Courths Mahler Jadwiga Kłopotliwa scheda

background image

Jadwiga Courths-Mahler

Kłopotliwa scheda

background image

— Arminie, chodźmy na bal dziennikarzy!

— Po co?

— Zabawimy się.

— Stary, to nic mi nie pomoże!

— Przynajmniej trochę się rozerwiesz!

— Mówisz tak, jakbyś nie wiedział, gdzie krążą moje myśli!

Wolałbym pójść do domu!

— Chcesz poddać się czarnej rozpaczy? Przecież to nie ma

sensu!

— Tak samo nie ma sensu ten cały bal dziennikarzy. Tam

musiałbym na dobitkę być dowcipny! Nie, Hansie, nie chcę dzisiaj

nikogo widzieć.

— Sam dla siebie jesteś najgorszym towarzystwem! Chodźże ze

mną! Schliven i Werdern też tam będą!

— Jeszcze jeden powód, żebym nie poszedł. Dla tych dwóch

wrogów kobiet byłbym znakomitym obiektem złośliwych uwag. Oni

też wiedzą, że Aleksandra Wendhoven wychodzi dzisiaj za mąż i że

zrobiła ze mnie wariata. Tylko na mnie czekają! Nie znoszę tych

pesymistów! Mimo że zdradziła mnie kobieta, jednak wierzę w

kobiety! Za bardzo kochałem i czciłem matkę, by wszystkie kobiety

bez wahania zmieszać z błotem. Zostaw mnie w spokoju! Idź sam na

ten bal, jeżeli masz ochotę!

Hans von Rippach wzruszył ramionami.

— Nie zależy mi na tym. Chciałem, żebyś się trochę rozerwał.

background image

— Dziękuję ci, wiem, że mi dobrze życzysz. W tym wypadku

rozrywka na nic. Takie godziny musi człowiek po prostu przeboleć.

Czy sądzisz, że dzisiaj mógłbym myśleć o czymś innym niż o niej?

Dzisiaj zostanie żoną innego i będzie się śmiała z durnia, który chciał,

żeby z nim dzieliła biedę! Czyż dla Aleksandry nie było nic lepszego

na świecie niż czekanie, aż wielbiciel wywalczy dla niej i dla siebie

skromną egzystencję?

Armin von Leyden wypowiedział te słowa z ironią i widać było,

że zadano mu ciężki cios.

Przyjaciele w milczeniu szli obok siebie. Rippach doszedł do

wniosku, że lepiej zostawić przyjaciela w spokoju. Po chwili zapytał:

— Czy chcesz, żebym sobie poszedł? Powiedz mi. Nie będę się

gniewał.

— Nie. Jeżeli mój zły humor nie zniechęca cię, chodźmy do

jakiegoś zacisznego lokalu. Napijemy się wina!

— Dobra myśl! Dokąd pójdziemy?

— Wszystko jedno!

— No to skręcimy tam w prawo, za rogiem jest przyjemna

knajpka.

Niedługo weszli do małej winiarni, w której w niszach

wyłożonych ciemną boazerią stały okrągłe stoliki i pluszowe kanapy.

Usiedli i zamówili wino. Rippach wzniósł toast.

— Życzę, żebyś szybko zapomniał o tym, co cię spotkało!

Aleksandra nie jest warta, żeby mężczyzna miał przez nią zmarnować

swoje życie.

background image

Leyden skinął głową, nic nie mówił. Rozmowa nie kleiła się.

Kippach nie mógł znaleźć odpowiednich słów, żeby poprawić nastrój

przyjaciela. Na jego przystojnej twarzy odbiło się zmartwienie.

O północy Leyden wstał:

— Hans, nie gniewaj się, jestem zmęczony i chcę pójść do domu.

— Dobrze, jak sobie życzysz!

Zawołał kelnera, zapłacił i opuścili winiarnię. Rippach

odprowadził Leydena. Przed domem pożegnali się uściskiem dłoni:

— Do zobaczenia jutro!

Armin powoli wspinał się po schodach do mieszkania

składającego się z sypialni i gabinetu. Po ciemku zdjął płaszcz, potem

zapalił lampę, która oświetliła jego męską twarz z czarnymi oczami.

Opadł na krzesło i długo siedział bez ruchu. Kiedy poczuł chłód, wstał

i podszedł do okna. Była zima, na ulicy leżał śnieg. Latarnie rzucały

światło na przechodniów. Armin zgasił lampę i poszedł do sypialni.

