Schuler Candace Dynastia z Hollywood 03 Kierunek miłość

background image

Candace Schuler KIERUNEK - MIŁOŚĆ

ROZDZIAŁ

Goniące za sensacją ilustrowane czasopisma nadały jej przezwisko

Hollywoodzkiej Królowej Lodu. Tym razem trafiły w sedno, rozmyślał

Rafe, wpatrując się w zdjęcie kobiety zdobiące okładkę „National

Enquirer”. Kobiety niewiarygodnie pięknej - jeżeli komuś odpowiadał typ

urody Grace Kelly - emanującej chłodem i nieprzystępnej. Jemu nie

odpowiadał.

Ciemna szatynka o delikatnych rysach z włosami ściągniętymi do tyłu i

upiętymi w kok przywodziła na myśl zwiewne tancerki baletów

klasycznych. Ogromne, szafirowe oczy w rzeczywistości zapewne nie

miały tak intensywnej barwy jak na fotografii, pomyślał uszczypliwie. To

dzięki umiejętnemu i dyskretnemu makijażowi rzęsy były tak gęste i

długie, a brwi zarysowane w piękne łuki. Nos wąski, arystokratyczny,

skóra jasna i bez skazy -jak z alabastru albo z płatków róż.

Jedynie usta wskazywały, że pod tą idealną powłoką mogła kryć się

prawdziwa kobieta. Zarys jej warg był zachwycający. Górna; jakby

dziecięca, nadawała twarzy wyraz niewinności. Dolna, pełna i zmysłowa,

kojarzyła się z ogniem płonącym w kominku i czerwonymi, jedwabnymi

prześcieradłami.

Jednak wyniosły uśmiech malujący się na tych kuszących wargach psuł

całe wrażenie. Był to bowiem zdecydowanie fałszywy uśmiech, w którym

na próżno by szukać kobiecego ciepła. Z wielkich, szafirowych i zimnych

oczu wyzierało zniecierpliwienie i niezadowolenie, jakby to, na co

1

background image

patrzyła, zupełnie jej nie interesowało. Oczywiście, miała przecież przed

sobą tylko grupę reporterów wykonujących swą pracę.

Rafe Santana posłał ostatnie spojrzenie kobiecie, której dłoń obejmowała

ramię Dona Johnsona, i rzucił pismo na stos magazynów ilustrowanych i

różnych innych czasopism związanych z przemysłem filmowym, tuż obok

swych stóp, opartych na blacie biurka. W każdym z nich można się było

natknąć na informacje o pięknej pannie Claire Kingston. Przejrzał połowę

i doszedł do wniosku, że nie musi czytać reszty, żeby dowiedzieć się, jaką

w istocie jest kobietą.

Dobrze znał ten typ, pomyślał, patrząc jeszcze raz na zdjęcie, z którego

spoglądały na niego oczy pełne grzecznego lekceważenia. Oto

księżniczka. Rozpieszczona, uprzywilejowana dzięki pieniądzom i

właściwemu, bo anglosaskiemu pochodzeniu. Och, tak, dobrze znal ten

typ. Miewał już do czynienia z takimi kobietami i niestety doświadczenia

te nie należały do najprzyjemniejszych.

A tego popołudnia czekało go spotkanie właśnie z nią i rozmowa, od

której zależała jego najbliższa przyszłość.

- Co, u licha, taka kobieta może wiedzieć o produkcji filmów? - mruknął

do siebie ze złością.

- Mówiłeś coś? – spytała młoda kobieta, odrywając oczy od komputera.

Była śniada, ciemnowłosa i ciemnooka jak jej pracodawca. Jego młodsza

siostra, piąte z kolei dziecko spośród siedmiorga rodzeństwa.

- Claire Kingston. - Rafe wskazał na okładkę pisma. - Co, u licha, ona

może wiedzieć o produkcji filmów?

- Z pewnością sporo - odparła Pilar Santana. - Uważa się, że jest w

Hollywood jedną z najbardziej obiecujących producentek młodego

2

background image

pokolenia.

- Gruba przesada - burknął.

- „Para za parą”, „Wszystko jasne”, „Obietnica”, „Diabelska gra”, „Dni

chwały”. - Pilar wymieniła tytuły ostatnich pięciu filmów, które powstały

przy udziale Claire Kingston. Nie musiała dodawać, że wszystkie cieszyły

się wielkim powodzeniem, gdyż o tym jej brat doskonale wiedział. -

Według mnie to bardzo zdolna i fachowa producentka.

- Asystentka producenta - poprawił ją Rafe. - I zapewne nie miałaby

takiej opinii, gdyby nie jej sławna rodzina.

- Co? - roześmiała się Pilar. - Czy mam rozumieć, że ty byś mnie nie

zatrudnił, gdybym nie była twoją siostrą?

- Wszyscy, którzy mają do czynienia z przemysłem filmowym, wiedzą,

że to matka Claire rządzi Wytwórnią Kingston, podpisuje wszystkie

umowy i nadzoruje produkcję. Bracia albo grają główne role, albo są

szefami ekipy operatorów. A ojciec reżyseruje. Jak wynika z lektury tych

pism - Rafe potrącił butem stos ilustrowanych magazynów - Królowa

Lodu spędza czas głównie na przyjęciach i premierach i z punktu widzenia

zawodowego jest z pewnością przereklamowana. W najlepszym razie

wykonywała jakieś zlecone przez producenta czynności.

- Czy nie osądzasz jej zbyt surowo? Może jest bardzo kompetentną i miłą

osobą.

- Wątpię. - Rafe w zamyśleniu jeszcze raz spojrzał na fotografię. Claire

Kingston odpowiedziała mu uśmiechem pięknej, władczej księżniczki.

Lodowato zimnym.

- Miła czy nie, powinieneś znaleźć jakiś sposób, żeby stosunki między

wami dobrze się układały - stwierdziła Pilar. - Przecież macie ze sobą

3

background image

przez pewien czas współpracować. O ile ona w ogóle zaangażuje cię jako

reżysera „Desperata”.

- Zaangażuje mnie, na pewno - powiedział cicho do siebie, gdy Pilar

zajęła się swoją pracą.

Jego słowa zabrzmiały jak zaklęcie. Albo modlitwa. Był młodym

reżyserem i pochlebiało mu, że Wytwórnia Kingston, mająca dobrą markę,

rozważała jego kandydaturę. W miarę czytania scenariusza początkowe

zainteresowanie przerodziło się w gorące pragnienie zrealizowania tego

filmu.

To może być ważny etap jego zawodowej kariery.

Wyreżyseruje ten film.

Wyciągnął rękę i nieświadomie powiódł palcem po delikatnym zarysie

górnej wargi Claire Kingston, spoglądającej na niego ze zdjęcia.

Powtórzył w duchu przyrzeczenie. Nic go nie powstrzyma przed

reżyserowaniem „Desperata”. Nawet ta oziębła dama, która się łudzi, że

jest liczącą się producentką filmową.

- Dzień dobry, Robercie.

Claire Kingston szła szybkim krokiem przez biuro. Nie zatrzymała się

przy biurku asystenta, tylko już w drodze do gabinetu, jak zwykle,

wydawała polecenia.

- Połącz mnie z biurem Mike’a Ovitza. W czasie śniadania doszły mnie

pewne plotki i muszą sprawdzić, ile w nich prawdy.

- Że Madonna szuka nowego scenariusza? - spytał Robert.

Claire przystanęła z ręką na klamce i odwróciła się do asystenta.

- Już wiesz? „U Huga” zaczęło się o tym mówić dopiero dzisiaj rano.

W restauracji „U Huga” jadały śniadanie co znamienitsze postaci

4

background image

przemysłu filmowego Hollywood.

- Mam swoje źródła. - Robert wzruszył ramionami.

- Rzeczywiście - uśmiechnęła się Claire. Z doświadczenia wiedziała, że

asystenci, podobnie jak cały personel pomocniczy w Hollywood, zawsze

byli dobrze poinformowani. Nie tak dawno sama należała do tej grupy.

Zwróciła się do Roberta z dalszymi poleceniami.

- Jak połączysz mnie z Mike’em, spróbuj załatwić spotkanie z Costnerem

i jego agentem. Muszę mieć ich odpowiedź jak najszybciej. Zatelefonuj do

Jane Jenkins z Agencji Aktorów i dowiedz się, czy ma dla mnie dalsze

taśmy z próbnymi zdjęciami. No i... chwileczkę - zastanawiała się przez

moment - nadaj fax do Olivera Stone’a z wiadomością, że możemy

podpisać umowę, jeżeli zgodzi się na niższe wynagrodzenie. Zadzwoń do

Goldie Hawn i powiedz, że jesteśmy nią bardzo zainteresowani, ale

możemy się spotkać najwcześniej w połowie przyszłego tygodnia. I

przynieś mi teczkę z danymi Santany. Muszę jeszcze raz je przejrzeć przed

popołudniową rozmową. Zapisałeś wszystko?

- Tak. - Robert zakończył stenografowanie ozdobnym zakrętasem.

Skinęła głową, weszła do gabinetu i zamknęła za sobą drzwi.

W pokoju panował błogosławiony chłód. Stonowane kolory eleganckiego

wnętrza działały kojąco. Długie, kremowe zasłony w oknach nie

dopuszczały porannego słońca. Cichy szum klimatyzacji tłumił odgłosy z

zewnątrz. Obite szarym brokatem małe sofki, ustawione przed

wytwornym, stylowym stolikiem z początku osiemnastego wieku,

pełniącym rolę biurka, zachęcały, by na nich usiąść.

Claire wstała o wpół do siódmej, gdyż musiała przebić się przez

zatłoczone jezdnie Los Angeles i zdążyć przed ósmą trzydzieści na

5

background image

umówione śniadanie „U Huga”. Nie znosiła pośpiechu, lecz nie udało się

jej wymknąć wcześniej z wieczornego przyjęcia, więc zaspała.

Czuła, że zbliża się ból głowy, który stanie się nie do zniesienia, jeżeli go

jakoś od razu nie powstrzyma. Najlepiej zrobiłaby jej drzemka, niestety,

sofki były za krótkie, żeby się na nich wygodnie wyciągnąć, a poza tym

nie miała na to czasu. Czerwone światełko telefonu dawało już znak, że na

linii jest połączenie z Mike’em Ovitzem. Nikt, kto chciał nadal jadać lunch

z wpływowymi ludźmi z branży filmowej, nie mógł dopuścić, aby

wszechwładny szef największej w Hollywood agencji artystycznej czekał

na rozmówcę.

Po uzyskaniu od Ovitza potrzebnych informacji połączyła się z Robertem

i poprosiła o dane Santany.

Asystent zjawił się z herbatą w pięknej filiżance z cienkiej porcelany.

Ustawił ją na biurku przed Claire.

- Pomyślałem, że najpierw chciałabyś napić się czegoś gorącego -

powiedział. - A tu masz dwie aspiryny.

- Skąd wiedziałeś? - Uśmiechnęła się z wdzięcznością.

- Masowałaś sobie nasadę nosa. Miałaś ciężki wieczór?

- Długi. Byłam na przyjęciu u Spellingów i późno wróciłam do domu. -

Upiła łyk mocnego naparu.

- Och, cudowna. Nikt nie potrafi tak parzyć herbaty jak ty. - Odstawiła

filiżankę, co oznaczało, że przerwa w pracy jest zakończona.

- Nie zastałem agenta Kevina Costnera, więc zostawiłem wiadomość jego

sekretarce. Goldie Hawn powiedziała, że nie ma pośpiechu i zgodziła się

na spotkanie w przyszłym tygodniu. Jane Jenkins znalazła trzy bardzo

dobre kandydatki do roli Molly. Taśmy z próbnymi zdjęciami dwóch z

6

background image

nich przyśle dzisiaj po południu, a trzeciej za parę dni. Tu masz pocztę.

- Położył przed nią grubą teczkę. - To dzienne raporty produkcji. -

Położył drugą. - A jeśli znajdziesz wolną chwilę, rzuć okiem na te

informacje. - Dołożył trzecią. - Spodoba ci się to, co napisali o

„Stworzonych dla siebie”. Krótko, ale bardzo pochlebnie.

- Tak? - „Stworzeni dla siebie” był ostatnim filmem jej brata Pierce’a,

romantyczną komedią, kręconą w Toronto. W filmowym światku

zastanawiano się od tygodni, jak Pierce, grający do tej pory role

awanturników w filmach akcji, da sobie radę z nową, całkowicie

odmienną postacią. - Co napisali?

- Cytuję: „Stuprocentowy, twardy mężczyzna pokazał zupełnie inną

twarz i okazało się, że może pretendować do przejęcia berła po Carym

Grande”. Koniec cytatu.

- Kochany Pierce, zawsze dobry - powiedziała Claire z czułością. Dobrze

pamiętała, jak bardzo brat nie chciał przyjąć tej roli, gdy mu ją

zaproponowała. -Wiedziałam, że mu się uda. Czy jest jeszcze coś godnego

uwagi?

- Mogłabyś przeczytać w „Entertainment Weekly” artykuł o kobietach,

zajmujących wysoką pozycję w Hollywood. Sytuują twoją matkę gdzieś

pomiędzy Joanną D’Arc, Joan Crawford i Audrey Hepburn.

Claire roześmiała się.

- Przekaż jej to do Paryża telexem. Będzie w siódmym niebie.

- Już to zrobiłem.

- Świetnie. No to daj mi teczkę Santany. - Zrobiła na biurku miejsce,

odsuwając na bok pozostałe trzy do przejrzenia na później. - Co tam

jeszcze masz?- Zmarszczyła brwi na widok dziwnej miny asystenta. Na

7

background image

wierzchu ostatniej teczki, którą trzymał, leżał ilustrowany magazyn.

Claire poczuła, że ból głowy się wzmaga. Wypiła duży łyk herbaty.

- O co chodzi tym razem? Czy tata znowu uwiódł jakąś wschodzącą

gwiazdkę?

Ojciec Claire, niepoprawny kobieciarz, o którego uroku krążyły legendy,

a do tego znany, nagrodzony Oskarem reżyser, był w równej mierze

przedmiotem zainteresowania młodych aktorek, jak dziennikarzy.

Robert pokręcił przecząco głową.

- Jakaś dramatyczna historia o Tarze i jej najmłodszym dziecku? -

zgadywała dalej. Tara była żoną starszego brata Claire, Gage’a. Od trzech

lat nie występowała przed kamerą, lecz jako była gwiazda, grywająca w

serialach telewizyjnych, nadal była łakomym kąskiem dla prasy.

- A może to kolejna przepowiednia, że Pierce i Nikki są o krok od

rozwodu?

- Nie. Chodzi o ciebie. Jesteś na okładce „National Enquirer”.

- Ja? - spytała zdumiona. Odkąd przestała grać w filmach, jej zdjęcia

bardzo rzadko zdobiły pierwsze strony ilustrowanych magazynów. - Z

jakiego powodu?

- Najwyraźniej w związku z kolacją we dwoje, na którą wybrałaś się z

Donem Johnsonem.

- Kolacją we dwoje?

- „Królowa Lodu wciska się pomiędzy najbardziej zakochaną parę

Hollywoodu”. - Robert przeczytał tytuł artykułu, kładąc pismo przed

Claire.

- Najbardziej zakocha... O, mój Boże! -Już przypomniała sobie ten

moment. Wychodzili właśnie z restauracji i dotknęła lekko ramienia Dona,

8

background image

żeby zwrócić mu uwagę na czatujących reporterów. Odwrócił się do niej z

uroczym, pytającym uśmiechem. Tyle tylko, że obiektyw nie objął

Melanie Griffith idącej obok Dona, który trzymał za rękę swą kochaną i

kochającą żonę. We troje omawiali w czasie kolacji możliwość udziału tej

słynnej gwiazdorskiej pary w przyszłym filmie Wytwórni Kingston.

Claire zacisnęła dłonie. Miała ochotę wyrwać tę okładkę, zgnieść ją i

rzucić w kąt pokoju. Z trudem się powstrzymała.

- Niezależnie od wszystkiego zdjęcie jest dobre. - Robert przerwa ciszę,

która nagle zapadła w gabinecie.

Claire wydało się, że ból głowy ustępuje. Pierce tak właśnie pocieszał ją

przy podobnych okazjach.

- A nazwisko zostało napisane prawidłowo. - Powiedziała to, gdyż Pierce

zawsze mawiał, że każda wzmianka w prasie jest dobra, jeżeli nazwisko

nie zostało przekręcone. Oczywiście, najlepiej byłoby za to komuś

przyłożyć. Ale Claire nigdy nie lubiła robić z siebie widowiska. Ani w

życiu zawodowym, ani prywatnym.

Powoli i spokojnie złożyła magazyn na pół.

- Wyślij Melanie tuzin róż z karteczką, że bardzo mi przykro. - Rzuciła

pismo do kosza z gestem najwyższej pogardy. - Więc masz te dane

Santany?

- Nic nowego w nich nie znajdziesz. - Robert położył teczkę na biurku. -

Nie można by go nazwać człowiekiem Hollywoodu. Jest związany z

przemysłem filmowym od niedawna, w każdym razie jako reżyser. Chyba

też nie udziela się towarzysko, nie widać go na ważnych przyjęciach.

Zresztą na mniej ważnych także nie. Żadnych kolacji w „Spago” lub

czegoś w tym rodzaju. Żadnych kręcących się koło niego atrakcyjnych

9

background image

gwiazdek. Ani plotek o wybrykach na planie. Według mnie to raczej

nudnawy facet.

Claire skinęła głową, choć właściwie wcale nie słuchała Roberta.

Rafe Santana był znakomitym reżyserem, rozmyślała, przeglądając

informacje. Po prostu świetnym. Co było tym bardziej zaskakujące, że nie

miał żadnych powiązań z hollywoodzkim światem filmu.

Przez krótki czas pracował jako kaskader, zastępując w niebezpiecznych

scenach takich aktorów jak Stall one, Seagal czy innych bohaterów filmów

akcji. I nagle, ni stąd ni zowąd, wziął się za reżyserowanie.

Zrealizowany przez niego film dokumentalny o ciężkiej sytuacji ubogich

Meksykanów, zatrudnianych przez potężne koncerny amerykańskie za

marne grosze, okazał się arcydziełem. Potrafił poruszyć serca widzów bez

uciekania się do taniej propagandy. Uzyskał w swej kategorii nominację

do Oskara.

Dwa fabularne, niskobudżetowe filmy, które potem zrobił, również były

swego rodzaju perełkami. Wykazał się w nich umiejętnością subtelnego i

głębokiego ujęcia tematu, oczekiwaną raczej w filmach większego

formatu. Żywa akcja nie przesłaniała psychologicznego rysunku postaci,

gdyż reżyser potrafił wydobyć ze scenariusza coś ponad samą tylko treść.

Claire podobało się zwłaszcza prowadzenie ról kobiecych. W jego filmach

bohaterki odznaczały się poczuciem humoru i inteligencją, nie traktował

kobiet jak dekoracyjne manekiny. Szukała reżysera obdarzonego takim

właśnie talentem.

Jedno ją tylko niepokoiło - jego styl pracy. Chociaż nie wprowadzał

przesadnie surowej dyscypliny na planie, nie pozwalał na odstępstwa od

swoich założeń. Tym, którym się to nie podobało, widzieli w nim upartego

10

background image

autokratę, ignorującego uświęcone zasady hollywoodzkiego kina. Ci,

którym jego styl pracy odpowiadał, uważali go za pomysłowego reżysera,

spontanicznego nowatora, nienaginającego się do skostniałych, zastanych

reguł.

Zdaniem producenta jego ostatniego filmu Santana celowo rezygnował z

powtarzania po wielokroć tych samych scen, gdyż bardziej cenił świeżość

pierwszego ujęcia. W konsekwencji nie zdarzało mu się przetrzymywać

aktorów do późna w nocy dla osiągnięcia właściwego efektu.

Z wyjątkiem scen zbiorowych lub z udziałem kaskaderów nie uznawał

scenopisów w formie rysunków przedstawiających kolejne kadry na

taśmie filmowej. To było również niepokojące, gdyż z pewnością

utrudniało określenie harmonogramu zdjęć i kosztu filmu, przynajmniej w

takim precyzyjnym stopniu, na jakim

Claire zależało.

Najgorszą wadą Santany była skłonność do zmian w scenariuszu w czasie

zdjęć. A według Claire scenariusz „Desperata” nie wymagał żadnych

korekt. Jednak plusy były niewątpliwe. Pomysłowość i nowatorstwo

reżysera, tak podkreślane przez producenta, z którym ostatnio pracował.

Sympatia i zaufanie, jakim go darzyli aktorzy, zdający sobie sprawę, jak

wiele potrafią dać z siebie pod jego kierunkiem. Wreszcie wymowa

dotychczas zrobionych przez niego filmów, bardziej przekonujący dowód

jego wybitnego talentu niż wszystkie zebrane informacje o nim.

Claire zamknęła teczkę. Nie miała wątpliwości. Rafael Santana mógł nie

wywodzić się ze środowiska hollywoodzkich filmowców, być wolnym

strzelcem i właściwie nie znaną postacią w środowisku, lecz to jego

właśnie chciała mieć jako reżysera swego filmu „Desperat”.

11

background image

Tym filmem chciała coś udowodnić - sobie, swojej rodzinie i Hollywood.

Santana musi jej w tym pomóc.

ROZDZIAŁ 2

Brzęczyk interkomu zapowiedział umówioną, popołudniową wizytę.

Claire spojrzała na zegarek - było dziesięć po czwartej. Podniosła

słuchawkę i przekazała Robertowi polecenie.

- Powiedz mu, że rozmawiam przez telefon, odczekaj piętnaście minut i

dopiero potem wprowadź go do mnie.

Nie cierpiała tych gierek, mających pokazać, kto tu rządzi, lecz umiała je

zastosować we właściwym momencie, tak jak wszyscy w filmowym

biznesie.

Rafael Santana spóźnił się, celowo lub nie, teraz ona każe mu poczekać

parę minut dłużej. To było małostkowe, ale konieczne.

Mieć władzę w Hollywood to znaczyło dawać czekać na siebie. Podobne

znaczenie miało lepsze miejsce na parkingu studia czy stolik w „Spago”

lub najwygodniejsza przyczepa w plenerze.

A poza tym najlepiej jest występować z pozycji siły, zwłaszcza kobiecie.

W przemyśle filmowym nie patrzono łaskawym okiem na koleżanki po

fachu. Ci dobrzy, zacni chłopcy zniszczyliby każdą, gdyby tylko nadarzyła

się im sposobność. Claire nauczyła się już nie dawać im jej.

O godzinie czwartej dwanaście przesunęła scenariusz „Desperata” na

brzeg stolika, otworzyła przed sobą teczkę z dokumentami, na których

ułożyła wieczne pióro marki Mont Blanc. Chciała stworzyć wrażenie, że

gość przerwał producentce filmu pilną pracę.

12

background image

O godzinie czwartej piętnaście przełożyła pióro o centymetr dalej.

O czwartej osiemnaście poprawiła klapy bladoniebieskiego żakietu

Chanel, dotknęła sznurka dużych pereł, zdobiących jedwabną bluzkę

koloru kości słoniowej, przygładziła włosy i poprawiła kok, choć nie

wystawał z niego najmniejszy kosmyczek.

O czwartej dwadzieścia cztery zakazała sobie ruszać się z miejsca i

zachowywać jak początkująca asystentka producenta.

Wiele razy miała podobne spotkania. I to z ludźmi na pewno

sprytniejszymi i bardziej onieśmielającymi od świeżo upieczonego i

niedoświadczonego reżysera.

Da sobie z Santaną radę. Znała zasady słownej szermierki. Żadne tajniki

filmowego fachu nie były jej obce. Bracia uważali nawet, że mogłaby

innym udzielać lekcji ubijania interesów w hollywoodzkim stylu.

I chociaż tym razem bardziej niż zwykle zależało jej na zawarciu umowy,

wcale nie musiała zmieniać reguł gry.

Tylko spokojnie, upominała się, kiedy otworzyły się drzwi gabinetu.

Chwyciła pióro i pochyliła się nad papierami.

- Chwileczkę - powiedziała, nie podnosząc oczu. - Muszę jeszcze coś

zapisać. - Nagryzmoliła pierwszą linijkę dziecięcego wierszyka, który tak

lubił jej dwuletni siostrzeniec. - O co chodzi, Robercie?

- Pan Santaną przyszedł na umówione spotkanie, proszę pani -

zaanonsował Robert jak angielski lokaj.

Powoli odłożyła pióro i przeniosła wzrok na stojącego obok asystenta

mężczyznę.

Zawodowy półuśmiech zamarł jej na wargach. Poczuła dreszcz na karku i

prawie bolesny ucisk w gardle.

13

background image

Rafael Santaną należał do tego rodzaju mężczyzn, którzy od pierwszego

wejrzenia wzbudzali w niej nieufność. Był jednym z tych stuprocentowych

przedstawicieli swego gatunku, można nawet powiedzieć: kwintesencją

męskości.

Wysoki, silnie zbudowany, miał szerokie ramiona i wąskie biodra.

Emanował jakimś diabelskim powabem.

Swym strojem chciał z pewnością zrobić wrażenie na zwykłych

śmiertelnikach. Obcasy czarnych kowbojskich butów jeszcze go

podwyższały, obcisłe, czarne dżinsy przylegały do muskularnych, długich

nóg. Prosta, czarna koszula podkreślała masywną klatkę piersiową, a bluza

w stylu Dzikiego Zachodu - rozłożystość ramion.

Miał niedbale zaczesane do tyłu czarne włosy. Jak krucze pióra,

przemknęło jej przez myśl. Ostre rysy, skórę bardzo śniadą, ocienioną

ukazującym się już popołudniowym zarostem na linii szczęki i podbródka

znamionującego stanowczość.

A jego oczy były koloru mocnej, gorącej kawy. To były oczy

inteligentne, przenikliwe, o śmiałym, wręcz zuchwałym spojrzeniu.

Taksowały Claire tak samo uważnie, jak ona jego.

Stal w progu w niedbałej pozie, lecz czujny i nieruchomy jak drapieżnik,

w którego polu widzenia znalazła się ofiara. Promieniowała z niego

zmysłowość i męska siła, niczym ciepło z ogniska.

Czuła tę niepokojącą energię na odległość. Nie, nie może nawet o tym

myśleć, powinna udawać, że niczego nie zauważa. Przecież w sztuce

udawania była profesjonalistką.

Z trudem powstrzymała się od pomasowania karku, po którym

przebiegało mrowienie. Przełknęła ślinę, żeby wydobyć słowa ze

14

background image

ściśniętego gardła i uśmiechnęła się mile. W miarę mile.

- Proszę wybaczyć, panie Santana, że kazałam panu czekać.

Jej głos zabrzmiał jak zwykle chłodno i spokojnie.

Skinął lekko głową, jakby przyjmując usprawiedliwienie, lecz w oczach

miał żartobliwe uznanie dla kłamstwa, które wypowiedziała bez

zająknięcia.

Wstała zza biurka zdecydowana dać mu do zrozumienia, kto tu jest

szefem. Najlepiej na samym początku pokazać, że ona tu rządzi, żeby w

przyszłości nie było żadnych nieporozumień na tym tle. Musi tak

postępować, zwłaszcza wobec takiego mężczyzny jak on. Żadnych

dwuznaczności, które kiedyś mogłyby się na niej zemścić.

- Robercie, czy możesz mi przynieść filiżankę herbaty? - spytała swym

najbardziej władczym tonem. - I... - spojrzała na potężnego mężczyznę,

stojącego nadal bez ruchu w progu... - kawy? - Uniosła pytająco w górę

swe doskonałe w linii brwi.

- Bardzo proszę.

Jego mroczny, gardłowy głos, pomyślała Claire z drżeniem, robi tak

samo niepokojące wrażenie, jak i cała postać. Mógłby szeptać groźby.

Albo składać obietnice, którym trudno byłoby się oprzeć.

- Z cukrem, bez śmietanki - dodał.

A kiedy Robert zniknął w sekretariacie, gość przestąpił próg gabinetu.

Claire z wysiłkiem opanowała się żeby nie wezwać asystenta z

powrotem. O mało nie zawołała: „Nie zostawiaj mnie z nim samej w

pokoju!”. Jednak uniosła wysoko podbródek zdecydowana potraktować

Rafaela Santanę jak przystało na dojrzałą, opanowaną kobietę.

Na miłość boską, nie była już niedoświadczonym niewiniątkiem, a on

15

background image

jakimś mitologicznym potworem, który pożera dziewice na śniadanie.

Był reżyserem ubiegającym się u niej o pracę. Ta sytuacja ustawiała ją w

dogodnej pozycji, przekonywała się Claire. Ona miała w ręce wszystkie

karty i nadszedł czas, żeby mu to uświadomić.

Posłała mu najzimniejsze i najgroźniejsze spojrzenie, dzięki któremu

prasa ochrzciła ją Królową Lodu już jako dwudziestojednoletnią

dziewczynę.

- Może pan usiądzie, panie Santana - odezwała się szorstkim głosem. -

Mamy do omówienia wiele spraw, zanim podejmę decyzję.

- Dobrze go pani wyszkoliła - stwierdził gość. Stojąc nadal w pobliżu

drzwi, skierował wzrok w stronę sekretariatu, do którego tak pospiesznie

wybiegł Robert.

- Owszem - odparła spokojnie, jakby nie usłyszała ironii w głosie

Santany.’- Robert jest znakomitym asystentem. - Ponownie wskazała obitą

brokatem sofkę. -Możemy przystąpić do rzeczy, panie Santana?

- Rafe - powiedział i ruszył z miejsca.

- Słucham? - spytała zduszonym głosem, gdyż zorientowała się, że idzie

ku niej.

- Tak mam na imię. - Zatrzymał się dwa kroki przed nią. - Rafe. -

Wyciągnął do niej dłoń.

Musiała przywołać całą siłę woli, żeby się przed nim nie cofnąć. Każdy

nerw i każde włókno jej ciała walczyło z paniką, jaka ją ogarniała.

On był tak przytłaczająco męski. Taki mroczny. Taki potężny. Taki...

- W moich stronach, przed przystąpieniem do interesów podajemy sobie

ręce. - Spojrzał na jej dłoń, której nadal nie podnosiła.

- Och. Och, tak, oczywiście. - Panika ustąpiła zmieszaniu. - Nie wiem, o

16

background image

czym myślałam. To pewno przez tę rozmowę telefoniczną...

Niechętnie podała mu dłoń. Objęły ją duże, mocne i cieple palce. To

ciepło nią wstrząsnęło - grzało nie tylko skórę, lecz także płynącą pod nią

krew. Rozpaczliwie pragnęła cofnąć rękę, zanim ogarnie ją całą.

- Miło mi pana poznać, panie Santana. -Po zdawkowym uścisku

usiłowała cofnąć dłoń, lecz jego palce zacisnęły się mocniej.

Podniosła na niego wzrok. Jej źrenice rozszerzyły się, gdyż z każdym

ułamkiem sekundy wzmagało się w niej uczucie niepewności i niepokoju.

Wciągnęła głęboko powietrze, gotowa zapomnieć zarówno o dumie, jak i

swym sławetnym opanowaniu i wołać Roberta na ratunek. Przed czym -

nie wiedziała.

- Cała przyjemność po mojej stronie - odrzekł, wpatrując się w nią

bacznie. - Jak powiedziałem, na imię mi Rafe. - Niedbały, trochę senny

uśmiech złagodził jego ostre rysy. - A właściwie - poważny głos także

złagodniał i stał się niebezpiecznie uwodzicielski - Rafael. Rafael Enrique

Santana. Ale tylko mama tak do mnie mówi. - Uśmiech stał się cieplejszy,

pogłębił zmarszczki wokół ciemnych oczu. - I tylko wtedy, kiedy jest zła. -

Wypuścił dłoń Claire i skierował się w stronę sofki.

Claire czuła, jak jej oddech wraca do normy. Ten mężczyzna nie jest

wielkim, przerażającym potworem, dybiącym na jej ciało. To zwykły

człowiek, na którego matka czasem się złości. To na jej wspomnienie tak

się uśmiechnął. Czy ktoś taki może być niebezpieczny?

Rafe usadowił się na sofce, założył wysoko nogę na nogę i lekko

uderzając w dłoń zwiniętym scenariuszem „Desperata”, czekał na

następny ruch Claire.

17

background image

Patrzył, jak stoi za swym niby-biurkiem, wpatrzona w niego czujnym i

bacznym spojrzeniem, jakby był dzikim zwierzęciem, wypuszczonym na

wolność. Albo żarłoczną bestią, gotową do niej doskoczyć przy pierwszej

okazji. Chyba tracił czas, usiłując się zbliżyć do tego sopla lodu. Nie, to

nieprawda. Podobnie jak nieprawdziwe było zdjęcie.

Tak, ci, co je zrobili, dobrze uchwycili chłodną elegancję i

arystokratyczną wyniosłość, która prowokowała, żeby tej księżniczce

trochę utrzeć nosa. Lecz zupełnie nie udało im się oddać zmysłowości

kipiącej pod tą powłoką. Królowa Lodu mogła być zimna, lecz nie oziębła.

Bynajmniej.

Prawda, że jej ciało pod nieskazitelnym strojem było smukłe jak trzcina,

ale wdzięczny, kobiecy sposób, w jaki się poruszała, był wyraźnym

zaproszeniem dla każdego, w czyjej krwi było dość testosteronu, żeby je

rozpoznać i na nie odpowiedzieć.

Jasna skóra rzeczywiście była bez skazy jak alabaster albo płatki róży, ale

emanowała również niemal namacalnym ciepłem, którego nie jest w stanie

oddać fotografia. A zarys ust był nawet bardziej uroczy niż na zdjęciu.

Prawdziwą naturę tej kobiety zdradzały przede wszystkim oczy, bo pod

lodowatym chłodem spojrzenia czaił się blask uczuć, których żaden

fotograf nie zdołałby uchwycić.

Odgadywał je, kiedy patrzyła na niego. Czuł je, gdy trzymał w palcach jej

lekko drżącą dłoń. Słyszał je w szybkim oddechu. Doznawał ich, kiedy -

cała w napięciu - usiłowała tę dłoń wysunąć, a jednak pozostawiła ją w

jego ręce. Jego męskość zrobiła na niej wrażenie, choć za wszelką cenę

starała się to ukryć. Rozpieszczona księżniczka była zaszokowana, że

mógł ją pociągać zwykły wieśniak.

18

background image

Ta diagnoza trochę go zezłościła, a jednocześnie zaintrygowała. Co

potrafiłoby rozgrzać Królową Lodu i do jakiego stopnia? Oczywiście nie

zamierzał szukać odpowiedzi na to pytanie. A w każdym razie, poprawił

się w duchu, dopóki nie rozwiąże innych problemów. Takich jak umowa

na wyreżyserowanie filmu „Desperat”. W tym momencie żadna kobieta,

rzucająca mu nie wiadomo jak intrygujące wyzwanie, nie była warta

zaprzepaszczenia szansy, na którą tak bardzo liczył. Nawet ta kusząca

mała księżniczka, Claire Kingston.

- Czy są dla pana do przyjęcia, panie Santana?

Głos kobiety przerwał jego gorączkowe rozmyślania. Ten głos kojarzy się

z lodami waniliowymi, pomyślał, celowo ociągając się z podjęciem

rozmowy. Był tak uroczo dźwięczny, miły, wręcz słodki. Choć

niewątpliwie wystarczająco zimny, żeby zmrozić mężczyznę, który by

zapomniał o rozwadze.

- Panie Santana?

Powoli uniósł oczy, tylko oczy, odrywając wzrok od czubka

kowbojskiego buta, i stwierdził, że Claire siedzi za stolikiem z utkwionym

w niego spojrzeniem.

Jej piękne, wiśniowe wargi były zaciśnięte jak u zniecierpliwionej i

niezadowolonej nauczycielki, zbyt długo oczekującej na odpowiedź

ucznia.

- Czy co jest do przyjęcia, panno Kingston? - zapytał.

- Ogólne warunki kontraktu, którego projekt panu przesłałam. Zakładam,

że udało się panu rzucić na niego okiem.

Rafe potrząsnął głową.

- Ogólne warunki przeważnie nie mają znaczenia. - Pochylił się do

19

background image

przodu, jakby przygotowując się do poważnych negocjacji. - Zajmijmy się

szczegółami.

Claire splotła oparte na blacie dłonie, udając sama przed sobą, że nie

zwróciła uwagi na włosy, które opadły mu na czoło i na niedbały, typowo

męski gest ręki, jakim je odgarnął.

- Co pana konkretnie interesuje?

- Obsada.

- Oglądałam już kilka taśm z próbnymi zdjęciami, a Agencja Aktorów ma

mi jeszcze przysłać następne. Do tej pory z nikim nie przeprowadzono

przesłuchań.

Zastanawiał się przez chwilę nad tą informacją. Skoro mówiła o

próbnych zdjęciach i przesłuchaniach, to oznaczało, że nie zamierzała

zaangażować żadnych renomowanych aktorów. Nie szkodzi. Film oparty

na takim scenariuszu odniesie sukces również bez udziału gwiazd ekranu.

Jego w tym głowa.

- Rozumiem. Lecz zastrzegam sobie prawo zatwierdzenia wyboru.

Claire uniosła do góry pięknie zarysowane brwi.

- Podziwiam pana... ambicję - oznajmiła tonem nie pozostawiającym

wątpliwości, co sądzi o tym żądaniu - ale obawiam się, że to nie wchodzi

w rachubę.

Spojrzał jej prosto w oczy, gdyż wiedział, w jaki sposób może zwalczyć

jej opór. Albo stracić szansę podpisania umowy. O tym wolał nie myśleć.

- Wobec tego ja obawiam się, że dalsza dyskusja jest bezcelowa -

powiedział z kamiennym spokojem. - W tym punkcie nie mogę ustąpić.

Jego spojrzenie i postawa wyrażały niezłomne zdecydowanie. Była

pewna, że wyszedłby, gdyby się nie zgodziła.

20

background image

Skinęła głową.

- Niech będzie.

Rafe powstrzymał westchnienie ulgi.

- W porządku. - Teraz już wiedział, jak bardzo jej na nim zależy. I ile

zyskał swą nieustępliwością.

- Jak wysoki jest budżet?

- Dwanaście milionów. To nieprzekraczalna granica - odparła stanowczo.

Nie ukrywał niedowierzania.

- Na film Wytwórni Kingston?

- Czytał pan scenariusz. To film kameralny. Raczej studium charakterów

- stwierdziła. - Bez specjalnych nacisków czy wyczynów kaskaderskich.

