matki, a on chciał ją mieć przy sobie. Była dziś tak

kochana i oddana, jak jeszcze nigdy. Wziął jej bezwolne zachowanie

za oddanie. Czy może pozwolić, aby pierzchł jej łagodny nastrój

zanim on się nim nacieszy; czy nie powinien wykorzystać go, aby

zawładnąć sercem Leny?

Warnstetten i Borkenhagen zastanawiali się dość długo, jak

postąpić i w końcu, mimo ostrzeżeń Freda, postanowili ukryć przed

Leną śmierć matki. Zdecydowali, żeby oględnie powiedzieć jej o tym

dopiero następnego dnia. Ponieważ podjęli taką decyzję, musieli

dopilnować, aby Lena nie wymknęła się niepostrzeżenie do matki.

Wkrótce powinna być bowiem gotowa do drogi. Borkenhagen stanął

przy drzwiach jej pokoju, a Warnstetten czekał przy schodach, aby w

razie potrzeby mu pomóc.

Tymczasem Fred udał się do pokoju matki. Z głębokim bólem

spojrzał w jej martwą twarz. Jak wielką miłością i dobrocią darzyła go

przez całe życie, jak mężnie i bez słowa skargi znosiła swój ciężki los!

A teraz jej serce nie potrafiło znieść cierpienia córki i dlatego odeszła.

background image

Cicho odmówił modlitwę i zszedł na dół. Martwił się o Lenę. Gdy

mijał jej pokój, zobaczył stojącego przed drzwiami Borkenhagena.

— Czy Lena jeszcze nie jest gotowa?

Borkenhagen przecząco potrząsnął głową. Zapukał do drzwi.

— Lenko, nie jesteś jeszcze gotowa? — zapytał czule.

Przez chwilę panowała cisza. Potem głos Leny odpowiedział:

— Zaraz schodzę.

W kilka minut potem stanęła na progu w eleganckim,

jasnoszarym kostiumie, uszytym przez najlepszego krawca.

Wyglądała prześlicznie. W swoich prostych, przez siebie szytych

sukienkach, nigdy nie prezentowała się tak elegancko.

Pod wpływem jej spojrzenia Borkenhagen zapomniał o całym

świecie. Przycisnął ją mocno do siebie i pocałował drżące usta.

— No chodź, Lenko, powóz czeka. Chcę cię wprowadzić w progi

twego nowego domu.

Odsunęła się od niego. Wydawało jej się ciągle, że to wszystko

dzieje się w upiornym śnie.

— Nie, najpierw pójdę do mamy. Jeszcze się z nią nie

pożegnałam. Zejdź na dół, zaraz do was przyjdę.

— Ach, Lenko! Miałem ci właśnie powiedzieć, że mama śpi.

Była bardzo słaba, więc dobrze się stało, że zasnęła. Nie chcesz jej

chyba przeszkadzać?

Lena potrząsnęła głową.

— Wejdę do niej cicho i pocałuję tylko w rękę. Nie opuszczę

domu bez pożegnania z mamą!

background image

Zaśmiał się z przymusem.

— Ależ, Lenko, zrobisz to, gdy będziemy wybierać się w podróż

dookoła świata, na co tak kategorycznie nie wyraziłaś zgody,

uparciuchu. Po co się żegnać, gdy jedziemy tylko do Borkenhagen?

Jutro rano przyjedziesz tu, aby odwiedzić mamę.

Lena próbowała odsunąć jego ramię.

— Pozwól mi, Frank, obiecałam mamie, że do niej jeszcze

przyjdę i jestem pewna, że na mnie czeka. Nie opuszczę domu, nie

spełniwszy mojej obietnicy! Jak możesz tego ode mnie wymagać?

Na czole Borkenhagena pojawiły się krople potu. Warnstetten

pospieszył mu z pomocą. Stojąc przy schodach, słyszał ich rozmowę.

Szybko wbiegł na górę.

— Lenko, mama była bardzo zmęczona. Zostaw ją w spokoju.

Nie przeszkadzaj jej. Przekażę jej twoje pozdrowienia.

Spojrzała na nich zdziwiona. Zauważyła bladą i wzburzoną twarz

Freda. Przyjrzała mu się i ogarnął ją niesamowity lek. Spróbowała

wyrwać się Borkenhagenowi, lecz nie zdołała.

— Fred! — krzyknęła. — Fred, co się stało z mama? Coś przede

mną ukrywacie! Dlaczego nie chcecie mnie do niej dopuścić?

Fred nie zdołał jej odpowiedzieć. Powstrzymywane łzy ściskały

mu gardło. Lena zadrżała i wyciągnęła do niego ręce.

— Fred, co z mamą?!

Rodzeństwo spojrzało sobie w oczy. Nie wypowiedzieli ani

jednego słowa, ale Leną targnął niepokój. Już nie myślała o swym

cierpieniu. Zawładnęła nią troska o matkę.

background image

Nagłym szarpnięciem uwolniła się i pospieszyła do pokoju matki.

Zanim mężczyźni mogli temu zapobiec, zniknęła za drzwiami i

zamknęła je od środka.

Po chwili z pokoju dobiegł przeraźliwy krzyk. Fred szarpał

klamką i prosił ją usilnie, aby go wpuściła. Nie uczyniła jednak tego.

Wstrzymując oddech nadsłuchiwali, co dzieje się w pokoju,

spoglądając na siebie z zakłopotaniem.

Fred przyłożył ucho do drzwi i usłyszał niewyraźny, cichy jęk.

Ponownie zawołał Lenę, ale drzwi pozostały zamknięte. Borkenhagen

w zdenerwowaniu szarpał wąsy, a Warnstetten niespokojnie

przeczesywał ręką włosy.

Lena upadła koło martwej matki. Całowała jej usta, martwe oczy

i pomarszczone dłonie. Z namiętną miłością szeptała imię matki,

gładziła blade policzki. Jej ciałem wstrząsały dreszcze. Uklękła i

patrzyła jak zahipnotyzowana w matczyną twarz, jakby w niej szukała

rozwiązania swoich problemów. Jej oczy nabrały dziwnego blasku,

rysy zaczęły się ożywiać.

— Tak, tak, mamo... rozumiem cię... cud... tak... mamo... moja

mamo... wiem… tak... to jest cud — szeptała.

Jej oczy miały błędny wyraz. Jeszcze raz serdecznie i czule

pocałowała matkę.

— Tak, mamo, pokazałaś mi drogę... jestem wolna... wolna...

teraz mnie nic nie powstrzyma!

background image

Powoli podniosła się i mechanicznie wygładziła spódnicę.

Rozejrzała się po pokoju i pałającymi nienawiścią oczyma spojrzała

na drzwi.

— On o tym wiedział i chciał to przede mną zataić. Śmierć matki

nie pasowała do jego weselnego nastroju.

Otrząsnęła się ze wstrętem. Ponownie rozejrzała się po pokoju.

Jej wzrok zatrzymał się na małych, pokrytych tapetą drzwiach.

Wpatrywała się w nie przez chwilę, potem wyciągnęła rękę, jakby

sama sobie chciała wskazać drogę. Podbiegła jeszcze raz do matki,

pocałowała jej usta i zawołała półgłosem:

— Idę, mamo!

Szybko zniknęła za drzwiami. Za nimi znajdowały się wąskie

schody, które prowadziły na zewnątrz. Wybiegła z pośpiechem, tak

jak stała, bez kapelusza i płaszcza. Nikt nie zauważył jej ucieczki, nikt

nie przypomniał sobie o ukrytych drzwiach. Pospiesznymi krokami

pobiegła przez topniejący śnieg do drogi, potem przecięła pola,

zmierzając w kierunku jeziora.

Biegła coraz szybciej. Jej eleganckie buty całkiem przemokły, ale

nawet tego nie zauważyła. Wzburzone spojrzenie kierowała prosto ku

celowi, a usta poruszały się, jakby z kimś rozmawiała. Spieszyła się

coraz bardziej. Wreszcie zobaczyła jezioro. Nie rozglądając się,

weszła na powierzchnię lodu, która pokryta już była wodą. Całkiem

wyraźnie widoczne było miejsce, gdzie niedawno usunięto lód.

Lena pobiegła w tym kierunku. Po chwili była już przed

przeręblą. Spojrzała na niebo.

background image

— Mamo, już idę do ciebie — wyszeptała tajemniczo.

Weszła na kruchy lód, który załamał się pod jej ciężarem.

Zniknęła pod wodą, nie wydawszy z siebie ani jednego krzyku...

Mężczyźni stali przez chwilę bezradnie przed zamkniętymi

drzwiami. Dopóki Fred słyszał jeszcze, jak Lena porusza się i

rozmawia ze zmarłą matka, był stosunkowo spokojny. Ale od

pewnego czasu nie dochodził stamtąd żaden dźwięk. Ta cisza była

bardzo niepokojąca. Zawładnął nim niejasny lęk, który udzielił się

również pozostałym. Gwałtownie szarpnął drzwiami.

— Leno, proszę cię, otwórz mi — zawołał głośno.

Nic się nie poruszyło. Jeszcze raz zapukał, a potem szarpnął

drzwiami. Borkenhagen także spróbował szczęścia.

— Lenko, otwórz, niepokoję się o ciebie.

Znowu nie było żadnej odpowiedzi.

— Leno!

— Lenko!

Wszystko na próżno, po tamtej stronie drzwi panowała grucha

cisza.

Fred powiedział zdecydowanie:

— Musimy wejść do środka. Może Lena zemdlała.

— Ale jak?

— Nie ma czasu na drugie rozważania, musimy wyważyć drzwi.

Na dole, przy schodach ukazały się zaciekawione twarze

służących. Warnstetten odprawił ich.

background image

Borkenhagen złapał mocnymi rękami klamkę i całym ciałem

runął na drzwi. Zamek nie trzymał mocno. Rozległ się głośny trzask i

drzwi otworzyły się. W tej samej chwili Fred z Borkerihagenem

wbiegli do pokoju. Warnstetten podążył za nimi wolno, ponieważ

obawiał się tego, co tam zastanie. Targnął nim niepokój o Lenę.

Po Lenie nie było ani śladu.

Fred pogłaskał czule zimny policzek matki, potem rozejrzał się

badawczo wokół siebie. Jego wzrok padł na małe, ukryte za tapetą

drzwi. Zanim pozostali ochłonęli nieco ze zdumienia, w jakie

wprawiło ich zniknięcie Leny, podszedł do drzwi, które były lekko

uchylone, i spojrzał na wąskie schodki.

— Leno!

Nie usłyszeli żadnej odpowiedzi.

Jeszcze w dzieciństwie rodzeństwo często używało tych schodów

w swych zabawach jako kryjówki. Fred wiedział, że prowadzą do

tylnej bramy w ogrodzie. Tędy Lena wyszła i nagle zrozumiał, gdzie

musi jej szukać. Przypomniała mu się scena nad jeziorem, która

wydarzyła się pamiętnego dnia przed Wigilią. Z dręczącą ostrością

zabrzmiały mu w uszach słowa Leny: „Jak dobrze byłoby mi w

cichym łożu na dnie. Gdybym nie miała matki, ta myśl nie

wydawałaby mi się straszna".

Zrobiło mu się słabo, ale nie poddał się temu.

— Szybko, na miłość boską, szybko nad jezioro! — zawołał

zdenerwowany.

background image

Spojrzeli na niego, nie rozumiejąc, o co chodzi. Ale pobiegli za

nim, gdy wypadł z pokoju. Na szczęście na dziedzińcu stał powóz, ten

sam, który miał zawieźć młodą parę do Borkenhagen. Mężczyźni

wsiedli do niego w nerwowym pośpiechu.

— Nad jezioro, niech pan jedzie jak najszybciej nad jezioro! —

zawołał Fred do woźnicy.

Podczas gdy powóz gnał w szalonym pędzie, Borkenhagen

zasypał Freda pytaniami. Ten jednak zagryzał tylko wargi i potrząsał

głową.

— Nie teraz! — powiedział głucho.

Ojciec nie spojrzał nawet na niego, siedział wciśnięty w kąt

powozu. Jego twarz była blada i zatroskana, w oczach czaił się strach,

a jego serce przepełniało poczucie winy.

“Twoje dzieło, twoje dzieło, twoje dzieło!" — skrzypiące w

śniegu koła zdawały się powtarzać te dwa słowa.

Warnstetten nie potrafił obronić się przed tym oskarżeniem.

Przed oczyma miał ostatnie, przerażające spojrzenie żony, które

oskarżało go mocniej i dotkliwiej niż tysiące słów.

Fred rozglądał się na wszystkie strony, szukając Leny. Musiała

mieć dużą przewagę. Ale ona biegła, może więc zdołają ja dogonić,

zanim dotrze do jeziora. W to, że byli na dobrej drodze, nie wątpił ani

przez chwilę. Borkenhagena paraliżował strach.

— Przecież to jest dzień mojego ślubu — wyjąkał, na jego

nalanej twarzy pojawiły się krople potu, gdyż mimo pośpiechu zdążył

założyć futro.

background image

Fred był bez płaszcza, a i Warnstetten nie zdążył niczego na

siebie narzucić. Wszyscy trzej byli bez nakrycia głowy.

Wreszcie wyłoniło się przed nimi jezioro. Fred trzymał rękę na

klamce, był przygotowany do skoku, wychylił się i krzyknął nagle.

Zobaczył Lenę, biegnąca po lodzie, prosto w kierunku przerębli.

— Stój! — krzyknął do woźnicy.

Gwałtownie wyskoczył z powozu i w gorączkowym pośpiechu

pobiegł za Leną. Nagle poślizgnął się i upadł. Zaraz podniósł się

jednak i biegł dalej. Chciał zawołać, powstrzymał się jednak, gdyż

przewidywał, że Lena przyspieszyłaby, gdyby zauważyła, iż ktoś ją

goni. Żeby upadła! Na miłość boską, żeby upadła, wtedy zdołałby ją

może jeszcze dogonić.

Nie zastanawiał się, co robią pozostali, nie wiedział nawet, czy

biegną za nim. Bezszelestnie podążał za swą nieszczęśliwa siostrą. Na

jego oczach osunęła się do wody. W biegu zrzucił z siebie marynarkę.

Jeszcze tylko kilka kroków... Zobaczył sukienkę Leny na powierzchni,

w tym miejscu, w którym wpadła do wody. Fred rzucił się szybko na

dość mocną jeszcze w tym miejscu taflę lodu i przysunął się do

przerębli. Zdecydowanym ruchem złapał sukienkę Leny i trzymał ją

mocno. Powoli przyciągał ją ku sobie.

W tym momencie zjawił się Borkenhagen z ojcem i pomogli mu.

Ze skamieniałymi przerażeniem twarzami razem wyciągnęli Lenę z

wody na powierzchnię lodu. Nie było to łatwe na mokrym,

niepewnym podłożu, w jakie odwilż zamieniła mocny dotąd lód.

background image

W milczeniu zanieśli bezwładne ciało do powozu. Woźnica

przyszedł im z pomocą. Fred spojrzał na niego.

— Niech pan odepnie jednego konia i sprowadzi lekarza. Będę

sam powoził.

— Gdzie ma przyjechać lekarz?

— Do Warnstetten.

Borkenhagen zerwał się.

— Nie, do Borkenhagen! —zawołał ze złością.

— Czy nie byłoby lepiej, Frank, gdybyśmy zabrali Lenę do

Warnstetten? — zapytał przygnębiony Fred. Zdawał sobie sprawę, że

Lena wolała rzucić się do jeziora niż udać się do Borkenhagen.

Frank zdenerwował się.

— Lena jest moją żoną i należy do mnie — powiedział

nieprzyjemnym głosem. Opanowawszy się jednak, kontynuował

spokojnie — w Borkenhagen będzie pod lepszą opieką, otoczona

wszelkimi wygodami, poza tym będziemy tam szybciej niż w

Warnstetten.

Ostatni argument przekonał Freda. Jeśli można było jeszcze w

ogóle pomóc, trzeba to zrobić jak najszybciej. Woźnica pojechał po

lekarza.

Mężczyźni ułożyli Lenę w powozie najwygodniej, jak tylko było

to możliwe. Nie wiedzieli, czy jeszcze żyje. Borkenhagen i

Warnstetten usiedli obok Leny, a Fred wskoczył na kozioł. Ojciec,

który nie powiedział dotąd ani słowa, obserwował tylko bladą twarz

Leny, sprawiającą wrażenie martwej.

background image

W drodze starali się, w miarę swych możliwości, przywrócić

Lenie przytomność. Przebywała w wodzie bardzo krótko, mieli więc

nadzieję, że to tylko omdlenie, spowodowane długim, męczącym

biegiem oraz kąpielą w lodowatej wodzie.

Borkenhagen drżącymi rękami wycierał wodę, spływającą z

włosów na twarz Leny. Czasami jej ciałem wstrząsały dreszcze.

Wzruszający wygląd jego młodej żony sprawił, że myślał cały czas

tylko o niej. Po raz pierwszy dotknęło go nieszczęście. Dotąd

spotykały go zawsze tylko przyjemności. Tym większy był to dla

niego szok. Nie mógł pojąć, że można dobrowolnie wyrzec się życia,

które niesie tyle radości.

Z mieszanymi uczuciami patrzył w nieruchomą twarz Leny. Po

raz pierwszy w życiu zawładnął nim przejmujący ból, który wywołał

łzy w jego oczach. Ale wśród tych wszystkich niejasnych uczuć

pojawiło się pytanie: dlaczego? Dlaczego Lena szukała śmierci? Czy

tak bezgranicznie kochała matkę, że jej śmierć uczyniła życie nie do

zniesienia? Czy szok, wywołany nieoczekiwanym widokiem martwej

matki, pomieszał jej zmysły? Jak Fred wpadł tak szybko na to, że

Lena mogła pójść nad jezioro? Dlaczego zbladł ze strachu, gdy

zobaczył otwarte drzwi? Wszystkie te pytania chaotycznie krzyżowały

się w jego głowie, gdy próbował cucić Lenę.

Herman Warnstetten był nie mniej wstrząśnięty. Ale on nie

musiał o nic pytać. Wiedział, co skłoniło Lenę do samobójstwa.

Mogła poświęcić swe życie dla matki, czerpiąc z miłości do niej

pociechę i siłę. Teraz, gdy odebrano jej tę miłość, poświęcenie to

background image

wydawało się jej bezsensowne. Teraz miała prawo uwolnić się od

tego, do czego ją zmuszono.

