Carol Wood
Powrót z antypodów
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Alison siedziała w samochodzie i wdychała przez otwarte okno zapachy lata, które
budziły w niej żywe wspomnienia z przeszłości. Zdawała sobie sprawę, że za chwilę będzie
musiała odbyć dwuminutowy spacer do przychodni i stanąć twarzą w twarz z Samem, który z
pewnością siedzi teraz w gabinecie, jak zwykle rozparty wygodnie za biurkiem.
Spojrzała na piękny, dwupiętrowy budynek przychodni. Wiedziała, że będzie on jej
zawsze kojarzył się z Samem. Choć wyjechał przed dziesięcioma miesiącami, zawsze był tu
obecny duchem. Zawsze był ważnym elementem tego niewielkiego, ale ważnego dla niej
fragmentu wszechświata.
– Czy wyobrażasz sobie, jak pięknie będzie wyglądał po remoncie? – pytał ją z wówczas
zachwytem, a ona, zaślepiona miłością, nie potrafiła mu wyznać, że wcale sobie tego nie
wyobraża.
Stary i zaniedbany dziewiętnastowieczny budynek nie wzbudzał wtedy jej entuzjazmu.
Zdobyła się na odrobinę zainteresowania tylko przez wzgląd na uczucia, jakie żywiła do
swego męża.
Zamknęła oczy, próbując powstrzymać gorączkową gonitwę myśli. Nie chciała
wspominać przeszłości. Miała trzydzieści trzy lata, a nadal czuła się jak niezrównoważona
nastolatka.
Kiedy wreszcie przestanę żyć wyrzutami sumienia? – spytała się w duchu. Kiedy
zrozumiem, że nasza separacja była najmniej bolesnym krokiem na drodze do rozwodu?
Najbardziej korzystnym dla nas, najlepszym dla naszej córeczki, Gemmy.
Tok jej myśli przerwało niespodziewanie pukanie w szybę samochodu. Otworzyła
szeroko oczy i zobaczyła uśmiechniętą twarz Petera Johnsona, młodszego wspólnika Hectora
Trencharda.
– Jest dopiero siódma trzydzieści, a ty wyglądasz tak świeżo jak stokrotka. – Młody
lekarz uniósł brwi ze zdziwienia. – Na czym polega twój sekret, Ali?
– Mam bardzo sprawny budzik – odparła z uśmiechem zażenowania. – Innymi słowy,
małą córeczkę, która żąda, aby ją przytulić już o szóstej rano.
Zdawała sobie sprawę, że kłamie. Ostatniej nocy nie zmrużyła oka. Dręczył ją lęk przed
dzisiejszym dniem. Kiedy Gemma obudziła się o piątej, przyjęła jej dziecinne gaworzenie
niemal z wdzięcznością.
– Czy dobrze się czujesz, Alison? – spytał Peter, patrząc na nią badawczo.
– Przepraszam cię – mruknęła pospiesznie, uświadamiając sobie, że odpłynęła myślami
daleko. Szybko chwyciła teczkę, wysiadła z auta i ruszyła za Peterem w kierunku przychodni.
– To chyba dla ciebie wielki dzień – odezwał się niepewnie jej kolega. – A raczej... do
diabła, sam nie wiem, co mówię. Miałem na myśli to, że zobaczysz Sama po raz pierwszy od
roku.
– Od dziesięciu miesięcy, Peter – poprawiła go.
– No tak, mój pierwszy rok tutaj minął bardzo szybko, ale ty pewnie czułaś się inaczej.
Tak czy owak, mam nadzieję, że od nas teraz nie odejdziesz.
– Nie – potwierdziła. – Powrót Sama do pracy nie ma dla mnie żadnego znaczenia.
Hector chce, żebym nadal miała dyżury w poniedziałki i piątki, a mnie to odpowiada.
Młody kolega położył niespodziewanie dłoń na jej ramieniu.
– Posłuchaj, Ali, nie chcę się wtrącać, ale jeśli kiedyś przeżyjesz moment słabości, jeśli
będziesz chciała ukryć się przed całym światem, zawsze możesz przyjść do mojego gabinetu,
usiąść na balkonie i nie przejmować się mną. Obiecuję, że nie odezwę się ani słowem.
– Dziękuję, Peter – wyjąkała, wziąwszy głęboki oddech. – Być może kiedyś skorzystam z
twojej propozycji. Jestem ci za nią bardzo wdzięczna.
– Nie ma za co.
– Dzień dobry! – powitała ich młoda recepcjonistka, Lucy Edwards, gdy weszli do holu. –
Mamy dziś mnóstwo pacjentów. Zobaczycie listę, gdy wejdziecie do gabinetów. Ale jest
jeszcze wcześnie. Zaraz przyniosę wam kawę.
Alison posłała jej pełen wdzięczności uśmiech, odwróciła się na pięcie i ruszyła w
kierunku wykładanej boazerią klatki schodowej, prowadzącej do jej gabinetu.
Oczywiście, powinna była patrzeć przed siebie. Ponieważ jednak chciała jak najprędzej
znaleźć się w zaciszu swego pokoju, nie podniosła w porę wzroku i wpadła na ścianę, której
nie było w tym miejscu poprzedniego dnia.
Takie przynajmniej miała wrażenie. W istocie zderzyła się z nadchodzącym właśnie
Samem i z pewnością straciłaby równowagę, gdyby nie podtrzymał jej, chwytając ją mocno
za ramiona. Przez chwilę była tak oszołomiona, że nie wiedziała, co się z nią dzieje.
– Alison! – zawołał tak dobrze jej znanym głosem, a ona odzyskała świadomość i zdała
sobie sprawę, że nadal trzyma ją w uścisku. – Alison... czy nic ci się nie stało?
– Czy nic się pani nie stało, doktor Stewart? – spytała jak echo Lucy, wybiegając do
poczekalni.
– Wszystko w porządku, Lucy – wymamrotała słabym głosem, powoli wracając do siebie.
– Czuję się doskonale.
– W takim razie pójdę po tę kawę – oznajmiła recepcjonistka i odeszła, zostawiając
Alison z Peterem i Samem.
– Uderzyłaś głową w mój bark – oznajmił Sam i dotknął palcami jej czoła. – Czy bardzo
cię boli?
– Nie – skłamała, krzywiąc się lekko.
– Nie zdążyłem zejść ci z drogi. Pędziłaś przed siebie jak pociąg pospieszny. – Sam
postukał dwoma palcami w swą kość barkową. Mimo woli dostrzegła jego umięśnioną klatkę
piersiową, brzuch, biodra, nogi...
– Ja po prostu...
– Po prostu nie patrzyłaś przed siebie – rzekł Peter z naganą w głosie. – Na drugi raz
musisz bardziej uważać!
Uśmiechnął się do niej pogodnie i zniknął na schodach, a ona została w cztery oczy z
Samem. Była coraz bardziej przerażona. Przygotowywała się na to spotkanie od dłuższego
czasu, ale teraz nie miała pojęcia, co ma mówić.
– Miło cię widzieć – rzekł z uśmiechem. – Czy moglibyśmy porozmawiać? Oczywiście
nie teraz. Po dyżurze, zgoda?
– Ja... ja muszę odebrać Gemmę. Jest teraz u Clare, pisałam ci o tym...
– Owszem. W jednym z twoich trzech listów. Napisała wszystkie trzy z konkretnych
powodów.
W pierwszym tłumaczyła mu swoją decyzję o powrocie do pracy. Hector poprosił ją o
wypełnienie luki powstałej na skutek jego nagłego wyjazdu. W drugim powiadomiła go, że
ich córka otrzymała wysłane przez niego prezenty gwiazdkowe. W trzecim doniosła, że
Gemma zaczęła chodzić. Ten trzeci list był może zbędny, ale jej matczyna duma
zatriumfowała nad niechęcią do byłego męża.
Zapadła krępująca cisza. Sam wzruszył ramionami i westchnął.
– Ali, przykro mi z powodu tego całego zamieszania. Przepraszam, że nie dałem ci znać...
– Owszem, to był dla mnie szok – przerwała mu bezceremonialnie. Czuła się teraz trochę
lepiej. Jej serce nadal biło jak młot, ale mogła już swobodnie oddychać.
– Muszę ci to wszystko wytłumaczyć...
– Nic nie musisz, Sam – poprawiła go, odzyskując pewność siebie. – Czy pamiętasz naszą
umowę? Żadnych wyjaśnień, chyba że będą dotyczyły Gemmy. Masz teraz swoje własne
życie i możesz z nim robić, co ci się podoba.
Jego opalona twarz pobladła nagle, a w oczach pojawił się wyraz bólu. Wiedziała, że
sprawiła mu przykrość, ale nie odczuła z tego powodu żadnej satysfakcji.
– Ali... musimy porozmawiać.
Spojrzała na niego chłodnym wzrokiem. Stał przed nią ojciec Gemmy, mężczyzna,
którego szaleńczo kochała i który ją zdradził. Niegdyś, dawno temu, zgodziłaby się na taką
rozmowę, ale jego wyjazd do Australii wszystko zmienił. Uciekł na koniec świata, a ona z
trudem odzyskała równowagę i osiągnęła pewien stopień niezależności. Nie interesowały ją
powody jego nagłego powrotu. Czyżby sobie wyobrażał, że ma prawo na nowo wkroczyć w
ich życie?
– Będziesz się pewnie chciał widywać z Gemmą – zauważyła rzeczowo. – Możemy od
razu ustalić terminy...
– Chcę się też zobaczyć z tobą, Ali – przerwał jej stanowczo. Podszedł bliżej i uniósł
dłonie w geście pojednania. – Nie odtrącaj mnie, Alison. Chcę tylko tego, co będzie najlepsze
dla nas wszystkich.
– Dla mnie i dla Gemmy najlepsze było życie w normalnej rodzinie – warknęła. – Ale ty z
tego zrezygnowałeś. Dokonałeś wyboru i nic mnie nie obchodzi to, czy ten wybór okazał się
słuszny. Możesz widywać Gemmę, ale nie próbuj się wtrącać do naszego życia.
Odwróciła się gwałtownie i ruszyła w kierunku schodów. Choć czuła na sobie jego
wzrok, nie odwróciła głowy. A gdy dotarła do gabinetu, usiadła w fotelu, zamknęła oczy i
pomyślała, że oto udało jej się pokonać pierwszą przeszkodę. Nie było to wielkie osiągnięcie,
ale dzięki niemu odzyskała szacunek do siebie i wiarę we własne siły. Cokolwiek Sam ma jej
do powiedzenia, nie zmieni to faktu, że zdradził ją i przekreślił ich szanse na wspólne
szczęśliwe życie.
Eila Hayward, dwudziestopięcioletnia kobieta o dużych, wyrazistych oczach, oddychała
powoli i głęboko, podczas gdy Alison słuchała bicia serca jej dziecka.
– To będzie chłopiec – oznajmiła przyszła matka, siadając na kozetce. – Mark zapowiadał
to od samego początku.
Alison zdjęła słuchawki i zaczęła mierzyć pacjentce ciśnienie krwi.
– Na jakiej podstawie jest tego taki pewny? – spytała z uśmiechem.
– Przede wszystkim dlatego, że wytapetował pokój dziecinny na niebiesko.
– Czy naprawdę aż tak mu zależy na synu?
– Oczywiście! Powiedział mi, że nie będzie miał pretensji, jeśli urodzę dziewczynkę, ale
ja wiem, że byłby zrozpaczony. Ma bzika na punkcie futbolu. Dlatego właśnie postanowiłam
nie robić badań mających na celu ustalenie płci. Przecież nie możemy odesłać tego dziecka do
sklepu, prawda?
– Z mojego doświadczenia wynika, że większość ojców cieszy się z urodzin pierwszego
potomka bez względu na jego płeć. Szczególnie wtedy, kiedy są obecni przy porodzie. To jest
dla nich bardzo pouczające doświadczenie.
Eila z namysłem kiwnęła głową.
– Czy pani ma dzieci, doktor Stewart?
– Tak. Moja córeczka ma dwadzieścia dwa miesiące.
– A czy pani mąż był obecny przy jej narodzinach?
– Owszem.
– Czy to było dla niego pouczające doświadczenie? Alison pomogła pacjentce wstać, a
potem usiadła z powrotem za biurkiem.
– Mój mąż jest lekarzem, więc dobrze zdawał sobie sprawę, jak to wygląda.
Eila Hayward spojrzała na nią ze zdumieniem.
– Chyba nie ma pani na myśli tego doktora Stewarta, który podjął tu pracę w ubiegłym
tygodniu?
– Tak, właśnie jego – odparła Alison, opuszczając wzrok na kartę pacjentki.
– Często się zastanawiałam, czy chciałabym pracować razem z moim mężem – oznajmiła
Eila. – Myślę, że działalibyśmy sobie na nerwy! Czasem wspólne życie jest wystarczająco
trudne, wie pani, co mam na myśli... różne irytujące drobiazgi i tak dalej. Jak, na miłość
boską, znosicie się po powrocie do domu?
– Jesteśmy w separacji – rzekła obojętnie Alison.
– Och, bardzo przepraszam – wymamrotała pacjentka. – Zawsze muszę popełnić jakąś
gafę.
– Nic nie szkodzi – uspokoiła ją Alison. – Wróćmy do sprawy dziecka. Ma pani
zarezerwowane miejsce na oddziale położniczym w szpitalu Kennet General i nie przewiduję
żadnych problemów. Ciśnienie krwi jest w porządku, a ogólny stan zdrowia doskonały.
Jestem pewna, że wszystko pójdzie dobrze.
– Dziękuję, doktor Stewart. – Eila uśmiechnęła się nerwowo. – Proszę za mnie trzymać
palce.
– Niech pani będzie dobrej myśli. To już niedługo.
– Poproszę Marka, żeby powoził mnie po wyboistych drogach! – zaśmiała się pacjentka,
ruszając w kierunku wyjścia. – To powinno przyspieszyć poród. Do widzenia, pani doktor!
Alison zamknęła drzwi i wróciła za biurko. Miała nadzieję, że mówiąc o narodzinach
Gemmy, nie ujawniła swych uczuć. Sam także marzył o posiadaniu syna. Ale gdy ujrzał
Gemmę, liczyło się dla niego tylko to, że jest silna i zdrowa. Trzymał ją w ramionach i
delikatnie przesuwał palcami po jej skórze. Była to miłość od pierwszego wejrzenia...
Wzdrygnęła się lekko i po raz nie wiadomo który postanowiła nie wracać myślami do
przeszłości. Perspektywa ponownego spotkania z Samem ciążyła na niej przez cały dzień.
Mimo to przyjęła wszystkich pacjentów, którzy byli na liście, i poświęciła im niezbędną
porcję uwagi. Teraz zerknęła na zegarek. Była już czwarta trzydzieści.
– To wszystko – oznajmiła z uśmiechem Pam Shearing, młoda pielęgniarka, która
zajrzała do gabinetu. – Chyba że chciałaby pani przyjąć kilku nadprogramowych pacjentów.
Doktor Trenchard i doktor Stewart zostali wezwani do chorych, więc...
– Zgoda – mruknęła Alison. – Ale muszę wyjść o wpół do szóstej.
– Nie wiem, jak dalibyśmy sobie bez pani radę – mruknęła Pam. – Czy nie zgodziłaby się
pani na dodanie jeszcze jednego dnia, oprócz poniedziałków i piątków?
– Przykro mi, Pam, ale to nie wchodzi w rachubę. We wtorki przyjmuję pacjentów w
Northreach, a w środy w Kennet. Czwartek to oprócz weekendów jedyny dzień, jaki mogę
spędzić z Gemmą.
– Wiem – przyznała Pam, kładąc na jej biurku kolejną kartę. – Ma pani mnóstwo roboty.
To wszystko przez to, że pacjenci tak bardzo panią lubią. Ale mam nadzieję, że teraz, kiedy
doktor Stewart do nas wrócił, wszystko ułoży się trochę lepiej...
Przerwała nagle, zdając sobie sprawę, że popełniła nietakt. Na jej twarzy pojawił się
wyraz zakłopotania.
– Masz rację – oświadczyła Alison, szybko przyoblekając twarz w maskę obojętności. –
Jestem pewna, że wszystko będzie dobrze. Poproś następnego pacjenta.
Pam pospiesznie wyszła, a ona odetchnęła z ulgą. Była zadowolona, że zdołała pokonać
następną przeszkodę. Ale jej radość nie trwała długo. Usłyszała odgłos otwieranych drzwi, a
gdy podniosła wzrok, ujrzała w nich Sama.
– Chodzi mi o ten dzisiejszy wieczór, Ali... – zaczaj nieśmiało, podchodząc bliżej.
– Odbieram Gemmę od Clare za piętnaście szósta. Będę w domu niedługo potem –
wycedziła chłodno.
– Więc mogę do was przyjść? Nie sprawię ci kłopotu?
– Nie.
– To wspaniale! – zawołał z wyraźną ulgą. – Ali, jestem...
– Sam, jesteś ojcem Gemmy – przerwała mu obcesowo. – Powiedziałam ci już, że możesz
się z nią widywać, kiedy zechcesz. Ale nie traktuj tego jako zachęty do ponownego
wkraczania w nasze życie. – Wstała i wyprostowała się z godnością. Była wysoka, ale w
porównaniu z Samem, który miał ponad metr dziewięćdziesiąt wzrostu, nie wyglądała
imponująco.
Patrzył na nią w milczeniu przez dłuższą chwilę, a potem powoli kiwnął głową.
– Rozumiem – odparł krótko. – Nie będę wam się narzucał. Ale chcę, żebyś wiedziała, że
przez te dziesięć miesięcy bardzo tęskniłem za moją córką.
– Ona za tobą też. Nie zapomniała cię. Starałam się o to dla jej dobra.
Wiedziała, że sprawia mu przykrość, ale nie odczuwała najmniejszych wyrzutów
sumienia. To on postanowił wyjechać. To on w trosce o karierę zerwał więzy z najbliższą
rodziną.
Sam podszedł do drzwi i zatrzymał się, jakby zamierzając coś powiedzieć. Potem rzucił
jej przeciągłe, pełne bólu spojrzenie i bez słowa wyszedł.
I tym razem nie odczuła ani cienia satysfakcji. Opadła ciężko na fotel. Czuła się
całkowicie wyczerpana.
ROZDZIAŁ DRUGI
Hector Trenchard, założyciel i współwłaściciel przychodni w Lamstone, był mimo swych
pięćdziesięciu ośmiu lat nadal bardzo atrakcyjnym mężczyzną. Jego czarne włosy
przyprószyła siwizna, ale w żywych niebieskich oczach nadal iskrzyło się poczucie humoru.
Alison lubiła go i podziwiała. Miał wiele kobiet, ale nigdy się nie ożenił, a jako człowiek
znający własną wartość, cierpliwie znosił uszczypliwe żarty kolegów z pracy i przyjaciół.
Sam podjął współpracę z przychodnią przed czterema laty, a dzięki swej wrodzonej
energii wydatnie przyczynił się do jej rozwoju, zyskując wdzięczność i uznanie Hectora. Lecz
tego wieczoru, idąc wraz z szefem w kierunku parkingu, Alison nie myślała o dawnych
czasach. Jej umysł pochłaniały problemy bardziej aktualne, a ściśle mówiąc, zapowiedziana
wizyta Sama w jej domu.
– Jak ci dziś poszło? – spytał Hector, najwyraźniej wyczuwając jej napięcie.
Alejka, którą szli, graniczyła z rzeką, a zachodzące słońce tworzyło na powierzchni wody
srebrzyste plamy.
– Nieźle – odparła z udawaną nonszalancją. Bądź co bądź to właśnie Hector
zaproponował jej objęcie stanowiska Sama, a ironicznym zrządzeniem losu właśnie on
powiadomił ją o jego zamierzonym powrocie. – Szczerze mówiąc, nie mieliśmy wiele czasu
na rozmowy. Sam chce dziś wpaść do Gemmy...
Hector z namysłem kiwnął głową.
– Nie masz się czego bać. Odniosłem wrażenie, że on nie zamierza ci się narzucać.
Alison nerwowo zagryzła wargi.
– Nie bardzo mogę w to uwierzyć.
– Przyznaję, że oceniam jego stanowisko tylko na podstawie kilku międzynarodowych
rozmów telefonicznych, które odbyliśmy, kiedy powiadomił mnie o swym zamiarze powrotu
do Anglii.
– Czy nie sądzisz, że powinien przede wszystkim powiadomić o tym mnie?
– To ja zaproponowałem, że będę pośredniczyć w waszych kontaktach, więc...
– Nie musisz się z niczego tłumaczyć. Wiem, jak wysoko cenisz Sama...
– Równie wysoko jak ciebie.
– Wiem, a ty wiesz, że bardzo cię szanuję. Tyle tylko, że Sam i ja nie jesteśmy już
małżeństwem. Żyjemy w separacji. A to, że on pod wpływem kaprysu postanowił wyjechać z
Australii i wrócić do Anglii...
– Tak ci się może wydawać – przerwał jej Hector. – Ale ja jestem pewien, że bardzo
starannie przemyślał tę decyzję. Rozumiem jednak, że czujesz się zaniepokojona...
Raczej zagrożona, pomyślała. Choć w ciągu tego dnia wyraźnie przedstawiła swoje
stanowisko Samowi, nadal czuła się bardzo niepewnie. Pogodziła się z tym, że Sam
postanowił ułożyć sobie życie na antypodach, przystała na separację. Ale wiedziała dobrze, że
największą cenę za nieobecność ojca zapłaci jej córka. Miała nadzieję, że oboje będą mieli na
względzie przede wszystkim dobro Gemmy. Najwyraźniej Sam myślał inaczej. Ponownie
postawił na pierwszym miejscu pracę.
– Posłuchaj, potrzebujesz trochę czasu, żeby się przyzwyczaić do tej nowej sytuacji –
rzekł łagodnym tonem Hector. – Jeśli po upływie... powiedzmy miesiąca, będziesz miała
jakieś zastrzeżenia, przemyślimy całą sprawę jeszcze raz. Mogłabyś na przykład pracować
wtedy, kiedy on będzie miał dni wolne. Albo przyjmować w sobotę rano i podczas
weekendów. Jestem gotów na wszystkie ustępstwa, byle cię zatrzymać.
Alison dostrzegła w jego oczach prawdziwą troskę.
– Sam i ja jesteśmy cywilizowanymi ludźmi – oznajmiła. – Jestem pewna, że kiedy
ustalimy pewne zasady, będziemy potrafili współpracować bez żadnych problemów.
– To właśnie chciałem od ciebie usłyszeć, Ali – rzekł Hector, uśmiechając się do niej
promiennie. – A teraz muszę cię uwolnić od swego towarzystwa.
Jadąc do domu, zdała sobie sprawę, że jak zwykle padła ofiarą jego przebiegłości. Hector
nie na darmo miał opinię człowieka, któremu trudno odmówić. Kiedy po odejściu Sama
zaproponował jej przejście na połowę etatu, zabiegał ojej zgodę przez kilka dni, ale w końcu
ją uzyskał. Alison zdawała sobie sprawę, że wychowując samotnie dziecko, nie może marzyć
o zatrudnieniu w pełnym wymiarze godzin.
Oddaliwszy się o pięć kilometrów od Lamstone, skręciła w boczną drogę i dotarła do
Timpton. Clare i jej mąż Robbie prowadzili w tej wiosce szkółkę ogrodniczą. Ich dom
wznosił się na tej samej parceli. Clare, trzymając Gemmę na rękach, stała już przy furtce,
czekając na przyjazd siostry.
Przez chwilę gawędziły ze sobą przyjaźnie, zapominając o troskach minionego dnia. Po
chwili Alison zerknęła jednak na zegarek.
– Przykro mi, ale muszę lecieć. Jak mówiłam ci przez telefon, nie mogę zostać na kolacji.
– Nie ma problemu – stwierdziła pogodnym tonem Clare, wzruszając ramionami. – Mała
jest wykąpana i nakarmiona, więc nie zajmie ci wiele czasu przed przyjazdem Sama.
– Nie powiedział mi wyraźnie, o której się zjawi – zauważyła Alison, sadzając córeczkę
na dziecinnym foteliku.
– Daj mi znać, jak przebiegła wizyta.
– Zadzwonię do ciebie zaraz po jego wyjściu.
– A zatem życzę ci szczęścia.
– Coś mi mówi, że będę go potrzebowała – mruknęła Alison pod nosem, przekręcając
kluczyk w stacyjce.
Jadąc do domu, obserwowała co chwilę w lusterku twarz córki. Za każdym razem czuła
przyspieszone bicie serca. Czuła się winna, nie mogąc poświęcić jej więcej czasu. Musi
jednak bywać w pracy, przyjmować pacjentów... a od dziś znosić również towarzystwo Sama.
Była ciekawa, jak minie jego wieczorna wizyta. Jak będzie się czuła, widząc go ponownie
w domu, w którym mieszkali jako małżeństwo.
Jej ozdobiony żółtymi okiennicami domek był oddalony o dziesięć minut marszu od
domu Clare. Pamiętała dobrze dzień, w którym oboje z Samem zdecydowali się na jego
kupno. Obejrzeli go pobieżnie z zewnątrz, a natychmiast po otwarciu drzwi równocześnie
zawołali: „Tak!”.
Pamiętała również pierwszą spędzoną w nim noc, chwile miłosnych uniesień...
dochodzące z zagajnika pohukiwanie sowy... trzask uderzających o szyby gałązek. A także
dzień urodzin Gemmy, która przez kilka pierwszych tygodni skupiała na sobie całą uwagę
Sama.
Czasem, kiedy zdobyła się na wysiłek woli, potrafiła zapomnieć o bolesnych chwilach,
jakie przeżyła w tym domu nieco później. Ale nie zdarzało się to często. Tylko wtedy, gdy
była tak wyczerpana, że znużenie tłumiło jej dotkliwy ból.
– Czy przyszedłem zbyt wcześnie, czy zbyt późno? – spytał Sam, stając na progu i
obrzucając bacznym spojrzeniem wnętrze domu.
Alison nadal miała na sobie niebieski lniany kostium, który włożyła tego ranka. Nie
zdążyła się wykąpać ani przebrać, bo Gemma pochłonęła całą jej uwagę.
Sam natomiast był nieskazitelnie ubrany. Jego jasna sportowa koszula pięknie
kontrastowała z australijską opalenizną. I choć uśmiechał się niepewnie, błysk jego białych
zębów jak zwykle przyprawił Alison o przyspieszone bicie serca. Efektu dopełnił tak dobrze
jej znany zapach wody po goleniu.
Oszołomiona wrażeniem, jakie na niej zrobił, zaprosiła go do wnętrza domu i wskazała
pokój Gemmy.
– Budowałyśmy właśnie domek z klocków – wyjąkała niepewnie, jakby chcąc
wytłumaczyć swój wygląd.
– Z tych błyszczących kolorowych klocków, których nie mogła jeszcze utrzymać w ręku?
– spytał z uśmiechem.
– Tak, z tych, które jej kupiłeś.
– To wspaniale – mruknął, nie ruszając się z miejsca, a ona miała wrażenie, że spada
bardzo szybko z jakiejś ogromnej wysokości.
Przez chwilę stali bez słowa. Potem Sam dostrzegł barierki umieszczone na początku i u
szczytu schodów.
– Kiedy wyjeżdżałem, ona nie umiała jeszcze chodzić...
– To prawda. Zrobiła pierwsze kroki w jakiś tydzień później. Pisałam ci o tym,
pamiętasz?
Sam kiwnął potakująco głową.
– Czy mogę już iść na górę? – spytał niepewnie.
– Tak... zaraz ci przyniosę coś do picia.
Bez trudu przekroczył barierkę, a ona poszła do kuchni i zrobiła kawę, celowo celebrując
wszystkie czynności. Oczami wyobraźni widziała scenę rozgrywającą się w pokoju dziecka,
uśmiech Gemmy, ich uścisk, który zawsze tak bardzo ją wzruszał...
Nagle usłyszała głośny krzyk. Szybko odstawiła imbryk, omal nie wypuszczając go przy
tym z rąk, uniosła spódnicę i pobiegła w kierunku schodów. Gdy przekraczała barierkę,
Gemma wydała kolejny rozpaczliwy okrzyk, który przyprawił ją o dreszcz niepokoju.
Gdy dotarła do pokoju, Sam stał nieruchomo pod ścianą. Wydawał się niemal
sparaliżowany. Gemma patrzyła na niego z przerażeniem, po jej policzkach spływały dwie
duże łzy. W drobnej piąstce trzymała klocek.
– Ona... ona mnie nie poznaje! – stwierdził Sam. – Przestraszyła się mnie! Ali, ona
zachowuje się tak, jakbym był obcym człowiekiem!
Alison była wstrząśnięta. Nigdy nie przyszło jej do głowy, że jej córka może nie
rozpoznać ojca. Podbiegła do dziewczynki i wzięła ją na ręce.
– Już wszystko dobrze, kochanie, to jest tatuś...
Gemma krzyknęła jeszcze głośniej niż przedtem. Alison przytuliła ją do piersi i spojrzała
na Sama. Nadal stał nieruchomo pod ścianą.
– Na miłość boską, Sam, nie stój jak przymurowany!
– Więc co mam zrobić?
– Nie wiem... Zacznij chodzić, zrób kilka kroków. Zachowuj się naturalnie.
– Ja... chyba zejdę na dół. – Odszedł od ściany, potrącając niechcący trójkołowy rowerek,
i skierował się w stronę drzwi. Kiedy był już w progu, Gemma wrzasnęła jeszcze głośniej.
– O co chodzi, Gem? – Alison zaczęła wpadać w panikę. – Gemma, przecież ty nigdy się
tak nie zachowujesz.
Krzyk dziewczynki stał się ogłuszający. Alison poczuła na ramionach uderzenia jej
drobnych piąstek. Ściskany w jednej z nich klocek przemknął tuż obok jej twarzy. I wtedy
nagle zrozumiała.
– Sam, wracaj! – zawołała głośno.
Gdy ostrożnie wyjrzał zza drzwi, Alison omal nie wybuchnęła śmiechem. Wydawał się
tak przestraszony, jak królik schwytany w światła reflektorów.
Okrzyki Gemmy nie milkły.
– Mój widok jeszcze pogarsza sprawę – wyszeptał Sam, znikając za futryną. – Najlepiej
będzie, jeśli stąd wyjdę.
– Sam, ty nic nie rozumiesz! – zawołała Alison, usiłując utrzymać Gemmę na rękach.
Potem wybiegła na korytarz. – Nie musisz wychodzić. Chodzi o ten duży klocek, który
trzymasz w ręku. Ona myśli, że chcesz jej go zabrać.
Sam zerknął na Swoją zaciśniętą pięść.
– Nawet nie wiedziałem, że go trzymam – mruknął, wyciągając rękę w kierunku dziecka.
– Dziękuję, tatusiu – podpowiedziała Alison, patrząc na córeczkę.
Gemma pospiesznie chwyciła klocek. Z jej ust wydobył się jakiś niewyraźny bełkot.
– To jest jej wersja podziękowania – oznajmiła ze śmiechem Alison.
Dziewczynka zaczęła machać nogami. Gdy Alison postawiła ją na podłodze, poszła
chwiejnym krokiem do swego pokoju.
– Czy myślisz, że nic jej nie dolega? – spytał Sam, nadal kompletnie oszołomiony.
– Jest w lepszym stanie niż ty – zażartowała Alison. – Zapomniałam, że ma bzika na
punkcie tych klocków.
– Chyba powinienem się z tego cieszyć.
– Tak, ona bardzo je lubi. – Podeszła do drzwi dziecinnego pokoju i odwróciła się. –
Bawimy się nimi co wieczór. Nazywa je „klockami tatusia”.
– Naprawdę? – spytał z niedowierzaniem, zaglądając ostrożnie do pokoju.
– Może nie wymawia tych słów całkiem wyraźnie, ale to właśnie chce powiedzieć.
Gemma spojrzała na nich i uśmiechnęła się z zadowoleniem. Alison pomyślała, że jej
córeczka wygląda jak rozbawiony, jasnowłosy aniołek.
