KRONIKI WAMPIRÓW
ROZDZIAŁ 30
Tłumaczenie: mixti
2
Matt obserwował, jak Pani Flowers bada odznakę szeryfa Mossberga,
trzymając ją delikatnie w jednej dłoni, a drugą przebiegając po niej palcami.
Odznakę otrzymali od Rebecci, siostrzenicy szeryfa. Wyglądało
to na zupełny zbieg okoliczności, gdy Matt niemal wbiegł na nią wcześniej tego
dnia. Potem zauważył, że miała na sobie męską koszulę ubraną jako sukienkę.
Znał skądś tę koszulę – był podobna do koszuli szeryfa Ridgemonta.
A potem spostrzegł, że odznaka była wciąż do niej przypięta. Można
powiedzieć wiele rzeczy o szeryfie Mossbergu, ale nie można wyobrazić go
sobie tracącego swoją odznakę. Matt zapomniał o całej swojej ogładzie i złapał
mały kawałek metalu, zanim Rebecca mogła go powstrzymać. Poczuł potem coś
dziwnego w żołądku i stało się to jeszcze gorsze, ponieważ wyraz twarzy Pani
Flowers nie wróżył nic dobrego.
- Nie stykała się bezpośrednio z jego skórą, – powiedziała miękko – więc
obrazy, które mogę uzyskać, są mgliste. Ale, och, mój drogi Matcie, - opuściła
na niego ciemne oczy – boję się.
Zadrżała siadając przy swym stole kuchennym, gdzie stały nietknięte dwa
kubki gorącego mleka.
Matt musiał przepłukać swoje gardło i przytknął parzące mleko do swoich
ust.
- Myśli pani, że powinniśmy wyjść i to sprawdzić?
- Musimy. – powiedziała Pani Flowers. Potrząsnęła smutno swoją głową,
z jej miękkimi, drobnymi, białymi skrętami – Droga Mama jest bardzo
niecierpliwa i ja też to czuje; wielkie zakłócenie bijące od tego artefaktu.
Matt poczuł najsłabszy cień dumy zabarwiającej jego strach, z tego
powodu, że zabezpieczył „artefakt” – a potem pomyślał: „O tak, rabunek
odznaki z koszuli dwunastoletniej dziewczynki to naprawdę powód do dumy.”
Z kuchni dobiegł go głos Pani Flowers:
- Lepiej, żebyś ubrał kilka par koszul i swetrów, jak również kilka par tego.
– pojawiła się od strony kuchennych drzwi trzymając kilka długich płaszczy,
najwidoczniej z szafki stojącej naprzeciw drzwi, a także kilka par rękawic
ogrodowych.
Matt wyskoczył, by pomóc jej z naręczem płaszczy, a potem zaczął
kaszleć, gdy zapach kulek naftaliny i – czegoś jeszcze, czegoś pikantnego –
otoczył go.
- Dlaczego ja – czuję się – jak w święta? – powiedział zmuszony by
zakaszleć pomiędzy każdymi dwoma słowami.
3
- Och, to może być jedna z goździkowych receptur zabezpieczających
Praciotki Morwen. – odpowiedziała Pani Flowers – Niektóre z tych płaszczy
pochodzą jeszcze z czasów mojej Matki.
Matt uwierzył jej.
- Ale wciąż jest ciepło na zewnątrz. Dlaczego w ogóle powinniśmy nosić
płaszcze?
- Dla ochrony, drogi Matcie, dla ochrony! Te płaszcze posiadają zaklęcia
wplecione w tkaninę, by chronić nas przed złem.
- Nawet rękawice ogrodowe? – spytał Matt z powątpiewaniem.
- Nawet rękawice. – powiedziała zdecydowanie Pani Flowers. Zrobiła
pauzę, a potem rzekła przyciszonym głosem – I lepiej zgromadźmy kilka
latarek, bo to, co musimy zrobić, będzie robione w ciemnościach.
- Żartuje pani!
- Nie, niestety, nie żartuję. I powinniśmy załatwić jakąś linę przy
przywiązać się razem do siebie. Pod żadnym pozorem nie wolno nam dziś
wieczorem przekroczyć gęstwiny Starego Lasu.
