Rozdział22
— Nie pojadę na tym — był czas kiedy musiałam postawić na swoim z Barronsem.
To był właśnie taki czas
— Zamknij się i wsiadaj
Gdybym potrząsnęła głową jeszcze raz bardziej gwałtownie, prawdopodobnie
oderwałabym ją sobie od reszty ciała
— Wsiadaj. Natychmiast
— W Twoich snach
Naszym transportem był Królewski Łowca
Barrons w jakiś sposób skłonił Łowcę to pozostania na ziemi w alejce pomiędzy
KiBB a garażem ( jedną z tych przerażających bestii której głównym celem było
wyeliminowanie mojej rasy z powierzchni ziemi) Wprawdzie był to jeden z
mniejszych ( raczej rozmiaru wąskiego dwu piętrowego domu a nie pięcio
piętrowego apartamentowca) i nie emanował tym śmiercionośnym odczuciem jak ten
do którego strzelał inspektor Jayne ale wciąż był to Królewski Łowca, kasta
odpowiedzialna za zamordowanie niezliczonej liczby sidhe-seers przez tysiące lat. I
on oczekiwał ,że Ja tego dotknę?
Nie wyczułam go bo był w jakiś sposób … przytłumiony
Przykucnął tam, czarniejszy niż smoła, wyglądający piekielnie, pokrytymi skórą
skrzydłami i ognistymi oczami, rogami i rozwidlonym ogonem. Wypuszczał
podmuchy dymu w dół alejki tego co kiedyś było największą Ciemną Strefą w
mieście. Przestrzeń pomiędzy księgarnią a garażem była dwadzieścia stopni
chłodniejsza niż reszta przestrzeni w nocy
Sięgnęłam do wnętrza mojego płaszcza po włócznię
— Nie waż się — powiedział Barrons — Jest pod moją kontrolą
Wpatrywaliśmy się w siebie
— Co musiałeś zaoferować Łowcy aby go do tego skłonić? W jaki sposób jeden
najemnik płaci drugiemu?
— Ty powinnaś wiedzieć. Jak się mają Twoje cenne zasady ostatnimi czasy?
Skrzywiłam się na niego. Po chwili wypuściłam włócznię
— Przy jego pomocy możemy znacznie szybciej przeszukać miasto. Twoje.... IFP —
esy, jak je nazywasz, nie mają na niego wpływu, sprawiając ,że jest to
najrozsądniejszy środek transportu.
— Jestem sidhe-seer Barrons. To jest Łowca. Zgadnij na co polują Łowcy? Na
Sidhe-seers. Nie wsiądę na niego
— Czas ucieka panno Lane. Rusz tyłek
Mentalnie próbowałam wejść w umysł Łowcy aby poznać jego zamiary, oczekując
spotkania z zakłócającą myśli sidhe-seer kopalnią morderczych myśli Łowcy
Nie było tam niczego, tylko mur czarnego lodu — Nie mogę dostać się do jego
umysłu — i nie podobało mi się to ani trochę
— I dzisiaj on nie może dostać się do twojej, więc zostaw go w spokoju i rób co
mówię
Zmrużyłam oczy — Nie możesz kontrolować Łowcy! Nikt nie może!
Jego czarne spojrzenie kpiło — Boisz się
— Wcale nie — warknęłam. Oczywiście ,że się bałam. Może i był podejrzanie
wyciszony i pozornie obojętny na moją obecność ale lęk przed nim był zakodowany
w mojej krwi. Urodziłam się z głęboko zakorzenionym alarmem podświadomości—
Co jeśli zrzuci nas jak tylko znajdziemy się na górze? — może i nie krwawiłam tak
jak kiedyś, ale byłam całkiem pewna ,że moje kości łamały się tak samo łatwo jak
kości każdej innej osoby.