Bez udziału wielkich gwiazd. Dwanaście milionów to dużo.

- Ile z tego przeznacza pani dla mnie? Zapytał, bo ona z pewnością tego

oczekiwała. Jeśli chodziło o niego, mógłby robić taki film nawet za darmo.

Do licha, jeszcze by jej dopłacił. Choć do tego nie mógł się przyznać.

- Czterysta tysięcy dolarów.

Usiłował wyrazem twarzy dać do zrozumienia, że to marna zapłata, gdy

tymczasem była to dla niego fura pieniędzy. Mógł z niej pokryć w całości

koszty wyższych studiów młodszych braci i zapłacić za remont starego,

rodzinnego domostwa, z którego matka za nic w świecie nie chciała się

wyprowadzić. I jeszcze odłożyć coś na czarną godzinę.

Ciszę, która zapadła, przerwało wejście Roberta. Postawił na brzegu

stolika srebrną tacę, zastawioną dwoma małymi czajniczkami, dwiema

filiżankami na spodeczkach - wszystko z delikatnej porcelany - i talerzem

jakichś wymyślnych, kruchych ciasteczek.

Claire skinęła asystentowi głową, uśmiechając się automatycznie, bo jej

21

background image

uwaga była pochłonięta całkowicie siedzącym naprzeciwko mężczyzną.

Robert napełnił filiżanki i wyszedł bez słowa.

- Przewiduję premię, jeżeli uda się panu zrobić film przed terminem -

powiedziała najwidoczniej dla zachęty. Wzruszył ramionami i odłożył

scenariusz.

- W jakiej wysokości? - Sięgnął po filiżankę.

- To zależy od tego, jakie będą oszczędności.

Patrzyła, jak Rafe próbuje włożyć swój duży palec w malutkie uszko

filiżanki. Nie udało mu się. Objął filiżankę dłonią.

- A jaki czas zdjęć się proponuje? - Spojrzał na Claire ponad

posrebrzanym brzegiem filiżanki. Szybko przeniosła wzrok na jego twarz.

- Nie proponuje się go. Został już ostatecznie określony - odparła. -

Wynosi czterdzieści osiem dni. Dobrze to wiedziała, gdyż sama ten termin

ustaliła. Rafe upił łyk kawy i udawał, że się zastanawia. Czterdzieści

osiem dni to było więcej niż trzeba. Zwłaszcza że sam wyliczył czas

filmowania na czterdzieści dni.

- Zgoda. - Pokiwał powoli głową, jakby trudno mu było przyjąć takie

wygórowane żądanie. Spojrzał na scenariusz. - Kiedy będę się mógł

spotkać z autorem?

Claire mocniej zacisnęła dłonie.

- Nie spotka się pan z nim. Tym razem nie musiał udawać. Był

autentycznie zaskoczony.

- A dlaczegóż to, u licha?

- A czy istnieje po temu jakaś szczególna potrzeba? - Uniosła władczo

brwi.

- Sceny od dwudziestej czwartej do trzydziestej pierwszej należy

22

background image

przerobić. Wloką się niemiłosiernie.

Claire ukryła irytację wywołaną tak otwarcie sformułowanym zarzutem.

- Przekażę pana zastrzeżenia. - Nie przyznała się, że i ona miała podobne

wątpliwości. - Zawiadomię pana o stanowisku autora przed rozpoczęciem

zdjęć.

- I to wszystko?

- Tak, to wszystko.

- Żadnych dyskusji, wymiany poglądów? Żadnego spotkania?

- Właśnie tak.

- Kto to, do licha, jest K.E.C.? - spytał, wskazując na inicjały

umieszczone na scenariuszu.

- Nie mogę tego ujawnić. Pewien odludek, który zastrzegł sobie szereg

warunków przy sprzedaży praw do scenariusza. Jednym z nich było

zachowanie całkowitej anonimowości. Kolejnym jest zakaz zmian w

scenariuszu, poza autorskimi.

Spojrzała na Rafe’a z powagą. W oczach miała stanowczość. A w

żołądku gulę wielkości pomarańczy.

- Jeżeli panu to nie odpowiada, możemy uznać rozmowę za zakończoną.

Rafe nie musiał się zastanawiać. I nawet nie udawał, że się waha.

- Czy członkowie ekipy realizacyjnej również zastrzegli anonimowość? -

Nie mógł sobie odmówić tej ironii. Chociaż musiał przyjąć warunki, taka

sytuacja wcale mu się nie podobała.

Claire nie mogła okazać zadowolenia. Jeszcze nie wygrała do końca.

- Oczywiście, że nie - odparła spokojnym głosem.

- Robert sporządzi harmonogram spotkań ze wszystkimi, jak tylko

zostanie uzgodniony skład zespołu.

23

background image

- Chciałbym mieć tego samego asystenta, który pracował ze mną przy

poprzednich dwóch filmach.

Rafe też miał swoje zastrzeżenia.

- Dobrze.

Claire wiedziała, że asystentką Rafe’a była jego siostra, co mogło

stwarzać pewien problem. Jednym z zadań asystenta reżysera było

zabezpieczanie na planie interesów producenta. Jednak to nie miało

znaczenia. Zamierzała każdego dnia zjawiać się osobiście.

- I proponuję Becky Ward jako scenografa.

Claire udała, że rozważa tę propozycję. Sama od początku wybrała Becky

Ward.

- A Dennisa Cleary’ego na operatora.

Claire domyśliła się, czego Rafe się po niej spodziewał.

- Dobrze - odparła z uśmiechem. Spojrzał na nią uważnie.

- Nie upiera się pani przy swoim bracie?

- Wprawdzie Gage jest najlepszy, ale dla mnie zbyt drogi.

A tak naprawdę, to chciała trzymać wszystkich członków swojej

utalentowanej i sławnej rodziny z daleka od „Desperata”. Wypłynie albo

utonie, lecz będzie zawdzięczała to wyłącznie sobie.

- A poza tym - dodała - on teraz pracuje nad czymś innym. Jeżeli Dennis

Cleary jest wolny i jego wynagrodzenie zmieści się w naszym budżecie, to

możemy go zatrudnić. Coś jeszcze?

Rafe zawahał się. Do diabła, musi spróbować, sprawa była tego warta.

- Chciałbym mieć prawo akceptacji ostatecznej wersji montażu.

- Takiego uprawnienia nie przyznałabym nawet Eastwoodowi - odrzekła

oschłym tonem - chociaż dostał Oscara. O co panu chodzi? Chce pan

24

background image

wykazać, że jest wart więcej, niżby to wynikało z krążących o panu

pochlebnych opinii?

- Cóż. - Odchylił się do tyłu i oparł plecami o sofkę. W tej swobodnej

pozie znowu emanował utajoną, męską siłą. - Rozumiem - rzekł z

zaczepnym uśmiechem - że pani sama chce się o tym przekonać, tak?

Ten zuchwały uśmiech był wyzwaniem. Nie powinna okazać nawet

cienia słabości. Zdobyłby nad nią przewagę. Obrzuciła lekceważącym

spojrzeniem okazałe, muskularne ciało, żeby dać panu reżyserowi do

zrozumienia, że ono nie wodzi jej na pokuszenie. Ani nie zagraża.

- Tak - wycedziła lodowatym tonem. - Chyba tak. - Wstała. - A zatem,

czy doszliśmy do porozumienia, panie Santana?

On także się podniósł.

- Na imię mi Rafe. Zgoda. Sprawa załatwiona. Wyciągnął do niej dłoń

ponad stolikiem służącym za biurko.

- Załatwione, Rafe.

Podała mu rękę dla przypieczętowania umowy.

ROZDZIAŁ 3

- Więc ty jesteś także kierownikiem produkcji tego filmu?

Claire podniosła wzrok znad tablicy przedstawiającej kalendarzowy plan

zdjęć poszczególnych scen filmu, który sprawdzała jeszcze raz przed

pierwszym spotkaniem całej ekipy realizacyjnej „Desperata”.

Jej reżyser patrzył na nią ze złością. Stał przy biurku i trzymał w ręce

harmonogram zdjęć, który dala mu do przejrzenia. Nazwisko Claire

widniało na nim w dwóch miejscach.

25

background image

- Tak - odrzekła tonem tak lodowatym, że masło z pewnością zamarzłoby

w jej ustach. Szeroko otwarte oczy patrzyły niewinnie. - Nie wspominałam

ci o tym?

- Nie.

Wzruszyła ramionami.

- No to teraz już wiesz. - Odwróciła się, żeby wyrównać jeden z

przypiętych do tablicy pasków, jakby absorbowała ją wyłącznie ta

czynność. - Mam nadzieję, że to nie przysporzy ci kłopotów - powiedziała,

zdając sobie sprawę, że każdy dobry reżyser miałby podobne obiekcje.

- Do licha, na pewno przysporzy, i tobie także.

- Czyżby? - rzuciła przez ramię. - Dlaczego?

- Claire, nie zgrywaj się. Dobrze wiesz dlaczego. Jeżeli producent

przebywa nieustannie na planie i we wszystko wtyka nos, to podkopuje

autorytet innych.

- Nie będę na planie jako producent, tylko jako kierownik produkcji. I nie

zamierzam wtykać do niczego nosa - zapewniła go beztrosko, nadal

przypatrując się tablicy. - Nasza współpraca dobrze się ułoży.

- Nie ułoży się.

Rafe rzucił papiery na biurko i podszedł do Claire, żeby stanąć z nią oko

w oko.

- Nie mogę dobrze pracować, jeżeli ktoś bez przerwy zagląda mi przez

ramię, próbując na mnie wpływać i dezawuować moje polecenia. - Ujął ją

pod brodę, gdyż chciał patrzeć jej w oczy. - Na planie filmowym nie może

być dwóch szefów - oświadczył. - A już szczególnie u mnie - dodał

burkliwie.

Claire przekonywała się, że nie ma powodu do paniki. Nic się nie może

26

background image

stać, skoro w pokoju obok jest Robert, a reszta filmowców ma się zjawić

lada chwila.

Powolnym, spokojnym ruchem odsunęła rękę Rafe’a i spojrzała na niego

wzrokiem, który potrafiłby zmrozić lawę.

- Nie mam zamiaru zaglądać ci przez ramię ani podważać autorytetu

twojego, ani w ogóle niczyjego. - Serce biło jej nierówno, ale udało się jej

nadać słowom spokojny i opanowany ton. - Na planie ty rządzisz według

własnych zasad, a ja jestem tylko kierownikiem produkcji.

Cofnęła się, odwróciła da niego i nieświadomie przesunęła przeszło

metrowej szerokości tablicę, odgradzając się od niego w ten sposób.

Dopiero wtedy ponownie odwróciła ku niemu twarz.

- Obiecuję, że jeżeli będę miała jakieś wątpliwości jako producent, nie

zgłoszę ich na planie. Przekażę ci je dopiero po zakończeniu zdjęć w

danym dniu - przyrzekła.

Teraz, kiedy oddzielała ich większa przestrzeń i tablica, poczuła się

pewniej.

- A jak sobie wyobrażasz utrzymanie delikatnej równowagi między

oboma stanowiskami? Uśmiechnęła się ironicznie.

- Tak samo jak twoja siostra, która jest twoją asystentką i rzeczniczką

moich interesów jako producenta.

- Więc o to chodzi? Boisz się, że Pilar nie będzie wystarczająco dobrze

cię reprezentowała i postanowiłaś dopilnować mnie osobiście? -

- Nawet jeszcze nie poznałam twojej siostry - odezwała się rzeczowo. -

Postanowiłam, że będę kierownikiem produkcji tego filmu znacznie

wcześniej, niż dowiedziałam się, że Pilar ma być twoją asystentką. Dla

ścisłości, jeszcze zanim zdecydowałam się na złożenie ci propozycji

27

background image

reżyserowania filmu. - Poprawiła na tablicy jeden z ruchomych pasków,

obrazujących poszczególne sceny. - To była decyzja natury zawodowej,

nie mająca żadnych osobistych podtekstów.

- Czy twoja matka wie o tej decyzji natury zawodowej?

- Moja matka? - spytała, unikając jego wzroku. - A co ona ma do tego?

- Czy nie jest dyrektorem działu produkcji waszej wytwórni? Nie powiesz

mi, że jedna z najbardziej wpływowych kobiet w Hollywood - nawiązywał

do artykułu w „Entertainment Weekly” z poprzedniego tygodnia -

zaaprobuje taką niedorzeczną decyzję.

Claire potrząsnęła stanowczo głową.

- Ja jestem kierownikiem produkcji filmu „Desperat” i nikt poza mną. -

Wymawiała te słowa jak wydający rozkazy sierżant. - Jeżeli dla ciebie ta

decyzja jest niedorzeczna i uważasz, że przysporzy ci kłopotów, to proszę,

odpowiedz, zanim zjawi się tu cała ekipa: czy mam szukać innego

reżysera?

Zdumiała go ta raptowna zmiana w jej postawie. Przed chwilą była

opanowana i nieco pogardliwa, odsunęła jego dłoń, jakby się bała, że

zostawi plamę na jej alabastrowym podbródku, potraktowała jego

uzasadnione obawy jako drobne dokuczliwości. A teraz nagle zmieniła się

w rozszalałą kotkę. Stała z dłońmi na biodrach, wysoko uniesioną głową i

oczami rzucającymi lodowate błyski.

- Czy mam szukać kogoś innego na twoje miejsce? - powtórzyła

wyniosłym tonem obrażonej królowej. Nie potrafił powstrzymać śmiechu.

- Nie.

Odpowiedziało mu zakłopotane spojrzenie szafirowych oczu.

- To... w porządku - wymamrotała zaskoczona jego wesołością. To

28

background image

głupie, że z rękami na biodrach awanturuje się jak przekupka. Zacisnęła

dłonie na lamówce eleganckiego żakietu, żeby odzyskać zimną krew. -

Zatem wszystko zostało wyjaśnione - powiedziała szorstko. Usiłowała

udawać, że nic się nie stało.

Rafe popatrzył na nią z żartobliwym uśmiechem.

- Nie wszystko, kochanie. - Zanim się zorientowała, już był przy niej. -

Nie uda ci się wywinąć z tego w ten sposób.

- Wywinąć? O czym ty mówisz? - Chciała jeszcze coś powiedzieć, lecz

głos uwiązł jej w gardle, gdyż poczuła na wargach dotyk palców Rafe’a.

Skamieniała.

- O, widzisz, już lepiej. - Był wyraźnie zadowolony, że tak łatwo zmusił

ją do milczenia. - O wiele lepiej. A teraz...

Chciał jej powiedzieć... o czymś. Albo zwrócić uwagę... na coś. Lecz pod

wpływem spojrzenia tej kobiety, stojącej tak nieruchomo i wpatrzonej w

niego tymi nieprawdopodobnie szafirowymi oczami, całkiem się pogubił.

Więc tylko czubkami palców wodził po jej wargach, zafascynowany

wrażeniem, jakie na niej robiła ta pieszczota.

- Masz najbardziej zmysłowe usta pod słońcem - powiedział zduszonym

szeptem. - Takie miękkie. - Powiódł palcem po delikatnym zarysie górnej

wargi. - Takie słodkie. - Dotknął dolnej, jakby obrzmiałej. - Kuszą jak

świeżo zerwane dojrzałe wiśnie. - Przesunął palec pod jej brodę, żeby

odchylić do tyłu głowę. - Na pewno tak samo smakują. - Pochylił ku niej

twarz.

W głowie Claire odezwał się sygnał ostrzegawczy. Powinna odsunąć się

albo zacząć krzyczeć, odepchnąć jego dłoń. Jednak niezdolna do

jakiegokolwiek działania, mogła tylko tak stać jak sama złapana w światła

29

background image

nadjeżdżającego samochodu, oczekująca na spełnienie się losu.

Wydawało się jej, że jego twarz zbliża się bardzo powoli, jakby oglądana

na filmie w zwolnionym tempie - każdy szczegół widziany tak ostro i

wyraźnie jak przez najczulszy obiektyw kamery. Ciemne włosy opadły mu

na czoło, kiedy się nad nią pochylał. Czarne oczy, przepełnione

pożądaniem, utkwione były w jej ustach, a jego lekko rozchylone wargi

były coraz bliżej i bliżej...

Rozległo się głośne pukanie do drzwi. Rafe zaklął pod nosem i opuścił

rękę. Oboje starali się uspokoić przyspieszone oddechy.

- Bardzo przepraszam. - Robert wetknął głowę przez drzwi. - Pan Cleary i

panna Santana już przyszli na spotkanie. Panna Ward telefonowała z

samochodu i powiedziała, że razem z panem Benningtonem utknęli w

korku, ale są już w drodze. Od pozostałych osób nie otrzymałem żadnych

wiadomości. Czy mam czekać, aż wszyscy się zjawią, czy wprowadzić

tych, którzy już przyszli?

Rafe i Claire spojrzeli na siebie ukradkiem.

- Proszę ich wprowadzić - odrzekli równocześnie.

- A dlaczego nie Woody Harrelson? - zapytał Rafe. Dwa dni po spotkaniu

z ekipą filmową zasiedli oboje przy stole konferencyjnym, żeby uzgodnić,

któremu aktorowi zostanie powierzona główna rola w „Desperacie”. - Jest

młody, przystojny, potrafi przekonująco zagrać takiego pozornie

lekkomyślnego prostaka jak Josh. W filmie „Biały człowiek nie umie tak

skakać” udowodnił, że to dzięki niemu publiczność waliła do kin. A w

„Niemoralnej propozycji” pokazał, jakie ma możliwości aktorskie.

- Dlatego właśnie już się dla nas nie nadaje. Jest za drogi.

30

background image

- Nie możesz zaoszczędzić na innych pozycjach budżetu? Skrócić czasu

zdjęciowego? - zaproponował, wskazując na tablicę. - Coś z tego da się

okroić.

- Nie będzie nas stać na Harrelsona, choćbyśmy coś okroili o połowę.

- Jestem przekonany, że potrafisz gdzieś znaleźć pieniądze. Wszyscy

dobrzy producenci to potrafią. A ty jesteś dobra, prawda?

Nie zamierzała zwracać uwagi na tę żartobliwą drwinę.

- Nie stać nas na niego - powtórzyła i wskazała na stos taśm z próbnymi

zdjęciami. - Żaden z tych aktorów ci nie odpowiada?

Rafe potrząsnął głową.

- Podobnie jak tobie.

- Dlaczego tak sądzisz?

- Nie sądzę. Wiem.

Uśmiechnął się do niej niedbale, trochę sennie, jak w czasie ich

pierwszego spotkania. Prawie uwierzyła wtedy, że on nie może być tak

niebezpieczny, na jakiego wygląda. Teraz wiedziała, że ten uśmiech nie

powinien był jej zwieść.

- Skąd wiesz?

- Gdybyś się którymś z nich zainteresowała, wyznaczyłabyś termin

przesłuchania. Mam rację?

- No... tak. - Nie była pewna, czy ma być zadowolona, że tak szybko

dostosował się do jej stylu pracy. Trocheja zatrwożyło, że w ciągu

zaledwie kilku dni tak dobrze się na niej poznał.

- Tyle czasu przeglądamy te taśmy, że wszystko mąci mi się przed

oczami. - Rafe odchylił się na oparcie krzesła i przetarł powieki

wierzchem dłoni. - I żadna z aktorek nie nadaje się do roli Molly.

31

background image

- Chyba nie masz racji - sprzeciwiła się Claire. Wstała od stołu i włożyła

kolejną kasetę do magnetowidu. - Jeszcze raz popatrz na Christine Bishop.

- Wróciła na swoje miejsce przy stole. - Ja uważam, że jest doskonała.

- Zbyt wyrafinowana. Molly jest prowincjonalną dziewczyną z małego

miasteczka. A ta kobieta - wskazał na ekran - wygląda... czy ja wiem... jest

chyba zanadto doświadczona, żeby grać rolę ufnej, naiwnej i

skrzywdzonej.

- Molly została skrzywdzona, ale nie można jej nazwać naiwną. To po

prostu osoba wrażliwa na ciosy. I nie była taka znowu ufna. Josh musiał

sobie ciężko zapracować na jej zaufanie. A poza tym Molly była bardziej

doświadczona, niż myślisz. - Spojrzała na Rafe’a kątem oka. Wyglądał

wzruszająco, zmęczony, ze śladami popołudniowego zarostu. - Jak

większość kobiet.

- Co większość kobiet? - spytał, jakby myślał o czymś innym. Popatrzył

na ekran, usiłując dostrzec to, o czym mówiła Claire.

- Są mniej naiwne i bardziej doświadczone, niż to się zdaje mężczyznom.

Odwrócił do niej głowę, gdyż uderzył go jakiś ukryty sens tego zdania.

- Coś mi umknęło? - zapytał. Potrząsnęła głową. Niepotrzebnie to

powiedziała. Wskazała na ekran.

- Popatrz tylko, jak Christine gra tę scenę. Spójrz na jej oczy. Dostrzegasz

tę wrażliwość i bezbronność? A jednocześnie jak ona stara się ukryć swą

słabość? - Cofnęła taśmę. - Obejrzyj jeszcze raz tę scenę bez dźwięku.

Teraz widzisz? Trzeba złagodzić makijaż, zmienić uczesanie, zwrócić jej

uwagę na teksaski akcent i będzie doskonała. Myślę, że musimy zaprosić

ją na przesłuchanie.

Spojrzał na Claire, jakby spłynęło na niego natchnienie.

32

background image

- Uważam, że ty powinnaś zagrać Molly.

- Ja? - Była autentycznie zdumiona. - Nie jestem aktorką.

- Ale byłaś. I to bardzo dobrą. Przecież w „Oszustach” grałaś taką

prowincjonalną dziewczynę, jak Molly. Jesteś oczywiście trochę starsza,

ale od czego właściwy makijaż i odpowiedni strój. To ty masz właśnie w

sobie niewinność i czystość.

- Nie - odrzekła porywczo. - Od siedmiu lat nie grałam w fiknie i nadal

nie mam na to ochoty. - Nie lubiła tego zawodu nawet wtedy, gdy

uchodziła za cudowne dziecko Hollywoodu.

- To nie znaczy, że nie możesz wrócić przed kamerę. - Pochylił się w jej

kierunku z ożywieniem. Spodobał mu się pomysł, że mógłby być jej

reżyserem, kierować nią, i wreszcie wydobyć na światło dzienne emocje,

które chowała pod kruchą powłoką lodu. Stosunki między reżyserem i

aktorką mogą być bardzo intymne. A on chciał, wręcz pragnął nawiązać z

nią intymny kontakt. - Rola Molly jest po prostu dla ciebie napisana. Jak

mogłem tego nie zauważyć? - Wyciągnął do niej dłoń.

Odskoczyła od stołu, zanim zdążył jej dotknąć.

- Nie bądź śmieszny. - Była zła i przerażona równocześnie. On chyba nie

uświadamiał sobie, jak bliski był prawdy.

- Co w tym śmiesznego? Byłaś podziwianą aktorką. Zdobyłaś Oskara za

rolę w „Pełnoletniej” - przypomniał, tak jakby ona tego nie pamiętała.

- Byłam tylko podziwianym, cudownym dzieckiem ekranu. - Podeszła do

magnetowidu i zaczęła przewijać taśmę. - Dostałam Oskara, kiedy miałam

trzynaście lat.

- I co z tego? Bardzo wiele aktorek, które obecnie odnoszą sukcesy,

zaczynały grać w filmie jako dzieci. Elizabeth Taylor. Natalie Wood. Jodie

33

background image

Foster. Po „Oszustach” wydawało się, że pójdziesz w ich ślady. I wtedy

zrezygnowałaś z kariery.

Dobrze pamiętał, jak prasa rozpisywała się o przyczynach jej zniknięcia

po zakończeniu zdjęć do „Oszustów”.

Wymyślano rozmaite. Cierpiała na anoreksję i została umieszczona w

szpitalu przez zaniepokojoną rodzinę. Przeżyła załamanie nerwowe.

Uciekła z żonatym mężczyzną. Miała zniekształconą figurę po przebytej

chorobie. Poszła na wyższe studia. Została członkiem religijnej sekty.

Uprowadzili ją przybysze z kosmosu. Urodziła upośledzone dziecko i

poświęciła się jego wychowywaniu.

Oczywiście żadna nie była prawdziwa. Hollywoodzki światek uznał w

końcu, że powodem porzucenia aktorstwa był po prostu kaprys gwiazdy.

Lecz patrząc na nią teraz, nagle zesztywniałą. Rafe zaczął się

zastanawiać, czy choć w jednej z tych plotek

nie kryło się źdźbło prawdy. Coś przecież stworzyło tę lodową zaporę,

ukrywającą jej prawdziwe uczucia.

- Dlaczego? - spytał cicho. - Jak to się stało, że odnosząca sukcesy młoda

aktorka, która praktycznie wychowała się przed kamerą, porzuciła karierę i

odeszła z zawodu?

Claire zatrzymała taśmę i wyjęła kasetę. Odetchnęła głęboko i z wysoko

uniesioną głową odwróciła się do niego. Była już gotowa do odpowiedzi,

takiej samej zresztą, jakiej niejednokrotnie udzielała swojej rodzinie.

- Sam już sobie odpowiedziałeś na to pytanie. Wychowałam się przed

kamerą. Dosłownie. Moja matka była ze mną w ciąży, kiedy pracowała z

Seanem Connery. Gdy miałam cztery lata, ojciec dał mi małą rolę w

swoim filmie. Wszyscy mówili, że jestem urodzoną aktorką. A dla mnie

34

background image

aktorstwo było rzeczą tak naturalną jak oddychanie. Jako dziecko, nigdy

nie zastanawiałam się, czy lubię to zajęcie.

W gruncie rzeczy go nie cierpiała. Wzrastanie w nieustannym świetle

jupiterów i w związanym z tym rozgłosie miało swe ujemne strony,

których dziecko najpierw nie umiało, a później nie mogło wyrazić. Kariera

aktorska sprawiała satysfakcję jej rodzicom. Stwarzała podwaliny

przyszłych sukcesów. Dawała możliwość bogatych przeżyć. To wszystko

wtedy się liczyło.

- Nie rozważałam początkowo poważnie, czy aktorstwo jest moim

życiowym powołaniem. Taka refleksja przyszła dopiero wtedy, gdy

zagrałam w „Oszustach”. Miałam prawie dziewiętnaście lat i zrozumiałam,

że już więcej nie mam na to ochoty.

- Ale nadal mi nie powiedziałaś dlaczego.

- Znudziła mi się ta praca. Taki prosty powód. Przestała już być dla mnie

wyzwaniem, więc postanowiłam spróbować czegoś innego. A to -

zatoczyła wkoło ręką, wskazując na stosy kaset z próbnymi zdjęciami,

tablice z kalendarzowym planem zdjęć, stertę nie przeczytanych jeszcze

scenariuszy - jest właśnie tym czymś.

Rafe nadal nie był przekonany.

- I nigdy potem nie ciągnęło cię przed kamerę? Nie wabiły cię światła

jupiterów? Żądza sławy i dalszej kariery gwiazdy filmowej?

- Nie, nigdy. - Wypowiedziała te słowa z najgłębszym przekonaniem. - A

teraz chyba powinieneś jeszcze raz przejrzeć tę taśmę. - Podsunęła mu

kasetę z próbnymi zdjęciami Christine Bishop. - Musimy wreszcie znaleźć

aktorkę do roli Molly.

35

background image

- Przyznaję, myliłem się - stwierdził Rafe, spoglądając chmurnym

wzrokiem. Claire Kingston była naprawdę producentką o niesamowitym

instynkcie, dzięki któremu bezbłędnie dobierała obsadę aktorską. -

Przesłuchanie Christine Bishop wypadło...

- ...kapitalnie - podsunęła, bardzo z siebie zadowolona. - Zdumiewająco.

- Miałem na myśli: zadowalająco.

Chciał ją zezłościć. Zaczął stosować taką metodę, żeby się przekonać, czy

uda mu się znowu wyprowadzić ją z równowagi, jak wtedy, gdy zarzucił

jej podjęcie decyzji bez zgody matki. Jak dotąd bez skutku. Jej

opanowanie zaczynało go powoli doprowadzać do szału.

- Droczysz się, bo nie miałeś racji - odparła spokojnie. Nie da się

sprowokować. Tylko raz mu się powiodło i to się już nie powtórzy. Tak

było bezpieczniej. - Christine zagrała pięknie i dobrze o tym wiesz. Teraz

musimy wyszukać jej partnera o podobnej sile wyrazu i odpowiednim

stylu gry.

- Mam kandydata do roli Josha - oznajmił Rafe. - Znalazłem go tam,

gdzie wcale nie zamierzałem szukać. Przeskakiwałem wczoraj wieczorem

z kanału na kanał w telewizji i nagle mi się objawił.

Claire nawet nie podniosła oczu znad dziennego raportu produkcji.

- Kto i za ile?

- Aktor dobry warsztatowo. - Nie wprowadzał jej w szczegóły, gdyż

wiedział, jak ona ceni zwięzłość.

- Nie jest olśniewający, ale ma duże umiejętności. Może trochę za stary

do tej roli...

- Kto i za ile? - Tym razem Claire uniosła wzrok.

36

background image

- Twój stary przyjaciel z „Oszustów”.

- Kto i za... - W jej oczach pojawił się przestrach.

- Z „Oszustów”?

Rafe skinął głową.

- Dax Wyatt - wyjaśnił, oczekując, że będzie mile zaskoczona.

- Dax Wyatt? - Patrzyła na niego, jakby postradał zmysły. - Chyba

żartujesz. Zmarszczył brwi.

- Dlaczego ci nie odpowiada?

- No... - Zastanawiała się gorączkowo, co ma mu powiedzieć, jaką

znaleźć wymówkę. Cokolwiek, byle nie prawdę. - Przede wszystkim jest

za stary. - Energicznie przekładała kartki raportu, usiłując ułożyć je we

właściwej kolejności. - Sam to stwierdziłeś.

- To żaden problem. Różnica wieku nie jest taka duża. Poza tym on

potrafi zagrać mężczyznę młodszego od siebie. Najważniejsze, że jest

naturalny i bezpretensjonalny. A fizycznie będzie dobrym kontrastem dla

Christine.

- Nie.

- Dlaczego?

- Nie chcę go. Dlatego. - Złożyła gwałtownie teczkę z raportem i wstała. -

To kończy sprawę.

- O nie, nie kończy, bynajmniej. - Rafe’a zaczęła ogarniać złość. - Nie

możesz podejmować sama takiej decyzji, dopóki przynajmniej ze mną jej

nie przedyskutujesz. Mam prawo zatwierdzania obsady, zapomniałaś?

- Ja także mam takie prawo - odparła ostro. - I nie godzę się na Daxa

Wyatta.

- Dlaczego?

37

background image

- Ponieważ... ponieważ go nie cierpię. To wszystko. - Skierowała się do

stojącej za biurkiem sekretery i otworzyła szufladę. - Czy możemy już

uznać ten temat za wyczerpany? Bardzo proszę.

- Nie, nie możemy - odrzekł Rafe z uporem. - Chyba że mnie przekonasz.

Dax Wyatt jest dobrym aktorem. Według mnie świetnie nadaje się do tej

roli. Nie odrzucę jego kandydatury tylko dlatego, że ty go nie lubisz. Do

licha, Claire, przecież nie namawiam cię, żebyś poszła z nim do łóżka.

Proponuję tylko przesłuchanie i...

Zamknęła szufladę z trzaskiem.

Czarne oczy Rafe’a zwęziły się, jakby zaczął się czegoś domyślać.

- Co ci jest? Miałaś z Daxem Wyattem nieszczęśliwy romans? I dlatego

nie chcesz z nim pracować? Czy właśnie o to chodzi?

- Romans? - Palce Claire zacisnęły się na uchwycie szuflady. - Z Daxem

Wyattem? - Przez krótki, przerażający moment myślała, że zemdleje. Albo

zwymiotuje. Opanowała się całą siłą woli. Kiedy odwróciła się do Rafe’a,

znowu była Królową Lodu.

- Nie obrażaj mnie - powiedziała tonem, jakby rozmowa o Daxie

Wyattcie zaczynała ją nudzić. - To wstrętny typ. - Pięknie zarysowana

górna warga wykrzywiła się w lekkim grymasie szyderstwa. - Obleśny,

męski szowinista. A ja po prostu z kimś takim nie lubię pracować. Ale

skoro sądzisz, że on może być dobry w roli Josha... - Wzruszyła

ramionami, co miało wskazywać, że na temat gustów się nie dyskutuje, i

otworzyła swój terminarz. - Chyba będę miała trochę czasu w przyszłym

tygodniu. - Przerzucała strony kalendarza. - Jaki dzień najbardziej by ci

odpowiadał? - Podniosła na niego wzrok, gdyż milczał. -Rafe?

- Co za zaskakująca zmiana poglądów.

38

background image

- Jestem ci to winna. - Musiała się jakoś wytłumaczyć. - Ty zawierzyłeś

mojemu instynktowi przy obsadzaniu roli Molly, więc chyba powinnam ci

się zrewanżować. Kto wie? Może będę mile zdziwiona. Niewykluczone,

że Dax wydoroślał od tamtych czasów. - Wzięła do ręki pióro. - Co

powiesz na czwartek?

- Molly, musisz podjąć decyzję. - Dax Wyatt wypowiadał swą kwestię ze

scenariusza. - Ufasz mi czy nie? - Patrzył w oczy Christine Bishop. - Co

się z tobą dzieje, jedziesz ze mną czy zostajesz - wyczuwało się, że pod

oschłym tonem pragnie za wszelką cenę ukryć głęboką rozpacz.

Nikt z oglądających tę scenę nie miał wątpliwości, że bohater przeżywa

mękę walki wewnętrznej. Modulacja głosu i wyraz oczu mówiły, że Molly

odmową zadałaby mu cios w samo serce. A on raczej by umarł, niż się do

tego przyznał.

Rafe spojrzał na Claire znacząco. Jego wzrok wyraźnie mówił: Czy nie

miałem racji, że Dax Wyatt będzie doskonały w tej roli?

Niewątpliwie miał rację, pomyślała Claire. Aktor wspaniale zagrał

zakochanego młodego człowieka - czułego, a jednocześnie bojącego się

wyjawić uczucie, które uważał za słabość.

Może rzeczywiście dojrzał psychicznie od czasu, kiedy razem pracowali?

- Ja... ja nie mogę. - To była kwestia Christine Bishop. - Nie teraz.

Jeszcze nie. Proszę. - Aktorka położyła dłoń na ramieniu Daxa. - Josh,

proszę cię, daj mi trochę czasu.

- Ile? - spytał szorstko, jakby lekceważył takie babskie gadanie, gdy

tymczasem słychać było łzy w jego głosie.

- Kilka dni. Dopóki mama nie wyzdrowieje. Wtedy pojadę z tobą.

39

background image

Obiecuję.

- Przedtem też mi obiecywałaś.

- Tym razem dotrzymam słowa, naprawdę. Musisz mi uwierzyć. -

Zacisnęła palce na gorsie jego koszuli. - Powiedz, że nie wyjedziesz beze

mnie. Proszę, Josh.

Odsunął ją od siebie.

- Nie mogę się tu obijać w nieskończoność - odrzekł twardo.

- Jeszcze tylko parę dni.

Claire obserwowała, jak z wolna twarz aktora łagodnieje.

- Niech będzie. - Wziął partnerkę w ramiona i ich usta zwarły się w

namiętnym pocałunku. Pocałunek trwał o wiele dłużej, niż wymagał

scenariusz.

A jednak Dax nie wydoroślał, pomyślała Claire, patrząc z zakłopotaniem,

jak Christine stara się w miarę dyskretnie wysunąć z jego objęć.

- To chyba wystarczy - powiedziała Claire donośnym głosem. Nie mogła

dłużej znieść tego żenującego widowiska.

Dax uniósł głowę z uśmiechem.

- I jak mi poszło? - spytał, najwyraźniej nieświadomy reakcji Christine na

przedłużoną scenę pocałunku.

Rafe spojrzał na Claire. Skinęła niechętnie głową.

- Moje gratulacje - rzekł Rafe. - Masz tę rolę.

- A zatem jak dotąd, nie ma między nami rozbieżności. - Claire powiodła

wzrokiem po zgromadzonych wokół stołu konferencyjnego.

Właśnie dobiegało końca zebranie, jedno z tych długich i wyczerpujących

spotkań z głównymi realizatorami filmu przed przystąpieniem do zdjęć.

40

background image

Uczestniczyli w nim scenograf, dekorator wnętrz, asystentka reżysera,

sekretarka planu, szef operatorów i oczywiście reżyser.

- Rozumiem - mówiła dalej Claire - że nikt nie ma wątpliwości, co i jak

chcemy osiągnąć. Wszyscy wiecie, jakimi środkami dysponujemy i znacie

ograniczenia. A zwłaszcza każdy pamięta o wysokości naszego budżetu.

Tak?

Odpowiedzią były znużone potakiwania. Nikt nie zgłaszał dalszych

uwag, więc Claire zwróciła się jeszcze do dwóch osób - Becky Ward,

scenografa, i Benningtona, dekoratora wnętrz.

- Becky? R.J.? Czy wszystko jasne?

- Jasne jak słońce - odparł R.J. Bennington w imieniu obojga.

- A ty, Anno? Nie masz żadnych pytań lub uwag?

Anna Markowitz zdjęła okulary i pomasowała nasadę nosa.

- Jeżeli przyjdzie mi coś do głowy, czego jeszcze nie przemaglowaliśmy

tysiąc razy, to dam ci znać.

- Pilar? O niczym nie zapomnieliśmy?

- O niczym. Wszystko zostało omówione.

- W kółko i na okrągło - powiedział Rafe scenicznym szeptem.

Wszyscy się roześmieli, nawet Claire, która jednak nie dawała za

wygraną.

- Denis, a ty? Masz jeszcze jakieś nie rozwiązane problemy?

Operator powiedział tylko jedno słowo.

- Plener.

Tak. Jak dotąd była to nadal otwarta kwestia. Po trzech tygodniach

poszukiwań małego, prowincjonalnego miasta w Teksasie, mającego

oddawać klimat Burley, w którym autor scenariusza umiejscowił akcję

41

background image

filmu, nie udało się znaleźć niczego, co odpowiadałoby wymaganiom

Claire.

- Ja się tym zajmę. To znaczy - poprawiła się, rzucając szybkie spojrzenie

na reżysera - my. Rafe i ja wyruszymy w sobotę skoro świt do Teksasu -

wyjaśniła. Starała się, by jej głos nie zdradził, że na samą myśl o wspólnej

podróży dostawała gęsiej skórki.

