CAROLINE CROSS
Prawdziwy klejnot
- 1 -
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- O rany, to Szaraczek! - usłyszała na powitanie.
Nora Jane zastygła w bezruchu przed drzwiami bungalowu i szeroko otwartymi
oczami wpatrywała się w Eliasza Wildera. Po raz pierwszy od szesnastu lat stanęła z
tym mężczyzną twarzą w twarz.
Przez ostatnie trzy dni umierała ze strachu na myśl o planowanym spotkaniu i
kiedy już do niego doszło, sądziła, że jest przygotowana na wszystko. Pogodziła się z
faktem, że nerwy ją zawiodą i nie będzie zdolna wykrztusić ani słowa. Spodziewała
się, że usłyszy to okropne przezwisko, którym Eli gnębił ją w szkole. Nawet jego
wygląd nie mógł Nory zaskoczyć, gdyż kilka razy widziała Eliasza z daleka w
mieście; zdawała sobie sprawę, że jeszcze wyprzystojniał.
Nie przewidziała tylko jednego: że otworzy jej drzwi niemal całkiem nagi.
Niedbale oparty o framugę drzwi, patrzył teraz na nią badawczo, ubrany jedynie
w nie dopięte dżinsy z obciętymi nogawkami; wysoki, złocistowłosy, jak zwykle
opanowany.
Serce Nory biło tak mocno, jakby za chwilę zamierzało wyskoczyć z klatki
piersiowej. Weź się w garść, pomyślała. Przecież on, najgorszy łobuz z miasteczka
Kisscount w Oregonie, utrapienie jej młodzieńczych lat, zawsze uwielbiał ją prowoko-
wać. Dlaczego nie miałby robić tego i teraz?
Wytarła wilgotne dłonie o zapiętą aż po szyję bawełnianą sukienkę i pilnie
bacząc, by jej wzrok nie ześliznął się poniżej twarzy Eliasza, odważyła się w końcu
otworzyć usta.
- M...mam nadzieję, ż...że cię nie obudziłam - wyjąkała drżącym głosem.
Po raz ostatni głos drżał jej wtedy, kiedy tuż po maturze Eli zaszedł ją
znienacka w szkolnym korytarzu i udawał, że chce pocałować.
Eliasz oparł się mocniej o framugę drzwi i ziewnął szeroko.
Nora wykorzystała moment, kiedy na nią nie patrzył, i szybko obrzuciła
spojrzeniem całą jego postać. To, co zobaczyła, zaparło jej dech w piersiach. Szeroki,
R S
- 2 -
opalony tors, płaski, doskonale umięśniony brzuch, złotawe włoski zbiegające cie-
mniejszą linią ku rozchylonemu zapięciu dżinsowych szortów...
Oszołomiona, z trudem przełknęła ślinę.
- Nic ci nie jest, Szaraczku?
Nora drgnęła, kiedy palce Eliasza dotknęły jej ramienia. Spojrzała mu prosto w
oczy i dostrzegła malujące się w nich rozbawienie. Zauważył, co się z nią dzieje. A
niech go! Znowu miał niezłą uciechę z faktu, że wprawił ją w zakłopotanie.
- N...nic. Czuję się d...doskonale - skłamała.
- To świetnie. - Eliasz przeciągnął się leniwie. - A właściwie która jest godzina?
Nora zerknęła na zegarek.
- Jeden... Jedenasta trzydzieści.
- Aż tak wcześnie? - Eliasz ziewnął po raz drugi i przesunął dłonią po włosach.
Nora z zachwytem wpatrywała się w gęstą, złocistobrązową czuprynę. - Czemu zatem
zawdzięczam przyjemność twojej wizyty? Zgubiłaś drogę? Wysiadł ci samochód? A
może - zmysłowo zniżył ton głosu - zrozumiałaś w końcu, jak bardzo za mną tęskniłaś
przez minione lata?
Nora poczuła kompletną pustkę w głowie.
Pracowicie ćwiczone przez cały ranek rzeczowe przemówienie, które
zamierzała wygłosić, zupełnie wyparowało z jej pamięci. Zahipnotyzowana
spojrzeniem błękitnych oczu Eliasza ledwo mogła sobie przypomnieć, jak się nazywa,
a co dopiero wyłuszczyć mu swoją prośbę. A przecież zamierzała przekonać go, by
pomógł jej zatrzymać Wierzbowy Dwór. Ten dom był jej sanktuarium i jedyną ostoją.
Uciekaj stąd, podpowiadał instynkt. Przecież obiecałaś Chelsea, że wymyślisz
jakiś sposób, by pomóc jej ojcu, przypominał inny głos.
Obietnica rzecz święta. Nora nie mogła zawieść dziecka.
Zwilżyła językiem wysuszone wargi.
- Cz...czy mogę wejść? - spytała.
- Proszę bardzo. - Eliasz wzruszył ramionami i zaprosił Norę do środka. Kiedy
jej oczy przywykły do panującego w domku półmroku, rozejrzała się dokoła.
W części kuchennej, oddzielonej żółtym blatem od reszty pomieszczenia, na
pierwszym planie królował zlewozmywak pełen brudnych naczyń. Dalej Nora
R S
- 3 -
dostrzegła poobijany piecyk i starą lodówkę. Pod zapyziałym oknem stał niewielki stół
i dwa krzesła. Pozostała część pomieszczenia, sądząc po telewizorze, odrapanym
stoliku do kawy i stojącej pośrodku kanapie, miała zapewne pełnić rolę salonu. Wokół
ścian piętrzyły się kartonowe pudła, w których, jak się Nora domyślała, znajdowały się
rzeczy Eliasza i jego córki.
Eli jednym ruchem zgarnął z krzesełka walające się na nim ubrania, cisnął je na
podłogę i gestem ręki wskazał Norze, by usiadła. W domku panowała duchota,
powietrze wypełniał gęsty odór spalenizny. Nora rozejrzała się w poszukiwaniu źródła
tego przykrego zapachu i dopiero po chwili zrozumiała, że dolatuje on z kartonowych
pudeł. Ogarnęły ją wyrzuty sumienia.
- Przykro mi, że spotkało was takie nieszczęście - powiedziała do Eliego.
Odkąd weszli do domku, przez cały czas chodził tam i z powrotem.
- Zdarza się - mruknął, nieznacznie wzruszając ramionami.
- Dobrze, że chociaż nikt nie został ranny.
- To prawda. - Eli zatrzymał się i oparł o blat.
- Podobno krążą różne pogłoski na temat przyczyny pożaru.
- Skąd wiesz? - spytał ostrym tonem.
- Chy...chyba Chelsea coś wspominała. Mówiła ci, że często wpada do
biblioteki, prawda?
- Tak. Moja mała bardzo lubi książki. - Na myśl o córce Eli uśmiechnął się
mimo woli.
- To mądre dziecko. Miłe, pełne zapału i ciekawych pomysłów.
- Zgadzam się z tobą - powiedział Eli. Na chwilę zapadła cisza. - No więc, co
cię tu sprowadza? - ponowił wcześniej zadane pytanie. - Czyżby Chelsea za pomocą
komputera w bibliotece włamała się do banku?
- Ależ skąd! - zawołała przestraszona Nora. - Coś podobnego nawet nie
przyszłoby jej do głowy.
- Jasne. - Eli znowu popatrzył na nią z rozbawieniem w oczach. - Napijesz się
czegoś? - Nie czekając na odpowiedź, ruszył w stronę lodówki.
- Ja... Tak, chętnie.
R S
- 4 -
Eli wyjął dwie puszki i jedną z nich podał Norze. Drgnęła, kiedy niechcący ich
dłonie otarły się o siebie. Eliasz otworzył puszkę, odchylił głowę do tyłu i z lubością
wypił potężny łyk napoju. Nora zerknęła na swoją puszkę. O Boże, to przecież piwo!
pomyślała przestraszona. Już chciała głośno zaprotestować, gdy napotkała
wyczekujący wzrok Eliego. Zrozumiała, że to kolejna prowokacja.
Z godnością odstawiła więc nie otwartą puszkę na blat i złożyła ręce na
podołku.
- Jednak nie chce mi się pić.
- Aha. - Eli z udawaną powagą przez chwilę delektował się kolejnym łykiem
piwa. - Powiesz mi wreszcie, czemu zawdzięczam twoją wizytę? - zadał po raz trzeci
to samo pytanie.
Nora z trudem przełknęła ślinę.
- Chelsea wspomniała mi, że... że miałeś niewielki kłopot z ubezpieczeniem, i
pomyślałam, że mogłabym ci pomóc.
- Czyżbyś znała kogoś w Security-Trust?
- Gdzie?
- W moim towarzystwie ubezpieczeniowym.
- Och, nie. To znaczy, być może kogoś znam, ale nie to miałam na myśli.
- Posłuchaj, Szaraczku, wierzę w twoje dobre chęci, ale nie bardzo widzę, jak
mogłabyś mi pomóc. Z góry zastrzegam, że od nikogo nie przyjmę jałmużny.
Chociaż... - popatrzył taksująco na Norę - nie miałbym nic przeciwko próbie
pocieszenia...
- To nie będzie jałmużna - zastrzegła się szybciutko Nora, nawiązując do
pierwszej części jego wypowiedzi, bo zdawała sobie sprawę, że druga była tylko
żartem. Taki mężczyzna jak Eli mógł mieć każdą kobietę, na jaką tylko miałby ochotę,
i nie musiał szukać pociechy u niemal trzydziestoczteroletniej dziewicy, którą kiedyś
przezwał Szaraczkiem, bo przypominała mu małego, wystraszonego zajączka. -
Chodzi o to, że ja też mam problem, i... - opuściła wzrok i zaczęła nerwowo miąć
palcami materiał sukienki - pomyślałam, że moglibyśmy zrobić coś, co obojgu nam
przyniosłoby korzyści.
- Ty masz problem?
R S
- 5 -
- Nie... To znaczy... - Nora zacisnęła powieki. Uznała, że powinna to już mieć
za sobą. - Za tydzień od tej niedzieli obchodzę urodziny i muszę wyjść za mąż -
wyrzuciła z siebie szybko.
Zapadła cisza. Nora w napięciu oczekiwała na reakcję Eliego.
W końcu zebrała się na odwagę, otworzyła oczy i zerknęła na niego.
Na widok wyrazu jego twarzy serce zaczęło mocniej bić jej w piersi. Eli był
oszołomiony, przerażony i... oczywiście, zirytowany! Najwyraźniej przekroczyła
wszelkie dopuszczalne granice. Co jej przyszło do głowy, by mu złożyć podobną
propozycję!
- Powiedz mi, kim jest ten facet, a ja się z nim porachuję - powiedział srogim
tonem Eli.
Teraz Nora poczuła konsternację. Po chwili jednak zrozumiała, jak Eli
zinterpretował jej słowa. Zaczerwieniła się ze wstydu.
- Och, nie o to chodzi. Ja nigdy... Jestem... - Zamilkła na moment, by się nieco
uspokoić. - To... to mój dziadek...
- Co?! - żachnął się Eli. - Myślałem, że on nie żyje.
- Masz rację. Zmarł ponad trzy lata temu. Miał jednak bardzo staroświeckie
poglądy, więc zostawił testament, w którym...
- Noro - przerwał jej Eli zimnym, spokojnym tonem - o czym ty, do diabła,
mówisz?
- Za tydzień muszę być mężatką, bo w przeciwnym razie stracę Wierzbowy
Dwór.
Eli patrzył na nią z niedowierzaniem.
- Chwileczkę. Chcesz wyjść za mnie, by zatrzymać dom?
- Tak. Pomyślałam... Wierzbowy Dwór jest taki duży, że wystarczyłoby miejsca
dla ciebie i Chelsea, zanim wyjaśnisz sprawy związane z ubezpieczeniem. Gdybyś
chciał, mógłbyś także przerobić starą wozownię na prowizoryczny warsztat sa-
mochodowy i zabrać się do pracy. Oszczędziłbyś pieniądze, bo nie miałbyś żadnych
wydatków...
Eli pokręcił głową.
- Miło, że o mnie pomyślałaś, ale naprawdę nie sądzę...
R S
- 6 -
- Proszę cię, wysłuchaj mnie do końca! - Desperacja dodała Norze odwagi. -
Teraz już wiem, że Chelsea czegoś nie zrozumiała i ty nie potrzebujesz żadnej
pomocy, ale mnie jest ona niezbędna! Nie chcę utracić Wierzbowego Dworu.
Niedawno spłonął ci dom, więc na pewno rozumiesz, co znaczy taka strata. W końcu
proponuję jedynie tymczasowe rozwiązanie. Nasz układ potrwa zaledwie kilka
miesięcy albo nawet krócej, zależy od tego, ile czasu zajmie załatwienie spraw
spadkowych w sądzie. Chelsea mogłaby spędzić wspaniałe wakacje w mojej po-
siadłości. Miałaby własny pokój oraz dużo miejsca do zabawy dla siebie i koleżanek.
Tymczasem my moglibyśmy się nawet nie widywać, gdybyśmy nie mieli na to ochoty.
Nora skończyła przemowę i błagalnym wzrokiem popatrzyła na Eliego. Trudno
było coś odczytać z wyrazu jego twarzy.
- Mówisz poważnie, prawda? - zapytał w końcu.
- Jak najbardziej.
Eliasz postukał palcami o kuchenny blat.
- Twój pomysł jest szalony, gorzej, to, co zamierzasz zrobić, jest chyba
niezgodne z prawem.
- Mylisz się. Ten pomysł podsunął mi adwokat dziadka. Był przeciwny
zapisowi w testamencie. Uważał go za niebywały archaizm.
- No to wydaj się za adwokata.
- Obawiam się, że mógłby tu zaistnieć konflikt interesów - odparła Nora słabym
głosem. - Poza tym on jest już żonaty.
- Odpada. Ale ja również nie wchodzę w rachubę. Pomyśl o swojej reputacji. W
tym mieście zawsze uważano mnie za chuligana. Co by ludzie powiedzieli na ten
związek? Musisz znaleźć kogoś odpowiedniejszego.
- Nikogo takiego nie znam. Wszyscy tutejsi mężczyźni są albo żonaci, albo za
starzy. - Nora wstała z krzesła. - Dziękuję, że zechciałeś mi poświęcić trochę czasu.
- Nie ma sprawy. - Eli zawahał się, po czym spytał: - Co w tej sytuacji
zamierzasz zrobić?
- Jeszcze nie wiem. - Nora ruszyła w stronę drzwi. Jakiś szósty zmysł
podpowiadał jej, że Eli idzie tuż za nią, ale w tej chwili nie dbała o to. - Chyba muszę
poszukać innego kandydata. Może porozmawiam z Nickiem Carpettim...
R S
- 7 -
- Z tym przestępcą? Słyszałem, że jest w więzieniu.
- Dostał warunkowe zwolnienie.
- Wiesz, Szaraczku, to chyba nie najlepszy pomysł.
- Nick jest moją ostatnią deską ratunku. Chyba że... - Nora przystanęła i
odwróciła się, by spojrzeć Eliemu w oczy. - Zastanowisz się jeszcze nad moją
propozycją? Bardzo cię proszę.
- Zgoda - powiedział po dłuższej chwili milczenia. - Ale nie wiąż z tym zbyt
dużych nadziei. Pomyśl o innej alternatywie.
- Obiecuję. - Nora miała ochotę roześmiać się z radości. Jeszcze nie wszystko
stracone. - Zadzwonię do ciebie. Albo lepiej ty zadzwoń do mnie. Możesz również
wpaść, jeśli zechcesz. - Sięgnęła do klamki, by wyjść, zanim Eli się rozmyśli i zmieni
zdanie. Nie zdążyła tego zrobić, bo chwycił ją za ramiona i łagodnie obrócił ku sobie.
Nora patrzyła na niego uważnie, a serce biło jej w piersi coraz mocniej na widok
figlarnych iskierek w jego oczach. Zwilżyła wargi.
- O co chodzi? - spytała.
- Doceniam twoją propozycję. - Eli oparł dłonie o framugę drzwi, tak że niemal
dotykały głowy Nory. - Już wcześniej podejrzewałem, że czujesz do mnie miętę. Teraz
jestem tego pewien.
- Co ci przyszło do głowy! - krzyknęła. Po chwili przeraziła się, że tym
gwałtownym protestem mogła niechcący obrazić Eliego. - To znaczy bardzo cię lubię,
ale nie w ten sposób.
Na twarzy Eliego pojawił się złośliwy uśmieszek.
- Jesteś tego na sto procent pewna, Szaraczku? Może powinniśmy się o tym
przekonać?
Pochylił się nad nią tak nisko, że czuła świeży, lekko piżmowy zapach jego
skóry. Pisnęła przeraźliwie i zrobiła to samo, co czyniła niegdyś, przed laty, kiedy
tylko Eli się do niej zbliżał: odepchnęła go, gwałtownym ruchem otworzyła drzwi i
uciekła.
Eli stał przed domem i obserwował paniczną ucieczkę Nory. Właśnie dobiegła
do końca przecznicy i skręciła w bok. Po chwili znikła mu z pola widzenia.
R S
- 8 -
Poczciwy Szaraczek, pomyślał. Fizycznie nic się nie zmieniła od czasów szkoły
średniej: ta sama poważna, blada twarz, proste jak drut włosy w mysim kolorze, upięte
w olbrzymi kok, który przytłaczał jej niewielką postać. Nadal ubierała się jak niewinna
panienka z pensji. W skromnej granatowej sukience z koronkowym kołnierzykiem
wyglądała jak osoba nie z tej epoki. Psychicznie również pozostała tą dziewczyną,
którą znał przed laty. Teraz też niewiele było potrzeba, by ją wprawić w konsternację.
Wystarczyła maleńka prowokacja i uciekła jak spłoszony zając.
Może nie zachowałem się, jak przystało na dżentelmena, stwierdził
samokrytycznie, ale w Norze Brown było coś takiego, co nawet
trzydziestoczteroletniemu mężczyźnie kazało się z nią droczyć.
Od chwili gdy zobaczył, kto stoi za drzwiami bungalowu, poczuł się znowu jak
szesnastolatek. Przypomniał sobie, jak niegdyś starał się zaszokować czymś Norę, by
usłyszeć, jak się jąka, zobaczyć, jak jej oczy robią się ogromne z przerażenia, a
policzki pokrywają rumieńcem. Nie znał innej dziewczyny, która by reagowała tak jak
ona.
Ciągle nie mógł uwierzyć, że zdobyła się na tyle odwagi, by zaproponować mu
małżeństwo. Właściwie nawet poczuł się tym mile połechtany. Nie znaczyło to wcale,
że zamierzał skorzystać z jej propozycji. Przyjęcie jałmużny w jakiejkolwiek formie
nie wchodziło w rachubę. Przez całe życie radził sobie sam, w dodatku nie najgorzej,
więc i teraz jakoś wybrnie z kłopotów.
Koszmar zaczął się trzy tygodnie temu, tamtej nocy, kiedy obudził go zapach
dymu i zobaczył, że jego dom i przylegający doń warsztat samochodowy stoją w
płomieniach. Na szczęście zarówno on, jak i Chelsea wyszli z tego bez szwanku,
stracili jednak dom i większość dobytku. Ponad trzy lata ciężkiej pracy poszło na
marne. Towarzystwo ubezpieczeniowe nie spieszyło się z wypłaceniem
odszkodowania, więc oszczędności topniały w błyskawicznym tempie. Tymczasem
zbliżał się koniec miesiąca, a wraz z nim termin wszelkich płatności. Eli robił dobrą
minę do złej gry, ale naprawdę truchlał na myśl o tym, co teraz będzie.
Mimo to fikcyjne małżeństwo z Norą nie wchodziło w rachubę. Współczuł i
sobie, i jej, że tak jak on utraci swój dom, jednak nic nie mógł na to poradzić. Przede
wszystkim musiał myśleć o córce. W przeciwieństwie do Nory, która dorastała w
R S
- 9 -
dobrobycie i poczuciu bezpieczeństwa, jego mała Chelsea wiele już zdążyła przejść w
swoim krótkim życiu. Przeszłości nic już nie zmieni, ale Eli pragnął za to zapewnić
dziewczynce spokojną, bezpieczną, stabilną przyszłość. Nie chciał jej narażać na stres,
jakim byłoby dla niej ich tymczasowe małżeństwo.
Dlaczego więc w ogóle zawracał sobie tym głowę?
Wrócił do kuchni, popatrzył na zlew pełen brudnych naczyń i ostro zabrał się
do dzieła.
Frustrowało go, że od trzech tygodni zabawa w gosposię i walka z
towarzystwem ubezpieczeniowym były jego głównymi zajęciami. Brak codziennych
obowiązków zawodowych dodatkowo wzmagał przygnębienie Eliego. Zaczął cierpieć
na bezsenność.
Wycierał ręce, kiedy na schodkach przed domkiem usłyszał znajomy tupot
dziecięcych nóżek, a po chwili drzwi otworzyły się szeroko i do środka wpadła kipiąca
energią Chelsea. Cisnęła na podłogę podniszczony plecak, odgarnęła za ucho
jasnoblond loczek i porywając z pudełka stojącego na kuchennym blacie kilka
ciasteczek, zasypała ojca potokiem słów.
- Wiesz, Eli - trajkotała - kotka Sary, Micia, ma malutkie kociaczku Jest ich
sześć, urodziły się w szafie Sary, Sara to widziała i mówi, że były obrzydliwe, takie
oślizłe, i Micia je lizała, a jej chciało się rzygać, oczywiście Sarze, nie Mici, ale teraz
już są czyściutkie i puchate, tylko jeszcze ślepe, ale mama Sary mówi, że niedługo już
będą widziały, i Eli, czy jak podrosną, będę mogła wziąć jednego? Zgódź się, proszę,
bardzo proszę!
Dziewczynka zamilkła i z nadzieją w wielkich niebieskich oczach popatrzyła na
ojca.
Eli spoglądał uważnie na miniaturkę swojej twarzy; wzruszyło go błaganie,
które się na niej malowało, i już wiedział, że nie będzie w stanie odmówić córce. W
dodatku tak rzadko o coś go prosiła. Starał się nadmiernie jej nie rozpieszczać, ale tym
razem postanowił ulec.
- Zdajesz sobie sprawę, że będziesz musiała karmić kotka, szczotkować,
zmieniać piasek w kuwecie...
- Wszystko zrobię! Obiecuję!
R S
- 10 -
Chelsea podbiegła do ojca i uściskała go serdecznie, a potem rzuciła się w
stronę telefonu.
- Powiem Sarze, że się zgodziłeś!
- Chelsea, poczekaj chwilę...
- Ale ja muszę uprzedzić Sarę, żeby nie oddała komu innemu kotka, którego
sobie wybrałam. Jest pomarańczowy w paski i ma zakręcony ogonek. Nazwę go
Skręcik.
- Zadzwonisz do Sary za parę minut.
- Eli...
- Daję ci słowo, że po te kotki nie ustawi się natychmiast kolejka chętnych.
Teraz chciałbym z tobą o czymś porozmawiać.
Chelsea z widoczną niechęcią odłożyła słuchawkę.
- O czym?
- Na przykład o tym, że rozpowiadasz obcym ludziom o naszych kłopotach.
- To nieprawda! Nikomu nic nie mówiłam!
- Nawet pannie Brown z biblioteki?
- Ach, tak. - Dziewczynka zaczerwieniła się.
- Właśnie.
- Ale to się nie liczy - odparła.
- Niby dlaczego?
- Bo panna Brown jest całkiem inna niż wszyscy. Jest miła i słucha, co się do
niej mówi, ale nigdy nie roznosi plotek. I naprawdę mnie lubi. A w ogóle to dlatego z
nią rozmawiałam, bo chciałam się dowiedzieć, jak się pisze jedno słowo.
- Jakie słowo?
- Bankructwo - mruknęła Chelsea, unikając wzroku ojca.
- Skąd, do cholery, przyszło ci to akurat do głowy? Chelsea natychmiast
wyciągnęła dłoń.
- Musisz zapłacić za przekleństwo.
- Chelsea... - zaczął Eli ostrzegawczym tonem.
- Zapłać albo nic więcej nie powiem - zagroziła mała.
R S
- 11 -
Eli przeklął po cichu chwilę własnej słabości, kiedy to zgodził się na pomysł
Chelsea, aby za każde brzydkie słowo, które mu się wymknie, płacić jej po
dwadzieścia pięć centów, wyjął jednak z kieszeni dżinsów monety i wręczył je córce.
- Teraz słucham.
- Ty powiedziałeś to słowo. Słyszałam, jak rozmawiałeś przez telefon z
wujkiem Joe. Zwykle nie zwracam uwagi na wasze rozmowy, bo ciągle gadacie tylko
o samochodach albo o sporcie, ale tym razem byłeś taki zmartwiony...
- Trzeba było przyjść z tym do mnie.
- Pomyślałbyś, że podsłuchuję, a poza tym wiem, że nie chciałbyś mnie
martwić, bo jestem dzieckiem. Ale potem mama Sary powiedziała jej, że być może
będziemy musieli się przeprowadzić, a Sara powtórzyła to mnie. Nie chcę się nigdzie
przeprowadzać! Tutaj jest mi dobrze. Nie chcę, żeby znowu było tak jak kiedyś. Panna
Brown jest moją przyjaciółką i dlatego wszystko jej opowiedziałam. A w ogóle skąd
wiesz, że z nią rozmawiałam?
- Panna Brown - Eli z oporami użył tej oficjalnej formy - odwiedziła mnie
niedawno.
- Naprawdę? Czy da nam jakieś pieniądze? Obiecała, że się zastanowi, jak nam
pomóc. Wszyscy wiedzą, że jest bogata.
- Nie oferowała żadnych pieniędzy, a nawet gdyby to zrobiła, i tak bym ich nie
przyjął. Teraz jest nam ciężko, malutka, ale wkrótce wszystko będzie dobrze.
Obiecuję.
Chelsea nie wyglądała na przekonaną, ale posłusznie pokiwała głową.
- Czego wobec tego chciała panna Brown? - spytała ojca. Eli zawahał się nieco,
bo nie był pewien, jak Chelsea przyjmie nowinę.
- Trudno w to uwierzyć, ale zaproponowała mi małżeństwo.
- Ojejku, to wspaniale! Zgodziłeś się, prawda?
- Nie.
- Ale dlaczego?
Przez sekundę miał ochotę powiedzieć córce prawdę: że nie nadaje się do
małżeństwa. A gdyby nawet postanowił się kiedyś ożenić, Szaraczek byłby ostatnią
R S
- 12 -
osobą, którą wybrałby na żonę. Jak mógłby żyć z kobietą, której ulubioną rozrywką
jest porządkowanie katalogów?
Uznał jednak, że nie są to informacje odpowiednie dla małej dziewczynki.
- Dlatego, że ja i... panna Brown nie kochamy się. Poza tym ledwo się znamy.
W dodatku to nie byłoby prawdziwe małżeństwo, tylko tymczasowe, na okres lata...
- W porządku! - odparła z entuzjazmem Chelsea. - Wielu moich przyjaciół ma
rozwiedzionych rodziców. Nie byłoby mi przykro, że się rozstajecie, gdybym z góry o
tym wiedziała. A na parę miesięcy mielibyśmy wspaniały dom, z dużym ogrodem.
Skręcik mógłby się wspinać po drzewach i...
- Nie ożenię się z panną Brown.
- Ale...
- Nie i koniec dyskusji.
Chelsea zrobiła obrażoną minę i postanowiła milczeć, ale udało jej się nie
otwierać buzi zaledwie przez dziesięć sekund.
- Mam jedno pytanie, Eli...
- Słucham.
- Dlaczego panna Brown zaproponowała ci małżeństwo? Nam mogłaby pomóc,
ale co ona by z tego miała?
- Chodzi o sprawy spadkowe. Jej dziadek sporządził testament, z którego
wynika, że jeśli jego wnuczka przed ukończeniem trzydziestu czterech lat nie zostanie
mężatką, utraci swój dom.
- To straszne! Biedna panna Brown. Musi się czuć okropnie. Wierzbowy Dwór
jest taki cudny.
- Byłaś tam? - zdziwił się.
- Jasne. Czasem ja i Sara odwiedzamy pannę Brown. Ona lubi, kiedy
przychodzimy. Wiesz o tym, że jest całkiem sama, prawda? - Chelsea popatrzyła na
ojca znacząco. - Pamiętasz, jaki byłeś samotny, zanim z tobą zamieszkałam?
- Może podarujemy jej kotka? - mruknął. Przecież to nie jego wina, że Nora nie
ma nikogo bliskiego.
- No wiesz, Eli!
R S
- 13 -
- Dajmy temu spokój, Chelsea. - Eliasz poczuł się zmęczony całą rozmową. -
Panna Brown zamierza kogoś innego namówić do małżeństwa, więc nie musimy się
już martwić.
- Ale ona chyba nawet nie umawia się z nikim na randki. Co będzie, jeśli
poderwie jakiegoś potwora?
- To nie nasza sprawa.
- Panna Brown jest moją przyjaciółką - przypomniała Chelsea. - Sam mi
mówiłeś, że jeśli ktoś chce mieć przyjaciół, to musi o nich dbać. Dlatego myślę, że
powinniśmy ją poślubić.
- Mowy nie ma. Zapomnij o tym. W żadnym wypadku nie zamierzam się żenić.
Chelsea z żalem w oczach popatrzyła na ojca, po czym zaczęła wpatrywać się w
podłogę. Po chwili odwróciła się na pięcie i odeszła.
Eli poszedł za nią do jej malutkiej sypialni.
- Co teraz będziesz robić?
- Położę się do łóżka. - Chelsea westchnęła ciężko. - Nie czuję się najlepiej.
- Nie zapomniałaś o czymś przypadkiem?
- Nie sądzę.
- A co z kotkiem? Miałaś zadzwonić do Sary.
- Później. Teraz nie mam na to ochoty.
- Posłuchaj, Chelsea...
- W porządku. Wiem, że robisz to, co uważasz za słuszne. Ale mnie się serce
kraje na myśl o biednej pannie Brown.
Chelsea chwyciła pluszowego misia i zwinęła się w kłębek na łóżku,
odwracając plecami do ojca.
Eli poczuł ucisk w sercu, chociaż zdawał sobie sprawę, że córka z premedytacją
gra na jego uczuciach.
- Daj spokój, mała. Przecież panna Brown nie zostanie bez dachu nad głową.
Chelsea wzruszyła ramionami.
- Trudno powiedzieć... Ona naprawdę jest zupełnie sama na świecie.
R S
- 14 -
Dlaczego ta smarkula wzbudza w nim poczucie winy? W końcu, do diabła, nie
jest jakimś błędnym rycerzem, który musi ratować kobietę z opresji. W dodatku Norze
naprawdę nie groziło, że wyląduje na ulicy.
- Nie ożenię się z Szaraczkiem i już! - powiedział głośno i z takim
przekonaniem, że niemal w to uwierzył.
ROZDZIAŁ DRUGI
- Przykro mi, że pan Wilder się nie odezwał - powiedział z troską Ezra
Lampley, dystyngowany starszy dżentelmen, który był niegdyś adwokatem dziadka
Nory, a teraz prowadził jej sprawy. - Jesteś pewna, że nie masz już kogo poprosić o
przysługę?
- Raczej nie - odparła.
- Przejrzałaś rubrykę towarzyską w niedzielnej gazecie?
- Tak.
- A kronikę szkolną oraz kartotekę czytelników w bibliotece?
- Też.
- I naprawdę uznałaś, że nikt się nie nadaje?
- To małe miasteczko - westchnęła Nora. By nie denerwować niepotrzebnie
starszego pana, który ciągle jeszcze nie odzyskał pełni sił po przebytym ubiegłej zimy
zawale, postanowiła nie wspominać nawet o Nicku Carpettim. Zresztą i tak nie
wchodził już w rachubę, gdyż cofnięto mu warunkowe zwolnienie.
Ezra Lampley usiadł na ogromnym krześle obitym skórą i z zadumą popatrzył
na swoją klientkę.
- Nie mamy zatem wyboru. Za tydzień sędzia Martin wyda nakaz i wkrótce
potem wystawimy Wierzbowy Dwór na sprzedaż. Naprawdę bardzo mi przykro -
powtórzył.
- Proszę się nie martwić. Wiem, że zrobił pan wszystko, co w pańskiej mocy, by
mi pomóc. - Nora czuła bolesny ucisk w żołądku, ale starała się niczego po sobie nie
pokazać.
R S
- 15 -
- Wszystko? Wygląda na to, że twój dziadek w końcu wygrał.
Nora milczała przez chwilę, po czym wypowiedziała na głos myśl, która od
paru tygodni nie dawała jej spokoju.
- Dziadek prawdopodobnie miał rację - oświadczyła ze spokojem. - Nie należę
do kobiet, które potrafią same zatroszczyć się o siebie. Taka odpowiedzialność...
- Bzdura - przerwał jej adwokat. - Nie zapominaj, kto naprawdę podejmował
decyzje w ciągu ostatnich lat życia dziadka, i to bardzo trafne decyzje, dodajmy. Ten
testament świadczy jedynie o oślim uporze Artura, który zawsze lubił postawić na
swoim, nie bacząc na to, czy kogoś przypadkiem nie krzywdzi.
- Może ma pan rację, ale Wierzbowy Dwór jest... był własnością dziadka i mógł
z nim zrobić wszystko, co chciał. W końcu nie zostawił mnie bez grosza.
- Nie szukaj dla niego usprawiedliwienia, Noro. Przez tyle lat opiekowałaś się
starym dziwakiem lepiej, niż na to zasługiwał. A on potraktował cię jak dziecko, a nie
rozsądną, odpowiedzialną młodą kobietę. Doskonale dałabyś sobie radę i bez męża.
Nie przekonuj mnie również, że utrata domu nic dla ciebie nie znaczy. Gdyby tak
było, nigdy nie przystałabyś na mój szalony pomysł.
Nora nawet nie próbowała zaprzeczać. Początkowo, co prawda, nie zamierzała
skorzystać z rady adwokata i dopiero kiedy Chelsea wspomniała o kłopotach
finansowych ojca, przyszło jej do głowy, że ktoś jeszcze oprócz niej mógłby coś
zyskać na tym fikcyjnym małżeństwie. To usprawiedliwiało w oczach Nory całe
przedsięwzięcie.
- Artur od najmłodszych lat miał trudny charakter - odezwał się Lampley. -
Kiedy dorósł, świetnie sobie radził w interesach, gorzej z ludźmi. Był zbyt uparty,
autokratyczny. Po ślubie z twoją babką nieco złagodniał, gdyż czuł się szczęśliwy.
Pojął za żonę naprawdę wyjątkową kobietę. Wypadek, w którym zginęła wraz z synem
i synową, wywarł decydujący wpływ na dalsze życie Artura. Po tej tragedii stał się
człowiekiem zgorzkniałym i zamkniętym w sobie. Uśmiech już nigdy nie zagościł na
jego twarzy. A ty, moja droga, musiałaś niestety za to płacić.
Nora pokiwała głową. Tyle już razy słyszała tę smutną opowieść, że czasem
wydawało jej się, iż pamięta babcię i rodziców, którzy odeszli, kiedy była bardzo
małym dzieckiem.
R S
- 16 -
- Może jednak dobrze się stało, że ten Wilder się nie odezwał - powiedział
adwokat po chwili milczenia. - Prawdę mówiąc, nie byłby odpowiednim kandydatem
na męża. Zapewne nie tylko ja pamiętam tę historię z nauczycielką...
- Niczego im nie udowodniono - przypomniała Nora.
- Wystarczy, że oboje wyjechali tuż po rozdaniu świadectw. To wystarczający
dowód ich winy.