Barrons obszedł Łowcę, podchodząc do niego od frontu. Płomienie błysnęły w jego
oczach gdy go zobaczył. Powąchał Barronsa, i część tej jego gorączki wydawała się
odpłynąć. Kiedy Barrons wyciągnął etui zawierające kamienie z kieszeni płaszcza,
Łowca przycisnął do tego swoje nozdrza i wydawało się ,że podoba mu się ten
zapach — On wie ,że będzie martwy zanim spróbuje — powiedział miękko
— Nigdy nie pozwoli mi wsiąść na siebie z moją włócznią, a Ja nie mam zamiaru jej
zostawić — kręciłam
— Twoja włócznia jest ostatnim z jego zmartwień
— Jak mam się na nim utrzymać — żądałam odpowiedzi
— Mają luźne połacie skóry pomiędzy skrzydłami. Złap to jak końską grzywę. Ale
najpierw załóż to — rzucił w moją stronę parę rękawiczek — I trzymaj je ubrane —
były zrobione z dziwnej tkaniny, grubej a jednocześnie elastycznej — Nie chcesz
dotknąć go nagą skórą — zapewniał mnie — Reszta Twojego ciała powinna być w
porządku
— Dlaczego nie chcę dotknąć go nagą skórą? — zapytałam ostrożnie
— Wsiadaj panno Lane. Natychmiast. Albo przypnę cię do tej cholernej rzeczy
Zajęło mi to kilka prób ale kilka minut później znalazłam sie na grzbiecie Łowcy
Unseelie
Zrozumiałam dlaczego dał mi rękawiczki. Emanował tak intensywnym zimnem ,że
gdybym dotknęła go gołymi rękoma i byłaby na nich jakakolwiek wilgoć
przymarzłyby do jego skóry. Zadrżałam, wdzięczna za skórzane warstwy mojego
ubrania. Barrons usadowił się poza mną, był zbyt elektryzujący i znajdował się za
blisko dla mojego komfortu
— Dlaczego on lubi zapach kamieni?
— Zostały wykute ze ścian twierdzy króla Unseelie. To odpowiednik Twojego ciasta
brzoskwiniowego, smażonego kurczaka i lakieru do paznokci — powiedział sucho —
Pachnie jak dom
Łowca wypuścił z siebie podmuch dymu wypełniając powietrze w alejce siarką.
Potem rozwinął skrzydła i jedynym masywnym ich podmuchem podniósł się i
zanurzył głęboko w ciemną noc, obsypując kryształkami czarnego lodu ulice
Wstrzymałam oddech i spoglądałam w dół na oddalającą się księgarnie
Wznosiliśmy się coraz wyżej i wyżej w zimne, nocne niebo
W dole mijaliśmy koledż Trinity i dzielnice Temple Bar!
Dalej rozciągał się komisariat policji i park. Magazyn Guinness'a z platformą na
której stałam i spoglądając w dół zdałam sobie sprawę ,że zakochałam się w tym
mieście
Doki ,zatoka i ocean aż po horyzont
Znienawidzony kościół w którym mój świat rozpadł się na części. Podniosłam głowę
do góry i spojrzałam w gwiazdy, odrzucając wizje jak i wspomnienia tego miejsca.
Księżyc był błyskotliwie biały, jaśniejszy niż kiedykolwiek powinien być, oprawiony
tą samą dziwną krwawą aurą którą widziałam kilka dni temu
— Co dzieje się z księżycem ? — zapytałam Barronsa.
— Świat wróżek krwawi do Twojego. Spójrz na te ulice na północ od rzeki
Odwróciłam wzrok od okrytego szkarłatem księżyca do miejsca które wskazywał.
Mokry bruk błyszczał delikatnym lawendowym odcieniem płynącym z neonów,
wytoczonym przez srebrzyste pajęczyny światła. Był piękny
Ale to było złe i głęboko niepokojące, tak jakby w tych kamieniach było coś więcej
niż tylko zwykły kolor. Tak jakby jakaś mikroskopijna forma życia Unseelie
wzrastała na naszym świecie, zabarwiając go, przekształcając w taki sam sposób w
jaki klątwa Cruce'a przeklęła lustra
— Musimy powstrzymać to wszystko przed przemianą — powiedziałam pilnie. I w
którym momencie ta zmiana stawała sie nieodwracalna? Czy już przypadkiem nie
była?
