CECILY VON ZIEGESAR
BO JESTEM
BO JESTEM
BO JESTEM
BO JESTEM
TEGO
TEGO
TEGO
TEGO
WARTA
WARTA
WARTA
WARTA
plotkara 4
plotkara 4
plotkara 4
plotkara 4
Przeklad Malgorzata Strzelec
Tytul oryginalu
BECAUSE I'M WORTH IT
- 1 -
Kobieta od razu lepiej sie czuje,
gdy postanowi nie byc zdzira...
Ernest Hemingway Slonce tez wschodzi
*
tematy ? wstecz dalej ? wyslij pytanie odpowiedz
Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostaly zmienione lub skrócone, po to by
nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.
hej, ludzie!
Luty jest jak dziewczyna na imprezie, która urzadzilam w zeszlym tygodniu, gdy moi rodzice
zafundowali sobie „drugi miesiac miodowy” w Cabo (wiem, to smutne). Pamietacie te dziewczyne,
która zarzygala cala podloge wylozona hiszpanskim marmurem w lazience dla gosci i nie chciala
wyjsc? Musielismy wyrzucic do windy jej sakwe od Diora i haftowany plaszcz z owczej skóry od Osca
ra de la Renta, nim w koncu dotarla do niej aluzja. Jednakze w przeciwienstwie do wiekszosci miast
na swiecie Nowy Jork nie popada w lutowa depresje i nie staje sie zimny, szary, przygnebiajacy. A
przynajmniej nie mój Nowy Jork. My na Upper East Side znamy doskonale lekarstwo na ponuractwo:
jedna z szalonych, seksownych, imprezowych sukienek od Jedediaha Angela, czarne satynowe szpilki
Manola, ta nowa czerwona szminka Ready or Not, która mozna dostac tylko u Bendela, dobry
brazylijski wosk do okolic bikini i gruba warstwa samooplacza Estee Lauder, jezeli opalenizna z St.
Barts, która zdobylas w ferie bozonarodzeniowe, w koncu przyblakla. Wiekszosc z nas zaczyna drugi
- 2 -
semestr w ostatniej klasie - wreszcie! Nasze podania do college'ów juz zostaly wyslane, plan zajec
zrobil sie luzniejszy i mamy podwójna dluga przerwe w ciagu dnia. Mozna wtedy zerknac na pokazy
Tygodnia Mody albo skoczyc do apartamentu przyjaciólki, zeby wypic cieniutkie latte, zapalic
papierosa i wybrac ciuchy na wieczorna impreze pod haslem „olac prace domowe”. Kolejna rzecz
ratujaca luty to mój ulubiony dzien, który powinien byc swietem panstwowym wolnym od pracy -
walentynki. Jesli juz masz sympatie, to jestes szczesciara. Jesli nie, to teraz masz szanse wykonac
jakis ruch w strone przystojniaka, do którego slinisz sie przez cala zime. Kto wie, moze odnajdziesz
prawdziwa milosc albo przynajmniej prawdziwe pozadanie i wkrótce kazdy dzien bedzie dla ciebie jak
walentynki. Albo mozesz siedziec przed komputerem, wysylac smutne anonimowe kartki do ludzi i
jesc czekoladki w ksztalcie serduszek, az w koncu przestaniesz sie miescic w ulubione dzinsy. Wybór
nalezy do ciebie...
Na celowniku
S i A trzymaja sie za rece, idac powoli Piata Aleja do baru w Compton Hotel, gdzie mozna ich spotkac
niemal w kazdy piatek. Pija tam litrami drinki z red bullem oraz szampanem veuve clicquot i
chichocza do siebie, bo maja te upajajaca swiadomosc, ze niewatpliwie sa najseksowniejsza para w
calym barze. B odmawia wejscia do Veronique - sklepu dla matek przy Madison - ze swoja matka
obnoszaca sie z ciaza. D i V nosza takie same czarne golfy, siedzac ze splecionymi razem nogami,
ogladajac pokrecony, przygnebiajacy film Kena Mogula w centrum filmowym Angelika. Sa jak dwie
polówki jablka - oboje dziwaczni z chorobliwymi artystycznymi ciagotami, tak do siebie pasuja, ze
czlowiek ma ochote krzyczec: „Ej, co was tak dlugo powstrzymywalo?!” J przy Dziewiecdziesiatej
Szóstej w autobusie miejskim uwaznie studiuje plakat reklamujacy operacje zmniejszenia piersi. Ja
bez dwóch zdan zdecydowalabym sie na operacje, gdybym nosila tak jak ona podwójne miseczki D,
Jak zawsze sliczny N ujarany gra w golfa na lodzie z chlopakami na lodowisku Sky Rink. Najwyrazniej
nie przeszkadza mu brak dziewczyny. Nie zeby mial klopot w znalezieniu sobie nastepnej...
NO I WRESZCIE: KTO SIE DOSTANIE WCZESNIEJ?
W tym tygodniu nieznosnie mala grupka sposród nas sie dowie, czy dostanie sie w pierwszej
kolejnosci do najlepszych college'ów w tym kraju. Nadchodzi ten moment. Za pózno, zeby twoi
rodzice wybudowali jeszcze jedno skrzydlo biblioteki. Za pózno, zeby przekupic jeszcze jednego
szanowanego absolwenta, zeby wyslal dziekanowi do spraw studenckich list z rekomendacja. Za
- 3 -
pózno, zeby zostac gwiazda w kolejnym szkolnym przedstawieniu. Koperty juz wyslano.
Chcialabym w tym momencie zauwazyc, ze decyzje zostana podjete calkowicie losowo, poniewaz
zasadniczo wszyscy jestesmy idealnymi okazami - sliczni, inteligentni, dobrze wychowani,
elokwentni, mamy wplywowych rodziców i doskonale papiery ze szkól (z wyjatkiem kilku drobnych
wpadek, typu wyrzucenie ze szkoly z internatem lub podchodzenie do testów koncowych osiem razy).
Chce takze dac rade tym, którzy zostana przyjeci wczesniej: postarajcie sie nie mówic o tym zbyt
duzo, dobra? Reszta, czyli my. bedziemy musieli czekac jeszcze kilka miesiecy i jesli chcecie byc
przez nas zapraszani na imprezy, to nawet nie wypowiadajcie przy nas slów „Ivy League”
*
. Rodzice
juz dosc nam truli, pieknie dziekujemy. Nie zeby to byl jakis bolesny temat, nic w tym stylu.
Wszyscy cierpimy na smiertelna póznozimowa nude wyczekiwania na wiesci z college'ów. Czas
troche zaszalec! Pomyslcie tylko: im pózniej sie kladziemy, tym szybciej plyna dni. Uwierzcie,
wszystko, co wyczyniamy, zostanie na tej stronie przestawione w korzystnym swietle,
przeanalizowane i rozdmuchane do absolutnej przesady przez nizej podpisana. Czy kiedykolwiek was
zawiodlam?
Wiem, ze mnie kochacie
plotkara
B oraz J dogaduja sie na temat rozmiaru biustu
- Poprosze tylko kilka frytek i keczup - powiedziala Jenny Humphrey do Irene, stuletniej,
brodatej kucharki, która stala za lada w stolówce w szkole dla dziewczat imienia Constance Billard. -
Tylko kilka - powtórzyla. Dzis byl pierwszy dzien nowego programu „Jak równa z równa” i Jenny nie
chciala, zeby dziewczyny z ostatniej klasy uznaly, ze obzera sie jak prosie.
„Jak równa z równa” to program, który szkola dopiero wprowadzila na próbe. W kazdy
poniedzialek w porze lunchu dziewczyny z mlodszych klas mialy sie spotykac w piecioosobowych
grupach z dwiema dziewczynami z najstarszych klas i rozmawiac o presji rówiesników, odbiorze
wlasnego ciala, chlopcach, seksie, narkotykach, alkoholu i w ogóle o wszystkim, co moze meczyc
mlodsze dziewczyny lub co starsze uznaja za wazne. Przyswiecala temu mysl, ze jesli starsze
uczennice podziela sie swoimi doswiadczeniami z mlodszymi i porozmawiaja, okazujac zrozumienie,
to te mlodsze beda podejmowac madre decyzje, zamiast popelniac kretynskie, rujnujace szkolna
kariere bledy, których by sie wstydzili rodzice lub dyrekcja szkoly.
- 4 -
Z sufitem z belkami, pokrytymi lustrami scianami oraz nowoczesnymi siolami i krzeslami z
brzozy stolówka przypominala raczej popularna nowa restauracje niz szkolna jadalnie. Zostala
wyremontowana zeszlego lata, poniewaz tyle uczennic jadalo lunch na miescie albo przynosilo
wlasny, ze szkola zaczela tracic pieniadze na marnujace sie jedzenie. Nowa stolówka zdobyla
nagrode za rozwiazanie architektoniczne - za wspanialy wystrój i nowoczesna kuchnie. Mimo to
jedzenie z unowoczesnionego, wyrafinowanego amerykanskiego menu nadal podawala Irene i jej
zlosliwe, skape kolezanki o wiecznie brudnych paznokciach.
Jenny lawirowala miedzy grupkami dziewczyn w granatowych, szarych lub bordowych,
welnianych, plisowanych spódniczkach, stanowiacych czesc uniformu szkolnego. Dziewczyny skubaly
purgery z wedzonym tunczykiem z zielonym chrzanem oraz frytki Red Bliss i paplaly o imprezach, na
których byly w miniony weekend. Jenny postawila tace ze stali nierdzewnej na pustym okraglym
stoliku, który zarezerwowano dla grupy A, i usiadla plecami do luster, zeby nic musiec patrzec na
siebie, gdy je. Nie mogla sie doczekac, kiedy zobaczy, które dziewczyny z ostatniej klasy zajmuja sie
jej grupa. Prawdopodobnie konkurencja byla ostra, bo zostanie opiekunka w grupie „Jak równa z
równa” to stosunkowo bezbolesny sposób pokazania college'om, ze czlowiek nadal angazuje sie w
sprawy szkolne, chociaz podania o przyjecie juz zostaly wysiane. Czlowiek dostawal dodatkowy plus
za jedzenie frytek i gadanie o seksie przez piecdziesiat minut.
Kto by tak nie chcial?
- Czesc, Ginny! - Blair Waldorf, najgorsza wiedzma, najbardziej zarozumiala dziewczyna z
wszystkich uczennic najstarszej klasy (a moze nawet na calym swiecie), postawila tace naprzeciwko
tacy Jenny i usiadla. Zalozyla za ucho falujace pasmo ciemnych wlosów, dlugich do ramion i. zerkajac
na swoje odbicie w lustrzanej scianie, mruknela: - Nie moge sie doczekac wizyty u fryzjera.
Spojrzala na Jenny, wziela widelec i zaczela grzebac w bitej smietanie na wierzchu
czekoladowej bezy.
- Jestem jedna z opiekunek grupy A. Jestes w grupie A?
Jenny kiwnela glowa, sciskajac kurczowo siedzenie krzesla i gapiac sie ponuro w talerz z
zimnymi, tlustymi frytkami. Nie mogla uwierzyc w swój pech. Blair Waldorf nie tylko nalezala do
najbardziej przerazajacych dziewczyn z ostatniej klasy, ale jeszcze byla eksdziewczyna Nate'a
Archibalda. Blair i Nate zawsze tworzyli idealna pare. Taka, której pisane bylo trwac razem na wieki
wieków. A potem, chociaz to wydaje sie nieprawdopodobne, Nate rzucil Blair dla Jenny, po tym, jak
poznali sie w parku i razem wypalili skreta.
To byl pierwszy skret Jenny, a Nate okazal sie jej pierwsza miloscia. Nigdy nie marzyla, ze
bedzie miala chlopaka starszego od siebie, nie mówiac o kims tak przystojnym i wyluzowanym jak
- 5 -
Nate. Ale po dwóch miesiacach, które byly zbyt piekne, zeby okazaly sie prawdziwe, Nate znudzil sie
Jenny i zlamal jej serce w najbardziej okrutny sposób - rzucil ja w sylwestra. Wlasciwie teraz mialy z
Blair cos wspólnego - obie rzucil ten sam chlopak. Nie zeby to cos zmienialo. Jenny byl pewna, ze
Blair nadal nienawidzi jej z calego serca.
Blair doskonale wiedziala, ze Jenny jest cycata nowicjuszka, która ukradla jej Nate'a, ale
wiedziala tez, ze Nate darowal sobie Jenny po tym, jak w Internecie tuz przed sylwestrem pojawily
sie wyjatkowo zenujace zdjecia z odslonieta pupa Jenny w stringach. Blair uznala, ze ta mala dostala
juz nauczke, i naprawde nie miala zamiaru zawracac sobie glowy niechecia do niej.
Jenny podniosla wzrok.
- A kto oprócz ciebie opiekuje sie grupa? - zapytala niesmialo. Chciala, zeby ta druga
dziewczyna juz sie pospieszyla, nim Blair urwie jej glowe swoimi idealnie opilowanymi paznokciami
w kolorze opalizujacego rózu.
- Serena. Juz idzie. - Blair przewrócila oczami. - Znasz ja. Zawsze sie spóznia. - Przeczesala
palcami wlosy, wyobrazajac sobie strzyzenie, które sobie zafunduje w czasie drugiej przerwy. Kaze
sobie zrobic mahoniowa plukanke, zeby pozbyc sie tych miedzianych pasemek, a potem obetnie sie
krótko, w bardzo nowoczesny, stylowy sposób, jak Audrey Hepburn w Jak ukrasc milion dolarów.
Jenny odetchnela z ulga. Serena van der Woodsen, najlepsza przyjaciólka Blair, byla
zdecydowanie mniej przerazajaca. Wlasciwie to wydawala sie calkiem mila.
- Czesc, dziewczyny! To jest grupa A? - Tyczkowata, piegowata dziewczyna, która nazywala
sie Elise Wells, usiadla obok Jenny. Pachniala zasypka dla dzieci. Wlosy przypominajace siano miala
obciete na pazia - dokladnie tak, jak obcielaby cie niania, gdy mialas dwa lata. - Powiem wam tylko,
ze mam problem z jedzeniem - oznajmila Elise. - Nie moge jesc w miejscach publicznych.
Blair kiwnela glowa i odsunela swój kawalek czekoladowego ciastka. Na treningu dla
opiekunek grup ich nauczycielka od higieny, pani Doherty, powiedziala im, ze maja sluchac i
próbowac reagowac z wrazliwoscia, stawiajac sie na miejscu mlodszej kolezanki. Co ona wie! Na
zajeciach z dziewiecioklasistkami mówila tylko o facetach, których miala, i wszystkich pozycjach
seksualnych, które wypróbowala. Ale tez byla jedna z nauczycielek. która dala sie namówic na
wyslanie dodatkowej rekomendacji do komisji rekrutacyjnej w Yale i Blair naprawde chciala wyróznic
sie jako najlepsza opiekunka w najstarszej klasie. Chciala, zeby jej podopieczne w grupie
rzeczywiscie ja polubily - nie, zeby ja uwielbialy - i jesli jedna z nich ma klopoty z jedzeniem w
miejscach publicznych, to Blair nie bedzie siedziala i opychala sie czekoladowym ciastkiem,
zwlaszcza ze i tak zamierzala je zwrócic zaraz po dzwonku.
Wyjela stos ulotek z czerwonej torby na kregle Louisa Vuittona.
- 6 -
- Obraz wlasnego ciala i samoocena to dwie kwestie, o których dzis porozmawiamy -
poinformowala Elise i Jenny tonem zawodowego terapeuty. - O ile druga opiekunka i reszta grupy
zdecyduje sie tu w koncu dotrzec - dodala niecierpliwie. Czy to bylo fizycznie mozliwe dla Sereny,
zeby kiedykolwiek zjawic sie na czas?
Najwyrazniej nie.
I wtedy wlasnie nawalnica golebioszarego kaszmiru i lsniacych jasnoblond wlosów - czyli
Serena van der Woodsen - posadzila swoja zgrabna, opalona pupe na krzesle obok Blair. Pozostale
trzy mlodsze uczennice z grupy A ciagnely sie za nia jak kaczuszki za kaczka.
- Patrzcie, co nam sie udalo wyciagnac od Irene! - pisnela z zachwytu Serena, stawiajac na
srodku stolu stos tlustych krazków cebulowych. - Powiedzialam jej, ze mamy specjalne spotkanie i
umieramy z glodu.
Elise patrzyla krzywo na talerz. Miala niebieskie oczy ocienione blond rzesami, który
wygladalyby calkiem ladnie, gdyby uzyla troche ciemnobrazowego wydluzajacego tuszu do rzes Stila.
- Spóznilas sie - wytknela Serenie Blair, podajac jej i trójce zóltodziobów materialy. -
Nazywam sie Blair - przedstawila sie. - A wy...?
- Mary Goldberg, Vicky Reinerson i Cassie Inwirth - odpowiedzialy chórem dziewczyny.
Elise dzgnela Jenny lokciem. Mary, Vicky i Cassie byly najbardziej denerwujaca, nierozlaczna
trójka w dziewiatej klasie. Zawsze czesaly sobie wlosy na korytarzach i wszystko robily razem, nawet
szly siusiu.
Blair zerknela na ulotke i przeczytala glosno:
- „Obraz ciala: akceptacja i ogarniecie tego. kim sie jest”. - Podniosla wzrok i usmiechnela sie
wyczekujaco do dziewiecioklasistek. - Czy któras z was ma jakis problem z obrazem wlasnego ciala, o
którym chcialaby porozmawiac?
Jenny poczula, jak krew naplywa jej do szyi i twarzy, gdy odwaznie zastanawiala sie, czy nie
powiedziec im o tym, ze rozmawiala z lekarzem na temat zmniejszenia biustu. Ale zanim zdazyla cos
z siebie wydusic. Serena wpakowala sobie do slicznych ust ogromny krazek cebulowy i sie wtracila:
- Moge powiedziec cos pierwsza?
Blair zmarszczyla brwi, ale Mary, Vicky i Cassie pokiwaly glowami z zapalem. Sluchanie
czegokolwiek z ust Sereny van der Woodsen bylo ciekawsze niz dyskusja o jakims glupim obrazie
wlasnego ciala.
Serena polozyla lokcie na stosie materialów pomocniczych i oparla idealnie wyrzezbiona
brode na zadbanych dloniach, a jej wielkie granatowe oczy zapatrzyly sie we wlasne rozmarzone
odbicie w lustrze.
- 7 -
- Jestem zakochana - westchnela.
Blair zlapala widelec i znowu zaczela grzebac w swoim czekoladowym ciastku, zapominajac,
ze miala nie jesc z empatii wobec Elise. Serena byla tak cholernie niewrazliwa. Przede wszystkim tak
sie skladalo, ze facet, w którym najwyrazniej byla zakochana, to nowy przyrodni brat Blair, Aaron
Rose - pseudohippis i gitarzysta z dredami. Czysty absurd. Po drugie, chociaz Nate rzuci! Blair wieki
temu - w listopadzie - to ciagle jeszcze z nim nie skonczyla i wystarczylo wspomniec slowo „milosc”,
zeby miala ochote eksplodowac.
- Chyba powinnysmy pomóc im mówic o ich problemach, a nie opowiadac o sobie - syknela
do Sereny. Oczywiscie, gdyby jej przyjaciólka raczyla sie pojawic na treningu dla opiekunek,
wiedzialaby o tym sama.
Serena zerwala sie z treningu, zeby pójsc do kina z Aaronem, a Blair jak ostatnia idiotka ja
kryla. Powiedziala pani Doherty, ze Serena ma migrene, ale omówia wszystkie wazniejsze punkty
treningu. To typowe. Za kazdym razem, gdy Blair szla komus na reke, potem tego zalowala.
Co troche tlumaczylo, dlaczego zwykle zachowywala sie jak ostatnia jedza.
Serena wzruszyla idealnymi ramionami w bluzce bez pleców.
- I tak uwazam, ze milosc to lepszy temat niz obraz ciala. W koncu omawialysmy to do
znudzenia w dziewiatej klasie na higienie. - Rozejrzala sie po twarzach mlodszych uczennic przy
stole. - Nie?
- Uwazam, ze powinnysmy sie trzymac materialów - upierala sie Blair.
- To zalezy od was - powiedziala do dziewiecioklasistek Serena.
Mary, Vicky i Cassie czekaly z nastawionym uszami na opowiesci o milosnych przygodach
Sereny. Elise wyciagnela reke i dzgnela tlusty krazek cebulowy obgryzionym paznokciem, a potem
zabrala dlon, jakby sie sparzyla. Jenny oblizala usta posmarowane ochronna pomadka.
- Jesli powinnysmy rozmawiac o obrazie ciala, to chyba mam cos do powiedzenia - oznajmila
grupie drzacym glosem. Podniosla wzrok i zobaczyla, ze Blair kiwa glowa i usmiecha sie zachecajaco.
- Tak, Jenny?
Jenny spuscila wzrok na stól. Dlaczego im o tym mówi? Bo musi komus o tym powiedziec.
Mówila dalej, mimo ze jej twarz plonela wscieklym rumiencem.
- W ten weekend prawie poszlam na rozmowe w sprawie zmniejszenia biustu.
Mary, Vicky i Cassie pochylily sie nad stolem, zeby lepiej slyszec. Grupa A to nie tylko szansa,
zeby podlapac najnowsze trendy w modzie od najfajniejszych dziewczyn w szkole, ale takze
wspaniale zródlo plotek!
- Umówilam sie - ciagnela Jenny - ale nie poszlam. - Odsunela talerz i wypila lyk wody,
- 8 -
próbujac ignorowac spojrzenia pozostalych dziewczyn. Przyciagnela uwage grupy, a nielatwo ja
oderwac od Blair i Sereny.
Elise podniosla krazek cebulowy i ugryzla odrobinke, a potem znowu upuscila go na talerz.
- Dlaczego zmienilas zdanie? - zapytala.
- Nie musisz odpowiadac - przerwala im Blair, przypominajac sobie, co pani Doherty
powiedziala w czasie treningu: nie wolno naciskac, aby czlonek grupy otwieral sie. gdy jeszcze nie
czuje sie gotów. Zerknela na Serene, ale ona byla zajeta ogladaniem rozdwojonych konców wlosów z
rozmarzona mina. jakby nie slyszala ani slowa z rozmowy. Blair odwrócila sie do Jenny i próbowala
wymyslic cos pocieszajacego, by Jenny nie czula, ze jest jedyna dziewczyna w tej grupie, która ma
problem z piersiami.
- Zawsze chcialam miec wieksze piersi. Nawet calkiem powaznie zastanawialam sie nad
implantami. - To nie bylo stuprocentowe klamstwo. Blair nosila tylko B. a zawsze marzylo jej sie C.
A komu sie nie marzy?
- Serio? - zdziwila sie Serena, wracajac na ziemie. - Od kiedy to?
Blair ze zloscia zjadla kolejny kawalek ciastka. Czy Serena celowo próbuje sabotowac jej
wysilki?
- Nie wiesz o mnie wszystkiego - rzucila ze zloscia.
Cassie. Vicky i Mary kopnely sie pod stolem. Alez to ekscytujace! Serena van der Woodsen i
Blair klócily sie, a one slyszaly kazde slowo!
Elise przeczesala wlosy palcami z obgryzionymi paznokciami.
- Uwazam, ze... to naprawde niesamowite, ze powiedzialas nam o tym, Jenny. - Usmiechnela
sie niesmialo. - I mysle, ze to odwazne, ze sie nie zdecydowalas.
Blair sie skrzywila. Dlaczego ona nie powiedziala czegos o odwadze Jenny zamiast szokowac
zwierzeniami, ze myslala o implantach? Co te glupie zóltodzioby powiedza o niej, gdy grupa sie
rozejdzie? I wtedy przypomniala sobie cos jeszcze, o czym mówila pani Doherty na treningu.
- Chyba powinnysmy powiedziec sobie cos o poufnosci, nim zaczelysmy rozmawiac. No
wiecie, ze nic, co tu powiemy, nie moze wyjsc poza grupe.
Za pózno. W ciagu kilku minut w calej szkole dziewczyny beda gadac o zblizajacej sie operacji
piersi Blair Waldorf. „Slyszalam, ze czeka, az skonczy sie szkola...” i tak dalej.
Jenny wzruszyla ramionami.
- Nie szkodzi. Nie obchodzi mnie, co powiecie. - I tak nie mogla schowac swoich ogromnych
cycków. Po prostu tam byly.
Elise schylila sie i podniosla bezowy plecak Kenneth Cole.
- 9 -
- Zostalo tylko osiem minut do dzwonka. Nie obrazicie sie, jesli juz wyjde i kupie sobie jogurt?
- zapytala.
Serena podsunela jej talerz z krazkami.
- Poczestuj sie - zaproponowala hojnie.
Elise pokrecila glowa, a jej piegowata twarz zalala sie rumiencem.
- Nie, dziekuje. Nie jem publicznie.
Serena zmarszczyla brwi.
- Serio? To dziwne. - Skrzywila sie, gdy Blair szturchnela ja lokciem, i to naprawde mocno. -
Auc! Boze, a to za co?
- Gdybys byla na treningu dla opiekunek, tobys wiedziala - warknela Blair.
- Moge juz isc? - zapytala znowu Elise.
Do Blair dotarlo, ze dziewczyny naprawde by ja pokochaly, gdyby puscila je wczesniej. Poza
tym mogla wykorzystac dodatkowe osiem minut, zeby zdazyc do fryzjera.
- Wszystkie mozecie isc - powiedziala ze slodkim usmiechem. - Chyba ze wolicie zostac i
posluchac, jak Serena opowiada o milosci do konca przerwy.
Serena przeciagnela sie, podnoszac rece nad glowe i szczerzac zeby do sufitu.
- Moglabym mówic o milosci caly dzien.
Jenny wstala. Odkad Nate ja rzucil, milosc stanowila dla niej bolesny temat. Zabawne -
myslala, ze nie bedzie mogla zniesc Blair jako opiekunki, a okazalo sie, ze trudniej wytrzymac z Se-
rena.
Elise tez wstala, obciagajac obszerny rózowy golf, jakby byl na nia za ciasny.
- Bez obrazy, ale jesli nie zjem jogurtu przed koncem przerwy, zemdleje na geometrii.
- Pójde z toba go kupic - zaoferowala sie Jenny, wykorzystujac pretekst, zeby odejsc od stolu.
- A ja pójde z wami - ziewnela Blair, tez wstajac.
- Gdzie idziesz? - zapytala niewinnie Serena.
Zwykle w poniedzialki po lunchu obie cieszyly sie luksusem drugiej przerwy w Jackson Hole,
gdzie pily cappuccino i snuly szalone plany na lato po koncu szkoly.
- Nie twój interes - odgryzla sie Blair.
Miala zamiar zaprosic Serene, zeby poszla do salonu razem z nia, ale przyjaciólka okazala sie
taka zapatrzona w siebie, jedzowata ksiezniczka, ze absolutnie nie wchodzilo to w gre. Blair odsunela
wlosy na plecy i przerzucila torbe przez ramie. - Do zobaczenia, dziewczyny, w przyszlym tygodniu -
pozegnala Mary, Vicky i Cassie, a potem ruszyla za Jenny i Elise do wyjscia i w góre tylnymi
schodami na Dziewiecdziesiata Trzecia.
- 10 -
W gwarnej stolówce Vicky pochylila sie nad stolikiem.
- No wiec opowiedz nam - ponaglila Serene.
Mary upila lyk chudego mleka i pokiwala glowa z zapalem.
- Tak, tak, mów.
Cassie poprawila jasnobrazowe wlosy zebrane w kucyk.
- Powiedz nam wszystko.
bardzo nietypowa praca domowa
- Co chcesz sfilmowac na poczatku? - zapytal Daniel Humphrey swoja najlepsza przyjaciólke i
dziewczyne od szesciu tygodni, Vanesse Abrams. Dan chodzil do renomowanej szkoly sredniej dla
chlopców w Upper East Side - Riverside, a Vanessa uczeszczala do szkoly Constance Billard, ale
dostali pozwolenie na wspólprace przy specjalnym projekcie pod haslem „Tworzenie poezji”.
Vanessa, obiecujacy rezyser filmowy, miala zamiar sfilmowac Dana, obiecujacego poete i od czasu
do czasu gwiazdora w filmach Vanessy, jak pisze i poprawia swoje wiersze.
To nie do konca kasowy temat, ale Dan byl tak slodki z tym swoim niechlujnym,
wymietoszonym wizerunkiem zzeranego niepokojem artysty, ze ludzie pewnie i tak chcieliby to
obejrzec.
- Po prostu usiadz przy biurku i napisz cos w któryms z tych swoich czarnych notatników, jak
to zawsze robisz - pouczyla go Vanessa, zerkajac przez obiektyw kamery cyfrowej, zeby sprawdzic,
czy swiatlo jest dobre. - Mozesz sprzatnac troche ten burdel na biurku?
Dan przejechal reka po blacie i zwalil na brazowy dywan olówki, spinacze, kawalki papieru,
gumki, ksiazki, puste paczki po camelach bez filtra, zapalki i puste puszki po coli. Krecili w pokoju
Dana, poniewaz tam zwykle pracowal. Poza tym ze szkoly Constance Billard przy Dziewiecdziesiatej
Trzeciej miedzy Piata Aleja a Madison mieli tylko kawalek przez park do mieszkania Dana na rogu
Dziewiecdziesiatej Dziewiatej i West End Avenue.
- I moze zdejmij koszule - zasugerowala Vanessa.
„Tworzenie poezji” mialo byc artystycznym filmem, ukazujacym, ze to. co nie wchodzi do
wiersza, jest równie wazne jak to, co w koncu sie w nim znajdzie. Planowala mnóstwo ujec z Danem
gniotacym kartki papieru i rzucajacym nimi wsciekle przez pokój. Vanessa chciala pokazac, ze pisanie
- czy tworzenie czegokolwiek - to nie tylko proces umyslowy; to tez wysilek fizyczny. Poza tym Dan
- 11 -
mial takie wspaniale, drobne miesnie na plecach i nie mogla sie doczekac, zeby je sfilmowac.
Dan wstal i sciagnal czarna koszulke, rzucil ja na nieposcielone lózko, na którym spal stary,
tlusty kot Humphreyów, Marks, który lezal na grzbiecie jak wyrzucony na brzeg kudlaty wieloryb.
Wszystko w mieszkaniu, które Dan dzielil ze swoim ojcem, Rufusem, wydawca mniej znanych
bitników, i mlodsza siostra, Jenny, bylo niesprzatniete, rozpadajace sie albo przynajmniej pokryte
kocia sierscia i klebami kurzu. W tym ogromnym, wysokim mieszkaniu nie sprzatano porzadnie od
dwudziestu lat, a rozpadajace sie sciany wprost blagaly o nowa farbe. Dan, jego ojciec i siostra
rzadko kiedy cos wyrzucali, wiec rozpadajace sie meble i porysowana drewniana podloge pokrywaly
sterty starych gazet i czasopism, stare ksiazki, niepelne talie kart, zuzyte baterie i polamane olówki.
Kocia siersc ladowala nawet w dopiero co zaparzonej kawie i prawdopodobnie Dan musial nie-
ustannie radzic sobie z tym problemem, poniewaz calkowicie uzaleznil sie od kofeiny.
- Mam sie odwrócic w strone kamery? - zapytal, siadajac na zniszczonym krzesle. - Móglby
trzymac notatnik na kolanach i pisac w ten sposób. - Pokazal jej.
Vanessa przyklekla i zerknela przez obiektyw. Miala na sobie szary, plisowany mundurek i
czarne rajstopy. Brazowy dywan gryzl ja. w kolana.
- Aha, tak dobrze - mruknela.
Och, jaki blady i gladki byl tors Dana! Widziala kazde zebro i te sliczna linie plowego meszku,
która biegla mu przez brzuch od pepka! Pochylila sie na kleczkach lekko do przodu, próbujac podejsc
jak najblizej, ale zeby jednoczesnie nie zepsuc kadru.
Dan zagryzl koniec olówka, usmiechnal sie do siebie i napisal:
Ma ogolona glowe, caly czas ubiera sie na czarno, musi sobie kupic nowe glany, nie cierpi sie
malowac. Ale to jest taka dziewczyna, która wierzy w czlowieka i po kryjomu zalatwia, zeby wydali
twój wiersz w „New Yorkerze”. Chyba moge powiedziec, ze ja kocham.
To pewnie najbardziej sentymentalna rzecz, jaka kiedykolwiek napisal, ale przeciez nie mial
zamiaru od razu publikowac tego w swoich Dzielach zebranych.
Vanessa jeszcze troche przesunela sie do przodu, próbujac . uchwycic goraczkowa biel klykci
Dana, gdy pisal pospiesznie.
- Co piszesz? - Nacisnela przycisk nagrywania dzwieku na kamerze.
Dan podniósl wzrok, usmiechnal sie do niej szeroko spod potarganej grzywki. Jego piwne oczy
blyszczaly. - To nie jest wiersz. To historyjka o tobie. Vanessa poczula, ze robi jej sie cieplo.
- Przeczytaj na glos.
- 12 -
Dan podrapal sie w zamysleniu po brodzie i odchrzaknal.
- Dobra. Ma ogolona glowe...
Vanessa sluchala i czerwienila sie coraz bardziej. Upuscila kamere na podloge. Oparla glowe
na kolanach Dana.
- Wiesz, ze ciagle gadamy o seksie, ale nigdy tego nie spróbowalismy? - szepnela, dotykajac
ustami szorstkiego materialu jego zielonych bojówek. - A moze bysmy spróbowali teraz?
Poczula pod policzkiem, jak napial miesnie ud.
- Teraz? - Pogladzil palcem brzeg jej ucha. Miala w uchu cztery dziurki, ale w zadnym nie
nosila kolczyków. Wzial gleboki wdech. Czekal z seksem na chwile, kiedy to bedzie poetyckie i
wlasciwe. Moze to byla wlasciwa chwila, spontaniczna decyzja. Pomysl wydawal sie o tyle dobry i
niepozbawiony ironii, ze dokladnie za godzine Dan musial znalezc sie z powrotem w Riverside. Bedzie
siedzial na zaawansowanych zajeciach z laciny i sluchal, jak profesor Werd z przesadnym akcentem
czyta Owidiusza.
Wprowadzenie do seksu w czasie dlugiej przerwy - najnowsza propozycja w wiosennym
planie zajec.
- Dobra - zgodzil sie Dan. - Zróbmy to.
tematy ? wstecz dalej ? wyslij pytanie odpowiedz
Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostaly zmienione lub skrócone, po to by
nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.
hej, ludzie!
WCZESNE ODRZUCENIE
Slyszalam, ze w tym roku najlepsze college'e uknuly spisek, zeby nie stracic swojej tajemniczosci i
ekskluzywnosci - w tym roku nikogo nie przyjma wczesniej. Moze to tylko plotka. Jezeli jednak nie
dostaniecie sie wczesniej, spróbujcie pomyslec o tym w ten sposób: moze okazaliscie sie zbyt
idealni. Oni po prostu nie mogli tego zniesc. I wyobrazcie sobie, jaki bedziemy mieli ubaw, jezeli
- 13 -
wszyscy razem wyladujemy w tym samym college'u stanowymi.
ZROBIC SOBIE OPERACJE CZY NIE, OTO JEST PYTANIE
Pomysl, zeby chirurgicznie zmienic swoje cialo, zawsze mnie przerazal. Owszem, uwazam, ze Dolly
Parton wyglada wspaniale, jakby nie miala wiecej niz czterdziesci lat, a musi miec juz chyba ze
dwiescie. Ale balabym sie, ze lekarze popelnia blad i jedna z piersi calkiem sflaczeje, ze zostawia we
mnie nozyczki albo cos takiego. Oczywiscie jestem tak kobieca dziewczyna, jak tylko dziewczyny
bywaja, i wiem, jakie to wazne, zeby dobrze czuc sie we wlasnym ciele. Próbuje patrzec na to w ten
sposób: wiesz, jak to jest, kiedy widzisz na ulicy slicznego chlopaka i mówisz przyjaciólce: „Spójrz na
niego!”, a ona sie krzywi, jakby byl paskudny? Wszyscy mamy tak rózne gusta, ze na pewno ktos
spojrzy na ciebie i pomysli: „mniam, pychota”, niezaleznie od tego, co ty myslisz na temat swojego
wygladu. Musisz sie tylko nauczyc widziec to, co inni dostrzegaja w tobie dobrego.
Wasze e – maile
P: Droga P!
Slyszalem, ze juz przyjeto cie do Bryn Mawr i cala jestes podjarana, bo lubisz chodzisz do
szkoly dla dziewczat i jestes ogromna lesbijka grajaca w siatke. Chi, chi.
Dorf
O: Czesc dorf!
Co to wlasciwie za imie, dorf? Odmawiam znizania sie do twojego poziomu i nie powiem,
do jakiego college'u zlozylam papiery, ale moja matka i siostra chodzily do Bryn Mawr i
wiesz co? Obie sa superlaski!
P
Musze pedzic do domu i sprawdzic, czy nie przyszla do mnie powaznie wygladajaca spora koperta,
która moze zdeterminowac cale moje przyszle zycie. Trzymajcie kciuki!
Wiem, ze mnie kochacie
plotkara
- 14 -
ujarany ksiaze próbuje zalatwic towar
Francuski po ostatniej przerwie wreszcie sie skonczyl. Nate Archibald pozegnal kolegów z
klasy w Szkole Swietego Judy pospiesznym r demain i ruszyl na Madison Avenue, do pizzerii na rogu
Osiemdziesiatej Szóstej, gdzie pracowal Mitchell, niezawodny diler. Nate mial szczescie - Szkola
Swietego Judy byla najstarsza szkola dla chlopców na Manhattanie i zgodnie z tradycja zajecia
konczyly sie w niej o drugiej po poludniu zarówno dla mlodszych, jak i starszych klas, chociaz w
wiekszosci nowojorskich szkól lekcje konczyly sie dopiero o czwartej. Szkola Swietego Judy
tlumaczyla, ze dzieki temu uczniowie maja czas na uprawianie sportów i odrabianie ogromnych prac
domowych, które zawsze im zadawano. Dzieki temu mieli tez czas, zeby sie zabawic i strzelic dymka
przed, w trakcie albo po uprawianiu sportu lub odrabianiu pracy domowej.
Podczas ostatniego spotkania diler, noszacy zawsze czapke z Kangol, zapowiedzial, ze
niedlugo wraca do Amsterdamu. Dzisiaj Nate mial ostatnia szanse, by zalatwic sobie ogromny worek
slodkiej peruwianskiej trawki, która dostarczal tylko Mitchell. Blair zawsze narzekala, ze Nate pali
trawe. Jeczala, ze nudzi jej sie patrzec, jak on przez dziesiec minut gapi sie w perski dywan na
podlodze, podczas gdy mogliby sie poobsciskiwac albo zabawic na jakiejs imprezie. Nate uwazal, ze
jego palenie trawki to tylko zwykla slabostka - jak jedzenie czekolady - i ze moze z tym skonczyc w
kazdej chwili. I zeby to udowodnic - nie, zeby musial cos jeszcze udowadniac Blair - mial zamiar
calkowicie trawke odstawic. Ale po tym, jak wypali ostatnia dzialke z ogromnego worka, który kupi
dzisiaj. I jesli bedzie ostrozny, to ta torba powinna mu wystarczyc na bite osiem tygodni. Do tego
czasu wolal nie myslec o rzucaniu.
- Poprosze dwa kawalki zwyklej - powiedzial do chudego, lysiejacego szefa pizzerii, który mial
na sobie fioletowa koszulke z napisem Witamy we Frajkrowie. Oparl lokcie na pokrytym czerwonym
linoleum blacie, odsuwajac na bok pojemniki z sola czosnkowa, czerwonym pieprzem i oregano. -
Gdzie Mitchell?
W tym lokalu drobne interesy na boku Mitchella nie stanowily dla nikogo tajemnicy. Szef
pizzerii uniósl krzaczaste czarne brwi. Nazywal sie chyba Ray, ale po tylu latach kupowania tam pizzy
i trawki Nate nadal nie byl pewien.
- Mitchell juz wyjechal. Mineliscie sie.
Nate poklepal tylna kieszen w spodniach, gdzie trzymal pekajacy w szwach portfel. Ogarnela
- 15 -
go panika i poczul, jak w gardle rosnie mu gula. Jasne, ze nie byl uzalezniony, ale nie lubil ladowac
bez ziela, zwlaszcza gdy planowal uprzyjemnic sobie popoludnie solidnym skretem. I jutrzejsze
popoludnie, i jeszcze nastepne...
- Co? Mówisz, ze juz wyjechal do Amsterdamu?
Ray - a moze Roy - otworzyl lsniace, chromowe drzwi pieca do pizzy, jednym fachowym
ruchem wrzucil dwa kawalki na podwójny papierowy talerzyk i przesunal go po ladzie w strone
Nate'a.
- Przykro mi, stary - powiedzial bez wiekszego wspólczucia. - Od dzis sprzedajemy pizze i
napoje, i tylko pizze i napoje. Czaisz?
Nate nie mógl uwierzyc, ze ma takiego pecha. Wyciagnal portfel i wyjal z grubego pliku
banknot dziesieciodolarowy.
- Reszta dla ciebie - mruknal, rzucil banknot na lade i wyszedl z pizza.
Ruszyl ulica bez celu, w strone parku. Czul sie jak zbity pies. Kupowal u Mitchella trawe od
ósmej klasy. Pewnego majowego popoludnia z Jeremym Scottem Tompkinsonem weszli do pizzerii,
zeby kupic sobie po kawalku. Mitchell podsluchal, jak Jeremy namawia Nate'a, zeby zwedzil
pojemnik z oregano, to sobie je w domu wypala. Zaproponowal, ze sprzeda im cos, co bardziej
poprawia samopoczucie. Od tego czasu Nate z kumplami regularnie do niego wracal. Co mial teraz
zrobic? Kupic za dziesiatke torebke od któregos z podejrzanych gosci w Central Parku? Ci faceci
sprzedawali gówniany, suchy towar z Teksasu, a nie soczyste zielone liscie, które Mitchell mial
prosto z Peru. A w dodatku Nate slyszal, ze polowa dilerów w Central Parku to policjanci i tylko
czekaja, zeby dorwac takiego dzieciaka jak on.
Wrzucil niedojedzone kawalki pizzy do najblizszego kosza i zaczal grzebac w kieszeniach
plaszcza od Hugo Bossa, stylizowanego na wojskowy, szukajac resztek skreta. Znalazl niedopalek,
przeszedl przez Piata Aleje i przycupnal na lawce, zeby zapalic. Zignorowal grupe chichoczacych
dziesiecioklasistek w granatowych mundurkach ze szkoly, które pozeraly go wzrokiem.
Ze swoim usmiechem, który mówi „wiem, jestem przystojniakiem”, zlocistymi wlosami,
szmaragdowymi oczami, wiecznie opalona skóra i seksowna umiejetnoscia budowania lodzi i
scigania sie na nich Nate Archibald byl najbardziej pozadanym chlopakiem na Upper East Side. Nie
musial dziewczyn szukac. One po prostu spadaly mu na kolana. Doslownie.
Zaciagnal sie petem i wyciagnal z kieszeni komórke. Problem polegal na tym, ze jego palacy
kumple - Jeremy Scott Tompkinson, Charlie Dem i Anthony Avuldsen - tez kupowali towar od
Mitchella. Mitchell byl najlepszy. Ale warto zadzwonic, sprawdzic, czy którys nie zdazyl kupic wiecej
trawy, nim ich diler zniknal.
- 16 -
Jeremy jechal wlasnie taksówka do miedzyszkolnego klubu squasha przy Dziewiecdziesiatej
Drugiej.
- Przykro mi, gosciu. - Jego glos trzeszczal przez zaklócenia na linii. - Przez caly dzien jade na
zolofcie
*
matki. Moze kup za dziesiatke towar od goscia z parku?
Nate wzruszyl ramionami. W kupowaniu trawy w parku bylo cos... zalosnego.
- Niewazne - powiedzial kumplowi. - Do zobaczenia jutro.
Charlie byl w megastorze Virgin. Kupowal DVD dla mlodszego brata.
- Ale wtopa - powiedzial, gdy Nate wyjasnil mu sytuacje. - Jestes kolo parku, nie? Kup tam cos
za dziesiatke.
- Aha, mniejsza z tym - odparl Nate. - Do jutra.
Anthony mial lekcje jazdy w nowym, sportowym bmw m3, prezencie od rodziców na
osiemnaste urodziny.
- Zajrzyj do apteczki swojej matki - poradzil. - Rodzice to ostateczna deska ratunku.
- Zajrze. - Nate rozlaczyl sie i pociagnal ostatniego dymka. - Cholera! - zaklal, rzucajac
malenki niedopalek na brudny snieg pod nogami.
W tym semestrze kazdy dzien mial byc dwudziestoczterogodzinna impreza. W listopadzie
rewelacyjnie wypadl na rozmowie w Brown i byl calkiem pewny, ze jego podanie wstrzasnie komisja
dosc, by go przyjeli. No i juz nie krecil z Jenny Humphrey, która byla slodka i miala supercycki. lecz
zabierala mu od groma wolnego czasu. Przez reszte roku szkolnego Nate planowal palic, relaksowac
sie i az do rozdania swiadectw zyc na luzie, ale bez zaufanego dostawcy ten plan to czysta abstrak-
cja.
Nate opadl na oparcie zielonej lawki i zapatrzyl sie na okazale, kryte wapieniem domy przy
Piatej Alei. Po prawej stronie widzial naroznik budynku przy Siedemdziesiatej Drugiej, gdzie Blair
miala mieszkanie. W jej penthousie Kitty Minky. rosyjska blekitna kotka, lezala pewnie wyciagnieta
na rózowej narzucie na lózku Blair i nie mogla sie doczekac, kiedy jej pani wróci do domu i podrapie
ja pod broda paznokciami w kolorze koralowego rózu. Pod wplywem impulsu Nate przycisnal guzik na
komórce i wybral numer Blair. Dzwonek zadzwieczal szesc razy, nim wreszcie odebrala.
- Slucham? - zapytala ostro Blair.
Siedziala wlasnie w nowo otwartym salonie Garrena przy Piecdziesiatej Siódmej Wschodniej,
który urzadzono w stylu sypialni w tureckim haremie. Z sufitu zwieszaly sie chusty z rózowej i zóltej
gazy, wielkie rózowo - zólte poduchy porozrzucano przypadkowo, tak by klientki mialy na czym
przysiasc i saczac turecka kawe, czekac na swoja kolej. Przy kazdym stanowisku sialo ogromne,
- 17 -
oprawione w zlocona rame lustro. Gianni, nowy fryzjer Blair, wlasnie rozczesal jej swiezo umyte i
potraktowane odzywka loki. Z komórka przycisnieta do mokrego ucha Blair gapila sie na swe odbicie
w lustrze. Nadeszla kluczowa chwila: czy odwazy sie obciac na krótko?
- Czesc. To ja, Nate - uslyszala znajomy glos mruczacy jej do ucha.
Byla zbyt oszolomiona, zeby odpowiedziec. Nie odzywal sie do niej od sylwestra, a nawet
wtedy rozmowa zakonczyla sie fatalnie. Co sie stalo, ze Nate dzwoni do niej wlasnie teraz?
- Nate? - powtórzyla Blair, troche zniecierpliwiona, ale i zaciekawiona. - To cos powaznego?
Bo nie moge teraz rozmawiac. To naprawde nic najlepsza chwila.
- E, nic waznego - odparl Nate, jakby próbowal znalezc logiczne usprawiedliwienie, dlaczego
w ogóle do niej zadzwonil. - Pomyslalem, ze chcialabys wiedziec. Rzucam palenie trawki. - Kopal
grudke zmrozonego blota. Nawet nie byl pewien, czy to prawda. Czy naprawde rzuca? Na zawsze?
Blair sciskala telefon, a po drugiej stronie zapadla krepujaca cisza. Nate zawsze byl
nieprzewidywalny - zwlaszcza gdy sie ujaral - ale nigdy az tak. Gianni popukal niecierpliwie w opar-
cie szylkretowym grzebieniem.
- Cóz, tym lepiej dla ciebie - powiedziala w koncu. - Sluchaj, musze konczyc.
Wydawalo sie, ze jest myslami gdzie indziej, a Nate wlasciwie nie wiedzial, dlaczego do niej
zadzwonil.
- Do zobaczenia - wymamrotal i wsadzil telefon do kieszeni plaszcza.
- Czesc. - Blair wrzucila srebrna nokie do czerwonej kreglarskiej torby i usiadla prosto na
obrotowym krzesle. - Jestem gotowa - oznajmila Gianniemu, próbujac powiedziec to pewnym glosem.
- Chce, zeby bylo krótko, ale kobieco.
Na opalonych, lekko zarosnietych policzkach Gianniego malowalo sie rozbawienie. Mrugnal
do niej brazowym okiem o dlugich rzesach.
- Jak Katerina Hepburne. Zgadza sie?
O nie!
Blair poprawila pasek bezowego szlafroka dla klientek salonu i spiorunowala wzrokiem
nadmiernie wyzelowane wlosy Gianniego. Miala nadzieje, ze nie okaze sie równie glupi i nie-
kompetentny, jak to brzmialo. Moze to kwestia jezyka.
- Nie, nie jak Katherine Hepburn. Jak Audrey Hepburn. No wiesz, Sniadanie u Tiffany'ego. My
Fair Lady. Zabawna buzia. - Blair szukala w myslach innych znanych osób, kogos, kto mialby
przyzwoicie obciete na krótko wlosy. - Albo jak Selma Blair - dodala desperacko, chociaz fryzura
Selmy byla zbyt chlopieca jak na jej gust.
Gianni nie odpowiedzial. Przeczesal palcami mokre loki Blair.
- 18 -
- Takie piekne wlosy - westchnal tesknie, a potem wzial nozyczki i zebral jej wlosy w dlon. Bez
dalszych ceregieli odcial caly kucyk jednym brutalnym cieciem.
Blair zamknela oczy, gdy wlosy spadly na podloge. Prosze, niech wygladam ladnie, modlila sie
w duchu, i wyrafinowanie, i powaznie, i elegancko. Otworzyla oczy i spojrzala z przerazeniem na
swoje odbicie. Jej mokra, pozbawiona wyrazu, dluga do uszu czupryna sterczala we wszystkie strony.
- Niech sie pani nie martwi - uspokoil ja Gianni, odkladajac duze nozyczki i biorac mniejsze. -
Teraz zrobie fryzure.
Blair wziela gleboki wdech i zacisnela zeby. I tak juz za pózno, zeby cos zmienic.
- Dobra - ledwo wydusila z siebie. Telefon znowu zadzwonil i Blair schylila sie, zeby odebrac. -
Czekaj - powiedziala Gianniemu. - Slucham?
- Rozmawiam z Blair Waldorf? Córka Harolda?
Blair przyjrzala sie sobie w lustrze. Nie byla juz pewna, kim jest. Bardziej wygladala jak
swiezo upieczona wiezniarka, która strzygli przed wysianiem do celi, niz jak córka znanego prawnika
pracujacego dla najwiekszych korporacji, Harolda Waldorfa, z którym jej matka rozwiodla sie dwa
lata temu i który teraz mieszkal we Francji. Uprawial winnice ze swoja druga polowa, która - tak sie
akurat zlozylo - byla mezczyzna.
Biorac pod uwage zawirowania w jej obecnym zyciu, Blair chetnie stalaby sie kims zupelnie
innym i po czesci dlatego postanowila obciac wlosy. Zadowoli sie nawet Katherine zamiast Audrey,
jesli dzieki temu bedzie wygladac jak nowa.
- Tak - odparla slabo.
- Mówi Owen Wells - rzekl facet po drugiej stronie. Mial gleboki i uwodzicielski glos. Trudno
bylo zgadnac, ile ma lat. Dziewietnascie czy trzydziesci piec? - Twój ojciec byl moim mentorem w
firmie, gdy zaczynalem. Obaj skonczylismy Yale i rozumiem, ze ty tez jestes zainteresowania
studiowaniem tam.
Zainteresowana? Blair nie byla po prostu zainteresowana pójsciem do Yale - to byl jedyny cel
jej zycia. Po co inaczej chodzilaby na zaawansowane zajecia z az pieciu przedmiotów?
- Tak, jestem zainteresowana - pisnela przez zacisniete gardlo. Zerknela na Gianniego, który
bezglosnie wtórowal Celine Dion w piosence plynacej przez glosniki w salonie. - Ale troche
zawalilam rozmowe kwalifikacyjna.
Wlasciwie to opowiedziala cala swoja ckliwa historie zycia i tak jakby pocalowala faceta,
który z nia rozmawial, co bylo chyba czyms wiecej niz powazna wpadka.
- No i wlasnie dlatego dzwonie - odparl Owen Wells, a jego seksowny glos rezonowal jak
basowe nuty wiolonczeli. - Wsparcie twojego ojca duzo znaczy dla szkoly, wiec chca ci dac druga
- 19 -
szanse. Na ochotnika zglosilem sie jako ich absolwent, zeby przeprowadzic z toba rozmowe. Komisja
rekrutacyjna po przejrzeniu twojego podania juz sie zgodzila i wezmie pod uwage moja opinie, a nie
te z listopada.
Blair kompletnie zatkalo. Druga szansa - to zbyt piekne, zeby bylo prawdziwe. Zmeczony
czekaniem Gianni upuscil nozyczki na stolik obok Blair, zlapal ostatni numer „Vogue'a” z jej kolan i
odszedl poskarzyc sie na nia kolegom.
