Katherine Garbera Więcej niż seks

background image
background image

Katherine Garbera

Więcej niż seks

Tłumaczenie: Anna Sawisz

HarperCollins Polska sp. z o.o.

Warszawa 2022

background image

Tytuł oryginału: In Bed with His Rival

Pierwsze wydanie: Harlequin Desire, 2020

Redaktor serii: Ewa Godycka

© 2020 by Harlequin Books S.A.

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa

2022

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books

S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub

całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek

podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest

całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Gorący Romans są zastrzeżonymi znakami

należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego

licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do

HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być

wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A

www.harpercollins.pl

ISBN 978-83-276-8225-3

background image

Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek /

Woblink

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Piper Holloway jak prawie wszyscy uwielbiała śluby i wesela.

W końcu to takie radosne wydarzenia.

Jej siostrzenica Harley i Grant Everett długo czekali na szczęśliwe

zakończenie.

Piper

nie

odmówiła

im

swojego

udziału

i błogosławieństwa na nową drogę życia, choć samotne uczestnictwo
w tego rodzaju uroczystościach nie należy do przyjemności.

Przy takich okazjach zawsze nękały ją wątpliwości co do obranej

drogi życia, choć na co dzień chwaliła sobie los singielki. Uprawianie
sztuki oraz własna firma wypełniały jej życie i dawały oparcie o wiele
solidniejsze niż jakikolwiek facet.

Choć co do biznesu, to nie rozwijał się on już tak dobrze jak dotąd.

Mimo iż Piper nie miała udziałów w Wingate Enterprises, ludzie
uwierzyli, że maczała palce w nie do końca jasnych poczynaniach tego
koncernu i prowadzona przez nią galeria zaczęła notować spadek
zainteresowania ze strony klientów.

Ale to nieważne. Teraz ma się cieszyć szczęściem siostrzenicy

i wspierać swoją siostrę Avę, która właśnie wyprowadziła się od Keitha
i zaczynała żyć w pojedynkę. Po śmierci męża źle znosiła samotność.
I wtedy dawny przyjaciel podał jej pomocną dłoń. Wszystko byłoby
okej, gdyby nie to, że Ava w jakimś momencie zorientowała się, że
Keith liczy na romantyczny związek…

No cóż, dziś wieczorem wszystkim im przyda się odrobina dobrej

zabawy.

background image

W Royal w stanie Teksas był właśnie cudowny sobotni listopadowy

wieczór. Piper mieszkała w Dallas, ale zawsze tęskniła za rodzinnym
miastem. Ostatnio często tu bywała, pomagając siostrze i reszcie rodziny
wyplątać się z biznesowego skandalu. Plotki czyniły z życia jej bliskich
istne piekło. A oni przecież nie mieli nic wspólnego z przemytem
narkotyków.

W toku śledztwa zamrożono cały kapitał firmy Wingate i zajęto

rodową rezydencję. A Harley tak marzyła, by ślub brać właśnie w domu
przodków…

Musiała się zadowolić ranczem rodziców Granta. Uroczystość była

oczywiście mniej okazała, na ślub przyszli tylko ci, którzy nawet
w niesprzyjających okolicznościach chcieli zademonstrować swoje
przywiązanie do Wingatów i Hollowayów.

Dom Everettów też był dość obszerny i wraz z obejściem wspaniale

udekorowany przez Harley na okoliczność wesela. Sam ślub i przyjęcie
młodzi zdecydowali się zorganizować w budynku starej stodoły, który
do potrzeb uroczystości przystosowała Beth, starsza siostra panny
młodej.

Grupka gości okazała się nawet większa, niż się spodziewano. Na

szczęście nie pojawił się „wujek” Keith, jego obecność na pewno nie
poprawiłaby humoru Avie. Siostra Piper mimo upływu dwóch lat nadal
była w żałobie po śmierci ukochanego męża i zaloty Keitha budziły
tylko powszechny niesmak. Piper nigdy się na ten temat nie
wypowiadała, ale i jej wydawało się, że Keith był wobec Avy stanowczo
nadopiekuńczy, tłamsił ją, wskutek czego ta jej niegdyś pełna życia
siostra była teraz tylko cieniem dawnej siebie.

W wytwornej sukni matki panny młodej wyglądała przepięknie,

choć była w widoczny sposób zmęczona i lekko spięta. Najważniejsze,
że ma za sobą pierwszy krok w kierunku odzyskiwania dawnego życia

background image

i energii. Dość już tej żałoby. Tym bardziej że starszej o dziewiętnaście
lat od Piper aktualnej liderce rodu Wingatów ostatnie miesiące nieźle
dały w kość.

– W coś ty się ubrała? – Ava podeszła do Piper, zadając to obcesowe

pytanie. – Wiem, że to nie jest wielkie wesele, ale mogłaś bardziej się
postarać.

– To sukienka od greckiego projektanta – odparła młodsza siostra,

przełykając zniewagę i całując Avę w policzek. – Pomyślałam, że będzie
pasować do okoliczności. Przesłałam jej nawet zdjęcie Harley do
akceptacji. A jak tam śledztwo?

– Znam je tylko z plotek. Może Miles wie coś więcej.

– Podejrzewają już kogoś?

Piper wiedziała, że siostra chce wrócić do kierowania rodzinnym

biznesem, ale na razie są to plany palcem na wodzie pisane.

– Tak, ale nie wolno mi z nikim o tym rozmawiać – powiedziała Ava

cierpkim tonem. – A już na pewno nie w dniu czyjegoś ślubu. Ty tego
nie zrozumiesz, bo nigdy nie byłaś zamężna.

– Jasne, Ava. Przepraszam cię, Zeke i Reagan do mnie machają,

pogadamy później. A ty musisz pełnić obowiązki matki panny młodej,
zwłaszcza że nie ma już z nami Trenta.

Umierając, Trent Wingate osierocił poniekąd ich wszystkich, ale

szczególnie dotkliwie brak ukochanego ojca musiała odczuwać Harley.
Po jego śmierci uciekła do Tajlandii, gdzie założyła własną, świetnie
teraz prosperującą firmę.

Piper udała się w kierunku baru.

– Postawić ci drinka? – usłyszała za plecami głęboki i mroczny

męski głos.

background image

Jakby pochodził z malowanych przez nią obrazów, w których

ujawniała swoje sny i marzenia.

Odwróciła się i ujrzała Briana Coopera. Wysoki, krótko przycięte

ciemne włosy, męskie rysy twarzy. Miły uśmiech, inteligentne
spojrzenie. Kilka razy proponował jej wspólną kawę, ale zawsze
odmawiała.

Choć spełniał wiele z wymogów, które stawiała facetom.

Błyskotliwy, nie pozbawiony charyzmy. Łatwo traciła przy nim rezon,
choć była starsza, a więc i bardziej doświadczona. Wolała więc trzymać
się od niego z daleka.

Ale nie chodziło tylko o różnicę wieku – te głupie jedenaście lat.

Brian był bratankiem Keitha Coopera, a to już gmatwało sprawę
w poważniejszym stopniu. A Piper nie lubiła komplikacji.

– Tu pije się za darmo – zauważyła.

– Wiem – odparł, unosząc brwi. – Po prostu myślałem, że na takie

pytanie trudniej ci będzie odpowiedzieć odmownie.

Szelmowski uśmiech przydawał mu niewymuszonego wdzięku,

który powodował u niej szybsze bicie serca.

– Mam ochotę na zwykłą tequilę, ale ze względu na Avę poproszę

o sauvignon blanc.

– Zawsze działasz pod jej dyktando? – zdziwił się Brian. – No tak,

wy wszyscy tańczycie, jak ona wam zagra.

– A zwłaszcza twój wuj – odcięła się.

– Pewnie masz rację. Dawno go nie widziałem, byłem bardzo zajęty.

Zakładałem w Dallas własną kancelarię adwokacką – powiedział, po
czym odchrząknął znacząco. – Naprawdę powiedziałem to na głos?

– Tak – roześmiała się.

background image

– Nie chciałem się chwalić. Ja po prostu…

– No już dobrze. Czego się napijesz?

Siedli obok siebie przy kontuarze.

– Czystej z lodem.

– Boże, już zaczynam żałować, że zamawiam białe wino.

– Bądź sobą i pij to, na co masz ochotę. Ja nie jestem Avą Wingate.

Piper nie mogła sobie przypomnieć, kiedy po raz ostatni zdarzyło jej

się być na luzie. Poprosiła dla siebie o tequilę. Podała Brianowi jego
szklankę, odeszli od baru i usiedli pod ścianą.

– Widzę, że mam na ciebie zły wpływ – zauważył. – Twoje zdrowie.

– I twoje. – Piper stuknęła się z nim kieliszkiem.

Musiała przyznać, że tequila smakuje o niebo lepiej niż białe wino.

Poczuła się znowu sobą, a nie tą perfekcyjną siostrą, którą usiłowała coś
udawać, ilekroć przyjeżdżała do Royal. W końcu stuknęła jej już
czterdziestka, nie musi ciągle zabiegać o uznanie ze strony Avy.

– Dzięki, przypomniałeś mi, na czym polega dobra zabawa –

odezwała się. – Mogłam to zrobić sama, ale i tak się cieszę.

Brian powoli sączył wódkę. Wydawało mu się, że od zawsze zna

Piper Halloway, a naprawdę spotkał ją zaledwie parę miesięcy temu.
Była fajna, odjechana i w dodatku cholernie seksowna. Pragnął jej, śnił
o niej po nocach, a rano budził się ze wzwodem, chociaż myślał, że takie
młodzieńcze niespodzianki dawno ma za sobą.

Spotykał się z różnymi kobietami, przyprowadzał je do siebie, ale

żadna nie dorównywała jego wyobrażeniom o Piper. Tak, to było
pożądanie i im bardziej go odrzucała, tym bardziej jej pragnął.

background image

A może ten wspólny drink wystarczy i po nim wszystko mu

przejdzie? Intuicja podpowiadała jednak, że to niemożliwe, a ona rzadko
się myli.

Co go w niej tak pociąga?

To że jest dumna i nieprzystępna? Zresztą nieważne. Siedzą i piją

razem, rozmawiają. Czego chcieć więcej?

Wiele ich różniło. Ona to artystyczna dusza, on obiecujący prawnik,

specjalista od prawa rodzinnego. Ale przeciwieństwa się przyciągają…

Spojrzał na nią. Niebanalna, uosobienie kreatywności. Począwszy od

fryzury przez grecką suknię w jaskrawym szafirowym odcieniu, której
głęboki dekolt pozwala dojrzeć wspaniałe krągłości jędrnego biustu.

Wysoka, do tego buty na obcasach, dzięki czemu prawie dorównuje

mu wzrostem. Pije tequilę, przy każdym łyku przymyka oczy. Jest to
nieprzytomnie erotyczne. Musi się opanować, ale nic nie poradzi na to,
że te drinki piłby teraz najchętniej, będąc sam na sam z nią u siebie
w domu.

Wyobrażał sobie, jak stoi obok niego całkiem naga. Oj, to

niebezpieczne. Zmysłowa współczesna boginka.

– Wpadłem w zeszłym tygodniu do twojej galerii, ale cię nie

zastałem – powiedział i zaraz pomyślał, że pora kończyć tę grę.
Najpierw chełpi się na poważnie swoją firmą, a teraz to niezdarne
zagranie w stylu mało rozgarniętego podrywacza…

– Byłam w mieście. Skąd miała wiedzieć, że przyjdziesz?

– Jasne. Powinienem był zadzwonić.

– Niezły pomysł.

– Ale ty nie chcesz się ze mną spotykać. Zapraszałem cię na kawę do

Zekego…

background image

– Szczerze? – odparła, czerwieniąc się i przekrzywiając głowę na

bok. – Nie jestem pewna, co o tobie myśleć. Nie podobał mi się wpływ,
jaki Keith wywierał na moją siostrę po śmierci Trenta. Bałam się, że
możesz być do niego podobny.

A to go zgasiła! Nie powinien być tym zaskoczony. Ich rodziny… To

może nie był przypadek Kapuletich i Montekich, ale już nie były sobie
tak bliskie jak za życia Trenta. Brian przyjaźnił się z Zekiem i powinien
wiedzieć, że rodzina Avy nie przepada za jego wujem. Sam uważał, że
Keith zbyt szybko zamieszkał z Avą, gdy owdowiała. Ale cóż, widać
potrzebowała bliskości…

– W porządku. Wprawdzie nie jestem moim wujem, ale poniekąd cię

rozumiem – przytaknął Brian.

– Dzięki – odparła oschle.

Jęknął i pomyślał, że albo powinien się jeszcze napić wódki, albo się

więcej nie odzywać.

– Zatańczysz? – zaproponowała. – Uwielbiam tę piosenkę.

– Nie umiem tańczyć – wyznał.

– W takim razie widzimy się później – powiedziała, podając mu

swój pusty kieliszek.

Weszła na parkiet. Patrzył, jak z gracją porusza się i z uśmiechem na

ustach uczy tańca Daniela, wnuka siostry.

– Chłopie, dlaczego tu stoisz, zamiast tańczyć z kobietą, którą od

miesięcy usiłujesz poderwać? – zapytał go Zeke.

– Nie umiem tańczyć – wyjaśnił Brian. – A w ogóle to jedna wielka

katastrofa. Przy niej nie potrafię się nawet jasno wysłowić. Więc
oszczędź mi dalszych ciosów.

background image

– Ja też nie lubię tego typu muzyki, ale jeśli twoja dama ciągnie cię

na parkiet, musisz iść.

– Ona nie jest moją damą.

– I nigdy nią nie będzie, jeśli będziesz tu stał jak jakiś kołek.

Po tych słowach Zeke poszedł szukać Reagan i już po chwili oboje

szaleli na parkiecie.

Brian dokończył swoją wódkę, postawił szklankę i kieliszek na tacy

kelnera i też udał się na parkiet.

– Hej, możesz mnie tego nauczyć? – zapytał Daniela.

– Jasne – odparł czterolatek i zaczął mu pokazywać poszczególne

kroki.

Naśladowanie go sprawiło Brianowi autentyczną przyjemność. Piper

przyglądała się im, śmiejąc się w głos. W końcu muzyka ucichła i Brian
podziękował chłopcu.

– Jak ja ci się odwdzięczę, kolego?

– Lubię żelki – uśmiechnął się dzieciak.

– Okej, będę pamiętać. Zatańczysz ze mną? – zwrócił się do Piper,

gdy zespół zaczął grać spokojną melodię.

– Odmówiłabym, gdyby nie to, że przed chwilę dałeś z siebie

wszystko – odparła.

Wziął ją w ramiona i przeszył go dreszcz. Krew zaczęła szybciej

krążyć w żyłach. Najchętniej zaciągnąłby ją teraz do swojego
mieszkania w Royal, ale przecież dopiero co wypili razem drinka. Zbyt
szybkie tempo. Ale zawsze sobie takie narzucał, kiedy dążył do celu.

A teraz chciał mieć Piper w łóżku. Tyle że ona należy do kobiet,

które łatwo spłoszyć.

background image

Budowanie zaufania wymaga czasu, a cierpliwość nie była

najmocniejszą stroną Briana. Dla Piper jednak się postara. Bo po zbyt
gwałtownym płomieniu pozostają tylko popiół i zgliszcza. Oraz dym.

Piper wmawiała sobie, że nie jest zainteresowana Brianem

Cooperem, ale po kilku chwilach spędzonym z nim na parkiecie dotarło
do niej, że to nieprawda. W wielkim namiocie rozpiętym w ogrodzie
rancza Everettów połyskiwały rozwieszone światełka, a przenośne
piecyki chroniły przed listopadowym chłodem. Na przyjęciu byli obecni
wyłącznie ludzie, którzy nie opuścili Wingate’ów w kryzysie, który ich
dotknął.

Między innymi Brian. Zeke i Reagan mówili jej, jak bardzo im

pomaga i jak wiele to dla nich znaczy. No i między nią a Brianem
istniało seksualne napięcie, którego nie była w stanie dłużej ignorować.
Nie powinna wypuszczać go z rąk.

Do licha z ostrożnością. Jego dotyk przeszywał ją niczym prąd.

A poza wszystkim, wbrew swoim deklaracjom, Brian nieźle radzi sobie
na parkiecie.

Poczuła niepokój, który nigdy nie dawał się jej we znaki w Dallas,

gdzie jej życie toczyło się według ustalonej rutyny. Ale tu, w Royal,
chaos, który wdarł się do jej rodziny, uświadomił jej, że wszystko się
zmienia. Może i ją czeka przemiana? Zaczęło się od drobiazgu: od
zamówienia tequili, co oznaczało wyrwanie się spod kontroli Avy.

A co teraz? Piper poczuła, że jest gotowa na coś lekkomyślnego

i brawurowego.

Ale przecież Brian nie jest facetem dla niej.

To przyjaciel rodziny. Może teraz jest nawet bliższy niż „wuj” Keith,

który ostatnio przestał być dobrze widziany. Czy Briana także
należałoby się wystrzegać?

background image

– Jeszcze jeden drink? – zapytał, gdy muzyka ucichła.

– Byłoby cudownie.

W tym momencie Lauren Roberts poprosiła Piper o chwilę

rozmowy, więc Brian ofiarował się, że przyniesie drinki im obu.

Uspokój się, dziewczyno, powiedziała sobie Piper, śledząc go

wzrokiem i podziwiając jego sylwetkę.

– W czym mogę ci pomóc? – zwróciła się do Lauren.

Po Royal krążyły plotki, że ta piękna brunetka, właścicielka food-

trucków, przymierza się do otworzenia własnej restauracji.

– Pod twoją nieobecność odwiedziłam galerię i wiele rzeczy bardzo

mi się tam spodobało. Twoja asystentka poradziła mi, żeby zwrócić się
z tym do ciebie i bliżej określić moje oczekiwania – oznajmiła Lauren. –
Wesele to może nie najlepsza okazja do takich rozmów, ale nie
chciałabym w tym celu ponownie wybierać się do Dallas.

– Czemu nie, możemy porozmawiać – odparła Piper. – Lubię gadać

o sztuce. Chętnie wybiorę coś do twojej restauracji, to będzie dla mnie
nowe doświadczenie. To zdaje się ma być lokal w stylu „z gospodarstwa
prosto na stół”, z lokalnymi produktami?

– Zgadza się, taki mam zamiar.

– W takim razie wystrój też powinien nawiązywać do tych okolic.

Mam kolegów, który mogliby pomóc ci dotrzeć do miejscowych
twórców. Szukasz obrazów czy raczej zdjęć?

– Bo ja wiem? Chodzi mi o to, żeby goście, patrząc na ściany, mieli

przekonanie, że znaleźli się w fajnym miejscu – odparła Lauren.

– Czyli nie kupisz nic w ciemno? – roześmiała się Piper.

– Przenigdy. Współinwestorką jest Gracie Diaz, ona też chce mieć

wpływ na wystrój.

background image

– Okej, spróbuję się rozejrzeć i coś zaproponować. Wstępnie wyślę

wam kilka ofert, żebyście mogły precyzyjnie określić wasze
oczekiwania. Co ty na to?

– Świetny pomysł, dziękuję – odparła Lauren. – A przy okazji…

Wiem, że to nie moja broszka, ale… czy ty spotykasz się z Brianem?

– Nie, po prostu tak jakoś tu na siebie wpadliśmy. Zdaje się, że

przyszedł sam.

– To dobrze. Mam nadzieję, że nie jest taki jak Keith. Sutton uważa

Briana za równego gościa.

Równy gość…

– Świetnie – odparła Piper.

– Co jest świetne? – zapytał Brian, wręczając jej kieliszek tequili.

– Ta impreza – odparła Lauren, oddalając się.

– Cieszę się, że Harley i Grant odnaleźli się po latach i że wyjadą

razem do Tajlandii – powiedział Brian do Piper.

– Tak, Grant to świetny chłopak. Czasy niby się zmieniły, ale i dziś

nie każdy facet zdecyduje się pójść za swoją kobietą dosłownie na
koniec świata.

– Sam nie wiem, czy bym się zdecydował opuścić swój kraj – odparł

Brian, pocierając czubek nosa. – Ale nie mnie osądzać cudze wybory.

– Słusznie, niech każdy wybiera dla siebie to, co mu odpowiada.

Piper cieszyła się szczęściem siostrzenicy, ale z drugiej strony

ostrożnie podchodziła do sprawy. Sama kiedyś spotkała kogoś, z kim
chciała dzielić życie, ale jakoś im nie wyszło. No cóż, jak widać na
jednym facecie świat się nie kończy. Teraz już wie, że nie potrzebuje
nikogo u boku, żeby czuć się spełnioną.

background image

Chociaż fakt, że teraz tak nagle nabrała chęci na Briana, świadczy

o tym, że czasem brakuje jej męskiego towarzystwa. Może powinna
znów zacząć szukać?

Najpierw rzucił ją facet, potem była świadkiem, jak choroba niszczy

związek Avy i Trenta. Ale jej siostrzenice i siostrzeńcy wszyscy
odnaleźli miłość. Może i jej się uda wypełnić pustkę?

Nigdy już jednak nie będzie się starała zmienić dla mężczyzny, tak

jak wtedy. I nie zwiąże się z nikim, komu nie można zaufać. Ale
rozmowa i żarty z Brianem uświadamiają jej, jak bardzo była do tej pory
zamknięta na relacje. Może z powodu lęku?

Tak czy owak, pora z tym skończyć.

Pomyślała o planach na najbliższy tydzień. Wróci do Dallas. Brian

ma tam wprawdzie kancelarię, ale nie należy do jej kręgów
towarzyskich. Pozwoli jej to odetchnąć od zamieszania i pragnień, jakie
rozbudził w jej sercu.

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Kulturalne centrum Dallas skupione jest wokół awangardowego

Meyerson Symphony Center i ogromnego budynku opery w samym
środku miasta.

Galeria Piper znajdowała się tuż obok Centrum Rzeźby, gdzie wśród

zieleni miejskiej można podziwiać nowoczesne dzieła sztuki. Piper
ciężko pracowała na tak prestiżowe usytuowanie swojego biznesu.
Klienci muszą w niej widzieć godnego szacunku marszanda i promotora
sztuk plastycznych.

Aby naładować akumulatory, dzisiejszy dzień rozpoczęła od

obejrzenia zbiorów sztuki azjatyckiej z kolekcji Crowa na terenie
Uniwersytetu Teksańskiego w Dallas.

Środę tradycyjnie już poświęcała na czytanie raportów finansowych

dostarczanych jej przez księgową. Gdy wybuchał afera Wingate,
również i firma Piper zaczęła tracić przychody. Świadczyły o tym cyfry,
ale i coraz mniejsza liczba klientów odwiedzających lokal.

Cóż, ludzie wolą trzymać się z daleka od tych, którzy pozostają –

choćby luźno – w kręgu zainteresowań agencji zwalczania narkotyków.

Zdarzył jej się nawet klient, który teraz zażądał od niej dowodu na

to, że zakupiony przez niego pięć lat temu obraz znalazł się w jej
posiadaniu zgodnie z wymaganymi procedurami. Oczywiście okazała
mu wszystkie dokumenty, ale dotknęło ją to do żywego. Nigdy bowiem
nie miała nic wspólnego z firmą Wingate’ów. Ale cóż, plotka to potęga.
Będzie teraz musiała pomyśleć o dodatkowych źródłach zarobkowania.

background image

– Szefowo, oto twoja herbata z mlekiem. – Coco postawiła na jej

stole filiżankę. – Aha, przed chwilą dzwoniła Gracie Diaz i pytała, czy
będziesz mogła ją przyjąć dziś po południu.

– Nie widzę przeszkód.

– W takim razie wpisuję ci ją do kalendarza.

Rozmawiały przez chwilę o sprawach służbowych. Asystentka

przypomniała Piper o przyszłotygodniowej imprezie. Galeria
wynajmowała obecnie udekorowane sale na prywatne przyjęcia, kobiety
omówiły więc kilka związanych z tym pomysłów. Piper obiecała
rozejrzeć się w magazynach za czymś, co pomogłoby nadać planowanej
uroczystości pożądany charakter.

– Zbliżają się ferie, ludzie będą organizować imprezy, może uda nam

się podkręcić nieco przychody – powiedziała z nadzieją w głosie.

– Jasne, szefowo.

W drzwiach ukazał się Paul, jeden z asystentów.

– Brian Cooper do ciebie – oświadczył.

– On już tu był – mruknęła Coco. – Niebrzydki, uśmiechnięty, niezły

tyłeczek. Chcesz, żebym z nim porozmawiała?

– Nie trzeba. Zajmij się wyszukiwaniem obrazów na przyjęcie

tematyczne. Paul, pomożesz Coco? – zapytała Piper, wychodząc
z pokoju.

Z antresoli dostrzegła Briana podziwiającego instalację z drutu, którą

stworzyła wspólnie z lokalnym poetą uprawiającym słowo mówione.
Praca nosiła tytuł „Granica” i odnosiła się do sytuacji Xaviera, który
z trudem działał w granicach prawa. Przedstawiała postać o dwóch
zwróconych w różne strony twarzach. Jedna z nich była zamyślona,

background image

druga wściekła, właściciel pierwszej trzyma w ręku notes, właściciel
drugiej – rewolwer.

Piper była zadowolona z tej pracy, co nie znaczy, że nic by już w niej

nie poprawiła.

No cóż, nie zawsze da się w pełni zrealizować projekt, który

powstaje w głowie. Uprawianie sztuki to niełatwy kawałek chleba.

Brian miał na sobie garnitur podkreślający krojem szerokie ramiona

i szczupłe biodra.

A ją od razu przeszedł dreszcz.

– Cześć, Brian, nie spodziewałam się tu ciebie – przywitała go

ciepłym głosem.

Odwrócił się do niej, uśmiechnął, a ona od razu spojrzała na jego

usta. Wargi miał pełne, jakby stworzone do całowania. Powinna była
pocałować go na przyjęciu weselnym, miałaby to już za sobą. A tak gapi
się na niego i wyobraża sobie, jak by to było…

– Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. Miałem tu obok spotkanie

z klientem, więc wpadłem. Może dasz wyciągnąć się na lunch?

– Hm, zaraz sprawdzę w kalendarzu. Powiedziałam wprawdzie

swojej asystentce, że dziś po południu mam czas, więc umówiła mnie
z Gracie Diaz, której mam pomóc wybrać coś do nowej restauracji
Lauren.

– Spokojnie, sprawdź, na którą cię umówiła, ja tu zaczekam – odparł

Brian. – Nie mogę uwierzyć, że ona wygrała na loterii. Nigdy nie
znałem nikogo, kto by wygrał.

– Ja też nie.

Piper przeglądała w telefonie kalendarz w nadziei, że Coco

wyznaczyła wizytę w porze lunchu i dopiero po chwili zdała sobie

background image

sprawę z własnego tchórzostwa.

No ale cóż, musi być ostrożna. Brian wie, czego chce i nie zawaha

się tego zdobyć. A teraz wgapia się w nią tak intensywnie… Nie sposób
udawać, że nic się nie dzieje.

– Wygląda na to, że mam dla ciebie czas – oświadczyła po chwili,

pisząc do Coco na grupowym czacie, że udaje się na lunch z Brianem.

– Świetnie! – zawołał, po czym poprosił, by zaproponowała jakiś

lokal. – Ty lepiej znasz tę okolicę.

Uśmiechnęła się z satysfakcją. Niby drobna rzecz, a jego wuj nigdy

nie zgodziłby się, by to Ava decydowała, dokąd mają razem pójść.

Brian nie pasował do rodziny Cooperów. A może jej się tylko tak

wydaje?

– Tu za rogiem można zjeść taco na świeżym powietrzu –

powiedziała.

– Dobry pomysł, pogoda jest piękna.

– Właśnie to chciałam usłyszeć – wymamrotała Piper pod nosem,

wrzucając telefon do jednej z kieszeni znoszonego rozpinanego swetra.

Zaczęła się zastanawiać, czy ma zaciągnąć faceta do łóżka, czy

jeszcze z tym poczekać.

Brian szedł za Piper i przyglądał się, jak kołysze biodrami. Jakby

celowo chciała go podniecić. Po sobotnim przyjęciu nie miał zamiaru
pozwolić zepchnąć się z powrotem do roli znajomego. Zbyt wiele
długich nocy spędził, marząc o niej.

Potrzebował jej. Nagiej i napalonej.

Nie może jednak zbytnio naciskać, by jej nie spłoszyć. Ubrał się

więc starannie, jak człowiek sukcesu, ale nie aż tak, żeby było widać,
jak bardzo się stara.

background image

– To przypadek, czy tak sobie zaplanowałeś? – spytała, osłaniając

oczy od słońca.

– Przypadek, akurat byłem w pobliżu.

Ona przecież nie musi wiedzieć, że pragnie jej jak powietrza.

Widział, jak wuj cierpiał, kiedy Ava się od niego wyprowadziła, nie
biorąc pod uwagę jego uczuć. Może Piper jest taka jak jej siostra?
Zabawi się nim i porzuci. Nie od parady jest singielką z wyboru.

– Ach tak – westchnęła jakby rozczarowana.

– A poza tym właśnie otworzyłem wielkie biuro i rozpaczliwie

szukam kogoś, kto doradziłby mi, jakie obrazy powiesić w holu
i w gabinetach. Myślę o sztuce typowo teksańskiej, ale także o dobrym
malarstwie nowoczesnym.

– Rzadko się tym zajmuję, ale podoba mi się to, co mówisz –

odparła. – A skoro ma to być lunch biznesowy, to może zabiorę cię
w jakieś elegantsze miejsce?

– Nie wygłupiaj się. Wolę twoją ulubioną knajpkę od jakiejkolwiek

innej.

Gdy tak szli w listopadowym słońcu, Brian nie mógł oprzeć się

wrażeniu, że Piper świetnie wpisuje się w tę artystyczną dzielnicę. Na tle
siostrzenic prezentowała się jak egzotyczny kwiat w różanym ogródku,
ale tu pasowała w stu procentach.

On zaś nie za bardzo. Typowy garniturowiec, który jednak docenia

urok kobiety wiedzącej, czego chce, i będącej sobą. Wiele dziewczyn,
z którymi się umawiał, jakby tylko czekało, aż wyjawi swoje
oczekiwania, by się do nich dostosować.

A Piper jest inna. To do niej trzeba się dostosować. I dlatego jest

taka pociągająca.

background image

W sobotę miał okazję nadać swojemu zauroczeniu bardziej

konkretny wymiar. Piper była dla niego kimś więcej niż tylko atrakcyjną
babką. A wspólna praca przy dekorowaniu jego biur może okazać się
testem bliskości. Niewykluczone, że skończy się na kilku wspólnych
nocach, ale nawet takiej szansy Brian nie chciał przegapić. Będzie
przynajmniej wiedział, na czym stoi.

– Okej, do rzeczy. Chcesz tylko uznanych twórców? – zapytała, gdy

już zamówili jedzenie i usiedli przy małym stoliku obok food-trucka.

– O tym jeszcze nie myślałem. Po prostu chcę, żeby każdy, kto

wejdzie do mojej firmy, miał poczucie, że ona pomoże mu osiągnąć
sukces. Wybór zostawiam tobie. Ty wiesz, w kogo warto inwestować.

– Będę musiała obejrzeć tę przestrzeń. A ty masz jakichś ulubionych

artystów?

