Anderson Caroline Nie wszystko naraz

background image

Caroline Anderson

Nie wszystko naraz

(One step at a time)

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

– Mamo, telefon! Ze szpitala! – Stephie,

kilkunastoletnia córka Kate,

zakryła dłonią

słuchawkę. – Pewnie chcą, żebyś przyszła i

zarobiła kupę forsy. Może dostanę nową

wieżę?

– Nie licz na to! – otrze

źwiła ją Kate. –

Nie mam zamiaru ogłuchnąć na starość. A

teraz idź się myć.

– Prosz

ę chwilkę zaczekać – rzuciła

Stephie wesoło do słuchawki. – Doktor
Heywood zaraz podejdzie.

Mogę wiedzieć,

w jakiej sprawie państwo dzwonią?

Kate odebra

ła słuchawkę swojej

cudownej córce,

zanim ta zdążyła rozgadać

się na dobre – na przykład na temat

zarobków lekarzy i cen sprzętu hi-fi.

– Dobry wieczór, tu doktor Heywood. W

czym mogę pomóc?

– Czy to pani Katherine Heywood?
Pytanie to nie zosta

ło postawione

background image

suchym, rzeczowym tonem, typowym dla

rozmów służbowych. Głos, który Kate

usłyszała w słuchawce, był łagodny i

ostrożny. Poczuła niepokój. Czyżby coś się

stało? Przecież Stephie jest przy niej, cała i
zdrowa.

– Id

ź się myć – powtórzyła córce, po

czym zaczekała, aż dziewczynka wyjdzie z
pokoju. – Tak, to ja.

– Pani Heywood, dzwoni

ę z polecenia

pani męża.

Kate uspokoi

ła się. Najwyraźniej

rozmawia z jedną z sekretarek Dominika,

który z powodu nadmiaru zajęć nie może

zabrać córki na weekend.

– Mojego by

łego męża – poprawiła

odruchowo. –

Oczywiście, rozumiem.

Nagły wypadek i konieczna operacja.

W s

łuchawce na chwilę zaległa cisza.

– Wi

ęc pani już wie?

Kate roze

śmiała się beztrosko.

– Nie, zgaduj

ę. To do niego podobne.

– Podobne? – Tym razem w g

łosie

background image

zabrzmiało zakłopotanie. – Czy on często
ulega wypadkom?

Kate ogarn

ął niepokój.

– Chwileczk

ę, a co się właściwie stało?

– Pani m

ąż miał wypadek.

– O Bo

że! Coś poważnego?

Palce Kate zacisn

ęły się na słuchawce.

Słyszała kroki Stephie na górze, szum

wody z prysznica i bicie własnego serca.

– Na szcz

ęście nie. – Głos w słuchawce

zabrzmiał łagodniej. – Doznał obrażeń nóg

i jest ranny w głowę, ale jego życiu nie

zagraża niebezpieczeństwo. Będzie musiał

jednak zostać w szpitalu tydzień lub dwa.

Zdaje się, że córka państwa miała

przyjechać do niego na weekend...

Kate spojrza

ła odruchowo na zdjęcie

Stephie,

stojące na pianinie. Boże, jak ona

to przyjmie?

– Weekend to

żaden problem. Jak on się

czuje? –

spytała drżącym głosem, opierając

się o ścianę. – Potrzebuje czegoś?

Przyjdziemy go odwiedzić.

background image

Doktor Heywood prosi

ł, żeby

przekazać, że czuje się dobrze. Nie chce

jednak niepokoić córki i wolałby, żeby

pani przyszła sama. Zabieg nastawiania

kości ma o ósmej, więc może przyjedzie

pani około wpół do trzeciej? Przydałoby

mu się parę koszulek z krótkim rękawem i
kilka par spodenek.

Proszę nie przywozić

długich

spodni

od

piżamy,

bo

prawdopodobnie będzie miał nogę na

wyciągu.

– Na wyci

ągu? Co się właściwie stało?

– Doktor Heywood ma z

łamaną kość

udową.

– Co by

ło przyczyną złamania?

– Wypadek samochodowy. Zderzenie z

pojazdem, kt

óry próbował wyprzedzić

ciężarówkę w ślepej uliczce. Doktor
Heywood jest nieco zdenerwowany. Mówi,

że jego samochód nadaje się do kasacji.

Zdaje się, że to był bardzo stary i cenny
model.

Jaguar, typ E. Duma i rado

ść Dominika.

background image

Pewnie jest teraz trochę bardziej niż „nieco
zdenerwowany”.

Personel szpitalny musiał

mieć z nim ciężkie przejścia.

Kate zanotowa

ła adres szpitala, numer

oddziału i godziny wizyt.

– Prosz

ę mu powiedzieć, że przyjadę

jutro i na razie nie powiem nic Stephie. I
niech pani... –

Zawahała się, po czym

dodała miękko: – Niech pani go ode mnie
pozdrowi.

Od

łożyła delikatnie słuchawkę i oparła

głowę o ścianę, próbując ochłonąć.

Dominik miał wypadek. Dzięki Bogu, był

na tyle rozsądny, żeby nie martwić Stephie,
która jutro zdaje ostatni egzamin. Gdyby

wiedziała, że ojciec jest w szpitalu, żadna

siła nie byłaby w stanie wyciągnąć jej z
jego separatki.

Kate westchn

ęła, poprawiając drżącą

ręką włosy. Jej małżeństwo rozpadło się
wiele lat temu, mimo to oboje z

Dominikiem starali się utrzymywać dobre
stosunki,

głównie ze względu na Stephie.

background image

Stephie natomiast kochała oboje rodziców,
ale, jak to zwykle córki,

była szczególnie

przywiązana do ojca. Kate wiedziała, że

utrzymanie tajemnicy przed dociekliwą i

ciekawską nastolatką będzie bardzo trudne.

Po chwili Stephie zbiegła na dół, radosna
jak skowronek.

– I co? Dostan

ę moją wieżę?

Kate przywo

łała na twarz słaby uśmiech.

Mo

że innym razem. To była

wiadomość od ojca. Ma jutro operację i

będzie zajęty przez cały weekend.

Stephie popatrzy

ła na nią podejrzliwie.

– Przecie

ż dzwonili ze szpitala.

Kate wyczu

ła jej niedowierzanie i prędko

zaczęła wyjaśniać:

– No tak, ojciec jest w

łaśnie w szpitalu.

To nagły przypadek. Będzie operował jutro

rano i zostanie tam pewnie cały dzień.

Przesyła całusy i obiecuje ci to jakoś

wynagrodzić.

Stephie skrzywi

ła się, otwierając

lodówkę i zaglądając do środka.

background image

– Nie ma nic do jedzenia! – mrukn

ęła

niezadowolona. – Czy to znaczy,

że w ten

weekend w ogóle nie pojadę do kliniki
taty?

– Obawiam si

ę, że nie. Tylko mi nie

mów,

że tam lepiej karmią!

– Dobrze, nie powiem.
Wyj

ęła jogurt i zabrała się do jedzenia.

Wkrótce potem Kate wysłała ją do łóżka i

sama poszła się położyć. Długo nie mogła

jednak zasnąć. Myślała o Dominiku.

Byli rozwiedzeni od d

łuższego czasu, co

nie znaczyło wcale, że pod osłoną

uprzejmości nie kryły się jakieś cieplejsze
uczucia.

Powtarzała sobie, że Dominik jest

już tylko ojcem jej dziecka, a nie tym
energicznym,

upartym,

lecz mimo

wszystko czu

łym mężczyzną, za którego

wyszła za mąż. Sama jednak chyba w to

nie wierzyła. Tak czy owak, w jej sercu

zawsze było i będzie miejsce dla
Dominika.

Nast

ępnego dnia jak zwykle podwiozła

background image

Stephie do przystanku autobusowego, po

czym pojechała do przychodni, w której

zastępowała jednego z lekarzy. Prośbę o

wolne popołudnie przyjęto tam ze
zrozumieniem,

mimo że wszystkich

pacjentów zapisanych do niej na wieczór

trzeba było odesłać do dwóch innych
lekarzy.

Nie mogła jednak nic na to

poradzić, a zresztą i tak był to ostatni dzień

zastępstwa.

Wymkn

ęła się w porze lunchu i

pojechała prosto do szpitala. Przed

wejściem na oddział uczesała szybko

włosy i umyła twarz i ręce w zimnej
wodzie.

W recepcji poda

ła swoje nazwisko.

– Ach, tak – powiedzia

ła dyżurna

pielęgniarka z uśmiechem. – Doktor

Heywood czeka na panią. Jest jeszcze

trochę

oszołomiony

po

środkach

znieczulających, ale chyba uda się pani z

nim porozmawiać.

Zaprowadzi

ła Kate do małej sali z

background image

czterema

łóżkami,

znajdującej

się

naprzeciwko dyżurki pielęgniarek. Na

szczęście oprócz Dominika nie było tam
innych pacjentów.

Piel

ęgniarka wyszła i Kate została sama.

Stała w nogach łóżka i patrzyła na

leżącego przed nią mężczyznę. Był niemal
nagi, a kolor jego posiniaczonej i

poranionej skóry kontrastował z bielą

prześcieradeł. Wyglądał okropnie. Kate,

wstrząśnięta, usiadła na krześle obok

łóżka. Odetchnęła głęboko i uważniej

przyjrzała się Dominikowi.

Mia

ł opuchniętą twarz, podkrążone oczy,

a jego piękny, arystokratyczny nos szpecił
siniak.

Lewego oka prawie nie było widać,

a na szyi powyżej obojczyka biegła

głęboka szrama. Na piersi przylepione były

elektrody podłączone do kardiomonitora,

stojącego w rogu sali. Kate obserwowała

przez chwilę ekran, chcąc się upewnić, czy

praca serca przebiega bez zakłóceń, po

czym znów spojrzała na Dominika.

background image

Nagle jego prawe oko otworzy

ło się.

– Kate? – wymamrota

ł i zmarszczył

brwi.

Jęknął i oko zamknęło się z

powrotem.


Umar

ł? Nie. Ciągle za bardzo bolało. A

więc to musi być sen. Wyobraził ją sobie,

bo tak bardzo mu jej brakowało. Zapach

perfum drażnił jego zmysły. Czuł, że Kate

uderza go delikatnie w twarz chłodną

dłonią.

Podniósł

rękę,

dotykając

posiniaczonych żeber. Ból był bardzo
dotkliwy,

zwłaszcza w nodze. Marzył o

znieczuleniu.

Z trudem otworzy

ł oko i zamrugał. Znów

ujrzał jej twarz – duże, świetliste, szare
oczy, prosty nos z kilkoma piegami,
szerokie usta jakby stworzone do

pocałunków...

– Dominik?
Nawet jej g

łos wydawał się rzeczywisty.

– Cze

ść – wyszeptał ochryple, myśląc

jednocześnie, jak głupio musi wyglądać

background image

facet gadający sam do siebie.

– Jak si

ę czujesz?

– Pi

ć – wymamrotał. – Ta cholerna

noga...

– Chcesz zastrzyk przeciwbólowy?
Kiwn

ął głową i natychmiast tego

pożałował. Znów poczuł przeszywający
ból,

który jednak wkrótce złagodniał.

– Bo

że, Kate, jaka ty jesteś piękna.

Odnalaz

ł jej dłoń na prześcieradle i

poczuł delikatny uścisk palców. Patrzył na
jej twarz,

która wydawała się przybliżać i

oddala

ć, na ciemne kosmyki włosów,

wymykające się z gładkiego koka.

Sk

óra dłoni była gładka jak jedwab.

Mimo że minęło już tyle czasu, nadal

pamiętał jej dotyk, miękkość, ciepło...

Jęknął. Czy ten sen nie jest zbyt
rzeczywisty?

– Jak si

ę czuje pacjent?

A to kto? Chcia

ł otworzyć oczy, ale ból

w skroniach był zbyt dotkliwy.

Kate z jego snu odpar

ła:

background image

– Jest oszo

łomiony, chyba bardzo cierpi.

Zrobiłam zastrzyk i uspokoił się trochę.

Dominik mrukn

ął coś niezadowolony.

Piękny sen został przerwany w
najciekawszym momencie.

Usłyszał

łagodny głos Kate. Była taka śliczna...

– Kocham ci

ę – szepnął, zaciskając palce

na jej dłoni.

Poczu

ł dotyk innej ręki – chłodniejszej,

bardziej stanowczej.

Pielęgniarka.

Powinien natychmiast przestać rozmawiać

sam z sobą, jeśli nie chce zostać
przeniesio

ny na oddział psychiatryczny.

– Doktorze Hey wood? Ju

ż się pan

obudził?

Zmusi

ł się do otwarcia oka i zobaczył

uśmiechniętą twarz pielęgniarki.

– Jak pan si

ę czuje?

– Okropnie – odpar

ł lakonicznie. –

Miałem bardzo przyjemny sen. Pani mnie

obudziła.

– Jest tu ze mn

ą pańska żona.

Odwr

ócił lekko głowę i jego wzrok

background image

napotkał twarz Kate. Więc jest tu

naprawdę. Zaraz, co on takiego mówił?

Śniłaś mi się – wyjaśnił na wszelki

wypadek.

– Jak si

ę czujesz?

– Boli.
– Nic dziwnego. Potrzebujesz czego

ś?

Ostrożnie pokręcił głową, ale zaraz zmienił
zdanie.

– Winogron. Mog

łabyś mi przynieść

winogrona.

– Nie licz na to – odpar

ła wesoło.

Skrzywił się.

– W

łaśnie to mi się śniło.

– Chyba co

ś z tobą nie tak, kochanie.

Uśmiechnęła się, uwalniając dłoń z jego

uścisku. Irytowało go, że tak bardzo jej
potrzebuje.

– Kate?
– S

łucham.

Zastanawia

ł się, jak to powiedzieć”.

Zwykle nie miał problemów z wyrażaniem

myśli, ale tym razem trudno mu było

background image

znaleźć odpowiednie słowa.

– Musisz mi pomóc.
– Pomóc? Ja tobie?
W tym kró

tkim pytaniu usłyszał

zdziwienie, niedowierzanie,

może nawet

pogardę? Zaczął wyjaśniać z wysiłkiem:

– Sally odchodzi.
– Sally?
– Jedna z naszych lekarek. Jej dzieci

maj

ą ospę. Potrzebuję zastępstwa na jakieś

dwa tygodnie.

Kate spojrza

ła na niego sceptycznie.

– Dlaczego zwracasz si

ę z tym akurat do

mnie?

– Bo potrzebny mi kto

ś, komu mogę ufać

odparł wprost.
– Naprawd

ę? A może ktoś, kogo możesz

wykorzystywać? Zacisnął usta.

– Dobrze, znajd

ę kogoś innego.

Milczeli przez chwil

ę. Znów poczuł

delikatny uścisk jej palców.

– Dominik, nie mam poj

ęcia o ośrodkach

rehabilitacyjnych. Nie wiem,

czy nadaję

background image

się do takiej pracy – powiedziała miękko.

Pewnie,

że się nadajesz. Do

przeszczepów i akupunktury mogę

zaangażować na pół etatu anestezjologa.

Mnie po prostu potrzebny jest ktoś, kto

będzie wszystkiego pilnował. Zwłaszcza
teraz,

kiedy żona Jeremy’ego ma rodzić. –

Spostrzegł niepewny wyraz twarzy Kate i

dodał szybko: – Jeremy to świetny lekarz,

pomoże ci. Poza tym będziesz mogła

spędzić więcej czasu ze Stephie.

– Dobrze, pojad

ę, ale nie na dłużej, niż to

będzie konieczne. I pod warunkiem, że nie

będziesz się wtrącać.

– Obiecuj

ę.

– A na razie przywioz

ę ci trochę rzeczy.

Kto ma klucz od domu?

– Jest w recepcji. I nie mów nic Stephie.
– Kiedy

ś się musi dowiedzieć. Może

przywiozę ją jutro, jeśli będziesz się lepiej

czuł.

Poca

łowała go lekko i wyszła.

Zosta

ł po niej tylko delikatny zapach

background image

perfum.

Lekarz prowadz

ący czekał na korytarzu.

Zaprowadził Kate do dyżurki i pokazał
zdj

ęcia rentgenowskie.

– Prosz

ę spojrzeć: największy problem to

kość udowa. Złamanie jest na szczęście
bez przemieszczenia,

co ułatwi leczenie.

Niedługo doktor Heywood będzie mógł

opuścić szpital.

– Tylko prosz

ę mu tego nie mówić, bo

będzie chciał wstać już jutro. Cierpliwość

nie jest jego najmocniejszą stroną.

Lekarz u

śmiechnął się wyrozumiale.

Ciekawe, czy „

cierpliwość” Dominika dała

mu się już we znaki.

– Doktor Heywood ma lekki wstrz

ąs

mózgu,

pękniętą kość nosową i drobne

obrażenia na całym ciele. Dziś rano

nastawiliśmy kość udową, wszystko poszło

świetnie. Będziemy go mogli wypisać za

jakieś trzy tygodnie, ale później czeka go
jeszcze fizykoterapia.

Po dwóch

miesiącach powinien całkowicie wrócić do

background image

zdrowia.

I tak miał dużo szczęścia.

Kate popatrzy

ła na młodego chirurga z

namysłem. Dominik może i miał szczęście,

ale nie zazdrościła nikomu, kto będzie

musiał się nim zajmować w czasie
rekonwalescencji.

Pamiętała jego grypę.

Zachowywał się okropnie, rozdrażniony

własną bezczynnością. Dzięki Bogu, tym
razem

to nie ona będzie się nim

opiekować.

Zamiast tego podejmie prac

ę w ośrodku i

postara się nie zawieść jego zaufania.

Po wyj

ściu ze szpitala pojechała prosto

do szkoły. Stephie czekała przed bramą z

bardzo nieszczęśliwą miną. Oblała
egzamin,

pomyślała Kate. Biedactwo,

jeszcze tego brakowało... Otworzyła drzwi

samochodu i uśmiechnęła się ciepło.

– Cze

ść.

Stephie usiad

ła obok niej, rzucając

niedbale plecak na tylne siedzenie.

– Dlaczego nic mi nie m

ówiłaś?

– O czym?

background image

– O wypadku taty – odpar

ła z wyrzutem.

Na przerwie zadzwoniłam do ośrodka,

żeby zostawić dla niego wiadomość, i pani

Harvey wszystko mi powiedziała.

Kate przekl

ęła w duchu panią Harvey.

– Mia

łam zamiar ci powiedzieć...

– Kiedy? W przysz

łym tygodniu? Nie

jestem już dzieckiem. Od razu wiedziałam,

że coś jest nie tak.

– Nie chcia

łam cię martwić przed

egzaminem.

Przed chwilą byłam u taty,

wszystko jest w porządku.

– Mo

żemy tam teraz pojechać? Chcę go

zobaczyć. Kate zawahała się.

– No, nie wiem... Mia

ł dziś rano operację

nogi,

jest trochę osłabiony.

– Ale ja chc

ę go zobaczyć – powtórzyła

Stephie z uporem.

Kate spojrzała na

zegarek.

– Mog

łybyśmy wpaść najpierw do

ośrodka i zabrać jego rzeczy, a później

zajrzeć na chwilę do szpitala.

– To jed

źmy!

background image

Skr

ęciły najpierw na autostradę A12,

potem min

ęły nieduże miasteczko i dalej

wiejskimi drogami dotarły do bramy, nad

którą znajdował się napis „Heywood Hall –
Centrum Rehabilitacyjne”.

Nagle Kate ogarn

ęły wątpliwości. Czy

podoła nowym obowiązkom? Nie miała

pojęcia, czego od niej oczekiwano, jakie
metody leczenia stosowano i jakich
przyjmowano pacjentów.

Wiedziała tylko,

że ośrodek cieszy się dobrą opinią, a

Dominik od kilku lat poświęca mu cały
swój czas.

Mia

ł szczęście – spełniły się jego

zawodowe marzenia,

po części dlatego, że

odziedziczył tę cudowną posiadłość.

Pracował jednak bardzo ciężko i

zasługiwał na sukces.

Ona tymczasem bra

ła

głównie

zastępstwa w klinikach, starając się, by jej

praca nie kolidowała ze szkolnymi feriami
córki.

Rzadko miała więc okazję widzieć

efekty dłuższych kuracji własnych

background image

pacjentów. Nic dziwnego,

że zazdrościła

Dominikowi.

Kate wjecha

ła na teren ośrodka.

Wysadzana starymi drzewami aleja wiodła

przez park aż do imponującego budynku,

który górował nad okolicą.

Nie zawsze jednak wszystko wygl

ądało

tak

pięknie.

Kiedy Dominik

niespodziewanie odziedziczył tę posiadłość

sześć lat temu, była zaniedbana i
zapuszczona,

a remont kosztował fortunę.

Mimo to,

dzięki oszczędności i

przemyślanym inwestycjom, udało mu się

zgromadzić potrzebne fundusze i uzyskać

pożyczkę w banku. Teraz zaś jego ośrodek

cieszył

się

uznaniem

środowiska

lekarskiego zarówno w kraju, jak i za

granicą.

Kate by

ła dumna z osiągnięć byłego

męża, nie widziała tu jednak miejsca dla
siebie.

Podobnie zresztą było przez ostatnie

dwanaście lat. Tylko z powodu Stephie

utrzymywali ze sobą kontakty. Jej Dominik

background image

nie potrzebował.

A

ż do dziś.

Westchn

ęła. A jeżeli sobie nie poradzi?

– Zaczekaj tutaj, wezm

ę klucz – zwróciła

się do córki. Stephie jednak zdążyła już

wyskoczyć z samochodu. Biegła teraz w

podskokach alejką w stronę głównego
budynku.

Kate posz

ła za nią powolnym krokiem.

W przestronnej recepcji panował miły

chłód. Elegancka kobieta w szykownym

kostiumie witała się serdecznie z Stephie.

Po chwili spojrzała z zaciekawieniem na
Kate.

– Doktor Heywood?
– Tak, to ja. – Kate zerkn

ęła na tabliczkę

z nazwiskiem. –

Dzień dobry, pani Harvey.

Przyszłam po klucz do domu Dominika.
Chce,

żeby mu przywieźć parę rzeczy.

Tymczasem Stephie bieg

ła już w stronę

ogrodów.

– Mamo, zaraz wr

ócę! Zajrzę tylko do

kotów.

background image

Kate zosta

ła z zakłopotaną panią Harvey.

– Powinnam p

ójść z panią, ale nie mogę

teraz opuścić recepcji. Czekam na ważny

telefon w sprawie zastępstwa. Ten

wypadek nie mógł się zdarzyć w gorszym
momencie.

– Niech si

ę pani nie martwi. Dominik

poprosił mnie już o to zastępstwo i

zgodziłam się. Zaczynam od poniedziałku.

Pani Harvey otworzy

ła szeroko oczy.

– Pani? Ale czy pani sobie poradzi? To

jest, chcia

łam powiedzieć, czy pani wie, na

czym polega ta praca?

Kate u

śmiechnęła się swobodnie, mimo

że miała takie same wątpliwości.

– Oczywi

ście, że sobie poradzę. Poza

tym Dominik chce jeszcze zatrudnić

anestezjologa na pół etatu. – Wzięła klucze

z ręki wciąż wahającej się pani Harvey. – I

proszę się nie bać, nie ukradnę sreber.

Odwr

óciła się i wyszła na słoneczny

dziedziniec.

Czuła się nie chciana i

niepotrzebna.

background image

– Stephanie! – zawo

łała, po czym

skierowała się w stronę piętrowej willi z

czerwonej cegły, zwanej Garden Cottage.

Otaczał ją piękny ogród różany, a całość

podobała się Kate znacznie bardziej niż

imponujący główny budynek. Oboje z

Dominikiem cenili prostotę i skromność.

Nie czekaj

ąc na Stephie, weszła do

środka i bez wielkiego trudu znalazła

sypialnię. Wiedziała, że musi być gdzieś na
parterze –

córka powiedziała jej kiedyś, że

Dominik lubi sypiać przy otwartych

drzwiach wychodzących na ogród.

Rozejrza

ła się, po czym zaczęła zaglądać

do szuflad w poszukiwaniu góry od

piżamy. Nie mogła jej nigdzie znaleźć,

więc wyjęła parę koszulek z krótkim

rękawem i kilka par spodenek. Po chwili w
sypialni pojawi

ła się córka.

– Nie wiesz, gdzie ojciec trzyma pi

żamę?

– Nigdzie. Sypia bez niczego.
Kate zaczerwieni

ła się. Zawsze wkładał

piżamę – ale wtedy mieszkali z jej

background image

rodzicami...

Czy w ogóle zdążyła dobrze

poznać Dominika? Odwróciła się do
Stephie.

– Maj

ą tu w stołówce winogrona? –

spytała niespodziewanie.

– Winogrona? Na pewno. Zaraz ci

przynios

ę. Skończyłaś już pakowanie?

– Tak. Pozamykam wszystko i spotkamy

si

ę przy samochodzie.

Kate odda

ła klucz nieufnej pani Harvey.

Na trawniku podszedł do niej zatroskany

młody mężczyzna w białym kitlu.

– Przepraszam, czy pani Heywood?
– Tak. Wyci

ągnął rękę.

– Nazywam si

ę Jeremy Leggatt. Jestem

jednym z lekarzy ośrodka.

– Mi

ło mi. Proszę mi mówić Kate.

– S

łyszałem, że pani... twój mąż poprosił

cię o zastępstwo?

– Tak. Czy stanowi to jaki

ś problem?

Roześmiał się.

– Nie,

żaden problem. Chyba że

odmówiłaś.

background image

– Zgodzi

łam się. Jeremy odetchnął z

ulgą.

– Gdyby

ś odmówiła, Dominik sam by się

tu przyczołgał, żeby osobiście uzupełnić
braki kadrowe.

Kate nie mia

ła co do tego wątpliwości.

– Zaczynam od poniedzia

łku. Dominik

wolał chyba dać to zastępstwo komuś

znajomemu niż obcej osobie.

Żeby wszystko pozostało w rodzinie?

– Co

ś w tym rodzaju.

– Zdaje si

ę, że jesteście...

M

łody lekarz urwał, lekko zakłopotany.

– Rozwiedzeni? Tak, to prawda, ale

utrzymujemy dobre stosunki. Poza tym
jestem przyzwyczajona do jego
komenderowania.

Jeremy wygl

ądał na jeszcze bardziej

zmieszanego.

Kate uśmiechnęła się.

– B

ądźmy szczerzy. Dominik na pewno

nie pozwoli,

żeby ktoś inny podejmował

decyzje,

nawet jeśli leży w szpitalu. Poza

tym trudno z nim wytrzymać, gdy jest

background image

chory.

Myślę, że przy takich warunkach

nikt inny by się na to zastępstwo nie

zgodził.

– Masz racj

ę, tak będzie lepiej dla

wszystkich.

Stephie może tu spędzić

wakacje,

a poza tym w domu nie będzie

mieszkał nikt obcy.

– W domu?
– No tak, u Dominika. Nigdzie indziej

nie ma miejsca. Willa Dominika. Dom, w
kt

órym czuło się zapach kwiatów z

ogrodu... i jego obecno

ść.

Stephie podbieg

ła

do

nich

z

winogronami w plastikowej torebce.

– Cze

ść, Jeremy.

M

łody lekarz odwrócił się z uśmiechem.

– Cze

ść, mała. Jedziesz dziś odwiedzić

tatę?

– Je

śli zdołam wyciągnąć stąd mamę.

Kate odwzajemniła uśmiech.

– Do zobaczenia, Jeremy. Przyjedziemy

jutro, jak tylko si

ę spakujemy.

Stephie patrzy

ła przez chwilę za

background image

odchodzącym Jeremym, po czym dogoniła
Kate.

– Jak to: spakujemy si

ę?

– W o

środku brakuje lekarzy. Ojciec jest

w szpitalu, a Sal

ly Roberts wyjechała, bo

jej dzieci są chore. Potrzebują zastępstwa i

ja się zgodziłam.

Stephie a

ż przystanęła.

– Ty?! A co na to tata?
– Sam mnie poprosi

ł.

– Naprawd

ę?! – W głosie Stephie

zabrzmiało niedowierzanie.

– Mo

że nie był w stanie rozsądnie

myśleć.

– Pewnie tak...
– Ale za to b

ędziesz tu mogła spędzić

wakacje.

I ja te

ż, pomyślała Kate. Ciekawe, jak się

to wszystko ułoży?

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

– Jak to w

łaściwie było z tym

wypadkiem? –

spytała Stephie w drodze do

samochodu.

– Zderzenie w

ślepej uliczce.

– Tata by

ł jaguarem?

– Mhmm.
– Cholera, ale musia

ł być wściekły!

– Pewnie tak, ale nie przeklinaj.
Stephie wsiad

ła

do

samochodu.

Trzasnęła drzwiami tak głośno, że Kate aż

podskoczyła. Tyle razy powtarzała córce,

żeby zamykała je delikatniej, ale ta i tak

robiła swoje.

Droga powrotna nie zaj

ęła zbyt wiele

czasu –

późnym popołudniem ruch nie był

duży. Kate zaparkowała samochód i

poprowadziła

Stephie

na

oddział

Dominika.

Była zdenerwowana i zła na

siebie.

Przecież wszystko już jest w

porządku, powtarzała w duchu, więc

background image

dlaczego tak się tym przejmuje? Można by

pomyśleć, że go nadal kocha.

– No, jeste

śmy na miejscu.

W recepcji powita

ła je ta sama

pielęgniarka.

– Dzie

ń dobry, pani Heywood.

– Dzie

ń dobry. Jak się czuje nasz

rajdowiec?

– Jest raczej w z

łym humorze, zapewne z

powodu bólu w nodze.

Ale jak przystało na

dobrego anestezjologa,

nie nadużywa

środków przeciwbólowych. Przez następne
kilka wieczor

ów będziemy mu dawać coś

na sen; powinien porządnie wypocząć. A

ty pewnie jesteś Stephie? – zwróciła się do
dziewczynki. –

Twój tata na pewno się

ucieszy.

– Mamy dla niego troch

ę winogron.

To

świetnie. Pani Heywood,

przenieśliśmy pani męża do separatki, żeby

mu było wygodniej. Proszę tędy.

Stephie wzi

ęła matkę za rękę.

– Tata mo

że nie wygląda zbyt dobrze, ale

background image

czuje się lepiej – ostrzegła Kate córkę,

chcąc ją uspokoić.

Dominik jednak wygl

ądał gorzej niż po

południu.

Opuchlizna na twarzy

powiększyła się, a sińce na piersi były

wyraźniejsze. Nogę na wyciągu oparto na
poduszkach.

– Mamo, to okropne – szepn

ęła Stephie.

– Wszystko b

ędzie dobrze. To nic

poważnego.

– Ale on jest nieprzytomny.
– Nie, tylko

śpi. – Kate podeszła do

łóżka. – Dominik? Prawe oko otworzyło

się. Kate znów pocałowała męża w
policzek. Nie robi

ła tego od tylu lat...

– Jest tu ze mn

ą Stephie.

– Mia

łaś jej nie mówić.

– I nie powiedzia

łam. Sama się

dowiedziała. Zadzwoniła do ośrodka.

Odwr

ócił głowę, by móc lepiej widzieć

córkę.

– Cze

ść, kochanie – wymamrotał. –

Przepraszam za ten weekend.

background image

Stephie rozp

łakała się.

– Daj spok

ój z weekendem! Pomyśl

raczej o sobie! Dominik z trudem

wyciągnął rękę i objął córkę. Stephie
przytuli

ła się do niego, pochlipując.

– Cicho, kochanie. Wszystko b

ędzie

dobrze.

Dziewczynka uspokoi

ła się, otarła łzy i

przyjrzała się ojcu uważniej.

– Wygl

ądasz strasznie – zawyrokowała

wreszcie,

pociągając nosem.

– Dzi

ęki.

U

śmiechnęli się do siebie. Kate

delikatnie ściągnęła Stephie z łóżka,

tłumacząc, że tak będzie tacie wygodniej.

Dziewczynka usiadła na krześle, nie

puszczając ręki ojca.

Przynios

łyśmy ci winogrona –

powiedziała Kate, chcąc przerwać

niezręczną ciszę.

– Winogrona?
– No tak, prosi

łeś o nie. Chcesz trochę?