- Wiec kiedy mozemy sie spotkac? - dopytywal sie Owen Wells.
Teraz - miala ochote powiedziec Blair. Ale nic mogla prosic Owena, zeby siedzial w salonie,
patrzyl, jak Gianni obcina jej wlosy, i jednoczenie zadawal jej nudne, stereotypowe pytania typu: „Kto
mial najwiekszy wplyw na twoje zycie?”
- W kazdej chwili - zacwierkala. Potem zdala sobie sprawe, ze nie powinna okazywac, jak
bardzo jest zdesperowana. Warto zrobic wrazenie genialnego dzieciaka z nieprzytomnie rozbudo-
wanym planem zajec. - Wlasciwie to dzisiaj jestem troche zajeta i jutro tez bedzie trudno. Moglabym
w srode lub w czwartek po szkole.
- Zwykle pracuje do pózna i w tym tygodniu mam od cholery spotkan, ale co powiesz na
czwartek wieczór? Okolo wpól do dziewiatej?
- Swietnie - odparla z zapalem. - Mam wpasc do biura?
Owen zamilkl. Blair slyszala, jak pisnelo jego krzeslo. Wyobrazila sobie jego biuro wedlug
projektu Philippe'a Starcka z widokiem na nowojorski port i zaczela sie zastanawiac, czy wypada tam
sie spotkac. Wyobrazala sobie Owena jako wysokiego blondyna z opalenizna tenisisty - jak jej ojciec.
Ale Owen Wells powinien byc co najmniej dziesiec lat mlodszy od jej ojca i w zwiazku z tym powinien
o wiele lepiej sie prezentowac. Zastanawiala sie, czy wie, jakie to super, ze ma „w” i w imieniu. i w
nazwisku.
- A moze spotkamy sie w hotelu Compton? Maja tam przytulny barek, w którym powinno byc
dosc spokojnie. - Rozesmial sie. - Kupie ci cole, chociaz twój ojciec mówi, ze wolisz dom pérignon.
Blair sie zarumienila. Jej durny ojciec! Co jeszcze powiedzial?
- Och, nie, cola wystarczy - wyjakala.
- Dobrze. Do zobaczenia w czwartek wieczorem. Bede mial krawat z Yale.
- Nie moge sie doczekac. - Blair próbowala zachowac rzeczowy ton. - Dziekuje za telefon. -
Rozlaczyla sie i zerknela w zlocone lustro przed soba. Jej oczy wydawaly sie wieksze i bardziej
niebieskie, gdy miala krótsze wlosy.
Gdyby naprawde byla aktorka grajaca w filmie o swoim zyciu - jak to sobie zawsze
wyobrazala - to bylby punkt zwrotny: dzien, w którym zmienila swój wizerunek i dostala sie na
- 20 -
przesluchanie do najwiekszej zyciowej roli. Zerknela na zegarek. Za pól godziny powinna byc z
powrotem w szkole. Nie bylo jednak powodu, zeby tam pedzic, zwlaszcza ze Bendel byl tylko trzy
przecznice dalej, a nowa sukienka na spotkanie z Owenem Wellsem w czwartek wieczór juz ja
wzywala. Zdecydowanie warto miec klopoty z powodu urwania sie z WF - u, jesli nowa fryzura i nowa
sukienka pomoga jej dostac sie do Yale.
Gianni pil kawe i flirtowal z chlopcami od mycia glów. Blair rzucila mu grozne spojrzenie, zeby
wzial sie do uporzadkowywania burdelu na jej glowie.
- Kiedy tylko bedzie pani gotowa! - zawolal znudzonym tonem, jakby absolutnie go nie
obchodzilo, czy obetnie jej wlosy, czy nie.
Blair wziela gleboki oddech. Kasowala swoja przeszlosc - nieudany zwiazek z Nate'em.
odrazajacego nowego meza matki i jej klopotliwa ciaze, zawalona rozmowe kwalifikacyjna. Tworzyla
swój nowy wizerunek. Yale daje jej druga szanse i od dzis bedzie pania swego przeznaczenia. Sama
napisze scenariusz, wyrezyseruje i zagra w filmie, którym jest jej zycie. Juz widziala naglówki w „New
York Timesie” w sekcji z moda, gdzie pokaza jej nowa fryzure. WYPRZEDZIC SWÓJ CZAS: PRZE-
SLICZNA SZATYNKA OBCINA SIE PRZEZ DEBIUTEM W YALE!
Na jej twarzy pojawil sie zwycieski usmiech, jakby juz cwiczyla role przed spotkaniem w
Owenem Wellsem w czwartek wieczór.
- Jestem gotowa.
wiersze o seksie to stek klamstw
- No wiec... - powiedziala Vanessa, stukajac kolanem w uda Dana, gdy lezeli nago i patrzyli
na popekany sufit, oszolomieni po seksie. - I co myslales?
Vanessa juz dwa razy próbowala seksu ze swoim bylym chlopakiem Clarkiem, starszym od
niej barmanem. Spotykala sie z nim przez krótki czas na jesieni. W tym czasie Dan (razem z reszta
przewidywalnej meskiej populacji) byl zbyt zajety wzdychaniem do Sereny van der Woodsen, by
zauwazyc, ze Vanessa sie w nim zakochala. Nawet gdyby to byl pierwszy raz dla Vanessy, tez
podeszlaby do tego z nonszalancja, bo do wszystkiego podchodzila w ten sposób. Z kolei Dan nigdy
niczego nie traktowal lekko, w dodatku to on stracil dziewictwo. Niecierpliwie czekala na jego
zwierzenia.
- To bylo... - Dan gapil sie na szara, wylaczona zarówke u sufitu. Czul sie jednoczesnie
- 21 -
sparalizowany i pobudzony. Ich biodra dotykaly sie pod cienkim przescieradlem w kolorze burgunda i
mial wrazenie, jakby plynela miedzy nimi elektrycznosc, szarpiac jego place u stóp, kolana, pepek,
lokcie, koncówki wlosów. - Nic do opisania - powiedzial w koncu, bo naprawde nie znajdowal slów,
którymi móglby opisac, co czul. Nie potrafilby napisac wiersza o seksie, chyba ze ucieklby sie do
utartych metafor, takich jak wybuchajace fajerwerki albo muzyczne crescendo. I nawet to zupelnie
nie pasowalo. Te porównania nie oddawaly lego, co rzeczywiscie sie czuje, ani tego, ze seks to
proces poznawania, w którym wszystko, co zwykle, staje sie absolutnie niesamowite. Na przyklad
lewa reka Vanessy; nie byla to oszalamiajaca reka - dosc pulchna i blada, pokryta brazowawym
meszkiem i usiana piegami. Ale kiedy sie kochali, nic byla juz ta zwykla reka, która znal i kochal,
odkad przez nieuwage zostali z Vanessa zamknieci na imprezie w dziesiatej klasie. Stala sie
przepiekna, cenna, nie mógl przestac jej calowac, byla podniecajaca i cudowna. O Boze! Widzicie?
Wszystko, co potrafil wymyslic, aby opisac seks, brzmialo kulawo jak reklama platków. Nawet slowo
„seks” bylo nieodpowiednie, a „kochanie sie” brzmialo jak z kiepskiej opery mydlanej.
„Elektryczny” - to bylo dobre slowa do opisania seksu, ale jednoczesnie zbyt duzo wiazalo sie
z nim negatywnych skojarzen, typu krzeslo elektryczne albo przewód elektryczny. „Rojny” - kolejne
dobre slowo, ale co wlasciwie znaczy? A „drzacy” brzmialo zbyt wysublimowanie i delikatnie - jak
przestraszona myszka. Jezeli mialby pisac o seksie, chcialby przywolywac na mysl imponujace
zwierzeta, takie jak lwy i jelenie, a nie myszy.
- Ziemia do Dana! - Vanessa wyciagnela dlon i pogladzila go palcem po uchu.
- Apogeum - mruczal do siebie Dan nieprzytomnie. - Epifania.
Vanessa zanurkowala pod przescieradlo i cmoknela go glosno w blady brzuch.
- Halo? Jestes w szoku czy jak?
Dan usmiechnal sie szeroko i pociagnal ja w góre, zeby pocalowac ja w usta ukladajace sie w
usmiech kota z Cheshire i w brode z doleczkiem.
- Zróbmy to jeszcze raz.
Wow!
Vanessa zachichotala i potarla nosem o jego rozczochrane brwi.
- To znaczy, ze chyba ci sie podobalo?
Dan pocalowal ja najpierw w prawe, a potem w lewe oko.
- Mm - westchnal, a cale jego cialo zadrzalo z przyjemnosci i pozadania. - Kocham cie.
Vanessa opadla na jego piers i zamknela oczy. Nie byla bardzo dziewczeca, ale kazda
dziewczyna mieknie, gdy pierwszy raz slyszy od chlopaka te dwa slowa.
- Ja tez cie kocham - odpowiedziala szeptem.
- 22 -
Dan mial wrazenie, jakby cale jego cialo sie usmiechalo. Kto by pomyslal, ze ten prozaiczny
lutowy poniedzialek okaze sie tak cholernie... wspanialy?
Tyle jesli chodzi o kwieciste opisy i poetyckie zwroty.
Nagle komórka Dana zabrzeczala zaskakujacym, wibrujacym dzwonkiem. Lezala na nocnym
stoliku, tuz obok lózka. Dan byl pewien, ze dzwoni jego siostra Jenny, by znowu ponarzekac na szkole.
Odwrócil sie, zeby przeczytac numer na ekranie. „Zastrzezony” rozblysla wiadomosc, co zdarzalo sie
tylko wtedy, gdy Vanessa dzwonila z domu.
- To twoja siostra. - Dan podniósl sie na lokciu i siegnal po komórke. - Moze chce ci
powiedziec, zebys wreszcie kupila sobie komórke - zazartowal. - Mam odebrac?
Vanessa przewrócila oczami. Ona i jej dwudziestodwuletnia siostra Ruby, gitarzystka basowa,
mieszkaly razem na Brooklynie w Williamsburgu. Ruby podjela trzy noworoczne postanowienia:
codziennie cwiczyc joge, pic zielona herbate zamiast kawy i bardziej sie opiekowac siostra Vanessa,
poniewaz ich rodzice byli zbyt zajetymi soba hippisowskimi artystami, zeby zadbac o samych siebie.
Vanessa byla prawie pewna, ze Ruby dzwoni tylko po to, by zapytac, kiedy wraca do domu i na kiedy
ma przygotowac klopsa i ziemniaki. Jednak to bylo takie nietypowe, by Ruby dzwonila na telefon
Dana w czasie lekcji, ze Vanessa nie mogla oprzec sie pokusie i postanowila odebrac.
Wziela dzwoniaca komórke od Dana.
- Tak? Skad wiedzialas, gdzie mnie szukac?
- Dzien dobry, droga moja siostrzyczko - zaswiergotala radosnie Ruby. - Nie pamietasz?
Przykleilas kartke ze swoim planem zajec na lodówce, zebym jako nowa, poprawiona wersja starszej
siostry wiedziala, gdzie jestes i o czym myslisz w kazdej chwili. Chcialam ci tylko dac znac, ze
przyszla do ciebie poczta i miedzy innymi podejrzanie wygladajaca koperta z Uniwersytetu
Nowojorskiego. Nie moglam sie powstrzymac i otworzylam. I wiesz co? Przyjeli cie!
- Jasna cholera! - Cialo Vanessy juz buzowalo od adrenaliny po slowach „kocham cie”, a teraz
jeszcze to! Moze to zabrzmi czerstwo, ale to sie nazywa orgazm!
Nigdy nie byla pewna, czy ma szanse dostac sie wczesniej na uniwersytet. Zeby pokazac
komisji rekrutacyjnej swoje umiejetnosci artystyczne i udowodnic, ze powaznie mysli o filmie jako
glównej specjalizacji, wyslala wlasny film o Nowym Jorku, który nakrecila w czasie przerwy w Boze
Narodzenie. Kiedy juz go wyslala, bala sie. ze przez ludzi z komisji zostanie uznana za nadgorliwa. Ale
teraz juz nie musiala sie martwic. Spodobala sie im! Przyjeli ja! Wreszcie bedzie mogla na dobre
zrzucic nedzne okowy szkoly Constance Billard i skupic sie na swojej pracy w miejscu odpowiednim
dla tak powaznego artysty jak ona.
Dan patrzyl na nia. Jego piekne brazowe oczy blyszczaly nieco mniej entuzjastycznie niz
- 23 -
chwile wczesniej.
- Jestem z ciebie taka dumna - zagruchala matczynym tonem Ruby. - Wrócisz do domu na
obiad? Czytalam wlasnie ksiazki kucharskie ze wschodniej Europy. Chyba zrobie pierogi.
- Jasne - odparla cicho Vanessa, nagle martwiac sie o Dana. Nie zlozyl wczesniej podania na
zadna uczelnie, wiec bedzie musial czekac jeszcze kilka miesiecy, nim sie dowie, co bedzie robil w
przyszlym roku. Byl taki wrazliwy. Moze wpasc w depresje z braku poczucia bezpieczenstwa - a wtedy
zamknie sie w pokoju i bedzie pisac wiersze o smierci w wypadku samochodowym albo cos takiego. -
Dzieki, ze dalas mi znac - powiedziala szybko. - Zobaczymy sie pózniej, dobra?
Dan nadal patrzyl na nia wyczekujaco. Rozlaczyla sie i rzucila telefon na lózko.
- Dostalas sie na uniwersytet - powiedzial, nieskutecznie próbujac ukryc nutke oskarzenia w
glosie. Och, jaki czul sie chudy, glupi i niepasujacy do swiata! Nie. zeby sie nie cieszyl, ale Vanessa
juz dostala sie na uczelnie, a on byl tylko koscistym chlopakiem, który lubil pisac wiersze i którego
byc moze nigdy nie przyjma na uczelnie. - Super - dodal chrapliwym glosem. - To swietnie.
Vanessa przykryla ich przescieradlem. Byli spoceni, wiec teraz marzli.
- To nic wielkiego. - Próbowala bagatelizowac radosc, która tryskala jeszcze przed chwila, gdy
uslyszala wspaniala nowine. - Tobie zaraz wydadza wiersz w „New Yorkerze”.
W czasie przerwy swiatecznej Vanessa bez wiedzy Dana wyslala jego wiersz Zdziry do „New
Yorkera” i przyjeto go do numeru walentynkowego. Powinien wyjsc pod koniec tego tygodnia.
- No tak - zgodzil sie Dan, niepewnie wzruszajac ramionami. - Ale nadal nic nie wiem... mam
na mysli swoja przyszlosc.
Przytulila policzek do jego bladej, koscistej piersi. Nadal nie mogla uwierzyc, ze jesienia idzie
na uniwersytet. To bylo pewne, to bylo jej przeznaczone. Nadal drzac z podniecenia, próbowala Dana
pocieszac.
- O ilu siedemnastolatkach slyszales, zeby ich publikowano w „New Yorkerze”? To
niesamowite. Gdy tylko w college'ach. do których zlozyles papiery, dowiedza sie o tym, wszystkie ko
misje rekrutacyjne cie przyjma. Pewnie nawet tam, gdzie nie wyslales podania.
- Moze - odparl bez przekonania Dan. Latwo jej mówic z taka pewnoscia. Ona juz sie dostala.
Vanessa podniosla sie na lokciu. Byl jeden pewny sposób, zeby poprawic Danowi
samopoczucie przynajmniej na chwile.
- Pamietasz, co robilismy, zanim zadzwonila Ruby? - zamruczala jak kociak.
Dan zmarszczyl brwi. Vanessa uniosla jedna brew w zmyslowy sposób, a jej blade nozdrza
lekko sie rozchylily. Nie sadzil, ze bedzie jeszcze mógl, ale jego cialo go zaskoczylo. Wciagnal
Vanesse na siebie i pocalowal mocno. Jezeli dzieki czemus chlopak mógl poczuc sie bardziej jak lew
- 24 -
niz jak mysz, to wladnie dzieki mruczeniu.
Miau!
tematy ? wstecz dalej ? wyslij pytanie odpowiedz
Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostaly zmienione lub skrócone, po to by
nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.
hej, ludzie!
MATURALNY KRYZYS
Slyszalam wyrazenie „maturalny kryzys” wiele razy, ale nigdy nie wiedzialam, co to wlasciwie znaczy.
Teraz to jest jasne jak slonce. Maturalny kryzys ma miejsce, gdy zrywasz sie z popoludniowych zajec
i wracasz do mieszkania przyjaciólki, zeby zamówic sobie chinszczyzne, wypic chardonnay i wypalic
papierosa. Albo gdy ladujesz w lózku z chlopakiem o trzeciej po poludniu. Albo odpuszczasz sobie
matematyke, zeby zrobic zapasy obcislych jedwabnych sukienek dzersejowych na prywatnej
wyprzedazy u Diane von Furstenberg. Albo kiedy niechcacy zasypiasz i budzisz sie dopiero o
dziesiatej w czwartek. Ups! Przez ostatni semestr bylysmy takie milusie i grzeczne, prymuski i lizuski.
W tym semestrze jestesmy jak wrzód na tylku. Nam tez odbija glupawka. Jestem pewna, ze polowa
dziewczyn z mojego WF - u calowala sie z chlopakami na schodach Metropolitan Museum of Art.
Zamiast cwiczyc podciaganie na drazku. Tak trzymac, dziewczyny - randkowanie to o wiele lepsze
cwiczenie!
Na celowniku
J i wysoka piegowata dziewczyna z nieszczesliwie dobrana fryzura chichocza w czasie lekcji tanca w
Constance Billard. Chyba J ma nowa przyjaciólke. N i jego kumple zamawiaja chinska herbate w
Starbucks, majac nadzieje, ze bedzie w niej cos, co poprawia samopoczucie. V w sklepie firmowym
Uniwersytetu Nowojorskiego kupuje sobie uniwersytecki kubek, bluze i czapke z daszkiem. A mówi,
- 25 -
ze ja takie glupoty nie biora. D przeczesuje kiosk w poszukiwaniu wczesniejszego wydania „New
Yorkera”. S i A urzadzaja kolejny publiczny pokaz czulosci. S nigdy wczesniej nie miala chlopaka
dluzej niz piec minut, wiec zobaczymy, jak dlugo to potrwa... Dobra, przyznaje. Wlasnie wagaruje,
gdy to pisze. Obiecajcie, ze mnie nie wsypiecie!
Wiem, ze mnie kochacie
plotkara
S jest zakochana
Aaron Rose stal w zaspie starego sniegu przed szkola Constance Billard. Czekal na Serene.
Mookie, jego bialo - brazowy bokser, siedzial obok na chodniku i dyszal. Pies mial na sobie kubrak w
czerwono - czarna krate, który Serena kupila mu wczoraj w Burberry. Aaron trzymal dwa dymiace
kubki ze Starbucks. Odkad szesc tygodni temu zeszli sie z Serena w sylwestra, stalo sie to ich
rytualem. Aaron spotykal sie z Serena po szkole, szli spacerkiem Piata Aleja, ramie w ramie, pili latte
z mlekiem sojowym i przystawali co pare kroków, zeby sie pocalowac. W sylwestra sprawy sie
rozegraly spontanicznie, na zasadzie „cholera, mamy na to ochote, to dlaczego nie spróbowac”, ale
przez ostatni miesiac spedzali razem kazda chwile po szkole i teraz juz slyneli jako najladniejsza i
najmilsza para w Upper East Side. A wlasciwie trójka, jesli wliczyc Mookiego.
Nagle promien zimowego slonca rozblysl na popielatych blond wlosach Sereny, która wyszla
ze szkoly i zbiegala po schodach w zamszowych kozakach Stephane Kelian i granatowej kurtce o
marynarskim kroju.
- Czesc, psino! - pisnela, gdy Mookie wyrwal sie do niej i zaczal tracac nosem jej dlonie w
kaszmirowych rekawiczkach. Przykucnela i pozwolila, zeby pies lizal ja po twarzy.
- Slicznie dzis wygladasz. - Aaron patrzyl na nich ze spokojna duma. Yhm, to moja dziewczyna,
myslal. Yhm, prawda, ze sliczna?
Serena wstala, zarzucila Aaronowi rece na szyje i otoczyla go upajajacym zapachem na bazie
drzewa sandalowego i patchouli - unikalnej mieszanki olejków, której uzywala zawsze.
- Wiesz, o czym myslalam przez caly dzien? - rozpromienila sie, przyciskajac swoje pelne,
pomalowane brzoskwiniowym blyszczykiem usta do waskich warg Aarona.
Omal nie rozlal kawy.
- O mnie? - zgadywal. Serena nalezala do dziewczyn, które angazuja sie calkowicie we
- 26 -
wszystko, co je interesuje w danej chwili, a teraz akurat skupila sie na Aaronie. Troche mu to ude-
rzylo do glowy.
Zamknela oczy i pocalowali sie znowu, tym razem gleboko. Za ich plecami rozkrzyczane
dziewczyny w schludnych welnianych plaszczach i wysokich, skórzanych kozakach wysypaly sie ze
szkoly. Kilka z nich stanelo razem, zeby popatrzec z podziwem na Serene i Aarona, którzy nie
przestawali sie calowac.
- O mój Boze! - szepnela jedna z ósmoklasistek, prawie mdlejac na widok takiego luzu i stylu.
- Widzicie to samo co ja?
Mookie dreptal po sniegu i skamlal niecierpliwie. Serena potarla policzkiem o szorstka alpake
szaro - fioletowej czapki w stylu Szerpów, która kupila Aaronowi w zeszly weekend w sklepie Kirny
Zabete w Sono. Uwielbiala jego ciemne dredy wystajace spod nauszników. Wszystko w Aaronie bylo
tak sliczne, ze doslownie zjadlaby go lyzka.
- Oczywiscie, ze myslalam o tobie - powiedziala, biorac od niego kubek. Uchylila pokrywke i
wypila odrobine goracej, slodkiej kawy. - Myslalam o tym, zebysmy zrobili sobie tatuaz. - Urwala,
czekajac na reakcje Aarona, ale w jego brazowych oczach malowalo sie tylko zdziwienie, wiec
ciagnela: - No wiesz, z naszymi imionami. Zeby pokazac, ile dla siebie znaczymy. - Znowu upila lyk
kawy i oblizala piekne, soczyste usta. - Zawsze chcialam miec tatuaz, o którym tylko ja bym wiedzia-
la. No wiesz, w dosc intymnym miejscu.
Aaron usmiechnal sie z wahaniem. Bardzo lubil Serene. Byla upajajaco piekna, absolutnie
przeslodka i nie stawiala zadnych wymagan. Przerastala wszystkie dziewczyny, jakie kiedykolwiek
poznal. Ale nic byl pewien, czy chce miec tatuaz z jej imieniem. Wlasciwie to zawsze uwazal, ze
tatuaze sa w pewnym sensie brutalne, kojarzyly mu sie ze znakowaniem bydla. A jako wegetarianin i
rastafarianin byl przeciwny wszelkim formom przemocy.
- Tatuaze sa wbrew mojej religii - oznajmil, ale gdy zobaczyl zmartwiona buzie Sereny, dodal
szybko: - Ale przemysle to, dobrze?
Serena nie nalezala do osób, które chowaja uraze, a juz Z pewnoscia nie wobec
najprzystojniejszego chlopaka na swiecie. Majac sprawe tatuazy juz za soba, pociagnela go za reke i
zaczeli isc w strone Piatej Alei. Niebo bylo ponure i szare, a w twarz wial im zimny wiatr. Za godzine
zrobi sie ciemno.
- Co bedziemy robic? - zapytala. - Pomyslalam, ze moze fajnie by bylo pójsc na szczyt Empire
State Building. Mieszkam tu cale zycie i nigdy tam nie bylam. I jest tak zimno. Zaloze sie, ze nikt
nawet nie mysli o wchodzeniu na Empire State Building o tej porze roku. Bedzie tam zupelnie pusto i
romantycznie, jak na starym filmie.
- 27 -
Aaron sie rozesmial.
- Zbyt duzo czasu spedzasz z Blair.
Jego przyrodnia siostra zawsze wszystko zamieniala w romantyczny, czarno - bialy film z lat
piecdziesiatych, próbujac swoje zycie uczynic jeszcze wspanialszym, niz bylo. Gdy skrecili w Piata
Aleje, Mookie pognal przed nimi, ciagnac za smycz, która Aaron mial luzno owinieta wokól
nadgarstka.
- Ej, Mookie. wyluzuj!
Serena wsunela wolna dlon do kieszeni czarnej parki North Face'a Aarona.
- Blair zachowywala sie naprawde dziwnie w trakcie spotkania grupy. Chodzi mi o ten nowy
program, spotkania z zóltodziobami w czasie lunchu. A potem zniknela. Nie przyszla na WF.
Aaron wzruszyl ramionami i upil lyk kawy.
- Moze bolal ja brzuch.
Serena pokrecila glowa.
- Martwie sie, ze jest troche zazdrosna. No wiesz, o nas.
Aaron nic nie powiedzial. W czasie swiat strasznie sie podkochiwal w Blair, chociaz to jego
przyrodnia siostra. Odkad byl z Serena, nie pamietal juz o tym, ale to dziwna mysl - ze Blair moglaby
byc teraz zazdrosna, skoro on marzyl o niej przez tyle tygodni.
- Wiec idziemy na Empire State Building? - zapytala Serena, zatrzymujac sie na rogu i zerkajac
za siebie na Piata Aleje. Obok przyjechalo z rykiem kilka autobusów. - Bo jak tak, to lapmy taksówke.
Aaron zerknal na zegarek. Bylo dziesiec po czwartej.
- A moze zajrzymy do mnie i sprawdzimy poczte. - Usmiechnal sie wstydliwie, martwiac sie, ze
wychodzi na kujona. - W tym tygodniu rozsylaja listy do wczesniej przyjetych.
Blekitne oczy Sereny, okolone dlugimi rzesami, otworzyly sie szeroko.
- Dlaczego od razu tak nie mówiles? - Rzucila papierowy kubek do najblizszego kosza i zaczela
biec. - Chodz, Mook! - krzyknela na boksera, który skoczyl radosnie za nia. - Idziemy do domu.
Zobaczymy, czy twój madralinski pan nie dostal sie do Harvardu!
B wyswiadcza J mala przysluge
Jenny zawsze miala trudnosci w zdobywaniu przyjaciól, ale udalo jej sie znalezc przyjaciólke w
pierwszy dzien programu „Jak równa z równa”.
- 28 -
- Wiesz, ja rzeczywiscie zauwazylam twój... rozmiar stanika - mruknela niesmialo Elise, gdy
pakowaly ksiazki do plecaków przed wyjsciem do domu. Obok nich dziewczyny zamykaly z trzaskiem
metalowe drzwi szafek i krzyczaly do siebie, zbiegajac po schodach.
- Aha, jasne - odparla sarkastycznie Jenny, próbujac wcisnac zeszyt do geometrii do torby Le
Sportsac w czerwono - - czarne pasy, miedzy czytanke do francuskiego a Anne Karenine.
Elise zachichotala, zawijajac puszysty rózowy szalik wokól szyi i zapinajac czarne aksamitne
guziki ugrzecznionego tweedowego plaszcza. Wygladala tak, jakby matka nadal co rano wybierala jej
ubrania.
- No dobra, zauwazylam. Ale nigdy nie sadzilam, ze ci przeszkadza.
Jenny odwinela za uszy krecone wlosy i zmruzyla oczy.
- Nie przeszkadza mi.
Elise naciagnela puszysta rózowa czapke na blond pazia i zarzucila plecak na ramie. Byla
prawie trzydziesci centymetrów wyzsza od Jenny.
- Jestes teraz zajeta? Moze masz ochote, hm, cos porobic?
- Na przyklad co? - Jenny zapiela gruba czarna parke. Teraz, kiedy juz sie nie spotykala z
Nate'em ani swoim starszym bratem, Panem, naprawde potrzebowala nowych przyjaciól. I mogloby
byc milo dla odmiany spedzic troche czasu z dziewczyna, nawet jesli Elise wydawala sie sztywna i
niedojrzala.
- Nie wiem. Moze bysmy poszly kupic jakies kosmetyki do Bendela.
Jenny przechylila glowe, milo zaskoczona. Przez chwile bala sie, ze Elise zaproponuje, zeby
poszly na lody albo do zoo.
- Z przyjemnoscia - zgodzila sie, zatrzaskujac drzwi szafki. - Idziemy.
Blair nie mogla uwierzyc, ze zwykle obciecie wlosów moze ja zmienic tak drastycznie.
Przymierzyla juz wszystkie seksowne bluzeczki i spódniczki w linie A. jakie mieli u Bendela - zawsze
takie nosila i w takich dobrze wygladala, ale teraz nic nie pasowalo. Jej nowa fryzurka byla
nienaganna, wyrafinowana i lobuzerska. To wymagalo calkowitej zmiany garderoby.
- Od dzis nosze tylko intensywne kolory, bez wzorów - szepnela Blair, gdy zapinala mundurek i
zakladala na wieszak ostatnia odrzucona sukienke. - I wszystko musi miec kolnierzyk. - Odsunela
aksamitna czerwona zaslone i rzucila szesc zadrukowanych topów od Diane von Furstenberg w
ramiona sprzedawcy. - Zmienilam zdanie. Szukam prostych kostiumów w kolorze granatowym albo
czarnym. I zwyklych bialych koszul z kolnierzykiem.
Chciala wygladac seksownie jak szykowna paryzanka, która w prostej czarnej sukience jedzie
- 29 -
na rowerze z bagietka pod pacha. Nate zawsze mial bzika na punkcie Francuzek. Potrafil nadlozyc
drogi tylko po to, zeby przejsc obok L'École Française i pogapic sie na dziewczyny w krótkich szarych
spódniczkach, na wysokich obcasach i w obcislych czarnych swetrach w serek. Zdziry.
Po chwili Blair znalazla pierwszy element swojej nowej garderoby i idealna rzecz na rozmowe
w czwartek wieczór: granatowa dzersejowa szmizjerke Lesa Besta z wyszywanym koralikami paskiem
i malym, slicznym kolnierzykiem z koronki. Sukienka byla oficjalna, ule intrygujaca - wlasnie czegos
takiego szukala Blair, Zaplacila za nia i ruszyla na dól do dzialu z kosmetykami po granatowy tusz do
rzes i subtelny blyszczyk, który nie byl tak dziewczecy ani tak wyzywajacy jak odcien rózu albo
ciemnej czerwieni, które zwykle wybierala.
- Patrz, kto tu jest - szepnela Jenny do Elise, gdy staly przed lada firmy Stila. - Czesc, Blair.
- Swietna fryzura! - dodala z entuzjazmem Elise.
Blair odwrócila sie i zobaczyla dwie dziewczyny z jej grupy: Ginny. która naprawde powinna
zmniejszyc sobie biust, i Elise, która desperacko potrzebowala radykalnej zmiany stylu. Chyba tak sie
nazywaly. Obie patrzyly na nia z podziwem. Z przerazeniem zauwazyla, ze próbuja cieni do oczu i
szminki, których ona uzywala przez caly czas. Nie mogly sie trzymac Maybelline i aptek Rite Aid?
Elise zmarszczyla brwi, patrzac na pojemniczek z blyszczacym czarnym cieniem, który trzymala
w reku.
- Czy to jest dobre?
Dobre, pomyslala Blair. Ale naprawde jeszcze nie jestes na to gotowa.
Nie mogla sie oprzec pokusie, zeby dac im kilka siostrzanych rad. Przewiesila przez
nadgarstek firmowa torbe na zakupy Bendala w brazowo - biale pasy i wziela sie do roboty.
- Jesli idzie o kolory, to wybralabym cos jasniejszego. - Siegnela po próbke bladosrebrzystego
zielonkawego cienia w zelu. - To wydobedzie blekitne tony z twoich oczu - pouczyla Elise,
zachwycajac sie tym, jak milo to zabrzmialo.
Elise nalozyla troche cienia na powieke. Byl ledwo widoczny, ale odbijal swiatlo i w cudowny
sposób sprawil, ze jej male, zbyt blisko siebie osadzone oczy wydaly sie jasniejsze i ladniejsze.
- Wow! - szepnela, patrzac, w lustro jak zahipnotyzowana.
Jenny siegnela po tubke.
- Moge spróbowac?
Blair natychmiast zabrala cien.
- W zadnym wypadku. Potrzebujesz czegos w odcieniach bezu i brzoskwini. - Blair sama nie
mogla w to uwierzyc. Najdziwniejsze bylo to, ze naprawde swietne sie bawila. Podala Jenny gruby
olówek do oczu w kolorze rdzy. - Wyglada delikatniej, nizby sie to moglo wydawac.
- 30 -
Jenny narysowala ostroznie linie na jednej powiece i zamrugala, patrzac na efekt.
Natychmiast zaczela wygladac na starsza, a jej wielkie brazowe oczy nabraly bursztynowego blasku.
Pochylila sie do lusterka, zeby narysowac linie na lewej powiece, ale cos w odbiciu przyciagnelo jej
wzrok.
A wlasciwie ktos.
W sklepie bylo pelno klientów tloczacych sie przy zimowej wyprzedazy, ale u Bendela sa
rzeczy tylko dla kobiet, wiec wszystkie kupujace to wlasnie kobiety. Oprócz niego.
Wygladal na szesnascie lat. byl wysoki i szczuply, mial potargane blond wlosy,
czekoladowobrazowa sztruksowa marynarke i dzinsy, które wisialy na nim luzno. Chlopak w stylu fa-
ceta z reklamy Eternity for Men Calvina Kleina, tyle ze nie az taki przystojniak.
- Super - szepnela cicho Jenny.
- Prawda, ze swietnie? - wtracila sie Blair. - Rozmaz troche kreske palcem. I uzywaj
brazowego tuszu. Dzieki niemu twoje oczy beda sie wydawaly jeszcze wieksze.
- Nie, mialam na mysli jego - wyjasnila Jenny. - Za mna.
Blair zerknela przez ramie i zobaczyla dziwacznego, za mlodego dla niej blondyna,
przegladajacego torby firmowe Bendela z kosmetykami. Odwrócila sie z powrotem do Jenny.
- Co? Uwazasz, ze jest przystojny?
Elise zachichotala.
- Wyglada troche bezmyslnie.
Akcja Blair Pomaganie Beznadziejnym Przypadkom tracila impet.
- Jesli robi zakupy u Bendela, to pewnie jest gejem. Moze podejdziesz do niego i zagadasz,
skoro tak ci sie podoba?
Jenny byla zazenowana. Tak po prostu podejsc i zagadac do niego, jakby byla
zdesperowanym, uganiajacym sie za facetami dziwadlem? W zyciu!
- No chodz. - Elise ja szturchnela. - Przeciez sama chcesz.
Jenny ledwo mogla oddychac. Za kazdym razem, gdy myslala, ze nabrala pewnosci siebie,
takie wydarzenie jak to udowadnialo jej, ze nadal byla niesmiala.
- Wyjdzmy juz - mruknela nerwowo, jakby Blair i Elise próbowaly ja wciagnac w szemrany
interes z narkotykami. Podniosla plecak z podlogi. - Dzieki za pomoc - powiedziala szybko do Blair.
Potem zlapala Elise za reke i wyciagnela ja ze sklepu, patrzac prosto przed siebie, gdy mijaly
tamtego blondyna.
Zalosne. Blair westchnela, patrzac jak wychodza. Ale byla w tak dobrym humorze od czasu
telefonu Owena Wellsa, ze nie zaszkodziloby jej, gdy pomogla Jenny jeszcze troche, bo najwyrazniej
- 31 -
ta mala bardzo potrzebuje pomocy. Wyjela z torby rachunek za sukienke, rdzawym olówkiem
narysowala wielkie serce i adres e - mailowy Jenny na konto w Constance Billard. Wszystkie szkolne
adresy byly takie same - inicjal imienia i nazwisko, wiec latwo bylo odgadnac adres Jenny. Potem
zgniotla rachunek w kulke i gdy przechodzila obok chudego blondyna, strzelila go kulka w plecy, a
potem wypadla przez obrotowe drzwi, nim zdazyl zobaczyc, kto to zrobil.
Blair Waldorf wysilila sie, zeby zrobic cos milego dla innej osoby? Co za przemiana! To cos
wiecej niz nowa fryzura. Niczym prawdziwa gwiazda miala zamiar wykorzystac pelny zakres uslug
oferowanych w ramach weekendu na farmie pieknosci - lacznie z gruntowna przemiana duchowa.
jakby juz nie bylo mu dosc dobrze
Tak jak Aaron sie spodziewal, pod porcelanowym dzbankiem na mleko w biale róze, na stoliku
w przedpokoju apartamentu jego ojca i macochy przy Siedemdziesiatej Drugiej Wschodniej czekala
kremowa koperta z Harvardu. Aaron pozwolil potwornie spragnionemu Mookiemu popedzic do kuch-
ni, nie zdejmujac mu nawet smyczy, i wzial koperte sztywnymi palcami. Serena czekala za jego
plecami, ale on wolal otworzyc koperte w samotnosci.
- A jesli mnie nie przyjeli?
Serena zdjela plaszcz i rzucila go na niebieskie krzeslo z delikatnym obiciem.
- Nadal bede cie kochac, chocby nie wiem co - powiedziala, ledwo lapiac oddech.
Aaron popatrzyl na koperte, zly na siebie, ze tak sie denerwuje.
- Pieprzyc to - mruknal pod nosem i rozerwal zapieczetowana koperte. Rozlozyl ladnie zlozona
kremowa kartke i przeczytal dwa razy wydrukowany na niej akapit. Potem spojrzal na Serene.
- O nie.
Posmutniala. To straszne, przez co musi przechodzic jej najdrozszy skarb!
- Och, moje biedactwo. Tak mi przykro.
Aaron poda! jej list. Zerknela na kartke niechetnie.
Drogi panie Rose,
przejrzelismy panskie podanie i z przyjemnoscia informujemy pana o przyjeciu na Uniwersytet
Harvarda na wydzial...
- 32 -
Blekitne oczy Sereny nagle zrobily sie ogromne.
- Dostales sie! Kochanie, przyjeli cie!
Za ich plecami Myrtle, kucharka, szla szybko korytarzem, prowadzac na smyczy sliniacego sie,
dyszacego Mookiego. Jasnozólty uniform sluzacej miala spryskany czyms pomaranczowo -
czerwonym i wygladala na wkurzona.
- Myrtle, Aaron dostal sie do Harvardu! - oznajmila z duma Serena. Objela swojego chlopaka i
uscisnela mocno. - Niesamowite, prawda?
Na Myrtle nie zrobilo to wrazenia. Rzucila smycz Aaronowi. Na tlustych rekach zadzwonily jej
zlote bransoletki. Jej spracowane rece pachnialy cebula.
- Zabierz ze soba psa tam, gdzie sie wybierasz - zbesztala go i tupiac nowymi bialymi
tenisówkami Nike'a, wrócila do kuchni.
Serena i Aaron usmiechneli sie do siebie szelmowsko.
- To chyba trzeba uczcic, prawda? - zasugerowal Aaron, gdy ulga blyskawicznie zamienila sie
w dume.
Serena potarla smuklym palcem swój sliczny piegowaty nos.
- Wiem, gdzie trzymaja szampana.
Blair jechala winda do penthouse'u swojej rodziny. Okna tego mieszkania wychodzily na
Central Park przy Siedemdziesiatej Drugiej. Kiedy drzwi windy sie rozsunely, natychmiast rozpoznala
granatowa marynarska kurtke z kaszmiru Sereny, niedbale rzucona na szezlong w stylu Ludwika XVI
stojacy w holu. Dziwne, ze Serena kreci sie po domu, kiedy jej w nim nie ma.
- Blair? - Z dawnego pokoju goscinnego, który teraz nalezal do Aarona, dobiegl ja glos Sereny.
- Chodz tutaj. Gdzie bylas?
- Poczekaj! - odkrzyknela Blair.
Zdjela jasnoniebieska budrysówke i powiesila ja w szafie. Nie miala ochoty tlumaczyc sie z
drastycznej zmiany wygladu przed Serena i Aaronem, którzy beda siedzieli w samej bieliznie albo
robili cos równie obrzydliwego, ale nie wiedziala, jak sie z tego wyplatac. Jesli ich zignoruje, zaczna
walic do jej drzwi, skakac po jej lózku i domagac sie uwagi jak niedorozwinieci kretyni.
Zapach ziolowych papierosów unosil sie w powietrzu w korytarzu.
- Czesc! - krzyknela, stajac w uchylonych drzwiach.
- Wejdz - wybelkotal Aaron. Po dwóch kieliszka dom pérignon zawsze byl lekko podchmielony.
- Mamy mala impreze.
Blair pchnela drzwi. Zmieniono wystrój pokoju - teraz byl w kolorach Aarona, oberzyny i
- 33 -
blekitu. W oknach zamiast zaslon wisialy dziwaczne, szare metalowe zaluzje z lat piecdziesiatych, a
na podlodze walaly sie ogromne pufy. Recznie tkana z konopi mata zaslaniala drewniana podloge
uslana kompaktami, grami komputerowymi, plytami DVD, pismami muzycznymi, bibliotecznymi
ksiazkami o Jamajce, kulturze rastafarianskiej i calym zlu przemyslu miesnego. Serena i Aaron
siedzieli na wymietoszonym lózku z baldachimem w stylu Edwarda VII, pili szampana z najlepszych
krysztalowych kieliszków mamy i mieli na sobie tylko bielizne, tak jak sie Blair tego spodziewala.
Wlasciwie to Serena miala na sobie za duza koszulke Aarona w kolorze ciemnego khaki
przeslaniajaca satynowe biale figi La Perla.
Przynajmniej to byla ladna bielizna.
Blair juz miala zapytac, co to za wielka okazja, kiedy Serena wypalila:
- Aaron sie dostal! Dostal sie do Harvardu!
Blair gapila sie na nich, czujac. jak rosnie jej w gardle gula. Juz samo patrzenie na wspaniala
kaskade jasnych wlosów Sereny, podczas gdy jej wlasne lezaly w koszu przy Piecdziesiatej Siódmej,
okazalo sie dosc trudne, a pelny samozadowolenia usmiech na denerwujacej, okolonej dredami
twarzy Aarona wystarczyl, zeby miala ochote gwaltownie zwymiotowac na ten jego idiotyczny,
ekologiczny chodnik.
- Przysun sobie puf - zaproponowal Aaron. Wskazal na harwardzki kubek stojacy na biurku. -
Ten kubek jest w miare czysty, jezeli masz ochote na szampana.
Serena pomachala kremowa kartka.
- Posluchaj tego. „Drogi panie Rose” - zaczela czytac na glos - „przejrzelismy panskie podanie
i z przyjemnoscia informujemy pana o przyjeciu na Uniwersytet Harvarda na wydzial...”
Blair nie zjadla lunchu przed pójsciem do fryzjera i na widok tej fety pod haslem „kochamy
Aarona” zrobilo jej sie slabo. To ona powinna otwierac list z powiadomieniem o wczesniejszym
przyjeciu, ale po tym, jak schrzanila rozmowe kwalifikacyjna, doradczyni szkolna w Constance Billard
doradzila jej, zeby nie skladala podania wczesniej. Dostanie sie do Yale bylo jedynym celem
zyciowym Blair - no moze jeszcze wyjscie za maz za Nate'a Archibalda oraz dlugie i szczesliwe zycie
w porosnietym bluszczem ceglanym domu przy Piecdziesiatej, który juz sobie wybrala. Ale teraz musi
czekac az do kwietnia razem z reszta debili z klasy, zeby dowiedziec sie, czy ja przyjeli. Jakie to
niesprawiedliwe!
- Przykro mi, Blair. - Aaron pociagnal lyk szampana. Zawsze bardzo uwazal, zeby nie nadepnac
Blair na odcisk, ale dzisiaj zbyt wspaniale sie czul, zeby sie nia przejmowac. - Nie bede przepraszal
za to, ze sie dostalem. Zasluzylem sobie na to.
Jakby olbrzymie skrzydlo dla nauk scislych, które wybudowala firma budowlana jego ojca na
- 34 -
kampusie Harvardu, nie mialo z tym nic wspólnego.
- Pieprz sie - odpowiedziala Blair. - Na wypadek gdybys zapomnial, mialabym juz odpowiedz z
Yale, gdybys nie zmusil mnie do picia gównianego piwa i jedzenia okropnego zarcia w tym oblesnym
motelu przed rozmowa kwalifikacja.
Aaron przewrócil oczami.
- Nie kazalem ci calowac goscia z komisji.
Serena parsknela smiechem, a Blair spiorunowala ja wzrokiem.
- Przepraszam - powiedziala szybko Serena. - Daj spokój, Blair. Jestes najlepsza uczennica w
klasie. Na pewno sie dostaniesz. Musisz tylko poczekac do kwietnia, zeby sie o tym dowiedziec.
Blair caly czas piorunowala ja wzrokiem. Nie chciala czekac az do kwietnia. Chciala wiedziec
teraz.
Aaron zapalil nastepnego papierosa ziolowego i uniósl brode w strone sufitu, zeby wypuscic
kólko z dymu. Juz wyczuwalo sie w nim cos z rozleniwionego poczucia wyzszosci - mógl przez reszte
drugiego semestru pic szampana, a i tak dostanie sie do Harvardu. Pieprzony gnojek.
- Ej! - Ziewnal. - Musze jechac do Scarsdale, zeby pocwiczyc z zespolem, ale potem mozemy
gdzies wyjsc, zeby to uczcic.
- Swietnie! - Serena stanela na lózku i zrobila pare pajacyków, jakby naprawe musiala troche
pocwiczyc.
Sliczne wlosy Sereny unosily sie w powietrzu i opadaly kaskada na jej ramiona. Aaron siedzial
w klebach dymu. Nagle Blair poczula, ze nie wytrzyma z nimi w jednym pokoju ani minuty dluzej.
- Mam prace domowa - rzucila zirytowana i podniosla glowe, zeby poprawic nowa fryzure.
Odwrócila sie, zeby wyjsc.
- O mój Boze! - krzyknela Serena, zeskakujac z lózka Aarona. - Czekaj, Blair, twoje wlosy!
Milo, ze w koncu zauwazyla.
Blair zatrzymala sie w drzwiach i siegnela dlonia do miejsca, w którym jej ciemne wlosy
opadaly prosta linia na kark.
- Takie mi sie podobaja - odparla zaczepnie.
Serena obeszla ja, jakby Blair byla jednym z marmurowych greckich posagów, które stoja na
parterze w Metropolitan Museum.
- O mój Boze! - powtórzyla i poprawila Blair luzne pasemko wlosów. - Strasznie mi sie
podobaja! - krzyknela odrobine zbyt entuzjastycznie.
Blair zmarszczyla nos podejrzliwie. Czy Serena mówi prawde, czy tylko udaje? Zawsze trudno
bylo odgadnac.
- 35 -
- Wygladasz dokladnie jak Audrey Hepburn - zauwazyl Aaron z lózka.
Blair wiedziala - chcial wynagrodzic jej to, ze zachowal sie jak zadowolony z siebie dupek z
powodu zawiadomienia z Harvardu. Rozwazyla, czy powiedziec o spotkaniu z absolwentem Yale
Owenem Wellsem w czwartkowy wieczór, ale postanowila zostawic te informacje dla siebie.
- Przepraszam - rzucila chlodno. - Mam pare rzeczy do zrobienia.
Serena patrzyla, jak Blair wychodzi, a potem weszla na lózko obok Aarona. Wziela list z
Harvardu, zlozyla go i ostroznie wsunela od koperty.
- Jestem z ciebie taka dumna - mruknela, wpadajac w ramiona Aarona i calujac go znowu.
W koncu Aaron odsunal sie, ale Serena nadal miala zamkniete oczy. Oblizywala z ust slodki,
ziolowy smak jego pocalunku.
- Kocham cie. - Slowa jakby same wypadly z jej ust. Otworzyla rozmarzone oczy.
Aaron nigdy nie mówil dziewczynie, ze ja kocha, i nie zamierzal mówic tego Serenie,
przynajmniej nie tak od razu. Ale to byl tak niesamowity dzien, a ona wygladala tak olsniewajaco z
zarumienionymi policzkami i idealnymi ustami zaczerwienionymi od pocalunków. Dlaczego by nie? To
bylo jak zakonczenie jego potajemnej, tandetnej fantazji o gwiezdzie rocka, w której on i jakas
niewiarygodnie piekna dziewczyna odjezdzaja ku zachodzacemu sloncu na odlotowym, ryczacym
harleyu.
- Ja tez cie kocham - odpowiedzial i znowu ja pocalowal.
tematy ? wstecz dalej ? wyslij pytanie odpowiedz
Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostaly zmienione lub skrócone, po to by
nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.
hej, ludzie!
CZYZ NIE JESTESMY WYJATKOWI?
No wiec plotki o tym, ze najlepsze uniwersytety nie przyjma w tym roku nikogo wczesniej, okazaly sie
absolutnie nieprawdziwe. Hura! Kilkoro z nas przyjeto! Wiem, ze czujemy sie wyjatkowi, ale jesli
- 36 -
zaczniemy imprezowac, jakby to byt sylwester 2099, pic szampana przed klasa i urywac z potowy
zajec, to okaze sie, ze na imprezach jestesmy tylko my, bo przyjaciele znienawidza nas z calego
serca. Spróbujcie zostawic radosc dla siebie, przynajmniej do kwietnia, gdy reszta klasy dowie sie,
gdzie sie dostala. Radze tak dla waszego dobra.
SLOWO NA M
Do walentynek niecaly tydzien, a milosc unosi sie w powietrzu doslownie wszedzie. Mamy ja na
koncu jezyka. O niej myslimy przed zasnieciem. Lapiemy sie na tym, ze sami - i nasi sasiedzi z lawki
tez - bazgrzemy sentymentalne serduszka na lekcjach matematyki. Ale fakt, ze swiat zamienil sie w
jedno gigantyczne czekoladowe serce z napisem „Badz mój”, nie oznacza, ze mamy chodzic i skladac
obietnice, których nie mozemy dotrzymac. Uzywanie slowa na M w sytuacjach intymnych moze byc
niebezpieczne. Ja wole cos bardziej ogólnego, jak „kocham was wszystkich”. I naprawde tak czuje,
serio, serio.
Na celowniku
N czai sie przy Madison Avenue z rekoma w kieszeniach plaszcza i wyglada zupelnie jak nie on; jest
spiety i zatroskany. V i D caluja sie w ksiegarni Shakespeare Books w poblizu uniwersytetu - och,
jakie to slodkie. B przymierza buty w sklepie Sigersona Morrisona przy Houston Street. S w Fetch przy
Bleecker Street kupuje kolejne przesliczne ubranko dla psa. J i jej nowa przyjaciólka, E, chichocza w
aptece Duane Reade przy pólkach z podpaskami i tamponami. Ach, dzieciaki. A robi zapasy w
malenkim bezimiennym sklepie z uzywanymi plytami reggae przy Trzeciej Wschodniej. Bedzie mial
czego sluchac, obijajac sie przez reszte semestru.
Wasze e – maile
P: Droga P!
Slyszalem, ze diler, który kiedys pracowal w pizzerii, wpadl w rece policji i teraz sam jako
tajniak lapie swoich dawnych klientów.
Dawg
O: Drogi Dawg!
- 37 -
To brzmi jak kiepski film z TNT. Mam nadzieje, ze zadne z naszych przyjaciól w nim nie
zagra.
P
P: Droga plotkaro!
Zupelnie zapomnialam ci o tym wczesniej powiedziec, ale widzialam te mala z wielkimi
cyckami, jak czekala w poczekalni u chirurga kosmetycznego. Ogladala ksiazke pod tytulem
Biusty gwiazd. Mówie powaznie. Pewnie wybierala sobie, jaki chce miec.
skarzypyta
O: Droga skarzypyto!
To bardzo interesujace, ale skoro juz jestesmy przy tym - dlaczego ty tam bylas?
P
JAKBY TEGO WSZYSTKIEGO BYLO MALO...
Teraz, gdy sprawe wczesniejszych przyjec mamy juz za soba, mozemy skupic sie na czyms naprawde
waznym: Tygodniu Mody. Zaczyna sie w piatek i beda na nim wszyscy moi ulubiency, lacznie ze mna.
Do zobaczenia w pierwszym rzedzie!
Wiem, ze mnie kochacie
plotkara
chudy poeta z westside poznaje smak slawy
We wtorek rano po drodze do Riverside Dan zatrzymal sie przy kiosku na rogu
Siedemdziesiatej Dziewiatej i Broadwayu, zeby kupic walentynkowe wydanie „New Yorkera” i duza
czarna kawe, która smakowala, jakby ja zrobiono trzy lata temu - czyli wlasnie tak jak lubil. Na
okladce pisma zamieszczono ilustracje przedstawiajaca arke Noego przycumowana przy molo w
nowojorskim porcie, ze Statua Wolnosci majaczaca w tle. Na burcie statku namalowano slowa Statek
Milosci, a wszystkie zwierzeta stojace w kolejce na poklad trzymaly sie za lapy, calowaly i tulily. To
bylo calkiem zabawne. Dan stanal na rogu i zapali! drzacymi rekoma camela bez filtra, a potem
- 38 -
otworzyl pismo i zaczal przegladac spis tresci, zeby znalezc swój wiersz. I znalazl: w rubryce Wiersze -
Dan Humphrey, strona czterdziesta druga, Zdziry. Otworzy! na tej stronie, zapominajac o palacym
sie w jego ustach papierosie. Na czterdziestej drugiej wypadala akurat dziewiata strona opowiadania
Gabriela Garcii Rhodesa pod tytulem Amor con los Galos - Milosc do kotów. I w samym srodku
opowiadania wydrukowano wiersz Dana.
