Anderson Caroline Nie wszystko naraz

background image

Caroline Anderson

Nie wszystko naraz

(One step at a time)

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

– Mamo, telefon! Ze szpitala! – Stephie, kilkunastoletnia córka Kate,

zakryła dłonią słuchawkę. – Pewnie chcą, żebyś przyszła i zarobiła kupę

forsy. Może dostanę nową wieżę?

– Nie licz na to! – otrzeźwiła ją Kate. – Nie mam zamiaru ogłuchnąć na

starość. A teraz idź się myć.

– Proszę chwilkę zaczekać – rzuciła Stephie wesoło do słuchawki. –

Doktor Heywood zaraz podejdzie. Mogę wiedzieć, w jakiej sprawie

państwo dzwonią?

Kate odebrała słuchawkę swojej cudownej córce, zanim ta zdążyła

rozgadać się na dobre – na przykład na temat zarobków lekarzy i cen

sprzętu hi-fi.

– Dobry wieczór, tu doktor Heywood. W czym mogę pomóc?

– Czy to pani Katherine Heywood?

Pytanie to nie zostało postawione suchym, rzeczowym tonem, typowym

dla rozmów służbowych. Głos, który Kate usłyszała w słuchawce, był

łagodny i ostrożny. Poczuła niepokój. Czyżby coś się stało? Przecież

Stephie jest przy niej, cała i zdrowa.

– Idź się myć – powtórzyła córce, po czym zaczekała, aż dziewczynka

wyjdzie z pokoju. – Tak, to ja.

– Pani Heywood, dzwonię z polecenia pani męża.

Kate uspokoiła się. Najwyraźniej rozmawia z jedną z sekretarek

Dominika, który z powodu nadmiaru zajęć nie może zabrać córki na

weekend.

– Mojego byłego męża – poprawiła odruchowo. – Oczywiście,

background image

rozumiem. Nagły wypadek i konieczna operacja.

W słuchawce na chwilę zaległa cisza.

– Więc pani już wie?

Kate roześmiała się beztrosko.

– Nie, zgaduję. To do niego podobne.

– Podobne? – Tym razem w głosie zabrzmiało zakłopotanie. – Czy on

często ulega wypadkom?

Kate ogarnął niepokój.

– Chwileczkę, a co się właściwie stało?

– Pani mąż miał wypadek.

– O Boże! Coś poważnego?

Palce Kate zacisnęły się na słuchawce. Słyszała kroki Stephie na górze,

szum wody z prysznica i bicie własnego serca.

– Na szczęście nie. – Głos w słuchawce zabrzmiał łagodniej. – Doznał

obrażeń nóg i jest ranny w głowę, ale jego życiu nie zagraża

niebezpieczeństwo. Będzie musiał jednak zostać w szpitalu tydzień lub

dwa. Zdaje się, że córka państwa miała przyjechać do niego na weekend...

Kate spojrzała odruchowo na zdjęcie Stephie, stojące na pianinie. Boże,

jak ona to przyjmie?

– Weekend to żaden problem. Jak on się czuje? – spytała drżącym

głosem, opierając się o ścianę. – Potrzebuje czegoś? Przyjdziemy go

odwiedzić.

– Doktor Heywood prosił, żeby przekazać, że czuje się dobrze. Nie

chce jednak niepokoić córki i wolałby, żeby pani przyszła sama. Zabieg

nastawiania kości ma o ósmej, więc może przyjedzie pani około wpół do

trzeciej? Przydałoby mu się parę koszulek z krótkim rękawem i kilka par

spodenek. Proszę nie przywozić długich spodni od piżamy, bo

background image

prawdopodobnie będzie miał nogę na wyciągu.

– Na wyciągu? Co się właściwie stało?

– Doktor Heywood ma złamaną kość udową.

– Co było przyczyną złamania?

– Wypadek samochodowy. Zderzenie z pojazdem, który próbował

wyprzedzić ciężarówkę w ślepej uliczce. Doktor Heywood jest nieco

zdenerwowany. Mówi, że jego samochód nadaje się do kasacji. Zdaje się,

że to był bardzo stary i cenny model.

Jaguar, typ E. Duma i radość Dominika. Pewnie jest teraz trochę

bardziej niż „nieco zdenerwowany”. Personel szpitalny musiał mieć z nim

ciężkie przejścia.

Kate zanotowała adres szpitala, numer oddziału i godziny wizyt.

– Proszę mu powiedzieć, że przyjadę jutro i na razie nie powiem nic

Stephie. I niech pani... – Zawahała się, po czym dodała miękko: – Niech

pani go ode mnie pozdrowi.

Odłożyła delikatnie słuchawkę i oparła głowę o ścianę, próbując

ochłonąć. Dominik miał wypadek. Dzięki Bogu, był na tyle rozsądny, żeby

nie martwić Stephie, która jutro zdaje ostatni egzamin. Gdyby wiedziała,

że ojciec jest w szpitalu, żadna siła nie byłaby w stanie wyciągnąć jej z

jego separatki.

Kate westchnęła, poprawiając drżącą ręką włosy. Jej małżeństwo

rozpadło się wiele lat temu, mimo to oboje z Dominikiem starali się

utrzymywać dobre stosunki, głównie ze względu na Stephie. Stephie

natomiast kochała oboje rodziców, ale, jak to zwykle córki, była

szczególnie przywiązana do ojca. Kate wiedziała, że utrzymanie tajemnicy

przed dociekliwą i ciekawską nastolatką będzie bardzo trudne. Po chwili

Stephie zbiegła na dół, radosna jak skowronek.

background image

– I co? Dostanę moją wieżę?

Kate przywołała na twarz słaby uśmiech.

– Może innym razem. To była wiadomość od ojca. Ma jutro operację i

będzie zajęty przez cały weekend.

Stephie popatrzyła na nią podejrzliwie.

– Przecież dzwonili ze szpitala.

Kate wyczuła jej niedowierzanie i prędko zaczęła wyjaśniać:

– No tak, ojciec jest właśnie w szpitalu. To nagły przypadek. Będzie

operował jutro rano i zostanie tam pewnie cały dzień. Przesyła całusy i

obiecuje ci to jakoś wynagrodzić.

Stephie skrzywiła się, otwierając lodówkę i zaglądając do środka.

– Nie ma nic do jedzenia! – mruknęła niezadowolona. – Czy to znaczy,

że w ten weekend w ogóle nie pojadę do kliniki taty?

– Obawiam się, że nie. Tylko mi nie mów, że tam lepiej karmią!

– Dobrze, nie powiem.

Wyjęła jogurt i zabrała się do jedzenia. Wkrótce potem Kate wysłała ją

do łóżka i sama poszła się położyć. Długo nie mogła jednak zasnąć.

Myślała o Dominiku.

Byli rozwiedzeni od dłuższego czasu, co nie znaczyło wcale, że pod

osłoną uprzejmości nie kryły się jakieś cieplejsze uczucia. Powtarzała

sobie, że Dominik jest już tylko ojcem jej dziecka, a nie tym energicznym,

upartym, lecz mimo wszystko czułym mężczyzną, za którego wyszła za

mąż. Sama jednak chyba w to nie wierzyła. Tak czy owak, w jej sercu

zawsze było i będzie miejsce dla Dominika.

Następnego dnia jak zwykle podwiozła Stephie do przystanku

autobusowego, po czym pojechała do przychodni, w której zastępowała

jednego z lekarzy. Prośbę o wolne popołudnie przyjęto tam ze

background image

zrozumieniem, mimo że wszystkich pacjentów zapisanych do niej na

wieczór trzeba było odesłać do dwóch innych lekarzy. Nie mogła jednak

nic na to poradzić, a zresztą i tak był to ostatni dzień zastępstwa.

Wymknęła się w porze lunchu i pojechała prosto do szpitala. Przed

wejściem na oddział uczesała szybko włosy i umyła twarz i ręce w zimnej

wodzie.

W recepcji podała swoje nazwisko.

– Ach, tak – powiedziała dyżurna pielęgniarka z uśmiechem. – Doktor

Heywood czeka na panią. Jest jeszcze trochę oszołomiony po środkach

znieczulających, ale chyba uda się pani z nim porozmawiać.

Zaprowadziła Kate do małej sali z czterema łóżkami, znajdującej się

naprzeciwko dyżurki pielęgniarek. Na szczęście oprócz Dominika nie było

tam innych pacjentów.

Pielęgniarka wyszła i Kate została sama. Stała w nogach łóżka i

patrzyła na leżącego przed nią mężczyznę. Był niemal nagi, a kolor jego

posiniaczonej i poranionej skóry kontrastował z bielą prześcieradeł.

Wyglądał okropnie. Kate, wstrząśnięta, usiadła na krześle obok łóżka.

Odetchnęła głęboko i uważniej przyjrzała się Dominikowi.

Miał opuchniętą twarz, podkrążone oczy, a jego piękny,

arystokratyczny nos szpecił siniak. Lewego oka prawie nie było widać, a

na szyi powyżej obojczyka biegła głęboka szrama. Na piersi przylepione

były elektrody podłączone do kardiomonitora, stojącego w rogu sali. Kate

obserwowała przez chwilę ekran, chcąc się upewnić, czy praca serca

przebiega bez zakłóceń, po czym znów spojrzała na Dominika.

Nagle jego prawe oko otworzyło się.

– Kate? – wymamrotał i zmarszczył brwi. Jęknął i oko zamknęło się z

powrotem.

background image

Umarł? Nie. Ciągle za bardzo bolało. A więc to musi być sen.

Wyobraził ją sobie, bo tak bardzo mu jej brakowało. Zapach perfum

drażnił jego zmysły. Czuł, że Kate uderza go delikatnie w twarz chłodną

dłonią. Podniósł rękę, dotykając posiniaczonych żeber. Ból był bardzo

dotkliwy, zwłaszcza w nodze. Marzył o znieczuleniu.

Z trudem otworzył oko i zamrugał. Znów ujrzał jej twarz – duże,

świetliste, szare oczy, prosty nos z kilkoma piegami, szerokie usta jakby

stworzone do pocałunków...

– Dominik?

Nawet jej głos wydawał się rzeczywisty.

– Cześć – wyszeptał ochryple, myśląc jednocześnie, jak głupio musi

wyglądać facet gadający sam do siebie.

– Jak się czujesz?

– Pić – wymamrotał. – Ta cholerna noga...

– Chcesz zastrzyk przeciwbólowy?

Kiwnął głową i natychmiast tego pożałował. Znów poczuł

przeszywający ból, który jednak wkrótce złagodniał.

– Boże, Kate, jaka ty jesteś piękna.

Odnalazł jej dłoń na prześcieradle i poczuł delikatny uścisk palców.

Patrzył na jej twarz, która wydawała się przybliżać i oddalać, na ciemne

kosmyki włosów, wymykające się z gładkiego koka.

Skóra dłoni była gładka jak jedwab. Mimo że minęło już tyle czasu,

nadal pamiętał jej dotyk, miękkość, ciepło... Jęknął. Czy ten sen nie jest

zbyt rzeczywisty?

– Jak się czuje pacjent?

A to kto? Chciał otworzyć oczy, ale ból w skroniach był zbyt dotkliwy.

background image

Kate z jego snu odparła:

– Jest oszołomiony, chyba bardzo cierpi. Zrobiłam zastrzyk i uspokoił

się trochę.

Dominik mruknął coś niezadowolony. Piękny sen został przerwany w

najciekawszym momencie. Usłyszał łagodny głos Kate. Była taka śliczna...

– Kocham cię – szepnął, zaciskając palce na jej dłoni.

Poczuł dotyk innej ręki – chłodniejszej, bardziej stanowczej.

Pielęgniarka. Powinien natychmiast przestać rozmawiać sam z sobą, jeśli

nie chce zostać przeniesiony na oddział psychiatryczny.

– Doktorze Hey wood? Już się pan obudził?

Zmusił się do otwarcia oka i zobaczył uśmiechniętą twarz pielęgniarki.

– Jak pan się czuje?

– Okropnie – odparł lakonicznie. – Miałem bardzo przyjemny sen. Pani

mnie obudziła.

– Jest tu ze mną pańska żona.

Odwrócił lekko głowę i jego wzrok napotkał twarz Kate. Więc jest tu

naprawdę. Zaraz, co on takiego mówił?

– Śniłaś mi się – wyjaśnił na wszelki wypadek.

– Jak się czujesz?

– Boli.

– Nic dziwnego. Potrzebujesz czegoś? Ostrożnie pokręcił głową, ale

zaraz zmienił zdanie.

– Winogron. Mogłabyś mi przynieść winogrona.

– Nie licz na to – odparła wesoło. Skrzywił się.

– Właśnie to mi się śniło.

– Chyba coś z tobą nie tak, kochanie. Uśmiechnęła się, uwalniając dłoń

z jego uścisku. Irytowało go, że tak bardzo jej potrzebuje.

background image

– Kate?

– Słucham.

Zastanawiał się, jak to powiedzieć”. Zwykle nie miał problemów z

wyrażaniem myśli, ale tym razem trudno mu było znaleźć odpowiednie

słowa.

– Musisz mi pomóc.

– Pomóc? Ja tobie?

W tym krótkim pytaniu usłyszał zdziwienie, niedowierzanie, może

nawet pogardę? Zaczął wyjaśniać z wysiłkiem:

– Sally odchodzi.

– Sally?

– Jedna z naszych lekarek. Jej dzieci mają ospę. Potrzebuję zastępstwa

na jakieś dwa tygodnie.

Kate spojrzała na niego sceptycznie.

– Dlaczego zwracasz się z tym akurat do mnie?

– Bo potrzebny mi ktoś, komu mogę ufać – odparł wprost.

– Naprawdę? A może ktoś, kogo możesz wykorzystywać? Zacisnął

usta.

– Dobrze, znajdę kogoś innego.

Milczeli przez chwilę. Znów poczuł delikatny uścisk jej palców.

– Dominik, nie mam pojęcia o ośrodkach rehabilitacyjnych. Nie wiem,

czy nadaję się do takiej pracy – powiedziała miękko.

– Pewnie, że się nadajesz. Do przeszczepów i akupunktury mogę

zaangażować na pół etatu anestezjologa. Mnie po prostu potrzebny jest

ktoś, kto będzie wszystkiego pilnował. Zwłaszcza teraz, kiedy żona

Jeremy’ego ma rodzić. – Spostrzegł niepewny wyraz twarzy Kate i dodał

szybko: – Jeremy to świetny lekarz, pomoże ci. Poza tym będziesz mogła

background image

spędzić więcej czasu ze Stephie.

– Dobrze, pojadę, ale nie na dłużej, niż to będzie konieczne. I pod

warunkiem, że nie będziesz się wtrącać.

– Obiecuję.

– A na razie przywiozę ci trochę rzeczy. Kto ma klucz od domu?

– Jest w recepcji. I nie mów nic Stephie.

– Kiedyś się musi dowiedzieć. Może przywiozę ją jutro, jeśli będziesz

się lepiej czuł.

Pocałowała go lekko i wyszła.

Został po niej tylko delikatny zapach perfum.

Lekarz prowadzący czekał na korytarzu. Zaprowadził Kate do dyżurki i

pokazał zdjęcia rentgenowskie.

– Proszę spojrzeć: największy problem to kość udowa. Złamanie jest na

szczęście bez przemieszczenia, co ułatwi leczenie. Niedługo doktor

Heywood będzie mógł opuścić szpital.

– Tylko proszę mu tego nie mówić, bo będzie chciał wstać już jutro.

Cierpliwość nie jest jego najmocniejszą stroną.

Lekarz uśmiechnął się wyrozumiale. Ciekawe, czy „cierpliwość”

Dominika dała mu się już we znaki.

– Doktor Heywood ma lekki wstrząs mózgu, pękniętą kość nosową i

drobne obrażenia na całym ciele. Dziś rano nastawiliśmy kość udową,

wszystko poszło świetnie. Będziemy go mogli wypisać za jakieś trzy

tygodnie, ale później czeka go jeszcze fizykoterapia. Po dwóch miesiącach

powinien całkowicie wrócić do zdrowia. I tak miał dużo szczęścia.

Kate popatrzyła na młodego chirurga z namysłem. Dominik może i

miał szczęście, ale nie zazdrościła nikomu, kto będzie musiał się nim

zajmować w czasie rekonwalescencji. Pamiętała jego grypę. Zachowywał

background image

się okropnie, rozdrażniony własną bezczynnością. Dzięki Bogu, tym razem

to nie ona będzie się nim opiekować.

Zamiast tego podejmie pracę w ośrodku i postara się nie zawieść jego

zaufania.

Po wyjściu ze szpitala pojechała prosto do szkoły. Stephie czekała

przed bramą z bardzo nieszczęśliwą miną. Oblała egzamin, pomyślała

Kate. Biedactwo, jeszcze tego brakowało... Otworzyła drzwi samochodu i

uśmiechnęła się ciepło.

– Cześć.

Stephie usiadła obok niej, rzucając niedbale plecak na tylne siedzenie.

– Dlaczego nic mi nie mówiłaś?

– O czym?

– O wypadku taty – odparła z wyrzutem. – Na przerwie zadzwoniłam

do ośrodka, żeby zostawić dla niego wiadomość, i pani Harvey wszystko

mi powiedziała.

Kate przeklęła w duchu panią Harvey.

– Miałam zamiar ci powiedzieć...

– Kiedy? W przyszłym tygodniu? Nie jestem już dzieckiem. Od razu

wiedziałam, że coś jest nie tak.

– Nie chciałam cię martwić przed egzaminem. Przed chwilą byłam u

taty, wszystko jest w porządku.

– Możemy tam teraz pojechać? Chcę go zobaczyć. Kate zawahała się.

– No, nie wiem... Miał dziś rano operację nogi, jest trochę osłabiony.

– Ale ja chcę go zobaczyć – powtórzyła Stephie z uporem. Kate

spojrzała na zegarek.

– Mogłybyśmy wpaść najpierw do ośrodka i zabrać jego rzeczy, a

później zajrzeć na chwilę do szpitala.

background image

– To jedźmy!

Skręciły najpierw na autostradę A12, potem minęły nieduże miasteczko

i dalej wiejskimi drogami dotarły do bramy, nad którą znajdował się napis

„Heywood Hall – Centrum Rehabilitacyjne”.

Nagle Kate ogarnęły wątpliwości. Czy podoła nowym obowiązkom?

Nie miała pojęcia, czego od niej oczekiwano, jakie metody leczenia

stosowano i jakich przyjmowano pacjentów. Wiedziała tylko, że ośrodek

cieszy się dobrą opinią, a Dominik od kilku lat poświęca mu cały swój

czas.

Miał szczęście – spełniły się jego zawodowe marzenia, po części

dlatego, że odziedziczył tę cudowną posiadłość. Pracował jednak bardzo

ciężko i zasługiwał na sukces.

Ona tymczasem brała głównie zastępstwa w klinikach, starając się, by

jej praca nie kolidowała ze szkolnymi feriami córki. Rzadko miała więc

okazję widzieć efekty dłuższych kuracji własnych pacjentów. Nic

dziwnego, że zazdrościła Dominikowi.

Kate wjechała na teren ośrodka. Wysadzana starymi drzewami aleja

wiodła przez park aż do imponującego budynku, który górował nad

okolicą.

Nie zawsze jednak wszystko wyglądało tak pięknie. Kiedy Dominik

niespodziewanie odziedziczył tę posiadłość sześć lat temu, była

zaniedbana i zapuszczona, a remont kosztował fortunę. Mimo to, dzięki

oszczędności i przemyślanym inwestycjom, udało mu się zgromadzić

potrzebne fundusze i uzyskać pożyczkę w banku. Teraz zaś jego ośrodek

cieszył się uznaniem środowiska lekarskiego zarówno w kraju, jak i za

granicą.

Kate była dumna z osiągnięć byłego męża, nie widziała tu jednak

background image

miejsca dla siebie. Podobnie zresztą było przez ostatnie dwanaście lat.

Tylko z powodu Stephie utrzymywali ze sobą kontakty. Jej Dominik nie

potrzebował.

Aż do dziś.

Westchnęła. A jeżeli sobie nie poradzi?

– Zaczekaj tutaj, wezmę klucz – zwróciła się do córki. Stephie jednak

zdążyła już wyskoczyć z samochodu. Biegła teraz w podskokach alejką w

stronę głównego budynku.

Kate poszła za nią powolnym krokiem. W przestronnej recepcji

panował miły chłód. Elegancka kobieta w szykownym kostiumie witała się

serdecznie z Stephie. Po chwili spojrzała z zaciekawieniem na Kate.

– Doktor Heywood?

– Tak, to ja. – Kate zerknęła na tabliczkę z nazwiskiem. – Dzień dobry,

pani Harvey. Przyszłam po klucz do domu Dominika. Chce, żeby mu

przywieźć parę rzeczy.

Tymczasem Stephie biegła już w stronę ogrodów.

– Mamo, zaraz wrócę! Zajrzę tylko do kotów.

Kate została z zakłopotaną panią Harvey.

– Powinnam pójść z panią, ale nie mogę teraz opuścić recepcji. Czekam

na ważny telefon w sprawie zastępstwa. Ten wypadek nie mógł się zdarzyć

w gorszym momencie.

– Niech się pani nie martwi. Dominik poprosił mnie już o to zastępstwo

i zgodziłam się. Zaczynam od poniedziałku.

Pani Harvey otworzyła szeroko oczy.

– Pani? Ale czy pani sobie poradzi? To jest, chciałam powiedzieć, czy

pani wie, na czym polega ta praca?

Kate uśmiechnęła się swobodnie, mimo że miała takie same

background image

wątpliwości.

– Oczywiście, że sobie poradzę. Poza tym Dominik chce jeszcze

zatrudnić anestezjologa na pół etatu. – Wzięła klucze z ręki wciąż

wahającej się pani Harvey. – I proszę się nie bać, nie ukradnę sreber.

Odwróciła się i wyszła na słoneczny dziedziniec. Czuła się nie chciana i

niepotrzebna.

– Stephanie! – zawołała, po czym skierowała się w stronę piętrowej

willi z czerwonej cegły, zwanej Garden Cottage. Otaczał ją piękny ogród

różany, a całość podobała się Kate znacznie bardziej niż imponujący

główny budynek. Oboje z Dominikiem cenili prostotę i skromność.

Nie czekając na Stephie, weszła do środka i bez wielkiego trudu

znalazła sypialnię. Wiedziała, że musi być gdzieś na parterze – córka

powiedziała jej kiedyś, że Dominik lubi sypiać przy otwartych drzwiach

wychodzących na ogród.

Rozejrzała się, po czym zaczęła zaglądać do szuflad w poszukiwaniu

góry od piżamy. Nie mogła jej nigdzie znaleźć, więc wyjęła parę koszulek

z krótkim rękawem i kilka par spodenek. Po chwili w sypialni pojawiła się

córka.

– Nie wiesz, gdzie ojciec trzyma piżamę?

– Nigdzie. Sypia bez niczego.

Kate zaczerwieniła się. Zawsze wkładał piżamę – ale wtedy mieszkali z

jej rodzicami... Czy w ogóle zdążyła dobrze poznać Dominika? Odwróciła

się do Stephie.

– Mają tu w stołówce winogrona? – spytała niespodziewanie.

– Winogrona? Na pewno. Zaraz ci przyniosę. Skończyłaś już

pakowanie?

– Tak. Pozamykam wszystko i spotkamy się przy samochodzie.

background image

Kate oddała klucz nieufnej pani Harvey. Na trawniku podszedł do niej

zatroskany młody mężczyzna w białym kitlu.

– Przepraszam, czy pani Heywood?

– Tak. Wyciągnął rękę.

– Nazywam się Jeremy Leggatt. Jestem jednym z lekarzy ośrodka.

– Miło mi. Proszę mi mówić Kate.

– Słyszałem, że pani... twój mąż poprosił cię o zastępstwo?

– Tak. Czy stanowi to jakiś problem? Roześmiał się.

– Nie, żaden problem. Chyba że odmówiłaś.

– Zgodziłam się. Jeremy odetchnął z ulgą.

– Gdybyś odmówiła, Dominik sam by się tu przyczołgał, żeby

osobiście uzupełnić braki kadrowe.

Kate nie miała co do tego wątpliwości.

– Zaczynam od poniedziałku. Dominik wolał chyba dać to zastępstwo

komuś znajomemu niż obcej osobie.

– Żeby wszystko pozostało w rodzinie?

– Coś w tym rodzaju.

– Zdaje się, że jesteście...

Młody lekarz urwał, lekko zakłopotany.

– Rozwiedzeni? Tak, to prawda, ale utrzymujemy dobre stosunki. Poza

tym jestem przyzwyczajona do jego komenderowania.

Jeremy wyglądał na jeszcze bardziej zmieszanego. Kate uśmiechnęła

się.

– Bądźmy szczerzy. Dominik na pewno nie pozwoli, żeby ktoś inny

podejmował decyzje, nawet jeśli leży w szpitalu. Poza tym trudno z nim

wytrzymać, gdy jest chory. Myślę, że przy takich warunkach nikt inny by

się na to zastępstwo nie zgodził.

background image

– Masz rację, tak będzie lepiej dla wszystkich. Stephie może tu spędzić

wakacje, a poza tym w domu nie będzie mieszkał nikt obcy.

– W domu?

– No tak, u Dominika. Nigdzie indziej nie ma miejsca. Willa Dominika.

Dom, w którym czuło się zapach kwiatów z ogrodu... i jego obecność.

Stephie podbiegła do nich z winogronami w plastikowej torebce.

– Cześć, Jeremy.

Młody lekarz odwrócił się z uśmiechem.

– Cześć, mała. Jedziesz dziś odwiedzić tatę?

– Jeśli zdołam wyciągnąć stąd mamę. Kate odwzajemniła uśmiech.

– Do zobaczenia, Jeremy. Przyjedziemy jutro, jak tylko się spakujemy.

Stephie patrzyła przez chwilę za odchodzącym Jeremym, po czym

dogoniła Kate.

– Jak to: spakujemy się?

– W ośrodku brakuje lekarzy. Ojciec jest w szpitalu, a Sally Roberts

wyjechała, bo jej dzieci są chore. Potrzebują zastępstwa i ja się zgodziłam.

Stephie aż przystanęła.

– Ty?! A co na to tata?

– Sam mnie poprosił.

– Naprawdę?! – W głosie Stephie zabrzmiało niedowierzanie.

– Może nie był w stanie rozsądnie myśleć.

– Pewnie tak...

– Ale za to będziesz tu mogła spędzić wakacje.

I ja też, pomyślała Kate. Ciekawe, jak się to wszystko ułoży?

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

– Jak to właściwie było z tym wypadkiem? – spytała Stephie w drodze

do samochodu.

– Zderzenie w ślepej uliczce.

– Tata był jaguarem?

– Mhmm.

– Cholera, ale musiał być wściekły!

– Pewnie tak, ale nie przeklinaj.

Stephie wsiadła do samochodu. Trzasnęła drzwiami tak głośno, że Kate

aż podskoczyła. Tyle razy powtarzała córce, żeby zamykała je delikatniej,

ale ta i tak robiła swoje.

Droga powrotna nie zajęła zbyt wiele czasu – późnym popołudniem

ruch nie był duży. Kate zaparkowała samochód i poprowadziła Stephie na

oddział Dominika. Była zdenerwowana i zła na siebie. Przecież wszystko

już jest w porządku, powtarzała w duchu, więc dlaczego tak się tym

przejmuje? Można by pomyśleć, że go nadal kocha.

– No, jesteśmy na miejscu.

W recepcji powitała je ta sama pielęgniarka.

– Dzień dobry, pani Heywood.

– Dzień dobry. Jak się czuje nasz rajdowiec?

– Jest raczej w złym humorze, zapewne z powodu bólu w nodze. Ale

jak przystało na dobrego anestezjologa, nie nadużywa środków

przeciwbólowych. Przez następne kilka wieczorów będziemy mu dawać

coś na sen; powinien porządnie wypocząć. A ty pewnie jesteś Stephie? –

zwróciła się do dziewczynki. – Twój tata na pewno się ucieszy.

background image

– Mamy dla niego trochę winogron.

– To świetnie. Pani Heywood, przenieśliśmy pani męża do separatki,

żeby mu było wygodniej. Proszę tędy.

Stephie wzięła matkę za rękę.

– Tata może nie wygląda zbyt dobrze, ale czuje się lepiej – ostrzegła

Kate córkę, chcąc ją uspokoić.

Dominik jednak wyglądał gorzej niż po południu. Opuchlizna na

twarzy powiększyła się, a sińce na piersi były wyraźniejsze. Nogę na

wyciągu oparto na poduszkach.

– Mamo, to okropne – szepnęła Stephie.

– Wszystko będzie dobrze. To nic poważnego.

– Ale on jest nieprzytomny.

– Nie, tylko śpi. – Kate podeszła do łóżka. – Dominik? Prawe oko

otworzyło się. Kate znów pocałowała męża w policzek. Nie robiła tego od

tylu lat...

– Jest tu ze mną Stephie.

– Miałaś jej nie mówić.

– I nie powiedziałam. Sama się dowiedziała. Zadzwoniła do ośrodka.

Odwrócił głowę, by móc lepiej widzieć córkę.

– Cześć, kochanie – wymamrotał. – Przepraszam za ten weekend.

Stephie rozpłakała się.

– Daj spokój z weekendem! Pomyśl raczej o sobie! Dominik z trudem

wyciągnął rękę i objął córkę. Stephie przytuliła się do niego, pochlipując.

– Cicho, kochanie. Wszystko będzie dobrze.

Dziewczynka uspokoiła się, otarła łzy i przyjrzała się ojcu uważniej.

– Wyglądasz strasznie – zawyrokowała wreszcie, pociągając nosem.

– Dzięki.

background image

Uśmiechnęli się do siebie. Kate delikatnie ściągnęła Stephie z łóżka,

tłumacząc, że tak będzie tacie wygodniej. Dziewczynka usiadła na krześle,

nie puszczając ręki ojca.

– Przyniosłyśmy ci winogrona – powiedziała Kate, chcąc przerwać

niezręczną ciszę.

