Â
WIAT
N
AUKI
Listopad 1997 81
P
rzygotowujàc te felietony, nie-
rzadko natrafia∏em na materia∏y,
które ka˝dego, nie tylko mnie,
muszà przyprawiç o okropny ból g∏o-
wy. Oto przyk∏ad:
„Wiadomo z teorii, ˝e prawdopodo-
bieƒstwo urodzenia si´ w ciàgu roku
wi´kszej liczby ch∏opców ni˝ dziewczy-
nek jest nieco mniejsze ni˝ 1 do 2; dla
uproszczenia rozwa˝aƒ przyjmuje si´,
˝e wynosi dok∏adnie
1
/
2
. Prawdopodo-
bieƒstwo zatem, ˝e tak samo b´dzie
przez kolejne 82 lata, wyniesie 1 do 2 do
pot´gi 82, czyli bardzo niewiele; a jeÊli
weêmiemy pod uwag´ nie jedynie 82
lata, ale «wieki wieków» i nie tylko Lon-
dyn, ale ca∏y Êwiat, to prawdopodobieƒ-
stwo staje si´ wielkoÊcià dowolnie ma-
∏à, mniejszà, ni˝ da∏oby si´ to wyraziç
jakàkolwiek liczbà wymiernà.”
Zapozna∏eÊ si´, Czytelniku, z frag-
mentem studium statystycznego na te-
mat p∏ci niemowlàt urodzonych w Lon-
dynie w latach 1629–1710 pióra Johna
Arbuthnota. Czy masz ju˝ jakieÊ obja-
wy katatonii lub czegoÊ jeszcze gorsze-
go? Na szcz´Êcie poczciwy dr Arbuthnot
(lekarz nadworny królowej Anny, a za-
razem pierwszy cz∏owiek, który oÊwiad-
czy∏, ˝e studiowanie matematyki jest
po˝yteczne dla zdrowia moralnego m∏o-
dzieƒców) nie ogranicza∏ si´ do g∏osze-
nia samych s∏usznych poglàdów. Pisy-
wa∏ te˝ rzeczy l˝ejszego kalibru, na
przyk∏ad pamflety na brytyjskie wysi∏-
ki utrzymania pokoju w Europie – wy-
st´pujàcy w nich John Bull zagoÊci∏ na
sta∏e jako pewien stereotyp w brytyj-
skiej ÊwiadomoÊci narodowej. Ów upra-
wiany dla zabawy szowinizm by∏ cz´-
Êcià jego twórczej dzia∏alnoÊci zwiàzanej
z cz∏onkostwem londyƒskiego awan-
gardowego towarzystwa literackiego
zwanego Scriblerus Club (Klubem Gry-
zmolàcych). Tam co dwa tygodnie spe-
ce od zjadliwych tekstów (jak Alexan-
der Pope czy Jonathan Swift) rozÊmie-
szali do ∏ez swych kolegów klubowych,
parodiujàc szczególnie zak∏amanych po-
lityków czy inne znane osobistoÊci.
Ucz´szcza∏ regularnie na owe ostro
przyprawione zjadliwoÊcià spotkania
pewien hedonista nazwiskiem
John Gay, który zyska∏ sobie
nieÊmiertelnoÊç jako autor
Opery ˝ebraczej, wystawio-
nej po raz pierwszy 29 sty-
cznia 1728 roku. By∏ to
przebój sezonu, 62 przed-
stawienia wyprzedane co
do biletu. Mówi∏ o tym ca-
∏y Londyn. Z tego zapewne
wzgl´du miejscowi koledzy Wol-
tera (wÊród nich Pope i Swift) zabrali
go na ten spektakl, kiedy ów s∏ynny
Francuz przebywa∏ potajemnie w Lon-
dynie czekajàc, a˝ w Pary˝u przycich-
nie awantura z pewnym bardzo usto-
sunkowanym arystokratà, który kaza∏
go obiç; Wolter mia∏ czelnoÊç wyzwaç
go na pojedynek z powodu jakiegoÊ wy-
imaginowanego uchybienia (có˝, Wolter
rzeczywiÊcie pochodzi∏ z gminu). W rok
póêniej, kiedy o sprawie zapomniano,
znakomity filozof wróci∏ do ojczyzny,
gdzie do koƒca ˝ycia nieustannie nara-
˝a∏ si´ wszystkim ludziom u w∏adzy i –
czemu trudno si´ dziwiç – stale si´ mu-
sia∏ ukrywaç przed policjà.
