Anderson Caroline Mężczyzna bez skazy

background image

CAROLINE ANDERSON

Mężczyzna bez

skazy

Harlequin

Toronto • Nowy Jork • Londyn

Amsterdam • Ateny • Budapeszt • Hamburg

Madryt • Mediolan • Paryż • Praga • Sofia • Sydney

Sztokholm • Tokio • Warszawa

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

- Cóż za nieznośni smarkacze!

Zirytowana Clare zamknęła za sobą drzwi od

dyżurki pielęgniarek i opadła na krzesło.

- Aż tak źle ?

Podniosła wzrok i ujrzała wpatrującego się w nią

mężczyznę. Miał jasne włosy, które swobodnymi

kosmykami opadały na wysokie, opalone czoło,

a z całej postaci emanowała energia i siła. Był tak

przystojny, że od razu wzbudziło to podejrzenia Clare.

- Przepraszam... Nie wiedziałam, że ktoś jest

w pokoju. Zwykle nie mówię sama do siebie, ale dziś

rano...

- Zawsze traci pani zimną krew tak wcześnie?

- Spojrzał na zegarek i ze zdziwieniem uniósł jedną

brew. - Jest dopiero dziesięć po dziewiątej!

- Cóż, zrozumiałby mnie pan, gdyby sam miał do

czynienia z Dannym Drew i jego kolegami.

- Nie mogę się tego doczekać. - Leniwym ruchem

podał jej rękę przez stół. - Nazywam się Michael

Barrington. Od mniej więcej dziesięciu minut jestem

asystentem Tima Mayhew w tutejszym szpitalu. A pani

to zapewne Clare Stevens ? - zapytał ujmując jej dłoń.

Pod wpływem tego dotknięcia ciało Clare przeszedł

dreszcz. Szybko cofnęła rękę i nieświadomie prowo­

kującym gestem wygładziła na biodrach sukienkę.

- Skąd pan to wie?

Doktor Barrington dotknął palcem przypiętej na

jej piersi plakietki z nazwiskiem.

- Och, jaka ze mnie gapa! - spróbowała się zaśmiać,

background image

6 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

ale wypadło to nienaturalnie. Mężczyzna uśmiechnął

się do niej drwiąco.

- Czekaliśmy na pana. Siostra 0'Brien zaczyna

pracę dopiero o dwunastej, więc może ja pokażę

panu doktorowi oddział?

- Zgoda, ale bez żadnej pompy. Nie potrzebuję

nadwornej świty ani oznajmiających moje przybycie

heroldów!

Roześmiała się głośno, czując, że opuszcza ją

napięcie.

- Nie musimy tego ogłaszać w całym szpitalu!

A teraz chodźmy. Nie mamy dzisiaj ostrego dyżuru,

ale przyjęliśmy kilku pacjentów do wszczepienia protezy

stawu biodrowego. Poza tym na sali intensywnej

terapii leży dwóch chorych z wypadków samochodo­

wych. Jak tylko poczują się lepiej, zostaną przeniesieni

na oddział.

- Pójdę wszędzie, gdzie tylko pani rozkaże - zażar­

tował, a Clare poczuła, jak serce zamiera jej w piersiach.

- Proszę.

Podszedł do niej i otworzył drzwi. Jego bliskość

podziałała na nią jak narkotyk. Delikatny aromat

drogiej wody kolońskiej podkreślał naturalny, męski

zapach jego ciała, który przyciągał Clare jak ma­

gnes.

Starając się, by jej głos brzmiał naturalnie, po­

dziękowała za uprzejmość i wyszła z dyżurki. Pokazała

doktorowi oddział, a potem zaprowadziła go do

pierwszej z czterech sal chorych.

- Czy chce pan kogoś zbadać?

- Nie sądzę, aby to było konieczne. Chyba że jest

ktoś, kogo pani zdaniem powinienem zobaczyć.

Przyszedłem dziś tylko po to, żeby się trochę rozejrzeć.

Później chcę pójść do doktora Mayhew na blok

operacyjny.

Doktor Barrington miał wspaniałe podejście do

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

7

chorych. Uśmiechał się do nich i żartował, oczaro-

wując wszystkie pacjentki. Z uwagą słuchał wyjaś­

nień Clare dotyczących szczegółów kuracji Tiny

White, która spadła z konia, łamiąc sobie kręgosłup

w odcinku piersiowym. Leżała na specjalnym łóżku

Strykera, które co dwie godziny obracano o kilka

stopni.

- To nasza wzorowa pacjentka, prawda? - powie­

działa Clare z uśmiechem do Tiny.

- Każdy może uchodzić za wzorowego pacjenta

w porównaniu z nimi. - Tina wskazała ręką na

pozostałych chorych leżących na sali.

- Problem polega na tym, że zapomnieli już co to

znaczy ból. - Clare uśmiechnęła się.

- Chyba nie chciałaby pani, żeby cierpieli? - Michael

Barrington uniósł ze zdziwieniem brwi.

- Oczywiście, że nie! Po prostu nie mogę się

doczekać, kiedy wyzdrowieją i znajdą się w domach.

Tina zachichotała.

- Nie są tacy źli. Naprawdę można oszaleć leżąc tu

tyle czasu. Przynajmniej się nie nudzę !

- Jest jakiś postęp? - zapytał cicho, kiedy się oddalili.

- Niespecjalnie. Na początku byliśmy pełni nadziei,

ale teraz nie wygląda to najlepiej. Zaraz panu wszystko

opowiem.

Otworzyli drzwi do kolejnego pokoju i w ostatniej

chwili zdążyli uchylić się przed rzuconym w ich

stronę ogromnym grejpfrutem.

- Danny Drew? - zapytał doktor Barrington.

- Pan mnie zna, doktorze?

Clare podniosła z ziemi owoc i stancja tyłem do

pacjenta.

- Ma złamane obie kości udowe, więc jest kom­

pletnie unieruchomiony. Żadną miarą nie można go

nazwać idealnym pacjentem! Oba złamania nastawiał

doktor Mayhew, ale myślę, że musiałby jeszcze

background image

8

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

zdrutować mu szczęki, żeby w jego stanie nastąpiła

jakaś poprawa...

- Cześć, skarbie! Przyprowadziłaś swojego chło­

paka?

Clare zignorowała tę i kilka następnych uwag

Danny'ego.

- Rozumiem teraz, co pani miała na myśli ! Rze­

czywiście jest wyjątkowo dowcipny!

Clare podeszła do następnego chorego.

- Peter Sawyer. Spadł z motocykla i złamał sobie

nadgarstek, przedramię i miednicę. Ręka źle się goi

i prawdopodobnie trzeba ją będzie jeszcze raz na­

stawiać. Cała reszta wygląda znacznie lepiej, więc

chyba niedługo wypuścimy go do domu.

- Nie wygląda pani na zadowoloną z tego faktu

- powiedział, kiedy wyszli z sali.

- Z czego tu się cieszyć? Za kilka dni trafi tu

kolejny motocyklista w podobnym stanie. Na tej sali

leżą tylko chorzy z wypadków i po kontuzjach

sportowych.

Kiedy wrócili do dyżurki, doktor Barrington usiadł

na krześle wyciągając przed siebie długie nogi.

- Proszę opowiedzieć mi o Tinie.

- Dobrze. Napije się pan kawy?

Napełniła dwie filiżanki, postawiła je na biurku

i otworzyła książkę przyjęć.

- Spadła z konia w sobotę... dziewięć dni temu.

Jeździła na stadionie. Koń wystraszył się czegoś i zrzucił

ją przez barierkę. Wylądowała na plecach. Sam rdzeń

kręgowy nie został uszkodzony, ale przemieszczone

kręgi wywierają na niego ucisk. Doktor Mayhew

wciąż ma nadzieję, że powrócą jej chociaż niektóre

funkcje, ale jak dotąd nic na to nie wskazuje. Jeśli nie

nastąpi poprawa, będzie ją operował, żeby szybciej

zacząć rehabilitację. Na razie obracamy ją co dwie

godziny i czekamy na cud.

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

9

- Małe szanse.

- Wiem. Peter Sawyer też nie rokuje najlepiej.

Myślę, że doktor Mayhew zdecyduje się na operacyjne

nastawienie kości przedramienia. Były całkiem po­

gruchotane.

- Kiedy to się stało?

- Sześć tygodni temu. Już dawno złamanie powinno

zacząć się goić, a jakoś nic na to nie wskazuje.

- Miał robione zdjęcia rentgenowskie?

- Tak. Są w historii choroby. - Odnalazła je

i powiesiła na negatoskopie.

- Paskudnie to wygląda! Miał szczęście, że nie

stracił całej ręki!

- Na szczęście obrażenia tkanek miękkich nie były

zbyt rozległe. To go ocaliło od amputacji. Dla takiego

młodego człowieka byłaby to tragedia.

- Tak, tragedia - powtórzył w zamyśleniu. - Za­

pomina pani jednak o tym, że zranienie może być

jeszcze większym problemem. Czasami dla dobra

pacjenta lepiej jest usunąć chorą kończynę, niż się

z nią męczyć.

- Nie mogę w to uwierzyć. Czy może być coś

gorszego niż utrata ręki, albo nogi?

- Na pewno zdrowa kończyna jest nie do za­

stąpienia, ale często prawidłowo amputowana ręka

czy noga, odpowiednio dobrana proteza i właściwa

rehabilitacja zapewniają pacjentowi większy komfort.

- A aspekty moralne? - Clare nie dawała za

wygraną. - Kontakty z najbliższymi, życie osobiste,

seksualne?

- Hola, hola - delikatnie musnął palcami jej

policzek. - Niech się pani tak nie przejmuje. Oczywiście

problemów jest wiele. Chorzy po amputacji potrzebują

dużego wsparcia i opieki. Ja twierdzę jedynie, że

kiedy udzieli im się potrzebnej pomocy, mogą funk­

cjonować zupełnie normalnie.

background image

1 0

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

Chciała przedstawić mu kolejne argumenty, ale

wspomnienie dotyku, który ciągle czuła na twarzy,

nie pozwalało jej zebrać myśli. Doktor Barrington

był zbyt męski, zbyt silny, zbyt... po prostu był zbyt

blisko niej! Patrzył z taką intensywnością, że prawie

fizycznie czuła na sobie siłę tego spojrzenia.

- Doktorze Barrington...

- Mam na imię Michael.

- Michael, skończmy już. Nie mogę jasno myśleć.

- Na szczęście! Gdyby było inaczej, z pewnością

chciałabyś kłócić się ze mną dalej, a tego bym nie

zniósł.

Była pewna, że chce ją pocałować. Pełne, pięknie

wykrojone usta były już tak blisko...

Dźwięk telefonu zabrzmiał ostro i przenikliwie.

Clare drgnęła i z niechęcią podniosła słuchawkę.

- Do ciebie. - Podała ją Michaelowi i usiadła za

biurkiem.

Co się z nią, do diabła, działo? Odkąd pamięta,

zawsze ciągnął się za nią sznur wielbicieli, w tym

także lekarzy. Wszyscy uważali ją za pięknego,

seksownego kociaka, marzącego jedynie o tym, by

być przez nich adorowanym. Nic bardziej błędnego!

Tak pragnęła, by ktoś zwrócił uwagę nie tylko na jej

figurę czy twarz, ale także na nią samą! Na jej umysł,

osobowość, czy poczucie humoru.

Potrafiła trzymać mężczyzn na dystans, gdyż zwykle

to oni tracili dla niej głowę. W tym przypadku było

inaczej. Wystarczył jeden dotyk tego człowieka, a świat

zawirował jej przed oczami! Roztkliwiasz się nad

sobą - pomyślała z niezadowoleniem.

- Bogowie przemówili. Muszę iść teraz na salę

operacyjną, żeby udowodnić im, co jestem wart.

Jesteś zajęta dziś wieczorem?

- Tak, będę myła włosy.

- Kłamczucha - powiedział uśmiechając się lekko.

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

1 1

- Zapraszam cię na kolację. Będziesz miała okazję

dokładnie opowiedzieć mi o tutejszych zwyczajach.

Chciałbym je trochę poznać, zanim zacznę tu pracować!

Pokusa była wielka. Przez chwilę wahała się,

z niepewnością spoglądając w błękitne oczy, które

zdawały się przeszywać ją na wylot.

- Masz jakieś powody, żeby mi odmówić?

- Skąd ci to przyszło do głowy? - zapytała z nagłym

rozdrażnieniem.

- Po prostu zastanawiałem się, czy w twoim życiu

istnieje jakaś Ważna Osoba.

- Jaka osoba?

- No wiesz, mąż, narzeczony, kochanek czy ktoś

taki.

- Nie, nie ma nikogo takiego.

- Doprawdy? - w jego głosie było słychać niedo­

wierzanie.

- Doprawdy! Nie mam chłopaka, a co ważniejsze,

wcale go nie szukam.

- Wielka szkoda.

- Tak myślisz? Ja jestem z tego zadowolona.

- Zadowolona? Do diabła, Clare. Taka kobieta

jak ty powinna osiągnąć znacznie więcej niż tylko

zadowolenie...

Zmroziła go wzrokiem.

- Jeśli ma pan ochotę zająć się uatrakcyjnianiem

mojego życia erotycznego, panie Barrmgton, to nic

z tego! Odpowiedź brzmi „nie"!

Roześmiał się głośno, swobodnie, co wprawiło Clare

w jeszcze większe zakłopotanie. Po chwili odezwał się

z rozbrajającym uśmiechem:

- Należałoby chyba poczekać na zaproszenie,

nieprawdaż? Mówiąc szczerze, niczego ci nie propo­

nowałem... jak dotąd. Choć, być może, do tego

właśnie zmierzałem.

- Prędzej czy później okazuje się, że wszyscy

background image

12 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

zmierzacie do tego samego... - powiedziała z nagłą

goryczą w głosie. - Moja odpowiedź zawsze jest taka

sama. Dzięki, ale nie. Czy nie powinieneś już iść?

Kiedy została sama, nie mogła uporządkować myśli.

Ładnie rozpoczęła pracę z nowym lekarzem! Może

zareagowała zbyt gwałtownie, ale trudno było nie

zrozumieć jego intencji. Clare miała dwadzieścia pięć

lat i już dość dobrze nauczyła się oceniać reakge

mężczyzn. Na tym z pewnością zrobiła wrażenie.

Cóż, wkrótce okaże się, że nie jest taką dziewczyną,

za jaką ją uważa. Jeśli chodzi mu tylko o przelotną

znajomość, to w szpitalu nie będzie miał z tym problemu.

Westchnęła i wróciła do pracy.

Jej spokój nie trwał długo. Michael wrócił za kilka

minut z doktorem Mayhew i młodszym asystentem,

Davidem Blakiem. Siostra 0'Brien od razu wzięła go

pod swoje opiekuńcze skrzydła i zaprowadziła na

salę. Clare z niekłamanym podziwem przyglądała się,

jak doktor Barrington bada dwóch pacjentów, którym

tego ranka wszczepiono protezy stawu biodrowego.

- Wygląda to nieźle - uśmiechnął się, kończąc

badanie drugiego chorego i podał Clare sporządzone

zapiski.

- Dziękuję, siostro, to wszystko. - Zniżył głos.

- Co robisz, kiedy skończysz myć włosy?

- Nic - odpowiedziała zgodnie z prawdą, starając

się stłumić śmiech.

- A zatem zjedz ze mną kolację. Ulituj się nad

nowicjuszem, Clare. Nic cię nie obchodzi, że nie

znam tu nikogo, że muszę wracać do pustego domu

i spędzić samotnie wieczór? Nie mam nikogo, z kim

mógłbym porozmawiać. Może z wyjątkiem mojego

kota, ale on mówi raczej niewiele. Zgadzasz się?

- W porządku - powiedziała ze śmiechem. - Gdzie

i kiedy?

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

1 3

- Mieszkasz w szpitalu?

Przytaknęła.

- Umówmy się przy głównym wejściu o siódmej.

Przyjadę po ciebie. Zgoda?

- OK. Co mam założyć?

- Cokolwiek. Mogą być dżinsy. Koło mnie jest

mały pub z ogródkiem, gdzie możemy posiedzieć.

Teraz muszę już iść. Spotkamy się o siódmej.

Kiedy wyszedł, zdała sobie sprawę, że siostra 0'Brien

bacznie ich obserwowała.

- Miły chłopak. Wygląda na to, że dobrze się

nawzajem rozumiecie.

- Po prostu poprosił mnie, żebym poświęciła mu

dziś wieczorem trochę czasu i wyjaśniła kilka spraw

związanych z funkcjonowaniem naszego oddziału. Wie

pani, jak to jest, gdy przychodzi się do nowej pracy.

Clare starała się, żeby zabrzmiało to przekonywu­

jąco. Za nic na świecie nie przyznałaby się, jak waliło

jej serce, kiedy dotknął jej ręki biorąc notatnik

z zapiskami.

Siostra 0'Brien uśmiechnęła się do siebie.

- Mam nadzieję, że miło spędzisz czas. Dobrze ci

zrobi wieczór na mieście. A wracając do naszych spraw,

sądzę, że doktor Mayhew chce, żeby pan Barrington

jeszcze raz nastawił przedramię Pete'a Sawyera. Chyba

zrobią mu przeszczep kostny. Teraz, kiedy miednica

zrosła się prawidłowo, mogą pobrać kość z talerza

biodrowego. Mam nadzieję, że to mu pomoże.

Przynajmniej do czasu, aż doktor Barrington nie

zdecyduje się na amputację, pomyślała przypominając

sobie niedawną rozmowę.

Dzień pracy zdawał się nie mieć końca. Nawet

sama przed sobą nie przyznałaby się, jaka była

przyczyna tej niecierpliwości. Dopiero kiedy po

powrocie do domu przewracała szafę do góry nogami

background image

14 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

w poszukiwaniu czegoś odpowiedniego do ubrania,

zdała sobie sprawę, że męczące ją od rana uczucie

niepokoju miało tylko jedną przyczynę. Był nią Michael

Barrington.

- Cholera! - zaklęła pod nosem, nie mogąc uciszyć

niepokoju, jaki nie opuszczał jej od chwili, w której

ujrzała tego mężczyznę. Nie miała zamiaru rezygnować

ze swoich zasad tylko dlatego, że jakiś playboy

przyprawił ją o zawrót głowy!

Kiedy była już gotowa, stanęła przed lustrem, by

ocenić swój wygląd. Świeżo umyte, uwolnione spod

sztywnego czepka włosy miękko okalały twarz, luźno

opadając na kołnierz. Delikatny makijaż podkreślał

jej duże, piękne oczy. Ubrała się w lekki szaro-zielony

sweter i szeroką spódnicę w pomarańczowo-zielone

wzory. Na nogach miała tylko sandały.

Zastanawiała się, czy jej strój nie jest zbyt mało

elegancki, ale było już za późno, żeby cokolwiek

w nim zmieniać.

Za pięć siódma zeszła do głównego wejścia, starając

się opanować narastające zdenerwowanie.

Ujrzała go na parkingu, pogrążonego w rozmowie

z dwoma lekarzami. Nie chciała, żeby łączono ich

nazwiska, ale było już za późno, aby się wycofać.

Michael dostrzegł ją i, przepraszając kolegów, zwrócił

się w jej kierunku.

- Clare, jesteś punktualna!

- Dlaczego tak cię to dziwi?

- Sądziłem, że spóźniasz się na spotkania, podobnie

jak większość dziewczyn.

- Clare Stevens to nie to samo, co „większość

dziewczyn" - powiedziała z naciskiem.

- Zaczynam sobie z tego zdawać sprawę. Chodźmy.

Umieram z głodu. - Wziął ją pod rękę i poszli na

parking.

- Aha, muszę ci coś powiedzieć. Okazało się, że

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY 15

w tej knajpce nie podają gorących posiłków w ponie­

działki. Może więc przyjmiesz moją propozycję

i pozwolisz, żebym coś dla nas przygotował?

Tu cię mam, pomyślała i stanęła.

- U ciebie w mieszkaniu?

- W moim domu. Nie martw się, jestem całkiem

dobrym kucharzem. Przez te kilka dni zdążyłem

odkryć tylko ten pub, o którym ci mówiłem, więc nie

wiem, gdzie indziej moglibyśmy pójść. I możesz się

nie obawiać, nie zamierzam cię napastować.

Spojrzała ze zdziwieniem i lekko się uśmiechnęła.

- Tak to po mnie widać?

- Rano byłaś bojowa jak lwica. Obiecuję, że cię

nie dotknę, zanim sama nie zaczniesz.

- Ja? Co masz na myśli?

- Naprawdę sądzisz, że tylko ty wzbudzasz żywe

zainteresowanie płci przeciwnej? Uwierz mi, to praw­

dziwa przyjemność spotkać nareszcie kobietę, która

nie mdleje na mój widok w minutę po tym, jak mnie

poznała!

Nie ma co się temu dziwić - pomyślała. Gdyby nie

fakt, że z zasady mówiła „nie", sama mogłaby odczuć

taką pokusę!

- W porządku. Ty będziesz gotował, ja będę mówić,

a potem razem pozmywamy. Zgoda?

- Świetnie. Zaraz będziemy na miejscu. Wskakuj.

- No, no!

Uśmiechnął się siadając za kierownicą.

- To samochód mojego brata. Ja mam stare volvo,

ale ponieważ brat wyjechał w interesach do Niemiec,

pożyczyłem od niego ten wóz, żeby trochę podnieść

swój prestiż!

- Całkiem nieźle ci to wychodzi. Co to za marka?

- Porsche. Chcesz, żebym otworzył dach?

- Dlaczego nie? Nie zaszkodzi to chyba mojemu

prestiżowi?

background image

16 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

Roześmieli się i Michael nacisnął przycisk. Nad ich

głowami rozpostarło się czerwcowe niebo.

- Ruszajmy!

Zapalił silnik i wyprowadził samochód z parkingu.

Clare wygodnie usadowiła się w miękkim fotelu

i westchnęła z błogością.

Kiedy wyjechali na szosę, Michael przyspieszył

i wkrótce wiatr rozwiewał włosy Clare, smagając

policzki.

- Michael, to jest wspaniałe!

- Nieźle, prawda? Szczęściarz z mojego brata.

Zastanawiam się, czy zechce mi go sprzedać.

Po krótkiej chwili skręcili w jedną z przecznic,

z której wjechali na piaszczystą drogę.

- Dokąd jedziemy? - zapytała Clare, którą nagle

zaniepokoił fakt, że znaleźli się w tak odludnym

miejscu.

- Widzisz przed nami ten mały różowy dom? To

tutaj.

Ujrzała domek z niskim dachem, który prawie

w całości przykrywał okna na pięterku. Ciepłorożowy

kolor ścian rozjaśniały herbaciane róże, które okalały

drzwi i rosły wokół okien.

- Nie mów mi tylko, że ten dom nazywa się

Różowa Chata!

- Jak się tego domyśliłaś? Chodź do środka. Witam

cię w moich skromnych progach.

Skłonił się przed nią robiąc gest, jakby zdejmował

z głowy czapkę i otworzył drzwi.

Wnętrze było równie czarujące jak to, co widziała

na zewnątrz. Pełno w nim było małych schowków

i zakątków, a meble w większości zrobione zostały

z sosnowego drewna. W kuchni podłoga była ce­

glana, a na poddasze prowadziły strome drewniane

schody.

- Och, Michael, tu jest cudownie!

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

1 7

- Dziękuję - powiedział z uśmiechem. - Jesteś

moim pierwszym gościem. Pozwól, że cię oprowadzę.

Podążyła za nim, z zachwytem oglądając wystrój

domu.

- Uważaj na głowę - ostrzegł, gdy weszli na schody.

- Sądzę, że zostały zbudowane z myślą o niższych

ludziach niż my. Łazienka jest tam, a sypialnie są po

obu stronach. W tej chwili nie są jeszcze umeblowane,

ale wkrótce się tym zajmę. Kupiłem tę posesję dopiero

w czwartek. Miałem to zrobić wcześniej, ale złapał

mnie sztorm u wybrzeży Sycylii.

- Masz na myśli tę wyspę?

- Tak. Zabrałem tam „Henriettę" na kilka dni

i nie zdążyłem wrócić na czas.

Mój Boże, pomyślała. Stoimy na środku jego

sypialni, a on opowiada mi o kłopotach z jakąś

Henriettą!

- Kiedyś ci ją pokażę. Jest bardzo piękna i łatwo

jest nią sterować, o ile tylko wiatr nie jest zbyt silny,

bo wtedy może sprawić trochę kłopotu. Na pewno ją

polubisz. Cierpisz na chorobę morską?

Uśmiechnęła się z ulgą, gdy zrozumiała, że „Hen­

rietta" to jego jacht. Ale po chwili z przerażeniem

uświadomiła sobie, że chyba jest zazdrosna o Michaela!

Co prawda nie miała całkowitej pewności, czy to było

właśnie to uczucie, gdyż nigdy przedtem nie była

o nikogo zazdrosna. A jeśli to zazdrość, to dlaczego

o Michaela? Jak widać, życie jest pełne różnych

niespodzianek...

- Nie. Nigdy dotąd nie miałam choroby morskiej.

Wprawdzie ostatni raz żeglowałam w wieku lat

trzynastu, ale przedtem dużo pływałam z bratem.

- Najpierw mieliśmy „Mirror", potem „Fireball",

a w końcu dziadek kupił „Henriettę". Jako chłopak

spędzałem na niej wiele czasu.

Ich roześmiane oczy spotkały się i Clare pomyślała

background image

18 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

nagle o ogromnym metalowym łożu, które stało za

nimi.

- Może zejdziesz na dół i zrobisz sobie coś do

picia. W lodówce jest białe i czerwone wino, i różne

napoje. Ja chciałbym zdjąć wreszcie z siebie ten

garnitur i chwilę się zrelaksować.

- Świetnie.

Odwróciła się i zaczęła schodzić po schodach.

Usłyszała, jak zrzucił buty, które z hałasem upadły

na podłogę. W kuchni rozejrzała się bezradnie

w poszukiwaniu lodówki.

Michael zbiegł na dół ubrany tylko w stare obcisłe

dżinsy. Wciągał jeszcze koszulkę i Clare przez chwilę

widziała jego opalony tors.

Jej dłonie same wyciągały się, żeby go dotknąć, ale

powstrzymała się, zaciskając ręce w kieszeniach.

- Gdzie jest lodówka? - zapytała nienaturalnie

wysokim głosem.

- Tutaj.

Otworzył jedną z kilku identycznych szafek zrobio­

nych ręcznie z ciemnego dębu. W środku była

wbudowana lodówka.

- Bardzo sprytne.

- Tak. Dom należał do dekoratora wnętrz. Napijesz

się wina czy czegoś bezalkoholowego?

- Proszę o białe wino z lodem.

- Dobry pomysł.

Wyjął z lodówki butelkę, odkorkował ją i napełnił

dwa kieliszki.

- Na zdrowie!

- Na zdrowie! Witaj w Audley.

- Dzięki, Clare. A teraz usiądź i zdradź mi wszystkie

szpitalne sekrety. Kto się z kim kłóci, do kogo nie

powinienem się odzywać, kto przewodzi w towarzystwie

i tak dalej.

- Nic z tych rzeczy. Audley to przyzwoity szpital

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

1 9

i panują w nim bardzo zdrowe stosunki. W końcu

wszyscy mamy wspólny cel.

- Dzięki Bogu! W szpitalu, w którym ostatnio

pracowałem, trzeba było bardzo uważać, żeby nie

nadepnąć komuś na odcisk.

Ułożył umytą sałatę w salaterce i postawił ją przed

Clare.

- Na co masz ochotę? Możemy zjeść świeżego

okonia albo stek, jeśli wolisz.

- Sam go złowiłeś?

- Nie tym razem. Kupiłem od faceta z sąsiedniej

łódki. Prosto z wody.

- Brzmi zachęcająco.

Clare robiła sałatę, a on w tym czasie umył ryby,

otoczył je w maśle i koprze, a potem pospinał

wykałaczkami.

- Wystarczy im pół godziny w piekarniku. Akurat

tyle, żebym zdążył pokazać ci ogród.

W świetle promieni zachodzącego słońca ogród

wyglądał wspaniale. Powietrze przesycone było zapa­

chem kwiatów ,a bogactwo barw rosnących tu roślin

musiało olśnić każdego.

Entuzjazm Michaela był zaraźliwy. Z dumą od­

krywał przed nią wszystkie tajemnice tego miejsca.

Na samym końcu, pod drzewem, wisiała stara huś­

tawka. Zaproponował Clare, żeby ją wypróbowała.

- Nigdy nie potrafiłam rozbujać się wystarczająco

wysoko, żeby poczuć prawdziwą przyjemność.

Jeszcze nie dokończyła mówić, kiedy ujął ją w pasie

i posadził sobie na kolanach. Rozhuśtał się wysoko,

nie bacząc na piski i śmiech Clare. Wiatr targał im

włosy, a ziemia uciekała spod nóg.

W końcu zwolnił pozwalając, żeby huśtawka się

zatrzymała. Zanim wypuścił Clare z objęć, ich usta

spotkały się na krótki moment.

Kiedy wstała, poczuła, że drżą jej kolana. Nie

background image

2 0

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

wiedziała, czy był to skutek huśtania, czy pocałunku

Michaela. Nie był to namiętny pocałunek kochanków,

ale wystarczył, by rozbudzić w niej pożądanie. Ciągle

czuła dotyk jego mocnych ud i ciepło piersi, o którą

się opierała.

- Ryba - powiedział nagle i podążył w stronę domu.

Patrzyła, jak rozwija folię aluminiową i ze wszystkich

sił starała się opanować.

- Masz jakiś sos do sałaty?

- Jest w małym słoiczku, chyba na drzwiach

lodówki. Sam robiłem.

Zasiedli do posiłku przy dużym dębowym stole

i Clare, ku swemu zdziwieniu, zupełnie się rozluźniła.

Jedzenie było wyborne, a Michael niezwykle miły.

Zdawał się nie pamiętać o incydencie w ogrodzie

i Clare sama zaczynała myśleć, że wszystko jej się

przyśniło.

Kawę wypili przed domem, na ławce stojącej pośród

róż. Siedzieli zachowując należyty dystans. Kiedy

skończył mówić, spojrzała na niego i dostrzegła, że

z uwagą się jej przygląda.

Zarumieniła się. A może jednak to nie był sen?

Ręka Michaela, która do tej pory swobodnie spoczy­

wała na oparciu, dotknęła nagle policzka Clare.

Zerwała się na równe nogi.

- Powinnam już pójść, Michael.

Wstał również i ujął ją za przegub.

- Czuję twoje tętno. Jest przyspieszone. Nie wiesz

przypadkiem dlaczego?

Była jak zahipnotyzowana. Przyciągnął ją do siebie

i delikatnie ujął w dłonie jej twarz.

- Czy mówiłem ci już, że ślicznie dziś wyglądasz?

- Ja nie... wcale tak nie uważam...

- Co za niedopatrzenie z mojej strony. Jesteś piękna.

Po prostu olśniewająca.

Zniewolona spojrzeniem błękitnych oczu nawet nie

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

21

drgnęła, gdy pochylił nad nią twarz i pocałował tak

czule i delikatnie, iż pomyślała, że jednak śni.

Cicho westchnęła i przytuliła się do szerokiej piersi

Michaela. Lekko rozchyliła wargi pozwalając, by

jego język wsunął się między nie, była niepomna

niczego z wyjątkiem jego bliskości, dotyku rąk

i intymności pocałunku.

Podniósł głowę i wtulił policzek we włosy Clare.

Czuła bicie jego serca i delikatne drżenie obejmujących

ją ramion.

- Myślę, że powinienem chyba odwieźć cię do

domu - powiedział po chwili.

Clare przytaknęła.

Podczas całej drogi nie odzywali się do siebie, ale

kiedy stanęli pod drzwiami jej mieszkania, położyła

rękę na ramieniu Michaela.

- Dziękuję za wspaniały wieczór - odezwała się

miękko.

- Cała przyjemność po mojej stronie.

Clare uśmiechnęła się i potrząsnęła głową.

- Nie cała - odparła cicho. Wspięła się na palce

i lekko pocałowała go w policzek. - Dobranoc.

- Dobranoc, Clare. Do zobaczenia jutro.

Do zobaczenia, pomyślała, a serce zabiło jej mocniej.

Po raz pierwszy od dłuższego czasu z niecierpliwością

czekała na spotkanie z jakimś mężczyzną. Nawet

kiedy usypiała, uśmiech wciąż rozjaśniał jej twarz.

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

To był bardzo ciężki tydzień i Clare rzadko widywała

Michaela. Spotykali się tylko podczas wspólnych

dyżurów.

Dwaj pacjenci po wypadkach zostali zwolnieni do

domu, a na ich miejsce przyszedł jeden chory z oddziału

intensywnej terapii. Drugi został przywieziony ze

szpitala w Stoke Mandeville. Przyjęto także kolejnego

nastolatka z wypadku drogowego ze złamaną kością

udową. Leżał teraz z nogą na wyciągu i już zdążył się

zaprzyjaźnić z pozostałymi pacjentami.

Peterowi Sawyrowi wykonano przeszczep kostny,

który połączył końce złamanej kości przedramienia.

Rana goiła się dobrze.

Tylko stan Tiny nie polepszał się, toteż w czwartek

doktor Mayhew zaproponował jej operacyjne na­

stawienie kręgosłupa, co umożliwiłoby rozpoczęcie

rehabilitacji.

Przyjęła tę wiadomość ze stoickim spokojem, ale

Gare wyczuwała, że był to spokój pozorny. Matka

Tiny nie wykazała się takim hartem ducha i w pią­

tek Gare musiała niemal siłą odciągać ją od łóżka

córki.

Zaprosiła panią Wbite do pokoju lekarskiego, gdzie

zastały doktora Barringtona. Już wcześniej odbył

rozmowę z rodzicami Tiny. Clare z ulgą więc zostawiła

roztrzęsioną kobietę pod jego opieką, a sama wróciła

do chorej.

Dziewczyna miała łzy w oczach. Clare zasłoniła

okno i usiadła obok Tiny, biorąc ją za rękę.

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY 23

- Nie chcę jeździć na wózku przez resztę życia

- wyszeptała Tina i rozpłakała się na dobre.

Clare nie wiedziała, co powiedzieć, więc po prostu

siedziała przy niej.

- Wolałabym nie oglądać mamy przez chwilę

- powiedziała wreszcie.

- Czy mam jej powiedzieć, żeby poszła się przejść

i wróciła za kilka minut ?

- Bardzo proszę. Nie starczy mi sił, żeby z nią

teraz rozmawiać.

Clare uścisnęła jej rękę i wróciła do pokoju

lekarskiego.

- Jak ona się czuje? Nie chciałam jej denerwować,

ale jest taka młoda! Ma dopiero siedemnaście lat!

Pani White ukryła twarz w dłoniach i zaczęła

ponownie płakać.

- Przyniosę pani filiżankę kawy. Proszę chwilę

zaczekać - odezwał się Michael.

Clare wyszła razem z nim.

- Co z Tiną? - zapytał, jak tylko znaleźli się sami.

- Nie chce teraz widzieć się z matką.

- Wcale się nie dziwię. Takie zachowanie tylko

pogarsza sytuację. Tim Mayhew chce przenieść Tinę

na oddział urazów kręgosłupa w Stoke Mandeville.

Mają tam odpowiednich rehabilitantów i psychologów.

- Z ciężkim westchnieniem przejechał ręką po włosach.

- Co robisz dziś wieczorem?