— Dlatego też można by pomyśleć ,że nie będziesz tracić czasu kłócąc się kiedy
zaopatrzyłem nas w najbardziej wydajny rodzaj transportu — Barrons brzmiał na
wkurzonego
Zerknęłam w dół na mój 'środek transportu', jego czarną jak atrament skórę, ściśniętą
w moich okrytych rękawiczkami dłoniach.
Jechałam na Łowcy Unseelie! Czy jakakolwiek sidhe-seer w historii ludzkości
zrobiła kiedyś coś takiego? Dani nigdy w to nie uwierzy. Obserwowałam obłoki pary
wznoszące się nad jego głową, ukoronowaną śmiertelnymi hebanowymi rogami.
Czułam ukryte w jego ogromnych skrzydłach napięcie, jak nimi trzepotał.
Obserwowałam miasto pode mną.
To była długa podróż w dół
— Wiesz ,że inspektor Jayne do nich strzela — powiedziałam zmartwiona
— Jayne jest teraz zajęty w inny sposób
— Nie możesz wiedzieć wszystkiego — teraz to ja brzmiałam na wkurzoną
Klepnął Łowce lekko tak, jak klepie się konia
Przeszedł do atakującej pozycji, obracając szyję, wyrzucając przez swoje ramię
płonące spojrzenie pełne nienawiści i parsknął cienką strużką ognia z nozdrza w
niepowtarzalnej naganie
Barrons śmiał się
Musiałam przyznać ,że pomijając zimno i zbyt bliską obecność Barronsa,
rozkoszowałam się tą przejażdżką. To było przeżycie którego nigdy nie zapomnę. To
zabawne w jaki sposób rzeczy które wydają się być najmroczniejsze, zawierają w
sobie momenty piękna które ukazują się w najmniej oczekiwanych miejscach.
Dublin wciąż był pozbawiony zasilania ale taki był od miesięcy a wiatr i czas zniósł
wszystkie jego zanieczyszczenia w stronę wody. Żadnych dymiących kominów,
żadnych emitujących spaliny samochodów. Nie było aureoli światła miasta
konkurującej z jasnością księżyca. Miasto zostało wymiecione. To było jak świat taki
jaki był, setki lat temu. Gwiazdy migotały tak widoczne na Dublińskim niebie jak w
wiejskiej Georgii.
Rzeka Liffey dzieliła miasto przez środek, mosty znajdujące się na niej przekrajały
srebrną ścieżkę aż do zatoki.
Na północy ludzie inspektora, Jayne rzeczywiście byli zajęci w inny sposób walcząc
z hordą Unseelie jakiej nigdy wcześniej nie widziałam, tylko kilka przecznic od alejki
w której zginęła moja siostra.
Żal wzburzył się we mnie ale odrzuciłam go tak mocno i szybko spychając do
mojego zamkniętego pudełka ,że ledwie go poczułam.
Na stronie południowej, przelecieliśmy cicho ponad głowami moich sióstr sidhe-
seers. MacHalos połyskiwały dowodzone przez Kat i Dani, przeszukując okolice
niszcząc to co mogły
Dani nienawidziła mnie za to ,że wyszłam dzisiaj bez niej i dowodziła gorąco ,że jej
super zmysły mogą być niezbędne. Nie ułagodziło jej zbytnio moje przypomnienie
,że Barrons był szybszy niż ona.
Lataliśmy kilka godzin, krążąc i krążąc. Była prawie czwarta nad ranem kiedy w
końcu wyczułam Sinsar Dubh.
