Z PAMIĘTNIKA OBLĘŻENIA CZĘSTOCHOWY Góra Najświętszej Panny ręką samego Boga obroniona i ocalona została

background image

Z PAMIĘTNIKA OBLĘŻENIA CZĘSTOCHOWY.
Góra Najświętszej Panny ręką samego Boga obroniona i ocalona została.
(ojciec Augustyn Kordecki).

1941 roku do warszawskiego Salonu Sztuki "Skarbiec", mieszczącego się przy ulicy Kredytowej 9,
wszedł tajemniczy osobnik.
Kilkanaście minut później opuścił salon z owiniętym gazetami i obwiązanym sznurkiem
pakunkiem, którego kształt przywodził na myśl obraz.
Malowidło nie było zbyt duże, miało najwyżej pół metra wysokości. Wanda Czernic-Żalińska,
właścicielka salonu, nie wiedziała, kim był ów człowiek.
Powiedział tylko, że przyjechał po obraz z Katowic, ale trwała okupacja i nie można było mieć
żadnej pewności, że kupujący mówił prawdę.
W głębi duszy miała nadzieję, że kłamał. Tak na wszelki wypadek, żeby zmylić ewentualny trop.
Chciała wierzyć, że kupujący przyjechał z Częstochowy,
że był udającym zwykłego faceta paulinem albo przynajmniej działającym na zlecenie zakonników
figurantem przysłanym po to,
by ocalić dla potomności niepozorne na pierwszy rzut oka płótno.
Gdyby dostało się ono w niemieckie ręce, z pewnością spłonęłoby na stosie wraz z innymi
narodowymi symbolami.
W końcu nie dość, że obraz namalował Matejko,
to bohaterem przedstawionej przez niego sceny był człowiek, którego Niemcy skazaliby na niebyt
bez zastanowienia.
W drugim roku hitlerowskiej okupacji ojciec Augustyn Kordecki był dla Polaków nie tylko
legendarnym obrońcą Jasnej Góry,
ale i niebezpieczną inspiracją: nie bał się stawić czoła szwedzkiej armii, która mogła go zmiażdżyć
niczym słoń mrówkę.
Nie tylko się nie bał, ale i ją przegonił. Ot, klasyczna polska dusza.
Pani Wanda słyszała kiedyś, jak jeden z Niemców, jeszcze przed wojną, definiował Polaków jako
naród, który hołduje zasadzie większy - nie znaczy niepokonany.
Lubiła tę definicję.
Tamtego dnia Wanda Czernic-Żalińska, ratująca polskie obrazy przed Niemcami, po raz ostatni
widziała Kordeckiego na murach Częstochowy błagającego o pomoc Bożą".
Obiecała sobie, że kiedy tylko skończy się okupacja, odnajdzie w którejś z bibliotek pamiętnik,
w którym niezwykły paulin opisał oblężenie Jasnej Góry;
i przeczyta go od deski do deski.
W końcu Jan Matejko też go czytał, a sprzedany właśnie obraz - który, jak miała nadzieję, przetrwa
wojnę - był właśnie owocem tej lektury.

Nad nosem słońca.

Gdy Bóg Najwyższy postanowił ukarać Polaków,
w dobroci Swojej zesłał wpierw ku upamiętaniu rozmaite przepowiednie i znaki, przyszłą klęskę
zwiastujące
- tym oto zdaniem ojciec Augustyn Kordecki otwiera swą opowieść o obronie Jasnej Góry
w "Pamiętniku oblężenia Częstochowy 1655 roku".
Ten absolutnie bezprecedensowy reportaż z najgłośniejszej, bodajże, odsłony potopu szwedzkiego
jest dziś przysłowiowym białym krukiem.
Mimo że składa się z nieskończenie wielokrotnie złożonych barokowych zdań
o charakterystycznym staropolskim szyku, czyta się go jednym tchem.
Wróćmy jednak do intrygującego zdania, które zacytowałam na początku, a które najwyższy czas
rozwinąć.

