378 Cross Caroline Prawdziwy klejnot

background image

CAROLINE CROSS

Prawdziwy klejnot

background image

- 1 -

ROZDZIAŁ PIERWSZY

- O rany, to Szaraczek! - usłyszała na powitanie.

Nora Jane zastygła w bezruchu przed drzwiami bungalowu i szeroko otwartymi

oczami wpatrywała się w Eliasza Wildera. Po raz pierwszy od szesnastu lat stanęła z

tym mężczyzną twarzą w twarz.

Przez ostatnie trzy dni umierała ze strachu na myśl o planowanym spotkaniu i

kiedy już do niego doszło, sądziła, że jest przygotowana na wszystko. Pogodziła się z

faktem, że nerwy ją zawiodą i nie będzie zdolna wykrztusić ani słowa. Spodziewała

się, że usłyszy to okropne przezwisko, którym Eli gnębił ją w szkole. Nawet jego

wygląd nie mógł Nory zaskoczyć, gdyż kilka razy widziała Eliasza z daleka w

mieście; zdawała sobie sprawę, że jeszcze wyprzystojniał.

Nie przewidziała tylko jednego: że otworzy jej drzwi niemal całkiem nagi.

Niedbale oparty o framugę drzwi, patrzył teraz na nią badawczo, ubrany jedynie

w nie dopięte dżinsy z obciętymi nogawkami; wysoki, złocistowłosy, jak zwykle

opanowany.

Serce Nory biło tak mocno, jakby za chwilę zamierzało wyskoczyć z klatki

piersiowej. Weź się w garść, pomyślała. Przecież on, najgorszy łobuz z miasteczka

Kisscount w Oregonie, utrapienie jej młodzieńczych lat, zawsze uwielbiał ją prowoko-

wać. Dlaczego nie miałby robić tego i teraz?

Wytarła wilgotne dłonie o zapiętą aż po szyję bawełnianą sukienkę i pilnie

bacząc, by jej wzrok nie ześliznął się poniżej twarzy Eliasza, odważyła się w końcu

otworzyć usta.

- M...mam nadzieję, ż...że cię nie obudziłam - wyjąkała drżącym głosem.

Po raz ostatni głos drżał jej wtedy, kiedy tuż po maturze Eli zaszedł ją

znienacka w szkolnym korytarzu i udawał, że chce pocałować.

Eliasz oparł się mocniej o framugę drzwi i ziewnął szeroko.

Nora wykorzystała moment, kiedy na nią nie patrzył, i szybko obrzuciła

spojrzeniem całą jego postać. To, co zobaczyła, zaparło jej dech w piersiach. Szeroki,

R S

background image

- 2 -

opalony tors, płaski, doskonale umięśniony brzuch, złotawe włoski zbiegające cie-

mniejszą linią ku rozchylonemu zapięciu dżinsowych szortów...

Oszołomiona, z trudem przełknęła ślinę.

- Nic ci nie jest, Szaraczku?

Nora drgnęła, kiedy palce Eliasza dotknęły jej ramienia. Spojrzała mu prosto w

oczy i dostrzegła malujące się w nich rozbawienie. Zauważył, co się z nią dzieje. A

niech go! Znowu miał niezłą uciechę z faktu, że wprawił ją w zakłopotanie.

- N...nic. Czuję się d...doskonale - skłamała.

- To świetnie. - Eliasz przeciągnął się leniwie. - A właściwie która jest godzina?

Nora zerknęła na zegarek.

- Jeden... Jedenasta trzydzieści.

- Aż tak wcześnie? - Eliasz ziewnął po raz drugi i przesunął dłonią po włosach.

Nora z zachwytem wpatrywała się w gęstą, złocistobrązową czuprynę. - Czemu zatem

zawdzięczam przyjemność twojej wizyty? Zgubiłaś drogę? Wysiadł ci samochód? A

może - zmysłowo zniżył ton głosu - zrozumiałaś w końcu, jak bardzo za mną tęskniłaś

przez minione lata?

Nora poczuła kompletną pustkę w głowie.

Pracowicie ćwiczone przez cały ranek rzeczowe przemówienie, które

zamierzała wygłosić, zupełnie wyparowało z jej pamięci. Zahipnotyzowana

spojrzeniem błękitnych oczu Eliasza ledwo mogła sobie przypomnieć, jak się nazywa,

a co dopiero wyłuszczyć mu swoją prośbę. A przecież zamierzała przekonać go, by

pomógł jej zatrzymać Wierzbowy Dwór. Ten dom był jej sanktuarium i jedyną ostoją.

Uciekaj stąd, podpowiadał instynkt. Przecież obiecałaś Chelsea, że wymyślisz

jakiś sposób, by pomóc jej ojcu, przypominał inny głos.

Obietnica rzecz święta. Nora nie mogła zawieść dziecka.

Zwilżyła językiem wysuszone wargi.

- Cz...czy mogę wejść? - spytała.

- Proszę bardzo. - Eliasz wzruszył ramionami i zaprosił Norę do środka. Kiedy

jej oczy przywykły do panującego w domku półmroku, rozejrzała się dokoła.

W części kuchennej, oddzielonej żółtym blatem od reszty pomieszczenia, na

pierwszym planie królował zlewozmywak pełen brudnych naczyń. Dalej Nora

R S

background image

- 3 -

dostrzegła poobijany piecyk i starą lodówkę. Pod zapyziałym oknem stał niewielki stół

i dwa krzesła. Pozostała część pomieszczenia, sądząc po telewizorze, odrapanym

stoliku do kawy i stojącej pośrodku kanapie, miała zapewne pełnić rolę salonu. Wokół

ścian piętrzyły się kartonowe pudła, w których, jak się Nora domyślała, znajdowały się

rzeczy Eliasza i jego córki.

Eli jednym ruchem zgarnął z krzesełka walające się na nim ubrania, cisnął je na

podłogę i gestem ręki wskazał Norze, by usiadła. W domku panowała duchota,

powietrze wypełniał gęsty odór spalenizny. Nora rozejrzała się w poszukiwaniu źródła

tego przykrego zapachu i dopiero po chwili zrozumiała, że dolatuje on z kartonowych

pudeł. Ogarnęły ją wyrzuty sumienia.

- Przykro mi, że spotkało was takie nieszczęście - powiedziała do Eliego.

Odkąd weszli do domku, przez cały czas chodził tam i z powrotem.

- Zdarza się - mruknął, nieznacznie wzruszając ramionami.

- Dobrze, że chociaż nikt nie został ranny.

- To prawda. - Eli zatrzymał się i oparł o blat.

- Podobno krążą różne pogłoski na temat przyczyny pożaru.

- Skąd wiesz? - spytał ostrym tonem.

- Chy...chyba Chelsea coś wspominała. Mówiła ci, że często wpada do

biblioteki, prawda?

- Tak. Moja mała bardzo lubi książki. - Na myśl o córce Eli uśmiechnął się

mimo woli.

- To mądre dziecko. Miłe, pełne zapału i ciekawych pomysłów.

- Zgadzam się z tobą - powiedział Eli. Na chwilę zapadła cisza. - No więc, co

cię tu sprowadza? - ponowił wcześniej zadane pytanie. - Czyżby Chelsea za pomocą

komputera w bibliotece włamała się do banku?

- Ależ skąd! - zawołała przestraszona Nora. - Coś podobnego nawet nie

przyszłoby jej do głowy.

- Jasne. - Eli znowu popatrzył na nią z rozbawieniem w oczach. - Napijesz się

czegoś? - Nie czekając na odpowiedź, ruszył w stronę lodówki.

- Ja... Tak, chętnie.

R S

background image

- 4 -

Eli wyjął dwie puszki i jedną z nich podał Norze. Drgnęła, kiedy niechcący ich

dłonie otarły się o siebie. Eliasz otworzył puszkę, odchylił głowę do tyłu i z lubością

wypił potężny łyk napoju. Nora zerknęła na swoją puszkę. O Boże, to przecież piwo!

pomyślała przestraszona. Już chciała głośno zaprotestować, gdy napotkała

wyczekujący wzrok Eliego. Zrozumiała, że to kolejna prowokacja.

Z godnością odstawiła więc nie otwartą puszkę na blat i złożyła ręce na

podołku.

- Jednak nie chce mi się pić.

- Aha. - Eli z udawaną powagą przez chwilę delektował się kolejnym łykiem

piwa. - Powiesz mi wreszcie, czemu zawdzięczam twoją wizytę? - zadał po raz trzeci

to samo pytanie.

Nora z trudem przełknęła ślinę.

- Chelsea wspomniała mi, że... że miałeś niewielki kłopot z ubezpieczeniem, i

pomyślałam, że mogłabym ci pomóc.

- Czyżbyś znała kogoś w Security-Trust?

- Gdzie?

- W moim towarzystwie ubezpieczeniowym.

- Och, nie. To znaczy, być może kogoś znam, ale nie to miałam na myśli.

- Posłuchaj, Szaraczku, wierzę w twoje dobre chęci, ale nie bardzo widzę, jak

mogłabyś mi pomóc. Z góry zastrzegam, że od nikogo nie przyjmę jałmużny.

Chociaż... - popatrzył taksująco na Norę - nie miałbym nic przeciwko próbie

pocieszenia...

- To nie będzie jałmużna - zastrzegła się szybciutko Nora, nawiązując do

pierwszej części jego wypowiedzi, bo zdawała sobie sprawę, że druga była tylko

żartem. Taki mężczyzna jak Eli mógł mieć każdą kobietę, na jaką tylko miałby ochotę,

i nie musiał szukać pociechy u niemal trzydziestoczteroletniej dziewicy, którą kiedyś

przezwał Szaraczkiem, bo przypominała mu małego, wystraszonego zajączka. -

Chodzi o to, że ja też mam problem, i... - opuściła wzrok i zaczęła nerwowo miąć

palcami materiał sukienki - pomyślałam, że moglibyśmy zrobić coś, co obojgu nam

przyniosłoby korzyści.

- Ty masz problem?

R S

background image

- 5 -

- Nie... To znaczy... - Nora zacisnęła powieki. Uznała, że powinna to już mieć

za sobą. - Za tydzień od tej niedzieli obchodzę urodziny i muszę wyjść za mąż -

wyrzuciła z siebie szybko.

Zapadła cisza. Nora w napięciu oczekiwała na reakcję Eliego.

W końcu zebrała się na odwagę, otworzyła oczy i zerknęła na niego.

Na widok wyrazu jego twarzy serce zaczęło mocniej bić jej w piersi. Eli był

oszołomiony, przerażony i... oczywiście, zirytowany! Najwyraźniej przekroczyła

wszelkie dopuszczalne granice. Co jej przyszło do głowy, by mu złożyć podobną

propozycję!

- Powiedz mi, kim jest ten facet, a ja się z nim porachuję - powiedział srogim

tonem Eli.

Teraz Nora poczuła konsternację. Po chwili jednak zrozumiała, jak Eli

zinterpretował jej słowa. Zaczerwieniła się ze wstydu.

- Och, nie o to chodzi. Ja nigdy... Jestem... - Zamilkła na moment, by się nieco

uspokoić. - To... to mój dziadek...

- Co?! - żachnął się Eli. - Myślałem, że on nie żyje.

- Masz rację. Zmarł ponad trzy lata temu. Miał jednak bardzo staroświeckie

poglądy, więc zostawił testament, w którym...

- Noro - przerwał jej Eli zimnym, spokojnym tonem - o czym ty, do diabła,

mówisz?

- Za tydzień muszę być mężatką, bo w przeciwnym razie stracę Wierzbowy

Dwór.

Eli patrzył na nią z niedowierzaniem.

- Chwileczkę. Chcesz wyjść za mnie, by zatrzymać dom?

- Tak. Pomyślałam... Wierzbowy Dwór jest taki duży, że wystarczyłoby miejsca

dla ciebie i Chelsea, zanim wyjaśnisz sprawy związane z ubezpieczeniem. Gdybyś

chciał, mógłbyś także przerobić starą wozownię na prowizoryczny warsztat sa-

mochodowy i zabrać się do pracy. Oszczędziłbyś pieniądze, bo nie miałbyś żadnych

wydatków...

Eli pokręcił głową.

- Miło, że o mnie pomyślałaś, ale naprawdę nie sądzę...

R S

background image

- 6 -

- Proszę cię, wysłuchaj mnie do końca! - Desperacja dodała Norze odwagi. -

Teraz już wiem, że Chelsea czegoś nie zrozumiała i ty nie potrzebujesz żadnej

pomocy, ale mnie jest ona niezbędna! Nie chcę utracić Wierzbowego Dworu.

Niedawno spłonął ci dom, więc na pewno rozumiesz, co znaczy taka strata. W końcu

proponuję jedynie tymczasowe rozwiązanie. Nasz układ potrwa zaledwie kilka

miesięcy albo nawet krócej, zależy od tego, ile czasu zajmie załatwienie spraw

spadkowych w sądzie. Chelsea mogłaby spędzić wspaniałe wakacje w mojej po-

siadłości. Miałaby własny pokój oraz dużo miejsca do zabawy dla siebie i koleżanek.

Tymczasem my moglibyśmy się nawet nie widywać, gdybyśmy nie mieli na to ochoty.

Nora skończyła przemowę i błagalnym wzrokiem popatrzyła na Eliego. Trudno

było coś odczytać z wyrazu jego twarzy.

- Mówisz poważnie, prawda? - zapytał w końcu.

- Jak najbardziej.

Eliasz postukał palcami o kuchenny blat.

- Twój pomysł jest szalony, gorzej, to, co zamierzasz zrobić, jest chyba

niezgodne z prawem.

- Mylisz się. Ten pomysł podsunął mi adwokat dziadka. Był przeciwny

zapisowi w testamencie. Uważał go za niebywały archaizm.

- No to wydaj się za adwokata.

- Obawiam się, że mógłby tu zaistnieć konflikt interesów - odparła Nora słabym

głosem. - Poza tym on jest już żonaty.

- Odpada. Ale ja również nie wchodzę w rachubę. Pomyśl o swojej reputacji. W

tym mieście zawsze uważano mnie za chuligana. Co by ludzie powiedzieli na ten

związek? Musisz znaleźć kogoś odpowiedniejszego.

- Nikogo takiego nie znam. Wszyscy tutejsi mężczyźni są albo żonaci, albo za

starzy. - Nora wstała z krzesła. - Dziękuję, że zechciałeś mi poświęcić trochę czasu.

- Nie ma sprawy. - Eli zawahał się, po czym spytał: - Co w tej sytuacji

zamierzasz zrobić?

- Jeszcze nie wiem. - Nora ruszyła w stronę drzwi. Jakiś szósty zmysł

podpowiadał jej, że Eli idzie tuż za nią, ale w tej chwili nie dbała o to. - Chyba muszę

poszukać innego kandydata. Może porozmawiam z Nickiem Carpettim...

R S

background image

- 7 -

- Z tym przestępcą? Słyszałem, że jest w więzieniu.

- Dostał warunkowe zwolnienie.

- Wiesz, Szaraczku, to chyba nie najlepszy pomysł.

- Nick jest moją ostatnią deską ratunku. Chyba że... - Nora przystanęła i

odwróciła się, by spojrzeć Eliemu w oczy. - Zastanowisz się jeszcze nad moją

propozycją? Bardzo cię proszę.

- Zgoda - powiedział po dłuższej chwili milczenia. - Ale nie wiąż z tym zbyt

dużych nadziei. Pomyśl o innej alternatywie.

- Obiecuję. - Nora miała ochotę roześmiać się z radości. Jeszcze nie wszystko

stracone. - Zadzwonię do ciebie. Albo lepiej ty zadzwoń do mnie. Możesz również

wpaść, jeśli zechcesz. - Sięgnęła do klamki, by wyjść, zanim Eli się rozmyśli i zmieni

zdanie. Nie zdążyła tego zrobić, bo chwycił ją za ramiona i łagodnie obrócił ku sobie.

Nora patrzyła na niego uważnie, a serce biło jej w piersi coraz mocniej na widok

figlarnych iskierek w jego oczach. Zwilżyła wargi.

- O co chodzi? - spytała.

- Doceniam twoją propozycję. - Eli oparł dłonie o framugę drzwi, tak że niemal

dotykały głowy Nory. - Już wcześniej podejrzewałem, że czujesz do mnie miętę. Teraz

jestem tego pewien.

- Co ci przyszło do głowy! - krzyknęła. Po chwili przeraziła się, że tym

gwałtownym protestem mogła niechcący obrazić Eliego. - To znaczy bardzo cię lubię,

ale nie w ten sposób.

Na twarzy Eliego pojawił się złośliwy uśmieszek.

- Jesteś tego na sto procent pewna, Szaraczku? Może powinniśmy się o tym

przekonać?

Pochylił się nad nią tak nisko, że czuła świeży, lekko piżmowy zapach jego

skóry. Pisnęła przeraźliwie i zrobiła to samo, co czyniła niegdyś, przed laty, kiedy

tylko Eli się do niej zbliżał: odepchnęła go, gwałtownym ruchem otworzyła drzwi i

uciekła.

Eli stał przed domem i obserwował paniczną ucieczkę Nory. Właśnie dobiegła

do końca przecznicy i skręciła w bok. Po chwili znikła mu z pola widzenia.

R S

background image

- 8 -

Poczciwy Szaraczek, pomyślał. Fizycznie nic się nie zmieniła od czasów szkoły

średniej: ta sama poważna, blada twarz, proste jak drut włosy w mysim kolorze, upięte

w olbrzymi kok, który przytłaczał jej niewielką postać. Nadal ubierała się jak niewinna

panienka z pensji. W skromnej granatowej sukience z koronkowym kołnierzykiem

wyglądała jak osoba nie z tej epoki. Psychicznie również pozostała tą dziewczyną,

którą znał przed laty. Teraz też niewiele było potrzeba, by ją wprawić w konsternację.

Wystarczyła maleńka prowokacja i uciekła jak spłoszony zając.

Może nie zachowałem się, jak przystało na dżentelmena, stwierdził

samokrytycznie, ale w Norze Brown było coś takiego, co nawet

trzydziestoczteroletniemu mężczyźnie kazało się z nią droczyć.

Od chwili gdy zobaczył, kto stoi za drzwiami bungalowu, poczuł się znowu jak

szesnastolatek. Przypomniał sobie, jak niegdyś starał się zaszokować czymś Norę, by

usłyszeć, jak się jąka, zobaczyć, jak jej oczy robią się ogromne z przerażenia, a

policzki pokrywają rumieńcem. Nie znał innej dziewczyny, która by reagowała tak jak

ona.

Ciągle nie mógł uwierzyć, że zdobyła się na tyle odwagi, by zaproponować mu

małżeństwo. Właściwie nawet poczuł się tym mile połechtany. Nie znaczyło to wcale,

że zamierzał skorzystać z jej propozycji. Przyjęcie jałmużny w jakiejkolwiek formie

nie wchodziło w rachubę. Przez całe życie radził sobie sam, w dodatku nie najgorzej,

więc i teraz jakoś wybrnie z kłopotów.

Koszmar zaczął się trzy tygodnie temu, tamtej nocy, kiedy obudził go zapach

dymu i zobaczył, że jego dom i przylegający doń warsztat samochodowy stoją w

płomieniach. Na szczęście zarówno on, jak i Chelsea wyszli z tego bez szwanku,

stracili jednak dom i większość dobytku. Ponad trzy lata ciężkiej pracy poszło na

marne. Towarzystwo ubezpieczeniowe nie spieszyło się z wypłaceniem

odszkodowania, więc oszczędności topniały w błyskawicznym tempie. Tymczasem

zbliżał się koniec miesiąca, a wraz z nim termin wszelkich płatności. Eli robił dobrą

minę do złej gry, ale naprawdę truchlał na myśl o tym, co teraz będzie.

Mimo to fikcyjne małżeństwo z Norą nie wchodziło w rachubę. Współczuł i

sobie, i jej, że tak jak on utraci swój dom, jednak nic nie mógł na to poradzić. Przede

wszystkim musiał myśleć o córce. W przeciwieństwie do Nory, która dorastała w

R S

background image

- 9 -

dobrobycie i poczuciu bezpieczeństwa, jego mała Chelsea wiele już zdążyła przejść w

swoim krótkim życiu. Przeszłości nic już nie zmieni, ale Eli pragnął za to zapewnić

dziewczynce spokojną, bezpieczną, stabilną przyszłość. Nie chciał jej narażać na stres,

jakim byłoby dla niej ich tymczasowe małżeństwo.

Dlaczego więc w ogóle zawracał sobie tym głowę?

Wrócił do kuchni, popatrzył na zlew pełen brudnych naczyń i ostro zabrał się

do dzieła.

Frustrowało go, że od trzech tygodni zabawa w gosposię i walka z

towarzystwem ubezpieczeniowym były jego głównymi zajęciami. Brak codziennych

obowiązków zawodowych dodatkowo wzmagał przygnębienie Eliego. Zaczął cierpieć

na bezsenność.

Wycierał ręce, kiedy na schodkach przed domkiem usłyszał znajomy tupot

dziecięcych nóżek, a po chwili drzwi otworzyły się szeroko i do środka wpadła kipiąca

energią Chelsea. Cisnęła na podłogę podniszczony plecak, odgarnęła za ucho

jasnoblond loczek i porywając z pudełka stojącego na kuchennym blacie kilka

ciasteczek, zasypała ojca potokiem słów.

- Wiesz, Eli - trajkotała - kotka Sary, Micia, ma malutkie kociaczku Jest ich

sześć, urodziły się w szafie Sary, Sara to widziała i mówi, że były obrzydliwe, takie

oślizłe, i Micia je lizała, a jej chciało się rzygać, oczywiście Sarze, nie Mici, ale teraz

już są czyściutkie i puchate, tylko jeszcze ślepe, ale mama Sary mówi, że niedługo już

będą widziały, i Eli, czy jak podrosną, będę mogła wziąć jednego? Zgódź się, proszę,

bardzo proszę!

Dziewczynka zamilkła i z nadzieją w wielkich niebieskich oczach popatrzyła na

ojca.

Eli spoglądał uważnie na miniaturkę swojej twarzy; wzruszyło go błaganie,

które się na niej malowało, i już wiedział, że nie będzie w stanie odmówić córce. W

dodatku tak rzadko o coś go prosiła. Starał się nadmiernie jej nie rozpieszczać, ale tym

razem postanowił ulec.

- Zdajesz sobie sprawę, że będziesz musiała karmić kotka, szczotkować,

zmieniać piasek w kuwecie...

- Wszystko zrobię! Obiecuję!

R S

background image

- 10 -

Chelsea podbiegła do ojca i uściskała go serdecznie, a potem rzuciła się w

stronę telefonu.

- Powiem Sarze, że się zgodziłeś!

- Chelsea, poczekaj chwilę...

- Ale ja muszę uprzedzić Sarę, żeby nie oddała komu innemu kotka, którego

sobie wybrałam. Jest pomarańczowy w paski i ma zakręcony ogonek. Nazwę go

Skręcik.

- Zadzwonisz do Sary za parę minut.

- Eli...

- Daję ci słowo, że po te kotki nie ustawi się natychmiast kolejka chętnych.

Teraz chciałbym z tobą o czymś porozmawiać.

Chelsea z widoczną niechęcią odłożyła słuchawkę.

- O czym?

- Na przykład o tym, że rozpowiadasz obcym ludziom o naszych kłopotach.

- To nieprawda! Nikomu nic nie mówiłam!

- Nawet pannie Brown z biblioteki?

- Ach, tak. - Dziewczynka zaczerwieniła się.

- Właśnie.

- Ale to się nie liczy - odparła.

- Niby dlaczego?

- Bo panna Brown jest całkiem inna niż wszyscy. Jest miła i słucha, co się do

niej mówi, ale nigdy nie roznosi plotek. I naprawdę mnie lubi. A w ogóle to dlatego z

nią rozmawiałam, bo chciałam się dowiedzieć, jak się pisze jedno słowo.

- Jakie słowo?

- Bankructwo - mruknęła Chelsea, unikając wzroku ojca.

- Skąd, do cholery, przyszło ci to akurat do głowy? Chelsea natychmiast

wyciągnęła dłoń.

- Musisz zapłacić za przekleństwo.

- Chelsea... - zaczął Eli ostrzegawczym tonem.

- Zapłać albo nic więcej nie powiem - zagroziła mała.

R S

background image

- 11 -

Eli przeklął po cichu chwilę własnej słabości, kiedy to zgodził się na pomysł

Chelsea, aby za każde brzydkie słowo, które mu się wymknie, płacić jej po

dwadzieścia pięć centów, wyjął jednak z kieszeni dżinsów monety i wręczył je córce.

- Teraz słucham.

- Ty powiedziałeś to słowo. Słyszałam, jak rozmawiałeś przez telefon z

wujkiem Joe. Zwykle nie zwracam uwagi na wasze rozmowy, bo ciągle gadacie tylko

o samochodach albo o sporcie, ale tym razem byłeś taki zmartwiony...

- Trzeba było przyjść z tym do mnie.

- Pomyślałbyś, że podsłuchuję, a poza tym wiem, że nie chciałbyś mnie

martwić, bo jestem dzieckiem. Ale potem mama Sary powiedziała jej, że być może

będziemy musieli się przeprowadzić, a Sara powtórzyła to mnie. Nie chcę się nigdzie

przeprowadzać! Tutaj jest mi dobrze. Nie chcę, żeby znowu było tak jak kiedyś. Panna

Brown jest moją przyjaciółką i dlatego wszystko jej opowiedziałam. A w ogóle skąd

wiesz, że z nią rozmawiałam?

- Panna Brown - Eli z oporami użył tej oficjalnej formy - odwiedziła mnie

niedawno.

- Naprawdę? Czy da nam jakieś pieniądze? Obiecała, że się zastanowi, jak nam

pomóc. Wszyscy wiedzą, że jest bogata.

- Nie oferowała żadnych pieniędzy, a nawet gdyby to zrobiła, i tak bym ich nie

przyjął. Teraz jest nam ciężko, malutka, ale wkrótce wszystko będzie dobrze.

Obiecuję.

Chelsea nie wyglądała na przekonaną, ale posłusznie pokiwała głową.

- Czego wobec tego chciała panna Brown? - spytała ojca. Eli zawahał się nieco,

bo nie był pewien, jak Chelsea przyjmie nowinę.

- Trudno w to uwierzyć, ale zaproponowała mi małżeństwo.

- Ojejku, to wspaniale! Zgodziłeś się, prawda?

- Nie.

- Ale dlaczego?

Przez sekundę miał ochotę powiedzieć córce prawdę: że nie nadaje się do

małżeństwa. A gdyby nawet postanowił się kiedyś ożenić, Szaraczek byłby ostatnią

R S

background image

- 12 -

osobą, którą wybrałby na żonę. Jak mógłby żyć z kobietą, której ulubioną rozrywką

jest porządkowanie katalogów?

Uznał jednak, że nie są to informacje odpowiednie dla małej dziewczynki.

- Dlatego, że ja i... panna Brown nie kochamy się. Poza tym ledwo się znamy.

W dodatku to nie byłoby prawdziwe małżeństwo, tylko tymczasowe, na okres lata...

- W porządku! - odparła z entuzjazmem Chelsea. - Wielu moich przyjaciół ma

rozwiedzionych rodziców. Nie byłoby mi przykro, że się rozstajecie, gdybym z góry o

tym wiedziała. A na parę miesięcy mielibyśmy wspaniały dom, z dużym ogrodem.

Skręcik mógłby się wspinać po drzewach i...

- Nie ożenię się z panną Brown.

- Ale...

- Nie i koniec dyskusji.

Chelsea zrobiła obrażoną minę i postanowiła milczeć, ale udało jej się nie

otwierać buzi zaledwie przez dziesięć sekund.

- Mam jedno pytanie, Eli...

- Słucham.

- Dlaczego panna Brown zaproponowała ci małżeństwo? Nam mogłaby pomóc,

ale co ona by z tego miała?

- Chodzi o sprawy spadkowe. Jej dziadek sporządził testament, z którego

wynika, że jeśli jego wnuczka przed ukończeniem trzydziestu czterech lat nie zostanie

mężatką, utraci swój dom.

- To straszne! Biedna panna Brown. Musi się czuć okropnie. Wierzbowy Dwór

jest taki cudny.

- Byłaś tam? - zdziwił się.

- Jasne. Czasem ja i Sara odwiedzamy pannę Brown. Ona lubi, kiedy

przychodzimy. Wiesz o tym, że jest całkiem sama, prawda? - Chelsea popatrzyła na

ojca znacząco. - Pamiętasz, jaki byłeś samotny, zanim z tobą zamieszkałam?

- Może podarujemy jej kotka? - mruknął. Przecież to nie jego wina, że Nora nie

ma nikogo bliskiego.

- No wiesz, Eli!

R S

background image

- 13 -

- Dajmy temu spokój, Chelsea. - Eliasz poczuł się zmęczony całą rozmową. -

Panna Brown zamierza kogoś innego namówić do małżeństwa, więc nie musimy się

już martwić.

- Ale ona chyba nawet nie umawia się z nikim na randki. Co będzie, jeśli

poderwie jakiegoś potwora?

- To nie nasza sprawa.

- Panna Brown jest moją przyjaciółką - przypomniała Chelsea. - Sam mi

mówiłeś, że jeśli ktoś chce mieć przyjaciół, to musi o nich dbać. Dlatego myślę, że

powinniśmy ją poślubić.

- Mowy nie ma. Zapomnij o tym. W żadnym wypadku nie zamierzam się żenić.

Chelsea z żalem w oczach popatrzyła na ojca, po czym zaczęła wpatrywać się w

podłogę. Po chwili odwróciła się na pięcie i odeszła.

Eli poszedł za nią do jej malutkiej sypialni.

- Co teraz będziesz robić?

- Położę się do łóżka. - Chelsea westchnęła ciężko. - Nie czuję się najlepiej.

- Nie zapomniałaś o czymś przypadkiem?

- Nie sądzę.

- A co z kotkiem? Miałaś zadzwonić do Sary.

- Później. Teraz nie mam na to ochoty.

- Posłuchaj, Chelsea...

- W porządku. Wiem, że robisz to, co uważasz za słuszne. Ale mnie się serce

kraje na myśl o biednej pannie Brown.

Chelsea chwyciła pluszowego misia i zwinęła się w kłębek na łóżku,

odwracając plecami do ojca.

Eli poczuł ucisk w sercu, chociaż zdawał sobie sprawę, że córka z premedytacją

gra na jego uczuciach.

- Daj spokój, mała. Przecież panna Brown nie zostanie bez dachu nad głową.

Chelsea wzruszyła ramionami.

- Trudno powiedzieć... Ona naprawdę jest zupełnie sama na świecie.

R S

background image

- 14 -

Dlaczego ta smarkula wzbudza w nim poczucie winy? W końcu, do diabła, nie

jest jakimś błędnym rycerzem, który musi ratować kobietę z opresji. W dodatku Norze

naprawdę nie groziło, że wyląduje na ulicy.

- Nie ożenię się z Szaraczkiem i już! - powiedział głośno i z takim

przekonaniem, że niemal w to uwierzył.

ROZDZIAŁ DRUGI

- Przykro mi, że pan Wilder się nie odezwał - powiedział z troską Ezra

Lampley, dystyngowany starszy dżentelmen, który był niegdyś adwokatem dziadka

Nory, a teraz prowadził jej sprawy. - Jesteś pewna, że nie masz już kogo poprosić o

przysługę?

- Raczej nie - odparła.

- Przejrzałaś rubrykę towarzyską w niedzielnej gazecie?

- Tak.

- A kronikę szkolną oraz kartotekę czytelników w bibliotece?

- Też.

- I naprawdę uznałaś, że nikt się nie nadaje?

- To małe miasteczko - westchnęła Nora. By nie denerwować niepotrzebnie

starszego pana, który ciągle jeszcze nie odzyskał pełni sił po przebytym ubiegłej zimy

zawale, postanowiła nie wspominać nawet o Nicku Carpettim. Zresztą i tak nie

wchodził już w rachubę, gdyż cofnięto mu warunkowe zwolnienie.

Ezra Lampley usiadł na ogromnym krześle obitym skórą i z zadumą popatrzył

na swoją klientkę.

- Nie mamy zatem wyboru. Za tydzień sędzia Martin wyda nakaz i wkrótce

potem wystawimy Wierzbowy Dwór na sprzedaż. Naprawdę bardzo mi przykro -

powtórzył.

- Proszę się nie martwić. Wiem, że zrobił pan wszystko, co w pańskiej mocy, by

mi pomóc. - Nora czuła bolesny ucisk w żołądku, ale starała się niczego po sobie nie

pokazać.

R S

background image

- 15 -

- Wszystko? Wygląda na to, że twój dziadek w końcu wygrał.

Nora milczała przez chwilę, po czym wypowiedziała na głos myśl, która od

paru tygodni nie dawała jej spokoju.

- Dziadek prawdopodobnie miał rację - oświadczyła ze spokojem. - Nie należę

do kobiet, które potrafią same zatroszczyć się o siebie. Taka odpowiedzialność...

- Bzdura - przerwał jej adwokat. - Nie zapominaj, kto naprawdę podejmował

decyzje w ciągu ostatnich lat życia dziadka, i to bardzo trafne decyzje, dodajmy. Ten

testament świadczy jedynie o oślim uporze Artura, który zawsze lubił postawić na

swoim, nie bacząc na to, czy kogoś przypadkiem nie krzywdzi.

- Może ma pan rację, ale Wierzbowy Dwór jest... był własnością dziadka i mógł

z nim zrobić wszystko, co chciał. W końcu nie zostawił mnie bez grosza.

- Nie szukaj dla niego usprawiedliwienia, Noro. Przez tyle lat opiekowałaś się

starym dziwakiem lepiej, niż na to zasługiwał. A on potraktował cię jak dziecko, a nie

rozsądną, odpowiedzialną młodą kobietę. Doskonale dałabyś sobie radę i bez męża.

Nie przekonuj mnie również, że utrata domu nic dla ciebie nie znaczy. Gdyby tak

było, nigdy nie przystałabyś na mój szalony pomysł.

Nora nawet nie próbowała zaprzeczać. Początkowo, co prawda, nie zamierzała

skorzystać z rady adwokata i dopiero kiedy Chelsea wspomniała o kłopotach

finansowych ojca, przyszło jej do głowy, że ktoś jeszcze oprócz niej mógłby coś

zyskać na tym fikcyjnym małżeństwie. To usprawiedliwiało w oczach Nory całe

przedsięwzięcie.

- Artur od najmłodszych lat miał trudny charakter - odezwał się Lampley. -

Kiedy dorósł, świetnie sobie radził w interesach, gorzej z ludźmi. Był zbyt uparty,

autokratyczny. Po ślubie z twoją babką nieco złagodniał, gdyż czuł się szczęśliwy.

Pojął za żonę naprawdę wyjątkową kobietę. Wypadek, w którym zginęła wraz z synem

i synową, wywarł decydujący wpływ na dalsze życie Artura. Po tej tragedii stał się

człowiekiem zgorzkniałym i zamkniętym w sobie. Uśmiech już nigdy nie zagościł na

jego twarzy. A ty, moja droga, musiałaś niestety za to płacić.

Nora pokiwała głową. Tyle już razy słyszała tę smutną opowieść, że czasem

wydawało jej się, iż pamięta babcię i rodziców, którzy odeszli, kiedy była bardzo

małym dzieckiem.

R S

background image

- 16 -

- Może jednak dobrze się stało, że ten Wilder się nie odezwał - powiedział

adwokat po chwili milczenia. - Prawdę mówiąc, nie byłby odpowiednim kandydatem

na męża. Zapewne nie tylko ja pamiętam tę historię z nauczycielką...

- Niczego im nie udowodniono - przypomniała Nora.

- Wystarczy, że oboje wyjechali tuż po rozdaniu świadectw. To wystarczający

dowód ich winy.