– Mogę ci wysłać spis. A ponieważ specjalizujemy się w prawie

rodzinnym, nie chciałbym, żeby to były dzieła zbyt abstrakcyjne, bo
mogą niepokoić. A ja chciałbym, żeby moi klienci czuli się u mnie
bezpiecznie. Ich świat i tak właśnie przewraca się do góry nogami.

– Dziwne słowa jak na prawnika – zauważyła z uśmiechem.

– Fakt, nie jestem taki jak większość moich kolegów po fachu. –

Brian wzruszył ramionami.

– Właśnie widzę. Kiedy wróciłeś do Dallas z wesela?

– W niedzielę rano. A ty?

– Ja w niedzielę wieczorem. Chciałam trochę pobyć z Avą.

– Jak to jest mieć taką sporo starszą siostrę?

– Nie miałam innej, więc nie widzę w tym nic dziwnego. Jej dzieci

są prawie moimi rówieśnikami, ale dla mnie to normalne.

background image

– Może masz rację. Ja z kolei kiedyś chciałem mieć rodzeństwo, ale

może lepiej, że jest jak jest. Rywalizuję nawet z samym sobą, więc
gdyby jeszcze pojawił się ktoś…

– Byłby dramat?

– Bo ja wiem? Po prostu nie umiem sobie tego wyobrazić.

– Ze mną jest to samo. Kiedyś bardzo ścierałyśmy się z Avą, chyba

nie pasowałam do jej wizji idealnej rodziny.

– Byłaś dla niej problemem?

– Starałam się nie być, ale nie potrafię się komuś tak bez reszty

podporządkować.

I właśnie dlatego siedział teraz obok niej. Mają rozmawiać

o interesach, a on jest ciągle podniecony. A jak by to było, gdyby Piper
nie była siostrą Avy? A może ona się nim tylko bawi? A może on nią?

Czy powinien teraz wstać i odejść?

Nie, libido mu na to nie pozwoli. Musi chociaż spróbować tej

zmysłowości, którą ma przed sobą.

– Mnie się to podoba – odparł.

Skończyli lunch i zaczęli się umawiać na oglądanie jego biur pod

koniec tygodnia. I Brian cieszył się na to spotkanie. Na wspaniałe
przeżycia warto poczekać.

Piper uśmiechnęła się na widok młodszej od siebie dziewczyny,

którą znała od dziecka, a która wyrosła na przepiękną kobietę. Ojciec
Gracie Diaz aż do swojej przedwczesnej śmierci pracował dla
Wingate’ów, a jego córka – dzięki nieoczekiwanej wygranej na loterii –
została ostatnio multimilionerką. I chyba jeszcze nie do końca mogła
w to uwierzyć.

background image

Latami ciężko pracowała, by wesprzeć mamę i brata. Jako uczennica

była jednocześnie kelnerką. Po szkole Beth Wingate zatrudniła ją jako
swoją asystentką i zapoznała z tajnikami organizacji eventów. Teraz na
szczęście Gracie już nie musiała się martwić o byt swojej rodziny.

Gdy się przywitały, Gracie zauważyła, że w galerii ruch jest

mniejszy niż kiedyś, a Piper wyjaśniła jej, czym według niej może to
być spowodowane. Gracie z kolei entuzjazmowała się swoją nową
sytuacją.

– Po raz pierwszy w życiu mogę komuś pomóc! – mówiła, mając na

myśli inwestycję w restaurację Lauren.

– Wybrałam już dla was kilka obrazów i grafik – odparła Piper. –

Wyeksponowałyśmy je w sali przeglądowej na końcu korytarza. Idź tam,
a ja przyniosę ci coś do picia.

Udała się do pokoju socjalnego, nalała wodę do dwóch szklanek

i ruszyła do sali przeglądowej.

W tym momencie ujrzała Gracie pędzącą do toalety. Weszła tam za

nią i zza zamkniętych drzwi usłyszała, jak dziewczyna wymiotuje.

– Wszystko w porządku, Gracie?

– Tak, chyba coś mi zaszkodziło – odparła blada jak ściana Gracie,

kiedy szły do sali.

– Obawiam się, że nie mamy nic dietetycznego do jedzenia. Chyba

tylko maślane ciasteczka.

– Wystarczy woda. Masz jeszcze jakieś prace tego autora? – spytała

Gracie, której spodobał się obraz przedstawiający długorogą krowę.

– Mam. Też bardzo lubię jego malarstwo. Działa na wyobraźnię,

przypomina stare czarno-białe fotografie. Facet zajmuję się też

background image

litografią, mam w biurku kilka wydruków, też mogą cię zainteresować.
Przyniosę ci.

Gdy Piper wróciła do sali, jej koleżanka stała przed pracą „Upadli

giganci”. Była to fotografia przedstawiająca szyby wiertnicze, którymi
upstrzono krajobraz okolic Royal i pobliskiego Midland. Pusta równina,
a na niej tylko te wieże, w wierzchołkach których odbijają się promienie
słońca.

– Podoba ci się? – spytała Piper.

– Tak. Przywodzi na myśl to, co nam zrobiła ropa naftowa:

przyniosła masę bogactwa, a jednocześnie spustoszyła krajobraz.

– To prawda – zgodziła się Piper. – Proszę, oto portfolio tego artysty.

Mam jeszcze na myśli innego, którego prace mogłyby ci się spodobać,
ale on dopiero zaczyna karierę, więc nie wiem, czy chciałabyś ponosić
ryzyko inwestowania w nieznane nazwisko. Chcesz obejrzeć jego prace?

– Z chęcią. Obie z Lauren stoimy na stanowisku, że obrazy powinny

tworzyć atmosferę lokalu i przyciągać klientów. Zysk jest ważny, ale
satysfakcja gości ważniejsza.

– Świetnie. Zaraz znajdę jego prace i wyświetlę ci je w tablecie.

Jako propagatorka sztuki Piper doceniała różne, nawet te

najnowocześniejsze metody prezentowania klientowi sprzedawanych
dzieł. Artyści starszej daty przysyłali jej zazwyczaj slajdy, które musiała
przetworzyć cyfrowo i wydrukować, ci młodsi – pliki formatu jpg.
Lubiła tę różnorodność, to przecież jedna z naczelnych cech sztuki jako
takiej.

Prezentacja trwała ponad godzinę i w rezultacie Gracie zakupiła

kilka obrazów. Wyraziła też zainteresowanie przyjazdem tego
nieznanego jeszcze artysty do Royal, by mógł obejrzeć lokal i stworzyć
coś na specjalne zamówienie.

background image

Piper wystawiła jej rachunek, pobrała zaliczkę i od razu poczuła się

lepiej. Jedna jaskółka nie czyni wprawdzie wiosny, ale Gracie Diaz była
żywym dowodem na to, że nie wszyscy miłośnicy sztuki przejmują się
aferą Wingate’ów.

No i jeszcze oczywiście może się spodziewać zlecenia od Briana.

Obrót dziełami sztuki to niełatwy biznes, wiedziała to od zawsze, ale
kochała to zajęcie.

Brian. Trzeba pamiętać, że będzie dla niego pracować i że ich relacje

muszą pozostać ściśle profesjonalne. Ale czy to możliwe? Jego wizyta
w galerii przyprawiła ją o zawrót głowy. Ten chłopak poruszył w niej
pewne niebezpieczne struny.

Powinna przestać o nim myśleć. Jest za młody i w dodatku to

bratanek Keitha. Dlaczego więc nie potrafi wymazać go z pamięci?

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Brian miał dziś kilka pracochłonnych przypadków do rozpatrzenia.

Jego świeżo zatrudniony sekretarz jeszcze nie do końca był obeznany ze
swoimi obowiązkami, a na domiar złego kilkakrotnie dzwonił wuj, który
chciał porozmawiać o Avie Wingate. Sądny dzień.

Przydałby się teraz mocny drink i kilka godzin głębokiego snu, ale

niestety wieczorem czekał Briana udział w sportowej imprezie
charytatywnej. O odpoczynku nie było co nawet marzyć.

Mył się w swojej prywatnej łazience, gdy usłyszał kroki

w gabinecie. Wszedł tam z gołym torsem, przekonany, że to jego
asystent Tony przyniósł mu koszulkę Dallas Mavericks, w której miał
wystąpić na zawodach.

Rzucił okiem na ekran smartfonu. Znowu. Wuj prosi o telefon.

Podniósł wzrok i wtedy napotkał spojrzenie zielonych oczu Piper.

Patrzyła na jego nagi tors, a on poczuł nagle podniecenie.

Bezwiednie naprężył muskuły, dzięki czemu Piper wstrzymała oddech
i zeszła spojrzeniem niżej.

Podeszła do niego, uniosła dłoń, jakby go chciała dotknąć, ale zaraz

zrobiła w tył zwrot. Brian cofnął się, choć miał wielką ochotę podejść do
Piper bliżej i zobaczyć, co wtedy zrobi. Ale nie. Jest w końcu w pracy
i musi zachowywać się jak na dżentelmena przystało.

– Przepraszam – mruknął, wkładając koszulę. – Myślałem, że to

Tony.

background image

– Nie było go za biurkiem, więc… – zaczęła się tłumaczyć. – To ja

powinnam przepraszać, że tak tu wtargnęłam, choć muszę ci powiedzieć,
Cooper, że sprawiłeś mi bardzo miłą niespodziankę.

– Cieszę się, że ci się podobało – odparł z uśmiechem. –

Przepraszam… hmm… byliśmy umówieni?

– Nie. Miałam spotkanie w centrum i pomyślałam, że przy okazji

obejrzę tę twoją siedzibę.

– Miło z twojej strony. Ja mam jeszcze jakieś trzydzieści,

czterdzieści minut, a potem muszę być na meczu Mavericksów. Zdążę
cię oprowadzić. Poszukam tylko Tony’ego. Napoje są w lodówce, weź
sobie coś.

Na grupowym czacie asystent zostawił mu wiadomość, że musi

zjechać na dół po koszulkę i zaraz wraca. Brian odpisał, że idzie
pokazać Piper biura i żeby zostawił mu koszulkę w gabinecie.

W telefonie pojawiła się nowa wiadomość od Keitha. Trzeba

definitywnie zablokować tego szaleńca.

– Jakiś niechciany kontakt? – zainteresowała się Piper.

– Tak. Mój wuj. Odchodzi od zmysłów po tym, jak twoja siostra się

wyprowadziła. Ale ja nie chcę z nim o tym rozmawiać.

– Ja też nie. Nie przepadam za nim. Podejrzewam, że wykorzystywał

jej żałobę do swoich celów.

Brianowi nic o tym nie było wiadomo.

Zawsze uważał, że Keith zakochał się w Avie, zresztą nie bez

zachęty z jej strony.

– Mnie się wydaje, że on ją naprawdę kocha – powiedział. – W jaki

sposób mógłby ją wykorzystywać?

background image

– Lepiej o tym nie mówmy. Rozumiem, że go bronisz. Za bardzo cię

lubię, Brian, żeby ta sprawa nas poróżniła.

Faktycznie. Pomyślał, że dla obu stron najlepiej byłoby, gdyby

przestał sobie zawracać głowę Piper. Ale on jej pragnął. Zaczynał ją
lepiej poznawać. I lubić.

Nigdy się w niej potajemnie nie podkochiwał, był więc w lepszym

położeniu niż wuj w stosunku do Avy. Po prostu jej pożądał. I powinien
dalej iść w tym kierunku.

A jak już ją zdobędzie, to – znając siebie – może być spokojny, że

jego fiksacja na jej punkcie zacznie słabnąć. Był teraz zbyt zajęty karierą
zawodową, by myśleć o poważnym związku.

– Ja też cię lubię, Piper, więc skończmy ten temat – zgodził się. –

Popatrz, to atrium jest ogromne, trzeba by je czymś zapełnić. Myślałem
o kilku rzeźbach i może o jakimś muralu?

Spojrzała ponad mosiężną balustradą na otwartą wielopiętrową

przestrzeń. Po drugiej stronie atrium rząd okien dawał świetny widok na
ścisłe śródmieście Dallas.

– Świetny pomysł. Będę musiała poszukać jakiegoś twórcy murali,

bo do tej pory z nikim takim nie współpracowałam. Ale przychodzi mi
na myśl pewna praca, która dobrze wpasowałaby się w tę przestrzeń –
powiedziała, sięgając po notebook, w którym coś sobie zapisała.

– No to widzę, że znalazłem się w dobrym rękach – odparł Brian. –

Chcę, żeby to miejsce odzwierciedlało charakter mojej klienteli, ale
także ciężką pracę, jaką włożyłem w uruchomienie kancelarii.

– Możesz na mnie liczyć – powiedziała Piper zdecydowanym tonem.

Tego właśnie się spodziewał. Ta kobieta ma moc sprawczą.

Zaprowadził ją jeszcze do kilku pomieszczeń, które – jak uważał –
przydałoby się udekorować dziełami sztuki.

background image

– Będę musiał już iść. Przekażę cię mojemu asystentowi, który

zajmie się papierkową robotą.

– Jesteś aż takim fanem Mavericksów?

– Owszem, ale dziś jestem gospodarzem imprezy – odparł, patrząc

jej w oczy.

Nie miał ochoty się z nią rozstawać. Może zaproponować, by z nim

poszła?

– A co to za impreza?

– Sponsoruję taki program dla szkół podstawowych. Najlepsi

uczniowie w nagrodę mogą obejrzeć specjalnie dla nich zorganizowany
mecz.

– To musi bardzo motywować – mruknęła. – Świetna inicjatywa, nie

spodziewałam się po tobie czegoś takiego.

– Dzięki, a czego się spodziewałaś?

– Że dążysz do sukcesu za wszelką cenę. A tu proszę: pomagasz

dzieciakom budować ich przyszłość.

– Część z nich na pewno nigdy nie miałaby okazji oglądać takiego

meczu na żywo – odparł, gdy wrócili do jego gabinetu.

Czekał tam na nich Tony z plikiem papierów świadczących o tym, że

Brian ma jeszcze dziś parę zadań służbowych do wykonania.

– Masz dziesięć minut do wyjścia – odezwał się asystent. – Podpisz

to, proszę. Na dole czeka na ciebie samochód, nie musisz się martwić
o parking. Dzieci i ich rodzice albo opiekunowie na pewno się pojawią,
w tym jeden chłopiec ze starszym bratem, na co wyraziłem zgodę –
relacjonował.

– Dzięki, Tony. To jest pani Holloway, która ma się zająć

upiększaniem budynku. Poda ci wszelkie szczegóły i przygotujesz dla

background image

niej umowę.

– Tak jest. Pani Holloway, zechce pani usiąść?

– Jasne. Cześć, Brian, do zobaczenia.

Był o krok od zaproszenia jej na imprezę, ale w porę ugryzł się

w język. Przecież nie zamierza się z nią wiązać na poważnie.

– Do zobaczenia.

Wieczorem Piper oglądała w telewizji mecz Mavericksów i myślała

o Brianie. Czy on jest facetem pokroju Keitha?

Przez ostatnie pięć lat dużo czasu zajmowało jej urządzanie dla

siebie domu we Frisco, jednej z północnych dzielnic Dallas. Odwiedziła
setki aukcyjnych stron internetowych, gdzie oferowano elementy
wystroju wnętrz. Kupowała wyłącznie rzeczy solidne i ponadczasowe,
takie, które zdołają się oprzeć jej dość kapryśnym gustom.

Rzuciła teraz okiem na niedawno nabyty obiekt. Tak zwana sztuka

prymitywna albo plemienna. Maska bogini. Uśmiechnęła się. Czy
wyznaczy nowy etap w jej życiu?

Ze smutkiem myślała o pozbawionej własnego domu i starającej się

uratować firmę Avie. Czy można jej jakoś pomóc? Na weselu
podsłuchała strzępy rozmów, że jakoby Keith może wiedzieć więcej
o aferze Wingate’ów, niż się wydaje. Przecież to on podejmował decyzje
w imieniu Avy, gdy ta pogrążona była w żałobie.

Czy kontakty z Brianem są w takim razie wskazane? A może nawet

pożądane, jeśli zdoła od niego wyciągnąć jakieś informacje? Będzie
wtedy miała poczucie, że robi coś, by pomóc Avie i rodzinie.

Usiłowała wrzucić na grupowe rodzinne forum pytanie, jakie

informacje na temat Keitha by im się przydały, ale z każdym słowem

background image

wpis ten wydawał jej się coraz bardziej infantylny. Kim ona jest?
Dziecięcym detektywem?

W końcu Brian nie unika tematu wuja, mogłaby go zapytać o Keitha.

Ale o co właściwie ma pytać?

Zadzwoniła do siostry, ale ta miała wyłączony telefon, a Piper

zrezygnowała z nagrania się na pocztę głosową. Bo co miałaby
powiedzieć?

Pocierając nasadę karku, udała się do swojego atelier, w którym

spędzała ostatnio coraz więcej czasu.

W sztuce szukała ucieczki od codziennym problemów. Tak było

i tym razem.

Pracowała nad drugim obiektem opartym na treści mówionego

poematu, którego wysłuchała w kafejce obok swojej galerii. Autorem
był dziewiętnastolatek, który większość nastoletniego etapu życia
spędził w rozmaitych placówkach dla młodocianych przestępców.
A teraz – jeśli noga znów mu się powinie – trafi już nie do poprawczaka,
a do więzienia.

Xavier postanowił więc zmienić swoje życie i temu właśnie

poświęcił swoją twórczość. Piper postanowiła uwiecznić jego dążenia
w postaci rzeźby. Potem zdecydowała się też namalować obraz oddający
dwoistość natury Xaviera. Subtelny młody poeta, a jednocześnie
gangster, który w razie czego nie zawaha się zabić. Jak możliwe jest
takie połączenie?

Wyraził zgodę na wykorzystanie poematu w rzeźbie, którą

ofiarowała na aukcję na rzecz budowy mieszkań dla bezdomnych.
A płótno, które właśnie kończyła malować, przedstawiało postać
o niepokojącym spojrzeniu, z piórem i papierem w jednej, a spluwą
w drugiej ręce.

background image

Patrząc teraz na obraz, niejako wbrew własnej woli, ujrzała na nim

Briana. On też ma tę determinację i wewnętrzną siłę. Wzięła do ręki
pędzel i z furią zaczęła poprawiać wizerunek oczu poety gangstera, aż
osiągnęła zamierzony efekt.

Twarz Xaviera miała teraz wzrok Briana.

Była zadowolona, że jej się to udało. Było po północy, gdy wróciła

do pokoju, gdzie na stoliku buczał smartfon. Esemes od Briana.
Wywiązała się korespondencja:

„Wiem, że pewnie już śpisz, ale chciałem przeprosić, że musiałem

dziś wcześniej wyjść”.

„Jeszcze pracuję. Nie masz za co przepraszać, przecież wpadłam

niezapowiedziana. Jak mecz?”.

„Okropny. Porażka”.

„Nie interesuję się sportem, ale przyjmij wyrazy współczucia”.

„Dzięki. Nad czym pracujesz do tak późna?”.

„Portret. Musiałam go skończyć, a nie wiedziałam jak”.

„Często ci się do zdarza? Szczerze mówiąc, nie wiedziałem, że

czynnie uprawiasz sztukę”.

„Bo to nie jest moje główne zajęcie. Raczej hobby. Często we

współpracy z innymi”.

„Podobała mi się rzeźba czy instalacja, którą widziałem w galerii. To

twoja? Pokażesz mi inne swoje prace?”.

„Może… Ta akurat rzeźba to efekt współpracy, pod koniec miesiąca

pójdzie na aukcję na rzecz bezdomnych”.

„Też tam będę. Pójdziemy razem?”.

background image

Chciała odpisać, że tak, ale się zawahała. Ale właściwie dlaczego

nie? Jeśli nie pójdzie z nim, będzie potem żałowała. Tak jak wielu
innych rzeczy, które ją ominęły w ciągu ostatnich lat.

„Tak. A teraz idę spać”.

„Szkoda. Dobranoc, Piper”.

„Dobranoc”.

Odłożyła telefon i żeby odciąć sobie możliwość zaproszenie go do

domu pod wpływem impulsu, poszła pod prysznic. Zbyt wiele ich dzieli,
nie powinna się z nim wiązać na poważnie. Ale odrobina przyjemności?
Czemu nie?

Facet jest zabawny i atrakcyjny. Bosko umięśniony. Ciągle miała

przed oczami jego nagi tors, na co dzień ukryty pod świetnie skrojonym
garniturem.

Gdy usiłowała potem zasnąć, przeszkadzał jej w tym widok tego

wspaniale wyrzeźbionego ciała.

W tym tygodniu zapracowana krążyła między firmą, pracownią

a miastem. Mignęła Brianowi kilka razy, ale nie było czasu
porozmawiać. On też zresztą borykał się z trudną sprawą. Dopiero
w piątek wieczorem, gdy wrócił do gabinetu, ujrzał Piper wieszającą na
ścianie jakiś portret.

Miała na sobie zwiewną białą bluzkę i wąskie skórzane spodnie,

w których jej nogi wydawały się dłuższe niż zwykle.

– Tony? – zapytała, nie odwracając głowy. – Pomóż mi. Cholera,

powinnam była z tym na ciebie zaczekać.

– Nie, to ja, Brian – odparł, podbiegając i podtrzymując obraz.

Nuta cynamonu w jej perfumach przywiodła mu na myśl Dzień

Dziękczynienia i rodzinny obiad. Ale przypadkowy dotyk jej bioder

background image

skojarzył mu się już wyłącznie z samotnymi nocami i zmiętą rozgrzaną
pościelą.

Ręce mu zadrżały, ale szybko się opanował. Zawiesił portret na

wbitych w mur hakach.

Odwróciła do niego twarz, jej oczy błyszczały pożądaniem. Poczuł,

że doszedł do kresu wytrzymałości. Czekał zbyt długo i teraz już musi ją
pocałować. Posmakować jej pełnych ust i przekonać się, czy jego
namiętność jest prawdziwa, czy też jest tylko wytworem wyobraźni.

Potknął się o stołeczek, którego wcześniej nie zauważył, i mało

brakowało, by stracił równowagę. Piper chwyciła go za ramię, a on objął
ją w pasie.

Położyła mu rękę na piersi i spojrzeli sobie w oczy. Nie mówili nic.

Oboje bali się kroku, który może zniszczyć szansę na przyjaźń.

– Dzięki – odezwał się. – I przepraszam, że taka ze mnie niezdara.

– Oboje wiemy, że to nieprawda – odparła, nie cofając ręki.

– Przy tobie tak się właśnie czuję. Tracę swój zwykły luz i spokój,

Piper.

Pokręciła głową i przygryzła wargę. Miał chęć ją pocałować. Nie

tylko chęć, ale i potrzebę. Jeśli zaraz tego nie zrobi, chyba się udusi.

Całe jego opanowanie gdzieś się ulotniło. Oto jest przy nim Piper

Holloway, kobieta, o której nie może przestać myśleć. Powinien teraz
sobie pójść. Jak najszybciej.

Cofnął się o krok. Patrzyła na niego przez chwilę, a potem wzięła się

pod boki i przeniosła wzrok na świeżo zawieszony portret.

Zrobił to samo. Byle tylko oderwać spojrzenie od jej zwinnego ciała

i zmysłowych ust.

background image

Pełne zaskoczenie. Portret wzorowany był bowiem na zdjęciu

legitymacyjnym, które zrobił sobie w tym roku. Ale olejna wersja dużo
lepiej odzwierciedlała jego energię i pasję. Wyglądał tu na człowieka,
przed którym świat stoi otworem. Prawdziwego zdobywcę.

– Kto to namalował?

– Ja – przyznała niepewnie. – Mam nadzieję, że nie masz niż

przeciwko temu. Jeśli ci się nie podoba, zdejmę go.

– Bardzo mi się podoba. Tyle że strasznie mi pochlebia. Chciałbym

być taki jak ten facet na obrazie.

– Ty jesteś tym facetem, Brian. Początkowo chciałam powiesić

zdjęcie ilustrujące twój artykuł w jednej z prawniczych gazet, ale…
którejś nocy nie mogłam zasnąć i tak jakoś znalazłam się przy
sztalugach. W każdym razie potraktuj to jak prezent. To nie wchodzi
w zakres zamówienia.

A więc ona tak go postrzega?

– Zapłacę ci za ten portret. Powinienem był zamówić go wcześniej,

ale nie wiedziałem, że malujesz.

Nagle dotarło do niego, dlaczego nie pokazywała mu swoich prac.

W sposobie, w jaki go namalowała, było coś bardzo osobistego,
intymnego. Obraz mówił wiele także o niej, bo niezwykle trafnie
potrafiła dotrzeć do niego takiego, jakim jest, a nie jakim się pragnie
zaprezentować.

Znakomicie uchwyciła też to, kim ma nadzieję zostać. To oczywiście

nieco wyidealizowana wersja, ale warto się starać, by z czasem móc się
z nią utożsamić.

Nie był jednak do końca pewien, czy portret mu się podoba. Poczuł

się bezbronny, jakby go ktoś odarł z całej zewnętrznej otoczki.

background image

– Interesujące – powiedział tylko. – Podoba mi się.

Odwróciła do niego twarz. Chyba denerwowała się, czekając na jego

reakcję.

– Trudno mi oceniać własne prace – tłumaczyła się. – Najpierw mi

się podobają, potem czekam na opinię innych i dopiero na końcu widzę
w nich różne niedociągnięcia.

– Ja nie mówiłem tego z uprzejmości. To naprawdę świetne

malarstwo – powiedział Brian, podchodząc bliżej.

Spojrzeli sobie w oczy i nagle przebiegł między nimi silny dreszcz.

Wiedział, że potem może tego żałować, ale teraz nie mógł nie pocałować
tej niełatwej ekscentrycznej kobiety, która wywróciła jego życie do góry
nogami.

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Wejście Briana zaskoczyło Piper. Nie planowała wieszania portretu

w jego obecności. Malowała go po nocach, przelewając na płótno całe
swoje seksualne niespełnienie. Pożądała Briana, ale byli dwojgiem
szalenie zapracowanych ludzi, żyjących w odrębnych światach, a ona
była na tyle dorosła, by wiedzieć, że od pragnienia do spełnienia droga
daleka. Malowanie Briana było więc czymś w rodzaju czynności
zastępczej.

A teraz trzymał ją w tych swoich wspaniałych ramionach i patrzył

tak, jakby się wahał, czy przypadkiem jej nie pocałować, nie chcąc
jednocześnie wywierać na nią presji. Wzięła jego twarz w dłonie,
wspięła się na palce i musnęła jego usta wargami.

Przeszył ją dreszcz i cała jej kobiecość krzyczała głośno: najwyższy

czas! Jeszcze raz skubnęła jego usta i wtedy przejął kontrolę nad
sytuacją. Przechylił głowę i przesunął językiem po jej wardze, zrazu
delikatnie, potem coraz mocniej. Smakował miętą i – jakkolwiek głupio
do zabrzmi – mężczyzną. Pogłębiał pocałunek, nie wzmacniając jednak
uścisku, jakby nie chciał, by poczuła się jak w pułapce. Przesunęła
dłonie z jego twarzy na szyję, a potem na ramiona, rozkoszując się ich
siłą.

Rozchyliła wargi. Nie chciała, żeby to się skończyło, jego oczy

mówiły dokładnie to samo. Przesunął po jej ustach opuszkiem kciuka.
Pragnęła go coraz bardziej. Więcej pocałunków i więcej jego samego,
tym razem bez koszuli.

background image

Westchnął i odsunął się od niej, ale nie na tyle szybko, by nie

poczuła jego erekcji.

– To zaczyna wymykać nam się z rąk.

– Zaczyna – powtórzyła cicho, z nadzieją w głosie. Bo czy nie tego

chciała? Przywykła do mężczyzn, którzy…

Do diabła, właściwie nie przywykła do żadnych mężczyzn. Nie ufała

im od czasu, gdy jako dwudziestolatkę paskudnie potraktował ją jej
ówczesny narzeczony. Od tamtej pory facetów trzymała na dystans.

Cofnęła się, by zerknąć na portret. Może podpowie jej, co ona czuje

do Briana, czego od niego oczekuje. Bo przecież czuje, że nie jest jej
pisany. Nie powinna go całować. Jest za stara, by dać sobie złamać serce
z powodu boskiej muskulatury i gorących warg. Za stara.

I za mądra.

Jej życie powinno już wejść w fazę dostojnej roztropności, a ona

wciąż czuła się, jakby miała dwadzieścia jeden lat. Tak być nie powinno.

– Muszę już iść – mruknęła.

Spanikowana podeszła do krzesła, na którym spoczywała jej torba.

Niepotrzebnie obudziła w sobie tę od dawna uśpioną kobiecą stronę
duszy. Obudziła pragnienia, które nie będą w stanie się spełnić.

– Przepraszam, nie chciałem cię do niczego zmuszać – wyszeptał

Brian.

Zatrzymała się w drzwiach i spojrzała na niego. Ciągle miała ochotę

rzucić się na niego i zedrzeć z niego ubranie. Ładna mi bogini mądrości.

– Nie zmuszałeś – uspokoiła go. – To ja naciskałam, a nie

powinnam. Po prostu… nie jestem jeszcze… gotowa – wyznała. –
Cieszę się, że obraz ci się podoba. W przyszłym tygodniu przyniosę
więcej rzeczy.

background image

Podszedł do niej i chwycił ją za łokieć.

– A co byś powiedziała na… kolację?

– Żeby przedyskutować całość? – spytała, patrząc na niego przez

ramię. – To za wcześnie. Musisz najpierw zaakceptować poszczególne
elementy.

– Nie, chodziło mi o randkę.

– Nie możemy się spotykać. Jestem dla ciebie za stara. Powinieneś

sobie znaleźć…

– Nie chcę nikogo innego – powiedział, kładąc jej palec na ustach. –

Chcę ciebie, Piper. No chyba że ty mnie nie chcesz, bo wiek nie ma
z tym nic wspólnego. Proszę cię, chodź ze mną na kolację.

Patrzyła mu w oczy i czuła, że nie ma sensu dłużej się opierać.

Przecież to był tylko jeden pocałunek. Ona wciąż kontroluje sytuację.
A kolacja? Brzmi to nieźle.

Nawet lepiej niż nieźle. Od lat nie była na randce.

– Okej, chętnie. Gdzie się spotkamy?

Brian zaproponował modną restaurację-winiarnię CRU w centrum

handlowym The Shops at Legacy.

– Ósma? Okej, widzimy się – odparła.

Całował ją, a gdy przestał, była bez tchu. W dodatku wcale nie czuła

się mądra. Tylko lekkomyślna, samotna, niespełniona. Pusta.

– Do zobaczenia.

CRU to jedno z lepszych miejsc w Teksasie. Jako jedni z pierwszych

zaoferowali wino z całego świata na kieliszki w bardzo zróżnicowanych
cenach. Panuje tam luźna atmosfera, dają dobrze jeść.

background image

Brian wybrał ten lokal, bo leżał niedaleko domu Piper, a główny szef

był jego znajomym, z rezerwacją stolika nie powinno więc być
kłopotów. To ich pierwsza randka i nie chciał, by Piper czekała
w kolejce. Dziś musi czuć się komfortowo.