Zdo∏a∏ wszak˝e zapewniç sobie par´
szcz´Êliwych i wzgl´dnie wolnych od
trosk lat, zaszywszy si´ z uroczà mar-
kizà du Ch‰telet w jej zamku w g∏´bi
Szampanii. Podczas owej idylli ta znako-
mita para (oboje pisali wówczas od nie-
chcenia prace o dziele Newtona) odgry-
wa∏a rol´ intelektualnej „pu∏apki na
myszy”. Przyje˝d˝ali do Woltera wszy-
scy, którzy byli kimÊ. Przyby∏ te˝ pe-
wien nie znany nikomu m∏ody szlachcic
niemiecko-szwajcarskiego pochodzenia,
Karl Viktor von Bonstetten, podró˝ujà-
cy w poszukiwaniu wiedzy.
Ale wiedza nie by∏a jedynà rzeczà,
której poszukiwa∏. Niebawem (a by∏o
to w 1774 roku) wplàta∏ si´ w sytuacj´
cz´sto okreÊlanà jako „intymna” z nie-
szcz´Êliwà ˝onà pewnego opas∏ego, za-
pitego, ospowatego, nad´tego starego
kobieciarza, który mieszka∏ we W∏o-
szech i tytu∏owa∏ si´ Karolem III, kró-
lem Anglii. Nie mia∏ do tego prawa,
choç kilka lat wczeÊniej by∏ powa˝nym
kandydatem do tronu. W 1745 roku
Charles Edward Louis Philip Casimir
Stuart przeszed∏ do historii jako dziarski
m∏odzieniec Bonnie Prince Charlie,
szkocki pretendent do angielskiej koro-
ny. Zap´dzi∏ si´ nawet pod sam Lon-
dyn z armià z∏o˝onà z góralskiej ha∏a-
stry, zwiedziony przez Francuzów,
którzy obiecali go wesprzeç silnym de-
santem i którzy w ostatniej chwili stchó-
rzyli. Na ironi´ zakrawa, i˝ manifest
usprawiedliwiajàcy galijskà interwen-
cj´ w les affaires britanniques wyszed∏
spod pióra Woltera...
Jednà z osób, które sprawi∏y, ˝e ksià-
˝´ Charlie zdo∏a∏ uniknàç pojmania
(po decydujàcej bitwie pod Culloden,
którà pretendent przegra∏, gdy˝ jego lu-
dzie walczyli pa∏aszami, a wojsko an-
gielskie u˝y∏o artylerii) by∏a pewna nie-
ustraszona kobieta, Flora Macdonald.
Przemyci∏a go w kobiecym przebraniu
w bezpieczne miejsce, na wysp´ Skye,
a nast´pnie ∏odzià na kontynent. Pojma-
na nast´pnie, do czego dojÊç musia∏o, i
uwi´ziona przez Anglików, ws∏awi∏a si´
brawurowà ucieczkà i znalaz∏a schro-
nienie w pobli˝u Cape Fear w Karoli-
nie Pó∏nocnej. By∏o tam te˝ wielu innych
szkockich uchodêców, a jedynà pracà,
jakà mogli znaleêç, by∏o zatrudnienie
przy obróbce drewna sosnowego dla
okr´tów brytyjskich. Podgrzewa∏o si´
sosny smo∏owe (w które nadal obfituje
Cape Fear), a one wydziela∏y ˝ywic´.
Mo˝na jà by∏o gotowaç i destylowaç
z niej rozmaite substancje, jak smo∏a,
dziegieç czy terpentyna, którymi im-
pregnowano wszystko, co si´ chcia∏o,
na przyk∏ad kad∏uby okr´tów, liny i
SKOJARZENIA
James Burke
Za˝yj dwa akronimy
KOMENTARZ
DUSAN PETRICIC
Ciàg dalszy na stronie 82
82 Â
WIAT
N
AUKI
Listopad 1997
chodzà dos∏ownie, to raczej kraw´dê ho-
ryzontu naszej jednostajnie obracajàcej
si´ Ziemi odkrywa przed nami S∏oƒce
o Êwicie i zakrywa o zmierzchu, zacho-
dzàc i wschodzàc.
