1
Puszczepolskie
FerdynandOssendowski
Poznań,1936
PobranozWikiźróde łdnia26.02.2019
2
F.ANTONIOSSENDOWSKI
W Y D A W N I C T W O P O L S K I E
< R. W E G N E R >
P O Z N A Ń
S P I S R Z E C Z Y
RozdziałI:
RozdziałII:
RozdziałIII:
RozdziałI:
3
Str.
CZĘŚĆPIERWSZA:DAWNEPUSZCZE
7
27
CZĘŚĆDRUGA:PUSZCZAAUGUSTOWSKA
65
85
CZĘŚĆTRZECIA:PUSZCZAKNYSZYŃSKA
105
W S Z E L K I E P R AWA Z A S T R Z E Ż O N E
*
U k ł a d i l u s t r a c y j n y i g r a f i c z n y
J A N A K I L A R S K I E GO
*
DrukrotograwurowywykonałyZakładyGraficzne
BIBLJOTEKIP OLSKIEJWBYDGOSZCZY
*
O k ła d k a w ie lo b a r w n a w e d łu g o b r a zu
K A Z I M I E R Z A S I C H U L S K I E GO
*
P r i n t e d i n P o l a n d
*
RozdziałII:
RozdziałI:
RozdziałII:
RozdziałIII:
4
133
CZĘŚĆCZWARTA:PUSZCZABIAŁOWIESKA
151
165
189
CZĘŚĆPIĄTA:PUSZCZAZIELONAIBIAŁA
203
221
236
CZĘŚĆPIERWSZA
D AW N E P U S Z C Z E
ROZDZIAŁP IERWSZY
O D ZA MI ER ZC HŁ EJ D O BY
Z
równin Azji, ze stepów nadwołżańskich, z pobrzeży morza
Czarnego mknęły nieraz burzliwe fale wielkich wędrówek
ludów,dążącychnazachód.Głównyichpotokszukałdlasiebie
łatwiejszegodoprzebyciaszlaku,ziemnajżyźniejszych,obfitych
w pokarm dla ludzi i w paszę dla koni i bydła. Znany był to
szlak, udeptany przez niezliczone hordy wędrowców i
włóczęgów, gnanych ku zachodowi bądźto w ucieczce przed
widmemjakiejśnieznanejkronikarzomklęskiizagłady,bądźteż
w podświadomej mistycznej tęsknocie za zdobyczami ducha,
który tak wspaniale objawiał się już na dalekim Zachodzie w
kamiennychpięknychzarysachświątyńpoważnychiwzniosłych,
grodów potężnych i zamków obronnych, w błyskotliwości i
kuszącembogactwiepracowitychmrowiskludzkich,budujących
silnepodwalinyprzyszłejświetnejspołeczności.
Ową drogę wędrówek i najazdów nazywano niegdyś tropem
PieczyngówiPołowców,apotem»czarnymszlakiemtatarskim«.
Prowadził on na północy ku grodom czerwieńskim, na Lwów,
Przemyśl i aż do spychów Karpackich; na południe zaś — ku
Siedmiogrodowi i poza Dunaj. Od głównego szlaku odbiegały
6
jednak inne jeszcze — mniejsze i nie mające żadnych nazw,
zapomniane doszczętnie. Biegły ku północy. Przecinały tam
dolinę Niemna i jego brzegami sunęły dalej i dalej, aż urywały
się nagle na piasczystych zdziarach Bałtyku. Wielkie wędrówki
ludów i najazdy znanych i nieznanych hord unikały zazwyczaj
szlaków północnych. Sama bowiem natura nagromadziła tam
zapory niezdobyte. Bagna i podmokłe olszyńce w dorzeczu
Prypeci, a dalej, na północ, tuż-tuż za górną Jasiołdą zielone
mury puszczy stały na straży Europy, gdzie ponad brutalną siłą
wznosiłsięjużduch,żądnynowychformbytu.
Bezkresnąbyławoweczasytapuszczaobronna.OdDźwinyi
źródeł Dniepru aż po Niemen i — od tej macierzystej rzeki
litewskiej — ku mierzejom Bałtyku, ku prapolskiej Wiśle i
prasłowiańskiej Łabie rozparła się wszędy puszcza dziewicza,
niezgłębiona, pełna tajemnic i zagadnień rozstrzygających losy
ludówipaństw.
Gdy w matecznikach zaniemeńskich huknął stary Puszkajtis
litewski,głosjegotoczyłsięnibypomrukburzyponadsosnamii
dębami kniei jaćwieskiej, przeciętej Narwią i Bugiem, przez
uroczyskapuszczysłowiańskiejnadNotecią,ażechotoumierało
gdzieś nad Odrą i Łabą, zderzywszy się z zimnemi głazami
murówklasztornychiponurychzamkówdrapieżnychnajeźdźców
saksońskich.
Dziwy o mrocznych ostępach puszczańskich opowiadano
sobie w legjonach rzymskich, w płomiennym Bagdadzie, w
zgiełkliwym, kapiącym od złota Carogrodzie, w kasztelach
Fryzów, za Wezerą i nad Renem. Strach i chciwość budziły te
opowieściisłuchytrwożne.Inaczejteżbyćniemogło,boćipo
dziśdzieńtrwogatapozostaławiecznieżywotnaidrażniąca.
Wmrokupuszczyśródpionówolbrzymówleśnychbłąkałysię
7
istoty nieznane, tajemnicze, groźne. Tu straszył lasowik kudłaty,
naszprasłowiańskiFaunbystronogi,podstępny,chichotliwy;tam
—biesobrałsobiesiedzibęwspróchniałejdziuplidębowej;w
innem znów miejscu — na tajemnych wiszarach i sapiskach
bezdennych, tańczyły złudne korowody majaków mglistych i
kraśnych płomyków migotliwych, a tam oto — z mrocznej toni
jezior cichych i głębokich — wynurzały się rusałki-wodnice,
zwodnice i wabiły człowieka bielą nagich ciał, namiętnym
głosem i żądzą źrenic otchłannych. Kapłani ludów nieznanych
ofiarę czynili bogom, krew zwierzęcą i ludzką lejąc na głazy
prastare, ukryte w uroczyskach niedostępnych i w gajach,
Perkunowi, Światyborowi i Prowe poświęconych. Za każdym
pniemdębu,sosnyiświerka,wstłoczonejgmatwaniniepodszytu,
pojarachikaleniachczaiłsięmieszkaniecpuszczański.Wciszy
leśnej warczał kamień, znienacka z procy ciśnięty, ze świstem
mknęła strzała pierzasta i z głuchym jękiem padał człek obcy,
przebityoszczepemlubzdzielonytoporemzzasadzki.Nakonary
najwyższych
sosen
wdrapywał
się
niedźwiedź
bury,
pszczołołupiec chciwy, i łapą rozwalał misternie dziane barcie
miodowe lub sapał i mruczał, rozdzierając zdybanego w
haszczach jelenia. Grządy sobie wydeptywały poprzez bajory
puszczymocarneżubryiłosierosochate,idącezwodopojówna
żerowiska albo na tajemne biele, gdzie w dni rujne walczyły o
krowy i o klępy, żądne zapłodnienia. Inne też biegły tam tropy,
tnąc zwarty gąszcz puszczy. Przebijały je stada jeleni, danieli,
sarn, dzików i śmigłych koni zdziczałych. W zimie, gdy śnieg
okrywał kępy mszyste i porośl drobną, trawiastą, obok tych
śladów, racicą i kopytem wybitych, plątały się inne, ledwie
dostrzegalne, kluczące, a nieodstępne. To wilcze zgraje głodne,
tokrwichciwyryś,tożbiknigdyniesytyskradałysiętymsamym
8
grządem, węsząc zdobycz upragnioną. Częstotliwy tupot racic,
krótkijękigłucherzężenie,parskaniedrapieżneipomrukgroźny
— tę przyziemną mowę puszczy — wchłaniał w siebie pogwar
bezlistnych konarów i łap świerkowych, a lasowik z głębi
ciemnych moczarów odzywał się chichotem przeciągłym: a—ha
—haj!
Całkiem odmienne nieraz głosy wdzierały się nagle do
ostępów mrocznych. Okrzyki bojowe, słowa komendy,
przekleństwa, nawoływania, charczenie konających, ciężkie
ciosy toporów, poświst strzał, brzęk żelaza o żelazo, łomot
młotówopancerzeiotarczedębowe,miedziąokute—takieto
brzmiały tu głosy. Wojna... Któż to i o co walczył tam z
nieznanym wrogiem? Któż zwyciężał w głębi puszczy, a któż
znówpozostawałnapobojowisku?Jakietamzesobąścierałysię
ludy? Jakie zawołania, znaki, hasła mieli wodzowie tych
walczących wojowników, po których nie pozostało ani śladów,
ani wspominków nawet? O tem nie wiedział nikt aż do chwili,
gdywrazznaukąZbawicieladotarładodorzeczaWisły,Niemna,
Dźwiny i Prypeci boska sztuka pisania. Doszła ona tu jednak
dopierowtedy,gdyogieńiżelazowdarłysięjużwzielonąpierś
puszczy, tam i sam wypaliły szerokie halizny, wyrąbały drogi,
które przecięły dawne pobojowiska i ruiny osiedli, gdzie kości
najeźdźców i obrońców w proch się już zamieniły, na
przyciesiach zaś grodzisk, stojących niegdyś w otoku wysokich
palisad, na „ganach“ wzgórz piasczystych wybujały sosny
wiekowe, wyniosłe i krzepkie dęby szczeliniaste, ze starości
siwe,omszałeispękane.
Długo,przezwiekicałebroniłapuszczaludy,wniejipozanią
ukryte, a czyniła to tak skutecznie, że nie dotknęły ich niszczące
powodziewędróweknarodówiszaleńczenajazdykoczowników.
9
Nawet wyprawy wojowniczych Mongołów w w. XIII-ym nie
stały się tak straszną dla ziemicy tej klęską, jaka spadła na
nieosłonioną Ruś Kijowską, na księstwa Jarosławskie,
KijowskieiRostowskie.
W sercu puszcz istnieli Prusowie, Jadźwingowie, Litwini,
Drewlanie,Dulębowie,Pomorzanie,Weletowie,Obodryci;poza
jej zaś opiekuńczym wałem, od północy, wschodu i zachodu
osłonięci knieją, budowali swe życie gromadne, zakładając
podwaliny przyszłej Polski Piastowej i Jagiellonowej Mazurzy,
Kujawianie, Polanie i Wiślanie. Tylko tam, gdzie od głównego
szlaku wędrówek ludów i od morza rzeki wdzierały się do
puszczy,torującsobieiludziomdrogę—dobrobytowi,anawet
istnieniu mieszkańców rdzennych groziły częstokroć najazdy
obcych przybyszów. To właśnie stało się przyczyną zniknięcia
Dulębów nadbużańskich, Obodrytów, Weletów nadłabskich,
Prusów,podbitychprzezGermanów,którzyzagarnialiichziemię,
jakrównież,obszary,należącedoPomorzan,bijącwnietaranem
odujściaOdryiWisły;temsięteżtłumaczypowodzenienajazdu
Krzyżaków na Żmudź i Litwę, gdzie zakute w żelazo rycerstwo
posuwało się z biegiem Niemna i jego dopływów. Z drugiej
strony — doliny Narwi, Bugu i ich dorzecza dopomogły
przedsiębiorczym Mazurom szybko wyprzeć Jadźwingów z ich
odwiecznych siedzib i zagarnąć najpiękniejsze połacie puszczy,
która okryła niegdyś martwą po panowaniu tu lodowca część
lądu—gdziezrządzeniemlosuusadowiłasięPolskahistoryczna.
Wdzierający się do puszczy przybysze — czy to wojownicy,
czy kupcy, czy podróżnicy lub misjonarze roznieśli po świecie
wieść o cudach, dziwach, strachach, grozie i bogactwie
olbrzymiego kraju, ukrytego w mroku kniei. Posmak bogactwa
wzbudziłchciwośćionatowięcdałapowóddowielowiekowej
10
walki o władanie puszczą. O to tylko zapewne walczyli
saksońscy książęta, Waregowie i Duńczycy, Mendog i Olgierd,
kneziowie mazowieccy, krakowscy, śląscy i pomorscy. Skóry,
mięsoiryby,miód,wosk,smołai„złotopółnocy“—bursztyny
pociągały ku sobie chciwych kupców i wojowników
drapieżnych, a gdy zwiedziano się o mnogości nieznanej
gdzieindziejzwierzyny—pędkuzdobyciujejstałsiętaksilnym
inieprzepartym,żecechujesobądługiokresdziejowy.
Nie wcześniej niż w wieku czternastym dopiero poczęto
rozróżniać poszczególne puszcze: Królewską, Wizneńską,
Kurpiowską,
Białą,
Zieloną,
Błudowską,
Białowieską,
Nadjeziorną t. j. dzisiejszą Augustowską — i inne, do tego zaś
czasu istniała tylko jedna, jedyna — puszcza, pełna dziwów,
strachów,wrogówiskarbów.Wniejtoprzezpiętnaście,amoże
i więcej wieków po wstrząsającej tragedji Syna Bożego i
Człowieczego trwały kulty niezliczonych bóstw pogańskich; w
niej to po rozległych kujawach miały siedzibę tury i żubry,
wymarzona
zdobycz
najśmielszych
łowców,
królewska
zwierzyna, mocarze ponurych ostępów puszczańskich, godni
współzawodnicy olbrzymich niedźwiedzi o siwych karkach i
paszczachkrwawych.
Parkajednaksnułanieustannieswojąnićiwiekibiegły,niby
paciorki różańca. Zmieniały się czasy, ludzie i ich dążenia.
Opiekuńcza puszcza stanęła im na przeszkodzie. Ogniem i
toporempoczętojątrzebićiwykarczowywaćkorzenierozłożne,
co od tysięcy lat tkwiły w piachach i próchnicy. Człowiek
wydzierał jej chciwie i nielitościwie zagony ziemi ornej, a sam
wcinał się głębiej i dalej w zbity gąszcz kniei, walił olbrzymie
dęby,sosnyi świerki,ćwiartowałich strzałyitrzony, —iprąc
wciążwprzód,zkłód,płach,belek,desekidranicbudowałchaty
11
nowych osiedli, co były, niby wysunięte daleko placówki, dla
nowychzdobyczyizwycięstw.
Starosta mścibogowski — Grzegorz Wołłowicz ułożył dla
króla Zygmunta Augsta obszerną rewizję z planami puszcz oraz
przesmyków zwierzęcych Wielkiego Księstwa Litewskiego.
Działo się to w r. 1559, ale pan starosta już uskarża się na
trzebienie puszczy i wylicza cały ich szereg, chociaż obecnie o
większej ich części nikt już nie pamięta. Puszcze: Sterbalska,
Noińska, Fojeńska, Lubińska, Zdzitowska, Łyskowska, Bielska,
Perstańska, Przełomska, Jurborska, opisywane przez starostę
Wołłowicza, zniknęły prawie całkowicie, albo też może ich
nazwyzbiegiemczasuuległyzmianie.Walkazpuszczątrwałaaż
do wieku dwudziestego, lecz ona przetrwała wszystko i
przebaczyła wszystko. Bolało i krwią się oblewało serce
puszczy,gdydrapieżninajeźdźcy—MoskaleiNiemcy,niszczyli
ją,rabującbogactwoodwiecznychposiadaczy—Polaków,lecz
knieja milczała groźnie, a świadoma swego zadania rzucała
coraz obfitszy siew, aby liściasta i iglasta młódź czemprędzej
zmężniałaizwarłasięmuremwokółnieruszonych,tchnącychsiłą
mateczników,gdziekryłasięczujnarysica,broniąclegowiska.
Zrosła się puszcza z losami naszego narodu. Nieznanemi
ścieżkami, odpierając najazdy litewsko-pruskie, wkraczała
Polskadojejostępów,niosącwiaręchrześcijańskąipaństwową
wolęnapółnociwschód.Stamtądnierazpadałyciosynagłowy
pogańskich Prusów, Jadźwingów i Litwinów; tam też
przygotowywano ludzi i zaopatrzenie na wszystkie wielkie
rozprawy z drapieżnym Zakonem niemieckim. Krok po kroku
wdzierali się wojowniczy, zuchwali i przedsiębiorczy Mazurzy
w ciemny gąszcz puszczy, zakładali osiedla i wzmacniali
grodziska, obierając w bezludnych pustkowiach miejsce dla
12
przyszłych miast, ludnych i bogatych, dla wspaniałych świątyń i
klasztorów,szerzącychoświatęikulturę.
W gąszczu i mroku puszczy kryły się niegdyś ścigane przez
Moskali partje powstańców. Ona, jak wierna sojusznica, myliła
pościg, dysząc siwemi oparami, zamiatając śniegiem ślady i
ścieżki; nieprzebytemi wodami zalewając drogi i przegradzając
je zwałami martwych drzew i potężnemi wykrotami. A potem,
dumna radowała się bujnie pogwarem donośnym, rozkiwaniem
koron i rozmachem konarów witając wojsko polskie, gdy
zwycięskieścigałonaczterywiatryrozproszonepułkiczerwonej
hordybezbożnej.
— Tom ten „Cudów Polski“ ogarnia połać puszcz starego
Mazowsza i Podlasia, więc serce puszcz polskich, gdy
tymczasem inne puszcze zostały już lub zostaną opisane w
tomach, omawiających poszczególne dzielnice naszej Ojczyzny.
—
Puszczapolska,puszczakarmicielkaiprzyjaciółka,ucieczkai
obrona,źródłopiękna,natchnienia,umiłowaniaojczyznyidumy
narodowej!Toteżcorazczęściejigromadniejdążymydoniej,z
rozkosząwchłaniamyjejożywczy,świeżypowiew,wsłuchujemy
się w jej niemilknący poszept i porwani jej dzikim urokiem,
wspaniałymspokojemidostojną,niezłomnąwolnością,patrzymy
na puszczę naszą z wdzięcznością tak głęboką, jak jej mroczna
knieja.Pamiętamyjejwiernąprzyjaźńiofiarnośćbezgranic,gdy
przednajazdemwrażymszerokorozpościerałamocarneramiona
i nieprzyjaciół wpuścić nie chciała, głosem swym, z miljonów
gardzielidrzewnychwydobytym,rzucałatrwożnąwieść,wołając
dobroni,dosprawiedliwejzemstyidomiażdżącegozwycięstwa
—cobyłopodobnempiorunowi,rozłupującemudąb,zaMieszka
wyrosły.
13
Puszcza, okrywająca tak znaczną część dawnej Polski,
zapisała
się
chlubnie
w
dziejach
naszego
narodu.
Przedewszystkiem stała się ona niezastąpioną szkołą rycerską,
gdzie kształtowały się i hartowały charaktery, pełne cnót
męskich, a więc odwagi, bystrości umysłu i krzepy fizycznej.
Obfitość
zwierzyny,
łatwość
o
przygody,
tajemniczość
puszczańskich mateczników pociągały ku sobie młodzież
rycerską za panowania Piastów i Jagiellonów. Komesy
możnowładni, a nawet pomniejsze rycerstwo i drobni włodyki,
chętnieposyłaliswychsynówdopuszczy,azwyczajtennabierał
coraz bardziej powagi, uświęconej tradycji. W owe żelazne
bowiem i burzliwe czasy, gdy królowie, książęta i rycerstwo
mieczem utrwalali byt, wielkość i bezpieczeństwo państwa,
łączącjecorazbardziejwpotężnąwięźszczepów,kierowanych
irządzonychjednąmocnąręką,troskanosięnajwięcejowojsko
wytrwałe, waleczne i sprawne. Do czynów wojennych
zaprawiano każdego chłopca, „szlachetnie“ urodzonego. Od
pieluch niemal dawano mu do rąk szablę, łuk, małą kuszę i tak
uzbrojonegowsadzanonasiodło.Spartańskasurowośćiprostota
życia, ustawiczne doskonalenie sztuki wojennej, a raczej
„bitewnej“, stała się zasadą wychowania. I takich to właśnie
wyrostków, „mocnych w garści i nożyskach“, wprawionych do
władania bronią i do dosiadania rumaka, pod kierunkiem
zaufanego wychowawcy i „bakałarza“ wysyłano do puszczy,
dodając im do posługi i obrony mniejszy lub większy oddział
pachołków zbrojnych i tabor, zaopatrzony w żywność, sieci i
niezbędną„obierz“łowczą.
Gdypuszczaotaczałajużprzybyłych,odrazurozpoczynałosię
dlanichnoweżycie,zapowiedźprzyszłychzapasówbojowychi
uciech rycerskich w obozach po krwawych a zwycięskich
14
bitwach. Służba stawiała namioty lub kleciła „szatry“ z gałęzi;
wśródkilkukamienipłonęłoognisko,awknieidalekonierazod
obozutkwiłyczaty.Niezbędnebyłyonewpuszczy,gdzieczęsto
skradał się Jadźwing mściwy, Prusak, Krzyżak lub Litwin, do
tych borów i „grondów“ wyciągający chciwe ręce, gdzie czaiły
się lotne watahy wszelkiego ludu niespokojnego, rozbójnicy,
wygnańcy, infamisy, zbrodniarze, skazani na karę śmierci,
zbiegowiezgrodówkrzyżackich,zeŻmudzi,InflantiRusi;gdzie
też nieraz za młodą latoroślą znakomitego rodu sunął, jak wilk,
tropiącymłodegojelonka,jakiśrywalmściwy,czyhającnażycie
wroga.
Tak
też
przydarzyło
się
ongiś
Bolesławowi
Krzywoustemu, napadniętemu przez Pomorzan na łowisku
puszczańskiem. — Jakżeż często przychodziło tam do krwawej
rozprawy,dośmiercilubzwycięstwa,gdyżjedynietakiewyjście
uznawał ogół i honor rycerski! W historji osadnictwa polskiego
w puszczy zanarewskiej niemałą rolę odegrały zapewne
wyprawy młodzieży szlacheckiej. Coraz bardziej ku północy
wypierały one Jadźwingów i ku Niemnowi Litwinów, chociaż
zdaćbysięmogło,iżbezpośrednimichcelemłowybyłyjedynie.
Młodzież tropiła tam zwierzynę — żubry, łosie, jelenie,
niedźwiedzieirysie,przyzwyczajałasiędotrudówobozowych,
do niezmiernie ciężkich marszów poprzez haszcze, mokradła i
rzeki. Potykając się z niedźwiedziem, żubrem i odyńcem, młody
łowiec musiał skłuć je szybko i sprawnie oszczepem, nie
oglądając się na bacznych na zdrowie panicza „brońców“,
zbrojnych w rohatyny i siekiery. Nieraz łowy takie okupywano
kalectwemiśmiercią.
przezKazimierzaWielkiegoatakżeprzezJagiełłę.StefanBatory,
jak twierdził jego lekarz, Szymon Simonius, umarł, zaziębiwszy
sięnazimowychłowachwpuszczywokolicachGrodna.Ostatni
15
potomek z rodu możnych Tęczyńskich padł na łowisku, rozpruty
szablami ogromnego odyńca, jednego zaś z Szydłowieckich
połamał niedźwiedź w puszczy Jaktorowskiej, ale kroniki o
niektórych tylko pisały, a puszcza w sobie zamknęła tajemnicę
zdarzeń.
W czasach późniejszych „szkołę puszczańską“ zastąpiła inna
— osadnictwo na kresach wschodnich, gdzie szabla nabierała
nieraz powagi i wymowy „primae et ultimae rationis“. Potem
przyszły Dzikie Pola, gdy to „królewięta“ nasi na karkach
„hajdamackich“, tatarskich i wołoskich ćwiczyli się w cnocie
rycerskiej, strategji i patrjotyzmie, krzywo częstokroć ze szkodą
Rzplitejpojętym.
Ileżtouciechłowieckich,jakieższerokieujścienadmiarusił
dostarczyła puszcza polska królom, ich rycerzom, biskupom i
politykom!Świadcząotemopisywspółczesnychkronikarzy,jak
Długosza, opowiadającego o łowach Krzywoustego i Sieciecha
wborachUsosińskich,dokołaujściaOdrypołożonych,lubtegoż
dziejopisa i Macieja Stryjkowskiego, sławiących polowanie
Jagiełły na górze Świętoroha i w puszczy Białowieskiej;
wspominają o tem pamiętnikarze i dawni pisarze, jak
,
niemiecki poeta Konrad Celtes, studjujący astronomję w
KrakowieuWojciechazBrudzewa,nauczycielaKopernika;pisał
otemMateuszCygańskiwr.1584,TomaszBielawski,Ostroróg,
Sarbiewski i inni. Głoszą oni sławę dawnych łowów
królewskich, zamków myśliwskich i obozów łownych w
Białowieży, Knyszynie i dalej — aż hen po grań krzyżacką i
zajezierze wigierskie. Nietylko jednak królowie i rycerze
znamienici pławili się w bujnej uciesze myśliwskiej;
niepozbawione było jej również rycerstwo pospolite, a nawet
„stany podłe“, do których zaliczano brońców, tropicieli,
16
dojeżdżaczy, osoczników, sokolniczych, psiarzy, ptaszników,
naganiaczów i leśników łownych i strażniczych. Z nich to
zapewnewywodzisiękłusownik,oddziada-pradziadaczującyw
sobie drapieżną chuć. Po dzień dzisiejszy myszkuje on i kluczy,
podsłuchuje i skrada się poprzez puszczę Białowieską,
Świsłocką, Knyszyńską i Myszyniecką, gdzie, — jak ongiś —
kula, nóż i siekiera rozstrzygają niekiedy spotkanie chciwego
łowca z czujną strażą leśną. Odwieczni to wrogowie łowca
sportowego. Sądzić o tem możemy na podstawie wymownych
gorzkich żalów podskarbiego Lutomirskiego z r. 1551-go,
żądającegociężkichkardlakłusowników,grasującychwówczas
wpuszczyNiepołomickiej.
Przeludniające się coraz bardziej ziemie mazowiecka i
kujawska żądały ujścia dla swej ludności. To też w pewnych
okresach polityka Polski miała nastawienie na wschód —
szczególnie na Ruś Czerwoną i Białą, a fala osadnictwa w
pierwszym rzędzie niosła na swym grzbiecie Mazurów i
Kujawian. Szukali oni też dla siebie własnych dróg i terenów
kolonizacyjnych. Znajdowali je znowu w puszczy, na północ od
dolinyWisły,docierającażdodawnychgranicPruspogańskich,
a potem Zakonnych i książęcych. Wdzierali się ci ludzie do
puszczyiwypieralitubylcównapojezierzeizaBug.Abyłtolud
niebylejaki!Zuchwały,wytrwały,upartyiwojowniczy.Gnębiłon
niepomiernie Jadźwingów, Prusów, Litwinów i Dregowiczan,
RadymiczaniKrywiczan,którymzbiegiemczasunadanonazwę
— Białorusinów, zagarniając im ziemie orne i rozległe połacie
borów, a, gdy puszcza przeszła pod „wysoką rękę“ Polski, kły
pokazywał komturom krzyżackim. Potomkowie tych sławnych
konkwistadorów mazursko-kujawskich przetrwali do naszych
czasów
w
puszczach
Kurpiowskiej,
Augustowskiej
i
17
Knyszyńskiej i zachowali zalety i wady swych dalekich
pradziadów. Szczycą się przeszłością sławną i z dumą i czcią
powtarzająsynomiwnukomopowieśćotem,jaktoprzodkowie
ichnieznalinigdypoddaństwapanomszlachcie—królowiino
podlegając, jak to w roku 1708 gospodarz w puszczy przy
barciach chodzący, o przezwisku Borowy i pani wojewodzina
Działyńska, Kurpiów moc skrzyknąwszy, pod Myszyńcem i w
Ostrołęce pobili rajtarów króla szwedzkiego i to tak, że sam
wielkiwódz,KarolXII,ledwiezżyciemuszedł.Szczycąsięoni
wiernością ojczyźnie i chętnie pokazują pobojowiska, gdzie w
obronieswegoswojąiwrażąprzelewalikrew.
WpuszczyżylisobieMazurzyzasobnieiswobodnie,różnym
jej uroczyskom nadając odrębne nazwy — Skwańska,
Myszyniecka, Ostrołęcka, Różańska, Zielona i Nadbużna, o ich
zaś bogactwie głośno było i w Polsce i za jej rubieżami.
Wszystkopłynęłoztejpuszczy.Hojnabobyłaidobrotliwapani!
O jej łaski ubiegali się nietylko Mazurzy, Jadźwingowie i
Prusowie, lecz nawet ten i ów z królów, na stolcu krakowskim
siedzący. Cały orszak ich — wspaniały i dostojny przesunął się
przez puszcze polskie: Bolesław Krzywousty, Kazimierz
Sprawiedliwy, Leszek Biały i Czarny, Władysław Łokietek,
Jagiełło i Witold, Kazimierz Jagiellończyk, Zygmunt Stary,
Zygmunt August — ów „ostatni łowiec“, królowa Bona, Stefan
Batory,WazowieiSasi,LeszczyńskiiPoniatowski.Jedniznich
jak Władysław Jagiełło urządzali wielkie łowy, aby mięsem
upolowanej zwierzyny żywić wojsko, ruszające na walną z
Zakonem rozprawę pod Grunwald, lub jak Batory, który przed
wojnąmoskiewską,czerpałzapasyprowjantówzgłębipuszczyi
w tym celu poruszył całą ludność puszczańską, stając się
poniekąd„patronemkłusownictwa“.Inniprzybywalidopuszczy
18
dlarozkoszyłowieckich,dlabujnejradościwdobiepokoju,dla
wypoczynku od trudów rządzenia lub też przeciwnie — dla
spotkań dyplomatycznych, podczas których omawiano sprawy
nagląceiniezmiernieważnewciszy,zdalaodzgiełkustolic,od
podsłuchujących i podglądających dworaków i szpiegów.
Pomocnicąbywałapuszczazawszecichą,aniezawodną.
Była ona jednak zawsze i przedewszystkiem naszym wałem
obronnymprzedniespokojnymisąsiadamiodwschoduipółnocy,
od drapieżców zakonnych i grafów marchij niemieckich. Na
płaszczyźnie polskiej dziewicza, nieprzejrzana puszcza, labirynt
ukryty wśród pionów dębów, grabów i buków, brzóz i lip na
nizinach—namiejscachzaśwyższychisuchszychwśródsosen,
świerków i jodeł, mniejsze i większe jeziora leśne, bagna,
porośniętekrzakamiiwysokątrawą—broniłyosiedliigrodów,
a szerokie, wartkie rzeki Wisła, Bug, Narew, Hańcza stanowiły
naturalne, trudne do przebycia zasieki. Nietylko w zaraniu
dziejówPolskidoznawaliśmyobrończejopiekipuszczy,nietylko
wpóźniejszemśredniowieczuiwczasachprzedrozbiorowych—
odJagiełłydokrólaStanisława,alei—wnajnowszych,—ba!
nieledwiewczoraj.
Podczas insurekcji kościuszkowskiej puszcza w pobliżu
Grodna stała się widownią bitew, które stoczył generał Michał
Zabiełło,bardzopiękną„retyradą“cofającysięnaBrześćipod
WęgrowemosłaniającyWarszawę.
W Grodnie też rozległy się ostatnie zapewne głosy śmiałe
podczas sejmu, zatwierdzającego drugi rozbiór Polski, a także
tam przed bitwą pod Maciejowicami przebywał sam „naczelnik
w sukmanie“ w ostatniej fazie powstania. Puszcza widziała
bitwy Jaźwińskiego, Kwaśniewskiego, Gładyszewskiego i
generałówziemiańskichkołoWizny,Rajgrodu,PiętnicyiKolna,
19
gdzie, jak za Jagiellonów, wstrzymywano skutecznie Prusaków,
wdzierającychsięnaziemiępolską.
Powstanielistopadowegłośnemodbiłosięechemwpuszczy.
Wdzieleprof.W.Tokarza„WojnaPolsko-rosyjska1830—31r.“
czytamy,
że
w
augustowskiem
przegrodził
Dybiczowi
strategicznąszosękowieńskąwalecznymajorSzonnaczele23-
go pułku piechoty i strzelców leśnych, szarpiąc dotkliwie
bataljonycara.KomisarzrząduGodlewski,dowodzącstrzelcami
leśnymi,kosynieramiijazdąaugustowską,napadłnaNowogród,
OstrołękęiKolno.Wypadytepowstrzymałynapewienczasruch
gwardji, dążącej ku Łomży i Ostrołęce. Pod Tykocinem wojsko
polskie ścigało już uchodzącą przed niem gwardję i zmusiło ją
do wycofania się na Białystok. Grajewo, Augustów, Rajgród i
jez. Dręstwo były świadkami bitew Giełguda i Dembińskiego z
armjąrosyjskiegogenerałaSackenaizwycięstwanaszego,które
rozstrzygnęła bohaterska szarża majora Mycielskiego. Puszcza
Świsłocka
i
Białowieska
przykryły
sławny
odwrót
Dembińskiego z Kurszan po upadku powstania na Litwie, a gdy
ją
nieprzyjaciel
zagarnął,
puszcza
przytuliła
zuchwałą
partyzantkę.
AugustSokołowski,opisującrok1863,wspominaenergiczną
działalność powstańca Padlewskiego pomiędzy Bugiem a
NarwiąibitwęjegozoddziałemmoskiewskimpodMyszyńcem,
w ziemi kurpiowskiej, gdzie „bohaterski wódz, zdala widoczny
—bonosiłbiałykożuszekibiałąkonfederatkęzpiórem—sam
prowadziłswoichdzielnychkosynierówdoataku“.
Na Podlasiu i w Augustowskiem, opierając się o puszczę,
powstańcze oddziały długo i ofiarnie podtrzymywały nierówną
walkę o wolność ojczyzny. Wreszcie po odzyskaniu wolności,
gdyPolskazmuszonabyładoobronyswegoistnieniaprzeciwko
20
wschodniemu sąsiadowi, zagrażającemu całej Europie, jej
cywilizacji i chrześcijaństwu, puszcza i miasta, w jej głębi z
biegiem czasu powstałe, znowu, jak poprzez całe życie
historyczne Polski, na losach wojny r. 1920 zaważyły w
znacznym stopniu. O tem najlepiej świadczy rozkaz Naczelnego
Wodza, wielkiej pamięci Józefa Piłsudskiego z 18 sierpnia
1920r.
Uwieńczeniem tego rozkazu stało się zdobycie Ciechanowa i
Mławy, uważane za koniec drugiego aktu tragedji rosyjskich
wojsk, maszerujących dumnie jeszcze z początkiem sierpnia na
podbój całej Europy. Wzięła w tem czynny udział puszcza i
osiedla,
rozmieszczone
na
jej
krańcach
przez
ludzi,
przewidujących wszelkie możliwości na setki lat. W pobliżu
miast puszczańskich, gdzie tyle już razy odczuwano burzliwy
powiew wojny, snuły się blade cienie dawno poległych
wojownikówpolskich,aodnichspływałnanaszemłodewojsko
niewidzialny, lecz potężny prąd bohaterstwa i ofiarności
bezgranicznej. Te zjawy przed wiekami poległych obrońców
ojczyzny pochylały się nad każdym żołnierzem, śpiącym w
niezarosłej mogile i niemilknącym pogwarem borów i
rozśpiewaniemechaszeptałynamiętnie:
—Wszystkodlawolnościiojczyzny!
21
ROZDZIAŁDRUGI
S K A R BI EC N I EP R ZEBR A N Y
M
ało znamy państw i narodów, posiadających tyle bogactw
naturalnych, jak Polska, zawdzięczająca je swym puszczom.
Niezliczonei,przymądrejgospodarce,niewyczerpanekryjeona
zasoby.
Puszcze
nasze
oddawien-dawna
słynęły
z
pierwszorzędnego budulca okrętowego. Znaleziono stare — z
wieku XIV podobno pochodzące dokumenty, stwierdzające
wywóz drzewa masztowego przez Gdańsk morzem do dalekiej
Flandrji, Anglji i Hiszpanji, do krajów, szczycących się
najlepszymiwowymczasieżeglarzami.OttonHedemanwswej
niezmiernie zajmującej pracy „Dawna puszcza i wody“ (Wilno
1934) przytacza szereg gatunków ówczesnego okrętowego
towarudrzewnego:makszty(maszty),szpiry,bukszpreje,brusyi
kłody, wyrabiane w puszczach naszych. Różne gatunki drzew
składająsięnacałyogromnydodniadzisiejszegozasięglasów,
porwanych już na strzępy, lecz stanowiących resztki dawnej
puszczy. Dzika, niedostępna, broniąca naszych granic i
ukrywająca Polskę średniowieczną, miała ona w swych
ciemnych głębiach nieprzezwyciężone przez człowieka gąszcze,
zwałystarychdrzew,zawiłelabiryntyhaszcz,przeciętychtam—
rzeką, tu moczarem lub bagniskiem. Zwierz nawet unikał tych
miejsc zdradliwych, a cóż dopiero człowiek lub liczniejszy
oddział zbrojny?! Jednak i dziś jeszcze puszcze polskie,
szczególnie wschodnie i północne, stanowią ważne tereny
23
obronne dla państwa naszego, gdyż skrócają front i pozwalają
obsadzićzagrożonegranicenieznacznemistosunkowosiłami.
Sosny, świerki, dęby, graby, jesiony, brzozy, olchy i osiki
zrzadkalipyinielicznejużokazycisów,zwartelubpomieszane
ze sobą w zależności w pierwszym rzędzie od składu i budowy
gleby, tworzą ogromne połacie puszcz. Białowieska wraz z
Szereszewską, Ladzką i Świsłocką obejmuje 14 2626 hektarów,
Augustowska 107 653 hektary, Knyszyńska 58 302 hektary,
Zielona czyli Kurpiowska — 185 725 hektarów. Nazwy
niektórych miejscowości świadczą o dawnej przewadze
zanikającychobecniegatunkówdrzew.Mówiąotemniezliczone:
Cisówki,Lipówki,Jesionki,Graboweit.p.
Od niepamiętnych czasów ludność puszczańska trudniła się
bartnictwem,
potażnictwem,
smolarstwem,
zbieraniem
i
suszeniem grzybów i jagód, rybołówstwem i — łowiectwem
sportowem,podlegającemprawulubbezprawnem,rabunkowem
—kłusownictwem.WpuszczyZielonejwpiaskach,przeciętych
warstwami torfowisk, osadnicy znajdywali i przerabiali na
żelazo rudę darniową i poszukiwali „złota północy“ —
bursztynów. Gdybyśmy posiadali mapę rozpowszechnienia
puszczy w Polsce od czasów Mieszka do w. XV-go, to
porównawszy
ją
z
istniejącemi
obecnie
mapami,
zrozumielibyśmy jakie zniszczenia poczyniono w jej potężnem
ciele. Obecnie widzimy ją pociętą na odrębne kompleksy — w
zachodniej części, na Pomorzu niemal całkowicie wytrzebioną,
jak również i w granicach centralnych województw. Połacie
ziemi ornej wdzierają się już głębokiemi „bielami“ w głąb
puszczy, a i w ośrodku jej widnieją rozległe nieraz polany. Na
zanik puszczy wpływały walka o pole i wykorzystanie zasobów
drewna. Pierwotny osadnik-rolnik uważał puszczę za swego
24
wroga, więc walczył z nią siekierą i ogniem, aby zdobyć sobie
zagon, wypad na szeroki świat i stałą z nim przez życie
wymaganąłączność.
WArchiwachAktDawnychwWilnieznajdujesię,jakpodaje
Hedeman,
opis
trzebienia
puszczy
przez
osadników,
pozostawiony przez M. Stryjkowskiego z w. XVI-go. Wyrąb
cienkichdrzewiwycięciekrzakówpuszczańskichodbywałysię
koło św. Piotra i Pawła, a zwaliska okrywano słomą i
pozostawiano do wiosny, poczem palono. Na takich „calinach“
udawały się wspaniałe zazwyczaj urodzaje. — „Mniemałbyś“,
mówi Stryjkowski, „że tu się urodziła Cerera. Żyto wyrasta tak
gęsto i zbite, że koń zaledwie przedrzeć się może, a z jednego
ziarna trzydzieści niekiedy kłosów wybuja do takiej wysokości,
że, jeżdżąc na koniu, nie zejrzysz z niego.“ Tępienie lasu
postępowało szybko naprzód, ponieważ osadnicy, nie stosując
żadnych nawozów, szybko wyjaławiali zdobyte role i szukali
nowych gruntów, wyrąbując i z dymem puszczając coraz to
większe połacie puszczy. Głębokie i niezabliźniające się rany
zadały jej też liczne, toczące się w niej wojny, nierozwaga
ludzka, a czasem — mściwość, chętnie posługująca się
„czerwonym kurem“, pożerającym całe bory, że aż tam i sam
znikłybezśladuitylkowarchiwachsądowychpozostałaonich
pamięć pełna skargi i żalu, albo też rolnik na bezleśnej od
dziadów już i pradziadów równinie natrafił lemieszem na
pokraczne, skamieniałe pnie, co niby kości dawno poległych
olbrzymów przetrwały wieki pod zwałami gliny i narzutami
piasku. Od w. XVIII-go rozpoczęła się gospodarka leśna —
najczęściej,niestety—bezplanowairabunkowa.Głębokierany
zadanezostałypuszczomnaszymprzezSzwedówww.XVII-ymi
przezNiemcówporozbiorzePolskiiupadkuNapoleona.Ranyte
25
zabliźniać się poczęły szybko na mocarnem ciele puszcz, lecz
wkrótce potem nastały burzliwe czasy powstań, bitew i
pościgów, gdy to puszcze, kryjące w swej opiekuńczej roztoczy
oddziały wiernych swej ojczyźnie Polaków, ucierpiały
straszliwie.
Rosjanie, zagarnąwszy Litwę, Polesie, Wołyń, Podole i
Królestwo Kongresowe, jęli gospodarzyć na swoją modłę
niszczycielską, chociaż już w połowie w. XIX-go rozlegać się
zaczęły głosy w obronie puszcz — tego bogactwa zagarniętego
kraju.CodopuszczyBiałowieskiejodegrało tu pierwszorzędną
rolę zamiłowanie carów i wielkich książąt do polowań na
grubego
zwierza,
ukrytego
w
ostępach
puszczańskich.
Wprowadzono niebawem ochronę lasów i zwierzostanu, co
przetrwała aż do wielkiej wojny światowej roku 1914—18.
Bitwy, staczane na terenach Suwalszczyzny, Grodzieńszczyzny i
Polesia,oczemdodzisiejszegodniaświadcząśladywypalonych
niegdyślasów,obszerneporęby,okopyizasieki,najeżonedrutem
kolczastym — zadały puszczy ciosy straszliwe. Odwrót wojsk
rosyjskich,aszczególnieokupacjaPolskiprzezarmjęniemiecką
zagrażaływpewnychokresachwprostbytowinaszychpuszcz.W
dobie wojny pozycyjnej, rezerwy znajdujące się na tyłach armji
linjowej, przemianowywano niejednokrotnie na drwali. Pod ich
siekierami
padały
potężne,
sędziwe
olbrzymy
leśne;
wybudowane tartaki w Hajnówce i puszczy Augustowskiej
przerabiały piony dębów, sosen, świerków i jesionów na różne
gatunki towaru drzewnego, kolejki wąskotorowe podwoziły
kloce, belki i podkłady do stacyj węzłowych, skąd zrabowane
nam drzewo wysyłano do Niemiec. Ogromne przestrzenie leśne
—ogołoconozdrzewleczmimotopodopiekąnaszychleśników
bory i grondy dźwignęły się już z grobu niemal i zasklepiają
26
zadaneimrany.Zdołałybyonebyłyuczynićtopewnowcześniej,
gdyby nie rabunkowy plan niemieckiej eksploatacji. Pozostawił
onbowiemposobieniezliczonezwaliskaodpadków,wktórych
rozwinęłysięwniesłychanejilościowadyszkodliwe,jaksówka
i kornik, a szerzone przez nie zniszczenie groziło większem
niebezpieczeństwem, niż nawet pociski, las koszące, rabunkowe
siekieryizanieconyogieńniemiecki.
W dawnych czasach zwracano już uwagę na eksploatację
nietylko samego drzewa, ale i innych produktów, jak potaż,
smoła,dziegieć,maźiwęgieldrzewny.Różneistniałyrzemiosła
leśne i ludność puszczańska za pewne przywileje obowiązana
była dostarczać dziedzicom lub starostom ustaloną normę kłód,
belek, korzeni smolnych, dranic, klepek, niecek lipowych,
garnków glinianych, łyka, miodu, potażu, smoły, dziegciu i mazi
kołowej. Budnicy, czyli „majstrowie potaszni“ produkowali z
popiołu drzewnego dwa gatunki potażu, znajdującego popyt w
Niemczech: „szmelcug“ i „popiół próchniasty“. Potażu używano
dobieleniapłócien,fabrykacjimydła,porcelanyifarb.Wweku
XVI-ym nie mieliśmy konkurentów na rynku potażowym
zagranicznym. W tymże wieku Niemiec Hanus otrzymał od
ZygmuntaStaregodzierżawęwpuszczachkrólewskichnawyrób
wańczosów, klepek i potażu, a jego budnicy proceder ten
uprawialiwpuszczyzaniemeńskiejiobecnejaugustowskiej.
Teraz zniknął bez śladu, odszedłszy w cień minionych
wieków, przemysł rudny, dostarczający dobrego żelaza, jak
również i potażnictwo. Na ich miejscu powyrastały smolarnie
retortowe i terpentyniarnie, spotykane w granicach naszych
północnych i wschodnich puszcz. Jeden tylko rodzaj ubocznego
przemysłuleśnegoodzamierzchłychczasówprzed-Mieszkowych
przetrwał tam i sam. Jest to bartnictwo, ten prasłowiański
27
przemysł puszczański. Przy pierwszych już spotkaniach Słowian
z obcokrajowcami powstał zapewne handel zamienny woskiem,
miodem i bursztynem — temi czysto słowiańskiemi towarami.
Wosk sprzedawano „kamieniami“, miód przaśny i kwaśny —
kadziami. Istnieją dane, że już w wieku XIII-ym kupcy z
Nowogrodu Ruskiego umieli wosk fałszować. W tym celu
oblewalionizwykłekamieniewoskiem,oszukującnabywcówna
wadze,lubteżfabrykowali„ersatz“zmieszaninywosku,smoły,
tłuszczu wołowego, mąki, białej gliny. Dla kontrolowania tego
niezmiernie ważnego handlu ustalono urząd „ekonomów
woskowych“,którzypieczętowalistożkowate„kamienie“wosku,
gwarantującczystośćproduktu.Miódiwoskstanowiłyniezbędny
produkt użytku codziennego. Możemy je śmiało nazwać cukrem
i... „elektrycznością“ średniowiecza. Poza pewnemi korzeniami,
sokiem klonowym i brzozowym, owocami i jagodami, miodu
używano jako jedynej słodyczy. Wosk oświetlał domy naszych
dalekichprzodkówijarzyłsięnaołtarzachświątyń.Jużwwieku
XIII-ymmiódiwosknaszznanebyływEuropiezachodniej.Całe
osady bartników powstały w puszczach, wytwarzając odrębne
obyczaje i formy życia zbiorowego, a to znów, jako prawo
zwyczajowe,ogarnąłstatutKazimierzaWielkiegowr.1347.
Pszczelnictwopierwotnenajbardziejrozwinęłosięwpuszczy
nadnarwiańskiej, gdzie je uprawiali Mazurzy. Według Winiarza,
ówczesne puszcze, należące do królów, biskupów, klasztorów i
szlachty, dzielono na „bory“ i oddawano je osadnikom dla
zakładania barci. Płacili oni za to „nastawę“ lub „kiść“, czyli
daninę w miodzie, wosku albo pieniądzach. Wspólne interesy,
walkazdwunożnymirabusiami,zniedźwiedziemikunązmusiły
bartników do połączenia się w związki i ustalenia osobnego
prawabartnego.Znanesądwajegowydania:jednozr.1559-go,
28
drugie—z1616-go.Związkibartniczemianowałysię„gminem
bartnym“ lub „rzecząpospolitą bartną“. Osobliwa to była
„rzeczpospolita“,rządzonawpierwszymrzędzieprzez„starostę
miodowego“, a potem przez „starostę bartnego“ — urzędnika
starostwa królewskiego. Bartnicy dla uzyskania „boru“ musieli
się wykazywać pochodzeniem od rodziców ślubnych, dobrą
sławą rodziny i osobistą oraz zobowiązywać się nadto do
opłacania daniny i uczestniczenia w sądach. Bór należał
jednocześniedomężaiżonyitakierównouprawnieniekobietyw
puszczy jest zjawiskiem niezmiernie znamiennem. Każdy bór
miał swój herb, przypominający stare znaki runiczne. Herbami
temi bartnicy potwierdzali w urzędzie bartnym i w starostwie
wszystkie dokumenty, wymagające ich podpisów. Po modlitwie,
przedświtemjeszcze,rozpoczynałnowybartnik„dziać“drzewo
nabarć.Niełatwatobyłarobota!Należałozapomocą„leziwa“
wdrapać się na wysoką, gładką sosnę i, usiadłszy na wąskiej
ławeczce, uwiązanej do sznura, bartnicą dłubać pion. Przedtem
już żona bartnika ustawiała gdzieś pod lipą nowy „śniat“ —
pieniekwydrążonyzprzynętąna„świepioty“—dzikiepszczoły.
Gdy rój osiadł w śniacie, bartnik „kleczbił“ pszczoły w głowie
nowejbarci.Kopęanieraziwięcejtakichbarcizakładałbartnik
w swoim borze i strzegł go przed złym człowiekiem, kuną,
niedźwiedziem,żołnąidzięciołem,chodzącnaczaty,„ogacając“
otwórbarcichrustem,abyptakiniepłoszyłypszczół;przeciwko
niedźwiedziowi najeżał pion ostremi hakami, lub zawieszał
„samobitnie“,strącającekudłategorabusianaziemię,ikolebki,z
których bury niecnota wypadał na ostre kołki, ginąc od nich lub
od siekiery zaczajonego wpobliżu bartnika. Gdy pszczoły
„potworzyły“ dużo złocistego a cennego „lipcu“, bartnik
podbierał miód, „podmietał“ barć i „łaźbił“ pszczoły. Czynił to
29
pilnie, aby zabezpieczyć je na zimę przed głodem i mrozem.