Przez chwil

ę Kate wydawało się, że

background image

rozpoznaje ten błysk w oku. Podobne

spojrzenie pamiętała z czasów małżeństwa.

Natychmiast jednak pomyślała, że

Dominikowi nie w głowie teraz pieszczoty.

– Daj.
Drgn

ęła, gdy poczuła na palcu dotyk

jego warg.

Oderwała następny owoc...

– Stephie, twoja kolej.
Po

łożyła torebkę z winogronami na

kolanach córki.

Dziewczynka będzie

przynajmniej miała jakieś zajęcie, a ona

sama przestanie myśleć o ustach
Dominika.

Obserwowa

ł ją; z jego spojrzenia można

było wiele wyczytać. Doskonale wiedział,
co czuje.

Jak mógł z nią igrać, zwłaszcza w

tym stanie?

– Co s

łychać w ośrodku? – spytał po

chwili.

– Wszystko dobrze.
Nawet gdyby centrum leg

ło w gruzach,

nie powiedziałaby mu tego. Wolała, żeby

został w szpitalu, niż wtrącał się do

background image

wszystkiego na miejscu. Mia

ła nadzieję, że

poradzi sobie sama.

– Pozna

łam już Jeremy’ego Leggatta.

Jest bardzo miły.

– Powie ci wszystko co trzeba o tej

pracy. Oko Dominika zamkn

ęło się.

Położył rękę na pompie infuzyjnej,
dostarczaj

ącej organizmowi kolejne dawki

środka znieczulającego, i nacisnął guzik.

Stephie spojrza

ła z niepokojem na matkę.

Kate pogłaskała ją uspokajająco po
ramieniu.

– Boli? Dominik j

ęknął.

– Jakby przesz

ło po mnie stado słoni. To

musiał być jakiś’ wariat. Policja prowadzi
dochodzenie, ale samochodu i tak nie
odzyskam.

Kate pr

óbowała powstrzymać się od

uśmiechu, widząc jego rozdrażnioną minę.

– Co w tym zabawnego? Pog

łaskała go

po ręku.

– Nic. Przykro mi z powodu samochodu.

Ale ty sam mia

łeś dużo szczęścia, że z tego

background image

wyszedłeś.

– Czyja wiem...
Palec Dominika ponownie nacisn

ął guzik

pompy.

Kate położyła rękę na ramieniu

Stephie.

– Chod

źmy już, kochanie, tata musi

odpocząć. Jutro przyjdziemy znowu.

Stephie kiwn

ęła głową, odkładając

winogrona.

– A buziaka na po

żegnanie?

Pr

óbował się uśmiechnąć. Dziewczynka

ucałowała go, powstrzymując chlipanie.

Pogłaskał ją lekko, po czym opuchnięte

oko zamknęło się. Kate chciała dotknąć
ustami jego policzka, on jednak w ostatniej
chwili odwr

ócił głowę i ich usta się

spotkały. Poczuła, że robi jej się gorąco.

Spojrzała na niego uważnie.

– Wszystko w porz

ądku? – spytała

miękko.

Mniej wi

ęcej. Dzięki, Kate.

Uśmiechnęła się z trudem.

– Nie ma za co. Dopisz

ę do rachunku.

background image

To mia

ł być żart, ale Dominik

zmarszczył brwi i odwrócił głowę. Chciała

wyjaśnić, o co jej chodziło... Tylko po co?

Jeżeli myśli, że jej zależy wyłącznie na

pieniądzach, to jego sprawa.

Wyprostowa

ła się i obie ze Stephie

wyszły z separatki. Dziewczynka wciąż

pochlipywała, a Kate również miała ochotę

płakać. Przed chwilą wszyscy razem

wyglądali jak szczęśliwa rodzina... Co za
ironia losu!

Dzi

ęki Bogu, przez jakiś czas nie będzie

go w ośrodku. Najwyraźniej uczucia z

czasów małżeńskich wcale nie wygasły.

Mimo sińców i zadrapań Dominik wciąż

był atrakcyjny – prawdopodobnie nigdy

już

nie

spotka

nikogo

bardziej

interesującego. Piękne ciało, ale paskudny
charakter,

powtarzała w duchu. Powinna

trzymać się od niego z daleka, inaczej

zupełnie straci głowę.


– Masz ochot

ę na małą wycieczkę z

background image

przewodnikiem? –

zaproponował Jeremy.

Kate u

śmiechnęła się z wdzięcznością.

Świetny pomysł. Może w ten sposób

lepiej wszystko zapamiętam.

Stali w holu o

środka. Po prawej stronie

znajdowała się recepcja, po lewej duży
kominek,

wokół którego stały fotele i

kanapy. Wysokie sufity ozdobione by

ły

misternymi stiukami,

a na wyłożonych

drewnem ścianach wisiały znakomicie
dobrane obrazy.

Czyste powietrze,

cisza i spokój

sprawiały, że ośrodek był idealnym
miejscem do rekonwalescencji.

Tu

mogłaby zapomnieć o przeszłości... gdyby

tylko potrafiła.

– A gdzie Stephie? – spyta

ł Jeremy.

– W stajniach. Zdaje si

ę, że spędza tam

większość czasu.

– To fakt. Pewnie b

ędą z Kirsty jeździć

cały dzień. Kate wolała o tym nie myśleć.

Stephie zawsze twierdziła, że jej matka jest

zbyt opiekuńcza. I zapewne miała rację.

background image

– Recepcj

ę już obejrzałam. Poznałam też

panią Harvey i sekretarkę, Mary Whittaker.

– Reszta pracuje z nami na p

ół etatu. Tu,

w starym budynku, jest jeszcze jadalnia,
sala telewizyjna,

salonik,

biblioteka,

kuchnia i pralnia.

No i większość sypialni

pacjentów,

głównie na parterze. Poza tym

mamy tu jeszcze cztery sale szpitalne dla

pacjentów z porażeniem dolnych kończyn.

Wszystkie pokoje są z łazienkami, ale
zamiast wanien zainstalowano
wygodniejsze prysznice.

Sypialnie urz

ądzone były gustownie i

praktycznie,

żeby umożliwić swobodne

poruszanie się pacjentom na wózkach
inwalidzkich.

Było ich w sumie dwanaście,

a wszystkie wyglądały przytulnie.

– Niekt

órzy muszą zostać tu na dłużej –

ciągnął Jeremy. – Czasem w weekendy

odwiedzają ich mężowie lub żony, dlatego

w niektórych sypialniach są podwójne

łóżka. Prysznice są tak zaprojektowane, że

można do nich wjechać nawet wózkiem.

background image

Zwykle nie jest to jednak konieczne, bo
zainstalowano tam specjalne windy i

poręcze.

Na Kate wywar

ło to duże wrażenie.

Robiono tu wszystko,

żeby zapewnić

niepełnosprawnym pacjentom poczucie

niezależności.

Pomieszczenia przeznaczone do u

żytku

ogólnego urządzone były luksusowo, ale

mimo to udało się tu stworzyć domową

atmosferę. Kate mogła sobie z łatwością

wyobrazić siebie siedzącą w jednym z tych
pokoi,

z książką na kolanach i psem u

nóg...

I Dominika wyciągniętego na

podłodze

przed

kominkiem,

odpoczywającego po męczącym dniu.

G

łos Jeremy’ego wyrwał ją z

zamyślenia. Była zła na siebie: przecież

przyjechała tu pracować, a nie marzyć!

– Teraz przejdziemy do gabinetów

zabiegowych. Wyszli na korytarz, który

prowadził przez wschodnie skrzydło aż do

oranżerii i budynków, które przerobiono ze

background image

stajni.

Tu przeprowadzamy badania

pacjentów:

wstępne zaraz po przyjeździe i

kontrolne w czasie ich pobytu –

wyjaśniał

Jeremy. – Ty zajmiesz pokój Dominika.

Pod oknem sta

ło stare, mahoniowe

biurko,

zarzucone papierami.

Kate

spojrzała z ciekawością na stojące na nim

zdjęcia.

Wszystkie

przedstawiały

roześmianą Stephie – oprócz jednego.

Przyglądała mu się chwilę zaskoczona, po

czym odstawiła ramkę na miejsce i

zwróciła się do Jeremy’ego:

– S

ądzę, że się nadaje – uznała z

uśmiechem. – Macie tu komputer?

– Pewnie. Dominik jest nowoczesny.

Jeden ma w swoim domu, a drugi tu, za
drzwiami. Najpierw chcia

ł go ustawić

bokiem na końcu tego olbrzymiego biurka,

ale czegoś takiego nie pochwalałby żaden

specjalista medycyny środowiskowej.

Dominik daje wi

ęc dobry przykład i ma

komputer na specjalnym stoliku.

background image

Kate roze

śmiała się. To było w jego

stylu.

– Chod

źmy dalej – powiedziała wesoło.

Wysz

ła z pokoju za Jeremym, nie

oglądając się na stojące na biurku zdjęcie.

Zna

ła je doskonale. Takie samo nosiła w

portfelu. Stare i podniszczone, ale bardzo
cenne. Nie przypu

szczała jednak, że miało

ono jakąś wartość dla Dominika. Przecież

to on ją zostawił. Więc dlaczego po

dwunastu latach wciąż trzyma na biurku

ich ślubne zdjęcie? Może tylko po to, żeby

robić dobre wrażenie na pacjentach...

Kate doskonale pami

ętała plotki, jakie

krążyły w szpitalu po ich rozstaniu.

Podobno romansował z kim się dało – a na

pewno nie brakowało kandydatek. Wciąż

nie potrafiła myśleć o tym bez bólu i

zazdrości. Tak bardzo go kochała. .. iw

swej naiwności sądziła, że namiętność

Dominika to także dowód miłości. A

tymczasem był to tylko objaw przesadnie
aktywnego libido.

background image

Zajrzeli z Jeremym do pokoju

fizjoterapeutycznego. Angela, jedna z
lekarek,

ćwiczyła z pacjentką przy

ustawionych równolegle przed lustrami

poręczach.

– Jak ci idzie, Susie? – spyta

ł Jeremy.

Pacjentka uśmiechnęła się.

– Zam

ęczycie mnie!

– Po to tu jeste

śmy.

Kate i Jeremy poszli dalej korytarzem.
– To by

ła Susie Elmswell. Jest

sparaliżowana po wypadku, ale stopniowo
wraca jej czucie.

Dlatego Angela stara się

ćwiczyć z nią jak najczęściej. Zresztą Susie
ma mnóstwo samozaparcia. We wrze

śniu

wychodzi za mąż i uparła się, że pójdzie do

ołtarza bez niczyjej pomocy. Chyba jej się
uda.

Nie weszli do nast

ępnego pokoju, bo

pracujący tam terapeuta prosił wcześniej,
by mu nie przeszkadzano.

– Chcemy,

żeby pacjenci czuli się u nas

swobodnie –

ciągnął Jeremy. – Po

background image

wypadku ciężko im walczyć z bólem i
rozgoryczeniem,

więc zdarza się, że

podczas leczenia zachowują się dość

gwałtownie. Teraz właśnie mamy taki
przypadek.

– Widzia

łam podobne reakcje. Pacjenci z

amputowanymi kończynami są tak
zrozpaczeni,

że nie potrafią myśleć o

niczym innym.

– I dlatego staramy si

ę, żeby czuli się tu

bezpiecznie i sami mogli dojść do ładu z

własnymi uczuciami. Czasem pozwalamy

im się wypłakać w samotności i

zaczynamy rozmawiać dopiero wtedy,

kiedy się trochę uspokoją. To trudne dla
nas wszystkich, ale daje efekty.

– Co

ś w rodzaju katharsis?

– W

łaśnie. Starają się rozluźnić, nawet

jeśli są przygnębieni. Obecność innych
ludzi raczej im przeszkadza.

Jeremy wiedzia

ł o ośrodku wszystko.

Dane o pacjentach,

poszczególnych

kuracjach i postępach w leczeniu znał na

background image

pamięć. Dominik miał szczęście, że udało

mu się znaleźć kogoś takiego. Kate szybko

się zorientowała, że będzie mogła na nim

polegać.

Podczas zwiedzania kolejnych sal

zauwa

żyła, jak wiele różnych rodzajów

terapii przeprowadzano tu pod jednym
dachem.

W dodatku wszystkie były ze

sobą ściśle powiązane, co wymagało

bardzo sprawnej pracy zespołowej.

– Kto decyduje o rodzaju terapii dla

danego pacjenta?

– Dominik. Zbieramy si

ę na naradę,

zapoznajemy z histori

ą choroby i

wymieniamy poglądy. Dominik analizuje
to wszystko i ustala plan leczenia.

– A reszta si

ę z nim zgadza. Jeremy

uśmiechnął się lekko.

– Nie ma sensu polemizowa

ć z

Dominikiem. To jego klinika.

Jeśli chcesz

tu zostać, musisz współpracować. Zresztą,

Dominik zawsze ma rację.

– Zawsze?

background image

– No, prawie. W ka

żdym razie ktoś musi

podejmować decyzje. Jeśli rezultaty nie

spełniają oczekiwań, zmieniamy plan
kuracji.

Zwykle jednak efekty są

zadowalające.

Zadowalające” to raczej skromnie

powiedziane,

pomyślała Kate, a głośno

zapytała:

– Czy przyjmujecie pacjent

ów według

jakichś kryteriów?

– Nie. Mamy sporo osób po amputacji –

mogą u nas korzystać z fizykoterapii,

hydroterapii i terapii zajęciowej. Ośrodek

dysponuje też oddzielnymi małymi
apartamentami,

które dają poczucie

niezależności. Tacy pacjenci zostają u nas

zwykle dłużej. Ćwiczą i uczą się radzić

sobie w życiu codziennym.

– Jak d

ługo?

– To zale

ży, ale mężowie i żony mogą

ich odwiedzać w weekendy. Czasem jest to
ich pierwsze sam na sam po operacji.
Chcemy,

żeby po powrocie do domu nasi

background image

pacjenci byli samodzielni,

choć nie zawsze

się to udaje.

To normalne.

We

źmy choćby

przypadki amputacji obu kończyn...

– Dzi

ś właśnie przyjechał taki pacjent.

John Whitelaw,

trzydzieści dwa lata,

żonaty. Trzy miesiące temu stracił obie

nogi w wypadku samochodowym i będzie
u nas na rehabilitacji. Jest m

łody, ale nie

wiadomo,

czy uda mu się przyzwyczaić do

protez.

Niektórzy po prostu rezygnują i

wol

ą spędzić resztę życia na wózku

inwalidzkim.

– Czemu przyjecha

ł właśnie w sobotę?

– To pomys

ł Dominika. Dzięki temu

pacjenci mają trochę czasu, żeby się u nas

zaaklimatyzować.

Badanie

wstępne

przeprowadza się od razu, a leczenie

zaczynamy od poniedziałku.

– Kto si

ę nim teraz zajmuje?

– Na razie nikt. Piel

ęgniarka spisuje

historię choroby. Porozmawiamy z nim po
lunchu.

Pomyślałem, że będziesz chciała

background image

się przyłączyć.

Weszli do kolejnego pomieszczenia.
– To oran

żeria. Można tu odpocząć po

pływaniu, hydroterapii czy ćwiczeniach w

siłowni. Mamy w ośrodku klub sportowy, z

którego korzystają również ludzie z

zewnątrz, jeśli wykupią karty wstępu.

Takie wspólne ćwiczenie bardzo pomaga
naszym pacjentom.

W oran

żerii powietrze było ciepłe i lekko

wilgotne.

Kolumny podpierały sufit o

łukowym sklepieniu, a wśród wysokich

palm i tropikalnych roślin ustawiono
wiklinowe fotele.

– Pi

ęknie tu, prawda? Dominik sporo się

napracował. Wszystko zgodnie z zasadami

bezpieczeństwa i higieny. Poza tym
budynek jest zabytkowy,

więc całą

renowację musiał przeprowadzić pod
okiem konserwatora.

Z oran

żerii przeszli najpierw do

wielkiego pawilonu z basenami,

a później

do siłowni, która, sądząc po liczbie

background image

ćwiczących, przynosiła spore dochody.

– Zawsze tu taki t

łok? – spytała Kate.

– Cz

ęsto, zwłaszcza w weekendy.

Najlepiej przyjść wcześnie albo pod koniec
dnia, jak Dominik. Zwykle wpada najpierw

o wpół do siódmej rano, a potem około

dziewiątej wieczorem. Pracuje cały dzień,

ale trudno mu się dziwić. Ma na głowie
wszystko.

Obejrzawszy si

łownię, wyszli do

otoczonego murem ogrodu.

Na

powierzchni

niemal

pół

hektara

znajdowały się szklarnie, fontanna i mały
ogród warzywny,

a wysadzana różami

alejka prowadziła do domu Dominika.

Pacjenci mog

ą tu spacerować,

niektórzy nawet hodu

ją własne warzywa.

Ogród zamykamy o szóstej,

żeby Dominik

miał trochę prywatności. Zamknięta furtka

nie zniechęca jednak kotów.

Kate roze

śmiała się.

– Dominik nie lubi kotów?
– Tylko wtedy, kiedy rodz

ą w jego

background image

łóżku, jak Kicia w zeszłym roku. Mamy tu

jeszcze Włóczykija, który chodzi zwykle

własnymi drogami. Kicia jest zawsze w

pobliżu, zresztą o wilku mowa.

Jeremy pochyli

ł się, żeby pogłaskać

małego, szarego kota. Kicia zaczęła

mruczeć.

– W kuchni j

ą rozpieszczają. Nie

wpuszczamy kotów do budynku, ale

czasem uda im się wśliznąć.

– Cze

ść, Kiciu – rzekła Kate.

Kotka odwr

óciła się na grzbiet, ufnie

odsłaniając brzuszek do głaskania.

– Chod

źmy na lunch – zaproponował

Jeremy. – Potem czeka nas rozmowa z
Johnem Whitelawem.

Myślę, że spodoba ci

si

ę ta praca.

Kate mia

ła taką nadzieję. Po obejrzeniu

posiadłości zdała sobie sprawę, ile pracy i

talentu

organizacyjnego

wymagało

utrzymanie wszystkiego w tak doskona

łym

stanie.

Nagle zapragnęła, żeby Dominik

wrócił jak najszybciej ze szpitala.

background image

Tylko po co? Je

śli wróci, natychmiast

zacznie we wszystko wtykać nos, a ona
znowu straci spokój.

Dlaczego właściwie

dala się namówić na to zastępstwo?

Westchnęła i podążyła za Jeremym w

stronę głównego budynku.

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Jeremy najpierw przedstawi

ł pacjentowi

siebie i Kate,

a później zapoznał się z

historią jego choroby. Z powodu licznych

obrażeń wewnętrznych i złamania
miednicy proces rekonwalescencji

przebiegał znacznie wolniej niż po zwykłej
amputacji.

Jeremy wyja

śnił pacjentowi, że ze

względu na brak ruchu nastąpił zanik

mięśni i ogólne obniżenie sprawności.

Przede wszystkim musimy si

ę

zorientować, czy twoje nogi są na tyle
mocne,

żeby rozpocząć trening siłowy. Pod

okiem instruktora popracujesz też nad

mięśniami górnej części ciała. Ćwiczyłeś

już kiedyś w siłowni?

John kiwn

ął głową.

– Tak, w pracy, w klubie sportowym.

Cz

ęsto tam chodzę, a raczej chodziłem... –

poprawił z rozgoryczeniem.

background image

– Teraz b

ędziesz się tam pojawiał jeszcze

częściej.

– Je

śli mnie nie zwolnią.

– To jest praca biurowa?
– W

łaściwie tak, ale trzeba się dużo

nachodzić.

Zebrania,

spotkania z

klientami...

Poza tym muszę też jeździć

samochodem.

– Nie ma problemu, zn

ów będziesz mógł

to wszystko robić. Nawet prowadzić. I nie

trzeba będzie wcale przerabiać samochodu.

Kate dostrzeg

ła w oczach Johna iskierkę

nadziei,

która jednak szybko zgasła.

Żona się pewnie ucieszy – dodał

Jeremy.

– Je

śli zostanie ze mną – odparł John

cicho.

Kate i Jeremy wymienili spojrzenia nad

pochylon

ą głową pacjenta.

– A s

ądzisz, że nie zostanie? John

wzruszył ramionami.

– Jak d

ługo jesteście małżeństwem? –

zapytała spokojnie Kate.

background image

– Prawie rok.
– Dobrym?
– Zawsze my

ślałem, że tak.

– A teraz?
– Nie mam poj

ęcia. Prawie z sobą nie

rozmawiamy.

Jeremy usiadł wygodniej.

– A czy twoja

żona mówi coś o

wypadku? Albo o twoich nogach?

– Nie. Ale to ona wtedy prowadzi

ła.

W tym kr

ótkim zdaniu zawarte było

wszystko: jego rozgoryczenie, jej poczucie
winy, rozpacz z powodu tego, co stracili...

– Czy rozmawia

ła z psychologiem? –

spytał Jeremy rzeczowo.

– Kto, Andrea? Chyba

żartujesz. To nic

nie pomoże. A zresztą ja straciłem nogi, a

nie życie.

– W pewnym sensie straci

łeś też życie.

Przynajmniej tę jego część, którą zawsze

przyjmowałeś

jako

coś

zupełnie

naturalnego: bieganie, granie w

piłkę...

Twoja żona też powinna o tym pomyśleć.

Teraz jesteś innym człowiekiem, a ona

background image

czuje si

ę winna. Musicie znów zacząć

rozmawiać. Psycholog może wam w tym
pomóc.

John spojrza

ł

na

niego

z

niedowierzaniem.

– To nie ma sensu – powiedzia

ł. –

Niepotrzebny mi lekarz dla wariatów.

– Psycholog nie zajmuje si

ę chorobami

umysłowymi. Jest tu po to, żeby pomóc

pacjentom pogodzić się z wydarzeniami,

które zmieniają ich całe życie, i

przystosować się do nowej sytuacji.

John nie wygl

ądał na przekonanego.

– E tam! I tak pewnie gada bzdury.
– Nie Martin Gray. Polubisz go. To

rozs

ądny facet, a w dodatku ma poczucie

humoru.

I b

ędzie się musiał sporo napracować,

pomyślała Kate. Nastawienie Johna było
bardzo negatywne.

– Jak si

ę dowiedziałeś o istnieniu tego

ośrodka? – spytała.

– Te

ść mi o nim powiedział. To on mnie

background image

na to namówił. Płacąc za moje leczenie

chce wynagrodzić to, co zrobiła córeczka.

– John, spr

óbuj myśleć pozytywnie –

powiedział łagodnie Jeremy. – I tak masz

szczęście, że możesz tu odbyć kurację.
Intensywna terapia na pewno da efekty, a

my wszyscy postaramy się ci pomóc.

John u

śmiechnął się sarkastycznie. Kate

zrozumiała, jak trudno będzie nie

angażować się emocjonalnie w leczenie
tutejszych pacjentów.

Zbyt wiele mają

jeszcze do stracenia – ale ró

wnie dużo

mogli zyskać.

– Wi

ęc jakie jest to cudowne lekarstwo?

spytał John, nie próbując nawet ukryć

rozgoryczenia.

– Ci

ężka praca – odparł krótko Jeremy. –

Po pierwsze,

musisz si

ę rozluźnić.

Zapomnij o szpitalnym łóżku. Przez resztę

weekendu możesz pływać, ćwiczyć w

siłowni, siedzieć w ogrodzie i opalać się,

chodzić na spacery... Pielęgniarka pokaże

ci cały teren.

background image

– Ogród jest bardzo stary, prawda?
– Tak. Je

śli interesuje cię historia,

poczytaj o tym w książce Humphreya
Reptona. Jest w recepcji. Poza tym Linda,

nasz główny ogrodnik, może cię po nim

oprowadzić. Jeżeli w trakcie tego spaceru

poczujesz się zmęczony, zawołaj kogoś z

obsługi.

– ...

żeby dostarczył mnie z powrotem.

– To

żaden wstyd.

– Kiedy

ś byłem sprawny.

– Wi

ęc wiesz, jak ćwiczyć. I masz trochę

wyrobione mięśnie. To pomoże ci wrócić
do formy.

– A co z tym cudownym lekarstwem?
– B

ędziemy cię męczyć – odparł Jeremy

z uśmiechem. – W poniedziałek zaczniesz

sesję z fizykoterapeutką. Popracuje nad

twoimi mięśniami, żebyśmy cię mogli
postawi

ć z powrotem na nogi.

– Jakie nogi? – przerwa

ł John gorzko.

– Fizykoterapeutk

ą i technik ortopeda

zrobią je dla ciebie. Poza tym osteopata

background image

zajmie się twoimi plecami, bo ciągłe

leżenie i siedzenie nie jest zbyt korzystne

dla kręgosłupa. Terapeuta zajęciowy

będzie ćwiczył z tobą jeżdżenie na wózku i

wykonywanie przeróżnych codziennych

czynności. Na pewno nie zabraknie ci

zajęć. Teraz zbadamy cię i poślemy krew i
mocz do analizy.

Jeśli wszystko będzie w

porządku, pielęgniarka zabierze cię na

wycieczkę po ośrodku. Potem możesz

wziąć masaż i przespać się trochę przed

kolacją.

Kate obserwowa

ła pacjenta podczas

badania.

Poddawał się wszystkiemu

obojętnie. Był przystojny i żona na pewno
uwa

żała go za atrakcyjnego. Co o nim

myśli teraz? Wszystko jedno – i tak

poczucie winy nie pozwoli jej się do niego

Ł zbliżyć.

Lewa noga Johna zosta

ła amputowana w

połowie uda – stawu kolanowego nie udało

się uratować. Z prawej usunięto stopę i

część łydki. Oba kikuty goiły się

background image

znakomicie, bez

i obrzęków, i Jeremy był

pewien,

że pacjent będzie mógł chodzić –

na odpowiednich protezach.

– Ile masz wzrostu?
– Mia

łem metr osiemdziesiąt – odparł

John. – Czy to

ważne?

– Oczywi

ście. Twoje nowe nogi muszą

być odpowiedniej długości, inaczej trzeba

będzie skracać wszystkie spodnie.

John u

śmiechnął się – szeroko i szczerze.

Jeremy tymcza

sem zwrócił się do Kate:

– Mog

łabyś pobrać krew? Ja w tym

czasie zadam Johnowi F jeszcze parę

pytań.

Wkr

ótce pacjent został zabrany na objazd

ośrodka przez Samsona, który słynął z
opowiadania nieprzyzwoitych dowcipów.

Kate z westchnieniem opad

ła na krzesło.

– Jest za

łamany.

– Martin mu pomo

że.

– A co z jego

żoną?

– Z ni

ą też sobie poradzi. To świetny

psycholog.

background image

– Jaki b

ędzie plan leczenia? Jeremy

zajrzał do notatek.

– Fizykoterapia, p

ływanie, hydroterapia,

żeby zmusić mięśnie nóg do pracy i

uniknąć przykurczów mięśniowych. Poza

tym ćwiczenie górnej części ciała w

siłowni: ramiona muszą być wystarczająco
silne,

żeby mógł sobie radzić z prysznicem

i tak dalej.

Zobaczymy też, jak pójdzie

aromaterapia.

– Czeka go ci

ężka praca.

– Niestety. Po kilku dniach znienawidzi

fizykoterapeutk

ę, ale potem zrobi postępy i

polubi ją znowu.

– Biedak. Naprawd

ę ma pecha.

– Zw

łaszcza jeśli żona go opuści.

Małżeństwa często nie potrafią sobie

poradzić w takich przypadkach. Myślą, że

rozwód stanowi najlepsze rozwiązanie, a

tymczasem jest to coś w rodzaju kolejnej
amputacji. Dlatego mamy tu do pomocy
Martina. Zwykle najpierw rozmawia z
partnerami pacjentów.

Wyjaśnia im ich

background image

rolę w leczeniu, stara się poznać ich
odczucia i opinie.

Często pomagają w

leczeniu,

sami o tym nie wiedząc.

Kate spojrza

ła na Jeremy’ego z

namysłem.

– A czy ty sam anga

żujesz się

emocjonalnie w kuracje?

– Pewnie,

że nie.

– Nie k

łamiesz przypadkiem? Jeremy

uśmiechnął się.

– Utrzymanie dystansu jest praktycznie

niemo

żliwe. Staramy się być obiektywni,

ale i tak prędzej czy później tworzy się

więź między lekarzami a pacjentami.

Jesteśmy zgranym zespołem, czymś w
rodzaju wielkiej rodziny. Po opuszczeniu

ośrodka pacjenci często przysyłają nam

pocztówki z wakacji i życzenia na Boże
Narodzenie. Wielu z nich wraca,

żeby

poprawić formę.

Kate zdecydowa

ła się zadać pytanie,

które intrygowało ją od dłuższej chwili.

– Jak cz

ęsto kuracje kończą się

background image

niepowodzeniem?

– Raczej rzadko. Czasem pacjenci

trafiaj

ą do nas, gdy jest już za późno.

Zwykle są to ludzie starsi albo zbyt

załamani i już zupełnie zrezygnowani. Ale

jeśli nawet nie nauczą się chodzić, i tak

wracają do domu w lepszej formie – i
zwykle w lepszym nastroju.

Staramy się

rozwijać w nich samoakceptację, nawet

kiedy

całkowita

rehabilitacja

jest

niemożliwa.

– A co s

ądzisz o Johnie?

– Poradzi sobie.
– A jego

żona?

Jeremy wzruszy

ł ramionami.

– Kto wie? Rozmawia

łem z nią dziś

rano,

kiedy go przywiozła. Wyglądała,

jakby chcia

ła zniknąć stąd jak najszybciej.

Chyba zupełnie nie wie, co robić. Czeka ją

jeszcze w sądzie sprawa o nieumyślne
spowodowanie wypadku. Martin zobaczy

się z Johnem w poniedziałek. Zadzwonię

do niej i poproszę, żeby przyjechała na to

background image

spotkanie. – Jeremy spoj

rzał na zegarek. –

Masz zamiar dzisiaj odwiedzić Dominika?

– W

łaściwie nie – odparła zaskoczona.

– Pytam, bo prosi

ł, żeby mu przesłać

olejki i igły do akupunktury.

Kate zagryz

ła wargi.

– Mog

łabym pojechać, ale co zrobimy ze

Stephie? Właściwie nie mam pojęcia, gdzie
ona jest.

– Nie przejmuj si

ę. Tutaj zawsze sama

się sobą zajmuje.

– Zechce pewnie zobaczy

ć ojca.

– Niech poczeka. Dominik chyba nie

czuje si

ę jeszcze zbyt dobrze.

Kate wsta

ła.

– Wobec tego pojad

ę sama. Możesz

przygotować to, co mam zabrać?

– Zostawi

ę wszystko w recepcji.

Kate posz

ła do domu Dominika.

Najpierw napisała wiadomość dla Stephie,

potem pobiegła na górę do małej sypialni i

przyjrzała się sobie krytycznie. Miała na

sobie bawełnianą spódnicę w kwiaty i białą

background image

bluzkę bez rękawów – strój wygodny, ale

niezbyt porywający.

Odwr

óciła się od lustra, wzięła torebkę i

kluczyki do samochodu,

po czym zbiegła

na dół. Po drodze powtarzała sobie, że

Dominikowi potrzebne są igły do
akupunktury,

a nie flirt z byłą żoną. Ich

małżeństwo to już historia.

Wzi

ęła paczkę z recepcji, zostawiła

jeszcze jedną wiadomość dla córki i

pojechała do szpitala. Była akurat pora
sobotnich wizyt,

wreszcie znalazła jednak

miejsce na parkingu.

Do separatki Dominika trafi

ła bez trudu.

Cze

ść – powiedział cicho. –

P

rzywiozłaś?

– Tak. Mam wszystko, o co prosi

łeś –

odparła, myśląc jednocześnie, że Dominik

wygląda teraz lepiej.

Posiniaczon

ą skórę zakrywała koszulka,

poza tym mógł już otwierać drugie oko.

Nie pocałowała go jednak na powitanie.

– Jak si

ę czujesz? – spytała, wręczając

background image

mu pakunek i siadając na krześle.

– Kiepsko, ale nie u

żywam już pompy.

Są tu igły?