Zaskoczyło ją to pytanie. Przez cały tydzień w ogóle

nie rozmawiali o prywatnych sprawach. Oboje byli

bardzo zajęci i nie mieli czasu na spotkania. Zbyt

mało ich łączyło, jeśli w ogóle można było mówić

o jakiejś więzi. Clare szczerze w to wątpiła, choć

musiała przyznać, że bardzo by tego chciała. Podniosła

wzrok.

- Masz zamiar policzyć mi kości? - zapytała mrużąc

oczy.

background image

24

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

- To całkiem niezły pomysł! - przytaknął ochoczo.

Zaczerwieniła się.

- Miałam co innego na myśli - żachnęła się.

Pogłaskał ją po policzku.

- Powinnaś się wstydzić - zażartował, lekko się

uśmiechając. - Zostałem zaproszony na przyjęcie do

jednego z lekarzy. Prawie nikogo tam nie znam

i z pewnością będę czuł się samotny.

- U Hamiltonów?

- Tak. Niedawno się pobrali. Mieli cichy ślub

i teraz chcą to jakoś wynagrodzić znajomym. Pójdziesz

ze mną?

- I tak tam będę. Lizzi dawno mnie zaprosiła.

Przyjaźnimy się, jeśli można w ogóle użyć tego

określenia w stosunku do niej. Zawsze była bardzo

skryta. Aż trudno uwierzyć, jaka zmiana zaszła w jej

zachowaniu, odkąd poznała Rossa.

- Ludzie nie potrafią zmieniać innych. Mogą jedynie

dodać komuś pewności siebie albo wręcz przeciwnie,

zabrać wiarę we własne możliwości. A teraz powiedz,

pójdziesz ze mną?

- Z przyjemnością. Ja również nie znam wielu

spośród zaproszonych gości. Większość tych ludzi

zajmuje wysokie stanowiska.

- Mówiłaś przecież, że nie obowiązują tu żadne

formalne zależności.

- W zasadzie nie, ale prawie wszyscy będą ode

mnie dużo starsi, albo żonaci...

- Chcesz powiedzieć, że nie do wzięcia?

- Michael, ja nie jestem „do wzięcia" -powiedziała

z wyrzutem w głosie.

- Oczywiście, że nie. Nie masz kochanka i, co

gorsza, nie chcesz go mieć.

- Żartujesz sobie ze mnie?

- Gdzieżbym śmiał! - odpowiedział ze śmiertelną

powagą.

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

2 5

- Sądzę, że byłbyś do tego zdolny!

- No, może troszkę -jego twarz rozjaśnił uśmiech.

- O której mam po ciebie przyjechać?

- Mam dyżur. Będę gotowa dopiero na dziewiątą.

Nie za późno?

- W porządku. Zresztą i tak zabawa dopiero zacznie

się rozkręcać. Wiesz co? Pojadę po pracy się przebrać,

a potem zaczekam u ciebie w domu. Jak ci się

podoba mój pomysł?

Zbyt śmiały, chciała powiedzieć, ale właśnie weszła

siostra O'Brien radośnie się do nich uśmiechając.

- Robicie kawę dla tej biednej kobiety?

Clare zaczerwieniła się z poczucia winy.

- Tak, właśnie skończyłam.

Michael spojrzał na Clare ponad głową siostry

0'Brien.

- A zatem, siostro, tak jak ustaliliśmy.

Nie czekając na odpowiedź wyszedł z kuchni.

Właśnie kończyła się malować, kiedy rozległo się

pukanie do drzwi. Było pięć po dziewiątej.

- Proszę - krzyknęła nie przerywając makijażu.

W lustrze zobaczyła wchodzącego Michaela. Miał

na sobie kremowe spodnie i jedwabną koszulę w ko­

lorze oczu. Wyglądał niezwykle męsko i pociągająco.

Przymknęła oczy i pomalowała tuszem rzęsy.

- Cholera! - sięgnęła szybko po chusteczkę i starła

tusz, który niechcący dostał się na powiekę.

- Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć - po­

witał ją z uśmiechem.

Musiała bardzo się starać, żeby powstrzymać drżenie

ręki.

Wreszcie skończyła. Wstała wygładzając batystową

suknię w ciepłych pastelowych kolorach, które pod­

kreślały jej delikatną cerę i złoty odcień włosów.

- Jak ci się podobam? - spytała, obracając się do

background image

26 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

Michaela. Wyraz uznania w jego oczach wystarczył

jej za odpowiedź.

- Całkiem nieźle. Moje ciśnienie podskoczyło co

najmniej do dwustu. Chodźmy stąd, zanim zrobię

coś, czego będę potem żałować.

- Tak jest!

- To lubię... kobieta, która zna swoje miejsce!

Zeszli do samochodu. Przez całą drogę Clare nie

mogła skupić na niczym myśli. Jak zawsze, obecność

Michaela zupełnie ją rozpraszała.

- To wspaniałe miejsce! - wykrzyknęła, kiedy stanęli

przed domem Hamiltonów.

- Piękne, prawda? Musi być nieprzyzwoicie bogaty.

- Jest dość stary, ma trzydzieści osiem czy dziewięć

lat.

- Cóż za starzec! - roześmiał się Michael. - Mogę

cię zapewnić, że ja za pięć lat nie będę miał tyle forsy.

- A jakbyś rozpoczął prywatną praktykę?

- Zbyt wiele czasu pochłania mi łódź. Może za

kilka lat.

Weszli do środka, gdzie powitali ich gospodarze.

Pani domu wyglądała kwitnąco. Tworzyli z Rossem

bardzo piękną parę.

Clare uściskała Lizzi.

- Moje serdeczne gratulacje, pani Hamilton - po­

zdrowiła ją pełnym emocji głosem.

- Dziękuję, Clare. Cieszę się, że mogłaś przyjść.

Ross, poznałeś już Clare Stevens? Pracuje z siostrą

0'Brien.

Ross ujął jej dłoń, a Clare zdziwiło, ile ciepła

i dobroci dostrzegła w jego oczach.

- Proszę o nią dbać. To dobra dziewczyna - ode­

zwała się pierwsza.

- Och, mam zamiar tak się nią zająć, że aż będzie

błagać o chwilę wytchnienia - powiedział z uśmiechem,

posyłając żonie pełne miłości spojrzenie. - Witaj,

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

2 7

Michael. Miło, że przyszedłeś. Wejdźcie dalej i czujcie

się jak u siebie. Drinki są w kuchni, Callum was

obsłuży.

- Kto to jest Callum? - spytał Michael, kiedy

znaleźli się sami.

- Starszy syn Rossa z poprzedniego małżeństwa.

Z drinkami w dłoniach wyszli do ogrodu.

- Mój Boże, basen!

- Tak. Za parę godzin z pewnością ktoś w nim

wyląduje. Ostatnim razem to była sama Lizzi!

Michael zachichotał.

- Pilnuj, żebym nie podchodził zbyt blisko. Moje

buty rozpadłyby się pod wpływem wody. A teraz

- objął ją w talii i skierował w nieco odludniejsze

miejsce - powiedz mi, dlaczego taka urocza istota jak

ty chodzi na przyjęcia samotnie?

- Nie jestem przecież sama.

- Tak, ale byłabyś, gdybym nie zjawił się w porę.

No więc? Nie powiesz mi chyba, że nikt nie oferował

ci towarzystwa?

- Nie chciałam robić nikomu próżnych nadziei.

- To znaczy?

- To znaczy, że jeśli idę z kimś na przyjęcie, to

czasem ten ktoś wyobraża sobie zbyt dużo...

- Ale przecież jesteś tu ze mną. Nie boisz się, że

zacznę wyobrażać sobie Bóg wie co?

- Nie. - Spojrzała mu prosto w oczy. - Masz ten

sam problem co ja. Ponieważ wyglądasz tak, jak

wyglądasz, nikt nie bierze poważnie twoich słów.

Wiem, że rozumiesz o co mi chodzi.

- Być może, ale wcale nie czyni mnie to odporniej­

szym na twój urok - powiedział miękko.

- Michael, nie zaczynaj...

- OK, OK! - podniósł ręce w obronnym geście.

- Zrozumiałem aluzję. A teraz powiedz mi, kim są ci

wszyscy goście.

background image

28 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

Obeszli znajomych i Clare przedstawiła im swego

towarzysza. Sama także została przedstawiona wielu

ludziom, których do tej pory znała tylko z widzenia.

Czas mijał szybko. O dziesiątej trzydzieści muzyka

umilkła i 01iver Henderson stanął na szczycie schodów

prosząc wszystkich obecnych o uwagę.

- Panie i panowie - rozpoczął. - Nie chciałbym

zanudzać was długimi przemówieniami, ale myślę,

że zgodzicie się ze mną, jeśli w imieniu nas wszyst­

kich wyrażę ogromną wdzięczność państwu Hamil­

ton, którzy goszczą nas dziś u siebie. Niech we

wspólnym życiu czekają ich same radosne i szczęś­

liwe chwile! Panie i panowie, oddaję głos Rossowi

i Lizzi!

Małżonkowie nie mieli wyjścia, musieli powiedzieć

kilka słów zgromadzonym gościom. Ross wysunął się

do przodu i uciszył wrzawę, jaka zapanowała po

wystąpieniu 01ivera.

- Nie będę mówił wiele... nienawidzę wszelkich

przemówień niemal tak bardzo jak 01iver. Chcielibyśmy

podziękować za wasze życzenia i ciepłe przywitanie,

jakie zgotowaliście mi, kiedy zaczynałem pracę w szpi­

talu. Od tego czasu wydarzyło się tak wiele, że trudno

uwierzyć, iż minęło dopiero dziesięć tygodni. Ponieważ

wszystkie zmiany były dla mnie bardzo pomyślne, nie

będę zadawał wam żadnych pytań!

Jego słowa wywołały wybuch śmiechu, który na

chwilę przerwał przemówienie.

- W każdym razie raz jeszcze za wszystko dziękuję

i życzę dobrej zabawy!

Rozległy się brawa i obok Rossa stanęło kilku

mężczyzn. Był wśród nich jego asystent, Mitch Baker,

a także Callum. Chłopak uśmiechnął się do ojca

i podniósł rękę.

- Panie i panowie, a oto moment, na który wszyscy

czekaliśmy!

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

2 9

Złapał Rossa za ramię i pociągnął go z dzikim

wrzaskiem w stronę basenu.

- Wielkie nieba! - mruknął Michael.

Clare zwijała się ze śmiechu.

- Należy mu się - zdołała wreszcie wykrztusić.

- Podczas ostatniego przyjęcia wrzucił Lizzi do wody

w samej bieliźnie!

- Dlaczego?

- Nikt tego nie wie, choć wszyscy mają pewne

podejrzenia!

Ross wyszedł z basenu ociekając wodą i ze śmiechem

zaczął się droczyć z synem.

Michael objął Clare.

- Zatańcz ze mną - szepnął jej w ucho.

- Ale to przecież szybki taniec! - roześmiała się.

- Więc go zwolnij! Gdzie się podziała pani wyo­

braźnia, siostro Stevens?

Orkiestra grała teraz spokojny kawałek. Clare objęła

Michaela za szyję, a on ukrył twarz w jej włosach. Ich

ciała poddały się zniewalającemu rytmowi nastrojowej

melodii.

Clare nie była pewna, czy dobrze zrobiła pozwalając

Michae'owi tak się do siebie zbliżyć. Ale cóż może

być złef > w tym, że pozwoliła zaprosić się na przyjęcie,

lub w tym, że teraz z nim tańczy? Wyraźnie mu

przecież powiedziała, jaki jest jej stosunek do mężczyzn.

Jednocześnie coś jej mówiło, że tym razem będzie

musiała zrezygnować ze swoich niewzruszonych zasad.

Przez sukienkę czuła ciepło dłoni, które głaskały jej

plecy. Michael podniósł głowę i spojrzał Clare prosto

w oczy, przyciągając ją lekko do siebie.

- Chyba zwariuję, muszę zaraz cię pocałować

- usłyszała jego szept.

- Tutaj? - zapytała.

- Chodźmy stąd.

Przytaknęła czując, jak serce zaczyna jej mocniej bić.

background image

30 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

- Pożegnamy się z gospodarzami? - zapytał drżącym

z podniecenia głosem.

- Po prostu chodźmy. Niczego nie zauważą. Po­

dziękujemy im przy najbliższej okazji.

Zostawiła torebkę w samochodzie, więc nie musieli

wchodzić do domu. Bez zwracania niczyjej uwagi

opuścili przyjęcie.

Przez całą drogę serce Clare waliło jak oszalałe

i zanim wysiadła z samochodu musiała wziąć kilka

głębokich oddechów.

Michael otworzył frontowe drzwi, wpuścił ją do

środka i od razu przyciągnął do siebie.

- Boję się - wyszeptała.

- Nie ma czego - zapewnił ją. - Nie zrobię nic,

czego byś nie chciała. Po prostu musiałem zostać

z tobą sam na sam, bez tych wszystkich gapiów,

którzy nieustannie śledzili każdy nasz ruch. - Puścił

ją i poszedł do kuchni nastawić czajnik.

- Napijesz się kawy? - zapytał, wychylając głowę

zza kuchennych drzwi. Kiedy zobaczył, w jakim jest

stanie, podszedł do niej z zatroskanym wyrazem

twarzy.

- Clare, wszystko jest w porządku. Chcesz jechać

do domu?

Zaprzeczyła.

- Obejmij mnie - powiedziała niepewnym głosem

i przytuliła się do szerokiej piersi Michaela. Po

chwili napięcie opadło i dała się zaprowadzić do

salonu.

- Usiądź i poczekaj na kawę. Jaką pijesz?

- Z mleczkiem, bez cukru - odpowiedziała mecha­

nicznie.

Przyszedł po kilku minutach niosąc dwie filiżanki.

Usiadł na kanapie i odsunął poduszkę.

- Chodź, usiądź obok mnie.

Mówił cichym, niskim głosem, który wzbudzał

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

3 1

w Clare zaufanie. Posłuchała go i przysiadła na

brzeżku, w każdej chwili gotowa uciec.

Sięgnął ręką i delikatnie pogłaskał ją po szyi.

- Nie bój się mnie - powiedział cicho.

- Ja... ja się nie boję. Myślę, że obawiam się raczej

samej siebie.

- Nie masz się czego obawiać. Zaopiekuję się tobą.

Chodź, przysuń się bliżej. - Ujął Clare za ramiona

i wolno położył sobie na kolanach. Jedną ręką

podtrzymywał jej głowę, drugą lekko kołysał przycis­

kając do piersi. Westchnął z zadowolenia.

Kiedy zrozumiała, że nie ma zamiaru zmuszać

jej do niczego, poczuła się pewniej. Zsunęła buty

i położyła nogi na kanapie, przysuwając się bliżej

niego.

- Wygodnie?

- Aha... - Oparła policzek o pierś Michaela. Jego

serce biło wolno i równo. - Musisz mieć bardzo

dobrą kondycję - powiedziała.

- Dlaczego?

- Serce bije ci bardzo wolno... około pięćdziesięciu

pięciu na minutę. Jak u atlety.

- Trochę biegam i uprawiam surfing. Latem gram

w tenisa. Albo żegluję. Chyba dzięki temu utrzymuję

niezłą formę. A ty?

- Ja? Ja jestem na to zbyt leniwa - powiedziała

wzdychając z błogością.

- Jak kot.

- A propos, gdzie jest twój kot?

- Gdzieś w okolicy. Wokół jest przecież tyle

ciekawych miejsc. Pewnie wpadnie do domu na jakiś

czas, a potem znów wyruszy na polowanie. To kot,

który chodzi własnymi drogami. W głębi duszy jest

jednak starym piecuchem. Ma na imię O'Malley, tak

jak ten z „Arystokotów".

W tym momencie usłyszła głośne miauknięcie i coś

background image

3 2

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

ciężkiego wskoczyło jej na brzuch. Zobaczyła wpa­

trujące się w nią niebieskie oczy.

- To syjamczyk!

- Tak. Nie mówiłem ci?

0'Malley przeciągnął się, wskoczył na ramiona

Clare i owinął się wokół szyi swego pana.

- Sądzi, że jest kołnierzem - powiedział z rezygnacją

Michael.

Clare roześmiała się i spuściła nogi na podłogę.

- Jest piękny.

- Ma duszę włóczęgi - powiedział Michael, drapiąc

kota za uszami.

O'Malley ponownie przeciągnął się i zaczął głośno

mruczeć. Po krótkiej chwili zeskoczył na ziemię i z dum­

nie uniesionym ogonem skierował się w stronę drzwi.

- Znów idzie się powłóczyć. Chcesz jeszcze kawy?

Zaprzeczyła. Po wyjściu kota poczuła się dziwnie

nieswojo.

- Chcesz, żebym cię odwiózł do domu? - zapytał

Michael, patrząc jej prosto w oczy.

Spojrzała na niego lekko zdziwiona.

- Myślałam, że...

- Że co?

- Nic - odpowiedziała krótko.

Delikatnie przesunął palcami po twarzy Clare

i wsunął rękę pod jej włosy. Zaczął delikatnie masować

napięte mięśnie karku.

- Pragnę cię, Clare, ale to, co nas łączy, to coś

więcej niż tylko pożądanie.

Z niedowierzaniem podniosła wzrok.

- Naprawdę tak sądzisz?

- Tak. - Delikatnie pociągnął ją do tyłu i oparł

sobie o pierś. - Tak, kochanie. Myślę, że między

nami jest coś wyjątkowego, co jednak potrzebuje

czasu, by w pełni rozkwitnąć. - Lekko ją pocałował

i z westchnieniem odsunął od siebie. - Lepiej będzie,

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

3 3

jeśli odwiozę cię do domu, zanim zrobię coś, co

podważyłoby moje zapewnienia!

- Nie miałbyś odwagi. - Cicho zachichotała.

- Chcesz się przekonać? - Choć mówił żartobliwym

tonem, w oczach dostrzegła śmiertelną powagę.

- Nie. Zabierz mnie do domu.

Z tajemniczym uśmiechem na ustach pomógł jej

wstać i zaprowadził do samochodu. Kiedy usiedli,

położyła rękę na udzie Michaela. Nie zdejmowała jej,

aż dojechali na miejsce.

- Co byś powiedziała, gdybym zaproponował ci

spędzenie jutrzejszego dnia na łódce?

- A jeśli mam dyżur? - zażartowała.

- Nie masz. Sprawdziłem na grafiku. Jeśli nie

chcesz, możesz po prostu powiedzieć „nie". - Usłyszała

w jego głosie nutkę niepewności.

- Oczywiście, że chcę. To świetny pomysł.

- Możesz być gotowa na ósmą?

- Jasne. W co mam się ubrać?

- Załóż coś starego i ciepłego. Nie zapomnij

o szortach i kostiumie kąpielowym. - Pochylił głowę

i szybko ją pocałował, a potem otworzył drzwi. - Nie

będę wchodził do środka. Nie wiem, czy zdołałbym

się oprzeć pokusie. Do zobaczenia jutro. Dobrej

nocy, kochanie.

- Tobie również. I dziękuję za uroczy wieczór.

- Dotknęła policzka Michaela i wysiadła. Patrzyła,

jak odjeżdża, czekając, aż tylne światła samochodu

roztopią się w ciemności.

Potem szybko weszła na górę i wzięła prysznic.

Obawiała się, że tej nocy trudno jej będzie zasnąć.

Nie mogła zapomnieć tego, co Michael jej dzisiaj

powiedział. Więc uważał, że łączy ich coś wyjątkowego,

co potrzebuje czasu, aby rozkwitnąć. Jaki będzie

koniec tej znajomości - tragiczny czy szczęśliwy?

A może ani taki, ani taki?

background image

34 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

Nie przestając myśleć o Michaelu, z rozkoszą zwinęła

się w kłębek. Niedługo potem już spała.

- Och, Michael, ona jest cudowna! - Clare nie mogła

oderwać zachwyconego wzroku od zgrabnej małej

żaglówki. Łódka, choć stara, była tak lśniąca i pełna

gracji, że zakochała się w niej od pierwszego wejrzenia.

- Czyż nie jest wspaniała? - Michael stał obok

Clare, nie potrafiąc ukryć rozpierającej go dumy.

- Znam na pamięć każdy jej centymetr. Gdy miałem

dziesięć lat, pomagałem dziadkowi w budowie. Jest

bardzo sterowna. Dziadek znał się na rzeczy. Załadu­

jemy te bety i wypływamy.

Zaprowadził Clare na pomost, przy którym stały

przycumowane w równych odstępach łódki.

- Może jestem stronnicza, ale uważam, że jest

najładniejsza ze wszystkich - powiedziała, kiedy

zatrzymali się już przy „Henrietcie".

- W pełni się z tobą zgadzam! - uśmiechnął się

łobuzersko. - A teraz potrzymaj to.

Podał Clare kilka toreb i zręcznie wskoczył na

pokład. Odkrył kokpit, starannie złożył plandekę

i umieścił w schowku na rufie. Potem wziął od niej

paczki, wrzucił je do środka i rozłożył ręce.

- Witaj na pokładzie!

Wziął Clare na ręce i przeniósł na pokład. Kiedy

podniosła ze śmiechem głowę, złożył na jej ustach

gorący, długi pocałunek.

- Dzień dobry - powiedział cicho.

- Dzień dobry - odpowiedziała, czując, że nagle

braknie jej w piersiach tchu. - Co mam teraz robić?

- Zanieś te torby do kabiny i wróć, będziesz

dotrzymywać mi towarzystwa.

Trochę niezręcznie przekroczyła wysoki próg i zeszła

po schodkach na dół. Kiedy się wyprostowała, głęboko

wciągnęła w nozdrza powietrze.

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY 35

Tak, to jest to! Świeży lakier, morska woda, wiatr

i ten niezapomniany zapach dna łodzi. Znów poczuła

się małą dziewczynką, którą brat zabierał na krótkie

rejsy. Rozejrzała się dookoła.

Na prawo znajdował się pulpit z przyrządami do

nawigacji i radiem, a z drugiej strony mała kuchen­

ka z przymocowanym na stałe gazowym palnikiem.

Wzdłuż obu burt ciągnęły się ławki, z których na

noc robiło się koje. Naprzeciw jednej z nich do­

strzegła stół, który po opuszczeniu łączył obie

ławki.

Dokładnie przed sobą miała drzwi, które, jak sądziła,

prowadziły do mniejszej kabiny i znajdującej się na

samym dziobie toalety.

Ta łódka to cały Michael - pomyślała z lekkim

rozbawieniem. Trochę książek, kilka butelek wina

i brandy, dwa słoiki kawy, mleko w proszku i parę

konserw - to wszystko, czego taki mężczyzna jak on

mógłby potrzebować, gdyby chciał na jakiś czas

oderwać się od świata.

Usłyszała za sobą szmer i odwróciła się.

- Jesteś samotnikiem?

Przez chwilę sprawiał wrażenie zaskoczonego tym

pytaniem.

- Raczej nie, choć czasem lubię pobyć trochę sam.

Czy będziesz miała coś przeciw temu?

- Nie, na pewno nie. Każdy od czasu do czasu

potrzebuje samotności.

W odpowiedzi lekko ją uścisnął.

- Co o niej sądzisz? - zapytał i powiódł wzrokiem

po kabinie.

- Jest wspaniała. Zupełnie inna niż nowoczesne

jachty. Te drewniane dodatki i inne drobiazgi spra­

wiają, że „Henrietta" ma swój niepowtarzalny styl.

- Nie zabrzmiało to zbyt pochlebnie dla nowo­

czesnych łódek! - roześmiał się.

background image

36 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

- Cóż, też są fajne, ale w porównaniu z „Henriettą"

wydają się być pozbawione własnego charakteru.

- Dziękuję - powiedział po prostu i ponownie

objął Clare. - Musimy ruszać, jeśli chcemy złapać

przypływ koło Deben. Przy ujściu rzeki jest piaszczysta

łacha, która zamyka drogę, jeśli poziom wody jest

zbyt niski. Powinniśmy już płynąć.

Clare schowała w kokpicie torby z jedzeniem

i ubraniami i wyjrzała na pokład.

- Zrywa się wiatr. W sam raz dla nas. - Zapalił

silnik i zręcznie zeskoczył na pokład. Stanął za kołem

sterowym i ostrożnie popłynął w stronę śluzy. - Przy­

pływ dopiero się zaczął, a my mamy kawałek drogi

do zrobienia. Boisz się?

Potrząsnęła przecząco głową.

- Co będzie, jeśli wrócimy za późno? Trzeba będzie

szukać jakiegoś miejsca do zacumowania na noc?

- Ależ skąd! Na tej przystani pora nie ma znaczenia.

Możesz wpływać i wypływać o której tylko chcesz.

Jak wróciłem z Sycylii, była prawie północ.

- To musiało być okropne, tak płynąć po ciemnku

po nieznanych wodach!

Roześmiał się.

- Wcale nie! Cumujemy tu „Henriettę" od piętnastu

lat. Mój dziadek mieszka w Hoibrook. Znam to

wybrzeże jak własną kieszeń.

Zapora została otwarta i Michael wpłynął w ujście

rzeki. Clare nie miała nic do roboty, więc rozsiadła

się wygodnie i obserwowała go. Miał na sobie tylko

stare szorty, gdyż koszulkę dawno już zrzucił. Przy­

glądała się grze jego mięśni, które napinały się pod

skórą, gdy stawiał grot i rozwijał foka.

- W porządku?

- Świetnie! Już zapomniałam, jak bardzo to lubię!

- Nieźle, prawda? Umarłbym, gdybm nie mógł

żeglować!

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

3 7

Pozwolił jej posterować „Henriettą". Stanął za nią,

układając ręce na dłoniach Clare. Oparła się o niego,

odchylając do tyłu głowę. Czuła się jak w niebie.

- Szczęśliwa?

- Och, Michael, nie masz pojęcia, jak bardzo...

Musnął wargami jej szyję.

- Pięknie pachniesz. Uważaj na prom!

- Jaki prom?

- Nic, po prostu sprawdzam, czy masz otwarte

oczy. Chcesz zrobić zwrot?

- Ja... Spróbuję. Tylko nie odchodź!

- Będę przy tobie. Bądź spokojna.

Odetchnęła głęboko, poluzowała lewy szot, zakręciła

kołem sterowym i szybko wybrała żagle z prawej

burty. „Henrietta" ostro skręciła, a łopoczące żagle

gwałtownie wypełniły się wiatrem. Płynęli nowym

kursem.

- Dobra robota.

Roześmiała się uszczęśliwiona.

- Nie... Było okropnie!

Objął ją przyciągając do siebie.

- Nie na piątkę, ale zupełnie do przyjęcia. Z czasem

nabierzesz praktyki.

- Pod pana komendą, kapitanie, z całą pewnością.

Przeszła pod ramieniem Michaela i usiadła w kok-

picie wystawiając twarz do słońca. Po kilku minutach

poczuła, że robi się gorąco, więc zeszła na dół, żeby

założyć szorty i podkoszulkę. Od morza wiał chłodny

wiatr, ale zapowiadał się piękny, upalny dzień.

Kiedy wyszła, Michael z uznaniem spojrzał na jej

długie nogi i głośno westchnął.

- Jak, do diabła, mam trzymać ręce z dala od

ciebie, kiedy jesteś taka pociągająca!

- Zwyczajnie!

Ich spojrzenia spotkały się.

- Na Boga, Clare, pragnę cię - usłyszała jego szept.

background image

38 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY |

Z trudem przełknęła ślinę przez zaciśnięte gardło,

- Czy możemy później o tym porozmawiać? Jeśli

się nie skoncentrujesz, władujemy się na tę łachę!

Zaklął pod nosem, ale się uśmiechnął.

- Umowa stoi. Tylko usiądź na pupie i nie kręć mi

się przed nosem, bo nie wytrzymam!

To był cudowny dzień. Popłynęli w górę rzeki, aż

do Woodbridge, zjedli swoje zapasy koło Tide Mill

i wrócili z przypływem, docierając do Felixstowe

o czwartej. Przed piątą dopłynęli na przystań, sklaro­

wali „Henriettę" i zabrali rzeczy.

Przez cały czas Clare była bardzo spięta. Każdy

dotyk jego dłoni, muśnięcie ciała podczas poruszania

się po ciasnym pokładzie na nowo pobudzało jej

zmysły.

W ciszy dojechali do domu Michaela, lecz gdy

chciała zabrać się do rozpakowywania bagaży, przy­

trzymał jej rękę.

- Zostaw to teraz. Chcę się z tobą kochać. Zbyt

długo patrzyłem, jak paradujesz przede mną w tych

obcisłych, krótkich spodenkach. Już dłużej nie wy­

trzymam.

Bez słowa poszła za nim. Gdy byli na górze,

odwrócił się i ujął Clare za ramiona. Spojrzał na nią

z powagą.

- Chcesz tego?

Przytaknęła.

- Jesteś pewna?

- Boję się. Nigdy przedtem tego nie robiłam

i zupełnie nie wiem, czego się spodziewać. Na pewno

głęboko cię rozczaruję, ale tak, chcę tego.

- Moje kochanie...

Jego ręce czule ją pieściły, głos szeptał uspokajające

słowa, a usta całowały rozpraszając strach. Był

delikatny i ostrożny. Wszystko okazało się takie

proste - dużo prostsze, niż sobie wyobrażała i dużo

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY 39

piękniejsze niż słowo, które to określa. Kiedy osiągnęła

szczyt, w jej wnętrzu pękło coś i nagle poczuła się

wolna jak nigdy dotąd.

Wielki Boże, ja go kocham! - pomyślała obejmując

ciaśniej Michaela, który w zapamiętaniu powtarzał

jej imię.

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

- Myślałam, że nasza znajomość potrzebuje czasu,

żeby w pełni rozkwitnąć - powiedziała przekornie Clare.

Pierś Michaela, na której oparła głowę, zadrżała

od śmiechu.

- Cóż, wszystko stało się znacznie szybciej, niż się

spodziewałem.

Podparł się na łokciu i spojrzał z czułością na Clare.

- Jak się czujesz?

- Doskonale. Jak nigdy dotąd.

- Zupełnie jak ja.

- Daj spokój - zaśmiała się wstydliwie. - Nie

wiedziałam, co robię i...

- Oczywiście, że wiedziałaś. Kochałaś się ze mną.

Do tego, skarbie, nie potrzeba żadnego wykształcenia.

Byłaś cudowna... ciepła, szczodra i czuła. Kocham

cię, Clare.

Jej oczy wypełniły się łzami.

- Och, Michael, ja też cię kocham.

Przytuliła się do niego, nie wiedząc jak inaczej

wyrazić swą radość. Zupełnie nie rozumiała, jak

wszystko mogło stać się tak szybko, ale nie było już

od tego odwrotu. Miłość do niego była czymś tak

naturalnym, jakby całe jej dotychczasowe życie było

jedynie oczekiwaniem na jego przyjście, które wypełniło

ją radością i szczęściem.

- Tak jest dobrze - zamruczał, delikatnie wodząc

palcami po skórze Clare.

- Czy ja też mogę cię dotykać? - zapytała z waha­

niem w głosie.

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY 41

Przewrócił się na plecy i szeroko rozłożył ramiona.

- Rób ze mną, co chcesz. Jestem twój!

Jego śmiech przerodził się w jęk rozkoszy, gdy

tylko zaczęła wolno głaskać jego ciało. Przymknął

oczy i leżał nieruchomo, poddając się pieszczocie.

Clare przesuwała dłonią po smukłych mięśniach,

rozkoszując się dotykiem szorstkich włosów i jed­

wabistej skóry. Fascynował ją kontrast pomiędzy siłą

a delikatnością męskiego ciała. Michael miał silne

długie nogi, pokryte jasnymi włosami, odcinającymi

się od opalonej skóry.

Uklękła u jego stóp i wolno ogarnęła wzrokiem

całą postać.

- Jesteś taki piękny -powiedziała drżącym głosem.

- Taki doskonały. Mężczyzna bez skazy!

Uśmiechnął się uszczęśliwiony i przyciągnął Clare

do siebie.

- Mam podrapane kolana - wyznał.

- Doprawdy? Wszyscy chłopcy mają zawsze po­

drapane kolana. Zresztą pewnie moje nie są lepsze.

- Pocałuj mnie - poprosił miękko.

- Kocham cię - powiedziała pochylając się nad nim.

O północy zeszli do kuchni, ogołocili lodówkę ze

wszystkich zapasów i w sypialni urządzili sobie piknik.

Kochali się jeszcze raz, aż w końcu zasnęli wyczerpani,

kiedy świt zaczął zaglądać do okien. O ósmej Michael

obudził się, gotowy rozpocząć nowy dzień.

- Umiesz pływać na desce? - zapytał Clare.

Na wpół śpiąca potrząsnęła głową, nie zadając

sobie nawet trudu, żeby otworzyć oczy.

- To fajny sport - wymruczała sennie.

- Czy to znaczy, że chcesz, abym cię nauczył?

Otworzyła jedno oko.

- Teraz?

- No, może za chwilkę - przyznał ze śmiechem.

background image

4 2

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

Mała chwilka przerodziła się w godzinę. Kiedy

powrócili do rzeczywistości, Michael kazał Clare

wykąpać się i ubrać.

- Dlaczego mnie dręczysz? - zapytała zbolałym

głosem.

- Muszę cię dręczyć, bo inaczej padnę z wyczerpania!

To tylko samoobrona.

- W takim razie wychodzimy! - Zachichotała.

Wkrótce potem Michael załadował deskę na dach

samochodu i pojechali.

- To jest trudniejsze, niż myślałam! - poskarżyła

się, kiedy po raz kolejny skąpała się w wodzie.

- Trochę za duży wiatr na naukę. Chcesz spróbować

jeszcze raz?

- Wolę posiedzieć na brzegu i patrzeć na ciebie.

To przynosi mniejszą ujmę na honorze!

Gdy skończył i podszedł do niej, ciągle się uśmie­

chała.

- - Jak ci się podobało?

- Robi wrażenie. Mogę zapisać się do twojego fan

klubu?

Usiadł obok niej i wytarł włosy ręcznikiem.

- To bardzo ekskluzywny klub. Jak na razie ma

tylko jednego członka.

- Czy ona będzie miała coś przeciw temu, żebym

się przyłączyła? - zapytała, ze zdziwieniem stwierdzając,

że jest zazdrosna.

- On. To jest O'Malley. Nikomu innemu nie

zaproponowano członkostwa. Nie sądzę, żeby miał

coś przeciw temu, chociaż może być trochę zazdrosny,

że wyrzucam go z łóżka na całą noc.

- Nie chcę dzielić się tobą nawet z kotem - zażar­

towała.

- Zaborcza, tak?

- Masz coś przeciwko temu? - Poczuła się trochę

urażona.

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

4 3

- Nie, kochanie - zaprzeczył. - Ja też nie mam

zamiaru z nikim dzielić się tobą. Chcę, byś była moja

na zawsze.

- Na zawsze? - Spojrzała mu głęboko w oczy.

Skinął głową.

- Tak właśnie mi się wydaje.

Ujęła Michaela za nadgarstek i ucałowała wnętrze

jego dłoni.

- Ja mam podobne odczucia. Nie mogę znieść

myśli o tym, że mogłabym cię utracić. Ciągle mi się

wydaje, że znam cię od wieków, a nie dopiero od

kilku dni.

- Przecież znasz mnie od lat... jestem twoją drugą

połową. Tyle tylko, że dopiero teraz się spotkaliśmy.

- Spojrzał głęboko w jej oczy. Dostrzegła w nich

tyle miłości, że starczyłoby dla tysiąca takich kobiet,

jak ona.