Przemierzanie rozległych obszarów zachodniego Teksasu

wypożyczonym samochodem w poszukiwaniu małego miasteczka,

smażone kurczaki w wiejskich gospodach, nocowanie w skromnych

motelach bez obsługi i telewizji zupełnie się jej nie uśmiechało. Przede

wszystkim ze względu na nieustanną obecność Rafe’a, w samochodzie,

podczas posiłków, a nocą w sąsiednim pokoju.

- Przyrzekam, że znajdziemy Burley przed rozpoczęciem zdjęć. -

Przysięgła sobie w duchu, że będzie to najkrótszy rekonesans plenerów w

dziejach kina.

- Nawet gdybym musiała wybudować to miasteczko gołymi rękami -

dodała.

- Brawo - skomentowała Becky Ward, po czym ziewnęła. - Czy możemy

już iść do domu?

- Wy możecie - powiedziała Claire z westchnieniem, jak wyrozumiała

matka do gromadki dzieci.

- Robert natychmiast was zawiadomi, jak tylko coś znajdziemy.

Zebrani zaczęli wstawać od stołu.

- I pamiętajcie, że wszyscy członkowie naszej ekipy realizacyjnej mają

zawiadamiać Roberta o swych aktualnych planach. - Claire nie mogła

odmówić sobie tej uwagi. - Wszelkie zmiany w dotychczasowych

42

background image

ustaleniach powinny być zgłoszone na piśmie albo...

Rafe podszedł do niej i stanowczym ruchem położył jej dłoń na ustach,

przerywając w pół słowa.

- Wiemy, wiemy - powiedział. - Daj już... Urwał gwałtownie, gdyż

wyczuł, że ona zadygotała nerwowo. W jej szeroko otwartych oczach

dojrzał oburzenie i przerażenie, zupełnie nie pasujące do tego niewinnego

gestu. Natychmiast cofnął rękę.

Claire oddychała szybko, lecz odwróciła się od niego bez słowa, jakby

nic nie zaszło.

- Zanim wyjdziecie... - Zamilkła na moment, gdyż musiała odchrząknąć. -

Zanim wyjdziecie - powtórzyła już opanowana jak zawsze - chciałabym

jeszcze coś powiedzieć.

Pięć dorosłych osób westchnęło głośno. Jak zawiedzione dzieci, którym

oznajmiono, że wyjazd na wakacje się opóźnia.

Tylko Rafe stał w milczeniu i zastanawiał się, czy przypadkiem nie

poniosła go wyobraźnia, kiedy przed chwilą wydawało mu się, że

dostrzegł w oczach Claire panikę.

- Uspokójcie się - mówiła dalej. - Nie zamierzam wam znowu o czymś

przypominać ani wydawać ostatnich poleceń. Chciałam po prostu

powiedzieć, jak bardzo jestem wam wdzięczna za tyle ciężkiej pracy, którą

już wykonaliście. Wiem, że przy tym właśnie fiknie dałam się wam trochę

we znaki...

- Trochę, to za mało powiedziane - wtrąciła żartobliwie Anna Markowitz.

- Zgoda, zalazłam wam porządnie za skórę. - Claire uśmiechnęła się ze

skruszoną miną. - Pragnęłabym więc choć w drobnej mierze się

odwdzięczyć. Zapraszam was na bal. Urządza go Tara w sobotni wieczór

43

background image

w domu Pierce’a. Na cele dobroczynne. Będziecie moimi gośćmi -

podkreśliła z naciskiem. - Małżonkowie i bliskie sercu osoby mile

widziane. Mam tylko nadzieję - uśmiechnęła się kpiąco - że nie

przyprowadzicie jednych i drugich. - Kiedy zamilkły chichoty, dodała: -

Stroje wieczorowe. Będzie kolacja i oczywiście tańce, a dla

zainteresowanych aukcja. Nie przejmujcie się dojazdem, przyślę po was

samochody. Są chętni?

Wszyscy byli, oczywiście. Bale dobroczynne Tary Channing-Kingston

miały opinię jednej z najważniejszych imprez towarzyskich. Między

innymi dlatego, że nie urządzała ich tak często jak inne damy Hollywoodu,

więc zaproszenie do niej było nadzwyczaj pożądane.

Udział w jej przyjęciu mógł mieć korzystny wpływ na pozycję

towarzyską i wizerunek w świecie filmowym. W najgorszym razie

umożliwiał kontakt z wybitnymi ludźmi. A w najlepszym... Plotka głosiła,

że szczegóły dotyczące jednej trzeciej filmów zostały opracowane na

koktajlowych serwetkach w czasie przyjęć u Tary.

Jedynie Rafe nie wydawał się szczególnie podekscytowany.

- Nie chodzę na bale dobroczynne - odezwał się, kiedy już reszta

towarzystwa opuściła pokój.

- Nie? Dlaczego?

- Głównie ze względu na snobistyczne towarzystwo i czczą gadaninę -

odparł.

Patrzył, jak Claire idzie wzdłuż stołu ze spuszczoną głową i zbiera

pozostałe po długim dniu pracy papiery.

- Płacisz setki dolarów - ciągnął dalej - i dostajesz za to rozgotowane

spaghetti i kilka listków sałaty, które nie wystarczyłyby nawet królikowi.

44

background image

Czasem przy odrobinie szczęścia trafi ci się kawałek nie dopieczonego

kurczaka. - Podniósł kosz na śmieci i zaczął sprzątać ze stołu z drugiej

strony. - A te wszystkie pieniądze idą w końcu raczej na dekoracje wnętrz

i rozrywki niż dla potrzebujących wsparcia.

- Jeśli chodzi o towarzystwo, to oczywiście masz rację, ale w tym mieście

nie można od tego uciec. Za to jedzenie u Tary jest zawsze znakomite.

Tym razem szykuje jakieś egzotyczne, tajlandzkie potrawy, maje

przyrządzać kucharz z San Francis... - urwała gwałtownie.

Uświadomiła sobie, że Rafe stoi zupełnie blisko z wyciągniętym ku niej

koszem w ręce. Posłała mu spłoszone spojrzenie, wrzuciła śmieci do kosza

i odeszła w przeciwnym kierunku, żeby zabrać ze stołu swoje teczki i

notatniki.

- Zaręczam, że nie umrzesz z głodu - mówiła dalej, jakby nic się nie stało.

- A cały dochód jest przeznaczony na sfinansowanie programu badań

prenatalnych prowadzonych przez szpital położniczy we wschodniej

dzielnicy Los Angeles i tam zostanie od razu przekazany. Ten program to

oczko w głowie Tary. Zainteresowała się nim, kiedy zmarło jej pierwsze

dziecko, urodzone przedwcześnie. To oczywiście było dawno temu, ale...

- Claire.

Zatrzymała się na dźwięk swego imienia wypowiedzianego niskim,

gardłowym głosem.

Przycisnęła kurczowo do piersi plik teczek i uniosła głowę.

- Słucham? - Patrzyła na niego zupełnie jak wtedy, gdy położył jej dłoń

na ustach.

Prawie tak samo, poprawił się. Z jej oczu nie wyzierała już panika, tylko

jakaś czujna obawa. Przypominało mu się pewne wydarzenie z

45

background image

dzieciństwa. Koło stajni ich sąsiadów półdzikie kociaki łowiły myszy.

Złapał jednego, bo chciał go oswoić. Kiedy w swoim pokoju leżał na

brzuchu na podłodze i próbował pieszczotliwym tonem nakłonić kotka,

żeby wziął z jego ręki jedzenie, zwierzątko patrzyło na niego właśnie

takim samym wzrokiem, jak teraz Claire.

- Masz jakiś uraz do mnie - spytał miękko - czy boisz się wszystkich

mężczyzn?

W oczach Claire błysnęło oburzenie.

- Nie boję się mężczyzn.

- A więc jedynie mnie.

- Ciebie też nie. - Uniosła wysoko głowę. - Nie wiem, skąd ci przyszła do

głowy podobnie śmieszna myśl.

- Obserwowałem, jak okrążasz stół, żeby stale nas rozdzielał, jakbyś się

bała, że cię złapię i przewrócę na blat.

- Co za bzdura.

- Naprawdę?

- Totalna - warknęła. - I irytująco typowa.

- Typowa?

- Dlaczego mężczyźni zawsze uważają, że każda kobieta, która się nimi

nie interesuje, musi albo się ich bać, albo cierpieć na oziębłość. Nie

przychodzi im do głowy, że może być po prostu wymagająca.

- Czy możemy przeprowadzić mały test?

- Jaki?

- Będziesz tutaj stała, a ja przejdę wzdłuż stołu. Zmrużyła podejrzliwie

oczy. Jakby spodziewała się pułapki.

- I co potem?

46

background image

- Nic. Podejdę i stanę obok ciebie, a ty tylko będziesz spokojnie stała.

Myślę, że ci się to nie uda. Strach ci na to nie pozwoli.

Wzruszyła ramionami i położyła teczki z trzaskiem na stole.

- Bardzo proszę.

Zaczęła przeglądać jakieś papiery, jakby była sama w pokoju.

A Rafe już był przy niej. Poczuła bijące od niego ciepło. Nie powinno

drgnąć najmniejsze włókno jej ciała. Tylko w ten sposób może udowodnić,

że się go nie boi i nie jest nim zainteresowana. Musi zachować całkowitą

obojętność.

Stała nieruchomo, choć czuła już, że jego pierś dotyka jej ramienia, a

gorący oddech unosi włosy na jej skroni. Odczekała dla pewności jeszcze

parę sekund.

- Zadowolony? - spytała uszczypliwie, unikając jego wzroku. Każdy

nerw miała napięty, lecz zdecydowana była za żadne skarby świata nie

okazać zdenerwowania.

Bynajmniej, pomyślał Rafe, i ta myśl go zdziwiła. Lecz zaraz uświadomił

sobie, że dopiero wtedy będzie usatysfakcjonowany, kiedy ona zacznie mu

jeść z ręki. I pomrukiwać z zadowolenia, jak w końcu tamten półdziki

kotek.

Najważniejsze było wzbudzenie jej zaufania.

- Jesteś bardzo opanowana, Claire Kingston, muszę to przyznać. - W jego

głosie brzmiało rozbawienie i podziw. - Ale nie aż tak, jakbyś chciała. Pod

lodową maską, którą przybrałaś, kipi wulkan. Widzę go w twoich oczach,

za każdym razem, kiedy na mnie patrzysz. Wyczuwam w mchach twego

ciała pod zakrywającym je szczelnie kostiumem. Dostrzegam na miękkiej

skórze, o tu, pod brodą. - Bardzo powoli i ostrożnie podniósł rękę i nie

47

background image

dotykając, wskazał na pulsujący punkt nad wysokim kołnierzykiem

jedwabnej, ozdobionej falbanką bluzki. - Tak szybko bije ci tętno.

Pewnego dnia namiętność, którą w sobie uwięziłaś, wybuchnie z całą

mocą. Potrzebny jest ci tylko ktoś, kto by cię poprowadził we właściwym

kierunku. Kto odbezpieczyłby zapalnik. I ja zamierzam być tym kimś.

Spojrzała na niego kątem oka.

- Skończyłeś już te naiwne, pseudopsychologiczne rozważania?

Królowa Lodu nie ustąpiła nawet o włos. Odpowiedział uśmiechem na tę

kąśliwą uwagę. Skinął głową.

- Na razie.

- Więc teraz zejdź mi z drogi. Mam jeszcze mnóstwo pracy. - Obrzuciła

go odpychającym spojrzeniem.

- Ciebie oczywiście nie zatrzymuję. To już było prawie polecenie.

- Aha, jeszcze jedno. - Zatrzymał się w drodze do drzwi. - O której jutro

przyślesz po mnie samochód?

- Sądziłam, że nie bywasz na balach dobroczynnych. Uśmiechnął się do

niej od progu.

- Zmieniłem zdanie. O której?

Chciała mu powiedzieć, żeby nie przejmował się jej zaproszeniem. Lecz

taka reakcja byłaby zbyt oczywista. Poza tym zaprosiła przecież

wszystkich. Prasa mogłaby rozdmuchać fakt, że jedynie reżyser nie

pojawił się na przyjęciu.

- O wpół do ósmej. Punktualnie. I Rafe - poczekała, aż ponownie zwróci

na nią wzrok - musisz się ogolić po południu - powiedziała słodkim

głosem

- żebyś nie wyglądał na gangstera przebranego w smoking, który,

48

background image

niestety, będziesz zmuszony sobie kupić. Jeśli ci się uda w tak krótkim

czasie znaleźć odpowiedni rozmiar.

ROZDZIAŁ 4

Uwaga Claire o smokingu, rozmyślał Rafe, sadowiąc się w samochodzie,

który po niego przysłała, była zapewne rewanżem za jego „naiwne,

pseudopsychologiczne rozważania”. Prawie całe sobotnie przedpołudnie

spędził na poszukiwaniach odpowiedniego rozmiaru i tylko dzięki

solidnemu napiwkowi krawiec jednego z najdroższych salonów mody

dopasował mu ten strój na wieczór.

W dzieciństwie żył w skromnych warunkach i zwykle nosił przerabiane i

używane rzeczy. Nadal wydawało mu się absurdalne wyrzucanie masy

pieniędzy na wytworne, wieczorowe ubranie. Ale, do licha ciężkiego, nie

mógł sobie pozwolić na to, żeby wyglądać na przyjęciu jak ubogi krewny.

Claire strzeliła w ciemno, lecz trafiła w słaby punkt, jakim było jego

pochodzenie. A właśnie ono odbierało mu pewność siebie.

Dorastał w biedzie, w małym miasteczku zachodniego Teksasu, niewiele

różniącym się od owego fikcyjnego Burley z „Desperata”. Meksykańskie

dziedzictwo, z którego był dumny, stanowiło jednak obciążenie na drodze

do społecznej akceptacji, nie mówiąc już o karierze. Po śmierci ojca stal

się głową rodziny, choć miał dopiero piętnaście lat i był o wiele za młody

na dźwiganie takich obowiązków. Tylko dzięki własnemu, zawziętemu

dążeniu do sukcesu i nieugiętej woli matki, udało mu się zdać maturę.

Wyższe studia nie wchodziły w rachubę, skoro trzeba było wyżywić,

odziać i wykształcić sześcioro rodzeństwa. Tak więc Rafe poszedł do

49

background image

pracy na polu naftowym i większość zarobionych pieniędzy wysyłał co

tydzień do domu.

Od tego czasu zdobył jeszcze trochę wykształcenia, a i samo życie dodało

mu ogłady, lecz nadal nie był całkowicie pewny, którego widelca ma użyć,

gdy leżały dwa przy nakryciu. To dlatego nie uczęszczał na bale

dobroczynne i inne wystawne hollywoodzkie przyjęcia. Nie czul się na

nich swobodnie. Bal się, że się wygłupi.

I teraz, mknąc w luksusowej limuzynie, ubrany w czarny smoking i

czarne, kowbojskie buty z wężowej skóry, zastanawiał się, czy właśnie

dokładnie tego nie robi. Błaźni się. Z powodu rozpieszczonej, pochodzącej

z wyżyn społecznych księżniczki.

Już mu się to kiedyś zdarzyło.

W małym, teksaskim mieście, takim jak Flat Rock, społeczne linie

podziału były znacznie ostrzejsze niż gdzie indziej, a jego od początku los

umieścił po tej gorszej stronie. Oczywiście, wiele dziewcząt chętnie

przekraczało tę niewidzialną granicę. Takie zawsze się znajdą, w każdym

mieście. Lecz nie robiły tego nigdy publicznie. Zawsze wycofywały się,

gdy pojawiło się ryzyko utraty pozycji towarzyskiej. Jakoś sobie z tym

radził. Dla większości znajomość z nim była jedynie

okazją poznania innego świata. Wiedział o tym. I nawet go to czasem

bawiło.

Spotkał tylko jedną dziewczynę, która wydawała się inna. Poznał ją przed

maturą. Nie kryła się z tym, że chodziła z nim na randki, obwoziła go

odkrytym, czerwonym kabrioletem, który dostała od ojca na szesnaste

urodziny. Na spacerach trzymali się za ręce, razem chodzili popływać do

miejscowego klubu, nie zważając na plotki. Zakochał się w niej bez

50

background image

pamięci, oddał jej swe młode serce wraz z obietnicą małżeństwa. W końcu

któregoś dnia w pełni długiego, gorącego teksaskiego lata oznajmiła mu,

że nie chce go już więcej widzieć. Miesiąc później wyjechała bez

pożegnania. Dopiero wtedy uświadomił sobie, że go wykorzystała, aby

skłonić swego bogatego tatusia do wysłania jej na studia do Dallas.

Potem były oczywiście inne kobiety. Tak zwane porządne dziewczyny i

te trochę mniej porządne. Ze wszystkich możliwych sfer. Od nich nauczył

się, że nie należy patrzeć na stosunki między kobietą i mężczyzną przez

pryzmat bolesnego doświadczenia wyniesionego z kontaktów z jedną

zepsutą dziewczyną. Mimo to, pierwsza lekcja była ciągle żywa i jej

wspomnienie nawiedzało go w najmniej odpowiednich momentach.

Takich jak ten.

W wytwornej rezydencji Pierce’a w Beverly Hills trwały ostatnie

przygotowania do balu. Claire, od dawna już przebrana i uczesana, wręcz

narzucała się bratowej z pomocą. Nie mogła znieść myśli, że choć na

chwilę zostanie sama. Pragnęła znaleźć się w hałaśliwym dumie. Może

gwar gości zagłuszyłby wspomnienie niskiego, gardłowego głosu Rafe’a,

który wmawiał jej, że potrzebuje kogoś, kto poprowadziłby ją we

właściwym kierunku. I że on miałby być tym kimś. Taka wizja była

równie podniecająca, jak i alarmująca.

Wstąpiła do kuchni, lecz gospodyni, groźna pani Gilmore, całkowicie

panowała nad sytuacją, poganiając personel swym zwykłym, nie

znoszącym sprzeciwu głosem i rzucała mordercze spojrzenie na każdego,

kto ośmieliłby się pomyśleć o wścibianiu nosa w jej sprawy.

Claire szybko wycofała się z kuchni i weszła na piętro. Tarę zastała tam,

51

background image

gdzie mogła się jej spodziewać - w przygotowanym przez Pierce’a dla

siostrzeńców pokoju dziecinnym. Bratowa właśnie karmiła piersią

niemowlę. Jej mąż - starszy brat Claire, Gage, czytał na dobranoc bajkę

dwuletniemu Beau. Malec siedział mu na kolanach. Okoloną potarganymi

blond włoskami główkę przytulił do plisowanego gorsu białej,

wieczorowej koszuli ojca. Tara z uśmiechem zaprosiła Claire gestem dłoni

do środka, lecz Claire potrząsnęła głową.

- Przyjdę później.

Nie chciała zakłócać im tej rodzinnej, intymnej atmosfery. Dobrze

wiedziała, ile wysiłku kosztuje Tarę i Gage’a danie dzieciom tych

wspólnych szczęśliwych chwil. Wiedziała także, jak ważne będą takie

wspomnienia, gdy już dorosną. Ona sama, dziecko rodziców

pochłoniętych zawodowymi zajęciami, szczęśliwe chwile dzieciństwa

zawdzięczała głównie niańce.

Pierce’a i Nikki spotkała na szerokich schodach, wiodących ku

wyłożonemu marmurami holu. Trzymając się za ręce, skradali się w górę

jak złodzieje. Ich

miny nie pozostawiały wątpliwości, jaki jest cel tej wyprawy.

Claire przysunęła się do połyskującej poręczy z orzechowego drewna i

właśnie zastanawiała się, czy ją w ogóle zauważyli, gdy Nikki odwróciła

się, by sprawdzić, czy nikt ich nie obserwuje z holu - i znieruchomiała.

- Pierce. - Szarpnęła męża za rękę. Rozejrzał się wokoło.

- Och, Claire, cześć. Co słychać?

- Dziękuję, wszystko w porządku - odparła Claire z uśmiechem. Młodszy

z jej dwóch braci zapominał o dobrych manierach, kiedy ulegał

niepohamowanemu apetytowi na żonę. Na tym między innymi polegał

52

background image

jego urok. - A co u ciebie?

- Jak dotąd - rzucił spojrzenie na zapłonioną Nikki - wszystko szło jak

najlepiej.

Zbliżył się do siostry i pocałował ją w policzek.

- Cieszę się, że cię widzę, Claire.

- Mnie też miło widzieć was oboje. - Claire równie czule pocałowała

brata. - Ale właściwie co tu robicie? Przeglądałam wczoraj raporty

produkcji i wynika z nich, że zdjęcia do „Stworzonych dla siebie” mają

potrwać jeszcze przynajmniej dwa tygodnie. Czy nie powinniście być w

Toronto? W pracy?

- Och, Claire, daj spokój. Nie bądź taka zasadnicza. Jesteśmy na

przyjęciu.

- Przyjechaliśmy tylko na weekend - pospieszyła z wyjaśnieniem Nikki,

kierując w stronę męża piorunujące spojrzenie. - Prawda, Pierce?

Głębokie, ciężkie westchnienie Pierce’a miało świadczyć o godnym

pożałowania losie pantoflarza.

- Tak, kochanie.

Obie panie roześmiały się.

- No to wracajcie do swoich zajęć - powiedziała Claire. - A ja pójdę

zobaczyć, co się dzieje w ogrodzie.

Pierce miał już iść na górę, gdy Nikki pociągnęła go za rękaw, wskazując

głową w kierunku Claire.

- Co? Jej to nie przeszkadza. O Jezu - jęknął. Zza zakrętu schodów

wyłonili się Tara i Gage. - To już koniec.

- Chyba nie zdążycie powiedzieć dzieciom dobranoc - odezwał się Gage.

Wesołe błyski w jego oczach wyraźnie wskazywały, że ma na myśli

53

background image

zupełnie co innego.

- Za trzy godziny trzeba będzie karmić Chloe. A Beau zawsze przy tej

okazji się budzi. - Gage objął ramieniem Nikki i zaczął sprowadzać ją i

żonę po schodach. - Wtedy będziecie mogli ich zobaczyć.

Pierce z komicznym grymasem rozczarowania podał ramię Claire, która

ujęła je ze śmiechem. Zeszli na dół za resztą rodziny.

Limuzyna wioząca Rafe’a zwalniała na długim, ciągnącym się łukiem

podjeździe. Rafe wytrzeszczył oczy na widok, jaki mu się ukazał. Miał

przed sobą budowlę przypominającą do złudzenia stary, normandzki

zamek. Front budynku był wyłożony szarymi kamieniami, pomiędzy

którymi połyskiwały ozdobione witrażami okna. Surowość muru

przysłaniały pędy bluszczu pnącego się aż pod sam dach. Dwa olbrzymie,

kamienne lwy strzegły okazałego portalu. Dwaj odźwierni w uniformach

stali gotowi na każde skinienie.

Samochód stanął, lecz Rafe nie wysiadał. Czuł bowiem, że potrzebuje

trochę czasu, by wziąć się w garść. Trudno mu było przyznać się przed

samym sobą do ogarniającego go niepokoju. Przesunął dłonią po brodzie,

sprawdzając, czy jest dostatecznie gładka, poprawił spinki, badając

równocześnie, czy mankiety wystają z rękawów marynarki na

obowiązującą długość. Wreszcie dotknął szpilki z onyksem, zdobiącej

wykrochmalony gors koszuli i dopiero wtedy sięgnął do klamki. Gdy tylko

wysiadł, jeden z odźwiernych otworzył masywne, szerokie odrzwia. Idąc

ku nim kamiennymi schodami, Rafe pokręcił kpiąco głową -

niewykluczone, że usłyszy witające go na progu fanfary.

Tymczasem z holu wybiegł mu naprzeciw melodyjny, kobiecy śmiech.

54

background image

Śmiech Claire.

Uniósł głowę i zobaczył obraz, za którego uwiecznienie każdy szanujący

się fotoreporter oddałby duszę. Sam Rafe nie potrafiłby lepiej zaaranżować

sceny symbolizującej świetność Hollywoodu, niż to zrobiła rodzina Claire,

schodząca właśnie w dół po szerokich schodach.

Każdy z jej członków z osobna nie robił tak oszałamiającego wrażenia,

lecz razem tworzyli zespół gwiazd Hollywoodu, który byłby w stanie

rozjaśnić całe Los Angeles.

Bracia podobni byli do siebie z postawy - wysocy, o szerokich ramionach

i smukłych sylwetkach, świetnie prezentowali się w wieczorowych

strojach. Pierce był bardziej efektowny. Miał” gęste, jasne, falujące włosy

i oczy o tym samym odcieniu głębokiego szafiru co siostra. To była uroda

chłopięca, tak chwytająca za serce kobiety. Gage Kingston wyglądał

poważniej od brata, miał ciemniejszą karnację, oczy bursztynowe i gładko

zaczesane włosy, tej samej kruczoczarnej barwy co Claire.

Ich żony były swoim całkowitym przeciwieństwem. Tara Channing-

Kingston o lekko zaokrąglonych kształtach z chmurą rozwichrzonych,

rudych włosów i lekko skośnymi oczami koloru akwamaryny wyglądała

na kobietę zmysłową i uwodzicielską.

Nikki Kingston prawie tak wysoka jak jej mąż, robiła wrażenie

seksownej Amazonki z długimi nogami tancerki rewiowej. Jej zielone

oczy kontrastowały z czarnymi, bardzo krótko ostrzyżonymi włosami. A

Claire...

Rafe stłumił westchnienie niekłamanego podziwu.

W przylegającej do ciała, lśniącej, srebrnoniebieskiej sukni,

podkreślającej jej szczupłą sylwetkę i odsłaniającej jedno ramię,

55

background image

wyglądała jak cudowna i niedosiężna księżniczka z bajki. Włosy miała

upięte, jak zwykle, w węzeł nad karkiem. Kolczyki połyskiwały blaskiem

brylantów. Podobnie przyozdobiona bransoletka otaczała wąski przegub

jej ręki. Do tej pory Rafe nie widział Claire tak odprężonej, łagodnej,

rozbawionej. Nie mógł oderwać oczu od jej ujmującej, rozpromienionej

twarzy.

Claire wyczuła badawcze spojrzenie. Zarumieniła się i odwróciła głowę,

szukając wzrokiem. Brylanty kolczyków zamigotały w świetle. Spojrzenia

Rafe’a i Claire spotkały się.

Zapatrzyli się w siebie.

Trwało to parę sekund. Wystarczająco długo, żeby dostrzegła, jak

doskonale leży na nim świetnie skrojona, smokingowa marynarka. I że biel

koszuli podkreśla smagłość jego cery. A czarne, kowbojskie buty i lśniące,

krucze włosy przydają tej formalnej elegancji nieco intrygującej fantazji.

Na widok samotnego nieznajomego Tara natychmiast wystąpiła w roli

gospodyni. Wysunęła rękę spod ramienia męża, pospieszyła w dół po

schodach, a potem szybkim krokiem przemierzyła wyłożoną czarnymi i

białymi marmurowymi płytami posadzkę eleganckiego holu.

- Proszę mi wybaczyć. Nie zdawałam sobie sprawy, że nasi goście już

przybywają. - Wyciągnęła do Rafe’a dłoń przyjaznym gestem powitania.

Poczuł zapach delikatnych perfum. - Tara Kingston.

- Rafe Santana. - Uścisnął jej dłoń. - Jestem reżyserem „Desperata” -

dodał, gdyż zauważył, że jego nazwisko nic jej nie mówi.

- Och - twarz Tary rozjaśniła się - pracuje pan z Claire.

Odwróciła się z uśmiechem do męża, który właśnie do nich podszedł.

- Gage, kochanie, to Rafe Santana, reżyseruje najnowszy film Claire.

56

background image

Pamiętasz, wspominała nam o tym nowym projekcie. Nosi tytuł

„Desperat”. Rafe, to mój mąż, Gage.

Panowie uścisnęli sobie dłonie, bacznie się sobie przyglądając.

- A to mój szwagier Pierce. I jego żona Nikki. Znowu nastąpiły

powitania.

- Właśnie szliśmy na werandę na drinka przed nadchodzącym

szaleństwem... - zaczęła Tara.

- Proszę sobie nie przeszkadzać - wpadł jej w słowo Rafe. - Zaraz pójdę

sobie do ogrodu.

- Nonsens. Nie ma mowy. Bardzo prosimy z nami. Będzie nas sześcioro,

a więc do pary. - Rzuciła figlarne spojrzenie na szwagierkę. - Z pewnością

dlatego Claire zaprosiła cię na nieco wcześniejszą godzinę. Prawda,

Claire?

Wszystkie głowy zwróciły się w jej stronę.

- Tak - wybąkała, choć do tej pory nie zdawała sobie nawet sprawy, że

wysłała po niego samochód wcześniej. - Chyba tak.

- A widzisz? - Tara ujęła Rafe’a pod ramię i ruszyli przodem. -

Przyszedłeś akurat w dobrym momencie, zdążysz nam opowiedzieć o

sobie i Claire, no i o „Desperacie”. Bo od niej trudno się czegoś na ten

temat dowiedzieć.

No, nie jest tak źle, pomyślał Rafe trochę już rozluźniony, przyjmując z

rąk Pierce’a kieliszek szampana. Zwykle pijał dobrze schłodzone piwo

Lone Star, albo marganie, lecz w tak baśniowym świecie, pośród tych

urodziwych ludzi, szampan wydawał się najbardziej odpowiednim

trunkiem.

57

background image

- No więc - Pierce usadowił się naprzeciwko niego na jednej z trzech

wąskich sof - jak ci się podoba współpraca z naszą małą dyktatorką? -

Wskazał oczami siostrę. - Dałeś już jej łupnia?

- Słucham? - Rafe o mało nie zakrztusił się szampanem.

- O, tak. - Pierce podniósł żartobliwie dwie pięści do podbródka Claire.

Spojrzała na brata z wściekłością.

Rafe dobrze pamiętał, jak on i reszta rodzeństwa podobnie się

przekomarzali. Roześmiał się.

- Nie myślałem jeszcze o takim podejściu do zagadnienia - przyznał. - A

czy ty zwykle w taki właśnie sposób dawałeś sobie z nią radę, kiedy ci

szefowała?

- Nie... Na ogół robiłem, co chciała.

- Bo ona na ogół ma rację - wtrąciła się Nikki.

- W każdym razie miała rację, gdy ciebie wybrała. - Pierce przyciągnął

żonę, żeby ją pocałować.

- Pierce, proszę - odezwała się Tara z lekkim wyrzutem - mamy gościa.

- Mnie to nie przeszkadza. - Rafe spojrzał na Claire.

Claire przez chwilę nie odwracała od niego wzroku, zahipnotyzowana

wyrazem jego oczu. Przypomniało się jej, jak oskarżał ją o skrywanie

emocji, mówił o namiętności, która kiedyś wybuchnie z całą mocą. I nie

zapomniała przyrzeczenia, że to on w niej tę pasję wyzwoli. Pochyliła

twarz nad uniesionym kieliszkiem w nadziei, że nikt nie zauważy

rumieńców, które nagle poczuła na policzkach.

Zebrani wymienili znaczące spojrzenia.

- Podobno jutro jedziesz z Claire do Teksasu szukać pleneru do

„Desperata” - zagadnął Gage.

58

background image

Podtekst tych słów był wyraźny. Rafe sam miał cztery siostry.

- Ona nalegała - odparł miękko. - Przecież jest szefem.

Gage skinął głową.

- Nie zapominaj o tym.

Spojrzenie Rafe’a zapewniało, że Claire będzie z nim bezpieczna.

Przynajmniej tak dalece, jak to jej będzie odpowiadało.

- No, to teraz zmieńmy temat. - Pierce przerwał ciszę, która zapadła na

moment. Uśmiechnął się do żony. - Nikki i ja chcemy wam coś oznajmić.

- Wiedziałam, że nie przyjechaliście do domu tylko na przyjęcie -

odezwała się Tara. Podniosła wzrok na męża. - A nie mówiłam?

- Mówiłaś. - Gage objął żonę ramieniem. - A więc? - spytał z udanym

zaciekawieniem, jakby nikt z nich nie domyślał się nowiny. - Czy

potrzebne będą większe ilości szampana dla wzniesienia toastu?

Pierce uśmiechnął się szelmowsko.

- Tak, do licha, prosimy o szampana dla wszystkich. To znaczy, z

wyjątkiem Nikki. - Ujął jej dłoń i podniósł do ust. - Gdyż ona ma zamiar

wydać na świat nową supergwiazdę Kingstonów - oświadczył uroczyście.

Popatrzył z dumą na zarumienioną i szczęśliwą żonę.

Nastąpiły uściski i gratulacje. Panie miały w oczach łzy. Rafe po złożeniu

życzeń stanął nieco z boku. Miło mu było, że brał udział w tej rodzinnej

uroczystości, lecz czuł się trochę speszony. Nowina o mającym przyjść na

świat dziecku jest zawsze dla rodziny niezwykłą wiadomością. I ma

bardzo intymny charakter lub powinna taki mieć. Jednak tym ludziom

nieustannie występującym publicznie trudno było zachować swoją

prywatność. Może dlatego w takiej chwili nie czuli się skrępowani.

- Jeżeli jest na świecie sprawiedliwość, to urodzi się dziewczynka. - Gage

59

background image

wyciągnął rękę z kieliszkiem w stronę brata. - Rewanż ze strony tych

ojców, którym pomogłeś osiwieć.

Wszyscy wybuchnęli śmiechem na widok komicznie przerażonej miny

Pierce’a i wznieśli do góry kieliszki.

- Bardzo przepraszam. - W drzwiach ukazał się jeden z kelnerów. - Pani

Gilmore zawiadamia, że goście się schodzą.

Jak na komendę Kingstonowie pospiesznie dopili szampana i odstawili

kieliszki.

- Czas na występ - oznajmił Pierce.

- Trzeba iść do pracy - westchnęła Claire.

Ogród na tyłach rezydencji Pierce’a Kingstona skrzył się setkami białych

światełek. Drzewa udekorowano girlandami małych żaróweczek. Na

podium grała orkiestra. Kelnerzy w białych marynarkach zwinnie

poruszali się wśród zgromadzonego przy oświetlonym basenie tłumu

gości, roznosząc pikantne przystawki kuchni tamilskiej i szampana. Pod

białym namiotem, ustawionym na kortach tenisowych, służba kończyła

nakrywać do dwóch dużych stołów, jaśniejących bielą adamaszkowych

obrusów i lśniących blaskiem porcelanowej zastawy.

Rafe, stojący teraz samotnie, wsparty o kamienną kolumnę,

podtrzymującą balustradę tarasu wychodzącego na basen, popijał drugi

kieliszek szampana i obserwował Claire w akcji. Od pół godziny krążyła

między gośćmi.

W tym czasie zdążyła wymienić jakieś żartobliwe uwagi z Michaelem

Douglasem i jego żoną, poświęciła piętnaście minut na dyskusję z Susan

Sarandon i Goldie Hawn na temat stowarzyszenia zwanego „Kobiety

60

background image

Filmu” i przywitała się w przelocie z półtuzinem agentów, reżyserów i

innych hollywoodzkich grubych ryb.

Zatrzymał ją, kiedy właśnie przechodziła do kolejnej grupy gości.

- Naprawdę traktujesz to jak pracę? - zapytał.

- W tym celu urządza się przyjęcia w Hollywood - odparła chłodno. - Po

cóż innego przyszłoby tu tyle ludzi?

- Żeby się zabawić.

- Nie. Chodzi o nawiązanie kontaktów. - Upiła mały łyk szampana. - O

uzyskanie zakulisowych informacji. Kto jest w liczącym się układzie. Kto

już z niego wypadł. Kto co robi. Co kto zamierza robić. Więc wybacz mi -

zamierzała go wyminąć - ale muszę wrócić do pracy.

Zastąpił jej drogę.

- Przepraszam za wszystkie słowa, które kiedyś mogły sprawić ci

przykrość, i

- Rafe...

- Claire, powiedziałem, że cię przepraszam. Kobieto, okaż mi trochę

litości.

- Litości?

- Czuję się jak ryba wyjęta z wody. Jestem tu obcy. - Uśmiechnął się

rozbrajająco. Usiłował przybrać minę człowieka nieśmiałego, wpatrzonego

w nią z podziwem bez żadnej ubocznej myśli. Nie wiedział tylko, czy

wypadł przekonująco. - Ty mnie zaprosiłaś na ten oszałamiający spęd. I

twoim obowiązkiem jest przypilnować, żebym się dobrze bawił.

- Kiedy rozmawiałeś z Sharon Stone przed paroma minutami, wyglądało,

że nawet bardzo dobrze się bawisz.

Spojrzał na nią oczami niewiniątka.

61

background image

- To była ona? - spytał, zadowolony, że to zauważyła.

Patrzyła na niego przez chwilę trochę zła, a trochę już rozbawiona.

Rozbawienie wzięło górę.

- Dobrze, chodź ze mną. - Dała znak kelnerowi, żeby zabrał jej kieliszek.

- Pokażę ci, jak się obracać w tym towarzystwie.

Ujęła go pod rękę, tak jak często chodziła z braćmi, nieświadoma, że po

raz pierwszy dotknęła go z własnej woli.

Do Rafe’a dotarło to natychmiast. Wydawało mu się, że ta mała dłoń

trzymająca jego ramię przypieka mu skórę poprzez materiał. Miał

ogromną ochotę przykryć ją swoją ręką, lecz bal się, że wtedy Claire

uświadomi sobie, co zrobiła.

- Pierwsza zasada głosi, że trzeba sobie wybrać odpowiedni cel -

powiedziała. - Pójdziemy tam - wskazała głową drugi koniec basenu. -

Widzisz Jona Petersa? - To był jeden z producentów. - Rozmawia z

Arnoldem Schwarzeneggerem.

- A my którego namierzamy?

- Ty wybieraj.

- Schwarzeneggera.

- Dlaczego?

- Bo większy.

Roześmiała się cicho, uroczo, jak wtedy na schodach, i ścisnęła jego

ramię. Rafe był w siódmym niebie.

- Powinnaś to częściej robić.

- Co mianowicie?

- Śmiać się tak jak teraz.

Zdziwiona, podniosła na niego wzrok.

62

background image

- Bardzo często się śmieję.

- Ale nie tak wesoło, nie tak spontanicznie.

- Jestem tu z rodziną. - Była zdumiona, że on zauważył tę różnicę.