Rzadko posługiwał się wprawny bartnik „wąklicą“ z
„podkurem“ i sitkiem, bo go pszczoły nie żądliły, jakgdyby
wiedząc,żedzielisięzniemisprawiedliwie.Płaciłymudaninę
miodem za bezpieczeństwo i spokój tak samo, jak on znów
woskiemimiodemoddawał„nastawę“odkażdej„rączki“miodu
iodkażdejkopykamieniwosku,jakpłaciłdziedzicowi„kunne“
za prawo posiadania flinty do bicia zwinnego drapieżcy.
Wytłoczywszyisklarowawszymiód,„szmelcował“,we„wrąby“
i „kamienie“ fasonował wosk i sprzedawał swój towar
właścicielowiborulubkupcom-Żydom,apotem,jakotemmówi
znawca ludu Z. Gloger, mawiał z pogodnym uśmiechem na
opasłejtwarzy:
—Tomojeżniwoipszenica,bounaswpuszczyjenopiaski
szczereiinnejpszenicyzeswegoplonuniemamy!...
Cicha to, słoneczna, radosna acz trudna praca — bartnictwo!
Zrzadka tylko zakłóca ją ptak-szkodnik, czworonożny rabuś lub
chorobapszczela,gdyto,niezwlekając,należy„spuścić“,ściąć
drzewo z zarażoną barcią, uśmiercić rój i okurzyć cały „stan“ i
rynsztunekbartny.Jednakniktniepoznałbyspokojnegozawszei
małomównego pszczelarza, gdy gdzieś w jego borze lub u
sąsiada pojawiał się zły człowiek, podcinający więzy i
podbierający miód z barci. Wtedy to, zrobiwszy zasadzkę i
przyłapawszy go na „ocznej winie“, bartnik obezwładniał
rabusia, krępując mu ręce i nogi „leziwem“, i zwoływał sąd
bartny—szybkiisurowy,aprawemkrólewskiempotwierdzony.
W
obecności
sędziego
wysłuchiwano
oskarżyciela
i
oskarżonego,gdyzaśprzestępstwozostałoudowodnione,każdyz
bartników dotykał powrozu, co była milczącym wyrokiem, po
którym mocne, „osmygane“ leziwo, przerywało pasmo życia
30
zbrodniarza. Wrazie wyłamania się kogokolwiek z bractwa
bartniczego poza prawo jego i zwyczaj, człowiek ten zostawał
„wywołany“zpuszczy.Oznaczałotowykluczeniegoz„gminu“i
pozbawienie praw obywatela „rzeczypospolitej bartnej“. Mieli
dawni pszczelarze i pasiecznicy swoje przesądy, talizmany,
„odczyny od uroków“, swoich patronów i własne modlitwy,
nierazbardzodziwne,znaliteżlekinapszczoły,godzinyidniena
„podłazy“ i na „twórz“ — a wszystko, niby stare świerki,
brodatemi porostami siwemi okryte, pleśnią wieków przeżarte,
szemrzące starczym głosem pogańskiej słowiańszczyzny —
tajemniczej, jak owa „gawędź“ roju pszczelego, odurzonego
jałowcowymostrymdymempodkuru.
Miód — owa „pszenica“ bartna, zlany do „rączek“ — kadzi
10½-garncowych,poznaczonychznakiemboruistarostybartnego
płynął potem Narwią, Bugiem, Wisłą do Gdańska, Królewca,
Szczecina — a Niemnem — do Rygi: wraz z „rączkami“
wysyłano „wrąby“ lub „kamienie“ wosku, również zaopatrzone
w borowe herby bartnika, starosty, a nawet właściciela puszczy
na potwierdzenie czystości towaru. Wielce bowiem dbano o
niego, bo przecież uznawano go za pieniądz, daninę i
najcelniejszytowareksportowy.
W puszczy północnej, szczególnie zaś na ziemiach Prusów,
gdzie rozsiedli się Mazurzy, oraz w Kurpiowskiej czyli
Myszynieckiej od czasu, gdy wdarł się w ostępy lud bartny,
rozpoczęło się zdobywanie „złota północy“. Pokłady bursztynu
na ziemiach Polski współczesnej ciągną się od granicy Prus
Wschodnich, od Pełty na Myszyniec i na Ostrołękę. Jest to pas
długi na 42 km i szeroki do 24-ch, stanowiący odnogę tak
zwanego „bursztynowego wybrzeża“ Bałtyku, z ośrodkiem
najobfitszym w Palmincken. W trzeciorzędowych warstwach
31
zalegają tam mniejsze i większe kawały kopalnianej żywicy, co
wyciekła niegdyś z chorego lub skaleczonego drzewa „Pinus
succinifera“.Uczenitwierdzą,żepobursztynbałtyckiprzybywali
przed wiekami Egipcjanie i Fenicjanie. Osadnicy puszczańscy
wydobywają bursztyn z ziemi, na której rosło przed
współczesnym okresem geologicznym drzewo żywiczne, i
znajdują mniejsze lub większe kawałki bursztynu. Czasem trafi
im się duży „głąb“ kopalnianej żywicy, a w nim pogrążone
owady,liścieikwiaty,któreżyłyikwitłyprzedsetkamitysięcy
lubimiljonówlat;najcenniejszesątakzwane„łzybursztynowe“,
na miarę orzecha włoskiego, złociste, przeźroczyste a
najtwardsze, niepękające pod naciskiem rylca tokarza. Istnieje
cała skala odcieni bursztynu — od najjaśniejszych złotych do
zielonychinajciemniejszych—brunatnychiczerwonych.Jasnei
przeźroczyste gatunki używane są do wyrobu paciorków,
bransolet, cygarniczek, cybuchów i t. d. Ciemne i mętne idą do
fabryk lakierów, drobne kawałki podlegają stopieniu i
sprasowaniu, poczem nadają się do różnych, tańszych jednak
wyrobów.Nadbałtyckiinaszpuszczańskibursztynpowydobyciu
gozziemiodbywadalekąpodróż.Surowieciwyrobyzniegosą
pożądanymtowaremnacałejziemi;znanyonbyłwewszystkich
epokachhistorycznychiwdobieprzeddziejowej.
„Złoto północy“ — w którem skrzepł promień słoneczny —
owiane legendą, urokiem mistyki i magji, od niepamiętnych
czasów głosi wszędzie sławę dalekich puszcz słowiańskich,
przeglądających się w siwych falach Bałtyku i w zwierciadłach
dawnozamarłychjezior—tychostatnichśladówlodowca,który
po długiem tu panowaniu cofnął się w mroźną głąb tajemniczej
krainyHyperborejów.
Skarby puszczy pomnażało nieprzebrane rybne bogactwo jej
32
wód.Rybołówstwoodbywałosiębądźzpomocąościoczterech
lub ośmiu zębach, którą kłuto śpiącą rybę z łodzi przy świetle
płonącychkagankówiłuczywa,bądźteżniewodów,częściejzaś
pospolitych„wiersz“—plecionychkoszów,wrzucanychdorzek
puszczańskichijezior.Wmiarętego,jakpuszczasięzaludniała,
wody jej pociągały ku sobie rybaków; pod tym względem na
pierwszemmiejscuwymienićnależyjezioraAugustowskie,gdzie
ujrzano niebawem różne sieci i inny przemyślny sprzęt rybacki,
wPolsceoddawnaużywany.Tońtychjeziorrozległychicichych,
gdziewśródzaroślidennychukryłasięjakaśsędziwatajemnica,
z łaskawością dobrotliwą spotkała Polaków i po dziś-dzień
oddaje im resztki swych bogactw rybnych i swoją siłę do
dźwigania tratw i łodzi. Nawet „dziwożony“ — boginki wodne
nieszkodziłynigdyMazurompuszczańskim,możedlatego,żenie
kosilioniłąkzielem„słodyczki“porosłychiniepłoszyliduchów
wodnych i leśnych czarownem kwieciem dzwonków liljowych,
ani drażniącą nozdrza czemierzycą. Dobrze się żyło z łaski
puszczy,któradawała—jakpisał
:
„Ryby,grzybyiwędliny—
Linydorodne,hukzwierzyny
Ikęschlebawczołapocie—
Anapańskistółłakocie
Lipcestare,łosiechrapy
Iniedźwiedziełapy“.
D AW N E Ł O W I S K A
Na progu dziejów historycznych Polski, ciemna, tajemnicza
33
puszcza okrywała cały niemal jej obszar. Roiło się w niej od
zwierza wszelakiego i ptactwa łownego. Jadźwingowie,
przebiegający część puszczy zabużańskiej, wierzyli podobno w
życie pozagrobowe i w powrót na łowy do rodzinnej kniei, co
byładlanichowemi„błogosławionemiterenamimyśliwskiemi“,
o których mówią stare gadki czerwonoskórych myśliwców z
drugiejpółkuli.—Wierzeniatedowodząobfitościzwierzynyw
puszczy.
Mazurzy, posuwając się za Bug i Narew, zetknęli się ze
zwierzyną i w pościgu za nią, w walce z turem, żubrem i
niedźwiedziem wyrobili w sobie ducha wojowniczego,
zuchwałegoiodpornego.Starapieśńcechujedobitniehardośći
bitnośćtegoszczepupolskiego:
Szarszanzadrzewiały
Zposzewopadały
Kijecgranowity
Harkabuznabity.
Zstępujmuzgościńca
Rzucasiędokijca,
Potymzharkabuza
Wnetpoprawiguza.
CisamiMazurzy,odktórychwpóźniejszychczasachodbiegły
dwie gałęzie — Kurpie i Podlasianie, pierwsi poznali i
spenetrowalipuszcze,onito—wytknęlidrogikrólom,książętom
mazowieckim i znakomitym panom, którzy lubowali się w
wielkichłowach,onitoumielitropićiosaczaćgrubązwierzynę,
wabićdrobniejszą,„zkwielać“ptactwo—oddzikiego,czujnego
sokoła białozora do głupiej siewki i wrzaskliwej przepiórki.
34
Tropicielemazurscyikurpiowscy,prowadziliJagiełłę,Zygmunta
i Batorego na łowy, oni też szli na „osoczników“, znając
wszystkie grządy, przebiegi, przesmyki i łęgi. Sztukę czytania w
wielkiejksiędzenaturyprzechowaliMazurzypodzieńdzisiejszy
idlategotoobrońcypuszczy—leśniczowieigajowimająznimi
kłopotów coniemiara. Dla panów przekształciły się obyczaje,
prawa i sposoby łowieckie, — dla Mazurów kłusowników
pozostały niezmienne; u nich bowiem dziś jak przed wiekami o
wszystkiemstanowibystre,celneokoi—śmiałość.
Oddawiendawna polowano w puszczy miotami. Gdy
wytropioną zwierzynę spędzano przełają do jednego z uroczysk
lub do błotnistej kotliny, — „osocznicy“ otaczali to miejsce
mocną siecią. Jakie to były sieci, o tem wspomina w swoim
poemacie Tomasz Bielawski: „Król Batory, na straży siecią
trzeciomilnąotoczywszy,zwierzynębierałnieomylną...“
Najpożądańszą zdobycz stanowiły tur i żubr. W puszczach
zaniemeńskich — także „betsy“ — zapewne renifer, który z
biegiemczasuprzekoczowałnatundrępółnocnejEuropy;ponich
dopiero następowały niedźwiedzie i to — o ile miały siwe na
karkukłaki,atakżełosie,byleorosochachnajrozłożystszych.W
średniowieczu strzelano do grubego zwierza z łuków i kusz
ręcznych,wspieranojenarohatynie,lubkłutokrótkimoszczepem
o szerokiem ostrzu. Jeden z kniaziów mazowieckich Janusz —
jak i Olelkowicze, lubił potykać się z żubrem i niedźwiedziem,
mając w garści kordelas lub topór, którym tak zręcznie łupał
czaszki, że „nie zdały się już ni do ozdoby w komnacie.“ W
nowszych czasach używano broni palnej i pod jej wpływem
zanikła właściwie rycerska zabawa potyczek w pojedynkę z
rozwścieczonym zwierzem. Doszło do tego, że nawet niewiasty
rozmiłowały się w uciesze myśliwskiej — jak naprzykład,
35
brzydka, jak ciężki grzech śmiertelny, Marja Józefa, małżonka
Augusta III. Siedząc w krytej, specjalnie dla pary królewskiej,
zbudowanejtrybunie,raczyławłasnoręcznieubićzedwadzieścia
żubrów i to najzacniejszych. Była to wstrętna rzeź napędzonej
zwierzyny, ulubione zajęcie saskiego dworu. Za panowania
Jagiellonów, sławne karty zapisało łowiectwo polskie —
królowie tej zasłużonej dynastji osaczali knieję ludźmi i
puszczali psy łowcze. Zwierz szczuty pędził przesmykami
naoślep, natrafiając na straże z zaczajonymi myśliwymi.
Koronowani łowcy: Zygmunt August, Stefan Batory i
Władysław IV, trzymali sfory najlepszych psów ułożonych,
medjolanów,chadzajączniemina„czarnązwierzynę“—dzikii
„osadzone“ kłując oszczepem. Tych ogarów za łowów
Władysława Jagiełły zastępowali stanowniczowie — Mazurzy.
Węszylionitury„rzadko-krajne“iżubry,odnajdywalinaśniegui
bagnach ślady ich kopyt, po kłakach turzycy, kądzieli i usmolu
wychodzili na trop i prowadzili za sobą dostojnych łowców.
Mazurzy również umieli „podchodzić“ małe, dzikie koniki na
nęciskach i ustronnych polanach, chwytali je w czarnym lesie
liściastym, zastawiając na nie „stępy“, zasieki i pętle.
Niedźwiedzie zazwyczaj brano w barłogach, wypędzając je z
legowisk, i „wspierając“ gonione zwierzęta na rohatynach.
Wszystek gruby zwierz poczytywano za osobistą i wyłączną
własnośćpańską,awięckrólawdohrachkoronnych,biskupa—
w duchownych, szlachty rodowej — w jej włościach. Mimo to
najbardziejnawetposzukiwanazwierzyna—turyidzikikoń—
niebyłasnadźdostateczniechroniona,gdyżresztkijejznikająw
w. XVII-ym. Dzikie konie puszczańskie, czy może zdziczałe,
cisawe, śmigłe koniki Litwinów, a może Jadźwingów zostały
chwytane żywcem, stanowniczy, czyli tropiciel, obeznany z
36
przechodami tych zwierząt, niezwykle się cenił. Królowie
darowywalischwytanekonikiznakomitymrycerzom,biskupoma
nawetposłomcudzoziemskim.Turabranoobławą,zapędzającdo
miotu i dopiero potem kierując go na stanowisko, strażę
ukoronowanegomyśliwego,którybądźwychodziłnaprzeciwkoz
oszczepem bądź wypuszczał w potężnego zwierza ostrą strzałę.
Było to niebezpieczne polowanie pełne wrażeń i przygód, gdyż
osaczonytur,widzącwroga,atakowałgozawsze,więczdarzało
sięnieraz,że„nosił“łowcanaswoichpotężnychrogach.Bykite
wyginęły w puszczach już w XVII w., wiadomo, że ostatnia
turzycazakończyłażywotwr.1627.Pozostałyjednakścisłeich
opisy,anawetrysunki.J.Rostafińskitwierdzi,żeturbyłzupełnie
podobny do wołu podolskiego i węgierskiego, oraz do byków
andaluzyjskich,wypuszczanychnaarenęcyrków;rasytebowiem
od udomowionych turów pochodzą. Opis tura zawdzięczamy
Zygmuntowi Herbersteinowi, posłowi cesarza Ferdynanda.
Przypadaonnar.1549,apodrysunkiemturawjęzykułacińskim
umieszczonezostałynastępującepouczająceobjaśnienia:„Ursus
jestem, po polsku — tur, po niemiecku aurox. Nieuki bizonta
nazwiskomidali.“
Poseł cesarski mógł opisać tura bardzo szczegółowo, gdyż
młody Zygmunt August podarował mu zabite przez siebie
zwierzę. Rezydujący w Polsce nuncjusze papiescy: Rugieri,
Comendoniiinni,piszącołowachwPolsce,odróżniająturaod
żubra, a jeden z nich Muccente widział nawet oba te gatunki w
zwierzyńcu Zygmunta III. Najdłużej przechowały się tury na
Mazowszu, szczególnie zaś w puszczy Jaktorowskiej, gdzie
wygasłydopierozapanowaniaWładysławaIV-go,awkronikach
tego czasu starannie zapisano smutną datę i podano statystykę
ostatnich okazów. O tych potężnych i pięknych zwierzętach
37
pozostaływspomnieniawpostacinazw:Turówka,TurzaGórai
Turja, spotykane pod Augustowem, w Wielkopolsce, w
MałopolsceWschodniejinaPolesiu.Byłotozwierzęmniejszej
od żubra tuszy i nie miało tak groźnego i ponurego wyglądu.
Tomasz Bielawski w swoim wiekopomnym „Myśliwcu“,
wydanymwKrakowiewr.1595-ymtakpisze:
„Tur,wółpolski,jakiegowszystkieziemnekraje
Niemają,tennapuszczyWiślickiejprzestaje.
Teżjepasą,jeststraża,wielkietezwierzęta
Królpolskistrzelbąbierzewswepodobneświęta“.
Takiełowybywałyniezwykłemświętemłowieckiem,godnem
królewskiej strzelby, gdyż zwinność turów i ich wściekła furja
czyniły ten rodzaj polowania niebezpiecznym, wymagającym
niezwykłej odwagi, siły — no i zimnej krwi. Krewniak tura i
jego godny współzawodnik w dawnem życiu łowieckiem, żubr
przetrwałażdodniadzisiejszego,aleonimbędziemowanieco
później, w opisie ojczyzny jego, puszczy Białowieskiej.
Bielawskiwymieniawswychrymachibawoła,cojest„zwierz
pospolity“ — ale nie wiemy, czy oprócz turów były jeszcze
zdziczałe, samotne byki, czy też jakiś swoisty gatunek bawołów
dzikich. W Historji naturalnej Królestwa Polskiego, ułożonej w
r. 1783 przez Remigjusza Ładowskiego, czytamy o tych
bawołach, na które polowano jeszcze w końcu XVIII-go wieku,
że „po wielu miejscach w Polsce rozmnażają się i chowają je
wrazztrzodami“.
Zakrólewskązwierzynęuważanoteżłosieirysie.Zdobywano
je „przełają“, gdy setki obławników pędziło tych odludków z
matecznikówniedostępnych.Łosie,pospoliteniegdyśnaLitwiei
38
w Polsce, przetrwały u nas do końca w. XVIII-go. Za czasów
wielkiego księcia Konstantego zabito ostatnią klępę w lasach
moszniańskich koło Pruszkowa. W w. XIX-ym sprowadzono do
Polski łosie z Rosji północnej i gatunek ten znalazł dla siebie
dogodne pielesze na moczarach poleskich i w bagnistych
uroczyskach puszczańskich. Polska odrodzona posiada te piękne
zwierzęta,wszędziejużochranianewrezerwatachprywatnychi
państwowych. Jelenie, sarny, daniele stanowiły pospolitszą
zwierzynę, dostępną szaraczkowej niemal szlachcie, o ile
posiadałaszmatlasuwpobliżupuszczy,gdzienikt,pozakrólemi
jego gośćmi, polować nie śmiał pod groźbą ciężkich kar, to też
wieńce i poroża zdobiły dawne dwory. Inne też zwierzęta
zamieszkiwały ostępy puszczańskie: rosomaki, borsuki, kuny,
sobole, bobry, popielice, tchórze, lisy i zające, a na skraju
czarnych lasów i w haszczach wokół moczarów — świeciły
„lampy“ wilcze, chociaż tego drapieżcę ścigali nietylko wielcy
panowie,aleidrobniwłodyki,anawetkmiecie,siedzącynaroli,
bartnicy, „tworzący“ w puszczy, pasterze na łąkach podleśnych,
ba! — budnicy częstokroć i potażnicy. Królowie i królewięta
polowaliwyłącznienagrubego,raczej—najgrubszegozwierzai
tylkomożeKazimierzJagiellończykubijałlubchwytałwsidłai
sieci sobole, bobry i kuny, szczycąc się swym „torłopem“ —
szubą sobolową, używaną na łowach. Długosz, wychowawca
dziecijego,zapisał,żekról„nabiwszywpuszczachwielkąmoc
zwierzyny, porozsyłał ją w darze biskupom, panom, senatorom,
kapitule,wszechnicynaukowejirajcomkrakowskim“.Ztegoteż
sądzić można o obfitości zwierza w puszczy. Zresztą sam fakt
istnienia w dawnej Polsce „pieniądza futrzanego“ świadczy o
temwięcejniżprzekonywująco.Przypomnijmysobie,żepłacono
daniny„łebkami“lub„mordkami“kunipopielic;byłyteż„kuny“
39
i „grzywny“, czyli skórki kunie pojedyńcze lub uwiązane „w
grzywy“.
Polowano również na ptactwo przeważnie „przyprawami“,
czyli sieciami i sidłami, mającemi różne nazwy: podolska,
brózdy, dziwocza, brożek, włóczek, mrzeźna, objętki, kołowrót,
węton, pomek, wiecha, prężynka, cierzeniec, wnyk, kutnica, żak
itd. Używano na ptaki i zwierzęta przeróżnych wabików:
kuwieczki — na sowy, kokcieli na pardwy, mikota — na sarny,
dudki — na łosie podczas rykowiska, szastki — na chróściele,
kwieli — na jastrzębie, piszczyka — na jarząbki, wreszcie
krzęczki—nasłonki.
Istniało kilka gatunków ogarów, częściowo pochodzących od
pospolitych w dawnej Polsce psów św. Huberta, częściowo za
JagiellonówsprowadzonychzWłoch,poczempowstałajednolita
rasapolskichpsówgończych(Ostroróg,Rostafiński,Stolcmann).
Psom,tropiącymzwierzętawpuszczy,nadawanoróżnenazwy—
Prędki, Leniwy, Zalas, Popędź, Uciecz, Budzisz, Wytrwaj,
Cymbał, Leloch, Szukaj, Sokół, Sarna, Rozbój, Lota, Śmiga,
Otracica, Smol. W chróstach i trzcinach nadbrzeżnych psy
wykrywałyłosie,dzikiijelenie,nadrzewach—niedźwiedziei
rysie, na kujawach leśnych — żubry i tury. W polu, inne
odbywały się łowy. Tam spuszczono ze smyczy charty. Stary,
Cygan, Karwat i Trąba ścigały, doganiały i dusiły zoczoną
zwierzynę—jelenia,sarnę,wilka,lisaizająca.Musiałytobyć
psy — „prędkoskokie“, rącze, o „gębie ułapnej“ i
„postrzemienne“ — trzymające się szczwacza, do którego
wracałypozakończonejgonitwie(J.Ostroróg.)Zapsamipędził
konny dojeżdżacz — „wrzeszcz“, a czasem i sami właściciele,
krzycząc na różne głosy: „heco“, „hola-horlala“, „horlala ulała
lala, lala, lala“, a, gdy śmigłe psy doganiały i zdobywały
40
zwierzę, myśliwi oznajmiali ten moment radosnemi okrzykami:
„Hohouszczwał,hohojest,jest!“—niosłosiępolesie.
Zanajbardziejwyszukanysportuważanozimoweprzeważnie
polowaniazptactwemłowczem:zorłamizPodgórza,sokołami,
jastrzębiami i rarogami. Pod tym względem Polska stała wyżej
odinnychpaństw,costwierdziliHenrykWalezyiZygmuntWaza.
Dobrze „unoszony“ ptak łowczy podczas pościgu odznaczał się
pięknościąruchów,czylitakzwaną„grą“.„Wykapturzony“sokół
—białozórpozdjęciuzgłowykapturanierzucałsięodrazuna
wziętą na oko zwierzynę — sarny, zające, wilki, kuropatwy,
cietrzewie, czaple, dzikie kaczki i dropie — lecz wzbijał się
wysoko,zataczałkoła,płoszączdobyczizmuszającjądozmiany
kierunkuucieczkiidopieropodługiej„grze“spadałjakkamień
na zdobycz, wstrzymując ją w pędzie, szarpiąc jej głowę i
oślepiając. Na okrzyk sokolniczego ptak powracał doń
natychmiast i siadał na „berle“, wydając pełen zadowolenia
drapieżnyskwir.Zrozpowszechnieniemsięguldynek,ptaszyneki
innych flint, szlachta zaczęła szczególnie chętnie polować z
legawemi psami, czyli wyżłami różnych ras, naogół jednak
wywodzących się od dalekiego przodka — szakala. Większość
ichzostaławw.XVIprzywiezionazzagranicy,chociażpóźniej
niektórewyżły,mieszańce,pochodząceodojcalubmatkiczystej
krwi, tak zwane „pokurcze“ zasłynęły niezrównanemi zaletami
łownemi, jako „wietrzne“, posiadające znakomity węch,
„zacieczce“ o sprycie, odwadze i zaciekłości i „zwajce“, czyli
znakomicieułożone.
Stare kroniki przechowały wspomnienia o tych wiernych
towarzyszach łowców. Miał piękną psiarnię hetman Klemens
Branicki, szczycił się swemi chartami Pac, romantyczny pan na
Dowspudzie, a i inni też, siedzący po włościach puszczańskich
41
lubowalisięwpsachłownychigonnych.Legawemiałytuzaiste
pole do popisu! Po starych porębach, krzakami zarosłych, po
krawędziachleśnychwyżływęszyłycietrzewie,młodegłuszcei
słonki, po zalewiskach błotnistych i mokradłach do kaczek
skradałysię,dokszyków,dubeltówwśródkępisitowia.
A w głębi puszczy? Gończe ogary na grządy jelenie i sarnie,
na tropy zajęcze, lisie i wilcze, na ślad dzików usmolnych
wpadłszy niechybnie, gon wielogłosy wszczynały, aż zwierza
osaczyćzdołały,zmordowaćizdusić.
I w polu też, co to rozparło się wzdłuż i wszerz na
próchnicach i popiołach po puszczy, ściętej oddawna i ogniem
zżartej do reszty, przestrzeń bezkresną przemierzały chartów
śmigłych skoki. „Ho—ho, się uszczwał, ho—ho, jest!“
Rozedrgałysięokrzyki.Zagrałróg.
Tekstjest
(publicdomain).Szczegółylicencjinastronie
autora:
.
42
CZĘŚĆDRUGA
P U S Z C Z AA U G U S TO W S K A
ROZDZIAŁP IERWSZY
P US ZC ZA O O C ZA C H LA ZUR O W Y C H
„Z
bierz Szwajcarję i okolice Renu“ — pisał Aleksander
Połujańskiwr.1859—aitakzaledwieułożyszpodobnyobraz
naszymnadbrzeżomNiemnaiHańczy,anawetPisnyiSzeszupy,
tudzież malowniczym nadbrzeżom kanału Augustowskiego i
okolicom Suwałek. Chcesz zabytków historycznych — to je
znajdziesz we wszystkich naszych miastach większych i
mniejszych,nawetwewsiach,jaknp.weWigrach,Dowspudzie,
Wiznieiinnych“.
Puszcza Augustowska należała niegdyś do Prusów, a potem
bez krzyku i jakichkolwiekbądź umów i szumnych traktatów —
do książąt Mazowieckich, to znów do litewskich kneziów
groźnych, to do drapieżnych komturów krzyżackich i znów do
Mazurów, zanim wcielono ją na dobre do Polski aż po epokę
rozbiorów. Władzę sprawowali tam różni wojewodowie i
starostowie; od roku 1815 do 1837 istniało województwo
augustowskie,poczemdor.1866—gubernjaaugustowska,aod
1866 do 1914 podzielono ją na dwie gubernje — suwalską i
łomżyńską. Polska odrodzona natomiast ogarnęła te ziemie
granicamiswegowojewództwabiałostockiego.
43
Na
zachodzie
i
południowych
krańcach
puszczy
oddawiendawna rozsiedli się Mazurzy i wdzierali się swym
zwyczajem coraz dalej i dalej w serce borów sosnowych i
czarnolesia; od Augustowa na wschód, na dawnych ziemiach
Jadźwingów, po których pozostały nazwy wsi: Jatwieź,
Zielmańce, Dorgan, Kadysz i kilka uroczysk, mają tu też stare
siedzibyPodlasianieiBiałorusini;zaCzarnąHańcząznajdziemy
najbardziej na zachód wysunięte osady Litwinów: Wojtokiemie,
Widugiery, Skustale i różne Jodaliszki i Burbiszki, wreszcie —
stolicę miejscową — Sejny; na północy, za granicą Litwy
kowieńskiej, stoi Kalwarja żydowska — prawdziwa stolica
Izraela, chociaż i w Suwałkach, Sejnach, Augustowie i po
mniejszych miasteczkach typy semickie i ich przedsiębiorstwa
spotykają się również na każdym kroku. W słownikach gadek
ludowychspotkaćmożemywyrazy„Kalwarjamuzoczupatrzy“,
albo też „siedział w Kalwarji“. Oznacza to, że ktoś z prawem
poczynałsobiezuchwaleiżepoznałsiębliżejzwięzieniem.
Krasę dawnej gubernji augustowskiej, obecnie w znacznej
swej części ogarniętej województwem białostockiem, stanowi
słynna puszcza Augustowska. Od granicy Litwy kowieńskiej i
Prus Wschodnich do Niemna, a na południu — do Biebrzy
rozparłasiępuszczamalowniczaiprzebogata,przeciętakanałem
Augustowskim i Czarną Hańczą, tęskniącą za Białą swoją
siostrzycą,płynącąpozasztucznąrubieżą,przekreślającąwielkie
dzieło Jagiellonów. Bory puszczańskie i grondy stłoczyły się
wokół pięknych jezior i zazdrośnie strzegą ich odwiecznego
spokoju i zadumy o dalekich wiekach, gdy praźródła ich biły
spodmartwejlawinylodowej,cofającejsięnapółnoc,kuswej
skandynawskiej,dalekiej,granitowejmacierzy.
PozaMarychąstojąborylitewskie,ztejsamejglebywyrosłe,
44
zaNiemnemciągnąswekonarylasydawnejpuszczyRudnickieji
Grodzieńskiej,anapółnocnymzachodzieszepcądosiebiesosny
i świerki za Rospudą do swych pobratymców, czepiających się
korzeniami piasków pruskiej puszczy Rominckiej, ku której
Mazurodwieczneswegniazdaposunął:Dziarnowo,Wierzbowe,
Marinowo, Gąski, Przykopki, Romanów, Wysokie, Ostrykół i,
chociaż mowę ojczystą utracił, przechował jednakże serce
odzewne na echa, dobiegające od strony polskiej. Puszcza stoi
nieraz zasępiona, jak starucha, co w duszy żal nieznośny i
gryzącyczuje,leczpodpieszczotąsłońcarozchmurzasięrychłoi
wzdycha z ulgą. Przecież nie takie jeszcze lata przeżyła,
tysiąckrotnie cięższe, goryczą beznadziei zatrute, o czem
sędziwe, rozpękane sosny i dęby szemrzą po nocach, stare
klechdymłodzibujnejprzekazując.Wyrosłaipodniebostrzeliła
koronami puszcza ta z ziemi, lodowcom wydartej. Należała ona
niegdyś do olbrzymiej, dziewiczej kniei, ciągnącej się poprzez
ziemię Mazowiecką, Ruś i Litwę. Do Polski należała potężna
częśćtejpuszczyprzedhistorycznej,bozajmowałaprzestrzeńod
jeziorAugustowskich,HańczyiBiebrzykupołudniowinadgórną
Narwią i przez Bug aż ku dolinie Wieprza. (J. Miklaszewski,
Lasy i Leśnictwo w Polsce, T. I). Ta puszcza-macierz rozpadła
się z biegiem czasu na Augustowską, Knyszyńską, Zieloną,
Świsłocką i Białowieską, co w dawnej krasie do dziś
przetrwała.
Teren puszczy Augustowskiej należy do pojezierza
mazurskiego i jego falista powierzchnia spada stopniowo w
kierunku Niemna, bez gwałtownych skoków przechodząc w
nizinę nadnarwiańską. Okrywający tę część Polski lodowiec
zapisał tu całe karty swoich dziejów i losów. Głazy granitowe,
rozrzuconepopuszczyinapolach,ukrytewpodszyciuleśnemi
45
wwysokichtrawach,świadcząotem,żezostałyprzywleczonez
północy i porzucone przez topniejący lodowiec. Moreny
końcowe i denne nagromadziły tu wzgórza żwirowe,
nawarstwienia piasków, zwały glin, a nadmiar wody,
wytworzonej ze znikającego pod wpływem słońca lodowego
pancerza, dał początek malowniczym jeziorom i bagniskom. Na
piaskachrozrosłysiępotężneborysosnowe,lecz,dochodzącdo
gleb gliniastych, mieszają się już ze świerkami, aż te iglaste
pobratymcy wyprą je doszczętnie i zapanują wszechwładnie
zwartemi szeregami, pozbawione wszelakiego podszytu, bo
zmarniał w nierozświetlonym nigdy mroku. W nizinach
błotnistychrozsiadłysięolchy,agdzieniecosuszej—strzelają
już ponad nie brzozy, jesiony, dęby, osiki, a gdy się znajdzie
odrobinapiasku,toznowu—świerkiisosny.
Sosnowe bory wyrastają na kobiercu z mchów, borówek,
czernic i wrzosów, tworząc prawdziwy raj dla czarnopiórych
bardów puszczy — głuszców. W tych właśnie miejscowościach
znane są najlepsze tokowiska, a na wiosnę ciągną ku nim
kłusownicy, bo nie mogą w domu usiedzieć, gdy przed świtem
ucho ich pochwyci kłochtanie i miłosną pieśń wspaniałego
koguta.Wcieniuknieiświerkowejwśródmchówkwitnąimnożą
się szczawik zajęczy, konwalijki, błękitne przylaszczki, białe i
żółte zawilce, czarna jagoda, piękne dzwonki i paprocie,
lubujące się w dusznym cieniu leśnym. Na suchych piaskach i
żwirowych pagórkach tkwią bory sosnowe niemal na nagiej,
jałowej ziemi, ledwie-ledwie przykrytej wrzosami, siwemi
porostami, mchem bladym, macierzanką i ostrzycą. Nikt oprócz
leśnika nie spostrzega, jak prawdziwie zacięta walka wre tam
pomiędzy drobnemi wrzosami, a wysokopiennym borem
sosnowym! Wrzos otula glebę i zatrzymuje na sobie spadające
46
ziarnasosen,ate,cowypierająwszakżezziemimłodąporoślą,
głuszy zawzięcie. Stare drzewa ze smutkiem patrzą i kiwają
głowami, widząc, że na marne idzie ich siew, że nie doczekają
siępotomstwa,agdypadnąodciosupiorunalubpodtchnieniem
śmierci,którapowiekachjeodnajdzie—naichwywrotachnie
wybujajużnowepokolenie.Otosiętroskająsosnystrzeliste,nie
wiedząc, że człowiek przejrzał podstępną wrzosów robotę i już
napomocborompodąża.
Najwyższe i najmocniejsze sosny wyrastają obok świerków
również potężnych na czerwonawo-brunatnej glebie marglowej,
chociażświerkituwysilasię,abyzgnębićiwyprzećsąsiada,i
byłby go zwalczył oddawna, gdyby nie opieka leśnika. Na
puszczańskichbagniskachwystępująsosnoweborymoczarowate,
a u ich stóp wierzby i omszone brzozy i olchy czarne, —
wyrastające z mchów torfowych, zdobnych w wełniankę,
krwawekropleborówekiżórawin.Nanizinach,gdzieleżągleby
stale nasycone płynącą wodą, rozwielmożniły się lasy liściaste
czarneolchyzdomieszkąjesionów,świerka,anawetdębu,lecz
olcha zwycięża je na najwięcej podmokłych płaszczyznach,
dzieląc swój triumf z osikami i brzozami, o pniach tonących w
gąszczu paproci błotnych, situ leśnego, bodziszka i rzeżuchy,
stanowiących ulubione schroniska cietrzewi. Na stutysiącach
zgórą hektarach rozpościera się dumnie puszcza Augustowska.
Podzielono ją na szereg nadleśnictw państwowych. Na skraju
puszczy usadowiły się miasta, broniące puszcz i dróg
handlowych na Mazowsze: Grodno, Augustów, Lipsk i
Sopoćkinie. Duże rzeki, jak Niemen, Czarna Hańcza, Biebrza i
małe:Netta,Stawiska,Rospuda,Jastrzębiankazichdopływamii
licznemistrumieniamiprzecinająpuszczęAugustowską,wktórej
lubował się Władysław Jagiełło, chociaż za jego czasów, inne
47
dawano jej nazwy, w zależności od uroczyska lub „uhła“; jedną
część znano, jako puszczę „Perełomską“, gdzie król polski i
wielki książę litewski zabawiał się „myśliwem polowaniem“ i
ze swego pałacyku przerzucał się do puszczy Perstańskiej,
stanowiącejdrugączęśćtejleśnejkrainy.Piękne,najpiękniejsze
możebyływtedytełowiskazestojankamiturów,zrykowiskiem
łosi, co miały najcięższe rosochy o rozłogach bajecznie
szerokich, nęciska jeleni o bogatych wieńcach, ba! nawet kozły
były tam, zda się, inne — o uperlonem przedziwnie porożu,
kędyindziejnieznane.
Już od samej stacji kolejowej w Augustowie szosa biegnie
przez puszczę podmiejską, która urywa się tuż-tuż przed
pierwszemi zabudowaniami, jakgdyby coś z siłą osadziło ją na
miejscu. Augustów, schludne, ożywione miasteczko handlowe,
zdobne w duże, rozłożyste drzewa, dowodzi samym wyglądem
swoim, iż zostało zbudowane na krawędzi puszczy, gdyż za nim
kuzachodowiipołudniowiroztaczasięjużfalista,pagórkowata
golizna pól i niezaludniona równina Czerwonego Bagna,
moczarów Podlaskich, błot Ławki, Wizna i innych leżących
wzdłużBiebrzyażdosamejNarwi.
PięknetomożnarobićwypadyzAugustowa!Wspaniałaszosa
przenikapuszczę,prawiepozbawionąpodszytu,przypominającą
najlepiej utrzymany park angielski. Od niej razporaz odbiegają
boczne drogi leśne — pełne sypkiego piasku. Nic dziwnego, że
wybujały tu na suchych glebach te złociste sosny gonne, o
strzałachmasztowychibogatychpotężnychkoronach.Wpuszczy,
w
pobliżu
prawdziwie
„szwajcarskiego“
nieruchomego,
głębokiego, o zielonym odcieniu wody jeziora Martwego czy
Jałowego, po uroczyskach kryją się mogiły powstańców z
r. 1831, — tu zwały kamieni, pobożnemi ułożone rękami, tam
48
znów — niskie krzyżyki napół zbutwiałe i pochylone, a ponad
wszystkiem — jeden duży krzyż, którego w tem miejscu
„świętem“ nikt jakoś zniszczyć nie był w stanie. Porąbany lub
spalony, niewiadomo jak pojawiał się nanowo i rozpościerał
swe ramiona nad ziemią, krwią zlaną. Moskale, jak głosi
podanie,zepchnęlipewnegodniatenkrzyżtajemniczydojeziora,
leczwnocyprzybiłygofaledobrzegu,asiłynieznaneustawiły
go na dawnem miejscu. Mazurom, rzucającym sieć do tego
jeziora „coś plątało mrzezie, niewody, dgrubice i kłonie, a gdy
schwytanoklenialubsułwicę—gorzkiesięnasmakwydawały,
niby piołunem, korą nadziane“. Ci, co nie chcą uznawać
„zabobonu“,twierdzą,żegoryczkataodwodorostówudzielasię
rybomjeziornym.
Szosa dobiega do czystej, schludnej wsi Raczki, słynnej ze
swego kościoła, niegdyś, zda się, należącego do zboru
ewangelicko-reformowanego,sądzączsurowejprostotywnętrza,
lecz później ozdobionego takiemi obrazami szkoły włoskiej, że
przejezdni Anglicy proponowali za nie sumy, za które można
byłoby wybudować dwa duże kościoły. W pobliżu wsi leży
malownicza, historyczna posiadłość, należąca niegdyś do
możnych Paców i nosząca litewską nazwę Dowspuda. Przed
Pacami w w. XVI należała ona do Eustachego Wołłowicza,
podkanclerza wielkiego księstwa litewskiego. Rozgłos swój
Dowspuda zawdzięcza generałowi napoleońskiemu, Ludwikowi
Pacowi. Gdy gwiazda Bonapartego zgasła na zawsze, Pac, po
długim pobycie zagranicą, powrócił do swej Dowspudy i wziął
się do gospodarstwa na modłę angielską, zakładając olbrzymi
park ze strzyżonemi alejami wiązowemi; stoją tu jeszcze i coś
tamgwarząoświetnejprzeszłościtewiązypacowskie,choćim
konaryodrosłynawszestronyinicjużichmocyirozłogównie
49
hamuje.NarozkazizapieniądzepanaLudwika,który,zapewne,
za dziwoląga uchodził w okolicy ze swemi manierami i
zachciankami, importowanemi z mglistego Albionu, bo nawet
folwarkom swoim, koniom i psom dziedzic nadawał nazwy
angielskie, — słynny budowniczy Marconi opracował projekt i
wzniósłniewidzialnywtychstronach,amożeiwreszciePolski
pałac. Barwa jego „wild red“ — modna podówczas w Anglji,
styl — w okresie tym uznany w Wielkiej Brytanji za
najwytworniejszy, a mianowicie — gotyk romantyczny! Dla
niego więc wypalono fasonowe cegły różnych kształtów i
rozmiarów.Wszystkobyłolekkiejakgdybyzrywającesiędolotu,
niby duch uwięzionego na dalekiej wyspie „boga wojny“ —
l’Empereur’a, duch przylatujący na skrzydłach wspomnień do
anglizowanejsiedzibyadjutantacesarskiego.Otejpowiewności
pałacu sądzić możemy z pozostałej wieży — leciutkiej, zda się,
na ośmiu smukłych kolumienkach opartej, a uwieńczonej a »la
Polonaise«...gniazdembocianiem.
Rzeźby,freski,obrazyconajprzedniejsze,makaty,akwarjumw
suficie(lubowalisiępanowiewtychstronachwakwarjach,boi
Branicki miał je w swym „Wersalu Podlaskim“ — w
Białymstoku)—zdobiły„Windsor“Pacatuż—tużnadgranicą
pruską. Rząd petersburski za udział miłego anglomana w
powstaniulistopadowem,niemogącdostaćgowsweręce,gdyż
ukrył się zagranicą, skonfiskował Dowspudę i ofiarował ją
„uśmierzycielowi buntu“, generałowi Sulimie. Ten Moskal
tatarskiego pochodzenia, a po nim inny — zaczęli burzyć pałac,
używającjegocegłynabudowękoszarwSuwałkach.Namiejscu
dawnego pałacu wzniesiono ohydny dom rosyjskiej architektury
urzędowejzpierwszejpołowyw.XIX-go,awięcpodługpoety
Niekrasowa—„nudnej,głupiejiwięziennej.“Zdawnejsiedziby
50
pozostała wieża i monumentalny podjazd kolumnowy, ze
strzelistemiwieżyczkamiiokrągłemi„l’oeildeboeuf“nafroncie
i po bokach. Od podjazdu, jak sierpem rzucić, biegnie aleja z
panoramądalekichpól.Park—ciemnyigęsty,takgęsty,żemogą
się w nim hodować jelenie i sarny. Pełno tam romantycznych
zakątków, gdzie Pac przypominał sobie, zapewne, inne cuda
przyrody i osobliwości architektoniczne i zdobnicze, oglądane
przy boku cesarza w zdobytych podczas kampanji saskiej,
francuskiej i włoskiej miastach i pałacach, no i — po drugiej
stronie kanału, gdzie zaczaiła się zacięta nieprzyjaciółka
wielkiegoKorsykanina—Anglja.Zurwiska,gdziewparkustała
niegdyśaltana,widaćrozległełąkiipasącesięnanichtrzody,na
gazonie — cztery modrzewie wznoszą swe czarne konary, w
wesołą zieleń zdobne. Koło pałacu krążą, rzecz zrozumiała —
legendy...Dotycząonelilijburbońskichwrzeźbiewieży,tunelu,
którym właściciel wymknął się Moskalom na pruską stronę, a
przedewszystkiem—skarbów,ukrytychwgłębokichlochach...
CichodziśwDowspudzie.Ciszęjejożywawkrótcerozgwar
młodych głosów: władze szkolne założą tu niebawem niższą
szkołę rolniczą... Zapewne radośnie powita młodzież rodzimą
bujny, romantyczny cień pana Paca, wiernego adjutanta
napoleońskiego.
Od Raczek szosa przecina wielką, ogołoconą z puszczy
płaszczyznę. Pola uprawne, ciągną się tak daleko, że puszcza
gdzieniegdzietylkomajaczynahoryzoncie,nibyzlękiemkreśląc
się niebieskiem lub czarnem pasmem. Jeszcze w w. XVI
gwarzyły tu zwarte, jednolite bory sosnowe, przecięte korytem
Czarnej Hańczy i ożywione głosami Mazurów, Litwinów i
Słowian wschodnich, mających tu swe osiedla, bo Zygmunt I
nakazał różne „uhły“ puszczańskie przeznaczyć na kolonizację.
51
Dawni osadnicy spokrewnili się ze sobą, pokrzyżowali się nie
raz, ale sto razy i, porzuciwszy dawne nawyki i zajęcia przy
barciach, sieciach łownych i budach smolarskich, osiedli
wreszcie na piasczystej, szarej roli mało urodzajnej,
niewdzięcznej, lecz drogiej niewymownie, gdyż długi łańcuch
pokoleń w znoju walczył o nią z puszczą, aż zdobył te suche
piachyjałowe,pocięteterazbruzdamilemiesza.Ztakwielkiego
wysiłkuiztakmnogichkrzyżowańdorodnyipięknypowstałtam
lud, zamieszkujący cały niemal powiat suwalski. Nazwy wsi
czysto
polskie:
Biała
Woda,
Krzywulka,
Królewskie,
Kazimierzówka i inne; na północy pojawiają się nazwy
białoruskie: Uzdziejew, Wodiłki, Sidorówka, Daniłowce,
Pokrowsk, dalej jeszcze i na wschodzie — wsie litewskie, im
bliżej Sejn i Niemna, tem coraz gęstsze: Posejnele, Deucie,
Birżniki, Burniszki, a nawet... Kłajpeda, chociaż od morza
odległa daleko. Wśród osad litewskich są też wsie białoruskie:
Żegary, Suworowo, Wiatrołuża, Słoboda... Jeżeli takie nazwy,
jak Bobrowisko, Turówka, Sobolewo, Rosochaty Róg,
Zubranaja, Jeleniewo, świadczą o zwierzynie, którą ścigał
myśliwiec przed w. XVII-ym, Cisówek zaś, Lipno, Klonowa
Góra i Jasionowo mówią o wytrzebionych lub znikających
gatunkach drzew, to nazwy etniczne wskazują na charakter, a
nawetsystemkolonizacji,przeprowadzanejprzezJagiellonów—
dziedzicznych wielkich kneziów Litwy, Białej, Czarnej i
Czerwonej Rusi i królów polskich. Studjując nazwy i historję
wsi województwa, udałoby się, zapewne, wykreślić szlaki
przenikania żywiołu mazurskiego na ziemie, przeznaczone dla
osadników litewsko-białoruskich. Piękne i bohaterskie nieraz
dzieje odsłoniłaby przed nami ta nienapisana przez nikogo
historja! Jeżeli dopływ osadnictwa polskiego na Dzikie Pola
52
obfitowałwepickienierazokresy,tocóżmożnawyobrazićsobie
o walkach Mazurów z Jadźwingami, Prusami, Litwinami,
napierającymiodwschoduSłowianamiiwreszciezdrapieżnym,
zakutym w żelazo zakonem rycerzy teutońskich? Przeciwko nim
to właśnie Jagielloni skierowali tu zastępy osadników i
patronowali
awanturniczym
wyprawom
zaciekłych,
nieustępliwych,bitnychMazurów.
Tekstjest
(publicdomain).Szczegółylicencjinastronie
autora:
.
53
ROZDZIAŁDRUGI
W I Ę Ź Z W I E L K Ą P O L S K Ą R Z E K Ą
P
uszcza Augustowska ma dwa serca połączone ze sobą. Jedno
— to kraina wielkich jezior, drugie — knieja, wokół uroczyska
„KrólewskaWoda“,zrezerwatemcisowymigniazdamiczarnych
bocianów w nadleśnictwie Krasnopol. Inne jest też stare
uroczysko,
niezmiernie
charakterystyczne
a
dla
turysty
pouczające, bo ogarnia całokształt krajobrazu puszczańskiego.
Nazywa się ono — Ciercierz, a z uroczyskiem tem kraina
jeziorna łączy się unizaną mniejszemi jeziorami ciemno-
szmaragdową nitką kanału Augustowskiego. Wielka to droga
wodna! Niemen litewski, nad którym rozpaczała niegdyś
Ryngałła, siostrzyca Witoldowa, oddana jako zakładniczka
wielkiemu komturowi krzyżackiemu, wiąże się kanałem tym z
Wisłą — rzeką polską. Pomiędzy r. 1824 a 1839 przekopano
ponadstokilometrówkanału,acaładrogawodnaodNiemnowa
przez Czarną Hańczę, Nettę, Biebrzę i Narew do Modlina
przebiega 465 kilometrów i 21 śluz. W okolicach Augustowa
leży główny rezerwuar wody dla kanału. Zasilają go jeziora
Sajno, Sajenek, Necko, Rospuda, Krechowieckie (dawniej —
Białe), Studzieniczne, Serwy, Mikaszewo i kilka drobnych, do
rozlewiskraczejpodobnychlubdobagien,sitowiemigrążelami
zarosłych, a przeciętych korytem niewidocznem w ich ciemnej
toni.
Jezioro Necko, majestatyczne w swym niewzruszonym
54
spokoju,obramowaneotokiemboru,tamisamukazujeosypiska
złotych piachów, wybiega płaską, cichoszmerną falą na wąski
zdziar u stóp stromych spychów, uwieńczonych zielonemi
koronamisosen,nibydziewicezalotne,wpatrzonychwłyskliwe
zwierciadło wodne. Ale puszcza tu bardzo ucierpiała i — nie
dziw!Przecieżpowstałotumiasto,przebiegłakolej,srożyłasię
wojna,aogień,towarzyszczłowieka,zażądałteżofiarbezliku.