– Tak. Co na to twój lekarz?
– Nic mnie to nie obchodzi. Akupunktura

jest nieszkodliwa i u

śmierza ból. Zamknij

drzwi.

Niech

ętnie zrobiła, o co prosił.

– Chyba powinien si

ę tym zająć

anestezjolog.

– Wyjecha

ł na weekend, więc nie mam

wyboru.

– No dobrze.
Kate usiad

ła z powrotem na krześle.

Ostatecznie Dominik wie, co robi. Jest

przecież specjalistą.

Ig

ły z nierdzewnej stali były długie i

cienkie. Odrzu

cił kołdrę i zaczął je wbijać

w udo,

zręcznie manewrując palcami.

– Znajd

ź krawędź kości piszczelowej,

poniżej kolana – poprosił. – Teraz połóż

palec jakieś pięć centymetrów wyżej.
Pomasuj,

a potem wbij igłę – poprosił.

background image

– Ja? Nie, nie mog

ę!

– Dlaczego?
– B

ędzie bolało.

– Na pewno nie bardziej, ni

ż gdybym

miał to robić sam. Nie sięgnę. Po prostu

wbij koniec igły, trzymając ją między

środkowym palcem a kciukiem, a potem

naciśnij

lekko

czubek

palcem

wskazującym.

Kate wzi

ęła igłę i znalazła wskazane

miejsce.

– Tutaj?
– Tak. Naci

śnij. Mocniej. Dobrze, a teraz

obróć ją w palcach i popchnij jeszcze

trochę. Znakomicie. – Odetchnął głęboko.
– Co za ulga.

Czy Lindsay przysłała jakieś

olejki?

Kate wyci

ągnęła małą buteleczkę i

przeczytała na głos napis na etykietce:

– Olejek migda

łowy z dodatkiem

lawendy, geranium i rumianku.

Świetnie. Daj, zaraz się posmaruję.

– Mog

ę to zrobić.

background image

– Naprawd

ę? – Patrzył na nią przez

chwilę w zamyśleniu, po czym ściągnął

koszulkę przez głowę.

– Wygl

ądasz fantastycznie – oznajmiła z

uśmiechem. – Szczególnie podoba mi się

to połączenie zieleni z fioletem.

– Bez dowcipów, dobrze? Smaruj.
– Smaruj, prosz

ę – poprawiła go Kate.

Pochyli

ła głowę. Chciała go tylko

rozweselić. Dlaczego jest wobec niej taki
nieuprzejmy?

Przepraszam

powiedzia

ł. –

Zachowuję się okropnie, ale wszystko
mnie boli.

Zacz

ęła rozcierać olejek na jego

posiniaczonej piersi.

Westchnął i zamknął

oczy.

Jego skóra była gładka i miła w

dotyku,

a mięśnie dobrze wyćwiczone.

– Dzi

ęki, Kate.

Tym razem jego g

łos był miękki.

Uśmiechnęła się.

– A co z ig

łami?

– Mo

żesz je już powyciągać.

background image

By

ło to dużo łatwiejsze niż wbijanie. . –

Mogłabyś wetrzeć trochę olejku w nogę?

– Oczywi

ście.

Udo wci

ąż było opuchnięte, ale sińce

zaczynały schodzić. Dzięki zastosowaniu
nowoczesnych metod leczenia zabieg

nastawiania kości przeprowadzony został
bezinwazyjnie.

Nie było widać żadnych

blizn.

Wcieraj

ąc olejek, czuła naprężone

mięśnie dookoła miejsca złamania. Kiedy

przesuwała rękę w górę po wewnętrznej
stronie uda,

Dominik jęknął cicho.

– Boli?
– Niezupe

łnie – odparł zachrypniętym

głosem. – Ale nie przestawaj. Niech mam

trochę przyjemności, póki mogę. Inaczej

cię do tego nie skłonię.

Zmiesza

ła się. A więc nadal jej dotyk

sprawia mu przyjemność? Podniosła głowę

i spojrzała mu w oczy.

– Dominik? – szepn

ęła.

– Do diab

ła, Kate, lepiej jednak przestań.

background image

Podni

ósł jej dłoń, pocałował, a potem

położył delikatnie na łóżku. Przykrył nogę

kołdrą i zamknął oczy. Kate usiadła na

krześle i wytarła chusteczką lepkie od

olejku ręce.

Jego reakcj

ę łatwo można było przypisać

libido.

Lubił seks, co było źródłem

przyjemności w czasach małżeńskich – i
upokorzenia po zerwaniu.

Ale co się dzieje

z nią samą? Zawsze uważała, że jest
atrakcyjny,

starając się jednak nie

zapominać o jego wadach. Był przecież
kobieciarzem,

któremu trafiła się okazja

zarobienia dużych pieniędzy na własnym

ośrodku rehabilitacyjnym.

Teraz jednak zrozumia

ła, że błędnie go

oceniła. Owszem, zarabiał pieniądze, lecz

był przy tym zdolnym, całkowicie
oddanym pracy lekarzem.

A jednak to on j

ą zostawił, więc czemu

nagle miałby chcieć, żeby wróciła?

Popatrzy

ła na niego. Spał, oddychając

spokojnie.

Zrobiło jej się wstyd, że

background image

posądzała go o cyniczny materializm. Jego

ośrodek nie był właściwie uzdrowiskiem

dla sławnych i bogatych. I na pewno nie

przynosił wielkich dochodów, biorąc pod

uwagę dużą liczbę personelu, którego

część mieszkała na miejscu. Przebudowa i

renowacja też musiały kosztować fortunę.

Dominik nie jest ju

ż tym mężczyzną,

którego kiedyś znała. Uświadomiła sobie,

jak bardzo się zmienił. Takiego człowieka

mogłaby pokochać, ale i tak jest już za

późno.

A mo

że nie? Dlaczego chciał, żeby go

dotykała? Czy naprawdę mu na tym

zależało, czy może nie był zupełnie sobą

po wypadku i tych wszystkich środkach
przeciwbólowych?

Najwyra

źniej jednak wciąż się nią

interesował. Tylko jaki to ma sens? Jedną

szansę z tym mężczyzną już straciła –

przez brak doświadczenia, czasu, przez

nadmiar stresów związanych ze studiami i

wczesnym macierzyństwem.

background image

Czy

żby los zamierzał jej dać kolejną? A

jeśli tak, to czy będzie umiała ją

wykorzystać?

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Nie mog

ła zasnąć. Wszystko było inne,

obce: łóżko, pokój, dźwięki. Czytała przez

chwilę, po czym wyłączyła światło i leżała

w ciemnościach.

Zamiast szumu silników

przejeżdżających samochodów, który ją

uspokajał, słyszała pohukiwanie sowy,

szmer poruszających się w trawie nocnych

zwierzątek i szelest liści na wietrze. A gdy

jej się zdawało, że wreszcie zapada w sen,

usłyszała inny dźwięk – coś jakby pac-pac.

Usiad

ła na łóżku. Włamywacz? Ktoś, kto

wie,

że Dominik jest w szpitalu i nie zdaje

sobie sprawy z jej obecności? Nie mogła

włączyć alarmu, bo nie znała kodu.

Dlaczego nie zapytała o niego wcześniej?!

S

łuchała z natężeniem – tym razem

dźwięk przypominał skrobanie.

Kto

ś manipuluje przy zamku? O Boże! A

Stephie? Jej nie może stać się krzywda.

background image

Kate zapomniała o rozsądku. Bez wahania

narzuciła szlafrok na cienką koszulkę

nocną i wzięła do ręki but na wysokim
obcasie.

Tak uzbrojona zesz

ła cicho na dół.

Zn

ów usłyszała skrobanie – dochodziło

chyba z kuchni.

Czyżby zapomniała

zamknąć okno? Nagle pełną napięcia ciszę

przerwało miauknięcie. Odetchnęła z ulgą.

– Kici, kici! – zawo

łała.

Otworzy

ła drzwi do kuchni i zapaliła

światło. Na krawędzi stołu siedział duży
kot,

który patrzył na nią przyjaźnie. Kate

odłożyła but i opadła na kuchenne krzesło.

– Jak si

ę tu dostałeś? – spytała, po czym

zauważyła specjalny otwór w dolnej części
drzwi kuchennych. No tak.

Jak mogła tego

wcześniej nie dostrzec? – Mieszkasz z
Dominikiem?

Kot miaukn

ął, zeskoczył na podłogę i

zaczął ocierać się o jej nogi. Na szyi miał

obróżkę z blaszką, na której przeczytała:

Włóczykij, Heywood Hall”.

background image

– Wi

ęc to ty jesteś Włóczykij. Mogłam

się domyślić. Bardzo odpowiednie imię. W

każdym

razie

śmiertelnie

mnie

przestra

szyłeś, łobuzie.

Kot tymczasem usiad

ł przed jedną z

szafek,

drapiąc łapą drzwiczki. Sprytne

stworzenie,

pomyślała, otwierając szafkę.

Kocie jedzenie.

Oczywiście.

– G

łodny jesteś?

W

łóczykij usiłował wśliznąć się do

środka, ale nie pozwoliła mu. Znalazła
spodeczek,

wyłożyła na niego połowę

zawartości puszki i postawiła na podłodze.

Kot rzucił się na jedzenie.

– Lubisz

łososia z krewetkami, co?

Rozpieszczony zwierzak.

Kate, ca

łkiem już rozbudzona, zrobiła

sobie herbatę. Właśnie miała usiąść z nią
przy stole,

gdy kocur nagle opuścił kuchnię

z wysoko podniesionym ogonem i zniknął

na końcu korytarza.

– Zaraz, zaraz! Gdzie ty si

ę wybierasz?

Posz

ła za nim, martwiąc się o meble i

background image

dywany.

Włóczykij zatrzymał się przed

drzwiami sypialni Dominika i miauknął
rozk

azująco.

– Tutaj?
Otworzy

ła drzwi. Kot wskoczył na łóżko

w poszukiwaniu swego pana.

Nie

znalazłszy go, usadowił się na samym

środku i zaczął się myć. Kate usiadła obok.

– No dobrze, ale twojego pana nie ma –

zacz

ęła mu tłumaczyć. – Nie możesz tu

spać. Nie będzie ci miał kto otworzyć
okna,

kiedy będziesz chciał wyjść w nocy.

Musimy wrócić do kuchni.

W

łóczykij

pomruczał

chwilę

z

zadowoleniem,

po czym zwinął się w

kłębek i zasnął.

Kate w zadumie s

ączyła herbatę. Co ma

zrobić z tym kotem? Jeśli zamknie go w
kuchni,

będzie drapał o drzwi i nie da jej

zasnąć. Z drugiej strony nie chciała go brać
do swojej sypialni.

Popatrzy

ła na łóżko Dominika. Jest

wystarczająco duże i dla niej, i dla kota. I

background image

w dodatku pościelone – więc dlaczego nie?

Dokończyła herbatę, zdjęła szlafrok i

weszła pod kołdrę.

To by

ł błąd.

Poczu

ła zapach, którego nie zapomniała

przez dwanaście samotnych lat. Osaczyły

wspomnienia.

Pamiętała

nocne

przebudzenia,

szepty,

westchnienia,

pieszczoty i cudowne spełnienia, po

których leżeli bez tchu.

Na pocz

ątku było tak co noc. Potem

wracali z pracy coraz bardziej zmęczeni i

śpiący... Wreszcie przestali się kochać. I

przestali rozmawiać.

Gdzie pope

łnili błąd? Może to przez

wspólne mieszkanie z rodzicami? Czy ich

małżeństwo od początku skazane było na
niepowodzenie, czy te

ż zawinił nadmiar

pracy i wymagań z nią związanych?

A mo

że po prostu byli za młodzi?

Oboje mieli dziewi

ętnaście lat, kiedy

spotkali się i zakochali w sobie bez

pamięci. Po pięciu miesiącach wzięli ślub.

background image

Kate była w czwartym miesiącu ciąży, a

Dominik na dodatek nie spodobał się jej
rodzicom.

Uwa

żali, że to on wpędził ją w kłopoty i

mieli mu za złe, że oczarował ich słodką,

niewinną córeczkę gładkimi słówkami i

zaciągnął do łóżka. A teraz dzięki nim miał
dom,

gosposię i opiekunkę do dziecka.

Ojciec Kate wr

ęcz go nie znosił. I wtedy,

i teraz.

Kate do dziś zastanawiała się, w

jakim stopniu wpłynęło to na jej własne
zachowanie.

Matka z kolei mimo wszystko mia

ła do

niego słabość, ale ze względu na ojca nie

okazywała tego otwarcie. Gotowała jego
ulubione potrawy,

prasowała mu koszule, a

przede

wszystkim

zajmowała

się

dzieckiem,

by mieli więcej czasu na studia.

Stephie urodzi

ła się w sierpniu, a w

październiku Kate była już z powrotem na
uniwersytecie,

nie straciwszy żadnego

semestru,

gotowa zacząć trzeci rok studiów

razem z mężem.

background image

Trzy lata p

óźniej zaczęli staż. Dominik

pracował

i

mieszkał

pięćdziesiąt

kilometrów od domu, podczas gdy Kate

udało się znaleźć pracę w sąsiedztwie. Ich

godziny przyjęć i dyżurów były zupełnie

różne, a małżeństwo zaczęło się rozpadać.

Po czterech miesi

ącach, w pewien

niedzielny poranek,

gdy Kate wstawała do

pracy po czterech godzinach snu, Dominik

oświadczył, że nie ma sensu dalej się

męczyć.

– Tu nie ma miejsca dla mnie –

powiedzia

ł wtedy. – Ty jesteś ciągle poza

domem. Jest wprawdzie Stephie, ale ona
mnie nawet nie poznaje. Nie potrzebujecie
mnie.

Kate by

ła zaszokowana i zraniona.

– Wi

ęc odejdź – odparła bez namysłu. –

Ja muszę jechać do pracy. Jeśli

rzeczywiście nie chcesz być z nami, nie

będę cię zatrzymywać.

Odszed

ł. Tak po prostu, bez słowa. Na

początku myślała, że wyjechał tylko na

background image

weekend,

ale gdy wróciła z pracy, jego

rzeczy już nie było.

Ojciec stara

ł się ją pocieszyć, że

Dominikowi nigdy tak naprawdę na niej

nie zależało. Lepiej, że odszedł teraz, niż

gdyby miał ją zostawić po drugim dziecku.

Kate wiedzia

ła, że Dominik miał

przepracować w tamtym szpitalu jeszcze

dwa miesiące, a potem przenieść się na

praktykę chirurgiczną na jej oddział. Była

więc pewna, że wróci. I wrócił – tylko nie
do niej.

Regularnie widywał córkę i płacił

za jej utrzymanie. Po dwóch latach

uzyskali rozwód za obopólną zgodą.

Od tamtej pory utrzymywali kontakt

jedynie ze wzgl

ędu na Stephie. Ostatnio

Kate prawie nie widywała Dominika, który

zabierał córkę do siebie co drugi weekend

prosto spod szkoły, i odwoził ją tam z

powrotem w poniedziałki. Gdy mieli

jechać na wakacje, przyjeżdżał po nią do
domu.

Kate czekała na te chwile z

dziwnym niepokojem – Dominik jednak

background image

nigdy nie wszedł do środka.

A mimo to nadal pami

ętała jego zapach.

Poci

ągnęła nosem. Policzki miała mokre

od łez. Wtuliła głowę w poduszkę, chcąc

zagłuszyć łkanie.

Dlaczego jej to zrobi

ł? Potrzebował

jedynie zastępstwa w ośrodku i kogoś, kto

opiekowałby się Stephie. A gdyby
przypadkiem mog

ła również zaspokoić

jego potrzeby seksualne,

był gotów to

wykorzystać. Może i stał się wybitnym

specjalistą i filantropem, ale jeśli chodzi o
hormony,

to na pewno się nie zmienił.

W jej

życiu od czasu rozwodu było

jeszcze dwóch innych mężczyzn. Obaj
bardzo przyzwoici i dosko

nale nadający się

na mężów. Każda kobieta byłaby z nimi

szczęśliwa, ale nie Kate. Nie po związku z
Dominikiem.

Teraz le

żała w jego pościeli, tęskniąc za

jego dotykiem,

ciepłem jego ciała i

rozkoszą, którą tylko on potrafił jej dać.

Łzy ciekły jej strumieniami po policzkach.

background image

Tak niewiele potrzebne jej było do życia –
jedzenie, picie, sen... i Dominik.

Wyci

ągnęła rękę i pogłaskała kota, który

zaczął mruczeć z zadowoleniem. Przytuliła

go i zasnęła, zasłuchana w to mruczenie.


W

łóczykij obudził ją o świcie, miaucząc

przy drzwiach do ogrodu.

Kate wypuściła

go,

posłała łóżko i, wziąwszy kubek po

herbacie,

poszła do kuchni. Przez okno

widziała, jak kot skrada się w ogrodzie,

usiłując

złowić

jakieś

zwierzątko.

Przypominał Dominika. On też ją złowił

szesnaście lat temu. Była wtedy

niedoświadczona i naiwna. Postanowiła

więcej o nim nie myśleć. Śnił jej się przez

całą noc.

Dosy

ć tego.

Posz

ła na górę i zajrzała do pokoju

Stephie.

Dziewczynka spała głęboko,

rozciągnięta na plecach. Jej potargane,

jasne włosy rozsypały się na poduszce.

Była taka bezbronna... Boże, pomyślała

background image

Kate, nie pozwól,

żeby spotkała takiego

mężczyznę jak jej ojciec.

Zamkn

ęła cicho drzwi. Ze swojego

pokoju zabrała koszulkę, szorty, kostium

kąpielowy i ręcznik. Zostawiła wiadomość
dla Stephie i po

szła przez ogród w stronę

siłowni.

By

ła już otwarta. Powitał ją chłopak w

koszulce polo z napisem „Fitness Club
Heywood Hall”.

Wyglądał na instruktora.

– Dzie

ń dobry. W czym mogę pomóc?

– Jestem Kate Heywood, zast

ępuję

Dominika.

Chciałabym trochę poćwiczyć.

Można?

– Oczywi

ście. Ale najpierw muszę panią

zważyć i zmierzyć. – Wyciągnął rękę,

uśmiechając się szeroko. – Mam na imię
Jason.

Zaprowadzi

ł ją do sali z rowerem

stacjonarnym.

Zadał kilka pytań, zważył,

zmierzył wzrost i puls. Następnie poprosił,

by poćwiczyła trochę na rowerze, i znów

zbadał puls. Za pomocą specjalnych

background image

wykresów obliczył zalecaną intensywność

ćwiczeń i z zadowoleniem stwierdził, że

jest dość sprawna, by zacząć od razu.

Zaprowadził ją z powrotem do głównej sali
gimnastycznej i zapre

zentował działanie

wszystkich przyrządów.

Po dwudziestu minutach Kate by

ła

spocona,

ale czuła się dużo lepiej. Poszła

się przebrać, wzięła prysznic i zanurkowała
w krystalicznie czystej wodzie basenu.

Przepłynęła dwadzieścia długości, a potem
dla relaksu

pozwoliła sobie na dziesięć

minut masażu wodnego. Wyszedłszy z

przyjemnie gorącej wody wskoczyła znów

do chłodnej, i przepłynąwszy basen

zobaczyła Johna Whitelawa. Siedział na

wózku i rozmawiał z Jasonem.

Usiad

ła na brzegu basenu, przeczesując

palcami mok

re włosy.

– Cze

ść, John. Popływasz? Jason

podszedł do niej.

– Powinien by

ć z nim ktoś z personelu, a

ja mam na głowie siłownię.

background image

– Nie ma sprawy, zajm

ę się nim. Jason

wrócił z powrotem do Johna.

– Pani Heywood zostanie tu z panem,

je

śli chce pan popływać.

John popatrzy

ł na nią.

– Nie chc

ę sprawiać kłopotu.

– To

żaden kłopot. Jason pomoże ci się

przebrać. Umiesz pływać?

– A czy ptaki umiej

ą latać? – Jego

uśmiech był znowu gorzki. – Pływałem

zupełnie nieźle, kiedy miałem czym.

Kate popatrzy

ła znacząco na jego

ramiona.

– Czy

żby jakiś nagły paraliż? John

roześmiał się.

– Wci

ąż zapominam o rękach. Chyba nie

powinienem tego robić.

– Jasne,

że nie. Pomyśl, o ile więcej

można zdziałać rękami niż nogami. Ale

pospiesz się, bo zaczynam być głodna.

Podobno podają tu znakomite śniadania.

– B

ędę gotów za dwie minuty.

Sprawnie odwr

ócił wózek i odjechał w

background image

stronę przebieralni. Wkrótce wrócił w
spodenkach,

a Jason pomógł mu usadowić

się na podnośniku, który opuszczał się do
poziomu wody.

– Prosz

ę bardzo. Zostawimy go na tej

wysokości. Jeśli będzie pan chciał wyjść z
basenu,

wystarczy nacisnąć guzik.

John nieufnie przygl

ądał się powierzchni

wody.

Bał się niepowodzenia, lecz było

oczywiste,

że

potrzebuje

jakiegoś

dowartościowania. Kate miała nadzieję, że

jej pomysł się sprawdzi.

– Co by

ś” powiedział na mały wyścig?

Do końca basenu, używając tylko ramion?

Oczy Johna zab

łysły. Zanurzył się w

wodzie i zaczął płynąć. Ruszyła za nim,

zmuszając się, żeby nie używać nóg.

Dotarła do brzegu parę sekund po nim.

– Nie

źle. Następnym razem będę musiała

oszukiwać, żeby wygrać.

Roze

śmiał się.

– To by

ło naprawdę przyjemne.

– A mo

że zrobimy prawdziwy wyścig? –

background image

zaproponowała. – Powiedzmy, za tydzień.

Ty będziesz w lepszej formie po

ćwiczeniach, a ja wykończona po pracy.

– A mo

że teraz?

– Teraz? Bez rozgrzewki?
– No to za pi

ęć minut. Zawahała się.

– Co jest? Boisz si

ę, że cię pokonam czy

tego,

że to ty będziesz szybsza?

John wpatrywa

ł się w nią z uporem.

Zrozumiała nagle, jakie to dla niego

ważne. Nie jest co prawda przygotowany

do forsownych ćwiczeń, ale przecież nic

mu się nie stanie. Sam chciał.

– Wiec dobrze, za pi

ęć minut.

P

ływał najpierw kraulem, potem na

plecach,

a potem zniknął pod wodą. Kate

już zaczęła się niepokoić, gdy wypłynął z

powrotem na powierzchnię.

– Gotowa?
– Tak. A ty?
– Te

ż. Jedna długość basenu. I możesz

używać nóg, jesteś w końcu tylko słabą

kobietą. Raz, dwa, trzy!

background image

Wystartowali. Czy powinna da

ć mu

wygrać? Nie, wtedy nie byłoby to żadne
wyzwanie,

a tego Johnowi najwyraźniej

brakowało. Liczyły się nawet takie małe i

banalne osiągnięcia. W ostatnie metry

włożyła maksimum wysiłku. John był przy

brzegu sekundę po niej.

– Ale ja pani jeszcze poka

żę, pani

Heywood.

Roześmiała się.

– Nie w

ątpię.

– Te

ż nie jesteś w najlepszej formie.

Strasznie dyszysz.

Ćwiczyłam już pół godziny, zanim

przyszedłeś.

– To co? Popracujemy troch

ę, i zrobimy

rewanż?

– Dobrze. A teraz chod

źmy na śniadanie.

John usiad

ł na krześle i nacisnął guzik.

Jason pomógł mu przesiąść się na wózek i

zabrał go do przebieralni.

Kate by

ła zadowolona z Johna. Podjął

wyzwanie, a jego upór i determinacja

powinny mu pomóc także w fizykoterapii.

background image

Ten dzień miał jeszcze wolny, ale od jutra

zaczyna ciężką pracę. Miała nadzieję, że

sobie z nią poradzi.


W klinice byli oczywi

ście jeszcze inni

pac

jenci i Kate spędziła niedzielę,

spotykając się z nimi osobiście lub

studiując ich historie choroby.

Rano usiad

ła wygodnie w gabinecie

Dominika i rozłożyła papiery na wielkim
biurku.

Na jednej z książek leżały okulary

w czarnej, drucianej oprawce. Podnios

ła je

i spojrzała przez szkła. Nie wiedziała, że

używał okularów do czytania.

W

łaściwie niewiele o nim wie...

Zag

łębiła się w notatkach.

Brian Pooley,

dekarz,

spad

ł z

rusztowania i uszkodził kręgosłup rok
temu.

Za pobyt w ośrodku płaci jego firma.

Przeszed

ł operację kręgosłupa, lecz wciąż

dokuczał mu dotkliwy, przewlekły ból w
nodze.

Jedynym

wyjściem

było

wszczepienie stymulatora sznura

background image

grzbietowego.

Było

to urządzenie

wysyłające impulsy elektryczne, które

powodowały dysfunkcję nerwów na
zasadzie bramki.

Jeśli mogła ona zostać

zamknięta

w

miejscu

połączenia

nerwowego poprzez leki lub impuls
elektryczny,

sygnały bólowe nie docierały

do mózgu.

Takie stymulatory nie sprawdza

ły się

jednak we wszystkich przypadkach,

Brianowi wszczepiono więc na próbę
elektrod

ę. Było to w zeszły poniedziałek,

przed wypadkiem Dominika. Jeremy,

nadzorujący

przebieg

testu,

był

zadowolony z efektów, a wszczepienie

stałego implantu planowano na piątek.

Niestety,

tylko Dominik m

ógł

przeprowadzić tę operację, firma Briana

miała więc do wyboru albo zostawić

pacjenta w ośrodku do powrotu Dominika,

co pociągało za sobą duże koszty, albo

przenieść go do innej kliniki. W końcu

postanowiono go nie przenosić.

background image

Zreszt

ą sam Brian nalegał, by operację

przeprowadził Dominik. Kate zastanawiała
si

ę, czy Brian zdaje sobie sprawę, że

będzie musiał poczekać około pięciu
tygodni.

Może myśli, że to nie jest

poważne złamanie? Czy powinna mu o

tym powiedzieć? Po namyśle zdecydowała,

że nie. Na pewno znajdą jakiegoś
anestezjologa, który przeprowadzi zabieg
zamiast Dominika i Brian w koiicu na to
przystanie.

Susie Elmswell, kt

órą już poznała, miała

dwadzieścia pięć lat, zamierzała wyjść za

mąż i od nowa uczyła się chodzić. Kate

rozmawiała z nią po śniadaniu – była

wesoła, uparta i zadowolona ze swych

postępów. Richard Price, jej narzeczony,

który przyjechał po południu, także robił

dobre wrażenie.

Opieku

ńczy,

dowcipny,

bardzo

zaangażowany, dokładnie taki, jakiego

Susie potrzebowała. Gdyby tylko żona
Johna White

lawa była do niego podobna...

background image

W o

środku przebywało jeszcze kilku

innych pacjentów. Niektórzy przechodzili
okres rekonwalescencji po operacji
wymiany stawów.

Jeden z mężczyzn po

przeszczepie żylnym pracował nad

rozwinięciem sprawności fizycznej, innego
od niedawna rehabilitowano po

odgięciowym urazie kręgosłupa szyjnego,

jeszcze inny po amputacji cierpiał na

cukrzycę.

Przypadki bywa

ły różne, ale wszyscy

potrzebowali tego,

co oferował ośrodek

Dominika,

a czego nie znaleźliby w

państwowych szpitalach.

Kate pomy

ślała, że to niesprawiedliwe,

że niektóre formy leczenia nie są ogólnie

dostępne. Z drugiej strony pociągałoby to

za sobą olbrzymie koszty. Powszechnie
wiadomo,

że za cenę jednej długotrwałej

rehabilitacji można zająć się sześcioma
innymi,

mniej poważnymi przypadkami.

Z pocz

ątku Kate dziwił fakt, że ośrodek

Dominika jest popierany przez tyle firm

background image

ubezpieczeniowych.

Rezultaty kuracji

jednak mówiły same za siebie. Bardziej

opłacało się ponosić koszty rehabilitacji

niż nie kończących się urlopów
zdrowotnych.

St

ąd obecność Briana Pooleya i Susie

Elmswell.

Kate mia

ła wielką ochotę pojechać

jeszcze raz do Dominika i przedyskutować

sprawy związane z ośrodkiem, po namyśle

jednak odrzuciła tę myśl. Nie chciała

przecież absolutnie żadnych dodatkowych
komplikacji.

Wieczorem nakarmiła kota i

wypuściła go na dwór, szczelnie

zamykając otwór w drzwiach, po czym

zdecydowanym krokiem poszła do własnej
sypialni.

W poniedzia

łek rano podwiozła Stephie

na przystanek autobusowy, po czym

wróciła do ośrodka na odprawę, która

odbywała się codziennie o ósmej.
Przedstawiono jej psychologa, Martina
Graya.

Był niskim mężczyzną koło

background image

pięćdziesiątki, miał ciemne, kręcone włosy

i błyszczące oczy. Sprawiał wrażenie
energicznego,

serdecznego i najwyraźniej

miał duże poczucie humoru. Kate była
pewna,

że będzie umiał pomóc Johnowi.

Jako ostatnia zjawi

ła się fizykoterapeutka

Angela wraz z Eddie’em Saville’em,

technikiem ortopedą. Jeremy rozpoczął

naradę.

Jako pierwszy mieli omawia

ć przypadek

Johna Whitelawa. Jeremy w skrócie

przedstawił historię choroby i przebieg
fizykoterapii przeprowadzonej w szpitalu.

– Jest w depresji, kt

órą pogłębia

całkowity brak porozumienia z żoną.

Prowadziła samochód, gdy zdarzył się
wypadek.

Teraz czuje się winna i nie

potrafi mu pomóc, John z kolei ma do niej
pretensje.

Czeka ją sprawa w sądzie; zdaje

się, że została formalnie obciążona winą za
ten wypadek. Martin,

będziesz miał sporo

pracy.

Psycholog skin

ął głową.

background image

– Mog

ę porozmawiać z nią już dzisiaj.

Jest teraz w o

środku?

– Zadzwoni

ę do niej. Uprzedzono ją, że

powinna przyjechać.

– Co John robi, odk

ąd jest u nas?

– Wczoraj troch

ę z nim pływałam –

odparła Kate. – Zaproponowałam wyścig, i

wygrał. Drugi raz płynęłam, używając nóg,

i byłam szybsza o sekundy. Obiecałam mu

rewanż w przyszłym tygodniu.

– Jak zareagowa

ł na przegraną?

– Pozytywnie. By

ł trochę zły, ale to

uparty facet.

Gdyby nie był żonaty, szybko

by sobie z tym wszystkim poradził.

– Ale jest.
– I chyba w

ątpi w to, że żona z nim

zostanie –

wtrącił Jeremy.

Martin westchn

ął.

– O rany. Dobrze, spotkam si

ę z nią dziś

i zobaczę, co można zrobić. Jaki jest plan
leczenia?

Przedyskutowali program fizykoterapii.

Kate dopiero teraz dowiedzia

ła się, jak

background image

ciężka praca czeka Johna.

– Chc

ę go postawić na nogi jak

najszybciej.

Trzy miesiące leżenia i

siedzenia to stanowczo za długo –
stwi

erdziła Angelą. – Najpierw poćwiczy

stanie i patrzenie na nas z góry, potem

zaczniemy naukę chodzenia. Jeśli dziś
zrobimy odlewy,

John może dostać

pierwsze protezy pod koniec tygodnia.
Wszystko to jest trudne i bolesne.

Będzie

potrzebował duchowego wsparcia.

– Zajm

ę się tym – zapewnił Martin. – Co

z aromaterapią?

– Mo

że się przydać – odparł Jeremy. –

Jason i Angelą opracowują program

ćwiczeń siłowych, żeby wzmocnić górną

część ciała. Jeśli lubi pływać, nie ma

przeciwwskazań. I tak planujemy sporo
hydroterapii. Martin,

ustalicie z Angelą

jego rozkład zajęć?

Psycholog zn

ów skinął głową.

– Wobec tego mog

ę zobaczyć się z jego

żoną, gdy będzie ćwiczył z Angelą i

background image

Eddie’m.

Później porozmawiam z nim

samym.

Nast

ępnie przedyskutowali postępy Susie

Elmswell.