Myślała, że jest lepszą aktorką.

- Zawsze wśród nich się odprężam. Chyba dlatego, że dają mi poczucie

bezpieczeństwa.

- Bezpieczeństwa? - powtórzył.

Pomyślał, że to niezwykle słowo w jej ustach.

- Czuję się kochana. - Szybko starała się skierować jego myśli na inne

tory. - Akceptowana. Hołubiona. No, różu... O, Dennis, Mary, dobry

wieczór. - Przystanęła, żeby przedstawić Rafe’owi żonę operatora

zatrudnionego przy „Desperacie”. - Dobrze się bawicie?

- Tak, dzięki - odrzekła Mary Cleary. - Wspaniałe przyjęcie.

- Cieszę się. - Claire uśmiechnęła się i ruszyła dalej. - Druga lekcja

dotyczy spotykania się i witania z tymi - przepychali się teraz przez tłum

zebrany wokół przebieralni - do których nie masz interesu. Trzeba to robić

w taki sposób, aby cały czas iść do celu i nie tracić go z oczu. - Wymieniła

właśnie po drodze uśmiechy i ukłony z koleżanką, producentką Sherry

Lancing.

- Ale - dodała szeptem - musisz również wiedzieć, kiedy należy

przystanąć i poplotkować. - Don, Melanie, witajcie - przywitała ciepło

mijaną parę.

- Co słychać? Miło spędzacie czas?

Don Johnson wzniósł do góry szklankę z wodą mineralną.

- Tara zawsze urządza nieziemskie przyjęcia.

- Jeszcze raz dziękuję ci za róże - odezwała się Melanie Griffith swym

63

background image

cichym głosem malej dziewczynki. - To było bardzo miłe z twojej strony,

choć naprawdę niepotrzebne.

- Wiem - uśmiechnęła się Claire - ale po tym lepiej się poczułam.

- Róże? - spytał Rafe, gdy już zostali sami. Claire skrzywiła się.

- Opublikowano paskudny artykuł o mnie i Donie kilka tygodni temu.

- Tak, coś sobie przypominam. „Królowa Lodu wciska się między

najbardziej zakochaną parę Hollywood”. - Pamiętał też, jak go to

zezłościło, choć nie wiedział dlaczego. - No i co?

- Wysłałam Melanie róże z przeprosinami.

- Za co?

- Za ten ohydny artykuł.

- Po co? Przecież to było kłamstwo. Zamilkł na moment, wmawiając

sobie, że to nie jego sprawa. Chyba że...

- A może prawda? - zapytał, zanim zdołał się powstrzymać.

Claire puściła jego ramię.

- Nie - odrzekła stanowczo, lecz bardzo chłodno - to nieprawda.

- Czyż to nie wspaniałe przyjęcie? - Pilar w przerwie między tańcami

postanowiła odetchnąć i porozmawiać przez chwilę z bratem.

- Rzeczywiście - przyznał Rafe posępnym głosem, wodząc cały czas

wzrokiem za Claire, która teraz rozmawiała z reżyserem Ronem

Howardem. Po tym ostatnim, nieszczęsnym pytaniu, zostawiła go samego

i wyraźnie zaczęła unikać.

Do licha, jak mógł się tak głupio zachować? Claire Kingston nie należy

do kobiet, które romansują z żonatymi mężczyznami. Wyglądało na to, że

ona w ogóle nie romansuje. A jeśli nawet, to i tak nie jego sprawa. W

64

background image

każdym razie jeszcze nie.

- Nie do wiary, ile tu sław - ciągnęła Pilar. - Gwiazdy i gwiazdorzy

pierwszej wielkości.

Pilar już prawie dwa lata pracowała w Hollywood, lecz nadal była pod

ich wrażeniem, jak każdy kinoman.

- Siedziałam podczas kolacji przy tym samym stole co Denzel

Washington i jego żona Pauletta. Wiesz, ona jest przepiękna.

Rozmawiałam także z Geeną Davis. - Upiła łyk szampana. - A z kim ty

jadłeś kolację? - Nie odpowiadał, więc nadal się dopytywała. - Jakie

znakomitości siedziały koło ciebie?

- Billy Crystal z żoną. Steven Spielberg. A, i Michelle Pfeiffer.

- Jadłeś kolację z Michelle Pfeiffer i nie jesteś podekscytowany?

Rafe wzruszył ramionami. Byłby podekscytowany, gdyby to była Claire.

Boże, co za żałosna sytuacja. Pilar miała rację. Każdy normalny

mężczyzna z krwi i kości byłby przejęty, gdyby miał okazję siedzieć koło

Michelle Pfeiffer. A on dąsa się i patrzy wilkiem znad swego kieliszka

tylko dlatego, że to nie była Claire.

- ...żeby za nim przepadała.

- Przepraszam, Pilar. Co mówiłaś?

- Powiedziałam, że chyba Claire nie przepada za naszym pierwszym

amantem.

Wskazała kieliszkiem stojącą w oddali parę.

- To chyba ona z Daxem Wyattem, prawda?

Rafe spojrzał we wskazanym kierunku. Rzeczywiście, to był Dax Wyatt.

I stał o wiele za blisko Claire. Pochylony ku niej, jedną ręką opierał się o

kamienną kolumnę nad głową rozmówczyni. Odsunęła się nieznacznie z

65

background image

odwróconą od niego twarzą. Cała jej postać była nienaturalnie sztywna.

Każdy mężczyzna z odrobiną wrażliwości cofnąłby się, gdyż było

oczywiste, że ona czuje się osaczona. Claire nazwała go wstrętnym typem.

I chyba miała rację.

Rafe zerwał się z miejsca pod wpływem ślepej i dzikiej furii, jaka ogarnia

mężczyznę, kiedy widzi, że jego kobieta jest napastowana. Podkradł się do

nich i znienacka położył Daxowi rękę na ramieniu. Miał zamiar przekręcić

go ku sobie i przyłożyć mu pięścią w żołądek.

- Co, do... - Dax najwidoczniej przestraszył się tej niespodziewanej

ingerencji.

Claire odwróciła głowę i Rafe napotkał jej spojrzenie. Szeroko rozwarte

oczy wyraźnie błagały go, żeby nie wszczynał awantury.

- Wybacz, Dax - Rafe powściągnął wściekłość nadludzkim wysiłkiem

woli - ale Claire obiecała, że ze mną zatańczy przed końcem przyjęcia.

Właśnie przyszedł na to czas.

ROZDZIAŁ 5

Orkiestra grała klasycznego, staromodnego walca angielskiego. W tym

tańcu partnerzy powinni utrzymać między sobą stosowną odległość. Rafe

jedną ręką ujął dłoń Claire, a drugą położył na jej plecach tuż pod

łopatkami. Ona zaś, zacisnąwszy kurczowo dłoń na jego ramieniu, dała mu

się poprowadzić w rytmiczne rozkołysanie. Oddaleni od siebie prawie na

długość ramienia, a jednak połączeni, obracali się powoli w takt muzyki.

Jakie to kojące, myślała Claire, być tak na wpół w jego ramionach.

Oszalałe serce uspokajało się, straszliwa panika po kilku chwilach

66

background image

ustąpiła. Dłoń na jego ramieniu stopniowo rozluźniała się. Krew w żyłach

zaczęła normalnie krążyć.

Uniosła głowę i napotkała czekający na jej spojrzenie wzrok Rafe’a.

- Dziękuję - szepnęła.

- Zawsze do usług.

Przez chwilę tańczyli w milczeniu - ich ciała w pełnej harmonii, ich oczy

wpatrzone w siebie. Jej - szeroko otwarte, pełne niedowierzania i wahań.

Jego - spoglądające z czułością i niepokojem. Zadawały pytania, na które

nie chciała odpowiedzieć.

Odwróciła wzrok.

- Dobrze się czujesz? - zapytał.

- Tak. - Teraz tak, pomyślała.

- Co on ci powiedział? Potrząsnęła głową.

- Właściwie nic takiego. Dax... po prostu jest nadal sobą.

- Pozbędziemy się go. Rozwiąż z nim umowę, zaangażuj kogoś innego do

roli Josha.

- Nie. - Spojrzała na niego zdumiona, że on może nawet coś takiego

sugerować. Dax Wyatt zagrał Josha w czasie przesłuchania bezbłędnie. -

Naprawdę nie ma potrzeby. Nic nie zrobił, właściwie nic też szczególnego

nie powiedział. On tylko...

- ...jest nadal niedojrzałym, wstrętnym typem.

Claire sama była zdziwiona, że potrafiła zareagować uśmiechem.

- Tak, jest wstrętnym typem, utalentowanym, ale wstrętnym. - Jej

uśmiech zastygł. - Powinnam była lepiej dać sobie z nim radę. I tak będzie

następnym razem.

- Po prostu wyobraź sobie, że on jest mną.

67

background image

- Że on jest tobą?

- Wydaje mi się, że nie nastręcza ci żadnego kłopotu ustawienie mnie na

właściwym miejscu, kiedy przekraczam pewną linię - powiedział z ironią.

Zastanawiała się przez moment.

- To dlatego, że jesteś dżentelmenem. - Uświadomiła sobie, jak trafnie

charakteryzuje go to określenie. W sprawach naprawdę się liczących był

subtelnym człowiekiem. - Umiesz pogodzić się z tym, że ktoś mówi ci

„nie”.

Roześmiał się.

- Chyba tak. Bardzo ci dziękuję.

- To miał być komplement.

- Wiem. I to właśnie mnie martwi. W stronach, z których pochodzę,

kobieta, która nazywa mężczyznę dżentelmenem, nieuchronnie zaczyna

mu z kolei mówić, jak bardzo mu ufa i jaka się czuje przy nim bezpieczna.

Co oznacza, że już jest gotowa traktować go jak brata. - Przyciągnął ją

nieco bliżej do swojej piersi. Nie za mocno, ale tak, żeby mogła wyczuć

jego twarde muskuły. - Claire, ja nie jestem jednym z twoich braci -

ostrzegł ją. - Nie myl mnie z nimi.

- Wiem - odrzekła cicho, nie spuszczając z niego wzroku. - Nie obawiaj

się.

Orkiestra przestała grać, a oni stali objęci jeszcze przez chwilę.

- Może zaprowadziłbym cię do domu? - zaproponował Rafe. - Właściwie

już po balu, a ty wyglądasz na wykończoną. Reszta Kingstonów da chyba

sobie radę z pożegnaniem gości.

- Dobrze - skinęła głową. - Jestem rzeczywiście bardzo zmęczona. A nasz

samolot wylatuje jutro bardzo wcześnie.

68

background image

- Dzisiaj. - Rafe zerknął na zegarek. - Jest po pierwszej.

Zeszli z parkietu. Przeprowadza ją obok basenu, a potem szerokimi,

kamiennymi schodami ku tarasowi pierwszego piętra.

Panował tu półmrok. Balustrada obrośnięta bluszczem i pnącą się,

tropikalną, słodko pachnącą bugenwillą stanowiła osłonę przed wesołym

gwarem panującym jeszcze na dole. Szczęśliwym trafem dwa fotele przy

stoliku z rozpiętym nad nim ogrodowym parasolem były puste.

- Chyba usiądę na chwilę - odezwała się Claire.

- Po domu pewno kręcą się jeszcze jacyś goście, a tu jest tak pięknie i

spokojnie. Nie musisz dotrzymywać mi towarzystwa - dodała, siadając na

jednym z wysłanych poduszkami foteli. - Będzie mi tu bardzo dobrze

samej.

- Usiłujesz się mnie pozbyć?

- Nie. - I, o dziwo, powiedziała prawdę. - Pomyślałam tylko, że chcesz

wrócić do domu, żeby się trochę przespać przed jutrzejszą podróżą.

Dzisiejszą - poprawiła się.

- Będę spał w samolocie.

- Zazdroszczę ludziom, którzy to potrafią. - Przysunęła stopą drugi fotel i

położyła nogi na miękkim siedzeniu. - Mnie się to nigdy nie udaje.

- Boisz się latać?

- Nie. - Zamknęła oczy i odchyliła do tyłu głowę.

- Nie mogę usnąć wśród obcych ludzi.

- Droga pani ma niezły problem z systemem nerwowym. Zdajesz sobie z

tego sprawę?

- Już mi to mówiono. - Otworzyła szybko oczy, gdyż poczuła, że Rafe

wsuwa dłonie pod jej stopy. - Co ty wyprawiasz?

69

background image

- Zamknij oczy i odpręż się. - Usiadł na fotelu i położył sobie jej stopy na

kolanach. - Zamierzam uchylić przed tobą nieco wrota do niebiańskiej

rozkoszy. - Jego zęby zabłysły w uśmiechu. - Tak przynajmniej podczas

masażu mówiła moja mama.

Zręcznie rozpiął wieczorowe sandałki, jakby to robił już tysiące razy,

zdjął je i ostrożnie postawił na podłodze obok fotela.

- Masowałeś stopy swojej mamie? - spytała, gdy zaczął uciskać jej palce.

- Prawie każdego wieczoru, kiedy wracała do domu po pracy. Pracowała

w barze samoobsługowym przy miejskim szpitalu. Nosiła wprawdzie

specjalne obuwie, ale i tak po całym dniu na nogach ledwo się ruszała. No

i jak się czujesz?

- Cudownie - odparła. Musiała powstrzymać jęk, kiedy jego kciuki

zaczęły okrężnym ruchem pocierać podbicie stóp.

Początkowo była zakłopotana, jakby połączyło ich coś intymnego, choć

przecież wcale tak nie było. Ale już po chwili czuła jedynie przyjemność.

Ukojenie. Chyba nie miało to nic wspólnego z seksem ani niczym nie

groziło. Po prostu rozcierał jej stopy.

A on nadal powoli zataczał kciukami kręgi wzdłuż całej podeszwy,

delikatnie na wrażliwym śródstopiu, mocniej na piętach. Powtarzał te

ruchy wolno, cierpliwie, czując, jak napięcie jej mięśni maleje. Kiedy

pieszczotliwie zaczął masować ścięgna ponad piętą, nie mogła

powstrzymać głośnego westchnienia. Uśmiechnął się do siebie. Wsunął

ręce pod obrzeże długiej, srebrzystej sukni, żeby pomasować jej mięśnie

łydek. Wiedział, że kobiety odczuwają w nich ból po dłuższym chodzeniu

w pantoflach na wysokich obcasach, a Claire przez wiele godzin nie

zdejmowała szpilek.

70

background image

- O Boże! To powinno być nielegalne - szepnęła w błogim upojeniu. -

Jeszcze nigdy nie czułam się tak wspaniale.

Nagle z ciemności dobiegło ich chrząknięcie. Claire chciała się

poderwać, wysunąć stopy z rąk

Rafe’a, lecz on przytrzymał je w kostkach.

- Prosimy - zawołał bez cienia zmieszania w kierunku postaci majaczącej

za fotelem Claire - nie zagrażamy dobrym obyczajom.

- To, co słyszałem, nie brzmiało tak niewinnie - rzekł Pierce. Postąpił do

przodu i jego twarz oświetlił blask żaróweczek dekorujących pobliskie

drzewo.

-Dobrze, że to nie Gage usłyszał te pojękiwania i westchnienia - zwrócił

się do Claire. - Zaraz by tu przyleciał z rewolwerem i pastorem.

- Pierce, na miłość boską! - Claire miała nadzieję, że żaden z nich nie

zauważył jej rumieńców. Wyrwała stopy z rąk Rafe’a i postawiła je na

podłodze. - On tylko masował mi stopy.

- Aha. - Ton głosu Pierce’a wskazywał, że to wytłumaczenie wydaje mu

się zbyt proste. - Po takim masażu mężczyzna może dostać od kobiety

wszystko, czego zażąda. Może jednak lepiej zawołam uzbrojonego

Gage’a.

Rafe roześmiał się cicho, jakby całkowicie zgadzał się z Pierce’em.

Claire poczuła, że pod wpływem tego śmiechu dreszcz przebiega jej po

plecach.

- Natychmiast przestańcie, obydwaj. - Wstała.

- Jeżeli macie zamiar wymieniać poglądy na temat techniki uwodzenia

kobiet, to ja odchodzę.

- Do twojej wiadomości, nasze panie są w dziecinnym pokoju - rzekł

71

background image

Pierce. - Tara obiecała udzielić Nikki lekcji poglądowej przewijania dzieci.

- Bardzo dobrze. Jestem pewna, że rozmowa na temat pieluszek będzie

ciekawsza. Claire weszła do domu.

- No, to nam wygarnęła - odezwał się rozbawiony Rafe.

Wstał z fotela.

- Chyba już pójdę. Czy mogę liczyć na samochód?

- Nie spiesz się tak bardzo - zaprotestował Pierce.

- Samochód może być w każdej chwili. - Włożył ręce do kieszeni spodni i

oparł się o balustradę, jakby miał zamiar jeszcze trochę porozmawiać. - Po

takich przyjęciach zawsze idziemy do kuchni na kawę. Panie lubią

pogawędzić na gorąco o tym, czy wszystko się udało. To jest taka nasza

tradycja. Jak kieliszek szampana przed balem na werandzie.

- Chyba jak na jeden wieczór wystarczająco zakłóciłem wam rodzinny

rytuał.

- Tarze będzie przykro, jeżeli się do nas nie przyłączysz. Prosiła, żebym

cię zaprosił.

Rafe postanowił iść na całość. Musi wiedzieć, na czym stoi.

- Dlaczego?

- No, cóż. Tara to kobieta o czułym sercu i...

- Pierce wzruszył ramionami. - Nic ci to nie mówi?

- Co do serca Tary nie mam wątpliwości, ale nadal nie rozumiem,

dlaczego mnie zaprasza.

- A niech to licho. - Pierce westchnął teatralnie.

- Tara mnie ostrzegła, że mam być dyskretny, ale chyba masz prawo

wiedzieć. Ja na twoim miejscu chciałbym wiedzieć. Otóż panie mają

zamiar zrobić na ciebie zamach. - Zaprezentował swój słynny uśmiech.

72

background image

- Bardzo taktownie, rzecz jasna.

- Zamach na mnie? W jakim celu? Pierce spoważniał i przyglądał się

Rafe’owi przez długą chwilę, zanim odpowiedział.

- Jesteś jednym z niewielu mężczyzn, którym Claire okazała

zainteresowanie z powodów, żeby tak rzec, pozazawodowych. -

Powiedział to lekkim tonem, lecz jego oczy bardzo uważnie wpatrywały

się w Rafe’a w oczekiwaniu na jego reakcję.

Spojrzenie Rafe’a również było poważne.

- Poza tym jesteś jedynym, którego przyprowadziła do domu i

przedstawiła rodzinie. Więc rozumiesz, że wzbudziłeś naszą ciekawość.

Słowa Pierce’a zaciekawiły Rafe’a. Nawet bardzo.

- Niewielu, to ilu?

- Dwóch.

- Dwóch? - powtórzył Rafe jak echo. Trudno mu było w to uwierzyć.

- Chyba że prowadziła podwójne życie. Ale o tym nic nam nie wiadomo.

I oba te związki miały - jak by tu powiedzieć - bardzo letnią temperaturę,

co najwyżej. I, jak wiemy, do niczego nie doprowadziły.

- Znowu się uśmiechnął. - Jeżeli piśniesz choć słówko, wszystkiemu

zaprzeczę.

- Więc po co mi to, u licha, mówisz?

- Ponieważ Claire się tobą interesuje. I tym razem wyczuwam wyższą

temperaturę. A poza tym, dlatego - jego szafirowe oczy nabrały twardego,

ostrzegawczego wyrazu - byś dokładnie zdawał sobie sprawę, że rodzina

czuwa.

- Jeśli wyrządzę jej krzywdę, padnę trupem?

- Zgadza się. Więc gotów jesteś narazić się Tarze czy przyjmujesz

73

background image

zaproszenie na kawę?

- Oczywiście nie chciałbym jej urazić.

- Ja też tak bym zdecydował na twoim miejscu - stwierdził Pierce. - Gage

potrafi być bardzo niemiły dla ludzi, którzy dokuczają jego żonie.

- Niech będzie kawa.

Rafe ruszył za gospodarzem w stronę drzwi. O mało nie potknął się o

pantofle Claire. Podniósł je ostrożnie i wszedł za Pierce’em do domu.

Claire rzeczywiście znalazła bratowe w dziecinnym pokoju, krzątające się

wokół najmłodszych Kingstonów.

- O wilku mowa. - Nikki na widok Claire podniosła wzrok znad stołu, na

którym zmieniała pieluszkę Chloe. W jasnych, zielonych oczach żony

Pierce’a błyskały wesołe iskierki. - Waśnie rozmawiałyśmy o tobie i tym

twoim urodziwym przyjacielu. Gdzie go do tej pory ukrywałaś?

- On nie jest moim przyjacielem, tylko reżyserem. I wcale go nie

ukrywałam.

- Ja w każdym razie nigdzie go nie widziałam. A gdyby ktoś taki kręcił

się w pobliżu, na pewno bym go zauważyła. Jest prawie tak przystojny jak

Pierce.

- Nikki zapięła do końca śpioszki i wzięła dziecko na ręce. - Albo jak ta

młoda dama.

- Ostatnio właściwie niczego nie mogłaś zauważyć.

- Claire posadziła sobie na biodrze bratanka, dwuletniego Beau, który od

dłuższej chwili szarpał ją za sukienkę. - Nie było cię tutaj.

- To prawda - wtrąciła się Tara. - Za to ja byłam i też go nigdy przedtem

nie widziałam.

- Bo on nie bywa tam, gdzie ty - odparła Claire.

74

background image

- Reżyseruje mój najnowszy film. Kropka. Nie jest nikim więcej. Nie,

Beau, kochanie, nie ciągnij cioci Claire za kolczyk, to boli. - Wyciągnęła

rękę i potrząsnęła ozdobioną brylantami bransoletką, żeby zwrócić na nią

uwagę chłopczyka. Zaczął ją przekręcać, usiłując dociec, jak zdjąć z ręki

błyszczące cacko. - Dzisiaj wieczorem Rafe Santana był tu tylko dlatego -

ciągnęła - że zaprosiłam całą ekipę filmową pracującą nad „Desperatem”

w podziękowaniu za ich wysiłek.

- Taak, ale ich wszystkich nie zaprosiłaś na wcześniejszą godzinę i na

kieliszek szampana w rodzinnym gronie - zauważyła Nikki.

- Wcale nie zaprosiłam go na szampana przed przyjęciem - zaprzeczyła

Claire, lecz pomyślała, że choć podświadomie, właśnie to zrobiła. -

Przecież to Tara mu zaproponowała, żeby poszedł z nami na werandę.

- Chyba nie mogłam go zostawić samego w progu? - spytała Tara z

niewinną miną.

- No tak, ale...

- A poza tym - nacierała w dalszym ciągu Nikki - to nie Tara przez cały

wieczór wymieniała gorące spojrzenia z pewnym wysokim, przystojnym

brunetem.

- Ja nie wy...

- Puk, puk. - Zza drzwi dobiegł głos Pierce’a.

- Czy nikt nie jest rozebrany? Możemy wejść?

Wszystkie trzy panie poczuły wyrzuty sumienia, że tak długo kazały na

siebie czekać.

- Za minutkę schodzimy - odpowiedziała Tara - tylko położymy dzieci do

łóżek.

- Nie ma zmartwienia - oznajmił Pierce, wchodząc do pokoju z tacą pełną

75

background image

filiżanek i spodków. - To my postanowiliśmy przyjść na górę.

Za bratem kroczył Gage z drugą tacą, na której stał duży dzbanek z kawą,

mały ze śmietanką i cukierniczka. Na końcu szedł Rafe z dyndającymi na

paskach pantoflami Claire.

Wyciągnął je ku Claire na zgiętym palcu.

- Zostawiłaś na tarasie.

- Mam nadzieję, że tylko to - odezwał się Gage, stawiając tacę na

dziecinnym stoliku.

Claire obrzuciła brata lodowatym spojrzeniem i, ku swemu przerażeniu,

zaczerwieniła się jak burak. Beau poklepał ciocię po policzku.

- Ciepły! - zawołał.

Wszyscy wybuchnęli śmiechem, więc i on zaśmiał się radośnie i

powtarzał „ciepły, ciepły, ciepły” z nadzieją, że to słowo wywoła dalsze

wybuchy śmiechu. Rafe pospieszył Claire na ratunek.

- Czy rodzina nie jest cudownym wynalazkiem? - spytał, usiłując

odwrócić uwagę zebranych od zapłonionej Claire.

Wyciągnął do niej ponownie rękę z pantoflami.

- Masz, a ja wezmę tego małego dowcipnisia.

- Nie wiem, czy pójdzie do ciebie. Pewno będzie się wstydził i...

Tymczasem Beau gwałtownie pochylił się do przodu, jak to się zdarza

małym dzieciom.

Rafe rzucił pantofle na ziemię, wyciągnął ręce i przygarnął malca do

piersi, choć Claire wcale go nie wypuściła. Jej ramiona zostały uwięzione,

przyciśnięte do muskularnego torsu ciałkiem bratanka. A piersi opierały

się o dłonie Rafe’a przytrzymujące dziecko. Znieruchomieli na moment,

wplątani nagle w sieć intymności. Sutki Claire stwardniały pod jedwabiem

76

background image

sukni. Mięśnie torsu Rafe’a naprężyły się jak struny. Poczuli

przepływającą przez nich falę pożądania. Rafe - gwałtownego i

płomiennego, Claire - dopiero rodzącego się i jeszcze nie w pełni

uświadomionego. Emocja, jakiej się poddali, była niemal namacalna,

oczywista dla wszystkich obecnych.

Uwięzione między nimi dziecko zaczęło się wiercić.

Claire, zakłopotana, chciała się cofnąć, lecz Rafe instynktownie mocniej

przytulił chłopczyka, jakby chciał mieć przy sobie jeszcze bliżej kobietę,

której zapragnął.

- Puść mnie! - zawołał Beau. Dolna warga zaczęła mu niebezpiecznie

drgać.

Rafe ocknął się i nieco uniósł chłopczyka, żeby Claire mogła uwolnić

ręce.

- Już dobrze - powiedział do dziecka przymilnie. Podrzucił je leciutko na

ramieniu do góry kilka razy w nadziei, że zapobiegnie łzom malca.

Lecz Beau miał już dosyć. Spojrzał na trzymającego go obcego

człowieka i zaczął kwilić.

- Chodź do taty, synku. - Gage przyszedł dziecku z pomocą i wziął je na

ręce. - Zobacz, tam jest mama.

Nagle wszyscy, poza Rafe’em i Claire znaleźli się przy stoliku z kawą i

wychwalając grzecznego, dzielnego Beau, zaczęli napełniać filiżanki.

Tylko oni dwoje stali na uboczu, jakby byli sami w pokoju. Rafe miał

ochotę dotknąć miękkiego, alabastrowego policzka Claire, ciągle jeszcze

zaróżowionego. A ona stała ze spuszczoną głową, z opadającym na ramię

puklem czarnych włosów, który Beau w czasie zabawy musiał wyciągnąć

jej z koka. Przygryzając drżącą wargę, obracała nerwowo bransoletkę na

77

background image

przegubie ręki.

Tylko raz w życiu doznała podobnego uczucia - przejmującego

dreszczem, wzbudzającego jednocześnie lęk i podniecenie. Nie ufała temu

uczuciu, gdyż tak naprawdę nie ufała żadnemu poza miłością do rodziny.

Nie dowierzała bowiem tego typu porywom, budzącym się łatwo i równie

łatwo przemijającym, a jeszcze łatwiej branym za uczucie, którym w

istocie nie były. Zwłaszcza gdy, tak jak teraz, ogarnęła ją zdradziecka

tęsknota za czymś, czego być może wcale nie pragnęła, a co mogło się dla

niej skończyć bólem jak kiedyś.

- Claire - wyszeptał Rafe zdławionym głosem, tak cichym, że nikt nie

mógł go usłyszeć - Claire, popatrz na mnie.

Rzuciła mu tylko jedno krótkie, spłoszone spojrzenie. Rafe westchnął.

Nie mógł się do niej zbliżyć w obecności tych wszystkich ludzi udających,

że nie zwracają na nich uwagi. Nie mógł unieść jej podbródka do góry i

zażądać, żeby popatrzyła mu w oczy. Nie mógł zapytać, dlaczego

namiętność, którą w nim rozbudziła i jej własna reakcja przejęły ją taką

nieufnością i strachem.

- Chyba już pójdę. - Uświadomił sobie, że tego wieczoru, w tym pokoju,

nie otrzyma odpowiedzi na swe pytanie.

Skinęła głową, nie usiłując nawet z grzeczności go zatrzymywać.

- Odprowadzisz mnie do drzwi? Claire zawahała się.

Spojrzał na gromadkę skupioną przy stoliku z kawą.

- Jeżeli tego nie zrobisz, uznają twoje zachowanie za dziwne - ostrzegł ją.

Tylko tak mógł ją przekonać. - I po moim wyjściu rzucą się na ciebie z

tysiącem pytań.

Ten ostatni argument przemówił do niej.

78

background image

- Odprowadzę Rafe’a do wyjścia, a potem pójdę spać - oznajmiła.

Miała tutaj, w domu brata, własny pokój, tak zresztą jak i pozostali

członkowie rodziny. Zadbano, aby nie zabrakło w nim jej przyborów

toaletowych, a nawet kilku strojów w szafie. Uznała więc, że najlepiej

będzie, jeśli przenocuje tu dzisiaj, rano wstanie wcześnie, żeby uniknąć

kłopotliwych pytań rodziny, a po rzeczy wstąpi do domu po drodze na

lotnisko.

Rafe został miło pożegnany i razem z Claire opuścił dziecinny pokój. Szli

w dół schodami w całkowitym milczeniu ku pogrążonemu w półmroku

westybulowi, gdzie w płynącym z piętra świetle połyskiwała tylko czarno-

biała posadzka. Kiedy zeszli z ostatniego stopnia, Claire zesztywniała z

obawy, że Rafe będzie próbował ją pocałować. Zastanawiała się też, jak

powinna się w takiej sytuacji zachować. Nikomu nie pozwalała na to od

bardzo długiego czasu. A jeszcze dłużej nie pragnęła żadnego mężczyzny.

Byli już przy drzwiach.

- Nie zrobię tego, jeżeli ty nie będziesz chciała - powiedział.

Nie patrzyła na niego.

- Czego nie zrobisz?

- Nie pocałuję cię na pożegnanie - odrzekł. - Jednak - dodał lekkim tonem

- radziłbym ci zdobyć się na odwagę i mieć to już za sobą.

Wyraz jej oczu był parodią chłodnego opanowania.

- Po co?

- Ponieważ oboje wiemy, że to się w końcu zdarzy. Podobno oczekiwanie

i wydarzenie to niemal to samo, a nic nie okazuje się ani takie złe, ani

takie dobre, jak to sobie wyobrażamy. Jeżeli cię teraz nie pocałuję,

będziesz się zamartwiała i zastanawiała przez całą noc, kiedy to nastąpi.

79

background image

Nie wyśpisz się, w samolocie będziesz zmęczona i zła. Weź też pod

uwagę, że obecność twoich obu braci tam, na górze, powstrzyma mnie

przed czymś więcej poza pocałunkiem. W innych okolicznościach może

byłoby to trudne. Razem wziąwszy, nie znajdziesz lepszej - w duchu

dopowiedział: bezpieczniejszej - okazji do naszego pierwszego pocałunku.

- Zmusił się do uśmiechu. - A przecież nie mogę nawet być pewny, czy ci

się to spodoba.

- A co byś powiedział, gdybym nie chciała się z tobą całować, ani teraz,

ani kiedykolwiek?

- Ale ty chcesz. - Jego głos zmienił się w uwodzicielski, schrypnięty

szept, sam brzmiący jak pieszczota.

- Prawda, Claire?

Stała pełna wątpliwości, z dłonią na klamce, usiłując pojąć, co właściwie

czuje. Czy rzeczywiście chce, żeby ją pocałował?

- Tak - przyznała. Powiedziała to bardziej do siebie niż do niego. - Tak,

chcę.

- No to - starał się zapanować nad wzruszeniem - odwróć się do mnie.

Czekał, a wydawało mu się, że mijają wieki. I nagle była tuż blisko, z

twarzą uniesioną ku niemu i tymi wpatrzonymi w niego niezwykłymi,

szafirowymi oczami, błyszczącymi w półmroku jak klejnoty. Wyglądała

na taką kruchą i bezbronną, bez pantofli, z opadającym na ramię puklem

włosów i czającą się w spojrzeniu niepewnością i nieufnością. Robiła

wrażenie raczej dziecka spodziewającego się kary niż kobiety czekającej

na pocałunek.

Rafe pragnął wziąć ją w ramiona. Nie z namiętności, lecz z czułości.

Chciał ją uspokoić, dodać jej

80

background image

odwagi i ochronić przed czymś, co powodowało, że trzęsła się ze strachu

na samą myśl o pocałunku. W jego umyśle zaczęło kiełkować podejrzenie,

co było tym „czymś”, i ten domysł nie był przyjemny. „Dają mi poczucie

bezpieczeństwa” - tak powiedziała o swojej rodzinie. „Jesteś jednym z

niewielu mężczyzn, którym Claire okazała zainteresowanie” - przypomniał

sobie słowa Pierce’a. Wszystko to wydawało mu się nad wyraz dziwne.

Claire Kingston, utalentowana i urodziwa, pracowała w branży, która

przyciągała przystojnych, obdarzonych twórczymi zdolnościami i pasją

mężczyzn. Myśl, że żaden z nich nie rozpalił w niej ognia namiętności,

była śmieszna, wręcz absurdalna. Chyba że jego podejrzenia okazałyby się

słuszne. Jeśli tak, to postawa Królowej Lodu jest kamuflażem. Barwą

ochronną. Czy tylko on widział w niej przerażoną kobietę? I tylko on

domyślał się prawdziwych powodów przywdziania przez nią maski

oziębłej kobiety?

- Jeżeli masz zamiar mnie pocałować, to pocałuj - odezwała się oschle.

Nerwy miała napięte do ostateczności od tego czekania i żaru, którym

płonęło jej ciało. Chciała pocałunku i bała się go jednocześnie. Podobne

doznania już kiedyś były przyczyną jej kłopotów. - Chciałabym trochę się

przespać przed podróżą - dodała.

Rafe uśmiechnął się z zadowoleniem. Była przerażona, lecz nie

stchórzyła.

Jeszcze bardziej zbliżył się do niej. Wzdrygnęła się, ale nie cofnęła.

- Zamknij oczy, Claire - poprosił cicho. Nie posłuchała go. - W porządku

- rzekł z westchnieniem - jak wolisz.

I bardzo powoli, z rękami celowo opuszczonymi wzdłuż ciała, pochylił

głowę, żeby ją pocałować.

81

background image

Jego wargi dotknęły jej ust lekko, delikatnie. Jakby motyl musnął kwiat.

Bez nacisku. Bez zniewolenia. Bez przymusu. Tak bardzo się bal, żeby nie

odwróciła głowy. Wyczuwał jej napięcie, ona jednak pozostała

nieporuszona. Nie wychodziła mu naprzeciw, ale też nie wycofywała się.

Przycisnął wargi troszkę mocniej, wciąż ostrożny, gotowy do odwrotu

przy pierwszym odruchu niechęci z jej strony.

Lecz Claire nie poruszyła się. Nie wiedziała, że wargi mężczyzny mogą

być tak miękkie. A pocałunek taki delikatny. Czując jego usta na swoich,

miała wrażenie takiej samej słodyczy i bezpieczeństwa jak wtedy, kiedy

malutki Beau całował ją w policzek. Powoli zamknęła oczy i zdała sobie

sprawę, że jakaś drobna cząstka jej niepokoju ulatuje. Pochyliła się

nieznacznie ku mężczyźnie, próbując sama troszkę mocniej przycisnąć do

jego ust swe wargi.

W odpowiedzi każdy nerw ciała Rafe’a zadrżał od szalonego napięcia.

Wcisnął ręce do kieszeni spodni, żeby się powstrzymać od przyciągnięcia

jej do siebie i okazania swej namiętności. Zacisnął dłonie i czubkiem

języka zaczął wodzić po jej wargach, cierpliwie, łagodnie, czekając, aż

utajone w niej pragnienie wyzwoli się i skłoni ją do dalszego ustępstwa. A

jego doprowadzi do szaleństwa.

Zdał sobie bowiem sprawę, że pocałunek z Claire jest niewyobrażalnym

przeżyciem. Smak jej warg odurzył go, a ich nieśmiały dotyk pobudził

bardziej niż wszystkie wyrafinowane pieszczoty, które ofiarowały mu

dotąd inne kobiety. Zastanawiał się, jak daleko jeszcze może się posunąć,

żeby nie stracić panowania nad sobą. Chciał porwać tę kobietę w ramiona,

przytulić do siebie, czuć jak najbliżej jej małe, piękne piersi. Pragnął

rozpaczliwie wyrazić w najgorętszym pocałunku całą swą namiętność.

82

background image

Lecz równocześnie wiedział, iż nie może sobie na to pozwolić, dopóki nie

przywiedzie jej do takiego samego pragnienia i nie otrzyma od niej

sygnału zachęty. Nagle poczuł, że jej język wysuwa się powoli, z

wahaniem i wreszcie dotyka jego języka. Jęknął cicho i na moment dotarł

do słodkiej głębi jej ust. Zaraz jednak oderwał się od niej i cofnął o krok.

- Dobranoc, Claire - powiedział. Głos miał ochrypły z pożądania. Oczy

rozszerzone z namiętności. Ciało napięte i tętniące rytmem rozszalałej

krwi. - Do zobaczenia rano na lotnisku.

Chwycił klamkę i gwałtownie otworzył drzwi. Wiedział, że musi uciekać,

w przeciwnym razie ulegnie spojrzeniu jej szeroko otwartych,

błyszczących oczu, w których widział rodzące się pożądanie. Gdyby

pocałował ją tak, jak naprawdę chciał i czego ona nieświadomie

oczekiwała, śmiertelnie by ją wystraszył. Czuł instynktownie, że nie była

jeszcze gotowa do dzielenia z nim nieokiełznanej pasji, a on nie potrafiłby

już dłużej utrzymać się w ryzach. Szybkim krokiem wyszedł na ganek,

minął kamienne lwy, zbiegł po schodach i nie oglądając się za siebie,

wskoczył do czekającej na niego limuzyny.