Stacje telewizyjne wcià˝ prezentu-
jà szerokiej publicznoÊci iluzje teatral-
ne – efekty w du˝ej skali, takie jak znik-
ni´cie Statui WolnoÊci z nowojorskiego
portu. Mo˝emy wykluczyç ewentual-
noÊç znacznego, fizycznego przesu-
ni´cia tej damy, tym bardziej ˝e nie daje
si´ zauwa˝yç ˝adnego zaniepokojenia
publicznoÊci znajdujàcej si´ poza bez-
poÊrednim oddzia∏ywaniem magików.
Miliony telewidzów obserwujà ten
spektakl razem z kilkudziesi´cioma
przypadkowymi obserwatorami – wy-
starczajàcà liczbà Êwiadków, aby wy-
kluczyç zmow´. Wchodzà oni do nie-
wielkiego teatru na nadbrze˝u i ob-
serwujà to samo, co widzimy na ekra-
nie telewizyjnym. Obraz wideo, który
mo˝na ∏atwo zafa∏szowaç, tym razem
jest prawdziwy. Unosi si´ kurtyna, uka-
zujàc w oddali widok kolosa jaÊniejàce-
go poÊród migoczàcych morskich fal.
Kurtyna opada, a gdy si´ po chwili pod-
nosi, ukazujàc odleg∏y widok, nie ma na
nim Statui WolnoÊci. Gdy po sekundzie
kurtyna opada, Statua WolnoÊci znowu
si´ pojawia.
Lustro ukryte na scenie mo˝e zmie-
niç kierunek naszej obserwacji. W tym
jednak przypadku nawet dostatecznie
du˝e lustro nie da∏oby efektu obserwo-
wanego jako rozleg∏y widok morskich
wód. Proponujemy Paƒstwu koperni-
kaƒskie wyjaÊnienie – nie transformacj´
odleg∏ej sceny, lecz naszego punktu wi-
dzenia. W czasie gdy kurtyna jest opusz-
czona, niewielki teatr si´ obraca, g∏adko
i powoli, najprawdopodobniej dzi´ki si-
le mi´Êni obs∏ugi. Ani widownia w te-
atrze, ani telewidzowie nie zauwa˝ajà
˝adnego ruchu, bo Êciany i niewielka
scena obracajà si´ razem z wygodnie sie-
dzàcymi ludêmi. Rama widokowa sceny
przesuwa si´ na tyle, by nie by∏o w niej
Statui WolnoÊci. Podobnie jak odleg∏e
gwiazdy nie obiegajà nas ka˝dej nocy,
poruszajàc si´ po kryszta∏owej sferze,
tak Statua WolnoÊci pozostaje na swym
miejscu – to jedynie Êwiadkowie wyda-
rzenia i kamera razem si´ obracajà.
Nie mamy ˝adnych wi´cej informa-
cji, podajemy jedynie naszà propozy-
cj´ wyjaÊnienia cudownego sekretu te-
lewizyjnych iluzjonistów. ˚ywimy dla
nich ogromny podziw za realizacj´ tak
wielkiej, prawdziwie kopernikaƒskiej
iluzji, nawet jeÊli w istocie robià to ja-
koÊ inaczej!
T∏umaczy∏
Jan Kozubowski
poszycie klepkowe, ale te˝ i ludzkie
wn´trznoÊci, gdy˝ ówczeÊni lekarze
z upodobaniem stosowali terpentyn´
w leczeniu schorzeƒ dróg oddechowych
oraz przypadków dermatologicznych.
Ale wreszcie nasta∏ rok 1776, kiedy to
dosz∏o do owej niefortunnej rewolty
i my, Brytyjczycy, utraciliÊmy Karolin´
Pó∏nocnà (oraz ca∏à reszt´). JeÊli Wielka
Brytania mia∏a nadal panowaç na mo-
rzach i oceanach, trzeba by∏o na gwa∏t
szukaç nowych êróde∏ smo∏y, dziegciu
i terpentyny.