Namalowany przez nią portret zmienił jego nastawienie. Dotychczas

jedynie pragnął zaciągnąć ją do łóżka. A teraz, po tym pocałunku…
teraz mógłby bez końca trzymać ją w ramionach i całować. Takie
pocałunki to najsłodsza tortura na świecie.

Ale trzeba z nimi bardzo uważać.

Zdziwił się, gdy Piper wspomniała o różnicy wieku, bo on zupełnie

nie zauważał tych głupich jedenastu lat.

Schował kluczyki i skierował się do restauracji. Rozglądał się po

holu w poszukiwaniu Piper, a ponieważ jej nie było, podał kierownikowi
sali swoje nazwisko. Już po chwili Hugh, właściciel, przyszedł go
powitać.

– Miło cię widzieć, Brian, i to w godzinach, za które nie wystawisz

mi faktury.

Brian roześmiał się. Hugh rozwodził się z żoną, ale oboje jakoś

dziwnie przeciągali całą procedurę.

– Mnie też miło. Dzięki za pomoc w rezerwacji.

– Dla mnie żaden problem. Rozumiem, że chodzi o randkę

w ostatniej chwili. Zawsze chętnie ci pomogę.

W tym momencie w drzwiach ukazała się Piper. Miała na sobie

czarną skórzaną kurtkę motocyklową, bluzkę wiązaną na karku, spodnie
długości trzy czwarte i szpilki. Nikt w całym lokalu nie dorównywał jej
wyglądem.

background image

Na widok Briana uśmiechnęła się. Chyba cała sala się teraz na nią

gapiła, ale zdawała się tego nie zauważać.

– Cześć, Cooper! – zawołała. – Mam nadzieję, że nie czekasz zbyt

długo. Stałam na czerwonych światłach.

– Nie szkodzi. Zaraz poproszę kogoś, żeby wskazał nam stolik.

– Masz rezerwację?

– Tak, właściciel to mój znajomy. To miejsce cieszy się większą

popularnością, niż początkowo sądziłem.

Szli za hostessą do stolika. Brian trzymał dłoń na dolnej części

pleców Piper, bardziej by móc jej dotykać niż prowadzić. Jej zdawało
się to nie przeszkadzać. A więc pierwszy krok za nami, pomyślał, choć
wiedział, że przed nimi jeszcze długa droga.

Chciał, by Piper lepiej go poznała i przestała się przejmować

dzielącą ich różnicą wieku. Miał zamiar też przekonać ją, że nie jest dla
niego błyskotką czy zabawką. Jest tu z nią, bo ona to Piper, kobieta
jedyna w swoim rodzaju.

Dostali wysoki stolik w końcu sali. Brian podsunął partnerce krzesło,

sam usiadł na barowym stołku.

– Dzięki, nie cierpię tych wysokich stołków – powiedziała. – Zawsze

się boję, że nie będę umiała zejść. Oj, przepraszam, głuptas ze mnie. Ava
uczyła mnie, że nie należy się skarżyć na stołki barowe.

– Często razem wychodzicie? – zdziwił się Brian.

– Teraz niespecjalnie. Czasami, kiedy jestem w Royal. Kiedy Trent

tak bardzo chorował, częściej starałam się wyciągać ją z domu. Ona
wtedy dosłownie nikła w oczach.

– Wujek Keith też mówił, że chciał ją jakoś rozerwać. Choć sam

także tracił najlepszego przyjaciela.

background image

– Tak, to musiało być straszne dla obojga. Ava nie jest już tą osobą

co dawniej.

– Wujek Keith też chyba nie – westchnął Brian.

Nie chciał rozmawiać o stryju, ale wyczuł, że Piper ma taką

potrzebę.

– Sądzę, że śmierć Trenta była dla niego szansą na to, żeby Ava

zaczęła go potrzebować.

– Możliwe. Ja tam myślę, że wykorzystał jej chwilową słabość –

sprostowała Piper.

– Słabość? Avy Wingate? – Dla Briana Ava była ostatnią kobietą,

która dałaby się wykorzystać.

– Nawet silne kobiety bywają bezradne i bezbronne, Brian.

– Jasne, ale ja jednak myślę, że Keith ją po prostu kochał. To nie

była manipulacja.

– Nie mówmy o nich. Nie lubię wysłuchiwać, jaka to z Avy wredna

jędza.

– Okej, w końcu jesteśmy tu, żeby się zastanowić, czy chodzi tylko

o to, że zaiskrzyło przy pocałunku, czy też …

W końcu zgodzili się, że będą rozmawiać o sporcie, którym

pasjonuje się Brian, o sztuce, czyli pasji Piper, i o filmach. Cudem udało
im się poruszyć wszystkie te tematy i przy okazji odkryć, jak wiele ich
łączy.

Brian zaproponował jej, by poszła z nim na mecz Dallas Cowboys.

– Mam karnet i zazwyczaj chodzę ze swoim sublokatorem, ale tym

razem on wyjeżdża. Na pewno wiesz, że oni co roku w Święto
Dziękczynienia grają mecz.

background image

– Tu, w Dallas?

– Tym razem tak. Musisz wiedzieć, że wszyscy w rodzinie jesteśmy

kibicami Cowboysów. A moja rodzinka w tym czasie ma doroczny
wielki zjazd w domu w Southlake.

– Wiem, chwaliłeś się, że twój przodek przeznaczył tam grunt pod

budowę szkoły podstawowej.

Brian zaczerwienił się i to było urocze. Pragnęła go coraz bardziej.

Był zabawny i łatwo było go podpuścić. Rodzina najwidoczniej wiele
dla niego znaczy. Szkoda, bo trudno będzie wyciągnąć z niego
informacje o stryju, co nadal – mimo zawartej umowy – było jej
zamiarem. Nie chciała, by Brian czuł się nie fair w stosunku do stryja,
ale może Keith rzeczywiście ma coś na sumieniu?

Tyle że póki co nie można mu tego dowieść…

Jej siostrzeńcy i siostrzenice nie lubili Keitha, uważali, że jest z nim

coś nie tak. Nawet wyprowadzka Avy od niego ich nie uspokoiła. Może
jest więc coś na rzeczy i nie chodzi tylko o nietakt, jaki Keith popełnił,
wiążąc się z ich matką tuż po śmierci ojca?

– Wyszedłem na egzaltowanego? – zaniepokoił się Brian.

– Trochę, ale mnie się to podoba. Chętnie pójdę z tobą na ten mecz.

– Świetnie. No i jest ta gala na rzecz bezdomnych. Szykuje się nam

kilka randek.

– Musisz tak to nazywać? – zapytała, choć w głębi duszy była

zadowolona.

Randka. Fajnie będzie nie tkwić samotnie jak kołek, co przez

ostatnie miesiące było niezmiennie jej udziałem. Wszyscy przychodzili
z kimś, tylko ona nie miała nikogo.

background image

– To nie kwestia nazwy. Chcę, żebyś wiedziała, że poważnie myślę

o nas dwojgu.

– Jak bardzo poważnie? – zapytała.

Trochę się bała. Bo co, jeśli wszyscy Cooperowie mają skłonności

do dominacji i manipulowania? Nie chciała skończyć jak jej rzekomo
taka silna siostra. A może niczym się nie przejmować i wykonać skok na
głęboką wodę?

Brian rozwiał jej obawy:

– No bez przesady, to dopiero nasza pierwsza randka.

Idealna odpowiedź. A co, jeśli on mówi to, co jego zdaniem ona chce

usłyszeć? I czego on właściwie od niej chce? Bo jej trudno byłoby teraz
wyobrazić sobie lepszego partnera niż Brian. Młody, fajny, zabawowy.

Nie liczy pewnie na więcej niż kilka nocy w jej łóżku. Ale, ale.

Podobno świetnie zna się na ludziach i trafia w ich oczekiwania, dzięki
czemu jest tak skuteczny w sali sądowej. Może i ją przejrzał na wylot?

Pociągnęła łyk sauvignon blanc i pokręciła głową. Nie pozwoli, by

głupie wątpliwości zniszczyły jej ten cudowny wieczór. Pamiętaj, jesteś
boginią mądrości, upominała się w myślach. Potraktuj tę randkę ze
swobodą.

Jeśli ma wyniknąć z niej coś poważnego, to na pewno jeszcze nie

teraz.

– Często chodzisz na randki? – spytała zaciekawiona.

– Myślę, że wyrabiam średnią krajową – odparł. – Ale tak na

poważnie, to od skończenia studiów z nikim się nie wiązałem. Nie
miałem czasu, poświęciłem się pracy.

Brzmiało to wiarygodnie. Brian wyglądał na człowieka, który

cokolwiek robi, oddaje się temu w stu procentach. Nieważne, czy to

background image

kariera zawodowa, czy romans. Piper nagle zorientowała się, że
opróżniła już drugi kieliszek białego wina. Im jest starsza, tym trudniej
jej powiedzieć sobie stop. Odsunęła kieliszek i sięgnęła po wodę.

– A jak u ciebie z randkami? – zapytał Brian.

Pokręciła głową.

– Nie za bardzo. Chyba że zdarzy się ktoś bardzo interesujący. Nic

na siłę.

– Słuszne podejście. – Pokiwał głową. – Też staram się tak

postępować, ale szkopuł w tym, że moja praca wymaga częstego
bywania. A wtedy czasem trzeba pokazać się z kimś u boku.

– Powinieneś znaleźć sobie żonę prawniczkę, byłaby dla ciebie

prawdziwym partnerem.

To było takie głośne myślenie, a jednocześnie ostrzeżenie dla siebie

samej. Musi pamiętać, że jest kobietą niezależną i nigdy nie wystąpi „u
czyjegoś boku”. Nie dla niej rola osoby towarzyszącej.

Zresztą nie warto się nad tym zastanawiać, póki co chciała się

dobrze bawić.

– Nic nie powinienem – odrzekł. – Jest dobrze tak jak jest. Tu i teraz.

– Też tak uważam – przyznała. – Myślę, że już niedługo zakończę

kompletowanie dzieł sztuki, które udekorują twoją firmę.

– Tony pokazał mi parę rzeczy i muszę powiedzieć, że podoba mi się

to, co robisz. Podobno wypożyczasz nam te dzieła tylko na trzy
miesiące. A co potem?

– Potem to wy zdecydujecie, czy pasują do charakteru budynku

i klimatu waszej organizacji, i czy chcecie je zatrzymać na dłużej.

– Świetny pomysł – zapalił się Brian. – Proponujesz to wszystkim

klientom?

background image

– To zależy. Jak ktoś kupi na aukcji pracę do biura czy mieszkania,

to ona już jest jego. Ale jeśli pracuję z kimś dłużej nad wystrojem, lubię
puszczać wszystko trochę na żywioł. Jeśli jakiś element klientowi nie
pasuje, może go wymienić na inną pracę tego samego artysty.

– To sensowne, gust artystyczny to w końcu subiektywna sprawa.

Tak jak w miłości, prawda? – mruknął pod nosem.

– Co przez to rozumiesz?

– Czasem para wygląda na perfekcyjnie dobraną, a tak wcale nie

jest – odparł.

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Zjedli już wszystko, a on nie chciał się z nią rozstawać. Ale cóż,

zaprosił ją tylko na kolację. Musi trzymać libido na wodzy, bo inaczej
może ją przestraszyć.

Chciałby teraz być z nią na swoim ranczu w Royal. Tu światła

wielkiego miasta nie pozwalały na podziwianie rozgwieżdżonego
teksańskiego nieba. No i mogliby się wybrać na konną przejażdżkę.

– Jeździsz konno? – zapytał, podając jej płaszcz.

– Owszem. Niezbyt dobrze, ale lubię to. Dlaczego pytasz?

– Pomyślałem, że dzisiejszy wieczór jest idealny na konie.

– No tak, ale jesteśmy we Frisco – uśmiechnęła się.

– To prawda. Ale możemy się trochę przejść.

Pokręciła głową. Wprawdzie przy centrum handlowym był ładny

park, ale nie chciała pokazywać się z Brianem publicznie. Pragnęła być
z nim sam na sam.

Brian przysiągł sobie wcześniej, że przełknie wszystko, co Piper mu

zaserwuje, zmusił się więc do uśmiechu i pocieszył myślą, że miło
spędzili czas w CRU. Zadzwoni do niej za kilka dni i znów ją gdzieś
zaprosi.

– W porządku. Za nami ciężki tydzień. Podrzucę cię do samochodu.

– A może potem swoim autem pojedziesz za mną? Mógłbyś wpaść

do mnie na drinka. Pokazałabym ci moje studio.

background image

Czego ona właściwie od niego oczekuje?

Spojrzał w jej ciemnozielone oczy w poszukiwaniu odpowiedzi, ale

jej nie znalazł.

– Brzmi to świetnie – powiedział.

Parkingowy przyprowadził jego samochód. Brian podwiózł Piper do

jej auta, a potem jechali gęsiego do ogrodzonego osiedla domów
jednorodzinnych, gdzie mieszkała. Miała tam duży kamienny dom,
podobny do domu jego rodziców. Siedziba za duża jak na jedną osobę,
pomyślał. Ale gdy weszli do środka, zrozumiał, że Piper kocha
przestrzeń i urządza ją po swojemu.

– To co najpierw? – spytała. – Drink czy zwiedzanie domu?

W listopadzie najchętniej siadam przed kominkiem i sączę likier
kakaowy.

– Mnie listopad kojarzy się z indykiem i futbolem, ale twój pomysł

też mi się podoba – odparł.

– W takim razie ty rozpalasz ogień, a ja nalewam likier. Możemy

posiedzieć na patio z tyłu domu, tam jest miejsce na ognisko.

– Jestem za. Byłem skautem.

– Tak myślałam. No to do roboty.

Brian wyszedł na zewnątrz. Automatycznie zapaliło się tam światło,

nie miał więc kłopotu ze znalezieniem kamiennego kręgu, gdzie
rozpalano ogniska, ani z dostępem do opału zgromadzonego obok letniej
kuchni.

Posadzka patio zrobiona była z kafelków ułożonych w typowo

teksański wzór: pośrodku widniało gigantyczne okrągłe słońce.

Użył podpałki, a gdy zaczęła się tlić, stopniowo dokładał do ognia

drewniane szczapy. Zmiótł kurz z ogrodowych mebli, postawił obok

background image

ognia dwa krzesła, a pomiędzy nimi stolik.

Wtedy na patio wkroczyła otulona grubym szalem Piper. W ręku

miała tacę z butelką likieru Baileys i dwiema szklankami z kostkami
lodu. Podała mu tacę, a sama podeszła do szafki, z której wyjęła dwa
ozdobione jej monogramami pledy.

– Na wypadek gdyby było ci zimno – odezwała się. – Uwielbiam tę

porę roku. Długie noce no i nie ma upałów.

Pomyślał, że zamiast nakrywać się kocami, mogliby przytulić się

i grzać nawzajem ciepłem swoich ciał.

– Ja chyba nie mam ulubionej pory roku – powiedział. – Lubię lato,

bo wtedy mogę łowić ryby w jeziorze. Po prostu lubię wędkować, a to
nie jest kwestia pory roku.

– Zjadasz to, co złowisz? – spytała, podając mu szklankę z likierem.

– Najczęściej wypuszczam do wody. – Wzruszył ramionami. –

Traktuję to jak sport.

Najchętniej wziąłby ją teraz na kolana. Niech się przekona, czego on

tak naprawdę pragnie. Ale nie. Jest tu gościem i musi zachowywać się
grzecznie.

– Ja też lubię wypływać na jezioro z rybakami – przyznała. – Biorę

z sobą szkicownik i rysuję portrety.

– Jak to robisz? Czekasz na natchnienie czy po prostu zaczynasz

mazać po papierze i potem coś z tego wychodzi? Ja nie mam w sobie za
grosz kreatywności – powiedział, krzywiąc się.

– Bzdura. Kreatywność nie musi objawiać się tworzeniem obrazów.

Na pewno często rozwiązujesz swoje czy czyjeś życiowe problemy. To
też jest kreatywność. Nie znoszę, kiedy ludzie z niej rezygnują pod

background image

pretekstem, że jest przywilejem nielicznych – mówiła z pasją. – Każdy
ją ma w sobie, tak jak duszę.

– Chodzi ci o to, że każdy człowiek jest wyjątkowy

i niepowtarzalny?

– Mniej więcej. Chyba za bardzo fanatycznie podchodzę do tego

problemu, ale uwierz mi: każdy może być kreatywny.

– Może masz rację. Myślę, że ja swoją, pożal się Boże, kreatywność

zawdzięczam skupieniu. Jak nad czymś pracuję, nie biorę nawet do ręki
telefonu, dopóki nie skończę. I chyba dzięki temu odnoszę sukcesy.

– Też to u ciebie zauważyłam – przyznała Piper z uśmiechem. – Nie

spoczniesz, dopóki nie osiągniesz tego, co chcesz, prawda?

– Zgadza się.

– A czego chcesz teraz? – spytała, odwracając się na krześle w jego

stronę.

– Ciebie.

Jego inteligencja i odwaga nie przestawały jej zadziwiać. Miała już

wyrobione zdanie na jego temat, ale ciągle rozsadzał ramy, w które
usiłowała go wtłoczyć. Rozpychał się tymi swoimi szerokimi barami,
wydatną szczęką i żarliwym spojrzeniem.

Zaprosiła go do siebie pod wpływem impulsu, ale im dłużej z nim

przebywała, tym bardziej go pragnęła.

Wspomnienie tamtego pocałunku w biurze prześladowało ją przez

całe popołudnie i wieczór, gdy czekała na ich randkę. Wmawiała sobie,
że jest boginią mądrości i rozsądku, ale teraz wcale już tego nie
pragnęła. Bo wyobraziła sobie ową boginię jako starą kobietę z długimi
siwymi kłakami, która bardziej przygląda się życiu, niż w nim

background image

uczestniczy. Nie, na coś takiego jeszcze nie czuła się gotowa. Wciąż
czuła się młoda i dynamiczna, a Brian tylko ją w tym utwierdzał.

To dzięki niemu chciała teraz poddać się pokusie, mimo że

wewnętrzny cenzor szeptał jej do ucha, że na tym etapie życia to nie jest
facet dla niej. Ale nigdy nie przejmowała się tego rodzaju ostrzeżeniami.

Była dziewczyną typu „skacz śmiało, na pewno spadniesz na cztery

łapy”. No to skoczyła, a teraz pragnęła go jak nigdy dotąd.

Ale czy na pewno jest przygotowana na to, co może teraz nastąpić?

Oboje odstawili szklanki i patrzyli na siebie. Piper dopiero teraz

zauważyła, ze Brian ma na nogach kowbojki. Była przyzwyczajona do
mężczyzn w Dallas, którzy nosili się w wielkomiejskim stylu. Ale on
jest przecież z Royal, w głębi duszy pozostał niekonwencjonalnym
indywidualistą.

– Buty z cholewką? Ciekawe, dlaczego nie zauważyłam ich

wcześniej – powiedziała.

– Mamy piątek wieczór, zawsze o tej porze wracam do korzeni –

odparł, puszczając do niej oczko.

– Mój tata też tak robił. W piątek wieczorem wkładał kowbojki

i kapelusz – mruknęła.

Już prawie o tym zapomniała. Rodziców straciła we wczesnej

młodości, strasznie jej ich do dziś brakowało. Ava usiłowała ich
zastąpić, ale sama miała już wtedy męża i małe dzieci.

– Mój tak samo – odparł Brian. – Przez cały tydzień był sztywnym

prawnikiem, a na weekend przeistaczał się w równego faceta. Mam to
chyba po nim.

– Całe szczęście, że nie wrodziłeś się w stryja – westchnęła.

background image

– Zgadza się – mruknął. – Keith jest w każdym calu mieszkańcem

Royal, a mój odłam rodziny ciążył bardziej ku Dallas.

– Ty tu się gruntownie wpasowałeś, ale jakaś maleńka cząstka ciebie

ciągle jest Cooperem, ranczerem z Royal.

– Fakt, mam to we krwi. Ale ty chyba też, czy nie tak?

– Tak, ale chyba nie do końca w mojej krwi. Owszem, lubię otwarte

przestrzenie, miejsca, gdzie mogę się ukryć i spokojnie poszkicować, ale
ranczerstwo… hm, może poza końmi to nie całkiem moja bajka.

– Na szczęście nikt cię do tego nie zmusza. Przepraszam, może cię

zirytowałem?

Chciała zaprzeczyć, ale to byłoby kłamstwo. Kiedy zapytała go,

czego pragnie, szczerze odpowiedział, że pragnie jej. Jej, Piper
Holloway, kobiety, która zawsze gra solo i podąża własnymi ścieżkami.
Powinno ją oburzać, że ktoś chce ją usidlić.

A nie oburzało. A nawet się podobało. I stąd ta irytacja. Ciągle

usiłowała sobie wmawiać, że tu chodzi tylko o seks. Że od dawna nie
była na randce ani nie zaciągnęła faceta na chatę.

– Nie jestem pewna – odpowiedziała w końcu.

Nastąpiło pełne napięcia milczenie.

– Może wolisz, żebym sobie poszedł? – zapytał.

Poczuła się rozdarta. Nie ufała swoim instynktom ani intuicji, jemu

też nie do końca. Ale im bliżej go poznawała, tym bardziej zyskiwała
pewność, że Brian nie ma w sobie wiele z Keitha. To dwaj różni ludzie.

– Nie – odparła. – Wcale bym tego nie chciała.

– To dlaczego tu sobie po prostu nie siedzimy na dwuosobowym

leżaku, wpatrzeni w ogień? – zauważył kąśliwie. – Cieszmy się tym
jesiennym wieczorem.

background image

Spojrzała na niego. Czy to naprawdę mu wystarczy? Inny facet

zapewne chciałby czegoś więcej, ale Brian zdaje się mówić szczerze.

Kiwnęła głową, wstała, podeszła do podwójnej leżanki i przysunęła

ją bliżej ognia. Brian włączył w swoim telefonie muzykę popularnego
teksańskiego wykonawcy Georg’a Straita. Zabrzmiała stara piosenka
„Nieźle wyglądasz, jak jesteś zakochana”, rodzaj walczyka w stylu
country.

– Mój tata uwielbiał Straita – zauważył Brian. – Może wolisz

zatańczyć, niż siedzieć?

Piper przypomniała sobie, że Brian nie lubi tańczyć. A jednak

wyciągał do niej rękę. Tej melodii i temu facetowi nie potrafiła się
oprzeć.

Długo żyła samotnie i dobrze się z tym czuła. Był to jej wybór, ale

teraz nagle dotarło do niej, że taki Brian jest w stanie zaoferować jej
więcej, niż mogła się spodziewać.

Objął ją w pasie, a ona położyła mu rękę na ramieniu. Nie było

w tym ani krzty przymusu czy manipulacji. On jest po prostu
chłopakiem, który trzyma w ramionach dziewczynę, która mu się
podoba.

Wirowali wokół ogniska, a Brian nucił pod nosem. Przestała się

niepokoić, w końcu on tu jest wyłącznie dlatego, że go zaprosiła.

Położyła mu głowę na ramieniu. Kiedy piosenka się skończyła,

podniosła na niego oczy. Chyba oboje myśleli o tym samym. Brian wziął
jej twarz w dłonie i przesunął opuszkiem kciuka po jej wargach.

Nie chciał jej ponaglać, wydawało mu się, że Piper ma pewne

wątpliwości. Przez całe życie pozwalał, by sprawy rozwijały się
własnym torem. Tak było bezpieczniej. Emocje zazwyczaj
przeszkadzają w osiąganiu celów.

background image

A ona, patrząc tak na niego, wzbudziła w nim istną burzę emocji.

Nie chciał skończyć jak Keith, którego zniszczyła kobieta.

Opuścił rękę i się cofnął. Nie powinien był włączać George’a Straita.

Ten facet namieszał mu w głowie i pozwolił uwierzyć, że jego serce
mogłoby być… No, powiedzmy tym, czym nie jest.

– Dziękuję za taniec – powiedział szorstko.

– Cała przyjemność po mojej stronie – odparła – Mam wrażenie, że

oboje dziś coś za dużo kombinujemy.

– Taaa… – przyznał. – Nie będę udawał, że zaczęłaś mi się podobać

na weselu Harley i Granta. Od dawna mam na ciebie oko, co zresztą
chyba zauważyłaś. Próbuję brać to na chłodno, ale średnio mi to
wychodzi. A coś mi mówi, że i ty…

Wbiła w niego to swoje nieodgadnione spojrzenie. Ciekawe, czego

szuka w jego twarzy? Oby to znalazła… Ale im bardziej się wysilał, tym
bardziej dochodził do wniosku, że wygląda teraz jak bohater swojej
ulubionej kreskówki z dzieciństwa, który bezustannie udawał kogoś,
kim nie był. A mama uparcie mówiła przy tej okazji małemu Brianowi,
że tak nie wolno.

Że trzeba być sobą.

Bądź sobą. Łatwo powiedzieć…

Ale czy Piper potrzebuje faceta takiego jak on? A on przecież chce,

żeby go pragnęła. Żeby uznała go za wystarczająco dobrego dla niej.

– Och, Brian, nie pozwolę ci stąd tak po prostu odejść, choć może

tak byłoby rozsądniej – szepnęła. – Słyszę, co mówisz i wiem, że twoje
słowa to wynik mojego dzisiejszego zachowania. Ale powiem ci coś,
czego nauczyło mnie życie…

Zawahała się.

background image

– Co? Powiedz, zaufaj mi, kochanie.

– Wiem, że nigdy nie należy żałować spontaniczności, ale za to

zbytnia ostrożność jest godna ubolewania – powiedziała ze smutnym
uśmiechem.

Wziął ją w ramiona, choć muzyka już nie grała.

– Podoba mi się to, co mówisz. Ty mi się podobasz. Nie wiem, czy

jako para mamy przed sobą przyszłość, ale nie mam najmniejszej ochoty
teraz stąd wychodzić. Ty też tego chcesz? – dodał, patrząc jej głęboko
w oczy.

Kiwnęła głową i objęła dłońmi jego twarz, jak wtedy w biurze. Brian

poczuł, że krew zaczyna szybciej krążyć mu w żyłach i że ma erekcję.
Ich usta się zetknęły.

Objął ją w pasie i lekko uniósł, przyciskając do siebie. Wyczuła jego

podniecenie i uniesionym zgiętym udem objęła jego nogę. Zachłannie
wsunął język do jej ust. Miał apetyt na coś więcej, na coś, co dostać
mógł jedynie od Piper. Coś, czego jego chłodna, głodna i samotna dusza
pragnęła od dawna.

Oparł się plecami o kamienny filar. Ich oddechy mieszały się, jej

piersi opierały się o jego tors. Przesuwał dłońmi wzdłuż jej ciała, w górę
i w dół.

Jej usta miały smak słodkiego likieru i księżycowego światła.

A także odbytych z nią rozmów, oraz tych, które dopiero były przed
nimi.

To był pocałunek, o którym zawsze marzył, a którego dotychczas nie

było mu dane zaznać. Wiedział już, że nigdy nie będzie w stanie od niej
odejść.

Ta noc pozostanie z nim i w nim do końca życia.

background image

Trzymał ją za pośladki i przyciągał do siebie tak, by jego członek

ocierał się o miejsce ukryte między jej udami. Rozchyliła usta, odchyliła
głowę i wzięła głęboki oddech. Patrzył, jak jej biust wznosi się i opada.

Dotknął okolic mostka, pieścił jej piersi, wsłuchując się

w przyśpieszone bicie serca. W jej oczach widział czystą rozkosz
i pożądanie.

Wiedział, że jego wzrok wyraża dokładnie to samo.

Całował ją długo i powoli. Chciał, by ta chwila nigdy się nie

kończyła. Ale dążył też do czegoś jeszcze.

Chciał mieć ją pod sobą, nagą. Wziąć ją tu i teraz, sprawić, że będzie

należeć do niego. Kochać się z nią. Łagodnie, powoli, słodko. Ale
najpierw musi ją do tego nakłonić, okazać swą żarliwą, nieokiełznaną
namiętność. Żeby już nie było z jej strony żadnych wahań i wątpliwości.

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Wzięła go za rękę i zaprowadziła na podwójny leżak, który

przysunęła bliżej paleniska. Od dawna tęskniła za taką nocą. Brak
towarzystwa i erotyki to były jedyne słabe punkty w jej
zdroworozsądkowym programie życia w pojedynkę. Ale dziś jej nie
doskwierały.

Brian był z nią i robił rzeczy, których od dłuższego czasu jej

brakowało.

Skłoniła go, by usiadł i oparł się wygodnie, a sama wdrapała mu się

na kolana, sadowiąc się tak, by móc ocierać swój czuły punkt o jego
przyrodzenie. Westchnął, a jej zabrakło tchu. Objął dłońmi jej pośladki,
a ona wplotła palce w jego włosy i odchyliła głowę. Zamknęła oczy, by
nie śledzić wyrazu jego twarzy. Bo nie chciała widzieć. Chciała czuć.

Ten wieczór z Brianem należał jej się po stresie ostatnich

pracowitych dni jak deser. A na inne sprawy postanowiła nie zwracać
uwagi. Po prostu cieszyć się każdą spędzoną z nim sekundą. On nawet
nie usiłował udawać, że jest mu obojętna. Z każdym jego ruchem byli
bliżej siebie. Pragnęła go coraz bardziej.

Chciała go mieć. W środku.

I to już.

O tej porze miał lekki zarost, który przyjemnie łaskotał ją w palce.

A jego pełnym ustom nie można się było oprzeć. Wyprostowała się, a on
włożył rękę pod jej bluzkę i głaskał ją po plecach. Zadrżała i pocałowała

background image

go. Wsunął język do jej ust, pieszcząc jednocześnie jej kręgosłup.
Znowu poczuła dreszcz, uniosła głowę i spojrzała na niego.

– Twój dotyk jest cudowniejszy, niż sądziłam – szepnęła.

Leżał z półprzymkniętymi oczami, wargi miał obrzmiałe od

pocałunków, dyszał lekko. Zdjęła bluzkę, ukazując mu piersi
w koronkowym staniku.

– Nieźle – powiedział. – Jesteś jeszcze bardziej seksowna niż

w moich snach.

– Jak bardzo?

– Jak Teksas w połowie sierpnia. Tylko dużo gorętsza – odparł,

pieszcząc kciukiem lewy sutek.

Piper jęknęła i rozłożyła szerzej uda.

– To ty taki jesteś – powiedziała, wiercąc się na jego kolanach.

Rozpiął jej spodnie i włożył rękę pod bieliznę, a ona przesunęła się

bliżej jego członka. Chciała więcej. Potrzebowała więcej. Boże, od jak
dawna nie czuła się tak wspaniale w ramionach mężczyzny.

Rozpięła mu koszulę, a on objął ją w pasie i przekręcił oboje tak, że

teraz ona leżała pod nim. Zsunął ramiączka jej stanika i uwolnił piersi.

– Co ty robisz? – zdziwiła się, gdy nie pozwolił jej pieścić

przyrodzenia przez materiał dżinsów.

Ucałował jej dłoń i położył ją na poduszce przy jej głowie.

– Nie chcę spuścić się w spodnie – wyjaśnił ochrypłym głosem.

Te słowa autentycznie ją rozbawiły. Roześmiała się, a on położył jej

rękę na ustach.