Puszcza została tu mocno przetrzebiona, a nawet całkiem znikła
na jednym odcinku, gdzie teraz zbiega ku wodzie brzeg nagi,
łąkowy—bogatepastwiskodlatrzody.
Głęboka, czysta toń jeziora ukazuje białe dno, grzywy
wodorostówiryby—mieszkankigłębi.Ztrzcinnadbrzeżnychz
łopotem zrywają się dzikie kaczki i — czujne a płochliwe —
opadająnaodkrytemiejsca;perkozyczubatebezdźwięcznie,nie
wspieniwszywodyinieplusnąwszy,dająnuraiwypływająhen
— daleko, oglądając się wokół. Gdzieś kwili jastrząb i grucha
turkawka.NapółnocodNeckaodchodzidługaiszerokazatoka,
zwanajezioremRospuda.Okalająjązaroślanadbrzeżne,gąszcz
stłoczonych krzaków i obfitość sita; tu w haszczach wpada
rzeczkatejżenazwy,wijącasięwśródkrzaków,zwisającychnad
jej powolnym prądem, niby olbrzymia węgorzyca, cała w
oplociepędówlilijwodnychigrzybieni.Źródłajejbijązziemi,
gdzie ongiś gospodarzył pan w czerwonym pałacu, wspaniały
dziwak—Pac.Tużnadjezioremprzykrąplamąznaczysięstara
„binduga“ — dwa wysoko wzniesione przylądki — nagie,
poorane piasczystemi bruzdami po spuszczanych na wodę
pionach sosnowych z porębów okolicznych. Cicho tu jest, tak
cicho, że człowiek drgnie, gdy ryba pluśnie wśród grążeli i
zaszeleści jej sztywnemi liśćmi. Widocznie oddawna nikogo tu
nie było, bo szara czapla w zadumie tkwi na zwalonym pniu,
55
czatującnarybyczyteżdrzemiącspokojnie.
Necko łączy się z długiem jeziorem Krechowieckiem
przezwanem też trafnie — Białem. Blada w niem woda i białe
dno, po niskich brzegach płaty białej piany, a nawet niebo nad
niemjestbledsze,niemalbiałe.Zgiełkliwetojezioro!Turkocze
tartak, pokrzykują flisacy, sortując tratwy, buduje się gmach
yacht-klubu, dobiegają odgłosy z koszar ułańskich; na
przeciwległymbrzeguharcerzerozbijająnamioty,jęcząrybitwy,
jakiś włóczęga — żebrak, zaszywszy się w haszcze, zarzuca
wędkęiśpiewacośfałszywie.
ŚluzaPrzewięźotwieraprzejściedojezioraStudzienicznego.
Jesttojużdrugaśluza;pierwszabowiemznajdujesięwsamym
Augustowie;budowałjąprzedr.1830porucznikinżynierJodko.
Dokoła jeziora skupił się bór sosnowy, wybiegający na
wysunięte daleko przylądki. Na jednym z nich widnieje biała
kapliczka, a dalej wśród drzew — drewniany kościołek z
cudownymobrazem,doktóregozAugustowaudajesiędoroczna
procesja.
Przy spływie z jeziora brat polityka i historyka Lelewela —
kapitan-inżynier w r. 1826—27 wybudował tu śluzę, za którą
zaczynasiękanałprzekopany.Dojegobrzegówdopadalas,lecz
na niewielkiej jednak przestrzeni, gdyż mieszkańcy Czarnego
Brodu i Żyliny walczyli z puszczą zaciekle, aż zdobyli sobie
sporeszmatyroli,gospodarującnaniejzapobiegliwie.Świadczą
otemschludne,pobielanewapnemdomkiodachachgontowych.
Tam i sam pozostały jeszcze mosty, podczas wojny światowej
przerzucone przez kanał. Ich pale podgniły już, częściowo się
zapadły i zatonęły. Sączy się od północy niewidoczna wśród
haszczy, wyrosłych na bagnistej ziemi, Sucha Rzeczka, łącząc
ogromne jezioro Serwy z ogólną siecią kanału. Charakter lasu
56
zmienia się wyraźnie. Sosny odbiegły gdzieś i ukryły się za
pagórkami, a na moczarowatej glebie panują drzewa liściaste z
domieszką świerków. Wśród lasu widnieją drobne osady i
samotnezagrody.Kanałempłynątratwylubstojąśródtataraków,
sitowia i liści nenufarów na szerokich plosach, zalanych wodą
bagnisk lub drobnych jeziorek. Płynąc łodzią, kajakiem lub
motorówką, turyście wypadnie przepłynąć przez kilka jeszcze
śluz jedno- lub dwukomorowych, jak: Gorczyca, Perkuć i inne,
przeciąć kilka jeziorek, głębokich, o dnie ilastem, z którego
wypływają na powierzchnię wody połyskujące liście grążeli, a
przybagnistych,niedostępnychbrzegachstojązaroślasitowia.Za
jeziorkiem Orlewo puszcza dociera znowu do koryta kanału,
który po prostej linji biegnie pomiędzy dwiema ścianami boru.
Mroczno tu i cicho. Nad czarną wodą przelatują drozdy, dzikie
gołębie i dzięcioły. Do brzegu zbiegają wąskie ścieżki,
wydeptane przez sarny i dziki. Błyskotliwe, przyodziane w
roziskrzonyzielenią,lazuremizłotempancerzzimorodkizamarły
na zwisających gałązkach leszczyny, zapatrzone w nieruchomą
niemalwodę.Czatująonenaryby,alecóżupolowaćpotrafiąw
kanale? W najlepszym razie ukleję lub piskorza, w najgorszym
—kolczastegociernika.Wgłuchemuroczysku,zdalaodzagród,
jakieś przygarbione i ponuro staruchy szukają czegoś wśród
kolumn sosnowych. Spostrzegłszy łódź, odchodzą w głąb boru i
kryjąsięzamłodąporoślą.Cóżoneturobiąteszare,tajemnicze
postacie o siwych kosmykach włosów, wybijających się z pod
czarnych chust? Zapewne są to znachorki, co przetrwały do
naszych czasów w tych okolicach puszczańskich. Szukają w
borzeizrywająkwiatyarniki,babki—dobre,pomocnenarany,
żywokost, bagno, jałowiec, macierzankę, dziewannę, rdest —
niezastąpione przy łamaniu kości, reumatyzmie, „namożeniu“,
57
spuchnięciu,bólużołądka,zadyszce;belicę—jedynąnaapetyt,
czarnejagody—nabiegunkę,łopian—skutecznynawypadanie
włosów, wrzos, co pozwala osądzić, czy dziecko będzie żyło,
czy też sądzona mu jest rychła śmierć, paproć, leczącą suchoty;
skrzyp przybrzeżny — niezawodny środek na chory pęcherz i
nerki... — wszystko wiedzą te czarownice stare o twarzach
pooranych zmarszczkami, o spojrzeniu nieufnem, ponurem, jak
ciemny matecznik na moczarze. Przechowały one w pamięci
najdawniejsze nawet talizmany czarowne — kopyto łosiowe na
„wielką“ chorobę i pas ze skóry turzej, co połóg czyni lekkim i
szybkim.Dalejwesoła,roześmianaikrzykliwawatahadziewuch
zbieraiłuskaorzechyidokoszykówłubianychwrzucaborowiki
przysadziste i jędrne; koło brzegu chłopaki dziurawą siecią
gnębią cierniki, a wrony węsząc zdobycz, pokrzykują, usiadłszy
nanajwyższychgałęziach.
Płynącwodnądrogąpomiędzykolumnadąsosen,wyczuwasię
nieustępliwepytanie:„gdziejatojużwidziałem?Skądsączysię
tenspokój,taciszapotężnaikojąca?“Wpamięcipowstająnagle
obrazy Böcklina. Ten sam koloryt melancholijnej, tajemnej
przezroczy, ten sam wyraz niezmąconej, majestatycznej ciszy,
pełnej mistyki natury i wyczucia nieskończoności życia w
przejawach widzialnych i niewidzialnych. W nastroju mądrego
spokoju wypływa turysta na zwierciadło długiego i wąskiego
jeziora Mikaszewo i tu porywa go nagle powódź słoneczna,
bujna, rozradowana bezmiernie. Bije z nieba, gdzie słońce
wylewa roztopione złoto, a ono, wpadając do wody gorącemi
bryzgami, rozpryska się na jej połyskliwej powierzchni, wisi i
drga w powietrzu, ni to promienna świetlista mgławica, pełna
szczęściaisiłpotężnych.Braćjestądmożnadowoli.
Kto zamierza dostać się w głąb puszczy, ujrzeć i wyczuć
58
niemilknącetętnojejserca,tenmusirozpocząćkonnąlubpieszą
wędrówkę od śluzy, położonej niedaleko wsi Mikaszówka. Za
nią ku wschodowi kanał łączy się z Czarną Hańczą, a następnie
wielkim przekopem od Kurzyńca wychodzi na Niemen w
Niemnowie o trzy mile poniżej Grodna, przecinając tu miejsca
słabo już zalesione, o puszczy mocno przetrzebionej, a nawet
bezleśneodRudawkidoDorguńskiejiodprzecięciakoleiażdo
ujścia. Jakżeż piękną i nigdy niezapomnianą podróż będzie miał
kajakowiec z Warszawy, Płocka, Krakowa a nawet z Gdańska!
— Ileż pełnych uroku widoków, czarownych wrażeń i
spostrzeżeń! Przed świtem ujrzeć tu można idące na wodopój
sarny, dziki i wilki, w haszczach mignie mu wieniec jeleni lub
śmignie żółta kita lisa, z krzykiem i łopotem zrywać się będą
stadka kaczek, cietrzewi i głuszców; kuliki i czajki zabawią go
swymchybotliwymizygzakowatymlotem,azciemnejtonirzeki
jezior wędką wyciągnąć można sielawy, certy, na bystrzu zaś
CzarnejHańczy—pstrąginawetipstrągo-łososie,cotozmorza
przez Niemen tu zapływają. Nietrudno tu o inne jeszcze
widowisko,drażniąceipodniecające.Tamorzełspadłnaczaplę
lub żórawia, tu jastrząb upolował cyrankę, tam znów — kania
chyża lub rarog duży krąży nad gniazdem kuropatw lub lęgiem
zajęczym. Mazurzy — rybacy i oracze pokażą i żartobliwie
opowiedzą o ptactwie mnogiem, co tu śpiewa, dzwoni, kwili,
turka i kokcieli. Bargieł, jak „bartnik po pniu mknie i robaki
nosemostrymgrzebie“’,czajki,które„wzwierzaiwczłowieka
z góry, drąc się „biją““; chróściele, czyże, czeczotki „lotu
wieszczego“,drapieżnesokołki—drzemlikiidzierzby,„goniące
ptakanieprędkością,lecztrwałościąlotu“,drozd,co„prezentuje
w sobie głos człowieczy żywy“, dzięcioły, dudki, których
„zapach smuci“, dzwońce, dzierlatki, gołębie, turkawki,
59
grzywacze,jarząbekfurkotliwyaciekawyi„nocnyptaklelek,co
matoprzyrodzenie,iżemiłujeciemne,nocnecienie“,krzywonos
—„ptakborowy,miłośniksosnowy“...aleczyżmożnawyliczyć
tu wszystkie ptaki puszczy i dodać do nich mazurskie
przygaduszki,zebranewXVI-ymwiekuprzezimćpanaMateusza
Cygańskiego,skoregodokleceniawierszy(aczpisaćnieumiał)
atęgiegomyśliwcanaptaki:odorłaikrukaażdobarwnejsójki,
żołnyżółtejanawetdopospolitejledwuchyitrznadla?!
D O S E R C A P US ZC ZY
OdMikaszówkiiosadyleśnej—Jazyprzeciąćnależydrugie
serce puszczy — prawdziwą knieję, a w tym celu dotrzeć do
Starożyna, uroczyska Ciercierz, Hanus i leśniczówki, zwanej
Borsuki w nadleśnictwie Rudawka. Jest to taki szmat puszczy,
gdzie widzi się, jak na dłoni, cały jej charakter, życie tajemne i
odbywającąsięwniejwalkędrzewostanów.Przedoczami,niby
zmienna panorama przesuwają się różne krajobrazy: w jednem
miejscu bezpodszytowe bory sosen gonnych, w drugiem bór
sosnowo-świerkowy, tam grond dębowy, tu znów przeważają
graby i olchy, dalej mateczniki splątane i zwichrzone, bajory
nieprzezwyciężone, gdzie ryś chyba jedynie przebija swój trop;
bagna,gdziewśródleszczyn,brzóziniskichświerków,okrytych
płaszczem porostów i bladych mchów wiszących, kwitną różne
gatunkistorczyków,gdzieżerujądzikiiudeptująsobielegowiska
basiury,wyjąceponocachiświecące„lampami“.Naskrajutego
ostępu puszcza raptownie rzednie, bo dotknęła ją klęska
wypasów bydła, owe „latowiska“, tępiące młodą porośl i
niszczące lęgi zwierzęce i gniazda ptactwa łownego. Tam też
wielkie wyręby i golizny świadczą o zbrodniczej robocie
60
najeźdźców — Niemców w r. 1915—18. Zresztą o wojnie
światowej pamiętają tu nietylko sosny i dęby, ale i ludność
miejscowa, w puszczy zaszyta, jak jaźwce po norach. Tutaj
bowiem skończyła się niewyjaśniona dotychczas tragedja armji
rosyjskich generałów Samsonowa i Rennekampfa i, jak
widoczniechciałaNemezysdziejowa,wtychwłaśnieostępach,
gdzie od kuli i stryczka moskiewskiego ginęli w r. 1831
powstańcy nasi i partyzanci bohaterskiego Szona! Przypominają
o tem mogiły ich i cmentarze na pobojowiskach. Przebąkują tu
smolarze, kołodzieje i kłusownicy miejscowi o skarbach w
złocie,zakopanychprzezginącychibranychdoniewoliMoskali.
Wydobyto tu nawet podobno z jakiejś studni pułkową kasę
żelazną. Niemcy nietylko zrabowali puszczę augustowską,
wyrąbawszy około 17 000 hektarów, i wywieźli aż 4 miljony
metrów sześciennych drzewa surowego lub przerobionego na
zbudowanych naprędce tartakach, ale i wypalili ją, sięgając do
najdalszych mateczników, a gdy odeszli, to niby sprzymierzeńcy
niemieccy — szkodniki — kornik świerkowy i ćma sówka
chojnówkazabiłyświerkiisosnynaobszarze4300hektarów.Na
terenach, wytrzebionych przez Niemców, podniosły już
wprawdziekoronymłodesosny,świerkiibrzozy,aleucierpiały
znacznie od obfitych śniegów. Przed paru laty pod brzemieniem
ciężkich czap śnieżnych pochyliły się cienkie ich strzały,
powyginałyiposkręcałyistojąterazjaktekalekipokraczne,jak
te garbusy, w pałąk zgięte, a nawet jako leżanina i posusz
śniegołomu. W innem znów miejscu przemknął snadź wicher
szalony i nagromadził zwały i zasieki burzołomów, które, niby
potworneośmiornice,ciągnąnawszestronymacki—korzenie.
Dzikie to są mateczniki, to też jeleń, kozioł sarni i odyniec
błąkają się tu swobodnie, niepłoszone nawet przez człowieka,
61
chyba że zakradnie się tu kłusownik z osady puszczańskiej albo
wilk wytknie swoją „latarnię“ z gąszczu podszytu. Tutaj mają
swegniazdaitokowiskacietrzewieigłuszce,piszczątujarząbki.
Połyskują tam i sam złote gwiazdki arniki, gdyż tu właśnie
przebiega jej południowa granica. Różne zioła lecznicze
wyzierają z próchnicy i mchów; niektóre z nich zbrodniczym
służą celom, jako trucizna, inne — zwalczają choroby i jad
płaskogłowej żmiji. Naogół zaś ludek puszczański żyje długo i
niktsięniedziwi,gdyjakaśstaruchalubsiwobrodydziaddostu
iwięcejlecidociągnie.Sąitacy,cousnąnazawszedopierow
120-tym roku życia. Smutek ogarnia na wieść, że już naprawdę
odeszli.Biłoznichbowiemźródłoklechdprzedziwnychicoraz
bardziej
zapominanych
gadek
o
dziejach
i
ludziach
listopadowych i styczniowych, gdy to rozlegały się pierwsze
odgłosymłotówkowalskich,wykuwającychniezawisłośćPolski.
Pamiętaćotemnadalbędątylkososny,świerkiidębywiekowe,
aletemilczącekolumnyikonarygaworząnieznanączłowiekowi
mową.
Leśniczowie chronią puszczę i jednocześnie zabierają jej
bogactwabezmierne.Wretuwalkazogniem,pędrakiem,sówkąi
kornikiem, odbywa się zalesienie wyrąbanych i spalonych
rewirów, przekładają się nowe drogi, wykonywa się racjonalny
wyrąb lasu, jego wywóz z puszczy, obróbka, planuje się
gospodarstwo rybne, dla którego znaleziono idealne tereny, z
zapewnionym rynkiem w Białymstoku i Grodnie. Niedarmo
przecież mówi się o Suwalszczyźnie „piaski, laski i karaski“.
Leśniczowieigajowimajątupracypowyżejgłowy,boprzecież
na ich odpowiedzialności leży bezpieczeństwo lasu i
zwierzostanu.Kłusownicyśledząbacznie,gdzieikiedyzajęcisą
gajowi,iwybierająsięwtedynałowyzakazane.Nicichodtego
62
odwieść nie zdoła. Mazur urodził się kłusownikiem — i w tem
trwa.
Z tego matecznika, gdzie w jasny Boży dzień spotkać można
wilka lub dzika, przechodzącego przez ledwie znaczącą się w
haszczach ścieżkę leśną, nietrudno kilkoma drogami dostać się
nad jezioro Serwy. Jest to jedno z największych jezior
puszczańskich, długie na jedenaście kilometrów, chociaż tę
znaczną jego rozległość maskują lesiste wyspy. Rybne jest to
jezioro, a dumę jego stanowią smakowite sieje i sielawy,
znajdujące głębokie i bezpieczne schrony na dnie Serw, gdzie
bijązimneźródła.Dokołajezioranawysokimbrzegupółnocnym
podrasta bór sosnowy na piachach, na południowym widnieją
zaroślaolszyny,leszczynyigrabów,zaniemizaś—ubogierole
— szare, beznadziejnie jałowe. Mimowoli przychodzi na myśl
gorące
życzenie,
aby
czemprędzej
i
jaknajenergiczniej
skierowano tu ruch turystyczny, bo stanie się on źródłem
prawdziwych rozkoszy dla sportowców, a jednocześnie —
zarobków dla ludności okolicznej. Na wysokim brzegu Serw
wznosisięmalowniczeschroniskoturystyczne,wktóremkażdej
wiosnytalubinnaszkołazamykakursnaukrocznych.Młódźma
tu doskonałą plażę, przystań dla łodzi, boisko, sport rybacki, a
powietrza, przesyconego ozonem i żywicą, więcej tu jest niż
nawet wody w jeziorze. Głębokie i spokojne Serwy, zdobne w
zielone wyspy, pełne nieoczekiwanych zatok, przesmyków i
gęstych zarośli sitowia, szeleszczącego pod nawisającemi
gałęziamigrabów,brzóziolszyn,posiadająpiękneimalownicze
zakątki, zasługujące na zwiedzanie ich i uwiecznienie pędzlem
lubbodajaparatemfotograficznym.Wdnipogodnelśnisięzłota,
niczemniezmąconataflajeziora,adrzewanadbrzeżne,zdasię,
mają dwie korony, jedną — ciągnącą się ku słońcu, drugą —
63
zanurzoną w toni; wieczorem staje się ona różową, fjoletową i
perłową, a drzewa czarne i nieruchome nie odbijają się już w
głębi i stoją zadumane, czy rozmarzone. Zapewne smutne i
gorzkie mają myśli. Nie zapomniały przecież o tem, jak
nielitościwieichciwiepracowałytusiekieryniemieckie,waląc
i wywożąc sosny stare o równych strzałach masztowych i
puszczającwszędypożaryleśne.
Jakżeż niepodobne jest to jezioro do innego na południo-
zachódodAugustowapołożonego—Rajgrodzkiego.Olbrzymito
basen o czterech, głęboko w ląd wcinających się odnogach.
Rajgrodzkiem nazywa się odcinek, w południowej części
przedzielony od reszty granicą polsko-pruską. Poza tą linją nosi
ono inną nazwę — Stackle, łącząc się z jeziorami Białem i
Krzywem, na ziemiach Mazurów pruskich leżącemi. Nad tonią
wznosi się wysokie grodzisko księcia litewskiego Trójdena i
panuje nad całą okolicą. Brzegi jeziora gdzieniegdzie tylko
przechowały drzewa liściaste a tuż za rowem granicznym, koło
wsiTworki,—niedużyszmatboru.Przeciwległyzaśniskibrzeg
pruski, pozbawiony jest lasów. Widnieją tam czerwone dachy
jakichś budynków i łąki. Podobno niedawno jeszcze jezioro
przegrodzone było siecią, aby ryby z części niemieckiej nie
wędrowałynastronępolską.Rybytosąwspaniałe,poszukiwane
wstolicyinaszychwielkichmiastach:sieje,sielawyiwęgorze.
W kawałku puszczy pomiędzy bagnem Kuwasy a Jegrznią i
Łęgiem, w lasach państwowych w uroczysku Grzędy, założono
rezerwatłosi,naktóreczyhakłusownik,łasynanieniezwykle.
W pobliżu jeziora Rajgrodzkiego znajduje się inne —
Dręstwo.Ijeszczekilkajeziorkryjepuszczawswychobjęciach:
Tajno, Kolno, Kalejty, Blizna, Szlamy, Pierty, Krzywe, Zelwa i
wreszcie najpiękniejsze, leżące w ramie borów sosnowych, —
64
Pomorze. Istnieją wprawdzie inne jeszcze, lecz opuściła je
puszcza na zawsze, więc przejdźmy obok nich w milczeniu, nie
budźmy smutnych wspomnień o tem, że „gdy nie było nas, był
las“... Pocieszmy się tem, że puszcza przetrwała i uskokami
swemi od południa, zachodu i wschodu po dziś dzień ogarnia
największezjeziortejkrainy—Wigry.
G D ZI E Z T O N I B I J Ą D ZW O N Y
WotokupuszczPerstańskiejiPrzełomskiejkryłosięniegdyś
to ogromne, kapryśnie rozlane jezioro o brzegach zawile
powyginanych,pociętychmnogościązatok,mniejszychzalewiski
przylądków,dalekonajeziorowybiegających.Odniepamiętnych
czasów od Mendoga i jego dziadów, łowami tu się zabawiali a
nieraz i z Prusami potykali się litewscy kneziowie, tropiąc tury,
bawoły, żubry, łosie i niedźwiedzie. Jeszcze w drugiej połowie
w. XVI-go puszcze te obfitowały w ostępy żubrowe, o czem
piszeWołłowiczwr.1559,wymieniająctakieostępyłowieckie,
jak Wigry, Ancza, Czarnojeziorne, Grabowiec, Okoliszcze i
Wiązowiec.Ww.XV-ym—uroczyskoWigrzańskiesłynęłojako
jedno z najlepszych łowisk kneziów na Wilnie, Trokach i
Grodnie. Do puszcz tych, aż pod kopce graniczne litewsko-
krzyżackiezapuszczałsięłowiecnamiętny—Jagiełłoipewnego
razu wpadł do zasadzki, urządzonej nań przez komtura
rastenburskiego, ale wymknął się Krzyżakom, pozostawiając
poza sobą krew wrażą. Wreszcie ostatni Jagiellon, Zygmunt
August,umiłowałtęczęśćteraźniejszejpuszczyAugustowskieji
kilka razy zjeżdżał tu na łowy. Miał nawet swój ulubiony dwór
myśliwskinadbrzegiemjeziorawigierskiego,gdzieprzebiegała
granicapuszczPrzełomskiejiPerstańskiej.
65
Jednakże historja jeziora i osiedla, nad niem położonego,
związana jest na zawsze z imieniem Władysława Jagiełły. Za
jegoczasówpuszczanadwigierskanosiłaogólnąnazwę—Uhoł.
W drodze z Wilna do Krakowa król zechciał zapolować w tem
nieznanem mu uroczysku. Liczni goście — myśliwi, tropiąc
zwierzęta, natrafili na jezioro i przedostali się na wyspę,
połączoną z brzegiem wąskim i bagnistym przesmykiem. Wyspa
okazała się istnym rajem łowieckim, gdyż na jej pagórkach i w
zalesionych wąwozach zgromadziło się mnóstwo rozmaitego
zwierza. Aleksander Połujański, opisując pierwsze łowy w tem
uroczysku,zaznaczaconastępuje:
„Obława przy głośnych okrzykach, biciu w kotły i dźwięku
innych instrumentów, przez bakałarza (starego, doświadczonego
myśliwca) rychło i doskonale prowadzona, skierowała bieg
zwierząt na wspomniany przesmyk, z czego Jagiełło był wielce
zadowolony,gdyżchociażniejednokrotniewidywałżubry,łosie,
jelenie, dziki pojedyńczo, nigdy jednak tak wielkiej liczby
rozmaitego zwierza razem nie widział. Król zwiedził wyspę i
znalazł tam dwóch pustelników, żyjących w małej chatce,
uprawiających ogród warzywny i nie obawiających się dzikich
zwierząt.Królnazywałstarców„wiraj“,cowjęzykulitewskim
oznaczamężowie.OdtegosłowapowstałanazwaWiry,apotem
Wigry jak dla wysepki, tak i dla oblewającego ją jeziora“.
StądbysięwięcwzięłanazwaWigry.
O tej pustelni dowiedziano się znowu w w. XVII-ym, gdy
wykryto tu eremitów reguły św. Pawła pustelnika. O tej uroczej
samotni posłyszeli znajdujący się w Krakowie kameduli i
wyjednaliukrólaWładysławaIVzezwolenienazbudowaniena
wyspie klasztoru i kościoła. Zakonnicy połączyli wyspę z
brzegiem szeroką groblą, istniejącą aż do dnia dzisiejszego,
66
zbudowali most na Czarnej Hańczy, przepływającej wpobliżu,
abyułatwićwywózsosenzpuszczynabudowle.Sprowadziwszy
rzemieślników, mnisi założyli nad jeziorem wioski św.
Magdaleny i Burdyniszki; inne zaś rozrzucili po puszczy
sosnowej, w lasach bartnych, w uroczyskach budnych i hutnych,
gdziezrudywytapianożelazo.Powstałyrównieżmłyny,tartaki,
browar, gorzelnie i warsztaty kołodziejskie. Ojcowie, z Włoch
przybyli, wykarczowali ogromne połacie puszczy, zaprowadzili
racjonalną hodowlę zwierzyny w specjalnym rezerwacie i
gospodarkę rybną, rozmnażając sieje. Podanie miejscowe
przechowałowspomnienieotem,żejedenzkamedułów,niejaki
o.Barnaba,samegodjabłaoszukał,zmuszającgo,abydostarczył
zarybku siej aż ze słonecznej Italji... Zapobiegliwi zakonnicy
jednak użyli w tym celu innych, zapewne bardziej pewnych
środków komunikacyjno-transportowych. Wkrótce klasztor stał
się pastwą ognia. Z pomocą zakonnikom pośpieszył Jan
Kazimierz, osobnym przywilejem oddając kamedułom znaczną
część puszczy. Mnisi założyli natychmiast budy potażnicze w
ostępie Budżegier i rozpoczęli arcyzyskowny handel popiołem i
potażem... z Anglją. Sprowadziwszy „kunstmistrzów“ z Włoch,
Prus i Anglji, kameduli dodali im za pomocników młodych
Polaków i Litwinów i wkrótce wychowali cały zastęp
wprawnych budowniczych, cieśli, malarzy, snycerzy, mularzy,
zegarmistrzów,
kowali,
stelmachów,
stolarzy,
tkaczy
i
rzemieślników wszelkich innych rodzajów. Bracia zakonni
założyli też szkołę rolniczo-ogrodniczą. Szybko potem poszła
budowa klasztoru, wzmocnienie brzegów jeziora, rozszerzenie
grobli i wreszcie — wzniesienie wspaniałego kościoła
Wniebowzięcia
Matki
Boskiej,
ozdobionego
obrazami
Smuglewiczaiartystówwłoskich.Otrzymująclicznedarowizny,
67
skromnydoniedawnaklasztorwzbogaciłsięniebywale,rozrósł
się,stającsięniemal„udzielnemksięstwemlitewskiem“.Leczw
roku1794rządpruskiwyrugowałkamedułówzichposiadłościi
klasztoru.ZakonnicyosiedlilisięwBielanachpodWarszawą.Po
nichpopewnymczasieosiedlituoo.benedyktyni.Wielkawojna
światowaprawiezburzyłazbożnąpracęzakonników,szerzących
oświatę,wiaręchrześcijańskąipodnoszącychdobrobytkraju.
Piękny kościół został ogołocony ze wszystkich niemal
skarbówsztukiipamiątekhistorycznych;mury,ołtarzeiposadzka
zniszczone. Świątynia z trudem dźwiga się z rumowisk, tylko
wieżejejjakdawniejpanująnadogromnemjeziorem,puszcząod
południa i zachodu i nad polami uprawnemi — od wschodu,
gdzie do naszych czasów o gospodarnych i oświeconych
zakonnikach świadczą wioski: Magdalenów, Maćkowa Ruda,
Burdyniszki, Rosochaty Róg, Buda Ruska, Tartaki, Leszczewo i
Huty nad jeziorem Krzywem. Mieszkańcy ich pamiętają jednak
opowieścio„dobrych,starychczasach“.
Wigry — jedyne to jest miejsce, gdzie człek, nie zrywając
współżycia z ludźmi, może spokojnie, nie śpiesząc się, uczynić
rachunek sumienia, zrozumieć, co uczynił złego i jak winien to
naprawić, odetchnąć od zgiełku życia i dojść do równowagi
ducha. Cicha puszcza, dobiegająca prawie do samych brzegów,
majestatyczne,nibyzadumanejezioro,wyspawigierska,tchnąca
siwą,
pracowitą
przeszłością
i
myślami
bogobojnych
pustelników działają kojąco. Tę ciszę odczuwa tu każdy a
spływającenańukojenieprzepełniaserceradościąrzewną,która
zmuszadomilczenianibywobliczuświętości.Wtakiejtociszyi
skupieniu pracują uczeni polscy w przytulnej stacji biologicznej
nad Wigrami i wzbogacają naukę sumiennemi badaniami nad
światemzwierzątiroślinwódpuszczańskich.
68
Patrząc ze szczytu wieży kościelnej na nieobjęte okiem
rozlewisko jeziorne, na ciemną ścianę puszczy i srebrną wstęgę
Hańczy, mimowoli myśli się o dawnych dziejach i wielkich
ludziach, o nicości spraw ziemskich i o majestatycznej
beznamiętnej mądrości natury, nie uznającej więzów czasu i
chwilowychprawidążeńludzkich,przepłacanychzawszepotem,
łzami i krwią. Czy nie o tem właśnie opowiadają tajemniczem,
rozedrganem łkaniem dzwony, bijące z modrej toni wigierskiej?
A może budzące się na Wigrach tupoty rumaków chorągwi
husarskiej, pogrzebanej niegdyś, jak głosi podanie, na dnie
jeziornego rozlewu, ciskają wyrzut namiętny tej obojętności,
przerażającejibuntującejserceczłowieka?
Tekstjest
(publicdomain).Szczegółylicencjinastronie
autora:
.
69
ROZDZIAŁTRZECI
D O L A I P R A C A
O
d głównego trzonu puszczy Augustowskiej — tej
nadjeziornej, rozpiera się knieja prastara aż do pobrzeża
morskiego. Marjampol, leżący obecnie na terytorjum Litwy
Kowieńskiej, w pierwszej połowie wieku XVIII-go, był osadą
puszczańską. Teraz pozostały tam, jak i po naszej stronie na
północ od Wigier, skrawki tylko dawnej puszczy. Kamedułom
wigierskim i o. o. marjanom zawdzięczamy tak szybkie i
doszczętne wytrzebienie jej a zarazem zaludnienie tych okolic.
Sprawiedliwość jednak każe nadmienić, że w walce z puszczą
czynny też udział brały znakomite i zasłużone rody, którym
królowiepolscyiwielcyksiążętaLitwy,ŻmudziiRusinadawali
znaczneobszarytychziemkresowych.Mielitusweposiadłościi
pałace Radziwiłłowie, Czartoryscy, Wiśniowieccy, Sapiehowie,
Pacowie, Tyszkiewiczowie, Ogińscy, Wołłowiczowie, Glińscy,
biskupipłoccyiwieluinnychdostojnikówkościoła.
Wmiarętrzebieniapuszczyiukazaniasięziemornych,zkniei
wychodzili zaszyci w niej najdawniejsi mieszkańcy: osocznicy,
strzelcy, bartnicy, budnicy, smolarze, drwale i... kłusownicy, na
którychnieustannieżaliłasięstrażleśnajegokrólewskiejmości,
że to tam ubili łosia, tu znów jelenia lub żubra, a pochwycić
takiego dwunożnego żbika nikt nie mógł, chyba że sam niecnota
nieopatrznie nawinął się pod rękę lub — po pijanemu się
zdradził. Od nich to właśnie wywodzi się ludność rolna i
70
pasterska, osiedlająca się na coraz rozleglejszych połaciach
rolnych.Trzebiącypuszczęludwolnyzbiegiemwiekówodsłonił
prawdziwe oblicze tej części Polski. Płaszczyzną nazwać
musimy tu olbrzymie już biele, caliny i halizny, chociaż
jednostajność krajobrazu przerywają zielone zastępy drzew, —
iglastych lub liściastych, co niby z wyrzutem gorzkim szepcą o
puszczy-matce,przezludzizdymempuszczonej;tamisamciągną
się łagodne, pagórki faliste, biją w oczy jaśniejszą roślinnością
porosłe błotniste kotlinki; występują nagle skupienia krąglaków
granitowych, wydmy piasczyste i również piasczyste urwiska
nadbrzeżne — wszystko to, co potworzył tu, nagromadził i
porzucił skazany na śmierć lodowiec — groźny najeźdźca
północny, goniec „białej śmierci“, spod bieguna ziejącej
podmuchem, gaszącym wszelkie życie na ziemi. Człowiek zaś
pługiempociąługoryjałowei,odwalającskiby,wbruzdyrzuca
ziarnoipotemswymskrapiajeoracz.
W południowej części puszczy i na terenach bezleśnych,
piasczystych i ubogich, powstały osady mazurskie dokoła
Augustowa, Suwałek i na zachód od Sejn. Wschodnia część
dawnej puszczy — od Niemna ku Biebrzy — wskazuje znaczny
odsetek Białorusinów, pochodzących od Dregowiczan. Dalszy
ichruchkuzachodowiwstrzymałowswoimczasiezjednoczenie
Litwy z Polską, gdy to wtedy skierowano do ziemi
Nowogródskiej i Wileńskiej silną falę osadnictwa polskiego.
Białorusini należą do kościoła wschodniego w obydwu jego
odłamach,awięc—dostaregoprawosławiainowego.
Między Bugiem, górną Narwią a Niemnem część ludności
przedstawia typ mieszany, na co się złożyły krzyżowania
Mazurów z Jadźwingami i Białorusinami, a na właściwem
Podlasiu—zCzarnorusinami.Litwini(około7000głów)siedzą
71
pomiędzy granicą nowej Litwy a Sejnami, Czarną Hańczą i
Niemnem. Mazurzy nazywają ich „dzukami“ spowodu ich
wymowy. Z samego wyglądu można odróżnić bardziej wesołe,
czysteiestetycznewioski—szeregówkipolskieoddośćubogoi
nędznie wyglądających ulicówek i rzędówek litewskich i
białoruskich, chociaż czas robi swoje i różnica ta, tak
charakterystyczna przed wojną, dziś już zacierać się poczęła.
Postęp szybko odbywa swój marsz triumfalny. Znikły sochy
łopatkowe i dwupolicowe, a wraz z niemi — i prasłowiańskie
brony beleczkowe i laskowe, ustąpiwszy miejsca pługowi i
bronieżelaznej.Rolnictwonaubogiejipiasczystejroliwymaga
starannych zabiegów, wytężonej pracy i gruntownej wiedzy.
Toteż pola, należące do znaczniejszych właścicieli, sztucznie
użyźniane i drenowane, bardzo się różnią od zagonów
wieśniaczych. Urodzaje ledwie pokrywają potrzeby rodziny
włościańskiej, w niektórych zaś okolicach służą tylko jako
przemysł pomocniczy, drugorzędny, dodatkowy do głównego
źródła zarobków — „lasowania“. Zanika coraz bardziej
garncarstwo,zastępowaneprzezwyrobyemaljowane,chociażw
ostatnich czasach wieś powraca znowu do dawnych pieców
garncarskich, z których wychodzą piękne nieraz w kształcie
dzbanybezuchoweibańkowatenaczyniajednouchowe.Tkactwo
lniane,lniano-bawełnianeisamodziałwełnianyjestdziełemrąk
kobiet, a sztuka ta, doprowadzona do wysokiego poziomu, ma
swój początek w działalności kamedułów wigierskich —
zwolenników nauczania rzemiosł, w czasach nowszych —
przemysłowi tkackiemu w Białymstoku. Rozpętany i rozedrgany
wiek wielkich wynalazków i wielkiej wojny wytępił niemal
doszczętnie dawny strój ludowy i wszędzie zapanowała tandeta
fabryczna, miejska. Wraz ze strojem znikły prawie zupełnie
72
dawne litewskie i białoruskie przesądy i dalekie echa wierzeń
pogańskich. Litwini zapomnieli o swem naczelnem bóstwie —
Perkunasie gromodzierżącym, nie obawiają się już spotkania z
duchem puszczy — Puszkajtisem, śmieją się z dawnych guseł,
gdy to wierzono, że jego sługi Barszluki, Markopety i Kobalisy
goniły,zwodziłyinamoczaryzamaniałysamotnychwędrowców;
rąbiądębyinieprzypominająsobienawetotem,żestrzeżeich
siwowłosyKruch;dziewuchyzaś,śmiejącsięiprzekomarzającz
chłopakami, nie widzą, że z gąszczu leszczyn, gdzie biorą
orzechy,przyglądaimsiępodstępnaLasdona,apodkapeluszem
grzyba — borowika czai się bożek mchu — Silinicz, cały
zielony, jak kobierzec mszarników... Ech! Zapomnieli o tem
wszystkiem Litwini od dnia, w którym na szczycie Wiszniu —
KałmaspadłzmożonystarościąBaublis—dąbtysiącletni.Może
tak się też stało, że zwalił się on na Krucha i na śmierć go
przygniótłswemcielskiemdziuplastem?
Mazurzy,nadjezioramisiedząc,niechcąjużsłuchaćotem,co
ww.XVII-ymprawiłniejakipanHaut,że„otopielcuwiedzieć
trzeba, który zwykł w rzekach panować y szkody w ludziach
czynićybydłaróżnetopić,żejegonaturapochodzizbiałejgłowy
brzemiennej, gdy utonie“. Teraz, gdy taka białogłowa utonie,
sąsiadki biegną czemprędzej na posterunek policji, pod jej
komendą szukają topielicy i żadnej już nie boją się zmory, ani
„dziada borowego“, ani Boruty, ani też żadnego innego czarta,
sibielipodlaskiejimamuny,gdyżwiększemająstrachy—straż
graniczną — na przemytników i rabusiów leśnych, gajowych i
leśniczych — na kłusowników. Ha! Białorusini nawet,
pobratymcy Poleszuków bagiennych, zęby szczerzą, gdy ktoś
prawić im zaczyna poważnie o „lisowykach, wodzianicach,
latawicach,didkach,złydniachiinnejsilenieczystej“.Wyginęły
73
one wszystkie pod toporami drwali, w sieciach rybaków, pod
kołami pociągów i samochodów, ba — nawet w powietrzu
zmełły je na pył śmigi samolotów, krążących dzień w dzień nad
puszczą!...
Łowiectwo,araczejkłusownictwokwitnie,bojaktobyłoza
czasówkrólewskich,takiterazuskarżająsięnatoleśniczowie.
Takimyśliwiecstrzelarzadko,botoidrogo,iniepewnieihuku
bezmiary,alezatozastawiasidła,wnyki,potrzaski,żelaza...jest
zaśtegotyle,ilerodzajówzwierzątiptakówwpuszczy,aoczem
obszernie opowiedział współczesnym i potomnym imć pan
MateuszCygański.
KłusownikzaśodMendoga,KiejstutaiJagiełłyjak„psował“
zwierzostanpuszczy,takteżpsowajeszczeipodzieńdzisiejszy.
Nieśmiertelnypsotnik,drapieżca,szkodnik—takijestkłusownik
puszczański. — Rybołówstwo kwitło niegdyś na jeziorach i
rzekach puszczy. Sieci i sprzęt rybacki — znany powszechnie u
nas,bordzenniepolski,rzekłbyś,—wiślany,anajbardziejbodaj
przemyślny, bo Litwini nawet i Białorusini porzucili swoje
„bucze“, „mieroże“ i „nastawki“ i polskie przyjęli siecie,
niewody i więcierze. Liczne gatunki ryb przebywały w wodach
pojezierza mazurskiego. Jesiotr, pstrąg, sum, sieja, sielawa,
minóg, karp, leszcz, lin, karaś, szczupak, certa, węgorz, okoń,
miętus, płoć, jazgarz, strzewla, kiełb, ukleja, piskorz i „obrzydź
wodna“ — ciernik — tak się przedstawiał rybny świat puszczy
augustowskiej.Zjeziorirzekjejbranohojnąrękąi,zdasię,nic
nie wróżyło zaniku tych bogactw, ale oto nastały krwawe,
zgiełkliwe czasy wielkiej wojny światowej. Na samym już jej
początku przez puszczę przewalać się jęły całe armje. To
Rosjanie parli na podbój Prus Wschodnich, a gdy spotkała ich
klęska w labiryncie jezior Mazurskich, cofali się staremi i
74
nowemi drogami, poczem miesiące całe trwały tu walki
wściekłe. Wtedy to wraz z puszczą ucierpiały również jeziora i
rzeki.Wpewnychokresachrybyginęłytysiącami,gdyżtępiłaje
zaraza,
wywołana
gniciem
trupów
zabitych
żołnierzy.
Największymi jednak wrogami jezior okazali się Niemcy,
gospodarujący w puszczy. Niedbali o przyszłość, zakładali oni
miny dynamitowe na dnie jezior i powodowali niszczące
wybuchy, zabijając i ogłuszając olbrzymią ilość ryb. Całe
pociągi szły potem do zgłodniałych Niemiec, wioząc ryby
polskie. Doprowadziło to do zaniku najbardziej cennych i
delikatnych gatunków w niektórych jeziorach, gdzie pozostały
jeno szczupaki, okonie i płotki, gdzie rozpanoszył się namolny
ciernik,naktóregoniełakomisięnawetrybitwachciwa.Rybacy
odniedawnadopierośmielejjużzarzucająsieci,gdyżpowojnie
przeciągnięte pod wodą zasieki z drutu kolczastego i zwaliska
gnijącychdrzewniszczyłydrogisprzętłowiecki.Dyrekcjalasów
państwowych usiłuje doprowadzić jeziora puszczy do dawnego
ich stanu, wpuszczając narybek najszlachetniejszych gatunków,
jaksandacz,sieja,leszcz,lin,węgorz,sielawa;projektujesięteż
ściągnięcie na pojezierze rybaków z Pomorza i Wielkopolski,
ponieważ fachowość ich i wysoka kultura rybacka powinny
podnieść tę gałąź gospodarstwa. W połowie ubiegłego wieku,
gdyistniaływpuszczyidokołaniejdobrzeprowadzonemajątki
Rostworowskich,
Potockich,
Duninów,
Rembielińskich,
Czartoryskich, Tyszkiewiczów, Boufałów, Narbutów itd. na
gospodarstwa rybne zwracano znaczną uwagę, gdyż ryby miały
zapewniony rynek w Warszawie, Grodnie i Wilnie. W tym celu
wydane zostały przepisy ochronne, zakazujące właścicielom i
dzierżawcom terenów rybołównych chwytanie „starostów
wodnych“, czyli największych okazów każdego gatunku; zakaz
75
ten dotyczył również wyławiania narybku, szczególnie siej,
sielaw, stynki, łososia, karpia oraz zabijania węża wodnego „o
żółtychzausznikach“,gdyżpłaztentępiłżabyipożerałichikrę.
Dawnesmolarnieiwęglarnie,gdytojeszczeludpuszczański
„gnał“ smołę i „tlił“ węgiel w stosach, znikły niemal zupełnie.
Tamisamdziałająterpentyniarnieretortowe,alewnichniktjuż
nie dopatrzy się pierwiastka romantycznego. Rzadko który z
puszczańskichosadnikówkarczowaćzaczniestarepnie,zdzierać
brzostę, gromadzić smolaki i „spałować“ świerki, aby uzbierać
żywicy.Staruchychybatylkowędrujądopuszczyna„ugaje“po
leżęiposusz.
Prawie cała brać puszczańska „koło lasu robi“. Ten drwali,
tamten „wyciąga“ drzewo z puszczy, ów flisaczy, tamten kluczy
po puszczy, wiadomo — kłusownik. Kluczy i kryje się jeszcze
inny, który nie lubi jasności dnia — przemytnik. W dwunastu
nadleśnictwach po 7—12 000 hektarów każde, leśniczowie i
gajowi gospodarzą w puszczy, rąbiąc planowo pewne obwody,
dostarczającnarynekwewnętrznyinaeksport260000metrów
sześciennych drzewa rocznie, użytkując trzebież, posusz i
leżaninę, zalesiając poręby, walcząc ze szkodliwemi owadami,
gasząc pożary, regulując walkę, która wre pomiędzy
poszczególnemi gatunkami drzew, ochraniając zwierzostan,
przerabiając drzewo na tartakach, w Augustowie i Płocicznie,
gdzie pracują nasi Mazurzy, wyszkoleni przez instruktorów
szwedzkich. Najpierwszą jednak troską administracji leśnej
pozostaje ochrona leśna, zalesienie wytrzebionych obrębów i
pomoc najważniejszym gatunkom drzew w walce o ich byt. Nie
nowa to troska, bo trapiła ona leśników oddawna, gdy
spostrzegliszybkiezanikaniepuszczy.„Przywilejeykonstytucye
seymowe za panowania Jego Królewskiej Mci Stanisława
76
Augusta roku pańskiego MDCCLXIV, dnia 3 grudnia“ zawierają
„konstytucyę“ o konserwacji puszczy Niepołomskiej: „Jako
dobra nasze stołowe są patrimonium Rzeczypospolitej nam
docześniepozwolone,takzmiłościnaszejkuPaństwomnamod
Pana Boga powierzonym, w konserwowaniu tychże dóbr chęć
naszą ogłaszamy... aby tam na tych miejscach drzewo i drwa
brali,gdzieimludzienasiłowieccyzdolnewedługichpotrzeby
pokażą, a to pod konfiskacją wozów i sprzężajów secus
czyniącym, póki młodzież drzewa do swego nie przyjdzie
wzrostu i perfekcji, a po upłynionych lat dwudziestu mają od
plenum jus suum rederi, co presentim cavemus lege.“ Takie to
zaczątki ochrony lasów w dawnej Rzeczypospolitej ustalał sam
król.
Całe wsie, położone nad jeziorami, kanałem augustowskim i
rzekami Hańczą, Nettą i Biebrzą trudnią się starodawnem
„orylstwem“. Oryl — to nasz flis, ale taki, co nietylko „wodzi“
tratwy, ale i ten, co niedawno jeszcze zwał się „księciem
wodnym“,jaktowsłownikuswoimzr.1846wspominaWiktor
Kozłowski. Umieją oni wiązać i klecić tratwy, a każdy kloc,
krąglak, deska i drąg mają w mowie orylskiej osobną nazwę.
Ciekawetowidowisko,gdygospodarzcałej„kolei“tratwśledzi
ruch czółna retmana, który „na bystrzu szuka wody“ dla
przechodu, znacząc kierunek wtykanemi w dno prętami.
Uśmiechasięwtedystaryorylimruczydo„fryców“:
—Retmannaszryjekołabiegane!
Apotempłynątratwysetkikilometrów,zkanałudojeziora,z
jeziora do rzeki, z niej do innej i tak hen — do szaro-żółtej
mierzei, pod Gdańsk! Czeladź przy rudlach i przy artfulach,
starszyzna,jakżórawieczujne,tkwiwśrodku„kolei“iwszystko
ogarnia siwemi oczami — wart nadmierny, zatory i zawały,
77
nieładwukładzietratwyipokrzykujerozgłośnieiprzeciągle:
—Wara!Niedaj!Odwróćnabakier!
Powoli płyną, aż znikną w niebieskiej lub złotej mgiełce
oddalenia.
Kłusownicy mają też nielada pracę, bo po wojnie i
niemieckich karabinach niełatwo wytropić teraz jelenia, sarnę i
dzika,anawiosnęubićgłuszcalubcietrzewianatokowisku.Na
600 hektarach swego obwodu posłyszy, zwęszy, wyczuje
kłusownika gajowy baczny i śmiały. Nie zna on strachu.
Niedarmo werbuje ich władza z inwalidów, co w niejednej już
bitwie
wąchali
prochu.
Z
takimi
niesporo
zadzierać
kłusownikom.Najzuchwalsitylkoważąsięnawalkęzgajowymi,
abywająonekrwawe,gdytopuszczazaczajasięnagle,milknie,
apotemszepcezgrzytemigliwiaiszmeremliści:
— Czy to powróciły czasy Jagiełłowe, kiedy Litwin, Polak i
Białorus
wypierali
z
ostępów
naszych
Jadźwingów
przebiegłych?
W innem miejscu — w czarnolesiu rajgrodzkiem, w
nadleśnictwie Pomorskiem, nad Łęgiem, Rospudą i Gołką przez
haszcze i bajory przekrada się od litewskiej lub niemieckiej
granicy przemytnik z towarem nieclonym, a czasem zgoła
zakazanym, jak kokaina lub podobna „biała trucizna“. Tam inni
znów ludzie — ofiarni, uczciwi i mężni stoją na przesmykach,
broniącinteresówPolski.To—strażgraniczna,wiernyCerbero
tysiącu przenikliwych, bystrych źrenic. Zając tam nie
prześmignie, ptak nie przeleci, no, a człek... powędruje do
więzienia, lub, nie usłuchawszy rozkazu: „Stój!“ — polegnie
bezsławnie. Opowiadają o tem sosny świerkom, te — grabom i
olchom, aż do dębów dojdzie ponura wieść i do rozpękanych
głazów, śpiących pod pokrywą z mchów i darniny. Opowiadają
78
też o tem i ludzie z Podliszewa, Przestrzeli, Lipówek, Mieruć i
Pieńczykówka, co to nad bagnem Kuwasy stoi na uboczu, ale
mówiąotempomiędzysobąniechętnieipotajemnie.
