Jak Szaweł stał się Pawłem. Cenckiewicz o prof.
Pawle Wieczorkiewiczu
przez Maciejewski Kazimierz w dniu 9 Marzec 2012
Polscy historycy to grupa skostniała intelektualnie. Oskarżam polskich historyków o brak
wyobraźni i elastyczności, o niemożność oderwania się od schematów – pisał śp. profesor Paweł
Piotr Wieczorkiewicz.
Wspomnienie Sławomira Cenckiewicza
„Jest niszcząca opinia opiniotwórczych mediów, jest opinia środowiska, są wreszcie pewne klisze i
schematy, które utrudniają swobodne myślenie i poprawne wnioskowanie. Są historycy, którzy na
przykład nie dostrzegli cezury 1989 roku, jakkolwiek by ją traktować. I w najszlachetniejszych
intencjach będą przekonywać, że o czymś tam nie można wciąż mówić, bo szkodzi to «naszej
sprawie», «naszemu wizerunkowi» itd.” – mówił w jednym z wywiadów prof. Paweł Piotr
Wieczorkiewicz[1]. W bodaj ostatniej publicznej wypowiedzi był jeszcze bardziej surowy wobec
środowiska rodzimych historyków: „Polscy historycy to grupa skostniała intelektualnie. Oskarżam
polskich historyków o brak wyobraźni i elastyczności, o niemożność oderwania się od
schematów”[2].
W przywołanych powyżej wypowiedziach zawiera się cała wyjątkowość sylwetki przedwcześnie
zmarłego historyka na tle środowiska badaczy parających się dziejami najnowszymi. Niezależność,
wystrzeganie się „instynktu stadnego” i odwaga mówienia tego, co się naprawdę myśli – to cechy,
które – szczególnie w ostatnich latach życia – uosabiał Wieczorkiewicz. Radykalna ocena kondycji
polskiej historiografii sprawiała jednak, że w tym samym czasie, niejako równolegle, stawał się
prawdziwym „outsiderem” i “„enfant terrible” cechu historyków, którego w zależności od przyjętej
strategii należało traktować lekceważąco z uwagi na postępującą chorobę nowotworową lub też
brutalnie atakować”. I niestety, trzeba przyznać, że w warunkach postkomunistycznej
rzeczywistości oraz demoliberalnej ignorancji wobec faktów wykluczanie ludzi myślących na
przekór obowiązującym opiniom działało skutecznie. Ktoś, kto tak jak Wieczorkiewicz uznał
Davida Irvinga za „najwybitniejszego znawcę historii II wojny światowej”[3], pisał o „rycerskim
eposie Leona Degrelle’a”[4] i dywagował o możliwej defiladzie zwycięstwa na Placu Czerwonym
w Moskwie z udziałem Hitlera i marszałka Rydza-Śmigłego[5] – zdaniem wielu – zasługiwał na
środowiskową infamię i napaści medialne. Pozytywny stosunek do pisarstwa Irvinga, którego
Wieczorkiewicz cenił przede wszystkim za przywiązanie do historycznych źródeł, z których wiele
nieznanych wcześniej badaczom „brytyjski negacjonista” wprowadził do naukowego obiegu,
odgrywał tu zresztą rolę wyjątkową[6]. Bez względu na nowatorski dorobek pisarski
Wieczorkiewicza, zwłaszcza ten związany ze studiami nad Rosją i Związkiem Sowieckim, kilka
ciepłych słów o Irvingu jako znawcy III Rzeszy stało się wystarczającym powodem jego naukowej
dyskwalifikacji, choć nie był przecież pierwszym i jedynym badaczem „głównego nurtu”, który
miał odwagę pochwalić brytyjskiego historyka-rewizjonistę[7]. „Powiedziano mi, że jestem takim
polskim Irvingiem i podobnie skończę” – mówił proroczo[8].
Jeśli Paweł Wieczorkiewicz krytykował postawę wielu uznanych w Polsce badaczy dziejów
najnowszych, to nie chodziło mu przecież o afirmację jego własnych (i nie tylko jego) sądów
historycznych, ale o zwykłą gotowość do rzeczowej dyskusji wokół hipotez, poglądów i stanowisk
(również tych „rewizjonistycznych” i „negacjonistycznych”), które kłóciły się z ugruntowanymi i
niekwestionowalnymi w Polsce opiniami historiografii. Nie lękał się intelektualnej prowokacji,
próbując w ten sposób przełamać dość charakterystyczny sposób myślenia o dziejach minionych,
który od dziesiątek lat podąża utartym i bezpiecznym szlakiem mitów, legend oraz politycznej
poprawności, a zamiast dyskusji wybiera najczęściej milczenie, cenzurę/autocenzurę i zakazy[9].
Lecz w tych rozważaniach o jakości dyskusji w środowisku historyków najciekawszy jest być może
fakt, że anatema i oburzenie wobec Wieczorkiewicza nie dotyczyły jedynie kwestii związanych z
obroną „negacjonistów”, ale również spraw wydawałoby się bardziej „bezpiecznych”[10].
Charakterystyczne pod tym względem były reakcje niektórych, często bardzo zasłużonych badaczy,
na opinie Pawła Wieczorkiewicza o infiltracji przedwojennej „dwójki” i dyplomacji przez
sowieckie służby wywiadowcze. W swojej fundamentalnej pracy o czystce w Armii Czerwonej
opisywał on genialnego oficera bolszewickiej razwiedki – Artura Artuzowa, który w latach
dwudziestych stał na czele operacji wywiadowczej o kryptonimie „Trust” dzięki której Sowieci
rozbili „białą emigrację” rosyjską, a przy okazji zaczęli po części kontrolować wywiady państw
zachodnich i środkowoeuropejskich, w tym również szereg przedsięwzięć Oddziału II Sztabu
Generalnego Wojska Polskiego na odcinku wschodnim[11]. W swojej ogólnej wymowie nie były to
opinie nowatorskie[12], choć w polskiej historiografii tematyka związana z błędami i porażkami
Oddziału II w zmaganiach z Sowietami była konsekwentnie ignorowana, a nierzadko zastępowana
opowieściami o rzekomo wielkich sukcesach wywiadowczych II Rzeczpospolitej[13]. Niejako przy
okazji opisu sukcesów operacyjnych Artuzowa profesor wspomniał mjr. Tadeusza Kobylańskiego –
„dwójkarza” i naczelnika Wydziału Wschodniego MSZ, którego Sowieci mieli zwerbować do
współpracy z OGPU[14]. Największe oburzenie wywołał wówczas dość jednoznaczny pogląd
Wieczorkiewicza, że w związku z tą sprawą „działania dwójki i polityka Becka nie miały odtąd
przed Moskwą żadnych tajemnic”[15]. Dostępność i odkrycie nowych źródeł oraz najnowsze
ustalenia historyków w dużej mierze potwierdziły zasadność tez profesora, a jego samego
utwierdziły w przekonaniu, że miał rację[16]. On sam, odnosząc się do krytyków, którzy, jak często
bywa w tego typu polemikach, żądali wyłożenia twardych dowodów na stół, pisał: „Trudno zgodzić
się z tymi poglądami. Stanowią jak gdyby przeniesienie na płaszczyznę metodologiczną nie tak
dawnej politycznej dyskusji o lustracji, w której świadectwo niewinności, wydane przez tzw.
