Epilog
- …Cullen został oficjalne uniewinniony i oczyszczony ze wszystkich zarzucanych mu
czynów. Jednym z głównych obrońców mężczyzny był Marcus Finley.
Kamera została przeniesiona na mężczyznę, który szedł przy boku Edwarda Cullena.
Starzec wyglądał na zmęczonego. Kobieta uśmiechnęła się zupełnie tak, jakby wpadła na żyłę
złota. Podbiegła do nich, przystawiła mikrofon do twarzy i zarzuciła gradem pytań.
- Wszystko poszło po pana myśli? – pytała.
- Czy spodziewał się pan innego wyroku? – zapytała inna. Po chwili dookoła
mężczyzn stało kilkadziesiąt ludzi z kamerami, aparatami, dyktafonami…
- Jest pan pewien niewinności oskarżonego?
- Jak Edward Cullen pana odnalazł?
- Miał pan zamiar go od razu aresztować czy pomagał do końca?
- Ja się tym zajmę, Edward – szepnął pan Finley. Odchrząknął. – Edward Cullen od
początku był ofiarą. Owszem, popełnił parę błędów, ale wszystkie zostały mu wybaczone.
Została zrzucona na niego wielka odpowiedzialność, wielki horror. Każdy człowiek w takiej
chwili czułby się zgubiony, musiał zrobić wszystko, by przetrwać.
- Ale kosztem wielu żyć! – zawołał ktoś z tłumu.
- Tak, jednak wszystko zostało mu wybaczone – powtórzył z mocą. – Został ofiarą
spisku, z którym nie mógł sobie sam poradzić.
- A co z porwaniem nastolatki?
Nastała cisza. Marcus Finley nigdy do końca nie wiedział, jak naprawdę było z
dziewczyną. Edward nie chciał o niej mówić. Za każdym razem, gdy był o to pytany,
odpowiadał, że to przeszłość i żeby wszyscy dali jej spokój.
- Owszem, porwał ją, jednak Isabella Swan nie wniosła na jego głównym procesie
oskarżenia, do czego przysługiwało jej prawo, jako osobie pełnoletniej i poszkodowanej.
- Co pan teraz zamierza robić? – spytał łysawy dziennikarz Edwarda.
- To, czego nie mogłem przez ostatnie parę lat. Żyć.
- Wróci pan do policji lub FBI?
- Nie. Wyjeżdżam do Europy.
Pan Finley pociągnął Cullena w stronę ich samochodu, gdzie czekał na niego Emmett.
Wsiedli i od razu odjechali od tłumu, który nie chciał ich przepuścić i jedyne czego pragnął,
to zrobić z tego wielką historię. Edward jednak chciał tylko jednego. I wiedział, że dzisiaj
wybiła godzina, by zakończyć wszystko. Zamierzał zostawić za sobą każdą rzecz, prócz
jednej.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
- Masz wszystko?
- Lily, pomagałaś mi się pakować przez ostatnie dwa tygodnie. Naprawdę myślisz, że
o czymś zapomniałam? – odparła dziewczyna z burzą brązowych włosów. Bez przerwy
odgarniała zabłąkane kosmyki z twarzy.
- Powinnaś je wyprostować – poradziła druga kobieta, śmiejąc się cicho. Razem
zniosły walizki z piętra i postawiły przed wyjściowymi drzwiami, które w tym momencie
otworzyły się i wszedł przez nie wysoki, szczupły mężczyzna z ciemnymi, z krótkimi
włosami. Jego oczy świeciły się radośnie, a twarz była rozpromieniona.
- Gotowa? – spytał nieco ochrypłym, jednak ciepłym głosem. Dziewczyna skinęła
głową. Wziął walizki i skierował się do samochodu stojącego na podjeździe. Lily zarzuciła
młodszej dziewczynie rękę na ramię i razem tak wyszły z domu.
- Poczta, zaczekaj, sprawdzę co to – rzekła spokojnie Lily, podchodząc do skrzynki.
Wyjęła parę listów, choć tylko jeden przykuł jej uwagę. Wróciła na ganek.
- Do ciebie, Kathy. – Podała jej kopertę. Ta tylko rzuciła niedbale okiem.