– Winogrona?

– No tak, prosiłeś o nie. Chcesz trochę?

Przez chwilę Kate wydawało się, że rozpoznaje ten błysk w oku.

Podobne spojrzenie pamiętała z czasów małżeństwa. Natychmiast jednak

pomyślała, że Dominikowi nie w głowie teraz pieszczoty.

– Daj.

Drgnęła, gdy poczuła na palcu dotyk jego warg. Oderwała następny

owoc...

– Stephie, twoja kolej.

Położyła torebkę z winogronami na kolanach córki. Dziewczynka

będzie przynajmniej miała jakieś zajęcie, a ona sama przestanie myśleć o

ustach Dominika.

Obserwował ją; z jego spojrzenia można było wiele wyczytać.

Doskonale wiedział, co czuje. Jak mógł z nią igrać, zwłaszcza w tym

stanie?

– Co słychać w ośrodku? – spytał po chwili.

– Wszystko dobrze.

Nawet gdyby centrum legło w gruzach, nie powiedziałaby mu tego.

Wolała, żeby został w szpitalu, niż wtrącał się do wszystkiego na miejscu.

Miała nadzieję, że poradzi sobie sama.

– Poznałam już Jeremy’ego Leggatta. Jest bardzo miły.

– Powie ci wszystko co trzeba o tej pracy. Oko Dominika zamknęło się.

background image

Położył rękę na pompie infuzyjnej, dostarczającej organizmowi kolejne

dawki środka znieczulającego, i nacisnął guzik.

Stephie spojrzała z niepokojem na matkę. Kate pogłaskała ją

uspokajająco po ramieniu.

– Boli? Dominik jęknął.

– Jakby przeszło po mnie stado słoni. To musiał być jakiś’ wariat.

Policja prowadzi dochodzenie, ale samochodu i tak nie odzyskam.

Kate próbowała powstrzymać się od uśmiechu, widząc jego

rozdrażnioną minę.

– Co w tym zabawnego? Pogłaskała go po ręku.

– Nic. Przykro mi z powodu samochodu. Ale ty sam miałeś dużo

szczęścia, że z tego wyszedłeś.

– Czyja wiem...

Palec Dominika ponownie nacisnął guzik pompy. Kate położyła rękę na

ramieniu Stephie.

– Chodźmy już, kochanie, tata musi odpocząć. Jutro przyjdziemy

znowu.

Stephie kiwnęła głową, odkładając winogrona.

– A buziaka na pożegnanie?

Próbował się uśmiechnąć. Dziewczynka ucałowała go, powstrzymując

chlipanie. Pogłaskał ją lekko, po czym opuchnięte oko zamknęło się. Kate

chciała dotknąć ustami jego policzka, on jednak w ostatniej chwili

odwrócił głowę i ich usta się spotkały. Poczuła, że robi jej się gorąco.

Spojrzała na niego uważnie.

– Wszystko w porządku? – spytała miękko.

– Mniej więcej. Dzięki, Kate. Uśmiechnęła się z trudem.

– Nie ma za co. Dopiszę do rachunku.

background image

To miał być żart, ale Dominik zmarszczył brwi i odwrócił głowę.

Chciała wyjaśnić, o co jej chodziło... Tylko po co? Jeżeli myśli, że jej

zależy wyłącznie na pieniądzach, to jego sprawa.

Wyprostowała się i obie ze Stephie wyszły z separatki. Dziewczynka

wciąż pochlipywała, a Kate również miała ochotę płakać. Przed chwilą

wszyscy razem wyglądali jak szczęśliwa rodzina... Co za ironia losu!

Dzięki Bogu, przez jakiś czas nie będzie go w ośrodku. Najwyraźniej

uczucia z czasów małżeńskich wcale nie wygasły. Mimo sińców i zadrapań

Dominik wciąż był atrakcyjny – prawdopodobnie nigdy już nie spotka

nikogo bardziej interesującego. Piękne ciało, ale paskudny charakter,

powtarzała w duchu. Powinna trzymać się od niego z daleka, inaczej

zupełnie straci głowę.

– Masz ochotę na małą wycieczkę z przewodnikiem? – zaproponował

Jeremy.

Kate uśmiechnęła się z wdzięcznością.

– Świetny pomysł. Może w ten sposób lepiej wszystko zapamiętam.

Stali w holu ośrodka. Po prawej stronie znajdowała się recepcja, po

lewej duży kominek, wokół którego stały fotele i kanapy. Wysokie sufity

ozdobione były misternymi stiukami, a na wyłożonych drewnem ścianach

wisiały znakomicie dobrane obrazy.

Czyste powietrze, cisza i spokój sprawiały, że ośrodek był idealnym

miejscem do rekonwalescencji. Tu mogłaby zapomnieć o przeszłości...

gdyby tylko potrafiła.

– A gdzie Stephie? – spytał Jeremy.

– W stajniach. Zdaje się, że spędza tam większość czasu.

– To fakt. Pewnie będą z Kirsty jeździć cały dzień. Kate wolała o tym

background image

nie myśleć. Stephie zawsze twierdziła, że jej matka jest zbyt opiekuńcza. I

zapewne miała rację.

– Recepcję już obejrzałam. Poznałam też panią Harvey i sekretarkę,

Mary Whittaker.

– Reszta pracuje z nami na pół etatu. Tu, w starym budynku, jest

jeszcze jadalnia, sala telewizyjna, salonik, biblioteka, kuchnia i pralnia. No

i większość sypialni pacjentów, głównie na parterze. Poza tym mamy tu

jeszcze cztery sale szpitalne dla pacjentów z porażeniem dolnych kończyn.

Wszystkie pokoje są z łazienkami, ale zamiast wanien zainstalowano

wygodniejsze prysznice.

Sypialnie urządzone były gustownie i praktycznie, żeby umożliwić

swobodne poruszanie się pacjentom na wózkach inwalidzkich. Było ich w

sumie dwanaście, a wszystkie wyglądały przytulnie.

– Niektórzy muszą zostać tu na dłużej – ciągnął Jeremy. – Czasem w

weekendy odwiedzają ich mężowie lub żony, dlatego w niektórych

sypialniach są podwójne łóżka. Prysznice są tak zaprojektowane, że można

do nich wjechać nawet wózkiem. Zwykle nie jest to jednak konieczne, bo

zainstalowano tam specjalne windy i poręcze.

Na Kate wywarło to duże wrażenie. Robiono tu wszystko, żeby

zapewnić niepełnosprawnym pacjentom poczucie niezależności.

Pomieszczenia przeznaczone do użytku ogólnego urządzone były

luksusowo, ale mimo to udało się tu stworzyć domową atmosferę. Kate

mogła sobie z łatwością wyobrazić siebie siedzącą w jednym z tych pokoi,

z książką na kolanach i psem u nóg... I Dominika wyciągniętego na

podłodze przed kominkiem, odpoczywającego po męczącym dniu.

Głos Jeremy’ego wyrwał ją z zamyślenia. Była zła na siebie: przecież

przyjechała tu pracować, a nie marzyć!

background image

– Teraz przejdziemy do gabinetów zabiegowych. Wyszli na korytarz,

który prowadził przez wschodnie skrzydło aż do oranżerii i budynków,

które przerobiono ze stajni.

– Tu przeprowadzamy badania pacjentów: wstępne zaraz po

przyjeździe i kontrolne w czasie ich pobytu – wyjaśniał Jeremy. – Ty

zajmiesz pokój Dominika.

Pod oknem stało stare, mahoniowe biurko, zarzucone papierami. Kate

spojrzała z ciekawością na stojące na nim zdjęcia. Wszystkie przedstawiały

roześmianą Stephie – oprócz jednego. Przyglądała mu się chwilę

zaskoczona, po czym odstawiła ramkę na miejsce i zwróciła się do

Jeremy’ego:

– Sądzę, że się nadaje – uznała z uśmiechem. – Macie tu komputer?

– Pewnie. Dominik jest nowoczesny. Jeden ma w swoim domu, a drugi

tu, za drzwiami. Najpierw chciał go ustawić bokiem na końcu tego

olbrzymiego biurka, ale czegoś takiego nie pochwalałby żaden specjalista

medycyny środowiskowej.

Dominik daje więc dobry przykład i ma komputer na specjalnym

stoliku.

Kate roześmiała się. To było w jego stylu.

– Chodźmy dalej – powiedziała wesoło.

Wyszła z pokoju za Jeremym, nie oglądając się na stojące na biurku

zdjęcie.

Znała je doskonale. Takie samo nosiła w portfelu. Stare i podniszczone,

ale bardzo cenne. Nie przypuszczała jednak, że miało ono jakąś wartość

dla Dominika. Przecież to on ją zostawił. Więc dlaczego po dwunastu

latach wciąż trzyma na biurku ich ślubne zdjęcie? Może tylko po to, żeby

robić dobre wrażenie na pacjentach...

background image

Kate doskonale pamiętała plotki, jakie krążyły w szpitalu po ich

rozstaniu. Podobno romansował z kim się dało – a na pewno nie brakowało

kandydatek. Wciąż nie potrafiła myśleć o tym bez bólu i zazdrości. Tak

bardzo go kochała. .. iw swej naiwności sądziła, że namiętność Dominika

to także dowód miłości. A tymczasem był to tylko objaw przesadnie

aktywnego libido.

Zajrzeli z Jeremym do pokoju fizjoterapeutycznego. Angela, jedna z

lekarek, ćwiczyła z pacjentką przy ustawionych równolegle przed lustrami

poręczach.

– Jak ci idzie, Susie? – spytał Jeremy. Pacjentka uśmiechnęła się.

– Zamęczycie mnie!

– Po to tu jesteśmy.

Kate i Jeremy poszli dalej korytarzem.

– To była Susie Elmswell. Jest sparaliżowana po wypadku, ale

stopniowo wraca jej czucie. Dlatego Angela stara się ćwiczyć z nią jak

najczęściej. Zresztą Susie ma mnóstwo samozaparcia. We wrześniu

wychodzi za mąż i uparła się, że pójdzie do ołtarza bez niczyjej pomocy.

Chyba jej się uda.

Nie weszli do następnego pokoju, bo pracujący tam terapeuta prosił

wcześniej, by mu nie przeszkadzano.

– Chcemy, żeby pacjenci czuli się u nas swobodnie – ciągnął Jeremy. –

Po wypadku ciężko im walczyć z bólem i rozgoryczeniem, więc zdarza się,

że podczas leczenia zachowują się dość gwałtownie. Teraz właśnie mamy

taki przypadek.

– Widziałam podobne reakcje. Pacjenci z amputowanymi kończynami

są tak zrozpaczeni, że nie potrafią myśleć o niczym innym.

– I dlatego staramy się, żeby czuli się tu bezpiecznie i sami mogli dojść

background image

do ładu z własnymi uczuciami. Czasem pozwalamy im się wypłakać w

samotności i zaczynamy rozmawiać dopiero wtedy, kiedy się trochę

uspokoją. To trudne dla nas wszystkich, ale daje efekty.

– Coś w rodzaju katharsis?

– Właśnie. Starają się rozluźnić, nawet jeśli są przygnębieni. Obecność

innych ludzi raczej im przeszkadza.

Jeremy wiedział o ośrodku wszystko. Dane o pacjentach,

poszczególnych kuracjach i postępach w leczeniu znał na pamięć. Dominik

miał szczęście, że udało mu się znaleźć kogoś takiego. Kate szybko się

zorientowała, że będzie mogła na nim polegać.

Podczas zwiedzania kolejnych sal zauważyła, jak wiele różnych

rodzajów terapii przeprowadzano tu pod jednym dachem. W dodatku

wszystkie były ze sobą ściśle powiązane, co wymagało bardzo sprawnej

pracy zespołowej.

– Kto decyduje o rodzaju terapii dla danego pacjenta?

– Dominik. Zbieramy się na naradę, zapoznajemy z historią choroby i

wymieniamy poglądy. Dominik analizuje to wszystko i ustala plan

leczenia.

– A reszta się z nim zgadza. Jeremy uśmiechnął się lekko.

– Nie ma sensu polemizować z Dominikiem. To jego klinika. Jeśli

chcesz tu zostać, musisz współpracować. Zresztą, Dominik zawsze ma

rację.

– Zawsze?

– No, prawie. W każdym razie ktoś musi podejmować decyzje. Jeśli

rezultaty nie spełniają oczekiwań, zmieniamy plan kuracji. Zwykle jednak

efekty są zadowalające.

„Zadowalające” to raczej skromnie powiedziane, pomyślała Kate, a

background image

głośno zapytała:

– Czy przyjmujecie pacjentów według jakichś kryteriów?

– Nie. Mamy sporo osób po amputacji – mogą u nas korzystać z

fizykoterapii, hydroterapii i terapii zajęciowej. Ośrodek dysponuje też

oddzielnymi małymi apartamentami, które dają poczucie niezależności.

Tacy pacjenci zostają u nas zwykle dłużej. Ćwiczą i uczą się radzić sobie w

życiu codziennym.

– Jak długo?

– To zależy, ale mężowie i żony mogą ich odwiedzać w weekendy.

Czasem jest to ich pierwsze sam na sam po operacji. Chcemy, żeby po

powrocie do domu nasi pacjenci byli samodzielni, choć nie zawsze się to

udaje.

– To normalne. Weźmy choćby przypadki amputacji obu kończyn...

– Dziś właśnie przyjechał taki pacjent. John Whitelaw, trzydzieści dwa

lata, żonaty. Trzy miesiące temu stracił obie nogi w wypadku

samochodowym i będzie u nas na rehabilitacji. Jest młody, ale nie

wiadomo, czy uda mu się przyzwyczaić do protez. Niektórzy po prostu

rezygnują i wolą spędzić resztę życia na wózku inwalidzkim.

– Czemu przyjechał właśnie w sobotę?

– To pomysł Dominika. Dzięki temu pacjenci mają trochę czasu, żeby

się u nas zaaklimatyzować. Badanie wstępne przeprowadza się od razu, a

leczenie zaczynamy od poniedziałku.

– Kto się nim teraz zajmuje?

– Na razie nikt. Pielęgniarka spisuje historię choroby. Porozmawiamy z

nim po lunchu. Pomyślałem, że będziesz chciała się przyłączyć.

Weszli do kolejnego pomieszczenia.

– To oranżeria. Można tu odpocząć po pływaniu, hydroterapii czy

background image

ćwiczeniach w siłowni. Mamy w ośrodku klub sportowy, z którego

korzystają również ludzie z zewnątrz, jeśli wykupią karty wstępu. Takie

wspólne ćwiczenie bardzo pomaga naszym pacjentom.

W oranżerii powietrze było ciepłe i lekko wilgotne. Kolumny

podpierały sufit o łukowym sklepieniu, a wśród wysokich palm i

tropikalnych roślin ustawiono wiklinowe fotele.

– Pięknie tu, prawda? Dominik sporo się napracował. Wszystko

zgodnie z zasadami bezpieczeństwa i higieny. Poza tym budynek jest

zabytkowy, więc całą renowację musiał przeprowadzić pod okiem

konserwatora.

Z oranżerii przeszli najpierw do wielkiego pawilonu z basenami, a

później do siłowni, która, sądząc po liczbie ćwiczących, przynosiła spore

dochody.

– Zawsze tu taki tłok? – spytała Kate.

– Często, zwłaszcza w weekendy. Najlepiej przyjść wcześnie albo pod

koniec dnia, jak Dominik. Zwykle wpada najpierw o wpół do siódmej

rano, a potem około dziewiątej wieczorem. Pracuje cały dzień, ale trudno

mu się dziwić. Ma na głowie wszystko.

Obejrzawszy siłownię, wyszli do otoczonego murem ogrodu. Na

powierzchni niemal pół hektara znajdowały się szklarnie, fontanna i mały

ogród warzywny, a wysadzana różami alejka prowadziła do domu

Dominika.

– Pacjenci mogą tu spacerować, niektórzy nawet hodują własne

warzywa. Ogród zamykamy o szóstej, żeby Dominik miał trochę

prywatności. Zamknięta furtka nie zniechęca jednak kotów.

Kate roześmiała się.

– Dominik nie lubi kotów?

background image

– Tylko wtedy, kiedy rodzą w jego łóżku, jak Kicia w zeszłym roku.

Mamy tu jeszcze Włóczykija, który chodzi zwykle własnymi drogami.

Kicia jest zawsze w pobliżu, zresztą o wilku mowa.

Jeremy pochylił się, żeby pogłaskać małego, szarego kota. Kicia

zaczęła mruczeć.

– W kuchni ją rozpieszczają. Nie wpuszczamy kotów do budynku, ale

czasem uda im się wśliznąć.

– Cześć, Kiciu – rzekła Kate.

Kotka odwróciła się na grzbiet, ufnie odsłaniając brzuszek do głaskania.

– Chodźmy na lunch – zaproponował Jeremy. – Potem czeka nas

rozmowa z Johnem Whitelawem. Myślę, że spodoba ci się ta praca.

Kate miała taką nadzieję. Po obejrzeniu posiadłości zdała sobie sprawę,

ile pracy i talentu organizacyjnego wymagało utrzymanie wszystkiego w

tak doskonałym stanie. Nagle zapragnęła, żeby Dominik wrócił jak

najszybciej ze szpitala.

Tylko po co? Jeśli wróci, natychmiast zacznie we wszystko wtykać nos,

a ona znowu straci spokój. Dlaczego właściwie dala się namówić na to

zastępstwo? Westchnęła i podążyła za Jeremym w stronę głównego

budynku.

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Jeremy najpierw przedstawił pacjentowi siebie i Kate, a później

zapoznał się z historią jego choroby. Z powodu licznych obrażeń

wewnętrznych i złamania miednicy proces rekonwalescencji przebiegał

znacznie wolniej niż po zwykłej amputacji.

Jeremy wyjaśnił pacjentowi, że ze względu na brak ruchu nastąpił zanik

mięśni i ogólne obniżenie sprawności.

– Przede wszystkim musimy się zorientować, czy twoje nogi są na tyle

mocne, żeby rozpocząć trening siłowy. Pod okiem instruktora popracujesz

też nad mięśniami górnej części ciała. Ćwiczyłeś już kiedyś w siłowni?

John kiwnął głową.

– Tak, w pracy, w klubie sportowym. Często tam chodzę, a raczej

chodziłem... – poprawił z rozgoryczeniem.

– Teraz będziesz się tam pojawiał jeszcze częściej.

– Jeśli mnie nie zwolnią.

– To jest praca biurowa?

– Właściwie tak, ale trzeba się dużo nachodzić. Zebrania, spotkania z

klientami... Poza tym muszę też jeździć samochodem.

– Nie ma problemu, znów będziesz mógł to wszystko robić. Nawet

prowadzić. I nie trzeba będzie wcale przerabiać samochodu.

Kate dostrzegła w oczach Johna iskierkę nadziei, która jednak szybko

zgasła.

– Żona się pewnie ucieszy – dodał Jeremy.

– Jeśli zostanie ze mną – odparł John cicho.

Kate i Jeremy wymienili spojrzenia nad pochyloną głową pacjenta.

background image

– A sądzisz, że nie zostanie? John wzruszył ramionami.

– Jak długo jesteście małżeństwem? – zapytała spokojnie Kate.

– Prawie rok.

– Dobrym?

– Zawsze myślałem, że tak.

– A teraz?

– Nie mam pojęcia. Prawie z sobą nie rozmawiamy. Jeremy usiadł

wygodniej.

– A czy twoja żona mówi coś o wypadku? Albo o twoich nogach?

– Nie. Ale to ona wtedy prowadziła.

W tym krótkim zdaniu zawarte było wszystko: jego rozgoryczenie, jej

poczucie winy, rozpacz z powodu tego, co stracili...

– Czy rozmawiała z psychologiem? – spytał Jeremy rzeczowo.

– Kto, Andrea? Chyba żartujesz. To nic nie pomoże. A zresztą ja

straciłem nogi, a nie życie.

– W pewnym sensie straciłeś też życie. Przynajmniej tę jego część,

którą zawsze przyjmowałeś jako coś zupełnie naturalnego: bieganie, granie

w piłkę... Twoja żona też powinna o tym pomyśleć. Teraz jesteś innym

człowiekiem, a ona czuje się winna. Musicie znów zacząć rozmawiać.

Psycholog może wam w tym pomóc.

John spojrzał na niego z niedowierzaniem.

– To nie ma sensu – powiedział. – Niepotrzebny mi lekarz dla wariatów.

– Psycholog nie zajmuje się chorobami umysłowymi. Jest tu po to, żeby

pomóc pacjentom pogodzić się z wydarzeniami, które zmieniają ich całe

życie, i przystosować się do nowej sytuacji.

John nie wyglądał na przekonanego.

– E tam! I tak pewnie gada bzdury.

background image

– Nie Martin Gray. Polubisz go. To rozsądny facet, a w dodatku ma

poczucie humoru.

I będzie się musiał sporo napracować, pomyślała Kate. Nastawienie

Johna było bardzo negatywne.

– Jak się dowiedziałeś o istnieniu tego ośrodka? – spytała.

– Teść mi o nim powiedział. To on mnie na to namówił. Płacąc za moje

leczenie chce wynagrodzić to, co zrobiła córeczka.

– John, spróbuj myśleć pozytywnie – powiedział łagodnie Jeremy. – I

tak masz szczęście, że możesz tu odbyć kurację. Intensywna terapia na

pewno da efekty, a my wszyscy postaramy się ci pomóc.

John uśmiechnął się sarkastycznie. Kate zrozumiała, jak trudno będzie

nie angażować się emocjonalnie w leczenie tutejszych pacjentów. Zbyt

wiele mają jeszcze do stracenia – ale równie dużo mogli zyskać.

– Więc jakie jest to cudowne lekarstwo? – spytał John, nie próbując

nawet ukryć rozgoryczenia.

– Ciężka praca – odparł krótko Jeremy. – Po pierwsze, musisz się

rozluźnić. Zapomnij o szpitalnym łóżku. Przez resztę weekendu możesz

pływać, ćwiczyć w siłowni, siedzieć w ogrodzie i opalać się, chodzić na

spacery... Pielęgniarka pokaże ci cały teren.

– Ogród jest bardzo stary, prawda?

– Tak. Jeśli interesuje cię historia, poczytaj o tym w książce Humphreya

Reptona. Jest w recepcji. Poza tym Linda, nasz główny ogrodnik, może cię

po nim oprowadzić. Jeżeli w trakcie tego spaceru poczujesz się zmęczony,

zawołaj kogoś z obsługi.

– ... żeby dostarczył mnie z powrotem.

– To żaden wstyd.

– Kiedyś byłem sprawny.

background image

– Więc wiesz, jak ćwiczyć. I masz trochę wyrobione mięśnie. To

pomoże ci wrócić do formy.

– A co z tym cudownym lekarstwem?

– Będziemy cię męczyć – odparł Jeremy z uśmiechem. – W

poniedziałek zaczniesz sesję z fizykoterapeutką. Popracuje nad twoimi

mięśniami, żebyśmy cię mogli postawić z powrotem na nogi.

– Jakie nogi? – przerwał John gorzko.

– Fizykoterapeutką i technik ortopeda zrobią je dla ciebie. Poza tym

osteopata zajmie się twoimi plecami, bo ciągłe leżenie i siedzenie nie jest

zbyt korzystne dla kręgosłupa. Terapeuta zajęciowy będzie ćwiczył z tobą

jeżdżenie na wózku i wykonywanie przeróżnych codziennych czynności.

Na pewno nie zabraknie ci zajęć. Teraz zbadamy cię i poślemy krew i

mocz do analizy. Jeśli wszystko będzie w porządku, pielęgniarka zabierze

cię na wycieczkę po ośrodku. Potem możesz wziąć masaż i przespać się

trochę przed kolacją.

Kate obserwowała pacjenta podczas badania. Poddawał się

wszystkiemu obojętnie. Był przystojny i żona na pewno uważała go za

atrakcyjnego. Co o nim myśli teraz? Wszystko jedno – i tak poczucie winy

nie pozwoli jej się do niego Ł zbliżyć.

Lewa noga Johna została amputowana w połowie uda – stawu

kolanowego nie udało się uratować. Z prawej usunięto stopę i część łydki.

Oba kikuty goiły się znakomicie, bez i obrzęków, i Jeremy był pewien, że

pacjent będzie mógł chodzić – na odpowiednich protezach.

– Ile masz wzrostu?

– Miałem metr osiemdziesiąt – odparł John. – Czy to ważne?

– Oczywiście. Twoje nowe nogi muszą być odpowiedniej długości,

inaczej trzeba będzie skracać wszystkie spodnie.

background image

John uśmiechnął się – szeroko i szczerze. Jeremy tymczasem zwrócił

się do Kate:

– Mogłabyś pobrać krew? Ja w tym czasie zadam Johnowi F jeszcze

parę pytań.

Wkrótce pacjent został zabrany na objazd ośrodka przez Samsona,

który słynął z opowiadania nieprzyzwoitych dowcipów.

Kate z westchnieniem opadła na krzesło.

– Jest załamany.

– Martin mu pomoże.

– A co z jego żoną?

– Z nią też sobie poradzi. To świetny psycholog.

– Jaki będzie plan leczenia? Jeremy zajrzał do notatek.

– Fizykoterapia, pływanie, hydroterapia, żeby zmusić mięśnie nóg do

pracy i uniknąć przykurczów mięśniowych. Poza tym ćwiczenie górnej

części ciała w siłowni: ramiona muszą być wystarczająco silne, żeby mógł

sobie radzić z prysznicem i tak dalej. Zobaczymy też, jak pójdzie

aromaterapia.

– Czeka go ciężka praca.

– Niestety. Po kilku dniach znienawidzi fizykoterapeutkę, ale potem

zrobi postępy i polubi ją znowu.

– Biedak. Naprawdę ma pecha.

– Zwłaszcza jeśli żona go opuści. Małżeństwa często nie potrafią sobie

poradzić w takich przypadkach. Myślą, że rozwód stanowi najlepsze

rozwiązanie, a tymczasem jest to coś w rodzaju kolejnej amputacji.

Dlatego mamy tu do pomocy Martina. Zwykle najpierw rozmawia z

partnerami pacjentów. Wyjaśnia im ich rolę w leczeniu, stara się poznać

ich odczucia i opinie. Często pomagają w leczeniu, sami o tym nie

background image

wiedząc.

Kate spojrzała na Jeremy’ego z namysłem.

– A czy ty sam angażujesz się emocjonalnie w kuracje?

– Pewnie, że nie.

– Nie kłamiesz przypadkiem? Jeremy uśmiechnął się.

– Utrzymanie dystansu jest praktycznie niemożliwe. Staramy się być

obiektywni, ale i tak prędzej czy później tworzy się więź między lekarzami

a pacjentami. Jesteśmy zgranym zespołem, czymś w rodzaju wielkiej

rodziny. Po opuszczeniu ośrodka pacjenci często przysyłają nam pocztówki

z wakacji i życzenia na Boże Narodzenie. Wielu z nich wraca, żeby

poprawić formę.

Kate zdecydowała się zadać pytanie, które intrygowało ją od dłuższej

chwili.

– Jak często kuracje kończą się niepowodzeniem?

– Raczej rzadko. Czasem pacjenci trafiają do nas, gdy jest już za późno.

Zwykle są to ludzie starsi albo zbyt załamani i już zupełnie zrezygnowani.

Ale jeśli nawet nie nauczą się chodzić, i tak wracają do domu w lepszej

formie – i zwykle w lepszym nastroju. Staramy się rozwijać w nich

samoakceptację, nawet kiedy całkowita rehabilitacja jest niemożliwa.

– A co sądzisz o Johnie?

– Poradzi sobie.

– A jego żona?

Jeremy wzruszył ramionami.

– Kto wie? Rozmawiałem z nią dziś rano, kiedy go przywiozła.

Wyglądała, jakby chciała zniknąć stąd jak najszybciej. Chyba zupełnie nie

wie, co robić. Czeka ją jeszcze w sądzie sprawa o nieumyślne

spowodowanie wypadku. Martin zobaczy się z Johnem w poniedziałek.

background image

Zadzwonię do niej i poproszę, żeby przyjechała na to spotkanie. – Jeremy

spojrzał na zegarek. – Masz zamiar dzisiaj odwiedzić Dominika?

– Właściwie nie – odparła zaskoczona.

– Pytam, bo prosił, żeby mu przesłać olejki i igły do akupunktury.

Kate zagryzła wargi.

– Mogłabym pojechać, ale co zrobimy ze Stephie? Właściwie nie mam

pojęcia, gdzie ona jest.

– Nie przejmuj się. Tutaj zawsze sama się sobą zajmuje.

– Zechce pewnie zobaczyć ojca.

– Niech poczeka. Dominik chyba nie czuje się jeszcze zbyt dobrze.

Kate wstała.

– Wobec tego pojadę sama. Możesz przygotować to, co mam zabrać?

– Zostawię wszystko w recepcji.

Kate poszła do domu Dominika. Najpierw napisała wiadomość dla

Stephie, potem pobiegła na górę do małej sypialni i przyjrzała się sobie

krytycznie. Miała na sobie bawełnianą spódnicę w kwiaty i białą bluzkę

bez rękawów – strój wygodny, ale niezbyt porywający.

Odwróciła się od lustra, wzięła torebkę i kluczyki do samochodu, po

czym zbiegła na dół. Po drodze powtarzała sobie, że Dominikowi

potrzebne są igły do akupunktury, a nie flirt z byłą żoną. Ich małżeństwo to

już historia.

Wzięła paczkę z recepcji, zostawiła jeszcze jedną wiadomość dla córki i

pojechała do szpitala. Była akurat pora sobotnich wizyt, wreszcie znalazła

jednak miejsce na parkingu.

Do separatki Dominika trafiła bez trudu.

– Cześć – powiedział cicho. – Przywiozłaś?

– Tak. Mam wszystko, o co prosiłeś – odparła, myśląc jednocześnie, że

background image

Dominik wygląda teraz lepiej.

Posiniaczoną skórę zakrywała koszulka, poza tym mógł już otwierać

drugie oko. Nie pocałowała go jednak na powitanie.