- Być może. Ale z drugiej strony Eli nie miał powodu tu zostawać, skoro wujek

wyrzucił go z domu.

- Nawet jeśli tak było, to fakt, iż wrócił do Kisscount bez żony, a za to z

dzieckiem, niezbyt dobrze o nim świadczy.

- Przykro mi, ale nie zgadzam się z panem. W czasach gdy tak wielu mężczyzn

uchyla się od wszelkiej odpowiedzialności za swoje czyny, postawa Eliasza może

zasługiwać jedynie na szacunek. Opieka nad małym dzieckiem zawsze jest uciążliwa,

nawet jeśli jest tak urocze jak Chelsea. Dziewczynka w dodatku uwielbia ojca, więc na

pewno jest dla niej dobry.

- Masz zbyt czułe serce, moja droga. - Starszy pan popatrzył z sympatią na

swoją klientkę.

Nora zerknęła na zegarek, by ukryć zmieszanie.

- Ojej, jak późno! Muszę wracać do biblioteki.

- Zatem pożegnajmy się. Gdybyś czegoś potrzebowała, natychmiast do mnie

dzwoń.

- Dziękuję. Pan już i tak bardzo dużo dla mnie zrobił. Chyba że...

Onieśmielona Nora przygryzła wargę.

- Słucham cię uważnie.

- Zastanawiałam się... - westchnęła głęboko. - Mógłby pan zadzwonić do

towarzystwa ubezpieczeniowego i sprawdzić, czy nie daliby rady przyspieszyć

wypłaty odszkodowania dla Wildera?

- Postaram się. To jednak może trochę potrwać.

- Dziękuję bardzo.

Robię to dla Chelsea, nie dla Eliasza, przekonywała Nora samą siebie. Dręczyła

ją obawa, że wspominając Eliemu o rozmowie z jego córką, mogła przysporzyć

R S

background image

- 17 -

dziewczynce kłopotów. Zdawała sobie sprawę, jak zareagowałby jej dziadek, gdyby to

ona zdradziła komuś obcemu rodzinną tajemnicę. Co najmniej przez kilka miesięcy

nie mogłaby za karę opuszczać swojego pokoju.

Nora uświadomiła sobie z bólem, że od czasu jej wizyty u Eliego Chelsea ani

razu nie pokazała się w bibliotece. Postanowiła jutro po pracy odwiedzić Wilderów i

przeprosić za to, że postawiła ich w tak niezręcznej sytuacji. Zwróciła się do Lampleya

o pomoc jedynie dlatego, by choć w części zrekompensować im doznane przykrości.

- Jeśli to możliwe, wolałabym, aby nikt się nie dowiedział o mojej roli w tej

sprawie - poprosiła adwokata.

- Jak sobie życzysz, moja droga.

W drodze do biblioteki Nora zastanawiała się nad swoją niepewną przyszłością.

Serce bolało ją na myśl, że wkrótce przyjdzie jej opuścić Wierzbowy Dwór.

Powtarzała sobie, że musi być dzielna i przygotować się na zmiany. W końcu miała

dobrą pracę i nie musiała martwić się o pieniądze.

W dodatku podobno nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Dotąd żyła

bezpiecznie w komfortowych warunkach. Pokonywanie trudności może pomóc jej stad

się taką kobietą, jaką w głębi duszy zawsze pragnęła być: uprzejmą, ale pewną siebie,

odważnie noszącą śmiałe kolorowe stroje, gotową samotnie wyjechać na urlop czy też

wytatuować sobie na biodrze imię kochanka... Jednym słowem kobietą, która

naprawdę potrafi cieszyć się życiem.

Zobaczyła w sklepowej witrynie odbicie swojej sylwetki i zaśmiała się gorzko.

Kogo chciała oszukać? Czyż taka zasuszona stara panna w nobliwej sukni i

tenisówkach, uczesana w niemodny kok zdobyłaby się kiedykolwiek na

ekstrawagancki tatuaż?

Wkrótce Nora dotarła do biblioteki, usytuowanej w pobliżu centrum miasta.

Odkąd sięgała pamięcią, biblioteka zawsze odgrywała ważną rolę w jej życiu. Było to

jedyne miejsce poza szkołą, gdzie dziadek pozwalał jej przebywać, dlatego jako

dziecko spędzała tam wiele godzin. Uwielbiała czytać, a kolejne lektury otwierały

przed nią coraz to nowy świat pojęć i przygód.

R S

background image

- 18 -

Młoda blondynka o imieniu Andrea, którą Nora zatrudniła na okres letni w

miejsce asystentki przebywającej na urlopie macierzyńskim, leniwie podniosła wzrok

znad jakiegoś magazynu mody.

- Dzięki Bogu, że pani już przyszła - westchnęła, robiąc ponurą minę.

- Czy coś się stało?

- Trudno dziś wytrzymać w tym wymarłym miejscu. Komu by się chciało tu

siedzieć, jeśli może pływać w basenie czy wygrzewać się na słońcu.

Na pewno nie Andrei, pomyślała Nora, widząc na ladzie stosy zwróconych

przez czytelników książek, które od razu powinny były trafić na półki. Nie po raz

pierwszy zastanawiała się, czemu ta dziewczyna ubiegała się o pracę, która wyraźnie

jej nie odpowiadała.

- Skoro pani nareszcie wróciła, nie ma sensu, byśmy obie tu sterczały. I tak

nikogo nie ma. Chcemy z Donem uczcić drugi tydzień naszej znajomości. Miałam

nadzieję, że wcześniej stąd wyjdę i zdążę sobie kupić nową sukienkę. Nie będzie pani

miała nic przeciwko temu, jeśli już pójdę, prawda?

Nora wiedziała, że nie powinna się na to zgodzić. Andrea po raz ósmy w ciągu

czternastu dni wychodziła wcześniej z biblioteki, przez co Nora musiała pracować za

dwie osoby.

- A co będzie ze zwrotami?

Odnoszenie książek na półkę stanowiło jeden z codziennych obowiązków

Andrei.

- Mam nadwerężony nadgarstek i nie wolno mi niczego dźwigać. Przecież nie

chciałaby pani, żebym bardziej go uszkodziła, prawda?

Zamiast przywołać dziewczynę do porządku, Nora i tym razem stchórzyła.

Próbowała jeszcze coś wynegocjować, ale Andrea nie miała zamiaru zostawać w pracy

przez następną godzinę, co pozwoliłoby Norze uporządkować dokumenty biurowe.

- Przecież może pani zabrać papiery do domu i popracować nad nimi

wieczorem - zasugerowała. - O ile wiem, nie umówiła się pani na randkę? - dodała ze

złośliwym uśmieszkiem.

Niestety, miała rację.

- To prawda... - zaczęła Nora.

R S

background image

- 19 -

- Wspaniale! Wiedziałam, że mogę na panią liczyć. - W Andreę wstąpił nagle

jakby nowy duch. - Aha - rzuciła na odchodnym - dzwoniła pani Carpenter w sprawie

balu fundatorów. Ustalono już datę na pierwszego sierpnia. Oczywiście wszyscy

spodziewają się panią tam spotkać.

Andrea gwałtownym ruchem otworzyła ciężkie drzwi i po chwili znikła Norze z

oczu.

Znowu kolejny bal? Nora nie lubiła ich tak samo jak użerania się z leniwymi

asystentkami. Chodziło nie tylko o to, że nigdy nie wiedziała, w co powinna się ubrać

ani jak uczesać, ale również o fakt, że zawsze przy tej okazji musiała się sporo nakrzą-

tać, a potem stała samotnie gdzieś w rogu, popijając szampana, albo też

przysłuchiwała się grzecznie cudzym nie kończącym się rozmowom, bojąc się

wypowiedzieć swoje zdanie. O tańcach nawet nie miała co marzyć.

Ale czymże było to zmartwienie w porównaniu z możliwością rychłej utraty

Wierzbowego Dworu. Skoro wypada, by uczestniczyła w balu, będzie musiała się tam

zjawić. Na szczęście to dopiero za kilka tygodni.

Nora westchnęła ciężko i poszła do biura po dokumenty.

Andrea miała rację przynajmniej w jednej sprawie: w bibliotece rzeczywiście

panował spokój. Pojawiło się zaledwie kilku czytelników, więc Nora mogła bez

przeszkód wykonać zaległą pracę. W pewnym momencie zerknęła na zegarek i ze

zdziwieniem stwierdziła, że do zamknięcia biblioteki zostało zaledwie pół godziny.

Pomyślała, że zdąży jeszcze poodkładać na miejsce zwrócone tego dnia książki, by

następnego ranka nie zaczynać od porządków.

Dwadzieścia minut później na wózku zostały jej zaledwie dwa tomy, które

należało odnieść do działu książek podróżniczych. Kiedy, stojąc na taborecie,

wkładała je na miejsce, usłyszała za plecami znajomy głos.

- Pomóc ci w czymś, Szaraczku?

Nora odwróciła się tak gwałtownie, że omal nie spadła ze stołka.

- Skąd się tu wziąłeś, Eli? - spytała.

- To publiczna biblioteka i każdy może przyjść. A tak się składa, że umiem

czytać - odparł z rozbawieniem w głosie.

R S

background image

- 20 -

Jak zwykle udało mu się ją speszyć. Nora zeszła z taboretu i cofnęła się nieco.

Mogła teraz w całej okazałości podziwiać muskularną sylwetkę Eliego. Wyglądał

wspaniale w luźnej czarnej bluzie, wytartych dżinsach i skórzanych sandałach na bo-

sych nogach. Zauważyła też, że w uchu nosi diamentowy kolczyk. Miał dość pewności

siebie, by pozwolić sobie na podobną ekstrawagancję.

- Co słychać? - zagadnął Norę.

- Nic... Za... zastanawiałam się, co porabia Chelsea. - Nora pomyślała, że jeśli

skieruje rozmowę na temat jego córki, on sam przestanie ją tak onieśmielać. - Dawno

jej nie widziałam. M...mam nadzieję, że nie zachorowała?

- Nie. Po prostu była zajęta.

- Kamień spadł mi z serca. Trochę się bałam.

- Czego?

- Że... byłeś na nią zły.

- Dlaczego miałbym się złościć na Chelsea?

- Dlatego że opowiedziała mi o twoich kłopotach z towarzystwem

ubezpieczeniowym. Mogłeś pomyśleć, że regularnie zwierza mi się ze wszystkiego, a

to nieprawda. To znaczy... - Nora nigdy nie umiała kłamać - owszem, dużo

rozmawiamy, ale przeważnie o książkach albo miejscach, które chciałybyśmy

zobaczyć. Nigdy o tobie. Jeśli powinieneś się na kogoś złościć, to tylko na mnie, bo...

- Uspokój się, Szaraczku. Na nikogo się nie złoszczę, a nawet gdyby tak było,

nigdy nie zabroniłbym Chelsea przychodzić do biblioteki. To nie w moim stylu.

Wpadłem tu w innym celu. Jeśli nadal chcesz wyjść za mąż, mogę cię poślubić -

oświadczył.

Norę zamurowało.

- N...naprawdę? - zdołała wyjąkać.

- Owszem - odparł tak obojętnym tonem, jakby rozmawiali o pogodzie. -

Oczywiście jeśli nie zmieniłaś zdania lub nie znalazłaś sobie innego kandydata.

- Nie.

- No to załatwione. Kiedy mamy się pobrać?

- W niedzielę obchodzę urodziny - odparła, myśląc o tym, że jej modlitwy

zostały wysłuchane. Nie straci Wierzbowego Dworu! Mimo to nagle wpadła w panikę.

R S

background image

- 21 -

- W porządku. Może być niedziela. - Eli spojrzał na zegar wiszący na ścianie. -

Muszę już iść, bo jestem z kimś umówiony. Zadzwonię do ciebie jutro i omówimy

szczegóły, zgoda?

O Boże, ma spotkanie z inną kobietą! Przecież powinna się tego spodziewać.

- Z...zgoda - wyjąkała.

- Szaraczku, odpręż się. To może być nawet zabawne.

Zabawne? pomyślała Nora, kiedy Eli wyszedł. Na pewno nie dla niej.

- Aż mi się wierzyć nie chce, że będziemy tu mieszkać - ekscytowała się

Chelsea. - Tu jest tak ślicznie!

- Rzeczywiście jest nieźle - powiedział obojętnym tonem Eli, zatrzymując

swoją starą corvettę na dużym półkolistym podjeździe przed Wierzbowym Dworem.

Miał wrażenie, że znalazł się w scenerii rodem z filmu „Przeminęło z wiatrem".

Zdążył już zapomnieć, jak wspaniałe jest to miejsce. Gustowny, okazały

dwupiętrowy budynek usytuowany z dala od ulicy w pięknym prywatnym parku

wyglądał jak rezydencja żywcem przeniesiona z Południa.

Z zażenowaniem pomyślał o niewielkiej kolekcji przedmiotów z kolorowego

szkła, które miał w walizce. Jakoś głupio byłoby je wyjąć i porozstawiać w tym

eleganckim domu. Podobnie się czuł jako mały chłopiec, kiedy musiał wkładać do

szkoły ubrania pochodzące z darów od instytucji dobroczynnych. Na nową odzież nie

było ich stać, bo wujek Leo przepijał wszystkie pieniądze.

- Chodź już! Nie możemy się spóźnić. - Chelsea przerwała jego dumania.

Odpięła pasy i żwawo wydostała się z samochodu.

- Cieszysz się? - spytała, kiedy wchodzili po szerokich schodach portyku.

- Chyba tak - odparł Eli, nawijając na palec złociste pasemko włosów córki. -

Nie zapomnij tylko, że to jedynie przejściowa sytuacja. Kiedy otrzymamy

odszkodowanie, natychmiast się stąd zwijamy.

- Dobrze. Ale ty pamiętaj za to, że obiecałeś być miły dla panny Brown.

- Zawsze jestem miły - odparł Eli z udawaną obrazą.

- Nie powiedziałabym. - Chelsea wzniosła oczy ku górze.

- Posłuchaj, smarkulo... - Eli zamilkł, kiedy drzwi otwarły się gwałtownie i w

progu stanęła Nora. Popatrzyli na siebie.

R S

background image

- 22 -

- Witaj - odezwała się niepewnym tonem.

- Przyjechaliśmy, panno Brown! - zawołała w tym samym momencie

rozradowana Chelsea.

Nora z wyraźnym uczuciem ulgi przeniosła wzrok z Eliasza na jego córkę.

- Pięknie wyglądasz - pochwaliła dziewczynkę. - Masz bardzo ładną sukienkę.

- Jest nowa. - Chelsea wykonała obrót, by zademonstrować, jak doskonale

układa się miękki, błękitny materiał. - Większość naszych rzeczy spłonęła, dlatego

dostałam tę sukienkę, kostium kąpielowy i parę innych świetnych ciuchów. Eli też

sobie kupił trochę nowych ubrań.

Nora przygryzła wargę i spojrzała na Eliasza.

- Ty... też ładnie wyglądasz - bąknęła, starając się ukryć zdziwienie na widok

jego stroju.

Pan młody pod elegancko skrojoną marynarką miał na sobie podkoszulek.

Całości tego uroczystego przyodziewku dopełniały dżinsy i tenisówki. Chelsea trąciła

łokciem ojca.

- Prawda, że i panna Brown ślicznie wygląda?

Eli zerknął pobieżnie na Szaraczka. W swoim zwykłym staromodnym

uczesaniu i bez odrobiny makijażu wyglądałaby nijako, gdyby nie sukienka z koronki

w brzoskwiniowym kolorze. Eli podejrzewał, że uszyto ją ze starego obrusa. Już chciał

spytać Norę, komu w miasteczku aż tak się naraziła, że sprzedał jej podobne cudo, ale

zamiast tego grzecznie przytaknął córce.

Nora była wyraźnie zaskoczona, lecz także zadowolona z jego reakcji.

Podziękowała za komplement i poprosiła przybyłych, by poszli za nią.

- Sędzia Orter i pan Lampley już czekają w gabinecie. Możemy zaczynać, jeśli,

oczywiście, nie zmieniłeś zdania.

- Jasne, że nie - odparł Eli.

- Przecież pani nie lubi gabinetu - zauważyła Chelsea.

- Masz rację, nie jest to mój ulubiony pokój w tym domu - przyznała Nora. -

Sędzia uznał jednak, że będzie najbardziej odpowiedni do odprawienia ceremonii.

Kiedy weszli do długiego, prostokątnego pomieszczenia, Eli natychmiast

zrozumiał, dlaczego Nora za nim nie przepada. Mimo iż ściany gabinetu pokrywała

R S

background image

- 23 -

kosztowna boazeria z orzechowego drewna, a podłogę puszysty dywan w kolorze

burgunda, na którym stały obite skórą fotele, okna zaś przyozdabiały ciężkie

brokatowe draperie, całość sprawiała mroczne i przygnębiające wrażenie. Nawet w

kostnicy bywa pogodniej. Ponury nastrój wnętrza pogłębiał dodatkowo wiszący na

ścianie ponadnaturalnej wielkości olejny portret, który przedstawiał dziadka Nory.

Artysta malarz tak znakomicie oddał wyniosły, onieśmielający wyraz jego twarzy, że

kiedy Eli szedł przywitać się z dwoma mężczyznami stojącymi w odległym kącie

pokoju, miał wrażenie, iż Artur Brown przewierca go spojrzeniem na wylot.

Obaj starsi panowie tworzyli kontrastową parę. Sędzia Orter był wysoki, tęgi i

łysy, natomiast Lampley niewysoki, szczupły, z ogromną strzechą siwych włosów na

głowie. Mieli na sobie identyczne, granatowe, trzyczęściowe garnitury i z dezaprobatą

popatrzyli na niedbały strój pana młodego.

Po krótkim powitaniu w pokoju zapadło milczenie.

- Pozwólcie, panowie, że przedstawię wam córkę Eliasza.

- Nora przerwała przygnębiającą ciszę. Położyła dłoń na ramieniu dziewczynki,

by dodać jej otuchy, i lekko popchnęła ją do przodu. - Oto Chelsea Wilder. Po

wakacjach rozpocznie naukę w czwartej klasie. Teraz bardzo mi pomaga w bibliotece.

Uśmiech dziecka sprawił, że ponure twarze dwóch starszych panów nieco się

rozjaśniły. Obaj uścisnęli serdecznie małą rączkę, po czym sędzia natychmiast znowu

stał się sztywny.

- Skoro pan Wilder w końcu do nas dotarł - odezwał się, zerkając na zegarek -

pora chyba zaczynać. Podejdźcie bliżej - zwrócił się do Nory i Eliasza.

- Czy nie lepiej przenieść tę uroczystość do ogrodu? - wtrąciła się Chelsea. - Tu

jest tak strasznie ponuro, a na zewnątrz świeci słońce. Moglibyśmy też chociaż

popatrzeć na kwiaty, skoro biedna panna Brown nie ma nawet bukietu.

Zanim Eli zdążył zareagować na bezceremonialne zachowanie córki, odezwał

się sędzia.

- Nie bądź śmieszna, młoda damo. Wyjaśniłem już twojej przyszłej macosze, że

ślub, nawet taki jak ten, to podniosła uroczystość. Nalegam, byśmy nadali jej trochę

powagi, choć najwyraźniej nie wszystkim na tym zależy...

- Przecież to nie pan się żeni! - zaprotestowała Chelsea.

R S

background image

- 24 -

- Noro Jane - powiedział oficjalnym tonem sędzia - bądź uprzejma przywołać to

dziecko do porządku i...

- Nie ma takiej potrzeby, panie sędzio - wpadł mu w słowo Eli. Do tej pory było

mu wszystko jedno, gdzie odbędzie się ceremonia, ale kiedy zobaczył, że Nora staje

przed jego córką, jakby chciała ochronić dziecko przed gniewem Ortera, natychmiast

pośpieszył jej z odsieczą. - Chelsea ma rację. Na dworze będzie przyjemniej.

Zachwycona dziewczynka wydała głośny okrzyk radości i z uwielbieniem

spojrzała na ojca. Nora, przez wzgląd na sędziego, próbowała nieśmiało protestować,

ale Eli położył jej dłoń na ramieniu i popchnął lekko w stronę wyjścia do ogrodu.

Skąpani w promieniach słońca, Nora i Eliasz rozejrzeli się dokoła. Lato dopiero

się zaczynało, ale świat roślin oszałamiał już bogactwem kolorów, zwłaszcza gdy

wyszło się z mrocznego gabinetu. Po chwili w ogrodzie zjawili się panowie Orter i

Lampley.

- Czy teraz możemy już zaczynać? - spytał z przekąsem sędzia.

Eli zerknął na Norę, która ledwo zauważalnie skinęła głową.

- Prosimy - powiedział wobec tego.

- Poczekajcie chwilkę! - zawołała Chelsea. Podbiegła do grządki, zerwała pęk

bratków i wręczyła go Norze.

Nora podziękowała dziewczynce i zamrugała powiekami, by powstrzymać

cisnące się do oczu łzy wzruszenia.

Sędzia popatrzył z pogardą na skromny bukiecik, zamruczał coś pod nosem,

wydobył z kieszeni niewielki, oprawny w skórę tomik i otworzył go na strome

założonej cienką złotą wstążeczką.

- Zebraliśmy się tutaj, by połączyć węzłem małżeńskim...

Ceremonia się rozpoczęła. Nora odniosła wrażenie, że przebiega ona zbyt

szybko. Może niepotrzebnie prosili sędziego, by skrócił do minimum przewidziany na

tę okazję tekst?

- Czy ty, Eliaszu Rose Wilderze, zgadzasz się pojąć tę oto kobietę za żonę?

- Tak - oświadczył Eli cichym, spokojnym tonem.

- Noro Jane Brown...

- Tak - usłyszała swój niepewny, drżący głos.

R S

background image

- 25 -

- Na mocy prawa nadanego mi przez władze stanu Oregon ogłaszam was

mężem i żoną.

Sędzia z trzaskiem zamknął niewielki tomik.

Parę chwil i było już po wszystkim. Nora popatrzyła na swoją dłoń pozbawioną

obrączki - ustaliła z Elim, że zrezygnują z ich wymiany - i mimo woli zadrżała.

Czegoś jej brakowało...

- Nie sądzisz, Eli, że sędzia o czymś zapomniał? - odezwała się scenicznym

szeptem Chelsea. - Jestem pewna, że nowożeńcy powinni się teraz pocałować.

- Bzdura! O niczym nie zapomniałem - zaprotestował oburzony sędzia. -

Uznałem, że w tej sytuacji to raczej nie jest konieczne.

Pan Lampley głośno mu przytakiwał.

- Dziecko ma rację. - Spokojny głos Eliasza sprawił, że obaj mężczyźni

zamilkli.

- Tak uważasz? - Nora zaczęła szybciej oddychać.

- Oczywiście. - Eli nie zmienił tonu, ale jego oczy pociemniały i pojawiły się w

nich trudne do rozszyfrowania emocje. - W końcu dzień ślubu też trzeba zapamiętać. -

Niepokojąco zbliżył się do Nory. - Nie tylko noc poślubną, prawda?

Nora nie miała pojęcia, co odpowiedzieć. Próbowała coś wyjaśniać, ale język

zaczął jej się plątać. Eli bez ostrzeżenia chwycił ją w ramiona, przyciągnął do siebie i

złożył na jej wargach gorący pocałunek.

Wiele razy Nora zastanawiała się, co czuje kobieta w objęciach mężczyzny.

Teraz już wiedziała. Musiała przyznać, że rzeczywistość przeszła wszelkie

oczekiwania. Oczy Nory zasnuła delikatna mgiełka. Oszołomiona, przywarła mocniej

do

Eliasza i przestała o czymkolwiek myśleć, by lepiej chłonąć niezwykłe

doznania.

Nie miała pojęcia, jak długo trwała chwila zapomnienia. W pewnym momencie

promień słońca prześliznął się po jej twarzy. Nora zamrugała powiekami i rozejrzała

się dokoła. Dostrzegła nieco zakłopotaną, lecz jednocześnie rozanieloną twarz Chelsea

i zaskoczone, może nawet przerażone miny obu starszych panów. A jak Eli

zareagował na ich pocałunek?

R S

background image

- 26 -

Nora ośmieliła się spojrzeć w górę.

Na twarzy jej nowo poślubionego męża nie malowały się żadne uczucia. Jak to

możliwe? Przecież jeszcze przed chwilą tuliła się do niego tak mocno...

Chociaż marzyła teraz tylko o tym, by zapaść się pod ziemię ze wstydu, musiała

pamiętać o innych. Później będzie miała czas, by porozczulać się nad sobą.

Uśmiechnęła się niepewnie do zgromadzonych osób.

- Czy mogę zaprosić państwa na kawę i ciasto?

ROZDZIAŁ TRZECI

- Eli! Musisz zobaczyć mój pokój! - Podniecony głos Chelsea rozbrzmiewał w

całym holu. - Jest niesamowity!

- Za chwilkę. - Eli powoli wchodził po schodach, balansując pudłami, które

niósł w rękach. Dotarł na piętro i idąc korytarzem, liczył kolejne drzwi. To musi być

sypialnia, którą Nora przeznaczyła dla niego, uznał w końcu i wszedł do środka. Upu-

ścił pudła na zaścielający podłogę gruby dywan w kolorze kości słoniowej i rozejrzał

się dokoła.

Przestronny pokój utrzymany był w tonacji kremowo-granatowo-niebieskiej.

Znajdował się w nim typowy zestaw mebli oraz tapczan i dwa fotele, ustawione przed

marmurowym kominkiem. Trzy sięgające podłogi okna wychodziły na szeroki taras z

pięknym widokiem na ogród. Tak jak wszystko w Wierzbowym Dworze zarówno

sypialnia, jak i jej wystrój były eleganckie, wygodne, z klasą. Zupełnie

nieporównywalne z mieszkaniem, które Eli poprzednio zajmował.

Dlaczego więc nie czuł się tu dobrze? Podszedł do jednego z okien,

gwałtownym ruchem rozsunął muślinowe firanki i popatrzył na rozciągający się w

dole zielony trawnik, otoczony grządkami różnokolorowych kwiatów.

Może za dużo dobrego naraz. Wszystko było takie wspaniałe: pokój, widok z

okna. Chelsea zachowywała się wspaniale i nawet sędzia i adwokat, mimo ich

wyniosłych postaw, również pasowali do tego sielankowego obrazka.

R S

background image

- 27 -

A Nora... Eli musiał jej oddać sprawiedliwość. Początkowo wyraźnie speszona

ich pocałunkiem, zrobiła potem, co mogła, by odegrać rolę znakomitej gospodyni. Po

zakończonej ceremonii częstowała gości napojami, podpisywała niezbędne doku-

menty, zabawiała rozmową Lampleya i Ortera. Kiedy panowie w końcu opuścili

Wierzbowy Dwór, wręczyła Eliemu klucze do starej wozowni, która odtąd miała mu

służyć jako warsztat samochodowy. Potem oprowadziła Eliego i Chelsea po domu i

posiadłości oraz poznała z państwem Barnes, którzy trzy razy w tygodniu

przychodzili, by gotować, sprzątać i doglądać ogrodu. Jednym słowem Nora była tak

doskonała, że z pewnością zasługiwała na notkę ze zdjęciem w jakiejś encyklopedii.

Eli odszedł od okna i zbliżył się do tapczanu. Kilka razy usiadł gwałtownie i

wstał, by wypróbować materac. Żadnych wgnieceń, wybrzuszeń, skrzypiących

sprężyn. No i ten królewski rozmiar. Koniec z waleniem głową o ścianę, koniec z no-

gami sterczącymi w powietrzu, co regularnie przytrafiało mu się, kiedy sypiał na

składanym łóżku w bungalowie.

Wobec tego czym naprawdę się martwił?

Na przykład tym, co go opętało, by tak namiętnie pocałować Szaraczka.

Wstydził się przyznać, że była to dziecinada, chęć działania na przekór innym.

Wcale nie zamierzał całować Nory, ale sędzia go do tego sprowokował. A jeszcze

tydzień temu gotów był przysiąc, że wyrósł z takich szczeniackich zachowań. Mógł się

również założyć z każdym o to, że na pierwszy rzut oka potrafi ocenić walory danej

kobiety - lub ich brak.

Wygląda na to, że w obu przypadkach się mylił.

Przez lata perfidnie drażnił się z Szaraczkiem, udając, że chce ją pocałować.

Pewien był, że ma skórę suchą i szorstką, jest koścista i niezgrabna. Nie miał

wątpliwości, że kiedy jej dotknie, Nora zaciśnie usta i zrobi się sztywna jak kij.

Tymczasem skóra Nory była gładka jak jedwab, a jej usta, choć pozbawione

wprawy, miękkie i chętne do oddawania pocałunków. Nawet pachniała zupełnie

inaczej, niż sobie wyobrażał: nie mdłą lawendą, która kojarzy się ze starą panną, ale

jakąś upajającą, egzotyczną mieszanką tropikalnych kwiatów.

No i jej piersi... Kiedy, do diabła, zdążyły tak urosnąć? Właściwie zawsze się

zastanawiał, co też Nora ukrywa pod tymi workowatymi sukienkami.

R S

background image

- 28 -

Teraz już wiedział.

- Eli! Chodź do mnie! Miałeś zobaczyć mój pokój. Eliasz z westchnieniem

wstał z tapczanu.

- Zaraz przyjdę, Chelsea.

Pchnął pudła pod ścianę i wyszedł do holu, gdzie czekała zniecierpliwiona

córka.

- Nareszcie! - zawołała. Chwyciła ojca za rękę i zaprowadziła do swojej

sypialni.

Eli przystanął w progu i zaskoczony rozejrzał się dokoła. Nie zgłaszał żadnych

zarzutów do swojego pokoju, ale ten, w którym miała mieszkać Chelsea, przypominał

wręcz apartament księżniczki. Wszystkie meble były lśniąco białe, obramowane

złotymi wykończeniami. Wokół piętrowego łóżka, na którego szczyt prowadziła

barokowa drabinka, upięte były mieniące się jak klejnoty draperie. W jednym rogu

pokoju leżały stosy obleczonych aksamitnymi poszewkami poduszek, w drugim stał

naturalnej wielkości kucyk na biegunach.

Największe wrażenie jednak wywarły na Elim ściany. Popatrzył na zdobiące je

malowidła i pomyślał, że znajduje się w komnacie jakiegoś zamku z baśni. Na jednej

ze ścian dobry czarownik dosiadał przyjacielskiego smoka, na drugiej jednorożec

przyjmował dary od młodzieńców i panien. Eli z wrażenia nie mógł powiedzieć ani

słowa.

- Mówiłam ci, że tu jest niesamowicie. - Chelsea była wyraźnie zadowolona z

reakcji ojca. Liczyła na podobny efekt. - Kiedy ostatnio zajrzałam do Wierzbowego

Dworu, panna Brown właśnie szykowała pędzle. Przez cały tydzień nad tym

pracowała, żeby na dziś było gotowe.

- To dzieło panny Brown? - zdziwił się Eli.

- Tak. Ona świetnie maluje. - Chelsea wspinała się po drabince na łóżko.

- Widzę. - Eliasz ponownie rozejrzał się po sypialni córki. Nigdy by nie

pomyślał, że ktoś tak nudny, konwencjonalny aż do przesady jak Nora może mieć aż

tak rozwiniętą wyobraźnię. Było to równie nieoczekiwane odkrycie jak to, że Nora

umie tak słodko całować. - Niech to licho - mruknął pod nosem.

R S

background image

- 29 -

Na szczęście Chelsea nie dosłyszała przekleństwa. Zaprzątały ją bardziej

przyziemne sprawy.

- Eli, czy przyniosłeś już z samochodu moją walizkę?

- Tak. Jest na dole razem z resztą naszych rzeczy.

- Mogę po nią pójść? Chcę zmienić sukienkę. Ta, którą mam na sobie, strasznie

mnie drapie.

- Jasne.

Chelsea zgramoliła się na dół i zeskoczyła z hukiem na podłogę z ostatniego

szczebla.

- Czy możemy zamówić pizzę? Umieram z głodu.

- Dobrze.

- Chyba powinieneś spytać pannę Brown, czy nie ma nic przeciwko temu.

- Chelsea, nie muszę nikogo prosić, by pozwolił mi zamówić pizzę.

Dziewczynka zmarszczyła nosek.

- Wiem, ale może panna Brown też chciałaby coś zjeść. Dowiedz się, co jej

zamówić.

- Masz rację. Zaraz to zrobię.

- Jej sypialnia mieści się w ostatnim pokoju w drugim końcu holu! - krzyknęła

Chelsea i żwawo pomknęła ku drzwiom.

- Dokąd idziesz? - zawołał Eli.

- Po moją walizkę! - Dziewczynka wybiegła na korytarz.

Cwana smarkula! pomyślał o córce Eli. Najpierw upomniała się o pocałunek

młodej pary, teraz prowadzi mnie do sypialni Nory... Przecież wie, że ożeniłem się

jedynie formalnie. Co zatem chce osiągnąć? Ech, z kobietami zawsze są kłopoty.

Nieco oszołomiony, Eli wyszedł z pokoju córki, przeciął otwartą galerię

usytuowaną powyżej głównych schodów i ruszył korytarzem w stronę drugiego

skrzydła domu. Przystanął pod ostatnimi z kolei drzwiami, tak jak pouczyła go

Chelsea, i zapukał głośno.

Po chwili w progu stanęła Nora. Niepewnie popatrzyła na swojego gościa.

- To ty, Eliaszu?

- Nie, wielkanocny zajączek - zażartował, wpatrując się w nią uważnie.

R S

background image

- 30 -

Nora miała bose stopy i gorączkowo przyciskała do piersi poły bezkształtnej

brązowej podomki. Prawdopodobnie zmieniała ubranie, a on jej w tym przeszkodził.

Nie strój Nory jednak przykuł jego uwagę. Jak urzeczony wpatrywał się w jej włosy.

Do tej pory zawsze widział je upięte w ciasny kok. Teraz były rozpuszczone;

lśniąca, obfita kaskada spływała po plecach Nory, sięgając talii.

- Czy coś nie tak, Eli? - spytała z niepokojem.

- Wszystko w porządku. Patrzyłem na twoje włosy. Są takie... długie.

- Słucham? - Odruchowo sięgnęła dłonią do karku, gdzie powinien znajdować

się kok. - Och, tak... Zapomniałam je upiąć. Usłyszałam pukanie i... - Na policzkach

Nory pojawiły się rumieńce. Szybko zebrała ciężką masę włosów i spięła je kilkoma

szpilami, które wydobyła z kieszeni podomki. - Cz...czy czegoś potrzebujesz? - spytała

drżącym głosem. Eli oparł dłonie o framugę drzwi.

- Postanowiłem zamówić na obiad pizzę. Masz coś przeciwko temu?

- Nie - odparła po chwili wahania.

- Powiedz prawdę. Może sprawiam ci kłopot.

- Nie, ale... - Znowu się zawahała, po czym przyznała dzielnie: - Upiekłam na

dziś kaczkę w sosie pomarańczowym. Czeka gotowa w piecyku.

- Kaczkę? - Popatrzył na nią z niedowierzaniem. - Założę się, że nie pytałaś

Chelsea o zdanie.

- Rzeczywiście nie pytałam. Masz rację. Pizza to chyba lepszy pomysł.

- Wobec tego zaraz zamówię trzy sztuki. Jaką ty lubisz?

- Ja? Może... może być serowa - odparła Nora, wygładzając kołnierzyk.

No jasne. Żadnych szaleństw, żadnych ekstrawagancji. Chociaż te włosy...

Zaraz, zaraz, Eli przywołał się do porządku. Za chwilę zaczniesz rozmyślać o

jej piersiach...

Niezadowolony z siebie ruszył ku drzwiom.

- Poczekaj! - usłyszał wołanie Nory. Odwrócił się i popatrzył na nią pytająco.

- Czy... - chrząknęła - czy potrzebujesz pieniędzy?