Claire stalą w progu z dłonią przy gorących wargach i patrzyła, aż

samochód zniknął za bramą na końcu długiego podjazdu. Zastanawiała się,

czy właśnie nie zrobiła pierwszego kroku, którego obiecała sobie nigdy

więcej nie postawić.

I dziwne było to, że perspektywa wspólnego wyjazdu z Rafe’em nie

wydawała się jej już tak zatrważająca.

83

background image

ROZDZIAŁ 6

Królowa Lodu wróciła. Następnego dnia rano siedziała dumnie

wyprostowana obok Rafe’a w samolocie lecącym do Lubbock w Teksasie.

Zrobiła wszystko, co możliwe, żeby przywrócić swój wizerunek. Włożyła

wygodne, praktyczne obuwie, szczelnie zapięty pod szyję żakiet, włosy

ściągnęła do tyłu w kok, zrobiła nieskazitelny makijaż. A zachowywała się

tak ozięble, że już na sam jej widok człowiek mógłby dostać zapalenia

płuc.

Rafe poczuł się nieco rozczarowany, lecz nie był zdziwiony. Wiedział

bowiem, że metoda „krok do przodu, dwa kroki wstecz” jest typowa dla

odzyskiwania równowagi po każdym doświadczeniu, które pozostawiło

uraz fizyczny czy psychiczny. U Claire, rozmyślał, obserwując ją spod

oka, prawdopodobnie chodzi o obydwa.

Dla kobiety gwałt musi być wstrząsającym przeżyciem, pozostawiającym

wielorakie następstwa. Rozmowa z Pierce’em poprzedniego wieczoru i

zachowanie Claire w czasie pocałunku utwierdziły w przekonaniu Rafe’a,

że to właśnie jej się przydarzyło. Nie okazywała bowiem wahania czy lęku

na myśl o pocałunku, naturalnego i instynktownego przed pierwszym

zbliżeniem. A potem jej usta pod jego wargami nie drżały z nerwowego

podniecenia. Ona była autentycznie przerażona. To był pierwotny,

skręcający wnętrzności strach.

Mimo to pocałowała go. To mii dawało nadzieję. Nadzieję, że pewnego

dnia, może już niedługo, zanim on całkiem oszaleje w oczekiwaniu na ten

moment - ona pozwoli mu na więcej niż tylko pocałunek. Sama go do tego

zachęci i będzie dzielić z nim to przeżycie z niekłamanym uniesieniem i

namiętnością.

84

background image

Podobnie oceniała sytuację psycholog dyżurująca przy telefonie zaufania

dla ofiar gwałtu, czynnym całą dobę, z którą przeprowadził rozmowę po

powrocie do domu.

- Nie mogę niczego stwierdzić z całą pewnością bez znajomości stanu

faktycznego - powiedziała, kiedy podzielił się z nią swymi podejrzeniami.

- Jednak wydaje mi się, że pana przypuszczenia są słuszne. Chyba była

zgwałcona. Jeżeli naprawdę tak się stało i pan jest pierwszym mężczyzną,

którym się po tym zainteresowała, to mogę panu udzielić tylko jednej, ale

bardzo ważnej rady. Proszę postępować niezmiernie ostrożnie. Niech pan

nie będzie natarczywy i do niczego jej nie nakłania. Może pan spróbuje z

nią na ten temat porozmawiać. To zawsze pomaga. I niech pan ją zachęci,

żeby poradziła się specjalistów. Nawet mimo znacznego upływu czasu

fachowa porada pomogłaby jej uporać się z tego typu problemem. Jednak

nade wszystko - powtórzyła psycholog z naciskiem - niech pan nie dąży do

zbliżeń i nie wymaga od niej współdziałania. Proszę pozwolić, żeby to ona

nadawała kierunek waszym stosunkom zgodnie z jej własnymi

psychicznymi możliwościami.

Rafe zamierzał w pełni dostosować się do rady. Aż do osiągnięcia celu.

Niczego od niej nie zażąda ani do niczego nie przymusi. Po prostu będzie

przy niej przez cały czas. Jak pokusa. Jak przynęta. Niech przyzwyczai się

do niego i jego obecności. Będzie ją łagodnie prowadził we właściwym

kierunku, aż zaufa mu na tyle, żeby ulec drzemiącej w niej namiętności. I

tak już ufała mu bardziej, niż to sobie uświadamiała.

Właśnie przed chwilą usnęła, choć twierdziła, że nie może spać w

obecności obcych ludzi. Siedziała z rękami opuszczonymi na kolana i z

głową niewygodnie przechyloną na oparcie fotela. Uśmiechając się czule,

85

background image

wyjął z jej palców wieczne pióro i odłożył na podniesiony, podręczny blat.

Uniósł rozdzielającą ich siedzenia podpórkę i delikatnie wsunął ramię pod

jej plecy. Zesztywniał, kiedy wymamrotała coś przez sen. Wstrzymał

oddech w obawie, że Claire się obudzi i zaprotestuje przeciwko takiej

poufałości. Lecz ona tylko przytuliła się do niego. Z policzkiem przy jego

piersi i dłonią opartą tuż ponad srebrną klamrą jego paska wyglądała jak

pełne ufności kocię, które znalazło się w znajomych, czułych rękach.

Rafe nakrył jej dłoń swoją i przycisnął ją lekko do siebie. Zamknął oczy.

Zasypiał z uśmiechem cichej satysfakcji.

- ...schodzimy do lądowania w Lubbock. Kapitan prosi o zapięcie pasów,

opuszczenie podręcznych blatów i ustawienie w pionie oparć foteli...

Metaliczne, zniekształcone głośnikiem polecenia wyrwały Claire z

głębokiego snu.

Rafe także się obudził, lecz nie otwierał oczu, tylko czekał ciekawy, jak

się Claire zachowa. Gdy tylko zauważyła, co jej służyło za poduszkę,

zesztywniała i usiłowała usiąść prosto. Usłyszał, że cicho sapnęła z

irytacją i oczyma duszy widział zakłopotanie na jej twarzy, kiedy

rozważała swój kolejny ruch.

Rzuciła okiem na Rafe’a, żeby się upewnić, czy śpi, i przygryzając

wargę, bardzo powoli, milimetr po milimetrze wysunęła dłoń. Potem

uchwyciła w dwa palce jego nadgarstek, podniosła do góry rękę i

uchylając głowę, przełożyła mu ją na kolano. Chwyciła wieczne pióro,

ułożyła rozrzucone papiery i dopiero wtedy trąciła Rafe’a łokciem.

- Rafe, obudź się - odezwała się ożywionym głosem. - Schodzimy do

lądowania.

86

background image

- Hm? - udawał, że z wolna powraca do przytomności. Wyprostował

ramiona, potem się przeciągnął, ocierając się przy okazji o Claire.

Nie odsunęła się nawet o centymetr.

- Długo spałem? - zapytał.

- Chyba przez całą drogę - wymamrotała, schylając się po teczkę.

Położyła ją na kolanach i otworzyła z trzaskiem. - Właściwie nie

zwróciłam uwagi.

- Przez cały czas pracowałaś? - Patrzył, jak metodycznie układa papiery i

przybory do pisania na właściwe miejsca.

- Uhm. - Zatrzasnęła teczkę. - W samolocie można się dobrze skupić.

Skoro ona chce prowadzić taką grę, niech tak będzie, pomyślał.

Tymczasem. Nie powie jej, że na policzku ma odciśnięty ślad guzika jego

koszuli.

- Co to za miasto? - zapytała Claire. Mrużąc oczy, usiłowała w

gęstniejącym mroku odszukać na leżącej na kolanach mapie kolejną

mijaną przez nich miejscowość w zachodnim Teksasie.

- Ropesville.

Rafe nie musiał nawet odczytywać tablicy informacyjnej witającej

przybyszów. Odwrócił się do Claire.

- Może byśmy się tu zatrzymali? Wyjrzała przez okno samochodu i

zlustrowała otoczenie.

- Nie, nie nadaje się - odrzekła, potrząsając głową.

- Za duże, za ruchliwe. - Znów pochyliła się nad mapą. - Myślę, że

powinniśmy zjechać z tej szosy w jakąś mniej uczęszczaną. Skręć w lewo

przy pierwszym zakręcie. - Podniosła mapę bliżej do oczu. - To chyba

będzie droga numer 41.

87

background image

Rafe zatrzymał samochód na parkingu następnego motelu.

Claire spojrzała zdumiona znad mapy.

- Co ty robisz? Dlaczego stoimy?

- Zwracam ci uwagę, jeśli sama tego nie zauważyłaś, że słońce już zaszło

i nic prawie nie można odczytać z mapy. Według mnie czas na

odpoczynek.

- Ale...

- Żadnego ale - przerwał Rafe. Jego cierpliwość wystawiona na próbę

przez Królową Lodu, przez cały dzień w najwyższym stopniu oziębłą i

odpychającą, wyczerpywała się.

- Krążymy już tak w kółko - spojrzał na zegarek - prawie od sześciu

godzin, przejeżdżamy przez każdy przeklęty metr kwadratowy tego

nieszczęsnego bezludzia. Nie wiem, czy od przedwczoraj spałem z pięć

godzin, wliczając w to drzemkę w ciasnym fotelu w samolocie. A jadłem

tylko podany tam omlet i jakiegoś hamburgera po drodze. Jestem

zmęczony i głodny. Muszę wziąć gorący prysznic, wypić zimne piwo i

zjeść solidny stek z wszystkimi możliwymi dodatkami. W tej właśnie

kolejności. A potem chcę się porządnie wyspać przez osiem godzin.

Myślę, że tobie też się to należy.

Przyjrzał się jej uważnie i uderzyło go, że wcale nie robi wrażenia

zmęczonej. Wyglądała tak samo świeżo i nieskalanie jak rano, kiedy

wyruszali w podróż.

Z jakichś niezrozumiałych dla niego samego przyczyn jej wygląd go

zezłościł.

- A może Hollywoodzkiej Królowej Lodu obce są takie słabości, typowe

dla zwykłych... - urwał nagle, gdyż zobaczył wyraz jej twarzy. - Co się

88

background image

stało?

Odwróciła głowę.

- Masz rację - odrzekła, wpatrując się w mapę - to był długi dzień. -

Zaczęła ją składać lub raczej próbowała to robić. Dlaczego mapy nigdy nie

składają się tak łatwo jak się rozkładają, przemknęło jej przez myśl. -

Jesteśmy oboje zmęczeni i...

Wyciągnął rękę, żeby jej dotknąć, lecz tylko przytrzymał mapę, z którą

nie mogła sobie poradzić.

- Nie chciałem być taki obcesowy. - Wyrządził jej przykrość i poczuł się

jak grubianin. A przecież to nie ona go rozdrażniła, po prostu był

wykończony. Wypuścił z ręki mapę. - Przepraszam cię.

- Nie masz za co przepraszać - szepnęła ze wzrokiem utkwionym w

mapę. Otworzyła szeroko oczy. To była znana sztuczka, która miała

powstrzymać łzy. - Dobrze, że się zatrzymałeś. A ja... - Sztuczka się nie

udała. - Do licha - powiedziała cicho i odwróciła twarz w stronę okna.

Zgniotła w palcach brzeg mapy.

- Claire, na miłość boską. - Rafe patrzył przerażony na pierwszą łzę

spływającą po jej policzku. - Claire, kochanie, nie płacz - powiedział

zrozpaczony i bezradny, jak każdy mężczyzna wobec kobiecych łez. -

Jeżeli nie chcesz, nie musimy się tu zatrzymywać. - Gotów był jej

wszystko teraz obiecać, byleby nie płakała. - Możemy jechać tak długo,

jak zechcesz.

Po policzku pociekła druga łza. Otarła ją wierzchem dłoni, jak dziecko.

- Ja n-nie dlatego - odparła, zła na siebie za okazanie słabości. Czuła się

upokorzona.

- Więc dlaczego?

89

background image

- To nic. Przepraszam. Sama nie wiem, co się ze mną dzieje. Ja...

Rafe nie mógł znieść tego ani chwili dłużej. Ujął jej twarz i delikatnie

odwrócił ku sobie.

- Powiedz mi - poprosił łagodnym głosem. Patrzyła na niego w milczeniu

przez chwilę, która jemu wydawała się wiecznością, szafirowymi,

błyszczącymi od łez oczami. Wargi jej drżały. Rafe pragnął scałować te

łzy z czułością, która falą zalała mu serce. A potem całować wargi, żeby

zaczęły drżeć już nie ze smutku, lecz z namiętności. - Powiedz mi -

powtórzył cicho, z trudem powstrzymując odruch tkliwości.

- Nie cierpię tego przezwiska! - wybuchnęła gwałtownie. - Nigdy go nie

znosiłam. Ale jeszcze bardziej jest mi przykro, kiedy ty tak o mnie

mówisz.

- Chodzi ci o Królową Lodu?

Kiwnęła głową.

- Jakbym była taka zimna... i nieczuła... i... - Choć sama nie była pewna,

czy to nie jest prawda. Nawet teraz, gdy ją to tak zabolało, nie była pewna.

- Już nigdy tak nie powiem - przyrzekł. - I spiorę na kwaśne jabłko

każdego, kto cię tak nazwie. - Ujął jej twarz w dłonie i kciukami otarł

resztki łez. - Już wszystko dobrze?

Pociągnęła jeszcze nosem i skinęła głową.

- Przepraszam, że zachowałam się jak idio...

- Nie. - Dotknął kciukami jej warg. - To ja przepraszam, że

doprowadziłem cię do płaczu. To się nigdy nie powtórzy. - Miał taką

nadzieję. Musiał użyć całej siły woli, żeby oderwać dłonie od jej twarzy. -

Co powiesz na taki pomysł. Może byśmy wynajęli sobie dwa pokoje w

tym motelu? - zaproponował. - Wykąpiemy się, przebierzemy i

90

background image

poszukamy największych, najbardziej soczystych steków w całym

Ropesville.

Claire zmusiła się do podobnie lekkiego tonu.

- A czy można by zamienić jeden z tych steków na porcję jarzyn? Nie

jadam mięsa.

- Wątpię, czy tutaj mają jakieś specjalne dania jarskie - odezwał się Rafe,

kiedy w godzinę później siedzieli naprzeciwko siebie w restauracji. - Ale

wiem, że będziesz mogła dostać tutejszą cętkowaną fasolę, pieczone

ziemniaki, bo to zawsze podają do steków. No i zieloną sałatę, jak ładnie

poprosisz.

- Skąd wiesz, co tu podają do steków? W pierwszej chwili miał ochotę

skłamać. Zdziwiło go to, gdyż już od dawna nie odczuwał takiej pokusy.

Przestał ukrywać swe pochodzenie, kiedy przekonał się, że nie dla

wszystkich kobiet wartość mężczyzny zależy od tego, kto był jego

dziadkiem i czy jego rodzina jest zamożna.

- Wychowałem się we Flat Rock, kilkadziesiąt kilometrów stąd -

powiedział. - Jeżeli chłopak chciał zrobić na dziewczynie wrażenie, to

przyjeżdżał z nią na randkę właśnie do Ropesville. Tu było najbliższe kino

i kręgielnia. Najlepsza restauracja w promieniu wielu mil znajdowała się

wprawdzie w klubie sportowym we Flat Rock, ale - w jego głosie

zabrzmiała gorycz - tam wstęp był tylko dla członków.

- Rozumiem, że ty nie miałeś karty członkowskiej.

- To byłoby raczej trudne - odrzekł zupełnie szczerze, jakby chciał się

zrehabilitować przed sobą za poprzednią pokusę kłamstwa. - Moja rodzina

mieszkała w najbiedniejszej dzielnicy tego miasteczka. Ludzie naszego

91

background image

pokroju nie byli mile poza nią widziani, chyba jako dozorcy czy kucharki.

Nie wiedział, jak przyjmie to zwierzenie kobieta, przed którą wszystkie

drzwi stały otworem.

Wyglądało na to, że całkiem normalnie.

- Czy twoja rodzina nadal tam mieszka, we Flat Rock?

- Tak. W domu, w którym się wychowałem, wciąż jeszcze mieszka mama

z moim najmłodszym bratem, Matteo. Zostanie sama, kiedy on na jesieni

wyjedzie na studia. Najstarsza siostra, Inez, wyszła za mąż za farmera i

mieszka w pobliżu. Druga siostra. Mercedes, i jej mąż, też są niedaleko,

mają dom na przedmieściu Brownfield. Prowadzą szkołę pilotażu na

tamtejszym lotnisku i wykonują różne usługi lotnicze.

- Jak liczne masz rodzeństwo?

- Ze mną jest nas siedmioro. Jeszcze jedna siostra, Ramona, jest

adwokatem w Dallas - powiedział z wyraźną dumą. - Pilar znasz. Brat Luis

jest na drugim roku studiów.

- A twój ojciec?

- Zginął w czasie pożaru na polu naftowym, kiedy miałem piętnaście lat.

- Bardzo mi przykro - szepnęła, gdyż z tonu, jakim to powiedział,

wywnioskowała, że bolesne wspomnienie o wypadku ojca było ciągle

żywe.

- Mnie też - mruknął.

Zjawiła się kelnerka z napojami - piwem Lone Star z lodu dla Rafe’a i

mrożoną herbatą dla Claire.

Przyjęła od nich zamówienie, nie mrugnąwszy nawet okiem, kiedy Claire

poprosiła o porcję steku bez steku.

- Chyba będziesz chciał się zobaczyć z rodziną, skoro już jesteś tak

92

background image

blisko?

- Chyba. - Westchnął. Gdyby do nich nie wstąpił, matka urwałaby mu

głowę.

Claire spojrzała na niego zaciekawiona. Wydawało się, że jego rodzina

była bardzo zżyta, więc powinien skwapliwie skorzystać z okazji

odwiedzenia bliskich.

- Nie masz ochoty?

- Nie, skądże, mam. Tylko... - Wzruszył ramionami i zaczął zeskrobywać

paznokciem etykietę z butelki. - Moja matka zrobi zaraz z tego wielką

hecę. Powrót marnotrawnego syna i takie tam. Będzie chciała sprosić

wszystkich krewnych z bliższych i dalszych okolic, i wyprawić wielkie,

rodzinne przyjęcie, na które poświęci swego najdorodniejszego cielaka.

- Więc co z tego? - Claire nadal nie mogła zrozumieć, dlaczego Rafe tak

niechętnie się odnosi do wizyty w domu. Ją bardzo by ucieszyło, gdyby

matka chciała dla niej zrobić przyjęcie. Niestety, jej matka wydawała

przyjęcia jedynie z towarzyskiego obowiązku. - Chyba byłoby bardzo

przyjemnie?

- Taak. - Rafe porównał w myślach to rodzinne zgromadzenie do balu w

domu brata Claire, gdzie był zaledwie wczoraj.

- Myślę, że powinieneś zrobić to dla swojej matki. Kelnerka przyniosła

zamówione dania. Claire jadła z prawdziwą przyjemnością. Zielona sałata

była świeża i krucha, pomidory miały pomidorowy smak, co się rzadko

zdarzało, cienkie plasterki czerwonej cebuli i sos winegret zaostrzały

apetyt. A do tego podano grube grzanki chleba domowego wypieku na

kwasie, natarte czosnkiem, z roztapiającym się na nich masłem.

- Nigdy bym nie pomyślał, że sobie z tym poradzisz - odezwał się Rafe

93

background image

po kilku minutach pełnej skupienia ciszy.

Claire, z pełnymi ustami, spojrzała na niego pytająco.

Wskazał widelcem niemal pusty talerz.

Przełknęła jedzenie.

- Ty zjadłeś hamburgera dzisiaj po południu, a ja tylko frytki.

- Myślałem, że wpadłaś na jakiś idiotyczny pomysł odchudzania się.

Gdybyś mi wcześniej powiedziała, że nie jadasz mięsa, moglibyśmy

gdzieś po drodze kupić chociaż owoce.

- Nie chciałam ci zawracać głowy. I to mówi kobieta, pomyślał, która nie

zawaha się przed wierceniem dziury w brzuchu każdemu, kto pracuje nad

jej filmem. Pokręcił głową ze zdziwieniem nad skomplikowaną kobiecą

psychiką.

- I wolałaś być głodna - stwierdził z nutą żartobliwej nagany. - Wobec

tego jutro rano - rzekł stanowczo - przed wyruszeniem w drogę

zabierzemy ze sobą torbę chłodniczą i załadujemy do niej zapas owoców i

soków. Trzeba było tak zrobić już przed wyjazdem z Lubbock. Lepsze to

niż tłuste hamburgery. Aaa, oto mój stek. - Spojrzał łakomie na mięso. -

Nie jadłem kawałka porządnej wołowiny od wyjazdu z Teksasu.

Pozwoliła mu w spokoju sycić się soczystym mięsem i dopiero po paru

dobrych chwilach spytała:

- Skoro wychowałeś się w tej okolicy, to zapewne dobrze znasz wszystkie

małe miasteczka w tym regionie.

Miał to być subtelny wyrzut, że niepotrzebnie krążyli tak długo w

poszukiwaniu idealnego Burley.

- Właściwie nie bardzo. - Jej aluzja była dość przejrzysta. - Opuściłem

dom w parę miesięcy po maturze. - Niedługo po tym, jak Laura Lyn

94

background image

Parker wystawiła go do wiatru. - I nigdy tu na dłużej nie wracałem. Małe

miasteczka szybko się zmieniają, zwłaszcza w takich niestabilnych

ekonomicznie czasach, jakie mieliśmy przez ostatnie dwanaście lat.

- Dokąd wyjechałeś po maturze?

- Początkowo nie za daleko. Dostałem pracę na polu naftowym w rejonie

Midland, potem przeniosłem się do Houston, a w końcu na platformę

wiertniczą w Zatoce Meksykańskiej.

- A jak to się stało, że z Zatoki Meksykańskiej przeniosłeś się do

Hollywood, i to jako reżyser?

Przeszłość Rafe’a tak bardzo różniła się od życiorysów znanych jej ludzi.

To było fascynujące.

- Przyjechała ekipa filmowa robić film dokumentalny o pracy i życiu na

dalekomorskiej platformie wiertniczej. Byłem wtedy jeszcze bardzo

młody, miałem dwadzieścia trzy lata, i kręcenie filmu, nawet

dokumentalnego, wydawało mi się o wiele bardziej interesujące niż

wydobywanie ropy. Więc trochę im pomagałem, a kiedy skończyli,

wyjechałem razem z nimi. Ale praca nad filmem się skończyła, a ja byłem

bez grosza i musiałem szukać nowego zajęcia.

- I dlatego zostałeś kaskaderem?

- Tak. Ta robota zapowiadała się na znacznie ciekawszą od przenoszenia

z miejsca na miejsce oświetlenia czy kamer. - I o niebo lepiej płatną, dodał

w duchu. - Stąd już droga do stanowiska szefa ekipy kaskaderów była

stosunkowo prosta. A potem dalej, do reżyserowania filmów akcji.

- A ten film dokumentalny, który zasługiwał na Oskara, zrobiłeś tak od

niechcenia? - spytała. Skinął głową w podziękowaniu za komplement.

- No to już znasz historię mego życia. Teraz twoja kolej.

95

background image

- Moja?

- Proszę o historię twojego życia. Jak to się stało, że siedzi tu przede mną

Claire Kingston, producentka filmowa? - spytał, patrząc na nią uważnie.

- O nieba! - To pytanie ją speszyło. Nie lubiła opowiadać o swojej

przeszłości. - Wystarczy przeczytać pierwsze lepsze czasopismo zajmujące

się kinem albo jeszcze lepiej popularne magazyny. Powtarzają do

znudzenia te same fakty z mojego życia. Zapis dla potomności.

- Z. pewnością nie wszystkie fakty. - Nie spuszczał z niej wzroku.

- Wszystkie, które miały znaczenie - powtórzyła z uporem.

Rozłożyła palce, żeby na nich wyliczać te wydarzenia.

- Trzeba zacząć od tego, że urodziłam się - dotknęła pierwszego palca - i

to jak stwierdzają dziennikarze - uśmiechnęła się - we właściwym czasie,

gdyż w tym dniu moi rodzice obchodziliby jedenastą rocznicę ślubu,

gdyby przedtem się nie rozwiedli, co im nie przeszkodziło wkrótce pobrać

się na nowo. Nie pamiętam tego, ale mówiono mi, że pierwsze urodziny

spędziłam z nianią w Beverly Hills, bo mama i tata właśnie załatwiali

sobie w Meksyku drugi rozwód. Potem przez jakiś czas nic się specjalnego

nie działo, a w czwartym roku życia zadebiutowałam w filmie w

niewielkiej roli sierotki o anielskiej buzi i niewyparzonym języku.

Partnerowałam aktualnej kochance mego ojca, grającej zakonnicę.

Wypaliłam pierwszego - i dzięki Bogu jedynego - papierosa przed kamerą,

kiedy miałam dziesięć lat. Całowałam się pierwszy raz jako trzynastolatka

w filmie „Pełnoletnia” i za tę rolę dostałam Oskara.

Zaczęła wyliczać na palcach drugiej ręki. - Pierwszą scenę miłosną

zagrałam mając szesnaście lat, ale nie mogłam obejrzeć tego filmu, bo był

dozwolony od lat osiemnastu. - Ton jej głosu był teraz mniej

96

background image

niefrasobliwy. - Wtedy też włożyłam po raz pierwszy długą suknię, gdyż

bohaterka, którą grałam, szła na bal maturalny.

Nie dodała tylko, że to był jedyny bal maturalny, w którym brała udział.

- Dwa lata później zagrałam pierwszą już dorosłą rolę w „Oszustach”, po

czym zrezygnowałam z aktorstwa. I tak oto - dotknęła ostatniego palca -

Claire Kingston, kobieta, producent filmowy, siedzi teraz naprzeciwko

ciebie.

- Rzeczywiście wtedy całowałaś się po raz pierwszy?

-Tak.

Wszystko, co robiła po raz pierwszy, działo się w filmie. Pierwsze

wypowiedziane ordynarne słowo, pierwszy wypalony papieros, pierwsza

długa suknia, pierwszy romans - wszystko na oczach ekipy filmowej.

Każdy znaczący krok w jej życiu był pozorem, fikcją, przeżyciem

sfabrykowanym dla potrzeb kamery. Doszło do tego, że zaczynała

zastanawiać się, czy jest zdolna do przeżywania prawdziwych uczuć, czy

je rozpozna, gdy nadejdą. Co doprowadziło nieuchronnie do zdarzenia,

które rozegrało się później.

- Już państwo zjedli? - Kelnerka przerwała ich rozmowę, zanim Rafe

zdołał zadać następne pytanie.

- Tak, dziękujemy - odparła Claire.

- Może przynieść jakiś deser? Kawę?

- Dla mnie nie. A dla ciebie, Rafe?

Potrząsnął głową.

- Proszę rachunek.

Z restauracji wyszli w milczeniu. Był ciepły, teksaski wieczór. Powietrze

97

background image

pachniało kurzem, bylicą i spalinami unoszącymi się nad przecinającą

szosę drogą,” która oddzielała parking restauracji od ich motelu.

Kiedy przechodzili przez skrzyżowanie, choć nie było wielkiego ruchu.

Rafe wziął Claire za rękę.

Claire pozwoliła mu spleść palce ze swoimi bez najmniejszego protestu.

Nie czuła nawet cienia niepokoju. Przeciwnie, wydawało się jej, że tak

właśnie powinno być - jej dłoń w jego gorącej, silnej, chroniącej ją ręce.

Spoglądała na niego spod oka, gdy, ciągle trzymając się za ręce,

przechodzili koło biur motelu, a potem obok basenu, w kierunku

przydzielonych im pokojów. Zastanawiała się, jakim byłby kochankiem.

Czy okazałby jej taką delikatną czułość jak wczoraj, przy pocałunku? Czy

może nie potrafiłby opanować namiętności? Czy oczekiwałby od niej

takiej samej reakcji? Czy umiałby się powstrzymać, gdyby się zlękła? Był

takim silnym, potężnie zbudowanym mężczyzną. Lecz także

dżentelmenem. Człowiekiem subtelnym. Nie wyrządziłby jej krzywdy,

choćby nawet nie sprostała jego oczekiwaniom.

Pociągał ją fizycznie - wbrew jej woli. Być może nigdy nie będzie miała

lepszej sposobności, żeby zmierzyć się ze swym strachem. A jednak gdy

wypuścił jej rękę, aby wyjąć klucz z kieszeni opiętych na muskularnych

nogach dżinsów, poczuła uścisk w żołądku. Czy wystarczy jej odwagi, aby

poszukiwać odpowiedzi na nurtujące ją pytania? Czy ma pozostać

emocjonalną kaleką, dlatego że nie potrafi wyzbyć się obaw, mimo

nadarzającej się szansy?

Otworzył drzwi jej pokoju.

- Dobranoc, Claire - powiedział łagodnym głosem. Ujął jej dłoń i położył

na niej klucz. - Śpij smacznie.

98

background image

Odwrócił się w stronę drzwi swego pokoju.

- Rafe? - Usłyszała swój głos, zanim zdążyła ten

impuls powstrzymać.

- Słucham.

Przełknęła ślinę.

- Czy pocałujesz mnie na dobranoc?

ROZDZIAŁ 7

Te ciche słowa były jak uderzenie pięścią w splot słoneczny.

Znieruchomiał, starając się pojąć ich właściwe znaczenie.

„Czy pocałujesz mnie na dobranoc?” Chciała, żeby ją pocałował na

dobranoc. Niewątpliwie to zdanie znaczyło dokładnie to. Nic więcej. Nic

mniej. Czy rzeczywiście?

Odwrócił się do niej, zdecydowany spełnić jej prośbę, a potem zabrać ją

do siebie. I wtedy przypomniał sobie, co mówiła psycholog z telefonu

zaufania. „Niech pan nie będzie natarczywy i do niczego jej nie nakłania.

Proszę pozwolić, żeby to ona nadawała kierunek waszym stosunkom

zgodnie z jej własnymi możliwościami psychicznymi”. Wiedział, że musi

się dostosować do tej rady. Zbliżył się do Claire i tak jak poprzedniego

wieczoru, z rękami opuszczonymi wzdłuż ciała, pochylił głowę i tylko

wargami dotknął jej ust.

Zadrżała.

Uniósł głowę.

- Claire?

- Całuj mnie - domagała się szeptem, jakby w udręce. Pochyliła się ku

99

background image

niemu i oparła zaciśnięte dłonie na jego piersi. - Proszę. Całuj mnie.

Otoczył ją ramionami i połączył jej usta ze swymi.

Zarzuciła mu ręce na szyję, wspięła się na palce, podsuwając gwałtownie

usta do pocałunku, jak kobieta opanowana niepowstrzymaną namiętnością.

Poddał się na moment temu wrażeniu. Mocniej ją przytulił. Rozwarł

szerzej wargi. Już miał dać się ponieść nieoczekiwanej fali uniesienia, gdy

nagle uświadomił sobie, że to nie namiętność nią kieruje, lecz jakaś

brawurowa, rozpaczliwa zuchwałość. Przypominała małą dziewczynkę,

która decyduje się nagle na otwarcie drzwi szafy, aby stanąć oko w oko z

zamieszkującym ją potworem. Ciało Claire w jego ramionach było napięte

i sztywne, nie wyczuwał w nim uległości i pożądania. A dźwięk, który

usłyszał, nie był jękiem zachwytu, lecz przerażenia. Jego zapał ostygł,

jakby ktoś oblał go kubłem zimnej wody. Objął dłońmi jej głowę i głaskał

zaplecione po kąpieli w warkocz włosy. Potem odchylił ją leciutko do tyłu.

- Claire - powiedział z ustami przy jej wargach. Jego oddech był jeszcze

gorący. Jej - przyspieszony, urywany, jakby po długim biegu. Czul pod

swymi kciukami na jej skroniach szybko bijący puls.

- Claire. Uspokój się, dziecino. To nie jest wyścig. To pocałunek. -

Dotknął wargami najpierw jednego, a potem drugiego kącika jej ust. - Po

prostu pocałunek.

Wciągnęła powietrze głęboko, spazmatycznie, jak dziecko, które dopiero

co przestało szlochać, i kiedy znowu objął ją ramionami, pozostała

nieruchoma z uniesioną ku niemu twarzą.

- O to właśnie chodzi - pochwalił ją i zaczął całować jej policzki, brodę,

powieki. Delikatnie, powoli, żeby ukoić to wzburzenie. Gdy poczuł, że się

odpręża, szepnął:

100

background image

- Tak, właśnie tak. - I znów dotknął wargami jej ust.

Jeszcze jakby trochę niepewna, tym razem pokonując wahanie, rozchyliła

wargi w oczekiwaniu. Pieszczotę jego ust i języka przyjęła z cichym

westchnieniem, nie jak agresywną napaść, lecz podarunek, którego nie

może odrzucić. Starała się rozpoznać uczucia, które ją ogarnęły. Ten

mężczyzna obdarowywał ją czułością, poczuciem bezpieczeństwa. I

wywoływał w niej jeszcze coś, co dopiero zaczynała pojmować -

zmysłowe podniecenie. Chciała się sycić jego pocałunkiem bez końca,

gdyż z tą pieszczotą nie wiązało się żadne nieprzyjemne doznanie -

strachu, niebezpieczeństwa, bólu. Dokonuję zadziwiającego odkrycia jak

na dwudziestopięcioletnią kobietę, pomyślała. Pragnęła się rozkoszować

tym pocałunkiem i upajać się nim coraz bardziej.

Rafe od razu wyczuł zmianę, jaka w niej zaszła. Oparł się o futrynę na

wpół otwartych drzwi, przyciągnął Claire do siebie tak mocno, aż poczuł

przy sobie jej piersi i biodra, a potem zaczął pieścić plecy poprzez cienki

jedwab bluzki. Kusiło go, żeby przesunąć palce wzdłuż wyczuwalnych

pod materiałem ramiączek stanika i ująć w dłonie jej małe piersi. Lecz nie

był pewien, jak by to przyjęła. Czy była gotowa na kolejny krok?

Tuliła się do niego taka rozgrzana. Jej zmysły już były pobudzone,

wilgotne wargi odwzajemniały pocałunki, a palce nieprzerwanie gładziły

jego włosy. Przesunął ręce ku jej piersiom i musnął je lekko. Zesztywniała.

Odsunął ręce.

- Nie, nie - szepnęła tuż przy jego ustach. - Wszystko w porządku. Tylko

mnie trochę wystraszyłeś. - Jej głos nieco drżał. - Już dobrze, naprawdę.

Rafe jednak wiedział, że to nieprawda. Powrócił ślad dawnych obaw, a

on nie mógł pozwolić, aby choć cień jej strachu ciążył na atmosferze ich

101

background image

fizycznego zbliżenia. Jeżeli w końcu Claire mu się odda, to całkowicie,

bez zastrzeżeń.

- Kochanie, jutro znowu mamy przed sobą długi dzień - wyszeptał,

rozluźniając uścisk ramion.

Oparta o niego, nie zareagowała, jakby bała się poruszyć.

- Ale przecież ty... ty...

- Pragnę ciebie? - Wiedział, że to miała na myśli.

- Tak, pragnę. - Położył dłonie na jej karku i przytulił czoło do jej czoła. -

Czy nikt ci nie mówił, że nie za każdym razem mężczyzna musi otrzymać

to, czego pragnie?

- Nie? - spytała z niedowierzaniem.

Zastanawiał się, czy rzeczywiście tego nie wiedziała, czy po prostu była

zdziwiona, że to mężczyzna jest orędownikiem wstrzemięźliwości.

- Nie. - Objął dłońmi jej talię. - Myślałem, że wie o tym każda

dziewczyna już w liceum. Przynajmniej taka, która ma starszych braci.

- Nie chodziłam do liceum - odparła. - Miałam prywatnych nauczycieli.

A Gage i Pierce są znacznie starsi ode mnie - odruchowo stanęła w

obronie rodziny.

- Pozwól więc, że uzupełnię luki w twej edukacji, panno Kingston. Nie

spełnione pożądanie może być dla mężczyzny frustrujące, ale z pewnością

niczym mu nie grozi. I kobieta nie musi się tym przejmować, chyba że

sama pragnie je zaspokoić. Czy to jasne? - Uniósł jej twarz do góry. -

Jasne? - powtórzył.

- Tak - odrzekła słabym głosem.

Była zażenowana, lecz równocześnie odczuła wielką ulgę.

- Dobrze. A to po to, żebyś dobrze zapamiętała, co powiedziałem.

102

background image

Jeszcze raz ją pocałował, równie delikatnie, jak przedtem, lecz na tyle

długo, że gdy wreszcie uniósł głowę, oboje ciężko oddychali.

- Dobranoc, Claire - szepnął schrypniętym głosem i szybko odsunął ją od

siebie.

Wpatrywała się w niego trochę jeszcze oszołomiona.

- Idź już. - Popchnął ja lekko w kierunku pokoju. - Poczekam, aż

zamkniesz się na klucz.

- Dobranoc, Rafe. - Z jej oczu wyczytał zdumienie. - I dziękuję -

szepnęła, zamykając za sobą drzwi.

Odczekał moment, a kiedy usłyszał, że klucz przekręca się w zamku,

podszedł do drzwi swego pokoju. Za pierwszym razem nie mógł trafić do

zamka. Zaklął cicho.

- Cała nadzieja w tym, że mają tu telewizję kablową - wymruczał,

otwierając wreszcie pokój. Wiedział, że tej nocy nie zmruży oka. Każda

cząstka jego ciała wyrywała się do kobiety, która była tuż obok, za ścianą.

Claire myślała, że następnego dnia rano będą się czuli niezręcznie.

Powinni. Dzięki Rafe’owi tak się jednak nie stało. Zjedli razem śniadanie

w złudnym chłodzie wczesnego poranka, po czym wyszli na zakupy.

Kupili torbę chłodniczą i zapakowali do niej zapas owoców, napojów i

trochę różności do przegryzania. Rafe wyśmiewał się z jej dietetycznych

odżywek owsiano-orzechowo-rodzynkowych i „źródlanej” wody, a ona

wyliczała mu kalorie w czekoladowych batonach i cukierkach, które

według niego były niezbędne w czasie dłuższej podróży. Uzupełnili

paliwo i o godzinie ósmej trzydzieści ruszyli na zachód w promieniach

słońca wpadających już przez boczną szybę samochodu.

103

background image

Claire wydawało się, że nigdy jeszcze nie czuła się tak odprężona i

beztroska. Po części dlatego, że znalazła się daleko od Hollywood. Poza

zasięgiem obmowy, podstępnych ciosów w plecy. Z dala od plotek i

dziennikarzy, od nie kończących się przyjęć, podczas których można było

zyskać lub stracić reputację pomiędzy jednym daniem a drugim.