- Być może. Ale z drugiej strony Eli nie miał powodu tu zostawać, skoro wujek
wyrzucił go z domu.
- Nawet jeśli tak było, to fakt, iż wrócił do Kisscount bez żony, a za to z
dzieckiem, niezbyt dobrze o nim świadczy.
- Przykro mi, ale nie zgadzam się z panem. W czasach gdy tak wielu mężczyzn
uchyla się od wszelkiej odpowiedzialności za swoje czyny, postawa Eliasza może
zasługiwać jedynie na szacunek. Opieka nad małym dzieckiem zawsze jest uciążliwa,
nawet jeśli jest tak urocze jak Chelsea. Dziewczynka w dodatku uwielbia ojca, więc na
pewno jest dla niej dobry.
- Masz zbyt czułe serce, moja droga. - Starszy pan popatrzył z sympatią na
swoją klientkę.
Nora zerknęła na zegarek, by ukryć zmieszanie.
- Ojej, jak późno! Muszę wracać do biblioteki.
- Zatem pożegnajmy się. Gdybyś czegoś potrzebowała, natychmiast do mnie
dzwoń.
- Dziękuję. Pan już i tak bardzo dużo dla mnie zrobił. Chyba że...
Onieśmielona Nora przygryzła wargę.
- Słucham cię uważnie.
- Zastanawiałam się... - westchnęła głęboko. - Mógłby pan zadzwonić do
towarzystwa ubezpieczeniowego i sprawdzić, czy nie daliby rady przyspieszyć
wypłaty odszkodowania dla Wildera?
- Postaram się. To jednak może trochę potrwać.
- Dziękuję bardzo.
Robię to dla Chelsea, nie dla Eliasza, przekonywała Nora samą siebie. Dręczyła
ją obawa, że wspominając Eliemu o rozmowie z jego córką, mogła przysporzyć
R S
- 17 -
dziewczynce kłopotów. Zdawała sobie sprawę, jak zareagowałby jej dziadek, gdyby to
ona zdradziła komuś obcemu rodzinną tajemnicę. Co najmniej przez kilka miesięcy
nie mogłaby za karę opuszczać swojego pokoju.
Nora uświadomiła sobie z bólem, że od czasu jej wizyty u Eliego Chelsea ani
razu nie pokazała się w bibliotece. Postanowiła jutro po pracy odwiedzić Wilderów i
przeprosić za to, że postawiła ich w tak niezręcznej sytuacji. Zwróciła się do Lampleya
o pomoc jedynie dlatego, by choć w części zrekompensować im doznane przykrości.
- Jeśli to możliwe, wolałabym, aby nikt się nie dowiedział o mojej roli w tej
sprawie - poprosiła adwokata.
- Jak sobie życzysz, moja droga.
W drodze do biblioteki Nora zastanawiała się nad swoją niepewną przyszłością.
Serce bolało ją na myśl, że wkrótce przyjdzie jej opuścić Wierzbowy Dwór.
Powtarzała sobie, że musi być dzielna i przygotować się na zmiany. W końcu miała
dobrą pracę i nie musiała martwić się o pieniądze.
W dodatku podobno nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Dotąd żyła
bezpiecznie w komfortowych warunkach. Pokonywanie trudności może pomóc jej stad
się taką kobietą, jaką w głębi duszy zawsze pragnęła być: uprzejmą, ale pewną siebie,
odważnie noszącą śmiałe kolorowe stroje, gotową samotnie wyjechać na urlop czy też
wytatuować sobie na biodrze imię kochanka... Jednym słowem kobietą, która
naprawdę potrafi cieszyć się życiem.
Zobaczyła w sklepowej witrynie odbicie swojej sylwetki i zaśmiała się gorzko.
Kogo chciała oszukać? Czyż taka zasuszona stara panna w nobliwej sukni i
tenisówkach, uczesana w niemodny kok zdobyłaby się kiedykolwiek na
ekstrawagancki tatuaż?
Wkrótce Nora dotarła do biblioteki, usytuowanej w pobliżu centrum miasta.
Odkąd sięgała pamięcią, biblioteka zawsze odgrywała ważną rolę w jej życiu. Było to
jedyne miejsce poza szkołą, gdzie dziadek pozwalał jej przebywać, dlatego jako
dziecko spędzała tam wiele godzin. Uwielbiała czytać, a kolejne lektury otwierały
przed nią coraz to nowy świat pojęć i przygód.
R S
- 18 -
Młoda blondynka o imieniu Andrea, którą Nora zatrudniła na okres letni w
miejsce asystentki przebywającej na urlopie macierzyńskim, leniwie podniosła wzrok
znad jakiegoś magazynu mody.
- Dzięki Bogu, że pani już przyszła - westchnęła, robiąc ponurą minę.
- Czy coś się stało?
- Trudno dziś wytrzymać w tym wymarłym miejscu. Komu by się chciało tu
siedzieć, jeśli może pływać w basenie czy wygrzewać się na słońcu.
Na pewno nie Andrei, pomyślała Nora, widząc na ladzie stosy zwróconych
przez czytelników książek, które od razu powinny były trafić na półki. Nie po raz
pierwszy zastanawiała się, czemu ta dziewczyna ubiegała się o pracę, która wyraźnie
jej nie odpowiadała.
- Skoro pani nareszcie wróciła, nie ma sensu, byśmy obie tu sterczały. I tak
nikogo nie ma. Chcemy z Donem uczcić drugi tydzień naszej znajomości. Miałam
nadzieję, że wcześniej stąd wyjdę i zdążę sobie kupić nową sukienkę. Nie będzie pani
miała nic przeciwko temu, jeśli już pójdę, prawda?
Nora wiedziała, że nie powinna się na to zgodzić. Andrea po raz ósmy w ciągu
czternastu dni wychodziła wcześniej z biblioteki, przez co Nora musiała pracować za
dwie osoby.
- A co będzie ze zwrotami?
Odnoszenie książek na półkę stanowiło jeden z codziennych obowiązków
Andrei.
- Mam nadwerężony nadgarstek i nie wolno mi niczego dźwigać. Przecież nie
chciałaby pani, żebym bardziej go uszkodziła, prawda?
Zamiast przywołać dziewczynę do porządku, Nora i tym razem stchórzyła.
Próbowała jeszcze coś wynegocjować, ale Andrea nie miała zamiaru zostawać w pracy
przez następną godzinę, co pozwoliłoby Norze uporządkować dokumenty biurowe.
- Przecież może pani zabrać papiery do domu i popracować nad nimi
wieczorem - zasugerowała. - O ile wiem, nie umówiła się pani na randkę? - dodała ze
złośliwym uśmieszkiem.
Niestety, miała rację.
- To prawda... - zaczęła Nora.
R S
- 19 -
- Wspaniale! Wiedziałam, że mogę na panią liczyć. - W Andreę wstąpił nagle
jakby nowy duch. - Aha - rzuciła na odchodnym - dzwoniła pani Carpenter w sprawie
balu fundatorów. Ustalono już datę na pierwszego sierpnia. Oczywiście wszyscy
spodziewają się panią tam spotkać.
Andrea gwałtownym ruchem otworzyła ciężkie drzwi i po chwili znikła Norze z
oczu.
Znowu kolejny bal? Nora nie lubiła ich tak samo jak użerania się z leniwymi
asystentkami. Chodziło nie tylko o to, że nigdy nie wiedziała, w co powinna się ubrać
ani jak uczesać, ale również o fakt, że zawsze przy tej okazji musiała się sporo nakrzą-
tać, a potem stała samotnie gdzieś w rogu, popijając szampana, albo też
przysłuchiwała się grzecznie cudzym nie kończącym się rozmowom, bojąc się
wypowiedzieć swoje zdanie. O tańcach nawet nie miała co marzyć.
Ale czymże było to zmartwienie w porównaniu z możliwością rychłej utraty
Wierzbowego Dworu. Skoro wypada, by uczestniczyła w balu, będzie musiała się tam
zjawić. Na szczęście to dopiero za kilka tygodni.
Nora westchnęła ciężko i poszła do biura po dokumenty.
Andrea miała rację przynajmniej w jednej sprawie: w bibliotece rzeczywiście
panował spokój. Pojawiło się zaledwie kilku czytelników, więc Nora mogła bez
przeszkód wykonać zaległą pracę. W pewnym momencie zerknęła na zegarek i ze
zdziwieniem stwierdziła, że do zamknięcia biblioteki zostało zaledwie pół godziny.
Pomyślała, że zdąży jeszcze poodkładać na miejsce zwrócone tego dnia książki, by
następnego ranka nie zaczynać od porządków.
Dwadzieścia minut później na wózku zostały jej zaledwie dwa tomy, które
należało odnieść do działu książek podróżniczych. Kiedy, stojąc na taborecie,
wkładała je na miejsce, usłyszała za plecami znajomy głos.
- Pomóc ci w czymś, Szaraczku?
Nora odwróciła się tak gwałtownie, że omal nie spadła ze stołka.
- Skąd się tu wziąłeś, Eli? - spytała.
- To publiczna biblioteka i każdy może przyjść. A tak się składa, że umiem
czytać - odparł z rozbawieniem w głosie.
R S
- 20 -
Jak zwykle udało mu się ją speszyć. Nora zeszła z taboretu i cofnęła się nieco.
Mogła teraz w całej okazałości podziwiać muskularną sylwetkę Eliego. Wyglądał
wspaniale w luźnej czarnej bluzie, wytartych dżinsach i skórzanych sandałach na bo-
sych nogach. Zauważyła też, że w uchu nosi diamentowy kolczyk. Miał dość pewności
siebie, by pozwolić sobie na podobną ekstrawagancję.
- Co słychać? - zagadnął Norę.
- Nic... Za... zastanawiałam się, co porabia Chelsea. - Nora pomyślała, że jeśli
skieruje rozmowę na temat jego córki, on sam przestanie ją tak onieśmielać. - Dawno
jej nie widziałam. M...mam nadzieję, że nie zachorowała?
- Nie. Po prostu była zajęta.
- Kamień spadł mi z serca. Trochę się bałam.
- Czego?
- Że... byłeś na nią zły.
- Dlaczego miałbym się złościć na Chelsea?
- Dlatego że opowiedziała mi o twoich kłopotach z towarzystwem
ubezpieczeniowym. Mogłeś pomyśleć, że regularnie zwierza mi się ze wszystkiego, a
to nieprawda. To znaczy... - Nora nigdy nie umiała kłamać - owszem, dużo
rozmawiamy, ale przeważnie o książkach albo miejscach, które chciałybyśmy
zobaczyć. Nigdy o tobie. Jeśli powinieneś się na kogoś złościć, to tylko na mnie, bo...
- Uspokój się, Szaraczku. Na nikogo się nie złoszczę, a nawet gdyby tak było,
nigdy nie zabroniłbym Chelsea przychodzić do biblioteki. To nie w moim stylu.
Wpadłem tu w innym celu. Jeśli nadal chcesz wyjść za mąż, mogę cię poślubić -
oświadczył.
Norę zamurowało.
- N...naprawdę? - zdołała wyjąkać.
- Owszem - odparł tak obojętnym tonem, jakby rozmawiali o pogodzie. -
Oczywiście jeśli nie zmieniłaś zdania lub nie znalazłaś sobie innego kandydata.
- Nie.
- No to załatwione. Kiedy mamy się pobrać?
- W niedzielę obchodzę urodziny - odparła, myśląc o tym, że jej modlitwy
zostały wysłuchane. Nie straci Wierzbowego Dworu! Mimo to nagle wpadła w panikę.
R S
- 21 -
- W porządku. Może być niedziela. - Eli spojrzał na zegar wiszący na ścianie. -
Muszę już iść, bo jestem z kimś umówiony. Zadzwonię do ciebie jutro i omówimy
szczegóły, zgoda?
O Boże, ma spotkanie z inną kobietą! Przecież powinna się tego spodziewać.
- Z...zgoda - wyjąkała.
- Szaraczku, odpręż się. To może być nawet zabawne.
Zabawne? pomyślała Nora, kiedy Eli wyszedł. Na pewno nie dla niej.
- Aż mi się wierzyć nie chce, że będziemy tu mieszkać - ekscytowała się
Chelsea. - Tu jest tak ślicznie!
- Rzeczywiście jest nieźle - powiedział obojętnym tonem Eli, zatrzymując
swoją starą corvettę na dużym półkolistym podjeździe przed Wierzbowym Dworem.
Miał wrażenie, że znalazł się w scenerii rodem z filmu „Przeminęło z wiatrem".
Zdążył już zapomnieć, jak wspaniałe jest to miejsce. Gustowny, okazały
dwupiętrowy budynek usytuowany z dala od ulicy w pięknym prywatnym parku
wyglądał jak rezydencja żywcem przeniesiona z Południa.
Z zażenowaniem pomyślał o niewielkiej kolekcji przedmiotów z kolorowego
szkła, które miał w walizce. Jakoś głupio byłoby je wyjąć i porozstawiać w tym
eleganckim domu. Podobnie się czuł jako mały chłopiec, kiedy musiał wkładać do
szkoły ubrania pochodzące z darów od instytucji dobroczynnych. Na nową odzież nie
było ich stać, bo wujek Leo przepijał wszystkie pieniądze.
- Chodź już! Nie możemy się spóźnić. - Chelsea przerwała jego dumania.
Odpięła pasy i żwawo wydostała się z samochodu.
- Cieszysz się? - spytała, kiedy wchodzili po szerokich schodach portyku.
- Chyba tak - odparł Eli, nawijając na palec złociste pasemko włosów córki. -
Nie zapomnij tylko, że to jedynie przejściowa sytuacja. Kiedy otrzymamy
odszkodowanie, natychmiast się stąd zwijamy.
- Dobrze. Ale ty pamiętaj za to, że obiecałeś być miły dla panny Brown.
- Zawsze jestem miły - odparł Eli z udawaną obrazą.
- Nie powiedziałabym. - Chelsea wzniosła oczy ku górze.
- Posłuchaj, smarkulo... - Eli zamilkł, kiedy drzwi otwarły się gwałtownie i w
progu stanęła Nora. Popatrzyli na siebie.
R S
- 22 -
- Witaj - odezwała się niepewnym tonem.
- Przyjechaliśmy, panno Brown! - zawołała w tym samym momencie
rozradowana Chelsea.
Nora z wyraźnym uczuciem ulgi przeniosła wzrok z Eliasza na jego córkę.
- Pięknie wyglądasz - pochwaliła dziewczynkę. - Masz bardzo ładną sukienkę.
- Jest nowa. - Chelsea wykonała obrót, by zademonstrować, jak doskonale
układa się miękki, błękitny materiał. - Większość naszych rzeczy spłonęła, dlatego
dostałam tę sukienkę, kostium kąpielowy i parę innych świetnych ciuchów. Eli też
sobie kupił trochę nowych ubrań.
Nora przygryzła wargę i spojrzała na Eliasza.
- Ty... też ładnie wyglądasz - bąknęła, starając się ukryć zdziwienie na widok
jego stroju.
Pan młody pod elegancko skrojoną marynarką miał na sobie podkoszulek.
Całości tego uroczystego przyodziewku dopełniały dżinsy i tenisówki. Chelsea trąciła
łokciem ojca.
- Prawda, że i panna Brown ślicznie wygląda?
Eli zerknął pobieżnie na Szaraczka. W swoim zwykłym staromodnym
uczesaniu i bez odrobiny makijażu wyglądałaby nijako, gdyby nie sukienka z koronki
w brzoskwiniowym kolorze. Eli podejrzewał, że uszyto ją ze starego obrusa. Już chciał
spytać Norę, komu w miasteczku aż tak się naraziła, że sprzedał jej podobne cudo, ale
zamiast tego grzecznie przytaknął córce.
Nora była wyraźnie zaskoczona, lecz także zadowolona z jego reakcji.
Podziękowała za komplement i poprosiła przybyłych, by poszli za nią.
- Sędzia Orter i pan Lampley już czekają w gabinecie. Możemy zaczynać, jeśli,
oczywiście, nie zmieniłeś zdania.
- Jasne, że nie - odparł Eli.
- Przecież pani nie lubi gabinetu - zauważyła Chelsea.
- Masz rację, nie jest to mój ulubiony pokój w tym domu - przyznała Nora. -
Sędzia uznał jednak, że będzie najbardziej odpowiedni do odprawienia ceremonii.
Kiedy weszli do długiego, prostokątnego pomieszczenia, Eli natychmiast
zrozumiał, dlaczego Nora za nim nie przepada. Mimo iż ściany gabinetu pokrywała
R S
- 23 -
kosztowna boazeria z orzechowego drewna, a podłogę puszysty dywan w kolorze
burgunda, na którym stały obite skórą fotele, okna zaś przyozdabiały ciężkie
brokatowe draperie, całość sprawiała mroczne i przygnębiające wrażenie. Nawet w
kostnicy bywa pogodniej. Ponury nastrój wnętrza pogłębiał dodatkowo wiszący na
ścianie ponadnaturalnej wielkości olejny portret, który przedstawiał dziadka Nory.
Artysta malarz tak znakomicie oddał wyniosły, onieśmielający wyraz jego twarzy, że
kiedy Eli szedł przywitać się z dwoma mężczyznami stojącymi w odległym kącie
pokoju, miał wrażenie, iż Artur Brown przewierca go spojrzeniem na wylot.
Obaj starsi panowie tworzyli kontrastową parę. Sędzia Orter był wysoki, tęgi i
łysy, natomiast Lampley niewysoki, szczupły, z ogromną strzechą siwych włosów na
głowie. Mieli na sobie identyczne, granatowe, trzyczęściowe garnitury i z dezaprobatą
popatrzyli na niedbały strój pana młodego.
Po krótkim powitaniu w pokoju zapadło milczenie.
- Pozwólcie, panowie, że przedstawię wam córkę Eliasza.
- Nora przerwała przygnębiającą ciszę. Położyła dłoń na ramieniu dziewczynki,
by dodać jej otuchy, i lekko popchnęła ją do przodu. - Oto Chelsea Wilder. Po
wakacjach rozpocznie naukę w czwartej klasie. Teraz bardzo mi pomaga w bibliotece.
Uśmiech dziecka sprawił, że ponure twarze dwóch starszych panów nieco się
rozjaśniły. Obaj uścisnęli serdecznie małą rączkę, po czym sędzia natychmiast znowu
stał się sztywny.
- Skoro pan Wilder w końcu do nas dotarł - odezwał się, zerkając na zegarek -
pora chyba zaczynać. Podejdźcie bliżej - zwrócił się do Nory i Eliasza.
- Czy nie lepiej przenieść tę uroczystość do ogrodu? - wtrąciła się Chelsea. - Tu
jest tak strasznie ponuro, a na zewnątrz świeci słońce. Moglibyśmy też chociaż
popatrzeć na kwiaty, skoro biedna panna Brown nie ma nawet bukietu.
Zanim Eli zdążył zareagować na bezceremonialne zachowanie córki, odezwał
się sędzia.
- Nie bądź śmieszna, młoda damo. Wyjaśniłem już twojej przyszłej macosze, że
ślub, nawet taki jak ten, to podniosła uroczystość. Nalegam, byśmy nadali jej trochę
powagi, choć najwyraźniej nie wszystkim na tym zależy...
- Przecież to nie pan się żeni! - zaprotestowała Chelsea.
R S
- 24 -
- Noro Jane - powiedział oficjalnym tonem sędzia - bądź uprzejma przywołać to
dziecko do porządku i...
- Nie ma takiej potrzeby, panie sędzio - wpadł mu w słowo Eli. Do tej pory było
mu wszystko jedno, gdzie odbędzie się ceremonia, ale kiedy zobaczył, że Nora staje
przed jego córką, jakby chciała ochronić dziecko przed gniewem Ortera, natychmiast
pośpieszył jej z odsieczą. - Chelsea ma rację. Na dworze będzie przyjemniej.
Zachwycona dziewczynka wydała głośny okrzyk radości i z uwielbieniem
spojrzała na ojca. Nora, przez wzgląd na sędziego, próbowała nieśmiało protestować,
ale Eli położył jej dłoń na ramieniu i popchnął lekko w stronę wyjścia do ogrodu.
Skąpani w promieniach słońca, Nora i Eliasz rozejrzeli się dokoła. Lato dopiero
się zaczynało, ale świat roślin oszałamiał już bogactwem kolorów, zwłaszcza gdy
wyszło się z mrocznego gabinetu. Po chwili w ogrodzie zjawili się panowie Orter i
Lampley.
- Czy teraz możemy już zaczynać? - spytał z przekąsem sędzia.
Eli zerknął na Norę, która ledwo zauważalnie skinęła głową.
- Prosimy - powiedział wobec tego.
- Poczekajcie chwilkę! - zawołała Chelsea. Podbiegła do grządki, zerwała pęk
bratków i wręczyła go Norze.
Nora podziękowała dziewczynce i zamrugała powiekami, by powstrzymać
cisnące się do oczu łzy wzruszenia.
Sędzia popatrzył z pogardą na skromny bukiecik, zamruczał coś pod nosem,
wydobył z kieszeni niewielki, oprawny w skórę tomik i otworzył go na strome
założonej cienką złotą wstążeczką.
- Zebraliśmy się tutaj, by połączyć węzłem małżeńskim...
Ceremonia się rozpoczęła. Nora odniosła wrażenie, że przebiega ona zbyt
szybko. Może niepotrzebnie prosili sędziego, by skrócił do minimum przewidziany na
tę okazję tekst?
- Czy ty, Eliaszu Rose Wilderze, zgadzasz się pojąć tę oto kobietę za żonę?
- Tak - oświadczył Eli cichym, spokojnym tonem.
- Noro Jane Brown...
- Tak - usłyszała swój niepewny, drżący głos.
R S
- 25 -
- Na mocy prawa nadanego mi przez władze stanu Oregon ogłaszam was
mężem i żoną.
Sędzia z trzaskiem zamknął niewielki tomik.
Parę chwil i było już po wszystkim. Nora popatrzyła na swoją dłoń pozbawioną
obrączki - ustaliła z Elim, że zrezygnują z ich wymiany - i mimo woli zadrżała.
Czegoś jej brakowało...
- Nie sądzisz, Eli, że sędzia o czymś zapomniał? - odezwała się scenicznym
szeptem Chelsea. - Jestem pewna, że nowożeńcy powinni się teraz pocałować.
- Bzdura! O niczym nie zapomniałem - zaprotestował oburzony sędzia. -
Uznałem, że w tej sytuacji to raczej nie jest konieczne.
Pan Lampley głośno mu przytakiwał.
- Dziecko ma rację. - Spokojny głos Eliasza sprawił, że obaj mężczyźni
zamilkli.
- Tak uważasz? - Nora zaczęła szybciej oddychać.
- Oczywiście. - Eli nie zmienił tonu, ale jego oczy pociemniały i pojawiły się w
nich trudne do rozszyfrowania emocje. - W końcu dzień ślubu też trzeba zapamiętać. -
Niepokojąco zbliżył się do Nory. - Nie tylko noc poślubną, prawda?
Nora nie miała pojęcia, co odpowiedzieć. Próbowała coś wyjaśniać, ale język
zaczął jej się plątać. Eli bez ostrzeżenia chwycił ją w ramiona, przyciągnął do siebie i
złożył na jej wargach gorący pocałunek.
Wiele razy Nora zastanawiała się, co czuje kobieta w objęciach mężczyzny.
Teraz już wiedziała. Musiała przyznać, że rzeczywistość przeszła wszelkie
oczekiwania. Oczy Nory zasnuła delikatna mgiełka. Oszołomiona, przywarła mocniej
do
Eliasza i przestała o czymkolwiek myśleć, by lepiej chłonąć niezwykłe
doznania.
Nie miała pojęcia, jak długo trwała chwila zapomnienia. W pewnym momencie
promień słońca prześliznął się po jej twarzy. Nora zamrugała powiekami i rozejrzała
się dokoła. Dostrzegła nieco zakłopotaną, lecz jednocześnie rozanieloną twarz Chelsea
i zaskoczone, może nawet przerażone miny obu starszych panów. A jak Eli
zareagował na ich pocałunek?
R S
- 26 -
Nora ośmieliła się spojrzeć w górę.
Na twarzy jej nowo poślubionego męża nie malowały się żadne uczucia. Jak to
możliwe? Przecież jeszcze przed chwilą tuliła się do niego tak mocno...
Chociaż marzyła teraz tylko o tym, by zapaść się pod ziemię ze wstydu, musiała
pamiętać o innych. Później będzie miała czas, by porozczulać się nad sobą.
Uśmiechnęła się niepewnie do zgromadzonych osób.
- Czy mogę zaprosić państwa na kawę i ciasto?
ROZDZIAŁ TRZECI
- Eli! Musisz zobaczyć mój pokój! - Podniecony głos Chelsea rozbrzmiewał w
całym holu. - Jest niesamowity!
- Za chwilkę. - Eli powoli wchodził po schodach, balansując pudłami, które
niósł w rękach. Dotarł na piętro i idąc korytarzem, liczył kolejne drzwi. To musi być
sypialnia, którą Nora przeznaczyła dla niego, uznał w końcu i wszedł do środka. Upu-
ścił pudła na zaścielający podłogę gruby dywan w kolorze kości słoniowej i rozejrzał
się dokoła.
Przestronny pokój utrzymany był w tonacji kremowo-granatowo-niebieskiej.
Znajdował się w nim typowy zestaw mebli oraz tapczan i dwa fotele, ustawione przed
marmurowym kominkiem. Trzy sięgające podłogi okna wychodziły na szeroki taras z
pięknym widokiem na ogród. Tak jak wszystko w Wierzbowym Dworze zarówno
sypialnia, jak i jej wystrój były eleganckie, wygodne, z klasą. Zupełnie
nieporównywalne z mieszkaniem, które Eli poprzednio zajmował.
Dlaczego więc nie czuł się tu dobrze? Podszedł do jednego z okien,
gwałtownym ruchem rozsunął muślinowe firanki i popatrzył na rozciągający się w
dole zielony trawnik, otoczony grządkami różnokolorowych kwiatów.
Może za dużo dobrego naraz. Wszystko było takie wspaniałe: pokój, widok z
okna. Chelsea zachowywała się wspaniale i nawet sędzia i adwokat, mimo ich
wyniosłych postaw, również pasowali do tego sielankowego obrazka.
R S
- 27 -
A Nora... Eli musiał jej oddać sprawiedliwość. Początkowo wyraźnie speszona
ich pocałunkiem, zrobiła potem, co mogła, by odegrać rolę znakomitej gospodyni. Po
zakończonej ceremonii częstowała gości napojami, podpisywała niezbędne doku-
menty, zabawiała rozmową Lampleya i Ortera. Kiedy panowie w końcu opuścili
Wierzbowy Dwór, wręczyła Eliemu klucze do starej wozowni, która odtąd miała mu
służyć jako warsztat samochodowy. Potem oprowadziła Eliego i Chelsea po domu i
posiadłości oraz poznała z państwem Barnes, którzy trzy razy w tygodniu
przychodzili, by gotować, sprzątać i doglądać ogrodu. Jednym słowem Nora była tak
doskonała, że z pewnością zasługiwała na notkę ze zdjęciem w jakiejś encyklopedii.
Eli odszedł od okna i zbliżył się do tapczanu. Kilka razy usiadł gwałtownie i
wstał, by wypróbować materac. Żadnych wgnieceń, wybrzuszeń, skrzypiących
sprężyn. No i ten królewski rozmiar. Koniec z waleniem głową o ścianę, koniec z no-
gami sterczącymi w powietrzu, co regularnie przytrafiało mu się, kiedy sypiał na
składanym łóżku w bungalowie.
Wobec tego czym naprawdę się martwił?
Na przykład tym, co go opętało, by tak namiętnie pocałować Szaraczka.
Wstydził się przyznać, że była to dziecinada, chęć działania na przekór innym.
Wcale nie zamierzał całować Nory, ale sędzia go do tego sprowokował. A jeszcze
tydzień temu gotów był przysiąc, że wyrósł z takich szczeniackich zachowań. Mógł się
również założyć z każdym o to, że na pierwszy rzut oka potrafi ocenić walory danej
kobiety - lub ich brak.
Wygląda na to, że w obu przypadkach się mylił.
Przez lata perfidnie drażnił się z Szaraczkiem, udając, że chce ją pocałować.
Pewien był, że ma skórę suchą i szorstką, jest koścista i niezgrabna. Nie miał
wątpliwości, że kiedy jej dotknie, Nora zaciśnie usta i zrobi się sztywna jak kij.
Tymczasem skóra Nory była gładka jak jedwab, a jej usta, choć pozbawione
wprawy, miękkie i chętne do oddawania pocałunków. Nawet pachniała zupełnie
inaczej, niż sobie wyobrażał: nie mdłą lawendą, która kojarzy się ze starą panną, ale
jakąś upajającą, egzotyczną mieszanką tropikalnych kwiatów.
No i jej piersi... Kiedy, do diabła, zdążyły tak urosnąć? Właściwie zawsze się
zastanawiał, co też Nora ukrywa pod tymi workowatymi sukienkami.
R S
- 28 -
Teraz już wiedział.
- Eli! Chodź do mnie! Miałeś zobaczyć mój pokój. Eliasz z westchnieniem
wstał z tapczanu.
- Zaraz przyjdę, Chelsea.
Pchnął pudła pod ścianę i wyszedł do holu, gdzie czekała zniecierpliwiona
córka.
- Nareszcie! - zawołała. Chwyciła ojca za rękę i zaprowadziła do swojej
sypialni.
Eli przystanął w progu i zaskoczony rozejrzał się dokoła. Nie zgłaszał żadnych
zarzutów do swojego pokoju, ale ten, w którym miała mieszkać Chelsea, przypominał
wręcz apartament księżniczki. Wszystkie meble były lśniąco białe, obramowane
złotymi wykończeniami. Wokół piętrowego łóżka, na którego szczyt prowadziła
barokowa drabinka, upięte były mieniące się jak klejnoty draperie. W jednym rogu
pokoju leżały stosy obleczonych aksamitnymi poszewkami poduszek, w drugim stał
naturalnej wielkości kucyk na biegunach.
Największe wrażenie jednak wywarły na Elim ściany. Popatrzył na zdobiące je
malowidła i pomyślał, że znajduje się w komnacie jakiegoś zamku z baśni. Na jednej
ze ścian dobry czarownik dosiadał przyjacielskiego smoka, na drugiej jednorożec
przyjmował dary od młodzieńców i panien. Eli z wrażenia nie mógł powiedzieć ani
słowa.
- Mówiłam ci, że tu jest niesamowicie. - Chelsea była wyraźnie zadowolona z
reakcji ojca. Liczyła na podobny efekt. - Kiedy ostatnio zajrzałam do Wierzbowego
Dworu, panna Brown właśnie szykowała pędzle. Przez cały tydzień nad tym
pracowała, żeby na dziś było gotowe.
- To dzieło panny Brown? - zdziwił się Eli.
- Tak. Ona świetnie maluje. - Chelsea wspinała się po drabince na łóżko.
- Widzę. - Eliasz ponownie rozejrzał się po sypialni córki. Nigdy by nie
pomyślał, że ktoś tak nudny, konwencjonalny aż do przesady jak Nora może mieć aż
tak rozwiniętą wyobraźnię. Było to równie nieoczekiwane odkrycie jak to, że Nora
umie tak słodko całować. - Niech to licho - mruknął pod nosem.
R S
- 29 -
Na szczęście Chelsea nie dosłyszała przekleństwa. Zaprzątały ją bardziej
przyziemne sprawy.
- Eli, czy przyniosłeś już z samochodu moją walizkę?
- Tak. Jest na dole razem z resztą naszych rzeczy.
- Mogę po nią pójść? Chcę zmienić sukienkę. Ta, którą mam na sobie, strasznie
mnie drapie.
- Jasne.
Chelsea zgramoliła się na dół i zeskoczyła z hukiem na podłogę z ostatniego
szczebla.
- Czy możemy zamówić pizzę? Umieram z głodu.
- Dobrze.
- Chyba powinieneś spytać pannę Brown, czy nie ma nic przeciwko temu.
- Chelsea, nie muszę nikogo prosić, by pozwolił mi zamówić pizzę.
Dziewczynka zmarszczyła nosek.
- Wiem, ale może panna Brown też chciałaby coś zjeść. Dowiedz się, co jej
zamówić.
- Masz rację. Zaraz to zrobię.
- Jej sypialnia mieści się w ostatnim pokoju w drugim końcu holu! - krzyknęła
Chelsea i żwawo pomknęła ku drzwiom.
- Dokąd idziesz? - zawołał Eli.
- Po moją walizkę! - Dziewczynka wybiegła na korytarz.
Cwana smarkula! pomyślał o córce Eli. Najpierw upomniała się o pocałunek
młodej pary, teraz prowadzi mnie do sypialni Nory... Przecież wie, że ożeniłem się
jedynie formalnie. Co zatem chce osiągnąć? Ech, z kobietami zawsze są kłopoty.
Nieco oszołomiony, Eli wyszedł z pokoju córki, przeciął otwartą galerię
usytuowaną powyżej głównych schodów i ruszył korytarzem w stronę drugiego
skrzydła domu. Przystanął pod ostatnimi z kolei drzwiami, tak jak pouczyła go
Chelsea, i zapukał głośno.
Po chwili w progu stanęła Nora. Niepewnie popatrzyła na swojego gościa.
- To ty, Eliaszu?
- Nie, wielkanocny zajączek - zażartował, wpatrując się w nią uważnie.
R S
- 30 -
Nora miała bose stopy i gorączkowo przyciskała do piersi poły bezkształtnej
brązowej podomki. Prawdopodobnie zmieniała ubranie, a on jej w tym przeszkodził.
Nie strój Nory jednak przykuł jego uwagę. Jak urzeczony wpatrywał się w jej włosy.
Do tej pory zawsze widział je upięte w ciasny kok. Teraz były rozpuszczone;
lśniąca, obfita kaskada spływała po plecach Nory, sięgając talii.
- Czy coś nie tak, Eli? - spytała z niepokojem.
- Wszystko w porządku. Patrzyłem na twoje włosy. Są takie... długie.
- Słucham? - Odruchowo sięgnęła dłonią do karku, gdzie powinien znajdować
się kok. - Och, tak... Zapomniałam je upiąć. Usłyszałam pukanie i... - Na policzkach
Nory pojawiły się rumieńce. Szybko zebrała ciężką masę włosów i spięła je kilkoma
szpilami, które wydobyła z kieszeni podomki. - Cz...czy czegoś potrzebujesz? - spytała
drżącym głosem. Eli oparł dłonie o framugę drzwi.
- Postanowiłem zamówić na obiad pizzę. Masz coś przeciwko temu?
- Nie - odparła po chwili wahania.
- Powiedz prawdę. Może sprawiam ci kłopot.
- Nie, ale... - Znowu się zawahała, po czym przyznała dzielnie: - Upiekłam na
dziś kaczkę w sosie pomarańczowym. Czeka gotowa w piecyku.
- Kaczkę? - Popatrzył na nią z niedowierzaniem. - Założę się, że nie pytałaś
Chelsea o zdanie.
- Rzeczywiście nie pytałam. Masz rację. Pizza to chyba lepszy pomysł.
- Wobec tego zaraz zamówię trzy sztuki. Jaką ty lubisz?
- Ja? Może... może być serowa - odparła Nora, wygładzając kołnierzyk.
No jasne. Żadnych szaleństw, żadnych ekstrawagancji. Chociaż te włosy...
Zaraz, zaraz, Eli przywołał się do porządku. Za chwilę zaczniesz rozmyślać o
jej piersiach...
Niezadowolony z siebie ruszył ku drzwiom.
- Poczekaj! - usłyszał wołanie Nory. Odwrócił się i popatrzył na nią pytająco.