- Wyjdź za mnie, Clare. Zostań ze mną na zawsze.

- Och tak, Michael... tak! - Zarzuciła mu ręce na

szyję i przytuliła się do jego piersi.

- Chodź, odwiedzimy dziadka i powiemy mu

nowinę. Od lat męczy mnie, żebym się wreszcie

ustatkował.

Starszy pan był zachwycony nieoczekiwaną wizytą

wnuczka. Przywitali się z sobą bardzo serdecznie,

a Clare, wzruszona, patrzyła na tę scenę z boku.

- Dziadku, przywiozłem ze sobą kogoś bardzo

szczególnego. Ma na imię Clare. Clare, to jest dziadek.

Mężczyzna zwrócił w jej kierunku wzrok i Clare

z przerażeniem zdała sobie sprawę, że jest niewidomy.

Wyciągnął ręce, które silnie uścisnęła. Przez jakiś czas

miał twarz zwróconą ku niej, a po chwili przytaknął,

jakby o czymś się przekonał.

- Jakiego koloru są twoje włosy?

- Blond.

- Oczy?

background image

44 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

- Szare...

- Są koloru porannej mgły unoszącej się nad

nieruchomym lustrem wody - wtrącił Michael.

- Mój wnuk zawsze był niepoprawnym roman­

tykiem. Czy mogę dotknąć twojej twarzy?

- Oczywiście - uśmiechnęła się.

Delikatnie badał jej rysy, po czym mruknął z zado­

woleniem.

- Masz silny podbródek. To dobrze. Przyda ci się,

żeby wytrzymać z tym nicponiem. Kochasz go?

- Bardzo.

Odwrócił się gwałtownie w stronę Michaela.

- Wypływałeś gdzieś ostatnio,.Henriettą", chłopcze?

- Tak, pływaliśmy wczoraj.

- Zabrałeś ze sobą Clare?

Michael puścił do niej oko.

- Tak, byliśmy razem. Ma zadatki na dobrego

żeglarza.

- Hmm. Chyba cię kocha. Żadna z jego poprzednich

kobiet nie dostąpiła tego zaszczytu.

Podreptał do ulubionego fotela i usiadł w nim

z wyraźnym zadowoleniem.

- Napijmy się więc herbaty. Michael, idź i nastaw

czajnik.

- Tak jest, kapitanie! - ponownie puścił oko do

Clare i wyszedł z pokoju.

- Więc jak poznałaś mojego wnuka?

- Pracujemy w tym samym szpitalu. Poznaliśmy

się w poniedziałek. - Mniej niż tydzień temu, zdała

sobie nagle sprawę.

- A zatem całkiem niedawno. Jeśli się kochacie,

nie ma to dla mnie znaczenia. Sam pamiętam moment,

kiedy po raz pierwszy ujrzałem Lottie. Od razu

wiedziałem, że to dziewczyna dla mnie. Michael jest

taki sam. Pewnie już prosił cię o rękę?

- Mówiąc szczerze, tak - odpowiedział za nią

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

4 5

Michael, wchodząc do pokoju. - I Clare rozsądnie

przyjęła oświadczyny.

Dziadek prychnął.

- To się jeszcze okaże. Więc, moja mała, chcesz

być dla niego dobrą żoną? Potrafisz gotować ? Dbać

o dom, prać i tak dalej? Wiesz, mężczyzna potrzebuje

kogoś, kto będzie o niego dbał. Byłoby cholernie źle,

gdyby okazało się, że nie chce wracać do domu, do

własnego łóżka, rozumiesz? Nie chcę, żeby gdzieś się

włóczył tylko dlatego, że go zaniedbujesz.

- Oczywiście, że potrafię gotować i sprzątać... prawie

tak dobrze, jak Michael. - Clare zarumieniła się.

- Mam zamiar o niego dbać i dobrze prowadzić dom.

A jeśli zacząłby się gdzieś włóczyć, to tylko dlatego,

że w naszym małżeństwie coś byłoby nie tak. Wtedy

oboje musielibyśmy starać się jakoś to naprawić.

Starszy pan zachichotał i klepnął się w kolano.

- Dobrze powiedziane, młoda damo, bardzo dobrze.

Dasz sobie radę. Michael, pokaż jej, gdzie jest kuchnia.

Chcę z tobą przez chwilę porozmawiać.

Z ulgą wyszła z pokoju.

- Przepraszam cię - powiedział ze skruchą Michael.

- Chciałem cię ostrzec przed jego żartami, ale byłaś

tak zapatrzona, że w ogóle nie widziałaś, co się wokół

ciebie dzieje.

- Myślałam, że mówi poważnie. Michael, jakie

małżeństwo masz na myśli? - spytała zaniepokojona.

Przecież tak mało o nim wiedziała.

- Partnerskie -powiedział, przytulając ją do siebie.

- Wspólne dzielenie obowiązków, odpowiedzialności

za dom, omawianie razem problemów, wzajemne

wspieranie się w ciężkich chwilach. Czy to jest

odpowiedź na twoje pytanie?

- Jak ważna jest dla ciebie sprawa wierności?

- To podstawa, Clare. Dopóki jesteśmy razem,

nigdy cię nie zdradzę.

background image

46 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

- Dziękuję. - Uściskała go. - To właśnie chciałam

usłyszeć. A teraz idź z nim porozmawiać i powiedz,

żeby więcej ze mnie nie żartował. Ja zabawię się

w panią domu i przygotuję herbatę. - Lekko pchnęła

go w stronę drzwi i sięgnęła po czajnik.

Reszta popołudnia minęła spokojnie. Herbatę wypili

w ogrodzie, gdzie mogła podziwiać piękne róże

dziadka. Wysłuchała jego opowieści o Lottie i dzie­

ciach, które chowały się w tym domu.

- Teraz jest dla mnie za duży, ale nie chcę się stąd

ruszać. Tu dożyję swoich dni, a potem niech robią

z nim, co zechcą. Mnie już to nie będzie obchodziło.

- Zamyślił się na chwilę, a potem wstał. - Czas na

moją drzemkę. Wy, młodzi, cieszcie się sobą i pamiętaj,

Michael, co ci powiedziałem.

- Będę pamiętał, dziadku. Nie chciałbyś popływać

trochę w przyszły weekend?

- Zobaczę, jak się będę czuł. Zadzwoń do mnie,

chłopcze. Dzwonisz tak rzadko, jakbyś nie wiedział,

jak się używa tego cholernego telefonu!

Michael odprowadził go do domu i odjechali.

- Czy on naprawdę daje sobie radę sam? - zapytała

z troską w głosie Clare.

- Nie bardzo - westchnął Michael - ale nie chce

się stąd ruszyć. Jest uparty jak muł, ale bardzo go

kocham.

- Widzę to. A twój ojciec? Utrzymujesz z nim

bliskie stosunki?

- Raczej nie. Przynajmniej nie w ten sposób. To

zawsze do dziadka zwracałem się o radę. Był na

emeryturze, miał więc dla mnie więcej czasu. Zawsze

spędzałem u niego wakacje, a kiedy umarła babcia,

wiedziałem, że bardzo mnie potrzebuje. Najgorzej

było w czasie roku szkolnego i studiów. Jednak mimo

tego co mówi, rozmawiamy co kilka dni. Czasami

chyba zapomina, że do niego dzwoniłem.

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

4 7

Wrócili do domu Michaela, zjedli szybki posiłek

i rozmawiali do północy. Clare kilka razy ziewnęła.

- Przepraszam - uśmiechnęła się przepraszająco.

- Nie spałam zbyt wiele ostatniej nocy.

- Chyba odwiozę cię do domu. Nie dlatego, że

mam dosyć twego towarzystwa, ale żeby zachować

pewne pozory. Szczególnie ze względu na ciebie. Ale

zanim pojedziemy, chciałbym ci coś dać.

Sięgnął do kieszeni i wyciągnął małe skórzane

pudełeczko. Otworzył je i oczom Clare ukazał się

leżący na błękitnym atłasowym dnie pierścionek. Miał

perłowe oczko otoczone wianuszkiem akwamaryn

osadzonych w prostej oprawie ze starego złota.

Wyciągnęła rękę i z wahaniem dotknęła go palcem.

- Och, Michael, jest... - przerwała nie znajdując

słów, by go opisać.

- Jeśli ci się nie podoba - powiedział szybko

- z radością kupię ci inny. Jaki tylko zechcesz.

- Nie! Nie, ten jest śliczny! Musi być bardzo stary.

Skąd go masz?

- Należał do babci. Dziadek uważa, że powinienem

ci go dać. Powiedział, że ci się spodoba.

- Do Lottie? - poczuła, jak łzy napływają jej do

oczu. - Michael, jesteś tego pewien?

- Jasne, że tak. A co, ty masz jakieś wątpliwości?

- Ależ skąd! Nie mam żadnych. Po prostu nie

mogę w to uwierzyć. Chyba się uszczypnę.

Ujął jej lewą rękę i wsunął pierścionek na palec.

- Pasuje jak ulał! Dziadek powiedział, że na

pewno będzie dobry. W pracy oczywiście będzie ci

przeszkadzał, ale zawsze możesz nosić go na łań­

cuszku.

- Albo na nosie - zażartowała.

Spojrzał na nią z powagą.

- To nie jest kolczyk, Clare. To zaproszenie, by

dzielić ze mną życie na dobre i na złe. Może czasem

background image

48 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

będzie trochę ciężko, ale zapewniam cię, że nie będziesz

się nudzić.

- Przyjmuję zaproszenie - odparła z lekkim uśmie­

chem i objęła go.

Spędzili ze sobą jeszcze kilka godzin, zanim Mi-

chael odwiózł ją do szpitala. Kiedy wreszcie znala­

zła się we własnym łóżku, musiała ciągle dotykać

pierścionka, by się upewnić, że nie był to tylko

piękny sen.

Rano prawie spóźniła się do pracy. Mary 0'Brien

przyszła razem z nią i Clare była pewna, że ta

spostrzegawcza kobieta zauważyła radość, która

odbijała się w jej oczach. Jakby na dowód tego

pielęgniarka uśmiechnęła się do niej porozumiewawczo.

- Miałaś dobry weekend? Trochę się opaliłaś.

- Dobry, dziękuję. A pani?

- Raczej pracowity. Była u mnie córka z dzieckiem.

Już zapomniałam, ile to jest roboty. Bóg raczy wiedzieć,

jak dałam sobie radę z czwórką!

Roześmiały się i weszły do pokoju, gdzie siostra

miała zdać raport z nocnego dyżuru.

- Dzień dobry wszystkim - powitała zebranych

O'Brien. - Siostro Prince, czy coś się działo w nocy?

- Jedna z pacjentek z wszczepioną protezą stawu

biodrowego miała zator tętnicy płucnej i otrzymywała

ciągły wlew z heparyny - recytowała siostra Prince.

- Podanie środka przeciwkrzepliwego było w tej

sytuacji niezbędne. Innej, na skutek długiego leżenia

w łóżku, zrobiły się na skórze odleżyny. Trzeba ją

było co jakiś czas podnosić i często zmieniać pozycję.

Pracował z nią rehabilitant, by jak najszybciej zaczęła

chodzić.

Tina Wbite została przetransportowana helikopterem

do Stoke Mandeville, a ręka Petera Sawyera goiła się

coraz lepiej, choć było jeszcze zbyt wcześnie, żeby

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY 49

osądzić, czy przeszczep kostny będzie prawidłowo

spełniał swoją rolę.

- Były także dwa przyjęcia. Pani Wright, to

zoperowana przez doktora Mayhew pacjentka z po­

wypadkowym złamaniem szyjki kości udowej, i pan

Jones. Ma czterdzieści dwa lata i został przywieziony

z powodu pęknięcia żeber i izolowanego złamania

kości promieniowej. Założono mu gips i dziś praw­

dopodobnie wyjdzie do domu. Uff. To już chyba

wszystko. Idę spać. Życzę wam miłego dnia! Na

razie.

Siostra 0'Brien poleciła Clare, żeby przeszkoliła

dwie nowe pielęgniarki, które miały pracować z pac­

jentami na wyciągach. Właśnie tłumaczyła starszym

pacjentom konieczność skrupulatnego dbania o obszary

ciała narażone na długotrwały ucisk, kiedy na salę

chorych wszedł Michael.

- Czy wszystko w porządku, siostro? - zapytał,

uśmiechając się do niej promiennie.

- Oczywiście. Dziękuję, doktorze Barrington - sta­

rała się, by jej głos zabrzmiał w miarę normalnie.

- To dobrze. Skontaktuję się z panią później.

Chciałbym przedyskutować pewne zagadnienia doty­

czące pielęgnacji chorych. Może znalazłaby pani chwilę

czasu po lunchu?

Starała się nie zarumienić, ale nic z tego nie wyszło.

- Sądzę, że będzie to możliwe.

- Świetnie. Będę na panie czekał o pierwszej

w kawiarni na dole.

Odwrócił się, by porozmawiać z jedną z pacjentek,

a Clare dostrzegła zachwycone spojrzenia wpatrzonych

w niego pielęgniarek. Poczuła ukłucie zazdrości. Do

diabła! Wyglądały, jakby zaraz miały się na niego

rzucić!

- Czy mogłyby panie skupić się na tym, co mówię?

- spytała, nie mogąc ukryć dezaprobaty. Od razu

background image

50 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

przeprosiły i zwróciły się w jej stronę. Rozproszona

tym nagłym spotkaniem nie mogła sobie przypo­

mnieć na czym stanęła.

- Sue, może powtórzyłaby pani, o czym do tej pory

mówiłyśmy? - olśniła ją nagła myśl.

Ranek dłużył się w nieskończoność. W końcu zeszła

do kawiarni i po kilku minutach ujrzała Michaela

wchodzącego z doktorem Mayhew. Żywo nad czymś

dyskutowali, ale kiedy ją zobaczył, przeprosił swego

towarzysza i podszedł do niej.

- Cześć - powiedział miękko. - Przepraszam za

spóźnienie. Jadłaś już coś?

Potrząsnęła przecząco głową.

- No to chodź, weźmiemy coś do jedzenia.

Kiedy usiedli, rozpoczęła rozmowę.

- No więc o jakie zagadnienia panu chodzi?

- Myślałem, że porozmawiamy o nich po kolacji,

którą zjedlibyśmy u mnie.

Zarumieniła się, kiedy zrozumiała, o co mu chodzi.

- Michael, musiałam sporo kombinować, żeby móc

przyjść tu o tej porze!

Sięgnął przez stół i wziął ją za rękę, ignorując

ciekawskie spojrzenia.

- Nie chciałaś zjeść ze mną lunchu?

- Co ty wyprawiasz? Cały szpital będzie zaraz

wiedział, że trzymałeś mnie za rękę!

- No i co? Wstydzisz się ze mną pokazywać?

- Nie, oczywiście, że nie - westchnęła i uśmiechnęła

się z rezygnacją.

- To dobrze. Słuchaj, będę operował dziś do

szóstej... Masz samochód?

- Tylko małego forda, ale całkiem mi wystarcza.

A dlaczego pytasz?

- Pamiętasz drogę do mojego domu?

- Jasne, że tak!

- Pojedź do mnie i zacznij robić kolację. Będę koło

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

5 1

siódmej. OK? - Sięgnął do kieszeni i wyciągnął komplet

kluczy. Odpiął jeden i podał jej.

Przytaknęła i wsunęła klucz do kieszeni.

- Masz jakieś specjalne życzenia?

Uśmiechnął się znacząco, co znów wywołało ru­

mieniec na twarzy Clare.

- Mieliśmy chyba porozmawiać o tym później

- powiedział rozbawiony jej zmieszaniem. - Muszę

teraz iść. Oprócz operacji mam jeszcze trochę papier­

kowej roboty. Do zobaczenia wieczorem. - Wstał od

stołu i krótko ją pocałował.

- No, no! Co ja tu widzę!

- Och! Cześć, Lizzi. Jak się masz? Doszłaś już do

siebie?

- Aaa, mówisz o przyjęciu. Tak. Powoli zaczynam

się do tego przyzwyczajać. Mogę się do ciebie

przyłączyć? Ross jeszcze operuje.

Usiadła obok Clare, nie spuszczając z niej wzroku.

- Wyglądasz jakoś inaczej - powiedziała w końcu

i Clare po raz kolejny poczuła, jak rumieniec oblewa

jej policzki.

- Przepraszam - powiedziała Lizzi ze skruchą.

- To dlatego, że nigdy takiej cię nie widziałam.

Wyglądasz tak radośnie i promiennie.

- Ty także.

- Miłość mi służy - roześmiała się. - Więc spotykasz

się z Michaelem?

Clare poczuła nagłą potrzebę podzielenia się z kimś

radosnymi wydarzeniami, jakie zaistniały w jej życiu.

Dopiero gdy powie to na głos, będzie mogła sama

uwierzyć, że to prawda.

- Spędziłam z nim weekend - wyznała.

- Wielki Boże, Clare, przecież prawie go nie

znasz!

- To fakt. Wszystko odbyło się tak nagle. Poprosił

mnie o rękę.

background image

52 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

- Co zrobił? - Widelec Lizzi zatrzymał się w połowie

drogi.

- Spytał, czy za niego wyjdę. Zgodziłam się.

Widzisz? - Odsłoniła brzeg fartucha i pokazała jej

wiszący na złotym łańcuszku pierścionek.

- Och, Clare, jaki piękny! Kochanie, tak się cieszę!

- Nie mów na razie nikomu. Nie wiem, czy chce,

żeby wiedziało o tym dużo ludzi.

- Mogę powiedzieć Rossowi?

- A co mu chcesz powiedzieć? - Ross, ciągle }

jeszcze ubrany w zielony strój z bloku operacyjnego,

odsunął talerz Michaela i przysiadł się do ich stolika.

- Cześć, kochanie. Nic specjalnego. Niedługo i tak

się dowiesz - odpowiedziała wymijająco Lizzi.

- No cóż, poczekam. Tęskniłaś za mną?

- Przez te cztery godziny? Okropnie - roześmiała się.

Clare stwierdziła, że nie jest tym dwojgu potrzebna

i podziękowała tłumacząc się koniecznością powrotu

na oddział.

Jak tylko skończyła pracę, pobiegła do mieszkania,

wzięła prysznic, przebrała się i zapakowała do torby

świeżą sukienkę na rano - tak na wszelki wypadek. Do

domu Michaela dotarła kilka minut po piątej i od razu

nakarmiła kota. Potem przygotowała spaghetti i usiadła

z herbatą w ogrodzie, żeby poczekać na Michaela.

Przyjechał przed siódmą i zastał ją pielącą chwasty

między krzewami.

- Cześć! Wcześniej wróciłeś!

- Poszło szybciej, niż myślałem. Jak się ma dzisiaj

moja dziewczynka?

Podniosła się, otarła pobrudzone ręce o dżinsy

i pocałowała go.

- Świetnie. Jesteś głodny? W piekarniku jest spa­

ghetti.

- Cudownie. Zaraz zejdę do kuchni, tylko wezmę

prysznic. Może otworzyłabyś butelkę czerwonego wina?

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

5 3

Po kolacji zapytał ją, czy rozmawiała już z rodzicami.

- Jeszcze nie. Nie wiedziałam, czy sobie życzysz,

żebym komuś o tym mówiła.

- Jeśli chcesz, możemy oficjalnie ogłosić nasze

zaręczyny, kochanie. Możemy nawet dać ogłoszenie

w gazecie.

- Jesteś pewien?

- Ciągle mnie o to pytasz. - Odłożył sztućce

i spojrzał na nią z uwagą. - Jeśli sama masz jakieś

wątpliwości, to mi o nich powiedz.

- Och, nie! Po prostu nie mogę uwierzyć we własne

szczęście!

- Znam to uczucie. Jest wspaniałe!

Z biegiem czasu ustalił się pewien porządek. Kto

pierwszy wrócił do domu, ten robił kolację, a potem

oboje po niej sprzątali. Początkowo Clare wracała na

noc do siebie, ale potem stwierdzili, że to śmieszne.

Pewnej soboty zadzwoniła do rodziców i powiedziała

im, że przeprowadziła się na stałe do Michaela. Byli

trochę zdziwieni, ale tak uradowani faktem, że ich

ukochana córka wreszcie jest szczęśliwa, że nic nie

powiedzieli. Clare poznała ich z Michaelem w następny

weekend i, zgodnie z jej przewidywaniami, rodzice

byli nim zauroczeni.

W niedzielę Michael zabrał dziadka na łódkę, a Clare

poszła do pracy. Następnego dnia on miał dyżur, a ona

zajęła się sprzątaniem domu. Michael operował bardzo

długo i kiedy wrócił, była już noc. Z zadowoleniem

wsunął się do łóżka rozgrzanego przez Clare.

We wtorek musiała wstać wcześnie, gdyż rano

zaczynała pracę. Danny Drew znów rozrabiał całą

noc, przeszkadzając innym spać. Peter Sawyer czuł

się znacznie lepiej, choć ciągle bolało go przedramię.

Pani Wright również miała za sobą bezsenną noc

i Clare zapisała sobie, żeby zamówić dla niej konsultację

psychologa.

background image

54 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

- Mieliśmy jedno ciekawe przyjęcie - powiedziała

siostra Prince. - Barry Warner. To młody, dwudzie­

stoczteroletni człowiek, który uległ wypadkowi podczas

latania na lotni. Ma rozległe złamania prawie wszyst­

kich kości i wymaga niezwykle troskliwej opieki.

Każdy, kto będzie się nim zajmował, powinien przejrzeć

najpierw jego zdjęcia rentgenowskie. Chłopak bardzo

się nad sobą rozczula, ale trudno go za to winić.

- Miał szczęście, że wyszedł z tego cało - skomen­

towała tę wypowiedź Clare.

- Akurat w tym momencie pewnie by się z panią

nie zgodził - roześmiała się siostra Prince. - Doktor

Barrington nieźle się wczoraj namęczył, żeby złożyć

go do kupy. Operował do późnej nocy.

- Wiem - odparła nie myśląc o tym, co mówi, ale

szybko się poprawiła. - Rozmawiałam z nim dziś rano.

Zaczerwieniła się, a siostra Prince uniosła ze

zdziwieniem brwi.

- Nie wiedziałam, że już przyszedł do pracy. Są

jakieś pytania? Nie? No to miłej pracy. Do zobaczenia

jutro.

Clare była na siebie wściekła. Inne pielęgniarki

wymieniły między sobą porozumiewawcze spojrzenia

i Clare szybko zagoniła je do pracy. Kilka minut

później Michael wsunął głowę do ich pokoju i przesłał

jej całusa.

- Witaj, skarbie. Dzięki, że zostawiłaś mi kawę.

- Nie ma za co. Siostra Prince uważa, że jesteś

wspaniały.

- Oczywiście! Co innego można o mnie myśleć!

- A w dodatku skromny - uśmiechnęła się. - Podob­

no dokonałeś cudów operując tego lotniarza.

- Mówisz o Barrym Warnerze? Boże, przypominał

jeden wielki befsztyk. Widziałaś go już?

- Nie, właśnie miałam do niego iść.

Kiedy szli do jego pokoju, opowiedziała o tym, jak

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY 55

się wydała przed siostrą Prince. Michael roześmiał się

głośno.

- Nie rozumiem dlaczego po prostu im nie powiesz?

Może ustalimy jakąś konkretną datę. Co powiesz

o końcu lipca? Wystarczy ci miesiąc?

- Mówisz poważnie? - Clare przystanęła.

- Oczywiście, że tak! Chcę, żebyś została moją

żoną. Ile razy mam jeszcze to powtarzać?

- Cii, nie krzycz tak! Chciałabym tu jeszcze jakiś

czas popracować. Ich wszystkich zżera ciekawość.

- Więc oświeć ich wreszcie! Powiedz, że pobieramy

się pierwszego sierpnia, mniej więcej za sześć tygodni.

- Naprawdę?

- A dlaczego nie?

- W zasadzie masz rację - roześmiała się. - Chodź­

my, panie B. Czeka na nas pacjent.

Michael miał rację. Barry Warner był w bardzo

ciężkim stanie. Prawa noga tkwiła na wyciągu, aby

odciążyć staw biodrowy, a lewe ramię było przymo­

cowane bandażem do klatki piersiowej.

Kiedy weszli, patrzył nieruchomo w okno.

- Cześć, Barry. Jak się czujesz? - zapytał Michael,

biorąc do ręki kartę gorączkową.

- Wszystko mnie boli.

- Obawiam się, że na razie nic na to nie możemy

poradzić. W pewnym sensie to dobra wiadomość, bo

oznacza, że nerwy nie zostały uszkodzone. Dam ci

silniejszy środek przeciwbólowy. A teraz obejrzyjmy

twoje nogi.

Odsłonił koc i przez chwilę patrzył na okaleczone

kończyny. Kości lewego podudzia zestawiono za

pomocą metalowych prętów. Na nogę założono luźny

gips, aby zostawić miejsce na opuchliznę.

Prawej nogi nie można było nastawić operacyjnie.

Odłamki kości były utrzymywane w jednej linii przez

metalowe pręty połączone na zewnątrz płytką. Wy-

background image

56 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

glądało to dość makabrycznie, ale Clare wiedziała,

że większość pacjentów dobrze znosiła ten sposób

leczenia.

- Wygląda nieźle - odezwał się Michael. - Mógłbyś

poruszać palcami?

Twarz Barry'ego wykrzywiła się z wysiłku i palce

lekko drgnęły.

- Dobra robota. Wkrótce zjawi się u ciebie rehabi­

litant, żeby jak najszybciej zacząć ćwiczenia. Miałeś

szczęście, że nie uszkodziłeś pięt. W takich wypadkach

zdarza się to bardzo często.

Barry odwrócił głowę i nie odpowiedział.

- Przyjdę do ciebie później. Na razie idę zapisać

w zleceniach zwiększoną dawkę środka przeciwbólo­

wego.

Poszli do dyżurki dyskutując o Barrym. Po drodze

spotkali Tima Mayhew.

- Ach, więc to jest ta młoda dama! Wygląda na to,

że całkiem zawładnęła pani moim asystentem!

- Na to wygląda. - Clare uśmiechnęła się z za­

kłopotaniem.

- No, to życzę wam obojgu wiele szczęścia. A teraz

powiedzcie mi, jak się ma nasz młody pacjent. Z tego,

co mówi David Blake wnioskuję, że jesteś lepszym

chirurgiem ode mnie.

- Chciałbym, żeby tak było - roześmiał się Michael.

- David nie jest tak bystrym obserwatorem, za jakiego

się uważa, doktorze.

Tim Mayhew potrząsnął głową.

- Chyba się mylisz, Michael. Cholernie dobrze

dajesz sobie radę. Potrzeba ci tylko czasu i doświad­

czenia, żeby osiągnąć światowy poziom. Nie jesteś

tak konserwatywny, jak ja. Sam z pewnością założył­

bym na prawą nogę wyciąg, ale miejmy nadzieję, że

twoja metoda jest równie skuteczna. Myślisz, że kości

dobrze się zrosną? Zrobiłeś zdjęcia rentgenowskie?

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY 57

Weszli do dyżurki i Michael zapisał Barry'emu

zwiększoną dawkę petydyny - narkotycznego leku

przeciwbólowego. Clare zostawiła ich zajętych oglą­

daniem zdjęć i poszła poprosić Deborah Lewis, by

przygotowała pompę infuzyjną.

- O co w tym wszystkim chodzi? - zapytała

Deborah, nie mogąc powstrzymać ciekawości.

- W czym? - Clare udawała zaskoczoną jej pyta­

niem.

- Daj spokój! Dobre wieści szybko się rozchodzą.

Wyprowadziłaś się ze szpitala, Michael nie spuszcza

z ciebie rozanielonych oczu, a teraz jeszcze stary

Mayhew robi jakieś uwagi. Powiedz nam wreszcie!

Clare roześmiała się i dała za wygraną.

- No dobrze. Michael i ja mamy się pobrać.

- Coś podobnego! - wykrzyknąła Deborah. - Kie­

dy?

- Jeszcze dokładnie nie ustaliliśmy. Pewnie na

początku sierpnia.

- Tak szybko? Niezła z ciebie zawodniczka. Nie

wiedziałyśmy, że znałaś go wcześniej!

- Bo go nie znałam. Po prostu jakoś od razu

przypadliśmy sobie do gustu.

- Czasem tak bywa - powiedziała sucho Deborah.

- Niektórzy to mają szczęście! Cóż, zawsze jeszcze

zostaje David Blake.

- Powinnaś coś wreszcie z nim zrobić. Chodzi za

tobą od dobrych kilku miesięcy.

- Hmm - Deborah zmarszczyła nos. - Czy to nie

Groucho Marx powiedział, żeby nigdy nie należeć do

klubu, w którym można być tylko jedynym członkiem?

Chodźmy sprawdzić pompę.

Dni mijały szybko. Cieszyli się każdą wspólnie

spędzoną chwilą, tym bardziej, że rzadko się widywali.

Tylko krótkie, ale za to pełne namiętności noce

background image

58 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

w pełni należały do nich. Clare nigdy dotąd nie była

tak szczęśliwa.

W czwartek wieczorem Michael znów zabrał ją na

surfing. Tym razem udało jej się utrzymać na desce

wystarczająco długo, żeby poczuć, czym jest ten sport.

- Michael, to jest wspaniałe! Koniecznie musimy

przyjechać jeszcze raz.

- Może w sobotę? Jesteś wolna w ten weekend?

- Idę do pracy dopiero po południu. Moglibyśmy

wypłynąć „Henriettą"?

- Chciałabyś mieć wszystko naraz, prawda? - Roze­

śmiał się.

- Tak, chciałabym - przyznała. Odrzuciła do tyłu

włosy, wystawiając twarz do słońca. - Jest w tym coś

złego?

- Nie. - Michael przyciągnął ją do siebie. - Ja też

pragnę wszystkiego naraz. Zastanawiam się tylko,

czy nie jesteśmy zbyt zachłanni.

Później zastanawiała się, czy już wtedy przeczuwali

to, co miało wkrótce nadejść. Tamtej nocy kochali się

z zapamiętaniem, jakiego nigdy w ich miłości nie

było. Zasnęli ciasno objęci, jakby tym uściskiem

chcieli ochronić się przed czyhającym w ciemności złem.

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Piątek już od rana zaczął się fatalnie. Kilku pacjentów

wychodziło do domu na weekend i trzeba było dla

nich zamówić z apteki lekarstwa i sporządzić recepty.

Barry Warner miał za sobą koszmarną noc, po

której popadł w depresję. Clare ze wszystkich sił

starała się go jakoś pocieszyć, ale pozostawał głuchy

na jej zapewnienia, że przy odrobinie wysiłku z jego

strony wszystko zakończy się szczęśliwe. Nie chciał

współpracować z fizjoterapeutką i nawet Michael,

który próbował mu wyjaśnić, jakie będą kolejne

etapy jego leczenia, poddał się w końcu.

- Powiedział, że powinien był sobie skręcić kark

i prawie byłem skłonny zgodzić się z nim - przyznał

z rezygnacją. - Co za niewdzięczny głupiec! Nawet

nie wie, ile miał szczęścia. Ma wszelkie szanse, żeby

wyzdrowieć. Z przyjemnością dałbym mu w tyłek!

- Może zdążysz jeszcze napić się kawy? - spytała

Clare.

- Nie, już powinienem być na bloku operacyjnym.

Bóg raczy wiedzieć, kiedy skończę. Planowałem wolne

popołudnie, ale chyba nic z tego nie będzie. Do

zobaczenia wieczorem, kochanie. - Pocałował ją

w policzek i wyszedł.

- Więc tak sprawy się mają - powiedziała Mary

O'Brien.

- Niedługo się pobieramy. - Twarz Clare rozjaśnił

uśmiech.

- To cudownie, Clare! - Mary uściskała ją jak

własną córkę. - Tak się cieszę! To wspaniały człowiek

background image

6 0

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

i doskonały chirurg. Będzie z was śliczna para. Mam

nadzieję, że będziecie szczęśliwi.

- Dziękuję, siostro. - Spojrzała na zegarek. - Zdążę

jeszcze porozmawiać z dziewczętami z trzeciego roku?

Myślę, że mogłyby wiele nauczyć się opatrując rany

Barry'ego Warnera.

- Dobry pomysł, Clare. Myślę, że to pomoże mu

wyrwać się z odrętwienia. Ja zajmę się wypisami.

Ani się obejrzała, jak nadeszła pora lunchu. Właśnie

kończyła rozdawać leki, kiedy wrócił Michael.

- Już skończyłeś?

- Przerwaliśmy na lunch. O której kończysz?

- O czwartej. Spróbujesz się urwać? Mieliśmy

wstąpić po drodze do supermarketu - przypomniała

mu Clare.

- Uroki domowego ogniska! Dobrze, spróbuję.

Jest jakaś szansa na herbatę?

- Pod warunkiem, że ją sobie sam zrobisz. Ja nie

mam czasu.

Za dziesięć czwarta zajrzała do dyżurki. Michael

siedział z nogami opartymi o krzesło i śmiał się

głośno razem z Mary.

- Jak widzę, dobrze się bawicie - uśmiechnęła się

wchodząc do pokoju.

Zadzwonił telefon i twarz Mary gwałtownie spoważ­

niała.

- Wielki Boże! Co jeszcze może się dziś przydarzyć?

Michael opuścił nogi na ziemię i odstawił filiżankę.

- Tak, doktor Barrington i siostra Stevens są tutaj.

Oboje po dyżurze. Tak, zaraz ich zapytam. - Zakryła

dłonią słuchawkę i podniosła wzrok.

- Wykoleił się pociąg. Podobno straszna masakra.

Parę osób dostało się pod przewrócone wagony.

Potrzebują lekarzy do wykonania na miejscu kilku

amputacji i unieruchomienia ofiar z urazami kręgo­

słupa. Możecie pojechać?

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

6 1

Przytaknęli.

- Zejdźcie do Izby Przyjęć. Tam jest Jim Harris,

który organizuje akcję ratowniczą. Potrzebują tyle

łóżek, ile się tylko da. Przeniosę kilku pacjentów na

inne oddziały. No, idźcie już i powodzenia!

Na dole pełno było ludzi. Lekko chorym radzono,

żeby skontaktowali się z lekarzami domowymi,

a poważniejsze przypadki załatwiano w trybie pilnym.

Do szpitala przywieziono już pierwsze ofiary wypadku.

Jima Harrisa znaleźli w pokoju lekarskim. Rysował

wszystkim, gdzie powinni się znaleźć, by akcja

przebiegała sprawnie.

Clare i Michaela przydzielono do grupy, w której

znajdowali się jeszcze anestezjolog, pielęgniarka

i chirurg ogólny. Mieli jako pierwsi pojechać na

miejsce katastrofy i pozostawać w łączności z oficerem

medycznym i policją.

To, co ujrzeli na miejscu, było przerażające. Nawet

najbardziej doświadczeni sanitariusze i strażacy byli

zaszokowani. Pociąg wykoleił się i zsunął z nasypu,

a jeden z wagonów wylądował na dachu poprzedniego.

Właśnie w dolnym wagonie znajdowała się większość

rannych i zabitych. Uwięzionym w przedziałach

ludziom groziło nowe niebezpieczeństwo, gdyż znaj­

dujący się na górze wagon mógł w każdej chwili

runąć na dół przygniatając ich swym ciężarem. Musieli

czekać, aż strażacy zamontują stalowe podpory, które

zabezpieczą część pociągu znajdującą się na nasypie.