Martin był z niej bardzo

zadowolony.

– Doskonale sobie radzi, a Richard jest

dla niej wielk

ą pomocą.

– Pozna

łam go wczoraj – wtrąciła Kate.

Odnoszę wrażenie, że właśnie takiego

mężczyzny Susie potrzeba.

– Gdyby tak wszyscy partnerzy naszych

pacjentów byli tacy... Jak jej idzie
fizykoterapia?

– Powoli – odpar

ła Angela. – Pracuje

bardzo ciężko, ale nie można przyspieszyć
regeneracji nerwów.

Postawiła sobie

trudne zadanie.

– Chodzi ju

ż o kulach?

– Jeszcze nie. Chc

ę, żeby najpierw

poćwiczyła na poręczach i nauczyła się

zachować równowagę. Później dopiero

zacznie używać balkonika. Kule są dobre

przy złamaniach, ale nie w takich

background image

przypadkach. A propos,

co słychać u

Dominika?

– By

łem u niego wczoraj wieczorem –

odparł Jeremy. – Ciągle go boli. Zdaje się,

że ma dosyć szpitala i chce się już

wypisać.

Roze

śmieli się wszyscy – oprócz Kate.

To niemożliwe, nie tak wcześnie. Miał
wypadek w czwartek,

a dziś jest dopiero

poniedziałek! Chyba nie będzie aż tak

głupi?

– Kate, moim zdaniem on tylko

żartował

uspokajał ją Jeremy.
– Jeste

ś pewien? Spoważniał.

– Chyba nie s

ądzisz, że chce naprawdę

wyjść ze szpitala?

– Nie mam poj

ęcia. Nigdy nie potrafiłam

przewidzieć, co zrobi. Jest uparty jak osioł

i jak coś postanowi, to lepiej mu nie

przeszkadzać.

Pokiwali g

łowami.

– Pojad

ę do niego dziś wieczorem –

dodała – i powiem, jak świetnie sobie

background image

radzimy.

Zabiorę z sobą tyle igieł, żeby go

znieczulić całkowicie.

Postanowi

ła, że porozmawia z Lindsay,

aromaterapeut

ką. Może poprosi ją o jakieś

olejki

o

intensywnym

działaniu

uspokajającym, dzięki którym Dominik

wytrzyma w szpitalu jeszcze choć tydzień.

Przedwczesne wyjście może okazać się
fatalne dla jego zdrowia, a Kate, w

przeciwieństwie do innych, w pełni

zdawała sobie sprawę, do czego jej były

mąż jest zdolny.

Lindsay by

ła rozbawiona – jak wszyscy.

– Ten facet to specjalny przypadek.

Przygotuj

ę

mieszankę

bergamoty,

rumianku i lawendy,

i dodam więcej

geranium.

To powinno go wyciszyć.

Rozsmaruj to po skórze, a potem masuj
delikatnie w kierunku serca.

I zrób to tuż

przed wyjściem, bo taki masaż jest

usypiający.

Kate zabra

ła Stephie ze szkoły i

pojechały na krótką wizytę do szpitala.

background image

Dominik wyglądał zadziwiająco dobrze – i

był bardzo zniecierpliwiony.

– Wr

ócę później, to pogadamy o klinice

obiecała. – Nie możemy teraz dłużej

zostać, bo Stephie ma dużo lekcji do
odrobienia.

To ostatni tydzień szkoły.

– A w przysz

łym roku egzaminy... Jak

ten czas leci.

Kiedy patrzę na ciebie, nie

wiem,

co się stało z moim życiem.

Dominik przeni

ósł wzrok na Kate.

Wydawało jej się, że dostrzegła w jego
oczach smutek.

Może jednak żałował ich

rozstania? Nie znalazł sobie nikogo
innego...

Czy próbował? Stephie nigdy nie

wspominała o żadnej kobiecie w związku
ze swoim ojcem.

Czyżby nareszcie nauczył

się dyskrecji?

A mo

że nie było nikogo innego? Może

dlatego pozwalał kotu spad we własnym

łóżku, bo czuł się samotny?

Tak jak ona.
Postanowi

ła, że zrobi wszystko, żeby jak

najdłużej utrzymać Dominika z dala od

background image

ośrodka. Potrzebują czasu do namysłu,

jeśli mają znów być razem – tym razem na

całe życie.

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Kate przebra

ła się przed wyjściem. Może

było to trochę niemądre, ale z drugiej

strony po upalnym dniu miała ochotę

włożyć coś świeżego.

Czy to jedyny pow

ód? Możliwe... W

każdym razie sukienka była bardzo

kobieca i przyjemnie chłodna w dotyku.

Cóż z tego, że miała głęboki dekolt, a

bladoróżowa bawełna podkreślała lekką

opaleniznę? W końcu to początek lata!

Poza tym długość spódnicy do pół łydki

jest zupełnie przyzwoita.

Obejrza

ła się dokładnie w lustrze,

strofując się w duchu za próżność. Przecież

wybiera się tylko do szpitala, żeby zawieźć
Dominikowi olejki, po których spokojnie

zaśnie. Jej wygląd to ostatnia rzecz, o

której pomyśli.

Wyjrza

ła przez okno. John Whitelaw

siedział na wózku w cieniu ogrodowego

background image

bzu i patrzył przed siebie, zapominając o

leżącej na kolanach książce.

Kate po

żegnała zajętą odrabianiem lekcji

Stephie,

wyszła na dwór i podeszła do

niego.

– Cze

ść. Jak ci minął dzień? Uśmiechnął

się sceptycznie.

– Jestem wyko

ńczony – odparł, jak

zwykle bez ogródek. – Ta baba to

wiedźma.

– Angela?
– Zupe

łnie jak poganiacz niewolników.

– Uda

ło ci się stanąć?

– Co

ś w tym rodzaju, ale zaraz potem

leżałem jak długi. Dwa razy. I pomyśleć,

że kiedyś traktowałem chodzenie jako coś
zup

ełnie naturalnego. Teraz nie potrafię

nawet stać – powiedział z goryczą.

– Nauczysz si

ę. Masz czas.

– Owszem, tego mi nie brakuje.
– Mo

że pójdziesz na masaż wieczorem?

Nie mog

ę, muszę czytać. Ta

fizykoterapeutka z piekła rodem dała mi

background image

książkę o biomechanice chodzenia. –

Podniósł książkę, po czym rzucił ją z
powrotem na kolana. –

Do diabła z

biomechaniką! O wiele lepiej stosować to
w praktyce,

niż o tym czytać.

Po

łożyła mu rękę na ramieniu.

– Poradzisz sobie, John. Cierpliwo

ści. I

nie pozwól

się za bardzo zmęczyć. Mamy

wyścig pod koniec tygodnia.

Łatwo ci mówić. Muszę robić

wszystko,

co mi każe. Boję się jej.

– Dzieciak.
– Mam tyle do zrobienia... Wiem,

że ona

mi pomoże, ale to wszystko jest takie

trudne! Jestem okropnie zmęczony.

– Wi

ęc może powinieneś się położyć?

– Mam do

ść leżenia. Spędziłem w łóżku

parę miesięcy.

– Ale dzi

ś miałeś ciężki dzień i sporo

pracowałeś. Na początek wystarczy.

– Chyba masz racj

ę. – Westchnął, kładąc

dłonie na kołach wózka. – Wrócę chyba do

środka. Może jest coś ciekawego w

background image

telewizji.

– Mam ci

ę zawieźć?

Zawaha

ł się, po czym potrząsnął głową.

– Sam pojad

ę. Muszę ćwiczyć górną

część ciała. Odprowadziła go jednak, idąc
obok wózka,

i pożegnała przy drzwiach

pokoju.

W drodze do samochodu

pomy

ślała, że cuda zdarzają się w

medycynie bardzo rzadko. Jedyne, co

mogą

zaoferować

pacjentom,

to

profesjonalna pomoc i możliwość

działania. Organizm musi sam radzić sobie

z rehabilitacją. Johna czekała długa i
trudna droga,

a każdy krok będzie musiał

wykonać samodzielnie.

Kiedy parkowa

ła przed szpitalem,

zastanawiała się, czy uda jej się nakłonić

Dominika do cierpliwości i rozsądku.

Czasem stawiał poprzeczkę zbyt wysoko i

w drodze do celu robił różne głupstwa.

Jej przypuszczenia spe

łniły się co do

joty. Dominika n

ie było w separatce.

– Pojecha

ł wózkiem na spacer –

background image

wyjaśniła siostra przełożona. – Ma już

wszystkiego dosyć.

– Jak si

ę zachowuje?

– Okropnie. Jest znudzony. Ledwie

zmusi

łam go do wzięcia wózka, bo miał

zamiar pójść pieszo.

– Pieszo?! Przecie

ż jeszcze długo nie

będzie mógł chodzić! Jak lekarz może

robić takie rzeczy?!

Niech pani mu to spróbuje

wytłumaczyć. Wstawał już wcześniej i

próbował spacerować. Musiałam go

postraszyć lewatywą.

Kate roze

śmiała się.

– Na pewno podzia

łało.

– Akurat. Ale o wilku mowa...
Dominik podjecha

ł do nich, szeroko

uśmiechnięty.

– Cze

ść. Zrobiłem sobie przejażdżkę po

korytarzu.

– Nie powiniene

ś. Za wcześnie.

– Kate, jestem znudzony. Znudzony –

powt

órzył, przeciągając sylaby. – Chodź,

background image

opowiesz mi o ośrodku. Co słychać u
Johna Whitelawa?

– Jako

ś sobie radzi.

Wprowadzi

ła wózek do separatki,

pomogła Dominikowi położyć się i podała

mu szklankę soku, opowiadając o Johnie.

Pomy

śl, ile miałeś szczęścia.

Powinieneś leżeć spokojnie i naprawdę być

wdzięczny losowi, zamiast utrudniać życie

pielęgniarkom.

Popatrzy

ł w sufit.

– I ty, Brutusie, przeciwko mnie? Czy

doczekam si

ę wreszcie, że ktoś będzie dla

mnie miły?

– Pewnie nie. A tak w ogóle,

to jak się

czujesz, poza tym,

że ci się nudzi?

– Noga wci

ąż mnie boli, chociaż nie tak

bardzo jak w sobotę. Gorzej z nosem –

zapomniałem, że jest złamany, i

próbowałem go wytrzeć.

– Biedactwo. Napij si

ę soku. Dominik

wypił mały łyk i skrzywił się.

– Okropno

ść. Nie mogłabyś przemycić

background image

butelki wina? Albo drinka w puszce? Nie
s

ą może najlepsze, ale za to mocne.

Kate roze

śmiała się.

– Nie ma mowy. Co najmniej przez

najbli

ższy tydzień. Wypił kolejnego łyka.

– A jak sobie radzi Susie?
– Och, zupe

łnie dobrze. Ten jej Richard

to bardzo miły chłopak.

Jest nauczycielem,

zajmuje si

ę

niedorozwiniętymi dziećmi. Sądzę, że jest
stworzony do tej pracy. A z Susie dobrali

się jak w korcu maku. To facet, na którym

można polegać.

– Taki powinien by

ć w każdym domu...

Popatrzyli na siebie. Kate znowu

dostrzeg

ła żal w oczach Dominika.

– My niewiele pomagali

śmy sobie,

prawda? –

powiedział cicho. – Za dużo

czasu poświęcaliśmy pracy.

– Byli

śmy za młodzi. Nie mieliśmy

pojęcia o życiu i obowiązkach związanych

z małżeństwem i dziećmi.

U

śmiechnął się.

background image

– Chyba do dzi

ś nie dorosłem do tych

obow

iązków. Denerwuje mnie sama myśl,

że Stephie może poderwać jakiś chłopak.

Jest bardzo niedo

świadczona...

Dominik ścisnął jej dłoń.

– Ty te

ż byłaś niedoświadczona, kiedy

cię poznałem. Słodka i niewinna. To
wszystko moja wina...

– Wcale nie – zaprotestowa

ła i

zaczerwieniła się. Zignorował jej protesty.

– Doskonale wiedzia

łem, co robię. Ty

nie.

Powinienem był cię chronić. Ale nie

potrafiłem, to było silniejsze ode mnie.

Wystarczyło, żebyś mnie dotknęła, a ja już

chciałem cię mieć.

G

łaskał palcem wgłębienie jej dłoni.

– I nic si

ę nie zmieniło – dodał po

namyśle. – Wciąż cię pragnę.

– Dominik, przesta

ń.

– Z tob

ą jest tak samo?

Odwr

óciła wzrok, usiłując się uspokoić.

– Popatrz na mnie.
– Nie.

background image

– Kate, spójrz na mnie.
Pos

łuchała. W błyszczących, błękitnych

oczac

h Dominika łatwo można było

wyczytać, co czuł.

– Ta fascynacja tob

ą nigdy mi nie

przeszła. Z nikim innym nie było tak
dobrze.

Wyrwa

ła dłoń z jego uścisku.

– Ale stara

łeś się, jak mogłeś. Westchnął

ciężko.

– Kate, to by

ły tylko plotki.

– I mam w to uwierzy

ć?

– A tobie jak si

ę wiodło? – zmienił

temat. –

Miałaś kochanków? Stephie nigdy

nic nie mówiła.

Zarumieni

ła się, spuszczając oczy.

– Kate, odpowiedz – nalega

ł.

– Dwóch. –

Spostrzegła, jak pięść

Dominika zaciska się na prześcieradle. –
Obaj bardzo mili.

– I co?
– Jako

ś nie wyszło.

– Ze mn

ą zawsze ci wychodziło. Jego

background image

głos był miękki, kuszący.

– Tak. Ale ty mnie zostawi

łeś. Przez

chwilę leżał bez ruchu.

– To ty kaza

łaś mi odejść.

– Powiedzia

łam ci tylko, że jeśli chcesz

odejść, to nie będę cię zatrzymywać.

Zapad

ła cisza.

– A wola

łaś, żebym został? – spytał

wreszcie.

– Oczywi

ście! Przecież cię kochałam.

– Wiec czemu mi tego nie powiedzia

łaś?

– Bo nie pyta

łeś. – Westchnęła. –

Sądziłam, że masz mnie dosyć.

Powiedziałeś, że nic cię tam nie trzymało.

Chcia

łem usłyszeć, że mnie

potrzebujesz.

Si

ęgnął po jej lewą rękę i bawił się przez

chwilę obrączką.

– Wci

ąż ją nosisz. Wzruszyła ramionami.

Mam dziecko.

Nie chcia

łam

niepotrzebnych pytań.

– A poza tym chroni

ło cię to przed

podrywaczami.

Więc się domyślił, ale

background image

swoją obrączkę zdjął dawno. Miała dość
tej rozmowy.

Sięgnęła po torebkę.

– Lindsay przysy

ła ci następny olejek.

– Jeszcze troch

ę zostało.

– Ale ten jest inny.
– Pewnie z bergamoty? Powiedzieli

ście

jej, jak

i jestem nieznośny, i postanowiła

mnie unieszkodliwić?

Kate u

śmiechnęła się, stawiając butelkę

na stoliku.

– Musz

ę już iść.

– Mam racj

ę? – nalegał.

– Tak, to mieszanka z dodatkiem

bergamoty. Poprosi

łam, żeby przysłała ci

coś, co ci pomoże zasnąć.

– Wetrzesz mi go? Prosz

ę. Wszystko

mnie boli.

Naprawdę przyda mi się masaż,

a sam go sobie nie zrobię.

– Nie, nie mog

ę – odparła szybko. – Nie

umiem robić masaży. Ale może poproszę

pielęgniarkę...

– Bzdura. Po prostu smaruj, to nic

trudnego. Prosz

ę, Kate. Nie potrafiła

background image

odmówić.

– Dobrze – westchn

ęła – ale tylko

dzisiaj.

– Zamknij drzwi.
– PO CO?
– Och, Kate, nic ci przecie

ż nie zrobię.

Mam złamaną nogę.

Pos

łuchała jego prośby. Dominik zdjął

koszulkę i położył się na brzuchu. Wylała

trochę olejku na dłoń i zaczęła masować

kręgosłup.

Potem

obiema

rękami

rozprowadziła olejek na ramionach i
plecach.

Czuła, jak mięśnie rozluźniają się,

posłuszne jej dotykowi.

– Dominik, po

łóż się na plecach.

Podniósł głowę i popatrzył na nią.

– Mam erekcj

ę – wyznał bez żenady.

Serce zabiło jej mocnej.

– Jako

ś sobie z tym poradzę.

– Powa

żnie? Zaczerwieniła się.

– Nie to mia

łam na myśli.

– Po prostu chcia

łem cię ostrzec. Wylała

na dłoń więcej olejku.

background image

– Nie mam ju

ż dziewiętnastu lat. Nie

zemdleję z wrażenia.

– Skoro tak...
Odwr

ócił się. Kate starała się

skoncentrować

wyłącznie

na

jego

ramionach i klatce piersiowej.

Jej

rumieniec przeczył temu, co mówiła.

– Si

ńce już ci schodzą.

– Mhmm.
Zmusi

ła się, żeby spojrzeć mu w twarz.

Miał zamknięte oczy i lekko zarumienione
policzki.

Czy

żby był zakłopotany? Dominik? To

coś nowego, pomyślała, kończąc delikatny

masaż.

– Lepiej?
Skin

ął głową.

– O wiele. Jeszcze tylko noga.
– Akupunktura?
– Nie, bo olejek jest na skórze. Po prostu

rozmasuj te miejsca,

w które wbijałaś igły.

O tak,

świetnie.

Odetchn

ął głęboko. Kiedy skończyła i

background image

podniosła się, otworzył oczy. Myjąc ręce,

czuła, jak jej się przygląda.

– Kate?
Odwr

óciła się, wyrzucając papierowy

ręcznik do kosza. Z ulgą spostrzegła, że

Dominik przykrył się prześcieradłem.

– Tak?
– Dzi

ęki. Przepraszam, że wprawiłem cię

w zakłopotanie. – Wyciągnął do niej rękę.

Podeszła do łóżka. – Jeśli czujesz się
nieswojo,

nie musisz mnie odwiedzać.

Otworzy

ła szeroko oczy.

– Nie chcesz,

żebym przychodziła?

Przyciągnął ją do siebie. Usiadła na brzegu

łóżka.

– Pewnie,

że chcę. Popatrzyła na ich

splecione palce.

– Tak naprawd

ę to nie wiem, czego ty

chcesz.

– Mo

że jeszcze jednej szansy, żeby cię

lepiej poznać?

– A mo

że przelotnego flirtu? Nie,

Dominik.

Już raz cię straciłam. Nie chcę

background image

ryzykować.

– Kto tu mówi o flircie? Oboje

powinniśmy dać sobie trochę czasu i

zastanowić się, czy jest jeszcze między

nami coś, co warto uratować.

– No nie wiem...
– Ja te

ż nie. Ale przez dwanaście lat ani

ty,

ani ja nie znaleźliśmy nikogo innego.

– Mo

że po prostu jesteśmy zbyt

wybredni.

– Albo dla siebie stworzeni. Zdaje si

ę, że

jest tylko jeden sposób,

żeby się o tym

przekonać.

Kate wsta

ła, wysuwając dłoń z jego

uścisku.

– Nie wiem... Boj

ę się. Najchętniej bym

uciekła od ciebie jak najdalej.

– Kate, prosz

ę. – Głos Dominika brzmiał

dziwnie. –

Zmieniliśmy się oboje. Musimy

się poznać od nowa. Daj nam szansę.

Cofn

ęła się.

– Pomy

ślę o tym. Porozmawiamy

później, teraz powinnam już iść. Stephie...

background image

– Kate, nie b

ój się. Nie będę cię do

niczego zmuszał.

– Zdaje si

ę, że ten olejek miał cię uśpić!

powiedziała gwałtownie.
U

śmiechnął się przekornie.

– Po takim masa

żu? Nic z tego.

– To by

ł ostatni raz. Następnym razem

poprosisz pielęgniarkę.

– Umrze z zak

łopotania...

Kate zaczerwieni

ła się. Dominik zaczął

się śmiać, ale szybko spoważniał i

popatrzył na nią ze smutkiem.

– Och, Kate... Co z nami b

ędzie?

– Nie wiem. – Mia

ła łzy w oczach. – Nie

chcę, żeby powtórzyło się to samo. Pójdę

już. Wpadnę jutro albo pojutrze.

Tchórz

powiedział miękko.

Odwróc

iła się w progu.

– Nieprawda. Nie masz poj

ęcia, jak

trudno mi stąd wyjść. Najchętniej

siedziałabym tu cały czas, trzymając cię za

rękę i powtarzając, że wszystko będzie
dobrze.

Ale to byłoby kłamstwo. Tak

background image

naprawdę wcale cię nie znam. I dopóki nie
poznam,

nie będę wiedziała, czy mogę ci

ufać.

– Mo

żesz.

– Jeste

ś pewien? A czy ty możesz mi

zaufać”?

– Tak, je

śli mi uwierzysz.

Zawaha

ła się, po czym potrząsnęła lekko

głową i wyszła z separatki, nie oglądając

się za siebie.


Co mia

ł znaczyć ten gest? Odmowę?

Brak pewności? Dominik leżał i patrzył w
sufit.

Dlaczego ją wtedy zostawił? Mogli

być tacy szczęśliwi... A wszystko przez

głupie

nieporozumienie.

Dlaczego

najpierw nie porozmawiali? Czemu poddał

się tak łatwo?

Tak wiele straci

ł! Nie było go przy córce,

gdy

dorastała. Bardzo ją kochał. Była do

niego podobna,

choć pod wieloma

względami przypominała Kate. Powinni

byli mieć więcej dzieci. Może chłopca, z

background image

którym grałby w piłkę i wspinał się po
drzewach...

Albo

jeszcze

jedną

dziewczynkę – z kucykami i wiecznie
obtartymi kolanami.

Uśmiechnął się do

siebie z żalem. Do licha, zmarnował tyle
czasu.

Bardzo chcia

ł, żeby tym razem się udało.

Gdyby tylko Kate zechciała spróbować...

– Dominik?
Zamruga

ł powiekami i odwrócił głowę.

Stała tam w tej swojej pięknej różowej
sukience.

– My

ślałem, że już poszłaś. Potrząsnęła

głową.

– Nie mog

łam.

– Podejd

ź tu – szepnął.

– Flirt nie wchodzi w gr

ę – zastrzegła,

wciąż stojąc przy drzwiach. – I na razie nie
mówmy nic Stephie. Nie wiem,

może

rzeczywiście powinniśmy spróbować...

Wzi

ął ją za rękę i przyciągnął do siebie.

Czuł, jak drży.

– Nie zawiod

ę cię. Jeśli znów będziemy

background image

razem, to na zawsze.

Możesz być pewna.

– Poczekaj, wcale nie powiedzia

łam, że

się zgodzę.

– Wiem. Prosz

ę tylko o trochę czasu.

Sam na sam,

żebyśmy mogli porozmawiać.

I poznać się bliżej.

Kiwn

ęła głową.

– Musz

ę już iść, robi się późno. Czy

olejek z bergamoty dalej nie działa?

U

śmiechnął się ciepło.

– Kiedy tak stoisz przy mnie w tej

ślicznej sukience? Nie ma mowy.

Odruchowo zakry

ła ręką dekolt.

– Poca

łuj mnie na dobranoc – szepnął.

Zawaha

ła się, po czym delikatnie

dotknęła ustami jego warg. Zrobiło mu się

gorąco.

Śpij dobrze.

Odesz

ła,

zostawiając

po

sobie

wspomnienie pocałunku i dotyku, które

znów będzie go męczyło przez całą noc...

– Brian Pooley prosi

ł o dodatkowe

elektrostymulacje –

oznajmił Michael.

background image

Pracował w ośrodku jako fizjoterapeuta i

dekarz był jednym z jego pacjentów.

– Przeprowadzamy tego typu zabiegi? –

zdziwi

ła się Kate.

– Nie oficjalnie – wyja

śnił Jeremy. –

Dominik uważa, że czasem to pomaga, a
czasem nie.

Zresztą, jak większość terapii.

Konkretnych i pewnych dowodów na

skuteczność brakuje, więc generalnie
takich stymulacji nie prowadzimy.

Dostępne są jednak na życzenie pacjenta.

– Kto j

ą przeprowadza?

– Lindsay Reeves.
– Aromaterapeutka?
– Tak. Po

ślę ją dzisiaj do niego. Michael,

jaka jest twoja ogólna ocena Briana?

– M

ęczy go czekanie na operację. Zdaje

się, że liczy na cud. Nie rozumie, że

podstawą naszej pracy jest pomoc w
dawaniu sobie rady z bólem, a nie

całkowite jego uśmierzanie. Leki, masaże,
akupunktura,

elektryczna stymulacja

nerwów i fizykoterapia pomagają, ale nie

background image

do końca. Znów wracamy do teorii bramki:
znalezienie sposobu na

jej zamknięcie

bywa bardzo trudne.

– Kate, wiesz, co w przypadkach z

łamań

robili Indianie północnoamerykańscy? –

spytał Jeremy. – Uderzali kończynę
pokrzywami.

Prowadziło to do dysfunkcji

nerwów i w konsekwencji do zamknięcia

połączeń, co powodowało znieczulenie.

– Mo

że powinniśmy obłożyć Briana

pokrzywami? –

zażartowała.

Roze

śmieli się.

– Ju

ż widzę te nagłówki w gazetach! –

rozmarzył się Michael. – Wiodący ośrodek
rehabilitacyjny przetrzepuje pacjentom

skórę pokrzywami. Co za reklama!
Dominikowi chy

baby się to nie spodobało.

– A ja my

ślałam, że to dobry pomysł.

Kate próbowa

ła zrobić rozczarowaną minę.

– W

ątpię, czy pacjenci byliby tego

samego zdania –

odparł Jeremy. – A więc z

Brianem wszystko ustalone? Prowadzisz
dalej fizykoterapi

ę, a Paddy lub Jason

background image

ćwiczą z nim w siłowni?

– Lepiej niech

ćwiczy Tara. Mają

podobne poczuci

e humoru i dobrze się

rozumieją.

Jeremy u

śmiechnął się i skinął głową.

– W porz

ądku. Zdaje się, że Richard

zabiera Susie na cały dzień, więc nie

będzie jej do jutra. Angela, zajmiesz się nią

w dalszym ciągu?

– Nie ma problemu.
– I jeszcze John Whitelaw. Martin Gray

spotka

ł się wczoraj z jego żoną. Chyba

trudno się z nią porozumieć. Jest

zamknięta w sobie i twierdzi, że nie może

zrozumieć Johna, bo wcale z nią nie
rozmawia.

Nie odpowiedziała jednak na

pytanie,

czy sama próbowała poruszyć

temat wypadku. Jo

hn z kolei był wczoraj

bardzo zmęczony, więc Martin postanowił

porozmawiać

z

nim

dzisiaj

po

fizykoterapii.

Nie wykończ go, Angela.

Fizykoterapeutka roze

śmiała się miękko.

– Obiecuj

ę. On chyba mnie nie lubi.

background image

– Wczoraj powiedzia

ł, że jesteś z piekła

rodem –

wyznała Kate z uśmiechem. – Nie

odnosi się do programu rehabilitacji ze
zbytnim entuzjazmem.

Angela potrz

ąsnęła głową.

– Jest raczej niezadowolony z w

łasnego

braku formy i zniechęcony trudnościami.

– Nie nabra

ł trochę pewności siebie po

tym,

jak udało mu się stanąć?

– Owszem, dop

óki nie upadł. Próbował

przejść parę kroków, ale nie przyzwyczaił

się jeszcze do protez.

– I jak zareagowa

ł?

– By

ł załamany. To się często zdarza.

Zostawiłam go na chwilę samego, a potem

zmusiłam do dalszej pracy.

– I znowu si

ę przewrócił? – wtrąciła

Kate.

– Potkn

ął się, ale w porę złapał się

poręczy. Tym razem było trochę lepiej,

mimo to i tak nie widzę w nim entuzjazmu.

Sądzę jednak, że mu się uda. Spróbujemy
znów jutro, potem pojutrze... Na to

background image

potrzeba czasu,

zwłaszcza że musi sobie

radzić z dwiema protezami. Poza tym John

lubi wyzwania i jest trochę podobny do
Susie.

– Wi

ęc powinni się poznać. Może Susie

podniesie go na duchu.

– Za

łożę się, że zaczęliby ćwiczyć na

wyścigi. Kate zamyśliła się.

– A przynios

łoby to jakąś szkodę?

– Tylko temu, kto przegra – odpar

ł

Jeremy. –

Na tym właśnie polega cały

problem

ze

współzawodnictwem.

Wyzwanie jest potrzebne, ale zawsze jest

tylko jeden zwycięzca. I dlatego cele, jakie
stawiamy pacjentom,

starannie

przemyślane. A propos wyzwania, dziś

przyjeżdża Karen Lloyd. Trzydzieści sześć
lat,

doznała obrażeń w wypadku

samochodowym cztery lata temu. Uraz

kręgosłupa szyjnego powoduje uciążliwe

bóle głowy, pleców i ramion. Na

popołudnie

zamówiła

tomografię

komputerową.

background image

– Robicie j

ą tutaj? – zdziwiła się Kate.

Jeremy pokręcił głową.

– Nie. Mamy zamiar kupi

ć aparaturę, ale

na razie brakuje pieniędzy. Wysyłamy

pacjentów na prywatną tomografię

szesnaście kilometrów stąd. Samson
zabiera ich ambulansem. Od wyniku

przeglądu będzie zależał program leczenia.

Prawdopodobnie

będą

to

masaże,

fizykoterapia i hydroterapia. Ergonomista i
terapeuta zaj

ęciowy ocenią jej możliwości.

Spróbujemy też zastosować zabieg

leczenia prądami interferencyjnymi, jak

również ultradźwiękami. Działają na
zasadzie pokrzywy –

dodał.

Wszyscy si

ę roześmieli. Jeremy odczekał

chwilę, po czym mówił dalej:

– Na razie Karen przyjmuje ogromne

ilo

ści środków przeciwbólowych. Musimy

z tym skończyć, bo występują już pierwsze

objawy zaburzeń pracy nerek i wątroby.

– Zastosujecie leki homeopatyczne? –

spyta

ła Kate.

background image

– Mo

żliwe. Mamy tu dochodzącego

homeopatę. Zobaczymy, jakie rezultaty
przyniesie terapia. Czy mamy jeszcze

jakieś sprawy do omówienia?

Rozeszli si

ę po kilku minutach. Kate

podeszła do Jeremy’ego.

– Masz dla mnie jakie

ś zadania na

dzisiaj?

Mo

żesz przeprowadzić badania

kontrolne, które robimy co kilka dni.

Oceniamy przebieg rehabilitacji i postępy,

sprawdzamy też, czy nie występują jakieś

nieprawidłowości. Pomoże ci jedna z

pielęgniarek.

Kiwn

ęła głową.

– Gdzie mog

ę zacząć badania?

– Mo

że w gabinecie Dominika? Jest tam

wszystko, co potrzebne. Zbadaj mocz i

pobierz krew od chorych na cukrzycę.

Zmiany intensywności ćwiczeń mają duży

wpływ na organizm, więc trzeba ciągle

opracowywać odpowiednie diety. Jeden z
cukrzyków

to Laurence Carter,

background image

sześćdziesiąt osiem lat, po amputacji. Miły
staruszek,

choć trochę powolny. Ćwiczenia

są dla niego bardzo trudne, być może nigdy

już nie będzie chodził.

Przecie

ż waszą ambicją jest

postawienie wszystkich na nogi?

Jeremy pokr

ęcił głową.

– Chcemy,

żeby pacjent osiągnął tyle, ile

to tylko możliwe. Jesteśmy realistami.

Nawet jeśli pan Carter nie przyzwyczai się
do protez,

będzie musiał nauczyć się

używać wózka. Kiedy mamy do czynienia

z młodym pacjentem, robimy wszystko,

żeby zmusić go do chodzenia. Pan Carter

jednak nie czuje się dobrze, cierpi na

zaawansowaną chorobę tętniczą i, szczerze

mówiąc, zostało mu już niewiele czasu.

Chcemy jednak pomóc mu osiągnąć

maksymalną niezależność.

Przerwa

ł na chwilę i zagryzł usta.