– Jak się czujesz? – spytała, wręczając mu pakunek i siadając na

krześle.

– Kiepsko, ale nie używam już pompy. Są tu igły?

– Tak. Co na to twój lekarz?

– Nic mnie to nie obchodzi. Akupunktura jest nieszkodliwa i uśmierza

ból. Zamknij drzwi.

Niechętnie zrobiła, o co prosił.

– Chyba powinien się tym zająć anestezjolog.

– Wyjechał na weekend, więc nie mam wyboru.

– No dobrze.

Kate usiadła z powrotem na krześle. Ostatecznie Dominik wie, co robi.

Jest przecież specjalistą.

Igły z nierdzewnej stali były długie i cienkie. Odrzucił kołdrę i zaczął je

wbijać w udo, zręcznie manewrując palcami.

– Znajdź krawędź kości piszczelowej, poniżej kolana – poprosił. –

Teraz połóż palec jakieś pięć centymetrów wyżej. Pomasuj, a potem wbij

igłę – poprosił.

– Ja? Nie, nie mogę!

– Dlaczego?

– Będzie bolało.

– Na pewno nie bardziej, niż gdybym miał to robić sam. Nie sięgnę. Po

prostu wbij koniec igły, trzymając ją między środkowym palcem a

kciukiem, a potem naciśnij lekko czubek palcem wskazującym.

Kate wzięła igłę i znalazła wskazane miejsce.

background image

– Tutaj?

– Tak. Naciśnij. Mocniej. Dobrze, a teraz obróć ją w palcach i popchnij

jeszcze trochę. Znakomicie. – Odetchnął głęboko. – Co za ulga. Czy

Lindsay przysłała jakieś olejki?

Kate wyciągnęła małą buteleczkę i przeczytała na głos napis na

etykietce:

– Olejek migdałowy z dodatkiem lawendy, geranium i rumianku.

– Świetnie. Daj, zaraz się posmaruję.

– Mogę to zrobić.

– Naprawdę? – Patrzył na nią przez chwilę w zamyśleniu, po czym

ściągnął koszulkę przez głowę.

– Wyglądasz fantastycznie – oznajmiła z uśmiechem. – Szczególnie

podoba mi się to połączenie zieleni z fioletem.

– Bez dowcipów, dobrze? Smaruj.

– Smaruj, proszę – poprawiła go Kate.

Pochyliła głowę. Chciała go tylko rozweselić. Dlaczego jest wobec niej

taki nieuprzejmy?

– Przepraszam – powiedział. – Zachowuję się okropnie, ale wszystko

mnie boli.

Zaczęła rozcierać olejek na jego posiniaczonej piersi. Westchnął i

zamknął oczy. Jego skóra była gładka i miła w dotyku, a mięśnie dobrze

wyćwiczone.

– Dzięki, Kate.

Tym razem jego głos był miękki. Uśmiechnęła się.

– A co z igłami?

– Możesz je już powyciągać.

Było to dużo łatwiejsze niż wbijanie. . – Mogłabyś wetrzeć trochę

background image

olejku w nogę?

– Oczywiście.

Udo wciąż było opuchnięte, ale sińce zaczynały schodzić. Dzięki

zastosowaniu nowoczesnych metod leczenia zabieg nastawiania kości

przeprowadzony został bezinwazyjnie. Nie było widać żadnych blizn.

Wcierając olejek, czuła naprężone mięśnie dookoła miejsca złamania.

Kiedy przesuwała rękę w górę po wewnętrznej stronie uda, Dominik jęknął

cicho.

– Boli?

– Niezupełnie – odparł zachrypniętym głosem. – Ale nie przestawaj.

Niech mam trochę przyjemności, póki mogę. Inaczej cię do tego nie

skłonię.

Zmieszała się. A więc nadal jej dotyk sprawia mu przyjemność?

Podniosła głowę i spojrzała mu w oczy.

– Dominik? – szepnęła.

– Do diabła, Kate, lepiej jednak przestań.

Podniósł jej dłoń, pocałował, a potem położył delikatnie na łóżku.

Przykrył nogę kołdrą i zamknął oczy. Kate usiadła na krześle i wytarła

chusteczką lepkie od olejku ręce.

Jego reakcję łatwo można było przypisać libido. Lubił seks, co było

źródłem przyjemności w czasach małżeńskich – i upokorzenia po

zerwaniu. Ale co się dzieje z nią samą? Zawsze uważała, że jest atrakcyjny,

starając się jednak nie zapominać o jego wadach. Był przecież

kobieciarzem, któremu trafiła się okazja zarobienia dużych pieniędzy na

własnym ośrodku rehabilitacyjnym.

Teraz jednak zrozumiała, że błędnie go oceniła. Owszem, zarabiał

pieniądze, lecz był przy tym zdolnym, całkowicie oddanym pracy

background image

lekarzem.

A jednak to on ją zostawił, więc czemu nagle miałby chcieć, żeby

wróciła?

Popatrzyła na niego. Spał, oddychając spokojnie. Zrobiło jej się wstyd,

że posądzała go o cyniczny materializm. Jego ośrodek nie był właściwie

uzdrowiskiem dla sławnych i bogatych. I na pewno nie przynosił wielkich

dochodów, biorąc pod uwagę dużą liczbę personelu, którego część

mieszkała na miejscu. Przebudowa i renowacja też musiały kosztować

fortunę.

Dominik nie jest już tym mężczyzną, którego kiedyś znała.

Uświadomiła sobie, jak bardzo się zmienił. Takiego człowieka mogłaby

pokochać, ale i tak jest już za późno.

A może nie? Dlaczego chciał, żeby go dotykała? Czy naprawdę mu na

tym zależało, czy może nie był zupełnie sobą po wypadku i tych

wszystkich środkach przeciwbólowych?

Najwyraźniej jednak wciąż się nią interesował. Tylko jaki to ma sens?

Jedną szansę z tym mężczyzną już straciła – przez brak doświadczenia,

czasu, przez nadmiar stresów związanych ze studiami i wczesnym

macierzyństwem.

Czyżby los zamierzał jej dać kolejną? A jeśli tak, to czy będzie umiała

ją wykorzystać?

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Nie mogła zasnąć. Wszystko było inne, obce: łóżko, pokój, dźwięki.

Czytała przez chwilę, po czym wyłączyła światło i leżała w ciemnościach.

Zamiast szumu silników przejeżdżających samochodów, który ją

uspokajał, słyszała pohukiwanie sowy, szmer poruszających się w trawie

nocnych zwierzątek i szelest liści na wietrze. A gdy jej się zdawało, że

wreszcie zapada w sen, usłyszała inny dźwięk – coś jakby pac-pac.

Usiadła na łóżku. Włamywacz? Ktoś, kto wie, że Dominik jest w

szpitalu i nie zdaje sobie sprawy z jej obecności? Nie mogła włączyć

alarmu, bo nie znała kodu. Dlaczego nie zapytała o niego wcześniej?!

Słuchała z natężeniem – tym razem dźwięk przypominał skrobanie.

Ktoś manipuluje przy zamku? O Boże! A Stephie? Jej nie może stać się

krzywda. Kate zapomniała o rozsądku. Bez wahania narzuciła szlafrok na

cienką koszulkę nocną i wzięła do ręki but na wysokim obcasie.

Tak uzbrojona zeszła cicho na dół.

Znów usłyszała skrobanie – dochodziło chyba z kuchni. Czyżby

zapomniała zamknąć okno? Nagle pełną napięcia ciszę przerwało

miauknięcie. Odetchnęła z ulgą.

– Kici, kici! – zawołała.

Otworzyła drzwi do kuchni i zapaliła światło. Na krawędzi stołu

siedział duży kot, który patrzył na nią przyjaźnie. Kate odłożyła but i

opadła na kuchenne krzesło.

– Jak się tu dostałeś? – spytała, po czym zauważyła specjalny otwór w

dolnej części drzwi kuchennych. No tak. Jak mogła tego wcześniej nie

dostrzec? – Mieszkasz z Dominikiem?

background image

Kot miauknął, zeskoczył na podłogę i zaczął ocierać się o jej nogi. Na

szyi miał obróżkę z blaszką, na której przeczytała: „Włóczykij, Heywood

Hall”.

– Więc to ty jesteś Włóczykij. Mogłam się domyślić. Bardzo

odpowiednie imię. W każdym razie śmiertelnie mnie przestraszyłeś,

łobuzie.

Kot tymczasem usiadł przed jedną z szafek, drapiąc łapą drzwiczki.

Sprytne stworzenie, pomyślała, otwierając szafkę. Kocie jedzenie.

Oczywiście.

– Głodny jesteś?

Włóczykij usiłował wśliznąć się do środka, ale nie pozwoliła mu.

Znalazła spodeczek, wyłożyła na niego połowę zawartości puszki i

postawiła na podłodze. Kot rzucił się na jedzenie.

– Lubisz łososia z krewetkami, co? Rozpieszczony zwierzak.

Kate, całkiem już rozbudzona, zrobiła sobie herbatę. Właśnie miała

usiąść z nią przy stole, gdy kocur nagle opuścił kuchnię z wysoko

podniesionym ogonem i zniknął na końcu korytarza.

– Zaraz, zaraz! Gdzie ty się wybierasz?

Poszła za nim, martwiąc się o meble i dywany. Włóczykij zatrzymał się

przed drzwiami sypialni Dominika i miauknął rozkazująco.

– Tutaj?

Otworzyła drzwi. Kot wskoczył na łóżko w poszukiwaniu swego pana.

Nie znalazłszy go, usadowił się na samym środku i zaczął się myć. Kate

usiadła obok.

– No dobrze, ale twojego pana nie ma – zaczęła mu tłumaczyć. – Nie

możesz tu spać. Nie będzie ci miał kto otworzyć okna, kiedy będziesz

chciał wyjść w nocy. Musimy wrócić do kuchni.

background image

Włóczykij pomruczał chwilę z zadowoleniem, po czym zwinął się w

kłębek i zasnął.

Kate w zadumie sączyła herbatę. Co ma zrobić z tym kotem? Jeśli

zamknie go w kuchni, będzie drapał o drzwi i nie da jej zasnąć. Z drugiej

strony nie chciała go brać do swojej sypialni.

Popatrzyła na łóżko Dominika. Jest wystarczająco duże i dla niej, i dla

kota. I w dodatku pościelone – więc dlaczego nie? Dokończyła herbatę,

zdjęła szlafrok i weszła pod kołdrę.

To był błąd.

Poczuła zapach, którego nie zapomniała przez dwanaście samotnych

lat. Osaczyły ją wspomnienia. Pamiętała nocne przebudzenia, szepty,

westchnienia, pieszczoty i cudowne spełnienia, po których leżeli bez tchu.

Na początku było tak co noc. Potem wracali z pracy coraz bardziej

zmęczeni i śpiący... Wreszcie przestali się kochać. I przestali rozmawiać.

Gdzie popełnili błąd? Może to przez wspólne mieszkanie z rodzicami?

Czy ich małżeństwo od początku skazane było na niepowodzenie, czy też

zawinił nadmiar pracy i wymagań z nią związanych?

A może po prostu byli za młodzi?

Oboje mieli dziewiętnaście lat, kiedy spotkali się i zakochali w sobie

bez pamięci. Po pięciu miesiącach wzięli ślub. Kate była w czwartym

miesiącu ciąży, a Dominik na dodatek nie spodobał się jej rodzicom.

Uważali, że to on wpędził ją w kłopoty i mieli mu za złe, że oczarował

ich słodką, niewinną córeczkę gładkimi słówkami i zaciągnął do łóżka. A

teraz dzięki nim miał dom, gosposię i opiekunkę do dziecka.

Ojciec Kate wręcz go nie znosił. I wtedy, i teraz. Kate do dziś

zastanawiała się, w jakim stopniu wpłynęło to na jej własne zachowanie.

Matka z kolei mimo wszystko miała do niego słabość, ale ze względu

background image

na ojca nie okazywała tego otwarcie. Gotowała jego ulubione potrawy,

prasowała mu koszule, a przede wszystkim zajmowała się dzieckiem, by

mieli więcej czasu na studia.

Stephie urodziła się w sierpniu, a w październiku Kate była już z

powrotem na uniwersytecie, nie straciwszy żadnego semestru, gotowa

zacząć trzeci rok studiów razem z mężem.

Trzy lata później zaczęli staż. Dominik pracował i mieszkał pięćdziesiąt

kilometrów od domu, podczas gdy Kate udało się znaleźć pracę w

sąsiedztwie. Ich godziny przyjęć i dyżurów były zupełnie różne, a

małżeństwo zaczęło się rozpadać.

Po czterech miesiącach, w pewien niedzielny poranek, gdy Kate

wstawała do pracy po czterech godzinach snu, Dominik oświadczył, że nie

ma sensu dalej się męczyć.

– Tu nie ma miejsca dla mnie – powiedział wtedy. – Ty jesteś ciągle

poza domem. Jest wprawdzie Stephie, ale ona mnie nawet nie poznaje. Nie

potrzebujecie mnie.

Kate była zaszokowana i zraniona.

– Więc odejdź – odparła bez namysłu. – Ja muszę jechać do pracy. Jeśli

rzeczywiście nie chcesz być z nami, nie będę cię zatrzymywać.

Odszedł. Tak po prostu, bez słowa. Na początku myślała, że wyjechał

tylko na weekend, ale gdy wróciła z pracy, jego rzeczy już nie było.

Ojciec starał się ją pocieszyć, że Dominikowi nigdy tak naprawdę na

niej nie zależało. Lepiej, że odszedł teraz, niż gdyby miał ją zostawić po

drugim dziecku.

Kate wiedziała, że Dominik miał przepracować w tamtym szpitalu

jeszcze dwa miesiące, a potem przenieść się na praktykę chirurgiczną na

jej oddział. Była więc pewna, że wróci. I wrócił – tylko nie do niej.

background image

Regularnie widywał córkę i płacił za jej utrzymanie. Po dwóch latach

uzyskali rozwód za obopólną zgodą.

Od tamtej pory utrzymywali kontakt jedynie ze względu na Stephie.

Ostatnio Kate prawie nie widywała Dominika, który zabierał córkę do

siebie co drugi weekend prosto spod szkoły, i odwoził ją tam z powrotem

w poniedziałki. Gdy mieli jechać na wakacje, przyjeżdżał po nią do domu.

Kate czekała na te chwile z dziwnym niepokojem – Dominik jednak nigdy

nie wszedł do środka.

A mimo to nadal pamiętała jego zapach.

Pociągnęła nosem. Policzki miała mokre od łez. Wtuliła głowę w

poduszkę, chcąc zagłuszyć łkanie.

Dlaczego jej to zrobił? Potrzebował jedynie zastępstwa w ośrodku i

kogoś, kto opiekowałby się Stephie. A gdyby przypadkiem mogła również

zaspokoić jego potrzeby seksualne, był gotów to wykorzystać. Może i stał

się wybitnym specjalistą i filantropem, ale jeśli chodzi o hormony, to na

pewno się nie zmienił.

W jej życiu od czasu rozwodu było jeszcze dwóch innych mężczyzn.

Obaj bardzo przyzwoici i doskonale nadający się na mężów. Każda kobieta

byłaby z nimi szczęśliwa, ale nie Kate. Nie po związku z Dominikiem.

Teraz leżała w jego pościeli, tęskniąc za jego dotykiem, ciepłem jego

ciała i rozkoszą, którą tylko on potrafił jej dać. Łzy ciekły jej strumieniami

po policzkach. Tak niewiele potrzebne jej było do życia – jedzenie, picie,

sen... i Dominik.

Wyciągnęła rękę i pogłaskała kota, który zaczął mruczeć z

zadowoleniem. Przytuliła go i zasnęła, zasłuchana w to mruczenie.

Włóczykij obudził ją o świcie, miaucząc przy drzwiach do ogrodu. Kate

background image

wypuściła go, posłała łóżko i, wziąwszy kubek po herbacie, poszła do

kuchni. Przez okno widziała, jak kot skrada się w ogrodzie, usiłując złowić

jakieś zwierzątko. Przypominał Dominika. On też ją złowił szesnaście lat

temu. Była wtedy niedoświadczona i naiwna. Postanowiła więcej o nim nie

myśleć. Śnił jej się przez całą noc.

Dosyć tego.

Poszła na górę i zajrzała do pokoju Stephie. Dziewczynka spała

głęboko, rozciągnięta na plecach. Jej potargane, jasne włosy rozsypały się

na poduszce. Była taka bezbronna... Boże, pomyślała Kate, nie pozwól,

żeby spotkała takiego mężczyznę jak jej ojciec.

Zamknęła cicho drzwi. Ze swojego pokoju zabrała koszulkę, szorty,

kostium kąpielowy i ręcznik. Zostawiła wiadomość dla Stephie i poszła

przez ogród w stronę siłowni.

Była już otwarta. Powitał ją chłopak w koszulce polo z napisem

„Fitness Club Heywood Hall”. Wyglądał na instruktora.

– Dzień dobry. W czym mogę pomóc?

– Jestem Kate Heywood, zastępuję Dominika. Chciałabym trochę

poćwiczyć. Można?

– Oczywiście. Ale najpierw muszę panią zważyć i zmierzyć. –

Wyciągnął rękę, uśmiechając się szeroko. – Mam na imię Jason.

Zaprowadził ją do sali z rowerem stacjonarnym. Zadał kilka pytań,

zważył, zmierzył wzrost i puls. Następnie poprosił, by poćwiczyła trochę

na rowerze, i znów zbadał puls. Za pomocą specjalnych wykresów obliczył

zalecaną intensywność ćwiczeń i z zadowoleniem stwierdził, że jest dość

sprawna, by zacząć od razu. Zaprowadził ją z powrotem do głównej sali

gimnastycznej i zaprezentował działanie wszystkich przyrządów.

Po dwudziestu minutach Kate była spocona, ale czuła się dużo lepiej.

background image

Poszła się przebrać, wzięła prysznic i zanurkowała w krystalicznie czystej

wodzie basenu. Przepłynęła dwadzieścia długości, a potem dla relaksu

pozwoliła sobie na dziesięć minut masażu wodnego. Wyszedłszy z

przyjemnie gorącej wody wskoczyła znów do chłodnej, i przepłynąwszy

basen zobaczyła Johna Whitelawa. Siedział na wózku i rozmawiał z

Jasonem.

Usiadła na brzegu basenu, przeczesując palcami mokre włosy.

– Cześć, John. Popływasz? Jason podszedł do niej.

– Powinien być z nim ktoś z personelu, a ja mam na głowie siłownię.

– Nie ma sprawy, zajmę się nim. Jason wrócił z powrotem do Johna.

– Pani Heywood zostanie tu z panem, jeśli chce pan popływać.

John popatrzył na nią.

– Nie chcę sprawiać kłopotu.

– To żaden kłopot. Jason pomoże ci się przebrać. Umiesz pływać?

– A czy ptaki umieją latać? – Jego uśmiech był znowu gorzki. –

Pływałem zupełnie nieźle, kiedy miałem czym.

Kate popatrzyła znacząco na jego ramiona.

– Czyżby jakiś nagły paraliż? John roześmiał się.

– Wciąż zapominam o rękach. Chyba nie powinienem tego robić.

– Jasne, że nie. Pomyśl, o ile więcej można zdziałać rękami niż nogami.

Ale pospiesz się, bo zaczynam być głodna. Podobno podają tu znakomite

śniadania.

– Będę gotów za dwie minuty.

Sprawnie odwrócił wózek i odjechał w stronę przebieralni. Wkrótce

wrócił w spodenkach, a Jason pomógł mu usadowić się na podnośniku,

który opuszczał się do poziomu wody.

– Proszę bardzo. Zostawimy go na tej wysokości. Jeśli będzie pan

background image

chciał wyjść z basenu, wystarczy nacisnąć guzik.

John nieufnie przyglądał się powierzchni wody. Bał się niepowodzenia,

lecz było oczywiste, że potrzebuje jakiegoś dowartościowania. Kate miała

nadzieję, że jej pomysł się sprawdzi.

– Co byś” powiedział na mały wyścig? Do końca basenu, używając

tylko ramion?

Oczy Johna zabłysły. Zanurzył się w wodzie i zaczął płynąć. Ruszyła za

nim, zmuszając się, żeby nie używać nóg. Dotarła do brzegu parę sekund

po nim.

– Nieźle. Następnym razem będę musiała oszukiwać, żeby wygrać.

Roześmiał się.

– To było naprawdę przyjemne.

– A może zrobimy prawdziwy wyścig? – zaproponowała. – Powiedzmy,

za tydzień. Ty będziesz w lepszej formie po ćwiczeniach, a ja wykończona

po pracy.

– A może teraz?

– Teraz? Bez rozgrzewki?

– No to za pięć minut. Zawahała się.

– Co jest? Boisz się, że cię pokonam czy tego, że to ty będziesz

szybsza?

John wpatrywał się w nią z uporem. Zrozumiała nagle, jakie to dla

niego ważne. Nie jest co prawda przygotowany do forsownych ćwiczeń,

ale przecież nic mu się nie stanie. Sam chciał.

– Wiec dobrze, za pięć minut.

Pływał najpierw kraulem, potem na plecach, a potem zniknął pod wodą.

Kate już zaczęła się niepokoić, gdy wypłynął z powrotem na powierzchnię.

– Gotowa?

background image

– Tak. A ty?

– Też. Jedna długość basenu. I możesz używać nóg, jesteś w końcu

tylko słabą kobietą. Raz, dwa, trzy!

Wystartowali. Czy powinna dać mu wygrać? Nie, wtedy nie byłoby to

żadne wyzwanie, a tego Johnowi najwyraźniej brakowało. Liczyły się

nawet takie małe i banalne osiągnięcia. W ostatnie metry włożyła

maksimum wysiłku. John był przy brzegu sekundę po niej.

– Ale ja pani jeszcze pokażę, pani Heywood. Roześmiała się.

– Nie wątpię.

– Też nie jesteś w najlepszej formie. Strasznie dyszysz.

– Ćwiczyłam już pół godziny, zanim przyszedłeś.

– To co? Popracujemy trochę, i zrobimy rewanż?

– Dobrze. A teraz chodźmy na śniadanie.

John usiadł na krześle i nacisnął guzik. Jason pomógł mu przesiąść się

na wózek i zabrał go do przebieralni.

Kate była zadowolona z Johna. Podjął wyzwanie, a jego upór i

determinacja powinny mu pomóc także w fizykoterapii. Ten dzień miał

jeszcze wolny, ale od jutra zaczyna ciężką pracę. Miała nadzieję, że sobie z

nią poradzi.

W klinice byli oczywiście jeszcze inni pacjenci i Kate spędziła

niedzielę, spotykając się z nimi osobiście lub studiując ich historie

choroby.

Rano usiadła wygodnie w gabinecie Dominika i rozłożyła papiery na

wielkim biurku. Na jednej z książek leżały okulary w czarnej, drucianej

oprawce. Podniosła je i spojrzała przez szkła. Nie wiedziała, że używał

okularów do czytania.

background image

Właściwie niewiele o nim wie...

Zagłębiła się w notatkach.

Brian Pooley, dekarz, spadł z rusztowania i uszkodził kręgosłup rok

temu. Za pobyt w ośrodku płaci jego firma. Przeszedł operację kręgosłupa,

lecz wciąż dokuczał mu dotkliwy, przewlekły ból w nodze. Jedynym

wyjściem było wszczepienie stymulatora sznura grzbietowego. Było to

urządzenie wysyłające impulsy elektryczne, które powodowały dysfunkcję

nerwów na zasadzie bramki. Jeśli mogła ona zostać zamknięta w miejscu

połączenia nerwowego poprzez leki lub impuls elektryczny, sygnały

bólowe nie docierały do mózgu.

Takie stymulatory nie sprawdzały się jednak we wszystkich

przypadkach, Brianowi wszczepiono więc na próbę elektrodę. Było to w

zeszły poniedziałek, przed wypadkiem Dominika. Jeremy, nadzorujący

przebieg testu, był zadowolony z efektów, a wszczepienie stałego implantu

planowano na piątek.

Niestety, tylko Dominik mógł przeprowadzić tę operację, firma Briana

miała więc do wyboru albo zostawić pacjenta w ośrodku do powrotu

Dominika, co pociągało za sobą duże koszty, albo przenieść go do innej

kliniki. W końcu postanowiono go nie przenosić.

Zresztą sam Brian nalegał, by operację przeprowadził Dominik. Kate

zastanawiała się, czy Brian zdaje sobie sprawę, że będzie musiał poczekać

około pięciu tygodni. Może myśli, że to nie jest poważne złamanie? Czy

powinna mu o tym powiedzieć? Po namyśle zdecydowała, że nie. Na

pewno znajdą jakiegoś anestezjologa, który przeprowadzi zabieg zamiast

Dominika i Brian w koiicu na to przystanie.

Susie Elmswell, którą już poznała, miała dwadzieścia pięć lat,

zamierzała wyjść za mąż i od nowa uczyła się chodzić. Kate rozmawiała z

background image

nią po śniadaniu – była wesoła, uparta i zadowolona ze swych postępów.

Richard Price, jej narzeczony, który przyjechał po południu, także robił

dobre wrażenie.

Opiekuńczy, dowcipny, bardzo zaangażowany, dokładnie taki, jakiego

Susie potrzebowała. Gdyby tylko żona Johna Whitelawa była do niego

podobna...

W ośrodku przebywało jeszcze kilku innych pacjentów. Niektórzy

przechodzili okres rekonwalescencji po operacji wymiany stawów. Jeden z

mężczyzn po przeszczepie żylnym pracował nad rozwinięciem sprawności

fizycznej, innego od niedawna rehabilitowano po odgięciowym urazie

kręgosłupa szyjnego, jeszcze inny po amputacji cierpiał na cukrzycę.

Przypadki bywały różne, ale wszyscy potrzebowali tego, co oferował

ośrodek Dominika, a czego nie znaleźliby w państwowych szpitalach.

Kate pomyślała, że to niesprawiedliwe, że niektóre formy leczenia nie

są ogólnie dostępne. Z drugiej strony pociągałoby to za sobą olbrzymie

koszty. Powszechnie wiadomo, że za cenę jednej długotrwałej rehabilitacji

można zająć się sześcioma innymi, mniej poważnymi przypadkami.

Z początku Kate dziwił fakt, że ośrodek Dominika jest popierany przez

tyle firm ubezpieczeniowych. Rezultaty kuracji jednak mówiły same za

siebie. Bardziej opłacało się ponosić koszty rehabilitacji niż nie

kończących się urlopów zdrowotnych.

Stąd obecność Briana Pooleya i Susie Elmswell.

Kate miała wielką ochotę pojechać jeszcze raz do Dominika i

przedyskutować sprawy związane z ośrodkiem, po namyśle jednak

odrzuciła tę myśl. Nie chciała przecież absolutnie żadnych dodatkowych

komplikacji. Wieczorem nakarmiła kota i wypuściła go na dwór, szczelnie

zamykając otwór w drzwiach, po czym zdecydowanym krokiem poszła do

background image

własnej sypialni.

W poniedziałek rano podwiozła Stephie na przystanek autobusowy, po

czym wróciła do ośrodka na odprawę, która odbywała się codziennie o

ósmej. Przedstawiono jej psychologa, Martina Graya. Był niskim

mężczyzną koło pięćdziesiątki, miał ciemne, kręcone włosy i błyszczące

oczy. Sprawiał wrażenie energicznego, serdecznego i najwyraźniej miał

duże poczucie humoru. Kate była pewna, że będzie umiał pomóc Johnowi.

Jako ostatnia zjawiła się fizykoterapeutka Angela wraz z Eddie’em

Saville’em, technikiem ortopedą. Jeremy rozpoczął naradę.

Jako pierwszy mieli omawiać przypadek Johna Whitelawa. Jeremy w

skrócie przedstawił historię choroby i przebieg fizykoterapii

przeprowadzonej w szpitalu.

– Jest w depresji, którą pogłębia całkowity brak porozumienia z żoną.

Prowadziła samochód, gdy zdarzył się wypadek. Teraz czuje się winna i

nie potrafi mu pomóc, John z kolei ma do niej pretensje. Czeka ją sprawa

w sądzie; zdaje się, że została formalnie obciążona winą za ten wypadek.

Martin, będziesz miał sporo pracy.

Psycholog skinął głową.

– Mogę porozmawiać z nią już dzisiaj. Jest teraz w ośrodku?

– Zadzwonię do niej. Uprzedzono ją, że powinna przyjechać.

– Co John robi, odkąd jest u nas?

– Wczoraj trochę z nim pływałam – odparła Kate. – Zaproponowałam

wyścig, i wygrał. Drugi raz płynęłam, używając nóg, i byłam szybsza o

sekundy. Obiecałam mu rewanż w przyszłym tygodniu.

– Jak zareagował na przegraną?

– Pozytywnie. Był trochę zły, ale to uparty facet. Gdyby nie był żonaty,

szybko by sobie z tym wszystkim poradził.

background image

– Ale jest.

– I chyba wątpi w to, że żona z nim zostanie – wtrącił Jeremy.

Martin westchnął.

– O rany. Dobrze, spotkam się z nią dziś i zobaczę, co można zrobić.

Jaki jest plan leczenia?

Przedyskutowali program fizykoterapii. Kate dopiero teraz dowiedziała

się, jak ciężka praca czeka Johna.

– Chcę go postawić na nogi jak najszybciej. Trzy miesiące leżenia i

siedzenia to stanowczo za długo – stwierdziła Angelą. – Najpierw

poćwiczy stanie i patrzenie na nas z góry, potem zaczniemy naukę

chodzenia. Jeśli dziś zrobimy odlewy, John może dostać pierwsze protezy

pod koniec tygodnia. Wszystko to jest trudne i bolesne. Będzie

potrzebował duchowego wsparcia.

– Zajmę się tym – zapewnił Martin. – Co z aromaterapią?

– Może się przydać – odparł Jeremy. – Jason i Angelą opracowują

program ćwiczeń siłowych, żeby wzmocnić górną część ciała. Jeśli lubi

pływać, nie ma przeciwwskazań. I tak planujemy sporo hydroterapii.