Zmuszono? Nie, nie, Hermanie Warnstetten. Ty sam obarczyłeś

dziecko tym ciężarem, ty popchnąłeś ją do samobójstwa. To również

ty masz na sumieniu przedwczesną śmierć żony, powiedziało ci to

przecież jej ostatnie spojrzenie. Jesteś mordercą, Hermanie

Warnstetten, podwójnym mordercą, jeśli twoja córka nie otworzy już

oczu. Nawet gdyby żaden sąd nie mógł cię oskarżyć, głos, który

właśnie odezwał się w twoim sercu, nigdy już nie umilknie, będzie cię

nieustannie oskarżać. Nigdy nie zapomnisz ostatniego spojrzenia żony

ani chwili, kiedy twoja córka osunęła się w ciemną otchłań.

Sprawiedliwość boża zapukała do twego zatwardziałego serca.

Jak będziesz mógł żyć ze świadomością własnej nikczemności? Teraz

idź i upajaj się życiem. Każdy kęs będzie wykrzywiać twoje usta,

każda kropla będzie parzyć twe żyły niczym ogień, w każdym

uśmiechu kobiety ujrzysz umierającą twarz żony.

Smutne było przybycie nowej pani na Borkenhagen do

odświętnie

przystrojonego

domu.

Służba, przygotowana

do

uroczystego powitania, rozpierzchła się szybko pod wpływem

ponurego wzroku pana.

Lenę zaniesiono do przygotowanej dla niej sypialni. Długoletnia

gospodyni i francuska pokojówka, którą Borkenhagen zaangażował

specjalnie dla młodej żony, rozebrały Lenę i założyły jej piękną,

obszytą koronkami koszulę nocną. Czasami kobiety wymieniały

background image

między sobą pytające spojrzenia, ale nie mówiły nic, ponieważ

Borkenhagen zatrzymał się w pokoju obok i poganiał je.

Fred pognał konno po lekarza, gdyż obawiał się, że woźnica nie

zdoła skłonić go do pośpiechu. Ale spotkał ich już przy bramie

parkowej i zawrócił. Gorączkowo zrelacjonował wypadek, dzięki

czemu lekarz już przygotowany podszedł do łóżka Leny. Nadal nie

dawała żadnego znaku życia. Ale wrażliwe ucho i przenikliwe

spojrzenie lekarza rozpoznały od razu, że Lena popadła w tak

głębokie omdlenie, że nie można było wykluczyć niebezpieczeństwa

śmierci.

Rozpoczął gorączkowe starania, aby ją ocucić. Gospodyni i

pokojówka pocierać Lenę rozgrzanymi ręcznikami, podczas gdy

lekarz robił sztuczne oddychanie. Fred i Herman Warnstetten oraz

Borkenhagen stali w sąsiednim pokoju przy drzwiach i nadsłuchiwali

w napięciu.

Wreszcie w zatrważającej ciszy rozległo się głębokie

westchnienie Leny. Mężczyźni drgnęli i zajrzeli do środka z niemym

pytaniem i nadzieją w oczach. Lekarz, nie przerywając pracy, kiwnął

głową twierdząco i dał im znak, aby się wycofali.

Borkenhagen objął Freda, jakby musiał dać namacalny dowód

swej radości, olbrzymie łzy stoczyły się po jego policzkach. Oczy

Freda również zwilgotniały, a zachowanie szwagra wzruszyło go.

Wiele mu w tej chwili wybaczył.

Warnstetten osunął się bezsilnie na fotel i ukrył twarz w dłoniach.

Po raz pierwszy od wielu lat modlił się żarliwie i obiecywał sobie

background image

solennie wszystko naprawić. Postanowił od dzisiaj stać się innym

człowiekiem. Zamierzał ciężko pracować, oszczędzać i zrobić

wszystko, by podźwignąć Warnstetten z upadku. Przecież powinien

zostawić synowi godny spadek.

Dla Leny chciał uczynić wszystko, co było w jego mocy. Być

może nie było jeszcze za późno, może pozyska jeszcze miłość dzieci,

możliwe, że Lena będzie szczęśliwa z Borkenhagenem. Frank był

przecież dla niej taki dobry i kochał ją ponad wszystko. Gdyby

wszystko poszło dobrze, gdyby mógł naprawić zło, które wyrządził,

wówczas nie przerażałoby go już wspomnienie żony, jej

oskarżycielskie spojrzenie zniknęłoby pewnego dnia z jego pamięci...

Lena została przywrócona do życia. Nie rozpoznawała jednak

otoczenia. Lekarz nie zezwolił nikomu zbliżać się do niej z wyjątkiem

pielęgniarki, po którą natychmiast posłano. Frank nie opuszczał

jednak sąsiedniego pokoju. W tych pełnych lęku dniach dokonała się

w nim wielka zmiana. Po raz pierwszy Frank Borkenhagen martwił

się o kogoś innego, a nie o siebie. Zawładnęła nim wszechpotężna

troska o życie ukochanej istoty. Jego własne pragnienia straciły dla

niego znaczenie. Coś na kształt matczynej miłości obudziło się w jego

sercu i uszlachetniło jego charakter.

Nigdy dotychczas do żadnej kobiety nie czuł tego, co w głębi

duszy czuł teraz do Leny. Jego matka umarła, gdy był jeszcze mały, a

krótko po niej zmarł również ojciec. Wyrósł i wychował się pod

opieką dziadka, człowieka bardzo mądrego, lecz twardego i

pozbawionego głębszych uczuć. Nauczył się od niego, że można dużo

background image

wymagać od życia, nic z siebie nie dając i nie ponosząc żadnych ofiar.

Wcześnie został jedynym właścicielem olbrzymiego majątku.

Wszyscy mu schlebiali i zawsze otrzymywał to, czego pragnął. To

wypaczyło jego charakter.

Lena oczarowała go początkowo swą urodą. Dumą i

nieprzystępnością obudziła w nim żądzę zawładnięcia nią za wszelką

cenę, nawet za cenę wolności. Nie wątpił ani przez chwilę, że z

radością przyjmie go jako kandydata do swej ręki. Ale gdy spostrzegł,

że ten zaszczyt nie zrobił na niej odpowiedniego wrażenia i dalej

odnosiła się do niego z chłodną uprzejmością, obudził się w nim

niepokój.

Kiedy mu powiedziała, że go nie kocha, nie wziął tego poważnie,

dopiero potem zrozumiał, że mogła to być prawda. Tym bardziej

pragnął ją posiąść, za żadną cenę nie oddałby jej nikomu. Ale całkiem

niezauważenie rozwijało się w jego sercu prawdziwe uczucie do Leny.

Jeden uśmiech lub ciepłe słowo podziękowania czyniły go

szczęśliwszym niż wszystko to, co do tej pory otrzymał od życia.

Tymczasem ona uciekła przed nim, uciekła w śmierć.

Dlaczego...? Nie umiał znaleźć odpowiedzi. Własne pragnienia

straciły dla niego wartość od chwili w której zobaczył ją osuwającą

się do wody. Jego miłość pogłębiła się i wyszlachetniała. Pragnienia

skupiły się na tym, aby zobaczyć ją znowu zdrową i uczynić

szczęśliwą. Od losu pragnął teraz szczęścia dla niej, nie dla siebie.

Fred przedłużył swój pobyt, aby wziąć udział w pogrzebie matki.

Jeszcze w dniu jej śmierci napisał do Henryka Romittena o tym, co się

background image

wydarzyło. Romitten, do głębi poruszony czynem Leny i śmiercią tak

szanowanej przez niego osoby, skrócił pobyt u premiera, aby oddać

pani Warnstetten ostatnia posługę. Obawa i troska o Lenę były ponad

jego siły. Fred musiał użyć wielu argumentów, aby powstrzymać go

przed udaniem się do Borkenhagen.

Lena leżała w gorączce, gdy jej matkę składano do grobu.

Borkenhagen nie pozwolił się nakłonić, aby choć na chwilę od niej

odejść. Fred wraz z ojcem przyjeżdżali codziennie do Borkenhagen,

aby dowiedzieć się, jak się czuje Lena. Zawsze otrzymywali tą samą

odpowiedź. Miała wysoka gorączkę, cały czas była nieprzytomna,

majaczyła. Borkenhagen kazał sprowadzić lekarza ze stolicy, ale

potwierdził on tylko diagnozę tutejszego lekarza: stan jest poważny,

ale nie beznadziejny.

Gdy Fred z ojcem wracali z Borkenhagen, na skraju lasu czekał

na nich zawsze Henryk Romitten i już z daleka przyglądał się im

poważnie, pragnąc wyczytać z ich twarzy, jak się czuje Lena.

Borkenhagen uzyskał wreszcie pozwolenie od lekarza na

przebywanie w pokoju chorej. Siedział godzinami nieruchomo przy

jej łóżku i przysłuchiwał się jej majaczeniu. Lena czule wzywała

matkę i krzyczała głośno na wspomnienie, że nie chciano jej do niej

puścić. Potem znów jęczała cicho i oskarżała ojca, że zmusza ją do

popełnienia samobójstwa. W chaotycznych słowach mówiła o tym, że

musi rozstać się z matką aby poślubić obcego mężczyznę, który budził

w niej wstręt i lęk.

background image

— Nie chcę zostać jego żoną, mamo! Pomóż mi! Boję się, boję

się! To mnie zabije! — skarżyła się tak, że Borkenhagen zaciskał ręce

aż do bólu i jęcząc zakrywał nimi twarz.

Jakże się bała małżeństwa z nim! Chciał krzyczeć z rozpaczy.

Czy nie jest wart jej miłości?

Wydawało się, że Lena usłyszała to pełne udręki pytanie.

Majacząc, wyciągnęła do niego ręce.

— Jesteś taki dobry, Frank — powiedziała ze wzruszeniem. — O

wiele lepszy niż myślałam. Zabierz pierścionek i perły, duszą mnie.

Och, nie bądź dla mnie tak dobry! Nie bądź tak dobry, bo to mi

sprawia ból...

Łzy płynęły mu po twarzy. Nie przejmował się tym, że widzi je

pielęgniarka. Gładził łagodnie i delikatnie smukłe dłonie Leny, na

których widniała błyszcząca obrączka.

— Dobry Frank, dobry. Zostaw mnie teraz, chcę zostać przy

mamie.. Zobacz, jaka jest blada, jaka cicha... Cii... ona śpi. Nie budź

jej. We... woda... głęboko w jeziorze... Tam jest panna młoda... blada

panna młoda... cicho! Ona śpi... a matka też... Jak pięknie, pięknie...

spokój…nareszcie spokój...

Mówiła tak dalej w pośpiechu, aż wyczerpana opadła z

zamkniętymi oczyma na poduszkę. Nie był to sen. Źrenice poruszały

się pod zamkniętymi powiekami, a rękami szukała czegoś wokół

siebie.

Jej myśli zawsze powracały do zmarłej matki, do dnia ślubu i

drogi nad jezioro. Nigdy nie wspominała Henryka Romittena ani

background image

swego brata. W ten sposób bezwiednie oszczędziła Frankowi męki.

Mógł bowiem wierzyć, że jej serce nie należy do niego, ani do nikogo

innego, oprócz zmarłej matki.

Pod wrażeniem ujawnionych przez nią w gorączce cierpień,

poprzysiągł sobie, że jeśli Lena wyzdrowieje i zostanie przy nim,

poświęci wszystko, aby uczynić ją szczęśliwa. Nie zwracając uwagi

na siebie, będzie dążył do tego, aby odzyskała wewnętrzny spokój.

Byle tylko z nim została, pozwoliła się sobą opiekować i otoczyć

troską, żeby znów była wesoła.

Wesoła? Po raz pierwszy uświadomił sobie, że nigdy nie słyszał

śmiechu Leny. Tylko czasami nikły uśmiech przemknął przez jej

twarz i zawsze go dziwnie wzruszał. Nie chciał dopuścić do siebie

myśli, że brakowało mu jej srebrzystego, wesołego śmiechu. Czy on

był tego przyczyną, czy też stosunki panujące w domu rodzinnym?

Zastanawiał się też nad zachowaniem Leny wobec ojca. Nie

kochała go. Również Fred odnosił się do niego ozięble i wrogo.

Warnstetten został odtrącony przez rodzinę. Dlaczego? Może dlatego,

że lekkomyślnie roztrwonił majątek w pogoni za przyjemnościami?

Do tej pory czuł w Warnstettenie bratnią dusze. Czy Lena dlatego go

nie kochała, że swym charakterem i zachowaniem przypominał jej

ojca?

Tak rozmyślał Frank, czuwając przy żonie. Nigdy nie zastanawiał

się tak dużo nad sobą i swoim życiem, jak w czasie tych trudnych

godzin choroby Leny.

background image

Fred nie mógł obronić się przed wzruszeniem, patrząc na tego

potężnego i niezgrabnego mężczyznę, który tak troskliwie opiekował

się jego siostrą. Opowiedział o tym Romittenowi. Henryk słuchał tych

pochwał z mieszanymi uczuciami. Czuł się winny, że nie potrafi

zapomnieć o Lenie.

W dalszym ciągu ją kochał. Gdyby Borkenhagen był dla niej

niedobry, Henryk nie obciążałby swojego sumienia wyrzutami, że nie

potrafi wymazać jej z pamięci. Ale Fred opowiedział mu o czułej

opiece, jaką Borkenhagen otaczał Lenę. Dlatego uznał, że powinien

zapanować nad swoim sercem.

Ale miłości nie można rozkazywać. Od kiedy dowiedział się, że

Lena chciała popełnić samobójstwo, aby w ten sposób uciec od

Borkenhagena, jego uczucie jeszcze się umocniło. Jak będzie

wyglądać jej przyszłe życie? Jak się poczuje, gdy powróci ze świata

snutych w gorączce marzeń do rzeczywistości?

Myśl ta opanowała go do tego stopnia, że nie był w stanie zająć

się czymkolwiek. Żył z dnia na dzień i dopiero na początku marca,

gdy nadeszła wiosna i trzeba było zacząć pracę w polu, w wypełnianiu

codziennych obowiązków znalazł ucieczkę od ponurych medytacji.

Powrócił również premier i regularnie odwiedzał Romittena.

Słyszał o nieszczęściach, które dotknęły Warnstetten i domyślał się,

jak głęboko Henryk był tym poruszony. Próbował go wiec

wprowadzić w lepszy nastrój. Wiedział, jakie obowiązki nakłada

przyjaźń. Pojechał osobiście do Borkenhagen, aby dowiedzieć się o

stan zdrowia Leny.

background image

Jeszcze kilka tygodni wcześniej Frank przyjąłby podobne

odwiedziny z radością i dumą i wynosiłby się ponad innych. Teraz

przyjął gościa z roztargnioną grzecznością i życzył sobie w duchu,

aby ten jak najszybciej odjechał. Jednak uprzejmie zdał relację o

stanie zdrowia żony.

Wydawał się zupełnie odmieniony. Premier nie poznawał tego,

niegdyś głośno i natrętnie zachowującego się lizusa, który robił

wszystko, aby zaskarbić sobie jego przychylność. Teraz robił

przyjemniejsze wrażenie. Borkenhagen odetchnął z ulgą, gdy premier

się pożegnał i natychmiast wrócił do pokoju chorej.

Jasny promyk marcowego słońca przedarł się do sypialni Leny.

Przez otwarte okno docierało do pokoju ciepłe, pachnące wiosną

powietrze. Po długich i męczących majaczeniach Lena po raz

pierwszy spała głębokim, zdrowym snem. Gdy rano przyszedł lekarz i

zobaczył swa pacjentkę bez gorączki, śpiąca spokojnie, szepnął

ucieszony Borkenhagenowi:

— Uratowana.

Teraz należało pozwolić Lenie spać tak długo, jak będzie chciała.

Na polecenie Borkenhagena w całym majątku i najbliższej okolicy

panowała cisza.

Fred i Herman Warnstetten otrzymali radosną wiadomość, że

Lena przezwyciężyła kryzys i wraca do zdrowia, gdy, jak każdego

dnia, przyjechali do Borkenhagen. Ich radość była nie do opisania.

Wracali z lekkim sercem do domu, przekazując po drodze wspaniałą

background image

nowinę Romittenowi. Nie uwolniło ich to jednak od niepokoju. Nie

byli bowiem pewni, jak Lena zareaguje, gdy odzyska przytomność.

Z niepokojem w sercu Frank Borkenhagen siedział nadal przy

łóżku Leny i rozmyślał, co powinien jej powiedzieć, gdy się obudzi.

Nie wiedział, jak ma ją przekonać o swej głębokiej, prawdziwej

miłości.

Jego spojrzenie nieustannie kierowało się na nią. Leżała skulona

jak śpiące dziecko. Koronki spływały na piękne, nieco zbyt szczupłe

ramiona i równomiernie podnoszącą się i opadająca pierś. Ciężkie,

ciemne warkocze, które pielęgniarka podczas choroby tylko pobieżnie

mogła uczesać, leżały rozrzucone po obu stronach śpiącej. Wychudła

twarz sprawiała wrażenie głębokiego spokoju. Piękne rysy nie

zmieniły się w czasie choroby.

Borkenhagen poczuł wzruszenie podziwiając, jak pięknie

wygląda, mimo przebytej choroby. Ale wyzbył się już dawnych

pragnień, by ją całować i przytulać. Bardzo się zmienił. Jeśli w sercu

budziło się jeszcze coś na kształt egoizmu, dotyczyło to Leny, aby

uczynić ją szczęśliwą.

Odesłał pielęgniarkę, aby przynajmniej raz mogła się porządnie

wyspać. Od kilku godzin był sam z Leną i nadsłuchiwał jej

równomiernego oddechu. Około trzeciej po południu zauważył, że jej

sen staje się niespokojny, jak u ludzi, którzy powoli się budzą.

Nieruchomo siedział w swym fotelu, ustawicznie się w nią wpatrując.

Przeciągnęła się, lekko ziewnęła i otworzyła oczy. Nie miał

odwagi się poruszyć, w jego oczach pojawiły się łzy. Powoli

background image

rozejrzała się po pokoju, przesunęła ręką po jedwabnej pościeli i

pytająco spojrzała w jego oczy, nie wypowiedziawszy ani jednego

słowa. Powoli zbierała myśli, jej policzki zabarwił lekki rumieniec.

Patrzyła na niego niespokojnie, z niemym pytaniem.

Pochylił się powoli nad nią i delikatnie uścisnął jej dłoń.

— Lenko, moja najdroższa Lenko!

Spojrzała na niego ze skupieniem w oczach.