Sam patrzył na dziewczynkę z zachwytem. Gdy obdarzyła go kolejnym promiennym
uśmiechem, usiadł obok niej na podłodze. Zaczęli wspólnie budować dom z klocków,
wznosząc od czasu do czasu radosne okrzyki.
Alison przysiadła na kanapie i uważnie im się przyglądała.
– Czy ona dobrze sypia? – zapytał Sam, kiedy Alison położyła już Gemmę do łóżka.
Stali oboje pod drzwiami dziecinnego pokoju, patrząc na widoczną w świetle lampy
kędzierzawą główkę dziewczynki i jej rozrzucone na poduszce złote włosy.
– Tak, jeśli nie ma złych snów.
– A czy budzi się, kiedy je ma?
– Czasami. Przychodzi wtedy do naszego... do mojego pokoju i układa się przy mnie.
– Czy chcesz powiedzieć, że dręczą ją koszmary?
– Chyba nie... jest na to moim zdaniem zbyt mała. Po prostu czasem coś jej się śni. –
Alison ruszyła na dół, a on podążył za nią.
Nie chciała wyjawiać mu całej prawdy. Te złe sny zaczęły się wkrótce po jego wyjeździe
i zapewne miały z nim jakiś związek.
– Dlaczego mnie o tym nie zawiadomiłaś?
– Co by komu z tego przyszło? Sam chwycił ją mocno za ramię.
– Alison, mam prawo wiedzieć o takich rzeczach...
– Nawet jeśli jesteś pięć tysięcy kilometrów od nas?
– Nawet jeśli jestem jeszcze dalej. To moja córka.
– Czy naprawdę myślałeś, że twoje odejście nie będzie miało na nią żadnego wpływu? –
spytała, uwalniając się z jego uścisku. Potem zrobiła kilka kroków i zatrzymała się przy
drzwiach wejściowych. Teraz, kiedy Gemma zasnęła, nie chciała z nim rozmawiać ani chwili
dłużej.
– Czy mam wyjść?
Alison uśmiechnęła się posępnie.
– O czym mielibyśmy dalej rozmawiać, Sam?
– Może o tobie i o mnie?
Spojrzała w jego ciemne oczy i wzięła głęboki oddech.
– Sam, możesz się z nią widywać, kiedy zechcesz. Nie będę wprowadzała żadnych
ograniczeń, bądź co bądź masz do nadrobienia dziesięć miesięcy. Ale my nie mamy sobie już
nic do powiedzenia.
– Ali, nie traktuj mnie w ten sposób. Możesz mieć pretensje o to, że nie powiadomiłem
cię o moim powrocie...
– Nie chodzi o twój powrót, tylko o twój wyjazd, Sam.
– Wtedy uważałem, że tak będzie najlepiej. Być może nie miałem racji...
– Myślałeś tylko o tym, co będzie najlepsze dla ciebie. Czy zastanowiłeś się kiedyś nad
tym, jak twoja nieobecność wpłynie na rozwój Gemmy? Jak będzie się czuła, wiedząc, że jej
tatuś mieszka na końcu świata?
– Ali, jesteś niesprawiedliwa. – Spojrzała w jego oczy i zdała sobie sprawę, że za chwilę
sama zacznie szukać dla niego okoliczności łagodzących i tłumaczyć sobie jego
postępowanie. A wtedy cały wysiłek, jaki włożyła w pogodzenie się z jego nieobecnością,
zostanie zmarnowany.
– Sam, powinieneś już iść.
– Dlaczego? Czy boisz się mnie wysłuchać?
– Słuchałam cię już wiele razy...
Podszedł do niej i chwycił ją za ramiona, a potem spojrzał jej głęboko w oczy.
– Widocznie słuchałaś nie dość uważnie, Alison – rzekł powoli, starannie wymawiając
słowa. – Gotów jestem wziąć na siebie część winy za naszą separację i za rozwód, do którego
najwyraźniej dążysz. Ale nie obciążaj mnie całą winą! To jest niesprawiedliwe, niesłuszne i
całkowicie oderwane od rzeczywistości. Albo zgodzisz się porozmawiać ze mną o naszej
przyszłości, albo będziesz musiała wziąć na siebie pełną odpowiedzialność za wszystko, co
się odtąd wydarzy.
Zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, otworzył drzwi i nie odwracając się, wyszedł z
domu.
Alison wzięła prysznic, a potem wyszła do ogrodu, zabierając ze sobą komórkowy
telefon, i usiadła na leżaku. Był piękny wieczór, w ciepłym powietrzu unosił się zapach
kapryfolium.
Wystukała numer Clare, porozmawiała przez chwilę przyjaźnie z Robbiem, który odebrał
telefon, a potem zrelacjonowała siostrze przebieg wizyty Sama.
– O mój Boże! – mruknęła Clare. – Czy on ma rację?
– O co ci chodzi? – spytała z irytacją Alison.
– Czy naprawdę bałaś się wysłuchać tego, co miał ci do powiedzenia?
– Słuchałam go wiele razy! – zawołała, zaskoczona i wstrząśnięta pytaniem siostry. – To
on nie chciał słuchać mnie! Czy tego nie pamiętasz? Kiedy Gemma przyszła na świat...
– Kiedy Gemma przyszła na świat, miałaś depresję, Ali.
– Więc twoim zdaniem to moja wina, że on wdał się w ten romans? – spytała z irytacją
Alison.
– Nie. Moim zdaniem nie byłaś wtedy sobą. Depresja poporodowa jest takim samym
przekleństwem jak złamana noga czy ręka, tyle że ludzie tego nie zauważają. Nie sądzę, żeby
Sam to rozumiał...
– Przecież próbowałam mu to tłumaczyć. Na miłość boską, jest lekarzem, powinien o tym
wiedzieć!
– Lekarze nie są nieomylni, a on pracował wtedy tak ciężko i nie sypiał po nocach...
– Tak, twierdził, że pracuje całymi nocami – przerwała jej z goryczą Alison.
– To była tylko jedna noc, Ali. Wiem, że to go nie usprawiedliwia...
– Co byś powiedziała, gdyby Robbie spędził całą noc z inną kobietą? – spytała Alison, a
potem wstrzymała oddech.
Była zła, że musi wracać do tej bolesnej sprawy i nie mogła pojąć, dlaczego Clare tak
utrudnia jej tę rozmowę.
– Oczywiście chciałabym wiedzieć, dlaczego to zrobił. Znam go dobrze i byłabym
pewna, że musi istnieć jakiś powód. Potem musiałabym zdecydować, czy ten powód był
wystarczająco ważny – odparta spokojnym tonem Clare.
– Patrzysz na te sprawy inaczej, bo Robbie jest ci wierny, Clare – stwierdziła z rosnącą
irytacją Alison.
– Tym bardziej chciałabym zrozumieć powody jego zdrady.
Alison pojęła, co siostra chce jej zakomunikować. Obie zawsze zakładały, że ich
mężowie, w odróżnieniu od ich ojca, są wiernymi mężami. Nawet teraz, po tylu latach, Alison
nie mogła pojąć tego, że jej ojciec porzucił matkę dla młodszej kobiety.
– Ali... jesteś tam? Alison przełknęła ślinę.
– Tak, słyszę cię.
– Posłuchaj, ja nie biorę strony Sama. Po prostu mówię, że... nie byłaś wtedy sobą.
Zresztą, co ja o tym wiem? To ty jesteś lekarzem. Ale depresja poporodowa działa na kobiety
ogłupiająco. Działa też ogłupiająco na wszystkich ludzi z ich otoczenia, którzy nie mogą
zrobić nic, żeby im pomóc.
Alison poczuła dławienie w gardle. Wspomnienia, które starała się od siebie odsunąć,
powróciły teraz ze zdwojoną siłą. Nie chciała myśleć o depresji, która spadlana nią
niespodziewanie i z powodu której czuła się tak bardzo winna. Clare, wyczuwając jej nastrój,
dyskretnie zmieniła temat, a po chwili zakończyła rozmowę.
Alison odłożyła telefon i pogrążyła się w rozmyślaniach. Zdawała sobie sprawę, że w
słowach siostry tkwi odrobina prawdy.
Czego w gruncie rzeczy się boję? – pytała samą siebie. Czy jestem zbyt dumna, aby
przyznać, że depresja poporodowa na jakiś czas odebrała mi zdolność trzeźwej oceny
sytuacji? Czy też nie chcę sobie uświadomić, że właśnie ta depresja spowodowała, że Sam tak
bardzo się ode mnie oddalił?
W tym momencie usłyszała wołanie dochodzące z pokoju Gemmy. Pobiegła na górę.
Córeczka siedziała na łóżku, trąc oczy piąstkami. Alison podeszła bliżej i utuliła ją do snu. Na
wpół świadomie żałowała, że nie ma przy niej Sama, który mógłby ją zastąpić.
Następnego ranka zostawiła Gemmę u Clare i pojechała do oddalonego o dwadzieścia
pięć kilometrów miasteczka Cirencester. Zastępowała tam raz w tygodniu doktor Christine
Morgan, lekarza domowego. Doktor Morgan miała pod koniec roku przejść na emeryturę i
chciała zamknąć swą praktykę. Poprosiła więc Alison, by pomogła jej uporządkować
wszystkie zaległe sprawy.
Alison lubiła pobyty w Circencester. Christine Morgan miała wielkie poczucie humoru i z
filozoficznym spokojem przyjmowała zmierzch swej pracy. Mieszkańcy tych okolic
nagminnie rezygnowali z hodowli bydła. Młodzi ludzie porzucali rodzinne strony albo
przestawiali się na inny model życia. Oddawszy na złom poobijane, stare samochody, jeździli
teraz nowoczesnymi furgonetkami lub terenowymi wozami z napędem na cztery koła.
Zamiast tweedowych kurtek i kaloszy nosili modne stroje, zakupione w salonach ze sportową
odzieżą.
– Przeżywamy koniec epoki – mawiała doktor Morgan swym pacjentom – więc radzę
wam wykorzystać moją obecność, dopóki jeszcze tu jestem.
W drzwiach domu, w którym mieścił się gabinet lekarski, powitała Alison Jenny Wilkins,
młoda recepcjonistka, pełniąca zarazem rolę sekretarki i pielęgniarki.
– Mamy dziś jednego pacjenta z zawrotami głowy, jedną jaskrę i cztery osoby, którym
dolega nie wiadomo co – oznajmiła pogodnie. – Doktor Morgan pojechała odebrać poród
pewnej krowy. Nasz weterynarz jest obłożnie chory na grypę.
Alison wcale nie była zaskoczona tym, że jej szefowa zastępuje weterynarza. Dawno już
nauczyła się przyjmować ze zrozumieniem nieoczekiwane wydarzenia. W dodatku Jenny
Wilkins, która współpracowała z doktor Morgan już od trzydziestu lat, znała dobrze
wszystkich pacjentów. Wiedziała, co im dolega i często stawiała diagnozę przez telefon, nie
wymagając od nich osobistego pojawienia się w gabinecie.
– Ach, byłabym zapomniała – dodała pospiesznie recepcjonistka. – Dzwonił do pani jakiś
lekarz. Powiedział, że odezwie się później.
– Kto to był, Jenny?
– Nie dosłyszałam nazwiska. Było go bardzo źle słychać.
– Jeśli odezwie się ponownie, połącz go ze mną. To pewnie Hector Trenchard.
Uśmiechnęła się pod nosem na myśl o tym, że jej kolega zapewne nadal próbuje lać olej
na wzburzone wody, i ruszyła w kierunku swego pokoju.
Dziesięć minut później była już pochłonięta pracą. Z uwagą wysłuchiwała relacji starego
farmera, który opisywał jej katastrofy wywołane jego wadą wzroku. Do godziny dwunastej
przyjęła już wszystkich pacjentów figurujących na porannej liście. Po krótkiej przerwie
zaczęła badać tych, którzy przybyli w międzyczasie.
Gdy doktor Morgan wróciła do przychodni po odebraniu porodu krowy, Alison zamieniła
z nią kilka słów i jak zwykle opuściła przychodnię w doskonałym nastroju. Była już w
połowie drogi do domu, gdy zadzwonił jej telefon komórkowy. Zjechała na pobocze i
przyłożyła go do ucha.
– Alison... mówi Clare.
Usłyszała w głosie siostry niepokojący ton i wstrzymała na chwilę oddech.
– Nie ma powodów do paniki, ale Robbie skaleczył się kawałkami szkła.
– Co się stało, Clare? – spytała z przerażeniem Alison.
– Jacyś chłopcy potłukli kamieniami szyby jednej szklarni. Robbie próbował je
wymienić, ale pośliznął się i dość paskudnie rozciął sobie nogę. Nic mu nie grozi, ale
musieliśmy pojechać na pogotowie.
– O Boże, Clare...
– Próbowałam dodzwonić się do ciebie wcześniej, ale twój telefon nie odpowiadał. Czy
był wyłączony?
– Nie, zostawiłam go w samochodzie – wyznała Alison, czując wyrzuty sumienia.
– Rozumiem. Chodzi o to, że pozwoliłam Samowi zaopiekować się Gemmą.
– Samowi? Dlaczego?
– Nie mogłam przecież zabrać jej z nami do szpitala. Nie miałam pojęcia, jak długo
zatrzymają tam Robbiego. A ponieważ nie mogłam się z tobą skontaktować, uznałam, że
najlepiej oddać ją pod opiekę ojca.
– Gdzie oni teraz są?
– U ciebie. Nie przyjeżdżaj do nas, tylko jedź prosto do domu.
– Do domu? – powtórzyła Alison, starając się opanować narastającą panikę.
– Tak. Dałam mu mój klucz. Chyba nie masz nic przeciwko temu, prawda?
Alison poczuła się tak bezradna, że przez chwilę nie była w stanie wyjąkać słowa. Miała
wrażenie, że jej żołądek zaciska się w węzeł. Potem uświadomiła sobie, że jej siostra musi
być śmiertelnie przerażona losem męża, więc zdobyła się na odpowiedź:
– Oczywiście, że nie. Czy potrzebujesz pomocy?
– Nie. Zadzwonię do ciebie, jeśli wydarzy się coś nowego.
Alison odłożyła telefon i siedziała przez chwilę nieruchomo, usiłując zebrać myśli. Potem
ruszyła w stronę domu, próbując opanować narastający w niej niepokój.
ROZDZIAŁ TRZECI
Nie miała pojęcia, co zastanie po powrocie do domu. Otworzyła drzwi i stanęła w progu,
nasłuchując, ale głośne bicie serca tłumiło wszystkie inne dźwięki.
Dostrzegła porozrzucane na korytarzu ręczniki, buty, książeczki z obrazkami oraz kredki i
podążyła ich śladem do kuchni. Poczuła jakiś apetyczny, lekko egzotyczny zapach i
zauważyła, że w piecyku coś się piecze. Na kuchence stał garnek pełen nie ugotowanych
jeszcze, lecz obranych jarzyn.
Kiedy jej serce odzyskało normalny rytm, odwróciła się i podeszła do podnóża schodów.
Usłyszała dochodzące z łazienki głośne wybuchy śmiechu – głęboki bas Sama i pełen
zachwytu cienki głos Gemmy.
Ruszyła w tamtą stronę i otworzyła drzwi. Sam klęczał obok wanny. Jego biała, sportowa
koszulka była kompletnie mokra, a ciemne włosy spadały w nieładzie na twarz, nadając mu
dziwnie młodzieńczy wygląd. Kiedy uniósł głowę, by na nią spojrzeć, nie dostrzegła w jego
oczach ani odrobiny zaskoczenia czy poczucia winy.
– Witaj! Popatrz, Gem, mama wróciła.
Alison, ignorując go, pocałowała córkę w mokry policzek.
– Mama! Mama! – zachichotała dziewczynka, nie przestając bawić się bańkami
mydlanymi, które pływały po powierzchni wody.
– Dlaczego nie dałeś mi znad, co się stało? – spytała Alison, opadając na stołeczek i
patrząc badawczo na Sama.
– Próbowałem. – Wzruszył lekko ramionami. – Twoja komórka była wyłączona. A kiedy
zadzwoniłem do gabinetu doktor Morgan, jakaś dziwna osoba zaczęła mi opowiadać o
porodzie krowy.
– Christine zastępowała miejscowego weterynarza...
– wyjaśniła i urwała, widząc zdumioną minę Sama, po czym dodała: – Co powiedziałeś w
pracy?
– Na szczęście mam dziś wolny dzień.
Sama nie wiedziała, na kogo jest taka wściekła. Czy na siebie – o to, że była poza
zasięgiem telefonu, kiedy Clare i Gemma jej potrzebowały – czy też na Sama, który tak
zręcznie wybrnął z kryzysu.
– Mogłem oczywiście przejechać te dwadzieścia pięć kilometrów i powiedzieć ci to
osobiście – ciągnął Sam – ale ponieważ byłem wolny, nie chciałem cię niepokoić. Jak
widzisz, daliśmy sobie radę bez większych strat.
Alison, widząc uszczęśliwioną minę Gemmy, musiała przyznać mu rację.
– Czy Clare powiedziała ci, co się stało Robbiemu?
– zapytał Sam.
– Tylko tyle, że skaleczył się szkłem.
– Doznał poważnych obrażeń. Clare zadzwoniła do mnie koło dziewiątej. Tuż po twoim
wyjeździe wszedł do pokoju zakrwawiony Robbie. Opatrzyła go pospiesznie, zadzwoniła do
ciebie, a ponieważ nie odpowiadałaś, porozumiała się z przychodnią. Hector natychmiast
mnie wezwał.
– Dlaczego nie zatelefonowała po karetkę?
– Robbie nie chciał robić zamieszania.
– Och, ci mężczyźni! – jęknęła Alison.
Sam spojrzał na nią z udanym oburzeniem i chciał coś odpowiedzieć, ale w tym
momencie Gemma rzuciła w niego gumową kaczuszką.
– Tatusiu, chodź się bawić! – zawołała piskliwym głosem.
– Przepraszam cię, kochanie, ale muszę iść do kuchni. – Sam postawił zabawkę na brzegu
wanny i wstał. – Teraz pobawi się z tobą mama.
Alison nagłe zdała sobie sprawę, że wpatruje się w jego muskularne ramiona. Szybko
odwróciła głowę, usiłując ukryć zawstydzenie. O czym ja myślę? – zganiła się w duchu.
Przecież nasze wspólne życie należy już do przeszłości.
Kiedy w chwilę później Sam, pogwizdując wesoło, zszedł na dół, odzyskała częściowo
spokój ducha. Ale nadal nie otrząsnęła się z wrażenia, jakie wywarła na niej jego obecność w
domu.
Był ciepły, czerwcowy wieczór. Alison wyjrzała przez okno sypialni na ogród,
przypominając sobie letni dzień, w którym wprowadzili się do tego domu. Sam od razu zabrał
się do przycinania śliw, które teraz uginały się pod ciężarem owoców. W powietrzu unosiła
się lekka mgła, taka sama jak wtedy, przed czterema laty...
Usłyszała kroki Sama na dole i gwałtownie wróciła do teraźniejszości. Obejrzała szybko
swe odbicie w lustrze i zadała sobie pytanie, po co tak starannie się czesała i poprawiała
makijaż. Czyżby nadal zależało jej na jego opinii?
– Nie! – szepnęła do siebie, potrząsając głową. – Nie będę sobie zadawała żadnych pytań!
Zejdę na dół, zjem kolację, powiem mu dobranoc i z ulgą zamknę za nim drzwi!
– Czy Gem dobrze się czuje? – spytał, kiedy weszła do kuchni.
– Owszem. Już śpi.
– Kolacja jest niemal gotowa – oznajmił, odwracając się od kuchenki. – Pokroiłem już
kurczaka. Czekam tylko na jarzyny i kartofle.
Zawsze potrafił doskonale gotować. W porównaniu z Robbiem, jej czarującym, ale
całkowicie pozbawionym kulinarnych talentów szwagrem, był znakomitym kucharzem.
– Jak spędziliście dzień? – spytała szybko, by nie myśleć o jego zaletach.
– Spacerowaliśmy nad rzeką, karmiliśmy ptaki. Potem pojechaliśmy na targ i obeszliśmy
wszystkie kramy. W końcu wypieliliśmy ogród.
– Czy Gemma nie była po tym wszystkim bardzo zmęczona?
– Większość czasu spędziła na moim grzbiecie – odparł ze śmiechem.
– Zawsze była zachwycona, kiedy ją nosiłeś na barana. Nawet wtedy, kiedy była jeszcze
malutka i nie umiała chodzić.
– A więc pamiętasz? – spytał, odwracając się od piecyka i patrząc na nią czule.
Kiwnęła głową. Nie była w stanie wydobyć głosu. Miała wrażenie, że cała kuchnia wiruje
wokół własnej osi... że wszystko znowu wygląda tak samo jak dawniej.
– Bardzo ładnie dziś wyglądasz, Ali – odezwał się Sam po chwili krępującego milczenia.
– Przez cały czas pobytu w Australii pamiętałem dokładnie kolor twoich oczu. Bardzo za
wami tęskniłem... bardziej, niż możesz sobie wyobrazić.
Alison miała wrażenie, że uginają się pod nią kolana. Ona też za nim tęskniła. Ich życie
erotyczne zawsze było dla niej rajem, a teraz, na wspomnienie tych czasów, poczuła przypływ
pożądania.
– Więc dlaczego odszedłeś, Sam? – spytała cicho.
– Ponieważ wtedy wydawało mi się to najlepszym wyjściem.
– Najlepszym? – powtórzyła z niedowierzaniem.
– Przecież żyliśmy już w separacji, a ty domagałaś się rozwodu.
– Rozmawialiśmy o różnych możliwościach – poprawiła go szybko, oburzona jego
skłonnością do przekręcania faktów. – Doszliśmy do wniosku, że separacja będzie najbardziej
korzystnym wyjściem dla Gemmy.
– Ali, to nie ja domagałem się separacji, a tym bardziej rozwodu. Na miłość boską,
przecież was kochałem... ciebie i ją. Byłyście dla mnie całym światem.
Alison nagle odzyskała pewność siebie. Czy on naprawdę sądzi, że uwierzę w jego
uczucie po tym, co mi zrobił?
– spytała się w duchu.
– Sam, mogę uwierzyć w to, że kochasz Gemmę, że za nią tęskniłeś, ale nie próbuj
usprawiedliwiać twojego... zachowania. – Chciała powiedzieć „romansu”, ale nie była w
stanie wymówić tego słowa. Przełknęła ślinę i nabrała powietrza do płuc. – Teraz masz swoje
życie, a ja swoje. Nie obchodzi mnie, co robisz i z kim się zadajesz. A ciebie nie powinny
obchodzić moje sprawy.
Przez chwilę patrzył na nią w milczeniu.
– Nie poznaję cię, Alison, i nie potrafię cię zrozumieć – stwierdził w końcu. – Myślałem,
że dziś osiągnęliśmy pewien postęp. Ale ty się tak zmieniłaś, że nie mogę do ciebie dotrzeć.
– Szkoda, że nie myślałeś w ten sposób, wyjeżdżając do Australii – oznajmiła spokojnym
tonem, usiłując opanować wewnętrzne drżenie.
Znów spojrzał na nią badawczo, a potem wyprostował się powoli, stojąc przy kuchence.
– Chyba nie ma sensu, żebym zostawał na kolacji – mruknął, ruszając w kierunku drzwi.
Zatrzymał się w progu i ponownie spojrzał jej w oczy. – W związku z tym, co powiedziałaś,
uważam, że powinniśmy unikać spotkań na gruncie prywatnym. Miałem dobre intencje, ale
tego rodzaju rozmowy oddalają nas od siebie jeszcze bardziej. Dobranoc, Alison. Pozdrów
ode mnie Gemmę.
Alison stała przez chwilę bez ruchu, usiłując powstrzymać napływające jej do oczu łzy.
Wygrała wymianę zdań, ale nie mogła zaprzeczyć, że jego widok nadal budził w niej
pożądanie. I nadal czuła ból, jaki obudziły w niej jego ostatnie słowa.
Ruszyła powoli na górę, by sprawdzić, czy Emma śpi. Przysiadła obok niej na łóżku i
pogłaskała ją po głowie.
– Tatuś prosił, żeby powiedzieć ci dobranoc, kochanie – oznajmiła z wymuszonym
uśmiechem.
Potem zeszła na dół i usiadła w ogrodzie, patrząc na rozgwieżdżone niebo. Wyraźniej niż
kiedykolwiek dotąd zdała sobie sprawę, że wyjazd Sama zmienił nie tylko ich wzajemne
stosunki, lecz również jej charakter.
Następnego ranka, tuż przed wyjściem do pracy, odebrała telefon od Clare.
– Z Robbiem już wszystko dobrze – oznajmiła siostra.
– Dotąd nie mogę pojąć, jak on mógł się tak pokaleczyć.
– Co się właściwie stało?
– Och, w gruncie rzeczy nic wielkiego. Robbie jest silny jak koń. Ale, jak wielu innych
mężczyzn, mdleje na widok własnej krwi. Sam natomiast zachował się wspaniale. Zatamował
krew płynącą z uda i kazał mu trzymać nogę w górze, dopóki nie przyjechała karetka
pogotowia. Gdyby nie on, mój niemądry mąż mógłby wykrwawić się na śmierć.
– Sam jest lekarzem, więc powinien wiedzieć, jak należy postępować w takiej sytuacji –
stwierdziła sucho Akson.
– A jak minął wczorajszy wieczór? – spytała Clare.
– Gemma była zachwycona, ale Sam i ja... No cóż, doszło między nami do ostrej
wymiany zdań – przyznała Alison. Potem postanowiła jak najszybciej zmienić temat. – Clare,
bardzo się spieszę, ale powiedz mi, czy mogę ci w czymś pomóc? Robbie będzie
unieruchomiony przez parę dni, prawda?
– Zadzwoniłam już do Marge. Ona i jej mąż przyjadą tu zaraz i zajmą się szkółką aż do
końca tygodnia.
Alison znała parę emerytów, którzy byli sąsiadami jej siostry. Jako zapaleni ogrodnicy
często pomagali Robbiemu, kiedy potrzebował ludzi do pracy.
– Daj mi znać, jak się czuje Robbie – poprosiła Alison, zerkając na zegarek.
– Zadzwonię do ciebie wieczorem. Czy zabierasz z sobą Gemmę?
– Tak. Mój dyżur w Kennet kończy się o drugiej, więc pójdę z nią później do parku.
Szybko spakowała torbę z kanapkami, posadziła córkę na dziecinnym foteliku i
wyruszyła do Kennet. Ten duży ośrodek zdrowia, w którym przyjmowała pacjentów raz w
tygodniu, oddalony był zaledwie o piętnaście minut jazdy od jej domu. Było tam centrum
opieki nad dziećmi, w którym mogła zostawić córeczkę. Z budynkiem przychodni graniczył
duży park, obejmujący plac zabaw. Gemma chętnie jeździła tam z matką, by pobawić się na
huśtawkach i zjeżdżalniach.
Kiedy mijały parking przychodni, dostrzegła na nim Sama, który stał obok swego
samochodu, rozmawiając z jakąś młodą kobietą. Poczuła ukłucie zazdrości. Miała wrażenie,
że rozpoznaje tę ciemnowłosą, ubraną na biało dziewczynę.
– Tata... tata... – zaszczebiotała Gemma, wyciągając ręce w stronę ojca.
– Tak, kochanie, to jest tatuś – przyznała Alison, usiłując skupić uwagę na prowadzeniu
samochodu.
Przez całą drogę do przychodni zastanawiała się, czy istotnie rozpoznała rozmawiającą z
Samem kobietę, czy też było to tylko złudzenie – ponury dowcip, jaki spłatała jej wyobraźnia.
Ostatni pacjent wyszedł kilka minut po godzinie drugiej. Alison odebrała Gemmę z
centrum opieki i wyruszyła z nią do parku. W płytkim basenie bawiła się już gromadka dzieci.
Gemma natychmiast dołączyła do ich grona.
Alison usiadła na ławce. Nie spuszczając oka z córeczki, zaczęła rozmyślać o przeszłości.
Centralnym punktem jej rozważań była Charlotte Macdonald, młoda pielęgniarka, z którą
Sam przeżył krótki romans, będący powodem ich rozstania.
Czy ona nadal stanowi ważny element jego życia? – pytała się w duchu. Ale właściwie
dlaczego miałoby mnie to obchodzić? Przecież powiedziałam mu wczoraj, że jego życie
prywatne mnie nie interesuje. Czyżbym okłamała nie tylko jego, lecz również samą siebie?
Po chwili doszła do wniosku, że odpowiedź jest bardzo prosta. Że gdyby nie obchodziło
jej życie osobiste Sama, nie zastanawiałaby się teraz nad tym, co może go jeszcze łączyć z
Charlotte Macdonald.
Uświadomiła sobie z irytacją, że mimo wszystkich zapewnień o swej obojętności, nadal
darzy go uczuciem.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Czwartek jak zwykle minął bardzo szybko. Był to dla Alison wolny dzień, który chętnie
spędzała z Gemmą. Tego dnia pojechały po zakupy dla Clare.
– Mogę jutro zaopiekować się małą – oznajmiła Clare, gdy podjechały pod jej dom i
wyładowały z samochodu artykuły spożywcze. – Robbie nie będzie chyba miał drugiego
wypadku w ciągu tygodnia.
– Nie kuś losu! – zażartowała z uśmiechem Alison. – Nie, dziękuję. Meg powiedziała, że
chętnie z nią zostanie.
– Czy jesteś tego pewna?
– Oczywiście. Ty pilnuj Robbiego.
– Możesz na mnie liczyć! – zaśmiała się Clare.
Alison ruszyła w kierunku domu, postanawiając włączyć następnego dnia budzik na
wcześniejszą godzinę, by udzielić Meg wszystkich niezbędnych instrukcji.
W piątek rano padał ulewny deszcz. Meg Holroyd, która sprzątała u Alison, pojawiła się
punktualnie o ósmej.
– Megiiii! – krzyknęła Gemma, widząc ją na progu.
– Witaj, laleczko! – zawołała z uśmiechem drobna, siwa kobieta.
– Miałam nadzieję, że będziecie mogły posiedzieć w ogrodzie albo pójść na spacer –
westchnęła Alison, wieszając mokry płaszcz Meg na wieszaku.
Maggie wzruszyła filozoficznie ramionami i wzięła dziewczynkę na ręce.
– Znajdziemy sobie mnóstwo innych zajęć, prawda, kotku? – powiedziała, uśmiechając
się pogodnie.
– Tu są wszystkie numery telefonów – oznajmiła Alison, pokazując jej kartkę, która
leżała na kuchennym stole. – Przez cały dzień przyjmuję w Lamstone, więc w razie potrzeby
mogę przyjechać do domu w ciągu dziesięciu minut.
– O nic się nie martw – powiedziała Meg, otwierając jej kuchenne drzwi. – Jedź
spokojnie do pracy. Pomachaj mamie na do widzenia, Gem.
Wsiadając do samochodu, Alison obejrzała się i dostrzegła w oknie swą uśmiechniętą
córeczkę. Jak to dobrze, że ona nie boi się zostawać z Meg, pomyślała w drodze do
przychodni. Jest bardzo odważna jak na swój wiek. Nasza separacja nie zmieniła najwyraźniej
jej pogodnego usposobienia.
Wjeżdżając na parking, zerknęła odruchowo na okna gabinetu Sama i stwierdziła, że w
jego pokoju pali się już światło. Potem pobiegła w kierunku frontowych drzwi i po chwili
znalazła się w zatłoczonym holu. Powitała Pam i Lucy, dwie młode recepcjonistki, a potem
ruszyła w stronę schodów.
Po wejściu do swego gabinetu dostrzegła leżącą obok komputera kartkę papieru. Usiadła
przy biurku i przeczytała napisane na niej słowa. „Alison... po dyżurze... obok przystani...
jeśli możesz”.
Od lat nie myślała o ich dawnym miejscu spotkań. Nie wiedziała nawet, czy ono jeszcze
istnieje. Zatrzymywały się tam łodzie, którymi pływali po rzece turyści. Było to malownicze
miejsce, otoczone łanami zbóż, wśród których oboje z Samem tak często spacerowali...