Martin, ustalicie z Angelą jego rozkład zajęć?

Psycholog znów skinął głową.

– Wobec tego mogę zobaczyć się z jego żoną, gdy będzie ćwiczył z

Angelą i Eddie’m. Później porozmawiam z nim samym.

Następnie przedyskutowali postępy Susie Elmswell. Martin był z niej

bardzo zadowolony.

– Doskonale sobie radzi, a Richard jest dla niej wielką pomocą.

– Poznałam go wczoraj – wtrąciła Kate. – Odnoszę wrażenie, że

właśnie takiego mężczyzny Susie potrzeba.

– Gdyby tak wszyscy partnerzy naszych pacjentów byli tacy... Jak jej

background image

idzie fizykoterapia?

– Powoli – odparła Angela. – Pracuje bardzo ciężko, ale nie można

przyspieszyć regeneracji nerwów. Postawiła sobie trudne zadanie.

– Chodzi już o kulach?

– Jeszcze nie. Chcę, żeby najpierw poćwiczyła na poręczach i nauczyła

się zachować równowagę. Później dopiero zacznie używać balkonika. Kule

są dobre przy złamaniach, ale nie w takich przypadkach. A propos, co

słychać u Dominika?

– Byłem u niego wczoraj wieczorem – odparł Jeremy. – Ciągle go boli.

Zdaje się, że ma dosyć szpitala i chce się już wypisać.

Roześmieli się wszyscy – oprócz Kate. To niemożliwe, nie tak

wcześnie. Miał wypadek w czwartek, a dziś jest dopiero poniedziałek!

Chyba nie będzie aż tak głupi?

– Kate, moim zdaniem on tylko żartował – uspokajał ją Jeremy.

– Jesteś pewien? Spoważniał.

– Chyba nie sądzisz, że chce naprawdę wyjść ze szpitala?

– Nie mam pojęcia. Nigdy nie potrafiłam przewidzieć, co zrobi. Jest

uparty jak osioł i jak coś postanowi, to lepiej mu nie przeszkadzać.

Pokiwali głowami.

– Pojadę do niego dziś wieczorem – dodała – i powiem, jak świetnie

sobie radzimy. Zabiorę z sobą tyle igieł, żeby go znieczulić całkowicie.

Postanowiła, że porozmawia z Lindsay, aromaterapeutką. Może poprosi

ją o jakieś olejki o intensywnym działaniu uspokajającym, dzięki którym

Dominik wytrzyma w szpitalu jeszcze choć tydzień. Przedwczesne wyjście

może okazać się fatalne dla jego zdrowia, a Kate, w przeciwieństwie do

innych, w pełni zdawała sobie sprawę, do czego jej były mąż jest zdolny.

Lindsay była rozbawiona – jak wszyscy.

background image

– Ten facet to specjalny przypadek. Przygotuję mieszankę bergamoty,

rumianku i lawendy, i dodam więcej geranium. To powinno go wyciszyć.

Rozsmaruj to po skórze, a potem masuj delikatnie w kierunku serca. I zrób

to tuż przed wyjściem, bo taki masaż jest usypiający.

Kate zabrała Stephie ze szkoły i pojechały na krótką wizytę do szpitala.

Dominik wyglądał zadziwiająco dobrze – i był bardzo zniecierpliwiony.

– Wrócę później, to pogadamy o klinice – obiecała. – Nie możemy teraz

dłużej zostać, bo Stephie ma dużo lekcji do odrobienia. To ostatni tydzień

szkoły.

– A w przyszłym roku egzaminy... Jak ten czas leci. Kiedy patrzę na

ciebie, nie wiem, co się stało z moim życiem.

Dominik przeniósł wzrok na Kate. Wydawało jej się, że dostrzegła w

jego oczach smutek. Może jednak żałował ich rozstania? Nie znalazł sobie

nikogo innego... Czy próbował? Stephie nigdy nie wspominała o żadnej

kobiecie w związku ze swoim ojcem. Czyżby nareszcie nauczył się

dyskrecji?

A może nie było nikogo innego? Może dlatego pozwalał kotu spad we

własnym łóżku, bo czuł się samotny?

Tak jak ona.

Postanowiła, że zrobi wszystko, żeby jak najdłużej utrzymać Dominika

z dala od ośrodka. Potrzebują czasu do namysłu, jeśli mają znów być

razem – tym razem na całe życie.

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Kate przebrała się przed wyjściem. Może było to trochę niemądre, ale z

drugiej strony po upalnym dniu miała ochotę włożyć coś świeżego.

Czy to jedyny powód? Możliwe... W każdym razie sukienka była

bardzo kobieca i przyjemnie chłodna w dotyku. Cóż z tego, że miała

głęboki dekolt, a bladoróżowa bawełna podkreślała lekką opaleniznę? W

końcu to początek lata! Poza tym długość spódnicy do pół łydki jest

zupełnie przyzwoita.

Obejrzała się dokładnie w lustrze, strofując się w duchu za próżność.

Przecież wybiera się tylko do szpitala, żeby zawieźć Dominikowi olejki,

po których spokojnie zaśnie. Jej wygląd to ostatnia rzecz, o której pomyśli.

Wyjrzała przez okno. John Whitelaw siedział na wózku w cieniu

ogrodowego bzu i patrzył przed siebie, zapominając o leżącej na kolanach

książce.

Kate pożegnała zajętą odrabianiem lekcji Stephie, wyszła na dwór i

podeszła do niego.

– Cześć. Jak ci minął dzień? Uśmiechnął się sceptycznie.

– Jestem wykończony – odparł, jak zwykle bez ogródek. – Ta baba to

wiedźma.

– Angela?

– Zupełnie jak poganiacz niewolników.

– Udało ci się stanąć?

– Coś w tym rodzaju, ale zaraz potem leżałem jak długi. Dwa razy. I

pomyśleć, że kiedyś traktowałem chodzenie jako coś zupełnie naturalnego.

Teraz nie potrafię nawet stać – powiedział z goryczą.

background image

– Nauczysz się. Masz czas.

– Owszem, tego mi nie brakuje.

– Może pójdziesz na masaż wieczorem?

– Nie mogę, muszę czytać. Ta fizykoterapeutka z piekła rodem dała mi

książkę o biomechanice chodzenia. – Podniósł książkę, po czym rzucił ją z

powrotem na kolana. – Do diabła z biomechaniką! O wiele lepiej stosować

to w praktyce, niż o tym czytać.

Położyła mu rękę na ramieniu.

– Poradzisz sobie, John. Cierpliwości. I nie pozwól się za bardzo

zmęczyć. Mamy wyścig pod koniec tygodnia.

– Łatwo ci mówić. Muszę robić wszystko, co mi każe. Boję się jej.

– Dzieciak.

– Mam tyle do zrobienia... Wiem, że ona mi pomoże, ale to wszystko

jest takie trudne! Jestem okropnie zmęczony.

– Więc może powinieneś się położyć?

– Mam dość leżenia. Spędziłem w łóżku parę miesięcy.

– Ale dziś miałeś ciężki dzień i sporo pracowałeś. Na początek

wystarczy.

– Chyba masz rację. – Westchnął, kładąc dłonie na kołach wózka. –

Wrócę chyba do środka. Może jest coś ciekawego w telewizji.

– Mam cię zawieźć?

Zawahał się, po czym potrząsnął głową.

– Sam pojadę. Muszę ćwiczyć górną część ciała. Odprowadziła go

jednak, idąc obok wózka, i pożegnała przy drzwiach pokoju. W drodze do

samochodu pomyślała, że cuda zdarzają się w medycynie bardzo rzadko.

Jedyne, co mogą zaoferować pacjentom, to profesjonalna pomoc i

możliwość działania. Organizm musi sam radzić sobie z rehabilitacją.

background image

Johna czekała długa i trudna droga, a każdy krok będzie musiał wykonać

samodzielnie.

Kiedy parkowała przed szpitalem, zastanawiała się, czy uda jej się

nakłonić Dominika do cierpliwości i rozsądku. Czasem stawiał poprzeczkę

zbyt wysoko i w drodze do celu robił różne głupstwa.

Jej przypuszczenia spełniły się co do joty. Dominika nie było w

separatce.

– Pojechał wózkiem na spacer – wyjaśniła siostra przełożona. – Ma już

wszystkiego dosyć.

– Jak się zachowuje?

– Okropnie. Jest znudzony. Ledwie zmusiłam go do wzięcia wózka, bo

miał zamiar pójść pieszo.

– Pieszo?! Przecież jeszcze długo nie będzie mógł chodzić! Jak lekarz

może robić takie rzeczy?!

– Niech pani mu to spróbuje wytłumaczyć. Wstawał już wcześniej i

próbował spacerować. Musiałam go postraszyć lewatywą.

Kate roześmiała się.

– Na pewno podziałało.

– Akurat. Ale o wilku mowa...

Dominik podjechał do nich, szeroko uśmiechnięty.

– Cześć. Zrobiłem sobie przejażdżkę po korytarzu.

– Nie powinieneś. Za wcześnie.

– Kate, jestem znudzony. Znudzony – powtórzył, przeciągając sylaby. –

Chodź, opowiesz mi o ośrodku. Co słychać u Johna Whitelawa?

– Jakoś sobie radzi.

Wprowadziła wózek do separatki, pomogła Dominikowi położyć się i

podała mu szklankę soku, opowiadając o Johnie.

background image

– Pomyśl, ile miałeś szczęścia. Powinieneś leżeć spokojnie i naprawdę

być wdzięczny losowi, zamiast utrudniać życie pielęgniarkom.

Popatrzył w sufit.

– I ty, Brutusie, przeciwko mnie? Czy doczekam się wreszcie, że ktoś

będzie dla mnie miły?

– Pewnie nie. A tak w ogóle, to jak się czujesz, poza tym, że ci się

nudzi?

– Noga wciąż mnie boli, chociaż nie tak bardzo jak w sobotę. Gorzej z

nosem – zapomniałem, że jest złamany, i próbowałem go wytrzeć.

– Biedactwo. Napij się soku. Dominik wypił mały łyk i skrzywił się.

– Okropność. Nie mogłabyś przemycić butelki wina? Albo drinka w

puszce? Nie są może najlepsze, ale za to mocne.

Kate roześmiała się.

– Nie ma mowy. Co najmniej przez najbliższy tydzień. Wypił kolejnego

łyka.

– A jak sobie radzi Susie?

– Och, zupełnie dobrze. Ten jej Richard to bardzo miły chłopak.

– Jest nauczycielem, zajmuje się niedorozwiniętymi dziećmi. Sądzę, że

jest stworzony do tej pracy. A z Susie dobrali się jak w korcu maku. To

facet, na którym można polegać.

– Taki powinien być w każdym domu...

Popatrzyli na siebie. Kate znowu dostrzegła żal w oczach Dominika.

– My niewiele pomagaliśmy sobie, prawda? – powiedział cicho. – Za

dużo czasu poświęcaliśmy pracy.

– Byliśmy za młodzi. Nie mieliśmy pojęcia o życiu i obowiązkach

związanych z małżeństwem i dziećmi.

Uśmiechnął się.

background image

– Chyba do dziś nie dorosłem do tych obowiązków. Denerwuje mnie

sama myśl, że Stephie może poderwać jakiś chłopak.

– Jest bardzo niedoświadczona... Dominik ścisnął jej dłoń.

– Ty też byłaś niedoświadczona, kiedy cię poznałem. Słodka i

niewinna. To wszystko moja wina...

– Wcale nie – zaprotestowała i zaczerwieniła się. Zignorował jej

protesty.

– Doskonale wiedziałem, co robię. Ty nie. Powinienem był cię chronić.

Ale nie potrafiłem, to było silniejsze ode mnie. Wystarczyło, żebyś mnie

dotknęła, a ja już chciałem cię mieć.

Głaskał palcem wgłębienie jej dłoni.

– I nic się nie zmieniło – dodał po namyśle. – Wciąż cię pragnę.

– Dominik, przestań.

– Z tobą jest tak samo?

Odwróciła wzrok, usiłując się uspokoić.

– Popatrz na mnie.

– Nie.

– Kate, spójrz na mnie.

Posłuchała. W błyszczących, błękitnych oczach Dominika łatwo można

było wyczytać, co czuł.

– Ta fascynacja tobą nigdy mi nie przeszła. Z nikim innym nie było tak

dobrze.

Wyrwała dłoń z jego uścisku.

– Ale starałeś się, jak mogłeś. Westchnął ciężko.

– Kate, to były tylko plotki.

– I mam w to uwierzyć?

– A tobie jak się wiodło? – zmienił temat. – Miałaś kochanków? Stephie

background image

nigdy nic nie mówiła.

Zarumieniła się, spuszczając oczy.

– Kate, odpowiedz – nalegał.

– Dwóch. – Spostrzegła, jak pięść Dominika zaciska się na

prześcieradle. – Obaj bardzo mili.

– I co?

– Jakoś nie wyszło.

– Ze mną zawsze ci wychodziło. Jego głos był miękki, kuszący.

– Tak. Ale ty mnie zostawiłeś. Przez chwilę leżał bez ruchu.

– To ty kazałaś mi odejść.

– Powiedziałam ci tylko, że jeśli chcesz odejść, to nie będę cię

zatrzymywać.

Zapadła cisza.

– A wolałaś, żebym został? – spytał wreszcie.

– Oczywiście! Przecież cię kochałam.

– Wiec czemu mi tego nie powiedziałaś?

– Bo nie pytałeś. – Westchnęła. – Sądziłam, że masz mnie dosyć.

Powiedziałeś, że nic cię tam nie trzymało.

– Chciałem usłyszeć, że mnie potrzebujesz.

Sięgnął po jej lewą rękę i bawił się przez chwilę obrączką.

– Wciąż ją nosisz. Wzruszyła ramionami.

– Mam dziecko. Nie chciałam niepotrzebnych pytań.

– A poza tym chroniło cię to przed podrywaczami. Więc się domyślił,

ale swoją obrączkę zdjął dawno. Miała dość tej rozmowy. Sięgnęła po

torebkę.

– Lindsay przysyła ci następny olejek.

– Jeszcze trochę zostało.

background image

– Ale ten jest inny.

– Pewnie z bergamoty? Powiedzieliście jej, jaki jestem nieznośny, i

postanowiła mnie unieszkodliwić?

Kate uśmiechnęła się, stawiając butelkę na stoliku.

– Muszę już iść.

– Mam rację? – nalegał.

– Tak, to mieszanka z dodatkiem bergamoty. Poprosiłam, żeby przysłała

ci coś, co ci pomoże zasnąć.

– Wetrzesz mi go? Proszę. Wszystko mnie boli. Naprawdę przyda mi

się masaż, a sam go sobie nie zrobię.

– Nie, nie mogę – odparła szybko. – Nie umiem robić masaży. Ale

może poproszę pielęgniarkę...

– Bzdura. Po prostu smaruj, to nic trudnego. Proszę, Kate. Nie potrafiła

odmówić.

– Dobrze – westchnęła – ale tylko dzisiaj.

– Zamknij drzwi.

– PO CO?

– Och, Kate, nic ci przecież nie zrobię. Mam złamaną nogę.

Posłuchała jego prośby. Dominik zdjął koszulkę i położył się na

brzuchu. Wylała trochę olejku na dłoń i zaczęła masować kręgosłup. Potem

obiema rękami rozprowadziła olejek na ramionach i plecach. Czuła, jak

mięśnie rozluźniają się, posłuszne jej dotykowi.

– Dominik, połóż się na plecach. Podniósł głowę i popatrzył na nią.

– Mam erekcję – wyznał bez żenady. Serce zabiło jej mocnej.

– Jakoś sobie z tym poradzę.

– Poważnie? Zaczerwieniła się.

– Nie to miałam na myśli.

background image

– Po prostu chciałem cię ostrzec. Wylała na dłoń więcej olejku.

– Nie mam już dziewiętnastu lat. Nie zemdleję z wrażenia.

– Skoro tak...

Odwrócił się. Kate starała się skoncentrować wyłącznie na jego

ramionach i klatce piersiowej. Jej rumieniec przeczył temu, co mówiła.

– Sińce już ci schodzą.

– Mhmm.

Zmusiła się, żeby spojrzeć mu w twarz. Miał zamknięte oczy i lekko

zarumienione policzki.

Czyżby był zakłopotany? Dominik? To coś nowego, pomyślała,

kończąc delikatny masaż.

– Lepiej?

Skinął głową.

– O wiele. Jeszcze tylko noga.

– Akupunktura?

– Nie, bo olejek jest na skórze. Po prostu rozmasuj te miejsca, w które

wbijałaś igły. O tak, świetnie.

Odetchnął głęboko. Kiedy skończyła i podniosła się, otworzył oczy.

Myjąc ręce, czuła, jak jej się przygląda.

– Kate?

Odwróciła się, wyrzucając papierowy ręcznik do kosza. Z ulgą

spostrzegła, że Dominik przykrył się prześcieradłem.

– Tak?

– Dzięki. Przepraszam, że wprawiłem cię w zakłopotanie. – Wyciągnął

do niej rękę. Podeszła do łóżka. – Jeśli czujesz się nieswojo, nie musisz

mnie odwiedzać.

Otworzyła szeroko oczy.

background image

– Nie chcesz, żebym przychodziła? Przyciągnął ją do siebie. Usiadła na

brzegu łóżka.

– Pewnie, że chcę. Popatrzyła na ich splecione palce.

– Tak naprawdę to nie wiem, czego ty chcesz.

– Może jeszcze jednej szansy, żeby cię lepiej poznać?

– A może przelotnego flirtu? Nie, Dominik. Już raz cię straciłam. Nie

chcę ryzykować.

– Kto tu mówi o flircie? Oboje powinniśmy dać sobie trochę czasu i

zastanowić się, czy jest jeszcze między nami coś, co warto uratować.

– No nie wiem...

– Ja też nie. Ale przez dwanaście lat ani ty, ani ja nie znaleźliśmy

nikogo innego.

– Może po prostu jesteśmy zbyt wybredni.

– Albo dla siebie stworzeni. Zdaje się, że jest tylko jeden sposób, żeby

się o tym przekonać.

Kate wstała, wysuwając dłoń z jego uścisku.

– Nie wiem... Boję się. Najchętniej bym uciekła od ciebie jak najdalej.

– Kate, proszę. – Głos Dominika brzmiał dziwnie. – Zmieniliśmy się

oboje. Musimy się poznać od nowa. Daj nam szansę.

Cofnęła się.

– Pomyślę o tym. Porozmawiamy później, teraz powinnam już iść.

Stephie...

– Kate, nie bój się. Nie będę cię do niczego zmuszał.

– Zdaje się, że ten olejek miał cię uśpić! – powiedziała gwałtownie.

Uśmiechnął się przekornie.

– Po takim masażu? Nic z tego.

– To był ostatni raz. Następnym razem poprosisz pielęgniarkę.

background image

– Umrze z zakłopotania...

Kate zaczerwieniła się. Dominik zaczął się śmiać, ale szybko

spoważniał i popatrzył na nią ze smutkiem.

– Och, Kate... Co z nami będzie?

– Nie wiem. – Miała łzy w oczach. – Nie chcę, żeby powtórzyło się to

samo. Pójdę już. Wpadnę jutro albo pojutrze.

– Tchórz – powiedział miękko. Odwróciła się w progu.

– Nieprawda. Nie masz pojęcia, jak trudno mi stąd wyjść. Najchętniej

siedziałabym tu cały czas, trzymając cię za rękę i powtarzając, że wszystko

będzie dobrze. Ale to byłoby kłamstwo. Tak naprawdę wcale cię nie znam.

I dopóki nie poznam, nie będę wiedziała, czy mogę ci ufać.

– Możesz.

– Jesteś pewien? A czy ty możesz mi zaufać”?

– Tak, jeśli mi uwierzysz.

Zawahała się, po czym potrząsnęła lekko głową i wyszła z separatki,

nie oglądając się za siebie.

Co miał znaczyć ten gest? Odmowę? Brak pewności? Dominik leżał i

patrzył w sufit. Dlaczego ją wtedy zostawił? Mogli być tacy szczęśliwi... A

wszystko przez głupie nieporozumienie. Dlaczego najpierw nie

porozmawiali? Czemu poddał się tak łatwo?

Tak wiele stracił! Nie było go przy córce, gdy dorastała. Bardzo ją

kochał. Była do niego podobna, choć pod wieloma względami

przypominała Kate. Powinni byli mieć więcej dzieci. Może chłopca, z

którym grałby w piłkę i wspinał się po drzewach... Albo jeszcze jedną

dziewczynkę – z kucykami i wiecznie obtartymi kolanami. Uśmiechnął się

do siebie z żalem. Do licha, zmarnował tyle czasu.

background image

Bardzo chciał, żeby tym razem się udało. Gdyby tylko Kate zechciała

spróbować...

– Dominik?

Zamrugał powiekami i odwrócił głowę. Stała tam w tej swojej pięknej

różowej sukience.

– Myślałem, że już poszłaś. Potrząsnęła głową.

– Nie mogłam.

– Podejdź tu – szepnął.

– Flirt nie wchodzi w grę – zastrzegła, wciąż stojąc przy drzwiach. – I

na razie nie mówmy nic Stephie. Nie wiem, może rzeczywiście

powinniśmy spróbować...

Wziął ją za rękę i przyciągnął do siebie. Czuł, jak drży.

– Nie zawiodę cię. Jeśli znów będziemy razem, to na zawsze. Możesz

być pewna.

– Poczekaj, wcale nie powiedziałam, że się zgodzę.

– Wiem. Proszę tylko o trochę czasu. Sam na sam, żebyśmy mogli

porozmawiać. I poznać się bliżej.

Kiwnęła głową.

– Muszę już iść, robi się późno. Czy olejek z bergamoty dalej nie

działa?

Uśmiechnął się ciepło.

– Kiedy tak stoisz przy mnie w tej ślicznej sukience? Nie ma mowy.

Odruchowo zakryła ręką dekolt.

– Pocałuj mnie na dobranoc – szepnął.

Zawahała się, po czym delikatnie dotknęła ustami jego warg. Zrobiło

mu się gorąco.

– Śpij dobrze.

background image

Odeszła, zostawiając po sobie wspomnienie pocałunku i dotyku, które

znów będzie go męczyło przez całą noc...

– Brian Pooley prosił o dodatkowe elektrostymulacje – oznajmił

Michael. Pracował w ośrodku jako fizjoterapeuta i dekarz był jednym z

jego pacjentów.

– Przeprowadzamy tego typu zabiegi? – zdziwiła się Kate.

– Nie oficjalnie – wyjaśnił Jeremy. – Dominik uważa, że czasem to

pomaga, a czasem nie. Zresztą, jak większość terapii. Konkretnych i

pewnych dowodów na skuteczność brakuje, więc generalnie takich

stymulacji nie prowadzimy. Dostępne są jednak na życzenie pacjenta.

– Kto ją przeprowadza?

– Lindsay Reeves.

– Aromaterapeutka?

– Tak. Poślę ją dzisiaj do niego. Michael, jaka jest twoja ogólna ocena

Briana?

– Męczy go czekanie na operację. Zdaje się, że liczy na cud. Nie

rozumie, że podstawą naszej pracy jest pomoc w dawaniu sobie rady z

bólem, a nie całkowite jego uśmierzanie. Leki, masaże, akupunktura,

elektryczna stymulacja nerwów i fizykoterapia pomagają, ale nie do końca.

Znów wracamy do teorii bramki: znalezienie sposobu na jej zamknięcie

bywa bardzo trudne.

– Kate, wiesz, co w przypadkach złamań robili Indianie

północnoamerykańscy? – spytał Jeremy. – Uderzali kończynę pokrzywami.

Prowadziło to do dysfunkcji nerwów i w konsekwencji do zamknięcia

połączeń, co powodowało znieczulenie.

– Może powinniśmy obłożyć Briana pokrzywami? – zażartowała.

Roześmieli się.

background image

– Już widzę te nagłówki w gazetach! – rozmarzył się Michael. –

Wiodący ośrodek rehabilitacyjny przetrzepuje pacjentom skórę

pokrzywami. Co za reklama! Dominikowi chybaby się to nie spodobało.

– A ja myślałam, że to dobry pomysł. Kate próbowała zrobić

rozczarowaną minę.

– Wątpię, czy pacjenci byliby tego samego zdania – odparł Jeremy. – A

więc z Brianem wszystko ustalone? Prowadzisz dalej fizykoterapię, a

Paddy lub Jason ćwiczą z nim w siłowni?

– Lepiej niech ćwiczy Tara. Mają podobne poczucie humoru i dobrze

się rozumieją.

Jeremy uśmiechnął się i skinął głową.

– W porządku. Zdaje się, że Richard zabiera Susie na cały dzień, więc

nie będzie jej do jutra. Angela, zajmiesz się nią w dalszym ciągu?

– Nie ma problemu.

– I jeszcze John Whitelaw. Martin Gray spotkał się wczoraj z jego żoną.

Chyba trudno się z nią porozumieć. Jest zamknięta w sobie i twierdzi, że

nie może zrozumieć Johna, bo wcale z nią nie rozmawia. Nie

odpowiedziała jednak na pytanie, czy sama próbowała poruszyć temat

wypadku. John z kolei był wczoraj bardzo zmęczony, więc Martin

postanowił porozmawiać z nim dzisiaj po fizykoterapii. Nie wykończ go,

Angela.

Fizykoterapeutka roześmiała się miękko.

– Obiecuję. On chyba mnie nie lubi.

– Wczoraj powiedział, że jesteś z piekła rodem – wyznała Kate z

uśmiechem. – Nie odnosi się do programu rehabilitacji ze zbytnim

entuzjazmem.

Angela potrząsnęła głową.

background image

– Jest raczej niezadowolony z własnego braku formy i zniechęcony

trudnościami.

– Nie nabrał trochę pewności siebie po tym, jak udało mu się stanąć?

– Owszem, dopóki nie upadł. Próbował przejść parę kroków, ale nie

przyzwyczaił się jeszcze do protez.

– I jak zareagował?

– Był załamany. To się często zdarza. Zostawiłam go na chwilę samego,

a potem zmusiłam do dalszej pracy.

– I znowu się przewrócił? – wtrąciła Kate.

– Potknął się, ale w porę złapał się poręczy. Tym razem było trochę

lepiej, mimo to i tak nie widzę w nim entuzjazmu. Sądzę jednak, że mu się

uda. Spróbujemy znów jutro, potem pojutrze... Na to potrzeba czasu,

zwłaszcza że musi sobie radzić z dwiema protezami. Poza tym John lubi

wyzwania i jest trochę podobny do Susie.

– Więc powinni się poznać. Może Susie podniesie go na duchu.

– Założę się, że zaczęliby ćwiczyć na wyścigi. Kate zamyśliła się.

– A przyniosłoby to jakąś szkodę?

– Tylko temu, kto przegra – odparł Jeremy. – Na tym właśnie polega

cały problem ze współzawodnictwem. Wyzwanie jest potrzebne, ale

zawsze jest tylko jeden zwycięzca. I dlatego cele, jakie stawiamy

pacjentom, są starannie przemyślane. A propos wyzwania, dziś przyjeżdża

Karen Lloyd. Trzydzieści sześć lat, doznała obrażeń w wypadku

samochodowym cztery lata temu. Uraz kręgosłupa szyjnego powoduje

uciążliwe bóle głowy, pleców i ramion. Na popołudnie zamówiła

tomografię komputerową.

– Robicie ją tutaj? – zdziwiła się Kate. Jeremy pokręcił głową.

– Nie. Mamy zamiar kupić aparaturę, ale na razie brakuje pieniędzy.

background image

Wysyłamy pacjentów na prywatną tomografię szesnaście kilometrów stąd.

Samson zabiera ich ambulansem. Od wyniku przeglądu będzie zależał

program leczenia. Prawdopodobnie będą to masaże, fizykoterapia i

hydroterapia. Ergonomista i terapeuta zajęciowy ocenią jej możliwości.

Spróbujemy też zastosować zabieg leczenia prądami interferencyjnymi, jak

również ultradźwiękami. Działają na zasadzie pokrzywy – dodał.

Wszyscy się roześmieli. Jeremy odczekał chwilę, po czym mówił dalej:

– Na razie Karen przyjmuje ogromne ilości środków przeciwbólowych.

Musimy z tym skończyć, bo występują już pierwsze objawy zaburzeń

pracy nerek i wątroby.

– Zastosujecie leki homeopatyczne? – spytała Kate.

– Możliwe. Mamy tu dochodzącego homeopatę. Zobaczymy, jakie

rezultaty przyniesie terapia. Czy mamy jeszcze jakieś sprawy do

omówienia?

Rozeszli się po kilku minutach. Kate podeszła do Jeremy’ego.

– Masz dla mnie jakieś zadania na dzisiaj?

– Możesz przeprowadzić badania kontrolne, które robimy co kilka dni.

Oceniamy przebieg rehabilitacji i postępy, sprawdzamy też, czy nie

występują jakieś nieprawidłowości. Pomoże ci jedna z pielęgniarek.

Kiwnęła głową.

– Gdzie mogę zacząć badania?

– Może w gabinecie Dominika? Jest tam wszystko, co potrzebne.

Zbadaj mocz i pobierz krew od chorych na cukrzycę. Zmiany

intensywności ćwiczeń mają duży wpływ na organizm, więc trzeba ciągle

opracowywać odpowiednie diety. Jeden z cukrzyków to Laurence Carter,

sześćdziesiąt osiem lat, po amputacji. Miły staruszek, choć trochę powolny.

Ćwiczenia są dla niego bardzo trudne, być może nigdy już nie będzie

background image

chodził.

– Przecież waszą ambicją jest postawienie wszystkich na nogi?

Jeremy pokręcił głową.