background image

Jakież to znaki Bóg zesłał Polakom, by opamiętali się i ustrzegli przed karą Bożą? Co miało być
ową karą?
Ojciec Kordecki pisze o dwóch zadziwiających zdarzeniach zwiastujących nadciągające
nieszczęście.
Pierwsze z nich miało miejsce 10 lutego 1654 roku.
Pośród zimowej burzy - jak relacjonuje paulin - piorun uderzył w jasnogórską świątynię
i spowodował pożar wieży oraz zarysowanie muru.
Drugi znak, który wywołał powszechne przerażenie, odnotowano cztery miesiące później.
Wieczorem 9 czerwca na twarzy zachodzącego słońca - cytuję autora - nad nosem
(przypuszczam, że chodzi o miejsce, w którym moglibyśmy umieścić nos na słonecznej tarczy)
widać było krzyż przemieniający się w serce.
Serce zostało chwilę potem przeszyte mieczem, po czym przechyliło się na lewą stronę i zatrzymało
pod okiem.
Pod prawym zaś okiem słonecznego oblicza ukazała się uzbrojona ręka trzymającą jabłko.
Owoc wznosił się po oku w kierunku czoła, następnie rozdzielił się na cztery części, uniósł ponad
tarczę słońca i zamienił w rózgę.
Roku więc następnego - w tym zdaniu ojciec Kordecki daje nam odpowiedź na pytanie o karę, która
miała nadejść - niby bicz Boży,
przeciwko Polakom wyruszył z północy Karol Gustaw, królem szwedzkim wybrany,
chociaż królestwo to prawem następstwa należało się Janowi Kazimierzowi, królowi polskiemu.
Po zajęciu Wielkopolski, gdy miał ruszyć ku Krakowu, umyślił, aby napaść na klasztor
częstochowski - wysłał więc w tym celu naprzód część wojska (. .. )
uważając za korzystne, skarbami i sprzętem jasnogórskim, powiększyć siły wojenne potrzebne do
zdobywania stolicy Rzeczpospolitej.

Jasnogórski przełom.

Gdy wojska szwedzkie pod wodzą Bureharda Mullera docierały pod Częstochowę, w rękach Karola
Gustawa znajdowała się ogromna część terytorium Polski.
On sam zaś był przekonany, że reszta, która pozostała mu do podbicia, jest już także właściwie jego
własnością.
Formalnie wojna zwana potopem szwedzkim, a oficjalnie drugą wojną północną, została
wypowiedziana Polakom przez Szwedów 19 lipca 1655 roku.
Nasi północni sąsiedzi szli w głąb kraju jak burza, rabując, gwałcąc, mordując, paląc wioski
i miasta i zostawiając po sobie totalne zgliszcza.
Mówiło się, że wojska szwedzkie niczym biblijny potop zalały polskie ziemie i niczym potop je
wyniszczyły.
Już 25 lipca wojsko polskie po przegranej bitwie pod Ujściem (północna Wielkopolska)
kapitulowało.
Co ciekawe, sam jej akt został podpisany dopiero w drugiej połowie sierpnia, niemal w miejscu,
w którym w tej chwili stoi moje biurko.
Mieszkam bowiem w miejscu,
gdzie jeszcze w XIX wieku stał koniński zamek warowny, w którym przez kilka dni rezydował
Karol Gustaw i w którego murach ów akt kapitulacji został sygnowany.
Szwedzi, podbiwszy Wielkopolskę i Kujawy, zajęli Warszawę, a 17 października po ciężkich
walkach skapitulował Kraków.
Po grodzie Kraka przyszła kolej na Prusy Królewskie.
Jesień była szczytem powodzenia szwedzkiego najazdu na Polskę i właśnie wtedy Karol Gustaw
rozkazał uderzyć na Częstochowę.
Zamierzał zdobyć nie tyle miasto, co legendarne skarby jasnogórskiego klasztoru.
Król szwedzki nie spodziewał się jednak, że garstka paulinów i ich niezmącona wiara w Bożą
pomoc okaże się silniejsza niż jego wielka, mocarna armia.