W momencie w którym zrobiłam to ja, zrobiła to i moja głowa — zabójcze łomotanie
w skroniach, rozprzestrzeniające się i obejmujące moją czaszkę jak ostre imadło
— Mam ją — powiedziałam spięta, wskazując generalny kierunek
Łowca zabrał nas na dół. Przesuwaliśmy się nad dachami kiedy starałam się wskazać
dokładniejszą lokalizację. Wieża kościoła i kilka kominów minęło kilkanaście stóp
pod nami. Czym niżej schodziliśmy tym bardziej intensywny stawał się mój ból i
ogarniało mnie intensywniejsze zimno. Czułam ją. Szczekając zębami i drżąc w
moim nieszczęściu, prowadziłam go. W lewo, nie w prawo, nie skręć tutaj, tak tutaj,
pośpiesz się, oddala się, czekaj, nie mogę jej wyczuć, jest
Nagle Sinsar Dubh zatrzymała się. Przeskoczyliśmy o pięć przecznic do przodu i
zawróciliśmy z powrotem do miasta. Łowcy nie biorą zakrętów jak Porsche
— Co ona robi? — domagał się odpowiedzi Barrons
— Poza tym ,że mnie zabija? Nie wiem — w tym momencie naprawdę mnie to nie
obchodziło — Jesteś pewny ,że musimy to zrobić?
— To tylko ból panno Lane i to taki o ograniczonym czasie trwania
— Może Ty spróbujesz funkcjonować kiedy twoja głowa jest rozrywana na pół i
czujesz się jakby ktoś grzebał w Twoim mózgu. Nie ma jakiegoś zaklęcia Druidów
którym mógłbyś mi pomóc?
— Potrzeba by do tego zarówno czasu jak i tatuaży. Poza tym nie jestem pewien czy
w ogóle by zadziałało i chociaż niedawno domagałaś się abym ubierał cię w czerń i
szkarłat, nie chcę abyś nosiła to już na stałe
— A Ty wciąż mi to przypominasz — wymamrotałam, wywracając oczami. Ruch w
połączeniu z moimi mdłościami sprawił ,że prawie zwymiotowałam
— Tylko dlatego ,że Ty wydajesz się zapominać o tym kto uratował Twój tyłek
Niestety, nie te wiele innych rzeczy które z nim robił.
Łowca złożył skrzydła i opadł na ziemię w ciszy. Ześliznęłam się z pokrytych skórą
pleców i uderzyłam o chodnik, zwracając
— Gdzie ona jest? — Barrons żądał odpowiedzi zanim jeszcze skończyłam
Otarłam usta, wierzchem dłoni — Śmierć przed nami. Trzy przecznice? —
zgadywałam
— Możesz iść?
Pokiwałam i podniosłam się z chodnika ale tym razem nie zwymiotowałam. Nie
jadłam nic od lunchu, więc nic więcej już nie zostało. Odczuwałam jakiś przewrotny
komfort z tego bólu. Najwyraźniej to nie ja byłam tą która zdecyduje o losach świata
Gdybym była taka zła, książka lubiłaby mnie, chciała zbliżyć się do mnie, a nie mnie
odpychała. Ryodan się mylił. Sinsar Dubh nie chciała mieć ze mną nic wspólnego.
Zbliżyliśmy się, Barrons nękający, ja przeszkadzająca. Za nami Łowca podniósł się,
znikając w nagłej zamieci czarnego lodu
— I tyle jeśli chodzi o nasz transport — powiedziałam kwaśno. W takim stanie w
jakim teraz byłam i w jakim zawsze pozostawiała mnie Sinsar Dubh nie było mowy
,żebym była w stanie odbyć długi marsz z powrotem do księgarni. Miałam nadzieję
,że kamienie zdołają coś osiągnąć (nawet bez czwartego) i może zmniejszyć ból który
odczuwałam.
— Wróci kiedy książka zniknie. Nalega na utrzymanie pewnej odległości
Nie winiłam go ani trochę. Żałowałam ,że nie mogłam zrobić tego samego
Dwie przecznice dalej, z książką mocno zaznaczoną na moim radarze, mój ból
zniknął nagle bez żadnej przyczyny. Sinsar Dubh wciąż była na wprost
Stanęłam prosto po raz pierwszy od czasu kiedy wylądowaliśmy i odetchnęłam
głęboko z wdzięcznością.