- Czy... - chrząknęła - czy potrzebujesz pieniędzy?
Gdyby ktoś inny zadał mu podobne pytanie, poczułby się urażony, ale Nora
była tak rozbrajająco szczera.
R S
- 31 -
- To zależy, ile możesz dać. - Ciekawość przeważyła dumę. Nora zagryzła
wargę.
- Muszę sprawdzić, ile mam w portmonetce. - Odwróciła się, weszła do pokoju
i zaczęła grzebać w torebce.
Eli popatrzył w ślad za nią i zawahał się. Co tam, w końcu jesteśmy po ślubie,
uznał, pchnął łokciem uchylone drzwi i wszedł do środka. Rozejrzał się dokoła. Ściany
pokoju, podobnie jak w sypialni Chelsea, pokrywały barwne malowidła, tyle że
zamiast baśniowych motywów przedstawiały kwiaty. W rogu stało łoże z
baldachimem, na podłodze leżał srebrnoszary dywan, otoczony z pół tuzinem
miniaturowych wierzb, rosnących w miedzianych donicach. Eli nigdy dotąd nie
widział podobnie urządzonego wnętrza.
- Bardzo tu ładnie - odezwał się.
Nora z wrażenie upuściła torebkę na podłogę.
- Przestraszyłeś mnie! Nie słyszałam, kiedy wszedłeś. Eli podszedł do niej
bliżej.
- Naprawdę sama to namalowałaś?
- Tak.
Eli zauważył, że skuliła ramiona. Czyżby sądziła, że się na nią rzucę? pomyślał.
Przecież wcale się nie opierała, kiedy ją całowałem...
- Masz artystyczne zdolności. Pokój Chelsea też pięknie przyozdobiłaś.
Dziękuję ci za to.
- Och, to drobiazg - odparła. Rozejrzała się bezradnie dokoła, jakby szukając
natchnienia, po czym schyliła się, podniosła portmonetkę i wyciągnęła w stronę
Eliasza dłoń z pieniędzmi:
Spokojnie zbliżył się do Nory, tak że ich ciała prawie się stykały, łagodnym
ruchem wyjął monety z jej drżących palców i położył je na komodzie.
- To bardzo miłe z twojej strony, Szaraczku, ale pozwól, że sam zapłacę za
pizzę.
- Naprawdę?
- Tak, pod jednym warunkiem.
Nora końcem języka zwilżyła wysuszone wargi.
R S
- 32 -
- Jaki to warunek?
- Zapłacę za pizzę, a ty zdecydujesz się na coś... ostrego. Jak szaleć, to szaleć.
Przez chwilę długą jak wieczność patrzyli sobie w oczy. Potem Nora spuściła
głowę.
Cisza stawała się męcząca. Eli zaczął się zastanawiać, czy nie posunął się za
daleko. Jego aluzja była nazbyt czytelna.
- Nie mogę - szepnęła w końcu Nora.
- Dlaczego? - pragnął wiedzieć Eli.
- Bo... - Odetchnęła głęboko, wyprostowała się i spojrzała mu w oczy. -
Właściwie wcale nie jestem głodna, tylko... tylko zmęczona. Chyba zrezygnuję z
jedzenia i położę się. Chciałabym trochę odpocząć, jeśli nie masz nic przeciwko temu.
Nieźle wybrnęła z tej sytuacji. Punkt dla niej. Eli udawał, że się zastanawia.
- Jasne, że nie mam. Odpocznij. To dobry pomysł.
- Naprawdę?
- Tak, powinnaś odpocząć, może nawet trochę się zdrzemnąć. Dzięki temu -
kontynuował, idąc w stronę drzwi - nabierzesz sił przed nocą.
- P...przed n...nocą? A...ale...
- W porządku. Nie musisz dziękować. - Eli zamilkł na chwilę i popatrzył na
Norę znacząco. - Uznanie wyrazisz mi... później.
Uśmiechnął się złośliwie i opuścił pokój.
Nora nie mogła zasnąć. Leżała wpatrzona w sufit i nasłuchiwała, jak zegar
stojący na kominku wybija dziesiątą.
Żałowała, że nie może swojej bezsenności zwalić na głód. Niestety, na samą
myśl o jedzeniu robiło jej się niedobrze. Natomiast każdy odgłos, który słyszała w
holu, powodował przyspieszone bicie serca. Myślała, że to Eli do niej idzie.
Zrozumiała, że popełniła błąd. Prawdę mówiąc, niejeden.
Kiedy doszła do wniosku, że natychmiast powinna wyjść za mąż, nie
zastanawiała się nad konsekwencjami, jakie mogą być wynikiem tego kroku. Sądziła,
że ona i Eli będą żyli pod jednym dachem jak para gości hotelowych, którzy
wynajmują oddzielne pokoje.
Nie przewidziała oszałamiających pocałunków nowo poślubionego męża.
R S
- 33 -
Nie wzięła pod uwagę możliwości, że złoży jej niepokojącą wizytę w sypialni.
I będzie czynił dwuznaczne aluzje.
Przede wszystkim jednak nigdy nie przyszło jej do głowy, że ona sama
zareaguje na to w tak niewłaściwy, wręcz nieprzyzwoity sposób.
Skąd jednak mogła wiedzieć, że całowanie się z Elim będzie najbardziej
przerażającą, podniecającą, najwspanialszą rzeczą, jaką kiedykolwiek dotąd w życiu
zrobiła? Delektowała się każdą sekundą ich zbliżenia i żałowała jedynie, że się
skończyło. Potem zaś pragnęła tylko powtórki całej sytuacji.
Norę oblała fala gorąca na samą myśl o tym, że mogłaby wraz z Elim oddawać
się tym swawolnym wyczynom, o których tyle czytała w śmiałych romansach, ale
wiedziała, że to czysta fantazja. Eli robił różne aluzje na ich temat, ale przecież tak
naprawdę wcale nie był nią zainteresowany. Jedynie przekomarzał się, jak zawsze.
Gdyby nabrał ochoty na seks, ona byłaby ostatnią kobietą, o której by w tym
momencie pomyślał.
Nie miała mu tego za złe. W końcu jeszcze w szkole uganiały się za nim
najpiękniejsze dziewczyny; teraz, kiedy z młodzieńca przeobraził się we wspaniałego
mężczyznę, który bez wątpienia zaznał wielu rozkoszy w ramionach podniecających,
wyrafinowanych kobiet, całowanie się z kimś takim jak ona musiał uważać za rzecz
pozbawioną znaczenia.
Nora naprawdę miała szczere intencje, kiedy proponowała Eliaszowi jedynie
formalny związek. Chyba to zrozumiał.
A jeśli nie? Jeśli sądzi, że ona oczekuje czegoś więcej?
Pozostawało jedno wyjście: jak najszybciej wyjaśnić wszelkie wątpliwości.
Nora westchnęła głęboko. Postanowiła szczerze porozmawiać z Elim, żeby
wszystko stało się jasne. Przecież to ona wpadła na pomysł z małżeństwem i
zapewniała Eliasza, że nikt na tym nie ucierpi. Gdyby zaszły jakieś nieporozumienia,
których można było uniknąć, nigdy by sobie tego nie darowała. W końcu była
dłużniczką Eliego. Pomógł jej ocalić Wierzbowy Dwór.
Perspektywa rozmowy przerażała ją. Ganiła siebie w duchu za tchórzostwo, ale
nic nie mogła na to poradzić. Najbardziej obawiała się, że nie będzie w stanie
przewidzieć, co Eli zrobi lub powie, ani odpowiednio zareagować na jego zaczepki.
R S
- 34 -
Wiedziała jednak, że musi się zdobyć na odwagę, inaczej sumienie nie da jej
spokoju.
Usiadła wyprostowana na łóżku i zanim zdążyła zmienić zdanie, spuściła nogi
na podłogę i wstała. Szybko nałożyła buty, wyszła z sypialni i ruszyła korytarzem w
stronę drugiego skrzydła domu. Panujące w nim ciemności rozjaśniały jedynie małe
lampki umieszczone nad wiszącymi w galerii obrazami.
Nora zatrzymała się na chwilę przed drzwiami pokoju Chelsea i zajrzała do
środka. Dziewczynka była pogrążona we śnie. Ręce miała szeroko rozrzucone, spod
kołdry wystawała mała, różowa pięta. Ostrożnie, żeby nie obudzić dziecka, Nora
podeszła do łóżeczka i poprawiła nakrycie, po czym na palcach wyśliznęła się z
powrotem do holu.
Doszła do sypialni Eliego. Chciała zapukać, gdy nagle ogarnęły ją wątpliwości.
Co będzie, jeśli on już śpi? Może również leżeć w łóżku i nie spać. Jak wytłumaczy
cel swojej wizyty o tej porze? Co się stanie, jeśli Eli wyciągnie niewłaściwe wnioski z
jej obecności?
Nerwy zawiodły Norę. Mimo iż wymyślała sobie w duchu od tchórzy,
odwróciła się na pięcie i pobiegła ku schodom. Zeszła na parter i mijając pogrążone w
mroku pokoje, ruszyła w stronę kuchni. Wypiję na uspokojenie filiżankę herbaty, a do-
piero potem porozmawiam z Elim, postanowiła.
Nagle przystanęła. W ostatnim z pokojów dostrzegła srebrną poświatę, bijącą
od ekranu telewizora. Na chwilę zamarła z przerażenia, po czym odwróciła się i
zaczęła wycofywać ku drzwiom. Kiedy do nich dotarła, zebrała się na odwagę i przy-
wierając do ściany tuż obok framugi, jeszcze raz zerknęła do wnętrza.
Na kanapie, w swobodnej pozie, odwrócony tyłem do Nory, siedział Eli. Bose
stopy opierał o blat stolika do kawy, na którym walały się pomięte papierowe serwetki
i stał talerz pełen okruchów pizzy oraz puszka po piwie. Eli był w pełni zrelaksowany,
jakby żadne zmartwienia tego świata nie miały do niego dostępu.
Szkoda, że ja nie umiem się odprężyć tak jak on, pomyślała Nora, przyciskając
czubek palca do drżących warg. Tym bardziej powinnam z nim porozmawiać... ale
przeszkodzę mu w oglądaniu telewizji. To byłoby niegrzeczne... Dziś był taki męczący
dzień. Owszem, musimy sobie wyjaśnić kilka spraw, jednak...
R S
- 35 -
Już wiem, napiszę liścik i wsunę kartkę pod drzwi jego sypialni, ucieszyła się
ze swego pomysłu. Eli przeczyta, zastanowi się nad tym, co mam mu do powiedzenia
i...
- Szaraczku, chcesz tam sterczeć przez całą noc? Może lepiej podejdź i usiądź
obok mnie.
Nora odskoczyła od ściany jak oparzona. Przyciskając dłonie do piersi, by
powstrzymać łomotanie serca, zastanawiała się gorączkowo, jak się stąd wycofać. Nie,
to teraz niemożliwe, uznała. Zachowałaby się niegrzecznie.
- Przepraszam, że ci przeszkadzam - powiedziała nieśmiało, zbliżając się do
kanapy. Przysiadła na brzeżku. - Zeszłam na dół, by napić się herbaty, usłyszałam, że
telewizor gra i... - zamilkła zaszokowana, kiedy spojrzała na Eliasza.
Był prawie nagi. Miał na sobie jedynie parę szortów z króciutkimi nogawkami.
Nora ucieszyła się, że półmrok skrywa krwisty rumieniec, który wypłynął jej na
policzki.
- S...skąd wiedziałeś, że tu jestem? - wyjąkała. Eli skinął głową w stronę
telewizora.
- Zobaczyłem twój cień na ekranie.
- Przykro mi. M...mam nadzieję, że n...nie przerwałam ci oglądania programu w
jakimś ważnym momencie.
- Nie, to tylko powtórka rozgrywek baseballowych.
Na ekranie pojawiły się reklamy. Eli odwrócił się i skupił całą uwagę na Norze.
- Nie mogłaś zasnąć, co? - zagadnął.
- Tak.
- Dlaczego? Stęskniłaś się za mną?
- Nie!
- Aha. To znaczy, że opadły cię wątpliwości na temat małżeństwa.
Przenikliwość Eliasza zaskoczyła Norę
- Nie - odparła ostrzejszym tonem, niż zamierzała. - Po prostu... Myślę, że
powinniśmy porozmawiać.
- O czym?
R S
- 36 -
Nerwowym ruchem chwyciła za oparcie krzesła. No, dalej! Musisz mu to
powiedzieć, ponaglała się w myślach.
- Sądzę, że należałoby ustalić pewne reguły twojego pobytu w tym domu.
Eli wcisnął się głębiej w poduszki sofy. Palcami zaczął przebierać po swoim
brzuchu.
- Cały zamieniam się w słuch.
Nora zerknęła na jego nagi tors. Przełknęła ślinę, zastanawiając się, od czego
zacząć.
- W... więc...
- Słuchaj, jeśli chodzi ci o ten bałagan - niedbałym gestem wskazał na
zaśmiecony stolik - nie masz się czym przejmować. Zamierzałem potem wszystko
posprzątać. Nie spodziewałem się nocnej wizyty.
- W porządku. - Nareszcie znalazła punkt zaczepienia. - Pani Barnes jest bardzo
czuła na tym punkcie. Nie znosi rozgardiaszu. Dlatego na wszelki wypadek zawsze
sama po sobie sprzątam.
- Wydawało mi się, że to ona jest tutaj pomocą domową?
- Tak, ale woli, kiedy ją nazywam gospodynią.
- Niech ci będzie. Co jeszcze?
- Hm... - Nora zawahała się. - Myślę, że powinieneś w domu nakładać koszulę.
- Dlaczego?
Nora bezradnie wpatrywała się w Eliasza. Co mogła mu odpowiedzieć? Że
widok jego nagiego ciała oszałamia ją, nie pozwala normalnie funkcjonować?
- Tak byłoby przyzwoiciej - odparła w końcu.
- No dobrze, pod prysznicem też mam nosić koszulę?
- Jasne, że nie.
- A w łóżku? Bo widzisz, lubię sypiać nago, i w tym wypadku głupio byłoby
nakładać samą koszulę, skoro reszta...
Nora wyobraziła sobie Eliasza w koszuli sięgającej połowy bioder, poniżej
których...
- Już dobrze, dobrze! - krzyknęła. - Rozumiesz przecież, o co mi chodzi.
Postaraj się uszanować cudze uczucia.
R S
- 37 -
- Zgoda. Jestem wrażliwym facetem. - Ziewnął. - To wszystko?
Chciała skłamać i odejść, wiedziała jednak, że jeśli teraz nie odważy się
powiedzieć, o co naprawdę chodzi, nie zrobi tego już nigdy. Tylko znowu nie miała
pojęcia, od czego zacząć.
- Prawie... To znaczy... wolałabym się upewnić...
- Śmiało, Szaraczku, wyrzuć to z siebie. Nora westchnęła głęboko.
- ...że nie masz żadnych wątpliwości co do platonicznego charakteru naszego
związku.
- Chyba żartujesz? I dlatego nie dzielimy sypialni? - Eli uniósł ręce, zanim Nora
zdążyła odpowiedzieć. - Przepraszam. Udawaj, że tego nie słyszałaś. Mów dalej.
- Bo widzisz, po tym, do czego doszło po skończeniu ceremonii, i później, w
mojej sypialni... Pewnie dlatego nie zdajesz sobie sprawy, że w tej sytuacji niemądrze
byłoby konsumować...
- Odpręż się. Doskonale to rozumiem.
- Naprawdę?
- Tak. Uważam, że masz rację. To byłoby niemądre posunięcie.
W tym momencie Nora się zdziwiła. Nie spodziewała się tak szybkiej
kapitulacji.
- Naprawdę? - powtórzyła.
- Oczywiście. Nie chciałbym się, broń Boże, przechwalać, ale jedna noc
spędzona ze mną nie wystarczyłaby ci, i co dalej? Sytuacja zaczęłaby się
komplikować.
Nora wpatrywała się w niego bez słowa. Eliasz nie miał żadnych wewnętrznych
hamulców. Zawsze mówił i robił to, na co miał ochotę. A ona nie mogła nic na to
poradzić.
Wstała z kanapy, czując, że drżą jej kolana.
- Skoro się dogadaliśmy, nie będę ci przeszkadzać w oglądaniu meczu.
Poganiana obawą, że Eli mógłby jeszcze coś dodać, szybko wybiegła z pokoju.
Nora stała na tarasie przylegającym do jej sypialni i wpatrywała się w księżyc,
świecący jasno na ciemnogranatowym niebie usianym gwiazdami. Gdzieś w oddali
zahuczała sowa, z ogrodu niósł się słodki zapach kwiatów.
R S
- 38 -
Noc była piękna, ale Nora nie umiała dziś dostrzec jej urody. Od
wielogodzinnego rozmyślania bolała ją głowa, jednak osiągnęła tylko tyle, że wciąż
miotały nią rozliczne wątpliwości.
Zdawała sobie sprawę, że nie powinna się nad sobą użalać. Nie cierpiała nędzy
ani głodu, a jej sprawy mogły się o wiele gorzej ułożyć. Na przykład szykowałaby się
teraz do snu w obcym domu i obcym łóżku albo dzieliłaby je z takim Nickiem
Carpettim.
Wróciła do ciemnego pokoju i ruszyła w stronę łazienki, kiedy nagle usłyszała
cichutkie skrobanie do drzwi.
- Kto tam? - spytała, nie mogąc powstrzymać się od drżenia.
- To ja, Chelsea - usłyszała dziecięcy szept.
Z westchnieniem ulgi, że to nie Eli (którego przecież wcale się nie spodziewała,
skądże znowu) włączyła nocną lampkę i podeszła do drzwi, by wpuścić dziewczynkę
do środka.
- Nie obudziłam pani, prawda?
Chelsea, uśmiechając się niepewnie, z nadzieją patrzyła Norze w oczy. Miała
potargane włosy, a ogromny wojskowy podkoszulek, w który była ubrana, sprawiał, że
jej drobna postać wydawała się jeszcze mniejsza.
- Nie, jeszcze nie położyłam się do łóżka.
- Nie widziałam światła pod drzwiami...
- Naprawdę nie spałam - uspokoiła Nora dziewczynkę - tylko... rozmyślałam.
- Dlatego jest pani ciągle ubrana?
Nora cieszyła się, że w skąpym świetle nie widać rumieńców na jej policzkach.
- Tak. A czemu ty o tak późnej porze jesteś na nogach? Coś się stało?
- Nie. Po prostu... - Chelsea podeszła do łóżka i przysiadła na skraju materaca. -
Miałam dziwny sen, który mnie obudził, a potem nie mogłam zasnąć. Słyszałam jakieś
tajemnicze odgłosy i wydawało mi się, że ktoś jęczy.
Nora podeszła do łóżka i usiadła obok dziewczynki.
- To tylko wiatr szumi w drzewach i dom skrzypi, podobnie jak wszystkie stare
budynki. Nie masz się czego bać.
- Nie bałam się - zaprotestowała Chelsea - tylko nie wiedziałam, co się dzieje.
R S
- 39 -
- Rozumiem.
- A potem przypomniało mi się, że chciałam zadać pytanie.
- Nie mogłaś zapytać taty?
- Poszłam do niego, ale już spał.
Nora odetchnęła z ulgą. W każdym razie miała nadzieję, że to, co poczuła, to
ulga, a nie rozczarowanie...
- Od czasu pożaru dużo przesiadywał po nocach, więc wolałam go nie budzić -
ciągnęła Chelsea. - Eli ciągle martwi się o to, co z nami będzie, chociaż przed
wszystkimi robi dobrą minę. Ale nie o tym chciałam rozmawiać. Muszę panią o coś
zapytać.
- Proszę cię bardzo. - Norze było miło, że dziewczynka ma do niej jakąś
sprawę.
- Hm... - Chelsea chrząknęła niepewnie. - Jak mam się teraz do pani zwracać?
Nie mogę mówić „panno Brown", bo pani już nie jest panną i nosi inne nazwisko.
,,Pani Wilder" brzmiałoby jakoś głupio, skoro jest pani moją macochą, prawda?
- Zgadzam się z tobą - odparła z powagą Nora, poruszona szczerością dziecka. -
Masz jakiś pomysł?
- Hm... Na tatę mówię Eli - podsunęła Chelsea.
- To prawda. - Nora w pierwszej chwili chciała zapytać, dlaczego dziewczynka
używa takiej formy w stosunku do swojego ojca, ale postanowiła nie być wścibska.
Jej ciekawość i tak wkrótce została zaspokojona.
- Kiedy zamieszkałam z Elim po śmierci mamy, powiedział, że powinnam
mówić do niego „tato", ale to wydało mi się jakieś śmieszne - przyznała Chelsea.
- Rozumiem - mruknęła Nora. Nie po raz pierwszy zastanowiła się, kim była
matka dziewczynki. Czy kochała Eliego, a on ją? Dlaczego żyli oddzielnie?
- Poza tym lubię mówić do niego Eli - dodała Chelsea, przerywając rozmyślania
Nory. - Tatusiów jest wielu, ale Eli tylko jeden.
- Wobec tego i do mnie zwracaj się po imieniu - zaproponowała Nora.
- Naprawdę mogę? - ucieszyła się dziewczynka. Wymieniły uśmiechy i przez
chwilę siedziały w milczeniu.
R S
- 40 -
- Noro, czy to źle, że ja się cieszę z waszego ślubu? - Chelsea pierwsza
przerwała ciszę.
- Nie widzę w tym nic złego, jeśli, oczywiście będziesz pamiętała, że to jedynie
tymczasowe małżeństwo.
- Nie bój się, Eli nie pozwala mi o tym zapomnieć. Ciągle powtarza, że jak
tylko przyjdą pieniądze z ubezpieczenia, natychmiast się stąd wyniesiemy.
Chelsea wygodniej umościła się na łóżku, powieki zaczęły jej ciążyć.
- Chcesz poznać sekret? - spytała sennym głosem.
- No jasne.
- Naprawdę się cieszę, że mieszkam tu z tobą... - powiedziała, ziewając -
...nawet jeśli to ma trwać tylko przez lato.
- Ja też się cieszę, że jesteśmy razem - odparła cicho Nora.
Chelsea uśmiechnęła się słodko, po czym powieki opadły jej i po chwili
smacznie już spała.
Nora poczuła gwałtowny przypływ czułości i... optymizmu.
Być może małżeństwo z Eliaszem nie było najmądrzejszym pomysłem, ale nie
było też najgłupszym. Owszem, nie lubiła, kiedy jej dokuczał; nie znosiła również
tego uczucia bezradności, które ogarniało ją, kiedy Eli był w pobliżu. Jakoś sobie z
tym poradzi. Jest silniejsza, niż na to wygląda.
Powinna stale pamiętać o plusach tego związku. Po pierwsze ocaliła dom. Po
drugie przestała mieszkać w nim samotnie. Najważniejsze zaś, że dzięki małżeństwu z
Elim mogła, choćby w niewielkim stopniu, zmienić na lepsze życie jego córki.
Nagle perspektywa przebywania pod jednym dachem z Eliaszem Wilderem
przestała Norę aż tak przerażać. Jeśli postara się go unikać, kiedy to możliwe, nie
będzie się narzucać oraz nie pozwoli się sprowokować, ich wzajemne stosunki jakoś
się ułożą.
Nora przetarła oczy i poczuła się tak zmęczona i senna, że zdążyła zaledwie
ściągnąć z oparcia łóżka dwie kapy, jedną z nich okryć Chelsea, a drugą siebie, i
zanim się obejrzała, spała już głębokim snem.
R S
- 41 -
ROZDZIAŁ CZWARTY
- Dzień dobry, Szaraczku - powiedział Eli, stając w drzwiach kuchennych.
Serce Nory jak zwykle zabiło mocniej na dźwięk jego głosu. Ścisnęła w dłoni
gazetę i popatrzyła na niego. Wyglądał wspaniale ubrany jedynie w bokserki i
podkoszulek, z potarganymi włosami, nie ogolony, ze śladem szwu poduszki
odciśniętym na policzku. Wywierał na niej tak silne wrażenie, że z trudem zbierała
myśli.
- Dzień dobry, Eli - odparła drżącym głosem.
- Znowu wcześnie wstałaś - zauważył, podchodząc do blatu, na którym stał
dzbanek z kawą. - Co cię tym razem goni? Kolejne spotkanie? Nowe książki do
zakatalogowania?
- Ja... Muszę wypełnić kilka dokumentów - wymyśliła na poczekaniu. Nie
mogła przecież przyznać, że liczyła na to, iż zdąży wyjść z domu, zanim on wstanie z
łóżka. - A czemu ty jesteś od rana na nogach?
- Umówiłem się z Melem Johnsonem, że skoro świt podstawi mi swój
samochód. Prosił o podregulowanie silnika. Chciałem wyznaczyć późniejszą godzinę,
ale zależało mu na czasie, bo Mel wyjeżdża na weekend. To stały klient, więc
zgodziłem się go przyjąć.
- Rozumiem.
W ciągu tych kilku dni, które spędzili razem, Nora zdążyła poznać drugie
oblicze Eliego.
Na pozór beztroski i nonszalancki, stawał się niezwykle odpowiedzialny i
gotów do wyrzeczeń, kiedy chodziło o pracę. Własnymi rękami zdążył już przerobić
starą wozownię na warsztat samochodowy, by jak najszybciej odrobić straty, które
poniósł z powodu pożaru. Jeszcze większe zdziwienie Nory budził fakt, że nie uchylał
się także od prac domowych, przez jej dziadka traktowanych z pogardą jako „babskie
zajęcia".
Najbardziej jednak wzruszał ją stosunek Eliasza do Chelsea. Fakt, że pragnie
zapewnić córce dobrobyt, nietrudno było zrozumieć; ale on również najwyraźniej lubił
R S
- 42 -
jej towarzystwo i uważał małą za równorzędnego partnera. Dla Nory, przyzwyczajonej
do surowej dyscypliny wprowadzonej przez dziadka, który powtarzał, że dzieci i ryby
głosu nie mają, było to coś niesłychanego. Doskonale zatem rozumiała, dlaczego
dziewczynka aż tak przepada za ojcem.
Oczywiście Eli nie był żadnym wzorem doskonałości. Zachowywał się
grzecznie, nie brakowało mu ogłady, ale wyraźnie dawał do zrozumienia, że nie
zamierza zmienić swojego stylu życia tylko po to, by nie peszyć Nory. Podczas upału
paradował z nagim torsem, kiedy dręczyło go pragnienie, sięgał po piwo. Zachowywał
się tak, jak w danym momencie miał ochotę.
Nora przypomniała sobie jednak, że postanowiła nie dać się sprowokować bez
względu na to, co Eli powie lub zrobi. Wobec tego nigdy więcej nie wpadnie w
panikę, nie zacznie się jąkać i czerwienić. W każdej sytuacji zachowa się z godnością.
Na komplement odpowie uśmiechem, uda, że nie zauważyła dwuznacznych gestów
czy uwag. A przede wszystkim nie będzie za wszystko przepraszać i prosić o
wybaczenie.
Dobrymi chęciami piekło wybrukowane. Kiedy Eli z kubkiem kawy w ręku
podszedł do stołu i usiadł naprzeciwko niej, od razu ogarnęło ją napięcie.
Eli małymi łykami siorbał gorący napój.
- Dobra kawa - zagaił.
- Tak - bąknęła Nora.
- Dolać ci jeszcze trochę?
- Nie, dziękuję.
- A może chcesz bułeczkę? Widzę, że masz pusty talerz.
- Dziękuję, już się najadłam. - Ledwo żywa z napięcia, drżącymi palcami
odwróciła kolejną stronę gazety i udawała, że pochłania ją artykuł o regulacji świateł
na jednym z trzech skrzyżowań istniejących w Kisscount.
- Czy jest tam jeszcze moje ogłoszenie? - spytał Eli. Przez tydzień zawiadamiał
potencjalnych klientów o zmianie adresu swojego warsztatu samochodowego.
- Tak, na trzeciej stronie.
- To dobrze. - Eli dopił kawę, wstał i podszedł do okna. - Pogoda całkiem się
zmienia - zauważył.
R S
- 43 -
- Uhm - mruknęła Nora. Do niedawna ciągle świeciło słońce, ale w nocy
przeszedł front, który przyniósł ze sobą deszcz.
- Nie na długo - dodał Eli. - Przynajmniej tak mówili w wieczornych
wiadomościach. Po południu ma się wypogodzić.
- W gazecie też o tym piszą.
- Szkoda. Lubię deszcz. - Eli zbliżył się do stołu, ułamał kawałek bułki i
wepchnął go do ust. - Jak to miło tuż po przebudzeniu patrzeć na ołowianoszare niebo
i słuchać stukotu kropli uderzających o dach...
Nora nie widzącym wzrokiem wpatrywała się w jedną z kolumn w gazecie.
Nieoczekiwane wyznanie Eliego bardzo ją zaskoczyło.
- Ale jeszcze milej jest w tym samym czasie kochać się niespiesznie, smakując
każdy moment, każde drgnienie ciał...
Za oknem wiatr szumiał w drzewach, strugi deszczu lały się po szybach. Nora
przez chwilę wyobraziła sobie scenę, którą opisał Eli: srebrzysty poblask poranka;
powiewające zasłony, dwie postacie złączone w namiętnym uścisku; jedna potężna, o
spalonej słońcem karnacji, druga drobna i blada...
Z przerażeniem spojrzała na Eliasza. Czyżby domyślił się, co jej chodzi po
głowie? Uśmiechał się tak tajemniczo...
Nora cisnęła gazetę na blat i gwałtownie wstała od stołu.
- Muszę już iść.
Szybkim ruchem zebrała naczynia i zaniosła je do zlewu.
- Uspokój się, Szaraczku. - W głosie Eliego wyraźnie słychać było rozbawienie.
- Dopiero wpół do ósmej. Bibliotekę otwiera się o dziesiątej. Po co ten pośpiech?
- Mówiłam ci, że muszę się zająć dokumentami.
- Wobec tego mam propozycję. Włożę tylko coś na siebie i podwiozę cię do
pracy.
- Nie! - krzyknęła z przerażeniem Nora.
- Dlaczego? - Popatrzył na nią ze zdziwieniem.
- Bo... - Nie dowierzam sobie, kiedy jestem blisko ciebie. Zawsze wtedy robię z
siebie idiotkę, należało odpowiedzieć. - Nie powinieneś zostawiać Chelsea samej w
domu - odparła zamiast tego.
R S
- 44 -
- Nic jej się nie stanie. Za parę minut będę z powrotem. Mogę zresztą napisać
karteczkę, dokąd pojechałem.
- Rozminiesz się z klientem.
- Nie martw się o to.
- Ale ja... Muszę zażyć nieco ruchu!
- Zapomniałaś, że pada?
- Mam parasolkę. - Nora obawiała się, że deszcz już zawsze będzie jej się
kojarzył tylko z jednym. Eli roztoczył przed nią tak sugestywną wizję...
- Słuchaj, skoro nie chcesz, żebym cię podwoził, weź mój samochód i sama
pojedź. Nie będzie mi dziś potrzebny i...
- Wykluczone! Ale dziękuję.
Nora szybko chwyciła torebkę, siatkę z książkami i parasolkę, po czym
pobiegła do drzwi, jakby ją ktoś gonił. W holu usłyszała zdziwiony głos Eliego:
- Szaraczku, co ja takiego powiedziałem?
Przepowiednie meteorologiczne chociaż raz się sprawdziły. Po południu
rzeczywiście zaświeciło słońce i temperatura wzrosła. Eli z trudem upchnął na tylnym
siedzeniu samochodu wielkie kartonowe pudło i otarł pot z czoła.
- Jesteś pewna, że możesz zabrać to wszystko? - zwrócił się do Chelsea.
- Oczywiście. Już ci mówiłam, że zadzwoniłam do Nory do pracy i spytałam,
czy mogę wziąć ze sobą trochę jej rzeczy, bo ja i Sara chcemy się pobawić w
przebierańców. Nora się zgodziła. Żałowała tylko, że pewnie nie zdąży wrócić, żeby
mnie pożegnać, ale kazała pozdrowić Sarę i życzyła nam wesołej zabawy.
Powiedziała, że zobaczymy się jutro i że jeśli ty się zgodzisz i rodzice Sary, to Sara
następnym razem mogłaby nocować u nas.
- Naprawdę pozwoliłaś jej aż tyle powiedzieć? - Eli z trudem tłumił śmiech,
sadowiąc się na miejscu kierowcy.
- No pewnie!
Eli wrzucił pierwszy bieg i samochód wolno potoczył się podjazdem w stronę
bramy. Minęło wpół do szóstej, ale jak na piątkowe popołudnie, ruch na ulicach był
niewielki. Wkrótce zmierzali już w stronę dzielnicy w drugiej części miasta, gdzie
mieszkała Sara wraz z rodzicami.
R S
- 45 -
- Wiesz co? - odezwała się w pewnej chwili Chelsea. - Nora nigdy nie nocowała
u żadnej koleżanki. Czy to nie dziwne?
- Skąd o tym wiesz?
- Spytałam ją i mi powiedziała. Dziadek jej nie pozwalał. „Nie aprobował
podobnych wyczynów". Naprawdę użyła takich śmiesznych słów. Nie zgadzał się
także, żeby ktoś zostawał na noc w Wierzbowym Dworze. Nora tłumaczyła, że był
stary i nie lubił hałasów. Uważał, że dzieci narobią bałaganu i poniszczą wszystkie
rzeczy. Ale ja myślę, że on był po prostu podły. Na wiele rzeczy jej nie pozwalał.
- Naprawdę?
- No. - Chelsea z dezaprobatą skrzywiła nosek. - Nie mogła mieć psa ani kota,
ani nawet złotej rybki. Nie wolno jej było chodzić na basen, bo tam są zarazki.
Dziadek nie pozwalał jej również się malować i umawiać na randki.
Akurat z tym ostatnim zakazem Eli gotów był się zgodzić. Nora, tak całkowicie
nie przystosowana do życia, stałaby się łatwym łupem dla każdego chłopaka choć
trochę pozbawionego skrupułów. Nie zamierzał jednak rozmawiać o tym z córką.
- Ty również się nie malujesz - przypomniał zamiast tego Chelsea.
- Teraz nie, ale później będę mogła. Kiedy zdam do starszej klasy. Sam mi to
obiecałeś, pamiętasz?
Rzeczywiście powiedział coś takiego dwa lata temu, kiedy wydawało mu się, że
jego córka zawsze będzie małym dzieckiem. Teraz miała już dziewięć lat i rosła w
zastraszającym tempie.
- Pamiętam. Ale za to o randkach zapomnij, dopóki nie skończysz... bo ja
wiem? Trzydziestu lat?
- No coś ty! Wtedy będę już całkiem stara, prawie tak jak ty!
- Ale śmieszne - odparł z przekąsem.
- Też tak uważam. - Chelsea miała wyraźnie zadowoloną minę.
Eli skręcił właśnie w ślepą uliczkę i zatrzymał się przed jednym z
nowoczesnych, ładnie położonych domów z tarasem. Zawsze lubił tę okolicę, więc
zdziwiło go, że zaledwie po tygodniu pobytu w Wierzbowym Dworze wszystkie domy
wydały mu się nadmiernie stłoczone jeden obok drugiego.
R S
- 46 -
- Wiesz co? - krzyknęła Chelsea, wysiadając z samochodu. - Jak na starego ojca
jesteś całkiem w porządku. - Chwyciła torbę i pobiegła na spotkanie Sarze. Eli szedł za
córką, dźwigając pudło z ubraniami, śpiwór i poduszkę Chelsea. Przywitał się z matką
Sary i chwilę z nią porozmawiał, obowiązkowo wyrażając zachwyt nad Skręcikiem,
który już wkrótce miał się stać członkiem rodziny Wilderów.