— To ty, Frank? — zapytała, z trudem przypominając sobie jego

imię.

Jego oczy przysłoniły łzy.

— Tak, Lenko, to ja. Jak się czujesz?

— Ach! Miałam taki okropny sen — odpowiedziała w zadumie.

— Ale już się obudziłaś — pocałował z czułością jej rękę, na

którą spadły łzy.

Odwróciła się do niego.

— Ty płaczesz, Frank? Co się stało?

Nie zdołał odpowiedzieć, potrząsał tylko głowa.

Nagle obiegły ją wyraźne wspomnienia. W ciągu paru minut

ponownie przeżyła dzień ślubu od momentu pożegnania z matką,

poprzez drogę do kościoła, aż do chwili w której zniknęła w głębi

jeziora. Jej ręce drgnęły i zacisnęły się w obronnym geście.

— Ja... To nie ja! Co się ze mną stało? Gdzie jestem?

— Uspokój się, Lenko. Nie myśl już o tym, to był straszny sen!

— Nie, to nie był sen. Teraz wszystko sobie przypominam.

Wszystko!

background image

Lena była zbyt słaba, aby odczuwać zdenerwowanie. Patrzyła na

Franka rozszerzonymi lękiem oczyma.

— Moja mama nie żyje, prawda?

— Nie myśl o tym, Lenko. Musisz na siebie uważać, nie

denerwuj się!

— Ja... o nie... Tak jest lepiej, teraz jest spokojna, odpoczywa w

pokoju... moja kochana mama — mówiła słabym głosem.

Frank gwałtownym ruchem otarł łzy. Spojrzała na niego.

— Jakie to dziwne. Ty płaczesz, Frank? Wydajesz mi się taki

inny.

Pogłaskał jej dłoń.

— Bo zmieniłem się, Lenko. Nie ma już Franka, którego się

obawiałaś i który cię dręczył. Moja kochana Lenko, aż tak bardzo się

mnie bałaś? Drogie dziecko, tak cię przecież kocham, tak

bezgranicznie cię kocham. Bądź spokojna, już nigdy nie będę cię

dręczył, nigdy! Słyszysz? Zaufaj mi. Mów mi o wszystkim, co cię

trapi i czego sobie życzysz. Dam ci gwiazdkę z nieba, jeśli tylko

zechcesz. Dla siebie nie chce niczego, jeśli tylko pozwolisz mi

spełniać twoje życzenia. Chciałbym przenieść cię na rękach przez

życie, aby twoje stopy nie musiały stąpać po cierniach.

Przysłuchiwała się temu w zamyśleniu. Jeszcze nie była w pełni

świadoma, czuła się jeszcze zbyt słaba, aby móc jasno myśleć. Ale

uspokoiła się. Nie musiała obawiać się mężczyzny, który siedział koło

niej. Jego oczy nie błyszczały już pożądaniem i nie wzbudzały w niej

lęku. Natomiast było coś dobrego i czułego w jego zachowaniu.

background image

Czuła, że pozbyła się strachu przed nim, życie z nim nie wydawało się

już takie straszne.

— Jesteś dobry, Frank, zawsze o tym wiedziałam.

— A jednak uciekłaś ode mnie... w śmierć! — powiedział z

łagodnym wyrzutem.

Zamyśliła się. Potem powiedziała cicho:

— Bałam się małżeństwa, Frank. Poza tym... moja mama... leżała

martwa... z nieruchomą, zimną twarzą. Nie chciałeś mnie do niej

puścić, chciałeś mnie zabrać do Borkenhagen... a przecież umarła

moja mama! Dlatego nienawidziłam ciebie, nienawidziłam życia... nie

chciałam dłużej żyć, nie chciałam...Coś mnie wypchnęło na zewnątrz,

musiałam to zrobić, bo... — zamilkła i spojrzała na niego.

Chciała powiedzieć: bo kocham Henryka Romittena, lecz

zostałam zmuszona poślubić ciebie. Ale nie powiedziała tego.

Pomyślała, że sprawiłaby mu tymi słowami wielka przykrość. On ją

przecież kochał. Do tej pory myślała egoistycznie tylko o sobie. Teraz

zrozumiała, że on też musiał cierpieć z jej powodu i nadal cierpi.

Obudziło się w niej ciepłe współczucie. Cóż mógł na to poradzić,

że tak bardzo do niej nie pasował. Czy nie było to z jej strony

niesprawiedliwe, że myślała tylko o sobie? Z jaką miłością i czułością

przemawiał do niej. Ofiarował jej wszystko, co tylko mógł, a ona

okazała mu niechęć. Miłość do niej zmieniła go, jak bardzo musiał ją

zatem kochać.

Była teraz jego żoną. Nie czuł do niej urazy, że wolała rzucić się

w objęcia śmierci, niż w jego. Jak mogła go teraz odepchnąć mówiąc:

background image

Kocham innego. Nie, nic mogła tego uczynić. Bóg nie pozwolił, aby

umarła. Musiała więc żyć dalej. I jeśli nie mogła sama być szczęśliwa,

powinna postarać się uszczęśliwić innych.

Borkenhagen pogładził ze wzruszeniem jej rękę.

— Mów, Lenko — powiedział. — Powiedz mi wszystko. To

prawda, byłem odpychającym człowiekiem, nie miałem cierpliwości

czekać, aż obudzi się w tobie choć cień sympatii do mnie, nie

umiałem zdobyć twego zaufania. Zadręczałem cię nieopanowanym,

porywczym zachowaniem, dlatego się mnie bałaś, dlatego wolałaś

popełnić samobójstwo. To było straszne z mojej strony, że nie

chciałem pozwolić ci zobaczyć matki, gdyż przypuszczałem, że

jestem bliski spełnienia mych marzeń.

Chciałem wreszcie mieć cię dla siebie, nasycić się tobą.

Zazdrościłem twojej matce, że tak bardzo ją kochasz, ale ona

zasługiwała na twą miłość, prawda? Ale ja? Co ja zrobiłem, by

zasłużyć na twą miłość? Nic, prawie nic! Chciałem obwiesić cię

biżuterią, aby z dumą przedstawić cię ludziom jako moją narzeczoną.

Ale zrozum, Lenko, nigdy przedtem nie znałem kobiety takiej jak ty.

Wyrosłem w samotności, nie miałem matki. Dotychczas wystarczyło

mi wyciągnąć rękę, aby otrzymać wszystko, czego chciałem. Nie

wiedziałem jak postępować z tak cudowną, kochaną istotą jak ty.

I zadręczyłbym cię, biedna Lenko. Teraz to zrozumiałem i będę

cierpliwie czekać, aż mi zaufasz. Chcę cię ochraniać i opiekować się

tobą jak ukochanym dzieckiem. Straciłaś matkę, dlatego chciałbym

background image

spróbować zastąpić ci ją. Zostaniesz ze mną, nie będziesz się już bała,

prawda? — pocałował jej rękę.

Pogładziła go łagodnie po włosach.

— Powinniśmy się nauczyć wzajemnego zrozumienia, Frank.

Muszę cię przeprosić. Chciałabym wszystko naprawić. Musisz być

jednak cierpliwy — powiedziała cicho.

Gdy poczuł pieszczotę jej ręki, bardzo się wzruszył. Była to

pierwsza dobrowolna pieszczota, którą go obdarzyła. Poczuł się

szlachetny i dobry. Spojrzał na nią promieniując miłością.

— Lenko, moja Lenko!

Uśmiechnęła się słabo.

Fred znowu wyjechał. Przed wyjazdem Frank pozwolił im zostać

przez chwilę sam na sam. Od Freda Lena dowiedziała się, jak mąż

poświęcał się dla niej.

— Jestem zmęczona, pozwól mi spać.

Troskliwie ułożył ją na poduszce.

— Nie jesteś głodna? Może chcesz coś zjeść?

— Nie, teraz nie. Ale jak się wyśpię...

Obudziła się dopiero następnego dnia rano. Gdy otworzyła oczy,

Frank tak jak wczoraj siedział przy łóżku. Nieopodal okna stała

pielęgniarka.

Lena uśmiechnęła się do męża.

— Jestem głodna — powiedziała.

background image

Zaraz przyniesiono jej śniadanie, przygotowane według zaleconej

przez lekarza diety. Pielęgniarka podała je Lenie, a Frank przyglądał

się w skupieniu, jak jadła.

— Smakuje ci, Lenko? — zapytywał kilkakrotnie.

Potakiwała głową twierdząco, nie chcąc sobie przerywać. Jak

powracające do zdrowia dziecko uważała za oczywiste, że się ją

rozpieszcza. Cieszyła się z powrotu do zdrowia. Ciało domagało się

swych praw, chciała odzyskać utracone siły.

Gdy Lena skończyła jeść śniadanie, nadeszli Fred i Herman

Warnstetten. Mogli wreszcie wejść na chwilę do pokoju chorej. Lena

spojrzała na nich z niepokojem. Fred promieniał radością. Natomiast

Warnstetten spojrzał trwożliwie i z niemą prośbą w oczach na

uratowaną córkę.

Lena podała mu rękę, nie mogła jednak wymówić ani słowa.

Niebawem musieli wyjść, gdyż lekarz nie zezwolił im na dłuższą

wizytę.

Lena szybko powracała do zdrowia. Na życzenie Borkenhagena

lekarz przychodził codziennie, chociaż nie potrzebowała już jego

pomocy. Stwierdził, że prawdopodobnie pod wpływem szoku

spowodowanego nagłą śmiercią matki Lena straciła panowanie nad

sobą i próbowała popełnić samobójstwo. To wyjaśnienie przekazano

służbie i sąsiadom, którzy dowiedzieli się o tym wypadku.

Nie wiadomo, czy wszyscy w to uwierzyli. Ale nawet ci, którzy

w to powątpiewali, nie ośmielili się mówić o tym głośno. Faktem było

bowiem, że młode małżeństwo żyło teraz bardzo harmonijnie.

background image

Frank Borkenhagen dotrzymał słowa. Czynił wszystko, aby

spełnić życzenia Leny. Jak długo musiała pozostać jeszcze w łóżku,

nie odstępował jej ani na krok. Czytał jej na głos, opowiadał o

wszystkim, co mogło ją zainteresować, i troszczył się skrupulatnie,

aby wypoczywała.

Zapytała go cicho, w jaki sposób została uratowana, a on jej

wszystko opowiedział. Wspomniał jej również o niepokoju

Romittena. Wtedy jej ciałem wstrząsnął dreszcz, a ciemny rumieniec

zabarwił policzki.

— Proszę cię, Fred, idź do niego i powiedz, że nie musi się już o

mnie martwić. Ułożę sobie życie i spróbuję dać szczęście innym, jeśli

sama nie mogę być szczęśliwa. Jeśli chce uczynić coś, aby ułatwić mi

życie, powinien o mnie zapomnieć. Zrobisz to dla mnie?

— Chętnie, Leno. Jeszcze jedno, siostrzyczko. Od tamtego

strasznego dnia nasz ojciec bardzo się zmienił. Zrezygnował z

wszystkich przyjemności i pracuje niezmordowanie od rana do

wieczora. Śmierć matki i lęk o ciebie miał na niego zbawienny

wpływ. Powiedział mi, że chce spróbować wydźwignąć Warnstetten z

upadku. Frank chce mu w tym pomóc. Nie bądź nieubłagana, Leno,

gdy ojciec przyjdzie cię odwiedzić. Spróbuj na niego wpłynąć, masz

teraz nad nim ogromną władzę. Obiecaj mi to!

Uścisnęła jego rękę.

— Nie martw się, Fred. Nie jestem już tak krytyczna wobec

innych. Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi i popełniamy błędy. Nie

gniewam się już na ojca. Co ma być, będzie. Gdybym miała jeszcze

background image

matkę, byłabym całkiem zadowolona i spokojna. Czy wiesz, jak

umarła?

Opowiedział jej. Płakała cicho.

— Lęk o mnie złamał jej serce. Powinnam była być silniejsza,

powinnam jej pokazywać tylko wesołą twarz. A tak musiała dźwigać

moje cierpienie wraz ze swoimi, a to już było za wiele. Biedna,

kochana mama!

— Nie płacz, Leno, proszę cię. Frank byłby w stanie mnie zabić,

gdyby zobaczył, że wywołałem twoje łzy. Co zrobiłaś ze swego męża,

siostro! Nigdy nie widziałem jeszcze, żeby człowiek mógł się tak

zmienić.

Lena westchnęła cicho.

— Tak, kocha mnie o wiele bardziej, niż przypuszczałam. Wiem,

że mogę zrobić z nim wszystko. Świadomość ta nakłada na mnie

obowiązki, które chcę uczciwie spełnić.

Gdy Lena mogła wreszcie opuścić łóżko, Frank nosił ją wszędzie

na rękach jak dziecko. Czuł się nawet trochę zawiedziony, że za

szybko odzyskiwała siły i zaczęła sama chodzić.

Pielęgniarkę można było zwolnić. Młodej żonie usługiwała teraz

pokojówka. Podobnie jak zmieniła Borkenhagena, pod wpływem

Leny cały majątek nabrał również innego wyglądu. Starając się, by

mąż nie poczuł się dotknięty, zwracała uwagę na przesadę i

niegustowny przepych urządzenia domu.

background image

Frank nie tylko nie poczuł się urażony, ale czuł się szczęśliwy, że

Lena interesuje się swym nowym domem. Zresztą wszystko co robiła,

było jego zdaniem słuszne, każde jej życzenie musiało być spełnione.

Wiedziała, że tak, jak nadała jego domowi inny wygląd, może

przyjaznym słowem i błagalnym spojrzeniem zmienić jego

zachowanie i sposób bycia.

Z miłości do niej ściszał swój donośny głos, nie cmokał już

nieprzyjemnie wargami, stał się bardziej uprzejmy. Były to drobiazgi,

na które wystarczyło mu delikatnie zwrócić uwagę.

— Powiedz mi tylko, Lenko, co ci się we mnie nie podoba! Chcę

zrobić wszystko, aby wydać ci się milszym — powiedział pewnego

razu, gdy przepraszała go za to, że wytknęła jego niedociągnięcia. —

Nie mógłbym gniewać się o to na ciebie. Za bardzo cię kocham.

Podoba mi się wszystko, co mówisz i robisz.

Tak mijały tygodnie. Na wsi wiosna rozkwitła całym swym

przepychem. Park się zazielenił, przed domem kwitły kolorowe

kwiaty. Lena codziennie przebywała teraz kilka godzin na świeżym

powietrzu. Wszędzie tam, gdzie jej się szczególnie podobało, Frank

kazał poustawiać wygodne ławki. Prowadził ją tam i cieszył się jak

dziecko, gdy mu dziękowała.

Przedtem Lena nigdy nie przypuszczała, że żyjąc w ten sposób,

będzie czuła się dobrze. Czasami jednak powracało uczucie

przygnębienia. Frank zauważał to nawet wtedy, gdy starała się usilnie

ukryć swój nastrój. Był wtedy tak nieszczęśliwy, że wstydziła się, iż

background image

nie potrafi nad tym zapanować. Czuła wtedy takie wyrzuty, że

Borkenhagen musiał usprawiedliwiać ją przed samą sobą.

— Nie powinnaś się do niczego zmuszać, Lenko. Jeśli jesteś

czasem smutna i masz ochotę popłakać, nie zwracaj na mnie uwagi,

dobrze?

Wtedy musiała się uśmiechnąć i dziękowała mu, głaszcząc jego

policzki.

— Frank, kochany Frank. Co mogę zrobić, aby podziękować ci

za twą miłość?

— Nic, Lenko, nic. Jestem szczęśliwy, że podoba ci się u mnie.

Nie jestem już aż taki okropny, prawda? Już się mnie nie obawiasz?

— Nie, Frank, z pewnością nie!

Aby sprawić mu przyjemność, nie nosiła już czarnych sukienek.

— To wygląda tak ponuro, Lenko. Wydaje mi się, że w czarnych

sukienkach nie potrafisz być wesoła — powiedział pewnego razu.

Od tego czasu zrezygnowała z czerni. Uważała, że żałobę po

śmierci ukochanej matki nosi w sercu i nie musi wyrażać tego strojem.

Dlaczego więc nie miałaby mu sprawić radości?

Frank zamówił dla niej przepiękne, białe suknie. Gdy próbowała

go powstrzymać, rzekł z prośbą w głosie:

— Pozwól mi, Lenko. Za każdym razem sprawia mi ogromną

przyjemność, gdy mogę cię czymś obdarować. W każdej nowej

sukience wydajesz mi się jeszcze piękniejsza. Zdaje mi się, że urosłaś

w czasie choroby.

Uśmiechnęła się.

background image

— To tylko wrażenie wywołane dłuższymi sukniami.

— Tak, to możliwe. Ale ty powinnaś nosić tylko długie suknie,

bo wtedy wyglądasz jak królowa. Przy tobie jestem tylko

niezgrabnym giermkiem.

— Rozpieścisz mnie tak, że stanę się zarozumiała —

przekomarzała się z nim.

— Ty nigdy nie będziesz zarozumiała.

Ojciec Leny odwiedzał Borkenhagen kilka razy w tygodniu.

Odnosiła się do niego z taką serdecznością, na jaką było ja tylko stać.

Ani jednym słowem nie wspominali o dawnych urazach. Lena

interesowała się wszystkim, co robił. Prosiła męża, aby pomagał ojcu,

żeby ten nie zraził się do pracy i nie stracił entuzjazmu.

Dla Franka była to okazja, aby spełnić prośbę Leny. Omówił z

Warnstettenem wszystkie szczegóły dotyczące nowoczesnej uprawy

roli oraz obiecał wykupić plony dla potrzeb swej fabryki. Zachęcony

tym Wanistetten zdecydował się na uprawę szparagów i przyszłość

pokazała, że było to bardzo opłacalne.

Aby ojciec nie czuł się wieczorami samotny, Lena prosiła go, aby

często odwiedzał Borkenhagen. Sama też często jeździła do

Warnstetten, by złożyć kwiaty na grobie matki. Zazwyczaj

towarzyszył jej mąż.

Przejeżdżając po raz pierwszy od pamiętnych wydarzeń obok

jeziora, Lena rozszerzonymi lękiem oczyma przyglądała się

błyszczącej w promieniach słońca tafli wody. Frank chwycił ją za rękę

background image

i uścisnął mocno, jakby obawiał się, że może mu znowu uciec.

Zauważył, że lekko drżała.

— Nie myśl już o tym, Lenko — poprosił z troską w głosie.

Potrząsnęła głową.