Dawne te rzemiosła porzuca z roku na rok ludność
puszczańska.Jużniktteraz—bodajnajsędziwsinawetMazurzyi
Białorusini nie myślą o tem, aby „klejnę nakłodzić“, czyli znak
swój wyciąć na sośninie na barć dzianej. To też oddawna już
stare drzewa bartne na „strępy“ poszły, zbutwiały, a wichury
obaliły je i połamały. Zato ułów napłodziło się po puszczy
mnóstwo i — nie dziw, bo kwiaty tu hojnie sączą „miodową
padź“, a nawet „snuż“ — dzikie pszczoły wyczyniają
niespokojne iski, aby „stanąć“ na świerku dziuplastym, ulepiać
więzę woskową i tworzyć miód. Nietrudno tu znęcić rój i tak
oswoićpszczołyżeożądleniuzapominająnazawsze.
Nie tkwią już w kniei mielerze węglarskie, nie ciecze spod
nich czarna struga kwaśnej wody i zwierz nie węszy zdala
smolnego zaduchu. Ostatni potażnik ze szkoły Hanusowej przed
półwiekiem już sprzedał swój miedziany „burdak“ — kocioł
warzelniczyżydomkalwaryjskimnaszmelc.Wytrzebionolipy,a
z niemi razem majstrów od robienia „moczył“ — miękkiej kory
lipowej do wiązadeł wszelakich. Tylko drwale przetrwali
wszystko i wszystkich przeżyli: i łowców królewskich, i
osoczników,ipotażnikówzbudnikamiiwęglarzami,ihutników,
bartników, bursztyniarzy, i Moskali, i Niemców... Wytrwali,
żywotni, potężni, jak sama puszcza! Dawniej „spuszczali“
drzewa i pod wodzą brakarza przerabiali je na starodawny
towar: balk, piłowiec, płaszczak, straby, bierzma, kielbalki,
legary, siestrzany, stępory i dziesiątki innych sztuk. Teraz znów
„spuszczają“ drzewa i obciosują je na „slipry“ angielskie,
pokłady kolejowe, słupy telegraficzne i kopalniaki, a maszyna
79
przerabia drewno na papierówkę, dykty, forniery, posadzkę.
Tempora mutantur! Krzyczy o tem brutalnie parowiec na
jeziorach Augustowskich, motorówki turkotliwe, które....
bądźcobądźnielicujązcisząkanału,jeziorimalownicząCzarną
Hańczą,takpięknąkołoSuwałk,ajeszczepiękniejszątam,gdzie
w pobliżu Kadysza wpada w nią Marycha, która w północnym
swemkorycieznaczynaszągranicęzLitwą.Dziwisięnowinkom
wymyślnymCzarnaHańcza—tarzekapuszczańska,cozźródeł
jeziornych wpobliżu starego Przerośla się poczęła; gdy ją
niepokoje nachodzą, zmarszczką fal pokryje się na chwilę
niecierpliwa, lecz rychło wygładza swe ciemne tonie, w które
zapada smuga błękitu nieba i sobowtórne życie nieustępliwej
puszczy.
MI A S TA N A K R AW ĘD ZI A C H P US ZC ZY
Na północy puszczy Augustowskiej i na zachodzie stanęły na
strażyziemipolskiejmiastaSuwałki,Sejny,AugustówiRajgród.
Pierwszeztychmiastwyrosłoww.XV-ymnaskrajupuszczy,
którawoweczasyłączyłasięjeszczezKnyszyńsko-Białowieską
w jeden ogromny blok leśny. Podobno jacyś litewscy
włóczęgowie osiedlili się nad brzegiem Czarnej Hańczy, a że
sąsiedzinazywaliichSusiwiłkaj,stądteżiwieś,którapowstała
na tem miejscu, otrzymała spolszczoną nazwę Suwałki.
Kolonizacja polska rozpoczęła się tu za panowania Zygmunta
Starego i wtedy to podzielono puszczę na „uhły“ i rozdano
możnym i przedsiębiorczym rodom. Jednym z takich był ród
Sopoćków,którzywłośćswojąprzekazaliWołłowiczom.Wieśta
należała w w. XVII-ym do Kamedułów Wigierskich i oni to
osadziliwSuwałkachMazurówiPodlasian,ww.XVIII-ymzaś
80
August II nadał tej wsi prawo magdeburskie, podnosząc ją do
godności miasta. Suwałki posiadały obmyślony dla nich przez
Kamedułów herb: śś. Romuald i Roch przy trzech górach z
krzyżem i koroną. Od roku 1816-go, kiedy to Suwałki stały się
stolicą województwa Augustowskiego, miasto zaczyna się
szybko rozbudowywać i rozwijać swój handel. Położone w
przepięknej okolicy Suwałki uważane są za „najzdrowsze
miasto“ w Polsce. Świeży, wonny powiew od puszczy i jezior
sycipowietrze,piasczysta,owysokimstopniuprzepuszczalności
glebaniesprzyjazbieraniusięzanieczyszczonejwodymiejskiej.
Czysta, ożywiona ulica główna, bardzo malowniczy park, kilka
nowych, w czasach już niepodległościowych zbudowanych
gmachów, kościół murowany dorycki z bardzo pięknemi
ołtarzamirobotysnycerzygdańskich,nowekoszaryzpomnikiem
artylerzystyischludnedomostwaotoczonezieleniąpozostawiają
posobieprzyjemnewspomnienie.
Na dość żyznej równinie między jeziorem Wigry a granicą
litewską leżą Sejny. W swoim czasie był to nasz kresowy
„Cambridge“, zdawiendawna ośrodek oświaty i nauki i takim
ośrodkiemdodziśponiekądpozostaje.MiastoSejnypowstałow
w. XV-ym, a Al. Połujański w swych „Wędrówkach po gub.
augustowskiej“ twierdzi, że nazwa ta pochodzi od litewskiego
słowa „senai“ — starzy, gdyż trzech jakichś starych rycerzy
osiedliło się tu za panowania Jagiełły po powrocie z wyprawy
grunwaldzkiej. Kościół i klasztor murowany zbudowali
oo. dominikanie w r. 1619, starościna zaś sejneńsko-wiżańska,
Róża z Platerów Strutyńska, gmach powiększyła i kazała
zbudować od nowego frontu dwie wieże. W r. 1796 ta połać
PolskizostaławcielonądoPrus,oo.dominikanie—pozbawieni
swychposiadłościiwygnani.Klasztorikościółotrzymaływtedy
81
nowego rektora. Był nim o. Tomasz Piłsudski — jedyny
pozostałytudominikanin.Wtedytoudałosięzałożyćwobrębie
klasztoru liceum, do którego tęskniąca do nauki i oświaty
młodzież polska i litewska garnęła się z prawdziwym zapałem.
Różne losu koleje przechodziła szkoła sejnejska, pod presją
zaborców emigrując nieraz do Suwałk, Łomży, a nawet — do
Rosji. Przetrwała jednak najcięższe czasy i kilkakrotnie
powracała do dawnych murów kościelnych, gdzie wonczas nie
znanojeszczewaśnilitewsko-polskiejiwspólniestawianoczoło
zakusom rusyfikatorów, jak np. w dobie pamiętnego strajku
szkolnego w r. 1904. Obecnie mieści się tam seminarjum
mniejszeigimnazjummęskiekurjibiskupiejim.św.Kazimierza.
Ze szkoły sejnejskiej wyszło kilku ludzi zasłużonych ojczyźnie
lubKościołowi.TupobierałnaukiSzymonKonarski,emisarjusz
„Młodej Polski“, więziony i skazany na śmierć w Wilnie, i tu
hartowałasięniezłomnawolaKonarskiegoimocjegoczynu.Tu
przebywał do klasy piątej Kazimierz Dahlen, dzielny oficer,
uczestnik powstania listopadowego i styczniowego. W
seminarjum sejnejskiem pobierali nauki tacy kapłani, jak
arcybiskup Ruszkiewicz, ks. Śliwowski, ostatni biskup katolicki
wRosjisowieckiej,arcybiskupJałbrzykowskiiinni.—Miasto
posiada kilka zabytków historycznych. Kościół sejnejski zdobią
pięknewłoskieobrazy„NawiedzenieMatkiBoskiej“i„Chrystus
naKrzyżu“orazhiszpańskiejrobotycudownastatuaBogurodzicy
zPanemJezusemnaręku.OpochodzeniujejzKrólewcaistnieje
wzruszająca, pełna pietyzmu legenda. Posąg ten otwiera się i
tworzytryptyk,przedstawiającyTrójcęŚwiętą.
Narynkuwiekiprzetrwałymiejscowe„sukiennice“—dawny
ratusz — biały czworobok o przysadzistych filarach podcieni.
Niestety, do wewnętrznego dziedzińca tej ciekawej budowli
82
wtargnęłajużczyjaśposesjaprywatna.Tamisamwidniejąstare
z w. XVIII domy murowane z przyporami. W jednym z nich
podobno spędził noc Napoleon w r. 1812. Ciekawa jest stara
bóżnica żydowska i kapliczka św. Agaty, patronki od pożarów.
Sejny stanowiły po wojnie główny ośrodek separatystów
litewskich,leczobecnietenrwącypotokwszedłdonormalnego
koryta, a polskość odniosła moralne zwycięstwo. Kojący troski
spokój i łagodna pogoda panują w mieście. Zdać się może, że
ludnośćjegozapatrzonajestwjakieśdalsze,wyższecele,awięc
niezbyt ją wzrusza twarde życie współczesne, bezwzględna
walka o jutro i różne dotkliwe nieraz trudności, z kryzysem
światowym połączone. Ton całemu życiu Sejn nadaje spoza
swychmurówmilczącypozornieiodgrodzonyodświatadawny
klasztor — uczelnia, gdzie zrywają się do lotu młode siły i
dążenia.
Na zachodnim krańcu puszczy na równinie z niewysokiemi
wzgórzami,plecamizwróconykupuszczy,aobliczemkugranicy
pruskiej, powstał w dawnej knyszyńskiej włości Jagiellońskiej
Augustów nad rzeką Nettą, założony w r. 1561 przez Zygmunta
Augusta. Drewniane to było miasto, więc paliło się często,
zmieniając za każdym razem swoje oblicze, architekturę i
charakter największych gmachów, a śród nich kilku domów w
stylu „renesansu żydowskiego“. Teraz jest to czyste, ożywione,
jakieś niezwykle wesołe miasto, do którego dobiega puszcza i
zatrzymuje się nad uregulowaną Nettą z dużym portem,
obsługującym cały system kanału Augustowskiego. W ośrodku
miasta,narynkuiwporcieszczególniewdnijarmarkówpanuje
tłok i duży ruch. Włościanie przywożą tu cielęta, wieprze,
owoce, drób, smołę, naczynia gliniane i drewniane; włościanki
— płótno lniane, samodziały, hafty, jarzyny, jajka, jagody i
83
grzyby. O kilometr od peryferji wznosi się ściana puszczy, a
przez jej majestatyczne kolumny przeświecają zwierciadła
rozległych jezior Sajno i Necko i równy, jakby ciemnozieloną
pasteląnakreślonypowolnystrądNetty,obramowanejporosłemi
czarnolesiem brzegami aż do miejsca, gdzie wybiegnie na
płaszczyznę, pełną bajorów i bagien nadbiebrzańskich. Puszcza,
aczkolwiekpiękna,jesttujużmocnoprzetrzebiona,cozresztąnie
mogło być inaczej, gdyż kilkakrotnie w dobie wojny światowej
kołoAugustowaodbywałysiębitwy,asamomiastoprzechodziło
z rąk do rąk. Ucierpiało ono bardzo od czasowych gospodarzy,
ale duży, piękny kościół ostał się nawałnicy wojennej, a rząd
polski wzniósł tu potem okazałe gmachy szkolne, zbudował
przystańwioślarskądlamłodzieży,prywatnezaśosoby—kilka
malowniczych will w borze nad jeziorem Necko. Wszystko
oddawna rzuciło się tu do pracy nad podniesieniem miasta i
powiatu. Rezultaty są widoczne — doskonałe szosy, energiczne
administrowanie puszczą, regulacja kanału, zarybienie jezior i
wielki, jakiś wyjątkowo miłosny wysiłek na polu wychowania
młodzieży. Puszcza, stojąca tuż nad Nettą, patrzy i słucha,
zdumiona, lecz, gdy nadleci wiatr, rozkiwają się jej korony w
rozradowaniu.
Na zachodzie powiatu augustowskiego, — tuż nad samą
granicąPrusWschodnich,nibyskrzydłaolbrzymiegowachlarza,
orękojeściwEłku,rozbiegłosięswemiodnogaminawszystkie
strony jezioro Rajgrodzkie, jedno z największych na całem
pojezierzu bałtyckiem. Przez zwierciadło jego przechodzi nasza
granica, niewidzialna linja, dzieląca nas od Prus, chciwych
zawszeizadzierżystych.Napołudniowymbrzegujeziorapiętrzy
się wysoki, ponury nasyp, panujący nad roztoczą jeziorną.
Pierwszy,pobieżnyrzutokabudzijużmyślodzielerąkludzkich.
84
Takteżbyłoistotnie.Niegdyś,wXIIIwiekuusypałtęgóręksiążę
litewski, Trojden, brat Narymunta, i uwieńczył ją grodem
warownym,abybroniłwłościjegoprzedPrusakamiiMazurami,
wdzierającymisięzuchwalewmroczneostępypuszczańskie.Nic
jednak, oprócz kilku głazów, zgruba ociosanych, i lejkowatych
zawalisk, nie pozostało na grodzisku Trojdenowem, co nie
powstrzymuje wcale wyobraźni ludowej. Toteż istnieje od
wieków i wciąż jeszcze żyje tam wiara w komory i przekopy
podziemnezukrytemiwnichskarbami.ZapewneLitwinijeszcze
wyparli z tych okolic niespokojnych sąsiadów, bo zdaje się,
nigdy już nie wzniesiono tu potem warowni. Nie uczynili tego
Radziwiłłowie ni Glińscy, władający Rajgrodem, już miastem,
nie pomyśleli o tem Kiszkowie, Dulscy ani Medekszowie. Nie
mieli już zapewne obaw o swoje ziemie rajgrodzkie, o jezioro
rybne i łowną puszczę, do dziś dnia obfitującą w zwierzęta i
ptaki. W rządowem uroczysku Grzędy założono rezerwat łosi,
kuszący miejscowych Mazurów możliwością pięknej zdobyczy
łowieckiej.Gajowiniestrudzenieczuwająnadbezpieczeństwem
rzadkiegozwierzęcia.
W wesołym, słonecznym kościele znajduje się czczony
powszechnie obraz Matki Boskiej Rajgrodzkiej, do której
odbywają się nieraz bardzo liczne pielgrzymki. Jezioro i
miasteczko widziały wiele strasznych zdarzeń na przestrzeni
wieków. W czasach zaś nowszych, a mianowicie w epoce
powstania listopadowego, — jenerał Dembiński wyparł z
RajgrodurosyjskiegojenerałaSackena,awdobiewojny1920r.
tu właśnie wymykały się zagranicę i składały broń ostatnie
oddziałykonnegokorpusuGaj-Chana,gdypolskiewojskacoraz
gęściej osaczały armję czerwoną. O wypadkach tych świadczą
pobojowiska,cmentarzeizawszeżywapamięćludzi.
85
Kręte pętle Jerzgni łączą Rajgrodzkie jezioro z Dręstwem,
poczem Jerzgnia przemyka się między borami Bełdy i Tajna aż
ledwowidnem wężowem korytem przepada wśród moczarzysk,
aby się połączyć z Łęgiem i z nim po niezliczonych meandrach
wlać wspólne wody w Biebrzę. Namokłe obszary przerzynają
cięciwy kanałów wiążące łuki rzeczne — tu i ówdzie na
suchszym kawałku ziemi siedzi uparty człowiek, na uroczysku
PiekielneWrota,czyDziewczeGrzędy.Adalejnawschód,skąd
ŁęgobokGrajewajezioramiwobrębRzeczypospolitejwchodzi,
teżMazurysiedzą—lecznienasze.
Tekstjest
(publicdomain).Szczegółylicencjinastronie
autora:
.
86
CZĘŚĆTRZECIA
P U S Z C Z A K N Y S Z Y Ń S K A
ROZDZIAŁP IERWSZY
K R Ó LEW S K A P US ZC ZA
P
uszcza Augustowska dociera obecnie do Biebrzy, a dalej na
południu widnieją już obszerne, wytrzebione przestrzenie, przez
które niby rozbitki wielkiej armji, ciągną się ku południowi
mniejsze i większe ostrowy leśne ku Grajewu, bagnom Ławki i
źródłom Sidry, aż stłoczą się wszystkie w nowe potężne
skłębienie leśne, puszczę Knyszyńską. Leży ona pomiędzy
Knyszynem, Białymstokiem a linją od Krynek ku Świsłoczy,
miastupołożonemuwmiędzyrzeczuNarwiiNiemna.Największą
jejczęść,bo58000hektarówstanowiąlasyrządowe,przecięte
rzekami Sokoldą i Supraślą. Za czasów litewskich należała ta
puszcza do rodu Radziwiłłów, lecz w w. XVI-ym stała się
własnością królów polskich. Wyrosła ona niegdyś na osadach,
które nagromadził tu lodowiec w okresach drugiego
zlodowacenia. Na wyniosłości działu wodnego rzek Supraśli,
Świsłoczy i Niemna, tam gdzie z moreny dennej utworzyła się
gleba piasczysto-gliniana, podnoszą swoje korony grondy
dęboweigrabowe,tamisampomieszanejużzesosnąlubosiką.
Lasy te, mające bogate podszycie z trzmieliny, leszczyny,
suchodrzewia i kruszyny, okrywają pagórki, wały i kopulaste
87
wyżyny, a tam zaś, gdzie piaski zebrały się na płaskowinach,
stojąborysosnowe,awichcieniużywicznym—jałowewrzosy,
wyrastające na mchach. Skoro tylko woda podskórna zbliża się
do powierzchni — tam do sosny przyłącza się natychmiast
świerk, a w podszycie leśnym rozrasta się wspaniale jarzębina,
wierzba, kruszyna, jałowiec... Sosny wiekowe i świerki
wybujałytudo32metrów,azdarzająsięteżitakie,coponad38
metrówkusłońcustrzeliły.Osikinawetdociągajątudostulat,na
30 metrów wysokie, sędziwe, a mimo to — zdrowe. Na
czerwonychglinachwśródsoseniświerkówwalcząoswójbyt
pospolite tu niegdyś dęby szypułkowe, brzosty i klony. Wśród
mieszanegolasuzaczernisięnierazgęsta,zwartakępaświerków
małychidużych,zawszejednakwtakiemuroczysku,gdzieogień,
burze lub owady przetrzebiły nieco bór macierzysty, który nie
pragnął dla innych drzew przepotężnej łaski słońca. W
wilgotnychnizinachrzecznychnaSupraśliiSokoldziewystępują
już zuchwale olchy, do nich przyłączają się narazie bojaźliwie,
ale wkrótce śmielej — świerki łapiaste, aż wreszcie zapanują
sosny — karłowate jednak, nędzne, powyginane cudacznie, w
skorupęporostówowinięte—zapewnietakie,którewdawnych
czasach „bajrakiem“ nazywano. Tam też rosną wierzby uszate,
iwy, omszone brzozy i osiki, którą starożytni drwale
„trzepieciną“ nazywali. W dawne czasy sporo było w puszczy
budsmolarskich—owych„baniek“,przyktórychwzimiegrzał
sięnierazłowieczamiłowany—ostatnizJagielonów,bosłynęły
z obfitości zwierzyny bobrowiska knyszyńskie, gdzie paszę
znajdowały stada łosi o rosochach najpotężniejszych i odyńce
„sadlaste“, po dąbrowach wypasione. Złe były, „obcinały
szablami“,anawetichsamury,nasrożywszy„pióra“,z„szumem“
szły„nadym“iciskałysięnamyśliwca.
88
Z puszczy tej wywożono do całej niemal Polski nietylko
drzewo surowe i korę dębową dla garbarni, lecz i gotowy już
towar, jak okapy, knagi, slemia, sztaki i cembrowiny, a
przedewszystkiem klepkę i to, co z niej wyrabiano: piple,
okseftki,beczkówki,wańczosy,szujki,antałki,baryłki,szkopkii
inne rzeczy. Nie brakło tu pszczelarzy w borach bartnych,
potażników, hutników, kołodziejów, osoczników, strzelców i
innej czeladzi łowieckiej. Teraz wszystkie te wsie Kopisk,
Rybnik, Czarna Wieś, Stary Szor, Studzienka, Kołodno, w
puszczy zaczajone, „z lasu żyją“; jedni tam drwalą, drudzy
spuszczonedrzewokukoleiwywlekająlubnatartakizwożą,ten
i ów kopci się przy smolarni, lub „robi“ przy sadzonkach i
zasiewiedrzew.Wiadomo—leśnylud,czytoMazurwesoły,czy
jegokrewniakPodlasiak,Puszczakiemzwany.
W dobie powstania listopadowego w puszczy Knyszyńskiej
wrazzeswojąpartjąwalczyłzMoskalamibohaterskiporucznik
Piszczatowski, schwytany później i rozstrzelany w Białymstoku,
gdzie mieścił się wonczas sztab wielkiego księcia Konstantego.
W roku 1863 puszcza osłaniała powstańczy oddział pułk.
Arcimowicza, toteż osławiony „wieszatiel“, Murawjew, palił i
burzył osady puszczańskie, jak naprzykład Jaworówkę, którą
puszczono z dymem i zaorano, mieszkańców zaś za pomoc
powstańcom zesłano na Sybir. Potomkowie tych wieśniaków z
Jaworówki do naszych czasów mieszkają nad rzeką Tubą w
Syberjipołudniowej.
Narew, rozbiegając się w całą sieć drobniejszych odnóg,
tworzących wewnętrzną deltę na wschód od Tykocina, dała
początek rozległym moczarom. Za czasów Zygmunta Augusta
słynęły one jako łowisko „czarnej zwierzyny“, czyli dzików.
DolinaSupraślirównieżobfitujewzabagnioneniziny.Innerzeki
89
i rzeczułki jak Krzemienka, Czarna, Kulikówka, Biała, Płoska,
Sokolda i Słoja przecinają puszczę we wszystkich jej
leśnictwach, w Knyszyńskiem, Czarna Wieś, Supraśl i Waliły,
nadając puszczy swoisty urok, nieraz gwałtownie zmieniając jej
krajobraz, gdy tuż za sosnami i świerkami wyrasta nagle las
dębowy lub wznoszą swe rozłożyste korony graby. W gąszczu
podszytumająswelęgiwilki,pasąsięsarny;odczasudoczasu,
niby zjawa złowróżbna, przemknie przez puszczę ryś, krwią
znacząc swój trop. Głuszce i cietrzewie mają tu swoje
tokowiska. Lis ściga naszego szaraka, ale i bielak o czarnych
trzeszczachnawiosnęgzisięnierazpozgrzewkach,gdziesłońce
mocniej przypieka, spod śniegu wypłaszając warkotliwe
strumyki.ZjeziornajwiększetujestZygmuntaAugusta,którena
żądanie polskiego czarownika, pana Twardowskiego, djabeł w
ciągu jednej nocy wykopał i wodą napełnił. Jezioro to, zwane
inaczej — Czechowizną, ma około 400 ha powierzchni i
nieznaczną głębokość. O naturalnem pochodzeniu jeziora mówi
napisnadbramąprzystani:
Stawtenegzystujeoddawnychjużczasów,
PamiętaJagiellonów,panowanieSasów.
Przetrwałburzedziejowe,inwazjeMoskali.
KrólZygmuntgozałożył,Czesiwykopali.
W puszczy w różnych miejscach świecą obszerne halizny
dokoławszystkichmiasteczek,zwyjątkiemchybaSupraśla,alei
wsamejpuszczywszędzieznajdziesięichsporowsąsiedztwie
każdego osiedla. Łowy w puszczy Knyszyńskiej, tak jak je
widziałww.XVI-ymnuncjuszkardynałComendoni,podajenam
: „Myśliwi obierają drzewa dość grube, aby
90
człowieka zasłonić mogły i łatwe naokoło do obejścia były, za
któremi gęsto się zaczajają. Zwierz przez psy i pociski
rozjątrzony, rzuca się na pierwszego, którego przy drzewie
spostrzeże; ten, gdy na drugą stronę odskoczy, zwierz uderza w
drzewo, zamierzywszy się na człowieka. Rozjątrzony usiłuje
drzewo obalić, tem wścieklej, im bardziej od myśliwych jest
ściganym. W tych zapasach nietylko rogów, lecz języka i ogona
zwrotówbaćsięnależy;pierwszybowiemdlaszorstkości,drugi
— dla siły w uderzeniu zarówno są niebezpieczne. Gdy
myśliwego ogonem zajmie, jedyny sposób obrony, rzucić mu
czerwoną czapkę; zwierz naówczas całą swą wściekłość na ten
kolor obraca, aż od innych myśliwych pociskami i włóczniami
skłóty, upadnie na ziemicę.“ — Wojny zniszczyły zwierzostan
puszczy, toteż nadleśniczowie robią wszelkie możliwe wysiłki,
by podnieść go i utrwalić. Żubry i łosie już oddawna opuściły
puszczę,wycofałsięzniejtakżeniedźwiedźirosomak,dawniej
pospolite tu drapieżniki. Jednak jelenie, sarny i daniele mają tu
doskonałewarunkiistnieniaiwtymwłaśniekierunkuidąwysiłki
dyrekcjilasów.—Obceiwrogieręcezabrałypolskiejziemijej
skarby, gdy jej przeznaczonem było wolność odzyskać za cenę
wyniszczenia swego przez wielką wojnę, my zaś wszędzie na
ugór rzucamy nowy siew, tu zaś na pobiedziskach królewskiej
ongiś puszczy niezmordowany polski leśnik z próchnicy
wywołuje zjawy sosen, świerków i dębów, a w ich poszumie
słyszy już tupot racic królewskiej zwierzyny. Państwowa
gospodarkaleśna,opartanaścisłychnaukowychpodstawachina
oględnej zimnej kalkulacji doprowadzi wkrótce do odrodzenia
puszczyKnyszyńskiej.
C I E Ń J A G I E LLO N A
91
Na zachodniej krawędzi puszczy usadowiły się Knyszyn i
Tykocin — małe, zda się zapomniane przez wszystkich
miasteczka, w przeszłości zaś głośne, a nawet sławne. Oba,
otoczoneniegdyśbajoramiisapiskami,trudnebyłydozdobycia,
a wcinały się w najdziksze ostępy puszczańskie. W
moczarowatej dolinie Jaskranki, w obliczu puszczy dla celów
niewiadomych, zapewne — łowieckich, założyli Radziwiłłowie
miasteczko Knyszyn w w. XVI-ym, wznosząc tu kościół
murowany
św.
Jana
Ewangelisty,
natchnionego
autora
Apokalipsy, aż podarowali miasteczko królowi Zygmuntowi
Staremu. Umiłował je jednak osobliwie wielki książę litewski,
przyszłykról—ZygmuntAugust,atodlatego,żepuszczanęciła
goswemiłowiskami,okolicznezaśłąkinadawałysięznakomicie
do hodowli stadniny. Król istotnie miał tu trzy tysiące
najprzedniejszych koni. To też lubił przyjeżdżać tu ostatni
Jagiellon, mając nad stadniną swoją baczne oko gospodarskie i
zabawiając się łowami, jakoże puszcza pomiędzy Ławkami a
Berezówkąobfitowaławbobrowiskałosiowe,stojankiżubrowe
i barłogi niedźwiedzie. Zresztą, tuż pod miastem, koło swego
pałacu, miał król własny zwierzyniec, nad którym pieczę
szczególną miał starosta knyszyński, ojczyźnie zasłużony — Jan
Zamojski.PrzywoziłkrólzesobąumiłowanąmałżonkęBarbarę,
z możnego rodu Radziwiłłów — tę, przeciwko której intrygi
knułakrólowa—matka,Bona.GdyzaśśmierćzabrałaBarbarę,
niepocieszony Zygmunt August kazał całe niemal miasto kirem
żałobnym
zaciągnąć.
Tu,
wiedziony
jakgdyby
jakiemś
przeczuciem, zjechał król na schyłku swego żywota, a wtedy
stała się rzecz dziwna, niesłychana, zbrodnia zuchwała, crimen
laesae majestatis. Jagiellon, ujrzawszy swój dwór puszczański,
wpadł w tęsknotę, czując tu szczególnie żywo obecność ducha
92
niezapomnianej Barbary. Oddawna już jeździł, mając w swym
orszaku wszelkich czarowników i magików, którzy mieli go
bawić i z więzów tęsknicy wyzwalać. Rękodajny królewski,
Mikołaj Mniszech, z rozkazu pana co wieczora urządzał
„inwokacje“, w celu ukazania się ducha Barbary, a chciwy i
bezczelny targnął się wkońcu na rzecz straszną. O północy, gdy
wiatry styczniowe ciskały i kręciły śnieżycą, w półciemnej
komnaciestanęłanagleprzedkrólemBarbarawcałymprzepychu
szat monarszych. Zygmunt rzucił się ku upragnionemu cieniowi,
gdy wtem ramiona stęsknionego małżonka ogarnęły żywe ciało
niewiasty. Była to Barbara... Giżanka, mieszczka knyszyńska.
Zwiedziononieszczęsnegokróla.
Z dworu Zygmunta pozostały resztki fundamentów, „studnia
Giżanki“, niewiadomo dlaczego zasypana i stare drzewa w
parku, otaczające majętność Knyszyn. Nikt nie może stwierdzić,
że w tym właśnie zamku przebywał, dręczony tęsknicą Zygmunt
August, bo i na górze Zamkowej, tuż przy szosie białostockiej,
odnajdują grabarze cmentarni stare belki i jakgdyby lochy.
Tajemnica otacza to miejsce i wszędzie wyciska swój ślad, bo
nawet w podziemiach radziwiłłowskiego kościoła św. Jana
Ewangelisty przemawia ona głosem drażniącym. Pod wielkim
ołtarzemwykrytobowiemzardzewiałedrzwiżelazneznapisem,
iżotworzyćjemożetentylko,ktojezamknął.Cosiętamkryjeza
temidrzwiami?Ktojezamknął?Dlaczegozakazałodsunięciaich
żelaznychryglów?Otemniktniewie.Niepamiętająotemnawet
Giżowie, mieszczanie knyszyńscy, po dziś dzień tu pozostający.
Ale oni nie znają nawet dziejów swej zmarłej krewniaczki —
awanturniczej Baśki, ani też tego, że po śmierci króla stała się
ona wielką panią, ba, nawet księżną Woroniecką! Knyszyn
jagielloński, długą losów koleją przechodził do Orsettich —
93
ziomków
królowej
Bony
—
Gnińskich,
Krasińskich,
Radziwiłłów,wreszciedohrabiówRaczyńskich.Sejmroku1676
przysądził Knyszyn potomkom Gnińskich na osiem pokoleń po
mieczu i kądzieli. Hrabia Karol Raczyński jest ósmym i też
ostatnimwłaścicielemKnyszyna,któryponimzostaniezwrócony
Państwu, bo Polska niepodległa uszanowała uchwałę sejmu,
chociażzapadłaonabyłajeszczezapanowaniaobrońcyWiednia
ichrześcijaństwakrólaJanaSobieskiego.
NalewymbrzeguNarwiww.XV-ymstarostasmoleński,Jan
Gasztołd,założyłmiastoTykociniufundowałkościółśw.Trójcy.
WwiekuXVII-ymotrzymałtomiastozprzyległościamiwdarze
od wdzięcznej ojczyzny wielki zagończyk, hetman Stefan
Czarniecki,któregookazały,chociażśniedziąokrytyiuszkodzony
w niektórych miejscach pomnik stoi na rynku, gdzie wzniósł go
późniejszy dziedzic Tykocina Jan Klemens Branicki. On też
zbudować kazał bardzo piękny kościół murowany w stylu
renesansuwłoskiegoiszpital,sprowadziwszytuoo.misjonarzy.
W kościele przechowały się portrety i popiersia hetmana
Branickiego i jego małżonki, piękne freski ścienne od posadzki
do sklepień, stare, znakomitego pędzla obrazy Chrystusa przy
słupie biczowania i Matki Boskiej w srebrze, obwieszone
licznemi wotami. O ile wnętrze świątyni budzi zachwyt, o tyle
zewnętrzny jego wygląd smuci, gdyż sam gmach i półokrągła
kolumnada, wyobrażająca dobrotliwą sieć Rybaka Boskiego,
noszą na sobie piętno zaniedbania. W skarbcu kościelnym wisi
artystyczny
portret
biskupa
Szczęsnego
Felińskiego,
przedstawionego w towarzystwie księcia Potockiego przed
zesłaniem ich na Syberję. Sporo tu cennych zabytków:
kryształowe puhary z herbami króla Augusta III, Branickich i
Rostworowskich, stare księgi, pergaminy, a między niemi
94
oryginalny uniwersał Kościuszki do duchowieństwa. Obok
kościoła, z lewej strony, przy malowniczej „krzywej“ uliczce
mieści się dawny „dom inwalidów“, teraz przytułek dla
bezrobotnych,poprawejstronie—innyprzytułekdlastarcóww
dawnym fundacji Branickich „szpitalu“. „Dom inwalidów“
założył w r. 1633 Krysztof Wiesiołowski, marszałek wielki ks.
litewskiego, zapowiadając „byleby ci katolicy rzymscy,
szlachetnie urodzeni, dobrze w ojczyźnie zasłużeni byli, oraz
którzybyinaczejpożywieniaswego,będącnacielewbitwie,za
Rzplitą mianej, skaleczeni, mieć nie mogli“. Liczne ma Tykocin
pamiątkiibogatajegohistorja.
Do Tykocina — niegdyś grodu warownego i rezydencji
królewskiej, przewiezione były zwłoki Zygmunta Augusta,
zmarłego w Knyszynie, i złożone na zamku, w którym niegdyś
smutny żywot pędziła Barbara Radziwiłłówna, wówczas
starościna Stanisławowa Gasztołdowa. Trumna królewska
pozostawała tam przez cały rok, zanim nie ustawiono jej w
Krakowie. Na zamku tykocińskim gospodarzył
,
powiernikisekretarzmonarszy,itupisałprzedmowędoswego
„
“. Za Jana Kazimierza Szwedzi zajęli Tykocin i
zamek, który, oblężony przez Sapiehę, został wysadzony w
powietrze wraz ze zwłokami księcia Janusza Radziwiłła,
stronnikanajeźdźców.AugustIIodnowiłtuorderOrłaBiałegoi
wydał
manifest
przeciwko
koronacji
Leszczyńskiego,
podtrzymany przez skonfederowaną szlachtę sandomierską. Za
Narwią pozostały ślady dawnego grodziska, które przed
założeniemTykocinabroniłoMazowszaodpółnoco-wschodu.Z
tego miejsca piękny roztacza się widok na rozlaną rzekę w
niskich zielonych brzegach, pełną wysp, rozwidlin i zakrętów.
Wiosenne rozlewy zacierają ich rysunek, wyrównują rozległą
95
gładziznę wodną. W otoku sędziwych drzew dogorywa stary
klasztor bernardynów. Na wjazdowej bramie widnieje groźny
napis:„Niechcałaziemiadrżyprzednią—PantuzałożyłDom
Swój!“
Za murem ciągnie się obszerny dziedziniec brukowany,
podobno, dawne cmentarzysko. Gmach klasztorny — prosty,
surowy, o wąskich okienkach w znacznej swej części należy do
osoby prywatnej. Wnętrze o łukowatych sklepieniach pełne jest
cel o jednem oknie. Na parterze budzi zgrozę ciemnica. Do
lewego skrzydła przytuliła się kaplica renesansowa, taka obca
tym surowym murom. Przy drodze od bramy bernardyńskiej do
miastamałydomek,krytydachówką,wyrósłnamiejscugrobu...
Górnickiego, który w swym „Dworzaninie“ z taką finezją i
dowcipem toczył „gry rozmowne“, a w nich nawet o
równouprawnieniu niewiast mówił śmiele. Niedaleko od rynku
znajduje się stara synagoga. Żydzi twierdzą, że ma 840 lat;
przesadne to są pretensje chronologiczne, lecz bądźcobądź
sędziwy jest ów dom Jahwe. Świadczą o tem freski i napisy
hebrajskieśredniowieczne.Rabinipokazujątustarożytne„święte
świętych“,stare,rytualnetkaninyhaftowane,księgęzprzed200
lat napisaną i iluminowaną przez słynnego Wulfa, srebrną
skarbonkę,wywiezionązHiszpanjipowygnaniuzniejŻydów,i
innezabytki.
Turkocze drzewożerczy nienasycony tartak, krzyczą dzieci
żydowskie, jęczy monotonną skargą rybitwa! Głos brodatego
rejmana z tratwy, niby miękka kula, cicho toczy się w oparach
nadNarwią:
—Niedaj!...Waranarudlu!Niedaj!Nieda...aa...aaj!—
W E R S A L P O D LA S K I
96
Napołudniowymokrajupuszczypowstałpodobnozaczasów
Gedymina w w. XIV-ym Białystok. Dziś jest to siedziba
województwa, chociaż w w. XVIII-ym była to jedna z licznych
wiosek, należących do włości możnych Gryfitów-Branickich,
aczkolwiekprzedniminależaładoinnychwłaścicieli,ajedenz
nich, Wiesiołowski ufundował w niej kaplicę i szkołę. Za
AugustaIII,naprośbęhetmanaJanaKlemensaBranickiego,król
podniósł ową osadę do stopnia miasta, chociaż ta wieś cech
zewnętrznychgrodunabrałaznaczniewcześniej.Najświetniejszy,
„złoty“ okres historji Białegostoku przypada na czas panowania
tu
ostatniego
z
Branickich-Gryfitów,
Jana
Klemensa,
późniejszego wielkiego hetmana koronnego i kasztelana
krakowskiego, a nawet pretendenta do tronu polskiego. Tron
Piastów i Jagiellonów ominął jednak Gryfitę, a dlaczego o tem
pisze współczesny pamiętnikarz, Marcin Matuszewicz: „Z tem
wszystkiem hetman wielki nie wielu z panów polskich miał
życzących mu korony, nie dlatego, żeby nie był kochany i godny
tego dostojeństwa, ale że podeszły w leciech.“ Za czasów
Branickichpowstałatustarapocztakonna,utrzymującadyliżansy
i omnibusy, łączące wspaniały dwór i stolicę Gryfitów z całą
Rzeczpospolitą; stanął wtedy ratusz miejski z wieżą zegarową,
gmach wspaniały — i zgoła osobliwy w ówczesnej Polsce;
budowlętępodkażdymwzględemciekawąszpecąniewymownie
przylegające ze wszystkich stron „kramy“. Braniccy też
zbudowalidomśw.Marcina,gdziewmurowanatablicagłosi,iż
miałatubyćsiedzibaszpitalaiszkoły.Gospodarowałytudzielne
ss.św.WincentegoaPaulo,apoichwygnaniu,szarytki.Hetman
zaopatrzyłgródwzbrojownię,gdzieobecnieulokowałasięstraż
ogniowa.
Stary kościół w stylu, przypominającym barok, ufundowany
97
został przez wcześniejszych dziedziców Białegostoku — a
mianowicie przez Piotra Wiesiołowskiego, o czem świadczy
znaleziona niedawno tablica srebrna z napisem łacińskim, który
w przekładzie polskim brzmi: „Bogu Wszechmogącemu
Najwyższemu,nachwałęicześćBogarodzicyDziewicyMarjii
wszystkich Świętych sławę, Kościół ten z drzewa przedtem
zbudowany, teraz z cegieł palonych od fundamentów wzniósł
Piotr Wiesiołowski, Wielki Marszałek Wielkiego Księstwa
Litewskiego, 1617.“ Kościół posiadał pewne cechy świątyń
obronnych.Przechowałasiętamczarnatablicagrobowcowa19-
letniej Gryzeldy z Wodyńskich, małżonki Jana Stanisława
Sapiehy, marszałka wielkiego litewskiego. Owa Gryzelda była
adoptowaną przez Krzysztofa Wiesiołowskiego, niemającego
potomstwa z dwu żon — Sobieskiej i Wodyńskiej, ciotki
Gryzeldy. Herb Wiesiołowskich — „Ogończyk“ można oglądać
w kościele obok tablicy fundacyjnej. Wewnątrz kościoła warto
obejrzećstareobrazyiozdobyorazpomnikwielkiegohetmanai
„pana całą gębą“, jakim był fantazji pełen Jan Klemens,
aczkolwiek, jako kasztelan krakowski, pochowany został w tym
grodziehistorycznym.Pomnikbiałostockiwystawiłamuwdowa
—IzabellaBranicka,secundovotowojewodzinaMokronowska,
która, pozostawiwszy zwłoki męża w jego kasztelanji, tu nad
Białą złożyła serce jego, miłujące te dalekie strony kresowe.
Tamże też wzniesiono pomnik samej Izabelli, „wspaniałej Pani
Krakowskiej“, pierwszej w gronie dam rokoka. Hela
Paszkowska,powiernicaizaufana„pannasłużebna“,uwieczniła
pamięć wielkiej pani, obrazem gobelinowym i drewnianą
tablicą, a ktoś inny — umieścił obok — marmurową z
melancholijnem westchnieniem do Boga. Stary kościół — to
istne cmentarzysko! Iluż to nieboszczyków złożono w jego
98
kryptach na wieczny spoczynek: Stefan i Katarzyna Braniccy,
niezliczona ilość dworzan „Wersalu Podlaskiego“, doradców i
współtowarzyszy bojowych hetmana. Oprócz starego kościoła
Białystok posiada piękną, gotycką farę pod wezwaniem
Najświętszej
Marji
Panny
i
budujący
się
obecnie
żelazobetonowy, współczesny kościół ku czci Matki Boskiej,
królowejKoronyPolskiej,owieży,którabędziemiała81mio
wnętrzu,mieszczącem8000ludzi.Kościółtenzewzgórzagóruje
nadmiastem.
Po Branickich pozostał w Białymstoku piętrowy dom teatru
hetmańskiego, gdzie imć pan wojewoda Mokronowski, tajny
małżonek„panikrakowskiej“urządzał„asamble“masońskie,tak
bardzo modne w epoce Stanisława Augusta, brata „pani na
Białymstoku“. Teatr ten posiadał kurtynę — arcydzieło
szkockiego malarza Sylwestra Mirysa, sprowadzonego do
Białegostoku z Rzymu przez księcia Jabłonowskiego. Urzędnicy
rosyjscypocięlitękurtynęisprzedalijądoAnglji.Wtymsamym
czasie zbudowano tu synagogę, przeznaczoną wyłącznie dla
mężczyzn;istniałateżinna,którejwzniesieniudopomogławciąż
ta sama jaśnieoświecona Izabella z książąt Poniatowskich
hetmanowaBranicka.Potejbudowlinicjednaknieprzechowało
się, więc liczna, a bogata tutejsza ludność żydowska w r. 1914
wzniosła nową wspaniałą synagogę w stylu mieszanym o
motywachwschodnichigotyckich.
Dumą Białegostoku stał się wspaniały pałac Branickich. Z
pewnemi zmianami przetrwał on do naszych czasów i powoli
powraca do dawnego wyglądu. Z monografji prof. H.
Mościckiego wiemy, iż plan pałacu odpowiadał najcudniejszym
wzoromfrancusko-saskiegobudownictwa,wktóremlubowałsię
hetman, długie lata spędziwszy zagranicą. Koniec budowy
99
przypada na pierwszą połowę wieku XVIII-go, a z chwilą tą
rozpoczyna się „złoty wiek“ Białegostoku. Całość gmachu
zbudowano w kształcie podkowy; boczne pawilony tworzyły
jego
skrzydła.
Dwupiętrowy
blok
centralny
posiadał
czterokolumnowyportyk,podtrzymującybalkon.Przedgłównym
dojazdem ciągnęły się dwa obszerne dziedzińce z bramą,
strzeżoną przez posągi Herkulesa. Na dachu pałacu, krytego w
większejczęścimiedzianąblachą,wznosiłasięolbrzymiastatua
Atlasa,
podtrzymującego
glob
ziemski.
Architektoniczne
dekoracje wewnętrzne wykonane były w najczystszym, pysznym
stylu Ludwika XV-go, ściany komnat zdobiły bardzo cenne
obrazy Bacciarelego, boazerje i artystyczne stiuki i tylko w
prawem skrzydle część sal miała charakter epoki Stanisława
Augusta (kaplica i apartamenty królewskie). Pokoje — złoty,
chiński i szklany z akwarjum pod posadzką mieściły się w tym
obszernympałacu.Prawdziwąjednakozdobąjegobyłrozległyi
pięknieutrzymanypark.
Miał on dwie kondygnacje — górną i dolną; pierwsza
przypominała niektóre części Wersalu lub St. Cloud; druga —
ogrody angielskie. Piękna balustrada rzeźbiona w szarym
kamieniu, altanki, fontanny, pawilony rozrzucone były po całym
terenie. Artystyczne posągi, pomniki, sztuczne wodospady i
stawy zdobiły park hetmański. W oranżerjach dojrzewały
pomarańcze, cytryny, figi, daktyle, ananasy i brzoskwinie. W
pobliżu rezydencji ciągnął się na wielkiej przestrzeni
zwierzyniec, z bażantarnią i stawami, gdzie hodowano pstrągi i
karpie.Wtymtopałacuwgłowiejegowłaściciela—wielkiego
hetmanakoronnegorodziłysiędumnemyśliiambitneplanyażdo
próby sięgnięcia po koronę polską, co wytworzyło na zawsze
atmosferę nieufności i niechęci pomiędzy potężnym panem na
100
Białymstoku,akrólemStanisławemAugustem.Branickidoswej
pięknej rezydencji wprowadził trzy małżonki: zmarłą wcześnie
KatarzynęRadziwiłłównę,córkękanclerzalitewskiego;Barbarę
Szembekównę — rozwiedzioną z Sewerynem Rzewuskim, która
nieutrzymałajednakprzysobiemagnataiwojownikaizmuszona
byładoponownegorozwodu;wreszciewwiekujużpodeszłym,
bopodsześćdziesiątką,Branickiwstąpiłwzwiązekmałżeńskiz
18-letniąIzabelląPoniatowską,rodzonąsiostrąprzyszłegokróla.
Małżeństwotomiałocelepolityczneiniemogłobyćuważaneza
szczęśliwe,chociażotemwiedziałytylkoozdobnemury,meblei
zwierciadła „Wersalu Podlaskiego“. Zewnętrznie wszystko szło
jaknajlepiej, tak, że pewien madrygalista francuski, maitre
Pigeonnet,nazwałtostadło„ideałemdwukochającychsięserc“.
MonsieurPigeonnetbyłjednakwwielkimbłędzie.Jużsamwiek
hetmana nie sprzyjał harmonji rodzinnej, toteż choć serduszko
pięknej, pełnej porywów Izabelli, nawykłej do błyskotliwego
życianadworzeojca—kasztelanaStanisławaPoniatowskiego,
apóźniej—nazamkukrólewskimwWarszawie,biłogorącoiw
murachrezydencjibiałostockiej,lecz...niedlapodstarzałegojuż
małżonka. Snuł się tam ktoś inny — doradca i ulubieniec
hetmański, imć pan Andrzej Mokronoski, późniejszy starosta
ciechanowski i generał. W stolicy nawet ówczesne damy
dworskiezatrzymywałynanimprzychylneiciekawespojrzenia.
BoteżsłynąłpanAndrzejzprawdziwieromantycznejprzygody.
Wykradł on niegdyś piękną Włoszkę, hrabiankę Castelli, i,
ożeniwszy się z nią, rozwiódł się natychmiast. Na tego to pana
AndrzejazwróciłauwagęIzabellaBranicka,aprzyjaźńznim,nie
budząc podejrzliwości hetmana przeszła rychło w miłość tak
trwałą, iż po śmierci małżonka „pani Krakowska“ potajemnie
poślubiłastarostę.WtedydopieromadrygałPigeonnetamógłbył
101
znaleźćzastosowanie...
Nietylko jednak różnica w leciech nie sprzyjała spokojnym
płomieniombiałostockiegoogniskadomowegoostatniejlatorośli
GryfitówBranickich.Istniałyinneteż,zkrewkiegotemperamentu
hetmana płynące powody. Ten wódz, człowiek wojny, ochoczy
był do bujnych hulanek rycerskich i przygód uciesznych, nie
szukając dla nich bynajmniej partnerów tytułowanych i „mocno
herbowych.“ZresztąwogóleJanKlemensBranickinienadawał
sięnastatecznegomałżonka.Byłtorycerz,czującysięnajlepiej
nasiodle,zbuławąwręku,zszabląwgarści,szalejącywogniu
bitewnym.Wowejdobiewpływówfrancuskichisaskichodcinał
sięnaichtle,jakoolbrzymianachronizmitylkowrodzonytakti
mądrośćpolitykapozwalałymunieuzewnętrzniaćprawdziwego
stosunku swego do rodzonej siostry „pana Stanisława“, jak z
przekąsem nazywał krzywo nań patrzącego króla. Ów „pan
Stanisław“ wywoływał również niesnaski rodzinne. Kochająca
swego królewskiego brata Izabella protestowała przeciwko tak
wyraźnemu poniżeniu majestatu i żądała naprawy stosunków
pomiędzy szwagrami. Hetman jednak uparł się i nie kwapił z
zaproszeniem króla do swego „Wersalu“. Stanisław August ze
swejstronydawałdozrozumienia,żewolałbygościćsiostręna
swoimdworze,niżzjeżdżaćdoBiałegostoku.Pozatemmożnasię
doszukiwać innych jeszcze przyczyn rozluźnienia dobrych
stosunków pomiędzy państwem Branickimi na Białymstoku,
przyczyn o charakterze politycznym, w którym ścierały się
różnicezasadniczepoglądówsamodzielnieiuczciwiemyślącego
hetmana,ajegomałżonki,powtarzającej,jakecho,zasłyszanena
dworzewarszawskimplanynaprawylosuRzeczypospolitej.Mój
Boże!Nawetwnętrze„WersaluPodlaskiego“przemawiazatem.