– Cicho. Już i tak ledwo nad sobą panuję.

background image

Zdjął jej stanik, a potem wziął się za swój rozporek. Ale ona

odsunęła jego ręce i sama go rozpięła. On zaś ściągał jej spodnie, klnąc
jak szewc, gdy zatrzymały się na wysokich szpilkach. Usiadła, by mu
pomóc, po czym wzięła w rękę jego członek. Był twardy i gorący.

Tak napalony nie był chyba od dziesięciu lat. Piper dopadła go

szybciej, niżby sobie tego życzył. Odwrócił się i spojrzał na nią. Leżała
z rękami nad głową i lekko rozchylonymi udami. Patrzyła na niego
nieco wyzywająco.

Miała na sobie tylko czerwone majteczki bikini. Ściągnął je czym

prędzej i rzucił na podłogę. A potem wstał i nie odrywając oczu od
swojej bogini, zdjął buty.

– Zniszczyłaś jedną z moich ulubionych koszul – powiedział

z wyrzutem, patrząc na dziury po wyrwanych przez nią guzikach.

– Kupię ci nową – odparła. – To twoja wina, nie trzeba było tak

pracować nad rzeźbą klaty.

Nie był przyzwyczajony do kobiecych komplementów na temat

swojej fizyczności, lekko zmieszany rzucił więc koszulę na ziemię, po
czym rozebrał się do końca.

– Bierzesz pigułki? – zapytał.

– Owszem, żeby wyregulować cykl – odparła, chwytając go za jądra.

– To dobrze, bo nie mam przy sobie prezerwatyw. Ale jestem

zdrowy.

– Ja też.

– No to skoro mamy już tę rozmowę za sobą, mam zamiar poznać

każdy centymetr twojego ciała – powiedział zachrypniętym głosem.

– Brzmi to zachęcająco. O ile oczywiście pozwolisz mi zrobić to

samo z twoim ciałem.

background image

A więc będzie musiał jeszcze trochę wytrzymać. Pełne partnerstwo

w łóżku zawsze jednak było dla niego priorytetem. Położył się obok niej
i okrył ją kocem, by nie zmarzła. Całował ją w szyję, schodząc coraz
niżej i wdychając cynamonową woń jej perfum. Na wewnętrznej stronie
przedramienia miała tatuaż, którego przedtem nie zauważył. Były na
nim napisane wysmakowaną czcionką rzymskie cyfry układające się
w liczbę 2001. Zapytał o znaczenie tej grafiki.

– To był dla mnie upiorny rok – odparła. – Tatuaż ma mi

przypominać, że jakoś przez to wszystko przeszłam. Mimo wszystko.

– I pewnie cię to wzmocniło? – domyślił się.

– Tak. Ilekroć widzę tę datę, dociera do mnie, że nic nie jest w stanie

mnie zniszczyć.

Zawsze uważał, że Piper jest ze stali, a teraz już wiedział dlaczego.

Chciałby wiedzieć, co ją spotkało, ale nie zapytał. Wolał się z nią
kochać.

Odwrócił ją plecami do siebie, przytulił, całował po ramionach,

obejmował dłońmi piersi, ocierał się penisem o pośladki. Włożyła jedną
jego rękę między swoje nogi.

Dotarł dotykiem do jej najczulszego punktu. Piper jęknęła

przeciągle.

– Tak mi dobrze…

Dotykał więc jej łechtaczki, drugą ręką leniwie pieszcząc jedną

pierś. Całował ją w usta. Chciał w nią wejść, ale wolał najpierw
doprowadzić ją do orgazmu. Chciał ją w tym momencie obserwować.

Zaczęła wydawać z siebie coraz szybciej ciche jęki, potem

wykrzyczała jego imię. Tulił ją, ciągle pieszcząc między nogami, aż
odwróciła się twarzą do niego, położyła go na plecach i usiadła na nim.

background image

Już samo oglądanie jej orgazmu doprowadziło go prawie do

wytrysku, a teraz musiał wytrzymać jeszcze trochę, bo Piper pieściła
jego członek.

Ciężką pracą dorobił się własnej kancelarii. Prowadzenie spraw

klientów i jednoczesna budowa okazałej siedziby wyczerpywały go na
tyle, że nie miał czasu na nic więcej niż przygodne miłostki. I dopiero
teraz poczuł, co może zajść między dwojgiem ludzi.

Dowiedział się, czym jest prawdziwa rozkosz.

Bo teraz był z Piper.

A ona umiejętnie prowadziła go ku szczytom, posługując się przy

tym ręką i wargami. Miał zamiar leżeć spokojnie, ale gdy wzięła w usta
koniuszek jego penisa, nie wytrzymał i wplótł dłonie w jej włosy. Ssała
go, rękami pieszcząc jądra. A on wił się niespokojnie.

– Za mocno? – spytała zaniepokojona.

– Chcę w ciebie wejść – odparł.

– Nie lubisz tego?

– Nie rozśmieszaj mnie, bo to się źle skończy. – Zazgrzytał zębami,

choć podobała mu się jej swoboda i rozbawienie.

Z uśmiechem pomogła mu w siebie wejść.

– O to ci chodziło? – zapytała, unosząc brwi.

– Nie – odparł, zmieniając pozycję tak, aby znalazła się pod nim. –

O to.

– Tak też lubię – zamruczała.

Przyjął wszystko, co mu mogła ofiarować i wkrótce poczuł dreszcze

wędrujące wzdłuż kręgosłupa. Szczytował.

background image

A potem opadł obok niej na poduszki, nie wypuszczając jej z objęć.

Oboje powoli odzyskiwali oddech. Głaskał ją po plecach, przypominając
sobie, co powiedział jej tego wieczoru: że to nic poważnego, ot jedna
pierwsza randka.

Teraz już wiedział, że to nie była prawda. Trzyma ją w ramionach

i już nigdy nie wypuści. Czy może być w życiu coś poważniejszego?

Ale dla dobra ich obojga musi być ostrożny z takimi

sformułowaniami. Przecież Piper nie oczekuje od niego niczego na
serio. Prawie mu to powiedziała.

– Było cudownie – szepnęła. – Zostaniesz na noc?

– Chętnie. Mam nawet w bagażniku torbę z ubraniami na trening.

Pójdę po nią, będę miał czystą bieliznę na rano.

– Świetnie, ja w tym czasie trochę tu ogarnę. Spotkamy się

wewnątrz.

Włożył dżinsy i spojrzał na nią. Jej nagie ciało przykryte było tylko

cienkim kocem. I już wiedział, że coś znalazł, mimo że tego nie szukał.
I że potrzebuje czasu, by stwierdzić, czy o to mu chodziło.

A potem razem brali prysznic, kochali się, po czym zasnęli w jej

królewskim łożu. Często się budził, by na nią popatrzeć. Oto osiągnął to,
czego pragnął. I nie wiedział, czy ma się z tego cieszyć, czy się bać. Nie
był typem mężczyzny, który ucieka od problemów, ale Piper sprawiała,
że czuł się…

Nie, wolał o tym teraz nie myśleć.

Za którymś razem obudził go zapach świeżej kawy i głos Piper,

która mówiła coś w drugim pokoju. Wstał, poszedł tam i zobaczył ją
rozmawiającą przez telefon. Położyła palec na ustach, nakazując mu
milczenie.

background image

– Oddzwonię do ciebie – rzuciła w słuchawkę i się rozłączyła.

Czyżby wstydziła się jego obecności?

Spojrzał na nią. Oto kobieta, której pragnął. Nigdy nie miał

problemów ze zdobywaniem tego, na co miał ochotę. Sięgał tam, gdzie
inni bali się sięgnąć. A teraz ona go ucisza?

Będąc tu z nią, nie czuł się ani zawstydzony, ani nawet zmieszany.

Ale rozumiał, że ona może tak właśnie się czuć. Stała twardo po stronie
siostry. Więc przespawszy się z bratankiem Keitha Coopera, mogła
poczuć się niezręcznie. To w końcu była jej decyzja, ale nie chciał zostać
przez nią wykorzystany tak, jak – jego zdaniem – wuj został
wykorzystany przez Avę. Przeżuty i wyrzucony.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

– Co to miało być? – zapytał.

Wyglądał po prostu bosko. Nie mogła oderwać wzroku od jego

wyrzeźbionego torsu. Poczuła ciarki we wszystkich możliwych
miejscach ciała. Może ten poranek też spędziliby w łóżku?

Ale w jego spojrzeniu dostrzegła coś… nowego, coś, co było

przeciwieństwem swobody.

Swoje związki traktowała zawsze na luzie, głównie po to, by chronić

samą siebie. Po zerwanych zaręczynach przyrzekła sobie, że już nigdy
nie odsłoni się w pełni przed żadnym mężczyzną. Nie będzie bezradna
ani bezsilna. Ale nie przewidziała, że kiedyś ktoś będzie znaczył dla niej
więcej, niżby tego chciała. Tak jak teraz Brian.

– Nie chciało mi się tłumaczyć przed Avą, że spędziłeś u mnie noc –

powiedziała.

– Tłumaczyć się? A dlaczego miałabyś to robić? – zapytał,

podchodząc do niej.

Był w samych bokserkach i nie można było oderwać od niego oczu.

Niezły początek dnia…

– Ona mi zawsze matkowała. Pewnie z powodu różnicy wieku –

wyjaśniła.

– Czy jakiemukolwiek innemu facetowi też ośmieliłabyś się nakazać

w ten sposób milczenie?

– Jasne. Dlaczego miałbyś być wyjątkiem? – spytała.

background image

Zaczęło do niej docierać, że Brian jest wkurzony.

– Bo jestem młodszy? Bo jestem bratankiem Keitha? W końcu nie

wiem, czy nie byłem dla ciebie tylko chłopakiem na bzykanko. Prawie
jak numerek na telefon, co? A nakazywanie milczenia… Ja ostatni raz
uciszałem dziewczynę, kiedy miałem szesnaście lat, a mój tata właśnie
pukał do drzwi.

Zdumiona Piper uniosła brwi. Chętnie dowiedziałaby się dalszego

ciągu tej historii, ale teraz nie pora na to.

– Ava ma zwyczaj maglować mnie o każdego faceta, z którym

jestem. A dziś, kiedy jestem z tobą i jest mi dobrze, chciałam tego po
prostu uniknąć. I cieszyć się tym sobotnim porankiem, Brian. Ot i cała
tajemnica.

Pokiwał głową, a ona wstała i pocałowała go. Poczuła ulgę, gdy

westchnął i oddał jej uścisk.

– Ava pewnie powiedziałaby ci, że jesteś dla mnie za dobra. A ja to

przecież wiem – odezwał się.

– Nie obchodzi mnie, co ona sądzi. To sprawa między tobą a mną.

Chcesz kawy?

– Poproszę.

– I może jakieś śniadanie? – zaproponowała, słysząc, jak burczy mu

w brzuchu.

– Owszem, ale nie kłopocz się. Mogę zrobić omlet.

– Byłoby fajnie, ale nie mam jajek. Grzanki z syropem klonowym

wystarczą?

– W zupełności – mruknął.

Przeszli do kuchni, gdzie wskazała mu zwykły zaparzacz do kawy,

lepszy dla środowiska niż ekspres kapsułkowy. Grzanki miała tylko trzy,

background image

a Brian wyglądał na faceta, który zadowoli się jedną czy nawet dwiema
grzankami. W spiżarce znalazła jeszcze tylko owoce w syropie.

– Nie jestem przygotowana na nocnych gości – wyjaśniła.

– To nie było planowane – odparł. – Tak jest dużo fajniej.

– Ja też niczego nie żałuję – powiedziała.

Brian poszedł do sypialni, gdzie dzwonił jego telefon, a ona myślała

o Avie, która zadzwoniła tak wcześnie. Pewnie chciała pogadać. Trzeba
będzie do niej oddzwonić, bo w głosie siostry Piper wyczuła ton,
którego chyba nie słyszała, odkąd Trent zachorował. Ton oznaczający
irytację i depresję. Biedna Ava.

– Dzwonił klient – oznajmił Brian, wchodząc do kuchni. – Niestety

będę musiał iść. Szkoda, bo chciałem zjeść z tobą śniadanie. A co
powiesz na jutrzejszy brunch? Jestem umówiony z rodzicami.

Rodzice? Na to chyba nie była jeszcze gotowa.

– Niestety nie mogę. – Pokręciła głową. – Ale zobaczymy się

w środę na gali Boots & Boas.

– W takim razie może zaplanujesz zostanie u mnie na noc?

Mieszkam w centrum, tuż obok miejsca, gdzie odbędzie się impreza. Nie
będziesz musiała jechać do domu.

To odwołanie się do względów praktycznych czyniło jej decyzję

łatwiejszą i trudniejszą zarazem. Nie potrafiła jednak już udawać, że on
jest dla niej po prostu młodym atrakcyjnym ciałem. Szalała za nim.

– Chętnie. – Kiwnęła głową.

– Przepraszam, że tak się wymykam.

– Rozumiem. Taką masz pracę.

background image

Był ubrany w dżinsy i czarny T-shirt, ciuchy, które zapewne wyjął

z treningowej torby. Odprowadziła go do drzwi, a on pocałował ją na
pożegnanie. Stała w progu i patrzyła, jak Brian się oddala, gdy nagle
uświadomiła sobie, że musi wyglądać jak żona z lat pięćdziesiątych,
czyli typowa kura domowa. Zamknęła drzwi.

Lubiła Briana, ale miał tendencję do uwypuklania rzeczy, co do

których wolała, by pozostały w ukryciu. Fakt, że udało mu się do tego
stopnia ożywić zmysłową część jej psychiki, niepokoił ją. Zawsze
wolała kierować się logiką, a nie emocjami, które czyniły ją bezwolną
i bezbronną. Wiele lat temu zdarzyło się jej pozwolić zapanować nad
sobą zmysłom i uczuciom. Od tamtej pory wolała być sama.

Zdenerwowana potarła ręką kark. Dlaczego to, co ostatniej nocy

wydarzyło się między nią a Brianem, napawa ją takim niepokojem?
W głębi duszy znała odpowiedź. Ta noc zniszczyła w niej beztroską
lekkomyślną kobietę, która w życiu kieruje się spontanicznością
i intuicją.

Być może nieodwracalnie.

A to oznacza, że teraz będzie musiała bardzo ostrożnie podchodzić

do tego, co dzieje się między nimi. Chyba nie jest w stanie pójść na
żywioł i związać się z młodzieńcem urodzonym jedenaście lat później
niż ona. A jeszcze mniej zdolna jest do rzeczowej rozmowy z nim na ten
temat.

Weszła do kuchni, kiedy grzanki właśnie wyskoczyły z tostera.

Wszystkie trzy posmarowała masłem i nasączyła syropem. Wmawiała
sobie, że to bardzo smaczne śniadanie i że nie ma nic przeciwko jadaniu
śniadań w pojedynkę. Ale w gruncie rzeczy wolałaby, by on tu nadal
był.

Brian spędził resztę soboty na zajmowaniu się klientem, którego syn

został aresztowany w piątek wieczorem. W dodatku sprawa nie wiązała

background image

się ściśle z jego specjalizacją, musiał więc zaprosić do współpracy
jednego ze swoich byłych, lepiej obeznanych z prawem karnym
pracodawców. Tak więc dopiero o szóstej wieczorem znalazł czas na
wysłanie do Piper esemesa.

Zazwyczaj nie zastanawiał się głębiej nad swoimi związkami, ale

tym razem nie chciałby się narzucać. Mimo że Piper zapewniała
o swojej niezależności od Avy, nie był pewien, czy w pełni akceptuje go
w roli swojego chłopaka. Miał wrażenie, że stale coś przed nim ukrywa.

Ale co?

Wcześniej myślał, że jak się z nią prześpi, jego zaangażowanie straci

na intensywności. Ale tak się nie stało. Prawdę mówiąc, pragnął jej
coraz bardziej.

Do diabła z tym.

Dotychczas gdy czegoś chciał, nie wahał się ani chwili i to

zdobywał. A teraz? W końcu wysłał jej banalnego esemesa z gatunku
tych: jak ci minął dzień?

Odłożył telefon, wziął prysznic i ubrał się wyjściowo. Zazwyczaj

w soboty chodził na kolację do Klubu Hodowców, chyba że miał inne
plany. Ale teraz nie miał, tradycji stanie się więc zadość.

Zakładając na rękę zegarek, zerknął na telefon. Piper odpisała:

„Koniec końców usiadłam sobie w atelier i zaczęłam pracować nad

nowym projektem. Dobrze mi idzie. A co u ciebie?”.

Usiadł w skórzanym fotelu i napisał:

„Miałem ciężki dzień, ale jakoś udało się wyprowadzić wszystko na

prostą. A ty nie jesteś zmęczona po całym dniu w pracowni?”.

„Owszem, trochę, ale też rozradowana. Wiem, że mieliśmy się dziś

nie spotykać, ale chyba muszę wyjść z domu”.

background image

„Ja właśnie idę na kolację do Teksańczyków. Może dołączysz?”.

„Chętnie, dzięki. Widzimy się tam za godzinę?”.

Odpowiedział wesołym emotikonem. Uśmiechał się pod nosem

z powodu tego nieoczekiwanego spotkania. Czy jednak ta sprawa
z Piper nie zaszła za daleko? Czy ona nie odtrąci go tak jak Ava wuja
Keitha? Ale cóż, Brian nie potrafił zapanować nad emocjami. Rzadko
się zakochiwał, ale jeśli już, to błyskawicznie. I na całego.

Zamówił ubera. Chciał się napić, więc nie jechał własnym

samochodem. Na miejscu zobaczył kilku nowych klubowiczów oraz
przedstawicieli starych teksańskich rodzin, takich jak jego własna, której
członkowie zakładali Klub Hodowców w Royal.

Ruchem głowy przywitał się ze znajomymi, po czym podszedł do

baru, zamówił teksańskie piwo i usiadł tak, by dobrze widzieć drzwi
wejściowe.

W końcu doczekał się: ukazała się w nich Piper. Kiedy go zobaczyła,

uśmiechnęła się i pomachała mu ręką. Fryzurę zrobiła lekko na punka,
ubrana była w brązową zamszową spódnicę do połowy łydki i krótki
kremowy sweter. Jak to się dzieje, że gdziekolwiek się pojawi, jej widok
zapiera dech w piersi?

Podeszła i cmoknęła go na powitanie.

– Co mam ci wziąć z baru? – zapytał. – Bo na kelnera zaczekamy,

lekko licząc, trzy kwadranse.

– Margaritę z sokiem pomarańczowym – powiedziała. – I może

jakieś nachosy.

Złożył zamówienie, biorąc jeszcze jedno piwo dla siebie. Uznał, że

jeszcze za wcześnie na tequilę. Przyniósł drinki do stolika i usiadł obok
niej. Był ciekaw, jak spędziła dzień, ale nie zamierzał zarzucać jej setką
pytań.

background image

Piper pociągnęła długi łyk i westchnęła.

– Po śniadaniu przyszedł mi do głowy pewien pomysł – zaczęła

opowiadać. – Myślałam, że skończy się na kilku szkicach, ale tak mnie
to pochłonęło, że w końcu zrobiło się ciemno, a ja poczułam, że jestem
głodna.

– Często ci się to zdarza?

– Nie tak często, jakbym chciała, ale jeśli już, to pracuję do oporu.

A tobie?

– Może nie tak samo, ale chyba też. Czasami. Zaczynam jakiś

research, żeby napisać streszczenie sprawy, a tu nagle robi się północ –
przyznał.

Wszyscy zawsze mówili mu, że ma obsesję na punkcie pracy.

Rzeczywiście się w niej zatracał. Lubił znajdować sprawiedliwe
rozwiązania dla klientów. Wytrwale szukał więc precedensów prawnych,
na których mógłby się oprzeć.

– A ja kiedy kończę pracę, jestem potwornie głodna, a jak zdążyłeś

zauważyć, prawie nigdy nie mam w domu nic do jedzenia – powiedziała
z żałością w głosie. – Zazwyczaj wieczorem, jak wracam z galerii,
staram się coś kupić, ale tym razem miałam tyle pracy, że o tym
zapomniałam.

– Mam nadzieję, że wkrótce się odkujesz i będziesz mogła zwolnić

tempo – mruknął, kiedy na stole pojawiły się nachosy.

– Też tak myślę, ale wiesz, ile czasem trwa, aż ludzie zmienią

zdanie? Są tacy małostkowi…

– Wiem – przyznał.

Cała masa ludzi święcie wierzy, że nie ma dymu bez ognia.

Podejrzewają Wingate’ów o Bóg wie co, a on znał tę rodzinę od dawna

background image

i był przekonany, że nie zdarzały się w niej przypadki łamania prawa.

– Źle się czuję z tym, że ciebie to dotyka – dodał.

– Ja też. Ciężko pracowałam, żeby mieć galerię, a teraz mnóstwo

ludzi uważa, że powstała ona jako pralnia pieniędzy – powiedziała,
kręcąc głową z niedowierzaniem. – Ale dość już o tym. Powiedz, jak
tobie minął dzień.

Chcąc ją nieco rozerwać, opowiedział, jak dziś bawił się w terapeutę

klienta, a kolega musiał przejąć obowiązki prawnika. W poszanowaniu
tajemnicy zawodowej nie mógł się zbytnio wdawać w szczegóły,
zmienił więc temat i wspomniał o wystawie sztuki nowoczesnej, która
wkrótce miała zawitać do Dallas.

Po kolacji udało mu się namówić Piper na partyjkę bilarda. Nie grała

od czasu studiów, kiedy to głównie wspólnie z Char, współmieszkanką
z akademika, dawały łupnia gromadzie absztyfikantów. Teraz szło jej
kiepsko i pomyślała, że poziom tego ważniaka adwokata to jednak dla
niej za wysokie progi.

Po chwili jednak zauważyła, że kiedy pochylała się, to składający się

do strzału Brian patrzył na nią, a nie na bilę. Z pełną świadomością, że
to nie fair, zaczęła to wykorzystywać. Ale mimo że udawało jej się
rozproszyć przeciwnika, jej pchnięcia nadal nie były celne.

– Wiesz, co mogłoby ci pomóc? – zapytał Brian, składając się do

kolejnego uderzenia.

– Hm? – mruknęła pytająco.

Wtedy stanął za nią tak, że ich biodra się zetknęły, i się pochylił.

Jedną ręką oparł się o zielone sukno, a drugą położył na jej ramieniu.

– Powinnaś skupić się na grze, a nie na odciąganiu mojej uwagi –

skarcił ją niespodziewanie.

background image

Spojrzała na niego, marszcząc nos.

– Ale ja dziś tylko to potrafię.

Roześmiał się.

– Od jak dawna nie grałaś? – zapytał.

– Od jakichś piętnastu lat – przyznała. – Ale kiedyś szło mi całkiem

nieźle.

– Często wtedy dekoncentrowałaś przeciwników?

– Pewnie nie uwierzysz, ale uważałam to za coś prostackiego, czego

nigdy nie stosowałam. Wygrywałyśmy z Char, bo chłopaki uważały, że
z nami łatwo pójdzie. A wystarczyło, żeby nadeszła nasza kolej
i rozbijałyśmy ich na miazgę.

– No to byłyście dobre.

– Co najwyżej niezłe. Dobrym bilardzistą to jesteś ty, mój

przyjacielu. Masz prawdziwe umiejętności.

– Tata miał stół bilardowy i graliśmy w domu – wyjaśnił Brian. –

Lubię bilard. Zmusza mnie do oderwania się od codziennych myśli
i prawniczych sporów. Tata mawiał, że z bilą nie da się debatować, jej
i tak się nie przekona.

Nie mogła się nie roześmiać. Sposób myślenia Briana zachwycał nie

tylko swobodą, ale i głębią. Całe dnie spędzał na myśleniu,
dyskutowaniu i przekonywaniu innych do swoich racji. I ona musi o tym
pamiętać. Brian potrafi być sugestywny.

– Skoro i tak już mnie rozgromiłeś, to może zakończymy tę grę? –

zasugerowała.

– Bo ja wiem? Podoba mi się, jak się schylasz, kiedy ja składam się

do strzału.

background image

Odrzuciła głowę do tyłu i śmiała się w głos.

– Mogę to samo robić gdzie indziej.

– Chcesz, żebyśmy pojechali do mnie? – zapytał.

– Tak – odparła cicho. – Jeśli tego chcesz…

– Do diabła, jasne, że chcę.

Wziął ją w ramiona i spojrzał w oczy. I wtedy zdała sobie sprawę,

jak im dobrze razem. Jak do siebie pasują. I że nie ma co martwić się na
zapas. Dobrze mieć obok siebie kogoś takiego jak Brian. Kogoś, kto ją
zdobędzie, zgadzając się, by nadal pozostała sobą.

I na kogo zawsze będzie mogła liczyć.

– Dokończysz drinka? – zapytał.

– Nie muszę.

Szczerze mówiąc, po prostu chciała być z nim. Cały długi dzień

pracowała nad obrazem, w którym niespodziewanie zawarła rozliczenie
z własnym życiem. Początkowo miało to być sztuka abstrakcyjna, ale
w miarę malowania z plątaniny linii i kształtów zaczęły się wyłaniać
ludzkie postacie. Najpierw oczywiście siostra, potem tata, z którym była
szczególnie blisko, a na końcu… Brian.

Im dłużej pracowała nad obrazem, tym wyraźniej zdawała sobie

sprawę, że on nie jest w jej życiu tylko przerywnikiem, odskocznią.

Że jest z nim ściśle związana.

I zdecydowała, że tego będzie się trzymać. Tak długo, jak się da.

– No to chodźmy – powiedział. – Ja przyjechałem uberem, a ty?

– Samochodem. Jazda uberem z Frisco kosztuje majątek.

– Zostawisz auto tutaj na noc? Za dużo wypiłem, żeby prowadzić.

background image

– Jasne, że zostawię. Też nie powinnam prowadzić po drinku.

Brian wezwał ubera i zanim Piper zdążyła się zorientować, znaleźli

się w jego penthousie. Mieszkanie urządzone było nowocześnie
i przytulnie. Z okien salonu rozciągała się panorama nocnego Dallas.
Brian przyrządzał dla nich margarity a Piper zdjęła buty i zastanawiała
się, co tu robi. Choć nie chciałaby w tym momencie być nigdzie indziej.

Ta myśl ją przerażała. Do tego stopnia, że niewiele brakowało,

a zabrałaby swoje rzeczy i wyszła.

Brian wszedł do pokoju i podał jej drinka.

– Co byś chciała robić? – zapytał.

Przytulać się na kanapie i oglądać telewizję, pomyślała. Ale nie

miała odwagi powiedzieć tego na głos. Coś ją przed tym
powstrzymywało. Brian zaczyna się stawać dla niej kimś zanadto
ważnym, musi przyhamować.

Seks okej, czułość niekoniecznie.

– Hm, nie mam pojęcia – odparła. – A co proponujesz?

– W telewizji jest mecz.

– Boże, ależ z ciebie stuprocentowy facet.

– Nie zaprzeczę. Myślałem, że też lubisz sport.

– Bo lubię – roześmiała się.

– A co zazwyczaj robisz wieczorami?

– Słucham muzyki i szkicuję.

– Pozwól, że się przebiorę, a potem wymyślimy coś, co nie jest ani

sztuką, ani sportem. Dać ci jakiś dres albo T-shirt?

Kiwnęła głową i poszła za nim w stronę sypialni.

background image

Zauważyła na ścianach kilka obrazów, w tym jeden ze zbiorów jej

galerii.

– Kiedy go kupiłeś? – zapytała.

– Kilka miesięcy temu, pod twoją nieobecność. Nie chciałem

ryzykować, że mi go ktoś podkupi.

– Świetnie tu pasuje. Mam jeszcze drugi miejski pejzaż tego samego

autora i przeznaczyłam go do twojej dużej sali konferencyjnej. Jest
w nim ten sam rodzaj agresji co w tym, tyle że przedstawia Santa Fe,
a nie Austin.

– Nie mogę się doczekać, aż go zobaczę. Masz świetne oko.

– Nie przeczę – powiedziała, patrząc na niego.

Jaka szkoda, że nie spotkała nikogo pokroju Briana, gdy miała

dwadzieścia parę lat. No cóż, taki los. W dodatku pochodzą z rodzin,
między którymi zaistniało całe mnóstwo napięć. Ale to nieważne.
Ważne, by pamiętała, co ją tu przywiodło. Jego boskie ciało i seksowne
pocałunki.

Nic więcej.

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Nie była pewna, czego ma oczekiwać po randce wyznaczonej jej

niejako przez Briana po dobroczynnej gali Boots & Boas.

Wydarzenie miało miejsce nad zalewem Grapevine w ogromnym

centrum

konferencyjnym

połączonym

z

luksusowym

pięciogwiazdkowym ośrodkiem wypoczynkowym.

Zaczęto tam już wieszać dekoracje świąteczne i Piper przechadzała

się po korytarzach, patrząc na nie z zainteresowaniem.
Z niecierpliwością oczekiwała tegorocznego Bożego Narodzenie
w nadziei, że w świątecznej atmosferze jej rodzina zostanie oczyszczona
z krzywdzących zarzutów i życie w końcu wróci do normy.

No tak, ale jak ma teraz wyglądać owa norma?

O tym nie miała pojęcia. W końcu na galę przyjechała z facetem.

Przysięgała sobie, że po zerwaniu niefortunnych zaręczyn już nigdy
z nikim się nie zwiąże, ale Brian to zmienił. Po raz pierwszy od bardzo
dawna nie będzie na imprezie podpierać ścian. I nie będzie traktowana
jak aferzystka. U boku Briana wszelkie podejrzliwe spojrzenia
i szeptane za plecami obraźliwe komentarze będą dla niej znaczyć tyle
co nic.

Brian kupił dla nich obojga wysokie buty ręcznie robione przez

znanego producenta tradycyjnego amerykańskiego obuwia. Piper
uwielbiała tę markę.

Swoją parę dostała w prezencie wczoraj wieczorem i z myślą o nich

ubrała się w krótką koktajlową sukienkę. Niech wszyscy je podziwiają.

background image

A gdy przed aukcją siedzieli przy kolacyjnym stole, Brian nie

potrafił utrzymać rąk przy sobie. Czuła jego dłoń na udzie i to też było
miłe.

Zazwyczaj starała się unikać tej dorocznej uroczystości, bo gdy

miała dwadzieścia cztery lata, narzeczony zerwał z nią dokładnie
w przeddzień Boots & Boas. Piper wtedy po raz pierwszy w życiu
przeznaczyła na aukcję jedną ze swoich prac i nie mogła się nie pokazać
na ceremonii, która stała się dla niej prawdziwą torturą.

Na szczęście była z nią wtedy Ava, dzięki której można było

udawać, że nic się nie stało.

Piper nigdy nie zapomniała siostrze wsparcia, jakiego od niej

wówczas doznała.

Bo Ava może i potrafi dopiec, ale pod twardym pancerzem kryje się

w niej czułe serce. Nikt wtedy nie ośmielił się nawet pisnąć, że Ron
rzucił Piper i uciekł z inną kobietą.

A to nie były plotki, tak właśnie się stało. Wtedy Ava była dla

młodszej siostry aniołem stróżem, teraz tę rolę odegra Brian. Tyle że
tym razem on ma chronić Piper jakby przed Avą. Czyli przed otaczającą
nazwisko Wingate aurą skandalu. Niczym rycerz na białym koniu ma
dbać, by do uszu jego księżniczki nie docierały pogłoski o oczekiwanej
konfiskacie posiadłości oraz firmy jej siostry i o śledztwie wdrożonym
przez agencję do walki z narkotykami.