Tej nocy nie mógł zasnąć.

Kiedy następnego dnia wrócił po pracy do domu, przyszedł do

niego Rippach.

— Witaj, Arminie! Zniknąłeś mi w tłumie przy wyjściu z urzędu.

Wiedziałem jednak, że zastanę cię w domu. Czy masz coś do picia?

— Możesz dostać koniak.

— Dawaj!

Wyjął z biurka butelkę i dwa kieliszki, napełnił je, po czym

położył na stole papierosy i zapalniczkę.

— Weź sobie!

background image

— Dziękuję! Nie zapalisz?

— Zaraz.

Siedzieli tak, palili i patrzyli przed siebie w milczeniu. Nagle

Leyden wstał, stanął przy krześle przyjaciela i położył mu rękę na

ramieniu:

— Słuchaj, stary, nie musisz się poświęcać. Doceniam twoją

dobrą wolę i jestem ci wdzięczny. Naprawdę nie musisz się nudzić w

moim towarzystwie.

— Nie mów bzdur. Wcale nie czuję się źle w twoim

towarzystwie! Wiesz, czasem bardzo lubię w spokoju spędzić parę

chwil.

— Hm, to coś nowego! Właściwie taką kontemplację mógłbyś o

wiele przyjemniej spędzić w twoim eleganckim mieszkaniu.

— A mnie bardzo podoba się właśnie tutaj!

— Dobrze, zostań więc. Ale ja dzisiaj nie zamierzam wychodzić

z domu.

— Doskonale! Ja również nie mam na to ochoty. Czy naprawdę

każdy wieczór trzeba spędzać w teatrze, na koncercie czy w

restauracji?

Armin zaśmiał się głośno:

— Jesteś hipokrytą!

Hans promieniał.

— Bogu dzięki. Wreszcie znowu się śmiejesz! Powiedz mi, czy

już jesteś po kolacji?

background image

— Nie. Moja gospodyni podaje zwykle herbatę i kanapki. Czy

zjesz ze mną?

— Chętnie! Jestem głodny, a skoro nie masz ochoty wyjść z

domu, musisz mnie ugościć.

— Postaram się, żebyś był zadowolony. Wierny z ciebie kompan.

— Dlaczego?

— Dobrze wiesz dlaczego! Każę przynieść piwo albo wino, co

wolisz?

— Niech będzie piwo!

Przy kolacji sporo rozmawiali. Rippach opowiadał dowcipy i

cieszył się jak dziecko, widząc, że Leyden się śmieje.

Byli zaprzyjaźnieni od wielu lat. Ojciec Leydena, lekarz, zmarł,

kiedy Armin był na trzecim roku studiów. Nie dorobił się dużego

majątku, ale matka otrzymywała odsetki wystarczające na skromne

życie. Pani von Leyden była jedną z kobiet gotowych na wszystko,

byle zapewnić byt synowi. Odmawiała sobie dosłownie wszystkiego,

umożliwiając Arminowi ukończenie studiów prawniczych. Kiedy

został asesorem, matka zmarła. Odsetki od małego kapitału,

dotychczas dzielone na dwie osoby, zapewniały mu spokojne życie.

Rippach, jak przystało na przyjaciela, dzielił z nim wszystkie

smutki i radości. Miał zamożnych rodziców. Zawsze wesoły i

pogodny wywierał korzystny wpływ na nieco flegmatycznego

przyjaciela uznając — bez zawiści — jego intelektualną wyższość i

przewagę fizyczną. W zamian Armin hamował Hansa, kiedy ten za

background image

bardzo szalał na balach i hulał z kolegami. Przyjaciele uzupełniali się

pod każdym względem, a ich przyjaźń pogłębiała się z roku na rok.

Kiedy Hans zorientował się, że Armin zakochał się na zabój w

pięknej, lecz biednej i bardzo rozpieszczonej Aleksandrze

Wendhoven, poważnie się zmartwił. Ostrzegał go przed nią,

ponieważ, jako realista zauważył, że Aleksandra jest próżną kokietką,

zbyt rozpieszczoną, żeby chcieć zostać żoną biednego asesora.

Niestety, jego ostrzeżenia zostały bez echa. Czy do zakochanego

mężczyzny

kiedykolwiek

docierały

rozsądne

argumenty?