Kolejnym powodem była niewątpliwie przyjemność podróżowania

samochodem w przepiękny, pogodny dzień, pokonywania kilometrów

przy cichej muzyce płynącej z radia, w lekkim wietrze, wpadającym przez

uchylone szyby. W takiej chwili miała wrażenie, że wszystko, co

najlepsze, jest jeszcze przed nią.

Lecz najważniejsza przyczyna leżała w czym innym. Można by

powiedzieć raczej, że siedziała, o pół metra od niej. Claire spojrzała na

trzymającego kierownicę i wpatrzonego przed siebie mężczyznę. Usadowił

się wygodnie, widać było, że jego mięśnie są całkowicie rozluźnione, a

przecież wciąż wyglądały na twarde jak skala i nieodparcie kojarzyły się z

opoką. Patrząc na jego profil, Claire pomyślała, że jest to twarz człowieka

poważnego i bezkompromisowego.

Szerokie, gładkie czoło, orli nos, wydatne kości policzkowe,

znamionujący upór podbródek. Wyraz powagi łagodziły jednak kształtne

usta, długie rzęsy i czarne, faliste włosy, teraz rozwiane wiatrem. Dłonie

spoczywające na kierownicy były silne i niezawodne, palce lekko

wystukiwały rytm piosenki country płynącej z radia. Szerokie ramiona,

tors zwężający się w talii, płaski brzuch, muskularne uda. Emanował siłą,

zmysłowością, a jednocześnie budził zaufanie.

Wiedziała już, że mogła na niego liczyć, zwłaszcza na jego wrażliwość i

odpowiedzialność. Czuła, jak ta zlodowaciała grudka, którą gdzieś w głębi

104

background image

siebie przechowywała od tak dawna, zaczyna się powoli roztapiać.

- Co takiego dostrzegłaś? - spytał. Czuł na sobie jej wzrok jak delikatną

pieszczotę. - Została mi na brodzie resztka sosu?

Jadł na śniadanie kiełbaski i ta swoista dieta w stylu Południa była

przyczyną żartów Claire, która zamówiła otręby z chudym mlekiem.

Potrząsnęła głową.

- Zastanawiałam się, kiedy dojedziemy do Flat Rock.

Spojrzał na nią kątem oka.

- Spieszy ci się z jakiegoś szczególnego powodu?

- Nie.

A jednak się jej spieszyło. Zainteresowanie osobą Rafe’a przeniosło się

na wszystko, co go dotyczyło.

- Po prostu lubię mieć wszystko zaplanowane - dodała.

- Tak? - udał zdumienie. - Naprawdę? W odpowiedzi usłyszał jej cichy

śmiech.

- Zawiadomiłem mamę, że nie może nas oczekiwać wcześniej niż o

trzeciej.

- Sądziłam, że do Flat Rock jest około osiemdziesięciu kilometrów.

- Tak - przyznał - w linii powietrznej. Ale my nie fruwamy, a nawet nie

wybraliśmy sobie najkrótszej drogi. Pomiędzy Ropesville i Flat Rock jest

sporo małych miasteczek. Może któreś z nich okaże się naszym Burley.

- Może.

Do Flat Rock zajechali jednak wcześniej, gdyż Claire wystarczyła za

każdym razem jedynie minuta na podjęcie decyzji, że żadne z kolejnych

mijanych małych miast nie spełnia jej wymagań. Gdy dojechali do znaku

granicznego na skraju Flat Rock, Rafe mógł już tylko szczerze współczuć

105

background image

ekipie, która do tej pory poszukiwała lokalizacji pleneru. Ani jedna

miejscowość, którą widzieli, nie odpowiadała wyobrażeniom Claire.

- Budynek szkolny jest zbyt nowoczesny - orzekła w jednym z

miasteczek.

- Za dużo szyldów na głównej ulicy - stwierdziła w innym.

- Wielkomiejska atmosfera.

- Na rynku powinno stać podium dla orkiestry jak w dawnych czasach.

- Budynek sądu jest z kamienia, a powinien być z cegły.

- Nie ma baru z napojami bezalkoholowymi.

- Zaniedbane.

- Współczesne budownictwo.

- Wszystko psuje ten parking.

Rafe starał się jej wytłumaczyć, że nie ma racji. Kupcom można by

zapłacić za tymczasowe zdjęcie szyldów, budowa podium czy ceglanej

fasady budynku nie była problemem, a skoro nie przewidywali kręcenia

scen na parkingu, to obojętne, jaki on jest lub czy go w ogóle nie ma.

Claire nie chciała słuchać.

- Czego ty, do licha, szukasz? - zawołał w pewnym momencie.

- Burley - odparła chłodno.

Jego groźne spojrzenie nie wywarło na niej żadnego wrażenia. Pochyliła

się nad mapą i czerwonym krzyżykiem skreśliła kolejne miasto.

Rafe musiał powstrzymać uśmiech podziwu. Claire w różnych kwestiach

mogła wykazywać niepewność, gdy jednak chodziło o sprawy zawodowe,

nie wahała się nigdy. Przystąpiła do poszukiwań fikcyjnego Burley jak

dowódca oddziału zwiadowczego, który nie może odstąpić od

wyznaczonego celu. Kiedy w parę minut później wjechali w główną ulicę

106

background image

Flat Rock, a Claire zaczęła się rozglądać wokół z dużym

zainteresowaniem, rozbawienie Rafe’a przygasło.

Flat Rock wyglądało rzeczywiście tak, jakby ostatnie ćwierćwiecze nie

wywarło na nie żadnego wpływu. Wprawdzie tu i ówdzie zauważało się

ślady upływu czasu, lecz w zasadzie wszystko było bardzo zadbane przez

dumnych ze swego miasteczka mieszkańców. Boisko zbudowanego przed

dwudziestu pięciu laty liceum otaczały z dwóch stron drewniane ławki dla

widzów, którym wyniki rozgrywek sportowych pokazywano na

staromodnej tablicy, gdyż technika elektroniczna jeszcze tu nie dotarła. Na

rynku stało drewniane podium, a przez szybę miejscowej drogerii widać

było stoisko z napojami chłodzącymi.

- Budynek sądu nie jest z cegły - zwrócił uwagę Rafe.

- Ale za to bank jest - zauważyła Claire, obserwując bacznie okazałą,

starą budowlę. - Jestem przekonana, że właściciele pozwoliliby nam go

wykorzystać.

- Tutejsi radni zaprojektowali parking na przeciwległym końcu miasta.

Claire spojrzała na Rafe’a z wyrzutem.

- Od początku wiedziałeś, że Flat Rock doskonale nadaje się na Burley -

stwierdziła. - Prawdopodobnie już po przeczytaniu scenariusza. Dlaczego

nie powiedziałeś? Zaoszczędziłoby to wiele czasu i wysiłku.

- Flat Rock jako Burley? - zaśmiał się. - Chyba żartujesz.

- Nie, mówię poważnie i ty dobrze o tym wiesz. Jest po prostu doskonałe.

Ten rynek, podium, szkoła. O, mój Boże! Czy to jest biblioteka? Wręcz

wymarzona. Zatrzymaj się - poprosiła. - Muszę ją obejrzeć od środka.

Rafe skierował samochód w stronę parkingu przy motelu, położonym na

skrzyżowaniu autostrady i szosy prowadzącej do centrum miasteczka.

107

background image

Przez całą drogę nadal dyskutowali o możliwości nakręcenia plenerów we

Flat Rock.

- Nie do wiary. - Claire ze zdumieniem pokręciła głową, wysiadając z

samochodu. - Ono jest właśnie takie jak trzeba. - Zatrzasnęła drzwiczki. -

Może jesteś zbyt blisko z nim związany, dlatego nie widzisz, że jest

idealne - zastanawiała się na glos, zdziwiona, że dla Rafe’a nie jest to tak

oczywiste.

- Może - odparł posępnym tonem. A może nie chcę kręcić tego

przeklętego filmu właśnie tutaj, dodał w duchu.

W czasie ostatnich piętnastu lat starał się otrząsnąć ze swych butów pył

Flat Rock. Żyć z dala od tych małostkowych, prowincjonalnych

tradycjonalistów.

Oczywiście, bywał tutaj. Przyjeżdżał - jeśli tylko mógł - na różne

uroczystości rodzinne, takie jak wesela czy chrzciny. Lecz nigdy nie

zostawał dłużej niż jeden, lub najwyżej dwa dni. I za żadną cenę nie

chciałby spędzić w rodzinnym mieście przeszło półtoramiesięcznego

okresu zdjęciowego.

Dusił się we Flat Rock. Czuł się osaczony przez tutejszych ludzi. Oni go

tu już jednoznacznie osądzili, bez względu na to, czy kiedyś pokładali w

nim nadzieje, czy byli do niego uprzedzeni. Dla nich wszystkich pozostał

na zawsze biednym, meksykańskim chłopakiem z ubogiej dzielnicy, który

zbyt wysoko mierzył, zadając się z Laurą Lyn Parker i dostał po nosie.

Z pewnością w stanie Teksas było wiele innych miejscowości nadających

się na filmowe Burley.

- Jak tylko zainstalujemy się w motelu - Claire mówiła w podnieceniu -

zaraz zatelefonuję do Tony’ego.

108

background image

Tony kierował wszystkim, co wiązało się ze sprawnym przebiegiem zdjęć

plenerowych, począwszy od wyżywienia ekipy realizacyjnej, na

niezbędnych uzgodnieniach z władzami miasta kończąc.

- Jeżeli mamy zacząć zdjęcia zgodnie z harmonogramem - ciągnęła -

musi się tu jutro zjawić i szybko załatwić formalności. Nie zostało wiele

czasu. I trzeba zadzwonić do Roberta - tę uwagę skierowała bardziej do

siebie - żeby zawiadomił wszystkich o znalezieniu Burley. Dennis, Becky i

R.J. też muszą jak najszybciej tu przylecieć i zacząć działać.

- Więc podjęłaś decyzję. Bez uzgodnienia ze mną.

- Ale dlaczego, na litość boską, miałbyś się nie zgodzić? - spytała.

Była gotowa wysłuchać wszystkich jego zastrzeżeń. Jako reżyser musiał

przecież mieć wizję scen plenerowych i z jego opinią powinna się liczyć.

- Tylko weź pod uwagę - dodała - że na dalsze poszukiwania nie zostało

wiele czasu, a Flat Rock wygląda naprawdę na idealne miejsce. Chyba że

jest coś, o czym nie wiem. Może biurokraci z magistratu będą stawiać

jakieś przeszkody?

Potrząsnął głową. Urzędnicy z pewnością gotowi będą wręczyć jej klucze

do miasta na wiadomość, że ona chce tu robić film. I postawią jej pomnik,

jak się zorientują, ile pieniędzy przy tej okazji zasili lokalny budżet.

- Więc o co chodzi? - Szczerze ją dziwiła niechęć Rafe’a.

A jemu duma nie pozwoliła na wyjawienie prawdy. Nie potrafiłby znieść

litości, a bał się, że takie uczucie wzbudzi w Claire, jeśli przyzna się do

swych rozterek.

- O nic - odparł. - Oczywiście, masz rację. Flat Rock jest idealne.

109

background image

ROZDZIAŁ 8

Kiedy zajechali pod dom pani Santana, zobaczyli stojące już przed nim

cztery inne samochody. Rafe od razu je rozpoznał. Zakurzony pikap ze

strzelbą myśliwską, przewieszoną w poprzek tylnej szyby należał do Inez,

żony farmera. Świetnie utrzymanym kombi z dwoma dziecięcymi

fotelikami przyjechali Mercedes z mężem, Jimmym Lee. Właścicielem

starego, rozklekotanego mustanga był Luis, który uparcie nazywał ten

wehikuł zabytkiem. Stał też srebrzysty taurus, kupiony przez Rafe’a matce

kilka lat temu. Brakowało tylko japońskiego czerwonego, dwuosobowego

kabrioletu Ramony, ale ona musiała jechać z Dallas ponad piętnaście

godzin.

Rafe przyglądał się z uśmiechem tej zbieraninie. Teksańczycy kochali

samochody. Żałował, że nie mógł przyjechać z Kalifornii swym starym

porche. Zrobiłby wrażenie, zwłaszcza na szwagrze - Jimmym Lee.

- Chyba już wszyscy są - powiedział do Claire, wysiadając z auta.

- Sądzisz, że ten strój jest odpowiedni? - spytała. Wysiadła, nie czekając,

aż Rafe otworzy jej drzwiczki.

- Może powinnam była włożyć coś bardziej eleganckiego?

- Nie - potrząsnął głową. - Wyglądasz świetnie, wierz mi.

Miała na sobie jasnobłękitną, jedwabną bluzkę, wpuszczoną w

bawełniane spodnie koloru khaki, w militarnym stylu. Włosy zaplotła w

jakiś bardzo skomplikowany warkocz. Na nogi włożyła proste sandałki.

Domyślał się, że w jej wyobrażeniu takie ubranie było odpowiednio

skromne i stosowne dla kobiety na kierowniczym stanowisku w czasie

wolnym od pracy. I zapewne miała rację. Lecz ponadto ujawniało ono jej

wrodzone poczucie stylu i podkreślało wszystkie wdzięki dziewczęcej,

110

background image

szczupłej figury. Pod przylegającym do ciała jedwabiem bluzki rysowały

się niewielkie, kształtne piersi. Skórzany i chyba bardzo kosztowny pasek

uwydatniał wcięcie w talii, a spodnie - łagodne zaokrąglenie bioder.

Rafe, zbliżając się do Claire, sycił się tym uroczym widokiem.

- Świetnie, to mało powiedziane. - Posłał jej żartobliwie lubieżne

spojrzenie.

Zarumieniła się, zmieszana komplementem.

- Może powinnam wziąć żakiet. Leżał na siedzeniu samochodu, więc

schyliła się, żeby po niego sięgnąć.

- Zostaw. - Odciągnął ją od drzwi samochodu i zatrzasnął je. - Chodź. -

Włożył jej rękę pod swe ramię. - Pokażę ci, jak się bawić w tym

towarzystwie.

Ominął główną ścieżkę, prowadzącą do frontowych drzwi i poprowadził

Claire dookoła domu boczną dróżką, krętą i częściej używaną, pomiędzy

wybujałymi, obsypanymi różowymi kwiatami krzewami mirtu, a potem

koło garażu, służącego jego matce raczej jako składzik. Unoszący się

zapach pieczonego na ruszcie, przyprawionego aromatycznymi ziołami

mięsa mieszał się w ciepłym powietrzu późnego popołudnia ze słodką

wonią letnich kwiatów. Dochodzący z wnętrza domu gwar stawał się coraz

głośniejszy. Słychać było zarówno charakterystyczne, teksaskie

przeciąganie głosek, jak i szeleszczący, melodyjny hiszpański. Dochodzili

do otwartych, tylnych drzwi domu.

- Jesteś pewna, że chcesz uczestniczyć w tym spędzie? Oho, za późno.

Już nas zobaczyli.

Uwolnił rękę Claire i wyciągnął ramiona do drobnej, uśmiechniętej

kobiety, prawie biegnącej w ich stronę.

111

background image

- Mamo. - Przytulił ją do siebie.

Z potoku hiszpańskich słów Claire zrozumiała tylko „Rafael”, ale z tonu

wyczuła, że matka czule beszta syna.

Rafe, potrząsając głową ze śmiechem, odpowiadał w tym samym języku,

po czym odwrócił się do Claire, żeby ją przedstawić.

Claire nie wiedziała wprawdzie, jak powinna wyglądać spracowana

wdowa, która dochowała się siedmiorga dorosłych dzieci, jednak żaden z

obrazów, które mogłaby podsunąć wyobraźnia, nie odpowiadały

wizerunkowi stojącej przed nią postaci. Zamiast przygarbionej, zgaszonej

staruszki w czerni zobaczyła wesołą kobietę w bardzo kolorowej,

kretonowej sukience i espadrilach. Matka Rafe’a miała czarne, krótko

ostrzyżone włosy, mocno przyprószone siwizną, a oczy, podobnie jak syn,

koloru gorącej, czarnej kawy. I równie przenikliwe.

- Mamo, to jest Claire Kingston. - Rafe dokonał prezentacji. - Moja

mama, Dolores Santana.

Claire ujęła silną, stwardniałą od pracy dłoń.

- Bardzo mi miło panią poznać, pani Santana - powiedziała, żałując w

duchu, że nie zdobyła się na bardziej oryginalne powitanie. - Rafe dużo mi

o pani opowiadał.

- Tak? - Starsza pani uniosła zaciekawiony wzrok na syna, po czym

powróciła spojrzeniem do Claire. - O tobie mówił nam bardzo mało.

Chodź.

- Poklepała jej szczupłą dłoń, której nie wypuszczała ze swej ręki. -

Musisz poznać moje córki i opowiedzieć nam o tym filmie, który robisz z

Rafaelem.

- Mamo - Rafe próbował się wtrącić, choć wiedział, że nie uda mu się

112

background image

odwieść matki od tego tematu - nie sądzę, by Claire chciała rozmawiać o

pracy. To podobno ma być przyjęcie.

- Nie mam nic przeciwko temu - odparła Claire, tak jak się spodziewał.

- A widzisz? Ona nie ma nic przeciwko temu. A teraz - machnęła ręką w

kierunku syna - idź porozmawiać sobie z braćmi. Luis już nie może się

doczekać, kiedy pokaże ci, jak z Jimmym Lee wyszykowali samochód. A

Miguel, mąż Inez, z pewnością potrzebuje cię do pomocy przy rożnie. Ją

oddam ci później, jak się lepiej poznamy.

- Ale - Rafe gorączkowo szukał wymówki - ona jeszcze nikogo nie

poznała.

- Nie ma sensu przytłaczać jej całą rodziną od razu - odrzekła Dolores

pogodnie. - Niech pozna wszystkich po kolei.

- Ja też się jeszcze z nikim nie przywitałem.

- Z siostrami zdążysz przywitać się przed kolacją. Pani Santana

pociągnęła Claire za sobą, pozostawiając na placu boju skonsternowanego

Rafe’a.

- Proszę, bracie. - Szwagier Rafe’a Jimmy Lee podał mu butelkę zimnego

piwa.

- Dzięki. - Rafe pociągnął spory łyk, nie spuszczając wzroku z matki,

prowadzącej Claire w stronę ustawionego pod rozłożystym drzewem stołu,

gdzie zebrało się kilka kobiet.

- Przyjaciółkę Luisa też tam zaprowadziła. - Jimmy Lee wskazał głową

ładną blondynkę, siedzącą przy końcu stołu. Trzymała na kolanach jedną z

bliźniaczek Jimmy’ego i Mercedes.

Luis uśmiechnął się kwaśno.

113

background image

- Już od pół godziny mama nie daje jej spokoju.

- Musi się dowiedzieć tego, co ją najbardziej interesuje - wtrącił Miguel. -

Jak się prowadzicie tam, na uczelni, kiedy nie może mieć was na oku. -

Mrugnął szelmowsko do Rafe’a. - Twojej pani też to nie ominie.

Rafe coś mruknął i upił piwa.

- Czy mama nie zdaje sobie sprawy, że żyjemy w dwudziestym wieku?

Teraz na przyjęciach mężczyźni i kobiety nie zbierają się w osobnych

grupach. - Rafe nie był zachwycony tą sytuacją towarzyską.

- We Flat Rock taki jest zwyczaj. - Matteo, najmłodszy z braci, wręczył

Miguelowi miskę z sosem. -A mama go stosuje zwłaszcza wtedy, gdy chce

zaspokoić swoją ciekawość.

Miguel polał pikantną zaprawą ułożone na rożnie żeberka i kurczaki.

- Jedzenie będzie gotowe nie wcześniej niż za godzinę - stwierdził Jimmy

Lee. - Chodź ze mną, Rafe. Pokażę ci, co udało mi się zrobić z

wyścigówką Luisa.

- Od jak dawna się widujecie? - spytała Dolores, nie tracąc czasu na

wyszukane wstępy.

- Widujemy? - powtórzyła zdziwiona Claire. Oczekiwała, że matka

Rafe’a będzie ją wypytywać o film. - My się nie spotykamy. Po prostu

razem pracujemy. My... - Jak można nazwać mężczyznę, z którym się nie

„widuje”, natomiast całuje, tak jak ona poprzedniego wieczoru? -

...jesteśmy kolegami - dodała, mając nadzieję, że rumieńce na jej

policzkach zostaną przypisane upałowi. - Kolegami z pracy.

Dolores nie wyglądała na przekonaną.

- Rafael nigdy nie przedstawiał rodzinie żadnego swego kolegi z pracy.

114

background image

- No cóż... - Claire nie wiedziała, co powiedzieć. - Właściwie, to on nie

przywiózł mnie tutaj, żeby przedstawić rodzinie. Po prostu byliśmy w tych

stronach, bo poszukujemy plenerów do „Desperata” i... - wzruszyła

ramionami - znaleźliśmy się w tym mieście.

- „Desperat”? Plenery? Co to wszystko znaczy?

- Na miłość boską, mamo - odezwała się jedna z kobiet - daj jej

przynajmniej usiąść, zanim przystąpisz do przesłuchania trzeciego stopnia.

- Uśmiechnęła się do Claire i poklepała drewnianą ławkę obok siebie. -

Jestem Inez, najstarsza siostra Rafe’a.

Claire usiadła koło niej.

- A to Mercedes. - Inez wskazała kobietę w zaawansowanej ciąży,

siedzącą przy stole na obitym pluszem fotelu. - A tamta to Sandy,

przyjaciółka Luisa ze studiów, trzyma na kolanach Dorrie, jedną z

bliźniaczek Mercedes. - Objęła ramieniem dziesięcioletnią dziewczynkę

siedzącą obok i powiedziała:

- A to Susana, moja najstarsza. Dziewczynka wstała i dygnęła.

- Chciałabyś się czegoś napić? - Mercedes przejęła rolę gospodyni, gdyż

Inez zajęła się córką, która coś jej szeptała na ucho. - Piwa? - Oparła się o

poręcz fotela, żeby się podnieść. - Może lemoniady?

- Proszę, nie wstawaj, jeśli mi powiesz, gdzie jest lemoniada...

- Nic mi nie będzie, rozwiązanie nie jest takie bliskie, jak na to wygląda. -

Mercedes ruszyła w kierunku stojącego po drugiej stronie stołu termosu.

- Ruch dobrze mi zrobi. - Nalała lemoniady do plastykowego kubka. -

Mamo, skoro już tu jestem, może i tobie podać jeszcze jeden?

Dolores potrząsnęła niecierpliwie głową.

- Kiedy się spodziewasz? - spytała zaciekawiona Claire, biorąc z rąk

115

background image

Mercedes kubek. Tara nawet w dniu porodu nie była taka tęga.

- Za jakieś trzy miesiące. To znowu będą bliźnięta, dlatego tak

wyglądam. - Mercedes ostrożnie usadowiła się w fotelu. - Jimmy Lee jest

oczywiście zachwycony i bardzo dumny ze swojego wyczynu, a nawet

zapowiada podobny za dwa lata, ale ja zgłosiłam weto. Bardzo kocham

moje dzieci, ale te - poklepała się czule po brzuchu - będą ostatnie.

Dolores odczekała cierpliwie, aż Mercedes skończy swe zwierzenia, i

przystąpiła do ataku.

- Więc od jak dawna ty i Rafe jesteście kolegami z pracy?

- Mamo! - zawołały chórem Inez i Mercedes takim samym zirytowanym

tonem.

- O co chodzi? - Dolores obrzuciła córki wzrokiem pełnym urazy. - Czy

nie wolno mi zainteresować się pracą mego pierworodnego syna? No,

opowiedz mi - zwróciła się do Claire.

Rafe patrząc na Claire siedzącą pomiędzy Jimmym Lee i Matteo przy

zastawionym jedzeniem stole, zastanawiał się, o czym ona teraz myśli. Co

sądzi o jego rodzinie i czy porównuje tę biesiadę z przyjęciem w

rezydencji jej brata.

Nie, rozmyślał, nie można było w ogóle porównywać szampana w

kryształowych kieliszkach z zimnym piwem Lone Star pitym prosto z

butelki, egzotycznych dań podawanych na delikatnej porcelanie z mięsem

pieczonym na grillu i układanym na papierowych talerzach. Podobnie jak

zawodowej hollywoodzkiej orkiestry z piosenkami country płynącymi z

magnetofonu i wreszcie jego zwykłej, małomiasteczkowej rodziny z

konstelacją supergwiazd Hollywoodu. Nie wydawało się, że Claire

116

background image

zaprzątają takie porównania, co było dziwne, zważywszy, że jemu się one

nasunęły.

- Jakie konkretnie zadania spełnia producent filmu? - zapytał Matteo, gdy

już wszyscy zaspokoili pierwszy głód i byli gotowi zająć się jeszcze czymś

innym poza jedzeniem.

- No, cóż. - Claire wytarła usta papierową serwetką. - Producent to

rodzaj... nadzorcy, chyba tak najlepiej można go określić. Kiedy jakiś

projekt zostanie przyjęty, producent zaczyna kompletować zespół, który

będzie realizował film. Angażuje scenarzystę, reżysera, scenografa,

kierownika zdjęć, to znaczy szefa operatorów kamery - wyjaśniła -

aktorów i całą resztę ekipy. Producent również określa wysokość budżetu

filmu oraz okres zdjęciowy i pilnuje, żeby te założenia zostały

dotrzymane. Oczywiście - zerknęła na Rafe’a siedzącego po drugiej

stronie stołu, ciekawa, czy on jej słucha - producent współpracuje przy

tym wszystkim bardzo ściśle z reżyserem. Od niego w wielkiej mierze

zależy sukces filmu. Dobry producent zawsze bierze pod uwagę życzenia

reżysera.

- Chyba że pozostają w sprzeczności z oczekiwaniami producenta -

dokończył ironicznie Rafe.

Chylące się ku zachodowi słońce rzucało na przedwieczorne niebo

bladoróżowe i pomarańczowe smugi. Starsze dzieci poszły nakarmić

jabłkami kozy sąsiadów, młodsze ułożono już do łóżek. Mercedes

drzemała w fotelu. Miguel czyścił rożen. Jimmy Lee z Matteo majstrowali

przy którymś z samochodów. Inez i Dolores szykowały w kuchni kawę i

desery. Luis ze swoją blondynką, oparci o płot dzielący podwórze od

117

background image

pastwiska, chichotali i szeptali sobie czułe słówka.

Rafe obserwował Claire siedzącą samotnie przy stole. Z brodą opartą na

splecionych dłoniach, wpatrywała się w ciemniejący nad widnokręgiem

nieboskłon. Najwyraźniej czuła się wśród jego rodziny lepiej, niż mógł

przypuszczać. W każdym razie nie była tak powściągliwa jak zwykle

wobec obcych ludzi. Kto by zresztą zachowywał długo nieufność - myślał

Rafe -wobec bezpośrednich, gadatliwych mieszkańców Teksasu,

zasypujących gościa wścibskimi pytaniami. Claire dzielnie znosiła te

przesłuchania, a nawet obiecała zdobyć dla Matteo plakat z

roznegliżowaną Heather Locklear opatrzony jej autografem.

Po raz pierwszy od przyjazdu do domu matki mógł być z Claire sam na

sam, podszedł więc do stołu i usadowił się koło niej na ławce.

- Zmęczona?

Spojrzała na niego z ciepłym uśmiechem.

- Chyba trochę. Ale to jest miłe zmęczenie. - Westchnęła błogo i

powróciła wzrokiem do odległej linii horyzontu. - Piękny wieczór,

prawda?

- Rzeczywiście piękny - potwierdził wpatrzony w jej profil.

- W Los Angeles nie ma takich zachodów słońca - stwierdziła. - Tu

kolory są wprost niewiarygodne. Takie żywe i intensywne. Trzeba parę

razy wykorzystać tę scenerię w „Desperacie”.

- Tylko z filmem kojarzy ci się piękny zachód słońca? - spytał

rozbawiony.

- No nie. - Położyła splecione dłonie na blacie stołu. - Siedząc tutaj,

myślałam sobie...

- Ogólnie o pracy - podpowiedział z łagodną przyganą.

118

background image

- I o innych sprawach.

- O jakich? - Postanowił się z nią podręczyć. - Ośmielam się prosić, żebyś

uchyliła rąbka tajemnicy.

- Po prostu... o innych. - Na próżno usiłowała przybrać chłodny wyraz

twarzy. Bo myślała o nim. O tym, jak ją całował poprzedniego wieczoru.

O tym, czy także dzisiaj będzie ją tak całował. I co ona wtedy zrobi.

- Oho, Claire Kingston - Rafe delikatnie przesunął palcem po jej policzku

- czy to przypadkiem nie jest rumieniec?

Zacisnęła mocniej dłonie, gdyż pod wpływem tego dotyku przeszedł ją

dreszcz.

- To tylko odblask słońca - stwierdziła speszona. Rafe roześmiał się

cicho.

- Prosimy na kawę i deser do kuchni - zawołała Inez, wychylając się

przez kuchenne drzwi.

Trzy dziecięce postacie przemknęły obok stołu z szybkością błyskawicy.

Mercedes podniosła się z fotela. Miguel założył pokrywę na rożen i ruszył

w stronę domu. Za nim podążyli trzymający się za ręce Luis i Sandy.

- Masz ochotę na coś słodkiego? - zwrócił się Rafe do Claire.

Spojrzała na niego zdumiona.

- Po takiej kolacji?

Jadła sałatkę z makaronem, zapiekaną fasolkę, wspaniałe, wyhodowane

w ogrodzie matki Rafe’a pomidory, marynowane ogórki, galaretkę z

malin, jajka faszerowane, a po tych przystawkach podano jej dwie kolby

świeżo ugotowanej, polanej masłem kukurydzy, pieczone w folii

ziemniaki i koktajl owocowy.

- I tak już wyszłam na głodomora.

119

background image

- Jest kruche ciasto z truskawkami.

- Nie kuś mnie. - Potrząsnęła głową. - Jestem przejedzona.

Rafe roześmiał się, gdyż wyczuł, że to tylko kwestia perswazji, nawet

jeśli Claire nie zdawała sobie z tego sprawy.

Pochylił się ku niej i wyszeptał jej do ucha:

- Domowe, kruche ciasto z truskawkami. - Takim samym tonem zwykł

podsuwać innego typu pokusy. - Na maśle domowej roboty. Z

truskawkami z grządki Inez. A na wierzchu obłożone wspaniałym kremem

- cedził słowa wolno, uwodzicielsko - z prawdziwej śmietany, ubitej z

cukrem waniliowym.

Claire poczuła, że jej serce zaczyna szybciej bić w oczekiwaniu na coś,

co nie miało nic wspólnego z kruchym ciastem.

- Nie dasz się skusić? Nawet nie spróbujesz? - szeptał jej do ucha. - Choć

troszkę?

Wstała od stołu. Takim głosem potrafiłby skłonić ją do wypróbowania

wszystkiego.

- O, Rafe uważa się za twardego mężczyznę - roześmiała się cicho Inez,

podając Claire umyty talerzyk do wytarcia. - Trzeba przyznać, że jest

silny, jak, nie przymierzając, jeden z tych nagrodzonych byków Miguela.

A uparty jak osioł, kiedy jakiś pomysł przyjdzie mu do głowy - dodała. -

Ale serce ma gołębie. Pamiętasz, mamo, że zawsze znosił do domu

wszystkie zabłąkane w okolicy zwierzaki? - Zwróciła się do matki, która

pakowała resztki smakołyków, żeby je wręczyć dzieciom przed wyjazdem

do domów. - Okaleczone ptaki. Oposy. Króliki. - Spojrzała znowu na

Claire. - Raz nawet przyniósł dużego armadyla. Biedne zwierzę ledwie

120

background image

uniknęło śmierci na autostradzie i Rafe zawziął się, że je wyleczy.

- Kogo się zawziąłem wyleczyć? - Rafe właśnie wszedł do kuchni. Szukał

Claire, gdyż pomyślał, że może chciałaby już wracać do motelu. Widok

Claire wycierającej w kuchni naczynia niepomiernie go zdumiał. Nie

sądził, że ona w ogóle wie, jak to się robi.

- Tego biednego pancernika, którego na wpół żywego znalazłeś przy

autostradzie - przypomniała mu Inez. - Przyniosłeś go do domu i trzymałeś

w drewnianej zagrodzie, dopóki na tyle nie wydobrzał, że mógł powrócić

na wolność.

- Niczego podobnego nigdy nie zrobiłem. - Rafe pokręcił głową. -

Musiałaś mnie pomylić z Matteo.

- Matteo też był taki. Ale nie pomyliłam cię z nim.

- Spojrzała na matkę. - Mamo, przecież to był Rafe, prawda?

Dolores przytaknęła skinieniem głowy.

- Pewnego razu oswoił na wpół zdziczałego kotka - opowiadała dalej

Inez. - Rafe, tego łaciatego kodaka chyba pamiętasz? Wielki, piętnastoletni

chudzielec czule przemawiał do malutkiego kotka. Mówię ci, to był

widok. Przez kilka tygodni go oswajał i nigdy się nie zniecierpliwił. Do

niczego go nie zmuszał. Tylko się do niego przymilał, aż wreszcie

stworzonko zaczęło chodzić za nim jak pies. Ciekawe, co się stało z tym

kotkiem? - Inez postawiła kolejny umyty talerzyk na kuchenny blat.

Claire podniosła go odruchowo i zaczęła wycierać. Zastanowiło ją to

opowiadanie o gołębim sercu Rafe’a, o jego okaleczonych ptakach, o

potrąconym przez samochód armadylu i na wpół zdziczałym kotku.

Pomyślała, że może i ona w jakimś sensie pasuje do tej menażerii. Czyżby

Rafe traktował ją jak zranione, półdzikie zwierzątko, które wymagało

121

background image

ostrożnego oswajania? Byłoby upokarzające, gdyby tylko dlatego tak

czule ją całował i tak delikatnie obejmował. A może ona potrzebowała

właśnie takiego traktowania? Obcowania z mężczyzną, który był tak

subtelny i wrażliwy?

- ...i dożył prawie szesnastu lat - mówiła Dolores.

- Kazałam Matteo zakopać go na podwórzu pod tą kępą mirtu, przy której

tak lubił się wylegiwać całymi dniami.

- Ach, ty moja sentymentalna matulu.- Inez uśmiechnęła się do matki. -

Nie wiedziałam, że...

- Jimmy Lee mówi, że szykują już z Mercedes bliźniaczki do drogi, bo na

nich czas - oznajmił Luis, wchodząc do kuchni. - Jimmy uważa, że

Mercedes powinna się wcześniej położyć. A my z Sandy i Matteo

wybieramy się do Bucka. Dzisiaj występuje u niego nowy zespół

muzyczny, chcemy go posłuchać. - Spojrzał na brata. - Nie poszlibyście z

nami?

- To u Bucka występują teraz zespoły muzyczne? - spytał Rafe. Za jego

czasów Buck miał knajpkę z barem, kilkoma stolikami, automatami do gry

i grającą szafą. To nie było miejsce, do którego zapraszało się dziewczyny.

- Można też potańczyć - zachęcał Luis.

- A kto tam przychodzi? - dopytywał się Rafe.

- Ludzie są w porządku. Nie zabrałbym Sandy do jakiejś spelunki. No to

idziecie czy nie?

- Sam nie wiem. - Rafe spojrzał na Claire. - Co ty na to? Masz ochotę

trochę się zabawić? - Bardzo pragnął, żeby się zgodziła. Chciał trzymać ją

w ramionach tańczącą przy dźwiękach kowbojskich ballad i miłosnych

piosenek country. Chciał poczuć, jak ich ciała poruszają się w zgodnym

122

background image

rytmie. - Jeżeli ci się nie będzie podobało, zawsze możemy wyjść.

- Chętnie pójdę. Może być miło.

W powszedni dzień u Bucka nie było tłoku. Czteroosobowy zespół grał

wcale nieźle i nie za głośno, co się nieczęsto zdarzało w tego typu

prowincjonalnych knajpkach. Rafe nie czekając nawet, aż podadzą im

drinki, poprowadził Claire na parkiet.

- Chodź, nauczę cię tańczyć slow-foxa w tutejszym stylu.

Poszła bez najmniejszych oporów i wpatrywała się w niego ufnym

wzrokiem, kiedy ustawił ją przed sobą.

- Muzykę country tańczy się trochę inaczej. Ja kładę swoją rękę tutaj -

położył prawą dłoń na jej ramieniu w pobliżu karku - a ty swoją...

- Tutaj - umieściła dłoń na jego boku tuż nad paskiem dżinsów. -

Widziałam „Miejskiego kowboja”. - Uśmiechnęła się wesoło.

Zaśmiał się.

- Podstawowy krok jest bardzo prosty. O, tak, dosuwasz jedną stopę do

drugiej, raz i dwa, i trzy, i cztery. Gotowa? Raz i dwa, i trzy, i cztery.

Dobrze

- pochwalił, prowadząc ją już w rytm melodii. - Troszkę uginaj kolana.

Świetnie. I rozluźnij ramiona.

- Uścisnął lekko kilka razy mięśnie jej ramienia i karku, aż wyczul, że się

odprężają. - O to chodzi. No widzisz - powiedział z uśmiechem, gdy

okrążyli mały parkiet - umiesz już tańczyć muzykę country. Jak dotąd

wszystko w porządku?

Jak dotąd, pomyślała, jest cudownie.

- Wydaje mi się, że w „Miejskim kowboju” ten taniec trwał trochę dłużej

123

background image

i krok był bardziej skomplikowany.

- Czy to znaczy, że masz ochotę na jeszcze? Jeżeli będzie ją trzymał

trochę bliżej, to...

- Tak - szepnęła. Zdecydowanie miała ochotę na jeszcze kilka okrążeń.

Mocniej przycisnął dłoń do jej karku, tym samym bardziej przyciągając

ją do siebie. Przysunęła się nawet bliżej, niż to było konieczne. Wprawdzie

nie dotykali się ciałami, lecz oboje czuli nawzajem bijące od nich ciepło.

Rafe prowadził ostrożnie, utrzymując wyznaczony przez nią dystans.

- Teraz musisz obrócić się wkoło - ostrzegł ją cicho i mocnym ruchem

dłoni zachęcił do tanecznej ewolucji.

Zawirowała z wolna pod jego uniesionym ramieniem i znowu była przy

nim. Teraz dzieliły ich milimetry. Ponownie nią zakręcił, tym razem

szybciej, i gdy do niego wróciła, ich ciała już przywarły do siebie.