Lżej ranni zostali uwolnieni przez strażaków i na

miejscu poddani badaniu lekarskiemu. Oprócz kilku

złamań, zadrapań i siniaków nic im się nie stało.

Prawie wszyscy byli w szoku, czemu trudno się było

dziwić. W wagonie zostało tylko dwoje ciężko rannych

ludzi.

Starając się pokonać strach, Clare poszła z Michae-

lem, by ich zbadać. Najpierw zajęli się starszą kobietą

background image

6 2

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

przyciśniętą do podłogi przez tylną ścianę wagonu.

Miała zmiażdżoną klatkę piersiową, istniało bardzo

małe prawdopodobieństwo, że przeżyje. Na szczęście

dla niej była nieprzytomna. Drugą ofiarą był mniej

więcej trzydziestoletni mężczyzna, którego noga utkwiła

między metalowymi prętami. Jego twarz wykrzywiał

grymas bólu.

Złapał Clare za rękę i uczepił się jej, jak ostatniej

deski ratunku.

- Wyciągnijcie mnie stąd - jęczał. - Zabierzcie

mnie! Już dłużej tego nie zniosę!

Michael klęknął koło jego głowy.

- Posłuchaj mnie teraz. Jak się nazywasz?

- Alan - powiedział chrapliwym głosem. - Alan

Beedale.

- W porządku, Alan. Ja mam na imię Michael.

Jestem ortopedą. Obejrzałem twoją stopę i z tego, co się

zdążyłem zorientować, jest w bardzo kiepskim stanie.

- Czy ją stracę? - zapytał z przerażeniem.

- Myślę, że to bardzo prawdopodobne. Zapytam

strażaków, czy uda im się wyciągnąć cię stąd w całości,

ale nawet gdyby tak było, wątpię, czy w twojej stopie

powróci krążenie. Zbyt długo była przyciśnięta. Pójdę

po anestezjologa, żeby cię obejrzał. Musisz być uśpiony,

żeby cię stąd wydobyć.

Mężczyzna lekko skinął głową.

- Nie martw się, Alan. Wkrótce cię stąd wyciągną

- pocieszała go Clare.

Po chwili zjawił się anestezjolog.

- Witaj, chłopcze. Mógłbym przez moment po­

słuchać twego serca? Świetnie. Co dzisiaj jadłeś7

- Tylko lunch o dwunastej.

- Doskonale. Za chwilę poczujesz się dużo lepiej.

Siostro, czy może pani założyć stazę?

Nabrał do strzykawki środek usypiający i wkłuł się

do żyły. Po kilku sekundach mężczyzna już spał.

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

6 3

- Niech pani mierzy ciśnienie, dobrze? Ja go

zaintubuję.

Zjawił się Michael w towarzystwie strażaka.

- Nic z tego - powiedział mężczyzna. - Na jego

stopie opiera się cały górny wagon. Nie podniesiemy

go bez dźwigu, a to zajmie kilka godzin. Jej też nie

możemy już wiele pomóc - dodał wskazując na

nieprzytomną kobietę.

Michael przytaknął.

- Rozumiem. Tak właśnie myślałem. W każdym

razie, dziękuję. W porządku, Peter, mogę zaczynać?

- Masz zamiar amputować mu nogę? - spytała

cicho Clare.

- Nie mam wyboru.

- Boże, to okropne! Jest taki młody, będzie miał

zrujnowane całe życie! Nie można zrobić nic innego?

- Clare, słyszałaś, co powiedział strażak. Upłyną

godziny, zanim podniosą ten wagon dźwigiem, a do

tego czasu stopa i tak będzie martwa, a z nią może

całe podudzie!

- Ale on będzie kaleką - wyszeptała.

- Przestań narzekać. Masz zamiar mi pomóc czy

będziesz dalej tak marudzić? - zapytał z irytacją.

- Przepraszam. - Nabrała głęboko powietrza.

- Oczywiście, że ci pomogę.

Michael szybko rozciął spodnie mężczyzny, przykrył

pole operacji sterylnymi serwetami i otworzył zestaw

chirurgiczny. Potem umyli ręce spirytusem i założyli

jałowe rękawiczki.

- Można zaczynać, Peter?

- Jasne.

- Mam zamiar zrobić prostą amputację... dostęp

jest bardzo trudny. Później, w szpitalu, mogą się

z nim bawić. Poproszę skalpel.

Clare starała się skoncentrować na pracy i nie

myśleć o niczym więcej. Patrzyła, jak Michael sys-

background image

64 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

tematycznie przecinał miękkie tkanki, ale kiedy sięgnął

po piłę, zamknęła oczy. W końcu było po wszystkim.

Mężczyzna był wolny i karetka zabrała go do szpitala.

Pozostała tylko stara kobieta ze zmiażdżoną klatką

piersiową.

Gwałtowny podmuch wiatru poruszył wrakiem

pociągu. Jeden ze strażaków wetknął głowę przez

dziurę w ścianie wagonu.

- Lepiej się stąd zabierajcie. Stemple nie trzymają

i za chwilę wszystko runie wam na łeb.

- Nie mogę zostawić tej kobiety - powiedział

Michael.

- Niech pan nie będzie głupcem. Jak wagon się

zawali, nie będzie co po was zbierać. Ona zresztą

nikogo już nie potrzebuje.

Clare szarpnęła go za ramię, czując jak ciarki

przechodzą jej po plecach.

- Michael, proszę cię. Przecież i tak nic dla niej nie

możesz zrobić!

- Mogę. Zostanę z nią, aż umrze. To nie potrwa

długo. Zrobię jej zastrzyk, jeśli odzyska przytomność.

Idź, kochanie. Nie chcę, żebyś tu została.

- Nie zostawię cię tu.

- Rób, co ci każę, Clare. Nie mam teraz czasu

martwić się o ciebie.

- Poczekam tutaj - odeszła w drugi koniec wagonu

i usiadła w kącie. Nie spuszczała z niego wzroku,

słuchając pokrzepiających słów, jakimi przemawiał

do nieprzytomnej kobiety.

Za każdym razem, kiedy wiatr silniej zawiał, serce

przestawało jej bić.

W pewnym momencie zdawało jej się, że kobieta

powraca do świadomości, gdyż zaczął głośniej do niej

mówić i zrobił zastrzyk.

Po chwili, która wydawała się wiecznością, podniósł

głowę i spojrzał w jej kierunku.

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

6 5

- Zmarła. Chodź, Clare, zabierajmy się stąd.

Właśnie w tym momencie silny podmuch poruszył

wagonem, który ze zgrzytem zaczął osuwać się na ziemię.

- Clare, uciekaj! - Jego krzyk urwał się gwałtownie.

Z przerażeniem ujrzała, jak dach wagonu składa się

niczym papierowa harmonijka.

- Michael!

W odpowiedzi usłyszała tylko jęk. Michael leżał pod

jakąś blachą, spod której wystawała nienaturalnie

wykręcona stopa. Próbował się wydostać, ale bez skutku.

- Jesteś cały? - zapytała z rozpaczą w głosie.

- Moja noga -jęknął. - Chyba jest czymś przywa­

lona. Clare, uciekaj stąd.

- Nic z tego - oznajmiła i przysunęła się bliżej.

Złapała go za rękę, jakby chwytała koniec liny

ratunkowej i zajrzała przez ramię. Omal nie krzyknęła.

Tam, gdzie zawsze była jego lewa stopa teraz zobaczyła

tylko kupę pogiętego metalu.

- Widzisz coś? - szepnął.

Przytaknęła.

- Strażacy będą musieli uwolnić ci nogę - powie­

działa zaskakująco spokojnym głosem. - Zaraz ich

sprowadzę.

Nie musiała nigdzie iść. Stali tuż za nią, wymieniając

między sobą jakieś uwagi.

Słyszała, co mówili. W żaden sposób nie było

można usunąć metalowej ramy, która przygniatała

nogę Michaela. Stanowiła część podwozia górnego

wagonu. Był tylko jeden sposób, aby go uwolnić.

Obok niej stał Peter, oceniając całą sytuację

badawczym wzrokiem.

- Jak to wygląda? - spytał Michael z twarzą

wykrzywioną bólem.

- Nie najlepiej, stary. Twoja lewa stopa...

- Wiem, co się stało z moją stopą. Czuję ten

cholerny ciężar na sobie. Trzeba amputować?

background image

66 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

- Mój Boże, nie! - krzyknęła Clare.

- Sądzę, że jest to konieczne - zawyrokował Peter.

- Nie! - krzyknęła. - Nie możesz tego zrobić!

- Zabierzcie stąd Clare - powiedział Michael przez

zaciśnięte zęby.

Peter przygotował już środek usypiający. W tym

samym momencie, jak za dotknięciem czarodziejskiej

różdżki, pojawił się Ross Hamilton.

- Clare, idź stąd. Nie chcę, żebyś na to patrzyła

- powiedział Peter.

- Nie mogę go zostawić - wyszeptała.

- Jak chcesz - odparł z rezygnacją. - Ross, możesz

zaczynać - zwrócił się do chirurga.

Clare patrzyła, jak rozcinał nogawkę, by odsłonić

miejsce amputacji. Kiedy zobaczył, w jakim stanie

była noga, zaklął pod nosem.

- I tak nie udałoby się jej uratować. Bierzmy się

do roboty, żeby jak najszybciej trafił do szpitala.

Mayhew opatrzy mu kikut.

Odciął tkanki miękkie i sięgnął po piłę. Clare

odwróciła wzrok.

Minęły trzy godziny, zanim przywieziono go do

szpitala. Siostra 0'Brien ciągle miała dyżur i gdy

tylko zobaczyła Clare, od razu odesłała ją do domu,

żeby wzięła prysznic i zmieniła ubranie.

Dom bez Michaela sprawiał wrażenie opuszczonego.

Nakarmiła O'Malley'a i poszła do łazienki. Kiedy

wchodziła do sypialni, potknęła się o leżące w przejściu

kapcie Michaela.

Nagle w pełni zdała sobie sprawę z tego, co się

stało. Płacząc, rzuciła się na łóżko, którego pościel

wciąż jeszcze przesiąknięta była zapachem jego ciała.

Jakby leżał tuż obok - przemknęło jej przez myśl. Nie

mogła powstrzymać szlochu, który ściskał jej gardło.

Płakała tak długo, że w końcu poczuła pewną ulgę.

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY 67

Wreszcie wstała i przebrała się. Wiedziała, że

w szpitalu przyda się każda para rąk. Sam Michael

będzie potrzebował stałej opieki przez najbliższą dobę,

a przecież oprócz niego są jeszcze inni.

Przybyła na oddział jeszcze przed Michaelem i zajęła

się chorymi. Kiedy go wreszcie przywieziono, był

blady jak ściana. Nie po raz pierwszy widziała pacjenta

po amputacji, ale nigdy dotąd nie był to człowiek,

którego kochała. Obok łóżka szedł Tim Mayhew.

Przywołał ją do siebie skinięciem ręki.

- Jak on się czuje? - z trudem wydobyła z siebie głos.

- Wyzdrowieje. Dolna połowa była strasznie po­

haratana, ale udało mi się ocalić kawałek podudzia.

Niedługo będzie chodzić.

- Do końca swoich dni... - powiedziała z goryczą.

Tim poklepał ją po ramieniu.

- Wiem, że to dla was ogromny cios. Teraz będzie

wymagał ogromnej cierpliwości. Jeśli czujesz, że nie

podołasz, nie bierz tego ciężaru na swoje barki.

- Kocham go - powiedziała bezgłośnie. - Musi

nam się udać.

Podeszła do nich Mary.

- Nie potrzebuję cię na oddziale. I tak byłabyś

myślami przy nim. Bardziej przydasz się tutaj.

Podniosła pedałem dolną część łóżka, żeby ułatwić

odpływ krwi z kikuta i wyszła.

Clare nie usiadła ani na moment. Co piętnaście

minut mierzyła mu temperaturę, puls i ciśnienie krwi.

Kiedy skończyła się kroplówka z krwią, podłączyła

sól fozjologiczną. Co kilka chwil sprawdzała pompę,

która podawała środek przeciwbólowy. Cały czas

czuwała.

Kiedy się wreszcie obudził, nie wiedział, gdzie jest

i co się stało. Ponieważ uporczywie próbował wyrwać

sobie z ręki wenflon, Clare musiała zawołać na pomoc

lekarza. David Blake podał Michaelowi środek

background image

68 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

uspokajający, który pozwolił mu na jakiś czas zasnąć.

W środku nocy lek przestał działać i Michael znów

zaczął się ruszać.

Clare odezwała się uspokajającym głosem, przeko­

nana, że za chwilę znowu zaśnie, ale ku swemu

zdziwieniu ujrzała, że otwiera oczy.

- Boże, co się stało? - usłyszała szept.

- A co pamiętasz? - spytała ostrożnie.

- Gdzieś byliśmy. W pociągu? Aha, wykoleił się.

Starsza pani umierała i... o Boże!

Nie spuszczała wzroku z jego twarzy, której wyraz

zmieniał się w miarę, jak przypominał sobie zdarzenia

minionego wieczora.

- Odcięli mi nogę?

- T a k .

Zaklął dosadnie.

- Gdzie?

- Poniżej kolana - odpowiedziała cicho. - Michael,

nie mieli wyboru.

- Kto operował?

- Ross Hamilton. Był wspaniały. Tu, w szpitalu,

zajął się tobą Tim Mayhew - urwała, nie mogąc

mówić dalej.

Michael wyciągnął rękę w poszukiwaniu jej dłoni.

Ich palce ciasno się splotły.

- Przykro mi - wyszeptał. - Nie mogłem zostawić

jej samej. Nikt nie powinien umierać w samotności.

Przepraszam, Clare.

Przygryzła wargi i ze wszystkich sił starała się

powstrzymać łzy. Po kilku chwilach zasnął ponownie,

więc puściła jego rękę i wypełniła kartę gorączkową.

Zmusiła się do spojrzenia na kikut, aby stwierdzić,

czy rana nie krwawi. Opatrunek był suchy, a w drenie

było tylko kilka kropel wydzieliny.

Oparła czoło o chłodną szybę. Jak sobie z tym

poradzą? Jak on to zniesie?

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

6 9

Clare przypomniała sobie ich pierwszą sprzeczkę.

Zawsze był zwolennikiem szybkiego uruchamiania

chorych po amputacjach. Teraz sam przekona się, jak

to jest żyć z jedną nogą.

Zacisnęła powieki. Boże, była taka zmęczona! Usły­

szała, że ktoś otwiera drzwi i cicho do niej podchodzi.

- Jak on się czuje? - doszło do jej uszu pytanie

Rossa. Ciągle miał na sobie ubranie z bloku operacyjnego.

- Klinicznie... bez zarzutu - odparła siląc się na

spokój.

- Biedne maleństwo - powiedział ze współczuciem

i przytulił ją do siebie.

- Nie zniosę tego, Ross! Nie mogę na niego patrzeć.

Jest taki silny, taki wysportowany, jak on to wytrzyma?

Czuję się taka bezradna, w niczym nie mogę mu

pomóc!

- Oczywiście, że możesz, ale nie w ten sposób. Idź,

napij się herbaty i zdrzemnij przez chwilę, a ja tu przy

nim posiedzę. To ci dobrze zrobi.

- Ale on może się obudzić, będzie mnie wtedy

potrzebował. Muszę też notować obserwacje...

- Uważasz, że sam nie dam sobie z tym rady? Idź

się położyć. W takim stanie na nic mu się nie przydasz.

Wypiła filiżankę mocnej herbaty i położyła się na

kozetce w dyżurce. Była pewna, że nie uda jej się

zasnąć, ale po kilku chwilach już spała. Dwie godziny

później zbudziła ją Judith Price.

- Obudził się i pyta o panią - powiedziała cicho.

- Och, która godzina? O nie! Miałam przy nim

czuwać i...

- Proszę się nie martwić. Dyżurna pielęgniarka

była z nim przez cały czas. Doktor Hamilton, zanim

poszedł do domu, powiedział, żeby pani nie prze­

szkadzać. Nie ma się czego obawiać. Michael spał

bardzo dobrze i teraz jest całkiem przytomny. Niech

się pani trochę umyje i przyjdzie do jego pokoju.

background image

70 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

Szybko doprowadziła się do porządku i wybiegła

na korytarz. Szpital powoli budził się do życia. Minęła

niosącą termometry pielęgniarkę i skierowała się do

pokoju, w którym leżał Michael.

Kiedy weszła, obrócił twarz w jej stronę i wyciągnął

rękę.

- Przepraszam! Powinnam tu być, kiedy się obu­

dziłeś.

- Nic się nie stało. Moje biedne kochanie, to

musiała być dla ciebie koszmarna noc.

- Nie gorsza niż dla ciebie. Jak się czujesz?

- Jestem wykończony. Noga boli mnie jak jasny

piorun, ale trudno się temu dziwić - spróbował się

uśmiechnąć. - Jeszcze jej nie oglądałem.

Clare wiedziała, że to będzie najtrudniejsze. Potem

nie będzie już mógł udawać przed samym sobą, że to

tylko zły sen.

- Pomóż mi - poprosił.

- Słucham? - zapytała z niedowierzaniem, jakby

wątpiąc w jego intencje.

- Powiedziałem, żebyś mi pomogła. Chcę ją zo­

baczyć.

- Michael!

Spojrzał tak, że bez słowa podtrzymała go, gdy

siadał.

Nie powiedział nic, tylko w milczeniu przyglądał

się przez chwilę kikutowi, a potem skinął głową.

- Musiałem się upewnić. Cały czas czułem się tak,

jakbym śnił tylko zły sen. -Opadł na poduszki i zamknął

oczy. Clare wydawało się, że zapadł w krótką drzemkę.

Tuż przed ósmą znów przyszedł Tim Mayhew

i Clare na chwilę zostawiła ich samych. Kiedy Mary

0'Brien przyszła do pracy, zastała Clare pijącą kawę

i wyglądającą przez okno.

- Wielkie nieba, dziecko, ciągle tu jesteś? Jak się

czuje doktor Barrington?

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

7 1

- Tak, jak się pani tego spodziewała. Jest z nim

teraz doktor Mayhew. To była ciężka noc...

- Wszyscy byli bardzo poruszeni wypadkiem Micha­

ela. Wygląda na to, że tylko mężatki i starsze panie nie

są w nim zakochane. A i one czasem zapominają, że

powinny być bardziej odporne na jego urok. Koledzy

też byli wstrząśnięci. Okazuje się, że w tym krótkim

czasie zdobył sobie wśród nich wielkie poważanie.

Clare poczuła, jak coś ściska ją za gardło.

- Kochanie, powinnaś teraz pójść do łóżka. To by

ci dobrze zrobiło.

Do jego łóżka? Żeby czuć wszędzie zapach Michaela

i potykać się o jego buty? Nigdy!

- Nie, nie jestem śpiąca. Zdrzemnęłam się trochę

w nocy. Zresztą Michael może mnie potrzebować.

- Doktor Mayhew chciałby zamienić z panią kilka

słów w pokoju doktora Barringtona - powiedziała,

wchodząc do pokoju, siostra Price.

- Dziękuję.

Odstawiła filiżankę z kawą, założyła buty i wyszła.

Tim Mayhew uśmiechnął się na jej widok.

- Witam ponownie. Nasz pacjent dobrze się spra­

wuje? Miał dobrą noc ?

- Myślę, że tak. Koło dziesiątej był trochę nie­

spokojny, ale dostał środek uspakajający i za­

snął.

- Świetnie. Myślę, że można go już odłączyć od

monitora i robić obserwacje co trzydzieści minut,

a po południu co godzinę. Można też zacząć podawać

płyny -wodę, soki owocowe, słabą herbatę. Zobaczy­

my, jak będzie to znosił. Jeśli wszystko pójdzie dobrze,

wieczorem może zjeść lekką kolację.

- Okropność - zaoponował Michael.

- Nic na to nie poradzę. Są w domu jakieś soki?

- Tak, jest ich cała lodówka. Mogłabyś przy okazji

nakarmić O'Malley'a?

background image

72 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

- Dałam mu jeść dzisiaj w nocy.

- Dzięki - przymknął oczy i opuścił głowę na

poduszkę.

Doktor Mayhew dał znak do wyjścia.

- Rana goi się bardzo dobrze. Myślę, że już dziś

możemy poprosić do niego fizjoterapeutę. Po południu

pojedzie na salę gimnastyczną, gdzie będzie mógł

pochodzić na pneumatycznej protezie. Nie może

zapomnieć, jak się chodzi. Jeśli wszystko będzie dobrze,

to we wtorek zamówimy odlew protezy.

Przytaknęła.

- Jak się czuje Alan Beedale?

- Ten pacjent po amputacji? Całkiem nieźle. Leży

na sali pooperacyjnej. Może jutro przeniesiemy go na

oddział. Stracił dużo krwi i przez dłuższy czas był

w szoku. Odniósł też kilka innych obrażeń. Doktor

Barrington miał więcej szczęścia.

- Tak pan myśli? Ja ciągle mam przed oczami

Michaela pędzącego na surfingu... silnego, sprawnego

i wolnego. Utracił to wszystko i naprawdę nie wiem,

czy uda mu się z tym pogodzić.

- Cóż, pływanie na desce może będzie trochę trudne,

ale słyszałem o ludziach, którzy po amputacji uprawiali

ten sport. Potrzebna jest tylko specjalna proteza.

Natomiast jeśli chodzi o żeglowanie, to z tym nie będzie

miał żadnych problemów. Myślę, że trzeba go będzie

raczej powstrzymywać, niż namawiać do uprawiania

sportów. Sama pani zobaczy. Na razie mamy jednak

przed sobą inne zadania i to wcale nie łatwiejsze.

Z dyżurki wyszła Deborah Lewis, Clare napotkała

jej pełne współczucia spojrzenie.

- Co z nim? - zapytała.

- Nic. - Clare wzruszyła ramionami. - Ma się

dobrze. Właśnie przed chwilą zasnął.

- Mam dzisiaj dyżur. Zajmę się nim, a ty w tym

czasie może pojechałabyś do domu i trochę się przespała?

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

7 3

- Dlaczego wszyscy mówią mi, żebym pojechała

do domu? - zapytała podniesionym głosem. - Nie

chcę być teraz w domu. Chcę być tutaj, gdzie mogę

sprawdzić, czy wszystko jest w porządku.

- A on może zobaczyć, że z tobą coś jest nie

w porządku - wtrąciła sucho przechodząca właśnie

Mary O'Brien. Stanowczym ruchem ujęła ją za łokieć

i poprowadziła do pokoju pielęgniarek. - Musisz

pojechać do domu, wziąć gorącą kąpiel, przespać się

kilka godzin i wrócić tu, kiedy rzeczywiście będziesz

mogła mu pomóc. W takim stanie nie jesteś nikomu

potrzebna. Pojedziesz sama czy chcesz, żeby ktoś cię

odwiózł?

- Nie, dam sobie radę sama. Przepraszam. Wiem,

że ma pani rację. Pójdę tylko i powiem mu, że nie

będzie mnie kilka godzin.

Michael spał. Stała przez chwilę, patrząc na niego

i mimochodem zauważyła, że wróciły mu kolory, że

oddycha spokojnie i że tętno jest rytmiczne i wolne.

Gdyby nie spojrzała na nogę, mogłaby pomyśleć, że...

- Nie wzdychaj tak - usłyszała głos Deborah.

- Idź już. Zaopiekuję się twoim wspaniałym mężczyzną.

Pewnie i tak będzie spał jeszcze kilka godzin.

Prawie nie myśląc o tym, co robi, zeszła na dół

i wsiadła do samochodu. W domu O'Malley powitał

ją entuzjastycznie, łasząc się do nóg i głośno miaucząc.

Podniosła go i owinęła sobie wokół szyi. Potem

zrobiła drinka i poszła do ogrodu. Usiadła na ławce

i wystawiła twarz do słońca, starając się nie myśleć

o koszmarze minionego dnia. O'Malley zsunął się na

kolana i mrucząc z zadowolenia, oparł przednie łapy

o piersi Clare.

Kiedy wypiła drinka, wzięła gorącą kąpiel i poszła

spać. Obudził ją ostry dzwonek telefonu. Dzwoniła mama.

- Cześć, kochanie. Dzwoniłam do was wieczorem,

ale chyba gdzieś poszliście. Dobrze się bawiliście?

background image

74 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

- Och, mamo! - powiedziała łamiącym się głosem.

Przez kilka chwil nie była w stanie wydobyć głosu,

a potem wszystko opowiedziała, cały czas szlochając.

Mama pozwoliła jej się wypłakać, a następnie

miękko spytała:

- Chcesz, skarbie, żebym przyjechała?

- Zaraz jadę do szpitala. Mogłybyśmy tam się

zobaczyć. Nie jestem pewna, czy Michael będzie

w nastroju do przyjmowania wizyt. Och, mamo,

muszę powiedzieć jego dziadkowi i rodzicom. Nie

wiem, czy starczy mi sił.

- Clare, posłuchaj mnie. Postaraj się uspokoić,

pojedź do szpitala i czekaj tam na nas. Powinniśmy

być za jakąś godzinę. I nie martw się na razie niczym

innym. Wszystko w swoim czasie, dobrze?

Clare poszła za radą matki. Szybko się ubrała,

wzięła z lodówki wszystkie napoje, jakie znalazła

i zaniosła je do bagażnika. Spakowała też trochę

bielizny Michaela, koszulki, krótkie spodenki i kos-

metyki.

Kiedy przyjechała, Michael już nie spał. Siedział j

oparty o poduszkę i patrzył w okno. Gdy ją zobaczył,

jego oczy ożyły.

- Clare, coś się stało?

- Nie, nic mi nie jest. Jak się czujesz? - Odwróciła

wzrok, żeby nie dostrzegł w jej oczach rozpaczy.

- Dobrze. Co jest w tej torbie?

- Trochę ciuchów, kosmetyki i napoje. Nie mogłam

znaleźć pidżamy. Nie masz żadnej?

- A po co mi pidżama? - Uśmiechnął się lekko.

- Chodź, usiądź obok mnie.

Clare przysiadła na brzegu łóżka.

- Przyniosłam ci też kilka książek.

- Clare?

- Może chcesz się czegoś napić? Naleję ci.

- Clare! Daj temu wreszcie spokój i spójrz na

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY 75

mnie! - Wyciągnął rękę i obrócił jej twarz do siebie.

- Tak już lepiej - powiedział cicho. - Co powiesz na

małego całusa?

- Och, Michael. - Odwróciła głowę, a łzy ciurkiem

popłynęły jej po policzkach.

- Boże, tylko nie płacz, błagam. Nie wiem, czy

starczy mi sił za nas dwoje.

- Przepraszam. - Sięgnęła po chusteczkę i głośno

wytarła nos.

- Uśmiechnij się do mnie.

Zdobyła się na słaby uśmiech.

- Wiesz co? Nie obraziłbym się, gdybyś mnie objęła.

Zrobiła to i położyła głowę na piersi Michaela,

wsłuchując się w spokojne bicie jego serca. Wszystko

w swoim czasie, jak powiedziała mama. Wielki Boże,

to będzie trudniejsze, znacznie trudniejsze, niż myślała.

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Kiedy w drzwiach pojawiła się Deborah, Clare

podniosła głowę i wyswobodziła się z ramion Michaela.

Znów zasnął, więc po cichu wstała z łóżka.

Deborah zmierzyła mu puls i oddech, wsunęła pod

język termometr. Nie poruszył się nawet, kiedy

napompowała mankiet ciśnieniomierza.

- W porządku? - spytała Clare.

Deborah przytaknęła.

Otworzyły się drzwi i wszedł doktor Mayhew.

- Witaj, Clare. Nareszcie bez fartucha. Jak się ma

nasz pacjent? - powitał ją, biorąc do ręki kartę

gorączkową Michaela.

- Dużo śpi. Myślę, że to forma ucieczki od

rzeczywistości.

Przytaknął z namysłem.

-

Tak, to się często zdarza u pacjentów po rozległych

uszkodzeniach ciała. Następny trudny etap to zmu­

szenie go do patrzenia na nagi kikut. Mam właśnie

zamiar to zrobić. Wychodzisz czy zostajesz?

- Mogę zostać? - Popatrzyła w jego pełne współ­

czucia oczy.

- Oczywiście. Ponieważ będziesz pielęgnować go

przez natępnych kilka tygodni i tak, prędziej czy

później, to zobaczysz. Lepiej mieć to już za sobą.

Mary 0'Brien wtoczyła na salę wózek opatrunkowy

i zajęła się odbandażowywaniem kikuta.

Clare zebrała się na odwagę i spojrzała na ranę.

Musiała przyznać, że doktor Mayhew wykonał niezłą

robotę. Linia cięcia przebiegała dokładnie w poprzek

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY 77

kikuta, a szwy zaklejono specjalnymi plastrami, które

miały zapewnić prawidłowe gojenie.

- Wykonałem skośną amputację z plastyką mięśni,

którą, jak sądzę, sam by sobie wybrał. Daje najlepsze

efekty i stosunkowo krótko trwa gojenie. Wiedziałem,

że Michael będzie chciał wstać najszybciej jak tylko

się da. Rana wygląda bardzo dobrze. Mieliśmy dobre

warunki, gdyż na tej wysokości tkanki były mało

uszkodzone. Pacjent młody, kończyna nie zabrudzona,

szybkie rozpoczęcie operacji... o nic więcej nie można

by prosić. Ten drugi chory nie miał tyle szczęścia.

Sprawdził ilość wydzieliny z drenu asekurującego

i poprosił siostrę 0'Brien o założenie opatrunku.

- Nie skarży się, że go boli?

- Był trochę niespokojny. Nie mówi nic, ale sądzę,

że odczuwa ból.

- Hmm. Na razie niech zostanie tak jak jest, ale

zapiszę mu coś silniejszego na wypadek, gdyby uznała

to pani za konieczne. Nie ma potrzeby, żeby niepo­

trzebnie cierpiał. Dobrze. Dziękuję paniom na razie.

Zajrzę do niego później.

Kiedy wyszedł, Mary przerwała na chwilę ban­

dażowanie.

- Dobrze się czujesz? - spojrzała ze współczuciem

na Clare.

- Jestem trochę zaszokowana. To wszystko tak

szybko się stało.

- Nie dziwię się. - Mary uśmiechnęła się ze

zrozumieniem. - Kochanie, są tu twoi rodzice. Może

poczęstujesz ich kawą? Czekają w pokoju telewizyjnym.

Clare poszła się z nimi przywitać. Opowiedziała

o wszystkim, co wydarzyło się w ciągu ostatnich

kilkunastu godzin. Okazali dużo zrozumienia, choć

nie mogli ukryć troski o córkę.

- Tak krótko się znacie, skarbie - powiedziała

mama. - Zastanawiam się, czy wasz związek okaże

background image

78 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

się wystarczająco trwały, aby przetrwać taką próbę.

Może byłoby lepiej, gdyby okazało się...

- Mamo, ja go kocham! Jak mogłoby być lepiej?

Ojciec poklepał Clare po ramieniu uspokajającym

gestem.

- Sądzę, że mamie chodzi tylko o to, że powinnaś

kontrolować swoje uczucia. Nie możesz okazywać

mu współczucia. Nie jest chyba mężczyzną, który

lubi, by się nad nim litowano.

- Postaram się o tym pamiętać. Wiem, że będę

musiała ukrywać to, co czuję, jeśli mam mu pomóc.

Muszę teraz wracać. Dziękuję, że przyjechaliście.

Czuję się znacznie lepiej. Zadzwonię do was wieczorem.

Odprowadziła ich do wyjścia i wróciła na oddział.

Michael właśnie się obudził.

- Jak się czujesz? - zapytała, uśmiechając się

promiennie.

- Kiepsko. Deborah podwyższyła mi dawkę pety-

dyny. Czy naprawdę koniecznie trzeba talkować skórę

na plecach?

- Niektórzy ludzie nie wiedzą, co to wdzięczność

- powiedziała ze śmiechem. - No, kładź się na boku.

Równo rozprowadziła talk po plecach Michaela,

który z rezygnacją poddał się kuraq'i. Kiedy skończyła

talkować ramiona i łokcie, przeszła do lewej pięty.

- Tu przynajmniej oszczędzę ci czasu - powiedział

sucho.

- Och, Boże. Michael!

- Przepraszam, to był głupi dowcip - przeprosił ze

skruchą. - Dziękuję. Tak jest dużo lepiej.

- Nie miałbyś ochoty trochę się umyć i ogolić?

- Z chęcią. Czuję się bardzo brudny.

Pomogła mu wykonać toaletę, poprawiła poduszkę

i zmieniła poszwę na koc.

- Jutro chyba wyrzucą cię z łóżka - powiedziała

radosnym tonem. - To coś, na co warto czekać.

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

7 9

- Clare, jedyną rzeczą, na którą naprawdę czekam,

jest chwila, kiedy wreszcie wyniosę się stąd i stanę na

własnych nogach... O, do diabła! Wiesz dobrze, o co

mi chodzi.

Przytaknęła, nie mogąc wydobyć głosu przez ściśnięte

gardło.

- Nie mogę się tego doczekać!

- Już niedługo. Na razie musimy przeżyć dzisiejszy

dzień. Piłeś już kompot?

- Nie, choć bardzo bym chciał. Problem polega na

tym, że im więcej piję, tym bardziej chce mi się siusiu.

- To dobrze - podała mu wodę mineralną. - To

znaczy, że nerki działają. Dziękuj Bogu, że nie masz

cewnika!

- To żadna pociecha.

- Możesz używać kaczki.

- Nigdy w życiu! Poczekam na kule, albo umrę.

Clare, nigdy sobie nie wyobrażałem, jakie to upoka­

rzające, kiedy musisz prosić innych o pomoc, żeby

załatwić fizjologiczne potrzeby! To okropne!

- Ale Michael, to przecież tylko ja!

- Tym gorzej. Nie powinnaś patrzeć na to wszystko.

To nieuczciwe.

Przez dłuższą chwilę nie odpowiadała, a potem

odezwała się cicho:

Trudno. Tylko spróbuj się mnie pozbyć.

Wyszła, żeby wynieść brudną bieliznę, po czym

wróciła i spojrzała na Michaela. Wyglądał, jakby spał.

- Jesteś dobrą dziewczyną - powiedział cicho.

- Przepraszam, że tak się stało.

Wzruszyła ramionami i westchnęła.

- Tylko wyzdrowiej, dobrze?

Rana goiła się bardzo dobrze. W poniedziałek rano

usunięto dren i Michael zaczął chodzić o kulach.

W południe ćwiczył na protezie pneumatycznej cho-

background image

80 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

dzenie między poręczami. Miękkie poduszki umoco­

wane na metalowym stelażu umożliwiały pacjentom

wczesne rozpoczęcie terapii, zanim jeszcze zapomną,

jak się chodzi. Miało to niebagatelne znaczenie

w zapobieganiu przykurczy mięśni, których anatomia

zmieniła się po amputacji. No i podnosiło ich na duchu.

Michael nie sprawiał wrażenia załamanego nową

sytuacją. Przez cały wtorek ćwiczył chodzenie o kulach.

Ale w środę rano Clare zauważyła, że nastrój Michaela

nie był taki dobry, jak się mogło wydawać.

Akurat kiedy stali na korytarzu, pojawił się Danny

Drew.

- A kogóż my tu mamy? Co się stało z twoją nogą,

kochasiu? Trochę się za bardzo poszalało, co? - zawołali

przez cały korytarz.

Michael podniósł na powitanie jedną kulę.

- Cześć, Danny. Jak widzę, ciągle pełen energii.