– Chcemy, żeby pacjent osiągnął tyle, ile to tylko możliwe. Jesteśmy

realistami. Nawet jeśli pan Carter nie przyzwyczai się do protez, będzie

musiał nauczyć się używać wózka. Kiedy mamy do czynienia z młodym

pacjentem, robimy wszystko, żeby zmusić go do chodzenia. Pan Carter

jednak nie czuje się dobrze, cierpi na zaawansowaną chorobę tętniczą i,

szczerze mówiąc, zostało mu już niewiele czasu. Chcemy jednak pomóc

mu osiągnąć maksymalną niezależność.

Przerwał na chwilę i zagryzł usta.

– Jest jeszcze jedna sprawa. Moja żona ma już niedługo rodzić.

Myślisz, że poradzisz sobie sama?

– Nawet jeśli będę robić wszystko trochę wolniej, to nic się przecież nie

stanie.

– A co z podejmowaniem decyzji?

– O programie leczenia? Myślę, że każdy z terapeutów doskonale zna

swoje obowiązki. Poradzimy sobie. Zresztą, twoja nieobecność pewnie nie

potrwa długo.

Jeremy kiwnął głową.

– Charlie Keller może ci pomóc. To nasz osteopata, pracuje z

Dominikiem od samego początku.

Na sam dźwięk imienia byłego męża serce nagle zabiło jej mocniej.

Poszła do gabinetu. W sprawie badań kontrolnych zadzwoniła do

Barbary Jay, przełożonej pielęgniarek, po czym usiadła wygodnie za

biurkiem i rozejrzała się wokół.

Pokój był cichy i przytulny, z pięknym widokiem na ogród. Próbowała

background image

wyobrazić sobie pracującego tu Dominika, ale bez powodzenia. Oczyma

wyobraźni widziała go w szpitalnym łóżku. Nie potrafiła przestać o tym

myśleć.

Przez okno dostrzegła nadjeżdżający ambulans. Rozpoznała symbol

miejscowego szpitala. Któż mógł przyjechać stamtąd do ośrodka o

dziewiątej rano? Zadzwoniła do recepcji.

– Przyjechała jakaś karetka. Czy oczekujemy dziś kogoś poza Karen

Lloyd?

– Nie, proszę pani – odparła pani Harvey. – Czy mam pójść i

dowiedzieć się, o co chodzi?

– Sama to zrobię.

Wyszła z gabinetu i podążyła w stronę recepcji. Ambulans właśnie

zatrzymał się przed wejściem. Kierowca wyskoczył z szoferki.

– Dajcie jakiś wózek! – zawołał z szerokim uśmiechem. – Przywiozłem

wam pacjenta.

– Jakiego pacjenta? – spytała Kate, schodząc po schodach. Kierowca

jednak zniknął w środku karetki. Słyszała tylko jego głos.

– Wszystko w porządku, doktorze?

Zaciekawiona Jenny Harvey zepchnęła wózek ze specjalnego podjazdu

i zatrzymała go przy tylnych drzwiach ambulansu. Kate widziała jej

zdumioną minę, ale nie mogła się ruszyć. Powiedziała „doktorze”? Nie, to

przecież nie może być... Nie tak wcześnie!

Oparła się o filar i obserwowała, jak sanitariusz i kierowca przenoszą

„pacjenta” na wózek. Jenny Harvey spojrzała bezradnie na Kate, ona

jednak tego nie dostrzegła. Próbowała się uspokoić. Sprawdziły się jej

najgorsze podejrzenia.

– Co ty tu, do diabla, robisz? – spytała, patrząc na niego ze złością.

background image

Dominik, w samej koszulce i spodenkach, uśmiechnął się od ucha do

ucha.

– Nudziło mi się, więc pomyślałem, że wrócę do domu.

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

– Dominik, nie wolno ci tego robić!

– Wolno, Kate. To jest mój ośrodek, mój dom i mój organizm. Chciałem

wrócić i wróciłem.

– Ale nie powinieneś...

– Dlaczego?

– Bo to głupie i nierozsądne! Potrzebna ci opieka medyczna!

– Owszem, a ty przecież jesteś lekarzem. Potrzebna mi też

fizykoterapia, hydroterapia, leki i wypoczynek. Wszystko mam tu na

miejscu. Do licha, Kate, w końcu to ośrodek rehabilitacyjny! A poza tym to

także mój dom. Chcę być tutaj.

– Jesteś taki uparty!

– Powinnaś się do tego przyzwyczaić – odparł. – Zawsze taki byłem. I

dlatego ten ośrodek funkcjonuje.

– Wobec tego nie myśl sobie, że będę się tobą zajmować. Nie mam

czasu.

– A czy ja cię o to proszę?

Odwróciła się i wyjrzała przez okno. Świeciło słońce, a drzewa

szumiały cicho. Była zirytowana.

– Wiedziałam, że wypiszesz się ze szpitala za wcześnie – powiedziała

przez zaciśnięte zęby.

– To ma być za wcześnie?

– Nawet nie zdjęli ci szwów! Minęło tylko pięć dni!

– Pięć długich dni i nocy. Nie mogłem tam już dłużej wytrzymać.

– Szkoda.

background image

Twarz pociemniała mu z gniewu.

– To mój dom i moja decyzja – powiedział jednak spokojnie. – Jeśli nie

chcesz się mną zajmować, nie ma sprawy. Jeremy może nadzorować moją

kurację. A ciebie zwalniam.

– Zwalniasz? O czym ty mówisz? A kto się będzie opiekować

pacjentami, kiedy jego żona będzie rodzić?

– Ja.

– Ależ to niemożliwe.

– Zobaczymy. Pamiętaj, Kate, że jesteś moją byłą żoną. Nie masz

wpływu na moje decyzje, jeśli nie dotyczą Stephie.

Długo patrzyli na siebie w milczeniu. Wreszcie Kate odwróciła głowę.

– W porządku. Przynajmniej sytuacja jest jasna.

Czy po jej głosie można było poznać, jak bardzo ją to zabolało? A jeśli

nawet... Znowu miała ochotę uciec od niego jak najdalej i tym razem już

nigdy nie wracać.

Wyszła z pokoju, przebiegła przez dziedziniec i trawnik, i dotarła do

kuchennych drzwi domu.

Niech go licho. Jak on może? Po tym całym gadaniu o potrzebie

bliższego poznania się... potrafili się tylko pokłócić. A wszystko przez to,

że tak bardzo się o niego martwiła.

Otarła łzy i pobiegła na górę. Wyrzuciwszy swoje rzeczy na łóżko,

usiadła na stercie ubrań, żeby się wypłakać. Świadomość straty i

rozczarowania była bardzo bolesna. Czy naprawdę sądziła, że mogą się

pogodzić? Czy wierzyła, że tym razem nie zmarnują szansy?

Jeśli tak, to musiała być szalona.

Usłyszała swoje imię. To on, woła ją. Wyciągnęła walizkę spod łóżka i

zaczęła wrzucać do niej swoje rzeczy. Do diabła z nim. Wyjeżdża.

background image

– Kate? Chcę z tobą porozmawiać!

– Trudno – mruknęła.

Przypomniała sobie o suszącej się w łazience garderobie i poszła, żeby

ją zabrać. Aha, i jeszcze brudne rzeczy z kosza. Także te należące do

Stephie. Czy ich córka powinna tu zostać? Zawahała się, po czym podjęła

decyzję.

Wyjadą razem, a dziewczynka zostanie w domu do czasu, aż Dominik

poczuje się lepiej. Przynajmniej przestał krzyczeć. Może sobie poszedł...

Niestety. Wyszedłszy z łazienki, zobaczyła go tuż przed sobą. Jakoś

zdołał wdrapać się na schody, a teraz chwiał się, trzymając kurczowo

poręczy.

– Co ty wyprawiasz? – Podtrzymała go. – Spadniesz i skręcisz kark...

Rozpłakała się, nie mogąc dłużej powstrzymać łez. Jego ramiona były

silne i czułe. Przytulił jej głowę do piersi i oparł się o ścianę.

– Kate, przepraszam – powiedział cicho, głaszcząc jej włosy. – Nie

płacz, kochanie.

Słyszała przyspieszone bicie jego serca. To wejście na schody musiało

go wyczerpać...

– Tak bardzo się o ciebie martwię – wykrztusiła. – Jak mogłeś być taki

głupi? Powinieneś leżeć...

Westchnął.

– Jakie to uczucie, kiedy się ma zawsze rację? Spojrzała na niego przez

łzy.

– Nie mam pojęcia.

Uśmiechnął się słabo.

– Muszę się położyć. Mogłabyś mi pomóc? Chyba rzeczywiście trochę

przeholowałem.

background image

Wysunęła się z jego objęć.

– Oprzyj się na mnie.

Powoli doszli do jej sypialni. Zrzuciła z łóżka ubrania i walizkę i

pomogła mu się ułożyć.

– Idiota – szepnęła łagodnie, odgarniając mu wilgotne włosy z czoła. –

Jesteś blady jak śmierć.

– Nic mi nie będzie – mruknął. – Chodź, połóż się, chcę cię przytulić.

– Nie wiem, czy to dobry pomysł.

– Proszę. Mam dosyć ludzi patrzących na mnie z góry.

Położyła się ostrożnie, uważając, żeby nie dotknąć złamanej nogi. Objął

ją, a ona oparła głowę na jego ramieniu. Wróciło naraz tyle wspomnień.

Kiedyś często leżeli tak razem. Przez charakterystyczną woń szpitala

przebijał zapach jego skóry. Czuła ciepło ciała.... Było jak dawniej.

– Czujesz się już lepiej? – spytała cicho.

– Tak. Wszystko przez tę wspinaczkę.

– Więc dlaczego... ?

– Chciałem z tobą porozmawiać.

– Trzeba było poprosić, żebym zeszła na dół.

– I zeszłabyś?

Westchnęła.

– Pewnie nie. Słyszałam, jak mnie wołałeś.

– No widzisz. Więc musiałem tu wejść. Rzeczywiście, całkiem

logiczne.

– Dlaczego chciałeś ze mną rozmawiać?

– Chcę cię prosić, żebyś nie wyjeżdżała.

Podniosła głowę i popatrzyła mu w oczy.

– Ale dlaczego? Przecież sam powiedziałeś, że mnie nie potrzebujesz.

background image

– Przepraszam. To było głupie. Chciałem być przy tobie i to był jeden z

powodów, dla których wróciłem. A tymczasem pierwsze, co zrobiłem, to

kazałem ci odejść.

Serce zabiło jej mocniej. Chciał być przy niej...

– Mimo wszystko myślę, że opuszczenie szpitala było bardzo

nierozsądne.

Westchnął.

– Wiem, ale tu też będę miał opiekę. Mogę jeździć na wózku i pomagać

przy opracowywaniu programu leczenia.

Roześmiała się. Dokładnie o tym samym myślała w sobotę. Taki układ

rozwiązałby wszystkie problemy w czasie nieobecności Jeremy’ego. Jeśli

tylko Dominik nie przesadzi.

– Przyjechałeś, żeby się wtrącać, a obiecałeś, że nie będziesz tego robić

– przypomniała mu.

– I nie będę, jeśli mnie o to nie poprosisz. Ale żona Jeremy’ego ma

niedługo rodzić i nie chciałem, żebyś sama miała na głowie cały ośrodek.

– Więc z tych wszystkich szlachetnych pobudek najpierw zwolniłeś się

ze szpitala, a potem wdrapałeś tu na górę?

– Nie wdrapałem się – poprawił sucho. – Wczołgałem.

– A jak zamierzasz zejść na dół? Roześmiał się.

– Nie wiem. Pewnie trzeba mi będzie zaaplikować garść leków i

akupunkturę.

– Albo przetrzepać ci skórę pokrzywami. To nasza najnowsza metoda

leczenia. Chcesz spróbować?

– Sadystka – mruknął i pocałował ją.

Czuła miękki dotyk języka na wargach. Przytuliła się mocniej i

odwzajemniła pocałunek. Po chwili odsunął się lekko i zaczął całować jej

background image

szyję.

– Dominik – szepnęła, obejmując go mocniej i czując znajomy dotyk

ciepłej, miękkiej skóry.

Westchnęła z rozkoszy, gdy zaczął pieścić jej piersi. Przysunęła się

jeszcze bliżej, gdy nagle syknął z bólu i odwrócił się gwałtownie na plecy.

Złamana noga. O Boże, jak mogła zapomnieć? Podniosła się na łokciu i

popatrzyła na niego.

– Kochanie, przepraszam. Otworzył oczy.

– To nic takiego. Tylko trochę zabolało. No, może więcej niż trochę. W

każdym razie jest równie skuteczne jak antykoncepcja.

Kate odsunęła się od niego i usiadła. Czuła się, jakby ktoś oblał ją

zimną wodą. Do czego zmierzali? Poczuła jego rękę na ramieniu.

– Kate, przysięgam, nie miałem zamiaru... Po prostu byłaś tak blisko.

Straciłem głowę.

Odwróciła wzrok. Tak łatwo można było uwierzyć tym błękitnym

oczom.

– Więcej tego nie rób – ostrzegła. – Nie chcę zaczynać od pójścia do

łóżka. To by wszystko utrudniło.

– Ale wciąż mnie pragniesz, prawda? – Jego głos był łagodny. –

Pamiętasz nasze noce?

– Oczywiście.

– Zawsze po północy, kiedy twoi rodzice zasypiali i nikt nie mógł nas

słyszeć. Pamiętasz, jak się dotykaliśmy, jak narastało w nas pożądanie?

Gryzłaś mnie w ramię, żeby nie krzyczeć. Zawsze miałem w tym miejscu

siniaka. – Ujął jej rękę. – Byłaś taka piękna, słodka i szalona. Pamiętasz?

– Tak. Pamiętam też, jak się kłóciliśmy. Chciała wstać, ale zdążył ją

przytrzymać.

background image

– Mieliśmy dobre i złe chwile.

– Za mało tych dobrych.

– Byliśmy dzieciakami.

– Ale teraz jesteśmy dorośli. I mamy sporo pracy. Pomogę ci zejść na

dół i zawołam pielęgniarkę.

Westchnął i usiadł, powoli przesuwając złamaną nogę na krawędź

łóżka. Jego twarz wykrzywił grymas bólu. Objął ramieniem jej szyję i

wstał ostrożnie.

Kiedy dotarli do podestu, jego twarz była szara.

– Czasem bywasz taki głupi – powiedziała miękko.

– Wiem.

Powoli zaczęli pokonywać stopnie. Gdy dotarli wreszcie na dół,

Dominik był wyczerpany. Zaprowadziła wózek do sypialni i pomogła mu

ułożyć się na łóżku. Upewniła się, czy jest mu wygodnie, przykryła go i

wyszła. Nie mogła się jednak powstrzymać, żeby przedtem delikatnie go

nie pocałować.

A więc wrócił do domu. Być może rzeczywiście chciał wykorzystać tę

szansę. Zagryzła wargi. Czy uda im się być znów razem? Jako

kochankowie – na pewno. Z tym nigdy nie było problemu. Ale czy jako

przyjaciele?

Czas pokaże.

Następne dni były dla Kate bardzo trudne. Jeśli sądziła, że zdoła

namówić Dominika na leżenie w łóżku, to się grubo myliła.

Pierwszego dnia rzeczywiście odpoczywał, wyczerpany po porannej

wspinaczce po schodach. W środę jednak krążył już po ośrodku swoim

wózkiem, wtrącając się do wszystkiego i przeszkadzając. Tak przynajmniej

background image

uważała Kate.

O ósmej był na odprawie, zapoznając się z postępami czynionymi przez

pacjentów. Operację Briana Pooleya wyznaczył na następny dzień.

– Przecież nie możesz operować! – protestowała Kate. – Chyba

oszalałeś!

Spojrzał na nią ostro.

– Zrobię, co do mnie należy. To krótki zabieg. Mogę go wykonać, i to

jutro rano.

– Jesteś diablo uparty...

– Owszem, ale dzięki temu wypełniam swoje obowiązki. Co z Karen

Lloyd?

– Ma bardzo napięte mięśnie – odparła Lucie, jej fizykoterapeutka. –

Zrobiłyśmy wczoraj kilka lekkich ćwiczeń ramion i pleców.

Przeprowadziłam też zabieg z ultradźwiękami. Sądzę jednak, że czeka nas

sporo pracy nad tkanką mięśniową. Potrzebna będzie akupunktura.

Dominik skinął głową.

– Zaraz się tym zajmę.

– Dominik!

Wystarczyło jedno jego spojrzenie, by Kate posłusznie umilkła. Już raz

próbował ją zwolnić. Lepiej będzie, jeśli postara się być cicho i pracować

jak najwięcej, dyskretnie przejmując większość jego obowiązków. Zresztą,

miała jeszcze asa w rękawie.

– To wszystko? – spytał Dominik, gdy omówili już ostatni przypadek.

– O nie, jest jeszcze jeden pacjent – odparła spokojnie. Zmarszczył

brwi.

– Kto?

– Ty sam.

background image

– Ja?

– Tak. Muszę cię porządnie zbadać, a potem opracować program

fizykoterapii. Masaż też się pewnie przyda. Kark wciąż cię boli?

– Skąd wiesz?

– Bo nie możesz normalnie kręcić głową, to widać. W końcu uderzyłeś

w kierownicę wystarczająco mocno, żeby złamać nos. Wprawdzie

hydroterapia nie wchodzi w grę, póki nie zdejmą ci szwów, ale mógłbyś

trochę poćwiczyć mięśnie górnej części ciała w siłowni.

Uśmiechnęła się słodko. Dominik obruszył się, ale nie zaczął dyskusji.

Sam przecież twierdził, że w ośrodku ma wszystko, czego potrzebuje do

rehabilitacji.

– Moim zdaniem Kate ma rację – wtrącił Jeremy. – A ponieważ Lucie

ma akurat najmniej pacjentów, może się zająć tobą. Tara jej pomoże.

Poproszę też Lindsay, żeby zrobiła ci porządny masaż i zaaplikowała jakieś

olejki przeciw stanom zapalnym.

Kate nie patrzyła na Dominika. Przypomniał jej się masaż, który

wczoraj robiła, i wiedziała, że on myśli o tym samym.

– No dobrze. – Lucie wstała energicznie. – Chodź, Dominik.

Zaczniemy od ciebie.

Była filigranową kobietką, ale Kate słyszała, że potrafiła być bezlitosna

i osiągała wspaniałe efekty. Dominik patrzył na nią z nie ukrywaną

niechęcią.

– Czy to ja cię zatrudniłem?

– Owszem.

Wydawała się nieporuszona. Pacjenci zazwyczaj nie byli zbyt skorzy do

współpracy. Uśmiechnęła się i wyprowadziła wózek z pokoju.

Kate napotkała wzrok Jeremy’ego.

background image

– Biedaczek. Chyba nie zrobi mu krzywdy?

– Raczej nie, ale z nią nie wygra. Czy mogłabyś znów zająć się

badaniami kontrolnymi?

– Oczywiście. Nie spotkałam się wczoraj ze wszystkimi, a poza tym

chciałabym jeszcze raz zobaczyć pana Cartera. Kikut amputowanej nogi

wydaje się krótszy i Eddie nie jest pewien, czy jest to skutek obrzęku, czy

straty na wadze. Zamierzam sprawdzić poziom insuliny i cukru we krwi i

zważyć go. Może po prostu trzeba zmienić dietę, zwłaszcza że ćwiczy

teraz trochę intensywniej. Mam zrobić coś jeszcze?

– Tak. Odpocznij trochę. Wyglądasz na zmęczoną.

– Bo jestem. Ciągłe martwienie się o Dominika trochę mnie wykańcza.

– Nic mu nie będzie, zobaczysz. Zostawiam was na razie, muszę

zawieźć żonę na badania. Być może zatrzymają ją w szpitalu. Jeśli tak, to

zadzwonię. Poradzicie tu sobie?

– Pewnie! – Kate parsknęła śmiechem. – Przecież wrócił Dominik. Sam

może wszystko zrobić.

Uśmiechnęli się do siebie i rozeszli do swoich zajęć.

Kate poprosiła Elaine Toft, dyżurną pielęgniarkę, o pomoc w badaniach

kontrolnych. Pierwszy na liście był Laurence Carter. Mięśnie kikuta

amputowanej nogi rzeczywiście zwiotczały. Potwierdził, że musiał trochę

schudnąć, bo spodnie wydawały się luźniejsze.

– Zaraz wszystko sprawdzimy. Jak idzie fizykoterapia? – spytała Kate,

osłuchując pacjenta.

– Chyba nieźle, choć bardzo trudno mi utrzymać równowagę. Mówiąc

szczerze, pani doktor, to nie wiem, czy chcę znów chodzić.

Usiadła i wzięła go za rękę.

– Lepiej byłoby, gdyby pan dalej próbował. Jeżeli jednak uważa pan, że

background image

sobie z tym nie radzi, będziemy ćwiczyć używanie wózka. Być może

wtedy trzeba będzie wprowadzić kilka zmian w pańskim domu.

– Mieszkam w małym domku. Rzeczywiście, umywalka w łazience i

stoły mogą być trochę za wysokie, ale wstać to jeszcze potrafię.

– Wobec tego spróbujmy na razie kontynuować ćwiczenia w chodzeniu.

Jednocześnie popracujemy nad mięśniami górnej części ciała, żeby

przygotować je do używania wózka. Jak pan sobie radzi w siłowni?

– Zajmuję się mną bardzo ładna młoda osóbka. Jakże ona ma na imię,

Lara?

– Tara.

– Właśnie. Opowiedziała mi wczoraj słony dowcip. Kate uśmiechnęła

się.

– Więc lepiej niech pan go nie powtarza żonie.

– Już jej powtórzyłem, bardzo się podobał. Jak to było? Młody

marynarz żeni się z dziewczyną...

Kate wysłuchała dowcipu. Ten człowiek przynajmniej nadal potrafił się

śmiać. Stratę nóg odczuł prawdopodobnie mniej boleśnie niż John

Whitelaw, choć z drugiej strony znacznie mniej oczekiwał już od życia...

Kate zrobiło się smutno. Trzeba dostrzegać także dobre strony,

powtarzała w duchu. Nie należy przesadzać ze współczuciem – w

przeciwnym razie pacjenci zaczną się nad sobą litować. A to bynajmniej

nie zmobilizuje ich do pracy.

Nic dziwnego, że fizykoterapeuci budzili sprzeczne uczucia. Ich praca

należała do niezwykle trudnych, choć często przynosiła wspaniałe efekty.

Nawet wtedy gdy postępy były powolne.

Kate skontrolowała pracę serca starszego pana. Migotanie

przedsionków starano się zredukować digoksyną.

background image

– Pobierzemy dziś trochę krwi do analizy – powiedziała. – Jeśli

zamierza pan skłonić serce do większego wysiłku, to musimy się upewnić,

że będzie pracowało jak najlepiej.

Pobrała próbkę i wysłała ją do laboratorium. Po otrzymaniu wyników

być może trzeba będzie zmienić dawkę digoksyny. Na razie poziom cukru

wydawał się zbyt niski.

– Musi pan więcej jeść. Dodatkowe ćwiczenia powodują spalanie

większej ilości kalorii. Porozmawiam z dietetykiem. Nie możemy przecież

pozwolić, żeby nasz pacjent był niedożywiony.

Uśmiechnął się.

– Na wszelki wypadek zawsze noszę przy sobie tabletki z glukozą.

– Bardzo słusznie. A teraz zapraszam na fizykoterapię.

Elaine wyprowadziła wózek z pokoju, a Kate poszła poszukać Susie

Elmswell. Pacjentka właśnie kończyła ćwiczenia pod okiem Angeli, więc

Kate usiadła na brzegu kanapy w sali i czekała.

W tym samym pomieszczeniu Lucie prowadziła terapię z Dominikiem.

Kate starała się o tym nie myśleć, choć słyszała, jak stękał z bólu przy

kolejnych ćwiczeniach.

– Jak tam ramiona? – spytała Lucie, zaczynając energiczny masaż.

– Aa! – jęknął.

Kate stłumiła uśmiech i zaczęła przyglądać się pracy Angeli.

Susie zrobiła właśnie jeden chwiejny krok, po czym znów złapała się

poręczy. Angela, która czujnie stała tuż obok, gotowa w każdej chwili

podtrzymać pacjentkę, uściskała ją serdecznie.

– Dobra robota – pochwaliła Lucie. Dominik podniósł głowę.

– Czy coś przegapiłem?

– Zrobiłam cały jeden krok! Zupełnie sama! – Susie uśmiechała się

background image

zwycięsko.

Dominik nie ukrywał podziwu.

– Należy ci się medal. Susie oparła się o Angelę.

– Ale już więcej nie mogę. Nogi strasznie mnie bolą.

– Oczywiście, dosyć na dzisiaj. Angela pomogła jej usiąść na wózku.

– Susie, chcesz, żebym ci zrobił akupunkturę na plecach? Może ból

złagodnieje – zaproponował Dominik.

– Ależ pan nie może! Pan przecież jest chory! Dominik westchnął

ciężko.

– Kiedy wreszcie wszyscy przestaną mi mówić, co mogę robić, a czego

nie? I tak robię dziś akupunkturę komu innemu. Bardzo cię boli?

Kiwnęła głową.

– Im więcej ćwiczę, tym jest gorzej.

– To naturalne. A więc za godzinę?

– U pana w gabinecie?

– Tak.

Lucie poklepała go po ramieniu.

– Możemy kontynuować?

Odwrócił z powrotem głowę, mamrocząc coś o znęcających się nad nim

czarownicach. Susie skierowała wózek w stronę drzwi.

– Masz chwilkę czasu? – spytała ją Kate. – Chciałabym omówić z tobą

przebieg kuracji.

– Oczywiście.

– Więc może porozmawiamy w oranżerii? Napijemy się przy okazji

soku.

– Świetny pomysł.

Po drodze Kate stwierdziła z podziwem:

background image

– Doskonale sobie radzisz.

– Naprawdę? Czasem myślę, że mi się nie uda.

Kate otworzyła drzwi do oranżerii, przepuszczając Susie.

– Usiądźmy przy wodospadzie, dobrze? To moje ulubione miejsce.

Szum wody spływającej do wyłożonego kamieniami baseniku działał

uspokajająco. Mgiełka pary wodnej chłodziła powietrze.

– Będzie mi tego brakować, gdy wyjadę – westchnęła cicho Susie.

Kate uśmiechnęła się ze zrozumieniem. Sama pewnie będzie tęskniła...

chyba że tu zostanie. Serce zabiło jej mocniej. Jak się to wszystko ułoży?

– Przyniosę coś do picia. Na co masz ochotę? Może woda mineralna z

sokiem pomarańczowym?

– Świetnie, dziękuję.

Kate poszła do baru w klubie sportowym, zamówiła napoje i wróciła.

Susie opierała głowę o filar. Wyglądała na zmęczoną. Ból i ciężka praca

najwyraźniej dawały jej się we znaki.

– Proszę, twój sok. Otworzyła oczy.

– Och, dziękuję.

Kate usadowiła się w wiklinowym fotelu. Sączyła przez chwilę napój,

po czym spojrzała na Susie.

– Jesteś zadowolona z terapii?

– Raczej tak. Przecież cudów nie ma.

– To prawda. Ale czy ośrodek zapewnia ci to, czego oczekiwałaś?

– W pewnym sensie nawet więcej. Nie przypuszczałam tylko, że czeka

mnie tak ciężka praca. No i męczy mnie ten ciągły ból.

– Dominik spróbuje coś z tym zrobić.

– Ale czy czuje się na tyle dobrze, żeby wykonywać zabiegi?

Kate uśmiechnęła się.

background image

– Zawsze robi to, co sam uważa za stosowne. I na pewno pomoże

zmniejszyć ten ból.

Susie odetchnęła z ulgą. Kate postanowiła zmienić temat.

– Jak tam przygotowania do ślubu?

– Mama chce go odłożyć. Oboje z ojcem uważają, że za bardzo się

staram i zbyt wiele wymagam. Ale gdybym nie miała żadnego konkretnego

terminu, nie pracowałabym tak ciężko. To jedyny sposób.

– Co o tym sądzi Richard?

– Najchętniej ożeniłby się ze mną już jutro. Mieszkaliśmy razem przed

wypadkiem i teraz bardzo za sobą tęsknimy.

Noce wydają się takie długie... Leżę i myślę tylko o tym, jak mnie boli.

Chciałabym, żeby Richard był tu ze mną.

– Na pewno moglibyście spędzić razem weekend. Susie spojrzała na nią

ze zdumieniem.

– Ale przecież tu jest szpital, a my nie jesteśmy małżeństwem.

– Nie szpital, tylko ośrodek rehabilitacyjny, a częścią rehabilitacji jest

utrzymywanie kontaktu z partnerem. Oboje musicie przystosować się do

nowej sytuacji. Nieważne, czy już jesteście po ślubie, czy jeszcze nie.

Potrzebujecie się nawzajem.

Twarz Susie rozjaśniła się.

– Och, proszę pani... Rozpłakała się nagle.

Kate domyślała się, co ta młoda kobieta czuje. Gdyby ktoś powiedział

jej samej, że znów będzie mogła być z Dominikiem i dzielić z nim dni i

noce, też nie potrafiłaby się powstrzymać od łez.

Objęła Susie ramieniem.

– Głuptas. No, wytrzyj oczy. Czemu nic nie mówiłaś wcześniej?

– Myślałam, że nie wypada. Kate roześmiała się.

background image

– Przecież pobierzecie się za parę miesięcy. Nie ma w tym nic złego,

skoro jego obecność w weekendy ma ci pomóc przygotować się na cały

tydzień ciężkiej pracy. W końcu chcemy, żebyś poszła do ołtarza o

własnych siłach, prawda?

– Rodzicom się to nie spodoba.

– A może właśnie będą zadowoleni? Może martwili się o wasz

związek?

– Muszę przyznać, że ja też się martwiłam.

– Na początku pewnie będzie wam trudno. Później wszystko się ułoży.

Susie uśmiechnęła się.

– Oby pani miała rację.

– Sama się przekonasz.

Kate miała nadzieję, że nie składa obietnic bez pokrycia.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

– Zdaje się, że pozwoliłaś Susie Elmswell zaprosić Richarda na

weekend? – spytał Dominik podczas lunchu.