autorytety moralne, miało stanowić niepodważalny dowód prawdy. Równie naiwne i
nieuzasadnione, a przy tym niemal szowinistyczne, wydaje się sugerowane przez jednego z moich
polemistów przekonanie, że wartościowe serie wydawnicze albo solidne monografie badaczy
rosyjskich, oparte na niedostępnych dla historyków innych krajów archiwaliach, których
wiarygodność można do tego w wielu miejscach pozytywnie zweryfikować, powstały jedynie po to,
aby przemycić kilka sfalsyfikowanych informacji godzących w dobre imię polskich wojskowych
czy polityków sprzed kilkudziesięciu lat… Komunistyczną rebours wydaje się mi również
argumentacja, jakoby z założenia badaczom jakkolwiek powiązanym z Federalną Służbą
Bezpieczeństwa Rosji, choćby poprzez dostęp do jej tajnych archiwów, wierzyć z zasady nie
można. W ten sam sposób dyskredytowano przecież na zasadzie etykietki, bez najmniejszej
znajomości problematyki, “burżuazyjnych łżehistoryków…”[17]. I dalej: „Historyk tajnych służb
wie, że nadzwyczaj rzadko będzie mieć do czynienia z listami płac czy kartotekami agentów,
najczęściej zaś – z materiałem cząstkowym i eo ipso poszlakowym, co nie zwalnia go jednak z
obowiązku opisu rozpoznanej przeszłości. Dodać trzeba, że w wielu wypadkach jedyną przesłanką
może być tylko ogólny kontekst działalności danej osoby, zwłaszcza gdy chodzi o agenturę
wpływu. Choć istnienia jej tak niedawno wręcz nie podejrzewano, stała się w krótkim czasie jedną
z głównych broni w bezkrwawej walce wpływów i pozycji w trakcie pokoju. Z wielu powodów – w
tym przez dłuższy czas światopoglądowych, ideologicznych i etycznych – największe sukcesy w
budowie agentury wpływów miał ZSRS, całe zaś jej siatki miały nadzwyczajne wsparcie w postaci
«zwykłej» agentury oraz rzesz «pożytecznych idiotów» – sympatyków komunizmu”[18].
Powyższy cytat dobrze oddaje krąg zainteresowań badawczych i poglądy Pawła Wieczorkiewicza w
ostatnich kilkunastu latach. Historia tajnych służb (zwłaszcza sowieckich) fascynowała go na
tyle[19], że stał się pierwszym badaczem, który z powodzeniem wplótł tę tematykę w swoją
syntetyczną opowieść o dziejach Polski schyłku międzywojnia i lat wojennych[20]. W Polsce to
wciąż rzadka umiejętność i praktyka. Różne specjalizacje naukowe badaczy dziejów najnowszych
(historia dyplomacji, tajnych służb, struktur władzy czy biografistyka) rozwijają się jakby
rozdzielnie, nie tworząc spójnej całości. Świat tajnych służb nie jest w nich równie istotny, lecz
jakby odrębny, nierzadko gubiony w wąsko definiowanych dziejach politycznych. A dla
Wieczorkiewicza nie były to światy przeciwstawne, ale przenikające się, bo przecież nie ma
prawdziwej polityki bez tajnych służb i szpiegostwa. „Historyk, który mówi krytycznie o tak
zwanej spiskowej teorii dziejów, jest historykiem niepoważnym, hołdującym historii dla idiotów
lub prostaczków, którzy wierzą w to, co widzą w telewizji i czytają w gazetach. Jest bowiem
historia prawdziwa i historia medialna, fasadowa. Ta prawdziwa w dużej mierze toczy się za
kulisami. A za nimi działają przede wszystkim tajne służby” – mówił profesor[21]. „Niewykluczone
– ciągnął dalej Wieczorkiewicz – że wszystkie tak zwane wydarzenia, do których dochodziło w
PRL, były prowokacjami służb. Poznań ’56, Grudzień ’70, Czerwiec ’76, a wreszcie Sierpień ’80.
W każdym z tych wypadków jest to bardzo prawdopodobne. My teraz budujemy wokół tamtych
wydarzeń patriotyczne ołtarze, a rzeczywistość mogła być zupełnie inna. Tak samo można zresztą
postawić hipotezę, że powstanie listopadowe było prowokacją, a powstanie styczniowe to już z
pewnością”[22].
Osobiście postać profesora już na zawsze będę kojarzył z konsekwentną obroną wolności nauki i
swobody dyskursu historycznego – wartości, które legły u podstaw humanistyki i nauk
historycznych. Wartości te były kiedyś i są nadal, również w ostatnich latach, brutalnie atakowane
przez część publicystów, kilku (na szczęście) historyków i najważniejszych polityków w
państwie[23]. Jako badacz doświadczyłem tego bardzo szczególnie w 2009 roku, kiedy premier
Tusk apelował do znanych historyków (m.in. do Andrzeja Friszkego), by „ciesząc się autorytetem
uczonych i ludzi obiektywnych”, „aktywniej uczestniczyli w tej debacie” (na temat książki “SB a
Lech Wałęsa”)[24]. Zaniepokojony tym wszystkim Wieczorkiewicz postanowił zabrać głos. Mimo,
że już ciężko chorował, udzielał wywiadów dla prasy, radia i telewizji. Trafił wówczas (m.in. razem
z autorami książki o Wałęsie) na dość kuriozalną „czarną listę” Adama Michnika, który swoisty
rejestr osobistych wrogów opublikował w „Gazecie Wyborczej”[25]. Podczas nagonki medialno-
politycznej na autorów książki wydanej przez IPN Wieczorkiewicz opublikował artykuł będący
rozprawą z wyjątkowo stronniczymi (czasem nawet kłamliwymi) opiniami wyrażonymi przez
Andrzeja Friszkego, Romana Daszczyńskiego, Wojciecha Czuchnowskiego i Adama
Leszczyńskiego w „Gazecie Wyborczej”[26]. Na łamach „Rzeczpospolitej” profesor pisał: „[…]
akapit po akapicie, w stylu najlepszej publicystyki z roku 1968, rodem z «Walki Młodych» czy
innych ówczesnych gadzinówek, tworzy się wizerunek pary zakompleksionych profanów i
nieudaczników, którzy porwali się na narodową świętość. Cały proces egzorcyzmowania kończy
Friszke stwierdzeniem, że opętani przez szatana prawicy Cenckiewicz i Gontarczyk dali podstawy
swoim politycznym współwyznawcom do wszczęcia «walki przeciw Wałęsie, ale także przeciw
‘Solidarności’, Okrągłemu Stołowi i przeciw Trzeciej Rzeczypospolitej». Ciekawa to kadencja, nie
wiedziałem bowiem, że Okrągły Stół został już utożsamiony z Wałęsą i na równi z nim nie podlega
żadnej krytyce! Myślę jednak, że Friszke w politycznym i polemicznym zapale zapomniał o pewnej
kwestii elementarnej, o której oczywiście dziennikarze z «GW» nie mają pojęcia. Otóż
obowiązkiem historyka, co wynika m.in. z roty ślubowania doktorskiego, jest dążenie do prawdy i
obowiązek głoszenia prawdy. To oczywiście kłóci się z filozofią działania hagiografa i dziejopisa
dworskiego, które to role przyjęło wielu historyków parających się dziejami opozycji lat 70. i 80., w
tym wspominany już – mój Uczony Kolega. Hagiografia, podobnie jak wszystkie, najpiękniejsze
nawet, mity, musi tymczasem prędzej czy później ulec weryfikacji. Jestem przekonany, że doktorzy
Cenckiewicz i Gontarczyk z racji dogłębnej znajomości technik kancelaryjnych, sposobów
ewidencji i archiwizowania dokumentów MSW/SB byli wyjątkowo predestynowani do podjęcia
krytycznej analizy legendy Wałęsy w kontekście zachowanej dokumentacji dotyczącej TW
«Bolka». Nie jest to wiedza nabywana od ręki i dlatego pseudokrytyki warsztatowe
nieposiadających jej historyków są gołosłowne i demagogiczne. Obaj autorzy mieli odwagę
zmierzenia się z tym iście diabelskim tematem, której zabrakło ich kolegom i krytykom. Z uwagi na
jego wagę już to tylko winno budzić wobec nich wdzięczność i szacunek”[27].