— Myślę o tym, jak nierozsądnie wtedy postąpiłam, Frank.

— Nierozsądnie? Uważasz teraz, że to było nierozsądne, Lenko?

— zapytał, wstrzymując oddech w oczekiwaniu odpowiedzi.

— Tak, to było godne potępienia.

— I nie żałujesz, że cię uratowano?

— Nie, Frank, to byłaby niewdzięczność.

— Ach! Jakże się cieszę, Lenko. Świadczy to o tym, że nie jesteś

ze mną aż tak nieszczęśliwa.

— Nie, nie jestem nieszczęśliwa przy tobie, Frank. Uwierz mi.

— Moja kochana... kochana Lenko!

Między małżonkami często dochodziło do takich scen. Gdy

Herman Warnstetten niespokojnie wpatrywał się w twarz Leny, mógł

w niej wyczytać wyraz zadowolenia, ale nic poza nim.

Gdy Lena była już całkiem zdrowa i silna, mąż zaproponował,

aby udali się w podróż poślubną. Lena zgodziła się, nie tylko po to, by

sprawić mu radość. Zrobiła to również dlatego, że miała nadzieję

zapomnieć w podróży o tym, co czasem jeszcze dręczyło jej duszę.

Od owego spotkania nad jeziorem nie widziała Henryka Romitten

i starała się usilnie nie myśleć o nim. Tylko czasami docierały do niej

wiadomości o Henryku.

background image

Pewnego razu mąż opowiedział jej o tym, że premier ma zamiar

wkrótce się zaręczyć. Przy okazji wspomniał o jego przyjaźni z

Romittenem.

— Zobacz, Lenko — powiedział spokojnie — i tę moją przywarę

udało ci się wyplenić. Jeżeli o mnie chodzi, nasz premier może być

serdecznie zaprzyjaźniony z Romittenem, nie zazdroszczę mu tego, bo

mam ciebie. Życzę Romittenowi, żeby bogato się ożenił, nie musiałby

wówczas tak się zapracowywać.

Lena poczuła jak krew odpływa z jej twarzy i szybko się

odwróciła, aby mąż tego nie zauważył. Tego wieczora długo

przewracała się z boku na bok, nie mogąc zasnąć. Cierpiała na myśl o

Henryku zaręczonym z inna kobieta. Nie mogła tego znieść. Czy

mogło do tego dojść? Dopiero teraz w pełni zrozumiała, co musiał

czuć Henryk, gdy dowiedział się, że wychodzi za maż za innego.

Przeleżała bezsennie pół nocy. Następnego dnia była blada i

zmęczona. Frank zmartwił się tym bardzo i Lena musiała go poważnie

zbesztać, by przestał się nad nią rozczulać. Wytłumaczyła mu, że

robiła już plany ich podróży i dlatego poszła późno spać.

To odwróciło jego uwagę. Przyniósł prospekty biur podróży i

zaczął wypytywać ja, co chciałaby zwiedzić. Chciała pojechać do

Wenecji i Mediolanu, potem do francuskiej części Szwajcarii, na

koniec zostawiając sobie Paryż. Wiedziała, że wyrażając te życzenia,

sprawia mu ogromną radość.

Z entuzjazmem układał trasę podróży. Tak zagłębił się w planach,

że sięgnęła po kapelusz i parasolkę i zwróciła się do niego:

background image

— Nie potrzebujesz mnie już, Frank. Nie znam się na planowaniu

podróży. Wyjdę na godzinkę na spacer.

— Zrób tak, Lenko. Ale nie chodź za daleko, abyś się nie

zmęczyła. Obiecaj mi, że nie zbliżysz się do jeziora.

Pogłaskała go po czole.

— Nie, Frank, nie pójdę nad jezioro, masz moje słowo.

Pozwolił jej pójść. Patrzył na nią przez okno, aż nie zniknęła za

drzewami. Potem wrócił do pracy.

Lena przeszła przez park, aż do szerokiej, żelaznej bramy, a

potem weszła do lasu, leżącego na granicy. Ogarnęła ja

nieprzezwyciężona pokusa, aby rzucić okiem na dom, który odegrał

taką rolę w jej marzeniach i tęsknotach. Gdy za kilka dni wyjedzie,

chciałaby spróbować przyzwyczaić się do myśli, że w domu Henryka

zamieszka pewnego dnia inna młoda kobieta.

Na skraju lasu usiadła na pniu drzewa i spojrzała na Romitten,

oświetlany blaskiem słońca. Wyglądał naprawdę pięknie. Siedziała

nieruchomo z głową oparta na rękach. Cierpienie obudziło się w jej

sercu z dawną siłą, tęsknota za nieosiągalnym wywołała łzy.

Tak głęboko pogrążyła się w bólu, że nie usłyszała Henryka

Romittena, zbliżającego się wąską, polną dróżką. Dopiero gdy ją

zobaczył i z cichym okrzykiem zatrzymał się przed nią, zerwała się

wystraszona. Patrzyli na siebie jak dwoje spragnionych ludzi, którzy

widzą przed sobą życiodajne źródło.

— Leno... przepraszam, pani Borkenhagen... Ja... czy

przestraszyłem panią?

background image

Pośpiesznie wytarła łzy i z wysiłkiem opanowała się.

— Ja... poszłam na spacer i poczułam się zmęczona. Chciałam tu

trochę odpocząć — powiedziała cicho.

Skinął głową, jakby chciał potwierdzić, że w to wierzy. Ale mimo

woli na usta cisnęły mu się słowa:

— Powinna pani unikać tej drogi, muszę nią często przejeżdżać.

Złapała głęboki oddech.

— Wkrótce nie będę już tedy przechodziła. Za kilka dni

wyjeżdżamy... na kilka tygodni. I... przed wyjazdem chciałam jeszcze

rzucić okiem na pański dom.

Henryk spojrzał w kierunku swego domu.

— Tak, stad widać Romitten bardzo wyraźnie.

Przez chwilę panowało milczenie. Potem on zapytał zdławionym

głosem.

— Jak się pani miewa?

Cicho westchnęła.

— Przyzwyczajam się do cudem odzyskanego życia.

Wzdrygnął się i, pobladły, zbliżył się do niej o krok.

— Jak pani mogła to zrobić, Leno? To okropne! Nie pomyślała

pani, jak mnie by to zabolało?

Spuściła głowę w poczuciu winy.

— Nie... myślałam tylko, że nie zniosę dłużej życia. Chciałam je

zakończyć. To było nierozsądne, wiem o tym, to było tchórzostwo.

Ale myślałam, że nie udźwignę ciężaru, który na mnie nałożono.

Oparł się o drzewo i patrzył na nią z troską.

background image

— A teraz, Leno? Jak znosi to pani teraz?

— Jak obowiązek. Chce być dobra również dla niego, dla mojego

męża. On jest taki zacny, tak nieskończenie dobry. Nie poznałby go

pan teraz, Henryku. On mi pomaga. Byłoby niewdzięcznością z mojej

strony, gdybym nie była dla niego dobra.

— To pani wpływ, Leno.

— Tak, mam nad nim władzę i muszę uważać, aby jej nie

nadużywać.

— O ile panią dobrze znam, nigdy by pani tego nie uczyniła.

Znowu milczeli i przyglądali się sobie. A czego nie mogły

wypowiedzieć usta, zdradzały oczy.

Lena podniosła się w końcu.

— Muszę wracać. Ponieważ pana spotkałam, chciałabym pana o

coś poprosić, Henryku.

— Proszę, niech pani mówi.

— Proszę nas odwiedzić jeszcze przez wyjazdem. Mąż

zastanawia się, dlaczego pan się jeszcze u nas nie pokazał, mimo że

kiedyś przyjaźniliśmy się. Przedtem instynktownie podejrzewał, że

pana kocham. Nie chcę, aby to podejrzenie ponownie się obudziło.

Dlatego proszę, niech pan nas odwiedzi, bardzo proszę. Nie musi pan

często tego robić, gdyż jak już mówiłam, wkrótce wyjeżdżamy.

Skłonił się.

— Przyjadę jutro.

— Dziękuję. Powiem mężowi, że pana spotkałam i

przypomniałam o przyjacielskim obowiązku.

background image

Skłonił się ponownie.

Podała mu drżącą rękę.

— Życzę szczęścia, Henryku.

Długo i żarliwie całował jej rękę, po czym odszedł w milczeniu.

Lena z ciężkim sercem wracała do domu.

Zanim doszła do parku, zobaczyła męża, który wyszedł jej

naprzeciw. Mimowolnie porównywała jego ociężałą, masywną

sylwetkę ze szczupłym, silnym Romittenem. Twarz męża wydała jej

się bardzo nieładna.

Opanowała się z wysiłkiem.

— Najwyższy czas, bym stąd wyjechała. Tak będzie najlepiej —

pomyślała i zmusiła się do uśmiechu.

— Nie zmęczyłaś się za bardzo, Lenko?

— Nie, odpoczęłam po drodze. Wiesz kogo spotkałam? —

zapytała z pozorną obojętnością.

— Kogo?

— Henryka Romittena.

Zdziwiony spojrzał w jej twarz. Mimo że nie patrzyła na niego,

wyczuła jego wzrok i przybrała spokojną minę.

— Aha, Romittena? Cóż, powinien już dawno złożyć nam

wizytę.

— Właśnie mu to powiedziałam, Frank. Zapowiedział się na

jutro.

— Dlaczego nie przyszedł wcześniej?

— Nie wiedział, czy nie będzie nam przeszkadzać.

background image

Frank milczał przez chwilę. Jego twarz nachmurzyła się. W sercu

Leny obudziło się współczucie dla niego. Przypuszczała, że był

podświadomie zazdrosny o Romittena. Poderwał się i roześmiał z

przymusem.

— Myślałem o Romittenie, Lenko. Wiesz, że nigdy go nie

lubiłem?

— Dlaczego? — zapytała cicho.

— Gdyż instynktownie wyczuwałem, że jest lepszym

człowiekiem niż ja... Wiesz, czułem się przy nim bezwartościowy, a

to irytowało nieznośnego, bogatego Borkenhagena.

Ufnie położyła rękę na jego ramieniu.

— Ale teraz nie jesteś już nieznośnym, bogatym Borkenhagenem.

Co ma więc dobry, miły Borkenhagen przeciw Henrykowi

Romittenowi?

Spojrzał na nią radośnie.

— Czy naprawdę jestem teraz dobry, Lenko?

Uśmiechnęła się do niego.

— Nawet bardzo.

Uścisnął jej dłoń z wdzięcznością.

— Lenko, czuje się tak, jakby uhonorowano mnie wysokim

odznaczeniem. Jestem taki dumny. Powiem ci, dlaczego nie mogłem

być serdeczny wobec Romittena. Zawsze miałem wrażenie, że... że go

kochasz.

Lena spuściła głowę. Spojrzał na nią z bijącym sercem.

background image

— Lenko, gdybym cię zapytał, czy... czy to jest prawdą, co byś

mi odpowiedziała?

Spojrzała mu poważnie w oczy.

— Gdybyś mnie o to zapytał, powiedziałabym ci prawdę. Ale

proszę cię, nie pytaj mnie o to. Zrozum, gdybym naprawdę kogoś

kochała, a ty byś mnie o to zapytał, musiałabym albo sprawić ci ból,

albo skłamać. I jedno, i drugie sprawiłoby mi przykrość. Jesteś zawsze

dla mnie taki kochany i dobry. Bądź więc taki i w tym przypadku. Nie

dręcz mnie takimi pytaniami.

Odetchnął głęboko.

— Lenko, gdy tak się na mnie patrzysz, dałbym ci wszystko.

Dlaczego by i nie to? Masz moje słowo, że nie będę zadręczał cię już

tą sprawą. Ale jedno musisz mi wyjawić. Gdybym ci powiedział:

kieruj się swoim sercem, jesteś wolna, co byś zrobiła?

Lena zbladła, oparła się o ramię męża i uśmiechnęła się do niego

czule, po czym powiedziała spokojnie:

— Zostałabym z tobą, Frank, ponieważ nie byłoby innej drogi dla

Leny Borkenhagen niż śmierć, gdyby opuściła swego męża.

Pocałował jej rękę z hamowaną radością.

— Kochana Lenko, stokrotne dzięki za rozmowę. Teraz może

przyjechać Romitten, nie obawiam się tego.

— Nie musiałeś się go nigdy obawiać, Frank.

— Wiem o tym, Lenko.

— I będziesz uprzejmy dla niego, gdy już tu przyjedzie?

background image

— Żeby

mu pokazać, jak mnie okiełznałaś? Czy jesteś aż tak zła?

— zapytał żałośnie.

— Że można na tobie polegać, że jesteś lepszym człowiekiem.

Szeroki uśmiech pojawił się na jej twarzy. Roześmiała się głośno.

Frank patrzył w jej uśmiechniętą twarz. Nagle zatrzymał się i objął ją

z promiennym uśmiechem.

— Roześmiałaś się!

Pod wpływem tego okrzyku, musiała roześmiać się jeszcze raz.

— Mówisz tak, jakbym dokonała bohaterskiego czynu.

Odetchnął głęboko.

— Po raz pierwszy usłyszałem twój śmiech — powiedział

wzruszony.

— I tak się cieszysz? — odparła i spojrzała na niego wilgotnymi

oczyma.

— Roztkliwiło mnie to, Lenko. Szaleję za tobą.

Aby odwrócić jego uwagę, zapytała, jaka będzie planowana

podróż. Odmalował jej ją w najpiękniejszych barwach.

W najlepszej zgodzie wrócili do domu, gdzie zastali ojca Leny,

który patrzył ku nim z tonącego w kwiatach tarasu. Wypili razem

herbatę, przy której Frank opowiedział o planowanej podróży.

Warnstetten przyglądał się Lenie. Wydawało mu się, że Lena cieszy

się na tę podróż. Po raz pierwszy tej nocy Warnstetten zasnął, nie

zobaczywszy pod powiekami oskarżycielskich oczu zmarłej żony.

background image

Następnego dnia Henryk Romitten złożył wizytę w Borkenhagen.

Frank przywitał go bardzo uprzejmie. Lena panowała nad sobą równie

dobrze jak Romitten. Rozmawiali ze sobą w niewymuszony sposób

jak dobrzy, starzy przyjaciele i gdy podali sobie ręce na pożegnanie,

ich uścisk nie był cieplejszy niż być powinien.

Po południu Frank Borkenhagen odbył naradę z dyrektorami

swych fabryk. Potem pojechał do miasta, by załatwić parę

niezbędnych spraw. Następnego ranka chciał wyjechać. W mieście

dowiedział się o zbliżających się zaręczynach premiera. Po

załatwieniu interesów wstąpił do winiarni, często odwiedzanej przez

urzędników i właścicieli ziemskich. Tam spotkał Sattenfelda i kilku

ministrów, którzy rozmawiali właśnie o zaręczynach.

Przy okazji żartowano również z przyjaźni między premierem a

Romittenem. Przyjaźń ta była, podobnie jak zaręczyny, tematem dnia.

Ku zdumieniu wszystkich Borkenhagen bardzo energicznie stanął po

stronie Romittena i odszedł zadowolony, że postąpił tak, jakby

życzyła sobie Lena.

Sattenfeld spojrzał za nim ze złośliwymi błyskami w oczach.

— Wydaje mi się, że Borkenhagen ma klapki na oczach. On

przecież miałby powód, aby pozbyć się Romittena — powiedział

szyderczo.

Inni mężczyźni słuchali nieufnie jego słów, był bowiem znanym

plotkarzem.

— Sądzę, że pan się myli panie Sattenfeld. W tej historii z

jeziorem Romitten nie brał udziału — powiedział jeden z nich.

background image

Sattenfeld wzruszył ramionami.

— Czy jest pan dobrze poinformowany? — zapytał ironicznie.

— Oczywiście, mówił mi o tym osobiście pan Warnstetten. Jego

córka uczyniła ten krok pod wpływem szoku wywołanego

przedwczesną śmiercią matki, i to w dniu jej ślubu.

Sattenfeld pstryknął palcami.

— No cóż, ma pan więc wiadomości z pierwszej ręki.

— W których szczerość pan zapewne nie wierzy.

— Nie ośmieliłbym się w to wątpić. Ale i ja mam swoje poufne

źródła, po widzenia panom. — Sattenfeld wyszedł.

Pozostali patrzyli za nim z mieszanymi uczuciami.

— On ma coś przeciwko Romittenowi, to oczywiste — rzucił

mężczyzna, z którym Sattenfeld poprzednio rozmawiał.

— Naturalnie. Zażyłość szefa z Romittenem jest mu solą w oku.

Cóż, to jego sprawa — odparł mały, gruby urzędnik, trącając się z

innymi kieliszkiem.

Wiosna minęła, a i lato zbliżało się ku końcowi. Liście zmieniały

barwę i mieniły się wszystkimi odcieniami czerwieni i żółci. Na

niebie widać było klucze ptaków, lecących do ciepłych krajów. Po

wielomiesięcznej nieobecności spodziewano się powrotu Franka i

Leny Borkenhagenów do domu.

Fred wraz z ojcem przywitali ich w Borkenhagen. Z wielką

radością zauważyli przy powitaniu, że Lena zmieniła się na korzyść.

Mimo iż wciąż jeszcze miała na twarzy wyraz powagi, promieniowało

background image

z jej postaci zadowolenie i równowaga ducha. Dla Franka

Borkenhagena Lena była jedynym celem życia. To ona nadawała sens

wszystkiemu, co życie miało mu jeszcze do zaoferowania.

Między małżonkami panowała rzadko spotykana harmonia,

ponieważ Lena dziękowała mężowi za miłość i dobroć, wymyślając

coraz to nowe życzenia. Pozornie wszystko zawsze było tak, jak ona

chciała, ona jednak próbowała odgadnąć jego życzenie i przedstawić

jako swoje.

Gdy Fred został na chwile sam z siostrą, dał wyraz swojemu

zdumieniu.

— Gdy się na was patrzy, Leno, nie można ani przez chwilę

wątpić, że pobraliście się z miłości.

Lena w zamyśleniu podparła rękami głowę.

— Kto wie, czy małżeństwo z miłości byłoby takie jak nasze,

Fred. Miłość jest egoistyczna.

— Cóż, twój mąż dowodzi czegoś zupełnie przeciwnego. On nie

ma żadnych innych pragnień poza twoimi.

— Ponieważ życzę sobie zawsze tego, co i jemu sprawia

przyjemność.

Fred spojrzał na nią.

— Więc w tym tkwi tajemnica twojego sukcesu?