Kate spojrzała na niego przez szerokość stołu. Czyżby był

niezadowolony? Nie mogła popatrzeć mu w oczy, bo pochylał głowę nad

talerzem z sałatką.

– Tak. Tęsknią do siebie. Mieszkali razem przed wypadkiem. Sądzę, że

wspólnie spędzony weekend dobrze im zrobi.

– I masz rację. – Oderwał kawałek chleba i zaczął smarować go

masłem. – Dobry pomysł.

– Tobie to nie przeszkadza? Spojrzał na nią ze zdumieniem.

– Przeszkadza? Dlaczego? Kate wzruszyła ramionami.

– Nie są małżeństwem.

– To wyłącznie ich sprawa.

Odsunął talerz i usiadł wygodniej na wózku. Nie dokończył jedzenia.

Kate popatrzyła na jego zmęczoną twarz.

– Powinieneś odpocząć – powiedziała ostrożnie. – Chcesz robić za dużo

rzeczy naraz.

– A skąd! – obruszył się. – Czuję się świetnie.

– Nieprawda. Zresztą, to zalecenie lekarza. Westchną] ciężko.

– Jest tyle do zrobienia...

– A ja tu jestem od tego, żeby pomóc.

– Ale nie zrobisz akupunktury. Poza tym jeszcze ta operacja Pooleya... I

mnóstwo innych zabiegów, które powinienem wykonać. A ja co? Jestem

słaby i wszystko mnie boli. To takie denerwujące.

background image

– Dominik, idź i połóż się natychmiast. Za godzinę przyjdę cię obudzić.

Popatrzył na nią uważnie.

– Nie mogę spokojnie spać w moim łóżku. Pachnie twoimi perfumami.

Zarumieniła się lekko i odwróciła wzrok.

– To przez kota. Nie chciał się stamtąd ruszyć.

– Więc spałaś u mnie?

– Tak, ale krótko. Dziś wieczorem zmienię pościel.

– Nie rób sobie kłopotu. Całkiem mi się to podobało. Chyba jednak

pójdę odpocząć.

Odepchnął wózek od stołu i wyprowadził go z jadalni, zatrzymując się

po drodze, żeby zamienić kilka słów z pacjentami.

Kate obserwowała go. Zmęczony i osłabiony, a jednak wciąż znajdował

dla nich czas. Tak samo było ze Stephie – zawsze był gotów jej wysłuchać.

Tylko dla Kate brakowało mu cierpliwości.

Dominik wciąż za dużo pracował. Wykonywał zabiegi, sprawdzał

rezerwacje, konsultował się z domowymi lekarzami pacjentów, nadzorował

programy terapii i sam się jej poddawał.

Jeremy’ego nie było w ośrodku. Jego żonę zatrzymano w szpitalu i

ponieważ poród opóźniał się, chciała go mieć w pobliżu. Dominik

oczywiście pozwolił mu wziąć urlop.

W tej sytuacji to Kate musiała asystować przy operacji wszczepienia

stymulatora Brianowi Pooleyowi. Dominik przeprowadził ją w czwartek,

mając do pomocy miejscowego anestezjologa i przełożoną pielęgniarek.

– Urządzenie wysyłające impulsy elektryczne jest wielkości cienkiego

pudełka od zapałek – wyjaśniał. – Musimy zastąpić podłączone do

elektrody przewody tymczasowe stałymi, które będą biegły pod skórą od

background image

pleców do bioder i brzucha.

– Wprowadzisz je tak, jak przy operacjach wszczepiania rozrusznika? –

spytała Kate.

Dominik skinął głową.

– Zrobimy coś w rodzaju kieszeni pod skórą i umieścimy tam

stymulator. To prosty zabieg, potrwa najwyżej godzinę.

Rzeczywiście, operacja przebiegła pomyślnie. Wprawdzie Dominik nie

czuł się najlepiej, ale wykonał wszystko bezbłędnie. Kate z pomocą

Barbary Jay dokończyła zszywanie. Brian Pooley został odwieziony do

swojego pokoju, znajdującego się na oddziale intensywnej terapii.

Kate ucieszyła się, że jest już po wszystkim. Po raz pierwszy

asystowała przy takim zabiegu. Poza tym nie mogła patrzeć, z jakim

trudem Dominik panował nad własnym bólem. Następnego dnia czuł się

jeszcze gorzej. Na szczęście do pracy wrócił Jeremy – dumny jak paw i

roześmiany od ucha do ucha. Jego żona urodziła syna.

– Wytłumacz Dominikowi, że nie może się tak przemęczać – prosiła

Kate.

Jeremy przeprowadził badanie kontrolne. Po godzinie Dominik był już

w łóżku i spał mocno po zażyciu dawki antybiotyków.

– Lekka infekcja – wyjaśnił Jeremy. – To wprawdzie nic poważnego,

ale jak tak dalej pójdzie, nabawi się zapalenia szpiku kostnego. Dałem mu

penicylinę i kazałem leżeć przez trzy dni. I dużo pić. Może kontynuować

fizykoterapię i pojechać na krótki spacer, ale niech uważa. Ostrzegłem go,

że jeśli nie posłucha, to wyląduje z powrotem w szpitalu.

– I tak nie da się tam zawieźć. Jeremy uśmiechnął się.

– Może nie mieć wyboru, jeśli zlekceważy infekcję. Jest uparty, ale nie

głupi.

background image

Gdy Kate wróciła do domu, odebrawszy Stephie z przystanku

szkolnego autobusu, Dominik już się obudził.

– Chcę coś robić. Nie mogę tak leżeć.

– Musisz leżeć – oznajmiła i usiadła na brzegu łóżka. – Może trochę

poczytasz?

– Nie mam okularów.

– Przyniosę ci.

– Nie chcę czytać. Poza tym od okularów boli mnie nos. Kate

westchnęła i pokręciła głową.

– Więc może pojedziesz na spacer do parku?

– Z kim?

– Samson ci pomoże.

– Jest zajęty.

– Ja mogę z tobą pojechać – zaproponowała Stephie. – Poradzę sobie z

wózkiem, jeśli nie trzeba go pchać pod górę.

– Jestem bardzo ciężki.

– Wcale nie. No, zgódź się, będzie fajnie. Ciekawe, jak szybko można

takim czymś jechać.

– Nie mam zamiaru się ścigać i wylądować na drzewie, kochanie.

Stephie zachichotała.

– Dobrze, żadnych wyścigów. Tylko mały spacer. Chodź, jest piękna

pogoda, a ty od wypadku nie miałeś prawie czasu, żeby ze mną

porozmawiać.

Kate wiedziała, że Dominik nie odmówi.

– Stephie, weź butelkę wody mineralnej i jakieś herbatniki. Będziecie

mogli zatrzymać się gdzieś w cieniu i odpocząć. Przyjdę po was i zabiorę

tatę z powrotem.

background image

– Tylko się przebiorę! Stephie pobiegła na górę.

– Z czego ona się tak cieszy?

– Zaczęły się wakacje – wyjaśniła Kate. – Co chcesz włożyć?

– Spodenki. Leżą na krześle. I może jakąś inną koszulkę. Pomogła mu

się przebrać.

– Pokaż mi przy okazji tę infekcję.

Na poziomie górnej krawędzi kości udowej skóra była mocno

zaczerwieniona – właśnie w miejscu, gdzie goiło się nacięcie. Jeremy miał

rację. Zakażenie jest ostatnią rzeczą, jakiej Dominik potrzebuje.

– Przydałby się okład z olejku z liści herbaty – powiedział. – Czy

Lindsay jest gdzieś w pobliżu?

– Przed chwilą szła do siłowni robić masaż. Mam ją poprosić, żeby

później zajrzała do ciebie?

– Gdybyś mogła... Stephie, jesteś gotowa?

– Już idę!

Zbiegła po schodach i wpadła do pokoju. Wyglądała ślicznie – młoda i

radosna.

– Jeszcze tylko skoczę po wodę.

– Energia ją rozpiera. – Kate uśmiechnęła się pobłażliwie.

– Jest taka śliczna. Chłopaki niech lepiej uważają, nie pozwolę jej

skrzywdzić.

– Stephie to rozsądna dziewczyna.

– I o wiele za ładna. Przypomina mi ciebie. Nie chcę, żeby trafiła na

takiego drania jak ja.

– Dominik, wcale nie byłeś draniem.

– Twój ojciec tak o mnie myślał.

– Mylił się.

background image

– Chyba nie. – Popatrzył jej w oczy. – Potraktowałem cię okropnie.

Najpierw cię uwiodłem, a potem zaszłaś przeze mnie w ciążę.

Potrząsnęła głową.

– To nie było tak. Przecież mnie kochałeś.

– Nie wiem, może cię tylko pożądałem... Może miłość przyszła później,

ale to i tak nie wystarczyło. Zawiodłem cię i wcale się nie dziwię, że mnie

wyrzuciłaś.

– Ja po prostu zwróciłam ci wolność.

– Nie chciałem być wolny. Ani wtedy, ani teraz.

– Och, Dominik...

Stephie zatrzasnęła szafkę w kuchni, zawołała kota i przybiegła z

powrotem do sypialni ojca.

– Gotowy? Dominik skinął głową.

Więc nie chce być sam... Kate patrzyła, jak Stephie wypycha wózek do

ogrodu, a potem wprowadza na ścieżkę. Włóczykij plątał jej się pod

nogami.

Kate zrozumiała nagle, jak wiele znaczą dla niej córka i Dominik.

Tylko czy uda im się wspólne życie? Przez ostatnie kilka dni dowiedziała

się wielu nowych rzeczy o swoim byłym mężu. Stał się całkowicie

oddanym pracy, sumiennym i doskonale zorganizowanym człowiekiem.

Bywał jednak nieznośny, uparty i bardzo wymagający. Dzięki temu

zresztą jego ośrodek tak dobrze funkcjonuje... Dominik nadzorował tu

wszystko – nawet myszka nie ośmieliłaby się przemknąć po ogrodzie bez

jego wiedzy. Jeśli jednak nie zwolni tempa, jego stan szybko się pogorszy.

Kate wiedziała, że będzie się oszczędzał tylko przez kilka dni, dopóki

nie zniknie infekcja. Później nic go nie powstrzyma przed nadrabianiem

zaległości w pracy. Zapomni o wypadku, po którym doznał przecież

background image

lekkiego wstrząsu mózgu, i o złamanej nodze.

Zwykle pracował od szóstej rano do dziewiątej wieczorem. A co z

życiem rodzinnym? Nie starczy na nie czasu, chyba że pracowaliby razem.

Ale czy on się na to zgodzi? Czy Heywood Hall to właściwe miejsce dla

niej? I czy zdoła przyzwyczaić się do faktu, że to Dominik jest tu szefem?

Dotychczasowa praca zawodowa dawała Kate sporo swobody. Jeśli jednak

nie będzie pracować z Dominikiem, nie będzie go również widywać. To

właśnie stało się już raz przyczyną ich rozstania.

Westchnęła i zamknęła drzwi do ogrodu, po czym wróciła do ośrodka.

W siłowni znalazła Lindsay i poprosiła o okłady dla Dominika. Później

przeszła do gabinetu, gdzie czekało ją trochę papierkowej roboty. Chciała

być sama, żeby móc się skoncentrować.

Jej uwagę znów przyciągnęło ich ślubne zdjęcie, stojące na biurku.

Przyjrzała mu się uważnie. Wyglądała kwitnąco w pierwszych miesiącach

ciąży, a Dominik patrzył na nią dumny, szczęśliwy i bardzo zakochany.

A teraz winił siebie za poczęcie Stephie. Czy rzeczywiście było w tym

coś złego? Dziecko dało im przecież tyle szczęścia...

Odstawiła fotografię i wstała zza biurka. Nie była w stanie się skupić.

Postanowiła poszukać Stephie i Dominika, żeby sprawdzić, jak

dziewczynka sobie daje radę z wózkiem. Chociaż z drugiej strony może

powinna ich zostawić samych?

Zamyślona i niespokojna, zabrała z domu kostium kąpielowy i poszła

do siłowni. Zastała tam Johna Whitelawa, ćwiczącego pod okiem Jasona.

Podeszła do nich.

– Cześć, co słychać?

– Angela to nic w porównaniu z Jasonem – burknął John.

Jason roześmiał się. Przypominał jej trochę młodego Dominika –

background image

dobrze zbudowany, opalony, z wesołymi niebieskimi oczami. Kate

odwzajemniła jego uśmiech.

– Jak to, więc torturujesz pacjentów?

– Zawsze tak robię. Tego akurat to nie bawi.

– Czy rzeczywiście jest aż tak źle?

– Gorzej niż źle – odparł John. – To koniec na dzisiaj?

Jason skinął głową.

– Może weźmie pan gorącą kąpiel w basenie? Zaraz się tym zajmę.

– Nie róbcie sobie kłopotu, jestem zbyt zmęczony.

Nie zabrzmiało to zbyt uprzejmie. Kate zauważyła, że John nie lubił

być zależny od innych. Nawet od personelu ośrodka.

– A jak twoje pływanie? – spytała. – Jesteś już gotowy do wyścigu?

– Oczywiście. Może jutro?

– Świetnie. Twoja żona przyjeżdża na weekend? John wyraźnie starał

się ukryć zmieszanie.

– Pewnie wpadnie na chwilę.

– Wiesz, że może zostać dłużej? Zacisnął usta.

– Tak. Więc o której ten wyścig? O piątej?

Kate skinęła głową, starając się nie okazać współczucia. Mógłby

pomyśleć, że się nad nim lituje.

– W porządku.

– Kate, niech pani lepiej przedtem trochę potrenuje – wtrącił Jason. –

Pan Whitelaw ćwiczył bardzo intensywnie.

– Pewnie będzie szybszy o parę długości.

– Postaram się – obiecał John.

– Ja też. W końcu o to przecież chodzi. Uśmiechnęli się do siebie, po

czym Jason zabrał pacjenta, a Kate poszła się przebrać.

background image

Pływała pół godziny, starając się zapomnieć o kłopotach, po czym

wróciła z powrotem do domu. Idąc przez trawnik, usłyszała rozmowę

Stephie i Dominika. Siedzieli na kocu pod drzewem.

– Chciałabym, żebyście znów byli razem – mówiła Stephie. –

Mogłabym spędzać z tobą więcej czasu... I mama też. Ona jest chyba

bardzo samotna.

– Tak samo jak ja. Ale to, że oboje jesteśmy samotni, wcale nie znaczy,

że uda nam się być razem. Już raz się nie powiodło.

– Trzeba znów spróbować. Dominik milczał przez chwilę.

– Może mama wcale nie chce...

– A ty?

Znów zapadła cisza. Zerwał źdźbło trawy i zaczął się nim bawić.

– Sam nie wiem.

– Ale przecież ją kochasz.

– A jak ty myślisz?

– Że tak. I ona ciebie też. Oboje jesteście tylko zbyt uparci, żeby się do

tego przyznać.

Dominik roześmiał się i położył na trawie, opierając głowę na łokciu.

– Bawisz się w psychologa?

– Przecież dobrze was znam.

– A może po prostu pragniesz happy endu.

– Co w tym złego? Dominik westchnął.

– Nic. Ale to mało prawdopodobne.

Odwrócił głowę i napotkał wzrok Kate. Zmusiła się do uśmiechu i

podeszła do nich.

– No jak? Dobrze się bawicie?

– Tata waży chyba z tonę – poskarżyła się Stephie. – Nie mogłam już

background image

dalej go pchać, więc wróciliśmy tutaj. Zastanawialiśmy się, gdzie jesteś.

– Byłam na basenie. – Kate usiadła przy córce. – Jedliście już kolację?

– Czekaliśmy na ciebie, ale możemy już iść do jadalni. Dominik

skrzywił się wymownie.

– Ja wolę zostać tutaj. Noga okropnie mnie boli. Kate, rozmawiałaś z

Lindsay?

– Tak. Przygotowała kompresy, są w jej pokoju. Przynieść?

– Ja przyniosę. – Stephie zerwała się na nogi. – Będę z powrotem za

sekundę.

– Czy Jason jest w siłowni? – spytał Dominik, patrząc za biegnącą

przez trawnik córką.

– Tak, czemu pytasz?

– On jej się podoba.

– A skąd. Jest dużo starszy.

– Ma dziewiętnaście lat, a Stephie w przyszłym miesiącu skończy

piętnaście.

Kate popatrzyła na niego uważnie.

– Dominik, ty chyba żartujesz.

– Wcale nie. Nie wiem tylko, czy Jason ją w ogóle zauważa. Jeśli nie,

to chyba jest ślepy.

– O Boże, więc już się zaczyna...

Dominik uśmiechnął się, kładąc się na brzuchu.

– Jaka matka, taka córka. Owieczka rzucona na pastwę wilków.

– Daj spokój, nie byłam żadną owieczką.

– Czyżby? Zaciągnąłem cię do łóżka już po trzech tygodniach.

– Ale w ciągu tych trzech tygodni byliśmy bez przerwy razem.

– I ja umierałem z niecierpliwości.

background image

– Ja też. Nie byłam wprawdzie pewna, na co tak czekam, ale chciałam

się dowiedzieć jak najszybciej.

Jego niebieskie oczy błyszczały.

– Historia lubi się powtarzać.

– Nie, Dominik. Jeszcze nie teraz. Upewnijmy się najpierw, czy na

pewno tego chcemy.

– No dobrze.

– A teraz przyniosę ci z kuchni coś do jedzenia. Masz jakieś specjalne

życzenia?

– Nie. Byle nie ostrygi – odparł znacząco. – I tak mam już dość

kłopotów z libido.

– Pamiętam, jak kiedyś zjadłeś dwanaście, ale zadziałało tylko sześć –

powiedziała Kate z sarkazmem w głosie.

Chwycił ją za kostkę i zaczął powoli głaskać ciepłą skórę.

– To była twoja wina. A raczej twojego braku kondycji.

– Ale teraz i tak wszystko się zmieniło – odparła szybko.

– Jesteśmy starsi. Zabrakłoby kondycji nam obojgu.

– Za to mamy więcej doświadczenia i samodyscypliny. Ciekawe, czy

byłoby zupełnie inaczej?

– Chcesz zrobić eksperyment? Nic z tego. – Odsunęła się.

– Idę po kolację, a ty myśl o zimnym prysznicu i okładach z pokrzyw.

– Złośnica.

Odeszła w stronę głównego budynku, wciąż lekko się uśmiechając.

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Następnego dnia przy stajniach, w których Stephie spędzała większość

czasu, miał się odbyć pokaz jazdy konnej.

– Moglibyście z tatą przyjechać i obejrzeć – zaproponowała Stephie

jedzącej śniadanie matce. – Wózek zmieści się w samochodzie.

– Tylko że potem trzeba będzie go pchać po piasku.

– Wcale nie! Mamo, na pewno wam się spodoba. Proszę, przyjedźcie.

– Może wpadniemy w porze lunchu.

– Fajnie. To czekam!

Stephie zerwała się od stołu, wstawiła talerz do zlewu i już jej nie było.

Chwilę później do kuchni wjechał Dominik.

– Wszystko w porządku?

– Niezupełnie. Stephie chce, żebym cię zawiozła na pokaz jazdy

konnej.

– Do diabła, zupełnie o tym zapomniałem – jęknął. – Obiecałem Julie-

Anne, że w razie czego ośrodek zapewni opiekę medyczną.

– Załatwię to. Ale chyba nic się nie powinno stać?

– Nigdy nie wiadomo. Mieliśmy już całkiem sporo pacjentów z

porażeniem nóg po upadku z konia.

– A mimo to pozwalasz jeździć Stephie.

– Z nią jest inaczej. Nie ma własnego konia i nie pociąga ją ani

szybkość, ani niebezpieczne skoki. W przeciwieństwie do Kirsty, która

zaczęła jeździć prawie wyczynowo. Cieszę się, że nie jest moją córką.

– Ja też. To co, jedziemy tam jako pierwsza pomoc czy zostajemy w

domu pod telefonem?

background image

– Ta druga możliwość jest bardzo kusząca. I tak będą tam mieli kogoś z

Czerwonego Krzyża.

Kate kiwnęła głową. Czekała ją zaległa papierkowa robota. Poza tym

wolała, żeby Dominik trochę odpoczął, zwłaszcza że na weekend miał

zaplanowaną jedynie akupunkturę Karen Lloyd i Susie Elmsweli. Chociaż

Susie będzie pewnie miała coś lepszego do roboty...

Richard przyjechał poprzedniego wieczoru. Zniknęli oboje w pokoju

Susie i od tej pory nikt ich nie widział. Kate ucieszył taki obrót sprawy.

Terapia Susie była bardzo męcząca i należało się dziewczynie trochę

relaksu.

Kiedy Kate przeglądała dokumenty, Dominik przespał się chwilę, po

czym pojechał na zabieg Karen Lloyd. Kuracja, którą zastosowali, zaczęła

przynosić efekty – mięśnie pleców rozluźniały się powoli. Osłabiło to

jednak ochronę bardzo wrażliwego karku, który należało teraz

zabezpieczyć kołnierzem.

Po zabiegu Dominik zjawił się w gabinecie. Usadowiwszy się na

kozetce poczekał, aż Kate skończy pracę, po czym zaczął rozmowę o

kuracji Karen.

– Zdaje się, że miałeś odpoczywać – przypomniała mu. Dominik

uśmiechnął się przekornie.

– To co z tym pokazem?

– Chyba powinniśmy go zobaczyć. Jazda samochodem nie będzie dla

ciebie zbyt męcząca?

– Mam nadzieję, że nie. Nie możemy przecież brać karetki.

– No to chodźmy.

Przebrała się w dżinsy, zabrała Dominika do samochodu i pomogła

usadowić się w środku. Wózek zmieścił się z tyłu.

background image

– Modele kombi to dobry pomysł.

– Ja byłem do niedawna całkiem zadowolony z modeli sportowych.

– Biedactwo.

– Nigdy nie podobał ci się mój samochód, prawda? Potrząsnęła głową.

– Szczerze mówiąc, nie. Nie wiem, co ty w nim widziałeś.

– To był klasyczny model.

– W takim razie dostaniesz sporo forsy z ubezpieczenia. Radziłabym

wtedy kupić coś porządniejszego. Z poduszką powietrzną.

Jęknął, usiłując zmienić nieco pozycję.

– Albo lepiej coś większego, gdzie jest miejsce na nogi.

– Nie wszyscy mają ponad metr osiemdziesiąt – przypomniała

łagodnie. – Możesz odsunąć siedzenie.

– Już to zrobiłem. Popatrzyła na jego długie nogi.

– Więc jesteś po prostu za duży.

Dominik nie podjął tematu, zauważywszy Richarda i Susie, którzy

wybierali się na spacer. Pomachał im przyjaźnie ręką.

– Zatrzymaj się na chwilę, chcę z nimi porozmawiać. Otworzył okno.

– Cześć. Wszystko w porządku?

Uśmiechnęli się oboje, a Susie zaczerwieniła się lekko.

– W jak najlepszym.

– Będziesz dziś potrzebowała akupunktury? Jedziemy teraz na pokaz

jazdy konnej, ale niedługo wrócimy, więc jeśli chcesz mieć zabieg, zostaw

mi wiadomość w recepcji.

– Dobrze. Dziękuję bardzo.

Odjeżdżając, Kate zerknęła w lusterko wsteczne.

– Wyglądają na szczęśliwych.

W odpowiedzi Dominik burknął coś niewyraźnie. Spojrzała na niego.

background image

– Słucham?

– Och, nic takiego. Może po prostu jestem zazdrosny.

– O Susie?

– O nich oboje. Zazdroszczę im wspólnego weekendu.

– Czyżbyś znów zjadł za dużo ostryg?

– Kate, ja mówię poważnie – westchnął. – Chodzi o to, żeby mieć

kogoś, z kim można porozmawiać o problemach i trudnościach... Wcale

nie tak łatwo być tu szefem, a ja nie mam z kim omówić dręczących mnie

wątpliwości. Czuję się przez to trochę odizolowany.

– Możesz rozmawiać ze mną.

– Naprawdę? A czy ciebie nie nudzą sprawy związane z ośrodkiem i

pacjentami?

– Oczywiście, że nie. – Zaparkowała samochód niedaleko parkuru i

wyłączyła silnik. – Postępy twoich pacjentów bardzo mnie obchodzą.

Minął zaledwie tydzień, a ja już zaangażowałam się w ich leczenie. A

propos, jak się czuje Brian Pooley? Zdaje się, że badałeś go rano.

– Nieźle. Stymulator robi swoje. Brian prawie nie czuje już bólu, a rana

pooperacyjna goi się znakomicie.

– Cieszę się. Jeśli jeszcze rozwiążemy kłopoty małżeńskie Johna

Whitelawa, wszystko będzie w porządku.

– To nie takie proste. Martin w ogóle nie może się dogadać z tą żoną.

Prawdopodobnie pierwszy raz w historii nie uda mu się terapia.

Kate posmutniała. John był taki miły i tak bardzo się starał. Gdyby nie

dręczące ją poczucie winy, być może Andrea przystosowałaby się do nowej

sytuacji. Tymczasem Johna czekała ciężka praca i potrzebował wsparcia

żony. Jeśli nie będzie miał perspektyw, nie uda się go nakłonić do

żmudnych ćwiczeń z protezami.

background image

Kate wyjęła wózek z bagażnika. Dominik usadowił się na nim i

wyruszyli na poszukiwanie Stephie. Znaleźli ją przy ogrodzeniu parkuru.

– Zaraz będzie skakać Kirsty na Szarlatanie. Jazda jest na czas, i na

razie każdy strącił jakąś poprzeczkę. Kirsty jest ostatnia, więc jeśli

pojedzie bezbłędnie, to wygra.

Na parkur wbiegł piękny, kary koń, witany brawami przez

miejscowych. Stephie aż podskakiwała z podniecenia. Kate również była

ciekawa, kto wygra. Przeszkody wyglądały na bardzo wysokie.

– Stephie, mam nadzieję, że ty nie próbujesz przez nie skakać?

– Pewnie, że nie. To dla mnie za trudne.

Szarlatan pojechał bezbłędnie i został nagrodzony owacjami przez

publiczność. Kirsty otrzymała nagrodę i właśnie gorąco ją oklaskiwano,

gdy nagle koń przestraszył się huku przebitego balonu. Stanął dęba,

zrzucając dziewczynkę, która ciężko upadła na ziemię.

– O Boże!

Kate prześliznęła się pod liną ogrodzenia i podbiegła do leżącej bez

ruchu Kirsty jednocześnie z pielęgniarkami z Czerwonego Krzyża.

Obejrzała ją szybko. Na szczęście oddech dziewczynki był wyrównany.

– Kirsty, słyszysz mnie? Dziewczynka zamrugała powiekami.

– Moja ręka – jęknęła. – Głupi koń. Czy ktoś go złapał?

– Tak. Nic ci się nie stało? – spytał jakiś głos zza pleców Kate.

– Nie wiem, mamo. Strasznie mnie boli nadgarstek.

– I nic więcej? – spytała Kate.

– Nie specjalnie. Co to był za hałas?

Usiadła z trudem, a zgromadzeni dookoła widzowie odetchnęli z ulgą.

– Możesz stanąć? Musimy prześwietlić twoją rękę. Czy ktoś zajmie się

koniem, kiedy zabierzemy cię do ośrodka?

background image

– Julie-Anne się nim zaopiekuje. – Matka Kirsty popatrzyła na Kate. –

Czy Stephie to pani córka?

– Tak. Chcę zabrać Kirsty do ośrodka mojego byłego męża. On sam

pewnie umiera z niecierpliwości. Nie może do nas podejść, bo miał

wypadek i porusza się na wózku.

Kate podprowadziła Kirsty do Dominika i wyjaśniła całą sytuację.

– Możemy zrobić rentgen w ośrodku?

– Oczywiście. Przykro mi z powodu upadku, ale pojechałaś wspaniale.

Dziewczyna uśmiechnęła się.

– Dziękuję. Nie mam pojęcia, jak mogłam tak zlecieć? Podbiegła do

nich niska, zaniepokojona kobieta o ciemnych włosach.

– Wszystko w porządku?

– Mniej więcej. Gdzie Szarlatan?

– W boksie. Nie martw się, Sarah i Hannah się nim zajmują. Jedziesz

teraz do szpitala?

– Zabierzemy ją na rentgen do ośrodka, Julie-Anne – wyjaśnił

Dominik.

Kobieta kiwnęła głową.

– Rozumiem. A tak przy okazji, Kirsty, spisałaś się świetnie i zasłużyłaś

na nagrodę.

– Dzięki.

Głos dziewczynki zaczął lekko drżeć. Najwyraźniej szok pourazowy

dawał o sobie znać.

Kate usadowiła ją na tylnym siedzeniu samochodu. Dominik zajął

miejsce z przodu i ruszyli do ośrodka. Tuż za nimi jechał samochód matki

Kirsty.

Dominik zrobił zdjęcia rentgenowskie, a Kate pomogła je wywołać.

background image

Przyjrzeli się im wspólnie.

– To nic poważnego. Siniak, ewentualnie skręcenie. Miała szczęście.

Kirsty wyglądała coraz lepiej – szok mijał.

– Zabandażuję ci nadgarstek – wyjaśniła Kate. – Rób zimne okłady co

godzinę i pilnuj, żeby opatrunek przylegał ściśle do ręki. Trzymaj ją na

temblaku.

Matka dziewczynki zwróciła się do Dominika:

– Ile jestem winna za zabieg? Machnął ręką.

– Nic. Zresztą, wypadek zdarzył się na terenie ośrodka.

– Ale...

– Żadne „ale”. Kirsty jest koleżanką Stephie. Podziękowała im więc

serdecznie za pomoc i wszyscy czworo wyszli do holu, gdzie czekała

wysoka blondynka w stroju do konnej jazdy.

– I co?

– Cześć, Debbie. W porządku.

– Żadnego złamania? A już miałam wysyłać ci kartkę z życzeniami

szybkiego powrotu do zdrowia!

Kirsty uśmiechnęła się.

– I tak możesz wysłać.