W apartamentach hetmana w prawem skrzydle pałacu biła w
102
oczygłowaCzarnieckiegozmarmurubiałego,upanizaśIzabelli,
w pokoju „paradnym“, olejny portret Pawła, następcy tronu
carów... W rezydencji hetmańskiej, mimo wszystko, wspaniałe i
huczne odbywały się festyny, bale i różne zabawy, bo, jak
stwierdzaAnnaPotocka,hrabiawydawałogromnesumy„nabale
i przyjemności wszelkiego rodzaju“. — Nieznany poeta-dworak
tak opisał wystawną fetę w Święta Bożego Narodzenia w
białostockimpałacu:
„Nowy serwis został dany: Królewieckie marcepany,
ApelcynyzCarogrodu,daktylezszachaogrodu,Piramidyzcukru
lane i bożki z ciasta udane.“ A z pasztetu — „któżby się
spodziewał, że w nim żyw karzeł spoczywał?“ — wyszedł ten
karzełeki,grającnaskrzypeczkach,kolendowałpięknie.
Po śmierci hetmana Białystok wraz z przyległościami
przeszedł do Potockich. Miasto jednak pozostało w rękach pani
Izabelli, nie Branickiej już, lecz wojewodziny Andrzejowej
Mokronoskiej.Aczkolwiekślubjejzpanemstarostąodbyłsięw
tajemnicy, aby „pani Krakowska“ korzystać mogła nadal ze
swego dożywocia, — była to jednak tajemnica Poliszynela.
Wdowa po hetmanie rozpoczęła nowe życie i nowy tryb jego
wprowadziła — w Wersalu. W Warszawie, odgrywając wielką
rolę na dworze króla i — w kołach masońskich, — gdzie rej
wodził rzutki i zagadkowy Mokronoski, w Białymstoku łożyła
duże sumy na szkolnictwo, szpitale — rozbudowę i kulturę
swegomiasta.Wersalniestraciłnicnapopularności,ktowie—
może zyskał nawet! Król Jegomość bywał tu teraz częstym
bardzo gościem. Odwiedził także „panią Krakowską“ cesarz
Józef II pod nazwiskiem hrabiego Falckensteina — a honory
domu czynił wtedy wojewoda, generał Andrzej Mokronoski.
Przez kilka dni bawił tu wielki książe Paweł z małżonką;
103
królewski
wygnaniec
Ludwik
XVIII,
podróżujący
pod
przybranem nazwiskiem hr. de Lille, był również gościem
IzabelliBranickiej.Dziedziczkabyłaświadkiemtragicznychdla
niej samej — i dla całej Polski nieszczęść, gdy to w pałacu
białostockim żegnała swego brata króla w drodze na wygnanie
jegodoGrodna,iwtedy,gdy,poupadkuniepodległościojczyzny,
jejBiałystokstałsięczęściązaborupruskiego.Izabelazmarław
1809 roku — otoczona miłością i powszechnym szacunkiem,
gdyż, jak zaznacza w swych pamiętnikach Potocka, „była
skromnaiprostawswychupodobaniach, wielka i szlachetna w
uczynkach,odznaczałasiędostojnądumą,nabożnością,stałością
charakteru, gospodarnością i energją, stanowiąc najbardziej
dodatni typ polskiej matrony“. Z tem godzą się też i inne
wspomnienia, jakie pozostawiła po sobie „pani Krakowska“,
panina„WersaluPodlaskim“.Przezdługie,najlepsze,młodelata
nie zaznała spokojnego szczęścia; zgasła jednak ukojona i
pogodzona z życiem. A jej siedziba przechodziła różne koleje,
zmieniała się, brzydła i zniekształcała. Odrodzona Polska,
osadziwszy w niej wojewodę, rok po roku doprowadza dawny
„Wersal“kresowydopierwotnegostanu,agdyprzybysz,pomny
jegohucznejświetnościiutajonegodramatu,zwiedzawspaniały
pałacGryfitówBranickich,czujeobecnośćrozkochanychwnim
cieniJanaKlemensaiIzabelli.Czuwająoninadswemdziełemi
cieszą się, że ojczyzna wyzwolona wyzwala ich „Wersal“ spod
naleciałości obcych, wrogich i brzydkich. — Hetman i „Pani
Krakowska“,włodarzącwswym„WersaluPodlaskim“,wznieśli
dla siebie, a szczególnie dla gości, przybywających tu z całej
Rzeczypospolitej,letniąrezydencjęwChoroszczu—małem,ale
bogatemmiasteczku,znanemjużzapanowaniaZygmuntaStarego.
Gospodarowalituoo.dominikanie,kierującszkołąkanonicznąo
104
takim poziomie, że wychowankom jej przyznano prawo do
studjów w Akademji Krakowskiej. Wszystko, co zbudowali
uczeni dominikanie, spłonęło doszczętnie, a i samo miasteczko
odbudowywało się razporaz. Dopiero na początku w. XVIII-go
klęskiognioweustały,awczterdzieścilatpotemBraniccyobrali
to miasteczko za swoją letnią rezydencję. Przeszłość przekazała
namtylkoruinypałacuhetmańskiego,chociażpozbawionydachu
szkielet budowli pozwala dopatrzeć się w niej ścisłej niemal
kopji głównej elewacji pałacu białostockiego. Stare, cieniste
lipy otaczają rezydencję wielkopańską, tak barwnie przez J. J.
Kraszewskiego opisaną w „
“. Od tarasu
parkowegociągniesięwśródwysokichdrzewkanał,którymiał
upływprzezChoroszczenkędoNarwi.Malowniczemostkiłączą
jego brzegi, gdzie na św. Jana tłumnie bywało i hucznie —
niedarmobowiempisałnieznanywierszokletamadrygalista:
Acopróczjadłaużycia
Byłotamjeszczedopicia,
Tegoiwyliczaćpróżna!
Każdywiejakjestzamożna,
Sławnapoświeciepiwnica
Naszegopanadziedzica!
Setki, tysiące przeróżnych typów przewijało się tu,
intrygowało, frymarczyło, podszeptywało i plotkowało. Fruwał
tu swobodnie Amor lekkomyślny, wypuszczając słodkie groty w
serca elegantów z dworu Stanisława Augusta i zalotnych dam
rokoko, wciśniętych w sztywne gorsety francuskie. Obrabiali tu
interesiki,nawłasnąprowadzonerękę,„konsyljarze“hetmana—
Beck, Starzeński, Matuszewicz, Węgierski i tajemniczy
105
Mokronoski,
przyszły
małżonek
„Pani
Krakowskiej“.
Choroszczańską posiadłość Branickich nabył w r. 1846 Alfred
Moes i założył dużą fabrykę sukna i koców. Wielka wojna
światowa zniszczyła ten ośrodek przemysłowy i obecnie w
ogromnych halach fabrycznych powstał największy w Polsce
szpital dla psychicznie i nerwowo chorych; pracują oni przy
drogach, meljoracji, w ogrodach, sadach i warsztatach, a w
parku,gdziewspaniałaIzabellazamieniałamiłosnespojrzeniaz
przystojnym Mokronoskim, w cieniu lip, siedzą teraz smutni
ludzie, w których miota się dusza lub umiera powoli i
beznadziejnie.—Starykościół,ufundowanyprzezbiskupaPaca
w r. 1707 nabrał, z biegiem czasu, modnych naleciałości
barokowych; zdobią go piękne obrazy św. Róży, Michała
Archanioła, świętych Dominika i Antoniego. Znajdują się tu
relikwje św. Kandyda w trumience srebrnej, oszklonej, gdzie
widać ręce w białych, pożółkłych rękawiczkach. Zachowany od
doby założenia obraz Bogurodzicy posiada cechy bizantyńskie;
chrzcielnica,ornatypodominikańskie,ofiarowaneprzezBarbarę
Branicką i inne zabytki z XVI—XVIII-go są niezmiernie
interesujące. Do kościoła przytyka skromny budynek klasztoru
oo. dominikanów, gdzie na murze krużganku jakiś domorosły
„Rembrandt“ wymalował obraz św. Jana i obok portret
Branickiego. W okolicy wznosi się okryta karłowatą poroślą
dębową Babia Góra; dawniej był tu święty gaj i ołtarz
Swentowita, wielka zaś wojna pozostawiła tu groby poległych
żołnierzy niemieckich. Burze dziejowe wstrząsały zawsze
Choroszczem — odbijały się na niem wszystkie powstania,
wojna światowa i wkońcu wojna z bolszewikami. Gorące,
miłująceojczyznęsercewielkiegohetmanapozostawiłotuwidać
naojczystymzagonieniemilknąceecha.
106
Minęły
romantyczne
czasy
potentatów
dawnej
Rzeczypospolitej... a Białystok stał się jednem z licznych miast
Rzeczypospolitejnowej—miastemważnem,boprzemysłowem
i przedsiębiorczem, przyciągającem ku sobie drobny przemysł,
chałupnictwo i surowiec z całego województwa. Przemysł w
wielkim stylu zapoczątkował tu po upadku powstania
listopadowego Łyszczyński, zakładając fabrykę włókienniczą.
Przykład jego pociągał innych Polaków i Niemców, którzy
podążyli za Narew, w Supraślu i Białymstoku rozpoczynając
działalność fabryczną i budując zakłady włókiennicze, fabryki
maszyn, narzędzi rolniczych, żelaza, przetworów drzewnych i
garbarnie. W Rosji cieszyły się dużym popytem tanie sukna,
koce, „baszłyki“ i obuwie białostockie, a towary te utorowały
sobie drogę na rynki bałkański, japoński, chiński i
północnoafrykański.Fabrykibiałostockieznaczniepoodzyskaniu
niepodległości zmodernizowane, przedstawiające w pewnych
działachprodukcjitekstylnejostatniesłowotechniki,zdobywają
dla swoich wyrobów rynki na ziemiach dawnego zaboru
niemieckiego i austrjackiego, a niektórzy fabrykanci założyli
swoje filje w Jugosławji i Rumunji. Korzystając z taniej pracy
wprawnych i zdolnych chałupników, przemysł miejscowy
utrwalił się ze swemi wyrobami, jak koce i tanie korty, — w
Anglji, Irlandji, Afryce Południowej, Indjach i Chinach. Mało
tego. Nad Nigrem nawet, w Bamako, w ośrodku Sudanu
Francuskiego, znaleść można towary białostockie, które
nieznanemidrogami—ażtuprzywędrowały.
Białystok — pełen ruchu. Interesy i interesiki. Handel i
handelek. Ulice i place roją się od wozów wieśniaczych,
eleganckich aut i zakurzonych, zabłoconych samochodów
ciężarowych — na jezdniach; na chodnikach — tłumy ludzi,
107
jakgdyby ustawicznie mknących w pośpiechu. Życie i wymogi
naszejepokiwycisnęłynawszystkiemswojepiętno.
Ajednak...
A jednak, gdy potok ludzi pędzi koło dawnej siedziby
hetmańskiej,wydaćsięmoże,iżzwalniaswójbieg.Byćmoże,że
podświadomiewyczuwaobecnośćwielkichcieniówwłodarzyi
słyszyichspokojne,rozważnegłosy:
— Wolniej, wolniej, waszmościowie, nie w cwał, nie w
cwał!
Tekstjest
(publicdomain).Szczegółylicencjinastronie
autora:
.
108
ROZDZIAŁDRUGI
NAOBSZARZEPUSZCZYBŁUDOWSKIEJ
IŚWISŁOCKIEJ
N
a południowych krańcach puszczy knyszyńskiej za dawnych
jeszczeczasówpowstałymiasteczkaSupraśliZabłudów.Różne
przyczyny złożyły się na to. W w. XVI puszcza była tu jeszcze
zgoła nietknięta. Sądzić o tem możemy chociażby z tego, że
osadzeni
przez
wojewodę
Aleksandra
Chodkiewicza
oo. bazyljanie w Gródku tylko w tej części puszczy znaleźli
nareszciedaremnieposzukiwanągdzieindziejciszę.Puścilioniz
prądem Supraśli tratewkę z krzyżem, a ta przybiła do brzegu
pomiędzy ujściem Grabówki i Berezówki, w miejscu
teraźniejszego Supraśla. Z pomocą Chodkiewicza i metropolity
Sołtanazakonnicyzbudowaliwr.1500klasztor,któremusądzone
było odegrać wielką rolę kulturalną i sławę swoją roznieść po
świecie. Mnisi szerzyli oświatę śród miejscowej ludności i
wszelką dawali jej pomoc. Klasztor słynął z surowej reguły i
bogobojnegożyciapustelniczego.WwiekuXVII-ymmetropolita
Kiszka założył tu drukarnię i papiernię. Zakonnicy rozpoczęli
drukróżnychksiążek—duchownychiświeckich—wjęzykach
cerkiewno-słowiańskim, łacińskim i polskim. Stąd właśnie
wyszłacałkowitabibljasłowiańskai„rękopissupraślski“,czyli
żywoty świętych. Klasztor i jego cerkiew przechowały się
doskonale. Rzucają się tu w oczy piękne, misternej roboty
109
gdańskiego snycerza i złotnika Modzelewskiego rzeźbione,
barokowe „carskie wrota“, ikonostasy, niezliczone obrazy, a
między niemi jeden — cudowny Bogurodzicy supraślskiej,
zdumiewająco dobrze zachowane freski na ścianach, filarach i
sklepieniach, przypominające sztukę Południowych Słowian,
stalle, kazalnica, chór i górny kościół rokoko o sklepieniach
wewnętrznych—wstylumaurytańskim,gotyckimibizantyńskim
i wreszcie portrety fundatorów. Niedaleko od klasztoru, w
którym siostry zgromadzenia Matki Boskiej Miłosiernej
urządzają dom poprawczo-wychowawczy dla dziewcząt,
mieszczą się katakumby z prochami archimandrytów, mnichów i
hojnych opiekunów klasztoru, który wraz ze świątynią swoją w
pewnych okresach odgrywał rolę twierdzy, o czem świadczą
strzelnicewwieżachigrubośćmurów.
Klasztor po powstaniu został odebrany unitom i oddany
prawosławnemu klerowi, lecz obecnie należy do kościoła
rzymsko-katolickiego. Do dawnych murów Bazyljańskich
przytyka pałac z piękną kapliczką z rzeźbą i herbem
Chodkiewicza, bibljoteką pełną starych druków supraślskich i
innych „białych kruków“, miłośnie gromadzonych przez
właściciela.Pięknywidokrozpościerasięzokienpałacu,który
przeżyłwielewypadkówsmutnychiwspaniałych,awidziałcałą
galerjęwielkichludzi.Supraślposiadapiękneterenynarciarskie,
letniskowe, sport wodny i malownicze okolice, które nie
pozwalają nawet domyślić się, że tuż pracuje fabryka sukna i
inne zakłady, z przemysłem włókienniczym związane, a także
tartaki, przerabiające drzewo z otaczającej miasto puszczy.
Drzewo to oraz zboże z urodzajnej gleby supraślskiej oddawna
już dostarczano drogą wodną aż do Gdańska, zamieniając je na
wyroby metalowe i meble. Rzemieślnicy gdańscy „markowali“
110
swe wyroby dla Supraśla kłosem, co było znakiem handlu
zamiennegonazboże.Kościółkatolickizbudowanotuwr.1861,
ale poświęcono go dopiero w 7 lat później, ponieważ władze
rosyjskie, zamierzając uczynić z Supraśla ośrodek rusyfikacji i
prawosławia,zezwolenianiedawały.
WwiekuXVI-ymmnisiznaleźlituciszęisamotniędladucha,
pełnego niepojętej tęsknoty, smutku i troski o świat grzeszny.
Teraz ryczą tu syreny fabryczne, huczą maszyny, jazgoczą
wrzeciona, gwiżdżą piły parowe, rozlegają się głosy letników i
sportowców, a jednak... wszystkie te dźwięki wchłania cisza,
napływająca od klasztoru Bazyljanów, gdzie z fresków ścian i
filarów patrzą wielkie, pałające wewnętrznem skupieniem i
jakgdyby myślą kosmiczną oczy nieznanych świętych i
anachoretów bogobojnych. Cienie ich panują tu i żądają ciszy. I
cisza zwycięża... a nawet idzie za wędrowcem i towarzyszy mu
wraz z niezapomnianemi kształtami, blaskami i barwami
przedziwnej cerkwi-warowni i jej bogatego wnętrza. Pozostają
na zawsze w pamięci pyszna architektura ikonostasu, wspaniała
barokowaplecionka„królewskichwrót“,wiodącychw„Święte
Świętych“—kuwielkiemuołtarzowii...przenikliwespojrzenia
malowanychświątków,strojnychwświetlistąobręczaureoli.
PomiędzyrzekąPłoską,ajejlewym,górnymdopływemleżała
niegdyś puszcza Błudowska, na południowym zaś jej skraju
powstało w w. XV-ym miasteczko, nazwane Zabłudowem,
którem zaopiekował się gorąco Aleksander Chodkiewicz, a po
nimRadziwiłłowie,którzyzałożylituzbórkalwiński,szkołęprzy
nim,apodczaswojenszwedzkich—obózwarowny.Miasteczko
toodwiedziliwswoimczasiekrólewiczWładysławIV,jakteżi
królszwedzki,KarolXII.
Położenie Zabłudowa trafnie określał jakiś dawny
111
pamiętnikarz, zapisawszy: „Fizyonomja okolicy nie jest
szczególna, po większej części błotna i żadnych nie ma
uprzyjemnień.“
W w. XVII-ym Bogusław Radziwiłł, książę na Birżach,
Dubińkach, Słucku itd. w nadaniu mieszczanom miasta ziemi na
wiecznąwłasnośćopisuje„dommiejskiejratuszy,gontamikryty,
nawierzchudwiewieżyczki,najednejorzełwmitrzezłocistej,
nadrugiejjeleń—herbmiastaZabłudowskiego“.Wtymsamym
czasiepowstałytucechygarncarski,krawiecki,kowalskiiinne.
Na nowym cmentarzu znajduje się kaplica św. Rocha; w jej
jasnem, radosnem wnętrzu, o oknach gotyckich, poza obrazem
artystycznej roboty, zwraca uwagę portret fundatora, a był nim
mieszczanin zabłudowski,
rotmistrz
huzarów
rosyjskich,
Kazimierz Ostaszewski w r. 1850. Druga kapliczka św.
Magdaleny stoi na starym zupełnie zarośniętym cmentarzu.
Wzniósłjąrównieżtensamnabożnyhuzar.Kapliczkatakłonisię
kuupadkowi.TylkoproboszczzaglądadoniejwdzieńZaduszny
lub turyści, ale nikt więcej, bo otaczające ją miasto umarłych
samojużumarło.
Radziwiłłowie, odznaczający się bezgraniczną tolerancją
wyznaniową, protegowali w Zabłudowie kolejno katolików,
arjanów i reformatów, oni też zezwolili na wzniesienie bóżnicy
żydowskiej w r. 1635. Nie posiada ona swoistego stylu epoki,
lecz
jest
dziwną
mieszaniną
różnych
motywów
architektonicznych, a ostatecznie popsuto ją, dobudowując
obszerniejsze pomieszczenie dla kobiet. Główna, najstarsza
częśćbudynkuwykonanazostałazmodrzewiazdomieszkądębui
sosny.ŚcianyokrytewersetamizPismaŚwiętegoimodlitwami.
W środku na bardzo kształtnych kolumnach wznosi się „bima“,
ambona o trzech, pokrytych złotem kopułach. Zabytki i skarby
112
synagogi stanowią: srebrna, kuta taca w stylu odrodzenia
włoskiego, starożytne makaty, szaty, srebrna korona, księgi
rytualne i stary, zmurszały już „Oren Keidosz“ — ołtarz z
Dekalogiem, okryty „nieznanem“ pismem, przypominającem
koptyjskie. Patrząc na ten dziwny gmach zzewnątrz, mimowoli
odnosisięwrażeniechińszczyzny.Powyginanedachy,niezliczone
galerje,ganeczki,balustrady,rzeźbionebelkiiprzypadkowo,bez
planu przylepione dobudówki. Nad miastem panuje kościół św.
Piotra i Pawła, ostatecznie wykończony w r. 1840 przez
Dominikową z Mniszchów Radziwiłłową, w późniejszem
małżeństwie hr. Demblińską, która też zamówiła u Kolberga w
Berlinieobrazdowielkiegoołtarza.Budowniczymiałzazadanie
odtworzyćwminjaturzesłynnąkatedręwileńską,chociażprojekt
pierwotny zeszpeciły dwie wieże. Pod naciskiem władz
rosyjskichwprowadzonowkościelezabłudowskimnabożeństwo
w języku rosyjskim i cerkiewno-słowiańskim; długo trwała o to
walka, aż w r. 1870 śmiałe i mądre wystąpienie ks. dziekana
Bernikiewicza odniosło skutek i nabożeństwa odprawiane były
po łacinie. Czemś sędziwem, jakgdyby wonią starych ksiąg i
pergaminów, lub suchą pleśnią krypt podziemnych tchnie
Zabłudów, ale jednocześnie czemś bardzo swojskiem i
dostojnem, mocnem i trwałem, jak te belki synagogi
modrzewiowej,jaktenieznanejużgrobynastarymcmentarzu,na
który ziemia dawnej puszczy Błudowskiej ostatnim, zda się,
wysiłkiem rzuciła gąszcz krzaków i traw wysokich, smutnie
szeleszczących.
Nad rzeką Świsłoczą, w obliczu nachmurzonej puszczy,
dobiegającej brzegu Narwi, spoza której wyciąga ku niej swe
siostrzane ramiona-konary puszcza Białowieska — w drugiej
połowiewiekuXVIII-goniebyłonicgodnegouwagi.Leżałytam
113
rozległe, bezgraniczne niemal dobra Tyszkiewiczów. Dziedzic
ich nie miał nawet wystawnego pałacu, o co tak ubiegała się
ówczesnamożnaszlachta.
— Zaś tam! — mawiał często do sąsiadów. — Na wsi i w
Warszawie głośno, iżem aż tak bogaty, że w podłej mieścić się
mogęchałupie.
I „mieścił się“ istotnie w takiej właśnie chałupie pan na
Świsłoczy, — jak się lubił tytułować. Zato dobre wystawił
budynki dla administracji, służby, gajowych i strzelców i
równieżdobre—dla„pieczeniarzy“,bohufiecichcałyżywiłi
„opatrunkiem obdarzał“ dziedzic świsłocki. Gospodarzył tęgo i
sprytnie, aczkolwiek z domu swego nie ruszał się bodaj wcale,
toteżzatyłsiętakstraszliwie,żenawetTrembeckinajegowidok
„spociłsięizmiękł“.OdczasudoczasujechałkarocądoHłuska
i Lichosielców, aby stamtąd udać się do klasztoru Bazyljanów,
których popierał i wzbogacał, żądając, aby oświecali ludność
okoliczną. Raz tylko wybrał się „pan na Świsłoczy“ do
Warszawy na zaproszenie Czartoryskich i tam rozkochał się na
całeżyciewsiostrzeks.JózefaPoniatowskiego.Rozmiłowałsię
— i w związek małżeński z nią wstąpił, marząc o szczęściu w
swej włości puszczańskiej. Lecz nic nie wynikło z marzeń
Tyszkiewicza, choć Bazyljanie osobne nabożeństwa nawet na
intencjęmłodejparyustalili.DamazdworuStanisławaAugusta,
najprawdziwszadamarokoka,żyjącazdnianadzień,jakbarwny
motyl, przeraziła się widokiem „hłuszy“ i „des environnements
rudes“ świsłockich. Po kilku tygodniach pobytu wyfrunęła z
gniazdka i powróciła „pod Blachę“, na „asamble“ Zamku i
„amusementa“ łazienkowskie. Na pożegnanie bąknęła od
niechcenia, ot tak, aby tylko coś powiedzieć, że w Świsłoczy
„niemaszmiejsca,abyumieścićherbyLeliwaiCiołek“iprzyjąć
114
godnie „persony znakomite“, jak to zwykła czynić ciocia —
„pani krakowska“ — hetmanowa Branicka, w swym „Wersalu“
białostockim. Ha! Słowo upragnionej kobiety posiada wielką
moc...Odczułtonasobie„pannaŚwisłoczy“icotchuzabrałsię
do roboty. Pełnemi garściami wyrzucał rulony dukatów, sporo
lasu Żydom na wyręby sprzedał, aż puszcza hen, poza
Zarzeczany,BezwodnikiiHłuszkicofnęłasiękurzeceKołonniei
Narwi. Podobno z samym Lonisem o plany długo się targował
dziedzic świsłocki. Historycy nie wykryli jeszcze prawdziwego
budowniczego,którydawnypałactyszkiewiczowskiwoddaliod
folwarku świsłockiego wzniósł i ozdobił, ale pałac — i to
piękny, ponoć, pałac stanął, a stęskniony „pan na Świsłoczy“
popędził do Warszawy po nadobną małżonkę, która tymczasem
usilnie zabiegała o zaszczyt bywania na zebraniach loży
wolnomularskiej, gdzie działy się rzeczy tajemnicze, bardzo
dziwne, bardzo lekkomyślne i, jak szeptano sobie na ucho, —
niecnotliwe. Rozbawiona pani, którą zachwycał się Dillon,
musiaławięcodbyćnowąpielgrzymkędoustroniaświsłockiego.
Przybyła, obejrzała pałac i, marszcząc ironicznie ukarminowane
usteczkazaksamitnąmuszkąwprawymichkąciku,zauważyła,że
brakuje jeszcze parku, któryby miał aleje strzyżone, piaskiem
posypane,
sadzawki
i
altany
dla
dumań
słodkich
i
melancholijnych. Świegotała potem długo o Łazienkach i
Łowiczu, o Paryżu i Dreźnie, rzucając nieznacznie myśli,
potrzebne
„pour
embellir
ce
chateau
forestier“
.
Naszczebiotawszysiędosyta—powróciłaniebawemdoswojej
Warszawy.
Małżonek znowu „dusie“ w obieg puścił i nowych z żydami
targów dobijał. Z puszczy park stworzył, rozplanował, ostrzygł
stare graby, wiązy i świerki, sadzawkę wykopał i kamieniem
115
pięknieobramował,altantrzywybudował,anawetnarozstajach
ścieżek „posągi nagie ku zgrozie i postrachowi prostactwa
wystawił“.
WlecieTyszkiewiczowaprzyfrunęłanaskrzydłachmiłościa
za nią — cała procesja. Kawalerowie i damy, włóczykije i
łuszczybochenki
rodzime
i
cudzoziemskie,
madrygaliści,
śpiewacy i nawet wielki czarodziej — Cagliostro, co to
twierdził,żeżyjejużtysiąclat,zawdzięczająctopotędzeswego
cudownego
„panaceum“.
Nierad
był
temu
najazdowi
Tyszkiewicz,leczzalotnaiprzymilnapaniudobruchałagorychło
i ugłaskała. Przez jedno lato coś cztery tysiące bezmała gości
przewinęłosięprzeznowypałac,awrazzbocianami,zwyraju
odlatującemi,odleciałateżidamarokokonaczelerozbawionej
hałastry.Któryśzcudzoziemskichgościnapomknąłdziedzicowi,
żepałacujdzieodbiedy,leczcałaosadasprawia„djablosmętne
wrażenie“. Zawinął się więc Tyszkiewicz i ze świsłockiego
folwarku jął tworzyć „bardzo przyjemne miejsce“. Murować
zacząłnowedomy,obeliskzezłotąkuląuszczytupostawiłitrzy
bramy—przyciężkie,masywneibrzydkie,abykażdytraktprzez
nie prowadził. Lecz niewiadomo, czy tak ozdobioną Świsłocz
ujrzała kiedyś pani Tyszkiewiczowa, gdyż małżonek jej zmarł
wkrótce,adobraswojebratu—jenerałowiTadeuszowizapisał
znakazem,abygimnazjumobszernezbudował,czegosamjuż—
choćpragnął—uczynićniezdążył.
Dama rokoko mimowoli i bez czynnego udziału własnych
wypieszczonych rączek zbudowała wytworne miasteczko. Stoją
nadawnychmiejscachobeliskiwszystkietrzybramy,tylkopałac
— niefortunne gniazdko rodzinne „pana na Świsłoczy“ zmiotły
bez śladu burze dziejowe, a w parku, który tam i sam
przechowuje jeszcze ślady owych alei strzyżonych, mieści się
116
ochronkadladzieci.Piękny,smutny,zapuszczonypark,ożywiony
gwarem dziatwy coś tam szemrze starczym szeptem. — Jenerał
Tadeusz Tyszkiewicz wykonał wolę brata. Zbudowane przezeń
gimnazjumnietylkoobszernymjest,alepięknymiszlachetnymw
linji gmachem. Na tle ciemnych drzew stuletnich majaczy on,
niby pogodzone z życiem i losem widmo przeszłości — biały,
zdobnywkształtnąkolumnadę,zacisznyipoważny.Wtejuczelni
pobierali nauki Leon Zienkiewicz, Józef Paszkowski, Wiktor
Heltman,JózefKowalewskiiJózefIgnacyKraszewski.
Naprzeciwko gmachu gimnazjum stoi bardzo okazały pomnik
Traugutta. Dyktator powstania styczniowego uczęszczał do
gimnazjum świsłockiego, a przystąpiwszy do powstania,
skierował osobną odezwę do wychowanków tej uczelni, która
daławielubojownikówdlawalkiozmartwychwstaniePolski.W
Świsłoczy żyją legendy. Najwięcej jednak bają one o gorącej,
wiernejmiłościpanatychwłościdokrewniaczkikrólewskiej—
Poniatowskiej, damy z feerycznej, a jakżeż tragicznej epoki
Stanisława Augusta, wytwornej figurynki w stylu rokoko,
bezwiednej i mimowolnej fundatorki miasteczka, wyrosłego w
puszczy.
Dookoła Świsłoczy dziś już niema puszczy, co była dalszym
ciągiemzaniemeńskiej,złączonejzBiałowieską,aktóraotaczała
tomiastoze wszystkich stron. Teraz leżą tam grunta orne i łąki,
gdzieniegdzie zaś nieduże bagna, z rokiem każdym zanikające.
DopierozawsiąHłuszkiprzetrwałszmatdawnejpuszczy—bór,
przechodzący na moczarowatym brzegu Kołonny w czarnolesie.
Należałonongiś,jakteżwsieHłuszki,JatwieskiJakuszówkado
usilnie
przez
Tyszkiewiczów
popieranego
klasztoru
oo.bazyljanów,pochodzącychzSupraślskiegobractwa.Klasztor
i nadane mu przez hojnych opiekunów wioski ukrywały się w
117
lesie.Siedzibazakonnikówznikłajednak.Namiejscu,gdziestała
niegdyś,zbudowanocerkiewprawosławnąwśródresztekmurów
izwaliskzabudowań,należącychdooświeconychipracowitych
braci. Ponure o tym lesie krążą tu podania. Ludzie starzy,
wskazując na czarną ścianę lasu Jatwieskiego, tchnącego
wspomnieniem o wypartych stąd za Leszka Czarnego
Jadźwingach, opowiadają o okrucieństwach Moskali w r. 1863,
wieszającychnasosnachschwytanychpowstańcówpolskich.Są
tojednakdziejenowe;ostarszychzaśinnatupowstałalegenda.
Głosi ona, że niejaki Cisz z synem, wychowankiem szkoły
bazyljańskiej, znękali mnichów procesami i samowolą i zmusili
ich do porzucenia klasztoru i posiadłości. Zakonnicy wyruszyli
pieszo, niosąc obrazy, krzyże i sprzęt rytualny, a zatrzymawszy
się na skraju lasu, gdzie obecnie stoi kapliczka, odprawili
ostatnie nabożeństwo i rzucili klątwę na rodzinę swego
gnębiciela. Legenda twierdzi, że wszyscy Ciszowie poginęli
marnąśmierciąlubzrujnowaninamieniuiduchurozproszylisię
po świecie. Bądźcobądź obie opowieści, związane z lasem,
przezwanym „Wieszownik“, wywołują ponure wrażenie,
zupełnieodpowiadającejegomrocznemu,niemiłemuwyglądowi.
Na wschód od Świsłoczy za dawnych jeszcze czasów
powstały liczne osiedla puszczańskie — Mścibów, Montowty,
Wielkie Sioło, Skrebły, Hniezno, które poczęści broniły
handlowego traktu poprzez puszczę, częściowo rozrosły się
wokół karczem i stacyj pocztowych, gdzie zmieniano konie i
gdzie strażowały oddziałki zbrojne, wystawiane przez leśników
lub właścicieli prywatnych. W Hnieźnie pozostał bardzo stary
kościołekgotycki,zapewneobronnyniegdyś.Przezpagórkowatą
miejscowość, pociętą polami, szosa dobiega do dużego i
malowniczego
miasta
powiatowego,
Wołkowyska,
118
rozciągniętego na przestrzeni siedmiu kilometrów, nad rzeką
Wołkowyją,wdolinieztrzechstronotoczonejpagórkami.Stara
to osada, tak stara, że o jej początkach różne istnieją podania.
Jedne twierdzą, że było to miejsce składowe dla towarów
puszczańskich, wywożonych na Niemen w celu dalszego ich
transportu, a nazwę swoją otrzymało od wycia wilków; drugie
mówi o niejakim rycerzu Zabejce, który oczyścił puszczę koło
rzeki Nietupy od bandy zuchwałych watażków Wołoka i Wiska,
wyciąwszy ich ludzi, a samych hersztów powiesiwszy. — Na
miejscustraceniależałpodobno kamień z jakiemiś znakami, ale
Moskale zabrali go na fundamenta pod cerkiew. Inne klechdy
opowiadają,iżstałatuosada,akołojej„obłowy“,czyligranicy,
—świątyniaŚmigusaidruga—Neinadbrzegiemwykopanego
stawu; w lesie zamkowym, w uroczysku „Maksakowy Łuh“
znaleziono podobno ślady stawu, wykopanego przez kapłana
pogańskiego — Maksa Pustę. Jakiś litewski „starszyna“ —
Wygleejtes wzniósł zamek, co stał wpobliżu obecnej
„Szwedzkiej Góry“. Istniał też inny zamek na miejscu
teraźniejszej Zabejkowszczyzny w lesie zamkowym, o kilka
kilometrów odległym od Wołkowyska. Osada ta podlegała
częstymklęskom,botoiJadźwingowie—nawiedzalijąogniem
i żelazem, i Tatarzy, sunąc doliną Niemna niszczyli ją, gdy
należała jeszcze do książąt ruskich, i Litwini pod wodzą
Erdziwiłła zdobywali ją i Mendog swarzył się o Wołkowysk z
kniaziamiruskimi,ażgoWitoldumocnił.
W historji polskiej miasto to odegrało znaczną rolę, bo stąd
właśnieJagiełłowyprawiłposelstwolitewskiedoKrakowa,by
oznajmiłopanompolskim,żeLitwaoddasiępodopiekęKrzyża
Św., jeżeli Jadwiga jej władcy przyniesie w wianie koronę
piastowską.Witoldzbudowałtupierwszykościółśw.Mikołajai
119
osadził oo. franciszkanów, aby się misjonarską zajęli pracą. W
kilkalatpotemzłowrogikomturkrzyżacki,UlrykvonJungingen,
w pień wyciął mieszkańców miasta, a je samo puścił z dymem.
Od czasów wojen szwedzkich za panowania Jana Kazimierza,
Wołkowysk,gdziesięścierałyzsobąpułkipiechotyszwedzkiejz
wojskiempolsko-litewskiemizesprzymierzonąwonczasznami
hordą tatarską, pozostawiając na wieczne czasy okopy — górę
Szwedzką — zaczyna podupadać, tembardziej, że wojna z
Moskwąr.1662,apotembitwyNapoleonazRosjanamiw1812
razporaz zmiatały miasto z powierzchni ziemi. Po r. 1918,
zawdzięczając kolei, miasto się rozrosło, wzbogaciło nowemi
gmachami i przedmieściami, jak naprzykład, kolejowe miasto-
ogród, co dziwnie wygląda obok starych barokowych kamienic
żydowskich,dworkówpolskichzkońcaw.XVIIIiwyrosłychtu
po powstaniu 1863 r. domów rosyjskich w stylu moskiewsko-
teremowym. Wspaniale góruje nad miastem biały, murowany
kościół w centrum Wołkowyska; razi natomiast drewniana
cerkiewprawosławna,otoczonacienistymskwerem—przednią
stoiskromnypomnikpoległychnawojnier.1920.Ludnośćtujest
wprawdzie żydowsko-białorusko-rosyjska — ale żywioł polski
wzrastaszybko.
Na południe od Wołkowyska za miasteczkiem Porozowem,
gdzie źródliska Rosi, pozostał spory obszar dawnej puszczy.
Jakiej? Zapewne należała ona do Różańskiej — pierwszej z
kompleksu poleskiego, z jeziorem Wygonowskiem w samym
niemal środku. Od tych lasów Porozowsko-Łyskowskich
odbiegają resztki nieistniejących już puszcz Mioduchowskiej, i
Dreczańskiejktóre,nibymosty,łączyłyjezpuszczamiRóżańskąi
Świsłocko-Białowieską. Piękne to bory! Na piaskach wyrosły,
bohojnienawarstwiłjelodowiec,któregośladywidocznesąna
120
każdym kroku: tu — zwaliska kamienne, niby kości szkieletu
moreny dennej, tam — głazy narzutowe lub pagórki piasków
mocno zleżałych. W wielu miejscach siekiery wieśniacze
przetrzebiłybórniemiłosiernie.Agdziesiępotworzyłyszerokie
halizny, tam młódź sosnową i liściastą gnębi już i głuszy
jałowiec, potężnie tu rozwielmożniony. Koło wiosek tkwią
kapliczki z drewnianemi malowanemi, figurkami Chrystusa
frasobliwego.KołowsiNowyDwórlasysosnowedobiegajądo
nieznacznego pozornie zeskoku gruntu i urywają się nagle. Bory
znikają i widnieje tylko zbity gąszcz liściastych drzew, ponad
które zrzadka strzelają wysokie, cienkie, często pochyłe sosny,
nie mogące znaleźć oparcia dla swych korzeni, zatruwanych
wodąkwaśną.Gęstetrzcinykryjątammokradłaniewysychające,
przechodzącedalejwogromnetrzęsawisko.
Natejbłotnistejnizinie,gdzieunosząsięnadczorotamistadka
kaczek,nitozakłopotanych,nitowylękłych,ananiewidzialnych
kępachjęcząkulikiiwrzeszczączajki,drwiącsobiemożezlisa,
łasicyiczłowieka,—poczynasięJasiołda.Tuprzebiegagranica
Polesia i za nią to rozparły się te hała i biele, co na południu
znikają za widnokręgiem. Są to błota Wielki Uhoł i Białe, albo
Dzikie, a nad pierwszem z nich wznoszą się dumnie, niby złote
kolumny, majestatyczne sosny na wysokiem, piasczystem
uroczysku Kornedź. Ostatni to Mohikanie w szańcu nad
bagnami... W borze dymią smolarnie, terpentyniarnie — echa
dawnych „bud“. Nazwa majątku — Prochownia przypomina o
tem,żefabrykowanotuww.XVII-ymprochy,aRudniaiHuta—
o istniejącym przemyśle metalurgicznym, obsługującym ludzi
wojny. Ale to dawne czasy... Nikt już o tem nie pamięta, ani po
wsiach, ani w miasteczku Łysków, co to należało niegdyś do
rycerskich rodów Kłoczków, Bychowców i Dziekońskich,
121
broniących tej ziemi i krzewiących na niej kulturę polską.
Pozostały w okolicy fundamenty i podziemne przejścia w
Horodysku,gdziestałozamczyskoKłoczkowskie,alezarosłyjuż
one krzakami i wiszem. W miasteczku przetrwał liczne burze
kościół z cudowną Bogarodzicą, z lochami, tajemnemi
przejściami w murach i staremi ornatami w zakrystji. Koło
kościoła pod rozłożystemi i krępemi lipami zwraca uwagę
murowana „naruba“ poleska, chatka niziutka, niby staruszka
wiekowa w kabłąk zgięta. To grób „poety serca“, jednego z
triady najznakomitszych pieśniarzy doby Stanisławowskiej —
, autora „Zabawek wierszem i prozą“ i
pięknychpieśninabożnych„Bógsięrodzi“,„Kiedyrannewstają
zorze“i„Wszystkienaszedziennesprawy“,takichbliskichsercu
polskiemu. Na grobowcu widnieje napis pełen rezygnacji
smutnej i jakgdyby nie dającej ukojenia: — Otóż mój dom
ubogi...
Lżej się oddycha i odlatują gdzieś myśli posępne, gdy spoza
dawnej stolicy Tyszkiewicza — Świsłoczy — dobiegać zacznie
poważny pogwar leśny i powiewy żywiczne. Znaczna część
puszczy, skonfiskowanej niegdyś przez rząd carski, powróciła
teraz do potomków generała Tadeusza Tyszkiewicza. Strzeliste
sosny witają ich radosnym poszumem, cieszą się świerki i
drzewa liściaste. Wielką mnogość drzew wszelakich i różne
krajobrazy posiada puszcza Świsłocka. Na suchych grzędach,
wrzosowiskami okrytych, tkwią sosny niebotyczne, mocarne,
niby hufce zwarte i niezwalczone; na gruntach, gdzie woda
trzyma się blisko powierzchni ziemi, — zwycięża świerk, na
wilgotnych gruntach — drzewa liściaste — dęby, graby, lipy,
jesiony,wiązyiklonygaworzązwiatrem,atam,gdziejużtorfy
pokładać się zaczęły — ciemne brzozy, karłowate sosenki,
122
biednejakieśirozczochrane,aprzedewszystkiemolchy,haszcze
krzaków bezliku, trzciny, turzyce, trawy ostre i twarde, niby z
blachy wycięte... — poleski „oles“ — ostępy ciemne i knieja,
gdzie gajowi naliczyli osiemnaście lęgów rysich... Strachy i
tajemnice kryją się w mroku puszczy, na bajorzyskach i w
potokach czarnych, gdzie, niby gady przedpotopowe, leżą
skamieniałe piony, gdzie wywroty i burzołom piętrzy zasieki,
przez które jedynie łasica chyba prześlizgnie się, aby zdybać
cietrzewia lub jarząbka. Kilka dróg przecina puszczę, a
wszystkie—różne,chociażpełnepięknaiuroku.Wybiegająone
nabagnistybrzegNarwi,leniwejtuisennej.Zanią,zapasmem
mokrych łąk — majestatyczna i potężna woła ku sobie
przeogromna puszcza Białowieska — nasępiona, zda się, i
zadumana nad losami siostrzyc zielono-szatnych, szepcących do
niejpodmuchemwiatruznadHańczyiNiemna,odŁani,Słuczy,
CnyiJasiołdy,znadBuguiWiljiizewsząd,zewsząd,gdzieteraz
w męce walczą o swój byt bory, lasy, gaje i młódź zielona,
spróchniałychkorzenipraojcówczepiającasięrozpaczliwie.
Przypisy
1.
Tekstjest
(publicdomain).Szczegółylicencjinastronie
123
CZĘŚĆCZWARTA
P U S Z C Z A B I A Ł O W I E S K A
ROZDZIAŁP IERWSZY
P US ZC ZA MAT K A
N
a granicy zlewisk morza Czarnego i Bałtyku, niby
zaczarowany kasztel warowny stoi najstarsza, najbardziej
pierwotna, zwarta w sobie puszcza Białowieska, — tętniące
serce wszystkich lasów, które powstały w tej części lądu w
dobie, gdy wycofał się stąd lodowiec, pozostawiając warstwy
gliny, piachów i zwaliska mniejszych i większych głazów,
przywleczonych tu niegdyś z północy. W ciemnej głębi
puszczańskiej, w topieliskach, „Wielkiego Nikoru“, co obecnie
jużpozarubieżątejknieipozostał,bierzepoczątekJasiołda,aby,
połączywszy się z Prypecią, odbyć daleką drogę i korytem
Dniepru wpaść w objęcia morza Czarnego. W uroczysku
„Orłowe Błoto“, na wschodniej krawędzi puszczy, biją spod
ziemi źródła Narwi, wpobliżu w bagnach rodzi się Narewka,
dzieląca puszczę na dwie niemal równe części, na
południozachodzie zaś przepływa rzeczka Leśna, wpadająca do
Bugu. Wody tych rzek, przyjmujących do swego koryta liczne
drobniejsze potoki, wylewają się do Bałtyku, należąc do
dorzeczaWisły.
Pierwszym
dziejopisem,
wspominającym
o
puszczy
125
Białowieskiej był
. Prawdopodobnie już w połowie w
XV-go słynął w tych borach i lasach zbudowany przez
Giedymina, Kiejstuta czy innego księcia litewskiego, zamek o
białej wieży. Z jakiegoś niewiadomego powodu ludność
puszczańskazapomniećjejsnadźniemogła,skorocałejpuszczy
nazwę tę nadała. Starożytni pisarze mówili o tej puszczy — że
stoi w miejscu „od ostrości powietrza — smutnem i z powodu
sprośnych bagnisk i okropnych lasów, z powodu dziwów, które
wswemłonieprzechowywało,—dzikiem,gdzieptactwo,dziki
zwierz
i
człowiek,
do
istot
ziemskich
niepodobny,
przemieszkiwał.“ W uroczysku „Zamczysko“ osiem dni spędzili
na łowach Jagiełło z Witoldem przed rozprawą z Zakonem, by
zaopatrzyć lud swój bitewny w mięso turów, żubrów i łosi; w
innem — Stefan Batory, na górze swego imienia, miał obóz
łowiecki;czynilitowładcywswychposiadłościach,bopuszcza
Białowieskawszak„królewszczyzną“była,wrazzezłączonemiz
niąogromnemipuszczamiŚwisłocką,LadzkąiSzereszewską.
Na lekko pagórkowatej równinie, obfitującej w liczne bagna
torfowe, gdzie mają swe źródła rzeczki puszczańskie — obie
Leśne, Narewka, Perewołoka, Lutownia, Orłówka, Rudawka i
inne wznosi się najznaczniejszy „szczyt“ — Kozia Góra,
wysokości 202 m nad poziomem morza, a więc tylko o 30 m
ponad równiną puszczy. W samym środku puszczy z biegiem
czasu wytrzebiono 2000 hektarów lasu. Leży tam Białowieska
Polana, a na niej — Białowieża z pałacem, kasynem,
schroniskiemdlaturystówizabudowaniamiadministracyjnemi,a
za Narewką Podolany i Zastawa. Mniejsze polany wypalili w
dawnychczasachiwykarczowalidlasiebieMazurzy,zakładając
osady Pogorzelce, Teremiski i Budy. Na terenie puszczy na
białych marglach wapiennych ulokowały się warstwy materjału
126
lodowcowego, a więc pokłady piasków, żwirów, glin, rudy
darniowej oraz zawleczonych przez lód głazów narzutowych i
szczątkówmorenydennej.Polinjiśrodkowejpoprzezpuszczęod
zachodu ku wschodowi, tuż pod próchnicą i darniną przechodzi
pasutworówkredowychananichwybujałlasgrabowo-dębowy,
zprzewagągrabów,lubiącychglebywapienne.Inneteżliściaste
drzewa tworzą ten las, wspierający korzenie na kredowych
złogach: lipy, klony, jesiony, wiązy, brzozy i osiki. Tworzą one
dwa lub trzy piętra lasów liściastych, ale w najwyższem, nad
zielonem morzem górują już świerki, z 38-metrowej wysokości
panując nad ciżbą liściastą, gwarliwą, ukrywającą w podszycie
swoim gąszcz leszczyn, suchodrzewu, trzmieliny, jarzębiny,
wilczego łyka i kaliny — czerwonemi jagodami, niby kroplami
krwi,skropionej.Przezsłodkąiżyznąpróchnicęprzedzierająsię
na świat Boży zioła przeróżne i trawy — paprocie, marzanki
wonne, miodunki, zawilce barwne, lędźwiany wiosenne, ale
nietylkozszarejiżółtejziemiwyrastatendrobiazgroślinny,bo
nawet na pniach i na gałęziach grabów osiedlają się tu mchy i
liszaje, a z łap świerkowych zwisają długie na trzy metry siwo
porosty brodate. (J. Miklaszewski). Takie są te „grudy“ lub
„grondy“, jak przezwali te lasy grabowe, dębowe i lipowe
Mazurzy, od wieków tu gospodarzący. Od tego pasma wygląd
puszczy zmienia się w kierunku północnym i południowym w
zależności od składu gleby i dopływu wody podskórnej.
Pojawiająsięcorazobficiejiczęściejmieszaneliściasto-iglaste
drzewostany, aż na ziemiach suchych i piasczystych pozostaną
jedynie bory sosnowe. W grudzie dębowym rozrastają się
potężnie pojedyńcze okazy jesionów, wiązów, brzóz i osik, gdy
tymczasem w grudzie grabowym tam i sam strzelają ku niebu
olbrzymie świerki, rozrzucając gałęzie koron ponad zielony
127
namiot grabowy, a rzadziej — drobnolistne lipy, dęby, wiązy i
klony, otoczone zaroślami leszczyny, wyrastającej z runa, na
które składają się zawilec, marzanna wonna, gwiazdnica,
jaskry... Bory sosnowe — „suche“ i „świeże“ panują na
piaskach,użyźnianychprzezmacierzankę,białąszarotkę,wrzosy,
borówki, paprocie, mchy i ostrzycę. Bory wilgotne i bagienne
stoją na miejscach z nieprzepuszczającemi wody warstwami
podglebia i w kotlinach, zarosłych trzęślicą, czernicami,
żórawiną,modrzewnicą,bagnem,wełnianką,trzcinamiimchami
torfowemi. Zmienia się gleba i — zmienia się oblicze lasu:
sosnowo-świerkowe bory, sosnowo-dębowe na szczerkach i
glinach, gdzie wyrastają też brzozy, osiki, kruszyna, paprocie,
bodziszek i żubrówka wonna; wpobliżu rzek i bagien widnieją
lasyświerkowo-olszowe,zpojedyńczemiosikami,ześwierkiem,
kruszyną i czarną porzeczką w podszyciu, a w runie — wraz z
paprociami — skrzyp, borówka, mietliczka i pokrzywa. Na
bardziejnizinnychterenachoparłysięlasyjesionowo-olszowez
domieszką świerka, rzadziej — grabów i brzóz. W podszyciu
panujątuświerkiileszczyna,awkobiercunaziemnym—fiołki
błotne, niecierpki, storczyki plamiste, wierzbówka i mietliczka.