background image

Nie mógł się również domyślać, że oblężenie Częstochowy stanie się przełomem w wojnie polsko-
szwedzkiej.
Choć do końca drugiej wojny północnej pozostaną jeszcze cztery lata, cudowne ocalenie Jasnej
Góry wleje w polskie serca nadzieję i siłę,
która aż do końca konfliktu - czyli 3 maja 1660 roku - się nie wyczerpie.
Jasnogórscy paulini przewidzieli, że Karol Gustaw skieruje ku nim swoje działa.
7 listopada 1655 roku w sekrecie wywieźli cudowny wizerunek Najświętszej Maryi Panny
z Częstochowy
(najpierw zawieziono obraz do Lublińca, a stamtąd do klasztoru Paulinów w Mochowie koło
Głogówka).
W jasnogórskiej świątyni zaś w miejscu oryginału umieszczono kopię.
Tego samego dnia przeor Kordecki rozpoczął korespondencyjne negocjacje dyplomatyczne ze
szwedzkim królem, które rozpoczął od symulowanego uznania jego władzy.
Kordecki uczynił to z rozmysłem, aby przygotować obronę klasztoru i zyskać czas na
zabezpieczenie cudownego obrazu.
Jego poczynania - co niezwykle istotne - miały aprobatę króla Jana Kazimierza, u którego Kordecki
jednocześnie szukał pomocy.
Karol Gustaw w odpowiedzi na list przeora wystawił częstochowskim paulinom list żelazny
gwarantujący bezpieczeństwo klasztoru.
Ojciec Augustyn przeczuwał jednak, że list żelazny został wystawiony wyłącznie po to, by zmylić
zakonników.
Szybko okazało się, że miał słuszność, bowiem Szwedzi zażądali wkrótce wpuszczenia na teren
klasztoru swojego garnizonu.
Paulini kategorycznie odmówili, czego konsekwencją było pierwsze uderzenie na klasztor
8 listopada.
Dziesięć dni później pod Jasną Górą pojawił się korpus Burcharda Mullera (a razem z nim polski
oddział półkownika Wacława Sadowskiego)
liczący sobie 2250 żołnierzy i osiem lekkich dział (liczba ta zwiększyła się później do 3200
żołnierzy i 17 dział).
Muller ponowił żądanie wpuszczenia wojska na teren twierdzy, a zakonnicy ponownie odmówili.
Poskutkowało to oblężeniem, które trwało do 27 grudnia. Załoga klasztoru jasnogórskiego nie
przekraczała 300 osób.
Muller, dowiedziawszy się, że wśród obrońców Jasnej Góry jest wielu zwolenników kapitulacji,
usiłował złamać ich morale działaniami psychologicznymi i rokowaniami.
W okolicach świąt Bożego Narodzenia Muller otrzymał rozkaz wyruszenia do Prus w celu wsparcia
tamtejszej wojny oblężniczej.
W wigilię rozkazał więc po raz kolejny zbombardować klasztor.
Choć ostrzał był tak intensywny, że wojskom szwedzkim pękła armata oblężnicza, nie przynosił -
ku wielkiemu zdumieniu agresorów - spodziewanych rezultatów.
Burchard Muller zrozumiał, że zdobycie częstochowskiej twierdzy nie jest możliwe.
Aby jednak się nie skompromitować do cna, zażądał od przeora Kordeckiego 60 tysięcy talarów za
odstąpienie od oblężenia.
Ojciec Augustyn odparł wówczas, że na początku oblężenia byłby gotów tyle zapłacić, ale
w związku z tym,
że wojska Mullera dokonały znacznych zniszczeń klasztoru, nie może tego zrobić.
Tuż po dniu św. Szczepana, czyli 26 grudnia, Burchard Muller ruszył do Prus z poczuciem
niezmierzonej klęski.
W tym miejscu dodam jeszcze,
że wieść o oblężeniu Jasnej Góry błyskawicznie obiegła Rzeczpospolitą i w przygnębionych
pasmem szwedzkich sukcesów umysłach Polaków wzbudziła bezcenne wzburzenie.
Na jego fali wiele oddziałów polskich z rozmaitych stron kraju bezzwłocznie wyruszyło na odsiecz
paulinom.