Podczas drogi powrotnej do domu Eliemu przyszło do głowy, że właściwie
powinien wspomnieć Norze o kocie. Choćby po to, by się upewnić, czy nie jest na
przykład uczulona na sierść. Być może nic o tym nie wie, skoro nigdy nie miała
zwierzęcia w domu, ale zapytać nie zaszkodzi.
Jakie to dziwne, pomyślał naraz. Mimo że znał Norę od najmłodszych lat,
dopiero w ciągu ostatnich dni zaczął w niej dostrzegać człowieka. Kiedy dorastali,
była dla niego po prostu przewrażliwionym, śmiesznym Szaraczkiem, wnuczką najbo-
gatszego człowieka w mieście i wspaniałym celem złośliwych ataków. Nigdy się nie
zastanawiał, dlaczego jest taka płochliwa i tak łatwo wyprowadzić ją z równowagi.
Teraz zrozumiał, że jej dzieciństwo, które spędziła w towarzystwie starego, zgorzk-
niałego człowieka, wcale nie było takie łatwe. Może w pewnym sensie równie trudne
jak jego własne. Eliasza wychowywał wiecznie pijany wujek Leo. Chłopiec bardzo się
wtedy starał, by nikt mu przypadkiem nie współczuł. Wmawiał sobie także z uporem,
że nic go nie obchodzi fakt, iż matka porzuciła go i uciekła z jakimś facetem.
Informacje Chelsea na temat Nory dały mu wiele do myślenia.
Jako ojciec starał się zapewnić swojemu dziecku poczucie bezpieczeństwa,
pragnął, by mała miała gdzie zapuścić korzenie. Dlatego właśnie, kiedy wuj Leo
nieoczekiwanie zostawił mu w spadku warsztat samochodowy w Kisscount,
postanowił opuścić Seattle i przenieść się tam na stałe. Czuł, że to spokojne
miasteczko, z jego zżytą społecznością, będzie najlepszym miejscem do życia dla
Chelsea, która po pięciu latach tułaczki z matką najbardziej ze wszystkiego pragnęła
stabilizacji. To również spowodowało, że mimo przeciwieństw losu Eli zdecydował
się pozostać w Kisscount i ze wszystkich sił walczył o odtworzenie straconego
dobytku.
Wuj Leo wspomniał kiedyś, iż po nagłej utracie żony i syna stary Arthur Brown
dostał lekkiego pomieszania zmysłów. Eli spróbował teraz wczuć się w sytuację małej
R S
- 47 -
dziewczynki, zmuszonej żyć z takim człowiekiem w ogromnym, odizolowanym od
reszty świata domu, nieustannie pouczanej, jak ma się zachowywać, pozbawionej
towarzystwa przyjaciół, a nawet radości obcowania ze zwierzętami.
W świetle tych faktów nie dziwiło nieśmiałe zachowanie Nory, jej
wyobcowanie i nadwrażliwość. Dziwne było raczej to, że na przekór złym
doświadczeniom miała aż tak dobry charakter.
Mimo nawału zajęć Eliasz zdołał zwrócić uwagę, że jego nowa żona jest
naprawdę dobra dla Chelsea, lubi dziewczynkę, cieszy ją czas spędzany w jej
towarzystwie. Okazało się również, że nie ma żadnych nawyków zrzędliwej starej
panny, o co ją wcześniej podejrzewał. Nim zamieszkał w Wierzbowym Dworze,
obawiał się, że Nora będzie przeżywać tragedię z powodu takich drobiazgów, jak
walające się po podłodze papierki po lodach czy podeptane kwiatowe grządki.
Nic podobnego jednak nie miało miejsca. Przeciwnie, zdawała się lubić
zamieszanie, jakie wniosła do jej domu pełna życia dziewięcioletnia dziewczynka i w
pełni akceptowała jej zachowanie.
Któregoś wieczoru po powrocie z pracy Eli zastał Norę pomagającą Chelsea i
Sarze rozpinać między drzewami namiot z prześcieradeł. Nora była boso, miała
rozwiane włosy i śmiała się przy tym tak radośnie, jakby sama nie skończyła więcej
niż dziesięć lat. Oczywiście na widok Eliasza śmiech uwiązł jej w gardle, zaczęła się
jąkać i przepraszać, że żyje.
Przypomniał sobie, jak zakończyło się ich dzisiejsze poranne spotkanie, i
zrobiło mu się przykro. W końcu tylko trochę sobie pożartował. Szkoda, że z tego
powodu Nora musiała niepotrzebnie moknąć. Eli naprawdę nie przypuszczał, że
właśnie w pierwszy deszczowy dzień zademonstruje mu swój upór.
Wjeżdżając na parking przed bankiem, przyznał sam przed sobą, że mimo
wszystko wolałby w przyszłości nie czuć się tak podle jak teraz.
Tylko co powinien zrobić, żeby tego uniknąć?
Nora podniosła ciężką siatkę z książkami i zamknęła drzwi biura.
- Wychodzę, Andreo - powiedziała do asystentki.
- Już? - Młoda blondynka wydęła wargi, unosząc wzrok znad ekranu
komputera.
R S
- 48 -
Nora darowała sobie uwagę, że jest już po szóstej i powinna była opuścić
bibliotekę ponad dwie godziny temu. Widząc na ekranie jakąś grę, nie wspomniała
również o tym, że służbowy komputer nie służy do zabawy.
- Czy potrzebujesz czegoś ode mnie? - zwróciła się do Andrei.
- Raczej nie. - Młoda dziewczyna znowu wydęła wargi.
- Wobec tego do jutra.
- Dobranoc, pani Wilder. - Andrea uśmiechnęła się słodko.
Nora nie lubiła, kiedy ktoś tak się do niej zwracał. Wyjaśniła przecież
wszystkim, że z powodów służbowych zachowała panieńskie nazwisko, ale prawie
nikt nie zwrócił na to uwagi.
Zrezygnowana, machnęła ręką. Zrozumiała, że dla mieszkańców Kisscount już
na zawsze pozostanie „panią Wilder", nawet w wiele lat po rozwodzie.
Poszła do szatni, wzięła wózek na zakupy i wyszła na ulicę.
Po klimatyzowanych salach biblioteki temperatura na dworze wydawała się
wysoka jak w piecu. Wczesnowieczorne słońce tak oślepiło Norę, że musiała
przymknąć oczy. Zaczęła szukać w torebce okularów, ale nie mogła ich znaleźć. Jak
pech, to pech. Zrezygnowana, ruszyła w stronę supermarketu z nadzieją, że zdoła
sobie przypomnieć, co miała kupić, bo lista z zakupami oczywiście gdzieś się
zapodziała.
Nora nigdzie się nie spieszyła. Powoli przechadzała się między sklepowymi
półkami, wrzucając do wózka kolejne produkty. Potem równie wolnym krokiem
ruszyła w stronę kasy. Zdawała sobie sprawę, że od chwili gdy Chelsea zatelefonowała
do niej i powiedziała, że spędzi tę noc u Sary, zaczęła bać się powrotu do domu.
Powodem jej obaw był oczywiście Eli.
Nora nie wiedziała tylko, czego boi się bardziej: tego, że spotka go w domu,
czy też, że go tam nie zastanie. W końcu formalna żona nie była żadną przeszkodą,
aby taki atrakcyjny mężczyzna jak on spędził piątkowy wieczór w jakimś interesu-
jącym towarzystwie. Perspektywa jego nieobecności powinna ją cieszyć, gdyż
uniknęłaby wtedy kolejnych zaczepek czy złośliwych uwag. Z bliżej nie wyjaśnionych
powodów jej radość nie była jednak zbyt wielka.
R S
- 49 -
Zapłaciła za kupione artykuły, przepakowała rzeczy do swojego wózka i wyszła
na ulicę.
Po przejściu kilkunastu metrów przystanęła nagle. Pomyślała, że cierpi na
halucynacje, zobaczyła bowiem tuż przed sobą zaparkowany przy krawężniku
samochód Eliego. Właściciel, oparty niedbale plecami o drzwiczki, spojrzał na nią
poprzez szkła przeciwsłonecznych okularów.
- Zrobiłem ci niespodziankę, prawda, Szaraczku? Nora mocniej zacisnęła dłoń
na uchwycie wózka.
- Skąd się tu wziąłeś? - spytała słabym głosem.
- Załatwiałem coś w banku, a potem pomyślałem, że wpadnę do biblioteki i
sprawdzę, czy skończyłaś już pracę. Jadąc tam, zauważyłem, że wchodzisz do
supermarketu, więc postanowiłem na ciebie poczekać. Nie rób takiej przerażonej
miny!
- To... to nie o to chodzi... Po prostu... nie spodziewałam się ciebie... tutaj...
Eli podszedł do niej tak blisko, że dzielił ich tylko wózek na zakupy.
- Wobec tego możesz uznać, że to twój szczęśliwy dzień.
Nora nic nie odpowiedziała, ale po jej twarzy przemknął jakiś cień. Eli
zastanowił się nad swoimi słowami.
Popatrzył uważnie na Norę. Miała poplamione tenisówki, zrolowaną do pół
łydki podkolanówkę, potargane włosy. Wyraźnie oczekiwała od niego jakiejś złośliwej
uwagi na ten temat.
- Nie martw się, jeśli nawet nie był najlepszy. Na szczęście już się kończy -
pocieszył ją.
Nora uniosła głowę i spojrzała Eliemu prosto w oczy. Dlaczego nagle zaczął
być dla niej miły? Wzrok miał tak nieprzenikniony, że niczego nie mogła z niego
odczytać. Eli wzruszył ramionami, wziął od niej wózek i załadował go do samochodu.
Potem otworzył przed Norą drzwi od strony pasażera.
- Jedziemy do domu - powiedział, widząc jej wahanie. - Obiecuję, że po drodze
cię nie zgwałcę.
W tym momencie Nora poczuła się jak ostatnia idiotka. To w końcu nie wina
Eliego, że jego bliskość doprowadzała ją do takiego dziwnego stanu.
R S
- 50 -
- W porządku - powiedziała.
Eli zamknął za nią drzwi, obszedł samochód dokoła i zajął miejsce kierowcy.
Cieszył się, że Nora zgodziła się z nim jechać. Przez chwilę naprawdę się obawiał, że
mu odmówi i z uporem będzie pchała do domu wózek z zakupami.
Oczywiście, gdyby miała na to ochotę, to jej sprawa. Nie musiał jej pomagać,
ale wolał to zrobić ze względu na to, co inni powiedzą. Mógł sobie wyobrazić, co by
się działo, gdyby ktoś zobaczył, jak Nora sama taszczy zakupy, a on rozbija się
samochodem. Ludzkie gadanie niewiele go, co prawda, obchodziło, ale zależało mu na
dobrej opinii ze względu na Chelsea.
- Słuchaj, Szaraczku, jeśli w przyszłości będziesz chciała zrobić zakupy w
supermarkecie, uprzedź mnie, to dam ci samochód.
- Dziękuję, ale... - Zamilkła i nagle się zaczerwieniła. - Dziękuję - powtórzyła.
- W porządku. Czy mogłabyś teraz zapiąć pas?
Nora pokiwała głową i zaczęła mocować się z metalowym zaczepem, który
nijak nie chciał wskoczyć na swoje miejsce.
- Pomogę ci - zaproponował Eli i pochylił się w jej stronę.
- Nie trzeba, sama to zrobię! - Nora uniosła rękę, która w tym samym
momencie wylądowała na ramieniu Eliego.
Poczuł przyjemne ciepło, rozchodzące się po jego ciele. Kto by pomyślał: taki
niewinny dotyk... Nora cofnęła się gwałtownie. Wyglądała jak spłoszony mały
zajączek, od którego wzięło się jej przezwisko.
- Przepraszam - szepnęła słabiutkim głosikiem. - N...naprawdę nie ch...chciałam
c...cię d...dotknąć.. T...to był p...przypadek.
- Oczywiście. - Przecież nie podejrzewał, że próbowała go uwieść. A właściwie
czemu nie... Wyobraził sobie, że Nora ujmuje jego twarz w swoje dłonie, dotyka
miękkimi wargami ust...
Dlaczego chodzą mi po głowie takie myśli? - żachnął się natychmiast. Szybko
zapiął pas Nory, potem swój, wrzucił bieg i ruszył.
- Kobiety stale mnie dotykają. Jestem do tego przyzwyczajony - nie mógł się
powstrzymać od drobnej złośliwości.
Podczas jazdy żadne z nich nie powiedziało już więcej ani słowa.
R S
- 51 -
Kiedy dojechali do domu, Nora natychmiast wbiegła do środka, jakby ją ktoś
gonił. W tym momencie Eli uświadomił sobie, że zapomniał porozmawiać z nią o
kocie.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Jedną z niewielu rzeczy, jakie zostały Norze po ojcu, był duży domek na
drzewie umieszczony między konarami olbrzymiego dębu, rosnącego na tyłach
posiadłości. Niegdyś był jej umiłowanym azylem, miejscem, dokąd uciekała przed
krytycznym okiem dziadka, by oddawać się ulubionej rozrywce: marzeniom na jawie.
Nie odwiedzała jednak domku przez ponad dziesięć lat, dopóki ostatnio w jej życiu nie
pojawiła się Chelsea.
Dziewięcioletnią dziewczynkę zachwyciła wspaniała budowla. W ciągu
pierwszego tygodnia pobytu w Wierzbowym Dworze z pomocą Nory doprowadziła
domek do porządku: wyrzuciła ze środka pajęczyny i stare gniazda wiewiórek, zmiotła
liście i sosnowe igły z odkrytej werandki. Potem wspólnie umyły szyby w oknach,
wymieniły przepalone żarówki (w domku był nawet prąd, doprowadzony kablem z
Wierzbowego Dworu), a na koniec, korzystając z ręcznego dźwigu, wciągnęły na górę
niezbędne wyposażenie. Po tych zabiegach domek na drzewie nadawał się znowu do
użytku, chociaż dach ciągle wymagał naprawy, a ściany aż się prosiły o świeżą farbę.
Ostatnio stało się zwyczajem, że spotykały się tam po powrocie Nory z pracy.
Czasami po prostu wyciągały na werandkę materace i leżąc, gapiły się w błękit nieba,
prześwitujący pomiędzy liśćmi dębu. Innym razem czytały lub jadły jakąś przekąskę,
która pomagała im przetrwać do kolacji. Zdarzało się też, że prowadziły rozmowy o
wszystkim, co tylko im przyszło do głowy.
Dziś rozkoszowały się po prostu łagodnymi promieniami słońca. Trwał jeden z
tych spokojnych letnich dni, kiedy ciszy nie zakłóca nic poza brzęczeniem owadów i
słodkim śpiewem ptaków.
- Masz włosy takie długie jak królewna - zachwycała się Chelsea, czesząc Norę.
- Dlaczego nigdy ich nie rozpuszczasz?
R S
- 52 -
- Splątałyby się i wyglądały nieporządnie.
Chelsea nie była o tym przekonana. Delikatnie rozdzieliła gęste pasma na trzy
części i zaczęła zaplatać je w warkocz.
- Czy chciałaś je kiedyś obciąć?
- Marzyłam o tym zawsze, kiedy byłam młodsza.
- Czemu więc tego nie zrobiłaś?
- Dziadek mi na to nie pozwolił. Twierdził, że powinnam nosić długie włosy, bo
są bardziej kobiece.
- Nieprawda - parsknęła Chelsea. - Eli ma dłuższe włosy niż ja, a wcale nie jest
kobiecy.
- Masz rację. - Na wzmiankę o Elim Nora poczuła znajomy ucisk w żołądku.
Od czasu ich wspólnego powrotu do domu z supermarketu wszystko między nimi
pozostało niby bez zmian, ale pojawiło się jakieś nieokreślone napięcie, którego
przedtem nie było. Nora łamała sobie głowę, co też mogło je spowodować, jednak nie
wpadła na żaden sensowny pomysł. Przecież nie chodziło o ich przypadkowy, krótki
kontakt fizyczny, który nie mógł mieć dla Eliasza żadnego znaczenia. Sam powiedział,
że kobiety ciągle go dotykają i jest do tego przyzwyczajony.
- I wiesz co? - Chelsea najwyraźniej zamierzała drążyć temat. - Skoro kiedyś
chciałaś mieć krótkie włosy, to powinnaś teraz je obciąć. Właśnie dlatego fajnie jest
być dorosłym, że można robić to, na co ma się ochotę.
- Chyba tak - odparła odruchowo Nora - ale to wcale nie takie proste.
- Dlaczego? - Chelsea nie była o tym przekonana. - Coś cię powstrzymuje?
Nora zamyśliła się. Tym czymś, co hamowało jej działania, była wewnętrzna
blokada, której nie umiała się pozbyć. Nie miała czasu dłużej się nad tym zastanawiać,
gdyż z dołu dobiegł właśnie znajomy głos.
- Chelsea, jesteś tam?
- To tatuś! - zawołała dziewczynka. Szybciutko zawiązała wstążkę na końcu
warkocza Nory i podbiegła do balustrady. - Jestem, jestem! Co ty tu robisz?
- Przyszedłem z propozycją. Chciałabyś pójść ze mną na kolację?
- Czy muszę się przebierać?
R S
- 53 -
- Niekoniecznie, jeśli nie chcesz. Raczej nie wybierzemy się do bardzo
ekskluzywnej restauracji, bo właśnie oddałem smoking do pralni.
- Ech, ty żartownisiu - zachichotała Chelsea. - Zaraz schodzę do ciebie. Czy
Nora mogłaby pójść z nami?
- Chelsea, daj spokój - szepnęła Nora, kręcąc głową. Dziewczynka zignorowała
jej protest, czekając na odpowiedź ojca.
Po chwili znaczącego milczenia Eli w końcu się odezwał.
- Jasne, jeśli będzie miała ochotę. Nie wiadomo tylko, kiedy wróci do domu...
- Przecież ona jest tutaj! - odparła Chelsea takim tonem, jakby obecność Nory w
domku na drzewie była czymś oczywistym. - Schodzimy na dół. Zobaczysz, będzie
fajnie - zwróciła się do macochy.
- Kochanie, nie sądzę...
- Tak bardzo cię proszę... Naprawdę chcę, żebyś z nami poszła.
Nora ugięła się pod błagalnym spojrzeniem Chelsea.
- Zgoda, może...
- Super! - Rozradowana Chelsea podniosła klapę w podłodze werandy,
postawiła nogi na szczeblu drabiny i szybciutko zeszła na ziemię.
Nora natychmiast pożałowała danej obietnicy, ale wiedziała, że nie może się już
wycofać. Wyjrzała przez klapę i zobaczyła, że Chelsea i jej ojciec czekają na nią.
Zacisnęła usta i zaczęła schodzić po drabinie.
Znowu miała powód, by wyrzucać sobie brak odwagi, który nie pozwolił jej
wcześniej zrobić tego, na co miała ochotę. Zamiast włożyć szorty, kupione z myślą o
noszeniu w domku na drzewie, ubrała się tak, jak zdaniem większości szanowanych
obywateli powinna się ubierać kobieta w jej wieku, czyli w sukienkę. Pocieszała ją
tylko myśl, że stojący poniżej Eli na pewno nie speszy się na widok damskich
majtek...
- Dokąd pojedziemy? - spytała ojca Chelsea, przyklękając, by zawiązać
sznurowadła.
- A dokąd byś chciała? - Eli z uwagą obserwował schodzącą po drabinie Norę.
- Do „Pętli"! - krzyknęła, zgodnie z przewidywaniem ojca.
R S
- 54 -
„Pętla" była jednym z typowych amerykańskich barów dla zmotoryzowanych,
gdzie zamówione jedzenie przynoszą klientom na tacy do samochodu i podają przez
okno poruszające się na rolkach kelnereczki uczesane w koński ogon. Od chwili za-
łożenia, czyli od początku lat pięćdziesiątych, bar cieszył się nie słabnącą
popularnością, zwłaszcza wśród dzieci i młodzieży. Wszystkie nastolatki uważały, że
posilanie się właśnie tam należy do dobrego tonu, i Chelsea nie była wyjątkiem.
- Tego się spodziewałem. - Wiatr podwiał do góry rąbek sukienki Nory i Eli
wytężył wzrok, by dojrzeć, co też ona ma pod spodem. Kiedy się zorientował, co robi,
gwałtownie odwrócił głowę.
Z pewnością nie obawiał się doznać tego, co w ubiegły piątek. Natychmiast po
fakcie wytłumaczył sobie, że jego reakcja nie miała żadnego związku z Norą;
podobnie zareagowałby na bliskość każdej kobiety. W końcu przez całą wiosnę ciężko
pracował, by latem móc spędzić urlop z Chelsea, potem był pożar wraz ze wszystkimi
jego następstwami. W tej sytuacji w ciągu tych kilku miesięcy, które poprzedzały
nieoczekiwany ożenek, nie miał czasu na żadne romanse, nic więc dziwnego, że w wy-
poszczonym ciele obudziło się pożądanie. Teraz, kiedy się nad tym zastanowił,
doszedł do wniosku, że również jego zachowanie po zakończeniu ceremonii ślubnej i
zachwyt nad włosami Nory były jedynie reakcją na nie zaspokojone potrzeby seksu-
alne.
Oczywiście, tylko o to chodziło, uspokoił sam siebie. Na szczęście znalazł
rozwiązanie problemu. Odkąd lepiej poznał Norę, nie wchodziło w rachubę, by
traktował ją podobnie jak przed laty, czy nawet tuż przed i po ślubie, postanowił więc,
że będzie się zachowywał tak, jakby była jego młodszą siostrą. Przestanie myśleć o
niej jak o kobiecie. Otoczy ją należytą opieką i od czasu do czasu trochę jej
nieszkodliwie podokucza, bo przecież wszyscy starsi bracia tak postępują.
- Eli! Pojedziemy tam czy nie?
Okrzyk zniecierpliwionej Chelsea przerwał jego rozważania.
- Może warto najpierw zapytać Norę, na co ona miałaby ochotę - zauważył
Eliasz.
- Słusznie! Noro, gdzie chciałabyś zjeść kolację?
- Ja... Sama nie wiem... Może w ogóle nie powinnam nigdzie iść...
R S
- 55 -
- Dlaczego? - dociekała Chelsea.
- No cóż, pewnie pani Barnes przygotowała coś do jedzenia.
- Na dzisiejszy wieczór dałem jej wychodne - wtrącił od niechcenia Eli.
- Naprawdę? Ale...
- Nie denerwuj się niepotrzebnie, Szaraczku. Wcale jej nie obraziłem. Nie
kwestionowałem jej umiejętności kulinarnych, wspomniałem tylko, że pewnie jest
zmęczona staniem przy kuchni i powinna trochę odpocząć. Naprawdę była
zadowolona.
- Chcę iść do „Pętli" - przypomniała ojcu Chelsea. - Zgadzasz się, Noro?
- Tak, możemy tam iść.
- No to na co czekamy? Jazda!
Dziewczynka rączo pomknęła między drzewami do samochodu, dorośli poszli
za nią, nieco wolniejszym krokiem.
- Jak ci minął dzień? - zagadnął Norę Eli. - Odnalazłaś tę zaginioną paczkę
książek?
Tak mógłby rozmawiać brat z siostrą, pochwalił sam siebie w myśli.
Nora przez chwilę nie wiedziała, co odpowiedzieć. Od kiedy to Eli interesuje
się jej sprawami?
- Tak, została pomyłkowo wysłana do biblioteki w King's Count w stanie Idaho.
- Aha.
Szli teraz żwirowaną ścieżką, z obu stron porośniętą białymi i różowymi
kwiatami. Nora zwilżyła wargi.
- A... co u ciebie? Naprawiłeś samochód pani Jenkins?
- Tak, to nie było nic poważnego. Musiałem podokręcać świece i ustawić
rozrząd. - Spojrzał na Norę ze zdziwieniem. - Skąd wiedziałaś, że zajmuję się tym
wozem?
- Pani Jenkins zajrzała wraz z córką do biblioteki i coś o tym wspomniała.
To rzeczywiście małe miasto, pomyślał Eli. Wieści szybko się rozchodzą.
Chelsea czekała już przy samochodzie. Eli otworzył drzwi po stronie pasażera i
zajął miejsce kierowcy.
R S
- 56 -
- Podoba mi się to uczesanie - rzucił od niechcenia, patrząc na warkocz Nory. Z
zadowoleniem stwierdził, że rumieniec zabarwił jej policzki.
- Fantastyczne, prawda? - Chelsea wierciła się na tylnym siedzeniu.
- Siedź spokojnie i zapnij pas, bo nigdzie nie pojedziemy - zagroził Eli.
- Założę się, że kiedy byłeś mały, nikt ci nie kazał zapinać tych głupich pasów -
odparła z niezadowoleniem Chelsea. - A ty musiałaś zapinać pasy, Noro?
- Nie pamiętam zbyt dobrze, bo rzadko dokądś wyjeżdżałam. Ale na pewno
musiałam.
Chelsea położyła ręce na ramionach Nory.
- Dlaczego rzadko wyjeżdżałaś? - dopytywała się.
- Z wielu powodów. Dziadek nie lubił opuszczać domu, a jeśli już dokądś się
wybierał, wolał, żeby ktoś go tam zawiózł i zwykle nie wypadało, żebym mu
towarzyszyła.
- Raczej nie polubiłabym twojego dziadka - oświadczyła dziewczynka.
- Chelsea... - mruknął ostrzegawczym tonem Eli.
- Nic się nie stało - uspokoiła go Nora. - Dziadek naprawdę miał trudny
charakter. Trzeba jednak pamiętać, że stracił żonę i syna. Od tamtej pory na dnie jego
duszy czaił się wielki smutek.
Właśnie dojechali do „Pętli". Mimo iż był dzień powszedni, w barze panował
tłok. Eli zaczął się rozglądać za miejscem do zaparkowania samochodu. Wypatrzył
wolną przestrzeń, wprowadził tam corvettę i wyłączył silnik. Nora z zaciekawieniem
rozglądała się dokoła, jakby była tu po raz pierwszy w życiu.
Eli odpiął pasy i odwrócił się do Chelsea.
- Czy wiesz, co chcesz zamówić?
- Jasne! Hamburgera, frytki i koktajl orzechowy.
- Byłem tego pewien - westchnął Eli. - A ty? - spytał Norę.
Zaskoczona nieco, oderwała wzrok od kolorowej reklamy i zaczęła studiować
menu. Wybór dań był spory, więc minęło trochę czasu, nim się na coś zdecydowała.
Eli wcisnął guziczek sygnalizatora przywołującego kelnerkę. Podjechała do
nich młoda dziewczyna na rolkach, przyjęła zamówienie i szybko się oddaliła.
R S
- 57 -
- Popatrzcie, tam są Josh i Tracy, i jeszcze inni koledzy! - zawołała Chelsea,
wpatrując się w plac zabaw. - Gramy w jednej drużynie baseballowej - zwierzyła się
Norze. - Trenują nas Eli i Joe, tata Josha, bo nikt inny nie miał na to ochoty. Czy mogę
iść się pobawić? - spytała ojca.
- Możesz, tylko nie odchodź zbyt daleko, żebym mógł cię zawołać, kiedy
dostaniemy jedzenie.
- Dobrze! - Chelsea wysiadła z samochodu i pobiegła w stronę rówieśników.
Nora westchnęła ciężko, świadoma, że teraz pozostała w małej przestrzeni auta
sam na sam z Elim. Zapanowało niezręczne milczenie. Nora zastanawiała się
gorączkowo, w jaki sposób je przerwać.
- Często tu przyjeżdżasz? - zapytała w końcu Eliasza.
- Teraz już nie, ale kiedy byłem w wieku Chelsea, stale tu jadałem. Wuj nie był
najlepszym kucharzem. Nie wiem, czy pamiętasz, że ten lokal należy do rodziców
Joego Rawlinsa, ojca Josha.
Nora tego akurat nie pamiętała, za to doskonale pamiętała Joego. W szkole
średniej należał do paczki Eliasza. Był to wysoki, potężny chłopak, który rzadko się
odzywał. O ile sobie przypominała, rozwiódł się z matką Josha i ponownie ożenił.
- Nie wiem, skąd państwo Rawlinsowie mieli do nas tyle cierpliwości. Ja i Joe
przejadaliśmy chyba cały ich zarobek.
- To miło, że cię przygarnęli. Przykro mi, że twój wuj niewiele się tobą
zajmował - powiedziała ciepłym tonem Nora.
- Nie było tak źle. Przynajmniej nikt mi nie dyktował na każdym kroku, tak jak
tobie, jak mam się zachowywać.
- Skąd ci to przyszło do głowy? - spytała zaskoczona Nora.
- Nie wiem - odparł. - Ludzie gadają to i owo. Czasami Chelsea coś opowie...
- Rozumiem... - Nora popatrzyła na grupkę dzieci, które z zapałem kręciły
kołem karuzeli, a ich głośne śmiechy rozbrzmiewały w powietrzu. - Nie zdawałam
sobie sprawy... to znaczy, rozmawiałyśmy o różnych rzeczach, ale... - Westchnęła i
uśmiechnęła się żałośnie. - Naprawdę jestem niemądra. Przecież Chelsea musiała się
zorientować, że moje dzieciństwo było... nietypowe. Mała jest bardzo bystrym
dzieckiem.
R S
- 58 -
- Masz rację. Czasami aż nadto spostrzegawczym. Doskonale potrafi pokonać
kogoś jego własną bronią, jeśli jej na czymś zależy.
Przez chwilę popatrzyli sobie w oczy z pełnym zrozumieniem. Nora
uśmiechnęła się ledwo dostrzegalnie.
- Zauważyłam. Tobie to nie przeszkadza? - spytała z zaciekawieniem.
- Nie chcę jej psuć, ale niech sobie raz na jakiś czas uporządkuje świat po
swojemu. Pierwsze pięć lat życia naprawdę miała ciężkie. Jej matka nie postępowała
właściwie, a Chelsea musiała za to płacić.
- Ale ty jej rekompensowałeś doznane krzywdy. Przecież byłeś przy niej -
stwierdziła Nora.
- Niezupełnie.
- Och! Żyłeś z żoną w separacji?
- Coś w tym rodzaju.
Nora zagryzła wargę. Kontrast, który dostrzegła między nonszalanckim tonem
głosu Eliego a smutkiem wyzierającym z jego oczu, bardzo ją zaintrygował.
- Za to teraz jesteś z córką - pocieszyła go. - To najważniejsze. Jako ojciec
sprawdzasz się znakomicie.
- Dziękuję za dobre słowo. - Eli uśmiechnął się niepewnie. - Prawdę mówiąc,
przeważnie jednak działam po omacku.
- Nieważne, skoro przynosi to świetne rezultaty. - Nora popatrzyła na plac
zabaw. Chelsea śmiała się radośnie, kiedy huśtawka coraz wyżej unosiła ją w górę. -
To wspaniałe dziecko, a ty... ty jesteś świetnym ojcem.
Eliasz spojrzał na nią z wyraźnym zaskoczeniem. Nora zaczerwieniła się,
uświadamiając sobie, co przed chwilą powiedziała. Na szczęście zanim Eli zdążył
skomentować jej słowa, do samochodu podjechała na rolkach skąpo odziana
rudowłosa kelnereczka, przywożąc im zamówione potrawy.
- Witaj, Eli! - zawołała radośnie, podając przez okno tacę wypełnioną
jedzeniem. - Z daleka wydawało mi się, że to ty.
- Cześć, Mel. Zachciało ci się pojeździć dziś na rolkach?
- Któraś z kelnerek zachorowała i musiałam ją zastąpić. Ostatnio często się to
zdarza. A co u ciebie?
R S
- 59 -
- Dziękuję, wszystko gra.
- Od paru tygodni nie zaglądałeś do nas.
- Byłem zajęty - odparł Eli bez zająknienia.
- Słyszeliśmy to i owo. - Kelnerka z zainteresowaniem przyjrzała się Norze. -
To twoja żona? - Nie czekając na odpowiedź, uśmiechnęła się przyjaźnie i
powiedziała: - Jestem Melania Rawlins. Podobno chodziłaś do szkoły z Joem, moim
mężem.
- Ach, tak. - Nora zdziwiła się nieco, że ta ładna, pełna energii kobieta jest żoną
jej mrukowatego kolegi, ale nie dała po sobie poznać zaskoczenia. - Na imię mam
Nora.
- Wiem. - Uśmiech Melanii stał się jeszcze bardziej serdeczny. - Joe
wspominał, że pracujesz w miejskiej bibliotece.
Nora pokiwała głową.
- Tam jeszcze nie byłam - ciągnęła Melania. - Prawdę mówiąc, nie jestem
zagorzałą czytelniczką. Może poleciłabyś mi jakąś ciekawą lekturę?
- Z przyjemnością.
- Cieszę się. Chociaż to małe miasto, nie zdążyłam zawrzeć zbyt wielu
przyjaźni. Moglibyśmy czasem wybrać się gdzieś we czworo. Nareszcie miałabym
pretekst, żeby zamienić ten strój na jakąś porządną sukienkę.
- Co powiesz na udział w balu fundatorów, który co roku organizują sponsorzy
biblioteki? - zaproponowała ostrożnie Nora. - O...oczywiście, to może być dla ciebie
zbyt oficjalna impreza... - wycofała się natychmiast.
- Niezły pomysł. - W oczach Melanii pojawił się błysk zainteresowania. - Czy
wy się tam wybieracie?
- Och, nie. To jest... - Nora popatrzyła bezradnie na Eliego.
- Jeszcze nie podjęliśmy decyzji - odparł zdawkowo.
- Nie szkodzi. Pogadamy o tym w sobotę podczas meczu. Będziesz na nim,
prawda? - spytała Mel Eliego. - Wiesz, jaki jest Joe. Dzieciaki boją się jego srogiej
miny.
- Będę - odparł Eli.
Rozległ się dźwięk brzęczyka, przymocowanego do fartuszka Melanii.
R S
- 60 -
- Muszę zmykać. Mam następne zamówienie. Życzę wam smacznego. Powiem
Chelsea, że jedzenie podane. Aha, tobie też radzę przyjść na ten mecz - zwróciła się do
Nory. - Podopingujemy dzieciaki, a przy okazji lepiej się poznamy. - Melania
uśmiechnęła się i odjechała.
Eliasz zauważył, z jakim rozmarzeniem Nora śledziła wzrokiem oddalającą się
na łyżworolkach Mel.
- Miła dziewczyna, prawda? - zagadnęła z uśmiechem.
- Taak. - Eli darzył żonę kolegi szczerą sympatią, mimo to uważał, że jej
nadmierna żywotność bywa czasem męcząca dla otoczenia.
- Widać, że bardzo lubi ciebie i Chelsea.
- Tak sądzę. - Lubi również czynić zamieszanie, pomyślał. - Słuchaj, jeśli
chodzi o mecz...
- Nie ma sprawy - odparła szybko Nora. - Wiem, że było to jedynie
grzecznościowe zaproszenie.
- Tak sądzisz?
- Nieważne. Nie oczekuję, że mnie ze sobą zabierzesz. Wspólne życie
towarzyskie jednak skomplikowałoby nasze... późniejsze relacje. Poza tym co ludzie
by pomyśleli?
Eliasz wiedział, że Nora ma rację, choć nie miało to nic wspólnego z niczyją
opinią. Tym najmniej się przejmował. Zgadzał się jednak z Norą, że włączenie się do
towarzystwa jako para małżeńska pokomplikowałoby ich sprawy. Mimo to wizja Nory
spędzającej czas samotnie w domu nagle przestała mu odpowiadać. Pomyślał chwilę,
po czym oświadczył spokojnym tonem:
- Przykro mi, że nie chcesz iść na mecz. Twoja obecność byłaby dla Chelsea
dużym przeżyciem, ale rozumiem twoją niechęć do takiej imprezy.