Godzinę później Matt wciąż rozmyślał. Nie miał w ogóle apetytu na obfity
obiad Pani Flowers z opiekanych bakłażanów au fromage
1
, a trybiki w jego
głowie po prostu nie mogły się zatrzymać.
„Zastanawiam się czy właśnie tak Elena się czuje,” – pomyślał – „kiedy
składa razem do kupy Plan A, B i C. Zastanawiam się, czy kiedykolwiek czuła
taką pustkę robiąc to.”
Poczuł ucisk wokół serca i po raz trzystutysięczny, odkąd opuścił ją
i Damona, zastanawiał się, czy postąpił słusznie.
„Musiało to być słuszne.” – powiedział sobie. – „To bolało najbardziej i to
jest właśnie tego dowód. Decyzje, które bardzo, bardzo bolą są najsłuszniejsze.”
„Ale chciałem po prostu się z nią pożegnać…”
„Ale jeśli byś się pożegnał, to nigdy nie mógłbyś odejść. Pogódź się z tym,
idioto, że tak długo, jak Elena istnieje, jesteś największym przegranym
na świecie. Odkąd znalazła sobie chłopaka, którego lubi bardziej od ciebie,
pracowałeś, jakbyś był Bonnie lub Meredith, by pomóc jej ocalić jego i trzymać
z daleka Tego Złego Faceta. Może powinieneś załatwić sobie mały, pasujący
T-shirt z napisem: Jestem psem. Służę księżniczce Ele-„
PLASK!
Mat podskoczył jak oparzony i wylądował kuląc się, co było bardziej
bolesne, niż to wygląda na filmach.
1
Z fr.: w serze.
4
Stuk-stuk!
To była tylko dyndająca okiennica po drugiej stronie pokoju. Jednak
to pierwsze uderzenie było naprawdę okropne. Zewnętrzna strona pensjonatu
była w dość opłakanym stanie, a okiennice często wyskakiwały ze swoich
zimowych zawiasów.
„Ale czy to rzeczywiście był tylko przypadek?” – pomyślał Matt, jak tylko
jego serce przestało galopować – „W tym pensjonacie, gdzie Stefan spędził tak
wiele czasu? Może jakimś sposobem wciąż tkwiły tu dookoła pozostałości jego
ducha wyłapujące w tych pomieszczeniach ludzkie myśli.” Jeśli tak, to Matt
wykonał właśnie potężny cios w jego splot słoneczny, przez sposób w jaki się
czuł.
„Przepraszam, stary.” – pomyślał niemal mówiąc to na głos. – „Nie
chciałem obrzucić błotem twojej dziewczyny. Jest teraz pod takim naciskiem.”
Obrzucić błotem jego dziewczynę?
Obrzucić błotem Elenę?
Do cholery, byłby pierwszą osobą, która skopałaby kogoś, kto obrzuca
błotem Elenę. Dopóki Stefan nie użyje swoich wampirzych sztuczek, żeby
stanąć z nim twarzą w twarz.
I co Elena zawsze powtarzała? Nie można być zbyt przygotowanym.
Nie można mieć zbyt wiele planów awaryjnych, ponieważ tak samo, jak pewne
jest, że Bóg tworzy nieznośną łupinę wokół orzecha, tak samo pewne jest,
że twój główny plan będzie miał kilka niedociągnięć.
To dlatego właśnie Elena współpracowała zawsze z tak wieloma osobami,
jak to było tylko możliwe. A co jeśli współpracownicy C i D nigdy nie będą
musieli uczestniczyć w planie? Byli po prostu na miejscu, na wszelki wypadek.
Myśląc o tym, z umysłem o wiele bardziej rozjaśnionym, niż w momencie,
gdy sprzedał Priusa i dawał pieniądze Stefana Bonnie i Meredith, aby mógłby
zakupić bilet lotniczy, Matt wziął się do roboty.
- A potem poszliśmy na spacer dookoła posiadłości i zobaczyliśmy
jabłkowy sad i sad pomarańczowy, i wiśniowy sad. – Bonnie opowiadała Elenie,
która leżała płasko, wyglądając na małą i bezbronną, w jej łóżku z czterema
kolumnami, które było obwieszone pasami przezroczystej tkaniny w kolorze
brudnego złota, teraz przytrzymanymi ciężkimi pomponami w różnych
odcieniach złotego.