background image

Poza tym oblegające miasto wojska Karola Gustawa otoczyła niezwykle uciążliwa dla Szwedów
polska partyzantka.
Jeszcze przed Nowym Rokiem druga wojna polsko-szwedzka straciła swój defensywny charakter.
Zachęceni jasnogórskim zwycięstwem górale wydarli Szwedom Nowy Sącz.
Dwa dni przed zakończeniem starego roku zawiązała się przeciw najeźdźcom konfederacja
tyszowiecka,
ponadto w ostatni dzień grudnia zmarł sprzymierzony z Karolem Gustawem Janusz Radziwiłł,
który krótko wcześniej poniósł klęskę na Podlasiu.
Historycy podkreślają również, że wieść o zdumiewającym ocaleniu Jasnej Góry wpłynęła bardzo
znacząco na postawę lojalnej wobec Szwedów części szlachty.
Od dnia, w którym Burchard Muller w niesławie opuszczał Częstochowę, rzeczeni szlachcice na
powrót stali się realnymi patriotami.

Pan Bóg kule nosi.

Opracowania historyczne nie wspominają oczywiście ani słowem o jakichkolwiek
"nadzwyczajnych wydarzeniach"
mających miejsce w czasie oblężenia Jasnej Góry, a zwycięstwo nad Szwedami przypisują
talentom strategicznym przeora Kordeckiego.
On sam natomiast, w cytowanym już pamiętniku, nieustannie niemal podkreśla, że ocalenie Jasnej
Góry było ściśle związane z pomocą z nieba
i twierdzenia te uzasadnia bardzo konkretnymi przykładami. Oto pierwszy z nich.
Początkowa strategia najeźdźców - jak relacjonuje ojciec Augustyn - polegała na nieustannym
szturmowaniu Jasnej Góry, nieustannym to znaczy całodobowym.
Nocami Szwedzi usiłowali podpalić klasztor, rzucając w tym celu z obydwu stron kule ogniste albo
żelazne rozpalone,
które - ku zaskoczeniu atakujących i atakowanych - spadały na ziemię, przebijały na wskroś dachy
lub przelatywały za wały obronne
nie czyniąc obrońcom żadnej szkody.
Ojciec Kordecki podkreśla, że gdy kule spadały na drewniane dachy, które powinny były się zająć
ogniem, nie wzniecały pożaru.
Przytacza również historię o tym,
jak to jedna z nich, przebiwszy dach, upadła obok kołyski maleńkiego dziecka,
lecz ani samego niemowlęcia nie uszkodziła, ani kolebki jego nie zapaliła - zapewnia.
Innym razem kilka kul ognistych wycelowano prosto w sam klasztor i jedna z nich, choć trafiła
w dach kaplicy Matki Bożej Częstochowskiej, odbiła się.
Druga - jak podaje legendarny obrońca Jasnej Góry - z boku do uświęconego miejsca zmierzając,
jak gdyby siłą ukrytą odtrącona,
zwróciła się ku obozowi, po powietrzu straszliwy ogień rozrzucając.
Widząc te powtarzające się w kółko zdumiewające zjawiska, Burchard Muller zrezygnował
z ostrzału i nakazał sprowadzić z Krakowa działa do przebijania murów.

Kobieta na murach.

Historia o tym, jak to „Pan Bóg kule nosił" pod murami Jasnej Góry, choć intrygująca,
jest zaledwie preludium do opisu jeszcze bardziej zdumiewających zdarzeń.
Ojciec Kordecki odnotował na stronicach swego pamiętnika, że Muller otwarcie oświadczył swym
podwładnym w obozie
(a oni później powtarzali to w różnych miejscach i okolicznościach), iż odstępuje od oblężenia
jasnogórskiego klasztoru z powodu zadziwiającego widzenia, jakiego tam doświadczył.
W wizji tej ujrzeć miał tajemniczą kobietę o groźnym wyrazie twarzy, która surowymi słowami
przestrzegła go przed dalszym szturmowaniem klasztoru.