- Moją niechęć? Też masz pomysły. Chyba mnie źle zrozumiałeś. Chodzi o to...
- To znaczy, że pójdziesz z nami? - przerwał jej Eli.
- Tak, jeśli naprawdę uważasz...
- Wspaniale! Wobec tego jesteśmy umówieni. - Sięgnął po frytki i kilka
serwetek, po czym wręczył je Norze. - Warto zabrać się do jedzenia, nim to wszystko
wystygnie.
R S
- 61 -
- Dziękuję - odparła Nora. Znowu poczuła się zakłopotana łatwością, z jaką Eli
potrafił zmienić temat.
- Smacznego. - Podał Norze cheeseburgera, po czym ugryzł mały kawałek
swojej porcji. Przełknął ślinę i spytał od niechcenia: - Co myślisz o kotach?
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Był piękny letni dzień. Pokryte śniegiem szczyty Gór Kaskadowych lśniły w
oddali na tle błękitnego nieba, leżące u ich stóp doliny pyszniły się bujną, świeżą
zielenią. W miejskim parku w Kisscount odbywały się dwa mecze dziecięcych
zespołów baseballowych, oba w tym samym czasie. Do uszu Eliasza i Joego Rawlinsa,
którzy stali w pobliżu schronienia dla graczy prowadzonej przez nich drużyny, co i
rusz dobiegały okrzyki z drugiego boiska..
- Powiedz w końcu, co cię gryzie - poprosił Eli swojego przyjaciela. Napięcie,
które narastało między nimi już od paru dni, stało się w końcu nie do zniesienia. Ich
drużyna wygrywała i w tym momencie powinni dopingować ją radośnie i cieszyć się
jej sukcesem, tymczasem stali obok siebie z ponurymi minami.
- Zgoda, skoro nalegasz - odparł Joe.
Ci, którzy nie znali bliżej tego potężnego, ciemnowłosego i ciemnookiego
mężczyzny, uważali go za twardziela. Jedynie najbliżsi, a wśród nich i Eli, wiedzieli,
że jest łagodny jak baranek.
- Dlaczego nic nam nie powiedziałeś, że wpadłeś w tak poważne tarapaty
finansowe? - zwrócił się do Eliasza z wyrzutem w głosie. Widać było jednak, że ta
rozmowa go onieśmiela. - Raz tylko w rozmowie telefonicznej wspomniałeś o
kłopotach z towarzystwem ubezpieczeniowym, ale do głowy mi nie przyszło, że
naprawdę grozi ci bankructwo. Przecież wiesz, że ja i Mel natychmiast byśmy ci
pomogli. Nie musiałeś zaraz żenić się z tą tam. - Wskazał oczami Norę, która siedziała
na trybunach obok Melanii.
- Naprawdę sądzisz, że ożeniłem się z nią dla pieniędzy? - spytał, sącząc powoli
słowa, Eli.
R S
- 62 -
On i Joe poznali się w pierwszej klasie. Wtedy właśnie Joe stanął po jego
stronie, kiedy trzech czwartoklasistów pozwoliło sobie na wygłaszanie zasłyszanych
gdzieś niewybrednych opinii na temat matki Eliego. Od tamtej pory obaj chłopcy byli
najlepszymi przyjaciółmi. Eli bardzo się liczył z opinią Joego; tak naprawdę tylko
zdanie Rawlinsa i Chelsea miało dla niego jakiekolwiek znaczenie.
- No nie, źle mnie zrozumiałeś - plątał się Joe. - Chodzi o to... Jesteśmy
przyjaciółmi czy nie, do licha? Przyjaciele pomagają sobie nawzajem. Powinieneś był
do mnie się zwrócić.
- Powiedzmy, że bym ci powiedział o swoich kłopotach. Co byś wtedy zrobił?
Wziąłbyś pożyczkę pod zastaw domu? Pożyczyłbyś pieniądze od starych? A co potem,
gdybym nie mógł ci zwrócić długu?
- Wiem, że zwróciłbyś mi wszystko co do grosza.
- Dziękuję za zaufanie. Jednak nawet kiedy dostanę w końcu odszkodowanie,
minie sporo czasu, nim znowu stanę na nogi. Wiem, że ty i Mel planujecie dziecko.
Zjadłyby mnie wyrzuty sumienia, gdybym wmanewrował was w kłopotliwą sytuację.
- Cóż, może masz rację - przyznał Joe. - Uważam jednak, że powinieneś był nas
zaprosić na ślub.
- Tak jak ty mnie?
- To było co innego - odparł Joe. - Wiesz, jak długo Mel odrzucała moje zaloty.
Kiedy w końcu zgodziła się za mnie wyjść, natychmiast wykorzystałem nadarzającą
się okazję i zaprowadziłem ją do ołtarza, żeby nie zdążyła się rozmyślić. Byłeś
pierwszą osobą, do której zadzwoniłem z Las Vegas tuż po zakończonej ceremonii.
- Oj, pamiętam, jak ci przedtem dała popalić.
- Stary, szalałem za nią nieprzytomnie. Niemal wyłaziłem ze skóry. - Joe
zamyślił się na chwilę. - Może dlatego tak trudno mi sobie wyobrazić ciebie i Norę.
Ona jest taka... nijaka.
Eli zirytował się, kiedy przyjaciel tym słowem określił jego żonę. Wcześniej i
on sam podobnie o niej myślał, ale teraz z niewiadomych powodów bardzo go takie
spojrzenie na Norę denerwowało.
- Nieważne, czy mi uwierzysz, ale poślubiłem Norę tylko dlatego, że było to w
tym momencie najlepsze, co mogłem zrobić dla nas obojga.
R S
- 63 -
- W porządku, skoro tak twierdzisz...
- Nie będę cię przekonywać, że pewnego dnia wszedłem do biblioteki i na
widok Nory ogarnęły mnie żądze, którym nie umiałem się oprzeć, ale też i nie jest tak,
jak myślisz. Łączy nas... nić porozumienia. Zgadzam się, że Nora nie jest tak
olśniewająca jak Mel, ale ma wiele zalet.
- Na przykład?
- Wspaniale traktuje Chelsea. Gdybyś widział, jak pomalowała ściany w jej
sypialni. Ma aksamitnie gładką skórę...
- No, to już coś - mruknął Joe.
- Poza tym - Eli posłał przyjacielowi ostrzegawcze spojrzenie - jest naprawdę
miła. Nie obgaduje ludzi za ich plecami i nigdy nikogo nie gnębi. Czasami także bywa
cudownie uparta... - Eli dostrzegł, że Joe patrzy na niego z rozbawieniem i zamilkł. -
Zapomnij o tym - dodał po chwili szorstkim tonem.
- Jak sobie życzysz - odparł Joe, ledwo powstrzymując się od śmiechu.
Eli nie lubił, kiedy ktoś się bawił jego kosztem. Za nic jednak nie cofnąłby ani
jednego z wypowiedzianych słów.
Nora może i wyglądała niepozornie, poza tym ożenił się nią tylko tymczasowo,
ale teraz była jego żoną i nie zamierzał pozwolić, by ktokolwiek, nawet jego najlepszy
przyjaciel, z niej drwił. Zwłaszcza dziś, kiedy wykazała tyle odwagi, by zjawić się na
meczu. Eli miał świadomość, jak wiele ją to kosztowało. Tak bardzo się bała, że jego
znajomi nie zechcą jej zaakceptować.
- Wolałbym, żebyś był dla niej miły - zwrócił się do Joego. - Ona się ciebie boi.
- Mnie? Przecież to nie ja gnębiłem ją dzień po dniu przez dwanaście lat. Nigdy
nie położyłem jej węża na biurku, nie podwędziłem kanapki, nie wspominając o
zamknięciu w szafie.
Eli wzruszył ramionami. Z niewiadomych przyczyn zawstydził się, kiedy
przyjaciel wypomniał jego dawne grzeszki, ale wcale nie zamierzał tego okazać.
- Żartowałem tylko, doskonale o tym wiecie, i ty, i Nora. Zresztą, to już
przeszłość. Dojrzeliśmy...
- Jedni bardziej, drudzy mniej - mruknął Joe.
- Słuchaj no, Rawlins...
R S
- 64 -
- Nic złego nie miałem na myśli - zastrzegł się Joe, uśmiechając się niewinnie. -
Po prostu... aż do dziś nie podejrzewałem, że Nora ma w ogóle jakieś nogi. Zawsze
nosiła te swiętoszkowate kiecki. Tymczasem... Przyznaję, że się myliłem. Możesz jej
nogi doliczyć do wymienionych przez ciebie zalet.
Chelsea podczas śniadania przekonała Norę, żeby nie wkładała sukienki, która
nie jest odpowiednim strojem na mecz, i dzięki temu pani Wilder, ubrana w szorty
koloru khaki, prezentowała teraz całemu światu parę całkiem zgrabnych nóg i
niezwykle ponętny tyłeczek. Eliemu z jakichś bliżej nie wyjaśnionych powodów wcale
się nie spodobało, że jego przyjaciel tak dokładnie obejrzał nogi jego żony.
Mecz dobiegł końca i gracze zaczęli biegiem opuszczać boisko.
- Mam nadzieję, że przyniosłeś jakieś przysmaki dla naszych zawodników.
Zasłużyli na nie - zwrócił się do Eliasza Joe.
- O rany, zapomniałem, że dziś moja kolej! - Eli złapał się za głowę.
Zastanawiał się gorączkowo, co zrobić, i nagle przypomniał sobie, że przecież ma
żonę. W niej jedyny ratunek. - Za chwilę wracam! - krzyknął do Joego, biegnąc w
stronę ławek dla publiczności.
- Jak się bawisz? - spytał Norę, stając obok niej.
- Dziękuję, dobrze. Melania wyjaśniła mi kilka reguł i zaczęłam rozumieć, o co
chodzi w tej grze.
- Słuchaj, chciałbym cię prosić o przysługę. - Eli wyjął z kieszeni portfel i
kluczyki do samochodu. - Zapomniałem, że dziś powinienem zrobić zakupy. Muszę
dostarczyć jakieś łakocie dla dzieciaków. Czy mogłabyś pojechać do supermarketu i
coś przywieźć? Wystarczą pączki i sok.
Nora zbladła, ręce zaczęły jej się trząść.
- T...to niemożliwe - wyjąkała drżącym głosem.
- Dlaczego? - zdziwił się Eli.
- Nie mam prawa jazdy.
Eliasz ze zdumieniem popatrzył na jej opuszczoną głowę. Czemu ona tak się
denerwuje?
- W porządku. Nie zadzwonię po gliniarzy - zażartował.
R S
- 65 -
- Niczego nie rozumiesz - wyszeptała. - Nie umiem prowadzić samochodu.
Nigdy tego nie tego robiłam.
No jasne, powinien był to przewidzieć! Niepotrzebnie wprawił ją w
zakłopotanie. Wszyscy wokół przysłuchiwali się ich rozmowie i Nora wyglądała tak,
jakby chciała zapaść się pod ziemię. Cała radość, jaką sprawiło jej oglądanie meczu,
natychmiast ją opuściła. Przestała się uśmiechać i znowu wyglądała jak małe,
wystraszone zwierzątko. Eliasz zmiął w ustach przekleństwo. Gorączkowo rozmyślał,
jak wybrnąć z niezręcznej sytuacji.
- Nie martw się, nic wielkiego się nie stało - pocieszył Norę.
- To prawda - wtrącił się Joe. - Dziś poprowadzi samochód Melania, a Nora
zrobi to następnym razem, kiedy udzielisz jej paru lekcji jazdy.
Pomijając fakt, że Mel była najgorszym kierowcą, jakiego Eli kiedykolwiek
spotkał, pomysł Joego był niezłym rozwiązaniem. Niepotrzebnie tylko jego przyjaciel
wybiegł przed orkiestrę: Eliasz wolałby sam zaproponować Norze, że nauczy ją
prowadzić samochód.
- Cudownie, że przyszłaś na mecz! - Chelsea z lubością zlizywała płyn,
ściekający z waflowego rożka. - Nie tylko dlatego, że przywiozłaś lody - zastrzegła się
natychmiast - chociaż to był wspaniały pomysł. Inne mamy dają nam wafelki albo
podobnie beznadziejne rzeczy.
- Cieszę się, że lody ci smakowały. - Nastrój Nory natychmiast się poprawił,
kiedy zobaczyła niekłamaną radość na twarzy dziecka.
Od rana naprawdę się cieszyła, że zdecydowała się przyjść na mecz. Miło było
nareszcie znaleźć się wśród ludzi i poczuć się częścią jakiejś wspólnoty, nawet jeśli
nie miało się wiele do powiedzenia. Mimo pewnego zakłopotania, Nora nie czuła się
wyobcowana. W trakcie gry coraz lepiej pojmowała, co się dzieje na boisku, umiała
sensownie odpowiadać na pytania, jakie zadawali jej rodzice innych dzieci - w
większości dawni koledzy ze szkoły. Zrozumiała, że wystarczy wyjść ludziom naprze-
ciw, a skłonni będą cię zaakceptować.
Wszystko było dobrze, dopóki Eli nie wystąpił ze swoją niefortunną
propozycją. Znowu się okazało, jak bardzo Nora Brown różni się od innych.
R S
- 66 -
- Wiesz, co najbardziej mnie dziś ucieszyło? - pytanie Chelsea przerwało
smutne rozważania Nory. - Twoje radosne okrzyki, kiedy biegłam do ostatniej bazy.
To było super! Pomyślałam, że zachowujesz się jak prawdziwa mama. Norę ogarnęło
wzruszenie.
- Byłaś naprawdę znakomita - zapewniła dziewczynkę.
- Sara zaraz odjeżdża. Czy mogę z nią porozmawiać? - zawołała Chelsea,
oblizując palce lepkie od rozpuszczonych lodów.
- Wytrzyj ręce serwetką - odruchowo pouczyła ją Nora, obserwując Sarę i jej
matkę, które rzeczywiście szły w stronę samochodu.
- Dobrze, potem! - Chelsea połknęła resztkę lodów i pobiegła w stronę
przyjaciółki.
Nora z rozbawieniem rozejrzała się dokoła i zobaczyła kolejne grupki ludzi,
opuszczających miejski park. Eli zdążył już zebrać większość sprzętu graczy i stał
teraz, kartkując notes. Uznała, że to dobry moment, by z nim porozmawiać. Zebrała
się na odwagę i podeszła do niego.
- Chciałabym cię przeprosić - zaczęła.
- Za co? - spytał, nie podnosząc wzroku znad zapisków, które studiował.
- Za... Że nie mogłam sama pojechać po zakupy.
- Daj spokój. Nic się nie stało. A lody okazały się przebojem.
- Tak, ale... sprawiłam ci kłopot. Eli opuścił notes.
- Dlaczego to robisz?
- Co takiego? - Irytacja w głosie Eliego wyraźnie zaskoczyła Norę.
- Ciągle przepraszasz za coś, czemu nie zawiniłaś.
- Przepraszam - odparła odruchowo.
- No widzisz?
Nora zacisnęła dłonie. Takiej reakcji Eliego się nie spodziewała.
- Ja... Chciałam ci tylko powiedzieć, że nie musisz uczyć mnie prowadzenia
samochodu. Wcale nie oczekuję, że będziesz to robił. Wiem, że Joe wymusił na tobie
tę obietnicę.
- Posłuchaj uważnie, Szaraczku. Nikt nie jest w stanie zmusić mnie do
czegokolwiek, na co nie mam ochoty, rozumiesz?
R S
- 67 -
- T...tak.
- W porządku. Powiedziałem, że będę cię uczył, i zrobię to. Chyba że ty tego
nie chcesz?
- Skądże, chcę.
- Doskonale. Wobec tego jutro zaczynamy. - Eli włożył notes do torby i
zaciągnął suwak, po czym obrzucił sylwetkę Nory uważnym spojrzeniem. - Uda
zbytnio ci się opaliły. Lepiej schowaj się w cieniu, dobrze?
- Gotowa?
- Chyba tak. - Nora pokiwała głową.
- Doskonale. Rozluźnij się. Nieźle ci idzie. Wstępne wyjaśnienia zabrały nam -
zerknął na zegarek - tylko pół godziny. Już wiesz, gdzie co jest? Stacyjka, dźwignia
zmiany biegów, sprzęgło, hamulec, gaz i kierunkowskaz?
Nora ponownie kiwnęła głową, patrząc po kolei na wymieniane przez Eliego
elementy. Żołądek ściskał jej się ze strachu, . ale ignorowała to uczucie.
- Wobec tego poprowadzisz samochód podjazdem. Zobaczysz, jakie to łatwe.
Wciśniesz najpierw sprzęgło, wrzucisz pierwszy bieg, potem powoli puścisz sprzęgło,
dodając trochę gazu - i ruszysz. Samochód sam będzie się toczył.
Norę ogarnęła panika.
- Gdzie mam się zatrzymać? Eli zastanowił się przez chwilę.
- Może przy tamtej ławeczce?
Ławka stała tuż przy południowej bramie. Norze wydawało się, że dzielą ją od
niej setki kilometrów.
- Aż tak daleko?
- Wcale nie daleko, ale właśnie tam.
- Dobrze. - Nora westchnęła ciężko.
Bardzo chciała wypaść jak najlepiej. Dla własnej satysfakcji, ale również z
powodu Eliego. Od wczoraj był spięty i małomówny. Czuła, że bez względu na to, co
jej powiedział, uczy ją tylko dlatego, że po sugestii Joego nie wypadało mu się
wycofać. Pragnęła wobec tego być jak najmniej absorbującą uczennicą.
- Dalej, Szaraczku. Jedziesz czy nie?
- Jadę.
R S
- 68 -
Nora skupiła się, by opanować zdenerwowanie i jeszcze raz przypomniała sobie
po kolei wszystkie czynności, które powinna wykonać, by samochód ruszył. Oparła
jedną stopę na pedale sprzęgła, a drugą na hamulcu, prawą dłonią chwyciła dźwignię
zmiany biegów, wrzuciła jedynkę, po czym ścisnęła kierownicę i powoli puściła
sprzęgło, przenosząc stopę z pedału hamulca na pedał gazu.
Samochód ani drgnął.
Nora zagryzła wargi i wpatrzyła się z natężeniem w tablicę rozdzielczą,
rozważając, o jakiej czynności mogła zapomnieć. Nic mądrego nie przyszło jej do
głowy.
- Nie rozumiem - szepnęła, zerkając na swojego instruktora. Trudno było coś
wyczytać z nieprzeniknionej twarzy Eliasza.
Nora mocniej zacisnęła dłonie na kierownicy.
- Puść sprzęgło - mruknął.
- C...co?
- Puść sprzęgło - powtórzył, wyraźnie zniecierpliwiony.
- Przecież to zrobiłam - odparła, wpatrzona w gładką skórę za uchem Eliego.
Nagle z niewiadomego powodu zrobiło jej się gorąco.
- Przydałoby się jeszcze uruchomić samochód - powiedział sucho. Włożył
kluczyk do stacyjki i silnik zawarczał cicho.
Zakłopotanie Nory osiągnęło szczyt. Co z nią jest nie w porządku, że nie potrafi
właściwie wykonać najprostszych czynności?
- Przepraszam - wyszeptała.
- Przestań się kajać. - Eliasz chwycił prawą dłoń Nory i położył ją na dźwigni
biegów. - Spróbuj jeszcze raz.
Ciepło dłoni Eliasza zelektryzowało ją bardziej niż jego słowa.
- Dobrze.
Ponownie wykonała rutynowe czynności. Sprzęgło, jedynka, gaz, sprzęgło...
Samochód szarpnął do przodu, kawałek się przesunął, jeszcze raz szarpnął i
koniec. Silnik zgasł.
Nora, bojąc się nawet spojrzeć na Eliasza, ponowiła próbę. Tym razem się
udało! Lekko tylko drgając, samochód potoczył się wzdłuż podjazdu.
R S
- 69 -
- Ojej! - Norę ogarnęło przerażenie. Samochód jechał tak szybko i ciągle
przyspieszał, a przecież ona ledwie dotykała pedału gazu. Coś musiało być nie tak.
Szybko przeniosła stopę na sąsiedni pedał i mocno nacisnęła na hamulec.
- Co, do...! - zdążył krzyknąć Eli, nim odruchowo wyciągnął rękę, by nie
uderzyć całym ciałem o deskę rozdzielczą, gdy corvetta gwałtownie się zatrzymała.
Silnik zakaszlał i po chwili zgasł.
Nora bezwładnie opadła na skórzane oparcie fotela. Serce waliło jej w piersi jak
oszalałe. W samochodzie zapadła głucha cisza.
- Na wszelki wypadek zapnę pasy - odezwał się w końcu Eli. - Możesz mi
wyjaśnić, dlaczego to zrobiłaś?
- Przepraszam - powiedziała Nora z rozpaczą. - Jechaliśmy tak szybko...
Myślałam, że coś się popsuło. Ale... wszystko było w porządku, prawda?
- Tak.
Nora czekała na słowa ostrej krytyki, jakieś zjadliwe uwagi, których na pewno
nie oszczędziłby jej dziadek. Niczego takiego nie usłyszała. Eli tylko westchnął.
- Powinienem był cię ostrzec, co może się wydarzyć. Tak dawno temu zrobiłem
prawo jazdy, że już zapomniałem, jak to jest, gdy się człowiek uczy.
Żarty sobie stroił, czy co? Nora wątpiła, by Eli kiedykolwiek miał kłopoty z
czymś tak nieskomplikowanym jak prowadzenie samochodu.
- Jestem beznadziejna - przyznała samokrytycznie.
- Mylisz się. Początkującemu kierowcy najtrudniej jest opanować zmianę
biegów, a ty robisz to jak zawodowiec. Powtórz jeszcze raz wszystkie czynności po
kolei, tylko tym razem się odpręż.
Nora zamrugała powiekami ze zdumienia. Eli powiedział jej komplement.
Głęboko nabrała powietrza w płuca i wyprostowała się w fotelu. Może... może jednak
w końcu uda jej się poprowadzić samochód.
Nie ma to jak odpowiednia zachęta. Tym razem wszystko poszło dobrze. Zanim
Nora się zorientowała, samochód spokojnie zmierzał ku bramie.
Ogromna radość przepełniła jej serce. Euforia szybko jednak zmieniła się w
przerażenie, kiedy Nora zobaczyła, w jak niewielkiej odległości mija drzewa i krzaki
rododendronów, rosnące po jednej ze stron pojazdu.
R S
- 70 -
- Nie denerwuj się - uspokoił ją Eli, jakby czytając w jej myślach.
- Ale... Prawie dojeżdżamy do bramy. Mam się zatrzymać?
- Nie. Szkoda przerywać jazdę. Wyjedź za bramę i skręć w prawo na drogę.
- Nie mogę! - krzyknęła przestraszona. - Nie wiem, co powinnam robić. Co
będzie, jeśli kogoś potrącę?
- Nie potrącisz.
- Ale...
- Szaraczku, zaufaj mi.
Chciała zaprotestować, ale nagle zrozumiała, że naprawdę mu ufa.
- Dobrze - zgodziła się.
Skoncentrowała się maksymalnie, przejeżdżając przez otwartą bramę, uważnie
rozejrzała na boki, czy droga jest wolna, po czym pewna, że w zasięgu wzroku nie ma
innego pojazdu, gwałtownie skręciła kierownicą w prawo i z piskiem opon wjechała
na szosę.
- Spokojnie. - Eli wyciągnął rękę i wyprostował kierownicę.
- Przepraszam! Mówiłam ci...
- Przestań przepraszać, do licha, i rozluźnij się w końcu. Naprawdę dobrze ci
idzie. Oddalamy się od miasta, więc ruch na szosie będzie niewielki. Dodaj trochę
gazu i kiedy strzałka szybkościomierza pokaże dwadzieścia kilometrów, wciśnij
sprzęgło i wrzuć drugi bieg.
- Ale już teraz jedziemy tak szybko...
- Dziesięć kilometrów na godzinę to żadna prędkość. Dodaj gazu.
Nora z wrażenia przełknęła ślinę, ale posłusznie wykonała polecenie.
- Doskonale. A teraz jeszcze trochę przyspiesz i wrzuć trójkę... Świetnie! Teraz
już tylko rozkoszuj się jazdą. Prowadzenie samochodu można porównać do tańca -
wyjaśnił. - Zwróć uwagę, że podczas jazdy wpadasz w pewien rytm... - Eli nagle
zamilkł. Pomyślał, że robi z siebie idiotę.
Nora tymczasem skupiła uwagę na szosie. Im dłużej jechała, tym bardziej
napięcie ją opuszczało. Rzeczywiście szło jej coraz lepiej. Nie przestraszyła się nawet
nadjeżdżającej z przeciwka ciężarówki.
R S
- 71 -
Dlaczego więc ja tak się denerwuję? pomyślał Eli. Odpowiedź, jakiej sam sobie
udzielił, bardzo mu się nie spodobała.
Chodziło o bliskość Nory. Działała na jego zmysły i nic nie mógł na to
poradzić, choć niezwykle go to dziwiło. W końcu to jest ciągle ten sam mały,
poczciwy Szaraczek, powtarzał sobie bez większego przekonania, gdyż zerkając na nią
ukradkiem, kiedy zwalniała, by wejść w zakręt, musiał przyznać, że poza niemodnym
kokiem i sukienką w sam raz dla staruszki, nic w niej nie przypominało tej bezbarwnej
Nory sprzed zaledwie kilku tygodni. A może on przedtem nie dostrzegał jej zalet?
Miała przecież piękne dłonie, szlachetny, delikatny profil i nieprawdopodobnie świeżą
cerę.
To jednak za mało, by mężczyzna wyłaził ze skóry, pomyślał. Niestety, on
właśnie to robił. Wiedział już bowiem, że pod tą skromną sukienką kryją się kształtne,
okrąglutkie piersi i długie, smukłe uda.
A niech to licho!
Eli włączył wentylator, mając nadzieję, że świeże powietrze nieco ostudzi jego
zmysły.
- Chyba wystarczy tej jazdy - zwrócił się do Nory. - Widzisz to stare ujęcie
wody? Zwolnij przy nim i zawróć.
- Dobrze.
Nora wrzuciła kierunkowskaz, zadowolona, że sama o tym pamiętała, zwolniła,
wrzuciła niższy bieg i łagodnie zawróciła.
- Grzeczna dziewczynka. Teraz wrzuć luz i zatrzymaj się. Nora wykonała
polecenie. Wszystko poszło jak z płatka.
- Udało się - powiedziała z niedowierzaniem.
- Oczywiście. Zobaczysz, że niedługo zrobisz prawo jazdy.
- Och. - Na nic więcej niż ten krótki okrzyk nie mogła się zdobyć. Przygryzła
wargę, po czym wybuchnęła histerycznym śmiechem. Na koniec dostała czkawki.
- Co się z tobą dzieje? - niepokoił się Eli.
- Nic, nic. - Nora potrząsnęła głową.
Ku przerażeniu Eliasza po jej policzku spłynęła łza.
R S
- 72 -
- Szaraczku, powinnaś się cieszyć. - Patrzył na Norę bezradnie, nie wiedząc, jak
zareagować na jej dziwne zachowanie.
- Cie... cieszę się. J...ja nie sądziłam, że mi się uda. Ale przecież jechałam!
Sama prowadziłam! - Wytarła łokciem mokry policzek. - Ciągle nie mogę w to
uwierzyć.
Eli nie umiał potem sobie wytłumaczyć, jak to się stało. Przecież tylko odpiął
pas i wyciągnął rękę, by poklepać Norę po ramieniu. Taki niewinny, przyjacielski gest.
Zamiast tego ręka, jakby niezależnie od jego woli, powędrowała wyżej, muskając
delikatną skórę na szyi Nory, a potem zaczęła głaskać ją po głowie.
- Proszę cię, nie płacz - prosił.
- Och, Eli - wyszeptała Nora.
Pożądanie ogarnęło go z nieoczekiwaną siłą. Przestał walczyć sam ze sobą i
uległ pokusie.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Eli całował namiętnie gorące, wilgotne wargi Nory. Czuł, że właśnie za tym od
dawna tęsknił, tego pragnął. Nora drżała pod wpływem tej łagodnej pieszczoty,
mrucząc cicho jego imię.
Eliasz nie rozumiał, co się z nim dzieje. Dawniej, kiedy był z jakąś kobietą,
zawsze w pełni kontrolował sytuację, tymczasem teraz stracił panowanie nad sobą i to
za sprawą swojej niepozornej, tymczasowo poślubionej żony. Na pociechę miał
jedynie to, że Nora zapomniała się jeszcze bardziej niż on.
- Och, Eli - jęczała w krótkich przerwach między kolejnymi pocałunkami -
proszę cię, jeszcze...
Jej żarliwe błagania były jak dolanie oliwy do ognia. Eliasz wyłączył silnik, a
potem wyswobodził Norę z pasów bezpieczeństwa.
- Chodź tu do mnie, Szaraczku - wyszeptał chrapliwym głosem.
- Co mam zrobić?
- Przenieś się na mój fotel. Usiądź mi na kolanach.
R S
- 73 -
Eli pomógł Norze przedostać się na drugą stronę samochodu i po chwili już
otaczała jego biodra swoimi smukłymi nogami.
- Jesteś taki gorący - szepnęła. - I masz takie twarde uda.
Nie tylko uda, pomyślał. Świadomy jej braku doświadczenia, walczył z pokusą,
by przytulić ją do siebie jeszcze mocniej, tak, by poczuła, na co naprawdę ma ochotę...
Musiał jednak przyznać, że była pojętną uczennicą, tak jak podczas nauki jazdy.
Zanurzyła palce w jego włosy, potem jej dłonie ześlizgnęły się niżej, masując gładką
skórę na karku, podczas gdy wargi całowały kąciki jego ust, nieśmiało pieszcząc je
czubkiem języka.
Nie mógł się dłużej opierać tej na półświadomej prowokacji. Kilkoma
niecierpliwymi ruchami wyciągnął szpilki z koka Nory i jej długie włosy spłynęły
kaskadą na ramiona. Zaczął całować te włosy, szyję, a jego dłonie wśliznęły się pod
sukienkę, dotykając nagich ud. Nora krzyknęła cicho i odruchowo zacisnęła kolana,
kiedy palce Eliasza śmiało dotknęły poprzez cienki materiał majteczek
najwrażliwszego punktu jej ciała.
- Wszystko w porządku, malutka - szeptał, gładząc drugą dłonią paciorki jej
kręgosłupa.
- Tak, wiem. Tylko czuję się... dziwnie. - Westchnęła i bezwiednie otarła się o
niego. - Eli, proszę cię... Nie przestawaj...
Wcale nie miał zamiaru tego zrobić. Świadomy jej ukrytych pragnień, wiedział,
co teraz mogłoby nastąpić. Zdjąłby z niej sukienkę, żeby całować jej odkryte ramiona,
potem gładką skórę piersi, brzucha... Zaczęłaby błagać o więcej, a wtedy jednym
ruchem rozpiąłby suwak dżinsów, zdjąłby jej majteczki i powoli wniknąłby w głąb
spragnionego ciała, przez cały czas patrząc Norze w oczy.
- Och, Eli, tak...
Cichy jęk Nory przerwał jego fantazje i przywołał go do rzeczywistości.
Opamiętaj się, chłopie, pomyślał. Nie jesteś przecież napalonym młokosem,
tylko ponad trzydziestoletnim, odpowiedzialnym mężczyzną. Postanowiłeś chronić tę
kobietę, a tymczasem przed chwilą omal jej nie posiadłeś. Nora z całą pewnością jest
jeszcze dziewicą. Pierwszy raz powinien mieć szczególną oprawę, nie może to być
pospieszny seks na przednim siedzeniu samochodu.
R S
- 74 -
Eli z westchnieniem uniósł głowę i popatrzył na zaróżowioną twarz Nory. Z
ustami wilgotnymi od jego pocałunków, potarganymi włosami i oczami płonącymi
pożądaniem wcale nie wyglądała jak niedoświadczona dziewica. Przypominała raczej
kusicielkę, zwodniczą syrenę; kobietę dojrzałą do kochania się z mężczyzną.
Eli wiedział jednak, że to tylko pozory. Nora w gruncie rzeczy nie wiedziała
nawet dokładnie, o co go tak żarliwie prosi. Musiał powstrzymać żądze i skończyć te
igraszki.
Wyprostował się i łagodnym, lecz zdecydowanym ruchem odsunął ją od siebie.
- Eli, co się stało?
Nora patrzyła na niego nie całkiem przytomnym wzrokiem, wędrując dłońmi po
jego klatce piersiowej. Eliasz chwycił ją za nadgarstki.
- Musimy natychmiast to przerwać.
- Ale... dlaczego?
Bo jestem durniem, pomyślał Eli.
- Uważam, że tak będzie lepiej.
- Czy... czy zrobiłam coś nie tak?
- Nie.
- W każdej chwili mogę się poprawić.
Wspaniale. Właśnie to chciał usłyszeć. Czuł, że popełnia największy błąd w
życiu.
- Szaraczku, byłaś wspaniała. Tylko że... sprawy zaczęły wymykać nam się
spod kontroli.
- To chyba dobrze?
- Nieprawda. Chciałabyś, żebym zdarł z ciebie sukienkę i przeleciał cię w
miejscu, gdzie ktoś mógłby nas zobaczyć?
Celowo nie przebierał w słowach, żeby zaszokować Norę. Był pewien, że co
najmniej się obrazi. Grubo się pomylił.
Nora zabawnie wykrzywiła usta, zaróżowione i wilgotne od jego pocałunków,
po czym niepewnie zerknęła w tylne lusterko.
- No cóż... Chyba nie - powiedziała z żalem w głosie.
R S
- 75 -
- No widzisz. Poza tym byłoby to niezgodne z naszą umową o platonicznym
charakterze związku - dodał obłudnie, jakby to Nora zawiniła, nakłaniając go do
grzechu. Nie czekając, aż zacznie go przepraszać, otworzył drzwi samochodu i zsunął
ją ze swoich kolan. Sam zajął miejsce kierowcy.
- Jedziemy do domu - burknął. Nora potulnie pokiwała głową.
Eli czuł się trochę winny, ale przekonywał sam siebie, że postąpił słusznie. W
końcu obronił Norę przed nią samą - przed jej nie uświadomionymi pragnieniami i
potrzebami. Być może będą się teraz czuć trochę niezręcznie w swoim towarzystwie,
ale seks jeszcze bardziej skomplikowałby ich wzajemny układ.
Snując podobne rozważania, włożył kluczyk do stacyjki i uruchomił silnik.
- Mówiłam ci, Saro, że Nora coś wymyśli. - Chelsea uśmiechnęła się
promiennie, kiedy jej macocha wyprostowała druciany wieszak, nabiła na jeden koniec
marshmallow, okrągły cukierek o konsystencji gumy, i wręczyła ten
zaimprowizowany rożen jej przyjaciółce.
- Miałaś rację. Dziękuję, pani Wilder - powiedziała Sara.
- Nie ma za co. Smacznego. - Nora sięgnęła po drugi wieszak i także zaczęła go
prostować.
- Pani jest wspaniała - ciągnęła Sara. - Moi rodzice nigdy się nie chcą zgodzić,
żeby w tygodniu ktoś u mnie przenocował czy posiedział trochę dłużej. Mówią, że to
by im przeszkadzało spać i rano nie mogliby się obudzić, żeby iść do pracy. Czy pani
naprawdę zostanie tu z nami na noc?