5
Bonnie siedziała wygodnie w złotym, wyściełanym fotelu, który został
przyciągnięty do łóżka. Swoje małe stópki trzymała na prześcieradłach.
Elena nie była dobrym pacjentem. Nalegała, żeby wstać. Chciała móc się
przespacerować. To by zrobiło jej o wiele lepiej niż wszystkie te płatki owsiane,
steki i mleko, i wizyty – pięć razy na dzień – doktora Meggara, który zamieszkał
w posiadłości.
Jakkolwiek wiedziała, o co wszyscy najbardziej się bali. Bonnie wyrzuciła
to wszystko z siebie w jednym, płaczliwym, przeszywającym lamencie pewnej
nocy, gdy akurat ta mała ruda miała wartę przy jej łóżku.
- T-ty krzyknęłaś i wszystkie w-wampiry usłyszały to, i Sage po prostu
podniósł mnie i Meredith jak dwa kociaki, każde pod pachę, i pobiegł tam skąd
dochodziły krzyki. Ale d-do tego czasu tyle ludzi dotarło do ciebie jako pierwsi!
Byłaś nieprzytomna, ale Damon też był i ktoś powiedział: „O-oni zostali
zaatakowani i myślę, że są martwi!” I ka-ż-żdy po-powtarzał: „Wezwijcie
S-strażniczki!” I troszeczkę zemdlałam.
- Ciii. – powiedziała Elena dobrotliwie – i ostrożnie – Napij się trochę
Czarnej Magii to poczujesz się lepiej.
Bonnie napiła się trochę. A potem jeszcze więcej. A następnie zaczęła
kontynuować opowieść:
- Ale Sage musiał coś przeczuwać, ponieważ powiedział: „Proszę, ja
jestem lekarzem i zaraz ich zbadam.” A powiedział to tak, że naprawdę byś mu
uwierzyła!
- A potem popatrzył na was obydwoje i domyślam się, że od razu
zrozumiał, co się stało, ponieważ rzekł: „Sprowadźcie powóz! Muszę zabrać ich
d-do doktora Meggara, mojego kolegi.” I przybyła Lady Fazina we własnej
osobie i powiedziała, że mogą sobie wziąć jeden z jej powozów i po prostu go
odesłać kie-kiedykolwiek. Jest taaaaaaaka bogata! A potem wynieśliśmy was
dwójkę tylnym wejściem ponieważ byli-byli tutaj jacyś dranie, którzy
powiedzieli, żeby pozwolić wam umrzeć. To były prawdziwe demony, białe jak
śnieg, nazywali je Śnieżnymi Kobietami. A potem, potem, byliśmy już
w powozie i, o mój Boże! Elena! Elena, ty umarłaś! Dwa razy przestałaś
oddychać! A Sage z Meredith po prostu zrobili ci sztuczne oddychanie. A ja-ja
modliłam się tak b-b-bardzo.
Elena, jak dotąd kompletnie pochłonięta opowieścią, przytuliła ją, ale
u Bonnie z powrotem pojawiły się łzy.