Gdyby ktoś inny zadał mu podobne pytanie, poczułby się urażony, ale Nora

była tak rozbrajająco szczera.

R S

background image

- 31 -

- To zależy, ile możesz dać. - Ciekawość przeważyła dumę. Nora zagryzła

wargę.

- Muszę sprawdzić, ile mam w portmonetce. - Odwróciła się, weszła do pokoju

i zaczęła grzebać w torebce.

Eli popatrzył w ślad za nią i zawahał się. Co tam, w końcu jesteśmy po ślubie,

uznał, pchnął łokciem uchylone drzwi i wszedł do środka. Rozejrzał się dokoła. Ściany

pokoju, podobnie jak w sypialni Chelsea, pokrywały barwne malowidła, tyle że

zamiast baśniowych motywów przedstawiały kwiaty. W rogu stało łoże z

baldachimem, na podłodze leżał srebrnoszary dywan, otoczony z pół tuzinem

miniaturowych wierzb, rosnących w miedzianych donicach. Eli nigdy dotąd nie

widział podobnie urządzonego wnętrza.

- Bardzo tu ładnie - odezwał się.

Nora z wrażenie upuściła torebkę na podłogę.

- Przestraszyłeś mnie! Nie słyszałam, kiedy wszedłeś. Eli podszedł do niej

bliżej.

- Naprawdę sama to namalowałaś?

- Tak.

Eli zauważył, że skuliła ramiona. Czyżby sądziła, że się na nią rzucę? pomyślał.

Przecież wcale się nie opierała, kiedy ją całowałem...

- Masz artystyczne zdolności. Pokój Chelsea też pięknie przyozdobiłaś.

Dziękuję ci za to.

- Och, to drobiazg - odparła. Rozejrzała się bezradnie dokoła, jakby szukając

natchnienia, po czym schyliła się, podniosła portmonetkę i wyciągnęła w stronę

Eliasza dłoń z pieniędzmi:

Spokojnie zbliżył się do Nory, tak że ich ciała prawie się stykały, łagodnym

ruchem wyjął monety z jej drżących palców i położył je na komodzie.

- To bardzo miłe z twojej strony, Szaraczku, ale pozwól, że sam zapłacę za

pizzę.

- Naprawdę?

- Tak, pod jednym warunkiem.

Nora końcem języka zwilżyła wysuszone wargi.

R S

background image

- 32 -

- Jaki to warunek?

- Zapłacę za pizzę, a ty zdecydujesz się na coś... ostrego. Jak szaleć, to szaleć.

Przez chwilę długą jak wieczność patrzyli sobie w oczy. Potem Nora spuściła

głowę.

Cisza stawała się męcząca. Eli zaczął się zastanawiać, czy nie posunął się za

daleko. Jego aluzja była nazbyt czytelna.

- Nie mogę - szepnęła w końcu Nora.

- Dlaczego? - pragnął wiedzieć Eli.

- Bo... - Odetchnęła głęboko, wyprostowała się i spojrzała mu w oczy. -

Właściwie wcale nie jestem głodna, tylko... tylko zmęczona. Chyba zrezygnuję z

jedzenia i położę się. Chciałabym trochę odpocząć, jeśli nie masz nic przeciwko temu.

Nieźle wybrnęła z tej sytuacji. Punkt dla niej. Eli udawał, że się zastanawia.

- Jasne, że nie mam. Odpocznij. To dobry pomysł.

- Naprawdę?

- Tak, powinnaś odpocząć, może nawet trochę się zdrzemnąć. Dzięki temu -

kontynuował, idąc w stronę drzwi - nabierzesz sił przed nocą.

- P...przed n...nocą? A...ale...

- W porządku. Nie musisz dziękować. - Eli zamilkł na chwilę i popatrzył na

Norę znacząco. - Uznanie wyrazisz mi... później.

Uśmiechnął się złośliwie i opuścił pokój.

Nora nie mogła zasnąć. Leżała wpatrzona w sufit i nasłuchiwała, jak zegar

stojący na kominku wybija dziesiątą.

Żałowała, że nie może swojej bezsenności zwalić na głód. Niestety, na samą

myśl o jedzeniu robiło jej się niedobrze. Natomiast każdy odgłos, który słyszała w

holu, powodował przyspieszone bicie serca. Myślała, że to Eli do niej idzie.

Zrozumiała, że popełniła błąd. Prawdę mówiąc, niejeden.

Kiedy doszła do wniosku, że natychmiast powinna wyjść za mąż, nie

zastanawiała się nad konsekwencjami, jakie mogą być wynikiem tego kroku. Sądziła,

że ona i Eli będą żyli pod jednym dachem jak para gości hotelowych, którzy

wynajmują oddzielne pokoje.

Nie przewidziała oszałamiających pocałunków nowo poślubionego męża.

R S

background image

- 33 -

Nie wzięła pod uwagę możliwości, że złoży jej niepokojącą wizytę w sypialni.

I będzie czynił dwuznaczne aluzje.

Przede wszystkim jednak nigdy nie przyszło jej do głowy, że ona sama

zareaguje na to w tak niewłaściwy, wręcz nieprzyzwoity sposób.

Skąd jednak mogła wiedzieć, że całowanie się z Elim będzie najbardziej

przerażającą, podniecającą, najwspanialszą rzeczą, jaką kiedykolwiek dotąd w życiu

zrobiła? Delektowała się każdą sekundą ich zbliżenia i żałowała jedynie, że się

skończyło. Potem zaś pragnęła tylko powtórki całej sytuacji.

Norę oblała fala gorąca na samą myśl o tym, że mogłaby wraz z Elim oddawać

się tym swawolnym wyczynom, o których tyle czytała w śmiałych romansach, ale

wiedziała, że to czysta fantazja. Eli robił różne aluzje na ich temat, ale przecież tak

naprawdę wcale nie był nią zainteresowany. Jedynie przekomarzał się, jak zawsze.

Gdyby nabrał ochoty na seks, ona byłaby ostatnią kobietą, o której by w tym

momencie pomyślał.

Nie miała mu tego za złe. W końcu jeszcze w szkole uganiały się za nim

najpiękniejsze dziewczyny; teraz, kiedy z młodzieńca przeobraził się we wspaniałego

mężczyznę, który bez wątpienia zaznał wielu rozkoszy w ramionach podniecających,

wyrafinowanych kobiet, całowanie się z kimś takim jak ona musiał uważać za rzecz

pozbawioną znaczenia.

Nora naprawdę miała szczere intencje, kiedy proponowała Eliaszowi jedynie

formalny związek. Chyba to zrozumiał.

A jeśli nie? Jeśli sądzi, że ona oczekuje czegoś więcej?

Pozostawało jedno wyjście: jak najszybciej wyjaśnić wszelkie wątpliwości.

Nora westchnęła głęboko. Postanowiła szczerze porozmawiać z Elim, żeby

wszystko stało się jasne. Przecież to ona wpadła na pomysł z małżeństwem i

zapewniała Eliasza, że nikt na tym nie ucierpi. Gdyby zaszły jakieś nieporozumienia,

których można było uniknąć, nigdy by sobie tego nie darowała. W końcu była

dłużniczką Eliego. Pomógł jej ocalić Wierzbowy Dwór.

Perspektywa rozmowy przerażała ją. Ganiła siebie w duchu za tchórzostwo, ale

nic nie mogła na to poradzić. Najbardziej obawiała się, że nie będzie w stanie

przewidzieć, co Eli zrobi lub powie, ani odpowiednio zareagować na jego zaczepki.

R S

background image

- 34 -

Wiedziała jednak, że musi się zdobyć na odwagę, inaczej sumienie nie da jej

spokoju.

Usiadła wyprostowana na łóżku i zanim zdążyła zmienić zdanie, spuściła nogi

na podłogę i wstała. Szybko nałożyła buty, wyszła z sypialni i ruszyła korytarzem w

stronę drugiego skrzydła domu. Panujące w nim ciemności rozjaśniały jedynie małe

lampki umieszczone nad wiszącymi w galerii obrazami.

Nora zatrzymała się na chwilę przed drzwiami pokoju Chelsea i zajrzała do

środka. Dziewczynka była pogrążona we śnie. Ręce miała szeroko rozrzucone, spod

kołdry wystawała mała, różowa pięta. Ostrożnie, żeby nie obudzić dziecka, Nora

podeszła do łóżeczka i poprawiła nakrycie, po czym na palcach wyśliznęła się z

powrotem do holu.

Doszła do sypialni Eliego. Chciała zapukać, gdy nagle ogarnęły ją wątpliwości.

Co będzie, jeśli on już śpi? Może również leżeć w łóżku i nie spać. Jak wytłumaczy

cel swojej wizyty o tej porze? Co się stanie, jeśli Eli wyciągnie niewłaściwe wnioski z

jej obecności?

Nerwy zawiodły Norę. Mimo iż wymyślała sobie w duchu od tchórzy,

odwróciła się na pięcie i pobiegła ku schodom. Zeszła na parter i mijając pogrążone w

mroku pokoje, ruszyła w stronę kuchni. Wypiję na uspokojenie filiżankę herbaty, a do-

piero potem porozmawiam z Elim, postanowiła.

Nagle przystanęła. W ostatnim z pokojów dostrzegła srebrną poświatę, bijącą

od ekranu telewizora. Na chwilę zamarła z przerażenia, po czym odwróciła się i

zaczęła wycofywać ku drzwiom. Kiedy do nich dotarła, zebrała się na odwagę i przy-

wierając do ściany tuż obok framugi, jeszcze raz zerknęła do wnętrza.

Na kanapie, w swobodnej pozie, odwrócony tyłem do Nory, siedział Eli. Bose

stopy opierał o blat stolika do kawy, na którym walały się pomięte papierowe serwetki

i stał talerz pełen okruchów pizzy oraz puszka po piwie. Eli był w pełni zrelaksowany,

jakby żadne zmartwienia tego świata nie miały do niego dostępu.

Szkoda, że ja nie umiem się odprężyć tak jak on, pomyślała Nora, przyciskając

czubek palca do drżących warg. Tym bardziej powinnam z nim porozmawiać... ale

przeszkodzę mu w oglądaniu telewizji. To byłoby niegrzeczne... Dziś był taki męczący

dzień. Owszem, musimy sobie wyjaśnić kilka spraw, jednak...

R S

background image

- 35 -

Już wiem, napiszę liścik i wsunę kartkę pod drzwi jego sypialni, ucieszyła się

ze swego pomysłu. Eli przeczyta, zastanowi się nad tym, co mam mu do powiedzenia

i...

- Szaraczku, chcesz tam sterczeć przez całą noc? Może lepiej podejdź i usiądź

obok mnie.

Nora odskoczyła od ściany jak oparzona. Przyciskając dłonie do piersi, by

powstrzymać łomotanie serca, zastanawiała się gorączkowo, jak się stąd wycofać. Nie,

to teraz niemożliwe, uznała. Zachowałaby się niegrzecznie.

- Przepraszam, że ci przeszkadzam - powiedziała nieśmiało, zbliżając się do

kanapy. Przysiadła na brzeżku. - Zeszłam na dół, by napić się herbaty, usłyszałam, że

telewizor gra i... - zamilkła zaszokowana, kiedy spojrzała na Eliasza.

Był prawie nagi. Miał na sobie jedynie parę szortów z króciutkimi nogawkami.

Nora ucieszyła się, że półmrok skrywa krwisty rumieniec, który wypłynął jej na

policzki.

- S...skąd wiedziałeś, że tu jestem? - wyjąkała. Eli skinął głową w stronę

telewizora.

- Zobaczyłem twój cień na ekranie.

- Przykro mi. M...mam nadzieję, że n...nie przerwałam ci oglądania programu w

jakimś ważnym momencie.

- Nie, to tylko powtórka rozgrywek baseballowych.

Na ekranie pojawiły się reklamy. Eli odwrócił się i skupił całą uwagę na Norze.

- Nie mogłaś zasnąć, co? - zagadnął.

- Tak.

- Dlaczego? Stęskniłaś się za mną?

- Nie!

- Aha. To znaczy, że opadły cię wątpliwości na temat małżeństwa.

Przenikliwość Eliasza zaskoczyła Norę

- Nie - odparła ostrzejszym tonem, niż zamierzała. - Po prostu... Myślę, że

powinniśmy porozmawiać.

- O czym?

R S

background image

- 36 -

Nerwowym ruchem chwyciła za oparcie krzesła. No, dalej! Musisz mu to

powiedzieć, ponaglała się w myślach.

- Sądzę, że należałoby ustalić pewne reguły twojego pobytu w tym domu.

Eli wcisnął się głębiej w poduszki sofy. Palcami zaczął przebierać po swoim

brzuchu.

- Cały zamieniam się w słuch.

Nora zerknęła na jego nagi tors. Przełknęła ślinę, zastanawiając się, od czego

zacząć.

- W... więc...

- Słuchaj, jeśli chodzi ci o ten bałagan - niedbałym gestem wskazał na

zaśmiecony stolik - nie masz się czym przejmować. Zamierzałem potem wszystko

posprzątać. Nie spodziewałem się nocnej wizyty.

- W porządku. - Nareszcie znalazła punkt zaczepienia. - Pani Barnes jest bardzo

czuła na tym punkcie. Nie znosi rozgardiaszu. Dlatego na wszelki wypadek zawsze

sama po sobie sprzątam.

- Wydawało mi się, że to ona jest tutaj pomocą domową?

- Tak, ale woli, kiedy ją nazywam gospodynią.

- Niech ci będzie. Co jeszcze?

- Hm... - Nora zawahała się. - Myślę, że powinieneś w domu nakładać koszulę.

- Dlaczego?

Nora bezradnie wpatrywała się w Eliasza. Co mogła mu odpowiedzieć? Że

widok jego nagiego ciała oszałamia ją, nie pozwala normalnie funkcjonować?

- Tak byłoby przyzwoiciej - odparła w końcu.

- No dobrze, pod prysznicem też mam nosić koszulę?

- Jasne, że nie.

- A w łóżku? Bo widzisz, lubię sypiać nago, i w tym wypadku głupio byłoby

nakładać samą koszulę, skoro reszta...

Nora wyobraziła sobie Eliasza w koszuli sięgającej połowy bioder, poniżej

których...

- Już dobrze, dobrze! - krzyknęła. - Rozumiesz przecież, o co mi chodzi.

Postaraj się uszanować cudze uczucia.

R S

background image

- 37 -

- Zgoda. Jestem wrażliwym facetem. - Ziewnął. - To wszystko?

Chciała skłamać i odejść, wiedziała jednak, że jeśli teraz nie odważy się

powiedzieć, o co naprawdę chodzi, nie zrobi tego już nigdy. Tylko znowu nie miała

pojęcia, od czego zacząć.

- Prawie... To znaczy... wolałabym się upewnić...

- Śmiało, Szaraczku, wyrzuć to z siebie. Nora westchnęła głęboko.

- ...że nie masz żadnych wątpliwości co do platonicznego charakteru naszego

związku.

- Chyba żartujesz? I dlatego nie dzielimy sypialni? - Eli uniósł ręce, zanim Nora

zdążyła odpowiedzieć. - Przepraszam. Udawaj, że tego nie słyszałaś. Mów dalej.

- Bo widzisz, po tym, do czego doszło po skończeniu ceremonii, i później, w

mojej sypialni... Pewnie dlatego nie zdajesz sobie sprawy, że w tej sytuacji niemądrze

byłoby konsumować...

- Odpręż się. Doskonale to rozumiem.

- Naprawdę?

- Tak. Uważam, że masz rację. To byłoby niemądre posunięcie.

W tym momencie Nora się zdziwiła. Nie spodziewała się tak szybkiej

kapitulacji.

- Naprawdę? - powtórzyła.

- Oczywiście. Nie chciałbym się, broń Boże, przechwalać, ale jedna noc

spędzona ze mną nie wystarczyłaby ci, i co dalej? Sytuacja zaczęłaby się

komplikować.

Nora wpatrywała się w niego bez słowa. Eliasz nie miał żadnych wewnętrznych

hamulców. Zawsze mówił i robił to, na co miał ochotę. A ona nie mogła nic na to

poradzić.

Wstała z kanapy, czując, że drżą jej kolana.

- Skoro się dogadaliśmy, nie będę ci przeszkadzać w oglądaniu meczu.

Poganiana obawą, że Eli mógłby jeszcze coś dodać, szybko wybiegła z pokoju.

Nora stała na tarasie przylegającym do jej sypialni i wpatrywała się w księżyc,

świecący jasno na ciemnogranatowym niebie usianym gwiazdami. Gdzieś w oddali

zahuczała sowa, z ogrodu niósł się słodki zapach kwiatów.

R S

background image

- 38 -

Noc była piękna, ale Nora nie umiała dziś dostrzec jej urody. Od

wielogodzinnego rozmyślania bolała ją głowa, jednak osiągnęła tylko tyle, że wciąż

miotały nią rozliczne wątpliwości.

Zdawała sobie sprawę, że nie powinna się nad sobą użalać. Nie cierpiała nędzy

ani głodu, a jej sprawy mogły się o wiele gorzej ułożyć. Na przykład szykowałaby się

teraz do snu w obcym domu i obcym łóżku albo dzieliłaby je z takim Nickiem

Carpettim.

Wróciła do ciemnego pokoju i ruszyła w stronę łazienki, kiedy nagle usłyszała

cichutkie skrobanie do drzwi.

- Kto tam? - spytała, nie mogąc powstrzymać się od drżenia.

- To ja, Chelsea - usłyszała dziecięcy szept.

Z westchnieniem ulgi, że to nie Eli (którego przecież wcale się nie spodziewała,

skądże znowu) włączyła nocną lampkę i podeszła do drzwi, by wpuścić dziewczynkę

do środka.

- Nie obudziłam pani, prawda?

Chelsea, uśmiechając się niepewnie, z nadzieją patrzyła Norze w oczy. Miała

potargane włosy, a ogromny wojskowy podkoszulek, w który była ubrana, sprawiał, że

jej drobna postać wydawała się jeszcze mniejsza.

- Nie, jeszcze nie położyłam się do łóżka.

- Nie widziałam światła pod drzwiami...

- Naprawdę nie spałam - uspokoiła Nora dziewczynkę - tylko... rozmyślałam.

- Dlatego jest pani ciągle ubrana?

Nora cieszyła się, że w skąpym świetle nie widać rumieńców na jej policzkach.

- Tak. A czemu ty o tak późnej porze jesteś na nogach? Coś się stało?

- Nie. Po prostu... - Chelsea podeszła do łóżka i przysiadła na skraju materaca. -

Miałam dziwny sen, który mnie obudził, a potem nie mogłam zasnąć. Słyszałam jakieś

tajemnicze odgłosy i wydawało mi się, że ktoś jęczy.

Nora podeszła do łóżka i usiadła obok dziewczynki.

- To tylko wiatr szumi w drzewach i dom skrzypi, podobnie jak wszystkie stare

budynki. Nie masz się czego bać.

- Nie bałam się - zaprotestowała Chelsea - tylko nie wiedziałam, co się dzieje.

R S

background image

- 39 -

- Rozumiem.

- A potem przypomniało mi się, że chciałam zadać pytanie.

- Nie mogłaś zapytać taty?

- Poszłam do niego, ale już spał.

Nora odetchnęła z ulgą. W każdym razie miała nadzieję, że to, co poczuła, to

ulga, a nie rozczarowanie...

- Od czasu pożaru dużo przesiadywał po nocach, więc wolałam go nie budzić -

ciągnęła Chelsea. - Eli ciągle martwi się o to, co z nami będzie, chociaż przed

wszystkimi robi dobrą minę. Ale nie o tym chciałam rozmawiać. Muszę panią o coś

zapytać.

- Proszę cię bardzo. - Norze było miło, że dziewczynka ma do niej jakąś

sprawę.

- Hm... - Chelsea chrząknęła niepewnie. - Jak mam się teraz do pani zwracać?

Nie mogę mówić „panno Brown", bo pani już nie jest panną i nosi inne nazwisko.

,,Pani Wilder" brzmiałoby jakoś głupio, skoro jest pani moją macochą, prawda?

- Zgadzam się z tobą - odparła z powagą Nora, poruszona szczerością dziecka. -

Masz jakiś pomysł?

- Hm... Na tatę mówię Eli - podsunęła Chelsea.

- To prawda. - Nora w pierwszej chwili chciała zapytać, dlaczego dziewczynka

używa takiej formy w stosunku do swojego ojca, ale postanowiła nie być wścibska.

Jej ciekawość i tak wkrótce została zaspokojona.

- Kiedy zamieszkałam z Elim po śmierci mamy, powiedział, że powinnam

mówić do niego „tato", ale to wydało mi się jakieś śmieszne - przyznała Chelsea.

- Rozumiem - mruknęła Nora. Nie po raz pierwszy zastanowiła się, kim była

matka dziewczynki. Czy kochała Eliego, a on ją? Dlaczego żyli oddzielnie?

- Poza tym lubię mówić do niego Eli - dodała Chelsea, przerywając rozmyślania

Nory. - Tatusiów jest wielu, ale Eli tylko jeden.

- Wobec tego i do mnie zwracaj się po imieniu - zaproponowała Nora.

- Naprawdę mogę? - ucieszyła się dziewczynka. Wymieniły uśmiechy i przez

chwilę siedziały w milczeniu.

R S

background image

- 40 -

- Noro, czy to źle, że ja się cieszę z waszego ślubu? - Chelsea pierwsza

przerwała ciszę.

- Nie widzę w tym nic złego, jeśli, oczywiście będziesz pamiętała, że to jedynie

tymczasowe małżeństwo.

- Nie bój się, Eli nie pozwala mi o tym zapomnieć. Ciągle powtarza, że jak

tylko przyjdą pieniądze z ubezpieczenia, natychmiast się stąd wyniesiemy.

Chelsea wygodniej umościła się na łóżku, powieki zaczęły jej ciążyć.

- Chcesz poznać sekret? - spytała sennym głosem.

- No jasne.

- Naprawdę się cieszę, że mieszkam tu z tobą... - powiedziała, ziewając -

...nawet jeśli to ma trwać tylko przez lato.

- Ja też się cieszę, że jesteśmy razem - odparła cicho Nora.

Chelsea uśmiechnęła się słodko, po czym powieki opadły jej i po chwili

smacznie już spała.

Nora poczuła gwałtowny przypływ czułości i... optymizmu.

Być może małżeństwo z Eliaszem nie było najmądrzejszym pomysłem, ale nie

było też najgłupszym. Owszem, nie lubiła, kiedy jej dokuczał; nie znosiła również

tego uczucia bezradności, które ogarniało ją, kiedy Eli był w pobliżu. Jakoś sobie z

tym poradzi. Jest silniejsza, niż na to wygląda.

Powinna stale pamiętać o plusach tego związku. Po pierwsze ocaliła dom. Po

drugie przestała mieszkać w nim samotnie. Najważniejsze zaś, że dzięki małżeństwu z

Elim mogła, choćby w niewielkim stopniu, zmienić na lepsze życie jego córki.

Nagle perspektywa przebywania pod jednym dachem z Eliaszem Wilderem

przestała Norę aż tak przerażać. Jeśli postara się go unikać, kiedy to możliwe, nie

będzie się narzucać oraz nie pozwoli się sprowokować, ich wzajemne stosunki jakoś

się ułożą.

Nora przetarła oczy i poczuła się tak zmęczona i senna, że zdążyła zaledwie

ściągnąć z oparcia łóżka dwie kapy, jedną z nich okryć Chelsea, a drugą siebie, i

zanim się obejrzała, spała już głębokim snem.

R S

background image

- 41 -

ROZDZIAŁ CZWARTY

- Dzień dobry, Szaraczku - powiedział Eli, stając w drzwiach kuchennych.

Serce Nory jak zwykle zabiło mocniej na dźwięk jego głosu. Ścisnęła w dłoni

gazetę i popatrzyła na niego. Wyglądał wspaniale ubrany jedynie w bokserki i

podkoszulek, z potarganymi włosami, nie ogolony, ze śladem szwu poduszki

odciśniętym na policzku. Wywierał na niej tak silne wrażenie, że z trudem zbierała

myśli.

- Dzień dobry, Eli - odparła drżącym głosem.

- Znowu wcześnie wstałaś - zauważył, podchodząc do blatu, na którym stał

dzbanek z kawą. - Co cię tym razem goni? Kolejne spotkanie? Nowe książki do

zakatalogowania?

- Ja... Muszę wypełnić kilka dokumentów - wymyśliła na poczekaniu. Nie

mogła przecież przyznać, że liczyła na to, iż zdąży wyjść z domu, zanim on wstanie z

łóżka. - A czemu ty jesteś od rana na nogach?

- Umówiłem się z Melem Johnsonem, że skoro świt podstawi mi swój

samochód. Prosił o podregulowanie silnika. Chciałem wyznaczyć późniejszą godzinę,

ale zależało mu na czasie, bo Mel wyjeżdża na weekend. To stały klient, więc

zgodziłem się go przyjąć.

- Rozumiem.

W ciągu tych kilku dni, które spędzili razem, Nora zdążyła poznać drugie

oblicze Eliego.

Na pozór beztroski i nonszalancki, stawał się niezwykle odpowiedzialny i

gotów do wyrzeczeń, kiedy chodziło o pracę. Własnymi rękami zdążył już przerobić

starą wozownię na warsztat samochodowy, by jak najszybciej odrobić straty, które

poniósł z powodu pożaru. Jeszcze większe zdziwienie Nory budził fakt, że nie uchylał

się także od prac domowych, przez jej dziadka traktowanych z pogardą jako „babskie

zajęcia".

Najbardziej jednak wzruszał ją stosunek Eliasza do Chelsea. Fakt, że pragnie

zapewnić córce dobrobyt, nietrudno było zrozumieć; ale on również najwyraźniej lubił

R S

background image

- 42 -

jej towarzystwo i uważał małą za równorzędnego partnera. Dla Nory, przyzwyczajonej

do surowej dyscypliny wprowadzonej przez dziadka, który powtarzał, że dzieci i ryby

głosu nie mają, było to coś niesłychanego. Doskonale zatem rozumiała, dlaczego

dziewczynka aż tak przepada za ojcem.

Oczywiście Eli nie był żadnym wzorem doskonałości. Zachowywał się

grzecznie, nie brakowało mu ogłady, ale wyraźnie dawał do zrozumienia, że nie

zamierza zmienić swojego stylu życia tylko po to, by nie peszyć Nory. Podczas upału

paradował z nagim torsem, kiedy dręczyło go pragnienie, sięgał po piwo. Zachowywał

się tak, jak w danym momencie miał ochotę.

Nora przypomniała sobie jednak, że postanowiła nie dać się sprowokować bez

względu na to, co Eli powie lub zrobi. Wobec tego nigdy więcej nie wpadnie w

panikę, nie zacznie się jąkać i czerwienić. W każdej sytuacji zachowa się z godnością.

Na komplement odpowie uśmiechem, uda, że nie zauważyła dwuznacznych gestów

czy uwag. A przede wszystkim nie będzie za wszystko przepraszać i prosić o

wybaczenie.

Dobrymi chęciami piekło wybrukowane. Kiedy Eli z kubkiem kawy w ręku

podszedł do stołu i usiadł naprzeciwko niej, od razu ogarnęło ją napięcie.

Eli małymi łykami siorbał gorący napój.

- Dobra kawa - zagaił.

- Tak - bąknęła Nora.

- Dolać ci jeszcze trochę?

- Nie, dziękuję.

- A może chcesz bułeczkę? Widzę, że masz pusty talerz.

- Dziękuję, już się najadłam. - Ledwo żywa z napięcia, drżącymi palcami

odwróciła kolejną stronę gazety i udawała, że pochłania ją artykuł o regulacji świateł

na jednym z trzech skrzyżowań istniejących w Kisscount.

- Czy jest tam jeszcze moje ogłoszenie? - spytał Eli. Przez tydzień zawiadamiał

potencjalnych klientów o zmianie adresu swojego warsztatu samochodowego.

- Tak, na trzeciej stronie.

- To dobrze. - Eli dopił kawę, wstał i podszedł do okna. - Pogoda całkiem się

zmienia - zauważył.

R S

background image

- 43 -

- Uhm - mruknęła Nora. Do niedawna ciągle świeciło słońce, ale w nocy

przeszedł front, który przyniósł ze sobą deszcz.

- Nie na długo - dodał Eli. - Przynajmniej tak mówili w wieczornych

wiadomościach. Po południu ma się wypogodzić.

- W gazecie też o tym piszą.

- Szkoda. Lubię deszcz. - Eli zbliżył się do stołu, ułamał kawałek bułki i

wepchnął go do ust. - Jak to miło tuż po przebudzeniu patrzeć na ołowianoszare niebo

i słuchać stukotu kropli uderzających o dach...

Nora nie widzącym wzrokiem wpatrywała się w jedną z kolumn w gazecie.

Nieoczekiwane wyznanie Eliego bardzo ją zaskoczyło.

- Ale jeszcze milej jest w tym samym czasie kochać się niespiesznie, smakując

każdy moment, każde drgnienie ciał...

Za oknem wiatr szumiał w drzewach, strugi deszczu lały się po szybach. Nora

przez chwilę wyobraziła sobie scenę, którą opisał Eli: srebrzysty poblask poranka;

powiewające zasłony, dwie postacie złączone w namiętnym uścisku; jedna potężna, o

spalonej słońcem karnacji, druga drobna i blada...

Z przerażeniem spojrzała na Eliasza. Czyżby domyślił się, co jej chodzi po

głowie? Uśmiechał się tak tajemniczo...

Nora cisnęła gazetę na blat i gwałtownie wstała od stołu.

- Muszę już iść.

Szybkim ruchem zebrała naczynia i zaniosła je do zlewu.

- Uspokój się, Szaraczku. - W głosie Eliego wyraźnie słychać było rozbawienie.

- Dopiero wpół do ósmej. Bibliotekę otwiera się o dziesiątej. Po co ten pośpiech?

- Mówiłam ci, że muszę się zająć dokumentami.

- Wobec tego mam propozycję. Włożę tylko coś na siebie i podwiozę cię do

pracy.

- Nie! - krzyknęła z przerażeniem Nora.

- Dlaczego? - Popatrzył na nią ze zdziwieniem.

- Bo... - Nie dowierzam sobie, kiedy jestem blisko ciebie. Zawsze wtedy robię z

siebie idiotkę, należało odpowiedzieć. - Nie powinieneś zostawiać Chelsea samej w

domu - odparła zamiast tego.

R S

background image

- 44 -

- Nic jej się nie stanie. Za parę minut będę z powrotem. Mogę zresztą napisać

karteczkę, dokąd pojechałem.

- Rozminiesz się z klientem.

- Nie martw się o to.

- Ale ja... Muszę zażyć nieco ruchu!

- Zapomniałaś, że pada?

- Mam parasolkę. - Nora obawiała się, że deszcz już zawsze będzie jej się

kojarzył tylko z jednym. Eli roztoczył przed nią tak sugestywną wizję...

- Słuchaj, skoro nie chcesz, żebym cię podwoził, weź mój samochód i sama

pojedź. Nie będzie mi dziś potrzebny i...

- Wykluczone! Ale dziękuję.

Nora szybko chwyciła torebkę, siatkę z książkami i parasolkę, po czym

pobiegła do drzwi, jakby ją ktoś gonił. W holu usłyszała zdziwiony głos Eliego:

- Szaraczku, co ja takiego powiedziałem?

Przepowiednie meteorologiczne chociaż raz się sprawdziły. Po południu

rzeczywiście zaświeciło słońce i temperatura wzrosła. Eli z trudem upchnął na tylnym

siedzeniu samochodu wielkie kartonowe pudło i otarł pot z czoła.

- Jesteś pewna, że możesz zabrać to wszystko? - zwrócił się do Chelsea.

- Oczywiście. Już ci mówiłam, że zadzwoniłam do Nory do pracy i spytałam,

czy mogę wziąć ze sobą trochę jej rzeczy, bo ja i Sara chcemy się pobawić w

przebierańców. Nora się zgodziła. Żałowała tylko, że pewnie nie zdąży wrócić, żeby

mnie pożegnać, ale kazała pozdrowić Sarę i życzyła nam wesołej zabawy.

Powiedziała, że zobaczymy się jutro i że jeśli ty się zgodzisz i rodzice Sary, to Sara

następnym razem mogłaby nocować u nas.

- Naprawdę pozwoliłaś jej aż tyle powiedzieć? - Eli z trudem tłumił śmiech,

sadowiąc się na miejscu kierowcy.

- No pewnie!

Eli wrzucił pierwszy bieg i samochód wolno potoczył się podjazdem w stronę

bramy. Minęło wpół do szóstej, ale jak na piątkowe popołudnie, ruch na ulicach był

niewielki. Wkrótce zmierzali już w stronę dzielnicy w drugiej części miasta, gdzie

mieszkała Sara wraz z rodzicami.

R S

background image

- 45 -

- Wiesz co? - odezwała się w pewnej chwili Chelsea. - Nora nigdy nie nocowała

u żadnej koleżanki. Czy to nie dziwne?

- Skąd o tym wiesz?

- Spytałam ją i mi powiedziała. Dziadek jej nie pozwalał. „Nie aprobował

podobnych wyczynów". Naprawdę użyła takich śmiesznych słów. Nie zgadzał się

także, żeby ktoś zostawał na noc w Wierzbowym Dworze. Nora tłumaczyła, że był

stary i nie lubił hałasów. Uważał, że dzieci narobią bałaganu i poniszczą wszystkie

rzeczy. Ale ja myślę, że on był po prostu podły. Na wiele rzeczy jej nie pozwalał.

- Naprawdę?

- No. - Chelsea z dezaprobatą skrzywiła nosek. - Nie mogła mieć psa ani kota,

ani nawet złotej rybki. Nie wolno jej było chodzić na basen, bo tam są zarazki.

Dziadek nie pozwalał jej również się malować i umawiać na randki.

Akurat z tym ostatnim zakazem Eli gotów był się zgodzić. Nora, tak całkowicie

nie przystosowana do życia, stałaby się łatwym łupem dla każdego chłopaka choć

trochę pozbawionego skrupułów. Nie zamierzał jednak rozmawiać o tym z córką.

- Ty również się nie malujesz - przypomniał zamiast tego Chelsea.

- Teraz nie, ale później będę mogła. Kiedy zdam do starszej klasy. Sam mi to

obiecałeś, pamiętasz?

Rzeczywiście powiedział coś takiego dwa lata temu, kiedy wydawało mu się, że

jego córka zawsze będzie małym dzieckiem. Teraz miała już dziewięć lat i rosła w

zastraszającym tempie.

- Pamiętam. Ale za to o randkach zapomnij, dopóki nie skończysz... bo ja

wiem? Trzydziestu lat?

- No coś ty! Wtedy będę już całkiem stara, prawie tak jak ty!

- Ale śmieszne - odparł z przekąsem.

- Też tak uważam. - Chelsea miała wyraźnie zadowoloną minę.

Eli skręcił właśnie w ślepą uliczkę i zatrzymał się przed jednym z

nowoczesnych, ładnie położonych domów z tarasem. Zawsze lubił tę okolicę, więc

zdziwiło go, że zaledwie po tygodniu pobytu w Wierzbowym Dworze wszystkie domy

wydały mu się nadmiernie stłoczone jeden obok drugiego.

R S

background image

- 46 -

- Wiesz co? - krzyknęła Chelsea, wysiadając z samochodu. - Jak na starego ojca

jesteś całkiem w porządku. - Chwyciła torbę i pobiegła na spotkanie Sarze. Eli szedł za

córką, dźwigając pudło z ubraniami, śpiwór i poduszkę Chelsea. Przywitał się z matką

Sary i chwilę z nią porozmawiał, obowiązkowo wyrażając zachwyt nad Skręcikiem,

który już wkrótce miał się stać członkiem rodziny Wilderów.