— Troszczę się przynajmniej w ten sposób o trwałość tego, jak to

nazwałeś, sukcesu. Od dnia ślubu, nie... od dnia, w którym

wyzdrowiałam stałam się człowiekiem nie mającym własnych

pragnień.

background image

— To brzmi jak rezygnacja, Leno.

— Mimo rezygnacji, można żyć całkiem spokojnie. Dopóki nie

myślę o sobie, czuje się zupełnie szczęśliwa. Staram się, jak tylko

mogę, unikać rozczulania się nad sobą.

— Zaczęłaś filozofować, Leno.

Westchnęła cicho.

— Jeśli ktoś stał kiedyś jedną nogą po tamtej stronie życia, uczy

się zastanawiać nad sobą samym... To nie takie trudne zrezygnować z

siebie.

— Serdecznie ci więc życzę, by zawsze wydawało ci się to

równie łatwe. A jeśli się już sobie zwierzamy, chciałbym ci coś

wyznać. W najbliższym czasie mam zamiar się zaręczyć.

Spojrzała na niego i uścisnęła jego rękę.

— Tylko nie bez miłości, Fred, tylko nie to! — krzyknęła z

błaganiem w głosie.

Te nieprzemyślane słowa zdradziły mu, że rezygnacja z własnych

marzeń wcale nie była dla niej tak łatwa, jak go przed chwilą

zapewniała. Ale nie odezwał się ani słowem na ten temat.

— Nie, Leno, nie bez miłości.

— Opowiedz! — poprosiła, a w jej oczach pojawiły się łzy.

Opowiedział jej o swej miłości. Jego narzeczona pochodziła ze

średnio zamożnej rodziny. Pragnęła żyć na wsi. Fred chciał przerwać

studia i pomóc ojcu prowadzić gospodarstwo.

Lena słuchała z zainteresowaniem.

— A co powiedział na to ojciec? — zapytała, gdy skończył.

background image

— Cieszy się, że nie będzie już sam.

Lena serdecznie ucałowała brata.

— Życzę ci z całego serca szczęścia, Fred! Może teraz nadejdą

dla Warnstetten lepsze czasy! Kiedy przywieziesz narzeczoną,

abyśmy ją mogli poznać?

— W najbliższych dniach. Ślub ma się odbyć już na Wielkanoc.

Nazywa się zwyczajnie — Kasia.

— Opisz mi ją!

Wyjął z kieszonki na piersi fotografię narzeczonej.

— Tutaj masz i opis, i ilustrację.

Lena długo wpatrywała się w piękną twarz dziewczyny.

— Blondynka i ma dołeczki w brodzie! Twoja Kasia musi być

bardzo wesołą dziewczyną.

Roześmiał się zadowolony.

— O tak! Zawsze tryska dobrym humorem. Cały dzień śpiewa,

śmieje się i płata figle.

Lena z czułością patrzyła na twarz dziewczyny na zdjęciu.

— To dobrze zrobi naszemu staremu domowi, Fred. Od kiedy

przestaliśmy być dziećmi, w starych murach nikt nie śmiał się

szczerze i z całego serca. Boże, zachowaj pogodę ducha Kasi! — ze

łzami w oczach oddała Fredowi zdjęcie.

W tym momencie do pokoju wszedł Borkenhagen z

Warnstettenem. Spostrzegł od razu łzy w oczach Leny i poruszony

podszedł do niej.

— Co to znaczy, Lenko... Płakałaś?

background image

— To są łzy radości, Frank. Fred oznajmił rai właśnie, że chce się

żenić! Warnstetten obejmie wkrótce nowa pani.

Borkenhagen potrząsnął energicznie dłonią Freda.

— To świetnie, Fred! Gratuluję! To trzeba przecież uczcić! Co

powiecie na kruszon brzoskwiniowy? To ulubiony napój Leny.

Fred wymienił z Leną porozumiewawcze spojrzenie. A więc

Lena

zaliczała

do

swych

ulubionych

napojów

kruszon

brzoskwiniowy!

U pani Sattenfeld odbywało się spotkanie, w którym brały udział

panie z towarzystwa. Pani Sattenfeld mieszkała w ładnej, skromnej

willi, stojącej w pobliżu siedziby rządu. Od śmierci męża, który pełnił

zaufaną funkcję przy ówczesnym premierze, żyła samotnie z córką

Meta. Zmniejszone dochody zmuszały ja do skromnego życia, ale

zawsze próbowała utrzymać odpowiednią pozycję w towarzystwie.

Nie była jednak zbyt lubiana, podobnie jak jej dzieci. Ludzie

jednak powstrzymywali się przed okazywaniem tego, obawiając się,

że wzbudzą jej niechęć. Cała rodzina Sattenfeld potrafiła bowiem

robić odpowiedni użytek ze swych ostrych języków. W ten sposób

stwarzali też pozory, że zajmują ważniejszą pozycję, niż mieli w

rzeczywistości.

Meta Sattenfeld chciała, jak dotąd bezskutecznie, wyjść za mąż.

Ponieważ jednak nie była ani ładna, ani miła, wszyscy kandydaci

starali się trzymać od niej z daleka. Wystarczyło, aby Frank

Borkenhagen był ubiegłej zimy przez przypadek kilkakrotnie jej

background image

partnerem przy stole na przyjęciach, a marząca o małżeństwie Meta

wzięła to za próbę zbliżenia się do niej. Kręciła wprawdzie nosem na

jego rubaszne zachowanie, ale mimo to życzyła sobie żarliwie, aby

poprosił ja o rękę. Okazywała mu wyraźnie swą przychylność.

Ale Borkenhagen nie myślał nawet, aby odpowiedzieć na jej

mniej lub bardziej wyraźne znaki. Po prostu ich nie zauważał.

Gdy jego zaręczyny z Leną Warnstetten zostały publicznie

ogłoszone, Meta dostała spazmów, które towarzyszyły również

wcześniejszym, podobnym rozczarowaniom. W jej sercu obudziła się

zawzięta nienawiść do pięknej Leny. Popierana przez matkę i brata,

którzy podobnie jak ona mieli nadzieję na świetną partię, winą za to,

że nie udało jej się usidlić bogatego Borkenhagena, obarczyli Lenę

Warnstetten. Nienawidzili jej z całego serca.

Ani Lena, ani Frank nie mieli pojęcia o niechęci, którą

nieświadomie wzbudzili. Zanim Lena nie została jego narzeczoną,

Frank Borkenhagen nie stronił od towarzystwa kobiet i z niektórymi

flirtował, jednak o Mecie Sattenfeld nie pomyślał nigdy.

Wszystkie plotki o Lenie i Franku brały swój początek w salonie

pani Sattenfeld. Również dzisiaj w czasie spotkania pań z

towarzystwa Lena stała się ofiarą nieprzyjaznych ataków matki i

córki. Nie trzeba było długo czekać, aby dołączyły do nich inne panie,

oburzone na Lenę.

Po raz kolejny roztrząsano jej “niejasne stosunki" z Romittenem,

oburzano się na jej udaremnione samobójstwo, któremu przypisywano

najbardziej nieuczciwe motywy, uważano za “niesłychane", że teraz

background image

chce uczestniczyć w przyjęciu z okazji ślubu premiera, chociaż nie

upłynął jeszcze rok od śmierci jej matki, zmarłej ze zmartwienia o

córkę.

— A poza tym zagarnęła dla siebie największy majątek.

— Moja kochana, w tym z pewnością maczał palce Romitten.

Codziennie bywał u Borkenhagenów przed ich wyjazdem. Mój syn

jest dobrze poinformowany. Naturalnie po powrocie nadal ich

odwiedza.

— Nie mogę zrozumieć, dlaczego Borkenhagen na to pozwala —

dodała inna pani.

— Ba! Mąż zawsze dowiaduje się ostatni. Być może nawet nie

wie o stosunkach łączących Lenę z Romittenem.

— Cóż, jeśli panna młoda w dzień ślubu ucieka od ołtarza, aby

popełnić samobójstwo, powinno to dać do myślenia panu młodemu.

— Borkenhagen nie jest zbyt bystry. Kto wie, jak mu wyjaśniła

swe postępowanie — powiedziała Meta zjadliwie.

To ostatnie przypuszczenie zostało żywo podchwycone.

Oburzenie pań na inną kobietę, która miała nieszczęście wzbudzić ich

niechęć, zmieniło się w chęć rozprawienia się z nią.

Sytuacja pogorszyła się jeszcze, gdy następnego dnia widziano

państwa Borkenhagenów w towarzystwie Romittena, z którym jedli

obiad w “Zajeździe Reńskim", najelegantszym hotelu w mieście. Nikt

nie wierzył, że mógł to być przypadek. A rzeczywiście tak było.

Ponieważ Borkenhagenowie zostali zaproszeni na wesele premiera,

background image

wynajęli w “Zajeździe Reńskim" apartament na nadchodzące dni, aby

nie musieć codziennie po przyjęciach wracać do Borkenhagen.

Lena miała do załatwienia jeszcze kilka małych sprawunków i

akurat, gdy wracała z mężem ze sklepów, minął ich Romitten.

Borkenhagen był rozbawiony i w tak dobrym humorze, że zaprosił

Romittena na obiad, nie chcąc nawet słyszeć o odmowie. Nie

przypuszczali, że ich niewinny, wspólny obiad stanie się pożywką dla

nowych plotek.

Romitten, którego uczucia na widok Leny ożywały z całą mocą,

był szczęśliwy, gdy pod pretekstem załatwienia nie cierpiącej zwłoki

sprawy, mógł się wreszcie pożegnać. Po jego odejściu Lena zamilkła.

Ponieważ jednak Frank był w bardzo gadatliwym nastroju, nie zwrócił

uwagi na jej milczenie.

— Jestem pewny, Lenko, że gdy jutro wejdziesz do sali pełnej

ludzi, będziesz wyglądać jak królewski łabędź, który zaplatał się

przypadkowo w stado gęsi.

Zmusiła się do uśmiechu.

— Twoje porównanie nie jest zbyt pochlebne dla innych pań.

— Ale bardzo trafne. Wszystkie są zazdrosne o twoja urodę,

Lenko. Zauważyłem to dziś podczas kilku wizyt. Panie były bardzo

chłodne i wydawały się zauważać każdą fałdkę na twojej sukni. To

jest chorobliwa zazdrość, znam się na tym.

— My kobiety jesteśmy czasem małostkowe — usprawiedliwiała

Lena.

— Musisz jednak wykluczyć moją żonę, bardzo cię o to proszę.

background image

— Nie, nie zrobię wyjątku nawet dla niej, Frank. Ona jest tak

małostkowa, że obawia się pójść na wesele premiera.

— Ależ, Lenko! Czego się tu bać? Żona Franka Borkenhagena

nie musi się niczego obawiać.

— Czy wiesz, dlaczego wszystkie panie były takie chłodne w

stosunku do mnie? — zapytała ze ściśniętym gardłem.

— No? Dlaczego?

— Bo nie zapomniały, że... no, wiesz... tamtego dnia, po śmierci

mamy... jezioro...

Borkenhagen pobladł i z przerażeniem ścisnął jej dłoń.

— Lenko... ależ Lenko! Jak możesz tak myśleć? Nikt nie byłby

tak nikczemny, aby cię z tego powodu potępiać.

— Takie odniosłam wrażenie, Frank.

Pogłaskał jej rękę.

— Moja kochana. Niechby się tylko ośmieliły! Głupie gęsi, co

one wiedzą o życiu? A gdyby nawet tak było, Lenko, nie

przejmowałabyś się tym chyba, prawda?

— Ja nie, Frank. Ale gdyby dano ci odczuć, że twoja żona zrobiła

coś, co wykracza poza ramy...

Roześmiał się ubawiony.

— Jeśli nic innego cię nie martwi, moja Lenko, możesz być

spokojna. Kobieta taka jak ty nie pasuje do żadnych ram. Im mniej cię

te gęsi rozumieją, tym bardziej jestem z ciebie dumny. Czy teraz

jesteś spokojna?

background image

— Tak, Frank, zupełnie spokojna. Ty jesteś moją tarczą, która

ochroni mnie przed wszystkim.

Jego oczy zabłysły radością.

— Gdy mówisz mi coś tak cudownego, mam ochotę skakać z

radości jak dziecko, Lenko. Nigdy nie zapominaj, moja wierna żono,

że jestem z ciebie dumny. Biada ludziom, którzy ośmieliliby się

sprawić ci ból.

Potrząsnęła głowa ze śmiechem.

— Nie tak wojowniczo, Frank.

Roześmiał się, słowa swe jednak traktował bardzo poważnie.

Zmienił temat.

— Wiesz, Lenko, ten Romitten jest w zasadzie bardzo miłym

człowiekiem. Trzeba go tylko lepiej poznać. Inny pyszniłby się, gdyby

został tak wyróżniony przez premiera. Naprawdę nie doceniałem go

przedtem.

— Tak, Henryk jest prawym człowiekiem, Frank.

— Mam nadzieję, że tej zimy będziemy go częściej u nas

widywać.

Lena mocno zacisnęła ręce.

— Nie powinieneś go jednak do tego zachęcać. On nie ma

towarzyskiej natury. Trzeba pozwolić mu chodzić własnymi drogami.

Spojrzał na nią niepewnie.

— Myślałem, że sprawiłbym ci radość, gdybym nakłonił go do

częstszych odwiedzin. W Warnstetten bywał przecież często.

background image

— Wtedy gdy w domu był Fred. Gdy mój brat przyjedzie do

Warnstetten na stałe, Romitten spędzać będzie chętniej czas w jego

towarzystwie niż w naszym. Nie nakłaniaj go więc lepiej, mógłby to

odczuć jako przymus.

— Zobaczymy, Lenko. Mam nadzieję, że zimą nie będziesz czuła

się samotna w Borkenhagen.

— Przeciwnie, cieszę się już na spokojne dni. Nigdy w ciągu tych

miesięcy, nie mieliśmy chwili spokoju. A w długie, zimowe wieczory

będziemy mogli znowu razem czytać. Poza tym, od czasu do czasu

przyjeżdżać będzie Fred z ojcem. Tej zimy zrezygnujemy z wizyt u

sąsiadów, w zupełności wystarczą mi te spotkania teraz, w czasie

wesela premiera. Oczywiście, jeśli tobie to odpowiada, Frank.

— Twoje plany są doskonałe, Lenko, naprawdę doskonałe! Już

teraz się na to cieszę.

— Ale mam jeszcze jedno życzenie, Frank.

— Z góry zgadzam się na nie.

— Nie tak pochopnie. Chciałabym zatrzymać narzeczoną Freda

na parę tygodni w Borkenhagen, aby ja lepiej poznać. Fred na pewno

też będzie szczęśliwy, mając ją jeszcze przez kilka tygodni w pobliżu.

Czy mogę ją zaprosić?

— Ależ oczywiście, Lenko. Ty przecież jesteś panią w

Borkenhagen.

— Nie, Frank, ty też musisz wyrazić na to zgodę, bo jeśli miałbyś

być z tego niezadowolony, przestałoby mnie to cieszyć.

background image

— Będzie mi bardzo miło, słowo honoru! Zgodnie z opisem

Freda Kasia musi być sympatyczną, wesołą osóbką. A ja będę

rycerzem dwóch pięknych dam. Czy nie będziesz zazdrosna, Lenko?

— przekomarzał się.

Potrząsnęła przecząco głową.

— Zazdrość jest odrażającym uczuciem, Frank. Między nas nie

może wkraść się nic tak ohydnego, znamy się przecież tak dobrze.

Pocałował ją w rękę.

— Masz rację, Lenko, wykreślimy z naszego słownika to

wstrętne słowo — powiedział poważnie.

Chociaż wszystkie panie z otoczenia pani Sattenfeld solidarnie

zaprzysięgły wojnę Lenie, chociaż na przyjęciu weselnym premiera

przyjęły ją oschle, to jednak gdy zobaczyły, jak została wyróżniona

przez ministrów i inne poważane osobistości, zniknęły ich

uprzedzenia. Odrzuciły opinie Sattenfeldów i uprzejmie rozmawiały z

Leną. Jej oszałamiająca uroda odniosła pełny sukces.

Lena Borkenhagen rozmawiała z panną młodą, w której mądrych,

ciemnych oczach widać było aprobatę.

— Mam nadzieję, pani Borkenhagen, że zimą będziemy często

gościć panią u nas — powiedziała z prostotą.

— To uprzejmie z pani strony, że zaprasza mnie pani do siebie.

Jestem jednak jeszcze w żałobie i zrobiłam wyjątek, przychodząc na

pani ślub. Tej zimy nie będziemy już brać udziału w żadnych innych

przyjęciach.

background image

Żona premiera dowiedziała się od męża o przeżyciach Leny. Z

przychylnym zainteresowaniem spojrzała na spokojną, poważną

niewiastę, w której oczach można było dostrzec jeszcze lekkie

przygnębienie.

— Mam jednak nadzieję, że zobaczę panią przynajmniej od czasu

do czasu na herbatce w ścisłym gronie.

— Jest pani bardzo miła.

Podszedł do nich premier.

— Zdobyłam nowe towarzystwo na nasze wieczory przy

herbacie. Pani Borkenhagen obiecała mi właśnie, że będzie nad

odwiedzać — zawołała do niego żona tak, że mogło to usłyszeć kilka

stojących w pobliżu pań.

Wiadomość tę szeptano sobie z ust do ust. Po chwili cała sala

wiedziała już o wyróżnieniu, jakie spotkało Lenę.

Romitten i Borkenhagen stali nieopodal, rozmawiając. Oni

również byli świadkami rozmowy młodej żony premiera z Leną.

Frank z triumfem patrzył na panie, które dotąd odnosiły się do Leny z

niechęcią. Sprawiło mu ogromną satysfakcję, że starały się teraz

naprawić swój nietakt ze zdwojoną uprzejmością.

Nikt dokładnie nie wiedział o uczuciach Leny do Romittena,

ukryła bowiem tę miłość głęboko w sercu. Ale ludzka ciekawość i

pragnienie skandalu potrafi we wszystkim doszukiwać się zła i

wyciągać je na światło dzienne. Nie przypuszczała jednak, że

powiązano jej próbę samobójstwa z osobą Romittena. Sądziła jedynie,

że potępiano ją za chęć odebrania sobie życia.

background image

Była bardzo wdzięczna gospodarzom, że swym zachowaniem

ochronili ją przed ostrymi językami nieprzychylnych osób i umocnili

jej pozycję towarzyską. Doskonale wiedziała, komu zawdzięcza to

życzliwe przyjęcie.