- Od rodziców. Pewnie gratulują mi zakończenia studiów. – Machnęła lekceważąco
ręką, zagięła kopertę i schowała do kieszeni spodni, wzruszając ramionami. – Będę tęsknić.
- Nie wyjeżdżasz na zawsze – odparła Lily. – Wrócisz za parę tygodni.
- I tak będę za tobą tęsknić – powiedziała cicho, przytulając ją mocno do siebie osobę,
która była dla niej matką i przyjaciółką jednocześnie przez ostatnie parę lat. – Nie mogę
uwierzyć, że to już.
- Taak, wydaje się, jakbyśmy dopiero się poznały, co?
- Cieszę się, że cię poznałam, Lily.
- Dlaczego mówisz tak, jakbyśmy miały się więcej nie zobaczyć? – Zaśmiała się. –
Jedź, baw się dobrze, wracaj do nas prędko, Kath.
- Wrócę najprędzej jak się da. Pocałuj ode mnie Michaela.
- Jasne. – Wyszczerzyła się. – Dbaj o nią, Luke!
- A sądzisz, że nie będę? – odparł, udając urażonego.
- Dbaj!
- Do zobaczenia, Lily!
Kathy wsiadła do samochodu i odetchnęła z ulgą. W końcu wakacje. Sądziła, że
zdecydowanie należały jej się po tych męczarniach. Słoneczna Francja, Lazurowe Wybrzeże.
Miejsca, których nie odwiedza się w snach. Luke przekręcił kluczyk w stacyjce, ale silnik nie
ruszył.
- Co się stało?
- Nie wiem, sprawdzę, zaczekaj chwilę. – Pocałował ją przelotnie w policzek i
wyskoczył z wozu. Westchnęła poirytowana i wyjęła z kieszeni list od rodziców. Przeczytała
go prędko i od razu tego pożałowała. Rodzice zapraszali ją na kolacje z okazji ukończenia
studiów. Prawdę mówiąc w liście znajdowało się więcej przeproszeń, niż czego innego.
Uśmiechnęła się złośliwie i porwała kartkę na strzępy, które wsadziła bezceremonialnie do
torby. Nie zamierzała się z nimi spotkać. Ani teraz, ani nigdy.
Jej myśli zostały przerwane przez Luke’a, który wsiadł ponownie. Przekręcił kluczyk,
a samochód tym razem odpalił. W momencie, w którym chciał wyjechać z podjazdu, został
on zablokowany przez czarny sportowy wóz z przyciemnionymi szybami. Chłopak zatrąbił
parę razy, a Kath zauważyła cień przerażenia w oczach Lily, która nadal stała na ganku,
czekając na ich odjazd.
- Odjedź, blokujesz nas! – wrzasnął Luke. W tej samej chwili ze sportowego auta
wysiadł mężczyzna z ciemnym, eleganckim garniturze z okularami słonecznymi. Kath
spokojnie obserwowała przybysza, patrząc na niego z ciekawością. Jej chłopak nie był na tyle
cierpliwy, wysiadł z auta i podszedł do nieznajomego. Ten odwrócił się do niego i uśmiechnął
szyderczo.
- A dokąd się, chłopczyku, wybierasz? – sarknął wyraźnie z siebie zadowolony. –
Zejdź mi z drogi!
Mężczyzna bezczelnie przesunął Luke’a na bok i ruszył żwawym krokiem w stronę
drzwi, gdzie stała Lily. Kathy patrzyła na niego z przerażeniem mieszającym się z szokiem.
Przecież to nie mógł być…
Prawda?
- Ari… - zaczął, jednak prędko się poprawił. – Cóż, jak się miewasz, Lily?
- Czego tutaj szukasz? – warknęła zdenerwowana. Kath nie mogła dłużej siedzieć w
samochodzie. Wyskoczyła z niego i ramię w ramię z chłopakiem podeszła do
nowoprzybyłego mężczyzny. Nie widziała go od przeszło pięciu lat! Oczywiście ostatnio było
o nim głośno w międzystanowej telewizji, jednak nie oglądała jej zbyt często, więc nawet nie
była pewna dokładnie o czym dana stacja mówiła.