Podczas drogi powrotnej do domu Eliemu przyszło do głowy, że właściwie

powinien wspomnieć Norze o kocie. Choćby po to, by się upewnić, czy nie jest na

przykład uczulona na sierść. Być może nic o tym nie wie, skoro nigdy nie miała

zwierzęcia w domu, ale zapytać nie zaszkodzi.

Jakie to dziwne, pomyślał naraz. Mimo że znał Norę od najmłodszych lat,

dopiero w ciągu ostatnich dni zaczął w niej dostrzegać człowieka. Kiedy dorastali,

była dla niego po prostu przewrażliwionym, śmiesznym Szaraczkiem, wnuczką najbo-

gatszego człowieka w mieście i wspaniałym celem złośliwych ataków. Nigdy się nie

zastanawiał, dlaczego jest taka płochliwa i tak łatwo wyprowadzić ją z równowagi.

Teraz zrozumiał, że jej dzieciństwo, które spędziła w towarzystwie starego, zgorzk-

niałego człowieka, wcale nie było takie łatwe. Może w pewnym sensie równie trudne

jak jego własne. Eliasza wychowywał wiecznie pijany wujek Leo. Chłopiec bardzo się

wtedy starał, by nikt mu przypadkiem nie współczuł. Wmawiał sobie także z uporem,

że nic go nie obchodzi fakt, iż matka porzuciła go i uciekła z jakimś facetem.

Informacje Chelsea na temat Nory dały mu wiele do myślenia.

Jako ojciec starał się zapewnić swojemu dziecku poczucie bezpieczeństwa,

pragnął, by mała miała gdzie zapuścić korzenie. Dlatego właśnie, kiedy wuj Leo

nieoczekiwanie zostawił mu w spadku warsztat samochodowy w Kisscount,

postanowił opuścić Seattle i przenieść się tam na stałe. Czuł, że to spokojne

miasteczko, z jego zżytą społecznością, będzie najlepszym miejscem do życia dla

Chelsea, która po pięciu latach tułaczki z matką najbardziej ze wszystkiego pragnęła

stabilizacji. To również spowodowało, że mimo przeciwieństw losu Eli zdecydował

się pozostać w Kisscount i ze wszystkich sił walczył o odtworzenie straconego

dobytku.

Wuj Leo wspomniał kiedyś, iż po nagłej utracie żony i syna stary Arthur Brown

dostał lekkiego pomieszania zmysłów. Eli spróbował teraz wczuć się w sytuację małej

R S

background image

- 47 -

dziewczynki, zmuszonej żyć z takim człowiekiem w ogromnym, odizolowanym od

reszty świata domu, nieustannie pouczanej, jak ma się zachowywać, pozbawionej

towarzystwa przyjaciół, a nawet radości obcowania ze zwierzętami.

W świetle tych faktów nie dziwiło nieśmiałe zachowanie Nory, jej

wyobcowanie i nadwrażliwość. Dziwne było raczej to, że na przekór złym

doświadczeniom miała aż tak dobry charakter.

Mimo nawału zajęć Eliasz zdołał zwrócić uwagę, że jego nowa żona jest

naprawdę dobra dla Chelsea, lubi dziewczynkę, cieszy ją czas spędzany w jej

towarzystwie. Okazało się również, że nie ma żadnych nawyków zrzędliwej starej

panny, o co ją wcześniej podejrzewał. Nim zamieszkał w Wierzbowym Dworze,

obawiał się, że Nora będzie przeżywać tragedię z powodu takich drobiazgów, jak

walające się po podłodze papierki po lodach czy podeptane kwiatowe grządki.

Nic podobnego jednak nie miało miejsca. Przeciwnie, zdawała się lubić

zamieszanie, jakie wniosła do jej domu pełna życia dziewięcioletnia dziewczynka i w

pełni akceptowała jej zachowanie.

Któregoś wieczoru po powrocie z pracy Eli zastał Norę pomagającą Chelsea i

Sarze rozpinać między drzewami namiot z prześcieradeł. Nora była boso, miała

rozwiane włosy i śmiała się przy tym tak radośnie, jakby sama nie skończyła więcej

niż dziesięć lat. Oczywiście na widok Eliasza śmiech uwiązł jej w gardle, zaczęła się

jąkać i przepraszać, że żyje.

Przypomniał sobie, jak zakończyło się ich dzisiejsze poranne spotkanie, i

zrobiło mu się przykro. W końcu tylko trochę sobie pożartował. Szkoda, że z tego

powodu Nora musiała niepotrzebnie moknąć. Eli naprawdę nie przypuszczał, że

właśnie w pierwszy deszczowy dzień zademonstruje mu swój upór.

Wjeżdżając na parking przed bankiem, przyznał sam przed sobą, że mimo

wszystko wolałby w przyszłości nie czuć się tak podle jak teraz.

Tylko co powinien zrobić, żeby tego uniknąć?

Nora podniosła ciężką siatkę z książkami i zamknęła drzwi biura.

- Wychodzę, Andreo - powiedziała do asystentki.

- Już? - Młoda blondynka wydęła wargi, unosząc wzrok znad ekranu

komputera.

R S

background image

- 48 -

Nora darowała sobie uwagę, że jest już po szóstej i powinna była opuścić

bibliotekę ponad dwie godziny temu. Widząc na ekranie jakąś grę, nie wspomniała

również o tym, że służbowy komputer nie służy do zabawy.

- Czy potrzebujesz czegoś ode mnie? - zwróciła się do Andrei.

- Raczej nie. - Młoda dziewczyna znowu wydęła wargi.

- Wobec tego do jutra.

- Dobranoc, pani Wilder. - Andrea uśmiechnęła się słodko.

Nora nie lubiła, kiedy ktoś tak się do niej zwracał. Wyjaśniła przecież

wszystkim, że z powodów służbowych zachowała panieńskie nazwisko, ale prawie

nikt nie zwrócił na to uwagi.

Zrezygnowana, machnęła ręką. Zrozumiała, że dla mieszkańców Kisscount już

na zawsze pozostanie „panią Wilder", nawet w wiele lat po rozwodzie.

Poszła do szatni, wzięła wózek na zakupy i wyszła na ulicę.

Po klimatyzowanych salach biblioteki temperatura na dworze wydawała się

wysoka jak w piecu. Wczesnowieczorne słońce tak oślepiło Norę, że musiała

przymknąć oczy. Zaczęła szukać w torebce okularów, ale nie mogła ich znaleźć. Jak

pech, to pech. Zrezygnowana, ruszyła w stronę supermarketu z nadzieją, że zdoła

sobie przypomnieć, co miała kupić, bo lista z zakupami oczywiście gdzieś się

zapodziała.

Nora nigdzie się nie spieszyła. Powoli przechadzała się między sklepowymi

półkami, wrzucając do wózka kolejne produkty. Potem równie wolnym krokiem

ruszyła w stronę kasy. Zdawała sobie sprawę, że od chwili gdy Chelsea zatelefonowała

do niej i powiedziała, że spędzi tę noc u Sary, zaczęła bać się powrotu do domu.

Powodem jej obaw był oczywiście Eli.

Nora nie wiedziała tylko, czego boi się bardziej: tego, że spotka go w domu,

czy też, że go tam nie zastanie. W końcu formalna żona nie była żadną przeszkodą,

aby taki atrakcyjny mężczyzna jak on spędził piątkowy wieczór w jakimś interesu-

jącym towarzystwie. Perspektywa jego nieobecności powinna ją cieszyć, gdyż

uniknęłaby wtedy kolejnych zaczepek czy złośliwych uwag. Z bliżej nie wyjaśnionych

powodów jej radość nie była jednak zbyt wielka.

R S

background image

- 49 -

Zapłaciła za kupione artykuły, przepakowała rzeczy do swojego wózka i wyszła

na ulicę.

Po przejściu kilkunastu metrów przystanęła nagle. Pomyślała, że cierpi na

halucynacje, zobaczyła bowiem tuż przed sobą zaparkowany przy krawężniku

samochód Eliego. Właściciel, oparty niedbale plecami o drzwiczki, spojrzał na nią

poprzez szkła przeciwsłonecznych okularów.

- Zrobiłem ci niespodziankę, prawda, Szaraczku? Nora mocniej zacisnęła dłoń

na uchwycie wózka.

- Skąd się tu wziąłeś? - spytała słabym głosem.

- Załatwiałem coś w banku, a potem pomyślałem, że wpadnę do biblioteki i

sprawdzę, czy skończyłaś już pracę. Jadąc tam, zauważyłem, że wchodzisz do

supermarketu, więc postanowiłem na ciebie poczekać. Nie rób takiej przerażonej

miny!

- To... to nie o to chodzi... Po prostu... nie spodziewałam się ciebie... tutaj...

Eli podszedł do niej tak blisko, że dzielił ich tylko wózek na zakupy.

- Wobec tego możesz uznać, że to twój szczęśliwy dzień.

Nora nic nie odpowiedziała, ale po jej twarzy przemknął jakiś cień. Eli

zastanowił się nad swoimi słowami.

Popatrzył uważnie na Norę. Miała poplamione tenisówki, zrolowaną do pół

łydki podkolanówkę, potargane włosy. Wyraźnie oczekiwała od niego jakiejś złośliwej

uwagi na ten temat.

- Nie martw się, jeśli nawet nie był najlepszy. Na szczęście już się kończy -

pocieszył ją.

Nora uniosła głowę i spojrzała Eliemu prosto w oczy. Dlaczego nagle zaczął

być dla niej miły? Wzrok miał tak nieprzenikniony, że niczego nie mogła z niego

odczytać. Eli wzruszył ramionami, wziął od niej wózek i załadował go do samochodu.

Potem otworzył przed Norą drzwi od strony pasażera.

- Jedziemy do domu - powiedział, widząc jej wahanie. - Obiecuję, że po drodze

cię nie zgwałcę.

W tym momencie Nora poczuła się jak ostatnia idiotka. To w końcu nie wina

Eliego, że jego bliskość doprowadzała ją do takiego dziwnego stanu.

R S

background image

- 50 -

- W porządku - powiedziała.

Eli zamknął za nią drzwi, obszedł samochód dokoła i zajął miejsce kierowcy.

Cieszył się, że Nora zgodziła się z nim jechać. Przez chwilę naprawdę się obawiał, że

mu odmówi i z uporem będzie pchała do domu wózek z zakupami.

Oczywiście, gdyby miała na to ochotę, to jej sprawa. Nie musiał jej pomagać,

ale wolał to zrobić ze względu na to, co inni powiedzą. Mógł sobie wyobrazić, co by

się działo, gdyby ktoś zobaczył, jak Nora sama taszczy zakupy, a on rozbija się

samochodem. Ludzkie gadanie niewiele go, co prawda, obchodziło, ale zależało mu na

dobrej opinii ze względu na Chelsea.

- Słuchaj, Szaraczku, jeśli w przyszłości będziesz chciała zrobić zakupy w

supermarkecie, uprzedź mnie, to dam ci samochód.

- Dziękuję, ale... - Zamilkła i nagle się zaczerwieniła. - Dziękuję - powtórzyła.

- W porządku. Czy mogłabyś teraz zapiąć pas?

Nora pokiwała głową i zaczęła mocować się z metalowym zaczepem, który

nijak nie chciał wskoczyć na swoje miejsce.

- Pomogę ci - zaproponował Eli i pochylił się w jej stronę.

- Nie trzeba, sama to zrobię! - Nora uniosła rękę, która w tym samym

momencie wylądowała na ramieniu Eliego.

Poczuł przyjemne ciepło, rozchodzące się po jego ciele. Kto by pomyślał: taki

niewinny dotyk... Nora cofnęła się gwałtownie. Wyglądała jak spłoszony mały

zajączek, od którego wzięło się jej przezwisko.

- Przepraszam - szepnęła słabiutkim głosikiem. - N...naprawdę nie ch...chciałam

c...cię d...dotknąć.. T...to był p...przypadek.

- Oczywiście. - Przecież nie podejrzewał, że próbowała go uwieść. A właściwie

czemu nie... Wyobraził sobie, że Nora ujmuje jego twarz w swoje dłonie, dotyka

miękkimi wargami ust...

Dlaczego chodzą mi po głowie takie myśli? - żachnął się natychmiast. Szybko

zapiął pas Nory, potem swój, wrzucił bieg i ruszył.

- Kobiety stale mnie dotykają. Jestem do tego przyzwyczajony - nie mógł się

powstrzymać od drobnej złośliwości.

Podczas jazdy żadne z nich nie powiedziało już więcej ani słowa.

R S

background image

- 51 -

Kiedy dojechali do domu, Nora natychmiast wbiegła do środka, jakby ją ktoś

gonił. W tym momencie Eli uświadomił sobie, że zapomniał porozmawiać z nią o

kocie.

ROZDZIAŁ PIĄTY

Jedną z niewielu rzeczy, jakie zostały Norze po ojcu, był duży domek na

drzewie umieszczony między konarami olbrzymiego dębu, rosnącego na tyłach

posiadłości. Niegdyś był jej umiłowanym azylem, miejscem, dokąd uciekała przed

krytycznym okiem dziadka, by oddawać się ulubionej rozrywce: marzeniom na jawie.

Nie odwiedzała jednak domku przez ponad dziesięć lat, dopóki ostatnio w jej życiu nie

pojawiła się Chelsea.

Dziewięcioletnią dziewczynkę zachwyciła wspaniała budowla. W ciągu

pierwszego tygodnia pobytu w Wierzbowym Dworze z pomocą Nory doprowadziła

domek do porządku: wyrzuciła ze środka pajęczyny i stare gniazda wiewiórek, zmiotła

liście i sosnowe igły z odkrytej werandki. Potem wspólnie umyły szyby w oknach,

wymieniły przepalone żarówki (w domku był nawet prąd, doprowadzony kablem z

Wierzbowego Dworu), a na koniec, korzystając z ręcznego dźwigu, wciągnęły na górę

niezbędne wyposażenie. Po tych zabiegach domek na drzewie nadawał się znowu do

użytku, chociaż dach ciągle wymagał naprawy, a ściany aż się prosiły o świeżą farbę.

Ostatnio stało się zwyczajem, że spotykały się tam po powrocie Nory z pracy.

Czasami po prostu wyciągały na werandkę materace i leżąc, gapiły się w błękit nieba,

prześwitujący pomiędzy liśćmi dębu. Innym razem czytały lub jadły jakąś przekąskę,

która pomagała im przetrwać do kolacji. Zdarzało się też, że prowadziły rozmowy o

wszystkim, co tylko im przyszło do głowy.

Dziś rozkoszowały się po prostu łagodnymi promieniami słońca. Trwał jeden z

tych spokojnych letnich dni, kiedy ciszy nie zakłóca nic poza brzęczeniem owadów i

słodkim śpiewem ptaków.

- Masz włosy takie długie jak królewna - zachwycała się Chelsea, czesząc Norę.

- Dlaczego nigdy ich nie rozpuszczasz?

R S

background image

- 52 -

- Splątałyby się i wyglądały nieporządnie.

Chelsea nie była o tym przekonana. Delikatnie rozdzieliła gęste pasma na trzy

części i zaczęła zaplatać je w warkocz.

- Czy chciałaś je kiedyś obciąć?

- Marzyłam o tym zawsze, kiedy byłam młodsza.

- Czemu więc tego nie zrobiłaś?

- Dziadek mi na to nie pozwolił. Twierdził, że powinnam nosić długie włosy, bo

są bardziej kobiece.

- Nieprawda - parsknęła Chelsea. - Eli ma dłuższe włosy niż ja, a wcale nie jest

kobiecy.

- Masz rację. - Na wzmiankę o Elim Nora poczuła znajomy ucisk w żołądku.

Od czasu ich wspólnego powrotu do domu z supermarketu wszystko między nimi

pozostało niby bez zmian, ale pojawiło się jakieś nieokreślone napięcie, którego

przedtem nie było. Nora łamała sobie głowę, co też mogło je spowodować, jednak nie

wpadła na żaden sensowny pomysł. Przecież nie chodziło o ich przypadkowy, krótki

kontakt fizyczny, który nie mógł mieć dla Eliasza żadnego znaczenia. Sam powiedział,

że kobiety ciągle go dotykają i jest do tego przyzwyczajony.

- I wiesz co? - Chelsea najwyraźniej zamierzała drążyć temat. - Skoro kiedyś

chciałaś mieć krótkie włosy, to powinnaś teraz je obciąć. Właśnie dlatego fajnie jest

być dorosłym, że można robić to, na co ma się ochotę.

- Chyba tak - odparła odruchowo Nora - ale to wcale nie takie proste.

- Dlaczego? - Chelsea nie była o tym przekonana. - Coś cię powstrzymuje?

Nora zamyśliła się. Tym czymś, co hamowało jej działania, była wewnętrzna

blokada, której nie umiała się pozbyć. Nie miała czasu dłużej się nad tym zastanawiać,

gdyż z dołu dobiegł właśnie znajomy głos.

- Chelsea, jesteś tam?

- To tatuś! - zawołała dziewczynka. Szybciutko zawiązała wstążkę na końcu

warkocza Nory i podbiegła do balustrady. - Jestem, jestem! Co ty tu robisz?

- Przyszedłem z propozycją. Chciałabyś pójść ze mną na kolację?

- Czy muszę się przebierać?

R S

background image

- 53 -

- Niekoniecznie, jeśli nie chcesz. Raczej nie wybierzemy się do bardzo

ekskluzywnej restauracji, bo właśnie oddałem smoking do pralni.

- Ech, ty żartownisiu - zachichotała Chelsea. - Zaraz schodzę do ciebie. Czy

Nora mogłaby pójść z nami?

- Chelsea, daj spokój - szepnęła Nora, kręcąc głową. Dziewczynka zignorowała

jej protest, czekając na odpowiedź ojca.

Po chwili znaczącego milczenia Eli w końcu się odezwał.

- Jasne, jeśli będzie miała ochotę. Nie wiadomo tylko, kiedy wróci do domu...

- Przecież ona jest tutaj! - odparła Chelsea takim tonem, jakby obecność Nory w

domku na drzewie była czymś oczywistym. - Schodzimy na dół. Zobaczysz, będzie

fajnie - zwróciła się do macochy.

- Kochanie, nie sądzę...

- Tak bardzo cię proszę... Naprawdę chcę, żebyś z nami poszła.

Nora ugięła się pod błagalnym spojrzeniem Chelsea.

- Zgoda, może...

- Super! - Rozradowana Chelsea podniosła klapę w podłodze werandy,

postawiła nogi na szczeblu drabiny i szybciutko zeszła na ziemię.

Nora natychmiast pożałowała danej obietnicy, ale wiedziała, że nie może się już

wycofać. Wyjrzała przez klapę i zobaczyła, że Chelsea i jej ojciec czekają na nią.

Zacisnęła usta i zaczęła schodzić po drabinie.

Znowu miała powód, by wyrzucać sobie brak odwagi, który nie pozwolił jej

wcześniej zrobić tego, na co miała ochotę. Zamiast włożyć szorty, kupione z myślą o

noszeniu w domku na drzewie, ubrała się tak, jak zdaniem większości szanowanych

obywateli powinna się ubierać kobieta w jej wieku, czyli w sukienkę. Pocieszała ją

tylko myśl, że stojący poniżej Eli na pewno nie speszy się na widok damskich

majtek...

- Dokąd pojedziemy? - spytała ojca Chelsea, przyklękając, by zawiązać

sznurowadła.

- A dokąd byś chciała? - Eli z uwagą obserwował schodzącą po drabinie Norę.

- Do „Pętli"! - krzyknęła, zgodnie z przewidywaniem ojca.

R S

background image

- 54 -

„Pętla" była jednym z typowych amerykańskich barów dla zmotoryzowanych,

gdzie zamówione jedzenie przynoszą klientom na tacy do samochodu i podają przez

okno poruszające się na rolkach kelnereczki uczesane w koński ogon. Od chwili za-

łożenia, czyli od początku lat pięćdziesiątych, bar cieszył się nie słabnącą

popularnością, zwłaszcza wśród dzieci i młodzieży. Wszystkie nastolatki uważały, że

posilanie się właśnie tam należy do dobrego tonu, i Chelsea nie była wyjątkiem.

- Tego się spodziewałem. - Wiatr podwiał do góry rąbek sukienki Nory i Eli

wytężył wzrok, by dojrzeć, co też ona ma pod spodem. Kiedy się zorientował, co robi,

gwałtownie odwrócił głowę.

Z pewnością nie obawiał się doznać tego, co w ubiegły piątek. Natychmiast po

fakcie wytłumaczył sobie, że jego reakcja nie miała żadnego związku z Norą;

podobnie zareagowałby na bliskość każdej kobiety. W końcu przez całą wiosnę ciężko

pracował, by latem móc spędzić urlop z Chelsea, potem był pożar wraz ze wszystkimi

jego następstwami. W tej sytuacji w ciągu tych kilku miesięcy, które poprzedzały

nieoczekiwany ożenek, nie miał czasu na żadne romanse, nic więc dziwnego, że w wy-

poszczonym ciele obudziło się pożądanie. Teraz, kiedy się nad tym zastanowił,

doszedł do wniosku, że również jego zachowanie po zakończeniu ceremonii ślubnej i

zachwyt nad włosami Nory były jedynie reakcją na nie zaspokojone potrzeby seksu-

alne.

Oczywiście, tylko o to chodziło, uspokoił sam siebie. Na szczęście znalazł

rozwiązanie problemu. Odkąd lepiej poznał Norę, nie wchodziło w rachubę, by

traktował ją podobnie jak przed laty, czy nawet tuż przed i po ślubie, postanowił więc,

że będzie się zachowywał tak, jakby była jego młodszą siostrą. Przestanie myśleć o

niej jak o kobiecie. Otoczy ją należytą opieką i od czasu do czasu trochę jej

nieszkodliwie podokucza, bo przecież wszyscy starsi bracia tak postępują.

- Eli! Pojedziemy tam czy nie?

Okrzyk zniecierpliwionej Chelsea przerwał jego rozważania.

- Może warto najpierw zapytać Norę, na co ona miałaby ochotę - zauważył

Eliasz.

- Słusznie! Noro, gdzie chciałabyś zjeść kolację?

- Ja... Sama nie wiem... Może w ogóle nie powinnam nigdzie iść...

R S

background image

- 55 -

- Dlaczego? - dociekała Chelsea.

- No cóż, pewnie pani Barnes przygotowała coś do jedzenia.

- Na dzisiejszy wieczór dałem jej wychodne - wtrącił od niechcenia Eli.

- Naprawdę? Ale...

- Nie denerwuj się niepotrzebnie, Szaraczku. Wcale jej nie obraziłem. Nie

kwestionowałem jej umiejętności kulinarnych, wspomniałem tylko, że pewnie jest

zmęczona staniem przy kuchni i powinna trochę odpocząć. Naprawdę była

zadowolona.

- Chcę iść do „Pętli" - przypomniała ojcu Chelsea. - Zgadzasz się, Noro?

- Tak, możemy tam iść.

- No to na co czekamy? Jazda!

Dziewczynka rączo pomknęła między drzewami do samochodu, dorośli poszli

za nią, nieco wolniejszym krokiem.

- Jak ci minął dzień? - zagadnął Norę Eli. - Odnalazłaś tę zaginioną paczkę

książek?

Tak mógłby rozmawiać brat z siostrą, pochwalił sam siebie w myśli.

Nora przez chwilę nie wiedziała, co odpowiedzieć. Od kiedy to Eli interesuje

się jej sprawami?

- Tak, została pomyłkowo wysłana do biblioteki w King's Count w stanie Idaho.

- Aha.

Szli teraz żwirowaną ścieżką, z obu stron porośniętą białymi i różowymi

kwiatami. Nora zwilżyła wargi.

- A... co u ciebie? Naprawiłeś samochód pani Jenkins?

- Tak, to nie było nic poważnego. Musiałem podokręcać świece i ustawić

rozrząd. - Spojrzał na Norę ze zdziwieniem. - Skąd wiedziałaś, że zajmuję się tym

wozem?

- Pani Jenkins zajrzała wraz z córką do biblioteki i coś o tym wspomniała.

To rzeczywiście małe miasto, pomyślał Eli. Wieści szybko się rozchodzą.

Chelsea czekała już przy samochodzie. Eli otworzył drzwi po stronie pasażera i

zajął miejsce kierowcy.

R S

background image

- 56 -

- Podoba mi się to uczesanie - rzucił od niechcenia, patrząc na warkocz Nory. Z

zadowoleniem stwierdził, że rumieniec zabarwił jej policzki.

- Fantastyczne, prawda? - Chelsea wierciła się na tylnym siedzeniu.

- Siedź spokojnie i zapnij pas, bo nigdzie nie pojedziemy - zagroził Eli.

- Założę się, że kiedy byłeś mały, nikt ci nie kazał zapinać tych głupich pasów -

odparła z niezadowoleniem Chelsea. - A ty musiałaś zapinać pasy, Noro?

- Nie pamiętam zbyt dobrze, bo rzadko dokądś wyjeżdżałam. Ale na pewno

musiałam.

Chelsea położyła ręce na ramionach Nory.

- Dlaczego rzadko wyjeżdżałaś? - dopytywała się.

- Z wielu powodów. Dziadek nie lubił opuszczać domu, a jeśli już dokądś się

wybierał, wolał, żeby ktoś go tam zawiózł i zwykle nie wypadało, żebym mu

towarzyszyła.

- Raczej nie polubiłabym twojego dziadka - oświadczyła dziewczynka.

- Chelsea... - mruknął ostrzegawczym tonem Eli.

- Nic się nie stało - uspokoiła go Nora. - Dziadek naprawdę miał trudny

charakter. Trzeba jednak pamiętać, że stracił żonę i syna. Od tamtej pory na dnie jego

duszy czaił się wielki smutek.

Właśnie dojechali do „Pętli". Mimo iż był dzień powszedni, w barze panował

tłok. Eli zaczął się rozglądać za miejscem do zaparkowania samochodu. Wypatrzył

wolną przestrzeń, wprowadził tam corvettę i wyłączył silnik. Nora z zaciekawieniem

rozglądała się dokoła, jakby była tu po raz pierwszy w życiu.

Eli odpiął pasy i odwrócił się do Chelsea.

- Czy wiesz, co chcesz zamówić?

- Jasne! Hamburgera, frytki i koktajl orzechowy.

- Byłem tego pewien - westchnął Eli. - A ty? - spytał Norę.

Zaskoczona nieco, oderwała wzrok od kolorowej reklamy i zaczęła studiować

menu. Wybór dań był spory, więc minęło trochę czasu, nim się na coś zdecydowała.

Eli wcisnął guziczek sygnalizatora przywołującego kelnerkę. Podjechała do

nich młoda dziewczyna na rolkach, przyjęła zamówienie i szybko się oddaliła.

R S

background image

- 57 -

- Popatrzcie, tam są Josh i Tracy, i jeszcze inni koledzy! - zawołała Chelsea,

wpatrując się w plac zabaw. - Gramy w jednej drużynie baseballowej - zwierzyła się

Norze. - Trenują nas Eli i Joe, tata Josha, bo nikt inny nie miał na to ochoty. Czy mogę

iść się pobawić? - spytała ojca.

- Możesz, tylko nie odchodź zbyt daleko, żebym mógł cię zawołać, kiedy

dostaniemy jedzenie.

- Dobrze! - Chelsea wysiadła z samochodu i pobiegła w stronę rówieśników.

Nora westchnęła ciężko, świadoma, że teraz pozostała w małej przestrzeni auta

sam na sam z Elim. Zapanowało niezręczne milczenie. Nora zastanawiała się

gorączkowo, w jaki sposób je przerwać.

- Często tu przyjeżdżasz? - zapytała w końcu Eliasza.

- Teraz już nie, ale kiedy byłem w wieku Chelsea, stale tu jadałem. Wuj nie był

najlepszym kucharzem. Nie wiem, czy pamiętasz, że ten lokal należy do rodziców

Joego Rawlinsa, ojca Josha.

Nora tego akurat nie pamiętała, za to doskonale pamiętała Joego. W szkole

średniej należał do paczki Eliasza. Był to wysoki, potężny chłopak, który rzadko się

odzywał. O ile sobie przypominała, rozwiódł się z matką Josha i ponownie ożenił.

- Nie wiem, skąd państwo Rawlinsowie mieli do nas tyle cierpliwości. Ja i Joe

przejadaliśmy chyba cały ich zarobek.

- To miło, że cię przygarnęli. Przykro mi, że twój wuj niewiele się tobą

zajmował - powiedziała ciepłym tonem Nora.

- Nie było tak źle. Przynajmniej nikt mi nie dyktował na każdym kroku, tak jak

tobie, jak mam się zachowywać.

- Skąd ci to przyszło do głowy? - spytała zaskoczona Nora.

- Nie wiem - odparł. - Ludzie gadają to i owo. Czasami Chelsea coś opowie...

- Rozumiem... - Nora popatrzyła na grupkę dzieci, które z zapałem kręciły

kołem karuzeli, a ich głośne śmiechy rozbrzmiewały w powietrzu. - Nie zdawałam

sobie sprawy... to znaczy, rozmawiałyśmy o różnych rzeczach, ale... - Westchnęła i

uśmiechnęła się żałośnie. - Naprawdę jestem niemądra. Przecież Chelsea musiała się

zorientować, że moje dzieciństwo było... nietypowe. Mała jest bardzo bystrym

dzieckiem.

R S

background image

- 58 -

- Masz rację. Czasami aż nadto spostrzegawczym. Doskonale potrafi pokonać

kogoś jego własną bronią, jeśli jej na czymś zależy.

Przez chwilę popatrzyli sobie w oczy z pełnym zrozumieniem. Nora

uśmiechnęła się ledwo dostrzegalnie.

- Zauważyłam. Tobie to nie przeszkadza? - spytała z zaciekawieniem.

- Nie chcę jej psuć, ale niech sobie raz na jakiś czas uporządkuje świat po

swojemu. Pierwsze pięć lat życia naprawdę miała ciężkie. Jej matka nie postępowała

właściwie, a Chelsea musiała za to płacić.

- Ale ty jej rekompensowałeś doznane krzywdy. Przecież byłeś przy niej -

stwierdziła Nora.

- Niezupełnie.

- Och! Żyłeś z żoną w separacji?

- Coś w tym rodzaju.

Nora zagryzła wargę. Kontrast, który dostrzegła między nonszalanckim tonem

głosu Eliego a smutkiem wyzierającym z jego oczu, bardzo ją zaintrygował.

- Za to teraz jesteś z córką - pocieszyła go. - To najważniejsze. Jako ojciec

sprawdzasz się znakomicie.

- Dziękuję za dobre słowo. - Eli uśmiechnął się niepewnie. - Prawdę mówiąc,

przeważnie jednak działam po omacku.

- Nieważne, skoro przynosi to świetne rezultaty. - Nora popatrzyła na plac

zabaw. Chelsea śmiała się radośnie, kiedy huśtawka coraz wyżej unosiła ją w górę. -

To wspaniałe dziecko, a ty... ty jesteś świetnym ojcem.

Eliasz spojrzał na nią z wyraźnym zaskoczeniem. Nora zaczerwieniła się,

uświadamiając sobie, co przed chwilą powiedziała. Na szczęście zanim Eli zdążył

skomentować jej słowa, do samochodu podjechała na rolkach skąpo odziana

rudowłosa kelnereczka, przywożąc im zamówione potrawy.

- Witaj, Eli! - zawołała radośnie, podając przez okno tacę wypełnioną

jedzeniem. - Z daleka wydawało mi się, że to ty.

- Cześć, Mel. Zachciało ci się pojeździć dziś na rolkach?

- Któraś z kelnerek zachorowała i musiałam ją zastąpić. Ostatnio często się to

zdarza. A co u ciebie?

R S

background image

- 59 -

- Dziękuję, wszystko gra.

- Od paru tygodni nie zaglądałeś do nas.

- Byłem zajęty - odparł Eli bez zająknienia.

- Słyszeliśmy to i owo. - Kelnerka z zainteresowaniem przyjrzała się Norze. -

To twoja żona? - Nie czekając na odpowiedź, uśmiechnęła się przyjaźnie i

powiedziała: - Jestem Melania Rawlins. Podobno chodziłaś do szkoły z Joem, moim

mężem.

- Ach, tak. - Nora zdziwiła się nieco, że ta ładna, pełna energii kobieta jest żoną

jej mrukowatego kolegi, ale nie dała po sobie poznać zaskoczenia. - Na imię mam

Nora.

- Wiem. - Uśmiech Melanii stał się jeszcze bardziej serdeczny. - Joe

wspominał, że pracujesz w miejskiej bibliotece.

Nora pokiwała głową.

- Tam jeszcze nie byłam - ciągnęła Melania. - Prawdę mówiąc, nie jestem

zagorzałą czytelniczką. Może poleciłabyś mi jakąś ciekawą lekturę?

- Z przyjemnością.

- Cieszę się. Chociaż to małe miasto, nie zdążyłam zawrzeć zbyt wielu

przyjaźni. Moglibyśmy czasem wybrać się gdzieś we czworo. Nareszcie miałabym

pretekst, żeby zamienić ten strój na jakąś porządną sukienkę.

- Co powiesz na udział w balu fundatorów, który co roku organizują sponsorzy

biblioteki? - zaproponowała ostrożnie Nora. - O...oczywiście, to może być dla ciebie

zbyt oficjalna impreza... - wycofała się natychmiast.

- Niezły pomysł. - W oczach Melanii pojawił się błysk zainteresowania. - Czy

wy się tam wybieracie?

- Och, nie. To jest... - Nora popatrzyła bezradnie na Eliego.

- Jeszcze nie podjęliśmy decyzji - odparł zdawkowo.

- Nie szkodzi. Pogadamy o tym w sobotę podczas meczu. Będziesz na nim,

prawda? - spytała Mel Eliego. - Wiesz, jaki jest Joe. Dzieciaki boją się jego srogiej

miny.

- Będę - odparł Eli.

Rozległ się dźwięk brzęczyka, przymocowanego do fartuszka Melanii.

R S

background image

- 60 -

- Muszę zmykać. Mam następne zamówienie. Życzę wam smacznego. Powiem

Chelsea, że jedzenie podane. Aha, tobie też radzę przyjść na ten mecz - zwróciła się do

Nory. - Podopingujemy dzieciaki, a przy okazji lepiej się poznamy. - Melania

uśmiechnęła się i odjechała.

Eliasz zauważył, z jakim rozmarzeniem Nora śledziła wzrokiem oddalającą się

na łyżworolkach Mel.

- Miła dziewczyna, prawda? - zagadnęła z uśmiechem.

- Taak. - Eli darzył żonę kolegi szczerą sympatią, mimo to uważał, że jej

nadmierna żywotność bywa czasem męcząca dla otoczenia.

- Widać, że bardzo lubi ciebie i Chelsea.

- Tak sądzę. - Lubi również czynić zamieszanie, pomyślał. - Słuchaj, jeśli

chodzi o mecz...

- Nie ma sprawy - odparła szybko Nora. - Wiem, że było to jedynie

grzecznościowe zaproszenie.

- Tak sądzisz?

- Nieważne. Nie oczekuję, że mnie ze sobą zabierzesz. Wspólne życie

towarzyskie jednak skomplikowałoby nasze... późniejsze relacje. Poza tym co ludzie

by pomyśleli?

Eliasz wiedział, że Nora ma rację, choć nie miało to nic wspólnego z niczyją

opinią. Tym najmniej się przejmował. Zgadzał się jednak z Norą, że włączenie się do

towarzystwa jako para małżeńska pokomplikowałoby ich sprawy. Mimo to wizja Nory

spędzającej czas samotnie w domu nagle przestała mu odpowiadać. Pomyślał chwilę,

po czym oświadczył spokojnym tonem:

- Przykro mi, że nie chcesz iść na mecz. Twoja obecność byłaby dla Chelsea

dużym przeżyciem, ale rozumiem twoją niechęć do takiej imprezy.

- Moją niechęć? Też masz pomysły. Chyba mnie źle zrozumiałeś. Chodzi o to...