Otrzyj resztki snu z moich oczu i nalej mi nastepna filizanke.
Rozumiem, co próbowalas mi przez caly czas powiedziec.
Golac glowe i obchodzac sie ze mna (tak delikatnie)
Za pomoca satyny i koronki:
Jestes dziwka.
Na dworze bylo lodowato zimno, ale nerwowy pot splynal Danowi na powieki. Dan wyplul
palacy sie papieros na chodnik, zamknal pismo i wcisnal je do czarnej torby. Gdyby zajrzal na strone
wspólpracowników, zobaczylby notatke:
Daniel Humphrey (wiersz, str. 42) jest w maturalnej klasie w nowojorskiej szkole sredniej. To
jego pierwsze opublikowane dzielo.
Ale Dan nie dal rady przegladac pisma chocby minute dluzej, nie kiedy tysiace ludzi wlasnie
wertowaly „New Yorkera” i zatrzymywaly sie, zeby przeczytac jego brutalny, wsciekly wiersz. Sam nie
wiedzial, czy wiersz jest dobry.
Ruszyl Brodwayem do szkoly, a rece trzesly mu sie jak szalone. Gdyby tylko cos zrobil - na
przyklad sabotowal prasy drukarskie „New Yorkera”. Wtedy musieliby wycofac walentynkowy numer
wczoraj póznym wieczorem.
Tak jakby w ogóle mógl cos zmienic.
- Ej, koles! - uslyszal za soba znajomy, zadufany glos najmniej lubianego kolegi z klasy.
Zatrzymal sie i odwrócil. Zobaczyl Chucka Bassa, który przerzucil sobie przez ramie granatowy
kaszmirowy szalik z monogramem i przeczesal wymanikiurowanymi paznokciami wlosy, ciemny blond
z pasemkami.
- Czlowieku, ladny wiersz, ten w „New Yorkerze”. - Chuck klepnal Dana w plecy w ramach
gratulacji, a jego rózowy sygnet z monogramem blysnal w sloncu. - Kto by pomyslal, ze z ciebie taki
ogier?
- 39 -
Czy w Chucku Bassie bylo cos ewidentnie gejowskiego? Moze nie. To, ze zrobil sobie jasne
pasemka, nosil waski, welniany kremowy plaszcz od Ralpha Laurena plus pomaranczowe skórzane
buty Prady, nie znaczylo, ze przestal molestowac bezbronne, pijane dziewczyny na imprezach. Moze
po prostu wyrazal siebie.
Z pewnoscia nie bylo w tym nic zlego.
- Dzieki - wymamrotal Dan, bawiac sie plastikowa przykrywka od kubka z kawa. Zastanawial
sie, czy Chuck ma zamiar isc z nim przez cala droge do szkoly, zeby rozmawiac o wierszu. Ale wtedy
zadzwonila jego komórka, wiec nie musial odpowiadac na bezmyslne pytania, typu ile lasek zaliczyl,
nim napisal ten wiersz. No bo o czym lubi rozmawiac Chuck Bass rano w drodze do szkoly?
Dan przylozyl telefon do ucha, a Chuck znowu go klepnal i ruszyl przed siebie.
- Slucham?
- Moje gratulacje, Danielson! - krzyknal Rufus do sluchawki. Ojciec nigdy nie wstawal przed
ósma, wiec to byl pierwszy raz, kiedy Daniel rozmawial z nim rankiem. - Jestes genialny, po prostu
rewelacja! „New Yorker”, jasna cholera, to „New Yorker”!
Dan zasmial sie niepewnie, troche zawstydzony. Niezliczone notatniki wypelnione dziwnymi,
chaotycznymi wierszami ojca lezaly w zakurzonym pudle w schowku na szczotki. Chociaz wydawal
malo znanych bitników, sam rzadko kiedy cos publikowal.
- I w zyciu nie uwierzysz... - ciagnal Rufus, ale wtedy glos sie urwal. Dan uslyszal w tle odglos
spluczki. Typowe. Ojciec rozmawial z nim, siedzac na kiblu.
Dan, popijajac kawe, ruszyl do szkoly. Spóznilby sie na chemie, gdyby sie nie pospieszyl. Nie,
zeby to bylo cos strasznego.
- Tato? Jestes tam? - zapytal.
- Czekaj, synu - odpowiedzial roztargnionym glosem Rufus. - Mam zajete rece.
Dan mógl sobie wyobrazic, jak ojciec wlasnie wyciera dlonie w wystrzepiony czerwony recznik
wiszacy na drzwiach lazienki, a potem wyciaga spod pachy zwiniety egzemplarz „New Yorkera”, zeby
znowu przeczytac wiersz Dana.
- Dziekani od rekrutacji z Brown i Columbii wlasnie do mnie dzwonili, zeby powiedziec, jakim
jestes cudownym dzieckiem - wyjasnil Rufus. Mówil niewyraznie, jakby mial cos w ustach. Dan
slyszal plynaca wode. Czyzby ojciec myl zeby? - Az sie slinili, chciwe sukinsyny.
- Z Brown i Columbii? Naprawde? - powtórzyl Dan z niedowierzaniem. Chodnik przed nim,
witryny sklepowe i przechodnie rozmazali sie w powolnie falujacy ocean. - Jestes pewien, ze to oni?
Z Columbii i Brown?
- Jestem tego pewny, tak samo jak tego, ze nadal sikam na zólto - odparl beztrosko Rufus.
- 40 -
Zwykle Dan bladl, slyszac takie dosadne porównania ojca, ale tym razem zbyt go zaprzatal
wlasny sukces. Moze jednak warto byc publikowanym poeta? Przed nim zamajaczyly czarne
metalowe drzwi wejsciowe do szkoly sredniej Riverside. - Ej. tato, musze isc na lekcje, ale dzieki za
telefon. Dzieki za wszystko - wyrzucil z siebie pod wplywem naglego przyplywu uczuc.
- Nie ma za co, synu. Niech ci woda sodowa nie uderzy do glowy - zazartowal Rufus, nie
potrafiac ukryc dumy w zachrypnietym glosie. - Pamietaj, poeci to pokorna gromadka.
- Bede pamietal - obiecal szczerze Dan. - Jeszcze raz dziekuje, tato.
Wylaczyl sie i pchnal drzwi. Pomachal do Aggie, starej jak swiat recepcjonistki, która kazdego
dnia wkladala do szkoly inna peruke, i wpisal sie na liste. Jego telefon komórkowy zapiszczal i Dan
zorientowal sie, ze kiedy rozmawial z ojcem, ktos do niego dzwonil. Nie mozna bylo uzywac komórek
w szkole, ale zajecia juz sie zaczely i korytarze calkiem pustoszaly. Wdrapujac sie po betonowych
schodach do laboratorium chemicznego, odsluchal poczte glosowa.
- Daniel Humphrey? Tu Rusty Klein z kancelarii Klein, Lowenstein i Schutt. Czytalam twój
wiersz w „New Yorkerze”. Zakladam, ze nie masz jeszcze agenta. Mam zamiar cie reprezentowac.
Wpisalam cie na liste gosci na pokaz Better Than Naked
*
na piatek wieczór. Porozmawiajmy wiec.
Pewnie jeszcze o tym nie wiesz, ale jestes cholernie dobry. Czytelnicy potrzebuja powaznego,
mlodego poety, zeby mogli sie poczuc bezwartosciowi i powierzchowni. A teraz, kiedy
przyciagnelismy ich uwage, jestesmy pewni jak cholera, ze trzeba wykorzystac ped, którego
nabralismy. Jestes nastepnym Keatsem. Zrobimy z ciebie slawe tak szybko, ze bedziesz myslal, ze sie
taki urodziles. Nie moge sie doczekac. Ciao!
Dan zachwial sie, gdy przed drzwiami laboratorium odsluchal po raz drugi halasliwa,
zadyszana wiadomosc od Rusty Klein. Slyszal juz o niej. Rusty wynegocjowala milion dolarów za
ksiazke szkockiego dzokeja, który twierdzil, ze jest nieslubnym synem ksiecia Karola. Dan czytal o
tym w „New York Post”. Nie mial pojecia, co to za pokaz Better Than Naked, ale to super, ze Rusty
wpisala go na liste gosci, chociaz nawet sie nie znali. I spodobalo mu sie, ze nazwala go nastepnym
Keatsem. Keats mial najwiekszy wplyw na niego i jezeli Rusty Klein potrafila to dostrzec, czytajac
tylko jeden jego wiersz, bardzo chcial, zeby go reprezentowala.
Wsadzil telefon do torby i znowu wyciagnal „New Yorkera”. Tym razem zerknal do strony o
autorach i przeczytal swój krótki biogram. Potem znowu wrócil na strone ze swoim wierszem.
Przeczytal go od poczatku do konca i juz sie nie wstydzil, ze jego dzielo wydano diukiem. Rusty Klein
uwazala, ze jest dobry. Rusty Klein! Wiec moze rzeczywiscie byl dobry. Podniósl wzrok i zerknal przez
okienko w drzwiach do sali. Zobaczyl rzedy chlopiecych glów ustawionych jak pionki twarzami do
tablicy. Szkola nagle wydala mu sie trywialna. On zostal stworzony do zdecydowanie wiekszych i
- 41 -
nieskonczenie wspanialszych rzeczy!
Nagle w drzwiach laboratorium stanal zaskakujaco niski pan Schindledecker. Spojrzal w góre
na Dana. Mial sztywne wasy i nosil brzydka dwurzedowa marynarke.
- Zamierza pan przyjsc na lekcje, panie Humphrey, czy woli pan zostac tutaj i patrzec na nas
przez okienko?
- Juz ide. - Dan zwinal „New Yorkera”, wsunal go pod ramie i wszedl do laboratorium.
Spokojnie przeszedl na koniec sali. Jakie to dziwne. Nigdy nie robil niczego ze spokojem, ledwo
rozpoznal wlasny glos, gdy sie przed chwila odezwal, poniewaz pobrzmiewala w nim bezczelna nuta
arogancji, jakby cos w nim rozkwitlo i bylo gotowe, aby wyjsc na wolnosc.
To bylo jak w tym kawalku z wiersza Keatsa Dlaczego dzis sie smialem?
Wiersz, slawa, piekno - doprawdy sa potezne...
I Dan wlasnie to poczul.
plotki w przerwie
- Wyjdzmy na papierosa - szepnela Elise do ucha Jenny, gdy schodzily do stolówki w czasie
przerwy. Jedenasta rano, zaczela sie pauza na sok i ciastko. Tylko uczennice z najstarszej klasy mogly
w drugim semestrze wychodzic ze szkoly w czasie krótkiej przerwy, wiec byla to propozycja zrobienia
czegos absolutnie zakazanego.
Jenny zatrzymala sie na schodach.
- Nie wiedzialam, ze palisz.
Elise otworzyla wewnetrzna kieszonke w bezowym plecaku Kennetha Cole'a i wysunela do
polowy paczke malboro lights.
- Od czasu do czasu - wyjasnila, chowajac z powrotem paczke, na wypadek gdyby szedl jakis
nauczyciel. - Idziesz?
Jenny zawahala sie. Jezeli recepcjonistka zauwazy, ze wychodza, moze na nie nawrzeszczec i
zadzwonic po wychowawce albo nawet po rodziców.
- Jak...?
- Po prostu chodz - ponaglila ja Elise. Popedzila schodami, wlokac Jenny za soba. - Chodz,
- 42 -
chodz, chodz!
Jenny wstrzymala oddech. Przebiegly przez wylozona czerwonym dywanem recepcje w strone
frontowych drzwi. Trina, szkolna recepcjonistka, warczala wlasnie do mikrofonu telefonu i
jednoczesnie sortowala poczte. Nawet nie zauwazyla dwóch uczennic z mlodszej klasy, które
przemknely obok niej, nie zatrzymujac sie, zeby podpisac liste.
Blair siedziala sama przy Dziewiecdziesiatej Czwartej Wschodniej na werandzie, ulubionym
miejscu uczennic z ostatniej klasy szkoly Constance Billard. Kopcila jak smok merity ultra light i
przegladala pytania zadawane na rozmowach kwalifikacyjnych do college'ów, do których
przygotowywala sie od pazdziernika. Miala tylko dwa dni do spotkania z Owenem Wellsem i absolut
nie nie zamierzala spieprzyc tej rozmowy.
Opowiedz mi o swoich zainteresowaniach. Czym zajmujesz sie po szkole?
Jestem prezesem klubu francuskiego i zasiadam w radzie pomocy spolecznej w szkole. Jestem
takze opiekunka grupy w programie , Jak równa z równa” - pomagam mlodszym uczennicom
rozwiazywac problemy natury emocjonalnej. Jestem notowana w krajowym rankingu tenisistek -
gram codziennie przez cale lato, zima dwa razy w tygodniu. Pracuje jako wolontariuszka w kuchniach
dla biednych, kiedy tylko moge. Mniej wiecej osiem razy w roku jako czlonkini komitetu
organizacyjnego przygotowuje imprezy charytatywne. W najblizsza niedziele mielismy przygotowac
Bal Walentynkowy, z którego dochód poszedlby na rzecz Little Hearts, organizacji pomagajacej
dzieciom chorym na serce, ale musielismy go odwolac z powodu Tygodnia Mody. Obawialismy sie,
ze nikt sie nie zjawi. Wyslalam listy do wszystkich zaproszonych i mimo wszystko zebralismy trzysta
tysiecy dolarów. Zbieranie funduszy zawsze bylo moja mocna strona. Mam zamiar pracowac jako
wolontariuszka takze na rzecz Yale.
Blair juz sobie wyobrazala, jak Owen jest zaskoczony i pod wrazeniem. Jak Yale mogloby jej
nie przyjac? Byla dziewczyna najwyzszej klasy.
Albo raczej klamczucha pierwszej klasy. Praca przy obiadach dla biednych to kompletna
bujda. Tak samo zapomniala wspomniec o pozostalych siedmiu czlonkiniach komitetu orga-
nizacyjnego, które pomogly zebrac pieniadze na Little Hearts.
- Ej, Blair!
Serena szla spacerkiem w jej strone. Wlosy upiela w potargany kok, na kolanie miala wielka
dziure w kabaretkach. Wiekszosc dziewczyn wygladalaby jak ostatnia lafirynda, ale nie Serena - jej to
- 43 -
uchodzilo, bo wygladala swietnie we wszystkim. Ulica jechala taksówka. Kierowca, przejezdzajac,
zagwizdal przez okno i zatrabil. Serena byla tak przyzwyczajona do gwizdów mezczyzn i trabienia na
nia samochodów, ze nigdy sie nie odwracala.
Usiadla obok Blair i wyjela z kieszeni pognieciona turkusowa paczke american spirit. Zaczela
je palic, kiedy zaczela spotykac sie z Aaronem, poniewaz mialy niby byc calkiem naturalne i
nieuzalezniajace.
Jakby byla jakas róznica miedzy naturalnym tlenkiem wegla a sztucznym tlenkiem wegla.
Dajcie spokój.
- Ciagle nie moge uwierzyc, ze tak super wygladasz - westchnela Serena, podziwiajac fryzure
Blair. Zapalila papierosa. - Kto by pomyslal, ze tak zabójczo bedzie ci w krótkich wlosach.
Blair dotknela glowy zazenowana. Pomyslala, ze chyba powinna byc wsciekla na Serene, ale
nie mogla sobie przypomniec dlaczego. Fryzura wygladala zabójczo, nawet jesli to tylko jej zdanie.
Pochlebstwa potrafia zdzialac cuda.
- No wiec próbowalam wymyslic prezent dla Aarona, rozumiesz, zeby mu pogratulowac
dostania sie do Harvardu. Wiesz moze, co by naprawde chcial dostac albo czego potrzebuje?
Teraz Blair przypomniala sobie, dlaczego byla wsciekla na Serene. Aaron. Aaron, Aaron... To
bylo lak nudne, ze czlowiekowi robilo sie niedobrze.
- Nie bardzo - ziewnela w odpowiedzi. - Remont kapitalny?
- Bardzo smieszne - odparla Serena. - Ej, czy my nie znamy tych dziewczyn?
Po drugiej stronie ulicy Jenny i Elise szly skrepowane, wpadajac na siebie co krok - w sposób,
w jaki czternastolatki podchodza do ludzi, których wstydza sie ich zagadnac.
W koncu obie przedreptaly przez ulice.
- Przynioslysmy wlasne papierosy - oznajmila Jenny nonszalancko, wciaz troche przestraszona
tym, ze wymknela sie ze szkoly.
Elise wyciagnela z plecaka paczke malboro, ale nim zdazyla poczestowac Jenny, Serena
rzucila jej paczke american spirit.
- Odlózcie tamte. Te sa dla was o wiele lepsze.
Elise kiwnela glowa z powaga.
- Dzieki.
Wyciagnela dwa papierosy i wsadzila je sobie do ust. Potem wyjela jaskrawozielona
zapalniczke Bica i zapalila oba. Jednego podala Jenny.
Jenny zaciagnela sie z wahaniem. Po tym jak Nate z nia zerwal, próbowala zaczac palic w
ramach nowego wizerunku doswiadczonej przez zycie kobiety. Miala jednak po tym tak podraznione
- 44 -
gardlo, ze rzucila palenie juz po kilku dniach.
- Sprawdzalas dzis e - maile? - zapytala ja Blair, unoszac tajemniczo jedna ze swiezo
wyregulowanych brwi.
Jenny zakaszlala od dymu.
- Swoje e - maile?
Blair usmiechnela sie do siebie. Chociaz tamten blondyn wygladal troche glupio, stanowiliby
z Jenny naprawde ladna pare. Tyczka i piersiasty paczuszek.
- Zapomnij - odparla jeszcze bardziej tajemniczo Blair. - Tylko pamietaj, zeby od dzis
regularnie sprawdzac poczte.
Oczywiscie Jenny chciala od razu popedzic z powrotem do szkoly i sprawdzic poczte, ale nie
mogla tak po prostu zostawic Elise, zwlaszcza ze wlasnie szly w ich strone nastepne dwie dziewczyny
z ostatniej klasy.
- Cholernie bola mnie nogi w tych botkach. Jakbym byla Japonka z zabandazowanymi stopami.
- Kati Farkas opadla na krzeslo obok Blair i rozpiela niebieskie botki do kostek od Charelesa
Jourdana.
- Przestan narzekac na buty - jeknela nieodlaczna towarzyszka Kati, Isabel Coates.
Isabel oparla sie o metalowa porecz werandy i pociagnela lyk z papierowego kubka z goraca
czekolada i bita smietana.. Miala na sobie zielony plaszcz Dolce & Gabbana z weekendowej
wyprzedazy próbek. Nie mial guzików, wiazalo sie go w pasie grubym czarnym sznurem, jak mnisi
habit.
Nic dziwnego, ze nie sprzedal sie w pazdzierniku.
- Moze gdybys miala tak obwiazane stopy jak Japonki, moglabys nosic te buty bez bólu -
ciagnela Isabel. - Albo gdybys dala mi je kupic, bo w koncu to ja pierwsza je zobaczylam.
- Chinki. - Jenny nie mogla sie powstrzymac przed poprawieniem ich. - W Chinach
bandazowano kobietom stopy.
Kati i Isabel spojrzaly na nia bez wyrazu.
- Nie powinnyscie byc w szkole? - zapytala ostro Isabel.
- One pala z nami - stanela w ich obronie Blair. To wlasciwie bylo zabawne - miec dwie
mlodsze siostry w dziewiatej klasie. Nie, zeby chciala miec prawdziwa siostre,..
Kati udawala, ze nie zauwazyla, ze Blair jest mila dla tych dwóch zadzierajacych nosa
czternastolatek. Zarzucila Blair ramiona na szyje i ucalowala ja w oba upudrowane policzki. Cmok!
Cmok!
- Nie moge uwierzyc, ze jeszcze nic nie powiedzialam, ale twoje wlosy to calkowity odlot.
- 45 -
Podobaja mi sie, okropnie mi sie podobaja! - pisnela. - Ta fryzura jest bardzo odwazna. Slyszalam, ze
mialas we wlosach gume. Dlatego postanowilas je sciac?
- Moge ich dotknac? - poprosila Isabel. Odstawila goraca czekolade i wyciagnela reke, zeby
niepewnie poklepac tyl glowy Blair. - Ale to dziwne uczucie. Jakbym dotykala chlopaka!
Blair nagle zaczela zalowac, ze nie wlozyla do szkoly kapelusza albo jakiegos turbanu.
Upuscila papierosa na schodek i przydeptala szpiczastym butem.
- Idziemy, dziewczyny! - zawolala, wstajac i wyciagajac dlonie w rekawiczkach w strone Jenny
i Elise, jak Mary Poppins, zabierajac dzieci z placu zabaw. - Odprowadze was do szkoly.
Jenny i Elise rzucily papierosy w krzaki przed domem z czerwonego piaskowca obok. Wstaly i
zalozyly plecaki na ramiona. Teraz, kiedy spróbowaly, jak to jest palic papierosy z maturzystkami na
lodowato zimnej werandzie, nie wiedzialy za bardzo, co to za atrakcja.
- Myslisz, ze moje wlosy wygladalyby równie dobrze tak krótko obciete? - zapytala Elise,
spieszac sie, zeby dotrzymac kroku Blair.
Wszystko byloby lepsze od pazia, ale Blair nie miala serca i sily, zeby jej to powiedziec.
- Dam ci numer do mojej stylistki - odparla laskawie.
Gdy skrecily w Dziewiecdziesiata Trzecia Wschodnia, Mary, Vicky i Cassie wybiegly z drzwi i
pomachaly do nich.
- Widzialysmy, ze zerwalyscie sie na przerwie!
- Wyszlysmy, zeby was zlapac.
- Nie chcialysmy, zebyscie mialy jakies klopoty.
Blair objela Jenny i Elise. Poprowadzila je do szkolnych drzwi. Dotarlo do niej. ze tamta trójka
jest obrzydliwe wscibska.
- Nic nam nie jest - odparla spokojnie. - Nie powinnyscie byc w klasie?
Mary, Vicky i Cassie popatrzyly na nie zdumione i urazone. One byly o tyle fajniejsze od Jenny
i Elise. Co musialy zrobic, zeby to udowodnic?
Serena siedziala na zimnym ganku, malo zachwycona faktem, ze zostala sama z Kati i Isabel.
Obejrzala rozdwojone konce wlosów, próbujac wymyslic idealny prezent dla Aarona, a Kati i Isabel
czekaly podniecone na prawdziwe wyjasnienie nowej fryzury Blair.
- Miala jakies wszy, czy co?
- Slyszalam, ze przeszla kolejny epizod maniakalno - depresyjny i obciela je sama nozyczkami.
Potem musiala isc do salonu, zeby cos z tym zrobili.
- Uwazam, ze wyglada super - odparla rozmarzona Serena.
Kati i Isabel spiorunowaly ja wzrokiem, zawiedzione. Jezeli Serena nie miala zamiaru niczego
- 46 -
im zaserwowac, beda musialy cos wymyslic same.
Szczerze mówiac - bedzie o wiele zabawniejsze.
tematy ? wstecz dalej ? wyslij pytanie odpowiedz
Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostaly zmienione lub skrócone, po to by
nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.
hej, ludzie!
PRZEDWCZESNY KRYZYS WIEKU SREDNIEGO U MEZCZYZN
O co chodzi z tymi pasemkami u C? Jasne, ze pasuja do jego elastycznych pastelowych koszulek i
pomaranczowych trampek od Prady, ale od kiedy on jest taki... outré? Slyszalam tez, ze widziano go
w poniedzialek wieczorem tanczacego w klubie Bubble w Greenwich Village, gdzie wchodzi sie tylko
za zaproszeniem - w takim miejscu tylko dla chlopców, wiecie, co mam na mysli. Czy to mozliwe, ze
skoro juz dowalal sie do wszystkich kobiet w miescie, teraz przerzucil sie na facetów?
Drugi chlopak, o którego troche sie martwie, to N, mój osobisty faworyt. Tak, nadal jest tak
przystojny jak zawsze i zgadza sie, oddalabym swoja torebke ze sklepu Hermes Birkin, zeby byc jego
ksiezniczka. Chcialabym tylko, zeby przestal sie czaic przy Piatej Alei, ukradkowo popijac ze srebrnej
piersiówki, która nosi w kieszeni, i wygladac jak znerwicowany wrak czlowieka. Jesli potrzebuje
kogos, kto go potrzyma za reke, to wie, gdzie mnie szukac. Ale najwieksza przemiane przeszedl
chudy, niechlujny D. Jesli nie widzieliscie go od dzisiejszego ranka, to mam niesamowite nowiny:
ostrzygl sie! To z pewnoscia robota starego fryzjera z rogu Broadwayu i Osiemdziesiatej Ósmej
Zachodniej, ale jego sliczne brazowe oczy wreszcie sa widoczne. Zdecydowanie wyglada lepiej. I
rysuja mu sie jakies seksowne baczki w stylu literata. Cos drgnelo!
TRZYMAC Z DUZYMI DZIEWCZYNKAMI
To bardzo pochlebia, gdy czlowiek trafi pod skrzydla starszej dziewczyny i przez chwile czuje, jak to
- 47 -
jest byc „takim super, ze nie trzeba sie nawet starac”. Ale nie daj sie poniesc emocjom. Nie mysl
sobie, ze wspomniana starsza dziewczyna zacznie cie zapraszac do kina. Nie zacznie. Kiedy tylko
zajmie sie swoimi dodatkowymi zajeciami, imprezami, kupowaniem sandalów czy czym tam wypelnia
sobie wolny czas, zapomni o tobie. Moze nawet zapomniec, jak sie nazywasz. Oczywiscie, moge sie
mylic. Moze zostaniecie przyjaciólkami i bedziecie sie wzajemnie polecac do country clubu w
Connecticut, do którego obie wstapicie, gdy juz wyjdziecie za maz i bedziecie miec dzieci. Albo nie.
Tylko nie mów, ze nie uprzedzalam.
s– maile
P: Droga
Jestem calkiem pewna, ze widzialam A z Bronxdale z dziewczyna z naszej klasy. On byly
caly w skowronkach, bo dostal sie do Harvardu, a ona cala zapatrzona w niego. Hm, czy on
nie ma juz dziewczyny?
w.w.c.w.
O: Droga W.W.C.W.!
A co to wlasciwie znaczy W.W.C.W.? Wierze, w co widze? Wrobiona w cos wstretnego?
Wazniejszy wyglad czy wiedza? Jezeli ci sie nie wydawalo, to ja jestem W.RB. - wspól-
czujaca pewnej blondynce.
P
P: Droga plotkaro!
Slyszalam, ze B zostala przylapana na rozprowadzaniu narkotyków w szkole i teraz musi po
kryjomu odwalac prace spoleczne. Jest tez na odwyku i dlatego sciela wlosy. Trzeba tak
zrobic, no wiesz, jak w wiezieniu.
stokrotka
O: Droga Stokrotko!
To brzmi jak kawalek z kiepskiego serialu. Chyba sama w to nie wierzysz, co?
P
Ups! Spóznie sie na solarium i masaz w Bliss - a to jedyny sposób, zeby zachowac usmiech do lata!
- 48 -
Wiem, ze mnie kochacie
plotkara
N kupuje dzialke za dziesiatke
We wtorek po szkole Nate poszedl do Central Parku, zeby sprawdzic, czy na Owczej Lace sa
dilerzy. Cale dwadziescia cztery godziny nie byl na haju, ale wcale nie czul sie jak zdrowy i pelny
energii czlowiek. Nudzil sie do bólu. Lekcje w szkole wydawaly sie dwa razy dluzsze niz zwykle.
Nawet oblesne, kulawe zarty Jeremy'ego Scotta Tompkinsona ledwo go smieszyly.
Póznym popoludniem slonce wisialo nisko nad horyzontem, rzucajac niesamowita zlota
poswiate na zbrazowiala trawe. Dwóch zwalistych facetów w czarnych dresowych bluzach z napisem
Pracownicy na plecach podawalo do siebie pilke. Starsza pani w czerwonym kostiumie od Chanel i
etoli z lisa wyprowadzala swiezo ostrzyzonego biszona. Jak zwykle dilerzy siedzieli na lawkach wokól
laki i sluchali radia WFAN na discmanach albo czytali „Daily News”. Nate dostrzegl znajomego
rudego faceta w jasnoszarym dresie Pumy i dopasowanych do tego bialo - szarych butach Pumy,
szarych okularach i we wlochatej czarnej czapce z Kangola.
- Ej, Mitchell! - krzyknal zachwycony. Cholera, jak dobrze go widziec. - Czlowieku, myslalam,
ze jestes juz w Amsterdamie.
Mitchell pokrecil powoli glowa.
- Jeszcze nie.
- Szukalem cie. Juz prawie kupilem któras z tych torebek ze smieciem. Masz cos. nie? - zapytal
Nate.
Mitchell kiwnal glowa i wstal. Ruszyli razem sciezka, jak dwóch przyjaciól wybierajacych sie
na spacer po parku. Nate zamknal w piesci zlozony banknot studolarowy, gotowy wsunac go do dloni
Mitchella, gdy tylko przejmie towar.
- Mam nowa dostawe z Peru. - Mitchell wyciagnal plastikowa torebke Z kieszeni i dyskretnie
wreczyl ja Nate'owi.
Gdybyscie akurat byli w parku i patrzyli na nich, moglibyscie pomyslec - ze czestuja sie jakas
przegryzka. To znaczy, gdybyscie byli skonczonymi naiwniakami.
- Wielkie dzieki. - Nate podal setke i wsunal plastikowa torebke do kieszeni plaszcza.
Odetchnal z ulga. Wielka szkoda, ze nie ma przy sobie bibulki, bo móglby od razu na miejscu zrobic
- 49 -
sobie duzego, grubego skreta.
- Wiec - zaczal, uwazajac, ze wypada pogadac chwile z Mitchellem, zanim sie urwie - nadal
masz zamiar wyniesc sie do Amsterdamu?
Mitchell zatrzymal sie i rozpial kieszen kurtki Pumy.
- E nie. ugrzezlem tutaj na jakis czas. - Podciagnal szara ocieplana koszulke i pokazal naga,
piegowata klatke piersiowa. Mial do niej przylepione przewody.
Nate widzial dosc odcinków Prawa i bezprawia, zeby wiedziec, co te kable znacza. Zatoczyl
sie do tylu. Zaraz zemdleje czy co? A moze to jakis zly sen?
Mitchell opuscil koszulke i zapial kurtke.
- Przykro mi, dzieciaku. Dorwali mnie. Pracuje teraz dla nich. - Kiwnal glowe w strone lawek za
ich plecami. - Te szczury na lawce to gliniarze, jasne? Nie próbuj uciekac. Poczekamy tu teraz, az
dam im znak. a potem którys z nich odprowadzi cie na posterunek przy Amsterdamie. Amsterdam -
cóz za ironia, nie?
- Jasne - odparl odretwialy Nate. Rozumial, ze Mitchell próbuje go rozbawic, by nie czuc sie
tak zle, skoro go wystawil policji.
Jak to sie moglo stac? Nigdy wczesniej nikt go nie wystawil i musial przyznac, ze to naprawde
paskudne wrazenie. Upuscil torebke z trawa na ziemie i kopnal ja.
- Cholera - mruknal pod nosem.
Mitchell podniósl torebke i polozyl Nate'owi reke na ramieniu. Druga dlon uniósl i pomachal
do gliniarzy na lawce. Obaj wstali i ruszyli szybko w ich strone. Nie wygladali na policjantów. Jeden
mial czarne dzinsy Club Monaco, a drugi nosil glupia czerwona czapke z pomponem. Machneli
Nate'owi odznakami.
- Nie zalozymy ci kajdanek - wyjasnil ten w dzinsach. - Jestes niepelnoletni, tak?
Nate pokiwal glowa ponuro, unikajac wzroku policjanta. Konczyl osiemnascie lat dopiero w
kwietniu.
- Na posterunku bedziesz mógl zadzwonic po rodziców.
Na pewno sie uciesza, pomyslal z gorycza Nate.
Po drugiej stronie laki dwóch gosci grajacych w pilke i starsza pani z bialym puchatym
pieskiem stali razem i obserwowali aresztowanie Nate'a. jakby to byl pierwszy odcinek jakiegos
super reality show.
- Za kilka godzin cie wypuscimy - powiedzial gliniarz w czerwonej czapce, zapisujac cos w
notatniku. Nate zauwazyl, ze nosi w uszach zlote kólka, i zdal sobie sprawe, ze mimo szerokich
ramion i grubych dloni to jest kobieta. - Zaplacisz grzywne i pewnie wysla cie na obowiazkowy
- 50 -
odwyk.
Mitchell caly czas trzymal dlon na ramieniu Nate'a. jakby go chcial wesprzec moralnie.
- Masz szczescie - dodal.
Nate nie podnosil glowy, majac nadzieje, ze nikl go nie zobaczy. Nie czul sie specjalnym
szczesciarzem.
przedstawiamy nowego D
We wtorek po poludniu Vanessa siala przed Riverside, filmowala zamarzniete resztki
martwego golebia i myslala o seksie, czekajac, az zjawi sie Dan. Zostawil dla niej wiadomosc w
recepcji w szkole Constance Billard: To pilne. Spotkaj sie ze mna o czwartej. Straszny dziwak,
pomyslala czule. Co moglo byc tak pilnego? Pewnie dostal ataku paranoi, poniewaz dzis rano jego
wiersz wyszedl w „New Yorkerze”. Albo chodzi o to, albo jest tak podniecony, ze doczekac sie nie
moze, zeby znowu to zrobic. Zanim jeszcze wziela prysznic, Vanessa pobiegla na dól i kupila szesc
egzemplarzy „New Yorkera” w kiosku na rogu. Dzieki temu zawsze bedzie miala jakis egzemplarz pod
reka, zeby pomachac Danowi przed nosem, gdy poczuje sie wyjatkowo beznadziejny.
Jak sie dobrze nad tym zastanowic, to raczej ona powinna sie denerwowac. Wiersz mówil o
facecie, który obawia sie kobiet, a w szczególnosci swojej dominujacej dziewczyny. Ludzie, którzy ich
znaja, pomysla, ze Vanessa to prawdziwa jedza. Ale ostatnia linijka byla tak slodka i seksowna, ze
nie mogla narzekac.
Zaopiekuj sie mna. Wet mnie. Zaopiekuj sie. Wez mnie.
Kiedy to czytala, miala ochote zerwac z siebie wszystkie ciuchy i wskoczyc na Dana.
Delikatnie, rzecz jasna.
I wtedy wlasnie, przerywajac jej rozmyslania, Dan wypadl przez czarne drzwi z Riverside.
Pomachal pogniecionym „New Yorkerem” do Vanessy i popedzil do niej. Mial na sobie zniszczone
pumy i granatowe sztruksy. Cmoknal ja w usta - pocalunek byl ckliwy i mokry.
- To byl najlepszy dzien w moim zyciu! Kocham cie!
- Nie musisz byc taki romantyczny, zeby znowu dobrac sie do moich majtek - zachichotala
Vanessa i pocalowala go znowu. - Jestem zawsze do dyspozycji. A tak przy okazji, tez cie kochani.
- 51 -
- Super. - Dan usmiechnal sie do niej bezmyslnie.
Vanessa nie mogla uwierzyc, ze to ten sam Dan, którego widziala wczoraj. Nadal byl blady,
chudy i przesiakniety kofeina, ale jego brazowe oczy lsnily i na policzkach - zwykle ziemistych -
rysowaly sie doleczki od usmiechu. Czekaj no. Od kiedy to widac jego oczy?
- Wow, obciales wlosy! - zauwazyla i odsunela sie o krok, zeby mu sie przyjrzec.
Dan poprosil fryzjera, zeby obcial go krótko, ale zostawil dlugie baczki, myslac, ze to go
odrózni od reszty przyglupich uczniów z klasy. Przeciagnal dlonia po glowie, zaklopotany. Czul sie
dziwnie, ale tez jakby czysciej i bardziej... spójnie. Wlasnie tego chcial - zeby oceniano go po jego
pracy, a nie po wlosach.
Vanessa polozyla rece na biodrach przykrytych czarna parka. We fryzurze Dana bylo cos
celowego, jakby naprawde chcial wygladac jak artysta, czlonek cyganerii, a nie uzyskal taki efekt
przypadkowo.
- Wygladasz inaczej - zastanawiala sie na glos, troche teskniac za dawnym, niechlujnym
Danem. - Ale chyba sie przyzwyczaje.
Za ich plecami grupka chlopców z ósmej klasy wysypala sie ze szkoly, spiewajac Hello Dolly
na cale gardlo. Wlasnie wyszli z lekcji muzyki i byli jeszcze zbyt mlodzi i niewinni, zeby zdawac sobie
sprawe z tego, jak gejowsko to brzmi.
Hello, Dolly, Well hel - loo. Dolly!
It's so nice to have you back where you belong!
Dan wyciagnal paczke cameli bez filtra z torby, wlozyl papierosa do ust. Palce drzaly mu
straszliwe, gdy zapalal. No, przynajmniej to sie nie zmienilo. Podsunal paczke Vanessie.
- Chcesz jednego?
Vanessa zasmiala sie cicho z niedowierzaniem.
- Od kiedy ja pale?
Dan wypuscil dym w powietrze nad jej glowa i przewrócil oczami.
- Przepraszam. Sam nie wiem, dlaczego to powiedzialem. - Schowal paczke do torby i zlapal
zmarzniete palce Vanessy. - Chodz, przejdzmy sie gdzies. Mam ci cos waznego do powiedzenia.
Gdy ruszyli, ze szkoly wyszedl Zeke Freedman, kozlujac jaskrawoniebieska pilka do kosza.
Zeke byl wielki i ciezki, ale w Riverside robil za gwiazde koszykówki. Czarne krecone wlosy zapuscil
az do ramion. Mial na sobie nowa, szara kurtke snowboardowa. Zeke i Dan byli najlepszymi
przyjaciólmi od drugiej klasy, ale przez ostatnich kilka miesiecy rzadko sie spotykali, bo Dan mial co
- 52 -
innego na glowie.
To znaczy kobiety i poezje.
Dan zdal sobie sprawe, ze nawet nie wie, do którego colleges Zeke zlozyl papiery. Oddalili sie
od siebie glównie z winy Dana, który czul sie z tego powodu fatalnie.
- Czesc. Zeke! - zawolal.
Zeke zatrzymal sie. W nowej kurtce jego masywna sylwetka wygladala jeszcze ciezej niz
zwykle.
- Czesc, Dan - odparl z niepewnym usmiechem, kozlujac pilke na zamarznietym chodniku. -
Czesc, Vanessa.
- Co myslisz o nowej fryzurze Dana? - zapylala Vanessa z rozbawieniem. - To czesc nowego
wizerunku Pana Drukowanego Poety.
- Tak? - Zeke najwyrazniej nie wiedzial, o czym Vanessa mówi. Zerknal na ulice i uderzyl
mocno w pilke. Odbila sie i w koncu ja zlapal. - Do zobaczenia.
- Nara - odpowiedzial Dan, patrzac, jak przyjaciel drybluje, pilka, odchodzac ulica.
- No, cóz to za nowiny? - zapytala Vanessa, gdy ruszyli na zachód Siedemdziesiata Ósma.
Zimny wiatr poganial chmury po bladoszarym niebie. Patrzac w dól przecznicy, miedzy
galeziami pozbawionych lisci drzew Dan dostrzegl rzeke Hudson.
- Sluchaj - zaczai, trzymajac Vanesse w napieciu - dzis rano zadzwonila do mnie na komórke
ta slynna agentka literacka, Rusty Klein, i zostawila mi zwariowana wiadomosc. Uwaza, ze jestem
nastepnym Keatsem, i powiedziala, ze nie mozemy tracic rozpedu, teraz, kiedy przyciagnelismy
uwage czytelników.
- Wow! Nawet ja ja kojarze - odparla Vanessa najwyrazniej pod wrazeniem. - Ale co to
wlasciwie znaczy?
Dan wydmuchnal obloczek dymu.
- To chyba znaczy, ze chce mnie reprezentowac.
Vanessa zatrzymala sie. I tak nie bardzo wiedziala, dokad ida.
- Przeciez zna tylko jeden twój wiersz. Co ma zamiar zrobic? Nie chce byc zlym prorokiem, ale
musisz uwazac na takich ludzi jak ona. Dan. Moze próbowac cie wykorzystac.
Dan tez sie zatrzymal. Podniósl kolnierz wojskowego plaszcza z czarnej welny, a potem z
powrotem go polozyl. Dlaczego Vanessa jest taka pesymistka? To wszystko bylo takie nieocze-
kiwane, ale tez absolutnie odlotowe. Nie mial zamiaru sie sprzedac i zaczac pisac ograne kawalki
tylko dlatego, ze ma agenta - jezeli tego wlasnie sie obawiala.
- Nie wiem. Mysle, ze chce mi pomóc zrobic kariere. Moze zloze tomik, a ona spróbuje go
- 53 -
opublikowac.
Vanessa chuchnela w dlonie i potarla zmarzniete uszy.
- Mozemy isc do ciebie? Tylek sobie odmroze. I moze bysmy popracowali tez nad filmem.
Dan rzucil niedopalek na chodnik.
- Ehm, wlasciwie to myslalem, ze wróce i przejrze notatniki. Wiesz, sprawdze, czy jakies
wiersze lacza sie w tematyczna calosc. Czy jest z czego zrobic tomik.
Vanessa juz chciala sie zaoferowac jako czytelnik, ale nie wygladalo na to, zeby Dan
potrzebowal pomocy.
- Dobra - powiedziala spokojnie. - Zadzwon do mnie, jesli bedziesz czegos potrzebowal.
Dan znowu podniósl kolnierz plaszcza, zapalil nastepnego papierosa, eksperymentujac z
nowym wygladem.
- Och, czekaj. Chcialem cie o cos zapytac. Rusty Klein zaprosila mnie do Better Than Naked.
Na jakis pokaz. Tak powiedziala. Wiesz, co to jest? Jakas kapela?
Better Than Naked to byla marka ubran na przekór modzie. Starsza siostra Vanessy, Ruby,
wydawala na ich ciuchy wszystkie swoje pieniadze z koncertów. Wiekszosc tych ubran wygladala jak
szmaty ze sklepu z uzywana odzieza, które rozjechala cala flota polewaczek ulicznych. Efekt jak
najbardziej zamierzony. Bardzo nowojorska moda w stylu „pieprzyc nowe trendy”.
- W piatek zaczyna sie Tydzien Mody - wyjasnila mu Vanessa. - Najwyrazniej zaprosila cie na
pokaz Better Than Naked, o której wiem cos tylko dlatego, ze Ruby zupelnie zwariowala na punkcie
ciuchów tej firmy i ciagle oglada ich pokazy na kanale Metro. Ale nie mam pojecia, dlaczego Rusty
Klein uwaza, zechcialbys tam pójsc. Co cie obchodza ciuchy? Bedzie tam pelno pozerów. No wiesz,
mialki swiatek mody.
Dan zamyslil sie, zaciagajac sie papierosem.
- Chyba sam to sprawdze.
Nie mialby nic przeciwko, gdyby Rusty Klein zaprosila go na walke zawodowych zapasników.
Chodzilo przeciez o jego kariere literacka.
Sfilmowanie Dana na pokazie Better Than Naked to fantastyczny pomysl do jej filmu, ale
Vanessa nie chciala wtracac sie do spraw Dana, skoro mial spotkac sie z kims tak waznym jak Rusty
Klein.
- No dobra, Panie Superpoeto. Nie zapomnij o swoich starych przyjaciolach, kiedy zaczniesz
jezdzic limuzyna i pic szampana z nagimi modelkami. - Poglaskala go po porzadnie ostrzyzonych
wlosach. - Moje gratulacje.
Dan usmiechnal sie do niej szeroko.
- 54 -
- To naprawde niesamowite - zgodzil sie z nia szczesliwy. A potem pocalowal ja ostatni raz.
slodko, odwrócil sie i ruszyl Riverside Drive do domu. Gdy szedl, srebrzysty znak Pumy blyskal na
jego pietach.
Vanessa usmiechnela sie czule, widzac energie, z jaka idzie.
- Do zobaczenia.
S dostaje wlasnie to, czego chce
- Szukam fajnej kurtki golfowej w jakims odlotowym, jaskrawym kolorze. Na przyklad
jasnozóltym albo zielonym - wyjasniala Serena we wtorkowe popoludnie sprzedawczyni butiku Lesa
Besta. W czasie francuskiego przypomniala sobie, jak spodobaly jej sie nowe kurtki Lesa Besta w
pismie „W”, i pomyslala, ze to idealny prezent dla Aarona. Jeszcze nie znudzilo jej sie kupowanie
Aaronowi prezentów. Wszystko, co mu kupila, wygladalo na nim slicznie. To przypominalo ubieranie
lalki - jej wlasnej, cudnej lalki wielkosci czlowieka, z dredami, grajacej na gitarze i majacej
studiowac na Harvardzie.
Butik znajdowal sie przy Czternastej Zachodniej, w dzielnicy rzezniczej, gdzie ulice pachnialy
padlina i obornikiem, zupelnie jak w starych rzezniach. Trzeba byc Lesem Bestem, twórca
najpiekniejszych sportowych ubran na swiecie, by wymyslic, te w takiej okolicy warto otworzyc sklep.
Pawilon byl ogromny. Ozdabial go tylko bialy muslin oraz jedna albo dwie jaskrawe w kolorze
sukienki do tenisa i kurtki do polo. które zwisaly z ogromnych haków wystajacych ze scian. Klient
musial wiedziec cos wiecej na temat ubran, by kojarzyc, o co pytac - w przeciwnym razie nie mial po
co tam zagladac.
- Obawiam sie, ze sprzedalismy juz wszystkie - odparla tleniona blondynka z brytyjskim
akcentem. Byla ubrana na bialo. Nawet buty miala z bialej skóry. - Mój kierownik zostawil ostatnia
dla siebie.
Serena przyjrzala sie wspanialej jedwabnej sukience do tenisa w bialo - czerwone pasy, która
zwisala z najblizszego haka.
- Cholera - mruknela pod nosem. - Caly czas widzialam te kurtki w róznych pismach i
pomyslalam, ze cos takiego to idealny pomysl. - Les Best to jej ulubiony projektant, ale moze jego
ubrania sa zbyt w stylu haute couture jak na prezent dla Aarona. On nosil sie bardziej w stylu
skate'ów. Zarzucila ciemnozlota torebke Longchampa na ramie. - Dziekuje za pomoc - rzucila, majac
- 55 -
nadzieje, ze zdazy przed zamknieciem do Xlarge, sklepu skate'ów przy Lafayette.
- Czekaj! - krzyknal ktos.
Serena zatrzymala sie w drzwiach i odwrócila. To bylo do niej?
Opalony facet obciety na jeza, tleniony na blond, w zielonej kurtce golfowej (wlasnie takiej,
jaka chciala kupic Aaronowi) stanal w otwartych bialych drzwiach prowadzacych na zaplecze.
Usmiechnal sie i podszedl do niej.
- Mam nadzieje, ze sie nie pogniewasz, gdy cie o cos zapytam. - Przechylil glowe i obrzucil
Serene spojrzeniem od stóp do glów. - Les prosil mnie, zebym rozejrzal sie za „prawdziwa dziewczyna
” do pokazu w Bryant Park, w piatek. Zauwazylem cie dopiero przy wyjsciu, ale juz wiem, ze pasujesz
idealnie. Widzialem twoje zdjecia w rubrykach towarzyskich. Nazywasz sie Serena, prawda?
Serena kiwnela glowa. Nie byla zaskoczona. Przyzwyczaila sie, ze ludzie rozpoznaja ja ze zdjec
z rubryk z plotkami. W pazdzierniku dala sobie nawet zrobic zdjecie nieokreslonej czesci ciala
slynnym braciom Remi. Fotografie wybralo nowojorskie przedsiebiorstwo transportowe i zostalo
rozlepione po calym miescie.
- Jestes zainteresowana? - zapytal facet, z nadzieja unoszac farbowane na blond brwi. -
Wygladasz dokladnie tak jak dziewczyna, której szukamy.
Serena bawila sie troczkami od bialej, kaszmirowej czapki z nausznikami. W ten piatek
planowali z Aaronem spedzic caly wieczór razem, pójsc cos wypic do Soap w Lower East Side, ogla-
dac telewizje póznym wieczorem w jej sypialni i... pobyc razem.
Cokolwiek to znaczy.
Tak, jestem zainteresowana, pomyslala Serena. Mogli spotkac sie z Aaronem w dowolnej
chwili. Mieli dla siebie reszte zycia! A propozycja, zeby wziac udzial w pokazie Lesa Besta w czasie
nowojorskiego Tygodnia Mody, zdarza sie raz w zyciu. Nie chciala robic kariery jako modelka, ale
miala szanse pokazac Lesowi Bestowi, jak bardzo docenia jego ubrania. No i bedzie niezla zabawa.
Aaron na pewno to zrozumie. Wiecej, to taki wspanialy chlopak, ze pewnie by ja jeszcze do tego
zachecal.
- Z przyjemnoscia - odpowiedziala. Zacisnela swoje niezbyt pelne i niezbyt waskie usta, a
potem usmiechnela sie szeroko na mysl o swojej bezczelnosci. - Ale pod warunkiem, ze dostane
pana kurtke. Szukalam wlasnie takiej dla mojego chlopaka, a wróble cwierkaja, ze pan wzial ostatnia.
Blondyn blyskawicznie sciagnal z siebie jaskrawozielona kurtke i fachowo ja zlozyl. Podszedl
do kasy, zawinal kurtke w czarny papier i wsunal paczke do bialej reklamówki Lesa Besta.
- Prosze, skarbie. - Podal torbe Serenie. - Nosilem ja raptem przez jakas godzine. Gratis, to
prezent od nas. Wiec widzimy sie w namiocie Lesa w Bryant Park w piatek, punkt czwarta, dobrze?
- 56 -
Bedziesz na liscie i mozesz zaprosic przyjaciól. Szukaj dziewczyn z notatnikami i sluchawkami.
Wyjasnia ci dokladnie, gdzie masz isc.
Serena wziela reklamówke. Udalo sie!
- Nie musze niczego przymierzac ani cwiczyc chodzenia na wybiegu, nic takiego? - zapytala,
naciagajac na uszy biala czapke.
Facet przewrócil oczami w teatralny sposób, jakby mówil „nie wyglupiaj sie”.
- Slonko, jestes naturalna. Zaufaj mi, bedziesz swietnie wygladac, niezaleznie od tego, co
zrobisz. - Podal jej wizytówke. Wydrukowane na niej bylo: Guy Reed, chief d'Afhairs, Les Best
Couture. - Jesli bedziesz miala jakies pytania, zadzwon. - Cmoknal Serene w policzek. - Ej, czym tak
pachniesz?
Usmiechnela sie. Przyzwyczaila sie tez, ze ludzie pytaja ja o ten zapach.
- Sama mieszam olejki - powiedziala w pelni swiadoma tego, ze jej odpowiedz jest równie
tajemnicza, jak sam zapach.
Guy zamknal oczy i zaciagnal sie gleboko.
- Mm... piekne! - Otworzyl oczy. - Powiem Lesowi i o tym zapachu. Szukal czegos
charakterystycznego. - Pociagnal zartobliwie troki od czapki Sereny. - Do zobaczenie w piatek, la-
leczko. Trzymaj sie cieplo. I nie zapomnij, ze przyjecie po pokazie jest jeszcze lepsze od samego
pokazu!
Serena poslala mu pocalunek i wyszla na zimne powietrze. Nie mogla sie doczekac chwili,
kiedy da Aaronowi prezent i podzieli sie nowinami. Móglby zalozyc kurtke na pokaz, a potem
wpadliby razem na impreze, zeby mogla sie nim popisac.
Na dworze, nim zdazyla podniesc dlon w jednopalczastej, kaszmirowej rekawiczce, cztery
taksówki na Czternastej Zachodniej zatrzymaly sie z piskiem i zatrabily, zeby przyciagnac jej uwage.
Widzicie, jak trudno jest byc piekna?
V wstrzasa swiatem
Ruby znowu miala faze na Marine Stewart. Kuszacy zapach swiezo upieczonych ciasteczek
zalecial do pokoju Vanessy, która wlasnie sortowala materialy przyslane do „Rancor”, pisma
artystycznego prowadzonego przez uczennice szkoly Constance Billard. Vanessa byla jej redaktor
naczelna. Goraco bilo od grzejników, a wycie karetek i klaksonów samochodowych wlatywalo przez
- 57 -
dwa otwarte okna. Podloga z golych desek byla usiana zgloszonymi materialami - lezalo tam
dwadziescia jeden bialo - czarnych fotografii przedstawiajacych chmury, stopy, oczy albo psa, trzy
nowele opowiadajace o nauce jazdy, kiedy autorka mimo szacunku dla rodziców i wdziecznosci za to
wszystko, co dla niej zrobili, poczula zew wolnosci, oraz siedem wierszy o znaczeniu przyjazni.
Nuda.