- Więcej kultury, Lily – rzekł chłodniej. Kiedy Kath stanęła przy przyjaciółce, twarz
mężczyzny z powrotem się rozpromieniła.
- Czego od nas chcesz? – warknęła na niego. Serce waliło jej zdecydowanie za szybko.
Nie mogła uwierzyć, że on naprawdę tutaj był. Po tylu latach. Tylko dlaczego wrócił?
- Witaj, Bello. Czy może powinienem cię nazywać „Kathy”?
- Wynoś się – wysyczała Lily, stając przed dziewczyną. – Nic tu po tobie.
- Nie zamierzam nigdzie iść! – zawołał na pozór radośnie, jednak Kath znała go
bardzo dobrze. Widziała po jego oczach, że ta sytuacja wyraźnie go irytowała. Cóż, jej nie.
Znała tego mężczyznę na tyle dobrze, że wiedziała, że nie odejdzie bez tego, czego chce. I to
ją tak strasznie przerażało. Bo chciał właśnie jej.
- Czego chcesz? – powtórzyła swoje pytanie.
- Porwać cię, torturować, zabić – odpowiedział sarkastycznie. – Oczywiście, że
porozmawiać!
- Nie będziesz z nią rozmawiał – warknął Luke. – Kim ty, do cholery, jesteś?
- Edward Cullen.
Nastała długa, przeszywająca cisza. Lily zerknęła na swoją podopieczną
zaniepokojona, a Luke wpatrywał się w przybysza z wyraźnym szokiem. Nikt się nie
odezwał, dopóki ciszy nie przerwała sama zainteresowana.
- Nie będę z tobą rozmawiać, ani nawet przebywać w jednym miejscu. Wyjeżdżam, a
ciebie nie chcę nigdy więcej widzieć, Edwardzie. – Odwróciła się do samochodu Luke’a. –
Dałam ci wtedy wyraźnie do zrozumienia, co sądzę o życiu w ciągłym strachu, na walizkach,
nie wiedząc, co przyniesie jutro.
- Nie oglądasz telewizji? – spytał kwaśno. – Zostałem uniewinniony wszystkich
zarzucanych mi czynów. Jestem wolnym człowiekiem, który chce tylko z tobą porozmawiać,
nic więcej.
- Nie będzie żadnej rozmowy. Samolot mi ucieknie.
- Nie dasz mi kwadransu po tym wszystkim, co przeszliśmy?
- Miałeś na myśli piekło, jakie przez ciebie przeżyłam?
- Jak zwał tak zwał – odparł z szerokim uśmiechem.
- Kath, co się dzieje? – spytał ostrożnie Luke.
- Ja… chyba z nim porozmawiam.
- Kathy, nie…
- Nie wtrącaj się, Lily – syknął Edward ostrzegawczo. – Gdzie możemy się udać?
- Luke, przenieś nasz lot na wieczór… - Popatrzył na nią wściekły. – Nie rozumiesz tej
sytuacji, więc proszę cię, zaufaj mi.
- W porządku – warknął, odchodząc. Dziewczyna westchnęła.
- Chodź za mną – powiedziała do mężczyzny i weszła razem z nim do domu.
Widocznie Lily i Luke chcieli jej dać prywatność, gdyż nie udali się za nimi. Usiadła w
kuchni, wskazując Cullenowi drugie krzesło. – Po co przyjechałeś?
- Wyjaśnić pewne sprawy.
- Jakie?
- Wiesz dobrze, co do ciebie czuję. I wiem, co czujesz ty– odparł wprost. Wyglądał na
cholernie przekonanego o swojej racji. Miała ochotę zmyć mu z twarzy ten przeklęty
uśmieszek, który niegdyś wydawał jej się taki seksowny! Widziała w nim kiedyś
prawdziwego mężczyznę. Silnego, tajemniczego, pewnego siebie, odważnego… Jej głupota.
Był tylko kolejnym dupkiem, który myślał, że jest najwspanialszy.
- Oczywiście, że wiem. Nienawidzę cię – odpowiedziała więc ostro, chcąc, by
uderzyło w niego to jak najmocniej.
- To nie jest prawda, Bello.