- I pukaliśmy do doktora Meggara, jakbyśmy chcieli wpaść tam razem
z drzwiami i-i ktoś mu opowiedział – i zbadał cię i rzekł: „Potrzebuje
6
transfuzji.” A ja powiedziałam: „Weź moją krew.” Ponieważ pamiętam
ze szkoły, jak oddawałyśmy razem krew dla Jody Wright i byłyśmy właściwie
jedynymi, które mogły to zrobić ze względu na tę samą grupę? A potem doktor
Meggar przygotował dwa stoły od tak – Bonnie strzeliła palcami – a ja byłam
tak przerażona, że ledwo mogłam pozostać nieruchomo przy wbijaniu igły, ale
udało mi się. Udało mi się, jakimś sposobem! A potem przekazali ci trochę
mojej krwi. A w międzyczasie wiesz co Meredith zrobiła? Pozwoliła Damonowi
się ugryźć. Naprawdę to zrobiła. A doktor Meggar posłał z powrotem wóz
do domu po jakieś sługi, którzy chcieliby „dostać bonus”, ponieważ t-tak to się
tutaj nazywa – no i powóz powrócił pełny. I nie wiem ilu z nich Damon ugryzł,
ale było ich tak wielu! Doktor Meggar powiedział, że to było najlepsze
lekarstwo. I Meredith i Damon, i my wszyscy przedyskutowaliśmy sprawę
i przekonaliśmy doktora Meggara, a by tutaj przybył, to znaczy,
aby tu zamieszkał, a Lady Ulma zamierza przemienić cały ten budynek,
w którym miał swój gabinet i mieszkanie w szpital dla biednych ludzi. I nawet
po tym wszystkim próbowaliśmy wszyscy przywrócić cię do zdrowia. Damon
wydobrzał następnego ranka. I Lady Ulma i Lucen, i on – mam na myśli,
że to był ich pomysł, ale on go wykonał, wysłał tą perłę do Lady Faziny –
to była ta, dla której ojciec Lady Ulmy nie mógł nigdy znaleźć dość bogatego
kupca, ponieważ była tak duża, niczym pięść, ale nieregularna w kształcie,
to znaczy ze spiralami i zaokrągleniami, i błyszcząca jak srebro. Nawlekli ją
na cienki łańcuch i wysłali do niej.
Oczy Bonnie znów wypełniły się łzami.
- Ponieważ ocaliła was obydwoje, ciebie i Damona. Jej powóz ocalił wam
życie. – Bonnie pochyliła się, by wyszeptać – A Meredith powiedziała mi –
to jest tajemnica, ale nie przed tobą – że bycie ugryzioną nie jest aż takie złe.
Niech tam! – i Bonnie niczym kociak przeciągnęła się i ziewnęła – Byłabym
kolejną ugryzioną, – powiedziała niemal z tęsknotą i szybko dodała – ale
potrzebowałaś mojej krwi. Ludzkiej krwi, ale mojej zwłaszcza. Myślę, że oni
tutaj wiedzą wszystko o grupach krwi, ponieważ mogą posmakować i poczuć
różnicę.
Potem podskoczyła lekko i rzekła:
- Chcesz obejrzeć połówkę lisiego klucza? Byliśmy wszyscy tak pewni,
że już jest po wszystkim i że nigdy, przenigdy już jej nie znajdziemy,
ale gdy Meredith weszła do sypialni, by zostać ugryzioną – i przysięgam,
że to było wszystko, co robili – Damon dał jej to i poprosił, żeby się tym
opiekowała. Tak też uczyniła i naprawdę miała na nią oko, a teraz znajduje się
7
w maleńkiej szkatułce, którą wykonał Lucen z czegoś, co wygląda jak plastik,
ale wcale nim nie jest.
Elena podziwiała już przedtem maleńki półksiężyc, ale poza tym nie było
nic do roboty w łóżku, oprócz czytania klasycznej literatury i encyklopedii
pochodzących z Ziemi. Nie pozwalali jej i Damonowi nawet odpoczywać w tym
samym pokoju.
Elena wiedziała dlaczego. Obawiali się, że nie będzie jedynie rozmawiać
z Damonem. Obawiali się, że mogłaby zbliżyć się do niego i wchłonąć jego
egzotyczny, znajomy zapach włoskiej bergamotki, mandarynki i kardamonu,
spojrzeć w górę w jego czarne oczy, które mogłyby pomieścić cały wszechświat
w samych źrenicach, i że jej kolana staną się miękkie i obudzi się jako wampir.
Jak oni nic nie wiedzieli! Ona i Damon bezpiecznie wymieniali krew
tygodniami, zanim nastąpił kryzys. Gdyby nie pojawiło się nic, co odebrałoby
mu zdrowe zmysły, tak jak to uczynił przedtem ból, zachowywałby się jak
przykładny dżentelmen.
- Hmmm. – powiedziała Bonnie na temat protestu, który usłyszała,
popychając małą, ozdobną poduszkę paznokciami u stóp pomalowanymi
na srebrno – Może lepiej nie będę im mówić, że wymieniałaś krew tak często
już od samego początku. Pewnie powiedzą „Aha!” lub coś w tym stylu.