W świetle powyższej wypowiedzi szczególnie chciałbym podkreślić fakt, że prawa do wolności
badań naukowych Paweł Wieczorkiewicz bronił dla wszystkich, nie przypisując sobie ani nikomu
innemu prawa do jej limitowania. Beneficjentami wolności badań naukowych mieli być zarówno
naukowi „lustratorzy” („historycy IPN”) potępiający PRL, jak i badacze hołdujący w nauce
postkomunizmowi (lub postmodernizmowi), którzy za wszelką cenę każą piętnować II
Rzeczypospolitą, tropić wszędzie wpływy „endecji” i poszukiwać „odcieni szarości” w „złożonych”
dziejach Polski Ludowej; zwolennicy szkoły „jedwabieńskiej”, którzy ogłaszali narodowe
rekolekcje i narodowy „rachunek sumienia” z powodu współuczestnictwa naszych rodaków w
strasznej antyżydowskiej zbrodni w Jedwabnem, jak również „nacjonałowie” wskazujący przede
wszystkim zdradziecką postawę Żydów jako zarzewie antysemickich postaw na Kresach
Wschodnich po 1939 roku; a także „pozytywnie zakręceni” (historycy amatorzy i łowcy sensacji)
tłumaczący zawiłość polskich dziejów m.in. chorobą psychiczną polskich mężów stanu[28] bądź
też sowieckimi „matrioszkami” podstawionymi w miejsce zlikwidowanych uprzednio
„oryginałów”[29]. Wieczorkiewicz uważał, że wszyscy oni mają równe prawo do korzystania z
wolności słowa, a debata historyczna powinna zbroić się w merytoryczne argumenty, a nie epitety,
wykluczenia, histeryczne potępienia, metody administracyjne i procesy sądowe. Ta otwarta i
wolnościowa postawa, skłonność do historycznego „gdybania” i szeroki horyzont spojrzenia na
przeszłość sprawiały, że Wieczorkiewicz nie był romantykiem czy bezkrytycznym admiratorem
dziejów ojczystych. Wręcz przeciwnie – miał odwagę bronić zasług i dobrego imienia gen.
Tadeusza Rozwadowskiego przed piłsudczykowską megalomanią; mówić o prawdziwej przyczynie
„zaginięcia” gen. Wacława Zagórskiego, który posiadać miał dowody na współpracę agenturalną
Piłsudskiego z austriackimi służbami; krytykować plan obrony Polski w 1939 roku, decyzję o akcji
„Burza” i wybuchu powstania warszawskiego; piętnować ludobójcze operacje UPA wymierzone w
Polaków, a nawet wygłaszać niepochlebne sądy o Andersie, jego zdaniem prawdopodobnie
zawerbowanym przez Sowietów na Łubiance. Weryfikował i obalał mity i szedł własną drogą. Z
czasem dojrzał nawet do zakwestionowania jednego z największych w Polsce tabu – polityki
polskiej okresu 1938–1939, która zaprowadziła nas do straceńczej wojny na dwóch frontach
jednocześnie. Podążając za wskazówkami Adolfa Bocheńskiego, Stanisława Mackiewicza,
Ignacego Matuszewskiego i Władysława Studnickiego, chłodno analizując ówczesną geopolitykę i
międzynarodową rozgrywkę, Wieczorkiewicz doszedł do przekonania, że Polska powinna wybrać
sojusz z III Rzeszą przeciwko Moskwie[30]. Poza wszystkim starał się racjonalizować sądy o
korpusie oficerskim komunistycznego wojska[31], czego wymiernym dowodem była skrupulatnie
uzupełniania kartoteka personalna, kilka nowatorskich tekstów i stała gotowość do wyrecytowania z
pamięci nazwisk wszystkich generałów i admirałów Ludowego Wojska Polskiego[32].
Profesor był zdania, że polska historiografia potrzebuje nowego otwarcia. „Napiszmy historię
Polski od nowa” – powtarzał ku zaniepokojeniu wielu kolegów, którzy podobne nawoływania
odbierali często nazbyt osobiście, w kategoriach zagrożeń, niczym akt oskarżenia dezawuujący ich
dorobek pisarski. Szczególnie ostro reagował na postawy tych historyków, którzy w imię
„wyższych racji” tworzyli listę „tematów zakazanych”, tzn. takich, których żaden badacz nie
powinien dotykać. „Są historycy – wyjaśniał swoje stanowisko Wieczorkiewicz – którzy na
przykład nie dostrzegli cezury 1989 roku, jakkolwiek by ją traktować. I w najszlachetniejszych
intencjach będą przekonywać, że o czymś tam nie można wciąż mówić, bo szkodzi to «naszej
sprawie», «naszemu wizerunkowi» itd. Jak Boga kocham! Owszem, tego rodzaju rozumowanie
było zasadne za PRL-u, gdy na przykład wszelka krytyka decyzji o wszczęciu w Warszawie
powstania w roku 1944 stanowiła – jak wtedy mawiano – wodę na młyn oficjalnej propagandy,
podobnie jakakolwiek, najbardziej nawet zasadna krytyka II RP. Teraz jednak trwanie w
ówczesnych dobrze oszańcowanych okopach jest równym anachronizmem, jak wymachiwanie
czerwonym sztandarem…”[33].
Analogie do PRL, którymi od czasu do czasu posługiwał się Paweł Wieczorkiewicz, uruchomiły
nową falę krytyki pod jego adresem. W dość typowy dla polskiej debaty publicznej sposób,
instrumentalnie żonglując antykomunistyczną frazeologią[34], wypominano mu partyjną
przeszłość, choć on sam nigdy nie ukrywał pełnionej przed laty funkcji drugiego sekretarza POP
PZPR na Uniwersytecie Warszawskim[35]. Odnosiłem czasem wrażenie, że miał z tego powodu
szereg kompleksów, mimo wielu świadectw dowodzących, że jako działacz PZPR Wieczorkiewicz
był gotów pomóc (i pomagał) niejednemu z prześladowanych przez reżim[36]. Podobnie zresztą
wstydził się swojego flirtu z tygodnikiem „Tu i teraz”, którym w okresie dyktatury Jaruzelskiego
kierował wypróbowany współpracownik bezpieki Kazimierz Koźniewski[37]. W takiej postawie
Wieczorkiewicza było coś ujmującego i zawsze, kiedy z nim rozmawiałem o jego partyjnej
przeszłości, przychodziły mi na myśl słowa Romana Wapińskiego, który z przekąsem powtarzał:
„Panie Sławku, w odróżnieniu od moich kolegów ze studiów – Geremka, Holzera i Kapuścińskiego,
ja nie mam amnezji. Byłem członkiem ZMP i partii”. Podobnie było z Wieczorkiewiczem i za to
również go bardzo ceniłem. „Komunizm zmusza do «za» albo «przeciw». Kto nie jest «przeciw»,
ten jest «za»” – pisała w 1961 roku Barbara Toporska do Mieczysława Grydzewskiego[38].
Rozważając te słowa, wydaje mi się, że Wieczorkiewicz nie miał na tyle odwagi cywilnej, by w
PRL być „przeciw”, choć i dla tej tezy należałoby poszukiwać argumentów[39]. Zapamiętał mu to
Antoni Macierewicz, o którym w prywatnych zapiskach profesor napisał: „na studiach mój
najbliższy przyjaciel”[40]. Ich drogi rozeszły się po studiach, ale w wolnej Polsce znów zaczęły się
schodzić, bo zmienił się Wieczorkiewicz. Po 1989 roku jego uległość z okresu PRL poddana została
autorefleksji, a postawa człowieka wolnego i naukowca – odważnie zdefiniowana.