– Jest jeszcze jedna sprawa. Moja

żona

ma już niedługo rodzić. Myślisz, że
poradzisz sobie sama?

background image

– Nawet je

śli będę robić wszystko trochę

wolniej,

to nic się przecież nie stanie.

– A co z podejmowaniem decyzji?
– O programie leczenia? My

ślę, że każdy

z terapeutów doskonale zna swoje

obowiązki. Poradzimy sobie. Zresztą,

twoja nieobecność pewnie nie potrwa

długo.

Jeremy kiwn

ął głową.

– Charlie Keller mo

że ci pomóc. To nasz

osteopata, pracuje z Dominikiem od

samego początku.

Na sam d

źwięk imienia byłego męża

serc

e nagle zabiło jej mocniej.

Posz

ła do gabinetu. W sprawie badań

kontrolnych zadzwoniła do Barbary Jay,

przełożonej pielęgniarek, po czym usiadła

wygodnie za biurkiem i rozejrzała się

wokół.

Pok

ój był cichy i przytulny, z pięknym

widokiem na ogród. Próbow

ała wyobrazić

sobie pracującego tu Dominika, ale bez
powodzenia.

Oczyma wyobraźni widziała

background image

go w szpitalnym łóżku. Nie potrafiła

przestać o tym myśleć.

Przez okno dostrzeg

ła nadjeżdżający

ambulans.

Rozpoznała

symbol

miejscowego szpitala.

Któż

mógł

przyjech

ać stamtąd do ośrodka o

dziewiątej rano? Zadzwoniła do recepcji.

Przyjecha

ła jakaś karetka. Czy

oczekujemy dziś kogoś poza Karen Lloyd?

– Nie, prosz

ę pani – odparła pani

Harvey. –

Czy mam pójść i dowiedzieć się,

o co chodzi?

– Sama to zrobi

ę.

Wysz

ła z gabinetu i podążyła w stronę

recepcji.

Ambulans właśnie zatrzymał się

przed wejściem. Kierowca wyskoczył z
szoferki.

– Dajcie jaki

ś wózek! – zawołał z

szerokim uśmiechem. – Przywiozłem wam
pacjenta.

– Jakiego pacjenta? – spyta

ła Kate,

schodząc po schodach. Kierowca jednak

zniknął w środku karetki. Słyszała tylko

background image

jego g

łos.

– Wszystko w porz

ądku, doktorze?

Zaciekawiona Jenny Harvey zepchn

ęła

wózek ze specjalnego podjazdu i

zatrzymała go przy tylnych drzwiach
ambulansu.

Kate widziała jej zdumioną

minę, ale nie mogła się ruszyć.

Powiedziała „doktorze”? Nie, to przecież

nie może być... Nie tak wcześnie!

Opar

ła się o filar i obserwowała, jak

sanitariusz i kierowca przenoszą „pacjenta”
na wózek.

Jenny Harvey spojrzała

bezradnie na Kate, ona jednak tego nie

dostrzegła. Próbowała się uspokoić.

Sprawdziły się jej najgorsze podejrzenia.

– Co ty tu, do diabla, robisz? – spyta

ła,

patrząc na niego ze złością.

Dominik,

w samej koszulce i

spodenkach, u

śmiechnął się od ucha do

ucha.

– Nudzi

ło mi się, więc pomyślałem, że

wrócę do domu.

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

– Dominik, nie wolno ci tego robi

ć!

– Wolno, Kate. To jest m

ój ośrodek, mój

dom i mój organizm.

Chciałem wrócić i

wróciłem.

– Ale nie powiniene

ś...

– Dlaczego?
– Bo to g

łupie i nierozsądne! Potrzebna

ci opieka medyczna!

– Owszem, a ty przecie

ż jesteś lekarzem.

Potrzebna

mi

też

fizykoterapia,

hydroterapia, leki i wypoczynek. Wszystko
mam tu na miejscu. Do licha, Kate, w

końcu to ośrodek rehabilitacyjny! A poza

tym to także mój dom. Chcę być tutaj.

– Jeste

ś taki uparty!

– Powinna

ś się do tego przyzwyczaić –

odparł. – Zawsze taki byłem. I dlatego ten

ośrodek funkcjonuje.

– Wobec tego nie my

śl sobie, że będę się

tobą zajmować. Nie mam czasu.

background image

– A czy ja ci

ę o to proszę?

Odwr

óciła się i wyjrzała przez okno.

Świeciło słońce, a drzewa szumiały cicho.

Była zirytowana.

– Wiedzia

łam, że wypiszesz się ze

szpitala za wcześnie – powiedziała przez

zaciśnięte zęby.

– To ma by

ć za wcześnie?

– Nawet nie zdj

ęli ci szwów! Minęło

tylko pięć dni!

– Pi

ęć długich dni i nocy. Nie mogłem

tam już dłużej wytrzymać.

– Szkoda.
Twarz pociemnia

ła mu z gniewu.

– To mój dom i moja decyzja –

powiedział jednak spokojnie. – Jeśli nie

chcesz się mną zajmować, nie ma sprawy.

Jeremy może nadzorować moją kurację. A
ciebie zwalniam.

– Zwalniasz? O czym ty mówisz? A kto

się będzie opiekować pacjentami, kiedy

jego żona będzie rodzić?

– Ja.

background image

– Ale

ż to niemożliwe.

– Zobaczymy. Pami

ętaj, Kate, że jesteś

moją byłą żoną. Nie masz wpływu na moje
decyzje,

jeśli nie dotyczą Stephie.

D

ługo patrzyli na siebie w milczeniu.

Wreszcie Kate odwróciła głowę.

– W porz

ądku. Przynajmniej sytuacja jest

jasna.

Czy po jej g

łosie można było poznać, jak

bardzo ją to zabolało? A jeśli nawet...

Znowu miała ochotę uciec od niego jak

najdalej i tym razem już nigdy nie wracać.

Wysz

ła z pokoju, przebiegła przez

dziedziniec i trawnik,

i dotarła do

kuchennych drzwi domu.

Niech go licho. Jak on mo

że? Po tym

całym gadaniu o potrzebie bliższego

poznania się... potrafili się tylko pokłócić.
A wszystko przez to,

że tak bardzo się o

niego martwiła.

Otar

ła łzy i pobiegła na górę.

Wyrzuciwszy swoje rzeczy na łóżko,

usiadła na stercie ubrań, żeby się

background image

wypłakać.

Świadomość

straty

i

rozczarowania była bardzo bolesna. Czy

naprawdę sądziła, że mogą się pogodzić?

Czy wierzyła, że tym razem nie zmarnują
szansy?

Je

śli tak, to musiała być szalona.

Us

łyszała swoje imię. To on, woła ją.

Wyciągnęła walizkę spod łóżka i zaczęła

wrzucać do niej swoje rzeczy. Do diabła z
nim.

Wyjeżdża.

– Kate? Chc

ę z tobą porozmawiać!

– Trudno – mrukn

ęła.

Przypomnia

ła sobie o suszącej się w

łazience garderobie i poszła, żeby ją

zabrać. Aha, i jeszcze brudne rzeczy z
kosza.

Także te należące do Stephie. Czy

ich córka powinna tu zostać? Zawahała się,

po czym podjęła decyzję.

Wyjad

ą razem, a dziewczynka zostanie

w domu do czasu,

aż Dominik poczuje się

lepiej.

Przynajmniej przestał krzyczeć.

Może sobie poszedł...

Niestety.

Wyszed

łszy z łazienki,

background image

zobaczyła go tuż przed sobą. Jakoś zdołał

wdrapać się na schody, a teraz chwiał się,

trzymając kurczowo poręczy.

– Co ty wyprawiasz? – Podtrzyma

ła go.

Spadniesz i skręcisz kark...
Rozp

łakała się, nie mogąc dłużej

powstrzymać łez. Jego ramiona były silne i

czułe. Przytulił jej głowę do piersi i oparł

się o ścianę.

– Kate, przepraszam – powiedzia

ł cicho,

głaszcząc jej włosy. – Nie płacz, kochanie.

S

łyszała przyspieszone bicie jego serca.

To wejście na schody musiało go

wyczerpać...

– Tak bardzo si

ę o ciebie martwię –

wykrztusiła. – Jak mogłeś być taki głupi?

Powinieneś leżeć...

Westchn

ął.

– Jakie to uczucie, kiedy si

ę ma zawsze

rację? Spojrzała na niego przez łzy.

– Nie mam poj

ęcia.

U

śmiechnął się słabo.

– Musz

ę się położyć. Mogłabyś mi

background image

pomóc? Chyba rzeczywiście trochę

przeholowałem.

Wysun

ęła się z jego objęć.

– Oprzyj si

ę na mnie.

Powoli doszli do jej sypialni. Zrzuci

ła z

łóżka ubrania i walizkę i pomogła mu się

ułożyć.

– Idiota – szepn

ęła łagodnie, odgarniając

mu wilgotne włosy z czoła. – Jesteś blady

jak śmierć.

– Nic mi nie b

ędzie – mruknął. – Chodź,

połóż się, chcę cię przytulić.

– Nie wiem, czy to dobry pomys

ł.

– Prosz

ę. Mam dosyć ludzi patrzących na

mnie z góry.

Po

łożyła się ostrożnie, uważając, żeby

nie dotknąć złamanej nogi. Objął ją, a ona

oparła głowę na jego ramieniu. Wróciło

naraz tyle wspomnień. Kiedyś często leżeli
tak razem. Przez

charakterystyczną woń

szpitala przebijał zapach jego skóry. Czuła

ciepło ciała.... Było jak dawniej.

– Czujesz si

ę już lepiej? – spytała cicho.

background image

– Tak. Wszystko przez t

ę wspinaczkę.

– Wi

ęc dlaczego... ?

– Chcia

łem z tobą porozmawiać.

– Trzeba by

ło poprosić, żebym zeszła na

dół.

– I zesz

łabyś?

Westchnęła.
– Pewnie nie. S

łyszałam, jak mnie

wołałeś.

– No widzisz. Wi

ęc musiałem tu wejść.

Rzeczywiście, całkiem logiczne.

– Dlaczego chcia

łeś ze mną rozmawiać?

– Chc

ę cię prosić, żebyś nie wyjeżdżała.

Podnios

ła głowę i popatrzyła mu w oczy.

Ale dlaczego? Przecie

ż sam

powiedziałeś, że mnie nie potrzebujesz.

– Przepraszam. To by

ło głupie. Chciałem

być przy tobie i to był jeden z powodów,

dla których wróciłem. A tymczasem
pierwsze,

co zrobiłem, to kazałem ci

odejść.

Serce zabi

ło jej mocniej. Chciał być przy

niej...

background image

– Mimo wszystko my

ślę, że opuszczenie

szpitala było bardzo nierozsądne.

Westchn

ął.

– Wiem, ale tu te

ż będę miał opiekę.

Mogę jeździć na wózku i pomagać przy
opracowywaniu programu leczenia.

Roze

śmiała się. Dokładnie o tym samym

myślała w sobotę. Taki układ rozwiązałby

wszystkie problemy w czasie nieobecności
Jeremy’ego.

Jeśli tylko Dominik nie

przesadzi.

– Przyjecha

łeś, żeby się wtrącać, a

obiecałeś, że nie będziesz tego robić –

przypomniała mu.

– I nie b

ędę, jeśli mnie o to nie

poprosisz.

Ale żona Jeremy’ego ma

niedługo rodzić i nie chciałem, żebyś sama

miała na głowie cały ośrodek.

– Wi

ęc z tych wszystkich szlachetnych

pobudek najpierw zwolniłeś się ze szpitala,

a potem wdrapałeś tu na górę?

– Nie wdrapa

łem się – poprawił sucho. –

Wczołgałem.

background image

– A jak zamierzasz zej

ść na dół?

Roześmiał się.

– Nie wiem. Pewnie trzeba mi b

ędzie

zaaplikować garść leków i akupunkturę.

– Albo przetrzepa

ć ci skórę pokrzywami.

To nasza najnowsza metoda leczenia.

Chcesz spróbować?

– Sadystka – mrukn

ął i pocałował ją.

Czu

ła miękki dotyk języka na wargach.

Przytuliła się mocniej i odwzajemniła

pocałunek. Po chwili odsunął się lekko i

zaczął całować jej szyję.

– Dominik – szepn

ęła, obejmując go

mocniej i czując znajomy dotyk ciepłej,

miękkiej skóry.

Westchn

ęła z rozkoszy, gdy zaczął

pieścić jej piersi. Przysunęła się jeszcze

bliżej, gdy nagle syknął z bólu i odwrócił

się gwałtownie na plecy.

Z

łamana noga. O Boże, jak mogła

zapomnie

ć? Podniosła się na łokciu i

popatrzyła na niego.

– Kochanie, przepraszam. Otworzy

ł

background image

oczy.

– To nic takiego. Tylko troch

ę zabolało.

No,

może więcej niż trochę. W każdym

razie jest równie skuteczne jak
antykoncepcja.

Kate odsun

ęła się od niego i usiadła.

Czuła się, jakby ktoś oblał ją zimną wodą.

Do czego zmierzali? Poczuła jego rękę na
ramieniu.

Kate,

przysi

ęgam, nie miałem

zamiaru...

Po prostu byłaś tak blisko.

Straciłem głowę.

Odwr

óciła wzrok. Tak łatwo można było

uwierzyć tym błękitnym oczom.

– Wi

ęcej tego nie rób – ostrzegła. – Nie

chcę zaczynać od pójścia do łóżka. To by

wszystko utrudniło.

– Ale wci

ąż mnie pragniesz, prawda? –

Jego głos był łagodny. – Pamiętasz nasze
noce?

– Oczywi

ście.

– Zawsze po p

ółnocy, kiedy twoi rodzice

zasypiali i nikt nie mógł nas słyszeć.

background image

Pamiętasz, jak się dotykaliśmy, jak

narastało w nas pożądanie? Gryzłaś mnie

w ramię, żeby nie krzyczeć. Zawsze

miałem w tym miejscu siniaka. – Ujął jej

rękę. – Byłaś taka piękna, słodka i szalona.
P

amiętasz?

– Tak. Pami

ętam też, jak się kłóciliśmy.

Chciała wstać, ale zdążył ją przytrzymać.

– Mieli

śmy dobre i złe chwile.

– Za ma

ło tych dobrych.

– Byli

śmy dzieciakami.

– Ale teraz jeste

śmy dorośli. I mamy

sporo pracy.

Pomogę ci zejść na dół i

zawołam pielęgniarkę.

Westchn

ął i usiadł, powoli przesuwając

złamaną nogę na krawędź łóżka. Jego

twarz wykrzywił grymas bólu. Objął

ramieniem jej szyję i wstał ostrożnie.

Kiedy dotarli do podestu, jego twarz by

ła

szara.

Czasem bywasz taki g

łupi –

powiedzia

ła miękko.

– Wiem.

background image

Powoli zacz

ęli pokonywać stopnie. Gdy

dotarli wreszcie na dół, Dominik był
wyczerpany.

Zaprowadziła wózek do

sypialni i pomogła mu ułożyć się na łóżku.

Upewniła się, czy jest mu wygodnie,

przykryła go i wyszła. Nie mogła się
jednak pow

strzymać, żeby przedtem

delikatnie go nie pocałować.

A wi

ęc wrócił do domu. Być może

rzeczywiście chciał wykorzystać tę szansę.

Zagryzła wargi. Czy uda im się być znów
razem? Jako kochankowie – na pewno. Z

tym nigdy nie było problemu. Ale czy jako
przyjaciele?

Czas poka

że.


Nast

ępne dni były dla Kate bardzo

trudne.

Jeśli sądziła, że zdoła namówić

Dominika na leżenie w łóżku, to się grubo

myliła.

Pierwszego dnia rzeczywi

ście

odpoczywał, wyczerpany po porannej
wspinaczce po schodach.

W środę jednak

background image

krążył już po ośrodku swoim wózkiem,

wtrącając

się

do

wszystkiego

i

przeszkadzając. Tak przynajmniej uważała
Kate.

O

ósmej był na odprawie, zapoznając się

z postępami czynionymi przez pacjentów.

Operację Briana Pooleya wyznaczył na

następny dzień.

– Przecie

ż nie możesz operować! –

protestowała Kate. – Chyba oszalałeś!

Spojrza

ł na nią ostro.

– Zrobi

ę, co do mnie należy. To krótki

zabieg.

Mogę go wykonać, i to jutro rano.

– Jeste

ś diablo uparty...

– Owszem, ale dzi

ęki temu wypełniam

swoje obowiązki. Co z Karen Lloyd?

– Ma bardzo napi

ęte mięśnie – odparła

Lucie, jej fizykoterapeutka. –

Zrobiłyśmy

wczoraj kilka lekkich ćwiczeń ramion i
pleców.

Przeprowadziłam też zabieg z

ultradźwiękami. Sądzę jednak, że czeka

nas sporo pracy nad tkanką mięśniową.

Potrzebna będzie akupunktura.

background image

Dominik skin

ął głową.

– Zaraz si

ę tym zajmę.

– Dominik!
Wystarczy

ło jedno jego spojrzenie, by

Kate posłusznie umilkła. Już raz próbował

ją zwolnić. Lepiej będzie, jeśli postara się

być cicho i pracować jak najwięcej,
dyskretnie przejmuj

ąc większość jego

obowiązków. Zresztą, miała jeszcze asa w

rękawie.

– To wszystko? – spyta

ł Dominik, gdy

omówili już ostatni przypadek.

– O nie, jest jeszcze jeden pacjent –

odpar

ła spokojnie. Zmarszczył brwi.

– Kto?
– Ty sam.
– Ja?
– Tak. Musz

ę cię porządnie zbadać, a

potem opracować program fizykoterapii.

Masaż też się pewnie przyda. Kark wciąż

cię boli?

– Sk

ąd wiesz?

– Bo nie mo

żesz normalnie kręcić głową,

background image

to widać. W końcu uderzyłeś w kierownicę

wystarczająco mocno, żeby złamać nos.
Wprawdzie hydroterapia nie wchodzi w

grę, póki nie zdejmą ci szwów, ale

mógłbyś trochę poćwiczyć mięśnie górnej

części ciała w siłowni.

U

śmiechnęła się słodko. Dominik

obruszył się, ale nie zaczął dyskusji. Sam

przecież twierdził, że w ośrodku ma
wszystko,

czego potrzebuje do

rehabilitacji.

– Moim zdaniem Kate ma racj

ę – wtrącił

Jeremy. –

A ponieważ Lucie ma akurat

najmniej pacjentów,

może się zająć tobą.

Tara jej pomoże. Poproszę też Lindsay,

żeby zrobiła ci porządny masaż i

zaaplikowała jakieś olejki przeciw stanom
zapalnym.

Kate nie patrzy

ła na Dominika.

Przypomniał jej się masaż, który wczoraj

robiła, i wiedziała, że on myśli o tym
samym.

– No dobrze. – Lucie wsta

ła energicznie.

background image

Chodź, Dominik. Zaczniemy od ciebie.
By

ła filigranową kobietką, ale Kate

słyszała, że potrafiła być bezlitosna i

osiągała wspaniałe efekty. Dominik patrzył

na nią z nie ukrywaną niechęcią.

– Czy to ja ci

ę zatrudniłem?

– Owszem.
Wydawa

ła się nieporuszona. Pacjenci

zazwyczaj nie byli zbyt skorzy do

współpracy.

Uśmiechnęła

się

i

wyprowa

dziła wózek z pokoju.

Kate napotka

ła wzrok Jeremy’ego.

– Biedaczek. Chyba nie zrobi mu

krzywdy?

– Raczej nie, ale z ni

ą nie wygra. Czy

mogłabyś znów zająć się badaniami
kontrolnymi?

– Oczywi

ście. Nie spotkałam się wczoraj

ze wszystkimi,

a poza tym chciałabym

jeszcze raz zobaczyć pana Cartera. Kikut

amputowanej nogi wydaje się krótszy i
Eddie nie jest pewien, czy jest to skutek

obrzęku, czy straty na wadze. Zamierzam

background image

sprawdzić poziom insuliny i cukru we krwi

i zważyć go. Może po prostu trzeba

zmienić dietę, zwłaszcza że ćwiczy teraz

trochę intensywniej. Mam zrobić coś
jeszcze?

– Tak. Odpocznij troch

ę. Wyglądasz na

zmęczoną.

– Bo jestem. Ci

ągłe martwienie się o

Dominika trochę mnie wykańcza.

– Nic mu nie b

ędzie, zobaczysz.

Zostawiam was na razie,

muszę zawieźć

żonę na badania. Być może zatrzymają ją
w szpitalu.

Jeśli tak, to zadzwonię.

Poradzicie tu sobie?

– Pewnie! – Kate parskn

ęła śmiechem. –

Przecież wrócił Dominik. Sam może

wszystko zrobić.

U

śmiechnęli się do siebie i rozeszli do

swoich zajęć.

Kate poprosi

ła Elaine Toft, dyżurną

pielęgniarkę, o pomoc w badaniach
kontrolnych.

Pierwszy na liście był

Laurence Carter.

Mięśnie

kikuta

background image

amputowanej

nogi

rzeczywiście

zwiotczały. Potwierdził, że musiał trochę

schudnąć, bo spodnie wydawały się

luźniejsze.

– Zaraz wszystko sprawdzimy. Jak idzie

fizykoterapia? – spyta

ła Kate, osłuchując

pacjenta.

– Chyba nie

źle, choć bardzo trudno mi

utrzymać równowagę. Mówiąc szczerze,
pani doktor, to nie wiem,

czy chcę znów

chodzić.

Usiad

ła i wzięła go za rękę.

– Lepiej by

łoby, gdyby pan dalej

próbował. Jeżeli jednak uważa pan, że
sobie z tym nie radzi,

będziemy ćwiczyć

używanie wózka. Być może wtedy trzeba

będzie wprowadzić kilka zmian w pańskim
domu.

Mieszkam w ma

łym domku.

Rzeczywiście, umywalka w łazience i stoły
mog

ą być trochę za wysokie, ale wstać to

jeszcze potrafię.

– Wobec tego spróbujmy na razie

background image

kontynuować ćwiczenia w chodzeniu.

Jednocześnie popracujemy nad mięśniami

górnej części ciała, żeby przygotować je do

używania wózka. Jak pan sobie radzi w

siłowni?

– Zajmuj

ę się mną bardzo ładna młoda

osóbka.

Jakże ona ma na imię, Lara?

– Tara.
– W

łaśnie. Opowiedziała mi wczoraj

słony dowcip. Kate uśmiechnęła się.

– Wi

ęc lepiej niech pan go nie powtarza

żonie.

– Ju

ż jej powtórzyłem, bardzo się

podobał. Jak to było? Młody marynarz żeni

się z dziewczyną...

Kate wys

łuchała dowcipu. Ten człowiek

przynajmniej nadal potrafił się śmiać.

Stratę nóg odczuł prawdopodobnie mniej

boleśnie niż John Whitelaw, choć z drugiej

strony znacznie mniej oczekiwał już od

życia...

Kate zrobi

ło się smutno. Trzeba

dostrzegać także dobre strony, powtarzała

background image

w duchu.

Nie należy przesadzać ze

współczuciem – w przeciwnym razie

pacjenci zaczną się nad sobą litować. A to
bynajmniej nie zmobilizuje ich do pracy.

Nic dziwnego,

że fizykoterapeuci budzili

sprzeczne uczucia.

Ich praca należała do

niezwykle trudnych,

choć

często

przynosiła wspaniałe efekty. Nawet wtedy

gdy postępy były powolne.

Kate skontrolowa

ła pracę serca starszego

pana.

Migotanie przedsionków starano się

zreduko

wać digoksyną.

– Pobierzemy dzi

ś trochę krwi do analizy

powiedziała. – Jeśli zamierza pan skłonić

serce do większego wysiłku, to musimy się

upewnić, że będzie pracowało jak
najlepiej.

Pobra

ła próbkę i wysłała ją do

laboratorium. Po otrzymaniu wyników b

może trzeba będzie zmienić dawkę
digoksyny.

Na razie poziom cukru

wydawał się zbyt niski.

– Musi pan wi

ęcej jeść. Dodatkowe

background image

ćwiczenia powodują spalanie większej

ilości kalorii. Porozmawiam z dietetykiem.

Nie możemy przecież pozwolić, żeby nasz
pacjent

był niedożywiony.

U

śmiechnął się.

– Na wszelki wypadek zawsze nosz

ę

przy sobie tabletki z glukozą.

– Bardzo s

łusznie. A teraz zapraszam na

fizykoterapię.

Elaine wyprowadzi

ła wózek z pokoju, a

Kate poszła poszukać Susie Elmswell.

Pacjentka właśnie kończyła ćwiczenia pod
okiem Angeli,

więc Kate usiadła na brzegu

kanapy w sali i czekała.

W tym samym pomieszczeniu Lucie

prowadzi

ła terapię z Dominikiem. Kate

starała się o tym nie myśleć, choć słyszała,

jak stękał z bólu przy kolejnych

ćwiczeniach.

– Jak tam ramiona? – spyta

ła Lucie,

zaczynając energiczny masaż.

– Aa! – j

ęknął.

Kate st

łumiła uśmiech i zaczęła

background image

przyglądać się pracy Angeli.

Susie zrobi

ła właśnie jeden chwiejny

krok,

po czym znów złapała się poręczy.

Angela,

która czujnie stała tuż obok,

gotowa w każdej chwili podtrzymać

pacjentkę, uściskała ją serdecznie.

– Dobra robota – pochwali

ła Lucie.

Dominik podniósł głowę.

– Czy co

ś przegapiłem?

– Zrobi

łam cały jeden krok! Zupełnie

sama! –

Susie uśmiechała się zwycięsko.

Dominik nie ukrywa

ł podziwu.

– Nale

ży ci się medal. Susie oparła się o

Angelę.

– Ale ju

ż więcej nie mogę. Nogi

strasznie mnie bolą.

– Oczywi

ście, dosyć na dzisiaj. Angela

pomogła jej usiąść na wózku.

– Susie, chcesz,

żebym ci zrobił

akupunkturę na plecach? Może ból

złagodnieje – zaproponował Dominik.

– Ale

ż pan nie może! Pan przecież jest

chory! Dominik westchnął ciężko.

background image

– Kiedy wreszcie wszyscy przestan

ą mi

mówić, co mogę robić, a czego nie? I tak

robię dziś akupunkturę komu innemu.

Bardzo cię boli?

Kiwn

ęła głową.

– Im wi

ęcej ćwiczę, tym jest gorzej.

– To naturalne. A wi

ęc za godzinę?

– U pana w gabinecie?
– Tak.
Lucie poklepa

ła go po ramieniu.

– Mo

żemy kontynuować?

Odwr

ócił z powrotem głowę, mamrocząc

coś o znęcających się nad nim
czarownicach.

Susie skierowała wózek w

stronę drzwi.

– Masz chwilk

ę czasu? – spytała ją Kate.

Chciałabym omówić z tobą przebieg

kuracji.

– Oczywi

ście.

Wi

ęc może porozmawiamy w

oranżerii? Napijemy się przy okazji soku.

Świetny pomysł.

Po drodze Kate stwierdzi

ła z podziwem:

background image

– Doskonale sobie radzisz.
– Naprawd

ę? Czasem myślę, że mi się

nie uda.

Kate otworzy

ła drzwi do oranżerii,

przepuszczając Susie.

– Usi

ądźmy przy wodospadzie, dobrze?

To moje ulubione miejsce.

Szum wody sp

ływającej do wyłożonego

kamieniami baseniku działał uspokajająco.

Mgiełka pary wodnej chłodziła powietrze.

– B

ędzie mi tego brakować, gdy wyjadę

westchnęła cicho Susie.
Kate u

śmiechnęła się ze zrozumieniem.

Sama pewnie będzie tęskniła... chyba że tu
zostanie.

Serce zabiło jej mocniej. Jak się

to wszyst

ko ułoży?

– Przynios

ę coś do picia. Na co masz

ochotę? Może woda mineralna z sokiem

pomarańczowym?

Świetnie, dziękuję.

Kate posz

ła do baru w klubie

sportowym,

zamówiła napoje i wróciła.

Susie opierała głowę o filar. Wyglądała na

background image

zmęczoną. Ból i ciężka praca najwyraźniej

dawały jej się we znaki.

– Prosz

ę, twój sok. Otworzyła oczy.

– Och, dzi

ękuję.

Kate usadowi

ła się w wiklinowym fotelu.

Sączyła przez chwilę napój, po czym

spojrzała na Susie.

– Jeste

ś zadowolona z terapii?

– Raczej tak. Przecie

ż cudów nie ma.

– To prawda. Ale czy o

środek zapewnia

ci to,

czego oczekiwałaś?

– W pewnym sensie nawet wi

ęcej. Nie

przypuszczałam tylko, że czeka mnie tak

ciężka praca. No i męczy mnie ten ciągły
ból.

– Dominik spr

óbuje coś z tym zrobić.

– Ale czy czuje si

ę na tyle dobrze, żeby

wykonywać zabiegi?

Kate u

śmiechnęła się.

– Zawsze robi to, co sam uwa

ża za

stosowne.

I na pewno pomoże zmniejszyć

ten ból.

Susie odetchn

ęła z ulgą. Kate

background image

postanowiła zmienić temat.

– Jak tam przygotowania do

ślubu?

– Mama chce go od

łożyć. Oboje z ojcem

uważają, że za bardzo się staram i zbyt
wiele wymagam.

Ale gdybym nie miała

żadnego konkretnego terminu, nie

pracowałabym tak ciężko. To jedyny
sposób.

– Co o tym s

ądzi Richard?

– Najch

ętniej ożeniłby się ze mną już

jutro.

Mieszka

liśmy

razem

przed

wypadkiem i teraz bardzo za sobą

tęsknimy.

Noce wydaj

ą się takie długie... Leżę i

myślę tylko o tym, jak mnie boli.

Chciałabym, żeby Richard był tu ze mną.

– Na pewno mogliby

ście spędzić razem

weekend.

Susie spojrzała na nią ze

zdumieniem.

– Ale przecie

ż tu jest szpital, a my nie

jesteśmy małżeństwem.

Nie szpital,

tylko o

środek

rehabilitacyjny,

a częścią rehabilitacji jest

background image

utrzymywanie kontaktu z partnerem. Oboje

musicie przystosować się do nowej
sytuacji.

Nieważne, czy już jesteście po

ślubie, czy jeszcze nie. Potrzebujecie się
nawzajem.

Twarz Susie rozja

śniła się.

– Och, prosz

ę pani... Rozpłakała się

nagle.

Kate domy

ślała się, co ta młoda kobieta

czuje.

Gdyby ktoś powiedział jej samej, że

znów będzie mogła być z Dominikiem i

dzielić z nim dni i noce, też nie potrafiłaby

się powstrzymać od łez.

Obj

ęła Susie ramieniem.

– G

łuptas. No, wytrzyj oczy. Czemu nic

nie mówiłaś wcześniej?

– My

ślałam, że nie wypada. Kate

roześmiała się.

– Przecie

ż pobierzecie się za parę

miesięcy. Nie ma w tym nic złego, skoro

jego obecność w weekendy ma ci pomóc

przygotować się na cały tydzień ciężkiej
pracy.

W końcu chcemy, żebyś poszła do

background image

ołtarza o własnych siłach, prawda?

– Rodzicom si

ę to nie spodoba.

– A mo

że właśnie będą zadowoleni?

Może martwili się o wasz związek?

– Musz

ę przyznać, że ja też się

martwiłam.

– Na pocz

ątku pewnie będzie wam

trudno.

Później wszystko się ułoży.

Susie u

śmiechnęła się.

– Oby pani mia

ła rację.

– Sama si

ę przekonasz.

Kate mia

ła nadzieję, że nie składa

obietnic bez pokrycia.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

– Zdaje si

ę, że pozwoliłaś Susie

Elmswell zaprosić Richarda na weekend? –

spytał Dominik podczas lunchu.

Kate spojrza

ła na niego przez szerokość

stołu. Czyżby był niezadowolony? Nie

mogła popatrzeć mu w oczy, bo pochylał

głowę nad talerzem z sałatką.

– Tak. T

ęsknią do siebie. Mieszkali

razem przed wypadkiem.

Sądzę, że

wspólnie spędzony weekend dobrze im
zrobi.