background image

Uprzedzała, że jeśli jej ostrzeżenia nie posłucha, całe jego wojsko zginie.
Szwedzki dowódca był przerażony, a jego żołnierze kompletnie zdezorientowani.
Ich odważny, twardy i niewzruszony wódz przestraszył się nagle jakiejś niewiasty?
Po nieprzyjacielskim obozie krążyła wieść, że owa tajemnicza kobieta została przekupiona przez
paulinów i wysłana z tajną misją do Mullera.
Większość szwedzkich wojaków żywiła przekonanie, że owa kobieta była człowiekiem, nie zaś
istotą pozaziemską, dlatego też za nic nie mogli pojąć rezygnacji swego dowódcy.
Ojciec Augustyn pisze dalej,
że opowieści o widzeniu Mullera potwierdzają listy sióstr dominikanek z Piotrkowa, pisanych do
zakonnic przebywających na Jasnej Górze.
Jeden z nich zresztą w swym pamiętniku cytuje.
Miller z wielką uwagą przypatrywał się tu, w naszym kościele, obrazowi Najświętszej Panny
Częstochowskiej - pisała piotrkowska dominikanka
- a ponieważ tłómacz prosił o podarowanie sobie jakiego małego wizerunku tegoż obrazu,
darowano mu takowy, a sam Miller wziął go z rąk tłómacza.
Ztąd łatwo można było poznać, że generał chciał dostrzedz, czy postać, którą; widział w nocy,
podobna była do obrazu [pisownia zgodna z oryginałem - przyp. red.].
Po uważnej obserwacji Burchard Muller miał powiedzieć: Wcale nie jest podobny do owej
dziewicy, która mi się ukazała, bo niepodobną rzeczą jest widzieć równą na ziemi.
Coś niebieskiego i Boskiego, czemem się nadzwyczaj przestraszył, jaśniało na jej wspaniałem
obliczu.
Twierdzili to i Szwedzi,
że niektórzy z nich widzieli kobietę na murach działa celującą i obrońcom na wałach stojących
potrzebnego oręża własna ręką dostarczaiącą,
a kamieniarzom, robiącym podkopy i łamiącym skałę, ukazał się sędziwy starzec, który ich
napominał, aby próżną porzucili pracę, której nawet w siedmiu latach nie dokonają.
Temi więc widzeniami przestraszeni od dalszego oblężenia odstąpili.
Kończąc powyższy wątek,
legendarny przeor dodaje, że powyższe zajścia potwierdził w czasie zeznań przed ojcami paulinami
niejaki pan Aleksy Strzałkowski
który na własne uszy to samo słyszał od Szwedów.

Starzec w białych szatach.

W cytowanym liście napisanym przez zakonnicę z Piotrkowa prócz tajemniczej niewiasty pojawia
się równie intrygujący sędziwy starzec.
Czy wiadomo kim był? Oczywiście. Ojciec Augustyn nie miał krzty wątpliwości: to święty Paweł
Pustelnik, patron zgromadzenia paulinów.
Na kartach swego pamiętnika zakonnik odnotował, że owego świętego starca widywali w czasie
oblężenia także Polacy.
I tak, by nie być gołosłownym, uściśla, że niejaka Jadwiga Jaroszewska nie tylko widziała Pawła
Pustelnika, ale i z nim rozmawiała.
Święty pocieszał Jadwigę, zapewniając że Bóg okaże Częstochowie zmiłowanie i Szwedzi wkrótce
odstąpią od oblężenia Jasnej Góry.
Pani Jaroszewska opisywała przy tym, że starzec ubrany był w białe szaty.
W czasie tego samego widzenia kobieta ujrzała go również odprawiającego Mszę Świętą przy
kościelnym ołtarzu,
który - co niebagatelne - poświęcony był właśnie jemu.
Natomiast panowie Jan Więckowski, Maciej Węgierski i wielu innych szlachciców
- jak relacjonuje dalej dzielny przeor - dodatkowo poświadczyli,
że słyszeli opowieści szwedzkich żołnierzy o ukazywaniu się na murach Jasnej Góry ubranego na
biało starca