Po trzeciej nowelce Vanessa wziela z lazienki paste cukrowa Ruby do depilacji. Pasta cukrowa
byla mazista, z naturalnych skladników i „praktycznie bezbolesna” w uzyciu. Nakladalo sie na nogi
brazowa maz”, przyklejalo pasek materialu, u potem odrywalo sie go razem z wloskami.
Bezbolesne? Aha, jasne!
Vanessa zrzucila czarne legginsy na podloge, rozlozyla czarny recznik kapielowy na czarno -
szarym patchworku pelniacym funkcje kapy i usiadla na nim. Polala blade, krepe lydki masa cukrowa.
Czula sie jak gigantyczny lukrowany paczek. Zwykle absolutnie nie przejmowala sie takimi glupotami,
ale teraz Dan bedzie sie zadawal z supermodelkami, agentami i projektantami mody, wiec
pomyslala, ze trzeba sie troche wysilic i zrobic cos z wlosami na nogach. Poza tym wiosna tuz - tuz.
Moze nawet cos Vanessie odbije i wlozy minispódniczke?
- Cholera! - pisnela, gdy oderwala pierwszy pasek gazy. Kto wpadl na pomysl, ze kobiety maja
miec skóre gladka i bez wlosów jak male dzieci? Co. do cholery, jest zlego w malych wloskach?
Wiekszosc mezczyzn jest nimi pokryta.
Oderwala kolejny pasek.
- Chryste! - No dobra, to bylo czyste szalenstwo. Miala tak zaczerwieniona i podrazniona
skóre, ze nie zdziwilaby sie, gdyby zobaczyla krew plynaca z mieszków wlosowych.
Zadzwonil telefon. Zlapala sluchawke i warknela:
- Jezeli to ty, Dan, to wiedz, ze wlasnorecznie wyrywam sobie pieprzone wloski z ciala i robie
to dla ciebie. I musze przyznac, ze to jest cholernie romantyczne, jezeli chcesz znac moje zdanie!
- Slucham? Vanessa Abrams? Mówi Ken Mogul, rezyser. Wysialas mi swój film o Nowym Jorku
pare tygodni temu. Spotkalismy sie w parku na sylwestra, pamietasz?
Vanessa usiadla prosto i poprawila sluchawke przy uchu. Ken Mogul byl jednym z
najslynniejszych niezaleznych twórców filmowych. W Boze Narodzenie natknal sie na kawalek filmu
Vanessy w Internecie. Filmik zrobil na nim takie wrazenie, ze przylecial z Kalifornii, zeby sie z nia
spotkac. Znalazl ja dokladnie o pólnocy w sylwestra i w tym samym momencie zjawil sie Dan, by
zafundowac jej wielkiego, tlustego, noworocznego calusa. Nie trzeba wiec tlumaczyc, ze Vanessa w
pewnym sensie olala Kena Mogula. Ale wysilila sie i wyslala mu swój film o Nowym Jorku, gdy go
wreszcie skonczyla.
- 58 -
- Tak, pamietam - odpowiedziala szybko, kompletnie zaskoczona tym, ze rezyser nadal chcial z
nia rozmawiac. - Co slychac?
- Mam nadzieje, ze nie bedziesz miec pretensji, ale pokazalem twój film Jedediahowi
Angelowi, który jest moim bliskim przyjacielem. Chce, zeby twój film robil za tlo do jego pokazu w
Tygodniu Mody.
Vanessa zawinela czarny recznik wokól nóg. Byla troche zaklopotana - rozmawiala z Kenem
Mogulem niemal naga i wysmarowana brazowa cukrowa mazia.
- Jeremiah jaki? - zapytala.
Ken zawsze mówil jak w obcym jezyku - po hollywoodzku i tym razem Vanessa absolutnie nie
miala pojecia, o kim jest mowa.
- Jedediah Angel. To projektant mody. Robi ubrania dla marki Cult of Humanity. Bardzo
seksowne. Jed uwaza, ze jestes nastepnym Bertoluccim. Twój film jest jak anty La Dolce Vita.
Naprawde wstrzasa Swiatem.
Vanessa usmiechnela sie szeroko. Dlaczego to brzmi tak czerstwo, gdy komus cos sie uda?
Ona wstrzasnela Swiatem?
- Super - odpowiedziala, nie wiedzac za bardzo, co powiedziec. - Czy powinnam cos zrobic w
zwiazku z tym?
- Przyjdz tylko na pokaz i baw sie dobrze. Oczywiscie tez tam bede. No i kilka osób, którym
chce cie przedstawic. Juz jestes boginia filmu, kotku. Naprawde wstrzasnelas calym swiatem.
- Super - powtórzyla Vanessa troche zaszokowana. Powiedzial jej, ze wstrzasnela swiatem nie
raz, ale dwa razy! - Wiec jak nazywa sie ten projektant?
- Jedediah Angel. Marka Cult of Humanity - powtórzy! powoli Ken. - O szóstej po poludniu w
piatek, przy Highway 1. To klub w Chelsea.
- Slyszalam o nim. - To bylo miejsce w typie tych, których zwykle unikala jak zarazy. - Dobrze,
spotkamy sie na miejscu.
- No to zajefajnie! - wykrzyknal Ken. - Ciao!
Vanessa odlozyla sluchawke i wytarla krople zastyglej pasty cukrowej z nadgarstka. Potem
wziela telefon i wybrala numer do Dana, nawet nie patrzac na klawiature.
- Slucham? - Jenny odebrala juz po pierwszym dzwonku.
- Czesc Jennifer, tu Vanessa. - Zawsze mówila do Jenny Jennifer, bo Jenny ja o to poprosila.
- Nie wiem, czy Dan bedzie z toba rozmawial. Nie chcial rozmawiac ze mna i zamknal sie w
pokoju, gdy tylko wrócil. To takie okropne. Dym papierosowy doslownie bucha spod jego drzwi.
Vanessa rozesmiala sie i opadla na czarne poduszki. Wszystko w jej pokoju bylo czarne, z
- 59 -
wyjatkiem scian, które byly ciemnoczerwone.
- Skad wiesz, moze wlasnie naklada zel na wlosy? Jego nowa fryzura wyglada na wymagajaca
ukladania.
Zachichotaly.
- Zobacze, czy da sie go wyciagnac. Poczekaj.
- Co jest? - Dan podniósl sluchawke minute albo dwie pózniej. Slychac bylo, ze myslami jest
gdzie indziej. - Jenny powiedziala, ze to pilne.
Vanessa podniosla noge i pociagnela za nastepny pasek. Wyglada na to, ze przykleil sie na
stale do jej skóry. Tak a propos pilnych spraw!
- Pomyslalam, ze chcialbys wiedziec. Dzwonil Ken Mogul. Powiedzial, ze jakis projektant
Jedediah Angel, który robi ubrania dla Culture of Humanitarianism czy cos takiego, wykorzysta w
piatek mój film jako tlo dla pokazu. Ken powiedzial, ze naprawde wstrzasnelam swiatem Jedediaha
Angela. - Parsknela smiechem. - Czy to nie jest zabawne?
- To fantastyczne - odparl szczerze Dan. - Powaznie. Moje gratulacje.
Fantastyczne? Od kiedy Daniel Humphrey uzywa takich slów? Vanessa nie wiedziala, co
powiedziec. Dan w ogóle nie uslyszal sarkazmu w jej glosie. Jakby zadzwonila do niego, zeby upajac
sie swoim sukcesem.
- No dobra - powiedziala w koncu. - Pomyslalam tylko, ze chcialbys wiedziec. Nie bede ci
dluzej przeszkadzac, wracaj do pracy. - Pomyslala, czy nie zazartowac, jak to pewnego dnia oboje
stana sie bogaci i slawni i beda mogli kupic sobie dwie rezydencje obok siebie w Beverly Hills. Ale
zrezygnowala. Dan pewnie wzialby to na serio. - Zadzwon do mnie pózniej, jak bedziesz mial ochote,
dobrze?
- Dobrze - odpowiedzial Dan, najwyrazniej myslami juz przy wierszu czy nad czym tam
pracowal.
Vanessa zerwala sie z lózka. Róg czarnego recznika przykleil sie jej pod lewe kolano.
Chwiejnym krokiem ruszyla do lazienki, zeby spróbowac zmyc pod prysznicem to cukrowe gówno.
Moze pewnego dnia stanie sie obrzydliwie bogata i slawna i bedzie miala wlasnych ludzi od
woskowania i nakladania pasty cukrowej, ale na razie musi sie pozbyc reszty wlosów w tradycyjny
sposób - za pomoca rózowej plastikowej maszynki do golenia.
- 60 -
tematy ? wstecz dalej ? wyslij pytanie odpowiedz
Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostaly zmienione lub skrócone, po to by
nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.
hej, ludzie!
DZIEWCZYNA MIESIACA
Co sie stalo z ta farbowana blondynka ze sztucznym biustem, ksiezniczka popu, wiecznie z golym
brzuchem, której piosenki bez przerwy grano w radiu rano, kiedy wstawalyscie, tak ze chodzily wam
po glowie caly dzien, doprowadzajac was do szalu? Bede ja nazywac Sally, zeby nie urazic zadnych
jej goracych fanów, ale jestem pewna, ze wiecie, o kim mówie. Slyszalam, ze przechodzila zalamanie
nerwowe i siedzi na leczeniu w Palm Springs. Tak jej sie tam spodobalo, ze kupuje sobie ranczo po
sasiedzku, przemalowuje je na odcienie rózu i ma zamiar nazwac Kraina Sally. Jesli bedziemy mieli
szczescie, zostanie tam na zawsze. Wynurzy sie dopiero dobrze po szescdziesiatce, zeby wziac udzial
w programie kabaretowym w Vegas, gdzie bedzie udowadniac, ze nadal potrafi zgrac ruchy ust z
playbackiem mimo zaawansowanego wieku i zatrutego narkotykami mózgu.
A co z nasza ulubiona dwudziestoparoletnia aktorka, która miala troche problemów z prawem?
Chodzilo o wynoszenie w reklamówkach z bardzo znanego domu towarowego mnóstwa rzeczy, które
wlasciwie do niej nie nalezaly. Ona tez jest na leczeniu, ale nie martwcie sie - przemysl filmowy
znajdzie sposób, zeby do nas wrócila. To wlasnie odróznia dziewczyny miesiaca od prawdziwych
gwiazd. Te drugie chcemy znowu zobaczyc. Chcemy zobaczyc, ze istnieje zycie po przyskrzynieniu.
Chcemy zobaczyc, jak gwiazda osiaga kolejne wyzyny, a zupelnie nas nie obchodzi, co stanie sie z
Sally. Juz jako dziewietnastolatka nas znudzila.
SEKRETY ODWYKU
Odwyk i college sa do siebie bardzo podobne - przynajmniej jezeli chodzi o status. Jest kilka
- 61 -
wybranych, w których pelno slaw i dzieciaków bogaczy. No i jest reszta, dla zwyklych ludzi. Nielatwo
dostac sie do tych najlepszych, ale kiedy juz ci sie to uda, to jestes tam i tyle. Wiec nie martwilabym
sie o naszego drogiego N. Moze ma klopoty, ale rodzice nie wysla go na leczenie, które mialoby ten
sam status co stanowy college.
Wasze e – maile
P: Droga P!
Jestem praktykantka w Les Best Couture i slyszalam, ze Les wyslal szpiegów do szkoly S, by
sprawdzili, jak wyglada. Troche sie wsciekl, ze zatrudniono ja, zanim sam ja obejrzal.
lil – praktykantka
O: Droga
Ale zaloze sie, ze juz sie nie wscieka, racja?
P
P: droga plotkaro!
Co sie dzieje, ze juz nie mówisz o K i I? Zaczynam sie zastanawiac, czy nie jestes jedna z
nich.
szpieg
O: Drogi szpiegu!
Tego nigdy nie powiem, wiec zastanawiaj sie dalej!
P
Na celowniku
K i I - prosze, wlasnie o nich wspominam - w Bryant Park odmrazaja sobie tylki w kusych dzinsowych
minispódniczkach Blue Cult i próbuja namówic praktykantów pracujacych przy namiotach Tygodnia
Mody, zeby zalatwili im miejsca w pierwszym lub drugim rzedzie na piatkowe i sobotnie pokazy,
zamiast ich zwyklych miejsc na tylach. B po raz siedemnasty wypozycza w Blockbuster na rogu
Siedemdziesiatej Drugiej i Lex Jak ukrasc milion dolarów? z Audrey Hepburn. To chyba jeden ze
sposób na przygotowanie sie do rozmowy Kwalifikacyjnej z absolwentem Yale. N jechal Merritt
- 62 -
Parkway w kierunku Connecticut na tylnym siedzeniu samochodu rodziców - terenowego czarnego
mercedesa. Moze jedzie na odwyk? V akurat w Barneys oglada wystrzepiony, czarny konopny plaszcz,
z drutem w szwach i zapinany na haftki od Jedediaha Angela. Chyba troche ja kusi, ale za taka cene
lepiej podrzec wlasne ciuchy i pospinac je spinaczami do papieru.
Mój problem nie polega na tym, jak dostac sie do pierwszego rzedu, tylko który pokaz wybrac. Na
wszystkich mnie chca! Ech, popularnosc wymaga mnóstwa pracy.
Wiem, ze mnie kochacie
plotkara
J i E badaja klopotliwe obszary
- Jeszcze piec minut, drogie panie - oznajmila pani Crumb uczennicom na lekcji twórczego
pisania. Odsunela ciemne krecone wlosy i wygrzebala wosk z prawego ucha gumka na olówku numer
dwa. - Pamietajcie, niewazne, o czym piszecie, ale jak to opisujecie.
Zadna z dziewczyn nie podniosla wzroku. Byly zbyt zajete pianiem, poza tym naprawde nie
chcialy zobaczyc, co pani Crumb robi, gdy mysli, ze one nie patrza. Juz zbyt wiele razy robilo im sie od
tego niedobrze.
Wedlug dziewczyn wszystkie nauczycielki w szkole Constance Billard to lesbijki, ale pani
Crumb byla jedyna, która przyznawala sie do tego oficjalnie. Codziennie do szkoly wpinala teczowa
szpilke, mieszkala w domku na wsi w New Platz z piecioma innymi kobietami i czesto mówila o
swojej partnerce na przyklad tak: „Przedwczoraj wieczorem moja partnerka pila amstel lite i ogladala
Barbare Walters, w której straszliwie sie podkochuje, a ja siedzialam w kuchni i ocenialam wasze
prace”. Co roku dziewiecioklasistki nie mogly sie doczekac zajec z twórczego pisania z pania Crumb,
bo zakladaly, ze bedzie naprawde wyluzowana i trzezwo myslaca, skoro tak otwarcie mówi o swojej
seksualnosci. Ale juz po pierwszej lekcji odkrywaly, ze nie beda siedzialy przez czterdziesci piec
minut i gadaly o babskich sprawach z kobieta, która woli dziewczyny, tylko musza codziennie w
klasie pisac wypracowania, czytac je na glos, a pani Crumb i reszta kolezanek komentuja, i to nie
zawsze w mily sposób. Pani Crumb okazala sie niezla brzytwa, ale jesli idzie o sam przedmiot,
twórcze pisanie i tak bylo o niebo lepsze od geometrii.
Dzisiaj pani Crumb poprosila uczennice, zeby wybraly sobie partnerke - w platonicznym tego
slowa znaczeniu - i napisaly akapit na temat jakiejs czesci ciala tej drugiej dziewczyny. Oczywiscie
- 63 -
Elise i Jenny stanowily pare. Juz prawie wszystko robily razem.
Jenny pisala:
To dziwne, ze zdobimy uszy kolczykami i nie próbujemy ich schowac. Sa równie nieprzyzwoite
jak inne czesci ciala, które chowamy, jak nagie dziury prowadzace prosto do wnetrza naszych glów.
Uszy mojej przyjaciólki, Elise, sa bardzo male, pokryte delikatnym, jasnym puszkiem. Elise ma dobry
sluch, bo nigdy nie mówi „Co?” i nie prosi, zebym cos powtórzyla. Pewnie zawsze ma czyste uszy.
Jenny podniosla wzrok i postanowila wykreslic ostatnia linijke, bo pani Crumb moglaby sie
poczuc obrazona.
Myslami powedrowala do e - maila. Sprawdzala poczte regularnie, tak jak jej powiedziala
Blair, ale dostala tylko zart od Elise i jej brata - napisali, zeby przestala sprawdzac poczte, tylko
wziela sie do odrabiania lekcji. Zerknela na Elise, które gryzmolila juz druga strone. Jenny zalowala,
ze nie ma takiej zylki do pisania jak Dan. Lepsza byla w drobiazgowych rysunkach, malowania i
kaligrafii. Na górze strony narysowala zawily portret ucha Elise i profilu, majac nadzieje, ze dostanie
dodatkowe punkty za artystyczne zaciecie, nawet jesli esej okaze sie do bani. Jej mysli znowu
poplynely w kierunku blondyna u Bendela. Czy on tez ma zaciecie artystyczne?
Zabrzmial dzwonek, oglaszajac koniec zajec. Pani Crumb wstala i strzepnela pyl kredowy z
ciemnoszarej welnianej sukienki bez rekawów, która wygladala, jakby ja uszyly zakonnice w jakims
zimnym i niemodnym kraju, na przyklad na Grenlandii.
- Czas sie skonczyl, drogie panie. Prosze odlozyc olówki. Mozecie oddawac prace, wychodzac.
- Wsunela stopy w bordowych rajstopach do czarnych chodaków. - Milego czwartkowego popoludnia!
- I o czym pisalas? - zapytala Jenny Elise, gdy juz spakowaly ksiazki i ruszyly do drzwi
wyjsciowych.
- Nie twój interes. - Elise sie zarumienila.
- Nie mysl sobie, ze nigdy sie nie dowiem. Pewnie bedziesz musiala przeczytac wypracowanie
na glos w poniedzialek - przypomniala jej Jenny. - Ja pisalam o twoich uszach, ale chyba nic mi nie
wyszlo.
Obie dziewczyny schylily glowy, gdy wyszly na mrozny wiatr i ruszyly w strone Lexington, zeby
zlapac autobus do Bloomingdale przy Piecdziesiatej Dziewiatej Wschodniej. Elise zwerbowala Jenny
do pomocy w szukaniu idealnej pary dzinsów za mniej niz osiemdziesiat dolarów, a Jenny - jak zwykle
- potrzebowala nowego stanika, poniewaz elastyczne momentalnie zuzywala, a we wzmacnianych
lamala druty.
- 64 -
Bloomingdale to tandetna strefa wojny, pelna turystów w nowych dresach i sportowych
butach, które dopiero co kupili w centrum Nike'a, i krecacych sie tam stadami lowców okazji. Jednak
tylko tam mozna kupic wyjatkowo duze staniki i dzinsy w przyzwoitej cenie - poza Macym, miejscem
absolutnie odstreczajacym. Ci, którzy maja lepszy smak i wyzszy limit na kartach kredytowych,
chodzili do Berdorfa, Bendela albo Barneys, ale ludziom takim jak Jenny i Elise musialo wystarczyc
Bloomingdale.
- Nie moge uwierzyc, ze mozesz je po prostu wlozyc i sa idealnej dlugosci - powiedziala Jenny
z zazdroscia, patrzac, jak Elise przymierza pierwsza pare dzinsów Paris Blue.
Jenny miala niecaly metr piecdziesiat i musiala wszystko skracac - Elise byla wysoka, ale
nekaly ja inne problemy, na przyklad kompletnie plaska piers i tluszcz, który otaczal jej kosci
biodrowe i dolna czesc pleców jak dodatkowy tylek. Skrzywila piegowata twarz i spojrzala w dól na
walki wystajace nad pasem dzinsów o obnizonej talii.
- Widzisz, dlaczego nie moge jesc przy ludziach? - mruknela, wciagajac brzuch i usilujac
dopiac spodnie. Dzinsy mialy dziewiec procent lycry, ale to w niczym nie pomagalo. Elise wypuscila
powietrze i sie poddala. - Dobra, zapomnij. Nastepna para.
Kiedy Elise wysunela sie powoli z odrzuconych spodni, Jenny podala jej pare slicznych,
ciemnych, poszerzanych dzinsów Seven, które wylozono na wyprzedaz i gdyby pasowaly, Elise
trafiloby im sie cos naprawde super. Jenny zauwazyla, ze Elise nosi niebieska koronkowa bielizne i
szybko odwrócila wzrok, by kolezanka nie uznala, ze sie na nia gapi.
Elise wziela dzinsy, wsunela stopy, a potem podciagnela spodnie na biodra.
- O mój Boze. Nie wierze, ze zapomnialam ci o tym powiedziec - zaczela, podciagajac talie
spodni zapinanych na guziki. - Przed zajeciami z twórczego pisania slyszalam Kati Farkas i Isabel
Coates, jak rozmawialy w szkolnej lazience o Nacie Archibaldzie. Mówily, ze prawie trafil do
wiezienia, bo go przylapano, gdy sprzedawal narkotyki jakims dwunastolatkom w parku. Jego ojciec
musial jechac na posterunek i wplacic za niego kaucje, ale i lak Nate ma jechac na odwyk. Nie
byliscie przez jakis czas razem? Slyszalas o tym? Czyste wariactwo, nie?
Jenny nie slyszala i nie byla pewna, co w zwiazku z tym czuje. Koniec konców Nate darowal
sobie Jenny i opedzal sie od niej jak od nieznosnej muchy, wiec chyba dostal to, na co zasluzyl. Poza
tym nalezal do facetów, którzy zawsze wracaja na szczyt bez najmniejszych obrazen. Dlaczego
mialaby jeszcze tracic czas na martwienie sie o niego czy chocby myslenie o nim? Patrzyla, jak
przyjaciólka walczy z miedzianymi guzikami dzinsów. Wszedzie poza tym lezaly idealnie, ale w talii
byly tak ciasne, ze Elise nie bedzie w stanie w nich usiasc.
- Dlaczego nie przymierzysz wiekszego rozmiaru?
- 65 -
Elise zmruzyla oczy. Czesto tak robila i Jenny zaczela sie zastanawiac, czy Elise nie powinna
nosic okularów.
- Bo, panno rozmiar zero, nosze siódemke, a nie dziewiatke. Podaj mi nastepna pare. I
przestan sie gapic na mój tluszcz.
- Nie gapie sie. - Jenny podala jej rozciagliwa pare dzinsów Lei, które przez postrzepione
nogawki i dziury w kieszeniach wydawaly sie troche zbyt przygnebiajace, ale za to mialy szeroka
talie. - I nikt nie musi wiedziec, jaki rozmiar nosisz. Nikomu nie powiem.
Jenny natychmiast pomyslala o swoim problemie z rozmiarami. Nie chciala zapraszac Elise do
kabiny, gdy bedzie przymierzac staniki. Jasne, staly sie bliskimi przyjaciólkami, ale czy Elise
naprawde musi wiedziec, ze Jenny nie nosi po prostu D, tylko podwójne D? Ale to byloby wredne,
gdyby sie nie odwzajemnila, skoro Elise poprosila ja, zeby pomogla jej przy mierzeniu dzinsów.
Elise zmarszczyla nos, patrzac na spodnie.
- Wygladaja za bardzo jak podróbka.
- Wiec co zrobisz? - zapytala Jenny, rzucajac dzinsy na lawke waskiej przymierzalni.
Elise zapiela mundurek i wsunela stopy w sztywne czarne buty na plaskim obcasie. To
zadziwialo Jenny - dopóki sie nie poznalo Elise blizej, dopóty mozna bylo ja wziac za porzadna,
milutka uczennice.
- Wezme Seven. Wiem, ze nie pasuja, ale mam zamiar zrzucic z piec kilo do konca roku. I ty mi
w tym pomozesz.
Jenny pokiwala glowa. Sama nieraz kupila rzecz, która byla na nia za mala. To sie nazywa
zakupy przyszlosciowe. Kazda dziewczyna z ambicjami to robi.
Przymierzalnia w dziale z bielizna byla brudna, ciasna i zle oswietlona. Stajac plecami do
Elise, Jenny zdjela przez glowe chabrowa bluzke w serek i cisnela ja na stolek w rogu. Potem
sciagnela biala koszulke i rzucila ja na podloge, krzyzujac ze wstydem rece na piersiach.
- Który chcesz najpierw przymierzyc? - zapytala Elise, przegladajac plastikowe wieszaki. - Ten
czarny z koronki ze smiesznym zapieciem czy ten wygodny, bialy, z bawelny i z szerokimi
ramiaczkami?
- Daj mi ten czarny - wymamrotala Jenny, siegajac za siebie, zeby zlapac stanik. Rozpiela
brzydki, bezowy, superwzmacniany biustonosz Bali i upuscila go na podloge. Zaczela nerwowo
grzebac przy czarnym staniku, jednoczesnie starajac sie trzymac lokcie przy piersiach, zeby sie
zaslonic. Ramiaczka przy czarnym biustonoszu byly maksymalnie skrócone, a zapiecia zamiast
zwyklych haftek mialy dziwny mechanizm ze zlotego metalu. Jenny zerknela i zobaczyla, ze Elise
przyglada jej sie w lustrze. W przebieralni lustra wisialy na trzech scianach, wiec Jenny, odwracajac
- 66 -
sie tylem, niewiele zmienila.
- Pomóc ci? - Elise podeszla krok.
Plecy Jenny zesztywnialy. Mogla zapomniec o wstydzie. Elise zobaczy jej cycki, chocby nie
wiem, jak sie starala. Opuscila rece i odwrócila sie przodem do Elise.
- Pomóz mi wydluzyc ramiaczka, dobrze? - poprosila, próbujac mówic z nonszalancja. Podala
Elise biustonosz. Jej piersi zwisaly przed nia jak wyrosniete bochny nie wypieczonego chleba. Bylo jej
troche lzej na duszy, ale poza tym czula sie potwornie skrepowana.
Elise wyregulowala ramiaczka i nawet nie próbowala udawac, ze nie gapi sie jednoczesnie na
piersi Jenny.
- Wow! Naprawde sa duze - zauwazyla. - Jak to mozliwe, ze jestes taka drobna, a masz takie
wielkie maryski?
Jenny polozyla dlonie na biodrach i spojrzala na Elise, próbujac wymyslic jakas cieta
odpowiedz, ale zamiast tego wybuchla smiechem.
- Maryski? - nie mogla opanowac chichotu.
Elise zaczerwienila sie i podala Jenny czarny stanik.
- Zawsze tak na nie mówilam, od malego. Jenny zalozyla ramiaczka.
- Mozesz mi pomóc?
Elise zapiela jej stanik i Jenny znowu sie odwrócila. Stanik swietnie trzymal jej piersi, ale tak
je przyciskal do siebie, ze rowek miedzy nimi wydawal sie na kilometr gleboki.
- Uwazasz, ze to zbyt zdzirowate? - zapytala Jenny. Zachichotala. - W nim moje maryski
wygladaja na jeszcze wieksze.
Elise przestala mrugac, co zawsze robila, gdy nie mogla sie skupic.
- Pamietasz, jak zapytalas mnie o dzisiejsze zajecia z twórczego pisania? - zapytala. Jenny
kiwnela glowa. - No wiec, pisalam o tobie. O twoich maryskach.
Jenny znowu zesztywniala. Gdy facet ci mówi, ze pisal o twoich piersiach, to wiesz, ze albo
dowala sie do ciebie, albo jest zboczencem. Ale skoro Elise byla dziewczyna i jej przyjaciólka. Jenny
nie wiedziala, co o tym myslec.
- Chyba juz skonczylam - powiedziala szybko. Podniosla stary stanik z podlogi i wlozyla go. -
Wezme ten czarny.
Przyniosly do przebieralni z osiem staników, ale Jenny przymierzyla tylko jeden.
- Na pewno nie chcesz przymierzyc innych? - zapytala Elise. Jenny naciagnela koszulke i
wsadzila sweter pod ramie.
Nagle malenka przymierzalnia wydala jej sie wrecz klaustrofobiczna.
- 67 -
- E, nie - odparla, odsuwajac zaslone i wychodzac z przymierzalni do dzialu z bielizna, który
caly byl zawalony stanikami. Milo by bylo znalezc sie gdzies, gdzie piersi nie sa glównym
przedmiotem zainteresowania.
Na przyklad na innej planecie.
B napala sie na starszego faceta
- Jeszcze jedna cole? - zapylal kelner w muszce.
- Nie, dziekuje - odpowiedziala Blair, nie spuszczajac z oczu drzwi.
Przez caly tydzien myslala tylko o rozmowie z Owenem Wellsem. Grzebala troche w
Internecie, zeby móc zadac mu kilka celnych pytan na temat kancelarii Wells, Trachtman i Rice, w
której byl partnerem. W koncu nadszedl czwartkowy wieczór. Siedziala samotnie przy stoliku w rogu
w barze Leneman hotelu Compton i czekala na Owena. Bar byla zatloczony. Glównie byli tu
mezczyzni w srednim wieku, w garniturach szytych na miare, którzy zalatwiali interesy nad burbonem
z lodem albo rozmawiali z farbowanymi blondynkami, które z pewnoscia nie byly ich zonami. Dzieki
zlotym scianom, wykrochmalonym bialym obrusom i jazzowej muzyce z lat czterdziestych, bar mial
opinie lokalu wyrafinowanego i seksownego.
Ostatnie trzy godziny Blair spedzila na przygotowaniach. Jedna zajal jej prysznic i ulozenie
wlosów w grzeczna, nienaganna fryzure, która okalala jej twarz w niewinny, a jednoczesnie
sugerujacy intelektualne zaciecie sposób. Druga godzina to ubieranie sie w nowa, dzersejowa
sukienke z paskiem od Lesa Besta i zakladanie szczesliwej pary siedmiocentymetrowych szpilek od
Ferragamo, zeby dodac sobie troche pewnosci siebie i wzrostu. Ostatnia poszla na nalozenie
naturalnego makijazu, by nadal jej swiezy, zdrowy blask osoby, która zawsze spi dwanascie godzin,
nigdy nie wychodzi wieczorem i nie zbliza sie na krok do papierosów i koktajli.
Dopiero byla za kwadrans dziewiata, ale gdyby Blair napila sie jeszcze troche coli,
zachcialoby jej sie siusiu. Tak naprawde miala ochote na kieliszek wódki, ale przy jej szczesciu Owen
Wells wejdzie dokladnie w chwili, gdy ona wypije alkohol. Potwierdzilaby jego obawy, ze jest zwykla,
szurnieta, imprezowa dziewczyna, która chce sie dostac do Yale tylko po to, zeby sie upic i uwiesc
kapitana druzyny, przy lej okazji zachodzac w ciaze i potem zmusic niewinnego, uczciwego studenta
Yale do malzenstwa i harowania na nia jak niewolnik, zeby do konca swoich dni mogla zyc tak, jak
sie przyzwyczaila.
- 68 -
I wtedy wlasnie wyjatkowo zadbany biznesmen siedzacy przy barze obrócil sie na stoiku
barowym pomalowanym na zloto i usmiechnal sie do niej. Mial falujace ciemne wlosy,
jasnoniebieskie oczy z dlugimi rzesami i wyraziste, lukowato wygiete brwi. Jego twarz i dlonie byly
mocno opalone, jakby gral w tenisa na sloncu przez cale zycie. Byl we wspanialym granatowym
garniturze z welny, snieznobialej koszuli i mial proste zlote spinki przy mankietach. Blair zwykle nie
zwracala uwagi na starszych facetów, ale ten prezentowal sie rewelacyjnie.
- Jestes moze przypadkiem Blair Waldorf? - zapytal znajomym, glebokim glosem.
- Tak. - Blair kiwnela glowa niepewnie.
Zsunal sie ze stoika i podszedl do stolika, zostawiajac za soba przy barze pusta szklanke.
Wyciagnal dlon.
- Jestem Owen Wells.
- Czesc! - Blair skoczyla na równe nogi i wziela jego dlon, czujac sie kompletnie zagubiona.
Przede wszystkim Owen Wells byl kolega jej ojca, wiec powinien byc stary, zle ubrany, lysiejacy i
tlusty. Nie, zeby jej ojciec taki wygladal. Codziennie cwiczyl z osobistym trenerem, nosil ubrania
najlepszych projektantów i mial wspaniale wlosy. Ale byl gejem. Po drugie, Owen Wells powiedzial,
ze zalozy krawat Yale. a ten facet w ogóle nie nosil krawata, mial biala koszule rozpieta tak, ze
mogla dojrzec brzeg czystego bialego podkoszulka na muskularnej klatce piersiowej, która pewnie
byla tak samo opalona jak reszta ciala.
Nie, zeby Blair sie zastanawiala, jak wyglada reszta jego ciala.
Po trzecie, nie spodziewala sie, ze Owen Wells bedzie tak przystojny. Wygladal jak Cary Grant
w Niezapomnianym romansie i Blair miala ochote rzucic mu sie w ramiona i powiedziec mu, zeby
zapomnial o Yale, bo nalezy do niego. Cala.
Wreszcie oprzytomniala i zdala sobie sprawe, ze nadal trzyma dlon Owena. Potrzasnela nia,
starajac sie to zrobic pewnie i mocno, przerazona tym, ze absolutnie nie jest w stanie skupic sie na
czekajacym ja zadaniu. Spotykala sie z Owenem tylko z jednego powodu: zeby zrobic na nim wrazenie
i dostac sie do Yale.
- Dziekuje, ze zadal pan sobie tyle trudu i spotkal sie ze mna - dodala pospiesznie.
- Nie moglem sie doczekac - odparl meskim, podniecajacym glosem. - Wlasnie sobie
przypomnialem, ze mialem wlozyc krawat z Yale. Przepraszam. Kompletnie wylecialo mi to z glowy.
Nawet widzialem, jak wchodzisz, ale nie pomyslalam, ze to mozesz byc ty. Nie spodziewalem sie
ciebie tak wczesnie.
Blair natychmiast zaczela sie zastanawiac, czy zauwazyl, ze zaraz po wejsciu spedzila
dwadziescia minut w lazience albo ze wycierala nos w serwetke koktajlowa i ogladala twarz w
- 69 -
skladanym lusterku Stali, by sprawdzic, czy nic pojawily sie jakiekolwiek skazy, jak jeczmien pod
okiem albo - Boze bron - pryszcz.
- Zwykle przychodze przed czasem - odpowiedziala. - Nigdy sie nie spózniam. - Nerwowo
pociagnela lyk coli. Czy to dobry moment, zeby mu powiedziec, jakie wrazenie zrobila na niej jego
praca przy sprawie miedzy firma Home Depot a stacja edukacyjna The Learning Channel? Czy
powinna komplementowac jego garnitur? Wziela gleboki wdech i spróbowala sie skupic. - Podoba mi
sie tutaj - powiedziala i natychmiast pozalowala. To byl mily bar, ale powiedziala to tak, jakby
chciala sie tu wprowadzic.
Owen odsunal krzeslo naprzeciwko niej i gestem wskazal, zeby usiadla.
- Wiec mozemy zaczynac?
Blair byla wdzieczna za jego rzeczowe, spokojne podejscie. Usiadla na brzegu wyscielanego
krzesla i skrzyzowala grzecznie nogi.
- Tak! - rozpromienila sie do niego z entuzjazmem. - Kiedy tylko bedzie pan gotów.
Kelner zjawil sie, zeby zaproponowac Owenowi nastepnego drinka. Zamówil burbon z whisky i
uniósl brew, patrzac na Blair.
- Moge zamówic dla ciebie cos wiecej niz cole? Obiecuje, ze nie powiem Yale ani twojemu
ojcu.
Blair zacisnela palce u stóp w czarnych szpilkach Ferragamo. Jesli powie tak, to przyzna, ze
naprawde ma ochote na drinka. Jezeli odmówi, moze wypasc zbyt pruderyjnie.
- Poprosze kieliszek chardonnay - powiedziala, dochodzac do wniosku, ze biale wino to
najbezpieczniejszy i najbardziej elegancki wybór.
- Powiedz mi, dlaczego Yale powinno cie przyjac - zaczal Owen, gdy juz zamówil wino. Pochylil
sie nad stolikiem i znizyl glos. - Naprawde jestes tak bystra, jak twierdzi twój ojciec?
Blair usiadla prosto i zaczela pod obrusem obracac pierscionek z rubinem na palcu.
- Mysle, ze jestem dosc bystra, zeby pójsc do Yale - odparla spokojnie, przypominajac sobie
swoja mowe. - Biore udzial we wszystkich zaawansowanych zajeciach w szkole. Jestem najlepsza w
klasie. Zasiadam w szkolnej radzie pomocy socjalnej i przewodnicze w klubie francuskim. Jestem
opiekunka grupy w nowym programie szkolnym .Jak równa z równa”. Jestem notowana w krajowym
rankingu tenisistek. I w ostatnim roku przewodniczylam komitetom organizacyjnym pieciu imprez
charytatywnych.
Zjawily sie ich drinki i Owen podniósl kieliszek.
- A dlaczego Yale? - Upil lyk. - Co Yale moze dla ciebie zrobic?
To bylo dziwne, ze Owen nie robi zadnych notatek, ale moze tylko ja sprawdzal i czekal, az
- 70 -
przestanie sie pilnowac i przyzna, ze jest dziwadlem, które urodzilo sie ze srebrna lyzeczka w swojej
dobrze wychowanej pupie i chce isc do Yale tylko po to, zeby imprezowac z chlopakami z bractwa.
- Jak pan wie. Yale ma znakomity program przygotowujacy do studiów prawniczych - zaczela, z
determinacja chcac udzielic inteligentnej, rzeczowej odpowiedzi. - Chcialbym w przyszlosci zajac sie
prawem medialnym.
- Wspaniale. - Owen pokiwal glowa z aprobata. Przysunal krzeslo do stolika i mrugnal do niej.
- Sluchaj, Blair, jestes inteligentna, ambitna. Juz wiem, ze idealnie nadajesz sie do Yale. i obiecuje,
ze zrobie wszystko co w mojej mocy, by cie przyjeli.
Byl tak przystojny i mówil tak szczerze... Blair poczula, ze sie czerwieni. Upila lyk wina, zeby
troche sie ochlodzic.
- Dziekuje. - Westchnela gleboko z wdziecznoscia i ulga. - Dziekuje. Dziekuje, dziekuje,
dziekuje.
I wtedy wlasnie dwie chlodne dlonie zakryly jej oczy. Blair wyczula charakterystyczny zapach
patchouli i drzewa sandalowego, ulubionej mieszanki olejków pewnej osoby.
- Zgadnij kto! - uslyszala szept Sereny. Dlugie jasne wlosy polaskotaly ja w ramie. - Co jest
grane?
Za Serena stal Aaron i glupio szczerzyl zeby. Mial na sobie bordowa bluze Harvardu. Co za
denerwujacy gnojek.
Blair zamrugala. Nie rozumieja, ze jest w trakcie najwazniejszego spotkania w jej zyciu?
- Mam na imie Serena. - Serena wyciagnela dlon do Owena.
Owen wstal i wzial jej reke.
- Czarujaca. - Pochylil glowe. Wygladal przy tym jeszcze bardziej jak Cary Grant.
- Blair, przyjdziesz jutro, zeby zobaczyc mnie na pokazie Lesa Besta, prawda?
- Musisz przyjsc - wtracil Aaron. - Nie pójde sam na zaden pokaz mody. - Zgodzil sie przyjsc,
ale nic byl specjalnie zachwycony. Moda to futra i badania na zwierzetach. Wszystko, przeciwko
czemu protestowal.
- Twoje nazwisko jest na liscie - dodala Serena.
Owen wygladal na kompletnie zdezorientowanego przebiegiem rozmowy. Blair westchnela
rozdrazniona, wstala i odwrócila sie od Owena, zeby nie mógl jej slyszec.
- Moglibyscie zostawic nas samych? - syknela cicho. - Rozmawiamy o Yale, i to jest cholernie
wazna sprawa.
Aaron objal smukla talie Sereny, odciagajac ja.
- Przepraszamy - odpowiedzial protekcjonalnym szeptem, nadal wygladajac w bluzie Harvardu
- 71 -
na strasznie zadowolonego z siebie. - Idziemy do nowego klubu przy Harrison, gdybys chciala potem
do nas dolaczyc.
Tanecznym krokiem wyszli z baru. Wygladali tak beztrosko i nonszalancko, ze to bylo wrecz
wkurzajace.
- Przepraszam - powiedziala Blair, siadajac i elegancko splatajac nogi w kostkach. - Moi
przyjaciele bywaja naprawde egocentryczni.
- Nic nie szkodzi. - Owen zagapil sie w swój burbon i zamyslil, mieszajac kostkami lodu w
szklance. W koncu podniósl wzrok. - Moge zapytac, co tak strasznego zrobilas na swojej pierwszej
rozmowie w Yale, ze pomyslalas, ze cie nie przyjma?
Blair upila lyk wina. I jeszcze jeden. Kiedy tylko to wyjasni. Owen na pewno zmieni zdanie na
jej temat.
- Mialam zly dzien - przyznala sie. Slowa poplynely z jej ust strumieniem. Nerwowo krecila
pierscionkiem wokól palca. Nie chciala wchodzic w drastyczne szczególy jej schrzanionej rozmowy,
ale wiedziala, ze jesli Owen ma jej pomóc, powinien znac cala prawde. - W nocy prawie nie spalam.
Bylam zmeczona i zdenerwowana. I strasznie chcialo mi sie siusiu. Mój rozmówca powiedzial:
„Prosze opowiedziec mi cos o sobie”, i zanim zdazylam pomyslec, co mówie, zaczelam mu
opowiadac, ze mój ojciec jest gejem, a matka ma zamiar poslubic okropnego, tlustego faceta o
czerwonej twarzy, który ma denerwujacego, nastoletniego syna z dredami. Mial pan przyjemnosc
poznac go przed chwila. Powiedzialam mu, ze mój chlopak. Nate, mnie lekcewazy. Potem zapytal, co
ostatnio czytalam, a ja nie potrafilam sobie przypomniec zadnego tytulu. Zaczelam plakac, a potem,
na koniec rozmowy, pocalowalam go. - Blair westchnela dramatycznie, zlapala serwetke ze stolu i
zaczela ja drzec na kolanach. - Tylko w policzek, ale to i tak absolutnie niestosowne. Chcialam tylko,
zeby mnie zapamietal. No wic pan, ma sie tylko kilka minut, zeby zrobic wrazenie, ale chyba troche
przesadzilam. - Spojrzala Owenowi w oczy. - Nie wiem, co sobie myslalam.
Owen pil drinka w milczeniu.
- Zobacze, co da sie zrobic - powiedzial w koncu, ale w jego glosie pobrzmiewaly sceptycyzm i
dystans.
Blair przelknela sline. To bylo dosc oczywiste - pomyslal sobie, ze jest beznadziejnie glupia
albo szalona, O Boze! Jest zalatwiona.
Nagle wyszczerzyl snieznobiale zeby w demonicznym, szerokim usmiechu.
- Tylko zartowalem, Blair. Nie brzmialo to tak strasznie. To pewnie najbardziej niezwykla i
zabawna rozmowa, jaka, kiedykolwiek przeprowadzil Jason Anderson III. Cóz, to nie jest najbardziej
ekscytujacy facet na swiecie, a prace ma bardzo monotonna. Pewnie bylas glówna atrakcja
- 72 -
jesiennych rozmów kwalifikacyjnych.
- Wiec nie uwaza pan, ze sprawa jest beznadziejna? - zapytala Blair w dramatyczny sposób,
jak Audrey, która prosi o pomoc.
Owen wzial jej drobna dlon, na której nosila pierscionek z rubinem, w swoja duza, opalona
reke.
- W zadnym wypadku. - Odchrzaknal. - Czy kiedykolwiek ktos ci mówil, ze troche przypominasz
Audrey Hepburn?
Blair zaczerwienila sie od nasady wlosów po palce stóp. Owen najwyrazniej dokladnie
wiedzial, co i kiedy nalezy powiedziec, i wygladal zupelnie jak Cary Grant - przez to wszystko Blair az
krecilo sie w glowie. Gruba zlota obraczka odcisnela sie mocno na kostkach jej dloni. Zmarszczyla
brwi. Skoro jest zonaty, dlaczego trzyma ja za reke?
Owen cofnal dlon i poprawil sie na krzesle, jakby czytal w jej myslach.
- Tak, jestem zonaty, ale nie jestesmy juz razem.
Blair kiwnela glowa z wahaniem. To naprawde nie jej sprawa. Chociaz jesli Cary - znaczy sie
Owen - chcialby sie z nia znowu spotkac, nie odmówi.
Spotkac sie z nia znowu? Czy zapomniala, ze to wlasciwie nic jest randka?
- Cóz, jestem pewien, ze powinnas juz wracac do swoich prac domowych i tak dalej. - Owen
znowu wzial ja za reke, jakby nie potrafil pozwolic jej odejsc. - Ale nie bedziesz miala nic przeciwko
temu, jesli zadzwonie czasem?
Blair miala nadzieje, ze w tym momencie wyglada wlasnie lak jak Audrey. Tak, Owen byl
prawie w wieku jej ojca, byl prawnikiem i mezczyzna, ale nigdy w zyciu nikt nie pociagal jej tak
bardzo. Po co z tym walczyc? To byl jej drugi semestr w klasie maturalnej. Pracowala ciezko przez
cala szkole i - miejmy nadzieje - niedlugo dostanie sie na Yale. Tak, spotykanie sie ze starszym
facetem bylo szalone i nieodpowiedzialne, ale nadszedl czas, zeby sie troche zabawic.
- Jasne. - Usmiechnela sie i uniosla teatralnie prawa, idealnie wyregulowana brew. - Z
przyjemnoscia z panem porozmawiam.
tematy ? wstecz dalej ? wyslij pytanie odpowiedz
Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostaly zmienione lub skrócone, po to by
- 73 -
nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.
hej, ludzie!
NASTOLETNIA DZIEDZICZKA SPRZEDAJE KONIE ZA NARKOTYKI!
Ostatniego wieczoru poszlam do nowego klubu przy Harrison. Saczac popisowy numer klubu -
„dorosla” wersje drinka Shirley Temple, uslyszalam najnowsze plotki na temat mojej kolezanki z
przedszkola. Chociaz dziedziczy najwieksza fortune tartaczna na swiecie, przylapano ja, jak sprzedaje
wlasne konie, zeby miec pieniadze na narkotyki. Najwyrazniej nie otrzyma spadku, dopóki nie
ukonczy osiemnastu lat. i na razie dostaje tylko „skromne” miesieczne kieszonkowe. Brakowalo jej
pieniedzy, wiec wystawila na aukcje Guns'n'Roses swojego medaliste w skokach i za zdobyte
pieniadze kupila sobie amfe czy czego tam potrzebowala. Jak bardzo to jest zalosne? Najwyrazniej jej
osiemdziesiecioletnia niania (czy kto tam sie nia teraz opiekuje, odkad jej ojciec zmarl, a matka
wyprowadzila sie do Sandy Lane na Barbados) dowiedziala sie o koniu i wyslala moja stara znajoma
na odwyk.
Wyglada na to. ze odwyk to popularne miejsce wypoczynku tej zimy!
TYDZIEN MODY: SZCZEGÓLY
Przygotujcie sie na to, ze odmrozicie sobie tylki, próbujac zlapac taksówke. Spodziewajcie sie, ze
bedziecie czekac godzine na rozpoczecie pokazu i wtedy uslyszycie, ze opózni sie o kolejna godzine.
Spodziewajcie sie, ze zobaczycie mnóstwo anorektyczek swiezo po botoksie i solarium, które próbuja
nie zauwazac, ze wszystkie sa tak samo ubrane na kazdym pokazie. Spodziewajcie sie, ze spotkacie
mnóstwo gejów, którzy uzywaja wiekszej ilosci perfum od dziewczyn. Spodziewajcie sie, ze sie
dowiecie, ze znowu wraca moda na bojówki, w których tytek wyglada paskudnie i które skracaja
nogi. Spodziewajcie sie, ze bedziecie zazdroscic modelkom o nadasanych ustach i nogach jak u
zyrafy, bo one naprawde dobrze wygladaja w bojówkach. Spodziewajcie sie, ze beda was wkurzac
kobiety w futrach i z tona bagazu, które na pokazy zabiora swoje francuskie buldozki w obrozach od
Louisa Vuittona i dopasowane do nich torebki - tez od Louisa Vuittona. Spodziewajcie sie, ze nie
bedziecie mogly sie doczekac, kiedy zacznie sie impreza po pokazie, by wreszcie móc zapalic.
Spodziewajcie sie, ze imprezy okaza sie naprawde odlotowe. Spodziewajcie sie, ze nie bedziecie na
drugi dzien rano pamietac, co sie dzialo.
- 74 -
Wasze e – maile
P: Droga P!
Przechodzilam zeszlego wieczoru kolo baru w hotelu Compton i zobaczylam B z mezczyzna,
który mieszka w moim domu. Ten czlowiek ma córke, która chodzi do mojej szkoly, do
dziewiatej, moze dziesiatej klasy. O co tu chodzi?
Tom
O: Droga Tom!
Kto wie, do czego jest zdolna B, ale przeciez nie mozna jej sobie wyobrazic w roli zlej
macochy jakiejs biednej dziewczynki, nie?
P
P: Droga P - jaciólko!
Musze powiedziec, ze potrafisz skopac tylek! Slyszalem tez, ze N idzie na odwyk do fajnego
miejsca w Greenwich. Mój kuzyn lam byt i wrócil jeszcze bardziej rozwalony, niz wyjechal.
F.B.
O: Drogi F.B.!
Dziekuje za komplement, chociaz nie wiem, czy do konca rozgryzlam, o co ci chodzilo.
Cokolwiek przydarzy sie N na odwyku, nie odbiora mu duszy ani boskiej urody!
P
Na celowniku
N z rodzicami zwiedza nowa, stylowa klinike w Greenwich. C robi sobie manikiur w Coin, zakladzie
tylko dla mezczyzn w Chelsea. Nie zartuje. S wybiera obcisla koszulke w jednym z tych miejsc w
Chinatown, gdzie robia T - shirty na zamówienie. B stoi przed Tiffanym, pije z papierowego kubka i
zajada zapiekanke, zupelnie jak Audrey Hepburn w Sniadaniu u Tiffany'ego, tyle ze B ma na sobie
szary, szkolny mundurek, a nie czarna wieczorowa sukienke od Diora. K i I rozstawiaja wokól namiotu
Lesa Besta znaki „Nie krecic sie”. Wyglada na to, ze na ochotnika zglosily sie do pomocy, zeby
dostac lepsze miejsca.
- 75 -
W ten weekend snieg ma padac jak szalony, ale czy to nas kiedykolwiek powstrzymalo? Do
zobaczenia w pierwszym rzedzie!
Wiem, ze mnie kochacie
plotkara
bratnie dusze razem na odwyku
- Czy ktos slyszal o snieznej zamieci? Do pólnocy ma spasc ponad metr dwadziescia! - Jackie
Davis, terapeutka grupy Nate'a w Centrum Odwykowym Wyzwolenie, zacierala rece, jakby
przysypanie sniegiem razem z tymi zaniedbanymi, bogatymi dzieciakami bylo dla niej rewelacyjnym
pomyslem na spedzenie wolnego czasu.
Nate'a przyskrzyniono w parku, z posterunku musieli go zabrac ojciec i Saul Burns, rodzinny
prawnik. Ojciec Nate'a, surowy, siwy kapitan marynarki, radzil sobie z nieoczekiwanymi wypadkami
energicznie i rzeczowo. Zaplacil grzywne wynoszaca trzy tysiace dolarów i podpisal zgode na
natychmiastowe zgloszenie Nate'a do programu leczenia w wymiarze minimum dziesieciu godzin
tygodniowo. To oznaczalo, ze Nate musi jezdzic pociagiem do Greenwich w Connecticut piec razy w
tygodniu na spotkania z psychologiem na terapie grupowa.
- Mysl o tym jak o pracy, synu - próbowal go pocieszyc Saul Burns. - Pracy po szkole.
Kapitan Archibald nic nie powiedzial. To bylo calkiem jasne, ze Nate kompletnie go zwiódl. Na
szczescie matka Nate'a pojechala wlasnie do Monte Carlo - odwiedzala swoja po raz trzeci
rozwiedziona siostre. Kiedy Nate przekazywal jej przez telefon zalosne nowiny, krzyczala i szlochala,
wypalila piec papierosów jeden po drugim, a potem stlukla kieliszek od szampana. Zawsze byla
troche melodramatyczna. W koncu pochodzila z Francji.
- Dobrze. Usiadzmy w kregu - polecila radosnym glosem Jackie, jakby to byl ich pierwszy dzien
w przedszkolu. - Powiedzcie nam kolejno, jak sie nazywacie, i wyjasnijcie, dlaczego znalezliscie sie
tutaj. Prosze, starajcie sie mówic krótko. - Skinela glowa na Nate'a, poniewaz siedzial po jej prawej
stronie.
Nate poprawil sie na krzesle z Eames. Wszystkie meble w eleganckiej klinice odwykowej w
Greenwich w Connecticut byly nowoczesne, jak z XXI wieku. Pasowaly do minimalistycznie
urzadzonych wnetrz, utrzymanych w tonacji bezu i bieli. Podlogi wylozono wloskim marmurem w
odcieniu kremowym, okna siegajace od sufitu do podlogi przeslanialy snieznobiale plócienne
- 76 -
zaslony, a pracownicy nosili bezowe lniane mundurki zaprojektowane specjalnie przez Gunnera
Gassa, projektanta dzinsowej odziezy w latach dziewiecdziesiatych, bylego pacjenta, który teraz
zasiadal w zarzadzie kliniki.