– Nie ma mowy. Przez ciebie przegapiłam moją lekcję jazdy. Jeśli ręka

nie jest złamana, nie zasługujesz na kartkę. – Debbie uściskała przyjaciółkę

ostrożnie. – Cieszę się, że nic ci się nie stało. Pojechałaś dziś wspaniale.

– Dzięki. Czy ktoś wziął moją nagrodę?

– Ja.

– Więc nie masz gipsu? – wtrącił nagle młodszy brat Kirsty, który nagle

pojawił się w holu. – Chciałem ci się podpisać!

– Trudno. Za to wygrałam konkurs debiutantów! Kirsty pokazała bratu

background image

język. Najwyraźniej zapomniała już o wypadku.

Kate westchnęła ciężko. Czy nic nie ostudzi zapału nastolatków?

Cala grupa wraz z Stephie ruszyła z powrotem w kierunku stajni. Kate i

Dominik zostali sami.

– Dzięki Bogu, że Stephie tylko kibicuje tym wyczynom.

– Też tak uważam. Trzeba kupić jej rower, to dużo bezpieczniejsze.

Masz ochotę na piwo? Moglibyśmy posiedzieć sobie na kocu w ogrodzie.

– Tylko przypomnij mi przed piątą, że muszę iść na basen. Umówiłam

się na mały wyścig z Johnem Whitelawem.

– Masz zamiar dać mu wygrać?

– Nie muszę, on świetnie pływa. Jest przy tym bardzo silny. Na pewno

nie będzie miał kłopotów z ćwiczeniem mięśni górnych części ciała.

– A więc poniesiesz sromotną klęskę.

– Pewnie tak. Chcesz popatrzeć? Zawahał się, po czym potrząsnął

głową.

– Pozwolę ci przeżywać porażkę w samotności.

– Dzięki za słowa otuchy.

– John też pewnie żadnych nie usłyszy.

– Masz rację. To takie niesprawiedliwe...

– Trudno, Kate – powiedział miękko. – Robimy dla niego, co możemy.

Uśmiechnęli się do siebie.

John Whitelaw z łatwością wygrał wyścig.

– To niesamowite! Przyznaj się, jak długo ćwiczyłeś?

– Z tego, co widać, wystarczająco długo. Mówiłem ci, że kiedyś byłem

w tym dobry.

Zmarszczyła brwi.

– Jak dobry?

background image

John udał zakłopotanie.

– Jako junior pływałem w reprezentacji narodowej.

– Mogłam się domyślić... Spoważniał, kładąc jej rękę na ramieniu.

– Kate, dziękuję za uświadomienie mi, że coś jeszcze potrafię.

– Potrafisz bardzo dużo.

– Na przykład co?

– Wszystko, przy czym nie trzeba biegać. Jak sobie radzisz na

ćwiczeniach w chodzeniu?

Usadowił się na podnośniku, podjechał na brzeg basenu i zręcznie

przeniósł się na wózek. Kate wyszła z wody i wytarła twarz ręcznikiem,

czekając na odpowiedź.

– Powoli robię postępy – przyznał wreszcie – ale bardzo powoli.

Głównie dlatego, że muszę ćwiczyć z dwiema protezami naraz. Nawet ich

zakładanie i zdejmowanie to koszmar. Z tą poniżej kolana radzę sobie

nieźle, ale drugą zakładają Angela i Eddie. To trochę upokarzające... I

jeszcze te ciągłe upadki.

– Będzie coraz lepiej.

– Przydałby mi się ktoś do pocieszania. Żeby trzymał za mnie kciuki,

jak Richard Price za Susie.

– Wszyscy trzymamy za ciebie kciuki. Uśmiechnął się smutno.

– Wiem, Kate. I nie myśl, że jestem niewdzięczny, ale to nie to samo.

Brakuje mi Andrei. – Spuścił wzrok, lecz Kate zdążyła dostrzec łzy w jego

oczach. – Widziałaś Susie z Richardem? Wyglądają, jakby spędzali miesiąc

miodowy. Andrea też mogłaby być tu ze mną, pomóc mi walczyć ze

stresem i pogodzić się ze skutkami wypadku. Ale nie chce. Nie wiem, czy

to poczucie winy, czy może odraza. Moje nogi rzeczywiście nie wyglądają

zbyt pięknie.

background image

Kate pokręciła głową.

– Wciąż jesteś atrakcyjnym mężczyzną. Czy Andrea widziała twoje

nogi po amputacji?

– Nie. Zresztą, nie chciałem ich pokazać. Nie byłem pewien jej reakcji.

– Wiec może ona po prostu boi się tego, co zobaczy?

– Bardzo możliwe – przyznał z westchnieniem.

– Chcesz, żebym z nią porozmawiała? Wiem, że Martin już próbował,

ale on jest psychologiem i może właśnie dlatego nie wyszło.

– Chyba masz rację. Andrea jest skryta. Zwykle udawało mi się do niej

dotrzeć, ale nie tym razem.

– Może boisz się tego, co możesz od niej usłyszeć? Skinął głową.

– Więc z nią porozmawiam. Kiedy przyjeżdża?

– Chyba jutro.

– Poproś wtedy w recepcji, żeby mnie poszukali. A teraz muszę już iść

dać córce obiad i upewnić się, czy Dominik odpoczywa jak należy.

John popatrzył na nią uważnie.

– Mogę cię jeszcze o coś zapytać? Jesteście z Dominikiem w separacji?

– Nie, jesteśmy po rozwodzie. Przyjechałam tu po wypadku, żeby mu

trochę pomóc.

– Więc nie pracujesz tu stale?

– Nie.

– To musi być dla ciebie trudne.

– Wcale nie – odparła po namyśle. – Ta praca daje mi więcej

satysfakcji, niż myślałam. Teraz już wiem, dlaczego Dominik poświęca

ośrodkowi cały swój czas.

– Wszyscy go podziwiają.

– Powtórzę mu to, na pewno się ucieszy. A na razie do zobaczenia jutro.

background image

Może zorganizujemy następny wyścig? Tym razem będziesz mógł używać

tylko jednej ręki!

John roześmiał się, machając jej na pożegnanie.

Przebierając się, Kate myślała o tym, co John powiedział o Dominiku.

Więc wszyscy go podziwiają... No tak. Sama jest pod wrażeniem jego

osiągnięć.

Czy będą dalej pracować i zamieszkają razem? Może pobiorą się

ponownie i będą mieli jeszcze jedno dziecko? W końcu ma dopiero

trzydzieści pięć lat. A jeśli tak, to czy Dominik zgodzi się, by dalej

pracowała zawodowo? Mogliby zatrudnić opiekunkę do dziecka. Chociaż

przez nadmiar zajęć właściwie przegapiła dzieciństwo Stephie...

Tak czy owak, chciała dalej pracować w ośrodku i pomagać

Dominikowi. Sam mówił, że potrzebny mu ktoś, z kim mógłby dzielić się

problemami.

Najwyższy czas, żeby o tym poważnie porozmawiać. Najlepiej od razu,

póki Stephie jest jeszcze zajęta w stajniach.

Kiedy wróciła do domu, Dominik spał, wyciągnięty na kocu w

ogrodzie. Usiadła obok. O mały włos nie straciła go w tym wypadku.

Gdyby doszło do zmiażdżenia klatki piersiowej lub pęknięcia aorty...

Lepiej o tym nie myśleć. Patrząc na niego uświadomiła sobie, jak bardzo

go kocha. Lecz czy uda im się znowu być razem?

Pomyślała też o Johnie Whitelawie. Na pewno nigdy nie przypuszczał,

że straci obie nogi. Musi przekonać Andreę, żeby z nim porozmawiała

Musi pomóc jej przełamać opory...

Uśmiechnęła się do siebie. Chce być ekspertem od porad małżeńskich,

a przecież jej własny związek rozpadł się przez brak wzajemnego

zrozumienia. Lekarzu, ulecz się sam.

background image

Gdyby tylko nie było to takie trudne...

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Andrea Whitelaw nie została na weekend – wpadła tylko na krótko,

zostawiła Johnowi czyste ubrania i natychmiast wyjechała. Kate nie miała

okazji z nią porozmawiać.

John kontynuował więc fizykoterapię bez jej wsparcia. Cały zespół

ośrodka próbował dodać mu otuchy i zachęcić do wysiłku. Już w drugim

tygodniu pobytu zaczął chodzić, wprawdzie chwiejnie i niepewnie, ale już

nie musiał trzymać się poręczy. Susie również robiła postępy, a

akupunktura robiona przez Dominika pomagała zmniejszyć ból w nogach.

Kate przyglądała się ćwiczeniom Johna, gdy Susie wjechała do sali.

Obie były świadkiem jego pierwszych kroków.

– Znakomicie! To trzeba uczcić. Może zrobimy przyjęcie? Czy to jest

możliwe?

Kate uśmiechnęła się do niej.

– Dlaczego nie? Świetny pomysł.

– Możecie urządzić je w klubie. Wielu naszych pacjentów tak robiło –

wtrąciła Angela.

– Więc może jutro wieczorem? – zaproponowała Susie. – Andrea

przyjedzie?

Twarz Johna sposępniała.

– Nie wiem. Wątpię, czy zechce.

– Zaproś ją na weekend.

Kate zauważyła, że poczuł się bardzo niezręcznie. Susie też musiała się

zorientować, bo podjechała do niego na wózku i wzięła za rękę.

– Spróbuj, John. Kiedyś musisz. Co zrobisz, kiedy trzeba będzie wracać

background image

do domu? Ja też się bałam weekendu z Richardem, ale było wspaniale.

John nie podnosił wzroku.

– Ona nie przyjedzie.

– Poproś ją o to.

– Może poproszę...

– Obiecujesz?

– No dobrze, ale i tak wątpię, czy się zgodzi. Andrea jednak

przyjechała.

– Chcę z nią porozmawiać – powiedziała Kate, gdy oboje z

Dominikiem zauważyli jej samochód.

– Ale bądź ostrożna.

– Nie martw się. Poradzisz sobie sam z tymi kulami?

– Sądzę, że tak – odparł sucho.

Andrea wyglądała na zdenerwowaną. Kate podeszła do niej, wyciągając

rękę.

– Cześć. Nazywam się Kate Heywood i pracuję w ośrodku. Pani jest

żoną Johna, prawda?

– Tak.

Andrea niechętnie uścisnęła wyciągniętą dłoń. Kate czuła, że jest

spięta.

– John na pewno się ucieszy z pani przyjazdu. Mogę mówić pani po

imieniu?

Skinęła głową.

– Radzi sobie świetnie z ćwiczeniami – mówiła dalej Kate – ale pracuje

bardzo ciężko i potrzebuje kontaktu z bliskimi. Twój przyjazd wiele dla

niego znaczy.

Andrea najwyraźniej czuła się niezręcznie. Kate zerwała liść bluszczu

background image

pnącego się po ścianie budynku i nieświadomie zaczęła go miąć.

Zazwyczaj nie lubiła mówić o sprawach osobistych, ale teraz czuła, że

powinna.

– Wiesz, czasami to dziwne, jak los z nami się bawi – rzekła jak gdyby

od niechcenia. – Na przykład ja i mój mąż kilkanaście lat temu

zdecydowaliśmy się na rozwód, ponieważ nie potrafiliśmy się dogadać. Ja

byłam przekonana, że on chce odejść, a on tymczasem chciał zapewnienia,

że jest mi potrzebny, że ma zostać. Powiedziałam mu, że decyzja zależy

wyłącznie od niego, no więc odszedł. To był największy błąd w moim

życiu. A wszystko przez to, że nie umieliśmy wyrazić naszych

prawdziwych uczuć.

Kate popatrzyła w zadumie na Andreę i dodała:

– Nie chcę, żebyś zrobiła to samo. Jesteś potrzebna Johnowi. On tylko

boi się o tym mówić, żeby nie wywierać na ciebie presji.

Andrea odwróciła wzrok. Miała łzy w oczach.

– Do niczego nie jestem mu potrzebna. Przecież to moja wina, że trafił

do tego ośrodka.

– Nie o to chodzi...

– Właśnie o to!

– Nie. Nieważne, dlaczego tu jest. Ważne, że cię potrzebuje. Czujesz się

winna za to, co się stało, tak? I co? I z tego powodu chcesz zostawić go

samego akurat teraz, kiedy najbardziej cię potrzebuje? Chcesz, żeby się do

końca załamał?

Andrea zacisnęła palce.

– Nie potrafię mu pomóc! Nie wiem, co mam mówić! Nie mam pojęcia,

co mam robić. Rozpłaczę się albo zrobię coś równie głupiego... To bez

sensu.

background image

– Nieważne. Prawdę powiedziawszy, płacz dobrze by zrobił wam

obojgu. John może jeszcze wiele ci dać, ale czuje się porzucony. To tak,

jakby ktoś usunął go na margines życia. Musisz sprawić, żeby znów poczuł

się kochany i akceptowany. Inaczej nigdy nie wyleczymy go z depresji.

Andrea w końcu popatrzyła Kate prosto w oczy.

– A jeśli sobie nie poradzę? Jeśli zrobi mi się niedobrze na widok jego

nóg? Czy to mu pomoże?

– Nie zrobi ci się niedobrze, bo wcale tak źle nie wyglądają. Nasze

wyobrażenia są zazwyczaj gorsze niż rzeczywistość.

Andrea przyłożyła dłonie do skroni.

– Boję się – powiedziała cicho.

– John też. – Kate zebrała się na odwagę. – Andrea, czy możesz zostać

z nim na noc?

– Teraz? Dziś?

Otworzyła szeroko oczy i patrzyła na Kate, jakby nie rozumiejąc.

– Tak. Moglibyście spokojnie sobie wszystko wyjaśnić. Nikt wam nie

będzie przeszkadzał.

– Pomyślę o tym.

Kate objęła ją i uścisnęła serdecznie.

– A teraz chodźmy na przyjęcie.

John siedział przy barze na wysokim stołku. Pomachał im ręką na

powitanie. Podwinięte rękawy koszuli odsłaniały opalone, mocne ręce.

Wyglądał doskonale w ciemnych spodniach. Trudno się było zorientować,

że nosi protezy.

Andrea odetchnęła głęboko.

– Wygląda zupełnie normalnie – szepnęła.

– On jest zupełnie normalny. Przeszedł tylko operację, to wszystko.

background image

Andrea uśmiechnęła się nerwowo i podeszła do męża.

– Cześć, John – powiedziała nieśmiało.

Kate zostawiła ich samych i poszła szukać Dominika. Stał po drugiej

stronie baru, oparty na kulach, i rozmawiał z Jasonem i Angelą.

– Udało ci się coś z niej wyciągnąć? – spytał, gdy podeszła.

– Tak. Może zostanie na noc.

– Coś podobnego! Jak tego dokonałaś?

– Nie powiem.

– Proszę...

– No dobrze. Powiedziałam jej, że nasz związek się rozpadł, bo

przestaliśmy z sobą rozmawiać, a ja pozwoliłam ci odejść.

– I?

Zmusiła się, żeby spojrzeć mu w oczy.

– I dodałam, że był to największy błąd w moim życiu. Przyjrzał się jej

uważnie.

– Naprawdę?

– Tak. Gdybyśmy wtedy wylali nasze żale i zaczęli wszystko od nowa,

to może by nam się udało. Ale my nawet nie spróbowaliśmy...

– Więc może zrobimy to teraz?

– Na razie oboje jesteśmy zbyt zajęci, żeby spokojnie porozmawiać.

Dominik rozejrzał się po gwarnej, wypełnionej gośćmi sali.

– Teraz też nie jest na to odpowiednia pora.

– A w domu śpi Stephie.

– Więc co zrobimy?

– Nie wiem. Może powinniśmy poczekać jeszcze trochę...

– Będę miał coraz mniej czasu, Kate. Zwykle pracuję od rana do

wieczora. Czasem także w nocy.

background image

– Dlatego, że musisz, czy z powodu braku innych zajęć? Może dlatego,

że nie masz do kogo wracać?

– Masz rację. Ale nie wyszukuję sobie nowych zajęć. Ktoś to wszystko

musi robić.

– To zrezygnuj z czegoś. Już raz nam nie wyszło tylko dlatego, że nie

mieliśmy czasu. Wolę być sama, niż czuć się samotna, mając ciebie w

pobliżu.

– Więc co proponujesz?

– Zatrudnij jeszcze jednego lekarza i podziel się z nim obowiązkami.

– Łatwo powiedzieć. Do tej pracy nie każdy się nadaje. Tutaj każdy

lekarz angażuje się emocjonalnie. To nieuniknione, a nie wszystkim

odpowiada.

– Mnie tak.

– Mówisz poważnie? Skinęła głową.

– Chciałabym tu zostać. Czuję się potrzebna, a ty dzięki temu miałbyś

trochę mniej zajęć. Tylko czy chciałbyś ze mną pracować?

– Jakoś wytrzymałem ostatnie dwa tygodnie.

– Więc może spróbujemy dalej razem pracować? Zobaczymy przy

okazji, czy potrafimy rozmawiać na inne tematy niż tylko ośrodek i

pacjenci. Jeśli nie, to trudno.

– A jeśli się okaże, że potrafimy? Uśmiechnęła się.

– To będzie znaczyło, że mamy szansę.

Ktoś zmienił płytę i z odtwarzacza popłynęła łagodna, romantyczna

muzyka. Dominik odłożył kule i wyciągnął ręce.

– Zatańczy pani ze mną, doktor Heywood?

– Nie powinieneś obciążać nogi.

– Oprę się o ciebie.

background image

Wyciągnął ręce i objął ją, kołysząc się lekko w rytm muzyki. Kate

oparła głowę na jego piersi i położyła mu ręce na szyi. Przytulił ją mocniej.

– Dominik, daj spokój, wszyscy na nas patrzą – powiedziała cicho.

– Nikt nie patrzy. Albo tańczą, albo rozmawiają.

Odwróciła głowę. John i Andrea stali objęci i także kołysali się w rytm

muzyki. Czy uda im się nawiązać bliższy kontakt? Może wspólnie

spędzona noc pomogłaby zarówno im, jak i jej i Dominikowi? Kate

poczuła przyspieszone bicie serca, gdy ujrzała Susie i Richarda. Wyglądali

na szczęśliwych, uśmiechali się i patrzyli sobie w oczy.

– Pasują do siebie – powiedział Dominik.

– Mhmm.

– My też kiedyś nieźle razem wyglądaliśmy.

Miał rację. Kate przypomniała sobie ich zdjęcie ślubne, a potem noc

poślubną. Cudowną, mimo że była w ciąży.

– Potrzebuję cię, Kate – szepnął jej do ucha. – Zostań dziś ze mną.

Odsunęła się lekko i popatrzyła na niego.

– Przecież ustaliliśmy...

– Wiem.

– Nie możemy cofnąć czasu – westchnęła.

– Więc przesuńmy wskazówki zegara do przodu.

Kate pomyślała, że jeśli się zgodzi, to będzie to z jej strony bardzo

nierozsądne. Ale czy ma ochotę być zawsze rozsądną?

– Dobrze – szepnęła.

– Słucham?

– Powiedziałam, że się zgadzam. Zostanę dziś z tobą. Oczy mu

pociemniały.

– W takim razie lepiej usiądźmy. Muszę oszczędzać siły. Prawie

background image

zapomniała o jego chorej nodze. Pomogła mu usadowić się na wózku.

Przyjęcie powoli dobiegało końca. Wszyscy wznieśli sokiem toast za

Susie i Johna, po czym lekarze i pacjenci zaczęli wracać do swoich

pokojów.

Kate odnalazła wzrokiem Johna i Andreę. Siedzieli razem i rozmawiali.

Ciekawe, które z nich zdobędzie się na odwagę, żeby zaproponować

wspólną noc?

– Sądzisz, że zostanie? – spytał Dominik.

– Nie mam pojęcia.

– Zostanie. Zobacz, kiwa głową.

John wyglądał na zdenerwowanego. Andrea pomogła mu się podnieść i

podała kule.

– Dojdzie sam do pokoju?

– Powinien. To niedaleko – uspokoił ją.

Około wpół do jedenastej Kate i Dominik pożegnali ostatnich gości i

wrócili do domu. Kate zajrzała do pokoju Stephie. Dziewczynka spała

mocno, a jej ubrania rozrzucone były po całym pokoju. Później zeszła do

kuchni, gdzie Dominik karmił kota.

– Co powiesz na kieliszek wina i jacuzzi? – spytał.

Serce zabiło jej szybciej, gdy przypomniała sobie o wielkiej,

wpuszczonej w podłogę wannie z masażem wodnym w łazience obok

sypialni Dominika. W tej samej chwili uświadomiła sobie, że słyszy szum

napełniającej wannę wody.

– Dobry pomysł – odparła.

Jej głos zadrżał jednak lekko i Dominik to usłyszał.

– Chodź tutaj.

Objął ją mocno. Słyszała przyspieszone bicie jego serca. A więc nie

background image

tylko ona jest zdenerwowana.

– Nie musimy się dziś kochać, jeśli nie chcesz.

– Oczywiście, że chcę. Martwię się tylko o twoją nogę.

– Jakoś sobie poradzę.

Delikatnie dotknął ustami jej ust, po czym pocałował ją mocniej.

– Może zrezygnujemy z tego wina i jacuzzi? Czekałem dwanaście lat i

nie mam zamiaru tracić ani chwili więcej.

– Dobrze – odparła. – Pójdę zakręcić wodę.

Nagle ciszę przerwało energiczne stukanie do drzwi. Na progu stał

Richard Price, ubrany tylko w spodnie. W pośpiechu nie zasznurował

nawet butów.

– Wejdź, proszę. Co się stało? – spytała Kate.

– Chodzi o Johna i Andreę. Pokłócili się. Chociaż nie, to za mało

powiedziane. W ich pokoju aż huczy. Krzyczą na siebie tak głośno, że

może trzeba coś z tym zrobić?

– Ja pójdę. – Dominik stanął tuż za Kate. Na jego twarzy nie było już

czułości, jedynie zawodowy niepokój. – Niedługo wrócę, poczekaj na mnie

– zwrócił się do Kate.

Patrzyła, jak Dominik i Richard odchodzą i zastanawiała się, czy

przypadkiem nie rozpętała czegoś gorszego. Może nie powinna była się

wtrącać? Może powinna była zostawić to wszystko psychologowi? Nie

mogła jednak patrzeć na cierpienia Johna... które teraz tylko się pogłębią.

Kolejne odrzucenie. Co ona najlepszego zrobiła?

Zamknęła drzwi i poszła do łazienki, żeby zakręcić kran. Wanna była

już prawie pełna, więc rozebrała się i zanurzyła w gorącej wodzie,

uruchamiając urządzenie do masażu. W rogu wanny zauważyła olejki z

lawendy i geranium. Apteczka pracoholika, pomyślała z lekkim

background image

rozbawieniem. Wlała kilka kropli każdego z nich do wody i położyła się

wygodnie, starając się rozluźnić.

Nie potrafiła jednak przestać myśleć o Johnie, Andrei i Dominiku.

Westchnęła i usiadła z powrotem. Może powinna tam pójść?

– Mamo, co się dzieje? Zdaje się, że ktoś walił do drzwi. Na progu

łazienki stała Stephie.

– Mały problem z pacjentami. Tata już się tym zajął. Dziewczynka

zmarszczyła brwi.

– W środku nocy? A co ty robisz w jego łazience? Kate nie czuła się na

siłach, żeby przedstawić prawdziwą wersję wydarzeń.

– Tata napuścił wody, ale zaraz musiał wyjść. Nie chciałam, żeby kąpiel

się zmarnowała.

– Aha. Masz może ochotę na herbatę? Mnie okropnie chce się pić.

– Świetny pomysł. Przyniesiesz mi ją tutaj?

– Pewnie.

Dziewczynka wyszła z łazienki i Kate położyła się z powrotem. Nie

była to jednak najlepsza pora na odpoczynek. Zresztą, zaraz powinien

wrócić Dominik. Wyszła więc z wanny, owinęła się jego szlafrokiem i

poszła do kuchni.

– Co to za problem z pacjentami? – spytała Stephie.

– Nie mogę powiedzieć.

Stephie nie pytała więcej. Najwyraźniej myślała o czymś innym.

– W przyszłą sobotę Kirsty i jej paczka planują wycieczkę łódką. Potem

będzie ognisko. Mnie też zaprosili. Będę mogła zostać tam na noc?

– Dobrze.

Może będą mieli z Dominikiem trochę czasu dla siebie? Stephie

ucałowała matkę i pobiegła z powrotem na górę. Po chwili w kuchni

background image

pojawił się Dominik.

– I jak poszło?

– Trochę się uspokoili. Nie zrobili sobie krzywdy, stłukli tylko wazon.

Andrea wyszła z pokoju, a ponieważ John nie mógł iść za nią, rzucił nim w

ścianę.

– O Boże. A co teraz robią?

– Siedzą na kanapie i rozmawiają. Andrea płacze, a John ją pociesza.

– Czy to znaczy, że jest jakiś postęp?

– Mam nadzieję. Powiedziałem im, że jutro porozmawiamy. Pomożesz

mi?

– Ja? Przecież to wszystko przeze mnie... Uśmiechnął się.

– Nie jest tak źle, jakoś sobie poradzą. Mnie tymczasem strasznie boli

noga. – Popatrzył na nią uważniej. – Czemu masz na sobie mój szlafrok?

– Wzięłam kąpiel. Aha, powinnam ci też powiedzieć, że Stephie się

obudziła. Była tu przed chwilą.

– Więc nici z naszych planów... Przykro mi, Kate. Chyba lepiej będzie,

jeśli wezmę aspirynę i pójdę spać. – Pogłaskał ją po policzku. – Ale może

jutro?

Może tak, a może nie. Miał absolutną rację, kiedy mówił, że praca

pochłania go bez reszty. Kate leżała w swoim łóżku sama, wciąż otulona

szlafrokiem Dominika. Tęskniła za nim...

Następnego ranka John i Andrea wyglądali na bardzo zmęczonych – ale

przynajmniej zaczęli ze sobą rozmawiać.

Dominik spotkał się z każdym z nich osobno. Namówił też Andreę na

rozmowę z Martinem Grayem. Kate nie brała w tym udziału, czując, że

narobiła już dość zamieszania. Poza tym musiała zająć się Laurencem

Carterem, który skarżył się na ból w piersi i miał problemy z oddychaniem.

background image

– Sądzę, że powinniśmy go przewieźć do szpitala – powiedziała

Dominikowi po skończeniu badania. – Nie czuje się najlepiej.

– Serce?

– Tak sądzę. Zresztą, popatrz na wynik ekg.

Zapis wskazywał na lekki zawał serca. Dominik powiedział o tym

pacjentowi, który wcale nie był zaskoczony.

– Czułem, że coś jest nie tak. Trudno, wola boska.

Przewieziono go karetką do szpitala. Wieczorem zawiadomiono

ośrodek, że po południu miał drugi, znacznie poważniejszy zawał, po

którym zmarł.

– Żal mi go – powiedział Dominik cicho. – Prawdziwy dżentelmen

starej daty.

Kate posmutniała. Ale może tak jest dla niego lepiej?

Atmosfera w klinice również nie była najweselsza. Zarówno lekarze,

jak i pacjenci chodzili przygaszeni. Kate zrozumiała, że naprawdę

stanowili tu rodzinę, która właśnie straciła jednego z członków.

Wydarzenia ostatnich dni miały jednak i swoje dobre strony – połączyły

przyjaźnią dwoje innych pacjentów. Peggy Donaldson, która była po

operacji wszczepienia protezy stawu biodrowego, i Anthony Walker,

któremu wymieniono staw kolanowy, do tej pory jedynie uśmiechali się do

siebie uprzejmie na korytarzu. Później jednak zaczęli rozmawiać, jedli

razem lunch i oglądali telewizję. Kate spotkała ich też na spacerze.

Zastanawiała się, czy między tą parą owdowiałych ludzi nie zrodzą się

jakieś cieplejsze uczucia.

Gdy powiedziała o tym Dominikowi, ten skinął głową.

– Też to zauważyłem. Życzę im jak najlepiej, zwłaszcza że mają wiele

wspólnych cech, a poza tym oboje są samotni.

background image

Kate uśmiechnęła się ze znużeniem.

– Łatwo nam rozwiązywać problemy innych, prawda? Szkoda, że nie

radzimy sobie z własnymi.

– Bo nie mamy ani chwili dla siebie. Zawsze nam ktoś przeszkadza.

– Stephie wyjeżdża na całą niedzielę. Możesz poprosić Jeremy’ego,

żeby cię zastąpił?

– Pewnie tak.

– Wobec tego pojedźmy do mnie. Dominik otworzył szeroko oczy.

– A twoi sąsiedzi?

– Masz rację. Więc może spędzimy weekend w jakimś hotelu?

Potrząsnął głową.

– Zostaniemy tutaj. Powiesz wszystkim, że się źle czuję, jestem

zmęczony i potrzebuję odpoczynku.

– Myślisz, że mi uwierzą?

– No to trzeba będzie powiedzieć im prawdę.

– Nie. Powiemy, że bierzemy wolny dzień i wyjeżdżamy, żeby

odpocząć.

Nie musieli jednak nic mówić. Pod koniec tygodnia Jeremy oświadczył

prosto z mostu, że oboje wyglądają jak z krzyża zdjęci.

– Powinniście mieć trochę czasu dla siebie. Trzeba być ślepym, żeby

nie zauważyć, co się z wami dzieje. Sam kocham żonę, więc potrafię

rozpoznać symptomy. I widzę, jak na siebie patrzycie.

Kate zaczerwieniła się.

– Cała sytuacja jest trochę bardziej skomplikowana – powiedział

Dominik.

– Zawsze tak się mówi, ale sami musicie ją rozwiązać, i dlatego

zastąpię was w czasie weekendu. W ośrodku nie ma żadnych pilnych

background image

spraw, a poza tym, Dominik, zdaje się, że nie chodziłeś zbyt często na

fizykoterapię.

– To prawda – przyznała Kate. – Był zbyt zajęty, żeby znaleźć na to

czas.

