Sojusze egzotyczne
Anglia nie potrzebuje istnienia Polski, nigdy jej nie potrzebowała.
Czasami leży w jej interesie pchnąć nas przeciwko Rosji – jak przed epoką
Sejmu Wielkiego – czasami przeciwko Niemcom, czasami, jak w 1939,
skierować na nas atak Hitlera, aby w ten sposób od-wrócić uderzenie Hitlera
od siebie, a zwrócić je na Rosję. Ale po daniu nam „gwarancji” w 1939 r. Anglia
nie interesowała się naszymi zbrojeniami, nie pomagała nam ani groszem
w przygotowaniach wojennych, a potem nie miała najmniejszego zamiaru nam
pomóc w czasie inwazji Hitlera na Polskę, nie rzuciła w tym czasie ani jednej
bomby na Niemcy.
Sojusze zawarte pomiędzy państwami zbyt daleko od siebie położonymi i nierównie
silnymi są często sojuszami egzotycznymi. Sojusz brytyjsko-grecki nie jest sojuszem
egzotycznym, bo chociaż jest daleko z Londynu do Aten, to jednak Grecja ma, a raczej miała
duże znaczenie dla angielskich posiadłości na Bliskim Wschodzie. Po wyrugowaniu Anglii
z Suezu, Egiptu i Cypru sojusz brytyjsko-grecki egzotycznieje dla Grecji. Nierówne są siły
Francji i Luksemburga, ale niepodległość Luksemburga potrzebna jest Francji ze względów
strategicznych.
Sojusze są jak małżeństwa; najbardziej jest naturalne, gdy pobierają się ludzie tej
samej sfery, podobnych zamiłowań i niezbyt różnego wieku. Najnaturalniejsze sojusze
są sojuszami państw sąsiadujących ze sobą. Jeśli zniszczenie jednego państwa pociąga
za sobą zniszczenie drugiego państwa, to sojusz między nimi ma wszelkie cechy sojuszu
naturalnego, a nie egzotycznego.
Natomiast może być inaczej. Państewko położone w Europie Wschodniej zawiera
sojusz z państwem w zachodniej Europie, nie mając z nim wspólnej granicy ani żadnej
wspólnej linii strategicznej obrony. Wtedy zniszczenie słabszego z sojuszników nie tylko
może nie pociągnąć zniszczenia silniejszego sojusznika, lecz po prostu ten silniejszy
sojusznik może sobie powetować poniesione straty powodzeniem gdzie indziej.
Anglia, niezależnie od rządu, opinii publicznej, fluktuacji poglądów, będzie zawsze
broniła niepodległości Niderlandów. Anglia nie może zrezygnować z niepodległej Holandii
i Belgii, bo to by oznaczało oddawać w obce ręce klucze od własnego domu.
Natomiast sojusze wynikające z nastrojów przemijających nie są zbyt pewne. Oto
Stany Zjednoczone zafundowały Murzynom republikę Liberię w 1833 r. w Afryce
Zachodniej. Ale upadek Liberii nie wywołałby w XIX ani w początkach XX w. żadnego
osłabienia politycznego Stanów Zjednoczonych. Sojusz z Ameryką miał dla Liberii charakter
egzotyczny.
Swego czasu Aleksander III, cesarz Wszechrosji, wniósł toast na cześć Mikołaja I
Niegosza, księcia Czarnogóry, i nazwał go jedynym swoim sojusznikiem w Europie. Sojusz
z Rosją był dla Czarnogóry sojuszem bardzo lukratywnym, ale tym niemniej był to sojusz
wybitnie egzotyczny. Gdy po pierwszej wielkiej wojnie Czarnogóra została zaanektowana
przez Serbię, nie dotknęło to w niczym rosyjskich interesów politycznych.
Myśmy od wieków kochali Francję i mieliśmy rację, bo kultura francuska jest piękna
i warto jest za nią oddać życie. Paryż to jednocześnie Akropol i Forum Romanum naszych
czasów. Kto ratuje Francję, ten ratuje człowieczeństwo – wołał Wiktor Hugo, i miał rację.
Ale czasami na sojuszach z Francją wychodziliśmy jak Zabłocki na mydle.