- Nazywam sie Nathaniel Archibald, ale wszyscy mówia mi Nate - mruknal Nate. Kopnal w
noge krzesla i odchrzaknal. - Przyskrzynili mnie kilka dni temu w Central Parku, gdy kupowalem
trawe. Dlatego tu jestem.
- Dziekujemy ci, Nate - przerwala mu Jackie. Na jej pomalowanych na brazowo ustach pojawil
sie chlodny usmiech. - W Wyzwoleniu wolimy, kiedy uzywa sie prawidlowych nazw. W tym przypadku
chodzi o marihuane. Gdy uzywasz tych nazw konsekwentnie, robisz krok naprzód do uwolnienia sie
od uzaleznienia. - Znowu usmiechnela sie do Nate'a. - Móglbys spróbowac jeszcze raz?
Nate zerknal zaklopotany na reszte frajerów z grupy. Bylo; ich w sumie siedmioro - trzech
chlopaków i cztery dziewczyny. Wszyscy gapili sie na podloge, martwili sie, co powiedza, i wygladali
na równie zaklopotanych jak on.
- Jestem Nate - powtórzyl mechanicznie. - Gliny zlapaly mnie, gdy kupowalem... marihuane w
parku. Dlatego tu jestem.
Naprzeciwko niego w kregu siedziala dziewczyna o ciemnobrazowych wlosach prawie do
pasa, krwistoczerwonych ustach i skórze tak bladej, ze prawie niebieskiej. Spojrzala na niego
ujmujaco, jak Królewna Sniezka, tyle ze jadaca na kokainie.
- Lepiej - powiedziala Jackie. - Nastepna osoba. - Skinela glowa na Japonke siedzaca obok
Nate'a.
- Nazywam sie Hannah Koto. Bralam ecstasy przed szkola dwa tygodnie temu i zostalam
zlapana, bo w czasie matmy polozylam sie na podlodze, zeby poczuc chodnik.
Wszyscy sie rozesmiali oprócz Jackie.
- Dziekuje, Hannah, wystarczy. Nastepny.
Nate nie sluchal nastepnych dwóch osób. Skupil sie na tym, w jaki sposób Królewna Sniezka
przytupywala noga - zupelnie jakby bawila sie na swoim prywatnym koncercie. Miala na stopach
jasnoniebieskie zamszowe buty, które wygladaly jak nienoszone.
Nagle przyszla jej kolej.
- Nazywam sie Georgina Spark. Wszyscy mówia na mnie Georgie. Jestem tutaj, bo nie bylam
dosc mila dla mojego ojca, póki nie wykorkowal, wiec musze czekac, az skoncze osiemnascie lat.
Dopiero wtedy bede mogla zyc tak, jak chce.
Reszta grupy zachichotala nerwowo. Jackie zmarszczyla brwi.
- Georgie, mozesz nazwac substancje, przy której uzywaniu cie przylapano?
- 77 -
- Kokaina - odparla Georgie, pozwalajac opasc kurtynie wlosów na twarz. - Sprzedalam
swojego ulubionego konia medaliste, zeby kupic piecdziesiat gramów. Pisali o tym w gazetach i w
ogóle. W „New York Post”, w czwartek, w lutym...
- Dziekujemy - przerwala jej Jackie. - Nastepna osoba, prosze.
Nadal przytupujac, Georgie zerknela przez wlosy i spotkala zaintrygowane spojrzenie Nate'a.
Usmiechnela sie szelmowsko.
- Suka - powiedziala bezglosnie, ewidentnie majac na mysl Jackie.
Nate usmiechnal sie szeroko i bardzo delikatnie kiwnal glowa. Saul Burns powiedzial mu, zeby
traktowal leczenie jak prace po szkole. Teraz mial powód, zeby ostro popracowac.
S obnosi sie ze swoja miloscia jak z koszulka
- Znasz sie z ta laska, Serena, nie? - zapytal Chucka Bassa Sonny Webster, patykowaty
chlopak o wlosach czarnych jak wegiel z pasemkami w kolorze jasnego brazu. Siedzieli razem w dru-
gim rzedzie i czekali na rozpoczecie pokazu Lesa Besta. Sonny byl synem Vivienne Webster,
brytyjskiej projektantki bielizny, której chlopiece szorty biodrówki byly teraz na topie. Sonny i Chuck
poznali sie zeszlego wieczoru w barze i juz sie zaprzyjaznili. Wlozyli nawet podobne mokasyny z Tods
- ciemnobrazowe Z jaskrawozielonymi gumowymi podeszwami. Bardzo w stylu miejskich gejów
zeglarzy i totalnie niepraktyczne przy tej ilosci sniegu, jaka przewidziano na wieczór.
Chuck kiwnal glowa.
- Ma sie pokazac naga. Tak slyszalem. - Potarl niedawno wycwiczony brzuch. - Nie moge sie
doczekac - dodal bez wiekszego przekonania.
- Widzisz Chucka? - szepnela do Isabel Coates Kati Farkas. - Gada z synem Vivienne Webster,
stuprocentowym gejem. Przysiegam, ze Chuck teraz woli chlopców.
Ona i Isabel zdolaly dostac sie do pierwszego rzedu, tak jak sobie postanowily, ale nie dzieki
kompletnie niepotrzebnej pracy na ochotnika przy rozwieszaniu w Bryant Park znaków Nie krecic sie,
tylko dzieki ojcu Isabel. Arthur Coates byl bardzo slawnym aktorem i poskarzyl sie, ze jego córka i jej
przyjaciólka zasluzyly sobie na siedzenie w pierwszym rzedzie w tym roku, bo on juz wydal fortune na
cala wiosenna kolekcje Lesa Besta.
- Moze jest bi - szepnela Isabel. - Nadal nosi ten rózowy sygnet z monogramem.
- Aha - zauwazyla Kati. - Jakby to nie bylo gejowskie.
- 78 -
Ogromny bialy namiot w Bryant Park byt wypchany wydawcami czasopism z moda,
fotografami, aktorkami i innymi slawami. Z glosników dudnila piosenka Blondie Heart of Glass.
Christina Ricci siedziala w pierwszym rzedzie. Przez komórke spierala sie ze swoim rzecznikiem i
tlumaczyla sie, dlaczego przyszla na pokaz Lesa Besta, a nie Jedediaha Angela, który zaczynal sie o
tej samej porze w centrum.
- Patrz, tam jest Flow z 45! - pisnal Sonny. - On jest taki boski. A tam Christina Ricci. Mama
dopiero co dostala od niej olbrzymie zamówienie.
Kiedy Chuck rozgladal sie po sali, szukajac innych slaw i starajac sie, zeby samemu zostac
zauwazonym, dostrzegl Blair jakies dziesiec krzesel dalej, w trzecim rzedzie. Poslal jej calusa, a ona
odpowiedziala krzywym usmiechem.
- Dlaczego wlasciwie tu siedzimy? - ziewnela do Aarona. Chociaz przez ostatnie dni Serena
denerwowala ja rzadko, postanowila przyjsc na pokaz, zeby sprawdzic, czy cos z jesiennej kolekcji
Lesa Besta podpasuje do jej nowego wizerunku. Teraz, kiedy wpakowano ja do zatloczonego,
dusznego namiotu ze zbyt glosna muzyka i porazajacym zaduchem perfum, naprawde miala w nosie
ubrania i to, czy Serena okaze sie gwiazda pokazu. Tylko tego brakowalo Serenie, zeby udowodnic, ze
jest pepkiem wszechswiata.
Zreszta Blair nie musiala zadawac sie ze slicznymi modelkami ani projektantami mody. Idzie
do Yale, najlepszej na swiecie uczelni oferujacej wyzsze wyksztalcenie, a ponadto juz niedlugo
zaprosi ja na spotkanie starszy facet z klasa. Czula sie niezwykle spelniona jak na tak mloda osobe.
Halas i blichtr Tygodnia Mody wydawaly jej sie mniej pociagajace teraz, gdy jej wlasne zycie stalo
sie tak... stymulujace. Ponadto siedzieli w trzecim rzedzie, co bylo jawna obraza, bo zawsze, na
wszystkich pokazach, na których wczesniej byla, siedziala w pierwszym albo najdalej drugim.
- Naprawde nie jestem pewien, dlaczego tu jestem - odparl nadasany Aaron. Rozpial
jasnozielona kurtke Lesa Besta, która podarowala mu Serena, i zapial z powrotem. Kurtke uszyto ze
sztywnego bawelnianego plótna, które glosno szelescilo przy kazdym ruchu. Byla zbyt krzykliwa jak
na jego gust, ale zgodzil sie ja wlozyc, bo Serena sie upierala, ze nie moze przyjsc na pokaz i usiasc
w trzecim rzedzie, nie majac na sobie ubrania od Lesa Besta. Podobal mu sie gwar w namiocie. To
przypominalo koncert rockowy. Ale jednoczesnie wydawalo sie takie sztuczne - wszyscy zgromadzili
sie w tym miejscu tylko po to, zeby popatrzec na... ubrania.
Od dwóch godzin snieg padal na jasno oswietlone miasto. Blair juz sobie wyobrazala, jak
trudno bedzie po pokazie zlapac taksówke, kiedy ten tlum zbyt lekko ubranych i odrobine pod-
chmielonych wyleje sie z namiotu. Kopnela w krzeslo projektu Nicky Hilton lakierkami na plaskim
obcasie od Lesa Besta. Ziewnela po raz piecdziesiaty. Nadal miala otwarta na cala szerokosc buzie,
- 79 -
gdy przygasly swiatla i ucichla muzyka. Pokaz mial sie zaczac.
Pokazywano kolekcje na nastepna jesien, a motywem przewodnim byl Czerwony Kapturek.
Scena wygladala jak basniowy las - z pniami z ciemnobrazowego aksamitu i nisko zwieszajacymi sie
galeziami z blyszczacymi, szmaragdowymi liscmi z jedwabiu. Rozlegly sie wibrujace dzwieki fletu.
Nagle na scene wyskoczyla Serena w szarej plisowanej spódniczce od mundurka szkoly Consiance
Billard, w czerwonych zamszowych kozaka za kolana, z czerwona pelerynka zawiazana na szyi. Pod
peleryne wlozyla wlasna, biala, obcisla koszulke z czarnym napisem na piersi Kocham Aarona. Wlosy
zwiazala w dwa warkoczyki. Nie miala zadnego makijazu, tylko usta pomalowala jasna, porazajaca
czerwienia. Przeszla po wybiegu z naturalna pewnoscia siebie, spódniczka lekko jej falowala. Serena
obrócila sie i zatrzymala na chwile dla fotografów, jakby robila to od lat.
Kim ona jest? - rozlegla sie setka zadnych plotek glosów. I kim jest Aaron?
Blair przewrócila oczami, jeszcze bardziej znudzona i rozdrazniona, gdy pokaz wreszcie sie
zaczal.
- Kto to jest Aaron? - mruknal Sonny do Chucka Bassa.
- Jasna cholera, nie mam pojecia - odpowiedzial Chuck.
- Chodzi o Aarona Sorkina? No wiesz, tego telewizyjnego scenarzyste? - zapytala sasiada
zaskoczona redaktorka w futrze. Pracowala dla „Vogue'a”.
- Ktokolwiek to jest, ma prawdziwe szczescie - stwierdzil fotograf.
- Slyszalam, ze ja rzucil. Chyba próbuje go odzyskac - szepnela do Kati Isabel.
- Nie patrz teraz, ale to chyba on. Wyglada na wscieklego - syknela w odpowiedzi Kati. Obie
dziewczyny odwrócily sie, zeby spojrzec.
Serena poslala Aaronowi calusa, ale on byl zbyt pochloniety fala goraca i zazenowania z
powodu jej koszulki, zeby to w ogóle zauwazyc. Myslal, ze Serena bedzie nerwowo dreptac po wybie
gu razem z supermodelkami. Podejrzewal, ze bedzie potrzebowala jego wsparcia moralnego, ale
ewidentnie bawila sie jak jeszcze nigdy w zyciu. Pewnie poczula dreszczyk emocji, slyszac, jak
wszyscy w namiocie szepcza jej imie. Ale nie on. Pewnie, ze chcial byc slawny - jako gwiazda rocka.
Nie zamierzal slynac z tego, ze jest chlopakiem z koszulki Sereny. Siegnal do kieszeni kurtki i wy-
ciagnal papierosnice z ziolowymi papierosami. Nim zdazyl ja otworzyc, facet z ochrony popukal go w
ramie.
- Nie wolno palic w namiocie, prosze pana.
- Jasna cholera - mruknal pod nosem Aaron. Ale nie mógl wstac i wyjsc, skoro Serena byla
nadal na scenie.
Zerknal na Blair. Przygryzala warge i trzymala sie za brzuch, jakby ja meczyly gazy. Miala
- 80 -
ochote zatkac uszy, zeby przestac slyszec, jak wszyscy szepcza imie Sereny. „Te oczy!” „Te nogi!”
„Te fantastyczne wlosy!” Robilo jej sie od tego niedobrze, a impreza po pokazie bedzie wygladala
dokladnie tak samo. Kiedy tylko Serena pobiegla sciezka oznaczona Do babci i zniknela za scena,
zeby zmienic strój. Blair wstala.
- Chyba wyjde, nim ten cholerny snieg zrobi sie zbyt gleboki - oznajmila Aaronowi.
- Tak? - Aaron skoczyl na równe nogi. - Pomoge ci zlapac taksówke.
Serena go nie potrzebowala. Nawet nie da rady do niej podejsc, bo otoczy ja taki wianuszek
wielbicieli.
Sniegu napadalo juz po kostki. Przykryte biala kolderka posagi lwów przed biblioteka miejska
wydawaly sie jeszcze wieksze i grozniejsze.
- Chyba wskocze do pociagu do Scarsdale - powiedzial Aaron, majac na mysli przedmiescia
Westchester. Mieszkal tam z matka, nim zeszlej jesieni zdecydowal sie przeprowadzic do miasta, do
ojca i jego nowej rodziny. Otworzyl zapalniczke Zip - po i zapalil ziolowego papierosa. - Zawsze
zbieramy sie z kumplami na polu golfowym, gdy zapowiada sie taka zamiec jak dzisiaj. To swietna
zabawa.
- Brzmi jak absolutny odlot - odparla Blair bez najmniejszego zainteresowania.
Grube, zimne platki sniegu ladowaly na jej wytuszowanych rzesach. Zmruzyla oczy i schowala
dlonie gleboko do kieszeni wieczorowego czarnego plaszcza z kaszmiru od Lesa Besta. Rozgladala
sie za taksówka.
- Chcesz jechac ze mna? - zaproponowal Aaron, chociaz Blair ostatnio zachowywala sie jak
wredna jedza. W koncu byli przyrodnim rodzenstwem. Mogli chociaz próbowac zostac przyjaciólmi.
- Nie, dzieki. - Blair sie skrzywila. - Mam zamiar zadzwonic do tego mezczyzny, z którym
ostatnio sie widzialam. Sprawdze, czy chce sie spotkac na drinka. - Strasznie jej sie podobalo, ze
slowo „mezczyzna” brzmi o tyle bardziej wyrafinowanie niz „facet”.
- Do jakiego mezczyzny? - zapytal podejrzliwie Aaron. - Nie mówisz chyba o tym starszym
gosciu z Yale, z którym spotkalas sie wczoraj?
Blair przytupywala, bo palce jej marzly w zupelnie niepasujacych do pogody butach od Lesa
Besta. Czy Aaron zawsze musi sie zachowywac z ta wkurzajaca wyzszoscia?
- Po pierwsze, moge myslec o kims innym. Po drugie, co to wlasciwie cie obchodzi? Po trzecie,
nawet jesli chodzi o niego, to co z tego? - Uniosla reke i pomachala niecierpliwie. Dochodzila dopiero
dziewiata. Gdzie, do cholery, podzialy sie wszystkie pieprzone taksówki?
Aaron wzruszyl ramionami.
- Nie wiem. Domyslam sie. ze jest jakims wielkim inwestorem bankowym, który daje Yale
- 81 -
mnóstwo kasy, a ty z nim flirtujesz, bo tak strasznie chcesz sie tam dostac. To naprawde zalosne,
skoro pytasz.
- Wlasciwie to nie pytalam - warknela Blair. - Ale moze powinnam posluchac pana. który
kazdym gestem mi mówi: „Przyjeli mnie wczesniej do Harvardu, chociaz tylko siedze w bieliznie,
zlopie piwo i udaje, ze gram W naprawde fajnej kapeli, która tak naprawde jest do dupy”, bo
najwyrazniej zjadles wszystkie rozumy.
Taksówka zatrzymala sie z piskiem opon na rogu Czterdziestej Trzeciej. Ktos z niej wysiadl.
Blair popedzila do samochodu.
- Nie osadzaj, do cholery, czegos, o czym nie masz zielonego pojecia! - wrzasnela do Aarona,
zatrzaskujac drzwi.
Aaron zadrzal w cienkiej bawelnianej kurtce i skulil sie, gdy zawial zimny wiatr. Ruszy! w
strone Grand Central Station. Milo bedzie dla odmiany spotkac sie z chlopakami. Kobiet mial juz
naprawde powyzej uszu.
Ale cóz, chyba jestesmy warte odrobiny poswiecenia, nie?
o niebo lepiej niz nago
Dan próbowal nie gapic sie na modelki, kiedy chodzily po wybiegu pokazu Better Than Naked
w brazowych, plisowanych, sztruksowych minispódniczkach bez zadnej góry. Spódniczki byly tak
krótkie, ze wystawaly spod nich falbaniaste biale majtki - staromodne figi malych dziewczynek z lat
piecdziesiatych - tak obcisle, ze posladki modelek prawie je rozsadzaly. Zamiast siedziec w
pierwszym rzedzie, gdzie Rusty Klein zdolala zalatwic mu miejsce miedzy Steve'em Nicksem a
topowa artystka Vanessa Beecroft, Dan stal na tylach sali w klubie przy Harrison Street. Sciskal swój
notes w czarnych skórzanych okladkach i udawal, ze cos pisze, na wypadek gdyby Rusty Klein byla
gdzies w poblizu i po kryjomu go obserwowala.
Pokazowi towarzyszyla dziwna, ludowa muzyka z Niemiec, a na wybiegu lezala rozrzucona
sloma. Mali chlopcy obcieci na pazia w bawarskich skórzanych spodenkach prowadzili beczace biale
kozy na smyczach, a niewiarygodnie wysokie modelki kroczyly miedzy nimi, kolyszac nagimi
piersiami.
Zwierzecosc - nabazgral ukradkiem Dan w swoim notatniku. Kozy zalatwialy sie, gdzie
popadnie. Zauwazyl, ze rabek spódnic byl specjalnie postrzepiony. Na policzkach modelki na-
- 82 -
rysowano polyskujace niebieska kredka lzy. Zasmucone dojarki - zapisal Dan. próbujac nie czuc sie
jak czlowiek totalnie z innej bajki. Co on, do cholery, robi na tym pokazie mody?
Dwudziestoparoletnia brunetka stojaca obok niego pochylila sie i próbowala przeczytac, co
pisze.
- Skad jestes? - zapytala. - Z „Nylonu”? „Time Out”? - Nosila spiczaste okulary w rogowej
oprawie z przymocowanym do nich staromodnym zlotym lancuszkiem. Dan jeszcze nie widzial, zeby
ktos mial tak gesta grzywke. - Dlaczego nie siedzisz Z prasa?
Dan zamknal czarny notatnik, zanim zdazyla cos wiecej przeczytac.
- Jestem poeta - odpowiedzial z wyzszoscia. - Rusty Klein mnie zaprosila.
Na kobiecie nie zrobilo to wrazenia.
- Publikowales cos ostatnio? - zapytala podejrzliwie.
Dan wcisnal notatnik pod pache i wygladzil swiezo zapuszczone baczki. Ktos wypuscil jedna z
kóz. Zeskoczyla z wybiegu. Popedzilo za nia czterech gosci z ochrony.
- Jeden z moich najnowszych wierszy zostal wydrukowany w tym tygodniu w „New Yorkerze”.
Ma tytul Zdziry.
- W zyciu! - wyrzucila z siebie kobieta glosnym szeptem. Wziela na kolana skórzana
lawendowa torbe na zakupy marki Better Than Naked i wyjela z niej egzemplarz „New Yorkera”.
Zaczela go kartkowac, az doszla do strony czterdziestej drugiej. - Sluchaj, czytalam ten wiersz przez
telefon wszystkim moim przyjaciólkom. Nie moge uwierzyc, ze to napisales.
Dan nie wiedzial, co powiedziec. To bylo jego pierwsze spotkanie z prawdziwa fanka. Czul sie
jednoczesnie zaklopotany i podekscytowany.
- Milo mi, ze ci sie podobal - odparl skromnie.
- Podobal? Zmienil moje zycie! Mozesz dac mi autograf? - poprosila, wciskajac mu pismo na
kolana.
Dan wzruszyl ramionami i wyjal pióro. Daniel Humphrey - nabazgral obok wiersza, ale sam
podpis wygladal zbyt prosto i nieosobowo, wiec dodal pod spodem maly zawijas. Wjechal na kilka
linijek opowiadania Gabriela Garcii Rhodesa, co wydawalo sie swietokradztwem. Ale kto by sie tym
przejmowal - dal wlasnie pierwszy autograf. Byl slawny. Jak prawdziwy, najprawdziwszy pisarz!
- Dziekuje z calego serca - powiedziala kobieta, zabierajac pismo. Wskazala jego notatnik. -
Pisz dalej - szepnela z nabozenstwem. - Zapomnij, ze ci przeszkodzilam.
Ludowa niemiecka muzyka przeksztalcila sie w opere i mali chlopcy z kozami znikneli z
wybiegu. Wplynely modelki w dlugich, welnianych, czarnych pelerynach, wysokich, obcislych ko-
zakach z zamszu w kolorze morskim i wlosach przybranych pawimi piórami. Wygladaly jak postacie z
- 83 -
dalszego ciagu Wladcy Pierscieni.
Dan otworzyl notatnik i zaczal pisac. Dobre i zle czarownice - nabazgral. Polujace na
wyglodniale wilki. Zagryzl koniec pióra o dodal: Jasna cholera, szkoda, ze nie moge zapalic.
V pozuje na pozera
Z okazji pokazu Culture of Humanity Jedediaha Angela w klubie przy Highway 1 w Chelsea
Vanessa zlamala swój zwyczaj noszenia tylko czerni. Pozyczyla od Ruby czerwona bluzke z glebokim
dekoltem i rekawami trzy czwarte. Juz ja kiedys wlozyla i uslyszala wtedy wiele komplementów,
pewnie dlatego ze bluzka odslaniala delikatny, blady rowek miedzy piersiami i rabek czarnego
koronkowego stanika Vanessa przyjechala spózniona, bo siostra nalegala, zeby wziela taksówke,
która oczywiscie utknela w sniegu kolo Union Square. Kierowca wrzeszczal przez komórke na firme
holownicza, a z glosników ryczala stacja Lite FM. Vanessa wysiadla i gdy wreszcie dotarla do klubu,
wygladala jak chodzacy balwan. Pokaz mody juz sie zaczal i byla pewna, ze nie przepusciliby jej przy
wielkich drzwiach do garazu, które robily za wejscie. Kiedy jednak podala swoje nazwisko
dziewczynie przy drzwiach, kazano facetowi z ochrony, który mial latarke, osobiscie odprowadzic ja
do jej siedzenia w samym srodku pierwszego rzedu. Na krzesle przyklejono kartke z napisem Christina
Ricci, który przekreslono czarnym markerem i dopisano Vanessa Abrams. Vanessa nigdy wczesniej
nie czula sie tak specjalnie potraktowana.
Na sali bylo ciemno. Palily sie tylko zwykle biale swiece po obu stronach wybiegu. Modelki
byly ubrane w granatowe marynarskie sukienki przed kolana z biala lamówka i zlotymi guzikami na
klapach. Trzymaly przy ustach syreny przeciwmgielne, a z glosników buchal ryk potwornego sztormu
na morzu. Biala sciana za ich plecami byla oswietlona pojedynczym reflektorem. Wlasnie na niej
wyswietlano film o Nowym Jorku Vanessy, który wysiala na uniwersytet. Film byl czarno - bialy i w
polaczeniu z marynarskimi sukienkami modelek nabieral stylu klasyki z lat czterdziestych. I chociaz
wszyscy traktowali ten „morski pokaz” zdecydowanie zbyt powaznie, to Vanessa musiala przyznac, ze
fajnie jest ogladac swój film w ten sposób.
Chuda jak szczapa kobieta siedzaca obok Vanessy otworzyla swojego palmtopa i wpisala
dlugimi czerwonym paznokciami Genialne tlo. Miala identyfikator na kaszmirowym jasnobrazowym
swetrze z napisem Vogue. Brazowe wlosy byly sciete na krótkiego pazia z gesta grzywka z
miedzianymi pasemkami. Pisala dalej: Uwaga: zapytac Jeda, skad wytrzasnal ten film.
- 84 -
Vanessa zastanawiala sie, czy nic tracic jej lekko i nie powiedziec: „Ja go zrobilam”, ale
pomyslala, ze zabawniej bedzie milczec i zobaczyc, co bedzie potem. Moze komus nic spodoba sie
film i narobi wokól tego smrodu, a wtedy Vanessa zaslynie jako rezyserka, której gorzki, szczery
portret Nowego Jorku zalatwil Tydzien Mody. Zastanawiala sie, jak Dan radzi sobie na pokazie Better
Than Naked. Wyobrazala sobie, jak prosi te nowa, goraca brazylijska modelke - Anike czy jak jej tam
- o ogien, nawet nie wiedzac, kim jest. To Vanessa najbardziej uwielbiala w Danie - jego anielska
niewinnosc.
W filmie zaczal sie fragment, kiedy dwóch staruszków w podobnych welnianych kurtkach w
czerwono - czarna krate i w czarnych czapkach gra w szachy w Washington Square Park. Jednemu z
nich glowa opadla na piers, a palace sie cygaro zachwialo sie niebezpiecznie na opadajacej dolnej
wardze. Drugi staruszek strzelil palcami, zeby upewnic sie, ze partner zasnal, a potem przesunal
pionki i tracil go, zeby sie obudzil.
Odglosy sztormu przygasly i rozlegla sie halasliwa, bigbandowa muzyka. Wielka tekturowa
lódz zostala wywleczona na wybieg przez muskularnych modeli, którzy ciagneli ja za grube biale liny.
Mieli na sobie tylko granatowe slipki. Lódz zatrzymala sie i spuszczono trap. Z pokladu zeszly
modelki, parami, musiala byc ich chyba z setka - jak zmiescily sie na lodzi? - wszystkie ubrane w
satynowe granatowe biustonosze i figi, biale, azurowe ponczochy, biale rekawiczki do lokci i biale
zamszowe kozaki do uda. Gdy zeszly marszowym krokiem po trapie, zaczely skomplikowany taniec,
który wygladal jak skrzyzowanie gestów kontrolera ruchu lotów i baletu wodnego. Nagle miedzy
rzedami modelek pojawil sie wytworny facet o kreconych rudych wlosach do ramion. Mial
trzyczesciowy bialy garnitur. I wysadzana szlachetnymi kamieniami zlota laseczke. I stepowal.
Nie zartuje!
Stepujac, dotarl do konca wybiegu, zatrzymal sie gwaltownie i zaczal oklaskiwac publicznosc.
Za jego plecami modelki staly na jednej nodze, z druga uniesiona i zgieta w kolanie, jak flamingi. Tez
klaskaly. Potem muzyka ucichla i widownia oszalala.
Ten rudzielec to musial byc Jedediah Angel, doszla do wniosku Vanessa. Stal dokladnie przed
nia. Uklonil sie nisko. W tym bialym obcislym garniturze wygladal troche jak czarnoksieznik z Krainy
Oz. Nagle wskazal na nia, zaczal krzyczec i klaskac, namawiajac ja, zeby wstala. Vanessa pokrecila
glowa zaniepokojona, ale Jedediah Angel nie przestawal machac do niej.
- Wstan, skarbie! Wstawaj!
Tlum teraz calkiem oszalal. Nawet nie wiedzieli, kim, do cholery, jest Vanessa, ale skoro
Jedediah Angel jej sie klania, to musi byc kims. Vanessa poddala sie i wstala z twarza plonaca ze
wstydu. Z drzacymi ramionami w nietypowym dla niej ataku nerwowego chichotu sklonila sie, zeby
- 85 -
podziekowac za aplauz.
Prawie uslyszala szept Kena Mogula „Przyzwyczajaj sie do tego, skarbie, wstrzasnelas
swiatem!” I chociaz to bylo niesamowite - tylu ludzi zachowywalo sie, jakby ja uwielbialo - nie mogla
sie doczekac, zeby opowiedziec Danowi o calej tej farsie.
Chyba ze on wlasnie uciekal na poludnie Francji z jakas sliczna, dziewietnastoletnia
brazylijska supermodelka.
tematy ? wstecz dalej ? wyslij pytanie odpowiedz
Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostaly zmienione lub skrócone, po to by
nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.
hej, ludzie!
PADA, PADA SNIEG!
Spadlo juz jakies trzydziesci centymetrów. I oto jestem, zasypana sniegiem na najgoretszym,
ekskluzywnym przyjeciu po pokazie Tygodnia Mody, razem z moim najulubienszym projektantem, set
ka slicznych modelek i smakowitych aktorów, z najbystrzejszymi w tym biznesie dziennikarzami z
magazynów mody i piecioma najbardziej awangardowymi fotografami mody. Szczerze mówiac, mam
gdzies, czy snieg sparalizuje cale miasto. Nie mam zamiaru stad wychodzic!
Na celowniku
B czeka na swoja randke w kacie malego, romantycznego baru w nowym hotelu przy Perry Street. S
rozdaje autografy na imprezie Lesa Besta w Creme przy Czterdziestej Trzeciej. C na tej samej
imprezie otoczony przez mlodszych modeli tez rozdaje autografy - udaje, ze niby kim jest? N odwozi
do domu nasza ulubiona dziedziczke z Connecticut - czyli do jej posiadlosci w Greenwich - jej wlasna
limuzyna. J i jej nowa najlepsza przyjaciólka pedza przez snieg, zeby zebrac lup w Blockbuster i
Hunan Wok na Broadwayu, w poblizu domu J - wyglada, ze swietnie sie bawia. D oblegany przez
- 86 -
modelki na przyjeciu po pokazie Better Than Naked w klubie przy Harrison Street. Braly od niego
papierosy czy rzeczywiscie czytaly jego wiersz? V na imprezie Jedediaha Angela przy Highway 1
udaje, ze ze wszystkimi flirtuje w ten wspanialy, typowy dla siebie, banalny sposób.
Mam nadzieje, ze wszyscy sa równie zachwyceni tym, ze ugrzezli tam, gdzie sa. Nam zaspy
niestraszne! Pamietajcie, nic tak nie rozgrzewa jak cieplo ciala drugiej osoby.
Ups, ktos robi mi zdjecie do sekcji z moda na ten weekend, a moje usta zdecydowanie potrzebuja
blyszczyku. Musze leciec!
Wiem, ze mnie kochacie
plotkara
scena jak z titanica
- Wiec jak to jest, ze Dan cie nie zaprosil? - zapylala Elise, gdy maczala parujacy knedel w
kaluzy sosu sojowego.
Zeby przetrwac sniezyce, Elise i Jenny zrobily sobie uczte z chinskiego zarcia i wypozyczyly
kilka filmów, o których w zyciu nie slyszaly, bo wszystko inne w Blockbuster bylo juz wypozyczone.
Teraz ogladaly relacje z Tygodnia Mody w Nowym Jorku na kanale Metro, siedzac w salonie
przestronnego, sypiacego sie mieszkania Jenny w Upper West Side. Zeby bylo dziwniej, kamera
wlasnie przejechala po publicznosci na pokazie Better Than Naked i na chwile zrobila zblizenie Dana,
który wsciekle cos notowal w swoim glupim czarnym notatniku.
- Bo jestem jego mlodsza siostra - odpowiedziala Jenny, oszolomiona faktem, ze wlasnie
widziala na zywo w telewizji ziemista, okolona bokobrodami twarz brata. Wiedziala, ze Dan wybiera
sie na pokaz, ale nawet nie pytala, czy moze pójsc z nim. Ledwo zauwazal jej istnienie, tak bardzo sie
przejal, ze ma byc drugim Keatsem.
Potem kamera przeniosla sie do namiotu Lesa Besta w Bryant Park, gdzie Serena van der
Woodsen kroczyla dumnie po wybiegu w bialej koszulce z napisem Kocham Aarona, szarej,
plisowanej spódniczce od szkolnego mundurka, czerwonej pelerynie i w butach za kostke Lesa Besta.
Wygladalo to tak, jakby miala byc seksowna wersja Czerwonego Kapturka.
Czy ktokolwiek chcialby placic za szkolny mundurek od Lesa Besta?
- Ej, to nie jest opiekunka z naszej grupy? Serena van der Woodsen! - wykrzyknela Elise.
Jenny wsadzila do ust cala ekierke i kiwnela glowa z rozepchanymi policzkami. To byla jak
- 87 -
najbardziej Serena. Wygladala idealnie - jak zawsze.
- Szybko, zmien program! Nie ma sily, zebym jeszcze cos zjadla, patrzac na te nogi! - jeknela
Elise, rzucajac w telewizor aksamitna poduszka z kanapy.
Jenny zachichotala i wylaczyla telewizor. Wziela kubek z napisem Kocham Nowy Jork i
zerknela ostroznie na uczte rozlozona na starym kufrze podróznym, który robil za stolik do kawy.
Mieszkanie bylo tak brudne, ze bala sie, czy jakis obrzydliwy karaluch wielkosci homara nie zrzuci jej
prosto do makaronu sezamowego kawalka tynku z sufitu. Zauwazyla, ze Elise jedzenia w ogóle nie
spróbowala.
- Nie mozesz jesc przy mnie? - Jenny wziela paleczki i zakrecila nimi w kartonowym pudelku z
makaronem. - Obiecuje ze nie bede na ciebie patrzec.
Elise odgryzla polowe knedla.
- Wlasnie tak jest na stolówce w szkole - powiedziala z pelnymi ustami. - Nie moge jesc przy
tych wszystkich wychudzonych dziewczynach patrzacych na moje zwaly tluszczu.
- Nie jestes tlusta - odparla Jenny, chociaz przy Elise odzyskiwala apetyt, bo taka sie przy niej
czula szczupla. Z drugiej strony ulzylo jej, gdy zorientowala sie, Elise nie cierpi na prawdziwe
zaburzenie odzywiania, tylko brak jej pewnosci siebie. Tak to wlasnie jest ze zdobywaniem nowych
przyjaciól - nigdy nie wiadomo, czy sie do konca kogos poznalo.
- Ty to namalowalas? - zapytala Elise, wskazujac wiszacy nad kominkiem portret olejny
Rufusa Humphreya namalowany przez Jenny. Rufus mial na sobie bialy podkoszulek z wypalonymi
papierosem dziurami. Byl nieogolony. Jego sztywne, siwe wlosy sterczaly we wszystkie strony. Piwne
oczy patrzyly dziko Z powodu przedawkowania kofeiny i zbyt duzej ilosci kwasu w latach
szescdziesiatych. To byl calkiem trafiony portret.
- Aha. - Jenny nawinela sobie wiecej makaronu na paleczki. Nie malowala od grudnia, kiedy
to sportretowala Nate'a w kazdym stylu, który studiowala. Byl wiec Nate w stylu Picassa, Nate
Moneta, Dalego, Nate Warhola i Pollocka. Ale Nate zlamal jej serce i Jenny spalila wszystkie obrazy
w metalowym koszu przy Dziewietnastej Zachodniej. To byla chwila oczyszczajaca - ich milosc
zamienila sie w popiól. Wlasciwie to teraz, jak sie nad tym zastanowila, zalowala, ze nie zachowala
popiolów i nie wykorzystala ich jakos. Na przyklad do autoportretu lub uspokajajacego krajobrazu
morskiego. Ale bylo za pózno.
Elise siegnela po nastepnego knedla.
- Namalujesz mnie?
Jenny zerknela przez brudne okno salonu. Snieg padal gesty, jakby w niebie eksplodowaly
gigantyczne poduszki z pierzem.
- 88 -
- Jasne - odparla, wstajac po farby. Nie mialy nic lepszego do roboty.
- Super! - Elise wrzucila resztke knedla z powrotem do pudelka i rozpiela zbyt obcisle dzinsy
Seven. Potem sciagnela rózowy golf, zdejmujac jednoczenie zakladany przez glowe sportowy stanik.
Kiedy Jenny wrócila z czystym bialym plótnem, Elise lezala wyciagnieta na kanapie, z blond wlosami
rozsypanymi na piegowatych ramionach, kompletnie naga.
- Co ty wyrabiasz? - zapytala zaskoczona Jenny.
Elise oparla glowe na poduszce.
- Zawsze chcialam pozowac nago - powiedziala. - No wiesz, jak w lej scenie z Titanica.
Jenny siadla na podlodze po turecku naprzeciwko Elise i zamoczyla pedzel w wodzie.
- Jak chcesz - odparla i marszczac brwi, spojrzala na pelna zapalu, ponetna modelke.
Moze jej przyjaciólce nie brakowalo az lak bardzo pewnosci siebie, jak poczatkowo myslala.
No i okazala sie o wiele bardziej zwariowana.
pól zartem, pól serio
Blair siedziala przy stoliku w kacie w barze Red w nowym, romantycznym i przytulnym
hoteliku przy Perry Street. Saczyla absolut z tonikiem i próbowala nie patrzec na relacje z Tygodnia
Mody na kanale Metro. Miala wrazenie, ze za kazdym razem, gdy podnosi wzrok, pokazuja ten sam
kawalek z Serena kroczaca po wybiegu na pokazie Lesa Besta w tym jej szkolnym mundurku i glupiej
koszulce z napisem Kocham Aarona. Nawet w barze Blair slyszala ludzi mruczacych: „Kim ona jest?”,
„Kim jest Aaron?” Juz to wystarczylo, zeby miala ochote wgryzc sie w pokryte czerwonym aksamitem
sciany.
- Zalozylem krawat z Yale - oznajmil Owen z szelmowskim usmiechem. Mial na sobie
jasnobrazowy prochowiec Burberry i czarna welniana fedore, w której wygladal jeszcze bardziej
mesko i zniewalajaco, niz kiedy spotkala go za pierwszym razem. Usiadl na pokrytej czerwonym
welwetem laweczce, pocalowal Blair w policzek. Jego policzek byl wilgotny i zimny i pod wplywem
tego dotyku cala zadygotala.
- Czesc, slicznotko.
Blair natychmiast zapomniala o Serenie. Byla z seksownym, starszym facetem, który mówil do
niej „slicznotko”. Ha!
- Czesc. - Obrócila pierscionek z rubinem kilka razy na palcu serdecznym. - Przepraszam, ze
- 89 -
wyciagam cie w taki wieczór. Ale... lak sie nudzilam.
Kelnerka podeszla do Owena, który zamówil martini Bombay Sapphire bez lodu. Wyciagnal z
kieszeni paczke malboro lights, wlozyl do ust dwa papierosy, zapalil oba i podal jednego Blair.
Zmarszczyl geste brwi w zamysleniu.
- Nie masz zadnych klopotów, prawda?
Klopotów? Zaciagnela sie papierosem. Co powinna powiedziec? Jesli zadurzenie sie w
starszym, zonatym absolwencie Yale mozna nazwac klopotami, to tak, wpadla w klopoty po same
uszy.
- Moze - odparla niesmialo. - A ty?
Kelnerka przyniosla Owenowi martini. Zjadl zielona oliwke plywajaca w drinku i otarl usta
serwetka. Cien popoludniowego zarostu widziala juz na jego mocno zarysowanym podbródku.
- Mialem dzis rano spotkanie przy sniadaniu. Jadlem cheerios z piecioma innymi prawnikami i
myslalem o tobie - przyznal sie.
Blair przesunela paznokciem po kolanie ubranym w kabaretki.
- Serio? - zapytala i natychmiast pozalowala, ze w jej glosie dalo sie slyszec tyle zapalu i
nadziei.
Owen podniósl kieliszek do ust. Jego oczy blyszczaly.
- Aha. Mialem zwariowany, pelen roboty tydzien, ale obiecuje, ze wkrótce przesle raport do
Yale, kiedy tylko dam rade.
Blair czula sie zawiedziona. Zamieszala brazowa slomka w drinku. Po raz pierwszy nawet nie
pomyslala o Yale. Kiedy byla z Owenem, czula sie ponad Yale. Byla jego slicznotka, gwiazda jego
przedstawienia. A moze tylko sie ludzila.
Za oknem ledwo widziala zaparkowane na ulicy samochody. Zamienily sie w mase bieli, jak
wielkie spiace slonie. Czula, ze Owen jej sie przyglada, gdy zaciagala sie papierosem i wy-
dmuchiwala blekitna struzke dymu ponad ich glowami. W koncu zapytal, czy moze sie z nia jeszcze
zobaczyc, nie? I nie zrobilby tego, gdyby mu sie nie podobala. Po prostu sie denerwowal, to wszystko.
W glowie Blair zaczely pracowac kamery. Byla femme fatale, która uwodzi przystojnego, uczciwego,
starszego prawnika. Yale to ostatnia rzecz, o której chciala teraz rozmawiac.
Zaciagnela sie papierosem po raz ostatni i zgasila go w chromowej popielniczce.
- Raz prawie wyladowalam w wiezieniu - oznajmila, próbujac go zaintrygowac.
To nie byla do konca prawda. Kilka miesiecy temu ukradla kaszmirowe spodnie od pizamy z
meskiego dzialu w Barneys, zeby je podarowac Nate'owi - mieli wtedy problemy. Ale kiedy zerwal z
nia ostatecznie, Serena przekonala Blair, zeby oddac spodnie z powrotem. Nawet jej nie zlapali.
- 90 -
Owen zasmial sie cicho i wzial drinka. Zalozyl zlote spinki do mankietów z blekitnym Y, zeby
pasowaly do zloto - niebieskiego krawata z Yale.
- Widzisz, jestes wlasnie taka dziewczyna, jakiej potrzebuja w Yale - zazartowal.
- I jestem dziewica - wypalila Blair. Zatrzepotala rzesami, gdy zrozumiala, jak bez zwiazku z
rozmowa jest jej uwaga. To dziwne. Chociaz Owen byl nieziemsko przystojny i strasznie ja ciekawilo,
jak to bedzie pocalowac sie z nim, troche ja przerazalo to, co wlasnie robila.
- Jestem pewien, ze takie dziewczyny tez przydadza sie w Yale - rozesmial sie Owen.
Skrzyzowal i rozkrzyzowal nogi. Blair zauwazyla, ze denerwuje sie przy niej. a tego nie chciala.
Wlozyla reke pod stól i wsunela drzace palce do jego cieplej dloni.
- Nie mialabym nic przeciw temu, gdybys mnie pocalowal - mruknela gardlowo, wlasnie tak
jak Marilyn Monroe w Pól Zartem, pól serio.
Owen odstawil drinka.
- Chodz tu - powiedzial zachrypnietym glosem, obejmujac ja i przyciagajac do siebie.
Jego policzek klul i drapal twarz Blair, ale nigdy w zyciu nikt nie calowal jej tak umiejetnie i
mocno. NO i jeszcze delikatnie pachnial Hermes Eau D'Orange Verte, jej ulubiona woda kolonska.
Blair myslala, ze gdy tylko ich usta sie zetkna, zjedza ja wyrzuty sumienia. To przyjaciel
mojego ojca, przypominala sobie. I jest starszy. Ale Owen tak dobrze calowal, ze gdy tylko zaczal, nie
potrafila go powstrzymac.
S nie moze znalezc swojego chlopaka, ale co z tego?
- Powiedzialem jej, ze ma lepszy tylek niz jakakolwiek dziewczyna w tym biznesie - powiedzial
jeden ze stylistów Lesa Besta fotografowi z „W”. - Szczuply, chlopiecy. Moglaby po prostu wskoczyc
w stare, brudne dzinsy swojego chlopaka i sprawilaby, ze wygladalyby swiezo i seksownie.
Serena pokrecila sliczna blond glowa w zyczliwym protescie i zaciagnela sie american
spiritem.
- Mój chlopak nigdy nie nosi dzinsów. Uwaza, ze sa przereklamowane. Nosi takie zielone,
plócienne bojówki. No wiecie, takie prawdziwe wojskowe spodnie z demobilu. - Rozejrzala sie po
zatloczonej, zadymionej sali w nowym, wspanialym klubie Creme przy Czterdziestej Trzeciej, gdzie na
calego rozkrecila sie impreza po pokazie. Jednak nigdzie Aarona nie widziala. Nie przyszedl za kulisy,
gdy skonczyl sie pokaz, wiec myslala, ze spotkaja sie w klubie.
- 91 -
- A czy twój chlopak nie ma przypadkiem na imie Aaron? - zapytal stylista. Zachichotal i
wskazal jej koszulke. - Powinnas pozwolic Lesowi Bestowi wypuscic cala linie takich. Wszyscy by sie
na nie rzucili. Byloby prawdziwe szalenstwo!
- Odsun sie na chwile, zrobie jej zdjecie - poprosil styliste fotograf.
- A moglabys dac mi autograf do kolekcji na tym polaroidzie? - poprosil niski staruszek w
skórzanych spodniach o siwych, wystrzyzonych najeza wlosach.
- Ja tez poprosze! - zawolal ktos jeszcze.
Serena podciagnela bladoniebieskie dzinsy biodrówki Lesa Besta, które dostala na koszt
firmy, i wskazala na napis na koszulce Kocham Aarona, usmiechajac sie bezmyslnie do aparatu.
- Zaloze sie, ze gdybys teraz sprzedala te koszulke na aukcji, dostalabys z tysiac dolarów -
zazartowal fotograf, pstrykajac fotki. - Ale oczywiscie ty bys sie z nia nigdy nie rozstala.
Serena zaciagnela sie papierosem, a ludzie wokól czekali na jej reakcje. Koszulka byla
milutka, ale zrobila ja pod wplywem chwilowego kaprysu, myslac, ze Aaron uzna to za zabawne i
dzieki temu poczuje, ze ten wieczór na pokazie mody jest ich wieczorem. Zawsze kierowala sie
chwilowymi kaprysami i wlasnie dlatego pomysl z aukcja wydal jej sie ciekawy. Moze oddac
pieniadze na jakis szlachetny cel, na przyklad na organizacje Little Hearts, która miala dostac
pieniadze z balu walentynkowego.
- Zróbmy to - zachichotala bez wahania.
Grupa wielbicieli krzyknela z zachwytu i ruszyla za nia do baru, jak pelne uwielbienia myszy za
zaczarowanym fletem.
- Kto chce kupic koszulke? - pisnela radosnie, wskakujac na bar i paradujac po nim, jakby to
byl wybieg.
Oczywiscie cos takiego moglo ujsc na sucho tylko komus tak slicznemu jak ona.
Didzej przylaczyl sie do zabawy - puscil stary przebój Madonny Vogue i podkrecil go glosniej.
Serena krecila tylkiem i wypinala piersi. Swietnie sie bawila. Wszyscy w klubie patrzyli na nia.
- Piecset dolarów! - krzyknal ktos.
- Ktos jeszcze? - prowokowala olsniony tlum Serena. - Pieniadze dostana chore dzieci.
- Siedemset! - Osiemset!
Serena przestala tanczyc, przewrócila oczami i wyciagnela papierosy z kieszeni, jakby chciala
powiedziec „nudzi mnie wasze skapstwo”. Tlum rozesmial sie i z pietnascie zapalniczek rozblyslo,
zeby mogla zapalic. Schylila sie, zlapala zapalniczke jakiegos szczesciarza w futrzanej kamizelce i
znowu zaczela tanczyc, potrzasajac biodrami do muzyki i zaciagajac sie papierosem. Czekala, az
licytacja pójdzie dalej.
- 92 -
- Tysiac dolarów! - wrzasnal facet w kamizelce z futra. Stal dosc blisko Sereny, by wiedziec, ze
warto dac tyle.
Serena wyrzucila rece nad glowe. Krzyknela radosnie i glosno, zagrzewajac innych, zeby
przebili propozycje. Nie chciala sie do tego przyznac, ale nie zalowala, ze Aaron sie nie zjawil. Moze
go i kochala, ale bez niego bawila sie jak jeszcze nigdy w zyciu.
romans z wielbicielem trawki
- Mozemy kazac kamerdynerowi rozebrac sie i zagrac dla nas na fortepianie - powiedziala
Nate'owi Georgie. - Robi wszystko, co mu kaze.
Kiedy terapia grupowa skonczyla sie i nadszedl czas, zeby pacjenci wracali do domu, zamiec
juz tak sie rozszalala, ze Nate nie mógl zlapac taksówki. Wobec tego Georgie zaproponowala, ze go
podwiezie. Gdy dotarli na stacje, pociagi przestaly juz jezdzic, wiec zawsze pomocna Georgie zabrala
Nate'a do domu swoim range roverem, którego prowadzil ochroniarz. Teraz siedzieli na podlodze w
ogromnej, luksusowej sypialni i jarali, patrzac, jak nad ich glowami na swietliku gromadzi sie snieg.
Dom w Upper East Side, w którym Nate dorastal, mial cztery kondygnacje, wlasna winde i
kucharza przez dwadziescia cztery godziny na dobe. Ale posiadlosc Georgie w Greenwich miala cos,
czego brakowalo w jego domu - ogromna przestrzen w srodku i cale akry ziemi wokól. Byla jak miasto
samo w sobie. Georgie miala prywatny okreg miejski, w którym mogla robic to, co jej sie zachcialo,
podczas gdy jej stara jak swiat brytyjska niania ogladala w lózku amerykanska wersje BBC, a reszta
sluzby zajmowala sie swoimi sprawami we wlasnych miasteczkach. W lazience Georgie stal nawet
szezlong w rzymskim stylu, na którym mogla sie wyciagnac, czekajac, az napelni sie jej
szesciometrowe marmurowe jacuzzi.
- Albo moglibysmy uprawiac dziki, strasznie glosny seks na schodach - dodala Georgie. - To
naprawde doprowadza sluzbe do szalu.
Nate oparl glowe o wezglowie królewskiego loza z baldachimem i wlozyl do ust skreta,
którego razem palili.
- Po prostu popatrzmy przez chwile, jak pada snieg.
Georgie obrócila sie na plecy i oparla glowe na kolanach Nate'a. Mial na sobie granatowe
spodnie Culture of Humanity.
- Boze, ale jestes wyluzowany. Nie jestem przyzwyczajona do spedzania czasu z kims tak
- 93 -
spokojnym.
- Jacy sa twoi znajomi? - zapytal Nate, zaciagajac sie mocno skretem. Trawka wydawala sie
lepiej smakowac i dzialac teraz, kiedy przez jakis czas musial radzic sobie bez niej.
- Nie mam juz zbyt wielu znajomych - odparla Georgie. - Wszyscy mnie sobie odpuscili, bo
jestem strasznie pokrecona.
Nate zaczal glaskac ja po wlosach. Miala niewiarygodnie miekkie, zmyslowe wlosy.
- Kumplowalem sie z trzema goscmi z mojej klasy - powiedzial. - Po kilku dniach bez trawki
jakos odechcialo mi sie z nimi spotykac, czaisz?
- To wlasnie Jackie nazywa negatywna przyjaznia. Pozytywna przyjazn to taka, kiedy dobrze
sie bawisz i robisz konstruktywne rzeczy z przyjaciólmi, na przyklad pieczesz ciastka, robisz kolaze
albo wspinasz sie po górach.
- Ja jestem twoim przyjacielem - zasugerowal cicho Nate.
Georgie potarla glowa o jego noge.
- Wiem.
Rozesmiala sie, jej piersi podskoczyly pod biala obcisla koszulka.
- Chcesz upiec pare ciastek?
Nate przeczesal palcami jej wlosy i pozwolil, aby pasmo po pasmie opadly mu na kolana.
Blair tez miala dlugie wlosy, ale niebyly tak proste i jedwabiste jak wlosy Georgie. To zabawne, jak
dziewczyny potrafia sie od siebie róznic.
- Moge cie pocalowac? - zapytal, chociaz nie chcial, zeby to zabrzmialo tak oficjalnie.
- Dobra - szepnela Georgie.
Nate pochylil sie i przesunal ustami po jej nosie, brodzie i w koncu dotknal jej warg.
Odpowiedziala gorliwie, a potem odsunela sie i oparla na lokciach.
- To wlasnie Jackie nazywa karmieniem potrzeb. Robisz cos, co chwilowo ci pomaga, zamiast
leczyc rany.
Nate wzruszyl ramionami.
- Dlaczego chwilowo? - Wskazal swietlik, teraz juz calkiem zasypany sniegiem. - Nigdzie sie
stad nie ruszam.
Georgie podciagnela pod siebie nogi i wstala. Zniknela w lazience. Nate slyszal, ze otwiera
drzwi szafki, brzeknela butelkami z pigulkami i odkrecila wode. Potem wyszla, myjac zeby, a jej
jasnobrazowe oczy rozblysly, jakby wlasnie objawil jej sie Bóg albo przynajmniej jakby wpadla na
swietny pomysl.
- Na strychu jest stary powóz. Mozemy tam pójsc i posiedziec - oznajmila z ustami pelnymi
- 94 -
piany. Weszla z powrotem do lazienki, by wypluc paste, a po powrocie wyciagnela blada dlon do
Nate'a. - Idziesz?