Nora pokiwała głową i podała Chelsea drugi zrobiony z wieszaka rożen.
- Jeśli, oczywiście, chcecie, żebym z wami nocowała.
- Jasne, że chcemy - odparła natychmiast Chelsea. - Będzie fajnie.
Sara, jak zwykle, zgodziła się ze swoją najlepszą przyjaciółką.
Chelsea wzięła od Nory drugi cukierek, nadziała go na rożen i zaczęła obracać
nad ogniem. Zerknęła w stronę drzwi kuchennych.
- Kiedy przyjdzie Eli? - spytała.
- Nie wiem, kochanie.
R S
- 76 -
Od czasu ich pamiętnej przygody w samochodzie, która miała miejsce trzy dni
temu, Eli z takim zapamiętaniem oddawał się pracy w warsztacie, że Nora rzadko go
widywała i prawie nie znała rozkładu jego zajęć.
- Nigdy dotąd tak długo nie pracował - zauważyła Chelsea. - Mam nadzieję, że
wkrótce się zjawi. Już prawie ciemno.
Nora dopiero teraz się zorientowała, że zrobiło się późno. Przedtem była zajęta
szykowaniem kolacji dla dziewczynek i szukaniem czegoś, co nadawałoby się do
przerobienia na rożen, więc nie zwróciła uwagi na to, która jest godzina. Spojrzała na
zegarek i stwierdziła, że dochodzi dziewiąta. Na niebie świecił już księżyc i wesoło
mrugały gwiazdy. Żaby i owady rozpoczęły swój wieczorny koncert, któremu
towarzyszył łagodny szum poruszanych wiatrem liści na drzewach.
Ta piękna letnia noc byłaby naprawdę cudowna, gdyby Eli był tu z nimi. Nora
miała wyrzuty sumienia, że to z jej powodu jest nieobecny.
Trzy dni temu Eliasz Wilder, najbardziej seksowny mężczyzna w całym
Kisscount, sprawił, że przez niezapomniane pół godziny czuła się kobietą godną
pożądania. Przeżywała w pamięci każdą sekundę tych cudownych chwil, choć z
trudem mogła uwierzyć, że to wszystko zdarzyło się naprawdę.
Zdawała sobie sprawę, że po tym, co przeżyła, zmieniła się w niewielki, ale
znaczący sposób. Zaczęło kiełkować w niej poczucie pewności siebie. Skoro Eli jej
pragnął, wszystko inne też wydawało się możliwe.
W ciągu minionych lat Nora przeczytała w różnych książkach setki opisów
fizycznych relacji między kobietą a mężczyzną. Mimo że znała je tylko z przekazu,
sądziła, że wie, co traci. Teraz zrozumiała, jak bardzo się myliła.
Żadne lektury nie przygotowały jej na przeżycia, jakich doznała w ramionach
Eliego. Nawet sobie nie wyobrażała, ile emocji może wywołać dotyk mężczyzny. To,
czego doświadczyła, było wspaniałe i jednocześnie przerażające.
Odkąd pamiętała, Eliasz zawsze budził w niej lęk. Sądziła, że sprawia to jego
wygląd, nonszalanckie maniery, fatalna reputacja, jaką się cieszył w miasteczku.
Tymczasem tak naprawdę bała się jego budzącej pierwotne skojarzenia męskości,
którą była zafascynowana. To wyjaśniało, dlaczego jako nastolatka cierpliwie znosiła
jego zaczepki: godziła się na wszystko, byle tylko być blisko niego.
R S
- 77 -
Teraz oboje byli dorośli, ale stosunek Nory do Eliego nic a nic się nie zmienił.
Kiedy pan Lampley wystąpił z pomysłem tymczasowego małżeństwa, które pomoże
jej uratować Wierzbowy Dwór, początkowo nawet nie chciała o tym myśleć, aż do
pamiętnej rozmowy z Chelsea. Wtedy znalazła pozornie racjonalne uzasadnienie dla
poślubienia właśnie Eliasza Wildera, bo przecież tylko ten mężczyzna zawsze ją
pociągał, mimo iż z całych sił temu zaprzeczała.
Nadeszła pora, aby przyznać, że głęboko, beznadziejnie zakochała się w Elim.
Nie wiadomo, kiedy to się stało, ale było faktem. Nora nie zamierzała dłużej wypierać
się tego uczucia.
Kiedyś miała całkiem inne wyobrażenia na temat miłości. Kojarzyła jej się z
ciepłem i poczuciem bezpieczeństwa, solidną budowlą, odporną na przejmujące
zimowe wichry.
Tymczasem sama pokochała miłością szaloną, silniejszą niż sztorm, i w do-
datku obdarzyła nią człowieka, którego zachowania nikt nie był w stanie przewidzieć.
Teraz Eli stale był nieobecny, zasłaniając się nawałem pracy, ponieważ Nora
albo go zawiodła jako kobieta, albo po prostu pragnął jej unikać, wiedząc, co do niego
czuje. Sytuacja była dla niej trudna do zniesienia, ale cóż mogła na to poradzić. Nagle
Chelsea krzyknęła radośnie, że ojciec nadchodzi. Nora westchnęła głęboko i przerwała
rozmyślania. Zerknęła w stronę przeszklonych kuchennych drzwi, w których stał
Eliasz. Włosy miał jeszcze wilgotne po kąpieli; nigdy nie wydawał jej się bardziej
przystojny niż teraz: bosonogi, ubrany w jasnoniebieską, rozpiętą aż do pasa koszulę i
obcisłe dżinsy, uwydatniające jego muskularne uda i kształtne biodra. Serce Nory
zabiło przyspieszonym rytmem.
Chelsea zrobiła obrażoną minę.
- Znowu nie było cię na kolacji - powitała ojca z wyrzutem w głosie.
Eliasz leciutko skinął głową Norze i całą uwagę skupił na swojej córce.
- Daruj mi, o pani! - zawołał, unosząc ręce w geście pełnym rozpaczy. - Nie
przebij mnie tym swoim sztyletem! leszczem nie gotów umierać!
- Przestań się wygłupiać. - Chelsea na znak dezaprobaty wzniosła oczy ku
niebu.
R S
- 78 -
- Och, Chelsea - odrzekł, naśladując minę swojej córki, co doprowadziło Sarę
do niepohamowanego wybuchu śmiechu - nie potrafię!
Dziewczynka parsknęła śmiechem i z zapamiętaniem zaczęła obracać nad
ogniem swój prowizoryczny rożen. Eli podszedł do córki i objął ją mocno ramieniem.
- Przyznaj się, tęskniłaś za mną trochę, prawda?
- Nie za bardzo - odparła, ale natychmiast przytuliła się do niego. - Świetnie się
bawiłyśmy. Chodziłam z Norą po sklepach i kupiła mi fajne szorty. - Chelsea cofnęła
się o krok, by ojciec mógł podziwiać jej nowy strój.
- Ładne - mruknął Eli.
- No pewnie. Dostałam także nową piżamę i błyszczący lakier. Zobacz. -
Dziewczynka z dumą wyciągnęła przed siebie dłoń z pomalowanymi paznokciami. -
Sara ma taki sam.
Eli posłusznie obejrzał paznokcie u rąk obu dziewczynek.
- Nora sobie także kupiła trochę nowych rzeczy. Szorty, dżinsy i sukienkę.
Prawda, że ładna?
Nora zamarła w bezruchu, kiedy Eli przyglądał się uważnie jej jasnozielonej
sukience, która kończyła się kilkanaście centymetrów powyżej kolan.
- Bardzo ładna - przyznał grzecznie.
- Zobacz jeszcze, co ona ma powyżej kostki! Ta...
- Chelsea, twój cukierek już się roztapia - przerwała jej pospiesznie Nora, choć
wiedziała, że jest już za późno.
- ...tuaż! - dokończyła z triumfem dziewczynka.
Eli obrzucił surowym spojrzeniem maleńką czerwoną różę na nodze Nory, a
potem popatrzył jej głęboko w oczy.
- To jest zmywalny tatuaż - zaczęła się tłumaczyć, zakłopotana jego reakcją. -
Nakleiłam go dla zabawy.
Chelsea, nieświadoma napięcia, jakie powstało między dorosłymi, obejrzała
swój cukierek, złocisty z jednej i czarny z drugiej strony.
- Masz rację, Noro. Rzeczywiście jest już przysmażony. Chcesz? - spytała ojca.
Eliasz pokręcił głową.
- Najpierw zjem kolację.
R S
- 79 -
- Zaraz ci podam - zaproponowała skwapliwie Nora.
- Dziękuję, sam sobie wezmę.
- Proszę cię, pozwól, żebym cię obsłużyła - nalegała.
- Zgoda. - Eli wzruszył ramionami i popatrzył na nią tym swoim
nieodgadnionym spojrzeniem.
Nora ochoczo pospieszyła do kuchni. Miała okazję, żeby trochę ochłonąć.
Kiedy wróciła na patio, dziewczynki najadły się już opiekanych cukierków i
dotrzymywały towarzystwa Eliemu. Nora postawiła na stole tace z jedzeniem. Chelsea
dzieliła się z ojcem wrażeniami minionego dnia.
- I zapomniałam powiedzieć ci o najważniejszym. Nora będzie z nami spała na
świeżym powietrzu. Może i ty miałbyś na to ochotę? - Dziewczynka z nadzieją
popatrzyła na ojca.
- Nie dziś, słoneczko. - Eli położył na kolanach serwetkę i sięgnął po widelec.
- Dlaczego?
- Jutro muszę wcześnie wstać do pracy.
- No i co z tego? Nora też musi.
- Posłuchaj, nie mogę i już.
- Ale...
- Koniec dyskusji - uciął krótko Eli.
Nora zaczęła zbierać z szezlonga różne drobiazgi, które Chelsea i Sara
poznosiły nie wiadomo skąd. Nie była pewna, czy odpowiedź Eliego przyniosła jej
ulgę, czy też rozczarowanie.
Chelsea posmutniała nieco, ale po chwili znowu się ożywiła.
- Zgadnij, co się stało?! - spytała ojca.
- Co takiego?
- Nora dostała zgodę na próbne jazdy!
- Naprawdę?
- Noo! Na blankiecie jest zdjęcie i wszystko to, co na prawdziwym prawie
jazdy. Może teraz jeździć po szosie, ale musi jej towarzyszyć ktoś dorosły.
- Wiem o tym. - Eli nałożył sobie na talerz kawałek pieczonego kurczaka.
- Będziesz z nią jeździł, prawda?
R S
- 80 -
- Chelsea, co ty wygadujesz! - Nora upuściła karton po jakimś napoju, który
przed chwilą podniosła z ziemi, i odwróciła się ku dziewczynce. - To znaczy, bardzo
miło z twojej strony, że poprosiłaś tatę o pomoc dla mnie, ale to niepotrzebne. Jestem
już umówiona na lekcje z kimś innym.
- Z kim? Z Mel? - skrzywiła się Chelsea. - Ona cię źle nauczy, prawda, tato?
Dłoń Eliego, w której trzymał widelec, znieruchomiała w drodze do talerza.
- Mel nie jest taka najgorsza... - powiedział ostrożnie.
- Zawsze mówiłeś, że to istny cud, że jeszcze nie miała wypadku.
- Może masz rację - przerwał córce Eli.
- Wobec tego nie może uczyć Nory prowadzić samochodu, prawda?
- Chyba nie. - Eli popatrzył na swój talerz, a potem na Norę. - Sobota ci
odpowiada? - spytał obcesowo.
Nora zawahała się.
- Tak czy nie?
- Niech będzie - odparła słabym głosem.
Chelsea aż podskoczyła, zadowolona ze spełnionej misji.
- Saro, idziemy po piżamy i śpiwory! - krzyknęła do przyjaciółki.
Sara była wyraźnie zadowolona, że mogą opuścić towarzystwo dorosłych. Obie
dziewczynki pobiegły do domu.
- Umyjcie zęby, twarze i ręce! - zawołała Nora.
- Dobrze! - odpowiedziały równocześnie.
Eli położył serwetkę na talerzu z niedojedzoną potrawą, odsunął krzesło i wstał.
- Idę obejrzeć mecz w telewizji - oznajmił Norze.
- Poczekaj. Chciałabym z tobą przez chwilę porozmawiać.
- Naprawdę ciekawi mnie ten mecz...
- Proszę cię.
- Zgoda. - Eli stanął w rozkroku i skrzyżował ręce na piersi. - Mów, o co
chodzi.
Nora spojrzała w jego zimne niebieskie oczy i zawahała się nieco. Może
niepotrzebnie go zagadnęła? Jednak musiała mu kilka rzeczy wyjaśnić.
- Po pierwsze chciałam ci podziękować za to, co zrobiłeś w poniedziałek.
R S
- 81 -
- Podziękować? - spytał z niedowierzaniem.
- Tak. Naprawdę jestem ci wdzięczna, że znalazłeś czas, by udzielić mi lekcji
jazdy.
- Ach, za to. Drobiazg.
- Ale nie dla mnie. To nie znaczy, że musisz znowu jeździć ze mną w sobotę...
- Noro, coś ustaliliśmy i nie wracajmy do tego. Jeśli tylko o tym chciałaś
rozmawiać... - Eli zrobił krok w stronę domu.
- Poczekaj! - Nie namyślając się, Nora stanęła między nim a kuchennymi
drzwiami. - P...po prostu... przykro mi z powodu tego, co stało się później tamtego
dnia.
Eli milczał przez chwilę.
- Wcale się nie dziwię - powiedział w końcu.
- Naprawdę?
- Oczywiście. Pieszczoty w samochodzie nie są w twoim stylu.
Nora popatrzyła na niego z konsternacją i pomału zaczęła kręcić głową.
- Masz duże doświadczenie jako mężczyzna... Musiałeś zauważyć, że bardzo mi
się to podobało. Pocałunki i... cała reszta. Po raz pierwszy odkryłam zmysłową stronę
swojej natury. Właściwie ty ją odkryłeś. - Nora zamilkła, zadowolona z panujących
ciemności, które ukryły rumieńce na jej policzkach. - Zapewniam jednak, że bardzo
cię szanuję. Jesteś wspaniałym ojcem, doskonałym gospodarzem i nigdy, naprawdę
nigdy nie chciałabym cię zmuszać, abyś łamał swoje zasady. - Wyprostowała się
nieco. - Zapragnęłam zmienić charakter naszych wzajemnych relacji i pomyślałam, że
tobie też by to odpowiadało. Popełniłam błąd. M...mam nadzieję, że mi przebaczysz.
Nora spojrzała Eliaszowi w oczy, ale trudno było z nich wyczytać, co naprawdę
myśli. Nieśmiało wyciągnęła ku niemu dłoń.
- Będziemy przyjaciółmi?
Eli zawahał się, a Nora nagle wyobraziła sobie, jak on chwyta ją za rękę,
przyciąga do siebie, i pod letnim niebem usianym gwiazdami płomiennymi słowami
wyznaje miłość...
- Zgoda - odparł krótko, rozwiewając niewczesne fantazje Nory.
R S
- 82 -
Poczuła rozczarowanie, kiedy mocno, po przyjacielsku uścisnął jej dłoń, po
czym puścił ją tak szybko, jakby go parzyła.
- Skoro się dogadaliśmy, obejrzę teraz chociaż końcówkę meczu.
Nora długo patrzyła w ślad za nim. Czyżby Eli był zdenerwowany?
Niemożliwe, pewnie coś jej się przywidziało. W końcu z nich dwojga to ona miała
powody, by się denerwować. Przed chwilą zaproponowała ukochanemu mężczyźnie
przyjaźń. Tymczasem jej rozbudzone zmysły domagały się zaspokojenia, które z
przyjaźnią miało niewiele wspólnego.
Eli nie chciał się z nią kochać. Wizja przyjaźni też jednak niezbyt go
zachwyciła.
O co więc naprawdę mu chodziło?
ROZDZIAŁ ÓSMY
- Jesteś pewna, że musisz poznać ten manewr?
Eli otarł pot z czoła i spojrzał na siedzącą za kierownicą Norę. Dzień był parny i
gorący; mimo otwartych okien w samochodzie trudno było wytrzymać. Nie po raz
pierwszy pożałował, że nie zainstalował klimatyzacji. Wiele by dał, by znajdować się
teraz gdziekolwiek indziej, a nie w tym rozgrzanym wnętrzu, tuż obok kobiety, której
obecność podnosiła temperaturę powietrza co najmniej o kilkanaście stopni.
Nieświadoma jego ponurych myśli, Nora pokiwała głową w odpowiedzi na
zadane pytanie.
- Tak twierdzi Robert. Wprawdzie nie powiedział, co będzie na egzaminie, ale
zaproponował, bym przećwiczyła parkowanie równoległe. - Trzymając jedną rękę na
kierownicy, Nora wychyliła się nieco w bok i drugą sięgnęła do skryptu, który Eli
trzymał na kolanach. Przekartkowała kilka stron. - Zobacz, na tym obrazku jest
pokazane, jak to wykonać. Na koniec trzeba stanąć w odległości dwudziestu
centymetrów od krawężnika.
Delikatny, egzotyczny zapach podrażnił nozdrza Eliego.
- Uważaj na drogę - mruknął. Po chwili milczenia dodał: - Kto to jest Robert?
R S
- 83 -
- Nowy egzaminator. Przedtem pracował w Lake Oswego, ale po rozwodzie
zmienił miejsce zamieszkania.
- Taak. - Eli z hukiem zamknął skrypt. - Takie precyzyjne wyliczanie
centymetrów to kompletny idiotyzm.
- Być może. Przekazałam ci tylko sugestie egzaminatora.
- Prowadzę samochód od lat i nigdy nie mierzyłem centymetrem, ile mnie dzieli
od krawężnika. Poza tym większość kobiet rzadko parkuje równolegle.
Nora nic na to nie odpowiedziała. Po pewnym czasie popatrzyła na swojego
nauczyciela.
- Jeśli wolisz, możemy wrócić do domu - zaproponowała.
- Skoro egzaminator kazał ci przećwiczyć ten manewr, musimy to zrobić.
Podjedź na tę małą uliczkę przy kościele. Tam będziemy mogli potrenować. Tylko nie
depcz po hamulcach, kiedy z przeciwka będzie nadjeżdżał jakiś samochód.
Nora zacisnęła usta i pokiwała głową.
Dlaczego zachowuję się jak ostatni sukinsyn, zamiast przyznać szczerze, że
Nora czuje się za kierownicą jak ryba w wodzie? pomyślał Eli. Warczę na nią, jakby
to ona była winna, że w ostatnim tygodniu wszystko szło mi jak po grudzie.
Cztery dni spędził w warsztacie, próbując bezskutecznie znaleźć przyczynę
awarii przewodu paliwowego w cadillacu Ezry Lampleya. Tego ranka był już tak
zniecierpliwiony, że niechcący wygiął przewód i musiał wymienić go na nowy, co
kosztowało więcej, niż mógłby otrzymać za naprawę.
Rzeczoznawca z towarzystwa ubezpieczeniowego nadal bawił się z nim w
kotka i myszkę, mimo iż nieustannie zapewniał Eliasza, że sprawa wypłaty
odszkodowania jest „na najlepszej drodze do załatwienia".
W dodatku Eli po raz pierwszy miał przez kilka dni nie widzieć się z Chelsea.
Rodzice Sary zaprosili ją na wspólny wypad nad ocean i Eli, chociaż początkowo był
temu przeciwny, uległ błaganiom córki i wyraził zgodę na wyjazd. Dziś rano jego
małe, podekscytowane, niezależne dziecko pomachało mu na pożegnanie, a jemu serce
ściskało się z żalu.
Wszystko to jednak było niczym w porównaniu z frustracją, która ogarniała go
tym mocniej, im dłużej przebywał z Norą w małym, zamkniętym wnętrzu samochodu.
R S
- 84 -
Pragnął jej dotknąć i cierpiał męki, nie mogąc tego zrobić. Od chwili gdy
wyznała mu, jak bardzo polubiła jego pocałunki i pieszczoty, które rozbudziły jej
uśpioną zmysłowość, o niczym innym nie umiał myśleć.
Równie mocno poruszyło go stwierdzenie Nory, że bardzo go szanuje i nie
dopuści, by z jej powodu łamał swoje zasady.
Śmiechu warte! Przecież on nie miał żadnych zasad!
Po chwili namysłu przyznał sam przed sobą, że kierował się w życiu kilkoma
regułami, własnym kodeksem honorowym, którego skrupulatnie przestrzegał, ale poza
Chelsea, i może jeszcze Joem, nikt nigdy nie zwrócił na to uwagi. Zwłaszcza kobiety.
Wszystkie, z matką Chelsea na czele, sądziły, że mężczyzna z jego aparycją i
seksapilem szuka w życiu jedynie szampańskiej zabawy.
Nora była wyjątkiem.
Uważała, że jest dobrym ojcem. Zauważyła, że potrafi ciężko pracować. Była
przekonana, że jest uczciwym, odpowiedzialnym człowiekiem.
Czuł, że jeśli natychmiast nie wysiądzie z tego samochodu i tak szybko, jak się
da, nie ucieknie gdzieś, byle jak najdalej od niej, zrobi coś strasznego - na przykład
rzuci się na nią i dokończy to, co zaczął niecały tydzień temu. Wtedy na zawsze utraci
jej szacunek.
- Eli, co mam teraz zrobić? - Głos Nory wyrwał go z zamyślenia.
Rozejrzał się dokoła i zauważył, że są już na przy kościele.
- Widzisz te dwa samochody, stojące przy krawężniku? Między nimi jest akurat
tyle miejsca, byś zdołała ustawić tam corvettę. Musisz zatrzymać się równolegle do
pierwszego z nich, w odległości mniej więcej pół metra, po czym powoli ruszyć,
obracając kierownicą w prawo. Kiedy zobaczysz, że prawy tylny róg tamtego
samochodu znajduje się na wysokości połowy boku twojego wozu, zacznij kręcić
kierownicą w lewo, by wyprostować koła. Uważaj, by nie uderzyć zderzakiem w sa-
mochód stojący za tobą i nie otrzeć oponą o krawężnik. Zrozumiałaś?
Nora pokiwała głową i zaczęła wykonywać manewr. Samochód zaczął się
powoli cofać.
R S
- 85 -
Eli zamierzał patrzeć na twarz swojej uczennicy, ale jego wzrok bezwiednie
ześliznął się na jej piersi. Kiedy dojrzał pod sweterkiem dwie napięte sutki, z wrażenia
przełknął głośno ślinę. Wystarczyło wyciągnąć nieco rękę...
Zacisnął dłonie w pięści w tym samym momencie, w którym usłyszał tarcie
gumy o betonowy krawężnik.
- Co ty, do cholery, wyprawiasz! - wrzasnął, nie poznając własnego głosu. -
Mówiłem ci, żebyś uważała!
Wyjrzał przez okno, by ocenić szkodę. Tak naprawdę oponie nic się nie stało.
Zawstydził się swojej gwałtownej reakcji. Dlaczego nagle zaczyna robić z igły widły?
- Przepraszam - bąknęła Nora.
- Głupstwo. Nie ma o czym mówić. Spróbuj jeszcze raz, tylko się nie denerwuj.
Nora przerzuciła warkocz przez ramię i przez chwilę uważnie wpatrywała się w
Eliego.
- Może już starczy na dziś tej nauki. Jest gorąco i oboje jesteśmy zmęczeni.
- Tchórz cię obleciał, Szaraczku? - Eli zmrużył oczy. Nora obrzuciła go
nieodgadnionym spojrzeniem, powoli wyprostowała się i popatrzyła prosto przed
siebie.
- Nie. Co mam teraz zrobić?
- Ostrożnie podjedź do przodu i powtórz manewr.
Po kilku nieudanych próbach ustawienia samochodu wzdłuż krawężnika,
przerywanych wrzaskami Eliasza, Nora w pewnej chwili bez ostrzeżenia depnęła po
hamulcach, wbijając swojego instruktora w oparcie fotela. Nieco ogłuszony popatrzył
na nią ze zdziwieniem, ale Nora całkowicie to zignorowała. Nie zaszczycając go już
ani jednym spojrzeniem, odjechała od krawężnika i ruszyła ku wylotowi uliczki.
- Co ty wyprawiasz? - zapytał Eli podniesionym głosem.
- Wracam do domu.
- Dlaczego?
- Już ci powiedziałam. Jest za gorąco na naukę.
- Wielkie mi rzeczy! Nie potrafisz przeżyć godziny w nieklimatyzowanym
wnętrzu?
R S
- 86 -
Eli naprawdę nie wiedział, co za licho w niego wstąpiło. Pół godziny temu
marzył tylko o tym, by znaleźć się jak najdalej od Nory. Teraz, kiedy jego życzeniu
wkrótce miało stać się zadość, ogarnęła go złość.
- Widocznie nie potrafię - odparła spokojnie Nora, nie zamierzając wdawać się
w kłótnię. - Poza tym rozbolała mnie głowa.
- Doprawdy? Nie ciebie jedną.
Policzki Nory zaczerwieniły się nieco, ale nic nie odpowiedziała. Dodała gazu i
wkrótce parkowała już przed swoim domem. Ustawiła biegi na luzie, zaciągnęła
ręczny hamulec, po czym wręczyła Eliemu kluczyki od samochodu.
- Dziękuję za lekcję - powiedziała, wysiadając.
Szybko okrążyła maskę i ruszyła w stronę frontowych schodów. Skwaszony Eli
wlókł się za nią jak skazaniec. Kiedy stanęli przed drzwiami domu, schwycił ją za
ramię.
- Do licha, Noro! Przecież ci powiedziałem, że jest mi przykro!
- Skoro tak, to czemu na mnie krzyczysz?
- Nie krzyczę!
- A co robisz?
- Masz rację, do diabła!
- Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi. Przyjaciele nie traktują jeden drugiego w
ten sposób.
- A może ja nie chcę, żebyśmy byli przyjaciółmi?
Kiedy wypowiedział te słowa i ujrzał ból w oczach Nory, poczuł się jak ostatni
łajdak, ale mimo to nie omieszkał dodać:
- Tylko nie zacznij mi tu płakać!
Nora objęła się ramionami i spuściła głowę. Eli zobaczył, że jej ciałem
wstrząsają dreszcze.
- Czego więc ode mnie chcesz, Eli? - spytała cicho.
- Sam nie wiem, do licha!
Nim skończył zdanie, wiedział już, czego chce. Patrzył na drżące usta Nory i
pragnął całować je aż do utraty tchu. Zajrzał jej w oczy i zobaczył w nich to samo
pragnienie, które go dręczyło. Po chwili Nora znalazła się w jego ramionach.
R S
- 87 -
Westchnęła z ulgą. Eli wcale nie złościł się na nią. Całował ją, a jego ciało
płonęło z ledwo hamowanego pożądania. Przytuliła się mocno do niego i wsunęła
dłonie pod jego koszulę, by dotykać palcami nagiej skóry.
Eli jęknął, chwycił ją na ręce i przeniósł przez próg, nogą zamykając wejściowe
drzwi. Potem postawił Norę na podłodze, opartą o te drzwi plecami.
- Pragnę cię dotykać - wyszeptała Nora.
- Spokojnie, maleńka. Najpierw moja kolej.
Eli położył dłonie na jej piersiach i zaczął je masować kolistymi ruchami. Norę
przeszył dreszcz nie znanej dotąd rozkoszy. Po chwili niecierpliwe palce rozpinały jej
stanik, który cicho opadł na dywan. Eli ściągnął Norze przez głowę bluzkę. Stała teraz
przed nim półnaga.
- Jesteś naprawdę piękna - powiedział.
Nikt dotąd nie nazwał jej piękną.
Serce biło w piersi Nory jak oszalałe, kiedy Eli musnął wargami obnażone
sutki. Ugięły się pod nią kolana.
- Eli, Eli, tak bardzo...
- Co, maleńka? - dopytywał się chrapliwym głosem.
- Pragnę cię - wyszeptała.
- Miałem nadzieję, że to powiesz. Chodź do mnie. Nora zawahała się nieco.
- Nie - odparła.
- Dlaczego? - zdziwił się.
- Przedtem chciałabym cię zobaczyć... nagiego.
- Nie ma sprawy.
Napięcie, które pojawiło się na twarzy Eliego, kiedy usłyszał przeczącą
odpowiedź Nory, znikło natychmiast. Cofnął się o krok i jednym ruchem ściągnął z
siebie koszulę. Za nią poszły kolejne części odzieży. W końcu Eliasz stanął
wyprostowany przed Norą i spojrzał jej w oczy.
Był piękny. Przywykła już do widoku jego nagiego, opalonego na brąz torsu;
teraz mogła podziwiać wąskie biodra, zwieńczenie ud i ten najważniejszy atrybut,
który prężył się dumnie wśród kępki ciemnych włosów. Norze zaschło w ustach, kiedy
wpatrywała się w to wspaniale zbudowane męskie ciało, tak różne od jej własnego.
R S
- 88 -
- Twoja kolej - oznajmił Eli uroczystym tonem.
Nagle Nora poczuła lęk. Wiedziała, że to niemądre, ale nie chciała teraz
obnażyć przed Eliaszem swego zbyt chudego, bladego ciała. On był taki doskonały.
- Nie mogę - zaprotestowała cicho.
- Śmiało. Pomogę ci. - Szybkim ruchem zdjął z niej szorty. - Trochę trudno
kochać się w ubraniu - dodał, ściągając jej białe bawełniane majteczki.
- Jakaś ty ładna - powiedział, przesuwając wzrokiem po całej jej sylwetce.
- Nieprawda...
- Mylisz się. Jesteś piękną kobietą.
Podszedł do niej i chwycił ją w ramiona. Gestem posiadacza owinął sobie jej
warkocz wokół nadgarstka, pociągnął ją za sobą na miękki dywan, po czym ujął w
dłonie jej twarz i całował ją mocno, coraz mocniej, aż objęła nogami jego biodra, a
rękami zaczęła wędrówkę po plecach.
Eli obrócił się wraz z nią. Teraz ona leżała pod nim.
- Wygodnie ci, maleńka? - upewnił się. Pożądanie ogarnęło go z taką siłą, że
ledwo mógł mówić.
W przedpokoju panował półmrok, rozproszony jedynie przez promienie
słoneczne, które wpadały przez umieszczone wysoko niewielkie okienko. Pięknie
wyglądały w tym świetle gęste włosy Eliego i jego muskularne ramiona.
- Bardzo - szepnęła.
- To wspaniale. Chcę ci dać wszystko, co najlepsze.
Eli przesunął się niżej i objął wargami czubek najpierw jednej piersi Nory,
potem drugiej. Pokrywał pocałunkami jej brzuch, uda. Przeżyła szok, kiedy dotknął
językiem najwrażliwszego punktu jej kobiecości. Doznania, jakie towarzyszyły tym
pieszczotom, przerażały i zachwycały ją równocześnie. Nora wiła się, jęcząc, w
objęciach Eliego, który wprawnymi ruchami dłoni doprowadził ją prawie na szczyt
rozkoszy.
- Chyba jesteś już gotowa, kochanie. Przepraszam, jeśli na początku trochę cię
zaboli - szepnął.
- Wszystko w porządku - zapewniła, gładząc go po policzkach. - Wiem, czego
się mogę spodziewać.
R S
- 89 -
- Tak ci się tylko wydaje - mruknął. Obrócił głowę i pocałował wnętrze jej
dłoni. Lekko poruszył biodrami, a Nora zamarła z wrażenia, czując między udami jego
naprężoną męskość.
W różnych książkach czytała, że pierwszy raz zazwyczaj zostawia w pamięci
kobiety bolesne, nieprzyjemne wspomnienia. Eli jednak był czuły, bardzo się starał,
żeby mogła czerpać z ich zbliżenia jak najwięcej przyjemności. Traktował ją jak
godną siebie partnerkę. Dzięki temu jej pierwszy miłosny akt miał się stać pięknym,
niezapomnianym przeżyciem.
- Pragnę cię, Eli - wyszeptała.
Poczuł, że naprawdę jest już gotowa, by przyjąć go w siebie, i nie czekał dłużej.
Nora ledwo zarejestrowała trwające parę sekund ukłucie bólu, gdyż po chwili
wszechogarniająca przyjemność zaćmiła wszelkie inne doznania. Z zapamiętaniem
obdarowywali się nawzajem tym, co kobieta i mężczyzna mogą sobie ofiarować
najlepszego. Nora jako pierwsza osiągnęła szczyt rozkoszy, w chwilę później dołączył
do niej Eli. W tym momencie stali się prawdziwą jednością.
Spoceni z wysiłku, długo leżeli mocno przytuleni do siebie. W końcu jednak Eli
poczuł na obnażonych plecach nieprzyjemny powiew chłodnego powietrza z
klimatyzatora. Uniósł się na łokciach i uśmiechając niepewnie, popatrzył Norze prosto
w oczy.
- Jesteśmy szaleni, nie sądzisz? - zapytał.
- Dlaczego tak uważasz?
- No, pomyśl tylko. W tym domu jest chyba z osiem sypialni i ponad tuzin
różnych kanap i sof. Tymczasem zaś pozbawiłem cię dziewictwa na podłodze w
korytarzu, tuż obok drzwi wejściowych.
Nora uśmiechnęła się zagadkowo. Eli uważnie obserwował jej reakcję.
- Nie jest ci przykro z tego powodu?
- Ani trochę. Bardzo mnie to cieszy.
- Dlaczego?
- Od tej pory, ilekroć będę wchodziła lub wychodziła z domu tymi drzwiami,
zawsze się uśmiechnę, wspominając, co się tu zdarzyło.
Eli pochylił się i mocno ucałował Norę. Potem wstał i wyciągnął do niej rękę.
R S
- 90 -
- Chodźmy na górę. Powinniśmy poszukać teraz jakiegoś łóżka.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Nora, przykryta jedynie prześcieradłem, leżała w objęciach Eliasza i
obserwowała, jak poranne promienie słońca wpełzają do jej sypialni. Rozpamiętywała
ostatnie czterdzieści osiem godzin swojego życia i wraz ze wspomnieniem każdej
chwili przepełniało ją uczucie szczęścia.
To było coś niesamowitego. Ona i Eli jedynie od czasu do czasu zakradali się
do lodówki po jakąś małą przekąskę lub brali prysznic, a poza tym cały weekend
spędzili w łóżku. Kochali się, oglądali w telewizji stare filmy i prowadzili długie roz-
mowy.
Jednym z głównych tematów była oczywiście Chelsea. Eli opowiedział kilka
zabawnych historii z życia samotnego ojca, po czym w pewnej chwili z zażenowaniem
przyznał, jak niechętnie rozstał się z córką na cały weekend. Norę ogarnęło trudne do
opisania wzruszenie.
Zaczęła mówić o swojej pracy. Zwierzyła się Eliemu, że od wczesnej młodości
najchętniej przebywała właśnie w bibliotece i dlatego wybrany zawód do dziś sprawiał
jej ogromną satysfakcję. Tak naprawdę męczące były dla niej jedynie ciągłe narze-
kania Andrei i konieczność zdobywania funduszy na prowadzenie działalności.
Eli z kolei opowiedział, jak bardzo się zdziwił, że wuj zostawił mu w spadku
warsztat samochodowy, i z jakim trudem podjął decyzję o powrocie do Kisscount.
Uczynił to przede wszystkim ze względu na dobro Chelsea.
Potem oboje wspominali szkolne czasy. Nora wcale się nie zdziwiła, kiedy Eli
zaprzeczył pogłoskom o jego miłosnym związku z panną Jensen, nauczycielką historii.