Dominik westchnął i chciał coś powiedzieć, ale Jeremy przerwał mu

stanowczo:

– Wiesz, na czym polega twój problem? Uważasz, że jesteś

niezastąpiony. Jesteś świetnym lekarzem, ale my też co nieco potrafimy.

Musisz zacząć dzielić się swoimi obowiązkami i mieć czas nie tylko dla

pacjentów, ale i dla rodziny.

– Może i masz rację – powiedział Dominik cicho. – Dzięki za

propozycję. Weźmiemy wolny weekend.

Kate odetchnęła. Nareszcie.

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

W piątek Kate zaczęła wątpić, czy uda im się spędzić razem weekend.

Karen Lloyd, pacjentka z urazem kręgosłupa szyjnego, potrzebowała

częstych zabiegów akupunktury i fizykoterapii. Dominik długo zastanawiał

się nad programem jej kuracji, odłożywszy inne obowiązki na później.

Tymczasem Kate przeniosła się z jego gabinetu do pokoju Sally Roberts.

Lekarka wciąż była nieobecna – zaraziła się ospą od swoich dzieci.

Dominik w dalszym ciągu intensywnie pracował. Kate nie wiedziała,

ile środków przeciwbólowych przyjmował w ciągu dnia, i wolała o to nie

pytać. Na pewno za dużo. Dyskusja z nim nie miałaby jednak sensu – i tak

zawsze robił to, co uważał za stosowne.

Rano przeprowadziła badanie kontrolne Peggy Donaldson, pacjentki z

protezą stawu biodrowego, której przyjaźń z Anthonym Walkerem kwitła.

Ból najwyraźniej złagodniał, a proteza funkcjonowała znakomicie. Kate

była zadowolona z przebiegu kuracji.

– Odstawimy na razie środki przeciwbólowe. Jeśli ból się nasili, proszę

wziąć jedną tabletkę. Nie musi już pani przyjmować ich regularnie.

Pani Donaldson kiwnęła głową.

– Czuję się świetnie.

– A jak pani idzie fizykoterapia?

– Nieźle. Terapeutka jest zadowolona z moich postępów. Chce, żebym

zaczęła pływać, ale nie robiłam tego od lat.

– Poradzi sobie pani. A jeśli czuje się pani niepewnie w wodzie, proszę

zaprosić kogoś do towarzystwa. Czy pan Walker umie pływać?

Pani Donaldson zaczerwieniła się lekko.

background image

– Nie wiem. Zapytam go.

– Jeśli nie, to John Whitelaw jest świetnym pływakiem. Na pewno pani

pomoże.

– Przecież on nie ma nóg!

– Wcale mu to nie przeszkadza. Wygrywa ze mną wyścigi, a ja nieźle

pływam.

– Wobec tego spytam go, czy mogę mu towarzyszyć, zanim

porozmawiam z Anthonym. Wolę najpierw trochę poćwiczyć, żeby nie

wyjść na łamagę.

Kate uśmiechnęła się. Zakochane kobiety zawsze zachowują się tak

samo. Wiek nie odgrywa żadnej roli.

Podczas popołudniowych badań miała okazję porozmawiać również z

Anthonym Walkerem.

– Czy zaproponowano już panu pływanie? – spytała, uważnie oglądając

blizny na kolanie.

– Mój fizykoterapeuta wspominał o tym.

Kate sprawdziła następnie, czy rana pooperacyjna goi się prawidłowo.

– Więc czemu pan nie spróbuje?

– Od lat nie pływałem. Pewnie bym się utopił. Kate roześmiała się.

– Niedawno usłyszałam to samo od pani Donaldson.

– Od Peggy? – Wyglądał na zaciekawionego. – Naprawdę?

– I zdaje się, że ma zamiar spróbować.

– Jeśli tak, to ja też mogę.

– Na pewno pan sobie poradzi. Bierze pan dalej środki przeciwbólowe?

– Już ich nie potrzebuję. Przestałem je brać kilka dni temu. Pielęgniarka

powiedziała, że zostawi mi trochę na wszelki wypadek. Na początku to

kolano bolało mnie okropnie. Uszkodziłem je w wieku osiemnastu lat,

background image

spadając z motoru, i całe życie miałem z nim problemy. Ale nigdy nie

czułem się tak dobrze jak teraz.

A więc kolejny sukces.

O piątej Kate poszła do gabinetu Dominika i zastała go pochylonego

nad stosem dokumentów.

– Jak się masz?

– Tak sobie. Muszę popracować nad tymi papierzyskami jeszcze jakieś

cztery godziny. A co u ciebie?

– Skończyłam na dzisiaj. Pójdę teraz sprawdzić, czy Stephie ma

wszystko, co potrzebne na wycieczkę. Potem wrócę tu na kolację. Masz

zamiar w ogóle coś jeść dziś wieczorem?

– Co mówisz?

Nie słuchał. Jego głowa znów pochylała się nad biurkiem. Kate z

ciężkim sercem wyszła z gabinetu.

Pokój Stephie wyglądał jak po trzęsieniu ziemi. Kate skonfiskowała

walkmana i czasopismo, po czym zapowiedziała córce, że nigdzie nie

pojedzie, jeśli nie uporządkuje tego bałaganu. Doskonale zdawała sobie

sprawę, że córka pojechałaby na wycieczkę nawet wtedy, gdyby nie

kiwnęła palcem, ale Stephie na szczęście nie miała o tym pojęcia.

Sprzątanie zajęło jej godzinę. Kiedy Kate sprawdziła efekty, spytała:

– Czemu twój pokój zawsze tak nie wygląda?

– Bo wtedy nie mogłabym niczego znaleźć. Logika typowa dla

nastolatki. Kate westchnęła.

– Spakuj teraz to, co ci będzie potrzebne, i nie wyrzuć przy okazji

znowu wszystkiego z szuflad. Potem pójdziemy na kolację.

W stołówce nie było Dominika i, jak poinformowano Kate, dotychczas

w ogóle się tam nie pojawił. Kate wzięła więc talerz z sałatką i poszła do

background image

gabinetu.

– Jedz.

Postawiła talerz na szczycie sterty papierów. Dominik podniósł głowę,

spoglądając na nią znad okularów.

– To już pora na kolację?

– Tak. – Kate przysiadła na brzegu biurka i ledwo powstrzymała się,

żeby nie przeczesać rękoma jego rozwichrzonej czupryny. – Nad czym

pracujesz?

Zdjął okulary.

– Sprawy administracyjne – odparł ziewając.

– Ale mam nadzieję, że nie będziesz ich załatwiał jutro? Popatrzył jej w

oczy.

– Nie. Jutro jest tylko dla nas.

Znowu spojrzała na zasłane dokumentami biurko.

– Na pewno?

– Tak – odparł cicho, zaczynając jeść sałatkę. Wróciwszy do domu,

Kate zastała Stephie ubraną w kostium kąpielowy.

– Jest okropnie gorąco, idę popływać. Pójdziesz za mną?

– Chętnie.

Na pływalni zastały kilku członków klubu sportowego – większość

stanowili jednak pacjenci ośrodka. Był oczywiście John Whitelaw, który

spędzał w wodzie niemal cały wolny czas. Tego dnia udzielał Peggy

Donaldson lekcji pływania.

Kate poszła do przebieralni, a w drodze powrotnej spotkała

Anthony’ego Walkera.

– Dobry wieczór. Zamierza pan posłuchać rady fizykoterapeuty?

– Postanowiłem spróbować. O, jest i Peggy. Gdybym wiedział, wcale

background image

bym się nie pokazał. Wyjdę na ostatniego łamagę.

Kate uśmiechnęła się porozumiewawczo.

– Ona też by nie przyszła. A przecież wcale nie musicie od razu

zaczynać poważnego treningu. Zresztą, basen nie jest głęboki. Można w

nim spacerować.

Anthony Walker odłożył ręcznik na ławkę i podszedł do brzegu. Peggy

zauważyła go od razu.

– Anthony! To bardzo łatwe, spróbuj!

Zszedł po schodkach do wody, zanurzył się ostrożnie i zaczął płynąć

bez wysiłku. John uśmiechnął się do Kate porozumiewawczo i podpłynął

do niej.

– Pani doktor dziś nie pływa?

– Pływa. Ale żadnych wyścigów, przed chwilą jadłam kolację.

– Ja też. Chciałem się tylko trochę ochłodzić i odpocząć... Andrea

przyjeżdża na weekend. Nie wiem, co z tego wyjdzie. Ostatni wypadł

koszmarnie, ale przynajmniej zaczęliśmy rozmawiać. Mam nadzieję, że

tym razem nie rozbijemy całej zastawy stołowej.

Kate usiadła na brzegu basenu i zanurzyła stopy w wodzie.

– O której przyjeżdża?

– Chyba koło ósmej. – Spojrzał na zegar, który wskazywał siódmą. –

Postanowiłem, że tym razem Andrea zobaczy moje nogi. I... bardzo się

tego boję. Może pomyśli, że jestem odrażający.

– Co ty mówisz! Moim zdaniem ona się martwi tylko tym, czy

właściwie zareaguje. To wszystko.

– I tak trzeba kiedyś przez to przejść. Nie mam zamiaru przez resztę

życia ubierać się i rozbierać przy zgaszonym świetle. I tak jest to bardzo

trudne – sama lewa noga zajmuje mi dziesięć minut. Ale z prawą jest dużo

background image

łatwiej.

– A jak twoje ćwiczenia w chodzeniu?

– Chyba nieźle, ale ciągle muszę sprawdzać w lustrze, czy mam

właściwą postawę.

– Dzieci bardzo długo uczą się chodzić. Z tobą będzie podobnie.

John westchnął ciężko.

– Wiem. Żeby tylko wszystko się ułożyło z Andreą... Bardzo mi jej

brakuje. – Podniósł głowę i spojrzał na Kate oczami błyszczącymi od łez. –

Czasem wydaje mi się, że straciłem dużo więcej niż tylko nogi.

– Musisz próbować dalej. Dotąd nie brakowało ci silnej woli.

– Ale tu nie chodzi o mnie, tylko o Andreę. Nie wiem, czy poradzi sobie

psychicznie z moim kalectwem.

– Więc ty musisz mieć odwagę za dwoje.

– Czy to pomoże? Tak czy inaczej, muszę już iść założyć protezy.

Dzięki za dobre słowa.

Wdrapał się na wózek, zwolnił blokadę hamulców i nagle zbladł. Kate

odwróciła głowę. Na drugim końcu basenu stała Andrea. Kate odniosła

przelotne wrażenie, że zaraz ucieknie, ale zamiast tego podeszła wolno do

męża. Przez chwilę patrzyli na siebie bez słowa, po czym Andrea

uśmiechnęła się nieśmiało.

– Cześć – rzekła półgłosem.

– Cześć. – Głos Johna był ochrypły z emocji. – Wcześnie przyjechałaś.

Właśnie miałem się przebrać.

– Wobec tego... hmm... poczekam. – wyjąkała. – Może w barze?

Wahał się przez chwilę, po czym zaryzykował.

– Przebiorę się w pokoju. Pójdziesz ze mną?

Nie czekał na odpowiedz. Okrążył wózkiem basen i skierował się do

background image

wyjścia. Andrea bez słowa podążyła za nim.

A więc ten weekend miał przynieść odpowiedź na wiele pytań... Kate

westchnęła. Oby tylko udało się odciągnąć Dominika od pracy.

Stephie pływała z Jasonem, który właśnie skończył zajęcia.

– Idziesz do domu? – spytała ją Kate. Dziewczynka potrząsnęła głową.

– Zostanę jeszcze trochę.

Kate zawahała się, po czym zostawiła ich samych. Jason jest

rozsądnym chłopcem. Zresztą Dominik już z nim rozmawiał o Stephie.

Jason stwierdził, że Jest sympatyczna, ale to jeszcze dzieciak”. Dominik

surowo przykazał mu o tym nie zapominać.

Kate wróciła więc do domu sama i przygotowała rzeczy do prania.

Stephie wróciła około wpół do dziewiątej i, odzyskawszy swojego

walkmana, poszła do siebie. Kate poczekała jeszcze dwie godziny, po

czym sama położyła się spać. Dominik się nie pojawił. Może chciał

skończyć przeglądanie dokumentów przed weekendem?

Nie słyszała, kiedy wrócił. Gdy o siódmej zeszła do kuchni, żeby

przygotować śniadanie dla Stephie, po którą o ósmej mieli przyjechać

znajomi, drzwi sypialni Dominika były zamknięte. Wyprawiła córkę na

wycieczkę i postanowiła zajrzeć do niego. Spał rozciągnięty na plecach –

w tej samej pozycji sypiała Stephie.

Kate wyszła do ogrodu. Wprawdzie wolałaby z nim zostać, ale i tak nie

rozwiązałoby to problemów, z którymi muszą się uporać. Powinni najpierw

szczerze porozmawiać. Czy Dominik rzeczywiście chce, żeby z nim

została, czy może po prostu znudziła mu się samotność i potrzebuje

towarzystwa?

Wyrwała kilka chwastów spomiędzy kwitnących bylin i rozwiesiła

pranie. Kiedy wróciła do kuchni, Dominik pił właśnie herbatę. Odstawiła

background image

pusty kosz.

– Dzień dobry.

W odpowiedzi mruknął coś niewyraźnie. Kate nalała sobie herbaty i

usiadła przy stole.

– O której się wczoraj położyłeś?

– Około piątej. Miałem trochę roboty.

– Nie mogła poczekać?

– Nie.

– Więc będziemy mieli weekend tylko dla siebie?

– Jeśli nie nastąpi trzęsienie ziemi... Wezmę prysznic, przebiorę się i

możemy jechać.

– Dokąd?

Wstał i sięgnął po kule.

– Na przejażdżkę po posiadłości. Chcę, żebyś ją dokładnie obejrzała,

zanim podejmiesz jakąś decyzję. Z ośrodkiem jest związanych mnóstwo

ludzi w okolicy – nie tylko lekarze, ale też dzierżawcy i pracownicy

stadniny. Wszyscy w jakiś sposób są ode mnie zależni. Nie mogę ich

zawieść. Chcę, żebyś to sobie wyraźnie uświadomiła. Potem zdecydujesz,

czy zostaniesz czy nie.

Stali na parkowym wzgórzu, patrząc na rozciągające się przed nimi

pola. W oddali widać było jeźdźca na koniu – słyszeli nawet niewyraźny

tętent kopyt. Na brzegu lasu pasł się jeleń.

Kate była zachwycona.

– Tu wszystko jest takie piękne: dom, park, farmy, pola...

– To studnia bez dna. Wczoraj przeglądałem rachunki i zdaje się, że w

tym roku po raz pierwszy wyjdziemy na czysto. Może nawet dostanę

background image

pensję.

Popatrzyła na niego ze zdumieniem.

– Nie dostawałeś dotąd pensji?

– Nie.

– Przecież co miesiąc przysyłałeś mi pieniądze.

– Oczywiście. Mam zobowiązania wobec Stephie. One są

najważniejsze.

Kate westchnęła.

– Gdybym tylko wiedziała, postarałabym się bardziej oszczędzać. Może

byłoby ci łatwiej.

– Nie o to chodzi. – Uśmiechnął się smętnie. – Pieniądze na utrzymanie

Stephie to nic w porównaniu z wydatkami na ośrodek. Sam dom kosztuje

mnie co roku parę tysięcy.

– Więc ośrodek nie zarabia na siebie?

– Starcza tylko na bieżące wydatki. Ostatnio unowocześniliśmy

siłownię. Poza tym musiałem sprzedać dwie farmy i kilka domków, żeby

spłacić hipotekę. Wciąż trzeba pokrywać dachy, naprawiać kanalizację i

płoty, dbać o trawniki, żywopłoty, lasy. Oczywiście są jeszcze pacjenci,

których nie mogę zawieść, i lekarze potrzebujący moich rad. I tak bez

końca. – Popatrzył jej w oczy. – Prosiłaś mnie o trochę czasu. Nie mam go.

Nie jestem w stanie całkowicie oderwać się od pracy. Mogę znaleźć w

ciągu dnia godzinę lub dwie, ale nie więcej.

– Ktoś powinien ci pomóc.

– To kosztuje. A poza tym i tak muszę sam podejmować decyzje.

– Możesz zatrudnić zarządcę.

– Już jest. I to przepracowany.

– Więc znajdź mu pomocnika. Nie powinieneś tracić czasu na

background image

papierkową robotę.

Zmienił temat.

– Mam jeszcze jedno zmartwienie. Potrzebuję lekarza, bo Sally Roberts

chce zrezygnować.

– Przyjęłabym tę posadę, gdybym wiedziała, że mamy przed sobą jakąś

przyszłość.

Popatrzył na nią uważnie.

– Czy ty na pewno wiesz, co mówisz, Kate? Ta praca wymaga

ogromnego zaangażowania. Pacjenci mogą zadzwonić do ciebie o każdej

porze dnia i nocy. Spacerują po ogrodzie, co ogranicza twoją prywatność.

Czasem nawet nie mogę zjeść lunchu, bo ktoś ma do mnie jakąś sprawę. I

tak osiem dni w tygodniu, przez całą dobę. Potrafisz to wytrzymać?

– A dostanę szansę, żeby spróbować?

– Nie wiem, Kate. Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo już raz mnie

zraniłaś.

– Wcale tego nie chciałam. Myślałam, że tylko czekasz na to, żeby

pozwolić ci odejść.

Popatrzyli sobie w oczy.

– Później miałem nadzieję, że jeśli zacznę pracować w tym samym

szpitalu, może zmienisz zdanie i pozwolisz mi wrócić.

– A te twoje flirty z pielęgniarkami?

– Wcale nie było ich tak dużo. Poza tym chciałem, żebyś była

zazdrosna.

– I myślałeś, że cię przyjmę? Dominik, ja nie czułam się zazdrosna,

tylko upokorzona. Nienawidziłam cię za to. – Urwała, po czym dodała

łagodnie: – Mimo że jednocześnie wciąż cię kochałam.

Otarł łzę płynącą po jej policzku.

background image

– Nie okazywałaś tego. Kiedy wchodziłem do pokoju, ty wychodziłaś.

Kiedy przyjeżdżałem po Stephie, ledwie mnie zauważałaś. Jak mogłem się

zorientować, że wciąż mnie kochasz?

– Chciałam wtedy uciec – odparła drżącym głosem. – I zrobiłabym to,

gdyby nie Stephie.

– Kate, gdzie popełniliśmy błąd? Objął ją mocno.

– Sama nie wiem. Prawie nie odzywaliśmy się do siebie. Ile razy można

powtarzać, że nie mieliśmy dla siebie czasu?

– Ale nie powinniśmy byli się tak łatwo poddawać. Podniosła głowę i

spojrzała mu w oczy.

– A jak będzie teraz? Masz jeszcze więcej pracy, poza tym

przyzwyczaiłeś się do samotności. Nie jestem pewna, czy znajdzie się tu

miejsce dla mnie i Stephie. Chyba że zmienisz tryb życia.

– Nie mogę. Myślałem, że to zrozumiesz. Odsunęła się od niego.

– Więc znów będzie tak samo? Pięć minut dla siebie po ciężkim dniu

pracy? I kiedy ten dzień będzie się kończył? O piątej nad ranem, jak

wczoraj?

Przeczesał palcami włosy.

– Kate, ja tylko chciałem ci pokazać, jak wygląda sytuacja w ośrodku.

– Co to ma do rzeczy?

– Bardzo wiele. Z medycznego punktu widzenia odnieśliśmy sukces,

ale sytuacja finansowa nie jest najlepsza. Uważam, że powinnaś o tym

wiedzieć.

– Dlaczego? Myślisz, że przestanę cię kochać, bo nie jesteś bogaty?

– Nie mogę ci zapewnić bezpieczeństwa i dostatku.

– A szesnaście lat temu mogłeś? Dominik, pieniądze nie mają z tym nic

wspólnego.

background image

– Dla mnie mają – powtórzył z uporem. – Chciałem, żeby ośrodek

zaczął przynosić dochód, zanim wrócę do ciebie i...

– I?

Wahał się przez chwilę.

– Miałem zamiar poprosić, żebyś do mnie wróciła, ale nie po to, żeby tu

pracować, tylko żeby ze mną mieszkać. Masz własną pracę.

– Zastępstwa w klinikach.

– Chociażby.

– A czy poprosiłbyś mnie o pomoc, gdyby nie ten wypadek?

– Nie.

– Więc nie chciałeś, żebym z tobą pracowała?

– Prosić cię o to nie byłoby fair. Ta praca wymaga zbyt dużego

zaangażowania.

– Niekoniecznie.

– Ale dzięki temu odnosimy sukcesy. Kate potrząsnęła głową.

– Odnosicie sukcesy dzięki dobrej pracy zespołowej. Ludzie wejdą ci

na głowę, jeśli im na to pozwolisz. Musisz mieć trochę prywatności.

– Nie mogę zawieść pacjentów.

– Za to zawiodłeś mnie. A teraz znów chcesz to zrobić.

– Nie o to chodzi. Już raz nasz związek się rozpadł i nie wiem, czy

starczy mi odwagi, żeby spróbować od nowa. Nie potrafię się zmienić. Ten

ośrodek to moje życie. Nie mogę jednak oczekiwać, że stanie się również

twoim.

– Mogę spróbować. Problem w tym, czy mi na to pozwolisz, czy

podzielisz się ze mną obowiązkami? Mogę zrobić kurs z akupunktury i

zastępować cię przy zabiegach. Mogę też odświeżyć moją wiedzę

anestezjologiczną, żebyś nie musiał zatrudniać dodatkowej osoby. Ale czy

background image

się na to zgodzisz?

Dominik oparł się o maskę samochodu i przyjrzał się Kate uważnie.

– Czemu miałabyś to robić?

– Bo cię kocham – odparła wprost. – Bo przez te wszystkie lata nie

mogłam zapomnieć, jak cudownie jest być kochaną przez ciebie.

Tęskniłam za tobą. Wiem, jak bardzo jesteś oddany pracy, rozumiem to i

chcę z tobą pracować. Muszę tylko mieć pewność, że znajdziemy też czas

dla siebie.

– Nie wiem, nie wiem... Ja też cię potrzebuję, Kate. Nie było dnia,

żebym o tobie nie myślał, ale wolę pozwolić ci odejść, niż patrzeć, jak się

tu zaharowujesz.

Wzięła go za ręce.

– Ja już raz pozwoliłam ci odejść i popatrz, co z tego wynikło. Wolę

zostać przykuta kajdanami do recepcji, niż stąd wyjechać.

– Naprawdę?

– Tak.

Przyciągnął ją do siebie, objął dłońmi jej twarz i zaczął ją całować.

Kiedy wreszcie podniósł głowę, Kate poczuła, że nogi się pod nią uginają.

– Chodź – powiedział miękko. – Chcę cię zabrać do miasta.

– Po co?

Kręciło jej się w głowie. Wolałaby położyć się na trawie i przytulić do

niego mocno.

– Zobaczysz.

Znowu narzekając na brak miejsca, Dominik usadowił się na przednim

siedzeniu. Kate starała się skupić na prowadzeniu samochodu. Zgodnie ze

wskazówkami dotarła do małego miasteczka i zaparkowała na rynku.

Dominik poprowadził ją przez ulicę do niewielkiego budynku,

background image

pamiętającego czasy Tudorów. Mieściły się tam kawiarenka i sklep z

antykami.

– Idziemy na herbatę? – spytała Kate ze zdziwieniem.

– Za chwilę.

Weszli do sklepu. Stojąca za ladą kobieta powitała ich z uśmiechem:

– Doktor Heywood! Miło znów pana widzieć. Jak się pan czuje?

– Już lepiej, dziękuję. Szukam pierścionka dla Kate. Ma pani coś

odpowiedniego?

– Pierścionka? – powtórzyła zdumiona Kate. – Przecież mam obrączkę.

– Ale nie masz pierścionka zaręczynowego.

– To prawda. Nie było na to czasu. Nasze zaręczyny trwały tylko dwa

tygodnie.

– Więc dostaniesz go teraz. Tym razem wszystko musi być jak należy.

Właścicielka sklepu uśmiechnęła się szerzej.

– Panie Heywood, zdaje się, że powinnam złożyć panu gratulacje?

Dominik właśnie miał coś odpowiedzieć, ale Kate była szybsza.

– Nie jestem pewna. Jeszcze mi się nie oświadczył. Odwrócił się i

spojrzał na nią błyszczącymi oczami.

– Kate, wyjdziesz za mnie?

– Myślę, że tak.

– Świetnie, a teraz pierścionek. Najlepiej z diamentami. Może ten?

– Czemu z diamentami? – spytała Kate zaciekawiona.

– Bo są symbolem trwałości – odparł. – A tego nam właśnie potrzeba.

Łzy wzruszenia napłynęły jej do oczu.

Pierścionek był nieduży, ale bardzo piękny. Prosty rząd kamieni w stylu

wiktoriańskim. Kate miała nadzieję, że jego zakup nie doprowadzi ośrodka

do bankructwa.

background image

Dominik wsunął go jej na palec. Wyglądał doskonale. Dominik wypisał

czek i poszli do kawiarni.

– Jak miło, że wpadliście! – powitała ich wesoło właścicielka. – Pani

jest pewnie Kate. Stephie dużo mi o pani opowiadała. Co podać?

– Herbatę i szarlotkę, Jacquie.

– Jak zwykle. Co kupowaliście w sklepie z antykami? Coś do domu?

Dominik uśmiechnął się do Kate.

– Nie, pierścionek zaręczynowy. Jacquie omal nie upuściła imbryka.

– Co proszę?

– To, co słyszysz. Mamy zamiar jak najszybciej się pobrać. Jacquie

ucałowała Dominika i uściskała serdecznie Kate.

– Dbaj o niego. Wszyscy go tu bardzo lubimy, to wspaniały człowiek.

– Obiecuję.

Najwyraźniej Dominik cieszył się w okolicy ogólną sympatią.

Kate stała w otwartych drzwiach, patrząc na oświetlony blaskiem

księżyca ogród. Noc była spokojna, wiał lekki wietrzyk, który chłodził jej

nagie ciało.

– Kate, wszystko w porządku? – dobiegł ją głos Dominika z głębi

sypialni.

W porządku? Czuła się wspaniale. Tak wspaniale się z nią kochał!

Potem oboje zasnęli, a ją obudził Włóczykij. Zabrała go więc do kuchni i

dała coś do jedzenia.

– Tak – odpowiedziała Dominikowi. – Kot mnie obudził.

– Będzie się musiał przyzwyczaić do twojej obecności. Podszedł do

niej, utykając lekko, i przytulił do siebie. Jego ramiona były mocne i

ciepłe. Pragnął jej. Poczuła dreszcz pożądania.

background image

– Dominik – szepnęła – wszystko będzie dobrze, prawda? Oparł brodę

na jej czole.

– Na pewno. Tym razem cię nie zawiodę.

Nigdy już nie pozwoli mu odejść. Wspięła się na palcach i pocałowała

go.

– Kocham cię.

– Ja ciebie też. Zawsze cię kochałem i nigdy nie przestanę. Szkoda

tylko, że potrzeba mi było dwunastu lat, żeby to zrozumieć.

– A zostało nam jeszcze jakieś czterdzieści. Nie możemy ich

zmarnować.

– Nie zmarnujemy. Mam wobec ciebie konkretne plany, kochanie.

Zacznijmy od zaraz.

Przytulił ją mocniej, pocałował i Kate zrozumiała, że wróciła do

domu...

background image

EPILOG

Panna młoda wyglądała pięknie. Szła do ołtarza wyprostowana,

nieznacznie tylko opierając się na ramieniu ojca. Kate spojrzała na

Dominika ze wzruszeniem.

– Udało jej się – powiedziała miękko.

– Zawsze wiedziałem, że sobie poradzi.

Richard, dumny i szczęśliwy, wziął Susie za rękę. Stanęli razem przy

ołtarzu.

Obok Kate stał wyprostowany John Whitelaw. Stanowili teraz z Andreą

nierozłączną parę. Kate także odnalazła swoje szczęście. Popatrzyła z

uśmiechem na Dominika.

– Kocham cię, pani Heywood – szepnął.

– Ja ciebie też.

W torebce miała prezent ślubny od niego – posrebrzane kajdanki.

– Jeśli poczujesz, że mamy dla siebie za mało czasu, skuj nas i zmuś do

rozmowy.

Na razie ich nie potrzebowała. Pracowali razem i kiedy chcieli, zawsze

znajdowali dla siebie wolną chwilę.

Przyszłość ośrodka nadal była niepewna. Wymagała ciężkiej pracy – ale

teraz mogli dzielić się obowiązkami i wspólnie witać każdy nowy dzień.

Na pewno będą musieli walczyć z wieloma problemami – jak Richard z

Susie i John z Andreą. Kochali się jednak i Kate wierzyła, że dzięki temu,

krok po kroku, zdołają osiągnąć to, co sobie zaplanowali. Nie wszystko

naraz...


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Anderson Caroline Nie wszystko naraz
062 Anderson Caroline Nie wszystko naraz
Anderson Caroline Nie wszystko naraz
Anderson Caroline Nie tylko w święta Harlequin Medical 295
Anderson Caroline Nie tylko w swieta
024 Anderson Caroline Nic nie mogę ci ofiarować
Anderson Caroline Nic nie mogę ci ofiarować Medical Romance 24
Anderson Caroline Nic nie moge ci ofiarowac
024 Anderson Caroline Nic nie mogę ci ofiarować
24 Anderson Caroline Nic nie mogę ci ofiarować Romantyczna jesień
024 Anderson Caroline Nic nie moge ci ofiarowac
024 Anderson Caroline Nic nie moge ci ofiarowac
Mikrofony z Tu 154 Nie wszystko co ważne stało się w kabinie
diagnostyka nie wszystko
pytania z r- nie wszystkie, Zarządzanie studia licencjackie, rachunkowość
Ale to nie wszystko
Baterie to nie wszystko
Przed wyborami Pan Jezus JESZCZE NIE WSZYSTKO STRACONE
Modny klapek to nie wszystko

więcej podobnych podstron