- Nie nazywam się tak.
- Dla mnie zawsze pozostaniesz nią.
- Zmieniłam się. Nie jestem tą osobą, co dawniej.
- Jesteś. Próbujesz to od siebie odizolować, zakopać przeszłość, ale nigdy tego nie
zrobisz. Tego nie da się zrobić.
- Wszystko jest możliwe, jeśli się chce. A ja wymazałam cię z mojego życia.
- Widocznie nie, skoro wróciłem.
- Zaraz ponownie znikniesz, a ja polecę na wakacje z moim chłopakiem.
- Masz na myśli tego dzieciaka? – parsknął śmiechem. – Nie rozbrajaj mnie.
- Powiedz mi czego chcesz i sobie idź.
- Specjalnie dla ciebie bawiłem się w dowody i sądy, by być wolnym. Chciałem być z
tobą. We wszystkim co robiłem przez ostatnie lata, robiłem dla ciebie, z myślą o tobie –
powiedział silnym, poważnym głosem. – Wróciłem do USA, by być z tobą. Jestem teraz
mężczyzną, na jakiego zasłużyłaś. Mam dom, pracę, naprawioną reputację i nadal kocham
ciebie.
Patrzyła w jego oczy, które nigdy nie potrafiły kłamać, nawet jeśli ciało i umysł robiły
to za nie. Mówił szczerze, naprawdę tego chciał. Jednak zapomniał o jednej, ważnej rzeczy.
Ona już nie.
- Kocham Luke’a, jesteś tylko wspomnieniem.
- Ale czy aby na pewno, Bello? – spytał delikatnie. Wziął ostrożnie jej dłoń i przyłożył
do swojego serca. Oboje czuli, jak biło. – Ono bije dla ciebie. Zawsze biło, choć z początku
nie zdawałem sobie z tego sprawy, nie chciałem. Byłem potworem. Byłem przekonany, że nie
potrafię kochać, dbać… Potrafię. Teraz rozumiem to całkowicie. Jesteś dla mnie wszystkim.
- Ja…
- Nie, nie mów nic, Bello. Mówisz, że się zmieniłaś. To nie prawda. Ludzie się nie
zmieniają. Jedyne co robią, to udają kogoś, kim nie są z różnych powodów. Dla własnej
obrony, jako tarczę przed bólem, strachem… Ja udawałem, choć nie zdawałem sobie z tego
sprawy, bo było mi dobrze z maską obojętnego drania, który krzywdził wszystkich dookoła
siebie. Nie zmieniłem się, tylko powróciłem do swojej dawnej wersji. Kocham cię i naprawdę
nie chcę cię stracić ponownie. Czekałem na tę chwilę ponad pięć lat, Bello, ale musiałem być
cierpliwy – rzekł cicho, patrząc ponad nią, w kuchenne okno. – Nie chciałem sprowadzić na
ciebie żadnych kłopotów. Żyłaś sobie tutaj, kiedy ja załatwiałem wszystko.
- Czego ode mnie oczekujesz? Że rzucę dotychczasowe życie i rzucę ci się w ramiona?
– spytała drżącym głosem, ledwie maskując swój gniew. Wyrwała gwałtownie dłoń z jego
ręki. – NIE! – wrzasnęła, gdy próbował się odezwać. – Wynoś się stąd i nigdy więcej nie
wracaj! Nie mieszaj mi w głowie, nie kłam!
- Tak – odpowiedział na zadane pytanie, a ignorując resztę jej wypowiedzi. To ją tylko
zdenerwowało jeszcze bardziej. – To jedyne czego chcę.
- Jesteś nienormalny! – krzyknęła, wstając i cofając się w stronę drzwi. –
NIENORMALNY!
- Rozumiem twoją reakcję, naprawdę, Bello. Masz wybór. Jutro o osiemnastej
wylatuję z powrotem do Hiszpanii. Zameldowałem się w hotelu przy plaży w Miami.
- Podobno masz dom – odparła sucho. – Wracaj więc do niego i daj mi żyć.
- Dom nie jest mój, tylko nasz.
- Wyjdź.