Zawiadomienie o zaręczynach ukochanej Armin otrzymał dwa dni po

balu, na którym Aleksandra obdarzała go szczególną czułością. Cios

był tym bardziej bolesny, że równocześnie przekonał się o

prawdziwym charakterze młodej damy. Mimo iż czuł do niej pogardę,

nie mógł przestać jej kochać. Wczoraj Aleksandra została żoną

mężczyzny, który nie miał żadnych zalet, tylko dużo pieniędzy.

Hans jak zwykle okazał się wiernym przyjacielem. Armin był

wdzięczny, chociaż żaden z nich o tym nie mówił.

W samym środku lasów Turyngii stoi na wzgórzu zamek

Burgwerben. Z dwu stron płyną wąskie odnogi rzeki czyniąc zeń

wyspę. Szeroki most nad rzeką sięga do drogi prowadzącej ku

zamkowi. Burgwerben jest dużą, szarą budowlą z wyższym

środkowym budynkiem i dwoma czworokątnymi wieżami. Mimo

swojej surowości zamek na wyspie wrósł w krajobraz i był bardzo

background image

malowniczy. Za rzeką rozciągały się żyzne pola, a wyżej stare, gęste

lasy.

U podnóża leżała mała wioska o tej samej nazwie. Domy, kryte

czerwoną dachówką, rozsypały się wzdłuż obu wąskich odnóg, które

za wzgórzem z zamkiem, łączyły się w szeroką rzekę. Na skraju lasu,

nad brzegiem rzeki pobudowali wille zamożni ludzie zachwyceni

urokiem tego zakątka.

Zamek i ogromny obszar ziemi należały do Fryderyka von

Leydena. Żeniąc się z ostatnią hrabiną z rodu Burgwerben jego ojciec

został właścicielem dużego majątku. Teraz Fryderyk ukończył

sześćdziesiąt lat, nie miał rodzeństwa, nigdy się nie ożenił. Przed laty

był wesołym, kochającym życie młodzieńcem, dopóki pewnego dnia,

przed dwudziestu pięciu laty, nie wrócił do zamku ponury i cichy.

Zdradzony przez ukochaną spowodował wypadek, w którym

zabił przyjaciela. Odtąd zmienił się. Jednak nikt nie poznał nigdy

szczegółów tragedii. Fryderyk von Leyden stał się dziwakiem. W

swoim otoczeniu nie znosił kobiet. Kucharka, pokojówki i służące

mieszkały w oddzielnej przybudówce. Miały zakaz pokazywania się

panu dziedzicowi na oczy.

Nie było to trudne, ponieważ Fryderyk von Leyden przebywał

stale w zamku, żył wśród swoich książek i stamtąd zarządzał

majątkiem. Jego najbliższym pomocnikiem był inspektor Scheveking,

małomówny i, tak jak jego pan, ponury stary kawaler. Mieszkał w

służbowym mieszkaniu sam i także nie znosił kobiet.

background image

Żeńską służbą kierowała panna Wunderlich. Rezolutna, niska,

tęgawa osóbka mściła się za pogardę okazywaną kobietom na zamku

Burgwerben w ten sposób, że nie ukrywała wrogości wobec

mężczyzn. Stale kłóciła się z inspektorem, codziennie obrzucali się

wyzwiskami, co widocznie było niezbędne dla ich dobrego

samopoczucia.

Fryderyk von Leyden miał wielu krewnych. Byli jednak biedni

tak jak jego ojciec, zanim ożenił się z bogatą hrabiną. W miarę

upływu lat, gdy Fryderyk wciąż nie zakładał rodziny, krewni zaczęli

go odwiedzać. Było to bezwzględne polowanie na schedę, wszyscy

prześcigali się w okazywaniu mu miłości i przywiązania.

Ponury dziedzic bronił się ironicznym uśmieszkiem przed

pochlebstwami. Kobiet w ogóle nie przyjmował. Uknuto więc spisek.

Zorganizowano zjazd rodu w nadziei że może Fryderyk zdecyduje się

pojąć za żonę jedną z dziewcząt z rodziny. Wynajęto hotel. Po długim

molestowaniu Fryderyk uległ i obiecał, że zjawi się na uroczystości.

Jadąc do miasta miał kamienną twarz. Nie inaczej było po powrocie

do zamku.