- To znaczy, że pójdziesz z nami? - przerwał jej Eli.

- Tak, jeśli naprawdę uważasz...

- Wspaniale! Wobec tego jesteśmy umówieni. - Sięgnął po frytki i kilka

serwetek, po czym wręczył je Norze. - Warto zabrać się do jedzenia, nim to wszystko

wystygnie.

R S

background image

- 61 -

- Dziękuję - odparła Nora. Znowu poczuła się zakłopotana łatwością, z jaką Eli

potrafił zmienić temat.

- Smacznego. - Podał Norze cheeseburgera, po czym ugryzł mały kawałek

swojej porcji. Przełknął ślinę i spytał od niechcenia: - Co myślisz o kotach?

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Był piękny letni dzień. Pokryte śniegiem szczyty Gór Kaskadowych lśniły w

oddali na tle błękitnego nieba, leżące u ich stóp doliny pyszniły się bujną, świeżą

zielenią. W miejskim parku w Kisscount odbywały się dwa mecze dziecięcych

zespołów baseballowych, oba w tym samym czasie. Do uszu Eliasza i Joego Rawlinsa,

którzy stali w pobliżu schronienia dla graczy prowadzonej przez nich drużyny, co i

rusz dobiegały okrzyki z drugiego boiska..

- Powiedz w końcu, co cię gryzie - poprosił Eli swojego przyjaciela. Napięcie,

które narastało między nimi już od paru dni, stało się w końcu nie do zniesienia. Ich

drużyna wygrywała i w tym momencie powinni dopingować ją radośnie i cieszyć się

jej sukcesem, tymczasem stali obok siebie z ponurymi minami.

- Zgoda, skoro nalegasz - odparł Joe.

Ci, którzy nie znali bliżej tego potężnego, ciemnowłosego i ciemnookiego

mężczyzny, uważali go za twardziela. Jedynie najbliżsi, a wśród nich i Eli, wiedzieli,

że jest łagodny jak baranek.

- Dlaczego nic nam nie powiedziałeś, że wpadłeś w tak poważne tarapaty

finansowe? - zwrócił się do Eliasza z wyrzutem w głosie. Widać było jednak, że ta

rozmowa go onieśmiela. - Raz tylko w rozmowie telefonicznej wspomniałeś o

kłopotach z towarzystwem ubezpieczeniowym, ale do głowy mi nie przyszło, że

naprawdę grozi ci bankructwo. Przecież wiesz, że ja i Mel natychmiast byśmy ci

pomogli. Nie musiałeś zaraz żenić się z tą tam. - Wskazał oczami Norę, która siedziała

na trybunach obok Melanii.

- Naprawdę sądzisz, że ożeniłem się z nią dla pieniędzy? - spytał, sącząc powoli

słowa, Eli.

R S

background image

- 62 -

On i Joe poznali się w pierwszej klasie. Wtedy właśnie Joe stanął po jego

stronie, kiedy trzech czwartoklasistów pozwoliło sobie na wygłaszanie zasłyszanych

gdzieś niewybrednych opinii na temat matki Eliego. Od tamtej pory obaj chłopcy byli

najlepszymi przyjaciółmi. Eli bardzo się liczył z opinią Joego; tak naprawdę tylko

zdanie Rawlinsa i Chelsea miało dla niego jakiekolwiek znaczenie.

- No nie, źle mnie zrozumiałeś - plątał się Joe. - Chodzi o to... Jesteśmy

przyjaciółmi czy nie, do licha? Przyjaciele pomagają sobie nawzajem. Powinieneś był

do mnie się zwrócić.

- Powiedzmy, że bym ci powiedział o swoich kłopotach. Co byś wtedy zrobił?

Wziąłbyś pożyczkę pod zastaw domu? Pożyczyłbyś pieniądze od starych? A co potem,

gdybym nie mógł ci zwrócić długu?

- Wiem, że zwróciłbyś mi wszystko co do grosza.

- Dziękuję za zaufanie. Jednak nawet kiedy dostanę w końcu odszkodowanie,

minie sporo czasu, nim znowu stanę na nogi. Wiem, że ty i Mel planujecie dziecko.

Zjadłyby mnie wyrzuty sumienia, gdybym wmanewrował was w kłopotliwą sytuację.

- Cóż, może masz rację - przyznał Joe. - Uważam jednak, że powinieneś był nas

zaprosić na ślub.

- Tak jak ty mnie?

- To było co innego - odparł Joe. - Wiesz, jak długo Mel odrzucała moje zaloty.

Kiedy w końcu zgodziła się za mnie wyjść, natychmiast wykorzystałem nadarzającą

się okazję i zaprowadziłem ją do ołtarza, żeby nie zdążyła się rozmyślić. Byłeś

pierwszą osobą, do której zadzwoniłem z Las Vegas tuż po zakończonej ceremonii.

- Oj, pamiętam, jak ci przedtem dała popalić.

- Stary, szalałem za nią nieprzytomnie. Niemal wyłaziłem ze skóry. - Joe

zamyślił się na chwilę. - Może dlatego tak trudno mi sobie wyobrazić ciebie i Norę.

Ona jest taka... nijaka.

Eli zirytował się, kiedy przyjaciel tym słowem określił jego żonę. Wcześniej i

on sam podobnie o niej myślał, ale teraz z niewiadomych powodów bardzo go takie

spojrzenie na Norę denerwowało.

- Nieważne, czy mi uwierzysz, ale poślubiłem Norę tylko dlatego, że było to w

tym momencie najlepsze, co mogłem zrobić dla nas obojga.

R S

background image

- 63 -

- W porządku, skoro tak twierdzisz...

- Nie będę cię przekonywać, że pewnego dnia wszedłem do biblioteki i na

widok Nory ogarnęły mnie żądze, którym nie umiałem się oprzeć, ale też i nie jest tak,

jak myślisz. Łączy nas... nić porozumienia. Zgadzam się, że Nora nie jest tak

olśniewająca jak Mel, ale ma wiele zalet.

- Na przykład?

- Wspaniale traktuje Chelsea. Gdybyś widział, jak pomalowała ściany w jej

sypialni. Ma aksamitnie gładką skórę...

- No, to już coś - mruknął Joe.

- Poza tym - Eli posłał przyjacielowi ostrzegawcze spojrzenie - jest naprawdę

miła. Nie obgaduje ludzi za ich plecami i nigdy nikogo nie gnębi. Czasami także bywa

cudownie uparta... - Eli dostrzegł, że Joe patrzy na niego z rozbawieniem i zamilkł. -

Zapomnij o tym - dodał po chwili szorstkim tonem.

- Jak sobie życzysz - odparł Joe, ledwo powstrzymując się od śmiechu.

Eli nie lubił, kiedy ktoś się bawił jego kosztem. Za nic jednak nie cofnąłby ani

jednego z wypowiedzianych słów.

Nora może i wyglądała niepozornie, poza tym ożenił się nią tylko tymczasowo,

ale teraz była jego żoną i nie zamierzał pozwolić, by ktokolwiek, nawet jego najlepszy

przyjaciel, z niej drwił. Zwłaszcza dziś, kiedy wykazała tyle odwagi, by zjawić się na

meczu. Eli miał świadomość, jak wiele ją to kosztowało. Tak bardzo się bała, że jego

znajomi nie zechcą jej zaakceptować.

- Wolałbym, żebyś był dla niej miły - zwrócił się do Joego. - Ona się ciebie boi.

- Mnie? Przecież to nie ja gnębiłem ją dzień po dniu przez dwanaście lat. Nigdy

nie położyłem jej węża na biurku, nie podwędziłem kanapki, nie wspominając o

zamknięciu w szafie.

Eli wzruszył ramionami. Z niewiadomych przyczyn zawstydził się, kiedy

przyjaciel wypomniał jego dawne grzeszki, ale wcale nie zamierzał tego okazać.

- Żartowałem tylko, doskonale o tym wiecie, i ty, i Nora. Zresztą, to już

przeszłość. Dojrzeliśmy...

- Jedni bardziej, drudzy mniej - mruknął Joe.

- Słuchaj no, Rawlins...

R S

background image

- 64 -

- Nic złego nie miałem na myśli - zastrzegł się Joe, uśmiechając się niewinnie. -

Po prostu... aż do dziś nie podejrzewałem, że Nora ma w ogóle jakieś nogi. Zawsze

nosiła te swiętoszkowate kiecki. Tymczasem... Przyznaję, że się myliłem. Możesz jej

nogi doliczyć do wymienionych przez ciebie zalet.

Chelsea podczas śniadania przekonała Norę, żeby nie wkładała sukienki, która

nie jest odpowiednim strojem na mecz, i dzięki temu pani Wilder, ubrana w szorty

koloru khaki, prezentowała teraz całemu światu parę całkiem zgrabnych nóg i

niezwykle ponętny tyłeczek. Eliemu z jakichś bliżej nie wyjaśnionych powodów wcale

się nie spodobało, że jego przyjaciel tak dokładnie obejrzał nogi jego żony.

Mecz dobiegł końca i gracze zaczęli biegiem opuszczać boisko.

- Mam nadzieję, że przyniosłeś jakieś przysmaki dla naszych zawodników.

Zasłużyli na nie - zwrócił się do Eliasza Joe.

- O rany, zapomniałem, że dziś moja kolej! - Eli złapał się za głowę.

Zastanawiał się gorączkowo, co zrobić, i nagle przypomniał sobie, że przecież ma

żonę. W niej jedyny ratunek. - Za chwilę wracam! - krzyknął do Joego, biegnąc w

stronę ławek dla publiczności.

- Jak się bawisz? - spytał Norę, stając obok niej.

- Dziękuję, dobrze. Melania wyjaśniła mi kilka reguł i zaczęłam rozumieć, o co

chodzi w tej grze.

- Słuchaj, chciałbym cię prosić o przysługę. - Eli wyjął z kieszeni portfel i

kluczyki do samochodu. - Zapomniałem, że dziś powinienem zrobić zakupy. Muszę

dostarczyć jakieś łakocie dla dzieciaków. Czy mogłabyś pojechać do supermarketu i

coś przywieźć? Wystarczą pączki i sok.

Nora zbladła, ręce zaczęły jej się trząść.

- T...to niemożliwe - wyjąkała drżącym głosem.

- Dlaczego? - zdziwił się Eli.

- Nie mam prawa jazdy.

Eliasz ze zdumieniem popatrzył na jej opuszczoną głowę. Czemu ona tak się

denerwuje?

- W porządku. Nie zadzwonię po gliniarzy - zażartował.

R S

background image

- 65 -

- Niczego nie rozumiesz - wyszeptała. - Nie umiem prowadzić samochodu.

Nigdy tego nie tego robiłam.

No jasne, powinien był to przewidzieć! Niepotrzebnie wprawił ją w

zakłopotanie. Wszyscy wokół przysłuchiwali się ich rozmowie i Nora wyglądała tak,

jakby chciała zapaść się pod ziemię. Cała radość, jaką sprawiło jej oglądanie meczu,

natychmiast ją opuściła. Przestała się uśmiechać i znowu wyglądała jak małe,

wystraszone zwierzątko. Eliasz zmiął w ustach przekleństwo. Gorączkowo rozmyślał,

jak wybrnąć z niezręcznej sytuacji.

- Nie martw się, nic wielkiego się nie stało - pocieszył Norę.

- To prawda - wtrącił się Joe. - Dziś poprowadzi samochód Melania, a Nora

zrobi to następnym razem, kiedy udzielisz jej paru lekcji jazdy.

Pomijając fakt, że Mel była najgorszym kierowcą, jakiego Eli kiedykolwiek

spotkał, pomysł Joego był niezłym rozwiązaniem. Niepotrzebnie tylko jego przyjaciel

wybiegł przed orkiestrę: Eliasz wolałby sam zaproponować Norze, że nauczy ją

prowadzić samochód.

- Cudownie, że przyszłaś na mecz! - Chelsea z lubością zlizywała płyn,

ściekający z waflowego rożka. - Nie tylko dlatego, że przywiozłaś lody - zastrzegła się

natychmiast - chociaż to był wspaniały pomysł. Inne mamy dają nam wafelki albo

podobnie beznadziejne rzeczy.

- Cieszę się, że lody ci smakowały. - Nastrój Nory natychmiast się poprawił,

kiedy zobaczyła niekłamaną radość na twarzy dziecka.

Od rana naprawdę się cieszyła, że zdecydowała się przyjść na mecz. Miło było

nareszcie znaleźć się wśród ludzi i poczuć się częścią jakiejś wspólnoty, nawet jeśli

nie miało się wiele do powiedzenia. Mimo pewnego zakłopotania, Nora nie czuła się

wyobcowana. W trakcie gry coraz lepiej pojmowała, co się dzieje na boisku, umiała

sensownie odpowiadać na pytania, jakie zadawali jej rodzice innych dzieci - w

większości dawni koledzy ze szkoły. Zrozumiała, że wystarczy wyjść ludziom naprze-

ciw, a skłonni będą cię zaakceptować.

Wszystko było dobrze, dopóki Eli nie wystąpił ze swoją niefortunną

propozycją. Znowu się okazało, jak bardzo Nora Brown różni się od innych.

R S

background image

- 66 -

- Wiesz, co najbardziej mnie dziś ucieszyło? - pytanie Chelsea przerwało

smutne rozważania Nory. - Twoje radosne okrzyki, kiedy biegłam do ostatniej bazy.

To było super! Pomyślałam, że zachowujesz się jak prawdziwa mama. Norę ogarnęło

wzruszenie.

- Byłaś naprawdę znakomita - zapewniła dziewczynkę.

- Sara zaraz odjeżdża. Czy mogę z nią porozmawiać? - zawołała Chelsea,

oblizując palce lepkie od rozpuszczonych lodów.

- Wytrzyj ręce serwetką - odruchowo pouczyła ją Nora, obserwując Sarę i jej

matkę, które rzeczywiście szły w stronę samochodu.

- Dobrze, potem! - Chelsea połknęła resztkę lodów i pobiegła w stronę

przyjaciółki.

Nora z rozbawieniem rozejrzała się dokoła i zobaczyła kolejne grupki ludzi,

opuszczających miejski park. Eli zdążył już zebrać większość sprzętu graczy i stał

teraz, kartkując notes. Uznała, że to dobry moment, by z nim porozmawiać. Zebrała

się na odwagę i podeszła do niego.

- Chciałabym cię przeprosić - zaczęła.

- Za co? - spytał, nie podnosząc wzroku znad zapisków, które studiował.

- Za... Że nie mogłam sama pojechać po zakupy.

- Daj spokój. Nic się nie stało. A lody okazały się przebojem.

- Tak, ale... sprawiłam ci kłopot. Eli opuścił notes.

- Dlaczego to robisz?

- Co takiego? - Irytacja w głosie Eliego wyraźnie zaskoczyła Norę.

- Ciągle przepraszasz za coś, czemu nie zawiniłaś.

- Przepraszam - odparła odruchowo.

- No widzisz?

Nora zacisnęła dłonie. Takiej reakcji Eliego się nie spodziewała.

- Ja... Chciałam ci tylko powiedzieć, że nie musisz uczyć mnie prowadzenia

samochodu. Wcale nie oczekuję, że będziesz to robił. Wiem, że Joe wymusił na tobie

tę obietnicę.

- Posłuchaj uważnie, Szaraczku. Nikt nie jest w stanie zmusić mnie do

czegokolwiek, na co nie mam ochoty, rozumiesz?

R S

background image

- 67 -

- T...tak.

- W porządku. Powiedziałem, że będę cię uczył, i zrobię to. Chyba że ty tego

nie chcesz?

- Skądże, chcę.

- Doskonale. Wobec tego jutro zaczynamy. - Eli włożył notes do torby i

zaciągnął suwak, po czym obrzucił sylwetkę Nory uważnym spojrzeniem. - Uda

zbytnio ci się opaliły. Lepiej schowaj się w cieniu, dobrze?

- Gotowa?

- Chyba tak. - Nora pokiwała głową.

- Doskonale. Rozluźnij się. Nieźle ci idzie. Wstępne wyjaśnienia zabrały nam -

zerknął na zegarek - tylko pół godziny. Już wiesz, gdzie co jest? Stacyjka, dźwignia

zmiany biegów, sprzęgło, hamulec, gaz i kierunkowskaz?

Nora ponownie kiwnęła głową, patrząc po kolei na wymieniane przez Eliego

elementy. Żołądek ściskał jej się ze strachu, . ale ignorowała to uczucie.

- Wobec tego poprowadzisz samochód podjazdem. Zobaczysz, jakie to łatwe.

Wciśniesz najpierw sprzęgło, wrzucisz pierwszy bieg, potem powoli puścisz sprzęgło,

dodając trochę gazu - i ruszysz. Samochód sam będzie się toczył.

Norę ogarnęła panika.

- Gdzie mam się zatrzymać? Eli zastanowił się przez chwilę.

- Może przy tamtej ławeczce?

Ławka stała tuż przy południowej bramie. Norze wydawało się, że dzielą ją od

niej setki kilometrów.

- Aż tak daleko?

- Wcale nie daleko, ale właśnie tam.

- Dobrze. - Nora westchnęła ciężko.

Bardzo chciała wypaść jak najlepiej. Dla własnej satysfakcji, ale również z

powodu Eliego. Od wczoraj był spięty i małomówny. Czuła, że bez względu na to, co

jej powiedział, uczy ją tylko dlatego, że po sugestii Joego nie wypadało mu się

wycofać. Pragnęła wobec tego być jak najmniej absorbującą uczennicą.

- Dalej, Szaraczku. Jedziesz czy nie?

- Jadę.

R S

background image

- 68 -

Nora skupiła się, by opanować zdenerwowanie i jeszcze raz przypomniała sobie

po kolei wszystkie czynności, które powinna wykonać, by samochód ruszył. Oparła

jedną stopę na pedale sprzęgła, a drugą na hamulcu, prawą dłonią chwyciła dźwignię

zmiany biegów, wrzuciła jedynkę, po czym ścisnęła kierownicę i powoli puściła

sprzęgło, przenosząc stopę z pedału hamulca na pedał gazu.

Samochód ani drgnął.

Nora zagryzła wargi i wpatrzyła się z natężeniem w tablicę rozdzielczą,

rozważając, o jakiej czynności mogła zapomnieć. Nic mądrego nie przyszło jej do

głowy.

- Nie rozumiem - szepnęła, zerkając na swojego instruktora. Trudno było coś

wyczytać z nieprzeniknionej twarzy Eliasza.

Nora mocniej zacisnęła dłonie na kierownicy.

- Puść sprzęgło - mruknął.

- C...co?

- Puść sprzęgło - powtórzył, wyraźnie zniecierpliwiony.

- Przecież to zrobiłam - odparła, wpatrzona w gładką skórę za uchem Eliego.

Nagle z niewiadomego powodu zrobiło jej się gorąco.

- Przydałoby się jeszcze uruchomić samochód - powiedział sucho. Włożył

kluczyk do stacyjki i silnik zawarczał cicho.

Zakłopotanie Nory osiągnęło szczyt. Co z nią jest nie w porządku, że nie potrafi

właściwie wykonać najprostszych czynności?

- Przepraszam - wyszeptała.

- Przestań się kajać. - Eliasz chwycił prawą dłoń Nory i położył ją na dźwigni

biegów. - Spróbuj jeszcze raz.

Ciepło dłoni Eliasza zelektryzowało ją bardziej niż jego słowa.

- Dobrze.

Ponownie wykonała rutynowe czynności. Sprzęgło, jedynka, gaz, sprzęgło...

Samochód szarpnął do przodu, kawałek się przesunął, jeszcze raz szarpnął i

koniec. Silnik zgasł.

Nora, bojąc się nawet spojrzeć na Eliasza, ponowiła próbę. Tym razem się

udało! Lekko tylko drgając, samochód potoczył się wzdłuż podjazdu.

R S

background image

- 69 -

- Ojej! - Norę ogarnęło przerażenie. Samochód jechał tak szybko i ciągle

przyspieszał, a przecież ona ledwie dotykała pedału gazu. Coś musiało być nie tak.

Szybko przeniosła stopę na sąsiedni pedał i mocno nacisnęła na hamulec.

- Co, do...! - zdążył krzyknąć Eli, nim odruchowo wyciągnął rękę, by nie

uderzyć całym ciałem o deskę rozdzielczą, gdy corvetta gwałtownie się zatrzymała.

Silnik zakaszlał i po chwili zgasł.

Nora bezwładnie opadła na skórzane oparcie fotela. Serce waliło jej w piersi jak

oszalałe. W samochodzie zapadła głucha cisza.

- Na wszelki wypadek zapnę pasy - odezwał się w końcu Eli. - Możesz mi

wyjaśnić, dlaczego to zrobiłaś?

- Przepraszam - powiedziała Nora z rozpaczą. - Jechaliśmy tak szybko...

Myślałam, że coś się popsuło. Ale... wszystko było w porządku, prawda?

- Tak.

Nora czekała na słowa ostrej krytyki, jakieś zjadliwe uwagi, których na pewno

nie oszczędziłby jej dziadek. Niczego takiego nie usłyszała. Eli tylko westchnął.

- Powinienem był cię ostrzec, co może się wydarzyć. Tak dawno temu zrobiłem

prawo jazdy, że już zapomniałem, jak to jest, gdy się człowiek uczy.

Żarty sobie stroił, czy co? Nora wątpiła, by Eli kiedykolwiek miał kłopoty z

czymś tak nieskomplikowanym jak prowadzenie samochodu.

- Jestem beznadziejna - przyznała samokrytycznie.

- Mylisz się. Początkującemu kierowcy najtrudniej jest opanować zmianę

biegów, a ty robisz to jak zawodowiec. Powtórz jeszcze raz wszystkie czynności po

kolei, tylko tym razem się odpręż.

Nora zamrugała powiekami ze zdumienia. Eli powiedział jej komplement.

Głęboko nabrała powietrza w płuca i wyprostowała się w fotelu. Może... może jednak

w końcu uda jej się poprowadzić samochód.

Nie ma to jak odpowiednia zachęta. Tym razem wszystko poszło dobrze. Zanim

Nora się zorientowała, samochód spokojnie zmierzał ku bramie.

Ogromna radość przepełniła jej serce. Euforia szybko jednak zmieniła się w

przerażenie, kiedy Nora zobaczyła, w jak niewielkiej odległości mija drzewa i krzaki

rododendronów, rosnące po jednej ze stron pojazdu.

R S

background image

- 70 -

- Nie denerwuj się - uspokoił ją Eli, jakby czytając w jej myślach.

- Ale... Prawie dojeżdżamy do bramy. Mam się zatrzymać?

- Nie. Szkoda przerywać jazdę. Wyjedź za bramę i skręć w prawo na drogę.

- Nie mogę! - krzyknęła przestraszona. - Nie wiem, co powinnam robić. Co

będzie, jeśli kogoś potrącę?

- Nie potrącisz.

- Ale...

- Szaraczku, zaufaj mi.

Chciała zaprotestować, ale nagle zrozumiała, że naprawdę mu ufa.

- Dobrze - zgodziła się.

Skoncentrowała się maksymalnie, przejeżdżając przez otwartą bramę, uważnie

rozejrzała na boki, czy droga jest wolna, po czym pewna, że w zasięgu wzroku nie ma

innego pojazdu, gwałtownie skręciła kierownicą w prawo i z piskiem opon wjechała

na szosę.

- Spokojnie. - Eli wyciągnął rękę i wyprostował kierownicę.

- Przepraszam! Mówiłam ci...

- Przestań przepraszać, do licha, i rozluźnij się w końcu. Naprawdę dobrze ci

idzie. Oddalamy się od miasta, więc ruch na szosie będzie niewielki. Dodaj trochę

gazu i kiedy strzałka szybkościomierza pokaże dwadzieścia kilometrów, wciśnij

sprzęgło i wrzuć drugi bieg.

- Ale już teraz jedziemy tak szybko...

- Dziesięć kilometrów na godzinę to żadna prędkość. Dodaj gazu.

Nora z wrażenia przełknęła ślinę, ale posłusznie wykonała polecenie.

- Doskonale. A teraz jeszcze trochę przyspiesz i wrzuć trójkę... Świetnie! Teraz

już tylko rozkoszuj się jazdą. Prowadzenie samochodu można porównać do tańca -

wyjaśnił. - Zwróć uwagę, że podczas jazdy wpadasz w pewien rytm... - Eli nagle

zamilkł. Pomyślał, że robi z siebie idiotę.

Nora tymczasem skupiła uwagę na szosie. Im dłużej jechała, tym bardziej

napięcie ją opuszczało. Rzeczywiście szło jej coraz lepiej. Nie przestraszyła się nawet

nadjeżdżającej z przeciwka ciężarówki.

R S

background image

- 71 -

Dlaczego więc ja tak się denerwuję? pomyślał Eli. Odpowiedź, jakiej sam sobie

udzielił, bardzo mu się nie spodobała.

Chodziło o bliskość Nory. Działała na jego zmysły i nic nie mógł na to

poradzić, choć niezwykle go to dziwiło. W końcu to jest ciągle ten sam mały,

poczciwy Szaraczek, powtarzał sobie bez większego przekonania, gdyż zerkając na nią

ukradkiem, kiedy zwalniała, by wejść w zakręt, musiał przyznać, że poza niemodnym

kokiem i sukienką w sam raz dla staruszki, nic w niej nie przypominało tej bezbarwnej

Nory sprzed zaledwie kilku tygodni. A może on przedtem nie dostrzegał jej zalet?

Miała przecież piękne dłonie, szlachetny, delikatny profil i nieprawdopodobnie świeżą

cerę.

To jednak za mało, by mężczyzna wyłaził ze skóry, pomyślał. Niestety, on

właśnie to robił. Wiedział już bowiem, że pod tą skromną sukienką kryją się kształtne,

okrąglutkie piersi i długie, smukłe uda.

A niech to licho!

Eli włączył wentylator, mając nadzieję, że świeże powietrze nieco ostudzi jego

zmysły.

- Chyba wystarczy tej jazdy - zwrócił się do Nory. - Widzisz to stare ujęcie

wody? Zwolnij przy nim i zawróć.

- Dobrze.

Nora wrzuciła kierunkowskaz, zadowolona, że sama o tym pamiętała, zwolniła,

wrzuciła niższy bieg i łagodnie zawróciła.

- Grzeczna dziewczynka. Teraz wrzuć luz i zatrzymaj się. Nora wykonała

polecenie. Wszystko poszło jak z płatka.

- Udało się - powiedziała z niedowierzaniem.

- Oczywiście. Zobaczysz, że niedługo zrobisz prawo jazdy.

- Och. - Na nic więcej niż ten krótki okrzyk nie mogła się zdobyć. Przygryzła

wargę, po czym wybuchnęła histerycznym śmiechem. Na koniec dostała czkawki.

- Co się z tobą dzieje? - niepokoił się Eli.

- Nic, nic. - Nora potrząsnęła głową.

Ku przerażeniu Eliasza po jej policzku spłynęła łza.

R S

background image

- 72 -

- Szaraczku, powinnaś się cieszyć. - Patrzył na Norę bezradnie, nie wiedząc, jak

zareagować na jej dziwne zachowanie.

- Cie... cieszę się. J...ja nie sądziłam, że mi się uda. Ale przecież jechałam!

Sama prowadziłam! - Wytarła łokciem mokry policzek. - Ciągle nie mogę w to

uwierzyć.

Eli nie umiał potem sobie wytłumaczyć, jak to się stało. Przecież tylko odpiął

pas i wyciągnął rękę, by poklepać Norę po ramieniu. Taki niewinny, przyjacielski gest.

Zamiast tego ręka, jakby niezależnie od jego woli, powędrowała wyżej, muskając

delikatną skórę na szyi Nory, a potem zaczęła głaskać ją po głowie.

- Proszę cię, nie płacz - prosił.

- Och, Eli - wyszeptała Nora.

Pożądanie ogarnęło go z nieoczekiwaną siłą. Przestał walczyć sam ze sobą i

uległ pokusie.

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Eli całował namiętnie gorące, wilgotne wargi Nory. Czuł, że właśnie za tym od

dawna tęsknił, tego pragnął. Nora drżała pod wpływem tej łagodnej pieszczoty,

mrucząc cicho jego imię.

Eliasz nie rozumiał, co się z nim dzieje. Dawniej, kiedy był z jakąś kobietą,

zawsze w pełni kontrolował sytuację, tymczasem teraz stracił panowanie nad sobą i to

za sprawą swojej niepozornej, tymczasowo poślubionej żony. Na pociechę miał

jedynie to, że Nora zapomniała się jeszcze bardziej niż on.

- Och, Eli - jęczała w krótkich przerwach między kolejnymi pocałunkami -

proszę cię, jeszcze...

Jej żarliwe błagania były jak dolanie oliwy do ognia. Eliasz wyłączył silnik, a

potem wyswobodził Norę z pasów bezpieczeństwa.

- Chodź tu do mnie, Szaraczku - wyszeptał chrapliwym głosem.

- Co mam zrobić?

- Przenieś się na mój fotel. Usiądź mi na kolanach.

R S

background image

- 73 -

Eli pomógł Norze przedostać się na drugą stronę samochodu i po chwili już

otaczała jego biodra swoimi smukłymi nogami.

- Jesteś taki gorący - szepnęła. - I masz takie twarde uda.

Nie tylko uda, pomyślał. Świadomy jej braku doświadczenia, walczył z pokusą,

by przytulić ją do siebie jeszcze mocniej, tak, by poczuła, na co naprawdę ma ochotę...

Musiał jednak przyznać, że była pojętną uczennicą, tak jak podczas nauki jazdy.

Zanurzyła palce w jego włosy, potem jej dłonie ześlizgnęły się niżej, masując gładką

skórę na karku, podczas gdy wargi całowały kąciki jego ust, nieśmiało pieszcząc je

czubkiem języka.

Nie mógł się dłużej opierać tej na półświadomej prowokacji. Kilkoma

niecierpliwymi ruchami wyciągnął szpilki z koka Nory i jej długie włosy spłynęły

kaskadą na ramiona. Zaczął całować te włosy, szyję, a jego dłonie wśliznęły się pod

sukienkę, dotykając nagich ud. Nora krzyknęła cicho i odruchowo zacisnęła kolana,

kiedy palce Eliasza śmiało dotknęły poprzez cienki materiał majteczek

najwrażliwszego punktu jej ciała.

- Wszystko w porządku, malutka - szeptał, gładząc drugą dłonią paciorki jej

kręgosłupa.

- Tak, wiem. Tylko czuję się... dziwnie. - Westchnęła i bezwiednie otarła się o

niego. - Eli, proszę cię... Nie przestawaj...

Wcale nie miał zamiaru tego zrobić. Świadomy jej ukrytych pragnień, wiedział,

co teraz mogłoby nastąpić. Zdjąłby z niej sukienkę, żeby całować jej odkryte ramiona,

potem gładką skórę piersi, brzucha... Zaczęłaby błagać o więcej, a wtedy jednym

ruchem rozpiąłby suwak dżinsów, zdjąłby jej majteczki i powoli wniknąłby w głąb

spragnionego ciała, przez cały czas patrząc Norze w oczy.

- Och, Eli, tak...

Cichy jęk Nory przerwał jego fantazje i przywołał go do rzeczywistości.

Opamiętaj się, chłopie, pomyślał. Nie jesteś przecież napalonym młokosem,

tylko ponad trzydziestoletnim, odpowiedzialnym mężczyzną. Postanowiłeś chronić tę

kobietę, a tymczasem przed chwilą omal jej nie posiadłeś. Nora z całą pewnością jest

jeszcze dziewicą. Pierwszy raz powinien mieć szczególną oprawę, nie może to być

pospieszny seks na przednim siedzeniu samochodu.

R S

background image

- 74 -

Eli z westchnieniem uniósł głowę i popatrzył na zaróżowioną twarz Nory. Z

ustami wilgotnymi od jego pocałunków, potarganymi włosami i oczami płonącymi

pożądaniem wcale nie wyglądała jak niedoświadczona dziewica. Przypominała raczej

kusicielkę, zwodniczą syrenę; kobietę dojrzałą do kochania się z mężczyzną.

Eli wiedział jednak, że to tylko pozory. Nora w gruncie rzeczy nie wiedziała

nawet dokładnie, o co go tak żarliwie prosi. Musiał powstrzymać żądze i skończyć te

igraszki.

Wyprostował się i łagodnym, lecz zdecydowanym ruchem odsunął ją od siebie.

- Eli, co się stało?

Nora patrzyła na niego nie całkiem przytomnym wzrokiem, wędrując dłońmi po

jego klatce piersiowej. Eliasz chwycił ją za nadgarstki.

- Musimy natychmiast to przerwać.

- Ale... dlaczego?

Bo jestem durniem, pomyślał Eli.

- Uważam, że tak będzie lepiej.

- Czy... czy zrobiłam coś nie tak?

- Nie.

- W każdej chwili mogę się poprawić.

Wspaniale. Właśnie to chciał usłyszeć. Czuł, że popełnia największy błąd w

życiu.

- Szaraczku, byłaś wspaniała. Tylko że... sprawy zaczęły wymykać nam się

spod kontroli.

- To chyba dobrze?

- Nieprawda. Chciałabyś, żebym zdarł z ciebie sukienkę i przeleciał cię w

miejscu, gdzie ktoś mógłby nas zobaczyć?

Celowo nie przebierał w słowach, żeby zaszokować Norę. Był pewien, że co

najmniej się obrazi. Grubo się pomylił.

Nora zabawnie wykrzywiła usta, zaróżowione i wilgotne od jego pocałunków,

po czym niepewnie zerknęła w tylne lusterko.

- No cóż... Chyba nie - powiedziała z żalem w głosie.

R S

background image

- 75 -

- No widzisz. Poza tym byłoby to niezgodne z naszą umową o platonicznym

charakterze związku - dodał obłudnie, jakby to Nora zawiniła, nakłaniając go do

grzechu. Nie czekając, aż zacznie go przepraszać, otworzył drzwi samochodu i zsunął

ją ze swoich kolan. Sam zajął miejsce kierowcy.

- Jedziemy do domu - burknął. Nora potulnie pokiwała głową.

Eli czuł się trochę winny, ale przekonywał sam siebie, że postąpił słusznie. W

końcu obronił Norę przed nią samą - przed jej nie uświadomionymi pragnieniami i

potrzebami. Być może będą się teraz czuć trochę niezręcznie w swoim towarzystwie,

ale seks jeszcze bardziej skomplikowałby ich wzajemny układ.

Snując podobne rozważania, włożył kluczyk do stacyjki i uruchomił silnik.

- Mówiłam ci, Saro, że Nora coś wymyśli. - Chelsea uśmiechnęła się

promiennie, kiedy jej macocha wyprostowała druciany wieszak, nabiła na jeden koniec

marshmallow, okrągły cukierek o konsystencji gumy, i wręczyła ten

zaimprowizowany rożen jej przyjaciółce.

- Miałaś rację. Dziękuję, pani Wilder - powiedziała Sara.

- Nie ma za co. Smacznego. - Nora sięgnęła po drugi wieszak i także zaczęła go

prostować.

- Pani jest wspaniała - ciągnęła Sara. - Moi rodzice nigdy się nie chcą zgodzić,

żeby w tygodniu ktoś u mnie przenocował czy posiedział trochę dłużej. Mówią, że to

by im przeszkadzało spać i rano nie mogliby się obudzić, żeby iść do pracy. Czy pani

naprawdę zostanie tu z nami na noc?

Nora pokiwała głową i podała Chelsea drugi zrobiony z wieszaka rożen.

- Jeśli, oczywiście, chcecie, żebym z wami nocowała.

- Jasne, że chcemy - odparła natychmiast Chelsea. - Będzie fajnie.

Sara, jak zwykle, zgodziła się ze swoją najlepszą przyjaciółką.

Chelsea wzięła od Nory drugi cukierek, nadziała go na rożen i zaczęła obracać

nad ogniem. Zerknęła w stronę drzwi kuchennych.