Zaskoczyło ją natomiast, kiedy powiedział, że owszem, drażnił się z nią, nazywał
Szaraczkiem, ale nikomu innemu by na to nie pozwolił. Rościł sobie wyłączne prawa
do niej. Z niedowierzaniem popatrzył na Norę, kiedy przyznała mu się teraz, że w
młodości zawsze ją fascynował. Na szczęście instynkt powstrzymał ją od deklaracji na
temat uczuć, jakimi darzyła go obecnie. Eli wyraźnie nie był jeszcze gotów
R S
- 91 -
wysłuchiwać miłosnych wyznań. Mimo to było im tak dobrze razem, że Nora kilka
razy szczypała się w ramię, by zyskać pewność, że to wszystko, co się między nimi
dzieje, to nie sen.
O tym, że to prawda, przypominało jej nieco obolałe ciało. Potwierdzała to
również zmiana, jak zaszła w jej psychice. Po raz pierwszy Nora czuła, że żyje. Dzięki
Eliemu poznała do końca zmysłową stronę swojej natury. Westchnęła lekko.
W głębi duszy zawsze podejrzewała, że ta druga Nora istnieje. Ukryta głęboko
w kobiecie pełnej kompleksów, spętanej konwenansami, tęskniła do czerwonych
sukien, snuła romantyczne marzenia o rycerzu na białym koniu, lubiła dzieci i kwiaty.
W jej ciele kipiały jeszcze nie przebudzone zmysły. Czasami pozwalała sobie także na
drobne szaleństwa. Nora z czułością zerknęła na maleńką różyczkę, wytatuowaną
powyżej kostki na prawej nodze.
Tak naprawdę wyzwolenie zawdzięczała Eliaszowi. Pożądała go tak bardzo, że
zbuntowała się w końcu przeciwko regułom i ograniczeniom, jakim podlegało jej
życie przez minione trzydzieści cztery lata. Miłość do Eliasza dodała jej sił, pozwoliła
odważyć się na zmiany, opuścić dobrowolne więzienie.
Eli poruszył się w pościeli. Przeciągnął się jak potężny kocur i otworzył oczy.
- Witaj, Szaraczku - powiedział.
- Dzień dobry, Eli - odparła Nora. Patrząc na jego leniwe ruchy, poczuła
dreszcz pożądania. -
- Która godzina?
- Parę minut po siódmej.
- Aha. - Eli podrapał się po nie ogolonym policzku, wyswobodził z ramion
Nory, wstał z łóżka i poszedł do łazienki.
Był całkiem nagi, a mimo to zupełnie nie odczuwał skrępowania. Nora szczerze
wątpiła, czy jej samej kiedykolwiek to się uda.
Po kilku minutach Eli był z powrotem w sypialni.
- Od jak dawna nie śpisz? - spytał, wślizgując się do łóżka.
- Mniej więcej od godziny - odparła Nora.
- I co w tym czasie robiłaś? - Przyciągnął ją do siebie.
R S
- 92 -
- Rozmyślałam. - Nora bawiła się włosami porastającymi klatkę piersiową
Eliego.
- O czym?
- O tym i owym. O niczym konkretnym - odpowiedziała nie całkiem szczerze.
- Na pewno przypominałaś sobie, jaki świetny jestem w łóżku - domyślił się.
- O tym akurat nie myślałam. Skąd mogłabym wiedzieć, czy jesteś dobry, skoro
nie mam żadnej skali porównawczej?
Uwaga Nory rozbawiła Eliego.
- Już narzekasz? - Uśmiechnął się przekornie. Nora także mimo woli się
uśmiechnęła.
- No cóż... Chyba nie...
- Tak myślałem. Skoro więc nie wspominałaś moich wyczynów, to co robiłaś?
- Jakich wyczynów? - rzuciła niewinnym tonem.
- Oj, uważaj, Szaraczku. Jak tak dalej pójdzie, to pomyślę, że odkąd skończyłaś
szkołę, zajmowałaś się wyłącznie prowokowaniem mężczyzn.
- Jaka szkoda, że tego nie robiłam - odparła Nora żartobliwym tonem, w którym
wbrew jej woli zabrzmiała nuta goryczy.
- Nie rób tego - powiedział Eli, dotykając jej policzka.
- Czego?
- Nie żałuj, że byłaś inna niż wszyscy. Wiesz, doświadczenie często bywa
okupione cierpieniem. Ulegasz pokusie, nie bacząc na konsekwencje, a potem
przychodzi moment otrzeźwienia. Wtedy najczęściej naprawdę nie ma już czym się
zachwycać.
- Czy to był przypadek twój i matki Chelsea? - spytała nieoczekiwanie Nora.
Jednak na widok miny Eliego szybko się wycofała. - Przepraszam, to nie moja sprawa.
- Nie ma za co. Masz rację, właśnie jakoś tak się to odbyło.
- Nikt nie jest doskonały - zapewniła go Nora. - A nieuleganie pokusom tylko
dlatego, że ktoś boi się życia, jest mało warte w porównaniu z właściwym
postępowaniem, które wynika z przekonania.
- Chcesz mi powiedzieć, że cnota nie jest nagrodą samą w sobie? - spytał z
niedowierzaniem Eli.
R S
- 93 -
- Nie. Pragnę cię przekonać, że w niektórych przypadkach sama w sobie jest
karą.
- A przez tyle lat czułem się głupio, że cię szokowałem... - westchnął Eli.
Nora uśmiechnęła się z ulgą.
- Czy potrafię sprawić, by twoje serce szybciej biło? - spytał nieoczekiwanie
Eli.
- Czasem.
- Czy teraz jest właśnie taki czas? - Głos miał podejrzanie ochrypły.
- Niewykluczone.
- Możemy to sprawdzić.
- Spóźnię się do pracy - odparła Nora, ignorując szum w skroniach i
przyspieszone bicie serca.
- Chyba nic się nie stanie, jeśli weźmiesz sobie wolny dzień.
- To niemożliwe.
- Dlaczego?
- A co miałabym powiedzieć? Marna ze mnie kłamczucha.
- Wobec tego powiedz prawdę. - Położył jej dłoń na swojej twardniejącej
męskości. - Że stało się coś wielkiego.
- Ale z ciebie świntuch! - zawołała Nora, śmiejąc się głośno.
- Zgadza się. I oboje wiemy, że bardzo lubisz moje świntuszenie.
- Noro, cieszysz się, że wróciłam do domu? - Chelsea wdrapała się na swoje
piętrowe łóżko i opadła na materac.
- Oczywiście, kochanie. - Nora popatrzyła znacząco na Eliasza. - Bez ciebie
było tu zbyt spokojnie.
Eli przyglądał się córce z mieszaniną czułości i rozdrażnienia. Nora nie winiła
go za to rozdwojenie uczuć. Chelsea przyjechała z wycieczki późnym popołudniem i
od tej pory usta jej się nie zamykały. Musiała opowiedzieć o wszystkim, co robiła i
widziała.
Nora bardzo kochała dziewczynkę, ale od nieustannego słuchania jej paplaniny
tak rozbolały ją uszy, że z ulgą powitała porę, kiedy mogli ułożyć małą do snu.
R S
- 94 -
- Naprawdę beze mnie było aż tak spokojnie? - dopytywała się Chelsea. Kiedy
Nora skinęła głową, Chelsea zwróciła się do ojca. - Tęskniłeś za mną?
- Jasne. - Eli okrył córkę prześcieradłem; było tak ciepło, że to przykrycie w
zupełności wystarczało.
- Wobec tego nie jesteś na mnie zły?
- Skąd ci to przyszło do głowy?
- Nie wiem. Na przykład mógłbyś się na mnie złościć dlatego, że pojechałam na
plażę bez ciebie.
- Posłuchaj, Chelsea. - Eli popatrzył na córkę z wyrzutem.
- Cieszę się, że byłaś na wycieczce. Początkowo trochę się martwiłem, czy miło
spędzisz czas, ale skoro wróciłaś zadowolona, to wszystko w porządku. Czemu
szukasz dziury w całym?
- Bo widzisz... - Chelsea popatrywała uważnie to na ojca, na Norę. - Czy tu się
coś wydarzyło, kiedy mnie nie było? - zapytała nieoczekiwanie.
Nora i Eli niepewnie zerknęli na siebie.
- Mnóstwo rzeczy - Eli odparł po chwili niedbałym tonem.
- Ktoś ukradł rower pani Barton ze stojaka w parku. W kościele luterańskim
była doroczna lodowa fiesta, a w supermarkecie prowadzili promocyjną sprzedaż
arbuzów.
Nora uśmiechnęła się na widok rozżalonej miny dziewczynki.
- Przecież wiesz, że nie to miałam na myśli - powiedziała z wyrzutem Chelsea. -
Chodziło mi o to, czy stało się coś... szczególnego?
Eli udał, że się zastanawia.
- Nie. Nic godnego uwagi.
Wyznał to tak szczerze, że gdyby ktoś go nie znał, gotów byłby mu uwierzyć.
Chelsea jednak nie zamierzała tak łatwo ustąpić.
- Czy uczyłeś Norę prowadzić samochód, tak jak obiecałeś?
- Oczywiście!
Chelsea zmarszczyła brwi.
- Nie miałaś żadnego wypadku, prawda? Nora pokręciła głową.
- Pewnie, że nie.
R S
- 95 -
- To znaczy, że się pokłóciliście.
- Nieprawda - zaprzeczyła spokojnie Nora.
- Dlaczego bawisz się w takie śledztwo? - zapytał Eli.
- Bo... Odkąd wróciłam do domu, oboje zachowujecie się dziwnie.
- Tak ci się tylko wydaje - odparł stanowczo Eli.
- Nic mi się nie wydaje - zaprotestowała Chelsea.
- Daj mi wobec tego jakiś przykład naszego dziwnego zachowania - zażądał Eli.
- Zgoda. Sięgnęliście po mój plecak i kiedy wasze ręce się spotkały, cofnęliście
je, jakby parzyły.
- Masz rację. Byliśmy chyba naelektryzowani i przepłynął między nami prąd -
wyjaśniła Nora, uśmiechając się nieznacznie.
- No dobrze. To wobec tego dlaczego tak na siebie patrzycie?
- Jak?
- Tak, jakby łączył was jakiś sekret.
- Daj spokój, Chelsea. Po prostu... oboje cieszymy się, że wróciłaś. Brakowało
nam ciebie, ale mimo to naprawdę miło spędziliśmy ten weekend we dwoje.
- A co robiliście?
- Jednego wieczoru zjedliśmy razem kolację.
- W porządku. Co jeszcze?
- Rozmawialiśmy. Wspominaliśmy czasy, kiedy byliśmy dziećmi - dodała
Nora.
- I oglądaliśmy stare filmy - uzupełnił Eli.
- To wszystko? - nie dowierzała Chelsea. Eliasza powoli zaczynało ogarniać
zniecierpliwienie.
- Obiecałem Norze, że pójdę z nią na doroczne przyjęcie fundatorów i
sponsorów biblioteki. Jesteś zadowolona?
Nora była zdziwiona tym oświadczeniem nie mniej niż Chelsea.
- Będziesz musiał włożyć eleganckie ubranie? - dopytywała się dziewczynka.
Eliasz popatrzył pytającym wzrokiem na Norę.
- Obawiam się, że na tym przyjęciu jest to wymagane - odparła z wahaniem.
- Trudno, wobec tego wbiję się we frak - zapewnił z powagą.
R S
- 96 -
- Fantastycznie! - ucieszyła się Chelsea. - Ty nienawidzisz takich strojów.
Nawet na ślub ubrałeś się zwyczajnie. Ej, coś mi się zdaje, że naprawdę dobrze się
bawiliście beze mnie.
Eliasz stał na patio i przyglądał się Norze i Chelsea, które chłodziły się pod
strumieniem zimnej wody ze zraszacza trawników. Były boso, miały przemoczone
ubrania, a wilgotne pasemka włosów przylegały im do głowy. Ogarnęło go wzrusze-
nie, kiedy jego córka zachwiała się i próbowała złapać równowagę, a Nora
natychmiast wyciągnęła ręce, żeby ją podtrzymać. Skończyło się na tym, że obie
leżały na trawie, zaśmiewając się do łez.
Zachowanie córki wcale Eliasza nie zdziwiło. Dziewczynka musiała dać upust
nadmiarowi energii, której nie brakuje dzieciom w jej wieku.
Natomiast Szaraczek... Zupełnie jej nie poznawał. Kiedy podniosła się i
pobiegła za Chelsea, w niczym nie przypominała małego, wystraszonego zajączka, od
którego wzięło się jej przezwisko. Oczywiście nie stała się nagle awanturnicą czy
wyzywającą kokotą. Nadal była nadmiernie uczynna, nawet jeśli ktoś prosił ją o
przysługę, której zrobienie wymagało od niej zbyt wiele wysiłku.
Eliemu to jednak odpowiadało. W Norze nie było żadnej sztuczności,
cechującej kobiety, z którymi poprzednio umawiał się na randki. Potrafiła szczerze
okazywać radość i, co najważniejsze, miała dobre, czyste serce.
Co prawda wciąż uważał, że nie są dla siebie właściwymi partnerami, ale nie
bardzo pamiętał, z jakiego powodu, zwłaszcza kiedy Nora spoglądała na niego oczami
rozjaśnionymi radością.
Eli uwielbiał, kiedy jej oczy się śmiały i głównie dlatego zaproponował, że
będzie jej towarzyszył na tym przeklętym bankiecie. Gdyby chciał tylko powstrzymać
nadmierną dociekliwość Chelsea, mógł wymyślić inną bajeczkę.
- Eli, pobaw się z nami! - zawołała Chelsea. Rozradowana biegała między
mocnymi strumieniami wody.
- Tak, przyłącz się do nas. To jest naprawdę zabawne - zawtórowała
dziewczynce Nora. Nie miała widać pojęcia, jak działa na niego w tej chwili, kiedy
mokre ubranie ściśle przylega do jej ciała.
R S
- 97 -
Eli patrzył na ponętne kształty swojej żony i czuł, jak ogarnia go coraz większa
pokusa, by przyjąć zaproszenie.
Rozsądek nakazywał mu odejść stąd jak najszybciej, nigdy jednak specjalnie
nie słuchał jego głosu. Eli zawahał się jeszcze, po czym zrzucił buty, ściągnął
przepoconą roboczą koszulę i przyłączył się do wspólnej zabawy.
Poczuł się w pełni szczęśliwy. Przypomniał sobie jednak szybko, że to
szczęście wkrótce się skończy.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
- Wyjdź już, Noro! Chciałabym cię zobaczyć - błagała Chelsea.
Nora stała między wanną a umywalką, niepewna, czy znajdzie dość odwagi, by
w końcu opuścić łazienkę. Jej żołądek pod wpływem nerwów wyprawiał dziwne
harce.
Oczywiście zdawała sobie sprawę, że nie ma żadnego powodu, żeby się
denerwować. W końcu wybierała się tylko, i to już po raz ósmy z rzędu, na doroczny
bal fundatorów, który jak zwykle odbywał się w klubie golfowym w Kisscount. Czyż
powinno to robić na niej jakiekolwiek wrażenie? Tymczasem miała tremę jak
nastolatka przed balem maturalnym, ponieważ Eli postanowił jej towarzyszyć.
- Pospiesz się! - Chelsea zaczynała się niecierpliwić.
- Za chwilkę wychodzę - obiecała Nora.
Po raz kolejny przyjrzała się swemu odbiciu w dużym lustrze zamontowanym
na drzwiach łazienki. Zobaczyła w nim zupełnie obcą kobietę, która w niczym nie
przypominała Nory Brown.
Nieznajoma ubrana była w sięgającą do połowy ud obcisłą, rozciętą po bokach
jaskrawoczerwoną sukienkę, jej twarz pokrywał starannie zrobiony, delikatny makijaż,
znakomicie podkreślający rysy twarzy. Nora nie używała dotąd nawet pomadki do ust.
Tym jednak, co najbardziej różniło kobietę w lustrze od dawnej Nory, były
włosy, a raczej to, co z nich zostało. Zniknął leżący na karku gruby, nieforemny węzeł.
Swobodnie rozwichrzone kosmyki nadawały twarzy Nory figlarny wygląd. Oglądała
R S
- 98 -
głowę pod różnymi kątami i zachwycała się nową fryzurą oraz pięknie
wyeksponowanymi uszami. Dzięki modnemu uczesaniu wyglądała bardziej
nowocześnie, ale nie to było najważniejsze. Krótko obcięte włosy sprawiły, że Nora
poczuła się pewna siebie. Nabrała śmiałości i odwagi. Zniknęła kobieta, która w
przeszłości na każdym przyjęciu wtapiała się w tło. Na jej miejsce pojawiła się osoba,
która będzie miała odwagę zabierać głos w dyskusji, uśmiechać się do rozmówców i
nie straci głowy, kiedy pojawią się pierwsze różnice zdań. Osoba będąca panią
swojego losu. Mały, przerażony Szaraczek przestał istnieć. Zastąpiła go świadoma
swojej wartości Nora Wilder.
- Przygotuj się psychicznie - powiedziała do Chelsea i niepewnym krokiem
wyszła z łazienki. Nie zdążyła jeszcze przywyknąć do butów na wysokich obcasach. -
No i jak ci się podobam? - spytała dziewczynkę.
Chelsea szeroko otworzyła usta z wrażenia.
- Ojejku - wyjąkała. - Wyglądasz... przepięknie!
- Dziękuję. - Nora uśmiechnęła się z zadowoleniem. - Czy nie sądzisz, że
sukienka jest za krótka?
Chelsea z zapałem pokręciła głową.
- Skądże znowu! Jest wspaniała. Co tam! Ty jesteś wspaniała! Eli nie uwierzy
własnym oczom, kiedy cię zobaczy.
Nora nie była pewna, czy to dobrze, czy źle.
- Czy twój tata jest już gotowy? - szybko zadała pytanie, by nie dopuścić do
głosu niepotrzebnych wątpliwości.
- Tak. Czeka na dole w holu. Też wygląda super!
- Wyobrażam sobie. - Nora podeszła do szafki i wzięła z niej swoją wizytową
torebkę. Sprawdziła dokładnie jej zawartość, żeby się upewnić, czy zabrała wszystkie
niezbędne kobiecie akcesoria, choć tak naprawdę chodziło o to, by odwlec moment
spotkania z Elim. - Dziś wieczorem zostaniesz z panią Barnes. Obiecujesz, że będziesz
grzeczna? - spytała dziewczynkę.
- Tak. Obejrzymy sobie „Sto jeden dalmatyńczyków".
- Znowu? Czy ten film nigdy ci się nie znudzi?
R S
- 99 -
- Nigdy! - Chelsea z przekonaniem pokręciła głową. Usłyszały delikatne
pukanie do drzwi.
- Mogę wejść, czy to prywatne przyjęcie?
- Właśnie... - zaczęła Nora.
- Jasne! - zawołała w tym samym momencie Chelsea. Zwinnie zeskoczyła z
łóżka i szeroko otworzyła drzwi przed ojcem.
Na widok Eliego Norze zaparło dech w piersiach.
Wyglądał znakomicie. Czarny frak podkreślał szerokość jego ramion, ciemny
odcień skóry i złocistą barwę włosów. Nora była tak przejęta, że dopiero po chwili
zauważyła, iż on także jej się przygląda.
Chelsea miała rację. Eliasz patrzył na Norę i nie wierzył własnym oczom. Czy
ta kobieta w szykownej czerwonej sukni, w butach na wysokich obcasach, dzięki
którym jej smukłe nogi wydają się jeszcze dłuższe, z ustami pomalowanymi czerwoną
szminką to naprawdę Szaraczek? W dodatku co ona, do diabła, zrobiła z włosami?
Dlaczego Eli nic nie mówi? pomyślała Nora. Cała pewność siebie nagle ją
opuściła.
- No i jak? - Splatając dłonie, niepewnie zerknęła na męża.
Eli zawahał się, jeszcze raz przyjrzał jej się uważnie i doszedł do wniosku, że
Nora znakomicie wygląda w tej prostej, chłopięcej fryzurce. Nareszcie widać było jej
smukłą szyję oraz maleńkie, zgrabne uszy. Dzięki krótkim włosom okalającym twarz
oczy wydawały się jeszcze większe, niż były, a pięknie wykrojone usta bardziej
seksowne. Z wrażenia zaschło mu w gardle.
- Wyglądasz fantastycznie - powiedział lekko ochrypłym głosem.
- Naprawdę? - Twarz Nory natychmiast się rozjaśniła. - Ty też.
- Jasne. Urodziłem się we fraku. Chodźmy już, bo spóźnimy się na bal.
Nora chwyciła szal i wolnym krokiem podeszła do Eliasza. Nigdy dotąd nie
widział bardziej ponętnej kobiety. Pomyślał, że ten wieczór być może wcale nie będzie
stracony.
- Moja droga, zupełnie cię nie poznaję. Małżeństwo wyraźnie ci służy. - Pani
Lampley, niewysoka, ruchliwa kobieta pod siedemdziesiątkę, delikatnie ścisnęła dłoń
R S
- 100 -
Nory. Była kolejną osobą, która zwróciła uwagę na przemianę, jaka zaszła w
wyglądzie i zachowaniu dawnej panny Brown.
- Ma pani rację. - Nora wymieniła krótkie spojrzenie ze swoim mężem. -
Rzeczywiście mi służy.
- Z pewnością zdajesz sobie sprawę, że sędzia miał pewne zastrzeżenia do
waszego związku - dodała pani Orter, wysoka i dorodna niewiasta. - Jednakże patrząc
na ciebie, muszę się zgodzić z Genevą. Poślubienie kobiety tej klasy co Nora z pew-
nością było dla ciebie dużym przeżyciem - zwróciła się władczym tonem do Eliasza.
- Oczywiście, pani Orter - odparł Eli. Postanowił zignorować afront, który
przed chwilą go spotkał.
- Cieszę się, że wam obojgu wszystko dobrze się układa
- wtrąciła pani Lampley, patrząc z wyrzutem na żonę sędziego.
- Noro, kochanie, wyglądasz naprawdę cudownie.
- Dziękuję - odparła Nora, rumieniąc się uroczo.
- Na Boga, wprawiasz ją w zakłopotanie. - Pani Orter była wyraźnie
niezadowolona. - Skończmy już z tą paplaniną. Muszę cię o coś spytać - zwróciła się
do Nory. - Widzisz, moja wnuczka właśnie rozpoczęła naukę. Przeżyłam prawdziwy
szok, kiedy się dowiedziałam, że nie działa już biblioteka objazdowa. Tak miło
wspominam ją z czasów, kiedy mój syn chodził do szkoły, i na samą myśl o tym, że
kochana Amber nie będzie miała okazji...
- Rozumiem panią, pani Orter - przerwała jej uprzejmym tonem Nora -
jednakże biblioteki objazdowe przestały funkcjonować ponad dziesięć lat temu, kiedy
lokalne szkoły otrzymały stanowe fundusze na prowadzenie bibliotek na miejscu.
Książki zamawiamy teraz pocztą, a wkrótce powiększymy personel i włączymy się do
Internetu.
- Och, ta komputeryzacja. - Pani Orter wzruszyła ramionami. - To dla mnie
czarna magia. Te wszystkie rozmowy o żeglowaniu po sieci... - Potrząsnęła głową. -
Trudno się w tym połapać.
- Może zapisałaby się pani na odpowiedni kurs - uprzejmie zasugerowała Nora.
- O ile pamiętam, interesuje się pani genealogią, a w Internecie można znaleźć
niewyczerpane źródło informacji na ten temat.
R S
- 101 -
Eliasz z dumą patrzył na swoją żonę. Podziwiał jej takt, opanowanie,
cierpliwość i wiedzę w tak wielu dziedzinach. Przysłuchiwał się już kolejnej
rozmowie, którą prowadziła, i ze zdumieniem przekonał się, że potrafi dyskutować o
budżecie biblioteki, grzecznie, lecz zdecydowanie bronić swoich decyzji dotyczących
zakupu kontrowersyjnych książek, jak również gawędzić na temat komputerów.
Wiedział, że Nora jest osobą wykształconą, ale przyznał sam przed sobą, że
zupełnie inaczej wyobrażał sobie jej pracę. Sądził, że polega ona na katalogowaniu i
układaniu na półkach książek oraz na ich wypożyczaniu i odbieraniu od czytelników.
Nie miał pojęcia, że Nora ma także do czynienia z ekonomią, musi
samodzielnie decydować o kupnie potrzebnych książek; że jest osobą, z której
zdaniem inni naprawdę się liczą. Być może pani Orter nie jest jedyną osobą w mieście,
która uważa, że Nora wyświadczyła mu niezwykłą uprzejmość, godząc się na to
małżeństwo.
Najgorsze zaś, że on sam się tym przejmował. Od kiedy to opinia innych ludzi
zaczęła mieć dla niego jakiekolwiek znaczenie?
Do grupy, w której stali Nora i Eliasz, podszedł syn burmistrza, młodzieniec
studiujący w college'u.
- Przepraszam, panno Brown - odezwał się, kiedy na moment zamilkły
rozmowy - czy znalazłaby pani chwilę czasu dla mojego ojca? Chciałby z panią
przedyskutować pewną sprawę związaną z budżetem. Obiecał, że zajmie to tylko parę
minut.
Nora popatrzyła pytająco na Eliasza.
- Idź - powiedział. Był niezadowolony sam z siebie, że ugryzł się w język,
zamiast od razu sprostować, że, przynajmniej na razie, Nora jest panią Wilder, a nie
panną Brown.
- Zaraz wracam - obiecała Nora, dotykając ramienia męża.
Eli pokiwał głową i wypił łyk szampana, krzywiąc się niemiłosiernie. Poczuł,
że natychmiast musi zaczerpnąć świeżego powietrza i spędzić kilka chwil w
samotności, więc poszedł na taras.
W połowie drogi natknął się na Joego. Tego wieczora przyjaciele spotkali się
po raz pierwszy.
R S
- 102 -
- Nareszcie ktoś normalny - stwierdził z ulgą Joe. - Widziałeś mecz? - spytał
Eliasza.
Eli pokręcił głową.
- Szkoda, ale mówi się trudno. Może wiesz przynajmniej, kogo przekupić, żeby
podano nam szklankę piwa?
- Zapomnij o piwie. Już próbowałem je zdobyć. Bar jest zamknięty na kłódkę, a
tutaj serwują jedynie bezalkoholowy poncz i to - wskazał na trzymany w ręku
kieliszek z musującym winem.
- Niech to licho. Nawet światło jest do niczego. - Joe spojrzał krzywo na
rosnące w donicach drzewka, na których umocowane były białe dekoracyjne żarówki,
mające oświetlać salę.
- Wydawało mi się, że dobrze się tu bawisz - zauważył z lekkim zdziwieniem
Eli.
- Żartujesz, chłopie. Byłem przerażony, kiedy Mel powiedziała, że tu idziemy.
Zaskoczyła mnie jak diabli. Nie uwierzę, że ty świetnie się czujesz na tej imprezie.
- Jasne, podobnie jak jedyny grzesznik na zebraniu nauczycieli szkółki
niedzielnej.
- Dobrze to ująłeś. - Joe popatrzył na zgromadzonych w sali szacownych
obywateli miasteczka Kisscount. - Dosyć tu duszna atmosfera. Jednak ty też nie
przypominasz już faceta, który zjawił się na rozdaniu świadectw maturalnych w
traperskich butach, dżinsach i skórzanej kurtce. Teraz wyglądasz jak - uśmiechnął się
złośliwie - pingwin.
- Lepszy pingwin niż kelner. - Eli zrobił aluzję do białej marynarki Joego.
- To wina Mel - skrzywił się Joe. - Wybrała mi to przeklęte ubranie.
- A właśnie, gdzie ona jest?
- Rozmawia z burmistrzem i z twoją żoną. Wiesz, Mel uprzedzała, że spotka
mnie niespodzianka, ale kiedy zobaczyłem Norę, musiałem aż przetrzeć oczy. Przez
tyle lat uważałem, że jest nijaka. Chyba byłem ślepy. Ona wygląda fantastycznie!
- Masz rację - zgodził się z przyjacielem Eli.
R S
- 103 -
- Szkoda, że musi uczestniczyć w podobnych imprezach. - W ciemnych oczach
Joego zalśniły nagle figlarne iskierki. - Może powinna zmienić pracę? Z takimi
nogami zatrudnilibyśmy ją w naszej...
- Jasne, stary - przerwał mu Eli. - Po to robiła dyplom, żeby jeździć na rolkach
w barze.
- Przynajmniej nikt by nam nie kazał wkładać takich kretyńskich ubrań i
rozmawiać o książkach czy przeklętej nagrodzie Paula Newmana.
- Miałeś pewnie na myśli nagrodę Newbury'ego, przyznawaną corocznie za
najlepszą powieść dla młodzieży - poprawiła go delikatnie rozbawiona Nora. Ona i
Melania wyłoniły się właśnie tłumu i dołączyły do swoich mężów.
- No właśnie, misiaczku. - Melania szturchnęła Joego w ramię. Wyglądała
olśniewająco w czarnej sukience, która odsłaniała jej okrągłe ramiona. - Ciągle
marudzisz, że tu przyszliśmy?
- A co mam robić?
- Jesteś beznadziejny. - Melania potrząsnęła głową. - Cześć, Eli - zwróciła się
do męża Nory.
- Witaj, Mel. Jak ci poszło z burmistrzem? - spytał Norę, przyciągając ją do
siebie.
- Doskonale. Ciągle nie mogę uwierzyć, że chciał ze mną rozmawiać.
Eli zdziwił się, kiedy Nora przytuliła się do niego i lekko pogłaskała go po
plecach.
- Możemy już pójść do domu? - Joe popatrzył błagalnie na swoją żonę.
- Nie ma mowy. Dopiero co przyszliśmy.
- Daj spokój, Mel. Spełniliśmy swój obywatelski obowiązek na rzecz biblioteki,
kupując bilety. Po co mamy się tu dłużej kręcić?
- Ponieważ mam ochotę potańczyć.
- Czy nie słyszysz, jak fatalnie grają?
- Wszystko mi jedno. - Mel władczym gestem ujęła męża za rękę i pociągnęła
go na parkiet.
- Ty też chciałabyś potańczyć? - Eli spojrzał na Norę. Dostrzegł w jej oczach
nie skrywane rozbawienie.
R S
- 104 -
- Wiesz, prawdę mówiąc... chyba nie. Na dziś mam dosyć balowych atrakcji.
Jeśli się zgodzisz, wolałabym się przenieść w jakieś spokojniejsze miejsce, gdzie
mogłabym zrzucić te buty. - Nora pogładziła Eliasza po rękawie. - Nie miałabym nic
przeciwko temu, żebyśmy byli tam sami.
Ta kobieta nieustannie go zaskakiwała.
- Masz na myśli jakieś konkretne miejsce? - spytał lekko ochrypłym głosem Eli.
- Tak - odparła po krótkiej chwili wahania.
- Kochanie, zgadzam się bez zastrzeżeń. Natychmiast się stąd wynosimy.
- Żartujesz, prawda? - upewniał się Eli.
Nora stała przed okazałym dębem, który górował ponad innymi drzewami,
rosnącymi na tyłach posiadłości okalającej Wierzbowy Dwór. Księżyc przeświecał
poprzez gałęzie, rzucając srebrzysty blask na trawę. Łagodny powiew wiatru muskał
policzki Nory. Odetchnęła głęboko, wdychając świeży zapach trawy pomieszany z
wonią róż.
- Wcale nie - odparła, patrząc z upodobaniem na męża. Zdążył już zdjąć górę od
fraka i muszkę; w rozpiętej koszuli stał pod drzewem i trzymając ręce na biodrach,
wpatrywał się w domek, umocowany wysoko wśród gałęzi. - Tam jest świetnie. Zaraz
sam się przekonasz.
- Noro...
- Uwierz mi.
Zręcznie zaczęła wspinać się po drabinie, zadowolona, że rozcięcie w sukni
ułatwiało jej zadanie. Butów i pończoch pozbyła się już w samochodzie. Szybko
stawiała bose stopy na kolejnych szczeblach, kiedy nagle w połowie drogi zatrzymał ją
głos Eliego. Spojrzała w dół.
- Co się stało?
- Niezły widok. - Eli błysnął zębami w uśmiechu.
- Naciesz się nim do woli, bo jeśli nie przyjdziesz na górę, nic więcej nie
zobaczysz.
- Nie drażnij mnie - ostrzegł Eli, zdejmując buty i skarpetki.
Nora zaśmiała się głośno. Po chwili poczuła, że drabina drży pod ciężarem ciała
Eliasza. Szybko pokonała ostatnie szczeble i uniosła klapę, prowadzącą na odkrytą
R S
- 105 -
werandkę domku. Starając się nie podrzeć sukienki, przecisnęła się przez otwór i sta-
nęła na drewnianej podłodze. Z wysiłku nie mogła złapać tchu, policzki jej płonęły.
Eli wkrótce znalazł się obok niej. Widać było, że mała wspinaczka ani trochę
nie zmęczyła tego silnego mężczyzny. Nora poczuła lekkie uczucie zazdrości. Będę
musiała poćwiczyć, pomyślała.
- Naprawdę tu ładnie. - Eli rozejrzał się dokoła.
- Przecież ci mówiłam.
Nora podeszła do drzwi niewielkiego domku i wyciągnęła z wnętrza zwinięty
materac z gąbki. Rozłożyła go na werandce, gdzie zajmował całą jej powierzchnię.
Potem sięgnęła jeszcze po poduszki i koc. Drgnęła lekko, kiedy Eli odebrał je od niej.
Umościł posłanie, po czym pochylił głowę i musnął wargami odkryte ramiona Nory.
- Nie zachomikowałaś tu gdzieś zimnego piwa? - mruknął, całując ją we
wrażliwe miejsce za uchem.
Nora poczuła przyjemny dreszcz, który przebiegł jej po krzyżu.
- Niestety, nie. Przykro mi, że cię rozczarowałam. - Uśmiechnęła się niepewnie.
Eli przytulił ją do siebie, kreśląc językiem kółka wokół jej ucha.
- Nic nie szkodzi. Poszukam sobie innego zajęcia. Lepszego niż picie piwa.
Ujął w dłonie twarz Nory i wpił się ustami w jej wargi.
Wcześniej uzgodnili, że ze względu na obecność Chelsea nie będą się kochać w
domu, więc ostatnie dni upłynęły im w napięciu, zwiększonym przez gorące
spojrzenia i kradzione w pośpiechu pocałunki. Teraz nareszcie mogli nacieszyć się
sobą do woli.
Eli przesuwał dłońmi po ciele Nory, aż dotarł do zamka błyskawicznego sukni.
Po chwili wieczorowa kreacja leżała na podłodze, a Eli rozpinał już nowy biustonosz
Nory ze szkarłatnej koronki i ściągał z niej skąpe majteczki. Sycił wzrok jej nagością,
gładką skórą lśniącą w księżycowym blasku.
- Jesteś piękna - szepnął, zdejmując spodnie i kalesonki.
Objął Norę mocniej i pociągnął ją za sobą na materac.
Kochali się długo, niespiesznie. Nora zaprotestowała instynktownie, kiedy Eh,
zamiast położyć się na niej, obrócił ją na brzuch i z obu stron otoczył nogami, ale
uciszył jej obawy, zapewniając, że nie zrobi niczego, na co ona nie wyrazi zgody.
R S
- 106 -
Nora rozluźniła się i z zachwytem napawała się nową dla niej sytuacją. Nie
widziała dokładnie, co Eli robi, ale dzięki temu mocniej czuła każdy jego ruch,
intensywniej wchłaniała podniecający zapach ciała.
Napięcie narastało, aż w pewnym momencie Norę przebiegł nie dający się
opisać dreszcz rozkoszy. Krzyknęła, sygnalizując, że jest już gotowa na ostateczne
spełnienie.