Tańczyli z zamkniętymi oczami, oboje świadomi nagle tego, co może i

powinno się stać. Rafe objął szyję Claire i odchylił jej głowę tak, że

piękne, wiśniowe usta znalazły się tuż koło jego warg, jakby gotowe do

pocałunku. Ona zacisnęła palce na jego koszuli i trzymała ją kurczowo.

Spletli mocno dłonie. Wyczuwała ruch mięśni jego ciała, jego oddech tuż

przy swoich wargach, uderzenia serca przy swych piersiach. A także jego

pożądanie. Przez moment w napięciu oczekiwała, że ogarnie ją

przerażenie. Lecz on natychmiast zwolnił uścisk i Claire z cichym

westchnieniem ponownie poddała się rytmowi ballady o kowboju

tęskniącym za swą ukochaną.

Rafe musnął wargami jej usta i wyszeptał:

- Claire?

- Tak - odpowiedziała mu drżąco i zamknęła oczy.

124

background image

- Nie - rzekł łagodnie, lecz stanowczo. - Spójrz na mnie.

Otwierała powieki powoli, jakby były zbyt ciężkie.

- Sądzę, że wiem, czego chcesz - mówił cicho schrypniętym głosem,

rozpalającym żarem jej krew -do czego mnie zapraszasz. Ale to nie

wystarczy. Musisz mi to wyraźnie powiedzieć, Claire? - Spojrzenie jego

oczu koloru gorącej kawy przeszyło ją do głębi. - Musisz mi powiedzieć,

czego pragniesz, zanim posuniemy się dalej.

Wpatrywała się w niego szafirowymi oczami pełnymi rodzącego się

pożądania. Chciała tylko tego, czego pragną inne kobiety. Miłości.

Namiętności. Doświadczania i wyrażania tych uczuć bez strachu. Czuła

instynktownie, że Rafe Santana, który patrzył na nią płomiennym

wzrokiem, który tak delikatnie jej dotykał i jeszcze delikatniej całował,

stworzy jej taką szansę. Ona tylko musi zdobyć się na odwagę i postawić

następny krok.

- Claire?

- Rafe, chcę, żebyś się ze mną kochał - powiedziała zdławionym głosem.

ROZDZIAŁ 9

Nie mógł sobie później przypomnieć, jak wyjaśnił braciom, dlaczego w

takim pośpiechu wychodzą z Claire od Bucka.

Ledwie pamiętał drogę do motelu. Lecz nigdy nie zapomniał wyrazu jej

szeroko otwartych, szafirowych oczu, kiedy już zamknęły się za nimi

drzwi jego pokoju.

Była w nich namiętność, wahanie, determinacja, strach.

Znów ożył w pamięci obraz owego małego, łaciatego kotka, wpatrzonego

125

background image

w niego i próbującego zdobyć się na odwagę, gdy pierwszy raz miał wziąć

jedzenie z jego ręki.

Lecz sprawa z Claire nie była taka prosta. Zastanawiał się nawet, czy

przypadkiem nie łudził się tylko, że potrafi rozwiązać jej problemy.

- Kochanie, jesteś pewna, że tego chcesz? - zapytał cicho.

- Tak, oczywiście. - Widział, jak dzielnie usiłuje odzyskać resztki swej

dawnej wyniosłości. - Przecież powiedziałam.

Powoli, ostrożnie wyciągnął do niej rękę.

- To chodź tutaj.

Zawahała się, wpatrzona w niego czujnie. Powoli opuszczał rękę.

- Nie... proszę. - Podeszła do niego i podała mu dłoń. - Ja tylko... jestem

trochę... zdenerwowana, to wszystko. - Nie patrzyła mu teraz w oczy,

długie rzęsy ukrywały jej spojrzenie. - Po prostu bardzo dawno nie... i

jestem trochę zdenerwowana.

- Pozwól, że pomogę ci się odprężyć. - Rafe uniósł jej dłoń do warg i

lekko pocałował, po czym podszedł do radia stojącego na nocnym stoliku.

- Trochę cichej muzyki. - Pogasił wszystkie lampy, poza palącą się w

łazience, i uchylił do niej drzwi. - Nie za dużo światła. A teraz oboje

zdejmiemy buty, żeby nam było wygodniej.

Usiadł na brzegu łóżka i zaczął ściągać swoje. Udawał, że nie widzi, jak

Claire stoi niezdecydowana. Po chwili jednak pochylona, przytrzymując

się szafy, zsunęła ze stóp sandałki.

- I co teraz? - zwróciła się do niego z pantoflami w ręce.

- Teraz - odebrał jej pantofle i rzucił za siebie - teraz będziemy tańczyć. -

Wyciągnął do niej rękę.

Uśmiechnęła się niepewnie i podeszła do niego. Objął ją ostrożnie

126

background image

ramieniem, choć najbardziej pragnąłby przytulić do siebie z całej siły. Z

radia płynęła piosenka o zagubionej i odnalezionej miłości kowboja, o

straszliwej tęsknocie i spełnionych pragnieniach. Kołysali się łagodnie w

takt muzyki. Właściwie nie tańczyli, gdyż nawet nie było na to miejsca,

tylko złączeni ze sobą poddawali się powolnemu rytmowi. Rafe objął

plecy Claire, a ona położyła mu dłonie na piersiach. Przebrzmiała jedna

piosenka, potem druga i nagle, w połowie trzeciej, jakby pod wpływem

słów o czułym pocałunku, niosącym dwóm sercom radość i spełnienie

marzeń, Claire objęła Rafe’a i uniosła ku niemu twarz.

- Pocałuj mnie - poprosiła cicho.

Z uśmiechem pochylił głowę i dotknął wargami jej ust. Tym razem były

rozchylone, gotowe na przyjęcie zmysłowej pieszczoty. A on zaczął

niespiesznie wodzić językiem po ich obrzeżach; drażnił je, rozpalał, żeby

pocałunek stał się jeszcze słodszy i bardziej upragniony. Poczuła zapach

kawy z cynamonem - taką właśnie według meksykańskiej tradycji

przyrządzano w domu Rafe’a - i jeszcze coś upajającego, niezwykłego,

rodzącego się w niej samej.

Troszkę mocniej objął szczupłe, gorące, nie stawiające najmniejszego

oporu ciało, przycisnął do siebie i przywarł wargami do rozwartych,

wiśniowych ust, żeby spełniło się marzenie o namiętnym pocałunku. I tak

się stało, gdyż Claire odchyliła głowę, objęła go ramionami i

odwzajemniła pieszczotę. Zadrżał na poły z triumfu, na poły z ulgi.

Wiedział, że może posunąć się o krok dalej, więc zaczął przesuwać dłonie

po jej plecach, powoli, zmysłowo, przytulać ją bardziej do siebie, lecz

nadal delikatnie, żeby nie przestała czuć się bezpieczna w jego uścisku.

A ona zrozumiała, że się go nie boi, i dała się ponieść tym osobliwym

127

background image

emocjom, które doprowadziły ją już tak daleko. Rafe był taki potężny,

myślała, taki męski. Muskularne ciało było takie gorące. Zaczęła dłońmi

przesuwać po jego plecach.

Jęknął cicho pod wpływem tej pieszczoty i przyciągnął Claire jeszcze

bliżej. Chciał ją porwać w ramiona, położyć na łóżku i poczuć pod sobą jej

ciało. Jej nagie ciało. Piersi i sutki wezbrane pożądaniem. Chciał... tak

wiele. Ale najpierw powinna jeszcze bardziej mu zaufać i dać się rozebrać.

Uchwycił w dłoń jej bluzkę ponad paskiem i zaczął ostrożnie wyciągać ją

ze spodni. Zesztywniała, lecz nie odsunęła jego ręki. Oderwał wargi od jej

ust.

- Podciągnę bluzkę do góry, bo chciałbym dotknąć twoich nagich pleców.

Tylko pleców. Nie zrobię niczego bez twojej zgody, dobrze?

- Tak. -Wypowiedziała to słowo miękko i powoli. Wsunął dłonie pod

bluzkę i gładził jej plecy tuż ponad paskiem spodni.

- W porządku?

- Ach...a.

Zabrzmiało to, jakby zabrakło jej tchu. Nie wiedział, czy ze strachu, czy z

podniecenia. Sięgnął dłonią wyżej i wodził nią po gładkiej skórze tak

samo, jak przedtem pieścił ją przez bluzkę. Powoli przesuwał rękę wzdłuż

kręgosłupa, do góry i na dół, cierpliwie, rytmicznie, szepcząc słowa

zachwytu nad jedwabistą gładkością jej ciała, aż poczuł, że mięśnie pod

jego dłonią znowu się rozluźniają.

Odsunął się od niej nieco.

- Chciałbym rozpiąć ci bluzkę. Mogę? Zawahała się, wstrzymała na

moment oddech, a potem skinęła głową.

- Claire, pragnę to usłyszeć od ciebie - poprosił łagodnie. - Muszę mieć

128

background image

pewność.

- Tak - odparła.

Wziął w palce pierwszy guzik, lecz go nie odpinał.

- Możesz mnie powstrzymać, kiedy tylko zechcesz. Powiedz tylko „nie

„ i przestanę.

Odczekał chwilę i dopiero wtedy zaczął pomału rozpinać guziki. Były

drobne, a jemu trzęsły się trochę palce, więc czuł, że robi to niezręcznie.

Lecz Claire stalą nieruchoma i milcząca, z opuszczonymi rękami i

pochyloną głową, wpatrując się w jego dłonie posuwające się coraz niżej.

Gdy odpiął ostatni guzik i chciał rozchylić bluzkę, zadrżała i odetchnęła

głęboko.

- Mam przestać? - zapytał. Jeszcze raz wzięła głęboki oddech.

- Nie - powiedziała bardzo cicho, lecz wyraźnie. Rozsunął bluzkę i

sięgnął do zapięcia staniczka między piersiami.

- Mam się zatrzymać?

Znów zadrżała.

- Nie.

Cichy odgłos odskakującej klamerki zabrzmiał w uszach Claire jak

wystrzał armatni. Czuła, jak staniczek się rozsuwa i opada luźno. Rafe z

wahaniem dotknął brzegu materiału.

- Proszę - powiedziała, zanim zdążył zapytać. Odsunął materiał. I oto

miał jej piersi. Były pełniejsze, niż mu się wydawało, w przyćmionym

świetle kremowobiałe. Brązowe, aksamitne sutki otaczały małe, beżowe

aureole. Objął palcami piersi od zewnętrznej strony, a kciukami muskał

coraz bardziej nabrzmiałe sutki.

- Nosisz stroje, które skrywają wspaniałość twego ciała - powiedział

129

background image

cicho, wpatrując się płomiennym wzrokiem w olśniewająco jasną skórę, z

którą tak kontrastowały jego śniade dłonie. - Jest doskonałe.

Claire słyszała, jak pod wpływem pieszczot Rafe’a zaczyna łomotać jej

serce i zastanawiała się, czy i on to słyszy. Prawie całkowicie wyzwolona

od strachu, doznawała teraz innego uczucia - zapierającego oddech

podniecenia i pragnienia dalszych pieszczot. Nie wiedziała do tej pory, że

pożądanie może być tak rozkoszne i wszechogarniające. Pulsowało w

całym jej ciele, oczekującym dalszej gry miłosnej.

- Chciałbym teraz dotykać cię ustami - szepnął. - Mogę?

- Tak.

Pochylił głowę i dotknął ustami jej szyi w miejscu, gdzie pod skórą

drgała żyłka tętniąca krwią. Odsunął bluzkę i przywarł wargami do

zagłębienia ramienia. A potem przesunął usta niżej, na delikatną skórę

ponad piersiami, aż dotarł wreszcie do ich wzniesienia.

- Mogę?

- Tak. - To było prawie błaganie.

Muskał je pocałunkami, a kiedy chwycił wargami sutek, Claire

wstrząsnął dreszcz, jakby przeszył ją prąd.

Uniósł głowę.

- Nie chcesz?

- Chcę - oddychała gorączkowo - chcę, chcę. Rafe zrzucił koszulę i przed

każdą kolejną, coraz śmielszą pieszczotą pytał Claire o pozwolenie.

Chciało mu się krzyczeć z radości i triumfu. Nie pozostał nawet ślad po

Królowej Lodu. Wreszcie rozebrał ją zupełnie i pieścił nagą, ciągle

delikatnie, pośród czułych szeptów.

W końcu nadszedł decydujący moment.

130

background image

- Claire, czy chcesz, żebym się z tobą kochał?

Chyba zabiłby się, gdyby odmówiła.

- Tak - szepnęła, podobnie jak on, głosem ochrypłym z pożądania.

Zaprowadził ją do łóżka i zaczął na nim układać. I kiedy tak obejmując ją

ramieniem, pochylony nad nią sięgnął do zamka spodni, ciało Claire

zesztywniało w nagłym odruchu oporu. Rafe momentalnie to wyczul. Nie

wypuszczając jej z ramion, przewrócił się z nią na plecy.

- Zmieniłem zamiar - oznajmił. Uniosła się nad nim nieco i spojrzała na

niego podejrzliwie.

- Zmieniłeś zamiar?

- Mam inny pomysł. - Zdobył się na szelmowski, zmysłowy uśmiech,

choć umierał z przerażenia, że może na nowo ją przestraszyć. - To ty

powinnaś kochać mnie.

Usiadła prosto, nieświadoma, że obejmuje go udami.

- Ja ciebie?

Przekonywał ją i uczył. Słowami i pieszczotami. Długo i cierpliwie.

Zapewniał ją, że w każdej chwili może się wycofać. Gdy nadeszło

spełnienie, przyjęli je z najwyższą radością. Ona - w ekstazie nowo

odkrytych doznań, on - w poczuciu zwycięstwa.

- Nie m-miałam p-pojęcia - wyjąkała, gdy trochę ochłonęła. Łzy

popłynęły jej po policzkach. - Nie miałam pojęcia - powtórzyła. - Nie

myślałam, że jestem zdolna do takich przeżyć.

Wzruszony Rafe ujął twarz Claire w obie ręce. Delikatnie położył ją przy

sobie.

- Oczywiście, że jesteś, dziecino. - Całował jej mokre policzki. -

Oczywiście, że jesteś.

131

background image

- Nie wiedziałam - powiedziała. - Dziękuję ci. Przywarła wargami do

jego ust. Starał się zapanować nad sobą, lecz nie potrafił. Przyjął ten

pocałunek jak cenny dar, obsypał ją namiętnymi pieszczotami, aż ich ciała

znowu się połączyły. Kiedy Claire ponownie doznała rozkoszy, z jej ust

wyrwał się krzyk, krzyk upojenia, które Rafe dzielił z nią w tej

obejmującej ich płomieniem pożodze zmysłów.

Później, gdy odpoczywali. Rafe, tuląc do siebie Claire, zastanawiał się,

czy nie nadszedł czas, żeby pomówić z nią o tym straszliwym

zniewoleniu, którego padła ofiarą. Przecież stawiła już czoło przerażeniu,

które się jej z tym kojarzyło i chyba całkowicie je przezwyciężyła. Czuła

się w tej chwili bezpieczna i spokojna. Może nigdy nie będzie lepszej

sposobności do poruszenia tego tematu.

- Claire?

- Mmm?

- Czy sądzisz, że teraz możesz mi opowiedzieć o gwałcie? Zesztywniała.

- Gwałcie? - powtórzyła zdumionym głosem, usiłując stworzyć wrażenie,

że zupełnie nie wie, o co mu chodzi. - Jakim gwałcie?

- Na tobie.

- O czym ty w ogóle mówisz? - Próbowała się od niego odsunąć, lecz on

jej nie puszczał. - Nigdy nie zostałam zgwałcona.

- Czy jako dziecko byłaś seksualnie napastowana?

- Nie - odparła szczerze oburzona - nigdy.

- Więc co to było, Claire? Wiem, że coś złego ci się przydarzyło. Coś, co

cię wewnętrznie zmroziło. Pierce powiedział mi, że jestem jednym z

trzech mężczyzn, którymi się trochę zainteresowałaś.

132

background image

- Pierce jest głupim gadułą - parsknęła ze złością. - Już ci mówiłam, po

prostu w stosunku do mężczyzn mam wysokie wymagania.

- Kiedy po raz pierwszy cię pocałowałem, trzęsłaś się jak liść osiki. Nie,

do licha, dygotałaś przy trzech pierwszych pocałunkach. A dzisiaj

wieczorem początkowo zachowywałaś się jak lękliwa dziewica.

- To nerwy - odpowiedziała. - Tłumaczyłam ci, że dawno się z nikim nie

kochałam.

- Nerwy? Claire, ty prawie chciałaś uciekać, kiedy się nad tobą

pochyliłem! Byłaś zgwałcona - powtórzył z uporem.

Zastanawiał się tylko, czy psycholog z telefonu zaufania nie uznałby jego

nalegania na wyznanie prawdy za „natarczywość”.

- Nie byłam zgwał...

Nie dokończyła, bo położył jej dłoń na ustach. Zareagowała gwałtownie,

zaczęła się wyrywać, kopać go, bić pięściami i drapać. Puścił ją dopiero

wtedy, kiedy zobaczył, że ma do krwi zadrapaną rękę i poczuł bolesne

uderzenie kolanem w żebra.

- Claire, kochanie, uspokój się. - Usiadł na łóżku i wyciągnął do niej

dłoń, żeby ją pocieszyć.

- Nie dotykaj mnie!

- Nie dotknę cię. Popatrz. - Podniósł ręce do góry jak człowiek pod lufą

pistoletu. -Tak trzymam ręce. Nie dotknę cię. Już dobrze? - Powoli je

opuszczał. - Tylko opowiedz mi o tym, dziecino.

Potrząsnęła głową.

- Nie ma nic do opowiadania.

- Jest - nalegał. Wiedział, że powinna o tym porozmawiać, że to by jej

dobrze zrobiło. Za długo dusiła to w sobie. - On położył ci dłoń na ustach,

133

background image

prawda?

- Kto?

- Mężczyzna, który cię zgwałcił. Zamknął ci usta dłonią, żebyś nie mogła

krzyczeć. A potem rzucił się na ciebie i zgwałcił.

- Nie zgwałcił mnie. Ile razy mam ci powtarzać?

- Więc co zrobił?

- On... - Jej usta zaczęły drżeć żałośnie, a oczy napełniać się łzami. - On...

- No, dziecino, opowiedz mi o tym. Nie będzie lepiej, dopóki tego z

siebie nie wyrzucisz.

- Nigdy nie będzie lepiej. Nigdy. - Łzy płynęły już strumieniem po jej

jasnych policzkach. Objęła się ramionami i skuliła z bólu. - Nigdy, nigdy,

nigdy...

To było dla Rafe’a nie do zniesienia. Ostrożnie przysunął się i wziął ją w

objęcia. Przez moment usiłowała mu się wyrwać, ale nie miała dość siły, a

poza tym tak bardzo pragnęła, żeby ją pocieszył, żeby ją tulił i zapewniał,

że wszystko będzie dobrze.

Rafe oplótł ją mocno ramionami i zaczął kołysać. Z ustami przy jej

włosach szeptał czułe słowa otuchy i pociechy jak do przestraszonego

dziecka. A ona wypłakiwała swój ból z głową przytuloną do barczystego,

nagiego ramienia mężczyzny, od którego mogła czerpać silę.

Myśl, że nikt jej nie pomógł bezpośrednio po tym wydarzeniu, napawała

Rafe’a oburzeniem. Dlaczego, do diabła, nie znalazł się ktoś, kto okazałby

jej wtedy zrozumienie, nie przekonał jej, że wszystko się dobrze ułoży.

Nie nakłonił, żeby zasięgnęła rady specjalisty. Jak się orientował, rodzice

nie wykazywali o nią nadmiernej troski. Lecz gdzie byli jej bracia?

Dlaczego nie dopadli tego zboczeńca, który ją tak skrzywdził i mógł

134

background image

skrzywdzić jeszcze inne kobiety?

- Już lepiej? - spytał. Przestała płakać i tylko od czasu do czasu wstrząsał

nią spazm. - Chcesz wytrzeć nos?

Poczuł, że potakująco poruszyła głową.

- I... chcia... chciałabym napić się wody.

- Dobrze. - Położył ją i przykrył kocem. - Leż tutaj, zaraz ci przyniosę.

Wrócił po paru chwilach z pudełkiem chusteczek, szklanką wody i

mokrym ręcznikiem. Podał jej chusteczki, a kiedy wytarła nos, zaczął z

czułością przecierać chłodnym ręcznikiem jej rozgorączkowaną twarz i

szyję. Claire przyjmowała te przejawy troskliwości jak posłuszna

dziewczynka. Napiła się wody i oddała mu szklankę z cichym

podziękowaniem. Odstawił ją na nocny stolik, odsunął koc i położył się

przy Claire. Objął ją, a ona przytuliła się do niego z głową na jego

ramieniu, tak po prostu, jakby zawsze to robiła.

- Czy teraz chcesz mi o tym opowiedzieć? - zapytał.

Westchnęła i zaczęła mówić, wpatrując się w sufit poprzez wypełniający

pokój mrok.

- To się stało dawno temu. Byłam wtedy bardzo młoda. I w kimś się

zakochałam. - Poczuł, że zadrżała. - Albo tak mi się wydawało. Zawsze

miałam pewne trudności ze zrozumieniem własnych uczuć. W każdym

razie - ciągnęła pospiesznie, jakby bojąc się, że on jej przerwie, gdy

tymczasem on milczał w obawie, żeby nie przestała mówić - pewnego

popołudnia byliśmy sami i on mnie całował. Początkowo to mi się

podobało. Nawet bardzo. Muszę przyznać. Leżałam na kanapie i

pozwalałam mu się całować. I odwzajemniałam jego pocałunki. Nawet

specjalnie się nie sprzeciwiałam, kiedy mi włożył rękę pod sweter. I nagle,

135

background image

sama nie wiem... coś się ze mną stało. Przestraszyłam się. Próbowałam go

odepchnąć, prosiłam, żeby przestał, ale on nie chciał słuchać. Powiedział,

że jak zaczął, to musi skończyć. I że żaden mężczyzna nie lubi, żeby się z

nim tak drażnić. Zaczęłam płakać, a wtedy on położył mi dłoń na ustach.

Prawie nie mogłam oddychać, bo okropnie szlochałam, a przez tę jego

rękę nie byłam w stanie złapać tchu. A on podciągnął mi spódniczkę,

rozerwał majtki... i zrobił to. Byłam bardzo obolała, ale niezbyt mocno

krwawiłam, więc on tylko powiedział, żebym przestała być taką beksą.

Potem znowu zaczął mnie całować i powiedział, że następnym razem

wszystko pójdzie łatwiej, bo już będę wiedziała, czego mam się

spodziewać. I gdy już się do tego przyzwyczaję, nauczy mnie kilku

sztuczek. A ja mu powiedziałam, że poskarżę się rodzicom, że mnie

zgwałcił. Moje słowa go wprost zdumiały. Do końca życia nie zapomnę tej

zdziwionej miny. Roześmiał się i oświadczył, że nigdy by mi nie

uwierzyli, a gdyby nawet, to i tak nic by się nie stało poza tym, że

dziennikarze mieliby swój wielki dzień. Przemyślałam to i doszłam do

wniosku, że on ma rację.

- Chyba nie sądziłaś, że twoja rodzina ci nie uwierzy? - spytał z

niedowierzaniem.

- No, nie... to znaczy... przypuszczam, że by uwierzyli. W każdym razie

na pewno Pierce i Gage. I matka. Może. Ale to ja przecież zachowałam się

prowokująco. Miałam na niego „ochotę. Całowałam go. - Zaśmiała się

gorzko. - On nawet się zabezpieczył, powiedział mi, że ma już jedną

sprawę o ustalenie ojcostwa i nie zamierza mieć drugiej. Więc kto by mi

uwierzył, że zostałam zgwałcona? Ja sama czasami mam wątpliwości.

- Nie - odparł gwałtownie. - Byłaś zgwałcona. Kiedy kobieta mówi „nie”,

136

background image

bez względu na to, w jakim momencie, a mężczyzna na to nie zważa i

posuwa się dalej, to jest gwałt. Szczególnie jeżeli ma do czynienia z

niedoświadczoną dziewczyną, jaką ty wtedy byłaś.

- Rozumiem, co masz na myśli. Och, oglądałam przecież program Oprah

- usiłowała zażartować - i teoretycznie się z tym zgadzam, ale - dotknęła

piersi nad sercem - tu, tak w głębi duszy, nie jestem pewna, czy to

przynajmniej w części nie była moja wina.

- Do diabła, nie twoja! I proszę cię, nawet tak nie myśl.

Uświadomił sobie, że ściska w garści koc. Lecz to nie ten nieszczęsny

koc powinien trzymać teraz w morderczym uścisku, ale kark zboczeńca,

który tak skrzywdził Claire.

- Kto to był? - spytał cicho.

- To nieważne.

- Dla mnie bardzo ważne. Potrząsnęła głową.

- Nikomu wtedy nie powiedziałam i nadal nie zamierzam tego zrobić. -

Uniosła się na łokciu, żeby spojrzeć mu w oczy. - Rafe, musisz mi

przyrzec, że i ty także nikomu nie powiesz. Ani słowa. Zwłaszcza mojej

rodzinie. Gdyby Pierce i Gage teraz się o tym dowiedzieli, byłoby im

bardzo przykro. Mieliby wyrzuty sumienia, że ich przy mnie nie było,

gdy... Proszę, obiecaj mi, że nic nie powiesz. Stało się i się nie odstanie.

Nic na świecie tego nie zmieni. A być może teraz - pogładziła jego

policzek, na którym pojawił się już zarost - dzięki tobie, będę powoli o

tym zapominać.

Rafe przycisnął na moment jej dłoń do policzka, po czym zbliżył ją do

swych ust. Całował ją gorąco, namiętnie, a potem obie jej dłonie położył

sobie na piersiach.

137

background image

- Teraz się prześpij - szepnął czule. Ułożył wygodniej jej głowę na swoim

ramieniu. - Musisz być bardzo zmęczona.

Leżał wpatrzony w mroczną przestrzeń pokoju i tuląc do siebie śpiącą

kobietę, obmyślał zemstę na mężczyźnie, który ją tak skrzywdził. Nie

wymieniła jego nazwiska, to prawda, ale niechcący zdradziła więcej, niż

zamierzała. Filmowy światek Hollywood był mały i hermetyczny, więc nie

będzie trudno natrafić w końcu na tego drania. Gdzieś. Pewnego dnia.

A kiedy już go dopadnie, jego w tym głowa, żeby ten łajdak przeklął

chwilę, w której pierwszy raz dotknął Claire Kingston.

ROZDZIAŁ 10

Następnego ranka Claire obudził dochodzący z oddali, lecz natarczywy

dzwonek telefonu. Przedzierał się do jej świadomości poprzez pokłady snu

i sennych marzeń. Opierała się przez parę chwil temu natrętnemu wołaniu

i mocniej wtuliła głowę w poduszkę. Nie chciała jeszcze stracić tego

niezwykłego uczucia zadowolenia i radości, w jakim była pogrążona.

Miała taki wspaniały sen! Jednak telefon dzwonił nieustępliwie.

Sięgnęła po omacku w stronę nocnego stolika w poszukiwaniu aparatu. I

wtedy poczuła, że jej dłoń spoczywa na czymś, co bez najmniejszej

wątpliwości było męską, owłosioną piersią. W łóżku leżał mężczyzna!

Zesztywniała na moment i nagle przypomniała sobie wszystko. Z

uczuciem bezmiernej ulgi i wdzięczności.

Rafe.

Była w jego łóżku.

W jego pokoju.

138

background image

W jego ramionach.

Telefon dzwonił w sąsiednim pokoju.

Claire należała do tej kategorii ludzi, którzy z natury nie są w stanie

oprzeć się naglącemu wezwaniu telefonicznego dzwonka, więc zaczęła

wstawać. Rafe zaś należał do tej kategorii ludzi, którzy potrafią oprzeć się

wszystkiemu, co w danej chwili właśnie im nie odpowiada, więc objął

Claire w pasie i pociągnął ją z powrotem na łóżko.

- Niech sobie dzwoni - powiedział i wtulił twarz w ciepłe zagłębienie jej

szyi.

- To może być coś ważnego.

- To również może być pomyłka.

- Ale...

- Jeżeli to coś ważnego, zadzwonią o przyzwoitej porze.

Claire uniosła głowę znad poduszki, zerkając ponad jego ramieniem w

kierunku zegarka, stojącego na nocnym stoliku.

- Która to godzina?

- Wczesna - zapewnił. Pomrukując cicho, zaczął pieścić ustami jej kark. -

Bardzo wczesna.

- To chyba niemożliwe. Słońce jest już... Rafe! - Zadrżała, gdyż poczuła,

że jego wargi muskają jej sutki. - Co ty robisz?

Westchnął głęboko, co miało oznaczać, że jest rozczarowany takim

brakiem zrozumienia dla jego poczynań. Gorący oddech owiał wrażliwą

skórę jej piersi.

- Usiłuję cię zainteresować porannymi igraszkami. Ale - spojrzał na nią

spod gęstych brwi - skoro pytasz, to jest oczywiste, że moja technika

wymaga jeszcze dopracowania.

139

background image

Położył się na plecy, przyciągnął ją do siebie i objął jej głowę dłońmi.

- Chodź tu bliżej - szepnął i przycisnął jej usta do swoich.

Tego rana jego pocałunki były długie, namiętne i gorące. Pełne czułości i

miłości. Kiedy wreszcie udało się jej złapać oddech, było oczywiste, że

jego technika nie wymaga dopracowania.

- Jak się dzisiaj czujesz, kochanie? - szepnął, wpatrując się uważnie w jej

oczy.

- Świetnie.

- Żadnych niemiłych następstw? Potrząsnęła głową.

- Nie znienawidziłaś mnie za to, że skłoniłem cię do wyznań?

- Czy tak wygląda ktoś, kto nienawidzi? Zaśmiał się. Jaka inna kobieta,

pomyślał, potrafiłaby z takim wdziękiem zrobić królewską minę, leżąc

całkiem nago na męskiej piersi?

- Czy wobec tego mogę cię jeszcze bardziej zainteresować porannymi

igraszkami?

Jej rumieńce wystarczyły mu za odpowiedź. Gdy telefon znowu

zadzwonił, Claire już go nie słyszała, gdyż Rafe wśród czułych szeptów i

pieszczot tak rozpalił w niej namiętność, że głośniejsze okazało się bidę jej

serca.

- Wiesz, zanim się tu zjawi cała ekipa - oznajmiła Claire przy śniadaniu,

które jedli w kawiarni we Flat Rock - będziemy musieli ustalić kilka

podstawowych zasad.

- Oczywiście - zgodził się Rafe. Był przekonany, że chodzi jej o

problemy związane z kręceniem filmu. - O czym myślisz?

- O niczym nadzwyczajnym. - Upiła łyk herbaty. - Chodzi mi o pewne

140

background image

podstawowe zasady, których będziemy musieli przestrzegać, żeby nie było

między nami zgrzytów.

Rafe zatrzymał rękę z filiżanką kawy w pół drogi do ust.

- Między nami?

- Tobą i mną - wyjaśniła.

- Chcesz między nami ustalać zasady?

Claire uniosła brwi. Z jakichś niejasnych dla niego przyczyn Rafe uznał,

że nie zrobiła tego z takim samym wdziękiem jak rano.

- Przecież powiedziałam.

- Masz na myśli nasze stosunki zawodowe czy osobiste?

- A jaka to różnica?

- Do tej pory miałem wrażenie, że istotna. Najwidoczniej myliłem się. -

Postawił na stole filiżankę tak gwałtownie, że zadźwięczał spodek. - Może

lepiej przejdź do rzeczy.

- Nie wiem, dlaczego jesteś zdenerwowany.

- Nie jestem.

- Pomyślałam tylko, że aby zapobiec jakimś plotkom na planie, które

mogłyby przedostać się do prasy, powinniśmy dostosować się do pewnych

reguł.

- To znaczy do jakich?

- Chodzi mi o to, żebyśmy publicznie nie demonstrowali naszych...

uczuć, unikali ciągłego odwiedzania się w pokojach, przesiadywania przy

posiłkach. O takie sprawy.

Rafe spojrzał na nią ostro.

- Dlaczego? Wstydzisz się tego, co nas łączy?

- Nie, oczywiście, że nie! - Była prawdziwie zaszokowana, że on mógł

141

background image

tak pomyśleć. - Po prostu nie chcę dawać nikomu żadnych powodów do

plotek, to wszystko.

- W świecie filmu plotki są nieuniknione - stwierdził. - Sądziłem, że

zdążyłaś przyjąć do wiadomości ten fakt.

- Tak, masz rację. Aleja chcę uniknąć rozgłaszania tego, co nie jest

absolutnie niezbędne.

- Dlaczego? - zapytał ponownie.

- Ponieważ „Desperat” ma dla mnie wyjątkowe znaczenie. I zależy mi na

tym, żeby sukces albo klęska tego filmu zostały przypisane jego

rzeczywistym wartościom, bez względu na to, czy i jakie stosunki łączyły

mnie jako producentkę z reżyserem. Właśnie dlatego.

- Czy zależy ci na tym z jakichś szczególnych powodów? - spytał, choć

już się domyślał.

Claire zawahała się, jednak zdecydowała, że powinna mu to powiedzieć.

- Od pierwszej chwili pracy w Wytwórni Kingston na stanowisku

producentki musiałam udowadniać, że reprezentuję coś więcej niż

nazwisko. Wszyscy byli przekonani, że powierzono mi tę funkcję

wyłącznie ze względu na rodzinne powiązania. Prawdą jest, że na

początku właściwie tak było. Gdy zaczynałam, byłam zupełnie zielona i

zrobiłam parę błędów. Ale szybko się nauczyłam tego zawodu i jestem

naprawdę dobra. Mam na swoim koncie spore osiągnięcia.

- A niektórzy ludzie w Hollywood nadal sądzą, że pozostałaś

dziewczynką na posyłki twojej matki.

- Właśnie.

- I masz nadzieję dzięki „Desperatowi” udowodnić swoją wartość.

Dlatego do pracy przy filmie nie zaangażowałaś nikogo z rodziny,

142

background image

prawda?

- Tak. Chciałam go zrobić na własny rachunek. I chcę, żeby ludzie to

wiedzieli.

Rafe właściwie ją rozumiał. W pewnej mierze. Jemu też by się nie

podobało, gdyby na efekty jego pracy przy tym filmie patrzono przez

pryzmat plotek, że został jego reżyserem, ponieważ przespał się z szefową.

Lecz to nie wyjaśniało jeszcze, dlaczego Claire nie chciała, żeby nikt nie

dowiedział się o łączącej ich zażyłości. Fakt, że była z nim, nie mógł mieć

najmniejszego wpływu na opinię ojej pracy jako producentki.

- Wiesz, Claire, to jest trochę mało przekonujące - rzekł podejrzliwie.

Jego dawne kompleksy dały o sobie znać.

- Mało przekonujące?

- W Hollywood nie będą osądzać twojej pracy w zależności od tego, czy

sypiasz ze mną, czy nie.

- Spojrzał na nią spod oka. - Więc jaka jest prawdziwa przyczyna

udawania, że nic nas nie łączy?

- To moja sprawa.

- Claire...

- Nie życzę sobie żadnych plotek na nasz temat.

- Dlaczego? - Jeżeli ona się jego wstydzi, to on musi o tym wiedzieć.

Teraz.

- Ponieważ...-Wzruszyła niepewnie ramionami i spuściła oczy, krusząc w

palcach kromkę bułki. Oczekiwał, że to, co usłyszy, nie będzie miłe.

- Ponieważ ta sytuacja - odparła w końcu - jest dla mnie zupełnie nowa.

Nie chcę, żeby nasze... stosunki - nie bardzo wiedziała, jak to inaczej

określić - były analizowane i komentowane w prasie całego kraju. -

143

background image

Podniosła na niego oczy szeroko otwarte, jasne i szczere. - Czy to tak

trudno zrozumieć? Trochę mnie to... peszy.

- Tak - odrzekł - to można zrozumieć. - Westchnął. Musi jej ustąpić i

udawać, że łączą ich tylko więzy ściśle zawodowe. - I jakich jeszcze

mamy przestrzegać zasad?

- Rafe. Ju-hu. Rafe Santana. - Kobiecy głos był piskliwy i miał teksaski

akcent.

Rafe uniósł głowę. Dyskutował właśnie z Becky Ward o szkicach

scenograficznych głównych wnętrz, w których umiejscowiono akcję

„Desperata”. Wybrane już zostały plenerowe obiekty, znaleźli nawet

idealny wprost, walący się budynek, który miał być domem głównego

bohatera na jego farmie. Jednak Tony Banks wciąż szukał odpowiedniego

domu Molly, wywodzącej się z wyższych sfer niż Josh. Czas naglił,

musieli liczyć się z harmonogramem zdjęć i gdyby Tony nic nie znalazł,

trzeba by było robić dekoracje w wynajętej remizie strażackiej, a R.J.

Bennington, dekorator, wydałby fortunę na umeblowanie tych

zaaranżowanych wnętrz. Praca pod presją napiętych terminów i jeszcze

bardziej napiętego budżetu nie wprawia reżysera w najlepszy nastrój,

zwłaszcza tuż przed rozpoczęciem kolejnego ujęcia. Ostatnią rzeczą, która

mu teraz była potrzebna, to jakieś zakłócenia toku dokładnie

zaplanowanych prac, zżymał się Rafe, patrząc spod zmarszczonych brwi w

kierunku, skąd dochodził kobiecy głos. A ta kobieta była mu potrzebna jak

dziura w moście.

- To ja, Laura Lyn Parker - powiedziała z promiennym uśmiechem - to

znaczy teraz Parker-Moore. Nie mów, że mnie sobie nie przypominasz -

144

background image

roześmiała się kokieteryjnie - po tym, kim dla siebie byliśmy.

Och, bardzo dobrzeją pamiętał. Laura Lyn Parker, piękność z Flat Rock

w Teksasie, dziewczyna, która udzieliła mu pierwszej lekcji perfidii, do

jakiej są zdolne niektóre kobiety. Kiedyś na jej widok serce zaczynało mu

bić szybciej. Nawet gdy go już porzuciła, nie mógł się pozbyć myśli o niej.