Nie martw się, niedługo wezmą cię na salę gimnas­

tyczną. Spodoba ci się. Odrobina bólu i kilka

niepowodzeń zrobią z ciebie mężczyznę. - A potem

odwrócił się na pięcie i pokuśtykał do' pokoju.

- Jak śmiesz mówić do niego w ten sposób?

- wykrzyknęła Clare do Danny'ego, nie mogąc ukryć

oburzenia. - Mam ci powiedzieć, jak stracił nogę?

Nie chciał zostawić umierającej kobiety i zwaliła się

na niego część wagonu. Podejrzewam, że tobie nie

starczyłoby odwagi, żeby tak postąpić!

Odwróciła się i poszła do pokoju Michaela.

- Co za gnojek. Mogłabym go zabić!

Stał przy oknie, spoglądając na rozciągający się za

szpitalem las.

- Dam sobie radę - powiedział gorzko. - Clare,

jeśli nie masz nic przeciwko temu, wolałbym zostać

teraz sam.

Wciągnęła głęboko powietrze, nie wiedząc, co

powiedzieć.

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY 81

-Ja... Oczywiście. Przepraszam.

Poszła do dyżurki i usiadła przy biurku. Już od

jakiegoś czasu czuła, że się od niej oddala, ale po raz

pierwszy wyraźnie poprosił ją, żeby zostawiła go samego.

Starała się stłumić rozgoryczenie i zmusić do

przepisywania zleceń.

Nie mogła jednak na niczym się skoncentrować.

Myślała o tym, że musi zadzwonić do dziadka

Michaela. Rodzice Michaela byli na urlopie za granicą

i mieli wrócić za kilka tygodni. Uznała, że nie ma

sensu psuć im wakacji. Michael poinformował o wy­

padku tylko brata. Zabronił mu przyjeżdżać, choć

powtarzała mu, że to czysta głupota. Teraz i ją

odrzucił, a przecież powinien mieć przy sobie kogoś

bliskiego, na kim mógłby się wesprzeć.

Jak można pomóc człowiekowi, który nie pozwala

zbliżyć się do siebie? - pomyślała z rozgoryczeniem.

Będzie po prostu musiała wyciągnąć go z tego siłą.

Po południu zaproponowała mu, żeby zjadł lunch

w pokoju telewizyjnym, gdzie siedzieli inni pacjenci.

- Nie, dziękuję. Wolę zjeść tutaj.

- Michael, myślałam...

- Clare, daj mi spokój! Nie chcę tam iść i udawać,

że dobrze się bawię!

- Wcale cię do tego nie zmuszam. Myślałam tylko,

że towarzystwo innych dobrze ci zrobi - powiedziała

cicho.

- Nie zależy mi na ich towarzystwie. Nie potrzebuję

współczucia, ani gadek o zafajdanych hemoroidach!

- To może zjesz z Barrym Warnerem? Nie wstaje

jeszcze z łóżka i jest bardzo przygnębiony.

- Jak on się czuje? Nawet nie zapytałem. - W oczach

Michaela pojawił się cień zainteresowania.

- Fizycznie bez zarzutu, ale jest ciągle w depresji.

Strasznie trudno się z nim dogadać. Nie interesują go

książki ani telewizja.

background image

82 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

- Nic dziwnego. Dobrze, zjem z nim dzisiaj lunch.

- Odwrócił się i poszedł w kierunku sali, na której

leżał Barry. Lekko zapukał do drzwi i wszedł. - Jak

się ma dzisiaj nasz pacjent? - zapytał radośnie.

- Beznadziejnie. Do diabła, co się panu stało?

Clare zostawiła ich samych i poszła powiedzieć

w kuchni, żeby zaniesiono lunch Michaela do pokoju

Barry'ego.

Kiedy po dyżurze znów poszła go odwiedzić, leżał

na łóżku gapiąc się bezmyślnie w okno. Spojrzał na

nią, po czym znów zapatrzył się w to samo miejsce.

- Nie powinnaś teraz rozdawać leków, albo zająć

się obserwacją? - spytał niechętnie.

- Właśnie skończyłam dyżur. Myślałam, że ucieszysz

się z mojej wizyty.

- Jedyną osobą, którą chciałbym teraz widzieć jest

dziadek. Ale nie mam siły, żeby mu o tym wszystkim

powiedzieć. - Jego głos załamał się i Michael odwrócił

głowę.

- Och, kochanie - szepnęła ujmując go za rękę.

Nie odwzajemnił jej uścisku, więc zwolniła swój

i wstała.

- Chcesz, żebym mu powiedziała?

- Mogłabyś? - Spojrzał na nią pełnymi bólu

oczami. - Wiem, że to trudne. Chciałbym go zo­

baczyć.

- Pojadę po niego.

- Dziękuję.

Pochyliła się, żeby go pocałować, ale w ostatniej

chwili rozmyśliła się i tylko lekko musnęła ustami

policzek.

- Do zobaczenia - pożegnała go tak spokojnie, jak

tylko było ją na to stać i szybko wyszła, żeby nie

zauważył, że płacze.

Dziadek przyjął tę wiadomość spokojnie. Przez

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

8 3

kilka chwil nieruchomo wpatrywał się w dal, a potem

z ciężkim westchnieniem zwrócił twarz w jej stronę.

- Już kiedy do mnie zadzwonił, wiedziałem, że coś

jest nie w porządku. Poznałem to po głosie. Niewidomi

ludzie mają badzo wyczulony słuch. O nic nie pytałem,

nigdy tego nie robię. Zawsze mówi mi wszystko, gdy

nadejdzie odpowiedni moment. Nauczyłem się po­

wstrzymywać ciekawość. Ale tym razem... - Na chwilę

zawiesił głos. - Jak on się teraz czuje?

- Noga goi się doskonale. Chodzi o kulach i za

pomocą protezy pneumatycznej. Nic go już nie boli.

Wszystko jest świetnie, ale...

Starszy pan czekał cierpliwie.

- Jest bardzo zamknięty w sobie. Myślę, że stara

się oszczędzić mi bólu i zupełnie ignoruje moje starania,

żeby mu pomóc. Teraz ty, dziadku, jesteś mu po­

trzebny. - Clare ujęła jego wyciągniętą dłoń.

- Ty również, choć za nic w świecie nie przyznałby

się do tego. Daj mu trochę czasu, Clare. To dumny

mężczyzna. Zobaczysz, że jeszcze do ciebie wróci.

- Wstał i z trudem się wyprostował. - Chyba

powinniśmy jechać. Zaczekasz na mnie chwilę?

- Oczywiście.

Po kilku minutach ukazał się w drzwiach. Pomogła

mu wsiąść do samochodu i pojechali.

Na miejscu przywitała ich Mary 0'Brien, która

wychodziła właśnie z pokoju Michaela.

- Masz gości! - oznajmiła mu radośnie.

- Dziadek! - wykrzyknął Michael i ruszył w ich

stronę. - Jak to dobrze cię widzieć! Czekałem, aż

przyjedziesz.

- Witaj, stary. Słyszałem, że znów coś narozrabiałeś.

Michael usiadł na łóżku i spojrzał na Clare.

- Mogłabyś zostawić nas samych?

- Oczywiście. Niech dziadek usiądzie na tym krześle.

O, tak. Przynieść wam herbaty?

background image

84 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

- Nie, dziękujemy - powiedział Michael.

Prawie godzinę czekała w dyżurce, aż wreszcie

drzwi uchyliły się i Michael wystawił głowę.

- Dziadek chce już jechać - oznajmił i szybko

wrócił do swojego pokoju.

Kiedy weszła, dziadek wciąż siedział na tym samym

krześle. Wyraz jego twarzy był nieprzenikniony.

- Możemy jechać? - spytała.

- Podaj mi rękę - rozkazał.

Spojrzała na Michaela, ale odwrócił wzrok. Z lekkim

wzruszeniem ramion podeszła do staruszka i podała

mu ramię.

Przy drzwiach dziadek zatrzymał się na chwilę.

- Jesteś cholernym głupcem, synu.

- Możliwe, ale tu chodzi o moją przyszłość i sam

będę o niej decydował.

- Myślę, że popełniasz ogromny błąd.

- Być może, choć ja myślę inaczej - powiedział

stanowczym głosem i odwrócił się.

- Dobranoc - szepnęła Clare, ale Michael nie

odpowiedział.

Powrotną drogę odbyli w milczeniu. Każdy zajęty

był swoimi myślami. Clare zastanawiała się, dlaczego

tak nagle wytworzyła się między nimi przepaść. Co

mu takiego zrobiła? Dlaczego traktował ją jak obcą

osobę? A może to siebie miał dosyć? Bóg raczy

wiedzieć - myślała. I dlaczego dziadek pożegnał go

taki zagniewany? O co w tym wszystkim chodzi?

Dziadek był wyraźnie przygnębiony wizytą u Mi­

chaela, ale Clare wiedziała dobrze, że nie powinna

zadawać żadnych pytań. Używając jego własnych

słów, musiała nauczyć się powstrzymywać cie­

kawość.

Nie została u dziadka, żeby wypić drinka, tylko

wyruszyła w drogę powrotną. Robiło się późno, a do

domu było daleko. Kiedy dotarła na miejsce, było już

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

8 5

całkiem ciemno. Ze zdziwieniem zobaczyła, że w ku­

chennym oknie pali się światło.

- Dziwne - powiedziała do siebie. - Widocznie

wczoraj w nocy zapomniałam go zgasić.

Otworzyła drzwi i poszła prosto do kuchni. W po­

łowie drogi stanęła jak wryta.

Przy stole siedział ubrany w krótkie spodenki

Michael. Na jej widok podniósł się i z uśmiechem

wyciągnął rękę.

- Michael...?

- Przepraszam, jeśli cię przestraszyłem. Nie mieliśmy

jeszcze okazji się poznać. Jestem Andrew, brat

Michaela. A ty z pewnością jesteś Clare.

Nie mogła oderwać wzroku od jego opalonych

nóg. Były identyczne jak nogi Michaela. Z wyjątkiem

jednego szczegółu. Były całe.

Nawet nie zdawała sobie sprawy, że płacze. Andrew

ujął ją za pobródek i otarł łzy miękką chusteczką.

- Hej, chyba się mnie nie boisz? Nie wiedziałem, że

tu mieszkasz. Przepraszam.

- Ja... To nie tak - pociągnęła bezradnie nosem.

- No, nie płacz już - powiedział podając jej

chusteczkę.

Po kilku chwilach udało się jej stłumić szloch.

Głośno wytarła nos i schowała chusteczkę do kieszeni.

- Przepraszam. To dlatego, że nie wiedziałam, jak

bardzo jesteście do siebie podobni. Poczułam się

zupełnie zaskoczona. Nie mówił mi...

- Że jesteśmy bliźniakami? To normalne. Nigdy

się tym nie lubił chwalić. Całe życie starał się być

inny, a ja we wszystkim go naśladowałem. Robiłem

to z czystej złośliwości. Tym razem chyba mi się to

nie uda - powiedział z ironią. - Napijesz się czegoś?

Zauważyła, że na stole stała prawie pusta butelka wina.

- Nie bądź taka zgorszona. Jestem pewien, że twój

ukochany nie będzie miał mi tego za złe.

background image

86 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

- Na pewno nie. Po prostu wydaje mi się, że masz

już dosyć. Musisz jeszcze pojechać do hotelu.

- Do jakiego hotelu? Przecież jest tu wolna sypialnia.

Chyba nie masz nic przeciwko temu?

Clare westchnęła. W końcu był to brat Michaela.

Nie mogła go wyrzucić.

- Nie, nie mam nic przeciwko temu. A drinka się

napiję.

Wszedł O'Malley i zaczął się łasić do nóg.

- Cześć, łobuzie - powiedziała i opadła na fotel.

- Nieźle się tu urządził - powiedział Andrew,

robiąc szeroki gest ręką. Zahaczył o kieliszek i wylał

na podłogę trochę wina.

Clare wstała i starła je z podłogi.

- Widzę, że dobrze cię sobie wychował.

- Tak myślisz? - spytała z kpiną w głosie. - Po

prostu czerwone wino zostawia na cegle ślady.

Spojrzał na podłogę, a potem przeniósł wzrok na nią.

- Przepraszam. Powiedz mi, Clare, jak się ma mój

braciszek.

- Mówiąc szczerze, sama nie wiem. Fizycznie

całkiem nieźle, ale psychicznie chyba nie daje sobie

rady. Odciął się ode mnie...

- A więc witam w klubie! Mnie w ogóle nie chce

widzieć. Tylko dlatego jeszcze tam nie pojechałem.

Zawsze był samotnikiem. Dlatego tak dobrze rozumieją

się z tym cholernym kotem... Obaj liżą swoje rany

w odosobnieniu.

- Tym razem nie za bardzo może.

- Zrobi to, jak tylko będzie mógł. Ja, w przeci­

wieństwie do niego, lubię każde towarzystwo.

Clare nie mogła powstrzymać uśmiechu. Andrew

był w gruncie rzeczy sympatyczny. Nie mogła obarczać

go winą za to, że wyglądał jak Michael, przy czym

było to chyba tylko fizyczne podobieństwo.

- Miałbyś coś przeciwko temu, żebym zostawiła

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY 87

cię teraz samego? To był wyjątkowo ciężki dzień,

a jutro idę na ósmą do pracy.

- Twoje zdrowie. - Podniósł kieliszek. - Dobranoc,

słodka Clare. Śpij dobrze. I nie hałasuj rano za

bardzo, dobrze?

- Możesz się nie obawiać.

- To cudownie. Adieu, piękna...

Zostawiła go siedzącego przy stole nad kieliszkiem

wina. Pewnie jutro będzie miał niezłego kaca.

Andrew wstał koło siódmej i nie wyglądał na

człowieka, który dużo wypił minionej nocy.

- Nie wiesz, gdzie jest mój porsche? - przywitał

Clare, wchodząc do holu tylnymi drzwiami.

- Dzień dobry, Andrew. Nie, chyba Michel zostawił

go w piątek w szpitalu. A dlaczego pytasz?

- Cóż, pomyślałem, że skoro nie będzie mu już

potrzebny, to mógłbym go zabrać - powiedział

wzruszając ramionami.

- Nie ma sprawy. A przy okazji, jak dostałeś się tu

wczoraj?

- Taksówką - odpowiedział lakonicznie.

- Aha. Mogę podrzucić cię do szpitala. Zrobiłeś

kawę?

- Jak dotąd zdążyłem tylko nastawić wodę. Myślisz,

że muszę czekać na godziny wizyt, czy pozwolą mi

wejść rano?

Clare przygotowała dwie filiżanki i spojrzała

na Andrew. Ciągle jeszcze jego widok sprawiał

jej ból.

- Możesz przyjść, kiedy chcesz. Nie mamy ustalo­

nych godzin wizyt. Jedziesz ze mną?

- Tak. Zrobiłaś mi kawę?

- Jest na stole. Andrew, czy mogę ci coś powiedzieć?

Spojrzał na nią z zainteresowaniem.

- Jasne. O co chodzi?

background image

88 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

Clare wzięła głęboki wdech.

- Mógłbyś zakryć nogi?

Zaśmiał się krótko i zmierzył ją wzrokiem z nie­

kłamanym zainteresowaniem.

- Dlaczego? Masz im coś do zarzucenia, skarbie?

Boże, pomyślała. Nawet tak samo mnie nazywa.

- Ja nie, ale mogą denerwować Michaela.

W jednej chwili spoważniał.

- Cholera, nie pomyślałem o tym. Masz rację,

założę jakieś spodnie. Zdążę jeszcze zjeść śniadanie?

- Tak. Idź się przebierz, a ja coś ci zrobię.

Pobiegł na górę, a Clare popatrzyła za nim ze łzami

w oczach. Był taki silny, taki energiczny. Zupełnie jak

Michael jeszcze tydzień temu. Po co przyjechał akurat

teraz? Mam nadzieję, że w stosunku do Michaela będzie

delikatny - pomyślała z obawą.

Wrócił po chwili w jasnych cienkich spodniach.

- No i jak?

- Dużo lepiej - powiedziała cicho. - Chodź,

zrobiłam śniadanie.

Zjedli w milczeniu, a potem pojechali do szpitala.

Kiedy przybyli na miejsce, pokazała mu, gdzie Michael

zaparkował jego samochód.

- Masz kluczyki? - zapytała.

- Tak, znalazłem je na nocnym stoliku. Chodźmy,

chcę to mieć za sobą.

Zaprowadziła go na oddział i zostawiła w pokoju

telewizyjnym. Sama poszła na odprawę.

Ku zdziwieniu wszystkich Danny był znacznie

spokojniejszy niż zwykle. Peter Sawyer usnął bez

problemów, a Barry Warner, choć ciągle pogrążony

w depresji, także spał znacznie lepiej.

- W zasadzie wszyscy mają za sobą spokojną noc,

tylko doktor Barrington budził się kilkakrotnie. Pewnie

dlatego, że nie dostaje już środków przeciwbólowych.

- Żadnych? - zdziwiła się Clare.

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY 89

Judith Price wzruszyła ramionami.

- Nie chce nic przyjmować. Powiedział, że ma tylko

bóle fantomowe i że przecież nie boi się duchów!

Dobrze, moi drodzy. Idę do domu. Do zobaczenia

jutro!

Clare poczekała, aż wszyscy wyjdą i zapytała siostrę

0'Brien, czy brat Michaela może go odwiedzić.

- Oczywiście. Myślę, że dobrze mu to zrobi.

Przyprowadź go. Akurat teraz ma wolną chwilę.

Clare poszła po Andrew i znalazła go pogrążonego

w rozmowie z Timem Mayhew.

- Chodź, zaprowadzę cię do jego pokoju.

Otworzyła drzwi. Michael stał o kulach, wyglądając

przez okno. Miał na sobie spodnie od dresu i baweł­

nianą koszulkę.

- Clare, chciałbym z tobą porozmawiać o ostatniej

nocy.

- Później. Teraz masz gościa.

Andrew otworzył szerzej drzwi i wszedł do środka.

Długo patrzył na brata w milczeniu. Kiedy się odezwał,

jego głos brzmiał nienaturalnie.

- Nie mogłem w to uwierzyć...

- To uwierz, Andy. To prawda.

- Och, Boże, Mike...

Zanim Michael zdążył się poruszyć, Andrew był

przy nim. Objął go. Clare usłyszała krótki szloch.

Wycofała się i cicho zamknęła za sobą drzwi.

Jakieś pół godziny później do Michaela przyszedł

doktor Mayhew. Andrew wyszedł na korytarz. Miał

zaczerwienione oczy i sprawiał wrażenie poruszonego.

- Nie wyglądasz na faceta, który przepada za

szpitalami - zażartowała Clare.

- Nienawidzę ich. Nigdy nie mogłem zrozumieć,

jak Michael może spędzać w nich pół życia.

- Wydaje mi się, że większość pacjentów zgodziłaby

się z tobą - powiedziała ze śmiechem.

background image

90 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

Po wyjściu Tima Andrew pożegnał się z Michaelem.

Powiedział, że „pójdzie rozejrzeć się trochę po tej

metropolii".

Clare chciała wypić kawę w pokoju Michaela, ale

poszedł już na salę gimnastyczną. Po lunchu, który

zjadł z Barrym Warnerem, i krótkim odpoczynku,

znów poszedł ćwiczyć.

O czwartej, kiedy skończyła pracę, ciągle go nie

było, a kiedy zadzwoniła wieczorem, powiedziano jej,

że u Michaela jest brat.

Zajęła się sprzątaniem domu, ale wszystko leciało

jej z rąk. Wreszcie zadzwoniła do mamy i opowiedziała

jej o zachowaniu Michaela.

- Wydaje mi się, że to normalna reakcja na stres,

kochanie.

- Możliwe - zgodziła się Clare, ale wcale to jej nie

uspokoiło.

Kiedy Andrew wrócił, leżała już w łóżku, a kiedy

wychodziła rano, on jeszcze spał. Tego dnia historia

się powtórzyła. Tym razem Michael zajęty był rozmową

z kimś innym. Gdy wyszedł z pokoju na korytarz,

zawołał go Danny.

- Przepraszam, doktorze. Nie powinienem wtedy

tak się do pana odezwać - powiedział cicho.

- Nie ma sprawy, Danny. Rozumiem. Co byś

powiedział na partyjkę kart?

- Z przyjemnością. Pete, pożyczysz nam talię?

- Jasne. Siostro, mogłaby pani im podać?

Clare wzięła karty do ręki i podeszła do Michaela.

- Będziesz stawiał pasjansa?

- Tak. Czy mnie spotka szczęście w życiu.

Kiedy Tim Mayhew przyszedł na oddział, gra

w karty przekształciła się w ogólne zamieszanie.

Michael pokazywał karciane sztuczki, a Danny starał

się go przelicytowć.

- Dzień dobry, doktorze Barrington!

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

9 1

Michael podniósł wzrok na szefa i usta wykrzywił

mu gorzki uśmiech.

- Aaa, cześć Tim! - odparł. Wziął kule i pokuśtykał

za nim.

Doktor Mayhew był zadowolony z postępów

Michaela. Uważał, że jego stan psychiczny znacznie

się poprawił.

Czy oni wszyscy są ślepi? - myślała Clare. - Czy

naprawdę nie widzą, że jest pogrążony w rozpaczy?

- Doktorze Mayhew, czy jest jakaś szansa, żebym

mogła zabrać go na weekend do domu? Myślę, że

czas najwyższy, żeby zaczął żyć dniem codziennym.

Potrafię się nim sama zaopiekować.

Tim Mayhew spojrzał na nią uważnie.

- Masz inne zdanie niż ja, prawda?

- Myślę, że jest w głębokiej depresji. Uważam też,

że robi wszystko, aby to ukryć. Naprawdę sądzę, że

powinien pobyć w domu, żeby jakoś dojść do siebie

po tym, co się stało.

- Może masz rację. Ale musisz go doglądać. Kiedy

chciałabyś go zabrać?

- Jutro po pracy. Przywiozłabym go w sobotę po

południu.

Doktor Mayhew skinął głową.

- Brzmi rozsądnie. Zgadzam się. Wpadnę jutro,

żeby zobaczyć, czy nic się nie dzieje.

Wszystko było w porządku. Zawiozła go na wózku

na parking i otworzyła drzwi samochodu. Z typowym

dla niego uporem sam podniósł się z wózka i z wysił­

kiem usiadł na przednim siedzeniu.

- Dobrze się czujesz?

- Tak. Zawieź mnie do domu.

Kiedy dojechali na miejsce, okazało się, że And­

rew po nich nie wyszedł. Clare wysiadła z samo­

chodu.

- Poczekaj, poszukam Andrew, żeby ci pomógł.

background image

92 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

Znalazła go w kuchni, mielącego kawę. Podeszła

i dotknęła jego ramienia.

- O rany! Wystraszyłaś mnie na śmierć! - Wyłączył

młynek. - Co z nim?

- Myślę, że wszystko dobrze. Słuchaj, Andrew, nie

pomyślałam o jednej rzeczy. Nie mogę z nim spać po

tym, co się stało, ale muszę tu być przez ten weekend.

- Zawsze możesz spać ze mną.

- Nie sądzę, żeby Michael to właściwie zrozumiał

- powiedziała z lekkim uśmiechem.

- Nie ma sprawy. Jutro zabiorę swoje rzeczy

z twojego pokoju.

- Zrób to - powiedział Michael, który w tej chwili

pojawił się w drzwiach.

Clare odwróciła się i dostrzegła w jego oczach złość.

- Michael, co się stało?

- Myślałem, że już z tego wyrosłeś - kontynuował

zimnym tonem, patrząc na Andrew ponad głową

Clare. - Jak widać, myliłem się. Możesz robić, co

chcesz. Między mną a Clare wszystko skończone.

Tylko bądź tak miły i nie rób tego w moim domu.

- Odwrócił się na pięcie i pokuśtykał do ogrodu,

zatrzaskując za sobą drzwi.

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Zanim Andrew ochłonął ze zdumienia, minęło kilka

sekund. Po chwili wybiegł za bratem, a Clare osunęła

się na krzesło. Była tak zaskoczona, że nie wiedziała

co robić. Z przerażeniem nasłuchiwała dobiegających

zza drzwi głosów.

- Za kogo ty mnie, do diabła, uważasz?

- Robiłeś to już w przeszłości. Dlaczego nagle

miałbyś się tak zmienić?

- Dziękuj Bogu, że jesteś w takim stanie. Inczej

nauczyłbym cię rozumu!

- Nie masz odwagi uderzyć kaleki? No, śmiało,

bohaterze!

- Michael, nie przeciągaj struny!

- Słuchaj, Andrew, wyjedź stąd, dobrze? Dostaję

mdłości na sam dźwięk twojego głosu. I zabierz ze

sobą Clare. Jej też nie chcę oglądać!

- Clare nic nie zrobiła. Ja zresztą też nie. O co ci

w ogóle chodzi? Zazdrość odjęła ci rozum!

- Wynoś się.

- Słuchaj, Michael...

- Powiedziałem: wynoś się'

Na krótką chwilę zapadła cisza, a potem do uszu

Clare dobiegł trzask zamykanych drzwi i odgłos

zapalanego silnika. Andrew odjechał.

Wzięła głęboki oddech i wyszła do ogrodu.

- Chodź, połóż się. Jesteś zmęczony - powiedziała

cicho.

- Zostaw mnie.

- Michael, powinienieś odpocząć, wyglądasz okropnie.

background image

9 4

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

- A czyja to wina? - Spojrzał na nią pełnymi

nienawiści oczami.

Nie odpowiedziała. Dopiero po dłuższej chwili

zdołała z siebie wykrztusić kilka słów.

- Chodź, pomogę ci.

- Dam sobie radę.

- Jak sobie życzysz.

Odwróciła się i poszła do domu.

- Przygotuję ci pokój - rzuciła przez ramię.

Poszła do sypialni, usiadła na brzegu łóżka, na

którym kiedyś spali i rozpłakała się.

Kiedy wreszcie trochę się uspokoiła, zebrała swoje

rzeczy i zaniosła je do pokoju, który zajmował Andrew.

Potem zmieniła na obu łóżkach pościel i rozpakowała

w łazience kosmetyki Michaela.

W końcu, kiedy nic więcej nie zostało już do

zrobienia, zeszła na dół do ogrodu. Michael spał pod

wierzbą, a na jego piersi spoczywał wygodnie rozparty

O'Malley. Kiedy ją zobaczył, wstał, przeciągnął się

i zszedł na ziemię.

Michael poruszył się i otworzył oczy.

- Cholerny kot - mruknął do siebie, a potem

zobaczył Clare.

- Ciągle tu jesteś? Myślałem, że już dawno poszłaś.

Potrząsnęła głową.

- Bardzo mi przykro, ale nigdzie nie pójdę. Przynaj­

mniej dopóki nie porozmawiamy, albo ty nie wyjaśnisz

mi kilku rzeczy.

Zdobyła się na odwagę i spojrzała mu prosto w oczy.

- Co miałeś na myśli mówiąc Andrew, że między

nami wszystko skończone?

Michael patrzył w dal.

- Tylko to, że zbytnio się pośpieszyliśmy. Zdawało

nam się, że się kochamy, ale to nieprawda. Dobrze,

że zdarzył się ten wypadek. Miałem wiele czasu do

namysłu.

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

9 5

- Uważasz, że cię nie kocham?

- Nie wiem - wolno odwrócił głowę w jej stronę.

- Wiem natomiast, że ja cię nie kochani, Clare.

Chciałbym założyć rodzinę, ale tym razem się pomy­

liłem. Spójrzmy prawdzie w oczy. Jesteś piękna, a kiedy

piękna kobieta rzuca się mężczyźnie do stóp, niełatwo

mu ją odrzucić.

Przełknęła tę obrazę, instynktownie starając się nie

zgłębiać znaczenia jego słów.

- Mimo to - ciągnął dalej - boli mnie fakt, że tak

szybko znalazłaś sobie następcę. Nie winię go za to,

wiem, jak trudno ci się oprzeć. - W tym miejscu

załamał mu się głos, ale po chwili podjął na nowo.

- Powiedz mi, Clare, czy Andrew jest dobry w łóżku?

Jej rozpacz zamieniła się w złość. Jak śmiał? Jak

w ogóle mógł o tym pomyśleć?

- Świetny - powiedziała bez wahania. - W każdym

razie lepszy niż ty.

Kiedy zobaczyła, jak zmienił się na twarzy, zro­

zumiała, że posunęła się za daleko. Dostrzegła w jego

oczach ból.

- Nie po raz pierwszy słyszę taką opinię i myślę, że

nie ostatni. Mam ochotę czegoś się napić.

- Soku?

- Ginu z tonikiem.

- Nie.

- Tak, do diabła!

- Ale tylko trochę - zgodziła się i poszła do kuchni.

Dzień wydawał się nie mieć końca. Michael nie

zwracał na nią najmniejszej uwagi i Clare nie wiedziała,

jak zacząć rozmowę. Wiedziała, że źle zrobiła kłamiąc,

ale teraz było już za późno. Słowo się rzekło i nic nie

mogło zmienić tego faktu.

Pomogła mu położyć się spać i leżała kilka godzin

nasłuchując dźwięków z jego pokoju. Przecież nie

mógł tak naprawdę myśleć! Na pewno ją kochał! Byli

background image

96 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

ze sobą tak blisko, tak dobrze się rozumieli, dlaczego

nagle wszystko się skończyło? Boże, spraw, żeby to

nie była prawda!

Zasypiając, kurczowo trzymała w ręku pierścionek

Lottie. Nawet kiedy wreszcie usnęła, policzki miała

mokre od łez.

Obudziła się wcześnie rano z dziwnym niepokojem.

Przez chwilę nasłuchiwała, po czym wyskoczyła z łóżka

i pobiegła do sypialni Michaela.

- Clare, uciekaj! Uciekaj! - krzyczał rozpaczliwie.

Delikatnie potrząsnęła go za ramię.

- Michael? Michael, obudź się, to tylko sen. Już

dobrze, uspokój się, kochanie. Cicho, cii... - Powoli,

aby nie urazić operowanej nogi, położyła się obok

i objęła go.

- Clare? - zapytał zduszonym głosem.

- Cii... Już dobrze. Już po wszystkim.

Westchnął i z ulgą oparł głowę na jej ramieniu.

- Miałem koszmarny sen. Byliśmy w jakimś wyko­

lejonym pociągu i... och, nie! To była prawda! -mówił

urywanym głosem. - O, nie, Clare, ja...

Przytuliła go do siebie, kołysząc delikatnie jak

małe dziecko.

W końcu zasnął i dopiero zaglądające do pokoju

słońce przerwało jego sen.

Uniósł się na łokciu i z bezgranicznym zdumieniem

spojrzał na leżącą obok Clare.

- Co tu robisz? - zapytał nieprzyjaźnie.

- Miałeś koszmary. Wołałeś mnie i nie chciałam

cię zostawić samego.

Podniósł rękę i dotknął jej policzka.

- Płakałaś.

Spojrzał na rysujące się pod cienkim materiałem

piersi i przygryzł wargę.

- Och, Boże, jesteś taka piękna. Pragnę cię, Clare.

- Michael, nie myślisz, że...

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

9 7

- Nie chcę teraz nic myśleć. Chcę ciebie. Tylko

śmierć mogłaby uwolnić mnie od pożądania.

Chodź...

Była tak spragniona jego dotyku, bliskości, ciepła,

że bez wahania uległa wezwaniu. Posiadł ją z pasją

i gwałtownością, która głęboko nią wstrząsnęła.

Krzyknęła, gdy w końcu osiągnął szczyt i opadł na

nią całym ciałem.

Przez chwilę oddychał ciężko, a potem zsunął się

z Clare i opadł na poduszkę, łapiąc z trudnością

oddech. Był blady jak ściana, a czoło pokrywał mu

perlisty pot.

- Michael?

- Przepraszam - wystękał. - Nie miałem prawa

zrobić ci tego. Nie mogłem znieść myśli, że ty

i Andrew... - Odwrócił głowę, zaciskając silnie szczęki.

- Kochanie...

- Clare, proszę cię, zostaw mnie samego.

- Michael, jeśli chodzi o mnie i Andrew...

- Nie! Nie chcę tego słuchać. Zostaw mnie!

- Ale Michael!

- Clare, na litość Boską, nie rozumiesz, że chcę

być teraz sam? - krzyknął. - Czego ty ode mnie

chcesz? Zostaw mi choć odrobinę godności! Mam

uciekać od ciebie na kolanach? Chcę zostać sam!

- Przepraszam, Boże, przepraszam, Michael...

Widok jego zmienionej twarzy do końca wyprowa­

dził ją z równowagi. Wybiegła z pokoju zatrzaskując

za sobą drzwi.

Nawet na dole słyszała jego łkanie. Stała na środku

sypialni nie wiedząc, co ma zrobić. Nie chciał jej

pomocy, ale nie mogła przecież bezczynnie przyglądać

się, jak cierpi. Wybiegła z domu i z pasją zabrała się

do pielenia chwastów, aż podrapała ręce do krwi.

Spojrzała na nie ze zdumieniem. Dopiero teraz

background image

98 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

poczuła ból, który i tak był niczym w porównaniu

z tym, który wypełniał jej serce.

Wolno poszła do kuchni. Wchodząc przystanęła ze

zdumienia. Przy stole stał Michael. Miał na sobie

szorty i koszulkę, a wilgotne włosy wskazywały, że

przed chwilą wziął prysznic. Sprawiał wrażenie spokoj­

nego i opanowanego.

- Trzeba było mnie zawołać, pomogłabym ci.

- Nie potrzebowałem cię - odparł opryskliwie.

- Mogłabyś zmienić mi opatrunek? Trudno mi tam

sięgnąć.

- Ja... Oczywiście, zaraz to zrobię. Usiądź.

- Nie ma pośpiechu. Przygotowałem ci kawę,

napijesz... Clare, na Boga, co się stało z twoimi rękoma?

Spojrzała na nie i wytarła o spodnie, starając się

nie pokazywać, że ją bolą.

- Nic. Po prostu pieliłam chwasty. Widocznie się

skaleczyłam. Zaraz je przemyję jakimś odkażającym

środkiem.

Michael nie spuszczał z niej wzroku.

- Clare, strasznie je sobie poraniłaś! Daj, założę ci

opatrunki.

- Nie, ty jesteś...

- Co jestem? Kaleka, tak? To chciałaś powiedzieć?

- Nie mów tak!

- Dlaczego nie? To przecież prawda. Na szczęście

ręce mam zdrowe i ciągle jeszcze jestem lekarzem.

Mówiąc szczerze, im wcześniej wrócę do pracy, tym

lepiej. A teraz podaj mi apteczkę i usiądź tutaj.

W rzeczywistości tylko dwa nacięcia były głębokie.

Michael opatrzył je z wprawą i delikatnością, sprawiając

Clare rozkosz swym dotykiem. Kiedy skończył, uniósł

jej dłonie, żeby sprawdzić, czy nie było ran na wierzchu

i nie wypuszczając ich, spojrzał Clare prosto w oczy.

- Przepraszam, że zadałem ci tyle bólu. Kiedyś

myślałem, że tyle nas łączy. Wybacz mi.

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

9 9

Wytrzymała jego wzrok, a duże, gorące łzy zaczęły

spływać jej po policzkach. Zamknęła oczy i wysunęła

dłonie z jego uścisku.

- Nie ma czego wybaczać - szepnęła. - To nie

twoja wina.

- Wykorzystałem cię dziś rano. To było podłe.