Zmęczeni miłosnymi zapasami opadli potem oboje na materac. Tulili się do
siebie, dziękując sobie nawzajem za przeżycia, których przed chwilą doznali. Długo
leżeli tak, niezdolni wykonać najmniejszego ruchu. Nora chłonęła ciepło ukochanego
ciała, pewna, że jeszcze nigdy dotąd nie była tak szczęśliwa.
- Dobrze się bawiłaś dzisiejszej nocy? - spytał w pewnej chwili Eli, obracając
się na bok.
- Ostatnie pół godziny było wyśmienite. Eli uszczypnął ją delikatnie w ramię.
- Miałem na myśli bal.
- Ach, tak. Było dość przyjemnie. - Nora nieraz w przeszłości marzyła, by tak
swobodnie zachowywać się wśród ludzi. Cieszyła się z udanego wieczoru, a jej radość
zwielokrotniał jeszcze fakt, że Eli też w nim uczestniczył. - A jak ty się tam czułeś?
- Nie najgorzej.
Po chwili usłyszała jego przytłumiony śmiech.
- Co cię tak rozbawiło?
- Wyobraziłem sobie, jaką minę zrobił Joe, kiedy się zorientował, że nas tam
nie ma.
Nora wsunęła palce we włosy Eliasza i zaczęła masować skórę jego głowy, a
potem karku.
- Twój przyjaciel nie przepada za takimi oficjalnymi imprezami, prawda?
- Łagodnie powiedziane. Ale się wścieknie, kiedy mu powiem, że to ty chciałaś
stamtąd uciec.
Dłoń Nory na chwilę znieruchomiała.
- Chyba nie powiesz mu... wszystkiego?
- Jasne, że nie. Opowiem tylko co ciekawsze kawałki.
- Nie ośmielisz się, Eli!
R S
- 107 -
- Nie bój się, żartowałem. - Ziewnął przeciągle. - Czy mogę mu tylko opisać
twoją czerwoną bieliznę?
- Zdecydowanie nie!
- Oj, Szaraczku, poczucie humoru ci nie dopisuje. Proponuję układ: ty będziesz
nadal masować mi kark - powieki Eliego opadły lekko - a ja w zamian przyrzekam nie
pisnąć ani słowa o tym, co zdarzyło się na tym drzewie.
- To podły szantaż!
- Taak... czyż to nie wspaniałe?
Nora słyszała, że oddech Eliego staje się coraz bardziej jednostajny. W
milczeniu podziwiała w ciemności kontury jego twarzy. Powieki zaczęły jej ciążyć...
- Kocham cię, Eli - zdążyła wyszeptać, nim na dobre zapadła w sen.
Tymczasem Eli nagle się rozbudził. Leżał bez ruchu, a serce waliło mu w piersi
jak oszalałe.
Dlaczego, do licha, musiała to powiedzieć? Dlaczego wyznała mu miłość? Co
on miał teraz zrobić z tym fantem?
R S
- 108 -
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Poniedziałek zapowiadał się na bardzo upalny dzień. Minęło dopiero wpół do
jedenastej, ale w warsztacie, mimo otwartych okien i drzwi, powietrze było gęste i
ciężkie.
Ciężar leżał również na sercu Eliego, który stał pochylony nad otwartą maską
samochodu Andrei Rand. Dokręcił śruby mocujące nowy alternator, wyprostował się i
otarł dłonią pot z czoła. Co za ironia, pomyślał, że właśnie dziś musi się zajmować
samochodem jednej z osób zatrudnionych w bibliotece. Nawet tu, w warsztacie, nie
może uciec myślami od Nory. Wewnętrzny głos bez przerwy nękał Eliasza pytaniem,
co zamierza zrobić z jej miłosną deklaracją.
Kiedy Nora powiedziała mu „kocham cię" i natychmiast zapadła w sen, Eli nie
mógł już zmrużyć oka i nieustannie powtarzał w myślach te dwa niebezpieczne słowa.
Mógł, oczywiście, udać, że niczego nie usłyszał, przytulić Norę do siebie i nic
by się między nimi nie zmieniło. Nadal byliby kochankami. W końcu przecież wzięli
ślub.
Uczciwość nie pozwalała jednak Eliemu na takie zachowanie. Odkąd zbliżył się
do Nory, zaczął troszczyć się o nią jak o nikogo dotąd w swoim życiu, z wyjątkiem
córki. Za nic na świecie nie chciał jej zranić. Wiedział jednak, że to się stanie, jeśli
szybko czegoś nie postanowi. Nora była zbyt ufna, zbyt naiwna i chętnie doszukiwała
się w każdym najlepszych cech. Nawet, a może przede wszystkim, w nim.
Wtedy, w domku na drzewie, dobrze po północy dobudził w końcu Norę i
mimo jej lekkich protestów skłonił, by przenieśli się do domu. Była tak zaspana, że
pozwoliła ubrać się w sukienkę i sprowadzić na dół po drabinie. Przedtem zdążyła
nawet zwinąć materac i koce, które schowała z powrotem do domku. Kiedy stanęli w
drzwiach jej sypialni, przytuliła się do męża i pocałowała go czule na dobranoc.
Jeśli nawet zastanowiło ją nietypowe dla niego milczenie i niezręczność
ruchów, niczego nie dała po sobie poznać.
R S
- 109 -
Podobnie było następnego dnia. Aż do wieczora ani słowem nie wspomniała o
tym, co się wydarzyło. Eli wiedział jednak, że to nie może trwać wiecznie. W końcu,
jeśli nadal będzie jej unikać, spyta o przyczynę takiego zachowania.
I co ma jej na to odpowiedzieć?
Noro, bardzo lubię uprawiać z tobą seks, ale obawiam się, że pomyliłaś
pożądanie z miłością?
Piękny tekst, nie ma co! Nie mógł jednak nadal z nią sypiać, teraz, kiedy już
wiedział, co Nora do niego czuje.
Pozostało jedno wyjście: on i Chelsea muszą jak najszybciej wyprowadzić się z
jej domu.
Kiedy o tym pomyślał, poczuł, że jakiś potworny ciężar przygniata mu klatkę
piersiową.
W ciągu minionych sześciu tygodni, które spędził pod jednym dachem z Norą,
przekonał się, że nie jest ona nijaką starą panną, za jaką przez lata wszyscy ją uważali,
lecz pełną ciepła kobietą o złotym sercu, wspaniałą, namiętną kochanką, marzeniem
każdego mężczyzny.
Problem polegał na tym, że nie była odpowiednią kobietą dla niego. Szkoda, że
w porę o tym nie pomyślał.
Nagle Eli usłyszał, że ktoś wchodzi do warsztatu. Odwrócił się i zobaczył
stojącego w drzwiach adwokata Ezrę Lampleya.
- Dzień dobry, Eliaszu. - Starszy pan skłonił głowę. Mimo upału miał na sobie
elegancki letni trzyczęściowy garnitur. - Mam nadzieję, że nie przeszkadzam w pracy.
- Skądże znowu, proszę wejść. Czyżby pański cadillac sprawiał znów jakieś
kłopoty?
- Samochód jest w porządku. Zjawiłem się tu z całkiem innego powodu. -
Adwokat zręcznie ominął tłustą plamę oleju na podłodze i podszedł do Eliego. -
Powinienem był najpierw zatelefonować, ale właśnie wybierałem się na spotkanie z
klientem i pomyślałem, że po drodze wpadnę tutaj. Przyniosłem coś, na co z
pewnością od dawna niecierpliwie czekasz.
Ezra Lampley sięgnął do kieszeni, wydobył z niej długą kopertę i wręczył ją
Eliaszowi.
R S
- 110 -
Eli zdziwił się, gdyż pamiętał, że Lampley zapłacił już wcześniej za naprawę
samochodu. Spojrzał w celofanowe okienko koperty i zobaczył w nim wydrukowane
swoje nazwisko i adres. Nadawcą była firma ubezpieczeniowa. Rozerwał kopertę i
wydobył z niej prostokątny, jasnozielony blankiet. Był to czek, opiewający na kwotę,
o jakiej nawet nie ośmielał się marzyć.
To wprost niewiarygodne. Półtora miesiąca temu otrzymanie tego czeku
miałoby dla niego ogromne znaczenie. Teraz patrzył nań obojętnym wzrokiem.
- Jakim cudem znalazł się on w pańskich rękach? - spytał adwokata.
- To żadna tajemnica - odparł Lampley. - Dziś rano załatwiałem w firmie
ubezpieczeniowej pewne sprawy i kiedy ktoś wspomniał, że jest już czek dla ciebie,
zaproponowałem, że ci go dostarczę.
- Dlaczego w ogóle rozmawiano z panem na ten temat? - zdziwił się Eli.
- Widzę, że Nora o niczym ci nie wspomniała - powiedział adwokat.
- O czym niby miałaby wspominać?
- Prosiła, żebym pomógł przyspieszyć wypłatę twojego ubezpieczenia. Niestety,
wcześniej niewiele mogłem zrobić. Ot, zatelefonowałem do jednego czy dwóch
starych przyjaciół. Dopiero kiedy się pobraliście, sprawy nabrały tempa.
- Kiedy Nora prosiła pana o pomoc?
- Stało się to dokładnie tego dnia, kiedy odrzuciłeś jej propozycję małżeństwa. -
Adwokata nagle ogarnęły wątpliwości. Może zachował się niezręcznie? - Mam
nadzieję, że nie czujesz się urażony, iż ktoś postronny wtrąca się do twoich spraw. Za-
pewniam, że nasze intencje były jak najlepsze. Nora bardzo chciała ci pomóc.
Eli nie miał co do tego najmniejszych wątpliwości. Zdążył już poznać
altruistyczną naturę Szaraczka. Adwokat zerknął na zegarek.
- Przepraszam najmocniej, ale muszę już iść, bo spóźnię się na następne
spotkanie.
Eli mruknął pod nosem słowa pożegnania i spojrzał na czek, który ściskał w
dłoni. W tym momencie przyszedł mu do głowy pewien pomysł i przez chwilę
rozważał go w skupieniu.
R S
- 111 -
Nora nieświadomie dostarczyła mu doskonały pretekst do należytego
zakończenia całej historii. Wystarczy, że Eli dobrze odegra swoją rolę, i będzie po
wszystkim.
Kiedy o tym pomyślał, coś ścisnęło go w gardle.
Po co te sentymenty, tłumaczył sobie. Musisz to zrobić i już.
- ...A kiedy nadeszła zima, patrzyłem, jak z nieba lecą śnieżne płatki. Potem
zwinąłem się w kłębek i zasnąłem w dziupli czarodziejskiego drzewa, śniąc o wiośnie.
- Nora zamknęła książkę i z uśmiechem popatrzyła na skupione twarze przed-
szkolaków, siedzących u jej stóp. - To już koniec bajki.
Przez chwilę w sali panowała głęboka cisza, po czym dzieci, jedno przez
drugie, zaczęły zasypywać Norę pytaniami na temat wysłuchanej opowieści. Jedne
dziwiły się, dlaczego królik spał w dziupli na drzewie, inne dopytywały się, gdzie się
podziewali jego rodzice, któraś z dziewczynek chciała wiedzieć, czemu zwierzątko
nosiło czerwone spodenki.
Rozbawiona Nora właśnie zamierzała zaspokoić ciekawość najmłodszych
podopiecznych z wakacyjnej grupy czytelników, kiedy nagle zobaczyła Eliego. W
roboczym ubraniu stał oparty o róg regału z książkami i machał do niej dłonią.
Wyglądał tak pociągająco, że zupełnie zapomniała, co chciała powiedzieć dzieciom.
Popatrzyła błagalnie na towarzyszącą jej koleżankę.
- Dzisiaj pani Kulath odpowie na wasze pytania - zwróciła się do małych
słuchaczy. - Zgadzasz się, Madeline?
Madeline uprzejmie skinęła głową i gestem dała znak Norze, że jest już wolna.
Nora podziękowała jej i żegnana okrzykami dzieci podeszła do męża.
- Co za miła niespodzianka! - powiedziała.
- Muszę z tobą porozmawiać - oświadczył. - Znajdziesz dla mnie chwilę czasu?
- Oczywiście. Możemy iść do mojego biura i...
- Nie - przerwał jej krótko i stanowczo. Widząc niepokój w oczach Nory, dodał
szybko: - Rozmowa zajmie nam chyba więcej niż parę minut. Czy mogłabyś stąd
wyjść na dłużej?
Nora zerknęła na zegarek. Minęła już jedenasta, co od biedy można uznać za
porę lunchu.
R S
- 112 -
- Oczywiście, że tak. Uprzedzę Andreę i wezmę moją torebkę.
- Gdyby ta panienka zaczęła pyskować, przypomnij tylko, że jej samochód stoi
w moim warsztacie.
- Nie omieszkam - powiedziała z uśmiechem Nora.
- Doskonale. Poczekam na ciebie na zewnątrz.
Kiedy Eli wyszedł z sali, Nora zrozumiała, że po raz pierwszy od dwóch dni
poczuła ulgę. Nareszcie jej mąż zachowywał się normalnie. Tłumaczyła sobie, co
prawda, że przyczyną jego niezwykłego spokoju i wyciszenia było wyłącznie
zmęczenie i nadmiar wrażeń, ale w głębi duszy wyobrażała sobie o wiele gorsze
rzeczy.
Teraz pomyślała, że jej lęki były bezpodstawne. Natychmiast zrobiło jej się
lekko na sercu. Raźnym krokiem ruszyła na poszukiwanie Andrei.
Kilka minut później stanęła przed gmachem biblioteki obok czekającego na nią
Eliasza.
- Załatwiłaś sprawę? - spytał.
- Tak, chociaż Andrea nie była szczególnie rada z mojego wyjścia.
- Wyobrażam sobie.
- Eli, czy mogę poprowadzić? Muszę poćwiczyć, jeśli chcę w przyszłym
tygodniu zdać egzamin na prawo jazdy.
- Proszę bardzo. - Eli wręczył Norze kluczyki do samochodu.
- Dokąd chciałbyś pojechać? - pytała Nora, jadąc uważnie przez miasto.
- Wszystko mi jedno. Jedź, dokąd chcesz.
- Dobrze. - Nora skierowała samochód w stronę drogi biegnącej obok
Wierzbowego Dworu. - Powiedz, co cię do mnie sprowadza?
- Lepiej ci pokażę. - Eli wyjął z kieszeni koszuli złożony kawałek papieru. -
Spójrz na to.
- Co to jest?
- Czek.
- Tyle to sama widzę. Chodzi mi...
- W końcu wypłacili mi odszkodowanie. - Eli uśmiechnął się z satysfakcją.
- Naprawdę? To wspaniale!
R S
- 113 -
- Zgadzam się. - Eli starannie złożył czek i schował go z powrotem do kieszeni.
- Na to właśnie czekałem. Jutro spotkam się z Jackiem Christopherem i omówimy
plany związane z nowym warsztatem. A dziś po południu umówiłem się z agentem na
oglądanie domu do wynajęcia. Musisz go zobaczyć, Noro. Jest naprawdę doskonały, a
zaledwie trzy domy dalej mieszka Sara. Chelsea będzie zachwycona.
Nora poczuła nagle, że powietrze staje się coraz gęściejsze i trudno jej
oddychać.
- Słucham? - spytała, całkowicie zaskoczona.
- Lampley zdradził mi, jak wiele zawdzięczam tobie. Doceniam twoje starania i
naprawdę szczerze ci dziękuję. Za wszystko. Z początku nie sądziłem, że twój pomysł
ma ręce i nogi, ale życie pokazało, że się myliłem. Wszystko poszło lepiej, niż
mógłbym sobie wyobrazić.
- Eli... - odezwała się Nora, ale on chyba wcale jej nie słyszał. Swobodnie
wyciągnął przed siebie nogi, rozparł się wygodnie w fotelu. Tak wygląda człowiek w
pełni zadowolony z siebie.
- Ty zachowałaś swój dom, a ja otrzymałem należne mi pieniądze. Poza tym
oboje całkiem interesująco spędziliśmy lato...
- Eli, natychmiast przestań.
- O co ci chodzi? - zdziwił się.
Nora zastanawiała się, co odpowiedzieć, ale trudno jest człowiekowi logicznie
myśleć, kiedy cały jego świat wali się w gruzy.
- Nie ma powodu, abyście się wyprowadzali - oświadczyła w końcu spokojnie,
próbując nie okazać, jak bardzo oszołomiły ją słowa Eliasza. - Jesteście więcej niż
mile widziani w Wierzbowym Dworze i możecie tam mieszkać podczas odbudowy
waszego domu.
- Dziękuję ci bardzo za tę propozycję, ale wkrótce zaczyna się szkoła i
chciałbym, żeby do tej pory Chelsea osiadła gdzieś na stałe.
- Tak, ale...
- Naprawdę uważam, że to najlepsze rozwiązanie. Dla nas wszystkich - dodał.
Ciężarówka pojawiła się na jezdni nie wiadomo skąd i w tym momencie Nora
zorientowała się, że od dobrych kilku minut nie zwraca w ogóle uwagi na to, co się
R S
- 114 -
dzieje na drodze, skupiona jedynie na tym, co mówi do niej Eli. Zmieszana, skręciła w
pierwszą możliwą przecznicę i jej zakłopotanie wzrosło, kiedy się zorientowała, że
podświadomie dotarła do nieczynnego ujęcia wody. W tym właśnie miejscu ona i Eli
po raz pierwszy padli sobie w objęcia. Nora zatrzymała samochód i próbowała po-
zbierać rozproszone myśli.
- Twoje odejście wcale mnie nie cieszy - powiedziała w końcu, starając się
panować nad drżącym głosem. - Chcę, żebyś został, żebyśmy byli razem.
Po raz pierwszy Eli się zawahał.
- Teraz tak uważasz - zaczął ostrożnie - ale uwierz mi, że za tydzień lub dwa,
kiedy wszystko wróci do normy, będziesz szczęśliwa, że ja i Chelsea nie siedzimy ci
już na głowie.
- Nieprawda. Nie będę. - Nora odetchnęła głęboko. - Kocham Chelsea i chcę,
żebyśmy wszyscy troje stanowili rodzinę. - No, teraz mu powiedz, ponaglała się w
myślach. - Ciebie też kocham, Eli.
Serce waliło jej jak młotem, kiedy czekała na jego reakcję. Ku jej ogromnemu
zaskoczeniu Eli po prostu pokręcił głową.
- To nieprawda. Może tak ci się wydaje, ale tylko dlatego, że nie masz żadnej
skali porównawczej.
Nora patrzyła na męża szeroko otwartymi oczami. Było jej słabo i bała się, że
za chwilę zemdleje.
- Przepraszam - ciągnął Eli - bo to wszystko moja wina. Wiedziałem, że coś
takiego może się zdarzyć, ale pozwoliłem, by sprawy wymknęły się spod kontroli.
Powinienem był uważać.
Nora poczuła zawrót głowy i ucisk w klatce piersiowej. Ledwo mogła
oddychać. Potem zapiekły ją oczy. Stopniowo jednak ból zamieniał się w złość. Nie
była już przecież tym biednym Szaraczkiem, który zawsze hamował swoje emocje,
byle tylko nikogo nie urazić. Stała się kobietą wyzwoloną z własnych lęków, kobietą,
która miała odwagę powiedzieć to, co myśli.
- Nie musisz mnie przepraszać - odparła bez ogródek. - Nie jestem dzieckiem,
za które ponosisz odpowiedzialność. Mój dziadek stale mi powtarzał, co mam robić,
czuć, co jest dla mnie dobre, a co nie, dlatego raz na zawsze dość mam takich pouczeń.
R S
- 115 -
Sama wiem, czego chcę. Jeśli to nie pokrywa się z tym, czego ty chcesz, to już twoja
sprawa, ale nie udawaj, że robisz cokolwiek z mojego powodu. Myślę, że chodzi o coś
zupełnie innego.
- Mylisz się. Poza tym brak ci rozsądku. W przeciwnym razie sama
zauważyłabyś, że jesteśmy dla siebie całkowicie nieodpowiednimi partnerami.
- Pod jakim względem?
- Daj spokój, Noro. Ty skończyłaś dwa fakultety, ja jestem prostym
mechanikiem.
- To nie ma dla mnie żadnego znaczenia.
- A powinno mieć. I pewnie sama to zrozumiesz, kiedy dotrze do ciebie, że nie
mam pojęcia o większości zagadnień, o których rozmawiałaś na przyjęciu.
- No i co z tego? Ja nie odróżniam świecy od gaźnika. Czy dlatego mam się
czuć kimś gorszym?
- Nie wykręcaj kota ogonem. Różnimy się teraz i tak samo było w przeszłości.
Są rzeczy, których o mnie nie wiesz...
- I ta wiedza do niczego nie jest mi potrzebna. Wiem o tobie wszystko, co jest
istotne. Cokolwiek kiedyś się wydarzyło, ukształtowało ciebie na takiego człowieka,
jakim jesteś dzisiaj. Tylko to dla mnie się liczy.
- Niech ci będzie. Ale nie zaprzeczysz, że ty masz pieniądze, a ja nie.
- Naprawdę? Czyżbyś zapomniał o czeku, który schowałeś do kieszeni?
Eli uniósł ręce w geście poddania.
- Dobrze już, dobrze. Może masz rację, a ja jestem przewrażliwiony i
przesadzam. Muszę jednak pamiętać o Chelsea. Raz już straciła matkę. Dla jej dobra
musimy zakończyć nasz związek, zanim sprawy zajdą za daleko.
- Nigdy nie zrobiłabym czegoś, co mogłoby zranić Chelsea - powiedziała
powoli Nora. - Byłabym natomiast najszczęśliwszą kobietą na świecie, gdyby kiedyś
zechciała uznać mnie za swoją matkę. Jestem więc pewna, że po prostu zasłaniasz się
Chelsea, by ukryć coś innego.
- Doprawdy? Cóż takiego miałbym ukrywać?
- Niewiarę w to, że ktokolwiek oprócz twojej córki byłby w stanie cię pokochać
- odparła Nora, nie namyślając się, i zrozumiała, że trafiła w samo sedno.
R S
- 116 -
Jakiś mięsień w policzku Eliego zaczął drgać nerwowo.
- Dlaczego miałbym się obawiać miłości?
- Nie wiem. Może z powodu twojej matki. Albo... tego, co zaszło między tobą a
matką Chelsea.
- Też coś - powiedział z niesmakiem Eli. Zsunął z nosa przeciwsłoneczne
okulary i błyszczącymi oczami wpatrywał się w Norę. - Uważasz zatem, że leczę
zranione serce czy coś w tym rodzaju? Bzdura. Matkę Chelsea ledwo znałem. Raz się
ze sobą przespaliśmy i nie poświęciłem jej potem ani jednej myśli do czasu, gdy sześć
lat później w drzwiach mojego domu stanął pracownik opieki socjalnej i
poinformował mnie o fakcie, że jestem ojcem. Czy w takim facecie można się
zakochać? Sama widzisz, co ze mnie za partner.
- Oczywiście, że widzę. Doskonale wiem, w kim się zakochałam. W
mężczyźnie, który przygarnął nie znane sobie dotąd dziecko i mimo wszelkich
przeciwności otoczył je najczulszą opieką. Który zmienił swoje życie, potrafi uczyć
się na własnych błędach i pomógł mi zdobyć tę samą wiedzę.
Eli popatrzył na Norę ze złością i zacisnął szczęki.
- Ta rozmowa prowadzi nas donikąd - oświadczył, otwierając drzwi
samochodu.
- Co ty wyprawiasz? - spytała ostrym tonem Nora.
- Musisz wracać do biblioteki, więc cię tam zawiozę. W tym stanie nie
powinnaś prowadzić.
Ten palant w ogóle nie słuchał, co do niego mówiła! Nora zacisnęła dłonie na
kierownicy i patrzyła przed siebie, podczas gdy Eli gramolił się z samochodu.
Nagle przypomniała sobie, że identyczna scena miała tu miejsce już wcześniej.
Jednakże od tamtej pory ona się zmieniła. Nie była już tą nieśmiałą, zahukaną
dziewicą. Pora, by Eli wreszcie to zauważył.
Nora sama nie wiedziała, co za licho ją podkusiło. Kiedy Eli zamknął drzwi i
odszedł kawałek od samochodu, wcisnęła sprzęgło, wrzuciła pierwszy bieg i
odjechała, zostawiając Eliego za sobą w chmurze pyłu.
Skowyt, jaki wydobył się z jego gardła, prawie pozwolił Norze zapomnieć o
zranionym sercu.
R S
- 117 -
- Oto nagroda za moje starania. Wyhodowałem żmiję na własnej piersi -
mruczał pod nosem Eli, wlokąc się w stronę miasta po rozgrzanym asfalcie, który
parzył mu stopy obute w tenisówki na cienkiej podeszwie. - Po raz pierwszy w życiu
starałem się zachować jak porządny facet, przedłożyłem dobro kobiety ponad własne
potrzeby i jaka nagroda mnie za to spotkała? Niewdzięcznica ukradła mój samochód i
zostawiła mnie samego na środku drogi.
Ze złością kopnął kamień, który potoczył się w kępę trawy porastającej pobocze
jezdni.
Eliemu niewiele pomógł ten wybuch. Pot lał się z niego strumieniem, chociaż
maszerował dopiero niecałe pięć minut, a na palcu stopy zaczął mu się tworzyć
pęcherz. Najgorsze było jednak rozmyślanie o tym, co uświadomiła mu Nora.
Sam przed sobą nie chciał przyznać, że miała rację. Wiedział, że sprawy
między nimi wymknęły mu się spod kontroli, a tego nie znosił. Utrata kontroli
oznaczała uzależnienie się od kogoś. Dawno, dawno temu, kiedy opuściła go matka,
przysiągł sobie, że nigdy więcej nie uwierzy w taką bzdurę jak miłość. Nora
bezbłędnie odgadła, że jego postawa była wynikiem przeżyć z dzieciństwa.
Nie wiedziała jednak wszystkiego. Sam przed sobą przyznał, że do ubiegłej
soboty podświadomie sądził, że wyświadcza Norze uprzejmość, obdarzając ją swoimi
względami. Czuł się również mile połechtany tym, że ta kobieta aż tak go pożąda.
Wszystko się zmieniło po sobotnim przyjęciu, na którym Nora z poczwarki
przemieniła się w motyla. Wszyscy goście byli pod wrażeniem jej wyglądu i
inteligencji. Po raz pierwszy to ona górowała nad Elim i chociaż cieszył się z jej
sukcesu, równocześnie zaczęły targać nim obawy, że teraz, kiedy nie będzie jej już
potrzebny, w końcu go porzuci - tak jak zrobiła to jego matka.
Kiedy Nora wyznała mu miłość, przeraził się nie dlatego, że jej nie uwierzył;
poczuł strach, bo za bardzo pragnął, aby to była prawda. Bał się, że w przyszłości
może zostać zraniony, i dlatego zachował się jak asekurant: na wszelki wypadek
pierwszy postanowił zakończyć ich związek.
Przyszła pora, by spojrzeć prawdzie prosto w oczy.
Ze wszystkich ludzi, jakich kiedykolwiek znał, najbardziej mógł ufać właśnie
Norze. Przecież to ona zawsze, od początku, wierzyła w niego. Nie zmieniła o nim
R S
- 118 -
zdania nawet wtedy, kiedy wyjawił jej wstydliwy sekret związany z matką Chelsea i
przyznał się, że nie miał pojęcia, iż został ojcem. Wprost przeciwnie, dostrzegła dobre
strony tego, co tak fatalnie się zaczęło.
Trudno się dziwić, że pokochał taką kobietę jak ona.
Eli zacisnął powieki, zastanawiając się, dlaczego tyle czasu musiało minąć,
żeby zrozumiał ten oczywisty fakt.
Kochał Norę i zdał sobie sprawę, że niełatwo mu będzie ją teraz o tym
przekonać, kiedy rozstali się w tak idiotyczny sposób. Musiała być naprawdę mocno
poruszona, skoro odjechała, zostawiając go samego na środku drogi.
Przypomniał sobie, jak wyglądała, odjeżdżając: miała zaczerwienione policzki,
błyszczące ze złości oczy, cudownie rozwichrzone włosy. Na to wspomnienie oblała
go nagle fala gorąca, mającego niewiele wspólnego z panującym na dworze upałem.
Eliasz zrozumiał, że musi znaleźć sposób, by wynagrodzić Norze cierpienie,
jaki bezmyślnie jej zadał.
Nieoczekiwany dźwięk klaksonu przerwał jego rozważania. Serce zabiło mu
mocniej w piersi w nadziei, że to może Nora wróciła. Szybko jednak się zorientował,
że sygnał dobiega z przeciwnej strony niż ta, w którą odjechała. Odwrócił się i za-
uważył znajomego forda taurusa. Kierowca nacisnął hamulec i auto zatrzymało się
obok Eliego. Za kierownicą siedziała Melania Rawlins.
- Dobrze mi się wydawało, że to ty! - zawołała zza uchylonej szyby. - Co tu
porabiasz? Gdzie twój samochód?
Mel rozejrzała się dokoła, jakby szukała ukrytej w krzakach corvetty.
- To długa historia - powiedział z uśmiechem Eli. - Czy mogłabyś mnie
podwieźć do miasta? Muszę załatwić pewną ważną sprawę.
Nora stała na tarasie przylegającym do jej sypialni i wpatrywała się w barwny
kobierzec kwiatów, rosnących wokół Wierzbowego Dworu. Tłusta czarno-żółta
pszczoła z głośnym bzyczeniem przelatywała z jednego kwiatka na drugi i pracowicie
spijała słodki nektar, mały rudzik nurkował w sadzawce, szukając ochłody.
Niegdyś ta spokojna scenka radowałaby jej duszę, teraz jednak wszystko
wydawało się Norze puste, pozbawione sensu - dopóki nie spojrzała w stronę
rosnącego nieopodal klonu, pod którym Chelsea i Sara urządzały właśnie herbatkę dla
R S
- 119 -
swoich lalek. Nie słyszała, co mówią do siebie dziewczynki, ale ich wdzięczne
chichotanie kojąco brzmiało w jej uszach.
Próbowała wyobrazić sobie przyszłość bez takiego śmiechu, lecz było to ponad
jej siły. Wiedziała jednak, że cokolwiek się wydarzy, już nigdy nie będzie wiodła
takiej spokojnej, uporządkowanej egzystencji jak ta sprzed czasów, kiedy w jej życiu
pojawili się Eli i Chelsea.
W ciągu zaledwie jednego lata Nora zmieniła się nie do poznania. Z nieśmiałej,
cnotliwej, nadodpowiedzialnej, surowo przestrzegającej pewnych zasad osoby
przekształciła się w kobietę, która mogła wziąć sobie kochanka, urwać się z pracy na
wagary i ukraść samochód, mimo iż nie miała nawet prawa jazdy.
Nora przygryzła wargę. Poczuła, że łzy napływają jej do oczu, a jednocześnie
wstrząsają nią drgawki śmiechu. Cała sytuacja naprawdę byłaby zabawna, gdyby się ta
nowa Nora nie wygłupiła, odjeżdżając bez Eliego. Dlaczego to zrobiła?
Po prostu dlatego, że na to zasłużył, nazwał rzecz po imieniu jej wewnętrzny
głos.
Serce podpowiadało jednak co innego. Nie powinna była zachować się tak
bezwzględnie. Należało w inny sposób zmusić Eliego, by w końcu przejrzał na oczy i
zrozumiał, że Nora kocha go bezwarunkowo i to uczucie nigdy nie przeminie.
Dziewczynki bawiące się pod drzewem poderwały się nagle i pobiegły w stronę
domu. Nora patrzyła w ślad za nimi, pewna, że za chwilę zjawią się w jej pokoju, i
zastanawiała, się czego tym razem zażądają. W ciągu ostatniej godziny pytały ją już,
czy mogłaby pójść do sklepu po lody, zamówić na obiad pizzę i pozwolić Sarze zostać
na noc w Wierzbowym Dworze.
Tak jak się domyśliła, po chwili usłyszała pukanie do drzwi.
- Nora? - odezwał się znajomy męski głos.
Poczuła, że uginają się pod nią kolana i obiema dłońmi oparła się o balustradę
tarasu.
Zaskoczenie i lęk szybko ją opuściły. Wyprostowana, odwróciła się, by stanąć
twarzą w twarz z Elim.
Wilgotne włosy świadczyły o tym, że przed chwilą wziął prysznic. Zmienił
także ubranie. Mimo upału miał teraz na sobie oprócz podkoszulka i dżinsów także
R S
- 120 -
sportową marynarkę. Z pewnością ubrał się tak na spotkanie w sprawie wynajmu
domu.
Nora sięgnęła do kieszeni, skąd wydobyła kluczyki do samochodu. To była
jedyna rzecz, jaką mogła zrobić, nie tracąc godności.
- Proszę. Pewnie po to przyszedłeś - powiedziała, wręczając kluczyki Eliemu. -
Przepraszam cię za ten incydent. Naprawdę nie wiem, co mnie opętało.
Eli milczał przez chwilę, patrząc Norze w oczy. Potem wziął od niej kluczyki.
- Nic się nie stało. Zasłużyłem sobie na to.
- Naprawdę tak uważasz? - spytała z niedowierzaniem Nora.
- Naprawdę. Czasami bywam nazbyt uparty - odparł, przestępując z nogi na
nogę.
Nora ze zdziwieniem stwierdziła, że Eli jest trochę zdenerwowany, co było
całkiem do niego niepodobne.
- Potrzebne są radykalne środki, żebym się opamiętał. Oczywiście wcale cię nie
namawiam, żebyś je stosowała podczas każdej naszej kłótni.
Zabrzmiało to tak, jakby mieli jeszcze przed sobą wspólną przyszłość. W sercu
Nory zaświtał promyk nadziei.
- Zastanawiałem się nad twoją propozycją. No wiesz, żebyśmy zostali tutaj,
zanim odbudujemy nasz dom - ciągnął.
- No i co?
- Obawiam się, że to się nie uda... Nora poczuła kamień na sercu.
- ...chyba że przyjmiesz ten przedmiot.
Eli niepewnym ruchem sięgnął do kieszeni, skąd wydobył niewielką, elegancko
opakowaną paczuszkę. Ściskał ją przez chwilę w dłoni, po czym wręczył Norze.
- Co to jest? - szepnęła.
- Sprawdź.
Nora drżącymi palcami rozerwała lśniący czerwony papier. Zobaczyła nieduże,
aksamitne pudełeczko ze sklepu jubilera. Serce zaczęło bić jej w piersi jak szalone.
Ostrożnie uniosła wieczko pudełka.
Na miękkiej wyściółce lśniło diamentowe oczko zaręczynowego pierścionka.
R S
- 121 -
- Och, Eli... - Nora nic więcej nie była w stanie powiedzieć. Zakochanym
wzrokiem popatrzyła na swojego męża.
Jego piękne niebieskie oczy wyrażały całą gamę uczuć: czułość, zachwyt,
miłość.
- Nigdy nie kupiłem ci prezentu na urodziny - powiedział ciepło, przysuwając
się bliżej do Nory. - Pomyślałem też... jeśli naprawdę chcesz być moją żoną, wszystko
powinno się odbyć tak, jak należy. Kocham cię, Szaraczku - dodał. - Przykro mi, że
byłem takim głupcem. Wyjdziesz za mnie? Tym razem naprawdę?
- Tak, Eli!
Po chwili znalazła się w jego ramionach. Namiętnie całowała mężczyznę, który
niegdyś był największym łobuzem w całym miasteczku, a teraz na zawsze zdobył jej
serce.
R S