- Masz czas do jutra wieczora, potem twoje życzenie się spełni i mnie więcej nie
zobaczysz. Do zobaczenia, Bello… mam nadzieję…
- Wynoś się – warknęła. Edward wstał i lekko uśmiechając się wyszedł, a ona sama
usiadła z powrotem przy stole.
Schowała twarz w dłoniach. Nie zamierzała do niego wracać, wracać do przyszłości.
Dlaczego ona nie dawała jej spokoju, spokojnego, normalnego życia? Czy od zawsze musiała
być przeklęta? Od samego, wczesnego dzieciństwa? Chciała jedynie ciszy, spokoju i
możliwości takiego życia, jakie sobie wymarzyła. Zawsze jak tylko myślała, że uporała się ze
swoimi problemami, to albo pojawiały się nowe, albo stare ze zdwojoną siłą. I tak stało się i
tym razem.
Nie potrafiła wyjść do swojej nowej rodziny. Została złamana – ponownie. Łzy
zaczęły powoli wypływać spod jej powiek. Nie potrafiła ich zatrzymać. Zamknęła oczy,
wspominając dawne chwile z Edwardem. Była wtedy szczęśliwa. Pomimo tego, że każdy
moment z nim wpędzał ją w kłopoty, to była zadowolona. Może nieco naiwna, ale cieszyła się
chwilami z nim. Dzięki niemu otwarła oczy i nauczyła się żyć tak, jak chciała, a nie tak, jak
nakazywali jej matka z ojczymem.
Miała Lily, Michaela i Luke’a, których kochała nad wszystko, jednak zawsze
brakowało jakiegoś istotnego elementu. Nie potrafiła znaleźć szczęścia u ich boku. Czy to z
powodu Edwarda? Czy naprawdę była aż tak stracona?!
Znała odpowiedź na te pytania i to ją tak strasznie przerażało. Mimo że zamknęła to i
zakopała głęboko w sobie, to wróciło. Przez te lata tylko się skumulowało, a teraz wybuchło.
Kochała Luke’a, ale nigdy nie tak bardzo, jak Edwarda. To on był jej pierwszą, wielką
miłością. A kiedy zdała sobie sprawę, że gdyby nie Luke, to naprawdę rzuciłaby się
mężczyźnie w ramiona, załamała się. Nawet nie próbowała hamować potoku łez. Wstała i
wbiegła na piętro, do siebie. Szumiało jej w głowie i było słabo. Rzuciła się na łóżko i zaczęła
mocniej płakać.
Po co on wrócił, pytała siebie w kółko. Pokazać jej, że nadal go kocha i nadal jej na
nim zależy? Zburzył tylko jej ład i harmonię!
- Kath, wszystko w porządku? – usłyszała przez drzwi. Pociągnęła jak najciszej
nosem.
- Tak! – zawołała drżącym głosem.
- Nie wierzę ci, wpuść mnie.
- Lily, proszę, nie teraz.
- Przestań, do jasnej cholery, wpuść mnie! – warknęła zirytowana. Bella wstała powoli
i, wycierając oczy, otworzyła drzwi przyjaciółce. – Co się, do diabła, stało? Co on ci
powiedział?!
- Prawdę – odparła tępo, beznamiętnie, siadając na łóżku. Lily przykucnęła koło niej. –
Lily, ja go wciąż kocham. I to nie minie. Wiesz, co jest najgorsze w tym wszystkim? –
zapytała, a kobieta obok niej skinęła delikatnie głową, zachęcając ją do dalszych zwierzeń. –
Ż
e przez te pięć lat udało mi się jakoś to w sobie zamknąć, upchnąć w najdalszy kąt
ś
wiadomości. Był Luke… i było mi – jest mi! – z nim bardzo dobrze!
- Kochasz Luke’a? – zapytała łagodnie Lily.
- Ja… tak, oczywiście, że kocham! – zawołała żałośnie. – Ale z pewnością nie tak jak
Edwarda. Wrócił i namieszał mi w głowie! Jak zawsze, zresztą – zakończyła cicho.
- Bello… - Użyła po raz pierwszy od dawna jej prawdziwego imienia. – Edward przez
lata był moim przyjacielem, ty jesteś moją przyjaciółką… a Luke jest naprawdę świetnym
mężczyzną. Nie musisz wybierać między nimi… Edward jest twoją przeszłością, Luke
przyszłością.