Jesiony zatrzymują się przed torfowiskiem, które przenikają
swemi korzeniami olchy czarne, a śród nich, jakby ukradkiem,
świerczkinikłeibrzozykoszlawe.Zwilgotnychmchówwyziera
trzcina, żółty kosaciec, kaczeńce, ostrzyca, na wolnych zaś
rozlewiskach—grążelerosną,grzybienieirzęsa.
Drzewa iglaste i liściaste dosięgają niezwykłego wymiaru i
wysokości strzały: świerki miewają piony o średnicy do 1,3
metra i 48 metrów wysokości, sosny — do 40 metrów; dęby,
brzozyiosiki—36metrów,jesiony—38m,graby—22;lipy,
klony i wiązy — aż do trzydziestu! Przez puszczę Białowieską
128
przebiega
wschodnia
granica
rozpowszechnienia
dębu
bezszypułkowego, jodły i bluszczu. Jodły rosną jeszcze wraz z
najrzadszą rośliną puszczy — zimoziołem północnym w
nadleśnictwach Białolaskowskiem i „Królewski Most“. Znikły
natomiast doszczętnie cisy, modrzewie i buki, chociaż w końcu
ubiegłego wieku istniały one w uroczysku Nieznanowo, gdzie
ludzie puszczańscy wyrąbali cisowe gaje na lekarstwo od
wścieklizny,modrzewienabudulec,bukizaśnaopał.
Zmieniła się jednak puszcza od czasu łowów Batorowych.
Przyczyniła się do tego praca ludzka nad zdobyciem roli i
„wyzioru“ na świat. Porobiła ona bez liku klinów, zatok i
wrębów od zewnątrz puszczy, a i wewnątrz wytrzebiła rozległe
szmaty,gdzieterazstojąwsieCichowola,TuszemlaiMasiewo,
polana zaś Białowieska również spory kawał starej kniei
pochłonęła.Spadłanapuszczęklęska,jakpiorunzjasnegonieba.
Tyle wieków ochraniali ją miłośnie królowie polscy, a po nich
nawet carowie rosyjscy, aż rozszalała tam wojna. Wybuchy
pocisków, pożary, poręby dzikie i zbrodnicze, a potem na
posuszu,wywrotach,śniegołomie,nieuprzątniętychodpadach—
mnożyć się zaczął straszliwy szkodnik — kornik i tępił długo i
bezkarnie świerkowe lasy puszczańskie. Uczeni nasi przerwali
niszczącynajazdowadówiuratowalipuszczę,agdyskończyliz
tem, Rząd wydzielił w puszczy 6 088 hektarów na rezerwaty
leśne,awtejliczbie4640hektarównaParkNarodowy.Wtym
celu wybrano teren, gdzie nie gospodarowali najeźdźcy z nad
Szprewy, Odry i Elby. Pomiędzy Polaną Białowieską, drogą
Browską, a Narewką i jej dopływem Hwoźną powstał Park
Narodowy. Wybrano to miejsce dlatego, że przechowały się tu
wszystkienajważniejszegatunkidrzew,krzakówiinnychroślin,
właściwychsamejpuszczy,jakteżróżnewarunkitopograficzne.
129
Ten odcinek puszczy żyje własnem życiem i człowiek ani
kierowany wiedzą swoją, ani podżegany chciwością nie
przejawiatuswejwoli.Uczonyleśnikiprzyrodnikmajątuzato
dlaswegoużytkużywemuzeum,pierwotnąnaturęiwszystkiejej
przejawytwórczejiniszczącejprzyrody.
Starostamścibogowski,GrzegorzWołłowicz,zrozkazukróla
Zygmunta Augusta w swym rejestrze z r. 1559 umieścił 38
puszcz, lecz w „ordynacji“, również jego układu, mamy
wiadomościtylkoosiedmiu;inneczęściowoznikłyjużzapewne
z powierzchni ziemi, lub przyłączone zostały do większych pod
zmienioneminazwami.Wkażdymjednakraziejużwpołowiew.
XVI-go królowie, ekonomowie ich i leśniczowie nie mogli nie
spostrzecszybkiegozanikupuszcz.
Puszczekrólewskiemiałyzagłównezadaniezadośćuczynienie
łowieckim zamiłowaniom osób panujących i stąd właśnie
wynikałplanurządzeniapuszcz.Pomyśleliotemprzedostatnim
Jagiellonem, Zygmunt Stary, a szczególnie — królowa Bona —
gospodarna, zapobiegliwa i dbała o dochody z darowanych jej
włości. Że się troszczyła o to, dowodzi tego staranne ustalenie
granic ostępów należących do niej w puszczy Knyszyńskiej.
Zygmunt August, łowiec wielki i zapalony, dbał o puszczę
Białowieską, pamiętając, za przykładem matki, jak wielkie
szkody powstały spowodu osiedlenia przez Kazimierza
Wielkiego kolonistów puszczańskich, dla których król ten w
r.1347wydałprawo,zwalniająceichnasześćlatoddziesięciny,
a na dwanaście — od wszelkich innych danin. Od tego czasu
przez lat siedemdziesiąt osadnicy trzebili puszczę, kto, ile i jak
chciał.WładysławJagiełłodolałoliwydoognia,postanawiając
w r. 1423, iż „kmiotek, któryby w puszczy chciał osiąść, nie
prędzejzmiejscaswegooddalićsięmoże,dopókiobranaprzez
130
niegoczęśćlasuniebędzie„wykrudowana“.Otóżtenobowiązek
„wykrudowania“ stał się zachętą do straszliwego, zbrodniczego
wprost niszczenia lasu i wtedy to powstały owe przeręby,
oddzielające puszcze Pojezierza od Knyszyńskiej, a tę znów od
Białowieskiej.
Zarządzenia Zygmunta Augusta dotyczyły, jak zwykle w owe
czasy,
wyłącznie
ochrony
zwierzostanu,
co
pośrednio
zabezpieczało również i same puszcze od wytrzebienia.
Troszczyłsięwięckrólomądrerozmieszczenie„straż“,ościsłe
określenie obowiązków, praw i przywilejów stróżów leśnych,
myśliwców,osocznikówistrzelców,oograniczenie„wchodów“
do puszcz dla osób prywatnych, ustalenie miejsc i wymiarów
„morłoków“czynszowych,sianożęćizaścianków.Zarządzenieto
powtórzył później Władysław IV, lecz gospodarka puszczańska
na innych — niełownych terenach prowadzona była nader
rabunkowymsposobem.Corazczęściejdonosilileśniczowie,że
zmniejszały się obszary „całe gończe“, a rozszerzały się
„wygorzałe“. Dopiero wiek XVIII-ty położył częściowo kres
niszczeniu puszcz, a w ich liczbie i Białowieskiej. Wielkie pod
tym względem zasługi położył podskarbi nadworny litewski,
AntoniTyzenhauz,osobistyprzyjacielkrólaStanisławaAugusta.
On to przejrzał niszczącą gospodarkę leśną i przeciwko niej
wystąpił z całą energją, tem bardziej, że był przecież
wielkorządcą królewskich „dóbr stołowych“ na Litwie. W
specjalnej szkole, założonej w Grodnie, wychował on i
przygotowałdopoważnejpracyfachowejzdolnychmierniczychi
leśniczych, którzy pomierzyli i podzielili puszczę na „straże“
łowne i eksploatacyjne, zwracali uwagę na zalesienie
wytrzebionych już części puszczy, podejmowali walkę ze
szkodnikami, dbali o drzewostan i o zwierzęta, a szczególnie o
131
żubry, prowadzili gospodarkę racjonalną, podług wzorów
europejskich, zakładali na polanach ogrody warzywne, osuszali
podmokłe lasy, osadzali smolarzy i potażników, eksportowali
drzewoiproduktydrzewnezagranicę.Najbliższympomocnikiem
Tyzenhauza był znany lekarz i botanik Gilibert, założyciel
pierwszego w Polsce ogrodu botanicznego. Wiele zbawiennych
zmian dokonałby pan podskarbi litewski, gdyby nie zawiść i
złość ludzka, nieznosząca zaufania, jakiem król obdarzał
Tyzenhauza. Intrygi biskupa Kossakowskiego, Chreptowicza i
Rzewuskiegoanawetsamej„paniKrakowskiej“—hetmanowej
Branickiej
spowodowały
upadek
podskarbiego.
Puszcza
pozostałabezopiekunaażcarowierosyjscyuczynilizniejswoje
ulubione łowisko. Car Aleksander I wydał w r. 1820 dekret o
nietykalności puszczy, a w r. 1889 stała się ona częścią
cesarskich, dóbr prywatnych, otoczonych niebywale ścisłą i
staranną opieką. Tuż obok dawno istniejącego tu pałacyku
myśliwskiego — w nim dziś mieści się kasyno — carowie
zbudowalidużypałaczdwiemawieżamiiotoczyligowspaniale
rozplanowanym parkiem. Rok 1915-ty, gdy na wschód runęły
wojska niemieckie, był strasznym rokiem dla puszczy, gdyż
zawisła nad nią zmora zagłady doszczętnej. Przez trzy lata
gospodarowali tu Niemcy, wyrąbując najdroższe drzewostany,
niszcząc knieję i oddając ją na łup szkodliwym owadom.
Dopiero w r. 1920 Rząd Polski przystąpił do przywrócenia tej
takważnejicennejczęścikrajudostanunormalnego.Specjaliści
zDyrekcjiLasówPaństwowychusiłująprzetopołączyćwjedną
całość cele eksploatacyjne z wysiłkami hodowlanemi. Dlatego
więc potrzebne były wyczerpujące studja leśne i opracowanie
racjonalnegoplanugospodarstwa.Przedewszystkiemrozpoczęto
walkę z kornikiem, wrogiem lasów świerkowych, oczyszczenia
132
puszczy od leżaniny i posuszu, zalesienie dawnych i świeżych
wyrębów,tychistnych,ponurychcmentarzysk,cosięrozparłyna
przestrzeni 46 000 hektarów; opracowano plan przejścia od
użytkowania lasu pierwotnego do gospodarki kulturalnej,
polegającej w pierwszym okresie na wyrębie drzewostanów
przestarzałych, ponieważ wykazują one słaby przyrost i
dostarczajądrewnaoniewysokiejwartościtechnicznej.Należało
usunąć je, aby dopomóc naturze w jej twórczej pracy nad
odmłodzeniem i uzdrowieniem puszczy, przeto należało
rozświetlić macierzysty okap, aby młódź mogła brać siły z
życiodajnejsłonecznejmocy.Częśćdostarczonegoprzezpuszczę
materjału drzewnego przerabiają na miejscu fabryki i tartaki
pracowitejHajnówki.Gęstasiećkolejekwąskotorowychułatwia
dostawę drzewa do magistrali; spławna Narewka uzupełnia
ruchliwą kolejkę w jej uciążliwej służbie. Od r. 1929 z
Białowieży wychodzą kadry naszych leśników z szkoły
umieszczonej w pałacu myśliwskim. Wyjątkowo sprzyjające
warunki nauczania na terenie najbardziej w Europie ciekawego
leśnegokompleksu—gdziewszystkomożnapokazaćizobaczyć,
gwarantuje dostarczenie Polsce wysoko wykwalifikowanych
leśniczych, praktycznych już niemal od ławy szkolnej. W tym
samym pałacu umieszczono niezmiernie ciekawe i bogate, a
ciąglesięrozszerzającepuszczańskiemuzeumprzyrodnicze.
Najtrudniejsze jednak i najważniejsze zadanie leśników
stanowi ich rola, jako regulatorów i przyśpieszycieli procesów
naturalnych, odbywających się w puszczy. W lesie pierwotnym
odnowienie jego odbywa się w ciągu długich okresów,
stopniowo,wzależnościodtego,jakikiedyobumierajądrzewa
stare,anaichmiejscuwyrastamłodepokolenie.Leśnicyproces
ten przyśpieszają, regulują, a nawet zmieniają jego kierunek,
133
uskuteczniając śmierć starodrzewia i narodziny drzew młodych
cięciem i zalesieniem sztucznem. Przyśpieszają oni wzrastanie
młodzi, stworzeniem najdogodniejszych dla tego procesu
warunków, jak naprzykład, przerzedzenie starszego lasu w celu
wolnego dopływu energji słonecznej, odwodnienia gleby
wilgotnejiwytrzebieniainnychdrzew,krzakówiroślinzielnych,
przeszkadzających samosiewowi lub głuszących młodą porośl.
W pewnych wypadkach leśnicy mogą zmienić nawet sam
charakter lasu mieszanego, faworyzując, naprzykład, sosny, w
jakim celu odprowadzają z gleb piasczystych znajdującą się
blisko od powierzchni ziemi wodę podskórną. Racjonalna
gospodarka leśna w puszczy wymaga uporządkowania lasu
pierwotnego, wprowadzając systematyczny układ klas wieku,
zmuszając do odpowiedniego ugrupowania różnych gatunków
drzew na terenie, co podnosi wartość techniczną i rynkową
drewna, dając państwu możność ciągnięcia dochodów z
olbrzymiego kapitału naturalnego. Administracja dokonała już
zalesieniasztucznegona43500hektarachinaturalnego,—czyli
samosiewu—na40500hektarach.WtymceluPuszczaposiada
już dwanaście wyłuszczarni gospodarczych, dostarczających
potrzebnej ilości nasion sosny i świerka. Zakłady przemysłowe,
jak tartaki i fabryka suchej destylacji drzewa w Hajnówce,
istniejące w puszczy, otrzymały zadanie przerobienia na cenne
półfabrykaty i wyroby takich gatunków, jak dąb, grab, jesion,
osika i brzoza, które przedtem w znacznej części używane były
wyłącznie jako materjał opałowy. Toteż dziś, poza tarcicą
sosnową i świerkową, mogą być wyrabiane posadzki, futryny,
ramy,częścitanichdomówdrewnianychorazmontażdrewniany
dla narzędzi i maszyn rolniczych, skrzynie, słomka zapałczana,
szpilkidoobuwia,wełnadrzewna,klepka,beczkiiinnetowary,
134
któreczęściowopojawiająsięjużnanaszychrynkach.Takiplan
w wysokim stopniu podnosi wartość puszczańskiego przemysłu
leśnego i rozszerza horyzonty planu gospodarstwa leśnego w
puszczyBiałowieskiej.Marzyłotemwswoimczasieenergiczny
i pomysłowy podskarbi litewski, Antoni Tyzenhaus, chociaż los
nie pozwolił mu wykonać tego, co ogarniał jego umysł lotny, i
zgnębionegointrygamiprzeciwników,rzuciłnapastwębezsilnej
rozpaczy.
Ponieważ Park Narodowy nie zdołał zmieścić wszystkich
charakterystycznych cech i niezmiernie ciekawych osobliwości
Puszczy,Dyrekcjalasówpaństwowychwydzieliłazmasywujej
kilka
mniejszych
rezerwatów
dla
ochrony
krajobrazu
puszczańskiego,pierwotnegoborupodBiałymLaskiem,wysepki
jodły na Nikorze i zimozioła — tej tak bardzo rzadkiej rośliny,
wreszcie żubrów — w rezerwacie „Zwierzyniec“. Ale i poza
rezerwatami administracja Puszczy otacza opieką rzadko
spotykane drzewa i krzewy, historyczne, legendami ożywione
pamiątki, jak mogiły, kurhany, ruiny, uroczyska, drogi, głazy a
także i pojedyńcze okazy drzew, z dziejami Polski szczególnie
związanych. Puszcza nabiera w ten sposób jeszcze większego
znaczenia. Nie jest ona już tylko muzeum botanicznem i
zoologicznem, nie jest tylko szkołą dla leśników, a źródłem
umiłowaniaprzyrodyipięknadlawszystkich—jestonarównież
dającemnamnajżywszewzruszeniamuzeumhistorycznem,gdzie
przemawiajądonaswielcykrólowieidziejenaszejOjczyzny.
W Puszczy Białowieskiej stoi podziśdzień obelisk na
pamiątkę słynnego polowania Augusta III w r. 1752, gdy była
dokonana straszliwa, ohydna rzeź w „Wielkiej Kletni“ nad
puszczańskąrzekąJelarką.Zabitowtedy,jakwiadomo,42żubry
i13łosi.Nieprzysparzaówpomniksławyłowiectwupolskiemu
135
i raczej należałoby tam postawić popiersie Tyzenhauza,
pierwszegoprawdziwegomiłośnikaPuszczy,którapocieszałago
swym dalekim łagodnym poszumem, gdy opuszczony przez
wszystkichumierałwsamotności.
Tekstjest
(publicdomain).Szczegółylicencjinastronie
autora:
.
136
ROZDZIAŁDRUGI
PA R K N A R O D O W Y
K
nieja... Zwarłaby się ona, zapewne, jak zwiera się dżungla
tropikalnawsplocielijanipnączy,lub„tajga“syberyjska—ten
nieprzebrnięty labirynt krzaków, młodzi drzewnej, wywrotów,
burzołomu i zwisających płacht i warkoczy porostów bladych i
suchych. Tu jednak w kilku kierunkach rozbiegły się drogi i
ścieżkileśne,uczęszczaneprzezturystów,wychowankówszkoły
leśnej, uczonych badaczy, gajowych i — przez zwierzęta
puszczańskie. Z gęstego podszytu strzelają ku niebu gładkie
strzały sosen, świerków, dębów, klonów i grabów o potężnych
pierśnicach i koronach, rozrzuconych w lazurowej wyżynie.
Wydaćsięmoże,żedrzewatewytężająwszystkiesiłyżywotne,
aby się wybić z mroku puszczy, spojrzeć w oblicze słońca i
wtedydopierootworzyćramionajaknajszerzej,abywuniesieniu
radosnego wzlotu objąć świat cały — tak piękny i tak drogi!
Wtedy gdy piony, niepowstrzymanie parte wzwyż siłą gonną,
dążą ku niebu, niczem już nie przesłoniętemu, — korzenie, niby
węże mocarne drążą piachy i zwały glin, odwalają głazy i
rozłogami swemi coraz to mocniej wżerają się, wczepiają w
grunt, i ni to kotwice, ni to przyciesie podziemne wspierają
olbrzymie piony, ciągnące się i prężące ku słońcu. Niby malarz
gigantycznyrzuciłplamyfarbnaokiemnieogarniętepłótno.Jarzą
się one, mienią wszystkiemi barwami, o odcieniach tu
przedziwnie jaskrawych, tam znów — ledwie dla oka
137
uchwytnych!Ciemnazieleńgrabówidębów,jasna—klonów,i
brzóz, czerwone ozdoby jarzębin, zwisające koralowe okiście
kaliny,krwawekropleporzeczekleśnychimalin,czarnepaciorki
innych jagód dojrzałych i soczystych, a pomiędzy pionami i w
matecznikach głuchych, moczarnych — granatowe i fioletowe
cienie lub złote, promienne smugi słońca, przebijające się
poprzez namiot koron, i w blasku ich — płonący, przebogaty
kobierzeckwiecisty,szczególnienawiosnę,zanimnowezagony
liściaste nie rzucą w głębię puszczy ciężkiej zasłony mroku, w
którymmchytylko,trawyigrzybywyrastaćirozwijaćsięmogą.
Niby złocone filary nieśmiertelnej, niezniszczalnej świątyni
Jariły lub Świętoroha, połyskują potężne sosny, — smukłe,
żywione sokami upadłych już ojców i matek, butwiejących,
mchemposzytych,roztopionychwpotokiżywiczne,wpróchnicę
słodkąiżyzną.
Piękne,dumnesosny,czywiecie,żepramatkiwasze,wtratwy
przez orylów garunami powiązane, płynęły niegdyś bystrzem
Wisły do Gdańska, a stamtąd na krypach żaglowych do Lubeki,
gdzie w wieku XV-ym i XVI-ym gromadził się ówczesny lud
morski? Przybycia ich oczekiwali szyprowie holenderscy,
hiszpańscy i portugalscy, a potem... a potem stawiano je, jako
maszty, na galarach, brygantynach i galionach, zbrojono w reje,
naktórychdudniływydęte,nitopiersilecącychłabędzi,pojemne
żaglechwytne,gdytymczasemnaprężnychtopachostroiglastych
łopotały,zbryząigrająclubszydzączesztormów,banderydumne
i drapieżne? Jakie wichry w szale rozbestwionym chyliły te
nasze sosny masztowe? Jakie morza w dobie zwary mglistej
ciskały na nie syczące płaty słonej piany? Jakichże to szyprów
znamienitychkomendę,rzucanązkasztelów,słyszałytemasztyod
stali mocniejsze? Z jakiemi, kiedy i gdzie zmagały się burzami?
138
Wjakiejkipieliinajakichoceanachznalazłygróbbezznakówi
wspominków?Czysłyszałyścieotem,sosnyBiałowieży?czynie
dobiegała was nigdy siewierz od Bałtyku i nie szeptała wam o
tych, co już odeszły, chociaż wy w oplocie swych korzeni
wężowych trzymacie mocno ich pnie zapadłe w będzinie
przegniłejiwpiasczystychwarstwicach?
Wszystkie tu drzewa odmienne są i dziwne... Nie pozna tu
mieszczuch ani dębu, ani lipy... Trzysta i pięćsetletnie dęby nie
rozrosłysiętuwszerz,jaktekrępe,przysadzistemocarzerównin
naszychiparków;wybujałyzatowgóręprostemikolumnamibez
konarówinarościidopierouszczyturozrzuciłygałęzie,tworząc
małą koronę, bo o miejsce pod słońcem walczą tu z niemi
olbrzymy,osłonecznewinoiszałsłonecznyzazdrosne.
Ponadwszystkiepionygonnewybiłsięświerk,—najwyższe
z drzew naszego lądu. Taki król nad króle stoi w Parku
Narodowym,wpobliżubrzegurzeczkiHwoźnyizwysokości47
metrów majestatycznie spoziera na bardziej przyziemną brać
iglastą i liściastą. Świerki niebotyczne rzucają wokół siew
obfity, płodne i o nieśmiertelność stroskane. Pada on nieraz na
gałęziedrzewokolicznych.Spadłtuniegdyświatremporwanyna
500-letnidąbjagielloński,anajegopopękanymkonarzewyrósł
młody świerk, korzenie swe wdrążywszy w spróchniały miąższ
ramion starca. Na innych jego gałęziach, niby na glebie żyznej,
szumią jarzębiny. W pobliżu również stary dąb runął już i leży,
pokonanyprzezczas,któryjestśmierciąiodrodzeniem.Ilipyteż
wybujały tu niezwykle, gładkie, o gałęziach i listowiu, na
szczycie szemrzącem jedynie. Daleka tam droga dla pszczół, co
tupobiały„lipiec“zpasiekibarcizalatują,zwabionezewsząd,
bo wiatr niesie hen — w przestworze miodową woń złocistego
kwiecia... Na lipowych rozłogach rozsiadły się krzaki jemioły.
139
Niedaleko od drogi w południowo-zachodniej części parku, w
małej kotlinie bagnistej — stłoczyły się różne drzewa: osiki,
brzozy, dęby i świerki. Nad Orłówką ciągnie się jesionowo-
olszowy las, — a w nim niebrak świerków, brzóz, dębów i
grabów, od dołu pionów zdobnych w płaszcze bluszczowe.
Wszystko umieściła tu natura! W parku znajduje się nawet bór
bagienny,gdziezmchów,wełnianki,żórawinyitrzcinwyrastają
bajraki—sosenkicharławe,świerczkisłabowiteinikłebrzózki.
Przy drodze pałacowej, na zachodnim jej odcinku wznoszą swe
strzały sosny dziwne, o pniach zdobnych w „krezy“ z kory
odstającej, niby okapy strzech dranicowych. Niedaleko stąd,
stłoczywszy się, jakgdyby dla obrony przed nacierającym
napastnikiem, pomrukuje gaj starych dębów, co być może hymn
doPerunaprzechowaływpamięci,adokoławrezaciekławalka,
gdzie lipy wypierają brzozy, to znów białopienne brzozy
zagłuszająmłodąporośllipową,ażwkońculipazwalczaimknie
w wyżynę, odbierając brzozie słońce i radosny lazur nieba.
Kolejno,mieszająsięiznówstająwswoichszeregach,świerki,
sosny z dębami i brzozami, znowu — świerki, a za niemi —
dęby, jesiony, olchy czarne, graby i znowu ponad inne drzewa
wybiegaświerk.
WParkuNarodowymnaobszarzeprawie50km
2
znalazłysię
więcwszystkiezasadniczetypydrzewostanów,amianowicie—
trzy rodzaje borów: sosnowy, świerkowy i mieszany, czyli
zawierającywswoimskładziegraby,dęby,lipyiklony;czasami
zaśposiadającyjeszczejesiony,olchy,wiązy,brzozyiosiki,oraz
grud trzeciego typu, — jesionowo-świerkowo-olszowy, i
wreszcie prawdziwy oles, — tak bardzo charakterystyczny dla
ościennegoPolesia.Sprzeciwiająsięjeszczeburzącejsileczasu
olbrzymie dęby i świerki, jakgdyby zsiniałe suche i martwe,
140
rzekłbyś—skamieniałezażycia,lubjakówświerk,costoiniby
przeogromny kandelabr na ołtarzu, jakim jest ziemia cała przed
obliczem Najwyższej Potęgi Tworzącej. Wpobliżu granicy
parkowej, za mostem Sierganowskim inny świerk siedzi
okrakiem na wywrocie dębowym, a korzeniami głównemi w
ziemię wspiera się mocno, bocznemi zaś ni to linami osiecił,
obezwładnił, w pęta wziął kłodę zmurszałą. W różnych
miejscach w Parku, wpobliżu zwykłych nawet szlaków
turystycznych wiele innych dziwów i cudów nagromadziła
prastara puszcza polska, o którą nasi dawno umarli przodkowie
walczylizJadźwingami,LitwąiRusią.Uczątedziwyitecuda
umiłowania Natury i jej z niczem niezrównanego piękna i
harmonji,budząnamiętnepragnienia,abypięknotooszczędzano
wszędzie — i powtarzano sobie niby przysięgę: „ochraniaj i
miłuj czarowną przyrodę swej ojczyzny, szanuj życie
wszystkiego,cożyjewniejicotylkopragnieżyć!“
Ileżtonatchnieniadajączłowiekowitemalowniczelubgroźne
zakątki puszczańskie! Jakąż siłą wieje od tego oceanu zieleni!
Uczeni i ucząca się młodzież poznają tu tajemnice bytu, ukryte
prawanatury,aprzybywającydopuszczygościezagraniczninie
zapomną nigdy czaru naszych borów i grudów, bo tylko u nas
pozostały podziśdzień te cudowne resztki przedhistorycznych
puszcz,pełnychwyczuwanychwyraźnietajemniciichnieznanej
przeszłości, gdy to człowiek pierwotny pierwsze nieśmiałe
jeszczestawiałtukroki.Wlecie—przybranawpłaszczzielony,
najesieni—wszatybarwneizłociste,wzimie—opuszczona
sadzią srebrną i białemi czapami śniegu — piękna jest zawsze
puszczaBiałowieska!Pięknaitajemnicza,bowpogwarzeliścii
igliwia brzmią jakieś wieści trwożne; w rozkołysaniu i
rozmiotaniu gałęzi, wstrząsanych wiatrem jesiennym, — wyje
141
zgroza, a w zimie — niewiedzieć skąd dobiegają ciche
westchnienia i szepty, gdy na puszysty osyp śnieżny spada
zrywającasięzłapyświerkowejbiała,skrzepłanamrozieczapa,
lub skrzypnie i trzaśnie pochylony ku ziemi śniegołom, albo
przemkniesarnapotwardejnaledzi.
WostępachParkuiwdodanychdoniegorezerwatachleśnych
przez nikogo nie płoszone i nie ścigane żyją spokojnie i mnożą
się zwierzęta, ptaki, ryby, gady, płazy, jak naprzykład, żółw i
żmija zygzakowata oraz owady. Jelenie, daniele, sarny, dziki,
rysie,wilki,lisy,kuny,wydry,tchórze,gronostaje,łasice,zające
iwiewiórkimajątuswojelęgistałeibezpieczne.Gnieżdżąsię
tu głuszce, cietrzewie, jarząbki, gołębie i drobiazg skrzydlaty, a
naniewpadająznienackawkoronacholbrzymichdrzewmające
swe kryjówki i „straże“ — orły, sokoły, jastrzębie, kanie,
myszołowy,anawetkruki,puhaczeisowy.Nabagnachznajdują
żer żórawie, czaple, bociany i wszelkie kuliki. Bąki, komary
gryzące muszki — szare i niewidzialne prawie zatruwają życie
zwierzętom i ludziom, a inne — jak sówka i kornik zagrażają
życiu drzew, lecz natura — uważna i mądra — na najeźdźców
drapieżnych jeszcze drapieżniejszych nasyła. I tak to żyje Park
Narodowy, rządzony prawem, przez człowieka pogwałconem
oddawna na jego szczęście własne lub na niedolę... Jakgdyby
biegwiekówurwałsięnagle,aczłowiekdumnyzpotęgisweji
rozumu nie śmie tknąć tu niczego. Jedyną władczynią parku jest
Natura. Pokorne jej prawom żyją, walczą, zwyciężają i giną
drzewa, krzaki, zielska, mchy i porosty, mnożą się i wędrują
zwierzęta i ptaki. Sędziwe dęby i lipy rozpowiadają dawne
klechdy, a młode świerczki, graby i klony, zadzierając ku górze
zielone korony, słuchają w milczeniu, potem szepcą coś
142
leszczynie i osikom drżącym, a te kłopotliwym, wylękłym
poszmerem liści powtarzają krzakom i trawom, aż stare
pogwarki upadną, jak suche igliwie, na miękkie mchy i na
przyziemne runo wonne, gdzie stłoczyła się gęsta porośl
żubrówki,czernic,borówek,macierzankiiwrzosów,nadktóremi
niby opar siwy unoszą się obłoki owadów wszelakich — ów
„giez“ puszczański — to niewinny, to znów gryzący nieznośnie.
Niematuwniczemaniradościzwycięstwa,niemateżitragedji
klęski, bo nie zna tego Natura — w swej mądrości natchnionej
obojętniedobrotliwairównieżobojętnieokrutna.
Ł O W I E C T W O W P US ZC ZY B I A Ł O W I E S K I E J
Trwałesąśladydawnejsławypuszczpolskichpoświecie.W
bardzo rzadkiej obecnie książce „Quattuor libri amorum“,
napisanejprzezpoetęniemieckiego,KonradaCeltisa,awydanej
w r. 1502, znajdujemy opis polowania na żubra. Obraz ten
przytaczamy za czasopismem „Łowiec Polski“ w przekładzie
WitołdaZiembickiego:
...Jesttoowaszczególnaokolica,wktórej
Żyjąkosmateżubryipotężnetury!
Zwierztoiściepotworny,wobyczajachsrogi,
Wzrokogniemciskającyma,zagięterogi,
Sierśćczarną,łebkudłaty,jakicielskocałe,
Długabrodaokrywamugardłonabrzmiałe.
Gdywdrodzenieprzyjaznastaniemuistota,
Narogijąporywaiwpowietrzemiota,
Gdygniewny—wszystkoniszczyimiażdżydokoła,
Nawetdrzewaobalauderzeniemczoła!
Myśliwiecjednak,kiedywytropitozwierzę,
143
Takimotopodstępemdoniegosiębierze:
Najpierwpodrażnibestjęitwardejejciało
Kaleczy,złukuzręczniewypuszczonąstrzałą.
Poczemnibyuciekaizapniemsięchowa,
Wktórywalirogata,strasznażubrzagłowa.
Bykszalejeipragniedostaćnapastnika,
Wkołodębugoszuka,lecztamtenumyka
Icochwilęzzadrzewanowycioswymierza,
Gęstoraniącoszczepemmocnąskóręzwierza,
Tak,ażgowreszciesiłyopuszczająsnadnie
I,dowalkiniezdolny,ustajebezwładnie.
Wtedyłowczadrużynawychodzizukrycia,
Otaczazwierzakołemipozbawiażycia...“
A poeta polski zygmuntowskiej doby, Mikołaj z Hussowa
piszenaosobistepolecenieLeonaXpoemat„Destatura,feritate
et venatione bisontis“ t. j. „pieśń o żubrze, jego dzikości i
polowaniu na niego“, bo rozciekawiły papieża opowiadania o
łowachkrólówpolskich.
Dawni królowie nasi, od Władysława Jagiełły poczynając, i
aż do Stanisława Augusta uważali Puszczę Białowieską za
najlepsze, najmilsze ich sercu łowisko. Przesunęły się w mroku
jej kniei wspaniałe postacie historyczne: Jagiełło, który na
„JelenichGórach“wpościguzazwierzynązłamałsobienogęw
goleni,AleksanderJagiellończyk,jegożona—Helena,omalnie
stratowanatuprzeznapędzoneprzezobławnikówżubry,Zygmunt
August,któryustaliłkaręśmiercizazabicieżubra;StefanBatory,
myśliwiecnamiętny,AugustowieIIiIII;nawetStanisławAugust,
choć nie miał zamiłowania do łowów, zjeżdżał jednak do
puszczy,awr.1784brałczynnyudziałwpolowaniu,gdytoprzy
144
udziale dwu tysięcy naganiaczy spędzono do „miotu“ wielką
ilośćżubrów,niedźwiedzi,wilkówidzików.
Królowie nasi niezmiernie dbali o prawa oberstrażników,
strażników i strzelców i o sumienne wykonanie przez nich
obowiązków,związanychzochronąpuszczy,czegodowodemsą
liczne dokumenty, podpisane przez Batorego, Zygmunta III,
Władysława IV, Sasów i Stanisława Augusta. Dokumenty
łowczegow.ks.Litewskiegozaczynająsięnajczęściejodsłów:
„Dla zachowania w łowiech lepszego porządku z woli
j. k. mości, pana naszego miłościwego...“ Królowie osobistym
nieraz podpisem opatrywali darowizny i nadania dla strzelców
puszczańskich,jaknaprzykładJanIII,zatwierdzając„conservatia
prawstrzelcówPuszczeNaszejstarostwaBielskiego“.
Za dawnych czasów pełno zwierza kryła w swych
matecznikachPuszcza.Małe,krępekonikileśnetabunkamipasły
sięnałąkachpuszczańskich.ZaAugustaII-goZamoyskiotrzymał
w darze od króla kilka takich koni, lecz potem wieści o nich
urwały się nagle. A przecież była to zapewne zwierzyna
pożądana,
skoro
wielki
książę
kijowski,
Włodzimierz
Monomach, w pamiętniku swoim chełpił się tem, że „rękami
pętałizpuszczywyprowadzałkoniedzikie“.Zniknęłyitury—
pozostałnajwiększyinajmocarniejszyzbyków,żubr.
W czasach późniejszych z rozpowszechnieniem broni palnej
bardzo się odmieniło łowisko puszczy. — Po rozbiorze Polski
Rosjanie, zagarniając Puszczę znaleźli w niej około 700 głów
żubrów, 250 łosi i wielką ilość innej grubej zwierzyny: jeleni,
sarn, dzików i niedźwiedzi. Kłusownicy, wdzierając się tu z
utworzonychnowychPrusWschodnich,zmniejszyliilośćżubrów
do300sztuk,awojskanapoleońskie,dążącekuMoskwieprzez
nadleśnictwo puszczańskie Jaźwiny i Browsk, wytępiły bobry i
145
zdziesiątkowałyzwierzynęłownątakbardzo,żecarAleksanderI
wydał w r. 1820 dekret o najsurowszej ochronie puszczy. W
dziewięćlatpotemżubrówbyłojuż711głów,ałosieobliczano
na180sztuk.
Powstanie r. 1831, podczas którego walki toczyły się w
różnych miejscach Puszczy, a nawet na terenie parku
pałacowego, gdzie przed wojną r. 1812 stał spalony przez
Francuzów pałacyk myśliwski Augusta III-go, zadało nowy cios
łowiectwu puszczańskiemu. Carowie opiekowali się Puszczą, a
szczególnie jej zwierzostanem, zwracając uwagę na ściganie
kłusowników i tępienie drapieżców czworonożnych. Około
r. 1880 wytępiono w Puszczy wszystkie niedźwiedzie i rysie.
Przed wojną Puszcza Białowieska posiadała ogromną ilość
najcenniejszej zwierzyny, a mianowicie: 727 żubrów, 59 łosi,
10 000 jeleni, krzyżowanych z Wapiti, 1500 danieli, 5000 sarn,
2225dzików.Takaobfitośćzwierzamiałaszkodliwywpływna
jego rasę jak też i na drzewostany puszczańskie, ponieważ
zostały objedzone krzaki, podszyt, podrost i niżej umieszczone
gałęzie drzew. Pomiędzy łosiami a jeleniami wynikła wtedy
walka o pokarm i rosochate byki uprowadzać zaczęły swoje
klępy i cielaki na nowe pastwiska, przeważnie na Polesie i
Litwę. Jednocześnie zwycięskie jelenie o pięknych wieńcach
zaczęły się degenerować w zatrważający sposób, bo nawet
skrzyżowanieichzwęgierskąodmianąniemogłojużodmłodzići
naprawić rasy, która stawała się coraz bardziej słabą i mniej
odporną na epidemje i warunki klimatyczne. Zaradzono temu
jednak, ustalając kontyngens jeleni, danieli i dzików do
odstrzału.
Wojna światowa r. 1914—18 wytępiła niemal zupełnie
zwierzynę w Puszczy, a w okresie przejmowania jej przez
146
władze polskie w marcu 1919 r. padła ostatnia żubrzyca, zabita
przez kłusownika z Białowieży; z innych gatunków pozostawało
200jeleni,jedenłośwbagnachgrudówświsłockich,900sarni
210dzików.
Rząd polski zorganizował ścisłą ochronę zwierzyny, tępiąc
wilki, podkarmiając kopytne zwierzęta przez zimę, zakładając
solne lizawki dla jeleni i sarn i walcząc z epidemjami,
szerzącemisięnierazwpuszczy.Takiezarządzeniapopiętnastu
latach znacznie już podniosły zwierzostan, wyrażający się
obecnie w następujących liczbach: 140 łosi, 560 jeleni, 5600
sarn,1360dzików,10000zajęcy,110rysiów,200wilków,1150
lisów, 410 borsuków, 28 bobrów, 1900 głuszców i 7000
cietrzewi.Dyrekcjalasówpaństwowychzałożyłarezerwatyłosi
wpowiecieKosówPoleskiiwnadleśnictwieIwacewicze,obok
któregoznajdujesięrezerwatbobrowynadZegulanką.
Piękne są łowy puszczańskie na wiosnę, w jesieni i zimie!
Przy
pierwszych
zgrzewkach
wiosennych
po
borach,
niedostępnychbielachiwrzosowiskachwykuwająswojehejnały
pogańskie głuszce czerwonobrewe i skrzą się słonecznemi
iskrami czarnych pancerzy. Z moczarów dopływa bulgot
tokującychcietrzewi;nadoparzeliskiemkrzęcząciągnącesłonki,
wypatrując samice, wśród kęp i łazów zaczajone; w wiszarach
wyciem i skowytem odzywają się wilki, ochraniając swe lęgi
tajemne,zapadłewczerotachiwyciekach,cozkępiniganówz
dniem każdym zbiegają obficiej, bo śnieg czernieje na dobre,
opada i topnieje. Po wyżarach i bezdrożach pęta się lis,
wyglądając oszalałe od parkania się zające i ptaki, pijane z
miłości.
Przez sierpień po zagajnikach pobekują kozły o ostrych
porożach, nadsłuchując, czy nie piśnie w pobliżu stęskniona do
147
gonusarna,whaszczachzaszytaiżądnazapłodnienia.Wmiesiąc
później porzucają swe zimowe ostoje jelenie, szukać poczynają
otwartych kaleni, a conajstarsze byki włóczą się samotnie po
sapiskach, porykując groźnie na widok śpiczaków zuchwałych.
Tamteżciągnąłaniei,ogryzającnabrzmiałesokamipędyolchi
brzóz,czekająnakrótkąchwilęmiłości.Wiedzą,żenastąpionai
żeprzyniesiejązsobąnajsilniejszybykowieńcuskrwawionym
i sam broczący krwią po walce zaciekłej, więc czekają
spokojnie, pokorne wobec woli losu. I oto, gdy w lasach tam i
sam opadać już zaczną żółte i czerwone liście osik, pewnego
dnia przed świtem rozlegnie się głuchy, chrapliwy poryk
samców.Jesttosygnałturnieju,wyzwanie,rzuconeinnymbykom
w okolicy. Niedługo już czekać, aż poranny powiew przyniesie
głośne westchnienia walczących jeleni, szczęk zderzających się
rogów i głuchy tupot racic, brużdżących ziemię, znużoną
rodzeniem,tęskniącądodługiegouśpienia.Niebawemkończysię
to rykowisko i rogowanie wściekłe, ale, zanim umilkną odgłosy
walknamiętnych,—niejedenpadniestrzał,aniezawszezbroni
legalnego myśliwca, bo i kłusownik przebiegły, prawowity
prawnuk dawnych strzelców i osoczników królewskich, — tych
wszystkich Fedków Buraczyków, Janków Borsuków, Pietrków
Harkabusów, Iwanków Sokołów, Hawryłków Zielczuków,
Wasylów Sopichów i Jurków Lisowskich, od których się roi w
„Ordynacjach puszcz królewskich“, — podciąga tu też i kluczy
tropemrysim,abycośurwać,ustrzelić,aniezawodnieiskrycie,
dającfolgęniezmożonejkłusowniczejpokusie.
Gdyzaśprzyjdziezima—śniegiwysokieprzysypiąpuszczę,
przytłoczą, ubielą, po krawędziach, kujawach i po bielach
nagromadząwydm,copodsmaganiemwiatrumroźnegokurząsię
zgrzytliwieiwymachująrozwianemigrzywami.Nasosnowychi
148
świerkowychłapachosiadająciężkieczapyśnieżne,chylącjeku
dołowi,ponadktórywwalcezaciętejwybiłyswewierzchowiny
wysokoidumnie.Dopółpionówgrzęznąwzaspachświerczkii
osikipodszytu;ciemnegraby,dębyiolchyczerniąsię,jakgrube
kreskiwęglowenabiałemtlezaśnieżonejpuszczy.Puszystasadź
otulaigiełkamicienkiegałęzieleszczynyiklonów.Białebrzozy,
nibywidmapłaczeknieutulonych,majaczątamisam—smętnei,
zda się, zrozpaczone. Nad oparzeliskami z olch czarnych i osik
zwisają sople lodowe, niby łzy, zamarłe nagle. Cisza panuje
dokoła. Zrzadka tylko druczy jakiś ptaszek w gąszczu
świerkowym lub ciurka dzięcioł pracowity... Bezszmernie kica
nazapadającychsięwśnieguskokachzając,słuchamiporuszając
spokojnieitrzeszczewyłupiającbezmyślnie.Nagledajesłupka,
zamiera, a po chwili zaczaja się pod zawałem. Przez haszcze z
grondu dębowego wędrują dziki na nowe leża, dmuchając
gniewnie. Prowadzi je maciora sadlista, za nią wycinki cięte,
paciukizakłopotaneiwarchlakiśmigliwe.Nakońcuodyniecsię
przybłąkał i wali czarnym szlakiem, chrząkając i jeżąc pióra,
cały w osmolu, zły, że go razporaz odpędzają wycinki
zadzierzyste. Błyska więc fajkami, szablami zgrzyta i nadąża
zdala.Wzaroślachgęstychpodnosigłowęrogatąjeleńpłowy,a
rozłogi wieńca ni to gałęzie suche poruszają się zwolna, gdy
koronędźwignienadzielonąświerczynę.Strzyżełyżkami,chrapy
rozdyma, zaniepokojony, bo tuż przemknęła w popłochu sarna
lekkonogai—bukietemśmignąwszynakrawędzijarudałanura
bez śladu i echa. Tam lis rudy spłoszył sarnę z żerowiska.
Dynduje od świtu drapieżnik przebiegły i myszkuje. Zwęszył
czuchemzającaodsiadującegopodwywrotem,i,przypadłszydo
ziemi,czołgasię,oczywlepiwszywszarysmuż.Alekotwypada
zkryjówkiimłyńcempędzinaoślep,świecącosmykiemapotem
149
majaczyć poczyna i kluczyć aż zapada znów w chróścinie,
wypłoszywszy z niej cieciorki, odlatujące z kwokaniem
trwożnem. Spostrzegła szaraka sroka-plotkarka i nuże — drzeć
się i brzechać! Lis tropi przy samej ziemi, kitą z drgającym
kwiatem na końcu zmiatając opusz śnieżny. Dopadł wreszcie
trzcin nad zamarzniętem bajorzyskiem i wcisnął się w jego
gąszcz,jakzjawa.Umilkłasrokazaciekawiona...Cisza...Inagle
zrywa się żałosne kniazienie zająca, a potem znowu — cisza.
Szukając ustronnego igrzyska, przekrada się przed ducht
wilczura, wlokąc za sobą puszyste polano. Staje, bo chrapy
pochwytująduchjeleni,asłuchzgrzytcichyśniegupodracicami.
Waha się stary basiura, uszy tuli i łyska świecami, bo nie
przydybie wszak rogacza bez zgrai, sam w pojedynkę nie upora
sięznim,bykbowiemodrzucigowieńcemspiczastym,pokopie,
stratuje...Stoiwięcnieruchomy,nibycieńszary,złowróżbny.Aż
nagle spostrzega lisią kiść, ale późno już... Trzymając w pysku
udławionego zająca, lis przesadza kopiec nad norą głęboką.
Truchtem odbiega szary drapieżca i kołuje po kniei, chciwy i
baczny...Tamwidzigłuszca,coprzywarłdopniasosnowego,tu
na borowinie jagodnej podniosły się cietrzewie i posiadały na
jarzębinach; koło kępin śmiga łasica, na jarząbki snadź
czyhająca, bo popiskują one głośno, grzebiąc w mechowych
poduszkach. Wilk spostrzega nagle świeży, złocisty od kropel
żywicy zacios na świerku... Człowiek?! Węszy leśny bandyta,
oglądasięwokółi,podwinąwszypolano,sadziprzezdrągowiny,
wykrotyikrzaki,abyzdalabyćodczłowieka,aczniewywęszył
go zbliska. Wpadł do kniei i usiadł, mrużąc żółte ślepie. Jakieś
myśli, niemiłe wspominki ogarnęły go, widać, i zaniepokoiły
złem przeczuciem. Nie dziw! Przebiegł bowiem stare
bobrowisko,apamięta,że,przedlaty,okoliwszyhaszczezgrają,
150
zarznął tam klępę... ale teraz nie widział oddawna tropu
łosiowego. Znowu w innem miejscu, gdzie zwarł się matecznik
ciemny, gromadził sobie łom na zimowe budowisko niedźwiedź
bury. Mamrucząc, przewracał kloce, włóczył suche leże,
rozczesująckłakipazurami,przykładałsięitakiowak,moszcząc
sięnabarłogowaniezimowe.Dawnotobyło,abasiurapamięta,
że, z miotu wywinąwszy się szczęśliwie, przybiegł tu w nocy i
ujrzałtropniedźwiedzi;szedłkuNarwi,awidocznybył,bobury
kneź juszył obficie, krew roniąc na śnieżną naledź i na suche
liście olch i trzepieciny... A teraz! Teraz wilk nie natknął się
nigdy na niedźwiedzie budowisko... Inne czasy. Ciaśniej już w
puszczy!
Jedyny pozostał tu jeszcze, godny wilka współzawodnik. Ryś
plamisty — tępiciel saren i zuchwały wróg jeleni młodych.
Spada na kark i przegryza tętnicę kozłom i spiczakom, tropi
zające, porywa głuszce, cietrzewie i kaczki, skrada się do
wiewiórekwgrudachdębowychiwborach,aniegardziniczem,
co może na chwilę ukoić jego nigdy nienasycony głód i
pragnienie krwi żywej, gorącej... Trudno wykryć centkowanego
kota.Wybieraontakieostępyiwertepy,gdzieaniczłowiek,ani
zwierz dotrzeć nie mogą. Zrzadka tylko zdradzą go ślady na
śniegu albo zadziory na korze, gdy czyścić zacznie i ostrzyć
pazury, na łowy ruszając, lub gdy rysica wprawia kocięta w
sztukęwspinaniasięnagładkiepionysosen.
Na wiosnę nad puszczą ciągną na północ klucze ptactwa
przelotnego. Zatrzymują się tu na noclegi po narewskich
moczarach, po trzęsawiskach leśnych, gdzie syk rozlega się
łabędzi, gęganie gęsi, bociani klekot, gdzie kierają żórawie
płochliwe i czujne, kwakają i pogwizdują stadka krzyżówek,
chichocąsiękaczory,wrzeszczączajki,chrapocząkuliki—małe
151
i duże. Milknie to wszystko z pierwszym podmuchem wiatru
letniego, odlatuje dalej lub kryje się w trzcinach i zaroślach na
sapiskachniedostępnych.Zatoinnetuwreżycie,dzikieiwolne.
Na skraju puszczy grda derkacz bystronogi, w brzezinie kokają
cieciorki,wświerkowympodrościekłochcząkurygłuszcowe,w
zbożu na bielach ciągoczą kuropatwy, po strępach, zarosłych
leszczyną, kokcieli pardwa, rzadki tu obecnie gość północny, i
cincini, gwiżdże, piska, ćwierka mnogi drobiazg skrzydlaty, po
nocach płoszony kukaniem sowy, w dzień — kwileniem i
skwirem orła-bielika, jastrzębia i kani — co, jak łasica,
wszędzie zajrzy, prześlizgnie się, urwie. — Letnią i zimową
puszczę przecinał niegdyś największy jej mocarz, żubr ale teraz
nie on sam, lecz ludzie obrali mu ostoję i poiska: ludzie, co go
chroniąiwszelkąotaczająopieką.