Jako historyk biografista i PRL-elista wiem, że bohaterstwem jest być antykomunistą w czasach
komunizmu. Ale doświadczenia historyka publikującego dzisiaj obszerne analizy o Polsce Ludowej
uprawniają mnie do stwierdzenia, że również wielką sztuką jest mieć odwagę wystąpić przeciwko
komunizmowi wówczas, kiedy można go ostatecznie pokonać. To również jakiś akt odwagi, choć
niemieszczący się w kanonie zasług establishmentu III Rzeczpospolitej, który z całą mocą piętnuje
„antykomunistów ostatniej minuty” (zwanych również „antykomunistami pięć minut po…”), biorąc
jednocześnie w obronę komunistycznych oprawców, kacyków i donosicieli. W tej obronie istotną
rolę odgrywa niekiedy instrumentalne powoływanie się na własną antykomunistyczną przeszłość z
okresu PRL, bo przecież moralizować i wybaczać mają prawo jedynie ci, którzy w czasach komuny
byli represjonowani. Doktryna anty-antykomunizmu nie tylko nie toleruje jakiejkolwiek postawy
antykomunistycznej, ale ze szczególną zawziętością zwalcza wszelkie postawy „ekspiacyjne” i
„odkupieńcze”[41]. Efekty tej postkomunistycznej inżynierii społecznej opisał przed laty Ryszard
Legutko: „Doszło do sytuacji paradoksalnej: okazało się, że komunizm był zły, ale niezależnie od
tego jak bardzo był zły, antykomunizm nigdy nie był dobry. Ludzie, którzy ulegali komunizmowi
przez długie lata, byli wreszcie skłonni przyznać się do błędu, lecz swój krytyczny impet – pełen
hałaśliwej pogardy – kierowali właśnie przeciw antykomunistom […] Także znaczna część polskiej
inteligencji, potulna wobec reżimu, nawet wówczas gdy słabł i stawał się własną karykaturą,
odnalazła w sobie w nowej rzeczywistości niezwykłą potrzebę wywyższania się ponad
antykomunizm i antykomunistów. Z jakichś powodów długotrwała apologia ustroju
sprawiedliwości społecznej traktowana jest przez nich jako doświadczenie cywilizujące, natomiast
w antykomunizmie widzą rodzaj barbarzyństwa”[42].
W mojej ocenie Paweł Wieczorkiewicz przyjął zupełnie inną, odważną i skuteczną, drogę
postępowania. Na niwie naukowej, publicystycznej i pedagogicznej zrywał z dawnym
oportunizmem. Dawnego Szawła zastąpił nowy Paweł. Był wreszcie sobą, wolnym badaczem,
świetnym gawędziarzem, uwielbianym w dodatku przez studentów, i popularyzatorem historii.
Przyjęta postawa była dla wielu wyrzutem sumienia. W lutym 1991 roku profesor Andrzej Garlicki
rekomendował Instytutowi Historycznemu Uniwersytetu Warszawskiego… wyrzucenie
Wieczorkiewicza. Oskarżał młodszego kolegę o lenistwo, nie podobał mu się także obrany temat
rozprawy habilitacyjnej – „Problem represji Stalina wobec dowódców Armii Czerwonej”[43].
Mimo to Wieczorkiewicz robił swoje. „W 1989 roku postanowił, że już nigdy nie będzie kierował
się koniunkturalizmem i nigdy nie będzie ukrywał swoich poglądów. Postanowił nie stosować
taryfy ulgowej wobec komunizmu. Chciał nadrobić stracony czas. Chyba mu się udało” – napisał
po jego śmierci jeden z uczniów profesora[44]. Rzeczywiście, to przecież w wolnej Polsce napisał
swoje najważniejsze książki: “Stalin i generalicja sowiecka w latach 1937–1941″ (1993), “Sprawa
Tuchaczewskiego” (1994), “Historia wojen morskich” (1995), “Łańcuch śmierci. Czystka w Armii
Czerwonej 1937–1939″ (2001), “Kampania 1939 roku” (2001) i teksty: “Walka o władzę w
kierownictwie PZPR w Marcu 68″ (1998), “Wokół modelu polskiej polityki Stalina” (2004),
“Uwagi o działalności agentury sowieckiej na odcinku polskim po roku 1921″ (2006) i “Polska w
planach Stalina w latach 1935–1945″ (2009)[45].
Do ostatnich swoich dni był prześladowany. Podczas posiedzenia Rady Naukowej Instytutu
Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego 4 marca 2009 roku odbył się zaoczny (profesor nie
uczestniczył w posiedzeniu ze względu na ciężki stan zdrowia) sąd nad konającym Pawłem
Wieczorkiewiczem, któremu przyprawiano „gębę faszysty” i „negacjonisty”. Przebieg posiedzenia
odtwarza zachowany protokół. Język, sposób argumentacji i poziom dyskusji na temat „przewin”
popełnionych przez Wieczorkiewicza przypomina raczej głębokie czasy Polski Ludowej i budzi
grozę. Ukazuje też kondycję intelektualną i moralną środowiska naukowego: „Głos zabrał mgr
Łukasz Kozak, który zaczął od głośnej sprawy przeprowadzonego dwa lata temu wywiadu z prof.
Pawłem Wieczorkiewiczem[46]. Przypomniał, że sprawa została nagłośniona przez TVN24[47] za
pismem antyfaszystowskim «Nigdy więcej», które, jak przyznał, jest czasopismem dziwnym
Jednocześnie zauważył, że nie był to pierwszy budzący emocje tekst publicystyczny prof. Pawła
Wieczorkiewicza, przypominając kontrowersyjne tezy wcześniejszego artykułu w
«Rzeczpospolitej», w którym prof. Wieczorkiewicz ubolewał m.in. nad błędną, jego zdaniem,
polityką władz II Rzeczpospolitej, które nie zawarły sojuszu z III Rzeszą, który mógłby prowadzić
do wspólnego pokonania ZSRR i wspólnego odbierania defilady zwycięstwa na pl. Czerwonym w
Moskwie przez marszałków Śmigłego-Rydza i Goeringa. […] Dr Krzysztof Skwierczyński
odnosząc się do głosów w dyskusji po publikacji wywiadu z prof. Pawłem Wieczorkiewiczem, jakie
drogą mailową przesyłał dr Błażej Brzostek, zwrócił uwagę, że Rada Naukowa – wbrew niektórym
glosom – jest jak najbardziej ciałem właściwym do podjęcia tej sprawy. Po pierwsze – zauważył –
jest reprezentacją środowiska historyków, a on, jako historyk, nie chce być pucybutem brytyjskiego
historyka-negacjonisty Davida Irvinga, do czego w ww. wywiadzie namawia prof. Paweł
Wieczorkiewicz. Nie zgodził się też z opinią, że wywiad jest błahy, podkreślając, że padające w nim
stwierdzenie o tym, jakoby Adolf Hitler był przed 1941 rokiem mężem stanu, jest skandaliczne i
musi wywoływać cierpienie rodzin tysięcy ofiar Hitlera sprzed roku 1941. Przypomniał
jednocześnie, że pracownicy i studenci Instytutu są spadkobiercami społeczności, która przed wojną
zgodziła się na getto ławkowe i numerus clausus, w której pojawiał się postulat numerus nullus, co
– jak zauważył – kładzie na obecną społeczność akademicką obowiązek moralnego sprzeciwu
wobec postaw rasistowskich i ksenofobicznych. Na koniec przytoczył opinię Ojca Kościoła św.
Piotra Damianiego[48], który w traktacie “O mocy Bożej” zastanawiał się, czy Bóg może
przywrócić dziewictwo. Św. Piotr Damiani uznał, że jako Bóg, będąc Wszechmocnym może to
uczynić, ale ponieważ nigdy tego jeszcze nic zrobił, to – radził kobietom Damiani – lepiej dbać o
cnotę niż liczyć na cud. «Odnoszę to do naszego Instytutu – zakończył dr Krzysztof Skwierczyński
– lepiej jest chronić cnotę, niż potem próbować odzyskać dobre imię». […] Prof. Marcin Kula […]
W kwestii wywiadu prof. Pawła Wieczorkiewicza oświadczył natomiast, że zły stan zdrowia prof.