Wzięła głęboki oddech i podniosła słuchawkę.
– Sam?
– Cześć.
– Przeczytałam twoją kartkę.
– I... ?
– Będzie tam mokro. Czy nie zauważyłeś, że pada?
– Zauważyłem. Dawniej nam to nie przeszkadzało. Alison przełknęła ślinę. Nie mogła
zrozumieć, dlaczego jego słowa budzą w niej tak wielkie poczucie bezradności i zagrożenia.
– Niestety, chyba nie dam rady. Mam mnóstwo zajęć...
– Dawniej znajdowaliśmy czas, żeby się spotkać – przerwał jej bezceremonialnie. –
Zabiorę ci tylko godzinę. Musimy ustalić pewne sprawy. Chyba o tym wiesz.
– Sam...
– Ja tam będę. I proszę, żebyś przyjechała.
W słuchawce rozległ się sygnał. Alison spojrzała na aparat z niedowierzaniem. Nie
potrafiła pojąć, jakim cudem dopuściła do tak kłopotliwej sytuacji.
– Nie! – powiedziała głośno. – Nie pojadę tam. Jeśli już mamy rozmawiać, zróbmy to na
miejscu. Zbyt wiele wspomnień, zbyt wiele skojarzeń... Wszędzie, tylko nie tam...
Z rozmyślań wyrwał ją dzwonek telefonu.
– Twój pierwszy pacjent nie przyszedł – oznajmiła Lucy. – To chyba przez ten deszcz.
– Czy możesz poprosić następnego?
– Nie, bo na razie nikogo nie ma. Przy tej pogodzie nie będę zdziwiona, jeśli twój dyżur
skończy się bardzo wcześnie.
Akurat tego dnia wolałabym pracować dłużej, pomyślała Alison, wzdychając z
rezygnacją.
Pokryte wodorostami resztki drewnianego pomostu zaledwie wystawały z wody. Na
słupie, przy którym cumowano niegdyś łodzie, wisiała tablica, z której wynikało, że teren ten
został wykupiony przez jakiegoś przedsiębiorcę budowlanego.
Alison zaparkowała samochód na drodze i stała bez ruchu, wsłuchując się w ciszę.
Nigdzie nie dostrzegła śladu Sama. Jej dyżur istotnie skończył się wcześniej, zapewne z
powodu deszczu. Teraz jednak zza chmur wyglądało błękitne niebo.
Oderwała oczy od rzeki, z którą łączyło ją tyle wspomnień. Ileż razy przepływaliśmy
promem na drugą stronę, żeby spacerować wśród pól! – pomyślała ze wzruszeniem.
Kochałam tę okolicę. Ziemia pachniała wtedy tak samo jak teraz. To chyba najpiękniejsze
miejsce na ziemi...
– Nie radziłbym ci iść dalej – usłyszała męski głos i wzdrygnęła się z przerażenia.
Zdała sobie sprawę, że stoi tuż nad stromym brzegiem rzeki, i pospiesznie cofnęła się na
ścieżkę.
– Dlaczego tutaj? – spytała stłumionym głosem.
– Dlaczego nie? – odparł Sam, patrząc jej w oczy. – Kiedyś rozwiązywaliśmy tu nasze
wszystkie problemy.
To prawda, pomyślała. Ale nasze problemy były wtedy o wiele mniej skomplikowane.
– Czy pójdziemy na spacer? – spytała rzeczowym tonem, by odwrócić myśli od jego
zdrady i cierpień, na jakie naraził ją jego romans.
Ruszyli wolnym krokiem w kierunku przystani.
– Jaka szkoda, że nie ma już tego pomostu – mruknął Sam.
– Nie ma też naszego promu.
– Chyba będą coś tu budować.
Alison kiwnęła głową i podniosła kołnierz kurtki. Po deszczu temperatura wyraźnie
spadła, a ona odczuła nagle dotkliwy chłód.
– Dziękuję ci, że przyjechałaś – powiedział Sam, zatrzymując się gwałtownie. –
Pomyślałem sobie, że łatwiej nam będzie porozmawiać z dala od domu. Ali, chciałbym
zacząć wszystko od nowa. Przemyślałem to, co mi mówiłaś. Masz rację, nasze życie się
zmieniło. My też nie jesteśmy tacy sami jak dawniej. Nie możemy cofnąć się do przeszłości.
Musimy iść do przodu. Zdałem sobie sprawę, że dobrze by było się postarać, żeby ta
separacja była jak najmniej bolesna.
Alison nie miała pojęcia, dlaczego jego oświadczenie nie budzi w niej entuzjazmu. Bądź
co bądź tego właśnie chciała. Bezbolesnej separacji. Dla dobra Gemmy, która kochała
swojego ojca. Dla niej Alison gotowa była poświęcić dumę i zapomnieć o bólu. Chciała, by
jej córka była szczęśliwa.
– Więc co proponujesz, Sam? – spytała, marszcząc brwi.
– Miałem nadzieję, że moglibyśmy od czasu do czasu wspólnie zabierać Gemmę na
spacer. Stworzyć jakąś namiastkę życia rodzinnego. Nie zachowywać się tak, jak we wtorek.
Poczuła wyraźną ulgę.
– Kiedy chciałbyś zacząć te rodzinne spotkania?
– Podczas tego weekendu mam dyżur pod telefonem. Proponuję następną niedzielę.
– W porządku.
– O której mam po was przyjechać? Potrząsnęła przecząco głową.
– Dziękuję, ale spotkamy się na miejscu.
– Jak wolisz – mruknął zdawkowym tonem.
Odwrócili się i bez słowa ruszyli z powrotem w kierunku opuszczonej przystani. Kiedy
wspinali się po zarośniętym trawą nadbrzeżu, Alison straciła nagle równowagę i z pewnością
upadłaby na ziemię, gdyby Sam nie chwycił jej mocno za ramię. Czując jego dotyk,
natychmiast zesztywniała.
– Bałem się, że upadniesz – mruknął przepraszającym tonem.
– Zaczepiłam butem o jakiś kamień – wymamrotała, uwalniając się z jego uścisku i
ruszając w kierunku samochodu.
– A zatem do zobaczenia w przyszłą niedzielę – powiedział.
– Tak – odparła, siedząc już za kierownicą. – Mam nadzieję, że tym razem nam się uda.
– Ja też.
– Muszę jechać. Meg będzie się niepokoić.
Sam, który szedł już w stronę swego auta, nagle się zatrzymał.
– Zapomniałem spytać, jak się czuje Robbie.
– Och, coraz lepiej. Rana szybko się goi.
– Zawsze był dzielnym sportowcem – stwierdził Sam, uśmiechając się do niej
porozumiewawczo.
Z trudem oderwała od niego wzrok, pożegnała go szybko i wrzuciła bieg. Jadąc do domu,
przemyślała przebieg spotkania i poczuła satysfakcję. Nie dopuściła do wspominania
dawnych czasów, wspólnych znajomych miejsc, w których oboje lubili się spotykać.
Postanowiła kontynuować tę linię postępowania w przyszłości.
W ciągu następnego tygodnia stało się jasne, że Sam zamierza zachować wobec niej pełen
rezerwy dystans. Gdy spotykali się w przychodni, witał ją z uśmiechem, pytał o zdrowie
Gemmy, ale nie podejmował dłuższej wymiany zdań.
W środę jak zwykle pojechała do Kennet, odwożąc po drodze Gemmę do siostry. Mijając
przychodnię, przypomniała sobie scenę, którą widziała przed kilku dniami. Nadal dręczyło ją
pytanie, czy dziewczyną, z którą rozmawiał Sam, była Charlotte.
W piątek, wchodząc do przychodni, zobaczyła w holu Sama, który gawędził przyjaźnie z
Pamelą Shearing, jedną z recepcjonistek. Kiwnęła mu głową i poszła dalej, zastanawiając się,
kiedy przestanie odczuwać na jego widok tak silne ukłucia zazdrości i pożądania.
– Alison, czy możemy chwilę porozmawiać? – spytał, doganiając ją na schodach.
Była przekonana, że chce omówić szczegóły niedzielnego spotkania, więc zatrzymała się.
Ale ku jej zdziwieniu chodziło mu o coś innego.
– Był tu wczoraj twój pacjent, Thomas Knight. Dostał w szkole ataku astmy, więc
dyrektorka wezwała jego matkę, która natychmiast go do nas przywiozła, bo jego inhalator
wcale mu nie pomagał.
Alison zmarszczyła brwi.
– To niedobra wiadomość. Czy powiedział ci, co wywołało ten atak?
– Jego zdaniem był on skutkiem fizycznego wysiłku. Stało się to podczas lekcji
gimnastyki, na której ćwiczył ze skakanką. Powiedział mi też, że te ataki stają się coraz
częstsze.
– Owszem, ostatni miał miejsce na początku kwietnia. Jak przebiegła jego wczorajsza
wizyta?
Sam zastanawiał się przez chwilę.
– Był oczywiście mocno przestraszony i zawstydzony, że musiał posługiwać się aparatem
w obecności klasy.
– A czy podczas wizyty w przychodni zastosował ten inhalator z większym
powodzeniem?
– Nie... Nie namawiałem go do tego. Nauczyłem go natomiast techniki oddychania...
– Techniki oddychania? – powtórzyła z niepokojem.
– Tak. Chciałem na nim wypróbować system zwalczania astmy, którego nauczyłem się w
Australii. Zamierzam kontynuować tę terapię, oczywiście, jeśli się na to zgodzisz.
– Thomas nie jest pacjentem, na którym można eksperymentować – oznajmiła. – Leczę
go od listopada i wiem, że jego astma przybiera niekiedy bardzo ostrą formę...
– Właśnie dlatego sądzę, że ta technika może mu pomóc – przerwał jej Sam. – Kiedy
nabierze wprawy, będzie mógł ograniczyć stosowanie inhalatora, a później całkowicie z niego
zrezygnować.
– Nie masz żadnych konkretnych podstaw do takiego twierdzenia – odparła, coraz
bardziej oburzona jego pewnością siebie. – Nie pozwolę, żebyś traktował Thomasa jak
królika doświadczalnego. Ta twoja eksperymentalna metoda musi być dopiero w stadium
raczkowania, bo ja nigdy o niej nie słyszałam.
– Więc pozwól, że ci wyjaśnię...
– Powinieneś był rozmawiać ze mną o tym przed zastosowaniem tej terapii, a nie po
fakcie – ciągnęła z coraz większą złością. – Nakłaniając Thomasa do tych eksperymentów,
zapewne naraziłeś go na stres, który zwiększa jego podatność na ataki.
– Mylisz się, Alison – odparł Sam. – Czy naprawdę myślisz, że naraziłbym zdrowie
pacjenta, stosując jakieś szarlatańskie metody, które nie zostały przetestowane?
– Nie mam pojęcia – odparła lodowatym tonem. – Nie pojmuję twojego sposobu
myślenia, ani w sprawach osobistych, ani w kwestiach zawodowych. A teraz, jeśli pozwolisz,
zajmę się moimi pacjentami.
Odwróciła się i szybko ruszyła po schodach w górę, nie odwracając się, by na niego
spojrzeć.
Kiedy wpadła do swego gabinetu, usiadła za biurkiem i głęboko zaczerpnęła powietrza,
żeby – się choć trochę uspokoić. Sam nie tylko wtrąca się do jej życia prywatnego, lecz w
dodatku kwestionuje jej kompetencje zawodowe. Nie miał prawa zmieniać metody leczenia
Thomasa bez konsultacji z nią. Thomas, i tak już zaniepokojony częstotliwością ataków, z
pewnością nie jest pacjentem, na którym można by testować skuteczność jakiejś
eksperymentalnej terapii.
Pod wpływem nagłego impulsu podniosła słuchawkę i poprosiła recepcjonistkę o
połączenie jej z matką chłopca. Chciała zapytać o stan jego zdrowia. Pamela powiadomiła ją
po chwili, że w mieszkaniu państwa Knight nikt nie odbiera telefonu.
Po zakończeniu dyżuru sama wykręciła podany jej numer, ale i tym razem bezskutecznie.
Trocheja to zdziwiło, bo państwo Knight mieli oprócz Toma jeszcze dwóch młodszych od
niego synów. Wydawało jej się mało prawdopodobne, by żadnego z członków rodziny nie
było w domu późnym popołudniem.
Raz jeszcze pomyślała o chorobie Thomasa, który z powodu ataków astmy dwukrotnie
już przebywał w szpitalu. Stan jego zdrowia był niewątpliwie niepokojący. Utwierdziła się w
przekonaniu, że Sam postąpił nieodpowiedzialnie, ograniczając terapię do ćwiczeń oddechu, i
postanowiła zachować wobec niego dystans nie tylko w sferze stosunków prywatnych, lecz
również na płaszczyźnie zawodowej.
Jak miała się niebawem przekonać, postanowienie to łatwiej było podjąć, niż zrealizować.
Kiedy w piątek odbierała Gemmę od Clare, dziewczynka była rozkapryszona i zmęczona.
Nie chciała się bawić nawet z Robbiem, który zawsze był jej ulubieńcem. Przez całą noc
kaszlała, a w sobotę rano Alison doszła do wniosku, że mała jest przeziębiona.
Po południu temperatura dziecka wzrosła do trzydziestu ośmiu stopni. Gemma odmówiła
zjedzenia kolacji i nie chciała nawet tknąć swych ukochanych lodów.
O ósmej Alison stwierdziła dalszy wzrost gorączki i zdała sobie sprawę, że Gemma chyba
ma grypę. Zastanawiała się właśnie, co zrobić, kiedy zadzwonił telefon.
– Chciałem ustalić nasze plany na jutro – oznajmił Sam, zanim zdążyła się odezwać.
– Gemma jest chora – powiedziała. – Prawdę mówiąc, bardzo się o nią niepokoję.
– Co jej dolega? – spytał z troską w głosie.
– Stale rośnie jej temperatura. Poza tym nic nie jadła przez cały dzień, co w jej przypadku
zdarza się niezwykle rzadko.
– Zaraz do was przyjadę. Oczywiście jeśli nie masz nic przeciwko temu.
Zgodziła się bez chwili wahania. Przez cały dzień biła się z myślami, nie wiedząc, co
począć. Niewiele wcześniej jeden z małych pacjentów przychodni zapadł na zapalenie opon
mózgowych i gdyby nie szybka diagnoza Hectora, jego choroba mogłaby okazać się
śmiertelna. Alison drżała z niepokoju na myśl o tym, że jej córka może cierpieć na jakąś
wirusową lub bakteryjną infekcję.
W dziesięć minut później usłyszała pisk opon hamującego gwałtownie samochodu.
Otworzyła drzwi, a Sam pobiegł za nią do pokoju dziecinnego.
– Jak się miewa moja dziewczynka? – spytał łagodnie, całując czoło dziecka.
Gemma, która zwykle radośnie go witała, tym razem nie zareagowała na jego obecność.
Zmarszczył brwi i dotknął palcami jej czoła.
– Od jak dawna ma tak wysoką gorączkę? – spytał, odwracając się do Alison.
– Od szóstej. Ale już wczoraj wieczorem nie była sobą.
– Co jej podałaś?
– Tylko paracetamol. O dziesiątej ma dostać następną tabletkę.
– Czy nie skarżyła się na ból brzucha? Nie wymiotowała?
Alison pokręciła przecząco głową.
– Nie. Początkowo myślałam, że po prostu rosną jej zęby, ale zmieniłam zdanie, kiedy
dostała gorączki.
– Czy mogę cię obejrzeć, kochanie? – spytał Sam, wyjmując z torby lekarskiej małą
latareczkę.
Zajrzał dziecku do gardła, a potem dokładnie je zbadał, powtarzając wszystkie czynności,
które w ciągu tego dnia kilkakrotnie wykonywała Alison.
– Migdały nie są spuchnięte i nie ma nalotu w gardle – powiedział w końcu. – Może
należałoby umyć ją zimną gąbką. To powinno obniżyć temperaturę.
– Właśnie się do tego zabierałam, kiedy zadzwoniłeś – oznajmiła Alison.
Teraz dopiero spojrzała uważnie na Sama i zdała sobie sprawę, jak bardzo cieszy ją jego
obecność. I jak bardzo podnieca widok jego silnych ramion, wyraźnie widocznych pod cienką
sportową koszulą.
Zeszła do łazienki po miskę z wodą, gąbkę i ręcznik. Widząc przypadkiem swe odbicie w
lustrze, zdała sobie sprawę, że jej kolorowe szorty i bawełniana bluzka są mocno pogniecione,
a ona sama, blada i rozczochrana, też prezentuje się niezbyt korzystnie.
Poprawiając włosy, zaczęła mimo woli myśleć o ich dawnym wspólnym życiu. I nagle
uświadomiła sobie, jak bardzo pragnie, aby Sam spędził tę noc razem z nią.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Gemma zasnęła tuż przed północą. Alison i Sam zeszli do kuchni, by w końcu napić się
herbaty.
– Co o tym myślisz? – spytała, nalewając wodę do czajnika.
– Nie jestem zbyt przerażony jej temperaturą. Przypuszczam, że do rana spadnie.
– Chciałabym, ale i tak będę dziś spała w jej pokoju na rozkładanym łóżku.
Sam spojrzał na nią z niepokojem.
– Ali, jesteś bardzo zmęczona. Chciałbym zostać tu na noc, żeby ci pomóc. Pozwól, że
obejmę dyżur przy małej.
– Ale czy zawołasz mnie, jeśli się obudzi?
– Mam nadzieję, że będzie spała jak kamień. Ale jeśli stanie się inaczej, dam ci znać.
Alison wiedziała, że jego propozycja jest rozsądna, choć nie była pewna, czy uda jej się
zasnąć. Poprzedniej nocy nie zmrużyła oka i wstawała kilka razy, by zajrzeć do pokoju
dziecka. Kiedy w końcu usnęła, wstawał już blady świt.
– Ona nigdy nie chorowała tak poważnie – wyjaśniła.
– Nie zamartwiaj się. To z pewnością nie jest ostatni raz.
– Przez cały czas się boję, że mogliśmy coś przeoczyć – wyznała płaczliwym tonem.
– Lekarze zawsze są najgorszymi pacjentami i najbardziej nadopiekuńczymi rodzicami –
przypomniał jej z uśmiechem. – Nie stwierdziliśmy sztywnienia karku, wysypki ani żadnych
innych objawów poważniejszej choroby. Obiecuję ci, że będę do niej zaglądał co kilka minut.
– Sam, powiedz mi, że nic jej nie będzie... – poprosiła niepewnie.
– Oczywiście, że nic jej nie będzie. Natomiast ty, jeśli się trochę nie prześpisz, możesz
mieć jutro fatalne samopoczucie.
Była zbyt zmęczona, by dalej protestować, więc poszła do sypialni. Zamykając oczy,
przypomniała sobie upojne noce, które spędziła w niej razem z Samem. Ale po chwili
zmorzył ją sen. Widziała w nim leżącą w kołysce Gemmę i pochylonego nad nią ojca. Potem
zobaczyła sielską scenę, rozgrywającą się na tle błękitnego nieba. Sam zbliżał się do niej z
wyciągniętymi ramionami, a ona jak zwykle biegła mu naprzeciw...
– Ali... Ali, obudź się!
Usłyszała jego głos i usiadła, zanim skończył zdanie. Nadal było ciemno. W jej umyśle
natychmiast obudziły się najgorsze podejrzenia.
– Coś się dzieje z Gemmą?
– Myślę, że powinnaś ją zobaczyć. – Starał się mówić spokojnym tonem, lecz ona znała
go zbyt dobrze, by nie wyczuć, że stan dziecka uległ pogorszeniu.
Kiedy wbiegła do pokoju córeczki, stwierdziła, że ma ona jeszcze wyższą temperaturę.
Ciałem Gemmy wstrząsały dreszcze. Alison wzięła ją na ręce i próbowała dodać jej otuchy,
Sam tymczasem błyskawicznie się ubrał i po chwili wyruszyli do szpitala.
Gdy dotarli na miejsce, Gemma dostała drgawek. Natychmiast zaopiekowali się nią
lekarze z oddziału nagłych wypadków, a Sam delikatnie wypchnął Alison z sali zabiegowej
na korytarz i niemal siłą posadził ją na krześle.
– Alison, ona jest w dobrych rękach. Nie wolno nam się wtrącać.
– Ale ja jestem lekarzem...
– Oboje jesteśmy lekarzami – przypomniał jej – ale jesteśmy też jej rodzicami.
Alison zamknęła oczy. Po raz pierwszy w życiu była naprawdę przerażona. Nie mogła
zrozumieć, jakim cudem choroba dotknęła tym razem nie kogoś obcego, lecz jej własne
dziecko. Po chwili oczekiwania, która wydała jej się wiecznością, ujrzała wychodzącą z sali
zabiegowej pielęgniarkę. Natychmiast wstała z krzesła, ale jej serce bito tak mocno, że przez
kilka sekund nie mogła wydobyć głosu.
– Jak... jak ona się czuje? – wyjąkała w końcu.
– Odzyskała już przytomność – odrzekła pielęgniarka. – Jej utrata trwała na szczęście
bardzo krótko. Robimy teraz wszystkie niezbędne badania. Proszę przejść do poczekalni.
Wezwiemy państwa, gdy tylko poznamy wyniki.
– Och, Sam, nie mogę w to wszystko uwierzyć – wyszeptała Alison, gdy usiedli w małej
sali, którą wskazała im pielęgniarka. – Dlaczego nie pozwalają nam być przy niej?
– To nie potrwa długo – zapewnił ją uspokajającym tonem. – Musimy być cierpliwi i
wierzyć, że wszystko będzie dobrze.
Chwyciła go kurczowo za rękę. W tej chwili był jej potrzebny bardziej niż kiedykolwiek
dotąd. Zapomniała o wszystkich konfliktach, które ich dzieliły w przeszłości. Myślała tylko o
swojej córce.
Po chwili Sam przyniósł dwa plastikowe kubki z herbatą. Była mocna i gorzka, a gdy
Alison wypiła kilka łyków, poczuła się trochę lepiej.
– Sam... – zaczęła niepewnie – a jeśli drgawki są wywołane przez infekcję centralnego
systemu nerwowego...
– To wcale nie jest przesądzone – przerwał jej pospiesznie. – Nawet nie myśl o zapaleniu
opon mózgowych. Nie przewiduj najgorszej możliwości.
Opuściła wzrok na plastikowy kubek z herbatą. Co będzie, jeśli choroba Gemmy okaże
się poważna? Czy popełnili błąd, nie przywożąc jej do szpitala wcześniej?
– Ten atak mógł być skutkiem gorączki wywołanej przez jakąś wirusową infekcję –
ciągnął Sam. – Ona ma wszystkie klasyczne objawy. Podwyższona temperatura, dreszcze,
drgawki, i w końcu utrata przytomności. Dzieci często dostają takich infekcji i wychodzą z
nich bez szwanku.
Dopił resztkę herbaty i oparł głowę na rękach. Kiedy ją ponownie podniósł, wydawał się
tak wyczerpany, że Alison miała ochotę czule go objąć.
Pozostała jednak na miejscu, myśląc o swej córce. Marzyła o tym, by to upiorne
nieszczęście, które tak nagle na ich spadło, odeszło w niebyt. Żeby mogli wszyscy wrócić do
normalnego, spokojnego życia.
Nie miała pojęcia, jak długo czekali; utraciła całkowicie poczucie czasu. Kiedy pojawił
się lekarz, jej nerwy były tak napięte, że z trudem zachowała spokój.
– Córeczka państwa odzyskała już pełnię świadomości – oznajmił. – Ten atak drgawek
był wywołany wysoką gorączką.
– Zapewne będącą skutkiem jakiejś infekcji? – spytał Sam.
Lekarz kiwnął głową.
– Chyba jednak nie dolega jej nic poważnego. Alison wydała westchnienie ulgi.
– Czy temperatura już opadła?
– Owszem, a ponieważ była nieprzytomna tylko przez kilka minut, ośmielę się
zaryzykować” twierdzenie, że wróci do pełni zdrowia.
– Czy możemy zabrać ją do domu? – spytał Sam. Lekarz wahał się przez chwilę.
– Moim zdaniem przetrzymywanie jej na oddziale mogłoby jej tylko zaszkodzić.
Większość dzieci lepiej przechodzi rekonwalescencję w domu niż w otoczeniu szpitalnym. –
Urwał i zerknął na Alison. – Ale jako lekarze wiecie dobrze, że zawsze istnieje
niebezpieczeństwo nawrotu ataku drgawek.
– Mimo to wolimy zabrać ją do domu – stwierdziła bez chwili wahania Alison.
Lekarz kiwnął głową.
– W takim razie proponuję, żebyście przed wyjściem posiedzieli jakiś czas przy jej łóżku.
Ulegając jego sugestii, poszli do sali, w której leżała Gemma. Kiedy wchodzili, pochylała
się nad nią pielęgniarka. Na widok swej córeczki ubranej w szpitalną koszulę Alison omal się
nie załamała.
Dziewczynka siedziała już na łóżku i wyglądała o wiele lepiej. Kiedy ujrzała rodziców,
wybuchnęła płaczem. Alison podbiegła do niej pospiesznie, by ją objąć i pocieszyć.
– Niedługo pojedziemy do domu! – wyszeptała jej do ucha. Formalności związane z
wypisaniem dziewczynki ze szpitala zajęły jednak sporo czasu, więc dotarli na miejsce
dopiero koło południa.
Bez słowa weszli na górę i położyli Gemmę do łóżka. Kiedy zasnęła, usiedli obok siebie
na kanapie, nie spuszczając jej z oka.
– Chyba wszystko będzie dobrze – wymamrotała Alison. – Jestem potwornie śpiąca.
Oparła głowę na ramieniu Sama i po chwili zapadła w głęboki sen. Spała tak spokojnie
jak za dawnych czasów, kiedy przyszłość wydawała jej się jednym pasmem szczęścia.
Kiedy się obudziła, odkryła, że leży wyciągnięta na kanapie. Z dołu dobiegał aromat
kawy. Łóżko Gemmy było schludnie posłane, a jej zabawki leżały na stosie w kącie pokoju.
Usiadła, spojrzała na zegarek i stwierdziła ze zdumieniem, że jest już wpół do piątej. Nie
mogła uwierzyć w to, że przespała niemal całe popołudnie. Pospiesznie wstała i podeszła do
otwartego okna, przez które dobiegały głosy.
Sam siedział na huśtawce, trzymając Gemmę na kolanach i obejmując ją ramieniem.
Dziewczynka miała teraz na sobie jakąś koszulkę i swoje ulubione różowe dżinsy. Huśtali się
lekko, a Gemma raz po raz wybuchała głośnym śmiechem.
Alison stała przez chwilę nieruchomo, wspominając przeszłość. Za dawnych czasów
często oglądali z tego okna ogród, który tak bardzo kochał Sam. Początkowo przypominał on
dziką dżunglę; dopiero potem, dzięki wysiłkom Sama, stał się ich dumą i chlubą.
Chcąc odrzucić natłok wspomnień, cofnęła się gwałtownie od okna, zaczepiając przy tym
ramieniem o futrynę, która wydała głośny trzask. Sam natychmiast podniósł głowę.
– Mama już wstała – powiedział cicho, a Gemma odwróciła się do matki i zaczęła machać
do niej rączkami.
– Kawa jest gotowa – dodał Sam.
Jego uśmiech po raz kolejny przyprawił ją o przyspieszone bicie serca. Pełen kwiatów
ogród, ojciec i córeczka – cóż za sielski obrazek, pomyślała z goryczą.
– Zaraz schodzę! – zawołała do nich i poszła do łazienki. Wzięła prysznic i włożyła jasne
bawełniane spodnie oraz niebieską jedwabną bluzkę. Potem skropiła się swymi ulubionymi
perfumami, których delikatny zapach Sam dawniej uwielbiał.
Zdała sobie sprawę, że obecność Sama w domu wpływa kojąco na jej nerwy. Że
chciałaby, aby pozostał on w nim jak najdłużej... żeby spędził w nim przynajmniej jeszcze
jedną noc. To bezsensowne mrzonki, zgromiła się w duchu. Nie wolno ci im ulegać. Wasze
drogi na zawsze się rozeszły!
Ale kiedy spojrzała w lustro, dojrzała w swych oczach mgiełkę pożądania.
Nadszedł piękny wieczór. Zachodzące słońce ozłacało ostatnimi promieniami widoczne
na horyzoncie wzgórza. Zjedli podwieczorek w ogrodzie. Gemma była jeszcze trochę
przygaszona, ale jej temperatura wróciła do normy. Zjadła też pierwszy od dwóch dni posiłek
– kanapkę z ogórkiem i porcję lodów przybranych konfiturą.
– Myślę, że ktoś tu jest bardzo śpiący i powinien pójść do łóżka – zauważył Sam, patrząc
na drzemiącą w jego ramionach córkę.
Wstał z fotela, zaniósł Gemmę na górę i powiedział jej dobranoc. Potem zszedł na dół i
zatrzymał się przy drzwiach wejściowych.
– Gdybyś mnie potrzebowała, będę w domu – oznajmił cichym głosem. – Mam nadzieję,
że ta noc będzie dla ciebie trochę łatwiejsza.
– Ja też... Ale na wszelki wypadek będę spała w jej pokoju.
Wyszedł do ogrodu, a ona pod wpływem nagłego impulsu poszła za nim. W powietrzu
unosił się zapach kwiatów.
– Gdyby nie było mnie w domu, zadzwoń na mój numer komórkowy – dodał,
zatrzymując się przy furtce.
– Dziękuję ci za to, że przyjechałeś – rzekła niespodziewanie. – I za to, że zająłeś się
Gemmą.
– Czy spodziewałaś się, że mógłbym postąpić inaczej?
– Nie, oczywiście, że nie. Tylko że...
– Alison, Gemma jest dla mnie najważniejsza na świecie. Właśnie dlatego... – Urwał i
zagryzł wargi, a potem wzruszył ramionami. – Będzie lepiej, jeśli już pójdę.
Wtedy właśnie Alison popełniła błąd, którego miała gorzko żałować przez cały wieczór.
– Czy na prawdę musisz iść? – spytała, czerwieniąc się gwałtownie.
Spojrzał na nią z zaskoczeniem.
– Gemma jest już zdrowa – powiedział, zamykając za sobą furtkę. – Więc po cóż
miałbym tu zostawać?
Odszedł, a ona wróciła do domu i szybko zatrzasnęła za sobą drzwi. Czuła się poniżona i
upokorzona. Piekła ją twarz, a jej gardło dławił bolesny skurcz.
Po co go prosiłam, żeby został? – pytała się w duchu. Przecież na pewno w międzyczasie
znalazł sobie kogoś innego! Przecież przed wyjazdem do Australii mieszkał z dala od nas
przez cztery miesiące. Z pewnością nawiązał wtedy bliskie kontakty z jakąś kobietą!
Nadal zastanawiała się, czy dziewczyną, z którą widziała go na parkingu, była Charlotte
Macdonald. Czy ponownie pojawiła się w jego życiu, czy też może nigdy z niego nie
zniknęła?
Po raz kolejny zdała sobie sprawę, że powrót Sama do niej jest bardzo mało
prawdopodobny.
Gemma czuła się nazajutrz zupełnie dobrze, ale Alison postanowiła nie iść tego dnia do
pracy. Zadzwoniła do Hectora, który obiecał, że wspólnie z Peterem zajmie się jej pacjentami.
Sam zatelefonował do niej po południu, spytał o zdrowie dziecka, a potem szybko ją
pożegnał.
W środę Gemma była już całkowicie zdrowa, więc Alison wzięła ją ze sobą do Kennet.
Po dyżurze wstąpiły jak zwykle do parku.
W czwartek po południu w jej domu zadzwonił telefon. Podniosła słuchawkę,
spodziewając się, że usłyszy głos Sama. Ale okazało się, że dzwoni Lucy.
– Przepraszam, że panią niepokoję w domu, doktor Stewart, ale muszę na jutrzejszą listę
wpisać Eilę Hayward, która urodziła podczas weekendu chłopca. Wiem, że Gemma była
chora, a pani nie przyszła w poniedziałek do przychodni...