– I masz racj

ę. – Oderwał kawałek

chleba i zaczął smarować go masłem. –

Dobry pomysł.

– Tobie to nie przeszkadza? Spojrza

ł na

nią ze zdumieniem.

Przeszkadza? Dlaczego? Kate

wzruszy

ła ramionami.

– Nie s

ą małżeństwem.

– To wy

łącznie ich sprawa.

background image

Odsun

ął talerz i usiadł wygodniej na

wózku.

Nie dokończył jedzenia. Kate

popatrzyła na jego zmęczoną twarz.

– Powiniene

ś odpocząć – powiedziała

ostrożnie. – Chcesz robić za dużo rzeczy
naraz.

– A sk

ąd! – obruszył się. – Czuję się

świetnie.

– Nieprawda. Zreszt

ą, to zalecenie

lekarza.

Westchną] ciężko.

– Jest tyle do zrobienia...
– A ja tu jestem od tego,

żeby pomóc.

– Ale nie zrobisz akupunktury. Poza tym

jeszcze ta operacja Pooleya... I mnóstwo
innych zabiegów,

które powinienem

wykonać. A ja co? Jestem słaby i wszystko
mnie boli.

To takie denerwujące.

– Dominik, id

ź i połóż się natychmiast.

Za godzinę przyjdę cię obudzić.

Popatrzy

ł na nią uważnie.

– Nie mog

ę spokojnie spać w moim

łóżku. Pachnie twoimi perfumami.

Zarumieni

ła się lekko i odwróciła wzrok.

background image

– To przez kota. Nie chcia

ł się stamtąd

ruszyć.

– Wi

ęc spałaś u mnie?

– Tak, ale krótko.

Dziś wieczorem

zmienię pościel.

– Nie r

ób sobie kłopotu. Całkiem mi się

to podobało. Chyba jednak pójdę

odpocząć.

Odepchn

ął wózek od stołu i wyprowadził

go z jadalni,

zatrzymując się po drodze,

żeby zamienić kilka słów z pacjentami.

Kate obserwowa

ła go. Zmęczony i

osłabiony, a jednak wciąż znajdował dla
nich czas.

Tak samo było ze Stephie –

zawsze był gotów jej wysłuchać. Tylko dla

Kate brakowało mu cierpliwości.


Dominik wci

ąż za dużo pracował.

Wykonywał zabiegi, sprawdzał rezerwacje,

konsultował się z domowymi lekarzami
pacjentów,

nadzorował programy terapii i

sam si

ę jej poddawał.

Jeremy’ego nie by

ło w ośrodku. Jego

background image

żonę zatrzymano w szpitalu i ponieważ

poród opóźniał się, chciała go mieć w

pobliżu. Dominik oczywiście pozwolił mu

wziąć urlop.

W tej sytuacji to Kate musia

ła asystować

przy operacji wszczepienia stymulatora
Brianowi Pooleyowi.

Dominik

przeprowadził ją w czwartek, mając do
pomocy miejscowego anestezjologa i

przełożoną pielęgniarek.

Urz

ądzenie wysyłające impulsy

elektryczne jest wiel

kości cienkiego

pudełka od zapałek – wyjaśniał. – Musimy

zastąpić

podłączone

do

elektrody

przewody tymczasowe stałymi, które będą

biegły pod skórą od pleców do bioder i
brzucha.

– Wprowadzisz je tak, jak przy

operacjach wszczepiania rozrusznika? –
spyta

ła Kate.

Dominik skin

ął głową.

– Zrobimy co

ś w rodzaju kieszeni pod

skórą i umieścimy tam stymulator. To

background image

prosty zabieg,

potrwa najwyżej godzinę.

Rzeczywi

ście,

operacja

przebiegła

pomyślnie. Wprawdzie Dominik nie czuł

się najlepiej, ale wykonał wszystko
be

zbłędnie. Kate z pomocą Barbary Jay

dokończyła zszywanie. Brian Pooley został
odwieziony do swojego pokoju,

znajdującego się na oddziale intensywnej
terapii.

Kate ucieszy

ła się, że jest już po

wszystkim.

Po raz pierwszy asystowała

przy takim zabiegu.

Poza tym nie mogła

patrzeć, z jakim trudem Dominik panował

nad własnym bólem. Następnego dnia czuł

się jeszcze gorzej. Na szczęście do pracy

wrócił Jeremy – dumny jak paw i

roześmiany od ucha do ucha. Jego żona

urodziła syna.

– Wyt

łumacz Dominikowi, że nie może

się tak przemęczać – prosiła Kate.

Jeremy przeprowadzi

ł badanie kontrolne.

Po godzinie Dominik by

ł już w łóżku i spał

mocno po zażyciu dawki antybiotyków.

background image

– Lekka infekcja –

wyjaśnił Jeremy. – To

wprawdzie nic poważnego, ale jak tak
dalej pójdzie,

nabawi się zapalenia szpiku

kostnego.

Dałem mu penicylinę i kazałem

leżeć przez trzy dni. I dużo pić. Może

kontynuować fizykoterapię i pojechać na
krótki spacer,

ale niech uważa. Ostrzegłem

go,

że jeśli nie posłucha, to wyląduje z

powrotem w szpitalu.

– I tak nie da si

ę tam zawieźć. Jeremy

uśmiechnął się.

Mo

że nie mieć wyboru, jeśli

zlekceważy infekcję. Jest uparty, ale nie

głupi.

Gdy Kate wr

óciła do domu, odebrawszy

Stephie z przystanku szkolnego autobusu,

Dominik już się obudził.

– Chc

ę coś robić. Nie mogę tak leżeć.

– Musisz le

żeć – oznajmiła i usiadła na

brzegu łóżka. – Może trochę poczytasz?

– Nie mam okularów.
– Przynios

ę ci.

– Nie chc

ę czytać. Poza tym od okularów

background image

boli mnie nos.

Kate westchnęła i pokręciła

głową.

– Wi

ęc może pojedziesz na spacer do

parku?

– Z kim?
– Samson ci pomo

że.

– Jest zaj

ęty.

Ja mog

ę z tobą pojechać –

zaproponowała Stephie. – Poradzę sobie z
wózkiem,

jeśli nie trzeba go pchać pod

górę.

– Jestem bardzo ci

ężki.

– Wcale nie. No, zg

ódź się, będzie fajnie.

Ciekawe, ja

k szybko można takim czymś

jechać.

– Nie mam zamiaru si

ę ścigać i

wylądować na drzewie, kochanie.

Stephie zachichota

ła.

– Dobrze,

żadnych wyścigów. Tylko

mały spacer. Chodź, jest piękna pogoda, a

ty od wypadku nie miałeś prawie czasu,

żeby ze mną porozmawiać.

Kate wiedzia

ła, że Dominik nie odmówi.

background image

– Stephie, we

ź butelkę wody mineralnej i

jakieś herbatniki. Będziecie mogli

zatrzymać się gdzieś w cieniu i odpocząć.

Przyjdę po was i zabiorę tatę z powrotem.

– Tylko si

ę przebiorę! Stephie pobiegła

na górę.

– Z czego ona si

ę tak cieszy?

– Zacz

ęły się wakacje – wyjaśniła Kate.

Co chcesz włożyć?
– Spodenki. Le

żą na krześle. I może

jakąś inną koszulkę. Pomogła mu się

przebrać.

– Poka

ż mi przy okazji tę infekcję.

Na poziomie g

órnej krawędzi kości

ud

owej skóra była mocno zaczerwieniona

właśnie w miejscu, gdzie goiło się

nacięcie. Jeremy miał rację. Zakażenie jest

ostatnią rzeczą, jakiej Dominik potrzebuje.

– Przyda

łby się okład z olejku z liści

herbaty –

powiedział. – Czy Lindsay jest

gdzieś w pobliżu?

– Przed chwil

ą szła do siłowni robić

masaż. Mam ją poprosić, żeby później

background image

zajrzała do ciebie?

– Gdyby

ś mogła... Stephie, jesteś

gotowa?

– Ju

ż idę!

Zbieg

ła po schodach i wpadła do pokoju.

Wyglądała ślicznie – młoda i radosna.

– Jeszcze tylko skocz

ę po wodę.

Energia j

ą rozpiera. – Kate

uśmiechnęła się pobłażliwie.

– Jest taka

śliczna. Chłopaki niech lepiej

uważają, nie pozwolę jej skrzywdzić.

– Stephie to rozs

ądna dziewczyna.

– I o wiele za

ładna. Przypomina mi

ciebie.

Nie chcę, żeby trafiła na takiego

drania jak ja.

– Dominik, wcale nie by

łeś draniem.

– Tw

ój ojciec tak o mnie myślał.

– Myli

ł się.

– Chyba nie. – Popatrzy

ł jej w oczy. –

Potraktowałem cię okropnie. Najpierw cię

uwiodłem, a potem zaszłaś przeze mnie w

ciążę.

Potrz

ąsnęła głową.

background image

– To nie by

ło tak. Przecież mnie

kochałeś.

– Nie wiem, mo

że cię tylko pożądałem...

Może miłość przyszła później, ale to i tak

nie wystarczyło. Zawiodłem cię i wcale się

nie dziwię, że mnie wyrzuciłaś.

– Ja po prostu zwr

óciłam ci wolność.

– Nie chcia

łem być wolny. Ani wtedy,

ani teraz.

– Och, Dominik...
Stephie zatrzasn

ęła szafkę w kuchni,

zawołała kota i przybiegła z powrotem do
sypialni ojca.

– Gotowy? Dominik skin

ął głową.

Wi

ęc nie chce być sam... Kate patrzyła,

jak Stephie wypycha wózek do ogrodu, a

potem wprowadza na ścieżkę. Włóczykij

plątał jej się pod nogami.

Kate zrozumia

ła nagle, jak wiele znaczą

dla niej córka i Dominik. Tylko czy uda im

się wspólne życie? Przez ostatnie kilka dni
dowiedzia

ła się wielu nowych rzeczy o

swoim byłym mężu. Stał się całkowicie

background image

oddanym pracy, sumiennym i doskonale

zorganizowanym człowiekiem.

Bywa

ł jednak nieznośny, uparty i bardzo

wymagający. Dzięki temu zresztą jego

ośrodek tak dobrze funkcjonuje... Dominik

nadzorował tu wszystko – nawet myszka

nie ośmieliłaby się przemknąć po ogrodzie
bez jego wiedzy.

Jeśli jednak nie zwolni

tempa,

jego stan szybko się pogorszy.

Kate wiedzia

ła, że będzie się oszczędzał

tylko przez kilka dni, dopóki nie zniknie
infekcja.

Później nic go nie powstrzyma

przed nadrabianiem zaległości w pracy.
Zapomni o wypadku,

po którym doznał

przecież lekkiego wstrząsu mózgu, i o

złamanej nodze.

Zwykle pracowa

ł od szóstej rano do

dziewiątej wieczorem. A co z życiem
rodzinnym? Nie starczy na nie czasu,

chyba że pracowaliby razem. Ale czy on

się na to zgodzi? Czy Heywood Hall to

właściwe miejsce dla niej? I czy zdoła

przyzwyczaić się do faktu, że to Dominik

background image

jest tu szefem? Dotychczasowa praca

zawodowa dawała Kate sporo swobody.

Jeśli jednak nie będzie pracować z
Dominikiem,

nie będzie go również

w

idywać. To właśnie stało się już raz

przyczyną ich rozstania.

Westchn

ęła i zamknęła drzwi do ogrodu,

po czym wróciła do ośrodka. W siłowni

znalazła Lindsay i poprosiła o okłady dla
Dominika.

Później przeszła do gabinetu,

gdzie czekało ją trochę papierkowej
roboty.

Chciała być sama, żeby móc się

skoncentrować.

Jej uwag

ę znów przyciągnęło ich ślubne

zdjęcie, stojące na biurku. Przyjrzała mu

się uważnie. Wyglądała kwitnąco w

pierwszych miesiącach ciąży, a Dominik

patrzył na nią dumny, szczęśliwy i bardzo
zakochany.

A teraz wini

ł siebie za poczęcie Stephie.

Czy rzeczywiście było w tym coś złego?

Dziecko dało im przecież tyle szczęścia...

Odstawi

ła fotografię i wstała zza biurka.

background image

Nie była w stanie się skupić. Postanowiła

poszukać Stephie i Dominika, żeby

sprawdzić, jak dziewczynka sobie daje

radę z wózkiem. Chociaż z drugiej strony

może powinna ich zostawić samych?

Zamy

ślona i niespokojna, zabrała z domu

kostium kąpielowy i poszła do siłowni.

Zastała tam Johna Whitelawa, ćwiczącego
pod okiem Jasona.

Podeszła do nich.

– Cze

ść, co słychać?

– Angela to nic w porównaniu z Jasonem

burknął John.
Jason roze

śmiał się. Przypominał jej

trochę młodego Dominika – dobrze
zbudowany,

opalony,

z

wesołymi

niebieskimi oczami.

Kate odwzajemniła

jego uśmiech.

– Jak to, wi

ęc torturujesz pacjentów?

– Zawsze tak robi

ę. Tego akurat to nie

bawi.

– Czy rzeczywi

ście jest aż tak źle?

– Gorzej ni

ż źle – odparł John. – To

koniec na dzisiaj?

background image

Jason skinął głową.
– Mo

że weźmie pan gorącą kąpiel w

basenie? Zaraz się tym zajmę.

– Nie r

óbcie sobie kłopotu, jestem zbyt

zmęczony.

Nie zabrzmia

ło to zbyt uprzejmie. Kate

zauważyła, że John nie lubił być zależny
od innych.

Nawet od personelu ośrodka.

– A jak twoje p

ływanie? – spytała. –

Jesteś już gotowy do wyścigu?

– Oczywi

ście. Może jutro?

Świetnie. Twoja żona przyjeżdża na

weekend? John wyraźnie starał się ukryć
zmieszanie.

– Pewnie wpadnie na chwil

ę.

– Wiesz,

że może zostać dłużej? Zacisnął

usta.

– Tak. Wi

ęc o której ten wyścig? O

piątej?

Kate skin

ęła głową, starając się nie

okazać współczucia. Mógłby pomyśleć, że

się nad nim lituje.

– W porz

ądku.

background image

– Kate, niech pani lepiej przedtem troch

ę

potrenuje –

wtrącił Jason. – Pan Whitelaw

ćwiczył bardzo intensywnie.

– Pewnie b

ędzie szybszy o parę długości.

– Postaram si

ę – obiecał John.

– Ja te

ż. W końcu o to przecież chodzi.

Uśmiechnęli się do siebie, po czym Jason

zabrał pacjenta, a Kate poszła się przebrać.

P

ływała pół godziny, starając się

zapomnieć o kłopotach, po czym wróciła z
powrotem do domu.

Idąc przez trawnik,

usłyszała rozmowę Stephie i Dominika.
Siedzieli na kocu pod drzewem.

– Chcia

łabym, żebyście znów byli razem

mówiła Stephie. – Mogłabym spędzać z

tobą więcej czasu... I mama też. Ona jest
chyba bardzo samotna.

– Tak samo jak ja. Ale to,

że oboje

jesteśmy samotni, wcale nie znaczy, że uda

nam się być razem. Już raz się nie

powiodło.

– Trzeba zn

ów spróbować. Dominik

milczał przez chwilę.

background image

– Mo

że mama wcale nie chce...

– A ty?
Zn

ów zapadła cisza. Zerwał źdźbło trawy

i zaczął się nim bawić.

– Sam nie wiem.
– Ale przecie

ż ją kochasz.

– A jak ty my

ślisz?

Że tak. I ona ciebie też. Oboje jesteście

tylko zbyt uparci,

żeby się do tego

przyznać.

Dominik roze

śmiał się i położył na

trawie,

opierając głowę na łokciu.

– Bawisz si

ę w psychologa?

– Przecie

ż dobrze was znam.

– A mo

że po prostu pragniesz happy

endu.

– Co w tym z

łego? Dominik westchnął.

– Nic. Ale to ma

ło prawdopodobne.

Odwr

ócił głowę i napotkał wzrok Kate.

Zmusiła się do uśmiechu i podeszła do
nich.

– No jak? Dobrze si

ę bawicie?

– Tata wa

ży chyba z tonę – poskarżyła

background image

się Stephie. – Nie mogłam już dalej go

pchać,

więc

wróciliśmy

tutaj.

Zastanawialiśmy się, gdzie jesteś.

– By

łam na basenie. – Kate usiadła przy

córce. –

Jedliście już kolację?

– Czekali

śmy na ciebie, ale możemy już

iść do jadalni. Dominik skrzywił się
wymownie.

– Ja wol

ę zostać tutaj. Noga okropnie

mnie boli. Kate,

rozmawiałaś z Lindsay?

– Tak. Przygotowa

ła kompresy, są w jej

pokoju.

Przynieść?

– Ja przynios

ę. – Stephie zerwała się na

nogi. –

Będę z powrotem za sekundę.

– Czy Jason jest w si

łowni? – spytał

Dominik,

patrząc za biegnącą przez

trawnik córką.

– Tak, czemu pytasz?
– On jej si

ę podoba.

– A sk

ąd. Jest dużo starszy.

– Ma dziewi

ętnaście lat, a Stephie w

przyszłym miesiącu skończy piętnaście.

Kate popatrzy

ła na niego uważnie.

background image

– Dominik, ty chyba

żartujesz.

– Wcale nie. Nie wiem tylko, czy Jason

j

ą w ogóle zauważa. Jeśli nie, to chyba jest

ślepy.

– O Bo

że, więc już się zaczyna...

Dominik u

śmiechnął się, kładąc się na

brzuchu.

– Jaka matka, taka córka. Owieczka

rzucona na pastwę wilków.

– Daj spokój,

nie byłam żadną owieczką.

– Czy

żby? Zaciągnąłem cię do łóżka już

po trzech tygodniach.

– Ale w ci

ągu tych trzech tygodni

byliśmy bez przerwy razem.

– I ja umiera

łem z niecierpliwości.

– Ja te

ż. Nie byłam wprawdzie pewna, na

co tak czekam,

ale chciałam się dowiedzieć

jak najszybciej.

Jego niebieskie oczy b

łyszczały.

– Historia lubi si

ę powtarzać.

– Nie, Dominik. Jeszcze nie teraz.

Upewnijmy si

ę najpierw, czy na pewno

tego chcemy.

background image

– No dobrze.
– A teraz przynios

ę ci z kuchni coś do

jedzenia.

Masz jakieś specjalne życzenia?

– Nie. Byle nie ostrygi – odpar

ł

znacząco. – I tak mam już dość kłopotów z
libido.

Pami

ętam, jak kiedyś zjadłeś

dwanaście, ale zadziałało tylko sześć –

powiedziała Kate z sarkazmem w głosie.

Chwyci

ł ją za kostkę i zaczął powoli

głaskać ciepłą skórę.

– To by

ła twoja wina. A raczej twojego

braku kondycji.

– Ale teraz i tak wszystko si

ę zmieniło –

odparła szybko.

– Jeste

śmy starsi. Zabrakłoby kondycji

nam obojgu.

– Za to mamy wi

ęcej doświadczenia i

samodyscypliny. Ciekawe,

czy byłoby

zupełnie inaczej?

– Chcesz zrobi

ć eksperyment? Nic z

tego. –

Odsunęła się.

– Id

ę po kolację, a ty myśl o zimnym

background image

prysznicu i okładach z pokrzyw.

– Z

łośnica.

Odesz

ła w stronę głównego budynku,

wciąż lekko się uśmiechając.

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Nast

ępnego dnia przy stajniach, w

których Stephie spędzała większość czasu,

miał się odbyć pokaz jazdy konnej.

– Mogliby

ście z tatą przyjechać i

obejrzeć – zaproponowała Stephie jedzącej

śniadanie matce. – Wózek zmieści się w
samochodzie.

– Tylko

że potem trzeba będzie go pchać

po piasku.

– Wcale nie! Mamo, na pewno wam si

ę

spodoba.

Proszę, przyjedźcie.

– Mo

że wpadniemy w porze lunchu.

– Fajnie. To czekam!
Stephie zerwa

ła się od stołu, wstawiła

talerz do zlewu i już jej nie było.

Chwil

ę później do kuchni wjechał

Dominik.

– Wszystko w porz

ądku?

– Niezupe

łnie. Stephie chce, żebym cię

zawiozła na pokaz jazdy konnej.

background image

Do diab

ła, zupełnie o tym

zapomniałem – jęknął. – Obiecałem
Julie-Anne,

że w razie czego ośrodek

zapewni opiekę medyczną.

– Za

łatwię to. Ale chyba nic się nie

powinno stać?

– Nigdy nie wiadomo. Mieli

śmy już

całkiem sporo pacjentów z porażeniem nóg
po upadku z konia.

– A mimo to pozwalasz je

ździć Stephie.

– Z ni

ą jest inaczej. Nie ma własnego

konia i nie pociąga ją ani szybkość, ani
niebezpieczne skoki.

W przeciwieństwie

do Kirsty,

która zaczęła jeździć prawie

wyczynowo.

Cieszę się, że nie jest moją

córką.

– Ja te

ż. To co, jedziemy tam jako

pierwsza pomoc czy zostajemy w domu
pod telefonem?

– Ta druga mo

żliwość jest bardzo

kusząca. I tak będą tam mieli kogoś z

Czerwonego Krzyża.

Kate kiwn

ęła głową. Czekała ją zaległa

background image

papierkowa robota.

Poza tym wolała, żeby

Dominik trochę odpoczął, zwłaszcza że na

weekend miał zaplanowaną jedynie

akupunkturę Karen Lloyd i Susie
Elmsweli.

Chociaż Susie będzie pewnie

miała coś lepszego do roboty...

Richard przyjecha

ł

poprzedniego

wieczoru.

Zniknęli oboje w pokoju Susie i

od tej pory nikt ich nie widział. Kate

ucieszył taki obrót sprawy. Terapia Susie

była bardzo męcząca i należało się

dziewczynie trochę relaksu.

Kiedy Kate przegl

ądała dokumenty,

Dominik przespał się chwilę, po czym

pojechał na zabieg Karen Lloyd. Kuracja,

którą zastosowali, zaczęła przynosić efekty

mięśnie pleców rozluźniały się powoli.

Osłabiło to jednak ochronę bardzo

wrażliwego karku, który należało teraz

zabezpieczyć kołnierzem.

Po zabiegu Dominik zjawi

ł się w

gabinecie.

Usadowiwszy się na kozetce

poczekał, aż Kate skończy pracę, po czym

background image

zaczął rozmowę o kuracji Karen.

– Zdaje si

ę, że miałeś odpoczywać –

przypomniała mu. Dominik uśmiechnął się
przekornie.

– To co z tym pokazem?
– Chyba powinni

śmy go zobaczyć. Jazda

samochodem nie będzie dla ciebie zbyt

męcząca?

– Mam nadziej

ę, że nie. Nie możemy

przecież brać karetki.

– No to chod

źmy.

Przebra

ła się w dżinsy, zabrała Dominika

do samochodu i pomogła usadowić się w

środku. Wózek zmieścił się z tyłu.

– Modele kombi to dobry pomys

ł.

– Ja by

łem do niedawna całkiem

zadowolony z modeli sportowych.

– Biedactwo.
– Nigdy nie podoba

ł ci się mój

samochód,

prawda? Potrząsnęła głową.

– Szczerze m

ówiąc, nie. Nie wiem, co ty

w nim widziałeś.

– To by

ł klasyczny model.

background image

– W takim razie dostaniesz sporo forsy z

ubezpieczenia. Radzi

łabym wtedy kupić

coś

porządniejszego.

Z po

duszką

powietrzną.

J

ęknął, usiłując zmienić nieco pozycję.

– Albo lepiej co

ś większego, gdzie jest

miejsce na nogi.

– Nie wszyscy maj

ą ponad metr

osiemdziesiąt – przypomniała łagodnie. –

Możesz odsunąć siedzenie.

– Ju

ż to zrobiłem. Popatrzyła na jego

d

ługie nogi.

– Wi

ęc jesteś po prostu za duży.

Dominik nie podj

ął

tematu,

zauważywszy Richarda i Susie, którzy

wybierali się na spacer. Pomachał im

przyjaźnie ręką.

– Zatrzymaj si

ę na chwilę, chcę z nimi

porozmawiać. Otworzył okno.

– Cze

ść. Wszystko w porządku?

U

śmiechnęli się oboje, a Susie

zaczerwieniła się lekko.

– W jak najlepszym.

background image

B

ędziesz

dziś

potrzebowała

akupunktury? Jedziemy teraz na pokaz
jazdy konnej,

ale niedługo wrócimy, więc

jeśli chcesz mieć zabieg, zostaw mi

wiadomość w recepcji.

– Dobrze. Dzi

ękuję bardzo.

Odje

żdżając, Kate zerknęła w lusterko

wsteczne.

– Wygl

ądają na szczęśliwych.

W odpowiedzi Dominik burkn

ął coś

niewyraźnie. Spojrzała na niego.

– S

łucham?

– Och, nic takiego. Mo

że po prostu

jestem zazdrosny.

– O Susie?
– O nich oboje. Zazdroszcz

ę im

wspólnego weekendu.

– Czy

żbyś znów zjadł za dużo ostryg?

– Kate, ja m

ówię poważnie – westchnął.

– Chodzi o to,

żeby mieć kogoś, z kim

można porozmawiać o problemach i

trudnościach... Wcale nie tak łatwo być tu
szefem,

a ja nie mam z kim omówić

background image

dręczących mnie wątpliwości. Czuję się

przez to trochę odizolowany.

– Mo

żesz rozmawiać ze mną.

– Naprawd

ę? A czy ciebie nie nudzą

sprawy związane z ośrodkiem i
pacjentami?

– Oczywi

ście, że nie. – Zaparkowała

samochód

niedaleko parkuru i wyłączyła

silnik. –

Postępy twoich pacjentów bardzo

mnie obchodzą. Minął zaledwie tydzień, a

ja już zaangażowałam się w ich leczenie. A
propos,

jak się czuje Brian Pooley? Zdaje

się, że badałeś go rano.

– Nie

źle. Stymulator robi swoje. Brian

prawie nie czuje już bólu, a rana

pooperacyjna goi się znakomicie.

– Ciesz

ę się. Jeśli jeszcze rozwiążemy

kłopoty małżeńskie Johna Whitelawa,

wszystko będzie w porządku.

– To nie takie proste. Martin w ogóle nie

może się dogadać z tą żoną.
Prawdopodobnie pierwszy raz w historii

nie uda mu się terapia.

background image

Kate posmutnia

ła. John był taki miły i

tak bardzo się starał. Gdyby nie dręczące ją
poczucie winy,

być może Andrea

przystosowałaby się do nowej sytuacji.

Tymczasem Johna czekała ciężka praca i
potrz

ebował wsparcia żony. Jeśli nie

będzie miał perspektyw, nie uda się go

nakłonić do żmudnych ćwiczeń z
protezami.

Kate wyj

ęła wózek z bagażnika.

Dominik usadowił się na nim i wyruszyli
na poszukiwanie Stephie.

Znaleźli ją przy

ogrodzeniu parkuru.

– Zaraz b

ędzie skakać Kirsty na

Szarlatanie. Jazda jest na czas, i na razie

każdy strącił jakąś poprzeczkę. Kirsty jest
ostatnia,

więc jeśli pojedzie bezbłędnie, to

wygra.

Na parkur wbieg

ł piękny, kary koń,

witany brawami przez miejscowych.

Stephie aż podskakiwała z podniecenia.

Kate również była ciekawa, kto wygra.

Przeszkody wyglądały na bardzo wysokie.

background image

– Stephie, mam nadziej

ę, że ty nie

próbujesz przez nie skakać?

– Pewnie,

że nie. To dla mnie za trudne.

Szarlatan pojecha

ł bezbłędnie i został

nagrodzony

owacjami przez publiczność.

Kirsty otrzymała nagrodę i właśnie gorąco

ją oklaskiwano, gdy nagle koń przestraszył

się huku przebitego balonu. Stanął dęba,

zrzucając dziewczynkę, która ciężko

upadła na ziemię.

– O Bo

że!

Kate prze

śliznęła się pod liną ogrodzenia

i podbiegła do leżącej bez ruchu Kirsty

jednocześnie

z

pielęgniarkami

z

Czerwonego Krzyża. Obejrzała ją szybko.

Na szczęście oddech dziewczynki był
wyrównany.

– Kirsty, s

łyszysz mnie? Dziewczynka

zamrugała powiekami.

– Moja r

ęka – jęknęła. – Głupi koń. Czy

ktoś go złapał?

– Tak. Nic ci si

ę nie stało? – spytał jakiś

głos zza pleców Kate.

background image

– Nie wiem, mamo. Strasznie mnie boli

nadgarstek.

– I nic wi

ęcej? – spytała Kate.

– Nie specjalnie. Co to by

ł za hałas?

Usiad

ła z trudem, a zgromadzeni dookoła

widzowie odetchnęli z ulgą.

– Mo

żesz stanąć? Musimy prześwietlić

twoją rękę. Czy ktoś zajmie się koniem,

kiedy zabierzemy cię do ośrodka?

– Julie-Anne si

ę nim zaopiekuje. –

Matka Kirsty popatrzyła na Kate. – Czy
Stephie to pani córka?

– Tak. Chc

ę zabrać Kirsty do ośrodka

mojego byłego męża. On sam pewnie

umiera z niecierpliwości. Nie może do nas

podejść, bo miał wypadek i porusza się na
wózku.

Kate podprowadzi

ła Kirsty do Dominika

i wyjaśniła całą sytuację.

– Mo

żemy zrobić rentgen w ośrodku?

– Oczywi

ście. Przykro mi z powodu

upadku,

ale pojechałaś wspaniale.

Dziewczyna u

śmiechnęła się.

background image

– Dzi

ękuję. Nie mam pojęcia, jak

mogłam tak zlecieć? Podbiegła do nich
niska, zaniepokojona kobieta o ciemnych

włosach.

– Wszystko w porz

ądku?

– Mniej wi

ęcej. Gdzie Szarlatan?

– W boksie. Nie martw si

ę, Sarah i

Hannah się nim zajmują. Jedziesz teraz do
szpitala?

– Zabierzemy j

ą na rentgen do ośrodka,

Julie-Anne –

wyjaśnił Dominik.

Kobieta kiwn

ęła głową.

– Rozumiem. A tak przy okazji, Kirsty,

spisa

łaś się świetnie i zasłużyłaś na

nagrodę.

– Dzi

ęki.

G

łos dziewczynki zaczął lekko drżeć.

Najwyraźniej szok pourazowy dawał o

sobie znać.

Kate usadowi

ła ją na tylnym siedzeniu

samochodu.

Dominik zajął miejsce z

przodu i ruszyli do ośrodka. Tuż za nimi

jechał samochód matki Kirsty.

background image

Dominik zrobi

ł zdjęcia rentgenowskie, a

Kate pomogła je wywołać. Przyjrzeli się
im wspólnie.

– To nic powa

żnego. Siniak, ewentualnie

skręcenie. Miała szczęście.

Kirsty wygl

ądała coraz lepiej – szok

mijał.

– Zabanda

żuję ci nadgarstek – wyjaśniła

Kate. –

Rób zimne okłady co godzinę i

pilnuj,

żeby opatrunek przylegał ściśle do

ręki. Trzymaj ją na temblaku.

Matka dziewczynki zwr

óciła się do

Dominika:

– Ile jestem winna za zabieg? Machn

ął

ręką.

– Nic. Zreszt

ą, wypadek zdarzył się na

tereni

e ośrodka.

– Ale...

Żadne „ale”. Kirsty jest koleżanką

Stephie.

Podziękowała im więc serdecznie

za pomoc i wszyscy czworo wyszli do
holu, gdzie czeka

ła wysoka blondynka w

stroju do konnej jazdy.

background image

– I co?
– Cze

ść, Debbie. W porządku.

Żadnego złamania? A już miałam

wysyłać ci kartkę z życzeniami szybkiego
powrotu do zdrowia!

Kirsty u

śmiechnęła się.

– I tak mo

żesz wysłać.

Nie ma mowy.

Przez ciebie

przegapi

łam moją lekcję jazdy. Jeśli ręka

nie jest złamana, nie zasługujesz na kartkę.
– Debbie u

ściskała przyjaciółkę ostrożnie.