background image

który stał u boku tajemniczej kobiety odtrącającej szwedzkie pociski.
Zeznał także pod przysięgą ojciec Błażej Wadowski, przeor wieruszowski naszej reguły
- mnoży nazwiska świadków i przykłady zeznań o cudach ojciec Augustyn
- iż w domu pewnego mieszczanina wieruszowskiego przez szwedzkich komendantów: Jerzego
Eichnera i Arensa Lukmana, do stołu zaproszony,
takie bluźnierstwa z ich ust świętokradzkich słyszał:
"Cóż to za czarownica znajduje się w waszym częstochowskim klasztorze, która niebieską zasłoną
odziana z klasztoru wychodziła i po murach się przechadzała,
niekiedy na ich szczytach spoczywając. Na jej widok nasi z przestrachu padali, tak, iż kiedy
wychodziła, musieliśmy twarze spuszczać i oczy zasłaniać.
Tego rodzaju świadectw, poświadczonych konkretnymi nazwiskami składających je osób,
w pamiętniku legendarnego przeora jest naprawdę wiele.
Nie sposób ich tu wszystkich przytoczyć, zważywszy że sporo opisywanych faktów zwyczajnie się
powiela.
Niemniej naprawdę warto zadać sobie trud odnalezienia pamiętnika w bibliotekach czy
antykwariatach i zapoznać się z pełną treścią.
To pozycja, której nie da się zapomnieć.

Mgliste iluzje.

Kolejnymi nadzwyczajnymi zdarzeniami, o jakich opowiadali Szwedzi, a które opisał ojciec
Augustyn, były niewyjaśnione zjawiska optyczne,
dzięki którym oddawany przez wojska szwedzkie ostrzał był całkowicie nieskuteczny lub wręcz
szkodliwy dla samych ostrzeliwujących.
Kilka razy, jak twierdzili północni wojacy, gdy zaczynał się atak, Jasną Górę spowijała nagle mgła.
Tworząc wokół jasnogórskiego wzgórza swoisty kokon, ciągnęła się ku niebu.
Tworzyło to iluzję, że klasztor położony jest o wiele wyżej niż w rzeczywistości.
Zmyleni tym widokiem żołnierze kierowali strzały z dział bardzo wysoko,
a działania te sprawiały, że wystrzelone kule spokojnie przelatywały nad klasztorem i spadały po
drugiej stronie obronnych wałów,
trafiając nierzadko w usytuowanych pod nimi najeźdźców.
Innym razem otulająca Jasną Górę mgła sprawiała wrażenie, że klasztor jest znacznie niżej niż
w istocie był położony.
Strzelający wówczas puszkarze, będąc przekonanymi, że uderzają w mury siedziby paulinów,
w rzeczywistości celowali do zmarzniętej, twardej ziemi u nasady wzniesienia, od której kule
odbijały się i uderzały w nich rykoszetem.

Wątek carski.

W „Pamiętniku oblężenia Częstochowy" uwieczniona została jeszcze jedna historia, którą szkoda
byłoby przemilczeć.
Rzecz działa się już po odstąpieniu wojsk szwedzkich od oblężenia jasnogórskiego klasztoru i, co
ciekawe, dotyczyła Rosji.
Otóż wieści o zadziwiających zdarzeniach w Częstochowie, do których doszło w dwóch ostatnich
miesiącach 1655 roku, dotarły do cara moskiewskiego Aleksego Michałowicza.
Car, usłyszawszy o niebiańskich istotach wspomagających obrońców Jasnej Góry, przestraszył się
ich nieco.
Nie chcąc się narażać, wysłał do Jana Kazimierza swego posła Jana Jewlewa Cześnika
celem ustalenia ostatecznych warunków pokoju w kwestii wyrwanego Polsce przez Moskwę
Smoleńska i Siewierza oraz aby ten udał się w imieniu cara na Jasną Górę.
Jan Lewlew Cześnik, wykonawszy swoje dyplomatyczne zadania, poprosił króla polskiego o zgodę
na odwiedzenie częstochowskiego klasztoru,