W przeciwieństwie do rodziny Sattenfeldów, która została przez

sukces Leny zdecydowanie na drugim planie, Frank Borkenhagen

mógł być w pełni zadowolony.

Sattenfeldowie zauważyli nagłą zmianę nastroju. Pogłębiło to ich

nienawiść do Leny. W Mecie zrodziło się pragnienie zemsty. Po

powrocie do domu dostała spazmów ze złości, którą tak długo musiała

powstrzymywać.

Lena czuła się szczęśliwa, gdy po kilkudniowych uroczystościach

mogła wrócić do Borkenhagen. Częste spotkania z Romittenem były

bowiem dla niej torturą. Blada i wyczerpana, siedziała wraz z mężem

w powozie. Frank był tak ożywiony i pełen dumnej satysfakcji z

towarzyskich sukcesów Leny, że nie mógł pojąć, dlaczego żona jest

tak szczęśliwa, mogąc wrócić do spokojnego domu.

— Czy nie było cudownie, Lenko? Nie bawiłaś się dobrze?

Uśmiechnęła się z przymusem.

— Było wspaniale, Frank. Ale teraz tak się cieszę, że wreszcie

wracam do domu! Tak dużo ludzi i ta ciągła obawa, że mogą mnie źle

potraktować, trochę mnie wyczerpały.

— Nikt by się nawet nie ośmielił, Lenko. Wszyscy byli aż

przesadnie uprzejmi. Przykład gospodarzy był zaraźliwy. Jestem z

ciebie tak dumny, moja Lenko, niesamowicie dumny. A jakie

background image

komplementy słyszałem o mojej pięknej żonie. Ślicznie wyglądałaś!

Żadna nie mogła się z tobą równać, nawet żona premiera.

— Ty zarozumialcze! Zamilknij nareszcie! W przeciwnym razie

naprawdę się rozzłoszczę. Nie powinieneś rozwodzić się na temat

mojego wyglądu, nie jesteś obiektywny. Co znaczy uroda? Jest

przemijająca. A co potem mi pozostanie?

— Ty sama, Lenko. To jest to, z czego jestem dumny. Ludzie

składali ci hołdy, bo jesteś piękna. Ale cieszę się, że nie znają tego, co

w tobie najlepsze i najpiękniejsze. To należy do mnie, tylko do mnie!

Masz piękną, dobrą duszę, która nie przeminie.

Cicho westchnęła.

— Przeceniasz mnie, Frank.

Roześmiał się szczęśliwy.

— Tej wiary nic we mnie nie zachwieje. Wiesz, jaką rozmowę

podsłuchałem?

— No?

— Posłuchaj. Jakiś niski referent powiedział do Sattenfelda:

“Gdybym był tak brzydki jak Borkenhagen, a miałbym tak piękną

żonę, nie zaznałbym ani chwili spokoju". Nie mogłem dosłyszeć, co

na to odpowiedział Sattenfeld, ale śmiałem się z tego w głębi serca.

Nie muszę się niepokoić, prawda, Lenko? Ty nigdy nie złamałabyś

przysięgi.

Lena zadrżała pod wpływem nagłego cierpienia. Oparła głowę na

jego ramieniu.

— Nie, Frank, wolałabym umrzeć niż cię zawieść.

background image

— Byłem tego pewny. Ufam w twoją wierność tak bardzo, że nic,

naprawdę nic nie jest w stanie zachwiać mojego zaufania do ciebie. I

mimo mej brzydoty nie czujesz do mnie wstrętu, prawda?

Wzruszona pogłaskała jego rękę, w oczach pojawiły się łzy.

— Dla mnie nie jesteś brzydki, Frank. Widzę twoje złote serce,

które z miłości dla mnie pozbyło się wszystkich wad. Tak bardzo

mnie kochasz, że nie miałabym chwili spokoju, gdybym zawiodła twą

miłość i zaufanie.

Czule objął ja ramieniem.

— Moja Lenko, dajesz mi tyle szczęścia. Wierz mi, zrobiłaś ze

mnie innego, lepszego człowieka. Każda godzina spędzona przy twym

boku oddala mnie od nędznego życia, jakie prowadziłem przedtem i to

czyni mnie szczęśliwym.

— Byłeś taki już wcześniej. Gdyby dobro i piękno nie drzemały

w tobie już wcześniej, nic nie byłoby cię w stanie zmienić.

Kilka spokojnych dni w Borkenhagen przywróciło Lenie dawna

pogodę ducha. Potem przybyła Katarzyna Szlegel, narzeczona Freda.

Pełna wdzięku dziewczyna, o jasnych włosach i figlarnych oczach,

starała się, aby życie wokół niej pełne było wesela i śmiechu. Z

zabawna egzaltacją uznała Lenę za zachwycającą szwagierkę.

Przekomarzała się z Borkenhagenem, jak żywe srebro kręciła się po

domu, biegała w radosnym zachwycie po tonącym w barwach jesieni

parku, zarażając wszystkich swą radością.

Gdy przyjeżdżał Fred Warnstteten rzucała się z radością w jego

ramiona i bawiła przyszłego teścia. Była tak zabawna, że Lena

background image

musiała śmiać się serdecznie wraz z nią, a to nadzwyczaj podobało się

Borkenhagenowi. Gdy Lena się śmiała, świat wydawał się mu

cudowny. Pewnego razu Kasia ubrała jamnika Franka w kurtkę i

czepek i zaśmiewała się do łez, patrząc na jego daremne próby

uwolnienia się.

Lena, przyglądając się temu i śmiejąc się równie serdecznie,

stwierdziła:

— Ty trzpiocie! I ty masz wkrótce zostać stateczną mężatką?

Służba w Warnstetten umrze ze śmiechu.

Kasia objęła ją gwałtownie.

— Znam się na wydawaniu poleceń. Wszystko będzie więc

dobrze. A Fred powiedział mi, że podobam mu się taka, jaka jestem, i

taką mam pozostać. Do Warnstetten musi powrócić szczery, wesoły

śmiech. Ja się już o to postaram. Wiesz, Lenko, podziwiam zawsze

twój spokój i opanowanie, ale ja jestem już takim trzpiotem, jak mówi

do mnie tata. I — westchnęła szelmowsko — nie należy robić sobie

wielkich nadziei, że się zmienię. Pogódź się wiec z myślą, że taki

trzpiot będzie twoją szwagierką.

Lena pocałowała ją serdecznie.

— W takim razie muszę poddać się losowi, moja Kasiu. Niech ci

Bóg dopomoże, byś zachowała radość życia.

Kasia była jedyną córką doradcy rządowego i wychowywała się

w

szczęśliwej

rodzinie,

bez

nowoczesnych

eksperymentów

wychowawczych. Jej rodzice byli na tyle wyrozumiali, by nie

ograniczać jej młodzieńczej radości.

background image

Spokojny i poważny Fred, na którego twarzy rzadko gościł

uśmiech, czuł się odrodzony dzięki jej nieskrępowanej radości.

Zakochał się od pierwszego wejrzenia w wiecznie roześmianych

oczach Kasi. Wyznał jej swą miłość w szałasie, w którym w czasie

spaceru schronili się przed deszczem.

Zaczerwieniła się i przyglądała mu się figlarnie.

— Wiem o tym od dawna, panie Warnstetten, i również pana

kocham. Ale proszę pożyczyć mi swej chustki. Całą twarz mam

mokrą od deszczu, a moja chusteczka jest już całkiem wilgotna.

Wytarł więc delikatnie jej twarz i pocałował ją. Śmiała się, ale

oczy, mimo jego starannych zabiegów, zostały wilgotne. Scałowywał

więc łzy wzruszenia, płynące po jej policzkach. Lena odkryła wkrótce,

że pod powłoką wesołości, kryje się dobre i czułe serce. Młoda

dziewczyna sama zresztą powiedziała:

— Wiesz, Leno, gdybym pozwoliła rządzić memu sercu,

wpadłabym w łzawy sentymentalizm. Dlatego nie mogę na to

pozwolić. Wtedy gdy inni ludzie pogrążają się we łzach, ja się śmieję i

to dodaje mi sił. Nie mogę ulec, bo gdybym raz zaczęła się nad sobą

użalać, mogłabym łzami napełnić leśny potok.

Lena musiała się roześmiać.

— W takim razie dobrze, że nie pozwalasz sobie na łzy, bo w

końcu niepozorny strumyk mógłby wezbrać i nas zalać.

Trzy tygodnie spędziła Kasia u Borkenhagenów. Po upływie tego

czasu zaczęła przygotowywać się do powrotu do domu. Lena chciała

background image

wprawdzie zatrzymać ja na dłużej, ale Kasia pokręciła energicznie

głowa:

— Nie, było mi u was bardzo dobrze, ale teraz jadę do domu.

Moi rodzice będą mnie mieć już tylko do świat. Nie mogę im odebrać

z tego krótkiego czasu ani godziny. To będzie dla nich ciężkie

przeżycie. Mama i tata nie potrafią sobie beze mnie poradzić. Nie, nie

śmiejcie się ze mnie, tak jest naprawdę. Kto miałby robić te wszystkie

głupie znaczki w porządku dziennym obrad, który przygotowuje radca

rządowy? Kto będzie tacie podawać lekarstwo, a mamie dolewać

wody do zbyt mocnej kawy, którą tak bardzo lubi? Widzicie, jaka

jestem niezastąpiona?

— Tak, Kasiu, widzimy, a jeżeli masz jeszcze kilka podobnych

argumentów w zanadrzu, będziemy musieli złożyć broń, nie sądzisz,

Frank?

— Oczywiście, podzielam twoje zdanie, Lenko.

Kasia, śmiejąc się, zakręciła się na jednej nodze.

— A więc szanowni małżonkowie, jedźmy teraz do Warnstetten.

Obiecałam Fredowi, że zabawimy tam całe popołudnie.

— Nawet nas nie zapytawszy? A jeśli się nie zgodzimy? —

drażnił się z nią Frank.

Kasia pstryknęła palcami.

— Lena chce, a jeżeli ją uprowadzę, z góry wiem, kto pójdzie za

nami...

— Jesteś okropna, Kasiu!

background image

Następnego dnia Kasia wyjechała. W Borkenhagen zapanowała

cisza.

Kilka dni później Borkenhagenowie otrzymali zaproszenie na

herbatę do premiera. Lena obawiała się, że spotka tam Romittena.

Nie zastali go jednak, Henryk prosił bowiem usilnie, by nie

zapraszano go razem z Borkenhagenami. Premier zrozumiał to i

spełnił prośbę przyjaciela.

Henryk często bywał gościem młodej pary. Zwłaszcza żona

premiera czuła sympatię do przyjaciela męża i okazywała mu ją na

każdym

kroku.

Sattenfelda,

którego

wyraźnie

nie

lubiła,

doprowadzało do wściekłości, że Romitten cieszył się jej

życzliwością. Gdzie tylko mógł, rozsiewał więc jadowite plotki,

których tematem byli przede wszystkim Romitten i piękna

Borkenhagenowa. Ponieważ nikt nie chciał brać tego poważnie, jego

ataki były coraz bardziej zajadłe. Nie zważał przy tym, do kogo

kieruje swe niestosowne uwagi.

Pewnego razu podsłuchał, jak premier powiedział do Romittena:

— Powinieneś się ożenić, drogi przyjacielu. Byłby to kres

pańskiej nieszczęśliwej miłości do pani Borkenhagen.

— Nie mogę, byłoby to z mojej strony nieuczciwe, gdybym

ożenił się, kochając inną. Nic nie zmusi mnie do małżeństwa —

odpowiedział Henryk.

Sattenfeld starannie ukrył w pamięci te słowa. Miał nadzieje, że

pewnego dnia będzie mógł je odpowiednio wykorzystać. Był pewien,

background image

że posiada dowód na to, że Lena Borkenhagen zdradza męża z

Henrykiem Romittenem. Pewność ta niezmiernie go cieszyła. Dobrze

wykorzystana, mogła dopomóc mu w zemście na Romittenie i

Borkenhagenie. Doprowadzenie do pojedynku między nimi nie

powinno być trudne, zwłaszcza po wyjawieniu zdrady Leny. Wynik

pojedynku był mu obojętny — związałby ręce Romittenowi, a siostra

zemściłaby się na Borkenhagenie.

Kilka dni po odwiedzinach u premiera Lena siedziała w fotelu

przy kominku i czytała. Jej mąż był w fabryce. Musiał bowiem

omówić z dyrektorami kilka nie cierpiących zwłoki spraw. Gdy wrócił

do domu, Lena odłożyła książkę i spojrzała ku niemu z uśmiechem.

— No, Frank, czy konferencja wreszcie się skończyła?

— Tak, Lenko. Ale niestety, muszę cię ponownie opuścić. Zaraz

muszę pojechać do miasta, by porozmawiać z adwokatem. Mam

nadzieję, że wieczorem będę już w domu. Nie będziesz się nudzić?

— Dostałam nowe książki, Frank. Czas do twojego powrotu

szybko mi przeleci. Zresztą, gdy tylko się ściemni, przyjedzie Fred z

ojcem. Nie musisz się więc spieszyć.

— To świetnie, Lenko. Dobrze, że będziesz mieć towarzystwo na

wieczór, w razie gdybym musiał zatrzymać się dłużej. Do domu

wrócę jednak na pewno.

— Będę na ciebie czekać, nawet do późna.

— To miło z twojej strony, Lenko.

Czule pożegnał się z żoną. Lena pomachała mu jeszcze z okna,

obserwując powóz, dopóki nie zniknął. Potem powoli poszła do

background image

pokoju i usiadła w fotelu. Nie czytała jednak, lecz wpatrywała się

zatopiona w ponurych myślach w rozżarzone węgle trzaskające w

kominku. Jej pierś rozdarło głębokie westchnienie.

Nagle zakryła twarz rękami i załkała.

— Boże, pomóż mi, bym zapomniała o Henryku, bym mogła o

nim spokojnie myśleć. Frank jest dla mnie taki dobry... Pomóż mi,

bym mogła odwzajemnić jego miłość, bym uczyniła go szczęśliwym

tak, jak na to zasługuje. Odsuń ode mnie tę mękę, z którą me serce nie

może sobie poradzić...

Modliła się żarliwie. Mimo wielkich wysiłków nie potrafiła

wyrzucić z serca i myśli Henryka Romittena. Mimo że była otoczona

miłością męża, jego wzruszającą dobrocią, nie potrafiła uciszyć głosu

swego serca.

Frank Borkengahen odbył długą naradę. Gdy minęły godziny

przyjęć jego adwokata, zaprosił go do winiarni, by dalsze sprawy

omówić przy lampce wina. Panowie udali się do znanej winiarni, tej

samej, w której kiedyś Borkenhagen stanął po stronie Romittena.

Wewnątrz było niewielu gości. Borkenhagen i adwokat usiedli w

jednej z lóż i zasłonili zasłonę, by im nie przeszkadzano. W godzinę

później sąsiednią loże zajęło kilku mężczyzn. Po chwili dosiadł się do

nich pan Sattenfeld. Wyglądał na zdenerwowanego, pozostali

mężczyźni pokpiwali z niego i jego złego humoru.

background image

— Czy ktoś utarł panu nos, panie Sattenfeld? Ostatnio ma pan

piekielnie zły humor. To nie może być wpływ szefa, w czasie

miodowego miesiąca musi być przecież w doskonałym nastroju.

— Zostawcie mnie w spokoju. Nie należy zadzierać z wielkimi

panami, zwłaszcza w czasie miodowego miesiąca. Od kiedy Romitten

wkradł się w jego łaski, nie można już z nim wytrzymać. Wszystko

jest tak, jak życzy sobie pan Romitten. To mi nie odpowiada.

— Ożeńcie więc Romittena — zażartował jeden z panów. —

Gdyby miał żonę, byłby nieszkodliwy.

— Cóż, on się wystrzega małżeństwa — odpowiedział zjadliwie

Sattenfeld. — Nie pozwoli na nie pani Borkenhagen, nie chce z nikim

dzielić

kochanka...

Należałoby

wreszcie

otworzyć

oczy

Borkenhagenowi. Wybuchłby skandal, który może...

Zanim zdążył powiedzieć następne słowo, Frank Borkenhagen

szarpnął gwałtownie zasłonę sąsiedniej loży. Z wykrzywioną

wściekłością twarzą rzucił się na Sattenfelda. Potrząsając nim,

krzyknął:

— Nikczemniku! Nędzny kłamco! Proponuję ci odwołać to

bluźnierstwo! Odwołaj swe złośliwe obelgi, ty nic nie warta kanalio,

albo cię zabiję!

Sattenfeld skulił się ze strachu. Do tej pory nikt z siedzących przy

stoliku nie zareagował. Dopiero po chwili, gdy ochłonęli z pierwszego

wrażenia, próbowali uspokoić Borkenhagena. Trzymali go mocno,

powstrzymując przed uderzeniem Sattenfelda.

background image

— Puśćcie mnie, panowie! Ten łajdak obraził moją żonę, czystą,

niewinną kobietę. Łotr, nie wart nawet jej jednego spojrzenia! Zabiję

go, gdy nie odwoła tego, co powiedział.

— Pan stracił rozum, Borkenhagen. Jesteśmy w miejscu

publicznym. Niech się pan uspokoi, bardzo pana proszę. Sprawa

powinna zostać rozstrzygnięta zgodnie z naszym zwyczajem.

Borkenhagen zacisnął pięści.

— Precz mi z oczu, bluźnierco...!

Sattenfeld próbował wyprostować się. Ta afera była dla niego

nadzwyczaj niemiła. Nigdy sobie tego tak nie wyobrażał. Zamiast

podawać pistolety Romittenowi i Borkenhagenowi, osobiście uwikłał

się w pojedynek. Ładna historia! Borkenhagena uważano za

wyborowego strzelca; on sam natomiast strzelał marnie.

Pobladły sięgnął po swą czapkę.

— Przyślę panu moich sekundantów.

Borkenhagen zadrżał ze złości.

— Dobrze, do godziny dziesiątej będę w “Zajeździe Reńskim" —

powiedział przez zaciśnięte zęby.

Po wyjściu Sattenfelda, Borkenhagen szybko się uspokoił.

Panowie otoczyli go, próbując wyrazić swe poparcie. Ich zdaniem

Sattenfeld zasłużył na karę za swoje oszczerstwa.

Frank Borkenhagen opróżnił szybko kieliszek wina.