Oddawaliśmy nieraz Francji poważne usługi, jak za czasów powstania kościuszkowskiego,
odciągając austriackie i pruskie siły od teatru wojny z Francją, jak w 1830 r., gdy powstanie
polskie zasłoniło Ludwika Filipa przed groźbą interwencji rosyjskiej. Francja posługiwała się
często Polską w chwili ekspansji i ofensywy potęgi państwowej, a poświęcała ją lekko
i prędko. Układy Napoleona i z Austriakami w Campo Formio, i z Aleksandrem I coś o tym
mówią. Po wielkiej wojnie, gdy Rosja była zajęta i osłabiona wojną domową, Francja
postanowiła postawić na nas, jako czynnik antyniemiecki, ale oto w 1939 r. Marcelio Deat
pisał artykuł pt. Mourir pour Dantzig opatrzony znakiem zapytania, a w 1940 w jednym
z pism francuskich widzieliśmy widok Gdańska z podpisem: „miasto, które nas drogo
kosztuje”.
Politycznie nasz sojusz z Francją posiadał pewne cechy sojuszu egzotycznego. Francja
nas potrzebowała, ale upadek i zniszczenie państwa polskiego nie powodowały jednak
automatycznie upadku Francji, chociaż znowu nie potrzeba zapominać, że osłabiały Francję,
że Francja w swoim dobrze zrozumiałym interesie państwowym winna była nas bronić.
Znowu sojusz z Francją był Polsce potrzebny, tego nie mam zamiaru negować, przeciwnie,
podkreślam to jednak najdobitniej, nigdy bym tego sojuszu ani nie zrywał, ani nie osłabiał,
lecz sojusz z Francją nie mógł być jedynym zabezpieczeniem dla Polski.
Natomiast sojusz z Anglią był dla nas sojuszem całkowicie egzotycznym. Anglia nie
potrzebuje istnienia Polski, nigdy jej nie potrzebowała. Czasami leży w jej interesie pchnąć
nas przeciwko Rosji – jak przed epoką Sejmu Wielkiego – czasami przeciwko Niemcom,
czasami, jak w 1939, skierować na nas atak Hitlera, aby w ten sposób od-wrócić uderzenie
Hitlera od siebie, a zwrócić je na Rosję. Ale po daniu nam „gwarancji” w 1939 r. Anglia nie
interesowała się naszymi zbrojeniami, nie pomagała nam ani groszem w przygotowaniach
wojennych, a potem nie miała najmniejszego zamiaru nam pomóc w czasie inwazji Hitlera
na Polskę, nie rzuciła w tym czasie ani jednej bomby na Niemcy.
Przeciwnie, Anglia buduje swoją politykę zagraniczną na antagonizmach wielkich
państw europejskich między sobą. Potrzebne są jej tarcia między Rosją i Niemcami. Istnienie
wielkiej Polski osłabiałoby te tarcia. Toteż w interesie Anglii leży, aby Polski całkiem nie
było, albo aby była możliwie najmniejsza.
Istnieje przesąd, że w wigilię św. Andrzeja można zobaczyć w lustrze swoją
przyszłość. Jestem pod wrażeniem opowiadania pewnej sceptyczki, mianowicie Ewy
Felińskiej, jak doświadczono na niej ten zabobon. Było to na Syberii, w tym kraju, w którym
widma i duchy dłużej się zachowały aniżeli w Europie. Było to na Syberii dalekiej, północnej,
za kręgiem polarnym, w kraju niesamowitej ciszy, długich nocy i blasków zorzy polarnej.
Postawiono jej dwa lustra, otwarto drzwi na długi, ciemny i pusty korytarz i kazano się
w lustra wpatrywać. I nawet ta sceptyczka w końcu zobaczyła w lustrze zjawę, ducha, choć
racjonalistyczną namiętnością zaczęła natychmiast udawać, że to było złudzenie optyczne.
Nie trzeba ani luster, ani Syberii, żeby przepowiadać wypadki, a raczej nie wypadki,
bo te się właśnie przepowiedzieć nie dadzą, lecz ogólny bieg historii. Na to wpatrywać się
trzeba nie w lustro, lecz w mapę. Jeżeli będziemy wpatrywać się w mapę polityczną,
konfigurację granic, będziemy się wpatrywali długo, uporczywie, myśląco, to kraje same
wystąpią ku nam, nabiorą plastyki, pokryją się w naszych oczach muskulaturą, która będzie
nam wskazywała kierunek ataków, chwytów, zdławień, szczepień się pazurami, szponami,
zębami. Państwa, na papierze mapy nakreślone, przestaną być papierem, a nabiorą
wyrazistości stworzeń, które się ożywiają, pełzają, ruszają, walczą między sobą o śmierć
i życie.
Aby przepowiadać narodom, nie trzeba znać ich historii, wystarczy dobrze patrzeć
w mapę.
Stanisław Cat-Mackiewicz
Fragment pochodzi z książki Polityka Becka