No wiesz, dopiszą sobie coś do tego.
- Nie ma czego dopisywać. Jestem tutaj, by odzyskać mojego ukochanego
Damona, a Stefan mi w tym po prostu pomaga.
Bonnie spojrzała na nią ze ściągniętymi brwiami i zaciśniętymi ustami,
ale nie odważyła się pisnąć ani słówka.
- Bonnie?
- Mh-mm?
- Czy właśnie powiedziałam to, co myślę, że powiedziałam?
- Mh-mm.
Elena jednym ruchem zgarnęła naręcze poduszek i zasłoniła sobie
nimi twarz.
- Czy mogłabyś powiedzieć kucharzowi, że życzę sobie kolejny stek
i wielką szklankę mleka? – odpowiedziała przytłumionym głosem spod
poduszek – Nie czuję się zbyt dobrze.
8
Matt sprawił sobie nowy samochód rupiecia. Zawsze potrafiło położyć
swoje łapy na jednym z nich, kiedy naprawdę tego potrzebował. A teraz
prowadził, zrywanym ruchem, podskakując, do domu Obaasan.
„Do domu Pani Saitou” – poprawił się pospiesznie. Nie chciał podeptać
nieznanych zwyczajów jej kultury, nie kiedy prosił o przysługę.
Drzwi domostwa rodziny Saitou zostały otwarte przez kobietę, której Matt
wcześniej nigdy nie widział. Była atrakcyjną kobietą, ubraną bardzo wyraziście
w szkarłatną, szeroką spódnicę – a może to były bardzo szerokie szkarłatne
pantalony – stała ze stopami tak szeroko rozstawionymi, że trudno było to
stwierdzić. Nosiła białą bluzkę. Jej twarz przyciągała uwagę: dwa pęki prostych,
czarnych włosów i mniejszy, staranniejszy pęk grzywki, który schodził aż do jej
brwi.
Ale najbardziej uderzającą w niej rzeczą było to, że trzymała długi,
zakrzywiony miecz, wycelowany prosto w Matta.
- Cz-cześć. – powiedział Matt, kiedy drzwi rozwarły się, by ukazać tą
zjawę.
- To jest porządny dom. – odpowiedziała kobieta – To nie jest dom dla
złych duchów.
- Nigdy bym tak nie pomyślał. – rzekł Matt wycofując się, gdy kobieta
posunęła się naprzód – Naprawdę.
Kobieta zamknęła oczy i wydawało się, że poszukuje czegoś w jej
własnym umyśle. A potem, gwałtownie, opuściła miecz.
- Mówisz prawdę. Nie masz zamiaru nikogo skrzywdzić. Proszę, wejdź.
- Dziękuję. – powiedział Matt. Jeszcze nigdy nie był tak szczęśliwy, że
starsza kobieta zaakceptowała go.
- Orime, - z góry dobiegł ich cienki, słaby głos – czy to jedno z dzieci?
- Tak, Hahawe. – nazwała ja kobieta, o której Matt nie mógł przestać
myśleć, jako o „kobiecie z mieczem.”
- Czemu by nie przysłać go na górę?
- Oczywiście, Hahawe.
- Ha ha – chciałem powiedzieć „Hahawe”? – powiedział Matt, zmieniając
nerwowy śmiech w zdesperowane zdanie, gdy miecz przesunął się znów
w stronę jego brzucha – Nie Obaasan?
Mieczowa kobieta uśmiechnęła się po raz pierwszy.
- Obaasan to znaczy babcia. Hahawe jest jednym ze sposobów, żeby
powiedzieć matka. Ale matka nie będzie miała nic przeciwko, jeśli nazwiesz ją
Obaasan; to przyjazne powitanie dla kobiety w jej wieku.
9
- Okej. – rzekł Matt starając się wyglądać na całkowicie przyjaznego
kolesia.
Pani Saitou zaprosiła go gestem dłoni na górę i zajrzał do kilku pokoi,
zanim znalazł jeden z wielkim futonem leżącym dokładnie pośrodku kompletnie
gołej podłogi, a także kobietą tak drobną i podobną do lalki, że nie wydawała się
prawdziwa.