— Załatwię go tak, by nigdy już nie mógł nikogo zranić swymi

oszczerstwami — powiedział z wyrazem twarzy, który przestraszył

wszystkich. — Trzeba z tym skończyć, wystarczy, że raz ośmielił się

background image

obrzucić błotem tak cudowną kobietę jak moja żona. Jutro o tej

godzinie, zapamiętajcie moje słowa, panowie, jutro o tej porze ten łotr

odpokutuje swe oszczerstwa... obojętne, czy ja zginę, czy nie.

Sięgnął po płaszcz i kapelusz.

— Chodźmy mecenasie — powiedział do adwokata. — Proszę

towarzyszyć mi do “Zajazdu Reńskiego". Muszę omówić z panem

jeszcze kilka ważnych spraw.

Pożegnał się i wyszedł. Adwokat podążył za nim...

Dopiero o dziesiątej wieczór mógł pomyśleć o powrocie do

domu. Tak długo zatrzymały go rokowania z sekundantami.

Pojedynek miał się odbyć następnego dnia o ósmej rano pod dwoma

dębami na granicy majątków Warnstetten i Borkenhagen. Obu

stronom przedstawiono surowe warunki, które zostały przyjęte. W

międzyczasie Borkenhagen podyktował adwokatowi swój testament.

Wreszcie pojechał do domu.

Jasny księżyc stał nieruchomo na niebie, oświetlając krajobraz

bladym, łagodnym światłem. Poważnymi oczyma przyglądał się

Frank Borkenhagen cichej okolicy. Jego pierś rozdarło ciężkie

westchnienie. Czy jutro to jeszcze zobaczy? Czy będzie jeszcze żył,

gdy księżyc znów wzejdzie?

Myślał o Lenie. Jego oczy napełniły się łzami. Ani przez chwilę

nie wątpił w jej wierność. Ale słowa Sattenfelda obudziły ponownie

wątpliwość, czy Lena kochała Romittena, czy z jego powodu chciała

wtedy popełnić samobójstwo. Bardzo pragnął poznać odpowiedź na to

pytanie. Ale jak ją mógł otrzymać? Zapytać o to Lenę?

background image

Pomyślał o tamtej rozmowie, dzień przed wizytą Romittena.

Przecież wtedy już pytał o to, a ona go poprosiła: “Nie pytaj mnie.

Zrozum, gdybym naprawdę kogoś kochała, a ty byś mnie o to zapytał,

musiałabym albo sprawić ci ból, albo skłamać. Jedno i drugie byłoby

dla mnie cierpieniem". Wydało mu się, że słyszy jej łagodny, proszący

głos i zobaczył przed sobą jej duże poważne oczy. Tak, gdyby ją

zapytał, powiedziałaby mu prawdę, ale wzięłaby jego pytanie za

dowód nieufności i gdyby jutro dowiedziała się o pojedynku, to...

Nie, nie chciał pytać. Jeżeli wyjdzie z tego z życiem, to może...

może ją zapyta, czy go jeszcze kocha. Zdobył przecież prawo, by o to

zapytać, a ona na pewno powie mu prawdę.

Jego miłość do żony pogłębiła się. Jeszcze raz przeżywał każdą

spędzona z nią godzinę od kiedy ksiądz udzielił im ślubu. Potem ten

okropny okres jej choroby, gdy uprzytomnił sobie wszystkie swoje

wady charakteru, w strachu i trosce o życie ukochanej kobiety. W

końcu cudowne miesiące, gdy krok po kroku zdobywał jej zaufanie i

gdy pozwalała mu się wprowadzać w życie, jak chore dziecko... Czy

to wszystko może się skończyć?

Na tych rozmyślaniach czas minął mu szybko. Przed nim ukazała

się brama wjazdowa. Akurat gdy jego powóz mijał bramę, zauważył

wyjeżdżających, teścia i szwagra. Kazał zatrzymać powóz.

Obaj panowie przywitali go żartobliwie.

— Właśnie wracamy do domu, Frank. Jest już późno. Dlatego

pozostawiliśmy Lenę własnemu losowi. Myśleliśmy, że przenocujesz

w “Zajeździe Reńskim". Ona jednak czeka na ciebie.

background image

Frank zbliżył się do nich.

— Proszę was, zsiądźcie. Chciałbym z wami porozmawiać —

powiedział spokojnie.

W tym momencie promień księżyca oświetlił jego twarz. Jej

wyraz przestraszył obu mężczyzn.

— Wielkie nieba, Frank, jesteś chory? Czy coś się stało? —

jednocześnie zeskoczyli z koni.

Borkenhagen odszedł z nimi dalej, by woźnica nie mógł ich

usłyszeć i powiedział im o pojedynku ze Sattenfeldem.

Fred i Herman Warnstetten przysłuchiwali się z przerażeniem.

Ojciec Leny oparł się ciężko o drzewo. Czy nie spowodował już

wystarczająco dużo nieszczęść...? Czy musiało zdarzyć się nowe?

Skąd Sattenfeld mógł wiedzieć, iż Lenę i Romittena coś kiedyś

łączyło?

W to, że Lena była niewinna, wierzył tak mocno jak Fred. Znał

zarówno Lenę, jak i Romittena zbyt dobrze, by zwątpić w nich choć

na chwilę. Oskarżenia Sattenfelda były tylko nędznym oszczerstwem.

Ale jak w ogóle doszło do powiązania jej imienia z Romittenem?

Borkenhagen nie zwracał uwagi na ich zachowanie. Ciągnęło go

do Leny. Obiecała mu przecież, że będzie na niego czekać. Musiał

wziąć ją jeszcze choć jeden raz w ramiona zanim od niej odejdzie, być

może na zawsze. Poprosił tylko Freda i Warnstettena, by następnego

dnia koniecznie przyjechali do Borkenhagen, mogło się bowiem

zdarzyć, że ich pomoc będzie konieczna. Fred obiecał, że zjawi się

pod dębem. Rozstali się, ściskając sobie ręce w milczeniu.

background image

Kilka minut później Borkenhagen wszedł do małego salonu, w

którym siedziała żona. Wyszła mu naprzeciw z wesołym uśmiechem.

— Już się obawiałam, że nie wrócisz dziś do domu.

Z bijącym sercem wziął ją w ramiona.

— Tęsknota za tobą ciągnęła mnie do domu, moja Lenko. Czy

jesteś zmęczona?

— Nie, wcale nie.

— Możemy więc porozmawiać jeszcze przez pół godzinki?

Jestem spragniony twego widoku.

Spojrzała uśmiechnięta na jego twarz i nagle zatrzymała się.

— Jesteś taki blady, Frank. Spotkało cię coś złego?

— Nieprzyjemności zawodowe, Lenko.

— Czy to ciebie też dotyczy? Myślałam, że zajmują się tym twoi

dyrektorzy.

— W większości tak. Są pracowici i utrzymują porządek na

swoich wydziałach. Ale od czasu do czasu spada i na mnie trochę

pracy. Ale nie mówmy już o tym. Co robiłaś w czasie mojej

nieobecności?

Pociągnął ją za sobą na sofę.

— Co robiłam? Niewiele. Ostatnio strasznie się rozleniwiłam.

Początkowo chciałam czytać, ale nic z tego nie wyszło. Moje myśli

pobiegły za tobą.

Pocałował ją serdecznie.

— Myślałaś o mnie, Lenko?

— Tak.

background image

— Co myślałaś?

— To, co zawsze o tobie myślę. Że nie uda mi się podziękować ci

za twą miłość i dobroć.

— Moja kochana! — przytulił ją do siebie. Potem powiedział

cicho: — Lenko, gdybym teraz musiał nagle umrzeć, moje życie

wydawałoby mi się dzięki tobie takie cudowne.

Łagodnie odgarnęła mu włosy z czoła. Jej czułość miała w sobie

coś z nagrody.

— Jeżeli Bóg zechce, będzie jeszcze piękniejsze.

— Tak, jeżeli Bóg pozwoli... Sprawiłoby ci ból, gdybym teraz

musiał umrzeć, prawda?

— Ależ, Frank! Nigdy nie zadawaj takich pytań! Bóg wie, jaki

sprawiłoby mi to ból. Jesteś częścią mnie, należysz przecież do mnie.

Ale nie mówmy już o tak smutnych sprawach. Przecież wiesz, że

zrobiłam się przesądna, a moje sny są często niespokojne.

Następnego dnia Frank Borkenhagen wstał o świcie. Przed

wyjściem chciał jeszcze napisać do Leny list, na wypadek gdyby nie

wrócił. Potem podkradł się cicho do łóżka i spoglądał długo z gorącą

czułością na jej twarz. By jej nie obudzić, pocałował tylko rozrzucone

warkocze. Cicho oddalił się.

Gdy powóz ruszał, Lena w półśnie przewróciła się na drugi bok.

Potem jednak ponownie zasnęła...

background image

Przy dębach Borkenhagen zastał już swoich sekundantów:

lekarza i Freda Warnstettena. Temu ostatniemu pokazał list do Leny,

który miano jej wręczyć w wypadku jego śmierci.

W chwilę potem przyjechał Sattenfeld ze swoimi sekundantami.

Im również towarzyszył lekarz. Przygotowania przebiegły szybko i w

milczeniu. Próba pojednania została odrzucona przez obie strony.

Przeciwnicy zajęli swoje miejsca.

Kilka minut później Borkenhagen padł na ziemię z raną w

płucach, natomiast jego strzał zmiażdżył, jak tego pragnął, szczękę

Sattenfelda. Został więc na zawsze naznaczony jako oszczerca.

Lekarze zajęli się rannymi. Borkenhagen był jeszcze przytomny i

spojrzał na lekarza z niemą i żarliwą prośbą w oczach.

— Do domu — poprosił i dał znak Fredowi.

Fred dosiadł konia i popędził, by przygotować delikatnie Lenę

oraz poczynić przygotowania na przyjęcie rannego. Po drodze spotkał

ojca, który był już w połowie drogi do Borkenhagen. Spojrzawszy w

twarz Freda, pobladł, nie musiał nawet pytać, jak zakończył się

pojedynek.

Zaschło mu w gardle. Przez całą noc nie mógł zasnąć. Wciąż

widział przed sobą umierającą żonę. “Twoje dzieło...!" — brzmiało

mu w uszach. Nie zatrzymując konia, Fred zdał mu krótkie

sprawozdanie. Potem w milczeniu pogalopowali do Borkenhagen.

Gdy Lena wstała z łóżka ze zdziwieniem usłyszała od pokojówki,

że mąż pojechał do fabryki. To Frank wydał jej polecenie, by

przekazała swej pani taka wiadomość.

background image

Pierwszy raz od ich ślubu Frank wyszedł tak wcześnie rano.

Podczas gdy służąca czesała włosy Leny i ubierała ją w codzienną,

wygodną sukienkę, Lena rozpamiętywała dziwne zachowanie męża

poprzedniego wieczora. Był czymś szczerze zmartwiony, czuła to.

Może miał kłopoty w fabryce...?

Postanowiła zapytać go o to po jego powrocie. Jeżeli ma

zmartwienia, powinien pozwolić, by je z nim dzieliła...

Trochę nieswoja zasiadła do śniadania. Wtedy zjawił się Fred z

ojcem. Ucieszona powitała ich obu.

— Tak wcześnie w Borkenhagen? Możecie zatem dotrzymać mi

towarzystwa przy śniadaniu. Frank jest w fabryce, a ja czuję się trochę

osamotniona. Chodź tato, usiądź. Fred, przynieś sobie krzesło, stół jest

nakryty tylko na dwie osoby. Zaraz każę przynieść jeszcze jedno

nakrycie.

Fred stał nadal przed nią.

— Lenko... pozwól... my jedliśmy już śniadanie. Chciałem ci

tylko powiedzieć... Frank powinien tu zaraz być...

— Spotkałeś go?

— Tak, on nie był w fabryce.

— Nie? — spojrzała na niego pytająco i nagle zerwała się z

krzesła i wystraszona złapała go za ramię. — Fred, co się stało?

Dlaczego jesteś taki... taki wzburzony? Gdzie Frank?

— Przy dębach, Leno. Wiesz, miał wypadek, jest ranny...

Lena złapała się za serce, pobladła.

background image

— Wypadek... przy dębach... tak wcześnie, po co Frank tam

poszedł, i ty, i ojciec...

— Nie bój się, Leno. Musisz być teraz dzielna. Za parę minut

będzie tu Frank i ty musisz się postarać, aby zaraz można go było

położyć do łóżka.

Lena drżącą ręką potarła czoło.

— Jak mogłeś zostawić go samego, jeśli jest ranny.

— Lekarz i baron Ryniken są przy nim.

Lena w wielkiej obawie złapała go za ramię i spojrzała na niego

przenikliwie.

— Fred, to był pojedynek? Powiedz mi! — zażądała

kategorycznie.

Nie mógł jej okłamać.

— Tak, Leno.

— Z mojego powodu?

— Ja... ja nie wiem!

— Nie kłam, Fred! Muszę znać prawdę. Z mojego powodu,

prawda? Plotkowano o mojej próbie samobójstwa, a on nie chciał na

to pozwolić. Tak przypuszczałam, już wtedy, w czasie wesela

premiera. Fred, tak było, prawda?

— Nie całkiem, Leno. Uspokój się, drżysz cała.

— Nie okłamuj mnie, Fred, zaklinam cię! Powiedz mi wszystko,

to się uspokoję.

— Obiecujesz mi, Leno?

— Masz moje słowo.

background image

— A więc, to było tak. Wczoraj w winiarni Sattenfeld

powiedział, że Romitten jest twoim kochankiem i że nie zniosłabyś,

by poślubił inną. Usłyszał to twój mąż, który siedział w sąsiedniej

loży z adwokatem. Rzucił się na Sattenfelda, wyzwał go od łotrów,

kanalii i tym podobnych. Musiano go siłą odciągać od Sattenfelda.

Następstwem tego był pojedynek, Sattenfeld ma zmiażdżona szczękę.

Lena, śmiertelnie blada, słuchała. Nagle zachwiała się i szukała

rękami oparcia. Fred podtrzymał ją.

— Leno, mam twoje słowo, że będziesz spokojna i dzielna.

Zerwała się gwałtownie.

— A Frank, co mu się stało? Żyje?

— Tak, Leno, ale jest ciężko ranny w płuca.

Oddychała ciężko i patrzyła na niego przerażona.

— Przynoszę nieszczęście tym, którzy mnie kochają. Dlaczego

nie utopiłam się w jeziorze? — powiedziała z nienaturalnym wyrazem

twarzy.

Pogładził ją po policzku.

— Leno, opanuj się!

Herman Warnstetten cały czas stał na uboczu. Nagle jęknął:

— Moja wina... to też moja wina... jedna gorsza od drugiej —

powiedział gwałtownie.

Lena zerwała się i podeszła do niego.

Tato,

wszyscy

jesteśmy

tylko

ludźmi,

biednymi,

popełniającymi błędy ludźmi. Ja też nie jestem bez winy. Ale

zapewniam was, między mną a Romittenem nic nie zaszło.

background image

— Wiemy o tym, Leno, a i Frank wierzy w twą niewinność.

Odetchnęła.

— Biedak, tak mnie kocha. Zostawcie mnie teraz, chcę mu sama

przygotować łóżko.

Wyszła chwiejnym krokiem.

Pół godziny później Frank leżał w łóżku, ułożony wygodnie

przez żonę. Stracił przytomność. Lena pocałowała w milczeniu jego

bezwładne ręce, na które opadały jej ciężkie łzy.

Lekarz jeszcze raz zbadał dokładnie rannego. Potem wywołał

skinieniem głowy Lenę do sąsiedniego pokoju, w którym czekali już

Fred i Herman Warnstetten. Z poważną twarzą obwieścił im, że stan

jest beznadziejny. Będzie żył jeszcze kilka godzin, może nawet dzień.

Nie wiadomo, czy odzyska jeszcze w ogóle przytomność. Pomoc jest

już niemożliwa.

Fred i Herman Warnstetten byli wstrząśnięci, Lena natomiast

wykazywała dziwny spokój.

— Zostawcie mnie z nim samą — poprosiła drżącym głosem i

wróciła do pokoju rannego.

Opanowana lękiem, patrzyła na bladą twarz męża. Oddychał

ciężko, z trudem. Lena ściskała jego rękę i przytulała ją do ust. Nie

wiedziała, jak długo tak siedziała, dręczona ponurymi myślami. Czas

nie miał dla niej znaczenia. Czuła się wolna i nie związana z nikim,

tylko ze swoim rannym mężem.

background image

Nagle jego powieki drgnęły. Frank rozejrzał się dookoła

przytomnym wzrokiem. Pochyliła się nad nim i pocałowała go w usta.

— Frank, mój kochany Frank!

Poczuł na twarzy jej łzy.

— Lenko, nie płacz! Przecież żyję!

Szybko otarła łzy i uśmiechnęła się do niego mężnie.

— Tak, mój kochany. Czujesz ból?

— Tak, trochę. Ale wszystko będzie dobrze.

Jego ufność wstrząsnęła nią. Miała ochotę głośno krzyczeć, ale

opanowała się. Nie może zakłócić jego ostatnich godzin. Nie

powinien podejrzewać, że musi umrzeć. Pragnęła mu okazać miłość,

której do tej pory do niego nie czuła. W tych ostatnich godzinach

kochała tylko jego.

— Tak, Frank, wszystko będzie dobrze. Dziękuję ci... dziękuję z

całej duszy, że tak mi ufasz, że nie zwątpiłeś we mnie.

Uśmiechnął się, ale potem spoważniał.

— Wiesz o tym? Kto ci powiedział?

— Wiem wszystko od Freda. Frank, nie wątpiłeś ani przez

chwilę, że oskarżenie było bezpodstawne, prawda?

— Wiem, że jesteś niewinna, moja kochana. Ale teraz... tylko

jedno pytanie, Leno... Teraz musisz mi odpowiedzieć, teraz mam

prawo. Co było między tobą a Romittenem?

Przytuliła się do niego.

— Chcesz wszystko usłyszeć? Mogę ci wszystko wyznać?

— Tak, Leno, teraz musimy wyjaśnić sobie wszystko.

background image

— Tak, Frank, powinieneś o wszystkim wiedzieć.

Z jego rękami w swoich, twarzą przytuloną do jego policzków

wyznała mu wszystko. Opowiedziała o miłości do Romittena, o

nadziejach z nim związanych, potem o dniu, w którym ojciec zmusił

ją, przyznając się do sfałszowania weksli, do przyjęcia jego

oświadczyn, o rozmowie z Romittenem i pożegnalnym pocałunku,

pierwszym i ostatnim, który mu ofiarowała. Opisała mu potem swój

lęk przed małżeństwem i troskę o matkę, i jak odkryła, że to

niesprawiedliwe odczuwać jego miłość i dobroć jak mękę.