Nate wstal i wzial ja za reke. Zadrzal pod wplywem trawki i gladkosci skóry Georgie. Mial
ochote tylko na jedno - dalej ja calowac.
- Moge pokarmic jeszcze troche moje potrzeby tam na górze? - zapytal, czujac, ze jest solidnie
upalony.
Georgie uniosla cienka czarna brew i oblizala ciemnoczerwone usta.
- Moze nawet pozwole ci uleczyc moje rany.
Nate wyszczerzy! zeby w krzywym usmiechu - jak zawsze po trawce. Kto by pomyslal, ze ta
psychogadka moze byc taka podniecajaca!
nasze ciula, nasze dusze
- Reka mi dretwieje - poskarzyla sie Jenny, gdy skonczyla malowac glowe i szyje Elise. -
Skoncze reszte jutro.
- Zobaczmy efekty - powiedziala Elise, siadajac.
Miala tak male piersi, ze Jenny nie mogla przestac sie na nie gapic. Jej piersi przypominaly
mlode kartofelki, które hodowali ojciec Jenny, gdy pewnego lata wynajmowali dom w Pensylwanii.
Male, twarde i bezowo - rózowe.
- Wyglada niezle - powiedziala Elise, patrzac na plótno i mruzac oczy. - Ale czemu
namalowalas moja twarz zielona?
Jenny nie cierpiala, gdy ludzie zadawali pytania na temat jej prac. Nie wiedziala, dlaczego i co
robila, po prostu to robila. A jej ojciec zawsze powtarzal: „Artysta nie musi przed nikim odpowiadac -
tylko przed soba”.
- Bo mialam taki nastrój - odparla rozdrazniona.
- Zielony to mój ulubiony kolor - powiedziala zadowolona Elise. Wlozyla golf i figi, ale dzinsy i
stanik zostawila na podlodze.
- O mój Boze. Ja tez mam te ksiazke! - pisnela, wskazujac gruby, ciezki tom w miekkich
okladkach, który stal na pólce za telewizorem. Podeszla do niej i wziela ksiazke. - Ale twoja jest taka
nowa. Nie czytalas jej wcale?
Jenny odgryzla wierzch ekierki i przeczytala tytul na grzbiecie. Nowe wydanie - Moje cialo -
- 95 -
dla kobiet.
- Ojciec kupil mi ja w zeszlym roku. Pewnie myslal, ze jak to przeczytam, to juz nic nie bedzie
mi musial tlumaczyc na temat seksu. Sama moge poczytac o wstydliwych rzeczach.
- Ale czy w ogóle do niej zagladalas? Niektóre kawalki sa naprawde obrazowe.
Jenny nie miala o tym pojecia. Od razu odstawila ksiazke na pólke za telewizorem, tak jak
inne przypadkowe poradniki od ojca, których nie miala zamiaru czytac: Przestrzen oddechu:
buddyjskie wskazówki do twórczego zycia. Siedem sekretów Mao kobiety stojace za
przewodniczacym Mao, Odkrywanie wewnetrznego smoka: co jest twoja sztuka?
- W jakim sensie obrazowe? - pytala zaintrygowana.
Elise wrócila na zniszczona skórzana sofe, usiadla i teatralnym gestem zalozyla noge na noge.
- Pokaze ci.
Otworzyla ksiazke. Jenny usiadla obok niej i przysunela sie blizej, zeby lepiej wiedziec.
Podrecznik byl otwarty na szczególowym rysunku kobiety w kleku podpartym, pochylonej nad
lezacym mezczyzna. Ksiazke napisano w latach siedemdziesiatych. Teksty od tego czasu poprawiono,
ale rysunki zostaly stare. Mezczyzna mial wlosy do ramion, brode i nosil paciorki. Jego penis stal
prosto i znikal w ustach kobiety. Obie dziewczyny zaczely chichotac.
Fuj!
- Mówilam! - powiedziala Elise, zadowolona, ze od razu otworzyla na takiej perelce.
- Nie moge uwierzyc, ze nigdy tego nie ogladalam! - wykrzyknela Jenny. Zabrala ksiazke od
Elise i zaczela przerzucac strony. - O mój Boze! - Az ja zatkalo na widok rysunku z ta sama para. ale w
innej pozycji. Kobieta nadal miala w ustach penis dlugowlosego mezczyzny, tym razem jednak lezala
na nim, z nogami rozlozonymi po obu stronach jego glowy. - Myslalam, ze to po prostu nudna ksiazka
o tym, ze dostane okres. Ale to jest prawdziwa ksiazka o seksie dla kobiet.
- Jest chyba tez wydanie dla nastolatek. Absolutna nuda. Mama kupila mi te przez pomylke.
Nie moglam uwierzyc, kiedy zaczelam czytac!
Obie dziewczyny studiowaly uwaznie poradnik, az wpadly na rozdzial dotyczacy seksu miedzy
przedstawicielami tej samej plci.
- Jak pani Crumb - zauwazyla Jenny. Wstep byl dlugi i zaczynal sie od linijki „Twoje uczucia sa
szczere i nie mozna ich ignorowac...” Slyszala na dworze przejezdzajacy plug sniezny. Podniosla
wzrok i zobaczyla przez brudne okno w salonie nieprzerwanie padajacy snieg.
- Chcesz spróbowac? - zapytala Elise.
Jenny wrócila do ksiazki.
- Czego?
- 96 -
- Calowania - odpowiedziala Elise niemal szeptem.
„Twoje uczucia sa szczere i nie mozna ich ignorowac”.
Tak, ale Jenny niczego nie czula do Elise. Lubila ja i w ogóle, ale Elise jej nie pociagala. Z
drugiej strony, calowanie sie z dziewczyna brzmialo ekscytujaco. Nigdy wczesniej czegos takiego nie
robila i jesli to by sie okazalo niemile, to zawsze moze zaczac sobie wyobrazac, ze caluje sie z tym
wysokim blondynem, którego widziala u Bendela.
Zamknela ksiazke i zlozyla dlonie na kolanach. Jej twarz byla raptem kilka centymetrów od
twarzy Elise.
- Dobra, zróbmy to.
To byl tylko eksperyment, cos, czego mozna spróbowac w nudny wieczór w czasie snieznej
zamieci.
Elise pochylila sie i polozyla dlon na ramieniu Jenny. Zamknela oczy i Jenny swoje tez
zamknela. Elise przycisnela usta do mocno zacisnietych warg Jenny. To wlasciwie nie byl pocalunek -
to bylo zbyt suche. Bardziej przypominalo szturchanie albo cos takiego.
Elise odsunela sie i obie otworzyly oczy.
- W ksiazce pisza, zeby sie odprezyc i dobrze sie bawic, zwlaszcza kiedy to twój pierwszy raz.
Co, ona znala te ksiazke na pamiec?
Jenny zebrala wlosy na czubku glowy i wypuscila powietrze przez nos. Nie wiedziala, czym sie
tak denerwuje, ale wolalaby, gdyby Elise wlozyla spodnie.
- Ubierz sie - poprosila. - Mysle, ze latwiej bedzie mi sie rozluznic.
Elise natychmiast zlapala spodnie.
- Teraz lepiej? - zapytala. Zostawila je rozpiete i usiadla na sofie.
- Dobra. Spróbujmy jeszcze raz - odparla Jenny, rozkrecajac sie. Zamknela oczy i wsunela dlon
we wlosy Elise, na kark, próbujac zachowywac sie mniej pruderyjnie.
W koncu byla artystka, a artysci robia rózne dziwne rzeczy.
nastepny keats poznaje swoja nastepna muze
Po pokazie Better Than Naked usunieto z wybiegu swiece i po czarnych, obitych welwetem
scianach zaczely przesuwac sie czerwone i niebieskie stroboskopowe swiatla. Didzej Sassy puscil
mocne rytmy francuskie house'u i caly klub przy Harrison zamienil sie w dyskoteke z lat
- 97 -
siedemdziesiatych z pólnagimi czterdziestopieciokilogramowymi modelkami, pijacymi szampana
Cristal prosto z butelek.
Dan stal samotnie przy barze, pijac koktajl z red bulla i nie wiadomo czego jeszcze. Smakowal
jak aspiryna dla dzieci. Dan pil go, bo barman obiecal, ze dzieki niemu nafaszeruje sie kofeina i jakas
tauryna. Gwarantowal, ze po tym sie nie zasnie przez cala noc.
Nagle Dan zauwazyl niewiarygodnie wysoka kobiete w natapirowanej peruce w kolorze
ognistej czerwieni - to musiala byc peruka - i jaskraworózowa szminka na ustach i w ogromnych
szylkretowych okularach przeciwslonecznych. Stala posrodku zatloczonej sali z rekoma zlozonymi przy
ustach.
- Daniel Humphrey!!! Wzywam Daniela Humphreya! - wrzeszczala. To byla Rusty Klein.
Dan przychylil glowe i dopil drinka. Zamrugal, gdy kofeina - i co tam jeszcze bylo w jego
drinku - uderzylo mu do glowy. Niepewnym krokiem ruszyl w strone kobiety. Serce mu bilo jeszcze
szybciej niz dudniacy rytm muzyki.
- Ja jestem Dan - wychrypial.
- No prosze! Nasz poeta! Jestes uroczy! Idealny! - Rusty Klein przesunela gigantyczne okulary
na czubek glowy i, brzeczac ogromnymi zlotymi bransoletkami na koscistym nadgarstku, ucalowala
Dana w oba policzki. Jej perfumy pachnialy oleisto i kwasno jak tunczyk. - Kocham cie, skarbie -
zamruczala, sciskajac Dana mocno.
Dan wzdrygnal sie, nieprzyzwyczajony, zeby tak nim poniewieral ktos, kogo dopiero poznal.
Nie spodziewal sie, ze Rusty bedzie tak przerazajaca. Brwi miala ufarbowane pod kolor peruki.
Ubrala sie jak szermierz - w dopasowana czarna aksamitna kurtke z poduszkami na ramionach Better
Than Naked i spodnie matadora od kompletu, tez z czarnego aksamitu. Na koscistej szyi miala sznur
czarnych perel.
- Próbowalem napisac wiecej wierszy - wypalil Dan. - No wiesz, do mojej ksiazki.
- Cudownie! - wykrzyknela Rusty, znowu rzucajac sie z ustami do niego i pewnie smarujac mu
cala twarz jaskraworózowa szminka. - Umówmy sie jakos w przyszlym tygodniu na lunch.
- Hm, w przyszlym tygodniu codziennie mam szkole, ale wychodze o wpól do czwartej.
- Szkola! - wrzasnela Rusty. - Jestes taki milutki! W takim i razie mozemy spotkac sie na
herbacie. Zadzwon do mojego biura i kaz Buckley, mojej asystentce, nas umówic. O cholera! -
Zlapala Dana szponiasta dlonia. Jej paznokcie mialy najmarniej osiem centymetrów i byly
pomalowane na pomaranczoworózowo. - Jest tu ktos, kogo absolutnie musisz poznac.
Puscila Dana i wyciagnela rece, zeby zlapac chuda dziewczyne o pociaglej, smutnej twarzy i
wlosach ciemnoblond. Dziewczyna miala przezroczysta jasnorózowa sukienke bez rekawów. Jej dlu-
- 98 -
gie do pasa wlosy byly nierozczesane. Wygladala, jakby dopiero co wstala z lózka.
- Mystery Craze, to Daniel Humphrey. Danielu, to Mystery - wymruczala Rusty. - Mystery,
skarbie, pamietasz ten wiersz, który dalam ci do przeczytania? Ten, o którym powiedzialas... O
cholera. Sama mu to powtórz. A teraz przepraszam was, ide podlizac sie mojemu ulubionemu
projektantowi, zeby mi dal pare nowych ciuchów. Uwielbiam was oboje. Ciao! - krzyknela i odeszla
na dwunastocentymetrowych czarnych szpilkach.
Mystery zamrugala wielkimi, szarymi, zmeczonymi oczami. Wygladala, jakby przez cala noc
zmywala podlogi - niczym Kopciuszek.
- Twój wiersz ocali! mi zycie - zwierzyla sie Danowi niskim, chrapliwym glosem. W
wychudzonej dloni trzymala wysoki, waski kieliszek z plynem o jasnoczerwonym kolorze. - To campari
- powiedziala, gdy zauwazyla, ze Dan przyglada sie kieliszkowi. - Chcesz spróbowac?
Dan nigdy nie pil niczego, co nie zawiera kofeiny, Pokrecil glowa i wsunal czarny notatnik pod
ramie. Zapalil camela i zaciagnal sie mocno. O tak, od razu lepiej. Teraz przynajmniej mial co robic,
nawet jesli nie zdola wymyslic niczego, co móglby powiedziec.
- Wiec tez piszesz wiersze? - zapytal.
Mystery wlozyla kciuk do drinka i oblizala go. Kaciki ust miala czerwone od campari, przez co
wygladala jak dziewczynka, która wlasnie zjadla wisniowy sorbet.
- Pisze wiersze i opowiadania. Pracuje nad powiescia na temat kremacji i przedwczesna
smiercia. Rusty mówi, ze jestem nastepna Sylvia Plain. A ty?
Dan pociagnal lyk swojego drinka. Nie byl pewien, co miala na mysli, mówiac o
przedwczesnej smierci. Czy kiedykolwiek nadchodzi wlasciwy moment na smierc? Zastanawial sie,
czy móglby napisac o tym wiersz, ale Z drugiej strony nie chcial krasc pomyslów Mystery.
- Ja mam byc nowym Keatsern.
Mystery znowu zanurzyla kciuk w drinku i oblizala go.
- Jaki czasownik jest twoim ulubionym?
Dan znowu zaciagnal sie papierosem i wydmuchnal dym. Nie byl pewien, czy to ten
zatloczony, halasliwy klub, czy muzyka, kofeina, czy tauryna, ale czul, ze naprawde zyje. Bylo mu w
tym momencie dobrze. I wlasnie rozmawial o slowach z dziewczyna o imieniu Mystery, której ocalil
zycie. Naprawde mu sie to podobalo.
- Chyba „umierac” - odpowiedzial, konczac drinka i odstawiajac pusta szklanke na podloge.
Wiedzial, ze to pewnie brzmi, jakby chcial jej zaimponowac. W koncu pisala ksiazke o przedwczesnej
smierci i kremacji. Ale to byla prawda. Praktycznie kazdy jego wiersz byl o umieraniu. O umieraniu z
milosci, umieraniu ze zlosci, umieraniu z nudy, z niepokoju, o snie, z którego czlowiek nigdy sie nie
- 99 -
budzi.
Mystery usmiechnela sie.
- Mój tez. - Jej szare oczy i pociagla, szczupla twarz byly w surowy sposób piekne, ale zeby
miala krzywe i zólte, jakby przez cale zycie nie odwiedzala dentysty. Przechwycila nastepnego drinka
z red bullem z tacy kelnera i podala Danowi.
- Rusty mówi, ze poeci to nastepne gwiazdy filmowe. Kiedys oboje bedziemy jezdzic
limuzynami z wlasnymi ochroniarzami. - Westchnela ciezko. - Jakby dzieki temu zycie stawalo sie
prostsze. - Uniosla kieliszek i stuknela nim w szklanke Dana. - Za poezje - oznajmila ponuro. A potem
zlapala go za tyl glowy, przyciagnela go do siebie i zmiazdzyla mu usta w glebokim, przesiaknietym
campari pocalunku.
Dan wiedzial, ze powinien odepchnac Mystery, zaprotestowac, bo ma dziewczyne, która
kocha. Nie powinno sprawiac mu przyjemnosci, ze podrywa go obca, niemal naga dziewczyna o
zóltych zebach. Ale usta Mystery smakowaly slodko i kwasno jednoczesnie, a on chcial zrozumiec,
dlaczego jest taka smutna i taka zmeczona. Chcial ja odkryc, tak jak czasem odkrywal idealna
metafore w trakcie pisania wiersza. A zeby tego dokonac, musial dalej ja calowac.
- Jaki jest twój ulubiony rzeczownik? - wydyszal jej do ucha, gdy oderwal sie, zeby zlapac
oddech.
- Seks - odpowiedziala, znowu nurkujac w jego ustach.
Dan usmiechnal sie szeroko, odwzajemniajac pocalunek.
Moze to wina tauryny, ale czasem jest zbyt dobrze, by uznac, ze cos jest zle.
dziewczyna za kamera
- Wiec to ty. - Przystojny opalony blondyn w workowatych pomaranczowych spodenkach do
surfowania, bialych skórzanych drewniakach z Birkenstock i brazowo - bialej skórzanej kamizelce,
pod która nic nie mial, usmiechnal sie do Vanessy. Blysnal nieskazitelnie bialymi zebami. Nazywal
sie Doric, a moze Duke i twierdzil, ze jest producentem filmowym. - Genialna rezyserka.
- To nastepny Bertolucci. - Ken Mogul poprawil Duke'a czy jak sie ten facet nazywal. - Daj mi
rok, a jej nazwisko beda znali wszyscy. - Ken byl ubrany jak miejska odmiana kowboja. Wlozyl
srebrna kamizelke Culture of Humanity na czarna koszule z perlowymi zatrzaskami zamiast guzików.
Krecone rude wlosy schowal pod czarnym stetsonem. Wlozyl nawet czarne kowbojki i rozszerzane
- 100 -
dzinsy - tez z Culture of Humanity. Przylecial tego wieczoru do Nowego Jorku prosto z Utah, gdzie
wlasnie pokazywal swój najnowszy film na festiwalu w Sundance. To byl ambitny kawalek o
gluchoniemym mezczyznie, który pracowal w fabryce konserw na Alasce i mieszkal w przyczepie z
trzydziestoma szescioma kotami. Mezczyzna nie mówil i spedzal mnóstwo czasu, piszac e - maile do
dziewczyn ze stron internetowych dla samotnych, wiec Ken musial niezwykle twórczo wykorzystac
prace kamery, zeby akcja jakos szla naprzód. Jak do tej pory to byl jego najlepszy film.
- Gosciu, ogladanie twojego filmu to jak ponowne narodzenie - powiedzial Vanessie Dork. -
Uszczesliwilo mnie.
Vanessa wykrzywila usta w usmiechu Mona Lisy - na wpól rozbawionym, na wpól znudzonym.
Nie byla pewna, jak ma sie czuc nazywana „gosciem”, ale cieszyla sie. ze uszczesliwila Dorka.
Przyjecie po pokazie Jedediaha Angela i Culture of Humanity bylo jeszcze wieksza impreza niz
sam pokaz. Klub przy Highway i ozdobiono jak namiot na hinduskim weselu. Ubrane w bikini modelki,
które nie braly udzialu w pokazie, siedzialy na skórzanych sofach, popijaly szafranowe martini i
tanczyly do dzwieków bhangry. Vanessa obciagnela czerwona bluzke. Trudno nie czuc sie tlustym
prosiakiem wsród tylu koscistych, majacych ponad dwa metry modelek.
- Dobra. Jest tu facet z „Entertainment Weekly” - powiedzial Ken Mogul, obejmujac ja w talii.
- Usmiechnij sie. tu robia zdjecia!
Duke stanal po drugiej stronie Vanessy i przycisnal opalony, kanciasty policzek do jej bladej,
delikatnej twarzy. Pachnial woda kolonska Coppertone.
- Powiedz salami!
Vanessa z zasady nie usmiechala sie na zdjeciach, kiedy ja zmuszano do pozowania, ale
wlasciwie czemu nie? Nie istnialo najmniejsze niebezpieczenstwo, ze wesoly Duke porwie ja do
swojej swiatyni surfingu i piasku, gdzie zyliby dlugo i szczesliwie w chacie ze studiem filmowym na
plazy w Malibu. Za bardzo byla nowojorska na cos takiego, poza tym nie cierpiala plaz. Nie. dzis to
bedzie jej jedyny wieczór z tandeta, od jutra znowu stanie sie soba.
- Salami! - krzykneli wszyscy troje i blysneli najbardziej przeslodzonymi usmiechami do
aparatu.
Fotograf sobie poszedl, ale Duke nadal tulil sie do Vanessy.
- W jaki hotelu sie zatrzymalas? - zapytal, zakladajac, ze jest z LA, tak jak wszyscy, których
znal.
Vanessa odkrecila butelke wody Evian i pociagnela lyk.
- Wlasciwie to mieszkam w Nowym Jorku, w Williamsburgu, razem z siostra. Chodze jeszcze
do szkoly. A ona gra w zespole.
- 101 -
Dork strasznie sie ekscytowal.
- Gosciu! - krzyknal. - Ty jestes jak ci ludzie, których wymyslaja scenarzysci, wiesz? - Uniósl
palec i narysowal w powietrzu cudzyslów. - „Buntownik z wielkiego miasta”. Tyle ze ty jestes
prawdziwa. Ty jestes prawdziwsza niz prawdziwa. Jestes superwybuchowa.
Jak na faceta, który nazywa sie Dork
*
, to spostrzezenie bylo calkiem odkrywcze.
- Dzieki - powiedziala Vanessa, nie wiedzac, czy to byla dobra odpowiedz, czy raczej nie.
Nigdy wczesniej nie rozmawiala z kims tak glupim. Poczula, ze ktos ja lapie za lokiec, wiec sie
odwrócila.
Starszy mezczyzna w fioletowym, aksamitnym smokingu i okraglych, ciemnych okularach
usmiechal sie do niej.
- To ty jestes ta rezyserka, prawda?
Vanessa kiwnela glowa.
- Chyba tak.
Pogrozil jej koscistym palcem.
- Nie traktuj swojego talentu zbyt powaznie - powiedzial i odszedl.
Duke pochylil sie do jej ucha i rzekl pospiesznie:
- Zatrzymalem sie w hotelu Hudson. Chcesz pójsc do mnie na drinka?
Vanessa wiedziala, ze powinna kazac mu spieprzac, ale nigdy nie podrywal jej tak przystojny,
glupi surfer. Mógl przygruchac kazda modelke na tej sali, a wybral wlasnie ja. To naprawde jej
pochlebialo. Czy ten starszy gosc nie powiedzial jej wlasnie, zeby nie traktowala wszystkiego zbyt
powaznie? Bogu dzieki, ze zadala sobie ten trud i skonczyla sprawe z wlosami na nogach.
- Moze pózniej - odparla, nie chcac go od razu splawic. - Na razie strasznie sypie snieg.
- Jasne. - Duke uderzyl sie w glowe i zasmial glupio. - To moze zatanczysz? - Wyciagnal reke,
a miesnie ramion napiely mu sie zachecajaco. Wygladal, jakby nigdy nie opuscil dnia na silowni i zyl
na diecie skladajacej sie z napojów proteinowych i kielków.
Vanessa znowu obciagnela bluzke i wziela dlon Duke'a. Ruszyla za nim na wibrujacy,
zatloczony parkiet. Nie mogla w to uwierzyc - nie cierpiala tanczyc! Ale przynajmniej nikt znajomy nie
bedzie patrzyl.
Czyzby?
- 102 -
audrey sie nie rozbiera
Poniewaz padalo tak, ze zupelnie nie dalo sie jezdzic po miescie i sniezyca uwiezila ich w
centrum, Blair pomyslala, ze najlepsze wyjscie to wynajac pokój na górze.
- Mozemy poogladac telewizje i zamówic cos do pokoju - szepnela kuszaco Owenowi do ucha.
- Bedzie fajnie.
Pokój byl luksusowy - iscie królewskie loze, wpuszczone w podloge jacuzzi, plaski, plazmowy
telewizor na scianie, a za oknem wspanialy widok na zamarznieta, pokryta sniegiem rzeke Hudson.
Owen zadzwonil do obslugi hotelowej i zamówil butelke veuve clicquot, poledwice, frytki i ciasto z
czekoladowym musem. Kiedy przyniesiono jedzenie, polozyli sie na lózku i karmiac sie nawzajem
ciastem, ogladali na TNT Top Gun.
- Jak to sie stalo, ze rozstales sie z zona? - zapytala Blair, wkladajac Owenowi do ust kawalek
czekoladowego ciasta. Okruszki spadly na poduszki Z egipskiej bawelny.
Owen zanurzyl lyzeczke w lukier na ciescie i dal ja Blair do wylizania.
- My nie... - zawahal sie. Zmarszczyl sliczne, ksztaltne brwi. jakby zastanawial sie nad
odpowiedzia. - Wolalbym o tym nie rozmawiac.
Blair usmiechnela sie wspólczujaco. Czekoladowy lukier rozpuszczal jej sie na jezyku. Lubila
grac role „tej drugiej”. Dzieki temu czula sie taka... silna. Na drugim koncu pokoju, na wielkim,
plaskim ekranie telewizora Tom Cruise i Kelly McGillis jechali na motorze.
- Ona tez chodzila do Yale?
Owen podniósl pilota i skierowal go na telewizor. A potem odlozyl go, nie zmieniajac
programu.
- Nie wiem - odpowiedzial dokladnie takim samym tonem, jak mlodszy brat Blair, Tyler, kiedy
ogladal telewizje, a matka go pytala, czy odrobil juz lekcje.
Blair zlapala pilota i zaczela przeskakiwac po programach. Powtórka Przyjaciól. Zapasy. MTV.
Nie byla pewna, czy podoba jej sie chlopieca strona Owena. O wiele bardziej wolala mezczyzne.
- Chodzila do Yale czy nie?
- Aha - odpowiedzial Owen, wkladajac sobie do ust wielka lyzke ciasta. - Na astronomie.
Blair uniosla brwi, patrzac, jak Sean „P. Diddy” Combs oprowadza gosci po swojej posiadlosci
w Upper East Side. Wygladalo na to, ze zona Owena to geniusz. W koncu jacy ludzie studiuja
- 103 -
astronomie? Tacy, którzy chca zostac astronautami? Wolalaby, gdyby Owen powiedzial, ze jego zona
w ogóle nie studiowala, tylko siedziala w domu, ogladala programy o psach i zajadala: paczki. I
koniec konców zaczela wazyc cwierc tony, wiec Owen zostal zmuszony spac w pokoju goscinnym, az
wreszcie sie wyprowadzil. Zabraklo juz dla niego miejsca.
Blair przelaczyla na AMC, jej ulubiony program ze starymi filmami. Leciala Casablanca z Ingrid
Bergman i Humphreyem Bogartem. Minela juz polowa filmu. Niemcy wlasnie wkroczyli do Paryza i
Ingrid byla przerazona.
Blair ulozyla sie na poduszkach. Tesknila za swymi dlugimi wlosami, za tym jak rozkladaly sie
w wachlarz wokól jej twarzy. w sposób - lak sobie wyobrazala - któremu nie mozna bylo sie oprzec.
- Czasem udaje, ze zyje w tamtych czasach - powiedziala z rozmarzeniem. - Wydaja sie o
wiele bardziej wyrafinowane, prawda? Nikt nie nosi dzinsów, wszyscy sa uprzejmi, a kazda kobieta
ma nienaganna fryzure.
- Aha, ale wtedy trwala wojna. Wielka woja - przypomnial jej Owen. Otarl usta biala lniana
serwetka i oparl sie na poduszkach.
- I co z tego? - upierala sie Blair. - I tak bylo o niebo lepiej.
Owen wzial ja za reke. Popatrzyla na jego profil.
- Wiesz, ze wygladasz zupelnie jak Cary Grant? - szepnela.
- Tak uwazasz? - Odwrócil sie do niej, a jego blekitne oczy rozblysly seksownie.
- Obcielam wlosy, zeby wygladac jak Audrey Hepburn. - Oparla glowe na jego meskiej piersi
w snieznobialej koszuli. - Moglibysmy byc Audrey i Carym.
Owen pocalowal ja w glowe i przytulil lekko.
- Sliczny z ciebie dzieciak - mruknal.
Wolna reka zaczal glaskac ja po plecach. Blair czula, jak zlota obraczka uderza ja w kregi
kregoslupa.
Za oknem rozpadalo sie jeszcze bardziej. Blair patrzyla na snieg i nie mogla sie rozluznic. Nie
potrafila przestac myslec d genialnej zonie Owena, astronautce. która siedzi samotnie w domu i
pisze niewiarygodne równania astronomiczne na tablicy, przez caly czas zastanawiajac sie, gdzie
podziewa sie jej maz. Nawet gdyby Blair i Owen wygladali identycznie jak Audrey Hepburn i Cary
Grant, Blair byla calkiem pewna, ze mile dziewczyny, które grywala Audrey, nie tracily dziewictwa w
pokojach hotelowych ze starszymi, zonatymi facetami, chocby nie wiem jak padalo. Moze trzeba
skonczyc ten film, póki jest dobry?
Owen oddychal gleboko i przestal glaskac plecy Blair. Gdy tylko upewnila sie. ze zasnal,
wymknela sie z pokoju i poprosila recepcjonistke na dole, zeby zamówila jej taksówke. W koncu
- 104 -
musiala dbac o swoja reputacje. Zreszta Owena wcale nie rzucala.
Najlepszy sposób, zeby zaintrygowac faceta, to zniknac.
niektóre dziewczyny bawia sie jak nikt
- Walka na sniezki! - krzyknela na caly glos w tlum Serena. Tanczyla z paczka wstawionych,
pólnagich modelek Lesa Besta. Jej blond czupryna splatala sie w jednolita mase na karku, jak jeden
duzy dred - bardzo plazowy styl. Uwolnila sie od koszulki z napisem Kocham Aarona za jedyne cztery
tysiace dolców. Kupil ja stary znajomy - Guy Reed z butiku Lesa Besta. Teraz miala na sobie tylko
seksowna rózowa bardotke La Perla, która wygladala jak góra od bikini.
- Sniezna siatkówka! - wrzasnal jakis facet jeszcze glosniej. Mial na sobie czarny kombinezon
narciarski z narciarskiej serii Lesa Besta, futrzane czarne buty i futrzane czarne nauszniki. Wskazal
wielkie, okratowane okna, za którymi widac bylo rozwieszona nad osniezonym chodnikiem siatke.
W ciagu kilku sekund caly gromada spoconych, roztanczonych cial zaatakowala szafe z
plaszczami. Wszyscy wyciagali pierwsze lepsze kozuchy Fendi albo puchowe parki Gucciego, by
ochronic wychudzone ciala przed mrozem, a potem pedzili na dwór, zeby baraszkowac w sniegu.
Serena chichotala, wskakujac w bezowa, wykonczona welna kurtke z kapturem obszytym
futrem z bobra, uszyta chyba na olbrzymiego Eskimosa. Przez ostatnie dwie godziny wypila wiecej
szampana niz w sylwestra. Bylo jej cieplo i krecilo sie w glowie. Zanim zdolala zapiac kurtke, ktos
zlapal ja za reke i pociagnal za soba na zewnatrz.
Na dworze wszystko bylo przykryte pierzynka sniegu, na która latarnie uliczne rzucaly zlota
poswiate. Bez nieustannych klaksonów i ryku silników samochodowych w miescie panowal
przyjemny spokój - jakby Nowy Jork w koncu zasnal. Banda modelek, stylistów i fotografów brnela
przez zaspy po uda, piszczac z uciechy. Wszyscy zaczeli scinac sniezki nad siatka, zupelnie nie
zwazajac na sielski spokój.
- Prawda, ze jest pieknie? - westchnela Serena. Zalowala, ze nie ma z nia Aarona, bo wtedy
moglaby go pocalowac i powiedziec, jak bardzo go kocha, a jednoczesnie wrzucic mu za koszule
wielka sniezna pigule. Lecz Aarona nie bylo - ponurak! - wiec jakos bedzie musiala sobie poradzic
bez niego. Odwrócila sie do faceta, który trzymal ja za reke. To ten chlopak w czarnym kombinezonie
narciarskim. Byl wysokim blondynem i wygladal rewelacyjnie. Jak wszyscy na tym przyjeciu. Puscila
jego dlon i nabrala garsc sniegu.
- 105 -
- Chodz tu - przywolala go. - Powiem ci cos w sekrecie.
Zrobil krok w jej kierunku. Jego oddech zmienial sie w kleby pary.
- Co takiego?
Serena stanela na palcach i objela go za szyje. Potem pocalowala go w zimny, gladki policzek.
- Kocham Aarona! - pisnela, wsadzila mu sniezke za kolnierz kombinezonu i uciekla przez
snieg do bawiacych sie ludzi.
Facet pobiegl za nia, zlapal ja za nogi i przewrócil w chwili, gdy dobiegli do siatki. Gra sie
urwala, tlum slicznych rozrabiaków zaczal ciskac sniezkami w baraszkujaca pare, przerywajac czasem
na papierosa albo zeby ponownie nalozyc wazeline na usta. Serena wyla ze smiechu, gdy snieg
wlecial jej do dzinsów. To wlasnie jest wspaniale w byciu pieknym i beztroskim. Niewazne, z kim
jestes albo jakie glupoty wyprawiasz - zawsze bajecznie sie bawisz. Wlasciwie to nie musisz
zakochiwac sie tylko w jednej osobie, skoro juz caly swiat zakochal sie w tobie.
eksperymenty moga okazac sie mocno przereklamowane
Jenny i Elise nadal sie calowaly, gdy zadzwonil Rufus.
- Cholera! - Jenny odepchnela od siebie Elise, zeskoczyla z kanapy i popedzila do kuchni. Nikt
ich nie widzial, ale i tak poczula sie przylapana na czyms niewiarygodnie zawstydzajacym.
- Wszystko w porzadku? - zapytal radosnie Rufus w sluchawce. - Ugrzezlem tu z Maksem, Lyle
i reszta frajerów. Sypie jak cholera. - Rufus wiekszosc piatków spedzal z zaprzyjaznionymi
komunistycznymi pisarzami w starym barze w East Village. Glos mial wesoly, jak zawsze po dwóch
czy trzech kieliszkach Czerwonego wina. - A wy, dziewczyny, nie rozrabiacie?
Jenny zaczerwienila sie.
- E, nie.
- To powiedz swojej przyjaciólce, zeby zostala. Nikt przy zdrowych zmyslach nie powinien
dzisiaj nigdzie wychodzic.
Jenny kiwnela glowa.
- Dobra. - Miala nadzieje, ze Elise wróci do domu, a ona wezmie goraca kapiel i zbierze mysli,
ale nie wypadalo prosic, by wyszla, kiedy na ulicach lezalo ponad metr sniegu i nadal padalo. - Do
zobaczenia, tato - powiedziala, niemalze zalujac, ze nie moze mu powiedziec, jaka sie czuje
zagubiona. Moze i jest rozkwitajaca artystka, ale to nic znaczy, ze przez caly czas musi
- 106 -
eksperymentowac.
Odlozyla sluchawke.
- To co teraz robimy? - zapytala Elise, wchodzac do kuchni nadal w rozpietych dzinsach.
Rozdzielila dwie polówki ekierki i wylizala krem ze srodka.
Chyba sugerowala, ze jest gotowa przejsc do nastepnego rozdzialu Mojego ciala - dla kobiet,
ale w zyciu! Jenny nie miala zamiaru sprawdzac, co jest dalej. Udala ziewniecie.
- Tata mówi, ze zaraz wraca - sklamala. - Zreszta jestem zmeczona.
Zerknela przez kuchenne okno. Wszystko bylo biale, a snieg nadal padal. Wygladalo to jak
koniec swiata.
- Chodz. - Poprowadzila ja do swojego pokoju. - Tata chce, zebys u nas nocowala. - Jenny
miala tylko pojedyncze lózko i zdecydowane nie zamierzala dzielic go z Elise. Ta dziewczyna okazala
sie taka... napalona i nieprzewidywalna. - Mozesz spac na moim lózku, a ja przespie sie na sofie.
- Dobra - odpowiedziala Elise niepewnie. - Zadzwonie do mamy. Nie jestes na mnie wsciekla,
prawda?
- Wsciekla? - odparla jakby nigdy nic Jenny. - A dlaczego mialabym byc wsciekla? - Otworzyla
szuflade komody i wreczyla Elise za duza koszulke i spodnie od dresu. - To do spania - polecila. W
przeciwnym razie Elise moglaby spac nago. Glupio by wyszlo, gdyby Rufus wrócil do domu noca i
wpakowal sie do pokoju Jenny, zeby walnac jej bezsensowne kazanie o sensie zycia. Tak sie
zdarzalo, gdy wypil za duzo wina. - Ide wziac prysznic. Mozesz zadzwonic do mamy z mojej komórki.
Elise wziela ubrania i zapatrzyla sie na obrazy na scianie u Jenny. Nad lózkiem wysial portret
Marksa, kota Humphreyów, drzemiacego na kuchence. Jenny namalowala go ciezkimi olejnymi
farbami. Marks byl ciemnoturkusowy, a kuchenka czerwona. Przy oknie wisial portret stóp Jenny, z
paznokciami pomalowanymi na pomaranczowo i koscmi zaznaczonymi na niebiesko.
- Jestes naprawde dobra. - Elise zsunela dzinsy na kolana. - Nie chcesz skonczyc mojego
portretu?
Jenny zlapala rózowy szlafrok frotté, który wisial na haku na drzwiach.
- Nie dzis - odpowiedziala i szybko ruszyla do lazienki. Wziela dlugi, goracy prysznic, majac
nadzieje, ze nim wróci, Elise bedzie juz spac. Jutro rano zjedza grzanki, pójda na sanki do parku i
beda wyglupiac sie jak normalne dziewczyny. Wiecej zadnych eksperymentów. Jesli idzie o zdanie
Jenny, eksperymenty okazaly sie mocno przereklamowane.
- 107 -
N pomaga wyzdrowiec pokreconej, osieroconej dziedziczce
- Trzymaj lejce w jednej rece, a bat w drugiej - pouczyla Nate'a Georgie.
Poszli na strych, ale zamiast siedziec we wspanialym starym powozie, palic trawke, calowac
sie i rozluzniac, Georgie tryskala nadmiarem energii i zaczela uczyc Nate'a powozenia.
Strych okazal sie niesamowity, pelen pieknych, starych rzeczy, których czasy dawno juz
minely, ale mimo to utrzymano je w doskonalym stanie, jakby w kazdej chwili ktos mógl zniesc je na
dól i nadal ich uzywac. Powóz byl pomalowany na zloto i wykonczony fioletowym aksamitem. Pod
siedzeniem w srodku stal maly skórzany kuferek z futrzanymi pledami i mufkami, zeby dlonie nie
marzly w trakcie przejazdzki. A najlepsze bylo to, ze w prawdziwej skórzanej uprzezy od powozu stalo
osiem bialych karuzelowych koników z przymocowanymi do glów bialymi pióropuszami.
- No dalej, szybciej, szybciej, wio, wio! - krzyknela Georgie na karuzelowe konie, strzelajac z
dlugiego skórzanego bicza i podskakujac na laweczce dla woznicy z czerwonej skóry.
Nate usiadl wygodnie obok niej i próbowal zapalic nastepnego skreta, ale Georgie tak
podskakiwala, ze joint wypadl mu z reki.
- Cholera! - krzyknal Nate wkurzony i wychylil sie z lawki, zeby zobaczyc, w którym miejscu na
drewnianej, pomalowanej na bialo podlodze lezy skret. Strych oswietlala tylko jedna, slaba zarówka,
wiec niczego nie zobaczyl.
- Nie szkodzi. - Georgie zeskoczyla z powozu. - Chodz, cos ci pokaze.
Nate niechetnie poszedl na drugi koniec strychu, gdzie stala kupa drewnianych skrzyn.
- Tutaj trzymam mój stary sprzet do jazdy konnej. - Georgie otworzyla skrzynie stojaca na
górze i wyciagnela garsc szarf, które wygrala na róznych konkursach. - Bylam naprawde dobrym
jezdzca. - Podala wstegi Nate'owi.
Wszystkie byly blekitne. Zlotymi literami wypisano na nich nazwy konkursów. Wielkie
mistrzostwa klasyczne juniorów w Hampton - przeczytal Nate.
- Super - powiedzial, oddajac jej szarfy. Zalowal, ze nie znalazl tamtego skreta.
- Zobacz to. - Georgie wyjela ze skrzyni wielkie biale plastikowe pudelko i wlozyla je Nate'owi
do rak.
Kiedy je obrócil, cos w srodku zagrzechotalo. Na boku wydrukowano nazwe lecznicy
weterynaryjnej dla koni. Konska Lecznica w Connecticut. Nate spojrzal na Georgie pytajaco.
- 108 -
- To srodek uspokajajacy dla koni. Juz to bralam. Pól pigulki wystarcza, zeby wyslac cie na
inna planete, przysiegam.
Nate zauwazyl delikatne kropelki potu nad górna warga Georgie, co go zdziwilo, bo zmarzl na
nieogrzewanym strychu. Wzruszyl ramionami i oddal jej pudelko, zupelnie niezainteresowany.
Georgie odkrecila wieczko i wysypala ogromne biale pigulki na spocona dlon.
- Tym razem wezme cala. A moze obydwoje powinnismy wziac po dwie i zobaczyc, co sie
stanie. - Ciemne wlosy opadly jej na oczy. Odgarnela je niecierpliwie, liczac pigulki.
Nate nagle zaczal sie bac. Byl calkiem pewien, ze Georgie wziela jakies pigulki, kiedy zniknela
wczesniej w lazience, a ze juz wczesniej byla upalona, zlym pomyslem bylo dodanie do tej mieszanki
srodków uspokajajacych dla koni. Co zrobi wariatka. która przedawkowala na strychu ogromnego
domu w Greenwich, w samym srodku najgorszej w historii Nowej Anglii zamieci snieznej?
- Ja pasuje. - Wskazal niewielki metalowy przyrzad w skrzyni, majac nadzieje, ze zdola
odwrócic jej uwage i Georgie zapomni o pigulkach. - Co to jest?
- Dlutko do kopyt - odpowiedziala szybko, wyciagajac dlon z pigulkami. - Stajenny czysci tym
konskie kopyta. Ej, wez jedna.
Nate pokrecil glowa. W myslach nerwowo szukal sposobu wyprowadzenia ich z tego
królestwa konskich pigulek na jakis bezpieczny teren.
- Georgie... - Popatrzyl w jej ciemnobrazowe oczy swoimi iskrzacymi sie i szmaragdowymi.
Zlapal ja tak mocno za nadgarstek, ze pigulki rozsypaly sie po podlodze. Objal ja i pocalowal w usta.
- Wracajmy na dól, dobra?
Georgie oparla bezwladnie glowe na jego piersi.
- Dobra - odparla niechetnie.
Jej ciemne jedwabiste wlosy prawie wlokly sie po podlodze, gdy Nate niósl ja korytarzem od
schodów prowadzacych na strych prosto do sypialni. Odwinal pluszowa biala koldre i polozyl Georgie
na lózku. Zlapala sie go kurczowo.
- Nie zostawiaj mnie samej.
Nate nie mial zamiaru. Kto wie. co moglaby zrobic.
- Zaraz wróce - powiedzial, odrywajac sie od niej. Poszedl do lazienki. Drzwi zostawil
uchylone, zeby w razie czego móc zlapac Georgie, zanim zrobi cos glupiego. Na blacie obok umywalki
staly obok siebie trzy butelki z lekami na recepte. Nate rozpoznal percoset, bo uzywal tego srodka
przeciwbólowego po wyrwaniu zeba madrosci, ale nie kojarzyl nazw pozostalych dwóch. Zadnej z
recept nie wystawiono na nazwisko Georginy Spark.
Umyl rece i wrócil do sypialni. Georgie lezala na brzuchu w bialej, bawelnianej bieliznie i
- 109 -
cicho posapywala. Wygladala calkiem niewinnie. Nate siadl obok i patrzyl na nia przez chwile. Kregi
wystawaly jej z pleców, unoszac sie i opadajac w rytm oddechu. Zastanawial sie, czy nie powinien do
kogos zadzwonic. Moze to calkiem normalne, ze Georgie bierze garsc prochów, a potem zasypia?
Tego dnia na spotkaniu w Wyzwoleniu Jackie powiedziala, ze gdyby kiedykolwiek walczyli ze
soba albo szukali dloni, której mozna sie zlapac, to zawsze moga do niej zadzwonic. Nate wyciagnal z
kieszeni komórke i wybral numer Jackie - nalegala w czasie sesji, zeby kazdy go sobie wpisal. Nate
pomyslal wtedy, ze w zyciu nie bedzie go potrzebowal. Wstal i wrócil znowu do lazienki, gdy telefon
zaczal wybierac polaczenie.
Dlugo dzwonil, nim w koncu Jackie odebrala i odezwala sie wsciekla:
- Tak?
Nate spojrzal na zegarek i dopiero wtedy dotarlo do niego, ze jest druga w nocy.
- Czesc - powiedzial powoli. - Mówi Nate Archibald z twojej dzisiejszej grupy - wyjasnil,
zalujac, ze po glosie slychac, ze sie najaral. - Jestem... ech... w domu tej dziewczyny, Georgie.
Wlasnie sie zorientowalem, ze wziela cala garsc pigulek i chyba nic jej nie jest, teraz spi, ale
chcialem zapytac, no wiesz, czy nie powinienem czegos zrobic?
- Nate - rzucila pospiesznie Jackie tonem osoby, która wlasnie wypila dziesiec filizanek kawy.
- Przeczytaj mi etykietki na tych lekach i jesli mozesz, powiedz, ile ich wziela.
Nate odczytal nazwy z butelek. Nie wspomnial o konskich pigulkach, ale byl prawie pewny, ze
Georgie zadnej nie wziela.
- Nie wiem, ile lyknela - dodal bezradnie. - Nie patrzylem, kiedy brala.
- I jestes pewien, ze spi? Oddycha regularnie? Nie wymiotuje i nie krztusi sie?
Nate popedzil do sypialni zdenerwowany jak nigdy w zyciu, ale Georgie nadal spokojnie
spala. Jej zebra unosily sie i opadaly delikatnie przy kazdym oddechu, a ciemne wlosy rozlozyly sie
wachlarzem wokól glowy. Wygladala jak Królewna Sniezka.
- Aha - odpowiedzial z ulga. - Spi.
- Dobra. Masz tam zostac i ja obserwowac. Pilnuj, zeby nie zaczela wymiotowac, a jesli
zacznie, posadz ja, przelóz sobie przez reke i klep w plecy, zeby sie nie zakrztusila. Wiem, to brzmi
okropnie, ale chyba chcesz, zeby jej sie nic nie stalo.
- Jasne - odpowiedzial roztrzesiony Nate. Zerknal znowu na Georgie, modlac sie, zeby nie
zrobila juz niczego dziwnego.
- Wysle do was karetke z kliniki. To chwile potrwa, bo drogi sa wlasciwie nieprzejezdne, ale
chyba nie jestescie zbyt daleko, w koncu do was dojada. Nate, wytrzymasz? Pamietaj, tego wieczoru
ty jestes bohaterem, naszym ksieciem z bajki, rycerzem w lsniacej zbroi.
- 110 -
Nate podszedl do okna sypialni i wyjrzal na zewnatrz. Napadalo tyle sniegu, ze zwirowy
podjazd przed domem nie odróznial sie od ciagnacych sie dalej rozleglych trawników. Wcale nie czul
sie jak ksiaze z bajki - czul sie bezradny jak Zlotowlosa uwieziona w wiezy. Czy nie dosc mial juz
klopotów?
- Dobra - odezwal sie do Jackie, udajac pewnego siebie. - Do zobaczenia. - Rozlaczyl sie i
schowal telefon do kieszeni.
Oczywiscie ksiaze z bajki kompletnie sobie nie zdawal sprawy z tego, ze byc moze wlasnie
uratowal zycie Królewnie Sniezce. Jednak wlasnie w takich basniowych bohaterach, którzy wcale nimi
nie chca byc, zakochujemy sie wciaz od nowa pomimo ich niedoskonalosci.
tematy ? wstecz dalej ? wyslij pytanie odpowiedz
Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostaly zmienione lub skrócone, po to by
nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.
hej, ludzie!
CZY NAPRAWDE MUSIMY WYGLADAC JAK CZERWONY KAPTUREK?
Przy okazji kazdego Tygodnia Mody zadaje sobie to samo pytanie: dlaczego wszystkie modelki na
pokazach nosza kombinezony kosmiczne, ubrane sa jak Jas i Malgosia albo wlasciwie chodza nago,
podczas gdy ja bym w zyciu nie wyszla tak na ulice? Wtedy musze sobie przypomniec, ze pokazy to
przedstawienia i caly sens mody polega na daniu nam rozrywki, poruszeniu nasza wyobraznia i
uczynieniu swiata lepszym miejscem do zycia. Moda to sztuka, a sztuka nasladuje zycie, nie ma co
filozofowac. Im wiecej o tym mysle, tym bardziej nie moge sie doczekac, zeby ubrac sie jak Czerwony
Kapturek i zaczac krazyc po okolicy w poszukiwaniu wilków. Czas kupic sobie czerwona pelerynke!
CO SIE STALO ZE SNIEGIEM?
Jak to jest, ze za kazdym razem, gdy w miescie przydarza sie straszna zamiec, to raptem w kilka
- 111 -
godzin caly snieg topnieje i wszystko wraca do normy dokladnie przed poniedzialkiem, kiedy trzeba
isc do szkoly? Mysle, ze to spisek, który ma na celu zmuszenie nas wszystkich do pójscia do szkoly w
walentynki, które powinny byc ogólnonarodowym swietem wolnym od pracy. Chyba i tak zrobie sobie
wolne. Jak inaczej bede mogla nacieszyc sie rózami, czekoladkami i bizuteria, które dostane od
tajemniczych wielbicieli?
Wasze e – maile
P: Droga P!
Jestem zdolowany, bo ta dziewczyna, która lubie, chyba nie lubi mnie tak, jak ja ja. Twoja
strona to jedyna pociecha.
smutas
O: Czesc, smutasie!
Skad wiesz, ze cie nie lubi? Zapytales ja? Pamietaj jednak, gdyby tamta dziewczyna cie
zawiodla, ja zawsze bede tu dla ciebie.
P
P: droga p!
jestes super, bedziesz moja walentynka?
oskar
O: Drogi oskarze!
Dziekuje za mile slowa, niestety jestem juz umówiona i mam w planach niesamowicie
goracy wieczór. Ale jesli mimo wszystko chcesz mnie zarzucic prezentami, to na pewno nie
bede narzekac.
P
Na celowniku
W piatek póznym wieczorem B wychodzi samotnie z hotelu w centrum i jedzie metrem na
przedmiescia - niewiarygodnie szokujacy pomysl. Pewnie myslala, ze to jedyne miejsce, gdzie
zostanie niezauwazona. Blad. S, chief d'Affairs Lesa Besta i sam Lest Best w swoim firmowym
- 112 -
czarnym kombinezonie narciarskim stoja przed biurami Little Hearts, organizacji charytatywnej
dzialajacej na rzecz dzieci, i wygladaja, jakby przez cala noc nie spali. S ma na sobie rózowy stanik i
kurtke narciarska jakiegos faceta. Co sie stalo z jej chlopakiem? N zjawil sie wczoraj po poludniu na
Grand Central. Wygladal na oszolomionego i zagubionego, ale nadal prezentowal sie przeslicznie,
rzecz jasna. D wytacza sie z taksówki i idzie na zakupy do Agnes B. Homme. Ej, czy my mówimy o tym
samym D? No cóz, Agnes B. jest chyba Francuzka, a on zawsze wyobrazal sobie, ze jest
egzystencjalista, a to francuski wynalazek... stop, odbiegam od tematu. V filmuje bulteriera
sikajacego na zólto na bialy snieg. Cóz, milo zobaczyc, ze przynajmniej ona sie nie zmienila.
Niech wasze walentynki obfituja w uwielbienie, pieszczoty i pare slicznych sandalków na malenkich
obcasikach od Jimmy'ego Choo, które przy tej pogodzie sa kompletnie bezuzyteczne. Pamietajcie
tylko: jestescie absolutnie tego warte.
Wiem, ze mnie kochacie
plotkara
lukier na torcie B
Przez caly poniedzialkowy ranek Blair bala sie spotkania z grupa. Nie, zeby miala cos
przeciwko mówieniu o podrywaniu chlopaków albo presji ze strony rówiesników (czy o czym tam chca
rozmawiac malolaty). W koncu to walentynki i wszystkie dziewczyny w szkole mówily o chlopakach.
Bala sie jednak, ze dziewiecioklasistki beda tylko pytac o pokaz Lesa Besta i udzial w nim Sereny. Jak
to bylo krecic sie przy tych wszystkich slynnych modelkach i takie tam bla, bla, bla. Pewnie beda
pytac o te jej glupia koszulke Kocham Aarona i co jest miedzy nia i Aaronem, bo slyszalysmy, ze...
bla. bla, bla. Jakby to bylo choc troche interesujace.
A nie bylo.
Dlaczego swiat jest pelen nasladowców, skoro zycie oferuje tyle mozliwosci? Blair wrzucila
sobie dodatkowy kawalek czekoladowego ciasta na tace, zeby miec co robic, kiedy dziewczyny z
grupy zanudza ja smiertelnie.
- Czesc. - Prawie ziewnela, siadajac przy zatloczonym stoliku kilka minut po rozpoczeciu
grupy. - Przepraszam za spóznienie.
- Nie szkodzi - odparla radosnie Serena. Przed pokazem zafundowano jej darmowe podcinanie
i pasemka, dzieki czemu teraz jej dlugie wlosy byly jeszcze bardziej lsniace i idealne niz wczesniej. -
- 113 -
Wlasnie rozmawialysmy o problemach rodzinnych Elise. Podejrzewa, ze jej ojciec moze miec romans.