Jej włosy były zwyczajnie tak cienkie i czarne, jak włosy mieczowej
kobiety na dole. Były upięte w górę, czy ułożone w jakiś sposób tak, że leżały
wokół niej na łóżku niczym aureola. Ale ciemne rzęsy na jej bladych policzkach
były opuszczone i Matt zastanawiał się, czy nie zapadła w jedną z nagłych,
starczych drzemek.
Ale wtem podobna do lalki dama dość gwałtownie otwarła oczy
i uśmiechnęła się.
- Dlaczego to ty, Masato-chan! – powiedziała patrząc na Matta.
Zły początek. Jeśli nawet nie rozpoznała, że blond chłopiec nie był jej
japońskim przyjacielem sprzed około sześćdziesięciu lat…
Ale wtem zaczęła się śmiać, zakrywając usta swoimi małymi dłońmi.
- Wiem, wiem. – rzekła – Ty nie jesteś Masato. On został bankowcem,
bardzo bogatym. Bardzo twardym. Zwłaszcza w głowie i w żołądku.
Znów się do niego uśmiechnęła.
- Usiądź, proszę. Możesz nazywać mnie Obaasan, jeśli chcesz, albo Orime.
Moja córka została nazwana po mnie. Ale życie było ciężkie dla niej, tak jak
i było dla mnie. Być świątynną panną i samurajem… to wymaga dyscypliny
i mnóstwa pracy. A moja Orime radziła sobie tak dobrze… dopóki nie
przybyliśmy tutaj. Szukaliśmy miasta, które byłoby ciche i spokojne. Zamiast
tego Isobel znalazła… Jima. A Jim okazał się… fałszywy.
Gardło Matta ścisnęło się w pragnieniu, by obronić przyjaciółkę, ale jaki
rodzaj obrony mógłby teraz pomóc? Jim spędził jedną noc z Caroline –
za natarczywym zaproszeniem Caroline. I został opętany i opętanie to przeniósł
na swoją dziewczynę Isobel, która pokłuła swoje ciało w groteskowy sposób –
między innymi.
- Musimy ich dorwać. – Matt zdał sobie sprawę, że wypowiada to gorliwie
– Kitsune, którzy zaczęli to wszystko – którzy zaczęli to z Caroline. Shinichiego
i jego siostrę Misao.
- Kitsune. – Obaasan kiwała głową – Tak, powiedziałabym, że jeden z nich
był w to wszystko zaangażowany od samego początku. Popatrzmy;
pobłogosławiłam kilka talizmanów i amuletów dla twoich przyjaciół…
10
- I kilka pocisków. Właśnie tak jakby wypełniłem nimi kieszenie. –
powiedział Matt zawstydzony, gdy wysypywał stertę pocisków różnego kalibru
na skraj jej futonowego okrycia. – Znalazłem nawet kilka modlitw w Sieci
na pozbycie się ich.
- Tak, byłeś bardzo drobiazgowy. Dobrze. – Obaasan spojrzała na wydruki
modlitw. Matt kręcił się nie spokojnie, wiedząc, że wykonał jedynie listę
Rzeczy-Do-Zrobienia Meredith i że tak naprawdę całe uznanie należy się jej.
- Najpierw pobłogosławię pociski, a potem wypiszę więcej amuletów. –
rzekła – Kładź amulety tam, gdzie potrzebujesz największej ochrony. I, no cóż,
przypuszczam, że wiesz, co uczynić z pociskami.
- Tak, psze pani! – Matt pogrzebał w kieszeni, aby wydobyć ostatnich
kilka, kładąc je na wyciągniętych dłoniach Obaasan. Potem zaintonowała długą,
kwiecistą modlitwę trzymając jej małe ręce rozłożone nad pociskami. Matt nie
uważał, by magiczne słowa były przerażające, ale wiedział, że jako
paranormalny umysł był do niczego i że Bonnie prawdopodobnie widziałaby
i słyszała rzeczy, których on nie potrafił.
- Czy powinienem celować w jakąś konkretną ich część? – spytał Matt,
obserwując starą kobietę i starając się nadążyć ze swoją własną imitacją
modlitwy.