Z tego to w∏aÊnie powodu wkrótce po-
tem pewien zubo˝a∏y szkocki lord, Ar-
chibald Cochrane (którego rodzina od
kilku pokoleƒ stawia∏a na niew∏aÊciwych
królów i na niew∏aÊciwe konie), wypa-
la∏ w´giel w pobli˝u Edynburga. Jego oj-
cowizna sk∏ada∏a si´ zaledwie z paru
marnych kopalni. Cochrane zamierza∏
zlikwidowaç niedobory smo∏y, dziegciu
i terpentyny w Królewskiej Marynarce
Wojennej (i dzi´ki temu poprawiç w∏a-
snà sytuacj´ finansowà), przetwarzajàc
w´giel w czarne paskudztwo, które dla
niego obróci∏oby si´ w z∏oto. Ale nieste-
ty, tego samego dnia, kiedy jego lordow-
ska moÊç pojawi∏ si´ w Londynie, by
zaoferowaç marynarce wojennej nowà
metod´ wytwarzania mazi do smo∏o-
wania okr´tów, admiralicja brytyjska
postanowi∏a pokrywaç blachà miedzianà
dolne cz´Êci wszystkich kad∏ubów. Co-
chrane zosta∏ wi´c na lodzie ze swym
bezu˝ytecznym kleistym paskudztwem
i w koƒcu przysz∏o mu dokonaç ˝ywota
w n´dzy w Pary˝u.
Tyle o kaprysach historii. Paskudz-
two Cochrana okaza∏o si´ smo∏à w´glo-
wà. A dziÊ wiemy dobrze, co to ozna-
cza. Prawie wszystko, co moglibyÊmy
wymieniç: sztuczne barwniki, fenol, an-
tyseptyki, kreozot, pirydyna – wystar-
czy! Mo˝e tylko dodajmy, ˝e jednym
z wielu zwiàzków odkrytych w smole
w´glowej okaza∏ si´ blisko spokrewnio-
ny z fenolem kwas salicylowy.
Uzyska∏ go w 1890 roku z fenolu che-
mik niemiecki Felix Hoffmann pracujà-
cy dla Bayera. Stàd ju˝ tylko krok do
kwasu acetylosalicylowego. Obecnie
kwas salicylowy uzyskuje si´ w postaci
naturalnej z roÊliny o nazwie tawu∏a (po
∏acinie: Spiraea ulmaria). Hoffmann da∏
nowemu cudownemu lekowi nazw´ b´-
dàcà akronimem: A (od acetylu), SPIR
(od spiraea) oraz IN (z nikomu nie zna-
nych powodów).
Pomóg∏ mi on (po∏àczcie tylko du˝e
litery) zwalczyç ból g∏owy, w jaki wp´-
dzi∏ mnie dr Arbuthnot. Id´ troch´ si´
po∏o˝yç.
T∏umaczy∏
Boles∏aw Or∏owski
ZADZIWIENIA
,
ciàg dalszy
SKOJARZENIA
,
ciàg dalszy
Inne obcoj´zyczne
wydania
LE SCIENZE
Piazza della Repubblica, 8
20121 Milano
ITALY
NIKKEI SCIENCE, INC.
1-9-5 Otemachi
Chiyoda-ku,
Tokyo 100-66,
JAPAN
POUR LA SCIENCE
Éditions BELIN
8, rue Férou
75006 Paris
FRANCE
INVESTIGACION Y CIENCIA
Prensa Cientifica, S.A.,
Muntaner, 339 pral. l.a.
08021 Barcelona,
SPAIN
SPEKTRUM DER WISSENSCHAFT
Verlagsgesellschaft mbH
Vangerowstrasse 20
69115 Heidelberg,
GERMANY
KE XUE– Chongqing Branch
Institute of Scientific & Technical
Information of China
P.O. Box 2104
Chongqing, Sichuan
PEOPLES REPUBLIC OF CHINA
MAJALLAT AL-OLOOM
Kuwait Foundation for the
Advancement of Sciences
P.O. Box 20856
Safat, 13069
KUWAIT