- Kiedy przyjdzie Eli? - spytała.

- Nie wiem, kochanie.

R S

background image

- 76 -

Od czasu ich pamiętnej przygody w samochodzie, która miała miejsce trzy dni

temu, Eli z takim zapamiętaniem oddawał się pracy w warsztacie, że Nora rzadko go

widywała i prawie nie znała rozkładu jego zajęć.

- Nigdy dotąd tak długo nie pracował - zauważyła Chelsea. - Mam nadzieję, że

wkrótce się zjawi. Już prawie ciemno.

Nora dopiero teraz się zorientowała, że zrobiło się późno. Przedtem była zajęta

szykowaniem kolacji dla dziewczynek i szukaniem czegoś, co nadawałoby się do

przerobienia na rożen, więc nie zwróciła uwagi na to, która jest godzina. Spojrzała na

zegarek i stwierdziła, że dochodzi dziewiąta. Na niebie świecił już księżyc i wesoło

mrugały gwiazdy. Żaby i owady rozpoczęły swój wieczorny koncert, któremu

towarzyszył łagodny szum poruszanych wiatrem liści na drzewach.

Ta piękna letnia noc byłaby naprawdę cudowna, gdyby Eli był tu z nimi. Nora

miała wyrzuty sumienia, że to z jej powodu jest nieobecny.

Trzy dni temu Eliasz Wilder, najbardziej seksowny mężczyzna w całym

Kisscount, sprawił, że przez niezapomniane pół godziny czuła się kobietą godną

pożądania. Przeżywała w pamięci każdą sekundę tych cudownych chwil, choć z

trudem mogła uwierzyć, że to wszystko zdarzyło się naprawdę.

Zdawała sobie sprawę, że po tym, co przeżyła, zmieniła się w niewielki, ale

znaczący sposób. Zaczęło kiełkować w niej poczucie pewności siebie. Skoro Eli jej

pragnął, wszystko inne też wydawało się możliwe.

W ciągu minionych lat Nora przeczytała w różnych książkach setki opisów

fizycznych relacji między kobietą a mężczyzną. Mimo że znała je tylko z przekazu,

sądziła, że wie, co traci. Teraz zrozumiała, jak bardzo się myliła.

Żadne lektury nie przygotowały jej na przeżycia, jakich doznała w ramionach

Eliego. Nawet sobie nie wyobrażała, ile emocji może wywołać dotyk mężczyzny. To,

czego doświadczyła, było wspaniałe i jednocześnie przerażające.

Odkąd pamiętała, Eliasz zawsze budził w niej lęk. Sądziła, że sprawia to jego

wygląd, nonszalanckie maniery, fatalna reputacja, jaką się cieszył w miasteczku.

Tymczasem tak naprawdę bała się jego budzącej pierwotne skojarzenia męskości,

którą była zafascynowana. To wyjaśniało, dlaczego jako nastolatka cierpliwie znosiła

jego zaczepki: godziła się na wszystko, byle tylko być blisko niego.

R S

background image

- 77 -

Teraz oboje byli dorośli, ale stosunek Nory do Eliego nic a nic się nie zmienił.

Kiedy pan Lampley wystąpił z pomysłem tymczasowego małżeństwa, które pomoże

jej uratować Wierzbowy Dwór, początkowo nawet nie chciała o tym myśleć, aż do

pamiętnej rozmowy z Chelsea. Wtedy znalazła pozornie racjonalne uzasadnienie dla

poślubienia właśnie Eliasza Wildera, bo przecież tylko ten mężczyzna zawsze ją

pociągał, mimo iż z całych sił temu zaprzeczała.

Nadeszła pora, aby przyznać, że głęboko, beznadziejnie zakochała się w Elim.

Nie wiadomo, kiedy to się stało, ale było faktem. Nora nie zamierzała dłużej wypierać

się tego uczucia.

Kiedyś miała całkiem inne wyobrażenia na temat miłości. Kojarzyła jej się z

ciepłem i poczuciem bezpieczeństwa, solidną budowlą, odporną na przejmujące

zimowe wichry.

Tymczasem sama pokochała miłością szaloną, silniejszą niż sztorm, i w do-

datku obdarzyła nią człowieka, którego zachowania nikt nie był w stanie przewidzieć.

Teraz Eli stale był nieobecny, zasłaniając się nawałem pracy, ponieważ Nora

albo go zawiodła jako kobieta, albo po prostu pragnął jej unikać, wiedząc, co do niego

czuje. Sytuacja była dla niej trudna do zniesienia, ale cóż mogła na to poradzić. Nagle

Chelsea krzyknęła radośnie, że ojciec nadchodzi. Nora westchnęła głęboko i przerwała

rozmyślania. Zerknęła w stronę przeszklonych kuchennych drzwi, w których stał

Eliasz. Włosy miał jeszcze wilgotne po kąpieli; nigdy nie wydawał jej się bardziej

przystojny niż teraz: bosonogi, ubrany w jasnoniebieską, rozpiętą aż do pasa koszulę i

obcisłe dżinsy, uwydatniające jego muskularne uda i kształtne biodra. Serce Nory

zabiło przyspieszonym rytmem.

Chelsea zrobiła obrażoną minę.

- Znowu nie było cię na kolacji - powitała ojca z wyrzutem w głosie.

Eliasz leciutko skinął głową Norze i całą uwagę skupił na swojej córce.

- Daruj mi, o pani! - zawołał, unosząc ręce w geście pełnym rozpaczy. - Nie

przebij mnie tym swoim sztyletem! leszczem nie gotów umierać!

- Przestań się wygłupiać. - Chelsea na znak dezaprobaty wzniosła oczy ku

niebu.

R S

background image

- 78 -

- Och, Chelsea - odrzekł, naśladując minę swojej córki, co doprowadziło Sarę

do niepohamowanego wybuchu śmiechu - nie potrafię!

Dziewczynka parsknęła śmiechem i z zapamiętaniem zaczęła obracać nad

ogniem swój prowizoryczny rożen. Eli podszedł do córki i objął ją mocno ramieniem.

- Przyznaj się, tęskniłaś za mną trochę, prawda?

- Nie za bardzo - odparła, ale natychmiast przytuliła się do niego. - Świetnie się

bawiłyśmy. Chodziłam z Norą po sklepach i kupiła mi fajne szorty. - Chelsea cofnęła

się o krok, by ojciec mógł podziwiać jej nowy strój.

- Ładne - mruknął Eli.

- No pewnie. Dostałam także nową piżamę i błyszczący lakier. Zobacz. -

Dziewczynka z dumą wyciągnęła przed siebie dłoń z pomalowanymi paznokciami. -

Sara ma taki sam.

Eli posłusznie obejrzał paznokcie u rąk obu dziewczynek.

- Nora sobie także kupiła trochę nowych rzeczy. Szorty, dżinsy i sukienkę.

Prawda, że ładna?

Nora zamarła w bezruchu, kiedy Eli przyglądał się uważnie jej jasnozielonej

sukience, która kończyła się kilkanaście centymetrów powyżej kolan.

- Bardzo ładna - przyznał grzecznie.

- Zobacz jeszcze, co ona ma powyżej kostki! Ta...

- Chelsea, twój cukierek już się roztapia - przerwała jej pospiesznie Nora, choć

wiedziała, że jest już za późno.

- ...tuaż! - dokończyła z triumfem dziewczynka.

Eli obrzucił surowym spojrzeniem maleńką czerwoną różę na nodze Nory, a

potem popatrzył jej głęboko w oczy.

- To jest zmywalny tatuaż - zaczęła się tłumaczyć, zakłopotana jego reakcją. -

Nakleiłam go dla zabawy.

Chelsea, nieświadoma napięcia, jakie powstało między dorosłymi, obejrzała

swój cukierek, złocisty z jednej i czarny z drugiej strony.

- Masz rację, Noro. Rzeczywiście jest już przysmażony. Chcesz? - spytała ojca.

Eliasz pokręcił głową.

- Najpierw zjem kolację.

R S

background image

- 79 -

- Zaraz ci podam - zaproponowała skwapliwie Nora.

- Dziękuję, sam sobie wezmę.

- Proszę cię, pozwól, żebym cię obsłużyła - nalegała.

- Zgoda. - Eli wzruszył ramionami i popatrzył na nią tym swoim

nieodgadnionym spojrzeniem.

Nora ochoczo pospieszyła do kuchni. Miała okazję, żeby trochę ochłonąć.

Kiedy wróciła na patio, dziewczynki najadły się już opiekanych cukierków i

dotrzymywały towarzystwa Eliemu. Nora postawiła na stole tace z jedzeniem. Chelsea

dzieliła się z ojcem wrażeniami minionego dnia.

- I zapomniałam powiedzieć ci o najważniejszym. Nora będzie z nami spała na

świeżym powietrzu. Może i ty miałbyś na to ochotę? - Dziewczynka z nadzieją

popatrzyła na ojca.

- Nie dziś, słoneczko. - Eli położył na kolanach serwetkę i sięgnął po widelec.

- Dlaczego?

- Jutro muszę wcześnie wstać do pracy.

- No i co z tego? Nora też musi.

- Posłuchaj, nie mogę i już.

- Ale...

- Koniec dyskusji - uciął krótko Eli.

Nora zaczęła zbierać z szezlonga różne drobiazgi, które Chelsea i Sara

poznosiły nie wiadomo skąd. Nie była pewna, czy odpowiedź Eliego przyniosła jej

ulgę, czy też rozczarowanie.

Chelsea posmutniała nieco, ale po chwili znowu się ożywiła.

- Zgadnij, co się stało?! - spytała ojca.

- Co takiego?

- Nora dostała zgodę na próbne jazdy!

- Naprawdę?

- Noo! Na blankiecie jest zdjęcie i wszystko to, co na prawdziwym prawie

jazdy. Może teraz jeździć po szosie, ale musi jej towarzyszyć ktoś dorosły.

- Wiem o tym. - Eli nałożył sobie na talerz kawałek pieczonego kurczaka.

- Będziesz z nią jeździł, prawda?

R S

background image

- 80 -

- Chelsea, co ty wygadujesz! - Nora upuściła karton po jakimś napoju, który

przed chwilą podniosła z ziemi, i odwróciła się ku dziewczynce. - To znaczy, bardzo

miło z twojej strony, że poprosiłaś tatę o pomoc dla mnie, ale to niepotrzebne. Jestem

już umówiona na lekcje z kimś innym.

- Z kim? Z Mel? - skrzywiła się Chelsea. - Ona cię źle nauczy, prawda, tato?

Dłoń Eliego, w której trzymał widelec, znieruchomiała w drodze do talerza.

- Mel nie jest taka najgorsza... - powiedział ostrożnie.

- Zawsze mówiłeś, że to istny cud, że jeszcze nie miała wypadku.

- Może masz rację - przerwał córce Eli.

- Wobec tego nie może uczyć Nory prowadzić samochodu, prawda?

- Chyba nie. - Eli popatrzył na swój talerz, a potem na Norę. - Sobota ci

odpowiada? - spytał obcesowo.

Nora zawahała się.

- Tak czy nie?

- Niech będzie - odparła słabym głosem.

Chelsea aż podskoczyła, zadowolona ze spełnionej misji.

- Saro, idziemy po piżamy i śpiwory! - krzyknęła do przyjaciółki.

Sara była wyraźnie zadowolona, że mogą opuścić towarzystwo dorosłych. Obie

dziewczynki pobiegły do domu.

- Umyjcie zęby, twarze i ręce! - zawołała Nora.

- Dobrze! - odpowiedziały równocześnie.

Eli położył serwetkę na talerzu z niedojedzoną potrawą, odsunął krzesło i wstał.

- Idę obejrzeć mecz w telewizji - oznajmił Norze.

- Poczekaj. Chciałabym z tobą przez chwilę porozmawiać.

- Naprawdę ciekawi mnie ten mecz...

- Proszę cię.

- Zgoda. - Eli stanął w rozkroku i skrzyżował ręce na piersi. - Mów, o co

chodzi.

Nora spojrzała w jego zimne niebieskie oczy i zawahała się nieco. Może

niepotrzebnie go zagadnęła? Jednak musiała mu kilka rzeczy wyjaśnić.

- Po pierwsze chciałam ci podziękować za to, co zrobiłeś w poniedziałek.

R S

background image

- 81 -

- Podziękować? - spytał z niedowierzaniem.

- Tak. Naprawdę jestem ci wdzięczna, że znalazłeś czas, by udzielić mi lekcji

jazdy.

- Ach, za to. Drobiazg.

- Ale nie dla mnie. To nie znaczy, że musisz znowu jeździć ze mną w sobotę...

- Noro, coś ustaliliśmy i nie wracajmy do tego. Jeśli tylko o tym chciałaś

rozmawiać... - Eli zrobił krok w stronę domu.

- Poczekaj! - Nie namyślając się, Nora stanęła między nim a kuchennymi

drzwiami. - P...po prostu... przykro mi z powodu tego, co stało się później tamtego

dnia.

Eli milczał przez chwilę.

- Wcale się nie dziwię - powiedział w końcu.

- Naprawdę?

- Oczywiście. Pieszczoty w samochodzie nie są w twoim stylu.

Nora popatrzyła na niego z konsternacją i pomału zaczęła kręcić głową.

- Masz duże doświadczenie jako mężczyzna... Musiałeś zauważyć, że bardzo mi

się to podobało. Pocałunki i... cała reszta. Po raz pierwszy odkryłam zmysłową stronę

swojej natury. Właściwie ty ją odkryłeś. - Nora zamilkła, zadowolona z panujących

ciemności, które ukryły rumieńce na jej policzkach. - Zapewniam jednak, że bardzo

cię szanuję. Jesteś wspaniałym ojcem, doskonałym gospodarzem i nigdy, naprawdę

nigdy nie chciałabym cię zmuszać, abyś łamał swoje zasady. - Wyprostowała się

nieco. - Zapragnęłam zmienić charakter naszych wzajemnych relacji i pomyślałam, że

tobie też by to odpowiadało. Popełniłam błąd. M...mam nadzieję, że mi przebaczysz.

Nora spojrzała Eliaszowi w oczy, ale trudno było z nich wyczytać, co naprawdę

myśli. Nieśmiało wyciągnęła ku niemu dłoń.

- Będziemy przyjaciółmi?

Eli zawahał się, a Nora nagle wyobraziła sobie, jak on chwyta ją za rękę,

przyciąga do siebie, i pod letnim niebem usianym gwiazdami płomiennymi słowami

wyznaje miłość...

- Zgoda - odparł krótko, rozwiewając niewczesne fantazje Nory.

R S

background image

- 82 -

Poczuła rozczarowanie, kiedy mocno, po przyjacielsku uścisnął jej dłoń, po

czym puścił ją tak szybko, jakby go parzyła.

- Skoro się dogadaliśmy, obejrzę teraz chociaż końcówkę meczu.

Nora długo patrzyła w ślad za nim. Czyżby Eli był zdenerwowany?

Niemożliwe, pewnie coś jej się przywidziało. W końcu z nich dwojga to ona miała

powody, by się denerwować. Przed chwilą zaproponowała ukochanemu mężczyźnie

przyjaźń. Tymczasem jej rozbudzone zmysły domagały się zaspokojenia, które z

przyjaźnią miało niewiele wspólnego.

Eli nie chciał się z nią kochać. Wizja przyjaźni też jednak niezbyt go

zachwyciła.

O co więc naprawdę mu chodziło?

ROZDZIAŁ ÓSMY

- Jesteś pewna, że musisz poznać ten manewr?

Eli otarł pot z czoła i spojrzał na siedzącą za kierownicą Norę. Dzień był parny i

gorący; mimo otwartych okien w samochodzie trudno było wytrzymać. Nie po raz

pierwszy pożałował, że nie zainstalował klimatyzacji. Wiele by dał, by znajdować się

teraz gdziekolwiek indziej, a nie w tym rozgrzanym wnętrzu, tuż obok kobiety, której

obecność podnosiła temperaturę powietrza co najmniej o kilkanaście stopni.

Nieświadoma jego ponurych myśli, Nora pokiwała głową w odpowiedzi na

zadane pytanie.

- Tak twierdzi Robert. Wprawdzie nie powiedział, co będzie na egzaminie, ale

zaproponował, bym przećwiczyła parkowanie równoległe. - Trzymając jedną rękę na

kierownicy, Nora wychyliła się nieco w bok i drugą sięgnęła do skryptu, który Eli

trzymał na kolanach. Przekartkowała kilka stron. - Zobacz, na tym obrazku jest

pokazane, jak to wykonać. Na koniec trzeba stanąć w odległości dwudziestu

centymetrów od krawężnika.

Delikatny, egzotyczny zapach podrażnił nozdrza Eliego.

- Uważaj na drogę - mruknął. Po chwili milczenia dodał: - Kto to jest Robert?

R S

background image

- 83 -

- Nowy egzaminator. Przedtem pracował w Lake Oswego, ale po rozwodzie

zmienił miejsce zamieszkania.

- Taak. - Eli z hukiem zamknął skrypt. - Takie precyzyjne wyliczanie

centymetrów to kompletny idiotyzm.

- Być może. Przekazałam ci tylko sugestie egzaminatora.

- Prowadzę samochód od lat i nigdy nie mierzyłem centymetrem, ile mnie dzieli

od krawężnika. Poza tym większość kobiet rzadko parkuje równolegle.

Nora nic na to nie odpowiedziała. Po pewnym czasie popatrzyła na swojego

nauczyciela.

- Jeśli wolisz, możemy wrócić do domu - zaproponowała.

- Skoro egzaminator kazał ci przećwiczyć ten manewr, musimy to zrobić.

Podjedź na tę małą uliczkę przy kościele. Tam będziemy mogli potrenować. Tylko nie

depcz po hamulcach, kiedy z przeciwka będzie nadjeżdżał jakiś samochód.

Nora zacisnęła usta i pokiwała głową.

Dlaczego zachowuję się jak ostatni sukinsyn, zamiast przyznać szczerze, że

Nora czuje się za kierownicą jak ryba w wodzie? pomyślał Eli. Warczę na nią, jakby

to ona była winna, że w ostatnim tygodniu wszystko szło mi jak po grudzie.

Cztery dni spędził w warsztacie, próbując bezskutecznie znaleźć przyczynę

awarii przewodu paliwowego w cadillacu Ezry Lampleya. Tego ranka był już tak

zniecierpliwiony, że niechcący wygiął przewód i musiał wymienić go na nowy, co

kosztowało więcej, niż mógłby otrzymać za naprawę.

Rzeczoznawca z towarzystwa ubezpieczeniowego nadal bawił się z nim w

kotka i myszkę, mimo iż nieustannie zapewniał Eliasza, że sprawa wypłaty

odszkodowania jest „na najlepszej drodze do załatwienia".

W dodatku Eli po raz pierwszy miał przez kilka dni nie widzieć się z Chelsea.

Rodzice Sary zaprosili ją na wspólny wypad nad ocean i Eli, chociaż początkowo był

temu przeciwny, uległ błaganiom córki i wyraził zgodę na wyjazd. Dziś rano jego

małe, podekscytowane, niezależne dziecko pomachało mu na pożegnanie, a jemu serce

ściskało się z żalu.

Wszystko to jednak było niczym w porównaniu z frustracją, która ogarniała go

tym mocniej, im dłużej przebywał z Norą w małym, zamkniętym wnętrzu samochodu.

R S

background image

- 84 -

Pragnął jej dotknąć i cierpiał męki, nie mogąc tego zrobić. Od chwili gdy

wyznała mu, jak bardzo polubiła jego pocałunki i pieszczoty, które rozbudziły jej

uśpioną zmysłowość, o niczym innym nie umiał myśleć.

Równie mocno poruszyło go stwierdzenie Nory, że bardzo go szanuje i nie

dopuści, by z jej powodu łamał swoje zasady.

Śmiechu warte! Przecież on nie miał żadnych zasad!

Po chwili namysłu przyznał sam przed sobą, że kierował się w życiu kilkoma

regułami, własnym kodeksem honorowym, którego skrupulatnie przestrzegał, ale poza

Chelsea, i może jeszcze Joem, nikt nigdy nie zwrócił na to uwagi. Zwłaszcza kobiety.

Wszystkie, z matką Chelsea na czele, sądziły, że mężczyzna z jego aparycją i

seksapilem szuka w życiu jedynie szampańskiej zabawy.

Nora była wyjątkiem.

Uważała, że jest dobrym ojcem. Zauważyła, że potrafi ciężko pracować. Była

przekonana, że jest uczciwym, odpowiedzialnym człowiekiem.

Czuł, że jeśli natychmiast nie wysiądzie z tego samochodu i tak szybko, jak się

da, nie ucieknie gdzieś, byle jak najdalej od niej, zrobi coś strasznego - na przykład

rzuci się na nią i dokończy to, co zaczął niecały tydzień temu. Wtedy na zawsze utraci

jej szacunek.

- Eli, co mam teraz zrobić? - Głos Nory wyrwał go z zamyślenia.

Rozejrzał się dokoła i zauważył, że są już na przy kościele.

- Widzisz te dwa samochody, stojące przy krawężniku? Między nimi jest akurat

tyle miejsca, byś zdołała ustawić tam corvettę. Musisz zatrzymać się równolegle do

pierwszego z nich, w odległości mniej więcej pół metra, po czym powoli ruszyć,

obracając kierownicą w prawo. Kiedy zobaczysz, że prawy tylny róg tamtego

samochodu znajduje się na wysokości połowy boku twojego wozu, zacznij kręcić

kierownicą w lewo, by wyprostować koła. Uważaj, by nie uderzyć zderzakiem w sa-

mochód stojący za tobą i nie otrzeć oponą o krawężnik. Zrozumiałaś?

Nora pokiwała głową i zaczęła wykonywać manewr. Samochód zaczął się

powoli cofać.

R S

background image

- 85 -

Eli zamierzał patrzeć na twarz swojej uczennicy, ale jego wzrok bezwiednie

ześliznął się na jej piersi. Kiedy dojrzał pod sweterkiem dwie napięte sutki, z wrażenia

przełknął głośno ślinę. Wystarczyło wyciągnąć nieco rękę...

Zacisnął dłonie w pięści w tym samym momencie, w którym usłyszał tarcie

gumy o betonowy krawężnik.

- Co ty, do cholery, wyprawiasz! - wrzasnął, nie poznając własnego głosu. -

Mówiłem ci, żebyś uważała!

Wyjrzał przez okno, by ocenić szkodę. Tak naprawdę oponie nic się nie stało.

Zawstydził się swojej gwałtownej reakcji. Dlaczego nagle zaczyna robić z igły widły?

- Przepraszam - bąknęła Nora.

- Głupstwo. Nie ma o czym mówić. Spróbuj jeszcze raz, tylko się nie denerwuj.

Nora przerzuciła warkocz przez ramię i przez chwilę uważnie wpatrywała się w

Eliego.

- Może już starczy na dziś tej nauki. Jest gorąco i oboje jesteśmy zmęczeni.

- Tchórz cię obleciał, Szaraczku? - Eli zmrużył oczy. Nora obrzuciła go

nieodgadnionym spojrzeniem, powoli wyprostowała się i popatrzyła prosto przed

siebie.

- Nie. Co mam teraz zrobić?

- Ostrożnie podjedź do przodu i powtórz manewr.

Po kilku nieudanych próbach ustawienia samochodu wzdłuż krawężnika,

przerywanych wrzaskami Eliasza, Nora w pewnej chwili bez ostrzeżenia depnęła po

hamulcach, wbijając swojego instruktora w oparcie fotela. Nieco ogłuszony popatrzył

na nią ze zdziwieniem, ale Nora całkowicie to zignorowała. Nie zaszczycając go już

ani jednym spojrzeniem, odjechała od krawężnika i ruszyła ku wylotowi uliczki.

- Co ty wyprawiasz? - zapytał Eli podniesionym głosem.

- Wracam do domu.

- Dlaczego?

- Już ci powiedziałam. Jest za gorąco na naukę.

- Wielkie mi rzeczy! Nie potrafisz przeżyć godziny w nieklimatyzowanym

wnętrzu?

R S

background image

- 86 -

Eli naprawdę nie wiedział, co za licho w niego wstąpiło. Pół godziny temu

marzył tylko o tym, by znaleźć się jak najdalej od Nory. Teraz, kiedy jego życzeniu

wkrótce miało stać się zadość, ogarnęła go złość.

- Widocznie nie potrafię - odparła spokojnie Nora, nie zamierzając wdawać się

w kłótnię. - Poza tym rozbolała mnie głowa.

- Doprawdy? Nie ciebie jedną.

Policzki Nory zaczerwieniły się nieco, ale nic nie odpowiedziała. Dodała gazu i

wkrótce parkowała już przed swoim domem. Ustawiła biegi na luzie, zaciągnęła

ręczny hamulec, po czym wręczyła Eliemu kluczyki od samochodu.

- Dziękuję za lekcję - powiedziała, wysiadając.

Szybko okrążyła maskę i ruszyła w stronę frontowych schodów. Skwaszony Eli

wlókł się za nią jak skazaniec. Kiedy stanęli przed drzwiami domu, schwycił ją za

ramię.

- Do licha, Noro! Przecież ci powiedziałem, że jest mi przykro!

- Skoro tak, to czemu na mnie krzyczysz?

- Nie krzyczę!

- A co robisz?

- Masz rację, do diabła!

- Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi. Przyjaciele nie traktują jeden drugiego w

ten sposób.

- A może ja nie chcę, żebyśmy byli przyjaciółmi?

Kiedy wypowiedział te słowa i ujrzał ból w oczach Nory, poczuł się jak ostatni

łajdak, ale mimo to nie omieszkał dodać:

- Tylko nie zacznij mi tu płakać!

Nora objęła się ramionami i spuściła głowę. Eli zobaczył, że jej ciałem

wstrząsają dreszcze.

- Czego więc ode mnie chcesz, Eli? - spytała cicho.

- Sam nie wiem, do licha!

Nim skończył zdanie, wiedział już, czego chce. Patrzył na drżące usta Nory i

pragnął całować je aż do utraty tchu. Zajrzał jej w oczy i zobaczył w nich to samo

pragnienie, które go dręczyło. Po chwili Nora znalazła się w jego ramionach.

R S

background image

- 87 -

Westchnęła z ulgą. Eli wcale nie złościł się na nią. Całował ją, a jego ciało

płonęło z ledwo hamowanego pożądania. Przytuliła się mocno do niego i wsunęła

dłonie pod jego koszulę, by dotykać palcami nagiej skóry.

Eli jęknął, chwycił ją na ręce i przeniósł przez próg, nogą zamykając wejściowe

drzwi. Potem postawił Norę na podłodze, opartą o te drzwi plecami.

- Pragnę cię dotykać - wyszeptała Nora.

- Spokojnie, maleńka. Najpierw moja kolej.

Eli położył dłonie na jej piersiach i zaczął je masować kolistymi ruchami. Norę

przeszył dreszcz nie znanej dotąd rozkoszy. Po chwili niecierpliwe palce rozpinały jej

stanik, który cicho opadł na dywan. Eli ściągnął Norze przez głowę bluzkę. Stała teraz

przed nim półnaga.

- Jesteś naprawdę piękna - powiedział.

Nikt dotąd nie nazwał jej piękną.

Serce biło w piersi Nory jak oszalałe, kiedy Eli musnął wargami obnażone

sutki. Ugięły się pod nią kolana.

- Eli, Eli, tak bardzo...

- Co, maleńka? - dopytywał się chrapliwym głosem.

- Pragnę cię - wyszeptała.

- Miałem nadzieję, że to powiesz. Chodź do mnie. Nora zawahała się nieco.

- Nie - odparła.

- Dlaczego? - zdziwił się.

- Przedtem chciałabym cię zobaczyć... nagiego.

- Nie ma sprawy.

Napięcie, które pojawiło się na twarzy Eliego, kiedy usłyszał przeczącą

odpowiedź Nory, znikło natychmiast. Cofnął się o krok i jednym ruchem ściągnął z

siebie koszulę. Za nią poszły kolejne części odzieży. W końcu Eliasz stanął

wyprostowany przed Norą i spojrzał jej w oczy.

Był piękny. Przywykła już do widoku jego nagiego, opalonego na brąz torsu;

teraz mogła podziwiać wąskie biodra, zwieńczenie ud i ten najważniejszy atrybut,

który prężył się dumnie wśród kępki ciemnych włosów. Norze zaschło w ustach, kiedy

wpatrywała się w to wspaniale zbudowane męskie ciało, tak różne od jej własnego.

R S

background image

- 88 -

- Twoja kolej - oznajmił Eli uroczystym tonem.

Nagle Nora poczuła lęk. Wiedziała, że to niemądre, ale nie chciała teraz

obnażyć przed Eliaszem swego zbyt chudego, bladego ciała. On był taki doskonały.

- Nie mogę - zaprotestowała cicho.

- Śmiało. Pomogę ci. - Szybkim ruchem zdjął z niej szorty. - Trochę trudno

kochać się w ubraniu - dodał, ściągając jej białe bawełniane majteczki.

- Jakaś ty ładna - powiedział, przesuwając wzrokiem po całej jej sylwetce.

- Nieprawda...

- Mylisz się. Jesteś piękną kobietą.

Podszedł do niej i chwycił ją w ramiona. Gestem posiadacza owinął sobie jej

warkocz wokół nadgarstka, pociągnął ją za sobą na miękki dywan, po czym ujął w

dłonie jej twarz i całował ją mocno, coraz mocniej, aż objęła nogami jego biodra, a

rękami zaczęła wędrówkę po plecach.

Eli obrócił się wraz z nią. Teraz ona leżała pod nim.

- Wygodnie ci, maleńka? - upewnił się. Pożądanie ogarnęło go z taką siłą, że

ledwo mógł mówić.

W przedpokoju panował półmrok, rozproszony jedynie przez promienie

słoneczne, które wpadały przez umieszczone wysoko niewielkie okienko. Pięknie

wyglądały w tym świetle gęste włosy Eliego i jego muskularne ramiona.

- Bardzo - szepnęła.

- To wspaniale. Chcę ci dać wszystko, co najlepsze.

Eli przesunął się niżej i objął wargami czubek najpierw jednej piersi Nory,

potem drugiej. Pokrywał pocałunkami jej brzuch, uda. Przeżyła szok, kiedy dotknął

językiem najwrażliwszego punktu jej kobiecości. Doznania, jakie towarzyszyły tym

pieszczotom, przerażały i zachwycały ją równocześnie. Nora wiła się, jęcząc, w

objęciach Eliego, który wprawnymi ruchami dłoni doprowadził ją prawie na szczyt

rozkoszy.

- Chyba jesteś już gotowa, kochanie. Przepraszam, jeśli na początku trochę cię

zaboli - szepnął.

- Wszystko w porządku - zapewniła, gładząc go po policzkach. - Wiem, czego

się mogę spodziewać.

R S

background image

- 89 -

- Tak ci się tylko wydaje - mruknął. Obrócił głowę i pocałował wnętrze jej

dłoni. Lekko poruszył biodrami, a Nora zamarła z wrażenia, czując między udami jego

naprężoną męskość.

W różnych książkach czytała, że pierwszy raz zazwyczaj zostawia w pamięci

kobiety bolesne, nieprzyjemne wspomnienia. Eli jednak był czuły, bardzo się starał,

żeby mogła czerpać z ich zbliżenia jak najwięcej przyjemności. Traktował ją jak

godną siebie partnerkę. Dzięki temu jej pierwszy miłosny akt miał się stać pięknym,

niezapomnianym przeżyciem.

- Pragnę cię, Eli - wyszeptała.

Poczuł, że naprawdę jest już gotowa, by przyjąć go w siebie, i nie czekał dłużej.

Nora ledwo zarejestrowała trwające parę sekund ukłucie bólu, gdyż po chwili

wszechogarniająca przyjemność zaćmiła wszelkie inne doznania. Z zapamiętaniem

obdarowywali się nawzajem tym, co kobieta i mężczyzna mogą sobie ofiarować

najlepszego. Nora jako pierwsza osiągnęła szczyt rozkoszy, w chwilę później dołączył

do niej Eli. W tym momencie stali się prawdziwą jednością.

Spoceni z wysiłku, długo leżeli mocno przytuleni do siebie. W końcu jednak Eli

poczuł na obnażonych plecach nieprzyjemny powiew chłodnego powietrza z

klimatyzatora. Uniósł się na łokciach i uśmiechając niepewnie, popatrzył Norze prosto

w oczy.

- Jesteśmy szaleni, nie sądzisz? - zapytał.

- Dlaczego tak uważasz?

- No, pomyśl tylko. W tym domu jest chyba z osiem sypialni i ponad tuzin

różnych kanap i sof. Tymczasem zaś pozbawiłem cię dziewictwa na podłodze w

korytarzu, tuż obok drzwi wejściowych.

Nora uśmiechnęła się zagadkowo. Eli uważnie obserwował jej reakcję.

- Nie jest ci przykro z tego powodu?

- Ani trochę. Bardzo mnie to cieszy.

- Dlaczego?

- Od tej pory, ilekroć będę wchodziła lub wychodziła z domu tymi drzwiami,

zawsze się uśmiechnę, wspominając, co się tu zdarzyło.

Eli pochylił się i mocno ucałował Norę. Potem wstał i wyciągnął do niej rękę.

R S

background image

- 90 -

- Chodźmy na górę. Powinniśmy poszukać teraz jakiegoś łóżka.

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Nora, przykryta jedynie prześcieradłem, leżała w objęciach Eliasza i

obserwowała, jak poranne promienie słońca wpełzają do jej sypialni. Rozpamiętywała

ostatnie czterdzieści osiem godzin swojego życia i wraz ze wspomnieniem każdej

chwili przepełniało ją uczucie szczęścia.

To było coś niesamowitego. Ona i Eli jedynie od czasu do czasu zakradali się

do lodówki po jakąś małą przekąskę lub brali prysznic, a poza tym cały weekend

spędzili w łóżku. Kochali się, oglądali w telewizji stare filmy i prowadzili długie roz-

mowy.

Jednym z głównych tematów była oczywiście Chelsea. Eli opowiedział kilka

zabawnych historii z życia samotnego ojca, po czym w pewnej chwili z zażenowaniem

przyznał, jak niechętnie rozstał się z córką na cały weekend. Norę ogarnęło trudne do

opisania wzruszenie.

Zaczęła mówić o swojej pracy. Zwierzyła się Eliemu, że od wczesnej młodości

najchętniej przebywała właśnie w bibliotece i dlatego wybrany zawód do dziś sprawiał

jej ogromną satysfakcję. Tak naprawdę męczące były dla niej jedynie ciągłe narze-

kania Andrei i konieczność zdobywania funduszy na prowadzenie działalności.

Eli z kolei opowiedział, jak bardzo się zdziwił, że wuj zostawił mu w spadku

warsztat samochodowy, i z jakim trudem podjął decyzję o powrocie do Kisscount.

Uczynił to przede wszystkim ze względu na dobro Chelsea.

Potem oboje wspominali szkolne czasy. Nora wcale się nie zdziwiła, kiedy Eli

zaprzeczył pogłoskom o jego miłosnym związku z panną Jensen, nauczycielką historii.

Zaskoczyło ją natomiast, kiedy powiedział, że owszem, drażnił się z nią, nazywał

Szaraczkiem, ale nikomu innemu by na to nie pozwolił. Rościł sobie wyłączne prawa

do niej. Z niedowierzaniem popatrzył na Norę, kiedy przyznała mu się teraz, że w

młodości zawsze ją fascynował. Na szczęście instynkt powstrzymał ją od deklaracji na

temat uczuć, jakimi darzyła go obecnie. Eli wyraźnie nie był jeszcze gotów

R S

background image

- 91 -

wysłuchiwać miłosnych wyznań. Mimo to było im tak dobrze razem, że Nora kilka

razy szczypała się w ramię, by zyskać pewność, że to wszystko, co się między nimi

dzieje, to nie sen.