- Nie, wystarczy jakakolwiek części ciała lub głowy. Jeśli dosięgniesz
ogona, to je osłabisz, ale możesz je także tym rozwścieczyć. – Obaasan
przerwała i zakaszlała, krótkim, suchym, starczym kaszlem. Zanim Matt zdążył
zaoferować, że pobiegnie na dół i przyniesie jej coś do picia, Pani Saitou weszła
do pokoju z tacką i trzema filiżankami herbaty w małych pucharkach.
- Dziękuje, że zaczekałeś. – powiedziała uprzejmie i uklękła płynnie, aby
im usłużyć. Matt poczuł już za pierwszym łykiem, że parująca zielona herbata
była o wiele lepsza, niż tego oczekiwał po swoich kilku doświadczeniach
wyniesionych z restauracji.
A potem zapadła cisza. Pani Saitou siedziała patrząc na filiżankę, Obaasan
leżała wyglądając na białą i skurczoną pod swoim futonowym przykryciem,
a Matt czuł, że nawałnica słów formuje się w jego własnym gardle.
Ostatecznie, mimo że dobre wychowanie doradziło mu się nie odzywać,
wybuchnął:
- Boże, jak mi przykro z powodu Isobel, Pani Saitou! Nie zasłużyła
na to wszystko! Chciałem tylko, żeby Pani wiedziała, że jest m-mi tak przykro
i zamierzam dorwać kitsune, który za tym wszystkim stoi. Obiecuje Pani,
że go dorwę.
11
- Kitsune? – Pani Saitou powiedziała ostro, gapiąc się na niego, jak gdyby
postradał zmysły. Obaasan przyglądała się temu żałośnie ze swojej poduszki.
A potem, nie czekając, by zebrać przybory do herbaty Pani Saitou podskoczyła
do góry i wybiegła z pokoju.
Matt zaniemówił.
- Ja – ja –
Obaasan przemówiła ze swojej poduszki.
- Nie bądź taki zrozpaczony, młody człowieku. Moja córka, mimo że jest
kapłanką, jest bardzo nowoczesna w swoich poglądach. Prawdopodobnie
powiedziałaby ci, że kitsune w ogóle nie istnieją.
- Nawet po – to znaczy, ona myśli, że jak Isobel – ?
- Ona sądzi, że w tym mieście znajdują się złe wpływy, ale „zwykłego,
ludzkiego” typu. Uważa, że Isobel zrobiła, co zrobiła z powodu stresu, jaki
na niej ciążył, gdy starała się być dobrą uczennicą, dobra kapłanką i dobrym
samurajem.
- Masz na myśli to, że Pani Saitou czuje się winna?
- Za wiele z tego obwinia ojca Isobel. On jest „dorobkiewiczem
powracającym do Japonii”. – Obaasan przerwała – Nie wiem, dlaczego
ci to wszystko opowiadam.
- Przepraszam. – powiedział Matt pospiesznie – Nie chciałem szpiegować.
- Nie, ale troszczysz się o innych ludzi. Chciałabym, aby Isobel miała
chłopca, takiego jak ty, zamiast swojej córki.
Matt pomyślał o żałosnej postaci, którą zobaczył w szpitalu. Większość
blizn Isobel stanie się niewidoczna pod jej ubraniami – zakładając, że odzyska
głos. Powiedział odważnie:
- Cóż, wciąż jestem do wzięcia.
Obaasan uśmiechnęła się słabo do niego, potem położyła swoją głowę
z powrotem w dół na poduszkę – nie, to był drewniany zagłówek, zdał sobie
sprawę Matt. Nie wyglądał na zbyt wygodny.
- To wielka szkoda, gdy muszą być jakieś konflikty pomiędzy ludzką
rodziną a kitsune. – powiedziała – Ponieważ krążą plotki, że jeden z naszych
przodków wziął sobie za żonę kitsune.
- Co Pani powiedziała?
Obaasan zaśmiała się, znów zakrywając się piąstką.