Pawła Wieczorkiewicza hamuje go przed zabieraniem głosu w tej sprawie. Jednocześnie prof.
Marcin Kula zdeklarował się jako zwolennik «miękkich metod», proponując, aby Instytut
promował powstałe w Instytucie prace poświęcone historii Żydów. Zasugerował też, że dobrym
pomysłem byłoby zorganizowanie wystawy o udziale historyków polskich w ratowaniu Żydów w
czasie II wojny światowej. Odnosząc się do całości dotychczasowej dyskusji dr hab. Marek Stępień
zauważył, że dyskutanci nie różnią się w kwestii oceny sytuacji, lecz co do proponowanej reakcji.
Podkreślił, że sami podnoszący kwestię studenci mówią, że nie oczekują od Rady żadnej uchwały
stąd uznał, że protokół z posiedzenia Rady wystarczy, uchwała natomiast – zauważył mówca –
nobilituje osoby, z którymi się w niej dyskutuje”[49].
Dzięki przyjaciołom i kolegom z uniwersytetu Paweł Wieczorkiewicz znał kulisy tych haniebnych
inicjatyw. Otrzymywał stosowane dokumenty, a nawet rozsyłane po pracownikach Instytutu
Historycznego e-maile budujące wokół niego atmosferę nagonki[50]. Nie przejmował się nimi
zbytnio. Często z uśmiechem dzielił się opowieściami o kolejnych etapach tej wojenki prowadzonej
z nim przez zastęp żołnierzy politycznej poprawności. Wyznał kiedyś w prywatnej rozmowie, że
obecnie nie daliby mu zrobić nawet doktoratu. Miał w głowie wiele planów… Pisał syntezę dziejów
PRL, myślał o monografii LWP, a podczas naszej ostatniej rozmowy mówił, że napiszemy kiedyś
wspólnie książkę o Zarządzie II Sztabu Generalnego (wywiadzie wojskowym PRL)…[51] Jako
naukowiec wkraczał dopiero w swój najlepszy czas. Stawał się dla nas – jego uczniów i przyjaciół –
niezbędny, niezastąpiony, wyjątkowy. Intelektem, możliwościami i znajomością spraw rosyjsko-
sowieckich był porównywalny z takimi gigantami jak Richard Pipes czy Robert Conquest[52]. I
właśnie wtedy odszedł. Zmarł w nocy z 22 na 23 marca 2009 roku. „Żal tych wszystkich książek,
których nie zdążył napisać” – napisał w reakcji na wiadomość o jego śmierci Piotr Zychowicz.
„Przyglądam się dzisiejszym historykom i nie znajduję jego godnego następcy” – dodał Dariusz
Baliszewski[53].
Na wojskowych Powązkach w imieniu prezydenta Rzeczpospolitej żegnał go minister Władysław
Stasiak. Schorowana, poruszająca się o kulach Anna Walentynowicz oddała mu ostatni pokłon. Byli
wierni przyjaciele, a pośród nich m.in. Maciej Rybiński. Za chwilę, najdalej za rok wielu z nich
także odeszło w wieczność…
A „osobiści wrogowie”, cóż, nie dali mu spokoju nawet po śmierci. Asumptem do nowej fali
napaści była projekcja filmu dokumentalnego “Towarzysz Generał”, w którym profesor
wystąpił[54]. Później była też wystawa z okazji 80-rocznicy powstania Instytutu Historycznego
Uniwersytetu Warszawskiego, na której zabrakło fotografii profesora[55].
Osierocił nas wszystkich. „Czuję się bardzo opuszczony” – napisał profesor Jerzy Eisler, a wielu z
nas wciąż powtarza te same słowa. Zostały po nim książki, artykuły… i ofiarowany mi ołowiany
żołnierzyk z jego kolekcji – dobosz, który spogląda na mnie, kiedy kreślę te słowa. Uderza w takt
refrenu “Warszawianki”:
Hej, kto Polak, na bagnety!
Żyj swobodo, Polsko żyj,
Takim hasłem cnej podniety,
Trąbo nasza, wrogom grzmij!
Sławomir Cenckiewicz • rebelya.pl
Tekst ukazał się w 102 numerze dwumiesięcznika Arcana
[1] Polityczna poprawność a prawda historyczna. Rozmowa z profesorem Pawłem Piotrem
Wieczorkiewiczem z Uniwersytetu Warszawskiego, rozmawiał Bogdan Reszka, „Templum
Novum”, 2006, nr 3, s. 72.
[2] Napiszmy historię Polski od nowa (część 1), z prof. Pawłem Piotrem Wieczorkiewiczem
rozmawiał Piotr Zychowicz, „Rzeczpospolita”, 27 III 2009.
[3] Polityczna poprawność a prawda historyczna…, s. 75.
[4] P. Wieczorkiewicz, Posłowie: Rycerski epos Leona Degrelle’a, [w:] L. Degrelle, Front wschodni
1941-1945, Kraków 2002, s. 382–384.
[5] P. Wieczorkiewicz, Rydz-Śmgły na Placu Czerwonym w Moskwie w 1940 roku. Co by było,
gdyby Polska przyjęła żądania niemieckie?, [w:] P. Wieczorkiewicz, M. Urbański, A. Ekiert,
Dylematy historii. Nos Kleopatry czyli co by było, gdyby…, Warszawa 2004, s. 237.
[6] Polityczna poprawność a prawda historyczna…, s. 75.
[7] Przed kilkunastoma laty wstęp do polskiego wydania fundamentalnej pracy Davida Irvinga –
“Wojna Hitlera”, napisał profesor Czesław Madajczyk. Oprócz wielu krytycznych uwag pod
adresem Irvinga, Madajczyk nie bał się również go pochwalić: „Dawno nie miałem w ręku tak
gruntownej pracy źródłowej, zawierającej tak wnikliwą analizę wykorzystanych archiwaliów i
innych przekazów źródłowych. Jeżeli jednak badacze II wojny światowej na ogół sięgają do
dokumentacji urzędowej różnych władz i dowództw, prawie wyłącznie się do niej ograniczając, to
Irving szuka poza nią źródeł nieoficjalnych, zawierających odczucia, osądy, opinie odnotowane na
własny użytek. Poszukuje ich u osób z otoczenia Hitlera, tak w kręgu osób zaufanych, jak i u
podwładnych, tak u osób ważnych urzędowo, jak i u personelu pomocniczego (sekretarki, tłumacze,
lekarze itd.). Interesują go nie tylko wspomnienia i relacje już opublikowane czy znajdujące się w
archiwach lub bibliotekach głównie niemieckich, lecz sam je wielekroć pozyskiwał od osób
kompetentnych, które przeżyły wojnę. Poza tym – jak nikt inny – dokumentował swoje wnioski
zapiskami różnego rodzaju, kalendariami, korespondencją zwłaszcza familijną, a więc szukał
świadectw nieoficjalnych czy nietypowych, dotyczących führera, jego zachowań, w czym go żaden
historyk dotychczas nie prześcignął”. Zob. C. Madajczyk, Przedmowa do wydania polskiego, [w:]
D. Irving, Wojna Hitlera, Warszawa 1996, s. 7.
[8] Polityczna poprawność a prawda historyczna…, s. 74.
[9] Tego typu postawę napiętnował ostatnio Filip Musiał w polemice z Antonim Dudkiem. Zob. F.
Musiał, Osobista polemika z „osobistą historią IPN” Antoniego Dudka, „Arcana”, 2011, nr 101, s.
74-75.