– Będę jutro w pracy – przerwała jej Alison. – Gemma już wyzdrowiała. Czy chodzi o
Eilę, czy o dziecko?
– Chyba głównie o dziecko... – odparła Lucy po chwili wahania. – Jak pani pewnie
pamięta, oni mieszkają tuż obok przychodni. Mark jest tu znanym człowiekiem, gwiazdą
naszej drużyny piłkarskiej.
– Ach tak, Eila chyba mi o tym wspominała – przypomniała sobie Alison.
– Lubię ją, choć nie przepadam za jej mężem. Bardzo mi jej żal. Ona nie ma łatwego
życia – zakończyła zagadkowo Lucy, a potem odłożyła słuchawkę.
Alison była zaskoczona. Eila nie wspominała podczas ostatniej wizyty o żadnych
małżeńskich kłopotach. Powiedziała tylko, że jej mąż wołałby chłopca. Lucy najwyraźniej
chciała jej wyjawić coś więcej, ale powstrzymała się w ostatniej chwili.
Nazajutrz rano, parkując samochód pod przychodnią, myślała jednak nie o Eili, lecz o
małym Thomasie, który chorował na astmę. Ponieważ nie udało jej się skontaktować z
państwem Knight, mogła tylko pocieszać się nadzieją, że gdyby w wyniku nieprzemyślanych
rad Sama nastąpiło pogorszenie jego stanu, rodzice natychmiast przywieźliby go do
przychodni. Postanowiła jednak ponownie zadzwonić do jego matki i zapytać ją o przebieg
choroby.
Weszła do budynku, wbiegła na górę i otworzyła drzwi gabinetu. W chwilę później
Pamela wprowadziła pierwszego pacjenta. Był to Thomas Knight. Tuż za nim szła jego
matka.
– Doktor Stewart, sama nie mogę w to uwierzyć! – zawołała od progu. – Thomas jest...
no, w każdym razie przestał się dusić. Oddycha bez trudu, niech pani sama posłucha. Był
nawet wczoraj na lekcji gimnastyki i ani razu nie musiał używać inhalatora. Czy to możliwe?
Alison spojrzała na Thomasa. Oddychał najzupełniej normalnie, a jego uśmiechnięta
twarz promieniała zdrowiem.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Pani Knight dopiero po kilku minutach przestała mówić i usiadła, dopuszczając do głosu
swego syna.
– Miałem wczoraj lekcję gimnastyki – oznajmił z dumą. – Zawsze zabieram ze sobą
inhalator, bo po chwili biegania tracę oddech. Ale tym razem w ogóle go nie używałem.
– Chcesz powiedzieć, że nie zacząłeś się dusić?
– Robię codziennie te ćwiczenia, które pokazał mi doktor Stewart. Od tej pory nie miałem
ani jednego ataku.
Alison zerknęła na panią Knight, która potwierdziła słowa syna ruchem głowy.
– To prawda. Zaczął je robić zaraz po powrocie do domu i wykonuje je codziennie, więc
chyba...
– Czy myślisz, że te ćwiczenia ci pomogły? – przerwała jej szybko Alison, zwracając się
do Thomasa.
– Oczywiście! Chyba nie potrzebuję już inhalatora! Alison potrząsnęła z powątpiewaniem
głową.
– Thomas, wiem, że nabrałeś pewności siebie, bo ćwiczenia najwyraźniej okazały się
skuteczne. Ale dla własnego bezpieczeństwa musisz zawsze mieć przy sobie ten aparat.
– To samo powiedział mi doktor Stewart – oznajmił chłopiec. – Ale teraz potrafię
przerwać nadchodzący atak. Robię to w taki sposób...
Ścisnął nos kciukiem i palcem wskazującym, a potem zerknął na zegarek. Po chwili
rozluźnił uścisk i zrobił kilka krótkich wdechów, a potem zaczął oddychać zupełnie
normalnie.
– Dlaczego patrzyłeś na zegarek? – spytała Ałison.
– Potrafię teraz wstrzymać oddech na pięćdziesiąt sekund!
– I na tym polega ta technika?
– Nie tylko – odparł z entuzjazmem chłopiec. – Doktor Stewart wytłumaczył mi, że jako
astmatyk, wciągam podczas ataku do płuc zbyt wiele powietrza. Myślałem, że jest odwrotnie,
ale się myliłem. To, czego nauczył mnie doktor podczas pierwszej sesji, przynosi skutki.
– Rozumiem – stwierdziła Alison. – Mimo to proszę cię, żebyś nie ruszał się nigdzie bez
inhalatora.
– Będę go pilnowała – obiecała pani Knight. – Z początku myślałam, że ta technika
oddychania to jakieś głupstwa. Ale kiedy zobaczyłam, że Thomas wykonuje te ćwiczenia trzy
razy dziennie, byłam zdumiona. On jest bardzo niesystematyczny, a wszystkie nudne
zajęcia...
– One wcale nie są nudne, mamo – przerwał jej Thomas. – One mi pomagają.
– Wiem, kochanie – cierpliwie odparła pani Knight – ale doktor Stewart powiedział, że
musisz pod jego kierunkiem przejść cały kurs techniki oddychania. Właśnie dlatego tu
jesteśmy – wyjaśniła, zwracając się do Alison.
– Myślałam, że na wszelki wypadek zechce go pani zbadać.
Alison nie wiedziała, co począć. Była bardzo sceptycznie nastawiona do terapii zaleconej
przez Sama, ale chłopiec najwyraźniej wierzył w skuteczność nowej metody. Nie chciała więc
podważać jego pewności siebie. Musiała przy tym przyznać, że stan jego zdrowia wyraźnie
się poprawił. Podejrzewała jednak, że jest to po prostu tylko szczęśliwy zbieg okoliczności.
W końcu, chcąc oszczędzić chłopcu zażenowania, a równocześnie uspokoić jego matkę,
zaproponowała, by Thomas zapisał się do niej na wizytę w przyszłym tygodniu.
– Och, on i tak wybiera się do przychodni – oznajmiła pani Knight. – Będzie chodził na te
specjalne zajęcia dla astmatyków, które prowadzi doktor Stewart.
Gdy oboje wyszli, Alison zagryzła wargi. Nie mogła pogodzić się z myślą, że Sam
zamierza prowadzić na terenie przychodni kursy swej nowej, nieznanej nikomu metody
terapii, nie uzyskawszy zezwolenia Hectora.
Postanowiła porozmawiać o tym z Hectorem, choć zdawała sobie sprawę, że fakty
świadczyć będą przeciwko niej. Jej tradycyjne metody leczenia astmy okazały się w
przypadku Thomasa mało skuteczne, a cudowna kuracja Sama przyniosła widoczne rezultaty.
Nieco później w gabinecie zjawiła się Eila Hayward, trzymając na rękach synka. Alison
zbadała go, ale ponieważ wydawał się zupełnie zdrowy, poinformowała tylko matkę, jak
należy zapobiegać odparzeniu skóry od pieluszek.
Rozmawiając z Eilą, zauważyła jednak, że jest dziwnie nieswoja. Przypominając sobie
słowa Lucy, spytała ją o samopoczucie.
– Nic mi nie jest – odparła bez przekonania pacjentka.
– Czy jada pani regularnie i ma dość czasu na odpoczynek?
– Tak. Anthony jest dobrym dzieckiem. Budzi się dopiero około piątej rano.
– Czy wraca pani do łóżka po nakarmieniu go? Eila spuściła oczy.
– Tak, czasem... Zwykle wstaję i sprzątam dom.
– Powinna pani więcej sypiać – oznajmiła z naciskiem Alison, widząc ciemne kręgi pod
oczami pacjentki. Już wcześniej dostrzegła jej nienaturalną bladość, ale ponieważ młoda
kobieta nie chciała się najwyraźniej zwierzyć ze swych trosk, nie miała prawa nalegać. – W
poniedziałki po południu prowadzimy zajęcia dla matek z małymi dziećmi. Niech pani
przyjdzie i weźmie ze sobą Anthony’ego, dobrze?
– Pomyślę o tym... – wybąkała Eila i pospiesznie opuściła gabinet.
Alison zmarszczyła brwi. Nie wiedziała, co dręczy młodą matkę, ale jej zachowanie
wydało jej się niepokojące.
Zanim jednak zdążyła się nad nim zastanowić, usłyszała pukanie do drzwi. Uniosła wzrok
i dostrzegła stojącego w progu Sama.
– Widziałam przed chwilą Thomasa i jego matkę – oznajmiła, usiłując przezwyciężyć
nerwowe napięcie, jakie zawsze budził w niej jego widok. – Twoja technika oddychania
okazała się dość skuteczna...
– To świetnie – powiedział obojętnym tonem, patrząc na zegarek. – Posłuchaj, chciałbym
porozmawiać z tobą dłużej, ale nie mam czasu. Muszę jeszcze przed lunchem odbyć kilka
wizyt domowych. Chciałem tylko powiedzieć, że nie mam nic wspólnego z zaproszeniem,
które przekazał ci Hector.
– Z jakim zaproszeniem? – spytała ze zdumieniem.
– To znaczy, że jeszcze z tobą nie rozmawiał? – Sam jęknął cicho i włożył ręce do
kieszeni. – Więc przygotuj się na niespodziankę. Z pewnością zgłosi się do ciebie dzisiaj.
Będzie chyba najlepiej dla wszystkich, jeśli po prostu odmówisz.
Alison wstała, okrążyła swoje biurko i podeszła do niego bliżej.
– Sam, ja nic nie rozumiem.
– Więc nie wiesz, że Hector się zaręczył? Alison omal nie wybuchnęła śmiechem.
– Przecież on jest zagorzałym starym kawalerem...
– wyjąkała ze zdumieniem.
– Tak, i wszyscy sądziliśmy, że pozostanie nim na zawsze. Ale on postanowił zrobić nam
niespodziankę.
– Kiedy się o tym dowiedziałeś?
– W środę. Ale ciebie tu wtedy nie było, prawda? Alison kiwnęła potakująco głową.
– Jak zwykle przyjmowałam pacjentów w Kennet. A w czwartek miałam wolny dzień.
Ale mógł do mnie zadzwonić...
– Chyba chciał powiedzieć ci o tym osobiście – mruknął Sam.
– Pewnie tak – przyznała, wyczuwając w głosie Sama jakąś dziwną nutę. – Jestem
zaskoczona, ale bardzo się cieszę. Tylko nie wiem, co to ma wspólnego z nami.
– Więcej niż przypuszczasz – oznajmił z ponurą miną Sam. – Hector urządza uroczyste
przyjęcie. Chce, żebyśmy poznali jego wybrankę. Zaprosił więc Petera z jego dziewczyną, a
także nas.
Alison czuła, że Sam coś przed nią ukrywa, ale nadal nie miała pojęcia, o co chodzi.
– To znaczy, że będzie nas tylko sześcioro? Kiwnął głową.
– Porozmawiamy o tym później – wyjąkał niepewnie.
– Teraz muszę lecieć.
– Sam, co chcesz przede mną ukryć? – spytała, idąc za nim w stronę drzwi.
Ale on wyszedł szybko na korytarz, mijając się w progu z jej następnym pacjentem.
– Zadzwonię do ciebie! – zawołał na pożegnanie i zniknął jej z oczu.
Przez całe przedpołudnie zastanawiała się, o co mogło mu chodzić, kiedy powiedział:
„Będzie chyba najlepiej dla wszystkich, jeśli po prostu odmówisz”. W końcu doszła do
wniosku, że być może obawia się krępujących pytań wybranki Hectora, dotyczących ich
małżeństwa i przyczyn jego rozpadu.
Dopiero po zakończeniu dyżuru spotkała w recepcji Hectora. Wydał jej się dosyć
speszony i niepewny.
– Czy widziałaś się z Samem? – spytał.
– Tak, ale tylko przez chwilę. Spieszył się bardzo, bo miał do odbycia kilka wizyt.
Hector pokiwał głową, jakby zastanawiając się nad następnym pytaniem.
– Czy skończyłaś już dyżur?
– Tak. Dlaczego cię to interesuje?
– Bo chciałbym zaprosić cię na lunch.
Alison wiedziała już, że czeka ją jakaś niemiła niespodzianka. Poczucie to nasiliło się
jeszcze bardziej w dziesięć minut później, kiedy usiadła naprzeciw Hectora w małej
nadbrzeżnej restauracji. Szef był wyraźnie zakłopotany i przez dłuższą chwilę wyraźnie grał
na zwłokę, mówiąc o jakichś głupstwach.
– Z pewnością dotarła już do ciebie wiadomość o, moich zaręczynach – wykrztusił w
końcu. – Moja narzeczona, Anabelłe, zaprosiła nas do swego domu na weekend...
Alison zaczęła potrząsać głową, ale Hector nieubłaganie mówił dalej:
– Ta biedna dziewczyna nie ma pojęcia, jak wygląda życie lekarza. Powiedziała mi, że
chce was wszystkich poznać, zanim ustalimy datę ślubu. Nie zgodzi się za mnie wyjść, jeśli
nie spełnię tego warunku. Alison, nie muszę ci tłumaczyć, jak wiele to dla mnie znaczy...
Alison westchnęła z rezygnacją i bez słowa zaczęła jeść stojący przed nią omlet.
Telefon zadzwonił o siódmej wieczorem. Wiedziała, że to Sam. Nadał nie mogła się
pogodzić z tym, co przeżyła podczas lunchu, chciała jednak wyjaśnić mu swoją reakcję na
propozycję szefa.
Sam od razu przeszedł do sedna sprawy.
– Czy Hector już z tobą rozmawiał?
– Owszem. Dlaczego mi nie powiedziałeś, o co mu chodzi?
– Bo wiedziałem, że to cię zirytuje. Próbowałem ci coś wytłumaczyć, ale ostatnio jakoś
nie możemy się porozumieć.
– To prawda. A propozycja Hectora nie poprawiła sytuacji. Zaprosił mnie na lunch, a
potem zwalił mi na głowę ciężki ładunek.
Sam zachichotał cicho.
– Mnie nie poczęstował nawet lunchem.
– Pewnie się domyślał, że ja będę trudniejszym orzechem do zgryzienia.
– A więc odmówiłaś mu?
Milczała przez chwilę, zastanawiając się nad sytuacją.
– Nie całkiem – przyznała w końcu niechętnie.
– Czy Gemma już śpi?
– Nie. Właśnie zamierzałam jej przeczytać jakąś bajkę.
– Czy mogę wpaść i powiedzieć jej dobranoc?
– To chyba dobry pomysł. Potem będziemy mogli omówić całą sprawę i podjąć decyzję.
Zjawił się w piętnaście minut później. Alison kończyła właśnie poprawiać fryzurę, kiedy
usłyszała skrzypnięcie drzwi i jego donośny głos.
– Tata! – krzyknęła z radością Gemma, wybiegając z dziecinnego pokoju na korytarz.
– Jesteśmy na górze! – zawołała Alison.
Sam wbiegł na piętro i wyciągnął ręce do dziecka.
– Witaj, kochanie! – Chwycił Gemmę w ramiona i mocno ją uściskał. – Jak się czuje
moja dziewczynka?
Po chwili poszli oboje do dziecinnego pokoju i zaczęli się bawić klockami. Kiedy Alison
zajrzała tam w jakiś czas później, Gemma leżała już w łóżku, a Sam głaskał ją po głowie.
– Będę na dole – szepnęła cicho i zeszła do ogrodu. Sam pojawił się tam po kilku
minutach.
– Już śpi – oznajmił, siadając na ogrodowym fotelu. – Jakie to piękne dziecko! Jest
bardzo podobna do ciebie. Ma takie same jasne włosy i równie zdrową cerę...
Alison wyprostowała się, chcąc jasno dać mu do poznania, że zamierza utrzymać dzielący
ich dystans.
– Musimy omówić sprawę Hectora – oznajmiła rzeczowym tonem. – Nie chcę spędzać
weekendu poza domem. Nie mogę zostawić Gemmy, zwłaszcza po jej ostatniej chorobie.
– Jestem dokładnie tego samego zdania – powiedział Sam.
– A co na ten temat sądzi Peter?
– Och, on jest zachwycony tym zaproszeniem. – Sam wzruszył ramionami. – Peter
uwielbia takie towarzyskie imprezy. To zupełnie zrozumiałe; jest wolnym człowiekiem.
– Podobnie jak ty i ja – przypomniała mu Alison. – Czyżbyś zapomniał o naszej
separacji?
Kiwnął głową, najwyraźniej przyznając jej słuszność.
– Ale co powiemy Hectorowi? – spytał po chwili.
– Prawdę – odparła Alison.
– Czyli to samo, co powiedziałaś mu podczas lunchu? Zarumieniła się, przypominając
sobie, że nie udzieliła Hectorowi jednoznacznej odpowiedzi.
– Byłam zaskoczona... – zaczęła się tłumaczyć.
– Podobnie jak ja – przerwał jej. – Ale dzięki mnie wiedziałaś przynajmniej, że czeka cię
niespodziewana propozycja.
– No tak – przyznała niechętnie. – Mimo to przeżyłam szok, kiedy mi oznajmił, że nie
oświadczy się swej narzeczonej, dopóki ona nas wszystkich nie pozna. W pewnym sensie dał
mi do zrozumienia, że powodzenie jego małżeńskich planów zależy od nas.
– To absurdalne! – stwierdził Sam.
– Ale oczywiście mu tego nie powiedziałeś, prawda?
– spytała, zerkając na niego z ukosa i stwierdzając z satysfakcją, że on również opuścił
wzrok.
– Problem polega na tym... – zaczął po długiej pauzie – problem polega na tym, że on jest
taki cholernie przekonujący. Potrafił wzbudzić w nas przeświadczenie, że mamy obowiązek
się tam zjawić.
– Więc dlaczego nie chcesz jechać? – spytała Alison.
– Sam jeden? I być piątym kołem u wozu? Dodatkiem do dwóch par? – Zaśmiał się
krótko. – Alison, ty chyba żartujesz.
– Jeśli pojedziemy oboje, to i tak każde z nas będzie piątym kołem u wozu, prawda?
– Tak, ale to mogłoby być interesujące. Hector w roli swata...
Alison uśmiechnęła się.
– Jestem zdumiona, że żadne z nas nie rozszyfrowało jego intencji.
– Przebiegły stary lis.
– Ciekawe, jaka ona jest...
Spojrzeli na siebie i oboje wybuchnęli śmiechem.
– Nie wiem, co nas tak bawi – mruknęła Alison po chwili. – Powinniśmy być na niego
wściekli za to, że stawia nas w tak niezręcznej sytuacji.
– I za to, że tak późno znalazł sobie narzeczoną. Dlaczego nie mógł tego zrobić, kiedy
byliśmy jeszcze normalnym małżeństwem? Zawsze marzyłem o tym, żeby zamieszkać choć
na parę dni w wiejskiej rezydencji.
– W wiejskiej rezydencji? – powtórzyła Alison, a on spojrzał na nią z wyraźnym
zdziwieniem.
– Jak to, czy nie wiesz, kto jest jego narzeczoną?
– Nie mam pojęcia.
– Anabelle Reid.
Dopiero po chwili zrozumiała, kogo ma na myśli, i szeroko otworzyła usta.
– Czyżbyś miał na myśli kobietę, z którą rozwiódł się niedawno Theo Reid?
– Jak najbardziej.
Z trudem powstrzymała się od śmiechu. Doszła do wniosku, że Hector jest czarnym
koniem. Zrozumiała też, dlaczego utrzymywał ten związek w takiej tajemnicy. Gazety nadal
rozpisywały się na temat rozpadu trzeciego małżeństwa bogatego biznesmena.
– Dlaczego się śmiejesz? – spytał Sam. – Czy gdybyś wiedziała, o kogo chodzi, miałoby
to jakiś wpływ na twoją decyzję?
Zaczęła się zastanawiać, jak zareagowałby Sam, gdyby odpowiedziała twierdząco. Ale w
tym momencie zadzwonił telefon, przerywając tok jej myśli.
Była to Clare, która chciała z nią poplotkować, jak w każdy piątkowy wieczór. Gdy
dowiedziała się, że jest u niej Sam, obiecała zadzwonić nazajutrz. Alison wróciła do ogrodu.
– To była moja siostra – oznajmiła, siadając z powrotem na fotelu.
– Czy opowiedziała ci, jak pomagałem wczoraj Robbiemu w szklarniach?
– Nie – odparta ze zdziwieniem.
– To nie było nic wielkiego. Nowe szyby są bardzo kosztowne, więc przerobiliśmy kilka
ram, żeby dopasować do nich stare. Nie jestem złotą rączką, ale jakoś sobie poradziliśmy.
– Więc widywałeś się z Robbiem po jego wypadku?
– Owszem. Wpadłem tam kilka razy, żeby spytać, czy nie potrzebuje pomocy.
Wiedziałem, że nie jest im lekko. Prawdę mówiąc, nie mam pojęcia, jak twoja matka radziła
sobie z tym gospodarstwem ogrodniczym po odejściu ojca... – Urwał i opuścił wzrok.
– Było jej bardzo trudno – przyznała Alison, przypominając sobie czasy swej młodości.
Miała czternaście lat, kiedy ojciec opuścił dom, by zamieszkać z inną kobietą. Clare była
o trzy lata młodsza. Gdyby nie pomoc rodziców Robbiego, którzy byli przyjaciółmi rodziny,
firma ogrodnicza, będąca ich jedynym źródłem utrzymania, musiałaby zbankrutować.
– No dobrze, więc co zrobimy? – spytał Sam, przywołując ją na nowo do teraźniejszości.
– W sprawie Hectora? – Wzruszyła ramionami. – Możemy zrobić tylko jedno:
powiedzieć mu prawdę.
– Zgoda, ale jaką prawdę?
– Że przyjmując jego zaproszenie, postąpilibyśmy niestosownie. Ze możemy
zorganizować na ich cześć jakąś kolację albo... jakieś mniej krępujące spotkanie.
Sam powoli podniósł się z fotela.
– W porządku. Porozmawiam z nim w poniedziałek, przed rozpoczęciem pracy.
Alison kiwnęła głową.
– Czy masz ochotę na kawę? – spytała, choć czuła, że jej odmówi.
– Dziękuję. Chyba już pójdę. Ucałuj ode mnie Gemmę. Do zobaczenia w poniedziałek.
Ruszył w kierunku furtki, a po chwili usłyszała warkot silnika jego samochodu. Potem
zapadła cisza...
Westchnęła ciężko. Raz jeszcze zdała sobie sprawę, jak bardzo go jej brak. Potem
uświadomiła sobie, że zapomniała porozmawiać z nim o małym Thomasie. Postanowiła
zrobić to w poniedziałek.
Opuściła głowę i pogrążyła się we wspomnieniach.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Przez cały weekend martwiła się perspektywą rozmowy z Hectorem. Kiedy jednak
przyszła w poniedziałek do pracy, powiedziano jej, że jest on nieobecny z powodu choroby.
– Grypa – oznajmiła Lucy, przynosząc jej poranną listę pacjentów, do której dopisała
osoby oczekujące na przyjęcie przez Hectora. – Przykro mi, ale doktor Johnson składa dziś
wizyty domowe, więc musiałam podzielić tych pacjentów między panią a doktora Stewarta.
– A więc zaczynajmy – westchnęła Alison. – Czy możesz zrobić mi kawę? Obawiam się,
że będę jej dziś potrzebowała.
– Zaraz przyniosę – obiecała z uśmiechem Lucy. Mimo sporej liczby pacjentów
przedpołudnie minęło bez większych kłopotów. Po przerwie na lunch w poczekalni zrobił się
jeszcze większy ścisk. Alison skierowała do szpitala młodego człowieka cierpiącego na
zapalenie wyrostka robaczkowego oraz pewnego farmera, który skaleczył się w rękę. Potem
zajęła się Victorią Reid, czternastoletnią dziewczyną skarżącą się na wysoką temperaturę i ból
gardła.
Po dokładnym badaniu stwierdziła powiększenie śledziony i doszła do wniosku, że
dziewczyna cierpi na mononukleozę.
– Czy nie można tego wyleczyć jakimś antybiotykiem?
– spytała matka chorej, kiedy Alison skierowała jej córkę na badanie krwi.
– Nie – odparła Alison. – Chory musi po prostu wypoczywać i pozwolić, żeby jego
system immunologiczny zwalczył wirusa.
– Przecież antybiotyk załatwiłby to o wiele szybciej – upierała się kobieta. – Moja
siostrzenica też miała kłopoty z jakimiś gruczołami, ale po pięciu dniach brania antybiotyku
wyzdrowiała.
– Nie wiem, na co była chora pani siostrzenica – wyjaśniła cierpliwie Alison – ale
mononukleoza nie jest infekcją bakteryjną, więc antybiotyk może przynieść więcej szkody niż
pożytku. Poczekajmy na wyniki badania krwi, które zapewne potwierdzą moją diagnozę.
Wtedy pomyślimy o terapii. Na razie zalecam całkowity odpoczynek.
– Na jak długo?
– Miesiąc do sześciu tygodni... może dłużej.
– To nie wchodzi w rachubę. Wybieramy się na lato za granicę.
– Nie sądzę... – zaczęła Alison, ale pani Reid, wyraźnie rozzłoszczona, natychmiast jej
przerwała.
– To musi być jakaś pomyłka! – zawołała z gniewem.
– Moja córka ma powiększone gruczoły i jest trochę blada, ale mononukleoza! Nigdy o
czymś takim nie słyszałam. Jestem pewna, że postawiła pani błędną diagnozę. Zwykle
chodzimy do doktora Trencharda, ale jest dziś chory. Domagam się, żeby moja córka została
zbadana przez kogoś innego, jakiegoś lekarza, który pracuje w tej przychodni na pełnym
etacie!
Alison była wstrząśnięta i oburzona. Sugestia pani Reid, która uważała widocznie, że
półetatowy pracownik nie potrafi postawić trafnej diagnozy, była obraźliwa i arogancka. Nie
chciała się jednak wdawać w dłuższe spory ze względu na dobro chorej Victorii. Wezwała
więc Lucy i poprosiła ją, by skierowała dziewczynkę do innego lekarza.
Reszta popołudnia upłynęła jej dość spokojnie. Mimo to po rozmowie z panią Reid była
lekko zdenerwowana. Gdy więc pod koniec dyżuru w drzwiach jej gabinetu stanął Sam,
zapytała go natychmiast, jaki był wynik badania Victorii.
– Och, to rzeczywiście jest mononukleoza – odparł, siadając wygodnie w fotelu. – Nie
mam żadnych wątpliwości. Ale matce bardzo nie podoba się nasza diagnoza i nie przyjmie jej
do wiadomości, dopóki nie dostaniemy wszystkich wyników badania krwi.
– Nie wiem, dlaczego tak ostro zareagowała – powiedziała Alison, wypijając łyk kawy,
którą podała jej przed chwilą Lucy. – Nie musiała być taka arogancka.
– Moim zdaniem ona przypuszcza, że choroba Victorii jest skutkiem jej prowadzenia się
– odparł tajemniczo Sam.
– Co to znaczy? – spytała Alison, marszcząc brwi.
– Kiedy wszedłem do poczekalni, robiła córce wymówki z powodu jakiegoś młodego
człowieka, z którym dziewczyna się spotyka, a którego ona nie aprobuje.
– Czyżby podejrzewała, że on mógł jej przekazać tego wirusa na przykład podczas
pocałunku?
Sam kiwnął głową.
– Sytuacja rodzinna jest niewesoła. Państwo Reid rozwiedli się dwa lata temu. Od tej pory
Victoria ma podobno problemy ze szkołą.
– No cóż, ale ma też niemal piętnaście lat. Byłoby dziwne, gdyby nie spotykała się z
jakimś chłopcem.
– Tylko że jej wybrany nie budzi zachwytu pani Reid – stwierdził Sam, wzruszając
ramionami.
– A co na to ojciec dziewczynki?
– Ożenił się powtórnie i ma nową rodzinę. Nic go nie obchodzą losy córki. To szkoła
odkryła, że ona wagaruje.
– Aby spotykać się z tym chłopakiem?
– Chyba tak. I właśnie dlatego matka chce ją wywieźć za granicę.
Alison poczuła odrobinę współczucia wobec pani Reid.
– Jeśli badania krwi potwierdzą naszą diagnozę, będzie musiała zrezygnować z tego
pomysłu. Trochę mi jej żal.
– Na tym polegają rozkosze rodzicielstwa – stwierdził z ironią Sam. – Zapewne nikt z nas
nie wiedziałby, jak się w takiej sytuacji zachować. Za moich czasów czternastoletnie
dziewczynki nie pozostawały w trwałych związkach z młodymi chłopakami.
– Teraz jest inaczej – westchnęła Alison. – A kto wie, co będzie przyjętą normą, kiedy
Gemma skończy czternaście lat.
– Nic mnie nie obchodzą przemiany obyczajowe – oznajmi! Sam. – Moja czternastoletnia
córka nie będzie...
Przerwał gwałtownie, widząc uniesione ze zdziwienia brwi Alison. Zapanowało dłuższe
milczenie. Oboje myśleli o tym, co może im przynieść przyszłość. Alison zastanawiała się,
czy ich koncepcje dotyczące wychowywania dziecka będą od siebie bardzo odległe.
Sam wstał nagle i odstawił na miejsce swój fotel.
– Niestety, muszę już iść. Szkoda, że Hectora nie było dziś w pracy.
– Ale my podjęliśmy już decyzję, prawda?
– Owszem. Wspólny weekend nie wchodzi w rachubę.
– Sam ruszył w kierunku drzwi, ale nagle się zatrzymał.
– Nawiasem mówiąc, w piątek przychodzi do mnie Thomas. Czy chciałabyś być obecna
podczas jego wizyty?
– Chyba poczekam na rozpoczęcie tych twoich kursów – odparła wyzywającym tonem.
– Nie rozumiem, o co ci chodzi.
– Pani Knight powiedziała mi, że zamierzasz uruchomić kursy oddychania...
– Ach, tak... Wspominałem jej, że prowadziłem takie kursy w Australii, a ona spytała,
dlaczego nie prowadzę ich tutaj. Wytłumaczyłem jej, że nie mógłbym tego zrobić bez zgody
Hectora i wszystkich członków personelu medycznego. – Uśmiechnął się do niej promiennie i
dodał:
– Tak czy owak, moje zaproszenie na piątek jest nadal aktualne.
Kiedy wyszedł, Alison zaczęła sobie przypominać swoją rozmowę z matką Thomasa.
Doszła do wniosku, że nie ma powodów nie wierzyć Samowi. W gruncie rzeczy nie miała
pojęcia, dlaczego tak bezkrytycznie przyjęła wersję pani Knight.
W piątek po południu Alison spotkała Thomasa i panią Knight obok recepcji.
– Jak się miewasz? – spytała chłopca.
– Doskonale. Bardzo dziękuję, doktor Stewart.
– Miło mi to słyszeć. – Alison odwróciła się do jego matki. – Na razie nie planujemy
otwierania specjalnych kursów dla astmatyków, ale cieszę się, że ta technika oddychania
pomaga pani synowi.
– Musiałam coś źle zrozumieć. – Pani Knight wzruszyła ramionami, popychając syna w
kierunku holu. – Ale skoro ta metoda pomogła Thomasowi, to mogłaby z pewnością pomóc
wielu innym ludziom.
Alison musiała przyznać jej w myślach rację, tym bardziej że chłopiec tryskał zdrowiem.
Spytała więc, czy nie mają nic przeciwko temu, by była obecna podczas nauki, a oni chętnie
zaprosili ją do udziału w lekcji.
Usiadła w kącie pokoju i słuchała Sama, który odpowiadał cierpliwie na pytania chłopca.
– Technika płytkiego oddychania zwiększa naturalne wytwarzanie steroidów – zapewniał
swego pacjenta. – Z czasem zniknie potrzeba wdychania sztucznych steroidów za pomocą
inhalatora.
– A ja zawsze myślałam, że głębokie oddychanie jest zdrowe – wtrąciła pani Knight.