Jednym słowem Brian ma sprawić, że dla Piper ten wieczór będzie

wypełniony dobrą zabawą.

– Teraz pod młotek pójdzie twoja rzeźba czy też instalacja – szepnął

jej do ucha. – Nie ukrywam, że zamierzam twardo licytować. Muszę ją
mieć.

– Nie musisz – zaprotestowała. – Wystarczy, że jesteś przy mnie.

background image

– To żadna łaska z mojej strony. Ona będzie świetnie wyglądała

w holu budynku. I doskonale pasuje do planowanego muralu – zapalił
się Brian. – Trafi do serc i umysłów klientów, zwłaszcza tych
młodszych. Znakomicie uchwyciłaś ich oczekiwania. Masz naprawdę
wielki talent, Piper.

– Bez przesady – odparła, choć w głębi serca poczuła dumę.

– Nie mów tak. Naucz się przyjmować komplementy.

Pokiwała głową, ale pomyślała sobie, że kiedy ją wychowywano,

zaprzeczanie wyrazom uznania było w dobrym tonie. Ale teraz ona we
własnej pracowni haruje na to uznanie dniami i nocami, więc jakieś
dobre słowo chyba od czasu do czasu jej się należy.

– Dziękuję – powiedziała. – Rzeczywiście niemało pracy w to

włożyłam. Przez cały czas słuchałam nagrań mówionego poematu
Xaviera. Jego głos i dobór słów zmienia się, gdy przechodzi od jednego
świata do drugiego. Mam nadzieję, że sporo z tego udało mi się
uchwycić.

W rzeźbie, której nadała tytuł „Granica”, Piper starała się oddać

walkę Xaviera o życie zgodne z prawem i nieprzekraczanie cienkiej
linii, za którą czai się zbrodnia i przemoc. Przedstawiona postać ma
dwie twarze, z których każda spogląda w inną stronę.

Jedna z nich jest zamyślona, druga wściekła.

– Już ci mówiłem: udało się – powiedział Brian, po czym znad jej

ramienia zerknął na przyglądające się im kobiety. – Te panie też się na
pewno ze mną zgodzą.

Piper obejrzała się za siebie. Siedziały tam dwie jej znajome

z lokalnego komitetu rodzicielskiego, z którym współpracowała
w zakresie edukacji artystycznej.

background image

– Kim, Kathy! – Pomachała im. – Cześć! Poznajcie Briana Coopera.

Jest w Dallas adwokatem, specjalizuje się w prawie rodzinnym. Brian, ja
z tymi paniami staram się organizować pozaszkolne zajęcia plastyczne
dla dzieci.

Cała czwórka uścisnęła sobie dłonie, a Brian zaproponował, że

spróbuje przecisnąć się do baru i przyniesie im jakieś drinki.

Wszystkie zamówiły prosecco.

– Strasznie podoba mi się ta rzeźba – powiedziała Kathy. – Pogadam

z innymi rodzicami, może uda się zamówić coś w tym stylu do naszej
szkoły, bo przecież chyba wszyscy od najmłodszych lat zmagamy się
z dwoistością. Oczywiście coś bardziej dostosowanego do poziomu
mniejszych dzieci.

– Chętnie przyjmę takie zlecenie – odparła Piper. – Daj mi tylko

znać, co i jak.

– Na pewno się odezwiemy. Ale chciałam cię ostrzec, że niektórzy

rodzice rozpowszechniają plotki o twojej rodzinie – oświadczyła Kim. –
My cię dobrze znamy, Piper, i staramy się je wyciszać. Ale
z zamówieniem czegoś u ciebie może być w tym roku szkolnym
problem.

Piper chciała jakoś to skwitować, ale ugryzła się w język

i poprzestała na uśmiechu. Bo co niby miałaby powiedzieć? I tak nie
zmieni stanowiska rodziców w całym okręgu szkolnym. Cholera,
przecież nawet sama nie wie, co właściwie wydarzyło się w Wingate
Enterprises.

Nie wiadomo też, kto ma być za to odpowiedzialny, choć jej

siostrzenice i siostrzeńcy są podobno na tropie winnego.

– Sztuka jest cierpliwa, zaczeka – zauważyła w końcu. – Przeproszę

was na chwilę, jest tu ktoś, z kim muszę porozmawiać.

background image

Oddaliła się, by nie musieć już myśleć ani rozmawiać o kryminalnej

aferze w firmie, z którą nic jej nie łączy. Podeszła do Briana, który
czekał w długiej kolejce do baru. Spojrzał na nią i uniósł brwi.

Zmusiła się do uśmiechu, po czym oznajmiła, że zaczeka tu

w kąciku. Z natury była towarzyska, ale dziś, w tej sali, najchętniej
skurczyłaby się do niezauważalnych rozmiarów i wtopiła w tło. Może
wtedy nie czułaby czającego się w jej sercu bólu.

– Dobrze się czujesz? – zapytał Brian, podchodząc do niej po kilku

minutach z kieliszkiem.

Przedtem zamówił u kelnera całą tacę musującego wina dla stolika,

przy którym siedzieli.

– Tak, tylko trochę przytłoczyła mnie ta rozmowa – odrzekła. –

Wolałabym, żeby ludzie oceniali moją rzeźbę z pominięciem
kryminalnej otoczki towarzyszącej Wingate Enterprises.

– Jestem pewien, że wkrótce tak będzie – pocieszył ją.

Ona jednak wiedziała, że nawet ktoś tak wpływowy jak Brian nie

jest w stanie zmienić tego, co ludzie myślą o niej i o jej rodzinie.

Często brał udział w wydarzeniach tego typu i w większości uważał

je za sztywne i nudne. Ale towarzystwo Piper otworzyło mu oczy na
wiele spraw. Po kieliszku wyraźnie się rozluźniła i jako bywalczyni tej
gali od co najmniej piętnastu lat o prawie każdym z obecnych była
w stanie powiedzieć coś ciekawego.

Jej wypowiadane mimochodem dygresje bawiły go, ale cały czas

pamiętał, że afera Wingate’ów nie pozostaje bez wpływu na losy jej
galerii. Klientów ubywało. A Brian bardzo chciałby jej jakoś pomóc.

Ale śledztwa FBI i grupy antynarkotykowej, kwestie defraudacji

i dilowania to nie jego bajka. Miał nadzieję, że jeśli przynajmniej

background image

zapewni dziś Piper odrobinę dobrej zabawy i rozrywki, ona będzie się
cieszyć chwilą i zapomni o problemach.

On też chciałby o nich zapomnieć.

Trudno romansować z kimś, kto pochodzi z rodziny skonfliktowanej

z twoją rodziną. W Dallas te perturbacje nie były może aż tak
dojmujące, ale niech tylko oboje wystąpią jako para w Royal…

W dodatku nie do końca był pewien, w co gra Piper. W pewnych

momentach odpuszczała sobie i stawała się zmysłową kobietą, którą
dobrze znał. A zaraz potem potrafiła odbudować wszystkie dzielące ich
bariery.

Wiedział, że podobnie Ava traktowała Keitha.

Keith głośno przyznawał się do tego w rozmowie z ojcem Briana.

Skarżył się, że ukochana nie odbiera od niego telefonów po tym, jak
wyprowadziła się od niego i wróciła do swojego domu w Royal. Czuł się
tym niemile zaskoczony.

Nie dziwiło go więc, że Piper zachowywała się często wobec niego

ostrożnie i z rozwagą.

Natomiast w łóżku nie miała hamulców. Była stuprocentową

zmysłową kobietą. A on za każdym razem, gdy z nią spał, czuł, jak
miłość do niej zmienia go wewnętrznie. Na lepsze.

I nie zamierzał z tego rezygnować.

Lęk i ostrożność są obezwładniające.

Brianowi zdarzało się czasem postraszyć czymś jednego czy

drugiego klienta, żeby ten wziął nareszcie sprawy we własne ręce
i podjął właściwe decyzje, ale na dłuższą metę granie na lękach nie jest
ani etyczne, ani skuteczne.

background image

A teraz patrzył, jak Piper się śmieje, jak spogląda na niego tęsknie

i nie wiedział, czy może jej w pełni zaufać.

– Dlaczego patrzysz na mnie, a nie na scenę? – zapytała,

przekrzywiając głowę.

– Bo tam nie dzieje się nic interesującego.

– A ja jestem dla ciebie interesująca? – szepnęła, położywszy mu

dłoń na udzie, i pochyliła się w jego stronę.

Wystarczyła sekunda, by jej zmysłowy szept przyprawił go

o podniecenie. Piper musnęła palcem jego przyrodzenie.

– Co ty na to, żebyśmy natychmiast po aukcji mojej rzeźby udali się

do domu? – zapytała.

– Jestem za – odparł może trochę za głośno, bo kilka głów zwróciło

się w ich stronę.

Uśmiechnął się do tych ludzi, po czym zaczął szeptać Piper do ucha,

jakie też rzeczy będzie z nią wyczyniał, kiedy już znajdą się sam na sam.

Mistrz ceremonii ogłosił, że pod młotek idzie teraz rzeźba

„Granica”. Brian i Piper spletli mocno dłonie.

Zauważył jej nerwowość i szczerze mówiąc, wcale jej się nie dziwił.

Też by się w takiej sytuacji denerwował. Ale teraz zależało mu na
kupnie rzeźby i podbijał cenę. Ktoś z drugiego końca sali zawzięcie
z nim rywalizował, więc Brian zalicytował bardzo wysoko i zapadła
cisza.

– Kto da więcej? – rozległo się pytanie.

Nie było chętnych i przy gromkich oklaskach całej publiczności

Brian wszedł w posiadanie „Granicy”. Spojrzał na Piper, która patrzyła
na niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

background image

– Gratulacje dla obojga! – krzyknęła z końca stołu jedna z pań. – To

piękne dzieło, warte każdych pieniędzy.

– Dziękuję – odparła Piper. – A teraz przepraszam na chwilę.

Wstała, wzięła torebkę i ruszyła przed siebie.

– Dziękuję – powtórzył za nią Brian. – I też przepraszam, pójdę

sprawdzić, co tam z moją damą.

Szedł za Piper, z trudem przedzierając się przez tłum, potem biegł za

nią długim korytarzem, w końcu dopadł ją na oświetlonym
świątecznymi lampkami patio.

– Wszystko w porządku? – zapytał.

Odwróciła ku niemu bladą twarz, co wzmogło jego niepokój.

– Piper?

– Tak, w porządku – wykrztusiła w końcu. – Ja po prostu… Wydałeś

tyle pieniędzy na moją rzeźbą. Dlaczego to zrobiłeś?

– Bo to naprawdę świetna praca, i w dodatku twojego autorstwa.

Chcę ją mieć przed oczami, ilekroć będę wchodził rano do firmy.
Możliwe, że zainspirował cię utwór poezji mówionej, ale dla mnie to
dzieło wyraża przede wszystkim ciebie. Przedstawiona w nim dwoistość
to walka między tobą, jaką chce widzieć społeczeństwo i Ava, a boginią,
jaką w gruncie rzeczy jesteś.

Bogini.

On w niej dostrzega coś, czego nikt inny dotychczas dostrzec nie

potrafił. Nawet ona sama. Nie, to się wszystko staje zbyt rzeczywiste.
Nie jest na niego gotowa. Ani na nic, co Brian może wnieść do jej życia.
Oboje się co do siebie od początku mylili. Ona go odpychała, bo ją
dziko wręcz pociągał i bała się uwierzyć w to, że ktoś taki może ją
poważnie potraktować.

background image

Ale w końcu wzbudził w niej emocje na tyle silne, że chciała

wierzyć – co więcej czytała to z jego twarzy – że Brian czuje coś bardzo
podobnego.

– Żadna ze mnie bogini – zaprotestowała. – Jestem zwykłą kobietą,

która stara się radzić sobie najlepiej, jak potrafi. I nie możesz wymagać
ode mnie niczego więcej.

Wziął ją w ramiona i wpatrywał się w nią tak intensywnie, że aż

zadrżała.

– To prawda – przyznał. – Ale jest w tobie coś więcej i ja to widzę.

Ty o tym wiesz, ale z uporem maniaka starasz się, żebym ja się o tym
nie dowiedział. Dlaczego?

Odsunęła się od niego. Drżała z zimna i jednocześnie utwierdzała się

w swoim postanowieniu. To się musi zakończyć. I to zaraz. Bo
zaczynała czuć, że ten facet staje się dla niej zbyt ważny. Że całe jej
życie zaczyna się kręcić wokół niego.

Musi więc go skreślić, zanim ją porzuci. Musi to zrobić tu i teraz, bo

inaczej… inaczej on to zrobi. A to będzie bolało jeszcze bardziej.

Może to egoistyczne, ale chciała odejść pierwsza, by mieć poczucie,

że zdołała ocalić z tego wszystkiego jakąś cząstkę siebie samej.

– Widzisz we mnie wiek i dojrzałość. Jestem inna niż kobiety,

z którymi się dotąd spotykałeś, bo na więcej rzeczy się w życiu
napatrzyłam – odezwała się po chwili, wchodząc w tryb „silna
kobieta”. – Ale jak już sam skończysz czterdziestkę, ta moja cecha
przestanie być dla ciebie zaletą.

Skrzyżował ręce na piersi i przechylił głowę, jakby nie rozumiał, co

do niego mówi.

– Usiłujesz mi wmówić, że tym, co czyni Piper Holloway tak

wyjątkową, jest jej wiek?

background image

– Może trochę przejaskrawiasz, ale tak.

– Przejaskrawiam? – zdziwił się. – Jestem ogólnie znany

z chłodnego spojrzenia na rzeczywistość. Coś mi się wydaje, że chcesz
ze mną zerwać, a ja nie mam pojęcia dlaczego. Dla ciebie nie stanowimy
wystarczająco poważnej pary?

Piper westchnęła. To nie wygląda dobrze. Nie powinna była

zaczynać tej rozmowy, wiedząc, jak bardzo jest rozemocjonowana.
Lubiła Briana, ba, nawet zaczęła się w nim chyba zakochiwać, ale jakaś
cząstka jej umysłu podpowiadała, że nie będzie potrafiła w pełni
odsłonić się przed nim i zaangażować w ten związek.

Nie podda się całkowicie pasji i namiętności, bo dla niej to

oznaczałoby upadek. Może po prostu kobieca część jej osobowości
pozostaje do tej pory w stanie częściowego uśpienia. Nie było dane jej
się rozwinąć. I tego właśnie wstydziła się przed Brianem, którego
uważała za stuprocentowego samca.

Był uosobieniem wszystkiego, do czego tęskniła, a na co – jak

uważała – nie zasługuje.

– Zrywam z tobą – oświadczyła w końcu. – Było fajnie, ale nic poza

tym.

– Bo co? Stałem się dla ciebie zbyt realny? – spytał z szorstką ironią.

– Tak, Brian. Myślę o tobie częściej, niż powinnam. A oboje wiemy,

że nasz związek nie ma przyszłości.

Zaczął kląć, odwrócił się od niej, spuścił głowę i wziął się pod boki.

Litania przekleństw w końcu ucichła, ale nie zmienił pozycji. Wiedziała,
że go zraniła, choć tego nie chciała. Ale przynajmniej będzie mogła
odejść z podniesioną głową i z sercem może i krwawiącym, ale nie do
końca złamanym.

background image

W końcu odwrócił się do niej z twarzą tak zbolałą, że jej oczy zaszły

łzami. Zamrugała szybko, by je odgonić.

– Dlaczego nie? – zapytał. – Z powodu skomplikowanej historii

mojego wuja i twojej siostry?

– Nie – wykrztusiła, z trudem przełykając ślinę.

Gardło miała tak ściśnięte, że nie mogła powiedzieć nic więcej.

Cholera, on się przed nią odsłonił, a ona ciągle chce ukryć swoje
prawdziwe uczucia.

– To dlaczego? Powiedz mi prawdę – wychrypiał. – Chyba że

powiedzenie prawdy cię przerasta?

– Jestem inna, niż ci się wydaje – powiedziała, ciągle bojąc się

swojej świeżo spuszczonej ze smyczy zmysłowości. Nie była na nią
gotowa.

Ani na bycie tu z nim, ani na to, że kupił jej pracę za

niewyobrażalnie wysoką kwotę. Skupił uwagę całej sali na ich związku,
a ona źle się czuła w blasku reflektorów.

– Nie znajdziesz ani jednego argumentu, żeby mnie przekonać –

odparł. – Ja się nie zakochałem w jakimś wyimaginowanym wizerunku
Piper Holloway. Zakochałem się w artystce, która bez reszty poświęca
się sztuce. Która namalowała mój portret nie na pokaz, ale po to, by
oddać to, jaki naprawdę jestem. Naprawdę nie chcesz dać nam szansy? –
zapytał, podchodząc i wyciągając do niej rękę.

– Nie mogę. – Przygryzła dolną wargę i już nie mogła powstrzymać

łez. – To byłby mój kolejny błąd. Żegnaj, Brian.

Odwróciła się i zmusiła do wyjścia.

Także z jego życia.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Godzina jazdy, która dzieli Dallas od Royal, to aż nadto czasu, by

przemyśleć pewne rzeczy. Piper zastanawiała się, czy jej historia
z Brianem nie mogła potoczyć się inaczej. Ale nie czas na żale.

Dokonała wyboru i musi z tym żyć.

Lepiej odejść teraz, niż popełniać kolejne jeszcze poważniejsze

pomyłki. Piper była przekonana, że prowadzi uporządkowane życie
i potrafi pokonywać przeciwności. Choć akurat to, co ostatnio ją
spotkało, pewnie nie minie bez śladu.

Jazda do Royal jako rodzaj ucieczki? To nie w jej stylu. Zawsze była

dumna, że żyje na własny rachunek, a nie w cieniu siostry. Ale tym
razem Ava zadzwoniła i w jej głosie było autentyczne przerażenie. Piper
wiedziała, że nie może się w takiej chwili uchylić od udzielenia pomocy.

Niczym przysłowiowy koń dorożkarski odruchowo zajechała do

posiadłości Wingate’ów. Ale to nie był już dom Avy, ktoś go od niej
wyłudził.

Piper zatrzymała się przed rezydencją i czuła, jak narasta w niej

gniew na Keitha.

Ewidentnie wykorzystał siostrę, chociaż mienił się przyjacielem jej

i męża. Na początku podał Avie pomocną dłoń, ale jak rodzinę i firmę
Wingate’ów zaczęła otaczać aura kryminalnych podejrzeń, nie zrobił
nic.

No i w dodatku nosi nazwisko Cooper…

background image

W końcu Brian też nie święty – wywierał na nią presję, by go

pokochała. Ona widocznie ma jakiegoś pecha do facetów. Albo
przemocowiec, albo rozwodnik, albo singiel, czyli taki, co mu żadna nie
pasowała.

Włączyła silnik i pojechała do wynajmowanego domu, w którym

siostra teraz mieszkała. Wzięła do ręki podróżną torbę i weszła na
prowadzące do budynku schody.

Ava otworzyła drzwi. Wyglądała nieźle i chyba była w swojej

zwykłej formie, bo nie omieszkała uniesieniem brwi okazać dezaprobaty
na widok stroju młodszej siostry: legginsów, skórzanej kurtki
motocyklowej i T-shirtu z logo AC/DC.

– No to chyba rozumiem, dlaczego wciąż jesteś sama – stwierdziła

na powitanie.

– Omijają mnie szerokim łukiem, wiedząc, że jestem twoją siostrą –

odgryzła się Piper z kamienną twarzą.

– Dzięki, że przyjechałaś. – Ava uśmiechnęła się do niej i się

uścisnęły.

– Cała przyjemność po mojej stronie – odparła Piper. – Poza

wszystkim musiałam odpocząć od Dallas.

Siostra pokazała jej, gdzie może zostawić bagaż, i zaprowadziła do

kuchni z jadalnym stołem. Zaproponowała coś ciepłego do picia.

– Dzięki, wolałabym się przejść. Co powiesz na mały spacer?

– Bez entuzjazmu, ale się przejdę. Poczekaj, tylko się przebiorę –

odparła Ava. – Gotowa – oznajmiła, gdy ponownie pokazała się
wystrojona w spodnie do jogi marki Lululemon, czapkę bejsbolową
i ciemne okulary.

background image

Piper już chciała złośliwie zapytać, czy za starannie przystrzyżonymi

żywopłotami posesji wciąż czają się paparazzi, ale pohamowała się,
pamiętając, ile siostra przez ostatnie miesiące przeszła.

Wszystkie sąsiednie parcele były ogrodzone, Avie nie groziło więc

nic w sensie fizycznym, ale wokół aż huczało od plotek. Piper wiedziała,
że jakkolwiek siostra dawniej uwielbiała być w centrum uwagi, to teraz
najchętniej schowałaby się w mysią dziurę.

– Nienawidzę tak żyć – odezwała się Ava. – Nie mam pracy, do

której mogłabym pójść, skonfliktowałam się z własnymi dziećmi. Od
śmierci Trenta nic już nie jest takie samo.

Piper ścisnęła siostrę za ramię, by dodać jej otuchy. Tego właśnie

było jej potrzeba – kłopoty innych ludzi odciągały jej uwagę od
zerwania z Brianem.

– Nic dziwnego, byliście z sobą mocno związani. Po jego odejściu

pozostała pustka.

– Masz rację. I dlatego tak szukałam oparcia w Keisie. Muszę

przyznać, że jakkolwiek to się skończyło, podniósł mnie na duchu.

– Podniósł na duchu? Ciekawe jak?

– Przez samą swoją obecność. Wziął mnie do Europy, załatwiał dla

mnie różne sprawy. Dzięki temu mogłam oderwać się od problemów,
przeżyć w pełni żałobę i potem zacząć z niej wychodzić. Byli z Trentem
najlepszymi przyjaciółmi, szczególnie w młodości. Razem ze mną go
wspominał, a ja nie musiałam zanudzać dzieci ciągłym gadaniem o ich
tacie. No ale się skończyło.

– No, tak widać musiało być. Nie wiem, co bym zrobiła teraz na

twoim miejscu – powiedziała Piper.

– Ciesz się, że nie wiesz, jak to jest: kochać kogoś, a potem go

stracić – odparła Ava.

background image

Piper stanęła jak wryta. Ava wiedziała o jej niefortunnych

zaręczynach i o bezpłodności. Jak może jej wypominać, że nigdy nie
kochała? Przecież była sama tak długo właśnie dlatego, że jej miłość do
niewydarzonego narzeczonego była bardzo głęboka.

Dopiero teraz zakochała się ponownie.

W Brianie, który też nie jest dla niej właściwym facetem. Wymyślił

sobie coś i…

– Coś się stało? – zapytała Ava.

– Przecież dobrze wiesz, że byłam zakochana – odparła zbita z tropu

Piper, walcząc z rosnącą w gardle gulą.

– Przepraszam cię, ale myślałam, że mówimy o mnie, nie o tobie.

Możemy poświecić chwilę wyłącznie mojej skromnej osobie? – zapytała
Ava płaczliwym tonem.

Piper też poczuła żal. Jechała taki szmat drogi, by dotrzymać siostrze

towarzystwa, a ta jest jak zwykle… no po prostu skupiona wyłącznie na
sobie.

– Przepraszam, sama nie wiem, co mówię – przyznała Ava. – I nie

wiem, co mam robić. Czuję się, jakbym utraciła wszystkich bliskich.
Dzieci gdzieś się rozjechały, mają mi za złe związek z Keithem. A ja
atakuję ciebie, choć wiem, że to nie fair.

Piper objęła i przytuliła siostrę, zadowolona, że ta odwzajemniła

uścisk.

– Jestem taka zagubiona – żaliła się Ava.

– Ja też – przyznała Piper z naciskiem.

Stały przez chwilę w milczeniu i bodaj pierwszy raz w życiu Piper

poczuła, że rozumie siostrę. Obie znalazły się w podobnej sytuacji i obie
tego nie przewidziały.

background image

– Widzisz? Ja też potrafię być dla kogoś oparciem – powiedziała Ava

cierpko.

– Nigdy w to nie wątpiłam. Może tego nie okazujesz, ale naprawdę

jesteś osobą bardzo rodzinną i towarzyską – przyznała Piper.

– I przez to wdałam się w to całe zamieszanie z Keithem. Po śmierci

Trenta czułam się samotna.

– Każdemu się zdarza. Najważniejsze, że już wychodzisz na prostą –

powiedziała Piper ciepłym tonem.

Chciałaby powiedzieć o wiele więcej, zwierzyć się siostrze z tego,

co wydarzyło się między nią a Brianem, ale to była bardzo świeża
sprawa.

Poza tym nie wiadomo, jak Ava zareaguje na nazwisko Cooper.

Brian był w sądzie. Powinien teraz znajdować się w najlepszej

formie, niestety miał za sobą nieprzespaną noc. Ciągle myślał o tym, co
się wydarzyło podczas gali dobroczynnej, co takiego powiedział lub
zrobił, że Piper się od niego odwróciła.

Wiedział, że mogła być nie w sosie z powodu łączenia przez ludzi jej

nazwiska z aferą Wingate’ów, i szczerze jej współczuł. Powinien być
może golnąć sobie nieco więcej i poużerać się z tymi, którzy szeptali po
kątach i za jej plecami. Ale to nie było w jego stylu.

Może szkoda. Ludziom impulsywnym jest łatwiej w życiu. A on

kierował się rozumem, nigdy odruchami.

Piper w wielu sprawach miała rację, ale co do niego kompletnie się

myliła.

Musiała go nie znać ani trochę, skoro przypisywała mu

przywiązywanie wagi do różnicy wieku.

– Proszę wstać! – rozległ się głos woźnego sądowego.

background image

Od tego momentu Brian musiał przestać myśleć o Piper.

Teraz musiał swą uwagę poświęcić wyłącznie klientce, która zresztą

słono mu za to zapłaciła. Udało mu się już doprowadzić do tego, by po
rozwodzie otrzymała należną jej część wspólnego majątku oraz by to jej
przyznano opiekę nad dziećmi. Sporną pozostawała jedynie kwestia
zmiany miejsca pobytu rozwódki, na co mąż nie wyrażał zgody. Sędzia
proponował w tej sprawie ugodę i zarządził mediacje, które mimo
trzykrotnej próby nie odniosły pożądanego rezultatu.

W czasie przerwy Brian, ciągle mając w pamięci sposób, w jaki

Piper zakończyła ich związek, zwrócił się do klientki:

– Na pewno chcesz się przeprowadzić, Karen?

– Skądże! Dzieci uwielbiają ten dom, uważają go za swój. Po prostu

wkurza mnie, że on mi na to nie pozwala.

– W takim razie możemy jeszcze raz spróbować mediacji albo

przychylić się do jego stanowiska, żądając w zamian dodatkowej
rekompensaty finansowej. Niech mu się wydaje, że wygrał, ale niech
pokrywa wam przynajmniej koszty zamieszkania.

– Jasne. Nie dopuszczę do tego, żeby myślał, że bezwzględnie

zwyciężył w tej sprawie – odparła Karen. – Mówię jak ktoś zawistny
i małostkowy, prawda?

– Nie, raczej jak ktoś, komu rozpadło się życie, rodzina. Trudno być

wtedy wielkodusznym.

– Dzięki – mruknęła. – Ciebie to na pewno nigdy nie spotkało.

– Niestety, może nawet bardziej niż kogokolwiek – odparł.

Tak bardzo chciał, by Piper do niego wróciła…

– Nie wierzę, Brian. Ty zawsze jesteś fair. Tak jak zresztą ja. Nie

chciałam się rozwodzić. To on mnie zdradził i miał zamiar robić to

background image

nadal. Myślę, że chcę go zranić, mszcząc się za to, że nie lubił naszego
wspólnego życia.

– W pełni cię rozumiem. Ale chyba wiesz, że nie na tym opiera się

prawo – rzekł łagodnym tonem.

– Oczywiście że wiem, niestety – westchnęła. – No dobra,

zobaczymy, ile da się jeszcze od niego wyciągnąć. No i walcz
o klauzulę, że jeśli on wyjedzie z okręgu, to i mi wolno się przenieść,
gdzie będę miała ochotę.

– Zrobię, co będę mógł – odparł Brian, zebrał notatki i poszedł

porozmawiać z jeszcze jednym prawnikiem.

Czterdzieści minut później Brian i jego ludzie byli bogatsi o pewną

kwotę, a do tego sąd uznał klauzulę, na której jej zależało Karen.

Brian przyglądał się parze byłych małżonków. Cała wrogość między

nimi gdzieś wyparowała, nie mieli już o co walczyć, byli zmęczeni.
Pomyślał, że woli to, co wydarzyło się między nim a Piper, od tego, co
ma przed oczami. Obiecał sobie, że jeśli kiedykolwiek się ożeni, nie
dopuści, by jego małżeństwo zakończyć musiał sąd. Choć pewnie Karen
też nie spodziewała się takiego końca…

Może właśnie dlatego Piper z taką rezerwą podchodziła do związku

z nim? Ale przecież nawet nie wspomniał o małżeństwie. Po prostu
chciał się z nią spotykać, chociaż czuł, że między nimi jest coś więcej
niż tylko seks.

Ale może się mylił. A może kluczem do rozwiązania zagadki jest to,

co zaszło między Avą a wujem Keithem?

Napisał do Keitha esemesa z propozycją spotkania i rozmowy, po

czym ruszył do biura.

Właśnie przywieziono rzeźbę, którą zdobył na charytatywnej

licytacji i jego asystent dyrygował ustawianiem jej w głównym holu.

background image

Brian zatrzymał się. Na twarzy wyrzeźbionej postaci dostrzegł ból,

tęsknotę i jakiś rodzaj prawdy. Postanowił, że zrobi wszystko, aby
odzyskać Piper.

Wybrał jej numer, ale nie odbierała. Chwilę później dotarł do niego

esemes:

„Nie jestem gotowa na rozmowę”.

Nie wiedział, co odpowiedzieć, więc zrobił zdjęcie rzeźby i jej je

wysłał.

„Jesteś genialna”, napisał pod spodem.

Schował telefon od kieszeni i poszedł do swojego gabinetu. Usiłował

udawać obojętność, ale w rzeczywistości widok rzeźby uruchomił w nim
kaskadę niepożądanych w tym momencie odczuć.

Bo autorka rzeźby, która w przenikliwy sposób odwzorowywała

dwie różne twarze Xaviera, jemu, Brianowi, nie zaufała na tyle, by
pokazać mu choć jedną ze swoich twarzy.

Towarzystwo siostrzenic zawsze wprawiało Piper w dobry humor.

Siedziała z Avą, a dopiero gdy ta udała się na spotkanie z adwokatem,
Harley i Beth zaproponowały jej wspólne malowanie paznokci u stóp.

Piper rozumiała je, ale postanowiła zrobić coś, żeby w przyszłości

można było też dopraszać do tej wesołej kompanii jej starszą siostrę.

– Jaki chcesz kolor? – zapytała Harley, młodsza z jej siostrzenic,

miła, naturalna i prostolinijna dziewczyna.

– Myślałam o… ciemnym granacie – odparła Piper.

Brian miał ciemne, prawie czarne oczy, ale od czasu pojawiał się

w nich niebieskawy poblask.