Cieszę się, że nic ci się nie stało.

Pojechałaś dziś wspaniale.

– Dzi

ęki. Czy ktoś wziął moją nagrodę?

– Ja.
– Wi

ęc nie masz gipsu? – wtrącił nagle

młodszy brat Kirsty, który nagle pojawił

się w holu. – Chciałem ci się podpisać!

– Trudno. Za to wygra

łam konkurs

debiutantów! Kirsty pokazała bratu język.

Najwyraźniej zapomniała już o wypadku.

Kate westchn

ęła ciężko. Czy nic nie

ostudzi zapału nastolatków?

background image

Cala grupa wraz z Stephie ruszy

ła z

powrotem w kierunku stajni. Kate i
Dominik zostali sami.

– Dzi

ęki Bogu, że Stephie tylko kibicuje

tym wyczynom.

– Te

ż tak uważam. Trzeba kupić jej

rower,

to dużo bezpieczniejsze. Masz

ochotę na piwo? Moglibyśmy posiedzieć
sobie na kocu w ogrodzie.

– Tylko przypomnij mi przed pi

ątą, że

muszę iść na basen. Umówiłam się na mały

wyścig z Johnem Whitelawem.

– Masz zamiar da

ć mu wygrać?

– Nie musz

ę, on świetnie pływa. Jest

przy tym bardzo silny. Na pewno nie

będzie miał kłopotów z ćwiczeniem mięśni

górnych części ciała.

– A wi

ęc poniesiesz sromotną klęskę.

– Pewnie tak. Chcesz popatrze

ć?

Zawahał się, po czym potrząsnął głową.

– Pozwol

ę ci przeżywać porażkę w

samotności.

– Dzi

ęki za słowa otuchy.

background image

– John te

ż pewnie żadnych nie usłyszy.

– Masz racj

ę. To takie niesprawiedliwe...

– Trudno, Kate – powiedzia

ł miękko. –

Robimy dla niego,

co możemy.

U

śmiechnęli się do siebie.

John Whitelaw z

łatwością wygrał

wyścig.

– To niesamowite! Przyznaj si

ę, jak

długo ćwiczyłeś?

– Z tego, co wida

ć, wystarczająco długo.

Mówiłem ci, że kiedyś byłem w tym
dobry.

Zmarszczy

ła brwi.

– Jak dobry?
John uda

ł zakłopotanie.

– Jako junior p

ływałem w reprezentacji

narodowej.

– Mog

łam się domyślić... Spoważniał,

kładąc jej rękę na ramieniu.

– Kate, dzi

ękuję za uświadomienie mi, że

coś jeszcze potrafię.

– Potrafisz bardzo du

żo.

– Na przyk

ład co?

background image

– Wszystko, przy czym nie trzeba biega

ć.

Jak sobie radzisz na ćwiczeniach w
chodzeniu?

Usadowi

ł się na podnośniku, podjechał

na brzeg basenu i zręcznie przeniósł się na
wózek.

Kate wyszła z wody i wytarła twarz

ręcznikiem, czekając na odpowiedź.

– Powoli robi

ę postępy – przyznał

wreszcie – ale bardzo powoli.

Głównie

dlatego,

że muszę ćwiczyć z dwiema

protezami naraz.

Nawet ich zakładanie i

zdejmowanie to koszmar.

Z tą poniżej

kolana radzę sobie nieźle, ale drugą

zakładają Angela i Eddie. To trochę

upokarzające... I jeszcze te ciągłe upadki.

– B

ędzie coraz lepiej.

– Przyda

łby mi się ktoś do pocieszania.

Żeby trzymał za mnie kciuki, jak Richard
Price za Susie.

– Wszyscy trzymamy za ciebie kciuki.

U

śmiechnął się smutno.

– Wiem, Kate. I nie my

śl, że jestem

niewdzięczny, ale to nie to samo. Brakuje

background image

mi Andrei. –

Spuścił wzrok, lecz Kate

zdążyła dostrzec łzy w jego oczach. –

Widziałaś Susie z Richardem? Wyglądają,

jakby spędzali miesiąc miodowy. Andrea

też mogłaby być tu ze mną, pomóc mi

walczyć ze stresem i pogodzić się ze
skutkami wypadku. Ale nie chce. Nie
wiem, czy to poczucie winy,

czy może

odraza.

Moje nogi rzeczywiście nie

wyglądają zbyt pięknie.

Kate pokr

ęciła głową.

– Wci

ąż jesteś atrakcyjnym mężczyzną.

Czy Andrea widziała twoje nogi po
amputacji?

– Nie. Zreszt

ą, nie chciałem ich pokazać.

Nie byłem pewien jej reakcji.

– Wiec mo

że ona po prostu boi się tego,

co zobaczy?

– Bardzo mo

żliwe – przyznał z

westchnieniem.

– Chcesz,

żebym z nią porozmawiała?

Wiem,

że Martin już próbował, ale on jest

psychologiem i może właśnie dlatego nie

background image

wyszło.

– Chyba masz racj

ę. Andrea jest skryta.

Zwykle udawało mi się do niej dotrzeć, ale
nie tym razem.

– Mo

że boisz się tego, co możesz od niej

usłyszeć? Skinął głową.

– Wi

ęc z nią porozmawiam. Kiedy

przyjeżdża?

– Chyba jutro.
– Popro

ś wtedy w recepcji, żeby mnie

poszukali.

A teraz muszę już iść dać córce

obiad i upewnić się, czy Dominik

odpoczywa jak należy.

John popatrzy

ł na nią uważnie.

– Mog

ę cię jeszcze o coś zapytać?

Jesteście z Dominikiem w separacji?

Nie,

jeste

śmy po rozwodzie.

Przyjechałam tu po wypadku, żeby mu

trochę pomóc.

– Wi

ęc nie pracujesz tu stale?

– Nie.
– To musi by

ć dla ciebie trudne.

– Wcale nie – odpar

ła po namyśle. – Ta

background image

praca daje mi więcej satysfakcji, niż

myślałam. Teraz już wiem, dlaczego

Dominik poświęca ośrodkowi cały swój
czas.

– Wszyscy go podziwiaj

ą.

– Powt

órzę mu to, na pewno się ucieszy.

A na razie do zobaczenia jutro.

Może

zorganizujemy następny wyścig? Tym

razem będziesz mógł używać tylko jednej

ręki!

John roze

śmiał się, machając jej na

pożegnanie.

Przebieraj

ąc się, Kate myślała o tym, co

John powiedział o Dominiku. Więc

wszyscy go podziwiają... No tak. Sama jest

pod wrażeniem jego osiągnięć.

Czy b

ędą dalej pracować i zamieszkają

razem? Może pobiorą się ponownie i będą

mieli jeszcze jedno dziecko? W końcu ma

dopiero trzydzieści pięć lat. A jeśli tak, to

czy Dominik zgodzi się, by dalej

pracowała zawodowo? Mogliby zatrudnić

opiekunkę do dziecka. Chociaż przez

background image

nadmiar zajęć właściwie przegapiła

dzieciństwo Stephie...

Tak czy owak, chcia

ła dalej pracować w

ośrodku i pomagać Dominikowi. Sam

mówił, że potrzebny mu ktoś, z kim

mógłby dzielić się problemami.

Najwy

ższy czas, żeby o tym poważnie

porozmawiać. Najlepiej od razu, póki

Stephie jest jeszcze zajęta w stajniach.

Kiedy wr

óciła do domu, Dominik spał,

wyciągnięty na kocu w ogrodzie. Usiadła
obok.

O mały włos nie straciła go w tym

wypadku.

Gdyby doszło do zmiażdżenia

klatki piersiowej lub pęknięcia aorty...
Lepiej o tym nie my

śleć. Patrząc na niego

uświadomiła sobie, jak bardzo go kocha.

Lecz czy uda im się znowu być razem?

Pomy

ślała też o Johnie Whitelawie. Na

pewno nigdy nie przypuszczał, że straci
obie nogi.

Musi przekonać Andreę, żeby z

nim porozmawiała Musi pomóc jej

przełamać opory...

U

śmiechnęła się do siebie. Chce być

background image

ekspertem od porad małżeńskich, a

przecież jej własny związek rozpadł się
przez brak wzajemnego zrozumienia.
Lekarzu,

ulecz się sam.

Gdyby tylko nie by

ło to takie trudne...

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Andrea Whitelaw nie zosta

ła na weekend

wpadła tylko na krótko, zostawiła

Johnowi czyste ubrania i natychmiast

wyjechała. Kate nie miała okazji z nią

porozmawiać.

John kontynuowa

ł więc fizykoterapię bez

jej wsparcia.

Cały zespół ośrodka próbował

dodać mu otuchy i zachęcić do wysiłku.

Już w drugim tygodniu pobytu zaczął

chodzić, wprawdzie chwiejnie i niepewnie,

ale już nie musiał trzymać się poręczy.

Susie również robiła postępy, a
akupunktura robiona przez Dominika

pomagała zmniejszyć ból w nogach.

Kate przygl

ądała się ćwiczeniom Johna,

gdy Susie wjechała do sali. Obie były

świadkiem jego pierwszych kroków.

– Znakomicie! To trzeba uczci

ć. Może

zrobimy przyjęcie? Czy to jest możliwe?

Kate u

śmiechnęła się do niej.

background image

– Dlaczego nie?

Świetny pomysł.

– Mo

żecie urządzić je w klubie. Wielu

naszych pacjentów tak robiło – wtrąciła
Angela.

– Wi

ęc może jutro wieczorem? –

zaproponowała

Susie.

Andrea

przyjedzie?

Twarz Johna spos

ępniała.

– Nie wiem. W

ątpię, czy zechce.

– Zapro

ś ją na weekend.

Kate zauwa

żyła, że poczuł się bardzo

niezręcznie. Susie też musiała się

zorientować, bo podjechała do niego na

wózku i wzięła za rękę.

– Spróbuj, John.

Kiedyś musisz. Co

zrobisz,

kiedy trzeba będzie wracać do

domu? Ja też się bałam weekendu z
Richardem,

ale było wspaniale.

John nie podnosi

ł wzroku.

– Ona nie przyjedzie.
– Popro

ś ją o to.

– Mo

że poproszę...

– Obiecujesz?

background image

– No dobrze, ale i tak w

ątpię, czy się

zgodzi.

Andrea jednak przyjechała.

– Chc

ę z nią porozmawiać – powiedziała

Kate,

gdy oboje z Dominikiem zauważyli

jej samochód.

– Ale b

ądź ostrożna.

– Nie martw si

ę. Poradzisz sobie sam z

tymi kulami?

– S

ądzę, że tak – odparł sucho.

Andrea wygl

ądała na zdenerwowaną.

Kate podeszła do niej, wyciągając rękę.

– Cze

ść. Nazywam się Kate Heywood i

pracuję w ośrodku. Pani jest żoną Johna,
prawda?

– Tak.
Andrea niech

ętnie uścisnęła wyciągniętą

dłoń. Kate czuła, że jest spięta.

– John na pewno si

ę ucieszy z pani

przyjazdu.

Mogę mówić pani po imieniu?

Skin

ęła głową.

– Radzi sobie

świetnie z ćwiczeniami –

mówiła dalej Kate – ale pracuje bardzo

ciężko i potrzebuje kontaktu z bliskimi.

background image

Twój przyjazd wiele dla niego znaczy.

Andrea najwyra

źniej

czuła

się

niezręcznie. Kate zerwała liść bluszczu

pnącego się po ścianie budynku i

nieświadomie zaczęła go miąć. Zazwyczaj
nie lubi

ła mówić o sprawach osobistych,

ale teraz czuła, że powinna.

– Wiesz, czasami to dziwne, jak los z

nami si

ę bawi – rzekła jak gdyby od

niechcenia. –

Na przykład ja i mój mąż

kilkanaście lat temu zdecydowaliśmy się
na rozwód,

ponieważ nie potrafiliśmy się

dogadać. Ja byłam przekonana, że on chce

odejść,

a

on

tymczasem

chciał

zapewnienia,

że jest mi potrzebny, że ma

zostać. Powiedziałam mu, że decyzja

zależy wyłącznie od niego, no więc

odszedł. To był największy błąd w moim

życiu. A wszystko przez to, że nie

umieliśmy wyrazić naszych prawdziwych

uczuć.

Kate popatrzy

ła w zadumie na Andreę i

dodała:

background image

– Nie chc

ę, żebyś zrobiła to samo. Jesteś

potrzebna Johnowi.

On tylko boi się o tym

mówić, żeby nie wywierać na ciebie presji.

Andrea odwr

óciła wzrok. Miała łzy w

oczach.

– Do niczego nie jestem mu potrzebna.

Przecie

ż to moja wina, że trafił do tego

ośrodka.

– Nie o to chodzi...
– W

łaśnie o to!

– Nie. Niewa

żne, dlaczego tu jest.

Ważne, że cię potrzebuje. Czujesz się
winna za to,

co się stało, tak? I co? I z tego

powodu chcesz zostawić go samego akurat
teraz,

kiedy najbardziej cię potrzebuje?

Chcesz,

żeby się do końca załamał?

Andrea zacisn

ęła palce.

– Nie potrafi

ę mu pomóc! Nie wiem, co

mam mówić! Nie mam pojęcia, co mam

robić. Rozpłaczę się albo zrobię coś równie

głupiego... To bez sensu.

– Niewa

żne. Prawdę powiedziawszy,

płacz dobrze by zrobił wam obojgu. John

background image

może jeszcze wiele ci dać, ale czuje się
porzucony. To tak,

jakby ktoś usunął go na

margines życia. Musisz sprawić, żeby

znów poczuł się kochany i akceptowany.
Inaczej nigdy nie wyleczymy go z depresji.

Andrea w ko

ńcu popatrzyła Kate prosto

w oczy.

– A je

śli sobie nie poradzę? Jeśli zrobi

mi się niedobrze na widok jego nóg? Czy

to mu pomoże?

– Nie zrobi ci si

ę niedobrze, bo wcale tak

źle nie wyglądają. Nasze wyobrażenia są

zazwyczaj gorsze niż rzeczywistość.

Andrea przy

łożyła dłonie do skroni.

– Boj

ę się – powiedziała cicho.

– John te

ż. – Kate zebrała się na odwagę.

– Andrea,

czy możesz zostać z nim na noc?

– Teraz? Dzi

ś?

Otworzy

ła szeroko oczy i patrzyła na

Kate,

jakby nie rozumiejąc.

– Tak. Mogliby

ście spokojnie sobie

wszystko wyjaśnić. Nikt wam nie będzie

przeszkadzał.

background image

– Pomy

ślę o tym.

Kate obj

ęła ją i uścisnęła serdecznie.

– A teraz chod

źmy na przyjęcie.

John siedzia

ł przy barze na wysokim

stołku. Pomachał im ręką na powitanie.

Podwinięte rękawy koszuli odsłaniały
opalone,

mocne ręce. Wyglądał doskonale

w ciemnych spodniach.

Trudno się było

zorientować, że nosi protezy.

Andrea odetchn

ęła głęboko.

Wygl

ąda zupełnie normalnie –

szepnęła.

– On jest zupe

łnie normalny. Przeszedł

tylko operację, to wszystko.

Andrea u

śmiechnęła się nerwowo i

podeszła do męża.

– Cze

ść, John – powiedziała nieśmiało.

Kate zostawi

ła ich samych i poszła

szukać Dominika. Stał po drugiej stronie
baru, oparty na kulach,

i rozmawiał z

Jaso

nem i Angelą.

– Uda

ło ci się coś z niej wyciągnąć? –

spytał, gdy podeszła.

background image

– Tak. Mo

że zostanie na noc.

– Co

ś podobnego! Jak tego dokonałaś?

– Nie powiem.
– Prosz

ę...

– No dobrze. Powiedzia

łam jej, że nasz

związek się rozpadł, bo przestaliśmy z

sobą rozmawiać, a ja pozwoliłam ci odejść.

– I?
Zmusi

ła się, żeby spojrzeć mu w oczy.

– I doda

łam, że był to największy błąd w

moim życiu. Przyjrzał się jej uważnie.

– Naprawd

ę?

– Tak. Gdyby

śmy wtedy wylali nasze

żale i zaczęli wszystko od nowa, to może

by nam się udało. Ale my nawet nie

spróbowaliśmy...

– Wi

ęc może zrobimy to teraz?

– Na razie oboje jeste

śmy zbyt zajęci,

żeby spokojnie porozmawiać.

Dominik rozejrza

ł się po gwarnej,

wypełnionej gośćmi sali.

– Teraz te

ż nie jest na to odpowiednia

pora.

background image

– A w domu

śpi Stephie.

– Wi

ęc co zrobimy?

– Nie wiem. Mo

że powinniśmy poczekać

jeszcze trochę...

– B

ędę miał coraz mniej czasu, Kate.

Zwykle pracuję od rana do wieczora.

Czasem także w nocy.

– Dlatego,

że musisz, czy z powodu

braku innych zajęć? Może dlatego, że nie

masz do kogo wracać?

– Masz racj

ę. Ale nie wyszukuję sobie

nowych zajęć. Ktoś to wszystko musi

robić.

– To zrezygnuj z czego

ś. Już raz nam nie

wyszło tylko dlatego, że nie mieliśmy
czasu.

Wolę być sama, niż czuć się

samotna,

mając ciebie w pobliżu.

– Wi

ęc co proponujesz?

– Zatrudnij jeszcze jednego lekarza i

podziel si

ę z nim obowiązkami.

Łatwo powiedzieć. Do tej pracy nie

każdy się nadaje. Tutaj każdy lekarz

angażuje

się

emocjonalnie.

To

background image

nieuniknione, a nie wszystkim odpowiada.

– Mnie tak.
– M

ówisz poważnie? Skinęła głową.

– Chcia

łabym tu zostać. Czuję się

potrzebna,

a ty dzięki temu miałbyś trochę

mniej zajęć. Tylko czy chciałbyś ze mną

pracować?

– Jako

ś wytrzymałem ostatnie dwa

tygodnie.

– Wi

ęc może spróbujemy dalej razem

pracować? Zobaczymy przy okazji, czy

potrafimy rozmawiać na inne tematy niż

tylko ośrodek i pacjenci. Jeśli nie, to
trudno.

– A je

śli się okaże, że potrafimy?

Uśmiechnęła się.

– To b

ędzie znaczyło, że mamy szansę.

Kto

ś zmienił płytę i z odtwarzacza

popłynęła łagodna, romantyczna muzyka.

Dominik odłożył kule i wyciągnął ręce.

– Zata

ńczy pani ze mną, doktor

Heywood?

– Nie powiniene

ś obciążać nogi.

background image

– Opr

ę się o ciebie.

Wyci

ągnął ręce i objął ją, kołysząc się

lekko w rytm muzyki.

Kate oparła głowę

na jego piersi i położyła mu ręce na szyi.

Przytulił ją mocniej.

– Dominik, daj spokój, wszyscy na nas

patrzą – powiedziała cicho.

– Nikt nie patrzy. Albo ta

ńczą, albo

rozmawiają.

Odwr

óciła głowę. John i Andrea stali

objęci i także kołysali się w rytm muzyki.

Czy uda im się nawiązać bliższy kontakt?

Może wspólnie spędzona noc pomogłaby
zarówno im, jak i jej i Dominikowi? Kate

poczuła przyspieszone bicie serca, gdy

ujrzała Susie i Richarda. Wyglądali na

szczęśliwych, uśmiechali się i patrzyli
sobie w oczy.

– Pasuj

ą do siebie – powiedział Dominik.

– Mhmm.

My te

ż kiedyś nieźle razem

wyglądaliśmy.

Mia

ł rację. Kate przypomniała sobie ich

background image

zdjęcie ślubne, a potem noc poślubną.

Cudowną, mimo że była w ciąży.

– Potrzebuj

ę cię, Kate – szepnął jej do

ucha. –

Zostań dziś ze mną.

Odsun

ęła się lekko i popatrzyła na niego.

– Przecie

ż ustaliliśmy...

– Wiem.

Nie mo

żemy cofnąć czasu –

westchnęła.

– Wi

ęc przesuńmy wskazówki zegara do

przodu.

Kate pomy

ślała, że jeśli się zgodzi, to

będzie to z jej strony bardzo nierozsądne.

Ale czy ma ochotę być zawsze rozsądną?

– Dobrze – szepn

ęła.

– S

łucham?

– Powiedzia

łam, że się zgadzam. Zostanę

dziś z tobą. Oczy mu pociemniały.

– W takim razie lepiej usi

ądźmy. Muszę

oszczędzać siły. Prawie zapomniała o jego
chorej nodze.

Pomogła mu usadowić się na

wózku.

Przyj

ęcie powoli dobiegało końca.

background image

Wszyscy wznieśli sokiem toast za Susie i
Johna,

po czym lekarze i pacjenci zaczęli

wracać do swoich pokojów.

Kate odnalaz

ła wzrokiem Johna i

Andreę. Siedzieli razem i rozmawiali.
Ciekawe,

które z nich zdobędzie się na

odwagę, żeby zaproponować wspólną noc?

– S

ądzisz, że zostanie? – spytał Dominik.

– Nie mam poj

ęcia.

– Zostanie. Zobacz, kiwa g

łową.

John wygl

ądał na zdenerwowanego.

Andrea pomogła mu się podnieść i podała
kule.

– Dojdzie sam do pokoju?
– Powinien. To niedaleko – uspokoi

ł ją.

Oko

ło wpół do jedenastej Kate i

Dominik pożegnali ostatnich gości i
wrócili do domu.

Kate zajrzała do pokoju

Stephie.

Dziewczynka spała mocno, a jej

ubrania rozrzucone były po całym pokoju.

Później zeszła do kuchni, gdzie Dominik

karmił kota.

– Co powiesz na kieliszek wina i

background image

jacuzzi? – spyta

ł.

Serce zabi

ło jej szybciej, gdy

przypomniała

sobie

o

wielkiej,

wpuszczonej w podłogę wannie z masażem

wodnym w łazience obok sypialni
Dominika.

W tej samej chwili uświadomiła

sobie,

że słyszy szum napełniającej wannę

wody.

– Dobry pomys

ł – odparła.

Jej g

łos zadrżał jednak lekko i Dominik

to usłyszał.

– Chod

ź tutaj.

Obj

ął ją mocno. Słyszała przyspieszone

bicie jego serca.

A więc nie tylko ona jest

zdenerwowana.

– Nie musimy si

ę dziś kochać, jeśli nie

chcesz.

– Oczywi

ście, że chcę. Martwię się tylko

o twoją nogę.

– Jako

ś sobie poradzę.

Delikatnie dotkn

ął ustami jej ust, po

czym pocałował ją mocniej.

– Mo

że zrezygnujemy z tego wina i

background image

jacuzzi? Czekałem dwanaście lat i nie mam

zamiaru tracić ani chwili więcej.

– Dobrze – odpar

ła. – Pójdę zakręcić

wodę.

Nagle cisz

ę przerwało energiczne

stukanie do drzwi.

Na progu stał Richard

Price, ubrany tylko w spodnie. W

pośpiechu nie zasznurował nawet butów.

– Wejd

ź, proszę. Co się stało? – spytała

Kate.

– Chodzi o Johna i Andre

ę. Pokłócili się.

Chociaż nie, to za mało powiedziane. W

ich pokoju aż huczy. Krzyczą na siebie tak

głośno, że może trzeba coś z tym zrobić?

– Ja p

ójdę. – Dominik stanął tuż za Kate.

Na jego twarzy nie było już czułości,
jedynie zawodowy niepokój. –

Niedługo

wrócę, poczekaj na mnie – zwrócił się do
Kate.

Patrzy

ła, jak Dominik i Richard

odchodzą i zastanawiała się, czy
przypadkie

m nie rozpętała czegoś

gorszego.

Może nie powinna była się

background image

wtrącać? Może powinna była zostawić to

wszystko psychologowi? Nie mogła jednak

patrzeć na cierpienia Johna... które teraz

tylko się pogłębią. Kolejne odrzucenie. Co

ona najlepszego zrobiła?

Zamkn

ęła drzwi i poszła do łazienki,

żeby zakręcić kran. Wanna była już prawie

pełna, więc rozebrała się i zanurzyła w
gor

ącej wodzie, uruchamiając urządzenie

do masażu. W rogu wanny zauważyła
olejki z lawendy i geranium. Apteczka
pracoholika,

pomyślała

z

lekkim

rozbawieniem.

Wlała kilka kropli każdego

z nich do wody i położyła się wygodnie,

starając się rozluźnić.

Nie potrafi

ła jednak przestać myśleć o

Johnie, Andrei i Dominiku.

Westchnęła i

usiadła z powrotem. Może powinna tam

pójść?

– Mamo, co si

ę dzieje? Zdaje się, że ktoś

walił do drzwi. Na progu łazienki stała
Stephie.

– Ma

ły problem z pacjentami. Tata już

background image

się tym zajął. Dziewczynka zmarszczyła
brwi.

– W

środku nocy? A co ty robisz w jego

łazience? Kate nie czuła się na siłach, żeby
przedstawi

ć prawdziwą wersję wydarzeń.

– Tata napu

ścił wody, ale zaraz musiał

wyjść. Nie chciałam, żeby kąpiel się

zmarnowała.

– Aha. Masz mo

że ochotę na herbatę?

Mnie okropnie chce się pić.

Świetny pomysł. Przyniesiesz mi ją

tutaj?

– Pewnie.
Dziewczynka wysz

ła z łazienki i Kate

położyła się z powrotem. Nie była to
jednak najlepsza pora na odpoczynek.

Zresztą, zaraz powinien wrócić Dominik.

Wyszła więc z wanny, owinęła się jego

szlafrokiem i poszła do kuchni.

– Co to za problem z pacjentami? –

spyta

ła Stephie.

– Nie mog

ę powiedzieć.

Stephie nie pyta

ła więcej. Najwyraźniej

background image

myślała o czymś innym.

– W przysz

łą sobotę Kirsty i jej paczka

planują wycieczkę łódką. Potem będzie
ognisko.

Mnie też zaprosili. Będę mogła

zostać tam na noc?

– Dobrze.
Mo

że będą mieli z Dominikiem trochę

czasu dla siebie? Stephie ucałowała matkę

i pobiegła z powrotem na górę. Po chwili

w kuchni pojawił się Dominik.

– I jak posz

ło?

– Troch

ę się uspokoili. Nie zrobili sobie

krzywdy,

stłukli tylko wazon. Andrea

wyszła z pokoju, a ponieważ John nie mógł

iść za nią, rzucił nim w ścianę.

– O Bo

że. A co teraz robią?

– Siedz

ą na kanapie i rozmawiają.

Andrea płacze, a John ją pociesza.

– Czy to znaczy,

że jest jakiś postęp?

– Mam nadziej

ę. Powiedziałem im, że

jutro porozmawiamy.

Pomożesz mi?

– Ja? Przecie

ż to wszystko przeze mnie...

Uśmiechnął się.

background image

– Nie jest tak

źle, jakoś sobie poradzą.

Mnie tymczasem strasznie boli noga. –

Popatrzył na nią uważniej. – Czemu masz
na sobie mój szlafrok?

– Wzi

ęłam kąpiel. Aha, powinnam ci też

powiedzieć, że Stephie się obudziła. Była

tu przed chwilą.

– Wi

ęc nici z naszych planów... Przykro

mi, Kate.

Chyba lepiej będzie, jeśli wezmę

aspirynę i pójdę spać. – Pogłaskał ją po
policzku. –

Ale może jutro?

Mo

że tak, a może nie. Miał absolutną

rację, kiedy mówił, że praca pochłania go
bez reszty.

Kate leżała w swoim łóżku

sama,

wciąż

otulona

szlafrokiem

Dominika.

Tęskniła za nim...

Nast

ępnego ranka John i Andrea

wyglądali na bardzo zmęczonych – ale

przynajmniej zaczęli ze sobą rozmawiać.

Dominik spotka

ł się z każdym z nich

osobno.

Namówił też Andreę na rozmowę

z Martinem Grayem.

Kate nie brała w tym

udziału, czując, że narobiła już dość

background image

zamieszania.

Poza tym musiała zająć się

Laurencem Carterem,

który skarżył się na

ból w piersi i miał problemy z
oddychaniem.

– S

ądzę, że powinniśmy go przewieźć do

szpitala –

powiedziała Dominikowi po

skończeniu badania. – Nie czuje się
najlepiej.

– Serce?
– Tak s

ądzę. Zresztą, popatrz na wynik

ekg.

Zapis wskazywa

ł na lekki zawał serca.

Dominik powiedział o tym pacjentowi,
któ

ry wcale nie był zaskoczony.

– Czu

łem, że coś jest nie tak. Trudno,

wola boska.

Przewieziono go karetk

ą do szpitala.

Wieczorem zawiadomiono ośrodek, że po

południu

miał

drugi,

znacznie

poważniejszy zawał, po którym zmarł.

Żal mi go – powiedział Dominik cicho.

Prawdziwy dżentelmen starej daty.
Kate posmutnia

ła. Ale może tak jest dla

background image

niego lepiej?

Atmosfera w klinice r

ównież nie była

najweselsza. Zarówno lekarze, jak i
pacjenci chodzili przygaszeni.

Kate

zrozumiała, że naprawdę stanowili tu

rodzinę, która właśnie straciła jednego z

członków.

Wydarzenia ostatnich dni mia

ły jednak i

swoje dobre strony –

połączyły przyjaźnią

dwoje innych pacjentów.

Peggy

Donaldson,

która była po operacji

wszczepienia protezy stawu biodrowego, i
Anthony Walker, któremu wymieniono
staw kolanowy, do tej pory jedynie

uśmiechali się do siebie uprzejmie na
korytarzu.

P

óźniej

jednak

zaczęli

rozmawiać, jedli razem lunch i oglądali

telewizję. Kate spotkała ich też na
spacerze.

Zastanawiała się, czy między tą

parą owdowiałych ludzi nie zrodzą się

jakieś cieplejsze uczucia.

Gdy powiedzia

ła o tym Dominikowi, ten

skinął głową.

background image

– Te

ż to zauważyłem. Życzę im jak

najlepiej,

zwłaszcza że mają wiele

wspólnych cech,

a poza tym oboje są

samotni.

Kate u

śmiechnęła się ze znużeniem.

Łatwo nam rozwiązywać problemy

innych, prawda? Szkoda,

że nie radzimy

sobie z własnymi.

– Bo nie mamy ani chwili dla siebie.

Zawsze nam kto

ś przeszkadza.

– Stephie wyje

żdża na całą niedzielę.

Możesz poprosić Jeremy’ego, żeby cię

zastąpił?

– Pewnie tak.
– Wobec tego pojed

źmy do mnie.

Dominik otworzył szeroko oczy.

– A twoi s

ąsiedzi?

– Masz racj

ę. Więc może spędzimy

weekend w jakimś hotelu?

Potrz

ąsnął głową.

– Zostaniemy tutaj. Powiesz wszystkim,

że się źle czuję, jestem zmęczony i

potrzebuję odpoczynku.

background image

– My

ślisz, że mi uwierzą?

– No to trzeba b

ędzie powiedzieć im

prawdę.

– Nie. Powiemy,

że bierzemy wolny

dzień i wyjeżdżamy, żeby odpocząć.

Nie musieli jednak nic m

ówić. Pod

koniec tygodnia Jeremy oświadczył prosto
z mostu,

że oboje wyglądają jak z krzyża

zdjęci.

– Powinni

ście mieć trochę czasu dla

siebie.

Trzeba być ślepym, żeby nie

zauważyć, co się z wami dzieje. Sam

kocham żonę, więc potrafię rozpoznać
symptomy.

I widzę, jak na siebie patrzycie.

Kate zaczerwieni

ła się.

– Ca

ła sytuacja jest trochę bardziej

skomplikowana –

powiedział Dominik.

– Zawsze tak si

ę mówi, ale sami musicie

ją rozwiązać, i dlatego zastąpię was w
czasie weekendu.

W ośrodku nie ma

żadnych pilnych spraw, a poza tym,
Dominik,

zdaje się, że nie chodziłeś zbyt

często na fizykoterapię.

background image

– To prawda – przyzna

ła Kate. – Był

zbyt zajęty, żeby znaleźć na to czas.