- Ale co, jeśli zostając z Luke’iem popełniam wielki błąd?
- Ty mi powiedz.
- Ja… Nie wiem co mam robić.
- Bądź odpowiedzialna, a zarazem pamiętaj, że odpowiedzialność nie idzie w parze z
miłością. Jeśli naprawdę kochasz Edwarda i chcesz być właśnie z nim…
- Ale… minęło pięć lat. Nie wiem czy jeszcze go znam.
- Co ci podpowiada serce? – Wymamrotała coś niezrozumiale. – Zrób to, co uważasz
za słuszne. To twoje życie i nikt nie ma prawa się w nie mieszać. Zrobisz jak uważasz. Wiedz,
ż
e ja zawszę będę przy tobie, a nie ma złych wyborów – są tylko takie, które nie odpowiadają
jakimś ludziom.
- Muszę porozmawiać z Luke’iem. Zawołasz go?
- Już tutaj jestem – usłyszały ponury głos. Odwróciły głowę w stronę drzwi.
- Zostawię was. – Pocałowała dziewczynę w głowę i wyszła, wpuszczając Luke’a i
zamykając drzwi.
Przez dłuższą chwilę Bella siedziała ze spuszczoną głową.
- Kathy, kochanie…
- Przestań. Słyszałeś wszystko.
- Tak.
Znów nastała cisza. Dziewczyna spojrzała w oczy chłopaka, który siedział na ziemi
obok niej. Jego oczy wyrażały czystą, szczerą miłość. Kochał ją, a ona kochała jego. Czy
naprawdę mogła być na tyle bezduszna, by aż tak strasznie go zranić? Nie, nie potrafiła.
Długo tak siedzieli w pięknej, nieskazitelnej ciszy. Luke pozwolił błądzić jej myślą, a ona
przegrywała z własnym sercem. Im dłużej tak patrzyła w jego oczy, tym jej decyzja o
pozostaniu z chłopakiem bardziej się umacniała.
- Kocham cię, Luke.
- Wiesz, że ja ciebie też, Kath.
- Nie wiem co robić.
- Kath… - zaczął nieco drżącym głosem. – Jesteś dla mnie wszystkim, oddałbym dla
ciebie wszystko, chcę tylko twojego szczęścia. Tak jak mówiła Lily, nie ma złych wyborów,
więc… Wybierz, ale wybierz mnie… kochaj mnie, Kath. Wiem, że mówiąc to jestem
egoistycznym dupkiem, ale nie potrafię i nie chce wyobrażać sobie… siebie bez ciebie…
Kath, proszę…
- Nie rób tego… Nie proś, nie błagaj…
- Kocham cię, nie chcę byś odeszła do… niego.
Jego oczy wyrażały bezgraniczny ból i cierpienie. Nie wiedziała, czy potrafiłaby
oddać pięć lat pięknego związku na rzecz kogoś, kto był tak bardzo zmienny.
- Nie wiem co robić – powtórzyła słabo.
- Nie rób nic – odparł cicho. – Zostaw wszystko tak jak jest.
- Wiesz co, Luke? – powiedziała po dłuższej chwili. – Zarezerwuj ten lot na jutro.
Uśmiechnął się szeroko, promiennie i pocałował ją. Oddała pocałunek, jednak nie
potrafiła wydusić z siebie tej pasji, jaką zawsze starała się mu podarowywać. Z szerokim
uśmiechem, pogwizdując delikatnie, wyszedł.
A ona nie spała całą noc myśląc, czy postąpiła słusznie.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Wpatrywał się ze zmrużonymi oczami w zegarek postawiony na hotelowym stoliku.
Siedemnasta wybiła już dawno, więc musiał wychodzić, by nie spóźnić się na samolot.
Chwycił walizkę, telefon i ruszył do holu. Lotnisko było stosunkowo blisko od hotelu, więc
pozwolił sobie na spacer. Będąc nieopodal wielkiego budynku lotniska Miami, zadzwonił do
agenta nieruchomości.
- Słucham?