– Fajny pomysł – powiedziała Harley. – Ja sobie chyba zrobię

czerwone, a może jakiś wesoły jesienny odcień?

background image

– Pomarańczowy? – ironizowała Beth, jej starsza, wyższa i nieco

bardziej wyrafinowana siostra.

– Faktycznie, teraz wszystko ma kolor dyni – zgodziła się Harley.

– Powinnaś była zaprosić Daniela, on ma oko do kolorów –

uśmiechnęła się Piper.

– Powinnam, ale on i Grant chcą teraz trochę pobyć sami. No i to

pakowanie… Przeprowadzka do Tajlandii to straszna nerwówa. Trzeba
decydować, co zabrać, a co oddać na przechowanie. Końca nie widać.

– Cieszę się, że dziś tu przyszłaś – powiedziała Beth. – Należy ci się

chwila oddechu.

– Mnie też jest miło. Z przyjemnością patrzyłam na ciebie i Granta –

wtrąciła Piper. – Świetnie do siebie pasujecie. Wiele przeszliście, ale
w końcu się odnaleźliście.

– A co u ciebie? Udało ci się odnaleźć drugą połowę? – spytała

Harley, gdy wszystkie trzy z buteleczkami lakieru do paznokci w dłoni
udały się na fotele, by oddać się w ręce profesjonalnych pedikiurzystek.

– Niezupełnie. Jak jest się takim dziwadłem, trudno spotkać kogoś,

kto będzie nadawał na tej samej fali – westchnęła zadumana Piper. –
Próbowałam, ale…

– O kim mówisz? – zaciekawiła się Beth. – Nie wiedziałam, że

z kimś chodzisz. Chociaż na weselu Harley widziano cię z Brianem
Cooperem.

– Spotykałam się z nim – przyznała Piper. – Zerwaliśmy tuż przed

moim przyjazdem do Royal.

– Dlaczego? Jeśli okazał się taki sam jak Keith, to dobrze zrobiłaś –

stwierdziła Beth. – On fatalnie działał na mamę. Pod jego wpływem
zmieniła się na gorsze.

background image

– Doprawdy? Trudno uwierzyć, żeby nasza mama ulegała

czyimkolwiek wpływom – ironizowała Harley.

– Oj, ulegała – przyznała Piper. – Nie dało się z nią wtedy

rozmawiać.

– Zdecydowanie – przytaknęła Beth. – Ale co z tym Brianem?

– On nie przypomina Keitha – odparła Piper.

Właściwie to on nie przypomina żadnego faceta, którego miała

okazję poznać. Brian rozumie ją i akceptuje fakt, że ona nie tańczy tak,
jak jej zagrają.

– To w czym problem?

– Jest jedenaście lat ode mnie młodszy.

– No i co z tego? Przecież ty nie przejmujesz się takimi głupstwami.

O co naprawdę poszło? – dociekała Beth.

Piper patrzyła na siostrzenice i zbierała się w sobie, by im wszystko

opowiedzieć. W rodzinie czuła się zawsze trochę jak czarna owca, ale
w końcu musi z kimś szczerze porozmawiać.

Beth jest młodsza od niej o dziewięć, a Harley o siedemnaście lat,

nie znają więc historii jej nieszczęsnego narzeczeństwa.

– Macie rację, to nie chodzi o różnicę wieku. Ja dźwigam na plecach

pewien bagaż. Kiedyś przeżyłam trudne rozstanie i przysięgłam sobie,
że nic takiego się w moim życiu nie powtórzy.

– Ale dlaczego zerwałaś z Brianem? – Harley była wyraźnie

zdezorientowana.

– Po pierwsze jest bratankiem Keitha. Wasza mama nie byłaby

zachwycona…

– A akurat ty się liczysz z jej zdaniem – prychnęła Beth.

background image

– Owszem, liczę. Bywa władcza i arogancka, ale nie chciałabym jej

zranić.

– Mama będzie w stanie zrozumieć, że on ci się podoba.

Ale czy on jej się podoba? Jasne że tak. Właśnie dlatego z nim

zerwała. I zwiała do Royal.

Przypomniała sobie, jak zatrudnił ją w charakterze projektantki

wnętrz siedziby jego firmy, dając jej wolną rękę. Taki właśnie jest: ufa
ekspertom, nie ingeruje w ich pracę.

To dlatego tak trudno było jej wyjechać z Dallas. Nie chciała go

opuszczać, bo zbyt wiele rzeczy w nim jej się podobało. Ale jest młody
i w końcu będzie chciał mieć dzieci, a ona mu ich nie urodzi. Nie umiała
mu tego powiedzieć wprost, wybrała ucieczkę.

– Piper, ciągle nie odpowiedziałaś mi, co się naprawdę stało –

przypomniała jej Harley.

– Bo nie wiem, jak to ująć – przyznała Piper. – To po prostu nie

miało szans się udać.

– Przykro mi, ale z tego, co mówisz, wynika, że zadowalał cię tylko

chwilowo – westchnęła Beth.

– A mnie jest przykro, bo związek nie polega na tym, żeby kogoś

zadowalać – dodała Harley.

Piper poczuła się szczęśliwa, że trafiły jej się takie rezolutne

siostrzenice. Musi częściej z nimi rozmawiać, może wtedy zrozumie, że
jej dramaty rozgrywają się głównie w jej własnej głowie.

Że to jej zadawnione lęki powstrzymują ją przed dopuszczeniem do

głosu prawdziwej nieokiełznanej natury. Przy Brianie się tak bardzo nie
pilnowała i co?

Było w tym coś złego?

background image

Wracając do domu Avy, przejeżdżała obok budynku lokalnego

Klubu Hodowców. Wingate’owie byli jego członkami od niepamiętnych
czasów. A teraz nagle przestali być tam mile widziani, bo na ich majątku
i na ich domu łapę położył komornik.

Po Dallas też krążyły plotki na ten temat, ale przynajmniej nie miało

się przed oczami na co dzień takich widoków. Pewnie trudno to znieść.

Na skrzyżowaniu stała na czerwonym świetle i nagle dotarło do niej,

że takie myśli powstają w jej głowie tylko po to, by zagłuszyć tęsknotę
za Brianem.

Westchnęła. Nagle poczuła się jak łzawa i sentymentalna młódka,

a nie dojrzała i mądra bogini, za którą za wszelką cenę próbowała
uchodzić.

Pokręciła głową i ciężkie złote kuliste kolczyki zabrzęczały,

ocierając się o szyję. Tak. W głębi duszy pozostała tamtą
dwudziestoczterolatką o złamanym sercu i zniweczonej nadziei na
ułożenie sobie życia u boku mężczyzny. Po Ronie, a przed Brianem,
miała kilka związków, ale wszystkie kończyły się szybko, i to z jej
inicjatywy.

Może pora przestać unikać szczęścia z obawy, że w końcu wyda się

jej defekt, który zniechęcił do niej Rona? No tak, ale wtedy trzeba by
dosłownie położyć serce na dłoni i o wszystkim powiedzieć. A nie była
pewna, czy znajdzie na to siłę.

Fajnie jest udawać boginię, która jest ponad tym wszystkim i ponad

wszystkimi, ale czy nie fajniej byłoby po prostu zaufać Brianowi? Na
weselu Harley przydał się jej jako osoba towarzysząca, ale teraz już
wiedziała, że stał się dla niej kimś o wiele ważniejszym. I dał jej o wiele
więcej, niż mogła od niego wymagać.

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Żeby nawiązać kontakt z Brianem, napisała do niego esemesa.

Skasowała go i napisała jeszcze raz. I tak około osiemdziesiąt parę razy.

Tęskniła za nim, ale może tak już musi być? Co można na to

poradzić? Sam fakt bliskiego pokrewieństwa z Keithem przemawiał
przeciwko niemu, powinna przestać o nim myśleć. Ale jakoś nie mogła.

W środku samotnych nocy budziło ją pożądanie. To nieracjonalne,

w końcu spali z sobą zaledwie kilka razy. Ale sprawy sercowe rzadko
miewają racjonalny charakter.

Jakoś musi się odnaleźć, cokolwiek to oznacza. Musi znów być tą

silną kobietą, boginią mądrości, za którą się uważała. Ale dziś nie czuła
się ani trochę mądra, zwłaszcza że musiała być świadkiem zmagań
siostry, która utraciła najpierw Trenta, a teraz pozbawiona domu i firmy.

Ten cios w samo serce odebrał Avie cały jej dawny blask i radość.

Tak, jej siostra też jest kompletnie zagubiona.

Piper nalała im obu po kieliszku wina.

Ava siedziała przed kominkiem, którego płomień ogrzewał

pomieszczenia. W domu Wingate’ów nad kominkiem od zawsze wisiał
zbiorowy portret rodziny – Avy z Trentem i ich dzieci.

Tu tego obrazu bardzo brakowało. Smutno musi być komuś, kogo

zmuszono do mieszkania w wynajętym domu bez nadziei na odzyskanie
własnego.

– Godzina wina! – zawołała Piper, podając siostrze kieliszek.

background image

– Dzięki, bogini.

– Za siostry! – wzniosła toast młodsza z nich.

– Siostry… – mruknęła Ava, unosząc kieliszek. – Boże, Pip, co teraz

ze mną będzie?

Piper usiadła na kanapie obok niej i podwinęła nogi pod siebie.

– Wystarczy, że przypomnisz sobie, kim jesteś – odparła. – Ava

Wingate.

Wychowałaś

gromadkę

wspaniałych

dzieciaków,

współzakładałaś Wingate Enterprises, jesteś autorką sukcesów tej firmy.
Twoją rodzinę spotkało nieszczęście, ale nadal jesteś w grze.

– Masz rację, jestem kobietą, o której mówisz – powiedziała Ava,

upijając łyk wina. – Ale jestem też taką kobietą, która ze strachu przed
samotnością zakochała się w Keisie i dała mu się omotać. On
podejmował wszelkie decyzje, to nie byłam prawdziwa ja.

– Wiem – powiedziała Piper.

– Ale dzieci nie wiedzą. Harley nawet nie chciała mnie na swoim

ślubie. Uważają, że to wszystko moja wina – mówiła Ava. – A ja miałam
za złe Trentowi, że umarł i mnie zostawił. Wiem, to bez sensu, to nie
była jego wina, ale zabrakło go, kiedy był mi potrzebny. Obiecywał, że
będziemy z sobą siedemdziesiąt pięć lat.

Piper poczuła łzy pod powiekami.

– Dobrze wiesz, że gdyby istniał sposób na dotrzymanie tej

obietnicy, Trent znalazłby go choćby w piekle – powiedziała siostrze. –
On dla ciebie zdjąłby gwiazdkę z nieba.

– Czasami wydaje mi się, że umarłam razem z nim. – Ava położyła

głowę na oparciu kanapy i ciężko westchnęła. – A tutaj ktoś się pode
mnie podszywa. Działam jak automat.

background image

Piper odstawiła kieliszek i przytuliła siostrę. Ava nigdy nie

okazywała złych nastrojów. Dla kobiety sukcesu o stalowych nerwach,
jaką była, szczególnie trudne musi być poczucie, że nie potrafiła
zapewnić bezpieczeństwa swojej rodzinie.

– Zrobiłaś, co mogłaś, Ava. Może trudno ci w to uwierzyć, ale

w gruncie rzeczy jesteś zwykłą kobietą, a nie jakimś nadczłowiekiem.

– Wiem! – Avę niespodziewanie ogarnęła wesołość. Roześmiała się

i klepnęła siostrę w ramię.

– Ale chyba czasem o tym zapominasz. Wrzuć na luz! Ja po tym, jak

Ron zerwał zaręczyny, z nikim tak naprawdę się nie związałam. Byłam
spięta, nikomu nie potrafiłam zaufać. Ron odebrał mi tę umiejętność.
Nadal się to za mną ciągnie.

– Wiem. Spotykasz się z kimś teraz?

– Spotykałam, ale już zerwałam.

– Dlaczego?

– Czułam się przy nim… beztrosko, jak podlotek. A nie taka chcę

być. Poza tym jest ode mnie młodszy.

– I co z tego? – zdziwiła się Ava.

– Coś. To znaczy… wiem, że teoretycznie nic, ale… jest jeszcze

jedna rzecz – plątała się Piper.

– Na razie nie widzę tu żadnych nieprzezwyciężalnych przeszkód –

powiedziała Ava. – Niech chociaż jedna z nas będzie szczęśliwa.

Rozmowa z siostrą uświadomiła Piper, że może powinna dać

Brianowi szansę. W końcu ta dawna, nie do końca zabliźniona rana nie
może ciążyć nad całym jej życiem. Pora się otrząsnąć i w końcu zaufać
jakiemuś facetowi.

– Ty go znasz – powiedziała. – To Brian Cooper.

background image

– Bratanek Keitha? – Avie dosłownie opadła szczęka.

– Tak.

– Jakoś nie przyszło mi do głowy, że ty i on…, że ty byś mogła…

Aha, więc Ava nigdy się nie zmieni, pomyślała Piper.

– W takim razie dobrze zrobiłaś, Piper. Mądra z ciebie dziewczynka.

Nigdy nie pozwól, żeby facet wlazł ci na głowę. Tak jak mi wlazł Keith.

Po południu Piper odwiedziła wydział sztuk pięknych miejscowej

uczelni. Na prośbę swojej koleżanki z roku Cheri, która teraz uczyła
studentów, Piper miała obejrzeć ich prace, a także porozmawiać
z młodymi ludźmi o perspektywach kariery zawodowej na rynku sztuki.

Od czasu jej studiów wiele się tu zmieniło, ale nadal czuła się tam

jak u siebie. Zapach farb i gliny wdychała pełną piersią. Przymknęła
oczy.

Po raz pierwszy od wyjazdu z Dallas poczuła się swobodnie.

Niektóre z przedstawionych jej prac były naprawdę bardzo dobre.

Piper zaproponowała, że wystawi jej w lecie w swojej galerii w ramach
corocznej ekspozycji debiutów. Pomysł ten spodobał się Cheri.

– Okej, powiem im tylko, że chodzi o galerię w Dallas. Nazwisko

Wingate nie za dobrze się teraz tu kojarzy – powiedziała. – Wiem, że ty
nie masz z tym nic wspólnego, ale niektórzy z rodziców mogą mieć inne
zdanie. A szkoda byłoby, gdyby z tego powodu studenci stracili tak
wspaniałą szansę.

– Dzięki, Cheri – powiedziała Piper, gdy się żegnały, ale jej dobry

humor ulotnił się bezpowrotnie.

Nie znosiła małostkowości. Oczywiście nie popierała łamania prawa,

ale przecież jej rodzina jest niewinna.

background image

Na ulicę wyszła ze spuszczoną głową. Była półprzytomna

i niechcący na kogoś wpadła.

Uniosła wzrok. To był Brian.

– Nic ci się nie stało? – zapytał.

– Nie, to ja przepraszam, że cię potrąciłam. – Pokręciła głową.

– Nie szkodzi. Za to ty wyglądasz na wkurzoną.

– Bo jestem – przyznała. – Właśnie wyszłam z wydziału sztuki,

gdzie delikatnie dano mi do zrozumienia, że niektórzy rodzice nie będą
sobie życzyli, żeby obrazy ich dzieci zawisły w mojej galerii. Ja chyba
zaraz zwariuję.

– To nie fair ani w stosunku do studentów, ani do ciebie. Przecież nie

masz nic wspólnego z Wingate Enterprises.

– Jasne, że nie. Ale należę do rodziny – westchnęła. – Zresztą

nieważne. A co ty tu robisz?

– Miałem nadzieję, że cię spotkam – odparł Brian, kokieteryjnie

przechylając głowę na bok. – Zjemy coś razem? Przy okazji obgadamy
nasze sprawy.

– Niestety, nie mogę – odparła.

Chętnie by z nim gdzieś poszła, ale po co rozmawiać o sprawach,

które z takim wysiłkiem udało jej się zostawić za sobą? Jeśli do nich
wróci, nigdy już nie będzie umiała odejść po raz drugi.

Brian skamieniał, ale szybko uśmiechnął się szeroko. Aha, więc dąsa

się z powodu ich rozstania, ale jest dżentelmenem i nie daje tego po
sobie poznać. Czyż nie za to właśnie go tak uwielbiała? Facet, który
zawsze zachowuje się przyzwoicie i z godnością. Który zasługuje na
wspaniałe życie. Na wielką karierę, szlachetną i wysublimowaną żonę
i… na dzieci.

background image

Dom pełen dzieci.

– W porządku – powiedział. – Ale pamiętaj: nie możesz

w nieskończoność ukrywać się u swojej rodziny.

– Ja się nie ukrywam. Ava potrzebuje wsparcia, jeszcze nie doszła do

siebie po tym wszystkim… z Keithem.

– Doprawdy? Kto by pomyślał, że taka z niej mimoza. To w końcu

ona go pogoniła – zauważył Brian.

– Bo przy nim nie mogła być sobą! – zaperzyła się Piper. No tak,

zanosi się na awanturę.

Proszę bardzo. Ona chętnie się z nim pokłóci. Nawrzeszczy na niego

i wtedy łatwiej jej będzie znieść to, że nie są już razem.

Ale nie zrobi tego.

– Przepraszam. Miło było cię zobaczyć – powiedziała i oddaliła się,

nie oglądając za siebie.

Wsiadła do samochodu i wyjechała z miasta. Może szybka jazda po

okolicy pozwoli jej zapomnieć o Brianie.

Kiedy wieczorem Brian pojawił się u Avy, Piper poczuła się

kompletnie zaskoczona. Zrobiły sobie z siostrą na kolację meksykańskie
żarcie, jadły, śmiały się i plotkowały o facetach. Miło było czuć poparcie
Avy.

Przez wiele lat Piper miała wrażenie, że dla siostry jest kimś

w rodzaju wyrzutka. Dopiero za sprawą odrzucenia Briana wróciła
niejako do łask. Ale czy naprawdę jest teraz sobą? A co
z namiętnościami, uczuciami? Może po prostu ta strona życia zawsze ją
przerażała?

A teraz Brian stał na progu. Zarośnięty, wyglądał na zmęczonego,

niewyspanego i… zdeterminowanego. Na pewno nie pozwoli zamknąć

background image

sobie drzwi przed nosem.

– Przepraszam, że tak cię nachodzę, ale nie chciałem załatwiać

niczego za pomocą esemesa – odezwał się.

– Okej. Hm… chwileczkę, włożę płaszcz i możemy się przejść. To

jest dom Avy i nie wiem, czy…

– Kto przyszedł? – zapytała Ava, idąc korytarzem.

Piper odpowiedziała jej, a Brian się przywitał.

– Muszę zamienić słówko z Piper – tłumaczył się.

– Możecie usiąść w pokoju do pracy – odparła Ava z wymuszonym

uśmiechem, przyglądając mu się bez życzliwości, po czym oddaliła się.

Piper usunęła się z przejścia i Brian mógł nareszcie przekroczyć

próg. Wskazała mu ręką drogę do gabinetu. Weszli tam oboje i Piper
zamknęła drzwi.

Brian usiadł na skórzanej kozetce, a ona stała oparta o drzwi, starając

się dojść do siebie.

Bo nagle dotarło do niej, że tęskniła za nim bardziej, niż myślała.

A on wyglądał na – owszem – wyczerpanego, ale za to jaki jest
przystojny! Wpatrywała się w niego, jakby nie widzieli się lata całe.
Miał taki wspaniały głęboki głos. Uwielbiała to jego dudnienie, kochała
intonację.

– Mówiłeś coś? – zapytała roztargniona.

– Tak, pytałem, czy zechcesz usiąść przy mnie. Łatwiej będzie nam

rozmawiać. Dobrze się czujesz?

Nie, nie czuje się dobrze. Ani trochę.

Jest roztrzęsiona niczym galareta. Spędzanie czasu z siostrą, która

znajduje się w podobnym stanie, wcale jej nie posłużyło. Ale może

background image

Brian tego nie zauważy.

– Jasne, że dobrze – odparła, krzywiąc usta w uśmiechu.

Przycupnęła na krawędzi jednego z foteli, po czym zreflektowała się

i rozsiadła wygodnie. Niech myśli, że jest wyluzowana.

– Co cię tu sprowadza? – zapytała.

– Pytasz poważnie?

Wpatrywał się w nią tak intensywnie, że poczuła się onieśmielona,

jakby znajdowała się w sali rozpraw.

– Jak najbardziej. Wydawało mi się, że już wszystko sobie

powiedzieliśmy.

– Nie, nie wszystko. Miałem nadzieję, że jak trochę ochłoniesz,

zdasz sobie z tego sprawę.

– Z czego?

– Że między nami było coś dobrego i że szkoda to niszczyć. Jeśli nie

chcesz angażować się mocniej, w porządku, zaakceptuję to. Niech
wszystko pozostanie niezobowiązującą dobrą zabawą.

– Ceniłam cię za prawdomówność – powiedziała. – Więc proszę cię,

nie zaczynaj.

– Masz rację, cofam, co powiedziałem. Nie będę udawał lekkoducha,

bo nim nie jestem.

– Może zawieśmy rozstrzygnięcie do Święta Dziękczynienia. Po nim

wrócimy do Dallas i…

– Nie, Piper – przerwał jej. – Nie chcę tego tak zostawiać. Ja nawet

nie wiem, co ty masz do zarzucenia naszemu związkowi. Tylko nie
powtarzaj znów tych głupot o różnicy wieku.

background image

– Ale ona jest w jakiś sposób ważna. Ty jesteś młodym mężczyzną,

masz pewne plany, marzenia, a ja nie będę w stanie…

Przestań.

Zaczynam

myśleć,

że

jesteś

ograniczona

i konserwatywna – odparł Brian, wstając z kanapy.

– Lepsze to, niż być ignorantem.

– Oboje wiemy, że nie jestem ignorantem. Jeśli chcesz mnie obrazić,

musisz się trochę bardziej wysilić.

– Nic nie muszę. Jestem dorosła i jak chcę z kimś zerwać, to po

prostu zrywam.

– Na Boga, Piper, zaczynasz mnie wkurzać!

– No i dobrze. Może w końcu zrozumiesz, że między nami wszystko

skończone.

– Tak wyglądają wszystkie twoje związki z facetami? Kończysz je,

zanim się na dobre zaczną? – zapytał.

Nie mogła odmówić tej diagnozie słuszności. Trafiona, zatopiona.

Ale nie, ona nie da sobą pomiatać.

– Nie twój interes – mruknęła.

Podszedł do niej. Boże, tak bardzo chciałaby rzucić mu się teraz

w ramiona i zacałować go na śmierć. Drugiego takiego faceta już nigdy
w życiu nie spotka. Ale musi myśleć przytomnie, nie ulegać emocjom,
które przetaczają się przez nią niczym tornado.

– To jest mój interes, Piper – odparł Brian z naciskiem. – Chcę dać ci

wszystko, ale ty za bardzo tkwisz w przeszłości, żeby to zauważyć.

– Nie tkwię. My po prostu do siebie nie pasujemy tak, jak sobie to

wyobraziłeś.

background image

– Świetnie. Pieprzyć to. Wychodzę – oświadczył, wyminął ją

i podążył w stronę drzwi.

Jednak przed samym progiem zatrzymał się i odwrócił do niej twarz.

– Wiesz, co ja myślę?

Wcale nie chciała tego wiedzieć. Czuła, że za chwilę utraci

równowagę. Siłą woli zebrała się jednak w sobie i starając się, by to nie
wypadło zbyt jadowicie, powiedziała:

– Nie wiem. Oświeć mnie z łaski swojej.

– Że nie chcesz pozwolić sobie na miłość. Nie wiem, czy to wynika

z nadmiaru samokontroli, ale teraz lepiej rozumiem, dlaczego jesteś
sama.

– Guzik rozumiesz – uniosła się. – Ja wcale nie jestem sama. Mam

rodzinę i mam sztukę.

– Twoja rodzina jest w rozsypce. Powinnaś założyć własną.

– Jak śmiesz oceniać moją rodzinę? To przez twojego wujaszka moja

siostra nie dopatrzyła pewnych spraw w firmie. Popełniła błąd. Ja nigdy
do tego stopnia nie zdam się na żadnego faceta. A własnej rodziny mieć
nie mogę. Jestem bezpłodna. Już cię tu nie ma! – zakończyła.

Wyminęła go i udała się do swojego pokoju.

Żałowała, że dała się ponieść. Ale dobrze się stało. Brian usłyszał, co

miał usłyszeć, i teraz może da jej wreszcie spokój.

Chciał iść za nią, ale w końcu korytarza dostrzegł Avę i poczuł na

sobie jej prokuratorski wzrok.

– Ona nic o mnie nie wie – powiedział. – Jej możliwości

reprodukcyjne guzik mnie obchodzą.

background image

Wyszedł, wsiadł do samochodu i ruszył z szybkością o wiele

większą od dozwolonej na terenie zamkniętego osiedla. Przyhamował
dopiero, gdy o mały włos nie rozjechał grupy spacerowiczów
z wędkami.

Cholera, co ona z nim zrobiła! Nie, to nie ona, to miłość. Zaczął

przypominać wszystkie rozmowy, jakie odbył z Piper. Czy kiedykolwiek
powiedział, że pragnie zostać biologicznym ojcem? Czy kazał jej
wybierać między sobą a jej rodziną?

Za kogo ona go ma? Nie zrobiła najmniejszego wysiłku, by go lepiej

poznać i na ślepo przypisała mu jakiś zadziwiający sposób myślenia.

Mknąc do swojego domu w Royal, odsunął te myśli na bok. Ostatnio

Keith napisał mu w esemesie, że owszem, chciałby się z nim spotkać,
ale z powodu związku Briana z Piper lepiej będzie z tego zrezygnować.

A teraz? Nic nie stoi na przeszkodzie, by zjeść kolacyjkę z wujem.

Niech tam sobie Wingate’owie obarczają Keitha winą za swoje
nieszczęścia. Nie mają na to żadnych dowodów.

Brian nie miał ochoty na samotny wieczór w domu, zatrzymał się

więc przed budynkiem Klubu Hodowców. Czuł, że musi wypić, ale
narąbanie się w pojedynkę to kiepski pomysł. Bo potem można na
przykład poczuć chęć powrotu do domu Avy.

Nakłamałby ochroniarzowi, żeby ten wpuścił go na teren osiedla,

a potem stałby przed domem i wykrzykiwał na cały głos imię Piper albo
puścił z telefonu piosenkę, która leciała, gdy pierwszy raz trzymał ją
w ramionach.

Do tego nie można dopuścić. Ma się tę swoją dumę.

Przynajmniej dopóki jest się trzeźwym.

A Piper już dwukrotnie oznajmiła mu, że go nie chce. Jasne? Jak

słońce.

background image

W klubie dołączył do grupki znajomych rówieśników. Pili whisky

i rozmawiali o ulubionej drużynie. Akurat tego mu było trzeba. Od razu
przypomniało mu się, że miał razem z Piper spędzić w domu rodziców
Święto Dziękczynienia i potem udać się z nią na mecz Dallas Cowboys.

– Chłopie, wszystko gra? – zagadnął go ktoś.

– Taaa, dlaczego pytasz?

– Bo patrzysz na tę whisky, jakbyś miał zamiar ochlapać nią ścianę –

odparł Leon.

– Zerwałem z dziewczyną – przyznał Brian.

– Trzeba było od razu tak gadać! Zamówilibyśmy tequilę.

– Nikt nie lubi opowiadać, jak go kobieta kopnęła w tyłek – mruknął

Brian, wychylając duszkiem whisky i prosząc na migi kelnera
o następną. – A tequila w środku tygodnia to słaby pomysł.

– Wiem, ale moja stara wyjechała na zjazd stowarzyszenia

absolwentek, więc nie muszę tak szybko wracać do domu.

– To tak jak ja. A jak tobie ułożyło się z Viv? – zagadnął Brian

kolegę.

Leon przez chwilę bawił się szklanką.

– Po dyplomie wróciłem do domu, żeby przejąć ranczo. Spotkaliśmy

się w jakimś barze, ona na mnie spojrzała i powiedziała: czuję, że chcesz
się ze mną umówić.

Brian roześmiał się. To bardzo podobne do Vivian. Zawsze miała

charakterek, nie bała się wprost mówić o tym, czego chce.

– A ty byłeś na tyle bystry, że nie zaprzeczyłeś?

– Jeszcze by! – przyznał Leon. – Takiej kobiety jak Vivian nie

spotyka się w życiu więcej niż raz. Powiedz mi coś o tej twojej lasce.

background image

Chcesz, żeby do ciebie wróciła?

– Chcę. – Brian pociągnął kolejny łyk.

Naprawdę chciał, by Piper do niego wróciła. Tyle razy go odpychała,

a on nadal nie umiał żyć z dala od niej. Ale trzeba mieć swoją dumę,
nie?

– To jest Piper Holloway. Znasz ją pewnie?

– Słyszałem co nieco. Kurczę, chłopaku, to jest ponoć bardzo

światowa dama. Nie twoja liga.

– Hej, Leon, a ja jestem świetnie wykształconym i cenionym

prawnikiem – przypomniał Brian koledze. – Też mam ogładę.

– To co w takim razie was dzieli?

Brian miał na końcu języka to, czego się przed chwilą od niej

dowiedział, ale postanowił, że nikomu tego nie powie. Ona jeszcze
mówiła, że boi się w nim zatracić. Ale dlaczego? Przecież jej do niczego
nie zmuszał, niczego nie narzucał. I jak mogłaby zatracić się w nim,
skoro i tak ukrywa swoje prawdziwe ja przed całym światem?

– Ona twierdzi, że za bardzo się różnimy, że mamy odmienne

pragnienia.

– A ty pragniesz jedynie życia z nią, czy nie tak?

– Właśnie. I chyba mam przerąbane – podsumował Brian.

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Kiedy Piper obudziła się, Avy nie było w domu. Rozważała więc,

czyby nie wrócić do Dallas.

W końcu siostra da sobie radę bez niej. Ona też musi sama sobie

radzić. Dotychczas pomagała jej w tym twórczość, może więc i teraz
powinna rzucić się w wir działalności artystycznej.

Otrzymała zamówienie od klientki z Nowego Jorku, która tęskniła za

Teksasem i chciała mieć w domu coś, co przypominałoby jej rodzinne
strony.

Piper wyjęła szkicownik, ale nic nie przychodziło jej do głowy. Nie

mogła zabrać się do pracy, nie potrafiła się na niczym skupić. Zaczęła
więc wodzić ołówkiem po papierze. A nuż narodzi się z tego jakiś
pomysł.

Zaczęła od rysowania twarzy. Już po chwili zorientowała się, że

szkicuje portret Briana: mocno zarysowana szczęka, szeroko
rozstawione oczy. Stłumiła tę myśl, ale po niedługim czasie już
wiedziała, czyja to twarz.

Brian na rysunku miał taką samą minę jak wtedy, kiedy mu

powiedziała, że nie może mieć dzieci. I to nie był niesmak, raczej
wzburzenie. Był na nią zły, bo błędnie go oceniła.

Odłożyła szkicownik i podeszła do okna, za którym rozciągał się

widok na jesienny ogród. Jej siostra samotnie siedziała tam na ławce.