O tym, że to prawda, przypominało jej nieco obolałe ciało. Potwierdzała to

również zmiana, jak zaszła w jej psychice. Po raz pierwszy Nora czuła, że żyje. Dzięki

Eliemu poznała do końca zmysłową stronę swojej natury. Westchnęła lekko.

W głębi duszy zawsze podejrzewała, że ta druga Nora istnieje. Ukryta głęboko

w kobiecie pełnej kompleksów, spętanej konwenansami, tęskniła do czerwonych

sukien, snuła romantyczne marzenia o rycerzu na białym koniu, lubiła dzieci i kwiaty.

W jej ciele kipiały jeszcze nie przebudzone zmysły. Czasami pozwalała sobie także na

drobne szaleństwa. Nora z czułością zerknęła na maleńką różyczkę, wytatuowaną

powyżej kostki na prawej nodze.

Tak naprawdę wyzwolenie zawdzięczała Eliaszowi. Pożądała go tak bardzo, że

zbuntowała się w końcu przeciwko regułom i ograniczeniom, jakim podlegało jej

życie przez minione trzydzieści cztery lata. Miłość do Eliasza dodała jej sił, pozwoliła

odważyć się na zmiany, opuścić dobrowolne więzienie.

Eli poruszył się w pościeli. Przeciągnął się jak potężny kocur i otworzył oczy.

- Witaj, Szaraczku - powiedział.

- Dzień dobry, Eli - odparła Nora. Patrząc na jego leniwe ruchy, poczuła

dreszcz pożądania. -

- Która godzina?

- Parę minut po siódmej.

- Aha. - Eli podrapał się po nie ogolonym policzku, wyswobodził z ramion

Nory, wstał z łóżka i poszedł do łazienki.

Był całkiem nagi, a mimo to zupełnie nie odczuwał skrępowania. Nora szczerze

wątpiła, czy jej samej kiedykolwiek to się uda.

Po kilku minutach Eli był z powrotem w sypialni.

- Od jak dawna nie śpisz? - spytał, wślizgując się do łóżka.

- Mniej więcej od godziny - odparła Nora.

- I co w tym czasie robiłaś? - Przyciągnął ją do siebie.

R S

background image

- 92 -

- Rozmyślałam. - Nora bawiła się włosami porastającymi klatkę piersiową

Eliego.

- O czym?

- O tym i owym. O niczym konkretnym - odpowiedziała nie całkiem szczerze.

- Na pewno przypominałaś sobie, jaki świetny jestem w łóżku - domyślił się.

- O tym akurat nie myślałam. Skąd mogłabym wiedzieć, czy jesteś dobry, skoro

nie mam żadnej skali porównawczej?

Uwaga Nory rozbawiła Eliego.

- Już narzekasz? - Uśmiechnął się przekornie. Nora także mimo woli się

uśmiechnęła.

- No cóż... Chyba nie...

- Tak myślałem. Skoro więc nie wspominałaś moich wyczynów, to co robiłaś?

- Jakich wyczynów? - rzuciła niewinnym tonem.

- Oj, uważaj, Szaraczku. Jak tak dalej pójdzie, to pomyślę, że odkąd skończyłaś

szkołę, zajmowałaś się wyłącznie prowokowaniem mężczyzn.

- Jaka szkoda, że tego nie robiłam - odparła Nora żartobliwym tonem, w którym

wbrew jej woli zabrzmiała nuta goryczy.

- Nie rób tego - powiedział Eli, dotykając jej policzka.

- Czego?

- Nie żałuj, że byłaś inna niż wszyscy. Wiesz, doświadczenie często bywa

okupione cierpieniem. Ulegasz pokusie, nie bacząc na konsekwencje, a potem

przychodzi moment otrzeźwienia. Wtedy najczęściej naprawdę nie ma już czym się

zachwycać.

- Czy to był przypadek twój i matki Chelsea? - spytała nieoczekiwanie Nora.

Jednak na widok miny Eliego szybko się wycofała. - Przepraszam, to nie moja sprawa.

- Nie ma za co. Masz rację, właśnie jakoś tak się to odbyło.

- Nikt nie jest doskonały - zapewniła go Nora. - A nieuleganie pokusom tylko

dlatego, że ktoś boi się życia, jest mało warte w porównaniu z właściwym

postępowaniem, które wynika z przekonania.

- Chcesz mi powiedzieć, że cnota nie jest nagrodą samą w sobie? - spytał z

niedowierzaniem Eli.

R S

background image

- 93 -

- Nie. Pragnę cię przekonać, że w niektórych przypadkach sama w sobie jest

karą.

- A przez tyle lat czułem się głupio, że cię szokowałem... - westchnął Eli.

Nora uśmiechnęła się z ulgą.

- Czy potrafię sprawić, by twoje serce szybciej biło? - spytał nieoczekiwanie

Eli.

- Czasem.

- Czy teraz jest właśnie taki czas? - Głos miał podejrzanie ochrypły.

- Niewykluczone.

- Możemy to sprawdzić.

- Spóźnię się do pracy - odparła Nora, ignorując szum w skroniach i

przyspieszone bicie serca.

- Chyba nic się nie stanie, jeśli weźmiesz sobie wolny dzień.

- To niemożliwe.

- Dlaczego?

- A co miałabym powiedzieć? Marna ze mnie kłamczucha.

- Wobec tego powiedz prawdę. - Położył jej dłoń na swojej twardniejącej

męskości. - Że stało się coś wielkiego.

- Ale z ciebie świntuch! - zawołała Nora, śmiejąc się głośno.

- Zgadza się. I oboje wiemy, że bardzo lubisz moje świntuszenie.

- Noro, cieszysz się, że wróciłam do domu? - Chelsea wdrapała się na swoje

piętrowe łóżko i opadła na materac.

- Oczywiście, kochanie. - Nora popatrzyła znacząco na Eliasza. - Bez ciebie

było tu zbyt spokojnie.

Eli przyglądał się córce z mieszaniną czułości i rozdrażnienia. Nora nie winiła

go za to rozdwojenie uczuć. Chelsea przyjechała z wycieczki późnym popołudniem i

od tej pory usta jej się nie zamykały. Musiała opowiedzieć o wszystkim, co robiła i

widziała.

Nora bardzo kochała dziewczynkę, ale od nieustannego słuchania jej paplaniny

tak rozbolały ją uszy, że z ulgą powitała porę, kiedy mogli ułożyć małą do snu.

R S

background image

- 94 -

- Naprawdę beze mnie było aż tak spokojnie? - dopytywała się Chelsea. Kiedy

Nora skinęła głową, Chelsea zwróciła się do ojca. - Tęskniłeś za mną?

- Jasne. - Eli okrył córkę prześcieradłem; było tak ciepło, że to przykrycie w

zupełności wystarczało.

- Wobec tego nie jesteś na mnie zły?

- Skąd ci to przyszło do głowy?

- Nie wiem. Na przykład mógłbyś się na mnie złościć dlatego, że pojechałam na

plażę bez ciebie.

- Posłuchaj, Chelsea. - Eli popatrzył na córkę z wyrzutem.

- Cieszę się, że byłaś na wycieczce. Początkowo trochę się martwiłem, czy miło

spędzisz czas, ale skoro wróciłaś zadowolona, to wszystko w porządku. Czemu

szukasz dziury w całym?

- Bo widzisz... - Chelsea popatrywała uważnie to na ojca, na Norę. - Czy tu się

coś wydarzyło, kiedy mnie nie było? - zapytała nieoczekiwanie.

Nora i Eli niepewnie zerknęli na siebie.

- Mnóstwo rzeczy - Eli odparł po chwili niedbałym tonem.

- Ktoś ukradł rower pani Barton ze stojaka w parku. W kościele luterańskim

była doroczna lodowa fiesta, a w supermarkecie prowadzili promocyjną sprzedaż

arbuzów.

Nora uśmiechnęła się na widok rozżalonej miny dziewczynki.

- Przecież wiesz, że nie to miałam na myśli - powiedziała z wyrzutem Chelsea. -

Chodziło mi o to, czy stało się coś... szczególnego?

Eli udał, że się zastanawia.

- Nie. Nic godnego uwagi.

Wyznał to tak szczerze, że gdyby ktoś go nie znał, gotów byłby mu uwierzyć.

Chelsea jednak nie zamierzała tak łatwo ustąpić.

- Czy uczyłeś Norę prowadzić samochód, tak jak obiecałeś?

- Oczywiście!

Chelsea zmarszczyła brwi.

- Nie miałaś żadnego wypadku, prawda? Nora pokręciła głową.

- Pewnie, że nie.

R S

background image

- 95 -

- To znaczy, że się pokłóciliście.

- Nieprawda - zaprzeczyła spokojnie Nora.

- Dlaczego bawisz się w takie śledztwo? - zapytał Eli.

- Bo... Odkąd wróciłam do domu, oboje zachowujecie się dziwnie.

- Tak ci się tylko wydaje - odparł stanowczo Eli.

- Nic mi się nie wydaje - zaprotestowała Chelsea.

- Daj mi wobec tego jakiś przykład naszego dziwnego zachowania - zażądał Eli.

- Zgoda. Sięgnęliście po mój plecak i kiedy wasze ręce się spotkały, cofnęliście

je, jakby parzyły.

- Masz rację. Byliśmy chyba naelektryzowani i przepłynął między nami prąd -

wyjaśniła Nora, uśmiechając się nieznacznie.

- No dobrze. To wobec tego dlaczego tak na siebie patrzycie?

- Jak?

- Tak, jakby łączył was jakiś sekret.

- Daj spokój, Chelsea. Po prostu... oboje cieszymy się, że wróciłaś. Brakowało

nam ciebie, ale mimo to naprawdę miło spędziliśmy ten weekend we dwoje.

- A co robiliście?

- Jednego wieczoru zjedliśmy razem kolację.

- W porządku. Co jeszcze?

- Rozmawialiśmy. Wspominaliśmy czasy, kiedy byliśmy dziećmi - dodała

Nora.

- I oglądaliśmy stare filmy - uzupełnił Eli.

- To wszystko? - nie dowierzała Chelsea. Eliasza powoli zaczynało ogarniać

zniecierpliwienie.

- Obiecałem Norze, że pójdę z nią na doroczne przyjęcie fundatorów i

sponsorów biblioteki. Jesteś zadowolona?

Nora była zdziwiona tym oświadczeniem nie mniej niż Chelsea.

- Będziesz musiał włożyć eleganckie ubranie? - dopytywała się dziewczynka.

Eliasz popatrzył pytającym wzrokiem na Norę.

- Obawiam się, że na tym przyjęciu jest to wymagane - odparła z wahaniem.

- Trudno, wobec tego wbiję się we frak - zapewnił z powagą.

R S

background image

- 96 -

- Fantastycznie! - ucieszyła się Chelsea. - Ty nienawidzisz takich strojów.

Nawet na ślub ubrałeś się zwyczajnie. Ej, coś mi się zdaje, że naprawdę dobrze się

bawiliście beze mnie.

Eliasz stał na patio i przyglądał się Norze i Chelsea, które chłodziły się pod

strumieniem zimnej wody ze zraszacza trawników. Były boso, miały przemoczone

ubrania, a wilgotne pasemka włosów przylegały im do głowy. Ogarnęło go wzrusze-

nie, kiedy jego córka zachwiała się i próbowała złapać równowagę, a Nora

natychmiast wyciągnęła ręce, żeby ją podtrzymać. Skończyło się na tym, że obie

leżały na trawie, zaśmiewając się do łez.

Zachowanie córki wcale Eliasza nie zdziwiło. Dziewczynka musiała dać upust

nadmiarowi energii, której nie brakuje dzieciom w jej wieku.

Natomiast Szaraczek... Zupełnie jej nie poznawał. Kiedy podniosła się i

pobiegła za Chelsea, w niczym nie przypominała małego, wystraszonego zajączka, od

którego wzięło się jej przezwisko. Oczywiście nie stała się nagle awanturnicą czy

wyzywającą kokotą. Nadal była nadmiernie uczynna, nawet jeśli ktoś prosił ją o

przysługę, której zrobienie wymagało od niej zbyt wiele wysiłku.

Eliemu to jednak odpowiadało. W Norze nie było żadnej sztuczności,

cechującej kobiety, z którymi poprzednio umawiał się na randki. Potrafiła szczerze

okazywać radość i, co najważniejsze, miała dobre, czyste serce.

Co prawda wciąż uważał, że nie są dla siebie właściwymi partnerami, ale nie

bardzo pamiętał, z jakiego powodu, zwłaszcza kiedy Nora spoglądała na niego oczami

rozjaśnionymi radością.

Eli uwielbiał, kiedy jej oczy się śmiały i głównie dlatego zaproponował, że

będzie jej towarzyszył na tym przeklętym bankiecie. Gdyby chciał tylko powstrzymać

nadmierną dociekliwość Chelsea, mógł wymyślić inną bajeczkę.

- Eli, pobaw się z nami! - zawołała Chelsea. Rozradowana biegała między

mocnymi strumieniami wody.

- Tak, przyłącz się do nas. To jest naprawdę zabawne - zawtórowała

dziewczynce Nora. Nie miała widać pojęcia, jak działa na niego w tej chwili, kiedy

mokre ubranie ściśle przylega do jej ciała.

R S

background image

- 97 -

Eli patrzył na ponętne kształty swojej żony i czuł, jak ogarnia go coraz większa

pokusa, by przyjąć zaproszenie.

Rozsądek nakazywał mu odejść stąd jak najszybciej, nigdy jednak specjalnie

nie słuchał jego głosu. Eli zawahał się jeszcze, po czym zrzucił buty, ściągnął

przepoconą roboczą koszulę i przyłączył się do wspólnej zabawy.

Poczuł się w pełni szczęśliwy. Przypomniał sobie jednak szybko, że to

szczęście wkrótce się skończy.

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

- Wyjdź już, Noro! Chciałabym cię zobaczyć - błagała Chelsea.

Nora stała między wanną a umywalką, niepewna, czy znajdzie dość odwagi, by

w końcu opuścić łazienkę. Jej żołądek pod wpływem nerwów wyprawiał dziwne

harce.

Oczywiście zdawała sobie sprawę, że nie ma żadnego powodu, żeby się

denerwować. W końcu wybierała się tylko, i to już po raz ósmy z rzędu, na doroczny

bal fundatorów, który jak zwykle odbywał się w klubie golfowym w Kisscount. Czyż

powinno to robić na niej jakiekolwiek wrażenie? Tymczasem miała tremę jak

nastolatka przed balem maturalnym, ponieważ Eli postanowił jej towarzyszyć.

- Pospiesz się! - Chelsea zaczynała się niecierpliwić.

- Za chwilkę wychodzę - obiecała Nora.

Po raz kolejny przyjrzała się swemu odbiciu w dużym lustrze zamontowanym

na drzwiach łazienki. Zobaczyła w nim zupełnie obcą kobietę, która w niczym nie

przypominała Nory Brown.

Nieznajoma ubrana była w sięgającą do połowy ud obcisłą, rozciętą po bokach

jaskrawoczerwoną sukienkę, jej twarz pokrywał starannie zrobiony, delikatny makijaż,

znakomicie podkreślający rysy twarzy. Nora nie używała dotąd nawet pomadki do ust.

Tym jednak, co najbardziej różniło kobietę w lustrze od dawnej Nory, były

włosy, a raczej to, co z nich zostało. Zniknął leżący na karku gruby, nieforemny węzeł.

Swobodnie rozwichrzone kosmyki nadawały twarzy Nory figlarny wygląd. Oglądała

R S

background image

- 98 -

głowę pod różnymi kątami i zachwycała się nową fryzurą oraz pięknie

wyeksponowanymi uszami. Dzięki modnemu uczesaniu wyglądała bardziej

nowocześnie, ale nie to było najważniejsze. Krótko obcięte włosy sprawiły, że Nora

poczuła się pewna siebie. Nabrała śmiałości i odwagi. Zniknęła kobieta, która w

przeszłości na każdym przyjęciu wtapiała się w tło. Na jej miejsce pojawiła się osoba,

która będzie miała odwagę zabierać głos w dyskusji, uśmiechać się do rozmówców i

nie straci głowy, kiedy pojawią się pierwsze różnice zdań. Osoba będąca panią

swojego losu. Mały, przerażony Szaraczek przestał istnieć. Zastąpiła go świadoma

swojej wartości Nora Wilder.

- Przygotuj się psychicznie - powiedziała do Chelsea i niepewnym krokiem

wyszła z łazienki. Nie zdążyła jeszcze przywyknąć do butów na wysokich obcasach. -

No i jak ci się podobam? - spytała dziewczynkę.

Chelsea szeroko otworzyła usta z wrażenia.

- Ojejku - wyjąkała. - Wyglądasz... przepięknie!

- Dziękuję. - Nora uśmiechnęła się z zadowoleniem. - Czy nie sądzisz, że

sukienka jest za krótka?

Chelsea z zapałem pokręciła głową.

- Skądże znowu! Jest wspaniała. Co tam! Ty jesteś wspaniała! Eli nie uwierzy

własnym oczom, kiedy cię zobaczy.

Nora nie była pewna, czy to dobrze, czy źle.

- Czy twój tata jest już gotowy? - szybko zadała pytanie, by nie dopuścić do

głosu niepotrzebnych wątpliwości.

- Tak. Czeka na dole w holu. Też wygląda super!

- Wyobrażam sobie. - Nora podeszła do szafki i wzięła z niej swoją wizytową

torebkę. Sprawdziła dokładnie jej zawartość, żeby się upewnić, czy zabrała wszystkie

niezbędne kobiecie akcesoria, choć tak naprawdę chodziło o to, by odwlec moment

spotkania z Elim. - Dziś wieczorem zostaniesz z panią Barnes. Obiecujesz, że będziesz

grzeczna? - spytała dziewczynkę.

- Tak. Obejrzymy sobie „Sto jeden dalmatyńczyków".

- Znowu? Czy ten film nigdy ci się nie znudzi?

R S

background image

- 99 -

- Nigdy! - Chelsea z przekonaniem pokręciła głową. Usłyszały delikatne

pukanie do drzwi.

- Mogę wejść, czy to prywatne przyjęcie?

- Właśnie... - zaczęła Nora.

- Jasne! - zawołała w tym samym momencie Chelsea. Zwinnie zeskoczyła z

łóżka i szeroko otworzyła drzwi przed ojcem.

Na widok Eliego Norze zaparło dech w piersiach.

Wyglądał znakomicie. Czarny frak podkreślał szerokość jego ramion, ciemny

odcień skóry i złocistą barwę włosów. Nora była tak przejęta, że dopiero po chwili

zauważyła, iż on także jej się przygląda.

Chelsea miała rację. Eliasz patrzył na Norę i nie wierzył własnym oczom. Czy

ta kobieta w szykownej czerwonej sukni, w butach na wysokich obcasach, dzięki

którym jej smukłe nogi wydają się jeszcze dłuższe, z ustami pomalowanymi czerwoną

szminką to naprawdę Szaraczek? W dodatku co ona, do diabła, zrobiła z włosami?

Dlaczego Eli nic nie mówi? pomyślała Nora. Cała pewność siebie nagle ją

opuściła.

- No i jak? - Splatając dłonie, niepewnie zerknęła na męża.

Eli zawahał się, jeszcze raz przyjrzał jej się uważnie i doszedł do wniosku, że

Nora znakomicie wygląda w tej prostej, chłopięcej fryzurce. Nareszcie widać było jej

smukłą szyję oraz maleńkie, zgrabne uszy. Dzięki krótkim włosom okalającym twarz

oczy wydawały się jeszcze większe, niż były, a pięknie wykrojone usta bardziej

seksowne. Z wrażenia zaschło mu w gardle.

- Wyglądasz fantastycznie - powiedział lekko ochrypłym głosem.

- Naprawdę? - Twarz Nory natychmiast się rozjaśniła. - Ty też.

- Jasne. Urodziłem się we fraku. Chodźmy już, bo spóźnimy się na bal.

Nora chwyciła szal i wolnym krokiem podeszła do Eliasza. Nigdy dotąd nie

widział bardziej ponętnej kobiety. Pomyślał, że ten wieczór być może wcale nie będzie

stracony.

- Moja droga, zupełnie cię nie poznaję. Małżeństwo wyraźnie ci służy. - Pani

Lampley, niewysoka, ruchliwa kobieta pod siedemdziesiątkę, delikatnie ścisnęła dłoń

R S

background image

- 100 -

Nory. Była kolejną osobą, która zwróciła uwagę na przemianę, jaka zaszła w

wyglądzie i zachowaniu dawnej panny Brown.

- Ma pani rację. - Nora wymieniła krótkie spojrzenie ze swoim mężem. -

Rzeczywiście mi służy.

- Z pewnością zdajesz sobie sprawę, że sędzia miał pewne zastrzeżenia do

waszego związku - dodała pani Orter, wysoka i dorodna niewiasta. - Jednakże patrząc

na ciebie, muszę się zgodzić z Genevą. Poślubienie kobiety tej klasy co Nora z pew-

nością było dla ciebie dużym przeżyciem - zwróciła się władczym tonem do Eliasza.

- Oczywiście, pani Orter - odparł Eli. Postanowił zignorować afront, który

przed chwilą go spotkał.

- Cieszę się, że wam obojgu wszystko dobrze się układa

- wtrąciła pani Lampley, patrząc z wyrzutem na żonę sędziego.

- Noro, kochanie, wyglądasz naprawdę cudownie.

- Dziękuję - odparła Nora, rumieniąc się uroczo.

- Na Boga, wprawiasz ją w zakłopotanie. - Pani Orter była wyraźnie

niezadowolona. - Skończmy już z tą paplaniną. Muszę cię o coś spytać - zwróciła się

do Nory. - Widzisz, moja wnuczka właśnie rozpoczęła naukę. Przeżyłam prawdziwy

szok, kiedy się dowiedziałam, że nie działa już biblioteka objazdowa. Tak miło

wspominam ją z czasów, kiedy mój syn chodził do szkoły, i na samą myśl o tym, że

kochana Amber nie będzie miała okazji...

- Rozumiem panią, pani Orter - przerwała jej uprzejmym tonem Nora -

jednakże biblioteki objazdowe przestały funkcjonować ponad dziesięć lat temu, kiedy

lokalne szkoły otrzymały stanowe fundusze na prowadzenie bibliotek na miejscu.

Książki zamawiamy teraz pocztą, a wkrótce powiększymy personel i włączymy się do

Internetu.

- Och, ta komputeryzacja. - Pani Orter wzruszyła ramionami. - To dla mnie

czarna magia. Te wszystkie rozmowy o żeglowaniu po sieci... - Potrząsnęła głową. -

Trudno się w tym połapać.

- Może zapisałaby się pani na odpowiedni kurs - uprzejmie zasugerowała Nora.

- O ile pamiętam, interesuje się pani genealogią, a w Internecie można znaleźć

niewyczerpane źródło informacji na ten temat.

R S

background image

- 101 -

Eliasz z dumą patrzył na swoją żonę. Podziwiał jej takt, opanowanie,

cierpliwość i wiedzę w tak wielu dziedzinach. Przysłuchiwał się już kolejnej

rozmowie, którą prowadziła, i ze zdumieniem przekonał się, że potrafi dyskutować o

budżecie biblioteki, grzecznie, lecz zdecydowanie bronić swoich decyzji dotyczących

zakupu kontrowersyjnych książek, jak również gawędzić na temat komputerów.

Wiedział, że Nora jest osobą wykształconą, ale przyznał sam przed sobą, że

zupełnie inaczej wyobrażał sobie jej pracę. Sądził, że polega ona na katalogowaniu i

układaniu na półkach książek oraz na ich wypożyczaniu i odbieraniu od czytelników.

Nie miał pojęcia, że Nora ma także do czynienia z ekonomią, musi

samodzielnie decydować o kupnie potrzebnych książek; że jest osobą, z której

zdaniem inni naprawdę się liczą. Być może pani Orter nie jest jedyną osobą w mieście,

która uważa, że Nora wyświadczyła mu niezwykłą uprzejmość, godząc się na to

małżeństwo.

Najgorsze zaś, że on sam się tym przejmował. Od kiedy to opinia innych ludzi

zaczęła mieć dla niego jakiekolwiek znaczenie?

Do grupy, w której stali Nora i Eliasz, podszedł syn burmistrza, młodzieniec

studiujący w college'u.

- Przepraszam, panno Brown - odezwał się, kiedy na moment zamilkły

rozmowy - czy znalazłaby pani chwilę czasu dla mojego ojca? Chciałby z panią

przedyskutować pewną sprawę związaną z budżetem. Obiecał, że zajmie to tylko parę

minut.

Nora popatrzyła pytająco na Eliasza.

- Idź - powiedział. Był niezadowolony sam z siebie, że ugryzł się w język,

zamiast od razu sprostować, że, przynajmniej na razie, Nora jest panią Wilder, a nie

panną Brown.

- Zaraz wracam - obiecała Nora, dotykając ramienia męża.

Eli pokiwał głową i wypił łyk szampana, krzywiąc się niemiłosiernie. Poczuł,

że natychmiast musi zaczerpnąć świeżego powietrza i spędzić kilka chwil w

samotności, więc poszedł na taras.

W połowie drogi natknął się na Joego. Tego wieczora przyjaciele spotkali się

po raz pierwszy.

R S

background image

- 102 -

- Nareszcie ktoś normalny - stwierdził z ulgą Joe. - Widziałeś mecz? - spytał

Eliasza.

Eli pokręcił głową.

- Szkoda, ale mówi się trudno. Może wiesz przynajmniej, kogo przekupić, żeby

podano nam szklankę piwa?

- Zapomnij o piwie. Już próbowałem je zdobyć. Bar jest zamknięty na kłódkę, a

tutaj serwują jedynie bezalkoholowy poncz i to - wskazał na trzymany w ręku

kieliszek z musującym winem.

- Niech to licho. Nawet światło jest do niczego. - Joe spojrzał krzywo na

rosnące w donicach drzewka, na których umocowane były białe dekoracyjne żarówki,

mające oświetlać salę.

- Wydawało mi się, że dobrze się tu bawisz - zauważył z lekkim zdziwieniem

Eli.

- Żartujesz, chłopie. Byłem przerażony, kiedy Mel powiedziała, że tu idziemy.

Zaskoczyła mnie jak diabli. Nie uwierzę, że ty świetnie się czujesz na tej imprezie.

- Jasne, podobnie jak jedyny grzesznik na zebraniu nauczycieli szkółki

niedzielnej.

- Dobrze to ująłeś. - Joe popatrzył na zgromadzonych w sali szacownych

obywateli miasteczka Kisscount. - Dosyć tu duszna atmosfera. Jednak ty też nie

przypominasz już faceta, który zjawił się na rozdaniu świadectw maturalnych w

traperskich butach, dżinsach i skórzanej kurtce. Teraz wyglądasz jak - uśmiechnął się

złośliwie - pingwin.

- Lepszy pingwin niż kelner. - Eli zrobił aluzję do białej marynarki Joego.

- To wina Mel - skrzywił się Joe. - Wybrała mi to przeklęte ubranie.

- A właśnie, gdzie ona jest?

- Rozmawia z burmistrzem i z twoją żoną. Wiesz, Mel uprzedzała, że spotka

mnie niespodzianka, ale kiedy zobaczyłem Norę, musiałem aż przetrzeć oczy. Przez

tyle lat uważałem, że jest nijaka. Chyba byłem ślepy. Ona wygląda fantastycznie!

- Masz rację - zgodził się z przyjacielem Eli.

R S

background image

- 103 -

- Szkoda, że musi uczestniczyć w podobnych imprezach. - W ciemnych oczach

Joego zalśniły nagle figlarne iskierki. - Może powinna zmienić pracę? Z takimi

nogami zatrudnilibyśmy ją w naszej...

- Jasne, stary - przerwał mu Eli. - Po to robiła dyplom, żeby jeździć na rolkach

w barze.

- Przynajmniej nikt by nam nie kazał wkładać takich kretyńskich ubrań i

rozmawiać o książkach czy przeklętej nagrodzie Paula Newmana.

- Miałeś pewnie na myśli nagrodę Newbury'ego, przyznawaną corocznie za

najlepszą powieść dla młodzieży - poprawiła go delikatnie rozbawiona Nora. Ona i

Melania wyłoniły się właśnie tłumu i dołączyły do swoich mężów.

- No właśnie, misiaczku. - Melania szturchnęła Joego w ramię. Wyglądała

olśniewająco w czarnej sukience, która odsłaniała jej okrągłe ramiona. - Ciągle

marudzisz, że tu przyszliśmy?

- A co mam robić?

- Jesteś beznadziejny. - Melania potrząsnęła głową. - Cześć, Eli - zwróciła się

do męża Nory.

- Witaj, Mel. Jak ci poszło z burmistrzem? - spytał Norę, przyciągając ją do

siebie.

- Doskonale. Ciągle nie mogę uwierzyć, że chciał ze mną rozmawiać.

Eli zdziwił się, kiedy Nora przytuliła się do niego i lekko pogłaskała go po

plecach.

- Możemy już pójść do domu? - Joe popatrzył błagalnie na swoją żonę.

- Nie ma mowy. Dopiero co przyszliśmy.

- Daj spokój, Mel. Spełniliśmy swój obywatelski obowiązek na rzecz biblioteki,

kupując bilety. Po co mamy się tu dłużej kręcić?

- Ponieważ mam ochotę potańczyć.

- Czy nie słyszysz, jak fatalnie grają?

- Wszystko mi jedno. - Mel władczym gestem ujęła męża za rękę i pociągnęła

go na parkiet.

- Ty też chciałabyś potańczyć? - Eli spojrzał na Norę. Dostrzegł w jej oczach

nie skrywane rozbawienie.

R S

background image

- 104 -

- Wiesz, prawdę mówiąc... chyba nie. Na dziś mam dosyć balowych atrakcji.

Jeśli się zgodzisz, wolałabym się przenieść w jakieś spokojniejsze miejsce, gdzie

mogłabym zrzucić te buty. - Nora pogładziła Eliasza po rękawie. - Nie miałabym nic

przeciwko temu, żebyśmy byli tam sami.

Ta kobieta nieustannie go zaskakiwała.

- Masz na myśli jakieś konkretne miejsce? - spytał lekko ochrypłym głosem Eli.

- Tak - odparła po krótkiej chwili wahania.

- Kochanie, zgadzam się bez zastrzeżeń. Natychmiast się stąd wynosimy.

- Żartujesz, prawda? - upewniał się Eli.

Nora stała przed okazałym dębem, który górował ponad innymi drzewami,

rosnącymi na tyłach posiadłości okalającej Wierzbowy Dwór. Księżyc przeświecał

poprzez gałęzie, rzucając srebrzysty blask na trawę. Łagodny powiew wiatru muskał

policzki Nory. Odetchnęła głęboko, wdychając świeży zapach trawy pomieszany z

wonią róż.

- Wcale nie - odparła, patrząc z upodobaniem na męża. Zdążył już zdjąć górę od

fraka i muszkę; w rozpiętej koszuli stał pod drzewem i trzymając ręce na biodrach,

wpatrywał się w domek, umocowany wysoko wśród gałęzi. - Tam jest świetnie. Zaraz

sam się przekonasz.

- Noro...

- Uwierz mi.

Zręcznie zaczęła wspinać się po drabinie, zadowolona, że rozcięcie w sukni

ułatwiało jej zadanie. Butów i pończoch pozbyła się już w samochodzie. Szybko

stawiała bose stopy na kolejnych szczeblach, kiedy nagle w połowie drogi zatrzymał ją

głos Eliego. Spojrzała w dół.

- Co się stało?

- Niezły widok. - Eli błysnął zębami w uśmiechu.

- Naciesz się nim do woli, bo jeśli nie przyjdziesz na górę, nic więcej nie

zobaczysz.

- Nie drażnij mnie - ostrzegł Eli, zdejmując buty i skarpetki.

Nora zaśmiała się głośno. Po chwili poczuła, że drabina drży pod ciężarem ciała

Eliasza. Szybko pokonała ostatnie szczeble i uniosła klapę, prowadzącą na odkrytą

R S

background image

- 105 -

werandkę domku. Starając się nie podrzeć sukienki, przecisnęła się przez otwór i sta-

nęła na drewnianej podłodze. Z wysiłku nie mogła złapać tchu, policzki jej płonęły.

Eli wkrótce znalazł się obok niej. Widać było, że mała wspinaczka ani trochę

nie zmęczyła tego silnego mężczyzny. Nora poczuła lekkie uczucie zazdrości. Będę

musiała poćwiczyć, pomyślała.

- Naprawdę tu ładnie. - Eli rozejrzał się dokoła.

- Przecież ci mówiłam.

Nora podeszła do drzwi niewielkiego domku i wyciągnęła z wnętrza zwinięty

materac z gąbki. Rozłożyła go na werandce, gdzie zajmował całą jej powierzchnię.

Potem sięgnęła jeszcze po poduszki i koc. Drgnęła lekko, kiedy Eli odebrał je od niej.

Umościł posłanie, po czym pochylił głowę i musnął wargami odkryte ramiona Nory.

- Nie zachomikowałaś tu gdzieś zimnego piwa? - mruknął, całując ją we

wrażliwe miejsce za uchem.

Nora poczuła przyjemny dreszcz, który przebiegł jej po krzyżu.

- Niestety, nie. Przykro mi, że cię rozczarowałam. - Uśmiechnęła się niepewnie.

Eli przytulił ją do siebie, kreśląc językiem kółka wokół jej ucha.

- Nic nie szkodzi. Poszukam sobie innego zajęcia. Lepszego niż picie piwa.

Ujął w dłonie twarz Nory i wpił się ustami w jej wargi.

Wcześniej uzgodnili, że ze względu na obecność Chelsea nie będą się kochać w

domu, więc ostatnie dni upłynęły im w napięciu, zwiększonym przez gorące

spojrzenia i kradzione w pośpiechu pocałunki. Teraz nareszcie mogli nacieszyć się

sobą do woli.

Eli przesuwał dłońmi po ciele Nory, aż dotarł do zamka błyskawicznego sukni.

Po chwili wieczorowa kreacja leżała na podłodze, a Eli rozpinał już nowy biustonosz

Nory ze szkarłatnej koronki i ściągał z niej skąpe majteczki. Sycił wzrok jej nagością,

gładką skórą lśniącą w księżycowym blasku.

- Jesteś piękna - szepnął, zdejmując spodnie i kalesonki.

Objął Norę mocniej i pociągnął ją za sobą na materac.

Kochali się długo, niespiesznie. Nora zaprotestowała instynktownie, kiedy Eh,

zamiast położyć się na niej, obrócił ją na brzuch i z obu stron otoczył nogami, ale

uciszył jej obawy, zapewniając, że nie zrobi niczego, na co ona nie wyrazi zgody.

R S

background image

- 106 -

Nora rozluźniła się i z zachwytem napawała się nową dla niej sytuacją. Nie

widziała dokładnie, co Eli robi, ale dzięki temu mocniej czuła każdy jego ruch,

intensywniej wchłaniała podniecający zapach ciała.

Napięcie narastało, aż w pewnym momencie Norę przebiegł nie dający się

opisać dreszcz rozkoszy. Krzyknęła, sygnalizując, że jest już gotowa na ostateczne

spełnienie.

Zmęczeni miłosnymi zapasami opadli potem oboje na materac. Tulili się do

siebie, dziękując sobie nawzajem za przeżycia, których przed chwilą doznali. Długo

leżeli tak, niezdolni wykonać najmniejszego ruchu. Nora chłonęła ciepło ukochanego

ciała, pewna, że jeszcze nigdy dotąd nie była tak szczęśliwa.

- Dobrze się bawiłaś dzisiejszej nocy? - spytał w pewnej chwili Eli, obracając

się na bok.

- Ostatnie pół godziny było wyśmienite. Eli uszczypnął ją delikatnie w ramię.

- Miałem na myśli bal.