background image

a gdy ją otrzymał, niezwłocznie wyruszył do Częstochowy na czele - jak pisze Kordecki -
świetnego orszaku.
Gdy dotarł na miejsce, przypatrywał się twarzy Najświętszej Panny i schyliwszy nisko głowę, oddał
Jej w opiekę siebie samego i swoje państwo.
Następnie poprosił paulinów, by opowiedzieli mu szczegółowo o historii klasztoru i jego słynnej aż
w Moskwie obronie
a następnie polecił ich modlitwom siebie i swojego cara.
Gdy się żegnał, zapowiedział w imieniu swego potężnego pana,
że car, pragnąc udowodnić swą pobożność i miłość ku częstochowskiej Bogurodzicy, przyśle Jej
wkrótce wspaniałe dary.

Zaginiony obraz.

W 1941 roku na warszawskiej ulicy Kredytowej portret ojca Kordeckiego autorstwa Jana Matejki
widziano po raz ostatni.
Nikt nigdy się nie dowiedział, kim naprawdę był jego kupiec podający się za przybysza z Katowic.
Nie mamy też wiedzy czy obraz w ogóle jeszcze istnieje.
Niektórzy mawiają, że legendarny paulin, będąc tylko zwykłym zakonnikiem, zdołał ocalić przed
armią Szwedów jasnogórski klasztor,
a będąc mieszkańcem nieba, który zapewne może o wiele więcej, niż zwykli śmiertelnicy, nie
potrafił uchronić swojego najgłośniejszego portretu przed zaginięciem.
A może potrafił, tylko po prostu nie chciał?
Być może nie zgadzał się zasłaniać swą postacią cudownych, historycznych Bożych interwencji?
Być może, gdyby Matejko namalował na murach Częstochowy ową kobietę w płaszczu
z niebieskiej zasłony i sędziwego starca w białych szatach,
Kordecki użyłby wszystkich niebiańskich sztuczek, aby uchronić dzieło przed niebezpieczeństwami
wojny?
Wszakże "Bitwa pod Grunwaldem" ze św. Stanisławem na chmurze przetrwała wojnę nawet
w wiejskiej ziemiance, podobnie jak "Chmielnicki pod Lwowem" z Janem z Dukli na obłoku
doczekał dzisiejszych czasów ...

KONIEC.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Z PAMIĘTNIKA OBLĘŻENIA CZĘSTOCHOWY Góra Najświętszej Panny ręką samego Boga obroniona i ocalona zost
Analiza elegii pokutnej do Najświętszej Panny Kaspra Miaskowskiego
HLP - barok - opracowania lektur, 19. Kasper Miaskowski, Zbiór rytmów, Elegia pokutna do Najświętsze
Ks Józef Stanisław Adamski SI Potrójny sojusz Słowa wcielonego z ludzkością Kazanie na uroczystość
Ks Józef Stanisław Adamski SI Opieka Matki Najświętszej nad wiernymi Kazanie na święto Najświętszej
Oblężenie Częstochowy podczas Potopu
Ks Józef Stanisław Adamski SI Znaczenie odpustów; ich źródła, warunki zyskania Kazanie na święto
Czy chrześcijanie, żydzi i muzułmanie wierzą w tego samego Boga
NIE MOŻNA MÓWIĆ, ŻE CHRZEŚCIJANIE I ŻYDZI WIERZĄ W TEGO SAMEGO BOGA, A KTO TAK TWIERDZI JEST Z PUNKT
Godzinki o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny
ZIOŁA MATKI BOSKIEJ (15 SIERPNIA UROCZYSTOŚĆ WNIEBOWZIĘCIA NAJŚWIĘTSZEJ MARII PANNY)
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Najświętszej Maryi Panny
Modlitewnik Sióstr Maryi Niepokalanej (Ziel0na), Koronka do Najświętszej Maryi Panny
Modlitwy (madziuniaa), Antyfony do Najświętszej Maryi Panny, Antyfony do Najświętszej Maryi Panny
swieto najswietszej maryi panny fatimskiej, Dokumenty Textowe, Religia
do Matki Bożej (M e m e n t o M o r i), Litania do Siedmiu Boleści Najświętszej Maryi Panny

więcej podobnych podstron