[10] Jednym z pierwszych przykładów takiego zachowania były reakcje niektórych historyków na
książkę Ryszarda Świętka (Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego 1904–1918,
Kraków 1998). Zob. także krytyczną recenzję Włodzimierza Suleji w „Niepodległości”, 1999, t. L,
s. 289–310.
[11] Pod koniec realizacji operacji „Trust” (1927 r.) Artuzow meldował z satysfakcją: „[…] cały
rząd obcych wywiadów, jak polski, estoński i częściowo (praca dopiero się zaczyna) francuski,
znajduje się całkowicie w naszych rękach i działa według naszych wskazówek…”. Zob. L. Mleczin,
Istoria wnieszniej razwiedki. Kariery i sudby, Moskwa 2008, s. 37 [tu większy tekst: Artur Artuzow.
„Trust”, „Syndykat” i spisek przeciwko Tuchaczewskiemu]. Szerzej na temat operacji „Trust” (w
języku polskim, ale z pominięciem m.in. wspomnieniowych tekstów Jerzego Niezbrzyckiego czy
Wiktora T. Drymmera) zob. m.in. Ch. Andrew, O. Gordijewski, KGB, Warszawa 1999, s. 92–102;
Ch. Andrew, W. Mitrochin, Archiwum Mitrochina. KGB w Europie i na Zachodzie, Warszawa
2001, s. 73–80; A. Krzak, Czerwoni Azefowie. Afera „MOCR – Trust” 1922–1927, Warszawa
2010.
[12] Wystarczy odwołać się w tym miejscu do wyjątkowej książki przedwojennego „dwójkarza”
mjr. Władysława Michniewicza (Wielki bluff sowiecki, Chicago 1991), który poddał surowej
krytyce kierunek wschodni działalności Oddziału II, dochodząc do wniosku, że polskie służby
wywiadowcze stały się w istocie nieświadomym narzędziem akcji dezinformacyjnej Sowietów.
Książka Michniewicza jest polemiką z inną, niezwykle interesującą pracą na temat „Trustu”:
Geoffrey’a Bailey’a – “The Conspirators: an extraordinary story of intrigue between Russia and
Western Europe during the years before World War II”, New York 1960, której autorstwo
Michniewicz niesłusznie przypisał Jerzemu Niezbrzyckiemu.
[13] Proporcje w tym zakresie równoważy książka Andrzeja Pepłońskiego: Wywiad Polski na
ZSRR 1921-1939, Warszawa 2010, s. 406 i inne.
[14] P.P. Wieczorkiewicz, Łańcuch śmierci. Czystka w Armii Czerwonej 1937-1939, Warszawa
2001, s. 687.
[15] Ibidem, s. 687. Publicznie (na łamach czasopism) z Wieczorkiewiczem polemizował –
domagając się dowodów źródłowych – wówczas jedynie prof. Marek K. Kamiński, znawca dziejów
polskiej dyplomacji z Instytutu Historii PAN, choć w środowisku naukowym również wielu innych
nie kryło swojego oburzenia. Zob. list M.K. Kamińskiego do A. Nowaka, „Arcana”, 2003, nr 51–
52, s. 313–314. Po śmierci P. Wieczorkiewicza, przy całej do niego sympatii, krytycznie o tej
sprawie pisał Marek Kornat (Paweł Wieczorkiewicz, „Zeszyty Historyczne”, 2009, z. 169, 2009, s.
205.
[16] Myślę tutaj przede wszystkim o nowatorskich ustaleniach Konrada Paduszka (notabene ucznia
P. Wieczorkiewicza) na temat wschodniego odcinka pracy Oddziału II, wciągnięcia „dwójki” w
operację „Trust”, zdobycia już w 1927 r. pierwszych informacji na temat związków Kobylańskiego
z Sowietami (niestety zignorowanych), związków intymnych Kobylańskiego z agentem OGPU por.
Tadeuszem Kowalskim itd. Zob. K. Paduszek, Meandry kariery Wiktora Tomira Drymmera w
wywiadzie II Rzeczypospolitej, „Przegląd Historyczno-Wojskowy”, 2008, nr 4, s. 47–63; idem,
Amor ze szpiegostwem w tle? Mjr SG Tadeusz Kobylański przed Oficerskim Sądem Honorowym,
artykuł w druku. W ostatnim czasie, ale już nieco mniej polemicznie i krytycznie wobec opinii
Wieczorkiewicza na temat Kobylańskiego odniósł się historyk Władysław Bułhak: Krótki kurs
dezinformacji, „Biuletyn IPN”, 2009, nr 12, s. 19–20. Omawiając w artykule tom dokumentów
opublikowanych w 2009 r. przez Archiwum Służby Wywiadu Zagranicznego Federacji Rosyjskiej
(Tajemnice polskiej polityki. Zbiór dokumentów 1935–1945) Bułhak pisał również o rywalizacji
wywiadowczej pomiędzy Polską i Sowietami w okresie międzywojennym i podczas II wojny
światowej. Niestety, nie odniósł się on ani do wspomnień i uwag mjr. Władysława Michniewicza,
ani też do ogłoszonych na łamach „Przeglądu Historyczno-Wojskowego” ustaleń Konrada
Paduszka.
[17] P. Wieczorkiewicz, Uwagi o działalności agentury sowieckiej na odcinku polskim po roku
1921, [w:] Polski wywiad wojskowy 1918-1945, pod red. P. Kołakowskiego i A. Pepłońskiego,
Toruń 2006, s. 105. W tym samym artykule, w obszerniej formie, Wieczorkiewicz powrócił do
sprawy Kobylańskiego (s. 109–115).
[18] Ibidem, s. 106.
[19] „To były i są najlepsze, najbardziej sprawne służby na świecie. Służby, które łączą
bezwzględność z wielkimi koncepcjami i potrafią patrzeć daleko do przodu” – mówił o sowieckich
i rosyjskich służbach Wieczorkiewicz. Zob. Napiszmy historię Polski od nowa (część 2), z prof.
Pawłem Piotrem Wieczorkiewiczem rozmawiał Piotr Zychowicz, „Rzeczpospolita”, 27 III 2009.
Przykładem tej fascynacji może być konsultacja historyczna i opracowanie aneksu (wspólnie z A.
Pepłońskim) do wydania polskiego książki Normana Polmara i Thomasa B. Allena Księga
szpiegów. Encyklopedia, Warszawa 2000, s. 666–678. Dzięki swoim zainteresowaniom tajnymi
służbami P. Wieczorkiewicz wprowadził do obiegu naukowego w Polsce wiele nieznanych
wcześniej opracowań. Warto w tym miejscu ograniczyć się chociażby do syntetycznych i
encyklopedycznych opracowań związanego z Łubianką Aleksandra Kołpakidiego – znawcy
dziejów KGB i GRU.
[20] P. Wieczorkiewicz, Historia polityczna Polski 1935-1945, Warszawa 2005.
[21] Napiszmy historię Polski od nowa (część 2)…
[22] Ibidem.
[23] W związku z publikacjami na temat przeszłości agenturalnej Lecha Wałęsy premier Donald
Tusk groził historykom: „Chcę zaapelować do pracowników IPN i historyków, aby nie nadużywali
środków publicznych, bo nie będą mogli ich w przyszłości używać, jeśli tak to będzie dalej
wyglądało”. Zob. W. Czuchnowski, M. Sandecki, Tusk wściekły na IPN po książce o Wałęsie,
„Gazeta Wyborcza”, 31 III 2009. Szerzej na temat zagrożenia dla wolności słowa i swobody badań
naukowych w ostatnim czasie zob. m.in. S. Cenckiewicz, Sprawa Lecha Wałęsy, Poznań 2008, s.
229–354; idem, Śladami bezpieki i partii. Studia. Źródła. Publicystyka, Łomianki 2009, s. III–
XXX.