- Mukashi-mukashi, lub, jak to mówią, dawno temu w legendarnych
czasach, wielki Shogun zezłościł się na wszystkie kitsune na jego posiadłości
z powodu szkód, jakie wyrządziły. Przez wiele długich lat płatały wszystkie
12
możliwe rodzaje psikusów, ale gdy zaczął podejrzewać, że zniszczą całą uprawę
na polach, przebrała się miarka. Podburzył każdego mężczyznę i każdą kobietę
w swoim domostwie i kazał im wziąć kije, strzały, kamienie, motyki i miotły
i wyciąć pień każdego lisa mającego schronienie na jego posiadłości, nawet
te między strychem a dachem. Zamierzał doprowadzić każdego, najmniejszego
lisa do śmierci bez żadnej litości. Ale w noc zanim to uczynił, miał sen,
w którym piękna kobieta przybyła i powiedziała, że jest odpowiedzialna
za wszystkie lisy w posesji. „I” – rzekła – „może to i prawda, że wyrządziliśmy
szkody, ale odpłacamy ci się zjadaniem szczurów, myszy i insektów, które
naprawdę niszczą uprawy. Czy zgodzisz się wyładować swój gniew jedynie
na mnie i wykonać na mnie samej wyrok zamiast na wszystkich lisach?
Przybędę o świcie usłyszeć odpowiedź.”
- I dotrzymała swojego słowa, ta najpiękniejsza z kitsune, przybywając
o świcie
z
dwunastoma
pięknymi
pannami
jako
towarzyszkami,
ale przyćmiewała je wszystkie tak, jak księżyc przyćmiewa gwiazdy. Shogun
nie mógł się zdobyć na zabicie jej i taka jest prawda, że poprosił ją o rękę
i wydał również dwanaście towarzyszek za swoich dwunastu najwierniejszych
wasali. A powiada się, że była zawsze wierną żoną i urodziła mu wiele dzieci,
tak dzikich, jak bogini słońca Amaterasu i tak pięknych, jak księżyc, a trwało
to do dnia, kiedy Shogun był na wyprawie i zdarzyło mu się przez przypadek
zabić lisa. Pospieszył do domu wyjaśnić swojej żonie, że nie zrobił tego
umyślnie, ale kiedy przybył, zastał swoje domostwo w żałobie, gdyż jego żona
właśnie go opuściła ze wszystkimi synami i córkami.
- Och, jaka szkoda. – wymamrotał Matt starając się być uprzejmym,
podczas gdy jego mózg naprowadził go na trop – Zaraz, ale jeśli oni wszyscy
odeszli…
- Widzę, że jesteś uważnym, młodym człowiekiem – delikatna stara
kobieta zaśmiała się – Wszyscy jego synowie i córki odeszli, z wyjątkiem
najmłodszej, dziewczynki o niezrównanej urodzie, mimo że była jeszcze
dzieckiem. Powiedziała: „Kocham cię zbyt mocno, by cię opuścić, ojcze, nawet
jeśli muszę nosić ludzką formę przez całe moje życie.” I właśnie dlatego
jesteśmy uważani za potomków kitsune.
- Cóż, te kitsune nie wyrządzają po prostu szkód, czy niszczą uprawy.
Są nastawione na zabijanie. A my musimy je zwalczyć.
- Oczywiście, oczywiście. Nie chciałam cię zdenerwować moją krótką
historią. – powiedziała Obaasan – A teraz wypisze dla ciebie te amulety.
13
Wtedy, gdy Matt wychodził, Pani Saitou pojawiła się w drzwiach. Włożyła
coś w jego dłoń. Spojrzał w dół i zobaczył to samo pismo, jakim obdarowała go
Obaasan. Za wyjątkiem tego, że było o wiele mniejsze i wypisane na…
- Kartka samoprzylepna? – zapytał Matt zdumiony.
Pani Saitou skinęła.
- Bardzo przydatne, by trzepnąć nimi w twarz jakiemuś demonowi, czy
w konar drzewa, czy coś w tym stylu.
I, gdy spojrzał na nią w całkowitym osłupieniu, dodała:
- Moja matka nie wie wszystkiego, co można wiedzieć o tym.
Wręczyła mu również solidny sztylet, mniejszy niż miecz, który wciąż
nosiła, ale bardzo przydatny – Matt od razu się nim zaciął.
- Pokładaj swoją wiarę w przyjaciołach i swoim instynkcie. – powiedziała.
Nieco oszołomiony, ale ośmielony, Matt pojechał do domu doktor Alpert.