Oto fatum kobiet z rodziny Hollowayów, pomyślała. Są samotne, bo

za bardzo kochały. Ava, która po śmierci męża zaufała niewłaściwemu

background image

człowiekowi. I Piper, która – po tym, jak porzucił ją Ron – nie potrafiła
zaufać żadnemu facetowi. Nikogo już nie pokocha, bo boi się, że
zostanie zraniona.

Ale na razie to ona zraniła Briana. Bardzo mocno. Jak mogła

odrzucić jedynego człowieka, którego udało jej się pokochać? Ale
trudno, stało się, Brian sobie poszedł. Po tym, co od niej usłyszał, już na
pewno nie wróci.

A ona teraz musi zapomnieć, znów stać się sobą i żyć tak, jak jej się

podoba. Tylko czy będzie potrafiła?

Usiadła na podłodze i położyła głowę na podciągniętych kolanach.

Pomyślała, że wcale nie jest boginią mądrości, za jaką pragnie uchodzić.
Jest nieszczęśliwą kobietą, której w młodości złamano serce. I która
nauczyła się z tą raną żyć, udając, że nic się nie stało.

Ale stało się. Od zerwania narzeczeństwa po raz pierwszy tak

naprawdę poczuła się dobrze, gdy tańczyła z Brianem na weselu
siostrzenicy. Dzięki niemu stanęła na nogi i zaczęła się zmieniać.

Ale jednocześnie nadal wznosiła mury, jakby chciała, by wszystko

zostało po staremu. I wszystko zakończyło się tak, jak się zakończyło.

Odszedł od niej, tym razem już na dobre.

Już jest bezpieczna, nikt jej nie skrzywdzi. No i samotna, na własne

życzenie.

Zawyła z rozpaczy. Musi teraz przekonać Briana, żeby wrócił.

Przyznać się do błędu. Nie będzie łatwo, ale Brian jest tego wart.

Nie jest Keithem, podobnie jak ona nie jest Avą. Brian jest dobrym

człowiekiem, który uczciwie zapracował na swój sukces. Jest
sympatyczny i dowcipny.

No i seksowny jak jasna cholera.

background image

Nigdzie nie znajdzie podobnego faceta.

Nigdy.

A przecież wystarczy, że teraz wyjdzie z domu.

Piper spojrzała w lustro. Wyglądała, jakby od dawna nie była pod

prysznicem. Drobne zmarszczki, które normalnie zwalczała za pomocą
retinolu, tego ranka były wyraźnie widoczne. Oto kobieta
zrezygnowana, która zapomniała, że w głębi duszy jest boginią
mądrości.

Bo Piper wiedziała, że mimo wszystko mądrze pokierowała swoim

życiem. Ciężko pracowała na swą pozycję zawodową, otoczyła się
wypróbowanymi przyjaciółmi i kochającą rodziną.

Dlaczego w tym gronie miałoby zabraknąć Briana? Powinna

spróbować jeszcze raz, od początku. Niech sobie Ava mówi, co tam
chce.

Puściła oczko do osoby po drugiej stronie lustra i od razu poczuła się

lepiej. Pora działać, działanie jest zawsze lepsze od bezczynnego
pogrążania się w smutku.

Wykąpała się, umalowała, włożyła ulubione obcisłe dżinsy

i odjechany sweter, po czym poszła szukać Avy.

W ogrodzie siostra rozmawiała przez telefon. Okej, co się odwlecze,

to nie uciecze, pomyślała Piper.

Zwłaszcza jeśli człowiek wie, czego chce i jest pewny podjętej

decyzji. W końcu i tak odzyska Briana.

Kiedy Brian dotarł na spotkanie, Keith był w dziwnym nastroju.

Obszerny dom był pusty, jeśli nie liczyć gosposi, która przygotowała im
kolację i która też zresztą wyszła, gdy tylko podała im do stołu.

background image

Przez cały czas trwania posiłku Keith nalewał sobie i gościowi

whisky z colą.

– Nie sądziłem, że zawitasz do Royal przed Gwiazdką – odezwał się

wuj, gdy po kolacji przeszli do gabinetu.

Brian pomyślał, że wuj przeniósł się tu, gdzie był barek.

Najwidoczniej przeżywał rozstanie z Avą równie boleśnie jak on swoje
rozstanie z Piper. Nalał obu po kolejnej szklance whisky z colą.

Pokój był ciemny, urządzony po męsku, pachniał cygarami

i sosnowym igliwiem. Biurko zawalone było papierami, a centralne
miejsce na ścianie zajmował olbrzymi ekran telewizora.

– Przyjechałem tu za Piper w nadziei, że… – zaczął Brian, choć nie

miał ochoty o tym mówić.

Jedna rozmowa z Leonem wystarczy.

– Piper Holloway? – przerwał mu wuj.

– Tak. Spotykaliśmy się, ale nagle ze mną zerwała.

– Rzuciła cię? – zapytał Keith z niedowierzaniem.

– Tak. Twierdzi, że przy mnie nie będzie mogła być sobą.

– Naprawdę? Ona mi nigdy nie wyglądała na taką silną

i zdecydowaną.

– Och, jest jeszcze wiele rzeczy, których ludzie nie wiedzą o Piper –

zauważył Brian.

To pewnie właśnie dlatego to, co wydarzyło się między nimi, było

tak wyjątkowe. Oboje przejrzeli się na wylot.

– To tak jak Ava – zauważył wuj. – Ludzie widzą w niej silną osobę,

z którą trzeba się liczyć, a ją choroba Trenta kompletnie rozwaliła. Nie
mogła znieść jego bólu.

background image

– Dla ciebie to też musiało być trudne. Umiera ci najlepszy

przyjaciel i jesteś świadkiem załamania wdowy po nim. Każdy w tej
sytuacji chciałby pomóc.

– Chłopcze, robiłem, co mogłem. Kochałem ją. Mieliśmy z sobą

więcej wspólnego, niż można by przypuszczać – odparł Keith
szorstko. – Chciałem się o nią zatroszczyć.

– Jeśli ona jest taka jak Piper, to podejrzewam, że wolałaby

zatroszczyć się o siebie sama. Przyjaźniliście się już na studiach,
prawda? Czy może było to coś więcej? – zapytał Brian.

– Chciałem, żeby było, ale Trent mnie ubiegł – odparł Keith,

nalewając sobie kolejną szklankę.

W jego głosie górę zaczęły brać emocje.

– Ale byłeś młody i dałeś radę – przypomniał mu Brian. – Ożeniłeś

się, byłeś szczęśliwy.

Oczy Keitha nabiegły krwią. Wstał i chwiejąc się, podszedł do

barku, skąd wrócił z butelką Jacka Danielsa.

– Owszem, ale ona nie dorastała Avie do pięt.

Czyżby wuj przez wszystkie te lata skrycie pragnął Avy Holloway

Wingate? To do niego niepodobne. Z drugiej strony mężczyźni
w rodzinie Cooperów rzadko okazują uczucia.

– A potem Trent zachorował i nareszcie byłem jej potrzebny – dodał

Keith, jakby mówił do siebie.

– Tak, to była tragedia. Wiem, że wtedy mogli na ciebie liczyć, byłeś

przy nich przez cały tamten czas.

– Chociaż tyle mogłem zrobić.

– Ja też bym to zrobił dla Piper.

background image

Doprawdy? Mógłby przyjaźnić się z Piper, gdyby była żoną innego?

Pewnie raczej wycofałby się z jej życia. Ale Keith tego nie potrafił.

– Ale co właściwie zaszło między tobą a Avą, wujku? Wydawało się,

że jesteście sobie bardzo bliscy.

– Bo byliśmy. Ale kiedy wróciliśmy z Europy, okazało się, że nikt

nie może konkurować ze świętym Trentem i błogosławionymi dziećmi
Wingate’ów. A one mnie nie polubiły. I kiedy jeszcze firma wpadła
w tarapaty, wymusiły na niej, żeby się stąd wyniosła – wyjaśnił Keith. –
Chciałem, żeby wróciła, ale wtedy jasno dała mi do zrozumienia, że już
przestałem być jej potrzebny.

– Oni myślą, że to była krecia robota. Mógłbyś pomóc jej to

wyjaśnić.

– Tak myślą? – spytał zaskoczony Keith. – To brzmi sensownie. Tę

aferę mógł sprokurować tylko ktoś, kto potrafił się zalogować na konto
osoby ze ścisłego kierownictwa.

– Podejrzewasz kogoś? – Brian oparł się wygodnie i pociągnął łyk ze

swojej szklanki.

– Owszem, ale nie uwierzyłbyś, gdybym ci powiedział kogo.

– Kogo masz na myśli? – spytał Brian, ale Keith udawał, że całą

swoją uwagę skupił teraz na transmitowanym przez telewizję meczu.

Mruknął pod nosem jedno słowo i Brian nachylił się ku niemu, żeby

je zrozumieć.

Pokręcił głową. Nie, to niemożliwe, musiał się przesłyszeć.

– Mówisz, że ty to zrobiłeś? – zapytał przerażony.

– Co mówisz, chłopcze? – mamrotał Keith.

Brian wstał i podszedł do wuja.

background image

– Powtórz, proszę. Kto według ciebie jest odpowiedzialny za

katastrofę Wingate Enterprises?

– Biorąc pod uwagę, jak ostatnio byłem traktowany przez Avę,

podejrzewam, że to był ktoś bliski rodzinie, kogo jednak te małoduszne
dupki postanowiły się pozbyć – wybełkotał Keith.

Brian wpatrywał się w wuja. Czy Keith właśnie przyznał się do

winy? Był przecież jedyną osobą spoza rodziny, która kontrolowała ich
biznes.

Brian przeprosił, że już musi iść, pożegnał wuja, który dopijał

któregoś z kolei drinka, wyszedł, wsiadł do samochodu i długo siedział
w nim bez ruchu.

To jakiś absurd, wuj nie mógł powiedzieć czegoś takiego. To raczej

on usłyszał to, co chciał usłyszeć, by móc wrócić do Piper w glorii
wybawcy.

Tak, to na pewno to.

Rano znów przypomniały mu się słowa Keitha. To przecież właśnie

wuj mógłby być owym kretem. Bliski rodzinie i mający dostęp do
najbardziej poufnych informacji biznesowych.

To rzucało też nowe światło na nieufność i rezerwę, z jaką jego wuja

traktowała Piper. Czyżby miała jakieś przeczucia?

Brian pomyślał, że o przypuszczeniach Keitha, iż winny aferze

Wingate’ów może być ktoś bliski rodzinie, powiadomi śledczych. Zeke
wspominał, że współpracuje z FBI w kwestii tropienia różnych
możliwych wątków.

Ale czy rzeczywiście powinien to zrobić? Może plecionych po

pijaku bredni nie należy traktować aż tak poważnie?

background image

W najgorszym wypadku wuj zostanie przesłuchany i z pewnością

oczyszczony…

Sumienie nie pozwalało Brianowi na całkowite przemilczenie słów

Keitha. Znał swoją powinność.

Piper tyle razy mówiła mu, jak ważna jest dla niej rodzina, a on

kochał Piper i w miarę swoich możliwości chciał jej pomóc. Nawet jeśli
będzie przy tym musiał złożyć donos na własnego wuja.

Ava wyszła spotkać się ze swoimi dziećmi w sprawie śledztwa

w Wingate Enterprises. W tym czasie Piper zabrała się za pieczenie
placków na Święto Dziękczynienia. Na co dzień nie przywiązywała
wagi do tradycji, ale ten jeden raz w roku czuła się zobowiązana do
zrobienia domowego ciasta. Z dzieciństwa pamiętała, że mama
zaczynała piec już pierwszego listopada.

Zaczęła od ciasta z orzechami pekan i już niebawem wynajęty dom

Avy wypełnił się cudowną wonią. Potem upiekła jeszcze placek
dyniowy, szarlotkę i ciasto z nadzieniem z bakalii. Potem wzięła się za
chlebek bananowy – wszystko po to, by nie myśleć o Brianie.

Zerwała z nim ostatecznie zaledwie kilka dni temu, a wydawało się,

że nie widziała go już wieki. Im więcej czasu mijało, tym silniejsze
miała wątpliwości, czy dobrze zrobiła.

Przy nim łatwiej było znosić wszelkie życiowe przeciwności. Teraz,

leżąc nocą samotnie w łóżku, często o tym myślała. I tęskniła.

Ale nie ma co pogrążać się w żalu. On na pewno już pogodził się

z jej decyzją.

A żal i tęsknota? Cóż, towarzyszą każdemu rozstaniu. Kto ma o tym

lepiej wiedzieć niż ona?

Drzwi otworzyły się i do domu weszła Ava z dziećmi.

background image

– Ależ tu pięknie pachnie! – rozległy się okrzyki.

– Dzięki – mruknęła Piper. – Chciałam zrobić coś pożytecznego.

– Nie chcę czekać aż do święta – zaznaczył Zeke. – Chyba że… –

zawahał się.

– Jasne, że nie musimy czekać, sama mam ochotę na kawałek placka

z pekanami – powiedziała Piper. – Jak spotkanie?

– Lepiej, niż można było oczekiwać – odparła Ava. – Brian był

przedwczoraj u Keitha i ten ponoć powiedział coś…

– Co?

– Brian zastrzegał, że Keith był pod wpływem alkoholu, ale jakoby

stwierdził, że sprawę defraudacji i handlu narkotykami nakręcił ktoś
bliski komuś z nas. – Ava westchnęła. – Drogą eliminacji padło na
samego Keitha. Brian naciskał go, Keith nie przyznał się głośno, ale
robił różne aluzje.

Brian? – pomyślała Piper. Dlaczego Brian zrobił coś takiego?

Czyżby chciał odciąć się od swojego wuja?

– To dobrze, ale jak to się ma do śledztwa?

– Śledczy poprosili Briana, żeby jeszcze raz porozmawiał z Keithem

i spróbował wszystko nagrać – odparła Ava. – No i podobno Brian
zgodził się zeznawać w sądzie. Jak na ironię to właśnie przez zerwanie
z tobą postanowił porozmawiać z wujem na temat afery w naszej firmie.

– Przykro mi z tego powodu, Piper. – Harley podeszła do ciotki

i uścisnęła ją.

– Jeśli to pomoże rodzinie, to widać było warto – odrzekła Piper.

Usiedli wokół stołu, pili kawę i jedli jej wypieki, co Piper odebrała

jak namiastkę domu. Bo to był dom. Tu była jej rodzina: siostra,

background image

siostrzenice, siostrzeńcy i ich drugie połówki. Brakowało tylko Briana.
Jemu by się podobało takie rodzinne zgromadzenie…

On przecież też w pewnym sensie stał się dla niej rodziną.

Miała wielką ochotę wysłać mu esemesa, ale bała się. Może jest

teraz u Keitha i prowadzi swoją wielką tajną operację? Odłożyła więc
telefon i spędziła czas na grze w kanastę i na udawaniu, że nic a nic nie
boi się o Briana.

A przecież Keith okazał się człowiekiem niebezpiecznym nie na

żarty.

Jeśli zostanie oskarżony, znienawidzi bez reszty Wingate’ów,

a bratanka uzna za zdrajcę. Piper postanowiła o tym nie myśleć, ale gdy
zostały w domu tylko we dwie z Avą, stało się to prawie niemożliwe.

– Źle osądziłam Briana – przyznała. – Nie spodziewałam się, że tyle

dla nas zrobi.

– A mnie to nie dziwi, bo widziałam jego twarz, jak go parę dni temu

stąd wyrzuciłaś – odparła Ava. – Wyglądał na człowieka, któremu
wyrwano serce z piersi. Obie się co do niego myliłyśmy. Bardzo mi
przykro.

Piper czuła dławienie w gardle, więc tylko pokiwała głową.

Żałowała. Pozwoliła, by jej lęki zapanowały nad rozumem i przez to
zraniła Briana tak bardzo, że on jej już tego nie wybaczy. A ona straci
jedynego mężczyznę, któremu mogła zaufać.

Skulona w fotelu, wpatrywała się w ogień na kominku. Może jak już

cała ta afera się skończy, nie będzie jeszcze za późno, żeby wszystko
odkręcić?

background image

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Nie spodziewał się telefonu od niej, co zresztą było całkiem

zrozumiałe.

Ale kochał ją.

I nie pozwoli jej ot tak odejść z jego życia. Tym razem już nie.

A teraz robił dla niej coś, co napawało go obrzydzeniem. Wszedł do

Klubu Hodowców obwieszony urządzeniami podsłuchowymi. Nakłoni
wuja do zwierzeń i do podania nazwiska osoby, która pogrążyła Wingate
Enterprises. To nieładne, ale tak należy postąpić.

Agenci pouczyli go, że nie powinien zadawać zasadniczych pytań

wprost, ale sterować rozmową tak, by zeszło na Avę. Tak więc nawet nie
mógł mieć pewności, czy jego akcja przyniesie rezultaty.

– Podsłuch uruchomi się, jak tylko zaczniesz mówić – instruował go

na zapleczu klubu gość z FBI. – I pamiętaj: nie podpuszczaj go, bo
wtedy nagranie straci na wartości jako dowód.

– Rozumiem. Poprzednio zaczął mówić, kiedy wspomniałem

o siostrze Avy. Widocznie uznał mnie za bratnią duszę, bo nam obu
podoba się ten sam typ kobiety.

– No właśnie. Kieruj się intuicją, nie przeginaj.

A co będzie, jeśli dziś Keith nie zamierza pić alkoholu? – pomyślał

Brian ze strachem, po czym przeszedł przez główne pomieszczenie
klubu.

background image

Przy barze razem z kumplami siedział Leon, który zaczął do niego

machać. Brian, patrząc na zegarek, na migi dał mu do zrozumienia, że
teraz nie ma czasu.

Na dworze zapadał zmrok. Listopadowy wieczór był chłodny

i rześki. Czuć już było świąteczną atmosferę i Brian pomyślał, że jego
plany spędzenia w tym roku Święta Dziękczynienie wraz z Piper pewnie
się nie ziszczą.

Samą pomocą w śledztwie jej nie odzyska. Musi jeszcze

doprowadzić do tego, by mu zaufała. I sama musi zaufać sobie, że go
naprawdę kocha.

A Brian teraz jeszcze będzie musiał przekonać wuja o swojej

nienawiści do Piper i do jej rodziny. Inaczej Keith nie da się nakłonić do
ponownych zwierzeń.

Zatrzymał się przed sklepem z alkoholem i kupił dwie butelki Jacka

Danielsa. Na parkingu przy domu Keitha pociągnął dwa łyki trunku, by
pachniało mu z ust alkoholem, i wylał trochę whisky na rękaw. Niech
wuj myśli, że pił od rana.

Niewykluczone zresztą, że tak by było, gdyby nie przedwczorajsze

wyznania Keitha. Smutki najlepiej przecież topi się w alkoholu.

Przed domem wuja wylał z jednej butelki trzy czwarte jej zawartości

i z mocno opróżnioną flaszką w ręku podszedł do drzwi.

– Dobrze, że przyszedłeś, synu – powitał go Keith. – Nie powinno

się opijać złamanego serca w samotności.

– Jasne, wujku. Dla ciebie też mam butelkę.

– Wejdź, proszę. Zaraz możemy startować. – Keith uśmiechnął się

promiennie.

background image

– Za nami zwariowany rok – zaczął Brian, starając się dać dobry

wstęp do rozmowy o Avie i Wingate Enterprises. Zresztą pora roku
sprzyjała podsumowaniom.

– A ty otworzyłeś własną kancelarię – zauważył Keith. – Ojciec

musi być z ciebie dumny.

– Jest. I mama też. Oboje tylko martwią się, że się jeszcze nie

ustatkowałem.

– W tej kwestii pośpiech nie jest wskazany. Trzeba mądrze wybrać.

Coś mówiłeś, że spotykałeś się z Piper. To na pewno już skończone?

– Pewnie tak. Rodzice ją uwielbiali – skłamał Brian – i martwią się

naszym zerwaniem. Nie rozumieją mnie tak dobrze jak ty.

– Te kobiety od Hollowayów potrafią dopiec mężczyźnie do

żywego – burknął Keith. – Nawet Trent skarżył mi się, że Ava potrafi
być bardzo uparta.

– Oj tak, a Piper wydaje się, że zna mnie lepiej niż ja sam. – Brian

sądził, że jak będzie udawał zgorzkniałego i zezłoszczonego, Keith
łatwiej się otworzy. – Boże uchowaj. Ona nie zna mnie w ogóle.

– To tak samo jak Ava mnie. Widziała we mnie to, co chciała

zobaczyć – podchwycił wuj. – Kiedy Trent chorował, chciała, żebym
pomógł jej w biznesie. Zgodziłem się, była taka przemęczona.

– Zrobiłeś dobry uczynek.

Brian pomyślał, że jeśli wuj wyda osobę, która zniszczyła

Wingate’ów, a sam zostanie oskarżony o współudział, to on będzie go
bronił na procesie. Ten człowiek naprawdę cierpi z powodu utraty
ukochanej kobiety.

– Prawda? – podchwycił Keith, pociągając whisky. – A ona tego nie

doceniła. Jak tylko wróciliśmy z Europy, zaczęła się szarogęsić po

background image

swojemu. Podejrzewam, że to Beth podburzała ją przeciwko mnie.

– Jak to?

– Dzieciom nie podobało się, że niedługo po śmierci Trenta Ava

zaczęła spędzać tyle czasu ze mną. A Beth traktowała mnie ze
szczególną rezerwą.

– Bo to nie było dla nich łatwe. Sam nie wiem, co bym zrobił, gdyby

tata umarł, a mama szybko pocieszyłaby się kimś innym.

– Może i tak. Ale nagle Ava zaczęła się wycofywać ze wszystkich

naszych wspólnych ustaleń. Byłem jej potrzebny tylko jako oparcie
w czasie żałoby – zauważył Keith gorzko. – Myślałem, że to jest miłość
mojego życia, a tu się okazało, że wzięła ode mnie to, czego
potrzebowała, i nic nie dała w zamian. – Keith każde kolejne słowo
wymawiał z coraz większym gniewem. – Pozwoliłem jej zamieszkać
u mnie, kiedy jej dom zajął komornik. Musiała wiedzieć, że traktuję ją
poważnie.

– Piper jest taka sama – powiedział Brian. – Oddałem jej serce, a ona

je odrzuciła. Że niby jestem dla niej za młody… Dziewczyno, ciesz się,
że jeszcze ktoś taki jak ja chciał pójść z tobą do łóżka!

– Nie musisz mi mówić, synu. Już dawno zauważyłem, że Piper

zadziera nosa. Ava też, ale Ava przynajmniej jest prawdziwą pięknością,
więc ma prawo.

Rzeczywiście, Ava lubiła blask reflektorów.

Brian upił łyk. Nie był pewien, czy powinien nadal skarżyć się na

Piper, ale póki co Keith nawet nie wspomniał nazwy Wingate
Enterprises.

– Ava to twarda babka – prowokował wuja.

background image

– Tak, ale nie jest w stanie wszystkiego kontrolować. Firma Trenta

chyliła się ku upadkowi i powinna była przekazać mi zarządzanie.
Pomógłbym jej. Ale nieee… ona musiała się ode mnie wyprowadzić, bo
te jej dzieciaki tego chciały. Zeke też mnie nigdy nie lubił.

– Ciekawe dlaczego?

– Bo uważał, że ją zdominowałem. Boże, gdyby tak było,

skłoniłbym ją, żeby mnie pokochała.

Brian poczuł, że sprawa wymyka mu się z rąk. Potrzebne mu jest

oświadczenie wuja, w którym ten przyzna się do wszystkiego. A jeśli się
nie przyzna? To wtedy okaże się, że ma wuja palanta, ale nie przestępcę.

– A nie kochała cię? – zaryzykował.

– Ile ty już dziś wypiłeś? – oburzył się Keith. – Jasne że nie!

– To tak jak Piper – odparł Brian. – Boże, co mam zrobić, żeby do

mnie wróciła?

– Dam ci radę: dobierz się do jej firmy – powiedział Keith. –

Odbierz jej wszystko, co osiągnęła, i doprowadź do ruiny. Niech
poczuje, jak to jest być zmiażdżonym, podartym na strzępy. A wtedy nie
będzie się już miała do kogo zwrócić i zwróci się do ciebie.

– To się chyba nie uda… – zaczął Brian.

Boże! Co właściwie usłyszał przed chwilą od Keitha?

– Zaufaj mi – potwierdził wuj, pociągając ze szklanki. – Ona musi

stracić wszystko.

– Ava straciła, a przynajmniej jej to grozi. – Brian skwapliwie

ciągnął wątek. – Mówiłeś, że wiesz, kto to zrobił. Może powiedz jej,
a uzna cię za bohatera.

Nie wspomniał, że wtedy może i Piper uzna jego, Briana, za

bohatera.

background image

– Nie mogę, dzieciaku. To ja zacząłem igrać z ogniem w nadziei, że

to pchnie ją w moje ramiona. Najpierw defraudacja w firmie. Potem
w domu podłożyłem narkotyki, żeby nie miała gdzie się podziać. Ale
nawet jak przeniosła się do mnie, sytuacja nie uległa poprawie.
Straciłem ją, bo ona wciąż kocha jego. Nigdy nie będzie moja.

Brian wpatrywał się w wuja. To wyznanie mimo wszystko go

zaskoczyło. Keitha nic nie usprawiedliwia. Ani gniew, ani złamane
serce.

Po wyjściu dzieci Ava była w podłym nastroju. Człowiek, któremu

zaufała, prawdopodobnie od dawna działał przeciwko niej i musiała się
z tym faktem zmierzyć. W dodatku już wszyscy o tym wiedzą.

A przewrażliwienie na punkcie opinii otoczenia zawsze było jej piętą

achillesową.

– Kiedy oni w końcu zadzwonią? – dopytywała się chyba już po raz

piętnasty.

– Jak tylko czegoś się dowiedzą – odpowiadała jej cierpliwie

siostra. – Zmuszenie Keitha do przyznania się musi potrwać.

Piper cały czas myślami była przy Brianie. Doceniała, że to, co robi,

robi dla jej rodziny. Ale czy robi to także dla niej? Miała taką nadzieję.

– Dlaczego się uśmiechasz – zapytała Ava.

– Myślę o Brianie – przyznała Piper. – Nie mogę uwierzyć, że robi

dla nas coś takiego.

– A co w tym dziwnego? Nasza rodzina jest powszechnie lubiana

i szanowana. Chyba nie przypuszczasz, że robi to dla ciebie? –
Rozzłoszczona Ava z reguły stawała się prawdziwą jędzą i potrafiła
dopiec do żywego.

background image

Piper pokręciła głową. Musi odpuścić siostrze, bo ta w oczekiwaniu

na wiadomość od śledczych pewnie siedzi jak na szpilkach.

Jeśli potwierdzą się podejrzenia co do Keitha, Ava będzie musiała

zabiegać o utraconą przychylność własnych dzieci i przepracować
z samą sobą brak czujności wobec najbliższego przyjaciela, który okazał
się zdolny do podłości.

– Jeśli masz coś do powiedzenia o Brianie, zachowaj to łaskawie dla

siebie – odezwała się do siostry. – Za to, co się stało, Ava, możesz winić
wyłącznie siebie. – Westchnęła, starając się opanować. – Wiem, byłaś
w żałobie, nie można ci mieć tego za złe. Po śmierci Trenta byłaś
zagubiona, wszyscy to rozumieli. Ale popełniłaś błąd i teraz musisz się
do niego przyznać.

– I co mam w związku z tym według ciebie zrobić? – obruszyła się

Ava.

– Przeprosić bliskich i postarać się odbudować swoje relacje z nimi.

Obrażając mnie i udając, że nadal jesteś królową roju, niczego nie
zyskasz. No chyba że chcesz resztę życia spędzić w samotności –
syknęła Piper, mrużąc oczy. – Nie bądź opryskliwa wobec mnie ani
wobec swoich dzieci. Nam wszystkim jest i tak wystarczająco trudno.

Ava gapiła się na siostrę, najwidoczniej zbita z tropu. Piper pokręciła

głową i dodała:

– A jeśli chcesz wiedzieć, to ja zamierzam spędzić resztę życia

z Brianem. Oczywiście jeśli on tego zechce. I nie będzie mnie
obchodzić, co będziesz mu w związku z tym insynuować i czy go
zaakceptujesz. To moje życie i zamierzam je przeżyć na własnych
warunkach.

Gdy tylko wybrzmiały te słowa, Piper zdała sobie sprawę, że aż do

pamiętnej gali jej życiem kierowały lęki z przeszłości. Briana

background image

traktowała, jakby był jej byłym narzeczonym. I niech Ava pogodzi się
z tym, że jej siostra może nie potrzebowała dotąd w życiu mężczyzny,
ale teraz potrzebuje Briana.

– Aha, i jeszcze jedno: zadzwoń do dzieci – ciągnęła Piper.

– I co mam im powiedzieć?

– Że je kochasz i że to ty wszystko spieprzyłaś. To nie będzie łatwa

rozmowa, ale odpowiedzialność to zawsze ciężkie brzemię. A ja sobie
teraz pójdę do mojego pokoju i troszkę porysuję.

Kiedy wychodziła, Ava zatrzymała ją, dotykając jej ramienia. Siostry

uścisnęły się serdecznie.

– Przepraszam, Pip – mówiła. – Masz rację, mogę winić tylko siebie,

ale… tak się boję.

– Wszyscy się boimy, ale ukrywany lęk ma to do siebie, że rośnie

i w końcu zaczyna się jątrzyć jak niezagojona rana. Jeśli stracisz firmę,
możesz ją jeszcze odbudować. Ale jeśli stracisz rodzinę… po prostu
tego nie przeżyjesz.

– Tak, bez rodziny jestem nikim – odparła Ava, ocierając łzy. –

Powinnam była lepiej ich chronić.

– Oni są już dorośli, Ava, nie potrzebują, żebyś ich chroniła. Masz

ich tylko szanować i traktować po partnersku.

– Skąd w tobie tyle mądrości?

– Cóż, miałam się na kim wzorować – odparła Piper, spoglądając na

siostrę znacząco.

background image

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Brian wyszedł od wuja tuż po północy. Nie miał wątpliwości, że

nagrana przez niego taśma zawiera wystarczające dowody na winę
Keitha. Do czego może doprowadzić gniew, zgorzknienie i bolesny
zawód miłosny, do czego zdolny jest mężczyzna, by zatrzymać przy
sobie ukochaną kobietę…

Na myśl o tych manipulacjach Brianowi robił się niedobrze.

Brzydził się też swoim udziałem w tej całej sprawie, pytaniami, które
musiał zadawać, ciągnąc Keitha za język. Zaczynał nawet podejrzewać,
że wuj nie jest całkiem zdrowy na umyśle.

W drodze na policję zadzwonił do Milesa Wingate’a.

Rozmówca miał głos tak zaspany, że Brian zadał sobie pytanie, czy

nie powinien był zaczekać z tym do rana. Ale Miles, który był
zaangażowany w sprawę od dawna, pewnie będzie chciał jak najszybciej
usłyszeć prawdę.

– Miles, tu Brian – odezwał się, zaczerpnąwszy powietrza. –

Przepraszam, że tak późno, ale wracam właśnie od wuja. Przyznał się do
wszystkiego. Chciał zniszczyć twoją matkę i waszą rodzinę. Wini was za
to, że nastawialiście ją przeciwko niemu i że przez to nie potrafiła go
pokochać. Jadę na policję, żeby przekazać nagrania śledczemu, ale
chciałem, żebyś dowiedział się o tym jak najszybciej.