[24] Brońmy sierpnia, wywiad J. Kurskiego z D. Tuskiem, „Gazeta Wyborcza”, 19 VI 2008.
[25] A. Michnik, A to moje typy, „Gazeta Wyborcza”, 21–22 VI 2008.
[26] Chodzi o trzy teksty zamieszczone w tym samym, sobotnio-niedzielnym wydaniu „Gazety
Wyborczej” na temat autorów książki SB a Lech Wałęsa. Zob. A. Friszke, Zniszczyć Wałęsę,
„Gazeta Wyborcza”, 21–22 VI 2008; ibidem, R. Daszczyński, Cenckiewicz walczy z grzechem;
ibidem, W. Czuchnowski, A. Leszczyński, Gontarczyk: maczuga na komunistow. Szerzej na temat
wartości merytorycznej polemicznych tekstów A. Friszkego i manipulacji „Gazety Wyborczej”
pisałem w książkach: Sprawa…, s. 344; Śladami bezpieki i partii…, s XVIII–XXIV.
[27] P. Wieczorkiewicz, Wypędzanie szatana z historyków IPN, „Rzeczpospolita”, 24 VI 2008.
[28] Mam tu na myśli dość oryginalną (ale przez to pobudzającą intelektualnie) książkę Janusza
Choińskiego (Europa 1933-1939. Zaczarowane koło zaprzeczeń, Warszawa 2009), którą mimo
wielu słów krytyki, zaaprobował P. Wieczorkiewicz (w książce autor zamieścił faksymile listu
profesora).
[29] Z czasem P. Wieczorkiewicz sam zaczął hołdować podobnym poglądom. Do rozważań na ten
temat zainspirowała go w dużej mierze relacja gen. Piotra Jaroszewicza, którą po jego tragicznej
śmierci ujawnił Bohdan Roliński w książce Świadek pod toporem kata (Toruń 2007). Por. biogram
B. Bieruta, [w:] A. Szwarc, M. Urbański, P. Wieczorkiewicz, Kto rządził Polską? Nowy poczet
władców – od początków do XXI wieku, Warszawa 2007, s. 687–688.
[30] Wojna polska, z prof. Pawłem Piotrem Wieczorkiewiczem rozmawiał Piotr Zychowicz,
„Rzeczpospolita”, 17–18 IX 2005.
[31] Przy całej swojej otwartości na najbardziej nawet wyostrzone sądy historyczne
Wieczorkiewicz nie tolerował w naukowej narracji historycznej sformułowań „poniżej pasa”,
„zjadliwych” i przesiąkniętych publicystyką. Stąd też bardzo krytycznie – w moim przekonaniu
przesadnie – zareagował na książkę Lecha Kowalskiego o gen. W. Jaruzelskim (Generał ze skazą.
Biografia wojskowa gen. armii Wojciecha Jaruzelskiego, Warszawa 2001). Krytykując tę pracę
wezwał jednocześnie Jaruzelskiego przy przerwał „wyniosłe milczenie w wielu najistotniejszych
kwestiach”. Zob. List dr hab. Pawła Wieczorkiewicza do redakcji „Przeglądu Historyczno-
Wojskowego”, „Przegląd Historyczno-Wojskowy”, 2003, nr 4, s. 186. Sam Jaruzelski ceni, jak się
wydaje, dorobek naukowy Wieczorkiewicza. W 2006 r. generał napisał do profesora list w którym
pochwalił go za „poszukiwanie i dokonywanie ocen nieszablonowych”. Zob. list W. Jaruzelskiego
do P. Wieczorkiewicza, Warszawa, 28 XII 2006, kopia w zbiorach autora.
[32] A. Szwarc, M. Urbański, P. Wieczorkiewicz, op. cit., s. 726–735 (biogram W. Jaruzelskiego).
Zob. także: P. Wieczorkiewicz, Generalicja Ludowego Wojska Polskiego między sierpniem 1980 a
grudniem 1981. Tezy do dyskusji, [w:] Stan wojenny w skali kraju i Pomorza Zachodniego.
Informacje źródłowe i refleksje, praca zbiorowa pod red. M. Machałek i J. Macholaka, Szczecin
2005, s. 35–60.
[33] Polityczna poprawność a prawda historyczna…, s. 72.
[34] Chodzi tutaj o selektywność stosowania tego typu argumentacji. Wielu czołowych polskich
historyków ma za sobą członkostwo i aktywność w PZPR, ale ze względu na ich aktualnie
prezentowaną „polityczną poprawność”, stopień „zlojalizowania”, a czasem nawet zwykłą
użyteczność nie wypomina im się komunistycznej przeszłości ani nawet podszytych marksizmem
publikacji fałszujących często dzieje. Tym też należy tłumaczyć niemal powszechne oburzenie
warszawskich historyków z Uniwersytetu Warszawskiego na publikację Tomasza Witucha i
Bogdana Stolarczyka Studenci Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego 1945-2000
(Kraków 2010).
[35] Historia ruszyła z kopyta, rozmowa z prof. Pawłem Wieczorkiewiczem [w:] Historia ruszyła z
kopyta. Z bohaterami ostatniego dwudziestolecia rozmawia Maria Graczyk, Poznań 2009, s. 169.
[36] Jedną z takich osób był znany obecnie historyk prof. Jan Żaryn (relacja z 29 X 2010 r.).
[37] Wieczorkiewicz pisał o tym samokrytycznie w ostatnim swoim artykule: „Ujawnienie jego
agenturalnej działalności [K. Koźniewskiego – przyp. S.C.] stało się dla mnie osobiście wyjątkowo
przykre. Gdy na początku lat 80. otrzymał, jak można domniemywać za – wieloletnie zasługi dla
bezpieki, wymarzony tygodnik, przygarniając outsiderów i rozbitków, np. z rozwiązanej «Kultury»,
demonstrował publicznie chęć nadania mu charakteru propaństwowego i liberalnego zarazem
(byłem jednym z tych, którzy ulegli tej argumentacji i współpracę z «Tu i teraz» podjęli). W
praktyce utrzymanie założonej linii okazało się trudne, mecenasem pisma był bowiem Jerzy Urban,
pisujący na jego łamach jako Jan Rem wyjątkowo obrzydliwe felietony. Z drugiej jednak strony
dawało to możliwość stałej niemal polemiki z organami «prawdziwych komunistów», w tym
tygodnika «Rzeczywistość», co wydawało się istotne, a dziś jest co najwyżej śmieszne”. Zob. P.
Wieczorkiewicz, Jak Rastignac Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej został Balzakiem Polskiej
Republiki Ludowej. Przypadek Mieczysława Franciszka Rakowskiego, „Arcana”, 2009, nr 86–87,
s. 212.
[38] J. Mackiewicz, B. Toporska, Listy do redaktorów „Wiadomości”, Londyn 2010, s. 200.
[39] Świadczyć o tym może relacja SB z wystąpienia Pawła Wieczorkiewicza i Stanisława Bębenka
(studentów IV roku historii Uniwersytetu Warszawskiego) podczas sesji naukowej zorganizowanej
wiosną 1970 r. przez Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu. Wygłosili oni referat
zatytułowany „Kształtowanie się aparatu bezpieczeństwa publicznego w świetle pamiętników
(1944–1947)”, który nie był wcześniej zgłoszony do aprobaty na Uniwersytecie Warszawskim ani
też nie został złożony do prezydium sesji przed prezentacją. Szef SB w Bydgoszczy w ten sposób
ocenił wystąpienie studentów: „Treść wymienionego referatu jest tendencyjna, pomija dorobek –
wkład funkcjonariuszy SB i MO w dzieło kształtowania się władzy ludowej w Polsce, na który to
właśnie temat była zorganizowana sesja naukowa, a nawet ubliża funkcjonariuszom i aparatowi SB
i MO tego okresu”. Zob. S. Cenckiewicz, Oczami bezpieki. Szkice i materiały z dziejów aparatu
bezpieczeństwa PRL, Kraków 2004, s. 300.