Dzisiaj Elise odgarnela do tylu grube wlosy w kolorze slomy i podpiela z boku glowy
malenkimi rózowymi spinkami w ksztalcie serduszek. Pod jasnoniebieskimi oczami rysowaly sie jej
glebokie cienie, jakby przez cala noc nie spala, tylko sie zamartwiala.
- To fatalnie - stwierdzila wspólczujaco Blair. - Uwierz mi, wiem, jak jest.
Postanowila nie kontynuowac tematu. Grupa to moze i miejsce, w którym maja sie dzielic
doswiadczeniami, ale nie zamierzala wchodzic w szczególy romansu jej ojca z innym mezczyzna, w
okresie gdy ciagle byl mezem jej matki.
Serena kiwnela energicznie glowa.
- Wlasnie im mówilam, ze wszystkie rodziny sa totalnie pokrecone. Twoja rodzina, Blair, to
doskonaly przyklad - dodala radosnie.
Blair sie najezyla.
- Wielkie dzieki, ale nie sadze, zeby wszyscy chcieli sluchac teraz o moich problemach.
Jenny obgryzala skórki przy paznokciach i nerwowo stukala noga o krzeslo. Od rana sie
martwila, ze Elise rzuci sie na gleboka wode i z miejsca zacznie opowiadac o calowaniu sie z
dziewczynami. Bogu dzieki, Elise miala inne sprawy na glowie.
- W kazdym razie nie musimy mówic o naszych pokreconych rodzinach, jesli to ci przeszkadza
- powiedziala Blair do Elise, próbujac ja wesprzec.
Elise pokiwala glowa ze smutkiem.
- Wlasciwie to jest cos innego, o czym chcialabym porozmawiac.
Jenny skrzywila sie.
- Tak? - Blair skinela glowa zachecajaco. - Co takiego?
Vicky Reinerson uniosla reke. Miala na sobie czerwona welniana peleryne, podobna do tej,
jaka nosila na pokazie Lesa Besta Serena, tyle ze ta wygladala na uzywana, jakby Vicky pozyczyla ja
od babci. Chyba nie zajarzyla, ze peleryny wracaja do lask dopiero jesienia, a nie juz tej wiosny.
- Och, ale kiedy skonczy, Serena, opowiesz nam o pokazie Lesa Besta? Prosimy! - blagala
Vicky. - Obiecalas.
Serena zachichotala, jakby byla gotowa opowiedziec tony zabawnych historyjek. Blair miala
ochota ja trzepnac.
- Najbardziej niesamowite bylo to, ze walczylam na sniezki z samym Lesem Bestem i nawet
nie wiedzialam, ze to on. - Serena zerknela na Blair, która piorunowala ja wzrokiem. - Opowiem o tym
na koncu, jesli zostanie troche czasu. - Wrócila do Elise. - O czym zaczelas mówic?
Elise zaczerwienila sie jak burak.
- 114 -
- Ja... ja chcialam porozmawiac o calowaniu sie - wypalila. - O calowaniu sie z dziewczynami.
Jenny kopnela w noge krzesla Elise. Mary, Cassie i Vicky zasmialy sie i zaczely tracac
lokciami. To bedzie cos dobrego. Niedawno krazyly plotki o tym, ze Blair i Serena calowaly sie w
jacuzzi w apartamencie rodziny Chucka Bassa w hotelu Tribeca Star.
- Uwazam, ze kazdy moze calowac kazdego - stwierdzila Serena. - Calowanie to swietna
zabawa.
Blair wlozyla sobie do ust kawal czekoladowego ciasta, próbujac wymyslic cos, czym moglaby
przebic uwage Sereny.
- Chlopcy lubia patrzec na calujace sie dziewczyny - stwierdzila z pelnymi ustami. - Pokazuja
to ciagle w filmach, zeby nakrecac facetów. - To prawda. Rozmawiali nawet o tym na zajeciach z
filmu u pana Beckhama.
- No wiec, Serena, jak to bylo nosic ubrania Lesa Besta? - zapytala Jenny, desperacko
próbujac zmienic temat.
Serena wyciagnela dlugie, smukle ramiona nad sliczna blond glowa i westchnela rozkosznie.
- Naprawde chcecie wiedziec? - Wszystkie dziewczyny w grupie poza Blair i Elise kiwnely
entuzjastycznie glowami. - No dobra, to wam powiem.
Blair przewrócila oczami. Szykowala sie, by zamknac Serenie usta informacja o swoim
goracym romansie z. trzydziesto - osmioletnim zonatym mezczyzna, co bylo o niebo ciekawsze od
lazenia po wybiegu w kretynskich ciuchach, których i tak nikt nie chcial nosic. Zerknela na stól. przy
którym Elise zaciekle bazgrolila na kartce z zeszytu swoje imie raz za razem. Elise Wells. Panna Elise.
Elise Wells. Panna Elise Patricia Wells. E.P Wells.
Nagle Blair poczula, ze cala zawartosc zoladka podchodzi jej do gardla. Wells?! To nazwisko
Owena. A Elise wlasnie powiedziala, ze podejrzewa, ze jej ojciec ma romans! Owen nie mówil nic o
córce, ale jak sie teraz nad tym zastanowila, to widziala, ze Elise ma takie same oczy jak on i na
ganku zapalila dwa papierosy dokladnie w taki sam sposób, jak Owen w piatek w barze. Jezu!
Równie dobrze mógl miec dziesiecioro dzieci, tylko akurat zapomnial jej o tym wspomniec. Jasna
cholera!
Blair z glosnym szurnieciem odsunela krzeslo i pobiegla do gabinetu pielegniarki, który
znajdowal sie za stolówka. Dotarla w ostatniej chwili, zeby zwymiotowac czekoladowe ciasto na
wlasnorecznie zrobiony na szydelku dywanik siostry O'Donnell. Byl to najszybszy sposób, aby zostac
odeslanym do domu z powodu choroby.
Kiedy tylko wybiegla, po stolówce rozlegl sie szmer - dziewczyny obstawialy rózne wersje
wyjasnienia, co sie dzieje z Blair.
- 115 -
- Slyszalam, ze chorowala na jakas rzadka chorobe. Stracila mnóstwo wlosów. To tak
naprawde peruka - oglosila Laura Salmon.
- A ja slyszalam, ze jest w ciazy z jakims starszym facetem. On jest zonaty z kims z rodziny
królewskiej i chce sie teraz ozenic z Blair, ale zona nie zgadza sie na rozwód - wyjasnila Rain
Hoffstetter.
- O mój Boze! Wiec moglyby urodzic z matka w tym samym czasie! - pisnela Kati Farkas.
- Ona nie jest w ciazy, idiotko. To bulimia - wyjasnila dziewczynom Isabel Coates
konfidencjonalnym - szeptem. - Walczy z tym od lat.
Przy stoliku grupy Serena nieswiadomie wyjasniala cala sprawe:
- Poczuje sie lepiej, gdy ja przyjma do Yale.
apatia kontra poezja
- Wesolych walentynek, kochasiu! - powital Dana Zeke Freedman, tuz przed zajeciami z
historii Stanów Zjednoczonych. Wreczyl Danowi rózowa reklamówke. - Aggie prosila, zebym ci to dal.
Kurier wlasnie to przyniósl do recepcji.
Uszy torby przewiazano czerwona satynowa wstazka. Dan pociagnal za kokarde i wysypal
zawartosc na lawke: male biale pudelko i cienka ksiazka w okladkach z czerwonej skóry. W pudelku
lezal gruby srebrny dlugopis na srebrnym lancuszku. Dolaczona karteczka wyjasniala, ze to jest
dlugopis antygrawitacyjny - takich uzywaja astronauci w kosmosie. Dan zalozyl lancuszek na szyje i
otworzyl ksiazke na pierwszej stronie, gdzie ktos nabazgral: Skop grawitacji tylek, czarusiu. Czujesz?
Kompletnie oglupialy Dan przeczytal jeszcze raz notke. Zbyt dziwaczne jak na Vanesse, wiec
to zdecydowanie musiala byc Mystery. W koncu rozlegl sie dzwonek. Pan Dube wmaszerowal do sali
i zaczal scierac tablice. Dan schowal torbe z prezentem pod krzeslo, otworzyl zeszyt i udawal, ze
slucha, co pan Dube opowiada o Wietnamie i apatii. Szkola wydawala sie taka nieistotna i glupia
teraz, kiedy agentka w prawdziwego zdarzenia. Rusty Klein, chciala go reprezentowac, a ewidentnie
blyskotliwa, intrygujaca i seksowna poetka przyslala mu wyjatkowo wyrafinowane walentynkowe
prezenty.
Wtedy Dan przypomnial sobie o Vanessie i dlonie zaczely mu drzec. Niczego jej nie wyslal na
walentynki - nie, zeby Vanessa przepadala za takimi „nastawionymi na komercje pierdolami”, jak to
lubila okreslac, ale nawet do niej nie zadzwonil. A wlasciwie najwiekszy problem polegal na tym, ze
- 116 -
ja... zdradzil. Nie chodzilo tylko o to, ze calowal sie z inna. Naprawde ja zdradzil.
To byla absolutnie wina Mystery. Przez te przezroczysta sukienke i te jej zólte, krzywe zeby
mial wrazenie, jakby znalazl sie we wlasnym wierszu. Calowal czarujaca, dziwna dziewczyne, która
stworzyl, na halasliwej, odlotowej imprezie, która wymyslil. Nic nie mógl na to poradzic, ale jego
wyobraznia zupelnie oszalala - wyslala go, zeby chwiejnym krokiem przez zasypane sniegiem miasto
dotarl do mieszkania - atelier w Chinatown i kochal sie z Mystery w najrózniejszych dziwnych po-
zycjach jak z jogi na niewygodnym materacu robiacym za lózko, podczas gdy slonce wschodzilo nad
smetnym, bialym miastem. Prawie jakby sie zadna z tych rzeczy nie wydarzyla. Jakby to byla fikcja
literacka.
Tyle ze to nie byla fikcja. Naprawde zdradzil Vanesse.
Dan mial strasznego kaca przez caly weekend. Tak pograzyl sie w egzystencjalnym poczuciu
winy i pogardzie dla siebie, ze nie mógl odpowiedziec na niezliczone wiadomosci, które Vanessa
nagrala na jego komórce.
Otworzyl zeszyt od historii na ostatniej stronie. A gdyby dla Vanessy napisal wiersz i wyslal
jej e - mailem w czasie przerwy na lunch? To mialoby wieksza wartosc niz kwiaty, czekoladki albo
tandetne walentynkowe kartki. A najlepsze bylo to, ze pewnie nie musialby z nia rozmawiac i
przyznac sie do zdrady, bo w klamaniu nie byl dobry.
Pan Dube zaczal pisac cos na tablicy. Dan udawal, ze robi notatki w zeszycie.
Kredowe anioly - napisal. - Nadajace sens.
Potem pomyslal o czyms, co Mystery powiedziala mu, kiedy pili czwarty albo piaty koktajl z
red bullem. Cos o tym, ze jest zmeczona pisaniem zawiklanych wierszy, które okrezna droga wyrazaly
to, co chciala przekazac. Odrzucic subtelnosc. Mówic wprost.
Pocaluj mnie. Badz moja - napisal Dan, nasladujac slogany na czekoladowych sercach,
którymi popisywaly sie dziewczyny w walentynki. Superlaska!
Przeczytal slowa jeszcze raz, nie dostrzegajac ich tak naprawde. Jego umysl ciagle wypelnialy
obrazy z nocy z Mystery. Nie potrafil sie skupic. Jej wlosy pachnialy tostami. A kiedy dotknela jego
nagiego brzucha chlodnymi, wilgotnymi dlonmi, cale jego cialo sie wzdrygnelo. Nie zapytal jej, co
miala na mysli, mówiac o przedwczesnej smierci, i nie zapytal jej, dlaczego jego wiersz Zdziry
uratowal jej zycie, ale byl tak upojony tauryna z red bulla i przerazajacymi, zóltymi zebami Mystery,
ze pewnie i tak nie zapamietalby odpowiedzi.
Znowu stracilem dziewictwo - napisal Dan, co zreszta bylo prawda. Robienie tego z Mystery
rzeczywiscie okazalo sie kolejna utrata dziewictwa. Czy to mozliwe, ze bedzie sie tak czul za kazdym
razem z nowa kobieta?
- 117 -
Zanim zdazyl sobie wyobrazic te kolejna szczesciare, zadzwieczal dzwonek. Dan wyrwany z
zamyslenia zamknal zeszyt i wsadzil go pod ramie.
- Ej! - zawolal do Zeke'a. - Postawie ci sushi na lunch, ale zaczekaj na mnie, tylko wysle e -
mail.
- Dobra. - Zeke wzruszyl ramionami i staral sie nie pokazac po sobie, jaki jest poruszony tym,
ze jego stary kumpel raczyl po raz kolejny tego dnia poswiecic mu troche uwagi. Od kiedy to Dan
Humphrey, król tanich krokietów i kiepskiej kawy, jadal sushi?
- Slyszalem, ze poszczescilo ci sie w pianek wieczór! - wrzasnal do Dana Chuck Bass, gdy
mijali sie na klatce schodowej. Chuck wlozyl na gole cialo granatowy sweter w serek od mundurka
szkoly Riverside. - Niezla robota.
- Dzieki - odmruknal Dan, pedzac na góre do sali komputerowej. Oszukiwal sie, myslac, ze
Vanessa nie dowie sie o nim i Mystery, ale kiedy tylko dostanie jego najnowszy wiersz, na pewno mu
wybaczy. W koncu jak to napisala Mystery - byl czarusiem.
dziewczyny glupieja z powodu tajemniczych wielbicieli
Vanessa czula sie troche idiotycznie, siedzac wsród zdesperowanych dziewczyn w zatloczonej
i przegrzanej sali komputerowej. Wszystkie po raz setny sprawdzaly, kto przyslal im zalosna kartke
walentynkowa albo wyslal wiadomosc na strone Tajemniczego Wielbiciela - niepokojaco malo
twórczy nowy zwyczaj, który pojawil sie w szkole w ostatnie walentynki. Ale Dan zwykle logowal sie
przynajmniej raz dziennie, a w weekend byl taki zajety spotkaniem z Rusty Klein na pokazie Better
Than Naked, ze nawet nie mial jak oddzwonic, wiec doszla do wniosku, ze pewnie spróbuje dzis do
niej napisac e - mail. W koncu to walentynki. Nie, zeby któres z nich przejmowalo sie tymi
nastawionymi na komercje pierdolami...
Pewnie ze nie.
- Czesc! - uslyszala. To mlodsza siostra Dana. Sprawdzala swoja strone przy sasiednim
stoliku.
- Czesc, Jennifer.
Jenny odjechala od stolika na czarnym krzesle obrotowym, a potem przysunela sie z
powrotem. Jej krecone brazowe wlosy byly wymodelowane suszarka. Wygladala powazniej i bardziej
wyrafinowanie niz zwykle.
- 118 -
- Pewnie swietnie sie bawiliscie z Danem na pokazie. Wrócil do domu dopiero w sobote po
poludniu. Ojciec zrzedzil, jacy oboje jestesmy zepsuci i nieodpowiedzialni, ale potem zupelnie
zapomnial Dana objechac. Typowe.
Vanessa przejechala dlonia po ogolonej niemal na lyso glowie.
- Nie bylam na tym samym pokazie co Dan. Zostalam zaproszona gdzie indziej.
- Och! - Jenny wygladala na zaskoczona.
Vanessa wyczula, ze cos jest nie tak. Co Dan robil poza domem tak dlugo? Ale z drugiej strony
przez ten snieg wszystko sie pochrzanilo. Moze nocowal u Zeke'a. Zeke mieszkal w centrum.
Zalogowala sie jako lysakotka, wpisala haslo „miau” i zajrzala do skrzynki odbiorczej.
Oczywiscie czekala na nia wiadomosc od Dana i - cóz za niespodzianka - byla to poezja. Vanessa
przeczytala wiersz z zapalem, ale sie zorientowala, ze Dan nie wlozyl w niego zadnego wysilku.
„Superlaska”? O co tu chodzi? „Znowu stracilem dziewictwo”? Kogo on, do cholery, oszukuje?
Nacisnela Odpowiedz i zaczela odpisywac:
Cha, cha. Usmialam sie. Splakalam sie. O co tu wlasciwie chodzi? Mielismy razem zrobic film,
pamietasz?
Kiedy czekala na odpowiedz Dana, zalogowala sie na swoja strone Tajemniczego Wielbiciela.
Ku jej zaskoczeniu znalazla cztery wiadomosci:
Nie moge przestac piac z zachwytu na twój temat przed wszystkimi znajomymi. Nikt tak nie
laczy znaczenia i formy, jak ty, moja pani.
przystojniak
Ofiarowalas temu popieprzonemu swiatu nowy rodzaj piekna. Tak trzymaj.
d
Zyczenia wesolych walentynek dla mojej niezwyklej siostry w tym niezwyklym dniu. Ruby
Dasz rade pojechac do Cannes? Porozmawiamy o tym przy kawie w Brooklynie, w czwartek
wieczorem?
rezyser, który cie odkryl
Vanessa przewrócila oczami, gdy czytala ostatnia wiadomosc. Doceniala wszystko, co dla niej
- 119 -
zrobil Ken Mogul, ale na pewno jej nie odkryl. Ona tu byla przez caly czas.
Przelaczyla sie z powrotem na skrzynke e - mailowa, ale nie bylo odpowiedzi od Dana, wiec
sie wylogowala.
- Do zobaczenia - szepnela do Jenny, która nie odrywala oczu od ekranu.
- Do zobaczenia - odpowiedziala Jenny, nie podnoszac wzroku. Na jej stronie byly az trzy
wiadomosci.
przepraszam, ze nie kupilam ci zadnych czekoladek, ale nie wiem, jakie lubisz, kupmy cos po
szkole, naprawde nie mam teraz ochoty wracac do domu.
smutna
a przy okazji - chcesz skonczyc ten obraz? znowu ja
Te dwie byly zdecydowanie od Elise, ale trzecia wygladala na wiadomosc od prawdziwego
chlopaka z krwi i kosci.
Przepraszam, ze tyle to trwalo, ale wczesniej nie mialem odwagi do ciebie napisac. Jesli
chcesz sie ze mna spotkac, wracam ze szkoly autobusem z Siedemdziesiatej Dziewiatej. Nie
jestem pewien, jak wygladasz, ale jezeli zobaczysz naprawde wysokiego chudego blondyna
patrzacego na ciebie w autobusie, usmiechnij sie, bo to pewnie bede ja. Szczesliwych
walentynek, J. Humphrey. Nie moge sie doczekac, zeby cie poznac. Caluje, L.
Jenny przeczytala wiadomosc kilka razy. Wysoki chudy blondyn? Zupelnie jak ten chlopak z
Bendela. Ale co znaczylo L? Lester? Lance? Louis? Nie, te imiona brzmialy zbyt dziwacznie, a
wiadomosc nie byla dziwaczna, tylko slodka. Ale jak zdobyl jej adres e - mailowy? A kogo to
obchodzi?! Nie mogla uwierzyc - on chcial sie z nia spotkac!
Natychmiast usunela wiadomosci od Elise i pobiegla do drukarki, zeby wydrukowac te od L.
Oczywiscie zamierzala jezdzic autobusem z Siedemdziesiatej Dziewiatej chocby przez caly wieczór,
jesli zajdzie taka potrzeba. Ale gdyby - nie daj Bóg - sie nie spotkali, Jenny bedzie miala chociaz ten
list milosny, zeby sie nim cieszyc i zachowac do konca zycia.
A myslala, ze skonczyla z miloscia. Widzicie, jakie magiczne potrafia okazac sie walentynki?
- 120 -
calusy zamiast narkotyków
- A dlaczego wlasciwie nie zadzwoniles na pogotowie? - zapytal Nate'a Jeremy Scott
Tompkinson, gdy zawijal trawke w bibulke EZ Wider rozlozona na prawym kolanie.
- Daj facetowi spokój - rzucil Charlie Dern. - Byl najarany, zapomniales?
- Ja bym chyba po prostu stwierdzil: „To na razie, pochrzaniona laluniu! Mam gdzies, czy
mialas zamiar tak przyhajcowac!”, i tyle - zazartowal Anthony Avuldsen.
Jeremy'emu udalo sie zwinac troche trawki starszemu bratu, który przyjechal do domu z
college'u, i teraz chlopcy cala czwórka przyczaili sie przy East End Avenue. Robili sobie przerwe przed
WF - em.
Nate chuchnal w dlonie i schowal je do kieszeni plaszcza.
- Nie wiem. - Sam nie bardzo rozumial swojej reakcji. - Chyba chcialem zadzwonic do kogos,
kto zna nas oboje. Do kogos, komu moge zaufac.
Jeremy pokrecil glowa.
- Gosciu, ci z odwyku chca, zebys tak wlasnie sie zachowywal. Juz cie zaprogramowali.
Nate pomyslal o tym, jak Georgie nasladowala psychologiczny belkot Jackie - te wszystkie
teksty o leczeniu ran i negatywnych przyjazniach. Nie wygladalo, zeby Georgie zaprogramowali.
Nagle zaczal sie zastanawiac, czy byla zla na niego za to, ze powiadomil Jackie, ale nie mógl do niej
teraz zadzwonic i zapytac. Zatrzymali ja w Wyzwoleniu na stale i nie wolno jej bylo odbierac
telefonów, na wypadek gdyby dzwonil diler albo ktos taki. Mial nadzieje, ze spotka ja na grupie.
- A ile wlasciwie musisz chodzic na ten kretynski odwyk? - zapytal Charlie. Wyciagnal reke po
skreta i sie sztachnal.
- Pól roku - odparl Nate. - Ale przynajmniej nie musze tam mieszkac. - Pozostali chlopcy
mrukneli wspólczujaco albo ze znudzeniem, dajac wyraz zdegustowaniu. Nic nie powiedzial. Chociaz
nigdy sie do tego nie przyznal, wlasciwie to polubil odwyk i spotkania z róznymi dzieciakami na
terapii, zwlaszcza z Georgie. Bedzie mu troche smutno, kiedy sie skonczy.
- Masz - rzucil Charlie, podajac Nate'owi skreta. Nate spojrzal i pokrecil glowa.
- Dzieki - mruknal pod nosem. Przed nimi na chodniku lezalo pogniecione serce z czerwonego
papieru. - Dzisiaj sa walentynki? - zapytal z roztargnieniem.
- Aha - odpowiedzial Anthony. - A co?
- 121 -
Nate wstal i strzepal snieg z pleców czarnego plaszcza od Hugo Bossa. Odkad pamietal,
zawsze w walentynki wysylal róze specjalnej dziewczynie.
- Musze cos zrobic. Zobaczymy sie na WF - ie, dobra?
Kumple patrzyli, jak Nate brnie przez rozmokly snieg w strone Madison Avenue, az w koncu
zniknal im z oczu. Cos sie stalo z ich starym kumplem Nate'em Archibaldem. Pierwszy raz, odkad
skonczyl dziesiec lat, nie chcial zaciagnac sie skretem.
Czy to mozliwe, czy moglo sie zdarzyc, ze sie... zakochal?
dla B dzien Walentego to dzien zaglady
Blair przez cala droge do domu trzymala dlon przy ustach, a mysli z dala od Owena -
wszystko, zeby nie zwymiotowac na tylnym siedzeniu taksówki. Ale kiedy wysiadla z wykladanej
boazeria windy i weszla do mieszkania, poczula mdlacy zapach róz i jej zoladek znowu zlowieszczo
sie skrecil. Caly przedpokój byl zawalony kwiatami. Zólte róze, biale róze, rózowe i czerwone. Blair
upuscila na podloge torbe i zaczela czytac bileciki dolaczone do bukietów.
A jestes moim misiaczkiem. Caluje, S - napisano na bileciku dolaczonym do zóltych róz.
Audrey, moja slodka damo. czy bedziesz moja walentynka? Caluje, Cary - to kartka od
czerwonych róz.
Moja droga pani Rose! Niech nasza malenka córeczka bedzie równie piekna i cudowna jak ty i
równie beznadziejnie szczesliwa jak ja kazdego dnia przy tobie. Twój kochajacy maz, pan Rose -
przeczytala na bileciku od bialo - rózowego bukietu.
Juz jeden taki tekst wystarczal, zeby wyrzygac flaki, a musiala zdzierzyc trzy równie
obrzydliwe. Rzucila plaszcz na podloge i zataczajac sie, wpadla do pierwszej lazienki z brzegu, zeby
znowu opróznic zoladek.
- Mamo! - krzyknela, wycierajac usta w kremowy recznik dla gosci z monogramem R.
- Blair?! - odkrzyknela matka. Eleanor Waldorf szla powoli korytarzem. Miala na sobie rózowy
kostium od Chanel z filcowanej welny, poszerzony w pasie, zeby zmiescila w nim pieciomiesieczna
ciaze. Rozjasnione wlosy obciete na pazia spiela w kucyk. Na nogach miala kapcie z króliczego futra,
a przy uchu przenosny telefon. Jak wiekszosc gospodyn z Upper East Side przez caly czas, kiedy nie
wychodzila na lunch albo nie siedziala u fryzjera, wisiala na telefonie. - Co robisz w domu? - zapytala
córke. - Zle sie czujesz?
- 122 -
Blair zlapala sie za zoladek i próbowala nie patrzec na matke.
- Widzialam list od Cyrusa - wychrypiala. - To bedzie dziewczynka?
Matka rozpromienila sie, a jej blekitne oczy rozblysly ze szczescia.
- Czy to nie cudowne?! - wykrzyknela. - Dowiedzialam sie dzis rano. - Objela córke za szyje. -
Cyrus zawsze chcial miec córke. Kiedy niedlugo przyjedziesz z college'u, bedziesz miala malenka
siostrzyczke do zabawy!
Blair wykrzywila sie, czujac, jak zoladek wywraca sie jej na dzwiek slowa „college”.
- Mam nadzieje, ze nie masz nic przeciwko - paplala Eleanor - ale planujemy zamienic twoja
sypialnie na pokój dzieciecy, bo brakuje nam juz miejsca. Ty i Aaron niedlugo wyjedziecie sie uczyc.
Zgadzasz sie, prawda, kochanie?
Blair spojrzala na matke pustym wzrokiem. Nie chciala miec ani brata przyrodniego, ani
ojczyma i z pewnoscia nic zyczyla sobie mlodszej siostry, a juz na pewno nie takiej, która zabierze jej
pokój.
- Ide sie polozyc - powiedziala slabo.
- Powiem Myrtle, zeby przyniosla ci troche bulionu! - zawolala za nia matka.
Blair zatrzasnela drzwi i rzucila sie na lózko, chowajac glowe w mieciutkich poduszkach z
pierza. Kitty Minky, kolka rasy blekitnej rosyjskiej, skoczyla jej na plecy i wbila pazurki w czarno -
bialy sweter z Fair Isle.
- Pomocy! - jeknela zalosnie Blair do kota. Gdyby tylko mogla tak lezec” do sierpnia, a potem
zabrano by ja helikopterem prosto do nowej sypialni w Yale. Gdyby tylko mogla przeskoczyc
wszystkie kiepskie kawalki w scenariuszu jej zycia, kawalki, które nalezaloby napisac od nowa.
Z przyzwyczajenia wyciagnela reke i wlaczyla odsluchiwanie automatycznej sekretarki.
Sluchala z zamknietymi oczami.
- Czesc, Blair, mówi Owen. Owen Wells. Przepraszam, ze nie odezwalem sie wczesniej.
Wiesz, co sie stalo? Obudzilem sie, a ciebie juz nie bylo. W kazdym razie wesolych walentynek, slicz
notko. Zadzwon, jak bedziesz miala chwile. Trzymaj sie.
- Czesc, Blair, tu znowu Owen. Dostalas moje kwiaty? Mam nadzieje, ze ci sie podobaja.
Oddzwon, jak bedziesz miala chwile. Dzieki. Czesc.
- Czesc, Blair. Wiem, ze to w ostatniej w chwili, ale moze masz ochote zjesc ze mna kolacje?
Tu Owen, nawiasem mówiac. Plany w domu sie zmienily i jestem wolny jak ptak. Wiec co powiesz na
Le Cirque dzis wieczór, slicznotko? Zadzwon.
- Czesc, Blair. Mam rezerwacje w Le Cirque...
Skopala automatyczna sekretarke ze stolika. Wtyczka wypadla z gniazdka. Blair miala gdzies,
- 123 -
ze Owen ma najseksowniejszy glos i najlepiej caluje w calym Nowym Jorku. Nie mogla dluzej grac
Audrey i widziec w nim Cary Grania. Okazal sie klamliwym, zdradzajacym sukinsynem i tatusiem!
Miala nawet gdzies to, czy Owen powie w Yale, ze jest glupia siksa, która nie utrzyma sie na
studiach dluzej niz dwa tygodnie. Pieprzyc Owena, pieprzyc Yale!
Zlapala telefon i wybrala numer komórki Owena. To jedyny numer, jaki jej podal, pewnie
dlatego ze tylko ten telefon zawsze odbiera sam.
- Blair? - Owen odebral od razu po pierwszym dzwonku. - Gdzie bylas? Przez caly dzien
próbowalem cie zlapac!
- W szkole! Wiem, ze dla ciebie to stare czasy, ale szkola to takie miejsce, do którego sie
chodzi i gdzie ucza cie róznych rzeczy. Jestem teraz w domu tylko dlatego, ze sie zle poczulam.
- Och, to znaczy, ze pewnie sie nie zjawisz na kolacji?
Glos Owena nie brzmial nawet w polowie tak seksownie teraz, kiedy juz wiedziala, jaki z
niego dupek. Podeszla do wysokiego lustra i poprawila wlosy. Juz wygladaly na troche dluzsze. Moze
niedlugo odrosna. A moze zetnie je jeszcze krócej. Odgarnela zdecydowanym ruchem grzywke z
czola, zeby zobaczyc, jak by wygladala, gdyby sie sciela naprawde króciutko.
- Wiem, ze masz córke - syknela do sluchawki, podchodzac do komody. Zaczela grzebac w
górnej szufladzie, az znalazla stare srebrne nozyczki po babci, z których nigdy nie miala specjalnego
pozytku.
- B - Blair... - wyjakal Owen.
- Pieprz sie.
Rzucila telefon na lózko. Potem zlapala garsc wlosów i zaczela je scinac malenkimi, srebrnymi
nozyczkami.
Do widzenia, Audrey Hepburn! Witaj, Mia Farrow z Dziecka Rosemary!
tematy ? wstecz dalej ? wyslij pytanie odpowiedz
Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostaly zmienione lub skrócone, po to by
nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.
hej, ludzie!
- 124 -
NAJDELIKATNIEJSZY SPOSÓB NA POZEGNANIE
To smutne, ale prawdziwe - walentynki stawiaja zwiazkom pewne wymagania, którym czasem sie nie
da rady sprostac. Co macie zrobic, gdy oboje wiecie, ze to koniec, i chcecie juz ruszyc dalej, zeby
wreszcie zaczac swietnie sie bawic, placac karta kredytowa za prezenty dla siebie, a nie dla drugiej
potowy? Z mojego bogatego doswiadczenia z bezbolesnym zrywaniem wynika, ze im mniej powiesz,
tym lepiej. Nie omawiaj wszystkiego ze szczególami. Prosty gest znaczy o niebo wiecej. Propozycja,
zeby zrobic cos cala paczka zamiast tylko we dwoje. Czuly calus w policzek. Machanie reka na
pozegnanie. I nie wazcie sie zwracac jakichkolwiek podarunków. One sa wasze! Zatrzymajcie je!
JEDNA RZECZ NA MÓJ TEMAT, Z KTÓREJ MOZECIE NIE ZDAWAC SOBIE SPRAWY
Jestem prawdziwa. A to znaczy, ze mam u rodziny. W nastepny poniedzialek koncze osiemnascie lat i
urzadzam impreze, na która wszyscy jestescie zaproszeni. Wiem, co sobie myslicie: to poniedzialek.
Ale tak naprawde to co macie do roboty w poniedzialkowy wieczór? Prace zadana z laciny? Domowej
roboty maseczke? No i potem tydzien zleci momentalnie, obiecuje.
Kiedy? W poniedzialek od dziewiatej wieczór do switu.
Gdzie? W Gnomie. Nie martwcie sie, ze nigdy o nim nie slyszeliscie. Nikt nie slyszal. To nowiutki klub
przy Bond Street, który polaczy swietowanie otwarcia wlasnie z moimi urodzinami. Czy to nie slodkie?
Co zabrac? Siebie, najpiekniejszych znajomych i rzecz jasna prezent!
Na celowniku
B nie ma w szkole drugi dzien z rzedu. D czeka w holu hotelu Plaza w nowym, eleganckim garniturze
od Agnes B. Wyglada na zdenerwowanego. S w pracowni Lesa Besta przymierza przesliczna sukienke
w kolorze sloneczników przed sesja zdjeciowa. J godzinami jezdzi autobusem z Siedemdziesiatej
Dziewiatej tam i z powrotem. A gra na gitarze w pociagu, wracajac z Scarsdale, gdzie siedzial przez
kilka ostatnich dni. N biega po Central Parku - zycie bez trawki daje temu chlopakowi tyle energii!
Wasze e – maile
P: Droga plotkaro!
- 125 -
Pocalowalam dziewczyne, ale nic nie mialam przy tym na mysli. Wlasciwie to podoba mi
sie pewien chlopak. Co mam powiedziec tej dziewczynie, zeby nie zranic jej uczuc? W
koncu jest moja przyjaciólka.
strapiona
O: Droga strapiona!
Nigdy nie wierzylam w teorie, ze calujac kogos, przyrzekam, ze nie pocaluje nikogo innego.
Calowanie to przyjemnosc. Dlaczego ograniczac sie tylko do jednej osoby? Dowcip polega
na tym, zeby osobie, z która dobrze sie bawisz, powiedziec, ze nie zamierzasz od razu
wychodzic za maz ani nic takiego. A tak przy okazji, najlepiej zrobic to przed, a nie po
calowaniu sie.
P
P: Droga P!
Utknelam na odwyku. Moge korzystac z netu, ale pewne konta e - mailowe mam
zablokowane, wiec nie moge wystac wiadomosci do chlopaka, z którym sie spotykam i za
którym bardzo tesknie. Nawet przyslal mi róze! Na szczescie moge wejsc na Twoja strone i
powiedziec calemu swiatu, ze jestem zakochana. Moze kiedy stad wyjde, wypijemy, zeby to
uczcic. Ja stawiam.
kociak na odwyku
O: Drogi kociaku!
Zamiast po wyjsciu stawiac nam drinki, powinnas zalozyc wlasna strone. Albo napisac
ksiazke. To tylko sugestia.
P
Nie zapominajcie o mojej imprezie - niedlugo pojawi sie lista wymarzonych prezentów!
Wiem, ze mnie kochacie
plotkara
- 126 -
zycie slawnych i bogatych
W srode po poludniu Dan stal w holu hotelu Plaza, poprawiajac kolnierzyk marynarki
garnituru Agnes B. i sciskajac czerwona ksiazeczke, która dostal od Mystery na walentynki. Wczes-
niej byl w Plaza tylko raz, kiedy filmowali z Vanessa skate'ów w Central Parku i ona musiala
skorzystac z toalety. Nawet w nowym, eleganckim garniturze czul, ze nie pasuje do tego wystawnego
miejsca.
Powinien sie przyzwyczajac. W koncu mial sie stac bardzo slawnym pisarzem, który regularnie
umawia sie ze swoja agentka na herbate w drogich hotelach.
Zebrak w lustrzanym palacu, pomyslal, tworzac poczatek wiersza.
- Daniel! - uslyszal Rusty Klein krzyczaca przez caly korytarz. Tym razem czerwona peruke
uczesala w dwa grube warkocze z boków glowy. Swoje metr dziewiecdziesiat z kawalkiem okryla
niezwykla, czarna w drobne biale kwiaty szata w stylu japonskiej gejszy. Do tego wlozyla czarne
zamszowe kozaki na szpilkach, jakby juz nie byla dosc wysoka. Mystery stala obok niej i wygladala
jak zaglodzony duch w wystrzepionej, obcislej sukience w kolorze sliwkowym i brazowych skórzanych
butach, Jej obojczyki przy chudej szyi wygladaly niczym skrzydla samolotu. Usta miala tak
spierzchniete, ze wydawaly sie niemal biale.
Szkielet ksiezniczki wynurza sie z obloku kurzu...
- Czesc! - Dan powital je zwyczajnie, jakby zawsze spotykali sie w Plaza po szkole. Wsuniety
do kieszeni bialej koszuli od Agnes B. dlugopis antygrawitacyjny od Mystery uderzyl go w blada
piers. - Dziekuje za prezenty.
Rusty zlapala go w niedzwiedzi uscisk, duszac oleisto - rybnym zapachem swoich perfum i
brudzac mu policzek pomaranczoworózowa szminka.
- Mystery i ja az za dobrze sie bawilysmy, kupujac prezenty dla ciebie, kochanie! W koncu
zmusilysmy sie, zeby przestac.
Mystery przejechala jezykiem po zóltych zebach.
- Wlasnie pilysmy martini i analizowalysmy Kafke jak dwie kretynki - wychrypiala. Mówila jak
pijana i sprawiala wrazenie, jakby nie spala od tygodni. Zamrugala. - Skoro juz jestes, mozemy cos
zjesc. Przez ciebie umieram z glodu.
Kosci owiniete w skrzydla cmy utkane z pajeczyny.
- 127 -
- Tedy - zachichotala Rusty, ignorujac dziwna uwage Mystery. Poprowadzila ich ogromnym
holem do wielkiej herbaciarni pelnej zloconych luster, dzwoniacych krysztalów i zbyt mocno
wyperfumowanych kobiet ze swiezo wymodelowanymi wlosami. Okragly, przykryty bialym obrusem
stolik zastawiono srebrnym serwisem do herbaty. Trzypoziomowa taca pelna byla swiezo
upieczonych babeczek, sloiczków z domowym dzemem i malenkich kanapek z ogórkiem z chleba, od
którego obcieto skórke. Na stole staly tez dwa niedopite kieliszki z martini.
- Swietowalysmy skromnie debiut Mystery - wyjasnila radosnie Rusty. Usiadla i dopila jednym
haustem resztke drinka.
Królowa poezji kuszaco przyciaga.
Dan usiadl obok niej i polozyl ksiazke na stoliku.
- Jaki debiut?
Rusty zlapala babeczke z jagodami, posmarowala ja maslem i wrzucila w calosci do
ogromnych ust.
- Dobrze, ze przyniosles swoja ksiazke do obserwacji. Zapisywales wszystko? Pamietaj, nie
ma rzeczy nieistotnych! - Mrugnela do Mystery. - Kto wie? To wszystko moze sie zlozyc na ksiazke!
Mystery zachichotala i zerknela na Dana.
- Skonczylam moja powiesc - wyznala chrapliwym glosem.
Pali sie! Pali sie!
Dan potarl kciukiem malenki widelczyk, trawiac nowine. Mystery dokonczyla ksiazke w
niecaly tydzien, a on napisal jeden kiepski wiersz w walentynki dla Vanessy. Nawet nie mial odwagi
przeczytac odpowiedzi od Vanessy, bo wiedzial, ze wiersz wyszedl mu beznadziejny.
- Myslalem, ze dopiero ja zaczelas - powiedzial, czujac sie w dziwny sposób zdradzony.
- Zgadza sie. Ale w niedziele w nocy zlapalam wene, wykorzystalam rozped i zwyczajnie nie
moglam przestac pisac, dopóki nie skonczylam. Wyslalam ksiazke e - mailem do Rusty o swicie,
kiedy wlasnie przyjechaly smieciarki. Juz przeczytala. Mówi, ze jestem nastepna Virginia Woolf!
- Myslalem, ze jestes nastepna Sylvia Plath - rzucil oskarzycielsko Dan.
Ksiezniczka cma czestuje sie skradzionym miesem.
Mystery wzruszyla chudymi ramionami i wsypala czubata lyzeczke cukru do martini,
pomieszala zamyslona, a potem wziela kieliszek w obie rece i wypila zawartosc jednym haustem.
- Dobra, porozmawiajmy o tobie, Danny - prawie wykrzyknela Rusty. - Och, cholera. - Wyjela
rózowa komórke z torebki, nacisnela kilka guzików i podniosla ja do ucha. - Poczekajcie, skarby,
musze odsluchac wiadomosci.
Dan czekal, patrzac, jak Mystery wrzuca do drinka tyle lyzeczek cukru, ze juz nie wyglada jak
- 128 -
martini, ale raczej jak jakies popluczyny ze sklepu na stacji benzynowej. Nie zauwazyl tego
wczesniej, ale jej krzywe, poobgryzane paznokcie byly równie zólte jak zeby.
Rusty rzucila telefon na srodek stolu.
- Mysle, ze powinienes napisac pamietnik - powiedziala Danowi, siegajac po kolejna
babeczke i przelamujac ja na pól. - Pamietniki mlodego poety. Podoba mi sie! - wykrzyknela. - Jestes
nastepnym Rilke!
Królowa blaznów wyciaga z wlosów rózowego królika.
Dan siegnal po anty grawitacyjny dlugopis. Chcial napisac cos o zóltych paznokciach Mystery
w swoim zeszycie do obserwacji i o tym, ze ku jego zaskoczeniu wcale go nie odrzucaja. Przeciwnie,
podniecaja go.
- Jak moge pisac pamietniki, skoro tylko chodze do szkoly? - zapytal zalosnie. - Nigdy nic
wielkiego mi sie nie przydarzylo. - Siegnal po dzbanek drzacymi dlonmi i wlal sobie cieplej, pachnacej
herbaty Earl Grey do bialej filizanki. Ach, kofeino.
Rusty postukala w okladke notatnika dlugimi pomaranczowo - rózowymi paznokciami.
- Drobiazgi - kochanie. Drobiazgi. I moze przemyslisz odlozenie college'u, zeby przez rok, dwa
lata popisac. Jak Mystery. - Otarla usta serwetka z bialego plótna, brudzac ja szminka. - Zapisalam
was z Mystery na czytanie wierszy do klubu poezji Rivington Rover na dzis wieczór. Buckley juz
rozsyla ulotki. To bardzo na czasie. Wszystkie stare kluby poezji wracaja do lask. Musisz byc gotowy
do wystepu. Mówie ci. poezja to nastepny rock'n'roll!
Mystery zachichotala i kopnela Dana pod stolem jak pijany osiol. Dan mial ochote jej oddac,
bo wlasciwie to go zabolalo, ale nie chcial zachowywac sie niedojrzale.
Rusty strzelila dlugimi palcami i natychmiast zjawil sie kelner.
- Daj tym dzieciakom wszystko, czego zapragna ich serduszka - polecila. - Musze biec, skarby.
Mama ma spotkanie. - Poslala im calusy, a potem przedreptala przez sale w sukience gejszy,
przyciagajac uwage wszystkich warkoczykami i imponujacym wzrostem.
Matka odlatuje z gniazda, zostawia ksiezniczke i zebraka z otwartymi dziobami.
Mystery dopila resztki martini Rusty i popatrzyla zmeczonymi, smutnymi oczami.
- Za kazdym razem, gdy Rusty wymieniala twoje imie, czulam cieplo plynace po udach -
zwierzyla sie gardlowym glosem. - Przez caly tydzien tonelam w pozadaniu, ale udalo mi sie
skanalizowac te zwierzeca energie w ksiazce. - Zasmiala sie. Jej zólte zeby wygladaly tak, jakby
pomalowala je kredka. - Niektóre fragmenty sa doslownie radioaktywne.
Zebrak zamienia sie w ksiecia. Mówiac banalnie, dostalem korona po lbie.
Dan wrzucil do ust kanapke z ogórkiem. Gryzl gwaltownie, nawet nie czujac smaku. Powinien
- 129 -
wrócic do domu i pisac pamietnik. Powinien zajac sie swoja dziewczyna. Powinien uciekac z
przerazeniem przed ta nienormalna, zóltozeba, napalona laska. Ale prawda byla taka, ze on tez byl
napalony. Stracil dziewictwo juz dwa razy i nie mógl sie doczekac trzeciego. I czwartego...
- Chodz - kusila Mystery, lapiac go dlonia o zóltych paznokciach. - Zalatwie nam pokój na
rachunek Rusty.
Dan wzial notatnik i ruszyl za nia do recepcji. Niech bedzie przekleta poezja! Nie mógl sie
powstrzymac, zeby nie przeczytac nastepnego rozdzialu tej historii.
L jak luby
Jenny nie miala pewnosci, czy L, który przyslal jej wiadomosc w walentynki, to rzeczywiscie
chlopak z Bendela. To móglby byc jakis swir albo nawet oblesny, zboczony facet, ale w glebi duszy
juz byla w nim zakochana. Czula sie jak dziewczyna z bajki zadurzona w mezczyznie w masce.
Zamierzala jezdzic autobusem tak dlugo, az spotka go twarza w twarz. W poniedzialek i wtorek
siedziala w autobusie do siódmej wieczór, ale bez skutku. W Srode wziela z soba Elise.
- Nie rozumiem. Dlaczego znowu jedziemy? - zapytala; Elise. Skonczyla juz prace domowa i
gapila sie przez okno nad ramieniem Jenny, znudzona do bólu.
- Mówilam ci. Zostawilam dzis rano w tym autobusie moja ulubiona czapke i jesli bede jezdzic
na tej linii, na pewno ja znajde - sklamala Jenny.
- Pewnie ktos ja zabral - przekonywala Elise. - Te ladna, puchata, z czerwonej wlóczki? Na
pewno ktos ja zabral.
Kobieta w srednim wieku ze spuchnietymi kostkami i w niemodnym plaszczu, która czytala
„Wall Street Journal”, spiorunowala je wzrokiem. Dorosli zawsze tak robia, gdy nastolatki odzywaja
sie w miejscu publicznym. Jakby mówila: „Mozecie wylaczyc dzwiek?” Cóz, bardzo przepraszamy.
- Tylko ten jeden raz i wracamy do domu - obiecala Jenny, chociaz mówila lak juz dwa
autobusy wczesniej.
Elise polozyla dlon na jej kolanie w czarnych rajstopach i zostawila ja tak.
- Nic nie szkodzi. W domu i tak nie mam nic do roboty. Jenny poczekala, az Elise zabierze
dlon.
- Co robisz? - szepnela dosc glosno.
- O co ci chodzi?
- 130 -
- O twoja reke.
- W ksiazce pisali, zeby okazywac uczucia delikatnym dotykiem - oznajmila Elise.
- Ale ja tego nie chce. A poza tym siedzimy w autobusie - syknela Jenny, odpychajac dlon
Elise. Ostatnia rzecz, której chciala, to zeby L zobaczyl, jak dotykaja sie z Elise. Boze! Jakie to
zenujace.
- A co w tym zlego?! - wykrzyknela Elise, popychajac Jenny akurat w chwili, gdy autobus
gwaltownie skrecil na wyboju. Jenny spadla z siedzenia na podloge i wyladowala tylkiem na butach
osoby siedzacej obok.
Zamknela oczy, zbyt przerazona, zeby je otworzyc. Jesli jej tajemniczy wielbiciel patrzyl teraz,
wiecej juz do niej nie napisze. Autobus podskoczyl na kolejnym wyboju, kiedy pedzil przez park, i
piersi Jenny podskoczyly bezlitosnie. Jakby juz nie przeszla dosc upokorzen.
- Trzymaj. - Ktos zlapal ja za reke.
- Odpieprz sie - mruknela Jenny, calkowicie upokorzona.
Odepchnela pomocna dlon i jakos wstala. Pochylal sie nad nia blondyn. Wysoki. Z ladnym
nosem. O piwnych oczach z jasnymi rzesami. To on! Chlopak z Bendela!
- Nic ci nie jest? - zapytal. - Na koncu jest wolne siedzenie. Usiadziesz? - Chwycil ja za reke i
pociagnal przez tlum.
Jenny wsunela sie na twarde, waskie siedzenie i z bijacym sercem spojrzala na chlopaka.
Wygladal na jakies szesnascie lal i byl idealny, po prostu idealny.
- Ty jestes L? - ledwo z siebie wydusila.
Usmiechnal sie niesmialo. Jeden z przednich zebów mial lekko ukruszony. To bylo
niesamowicie slodkie.
- Tak, ja, Leo - odpowiedzial.
Leo. No jasne.
- Ja jestem Jennifer! - prawie wykrzyknela Jenny, tak byla podekscytowana.
- Jennifer - powtórzyl Leo, jakby to byl najbardziej niezwykle i najpiekniejsze imie na swiecie.
Elise podniosla glowe nad tlumem typowym dla godzin szczytu i mruzac niebieskie oczy,
spojrzala na Jenny.
- Ej, przepraszam, ze cie pchnelam. Nic ci nie jest?
Leo usmiechnal sie uroczo, blyskajac slodko ukruszonym zebem. Zupelnie jakby chcial
powiedziec, ze wszyscy przyjaciele Jenny sa jego przyjaciólmi. W pierwszym odruchu Jenny miala
ochote warknac do Elise, zeby splywala, bo wtedy mogliby sie z Leo poznac w spokoju. Ale nie
chciala, by Leo uznal ja za wredna jedze. Facet siedzacy obok niej wstal, wiec Jenny poklepala
- 131 -
siedzenie.
- Siadaj.
Elise puscila porecz i opadla na siedzenie.
- Czesc - powiedziala, zerkajac na Leo. Stuknela Jenny w kolano, gdy w koncu go poznala. -
Czesc.
- Elise, to Leo, Leo, to Elise - przedstawila ich Jenny slodkim glosem. Autobus zatrzymal sie
gwaltownie i Leo zlapal ja za ramie, zeby nie stracic równowagi. O Boze! Dotknal mnie! Dotknal
mnie!
Jenny czula, ze Elise patrzy na nich i próbuje sie zorientowac, co jest grane.
- Tez chodzisz do Constance Billard? - zapytal ja Leo. Elise kiwnela glowa, zupelnie
zmieszana. Nagle Jenny zrobilo jej sie zal Objela ja ramieniem i usmiechnela sie do Leo.
- Jestesmy najlepszymi przyjaciólkami.
Elise zachichotala i oparla glowe na ramieniu kolezanki.
- Chyba znalazlas swoja czapke - szepnela cicho.
- Aha - odparla za smiechem Jenny, z ulga widzac, ze Elise jest dosc wyluzowana, by nie
zadawac zbyt wielu pytan. Kiedy beda same, wszystko jej wytlumaczy, jak to powinno byc miedzy
najlepszymi przyjaciólkami. Podniosla wzrok na cudnie wyrzezbiona twarz Leo, idealna do
sportretowania. Prawie zemdlala, gdy znowu usmiechnal sie niesmialo.
- Wiedzialam, ze nie mozesz sie nazywac Lance.
V rezygnuje z szansy filmowania rozkladajacych sie ryb!
- Ciesze sie, ze znalazlas czas i wpadlas - powiedzial w srode po poludniu Ken Mogul.
Vanessa siadla obok niego w lozy w Chippies, nowej kafejce w Williamsburgu przy ulicy, na której
mieszkala. Pchnal w jej strone parujacy kubek cappuccino. - Zamówilem dla nas obojga. Mam
nadzieje, ze nie masz nic przeciwko.
Vanessa usiadla w czarnej parce i zacisnela obie dlonie na kubku. Dmuchnela na goraca
piane z mleka.
- Dzieki za wkrecenie mnie na ten pokaz - powiedziala. - To byl prawdziwy czad. - Skrzywila
sie. To, co wlasnie powiedziala do Kena Mogula, zabrzmialo fatalnie. Zupelnie jakby byla jakas
bezmyslna pozerka.
- 132 -
Ken przesunal ciemne okulary w szylkretowej oprawce na zawadiacko przyciete rude wlosy i
pochylil sie nad stolikiem, gotowy, zeby przejsc do rzeczy.
- Chce, zebys na wiosne pojechala ze mna do Cannes. Przedstawie cie kilku wspanialym
niezaleznym twórcom filmowym. Moglibysmy polaczyc sily, urzadzic burze mózgów. Wstrzymaj sie z
college'em na rok, moze dwa lata, i zrób ze mna kilka filmów. To bedzie cos magicznego, czuje to.
W kawiarni puszczali Enye. Vanessa rozpiela kurtke i znowu ja zapiela. Nie cierpiala Enyi.
- Zaczalem pracowac nad czyms nowym w Ameryce Poludniowej - ciagnal Ken Mogul. -
Zaczyna sie nad morzem. Mewy karmia swoje mlode rozkladajacymi sie rybami. Potem jest przejscie
do dzungli, gdzie goryle opuszczaja swoje mlode. A potem planuje ciecie i pokaze ulice Rio. gdzie
dzieciaki prostytuuja sie za narkotyki. Jeszcze nie zaczalem krecic, ale pomyslalem, ze moglabys tam
jechac i poznac pare tych dzieciaków, zaprzyjaznic sie z nimi, poznac ich historie. Znasz portugalski?
Vanessa pokrecila glowa. Kogo on oszukiwal?
- Hiszpanski?
Znowu pokrecila glowa.
- Niewazne. Zdobedziemy tlumacza albo znajdziemy dzieciaki, które mówia po angielsku.
Wszystkie twoje wydatki pokrywa firma Duke Productions. Pamietasz Duke'a z przyjecia po pokazie?