– Dzięki, stary. Nie mogę uwierzyć, że się przyznał. Uważasz, że to

wystarczy, żeby go aresztować?

background image

– Myślę, że tak, chociaż nie specjalizuję się w prawie karnym.

Z uzyskaniem nakazu aresztowania nie powinno być problemu.
A śledczym będzie łatwiej złożyć wszystko w jedną całość.

– Przeczuwałem, że to on, ale nie sądziłem, że zyskamy takie twarde

dowody. Dzięki, Brian, dobranoc.

Brian miał teraz ochotę zadzwonić do Piper. Po tym, czego dokonał,

może w końcu mu uwierzy? Na jego wyczucie jej problem polegał na
tym, że jej zdaniem jemu bardziej zależy na posiadaniu dzieci niż na
niej.

Wszedł do budynku komisariatu, gdzie czekał na niego prowadzący

śledztwo.

– Słyszałem już – powitał Briana oficer. – Koleś, jesteś niesamowity.

Teraz sporządzimy zapis i na jego podstawie sędzia podejmie decyzję
o aresztowaniu. Normalnie nie robilibyśmy tego w środku nocy, ale
Keith to taki obrzydliwie śliski typ, że wszyscy chcielibyśmy widzieć go
za kratkami. Bo jak dotrze do niego, co ci powiedział, gotów jeszcze
uciec z Royal, a może nawet z kraju.

– Jak od niego wychodziłem, był pijany w trupa, ale może

rzeczywiście warto się pośpieszyć. Rodzina Wingate’ów będzie mogła
odsłuchać to nagranie?

– Tak, myślę, że będą tego chcieli – odparł śledczy.

– A… moglibyście przy okazji… powiedzieć im słówko o moich

zasługach? – spytał Brian nieśmiało. – Niech mają o mnie dobre zdanie.

– Jasne, zresztą sami to pewnie zrozumieją.

Ale Brian nie był tego taki pewny. Piper może nie spodobać się to,

co o niej mówił, by sprowokować Keitha. Powinien może wysłać jej
esemesa, ale miał już dosyć tych kontaktów w środku nocy.

background image

Po powrocie do domu włączył więc internet i przyglądał się

portretowi, jaki namalowała mu Piper. Jak to możliwe, by kobieta, która
przejrzała go na wylot, nie domyślała się, jak bardzo on ją kocha?

A kochał ją tak, że jego samego to przerażało. Ona jest taka

niezależna, samodzielna, pewna siebie, że chyba nie potrzebuje
mężczyzny, który by ją utwierdzał w poczuciu własnej wartości. A on
przecież chciał tylko pewności, że ona jest jego…

Mimo wszystko był zadowolony ze swojego udziału w zastawieniu

pułapki na Keitha. Chciał nawet zawiadomić o wszystkim ojca, ale
postanowił, że lepiej poczekać na formalną decyzję o zatrzymaniu.

Keith ma zresztą dostęp do najlepszych prawników, sprawa przed

sądem może przerodzić się w batalię.

Zamknął laptop i chciał iść spać, ale wciąż myślał o Piper. Keith dał

mu pewną radę, jak zmusić kobietę do miłości. Brian oczywiście nie
miał zamiaru z niej korzystać, ale nagle przyszło mu do głowy co
innego.

A może Piper powiedziała mu o swojej bezpłodności, bo go nie

kocha i uważała, że dzięki temu łatwiej jej będzie się go pozbyć? Może
nigdy go nie kochała i to była tylko taka gra z jej strony. Jeśli tak, pora
coś z tym zrobić.

Albo po prostu wrócić do Dallas i trzymać się z dala od Royal, od

Piper i całej tej rodziny Wingate’ów?

Rano Piper dowiedziała się o wszystkim od rodziny, która

w niepełnym jeszcze składzie zebrała się w kuchni wynajmowanego
przez Avę domu.

Siostra była bardzo ożywiona, na jej twarzy malowała się ulga.

Harley i Beth stały obok matki i Piper domyśliła się, że najgorsze już za
nimi.

background image

– Co się stało? Brian wydobył od wuja przyznanie się do winy? –

zapytała.

– Tak. Piper, on jest wspaniały! – odparła Harley. – W ogóle nie

wspomniał o mamie, tylko naprowadził Keitha na właściwą ścieżkę
zwierzeń.

– Wiedziałam, że jest winny, ale ta nienawiść w jego głosie… –

dodała Beth.

– Przesłuchałyście taśmy?

– W wersji cyfrowej – potwierdziła Ava. – Ale tobie nie radzę tego

słuchać. Brian musiał wspomnieć i o tobie.

Piper była ciekawa, co też mógł o niej powiedzieć. Zresztą

nieważne, na pewno nic złego.

– Gdzie on jest? – zapytała.

Chciała osobiście podziękować mu za to, co zrobił dla jej rodziny.

Niech to będzie taka… gałązka oliwna zwiastująca pokój między nimi.
A potem zaryzykuje i powie mu o swoich uczuciach. I o tym, że obudził
w niej kobietę.

– Kto? Keith?

– Tak – odparła niezupełnie zgodnie z prawdą.

– Przesłuchują go na komisariacie, został tam doprowadzony jako

aresztant – wyjaśniła Beth. – Podobno rozmawiają też o kaucji. Boże, co
za ulga.

– Oj tak – przytaknęła Ava. – Chłopcy już tu jadą. Będziemy musieli

zredagować jakieś oświadczenie.

Piper wyściskała siostrę i siostrzenice, po czym dała im spokojnie

porozmawiać o rodzinnym biznesie. Sama wyjęła z kieszeni telefon, by

background image

sprawdzić, czy nie przeoczyła jakiegoś sygnału od Briana. Nie znalazła
niczego, więc sama napisała esemesa.

„Dzięki, że pomogłeś mojej rodzinie. Możemy porozmawiać?”.

„Siedzę w jadłodajni, możesz przyjechać i potowarzyszyć mi przy

śniadaniu”.

„Daj mi pół godziny”.

„Świetnie”.

Wolałaby pogadać z nim w jakimś bardziej dyskretnym miejscu, ale

trudno.

Ubrała się, uczesała i wyszła z domu. Dużo szybciej niż zazwyczaj,

ale bardzo już stęskniła się za Brianem.

Teraz wiedziała, że po tym, co zrobił dla jej rodziny, ich związek nie

jest pozbawiony przyszłości. Była już zmęczona unikaniem
prawdziwego życia i wyrażaniem swoich pasji jedynie poprzez sztukę.

Chciała żyć w pełni, u boku Briana.

Gdy wysiadała z samochodu, ludzie zatrzymywali się i spontanicznie

wyrażali zadowolenie z tego, co się stało. Zapewniali też, że nigdy nie
wierzyli w krążące o Wingate’ach plotki, więc Piper kilka razy musiała
gryźć się w język, by nie powiedzieć jakiejś impertynencji.

Szkoda, że Ava nie widzi tych dowodów nagłego zwrotu akcji.

Brian zajmował boks w końcu sali. Szła tam, opędzając się od ludzi,

którzy koniecznie chcieli z nią porozmawiać. Miasto Royal, tak jak
kiedyś błyskawicznie odwróciło się od jej rodziny, tak teraz zmieniało
front. Miała nadzieję, że to z powodu wrodzonego poczucia
sprawiedliwości.

Usiadła naprzeciwko wyraźnie zmęczonego Briana, którego widok

był jak balsam dla jej oczu.

background image

– Dziękuję – powiedziała z uśmiechem.

– Nie ma za co.

– Jest. To, co zrobiłeś… zwłaszcza po tym, jak cię

potraktowałam… – plątała się.

– W porządku, Piper. Cieszę się, że mogłem pomóc. Wyszło na to, że

twoje zerwanie ze mną pomogło mi wydobyć od Keitha jego tajemnicę.
Tak więc to pewnie ja tobie powinienem dziękować.

– Nieprawda – powiedziała, kładąc rękę na jego dłoni. – Ty zawsze

byłeś dżentelmenem, a ja cię rzuciłam bez dania racji. Kiepsko to
rozegrałam.

Brian cofnął rękę, przesunął jedynie delikatnie kciukiem po

wierzchu jej dłoni. Nie chce mnie dotykać, pomyślała. Niedobrze. Jeśli
dalej sprawy nie pójdą po jej myśli, będzie mogła mieć o to pretensje
wyłącznie do siebie.

– Może i nie powinnaś była tego robić, ale ja cię rozumiem –

powiedział. – Działałem za szybko, bo bałem się, że cię stracę. Co
zresztą się stało. Pewnie chciałaś ze mną porozmawiać, ale nie zdążyłaś.
To moja wina, przepraszam cię za to.

– Ja też cię przepraszam.

Kelnerka podeszła z kawą, przyjęła zmówienie i ponownie zostali

sami.

– Przesłuchałaś nagranie mojej rozmowy z Keithem? – zapytał.

– Nie, Ava powiedziała, że nie trzeba. Zrobiłeś to, co mogłeś, żeby

zmusić go do zwierzeń.

– To prawda – zgodził się, z trudem przełykając ślinę. – Żeby go

rozmiękczyć, skłamałem, że cię nienawidzę, Piper. Powiedziałem kilka
nieprawdziwych rzeczy. I kilka prawdziwych. Że jesteś twardogłowym

background image

uparciuchem, silnym i niezależnym, ale to akurat w tobie kocham. A wuj
Keith tych dokładnie cech nienawidził u Avy. Chciał ją całkowicie od
siebie uzależnić.

– Ty taki nie jesteś. Nie chcesz, żeby kobieta trzymała się w cieniu.

– Zgadza się.

Pochylił się nad stołem i pocałował ją. Piper usłyszała jeszcze, jak

wokół nich rozległy się oklaski i pomyślała, że pewnych rzeczy nie
należy jednak robić w miejscach publicznych. Ta rozmowa z pewnością
do takich rzeczy należała.

– A co powiesz, żebyśmy szczegóły omówili u mnie w domu? –

zapytał.

– Nagie szczegóły? – zapytała z udawaną skromnością.

– Co tylko pani zechce – odparł.

Zostawił na stole pieniądze za niezjedzone śniadanie i wybiegł za nią

z boksu. A gdy na parkingu znaleźli się w samochodzie, wziął ją
w ramiona.

background image

ROZDZIAŁ CZTERNASTY

Piper nie spodziewała się, że po przykrym doświadczeniu zerwanych

zaręczyn będzie mogła kiedyś być aż tak szczęśliwa. Ale dzięki
Brianowi przemyślała wiele rzeczy w swoim życiu na nowo. Jego dom
w Royal był obszernym nowoczesnym ranczem.

Gdy tam weszli, panowała całkowita cisza i Brian zaniósł ją po

schodach do sypialni.

Miała świadomość, że skoro mają planować wspólną przyszłość,

winna jest mu wyjaśnienia dotyczące przeszłości. Powinien zrozumieć,
skąd wzięło się jej przekonanie, że małżeństwo nie jest dla niej.

Postawił ją na grubej wykładzinie dywanowej, a ona zaproponowała:

– Może usiądziemy? Na stojąco trudno mi będzie powiedzieć to, co

mam do powiedzenia.

Brian zdjął buty, wdrapał się na sam środek królewskiego łoża

i gestem zaprosił ją, by usiadła obok. Nie mogła się nie uśmiechnąć. Jej
serce przepełniała radość i zaczęła sądzić, że jej uparte trzymanie się
starych lęków było czystym wariactwem.

Dobrze pamiętała jednak, jak to jest najpierw być narzeczoną,

a potem nagle przestać nią być. Teraz wolała więc, by pozostali Piper
i Brianem, bez żadnych dodatkowych etykietek.

– Byłam zaręczona – zaczęła. – Chyba już ci o tym wspominałam.

– Owszem, wspominałaś.

background image

– Wszystko się świetnie układało, mieliśmy niebawem się pobrać,

ale w dorocznych badaniach kontrolnych lekarz zauważył u mnie pewne
nieprawidłowości. Powiedział, że mogę mieć poważne trudności
z zajściem w ciążę – powiedziała, przypominając sobie popłoch, jaki ją
wtedy ogarnął. – Liczne polipy trzonu macicy, zresztą nieważne. Kiedy
powiedziałam to Ronowi, mojemu narzeczonemu, ten zaczął się
dopytywać, jak istotne mogą to być trudności. Był natarczywy, więc
poszłam jeszcze raz do lekarza i dowiedziałam się, że moje szanse
poczęcia wynoszą niecałe cztery procent.

Niełatwo jej było i teraz o tym mówić. Bo nikomu, nawet Avie, nie

powiedziała dotychczas, co się stało potem. Uważała jednak, że Brian
powinien wiedzieć wszystko. Inaczej nagłe zerwanie przez nią ich
związku będzie nadal uważał za fanaberię.

– Wróciłam od lekarza, Ron czekał na mnie w domu. Kiedy mu

przekazałam diagnozę, wściekł się i powiedział, że wobec tego wszystko
skończone. Celem zawarcia małżeństwa jest według niego pełna
rodzina, a skoro… – Głos Piper załamał się na chwilę. – Powiedziałam
wtedy, że okej, możemy żyć bez ślubu. Odmówił, twierdząc, że oczekuje
od życia więcej niż bezdzietnego związku z pseudoartystką. No to
oddałam mu pierścionek. Szczerze mówiąc, rzuciłam mu go w twarz,
i powiedziałam, żeby mnie pocałował w dupę.

– To i tak za słabo. Co za drań! – odparł Brian. – Ale nie

powinienem tak mówić, bo skorzystałem na jego prymitywizmie. Mnie
zależy tylko na tobie, wiesz o tym, prawda?

– Wiem – szepnęła. – A ja po tym wszystkim przysięgłam sobie, że

już nigdy nie będę podatna na zranienie. Wszystkie moje pasje i emocje
znalazły ujście w sztuce. I tak to trwało, dopóki nie pojawiłeś się ty. –
Spojrzała mu w oczy. – Mam nadzieję, że wierzysz w moje uczucie do
ciebie, ale proszę, nie oświadczaj mi się.

background image

– W porządku, przecież nie żyjemy w średniowieczu – odparł,

puszczając do niej oczko. – Dopóki się kochamy i należymy do siebie,
wszystko gra.

– Też tak sądzę.

Wziął ją w ramiona i przytulił. Położył głowę na jej ramieniu, jedną

ręką objął ją w pasie, drugą dotykał biustu. Ogrzał ją ciepłem swojego
ciała.

Piper zawsze uważała, że określenie „pasują do siebie” należy

włożyć między bajki. Ale w przypadku Briana to była szczera prawda.
Zrobił wszystko, by dowieść swojego przywiązania. Ze swoim
złamanym sercem i zranioną duszą na pewno nie znalazłaby nikogo
innego, komu mogłaby tak zaufać.

Bogini mądrości nareszcie napotkała godnego siebie partnera i teraz

już nie pozwoli mu odejść.

Przewrócił ją na plecy i pochylił nad nią, opierając się na łokciach.

– Jak to dobrze, że podszedłeś do mnie wtedy, w czasie wesela –

zamruczała.

– Ja też się cieszę. Podkochiwałem się tobie od dłuższego czasu

i pomyślałem sobie, że raz kozie śmierć. Jeśli nie wystartuję do ciebie,
będę tego żałował do końca życia.

– I w dodatku nie dowiedziałbyś się, jak smakują moje pocałunki –

odparła, komicznie unosząc do góry brwi.

– A smakują tak – powiedział, zbliżając wargi do jej ust.

Nie śpieszyło mu się. Delikatnie muskał i skubał jej wargi, aż je

rozchyliła. Przesuwała językiem po jego zębach. On zacisnął wargi
i zaczął ssać jej język. Drżała z rozkoszy.

background image

Była od niego uzależniona jak od słodkiego baileysa w chłodną

jesienną noc. Smakował co najmniej równie dobrze. Ale chciała od
niego więcej, nie tylko pocałunków.

Wplotła palce w jego ciemne włosy. Wiedziała, że teraz Brian

Cooper należy tylko do niej.

Na jej piersiach rysował palcem delikatne wzory. W końcu wsunął

jej dłoń pod bluzkę i zaczął pieścić sutek. Ściągnął jej przez głowę
sweter i rzucił go na podłogę obok łóżka. Została w koronkowym
staniku.

– No właśnie – powiedział. – Straciłbym chociażby takie widoki.

Musiałbym to sobie wszystko wyobrazić.

– Nie byłoby innego wyjścia – mruknęła, wyginając plecy i patrząc,

jak Brian pożera ją wzrokiem.

– Obejmij mnie nogami – poprosił, a ona szybko wypełniła tę

prośbę. Gdy wziął w usta jej pierś, poczuła, jak jej wnętrze wilgotnieje.
Te jego usta… nie mogła myśleć, cała była jednym wielkim doznaniem.

Udem rozchylił jej nogi i umiejscowił się między nimi. Jego penis

ocierał się o jej czułe miejsce. Uniosła lekko biodra, żeby wzmocnić
uczucie przyjemności. Przeniósł usta z jej piersi w kierunku mostka
i niżej, ku pępkowi. Wtedy spojrzał jej w twarz i ich oczy się spotkały.

– Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie, Piper – powiedział.

Ponownie schylił głowę i zagłębił język w jej pępku. Poczuła

mrowienie w najczulszym punkcie ciała. Uniosła biodra.

Rozpiął jej dżinsy, w dole brzucha poczuła jego ciepły oddech

i delikatne drapanie kilkugodzinnego zarostu. Myślała, że wie już
wszystko o Brianie, ale teraz stwierdziła, że wiele jeszcze musi się
nauczyć.

background image

Wydał jej polecenie, by uniosła kolana, i zdjął jej spodnie. Została

w czarnych stringach. Pieścił ją, a ona jęczała, pragnąc więcej. I jej to
dał. Najpierw za pomocą palców, a potem – gdy już zębami ściągnął jej
majteczki – za pomocą ust. Dłońmi gładził jej brzuch i uda. Leżała teraz
pod nim prawie całkiem naga.

A wtedy uklęknął i zaczął się jej przyglądać.

– Jesteś olśniewająca, Piper – powiedział schrypniętym głosem.

Krew zaczęła szybciej krążyć jej w żyłach. Wszystko, co robił ten

facet, rozgrzewało ją i podniecało tak, jak jeszcze nic dotąd.

– To przez ciebie – odparła chropawym tonem. – To dzięki tobie taka

się czuję.

– No cóż, jestem po prostu tym twoim jednym jedynym – stwierdził.

Poczuła ciarki na całym ciele. Tak, on był jednym jedynym, dobrze

to wiedziała. Myśl, że spędzi z nim resztę życia, czyniła ją bezbrzeżnie
szczęśliwą. Pochylił głowę i otarł się nieogolonym policzkiem o jej
wzgórek łonowy. Poczuła rozkosz rozpływającą się po całym ciele.
Potem Brian zerknął na ślady po depilacji okolic bikini.

– Szkoda, że nie zauważyłem tego, kiedy po raz pierwszy

kochaliśmy się u ciebie – powiedział. – Za szybko wtedy wyszedłem.
Powinniśmy byli zostać w łóżku tak długo, aż poznalibyśmy wszystkie
sekrety swoich ciał. I dusz.

Otworzył ją za pomocą palców, po czym dotknął jej kobiecości

językiem. To było takie… wilgotne i miękkie. Zaczęła się wić, chcąc
jeszcze czegoś więcej.

Ugryzł ją leciutko i prawie dochodziła, kiedy Brian nagle podniósł

głowę i uśmiechnął się do niej znad jej ciała. Ten uśmiech i cichy jęk
spowodował pierwsze fale rozkoszy. Ale on wtedy znów jakby się

background image

zatrzymał, po czym zaczął delikatnie kąsać ją po nogach. Napięcie
zaczęło sprawiać jej ból, tak bardzo już pragnęła jego ciała.

– Brian…

– Słucham? – zapytał, obejmując dłońmi jej piersi.

– Weź mnie, teraz. Tak dawno nie miałam cię w sobie, stęskniłam

się.

Dotknęła jego przyrodzenia przez materiał spodni. Niecierpliwie

mocowała się z zamkiem błyskawicznym rozporka, ale złapał ją za
nadgarstek i umieścił jej dłoń nad głową.

– Nie rób tego, bo nie wytrzymam – ostrzegł. – Bałem się, że już

nigdy nie będę mógł być z tobą.

– Ja też, dlatego tak bardzo cię teraz potrzebuję.

– Okej – powiedział.

Pochylił nad nią. Chciała krzyczeć, wiła się z bólu, bo każda cząstka

jej ciała była napięta do granic możliwości.

Ale to jeszcze nie był koniec. Brian wyprostował się i po chwili

Piper znów poczuła w miejscu intymnym jego ciepły oddech i dotyk
języka na łechtaczce. Każdy jego ruch przybliżał ją do spełnienia.
Uniosła kolana i ścisnęła udami jego głowę.

Wtedy poczuła, jak on znów wsuwa głębiej palec, jednocześnie

delikatnie łapiąc ją zębami. Wypowiedziała głośno jego imię i pierwsza
fala orgazmu przetoczyła się przez jej ciało. Brianowi zdawało się to nie
przeszkadzać, wciąż skubał i ssał jej pierś, aż doszła po raz drugi.
Ujrzała wtedy pod powiekami chyba wszystkie gwiazdy nieboskłonu.

Wziął ją w ramiona i zaczął delikatnie kołysać.

– Teraz, kiedy znów mam cię przy sobie, nareszcie mogę oddychać

pełną piersią – oznajmił.

background image

– Ja też.

Jego spokój zakłócało to, co znalazło się na nagraniach. Mówił tam

przecież różne rzeczy, w które absolutnie nie wierzył.

– Gdybyś kiedykolwiek przesłuchiwała taśmy z mojej rozmowy

z Keithem, pamiętaj, że ja pewnych rzeczy nie mówiłem poważnie.

– Brian, ja to wiem – odparła, wyciągając rękę, by go pogłaskać po

twarzy. Leżeli wtuleni w siebie. – Robiłeś to, co musiałeś, żeby pomóc
mojej rodzinie.

– Owszem. Szczerze mówiąc, nie oczekiwałem, że usłyszę coś

takiego. Myślałem, że co najwyżej wydobędę od niego nazwisko osoby,
która stała za tymi machlojkami. Nie sądziłem, że to on pociągał za
wszystkie sznurki. Chciał zniszczyć wszystko, co Ava kochała i ceniła.

Piper pokręciła głową.

– Czytałam kiedyś, że granica między miłością a nienawiścią jest

bardzo cienka, ale aż do teraz nie mogłam w to uwierzyć. I przykro mi,
że musiałeś zrobić to, co zrobiłeś.

– A mnie nie jest przykro. Teraz, kiedy wszystko mi powiedziałaś,

zrozumiałem, że ja wprawdzie zapewniałem cię, że jestem gotowy
spędził z tobą resztę życia, ale nigdy nie rozmawialiśmy na poważnie.
Po prostu zaciągnąłem cię do łóżka i chciałem, żeby tak już było
zawsze.

– Zaciągnąłem? Nie przypisuj tu sobie pełni zasług – zaprotestowała

z uśmiechem.

Zaczął wierzyć, że Piper nie przyszła tu tylko po to, by odwdzięczyć

mu się za wykrycie złoczyńcy odpowiedzialnego za kłopoty Wingate
Enterprises. Rozmawiała z nim z troską w głosie, wyjaśniła, jak jej
przeszłość wpłynęła na stosunek do instytucji małżeństwa. Ale… czy
żałuje, że z nim zerwała?

background image

Wziął głęboki oddech. Nie był pewien, czy jego serce wytrzyma,

jeśli Piper znów go odrzuci. Bez Piper jego życie będzie szare i pełne
rutyny. Spojrzał jej w oczy. Boże, jak on za nią tęsknił!

Od czasu ich sprzeczki w domu Avy minęły zaledwie dwa dni, a tyle

się wydarzyło, tyle zmieniło. Z wyjątkiem jednego: jego uczucia do niej.
Pragnął jej może nawet bardziej niż kiedykolwiek. Konfrontacja
z wujem, który chciał zniszczyć Avę, a w następstwie także Piper,
sprawiła, że chciał naprawić wyrządzone przez Keitha zło.

I to zrobił.

A teraz tylko musi przekonać się, czy Piper chce z powrotem mieć

go w swoim życiu. Czy da mu drugą szansę? A jeśli nie? Cóż, będzie
cierpiał, ale uszanuje jej postanowienie.

– Wiesz, ja to zrobiłem dla ciebie – zaczął. – Bo wiedziałam, jak

wiele znaczy dla ciebie twoja rodzina. I mam nadzieję pewnego dnia
stać się jej częścią. Załóżmy rodzinę.

– Brian, ja nie mogę…

Położył palec na jej ustach.

– Piper, nie chodzi mi o formalności. Chcę cię mieć przy sobie.

Kocham cię – wyznał. – Może za wcześnie ci o tym mówię, ale upływ
czasu na pewno nic tu nie zmieni.

Spojrzała na niego.

– A nie będzie ci przykro, kiedy wszystkim wokół zaczną się rodzić

dzieci, a ty utkniesz u boku kobiety, która…

– …jest najpiękniejsza w całym Teksasie? Mojej jedynej miłości?

No chyba że mnie nie kochasz, Piper, wtedy rzeczywiście nie ma sensu
tworzyć związku. Tyle dzieci na świecie potrzebuje rodziców. Na pewno
do nas trafią.

background image

Gdy uśmiechnęła się do niego, poczuł, że wstrzymuje oddech.

– Kocham cię, Brian. Więc jeśli jesteś pewien…

– Przecież ci powiedziałem! Chyba wiem, co mówię?

Objęła go i pocałowała.

– Teraz żałuję, że zabrakło mi cierpliwości, żeby zaczekać

i dowiedzieć się, co przede mną ukrywałaś.

– Ja to ukrywałam też przed samą sobą, Brian. Aż do momentu,

kiedy poprosiłeś mnie do tańca. Wtedy pomyślałam, jak fajnie byłoby
mieć w życiu kogoś. Ciebie.

– Na zawsze?

– Na zawsze.

background image

EPILOG

Piper nie miała zamiaru urządzać Dnia Dziękczynienia, ale teraz

zapragnęła gościć u siebie – i u Briana – całą rodzinę. Miała lekką
tremę, bo mimo całej swojej niezależności potrzebowała od czasu do
czasu aprobaty otoczenia. Brian z kolei zrezygnował z tradycyjnego
uczestnictwa w meczu Cowboysów, twierdząc, że nie wyobraża sobie
świętowania bez Piper.

Indyk dochodził w piekarniku, a Brian w salonie pełnił obowiązki

gospodarza. Jego rodzice mieli przyjść później; mama upiekła swój
słynny cynamonowy chleb dyniowy. Aresztowanie Keitha było dla
Cooperów przykrym przeżyciem, ale nie robili z tego tragedii.

Jako pierwsi przyszli Beth z Camdenem, którego gospodyni od razu

wysłała do salonu, by pomógł Brianowi przy drinkach. Potem zjawili się
Harley, Grant i Daniel, a za nimi Zeke, Reagan i ogromnie zestresowany
zadaniem odbudowy rodzinnej firmy Luke. Na końcu, razem z Avą,
wkroczyli do domu Sutton i jego narzeczona Lauren.

Sebastian przysłał esemesa, że przyjdzie tylko na indyka i na mecz

w telewizji, a Gracie wyjechała spędzić święto u rodziny na Florydzie.

Tak więc Piper miała wszystkich bliskich prawie w komplecie.

Kuchnia była połączona z salonem, więc wszyscy krążyli tam

i z powrotem.

Ava wzięła siostrę na stronę.

– Myliłam się co do Briana – powiedziała. – To wspaniały facet

i świetnie do siebie pasujecie. Nigdy mu nie zapomnę tego, co dla nas

background image

zrobił.

– Ja też – odparła Piper. – Nie sądziłam, że mogę być aż tak

szczęśliwa.

– No, najwyższy czas – oświadczyła Ava, która chyba nie byłaby

sobą, gdyby w takim momencie powstrzymała się od uszczypliwych
aluzji.

Piper zaprosiła wszystkich do stołu i zachęciła do wyrażania swojej

wdzięczności. Krewni wyrażali radość z oczyszczenia nazwiska
Wingate’ów i nadzieję na odtworzenie rodzinnego biznesu. Ava mówiła,
jak dobrze jest mieć wszystkich przy sobie.

– Cieszę się, że Keith trafił do paki, ale odbudowa firmy to wielkie

wyzwanie – zauważył Sebastian.

– Jesteście chyba na nie gotowi? – mruknęła Piper.

– Jasne.

– Wy już tak na poważnie? – zapytał Zeke Briana po deserze. – Chcę

wiedzieć, czy moja cioteczka ma zapewnioną właściwą opiekę – dodał,
puszczając oczko w kierunku Piper.

– Owszem, na poważnie, ale niekoniecznie z urzędową pieczęcią.

Możesz jednak traktować nas jak związanych z sobą do końca życia.

Zeke wzniósł stosowny toast, inni się przyłączyli, a Piper pomyślała,

jak to cudownie mieć taką rodzinę.

background image

SPIS TREŚCI:

OKŁADKA
KARTA TYTUŁOWA
KARTA REDAKCYJNA
ROZDZIAŁ PIERWSZY
ROZDZIAŁ DRUGI
ROZDZIAŁ TRZECI
ROZDZIAŁ CZWARTY
ROZDZIAŁ PIĄTY
ROZDZIAŁ SZÓSTY
ROZDZIAŁ SIÓDMY
ROZDZIAŁ ÓSMY
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
ROZDZIAŁ JEDENASTY
ROZDZIAŁ DWUNASTY
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
ROZDZIAŁ CZTERNASTY
EPILOG


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Fundusze obligacji, które zarabiają więcej niż inne
28 Struktura magii Ksztaltowanie ludzkiej psychiki czyli wiecej niz NLP Czesc 1 magia
wiecej niz wyciszenie, My i nasze problemy, depresja i zajęcia na oddziale dziennym szpitala
SZAFRAN TO WIĘCEJ NIŻ?NNA PRZYPRAWA
Blog, wiecej niz internetowy pamietni
pokój to coś więcej niż brak wojennych działań, Katecheza, 5 PIERWSZYCH SOBOT 1
Zbawienie to cos wiecej niz szostka w Duzego Lotka, KONSPEKTY KSM
Powiedzieć więcej niż się wie
Zablokowanie możliwości wprowadzenie więcej niż jednego określonego znaku to TextBoxa, excel
Pantenol więcej niż ulga przy oparzeniach
Więcej niż Prawo Przyciągania
Na państwo płacimy 2,5 krotnie więcej niż Amerykanie
Gronkowska Ogród i dużo więcej niż tylko ogród
Oświadczenie o niepobieraniu świadczeń na więcej niż 1 kierunku, Studia FiR, Sem 1, Stypendium
Etyka – coś więcej niż tylko uległość, Deontologia - Etyka
Jezus więcej niż cieśla
Polacy przeczytali z czarnych skrzynek więcej niż Rosjanie
Konta wynikowe, Jeżeli jedną operację dokumentuje więcej niż jeden dowód lub więcej niż jeden egzemp
biologia, pokarm i trawienie, Makroelementy - pierwiastki które stanowią więcej niż 0,01% suchej mas

więcej podobnych podstron