– Astmatycy wciągają do płuc nadmierną ilość powietrza – tłumaczył Sam. – Wywołuje
to niedobór dwutlenku węgla, a to z kolei obniża poziom tlenu we krwi.
– Czy będę musiał robić te ćwiczenia przez całe życie? – spytał Thomas.
– Będziesz musiał ćwiczyć przez kilka minut dziennie. Traktuj to jako środek
zapobiegawczy. Z czasem przyzwyczaisz się do tego i będziesz traktował to tak samo jak
spożywanie posiłków.
Thomas zacisnął nos i wstrzymał oddech. Po chwili zwolnił uścisk i spojrzał na zegarek.
– Doszedłem już do sześćdziesięciu sekund! – oznajmił z dumą.
– To dobrze. – Sam kiwnął głową. – Pamiętaj, że ten wynik jest wskaźnikiem twojego
stanu zdrowia.
– Na początku potrafiłem wstrzymać oddech tylko na piętnaście sekund. Więc chyba
jestem teraz o wiele zdrowszy.
– Ale na wszelki wypadek zawsze noś przy sobie inhalator – ostrzegł go Sam. – To
dopiero początek kuracji.
– Stale mu to powtarzam, doktorze – oznajmiła pani Knight. – Ja też spróbowałam tej
metody, kiedy wpadłam z jakiegoś powodu w panikę, i okazała się ona skuteczna.
– Miło mi to słyszeć – mruknął z uśmiechem Sam, zerkając porozumiewawczo na Alison.
– Kiedy mamy znowu przyjść? – spytał Thomas.
– Zapisz się na wizytę w przyszłym tygodniu. Zobaczymy, czy zrobiłeś postępy.
Pani Knight i jej syn wyszli z gabinetu, a Sam odwrócił się do Alison.
– Co o tym sądzisz? – spytał.
– No cóż, jego stan z pewnością uległ poprawie. Czy wszyscy astmatycy reagują w
podobny sposób?
– Dzieci i młodzi ludzie uczą się tej techniki bardzo szybko. Ale staram się uczyć ich tego
sposobu oddychania przez pięć kolejnych dni. W ten sposób mogę wytłumaczyć im zasady tej
metody i sprawdzić jej działanie.
– Wydaje się bardzo skuteczna.
– Byłem zdumiony wynikiem kursów w Australii. U większości pacjentów, niezależnie
od wieku, można było zaobserwować wyraźną poprawę. Ciekaw jestem, czy Hector
zaakceptuje moje plany. Ale jeszcze bardziej mi zależy na twojej aprobacie.
– Dlaczego mogłaby ona mieć dla ciebie jakiekolwiek znaczenie?
– Bo kiedyś zawsze mogłem liczyć na twoje poparcie – odparł Sam. Potem wyciągnął
ręce, chwycił ją za ramiona i delikatnie odwrócił ku sobie, by spojrzeć jej prosto w oczy. –
Kiedyś potrafiliśmy o wszystkim rozmawiać i zawsze znajdowaliśmy wspólny język –
szepnął. – Kiedy to się wszystko . popsuło?
Alison zadawała sobie to pytanie wiele razy i nie znalazła na nie odpowiedzi. Dlaczego
Sam szukał pocieszenia w ramionach innej kobiety? Czy ich miłość nie była wystarczająco
silna?
– Na miłość boską, Ali, co się stało? – powtórzył stłumionym głosem, zaciskając dłonie
na jej ramionach. – Wiem, że wyprowadziłem się z naszego domu, ale...
– Opuściłeś nasz dom, bo nie mogłeś ze mną wytrzymać.
– To nieprawda. – Potrząsnął nią lekko, jakby chcąc zwiększyć siłę swej argumentacji. –
Wyprowadziłem się, bo tego chciałaś. Nie było dla mnie miejsca w twoim odizolowanym
świecie. Nie chciałaś słuchać żadnych tłumaczeń, po prostu odgrodziłaś się ode mnie. A ja nie
potrafiłem w żaden sposób do ciebie dotrzeć.
Oswobodziła się z uścisku, jakby jego dłonie ją parzyły, i znów spojrzała mu w głęboko
w oczy.
– Czego ode mnie oczekiwałeś, Sam? Przebaczenia? Patrzył na nią przez dłuższą chwilę
takim wzrokiem, jakby była zupełnie obcą osobą.
– Gdyby to mogło doprowadzić do naszego pojednania, to owszem – odparł w końcu,
wyraźnie wymawiając słowa. – Wszyscy popełniamy błędy. To nie znaczy, że małżeństwo
musi się rozpaść. Mogliśmy razem to wszystko rozważyć...
– Sam, wiesz dobrze, że powiedzieliśmy sobie wszystko, co było do powiedzenia –
przerwała mu lodowatym tonem. Potem podeszła do drzwi. Nie chciała, by zauważył, że drży
na całym ciele, że nadal jest wobec niego bezbronna.
– Ile razy już w ten sposób odchodziłaś, Ali? – spytał tak cicho, że zaledwie go
dosłyszała. – Czy chcesz to zrobić ponownie? No dobrze, mogę pogodzić się z twoją
dezaprobatą na grancie zawodowym... nie mam prawa liczyć na twoje poparcie. Myliłem się.
Ale pomyśl o naszym życiu prywatnym. Musimy myśleć o nas dwojgu i o Gemmie. Mamy
jeszcze przed sobą długie lata życia. Ali, musisz się z tym pogodzić...
Jej serce biło tak mocno, że słyszała jego każde uderzenie. Chciała coś powiedzieć, ale w
tym momencie zadzwonił telefon. Kiedy Sam do niego podszedł, wymknęła się z pokoju.
Hector był nieobecny w pracy do końca tygodnia. Alison zdziwiła się więc, gdy w
niedzielę wczesnym popołudniem ujrzała przed swoim domem jego samochód. Położyła
właśnie Gemmę do łóżka na poobiednią drzemkę i zamierzała zająć się sprzątaniem, miała
więc na sobie tylko sportową koszulkę i szorty.
– Co za miła niespodzianka! – zawołała, otwierając mu drzwi. – Czy już dobrze się
czujesz?
– Doskonale – odparł z uśmiechem. – To było tylko zaziębienie.
– Wejdź – poprosiła, cofając się, by zrobić mu miejsce. – Jest u mnie Clare. Ona też
ucieszy się na twój widok.
– Nie. Nie chcę wam przeszkadzać. – Podał jej beżową kopertę, na której wypisane było
jej imię i nazwisko.
– Co to jest, Hector? – spytała, marszcząc brwi.
– Jestem tylko posłańcem – wyjaśnił z tajemniczym uśmiechem. – Annie umiera z
niepokoju. To chyba moja wina. Powinienem był wcześniej wyjaśnić jej całą sytuację.
– Hector, nadal nie rozumiem, o co chodzi.
– Więc przeczytaj to i zastanów się. Wybacz staremu człowiekowi jego błąd. Pozdrów
ode mnie Clare i Gem.
– Hector, poczekaj...
Ale on szedł już szybkim krokiem w kierunku furtki.
– Do zobaczenia jutro! – zawołał na pożegnanie, wsiadając do samochodu.
Alison wróciła do domu, usiadła Obok siostry i zaczęła otwierać kopertę.
– Ciekawa jestem, co tym razem knuje Hector – mruknęła z uśmiechem rozbawienia.
– Jaki wytworny papier – zauważyła Clare.
– To jest list od Anabelle Reid – stwierdziła Alison z zaskoczeniem.
– Narzeczonej Hectora?
Potwierdziła ruchem głowy i zaczęła czytać.
– Przeprasza za to, że postawiła mnie i Sama w tak krępującej sytuacji... Hector nie
wyjaśnił jej, że postanowiliśmy żyć w separacji... pyta, czy moglibyśmy przyjechać z Gemmą
do Glencourt... podczas sierpniowego długiego weekendu. – Podniosła wzrok znad listu i
dodała z rozbawieniem: – Każe nam przygotować oddzielne pokoje.
– Ali, to wspaniale! – zawołała Clare z entuzjazmem.
– Glencourt? To przecież ta rezydencja, o której pisały w zeszłym roku wszystkie gazety?
– Chyba tak – mruknęła bez przekonania Alison.
– Pojedziesz, prawda?
– Nie jestem pewna. – Alison wzruszyła ramionami.
– To wszystko wygląda na dziwny zbieg okoliczności. Hector boi się zapewne, że
odmówimy.
– I co z tego? Potrzebuje waszego poparcia. Będziesz mogła spędzić z Gemmą i Samem
całe dwa dni.
– I to właśnie mnie niepokoi. Nie chcę przebywać z nim tak długo pod jednym dachem.
– Przecież będzie tam mnóstwo innych ludzi – przypomniała jej Clare. – Mówiłaś, że
zaprosili też Petera z narzeczoną.
– To prawda. Czy myślisz, że będą tam inni goście?
– Z pewnością. Ali, to fascynująca propozycja! Alison z namysłem kiwnęła głową.
– Być może to zmienia postać rzeczy. Zanim Gemma zachorowała, obiecaliśmy, że
zabierzemy ją na jakąś wycieczkę. To byłaby dla niej miła przygoda.
– No więc sama widzisz, że powinnaś jechać – stwierdziła z zadowoleniem siostra.
Alison spojrzała na nią uważnie.
– Clare, czy nie rozumiesz, że staram się postępować rozsądnie? Ta rezydencja na pewno
jest cudowna, ale stosunki między Samem a mną nie są, jak wiesz, najlepsze...
– Tym bardziej powinnaś udzielać się towarzysko – oznajmiła Clare. – Korzystać z życia.
Przecież taki weekend to wielka atrakcja. Wygrałaś los na loterii. Możesz nigdy więcej nie
mieć takiej okazji.
Alison oparła łokcie na kolanach i zaczęła się zastanawiać nad sytuacją. Musiałaby kupić
jakiś nowy strój... coś dla Gemmy... Nie wiedziała nawet, jak należy się ubrać na taką okazję.
– Pojadę z tobą po zakupy – obiecała Clare, jakby czytając w jej myślach. – Musisz sobie
sprawić wystrzałową kreację.
– Jeszcze się nie zdecydowałam na ten wyjazd – mruknęła Alison, a siostra jęknęła,
oburzona.
– Jeśli odmówisz, będziesz żałować do końca życia! – skonstatowała Clare, a Alison
zaczęła podejrzewać, że siostra jak zwykle ma rację.
W poniedziałek zrobiło się bardzo ciepło. Kiedy Alison zostawiała Gemmę u siostry, w
gospodarstwie ogrodniczym jej męża kręciła się już spora grupa klientów, zachęconych do
zakupów przez piękną pogodę. Pożegnawszy się z córeczką, Alison pojechała do przychodni i
natychmiast spotkała na korytarzu Sama. Wydawał się tak pogodny, że mimo woli zaczęła się
zastanawiać, z kim spędził weekend.
– Cześć, Ali! – zawołał na powitanie i zaprosił ją gestem do swego gabinetu. Potem
podniósł z biurka beżową kopertę. – Przypuszczam, że ty też dostałaś list od narzeczonej
Hectora – powiedział z uśmiechem. – Kiedy Hector mi go doręczył, chciałem natychmiast do
ciebie zadzwonić, ale potem pomyślałem, że możesz mieć gości...
– Istotnie tak było – oświadczyła, kiwając głową. – Ja wpadłam na ten sam pomysł, ale
bałam się, że możesz być... zajęty.
Sam zagryzł wargi i opuścił wzrok.
– Więc co postanawiasz, Ali? – spytał po chwili milczenia. – Tak czy nie?
– Nie sądzę, żebyśmy mogli odmówić, zwłaszcza że zaprosiła również Gemmę. –
Westchnęła i wzruszyła ramionami. – Byłoby to bardzo nieuprzejme.
– A więc decyzja zapadła. Jedziemy. Może nie będzie tak źle? Przyda się nam
odpoczynek, a ta rezydencja jest podobno niezwykła. Myślę, że wszystko będzie dobrze.
– Mam nadzieję – powiedziała Alison, choć nadal nie była pewna, czy postępuje słusznie.
– Sam... chciałam porozmawiać z tobą o tych kursach oddychania. Możesz liczyć na moje
poparcie.
– A więc zmieniłaś zdanie? – spytał z radością.
– Tak. Przekonał mnie przypadek Thomasa. Albo był to zbieg okoliczności, albo ta
technika naprawdę jest skuteczna. Tak czy owak, uważam, że warto spróbować.
Chciała odejść, ale Sam chwycił ją za ramię i delikatnie dotknął wargami jej policzka.
Poczuła gorący dreszcz, przeszywający ją od stóp do głów, i omal nie straciła równowagi.
– Bardzo ci dziękuję, Ali – mruknął czule.
Jego przelotny pocałunek obudził w niej wspomnienia. Przez chwilę stała nieruchomo,
pogrążona w myślach. Potem siłą woli odzyskała panowanie nad sobą i postąpiła krok do
tyłu.
– Muszę iść – wykrztusiła przez ściśnięte gardło i pobiegła w stronę drzwi.
Gdy dotarła do swojego pokoju, stanęła w oknie i wdychała przez chwilę świeże
powietrze płynące od strony rzeki. Ale dopiero po kilku minutach odzyskała wewnętrzny
spokój.
W następnym tygodniu Alison ponownie ujrzała Charlotte Macdonlad. A w każdym razie
tak jej się wydawało.
Tego dnia przyjmowała pacjentów w Kennet. Zostawiła Gemmę w centrum opieki i szła
korytarzem w kierunku swego gabinetu. Nagle ujrzała drobną, ciemnowłosą kobietę w białym
kitlu, która trzymała w ręku jakieś dokumenty.
Miała pochyloną głowę, więc Alison nie widziała jej twarzy, ale była pewna, że ma rację.
Chciała przyjrzeć jej się dokładniej, ale w tym momencie poczuła na ramieniu dotknięcie
czyjejś dłoni. Odwróciła głowę i ujrzała opiekunkę Gemmy.
– Doktor Stewart, bardzo przepraszam, ale Gemma miała w kieszeni te klucze. Pobiegłam
za panią, bo bałam się, że będzie pani ich szukać.
– Dziękuję, Susie – mruknęła Alison. – Musiała zabrać je z domu, zanim wyjechałyśmy.
To są klucze od mojego starego samochodu.
Dziewczyna odeszła, a Alison odwróciła się szybko, chcąc potwierdzić słuszność swych
domysłów. Ale korytarz był pusty.
Kiedy dotarła do swego gabinetu, była już niemal pewna, że padła ofiarą złudzenia. Co
mogłaby robić w Kennet Charlotte Macdonald? – pytała się w duchu. Przecież ona odbywa
staż w innej przychodni, położonej w odległej części hrabstwa.
Problem ten nie dawał jej jednak spokoju. Po zakończeniu dyżuru postanowiła pociągnąć
za język opiekunkę Gemmy.
– Powiedz mi, Susie, czy dobrze znasz tutejszy personel? – spytała, odbierając dziecko z
centrum opieki.
– No cóż, ja tu pracuję dopiero od stycznia... – odpowiedziała dziewczyna, wzruszając
ramionami.
– Wydawało mi się, że widziałam kogoś, kogo znam – wyjaśniła Alison.
– Czy chodzi o któregoś z lekarzy?
– Nie, ta kobieta jest pielęgniarką. W swoim czasie pracowała jako położna. Nazywa się
Charlotte Macdonald.
Susie zmarszczyła czoło i zagryzła wargi.
– Pamiętam skądś to nazwisko, ale nie znam dobrze personelu zatrudnionego na
położniczym. Macdonald... Nie, nie potrafię nic pani powiedzieć. Proszę o nią zapytać w
recepcji. Coral, która jest tam kierowniczką zmiany, zna wszystkie zatrudnione u nas
pielęgniarki.
– Dziękuję ci, Susie. Chyba tak zrobię – oznajmiła z uśmiechem Alison. – A teraz
spróbuję namówić Gemmę, żeby zechciała pojechać ze mną do domu. Bawi się tu tak dobrze,
że nigdy nie chce wyjść.
Idąc z córeczką w kierunku sadzawki, usiłowała przypomnieć sobie młodą, atrakcyjną
dziewczynę, z którą Sam spędził tę fatalną noc. Widywała ją wiele razy, ale tylko na terenie
przychodni. Była wtedy w ósmym miesiącu ciąży, więc pojawiała się w pracy bardzo rzadko.
Dwukrotnie spotkała ją w gabinecie Sama, ale nie obudziło to w niej żadnych podejrzeń.
Charlotte była po prostu jedną z pielęgniarek, wykonujących polecenia jej męża...
Przebrała Gemmę w kostium kąpielowy, a kiedy dziewczynka zaczęła chlapać się w
płytkiej wodzie, usiadła na brzegu, nie spuszczając jej z oka.
Po raz nie wiadomo który doszła do wniosku, że jej córeczka jest ślicznym dzieckiem.
Obserwując ją uważnie, poczuła nagle w sercu bolesne ukłucie żalu. Ciągle nie potrafiła
zrozumieć, dlaczego Sam zaryzykował ich rodzinne szczęście dla jednorazowej przygody, dla
epizodu, który trwał tylko jedną noc.
A skąd wiesz, że to był tylko epizod? – spytał ją wewnętrzny głos. Może to wcale nie
była chwila szaleństwa? Może Sam jest nadal zakochany w Charlotte Macdonald?
ROZDZIAŁ ÓSMY
W niedzielę słońce skryło się za chmurami, które zapowiadały deszcz. Alison
postanowiła zrobić zakupy w miasteczku, a potem wstąpić do Clare.
Gemma jak zwykle cieszyła się na wizytę u ciotki. Jej humor poprawił się jeszcze
bardziej, kiedy po przyjeździe do sklepu otrzymała wielką porcję lodów. W kilka minut
później Alison skręciła z szosy w boczną drogę, prowadzącą do domu siostry. Był on kiedyś
własnością ich dziadków, a w latach siedemdziesiątych przeszedł w ręce rodziców. Ojciec
Alison i Clare założył gospodarstwo ogrodnicze, a obie siostry wychowywały się właśnie
tutaj.
Parkując na podjeździe, pomyślała o swoim dzieciństwie. Kiedy przymknęła oczy, ujrzała
matkę... drobną, szczupłą kobietę, która kochała do szaleństwa obydwie córki.
Pogrążona we wspomnieniach nie zauważyła ciemnoniebieskiego samochodu, który stał
tuż obok domu.
– Ali, Gemma! Co za miła niespodzianka! – zawołała Clare, wychodząc na ich spotkanie.
Miała na sobie dżinsy i sportową koszulkę. Alison, widząc plamy ziemi na jej ubraniu,
zmarszczyła brwi.
– Czyżbyś pracowała w niedzielę? – spytała z niedowierzaniem.
– Nie... to znaczy tak... Przywieziono nam kamienie, więc zakładamy japoński ogród.
– Jak wam idzie?
– Powoli – roześmiała się Clare, biorąc na ręce Gemmę. Potem zrobiła krok do tylu, by
wpuścić Alison do domu. – Nie zapowiadałaś dzisiejszej wizyty.
– Przywiozłam wam gazety i coś słodkiego na niedzielne śniadanie – oznajmiła Alison,
wyjmując z torby kubełek z lodami. – A gdzie jest Robbie?
Clare uśmiechnęła się niepewnie.
– Prawdę mówiąc...
Widząc zażenowanie siostry, Alison zdała sobie sprawę, że być może przyjechała w
niewłaściwym momencie. Gospodarstwo ogrodnicze zawsze odwiedzało w niedzielę sporo
klientów.
– Nie bój się, nie zostanę długo – powiedziała pospiesznie. – Chciałam tylko...
Spostrzegła, że Clare nagle się czerwieni i zerka w kierunku drzwi. Odwróciła się,
podążając za jej wzrokiem, i dostrzegła na progu wysokiego opalonego mężczyznę, który
miał na sobie tylko szorty.
– Tata! – zawołała Gemma, podbiegając bliżej i rzucając mu się w ramiona.
– Jak się miewa moja dziewczynka? – spytał, biorąc ją na ręce.
Alison zerknęła pytająco na siostrę, która wzruszyła ramionami.
– Sam pomaga Robbiemu budować patio nad stawem – wyjaśniła stłumionym głosem. –
Musimy je otworzyć w przyszłym tygodniu.
– Cześć! – zawołał Sam, uśmiechając się do Alison.
– Witaj, Sam – mruknęła i ponownie zwróciła się do Clare. – Czy na pewno zdążycie je
skończyć w tym terminie?
– Tak, dzięki pomocy Sama.
– Chodź obejrzeć – zaproponował Sam, nadal trzymając w ramionach Gemmę.
– Może innym razem. Teraz muszę już jechać...
– Nie mów głupstw! – ofuknęła ją Clare. – Chodź z nami. Posiedzimy nad stawem i
zjemy lody. To będzie dla nas dobra reklama. Klienci zobaczą, że nasz japoński ogród już
teraz wzbudza zainteresowanie.
– My z Gemmą pójdziemy przodem – oznajmił Sam, patrząc porozumiewawczo na
Alison. – Pokażę jej ryby, które właśnie wpuściliśmy do stawu.
Alison, nie umiejąc znaleźć powodu, dla którego nie mogłaby zostać, kiwnęła głową. Sam
postawił Gemmę na podłodze, a potem wziął ją za rękę i poprowadził w stronę ogrodu. Alison
odwróciła się do siostry.
– Zanim cokolwiek powiesz – zaczęła pospiesznie Clare – chcę cię zapewnić, że miałam
ci powiedzieć o obecności Sama, ale...
– Od jak dawna wam pomaga? – przerwała jej Alison.
– Od wypadku Robbiego. Bez jego pomocy nigdy nie założylibyśmy tego ogrodu.
– Więc dlaczego mi o tym nie wspominałaś?
Clare patrzyła na nią w milczeniu, jakby zastanawiając się nad odpowiedzią.
– Bo wiedziałam, że nie będziesz z tego zadowolona – odparła w końcu. – Och, Ali,
musisz nas zrozumieć. Nie można zerwać przyjaźni z kimś, kogo zna się od wielu lat, kto był
przyjacielem rodziny. – Widząc oburzenie we wzroku siostry, dodała pospiesznie: – Nawet
jeśli on popełnił błąd, spędzając noc z tą dziewczyną, to przecież drogo za niego zapłacił.
– Myślałam, że jesteś po mojej stronie – ostrym tonem powiedziała Alison.
Clare podeszła do niej i uściskała ją serdecznie.
– Oczywiście, że jestem po twojej strome. Ale oboje z Robbiem byliśmy w rozpaczy...
wiesz przecież, że nie idzie nam ostatnio najlepiej. W zeszłym roku myśleliśmy nawet o
zamknięciu firmy. Kiedy Sam zaproponował nam pomoc, nie potrafiliśmy odmówić. Nie
wspominałam ci o tym do tej pory, bo nie chciałam cię irytować.
Alison usiadła na kuchennym krześle.
– Przeżyłam szok, widząc go tu tak niespodziewanie.
– Gdybym była żoną Sama, pewnie myślałabym o jego zdradzie to samo co ty –
powiedziała cicho Clare. – Ale on nie jest taki jak nasz ojciec. On nie oszukiwał cię przez
wiele miesięcy i nie odszedł potem bez słowa. Prawdę mówiąc, nadal nie mogę do końca
uwierzyć w jego jednorazowy wyskok.
– Wcale nie jestem pewna, że zdarzyło się to tylko raz.
– A czy nie sądzisz, że powinnaś go o to zapytać?
– Wtedy nie przyszło mi to do głowy – odparła chłodno Alison.
– Przecież musiały istnieć jakieś powody... – zaczęła Clare, ale urwała gwałtownie, bo
Alison uniosła głowę i spojrzała na nią ze zdumieniem.
– Powody do zdrady?
– No nie... – Clare zawahała się. – Ale może on myślał, że przestałaś się nim interesować.
Miałaś wtedy tę okropną depresję...
– Czy chcesz powiedzieć, że moja depresja była przyczyną całego nieszczęścia?
– Nie, ale mogła się do niego przyczynić – odparła Clare.
– Po urodzeniu Gemmy potrzebowałam go jeszcze bardziej niż przedtem – wykrztusiła z
oburzeniem Alison.
– Ale nie mogliśmy się porozumieć.
– Być może – mruknęła Clare, odwracając wzrok. – Tylko że on też potrzebował
psychicznego wsparcia. Bądź co bądź, przed narodzinami Gemmy był centralnym punktem
twojego życia.
– Mogę cię zapewnić, że to, co działo się między nami, nie usprawiedliwiało jego zdrady.
– Nie będę się z tobą o to spierać – odparła Clare, po czym zajęła się rozkładaniem lodów
na talerzyki, które postawiła na dużej tacy.
Idąc za nią do ogrodu, Alison roztrząsała w myślach szczegóły tej rozmowy. Choć Clare
zapewniała ją o swej lojalności, czuła się zawiedziona, a może nawet oszukana.
– Jak tu pięknie! – zawołała Alison, stając nad stawem, którym Robbie ozdobił swój
japoński ogród. Na jego powierzchni unosiły się kwiaty wodnych lilii, a łuski pływających w
nim złotych rybek lśniły w promieniach słońca jak gwiazdy. Po wielkich kamieniach, które
ułożyli Robbie i Sam, spływał miniaturowy wodospad.
– Wydajesz się zaskoczona – zauważył cicho Sam.
– Bo jestem zaskoczona! – odparła, marszcząc brwi.
– Wiedziałam, że pomagałeś Robbiemu przy przebudowie szklarni, ale nie miałam
pojęcia, że to przybiera takie rozmiary. Cieszę się ze względu na Robbbiego, ale dlaczego
trzymałeś to w tajemnicy?
– Jestem pewien, że gdybym ci o tym powiedział, posądzałabyś mnie o niecne motywy...
– Och, daj spokój, Sam. Mówisz głupstwa!
– Tak uważasz? Przykro mi, ale jestem odmiennego zdania.
Zapadło krępujące milczenie. W końcu Alison, nie mogąc znieść tej niezręcznej sytuacji,
usiadła na kamiennym obramowaniu stawu.
– Takie rozmowy do niczego nie prowadzą, Sam – powiedziała cicho.
– Wiem – odparł ze smutkiem. – Dlatego proponuję, żebyśmy zapomnieli o przeszłości.
Ona już nie wróci. Każde z nas ma teraz swoje własne życie, ale to nie znaczy, że nie
możemy się zachowywać jak kochający rodzice wobec Gemmy. I utrzymywać poprawnych
stosunków towarzyskich.
Alison wyczuła chłód bijący z jego słów i wstrzymała oddech. Kochający rodzice,
poprawne stosunki, pomyślała z goryczą. Przecież byliśmy kiedyś namiętnymi kochankami...
Sam przysiadł obok niej na murku.
– Powinienem był zbudować taki staw w naszym ogrodzie – mruknął, zanurzając dłoń w
wodzie.
– Gemma jest jeszcze na to za mała. Umierałabym ze strachu, że się utopi – odparła z
niepewnym uśmiechem.
– No, to może za dwa lata. Jeszcze lepszym pomysłem byłby chyba basen kąpielowy.
Mogłaby wtedy zapraszać kolegów, a my występowalibyśmy w roli ratowników.
– Na pewno zaczęłaby się buntować – mruknęła Alison.
– Wszyscy buntowaliśmy się przeciw rodzicom w wieku czternastu lat – przypomniał jej
Sam.
– Ja nie odczuwałam takiej potrzeby.
– Och, Ali, zapomniałem, że byłaś w innej sytuacji niż ja. Twój ojciec odszedł, kiedy
byłaś właśnie w takim wieku.
– No właśnie. To on się zbuntował, a nie ja.
– Musiałaś ciężko to przeżywać – powiedział po chwili ciszy.
– Jeszcze ciężej przeżywała to matka. Ale przed śmiercią pogodziła się z jego odejściem.
– A ty?
– Ja po prostu zaakceptowałam ten stan rzeczy – odparła, wzruszając ramionami.
Spojrzała mu w oczy, ale zaraz odwróciła wzrok. Doszła do wniosku, że powinna już
jechać. Zawołała Gemmę i wstała.
– Czy będziesz dziś wieczorem w domu? – spytał niepewnie. – Chciałem do was wstąpić
w drodze powrotnej... żeby powiedzieć jej dobranoc.
W normalnych okolicznościach wyraziłaby zgodę, ale teraz, pod wpływem nagłego
impulsu, potrząsnęła głową.
– Dziś nie, Sam. Może w przyszłym tygodniu?
Nie odpowiedział jej ani nie ujawnił swoich myśli, a ona dopiero w drodze do domu
poczuła wyrzuty sumienia. Doszła do wniosku, że powinna być bardziej skłonna do
kompromisu.
Kiedy Gemma zapadła w popołudniową drzemkę, usiadła w saloniku i zaczęła przerzucać
gazety. Ale niebawem jej myśli wróciły do Sama. Wspominając jego nagi, opalony tors, jego
piwne oczy, których spojrzenie zawsze przenikało do najbardziej ukrytych zakątków jej
umysłu, poczuła przyspieszone bicie serca.
Potem przypomniała sobie przeżyte wspólnie chwile uniesień. Sam nie był jej pierwszym
mężczyzną, ale był jej pierwszą miłością. Pod jego wpływem pozbyła się wszystkich
zahamowań i posiadła umiejętność korzystania z chwil rozkoszy. Gdzie się podziała nasza
miłość? – westchnęła z żalem.
Usłyszała dochodzący z pokoju dziecinnego pomruk Gemmy i pomyślała z ulgą, że udało
jej się zatrzymać przy sobie choć jedną ukochaną istotę – dziecko, które jest owocem tej
miłości. Dziecko, dla którego musi zapomnieć o przeszłości i nauczyć się życia bez Sama.
W następny piątek ponownie złożyła jej wizytę Eila Hayward. Od czasu ostatniego
badania stan jej zdrowia uległ wyraźnemu pogorszeniu. Niepokojąco straciła na wadze i
skarżyła się na bezsenność.
– Przez cały dzień jestem zmęczona – oznajmiła płaczliwym głosem. – Wieczorem
padam jak nieżywa na łóżko, ale budzę się jeszcze przed synkiem.
– A jak on sypia? – spytała Alison.
Eila podeszła do wózka, odsunęła kołderkę i odkryła ciemną główkę Anthony’ego.
– Przestał się budzić w ciągu nocy – odparła z uśmiechem. – I nie ma już tej okropnej
wysypki.
Alison zbadała pacjentkę i nie stwierdziła żadnych objawów jakiejkolwiek choroby.
– Czy karmi go pani piersią? – spytała, gdy Eila zaczęła zapinać bluzkę.
– Nie mam dość pokarmu, żeby zaspokoić jego apetyt. Muszę go dokarmiać butelką.
Ciągle się o niego niepokoję. Nie potrafię myśleć o niczym innym ani zabrać się do pracy w
domu...
– Wydaje się zupełnie zdrowy – stwierdziła Alison, zerkając na śpiącego chłopca. Potem
spojrzała ponownie na swą pacjentkę. – Bardziej niepokoi mnie to, że traci pani na wadze.
– Po prostu nie mam apetytu – stwierdziła Eila, wzruszając ramionami.
– Czy jada pani przynajmniej jeden posiłek dziennie? Eila opuściła wzrok.
– Staram się. Ale nie zawsze mam na to czas, bo Mark często jest poza domem. Ciągle
gra w piłkę nożną, i...
Alison czekała na dalszy ciąg, ale w oczach dziewczyny pojawiły się nagle łzy. Otarła je
szybko chusteczką i bezradnie wzruszyła ramionami.
– A co na to rodzina? Czy nie ma pani nikogo, z kim mogłaby pani zostawić dziecko na
kilka godzin dziennie?
– Moja matka mieszka daleko, a rodzice Marka nie żyją. Mam siostrę, ale ona przeniosła
się do Szkocji. Zresztą nie zostawiłabym Anthony’ego pod niczyją opieką. Mam stale
wrażenie, że może mu się stać coś złego.