- Philip? Nie wyszło, możesz odsprzedać dom – powiedział ponuro.
- Jesteś pewien?
- Tak. To koniec…
Rozłączył się. Podszedł do tablicy informującej o odlotach. Miał niecałe dwadzieścia
minut. Skierował się tłumu ludzi, by oddać swój bagaż. Położył walizkę na taśmie i patrzył
powoli jak znika.
Nie mógł pozwolić na to, by Bella zniknęła tak samo, jak ta walizka. Zmrużył
gniewnie oczy i wybiegł na zewnątrz. Wezwał pierwszą lepszą taksówkę i podał adres domu
Arizony. Zajechali stosunkowo szybko. Edward zauważył, jak chłopak Belli pakuje na powrót
walizki do samochodu.
A więc przegrałem z kimś takim?
Gniew zaczął się w nim odzywać. Jedyne na co miał ochotę, to podejść do tego
pieprzonego dzieciaka i skręcić mu kark… O tak, to byłaby wystarczająca kara dla idioty,
który zabrał mu jego Bellę. Już wyobrażał sobie ten trzask…
- Dwadzieścia dolarów – odezwał się kierowca, wyrywając mężczyznę z tego
cudownego letargu. Edward rzucił mu pieniądze na przednie siedzenie i wysiadł. Podszedł do
chłopaka, pakującego bagaże.
- Dumny jesteś z siebie, smarkaczu? – warknął, podchodząc bliżej. Ten się odwrócił.
Na jego twarzy malowała się dzika furia.
- Edward? – zawołała zaskoczona Arizona. – Co ty tutaj robisz?
- Mam nadzieję, że ty jesteś z siebie dumny, skurwielu – odparł dzieciak.
- Czyżby szanowna Bella cię rzuciła? – zapytał z triumfalnym uśmieszkiem. – Co za
biedaczek! – zadrwił okrutnie. Chłopak bez namysłu podszedł i usiłował uderzyć Edwarda z
pięści w twarz. Ten jednak zrobił unik, złapał tamtego za ramię i zrównał z ziemią. Patrzył na
niego z perfidnym uśmieszkiem z góry. – Jeśli nie potrafisz komuś przyłożyć, to tego nie rób.
- Zostaw go, Edward! – wrzasnęła, biegnąc w ich stronę. – Luke, w porządku?
- Tak – warknął, wstając. – Minąłeś się z tą twoją dziwką – wysyczał. – Pojechała do
ciebie!
Arizona wciągnęła gwałtownie powietrze oburzona. Edward jednak zarejestrował dwa
uczucia na raz. Niewyobrażalną wściekłość i niewyobrażalne szczęście, ulgę. Z momencie, w
którym kobieta zawołała gniewnie „Luke”, on podszedł do niego i bezceremonialnie uderzył
go w twarz. Celował w prawy policzek, jednak ręka mu się nieco osunęła, bo dostał w nos.
Chłoapk wylądował na ziemi, trzymając się za krwawiący narząd węchu.
- Nigdy.Nie.Waż.Się.Mówić.Tak.O.Mojej.Belli! – wrzasnął, kopiąc chłopaka z
każdym wypowiedzianym słowem. Wstał i lekko utykając, wsiadł do samochodu i odjechał.
- Przesadziłeś.
- Wiem! – warknął nadal zły. – Przeklęty smarkacz! Gdzie jest Bella?
- Na lotnisku.
Spojrzał na zegarek.
- Nie zamierzam się z nią znów mijać. Zaczekam tutaj na nią. – Posłał jej pytające
spojrzenie. Kobieta zaśmiała się.
- Wracamy do dawnych czasów? Tak, Edwardzie, możesz tutaj na nią zaczekać.
Weszli do domu. Edward zamiast usiąść i wypić kawę, zrobioną mu przez kobietę,
stanął przy oknie i cały czas patrzył, czy dziewczyna już wraca. Po jakiejś godzinie Arizona
powiedziała, że musi jechać odebrać syna z treningu, więc mężczyzna został sam w domu.