ŻUBRY
Znawca żubra, dr. Konrad Wróblewski, w swojej monografji
stwierdza, że przed zajęciem Puszczy Białowieskiej przez
wojska niemieckie pozostawało w niej około 800 głów tego
zwierzęcia, które pod koniec wojny znikło na terenie
puszczańskim, nie z głodu jednak, lub od epidemji, lecz od kul
mauzerów pruskich. Dowodzi tego list pułkownika armji
niemieckiej, p. Konstantego Chłapowskiego, oraz książka
Grubera—adjutantasztabudywizjiniemieckiej„DieEroberung
des Urwaldes Białowies in deutscher Verwaltung“. Po odejściu
Niemców w zimie r. 1919 w Puszczy przechowało się jeszcze
dziewięćgłówżubrów,leczosiemichsztukpochłonęłainwazja
bolszewicka,awr.1921ostatniążubrzycęustrzeliłbyłygajowy
puszczański.
Tragiczny
los
tego
rzadkiego
zwierzęcia
152
spowodował założenie w Niemczech „Międzynarodowego
Stowarzyszenia ochrony żubra“, gdzie i Polska ma swego
przedstawiciela.
Żubr przetrwał, jako potomek dzikich bawołów (Bison
priscus) z drugiego okresu trzeciorzędu. Przodkowie jego
prawdopodobnie przywędrowały tu z podbiegunowych części
naszego globu. W epoce dyluwialnej i aż do czasów obecnych
bawół ów przechodził różne fazy ewolucyjne, co zmieniło jego
pierwotnerozmiary,kształtyibudowęwewnętrzną.Współczesny
żubr, w dzikim stanie przechował się w naszej puszczy
Białowieskiej i na Kaukazie. Autor tej książki widział żubra w
staniegniewu,gdy,podczasjednegozpolowańprzedwojennych
wBiałowieżywmiocieukazałsięstaryżubr-byk.Widaćgobyło
już zdaleka, bo szedł przez niewysokie zarośla świerkowe, nad
któremiwznosiłsiępotężnygarb,okrytyszaro-brunatnąkądzielą.
Doszedłszydohaszczy,zatrzymałsięwnich.Pochylonyogromny
łeb i długa broda pozostawały nieruchome i tylko nieduże,
prawie okrągłe uszy poruszały się niespokojnie, starając się
zrozumieć,skądnadążanagonka.Wprawniobławnicyszlijednak
równym łańcuchem, więc żubr dziwnym instynktem swoim nie
mógł odnaleźć żadnej luki, którą potrafiłby przemknąć,
uderzywszy na osoczników. Zrozumiał to i, widocznie, wtedy
dopierowezbrałwnimgniew.Zjeżyłkosmatągrzywęnakarku,
jeszcze niżej opuścił łeb. Błysnąwszy czarnemi rogami i
wyrzucająckopytemwrazześniegiemmechidarninę,oblizywał
wargi chropawym językiem, aż nagle wydał ponure, urwane
chrząknięcie, zda się, ciche, a tymczasem wypełniło ono
wszystko wokół, bo z potężnej wybiegło piersi. Po chwili,
smagającsiękrótkim,włochatymogonemzprawieczarnąkitąna
końcu,pomknąłwprostprzedsiebie,szerokąpiersiąiłbemniby
153
taranem rozsadzając zbity gąszcz. Spod kopyt wylatywały mu
grudki skrzepłego śniegu, gałęzie i płachty darniny. Gdy wśród
drzew migał szaro-brunatny kadłub żubra, uwidoczniły się jego
wysokie, muskularne nogi i potężna szyja, w nasadzie swej
tonąca w gęstem uwłosieniu. Gdy, robiąc potężny skok przez
leżący wywrót, wzniósł się nagle ponad gąszcz krzaków, wydał
sięolbrzymem,awchwilitejstałysięzrozumiałesłowaCezara,
który, opisując żubry, twierdził, iż są większe od słonia. Żubr
pędził coraz szybciej, unosząc na karku i grzbiecie obłamaną
posusz i płachty śniegu, strząśniętego z łap świerkowych.
Przemknął jak tocząca się niepowstrzymanie bryła i zniknął w
kniei, niby zjawa z minionych wieków, gdy jego przodkowie
pasły się spokojnie wpobliżu żerowisk mamutów i nosorożców,
wymarłychnasetkitysięcylatprzedżubrem,ostatnimświadkiem
zaranianaszejery.
Miałyżby zniknąć bezpotomnie te wspaniałe, potężne
zwierzęta o tajemniczym wyglądzie i ponuro smutnem, jakgdyby
starczemspojrzeniu?RządPolskiijegoorgany,rządzącelasami,
myśli tej dopuścić nie mogły, i zwróciły osieroconej puszczy
najwspanialszego przedstawiciela jej przyrody, żubra. Nabyto
dwa byki i cztery krowy w Niemczech, a potem, byka w
poznańskim „zoologu“. Umieszczono je w zwierzyńcu, mającym
40—50 hektarów powierzchni i niezbędne dla tego gatunku
warunki topograficzne i pokarmowe. Rezerwat ten otoczono
płotem, nawet dla rysia trudnym do przebycia, a straż łowiecka
dniem i nocą znajduje się na swych posterunkach, czuwa nad
bezpieczeństwem żubrów, dostarcza im potrzebnej i najlepszej
paszy — siana, owsa i buraków. Zwierzęta czują się tu
doskonale, o czem świadczy ich wygląd oraz płodność krów.
Wkrótcezapewnezałożonyzostanienowyzwierzyniecdlażubro-
154
bizonów,
gdy
tymczasem
w
rozszerzonym
Zwierzyńcu
Białowieskimpozostanąwyłącznieżubryczystejkrwi.Tedzikie
byki są odważne i posiadają bardzo silnie rozwinięty zmysł
orjentacyjny. Rozgniewane łamią lub wyrywają z korzeniami
młodedrzewa.Zbuhajamijednakiwogólezbydłemdomowem
nietylkożyjąwzgodzie,leczchętniepasąsięrazem.Nienawidzą
zatopsów,koniijeleni.Młodeżubryczująszacunekdlastarych
dzików — odyńców i ustępują im z drogi, a nawet gdy leżą na
„kuprysku“, gdzie tarzają się w suchej ziemi, to na ich widok
powstająiodchodzą.Żubryżywiąsięwyłącznietrawąidopiero
przy braku jej — pokarmem drzewnym, jak to czynią jelenie,
któreprzedwojnąwyparłyzpuszczyłosieipoważniezagroziły
bytowi żubrów, gdyż pozbawiły je najlepszego pokarmu
trawiastego i wytępiły jednocześnie młode zagajniki sosnowe i
lipowe, co znów odbiło się niezmiernie szkodliwie na stanie
pszczelnictwa, które od niepamiętnych czasów rozwijało się na
obszarzePuszczy.
Obecniestadożubrze,istniejącewZwierzyńcuBiałowieskim,
tojużnietedawne,dzikieżubry,—dumaikrasaPuszczy.Tonie
te olbrzymy, którym wszystko ustępowało z drogi, a człowiek,
ujrzawszy je przypadkowo na duchcie, pędził co tchu starczyło,
aby ukryć się za grubym pniem drzewa. Na swoich terenach
teraźniejszych żubry są nawpół udomowione i spokojnie
przyglądają się tłumom turystów, stojąc o jakie trzydzieści
kroków od nich i nie zdradzając ani gniewu, ani nawet
zaciekawienia. Napatrzywszy się, odchodzą powoli i, pewno
znudzoneodwiedzinami,kryjąsięwgąszczu,odczasudoczasu
nawołującsiękrótkiemchrząkaniem.
Niemajednakinnejrady!Dumanarodowaniepozwolinamna
to,abywypuścićtenieliczneokazynawolność,daćimmożność
155
zdziczenia i narazić je na zagładę od kuli kłusownika, albo od
niesprzyjających warunków, wytworzonych przez obecny stan
puszczy.Możezczasem,kiedyczłowiekstaniesiękierownikiem
wszechwładnym losów drzew i zwierząt puszczańskich, może
udamusięstworzyćtakiewarunki,wktórychżubrbędziemógł
powrócić bez obawy do stanu pierwotnego. Przez ten czas, pod
wpływem
dobrze
zorganizowanej
propagandy,
ludność
puszczańskaita—zsąsiadującychodzachoduborówBielskich,
niegdyśściślezPuszczązwiązanych,zrozumieprawdopodobnie,
że nie wolno tępić tych pięknych zwierząt, tej jedynej
pozostałości zamierzchłych epok, przecudnych wspaniałych
tworów Natury. Wtedy to na bielach puszczańskich i w olosach
będzie się rozlegać ciężki chód i chrapliwy głos żubrów —
wolnych i dzikich. Wtedy to ujrzymy je w całej ich groźnej
okazałości i w dumnym spokoju, przecinające koleiste drogi i
duchtypuszczańskie,gdy,potrząsającgrzywamiibrodami,będą
kroczyły ku nowym pastwiskom — bez obawy przed
niedźwiedziem, rysiem, wilkiem i najniebezpieczniejszym
drapieżnikiem — człowiekiem, który w czasie Wielkiej Wojny
usiłował przerwać nazawsze nić życia tego potężnego i
szlachetnego zwierza. I puszcza Białowieska, uznana znów za
jedynąnajprawdziwsząojczyznążubra,staniesięnadalpuszczą-
matkątegomocarza.
156
ROZDZIAŁTRZECI
L U D N O Ś Ć P U S Z C Z P O L S K I C H
N
iełatwą jest obecnie rzeczą podzielić ściśle tę ludność na
dwie chociażby gałęzie, mimo, że sama historja opisywanych
puszcz i całego obecnego powiatu bielskiego, ogarniającego
Puszczę Białowieską, daje wyraźne, zda się, wskazówki. Cała
bowiem ziemia bielska, leżąca pomiędzy Biebrzą, Narwią i
Nurcem, w w. XIII-ym należała do książąt halicko-wołyńskich,
pierwotną zaś ludność jej stanowiła Ruś Czarna, która to w
r.1264kołomiastaBielskarozbiłaJadźwingów,władającychtą
ziemią. W w. XIV puszcza przeszła do Litwy, lecz książęta jej,
spokrewnienizruskiemirodzinamipanującemi,niewyparlistąd
osadników wschodnich. Uczynili to dopiero potomkowie
Jagiełły, którzy skierowali tu Mazurów, osiedlających się na
północyPuszczyBiałowieskiej.Odtychosadnikówwywodząsię
Podlasianie, nietylko włościanie ale i drobna szlachta, której
potomkowie do dnia dzisiejszego przetrwali w powiecie
bielskim i w samem mieście. Oni to wytrzebili puszczę, która
ciągnęła się aż pod Wysokie Mazowieckie i Ciechanowiec nad
Nurcem. Teraz znaczniejsze resztki tej puszczy pozostały
pomiędzy szosą Bielsk—Siemiatycze, szczególnie zaś nad
wysokiemi, lesistemi brzegami Bugu, gdzie przechowały się
jeszczeskrawkidawnychborów.Ziemiabielskaposiadaznaczną
ilość miejsc przedhistorycznych, odnoszących się zapewne do
początków kolonizacji ruskiej i mazurskiej. Liczne groby,
158
grodziska i kurhany rozrzucone są po całym powiecie. Samo
miasto,leżąceprzypołączeniurzekiBiałejiBielankiznanejest
odw.XIII.WojnyzkneziamiruskimiiSzwedaminierazburzyły
Bielsk.Wroku1643zostałufundowanytuklasztorkarmelitówi
w tym samym okresie — kościół farny z kilkoma starożytnemi
obrazami. W r. 1664 na mocy nadania — miasto wraz ze
starostwem i leśnictwem przeszło do Marji Ludwiki, małżonki
króla Władysława IV. W lasach istniały już wtedy liczne wsie
mazursko-podlaskie — one to przyczyniły się do uszczuplenia
puszczy. W r. 1775 starostwo i miasto na podstawie dekretu
królewskiego stało się własnością Izabelli z Poniatowskich,
Branickiej, „Pani Krakowskiej“, dobrodziejki Białegostoku. W
Puszczy Białowieskiej zetknęły się z sobą dwa szczepy:
CzarnorusiniiPolacy,orazdwiekultury:odpołudnio-wschodui
wschodu — bizantyjska, od zachodu — łacińska. Toteż,
aczkolwiekzaszłytuwielkiezmianyreligijneispołeczne,liczne
krzyżowania, przypływy i odpływy ludności, można, coprawda,
niezawsze ściśle, dociec jednak istotnego pochodzenia
mieszkańców tej lub innej starej osady puszczańskiej. W tym
samym mniej więcej czasie ruszyła inna fala osadnictwa ze
Starego Mazowsza na „daleką północ“, pociągającą ku sobie
przedsiębiorczych, niespokojnych i wojowniczych Mazurów
bogactwem swych puszcz, o czem krążyły gadki, budzące
wyobraźnięipragnienieprzygód.Częśćtych„konkwistadorów“
osiadła na stałe w puszczy Szkwańskiej, leżącej w granicach
późniejszej ziemi Łomżyńskiej, pomiędzy Narwią, Omulewem,
Szkwą i Orzycem. Od w. XIV osadnicy ci wypalili tu ogromne
połacie puszczy, zamieniając ją w kraj rolniczy, nabrali cech
osobliwych, zmienili znacznie gwarę mazurską i stali się
„Kurpiami“, o których mowa w rozdziale o puszczy
159
Myszynieckiej.
Inni natomiast wrąbywali się coraz głębiej w knieję i
posuwali się przez pojezierze ku granicom Litwy. W puszczach
Augustowskiej, Knyszyńskiej i Świsłockiej Mazurzy oprócz
Litwinów, mających osady koło Niemna i na północ od jeziora
Wigry, spotkali na swej drodze osiadłych tu Słowian
wschodnich. Wyższość kultury, czy też raczej — czynniejsza
energja i zdolność do porywu i polotu ducha dopomogły
Mazuromutrzymaćsięwśródinnychplemion,anawetpozyskać
nad nimi przewagę moralną i materjalną. Do Mazurów
przyłączyli się wkrótce Podlasianie, których awanturniczy duch
łowców puszczańskich pognał na północ. Pierwsza poszła
drobna szlachta, jak Klimaszewscy, Kownaccy, Zaborowscy,
Białaszewscy, utrwaleni aż po dziś w nazwach wiosek,
założonychprzeznichwtychodległychczasach.Takaekspanzja
Mazurów i Podlasian wypierała coraz bardziej Litwinów ku
granicom Litwy właściwej a zarazem usprawiedliwiała
sceptycyzm ich co do swego dalszego losu. Wyrażało się to w
odpowiedzi Litwina na pytanie, jak się ma? „Kajp żyrnis pri
kialo“. Żyję jak groch przy drodze, — mruczał, ponuro patrząc
siwemi oczami. Czarnorusini odznaczają się jeszcze głębszą
ponurością, wywołaną, być może, ciężką dolą historyczną, lub
też ciągłem obcowaniem z puszczą, gdzie trudnili się
smolarstwem, dziegciarstwem, bednarstwem i kłusownictwem,
zaktórenierazwszakżedawaligardło.MazurzyiPodlasianie—
to już zupełnie inny lud — towarzyski, wesoły, wylewny,
wygadany acz kłótliwy, skory do pieniactwa, a pełen instynktu
posiadania. Lubi on „przed rakami i po rakach udźgać się, jak
czterech chłopów“, a „utrapienica“ — inaczej — siwucha,
sznapalub„obraza-boska“,choć„smoliją“,„goli“i„zakrapia“
160
potężnie, — nie szkodzi mu, jak też i tabaka, którą Mazurzy
puszczańscypaląizażywająztabakierbrześcianych.Umiejąoni
też zakląć tak dosadnie i siarczyście, że Litwin aż żegnać się
zacznie,aCzarnorusinzębamitylkozgrzytnieimrukniecichutko:
„obyć ciebia małaszka (błyskawica bez grzmotu) spaliła“. A
chłopak mazurski, strzegąc, po miejscowemu zaś — „piląc“
konie, patrzy i słucha, jak „furgają“ i „cilikają“ wróble, jak
„tarkocze“kołomłyńskie,awkrzakachsłowik„wycina“.„Bajki
onlubirobićkomuśnawzder“,comaznaczyć,żeochoczyjestdo
czynienianaprzekór,dlażartu,dlaśmiechu.
Ubiór swój tradycyjny włościanie zmienili w dobie obecnej,
bo fabryki białostockie, choroszczańska i supraślskie nauczyły
ich używać fabrycznych tkanin — wełnianych i bawełnianych, a
żydki — krawcy do miejskich przyzwyczaili ich mód. Dawniej
zaś nosili długie, białe, szare lub granatowe sukmany, nieraz
nawet z pętlicami, krótkie kurty ciemne i jasne, płócienne
koszule, pasy barwne, lniane portki, zakładane w buty z
cholewami, czapki kształtu, jaki komu do gustu przypadł, ten
okrągłą, tamten rogatywkę ze smuszkami. Kobiety wdziewały
sukienne „przyjaciółki“ do kolan, zdobne w metalowe guzy,
cienkiekoszulepłóciennezwykładanymkołnierzykiem—krezą,
na głowie — chusty lub czepki, a na plecach wełniany szal
barwny—pasiastylubkratkowany.Spódnicenoszonotudługiez
perkalików ciemnych, lub białe z fartuchami. Niedawno jeszcze
dziewczynychełpiłysięwarkoczami,wwęzełułożonemiiiglicą
spiętemi,natozaświanekwkładanolubcałeuczesaniezdobiono
pękami kwiatów. Ale teraz zdobywa sobie palmę zwycięską
„ondulacja“,owiankachikwiatkachzapomniano.
Starzy Biało- i Czarnorusini noszą jeszcze sukmany szare,
świtkizsamodziałuwełnianegozestojącym,niskimkołnierzem,
161
przepasane różnobarwnym pasem, czapki siwe, barankowe z
czarnym wierzchem i z klapą na uszy. Kobiety zdobiły dawniej
głowywnamietkiiczepki;stroiłysięwgorsety,sinekaftanydo
kolan, fałdowane z tyłu. Dziewczyny zaczesywały włosy
gładko... Ale są to już czasy przeszłe. Fabryka, miasto, moda i
reklama handlowa zabijają lub nawet zabiły już dawny,
malowniczystrój.
Domywiejskiedekowanesągontamilubsłomą,mająwysokie
progiiokna szerokie,obok— stodołazmałem okienkiem—„
wyglądkiem“, chlewek — „karmik“ dla wieprzków, szopa i
stajnia, gdzie wiszą „duhy“, stoją kałamuszka i wóz z
„hołoblami“namodłęrosyjską.Nawschodnichkrańcachpuszcz,
gdzieś na obrzeżach bagien, znaleźć można pierwotną chatę
poleską,niską,ownętrzuciemnemiwielkimpiecu...
Pozazwykłemzbożem,siejeludnośćmiejscowabuber(boby),
bluscyk(fasolę)isaczewkę(soczewicę),anaziemiachlepszych
—uprawiatenikonopie.„Kściąsię“(kwitną)sadykołozagród,
nałąkachpasterzenawołująbydłoiodpędzająwilkidrewnianą
trąbą
—
ligawką,
„żywinę“
zaś
popędzają
długiem
„batlorzyskiem“ i okrzykami: „heć, kse, byciu!“ W zimie po
chatach baby i dziewczyny tką grube płótno — „part“ na
spódnice,portki,onucze,obrusy,ręcznikii—cienkie,białelub
ze wstawkami wzorzystemi. Są to słynne „przetykanki“ z nici
barwnych, wykonywane podług wzoru geometrycznego —
pozostałośćprastaregotkactwa.Takie„przetykanki“omisternym
rysunku zdobią koszule i suknie kobiet i mężczyzn na piersiach,
ramionach i rękawach. Puszczańskie niewiasty pochwalić się
mogąjeszczebardziejartystycznąrobotą—haftamiażurowemi.
Z tych haftów szyją się czepki oczepinowe oraz czepki dla
mężatek, niezmiernie delikatne w rysunku, nieustępujące
162
najwyszukańszym wzorom. Ludność puszczańska przed wojną
jeszcze ubierała się we własne samodziały wełniane, lecz dziś
towary fabryczne niemal zupełnie wyparły je z użycia. —
Mężczyźni to sami oracze, majdaniarze, smolarze, rybacy,
drwale, flisacy, pasterze, kłusownicy, a na pograniczu —
przemytnicy. Te dwa ostatnie zawody uważane są za rycerskie i
nie przynoszące ujmy honorowi. W głębi duszy człowieka
tutejszego tkwi niezłomne przekonanie, że zwierzynę i ptactwo
Pan Bóg „puścił wolno“ do kniei i że nie mogą być one czyjąś
własnością
wyłączną.
Kłusownik
czuje
się
więc
niesprawiedliwie ściganym i, jako napadnięty i skrzywdzony,
uważasięzauprawnionegodowalkiwszelkiemidostępnemimu
sposobami.
Sąsiedzi
podzielają
jego
poglądy,
chętnie
przechowająusiebiebrońizdobyczkłusownika,apodejrzanego
o zabicie jelenia, sarny lub głuszca nie wydadzą. Taki sam
stosunek
utrwalił
się
u
ludności
względem
innego
awanturniczegoprocederu—przemytu,istniejącegonapółnocyi
zachodzie terenu, zajętego przez puszcze. Wieśniacy i
mieszczuchyznajądoskonalewszystkich„prowoderów“,idących
tajnemi przesmykami na czele bandy „muzykantów“, niosących
kontrabandę, która w żargonie miejscowym zowie się „pekele“.
Sunie taki prowoder, niczem wilk w miocie, węsząc wszędzie
„szmekera“
—
strażnika
i
„poimczyka“
—
szpiega,
otrzymującego nagrodę za wykrycie nieoclonych towarów.
Skradając się i narażając wolność swoją i życie, przemytnik
liczy ściśle, jak wysokie „ryzyko“ zapłacą mu chciwi kupcy za
przemycone z Prus lub Litwy papierosy, cygara, lekarstwa,
kokainęijedwab...WiedząotemwszyscyMazurzy,Białorusini,
Litwini i Kurpie, a jednak nikt słowa nie piśnie, chyba że do
„poimczyków“ przystanie, ale niebezpieczna to karjera, wokoło
163
którejzgęszczasięcorazbardziejatmosferazemsty,nieliczącej
się z niczem i nie cofającej się przed niczem, choćby to miała
byćrobota„mokra“lub„czerwona“,bokrwiąprzypieczętowana.
Opuszczańsko-pogranicznych„Janosikach“krążąnierazlegendy,
aniejeden„prowoderfartowy“lub„muzykant“udały,urodziwyi
bogaty zakłóca spokojny sen krasawic z puszcz Augustowskiej,
KnyszyńskiejiZielonej...,gdzieprzemytnicy,ściganiprzezstraż
graniczną,przepadająbezśladuiwieści.
Rzemieślnicy — szewcy, krawcy, kowale, bednarze,
powroźnicyobsługująpotrzebyludnościpuszczańskiej.Sporoteż
znajdzie się tam garncarzy, a wyroby ich zasługują na uwagę i
nieraz wprowadzają w zdumienie swą niezwykle piękną,
estetyczną formą i mistrzowskiem wykonaniem: misy i dzbany z
pobiałką, żółte i zwykłe „siwaki“ — zupełnie czarne, bez
polewy, tak odpolerowane gładzikiem, iż wydaje się, jakgdyby
poddano je grafitowaniu. Motywy rysunkowe na przedmiotach
polewanych odpowiadają trybowi życia ludności leśnej. Są to
więc ptaki, swastyki, drzewko — emblematy rolnicze i
łowieckie.
Inne
znów
—
odpowiadają
emocjonalnym
przeżyciom, a więc te same ptaki, liście, swastyki, lecz
wyrażające ruch. Wśród dzbanów pojawiają się już kształty
tykwowezdługąszyjkąirozszerzeniemnaniej.Uczeniwidząw
tem wpływy południa. Ciekawe są tu gliniane niecki na trzech
nóżkach, z tulejką dla wstawienia drewnianej rękojeści.
Naczyniategorodzajusłużądowarzeniastrawynawęglachlub
namałymogniu,asąbardzopospolitewstepachKirgizkichiw
AzjiŚrodkowej.
Ludzieleśniprzechowalizabobonyiprzesądy,ciemnenieraz
jak puszcza. Naprzykład, gdy w zimie umrze pszczelarz, ktoś z
rodziny „budzi“ pszczoły w ulach, bo inaczej może zginąć cały
164
rój; podczas pogrzebu we wsi nikt nie powinien spać, gdyż
inaczej śmierć zapamięta to sobie. Do wozu z nieboszczykiem
należy zaprzęgać wyłącznie wałacha, lecz nigdy klaczy, która
stałabysięjałową;rodziceniewynosząsamiumarłegodzieckaz
chaty, gdyż wszystkim innym dzieciom w rodzinie groziłaby
śmierć. W domu, gdzie mieszka narzeczony, przez trzy ostatnie
miesiące roku nie wolno ruszać kołowrotka i krosien, gdyż
młodzieniec „nadaremnie kręciłby się, jak wrzeciono“. Tam i
sam po Zielonych Świątkach chłopi palą w nocy pod krzyżami
brzozy, któremi umajone były domy. Taki zwyczaj jest
niezawodnie echem prasłowiańskiej Kupały, a koło Tykocina
nazywasięnawet„Kupalnocki“.
Mazurzy,mieszkającynaobszarzepuszczańskim,przechowali
niektóre obyczaje, których początek tkwi we wczesnem
średniowieczu. Do takich należy chodzenie na zapusty z kozą,
bocianem, w wigilję zaś Nowego Roku — z niedźwiedziem i
wymuszanie „wołoczebnego“ — datków, pod groźbą, że krowy
mlekadawaćniebędą,arobactwozniszczyzbożeilen.Wśrodę
popielcową w sieni sąsiadów rozbijają garnek z popiołem,
skaczą przez pień drzewa, ustawionego w karczmie, co sprzyja
urodzajowi wysokiego lnu i owsa. Do tych prastarych ech
pogańskichnależyśmiguswielkanocnyiobyczaj„wykupu“przy
obnoszeniu przez dziewuchy młodej sosenki ozdobnej —
„gaiku“, jak również tarzanie się gospodarzy po runi żyta i
obrzędowa uczta w dzień św. Jerzego (24 kwietnia), dni
wianków, końskiego i wołowego wesela na Zielone Świątki,
palenie ognia nieraz na szczycie starych grodzisk w noc
świętojańską, różne wróżby itd. Obrządki, poprzedzające i
następującepoślubie,niczemprawienieróżniąsięodprzyjętych
we wsiach polskich, tylko w Puszczy Białowieskiej w wigilję
165
ślubu starszy drużba — „starosta“ lub „rajko“ wyprowadza
pannęmłodązkomorynaręczniku,comadowodzićłagodności
jej charakteru, poczem usadawia ją obok narzeczonego. Panna
udaje, że jest zawstydzona, więc odwraca się od oblubieńca, a
swachyśpiewają:
Niesiedź—ibokiem
botonarokom;
siadajprościusieńko,
hlanimilusieńko.
Obyczaje ślubne Mazurów puszczańskich zaczynają się od
„sprosin“, nieraz potrójnych, przyczem panna młoda dostaje
upominki.Wszyscygościedzieląsięnadrużyny—panamłodego
i panny młodej, a na czele pierwszej występuje rajko,
dziewosłąb, swat lub starosta, drugiej zaś przewodzi —
starościna. Pieczywo weselne: korowaje, kołacze, kukiełki,
szyszki, byczki, huski i gąski mają różne kształty i ozdoby, a
każdaznichmaswojenierazmagiczneznaczenie,chociażzatarło
sięjużonowpamięciludu.Dziewiczywieczór,gdyprzyjaciółki
panny młodej wiją wieńce dla oblubieńców przy ciągłych
śpiewach, posiada prawdziwą poezję i urok i wyraża cześć dla
czystościdziewiczej,oczemmówitakanaprzykładśpiewka:
Uwiliwianekzzielazielonego,
Uproś,Anulu,ojceńkarodnego.
Dziękujętobie,mójojceńkuzato,
żemójwianusek,jakoscerezłoto.
Zachowała się tradycja obrony bramy zagrody i drzwi
166
domostwa przed przybywającym do ślubu panem młodym, gdy
targu o poczesne i „kosę“, czyli warkocz panny młodej dobija
starosta przy całkowitem milczeniu oblubieńca, ponieważ
skromność jego, powaga i dostojeństwo nie pozwalają brać
czynnego udziału w ceremonjach wstępnych: w obdarowaniu
wieńcem panny młodej, posadzonej na dzieży i kożuchu, ani w
rozplecinach, gdy to druchny śpiewają: „nie mas takiego na
świecie,ktonasejKasincewarkocrozplecie“—alerajkomimo
tosprzedawarkocz,ażzaśpiewająznówdruchny:
—Brat,niebrat—Tatarzyn,
Sprzedałsiostrzyczkęzatalar,
rucianywianusekzasóstek
jejbiałelickooddałtak.
„Nabyty“ warkocz zawsze rozplata starszy brat lub też
najbliższy krewny. Rozpleciny warkocza są symbolem
niewinnościdziewicy.Odtejchwiliażdooczepinchodzionaz
rozpuszczonemi włosami. Zwyczaj ten zmienia się w zależności
od miejscowości; koło puszczy Białowieskiej rozpleciny
następują już po ślubie. Przed wyjazdem do kościoła, przed
końmi stawiają korowaje, co ma zabezpieczyć obfitość
wszelkiego dobra na drodze życiowej młodej pary, to samo
znaczenie ma nadnarwiański zwyczaj ucałowania weselnego
chleba przed wyruszeniem do kościoła, lub zawiązywanie
koszulipannymłodejpodszyjąlnem.Przyoczepinachwszystkie
mężatki przyjmują młodą do swego grona, całując ją w usta.
Ceremonja ta odbywa się przy akompanjamencie śpiewu
druchen. Starosta weselny w miejscowościach puszczańskich
zachował wszystkie niemal cechy swego pierwotnego,
167
pogańskiego dostojeństwa, a mianowicie — jest on niby
prasłowiańskim
kapłanem
przy
zrękowinach
i
stróżem
uświęconych tradycyj. Emblematem jego władzy jest ozdobna
różdżka weselna, jak również wspaniała „korona“ u starościny,
która dzieli z nim w pewnych wypadkach trudy nad ścisłem
wykonaniemetykietyobrzędowej.
Najwięcej pogłosów siwej przeszłości zachowali Biało- i
Czarnorusini, którzy przysięgają, że widzieli nagich, kosmatych
topielców w toni jezior i rzek — wilkołaków zaś w kniei i na
bezdrożach; są też niezmiernie wrażliwi na wykonanie tradycyj
obyczajowych,itotakdalece,że,gdypanumłodemuniechcesię
przed „wieńczeniem“ płakać, swaty śpiewają natarczywie i
prawie groźnie: „Ne płacze Michałko; ne płacze; dati jomu
horkojcibulipodoczy“.
Niedawno jeszcze państwo młodzi, wchodząc do chaty po
ślubie,musielisiękłaniaćwstronęhonorowegokąta—pokucia,
gdzie w przedchrześcijańskiej erze stawiano posążek bożka
domowego. Łożnicę dla młodej pary urządzają częstokroć na
toku,gdziesięmłócizbożeitozesnopówniewymłóconegożyta,
co ma przysporzyć dzieci płci męskiej. Przy wejściu młodej
mężatkidodomumałżonka,świekrawychodzinaprzeciwkoniej
w kożuchu, wywróconym wełną nazewnątrz, i usadawia na
dzieżyzciastem.Jesttosymboliczneoddaniemłodejkobieciejej
gospodarstwa.
Taki ściśle przestrzegany tradycjonalizm jest niezmiernie
charakterystyczny i, jak twierdzą niektórzy badacze, zależy od
pozostałości obyczajów i przesądów z okresu pogaństwa,
poczęści zaś przejawiają się w nim późniejsze wpływy
mistycyzmu mongolskiego. Do takich obyczajów zamierzchłej
przeszłości prasłowiańskiej lub narzuconych przez najeźdźców
168
azjatyckichnależyprzedewszystkiemobronadomupannymłodej,
gdyż w Azji istnieje w naszych jeszcze czasach zwyczaj
„umykania“czyliporywaniadziewicy.UBiało-iCzarnorusinów
obyczaje ślubne zbliżone są do mazurskich z pewną, być może,
odmianązwiązanychzniemizabobonów.Itustarszyswat,rajko
kieruje wszystkiem. On to rozpoczyna tradycyjne ceremonje,
śpiewającdopannymłodej:
Najechałogościków,aj—pełnydwór.
Ajzaznaj,poznaj,kotorytwój?
Sztouzieleni,sztouczerwieni
to—niemój,
Sztousiweńku,naworoneńku
to—tomój!
On
też
ów
„dziewosłęb“
daje
znak
zakończenia
prasłowiańskiej „swadźby“ — ślubu, który w obecności drużyn
weselnych, a więc ogółu został przez niego, jako przez
uosobienie pogańskiego kapłana, uznany symbolicznie za
prawomocny i zgodnie z tradycją zawarty. Są to bardzo dawne
obyczaje, pełne uroku i głębokiego znaczenia, nietylko
religijnego, ale i społecznego. Ze smutkiem jednak stwierdzić
należy, że obecnie uległy one wielkim zmianom i banalnym
uproszczeniom. W głuchych wsiach, po skrajach bagien
przetrwałyjeszczeażdonaszychczasówznachorkiiczarownice,
które leczą od wszelkich chorób, wróżą, urzekają, robią
„zakruty“ w polu, od czego nie rodzi się żyto, a na gospodarzy
spadają różne klęski; umieją przyrządzać „zadanie“ ze
sproszkowanych wężów, ropuch, jaszczurek i żółci; od zażycia
tego środka ludzie chorują długo i umierają. Czarownice warzą
169
też różne „lubczyki“, a najpotężniejszemi są dwie kostki —
„haczyk i widełki“ — nietoperza, zjedzonego przez mrówki.
Haczyk przyciąga serce, widełki odpychają je. Któż jednak
potrafiłby opisać wszystkie te zabobony i przesądy, te czary
przechowane nietylko przez Białorusinów, ale nawet przez
Mazurów, co to hen — przed siedmiu wiekami wdarli się
zbrojnie na ziemie Jaźdwingów i utrzymali się na niej aż do
naszegowiekuradjaisamolotów?Niemamypowodówwstydzić
sięsiwychprzesądów,sąonebowiemechemdawnychtradycyj,
opartych na empiryzmie pierwotnym, który jest również
nieśmiertelnym i w społeczeństwach angielskiem, francuskiem i
skandynawskiem.Dawnywpływtychprzeżytkówuległgłębokim
przemianom i pociąga ku sobie teraz raczej podświadomie
wyczuwany romantyzm — ten promyk w mętnej szarości życia.
Zresztą, mój Boże, czyż puszcza i jej rozgwar, zrozumiały
ludziom, urodzonym pomiędzy Bugiem, Narwią, Niemnem,
Biebrzą,NurcemiSzkwą,niesąźródłemwszelakiejtajemnicyi
wrażliwości na dalekie poszepty minionych wieków? Płynie
rzeka czasu i płat po płacie unosi pianę przeszłości. W jej
bystrzuiwirachstareobyczaje,pieśniiwierzeniapogrążająsię,
niby liście nenufarów, i nie wypływają już nigdy. Ktoś kiedyś
zmierzymożeizważywartośćtego,cobyłoiminęło,itego,coz
szalonego nurtu wypłynęło dziś na powierzchnię życia, jawne i,
zda się, wciąż żywe. Jakiż wyrok wyda ten badacz zimny i
ścisły?Któżtoprzewidziećzdoła?
170
CZĘŚĆPIĄTA
P U S Z C Z A Z I E L O N A I B I A Ł A
ROZDZIAŁP IERWSZY
K UR P I O W S ZC ZY ZN A
T
am,gdzieodprawegobrzeguwpadajądoNarwirzekiPissa,
Szkwa, Rożoga, Omulew i Orżycz ciągną się już nikłe pasma
borów, równoległych do puszcz Augustowskiej i Knyszyńskiej.
— Jakgdyby ruchem rozpaczliwym wyciągnęły swe zielone
ramiona prastare puszcze Mazowieckie, aby nie oddać, nie
stracić więzi z knieją Jańzborską, z lasami Ramuckiemi i
Napiwodzkiemi, które za rubieżą pruską tęsknią do nich i
wzdychają. Czemś mistycznem wieje od tych wyciągniętych ku
granicy, wytrzebionych, przeciętych szerokiemi bielami pasm!
Sosny puszczy Zielonej mówią coś nieprzerwanie, a jest w tym
poszepcie—itroskainiepokójitęsknica...Odpniadopnia,od
korony do korony iglastej przerzucają sosny hasła polskie, a
padają one aż w głąb kniei nad jezioro Śniardwy, pod
Biskupcem, Szczytnem i Wielborkiem, gdzie wre od wieków
niewidzialna, a zacięta walka pomiędzy opornym Mazurem
zarubieżnym, a Niemcem — zachłannym i upartym. Mocnym,
twardymgłosemrzucanesątehasła,bopodrywająjePuszczaki
— Kurpie, co na straży ojczyzny stoją niezmiennie, bez wahań,
jak ich bohater narodowy — Stach Konwa, i pozew borów
172
tysiącami własnych gardzieli rozgłaszają poza rubieżą: „A nie
daj się! A wytrwaj! A pomóż wam Bóg i Chrystus o nas
frasobliwy!“
PuszczaMyszyniecka,inaczej—Kurpiowskaokrywa185725
ha ziemi, a z tej liczby około 45 000 hektarów zajmują w niej
lasy państwowe nadleśnictw Myszyniec, Kolno, Lipniki,
Nowogród i Ostrołęka — w województwie Białostockiem i
18500hawwojewództwiewarszawskiem.Leżącenaprzejściu
odpojezierzamazurskiegodowielkichdolin,puszczamawygląd
kraju płaskiego, opadającego powoli ku dolinie Narwi i jej
prawych dopływów. Tam i sam ciągną się piasczyste pagórki
pochodzenia lodowcowego, rozmieszczone między błotnistemi
dolinami i torfowiskami, gdzie rosną sosny karłowate, mchy
torfowe, bagno, łochynia, żórawina i trzciny. W warstwach
piasczystych, przeciętych pasmami torfów, znajdują się pokłady
rudydarniowejibursztynów.Pasnajbogatszyw„złotopółnocy“
ciągnie się od granicy Prus Wschodnich przez Myszyniec i
Ostrołękę. Lasy Zielonej puszczy są przeważnie iglaste, co
właśnie spowodowało nadanie jej tej nazwy. Tylko w
moczarowych rewirach, jak zwykle, do sosen dołączają się
świerkiidrzewaliściaste,ażzapanujeniepodzielnieczarnolesie.
Lasy iglaste składają się przeważnie z sosen; świerki są tu
znacznierzadsze.Cododrzewliściastych,nietworzącychjednak
większych skupień, to przeważają czarne olchy, pomieszane, w
zależności od gleby i stanu wód podskórnych, z brzozą, sosną i
świerkiem.Krajobrazpuszczański—płaskiijednostajny—nie
posiadawybitnejmalowniczości,chociażwieczniezielonebory
gęste podszycie jałowcowe, rozrzucone tam i sam jeziora — z
nichnajwiększemjestSerafin—iszmaragdowełąkinadrzeczne
mają jednak przyjemny, swojski urok. Malownicze są zato
173
wysokie brzegi Narwi pod Nowogrodem i cały wężowy wart
Pissy, wybiegający z jeziora Roś lub Warsz, w Prusach
Wschodnichpołożonego.NadniejejiRożogiwiledennymleżą
rogi i czaszki turów, łosi i jeleni, to znów całe zwaliska
skamieniałych już pni dębowych. W wielu miejscach wykryto
resztki osad i cmentarzysk przedhistorycznych, co przemawia za
tem,iżpuszczetebyłyzamieszkiwaneoddawna,tysiącelatprzed
Kurpiami.Licznegrząskie,zapadlistebagna,jakKaraska,Turośl
i Łokieć broniły ludności pierwotnej przed wrażymi
przybyszami, którzy wpadali tu, zwalczywszy obronny mur
puszczyZielonej.
Od wieku XIII-go zaczęli kryć się w niej niepokojeni przez
czambułyizagonyBatu-ChanaMazurzy.Wpóźniejszychczasach
uciekali tu ludzie przed Jadźwingami, Litwinami i Kozakami;
szukalituteżschronieniachłopi,którzyzbiegliprzedsurowością
isamowoląpanów,szlachta,gdynabroiłatakmocno,żejejkatw
oczytoporemzaświecił,orazwszelkiludnieznany,awanturniczy,
o ciemnej przeszłości swojej opowiadać nie lubiący. Z nich to
powstał osobliwy, namiętnie Polskę i wolność miłujący odłam
naszego narodu — Kurpie. Ciekawe i dziwne nieraz noszą oni
nazwiska: Cieloszka, Cherubin, Duda, Cwalnia, Grala, Kozioł,
Kokoszka, Pupek, Ptak, Serafin, Piast, Wilk, Lis, Mamajka,
Samuel, Naliwajko, Pac, Kisiel, Czartoryski, Zamoyski,
Sobieski. Przecież same nazwiska te — to historja tych
oddawiendawna
osiadłych
tu
wieśniaków,
bandytów,
cudzoziemców: Tatarów, Holendrów i Niemców, no — i
arystokratównaszych,wszystkichwczambułskurpiałychwkońcu
i w jeden szczep osobliwy stopionych. Odrębny to ludek i do
resztyPolakówniepodobny.Boktóżtowidział,żeby,ogłosiwszy
w r. 1858 „wyrzeczysko“, co oznaczało zaniechanie picia
174
„obrazy boskiej“, czyli siwuchy, nie używać jej ponoć aż do
r. 1890! Bitny to był ludek i na własną rękę grzmocił
nieprzyjacielazewnętrznegoiwewnętrznego,śmielesobieznim
poczynając.Niemcówsumiennietłukł,Szwedówzruszniccelnie
„grzał“. Moskali serdecznie prał, Austrjaków na cztery wiatry
rozpędzał, do powstańców ciągnął ochoczo, co wyśpiewała
MarjaKonopnickawznanymwierszu:
AwZielonej,Myszynieckiejhukająpuszczyki,
ToPadlewskiZygmuntdzielnyzwołujeKurpiki.
W r. 1920 Kurpiowie spróbowali dawnej tężyzny swej na
karkach czerwonych najeźdźców, a o tem rozpowiada pomnik
podLemanem.
FamaopuszczybiegłaoddawnapozagranicePolski,bostąd
szły na wsze strony świata najlepsze — złote, jak słońce, lub
szkarłatne, jak krwawniki bursztyny. Wszystko to pozwala nam
nazwać sławną tak bardzo teraz biedną, dźwigającą się z
pobojowisk, puszczę Zieloną. Jednakże dla nas sława jej
przedewszystkiem w jej ludzie — odważnym, wytrwałym,
pobożnym i ojczyźnie do ostatniego tchu oddanym, w prawych
Kurpiach-Puszczakach.
D ZI E J E I ŻY C I E K UR P I Ó W
Nie każda dzielnica może pochwalić się tak zaszczytną i
burzliwąhistorją,jakziemiakurpiowska.WytrzymaliKurpiowie
bowiemniezwyklesilnynapórPrusprotestanckich,nieulegliim
jednak, jak to przydarzyło się niegdyś ich pobratymcom —
MazuromzPojezierza,inieoderwalisięodMacierzy.Wr.1708
175
rozgorzała wojna dynastji saskiej z Stanisławem Leszczyńskim,
któregonatronpolskiprowadziłkrólszwedzki,KarolXII.Gdy
królskierowałsiędoGrodnaprzezpuszczę,Kurpiowiewysłali
do niego poselstwo, żądając, aby ominął ich bory, lecz Karol
wyśmiał tych „chłopów bez butów“ i zarządził dalszy pochód.
WtedytoKurpiowie,uzbrojeniprzezwojewodzinęChełmską—
Działyńską, pod wodzą swoich starostów bartnych z Borowym
naczele,zastąpiliSzwedomdrogękołoKopańskiegomostuiw
„Świedzkim Borku“ pod Myszyńcem wystrzelali 8000
„czerwonych djabłów“, jak nazywali szwedzkich drabantów, a
samegokrólawhaniebnejucieczcezapędziliażdoSzczuczyna.I
jeszcze raz pobili Kurpiowie Szwedów, a było to na cmentarzu
ostrołęckim.Wkrótcepotem,podtrzymującLeszczyńskiego,tłukli
oni saskich i moskiewskich piechurów i dragonów. W tych
właśnie
bitwach
zginął
chwalebnie
narodowy
bohater
kurpiowski — Stach Konwa, któremu to w uroczysku „Rycerski
Kierz“,wlesiejednaczewskimpodŁomżą,wystawionopomnik
z figurą Chrystusa Frasobliwego. W r. 1794 kurpiowski pułk
strzelców za bitwy z Prusakami nad Narwią zasłużył na
pochwałę„Naczelnikawsukmanie“.Wr.1809podczasnapadu
Austrjaków na Księstwo Warszawskie odznaczyły się nad
Bugiem konne oddziały Kurpiów, dowodzonych przez pułk.
ZawadzkiegoiSzremera,apiesze—podZielińskim.Wr.1831
Kurpieochoczoszlidowojskaibraliudziałwbitwiepodswoją
Ostrołęką; podczas powstania styczniowego uformowali
oddziały strzelców i kosynierów i bili się z przeważającemi
siłamiMoskali.Posmutnymroku1863wpuszczy,jakdługajest
i szeroka, powyrastały niewysokie, wrzosami okryte mogiły
powstańców. Przy końcu wojny światowej Kurpie jęli się
społem rozbrajania Niemców i wypchnęli rozpanoszone ich
176
bandy za kordon, pamiętając o znęcaniu się Prusaków nad
ludnością, o wyzysku, rekwizycjach i rabunkowem trzebieniu
puszczy. Podczas wojny z bolszewikami, Kurpie jako ochotnicy
stanęli znowu w szeregach obrońców ojczyzny i nieraz potykali
się z przerywającemi się ku Prusom trzebionemi szwadronami
czerwonej kawalerji Gaj-chana, zanim te ostatecznie dały nura
doPrusWschodnich.
Zająwszyww.XIII-ymswojepuszcze,stalisięKurpieludźmi
książęcymi, a potem — królewskimi i nie zaznali ciężkiej ręki
niezawsze „ludzkiej“ szlachty. Z tego to powodu znaleźli się
Kurpiewlepszychznaczniewarunkachspołeczno-gospodarczych
niżresztaludnościstaregoMazowsza,cowytworzyłoodrębność
ichtypuicharakteru,osobnągwaręiobyczaje.Dowiekubodaj
XVII-go Kurpie, zamieszkujący puszczę Zieloną, żyją z tego, co
im ich puszcza rodzona dać mogła: są łowcami i rybakami, z
barcidobywająmiód,azziemibułybursztynu,naflisztratwami
się wybierają. Znacznie później dopiero zaczęły się wyłaniać z
puszczy obszerniejsze szmaty ziemi ornej, a, gdy Moskale
zburzyli przemysł bartny, a potem na dobitkę odebrali ludności
brońpalną,—nucącsmutnąpiosenkę:
Hej,bracia,łzałzęgoni—hejsercezżalupęka:
JużKurpikniemabroni—laspodzwierzemstęka!
zaczynają dopiero w w. XIX-ym ciąć lemieszem próchnicę i
piachypuszczańskie.BartnictwoznikłobezśladuiKurpikisłabo
już pamiętają o dawnej rzeczypospolitej bartnej i jej prawie, o
swoich starostach miodowych, o gmerkach, któremi znaczyli
swoje bory, ćwierćbory, barcie, mierzone kadzie i „rączki“
miodowe, „kamienie“ wosku lanego, wszelaki sprzęt i obierz
177
stanową. Nikt na ziemi kurpiowskiej nie potrafi już „wydziać“
barci „na surowym korzeniu“, ale — wybrać dobry ul
współczesnyirójwnimosadzić,tojeszczemoże,boćwekrwi
siedzi umiłowanie pszczelarstwa, więc ludziska zakładają
pasieki,przyśpiewującsobieprzytemradośnie:
Oj,wypszczółkistare,oj,miodkukochany,
Odwasmamywiarę,przezwasPiastobrany.
Wraz ze sztuką bartniczą zapominają Kurpiki dawne swe
obyczaje, wierzenia i przesądy. Zapominają tak, jak wyrzucili z
pamięci w w. XVII-ym puszczański nawyk „krwawiny“ —
zemsty krwawej. Już nie wierzą, że czarownice mogą „zadać
urok“, a trzy węgielki, rzucone do misy z wodą, „odczynią“ złe
czary. Idą już do lekarza, zamiast biegunkę przerywać piwem,
ograskęczylifebrę—białemikamykami,któreposplunięciuna
nie,rzucasiępozasiebie;nielecząterazKurpiezapaleniaoczu
—
zapuszczaniem
pod
powieki
ogładzonego
„cacka“
bursztynowego,co„wyciąga“ogień.Starezwyczaje,związanez
kościołem
i
nabożeństwem,
obrzędy
weselne,
gdzie
„dziewosłęb“ ze swoją różdżką weselną ożywiał prastare
tradycje kapłanów pogańskich, rytuał pogrzebowy i czynności
przy urodzinach dziecka — wszystko to odchodzi obecnie w
mgłę przeszłości, zgłuszone rykiem samochodów i głośnikiem
radjowym.
MożejedynierybacyznadjezioraSerafinukrywającośniecoś
zprzeszłościiniechcąporzucićaniłojumiętusowego,ani„oka
szczuczego“ talizmanów „krzepkich matyjaśnie“ (dziwnie
mocnych). Rybaków zaś tych nad Narwią, Pissą i Rożogą, nad
Serafinem i drobniejszemi jeziorami osiedliło się sporo.
178
Węgorze,sumy,szczupaki,leszcze,miętusy,„złote“karasie,liny
—mimoliczneklęski,spadającenapuszczęniewyginęłyjednak
i, choć Kurpiowie nie mają już przywilejów królewskich na
władanie strądem rzecznym, ryby jak dawniej chwytają kłonią,
naniewódiwięcierze.