Alison zdała sobie sprawę, że u źródeł problemów nękających Eilę leży jej nadmierna
troska o dziecko. Niektóre kobiety nie potrafiły się znaleźć w nowej dla nich roli matki i
przeżywały głęboki kryzys wewnętrzny. Niekiedy pomocna okazywała się rozmowa z ich
mężami. Ale w tym przypadku wszystko wskazywało na to, że byłaby ona bezprzedmiotowa.
Przypomniała sobie depresję, jaką sama przeżyła po narodzinach Gemmy. Marzyła
wówczas o tym, żeby szczerze porozmawiać z Samem o swych odczuciach, ale nie potrafiła
się do tego zmusić.
– Niech pani spróbuje zapanować nad tymi obawami – poradziła Eili, ale widząc niemal
zupełny brak reakcji, zdała sobie sprawę, że jej słowa padają na kamienisty grunt. – Być może
cierpi pani na depresję...
Eila wyprostowała się gwałtownie.
– Narodziny Anthony’ego to najlepsza rzecz, jaka mi się w życiu wydarzyła – oznajmiła z
przejęciem.
– Jestem tego pewna – odparła spokojnie Alison – ale wiele młodych matek przeżywa
kryzys po urodzeniu pierwszego dziecka. Jeśli będzie się on przedłużał, zapiszę pani jakiś
środek uspokajający. Tymczasem powinna pani jak najwięcej odpoczywać, żeby
zrekompensować sobie brak snu. Czy nikt nie może zająć się Anthonym w ciągu dnia?
Eila ponownie wzruszyła ramionami.
– Straciłam kontakt z przyjaciółkami. Żadna nie ma jeszcze dziecka. Mogłabym poprosić
sąsiadkę... ale nie chcę jej sprawiać kłopotu. Nasze stosunki nie są na tyle bliskie.
– Musi pani odpoczywać choćby przez kilka godzin w ciągu dnia – z uporem powtórzyła
Alison.
– Łatwiej to powiedzieć, niż zrobić, ale spróbuję – oznajmiła Eila ze smutnym
uśmiechem.
Po wyjściu pacjentki Alison pokiwała posępnie głową. Zdawała sobie sprawę, że nie jest
w stanie jej pomóc.
Wychodząc tego dnia z pracy, została zatrzymana przez młodą recepcjonistkę.
– Widziałam, że była u pani Eila – powiedziała Lucy.
– Ona strasznie schudła. Mam nadzieję, że nie dolega jej nic poważnego.
– Po urodzeniu dziecka czuje się bardzo odizolowana od świata – odparła wymijająco
Alison, zdając sobie sprawę, że nie ma prawa informować nikogo o stanie zdrowia swych
pacjentów. – Nie ma w okolicy żadnych krewnych.
– To musi być dla niej okropne – westchnęła Lucy.
– Nie wiem, co bym zrobiła, gdybym nie miała mamy i sióstr. Mogłabym ją odwiedzić,
ale nie wiem, czy nie uzna, że wtykam nos w nie swoje sprawy.
– Myślę, że będzie ci bardzo wdzięczna.
– Naprawdę? W takim razie wpadnę do niej dziś po południu.
– Tylko jej nie mów, że rozmawiałam z tobą o jej problemach – poprosiła Alison.
– Nie ma sprawy. Kilka razy pożyczałam już od niej mleko, więc znajdę jakiś pretekst.
Dam pani znać, jak mi poszło.
Alison podziękowała jej i ruszyła w kierunku wyjścia. Ale w tym momencie na jej drodze
stanęli Sam i Hector.
– Właśnie marzyłem o tym, żeby cię spotkać, Ali – oznajmił Hector z czarującym
uśmiechem. – Czy jeździsz konno? Sam twierdzi, że tak.
Alison dopiero po chwili domyśliła się, o co może mu chodzić. Zerknęła niepewnie na
Sama i poczuła, że się rumieni.
– Czy twoje pytanie ma jakiś związek z tym weekendem, na który jesteśmy zaproszeni? –
spytała niepewnie.
– Istotnie – przyznał Hector. – Annie ma kilka znakomitych koni i chce zorganizować
małą przejażdżkę.
– Nie siedziałam w siodle od dawna. – Ponownie spojrzała na Sama. – Od czasu naszych
ostatnich wspólnych wakacji.
– Tak, to już cztery lata... – przyznał Sam. – Znaleźliśmy w Kornwalii cudowną plażę,
położoną niedaleko stadniny. Jeździliśmy konno niemal przez cały tydzień. To był bardzo
udany urlop.
Jego słowa obudziły w niej wspomnienie siedmiu uroczych dni, które spędzili w
nadmorskim domku. Rozkoszowali się samotnością i chciwie wdychali świeże powietrze. Pod
koniec dnia podziwiali z balkonu gładką taflę morza. Potem Sam niósł ją do sypialni. Ich ciała
emanowały ciepłem słońca i aromatem wody... Z zamyślenia wyrwał ją głos Sama.
– Ali... ?
– Przepraszam... – wymamrotała z zażenowaniem. – Nie słyszałam, co mówisz.
– Annie chciałaby wiedzieć, czy jeździmy konno.
– No tak... – odparła z wahaniem. – Ale co będzie z Gemmą?
– Jestem pewien, że Annie znajdzie dla niej jakąś rozrywkę – odparł Hector. – A więc
załatwione. Wpisuję was na listę uczestników, a teraz muszę lecieć.
– Muszę przyznać, że on robi wszystko, żeby ten weekend stał się niezapomnianym
wydarzeniem – zauważył po jego odejściu Sam.
Alison uśmiechnęła się mimo woli.
– To może być bardzo zabawne.
– Naprawdę tak myślisz? – spytał, otwierając szeroko oczy.
– Owszem. To będzie z pewnością bardzo udany weekend. Mam nadzieję, że wszystko
się powiedzie. – Spojrzała mu w oczy. – To samo dotyczy naszych planów. Myślę, że
potrafimy żyć oddzielnie i wspólnie wychowywać nasze dziecko. Ale będzie to wymagało od
nas ciężkiej pracy.
Sam nie skomentował jej wypowiedzi. Kiwnął głową i życzył jej dobrej nocy, a potem
pospiesznie odszedł.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
W ostatni poniedziałek lipca Alison wybrała się na prowadzony przez Sama kurs
oddychania. Przyprowadziła ze sobą swoją młodą pacjentkę, Kerry Ames, która cierpiała na
łagodną odmianę astmy.
– Staram się jak najrzadziej używać inhalatora – powiedziała jej Kerry podczas
rutynowego badania. – Nie jestem od niego zależna, ale wolałabym w ogóle o nim
zapomnieć.
Alison, słysząc tę uwagę, zaproponowała jej wspólną wyprawę na kurs. O wyznaczonej
godzinie usiadła obok Hectora w niewielkiej sali wykładowej i obserwowała przebieg zajęć.
Kiedy godzina ćwiczeń dobiegła końca, jej pacjentka nie posiadała się z zachwytu.
– Wykonałam wszystkie polecenia i przestałam się dusić! – zawołała z entuzjazmem. –
Nie muszę już używać tego inhalatora. Będę codziennie brała udział w zajęciach
prowadzonych przez doktora Stewarta.
– Życzę ci powodzenia – powiedziała Alison.
– Widzę, że masz co najmniej jedną zadowoloną pacjentkę – powiedział Hector do Sama,
kiedy dziewczyna odeszła. – Ciekaw jestem, czy jej poprawa będzie miała charakter trwały.
– Tak, o ile będzie regularnie wykonywać ćwiczenia – odparł Sam. – Technika
oddychania to nie żadna magiczna sztuczka. Jej stosowanie wymaga cierpliwości i
zrozumienia. Podobnie zresztą, jak wszystkie inne ludzkie poczynania – dodał, zerkając na
Alison.
Zapamiętała jego uwagę i jadąc po Gemmę do domu Clare, zaczęła się zastanawiać, czy
dotyczyła ona ich wzajemnych stosunków. Nie potrafiła odpowiedzieć sobie na to pytanie, co
wprawiło ją w lekką irytację. Może dlatego zareagowała dość chłodno na powitalny monolog
siostry, która natychmiast zaczęła wychwalać Sama.
– Robbie otworzył dziś japoński ogród – zawołała z radością. – Dzięki pomocy Sama
wszystko świetnie się udało. Obiecał nam, że wpadnie dziś wieczorem, aby obejrzeć gotowy
produkt swojej pracy. Mam nadzieję, że obie z Gemmą zostaniecie na kolacji.
– Przykro mi, ale ktoś ma mnie dziś odwiedzić – oznajmiła Alison, otwierając tylne drzwi
samochodu i sadzając Gemmę na jej foteliku.
– Ach, tak? – spytała ze zdziwieniem Clare. – Czy jest to ktoś, kogo znam?
– Nie – uśmiechnęła się Alison, rozbawiona ciekawością siostry. – Ale mogę dać ci
wskazówkę. Jest wysokim blondynem i ma trzydzieści kilka lat.
– Powiedz mi o nim coś więcej – poprosiła Clare.
– Będziesz musiała zdobyć się na cierpliwość. – Alison pospiesznie usiadła za
kierownicą. – Jestem już i tak spóźniona.
– Zadzwonię do ciebie jutro! – zawołała siostra. – Ale nigdy ci nie wybaczę tych
tajemnic!
Jadąc do domu, Alison zaczęła się zastanawiać, co by powiedziała jej siostra, gdyby
oczekiwanym przez nią gościem nie był mechanik, który przychodzi naprawić kuchenkę, lecz
jakiś atrakcyjny młody człowiek.
Ale to i tak nie jej sprawa, pomyślała z rozbawieniem.
Mam prawo umawiać się, z kim zechcę. Kłopot polega na tym, że odkąd poznałam Sama,
żaden mężczyzna nie wydaje mi się na tyle interesujący, żebym chciała nawiązać z nim
bliższą znajomość.
Cały ogród zaśmiecony był balonikami i zabawkami. Cztery dziewczynki, które brały
udział w urodzinach Gemmy, chlapały się w plastikowym basenie. Robbie i Sam, ubrani
jedynie w szorty, dolewali do niego świeżą wodę, a Alison z siostrą siedziały na bujającej się
kanapie.
– A więc kim był twój tajemniczy znajomy? – spytała Clare.
– Nie powiem ci – odparła Alison.
– Daj spokój, Ali, to nie fair! – zawołała z oburzeniem siostra.
– No dobrze, był mechanikiem z firmy elektrycznej. Nie odegraliśmy żadnych czułych
scen, ale naprawił mi kuchenkę.
Clare wybuchnęła śmiechem.
– W grancie rzeczy nie podejrzewałam cię o żaden romans. Dobrze wiem, że jesteś
kobietą zdolną kochać tylko jednego mężczyznę.
Alison uznała tę uwagę za dość niepokojącą.
– Być może jeszcze nie znalazłam tego jednego mężczyzny – powiedziała cicho,
wzruszając lekko ramionami.
– Czy przerywam wam jakąś ważną rozmowę? – spytał za ich plecami Sam.
– Nie – odparła szybko Alison. – Miałam właśnie zamiar zawołać dzieci na
podwieczorek.
Sam odszedł, a Clare spojrzała na siostrę z rozbawieniem.
– Czy myślisz, że on nas słyszał? – spytała cicho.
– Jakie mogłoby to mieć znaczenie?
– Chodzi mi tylko o to... – Clare wstała i ruszyła w ślad za siostrą w stronę kuchni. – Po
prostu nie chciałabym, żeby Robbie podsłuchał przypadkiem tego rodzaju rozmowę.
– Robbie nigdy cię nie zdradził – odparła stanowczym tonem Alison. – A dlaczego twoim
zdaniem ja nie miałabym prawa zadawać się z innymi mężczyznami?
– Dlatego że... – Clare bezradnie uniosła ręce. – Po prostu dlatego, że sprawiłabyś mu
przykrość.
– Owszem, doświadczyłam tego uczucia. Ale czy nie przyszło ci do głowy, że on
zapewne jest związany z jakąś kobietą?
– Nigdy mi o tym nie wspominał... – wykrztusiła Clare, marszcząc brwi.
– A ja nie jestem niczego pewna – stwierdziła Alison, zdejmując z półki urodzinowy tort.
– Co chcesz przez to powiedzieć?
– To, że chyba widziałam w przychodni Charlotte Macdonald.
Clare wydała cichy okrzyk zdumienia.
– Chodzi ci o tę dziewczynę, z którą on podobno miał romans? Przecież mówiłaś mi, że
zniknęła po jego wyjeździe do Australii.
– Tak powiedziała mi jedna ze znajomych pielęgniarek. Zresztą, to nie ma znaczenia. Nic
mnie nie obchodzi, czy on nadal się z nią spotyka, ani to, czy właśnie dla niej wrócił z
Australii.
Clare zastanawiała się przez chwilę.
– Gdyby chodziło o mojego męża, to zamiast chować głowę w piasek, postarałabym się
dowiedzieć, co naprawdę zaszło tamtej nocy – stwierdziła w końcu.
Alison zignorowała tę uwagę, wychodząc z założenia, że Clare nie wie, o czym mówi.
Bądź co bądź to nie jej mąż dopuścił się małżeńskiej zdrady. Zrobił to Sam.
Kiedy świece zostały zdmuchnięte, a potrawy zjedzone, dochodziła już piąta po południu.
Alison pożegnała przy furtce matkę ostatniej z wychodzących dziewczynek i wróciła do
ogrodu.
– Musicie z Robbiem zostać na kolacji – powiedziała do siostry. – Zrobię coś lekkiego:
omlet i sałatę.
– Bardzo żałujemy – odparła z westchnieniem Clare – ale Marge i jej mąż zgodzili się nas
zastępować tylko do szóstej. Odkąd otworzyliśmy japoński ogród, mamy co wieczór mnóstwo
klientów. I dzięki Bogu... Nasze obroty wyraźnie wzrosły.
– A więc do następnego razu – westchnęła Alison.
– Sam obiecał, że pomoże ci posprzątać – powiedziała siostra, zabierając z pokoju
torebkę.
– Nie ma potrzeby – oznajmiła Alison z takim pośpiechem, że Clare uniosła brwi, a
potem rzuciła jej przewrotne spojrzenie.
– On z pewnością chętnie zje z tobą kolację – stwierdziła na pożegnanie i pobiegła w
stronę samochodu.
Alison wyjrzała przez okno. Sam bawił się w ogrodzie z Gemmą, która co chwilę
wybuchała głośnym śmiechem. Obejmowała czule jego szyję, a on biegał na czworakach,
udając wierzchowego konia.
Obserwowała ich przez chwilę ze wzruszeniem, ale kiedy Sam odwrócił głowę w jej
kierunku, schowała się za futrynę okna. Po chwili namysłu doszła do wniosku, że siostra ma
rację. Samowi istotnie należy się jakaś rekompensata za wszystkie wysiłki, jakie włożył w
organizację przyjęcia urodzinowego. Nie chcąc zostawać z nim sama, postanowiła podać mu
coś do jedzenia, zanim Gemma pójdzie spać.
Wyszła do ogrodu. Był piękny, letni wieczór. Różnokolorowe kwiaty pięknie
harmonizowały z zielenią drzew. Sam siedział na bujanym leżaku, trzymając Gemmę na
kolanach.
– Czy nie chciałbyś zostać na kolacji? – spytała, siadając obok niego.
– Och... – mruknął, marszcząc brwi. – Miałbym na to wielką ochotę, ale niestety muszę
za chwilę wyjść. Bardzo mi przykro... może zaprosisz mnie innym razem?
– Może – mruknęła zdawkowo, starając się ukryć rozczarowanie. Potem odwróciła się na
pięcie, wróciła do domu i zaczęła sprzątać kuchnię.
W chwilę później zadzwonił telefon. Podniosła słuchawkę i usłyszała w niej głos Lucy.
– Przepraszam, że panią niepokoję, doktor Stewart. Wiem, że urządza pani przyjęcie
urodzinowe, ale chodzi o nagły wypadek.
– Co się stało?
– Moja sąsiadka, Eila Hayward, jest roztrzęsiona. Mark, jej mąż, zniknął bez śladu.
– Czy jesteś teraz u niej?
– Tak, i szczerze mówiąc, boję się zostawić ją samą.
– Czy Anthony dobrze się czuje?
– To właśnie on skłonił mnie do przyjścia. Wyszłam do ogrodu i usłyszałam jego krzyki.
Od tej pory ani na chwilę nie przestał płakać.
W tym momencie Alison poczuła na ramieniu dłoń Sama. Obejrzała się i zobaczyła, że
stoi za nią, trzymając na rękach Gemmę.
– Czy mogę w czymś pomóc? – spytał cicho. Alison zasłoniła słuchawkę dłonią.
– Jedna z moich pacjentek przeżywa jakiś domowy kryzys – odparła szeptem.
– Jeśli chcesz do niej jechać, to mogę zostać z Gemmą.
– Przecież mówiłeś, że musisz wyjść?
– Jeśli chodzi o coś ważnego, to moje sprawy mogą poczekać – odparł, wzruszając
ramionami.
Alison kiwnęła głową i zaczęła ponownie rozmawiać z Lucy.
– Czy możesz tam zostać do mojego przyjazdu? – spytała.
Usłyszawszy twierdzącą odpowiedź, szybko się przebrała i w chwilę później była gotowa
do wyjazdu.
– Do widzenia, mamo! – zawołała Gemma, stając obok Sama na progu.
– Do widzenia, kochanie! – odpowiedziała jej Alison. Jadąc pod wskazany jej adres,
zastanawiała się, z kim Sam mógł być umówiony na ten wieczór. I czy ta osoba wybaczy mu
spóźnienie.
Wokół domku Eli Hayward panował idealny spokój. Gdy tylko jednak podeszła do drzwi,
usłyszała płacz dziecka. W kilka sekund później w progu stanęła Lucy, trzymająca na rękach
małego Anthony’ego.
– Jak to dobrze, że pani przyjechała, doktor Stewart – zawołała z radością. – Eila jest na
górze, leży w łóżku... Pierwszy pokój na prawo. Ja zamierzam właśnie nakarmić
Anthony’ego.
– Wydaje się, że istotnie jest głodny – stwierdziła Alison, gdy chłopczyk znowu się
rozpłakał.
– Już przygotowałam butelkę. Podam mu ją, gdy pani pójdzie do Eili.
– Czy ona śpi?
– Nie, ale wydaje się wyczerpana. Chyba przeżywa jakieś załamanie nerwowe, albo coś w
tym rodzaju.
Dom wydawał się dość zaniedbany. Wszędzie leżały porozrzucane części garderoby i
buty. Kiedy Alison weszła do sypialni, stwierdziła z przykrością, że i tam panuje bałagan.
Usiadła obok łóżka Eili, która, słysząc jej kroki, otworzyła oczy. Na jej twarzy malowała
się nienaturalna bladość, a powieki były zapuchnięte od płaczu. Miała brudne, rozczochrane
włosy i widać było, że od dłuższego czasu zaniedbuje nie tylko dom, lecz również siebie.
Z chaotycznych zdań, jakie wyrzucała z siebie w odpowiedzi na pytania Alison,
wynikało, że Mark pokłócił się z nią przed dwoma dniami, a potem wyszedł z domu.
Spakował swoją torbę i nie zostawił żonie żadnego adresu, pod którym mogłaby go znaleźć.
Po kilku minutach Eila wpadła w histerię, więc Alison podała jej środek uspokajający.
Siedząc przy łóżku chorej, usłyszała dochodzący z dołu dzwonek telefonu. Zeszła pospiesznie
na dół, w nadziei, że może to być Mark.
– Dzwoniła Mary Flynn, matka Eili – poinformowała ją Lucy. – Musiałam jej wyjaśnić,
dlaczego telefonu nie odebrała jej córka albo zięć.
– I co ona na to?
– Twierdzi, że niepokoiła się o Eilę już od kilku miesięcy. Czuła, że coś nie jest w
porządku. Ma zamiar zaraz tu przyjechać, ale zajmie jej to co najmniej godzinę. Według niej
Eila jest nieszczęśliwa, a jej małżeństwo już od dłuższego czasu znajduje się w stanie
rozkładu.
Wszystko, czego się dowiaduję, nie wróży tej młodej kobiecie niczego dobrego,
pomyślała ze smutkiem Alison.
Mary Flynn nadjechała wpół do dziewiątej. Po krótkiej wymianie zdań zapewniła Alison,
że zostanie z córką i zaopiekuje się wnukiem. Ponownie stwierdziła, że dostrzegała objawy
kryzysu małżeńskiego jeszcze przed narodzinami dziecka.
Alison podziękowała Lucy i zapewniła matkę chorej, że choć nie będzie jej następnego
dnia w przychodni, zarezerwuje jej córce wizytę u jednego z innych lekarzy.
Kiedy dojechała do swego miasteczka, zapadał już zmrok. Przed rzęsiście oświetlonym
pubem siedzieli na ławkach liczni klienci. Cała sceneria wyglądała bardzo malowniczo i
wprawiła ją w nieco lepszy humor. Po chwili skręciła w boczną drogę i ujrzała rozjarzone
okna swego domu.
Parkując samochód, poczuła nagły przypływ niepewności. Zastanawiała się, co zastanie
po wejściu do domu. Miała nadzieję, że Gemma już śpi, a Sam spokojnie czeka na jej powrót.
Idąc przez ogród, stwierdziła, że wszystkie ślady przyjęcia zostały już usunięte. Weszła
do domu i zajrzała do kuchni. Tu również panował idealny porządek.
Zostawiła lekarską torbę w korytarzu i weszła na górę. Zajrzała do dziecinnego pokoju i
stwierdziła, że Gemma mocno śpi. Nigdzie nie było jednak śladu Sama.
W tym momencie usłyszała szum wody dochodzący z łazienki, przylegającej do jej
sypialni. Otworzyła drzwi i ujrzała na swoim łóżku parę spodni oraz sportową koszulkę. Obok
nich stała otwarta podręczna torba z przyborami do golenia.
Widok ten przypomniał jej czasy, w których Sam dzielił z nią sypialnię. Podeszła do
drzwi łazienki i lekko je uchyliła. Przez kłęby pary dostrzegła jego sylwetkę, wyraźnie
widoczną za matową szybą zasłaniającą kabinę prysznica.
Stała w miejscu jak zahipnotyzowana, wpatrując się w jego opalone plecy i ramiona. Nie
mogła od niego oderwać oczu. Widok jego nagiego ciała obudził w niej falę pożądania, której
nie potrafiła się oprzeć.
Oprzytomniała dopiero wtedy, gdy Sam odsunął matową szybę. Zdała sobie sprawę z
tego, co robi, i chciała się szybko wycofać na korytarz, ale było już za późno. Sam zauważył
jej obecność, szybko owinął się ręcznikiem i spojrzał jej w oczy.
– Ali, czy dobrze się czujesz? – spytał z niepokojem.
– Tak... – wykrztusiła przez zaciśnięte gardło.
– Chyba nie masz nic przeciwko temu, że skorzystałem z twojego prysznica, prawda?
– Oczywiście, że nie – odparła, nie mając odwagi na niego spojrzeć. Nie chciała widzieć
jego torsu, którego tak często dotykała w chwilach uniesień, ani kruczoczarnych, mokrych
włosów, zaczesanych teraz do tyłu. A zwłaszcza ciemnych oczu, których spojrzenie
przykuwało ją do podłogi.
– Wykąpałem Gemmę i przeczytałem jej bajkę – oznajmił Sam.
Kiwnęła głową, nadal nie mogąc wydobyć z siebie głosu. Nie wiedziała, co się z nią
dzieje, czego się spodziewa, na co oczekuje... Miała ochotę wyciągnąć rękę i dotknąć jego
mokrej, lśniącej skóry. Powstrzymywała się od tego najwyższym wysiłkiem woli.
– Nie wiedziałem, kiedy wrócisz... – powiedział stłumionym głosem, nie odrywając od
niej wzroku. Potem delikatnie wyjął spinkę przytrzymującą jej fryzurę. – Wolę, kiedy są
rozpuszczone. Masz piękne włosy, Ali.
– Sam... – wyjąkała niepewnie, a on podszedł bliżej, objął ją i mocno przyciągnął do
siebie.
Jego pocałunek był długi i delikatny, ale bardzo namiętny. Alison wydała cichy jęk,
przywarła do niego całym ciałem i poczuła, że on również ulega zmysłom.
– Widzisz sama, jak na mnie działasz, Ali – rzekł zdławionym głosem. – Pragnę cię
bardziej niż czegokolwiek innego na całym świecie.
Zanim zdążyła mu odpowiedzieć, zaczął rozpinać jej bluzkę. Potem otoczył dłonią jej
pierś, a ona zdała sobie nagle sprawę, jak bardzo tęskniła za jego pieszczotami. Oboje opadli
na łóżko. Po chwili byli już kompletnie nadzy, zapamiętani w miłosnym uścisku.
– Wcale się nie zmieniłaś – wyszeptał czułe Sam, odrywając na chwilę wargi od jej ust. –
Nadal jesteś tą piękną kobietą, którą tak dobrze pamiętam.
Spojrzała mu głęboko w oczy.
– Ali... jeśli tego nie chcesz, powstrzymaj mnie... – poprosił. A ona, choć na wpół
przytomna z pożądania, odzyskała nagle zdolność logicznego rozumowania.
Co będzie, jeśli zajdę w ciążę? – myślała gorączkowo. Co stanie się ze mną i z Gemmą?
Jak mogę się z nim kochać, skoro nie jesteśmy już rodziną? Jak mogę mu wybaczyć, że przez
swój egoizm rozbił nasze małżeństwo? Że naraził mnie i dziecko na tyle cierpień?
Zesztywniała i zastygła w bezruchu, a on, najwyraźniej wyczuwając jej obawy, zsunął się
z niej i przykrył ją prześcieradłem. Potem usiadł i owinął się ponownie mokrym ręcznikiem.
Alison nerwowo zebrała swoje części garderoby i pobiegła do łazienki. Usiadła na
stojącym tam krześle, usiłując opanować drżenie. Sama nie wiedziała, co się z nią dzieje. Nie
potrafiła sobie wytłumaczyć, dlaczego przerwała chwilę miłosnego szaleństwa.
Ubrała się powoli, a potem ochlapała twarz zimną wodą, unikając wzrokiem swego
odbicia w lustrze. Nie chciała widzieć płonącego w jej oczach pożądania, które podziałało na
niego tak prowokująco.
Nie miała do Sama żalu. Przecież ona, ulegając miłosnemu zapamiętaniu, gotowa była
przed chwilą zapomnieć o jego zdradzie i zamknąć oczy na podszepty zdrowego rozsądku.
Kiedy otworzyła drzwi łazienki i zajrzała do sypialni, ujrzała tylko zmiętą pościel i
usłyszała puste echo ciszy.
Ta sama pusta cisza zapanowała natychmiast w jej udręczonym sercu.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Następnego dnia stanęła niespodziewanie twarzą w twarz z Charlotte Macdonald.
Wchodząc do przychodni, myślała z przerażeniem o chwili, w której spotka Sama. Może
dlatego nie rozpoznała młodej kobiety, która siedziała w biurze, rozmawiając z Pamelą.
– Och, doktor Stewart! – Pam zerwała się na jej widok zza biurka. – To jest Charlotte
Macdonald. Pracowała kiedyś u nas na oddziale położniczym.
Charlotte wstała i wyciągnęła rękę do Alison. Była szczupłą, atrakcyjną kobietą w
zaawansowanej ciąży.
– Dzień dobry, doktor Stewart. Nie wiem, czy mnie pani pamięta. Poznałyśmy się, zanim
urodziła pani dziecko... małą dziewczynkę, prawda? Przechodziłam tu wtedy staż... od tej
pory musiały upłynąć już ze dwa lata. To pani mąż pomógł mi podczas tej koszmarnej nocy...
Gdyby nie on, zrezygnowałabym z zawodu pielęgniarki.
Alison zmarszczyła brwi. Nie mogła zrozumieć, jakim cudem ta młoda kobieta rozmawia
z nią tak swobodnie o Samie. To przecież jej szminkę i zapach jej perfum znalazła owego
dnia na jego chustce do nosa... to przez nią doszło do kłótni, która doprowadziła do rozpadu
ich małżeństwa.
W tym momencie otworzyły się drzwi i stanął w nich Sam. Nastąpiła chwila ciszy. Potem
wyciągnął do Charlotte rękę, a ona serdecznie ją uścisnęła.
– Dzień dobry, doktorze Stewart. Właśnie rozmawiałam z pańską żoną...
– Tu jest lista pańskich pacjentów, doktorze Stewart – przerwała jej szybko Pam. – A ja
muszę pędzić do recepcji. Do widzenia, Charlotte.
Odwróciła się na pięcie i wyszła z pokoju.
– Powiedz mi, Charlotte, jak ci poszło w nowej pracy? – » spytał Sam życzliwym tonem.
– Doskonale – odparła. – Miał pan zupełną słuszność. Rezygnacja z posady na oddziale
położniczym nie jest końcem świata. Pracuję teraz na uniwersytecie jako konsultant
medyczny i udzielam porad studentom. To bardzo ciekawe zajęcie.
– Cieszę się, że wszystko tak dobrze poszło – podsumował Sam, a potem zwrócił się do
Alison. – Ta młoda dama miała pecha. Podczas ostatniego roku studiów na wydziale
pielęgniarstwa wykryto u niej epilepsję.
– Byłam w rozpaczy – dodała Charlotte z emfazą. – Bałam się, że wszystkie moje plany
zawodowe legną w gruzach. Nie wiem, co bym zrobiła tej nocy, gdyby nie pomógł mi pani
mąż.
– Pewnie w końcu odzyskałabyś zdrowy rozsądek – wtrącił Sam, ale ona potrząsnęła
głową.
– Z pewnością zrobiłabym coś okropnego. Może rozbiłabym samochód, narażając życie
innych ludzi. – Zerknęła na Alison. – Widzi pani, miałam już poprzednio dwa ataki, ale nie
zdobyłam się na odwagę, żeby powiedzieć o tym przełożonej pielęgniarek. Kochałam moją
pracę i nie mogłam znieść myśli o tym, że mogłabym ją stracić.
Bardzo ciężko pracowałam na to, żeby zostać położną, a epilepsja oznaczała koniec
moich marzeń.
Alison była tak zdezorientowana, że przez dłuższą chwilę nie mogła wydobyć głosu.
– Więc mój mąż został z panią tej nocy z powodu pani choroby? – spytała w końcu.
Charlotte roześmiała się beztrosko.
– No tak, oczywiście. Gdyby nie nadszedł w porę i nie odebrał tego porodu... a potem nie
przemówił mi do rozsądku, sama nie wiem, co by się stało. Mogłabym narazić na szwank
życie tej kobiety i jej dziecka.
– Ale w końcu postanowiłaś się; leczyć – wtrącił Sam.
– Tak, dzięki panu, doktorze Stewart. Teraz zażywam środki przeciwdrgawkowe i
potrafię zapanować nad atakiem epilepsji. Ale, jak panu mówiłam podczas ostatniego
spotkania, nie mogę już wrócić do zawodu pielęgniarki. Wiedząc, że w każdej chwili mogę
dostać kolejnego ataku, byłabym stale zestresowana. Dlatego właśnie prosiłam pana o
referencje. Poszerzyłam swoją wiedzę i kiedy trafiła się ta posada na uniwersytecie,
postanowiłam się o nią ubiegać.
Przez chwilę w pokoju panowała cisza. Potem Charlotte podeszła z uśmiechem do Alison.
– Cieszę się, że panią ponownie spotkałam, doktor Stewart – powiedziała cicho. – Bardzo
wiele zawdzięczam pani mężowi.
Podeszła do drzwi i wyszła na korytarz. Cisza, która zapadła po jej odejściu, stała się po
chwili wręcz nieznośna. Alison była całkowicie zdezorientowana. Nie miała pojęcia, czy
Charlotte jest na tyle dobrą aktorką, by tak przekonująco odegrać na jej użytek całą scenę. Ale
znała dobrze Sama i widziała; że jego stosunek do młodej kobiety był pozbawiony
jakichkolwiek podtekstów erotycznych. Świadczyło o tym także jego autentyczne
zainteresowanie jej karierą zawodową. Oraz skromność, z jaką mówił o własnej roli w
rozładowaniu kryzysu młodej pielęgniarki.