Wszedł do salonu i oglądał zdjęcia. Na praktycznie wszystkich pojawiała się Bella wraz z
Arizoną i Mike’m. Kobieta naprawdę uważała dziewczynę za swoją rodzinę, do tego
najbliższą. Musiał przyznać, że podobało mu się to.
Wziął z barku whiskey i szklankę. Nalał sobie i usiadł w fotelu, patrząc na zdjęcia
Belli. Niedługo potem usłyszał samochód wjeżdżający na podjazd. Uśmiechnął się
triumfalnie, jednak nie poruszył się.
- Arizona? – zawołała dziewczyna zapłakana od drzwi. – Michael?
Pociągnęła nosem i zaczęła wchodzić po schodach. Dopił resztę alkoholu ze swoje
szklanki i postawił ją nieco zbyt głośno za ławie. Dziewczyna gwałtownie się odwróciła. Jej
oczy zrobiły się wielkie, gdy tylko go zobaczyła.
- Edward… - wyszeptała niedowierzająco.
- Stęskniłaś się? – spytał kpiąco, zbliżając się do niej. Wystawił swoją dłoń, którą
natychmiast ujęła. Przytulił ją mocno do siebie, a ona się rozpłakała. Nie potrafił pocieszać,
więc po prostu trzymał ją mocno w swoich ramionach. – Cholera! – zaklął nagle.
- Co się stało? – wyszeptała.
- Czekaj– odparł gniewnie. Wyjął telefon i wybrał szybko numer. – Philip? Nie waż
się nawet robić tego, co zamierzałeś, jasne?
- Znów zmieniłeś plany? – spytał mężczyzna zirytowany.
- Nie ja je zmieniłem. To pewna panna miesza mi w głowie od początku naszej
znajomości – powiedział, uśmiechając się szeroko do Belli. – Po prostu tego nie rób.
- Nie zamierzałem. Chciałem być pewny, że nie popełniasz błędu.
- Dzięki, stary. Na razie – powiedział z uśmiechem.
- O co chodzi? – spytała zaniepokojona.
- O to, że będę musiał mu dopłacić za profesjonalną robotę – odparł tajemniczo. –
Cóż, to nie ważne, nie teraz.
- Kocham cię.
- Wiem o tym – odparł po prostu z nutką triumfu, po czym wpił się w jej usta. Nie
potrafił nawet wyrazić, jak bardzo za tym tęsknił. Bella przycisnęła go mocniej do siebie,
muskając palcami jego włosy. Przeniósł usta na jej szyję, obdarowując ją delikatnymi
pocałunkami. Wreszcie wyszeptał do jej ucha:
- Widzisz? Zawsze dostaję to, czego chcę.
- Raczej zawsze pojawiasz się tam, gdzie cię nie chcą.
- To już swoją drogą – odparł cierpko. – I to już koniec. Nareszcie.
- A nie dopiero początek? – spytała dziewczyna urażona.
- Koniec problemów, początek ich braku.
- Nie będziesz zbyt wybitnym poetą.
- Ale za to jestem najwspanialszym, najdzielniejszym mężczyzną, trzymającą w
ramionach najpiękniejszą kobietę. Pobij to – szepnął jeszcze, nim znów jej nie pocałował.
Cóż, widać chyba, że nie potrafię pisać szczęśliwych zakończeń. Wyszło mi to tak słodko, że
aż mdli xD Nie wiedziałam jak to zakończyć – naprawdę.
Chciałam Wam wszystkim podziękować za to, że byliście ze mną przez te… no, prawie dwa
lata. Szkoda trochę, że to koniec historii, bo mimo że nie wstawiałam zbyt często tych
ostatnich rozdziałów, naprawdę lubiłam ten ff.
I teraz gorąca prośba do wszystkich :) Niech każdy, kto przeczytał choć jeden rozdział,
pozostawi coś po sobie. Chciałabym zobaczyć ile osób było ze mną – i nie ważne od kiedy.
Liczę, że posłuchacie mojej prośby ;]
Trzeba się więc pożegnać. Oczywiście teraz, kiedy mam to zakończone, zbliżają się wakacje,
będę mogła poświęcić więcej czasu One more kiss i mam nadzieję, że poświęcicie mu
również swoje zainteresowanie.
Jeszcze raz, dziękuję ;)