Nie porzucili również Kurpiki ulubionego, historycznego
bursztyniarstwa. Ot, zrzadka, jakgdyby dla zabawy, w chwilach
wolnych od orki i lasowania, biją próby w ziemi i stylami
wygrzebują z torfu złote i czerwone bursztyny — dziewczynom
na podarek lub żydkom — za tabakę. Minęły jednak
bezpowrotnieteczasy,gdycałe„osmany“—partjekurpiowskie
drążyły ziemię, a gdy pod stylem „beknął“ bursztynowy kamień
gruntowy, zakładały „wądół“ — kopalnię, odprowadzały
korytami„ciekięć“rdzawąiwydobywałyświecące„okrągło“—
blankiery i fernece, białawe knochy, płomyki, śluzy i szumy —
jednejasneiżółte,inneznówczerwonezpasemkami„chmurek“
w rdzeniu. W miastach i mieścinach kurpiowskich pracowały
licznebursztyniarnie,skądwychodziłypięknesznurypaciorków,
różańce, cygarniczki, zapinki, guzy, klamry a teraz w paru tylko
miasteczkach — ledwie zipią małe warsztaciki, pracujące
przygodnie, obtaczają kawałki „złota północy“, znalezione przy
kopaniustudni,przykarczowaniupnilubnazdziarze,gdziewoda
wyrzuca nieraz przezroczyste „cacko“ hożym, zalotnym
dziewczętom na radość. Gdzież te czasy bujne, gdy całe
„familje“ walczyły o bogatą „chlappę“ — o gniazdo
najprzedniejszychbursztynów?!Przepadłyionebezpowrotniew
głuchejbezedniminionychwieków.
Wichotchłanipogrążyłysięrównieżsławneczasyłowieckie,
gdy w puszczy Zielonej przebijały sobie grządy tury, żubry i
łosie, gdy pod staremi wywrotami kosmacze do snu się
179
zimowego układały, a po bielach wyły „robaki“, wilczyska,
świecące ślepiami, niby ogniki błędne nad topielą bagienną.
Minęły wraz z wielkim myśliwcem — królem Stefanem, no, a
potem to już Kurpik ze swej długiej flinty na własną rękę
wystrzelałjelenie,dzikiisarny;wystrzelałbyzapewnewszystko,
conosinęcącąnazwęzwierzyny,gdybyniewładze...Przycisnęły
onełowcaodwiecznegoinakłusownikagoprzerobiły,costrzela
rzadko,
zniszczenie zaś szerzy sidłami i pułapkami. Do tych ludzi
wolnych,pełnychfantazji,odwagi,pomysłuigestunajszerszego,
przyłączylisięflisacy,cotoNarwią,BugiemibystrzemWisłydo
morza spływają, ludziom całego świata na pożytek i radość
oddając złociste pnie sosnowe, miód złocisty, złoty wosk i
bursztyn łyskliwy, niby szczere złoto! To też najweselsi są ci
orylekurpiowscy;żartysięichtrzymają,figleizabawyasłychać
ich zdaleka, bo na długiej kolei tratew ktoś z czeladzi zadmie
nieraz na ligawce, jakgdyby to bydło pasł po łąkach i
latowiskach. Ale są to wolne zawody dla ludzi wolnych, dla
których szmaty puszczy żałosne, Pissa, Orzyc, Omulew — to
świat — mały, przerażająco ciasny i szary, ni to wydmuchy i
wiorzyska, gdzie nie znajdzie bursztynów promiennych człek,
łaknącywrażeńiwielkiegodokonania.Innesątujeszczezawody
—ciche,zlosempogodzone,domowe.Kurp—rolniktodobryi
pracowity, a że czytny jest i piśmienny, więc zagląda do
dziennikówiksiążek„rozumnych“,uczysię—inarolisypkieji
biednej to i owo stosuje z pożytkiem. „Puszczak“ — Kurp
niewiadomo skąd i dlaczego stał się budowniczym naschwał,
wprowadził do tej sztuki piękno, polot i jeszcze coś, co
zastanawia i ku chatom kurpiowskim pociąga wyobraźnię.
Wszystkie domy stoją tu szczytami do drogi, przedzielone
180
dziedzińcami od zabudowań gospodarczych, zacienione sosną,
brzozą, wierzbą lub wysokiemi jałowcami drzewiastemi.
Szerokie,nierazpodwójneoknaosześciuszybachzdobirzeźbau
góry; okiennice z wyziorkami mają malowidła — kwiaty lub
figury geometryczne; drzwi, zbite z wąskich desek, tworzą
rysunek, u góry zaś mają słońce, wpółukryte za widnokręgiem i
rozsiewające promienie na wszystkie strony. Dachy chat
ostrospadziste, w szczytach zdobione w „śparogi“, czyli rogi w
krzyże wycinane i rzeźbione słupki z kogutami, chorągiewkami,
krzyżykami, lub też uwieńczone kulami. Drzwi kurpiowskie ze
słonecznem godłem i owe „śparogi“ szczególnie zastanawiają
przybysza. Przecież owe słońce promieniste to herb północy,
tęskniącejdodziennejgwiazdyżyciodajnej,amotywtenmająw
swejsztuceSkandynawowie,Islandczycy,Japończycy,Ajnowiei
Gilacy azjatyccy. Mieli go też na swych orlogach wikingowie,
owi wodzowie Waregów, to siemię, zapładniające ludy od
JutlandjiiwyspBrytyjskichdoujściaSenegaluizatokiBizerty.
Ate„śparogi“!NaRuśprzynieślijerównieżWaregowie,atakie
właśnierogiwieńczyłystare„teremy“kijowskieimoskiewskie,
tenibygłowywężyikoni,któremizdobiononadkipieląpienną
wzniesione wysoko dzioby długich łodzi drapieżnych ludzi
morza. Czyż nie zasługuje na uwagę pytanie — jakiemi to
drogamiażpozapuszczepojezierzadotarłytegodłaiemblematy
smętnej i ponurej ziemi północnej i ludu jej, w pragnieniu
nieukojonem szukającego słońca, Swaroga? Pytanie to judzi
wyobraźnię, szczególnie, gdy się spostrzega stary krzyż
przydrożny, z wymyślnym podwójnym krzyżykiem z żelaza na
szczycie.Cośdawnozapomnianegospływaodniego...Wszakżeż
to w metalu utrwalono tu stare runy północne, jakieś
nieodcyfrowane, nieodgadnięte dotąd napisy, może herby,
181
„klejna“,stawianenabarciach.
W tych przyjemnych, podwójnie słonecznych domach
kurpiowskich mieszkają wielcy artyści — plecionkarze.
Technika krzyżowa, taśmowa i żeberkowa — to zabawa dla
pastuszków po smugach i bielach, bo prawdziwy artysta — to
ten, co z cienkich i cieniutkich pręcików sposobem spiralnym,
dwuokrętkowymwypleciebaniasty,doskonaływkształciedzban
uszaty,zktóregoaniwoda,anikroplamlekaniewyciecze.Umie
pleść Kurp, bo wszak i nazwę swoją otrzymał od plecionych
chodaków — skórzni lub łykowych łapci. Garncarze z nich też
przedni, a w motywach rysunków na polewach mis i dzbanów
powtarzają słoneczne mity, zwierzęta, ptaki, drzewa, liście,
kwiaty. Figurki jeleni, koni, kozłów widnieją nawet na
noworocznem pieczywie, na świecach wotywnych, i serze,
wiadomo — lud puszczański, łowczy! Lud odmienny od reszty
Mazurów,nawetwmowie,cosięszczególniezaznaczawstarych
śpiewkach.OttaknaprzykładśpiewająKurpikioswojejbitwiez
królemKarolemXII:
Nakopańskimmościestalidziwnigościeifuzyjemieli.
Otymnieziedzieli,żeKurpieteżmająitęgostrzelają.
NajświętszaMaryo!Śwedynaszabziją,ratujnaswtejbziedzie!
Staw Kurpsiów na przedzie! Kurpsie się nie dają, Świedy
uciekają!
ChoćMyszyniecpłonieodrzuconejdrzazgi,mynaswymzagonie
Zbzijem was na niazgi. Leci król na przedzie, za nim Śwedy
bieżą.
NicKurpsiomniebandzie—bowMaryęwierzą!
I stroje noszą Kurpie swoiste, odmienne, nigdzie więcej
182
niespotykane. Puszczaki używają odzieży obcisłej, lekkiej i
wygodnej. Dawny mieszkaniec tej ziemicy nosił w lecie
„kapalus“ ciemny, niski, okrągły z piórem, na jakie kogo stać
było, w zimie zaś barankową rogatywkę o ciemnem denku. Na
lnianą koszulę, zawiązaną pod szyją czerwonym „faworkiem“,
wciągał Kurpik obcisłe spodnie z białego sukna z czerwonemi
wypustkami i guzikami koło kostek. Nogawki owinięte
rzemykiem wpuszczano do chodaków ze skóry. Na ramiona
wdziewali Kurpie „leibzik“ tj. kamizelę, a na nią fałdowaną
sukmanęciemno-szarą,jakpiachnaszlaku,zdobnąwgranatowe
klapy,kołnierzstojący,kieszeniepobokachipięknypasbarwny.
Niewiastynosiływełniane,pasiaste„kitle“—spódnice,gorseti
kaftanik „a la bolero“, a nawierzch — bure lub szare sukmany.
Mężatki kryły włosy pod chustkami, związanemi na tyle głowy,
dziewczęta zaś szczyciły się płowemi warkoczami z pękami
wstążek. Największą ozdobę do dziś stanowią jednak sznury
bursztynów.Wdniuroczysteiświątecznewdziewajądziewuchy
wysokie „czółka“ — cylinderki bez rondów, tekturowe,
aksamitemczarnymigalonemzłotymoklejone,akitązwstążeki
piór z lewego boku przystrojone... Choć żywią się „rejbakami“
kartoflanemi i „pampuchami“ gryczanemi na oleju, popijają
oskołę i „psiwo“ (piwo) jałowcowe, tryskają jednak zdrowiem
dorodne, wesołe, gościnne Kurpianeczki, a przekorne, bo tak
chłopakomodśpiewują:
Niewsystkieksiatuskisąnaborupsiękne,
Niewsystkietezchłopcysąudworuzierne.
Niewsystkiesadykscą,cosirozzijają,
Niewsyscyślubbzierą,cosięzalecają.
183
JednakżeniąsięKurpieiwdodatkużeniąsięzwyklemłodo.
Zaprosiwszysobierajka—swata,idzieznimchłopakdodomu
upatrzonej dziewczyny na wypyty. Ów rajko pozdrawia
gospodarzy imieniem Chrystusa i mówi: „Przyjechalim do was,
możecomatadosprzedania?“Gdyojcieclubmatkadziewczyny
odpowiedzą: „A możeby się co znalazło“, poważny rajko
rozpoczynaszczegółowąrozmowę,młodyzaśidziedopieca,za
którym siedzi panna. Młody Kurp wyciąga ją spoza pieca,
mówiąc: „Słuchaj Kasiu, może pójdziewa po psiwo do
karczmy?“Jeżelidziewczynapójdziezchłopakiem,znaczyto,że
jegooświadczynyzostałyprzyjęte.Narzeczona,wypiwszytrochę
piwa,wychodzizchaty,zapraszadruchny,apotem,„zasmucona“
odwiedzaswychkrewnych.
Nawieśćozaręczynachwdomurodzicówschodząsięgoście,
którzy składają dary, zanim rozpoczną się tańce i lekka uczta z
piwem.Narzeczonaprzezcałyczasunikaspotkaniasięirozmów
z chłopakami i narzeczonym, razporaz uciekając za piec, gdzie
dostępu do niej bronią druchny. W najbliższą niedzielę młody z
drużynąpędzinakilkuwozachdooblubienicy,leczzastajedrzwi
zamknięte.
Nawiązuje
się
tradycyjna
rozmowa:
—
Przyjechaliśmydowas,puśćtanas,bodrzwiwybijem!—Drzwi
bo mocne, to nie wybijeta ich, ale gadajta cego chceta? —
Chcemymłodej!—Acozaniądacie?—Kupiemywampsijć!...
Toobietnicapoczęstunku.
Matka dziewczyny otwiera wreszcie drzwi i częstuje gości
kawąichlebem;młodzieżtańczyszoca,wolnegoiwalca;starsze
kobiety robią ślubne wieńce, stroją wstążkami nowe, ostatnie
„czółko“,narzeczonazaśzdruchnamiobchodziwieś,spraszając
sąsiadównawesele.Wprzeddzieńślubuodbywasięuroczystość
oczepin, przy których panna młoda, płacząc i lamentując, siedzi
184
napieńku,napustymulu,dzieżylubzydlu.Wdrodzedokościoła
cały orszak wstępuje do karczmy, a na odgłos sygnaturki, panna
młoda z krzykiem: „O dla Boga świętego, a co ja też niebacna
ucyniłam!“ broni się przed drużbami, którzy mają ją prowadzić
do ołtarza. Powstaje krzyk, hałas, zamieszanie. Młody płacze,
matkizawodzą,ojcowiestojązmieszaniismutni,alewszystkoto
jestuświęconąprzeztradycjękomedją,raczejetykietą.Poślubie
modlą się przy ołtarzu Matki Boskiej, padają krzyżem przed
starszymi,proszącichobłogosławieństwoipokrótkiejhulance
w karczmie, jadą do domu młodej na obiad weselny, z
barszczem,
kapustą,
wieprzowiną,
kaszą
jaglaną
ze
„skrzeczkami“, razowym chlebem, pokrajanym w „glonki“. Po
obiedzie odbywają się tańce do późnej nocy. Etykieta wesela
kurpiowskiego zależy od miejscowości, a różni autorzy
szczegółowo ją opisywali. Kolberg, Gloger i Wójcicki — z
nowszych zaś Chętnik — podają niezliczone szczegóły
obrządków ślubnych na Kurpiach: uwieczniono je nawet w
malowniczem i barwnem widowisku scenicznem, lecz... tylko
cośniecośzdawnychtradycyjpozostało,reszta,niestety,utonęła
już w szarej jednostajności, zalewającej świat cały, jak toną
starepionysosnowewRożodzeiPissie,lubznikająwwysokich
wydmach piasków płowych. Coraz bardziej i coraz prędzej
zmienia się wygląd wsi tego ludu książęcego i królewskiego.
WojnaświatowaijejskutkizmusiłyKurpiówdotułaczki,ażsię
tuwszystkopomieszałoijużjednostajnejnabrałobarwy.
185
ROZDZIAŁDRUGI
N A S T R A Ż Y M A Z O W S Z A
N
ad brzegiem Narwi, tonąc w ciemnej zieleni, panuje Łomża.
Zdaleka widać jej wieże i wysokie dachy kościelne. Stary to
gród,bardzostary,bowświątynifarnejznalezionotablicęzdatą
jej ufundowania — rok 1000-ny! Podobno następca św.
Wojciecha, mnich benedyktyński — Brunon założył tu nad
Narwią kościół św. Wawrzyńca za panowania Bolesława
Chrobrego; w dwieście zaś lat potem książęta mazowieccy
zbudowalinatemsamemmiejscugrodziskoizamek,aKazimierz
Wielkiwzniósłdrugi—podStarąŁomżą.Bogatetobyłomiasto
i z różnych korzystało przywilejów, jako to wolność od ceł
wodnych, wyrąb drzewa w puszczach Łomżyńskiej i
Giełczyńskiej, w lesie Wąsowskim i w borze Czerwonym.
Mieszkała tu w zamku samotna, zadumana wdowa Anna
Jagiellonka, a gościli w Łomży — Zygmunt August, Bona i
August II. Potężna to była twierdza, broniąca Mazowsza
przeciwko Krzyżakom i Litwie. Kasztelan Tulny pod murami
ŁomżyśmierciąbohaterskąprzypłaciłzwycięstwonadZakonem
w r. 1410, a „drogę krzyżacką“ pamiętają ludzie aż do dnia
dzisiejszego. Po wygaśnięciu linji mazowieckiej gród ten
zaczynapodupadać;Tatarzy,kozacyNalewajki,ogieńipowodzie
to przyczyny jego powolnego konania. Miasto utraciło dawne
przywileje i nadania, bo spalił je zdrajca, partyzant Nalewajki
—FranekObłom—mieszczuchwarszawski,którypodawałsię
187
za rotmistrza chorągwi królewskiej — Jakóba Sułkowskiego.
Mieszkała tu też czarownica, Barbarka Królka, która, jak głosi
podanie, urok rzuciła na Zygmunta Augusta i zgładziła dwie
królowe — Elżbietę i Barbarę Radziwiłłównę. Gdy wpadła
wkońcu w ręce burmistrza wizneńskiego i została skazana na
śmierć, sprowadziła na kraj zarazę morową, lecz burmistrz nie
uląkł się i „czarcią babę“ spalił. Opaliński i Czarnecki ścierali
się tu ze Szwedami w r. 1658. Starostowie łomżyńscy
surowościąiwyzyskiemzmusiliKurpiówdopowstańwr.1711
i 1733, co znów odbiło się fatalnie na losach miasta. Gdy w
r.1795przeszłoonowewładaniePrus,—pozostawaływniem
tylkogruzyiruiny,apozakościołaminicniemówiłoominionej
świetności tego najpierwszego z miast starego Mazowsza.
Najstarszy kościół farny o pięknych sklepieniach gotyckich,
marmurowejposadzce,grobowcach,wspaniałymołtarzuikracie
roboty snycerskiej odbudowano po pożarze w r. 1696-ym. Na
wieży kościelnej — dawnej baszcie zamkowej — przechował
się pęknięty dzwon św. Michała, odzywający się, jak twierdzą
staruchy, przed każdą klęską, zagrażającą miastu. W zakrystji
oglądać można pozostawioną tu przez Szwedów w r. 1619
skrzynię — ofiarnicę z rzeźbami gotyckiemi. Kule, tkwiące w
murach fary, świadczą o wichrach dziejowych, szalejących tu
nieraz. Inne kościoły — klasztory benedyktynek i kapucynów z
malowniczym ogrodem i widokiem na ciemnoszafirową wstęgę
Narwi i jej zieloną dolinę posiadają nieliczne zabytki
przeszłości.NaNowymRynkupowstałypięknegmachyurzędów,
hotel, restauracje, sklepy. Stary zaś Rynek — to już państwo
kupcówżydowskich—hałaśliweizgiełkliwe.
Druga jeszcze twierdza, w dawnych czasach broniąca
MazowszaodstronyPrus,zaczaiłasięrównieżnadNarwią.Jest
188
to Nowogród. Przysłonięty niegdyś przez bagnistą puszczę,
dobiegającą do nizinnego brzegu rzeki, bronił on z wysokiego
urwiskaprzeprawprzezNarewizamykałujściePissy.Istniałtu
gród warowny w w. XIII a w XV-ym — Bolesław, książę
warszawski, wyszogrodzki i zakroczymski, nadał mu prawo
magdeburskie, zastrzegając sobie... bezpłatną kąpiel w łaźni
miejskiej...razwtygodniu.KrólowaMarjaLudwikarozkochała
się w Nowogrodzie i wybudowała sobie nad Narwią piękną
siedzibę, którą jednak wojny zmiotły z powierzchni ziemi.
Istniały tu w w. XIX-ym słynne warsztaty bursztyniarskie, gdyż
zwożono tu najlepszy bursztyn surowy, wydobywany we wsiach
Lipniki,DębeiŁyse.Mieszkańcytegobiednegoterazmiasteczka
uprawiają piasczystą, jałową rolę, gdzie rodzi się wyłącznie
gryka, to też nowogrodzian nazywają żartobliwie „gryczanami“.
Z wyniosłości, gdzie stał niegdyś zamek Ziemowita i królowej
Marji Ludwiki roztacza się rozległy i malowniczy widok na
Narew,nadolinęPissyiresztkidawnejpuszczyNowogrodzkiej
— „łownej, bursztynnej i bartnej“. W Nowogrodzie powstało
interesujące niezmiernie muzeum, a w niem odżywają stare
dzieje Kurpiów i szepcą poważnie do nowego pokolenia,
jakgdybyupominającje...
Jeszcze bliżej do serca Mazowsza, w okolicy piasczystej i
lesistej, również na lewym brzegu Narwi, stanęła jedna z
najdawniejszych osad puszczańskich, Ostrołęka, która należała
do włości Jana Mazowieckiego, syna Ziemowita III-go, a po
przyłączeniuMazowszadoKorony,oddanazostałaBoniewrazz
puszczą okoliczną. W pobliżu tego małego, schludnego
miasteczka miały miejsce ważne w dziejach Polski wypadki;
najdonioślejszymzaśinajbardziejtragicznymznich—pamiętna
bitwa, stoczona w maju roku 1831, gdy, podług planu generała
189
Prądzyńskiego, miał tu być osaczony i rozbity cały korpus
gwardjirosyjskiej,dążącypodWarszawę.
Ostatnim strażem puszczy jest Przasnysz, stojący na granicy
bagnistejpuszczynapółnocyiżyznejzaludnionejgęstorówniny
— na południu, gdzie od niepamiętnych czasów kwitł handel
zamienny. Puszczaki zwozili tu miód, wosk, skóry, bursztyn,
drzewoinabywalizaswój„towarleśny“—zboże,sól,tkaniny,
żelazo,proch,ołów,bydłoistatkidomowe.Stałtuww.XIII-ym
młynPrasnyka,którypodejmowałusiebiezbłąkanegowpuszczy
księcia Konrada Mazowieckiego, ten zaś nadał mu klejnot
szlachecki i tuż obok młyna założył zamek dla siebie. Klęski
„powietrza,głodu,ogniaiwojny“nawiedzałyPrzasnyszczęstoi
dotkliwie. Pozostały tu kościoły, odrestaurowane w czasach
nowszych.Fundatorkąświątyńbyłakasztelankazakroczymska—
MałgorzatazKrzyckichKostkowaijejsynPaweł—matkaibrat
św. Stanisława Kostki, który urodził się w podmiejskiej wsi
Rostkowowr.1550.
Wzdłuż granicy pruskiej, w dawnej puszczy rozmieściły się
miasteczka Kolno, Myszyniec i Chorzele. Były to „oczy i uszy“
czujnego zawsze, do napadów stałych przygotowanego
Mazowsza.Oczytespostrzegałynajmniejszyinajtajniejszyruch
w zasiekach i burgach, gdzie stały załogi krzyżackie, uszy
pochwytywały tupot koni heroldów, nawołujących drapieżnych
komturów do broni, najazdu, krwi rozlewu, grabieży i
zniszczenia.NadbłotnistąrzeczułkąŁabnąstoimiasteczkostare,
Kolno,przeniesionetuponoćznadbrzegówPissy,leczkiedysię
to stało, o tem nic nie wiadomo, bo wszystkie pergaminy
grodzkie spłonęły podczas powstania r. 1831. Broniły Kolna
błota, torfowiska i piasczyste wydmy, niszczyli je Szwedzi,
osobliwie zaś zaraza morowa i pożary. Słynęło miasteczko to z
190
handluwieprzami,pędzonemidoPrus,adodziśdnia—cienkiem
płótnem zręcznych prządek kurpiowskich. Połujański zaznaczył,
że „Kolno szczyci się mianem stolicy szlachty Kurpiowskiej,
której dziewice, obok cnót dawniej wielbionych, posiadają
jeszcze wdzięki dawnych prababek polskich, bo któż tam wie
pochodzeniafamilijCwalnia,Ksepka,Giętekiinnych?Możeto
są Arciszewscy, Zborowscy itd.“ Połujański bowiem twierdził,
żeKurpie—to„banicidawnejRzeczypospolitej“.Niewszyscy
zgadzają się z tą hipotezą, a szkoda, jakżeż bowiem jest ona
romantyczna! — Nad Rożogą ulokowała się nowożytna stolica
Kurpiów Myszyniec. Jest to najważniejsze po Ostrołęce miasto
puszczańskie, dawna ostoja o.o. jezuitów misjonarzy, którzy
zbudowali tu kościół drewniany, ozdobiony dobremi freskami.
Obecnie świątynia nie istnieje, pozostała natomiast surowa,
ciężka pojezuicka wieża. Ludność trudni się kilimkarstwem,
wycinankami z kolorowego papieru, tokarstwem, klejeniem
skrzypiec, stolarstwem, rzeźbieniem figur Chrystusa i Świętych
Pańskich.DalejkupołudniowinadOrzycemleżązałożoneprzez
Zygmunta I-go Chorzele, które, mimo przywileje, nadane przez
JanaSobieskiego,AugustaIII-goiStanisławaAugusta,wzwarze
wojen szwedzkich, a potem wyprawy Napoleona na Moskwę,
zmarniały zupełnie. Kościół ufundowała tu królowa Bona,
odbudowano go zaś w roku 1878. Miasteczko było stolicą
„Poborzan“, — gdyż Kurpie mają pierwsze swe zasięgi nieco
stąd dalej ku wschodowi. Tak to na wielkiej połaci ziemi
polskiej, jako straż przednia nad granicą dawnych Prus
Książęcych, niepewnych zawsze, acz Jagiellonom hołdujących,
rozsiadło się osiemdziesięcio-tysiączne plemię Kurpiów, którzy
na własnych barkach dźwigali swoją część różnorakich losów
Rzeczypospolitej, a wiary w nią i nadziei niezłomnej na lepszą
191
przyszłość nie utracili. Pocą się teraz na roli, na wyrębach i na
tratwach, ale śpiewają po swojemu — beztrosko, pokpiwając z
swojejbiedy:
Mamjapasicekcołupięknego,zjancmiennysłomytrendzleu
niego.
Juzniewrócątakiecasy,conosilitakiepasy
WpolskiejKorunie.
ZI E LO N Y S ZA N I E C N A D B UŻA Ń S K I
MiędzyNarwiąaBugiem,napołudnieodŁomży,ciągnąłsię
tu znaczny niegdyś Bór Czerwony. Uwzięli się na niego
najeźdźcy, jakgdyby na wroga najbardziej znienawidzonego!
Szwed palił go i Krzyżacy, Tatar i zaporożcy; wyrąbywali w
pośpiechuwściekłymNiemcypodczasokupacjiidopierowładze
polskie zaopiekowały się Czerwonym Borem i teraz usiłują
doprowadzićgodonormalnegoistnieniairozwoju.Tenskrawek
puszcz Mazowieckich wiąże się na południu z borem
nadleśnictwaOstrów,ajeszczedalejzlasamiWiśniewoiJegiel,
kończącemi się nad Bugiem między Brokiem a Wyszkowem, od
zachodu zielonemi oazami nadleśnictw Lemany i Pułtusk,
opierającsięwreszcienaNarwi.TaczęśćborówMazowieckich
zdawiendawna nosi nazwę Puszczy Białej, okrywającej około
52 000 hektarów. Puszcza należała w większym swym obszarze
do książąt mazowieckich, w mniejszym zaś do ekonomji
biskupówpłockich,itawłaśnieczęśćnosiłanazwę„biskupiej“.
Puszcza Biała — to przedewszystkiem królestwo sosny, o
rozmiarach i kształtach przepięknych i imponujących. Wyrastają
one na lekkofalistej, słabo wzniesionej, a często bagnistej
192
równinie, na której zalegają piaski, rzadziej gliny lodowcowe i
głazy, przyniesione z północnej macierzy lodu. W dolinach
rzecznych tam i sam pojawiają się wydmy piasków lotnych. W
wielu miejscach potworzyły się bagniska torfowe z gnijących
turzyc, z rokiet a najczęściej — olch. W lasach mieszanych,
rosnących na zboczach wydm piasczystych, zbiegających ku
bagnom,dębyigrabyzaczynająwypieraćsosnę,dochodząctudo
wysokości23metrów.
W lasach tych i borach, przez które szedł szlak najazdów
Jadźwingów na serce Mazowsza, z biegiem czasu pobudowano
wielką ilość kaszteli i wsi szlacheckich, dla obrony przed
napastnikami.Osiedlatemusiałymiećpołączeniezesobą,abyw
potrzebienagiejpomocnadążyćmogłarychło.Toteżpowstaław
puszczy cała sieć przerębów, które, coraz bardziej się szerząc i
mnożąc, potworzyły rozległe polany, gdzie osiadać zaczął lud
rolnyidalejtrzebiłpuszczę,rządzonąprzezbiskupówpłockich,
w Broku mających swego rezydenta w pięknym zamku,
zburzonym w w. XVII-ym przez Szwedów. Z czasów tych
pozostałkościółzcegły,nietynkowany,wstylupolskiegogotyku,
o szczytach zębatych, ozdobionych niszami. W kościele tym
przechowałysiędobreobrazyirenesansowaambona.OdBroku
szosa przecina bory Jegieli dobiega do miasteczka Ostrów, na
skraju puszczy leżącego. Zbudował je, jako osadę łowczą,
BolesławIV,książęMazowieckiwr.1410ituniejednaodbyła
sięrozprawazJadźwingami.Terazjesttospore,przemysłowei
handlowe miasteczko, leżące na linji kolejowej, przecinającej
puszczemazowieckie.Bory,otaczająceniegdyśmiasto,należały
do książąt mazowieckich i posiadały zaledwie kilka osad.
Puszcza zaś „biskupia“ ciągnęła się prawym brzegiem Bugu,
gdziepowstaływsie:BrańszczykiBrok,orazgródksiążęcyNur.
193
Napoczątkuw.XVII-gopodOstrowemstałpałackrólewski.W
mieściepozostałykościoły,istniejącezkońcaXVIIIstulecia.—
Założono tu w nowszych czasach plantacje morw i hodowlę
jedwabników.
Jednak za najstarsze osiedle tej puszczy należy uznać
Drohiczyn, który, jako stolicę swoją, założyli w r. 1061 dawni
posiadacze tych ziem — Jadźwingowie. Zmuszeni byli jednak
oddać ten gród w w. XII-ym książętom mazowieckim, ci zaś w
r. 1237 osiedlili w nim jak też i na puszczańskich zastawach
pomiędzyBugiemaNurem—bracidobrzyńskich—zakonnych
rycerzy,broniącychMazowszaodstronyruskiejrubieży.Wtrzy
lata potem zakon ten wraz ze wszystkiemi grodami i wsiami
zniknął, stratowany kopytami koni najeźdźców mongolskich. Do
r.1657rozwijałsięDrohiczyncorazbardziej,alewtedywłaśnie
Rakoczy ze Szwedami spalił go i zmiótł z powierzchni ziemi
dawny zamek. Obecnie pozostały żałosne szczątki grodziska i
duże pieczary. Wojewoda Aleksander Ossoliński usiłował
podnieść miasto, w którem chociaż założone zostały kolegjum
jezuickie, dwie wyższe uczelnie bractwa Jezusowego i
o.o. pijarów, lecz mimo wszystko do dawnej świetności dojść
jużniemogło.Kościółśw.Trójcypowstałwpierwotnychswych
zarysach w r. 1350. Mieszczanie Drohiczyna trudnią się
tradycyjnie rolnictwem i rybołówstwem. W wojnie polsko-
bolszewickiej miasto to odegrało znaczną rolę, toczyły się tu
bowiem w sierpniu 1920 r. zacięte walki pomiędzy pierwszą
dywizją legjonową a oddziałami II, XVII i XXVII czerwonych
dywizyj bolszewickich; zakończyły się one zagarnięciem przez
nasze wojsko sztabów, jeńców i taborów oraz cofnięciem się
nieprzyjaciela w popłochu. Teraz małe to i biedne miasteczko
zapewnenicniewieoswejburzliwejprzeszłości.
194
NadBugiem,napołudniowo-zachodnimkrańcuPuszczyBiałej
leży Wyszków. Należał on od w. XIII-go do katedry płockiej, a
biskupimielituswójpałac.ZygmuntIzbudowałmostprzezBug.
Mieszkał tu i zmarł Karol Ferdynand Waza, biskup płocki, syn
Zygmunta III, o czem świadczy obelisk z krzyżem i herbem
Wazów — snopem. Wyszków został niemal zupełnie zniszczony
przez Szwedów, a zaraza morowa zdziesiątkowała ludność
miasta i okolic. Biskupi Ścibor i Szembek ufundowali tu
świątynie. Ten ostatni dostojnik kościoła wystawił kościół
parafjalny w r. 1793, gdzie w wielkim ołtarzu stoi piękna z w.
XV.rzeźbawdrzewie,przedstawiającaśw.Idziego,drugastatua
św. Anny znajduje się w bocznym ołtarzu. Szosa z Wyszkowa
przez grunta orne dobiega znów do borów, przecina je i, po
przekroczeniu Narwi, doprowadza do znacznego, malowniczo
położonego Pułtuska. Ładne gmachy, dobrze utrzymana jezdnia i
chodniki asfaltowe. Istnieje tu ożywiony handel i przemysł
drobny. Była to tarcza Płocka od wschodu, dla obrony przed
Prusakami i Jadźwingami. Tu też płonęła pochodnia wiedzy i
wiary katolickiej. Miasto leży poniżej ujścia rzeki Pałty, w
dolinieNarwi,przeciętejdwiemajejgałęziami.Okolicelesistei
malownicze. Miasto stało się w r. 1875 pastwą ognia, lecz
szybko się odbudowało i ozdobiło bulwarem kasztanowym.
Pułtusk był najdalej na wschód wysuniętą strażnicą w obliczu
puszcz nadnarwiańskich i nadbużańskich. Za pogańskich jeszcze
czasów istniała tu osada, gdzie stała świątynia, było miejsce
sądneicmentarzyskozgrobamipopielnicowemi.Wprzywilejuz
r.1203KonradMazowieckiwspomina„castrumPoltowskocum
castellatore suo“, uznając tę osadę za punkt strategiczny i
obronny, za siedzibę sądu, składnicę danin, dziesięcin
królewskichirynekokrężny.StądteżrycerzGunter—„princeps
195
territoriipultovensis“,czyniłwyprawyprzeciwPrusakom,tyłami
opierającsięoPułtusk.Kiejstutzburzyłzamekispaliłmiasto.Z
końcem w. XIV Pułtusk wchodzi w okres stopniowego i
spokojnegorozwoju,ażzdobywasobiesławęwskutekpowstania
tu kolegjum jezuickiego, jako oddziału akademji krakowskiej.
Szlachta ze wschodu i zachodu posyła tu swoich synów,
pragnącychwykształcenia.RozpocząłtuswojądziałalnośćPiotr
Skarga; profesorem był Jakób Wujek i jego uczeń, poeta
Stanisław Grochowski; w kolegjum pułtuskiem nauki pobierali
znakomity poeta łaciński, Maciej Sarbiewski, Andrzej Batory,
biskupwarmiński,iJerzyOssoliński,późniejszywielkikanclerz
koronny, jeden z najbardziej oświeconych mężów swej epoki,
erudycją swoją zdumiewający uczonych kardynałów w
Watykanieidwórangielski.NajstarszymzabytkiemPułtuskajest
zmienionyjużiprzebudowanykościółNajświętszejMaryiPanny
z w. XIII. Kolegjata jezuicka, pełna zniszczonych portretów
biskupów, została odrestaurowana. Skarbiec jej posiada krzyż i
kielich z w. XV-go; bardzo cenny jest również obraz Zdjęcia
Zbawiciela z krzyża, umieszczony w wielkim ołtarzu. Inne
świątynie — św. Magdaleny, św. Krzyża, pobenedyktyński z
obrazem Matki Boskiej Niepokalanego Poczęcia z r. 1524.
Imponującostrzelaponadmiastostaragotyckawieżaratuszowa.
Ludność tutejsza, choć na słabych orze ziemiach, urodzaje
miewa dobre. Poddostatkiem tu łapią ryb i podbierają miodu,
trzymają sporo bydła, łąk bowiem nie braknie. Ulubionem
zajęciem jest „lasowanie“, a więc ścinanie drzewa, klecenie i
wiązanietratew,no...ikłusownictwo.Dawne,fałdzistesukmany,
katanki szare, wytkane w domu koszule płócienne, buty z
cholewamiiokrągłekapeluszefilcoweustąpiłymiejscatandecie
fabrycznej.Mazurzybiałopuszczańscysądobrymiioszczędnymi
196
gospodarzami.Znająsięteżnadyplomacji,bo„kulę“—ówkij
zakrzywiony, jako godło władzy sołtysa, oddają takiemu
sąsiadowi, na którego najłatwiej mogą wpływ swój wywierać.
Zabobony i stare obyczaje znikły tu niemal zupełnie, co się
objaśnia tem, że wielu mężczyzn i dziewczyn pracowało już po
miastach, gdzie łyknęło cywilizacji i nauczyło się drwić ze
wszystkiego, co jest „pradziadowskie“, starożytne i dawne, co
„myszką trąci“. Zmieniło się to wszystko wraz z puszczą, która
zrzedła i zmalała... Poszarpana na strzępy, po krawędziach
okrajana dziwacznie, pełna piasków, wybijających się spod
wykarczowanych pni, szerokich bieli, gdzie powstały osady lub
gdzie na wiosnę zielenią się łąki i łany, — nie może już być
karmicielką, obrońcą i źródłem rozkoszy łowieckiej dla Mazura
puszczańskiego,traciwięconzwiązekznią,przestajerozumieć
jejmowęizapominaowszystkiem,cowpuszczypowstałoido
potęgidoszło.Nikłytojużskrawekwielkichkniej,coongiścałe
Mazowszezalegały,iniekażdyzMazurówpojmuje,żebroniąte
bory dostępu do Bugu i dróg do Warszawy, wiernie służąc
ojczyźnie do chwili aż z hukiem runie ostatni pion sosnowy i
ostatni dąb rozstrzępi się na szczap, gdy w jego głowicę
niszczącypiorunuderzy.
Odpojezierzapruskiego,odjezioraugustowskichdoNiemna,
Narwi i Bugu stoi na odwiecznej straży ziemi polskiej puszcza
—jedyna,aczkolwieknaostrowy,szmaty,smugiiskrawkiprzez
ludzi i dzieje podzielona, porwana, pocięta. Z prawego brzegu
Buguprzerzucasięnadrugąjegostronęitu—staje—najeżona,
groźnie zadumana. Jeden jej pas przeciągnął się od Białej
PodlaskiejkuMazowieckiemuMińskowi,skupiającsięwlasach
Jata,gdzienabajorzyskachitorfachjodły,łapysweirosochyku
ziemi pochyliły, pieszcząc ją i tuląc. Druga smuga, znaczna
197
zielonym,przerywanymszlakiem,ponadWisłęodRadomiaażdo
samej Warszawy, opowiada o świetności królewskiej puszczy
Kozienickiej i przerzucając echa swe rozgłośne aż po Bzurę i
Utratę, bo tam, na krawędzi wysokiego spychu wiślanego,
siostrzyca jej — puszcza Kampinowska słucha, wpierając
korzenie swoje w wydmy piasczyste, w porosty białe, w mchy
zielone,wruno,zdobnewkiściejagódkrwawychiwaksamity
darninyłąkowej.
Puszcza — matka! Karmicielka, dobrodziejka i ostatnia
ucieczka w biedzie, kiedy już skądinąd ratunku nie było! Tu się
kryli Mazurzy z żonami i dziećmi, gdy krwawy najazd szalał w
kraju, tu uwozili i uprowadzali dobytek i chudobę swoją,
zasiekami się zasłaniali i ogniem, gdyż „czerwonego kura“
puszczali, a on — szalony i wściekły — miotał się, zżerając
smolne iglice i gałęzie żywiczne sosen i świerków, wrogowi
drogę zamykał i palił bez miłosierdzia. Puszcza ta przecież
ocaliłaMazowszewdobienawałymongolskiej.Ledwieumknęły
za Dniepr lotne watahy jeźdźców skośnookich, wynurzał się z
puszczy lud mazurski, dawne siedziby podnosił ze zgliszcz i
rumowisk i ziemię „ruszał“ lemieszem. Głód, zaraza morowa,
ucisknieprawy—wszystkoprzetrwałMazurwswychpuszczach
rodzimych. Umiał on zdobyć w niej pożywienie obfite, boć
różnego zwierza tropił i „skradał“ na grzędach żubrowych,
turzychijelenich,ptakiwsidłachwytał,arybywsieci,zbierał
jagody leśne, orzechy i bedłki — grzyby jadalne; zarazy się nie
bał, bo niesporo jej było srożyć się w kniei, gdzie upojne
zapachy żywiczne zdrowie niosły i życie; z wroga lub
prześladowcy drwił sobie Mazur puszczański, któż bowiem
wyśledzić go i w ręce dostać potrafił w matecznikach,
uroczyskach i ostępach nieznanych, wśród moczarów sitowych,
198
na kępach, po trzęsawiskach zdradliwych? Teraz również
puszcza żywi i wspiera ludność osad leśnych. Ileż to tysięcy
wieśniaków z puszcz żyje? One przecież karmią drwali,
smolarzy, kołodziejów, bednarzy, flisaków, węglarzy, leśników,
gajowych,plecionkarzyiinnychjeszczebezliku.Wmrokukniei
biją z piersi ziemi źródła rzek naszych — wartkich potężnych,
pełnowodnych. — Państwo, co puszcze swoje opieką mądrą
osłoniło,mawnichskarbiecbogactwwielkichiobronęwdobie
wojnyinapaści.Ichścianyzieloneprzegradzająwszystkiedrogi
wolne ku sercu Polski — Warszawie, zwężają szlaki ataku i
dopomagają w zwycięstwie. Gdy wicher przemknie nad ziemią
naszą, a rozkiwają się, rozmiotają zielone głowice borów,
grondów i rozległych zasięgów puszczańskich, — w rozgwarze
konarów, w trwożnym poszumie listowia, w cichych pluskach
jeziorodzywasięsagatajemnaiprzemożna,conieoprzeszłości
jedyniegaworzy,alerzucaodważneimocnehasłanaprzyszłość
promienną,widzialnązpodniebnejwyżyny,awciszyiskupieniu
knieiwyczuwanątakostroitakradośnie.
W czasach wszystkich trzech wojen naszych z Rosją w
r. 1831, 1863 i wreszcie w r. 1920-ym napastnicy i zaborcy
dotkliwie odczuwali obronną moc „zielonego pancerza“ ziemi
polskiej.Jakżeżczęstomałenawetoddziałypowstańczeiwojsk
regularnychstawiałyskutecznyopórnieprzyjacielowi,opierając
się o opiekuńcze ramiona puszczy. W historji wojny r. 1920-go
kilka dobrze przez Tuchaczewskiego, Budennoja i Gaj-chana
pomyślanych manewrów strategicznych rozbiło się o wierną
pierś rodzimej puszczy. Każde drzewo w kniei, każde
bajorzysko, gąszcz podszytu i zdradliwe halizny bagienne, gdzie
na okrytej rzęsą powierzchni jeziorek puszczańskich kwitną
grążeleiśmigapoichliściachkuliksamotnik,—całapuszczaod
199
skraju i do skraju broniła ziemi naszej i jej krwią zdobytej
wolności.
Tekstjest
(publicdomain).Szczegółylicencjinastronie
autora:
.
200
O D AUTO R A
Ten tom „Cudów Polski“ ogarnia części różnych ziem,
wchodzących w skład naszej Ojczyzny, a to dlatego, że ma za
zadanie dać opis największego kompleksu puszcz, które
przetrwały do naszych czasów, jako resztki wielkich puszcz
Mazowieckich,
wchłaniając
w
siebie
różne
dzielnice
historyczne.Autor,studjujączagadnieniapuszczizwiedzającje,
widziałprzedsobąpotężnywałzielony,broniącynaszej,niczem
nieosłoniętejodwschoduipółnocy,Ojczyzny.
Opisane w tym tomie puszcze Białowieska, Świsłocka,
Augustowska, Knyszyńska, Zielona i Biała w r. 1920-ym — jak
ongiśzaczasówLeszkaCzarnegoiJagiellonów—taprawdziwa
zielona granica obronna odegrała znowu wielką rolę. Pozatem
bogactwa,zgromadzonewnich,malowniczośćipotężnywpływ
puszcz na wyobraźnie zwiedzających je i na poznanie piękna
krajobrazu ojczystego z jego borami, jeziorami, wartami rzek i
zielenią
łąk
pobudza
również
do
zamknięcia
tych
najrozleglejszychpuszcznaszychwosobnymtomie.
Autor zwiedzał puszcze niejednokrotnie i wyczuł je, jako
pisarz, podróżnik i myśliwy, ale poza autopsją wykorzystał
również niezmiernie poważny materjał naukowy, do różnych
odnoszących
się
dziedzin.
Fachowcom,
władzom
administracyjnymileśnymiwszystkimsprzyjającymjegopracy,
autorwyrażaszczerąwdzięczność.
Jeżelimłodzieżnasza,turyściisportowcyznajdąwtymtomie
bodziecdogłębszegopoznaniaiumiłowaniapuszczpolskich,do
201
zrozumienia znaczenia ich dla państwa i szlachetnej dumy, iż
wszędzietuprzetrwałapolskość,uosobionawcichychdworkach
ichatkachludzipracowitych,aniezłomnychjakstarerozłożyste
dęby puszczańskie — autor będzie się czuł całkowicie
wynagrodzonymzaswojąpracę,zmiłościąizapałemwykonaną.
F. A. O s s e n d o w s k i
Ź R Ó D Ł A I L U S T R A C Y J
BAHAN Piotr w Sopoćkiniach: 39, 64,
66g,85gd,89gd,104.
BUŁHAK Jan w Wilnie: 10, 34g, 65d,
92,108,109,216,217gd,235.
CENTRALNE
BIURO
INWENTARYZACYJNE
ZABYTKÓWSZTUKIM.W.R.i
O.P.wWarszawie:82,83,123gśd,
136,139,140,143,149gd,190,222,
226,227,231lśp,234.
GABINET
RYCIN
BIBLJOTEKI
UNIWERSYTECKIEJ
w
Warszawie:124/125.
ILUSTROWANY
KURJER
CODZIENNY w Krakowie: 32d,
164,221d.
JARMOŁOWICZ Jan w Wołkowysku:
131d,189g,195.
KARPIŃSKI J. J. Dr. w Białowieży: 8,
POL.
TOW.
TURYST.
KRAJOZNAWCZE — Zarząd
GłównywWarszawie:40/41,76gd,
90d, 123, 146d, 203g, 204gd, 205,
208,209,210,211gd,212/213,215ś,
218,219,220,221g,225,228.
POL.
TOW.
TURYST.
KRAJOZNAWCZE — Oddział w
Suwałkach:53gd,65g,78g.
„PRZYJACIEL LUDU“, czasopismo,
rocznik1835:42g,72g,111.
RAKOWSKI Wiesław, Dr. w Poznaniu:
188.
ROTSZTEJN J. w Augustowie: 13,
38gd,57,63,66d,70,71gd,75,78d,
79g, 80/81, 84, 95, 98, 99, 100,
102gd.
RYBOTYCKI Tomasz w Przemyślu:
32g,103,115.
202
KARPIŃSKI J. J. Dr. w Białowieży: 8,
9,16,24/25,35,37g,152,154,155,
156, 159, 160gśd, 165gd, 162,
163gd, 166, 169, 170, 176, 180g,
181d,184,185,186,196.
KILARSKIJanwPoznaniu:200,201gd.
„KŁOSY“ — roczniki czasopisma z lat
1875do1882:7g(1882),47(1882),
50 (1875), 51d (1875), 72d (1873),
207d(1875).
LATANOWICZ St. w Poznaniu: 22,
189d,206d.
ŁUBIŃSKI Jan w Wołkowysku: 132,
133gd, 134, 135, 144, 145gd, 146g,
150,193d,194g,199gd.
ŁUNIEWSKI St. w Białowieży: 20, 29,
30, 33gd, 151g, 153, 173, 174,
175gd,179,180d,181,193g,194d.
PARDOSt.,ks.wSejnach:96,97.
PARK NARODOWY w Białowieży: 1,
6,27,161,187.
PHOTO-PLAT w Warszawie: 31, 34d,
36, 37d, 54, 60, 69, 77, 89ś, 90g,
101.
SAWICKI Kazimierz w Białymstoku:
79d, 86gd, 91, 112, 113, 118, 119gd,
120, 121, 122, 127d, 128gd, 129,
130,131g,203d,214gd,215gd.
SUNDERLANDJ.wWarszawie:202.
TOW.
PRZYJACIÓŁ
NAUK
w
Poznaniu: 7d, 19, 23, 26, 27d, 43g,
44,45,58g,182gd.
„TYGODNIK ILUSTROWANY“ —
roczniki czasopisma z lat 1863—
1898: 3 (1863), 14 (1879), 15
(1867), 20 (1887), 21 (1882), 42d
(1863), 43d (1863), 46 (1877), 48
(1866), 49 (1866), 51g (1891), 52
(1882), 58d (1865), 59 (1865),
105gd (1888), 106 (1885), 107
(1885), 110 (1866), 114 (1863),
116/117 (1887), 127g (1898), 151
(1860), 183 (1881), 206g (1870),
207g (1870), 232 (1865), 233g
(1873),233d(1867).
ZAKŁAD
HISTORJI
SZTUKI
UNIWERSYTETU
IM.
MARSZAŁKA PIŁSUDSKIEGO
wWarszawie:141gd,142gd.
AUTORZYREPRODUKOWANYCHOBRAZÓW
niewymienieniwpodpisachpodilustracjami:
7d:Al.ORŁOWSKI,27d:LEBLOND,40/41:I.H.MÜNZi124/125:RENTZ.
Numeracjadotyczystronic.
Literyoznaczająmiejsce:l=lewe,ś=środkowe,p=prawe,g=górne,d=dolne
203
Otejpublikacjicyfrowej
Tene-bookpochodzizwolnejbibliotekiinternetowej
.Bibliotekata,tworzonaprzezwolontariuszy,mana
celustworzenieogólnodostępnegozbioruróżnorodnych
publikacji:powieści,poezji,artykułównaukowych,itp.
Wpublikacjizostałazachowanaoryginalnaortografia,oczywiste
błędywdrukuzostałypoprawioneprzezredaktorówWikiźródeł.
Wersjaźródłowategoe-bookaznajdujesięnastronie:
KsiążkizWikiźródełsądostępnebezpłatnie,począwszyod
utworówniepodlegającychpodprawoautorskie,poprzeztakie,
doktórychprawajużwygasłyikończącnatych,opublikowanych
nawolnejlicencji.E-bookizWikiźródełmogąbyć
wykorzystywanedodowolnychcelów(takżekomercyjnie),na
zasadachlicencji
CreativeCommonsUznanieautorstwa-Natych
samychwarunkachwersja3.0Polska
Wikiźródławciążposzukująnowychwolontariuszy.
Możliwe,żepodczastworzeniatejksiążkipopełnionezostały
pewnebłędy.Możnajezgłaszaćna
.
205
Wtworzeniuniniejszejksiążkiuczestniczylinastępujący
wolontariusze:
1.
2.
http://www.creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0/pl
3.
https://pl.wikisource.org/wiki/Wikiźródła:Pierwsze_kroki
4.
http://pl.wikisource.org/wiki/Wikisource:Skryptorium
206