Ale skoro okoliczności, które skłoniły go do spędzenia z nią tej nocy, były tak całkowicie
niewinne, to dlaczego nie powiedział mi prawdy podczas tej okropnej kłótni, jaka nastąpiła po
jego powrocie? – pytała się w duchu Alison.
Zdała sobie nagle sprawę, że przyczyną ich rozstania było najwyraźniej po prostu zwykłe
nieporozumienie. Świadomość ta tak ją poraziła, że nagle poczuła zawrót głowy. Ugięły się
pod nią kolana i byłaby upadła na podłogę, gdyby Sam nie podsunął jej krzesła.
– Sam... – wykrztusiła przez zaciśnięte gardło, czując że traci przytomność. – Sam...
dlaczego ty nie...
Odurzona falą zalewających ją emocji, zamknęła oczy i zemdlała.
Dopiero znacznie później zdała sobie sprawę, że mogła uporać się z trudną sytuacją o
wiele lepiej. Ale jak zwykłe okazała się mądra po szkodzie. Gdyby Hector, który wszedł w tej
chwili do biura, nie zrobił sceny, zmusiłaby się pewnie do podjęcia pracy i przyjmowania
pacjentów. On jednak kazał jej stanowczo wrócić do domu.
– Chcemy, żebyś doszła do siebie przed weekendowym przyjęciem – oznajmił surowym
tonem. – Wydaję ci więc to polecenie z pobudek egoistycznych. Wsiadaj do mojego
samochodu, to zaraz cię odwiozę.
Kiedy próbowała z nim dyskutować, wziął ją za rękę i wyprowadził z pokoju.
Wychodząc, czuła za plecami nabrzmiałe treścią milczenie Sama.
Nie pamiętała szczegółów podróży do domu. Hector jechał bardzo szybko, zapewniając
ją, że obaj z Samem odwiozą jej samochód po dyżurze. Kiedy oznajmiła, że chce wstąpić do
Clare po Gemmę, stanowczo się sprzeciwił i kazał jej odpoczywać do końca dnia.
Zgodziła się bez szemrania, być może dlatego, że chciała w samotności uporządkować
swoje myśli, w których panował kompletny chaos.
Usiadła w ogrodzie i zaczęła rozważać całą sytuację. Doszła do wniosku, że wersja
przedstawiona jej przez Chalotte Macdonald jest całkowicie wiarygodna. Nadal jednak nie
mogła pojąć, dlaczego Sam nie wyznał jej wówczas prawdy. Zaczęła więc analizować
dokładnie przebieg rozmowy, która doprowadziła do ich separacji.
– Odchodzę, Ali – oznajmił jej tego ranka, po kłótni, której przyczyną była jego
całonocna nieobecność. – Skoro mi nie ufasz, skoro nie potrafisz mnie wysłuchać...
Teraz, po upływie niemal dwóch lat, musiała przyznać mu słuszność. Nie słuchała go. Nie
mogła się do tego zmusić. Była tak przekonana o jego winie, że rozmowa wydawała jej się
bezprzedmiotowa.
Nagle ujrzała wszystkie dotychczasowe wydarzenia w zupełnie innym świetle. I poczuła
przypływ optymizmu.
Jeśli doprowadzę do szczerej wymiany zdań, jeśli potrafię go przekonać, że depresja po
narodzinach Gemmy odebrała mi zdolność logicznego rozumowania, może okaże się, że nie
wszystko jest stracone, pomyślała z nadzieją. I postanowiła podjąć walkę o swoje szczęście.
Nadszedł piątek. Parkując pod przychodnią, Alison z radością dostrzegła stojący na
zwykłym miejscu samochód Sama. Z bijącym sercem wkroczyła do budynku, mając nadzieję,
że zaraz go zobaczy. Ale gdy tylko dotarła do recepcji, usłyszała od Lucy, że Sam i Peter już
zaczęli pracę.
Kiedy podczas południowej przerwy nie spotkała go ani w recepcji, ani w kantynie,
doszła do wniosku, że chyba jej unika. A gdy zajrzała do jego gabinetu i nie zastała go za
biurkiem, była już pewna, że jej podejrzenia są słuszne.
O piątej, po zakończeniu dyżuru, zapytała o niego Lucy.
– Wyszedł kilka minut temu – oznajmiła recepcjonistka. – Bardzo się spieszył.
Teraz już była pewna, że stało się coś złego. Wybiegła na parking i z radością stwierdziła,
że Sam siedzi w samochodzie. Kiedy jednak ujrzała jego obojętny wyraz twarzy, jej nadzieja
zamieniła się w gorzkie rozczarowanie.
– Sam... muszę z tobą porozmawiać – wykrztusiła nerwowo, zdając sobie sprawę, że jest
zdyszana i roztrzęsiona, a jej zmięta letnia sukienka nie prezentuje się korzystnie.
– Bardzo się spieszę, Ali – odparł obcesowo, patrząc na nią przez otwarte okno. – Czy
chodzi o Gemmę?
– Nie... To znaczy tak, choć tylko pośrednio... – zaczęła się plątać, zdając sobie sprawę,
że teraz on stara się zachować dystans.
Zmarszczył brwi i westchnął, a potem wyciągnął rękę i otworzył drzwi, zapraszając ją do
wnętrza samochodu.
Siadając na fotelu, nie miała pojęcia, co ma zamiar mu powiedzieć. Jej zdenerwowanie
przybrało jeszcze na sile, kiedy ujrzała Hectora i Petera, którzy wyszli właśnie z budynku i
zmierzali w stronę parkingu.
– Czy moglibyśmy stąd odjechać? – spytała szybko, widząc, że on również dostrzegł
idących w ich stronę kolegów.
Sam bez słowa zapalił silnik i ruszył przed siebie. Alison w milczeniu wyglądała przez
okno. Obojętność Sama onieśmieliła ją do tego stopnia, że nie była w stanie zdobyć się na
jakiekolwiek tłumaczenia. Gdy jednak zauważyła, że skręca w boczną drogę wiodącą do
starej przystani, w jej sercu zatliła się iskierka nadziei.
I równie szybko zgasła, bo Sam, zatrzymawszy samochód na poboczu, zerknął na
zegarek.
– Muszę stąd odjechać o szóstej – oznajmił chłodno.
– To, co mam ci do powiedzenia, zajmie nam tylko kilka minut – odparła cicho.
Wysiedli i ruszyli po kamiennych stopniach w kierunku rzeki. Trawa, która podczas ich
ostatniej wizyty ociekała deszczem, była teraz poskręcana i pożółkła od upału. Zachowała
swą soczystą zieleń tylko w miejscach, na które padał cień wierzb. Molo było już częściowo
rozebrane, a jego gnijące drewniane elementy leżały na brzegu. W płytkiej wodzie pływali
dwaj chłopcy, a po ścieżce przechadzali się nieliczni miłośnicy spacerów.
Panująca tu spokojna atmosfera letniego popołudnia wpłynęła na Alison kojąco i pomogła
jej zebrać rozproszone myśli.
– Myślałam, że do mnie po tym wszystkim zatelefonujesz – zaczęła niezręcznie, a kiedy
nadal milczał, dodała: – To znaczy po wizycie Charlotte...
– Po co miałem telefonować? – spytał, wsuwając ręce do kieszeni spodni. – Przecież
ustaliliśmy wszystkie szczegóły. Zgodziłem się na to, że dasz mi znać, kiedy mogę zobaczyć
się z Gemmą.
Alison wcale nie chciała rozmawiać o ich córeczce i wiedziała dobrze, że on zdaje sobie z
tego sprawę.
– Sam, musimy o tym porozmawiać... to jest bardzo ważne... – zaczęła niepewnie.
Sam zatrzymał się gwałtownie i spojrzał jej w oczy. Dostrzegła na jego twarzy gniew.
– Kiedyś miałem nadzieję, że uda nam się odbyć taką rozmowę, Ali. Ale im bardziej o nią
zabiegałem, tym szybciej się ode mnie oddalałaś.
– Teraz już o tym wiem – przyznała drżącym głosem.
– Ale po urodzeniu Gemmy stało się ze mną coś złego. Czułam się odizolowana i
przytłoczona odpowiedzialnością.
– Przecież chciałem dzielić z tobą tę odpowiedzialność – przypomniał jej ostrym tonem.
– To w gruncie rzeczy były drobne sprawy, z którymi powinnam była sobie poradzić.
Przecież jestem lekarzem. Powinnam wiedzieć coś o depresji. Ale ja nie potrafiłam stawić
czoła rzeczywistości. Wstydziłam się swoich uczuć, byłam zażenowana tym, że nie potrafię
ich opanować.
– Więc dlaczego, do diabła, nie podzieliłaś się ze mną swymi kłopotami? Czułem się jak
obcy, jak nieznajomy.
– Chciałam to zrobić. Ale ty miałeś swoją pracę, która powinna być dla ciebie ważniejsza
niż moje... moje lęki.
Spojrzał na nią z niedowierzaniem.
– Lęki? – powtórzył powoli. – Jakie lęki, Alison?
– Och, Sam... – Przerwała i zasłoniła usta dłonią, starając się opanować. – Zawsze
podejrzewałam, że zdarzy mi się to samo, co mojej matce. Że nasze małżeństwo... skończy się
w taki sam sposób.
– Więc myślałaś, że zachowam się tak samo jak twój ojciec? Że pewnego dnia po prostu
zniknę? – spytał ze zdumieniem.
Kiwnęła głową.
– Kiedy nie wróciłeś tej nocy do domu, byłam pewna, że właśnie tak się stało – ciągnęła z
coraz większym trudem. – Byłam załamana. Nie rozmawialiśmy ze sobą szczerze już od kilku
tygodni, a kiedy znalazłam tę chustkę...
– Co ma do tego ta cholerna chustka? – wybuchnął Sam, patrząc na nią ze złością. –
Pożyczyłem ją Charlotte. Ta biedna dziewczyna była w okropnym stanie. Dostała ataku
epilepsji właśnie wtedy, kiedy pacjentka zaczęła rodzić. Na szczęście wszystko przebiegło
bez komplikacji, ale wyobraź sobie, co ona musiała przeżyć. W normalnych warunkach
dałaby sobie ze wszystkim radę. Kiedy tam przyszedłem, trzęsła się jak galareta, usiłując
zachować resztki przytomności...
– Więc dlaczego mi o tym nie powiedziałeś?
– Próbowałem, Alison, ale nie chciałaś mnie słuchać. Czy tego nie pamiętasz?
Bezradnie potrząsnęła głową.
– Wyszedłeś z domu o dziesiątej wieczorem i wróciłeś dopiero o ósmej rano. To się nigdy
przedtem nie zdarzyło. A ponieważ przeżywaliśmy właśnie trudny okres, myślałam, że...
– Myślałaś, że postanowiłem szukać pociechy w ramionach jakiejś kobiety? – spytał z
ironią.
– Nie... to nie było tak. Ja po prostu nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. To był jakiś
koszmar. Być może gdybyśmy nie pokłócili się wcześniej...
– Nawet już nie pamiętam o co! – mruknął ze złością. – To była jakaś kompletna bzdura!
Spojrzała mu w oczy i zrozumiała, że jego gniew jest usprawiedliwiony. Gdyby przyznała
mu się wtedy do depresji, zrozumiałby, co się z nią dzieje, i nie dopuściłby do tego, co
nastąpiło później.
Miała ochotę zarzucić mu ręce na szyję, objąć go z całej siły i nigdy już nie pozwolić,
żeby od niej odszedł.
– Przepraszam cię, Sam – odezwała się cicho. – To właśnie chciałam ci powiedzieć.
Musiałam to zrobić...
– Czy wierzysz teraz, że byłem niewinny? – spytał chłodnym tonem.
– Sam, depresja poporodowa nie usprawiedliwia mojego zachowania. Teraz już o tym
wiem, ale...
– Spytałaś mnie kiedyś, czy oczekuję od ciebie przebaczenia – przerwał jej. –
Powiedziałem ci wtedy, że jeśli przebaczenie może ocalić nasze małżeństwo, to moja
odpowiedź brzmi twierdząco. Niestety, nie zgodziłaś się wtedy z moim punktem widzenia.
Zamilkł i ze smutkiem spojrzał jej w oczy.
– Od tej pory wiele się zdarzyło, Ali. Pogodziłem się z tym, że mnie nie kochasz.
Gemma, rzecz jasna, będzie dla mnie zawsze najważniejsza. Ale skoro dopiero po rozmowie
z Charlotte doszłaś do wniosku, że warto byłoby ocalić nasze małżeństwo, to mam prawo
posądzać cię o całkowity brak zaufania.
Spojrzała na niego, ale wszystko przesłoniły jej napływające do oczu łzy. Zrozumiała, że
Sam nie chce wysłuchać tego, co chciałaby mu powiedzieć. Mimo to, kiedy odwrócił się w
stronę samochodu, postanowiła podjąć jeszcze jedną, desperacką próbę porozumienia.
– Czy spotykasz się z jakąś kobietą? – spytała drżącym głosem.
Spojrzał na nią z zaskoczeniem.
– A czy gdyby tak było, miałoby to dla ciebie jakieś znaczenie?
– Nie... nie wiem...
– Co to ma znaczyć?
– Po prostu to, że nie wiem – odparła, starając się zachować obojętny ton. – Teraz, kiedy
porozmawialiśmy z sobą szczerze, powinniśmy chyba pogodzić się z tym, że... że każde z
nas...
– Znajdzie sobie nowego partnera? – dokończył za nią, a ona odwróciła wzrok, nie mogąc
znieść jego badawczego spojrzenia. – Ja potrzebuję w życiu miłości, Ali. Nasze życie
erotyczne układało się zawsze doskonale, ale ja potrzebuję czegoś więcej niż fizyczne
spełnienie. Potrzebuję zaufania. A tego najwyraźniej brakowało w naszym małżeństwie, bo
inaczej nie prowadzilibyśmy teraz tej rozmowy.
Wsiedli w milczeniu do samochodu. Sam odwiózł ją na parking przychodni, a kiedy
wysiadła, szybko odjechał. Jego chłód i pośpiech zdawały się potwierdzać jej podejrzenia, że
spotyka się z inną kobietą.
Westchnęła ciężko, otworzyła drzwi swego auta i ruszyła w kierunku domu Clare. Ale
dopiero późnym wieczorem, kiedy położyła Gemmę do łóżka, zaczęła analizować
wydarzenia, do których doszło tego popołudnia.
Zdała sobie sprawę, że kocha Sama bardziej niż kiedykolwiek dotąd. Ale równocześnie
uświadomiła sobie, że podejrzewając go o zdradę, wykopała między nimi przepaść. I że
zapewne nigdy nie będzie w stanie jej zasypać.
Nadszedł weekend, więc miała dużo czasu na rozmyślania. Nadal czuła się upokorzona.
Nadal boleśnie przeżywała to, że Sam odrzucił jej próbę pojednania. Ale stopniowo zaczęła
zdawać sobie sprawę, że musi pogodzić się z rzeczywistością.
Tak, mój największy błąd polegał na tym, że zataiłam przed nim rozmiary swojej
depresji, powiedziała do siebie w duchu. Powinnam była wyznać mu całą prawdę. Tylko że
on miał wtedy mnóstwo pracy, więc nie chciałam obarczać go moimi kłopotami. A teraz jest
już za późno, żeby to naprawić. Nie dopuszczę jednak do tego, żeby osobiste problemy miały
wpływ na nasze kontakty zawodowe.
Z tym postanowieniem pojawiła się w poniedziałek na dyżurze w przychodni i odkryła, że
Sam jest nieobecny.
– Doktor Stewart wziął dziesięć dni wolnego – poinformowała ją Lucy, podając jej listę
pacjentów. – Wróci w przyszły wtorek.
– Ach, tak, zapomniałam, że mi o tym wspominał – mruknęła niepewnie Alison. –
Miejmy nadzieję, że utrzyma się ta dobra pogoda.
– W Paryżu można spędzić przyjemnie czas nawet wtedy, kiedy pada – powiedziała z
uśmiechem recepcjonistka. – To takie romantyczne miasto...
Alison uśmiechnęła się, usiłując ukryć zaskoczenie.
– Paryż... no tak, oczywiście... – Ruszyła w kierunku swego gabinetu i zatrzymała się. –
Dam ci znać, kiedy będę gotowa na przyjęcie pierwszego pacjenta. Nawiasem mówiąc... czy
widziałaś się z Eilą Hayward?
Lucy potrząsnęła przecząco głową.
– Nie, ona pojechała do matki, co zresztą bardzo mnie zaskoczyło. Powtarzała mi przez
cały czas, że chce zostać w domu, na wypadek, gdyby wrócił Mark.
– Kto ją przyjął w dzień po mojej wizycie?
– Chyba doktor Stewart.
– W takim razie przynieś mi jej kartę choroby, zanim zacznę dyżur – poprosiła Alison.
Po chwili czytała już notatki sporządzone przez Sama, jak zwykle podziwiając jego
skrupulatność i troskę o szczegóły. Z akt wynikało, że złożył Eili wizytę domową w dzień po
jej pobycie w przychodni.
Alison nie miała wątpliwości, że to on nakłonił Eilę do pobytu w domu matki. Ze
sporządzonej przez niego adnotacji dowiedziała się, że Mary Flynn dzwoniła do niego już po
przyjeździe córki. Poinformowała go, że zarówno córka, jak i jej dziecko czują się dobrze.
Alison odłożyła teczkę z aktami Eili i postanowiła przystąpić do pracy. Jej pierwszą
pacjentką okazała się Victoria Reid.
– Wczoraj wieczorem pokłóciłam się okropnie z mamą – oznajmiła z przejęciem. –
Znalazła w mojej szufladzie prezerwatywy i dostała szału. Ona uważa, że dostałam tej
mononukleozy, bo całowałam się z chłopakiem. Zagroziła mi też, że jeśli będę uprawiać z
nim seks, mój stan zapewne jeszcze bardziej się pogorszy. Przyszłam więc do pani, żeby
dowiedzieć się prawdy.
– Czy to jakiś poważny związek? – spytała Alison, zastanawiając się, z jakiego powodu
pani Reid groziła swej córce tak poważnymi konsekwencjami.
– Nie bardzo – odparła dziewczyna, wzruszając ramionami. – Chodzimy ze sobą dopiero
od trzech miesięcy. Poznaliśmy się tuż przed moją chorobą. Prawdę mówiąc, jeszcze nie
spaliśmy ze sobą, ale wiele moich koleżanek żyje już ze swoimi chłopakami. Jedna z nich
dała mi te prezerwatywy. Wszyscy wiedzą, że trzeba się zabezpieczyć.
– To prawda, choć moim zdaniem należy w pierwszym rzędzie zastanowić się nad tym,
czy w ogóle rozpoczynać życie seksualne.
– Czy ja mogłam zarazić się tą chorobą od mojego chłopaka?
– Na to pytanie nie potrafię ci odpowiedzieć – stwierdziła Alison. – Zapadają na nią
dziesiątki tysięcy młodych ludzi. Według powszechnej opinii można się nią zarazić przez
pocałunek.
– A ja myślałam, że to tylko babskie gadanie.
– Nie, to prawda, tylko że nie każdy pocałunek wywołuje tę chorobę. Kiedy jednak wirus
dostanie się do organizmu, rozmnaża się on w komórkach, które stanowią część systemu
odpornościowego. Dlatego właśnie skierowaliśmy cię na badanie krwi. I właśnie to badanie
wykazało obecność wirusa.
– Więc co mam robić? – spytała dziewczyna.
– Nie przemęczać się i jak najwięcej odpoczywać. Od twojej poprzedniej wizyty upłynęły
zaledwie dwa miesiące. Jak ci powiedziałam, ta choroba mija dopiero po pewnym czasie.
– W gruncie rzeczy nie przepadam za tym chłopakiem – mruknęła Victoria. – Ale nie
chcę, żeby moja matka myślała, że zerwałam z nim tylko dlatego, że ona go nie lubi.
– Więc powiedz jej, że postanowiłaś go nie widywać, dopóki nie poczujesz się lepiej. Ona
będzie zadowolona z twojej decyzji, a ty szybciej wyzdrowiejesz, bo nie będzie między wami
dochodziło do awantur.
– Chyba spróbuję tak zrobić – obiecała Victoria, kiwając z namysłem głową.
Po jej wyjściu Alison oparła podbródek na dłoni i zaczęła wyglądać przez okno.
Zamyśliła się. Co zrobię, jeśli Gemma znajdzie sobie adoratora w wieku czternastu lat?
Przecież będzie jeszcze dzieckiem. A ta dziewczyna chce sypiać ze swoim chłopakiem tylko
dlatego, że robią to jej koleżanki...
Zdała sobie sprawę, że jeśli będzie samotnie wychowywać Gemmę, może mieć z nią takie
same problemy, jakie ma ze swoją córką pani Reid. I że zapewne będzie wtedy potrzebować
Sama jeszcze bardziej, niż potrzebuje go teraz.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
W piątek nadeszła pocztówka z Paryża, zaadresowana do Alison i do Gemmy.
Przedstawiała ona skąpaną w słońcu wieżę Eilla. Na odwrocie znajdowały się słowa:
„Pozdrowienia z Francji”, nakreślone pismem Sama.
W sobotę po południu odwiedziła je Clare. Alison natychmiast pokazała jej kartkę.
– Czy wiedziałaś, że on się wybiera do Paryża? – spytała dociekliwie Clare.
– Nie – odparła Alison.
– Więc nic ci nie powiedział?
– Nie. Zapomniałam o tym, że planował urlop w sierpniu, ale...
– Ale co? – nalegała siostra. Alison opuściła wzrok.
– Dowiedziałam się, że nie miałam racji w sprawie Sama i Charlotte. On wcale mnie z nią
nie zdradził.
– Co to znaczy? – spytała Clare, szeroko otwierając oczy.
Kiedy Alison opowiedziała jej całą historię, otworzyła je jeszcze szerzej.
– Czyjej wierzysz? – spytała nerwowo, gdy opowieść dobiegła końca.
– Owszem – odparła Alison, kiwając głową. – Mam okropne wyrzuty sumienia. Obawiam
się, że Sam nigdy mi nie wybaczy mojego zachowania. Clare postawiła na stole filiżankę z
kawą.
– Ali, byłaś wtedy chora... Miałaś ciężką depresję. Do tego nieporozumienia doszło
dlatego, że nie rozmawialiście, a nie dlatego, że przestaliście się kochać.
– Mimo to mam wrażenie, że on nie żywi już wobec mnie żadnych uczuć. Co więcej, że
nawiązał bliski związek z jakąś inną kobietą.
– Czy jesteś tego pewna? – spytała z przejęciem Clare. Alison zastanawiała się przez
chwilę.
– Kilka razy powiedział mi, że musi nas pożegnać i wyjść o określonej porze – odparła w
końcu. – A teraz ten urlop w Paryżu...
– Może po prostu pojechał tam z wizytą do przyjaciół?
– Więc dlaczego ta kartka jest tak lakoniczna?
– Może nie wiedział, co ma napisać...
Alison usiadła wygodniej i przesunęła palcem po obrzeżu kubka.
– Myślę, że zbyt wiele było między nami nieporozumień. I mam prawo przypuszczać, że
podczas naszej separacji związał się z kimś...
– On może myśleć to samo o tobie – oznajmiła Clare.
– Nigdy nie dałam mu do tego powodu – odparła z zaskoczeniem Alison.
– Był przez dziesięć miesięcy w Australii. Nie wiedział, czy nie widujesz się z kimś
innym. A po powrocie został przez ciebie potraktowany bardzo chłodno.
– Czy rozmawiał z tobą o tym? – spytała Alison, marszcząc brwi.
– Nie, ale... – Clare zastanawiała się przez chwilę. – Być może wspomniał o tym, kiedy
pomagał Robbiemu... Mówił, że nie chce wpadać do ciebie bez uprzedzenia, bo możesz nie
być sama... A potem spytał Robbiego, czy jesteś z kimś związana.
– Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś?
– Bo spytałabyś, co go to obchodzi, i byłabyś oburzona. – Clare po raz kolejny wydała
głębokie westchnienie.
– Szczerze mówiąc, uważam, że musicie załatwić to między sobą. Powinnaś o tym
rozmawiać nie ze mną, lecz z nim.
– Próbowałam – mruknęła Alison – ale on dał mi wyraźnie do zrozumienia, że nie chce o
niczym wiedzieć.
– Więc spróbuj jeszcze raz! – poradziła jej siostra.
Kerry Ames siedziała w gabinecie Alison, trzymając na kolanach listę spraw do
załatwienia. Poprosiwszy Alison o dwa inhalatory, skreśliła tę pozycję z wykazu.
– Wyjeżdżam na rok do Australii i mam w związku z tym mnóstwo spraw na głowie –
wyjaśniła z uśmiechem. – Doktor Stewart kazał mi nosić jeden inhalator przy sobie, a drugi
schować do walizki. Ale mam nadzieję, że nie będę musiała używać żadnego.
– Jak skutkuje w pani przypadku ta technika oddychania? – spytała Alison.
– Wspaniale. Ćwiczę kilka razy dziennie. Od ukończenia tego kursu nie miałam ani
jednego ataku. – Sięgnęła do torebki i wyciągnęła z niej białą kopertę. – Mam do pani prośbę.
Czy mogłaby pani to oddać doktorowi Stewartowi? To jest list z podziękowaniem za
wszystko, co dla mnie zrobił.
– Cieszę się, że ta metoda okazała się tak skuteczna – powiedziała Alison, kładąc kopertę
na biurku.
– To wszystko dzięki pani. To pani skierowała mnie na ten kurs. A zatem do zobaczenia
za rok – dodała z uśmiechem i ruszyła w kierunku drzwi.
Po jej wyjściu Alison zatopiła się w myślach. Sam ma wrócić następnego dnia.
Postanowiła więc zatelefonować do niego wieczorem i powiedzieć mu o liście. Po chwili
doszła jednak do wniosku, że oszukuje samą siebie. Że pragnie wykorzystać list jako pretekst
do spotkania z Samem.
Westchnęła głęboko i wyszła z gabinetu, zostawiając kopertę na biurku.
Wtorkowy dyżur w Northreach minął nadspodziewanie szybko z powodu niewielkiej
liczby pacjentów. Alison była wolna już o czwartej po południu, odebrała więc Gemmę od
siostry i wróciła do domu o piątej. Stwierdziła z przykrością, że nikt nie nagrał żadnej
wiadomości na automatyczną sekretarkę. Wydało się jej to dziwne, bo była przekonana, że
Sam zadzwoni do nich zaraz po powrocie. Bądź co bądź nie widział swego dziecka już od
dwóch tygodni.
Kładąc się do łóżka, postanowiła jednak nie robić mu z tego powodu wymówek i
pogodzić się z jego obojętnością.
Następnego dnia przyjmowała pacjentów w Kennet i wróciła do domu dopiero o drugiej.
Nadal nie było żadnych wiadomości od Sama. Jej irytacja przeradzała się stopniowo w złość.
Nie mogła pojąć, dlaczego on nie zdaje sobie sprawy, że Gemma z pewnością za nim tęskni.
Kiedy w czwartek rano zatelefonowała do niej Clare, podzieliła się z nią swymi
wątpliwościami.
– Zapewne nie wrócił jeszcze z Paryża – zasugerowała uspokajającym tonem siostra. – A
może odkłada rozmowę do jutra, wiedząc, że spotkacie się w przychodni.
Tego popołudnia Alison zawiozła Gemmę na basen. Wróciły do domu koło piątej. Na
sekretarce nadal nie było żadnej wiadomości.
Telefon zadzwonił dopiero wieczorem. Alison natychmiast podniosła słuchawkę i
usłyszała w niej niepewny głos swego szefa.
– Mówi Hector...
– Ach, to ty, dobry wieczór...
– Czy jesteś zajęta? – spytał podejrzanie uprzejmym tonem.
– Nie... Po prostu myślałam, że to może być Sam.
– Tak, oczywiście, rozumiem... Nie zabiorę ci wiele czasu. Zastanawiałem się po prostu,
jakie jest twoje stanowisko w sprawie weekendu w Glencourt?
Przez chwilę panowała cisza. Alison zaczęła podejrzewać, że połączenie zostało
przerwane.
– Hector, czy tam jesteś?
– Tak... oczywiście...
– Przepraszam, ale nie rozumiem, o co ci chodzi – powiedziała. – Co to znaczy: „Jakie
jest twoje stanowisko”?
Czyżby Sam dał mu znać, że nie chce tam jechać? – zastanawiała się nerwowo.
– No cóż, po tym, co się stało...
Teraz już była pewna, że Sam rozmawiał z Hectorem o ich osobistych problemach.
Poczuła nagły przypływ gniewu.
– Szczerze mówiąc, całkowicie zapomniałam o tym weekendzie – oznajmiła, siląc się na
obojętny ton.
– To zupełnie zrozumiałe – przyznał natychmiast Hector. – W tych okolicznościach...
Annie z pewnością zaprosi ciebie i Sama w innym terminie.
Alison zaczęła zdawać sobie sprawę, że czegoś nie pojmuje.
– Co masz na myśli, mówiąc: „w tych okolicznościach”? – spytała obcesowo.
– Alison, my chyba się nie rozumiemy – stwierdził Hector, odbijając jak echo jej myśli. –
Czy miałaś wiadomości od Sama po jego powrocie z Paryża?
– Nie... – odparła, zdumiona obcesowością jego pytania.
– Och, mój Boże... Więc ty o niczym nie wiesz?
– O czym nie wiem? – spytała z napięciem w głosie. Wyobraźnia podsuwała jej
najróżniejsze możliwości.
Czyżby Sam nadal przebywał w Paryżu? Czyżby postanowił przedłużyć swoje wakacje i
nie wracać do Anglii?
– Ali... – zaczął łagodnie Hector. – Sam rozbił samochód tuż po przylocie do Londynu,
jadąc z lotniska Heathrow. Skręcił gwałtownie, żeby ominąć jakiegoś przechodnia, i uderzył
w drzewo.
Alison nie mogła przez chwilę wydobyć głosu. Potem przełknęła ślinę, zapanowała nad
sobą i spokojnie wysłuchała do końca tego, co miał jej do powiedzenia Hector.
Ubrała szybko Gemmę, a potem wyjęła z szafy długą, letnią spódnicę i biały żakiet. Jej
zwykły strój, złożony z dżinsów i sportowej koszulki, mógłby okazać się nieodpowiedni. Nie
była przecież pewna, czy nie zastanie u Sama jakiejś innej kobiety. Nie wiedziała nawet, czy
był w Paryżu sam.
Chwyciła torebkę i wsiadła do samochodu. Jadąc w kierunku Lamstone, przypominała
sobie fragmenty rozmowy z Hectorem. Połamane żebra i obrażenia twarzy, oznajmił jej
ponurym głosem. Miał też lekki wstrząs mózgu, ale zażądał wypuszczenia do domu już na
dragi dzień po wypadku.
– Chcesz powiedzieć, że wypisał się ze szpitala?
– To właśnie mam na myśli. Kiedy do mnie zadzwonił, powiedział, że ktoś go odwiezie
do domu. Byłem przekonany, że ma na myśli ciebie.
– Niestety, tak nie było – stwierdziła sucho Alison, usiłując zgadnąć, o kim mówił Sam.
– Mam wyrzuty sumienia, że nie zrobiłem nic więcej – ciągnął Hector zatroskanym
głosem. – Ale zakładałem, że tam będziesz i że wszystkim się zajmiesz. Uważam, że jedno z
nas powinno do niego pojechać, Ali.
Po krótkim wahaniu obiecała mu, że to zrobi. Wtedy zaproponował, że pojedzie z nią, ale
odrzuciła jego ofertę. Była niemal pewna, że zastanie w mieszkaniu Sama jakąś kobietę.
Miała wrażenie, że łatwiej zniesie to spotkanie, jeśli nikt nie będzie jej towarzyszył.