Vanessa pokiwala glowa i usmiechnela sie rozbawiona. Jak moglaby zapomniec Duke'a,
najglupszego faceta na swiecie?
- Mialabys wlasny samochód, wlasne mieszkanie, sprzet za darmo i wszystko, czego
potrzebujesz - dodal Ken. - Pojedziesz ze mna?
Vanessa po raz pierwszy zauwazyla, ze Ken Mogul ma bardzo slabo zarysowany podbródek.
Wlasciwie prawie go nie mial.
- Zawsze chcialam pojechac do Cannes - odpowiedziala, z namyslem saczac cappuccino. - A
nowy pomysl brzmi naprawde... niesamowicie. Ale juz mnie przyjeto na Uniwersytet Nowojorski.
Marzylam, zeby sie tam dostac, odkad skonczylam jedenascie lat. Nie ma mowy, zebym to odlozyla.
- Ale co z moim filmem? Dziecieca prostytucja! Zwierzeta porzucajace swoje mlode! Te
sprawy porusza swiatem! – belkotal Ken Mogul, plujac po calym stoliku. Vanessa pomyslala, ze gdy-
by mial podbródek, moze slina nie lecialaby lak daleko.
Nad ramieniem Kena dostrzegla przyczepiona do tablicy z ogloszeniami jasnoniebieska
ulotke.
Otwarty wieczór w klubie poezji przy Rivington Rover
zaprasza na spotkanie
- 133 -
z Danielem Humphreyem i Mystery Craze
czwartek. 20.00
Nic dziwnego, ze Dan olewal ja przez caly tydzien. Byl zajety slawa.
- Vanessa? Sluchasz mnie jeszcze? - dopytywal sie Ken. - Pierwsza lekcja w tym biznesie
mówi, ze zegar nigdy nie przestaje tykac.
Vanessa usmiechnela sie jak Mona Liza: na wpól rozbawiona, na wpól wkurzona. Propozycja
jej pochlebiala, ale nie miala zamiaru stac sie mini - Mogulem. Chciala stworzyc wlasny styl, wlasna
kariere, a nie wkladac energie w cudza prace, chocby nie wiadomo jak blyskotliwa. Pokrecila ogolona
glowa.
- Przykro mi.
Ledwo widoczna broda Kena Mogula zupelnie sie zapadla.
- Nigdy nie proponowalem nikomu wspólpracy - powiedzial ponuro. - To okazja jedyna w
swoim rodzaju - Daje ci szanse zrobic pelnometrazowy film, nim skonczysz dwudziestke. To
nieslychane!
Starszy pan na pokazie Culture of Humanity poradzil jej, zeby nie traktowala swojego talentu
zbyt powaznie. Ken najwyrazniej traktowal swój o wiele, wiele za powaznie. Vanessa wstala i
zerwala jasnoniebieska ulotke z tablicy nad glowa Kena. Co prawda powinna pracowac nad filmem
razem z Danem, ale jesli wejdzie ukradkiem do klubu i nakreci go czytajacego, gdy nie bedzie o tym
wiedzial, material bedzie jeszcze lepszy. Dan zawsze lepiej wypadal, gdy nic wiedzial, ze ktos go
obserwuje.
- Dziekuje - powiedziala Kenowi Mogulowi. - Naprawde czuje sie zaszczycona. Ale pracuje nad
czyms nowym, moim wlasnym. Chyba chcialabym to skonczyc.
Ken Mogul zsunal okulary z powrotem na nos i wyjrzal wsciekly przez okno.
- Twoja strata.
- Dzieki za kawe - odparla Vanessa, chociaz Ken juz na nia nie patrzyl. Zlozyla ulotke i
schowala ja do kieszeni. - Powodzenia w Cannes.
Ken Mogul zapial obszywana futrem kurtke Prady i zalozyl kaptur, jakby chcial sie od niej
odciac calkowicie.
- Czesc.
Vanessa wrócila do domu, zeby uporzadkowac sprzet i zorientowac sie, czego bedzie
potrzebowala jutro wieczorem w klubie poezji. Kiedy Dan skonczy czytac, wyskoczy z tlumu i poda mu
ogromny kubek kawy po irlandzku, jego ulubionego napoju. A potem opowiedza sobie o glupich,
- 134 -
slawnych ludziach, których spotkali w zeszlym tygodniu. Pózniej zabierze go do domu i przypomni mu,
co tracil. Pokaze mu, jak znowu stracic dziewictwo, tak jak napisal w tym zwariowanym wierszu.
Jakby trzeba mu to bylo pokazywac.
S ponownie odkrywa lze
- Chcesz wyprowadzic ze mna Mookiego na spacer? - zaproponowal Aaron.
Stal pod zamknietymi drzwiami sypialni Blair. Byla sroda po poludniu, a Blair siedziala w
swoim pokoju od poniedzialku. Otwierala drzwi tylko po to, zeby wziac bagietke z brie i pomidorem
oraz goraca czekolade, które przynosila jej Myrtle o dziesiatej rano i piatej po poludniu. Wyludzila
nawet od lekarza rodzinnego zwolnienie ze szkoly na tydzien. Wlasciwie nie byla chora, tak
zapewnial matke lekarz. Szkoly takie jak Billard Constance po prostu zbyt duzo wymagaly od
dziewczat, zwlaszcza w ostatniej klasie, a dochodzi jeszcze presja zwiazana z dostaniem sie do
najlepszego college'u. Blair po prostu potrzebowala kilku dni odpoczynku i znowu wróci do siebie.
Cóz, niezupelnie. Blair wykorzystywala tych pare dni, zeby na nowo siebie wykreowac. Jak
Madonna.
Aaron pchnal drzwi i wsunal glowe do pokoju. Pachnialo tam ostro mieszanina
papierosowego dymu i mietowego odswiezacza do ust. Blair zawinela glowe w czarno - rózowa
chustke od Pucciego, lezala na lózku w bialym szlafroku frotté i palila merita ultra light przez dluga
czarna fifke. Wygladala bardzo w stylu ukrywajacej sie przed swiatem Grety Garbo. I wlasnie taki
efekt chciala uzyskac.
Na drugim koncu pokoju Robert Redford i Mia Farrow grali na ekranie telewizora z
wylaczonym dzwiekiem. Blair wypuscila dym, dramatycznie zawieszajac wzrok w przestrzeni. Nie
mogla patrzec na Aarona, bo znowu mial na sobie bluze z Harvardu. Zupelnie jakby specjalnie tak sie
ubieral, zeby ja wkurzyc. Zdazyla juz zerwac wisiorek z Yale z baldachimu nad lózkiem i wyrzucic go
przez okno razem ze stara bluza ojca z Yale.
- lezeli nie masz nic przeciwko, prosilabym, zebys spadal z mojego pokoju.
- Juz wychodze - odparl Aaron. - Ej, rozmawialas ostatnio z Serena?
Blair pokrecila glowa. - A co?
- Tak pytam. - Aaron wzruszy! niepewnie ramionami. Hulal z kumplami ze Scarsdale od piatku.
Od pokazu Lesa Besta nie rozmawial z Serena. Wyciagnal paczke ziolowych papierosów z tylnej
- 135 -
kieszeni spodni i rzucil je na lózko Blair. - Spróbuj tych - poradzil jej. - Sa w stu procentach naturalne i
pachna o niebo lepiej niz to gówno masowej produkcji.
Blair skopala paczke na podloge.
- Milego spaceru.
Aaron z Mookiem poszedl do parku przy Siedemdziesiatej Drugiej i ruszyl sciezka, która
prowadzila do drewnianego mostku nad strumykiem plynacym do stawu. Co pewien czas Mookie
zatrzymywal sie i kopal zaciekle w sniegu, jakby szukal zabawki, która zgubil zeszlego lata. W koncu
odpuszczal sobie i biegl dalej.
Drobna blondynka w ciemnych okularach i niebieskiej czapce Jankesów biegla z koszulka
Kocham Aarona na czerwonej bluzie od dresu. Taka sama koszulke miala Serena na pokazie Lesa
Besta. Aaronowi wydawalo sie. ze ta blondynka to Renee Zwingdinger czy jak tam sie ona nazywa,
ale nie mial pewnosci. To bylo dosc zabawne - mysl, ze znane aktorki i modelki mogil nosic koszulki z
jego imieniem, podczas gdy on jest calkiem zwyczajnym gosciem, który spotykal sie ze sliczna
dziewczyna, ale - jak podejrzewal - juz wiecej nie bedzie sie z nia spotykal.
Przy drewnianym mostku zauwazyl mnóstwo ludzi ze sprzetem - rozlozyla sie tam jakas ekipa.
Podszedl blizej i zobaczyl, ze na lodowato zimnej wodzie naprzeciwko mostu facet na malym
pontonie ustawia na statywie aparat.
Puscil Mookiego, zeby poganial za wiewiórkami, a sam dalej obserwowal przygotowania.
Gromada ludzi na moscie rozstapila sie i odslonila dziewczyne ubrana w kusa zólta sukienke i
niebieskie sandaly. Jej zlote wlosy rozdmuchiwal lodowaty wiatr. To oczywiscie byla Serena. Nie
mozna jej bylo z nikim pomylic.
Nagle Mookie popedzil przez snieg w strone Sereny, skamlac z zachwytu i machajac krótkim
ogonkiem.
- Mookie, nie! - wrzasna! Aaron. Wszyscy na moscie, lacznie z Serena, odwrócili sie.
- Mookie! - pisnela Serena. Przykucnela, zeby pocalowac psa w mokry nos. Mookie miotal sie
radosnie miedzy jej nogami. - Co slychac, przystojniaku?
Aaron podszedl do mostku. Rece schowal gleboko w kieszeniach bojówek.
- Przepraszam - wymamrotal do stylistów i ludzi od makijazu.
- Nie szkodzi - odparla Serena, prostujac sie. Podeszla do Aarona i pocalowala go lekko w
policzek. Na zóltej sukience miala namalowane niebieskie, mieniace sie ptaki, a jej blyszczyk
pachnial arbuzem. - Robimy reklamówke perfum. Mozesz popatrzec, jesli chcesz.
Aaron nadal trzymal rece w kieszeniach. Mogla powiedziec milion rzeczy, zeby poczul sie
winny z powodu chowania sie w Scarsdale i niedzwonienia do niej, ale byla ponad to. Byla naprawde
- 136 -
wspaniala i miedzy innymi z tego powodu musial pozwolic jej odejsc. To zbyt duzy wysilek
dopasowac sie do kogos tak cudownego jak ona.
- Nie chce cie zatrzymywac. - Otworzyl paczke papierosów ziolowych i poczestowal ja. Wziela
jednego i wsunela miedzy koralowe usta, czekajac na ogien. - A, i dzieki za róze.
Serena wydmuchnela dym w zimne powietrze.
- Nie zrobilismy sobie tatuazy.
Aaron usmiechnal sie czule.
- To chyba dobrze.
Idealna lza zaczela formowac sie w kaciku prawego oka Sereny i zadrzala na dolnej powiece.
- Zróbmy to! - krzyknal fotograf z pontonu.
Serena odwrócila sie, zeby mu pomachac. Zólta sukienka zakrecila sie wokól jej kolan, zlote
wlosy sie rozwialy. W tej samej chwili lza spadla na jej sliczny policzek, tworzac doskonala ilustracje
wszystkich ludzkich emocji, które chcial zawrzec Les Best w nowej reklamówce perfum. Beda musieli
wyretuszowac papieros w dloni Sereny i gesia skórke na jej rekach i nogach, ale bylibyscie zdziwieni,
jakie to proste do zrobienia.
leczenie w nowym uzdrowisku
Po obejrzeniu dwa razy z rzedu Wielkiego Gatsby'ego Blair wylaczyla telewizor i wziela
telefon. Chciala z kims porozmawiac, dac znac swiatu, ze mimo wszystko zyje. Problem polegal na
tym, ze koszmarnie bala sie rozmawiac z kimkolwiek, kogo znala, wlaczajac w to ojca, geja
mieszkajacego we Francji, który zawsze potrafil ja pocieszyc. Gdyby byl ktos jeszcze, ktos nowy i
inny, kto. ..
Wlasciwie byla jedna osoba, z która moglaby porozmawiac. I dlaczego, do cholery, mialaby do
niego nie zadzwonic, skoro on zadzwonil do niej ni stad, ni zowad w zeszlym tygodniu, gdy wlasnie
obcinala wlosy?
Wybrala numer na komórke do Nate'a. Ku jej zaskoczeniu odebral.
- Natie? - wymruczala do telefonu. - Slyszalam, co sie stalo. Jak sie czujesz? Wszystko w
porzadku?
- Tak, w gruncie rzeczy mam sie doskonale - odparl Nate, jego glos brzmial zaskakujaco
trzezwo. - Ojciec nadal strasznie sie wscieka z powodu tej historii i nie wiem, jak to wplynie na moje
- 137 -
przyjecie do Brown, ale niezle sie trzymam.
Blair wyprostowala palce stóp i zmarszczyla brwi, patrzac na cukierkoworózowy kolor lakieru,
którym pomalowala paznokcie Z czystej nudy.
- Biedactwo - westchnela wspólczujaco. - Odwyk musi byc straszny.
- Hm, wlasciwie... Wiem, to zabrzmi dziwacznie, ale zaczyna mi sie tam podobac - przyznal
Nate. - Szkoda, ze trzeba tam jechac taki kawal, ale to jest naprawde fajny, nowoczesny osrodek i
mozna tam, sam nie wiem... odpoczac, zrobic cos zupelnie innego niz w szkole.
- Serio? - Poprawila sobie poduszki i usiadla na lózku. Leczenie bylo odpoczynkiem? Moze
wlasnie tego potrzebowala? Wytchnienia od trudów codziennego zycia. Juz wyobrazala sobie, jak
lezy na szezlongu, zawinieta w miekki, bialy, uzdrowiskowy szlafrok, na twarzy ma maseczke z
zielonej glinki, w stopach i dloniach wbite igielki od akupunktury. Saczy oczyszczajaca ziolowa
herbate i gawedzi z uwaznym terapeuta ubranym w biala lniana tunike.
„Gdybys chciala byc zwierzeciem, to jakim?” - zapytalby ja terapeuta. Nic zbyt
wymagajacego.
Leczenie. Dlaczego wczesniej o tym nie pomyslala? Oczywiscie to sie laczy z psychoterapia,
ale nigdy nie miala problemów z mówieniem o sobie. A najlepsze jest to, ze Nate tez by tam byl. Ich
dwoje razem, daleko od miasta i calego tego balaganu. Zawsze marzyla o tym, zeby spedzic z
Nate'em weekend za miastem w jakims przytulnym hoteliku na Cape albo w Hamptons. Klinika w
Greenwich bylaby niemal równie dobra. Jasne, Blair planowala calkowicie usunac ze swojego zycia
Nate'a, tego bezczelnego zdrajce, ale wygladalo na to, ze on teraz calkowicie sie zmienil. Ona
próbowala osiagnac dokladnie to samo!
- Jak dostales sie na leczenie? Mozna sie samemu zapisac czy trzeba zostac wyslanym? -
zapytala Blair. Zerknela na siebie w lustrze na szafie. Z tymi obcietymi wlosami i blada twarza
wygladala zupelnie jak uzalezniona od heroiny, wiec na pewno by ja przyjeli.
- Mysle, ze mozna zapisac sie samemu, ale komu by tak odbilo, zeby to zrobic? - stwierdzil
Nate.
Blair sie usmiechnela.
- Chcesz sie jutro wieczorem spotkac? - zapytala. - Wiem, ze czasem zachowuje sie jak jedza,
Nate, ale zawsze za toba tesknie.
- Przykro mi. Musze byc na grupie w Wyzwoleniu - odparl Nate. Nie widzial sie z Georgie od
tego wieczoru z zamiecia sniezna, a Jackie obiecala, ze Georgie od jutra wróci na spotkania. - Jezdze
pociagiem, wiec wracam do domu bardzo pózno.
- Jasne. Ale spotkajmy sie kiedys, dobra? - powiedziala Blair. - Wiesz, ze mnie kochasz -
- 138 -
dodala kuszacym szeptem i sie rozlaczyla.
Zeskoczyla z lózka z nowa energia. Zdjela chustke z glowy i zmierzwila króciutkie wlosy,
nakladajac na nie troche zelu Bed Head. Potem otworzyla drzwi do sypialni - pierwszy raz w tym
tygodniu.
- Mamo! - krzyknela w korytarz. - Chodz szybko. Potrzebuje twojej pomocy!
Czy jest lepszy sposób na wielki powrót dla gwiazdy, jak wyjscie z leczenia w odswiezonej,
odmlodzonej wersji z przystojnym gwiazdorem u boku?
tematy ? wstecz dalej ? wyslij pytanie odpowiedz
Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostaly zmienione lub skrócone, po to by
nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.
hej, ludzie!
LZY SERENY
Ludzie Lesa Besta nie marnowali czasu, wypuszczajac nowa reklame perfum - mozna ja teraz
zobaczyc wszedzie. Magnifique, non? Perfumy bedzie mozna dostac dopiero w kwietniu, no chyba ze
ktos tak jak ja ma dostep do rzeczy nieosiagalnych dla reszty. To mocno jasminowy zapach z
delikatnymi nutami drzewa sandalowego i patchouli. Wlasnie ich uzywam i musze przyznac, ze sa
równie boskie jak reklama. Ale skoro zamieszana jest w to pewna blondynka, to nie moze byc
inaczej, prawda?
NASTOLETNIA DZIEDZICZKA PRZEKAZUJE CZESC SWOJEGO SPADKU NA RZECZ ODWYKU
Najwyrazniej biedna bogata przyjaciólka N zarazila sie bakcylem dobroczynnosci. Zeby okazac swoja
wdziecznosc tym, którzy jej niedawno pomogli, zafundowala Wyzwoleniu olsniewajace stajnie. Beda
tam mieszkac konie, a takze swinie, kozy, psy, koty i kurczaki, które oczywiscie posluza celom
terapeutycznym. Najwyrazniej dojenie kóz moze zdzialac cuda w przypadku zmaconych narkotykami
- 139 -
umyslów kokainistów. Miejmy tylko nadzieje, ze nasza dziedziczka trzyma rece z dala od apteczki w
stajniach!
Wasze e - maile
P: Czesc P!
Jestem pacjentka w Wyzwoleniu i bylam tam dzisiaj, kiedy zjawila sie ta dziewczyna z
wystrzyzonymi dziwnie wlosami i w kozakach z futra. Rzucila platynowa karte kredytowa na
biurko pielegniarki w recepcji i chciala wynajac pokój na dwa tygodnie, najlepiej z
widokiem na fontanne! Powiedzieli jej, ze nie moze zostac, o ile nie jest niebezpieczna dla
siebie lub innych, ale moze dolaczyc do grupy nastolatków, jesli ma ochote.
slonko
O: Czesc, slonko!
Jestem zaskoczona, ze nie próbowala zamówic serii maseczek! Jezeli nalezysz do tej grupy
nastolatków, trzymaj sie od tej dziewczyny z daleka. Wyglada na to, ze wyznaczyla sobie
misje.
P
Na celowniku
J i jej dwoje nowych przyjaciól na Bowlmor Lanes. Razem wygladaja tak slodko, ale ja to znam -
trójkaty nigdy nie wychodza. S nie chodzi do szkoly - choruje w domu na zapalenie oskrzeli. To ja
oduczy noszenia letnich sukienek w lutym! B robi zakupy z mysla o leczeniu w sklepie ze starociami
przy Mulberry Street. Jezeli chce zdobyc role zdesperowanej narkomanki, musi odpowiednio
wygladac. D cwiczy w metrze przed otwartym wieczorem w klubie poezji przy Rivington Rover -
szepcze do siebie zagluszany loskotem pociagu.
Najwyzszy czas wyjsc i dla odmiany zrobic cos kulturalnego. Do zobaczenia w klubie poezji dzis
wieczorem!
Wiem, ze mnie kochacie
plotkara
- 140 -
przez wzglad na sztuka
- Ciesze sie, ze tu jestes - powiedzial Dan do Mystery, gdy przeczesywala mu modnie
zmierzwione wlosy obgryzionymi zóltymi paznokciami. Czystym przypadkiem zjawili sie w klubie
dokladnie w tym samym czasie. Przez ostatni kwadrans palili camele bez filtra i obmacywali sie w
kabinie w wymazanej graffiti lazience dla pan. Próbowali wejsc w nastrój przed czytaniem. - Troche
sie denerwuje.
- Nie martw sie. - Mystery rozluznila mu waski czarny krawat i klasnela w dlonie. - Idziemy.
Zobaczmy, co mamy.
Wyszli z toalety dlonia w dlon. Mystery w przezroczystej kanarkowej sukience z jedwabiu, pod
która doskonale bylo widac czarna bawelniana bielizne. Dan szedl w nowym, czarnym garniturze.
Bonnie i Clyde poezji.
W malenkim klubie w piwnicy panowal juz tlok. Ludzie saczyli kawe, rozsiadali sie na starych,
podartych sofach rozstawionych na chybil trafil. Zablakana kula dyskotekowa zwieszala sie z
czarnego sufitu, a przez glosniki Morrissey zawodzil przygnebiajaca piosenke z najnowszej plyty.
Swiatla zamrugaly dwa razy i na scenie pojawila sie drobniutka Japonka ubrana w czarny
obcisly trykot i rózowe rajstopy do tanca.
- Witam na otwartym wieczorze w klubie przy Rivington Rover. To wspaniale widziec was tu
wszystkich - szepnela do mikrofonu. - Dzisiaj bedzie recytowac dwoje najbardziej niezwyklych
nowojorskich poetów. Mam zaszczyt powitac Mystery Craze i Daniela Humphreya!
Mroczna, zatloczona sala wybuchla oklaskami.
- Slyszalem, ze przez cala noc siedzieli na esce i napisali razem ksiazke - ktos szepnal.
- Slyszalam, ze to malzenstwo.
- Podobno to blizniaki rozdzielone po urodzeniu - zauwazyl ktos trzeci.
Vanessa stanela z tylu, przez nikogo niezauwazona.
Co to jest za imie i nazwisko. Mystery Craze? - zastanawiala sie, przykladajac do oka kamere i
lapiac ostrosc.
Dan byl zlany zimnym potem. Wszystko dzialo sie tak szybko. Nawet nie mial kiedy sie
zastanowic, jak to sie stalo, ze od pisania dziwacznej, posepnej poezji w notatnikach doszedl do
czytania w modnym markowym garniturze na scenie z prawie slawna dziewczyna w superklubie. Ale
- 141 -
nie mial czasu na watpienie we wlasne sily. Gral w sztukach, wystepowal w filmach Vanessy. Byl
nowym Rilke. Zdjal marynarke i podwinal rekawy. Da rade.
Mystery juz czekala na scenie. Zacisnela kosciste palce na mikrofonie i czekala. Dan zobaczyl
teraz, ze sa dwa mikrofony, po jednym dla kazdego.
- Jaki jest twój ulubiony rzeczownik? - zapytala Mystery niskim, chrapliwym glosem.
- Ciastko! - wykrzyknal z pierwszego rzedu ewidentnie pijany gosc z kucykiem.
- Jestes antyteza ciastka - syknela Mystery, gdy Dan wszedl na scene. - Chce cie zjesc
zywcem.
Dan odchrzaknal i siegnal po mikrofon, zeby zlapac sie czegos.
- Jaki jest twój ulubiony czasownik? - zapytal w odpowiedzi, zaskoczony tym, jak pewnym
glosem to powiedzial.
- Uprawiac seks - odparla Mystery. Opadla na kolana i na czworakach popelzla w jego strone
z mikrofonem w zebach. - Seks - powtórzyla, wczolgujac sie miedzy jego nogi, a potem wspinajac sie
wzdluz jego ciala, az w koncu stali twarza w twarz. Zólta sukienka sprawiala, ze jej zeby wydawaly
sie jeszcze bardziej zólte.
Kamera zadrzala w dloniach Vanessy. Wiec dlatego Dan w ogóle ostatnio sie do niej nie
odzywal, nawet w sprawie pracy nad „Tworzeniem poezji”. Dan tworzyl poezje z Mystery Craze. I
chociaz to bolalo, gdy patrzyla jak chlopak, którego kocha od prawie trzech lat, ulega czarowi
dziewczyny, która pewnie tak naprawde nazywa sie calkiem zwyczajnie i niepoetycko (na przyklad
Jane James), Vanessa nie mogla przestac filmowac. Z Danem dzialo sie cos, co musiala nakrecic. Na
jej oczach odkrywal samego siebie.
- Nakarm mnie - jeknal Dan do mikrofonu, podczas gdy Mystery wila sie pod nim. - Odslon
swoje nagie cialo na moim talerzu.
Tlum krzyczal i wyl z zachwytu. Dan nie mógl uwierzyc, ze tak doskonale sie bawi. Byl poeta
rock'n'rolla, bogiem seksu! Zapomnijcie o Rilke, byl Jimem Morrisonem! Zanurzyl sie w ustach
Mystery, calujac ja ostro i zarliwie.
Vanessa dalej filmowala, a gorace lzy plynely po jej bladych policzkach. Nie mogla przestac.
To nie byla tortura. Robila to przez wzglad na sztuke.
Na scenie Dan rozpial koszule, a Mystery lizala mu piers.
- Och, tatusiu - szepnela chrapliwie.
Och, bracie!
- 142 -
wielkie wejscie gwiazdy
- Witam wszystkich - powitala Jackie Davis wszystkich uczestników grupy dla nastolatków w
piatek po poludniu. - Ciesze sie, ze znowu widze nasza stara znajoma, Georgine Spark. - Popukala
olówkiem w notatnik. - Spodziewamy sie tez dzisiaj kogos nowego, ale nim sie zjawi, chcialabym
pochwalic dwie osoby z tej grupy za odwage i pokazanie nam wszystkim tego, co ja nazywam
budowaniem zycia. - Rozpromienila sie zachecajaco do Nate'a. - Chcialabym, zebys opowiedzial nam,
co wydarzylo sie w zeszly piatek, teraz, kiedy wrócila do nas Georgie.
Nate przechylil sie z krzeslem do tylu, a potem usiadl normalnie. Naprzeciwko niego w kregu
siedziala Georgie. Skrzyzowala nogi. Miala na sobie krótkie pomaranczowe spodenki z satyny i
pomaranczowe skórzane sandaly. Dosc dziwny wybór jak na srodek lutego, ale ostatnio nie
wychodzila zbyt czesto na dwór. Jej zmyslowe wlosy otaczaly twarz Królewny Sniezki. Podniosla na
niego wzrok i usmiechnela sie niesmialo.
Nate wytarl rece o oliwkowe sztruksowe spodnie od Ralpha Laurena. Boze, tak bardzo
chcialby ja pocalowac. Reszta grupy czekala zaciekawiona. Wiedzieli, ze byla niezla wtopa, ale nie
znali jeszcze calej historii.
- No, dalej, Nate - ponaglala go Jackie.
- W piatek wieczór bylem u Georgie w domu i swietnie sie bawilismy, hm, poznajac sie -
zaczal wyjasniac. - Potem sie zorientowalem, ze Georgie ma wlasne prywatne przyjecie w apteczce.
Kiedy padla, zaczalem sie denerwowac. Wiec zadzwonilem do Jackie.
- To byl krzyk o pomoc - rzucila Georgie z udawanym entuzjazmem.
Nate zasmial sie cicho. Nadal byla w lekkiej rozsypce, ale mimo to za cholere nie potrafil sie
jej oprzec. Cieszyl sie, ze musi chodzic na leczenie przez pól oku, bo naprawde chcial jej pomóc, tak
jak ona pomogla jemu.
- Dowiezlismy ja do kliniki w sama pore. Bedzie tu przez jakis czas mieszkala. Na razie radzi
sobie doskonale, prawda, Georgie? - zachwycala sie Jackie.
Georgie kiwnela glowa. Na jej twarz wyplynal spokojny usmiech.
- Klops wczoraj na kolacje byl niesamowity.
- Zlapmy sie za rece i pogratulujmy im odwagi! - krzyknela Jackie. Wszyscy czlonkowie grupy
wstali i zakrzykneli, lacznie z Georgie i Nate'em.
- 143 -
- Czesc - bezglosnie powiedziala Georgie do Nate'a i oblizala krwistoczerwone usta.
- Czesc - odpowiedzial jej bezglosnie Nate.
- Prosze tedy.
Blair wygladzila swiezo wyregulowane brwi i roztarta wargami rózowy blyszczyk. Szla za
ubrana w len pracownica Wyzwolenia. Miala na sobie swiezo kupiona, obcisla, czarno - czerwono -
fioletowa sukienke Diane von Furstenberg i ulubione zamszowe kozaki do kolan w szpic. Doslownie
tryskala entuzjazmem na mysl o wywnetrznianiu sie przed zainteresowana widownia, w tym przed
Nate'em.
- Witamy Blair Waldorf - powitala ja pozbawiona gustu kobieta z brzydka, brazowa szminka
na ustach. Podeszla i wprowadzila Blair do sali. - Nazywam sie Jackie Davis. Jestem terapeutka lej
grupy. Wejdz i usiadz, prosze.
Blair przyjrzala sie grupie. Byl tez i Natie, jej Nate. Wygladal jak zawsze smakowicie,
zwlaszcza w oliwkowych sztruksach, które podkreslaly kolor jego cudownych zielonych oczu. Ku jej
przerazeniu jedyne wolne krzeslo stalo kolo Jackie, a Blair od razu sie zorientowala, ze to potworna
nudziara.
- Mozecie siadac - powiedziala Jackie. - No dobrze. Kiedy zjawia sie nowa osoba w grupie,
kazdy po kolei przedstawia sie i mówi, z powodu jakiej substancji tu trafil. Staramy sie mówic
konkretnie i zwiezle. Pamietajcie, nazwanie swojej slabosci to pierwszy krok, aby nad nia zapanowac.
Nie martw sie, Blair. - Jackie polozyla uspokajajaco dlon na jej ramieniu. - Nie musisz zaczynac. Billy,
mozesz mówic pierwszy?
Przysadzisty, muskularny chlopak w bialej bluzie Dartmouth potarl rece nerwowo.
- Nazywam sie Billy White. Jestem uzalezniony od podnoszenia ciezarów i picia napojów
zwiekszajacych mase miesniowa. Jestem tez bulimikiem.
Nate byl nastepny. Nie mógl uwierzyc, ze Blair naprawde zjawila sie w Wyzwoleniu, ale znal
ja dosc dlugo, zeby juz niczym sie nie dziwic.
- Nazywam sie Nate i kiedys codziennie palilem marihuane, ale musze powiedziec, ze
ostatnio nie mialem na to wcale ochoty. - To bylo dosc dziwne przyznac sie do tego w obecnosci
Blair, dziewczyny z okresu, kiedy caly czas chodzil najarany.
Blair uniosla brwi mile zaskoczona. Czy Nate naprawde sie zmienil. Czy robil to dla niej?
- Jestem Hannah Koto - powiedziala dziewczyna siedzaca obok Nate'a. - Odkad zeszlego lata
zdechl mój pies, codziennie rano bralam eske. - Zerknela na Jackie. - Przepraszam, ecstasy -
poprawila sie.
- 144 -
- Nazywam sie Campbell i jestem poczatkujacym alkoholikiem - odezwal sie blondyn, który
nie wygladal na wiecej niz dziesiec lat. - Wyczyscilem rodzicom piwniczke z win w Darien i na Cape
Cod.
- Jestem Georgie i bralam wszystko - stwierdzila uderzajaco piekna dziewczyna o dlugich,
jedwabistych, ciemnych wlosach, ogromnych brazowych oczach i ciemnoczerwonych ustach. Miala
na sobie pomaranczowe szorty Miu Miu i piekne mandarynkowe skórzane sandaly Jimmy'ego Choo,
co wzbudzilo zazdrosc w Blair. - Ostatnio polubilam pigulki. Balam sie, ze pewnego dnia zasne i juz
sie nie obudze. Ale teraz, kiedy wiem, ze mam rycerza w lsniacej zbroi... - Zamrugala dlugimi rzesami
w strone Nate'a.
Blair poczula, ze sztywnieje.
- Dziekujemy ci, Georgie - wtracila Jackie, nim Georgie powiedzialaby cos, co odebraloby jej
panowanie nad grupa. - Nastepna osoba?
- Nazywam sie Jodia i tez jestem alkoholiczka - powiedziala pulchna dziewczyna siedzaca
obok Blair. - Raz nawet wypilam perfumy.
- Ja tez - weszla jej w slowo Blair, chcac przebic wypowiedz Georgie. Rozkrzyzowala nogi i
skrzyzowala je z powrotem, blyskajac seksownymi czarnymi kabaretkami przez rozciecie sukienki. -
Nazywam sie Blair i... - zawahala sie. Od czego zaczac? Wziela gleboki, dramatyczny wdech. - Moi
rodzice rozwiedli sie w zeszlym roku. Okazalo sie, ze mój ojciec jest gejem i krecil z asystentem
mojej matki, który mial tylko dwadziescia jeden lat. Nadal sa razem i mieszkaja teraz w domu z
winnica we Francji. Moja matka wlasnie wyszla za maz za ohydnego, tlustego dziwaka, który ma
firme budowlana i teraz spodziewaja sie dziecka, chociaz matka ma chyba ze sto lat. To bedzie
dziewczynka, wlasnie sie dowiedzieli. Mialam zlozyc podanie o wczesniejsze przyjecie do Yale, ale
zawalilam rozmowe kwalifikacyjna. Wiec ten starszy przyjaciel mojego ojca powiedzial, ze jako
absolwent Yale przeprowadzi ze mna rozmowe. Byl bardzo atrakcyjny, a ze nigdy wczesniej nie
chodzilam ze starszym facetem, zaczelam sie nim spotykac. - Zerknela przepraszajaco na Nate'a.
Wybaczy jej flirt, tak jak ona wybaczyla mu jego odejscie.
Jackie sluchala z otwartymi ustami. Byla przyzwyczajona do tego, ze dzieciaki na terapii za
bardzo wchodzily w szczególy, ale nigdy nie spotkala osoby, która mówilaby o sobie z taka
przyjemnoscia.
- Mysle, ze obcielam wlosy po czesci dlatego, ze chcialam sie oszpecic, chociaz wtedy nie
zdawalam sobie z tego sprawy. Myslalam, ze dobrze bede wygladac z krótkimi wlosami. Ale tak sie
zastanawiam - moze chcialam wydobyc na zewnatrz cala swoja wewnetrzna brzydote? Przez ostatni
tydzien nie chodzilam do szkoly. Nie bylam wlasciwie chora, po prostu nie moglam...
- 145 -
- Przepraszam, ze ci przerywam, ale gdybys mogla po prostu okreslic swój problem... - Jackie
weszla jej w slowo, kiedy zdala sobie sprawe, ze Blair ma jeszcze daleko do konca.
Blair zmarszczyla brwi i obrócila pierscionek z rubinem na placu. Wygladalo na to, ze musi
okreslic swój problem, inaczej ja wywala.
- Czasem, kiedy sie zdenerwuje, co - zwazywszy na to jak wyglada ostatnio moje zycie, dzieje
sie nieustannie - za duzo jem. Albo jem cos, czego nie powinnam. A polem zmuszam sie do
wymiotów.
Prosze, to brzmialo przekonujaco.
Jackie kiwnela glowa.
- Potrafisz nazwac ten problem, Blair? To ma swoja nazwe, wiesz.
Blair spiorunowala ja wzrokiem.
- Wymioty wywolane stresem? - odparla przez zacisniete usta. Wiedziala, ze Jackie oczekuje
nazwy „bulimia”, ale to bylo tak wstretne slowo, ze nie chciala go wypowiadac. Zwlaszcza w
obecnosci Nate'a. Bulimia jest dla frajerów.
Reszta grupy zachichotala. Jackie chciala jak najszybciej zaprowadzic porzadek w grupie po
monologu Blair.
- Cóz, mozna to i lak okreslic - zauwazyla i cos zanotowala.
Podniosla wzrok i przygladzila sztywne brazowe wlosy.
- Teraz moja kolej. Nazywam sie Jackie Davis i moim zadaniem jest pomóc wam sie wyzwolic.
- Wyrzucila piesc w powietrze i zakrzyknela, jakby grala w koszykówke i wlasnie zdobyla punki.
Czekala, az dzieciaki z grupy zrobia to samo, ale tylko gapily sie na nia pustym wzrokiem. - No
dobrze. Teraz zróbcie male cwiczenie w parach. Lubie je nazywac: „Idz do piekla, demonie!” Jedno z
was ma byc rzecza, która wlasnie nazwaliscie, rzecza, od której chcecie sie wyzwolic. Chce, zebyscie
staneli twarza w twarz z ta druga osoba i powiedzieli jej, zeby odeszla. Powiedzcie, co tylko chcecie,
ale z uczuciem. Niech to zabrzmi szczerze. Dobierzcie sie w pary. Jest nas siedmioro, wiec ktos musi
byc w parze ze mna.
Hannah podniosla reke.
- Chwileczke. Mówimy do demona tej drugiej osoby czy do swojego?
- Do swojego - wyjasnila Jackie. - To ci pomoze go wyegzorcyzmowac!
Blair czekala, az Nate podejdzie do niej, ale zanim mial szanse, ta blada zdzira w zupelnie
niestosownych pomaranczowych szortach podeszla i wziela go za reke.
- Bedziesz moim partnerem? - Blair uslyszala jej marudzenie. Wszyscy inni mieli juz pary, wiec
Blair wyladowala z Jackie.
- 146 -
- No, Blair! - pisnela do niej Jackie. Uzywala ciezkiego, brazowego tuszu, przez co jej oczy
przypominaly ropuchy. - Powiedzmy temu demonowi, gdzie ma sobie pójsc!
Nagle Blair nie byla juz pewna, czy len osrodek to naprawde dobre dla niej miejsce.
- Musze isc do lazienki - stwierdzila.
Miala nadzieje, ze gdy wróci, bedzie juz po cwiczeniu i moze nawet uda jej sie zlapac miejsce
obok Nate'a, zanim wszyscy znowu usiada.
Jackie spojrzala na nia podejrzliwie.
- Dobra, ale szybko. Przypominam, ze wszystkie lazienki sa obserwowane.
Blair przewrócila oczami, pchnela drzwi i poszla korytarzem do toalety dla pan. Oplukala rece,
nalozyla blyszczyk, rozpiela sukienke i pokazala w lustrze nagi biust, zeby zafundowac tani dreszczyk
obserwujacej ja osobie. Potem ruszyla korytarzem. Uchylila drzwi do sali, zeby sprawdzic, czy
skonczyli juz cwiczenie.
Nate i ta zdzira w spodenkach Miu Miu stali obok drzwi. Georgie trzymala rece na jego
ramionach, a ich twarze dzielilo raptem kilka centymetrów.
- Zastanawialam sie, jak ci podziekowac za te róze - uslyszala Blair szept zdziry w szortach. -
Chce ci zafundowac jazde na kucyku.
Najwyrazniej nie mówila do demona. Mówila do Nate'a.
Blair czekala, az Nate zareaguje z przerazeniem i niesmakiem, ale on tylko wyszczerzyl zeby i
stal z wywalonym jezorem, jakby nie mógl doczekac sie na wiecej.
- Mam zamiar przykryc cie...
Blair wolala nie czekac na reszte zdania Georgie. To bylo calkiem oczywiste, dlaczego
Nate'owi tak bardzo podobalo sie na odwyku i dlaczego nagle tak bardzo chcial sie zmienic. Od-
sunela sie od drzwi, wrócila na korytarz i wyjela z torebki komórke, zeby zadzwonic do matki.
Samochód mial przyjechac po nia za dwie godziny, ale nie miala zamiaru czekac tak dlugo. Ten
osrodek nie przypominal uzdrowiska. To kolejna sala lekcyjna z banda nieudaczników, którym
brakowalo prawdziwego zycia.
- Tutaj nie mozna korzystac z telefonów! - krzyknela pielegniarka.
Blair spiorunowala ja wzrokiem i ruszyla do holu. Jedna z recepcjonistek czytala gazete z
reklama Lez Sereny na tyle okladki.
Nagle cos do Blair dotarlo. Nigdy wczesniej nie myslala o Serenie van der Woodsen - jej
rzekomo najlepszej przyjaciólce - jak o królowej powrotów. Zeszlej jesieni Serene wywalili z
francuskiej szkoly z internatem, wiec musiala wrócic do Nowego Jorku. Miala taka reputacje, ze tylko
najbardziej zdesperowani nieudacznicy z nia rozmawiali. Ale dzieki kilku blyskotliwym zagraniom
- 147 -
Serena wszystkich odzyskala, lacznie z Blair, a teraz byla gwiazda miedzynarodowej kampanii
reklamowej perfum, tylko Serena mogla pomóc wrócic Blair na szczyt i sprawic, by wszyscy znowu ja
pokochali.
Blair wyszla przez szklane drzwi kliniki i stanela na marmurowych schodach. Zatkalo ja z
zimna. Szybko wybrala numer komórki Sereny.
- Blair! - Serena krzyknela przez telefon. Caly czas im przerywalo. - Myslalam, ze jestes na
mnie wsciekla. - Zakaszlala glosno. - Boze, jestem taka chora.
- Gdzie jestes? - dopytywala sie Blair. - W taksówce?
- Aha. Jade na premiere filmowa z jakimis ludzmi, których poznalam przy okazji reklamy.
Chcesz jechac ze mna?
- Nie moge - odparla Blair. - Serena, musisz przyjechac po mnie. Powiedz taksówkarzowi, zeby
pojechal droga I - 95 do Greenwich. Zjazd numer trzy. Przy Lake Avenue jest osrodek Wyzwolenie.
Zapytaj kogos po drodze, gdzie to jest. Dobra?
- Greenwich? Ale to bedzie kosztowalo kilkaset dolców! - sprzeciwila sie Serena. - Co sie
dzieje, Blair? Dlaczego jestes w Greenwich? Czy to ma cos wspólnego z tym starszym gosciem, z
którym cie wtedy widzialam?
- Zwróce ci kase - przerwala jej niecierpliwie Blair. - I wszystko ci powiem, jak tu przyjedziesz.
To co? Zrobisz to dla mnie, S? - poprosila, uzywajac zdrobnienia, którego nie wypowiadala od
malego.
Serena zawahala sie, ale Blair wiedziala, ze intryguje ja pomysl przygody ze stara
przyjaciólka. Telefon zatrzeszczal, lecz bylo slychac, ze Serena podaje kierowcy nowe wskazówki.
- Musze sie rozlaczyc, bo telefon mi pada! - wrzasnela Serena - - Niedlugo bede. dobra? A
przy okazji, rozstalismy sie z Aaronem.
Blair zaciagnela sie zimny powietrzem, a na jej swiezo pomalowane usta wyplynal
szelmowski usmieszek, gdy docierala do niej nowinka.
- Pogadamy o tym, gdy przyjedziesz.
Rozlaczyla sie i usiadla na zimnych, twardych stopniach. Zapiela jasnoniebieska budrysówke z
kaszmiru i naciagnela kaptur, a potem zapalila merita ultra light. Gdyby ktos przejezdzal wtedy
droga, zobaczylby tajemnicza dziewczyne w niebieskim plaszczu z kapturem, zupelnie pewna siebie,
mimo rozsypki scenariusza, który trzeba napisac zupelnie od nowa.
- 148 -
o czym gadamy, gdy nie gadamy o milosci
- Wezcie swoje plaszcze - powiedziala w poniedzialek dziewiecioklasistkom z grupy A Serena.
- Zabieramy was na goraca czekolade do Jackson Hole.
- Nie martwcie sie, mamy pozwolenie - dodala Blair, przegladajac sie w lustrze na stolówce.
Wrócila do salonu fryzjerskiego, zeby poprawili jej wlosy, i teraz wygladala jak Edie Sedgwick z
okresu fabryki Andy Warhola. Prawdziwa awangarda.
- Wow! - zachwycila sie Jenny, gapiac sie na nia. - Wygladasz rewelacyjnie.
Jenny byla taka szczesliwa z powodu poznania Leo, ze kochala caly swiat.
Blair cos sobie przypominala.
- Sprawdzalas e - maile?
Oczy Jenny sie rozswietlily.
- Och, tak. Tak, sprawdzalam!
Blair pomyslala, ze smialo moglaby wytlumaczyc Jenny, komu zawdziecza ten stan
absolutnego szczescia, ale doszla do wniosku, ze jeszcze zabawniej jest zostawic ja w calkowitej
nieswiadomosci i obserwowac, jak promienieje. Moze mimo wszystko bycie starsza siostra nie jest
takie okropnie. Zauwazyla, ze Elise Wells ma na sobie obcisla czarna bluzke zamiast jednego z tych
swoich sztywnych rózowych sweterków na guziki. Dobrze. Moze matka w koncu zamordowala jej ojca
za to, ze okazal sie takim dupkiem.
- Jak sie ukladaja sprawy z twoim ojcem, Elise? - zapytala Serena, niemal czytajac w myslach
Blair.
Ku zaskoczeniu Blair Elise usmiechnela sie wesolo.
- Dobrze. Wyjechali razem z mama w ten weekend. - Rozesmiala sie i tracila lokciem Jenny. -
Ale niewazne, co u mnie. Jenny ma chyba cos do powiedzenia.
Jenny wiedziala. Ze czerwieni sie jak burak, ale miala to gdzies.
- Zakochalam sie - oznajmila.
Serena i Blair wymienily pogardliwe spojrzenia. Akurat teraz za nic nie chcialy rozmawiac o
milosci.
- No dobra, zabierajcie plaszcze - poganiala dziewczyny Serena. - Spotkamy sie przed szkola.
Powietrze w Jackson Hole przy Madison Avenue bylo geste od zapachu tluszczu Z
- 149 -
hamburgerów i rozchichotanych ploteczek. Kiedy grupa A obsiadla stolik przy wielkim oknie, Kati
Farkas i Isabel Coates skulily sie w kacie tak, zeby nikt ich nie slyszal, i zaczely dyskutowac nad
najnowszymi wydarzeniami.
- Slyszalas o Nacie Archibaldzie i tej dziewczynie z Connecticut? - zapytala Kati. W weekend
obciela wlosy na krótko i przez to jej germanski nos wygladal na dwa razy wiekszy. - Wyrzucili ich za
uprawianie seksu w schowku na szczotki w klinice i teraz Nate musi chodzic na prywatna terapie w
miescie.
- Czekaj, myslalam, ze to Blair i Nate byli w tym schowku. - Isabel pociagnela nosem.
Wyperfumowala sie próbka Lez Sereny, która matka zalatwila jej od znajomej dziennikarki z „Vogue'a
”. Przez te perfumy Isabel ciagle lalo sie z nosa.
- Nie, idiotko. Blair widuje sie z tym starszym gosciem, zapomnialas? Ale juz nie jest w ciazy,
poronila. Dlatego opuscila tyle dni w szkole.
- Slyszalam, ze Blair i Serena wyslaly dzis podania na Uniwersytet Kalifornijski - stwierdzila
Laura Salmon. - Maja tam taki system przyjec, ze juz po kilku tygodniach od zlozenia podania
wiadomo, na jaki wydzial cie przyjma. - Uniosla rudawe brwi. - Ej, moze my tez tak powinnysmy
zrobic!
Ani jedna, ani druga nie myslala naprawde o pójsciu na Uniwersytet Kalifornijski.
- Opowiedz, jak bylo, kiedy bralas udzial w reklamie perfum? - zapytala Serene Mary
Goldberg, gdy czekaly na goraca czekolade. Cassie Inwirth i Vicky Reinerson nadstawily uszu.
Wszystkie trzy obciely sie podobnie w czasie weekendu, a poniewaz zadna z nich nie umówila sie do
Gianniego w Garren, ich fryzury byly nedznymi imitacjami starej fryzury Blair. Zero porównania do
nowej.
- Zimno - odparla Serena. Wytarla nos w papierowa serwetke, a potem zwiazala dlugie zlote
wlosy w kok na czubku glowy i wsadzila w nie olówek, zeby sie trzymaly.
Oczywiscie teraz wszystkie zalowaly, ze obciely wlosy.
- Wolalabym o tym nie mówic - dodala tajemniczo.
Blair pochylila sie nad stolikiem.
- Rozstali sie z Aaronem w trakcie zdjec - wyjasnila scenicznym szeptem. Potem znowu sie
wyprostowala. - Koniec tematu.
Kelner przyniósl im goraca czekolade - wielkie parujace kubki z mnóstwem bitej smietany.
- Mozemy teraz porozmawiac o milosci? - zapytala nerwowo Jenny. Zerknela po zatloczonej
sali. Gdyby miala szczescie, Leo móglby sie wlasnie zjawic i wtedy by sie nim pochwalila.
- Nie! - wykrzyknely jednym glosem Serena i Blair. Specjalnie przyprowadzily grupe do Jackson
- 150 -
Hole, zeby nie musialy rozmawiac o chlopcach, jedzeniu, rodzicach, szkole, o niczym. Chcialy tylko
saczyc goraca czekolade i cieszyc sie swoim towarzystwem.
Nagle w restauracji rozlegl sie - szmer. Tanecznym krokiem wszedl Chuck Bass w czapce z
lisiego futra, jasnoniebieskim plaszczu w marynarskim kroju i z nieodlacznym rózowym sygnetem z
monogramem. Zaczal rozdawac wszystkim ulotki.
- Macie tam byc. bo inaczej wypadacie z gry! - wykrzyknal i wyszedl otoczony chmurka Lez
Sereny równie nagle, jak wszedl.
Ulotki okazaly sie zaproszeniami na impreze urodzinowa w poniedzialek. W ciagu kilku sekund
w restauracji doslownie zawrzalo.
- Pójdziesz?
- Czekaj. Naprawde myslisz, ze Chuck ma zamiar ujawnic sie na tej imprezie?
- Nie. To jego urodziny. Nie potrafisz czytac?
- Cos ty! Chodzilismy razem do przedszkola. On ma urodziny we wrzesniu. To nie jego
impreza. To jakiejs dziewczyny. On tylko rozdaje ulotki.
- Nadal uwazam, ze on jest bi. Widzialam go w sobote z dziewczyna z L'École Française.
Prawic to robili.
- Kim wlasciwie byl ten facet? - jeknela Cassie Inwirth.
- Znasz te strone www.plotkara.net? Mysle, ze to wlasnie on! - stwierdzila Mary Goldberg.
- Uwazasz, ze on to Plotkara? - dopytywala sie Vicky Reinerson.
- W zyciu! - wykrzyknely Serena i Blair.
Nigdy nie wiadomo.
tematy ? wstecz dalej ? wyslij pytanie odpowiedz
Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostaly zmienione lub skrócone, po to by
nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.
hej, ludzie!
NIE, ZEBYM BYLA CHCIWA ALBO COS TAKIEGO
- 151 -
Juz wszyscy widzieliscie ulotki z zaproszeniem na moja impreze w poniedzialek. Jesli nie, to gdzie
byliscie? Prosze, nie fatygujcie sie, jezeli nie przyjdziecie z jedna z ponizszych rzeczy:
Pudelek - maskotka w kolorze karmelu
Tyle butelek Lez Sereny, ile zdolacie uzbierac. Wiem, ze jest lista oczekujacych, ale uzaleznilam sie
Bilet na pierwsza klase do Cannes na maj
Brylanty
Wspaniale poczucie humoru
Kazdy cudny chlopak z waszych notatników z adresami
Na celowniku
N i jego superbogata blada dziewczyna jada powozem po Central Parku. Chyba dostala przepustke
na dzien za dobre sprawowanie. S i B w butiku Lesa Besta przymierzaja cala jesienna kolekcje. V
przynosi szara koperte do kólka teatralnego w szkole sredniej Riverside. Chyba nie myslicie, ze
naprawde przekazala ten film nauczycielowi D, nie? Co za poswiecenie! D i ta zwariowana poetka
wrzeszcza przez okno z jej atelier w Chinatown. Mala J i jej nowy przystojniak przegladaja tatuaze w
Stink, w salonie tatuazy w East Village. Miejmy nadzieje, ze tylko chcieli popatrzec.
A WRACAJAC DO PALACYCH KWESTII...
Czy N i jego niegrzeczna dziedziczka to bedzie cos na serio?
Czy B kiedykolwiek odpusci sobie N? Czy odrosna jej wlosy?! - Bogu dzieki, odpowiedz nadejdzie juz
niedlugo - czy dostanie sie do Yale?
Czy B i S pozostana przyjaciólkami... przynajmniej do konca szkoly?
Czy S zostanie kolejna bezbarwna, niepotrzebna, jedzaca tylko selery supermodelka? Czy
kiedykolwiek wytrzyma z jakims facetem dluzej niz piec minut?
Czy J z nowym chlopakiem bedzie zyc dlugo i szczesliwie? Czy jej nowa przyjaciólka spróbuje ich
rozdzielic?
Czy V kiedykolwiek spojrzy jeszcze na D?
Czy D bedzie dalej krecil z ta zóltozebna poetka? Czy jemu tez zzólkna zeby? Czy rzeczywiscie napisze
pamietnik?
- 152 -
Czy reszta z nas tez dostanie sie do college'ów? A co wazniejsze, czy skonczymy szkole?
Czy kiedykolwiek sie dowiecie, kim jestem?
Niedlugo to stanie sie calkiem jasne.
Do zobaczenia na mojej imprezie w poniedzialek wieczór. I nie zapomnijcie wziac co najmniej jednej
z rzeczy wymienionych na liscie. Au revoir!
Wiem, ze mnie kochacie
plotkara
- 153 -