Dominik westchn

ął i chciał coś

powiedzieć, ale Jeremy przerwał mu
stanowczo:

– Wiesz, na czym polega twój problem?

Uważasz, że jesteś niezastąpiony. Jesteś

świetnym lekarzem, ale my też co nieco
potrafimy.

Musisz zacząć dzielić się

swoimi obowiązkami i mieć czas nie tylko
dla pacjentów, ale i dla rodziny.

– Mo

że i masz rację – powiedział

Dominik cicho. –

Dzięki za propozycję.

Weźmiemy wolny weekend.

Kate odetchn

ęła. Nareszcie.

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

W pi

ątek Kate zaczęła wątpić, czy uda

im się spędzić razem weekend. Karen
Lloyd,

pacjentka z urazem kręgosłupa

szyjnego,

potrzebowała częstych zabiegów

akupunktury i fizykoterapii. Dominik

długo zastanawiał się nad programem jej
kuracji,

odłożywszy inne obowiązki na

później. Tymczasem Kate przeniosła się z
jego gabinetu do pokoju Sally Roberts.

Lekarka wciąż była nieobecna – zaraziła

się ospą od swoich dzieci.

Dominik w dalszym ci

ągu intensywnie

pracował. Kate nie wiedziała, ile środków

przeciwbólowych przyjmował w ciągu
dnia,

i wolała o to nie pytać. Na pewno za

dużo. Dyskusja z nim nie miałaby jednak
sensu –

i tak zawsze robił to, co uważał za

stosowne.

Rano przeprowadzi

ła badanie kontrolne

Peggy Donaldson,

pacjentki z protezą

background image

stawu biodrowego,

której przyjaźń z

An

thonym

Walkerem

kwitła.

Ból

najwyraźniej złagodniał, a proteza

funkcjonowała znakomicie. Kate była
zadowolona z przebiegu kuracji.

Odstawimy na razie

środki

przeciwbólowe.

Jeśli ból się nasili, proszę

wziąć jedną tabletkę. Nie musi już pani

przyjmować ich regularnie.

Pani Donaldson kiwn

ęła głową.

– Czuj

ę się świetnie.

– A jak pani idzie fizykoterapia?
– Nie

źle. Terapeutka jest zadowolona z

moich postępów. Chce, żebym zaczęła

pływać, ale nie robiłam tego od lat.

– Poradzi sobie pani. A je

śli czuje się

pani niepewnie w wodzie,

proszę zaprosić

kogoś do towarzystwa. Czy pan Walker

umie pływać?

Pani Donaldson zaczerwieni

ła się lekko.

– Nie wiem. Zapytam go.
– Je

śli nie, to John Whitelaw jest

świetnym pływakiem. Na pewno pani

background image

pomoże.

– Przecie

ż on nie ma nóg!

– Wcale mu to nie przeszkadza.

Wygrywa ze mn

ą wyścigi, a ja nieźle

pływam.

– Wobec tego spytam go, czy mog

ę mu

towarzyszyć, zanim porozmawiam z
Anthonym.

Wolę

najpierw

trochę

poćwiczyć, żeby nie wyjść na łamagę.

Kate u

śmiechnęła się. Zakochane kobiety

zawsze zachowują się tak samo. Wiek nie

odgrywa żadnej roli.

Podczas popo

łudniowych badań miała

okazję porozmawiać również z Anthonym
Walkerem.

Czy zaproponowano ju

ż panu

pływanie? – spytała, uważnie oglądając
blizny na kolanie.

– M

ój fizykoterapeuta wspominał o tym.

Kate sprawdzi

ła następnie, czy rana

pooperacyjna goi się prawidłowo.

– Wi

ęc czemu pan nie spróbuje?

– Od lat nie p

ływałem. Pewnie bym się

background image

utopił. Kate roześmiała się.

– Niedawno us

łyszałam to samo od pani

Donaldson.

Od Peggy?

Wygl

ądał na

zaciekawionego. –

Naprawdę?

– I zdaje si

ę, że ma zamiar spróbować.

– Je

śli tak, to ja też mogę.

– Na pewno pan sobie poradzi. Bierze

pan dalej

środki przeciwbólowe?

– Ju

ż ich nie potrzebuję. Przestałem je

brać kilka dni temu. Pielęgniarka

powiedziała, że zostawi mi trochę na
wszelki wypadek.

Na początku to kolano

bolało mnie okropnie. Uszkodziłem je w
wieku osiemnastu lat,

spadając z motoru, i

całe życie miałem z nim problemy. Ale

nigdy nie czułem się tak dobrze jak teraz.

A wi

ęc kolejny sukces.

O pi

ątej Kate poszła do gabinetu

Dominika i zastała go pochylonego nad
stosem dokumentów.

– Jak si

ę masz?

– Tak sobie. Musz

ę popracować nad

background image

tymi papierzyskami jeszcze jakieś cztery
godziny. A co u ciebie?

– Sko

ńczyłam na dzisiaj. Pójdę teraz

sprawdzić, czy Stephie ma wszystko, co

potrzebne na wycieczkę. Potem wrócę tu

na kolację. Masz zamiar w ogóle coś jeść

dziś wieczorem?

– Co mówisz?
Nie s

łuchał. Jego głowa znów pochylała

się nad biurkiem. Kate z ciężkim sercem

wyszła z gabinetu.

Pok

ój Stephie wyglądał jak po trzęsieniu

ziemi.

Kate skonfiskowała walkmana i

czasopismo,

po czym zapowiedziała córce,

że nigdzie nie pojedzie, jeśli nie

uporządkuje tego bałaganu. Doskonale

zdawała sobie sprawę, że córka

pojechałaby na wycieczkę nawet wtedy,

gdyby nie kiwnęła palcem, ale Stephie na

szczęście nie miała o tym pojęcia.

Sprz

ątanie zajęło jej godzinę. Kiedy Kate

sprawdziła efekty, spytała:

– Czemu twój pokój zawsze tak nie

background image

wygląda?

– Bo wtedy nie mog

łabym niczego

znaleźć. Logika typowa dla nastolatki.

Kate westchnęła.

– Spakuj teraz to, co ci b

ędzie potrzebne,

i nie wyrzuć przy okazji znowu
wszystkiego z szuflad. Potem pójdziemy

na kolację.

W sto

łówce nie było Dominika i, jak

poinformowano Kate, dotychczas w ogóle

się tam nie pojawił. Kate wzięła więc talerz

z sałatką i poszła do gabinetu.

– Jedz.
Postawi

ła talerz na szczycie sterty

papierów.

Dominik podniósł głowę,

spoglądając na nią znad okularów.

– To ju

ż pora na kolację?

– Tak. – Kate przysiad

ła na brzegu

biurka i ledwo powstrzymała się, żeby nie

przeczesać rękoma jego rozwichrzonej
czupryny. – Nad czym pracujesz?

Zdj

ął okulary.

– Sprawy administracyjne – odpar

ł

background image

ziewając.

– Ale mam nadziej

ę, że nie będziesz ich

załatwiał jutro? Popatrzył jej w oczy.

– Nie. Jutro jest tylko dla nas.
Znowu spojrza

ła

na

zasłane

dokumentami biurko.

– Na pewno?
– Tak – odpar

ł cicho, zaczynając jeść

sałatkę. Wróciwszy do domu, Kate zastała

Stephie ubraną w kostium kąpielowy.

– Jest okropnie gor

ąco, idę popływać.

Pójdziesz za mną?

– Ch

ętnie.

Na p

ływalni zastały kilku członków

klubu sportowego –

większość stanowili

jednak pacjenci ośrodka. Był oczywiście
John Whitelaw, kt

óry spędzał w wodzie

niemal cały wolny czas. Tego dnia udzielał

Peggy Donaldson lekcji pływania.

Kate posz

ła do przebieralni, a w drodze

powrotnej spotkała Anthony’ego Walkera.

Dobry wieczór.

Zamierza pan

posłuchać rady fizykoterapeuty?

background image

– Postanowi

łem spróbować. O, jest i

Peggy.

Gdybym wiedział, wcale bym się

nie pokazał. Wyjdę na ostatniego łamagę.

Kate u

śmiechnęła się porozumiewawczo.

– Ona te

ż by nie przyszła. A przecież

wcale nie musicie od razu zaczynać

poważnego treningu. Zresztą, basen nie

jest głęboki. Można w nim spacerować.

Anthony Walker od

łożył ręcznik na

ławkę i podszedł do brzegu. Peggy

zauważyła go od razu.

– Anthony! To bardzo

łatwe, spróbuj!

Zszed

ł po schodkach do wody, zanurzył

się ostrożnie i zaczął płynąć bez wysiłku.

John

uśmiechnął

się

do

Kate

porozumiewawczo i podpłynął do niej.

– Pani doktor dzi

ś nie pływa?

– P

ływa. Ale żadnych wyścigów, przed

chwilą jadłam kolację.

– Ja te

ż. Chciałem się tylko trochę

ochłodzić i odpocząć... Andrea przyjeżdża
na weekend. Nie wiem, co z tego wyjdzie.

Ostatni

wypadł

koszmarnie,

ale

background image

przynajmniej zaczęliśmy rozmawiać. Mam

nadzieję, że tym razem nie rozbijemy całej

zastawy stołowej.

Kate usiad

ła na brzegu basenu i

zanurzyła stopy w wodzie.

– O kt

órej przyjeżdża?

– Chyba ko

ło ósmej. – Spojrzał na zegar,

który wskazywa

ł siódmą. – Postanowiłem,

że tym razem Andrea zobaczy moje nogi.
I...

bardzo się tego boję. Może pomyśli, że

jestem odrażający.

– Co ty m

ówisz! Moim zdaniem ona się

martwi tylko tym,

czy właściwie zareaguje.

To wszystko.

– I tak trzeba kiedy

ś przez to przejść. Nie

mam zamiaru przez resztę życia ubierać się

i rozbierać przy zgaszonym świetle. I tak
jest to bardzo trudne – sama lewa noga

zajmuje mi dziesięć minut. Ale z prawą

jest dużo łatwiej.

– A jak twoje

ćwiczenia w chodzeniu?

– Chyba nie

źle, ale ciągle muszę

sprawdzać w lustrze, czy mam właściwą

background image

postawę.

– Dzieci bardzo d

ługo uczą się chodzić.

Z tobą będzie podobnie.

John westchn

ął ciężko.

– Wiem.

Żeby tylko wszystko się ułożyło

z Andreą... Bardzo mi jej brakuje. –

Podniósł głowę i spojrzał na Kate oczami

błyszczącymi od łez. – Czasem wydaje mi

się, że straciłem dużo więcej niż tylko
nogi.

– Musisz pr

óbować dalej. Dotąd nie

brakowało ci silnej woli.

– Ale tu nie chodzi o mnie, tylko o

Andre

ę. Nie wiem, czy poradzi sobie

psychicznie z moim kalectwem.

– Wi

ęc ty musisz mieć odwagę za dwoje.

– Czy to pomo

że? Tak czy inaczej,

muszę już iść założyć protezy. Dzięki za

dobre słowa.

Wdrapa

ł się na wózek, zwolnił blokadę

hamulców i nagle zbladł. Kate odwróciła

głowę. Na drugim końcu basenu stała
Andrea.

Kate odniosła przelotne wrażenie,

background image

że zaraz ucieknie, ale zamiast tego

podeszła wolno do męża. Przez chwilę
patrzyli na siebie bez s

łowa, po czym

Andrea uśmiechnęła się nieśmiało.

– Cze

ść – rzekła półgłosem.

– Cze

ść. – Głos Johna był ochrypły z

emocji. –

Wcześnie przyjechałaś. Właśnie

miałem się przebrać.

– Wobec tego... hmm... poczekam. –

wyj

ąkała. – Może w barze?

Waha

ł się przez chwilę, po czym

zaryzykował.

– Przebior

ę się w pokoju. Pójdziesz ze

mną?

Nie czeka

ł na odpowiedz. Okrążył

wózkiem basen i skierował się do wyjścia.

Andrea bez słowa podążyła za nim.

A wi

ęc ten weekend miał przynieść

odpowiedź na wiele pytań... Kate

westchnęła. Oby tylko udało się odciągnąć
Dominika od pracy.

Stephie p

ływała z Jasonem, który

właśnie skończył zajęcia.

background image

– Idziesz do domu? – spyta

ła ją Kate.

Dziewczynka potrząsnęła głową.

– Zostan

ę jeszcze trochę.

Kate zawaha

ła się, po czym zostawiła ich

samych.

Jason jest rozsądnym chłopcem.

Zresztą Dominik już z nim rozmawiał o
Stephie.

Jason stwierdził, że Jest

sympatyczna, ale to jeszcze dzieciak”.

Dominik surowo przykazał mu o tym nie

zapominać.

Kate wr

óciła więc do domu sama i

przygotowała rzeczy do prania. Stephie

wróciła około wpół do dziewiątej i,
odzyskawszy swojego walkmana,

poszła

do siebie.

Kate poczekała jeszcze dwie

godziny,

po czym sama położyła się spać.

Domin

ik się nie pojawił. Może chciał

skończyć przeglądanie dokumentów przed
weekendem?

Nie s

łyszała, kiedy wrócił. Gdy o

siódmej zeszła do kuchni, żeby

przygotować śniadanie dla Stephie, po

którą o ósmej mieli przyjechać znajomi,

background image

drzwi sypialni Dominika były zamknięte.

Wyprawiła córkę na wycieczkę i

postanowiła zajrzeć do niego. Spał

rozciągnięty na plecach – w tej samej

pozycji sypiała Stephie.

Kate wysz

ła do ogrodu. Wprawdzie

wolałaby z nim zostać, ale i tak nie

rozwiązałoby to problemów, z którymi

muszą się uporać. Powinni najpierw

szczerze porozmawiać. Czy Dominik

rzeczywiście chce, żeby z nim została, czy

może po prostu znudziła mu się samotność
i potrzebuje towarzystwa?

Wyrwa

ła kilka chwastów spomiędzy

kwitnących bylin i rozwiesiła pranie.

Kiedy wróciła do kuchni, Dominik pił

właśnie herbatę. Odstawiła pusty kosz.

– Dzie

ń dobry.

W odpowiedzi mrukn

ął coś niewyraźnie.

Kate nalała sobie herbaty i usiadła przy
stole.

– O kt

órej się wczoraj położyłeś?

– Oko

ło piątej. Miałem trochę roboty.

background image

– Nie mog

ła poczekać?

– Nie.
– Wi

ęc będziemy mieli weekend tylko

dla siebie?

– Je

śli nie nastąpi trzęsienie ziemi...

Wezmę prysznic, przebiorę się i możemy

jechać.

– Dok

ąd?

Wsta

ł i sięgnął po kule.

– Na przeja

żdżkę po posiadłości. Chcę,

żebyś ją dokładnie obejrzała, zanim

podejmiesz jakąś decyzję. Z ośrodkiem jest

związanych mnóstwo ludzi w okolicy – nie
tylko lekarze, ale te

ż dzierżawcy i

pracownicy stadniny.

Wszyscy w jakiś

sposób są ode mnie zależni. Nie mogę ich

zawieść. Chcę, żebyś to sobie wyraźnie

uświadomiła. Potem zdecydujesz, czy
zostaniesz czy nie.


Stali na parkowym wzgórzu,

patrząc na

rozciągające się przed nimi pola. W oddali

widać było jeźdźca na koniu – słyszeli

background image

nawet niewyraźny tętent kopyt. Na brzegu

lasu pasł się jeleń.

Kate by

ła zachwycona.

– Tu wszystko jest takie pi

ękne: dom,

park, farmy, pola...

– To studnia bez dna. Wczoraj

przegl

ądałem rachunki i zdaje się, że w

tym roku po raz pierwszy wyjdziemy na
czysto.

Może nawet dostanę pensję.

Popatrzy

ła na niego ze zdumieniem.

– Nie dostawa

łeś dotąd pensji?

– Nie.
– Przecie

ż co miesiąc przysyłałeś mi

pieniądze.

– Oczywi

ście. Mam zobowiązania wobec

Stephie.

One są najważniejsze.

Kate westchn

ęła.

– Gdybym tylko wiedzia

ła, postarałabym

się bardziej oszczędzać. Może byłoby ci

łatwiej.

– Nie o to chodzi. – U

śmiechnął się

smętnie. – Pieniądze na utrzymanie Stephie
to nic w porównaniu z wydatkami na

background image

ośrodek. Sam dom kosztuje mnie co roku

parę tysięcy.

– Wi

ęc ośrodek nie zarabia na siebie?

– Starcza tylko na bie

żące wydatki.

Ostatnio unowocześniliśmy siłownię. Poza

tym musiałem sprzedać dwie farmy i kilka
domków,

żeby spłacić hipotekę. Wciąż

trzeba pokrywa

ć dachy, naprawiać

kanalizację i płoty, dbać o trawniki,

żywopłoty, lasy. Oczywiście są jeszcze
pacjenci,

których nie mogę zawieść, i

lekarze potrzebujący moich rad. I tak bez

końca. – Popatrzył jej w oczy. – Prosiłaś

mnie o trochę czasu. Nie mam go. Nie

jestem w stanie całkowicie oderwać się od
pracy.

Mogę znaleźć w ciągu dnia godzinę

lub dwie,

ale nie więcej.

– Kto

ś powinien ci pomóc.

– To kosztuje. A poza tym i tak musz

ę

sam podejmować decyzje.

– Mo

żesz zatrudnić zarządcę.

– Ju

ż jest. I to przepracowany.

– Wi

ęc znajdź mu pomocnika. Nie

background image

powinieneś tracić czasu na papierkową

robotę.

Zmieni

ł temat.

– Mam jeszcze jedno zmartwienie.

Potrzebuj

ę lekarza, bo Sally Roberts chce

zrezygnować.

– Przyj

ęłabym tę posadę, gdybym

wiedziała, że mamy przed sobą jakąś

przyszłość.

Popatrzy

ł na nią uważnie.

– Czy ty na pewno wiesz, co mówisz,

Kate? Ta praca wymaga ogromnego

zaangażowania. Pacjenci mogą zadzwonić

do ciebie o każdej porze dnia i nocy.

Spacerują po ogrodzie, co ogranicza twoją

prywatność. Czasem nawet nie mogę zjeść
lunchu,

bo ktoś ma do mnie jakąś sprawę. I

tak osiem dni w tygodniu,

przez całą dobę.

Potrafisz to wytrzymać?

– A dostan

ę szansę, żeby spróbować?

– Nie wiem, Kate. Nawet nie masz

poj

ęcia, jak bardzo już raz mnie zraniłaś.

– Wcale tego nie chcia

łam. Myślałam, że

background image

tylko czekasz na to,

żeby pozwolić ci

odejść.

Popatrzyli sobie w oczy.
– P

óźniej miałem nadzieję, że jeśli

zacznę pracować w tym samym szpitalu,

może zmienisz zdanie i pozwolisz mi

wrócić.

– A te twoje flirty z piel

ęgniarkami?

– Wcale nie by

ło ich tak dużo. Poza tym

chciałem, żebyś była zazdrosna.

– I my

ślałeś, że cię przyjmę? Dominik, ja

nie czułam się zazdrosna, tylko
upokorzona.

Nienawidziłam cię za to. –

Urwała, po czym dodała łagodnie: – Mimo

że jednocześnie wciąż cię kochałam.

Otar

ł łzę płynącą po jej policzku.

Nie okazywa

łaś tego. Kiedy

wchodziłem do pokoju, ty wychodziłaś.

Kiedy przyjeżdżałem po Stephie, ledwie

mnie zauważałaś. Jak mogłem się

zorientować, że wciąż mnie kochasz?

– Chcia

łam wtedy uciec – odparła

drżącym głosem. – I zrobiłabym to, gdyby

background image

nie Stephie.

– Kate, gdzie pope

łniliśmy błąd? Objął ją

mocno.

Sama nie wiem.

Prawie nie

odzywali

śmy się do siebie. Ile razy można

powtarzać, że nie mieliśmy dla siebie
czasu?

– Ale nie powinni

śmy byli się tak łatwo

poddawać. Podniosła głowę i spojrzała mu
w oczy.

– A jak b

ędzie teraz? Masz jeszcze

więcej pracy, poza tym przyzwyczaiłeś się

do samotności. Nie jestem pewna, czy

znajdzie się tu miejsce dla mnie i Stephie.

Chyba że zmienisz tryb życia.

– Nie mog

ę. Myślałem, że to zrozumiesz.

Odsunęła się od niego.

– Wi

ęc znów będzie tak samo? Pięć

minut dla siebie po ciężkim dniu pracy? I

kiedy ten dzień będzie się kończył? O

piątej nad ranem, jak wczoraj?

Przeczesa

ł palcami włosy.

– Kate, ja tylko chcia

łem ci pokazać, jak

background image

wygląda sytuacja w ośrodku.

– Co to ma do rzeczy?
– Bardzo wiele. Z medycznego punktu

widzenia odnie

śliśmy sukces, ale sytuacja

finansowa nie jest najlepsza.

Uważam, że

powinnaś o tym wiedzieć.

– Dlaczego? My

ślisz, że przestanę cię

kochać, bo nie jesteś bogaty?

– Nie mog

ę ci zapewnić bezpieczeństwa

i dostatku.

– A szesna

ście lat temu mogłeś?

Dominik,

pieniądze nie mają z tym nic

wspólnego.

– Dla mnie maj

ą – powtórzył z uporem.

Chciałem, żeby ośrodek zaczął przynosić

dochód,

zanim wrócę do ciebie i...

– I?
Waha

ł się przez chwilę.

– Mia

łem zamiar poprosić, żebyś do

mnie wróciła, ale nie po to, żeby tu

pracować, tylko żeby ze mną mieszkać.

Masz własną pracę.

– Zast

ępstwa w klinikach.

background image

– Chocia

żby.

– A czy poprosi

łbyś mnie o pomoc,

gdyby nie ten wypadek?

– Nie.
– Wi

ęc nie chciałeś, żebym z tobą

pracowała?

– Prosi

ć cię o to nie byłoby fair. Ta praca

wymaga zbyt dużego zaangażowania.

– Niekoniecznie.
– Ale dzi

ęki temu odnosimy sukcesy.

Kate potrząsnęła głową.

– Odnosicie sukcesy dzi

ęki dobrej pracy

zespołowej. Ludzie wejdą ci na głowę, jeśli
im na to pozwolisz.

Musisz mieć trochę

prywatności.

– Nie mog

ę zawieść pacjentów.

– Za to zawiod

łeś mnie. A teraz znów

chcesz

to zrobić.

– Nie o to chodzi. Ju

ż raz nasz związek

się rozpadł i nie wiem, czy starczy mi
odwagi,

żeby spróbować od nowa. Nie

potrafię się zmienić. Ten ośrodek to moje

życie. Nie mogę jednak oczekiwać, że

background image

stanie się również twoim.

– Mog

ę spróbować. Problem w tym, czy

mi na to pozwolisz,

czy podzielisz się ze

mną obowiązkami? Mogę zrobić kurs z

akupunktury i zastępować cię przy
zabiegach.

Mogę też odświeżyć moją

wiedzę anestezjologiczną, żebyś nie musiał

zatrudniać dodatkowej osoby. Ale czy się
na to zgodzisz?

Dominik opar

ł się o maskę samochodu i

przyjrzał się Kate uważnie.

– Czemu mia

łabyś to robić?

– Bo ci

ę kocham – odparła wprost. – Bo

przez te wszystkie lata nie m

ogłam

zapomnieć, jak cudownie jest być kochaną
przez ciebie.

Tęskniłam za tobą. Wiem, jak

bardzo jesteś oddany pracy, rozumiem to i

chcę z tobą pracować. Muszę tylko mieć

pewność, że znajdziemy też czas dla siebie.

– Nie wiem, nie wiem... Ja te

ż cię

potrz

ebuję, Kate. Nie było dnia, żebym o

tobie nie myślał, ale wolę pozwolić ci

odejść, niż patrzeć, jak się tu

background image

zaharowujesz.

Wzi

ęła go za ręce.

– Ja ju

ż raz pozwoliłam ci odejść i

popatrz,

co z tego wynikło. Wolę zostać

przykuta kajdanami do recepcji,

niż stąd

wyjechać.

– Naprawd

ę?

– Tak.
Przyci

ągnął ją do siebie, objął dłońmi jej

twarz i zaczął ją całować. Kiedy wreszcie

podniósł głowę, Kate poczuła, że nogi się

pod nią uginają.

– Chod

ź – powiedział miękko. – Chcę

cię zabrać do miasta.

– Po co?
Kr

ęciło jej się w głowie. Wolałaby

położyć się na trawie i przytulić do niego
mocno.

– Zobaczysz.
Znowu narzekaj

ąc na brak miejsca,

Dominik usadowił się na przednim
siedzeniu.

Kate starała się skupić na

prowadzeniu samochodu. Zgodnie ze

background image

wskazówkami

dotarła

do

małego

miasteczka i zaparkowała na rynku.

Dominik poprowadził ją przez ulicę do
niewielkiego budynku,

pamiętającego

czasy Tudorów.

Mieściły się tam

kawiarenka i sklep z antykami.

– Idziemy na herbat

ę? – spytała Kate ze

zdziwieniem.

– Za chwil

ę.

Weszli do sklepu. Stoj

ąca za ladą kobieta

powitała ich z uśmiechem:

– Doktor Heywood! Mi

ło znów pana

widzieć. Jak się pan czuje?

Ju

ż lepiej, dziękuję. Szukam

pierścionka dla Kate. Ma pani coś
odpowiedniego?

– Pier

ścionka? – powtórzyła zdumiona

Kate. – Pr

zecież mam obrączkę.

Ale nie masz pier

ścionka

zaręczynowego.

– To prawda. Nie by

ło na to czasu. Nasze

zaręczyny trwały tylko dwa tygodnie.

– Wi

ęc dostaniesz go teraz. Tym razem

background image

wszystko musi być jak należy.

W

łaścicielka sklepu uśmiechnęła się

szerzej.

– Panie Heywood, zdaje si

ę, że

powinnam złożyć panu gratulacje?

Dominik w

łaśnie miał coś odpowiedzieć,

ale Kate była szybsza.

– Nie jestem pewna. Jeszcze mi si

ę nie

oświadczył. Odwrócił się i spojrzał na nią

błyszczącymi oczami.

– Kate, wyjdziesz za mnie?
– My

ślę, że tak.

Świetnie, a teraz pierścionek. Najlepiej

z diamentami.

Może ten?

– Czemu z diamentami? – spyta

ła Kate

zaciekawiona.

– Bo s

ą symbolem trwałości – odparł. –

A tego nam właśnie potrzeba.

Łzy wzruszenia napłynęły jej do oczu.
Pier

ścionek był nieduży, ale bardzo

piękny. Prosty rząd kamieni w stylu

wiktoriańskim. Kate miała nadzieję, że

jego zakup nie doprowadzi ośrodka do

background image

bankructwa.

Dominik wsun

ął go jej na palec.

Wyglądał doskonale. Dominik wypisał
czek i poszli do kawiarni.

– Jak mi

ło, że wpadliście! – powitała ich

wesoło właścicielka. – Pani jest pewnie
Kate.

Stephie dużo mi o pani opowiadała.

Co podać?

– Herbat

ę i szarlotkę, Jacquie.

– Jak zwykle. Co kupowali

ście w sklepie

z antykami? Coś do domu?

Dominik u

śmiechnął się do Kate.

– Nie, pier

ścionek zaręczynowy. Jacquie

omal nie upuściła imbryka.

– Co prosz

ę?

– To, co s

łyszysz. Mamy zamiar jak

najszybciej się pobrać. Jacquie ucałowała

Dominika i uściskała serdecznie Kate.

– Dbaj o niego. Wszyscy go tu bardzo

lubimy, to wspania

ły człowiek.

– Obiecuj

ę.

Najwyra

źniej Dominik cieszył się w

okolicy ogólną sympatią.

background image


Kate sta

ła w otwartych drzwiach, patrząc

na oświetlony blaskiem księżyca ogród.

Noc była spokojna, wiał lekki wietrzyk,
który ch

łodził jej nagie ciało.

– Kate, wszystko w porz

ądku? – dobiegł

ją głos Dominika z głębi sypialni.

W porz

ądku? Czuła się wspaniale. Tak

wspaniale się z nią kochał! Potem oboje

zasnęli, a ją obudził Włóczykij. Zabrała go

więc do kuchni i dała coś do jedzenia.

– Tak – odpowiedzia

ła Dominikowi. –

Kot mnie obudził.

– B

ędzie się musiał przyzwyczaić do

twojej obecności. Podszedł do niej,

utykając lekko, i przytulił do siebie. Jego
ramiona by

ły mocne i ciepłe. Pragnął jej.

Poczuła dreszcz pożądania.

– Dominik – szepn

ęła – wszystko będzie

dobrze,

prawda? Oparł brodę na jej czole.

– Na pewno. Tym razem ci

ę nie zawiodę.

Nigdy ju

ż nie pozwoli mu odejść.

Wspięła się na palcach i pocałowała go.

background image

– Kocham ci

ę.

– Ja ciebie te

ż. Zawsze cię kochałem i

nigdy nie przestanę. Szkoda tylko, że

potrzeba mi było dwunastu lat, żeby to

zrozumieć.

– A zosta

ło nam jeszcze jakieś

czterdzieści. Nie możemy ich zmarnować.

– Nie zmarnujemy. Mam wobec ciebie

konkretne plany, kochanie. Zacznijmy od
zaraz.

Przytuli

ł ją mocniej, pocałował i Kate

zrozumiała, że wróciła do domu...

background image

EPILOG

Panna m

łoda wyglądała pięknie. Szła do

ołtarza wyprostowana, nieznacznie tylko

opierając się na ramieniu ojca. Kate

spojrzała na Dominika ze wzruszeniem.

– Uda

ło jej się – powiedziała miękko.

– Zawsze wiedzia

łem, że sobie poradzi.

Richard, dumny i szcz

ęśliwy, wziął Susie

za rękę. Stanęli razem przy ołtarzu.

Obok Kate sta

ł wyprostowany John

Whitelaw.

Stanowili teraz z Andreą

nierozłączną parę. Kate także odnalazła
swoje sz

częście. Popatrzyła z uśmiechem

na Dominika.

– Kocham ci

ę, pani Heywood – szepnął.

– Ja ciebie te

ż.

W torebce mia

ła prezent ślubny od niego

– posrebrzane kajdanki.

– Je

śli poczujesz, że mamy dla siebie za

mało czasu, skuj nas i zmuś do rozmowy.

Na razie ich nie potrzebowa

ła. Pracowali

background image

razem i kiedy chcieli, zawsze znajdowali

dla siebie wolną chwilę.

Przysz

łość ośrodka nadal była niepewna.

Wymagała ciężkiej pracy – ale teraz mogli

dzielić się obowiązkami i wspólnie witać

każdy nowy dzień.

Na pewno b

ędą musieli walczyć z

wieloma problemami – jak Richard z Susie
i John z Andre

ą. Kochali się jednak i Kate

wierzyła, że dzięki temu, krok po kroku,

zdołają osiągnąć to, co sobie zaplanowali.
Nie wszystko naraz...


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Anderson Caroline Nie wszystko naraz
062 Anderson Caroline Nie wszystko naraz
Anderson Caroline Nie wszystko naraz
Anderson Caroline Nie tylko w święta Harlequin Medical 295
Anderson Caroline Nie tylko w swieta
024 Anderson Caroline Nic nie mogę ci ofiarować
Anderson Caroline Nic nie mogę ci ofiarować Medical Romance 24
Anderson Caroline Nic nie moge ci ofiarowac
024 Anderson Caroline Nic nie mogę ci ofiarować
24 Anderson Caroline Nic nie mogę ci ofiarować Romantyczna jesień
024 Anderson Caroline Nic nie moge ci ofiarowac
024 Anderson Caroline Nic nie moge ci ofiarowac
Mikrofony z Tu 154 Nie wszystko co ważne stało się w kabinie
diagnostyka nie wszystko
pytania z r- nie wszystkie, Zarządzanie studia licencjackie, rachunkowość
Ale to nie wszystko
Baterie to nie wszystko
Przed wyborami Pan Jezus JESZCZE NIE WSZYSTKO STRACONE
Modny klapek to nie wszystko

więcej podobnych podstron