Mieszkanie Sama mieściło się w cichym zaułku miasteczka Lamstone. Nigdy tam nie
była, ale na podstawie jego opowiadań trafiła bez kłopotów. Zaparkowała samochód i weszła
po białych stopniach na klatkę schodową. Znalazła jego nazwisko na ostatnich drzwiach po
lewej stronie korytarza.
Nacisnęła dzwonek i czekała. Po chwili ujrzała przez matową szybę oszklonych drzwi
jakąś kobiecą sylwetkę. Wstrzymała oddech. Nie była pewna, jak Sam i jego znajoma
zareagują na jej niespodziewaną wizytę.
Drzwi uchyliły się lekko i natychmiast zostały zatrzaśnięte. Alison usłyszała kilka
stłumionych stęknięć, a potem okrzyk:
– Proszę chwilę poczekać!
W końcu ujrzała przez szybę wysoką sylwetkę Sama.
Gdy tylko otworzył drzwi, wyskoczył przez nie duży, niesforny szczeniak, który
natychmiast podbiegł do Alison i Gemmy. Za nim ukazała się młoda, mniej więcej
czternastoletnia dziewczynka, trzymająca w ręku drugi koniec smyczy.
– Przepraszam – mruknął Sam – ale jak widzicie, przeżywamy tu coś w rodzaju trzęsienia
ziemi.
Jego jedno oko było spuchnięte i otoczone wielkim, granatowym sińcem. Reszta twarzy
najwyraźniej nie ucierpiała podczas wypadku, gdyż Alison nie dostrzegła na niej żadnych
obrażeń. Sam poruszał się powoli stawiał kroki z wyraźną trudnością.
– Nie wiedziałam... nie wiedziałam, że masz psa – wykrztusiła ze zdumieniem, patrząc z
zachwytem na wijącą się u jej stóp kędzierzawą kulkę.
– Mam, i nie potrafię sobie z nim poradzić – odparł ze śmiechem. Schylił się sztywno, by
odepchnąć szczeniaka, który zaczął już gryźć jej sandały. – Jak widzisz, nie jest jeszcze
wytresowany. Ale na szczęście zajmuje się nim Tabitha. Tabby, to jest moja żona, Alison. A
to jest Gemma.
Wziął córkę z rąk Alison i postawił ją na podłodze. Gemma natychmiast zaczęła głaskać
pieska po grzbiecie.
– On pochodzi z hodowli mojej mamy – wyjaśniła dziewczyna. – Mieszkamy po drugiej
stronie ulicy.
– On chce się z tobą zaprzyjaźnić, kochanie – powiedział Sam do Gemmy, a ona
krzyknęła z radości, bo szczeniak zaczął ocierać się o jej nogi.
– Będzie chyba lepiej, jeśli już pójdziemy – wtrąciła Tabitha. – Muszę pomóc mamie przy
karmieniu pozostałych piesków. Do zobaczenia jutro, panie doktorze.
Kiedy dziewczyna i piesek wyszli, Sam spojrzał z rozbawieniem na Alison.
– Wiem, o co mnie chcesz spytać, ale to długa historia. Nie będę jej opowiadał na progu.
Czy zechcecie wejść do środka?
– Jeśli nie jesteś zbyt zajęty – odparła z wahaniem, zaglądając ciekawie do wnętrza.
– Nie, mam mnóstwo czasu. Prawdę mówiąc, zamierzałem właśnie zatelefonować do
Hectora. Chyba nie powinienem pojawiać się jutro w przychodni. Mój wygląd mógłby
przestraszyć pacjentów, nie uważasz?
– Co się właściwie stało? – spytała, kiedy Sam ruszył w głąb mieszkania, niosąc Gemmę
na rękach.
– Zaraz po wyjeździe z lotniska omal nie wpadłem na jakiegoś człowieka, który
wyskoczył mi na jezdnię tuż przed maską samochodu. Musiałem nagłe skręcić. Niestety,
uszkodziłem przy okazji pobliskie drzewo, samochód i siebie.
– Czy stało ci się coś? – spytała Alison z niepokojem, ruszając za nim.
– Nie doznałem żadnych poważnych obrażeń – odparł z uśmiechem, wprowadzając ją do
dużego pokoju, którego okna wychodziły na niewielki, lecz zadbany ogród.
Na widok tego uśmiechu jej serce zaczęło bić coraz szybciej. Uświadomiła sobie nagle,
że w jego mieszkaniu nie ma żadnej innej kobiety, i poczuła się prawie szczęśliwa.
– Nie ma tu nic oprócz puszki dla psów – oznajmiła Alison, zaglądając do pustej lodówki.
– Mam ser i trochę bekonu – pocieszył ją Sam, który właśnie w tej chwili wszedł do
kuchni. – Przed wyjazdem do Paryża wyjadłem wszystkie zapasy.
– Jak się udał urlop? – spytała, patrząc na niego badawczo.
Sam wzruszył ramionami.
– To była decyzja podjęta, w ostatniej chwili.
– Domyśliłam się, bo nie wspomniałeś nam o tym ani słowem.
– Nie przyszło mi to do głowy – mruknął. – Jak już powiedziałem, cel podróży nie był
zaplanowany.
Zapadła niezręczna cisza. Alison domyśliła się, że Sam nie chce o tym rozmawiać, więc
pragnąc podtrzymać rozmowę, zmieniła temat.
– Tak, tu nie ma nic do jedzenia, nawet mleka. Jak zorganizujesz sobie posiłki?
– Dam sobie radę. – Urwał nagle i zacisnął zęby z bólu. – Te cholerne żebra...
– Och, Sam, dlaczego do mnie nie zadzwoniłeś? – spytała ze złością. – Przecież widzę, że
nie powinieneś być skazany na własne siły.
– Nic mi nie będzie, Ali – odparł, patrząc na nią z wdzięcznością. – Złamania się zrosną.
To tylko kwestia czasu. Posłuchaj, czy nie musisz jechać do domu? Gem powinna być o tej
porze w łóżku.
– Przecież nie mogę cię tak zostawić – westchnęła z desperacją. – Przenieś się do nas,
przynajmniej na jedną noc.
– Nie potrzebuję niczyjej pomocy – zaczął Sam, ale przerwał, widząc wyraz jej twarzy.
– Ja ci nie proponuję pomocy, Sam. Jutro napełnię twoją żałośnie pustą lodówkę
zapasami. Będziesz wtedy mógł wrócić do domu i sam o siebie zadbać.
Przesunął dłonią po włosach i uśmiechnął się przewrotnie.
– No dobrze – mruknął. – Przeniosę się do was. Ale tylko na dzisiejszą noc.
Gemma spała już mocno, przyciskając do siebie swego pluszowego niedźwiadka. Alison
pochyliła się nad nią i pocałowała ją delikatnie w czoło.
– Dobranoc, kochanie – szepnęła. – Śpij dobrze. Zamknęła drzwi dziecinnego pokoju i
poszła do swojej sypialni. Słysząc dochodzący z łazienki szum wody, domyśliła się, że Sam
bierze właśnie kąpiel.
Na łóżku leżała jego podręczna torba, a niebieska koszula i sportowe płócienne spodnie
były przewieszone przez poręcz krzesła. Alison spojrzała na nie i przypomniała sobie nagle
ich dzisiejsze spotkanie. Spuchnięte oko Sama i głęboką ranę na czole, którą przykrywał
kosmyk ciemnych włosów.
Jak bym się czuła, gdyby ten wypadek był groźniejszy? – spytała się w duchu. Gdyby
Sam nie miał już nigdy wrócić do domu? Poczuła przyspieszone bicie serca i niemal
podświadomie ruszyła w kierunku drzwi łazienki, a potem nacisnęła klamkę i zajrzała do
wnętrza.
Sam, owinięty ręcznikiem, wychodził właśnie spod prysznica. Kiedy ujrzała ogromny
siniec na jego klatce piersiowej, zaczęła nagle płakać.
– Ali, co się stało? – spytał, marszcząc brwi. – Kochanie, o co chodzi?
– Ja po prostu się cieszę, że żyjesz... – wykrztusiła przez łzy. – Przecież mogło się stać
coś strasznego...
Sam podszedł do niej, wyciągnął ręce i przycisnął ją do piersi. Poczuła silny zawrót
głowy, o jaki zawsze przyprawiała ją jego bliskość.
– Sam, ja...
– Nic teraz nie mów – uciszył ją, kładąc palec na jej ustach. – Nie próbuj mi niczego
tłumaczyć. Chcę, żebyś po prostu była przy mnie.
Objął ją jeszcze mocniej i dotknął wargami jej ust. Potem pociągnął ją w stronę łóżka i
położył się obok, odsuwając ręcznik. Widok jego nagiego ciała jeszcze bardziej wzmógł jej
pożądanie. Nie odrywając od niej wzroku, zaczął rozpinać jej suknię. Kiedy była już naga,
przesunął palcami po jej piersiach, a potem zaczął je całować.
Po chwili oboje zagubili się w miłosnym zapamiętaniu i zespolili w jedną całość. Alison
czuła tylko bicie swego serca i pulsujące fale ogarniającej ją rozkoszy.
– Kocham cię, Ali... – wyszeptał Sam. Potem nie słyszała już nic więcej, bo wzniosła się
wraz z nim na sam szczyt.
– Ali, czy śpisz? – spytał szeptem, kiedy leżeli obok siebie w ciemności.
– Nie – odparła, obejmując ramieniem jego szyję.
– Chcę cię o coś zapytać... Czy żałujesz tego, co się stało?
– Jak możesz mnie o to podejrzewać! – odparła cicho, przysuwając się do niego jeszcze
bliżej.
– Sam nie wiem... Ale widzisz, aż do wczorajszego wieczoru byłem przekonany, że
znalazłaś sobie kogoś.
– Dlaczego tak sądziłeś? – spytała ze zdumieniem. Próbowała usiąść, ale on przyciągnął
ją z powrotem do siebie.
– Kiedy pomagałem Robbiemu w pracach ogrodowych, powiedział mi kiedyś, że
spodziewasz się wizyty jakiegoś przystojnego młodego człowieka, więc myślałem...
– Chodziło o mechanika, który miał naprawić kuchenkę! – zawołała ze śmiechem Alison.
– Robbie zawsze wszystko plącze. Ale jak mogłeś potraktować go poważnie?
– Nie zrobiłbym tego, gdyby nie Hector. Powiedział mi, że kiedy przyjechał do ciebie z
zaproszeniem na to przyjęcie w Glencourt, miałaś akurat gościa...
– To była Clare! – Alison wyciągnęła rękę i przesunęła dłonią po jego twarzy. –
Kochanie, w moim życiu nie ma i nigdy nie było nikogo oprócz ciebie.
Sam westchnął z ulgą i ponownie ją objął. Leżąc w jego ramionach, poczuła, że do jej
oczu napływają łzy.
– Ja myślałam to samo o tobie – wyszeptała, przyciskając wargi do jego włosów. – Bałam
się, że znalazłeś sobie kogoś... nawet wtedy, kiedy wiedziałam już, że nic cię nie łączyło z
Charlotte. A wczoraj... byłam przekonana, że pojechałeś do Francji z jakąś kobietą. Kiedy
zadzwoniłam do drzwi twojego mieszkania i usłyszałam głos tej dziewczyny...
– Och, Ali, jacy byliśmy oboje głupi!
– Przytul mnie, Sam – poprosiła cicho, czując ponownie przypływ pożądania. – Przytul
mnie mocno i nigdy nie pozwól mi odejść.
Spełnił jej prośbę, a ona objęła go obiema rękami i zaczęła namiętnie całować. Po chwili
znów zatonęli w miłosnym upojeniu i wspólnie wspięli się na szczyt rozkoszy.
Kiedy się obudziła, poczuła, że leży w łóżku sama. Wyciągnęła rękę i dotknęła pustego
posłania, a potem westchnęła.
Czyżby mi się to wszystko przyśniło? – pomyślała z przerażeniem. Czyżby ta upojna noc
była tylko wytworem mojej wyobraźni?
W tym momencie usłyszała radosny śmiech Gemmy i pogodny głos Sama. Odzyskała
spokój i zaczęła wspominać wydarzenia ubiegłego wieczoru.
Nagle zdała sobie sprawę, że jest piątek – dzień jej dyżuru w przychodni. Wyskoczyła z
łóżka i pobiegła do łazienki. Była już niemal gotowa do wyjścia, kiedy do sypialni wszedł
Sam, niosąc dwie filiżanki gorącej kawy.
– Dzień dobry!
r
zawołał, stawiając tacę na nocnym stoliku. Potem podszedł do niej i
wziął ją w ramiona, a ona dotknęła lekko jego posiniaczonej twarzy.
– Czy jeszcze cię boli? – spytała szeptem.
– Nie odpowiem ci, dopóki nie obiecasz, że zostaniesz w domu.
– To niemożliwe – odparła z uśmiechem. – Hector i tak ma o jednego lekarza za mało.
– W tej chwili nic mnie to nie obchodzi – oświadczył Sam, kładąc dłoń na jej piersi. –
Czy nie możemy do niego zadzwonić i powiedzieć, że wydarzyło się coś bardzo ważnego?
Alison chciała zaprotestować, ale on zamknął jej usta pocałunkiem, który zdawał się
trwać w nieskończoność.
ROZDZIAŁ DWUNASTY
Kiedy zatrzymała samochód na parkingu przychodni, podszedł do niej Peter Johnson.
– Cześć, Ali – powitał ją serdecznie, odgarniając z czoła niesforny kosmyk jasnych
włosów. – Wspaniale dziś wyglądasz. Nie mów mi, że Gemma znowu obudziła cię o świcie,
bo i tak ci nie uwierzę.
– Prawdę mówiąc, okropnie dziś zaspałam – wyznała z zażenowaniem Alison.
– Tak czy owak, wyglądasz doskonale – mruknął Peter, ruszając za nią w kierunku
wejścia do budynku. – Chyba zmieniłaś fryzurę albo makijaż, bo wydajesz się dziwnie
odmieniona...
– Nie wiedziałam, że masz dzisiaj dyżur – przerwała mu pospiesznie, chcąc jak
najszybciej zmienić temat rozmowy.
– Muszę przyjąć pacjentów, którzy zapisali się na wizytę do Sama – wyjaśnił Peter. – Czy
nie wiesz, jak on się czuje?
Od odpowiedzi na to pytanie wybawił ją Hector, który czekał na nich przy drzwiach
prowadzących do recepcji.
– Lucy rozdzieliła między was pacjentów Sama, więc musimy zabrać się jak najszybciej
do pracy – oznajmił im na powitanie. – Peter, chciałbym cię o coś zapytać. Czy w razie pilnej
potrzeby zgodzisz się odbyć kilka wizyt domowych?
– Oczywiście – odparł z uśmiechem młody lekarz, kiwając głową. – Do zobaczenia
później.
Kiedy zniknął za rogiem korytarza, Alison chciała ruszyć w kierunku swego gabinetu, ale
Hector chwycił ją za ramię.
– Sam dzwonił do mnie wczoraj wieczorem – powiedział cicho, aby nie usłyszały go
zatrudnione w recepcji pielęgniarki. – Mówi, że nie dolega mu nic poważnego.
– Miał wielkie szczęście – przyznała Alison. – Mogło się to skończyć o wiele gorzej. Ale
pewnie ci wszystko opowiedział.
– Owszem... prawie wszystko – mruknął Hector, a ona miała wrażenie, że dostrzega w
jego oczach przewrotny błysk. – A jak ty się miewasz, Ali? Czy wszystko w porządku?
– Naturalnie – odparła szybko, kiwając głową. – Czuję się doskonale.
– Tak właśnie myślałem, moja droga. Wyglądasz kwitnąco. I właśnie dlatego... –
Przerwał, bo mijał ich akurat jakiś pacjent, potem zerknął na kolejkę oczekujących pod
recepcją chorych. – Nie będę cię zatrzymywał. Masz przed sobą ciężki dzień. Poproszę Lucy,
żeby zrobiła ci mocną kawę.
Alison doszła do wniosku, że Hector wie o wiele więcej, niżby się mogło wydawać, ale
jak zwykle udaje naiwnego. Kiedy weszła do swego gabinetu i ujrzała listę pacjentów,
utwierdziła się w przekonaniu, że istotnie ma przed sobą ciężki dzień.
Była z tego w pewnym sensie zadowolona, gdyż od chwili, w której opuściła rano swój
dom, nie mogła pozbyć się dręczących wątpliwości. Nie była wcale pewna, czy miłosna noc
radykalnie zmieni stosunki między nią a Samem. Choć przeżyła chwile uniesienia, zdawała
sobie sprawę, że seks jest tylko jednym z elementów ich związku.
Od narodzin Gemmy wiele się wydarzyło. Nieporozumienie dotyczące Charlotte, wyjazd
Sama do Australii, jego nieoczekiwany powrót, którego przyczyny nadal były dla niej
tajemnicą... Wszystko to ciąży na ich stosunkach.
Przecież powiedział ci, że cię kocha, szeptał jej wewnętrzny głos, a ona bardzo chciała
mu wierzyć. Wiedziała jednak dobrze, że słowa wypowiedziane pod wpływem namiętności
nie zawsze odzwierciedlają prawdziwe uczucia.
Opinię tę potwierdziła pierwsza pacjentka, Eila Hayward. Usiadła na stojącym za
biurkiem krześle i spojrzała na nią wzrokiem, w którym krył się tłumiony ból.
– Chcę pani podziękować za to, co pani dla mnie wtedy zrobiła – powiedziała cicho. –
Wiem od Lucy, że przyjechała pani do mnie, choć miała pani wolny wieczór. – Przerwała i
wzięła głęboki oddech. – Powinnam więc pani chyba powiedzieć, że postanowiłam rozwieść
się z Markiem.
– Bardzo mi przykro to słyszeć – odparła Alison po chwili namysłu. – Ta decyzja musiała
być bardzo trudna.
– Teraz, kiedy ją już podjęłam, mogę pomyśleć o przyszłości – oznajmiła Eila. – Mark
przyjechał do domku mojej matki i zaproponował, żebyśmy spróbowali ratować nasze
małżeństwo.
– Czyżby pani tego nie chciała? – spytała z zaskoczeniem Alison.
– Kiedyś dałabym wszystko, żeby zatrzymać go przy sobie – odparła stłumionym głosem
Eila. – Ale kiedy go spytałam, czy mnie kocha, nie mógł się zmusić do potwierdzenia. Wiem,
że kocha Anthony’ego i chce podjąć tę próbę dla dobra dziecka, ale dla mnie to za mało.
Potrzebuję kogoś, kto będzie kochał mnie.
Ałison poczuła dreszcz niepokoju. Po raz nie wiadomo który zaczęła się zastanawiać, czy
Sam istotnie darzy ją uczuciem, czy też chce do niej wrócić tylko przez wzgląd na Gemmę.
Wiedziała dobrze, że podobnie jak Eila, nie mogłaby żyć z mężczyzną, który jej nie kocha.
Nawet dla dobra dziecka.
– Wydawało mi się, że będę gotowa przyjąć go z powrotem na każdych warunkach –
ciągnęła Eila. – Czułam się bardzo samotna. Nie wiedziałam, czy będę w stanie wychować
Anthony’ego o własnych siłach. Ale zbyt długo zgadzałam się na kompromisy, zbyt długo
pozwalałam na to, żeby stawiał na pierwszym miejscu swoją piłkę i swoje interesy. Teraz
wiem, że muszę znaleźć inny sposób na życie. Wierzyłam, że Mark zmieni swój stosunek do
rodziny po narodzinach dziecka. Ale, jak się okazało, nie miałam racji.
Kiedy Eila wyszła, Alison zaczęła się zastanawiać, jak postąpiłaby na jej miejscu. Czy
zdobyłaby się na tak radykalną decyzję? Czy Sam naprawdę ją kocha? Czy depresja
poporodowa usprawiedliwia błąd, jaki popełniła, zarzucając mu niewierność?
Nagle zapragnęła poczuć uścisk jego ramion i usłyszeć zapewnienie, że ją kocha. Pod
wpływem impulsu podniosła słuchawkę i nakręciła numer swego domu. Czekała z bijącym
sercem, ale zamiast głosu Sama usłyszała tylko komunikat nagrany na automatyczną
sekretarkę. Poprosiła Sama, żeby do niej zadzwonił, i odłożyła słuchawkę.
Sam nie odezwał się jednak aż do końca dnia. Alison skończyła dyżur około szóstej,
odebrała Gemmę od Clare i ruszyła w kierunku swego domu. Nie wiedziała, co zrobi, jeśli
okaże się on zupełnie pusty.
Drżąc z niepokoju, otworzyła drzwi. Gemma natychmiast pobiegła w stronę kuchni, ale
po chwili wróciła ze smutną miną.
– Tatusia nie ma – szepnęła, przytulając się do matki. Alison zajrzała do sypialni i
stwierdziła, że podręczna torba Sama zniknęła. Nigdzie nie znalazła też ani jego garderoby,
ani maszynki do golenia. Gemma ma słuszność. Dom jest pusty.
– Dlaczego nie powiedziałaś mi o jego wypadku? – spytała ze zdumieniem Clare.
Alison westchnęła ciężko i jeszcze mocniej przycisnęła słuchawkę do ucha, przeklinając
się w duchu za to, że zataiła przed siostrą przebieg ostatnich wydarzeń.
– Dowiedziałam się o nim dopiero wczoraj wieczorem... – wyjąkała niepewnie. – A dziś,
kiedy odbierałam od ciebie Gemmę, nie byłam pewna, czy go jeszcze tu zastanę.
– Nie wiedziałabym o niczym do tej pory, gdyby przypadkiem nie wpadł do nas jeden z
jego pacjentów – mruknęła obrażonym tonem Clare. – Czy nie mogłaś mi o tym wspomnieć,
kiedy wstąpiłaś po dziecko?
– Widziałam, że jesteś bardzo zajęta. To nie był odpowiedni moment na zwierzenia.
– No dobrze, może masz rację – przyznała siostra. – W każdym razie z twojej opowieści
wynika, że teraz go u ciebie nie ma, prawda?
– Nie ma i nie sądzę, żeby wrócił – wyjąkała Alison. – Zastanawiałam się dziś przez cały
dzień nad tą sytuacją i przypuszczam, że on robił to samo. Clare, czy chciałabyś, żeby Robbie
został przy tobie, gdybyś była przekonana, że cię nie kocha?
– Oczywiście, że nie! – odparła bez chwili namysłu Clare. – Ale on mnie kocha, a ja
dobrze wiem, że Sam kocha ciebie. Przecież wrócił z tej cholernej Australii tylko z tego
powodu!
– Więc dlaczego nigdy mi o tym nie powiedział? – spytała Alison, zagryzając nerwowo
wargi.
– Czy go o to pytałaś?
– Nie, ale...
– On nie jest taki jak nasz ojciec – oznajmiła Clare, a Alison, słysząc te słowa, skrzywiła
się z bólu. – Kiedy wreszcie zrozumiesz, że on cię kocha? Na pewno niedługo do ciebie
zadzwoni.
– Mam nadzieję – mruknęła z westchnieniem Alison, odkładając słuchawkę.
Przez dłuższą chwilę siedziała w ciemnościach, zbierając myśli. Pod wpływem słów
Clare zdała sobie sprawę, że przyczyną jej wszystkich wątpliwości jest pamięć’ o postępku
ich ojca. Z niewyjaśnionych przyczyn podejrzewała od samego początku ich związku, że Sam
może zrobić to samo. Porzucić ją i na zawsze zniknąć z jej życia.
Poszła do kuchni i zrobiła sobie kawę. Potem, po krótkim namyśle, zrezygnowała z
oglądania dziennika telewizyjnego. Nie obchodziły jej najnowsze wydarzenia. Nie chciała
myśleć o jutrze ani planować niczego na przyszłość. Czuła się rozpaczliwie samotna i
opuszczona.
Była już niemal dziesiąta, kiedy w końcu rozebrała się i stanęła pod prysznicem.
Natychmiast przypomniała sobie chwile, które spędziła tu z Samem. Dotyk jego mokrego
ciała, czułe pieszczoty, które przyprawiały ją zawsze o zawrót głowy...
Wydała ciężkie westchnienie, które przerodziło się w krzyk przerażenia, gdyż poczuła
nagle uścisk silnej dłoni. Ale już po ułamku sekundy miejsce strachu zajęła ogromna radość.
– Sam! – krzyknęła stłumionym głosem, z trudem chwytając oddech. – Co ty robisz?
– To samo, co ty zrobiłaś wczoraj wieczorem – odparł z uśmiechem, ogarniając
pożądliwym wzrokiem jej nagie ciało. – Podglądałem cię podczas kąpieli, ale nie mogłem już
wytrzymać ani chwili dłużej.
Kiedy stanął obok niej pod strumieniem wody, stwierdziła z radością, że również jest
nagi. Przywarła do niego mocno i zaczęła go namiętnie całować. Nie pytała, gdzie spędził
cały dzień... w tej chwili nie miało to znaczenia. Ważna była tylko jego obecność i miłosna
pasja, z jaką pieścił jej płonące z pożądania ciało.
– Tęskniłem za tobą – wymamrotał, odrywając na chwilę wargi od jej ust.
– Ja też za tobą tęskniłam – jęknęła cicho, przytulając się do niego jeszcze mocniej.
Potem nie mogła już nic mówić, bo znów zalała ją fala rozkoszy.
Odwróciła się leniwie na posłaniu i poczuła bijące od Sama ciepło. Uchyliła oczy i
zauważyła, że mąż uważnie się jej przygląda.
– Jak ci się spało, kochanie? – spytał czule, muskając wargami jej obolałe od pocałunków
usta. Pod wpływem jego dotyku natychmiast odzyskała pełnię przytłumionej przez sen
świadomości.
– Która godzina? – wyjąkała zaspanym głosem.
– Nie mam pojęcia. Pewnie druga albo trzecia w nocy. Czy to ma jakieś znaczenie?
Przesunął palcami po jej włosach, a ona uniosła głowę z poduszki i spojrzała na niego z
czułością. Przy okazji stwierdziła z zadowoleniem, że siniak na jego klatce piersiowej jest o
wiele mniej widoczny.
– Sam... – szepnęła cicho. – Jak to dobrze, że wróciłeś. Bałam się, że już nigdy cię nie
zobaczę.
Uniósł się na łokciu i zerknął na nią ze zdumieniem.
– Jak mogło ci to przyjść do głowy? – spytał cicho.
– Kiedy wróciłam do domu i zobaczyłam, że cię nie ma, zaczęłam podejrzewać, że
może... że może przyszedł ci do głowy jakiś nowy pomysł.
– I miałaś słuszność – powiedział, śmiejąc się cicho.
– Chodź ze mną, to pokażę ci, co wymyśliłem.
– Przecież jest środek nocy! – zawołała z niepokojem.
– Nie rozumiem, co chcesz mi pokazać...
– Zrozumiesz, kiedy zejdziesz na dół – mruknął, pociągając ją w kierunku drzwi.
Potem na palcach ruszył w stronę schodów.
– Dlaczego zachowujesz się tak cicho? – spytała Alison.
– Bo on śpi.
– Kto?
Sam otworzył drzwi kuchni. Obok piecyka stał duży, wiklinowy koszyk, z którego
wystawała głowa psa.
– Szczeniak! – zawołała cicho Alison. – Zupełnie zapomniałam o jego istnieniu.
– Właśnie dlatego nie było mnie tak długo w domu. Musiałem pojechać do pani Huntley.
– Kto to jest pani Huntley? – spytała, coraz bardziej zdezorientowana.
– Kobieta, od której go kupiłem. Pojechałem do niej taksówką, a w drodze powrotnej
wstąpiłem do mojego mieszkania, żeby zabrać kilka części garderoby. Z powodu tych
przeklętych żeber wszystko zajęło mi sporo czasu.
– Dlaczego nie zostawiłeś mi kartki? Przychodziły mi do głowy najbardziej przerażające
myśli. Zdałam sobie sprawę, że w gruncie rzeczy prawie nic o to tobie nje wiem. Nie mam na
przykład pojęcia, dlaczego kupiłeś tego psa. Nie byłam nawet pewna, czy nie postanowiłeś
wrócić do Australii...
Przerwała nagle, nie mogąc opanować dławienia w gardle. Sam podszedł do niej i czule ją
objął, a ona przywarła do niego całym ciałem.
– Ali... – mruknął stłumionym głosem. – Pojechałem do Australii tylko dlatego, że życie
bez ciebie było dla mnie torturą. Nie mogłem znieść myśli o tym, że będę cię widywał jako
osobę obcą. Uznałem, że wyjazd będzie najmniej bolesnym wyjściem z sytuacji. Ale szybko
zdałem sobie sprawę, że popełniłem błąd. Kiedy tylko mój kontrakt dobiegł końca, wróciłem
do kraju... Jeśli idzie o tego psa, to miał on być prezentem dla nas wszystkich. Symbolem
odbudowy naszego życia rodzinnego. Kiedy okazało się, że nie jest to takie proste,
postanowiłem oddać go pani Huntley. Ale polubiłem go tak bardzo, że nie mogłem się do
tego zmusić.
Alison przesunęła łagodnie palcami po jego policzku.
– Och, Sam, bardzo mi przykro, że niesłusznie cię podejrzewałam. ..
– Jeśli jest ci na prawdę przykro, to spróbuj mnie przebłagać – mruknął.
– Bardzo chętnie – odparła, pociągając go w stronę sypialni.
GLENCOURT
Był słoneczny sierpniowy poranek. Alison rozsunęła ciężkie brokatowe zasłony i
wyjrzała przez okno. Uśmiechnęła się z zachwytem na widok biegającej po trawniku
gromadki pięknych, rasowych koni, a potem raz jeszcze obrzuciła wzrokiem wnętrze pokoju.
Stojące w nim antyczne meble wspaniale harmonizowały z nowoczesnymi tapetami.
Kiedy poprzedniego dnia przyjechali do Glencourt, Hector i Anabelle oddali im do
dyspozycji wykwintny apartament, złożony z ogromnej sypialni, saloniku i pokoju dla
Gemmy. Spodziewali się niezwykłych przeżyć estetycznych, ale przepych panujący w pałacu
zaparł im dech w piersiach.
Nagłe Alison poczuła uścisk mocnych ramion Sama. Odwróciła się i spojrzała czule na
mężczyznę, który był jej mężem.
– Nigdy nie myślałam, że do tego dojdzie – szepnęła ze wzruszeniem. – Że będziemy tacy
szczęśliwi.
– A ja nie podejrzewałem, że będziemy się kochać w łożu, w którym przed trzystu łaty
sypiali królowie – mruknął Sam z szelmowskim uśmiechem.
– Jak spędziłeś poranek?
– Rozmawiałem z Hectorem. Powiedział mi, że zaraz po ślubie zamierza przejść na
emeryturę. A to oznacza, że Peter i ja będziemy musieli znaleźć jakiegoś lekarza na jego
miejsce. – Usiadł na długiej, obitej aksamitem kanapie i posadził ją obok siebie. – Czy
zechcesz zostać moim wspólnikiem w przychodni? Czy obiecasz mi miłość i posłuszeństwo
aż do końca naszego długiego życia?
– Być może miłość, ale z pewnością nie posłuszeństwo – odparła ze śmiechem. –
Będziesz też musiał spytać o zdanie Petera.
– To nie jest konieczne. Rozmawiałem z nim przed chwilą, a on natychmiast się zgodził.
Co więcej, był zachwycony. Jak widzisz, my, mężczyźni, potrafimy rozwiązać każdy
problem.
Alison rzuciła w jego kierunku poduszką, lecz on uchylił się zręcznie i chwycił ją w
ramiona.
– Annabel wyznaczyła termin tej przeklętej przejażdżki konnej dopiero na jedenastą –
szepnął do jej ucha. – Czy myślisz, że możemy zamknąć drzwi na klucz?
– Chyba nie... – mruknęła z żalem. – Przecież może nas szukać Gemma...
– Zajrzałem do niej przed chwilą. Śpi tak mocno, że nie obudziłaby jej nawet armatnia
salwa.
Delikatnie wsunął dłoń pod jej szlafrok, a ona jęknęła z pożądania i rozkoszy. Potem
mocno przycisnęła usta do jego warg i zapomniała o całym świecie.