Podczas wielu samotnych nocy na platformie wiertniczej w Zatoce

Meksykańskiej fantazjował, jak to wróci do Flat Rock po odniesionym w

świecie sukcesie i rzuci sobie Laurę do stóp, a następnie na oczach całego

miasta wzgardzi jej wdziękami. Właśnie to marzenie przez wiele lat

pobudzało jego ambicję i kierowało nim, a okazało się niewarte czasu,

które na nie poświęcił. Teraz, patrząc na nią, doszedł do wniosku, że

mogłoby się spełnić bez nadmiernego z jego strony wysiłku. Laura Lyn

sama szła mu w ręce.

- Wybacz Lauro, podejdę do ciebie za chwilę

- powiedział i odwrócił się od niej. Z trudem zdobył się na minimum

grzeczności. Rzucił notatnik na szkice scenograficzne i ryknął,

przywołując swego kierownika produkcji. - Claire, gdzie ty się, do diabła,

podziewasz?

- Jestem tutaj. - Szła do niego bez pośpiechu.

- Nie musisz się tak na mnie wydzierać.

- Nie wydzieram się na ciebie. Wydzieram się, bo cię szukam. A to

różnica.

- Naprawdę? - Obrzuciła go lodowatym wzrokiem, który miał mu

pokazać, gdzie jest jego miejsce.

To spojrzenie go rozbawiło.

- Tak, naprawdę. - Ściszył głos do uwodzicielskiego szeptu. - Jeżeli

145

background image

pójdziesz ze mną do przyczepy, to wytłumaczę ci szczegółowo różnicę.

Puściła mimo uszu tę propozycję, tak samo jak ignorowała jego inne,

podobne aluzje. W miejscach publicznych powrócili do statusu Królowej

Lodu i reżysera i przeważnie on przegrywał w takich jak ta utarczkach. W

ciągu dwóch tygodni, które minęły od pierwszego dnia zdjęciowego, nikt

na planie nie żywił nawet cienia podejrzenia, że łączy ich coś więcej poza

zawodową współpracą. To doprowadzało Rafe’a do szaleństwa. Coraz

częściej ogarniała go przemożna ochota, żeby publicznie ogłosić swoje

prawa do Claire. Nie chodziło zresztą o prawo, jakie w prymitywnym

sensie ma mężczyzna do swojej kochanki. Nawet nie myślał tymi

kategoriami. Lecz nie opuszczało go poczucie niewątpliwego,

niezaprzeczalnego posiadania tej kobiety. Ani na chwilę. Nasilało się z

dnia na dzień. A zwłaszcza nocami.

Rafe przypuszczał, że ma to związek z Daxem Wyattem, gdyż

zaobserwował, iż aktor krąży wokół Claire jak cień, gdy tylko ma okazję.

Dax był hollywoodzkim, wiecznym złotym młodzieńcem, starszym od

Claire o jakieś osiem lat. Miał gęste włosy koloru dojrzalej pszenicy,

miejscami jeszcze rozjaśnione słońcem, niebieskie oczy, określane przez

ilustrowane magazyny jako „rozkosznie łajdackie”, i wspaniałe, białe

zęby. Ze swym charakterystycznym, drwiącym uśmiechem bardzo

przekonująco grał postaci wrażliwych nicponi. Jeżeli chciał, potrafił

uśmiechać się uroczo i nadać swej twarzy niewinny wyraz, stwarzający

wrażenie, że pod tą podejrzaną powłoką bije serce ze szczerego złota. W

sumie idealnie pasował do roli Josha. Co było dość niepomyślną

okolicznością, bo Rafe zaczął odczuwać do niego narastającą niechęć.

Chociaż Claire nie ukrywała, że nie cierpi szczególnego rodzaju wdzięku,

146

background image

jakim odznaczał się ich gwiazdor, wydawało się, że ostatnio nie przejmuje

się zbytnio jego dość natrętnym towarzystwem. Rafe nie musiał jej

wybawiać z jego lepkich palców. I chociaż był zadowolony, że znalazła

sposób trzymania aktora na dystans, nie mógł pozbyć się niezbyt

szlachetnego uczucia... tak, chyba powinien się do tego przed sobą

przyznać... zazdrości, która dawała o sobie znać za każdym razem, kiedy

widział ich razem. Łączyło ich to samo anglosaskie pochodzenie.

Pracowali od dawna w tej samej branży, a nawet razem zrobili film, który

odniósł sukces.

Redaktorzy rubryk plotkarskich w ilustrowanych czasopismach mieli

pole do popisu. I o ile w żadnym z nich nie ukazała się najmniejsza

wzmianka o romansie Rafe’a z Claire, o tyle we wszystkich szeroko

roztrząsano intrygujący fakt, że ona nie flirtuje z Daxem Wyattem.

- Masz do mnie jakąś sprawę? - spytała, widząc, jak bacznie się jej

przygląda. - Przecież mnie wołałeś. A może po prostu chciałeś sobie

pokrzyczeć? Mam mnóstwo pracy, chyba wiesz.

- Pracy? - powtórzył. - Ach tak, pracy, teraz sobie przypomniałem. - Ujął

ją pod ramię, przyciągnął blisko do siebie i odszedł z nią trochę na bok,

poza zasięg bystrych oczu i ciekawskich uszu Laury.

- Pozbądź się jej jakoś.

- Jej? Kogo?

- Tego miejscowego babsztyla z szopą na głowie. - Przechylił głowę w

kierunku Laury Lyn. - Nie znoszę, jak mi się tu obcy kręcą na planie,

kiedy usiłuję pracować. Zupełnie nie mogę się skupić.

- Tak, nawet wiem dlaczego. Ona jest dość ładna.

- Jeśli ktoś lubi typ panien zagrzewających do boju drużyny sportowe.

147

background image

Claire spojrzała na niego kątem oka.

- Sądząc z tego, co mówiła mi Pilar, ty lubiłeś, i to bardzo.

- Pilar mówiła ci o Laurze?

- A także o Ionie, Tiffany, Bobbi Sue i Cathe...

Rafe chciał zakryć jej usta dłonią, by przerwać tę litanię. Miarą postępu

Claire było to, że się nie wzdrygnęła. Miarą wrażliwości Rafe’a - że cofnął

dłoń.

- A więc czy możesz ją stąd wypłoszyć?

Potrząsnęła głową.

- Nie mogę.

- Co to znaczy nie mogę? Jesteś kierownikiem produkcji. Podejdź do niej

i opowiedz jakąś bajeczkę, na przykład, że ze względu na bezpieczeństwo

nie możemy pozwolić, żeby na planie przebywały osoby nie zatrudnione i

nie ubezpieczone. Albo coś takiego. Słyszałem, jak wczoraj użyłaś tego

argumentu wobec łowców autografów.

- Laura nie jest łowczynią autografów. Jest jednym z naszych gospodarzy

na tym terenie.

- Jakich gospodarzy?

- Ona konkretnie reprezentuje klub sportowy, który na okres naszego

pobytu we Flat Rock wspaniałomyślnie otworzył swoje podwoje dla

aktorów i członków całej ekipy. Oczywiście odpłatnie.

Na twarzy Rafe’a pojawił się grymas złości.

- Rafe, bądź rozsądny. Nie mogę przecież im tak ni stąd, ni zowąd

odmówić. Mają najlepszą restaurację w mieście. I jedyny basen pływacki

w promieniu wielu kilometrów. Już nie wspominając o klimatyzowanej

sali na nocne partyjki pokera. Ludzie z naszego zespołu zlinczowaliby nas

148

background image

oboje, gdybym nie przyjęła zaproszenia klubu tylko dlatego, że ty masz do

jego zarządu zadawnione urazy.

- Wobec tego przydziel jej kogoś, kto ją weźmie na wycieczkę do Europy

w dowód naszej głębokiej wdzięczności. I pozbądź się jej.

- Upatrzyłeś już kogoś konkretnego na przewodnika?

Rafe obejrzał się w kierunku grupy aktorów siedzących w cieniu

rozłożystego drzewa w oczekiwaniu na kolejne ujęcie. Złośliwy błysk

zalśnił w jego ciemnych oczach.

- Powierz ją opiece Daxa Wyatta - odrzekł. - Pasują do siebie.

- Stop! Do diabła, stop! - krzyknął Rafe ze złością.

- Chwila odpoczynku dla wszystkich. - Pilar ubiegła następne polecenie

brata.

Przez cale rano próbowali to samo ujęcie i ciągle nie wychodziło. Nie

mieli jeszcze ani metra dobrze sfilmowanej taśmy, więc Rafe był już

porządnie rozdrażniony. Zawołał na pomoc Claire i ruszył w stronę

przyczepy, będącej jego bazą na planie. Nie obejrzał się nawet, żeby

sprawdzić, czy za nim idzie.

- Piętnaście minut - ogłosiła Pilar przez tubę.

- Nie rozchodźcie się za daleko.

- Ta scena nam nie wychodzi. - Zatrzasnął za nią drzwi. - Już mnie

zmęczyła współpraca na odległość z tym tajemniczym scenarzystą.

Zatelefonuj natychmiast do tego K.E.C., kimkolwiek on, do licha, jest, i

zażądaj, żeby przyleciał tu najbliższym samolotem. Niech wreszcie ruszy

swój utajniony tyłek. Muszę z nim omówić osobiście tę scenę i kilka

innych - mówił zacietrzewiony, przemierzając nerwowym krokiem wąską

149

background image

przyczepę. - Zobaczymy, czy nie będzie można dokonać zmian w tym jego

bezcennym scenariuszu.

- A może mi powiesz, co konkretnie chciałbyś tym razem zmienić? - Głos

Claire był podejrzanie spokojny. Już dwukrotnie tę scenę przerabiali, a

Rafe ciągle nie był zadowolony.

- Sama doskonale wiesz, co wymaga zmiany. Ta scena - machnął ręką w

kierunku drzwi przyczepy - nie wychodzi, bo jest po prostu źle napisana.

- A może nie wychodzi, bo ty niewłaściwie ją interpretujesz - podsunęła

słodkim tonem.

- Moja interpretacja jest właściwa! - krzyknął ze złością. - Błąd leży w

scenariuszu. I trzeba go zmienić. Natychmiast - zażądał.

- Przecież wiesz, że to niemożliwe. Muszę zatelefonować do pisarza

wieczorem i...

- Natychmiast - ponowił żądanie z uporem. Podniósł słuchawkę i

wyciągnął rękę do Claire. - Zadzwoń, a skoro ty nie potrafisz dać sobie z

tym rady, to ja z nim porozmawiam.

- Z nią - powiedziała Claire odruchowo.

- Co?

- Z nią - powtórzyła przez zaciśnięte zęby. - Ten pisarz jest kobietą.

- Dobrze. Niech sobie będzie. Połącz mnie z nią, a ja już jej wyjaśnię, co

trzeba zmienić.

- A może ona wcale nie potrzebuje wyjaśnień. Może oczekuje, że reżyser

okaże się dostatecznie wrażliwy, by zrozumieć tę scenę tak, jak została

napisana.

- A ja oczekuję, że ona wreszcie zacznie zachowywać się jak

profesjonalistka. Pofatyguje się na plan i osobiście przekona, że scena jest

150

background image

spaprana. - Wręczył Claire słuchawkę. - Więc dzwoń do niej - polecił.

Odłożyła ją z trzaskiem.

- Nie muszę do niej dzwonić.

- Nie musisz...? Do licha ciężkiego, Claire, powiedziałem, dzwoń do niej!

- wrzasnął.

- A ja mówię, że nie ma potrzeby - odpowiedziała mu również

podniesionym głosem. - Bo ona jest tutaj.

- O czym ty, do diabła, mówisz?

- To ja! - krzyknęła Claire z wściekłością. - Ja jestem autorką. Ja

napisałam scenariusz. Wytrzeszczył na nią oczy oniemiały.

- K.E.C. to są moje inicjały - wyjaśniła, myśląc, że on jeszcze nie

zrozumiał. - Claire Elise Kingston, w odwrotnym porządku.

- Więc to ty jesteś scenarzystką.

- Tak. - Skinęła głową, żeby rozwiać jego wątpliwości. - Właśnie ja.

- I od początku bawisz się ze mną w tę śmieszną szaradę, wmawiasz we

mnie, że musisz się porozumiewać z ukrywającym swoją tożsamość

pisarzem za każdym razem, kiedy trzeba zmienić choć jedno słowo w

scenariuszu.

-Tak.

- Na miłość boską, po co to wszystko?

- Nie chciałam, żeby ktokolwiek się o tym dowiedział - odparła, jakby to

było całkiem oczywiste. - I nadal pragnę utrzymać to w tajemnicy.

- Dlaczego? - spytał ponownie.

- Z tych samych przyczyn, dla których zależy mi na unikaniu plotek. Z

tego samego powodu nikt z mojej rodziny nie uczestniczy w pracy nad

tym filmem. Nie chcę, aby ludzi uważali, że. podjęłam się produkcji

151

background image

„Desperata”, bo to był mój scenariusz i miałam poparcie rodziny.

- A nie to było przyczyną?

Spojrzała na niego rozżalonym wzrokiem.

- Myślałam, że mnie zrozumiesz.

- No cóż, oczywiście, że cię rozumiem. Jeśli chodzi o mnie, to nie

zainteresowałbym się tym scenariuszem, gdyby nie był naprawdę świetny.

- Spostrzegł, że ta uwaga sprawiła jej przyjemność. - Ale przecież nie

byłoby w tym nic złego, gdybyś miała także inne motywy. Powstało wiele

wybitnych filmów w rodzinnych produkcjach.

- Tak, ale ten film nie będzie zawdzięczał swego sukcesu żadnym moim

rodzinnym powiązaniom. Nikt z mojej rodziny nie wie, że to ja napisałam

scenariusz. I tak zostanie aż do chwili, gdy film wejdzie na ekrany.

- Dobrze - zgodził się Rafe. - Lecz niezależnie od tego wszystkiego, tekst

wymaga przeróbek.

- Wiem - przyznała. Chyba znalazła wyjście z sytuacji. - A może zrobimy

przerwę na wcześniejszy lunch? Przynieślibyśmy sobie kanapki tu, do

przyczepy, i razem ustalili, co i jak trzeba poprawić. Wiem,

że masz kilka pomysłów, bo już o nich mówiłeś, i to nieraz - dodała z

uśmiechem. - Chyba są niezłe. Ja je tylko nieco zmodyfikuję, żeby

utrzymać konsekwencję w sylwetkach postaci. Co ty na to?

- Całą przerwę na lunch spędzimy w mojej przyczepie, a ty nie będziesz

się bala plotek? Potrząsnęła głową.

- Zostawimy otwarte drzwi.

Wstała i skierowała się do wyjścia, lecz Rafe ją zatrzymał. Położył jej

dłoń na ramieniu. Spojrzała na niego pytająco.

- Twój scenariusz jest naprawdę wspaniały - powiedział z pełnym

152

background image

przekonaniem.

To była pochwała osoby kompetentnej. Zarumieniła się z radości.

- Idę, idę - zawołała Claire, wstając od biurka. Wstawiono ten mebel na

jej żądanie do pokoju w motelu. Poszła otworzyć drzwi, do których

właśnie ktoś pukał.

Ostatnio występowała w trzech rolach, a właściwie w czterech, jeśli

uwzględnić nową, kochanki. I to stawało się coraz bardziej męczące.

Zrywała się przed świtem, żeby przez nikogo nie zauważona, wrócić z

pokoju Rafe’a do siebie. Potem prowadziła rozmowy telefoniczne z

dwoma młodymi, niedoświadczonymi reżyserami, którzy kręcili filmy w

plenerach Nowego Jorku. Jak tylko skończą się zdjęcia do „Desperata”, a

więc mniej więcej za tydzień, będzie musiała tam pojechać i osobiście im

pomóc. Przez ostatnie dziesięć dni matka zasypywała ją z Paryża

teleksami w sprawie najnowszego filmu Wytwórni Kingston „Osobistość”,

gdyż starano się pozyskać do głównej roli Richarda Gere’a. Robert-Bogu

niech będą dzięki za jego sumienność - przysłał jej ekspresem bieżące

raporty o będących w realizacji czterech filmach. Tym wszystkim musiała

się zająć, zanim zjawiła się na planie „Desperata” o ósmej rano.

- Wejdź, Rafe - powiedziała, przekręcając klucz w zamku. Nawet nie

spojrzała na wchodzącego, gdyż musiała wrócić do telefonu. - Za minutę

kończę.

Wbrew oczekiwaniom rozmowa telefoniczna z montażystą znacznie się

przeciągnęła. Kiedy po kilkunastu minutach wróciła do swego gościa,

zobaczyła Daxa Wyatta. Siedział na jej łóżku, przeglądał ostatnie wydanie

„Variety” i popijał z plastykowego kubka kawę. Postanowiła za wszelką

153

background image

cenę zachować swój sławetny spokój i chłód. Poradzi sobie. Dawała już

sobie radę z tym typem przez ostatnie dwa miesiące.

- W czym mogę ci pomóc, Dax? - spytała uprzejmie. Patrzyła na niego,

jakby był wężem, który wślizgnął się do jej pokoju i zwinął w kłębek na

łóżku.

- Przyniosłem ci kawę. - Wyciągnął do niej kubek.

- Miło z twojej strony, że o tym pomyślałeś - odpowiedziała - ale ja pijam

herbatę. - Odczekała chwilę. - Masz do mnie jakąś sprawę?

- Widziałaś ostatnie tygodniki filmowe?

- Nie - odrzekła krótko. - Bardzo rzadko poświęcam czas tym bzdurom.

- Powinnaś to robić częściej. W jednym z nich jesteś głośną gwiazdą.

- Ja?

- Tak. - Zaprezentował swój zwodniczo niewinny uśmiech, który miał

zrobić na niej oszałamiające wrażenie. - A właściwie my.

- Nie istnieje coś takiego jak „my”. - Jej oczy nabrały lodowatego

wyrazu.

- Zgodnie z tym, co napisano, istnieje. - Podniósł z łóżka ilustrowane

pismo, które najwyraźniej przyniósł ze sobą, i podał Claire.

Zawahała się, lecz sięgnęła po nie. Było to jedno z bardziej szmatławych

piśmideł. Tytuł artykułu wielkimi literami głosił: „Dawne uczucia

zapłonęły na nowo”. Pod nim umieszczono zdjęcia, które miały go

uzasadniać. Fotografie były zrobione niewątpliwie na planie „Desperata”.

Patrząc na nie, pomyślała, że musiały być specjalnie zaaranżowane przez

Daxa dla osiągnięcia takiego efektu.

Na pierwszym zdjęciu stali oboje w drzwiach przyczepy. Przypomniała

sobie, jak to było - zatrzymał ją, żeby „przedyskutować” jakąś scenę.

154

background image

Na drugim, zrobionym w miejskiej bibliotece, ona siedziała przy stole na

krześle, a on stał za nią tak pochylony, jakby wargami skubał płatek jej

ucha. Tę scenę również dobrze zapamiętała. Korzystając z przerwy między

zdjęciami, poszła do biblioteki, żeby w spokoju przygotować tekst teleksu

do Roberta, kiedy niespodziewanie Dax się nad nią pochylił. Zaraz wstała

i wyszła stamtąd. Reszta zdjęć była w podobnym stylu. Z wyjątkiem

dwóch. Te dwie fotografie zostały zrobione na planie „Oszustów” prawie

osiem lat temu. Grali w nim parę młodych kochanków. Jedna z nich

przedstawiała scenę z filmu - byli na niej ucharakteryzowani, w

kostiumach. Na drugiej, zrobionej z ukrycia, uchwycono ich, gdy siedzieli

razem w czasie przerwy na posiłek. Tak, wtedy jeszcze w swej bezdennej

głupocie uważała, że jest w nim zakochana. Kiedy przeczytała artykuł

stanowiący komentarz do zdjęć, zrobiło się jej niedobrze. Była to łzawa

historia o kochankach rozdzielonych przez rodziców dziewczyny.

Napomknięto w nim nawet, że aktorka zrezygnowała z kariery w filmie

właśnie z powodu tego bolesnego przeżycia. Sugerowano, że maskę

Królowej Lodu przybrała celowo, w samoobronie przed podobnym

cierpieniem, a obecnie jej serce ożyło na nowo, gdyż kochankowie,

wprawdzie już nie tak młodzi, ponownie jednak połączyli się na planie

innego filmu. Claire uniosła oczy znad czasopisma. W jej wzroku widać

było furię.

- Jaki to ma mieć cel?

- Ależ Claire, przecież to znakomity artykuł.

- Poza tym, że nie zawiera ani słowa prawdy.

Dax wzruszył ramionami.

- No, nie całkiem. Ty rzeczywiście byłaś we mnie zakochana, a ja

155

background image

złamałem ci serce. Wprost zatrzęsła się z gniewu.

- Nie złamałeś mi serca, ty draniu! Ty mnie zgwałciłeś!

- O Boże, Claire. Ciągle wracasz do tej swojej historyjki. Byłaś napaloną

panienką, która już nie mogła wytrzymać, żeby dać mi swój ruciany

wianek.

- Byłam osiemnastoletnią dziewczyną, która sądziła, że kocha.

- No właśnie. - Znowu wzruszył ramionami. -To przecież powiedziałem,

prawda? Rzuciła w niego czasopismem.

- Wynoś się - warknęła głosem ochrypłym z obrzydzenia.

Dax wstał z łóżka.

- Claire, ty nadal jesteś gorącą pannicą - stwierdził i wyciągnął do niej

rękę.

Poczuła, że jego dłoń zaciska się na jej ramieniu. Skamieniała. O Boże, to

ma się znowu powtórzyć, przemknęło jej przez myśl. Stała sparaliżowana

przerażeniem. Otworzyła usta, żeby krzyknąć, lecz struny głosowe

odmówiły jej posłuszeństwa. Och, Boże, proszę, nie dopuść, żeby mnie to

znowu spotkało, modliła się w duchu.

Dax roześmiał się cicho.

- I nadal nie możesz się doczekać, żeby mi to dać - chełpił się, biorąc

najwyraźniej paraliżujący ją strach za przyzwolenie. Przyciągnął ją bliżej i

pochylił głowę ku jej twarzy.

Na myśl o jego ustach dotykających jej warg, instynktownie cofnęła się, a

on napierał na nią jak pies pasterski na przerażoną owcę.

- Dziewczynka rozochocona, że aż miło - powiedział z chichotem i

popchnął ją na łóżko.

Bezradnie młóciła na oślep pięściami, jedną z nich natknęła się na

156

background image

otwarty pojemnik z kawą, który Dax zostawił na nocnym stoliku. Musiała

się ratować. Chwyciła pojemnik na ślepo, nie bacząc, że gorący płyn

pochlapał jej palce, w przerażeniu i rozpaczy zdobyła się na wysiłek i

rzuciła nim w Daxa.

- Wynoś się! - krzyknęła, gdyż nagle odzyskała głos.

Pojemnik trafił go w pierś, gorąca kawa rozbryzgła się na wszystkie

strony.

Przystojna twarz mężczyzny wykrzywiła się we wściekłym grymasie.

- Ty żmijo! - warknął i rzucił się ku niej. Claire błyskawicznie

podciągnęła do góry kolana i zaczęła go kopać z całych sił.

- Nie pozwolę na to po raz drugi! - krzyknęła. Trafiła stopą w jego pierś i

kopnęła go tak mocno, że z łomotem runął na ścianę. Na podłogę spadła

zdobiąca ją rycina.

Te hałasy zaniepokoiły mieszkającego obok Rafe’a. Wpadł jak bomba do

pokoju Claire.

- Co, do diabła... - zaczął, lecz widok, który ujrzał, mówił sam za siebie.

Z okrzykiem rzucił się na Daxa i uchwycił go za koszulę na plecach. W

szale poderwał go na nogi i wykręcił mu ramię. Jednym jego pragnieniem

było zmienić raz na zawsze nie do poznania oblicze pięknisia Daxa

Wyatta.

- Rafe, nie bij go! - Claire rzuciła się do przodu i chwyciła Rafe’a za

ramię.

Nieprzytomny ze złości, usiłował strząsnąć jej dłoń. Żadnemu

mężczyźnie napastującemu jego kobietę nie ujdzie to bezkarnie.

- Rafe, na miłość boską, zostaw go! - Claire wczepiła się jak pijawka w

jego ramię. - On ma do odegrania jeszcze tylko cztery sceny!

157

background image

- Sceny? - powtórzył z niedowierzaniem, jakby nie był pewny, czy się nie

przesłyszał. - Ten łobuz cię zaatakował - potrząsał nim jak dog terierem - a

ty się martwisz scenami, które zostały do nakręcenia?

- Jeśli mu pokiereszujesz twarz, będzie musiał się leczyć, a my

przekroczymy budżet w związku z opóźnieniem - wyjaśniła.

Patrzył na nią zdumiony, bo ona się uśmiechała. Ona się śmiała.

Rafe poczuł, jak gniew powoli ustępuje. Ona się śmiała!

- Czy przynajmniej mogę mu parę razy przyłożyć w inne miejsce?

ROZDZIAŁ 11

Wyrzucili Daxa z pokoju jak worek ze śmieciami - Claire trzymała

otwarte drzwi. Rafe, uchwyciwszy od tyłu jedną ręką kołnierzyk jego

koszuli, a drugą pasek u spodni, wypchnął go na zewnątrz. Dax potknął się

o jeden ze słupów podpierających zadaszenie i ledwo utrzymał się na

nogach. Zapewne również z tej przyczyny, że ręką osłaniał symbol swej

męskości i chwytał powietrze jak ryba wyjęta z wody.

Claire bowiem kopnęła go w podbrzusze i obcasem trafiła w to czułe

miejsce, tak że z bólu nie tylko nie mógł się poruszać, ale nawet oddychać.

W tej sytuacji pomoc Rafe’a była raczej już tylko moralnym wsparciem.

- Porachuję się z wami w sądzie - wysapał Dax.

- Będzie nam bardzo miło cię tam zobaczyć - zadrwił Rafe i zatrzasnął

drzwi.

Claire rzuciła się ku niemu i całym ciałem przycisnęła go do zamkniętych

drzwi.

- Claire, kochanie, nic ci się nie stało? Czy ten drań nie zrobił ci jakiejś

158

background image

krzywdy? Och, dziecinko, nie płacz, nie płacz, proszę.

Uniosła ku niemu twarz, aby pokazać, że nie płacze. W każdym razie nie

był to płacz ani ze strachu, ani z bólu. Zduszone dźwięki, które

wydobywały się z jej gardła, były raczej stłumionymi wybuchami

śmiechu. A łzy cieknące z kącików oczu - wyrazem ulgi i radości.

- O Boże - powiedziała, niemal trzęsąc się ze śmiechu - czy widziałeś

jego minę? Widziałeś? On był zdumiony. Nie spodziewał się, że potrafię

wygrać z nim tę walkę. A mnie się udało - triumfowała - udało!

- Jeszcze jak, dziecino. - Uniósł ją do góry i zaczął wirować po pokoju. -

Jeszcze jak ci się udało.

Cieszył się jej radością. Zakręciło im się w głowie, więc Rafe chwiejnym

krokiem podszedł do łóżka i opadli na nie oboje. Trzymał ją ciągle w

ramionach, a ona wysunęła się z nich tylko po to, żeby się na nim położyć.

Pochyliła głowę i pocałowała go w usta.

Pocałunek był namiętny, gwałtowny, dziki.

- Kochaj mnie, Rafe - poprosiła - kochaj mnie teraz.

Zawahał się. Przed chwilą przeżyła napaść i choć wydawało się, że

zniosła to zadziwiająco dobrze, jej reakcja mogła być wynikiem szoku.

- Teraz - nalegała z ustami przy jego wargach. Objął ją ramionami,

mocno przytulił do siebie i całował z takim zapamiętaniem i namiętnością

jak ona. Przedłużał tę pieszczotę, gdyż nie był pewny, czy ona

rzeczywiście chce tego, czego od niego żąda, a bał się, że zaraz straci nad

sobą panowanie. Claire uniosła głowę.

- Nic mi się nie stało i nie jestem w szoku - powiedziała, patrząc mu w

oczy. - Nie jestem okaleczonym małym ptaszkiem ani łaciatym kotkiem,

którego trzeba delikatnie oswajać. W każdym razie już nie. Jestem kobietą,

159

background image

która zmierzyła się z przeszłością i wygrała. Pragnę uczcić moje

zwycięstwo z mężczyzną, którego kocham, najlepiej jak umiem.

- O mój Boże, Claire... - Rafe był tak wzruszony, że nie mógł dokończyć

zdania. - Claire...

- Porozmawiamy później - przerwała mu i znowu zaczęła go całować.

Poddali się niepohamowanej namiętności. Całowali się. Dotykali.

Zrzucili z siebie ubrania, żeby zatracić się w pieszczocie ciał. Wśród

czułych szeptów i miłosnych westchnień dotarli zdyszani do granicy wręcz

bolesnego pożądania.

- Teraz, Rafe - prosiła Claire, przyciągając go do siebie - teraz.

Oddawała mu się, spragniona jego zaborczej władzy nad jej ciałem, a on

chciał, żeby poznała wszystko, czego odmawiała sobie Królowa Lodu. I

tak się stało - usłyszał to w jej ochrypłym jęku ekstazy, gdy już i jego

porwał zachwyt upojenia, jakiego jeszcze nigdy nie zaznał. Po pewnym

czasie, kiedy ochłonęli, wyszeptał słowa, które pragnęła usłyszeć.

- Byłaś wspaniała. Ponad wszystko w świecie wspaniała. Kocham cię.

Pierwszym samolotem polecimy do Las Vegas, żeby wziąć ślub.

- Ale...

Rafe położył jej palec na ustach.

- Nie ma żadnego ale. Nie obchodzi mnie, czy będzie dotrzymany

harmonogram zdjęć. Nie interesuje mnie, czy przekroczymy budżet. Nie

będę się przejmował, jeżeli złośliwi dziennikarze napiszą, że reżyseruję

film tylko dlatego, że wykorzystałem osobiste powiązania z producentem,

że załatwiłem to przez łóżko. Tylko ty się liczysz. - Odjął palec od jej

warg. - Co mi odpowiesz?

Odpowiedziała:

160

background image

- Tak.

Reporterzy ilustrowanych czasopism mieli prawdziwe używanie.

Zaskakujące okoliczności związane z produkcją filmu „Desperat” były

wyjątkowo smakowitym kąskiem. Wiadomości o wstrzymaniu zdjęć i

przekroczeniu budżetu wprawiły dziennikarzy w uciechę, którą można

było porównać tylko do radosnego podniecenia dzieci w Wigilię Bożego

Narodzenia.

Nie zabrakło sugestii o wykorzystywaniu rodzinnych powiązań oraz

aluzji na temat seksualnego napastowania. Cała machina insynuacji została

puszczona w ruch bez najmniejszych zahamowań. Plotki o cichym ślubie

w Las Vegas również dostały się na łamy prasy. Później im zaprzeczono,

donosząc o skromnej uroczystości ślubnej w rezydencji Pierce’a Kingstona

w obecności najbliższej rodziny. Na szczęście, młodzi małżonkowie,

zaszyci na odludziu w nie znanym nikomu domu letniskowym

Kingstonów w górach w pobliżu granicy meksykańskiej, mogli nie zważać

na całe to zamieszanie.

Prapremiera „Desperata” po przyspieszonym montażu, którego

ostateczną wersję zaakceptował w końcu reżyser, odbyła się w iście

hollywoodzkim stylu w cztery miesiące później. W rezultacie film mógł

wejść na ekrany w tygodniu przedświątecznym. Przybyło zarówno

mnóstwo krytyków filmowych z pism branżowych, jak i reporterów

ilustrowanych magazynów. Ci drudzy spodziewali się nie lada sensacji,

kiedy reżyser, producent i odtwórca głównej męskiej roli pojawili się

razem. Większość żądnych skandali pismaków oczekiwała wręcz rozlewu

krwi. Niestety, ku ich rozczarowaniu, wszyscy zachowywali się w sposób

161

background image

żałośnie cywilizowany.

Krytycy przybyli tłumnie, ponieważ doszły ich plotki, że autorem

scenariusza jest ktoś z rodziny Kingstonów, więc każdemu się spieszyło,

żeby zmieszać film z błotem. Pokusa była zbyt duża, żeby dać się komuś

wyprzedzić. Krytycy nie mieli litości dla filmu. Ckliwie sentymentalny to

był ich najoględniejszy epitet. Zdecydowanie niskie notowania dał znany

komentator telewizyjny Gene Siskel. Tylko Roger Ebert uznał, że film

można pochwalić za optymistyczne przesłanie oraz za znakomitą grę

Christine Bishop w roli Molly.

Jednakże już w ciągu pierwszego świątecznego tygodnia film przyniósł

dwadzieścia dziewięć milionów dolarów zysku. Po kolejnych dwunastu

tygodniach, jak podał „Entertainment Weekly”, plasował się nadal w

czołówce pierwszych dziesięciu najlepszych fumów wyświetlanych w tym

czasie. Okazało się, że chociaż krytykom nie przypadł do gustu,

publiczność kinową wprost zachwycił.

W wieczór uroczystego rozdania nagród Akademii Filmowej Rafe i

Claire zajęli miejsca w sali, gdzie odbywała się ceremonia. Po lewej

stronie Claire siedziała wysmukła już Nikki, która przed dwoma

miesiącami urodziła córeczkę, a obok niej Pierce, nominowany do Oskara

za najlepszą rolę męską w filmie

„Stworzeni dla siebie”. Tara i Gage tym razem nie oczekiwali żadnych

nagród, więc usadowili się w drugim rzędzie z siostrą Rafe’a Pilar, która

starała się nie gapić w podziwie na każdą z zebranych w tym miejscu

gwiazd Hollywoodu. Po prawej stronie Rafe’a siedziała jego matka,

promieniejąca dumą i szalenie elegancka w kreacji od Yves Saint

Laurenta. Czerwony kolor sukni znakomicie podkreślał jej ciemną

162

background image

karnację.

Pozostali członkowie klanu Santanów zebrali się w domu Inez i Miguela

na ich farmie, żeby w telewizji obejrzeć ceremonię wręczania nagród.

Matka Claire oglądała uroczystość dzięki przekazowi satelitarnemu w

Paryżu, gotowa wysłać niezwłocznie gratulacje, gdyby jakiś film produkcji

jej wytwórni lub ktoś z rodziny otrzymał tę najbardziej prestiżową

nagrodę. Ojciec Claire był w Istambule, gdzie kręcił swój najnowszy film i

flirtował z dwudziestojednoletnią odtwórczynią głównej roli.

Na scenie Billy Crystal przedstawiał właśnie osobę, która miała

prezentować najlepsze filmy i wręczać nagrody.

Rafe i Claire trzymali się za ręce, kryjąc je w fałdach jej srebrnozłotej,

szyfonowej sukni i słuchali trzyminutowych omówień każdego z filmów,

które w tym roku były nominowane do Oskara. Wydawało się im, że to

trwa całą wieczność. Mniej więcej w połowie występu prezentera Rafe

nachylił się od ucha żony i zapytał cicho:

- Czy będziesz zdruzgotana, jeżeli „Desperat” nie zdobędzie nagrody?

Claire uniosła na niego błyszczące jak szafiry oczy.

- A ty?

- Ja spytałem pierwszy.

Zastanawiała się nad tym. Czy będzie zdruzgotana? Dzięki temu filmowi

osiągnęła przecież wszystko, co sobie zakładała i jeszcze coś więcej. Bez

cienia wątpliwości udowodniła, na co ją stać. Jej pozycja samodzielnej

producentki została ugruntowana. Okazało się również, że potrafi być

dobrą scenarzystką. Najdziwniejsze było jednak to, że zawodowe

osiągnięcia nie miały dla niej już tak wielkiego znaczenia jak wtedy, gdy

przystępowała do pracy nad „Desperatem”.

163

background image

Zdała sobie sprawę, że przestały być takie ważne z chwilą, gdy

ostatecznie wyzwoliła się z pęt przeszłości. Przecież w gruncie rzeczy

bardziej jej zależało na przekonaniu się, ile jest warta jako kobieta, niż w

umocnieniu swojej pozycji producentki filmowej. I właśnie siedzący koło

niej mężczyzna umożliwił jej poznanie siebie. To on uświadomił jej - i

uświadamiał nadal każdego dnia - jaką ona ma naprawdę naturę. Czułą,

uczuciową. Odkrył w niej kobietę zdolną głęboko kochać i zasługującą na

miłość. Och, reporterzy nadal nazywali ją Królową Lodu, lecz teraz

zupełnie się tym nie przejmowała, gdyż wiedziała, jak bardzo się mylili.

- Claire? - wyszeptał Rafe, zaniepokojony jej długim milczeniem.

Spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się.

- Nie, nie będę zdruzgotana - zapewniła go. - Może rozczarowana, ale nie

zdruzgotana. A ty? Zaśmiał się cicho.

- Och, do licha, tak, ja będę niepocieszony. Całkowicie przybity. Więc

będziesz musiała zabrać mnie do domu i zastosować wszystkie znane ci

środki, żeby pomóc memu ciału wydostać się z tego pourazowego szoku.

- Wszystkie znane mi środki? Hm, to brzmi interesująco - odparła

szeptem. Jej ciało już zareagowało żarem na tę propozycję.

- Nagrodę Oskara za najlepszy film otrzymuje... - Prezenter odczekał

chwilę, żeby wzmóc napięcie.

Kamery ze wszystkich stron zostały skierowane na Rafe’a i Claire,

operatorzy mieli nadzieję uchwycić ich reakcję na wieść o triumfie. Lecz

Rafe i Claire ze splecionymi dłońmi pochylili się właśnie ku sobie, żeby

połączyć się w pocałunku. Bez względu na to, kto tego wieczoru odebrał

Oskara, oni już zwyciężyli.

164


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
108 Schuler Candace Dynastia z Hollywood 03 Kierunek milosc
Dynastia z Hollywood 03 Schuler Candace Kierunek milosc
Candace Schuler 03 Kierunek miłość
Schuler?ndace Dynastia z Hollywood Kierunek miłość
Schuler Candace Kierunek miłość
02 Pietno przeszlosci 3 ( Schuler Candace )
001 Schuler Candace Dziecko Desi
HT164 Schuler Candace Piętno przeszłości
Jordan Penny Dynastia Leopardich 03 Ucieczka na Sycylię 5
006 Schuler Candace Na przekór sobie
Harlequin Temptation 001 Schuler Candace Dziecko Desi
1994 03 Gwiazdka miłości 1994 2 Hohl Joan Świateczne pojednania
Schuler Candace W ramionach kawalerow 02 Pietno przeszlosci 3

więcej podobnych podstron