- Ach, tak. Było dość przyjemnie. - Nora nieraz w przeszłości marzyła, by tak

swobodnie zachowywać się wśród ludzi. Cieszyła się z udanego wieczoru, a jej radość

zwielokrotniał jeszcze fakt, że Eli też w nim uczestniczył. - A jak ty się tam czułeś?

- Nie najgorzej.

Po chwili usłyszała jego przytłumiony śmiech.

- Co cię tak rozbawiło?

- Wyobraziłem sobie, jaką minę zrobił Joe, kiedy się zorientował, że nas tam

nie ma.

Nora wsunęła palce we włosy Eliasza i zaczęła masować skórę jego głowy, a

potem karku.

- Twój przyjaciel nie przepada za takimi oficjalnymi imprezami, prawda?

- Łagodnie powiedziane. Ale się wścieknie, kiedy mu powiem, że to ty chciałaś

stamtąd uciec.

Dłoń Nory na chwilę znieruchomiała.

- Chyba nie powiesz mu... wszystkiego?

- Jasne, że nie. Opowiem tylko co ciekawsze kawałki.

- Nie ośmielisz się, Eli!

R S

background image

- 107 -

- Nie bój się, żartowałem. - Ziewnął przeciągle. - Czy mogę mu tylko opisać

twoją czerwoną bieliznę?

- Zdecydowanie nie!

- Oj, Szaraczku, poczucie humoru ci nie dopisuje. Proponuję układ: ty będziesz

nadal masować mi kark - powieki Eliego opadły lekko - a ja w zamian przyrzekam nie

pisnąć ani słowa o tym, co zdarzyło się na tym drzewie.

- To podły szantaż!

- Taak... czyż to nie wspaniałe?

Nora słyszała, że oddech Eliego staje się coraz bardziej jednostajny. W

milczeniu podziwiała w ciemności kontury jego twarzy. Powieki zaczęły jej ciążyć...

- Kocham cię, Eli - zdążyła wyszeptać, nim na dobre zapadła w sen.

Tymczasem Eli nagle się rozbudził. Leżał bez ruchu, a serce waliło mu w piersi

jak oszalałe.

Dlaczego, do licha, musiała to powiedzieć? Dlaczego wyznała mu miłość? Co

on miał teraz zrobić z tym fantem?

R S

background image

- 108 -

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Poniedziałek zapowiadał się na bardzo upalny dzień. Minęło dopiero wpół do

jedenastej, ale w warsztacie, mimo otwartych okien i drzwi, powietrze było gęste i

ciężkie.

Ciężar leżał również na sercu Eliego, który stał pochylony nad otwartą maską

samochodu Andrei Rand. Dokręcił śruby mocujące nowy alternator, wyprostował się i

otarł dłonią pot z czoła. Co za ironia, pomyślał, że właśnie dziś musi się zajmować

samochodem jednej z osób zatrudnionych w bibliotece. Nawet tu, w warsztacie, nie

może uciec myślami od Nory. Wewnętrzny głos bez przerwy nękał Eliasza pytaniem,

co zamierza zrobić z jej miłosną deklaracją.

Kiedy Nora powiedziała mu „kocham cię" i natychmiast zapadła w sen, Eli nie

mógł już zmrużyć oka i nieustannie powtarzał w myślach te dwa niebezpieczne słowa.

Mógł, oczywiście, udać, że niczego nie usłyszał, przytulić Norę do siebie i nic

by się między nimi nie zmieniło. Nadal byliby kochankami. W końcu przecież wzięli

ślub.

Uczciwość nie pozwalała jednak Eliemu na takie zachowanie. Odkąd zbliżył się

do Nory, zaczął troszczyć się o nią jak o nikogo dotąd w swoim życiu, z wyjątkiem

córki. Za nic na świecie nie chciał jej zranić. Wiedział jednak, że to się stanie, jeśli

szybko czegoś nie postanowi. Nora była zbyt ufna, zbyt naiwna i chętnie doszukiwała

się w każdym najlepszych cech. Nawet, a może przede wszystkim, w nim.

Wtedy, w domku na drzewie, dobrze po północy dobudził w końcu Norę i

mimo jej lekkich protestów skłonił, by przenieśli się do domu. Była tak zaspana, że

pozwoliła ubrać się w sukienkę i sprowadzić na dół po drabinie. Przedtem zdążyła

nawet zwinąć materac i koce, które schowała z powrotem do domku. Kiedy stanęli w

drzwiach jej sypialni, przytuliła się do męża i pocałowała go czule na dobranoc.

Jeśli nawet zastanowiło ją nietypowe dla niego milczenie i niezręczność

ruchów, niczego nie dała po sobie poznać.

R S

background image

- 109 -

Podobnie było następnego dnia. Aż do wieczora ani słowem nie wspomniała o

tym, co się wydarzyło. Eli wiedział jednak, że to nie może trwać wiecznie. W końcu,

jeśli nadal będzie jej unikać, spyta o przyczynę takiego zachowania.

I co ma jej na to odpowiedzieć?

Noro, bardzo lubię uprawiać z tobą seks, ale obawiam się, że pomyliłaś

pożądanie z miłością?

Piękny tekst, nie ma co! Nie mógł jednak nadal z nią sypiać, teraz, kiedy już

wiedział, co Nora do niego czuje.

Pozostało jedno wyjście: on i Chelsea muszą jak najszybciej wyprowadzić się z

jej domu.

Kiedy o tym pomyślał, poczuł, że jakiś potworny ciężar przygniata mu klatkę

piersiową.

W ciągu minionych sześciu tygodni, które spędził pod jednym dachem z Norą,

przekonał się, że nie jest ona nijaką starą panną, za jaką przez lata wszyscy ją uważali,

lecz pełną ciepła kobietą o złotym sercu, wspaniałą, namiętną kochanką, marzeniem

każdego mężczyzny.

Problem polegał na tym, że nie była odpowiednią kobietą dla niego. Szkoda, że

w porę o tym nie pomyślał.

Nagle Eli usłyszał, że ktoś wchodzi do warsztatu. Odwrócił się i zobaczył

stojącego w drzwiach adwokata Ezrę Lampleya.

- Dzień dobry, Eliaszu. - Starszy pan skłonił głowę. Mimo upału miał na sobie

elegancki letni trzyczęściowy garnitur. - Mam nadzieję, że nie przeszkadzam w pracy.

- Skądże znowu, proszę wejść. Czyżby pański cadillac sprawiał znów jakieś

kłopoty?

- Samochód jest w porządku. Zjawiłem się tu z całkiem innego powodu. -

Adwokat zręcznie ominął tłustą plamę oleju na podłodze i podszedł do Eliego. -

Powinienem był najpierw zatelefonować, ale właśnie wybierałem się na spotkanie z

klientem i pomyślałem, że po drodze wpadnę tutaj. Przyniosłem coś, na co z

pewnością od dawna niecierpliwie czekasz.

Ezra Lampley sięgnął do kieszeni, wydobył z niej długą kopertę i wręczył ją

Eliaszowi.

R S

background image

- 110 -

Eli zdziwił się, gdyż pamiętał, że Lampley zapłacił już wcześniej za naprawę

samochodu. Spojrzał w celofanowe okienko koperty i zobaczył w nim wydrukowane

swoje nazwisko i adres. Nadawcą była firma ubezpieczeniowa. Rozerwał kopertę i

wydobył z niej prostokątny, jasnozielony blankiet. Był to czek, opiewający na kwotę,

o jakiej nawet nie ośmielał się marzyć.

To wprost niewiarygodne. Półtora miesiąca temu otrzymanie tego czeku

miałoby dla niego ogromne znaczenie. Teraz patrzył nań obojętnym wzrokiem.

- Jakim cudem znalazł się on w pańskich rękach? - spytał adwokata.

- To żadna tajemnica - odparł Lampley. - Dziś rano załatwiałem w firmie

ubezpieczeniowej pewne sprawy i kiedy ktoś wspomniał, że jest już czek dla ciebie,

zaproponowałem, że ci go dostarczę.

- Dlaczego w ogóle rozmawiano z panem na ten temat? - zdziwił się Eli.

- Widzę, że Nora o niczym ci nie wspomniała - powiedział adwokat.

- O czym niby miałaby wspominać?

- Prosiła, żebym pomógł przyspieszyć wypłatę twojego ubezpieczenia. Niestety,

wcześniej niewiele mogłem zrobić. Ot, zatelefonowałem do jednego czy dwóch

starych przyjaciół. Dopiero kiedy się pobraliście, sprawy nabrały tempa.

- Kiedy Nora prosiła pana o pomoc?

- Stało się to dokładnie tego dnia, kiedy odrzuciłeś jej propozycję małżeństwa. -

Adwokata nagle ogarnęły wątpliwości. Może zachował się niezręcznie? - Mam

nadzieję, że nie czujesz się urażony, iż ktoś postronny wtrąca się do twoich spraw. Za-

pewniam, że nasze intencje były jak najlepsze. Nora bardzo chciała ci pomóc.

Eli nie miał co do tego najmniejszych wątpliwości. Zdążył już poznać

altruistyczną naturę Szaraczka. Adwokat zerknął na zegarek.

- Przepraszam najmocniej, ale muszę już iść, bo spóźnię się na następne

spotkanie.

Eli mruknął pod nosem słowa pożegnania i spojrzał na czek, który ściskał w

dłoni. W tym momencie przyszedł mu do głowy pewien pomysł i przez chwilę

rozważał go w skupieniu.

R S

background image

- 111 -

Nora nieświadomie dostarczyła mu doskonały pretekst do należytego

zakończenia całej historii. Wystarczy, że Eli dobrze odegra swoją rolę, i będzie po

wszystkim.

Kiedy o tym pomyślał, coś ścisnęło go w gardle.

Po co te sentymenty, tłumaczył sobie. Musisz to zrobić i już.

- ...A kiedy nadeszła zima, patrzyłem, jak z nieba lecą śnieżne płatki. Potem

zwinąłem się w kłębek i zasnąłem w dziupli czarodziejskiego drzewa, śniąc o wiośnie.

- Nora zamknęła książkę i z uśmiechem popatrzyła na skupione twarze przed-

szkolaków, siedzących u jej stóp. - To już koniec bajki.

Przez chwilę w sali panowała głęboka cisza, po czym dzieci, jedno przez

drugie, zaczęły zasypywać Norę pytaniami na temat wysłuchanej opowieści. Jedne

dziwiły się, dlaczego królik spał w dziupli na drzewie, inne dopytywały się, gdzie się

podziewali jego rodzice, któraś z dziewczynek chciała wiedzieć, czemu zwierzątko

nosiło czerwone spodenki.

Rozbawiona Nora właśnie zamierzała zaspokoić ciekawość najmłodszych

podopiecznych z wakacyjnej grupy czytelników, kiedy nagle zobaczyła Eliego. W

roboczym ubraniu stał oparty o róg regału z książkami i machał do niej dłonią.

Wyglądał tak pociągająco, że zupełnie zapomniała, co chciała powiedzieć dzieciom.

Popatrzyła błagalnie na towarzyszącą jej koleżankę.

- Dzisiaj pani Kulath odpowie na wasze pytania - zwróciła się do małych

słuchaczy. - Zgadzasz się, Madeline?

Madeline uprzejmie skinęła głową i gestem dała znak Norze, że jest już wolna.

Nora podziękowała jej i żegnana okrzykami dzieci podeszła do męża.

- Co za miła niespodzianka! - powiedziała.

- Muszę z tobą porozmawiać - oświadczył. - Znajdziesz dla mnie chwilę czasu?

- Oczywiście. Możemy iść do mojego biura i...

- Nie - przerwał jej krótko i stanowczo. Widząc niepokój w oczach Nory, dodał

szybko: - Rozmowa zajmie nam chyba więcej niż parę minut. Czy mogłabyś stąd

wyjść na dłużej?

Nora zerknęła na zegarek. Minęła już jedenasta, co od biedy można uznać za

porę lunchu.

R S

background image

- 112 -

- Oczywiście, że tak. Uprzedzę Andreę i wezmę moją torebkę.

- Gdyby ta panienka zaczęła pyskować, przypomnij tylko, że jej samochód stoi

w moim warsztacie.

- Nie omieszkam - powiedziała z uśmiechem Nora.

- Doskonale. Poczekam na ciebie na zewnątrz.

Kiedy Eli wyszedł z sali, Nora zrozumiała, że po raz pierwszy od dwóch dni

poczuła ulgę. Nareszcie jej mąż zachowywał się normalnie. Tłumaczyła sobie, co

prawda, że przyczyną jego niezwykłego spokoju i wyciszenia było wyłącznie

zmęczenie i nadmiar wrażeń, ale w głębi duszy wyobrażała sobie o wiele gorsze

rzeczy.

Teraz pomyślała, że jej lęki były bezpodstawne. Natychmiast zrobiło jej się

lekko na sercu. Raźnym krokiem ruszyła na poszukiwanie Andrei.

Kilka minut później stanęła przed gmachem biblioteki obok czekającego na nią

Eliasza.

- Załatwiłaś sprawę? - spytał.

- Tak, chociaż Andrea nie była szczególnie rada z mojego wyjścia.

- Wyobrażam sobie.

- Eli, czy mogę poprowadzić? Muszę poćwiczyć, jeśli chcę w przyszłym

tygodniu zdać egzamin na prawo jazdy.

- Proszę bardzo. - Eli wręczył Norze kluczyki do samochodu.

- Dokąd chciałbyś pojechać? - pytała Nora, jadąc uważnie przez miasto.

- Wszystko mi jedno. Jedź, dokąd chcesz.

- Dobrze. - Nora skierowała samochód w stronę drogi biegnącej obok

Wierzbowego Dworu. - Powiedz, co cię do mnie sprowadza?

- Lepiej ci pokażę. - Eli wyjął z kieszeni koszuli złożony kawałek papieru. -

Spójrz na to.

- Co to jest?

- Czek.

- Tyle to sama widzę. Chodzi mi...

- W końcu wypłacili mi odszkodowanie. - Eli uśmiechnął się z satysfakcją.

- Naprawdę? To wspaniale!

R S

background image

- 113 -

- Zgadzam się. - Eli starannie złożył czek i schował go z powrotem do kieszeni.

- Na to właśnie czekałem. Jutro spotkam się z Jackiem Christopherem i omówimy

plany związane z nowym warsztatem. A dziś po południu umówiłem się z agentem na

oglądanie domu do wynajęcia. Musisz go zobaczyć, Noro. Jest naprawdę doskonały, a

zaledwie trzy domy dalej mieszka Sara. Chelsea będzie zachwycona.

Nora poczuła nagle, że powietrze staje się coraz gęściejsze i trudno jej

oddychać.

- Słucham? - spytała, całkowicie zaskoczona.

- Lampley zdradził mi, jak wiele zawdzięczam tobie. Doceniam twoje starania i

naprawdę szczerze ci dziękuję. Za wszystko. Z początku nie sądziłem, że twój pomysł

ma ręce i nogi, ale życie pokazało, że się myliłem. Wszystko poszło lepiej, niż

mógłbym sobie wyobrazić.

- Eli... - odezwała się Nora, ale on chyba wcale jej nie słyszał. Swobodnie

wyciągnął przed siebie nogi, rozparł się wygodnie w fotelu. Tak wygląda człowiek w

pełni zadowolony z siebie.

- Ty zachowałaś swój dom, a ja otrzymałem należne mi pieniądze. Poza tym

oboje całkiem interesująco spędziliśmy lato...

- Eli, natychmiast przestań.

- O co ci chodzi? - zdziwił się.

Nora zastanawiała się, co odpowiedzieć, ale trudno jest człowiekowi logicznie

myśleć, kiedy cały jego świat wali się w gruzy.

- Nie ma powodu, abyście się wyprowadzali - oświadczyła w końcu spokojnie,

próbując nie okazać, jak bardzo oszołomiły ją słowa Eliasza. - Jesteście więcej niż

mile widziani w Wierzbowym Dworze i możecie tam mieszkać podczas odbudowy

waszego domu.

- Dziękuję ci bardzo za tę propozycję, ale wkrótce zaczyna się szkoła i

chciałbym, żeby do tej pory Chelsea osiadła gdzieś na stałe.

- Tak, ale...

- Naprawdę uważam, że to najlepsze rozwiązanie. Dla nas wszystkich - dodał.

Ciężarówka pojawiła się na jezdni nie wiadomo skąd i w tym momencie Nora

zorientowała się, że od dobrych kilku minut nie zwraca w ogóle uwagi na to, co się

R S

background image

- 114 -

dzieje na drodze, skupiona jedynie na tym, co mówi do niej Eli. Zmieszana, skręciła w

pierwszą możliwą przecznicę i jej zakłopotanie wzrosło, kiedy się zorientowała, że

podświadomie dotarła do nieczynnego ujęcia wody. W tym właśnie miejscu ona i Eli

po raz pierwszy padli sobie w objęcia. Nora zatrzymała samochód i próbowała po-

zbierać rozproszone myśli.

- Twoje odejście wcale mnie nie cieszy - powiedziała w końcu, starając się

panować nad drżącym głosem. - Chcę, żebyś został, żebyśmy byli razem.

Po raz pierwszy Eli się zawahał.

- Teraz tak uważasz - zaczął ostrożnie - ale uwierz mi, że za tydzień lub dwa,

kiedy wszystko wróci do normy, będziesz szczęśliwa, że ja i Chelsea nie siedzimy ci

już na głowie.

- Nieprawda. Nie będę. - Nora odetchnęła głęboko. - Kocham Chelsea i chcę,

żebyśmy wszyscy troje stanowili rodzinę. - No, teraz mu powiedz, ponaglała się w

myślach. - Ciebie też kocham, Eli.

Serce waliło jej jak młotem, kiedy czekała na jego reakcję. Ku jej ogromnemu

zaskoczeniu Eli po prostu pokręcił głową.

- To nieprawda. Może tak ci się wydaje, ale tylko dlatego, że nie masz żadnej

skali porównawczej.

Nora patrzyła na męża szeroko otwartymi oczami. Było jej słabo i bała się, że

za chwilę zemdleje.

- Przepraszam - ciągnął Eli - bo to wszystko moja wina. Wiedziałem, że coś

takiego może się zdarzyć, ale pozwoliłem, by sprawy wymknęły się spod kontroli.

Powinienem był uważać.

Nora poczuła zawrót głowy i ucisk w klatce piersiowej. Ledwo mogła

oddychać. Potem zapiekły ją oczy. Stopniowo jednak ból zamieniał się w złość. Nie

była już przecież tym biednym Szaraczkiem, który zawsze hamował swoje emocje,

byle tylko nikogo nie urazić. Stała się kobietą wyzwoloną z własnych lęków, kobietą,

która miała odwagę powiedzieć to, co myśli.

- Nie musisz mnie przepraszać - odparła bez ogródek. - Nie jestem dzieckiem,

za które ponosisz odpowiedzialność. Mój dziadek stale mi powtarzał, co mam robić,

czuć, co jest dla mnie dobre, a co nie, dlatego raz na zawsze dość mam takich pouczeń.

R S

background image

- 115 -

Sama wiem, czego chcę. Jeśli to nie pokrywa się z tym, czego ty chcesz, to już twoja

sprawa, ale nie udawaj, że robisz cokolwiek z mojego powodu. Myślę, że chodzi o coś

zupełnie innego.

- Mylisz się. Poza tym brak ci rozsądku. W przeciwnym razie sama

zauważyłabyś, że jesteśmy dla siebie całkowicie nieodpowiednimi partnerami.

- Pod jakim względem?

- Daj spokój, Noro. Ty skończyłaś dwa fakultety, ja jestem prostym

mechanikiem.

- To nie ma dla mnie żadnego znaczenia.

- A powinno mieć. I pewnie sama to zrozumiesz, kiedy dotrze do ciebie, że nie

mam pojęcia o większości zagadnień, o których rozmawiałaś na przyjęciu.

- No i co z tego? Ja nie odróżniam świecy od gaźnika. Czy dlatego mam się

czuć kimś gorszym?

- Nie wykręcaj kota ogonem. Różnimy się teraz i tak samo było w przeszłości.

Są rzeczy, których o mnie nie wiesz...

- I ta wiedza do niczego nie jest mi potrzebna. Wiem o tobie wszystko, co jest

istotne. Cokolwiek kiedyś się wydarzyło, ukształtowało ciebie na takiego człowieka,

jakim jesteś dzisiaj. Tylko to dla mnie się liczy.

- Niech ci będzie. Ale nie zaprzeczysz, że ty masz pieniądze, a ja nie.

- Naprawdę? Czyżbyś zapomniał o czeku, który schowałeś do kieszeni?

Eli uniósł ręce w geście poddania.

- Dobrze już, dobrze. Może masz rację, a ja jestem przewrażliwiony i

przesadzam. Muszę jednak pamiętać o Chelsea. Raz już straciła matkę. Dla jej dobra

musimy zakończyć nasz związek, zanim sprawy zajdą za daleko.

- Nigdy nie zrobiłabym czegoś, co mogłoby zranić Chelsea - powiedziała

powoli Nora. - Byłabym natomiast najszczęśliwszą kobietą na świecie, gdyby kiedyś

zechciała uznać mnie za swoją matkę. Jestem więc pewna, że po prostu zasłaniasz się

Chelsea, by ukryć coś innego.

- Doprawdy? Cóż takiego miałbym ukrywać?

- Niewiarę w to, że ktokolwiek oprócz twojej córki byłby w stanie cię pokochać

- odparła Nora, nie namyślając się, i zrozumiała, że trafiła w samo sedno.

R S

background image

- 116 -

Jakiś mięsień w policzku Eliego zaczął drgać nerwowo.

- Dlaczego miałbym się obawiać miłości?

- Nie wiem. Może z powodu twojej matki. Albo... tego, co zaszło między tobą a

matką Chelsea.

- Też coś - powiedział z niesmakiem Eli. Zsunął z nosa przeciwsłoneczne

okulary i błyszczącymi oczami wpatrywał się w Norę. - Uważasz zatem, że leczę

zranione serce czy coś w tym rodzaju? Bzdura. Matkę Chelsea ledwo znałem. Raz się

ze sobą przespaliśmy i nie poświęciłem jej potem ani jednej myśli do czasu, gdy sześć

lat później w drzwiach mojego domu stanął pracownik opieki socjalnej i

poinformował mnie o fakcie, że jestem ojcem. Czy w takim facecie można się

zakochać? Sama widzisz, co ze mnie za partner.

- Oczywiście, że widzę. Doskonale wiem, w kim się zakochałam. W

mężczyźnie, który przygarnął nie znane sobie dotąd dziecko i mimo wszelkich

przeciwności otoczył je najczulszą opieką. Który zmienił swoje życie, potrafi uczyć

się na własnych błędach i pomógł mi zdobyć tę samą wiedzę.

Eli popatrzył na Norę ze złością i zacisnął szczęki.

- Ta rozmowa prowadzi nas donikąd - oświadczył, otwierając drzwi

samochodu.

- Co ty wyprawiasz? - spytała ostrym tonem Nora.

- Musisz wracać do biblioteki, więc cię tam zawiozę. W tym stanie nie

powinnaś prowadzić.

Ten palant w ogóle nie słuchał, co do niego mówiła! Nora zacisnęła dłonie na

kierownicy i patrzyła przed siebie, podczas gdy Eli gramolił się z samochodu.

Nagle przypomniała sobie, że identyczna scena miała tu miejsce już wcześniej.

Jednakże od tamtej pory ona się zmieniła. Nie była już tą nieśmiałą, zahukaną

dziewicą. Pora, by Eli wreszcie to zauważył.

Nora sama nie wiedziała, co za licho ją podkusiło. Kiedy Eli zamknął drzwi i

odszedł kawałek od samochodu, wcisnęła sprzęgło, wrzuciła pierwszy bieg i

odjechała, zostawiając Eliego za sobą w chmurze pyłu.

Skowyt, jaki wydobył się z jego gardła, prawie pozwolił Norze zapomnieć o

zranionym sercu.

R S

background image

- 117 -

- Oto nagroda za moje starania. Wyhodowałem żmiję na własnej piersi -

mruczał pod nosem Eli, wlokąc się w stronę miasta po rozgrzanym asfalcie, który

parzył mu stopy obute w tenisówki na cienkiej podeszwie. - Po raz pierwszy w życiu

starałem się zachować jak porządny facet, przedłożyłem dobro kobiety ponad własne

potrzeby i jaka nagroda mnie za to spotkała? Niewdzięcznica ukradła mój samochód i

zostawiła mnie samego na środku drogi.

Ze złością kopnął kamień, który potoczył się w kępę trawy porastającej pobocze

jezdni.

Eliemu niewiele pomógł ten wybuch. Pot lał się z niego strumieniem, chociaż

maszerował dopiero niecałe pięć minut, a na palcu stopy zaczął mu się tworzyć

pęcherz. Najgorsze było jednak rozmyślanie o tym, co uświadomiła mu Nora.

Sam przed sobą nie chciał przyznać, że miała rację. Wiedział, że sprawy

między nimi wymknęły mu się spod kontroli, a tego nie znosił. Utrata kontroli

oznaczała uzależnienie się od kogoś. Dawno, dawno temu, kiedy opuściła go matka,

przysiągł sobie, że nigdy więcej nie uwierzy w taką bzdurę jak miłość. Nora

bezbłędnie odgadła, że jego postawa była wynikiem przeżyć z dzieciństwa.

Nie wiedziała jednak wszystkiego. Sam przed sobą przyznał, że do ubiegłej

soboty podświadomie sądził, że wyświadcza Norze uprzejmość, obdarzając ją swoimi

względami. Czuł się również mile połechtany tym, że ta kobieta aż tak go pożąda.

Wszystko się zmieniło po sobotnim przyjęciu, na którym Nora z poczwarki

przemieniła się w motyla. Wszyscy goście byli pod wrażeniem jej wyglądu i

inteligencji. Po raz pierwszy to ona górowała nad Elim i chociaż cieszył się z jej

sukcesu, równocześnie zaczęły targać nim obawy, że teraz, kiedy nie będzie jej już

potrzebny, w końcu go porzuci - tak jak zrobiła to jego matka.

Kiedy Nora wyznała mu miłość, przeraził się nie dlatego, że jej nie uwierzył;

poczuł strach, bo za bardzo pragnął, aby to była prawda. Bał się, że w przyszłości

może zostać zraniony, i dlatego zachował się jak asekurant: na wszelki wypadek

pierwszy postanowił zakończyć ich związek.

Przyszła pora, by spojrzeć prawdzie prosto w oczy.

Ze wszystkich ludzi, jakich kiedykolwiek znał, najbardziej mógł ufać właśnie

Norze. Przecież to ona zawsze, od początku, wierzyła w niego. Nie zmieniła o nim

R S

background image

- 118 -

zdania nawet wtedy, kiedy wyjawił jej wstydliwy sekret związany z matką Chelsea i

przyznał się, że nie miał pojęcia, iż został ojcem. Wprost przeciwnie, dostrzegła dobre

strony tego, co tak fatalnie się zaczęło.

Trudno się dziwić, że pokochał taką kobietę jak ona.

Eli zacisnął powieki, zastanawiając się, dlaczego tyle czasu musiało minąć,

żeby zrozumiał ten oczywisty fakt.

Kochał Norę i zdał sobie sprawę, że niełatwo mu będzie ją teraz o tym

przekonać, kiedy rozstali się w tak idiotyczny sposób. Musiała być naprawdę mocno

poruszona, skoro odjechała, zostawiając go samego na środku drogi.

Przypomniał sobie, jak wyglądała, odjeżdżając: miała zaczerwienione policzki,

błyszczące ze złości oczy, cudownie rozwichrzone włosy. Na to wspomnienie oblała

go nagle fala gorąca, mającego niewiele wspólnego z panującym na dworze upałem.

Eliasz zrozumiał, że musi znaleźć sposób, by wynagrodzić Norze cierpienie,

jaki bezmyślnie jej zadał.

Nieoczekiwany dźwięk klaksonu przerwał jego rozważania. Serce zabiło mu

mocniej w piersi w nadziei, że to może Nora wróciła. Szybko jednak się zorientował,

że sygnał dobiega z przeciwnej strony niż ta, w którą odjechała. Odwrócił się i za-

uważył znajomego forda taurusa. Kierowca nacisnął hamulec i auto zatrzymało się

obok Eliego. Za kierownicą siedziała Melania Rawlins.

- Dobrze mi się wydawało, że to ty! - zawołała zza uchylonej szyby. - Co tu

porabiasz? Gdzie twój samochód?

Mel rozejrzała się dokoła, jakby szukała ukrytej w krzakach corvetty.

- To długa historia - powiedział z uśmiechem Eli. - Czy mogłabyś mnie

podwieźć do miasta? Muszę załatwić pewną ważną sprawę.

Nora stała na tarasie przylegającym do jej sypialni i wpatrywała się w barwny

kobierzec kwiatów, rosnących wokół Wierzbowego Dworu. Tłusta czarno-żółta

pszczoła z głośnym bzyczeniem przelatywała z jednego kwiatka na drugi i pracowicie

spijała słodki nektar, mały rudzik nurkował w sadzawce, szukając ochłody.

Niegdyś ta spokojna scenka radowałaby jej duszę, teraz jednak wszystko

wydawało się Norze puste, pozbawione sensu - dopóki nie spojrzała w stronę

rosnącego nieopodal klonu, pod którym Chelsea i Sara urządzały właśnie herbatkę dla

R S

background image

- 119 -

swoich lalek. Nie słyszała, co mówią do siebie dziewczynki, ale ich wdzięczne

chichotanie kojąco brzmiało w jej uszach.

Próbowała wyobrazić sobie przyszłość bez takiego śmiechu, lecz było to ponad

jej siły. Wiedziała jednak, że cokolwiek się wydarzy, już nigdy nie będzie wiodła

takiej spokojnej, uporządkowanej egzystencji jak ta sprzed czasów, kiedy w jej życiu

pojawili się Eli i Chelsea.

W ciągu zaledwie jednego lata Nora zmieniła się nie do poznania. Z nieśmiałej,

cnotliwej, nadodpowiedzialnej, surowo przestrzegającej pewnych zasad osoby

przekształciła się w kobietę, która mogła wziąć sobie kochanka, urwać się z pracy na

wagary i ukraść samochód, mimo iż nie miała nawet prawa jazdy.

Nora przygryzła wargę. Poczuła, że łzy napływają jej do oczu, a jednocześnie

wstrząsają nią drgawki śmiechu. Cała sytuacja naprawdę byłaby zabawna, gdyby się ta

nowa Nora nie wygłupiła, odjeżdżając bez Eliego. Dlaczego to zrobiła?

Po prostu dlatego, że na to zasłużył, nazwał rzecz po imieniu jej wewnętrzny

głos.

Serce podpowiadało jednak co innego. Nie powinna była zachować się tak

bezwzględnie. Należało w inny sposób zmusić Eliego, by w końcu przejrzał na oczy i

zrozumiał, że Nora kocha go bezwarunkowo i to uczucie nigdy nie przeminie.

Dziewczynki bawiące się pod drzewem poderwały się nagle i pobiegły w stronę

domu. Nora patrzyła w ślad za nimi, pewna, że za chwilę zjawią się w jej pokoju, i

zastanawiała, się czego tym razem zażądają. W ciągu ostatniej godziny pytały ją już,

czy mogłaby pójść do sklepu po lody, zamówić na obiad pizzę i pozwolić Sarze zostać

na noc w Wierzbowym Dworze.

Tak jak się domyśliła, po chwili usłyszała pukanie do drzwi.

- Nora? - odezwał się znajomy męski głos.

Poczuła, że uginają się pod nią kolana i obiema dłońmi oparła się o balustradę

tarasu.

Zaskoczenie i lęk szybko ją opuściły. Wyprostowana, odwróciła się, by stanąć

twarzą w twarz z Elim.

Wilgotne włosy świadczyły o tym, że przed chwilą wziął prysznic. Zmienił

także ubranie. Mimo upału miał teraz na sobie oprócz podkoszulka i dżinsów także

R S

background image

- 120 -

sportową marynarkę. Z pewnością ubrał się tak na spotkanie w sprawie wynajmu

domu.

Nora sięgnęła do kieszeni, skąd wydobyła kluczyki do samochodu. To była

jedyna rzecz, jaką mogła zrobić, nie tracąc godności.

- Proszę. Pewnie po to przyszedłeś - powiedziała, wręczając kluczyki Eliemu. -

Przepraszam cię za ten incydent. Naprawdę nie wiem, co mnie opętało.

Eli milczał przez chwilę, patrząc Norze w oczy. Potem wziął od niej kluczyki.

- Nic się nie stało. Zasłużyłem sobie na to.

- Naprawdę tak uważasz? - spytała z niedowierzaniem Nora.

- Naprawdę. Czasami bywam nazbyt uparty - odparł, przestępując z nogi na

nogę.

Nora ze zdziwieniem stwierdziła, że Eli jest trochę zdenerwowany, co było

całkiem do niego niepodobne.

- Potrzebne są radykalne środki, żebym się opamiętał. Oczywiście wcale cię nie

namawiam, żebyś je stosowała podczas każdej naszej kłótni.

Zabrzmiało to tak, jakby mieli jeszcze przed sobą wspólną przyszłość. W sercu

Nory zaświtał promyk nadziei.

- Zastanawiałem się nad twoją propozycją. No wiesz, żebyśmy zostali tutaj,

zanim odbudujemy nasz dom - ciągnął.

- No i co?

- Obawiam się, że to się nie uda... Nora poczuła kamień na sercu.

- ...chyba że przyjmiesz ten przedmiot.

Eli niepewnym ruchem sięgnął do kieszeni, skąd wydobył niewielką, elegancko

opakowaną paczuszkę. Ściskał ją przez chwilę w dłoni, po czym wręczył Norze.

- Co to jest? - szepnęła.

- Sprawdź.

Nora drżącymi palcami rozerwała lśniący czerwony papier. Zobaczyła nieduże,

aksamitne pudełeczko ze sklepu jubilera. Serce zaczęło bić jej w piersi jak szalone.

Ostrożnie uniosła wieczko pudełka.

Na miękkiej wyściółce lśniło diamentowe oczko zaręczynowego pierścionka.

R S

background image

- 121 -

- Och, Eli... - Nora nic więcej nie była w stanie powiedzieć. Zakochanym

wzrokiem popatrzyła na swojego męża.

Jego piękne niebieskie oczy wyrażały całą gamę uczuć: czułość, zachwyt,

miłość.

- Nigdy nie kupiłem ci prezentu na urodziny - powiedział ciepło, przysuwając

się bliżej do Nory. - Pomyślałem też... jeśli naprawdę chcesz być moją żoną, wszystko

powinno się odbyć tak, jak należy. Kocham cię, Szaraczku - dodał. - Przykro mi, że

byłem takim głupcem. Wyjdziesz za mnie? Tym razem naprawdę?

- Tak, Eli!

Po chwili znalazła się w jego ramionach. Namiętnie całowała mężczyznę, który

niegdyś był największym łobuzem w całym miasteczku, a teraz na zawsze zdobył jej

serce.

R S


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
343 Cross Caroline Dziecko zamieci
388 Cross Caroline Przyjaciółka z dzieciństwa
Cross Caroline Dziecko zamieci(1)
231 Cross Caroline Operacja Mamusia
Cross Caroline Czekalam tyle lat
GRD0796 Cross Caroline Sila milosci
796 DUO Cross Caroline Siła miłości
0793 Cross Caroline Zaufaj mi
Cross Caroline Dziecko zamieci
147 Cross Caroline Niebezpieczny typ
280 Cross Caroline Dziecko Gavina
793 DUO Cross Caroline Zaufaj mi
343 Cross Caroline Dziecko zamieci
Caroline Cross Dziecko zamieci
Harlequin Sheikh Takes a Bride Caroline Cross
Caroline Cross Dziecko zamieci
Caroline Cross Zaufaj mi 2

więcej podobnych podstron