- Ja także wykorzystałam cię w pewien sposób.

- Roześmiała się krótkim, urywanym śmiechem.

-Potrzebowałeś mnie, a ja zostałam do końca. Chodź,

zmienię ci opatrunek.

Nie odpowiedział, tylko usiadł i wystawił nogę.

Rana goiła się dobrze i Clare z ulgą stwierdziła, że ich

miłosne szaleństwa nic jej nie zaszkodziły.

- Wydaje mi się, że jutro Tim będzie chciał zdjąć ci

część szwów - powiedziała spokojnym głosem. - Na

pewno od razu poczujesz się lepiej.

- Już teraz czuję się dobrze. Dziękuję.

- Nie ma za co - wyszeptała.

Odsunęła się od niego, próbując opanować drżenie,

jakie wywołała w niej bliskość gorącego ciała Michaela.

Ciała, którego miała już nigdy w życiu nie dotykać.

- Pójdę się przygotować - powiedziała zduszonym

głosem i pobiegła na górę.

Kiedy wróciła, Michael ciągle siedział w tym samym

miejscu. Na jego ramionach spoczywał wygodnie

rozparty O'Malley. Wyciągnęła otwartą dłoń, w której

trzymała pudełeczko z pierścionkiem Lottie.

- Chciałam ci go oddać. Pewnego dnia ty, albo

Andrew zechcecie się ożenić. Mam nadzieję, że ta

dziewczyna będzie miała więcej szczęścia niż ja.

Drżącymi rękami odebrał z jej rąk pudełko.

- Gdybyś poślubiła Andrew, mógłby ciągle należeć

do ciebie. Miałabyś wtedy wszystko... pierścionek

i swojego mężczyznę bez skazy. Wprawdzie nie jest

lekarzem, ale nie cierpi na brak pieniędzy...

Z całej siły uderzyła go otwartą dłonią w twarz.

background image

100 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

- Jak śmiesz! Andrew nic dla mnie nie znaczy, nic!

Nie zależało mi na nim ani przez chwilę. Kocham

ciebie.

- Nie, Clare, nie kochasz mnie. Zresztą to nie ma

większego znaczenia, ponieważ i tak ja cię nie kocham.

Jeśli nie chcesz się spóźnić, powinniśmy już jechać.

- Nigdzie nie jadę, dopóki sobie wszystkiego nie

wytłumaczymy!

Złapał ją za rękę i gwałtownie przyciągnął do siebie.

- Posłuchaj mnie uważnie, ponieważ nie mam

zamiaru się powtarzać. Między nami wszystko skoń­

czone. To prawda, że pragnę twojego ciała, ale kto by

go nie pożądał? Jesteś piękna i potrafisz się kochać

jak nikt inny, ale dla mnie to już nie ma znaczenia.

Jeszcze kilka dni będę w szpitalu, ale kiedy tu wrócę,

chcę, żebyś się wyprowadziła. Rozumiesz?

- Przecież sam sobie nie poradzisz! - sprzeciwiła

się. - Jak będziesz gotował, robił zakupy, dojeżdżał

na salę gimnastyczną i tak dalej? Musisz zrobić nowe

prawo jazdy. Jak masz zamiar dać sobie z tym

wszystkim radę?

- Taksówki, towary dostarczane do domu, szpitalne

samochody - powiedział krótko. - Mam też telefon,

Clare. Wszystko, co potrzebuję...

- A kto ci pomoże wstać, jak upadniesz?

- Sam sobie dam radę.

- Jesteś szalony.

- Nie - zaprzeczył zwalniając nieco uścisk. - Nie,

Clare, jeszcze nie. Ale jeśli przez jakiś czas nie pobędę

sam, to na pewno wkrótce zwariuję. Muszę nauczyć

się dawać sobie radę.

Osunęła się na kolana i oparła dłoń o kolano

Michaela.

- Rozumiem to i przyrzekam, że będę schodzić ci

z drogi, ale błagam cię, pozwól mi zostać z tobą przez

kilka dni. Przynajmniej dopóki nie dostaniesz protezy

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY 1 0 1

i nie nauczysz się na niej chodzić. To nie powinno

potrwać dłużej niż tydzień. Tylko siedem dni, proszę!

Mogę siedzieć cały czas w swoim pokoju, ale pozwól

mi sobie pomóc! Potem się wyprowadzę, obiecuję.

Spojrzał na nią uważnie.

- Dobrze.

Podniosła się z klęczek.

- Nie dziękuj mi, robię to z czysto egoistycznych

pobudek. Jesteś gotowy?

- Tak - odparł z westchnieniem. - Jestem gotów.

- Więc jedźmy.

Podczas drogi nie odzywali się do siebie, ale nie

była to cisza wynikająca z zagniewania. Oboje musieli

przemyśleć zmiany, które zaszły w ich życiu.

Clare bardzo fachowo opiekowała się Michaelem,

ale z biegiem czasu stawała mu się coraz mniej

potrzebna. Więcej czasu spędzał teraz na sali gimnas­

tycznej i w szpitalu, gdzie zaczął interesować się

pacjentami.

W czwartek zastała go w pokoju lekarskim, po­

grążonego w dyskusji i pochylonego nad zdjęciami

rentgenowskimi Barry'ego Warnera. Zauważyła, że

na wierzchu leżała także historia choroby Petera

Sawyera. Ze zdziwieniem spojrzała na Tima Mayhew.

Lekarz przez chwilę popatrzył na nią, a potem

wrócił do przerwanej dyskusji.

- Mogę spokojnie powiedzieć, że wykonałeś kawał

dobrej roboty. Piszczel wyraźnie zaczyna się goić.

Widzisz tutaj tworzącą się kostninę? Doskonale.

Również przedramię młodego Sawyera wygląda

zadowalająco. A co z tobą?

- Chciałbym wyjść jutro do domu.

Clare chrząknęła i Michael spojrzał na nią pytająco.

- Myślałam... Chciałam wziąć trochę wolnego,

żebym mogła być w tym czasie w domu...

background image

102 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

- Nie ma takiej potrzeby. Dam sobie radę. I tak

wystarczająco dużo mi pomagasz. Kiedy masz wolne?

Spojrzała na wiszący na ścianie grafik.

- W przyszły weekend. Nie mógłbyś zaczekać?

- Mówiąc szczerze, Clare, wolałbym nie. Naprawdę

dam sobie radę. Mógłbym przyjechać z tobą we

wtorek rano, żeby poćwiczyć, a potem razem wrócili­

byśmy do domu.

- Żebyś został sam aż do piątku wieczorem? Już ja

cię znam. Zacząłbyś robić coś, czego ci nie wolno,

przewróciłbyś się, a może nawet zranił...

- Clare - wtrącił się Tim, kładąc rękę uspokajającym

gestem na jej ramieniu. - Michael jest rozsądnym

człowiekiem i wie, co mu wolno, a czego nie. Pobyt

na oddziale ze złamaną kością udową jest ostatnią

rzeczą, jakiej by pragnął, prawda?

- Z pewnością tak - przytaknął z uśmiechem

Michael.

- W porządku. A zatem jutro. Jak dostaniesz się

do domu? - zapytał Tim.

- Jutro mam dyżur popołudniowy. Przyjadę po

ciebie rano - powiedziała Clare, wzdychając ciężko.

- Doskonale. Przygotuję ci wypis. A teraz chciał­

bym, Clare, abyś poszła ze mną obejrzeć Dan-

ny'ego.

Doktor Mayhew wydawał się być bardzo zadowo­

lony z jego stanu.

- Świetnie, Danny. Zaczniesz uczęszczać na salę

gimnastyczną, żebyś znów nauczył się chodzić. Pani

Matthews pokaże ci, jakie ćwiczenia powinieneś

wykonywać. Zgoda?

Danny uśmiechnął się uradowany.

- Nareszcie. Nawet pan sobie nie wyobraża, jaka

to będzie radość znów poczuć pod stopami ziemię.

A przy okazji, jak się czuje doktor Barrington?

- Bardzo dobrze, Danny.

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

1 0 3

- Co za głupi traf - powiedział cicho Danny. - To

bardzo dzielny człowiek. Czy będzie mógł pracować?

- Oczywiście! Za kilka tygodni wraca na oddział,

nic się nie martw. Nie stać mnie na to, żeby go stracić!

Danny spojrzał na Clare.

- Niemała w tym pani zasługa. Cały czas nie

odstępuje go pani na krok.

- Jesteśmy po prostu dobrymi przyjaciółmi - zdo­

była się na uśmiech.

- Ale była pani bardzo przygnębiona.

- Oczywiście, że tak. Byłam wstrząśnięta tym

wypadkiem, jak wszyscy... Jest naszym bliskim współ­

pracownikiem.

Tim ze zdziwieniem podniósł brwi.

- Odczep się, Danny - odezwał się Peter ze swojego

łóżka. - To nie twoja sprawa.

Clare poczuła się zmieszana.

- Naprawdę, my tylko jesteśmy...

- Dobrymi przyjaciółmi. Wiem. Przepraszam.

Clare była zaskoczona zrozumieniem i powagą,

jakie dostrzegła w oczach Danny'ego.

- Dziękuję - powiedziała cicho i wyszła z pokoju.

Tim podążył za nią.

- Danny się zmienił, prawda?

- Najwyższy czas - odparła, pragnąc, żeby w końcu

zostawiono ją samą.

- Clare. Tak mi przykro. Cały czas się obawiałem,

że może się to stać.

Odwróciła wzrok.

- Jakoś to przeżyję. Może z czasem... Czy jeszcze

kogoś mamy zobaczyć?

Zajęła się pracą, starając się nie myśleć o dręczących

ją wątpliwościach.

Po pracy pojechała do supermarketu i kupiła sporo

produktów do jedzenia, takich, które Michael mógłby

sobie sam przygotować podczas jej nieobecności.

background image

104 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

Pościeliła też łóżko w salonie, żeby mógł od razu

położyć się, jeśli będzie potrzebował odpocząć.

Kiedy przyjechała po niego rano, był już gotowy.

Bardziej gotowy niż ona. Nie chciał zjechać na wózku,

postanowił zejść o kulach. Co chwila spoglądał

z niepokojem na swoją walizkę.

- To ja powinienem ją nieść.

- Daj spokój. Dlaczego koniecznie chcesz uchodzić

za supermana?

- Wiesz, to jest pomysł. Gdybym mógł latać...

Clare roześmiała się.

- Chodź, kowboju, zawiozę cię do domu.

Wszyscy pacjenci, którzy mogli chodzić, zebrali się,

żeby go pożegnać i Clare widziała, że był poruszony

ich życzeniami.

- Podlizują się na wypadek, gdyby jeszcze tu byli,

kiedy wrócę - żartował, aby pokryć wzruszenie.

Mary O'Brien odprowadziła ich do drzwi.

- Do zobaczenia wkrótce - powiedziała i ku

zdumieniu wszystkich zebranych uściskała go jak syna.

- Uważaj na siebie. Teraz już nie jesteś supermanem!

Michael nie mógł powstrzymać uśmiechu.

- Czy powiedziałam coś zabawnego? - spytała.

- Nie, tylko przed chwilą Clare powiedziała mi to

samo. Będę uważał. Dziękuję za wszystko, Mary.

Byłaś wspaniała. Jeśli kiedyś zdecydujesz się otworzyć

pensjonat, daj mi znać. Zostanę stałym rezydentem.

Spojrzał na Clare.

- Jedziemy? - spytała.

Przytaknął.

- Tak. Czas zacząć żyć od nowa.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Clare była w pracy cały piątkowy wieczór i sobotnie

przedpołudnie. Niewiele czasu mogła więc poświęcić

Michaelowi.

Początkowo był tak zmęczony, że spał przez

większość czasu w salonie, albo w ogrodzie pod

drzewem. Kiedy się budził, nie miał zbyt wielkiej

ochoty na rozmowy.

Pierwszego wieczoru wyraźnie dał jej do zrozu­

mienia, że przywykł już do nocnych koszmarów

i nie życzy sobie, aby przychodziła do niego, gdy

usłyszy, że krzyczy. Dlatego też, gdy późno w nocy

obudził ją płacz Michaela, nie poszła do niego,

tylko leżała w łóżku nasłuchując. Po chwili usłysza­

ła jego kroki. Uchyliła drzwi i zobaczyła, jak pod­

szedł do lodówki i zrobił sobie drinka. Cicho się

cofnęła i wróciła do łóżka. Usnęła dopiero wtedy,

gdy nabrała pewności, że Michael również spokoj­

nie śpi.

Wreszcie nadszedł sobotni wieczór. Michael zjadł

kolację, prawie się nie odzywając. Ziewnął kilka razy

i nie protestował, kiedy zaproponowała, żeby poszedł

wcześniej spać.

Nie było jeszcze dziesiątej, więc Clare została na

dole i obejrzała film, który wprawił ją w bardzo

smutny nastrój. Idąc na górę zauważyła, że u Michaela

wciąż pali się światło.

- Wszystko w porządku? - Być może za sprawą

oświetlenia czy też obejrzanego przed chwilą filmu,

Michael wydał jej się bardzo smutny, kiedy tak leżał

background image

106 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

wsparty o poduszki z książką w dłoniach i grobowym

wyrazem twarzy.

- Podejdź do mnie - powiedział cicho.

Zbliżyła się powoli i usiadła na brzegu łóżka.

- Zastanawiałem się, czy dobrze się czujesz. Ostatnio

wyglądasz na bardzo zmęczoną. Powiesz mi, kiedy

będziesz miała dosyć, dobrze?

- Oczywiście, że tak. Znam swoje możliwości.

Westchnął.

- Dziękuję za wszystko co dla mnie robisz. Wiem,

że bywają łatwiejsi ode mnie pacjenci, ale naprawdę

jestem ci bardzo wdzięczny.

- Och, Michael, dobrze wiesz, dlaczego to robię.

Nie musisz mi dziękować.

- Muszę. Każdy inny dawno by już zrezygnował.

Jak na przykład Andrew - pomyślała. Kilka razy

dzwonił do szpitala, raz przywiózł dziadka, ale sam

nie wszedł na oddział. Od dnia, w którym się

posprzeczali, nie odezwał się do Michaela słowem.

Clare ostatni raz widziała go, kiedy przyjechał zabrać

swoje rzeczy, ale słyszała od dziadka, że zatrzymał się

na kilka dni w Londynie przed wyjazdem do Niemiec.

- Chciałbyś zobaczyć się jutro z dziadkiem?

- Jest na mnie trochę zły. Nie zniósłbym kolejnego

kazania. Powiem ci, co zrobiłbym najchętniej.

- Co?

Przez moment z uwagą obserwował własne dłonie.

- Popływałbym na desce.

Clare przełknęła ślinę.

- Nie powinieneś z tym zaczekać, aż dostaniesz

odpowiednią protezę?

- Daj spokój! Nigdy już nie będzie tak samo!

- To fakt. Będzie marzła ci tylko jedna stopa. Ale

to chyba lepiej, nie uważasz? - Nie mogła uwierzyć,

że to powiedziała. Zacisnęła powieki czekając na

najgorsze, kiedy z drugiego końca łóżka dobiegł ją

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

1 0 7

zduszony śmiech. Michael zaczął się tak głośno śmiać,

że z oczu popłynęły mu łzy.

- Och, Clare - powiedział w końcu, ocierając je

ręką - naprawdę masz na mnie zbawienny wpływ!

Ich spojrzenia spotkały się i Michael spoważniał.

- Będzie mi ciebie brakowało, kiedy odejdziesz

- powiedział cicho.

- Nie będzie. - Wstała, nie wiedząc, czy uciekać,

czy rzucić mu się w ramiona. Podeszła do drzwi.

- Pewnie w końcu i tak sam mnie wyrzucisz.

- Pewnie tak - zgodził się. - Ale mimo to będę

tęsknił.

- Nie muszę odchodzić - powiedziała bez większej

nadziei.

- Musisz - westchnął ciężko. - Dobranoc, Clare.

- Dobranoc. Zawołaj, jeśli będziesz mnie po­

trzebował.

Coś mruknął pod nosem, więc zgasiła światło

i wyszła. Położyła się do łóżka, czując się w nim

bardzo, bardzo samotnie.

Cały poniedziałek Michael spędził na sali gimnas­

tycznej, a we wtorek zabrała go do szpitala.

To był wielki dzień. Dzień, w którym miał odebrać

przepustkę do wolności - protezę podkolanową.

Razem przyszli na oddział i Michael przywitał się ze

wszystkimi. Z jego powrotu najbardziej chyba ucieszył

się Barry Warner. Stan chłopca bardzo się poprawił

i wkrótce miał rozpocząć ćwiczenia usprawniające.

Prawą nogę miał już zdjętą z wyciągu i mięśnie także

goiły się dobrze. Czekało go jeszcze kilka skórnych

przeszczepów, ale w sumie czuł się znacznie lepiej.

Danny, jak zwykle wesoły, chodził o kulach

i zabawiał wszystkich pacjentów na oddziale. Jego

kolega, Peter Sawyer, został wypisany. Miednica

i rzepka zrosły się prawidłowo, tylko przedramię

ciągle jeszcze było w gipsie.

background image

108 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

Nowym pacjentem był Alan Beedale, któremu

Michael amputował stopę. Do niedawna leżał na

intensywnej terapii, a po przejściu na oddział, jak na

ironię dostał pokój, w którym przedtem leżał Michael.

Clare z zainteresowaniem przyglądała się ich spotkaniu.

- Cześć, stary. Co słychać?

Alan Beedale spojrzał na Michaela, a w jego oczach

znać było zdziwienie.

- Czy ja pana skądś znam?

- Tak. - Michael uśmiechnął się krzywo. - To ja

cię operowałem w pociągu.

- Rzeczywiście! Pytałem o pana, chciałem podzię­

kować, ale powiedziano mi, że jest pan chory.

Kiedy przyszedłem na oddział, usłyszałem te wszystkie

plotki i...

- To żadne plotki - Michael podniósł wysoko

lewą nogę.

Alan głęboko nabrał powietrza i podniósł wzrok

na Michaela.

- Do diabła, nie wiem, co powiedzieć!

- Nie musisz nic mówić. To nie była twoja wina.

Wagon zawalił się długo po tym, jak ciebie wyciągnięto.

- A ta staruszka? Co się z nią stało?

- Zmarła. Byłem przy niej. - Michael spojrzał na

swoje ręce.

- Tak mi mówili, ale nie wierzyłem. Opowiadają,

że został pan z nią, mimo że strażacy kazali uciekać

stamtąd, bo wiedzieli, że to cholerstwo się zawali.

- Na szczęście wszystko już za nami. - Michael

wstał i uśmiechnął się. - Cieszę się, że lepiej się

czujesz. Muszę już iść, odbieram dziś protezę.

- Taak, niedługo mają robić mój odlew. Proszę

wpaść i powiedzieć mi, jak daje sobie pan radę.

- Dobrze. Dbaj o siebie i słuchaj sióstr. Bywają

groźne, gdy ktoś nie spełnia ich poleceń!

Kiedy się odwrócił, Clare dostrzegła, że jest bardzo

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

1 0 9

spięty. No tak - pomyślała. Upłynęło jeszcze zbyt

mało czasu. Podeszła do niego i w milczeniu wyszli

z pokoju.

- Spotkamy się w czasie lunchu? - spytała.

- Nie wiem. Zobaczymy, jak się ułoży, dobrze?

- Jak chcesz. - Spróbowała się uśmiechnąć, ale nie

potrafiła ukryć rozczarowania. - Powodzenia. Mam

nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze.

- Ja myślę! - Uniósł jedną brew i parsknął urywa­

nym śmiechem. - Od tego wszystko zależy. Dzięki za

podwiezienie.

Patrzyła, aż skręcił na klatkę schodową, a potem

poszła do pracy, by zająć się czymś do czasu, gdy

znów będzie mogła go zobaczyć.

Przyszedł o trzeciej. Był ubrany w dżinsy i bluzę od

dresu i choć ciągle miał ze sobą kule, szedł prawie

normalnie.

- Cześć - powiedział roześmiany. - Jest jakaś

nadzieja na filiżankę herbaty?

- Może dałoby się coś zrobić - odparła Clare.

- Jadłeś już lunch?

- Nie, byłem zbyt zajęty. Są jeszcze jakieś tosty?

- Jak przygotuję, to będą - uśmiechnęła się.

- Zrobisz to dla mnie, skarbie?

- Ty stary obłudniku! - wykrzyknęła czując, że

krew zaczyna jej żywiej krążyć. To było wspaniałe,

widzieć jak znów chodzi, jak powraca mu radość

życia i pewność siebie. Do diabła, jeszcze trochę,

a pęknie z dumy!

- Chodź do kuchni, robimy tu za duże zamieszanie.

Zajęła się parzeniem kawy i przygotowywaniem

tostów, a Michael oparł się o ścianę z założonymi

rękami i przyglądał się Clare z uśmiechem.

- Wyglądasz na bardzo z siebie zadowolonego.

Jak ci poszło?

- Doskonale. Chodzenie z protezą jest trudniejsze,

background image

1 1 0 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

niż myślałem, ale nie jest niemożliwe. Bez kul wpadam

w panikę, ale po kilku dniach z pewnością będę mógł

obejść się bez nich.

- Jakie to uczucie?

- Mieć protezę czy stanąć wreszcie jak człowiek?

- Michael, przecież ani przez chwilę nie przestałeś

być człowiekiem - powiedziała cicho.

- Yhm.

- Czasami trudno mi było w to uwierzyć, Clare.

- Na moment jego twarz straciła nieprzystępny

i arogancki wyraz. - Były momenty... a zresztą

nieważne. Jeśli chodzi o nogę, to czuję się trochę

dziwnie. Nie jest mi niewygodnie, ale jakoś nienatural­

nie. Trudno jest iść w określonym kierunku, ale

myślę, że kiedy trochę przywyknę, będzie mi łatwiej.

- Cóż, niepełnosprawni biegacze wydają się nie

mieć problemu z kierowaniem swoimi protezami!

- Daj mi trochę czasu, kochanie - powiedział

z gorzkim uśmiechem. - Jeszcze nie jestem gotowy na

takie imprezy.

Odwróciła się, by nie dostrzegł jej zmieszania i zajęła

się smarowaniem grzanek. Kochanie... Skarbie... To

był tylko taki sposób mówienia - myślała z roz­

goryczeniem. Andrew też się w ten sposób do niej

zwracał. Widocznie tak ich nauczono. To były puste

słowa. W milczeniu podała Michaelowi grzanki,

starając się nie patrzyć mu w oczy. Jadł z wielkim

apetytem, a Clare w tym czasie robiła herbatę.

Michael właśnie kończył, kiedy do kuchni zajrzał

Ross Hamilton.

- Cześć. Słyszałem, że to był wielki dzień. Jak idzie?

- Cześć, Ross! Doskonale! Zobacz, mam nową

nogę - Michael zaczął wymachiwać w powietrzu

protezą.

- A zatem nic już nie stoi na przeszkodzie, żebyś

wrócił do pracy - powiedział ze śmiechem Ross

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY 1 1 1

i zwrócił się do Clare. - Mam dla was zaproszenie.

Lizzi pyta, czy nie przyszlibyście do nas na coś

z grilla w ten weekend. Najlepsza byłaby sobota, ale

jeśli pracujesz, możemy to przenieść na inny termin.

- Nie, sobotę mam wolną. Przyjdziemy, jeśli tylko

Michael nie ma innych planów.

Spojrzała na niego niepewna, jak zareaguje na

zaproszenie. Przecież zerwali już zaręczyny. Czy Ross

o tym wiedział? Coś jej mówiło, że nie. Może powinna

znaleźć w tygodniu Lizzi i powiedzieć jej o wszystkim?

- Czemu nie - wzruszył ramionami Michael.

- Przynieście kostiumy, to trochę popływamy.

Muszę teraz iść do pacjentów. Więc widzimy się

w sobotę, tak? O jedenastej. Do zobaczenia.

- Ja też muszę iść. Zejdę na salę gimnastyczną.

Dzięki za herbatę i tosty. Mogłabyś podwieźć mnie

potem do domu?

- Jasne, że tak. O której?

- Jak skończysz. O wpół do piątej?

- Dobrze. Do zobaczenia.

- Zaczekam przy samochodzie - powiedział i od­

szedł powoli, ale pewnie, pogwizdując sobie pod nosem.

Jeśli Michael wyobrażał sobie, że będzie chodził

bez żadnych problemów, to bardzo się pomylił. Właśnie

uczył się w ogrodzie chodzić bez kul. Na prostej

drodze nie miał problemów, ale kiedy musiał skręcać,

zwłaszcza w lewo, tracił równowagę. Po raz kolejny

przewrócił się na trawę i głośno zaklął.

Clare była zadowolona, że z tej odległości nie

słyszy słów, bo sądząc po tonie, Michael używał

raczej mało wybrednych wyrazów.

W pewnym momencie tak się zdenerwował, że odpiął

protezę i cisnął nią w krzaki. Nie wiedziała, czy się

śmiać czy płakać. Przyglądała się tylko, jak poszedł po

nią o kulach i niezdarnie przypiął z powrotem do nogi.

background image

1 1 2 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

Tym razem udało mu się wykonać manewr prawid­

łowo.

- Widzisz, udało ci się! - krzyknęła wychodząc do

ogrodu.

- W końcu wystarczająco długo to ćwiczyłem.

Cholerna noga! Mam zamiar załatwić sobie amerykań­

ską protezę z ruchomą stopą. Są bardziej skompliko­

wane i...

- Michael, przecież bardzo dobrze ci idzie. To

dopiero trzy dni. Musisz uważać, żeby nie forsować

zanadto kikuta, bo zrobią ci się na skórze odleżyny.

Chodzisz już dwie godziny! Odpocznij trochę. Usiądź

i napij się czegoś.

Z ulgą jej posłuchał. Był cały spocony i z głośnym

westchnieniem opadł na ławkę.

Podała mu szklankę zimnego białego wina, a Mi­

chael przystawił ją sobie do czoła.

- Ach -jęknął. - Cudownie!

- Masz to wypić! - powiedziała z uśmiechem.

- Wszystko w swoim czasie - powiedział dotykając

szklanką do piersi. - Mój Boże, tak się spociłem.

Całkiem straciłem kondycję.

Clare nie mogła oderwać wzroku od rozchylonej

koszuli, która odkrywała kawałek owłosionej piersi

Michaela. Zapragnęła poczuć na skórze dotyk jego

rąk, twardych mięśni i ramion. Zwilżyła językiem

usta i przesunęła się w dalszy koniec ławki.

- Przepraszam, pewnie czuć ode mnie potem

- powiedział.

- Skąd - odparła, przypominając sobie nagle, jak

pachniał, kiedy po kąpieli przychodził do łóżka.

- Po prostu chciałam zrobić ci więcej miejsca.

- Spojrzała na niego i zrozumiała, że nie uda jej się

go oszukać.

Michael zacisnął szczęki. Odwrócił głowę i jednym

haustem opróżnił szklankę.

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY 1 1 3

- Idę wziąć prysznic, a potem chyba trochę się

zdrzemnę - oznajmił nienaturalnym głosem.

Patrzyła, jak odchodzi, a potem skryła twarz

w dłoniach. Tak bardzo go potrzebowała! Dłużej

tego nie zniesie. Nie może mieszkać z nim pod

jednym dachem, kochać go, pożądać i jednocześnie

nic z tego nie mieć. Zresztą wcale już jej tak bardzo

nie potrzebował. Westchnęła. Jutro idą do Lizzi, ale

pojutrze zacznie rozglądać się za jakimś mieszkaniem.

Połykając łzy poszła do kuchni, żeby przygotować

kolację.

Sobotni poranek był rześki i słoneczny. O dziewiątej

zaczęło się robić gorąco, a w ciągu dnia miało być

upalnie i sucho. Clare zsunęła z łóżka nogi, założyła

koszulkę i zeszła do kuchni.

Michael siedział już przy stole czytając poranną

gazetę.

- Och - powiedziała czerwieniąc się. - Myślałam,

że jeszcze śpisz.

Spojrzał na nią z uwagą, a potem z powrotem zajął

się czytaniem gazety.

- Wstałem jakiś czas temu. Na kuchni jest wrzątek.

- Zapowiada się upalny dzień. W sam raz na

pływanie.

- Yhm.

- Co się stało? - Clare uważnie popatrzyła na

Michaela.

- Dlaczego miałoby się coś stać?

- Nie wydajesz się uszczęśliwiony tym pomysłem.

- Bo nie jestem. - Westchnął i odłożył gazetę na

bok. - Nie wiem, kto tam będzie. Dzieci Rossa,

przyjaciele... Chyba jeszcze nie jestem gotowy na

takie towarzyskie spotkania.

Clare podniosła słuchawkę telefonu i wykręciła

numer.

background image

1 1 4 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

- Co robisz? - zapytał ostro.

- Badam sytuację. Cześć, Lizzi, tu Clare. Zastana­

wiam się właśnie, czy mamy coś ze sobą przynieść.

Sałatkę, wino czy coś takiego. Nie wiem, ile ma być

osób.

- Tylko nasza czwórka. Dzieci są u ich matki.

Zabierz ze sobą tylko Michaela. A przy okazji, jak on

się czuje?

- Uczy się chodzić z protezą. Od razu chciałby na

niej biegać. Myślę, że z czasem doskonale da sobie

radę. Więc nie chcesz, żebym wzięła ze sobą sałatkę

ryżową?

- Nie, nie ma po co. Po prostu przyjedźcie, kiedy

będziecie gotowi.

- Dobrze. Niedługo będziemy.

Odłożyła słuchawkę i spojrzała na Michaela.

- Spokojnie, tylko my czworo.

- No dobrze, poddaję się. Pójdę się przygotować,

zabiera mi to strasznie dużo czasu.

Wyjechali tuż przed jedenastą i przez całą drogę

Michael był spięty. Pomimo upału założył dżinsy,

choć w domu chodził tylko w krótkich spodenkach.

Clare z niepokojem myślała, jak Michael zareaguje,

kiedy będzie musiał je zdjąć, żeby popływać. Nie

mogła mu pomóc. Sam musi poradzić sobie z tym

problemem.

Ross przywitał ich przed domem i razem poszli do

ogrodu. Pod drzewem leżała Lizzi czytając książkę.

- Cześć - krzyknęła na ich widok. - Weźcie sobie

leżaki i siadajcie gdzie chcecie.

Wszyscy usiedli w cieniu, a Ross przyniósł z kuchni

sok owocowy.

Robiło się coraz goręcej. Przy pomocy Michaela

Ross rozpalił grilla. Dziewczyny gawędziły o książce,

którą czytała Lizzi. Po jakimś czasie pan domu

zaproponował kąpiel.

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY 1 1 5

- Chodź, Michael, popływamy trochę, a one niech

zajmą się robieniem sałatki.

Od razu zrozumiały, o co chodzi i poszły do kuchni.

- Zastanawiałam się, jak przez to przejdzie - po­

wiedziała Clare. - Powinnam się była domyśleć, że

Ross wymyśli jakieś rozsądne wyjście.

- Bardzo się tego wstydzi?

- Nie wiem. Nie rozmawia ze mną na ten temat.

Miałam ci wcześniej powiedzieć, Lizzi. Nie jesteśmy

już zaręczeni.

- Co!? - wykrzyknęła Lizzi, odkładając sałatę,

którą właśnie myła. - Och, Clare, tak mi przykro. Co

się stało?

- Sama chciałabym wiedzieć - westchnęła Clare.

- Od czasu wypadku coraz bardziej oddalał się ode

mnie. Na początku myślałam, że jest w depresji, ale

w końcu zdałam sobie sprawę, że nie chce, żebym

koło niego była. Usłyszał, jak rozmawiałam z jego

bratem i...

- I co? - zapytała twardo Lizzi i wskazała Clare

krzesło.

Clare usiadła i z płaczem opowiedziała jej o wszyst­

kich zdarzeniach minionych tygodni.

- I tyle - zakończyła opowieść. - Już mnie nie

kocha i jak tylko przestanę mu być potrzebna, będę

musiała się wyprowadzić.

- W szpitalu ma zwolnić się mieszkanie. Jedna

z moich pielęgniarek przeprowadza się do Mitcha

Bakera, więc jeśli chcesz, mogę ją spytać, co chce

zrobić ze swoim mieszkaniem.

- Mogłabyś? Byłabym ci bardzo wdzięczna.

Dopiero miesiąc mieszkała poza szpitalem. Dlaczego

tak się spieszyli? Chyba Michael rzeczywiście miał rację.

Usłyszały kroki i w drzwiach pojawił się mokry Ross.

- Jak było? - spytała Lizzi, krzywiąc się, gdy

pocałował ją mokrymi ustami.

background image

1 1 6

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

- Cudownie! - uśmiechnął się. - Przyszedłem po

kurczaka i kiełbaski.

- Są w lodówce. A gdzie jest Michael?

- Jeszcze pływa. Chce zrobić osiemset metrów.

- Wykończy się - powiedziała Clare z westchnie­

niem.

- Ależ skąd - zaprzeczył Ross. - Jest bardzo

wysportowany, tylko dawno nie pływał. Koniecznie

chce coś udowodnić sobie samemu. Da sobie radę.

To wszystko?

Machnął Lizzi przed nosem talerzem pełnym

kurczaka i kiełbasek.

- Och, Ross, przestań - odchyliła głowę, odsuwając

ręką talerz. - Tak, to wszystko. Sałatę weźmiemy ze

sobą. Czy możemy pojawić się tam za chwilę?

- Tak sądzę. Michael nie jest już spięty i doskonale

się bawi. Jeśli go zignorujemy, będzie czuł się normalnie.

- Nie miałam najmniejszego zamiaru przyglądać

się jego nodze! - roześmiała się Lizzi.

- Przepraszam, kochanie - Ross uśmiechnął się po

chłopięcemu i objął żonę wolną ręką.

- Jesteś cały mokry! Uciekaj!

Wzięła salaterkę z sałatą i skierowała się w stronę

wyjścia.

- Clare, mogłabyś wziąć tę tacę? - krzyknęła przez

ramię.

Clare wyszła za nimi, z zazdrością patrząc, jak

czule objęci szli do ogrodu.

Gospodarze zajęli się przygotowywaniem jedzenia,

zapominając o obecności Clare.

Po kilku chwilach podszedł do niej Ross.

- Może się wykąpiesz?

- Nie, jeszcze nie.

- Patrzyłaś na wodę z taką tęsknotą, że pomyślałem,

iż chętnie byś sobie popływała.

Lizzi ujęła go pod rękę.

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY 1 1 7

- Sądzę, że to nie na wodę tak patrzyła - powie­

działa i odciągnęła męża.

Clare przymknęła oczy. A więc to aż tak było po

niej widać? Z ciężkim westchnieniem usiadła na leżaku

pod drzewem, jednak cień nie dawał wiele chłodu.

- Może się trochę rozbierzesz? - zapytała Lizzi.

- Musi ci być strasznie gorąco w tych ciuchach.

- Chyba masz rację. Jak Michael skończy swój

maraton, wskoczę do wody i trochę się ochłodzę.

Zdjęła szorty, koszulkę, zrzuciła z nóg sandały

i zanurzyła stopy w chłodnej trawie.

- Wyglądasz znacznie lepiej - powiedział Ross, nie

kryjąc podziwu.

- Hej, Ross, nie popadaj w zbytnie uwielbienie!

- roześmiała się Lizzi.

- Przecież tylko patrzę. To czysto estetyczne

doznanie.

Clare z zakłopotaniem przygryzła dolną wargę.