— Ale nigdy nie miałam odwagi ci zaufać. Poszłam do ołtarza

prawie nieprzytomna ze strachu. Potem w domu znalazłam martwą

mamę. To pomieszało mi zmysły... Widziałam w tym palec boży i

jakby pędzona wewnętrzną siłą, pobiegłam nad jezioro... A potem,

ach, teraz wiesz już wszystko, absolutnie wszystko. Gdy cię lepiej

poznałam, zniknął lęk przed tobą. Kochałeś mnie i odnalazłam u

twego boku spokój.

Tylko dlatego, że nie chciałam sprawiać ci bólu i niepokoić cię,

przemilczałam, co było między mną a Romittenem. Tylko raz, jedyny

raz spotkałam się z nim sam na sam, na krótko przed naszym

wyjazdem. Sama go poprosiłam, aby złożył nam wizytę, żebyś nie

podejrzewał czegoś złego w tym, że nas nie odwiedza. Wydawało mi

się, że domyślasz się, kim on był dla mnie, a twój niepokój sprawiał

mi ból...

Frank, to wszystko, co przed tobą ukryłam, nic poza tym. Nigdy

nie zamieniłam ani jednego słowa z Henrykiem, gdy ciebie nie było w

background image

pobliżu. Uwierz mi, Frank. Za bardzo cię kocham, bym mogła sprawić

ci ból.

W zamyśleniu spojrzał w jej twarz.

— Teraz między nami jest wszystko jasne, teraz wiem już

wszystko. Ale wtedy gdy przynieśliśmy cię znad jeziora, gdy leżałaś

taka biedna, chora, obiecałem sobie, że twoje szczęście będzie dla

mnie ważniejsze od mojego. Dlatego mam jeszcze jedno pytanie.

Obiecaj mi, że odpowiesz mi na nie zgodnie z prawdą.

— Przyrzekam ci, Frank.

Spojrzał na nią niespokojnie.

— Czy byłabyś szczęśliwsza, gdybym ci teraz powiedział: Idź do

Romittena, zostań jego żoną. Obiecuję ci, że nie będę stawiał żadnych

przeszkód. Powinnaś być szczęśliwa. Powiedz mi prawdę!

Lena przycisnęła jego rękę do serca. Łzy płynęły jej po twarzy.

— Zostanę przy tobie, Frank. Nigdy nie zaznałabym szczęścia,

gdybym musiała cię opuścić. Kocham cię, twoje szczęście jest

również moim.

Powiedziała prawdę. W ciągu tej godziny, spędzonej przy

rannym mężu, zapomniała całkowicie o Henryku Romittenie. Jej serce

należało teraz do męża, który cierpiał z jej powodu. I obiecała sobie,

że jeśli, mimo orzeczenia lekarza, wyzdrowieje, ani jednej myśli nie

poświęci już Henrykowi.

Frank spojrzał na nią, siląc się na uśmiech.

— Moja Lenko, moja ukochana żono, dziękuję ci. Nawet nie

wiesz, jak bezgranicznie cię kocham.

background image

— Wiem, Frank, nigdzie nie znalazłabym mężczyzny, który

kochałby mnie tak, jak ty. Mój dobry, kochany, dziękuję ci z całego

serca — powiedziała żarliwie i pocałowała go drżącymi ustami.

Nastąpiło długie milczenie. Frank oddychał z coraz większym

trudem. Trzymała jego rękę i pieściła ją nieustannie. Patrzył na nią, aż

oczy zaszły mu mgłą. Zauważyła to.

— Pocałuj mnie jeszcze raz, Lenko... chcę... spać.

Dotknęła drżącymi wargami jego ust. Jej pocałunek był ostatnią

rzeczą, którą z pełną świadomością wziął ze sobą w wieczność...

Tego samego dnia pożegnano Franka Borkenhagena. Nikt nie

dowiedział się, że jeszcze na chwilę odzyskał przytomność.

Romitten dowiedział się od Freda, o tym co zaszło. Był oburzony,

że Sattenfeld odważył się poddać w wątpliwość niewinność Leny.

Jeszcze tego samego dnia kazał się zapowiedzieć u premiera i gdy ten

go przyjął, opowiedział mu szczerze o tym, co łączyło go z Leną i do

czego doprowadził Sattenfeld, złośliwie zniekształcając fakty.

Premier wiedział już o pojedynku, nie znał jednak jego przyczyn.

Wyraził przyjacielowi swoje współczucie. Wraz z żoną premier wziął

udział w pogrzebie Franka Borkenhagena. Czasami też odwiedzali

Lenę. Miało to na celu podkreślenie, po czyjej stronie była słuszność i

zostało to przez wszystkich właściwie odebrane. Lena była więc

całkowicie zrehabilitowana.

Mężczyźni będący świadkami sceny w winiarni surowo potępiali

Sattenfelda. Przy okazji przypomniano sobie inne oszczerstwa, które

background image

rozsiewał zarówno on, jak i jego matka i siostra. Teraz Sattenfeld

otrzymał za to zapłatę. Borkenhagen zapowiedział, jak go chce

napiętnować. Słowa dotrzymał. Oszczerca został ciężko ukarany.

Stan i tak niebezpiecznej rany, pogorszył się na skutek zakażenia.

Zraniony język puchł. Sattenfeld znosił straszne cierpienia. Kilka dni

po pojedynku zmarł. Nie zawsze oszczerców spotyka tak straszliwa

kara. Ale można uważać ją za sprawiedliwość bożą.

Romitten, który czekał na powrót Sattenfelda do zdrowia, by

także wyzwać go na pojedynek, został pozbawiony możliwości

zemsty. Pani Sattenfeld z córką Metą, krótko po śmierci syna opuściła

miasto. Nie umiały pogodzić się z losem, który same sobie zgotowały.

Testament Borkenhagena uczynił Lenę jedyną spadkobierczynią.

Dyrektorzy fabryk zostali na swych stanowiskach. Kapitał, który

pożyczył teściowi, aby uratować Warnstetten, Fred miał uważać za

darowiznę, którą może swobodnie rozporządzać. Kilka legatów

przyznano zasłużonym urzędnikom i służbie. Reszta należała do Leny.

Po pogrzebie Fred wręczył Lenie list, który Frank dał mu przed

pojedynkiem. Lena przeczytała go z głębokim wzruszeniem i bólem.

Brzmiał następująco:

Moja kochana Żono!

Nikczemnik naraził na szwank Twoją reputację. Idę, aby Cię

pomścić. Czy przeżyję czy umrę, wierzę w Ciebie, jak wierzę w miłość,

którą do Ciebie czuję. Otrzymasz ten list tylko w wypadku mej śmierci,

jest to więc głos zmarłego. Moja Lenko, zanim zostałaś moją żoną,

background image

prowadziłem życie, które było tylko dążeniem do bezmyślnego

zaspokojenia własnych przyjemności.

Ty nauczyłaś mnie, że w życiu jest coś ważniejszego i

piękniejszego od brutalnej pogoni za rozkoszami i własnymi

pragnieniami. Od kiedy zostałaś moją żoną, po raz pierwszy obudziła

się we mnie świadomość, jak wiele mam do naprawienia. Jeśli

dosięgnie mnie kula tego łotra, będzie to każący palec losu za niektóre

stare winy. Mówię Ci to, żebyś nigdy nie obwiniała się, że zginąłem

przez Ciebie.

Wiem, że jesteś mi wierna. Dałaś mi przecież wszystko, co mogłaś

dać. Gdyby nawet, czego się zawsze obawiałem, Twoje serce należało

do kogoś innego, pewnego dnia zdobyłbym je siłą mojej głębokiej,

gorącej miłości do Ciebie. Jeśli mi się to nie uda, jeśli teraz zginę,

muszę przyznać, że ofiarowałaś mi coś nieprzemijającego. Dziękuję Ci

za to.

Jeśli Twe serce należy do Romittena, bądź z nim szczęśliwa.

Jesteście siebie warci. To jest mój testament. Przezwyciężyłem się,

pisząc te słowa. Jest to najtrudniejszy czyn w moim życiu. Nie musisz

się wstydzić, że byłaś moją żoną. Tylko ten, kto potrafi się

przezwyciężyć, jest w pełni człowiekiem.

Bądź szczęśliwa. Moja, z całego serca ukochana Żono! Jesteś mi

winna swe szczęście... Nie zapominaj o tym!

Wierny Ci aż do śmierci

Frank.

background image

Dwa lata minęły od śmierci Borkenhagena. Lena siedziała na

ozdobionym kwiatami tarasie marzycielsko wpatrzona w dal. Z

powodu strasznego upału, po raz pierwszy zmieniła swą żałobną

suknię na przewiewną, białą sukienkę. Wyglądała młodo i

dziewczęco, mimo poważnego, zamyślonego wyrazu twarzy.

Od śmierci męża Lena nie opuszczała Borkenhagen. Nie wzięła

udziału nawet w weselu brata. Towarzystwo ludzi sprawiało jej ból.

Goście rzadko przybywali do Borkenhagen.

Również Henryk Romitten nie odważył się odwiedzić Leny, choć

myślał o niej z dotkliwą tęsknotą. Tylko raz spotkał ją w lesie. Wydała

mu się ogromnie zmieniona, prawie obca. Ciągle opłakiwała śmierć

męża, od której wtedy upłynął już rok. W milczeniu chciała go minąć.

Wtedy z bólem wykrzyknął jej imię. Zatrzymała się z ociąganiem.

Potem potrząsnęła głową i wskazała na swą czarną suknię. Zrozumiał,

co chciała powiedzieć.

— Leno, będę czekać cierpliwie na twój znak — powiedział

cicho i odszedł.

Mijały już prawie dwa lata, od kiedy umarł Frank Borkenhagen.

Lena jednak nie uwolniła się jeszcze od wspomnień o nim i nie

potrafiła myśleć o swojej przyszłości.

Tymczasem mieszkańcy Warnstetten wiedli pracowite, lecz

szczęśliwe życie. Pełna radości i pogody ducha Kasia gospodarowała i

rządziła w majątku męża. W drugi dzień Świąt Wielkanocnych, rok po

ślubie przyszedł na świat jej pierworodny syn, który szybko zdobył

sobie bezgraniczną miłość dziadka.

background image

Gdy Lena siedziała tego dnia na werandzie, przed dom zajechał

powóz, z którego wyskoczyła roześmiana osóbka. Po chwili Kasia

Warnstetten zawisła u szyi Leny.

— Świetnie, Leno, wreszcie zdjęłaś te okropne czarne sukienki.

Nie muszę już cię o to prosić. Chcę cię jednak porwać, najdroższa.

Musisz pojechać ze mną do Warnstetten. Dziś jest przecież wielki

dzień!

Lena spojrzała z uśmiechem na zaróżowioną twarz.

— Najpierw muszę złapać oddech, Kasiu... A cóż to za wielki

dzień?

— No przecież ósmy sierpnia!

Lena pokręciła głową.

— Ta data nic mi nie mówi.

Kasia z wyrzutem klasnęła w dłonie.

— I ty chcesz być kochającą ciotką, Leno? Nasz mały urodził się

przecież ósmego kwietnia, dziś kończy cztery miesiące!

Lena roześmiała się.

— Wydaje mi się, że stanowczo za często obchodzicie urodziny

waszego księcia. Każdego miesiąca! Czy to nie za często?

— Ach! Taki słodki chłopak jak nasz, powinien obchodzić

urodziny codziennie.

— Możesz go skrzywdzić, Kasiu. Z każdymi urodzinami mija rok

życia. Twój syn stanie się wkrótce staruszkiem.

Kasia zaśmiała się.

background image

— Chodź już! Nie bądź nudna. No już! Bierz kapelusz i

rękawiczki. Zabieram cię tak, jak stoisz. Fred przyrządza już kruszon,

znaleźliśmy jeszcze truskawki. Czekają już w domu na ciebie.

— Ach, Kasiu, zepsuję wam tylko wesoły nastrój.

Kasia siadła na krześle i spojrzała na nią poważnie.

— Wstydź się, Leno. Jak można prowadzić takie życie? Gdyby

zobaczył cię twój mąż, nie byłby zadowolony. Już prawie od dwóch

lat żyjesz jak zakonnica. A życie jest przecież takie piękne! A tam, za

lasem bije dla ciebie wierne serce. Sam Bóg utorował wam drogę,

byście mogli należeć do siebie. Źle wypełniasz wolę Franka. On

chciał twojego szczęścia. Miej tylko odwagę sięgnąć po nie. Przecież

życie jest takie krótkie! Nie wolno tracić ani jednego dnia. Czy nie

zdajesz sobie sprawy, jak Romitten cierpi?! Cały czas ma nadzieje, że

go wreszcie wezwiesz. Nie kochasz go już?

Z oczu Leny popłynęły łzy.

— Kocham, ale boję się szczęścia...

Kasia zacisnęła powieki. Najchętniej rozpłakałaby się również.

Ale opanowała się mężnie i ze śmiechem próbowała podnieść Lenę z

krzesła.

— Chodź już. Będę chyba musiała tobą porządnie potrząsnąć!

Fred i twój ojciec żądają zawsze ode mnie, bym cię oszczędzała. To

minęło, koniec i basta! Energicznie zadzwoniła po pokojówkę.

— Kapelusz i rękawiczki dla pani, Mario. Pospiesz się.

Lena musiała się roześmiać.

— Doskonale sobie ze mną radzisz.

background image

— Oczywiście, całkiem bezwzględnie. No, wstawaj!

Lena musiała ulec. Zanim zrozumiała, jak to się stało, już

siedziała obok Kasi w powozie.

W Warnstetten obie panie zostały radośnie powitane. Ojciec

podszedł do Leny z wnukiem, który pociesznie gaworzył na jego

ramieniu. Fred, zamieniwszy z żona porozumiewawcze spojrzenie,

zaprowadził siostrę do pokoju, w którym kiedyś pożegnała się z

Romittenem.

— Wejdź, Leno. My zaraz przyjdziemy — powiedział i popchnął

ją do środka, szybko zamykając drzwi.

Lena rozglądała się po ładnym, ozdobionym kwiatami pokoju.

Nagle znieruchomiała. Przy oknie siedział Henryk Romitten, który

zerwał się na równe nogi, gdy ją zobaczył. Patrzyli przez chwilę na

siebie jak urzeczeni.

Wreszcie Romitten opanował się.

— Leno, ty tutaj? Nie wiedziałem... Fred prosił, abym przyjechał.

— Kasia... ona mnie wyciągnęła z Borkenhagen, ja też nie

wiedziałam... ja... — zamilkła.

Spojrzał na nią wzrokiem pełnym tęsknoty.

— Leno, dzień po dniu czekałem na twoje wezwanie. Dlaczego

tak mnie dręczysz? Nie kochasz mnie już?

W zakłopotaniu zaczesała włosy za ucho i stała przed nim

zarumieniona i drżąca. Potem powiedziała cicho:

— Nie mogłam cię zawołać. Gdybyś sam nie przyszedł...

Po chwili był przy jej boku i wziął ją w ramiona.

background image

— Leno! Tu, w tym miejscu pożegnaliśmy się. Teraz trzymam

cię w ramionach i nie pozwolę ci odejść.

Przytaknęła z uśmiechem. Pocałował ją, a żar tego pocałunku

obudził w niej wszystkie wygasłe marzenia. Długo w milczeniu

trzymali się w objęciach.

— Wreszcie jesteś moja, wreszcie — powiedział ze

wzruszeniem. — Teraz nadejdzie dla nas szczęście, najukochańsza.

Przytuliła się do niego.

— Muszę się najpierw nauczyć być szczęśliwą.

Roześmiał się wesoło.

— To nie jest trudne, Leno. Nauczymy się razem.

Po chwili, gdy dalej stali w objęciach, przez okno zajrzała nagle

jasnowłosa głowa. Roześmiane, niebieskie oczy obserwowały

zakochanych. Podglądająca szybko zniknęła. Ale już w drzwiach

ukazał się niesiony na jej ramieniu Buba.

— Gratulujemy, wszyscy czworo — zawołała wesoło.

Fred i Herman Warnstetten zaglądali do pokoju zza jej pleców.

Romitten i Lena odwrócili się z uśmiechem.

— Spiskowcy! —powiedziała Lena.

Kasia roześmiała się.

— Cóż, gdybym nie zabawiła się w opatrzność, zestarzałabyś się

i

posiwiała

zanim

zawołałabyś

biednego

Henryka.

Żaden

chrześcijanin nie może spokojnie przyglądać się takiej męce.

Romitten pocałował ją w rękę.

— Stokrotne dzięki, pani Kasiu.

background image

Bez ceregieli ucałowała go serdecznie.

— Wszystkiego dobrego, Henryku!

— Wszystkiego dobrego!

Warnstetten podszedł do Leny.

— Wszystko dobrze, Lenko?

— Tak, ojcze.

Fred napełnił kieliszki.

— Niech żyją zakochani.

Lena i Romitten trącili się kieliszkami. Patrzyli na siebie z

dawnym blaskiem w oczach. Przeszłość minęła.

Lena zachowała na zawsze wspomnienia o pierwszym mężu. Ale

dopiero teraz nauczyła się, jak być szczęśliwą.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Courths Mahler Jadwiga Serce nie sługa
Courths Mahler Jadwiga Desperacki krok [Moje serce należy do ciebie]
Courths Mahler Jadwiga Odzyskany Klejnot
Hart Jessica Serce nie sługa
Courths Mahler Jadwiga Tajemnica rubinowego pierścienia (Zbrodnia na zamku Truenfelds)(Gryzelda)
Courths Mahler Jadwiga Sprzedane dusze
Courths Mahler Jadwiga Zareczynowy naszyjnik
Courths Mahler Jadwiga Zakładniczka
Serce nie sługa
Courths Mahler Jadwiga Miłosne wyznanie doktora Rodena
Courths Mahler Jadwiga Przez cierpienie do szczęścia

Courths Mahler Jadwiga Tajemnica rubinowego pierścienia (Zbrodnia na zamku Truenfelds)(Gryzelda)
Courths Mahler Jadwiga Sprzedane dusze
Courths Mahler Jadwiga Zareczynowy naszyjnik
Courths Mahler Jadwiga Zakładniczka

więcej podobnych podstron