Barrons przestał iść — Co to ma znaczyć?
— Nie czuję juz bólu — odwróciłam się twarzą do niego na środku opuszczonej
ulicy
— Dlaczego nie?
— Nie wiem
— Wymuś go
Posłałam mu spojrzenie które mówiło Sam sobie go wymuś
— Nie podoba mi sie to — ryknął
Mi też się to nie podobało. Ale w tym samym czasie, podobało. Nienawidziłam bólu.
Zawsze wiedziałam ,że byłabym okropną ofiarą tortur. Gdyby ktoś zaczął zdzierać ze
mnie paznokcie śpiewałabym wszystko jak złoto
— Ale wciąż ją wyczuwasz?
Pokiwałam
— Zjadłaś Unseelie? — oskarżył
— Co? Mówisz do Wykrywacza Przedmiotów Magicznych. Nie mogę ich
namierzyć, jeśli zjem Unseelie
— Nie czujesz żadnego bólu?
— Ani uncji — w zasadzie to czułam się świetnie. Pełna energii, gotowa na
wszystko — Więc? — naciskałam — Będziemy tu stać całą noc, czy masz zamiar coś
zrobić? — wolna od mojej agonii byłam gotowa stawić jej czoła
Przyglądał mi się, oceniając, jego spojrzenie było spięte. Po chwili powiedział —
Przerywamy — odwrócił się i zaczął odchodzić
— Żartujesz sobie? — warknęłam do jego pleców — Jesteśmy tutaj. Znaleźliśmy ją.
Zobaczmy co mogą zrobić te kamienie!
— Nie. Ruszaj sie. Natychmiast
— Barrons, nic mi nie jest—
— A nie powinno tak być — stanął odwrócił się zerkając na mnie
— Może stałam się po prostu silniejsza. Jestem teraz niewrażliwa na wiele
zauroczeń wróżek i mogę przechodzić przez zabezpieczenia. Może po prostu
chwyciła mnie znienacka i moje ciało przez chwilę sie poddało, dopiero później się
dostosowując
— A może po prostu sobie z nami pogrywa
— A może to doskonała okazja aby się czegoś na jej temat dowiedzieć
— A może cię po prostu zniewoliła a Ty nawet o tym nie wiesz
— A może możemy stać tutaj i debatować na ten temat całą noc, albo możemy
wprowadzić nasz plan w czyn i zobaczyć co się stanie! To Ty wpadłeś na ten pomysł!
Nie rób ze mnie teraz mięczaka!— odwróciłam się plecami i zaczęłam poruszać sie w
przeciwnym kierunku, kierując się w stronę Sinsar Dubh.
— Zatrzymaj się w tej chwili panno Lane!
— Może powinniśmy iść się gdzieś schować Barrons?— rzuciłam przez ramię
Chwilę później, szliśmy ramię w ramię kierując się w jej stronę
— Jesteś niemożliwa — warknął
— Przyganiał kocioł garnkowi — powiedziałam słodko
— Weź to — podał mi jeden z kamieni zawinięty w jedwab. Nawet wewnątrz
grubej, czarnej, kryjącej tkaniny mienił się czarno niebieskim blaskiem w momencie
jak go dotknęłam. Spojrzał na mnie twardo, jego spojrzenie nie możliwe do opisania
słowami.
— Co powinnam z tym zrobić?
— Przejdziemy na ulicę O’Connell. Pójdę do przeciwnej strony skrzyżowania i
obejdę ją od tyłu. Chcę zamknąć ją w dokładnym trójkącie przy pomocy kamieni. W
momencie kiedy będziesz miał i książkę i mnie w zasięgu wzroku, umieść swój
kamień na wschodnim rogu skrzyżowania. Umieszczę kolejne dwa w miejscu w
którym powinny się znaleźć
— Jak myślisz co się stanie?
— W najlepszym wypadku? Zahamujemy ją W najgorszym? Uciekamy jakby się
paliło
Tłumaczenie agaz.7@wp.pl