- Widzisz, speszyłeś dziewczynę. Idź, Clare, po­

pływaj sobie trochę.

- Wyraziłem tylko swe uznanie, nie pożądanie.

Jak dla mnie jest ciut za pulchna. Wolę raczej

szczupłe dziewczyny - odparł, patrząc ze śmiechem

na żonę.

- Co to za liczba mnoga? - Lizzi nie dawała za

wygraną. - „Dziewczyny"! Jesteś trochę za stary na

te rzeczy!

- Z pewnością nie - powiedział, głaszcząc czule jej

brzuch.

Lizzi zaczerwieniła się i strąciła jego rękę.

- Idź i przewróć kurczaka na drugą stronę!

- Co za kobieta!

- Lizzi? - Clare spojrzała pytająco na przyjaciółkę.

- Jestem w ciąży. W lutym będziemy mieli dziecko.

- Och, skarbie, to fantastycznie. Tak się cieszę...

- Clare wyciągnęła ręce i uściskała Lizzi.

background image

1 1 8 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

Zamknęła oczy, z których popłynęły łzy kapiąc na

jej gołe nogi.

- Och, Clare, przepraszam. Nie powinnam tego

mówić teraz, kiedy ty i Michael...

- Co Clare i Michael? - spytał Ross podchodząc

do nich.

- Nic. To prywatna sprawa.

- Nie, Lizzi. Powiedz mu. Ja pójdę trochę się przejść.

Ze wszystkich sił starała się powstrzymać łzy. Może

powinna raz na zawsze opuścić szpital? Przecież teraz

nie była już Michaelowi potrzebna.

W końcu ogrodu znalazła małą ławeczkę i usiadła

na niej. Myślała o swoim życiu, które miała spędzić

bez Michaela. O tym, jakie będzie puste i bezbarwne.

Na trawę padł cień. Podniosła wzrok i zobaczyła j

wspartego na kulach Michaela. Był mokry, a woda

spływała cienkimi strumyczkami po jego ciele.

- Lunch jest gotowy - powiedział zatroskanym

głosem.

- Nie jestem głodna.

- Ja też niespecjalnie - wyznał. - Myślę jednak, że

powinniśmy zjeść. Ross i Lizzi zadali sobie dużo

trudu, żeby to przygotować. Chodź, kochanie. Nie

musimy długo zostawać.

- Już idę - odpowiedziała, starając się ukryć łzy.

Wbrew temu, co mówili, zjedli obiad z apetytem,

a potem wszyscy rozłożyli się w cieniu. Michael

zdrzemnął się chwilę, zasłaniając ramieniem oczy,

a kiedy się obudził, poszli do wody i grali w piłkę

wodną.

W pewnym momencie Clare chwyciła piłkę, a Michael

ze śmiechem objął ją od tyłu, starając się wyrwać piłkę.

Po tym zdarzeniu zupełnie nie mogła się skoncentrować

na grze i w końcu to właśnie ona przegrała.

Do domu wyruszyli późnym popołudniem.

- To bardzo mili ludzie - stwierdził Michael

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY 1 1 9

w powrotnej drodze. - Powiedzieli, że jeśli będę

chciał popływać, mogę wpaść w każdej chwili.

- Mogłabym cię podwozić do nich - zapropono­

wała.

Nie odpowiedział, ale zauważyła, jak zacisnął ręce

na kulach. Nie wiedziała, czy chodzi mu o nią, czy

o fakt, że jest zależny od innego człowieka.

W domu zjedli lekką kolację i Michael wcześnie

położył się spać. Clare właśnie zmywała naczynia,

kiedy usłyszała nad głową głośny rumor.

Rzuciła wszystko i pobiegła do sypialni Michaela.

Właśnie podnosił się z podłogi, klnąc nieprzyzwoicie.

- Nic ci się nie stało?

- A co mi się miało stać?! Do jasnej cholery, Clare,

przestań wreszcie za mną łazić!

- Nie krzycz na mnie! - zawołała. - Nic na to nie

poradzę, że muszę się tobą opiekować!

Tego było już za wiele. Zakryła twarz rękami,

a z oczu popłynęły jej łzy.

- Och, Boże, Clare, nie płacz. Przepraszam cię,

kochanie. Chodź do mnie.

Nie wiedziała, jak to się stało, ale nagle znalazła się

w jego ramionach. Pociągnął ją na łóżko, kołysząc

czule jak dziecko i szepcząc uspokajające słowa. Po

chwili podniósł jej głowę i spojrzał głęboko w oczy.

- Clare, wybacz mi - szepnął błagalnie. - Bóg mi

świadkiem, że próbowałem, ale nie mogę, nie potrafię

się tobie oprzeć...

Kochał ją, na początku czule, delikatnie, a potem

z narastającą pasją. Na koniec przyciągnął ją do

siebie tak mocno, jakby nigdy nie miał jej już puścić.

Usnęli przytuleni do siebie, a potem obudzili się

w środku nocy, by raz jeszcze się kochać.

Obudziła się taka szczęśliwa, jaką nie była od kilku

tygodni. Otworzyła oczy i wspierając się na łokciu

przyglądała się Michaelowi.

background image

1 2 0

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

- Cześć - szepnęła i wyciągnęła rękę, żeby go

dotknąć.

Złapał ją za nadgarstek i wolno przycisnął do łóżka.

- Nie - powiedział cicho. - To nie powinno się

było zdarzyć. Nie mam zamiaru cię przepraszać.

Ostrzegałem cię przecież i nie będę mówił, że żałuję,

bo tak nie jest. Nie możemy jednak dopuścić do tego

nigdy więcej.

Zamknęła oczy i odsunęła się od niego. Myślała, że

ostatnia noc zmieni wszystko, ale najwidoczniej była

w błędzie.

- Wyprowadzę się pod koniec tygodnia. W szpitalu

zwalnia się mieszkanie, więc może uda mi się je dostać.

- Tak będzie lepiej - odezwał się i Clare ze

zdumieniem usłyszała, że jego głos drży.

Wstała, pozbierała z podłogi swoje ubrania i wyszła,

cicho zamykając za sobą drzwi.

Przez resztę dnia unikali się nawzajem. Zadzwoniła

Lizzi z wiadomością, że mieszkanie po Lucy Hallett

jest wolne.

A więc stało się. Popołudnie Clare spędziła w swoim

pokoju pisząc rezygnację, którą następnego dnia złożyła

w kadrach. Nie zdziwiła się, kiedy po kilku godzinach

wezwała ją do siebie przełożona pielęgniarek.

- Dlaczego? Jest pani jedną z naszych najlepszych

pielęgniarek i wydawało mi się, że do tej pory nie

miała pani żadnych zażaleń.

- To sprawa osobista - odpowiedziała Clare.

Przełożona podniosła na nią wzrok.

- Wiele słyszałam o pani i doktorze Barringtonie.

- Nic z tego nie wyszło.

- Jego strata.

- Być może. Przepraszam, ale wolałabym nie

rozmawiać na ten temat...

- A jeśli przenieślibyśmy panią na inny oddział?

Jest kilka wolnych miejsc.

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

1 2 1

Clare podniosła głowę.

- Nie mogę pracować tak blisko niego.

- Nie uda ci się zatrzeć wspomnień, Clare - starsza

kobieta podeszła do niej, kładąc rękę na jej ramieniu

- niezależnie od tego, jak daleko uciekniesz.

- Wiem o tym, ale jeśli wyjadę, może uda mi się

szybciej o nim zapomnieć...

Na biurko upadła łza, potem druga. Przełożona

podała jej chusteczkę i wyszła z pokoju. Po pewnym

czasie Clare doprowadziła się do porządku i poszła

na oddział. Czekała na nią Mary O'Brien.

- Będzie mi ciebie brakowało - powiedziała wprost.

-Myślę jednak, że masz rację. Gdybyś została, byłoby

wam obojgu bardzo trudno. Idź teraz do domu. Dam

sobie radę sama, a tobie przyda się chwila samotności.

- Mary, pozwól mi zostać. Nie mam dokąd pójść.

- Jesteś pewna?

- Tak.

- Dobrze. Wiec pomóż Deborah na sali pooperacyj­

nej. Leży tam dwóch pacjentów po artroskopii i kobieta

po nastawieniu zwichniętego stawu biodrowego.

- Dobrze, pójdę. I Mary... dziękuję ci za wszystko.

- Nie ma za co - O'Brien uśmiechnęła się po­

krzepiająco.

Dzień mijał szybko. Złożenie rezygnacji przyniosło jej

pewną ulgę, ale wciąż bała się, że nie będzie w stanie

spojrzeć Michaelowi w oczy po powrocie do domu.

Niepotrzebnie się obawiała. Na kuchennym stole

znalazła krótką wiadomość.

„Droga Clare. To nie ma sensu. Gdybyś mnie

potrzebowała, jestem na „Henrietcie". Nakarm

O'Malley'a i daj mi znać, kiedy się wyprowadzisz.

Michael".

Odszedł.

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Clare wprowadziła się do mieszkania Lucy Hallet

w sobotę rano. Musiała zrobić kilka kursów samo­

chodem, żeby zabrać od Michaela wszystkie swoje

rzeczy.

Właśnie zabrała ostatnią partię i rozglądała się po

opustoszałej kuchni, kiedy przed drzwiami z piskiem

zahamował jakiś samochód. Po chwili ujrzała Andrew.

- Cześć. Jak leci?

- Właśnie się wyprowadzam. Dostałam mieszkanie

i zbieram swoje manatki.

Andrew szpetnie zaklął.

- Chyba Michael nie myśli, że między nami coś

było?

- Andrew, ja nie wiem, co on myśli - westchnęła

ciężko. - Nie rozmawia ze mną o tym, co czuje.

Usłyszałam tylko, że już mnie nie kocha.

- Więc dlaczego ciągle tu jesteś?

- Przecież ktoś musiał się nim zająć!

- Cholerny świat! - zaklął i usiadł naprzeciw niej.

- Clare, przepraszam cię. Powinienem był wtedy

zostać, ale strasznie mnie wkurzył. Zawsze uważał, że

zabieram jego kobiety.

- A nie było tak?

Był na tyle przyzwoity, że przybrał skruszoną minę.

- Zdarzało się, ale robiłem to tylko po to, żeby

udowodnić sobie, że jestem lepszy. Zresztą nie tylko

ja wykręcałem takie numery. Często walczyliśmy

o kobiety. Czasami nawet zamienialiśmy się, żeby

sprawdzić, czy zauważą. Raz poderwałem dziewczynę,

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY 123

na której naprawdę mu zależało i od tamtej pory

więcej tego nie robiłem. Nigdy nie ośmieliłbym się

odebrać mu ciebie, nawet gdyby nie miał tego

wypadku. Michael potrzebuje kogoś takiego, jak ty.

Nie lubi samotności, a niewiele osób potrafiłoby

z nim wytrzymać.

Nie musiał jej o tym przekonywać.

- Mógłbyś wyświadczyć mi pewną przysługę?

- zapytała go Clare. - Michael mieszka teraz na

„Henrietcie". Chciałabym, żebyś pojechał na przystań

i powiedział mu, że się wyprowadziłam.

- Nie ma sprawy. Mam pojechać dzisiaj?

- Byłoby dobrze. Martwię się, że jest tam sam.

I Andrew...

- T a k ?

- Spróbuj się z nim pogodzić. Po twoim wyjeździe

był bardzo przygnębiony i wiem, że chętnie by z tobą

pogadał. Dziadek też ma do niego jakieś pretensje,

więc jest teraz bardzo samotny.

- Postaram się. Po to zresztą tu przyjechałem.

Jadę od razu.

Clare wstała.

- Nakarmiłam kota dziś rano, a w lodówce jest

sporo zapasów. Zmieniłam wszędzie pościel i od­

kurzyłam pokoje. - Przerwała i przygryzła wargę.

- Chcesz zostawić mu jakąś wiadomość?

- Nie. Nie mam mu nic do powiedzenia. Mógłbyś

przekazać, że bardzo go kocham, ale to nie ma sensu.

No, zbieram się. Zajmij się nim, Andrew. -Pocałowała

go w policzek i odwróciła się. Podszedł do niej

O'Malley i zaczął łasić się do nóg.

- Żegnaj, stary draniu - powiedziała i wyszła nie

oglądając się za siebie.

Nie widziała Michaela przez dwa tygodnie, choć

dużo o nim słyszała od Rossa i Lizzi. Andrew został

background image

124 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

z nim przez kilka dni i codziennie woził go do nich na

basen. Kilka razy wypływali też „Henriettą".

Michael nie chodził już na salę gimnastyczną. Jak

dowiedziała się od Tima, postanowił od poniedziałku

zacząć pracę, choć od wypadku minęło niecałe sześć

tygodni. Przez kilka dni miał pracować z doktorem

Mayhew, a później całkiem sam, gdyż Tim wybierał

się na urlop.

Wszyscy twierdzili, że wygląda doskonale i szybko

przyzwyczaja się do nowej sytuacji.

Clare nie potrafiła tak szybko przyzwyczaić się.

Dnie zdawały się nie mieć końca, ale najgorsze były

noce. Długie, samotne noce wypełnione wspomnieniami

i marzeniami o jego silnych, kochających ramionach.

Podczas któregoś z dyżurów podeszła do niej

Deborah Lewis.

- Wyglądasz okropnie - powiedziała. - Idę dziś na

przyjęcie, a ponieważ David wyjechał, pomyślałam,

że mogłabyś wybrać się ze mną. Dobrze by ci to

zrobiło. Co ty na to?

- Och, Deborah, nie sądzę, żebyś dobrze bawiła

się w moim towarzystwie.

- Daj spokój! Nawet nie chcę tego słuchać. Spo­

tkamy się o wpół do dziewiątej przed wejściem,

dobrze?

- Dobrze, ale ostrzegam cię, że będziesz tego

żałowała. - Clare westchnęła z rezygnacją.

- Bzdura. Potrzebujesz jakiejś rozrywki. Będzie

tam wielu przystojnych mężczyzn, może nawet któryś

przypadnie ci do gustu - roześmiała się robiąc oko.

- Deborah! Powiedziałam już, że pójdę i nie mówmy

o tym więcej.

Tak więc znalazła się na przyjęciu razem z Deborah.

Odprawiała wszystkich kręcących się wokół niej

mężczyzn, rozmyślając tylko o tym, jak się stąd

wyrwać. W pewnej chwili w drzwiach ukazał się

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

1 2 5

Michael. Wszedł lekko, utykając, w towarzystwie

jakiejś rudowłosej piękności.

Ich spojrzenia spotkały się. Rzeczywiście wyglądał

wspaniale. Był przystojny i opalony, lecz Clare

brakowało w nim jakiejś iskierki, która kiedyś

rozjaśniała jego twarz. Przez kilka sekund nie spuszczał

z niej wzroku, a potem zwrócił się do swej towarzyszki.

Przez cały wieczór kompletnie ignorował Clare.

Nie sprawiło mu to trudności, skoro jej nie kochał.

Ale ona obserwowała każdy jego ruch, każdy krok,

nie spuszczając wzroku także z pięknej nieznajomej.

- Masz, Clare, to ci dobrze zrobi. - Deborah

podeszła do niej z kieliszkiem brandy.

- Kim jest ta kobieta? - spytała ją Clare.

- Ta ruda? To Jo Harding, ginekolog położnik.

Niezła, prawda?

- Nienawidzę jej - powiedziała przez zaciśnięte zęby.

- Posłuchaj, Clare. Prędzej czy później to musiało

się stać. Michael jest diablo przystojnym mężczyzną

i to, że stracił kawałek nogi, niewiele zmienia. Mógł

stracić coś innego.

Clare zaczerwieniła się.

- Przepraszam, to nie było zabawne. Chcesz iść do

domu?

Zaprzeczyła.

- Wiem, że to głupie, ale jeśli popatrzę na nich

jeszcze trochę, to może znienawidzę Michaela na zawsze.

- Niezły pomysł. Może brandy trochę ci w tym

pomoże? - Deborah podała jej pełen kieliszek.

Clare przez pół godziny męczyła się z jego zawar­

tością i w końcu wylała brandy do doniczki z kwiat­

kiem. Michael i Jo zniknęli gdzieś, podobnie jak

Deborah. Postanowiła, że poszuka jej na górze, aby

powiedzieć, że jedzie do domu. Na schodach było

pełno ludzi, którzy schronili się tu, by w ciszy

porozmawiać i poplotkować. Przecisnęła się między

background image

1 2 6

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

nimi i weszła na półpiętro, gdzie ustawiła się kolejka

czekających do toalety.

- Czy ktoś widział Deborah Lewis? - spytała.

W tym momencie otworzyły się za nią drzwi

i z ciemnego pokoju wyszedł Michael z Jo. Miał

potargane włosy, niestarannie zapiętą koszulę i wy­

glądał... Jak zwykle wyglądał niewiarygodnie pocią­

gająco.

Jo uśmiechała się spoglądając na niego z czułością.

- Lepiej się czujesz? - spytała niskim, przyjemnym

głosem.

- Wprost cudownie. Dzięki, Jo.

- Zawsze do usług. To czysta rozkosz dotykać

takiego ciała, jak twoje!

Roześmiał się w sposób, który Clare tak dobrze

znała i zwrócił się w stronę schodów.

Nie było ucieczki. Zobaczył ją i otworzył usta,

jakby chciał coś powiedzieć, po czym rozmyślił się

i przeszedł obok. Za nim przesunęła się wysoka,

smukła Jo. Clare musiała zacisnąć pięści, żeby nie

wydrapać jej oczu.

Poczekała kilka chwil, a potem zbiegła na dół

i szybko skierowała się do wyjścia.

W drzwiach natknęła się na Rossa i Lizzi, którzy

właśnie przyjechali. Jej wzburzenie było tak widoczne,

że Lizzi od razu odciągnęła ją na bok. Próbowała

uspokoić Clare, a kiedy wreszcie jej się to udało,

zmusiła ją, żeby opowiedziała, co się stało.

- To gnojek! - wykrzyknęła, kiedy Clare skoń­

czyła mówić. - Jak śmiał? Może spotykać się z dzie­

wczynami, ale nie musi tego robić tak otwarcie!

Naprawdę, miałam o nim lepsze zdanie. Wiesz co?

Odwieziemy cię do domu. Tak będzie chyba naj­

lepiej!

Clare z wdzięcznością przyjęła tę propozycję. Usiadła

na tylnym siedzeniu, nie słuchając zupełnie, co do niej

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

1 2 7

mówią. Kiedy dojechali na miejsce, Ross wysiadł

z samochodu i otworzył jej drzwi.

- Pani pozwoli - powiedział żartobliwie.

Clare zdobyła się na uśmiech. Podziękowała za

podwiezienie i po chwili zastanowienia zaprosiła ich

na kawę.

- Wprawdzie mam tylko rozpuszczalną, ale mogę

was też poczęstować herbatą, albo sokiem owocowym.

- Clare, mówisz to z grzeczności czy naprawdę

potrzebujesz naszego towarzystwa? - zapytała cicho

Lizzi.

- Mówiąc szczerze, to najchętniej zaszyłabym się

teraz w jakimś kącie i płakała przez całą noc - wyznała.

- Rozumiem. Jedziemy do domu. Jeśli będziesz

chciała nas odwiedzić, możesz to zrobić w każdej

chwili. Nie zamykaj się w mieszkaniu na całe dni, bo

oszalejesz.

Clare podziękowała im i poszła do domu. Weszła

do przedpokoju i oparła się o drzwi. Do diabła

- pomyślała. Jak ten przeklęty rudzielec śmiał dotykać

Michaela?

- On jest mój! - krzyknęła. - Mój! Nigdy go nie

zdobędziesz!

Już jej się to udało - szeptał Clare jakiś wewnętrzny

głos. Chwyciła stojący w pobliżu wazon i z rozmachem

cisnęła nim o ścianę. Potem usiadła skulona na progu

i głośno się rozpłakała.

W niedzielę wyjechała na przejażdżkę samochodem.

Wkrótce zorientowała się, że zajechała prawie pod

dom Michaela. Zaparkowała w miejscu, z którego

samochód był niewidoczny i zaczęła skradać się

w stronę domu, w każdej chwili gotowa uciec.

Kiedy podeszła bliżej, zobaczyła samochód Rossa

zaparkowany obok starego volvo. Usłyszała na ścieżce

kroki i pospiesznie skryła się za wysokim krzakiem.

background image

128 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

Kiedy kroki zbliżyły się, rozpoznała głos Rossa.

- Myślę, że jesteś głupcem. To oczywiste, że ją

kochasz. Dlaczego nie chcesz jej tego powie­

dzieć?

- Och, Ross, nie mogę ryzykować. Ona nie może

mnie kochać, zbyt krótko się znamy. Gdybym poznał

ją po wypadku, miałbym większą pewność, że chce ze

mną być. Wszystko stało się zbyt nagle. Jednego dnia

jeszcze jej nie znałem, a następnego już się zaręczyliśmy.

Nie mieliśmy czasu, żeby się dobrze poznać, ale

wiem, że zostałaby ze mną bez względu na to, co by

do mnie czuła. Ona należy do tych kobiet, Ross,

które traktują te sprawy bardzo poważnie. Właśnie

dlatego musiałem pozwolić jej odejść.

- Ale może ona tego nie chciała? Myślę, Michael,

że Clare naprawdę cię kocha. Wyrządzasz jej dużą

krzywdę twierdząc, że nie jest szczera.

Michael zaśmiał się krótkim, urywanym śmiechem.

- Powinieneś ją słyszeć, jak błagała mnie w pociągu,

żebym nie amputował stopy temu facetowi. Nie mogła

znieść myśli, że zostanie kaleką. Jedyne, co wtedy

słyszałem, to jej głos powtarzający: będzie kaleką,

kaleką, kaleką. Och, Ross, nie wyobrażasz sobie,

przez co przeszedłem. Strata nogi była niczym

w porównaniu z utratą Clare.

- Ale przecież była z tobą przez cały czas. Czy

kiedykolwiek powiedziała, że nie chce cię znać po

tym, co się stało?

Zapadła długa chwila ciszy, podczas której Clare

przypomniała sobie, ile razy musiała chować ręce

w kieszeniach, żeby go nie dotykać.

- Nie wiem - odezwał się w końcu Michael. - Clare

nie chce urazić moich uczuć. Udaje miłość, ale

w gruncie rzeczy chyba nie czuje do mnie nic, poza

współczuciem.

- Nie sądzę. Myślę, że cię kocha, niezależnie od

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY 129

tego, ile masz nóg! Oczywiście jest jej przykro z powodu

tego, co się stało, ale to przecież normalne ludzkie

uczucie. Nie możesz mieć jej tego za złe. Jeśli chcesz,

powiem ci, jakie jest moje zdanie. Uważam, że użalasz

się nad sobą i że się boisz. Sam wyznaczyłeś sobie

karę za to, że zostałeś w wagonie, kiedy błagała cię,

żebyś wyszedł. Robisz z siebie cierpiętnika, wmawiasz

sobie, że jesteś inny, a ponad wszystko jesteś głupcem,

który odrzuca miłość kochającej kobiety w imię

własnej, źle pojętej dumy!

- To bzdura!

- Czyżby? Zastanów się dobrze nad tym, co ci

powiedziałem. Chodźmy już, Lizzi będzie na mnie

czekać.

Usłyszała trzask zamykanych drzwi i odgłos zbliża­

jącego się samochodu. Schowała się głębiej i poczekała,

aż Ross i Lizzi odjadą. Potem wstała i wzięła na ręce

O'Malley'a, który nagle zjawił się obok niej.

- Powiedz mi coś, stary draniu. Jeśli twój pan

mnie kocha, to dlaczego prowadza się z tą rudowłosą

pięknością?

O'Malley przeciągnął się i potarł głową o jej policzek.

- Też tak myślę. Do diabła, przecież zna go dopiero

parę tygodni! - wykrzyknęła zgorszona, ale potem

przypomniała sobie, po jakim czasie sama znalazła

się w jego ramionach.

- Zastanawiam się, czy wciska jej te same kawałki

o swojej drugiej połowie.

O'Malley nie wyraził swej opinii na ten temat,

więc postawiła go na ziemi i wolno poszła do

samochodu.

- Joanno Harding, nienawidzę cię! - powiedziała

głośno. Zapaliła silnik i włączyła wsteczny bieg.

Jutro Michael wraca do pracy. Jutro znów go

zobaczy. Jutro, być może, czegoś się dowie. Jutro.

Boże, jakże nienawidziła jutra!

background image

130 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

Michael pojawił się w pracy punktualnie o ósmej

rano. Szedł o lasce, ale Clare widziała, że potrzebo­

wał jej raczej jako wsparcia moralnego niż fizycz­

nego.

- Dzień dobry, siostro - przywitał ją oficjalnie.

- Dzień dobry - odpowiedziała sztywno, zastana­

wiając się, jak przeżyje kilka następnych minut, nie

mówiąc już o tygodniach, które pozostały do jej

odejścia. - Miło znów widzieć cię na oddziale.

- Dobrze być z powrotem w pracy. - Po raz

pierwszy spojrzał jej w oczy i lekko się uśmiechnął.

- Może zechciałabyś oprowadzić mnie po oddziale?

- Oczywiście. Od czego chciałby pan zacząć?

Spojrzał na zegarek.

- Myślę, że zdążę wszystkich zobaczyć, ale wolałbym

zacząć od tych, którzy czekają na operację.

- Świetnie.

Zaprowadziła go na salę, na której leżeli pacjenci

przygotowywani do zabiegu.

- To jest pani Green, która czeka na artroskopię.

Trzeba zajrzeć do środka stawu, gdyż podejrzewamy

naderwanie panewki stawowej.

- Tak, pamiętam panią. Spotkaliśmy się kilka

tygodni temu. Jak się ma pani kolano? - Rozmawiał

z pacjentką przez chwilę, wyjaśnił, na czym będzie

polegał zabieg i narysował na skórze linie pomocnicze.

- Nie chciałbym pomylić nóg - roześmiał się i przeszedł

do następnego łóżka.

Był spokojny i opanowany. Badał kolejnych pa­

cjentów, każdemu poświęcając chwilę, ale jednoczenie

nie tracąc czasu na zbędne pogaduszki. Przeszli potem

na salę pooperacyjną, a na końcu odwiedzili Barry'ego

Warnera.

- Michael, wróciłeś jednak do tego piekła! Jak się

masz, chłopie?

Dopiero teraz Clare dostrzegła lekki skurcz, który

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY 1 3 1

szybko przebiegł po jego twarzy i równie szybko

zniknął.

- Świetnie. A ty? Widziałem twoje zdjęcia. Wy­

gląda na to, że nogi dobrze się goją. - Zbadał go

delikatnie i z powrotem nakrył kocem. - Przeszcze­

py skórne przyjęły się i myślę, że zaczniemy już

ćwiczenia w odciążeniu. Nie możemy dopuścić,

żebyś zapomniał, jak się chodzi - powiedział

z uśmiechem.

Kiedy wyszli, zapytał Clare o stan Danny'ego Drew.

- Och, czuje się doskonale. Wyszedł kilka tygo­

dni temu i przyjeżdża teraz na salę gimnastyczną.

Często wpada na oddział, żeby pogadać z nami

i z kolegami.

- A Pete Sawyer?

- Powinieneś spotkać go w przychodni. Doskonale

daje sobie radę.

- Świetnie. Miejmy nadzieję, że zacznie wkrótce

poruszać ręką. Dobrze, muszę iść teraz na blok

operacyjny. Dziękuję, siostro.

- Nie ma za co - odparła sucho i poszła do

dyżurki. Musiała rozdać leki pacjentom czekającym

na operację.

Kiedy rozkładała na wózku tabletki, podeszła do

niej Deborah.

- Clare, co się z tobą stało w piątek? Nigdzie nie

mogłam cię znaleźć!

- Później ci wytłumaczę. Teraz nie mam czasu.

- Mam nadzieję. Chodźmy do pacjentów.

Clare działała zupełnie jak robot. Nie myślała nad

tym, co robi i tylko długoletnia praktyka sprawiła, że

nie popełniła żadnego błędu.

O dwunastej przyszła Mary 0'Brien. Clare z ulgą

przekazała jej dyżur i poszła na lunch.

Pierwsze, co zobaczyła, to Michaela siedzącego

przy stoliku ze swoją rudą Jo.

background image

132 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

Wzięła talerz i usiadła kilka stolików dalej.

- Hej, złośnico, mogę się przysiąść?

Odróciła głowę i ujrzała Rossa trzymającego nad

głową tacę.

- Oczywiście, że nie - zaprzeczyła.

Roześmiał się i usiadł obok Clare. Kiedy podniósł

wzrok, zobaczył Michaela i Jo.

Zaklął pod nosem.

- Sam widzisz - powiedziała gorzko Clare. - Są

jak papużki nierozłączki.

- Tak to wygląda. Przykro mi, Clare. Próbowałem

z nim rozmawiać, ale mnie nie słuchał. Myślę jednak,

że nie traktuje jej poważnie.

- Pewnie chodzi mu tylko o seks - powiedziała,

patrząc w sos pomidorowy. - Nie byłabym zdziwiona,

bardzo to lubił.

Ross chrząknął.

- Przepraszam, nie powinnam tego mówić. To

jego prywatna sprawa.

- Z pewnością. Clare, wszystko z tobą w porządku?

Robisz się trochę zgorzkniała.

- Chyba masz rację. Ross, naprawdę myślisz, że

on chce się ukarać za ten wypadek?

Spojrzał na nią z uwagą.

- Skąd ci to przyszło do głowy?

- Słyszałam waszą rozmowę. Chciałam go wczoraj

zobaczyć, nie wiem zupełnie po co. W każdym razie,

kiedy podjechałam pod jego dom, usłyszałam, co

mówiliście.

- Gdzie byłaś?

- Za krzakiem.

- I co słyszałaś?

- Wystarczająco dużo, żeby nie wiedzieć, co o tym

myśleć. Jeśli naprawdę mnie kocha, to dlaczego

prowadza się z tym cholernym rudzielcem?

- Przecież tylko je z nią lunch.

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

1 3 3

- Ale w piątek robił coś innego!

Ross skończył jeść i odsunął talerz.

- Clare, dlaczego go sama o to nie spytasz?

- Nie mogę, Ross. Już raz dałam mu szansę. Nie

będę się przed nim czołagać na kolanach, żeby mnie

przyjął z powrotem. Jeśli woli zadawać się z tą

dziwką, to jego sprawa.

- Hej, Clare, to już za dużo. Jo jest przyzwoitą

dziewczyną i...

- Nie wygląda na taką!

- Mówiąc szczerze, ty też nie. - Ross uśmiechnął

się. - Ale przecież masz rozum i zasady moralne. Nie

możesz jej osądzać tylko na podstawie wyglądu. Ona

jest w porządku.

- Tak, a w dodatku jest samotna i szuka faceta.

- Nie będę się z tobą kłócił, ale uważam, że

wyciągasz zbyt pochopne wnioski - westchnął z rezyg­

nacją.

W tej chwili Michael wstał i lekko pocałował Jo

w policzek.

- Tak sądzisz? Dla mnie to był wystarczający

dowód. Napijesz się kawy?

- Nie, dziękuję. - Ross wstał i podążył za Mi-

chaelem.

Clare westchnęła. Nie miała ochoty na resztę sałatki.

Patrzyła, jak Jo podeszła do termosu i nabierała

sobie kawy. Wysoka, smukła, poruszała się z gracją

i wdziękiem rzadko spotykanym u tak wysokich

kobiet. Kiedy się odwróciła, ich oczy spotkały się.

Clare dostrzegła w jej spojrzaniu współczucie i jeszcze

coś. Może to była zazdrość?

Bóg raczy wiedzieć, co w jej oczach zobaczyła Jo.

Zawahała się i przez moment Clare odniosła wrażenie,

że chciała podejść do jej stolika. Tego nie mogłaby

znieść. Zerwała się z krzesła i prawie wybiegła ze

stołówki.

background image

134 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

Miehael zjawił się na oddziale po południu. Obejrzał

pacjentów i wszedł do dyżurki, w której siedziały

pielęgniarki.

- Kiedy wypada twój ostatni dzień? - spytała

Deborah.

Miehael zamarł.

- Clare?

Zmusiła się, żeby spojrzeć mu w oczy. Były pełne

bólu.

- Odchodzę - powiedziała cicho.

- Boże, przeze mnie?

Mary i Deborah dyskretnie wyszły z pokoju,

zostawiając ich samych.

- Nie mogłabym pracować z tobą po tym wszyst­

kim, co się stało. Obojgu nam byłoby ciężko.

- Ale odchodzić! Clare, to... Nie chciałem, żeby

tak się stało. - Wyglądał na naprawdę zmartwionego

i Clare z trudem powstrzymała w sobie chęć pocieszenia

go-

- Dam sobie radę. Pojadę do Cambridge. Jakiś

czas pomieszkam z rodzicami. Może dostanę pracę

w Addenbrookes.

- Czuję się, jakbym to ja cię stąd wygonił.

- Nie musisz się winić. Nic na to nie poradzisz, że

mnie nie kochasz. Zresztą, nie ma o czym mówić.

Wyjeżdżam pod koniec przyszłego tygodnia.

Stanął za nią i ciężko westchnął.

- Clare, tak bardzo jest mi przykro. Gdybym

tylko mógł cofnąć czas!

- To byłoby zbyt proste - powiedziała cicho.

- Tak, chyba masz rację.

Wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi. Boże,

jeszcze dziewięć dni! To dłużej niż wieczność.

Kiedy skończyła pracę, poszła do kiosku, żeby

kupić gazetę. Przy wyjściu siedział Miehael. Wzięła

głęboki oddech i podeszła do niego.

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY 135

- Chcesz, żebym cię podwiozła do domu?

Podniósł na nią wzrok.

- Dziękuję, nie trzeba.

- Mamy taksówkę! - zawołał ktoś radośnie. Clare

poczuła, że zamiera jej serce. Odwróciła się.

W drzwiach stała Jo Harding.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Jakoś udało jej się przetrwać do końca tygodnia.

Kontakty z Michaelem ograniczały się do spraw

ściśle związanych z pracą. Nie widziała go więcej

z Jo. Być może wynikało to z tego, że unikali miejsc

publicznych, a może z faktu, że po prostu nie

spotykali się już ze sobą. Wcale nie polepszało to

nastroju Clare, której wyobraźnia podpowiadała

najbardziej nieprawdopodobne historie dotyczące

tych dwojga.

Już widziała, jak razem żeglują, pływają, chodzą na

spacery, jedzą kolacyjki we dwoje, a przede wszystkim,

widziała ich splecionych miłosnym uściskiem, słyszała

gorące słowa, czuła pieszczoty, jakimi obdarzał Jo.

Nie miała do Michaela żalu, zbyt mocno go kochała.

Nienawidziła za to Jo, a przede wszystkim siebie

samej, za to, że nie potrafiła przezwyciężyć zazdrości.

Nadszedł czwartek. Weszła właśnie do pokoju

pielęgniarek w poszukiwaniu Deborah, gdy zobaczyła

leżącego na łóżku Michaela. Miał szarą, ściągniętą

bólem twarz i podkrążone oczy. W jednej chwili

zniknęła gdzieś jej złość.

- Michael, co się stało?

- Boli mnie cała noga, nawet ta amputowana

część. I plecy. Chyba dlatego, że nie umiejąc jeszcze

dobrze chodzić, forsuję nogę na bloku operacyjnym.

Zresztą, nieważnie dlaczego. Mam ochotę schować

się w jakiś kąt i przespać cały tydzień. Sądzę, że nie

stanie się nic, z czym David nie dałby sobie rady.