[40] Fragment listu P. Wieczorkiewicza do J. Błażejowskiej, b.d. (wypisy udostępniła J.
Błażejowska).
[41] Dobrym przykładem tego jest postawa znanego aktora Tomasza Dedka, który przyznał się do
współpracy z SB, lecz jego przykład nie znalazł wsparcia mediów, przez co nie zaistniał szerzej w
przestrzeni publicznej.
[42] R. Legutko, Intelektualiści i komunizm, „Znak”, 1999, nr 2, s. 12. Zob. także: idem, O anty-
antykomunizmie, [w:] Antykomunizm po komunizmie, pod redakcją J. Kloczkowskiego, Kraków
2000, s. 225–232.
[43] A. Garlicki, Opinia o dr. Pawle Wieczorkiewiczu, Warszawa, 20 II 1991, w zbiorach autora.
[44] P. Zychowicz, Historyk niepokorny, „Rzeczpospolita”, 23 III 2010.
[45] Paweł Wieczorkiewicz przyczynił się również – o czym przypomniał Marek Kornat w
przywołanym już artykule – do wydania w Polsce wielu istotnych dla historiografii książek:
Wspomnienia Michaiła Murawiewa (1990), Stalin i zabójstwo Kirowa Roberta Conquesta (1989),
Stalin Milosa Mikelna (1990), Generał Własow i rosyjski ruch wyzwoleńczy Catherine Andreyev
(1990), Historia Wehrmachtu 1939-1945 Philippe Massona (1995) czy Karmazynowe bractwo.
Generałowie Wehrmachtu o wojnie Basila Liddel Harta (2006).
[46] Chodziło o cytowany już wcześniej wywiad dla „Templum Novum”, 2006, nr 3, s. 72–76.
[47] Na kilka tygodni przed śmiercią P. Wieczorkiewicza (w lutym 2009 r.), w głównym wydaniu
„Faktów TVN” Tomasz Sianecki wyemitował swój stronniczy reportaż na temat rzekomo
„prohitlerowskich” poglądów Pawła Wieczorkiewicza, którego „ogrywał kamerą” leżącego lub
siedzącego na łóżku. Zob. także: Adolf Hitler wybitnym mężem stanu? Kontrowersyjne poglądy
polskiego historyka,
www.tvn24.pl/0,1584506,0,2,adolf-hitler-wybitnym-mezem-
(3 II 2009 r.).
[48] Św. Piotr Damiani nie jest Ojcem Kościoła (żył w XI wieku!), lecz Doktorem Kościoła (tytuł
ten nadał mu papież Leon XII na początku w XIX w.).
[49] Protokół z posiedzenia Rady Naukowej Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego
w dniu 3 III 2009 r., kopię udostępniła J. Błażejowska.
[50] Jedną z osób szczególnie zaangażowanych w tę kampanię był wymieniany w protokole z 4 III
2009 r. dr Błażej Brzostek. W rozsyłanym w lutym 2009 r. elektronicznym liście do pracowników
uniwersytetu pisał: „Szanowni Państwo, Zapewne zwróciliście Państwo uwagę na wiadomość, jaka
obiega dziś polskie media. Pomijam wątek personalny – ważne, że widnieje w niej nazwa naszej
instytucji. Pozwalam sobie skierować do Państwa te słowa w poczuciu zawstydzenia – i w poczuciu
konieczności jakiejś reakcji. Jak sądzę, nie jestem odosobniony w przekonaniu, że Instytut musi
zareagować. Z poważaniem, Błażej Brzostek PS. Załączam jedną z wersji wiadomości”. List B.
Brzostka udostępniła J. Błażejowska. Brzostek jest obecnie kreowany przez „Gazetę Wyborczą” za
„jednego z najlepszych specjalistów od historii społecznej Polski Ludowej”. Zob. A. Leszczyński,
Czy IPN może być zbawiony?, „Gazeta Wyborcza”, 10 I 2011 (wersja internetowa, wejście 25 III
2011 r.).
[51] Ostatecznie książkę o wywiadzie wojskowym PRL napisałem w pojedynkę. Zob. S.
Cenckiewicz, Długie ramię Moskwy. Wywiad wojskowy Polski Ludowej 1943-1991
(wprowadzenie do syntezy), Poznań 2011.
[52] J. Eisler, Paweł Wieczorkiewicz (2 VII 1948-23 III 2009), „Kwartalnik Historyczny”, 2007, nr
3, s. 207.
[53] D. Baliszewski, Pamięci prof. Pawła Wieczorkiewicza,
www.polskieradio.pl/39/245/Artykul/175389,Pamieci-prof-Pawla-Wieczorkiewicza
Zob. także
wspomnienie: D. Baliszewski, Portret historyka, [w:] Trzecia strona medalu, Warszawa 2010, s.
221-224.
[54] Pisał o tym Bronisław Wildstein: Jak bronić generała? Erystyka III RP, „Rzeczpospolita”, 7 II
2010. P. Wieczorkiewicza (a przy okazji piszącego te słowa) atakowano po śmierci również z
pozycji „narodowych” (neoendeckich). Oburzony filmem o Jaruzelskim Jan Engelgard tak pisał:
„Obaj panowie [Paweł Wieczorkiewicz i Lech Kowalski – przyp. S.C.] tkwili w strukturach
«totalitarnego państwa», by użyć formułki zrozumiałej dla adeptów szkoły IPN-owskiej – do końca,
czyli do 1990 roku. Ich aktywność nosi więc cechy koniunkturalizmu. Piszę o tym z pewną
niechęcią, bo znałem prof. Wieczorkiewicza jako wspaniałego historyka, zwolennika realizmu
politycznego, opowiadającego się za przyjaznymi stosunkami z Rosją (mówił mi o tym jeszcze w
drugiej połowie lat 90.), uznającego szkołę Romana Dmowskiego za najbardziej przydatną dla
Polski. Jego nagłego zwrotu na przełomie lat 90. XX w. i na początku XXI w. nie rozumiałem i nie
akceptowałem. W tym co zaczął wtedy robić trudno dostrzec szlachetność i obiektywizm. Jego
nowi zwolennicy albo udawali, że nic nie wiedzą, że był to prawie przez całe życie «komuch», albo
rzeczywiście nie wiedzą, uznając że pan profesor bojownikiem «z komuną» był. Dla mnie nie miało
to znaczenia, że profesor był szefem POP PZPR, ba, wtedy, kiedy studiowałem na UW o tym nawet
nie wiedziałem. Jednak obecnie, kiedy dzieją się w dziedzinie nauk historycznych (choć trudno to
nazywać teraz nauką) rzeczy skandaliczne, kiedy nazwisko profesora stało się dla wielu symbolem
«walki z komuną», kiedy Sławomir Cenckiewicz pisze o narodowcach w PRL jako o
«endekoesbecji» i jednocześnie uznaje Wieczorkiewicza za swojego mistrza – milczeć nie można.
Za dużo tu bowiem szulerstwa i oszustwa, za dużo niegodziwości”. Zob. J. Engelgard, Dobry
komunista, to nasz komunista,
http://sol.myslpolska.pl/2012/01/pakt-pilsudski-dzierzynski
[55] Wystawa była prezentowana w murach Biblioteki Narodowej w Warszawie. Ostatni panel
wystawowy prezentował absolwentów IH UW, którzy pełnili (lub pełnią) ważne stanowiska
państwowe w III Rzeczpospolitej. Co ciekawe, wśród wymienionych ministrów pominięto
Antoniego Macierewicza (minister spraw wewnętrznych w latach 1991-1992), którego wspomniano
jedynie jako posła.