- Nie zaoferuję ci kąta, ale może napiłbyś się

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

1 3 7

herbaty, zanim pojedziesz do domu? Mógłbyś też

zjeść kolację, mam jedną wolną porcję.

- Brzmi nieźle. Dzięki.

Przyniosła z kuchni kurczaka z ryżem i surówką

oraz dzbanek herbaty.

- Muszę teraz poroznosić leki. Zostaw mi trochę

herbaty.

Kiedy wróciła po pół godzinie, zastała Michaela

śpiącego nad pustym talerzem. Lewą nogę miał opartą

o krzesło.

Napełniła sobie filiżankę i usiadła naprzeciw. Biedny

Michael, był całkiem wyczerpany. Wiedziała, że wrócił

do szpitala wcześniej, żeby popracować trochę z Ti-

mem, ale najwidoczniej nie był jeszcze na to przygo­

towany.

Nagle rozległ się dźwięk telefonu.

- Słucham?

- Szukam doktora Barringtona. Jest potrzebny na

izbie przyjęć.

Do diabła - pomyślała. Delikatnie obudziła Michaela

i powiedziała, co się stało.

- Halo? Tu Barrington. W czym mogę pomóc?

Widziała, jak prawie nadludzkim wysiłkiem wy­

prostował się i głęboko nabrał powietrza.

- Tak, już schodzę. Proszę na wszelki wypadek

zadzwonić na oddział intensywnej terapii. Tutaj mamy

jeszcze kilka miejsc. Tak, tak. Dziękuję.

- Młoda kobieta ze zmiażdżonymi nogami. Może

trzeba je będzie amputować. Tylko tego mi potrzeba.

Możesz powiadomić mój zespół operacyjny? I za­

dzwoń do Tima. Nie wiem, czy sam sobie z tym

poradzę.

Tima Mayhew nie było jednak w domu. Miał się

zjawić dopiero przed dziesiątą.

Kiedy Michael wrócił, powiedziała mu, jak stoją

sprawy.

background image

1 3 8

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

- Dobrze. Zadzwoń po Davida Blake'a, będzie mi

asystował.

- Co z dziewczyną?

- Wygląda strasznie. Ma strzaskane obie nogi

poniżej kolan i połamane zebra. Zupełnie jakby po jej

samochodzie przejechał walec. Jedyne obrażenie, jakie

odniósł ten drugi kierowca, to lekkie zadrapanie na

głowie! Był tak pijany, że nie musieli go znieczulać do

szycia!

- Uda ci się ocalić jej nogi?

- Jak nie umrę ze zmęczenia, to może tak. Przygotuj

dla niej łóżko. Może się przyda.

Po kilku minutach Clare odebrała na górze telefon

od Michaela.

- Clare, musisz mi asystować. Moja instrumentariu-

szka zemdlała, jak tylko zobaczyła nogi tej dziewczyny.

Poczuła, że serce zamiera jej w piersiach. Nie

cierpiała operacji ortopedycznych, uważała je za

najbardziej brutalne ze wszystkich. Jednak w tej

sytuacji nie mogła odmówić.

- Dobrze. Przekażę dyżur Deborah i zaraz będę.

Na której sali operujesz?

- Na czwartej.

- Czekaj na mnie.

Rzuciła słuchawkę i pobiegła szukać Deborah.

W krótkich słowach opowiedziała jej, co się stało

i poszła na blok. Tam szybko przebrała się w sterylne

ubranie i stanęła za Michaelem. Spojrzała mu przez

ramię na nogi pacjentki. Od razu zrozumiała, dlaczego

nerwy instrumentariuszki nie wytrzymały. Widok był

potworny. Szybko podniosła wzrok i napotkała

spojrzenie Michaela.

- Proszę stanąć obok mnie, siostro - poinstruował

ją. - Jestem zmęczony i boli mnie noga, dlatego

proszę nie zwracać uwagi, jeśli podniosę głos, dobrze?

I proszę pytać, jeśli czegoś nie zrozumiesz.

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

1 3 9

- Tak jest!. - stanęła na baczność, uśmiechając się

pod chirurgiczną maską.

- Świetnie. Zaczniemy od prawej nogi. Wygląda

gorzej niż lewa, ale jest w miarę czysta. - Usunął

odłamki kości i oczyścił ranę antyseptycznym płynem.

- Dobrze. Teraz musimy zająć się plastyką naczyń.

Inaczej dziewczyna straci nogę.

Pracował szybko, ale jednocześnie dokładnie. Po­

zszywał rozerwane tętnice i żyły i zatamował krwa­

wienie. Po kilku długich, pełnych napięcia chwilach

okazało się, że stopa powoli zaczęła przybierać różową

barwę. Wszyscy odetchnęli z ulgą i napięcie na sali

znacznie zelżało.

- Dobra robota - pochwaliła go cicho Clare.

Spojrzał na nią z wdzięcznością i zmrużył oczy

w uśmiechu.

Nerwy nie były bardzo uszkodzone i z pomocą

mikroskopu udało się zrekonstruować większość z nich.

W pewnym momencie Michael przerwał na chwilę

i jęknął cicho, zamykając oczy. Clare natychmiast

poprosiła salową, żeby postawiła za nim wysoki

stołek. Usiadł z westchnieniem ulgi i dalej kontynuo­

wał pracę.

Następnym krokiem była rekonstrukcja zmiażdżonej

kości. Luźne odłamki połączył metalowymi gwoź­

dziami, a wolne przestrzenie wypełnił pobranymi

z innego miejsca przeszczepami. Potem zszył ranę,

starając się jak najbardziej zbliżyć do siebie brzegi

opiętej na spuchniętej nodze skóry.

- No! To na razie wszystko, co mogę zrobić z tej

strony. Jak zejdzie opuchlizna, zamkniemy ranę na

głucho. Teraz obejrzyjmy drugą. Mogę, Pete?

Clare ze zdziwieniem podniosła wzrok. Anestez­

jologiem był Pete Graham - ten sam lekarz, który był

przy nich podczas wypadku i który usypiał Michaela

do operacji. Nie zauważyła go do tej pory. Za-

background image

1 4 0

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

stanawiała się, czy pamiętał, jak histerycznie się wtedy

zachowała. Przynajmniej teraz była spokojna.

- Tak. U mnie wszystko w porządku. Tnij.

Michael przeszedł na drugą stronę stołu, a salowa

przeniosła za nim stołek. Podziękował jej niewyraźnym

mruknięciem i usiadł z westchnieniem.

Operacja tej nogi wyglądała podobnie. Wykonał

tylko inny rodzaj zespolenia złamanych kości.

- Nie będę w nią ładował więcej żelastwa. I tak ma

w nogach więcej metalu niż kości. Myślę, że zrobiłem

wszystko, co w mojej mocy. Teraz pozostaje nam

jedynie modlitwa. Dziękuję wszystkim za współpracę.

- Wstał, przeciągnął się i zdjął rękawiczki. - Proszę

podać jej jakiś środek przeciwbólowy. I ostrożnie, ma

złamanych kilka żeber. - Idę wziąć szybki prysznic.

Zaczekasz na mnie? - Zwrócił się do Clare.

- Jasne.

Kiedy poszła do śluzy, żeby się przebrać, stwierdziła

z przerażeniem, że jest po pierwszej. Operowali ponad

pięć godzin. Biedny Michael! Musiał być skonany.

Zabrała swoje rzeczy i wyszła na korytarz, żeby na

niego poczekać.

Pojawił się po kilku chwilach, kulejąc bardziej niż

zwykle.

- Gdzie chcesz spędzić resztę tak pięknie rozpoczętej

nocy? - zapytała.

- Jeszcze nie wiem. A dlaczego pytasz?

- Możesz pojechać do mnie. Dam ci coś gorącego

do picia, zaaplikuję jakiś środek przeciwbólowy i położę

do łóżka.

- Nawet nie wiesz, jak zachęcająco to brzmi.

- Oczywiście, że wiem. Chodźmy, żołnierzu.

Kiedy wchodzili do mieszkania, Michael potknął

się i poleciał do przodu. Zaklął cicho i skrzywił się

z bólu.

- Na litość boską, odepnij tę protezę, zanim ją

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

1 4 1

całkiem połamiesz! Ściągaj ubranie i wskakuj do

łóżka. Nastawię wodę i pomasuję ci plecy.

Kiedy wróciła z kuchni, Michael leżał na brzuchu

i spał z lekka pochrapując. Przewróciła go na wznak

i przykryła kocem. Środki przeciwbólowe i gorące

napoje mogły zaczekać. Teraz najważniejszy był sen.

Zrobiła sobie drinka i usiadła w fotelu. Włączyła

telewizor, żeby zająć czymś myśli.

Musiała chyba przysnąć, gdyż po pewnym czasie

zbudziły ją jakieś dźwięki. Michael kręcił się na

łóżku, mówiąc coś do siebie pod nosem, ale tym

razem chyba nie był to koszmarny sen. Przez chwilę

jeszcze mamrotał coś niewyraźnie, a potem odezwał

się całkiem przytomnie.

- Clare, śpisz?

- Nie. - Wstała i wolnym krokiem przeszła do

sypialni. - Jak się czujesz?

- Samotnie, a ty? - usłyszała w odpowiedzi.

- Ja też.

Wiedziała, że to szaleństwo, że będzie tego rano

żałować, ale nie mogła oprzeć się pokusie. Musiała

jeszcze choć raz trzymać go w ramionach, czuć jego

dotyk i gorący oddech. Zsunęła szybko sukienkę

i wślizgnęła się pod koc.

- Boże, Clare. Tak bardzo za tobą tęskniłem!

- Michael objął ją i westchnął z zadowoleniem.

- Śpij teraz, kochanie. - Pocałowała go w ramię

i lekko uścisnęła.

- Yhmm.

Zanim zdążyła powiedzieć coś więcej, już spał.

Kiedy się rano obudziła, Michaela nie było. Zerwała

się z łóżka i pobiegła do dużego pokoju, choć wiedziała,

że go tam nie zastanie. Na stole leżała karteczka.

„Dziękuję za wszystko. Michael".

Ubrała się w pośpiechu, żeby jak najszybciej znaleźć

background image

1 4 2

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

się w szpitalu. Wiedziała, że Michael przyjdzie tam,

żeby zobaczyć, jak czuje się jego pacjentka. Ostatniej

nocy zachowywał się zupełnie inaczej niż przez

ostatnie tygodnie. Może teraz uda im się jakoś

porozumieć? Ross miał rację, Michael ją kocha. Nie

mogła wprawdzie zrozumieć, jaką rolę pełni w tym

wszystkim Jo, ale w tej chwili była gotowa wszystko

mu wybaczyć. W końcu, każdy ma prawo popełnić

błąd, nieprawdaż?

Kiedy przyszła do pracy, dowiedziała się, że Michael

już był, a teraz pojechał przebrać się do domu.

Poczuła się głęboko zawiedziona.

Cóż, musiała jakoś przeżyć ten dzień bez niego.

W pokoju przywitała ją Judith.

- Cześć, Clare! Myślałam, że dziś nie przyjdziesz.

Michael mówił, że pół nocy asystowałaś do operacji.

- O której tu był?

- Koło szóstej. Chciał sprawdzić, jak wyglądają

nogi tej małej.

- No i co?

- W porządku. Był z siebie bardzo zadowolony.

Rzeczywiście, odwalił kawał dobrej roboty. Czuwałam

przy niej kilka godzin. Byłam pewna, że zakrwawi,

albo że stopa zsinieje. Nic takiego się nie stało.

Robimy co kwadrans obserwacje. W poczekalni jest

jej narzeczony, ale na razie nie pozwalamy mu się

z nią zobaczyć.

Reszta dnia minęła spokojnie. Większość dyżuru

Clare spędziła w pokoju Sally Pierce. Dziewczyna

była bardzo blada i prawie cały czas spała. Clare

spojrzała na kartę gorączkową. Miała dwadzieścia

dwa lata. Sprawdziła kroplówkę i zbadała jej tętno.

Zastanawiała się, czy Michael przyjedzie, aby ją jeszcze

zobaczyć. Może wtedy...

- Dzień dobry - usłyszała za plecami jego głos.

Skoczyła jak oparzona.

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

1 4 3

- Dzień dobry. Przestraszyłeś mnie! Jesteś dziś

w lepszej kondycji?

- W znacznie lepszej. Dziękuję ci. Myślę, Clare, że...

Nigdy nie dowiedziała się, co wtedy myślał, gdyż

w pokoju rozległ się cichy jęk i dziewczyna poruszyła

się na łóżku.

- Sally? Wszystko w porządku. Jesteś w szpitalu.

Możesz otworzyć oczy? - Michael delikatnie ujął ją

za rękę.

Powieki lekko się uniosły i Sally spojrzała na niego

błędnym wzrokiem.

- Coś cię boli?

- Wszystko. Bolą mnie piersi i nogi. Są jakieś

dziwne. Co się ze mną stało?

- Miałaś wypadek samochodowy. Zoperowaliśmy

ci nogi, a poza tym masz połamanych kilka żeber.

Nic poważnego.

- Złamałam nogi?

- Tak, ale nie powinnaś się o to martwić, zagoją

się. Dam ci coś przeciwbólowego, a ty spróbuj zasnąć,

dobrze?

- Czy mogę zobaczyć się ze Stevem?

- Najpierw muszę z nim chwilę porozmawiać. To

nie potrwa długo.

Sally zwróciła się do Clare.

- Jak ja wyglądam? Pewnie rozmazał mi się cały

makijaż.

- Wyglądasz świetnie - zapewniła ją. Wielki Boże,

co ona powie, jak zobaczy swoje nogi!

Po chwili wszedł Michael z wysokim młodzieńcem.

- Cześć, Sal. Jak się czujesz? - odezwał się Steve.

- Nie najlepiej. Muszę koszmarnie wyglądać, prze­

praszam...

- Och, Sal, przecież to nie ma żadnego znaczenia

- urwał i usiadł na brzegu łóżka.

Ujęła go za rękę, a Steve podniósł ją do ust.

background image

1 4 4

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

- Musisz teraz odpocząć, a potem szybko wy­

zdrowieć. I pamiętaj, że cię kocham.

- Ja ciebie też... - westchnęła. Zamknęła oczy,

a głowa opadła jej na poduszkę. Steve podniósł oczy.

- Ona umarła! - szepnął z przerażeniem.

- Nie, tylko zasnęła - uspokoił go Michael. - Będzie

spała przez dłuższy czas. Jeszcze całkiem nie ustąpiło

działanie narkozy, a poza tym dostaje silne leki

przeciwbólowe.

Przyszedł Tim Mayhew i Clare wyprowadziła

Steve'a. Obiecała, że będzie go o wszystkim infor­

mować.

Kiedy wróciła, obaj lekarze stali pochyleni nad

łóżkiem Sally.

- A ja myślałem, że operując Barry'ego Warnera

dokonałeś cudu!

- Nie mogłem pozwolić, żeby straciła stopę. - Mi­

chael słabo się uśmiechnął.

- Oczywiście. Myślę, że postąpiłeś słusznie. Obie

nogi są różowe i ciepłe, a jeśli chodzi o nerwy, to

mają dużo czasu, żeby się w pełni zregenerować.

Wygląda to nie najgorzej. Dobra robota, Michael.

Kiedy wyszli, Clare zmierzyła Sally ciśnienie i tętno,

a potem usiadła obok łóżka. Pacjentka spała całe

przedpołudnie i obudziła się dopiero po dwunastej,

kiedy przyszedł Michael. Zadawała mu mnóstwo

pytań, więc Clare znów nie miała możliwości, żeby

z nim porozmawiać.

- W jakim stanie są moje nogi? - spytała Sally.

Michael usiadł na krześle i ujął ją za rękę.

- Mieliśmy z nimi sporo kłopotu. Nie były złamane,

tylko zmiażdżone, a naczynia i mięśnie rozlegle

uszkodzone. Obawiam się, że długo potrwa ich gojenie.

- Czy będę mogła chodzić? - Patrzyła na niego

bardzo przytomnie.

- Lewa noga jest w porządku. - Michael zawahał

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

1 4 5

się, nie chcąc wzbudzać próżnych nadziei. - Prawa

wygląda znacznie gorzej. Jeśli proces gojenia będzie

przebiegał prawidłowo i odłamki kości zrosną się jak

należy, wówczas masz duże szanse, żeby chodzić.

- A jeśli nie?

- Wtedy być może trzeba będzie ją amputować

poniżej kolana.

Sally pobladła.

- Steve chyba nie byłby zadowolony.

Michael zaśmiał się krótkim, urywanym śmiechem.

- To dla nikogo nie jest przyjemne. Ale zapewniam

cię, że można to jakoś przeżyć. - W tej chwili

zabrzęczał jego aparat wywoławczy. Michael wyłączył

go i wstał. - Muszę teraz wyjść. Wrócę, jak tylko

znajdę wolną chwilę.

Sally popatrzyła za nim.

- Czy on ma sztuczną nogę? - zapytała szeptem.

- Tak, ma - odparła Clare.

- Coś potwornego! Miał wypadek?

Clare usiadła na krześle, które przed chwilą zajmował

Michael.

- Tak. Dziś minęło sześć tygodni.

- Dopiero? - Sally ze zdumieniem podniosła wzrok.

- Dopiero. Przeszedł piekło, ale teraz doskonale

daje sobie radę. Bardzo jesteśmy z niego dumni.

- Boże! Mam nadzieję, że mi się to nie przydarzy.

Steve nie zniósłby tego. Z pewnością by mnie zostawił.

- Niekoniecznie. Są ważniejsze sprawy w życiu niż

to, ile się ma nóg.

Potrząsnęła głową.

- Zawsze powtarza, że mam takie piękne nogi.

Uwielbia je całować. Och, nie!

- Sally, uspokój się. Na razie nic się jeszcze nie

stało. Zresztą, gdyby cię zostawił, toby znaczyło, że

wcale cię nie kocha.

- A jak zniosła to żona tego doktora?

background image

1 4 6

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

- On... On nie ma żony - zawahała się, czy może

rozmawiać z pacjentką o prywatnym życiu lekarza.

Stwierdziła jednak, że musi ją uspokoić. - Zaręczyliśmy

się dwa tygodnie przed wypadkiem. Było cudownie.

Nigdy przedtem nie byłam szczęśliwsza. A potem

nagle wszystko się skończyło. Michael był bardzo

dzielny. Włożył wiele wysiłku, żeby w pełni powrócić

do zdrowia i dzięki temu może teraz normalnie

pracować.

- A pani? Może pani na niego patrzeć po tym, co

się stało?

- Oczywiście, że tak! Mam żal do losu, ale nie do

niego. Nic nie jest w stanie zmienić faktu, że go

kocham.

- Jak to się stało?

Clare przymknęła oczy. Ciągle jeszcze nie mogła

spokojnie myśleć o tamtym dniu.

- Wykoleił się pociąg. Ratowaliśmy ludzi zamknię­

tych w jednym z wagonów. Michael nie chciał opuścić

umierającej kobiety, chociaż wiedział, że wagon

w każdej chwili może się przewrócić. I tak się stało.

Całe to żelastwo runęło. Wiał silny wiatr i wagon

przygniótł mu nogę. To było okropne, ale przecież

mógł stracić życie!

- Ja wolałabym umrzeć. - Sally zamknęła oczy.

- Nie wolno ci tak mówić! Za parę dni poczujesz

się lepiej i wtedy okaże się, czy noga została urato­

wana.

- A jeśli nie?

- Wtedy będziesz musiała być taka dzielna, jak

Michael. Steve będzie przy tobie i przekonasz się, że

są ważniejsze rzeczy w życiu, niż to, jak się wygląda.

- Ale on nawet na mnie nie spojrzy!

- Nieprawda. Ja wcale nie przestałam pragnąć

Michaela. Wręcz przeciwnie. Jego odwaga i silna

wola sprawiły, że moje uczucie do niego pogłębiło się.

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

1 4 7

- Musi go pani bardzo kochać - powiedziała cicho

Sally.

- Jest dla mnie całym światem. Nie wyobrażam

sobie życia bez niego.

- A oto i ten szczęściarz we własnej osobie. - Sally

uśmiechnęła się smutno i spojrzała na drzwi. - Chcia­

łabym mieć pewność, że Steve mnie tak kocha.

Clare odwróciła się i ujrzała Michaela. Patrzył na

nią z uwagą, a jego twarz miała nieodgadniony wyraz.

- Czy mógłbym zamienić z siostrą kilka słów?

- Oczywiście. - Z drżącym sercem wyszła za nim

z pokoju. - Michael, przepraszam. Nie chciałam jej

powiedzieć zbyt wiele, ale była taka przerażona...

- Po co narobiłaś jej tyle nadziei?

- Powiedziałam jej tylko prawdę - odpowiedziała

ze zdziwieniem w głosie.

Popatrzył na nią tak, jakby bał się uwierzyć jej

słowom.

- O której godzinie kończysz?

- O czwartej. A dlaczego pytasz?

- Sądzę, że nadszedł czas, żebyśmy ze sobą uczciwie

porozmawiali. Mam nadzieję, że nie jest jeszcze za

późno.

Serce waliło jej tak głośno, że ledwo słyszała własny

głos.

- Zbyt późno na co?

- Na naszą miłość. Muszę teraz iść. Spotkamy się

o czwartej przy głównym wejściu. - Odszedł, zo­

stawiając ją na środku korytarza. Minęło kilka chwil,

zanim w pełni doszła do siebie.

Wróciła do pokoju Sally.

- Wyglądasz lepiej. Chcesz, żebym poprosiła Steve'a,

jeśli go znajdę?

- Myśli pani, że chciałby mnie widzieć?

- Siedział tu przez całą noc, pytając o twój stan

każdą przechodzącą pielęgniarkę. Nie wychodził ze

background image

148 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

szpitala odkąd cię przywieziono. Jestem pewna, że

zobaczenie ciebie jest w tej chwili jego jedynym

marzeniem!

- Może ma pani rację. - Sally lekko się uśmiechnęła.

-Jeśli można, to chciałabym, żeby na chwilę przyszedł.

Clare znalazła go drzemiącego na krześle w koryta­

rzu. Delikatnie potrząsnęła nim za ramię.

- Steve? Sally czuje się lepiej. Chciałaby się z tobą

zobaczyć.

Wstał szybko, próbując się uśmiechnąć, lecz po

chwili ukrył twarz w dłoniach.

- Myślałem, że się z tego nie wygrzebie. Bałem się,

że utraciłem ją na zawsze. Żeby pani widziała ten

samochód... - Z jego piersi wydobył się gwałtowny

szloch.

Clare objęła go uspakajającym gestem i lekko

poklepała po ramieniu.

- Wszystko będzie dobrze. Może nie wygląda teraz

najlepiej, ale żyje. Co więcej, jest przekonana, że nie

chcesz jej już widzieć.

- Co? - Podniósł mokrą od łez twarz i spojrzał na

Clare z niedowierzaniem. - Czy ona całkiem postradała

zmysły? Pewnie, że chcę ją widzieć!

- No to chodź, bo pomyśli, że musiałam cię do

tego namawiać. Tylko najpierw obmyj sobie twarz.

Steve spędził u Sally pół godziny. Clare zostawiła

ich sam na sam, ale pozostała wystarczająco blisko,

żeby być pod ręką, gdyby coś się działo. Kiedy

słyszała ich radosne okrzyki, modliła się w duszy,

żeby uniknęli piekła, przez które ona i Michael musieli

przejść.

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Clare nie była osobą żyjącą z zegarkiem w ręku, ale

tego popołudnia nie mogła oderwać wzroku od

cyferblatu. Wskazówki zdawały się stać w miejscu.

Wreszcie nadeszła upragniona godzina. Drżącymi

rękami poprawiła makijaż i zeszła na dół.

Michael już na nią czekał.

- Jestem - oznajmiła głosem, po którym można

było odgadnąć, że jest bardzo spięta.

- Pomyślałem, że pójdziemy do mnie. Jesteś gotowa?

- Zaraz podjadę po ciebie samochodem.

- Nie, chcę iść pieszo.

- Myślałam, że dla twojej nogi...

- Powiedziałem, że pójdziemy! - zganił ją ostro.

Clare zamarła. Nic z tego nie będzie - pomyślała.

Bez słowa poszli na parking i wsiedli do samochodu

Clare. Również po drodze milczeli oboje. Kiedy

dojechali, Michael wysiadł, otworzył drzwi od domu

i przytrzymał je, aż weszła.

Poszli do kuchni i Michael nastawił czajnik.

- Zrobię herbatę - powiedział z ciężkim westchnie­

niem. Zupełnie, jakby to zadanie przerastało jego siły.

- Może ci pomóc?

- Przestań mi wreszcie matkować! - krzyknął. - Sam

sobie dam radę!

- Przepraszam... - Odwróciła się, przygryzając

wargi, żeby nie wybuchnąć płaczem.

- Nie, to ja przepraszam. Nie powinienem krzyczeć.

To dlatego, że chciałbym ci tyle powiedzieć, a nie

wiem od czego zacząć...

background image

1 5 0

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

- Kochasz mnie? - spytała cicho.

- Co?

- Pytam, czy mnie kochasz?

- Tak - wydusił z siebie. - Tak, do diabła. Ani na

moment nie przestałem cię kochać!

- To dlaczego...

- Bo myślałem, że znamy się zbyt krótko. Że nasza

miłość jest zbyt delikatna, by oprzeć się takiej próbie.

Nie wiedziałem, że będę musiał zapłacić tak wysoką

cenę. Kiedy uciekłem, żeby zamieszkać na łodzi,

sądziłem, że tam łatwiej będzie mi o tobie zapomnieć

- westchnął. - Nie miałem racji. Okazało się to

zupełnie niemożliwe. Myślałem o tobie cały czas.

- A jednak zwątpiłeś w moją miłość. Myślałeś, że

jestem z tobą z litości. Nawet mnie nie spytałeś, czy

nadal cię kocham, a kiedy sama ci to powiedziałam,

uznałeś, że się mylę.

- Nie wierzyłem, że mnie jeszcze kochasz. Nie po

tym, co się stało.

- Ale dlaczego? Czy kiedykolwiek powiedziałam

coś...

- W pociągu - przerwał jej. - Kiedy chciałem

amputować Beedale'owi stopę, błagałaś mnie, żebym

tego nie robił. Powiedziałaś, że będzie kaleką. Już

w dniu, w którym się poznaliśmy, wyraźnie dałaś mi

do zrozumienia, co sądzisz o takich ludziach. A kiedy

się kochaliśmy, nazwałaś mnie mężczyzną bez skazy...

- Spojrzał na nią, a Clare aż zadrżała, widząc, ile

cierpienia jest w jego spojrzeniu.

- Och, najdroższy. Tak bardzo cię skrzywdziłam!

Nigdy nie myślałam, że uznasz moje uczucie za tak

powierzchowne. Kocham cię i zawsze będę cię kochała.

Nie chciałam cię zranić... - Gorące łzy popłynęły jej

po policzkach. Michael przyciągnął ją do siebie.

- Nie płacz. Nie chcę, żebyś kiedykolwiek płakała.

Zbyt dużo łez już przelałaś. Kocham cię, Clare.

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

1 5 1

- Ja też cię kocham.

- Udowodnij mi to - przekornie przechylił głowę

w jej stronę.

Odsunęła się i wzięła go za rękę. Wciąż jej nie

wierzył! Pociągnęła go za sobą i poszli na górę.

W sypialni puściła go i wolno rozpięła sukienkę.

Ułożyła ją starannie na krześle, zrzuciła pantofle

i zdjęła z siebie resztę ubrań. Potem stanęła przed nim

i w milczeniu rozpięła mu koszulę.

- Schudłeś - powiedziała smutnym głosem.

- Ty też.

Rozpięła suwak spodni i kazała Michaleowi usiąść.

Zdjęła mu buty i zsunęła spodnie. Położyła je obok

sukienki i uklękła, żeby odpiąć protezę.

Michael cofnął nogę, ale stanowczym gestem

przyciągnęła ją z powrotem i delikatnie odpięła

sztuczną nogę. Zagojona rana była czerwona i lekko

obrzmiała. Pochyliła się i lekko ją ucałowała.

- Trochę za bardzo ją forsujesz. Powinieneś jutro

odpocząć. Myślę, że dzień w łóżku dobrze ci zrobi.

Michael złapał ją za ramiona i pociągnął do góry.

- Kochaj mnie, Clare.

- Jeszcze nie. Najpierw zrobię ci masaż pleców.

Tylko nie uśnij.

- Nie ma obawy - roześmiał się i przewrócił na

brzuch.

Clare nasmarowała mu plecy olejkiem, powoli

rozprowadzając go po gładkiej skórze, a potem

zaczęła dokładnie rozmasowywać twarde mięśnie.

Michael mruczał z rozkoszy, rozluźniając się zupełnie,

aż znikło gdzieś napięcie, które nie opuszczało

go przez ostatnie dni.

Ruchy Clare nabrały innego charakteru i czuła pod

palcami, jak ciało Michaela poddaje się im z coraz

większą uległością.

- Odwróć się - poleciła lekko drżącym głosem.

background image

1 5 2

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

Posłuchał jej i przewrócił się na plecy.

- Jesteś taka piękna - szepnął.

Clare usiadła na nim i pochyliła się.

- Och, Clare, nie wytrzymam dłużej'! - Z jękiem

chwycił ją w ramiona i przyciągnął ku sobie.

- I bardzo dobrze. W końcu zawsze jest następny

raz.

Zaczął ją gorączkowo całować i pieścić, aż poczuła

jak wypełnił sobą jej wnętrze.

- Michael! - krzyknęła, a świat ponad jej głową

rozpadł się na kawałki.

Dopiero po dłuższej chwili przyszli do siebie. Clare

otworzyła oczy i lekko uniosła głowę.

- Wierzysz mi teraz?

- Tak, teraz tak. Przepraszam, że zwątpiłem. Sam

nie wiem, dlaczego tak się stało.

- A ja wiem. Gdybym przeszła mastektomię, na

pewno nie uwierzyłabym, że chcesz mnie bez jednej

piersi.

- Clare, nie bądź śmieszna! Oczywiście, że bym cię

chciał. Byłoby mi przykro, bardzo przykro, ale nie

zmieniłoby to mojego uczucia do ciebie.

- To dlaczego nie chciałeś mi uwierzyć?

- Chyba obawiałem się, że kochasz mnie zbyt mało.

Boże, jak ja za tobą tęskniłem! Byłem taki samotny!

- Czy to dlatego spałeś z Jo Harding? - zapytała

cicho.

- Co? - Usiadł na łóżku i spojrzał na nią ze

zdziwieniem. - Nigdy nie spałem z Jo. Skąd ci to

przyszło do głowy?

- Michael, proszę cię, nie kłam. Widziałam was na

przyjęciu w zeszłym tygodniu. Wychodziliście z sypialni,

a ona zapytała, czy czujesz się lepiej. Powiedziałeś, że

było cudownie, a ona odparła, że nie ma większej

background image

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY 153

przyjemności, niż dotykanie takiego wspaniałego ciała,

jak twoje. Miałam ochotę wydrapać jej oczy!

- Clare, spójrz na mnie, proszę. Ona po prostu

zrobiła mi masaż pleców. Wiesz, że ostatnio miałem

z nimi problemy.

- Michael! Widziałam was razem nie tylko tam...

- Jo jest fantastyczną dziewczyną. Wygląda jak

wamp, ale ma serce ze złota. Godzinami wysłuchiwała,

jak o tobie opowiadałem, robiła mi hektolitry kawy

i ocierała łzy.

-Łzy?

- Tak, łzy. Umierałem bez ciebie, Clare. Nie

mógłbym być z kimś innym, uwierz mi. Nic między

nami nie było.

- Wyglądało to zupełnie inaczej - Clare nie dawała

się przekonać.

- Clare, przysięgam ci!

- Pamiętasz, jak powiedziałeś, że kiedy ładna

kobieta rzuca się mężczyźnie do stóp, trzeba być

herosem, żeby się jej oprzeć. A przecież Jo jest piękna.

- Och, Clare. Starałem się zapomnieć o tobie.

Myślałem, że znienawidzisz mnie i łatwiej będzie mi

wyrzucić cię z mego życia.

Dotknęła jego policzka.

- Zasłużyłam na to. Pamiętasz, jak powiedziałam

ci, że Andrew jest lepszy od ciebie w łóżku? Chciałam

się na tobie odegrać. Byłam tak wściekła, że pomyślałeś,

iż spaliśmy ze sobą, że chciałam, abyś naprawdę w to

uwierzył.

Roześmiał się i mocniej przytulił ją do siebie.

- Pozbycie się go zajęło mi całe czterdzieści osiem

godzin. Nawet ja nie uwierzyłem, że mogłabyś to

zrobić.

Pocałowała go.

- Powiedz mi, dlaczego dziadek jest na ciebie

obrażony?

background image

1 5 4

MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY

- Nie mógł pogodzić się z faktem, że zerwałem

zaręczyny. Powiedział mi, że jeśli nie potrafię wierzyć

w to, że mnie kochasz, to widocznie nie zasługuję na

ciebie. I jeszcze, że nie chce mnie widzieć, dopóki się

z tobą nie pogodzę. Powinienem był przewidzieć, że

ma rację.

- Och, Michael! Jestem taka szczęśliwa. Czym

byłoby moje życie bez ciebie? - Połaskotała go po

bokach. - A jeśli w przyszłości będziesz potrzebował

masażysty, to zgłoś się do mnie.

- Obiecuję, obiecuję! - roześmiał się.

Clare usiadła i zapytała z przewrotnym uśmiechem.

- Powiedz mi, która z nas jest lepsza?

- Zdecydowanie Jo... aj! Chociaż nie. Ona doskonale

masuje, ale ty masz lepsze zakończenie.

- No, to rozumiem! - Clare roześmiała się głośno

i położyła z powrotem obok niego.

- Michael, kocham cię. Proszę, pamiętaj o tym

zawsze.

- Przyrzekam - odpowiedział niskim, wibrującym

głosem. - Nigdy więcej w ciebie nie zwątpię, nawet

gdybym miał to udowadniać przez całe życie.

Odsunął się od niej i oparł głowę na łokciu.

- Czy wspominałaś coś o herbacie?

- Czyżbyś chciał wyrzucić mnie z łóżka?

- Mogłabyś przynieść tacę na górę - zaproponował.

- Herbatka po tym, to całkiem miła rzecz - powie­

działa, bawiąc się włosami na jego piersi.

Michael zrobił zagadkową minę i przyciągnął ją do

siebie.

- Zapomnij o herbacie - szepnął. - Mam lepszy

pomysł...


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Anderson Caroline Mężczyzna bez skazy
Anderson Caroline Mezczyzna bez skazy
Anderson Caroline Milosc bez granic
Anderson Caroline Milosc bez granic
Anderson Caroline Miłość bez granic (Medical Romance 33)
Bez skazy przed tronem Bozym id Nieznany (2)
BEZ SKAZY PRZED TRONEM BOYM
Pretty Little Liars Bez Skazy 02
Bez skazy przed tronem Bożym, wykłady-kazania, Kazania Dawida Wilkersona
Anderson Caroline Trudny wybor
Anderson Caroline Moze, czy na pewno
Anderson Caroline Romans na planie
Anderson Caroline Premia od losu
Anderson Caroline Nie wszystko naraz
Anderson Caroline Przygoda nad jeziorem
Way Margaret Dziewczyna bez skazy
024 Anderson Caroline Nic nie mogę ci ofiarować

więcej podobnych podstron