Następnego dnia wezwał notariusza i w obecności Schevekinga

sporządził testament, który zdeponował w sądzie. Te wydarzenia

miały miejsce przed piętnastu laty. Potem życie znowu toczyło się jak

dawniej. Intrygi krewnych, którzy nawzajem oczerniali się przed

Fryderykiem, obrzydły staremu kawalerowi.

Żadna z pań, które poznał na rodzinnym zjeździe, nie zrobiła na

nim dobrego wrażenia. Wszyscy się zawiedli w swoich

background image

oczekiwaniach. Panna Wunderlich i Scheveking zgadzali się tylko co

do jednego: nienawidzili „kochanych krewnych". Najchętniej

przepędziliby z zamku lizusów i hipokrytów, którzy zatruwali życie

dziedzicowi.

Schevening miał jednak powody do satysfakcji, ponieważ, poza

notariuszem, tylko on wiedział, kto odziedziczy majątek po śmierci

pana. W duchu śmiał się ze starań krewnych wiedząc, że żaden z nich

nie osiągnie celu.

Późną jesienią Leyden zapadł na zdrowiu. Nie wstawał z łóżka.

Stał się jeszcze bardziej milczący, a jego oczy melancholijnie patrzyły

przez okno. Nie przyjmował odwiedzin, nawet krewni, mimo usilnych

próśb, nie zostali dopuszczeni do pana zamku. Sądząc po wyrazie

twarzy, Fryderyka von Leydena gnębiły ponure myśli.

Od notariusza otrzymywał długie raporty, które bardzo go

interesowały. Tylko te sprawozdania wyrywały go z zadumy.

Pewnego razu zdecydował wezwać notariusza i uaktualnić testament.

Dodał pewną klauzulę, o której nawet Scheveking nic nie wiedział.

Gdyby wiedział, ze zdumienia kręciłby szpakowatą głową.

Fryderyk von Leyden nie wracał do zdrowia, choć opuścił łóżko i

chodził po pokoju. W noc sylwestrową, jak co roku, nie odmówił

sobie wyprawy saniami do starego, zaśnieżonego lasu. Niestety,

przeziębił się i dostał zapalenia płuc. Nie przyjmował wciąż wizyt

krewnych. Poza doktorem tylko wierny sługa, Dillenberger, i

Scheveking pielęgnowali chorego i nikogo nie dopuszczali do

swojego pana.

background image

Po zapaleniu płuc wywiązały się komplikacje z nerkami. Stan

chorego budził poważne obawy.

Minęła zima, zbliżała się wiosna. Zniknęły śnieg i lód. Trzeba

było myśleć o pracach na polu. Scheveking często musiał zostawiać

chorego pod opieką Dillenbergera. Pewnego słonecznego marcowego

przedpołudnia inspektor wracał konno do zamku. Miał zmartwioną

minę. Na skraju lasu, gdzie biegł tor kolejowy, spotkał młodą

dziewczynę w żałobie. Na bladej twarzy widniały ślady płaczu.

Scheveking zatrzymał wierzchowca.

— Dzień dobry panno Delius!

— Dzień dobry panu! Jak zdrowie pana von Leydena?

— Ma za sobą ciężką noc. Obawiam się najgorszego!

— Biedny stary pan!

Ton tej wypowiedzi zdradzał szczere współczucie. Scheveking

skinął głową:

— Tak, zasługuje na współczucie. Bardzo cierpi. A pani? Znowu

pani płakała! Czy wraca pani z cmentarza?

Odwróciła głowę, żeby ukryć łzy:

— Zaniosłam kwiaty na grób ojca. Tak bardzo kochał róże!

Scheveking skinął głową.

— Z pani to dobre dziecko. Wyjątek wśród kobiet. Minęły już

trzy tygodnie od śmierci pana profesora. Jego też ma na sumieniu zła

kobieta! A co porabia macocha, hę?

W jego głosie wyczuwało się niechęć. Ewa Maria Delius

zmarszczyła czoło.

background image

— Stale narzeka na biedę! Drogi panie inspektorze, marzę, żeby

pan von Leyden wyzdrowiał! Obiecał, że kupi nasz dom z ogrodem za

trzydzieści pięć tysięcy marek. Odsetki od tego kapitału wystarczą

mojej macosze.

— No a pani?

— Skoro tylko trochę wrócę do sił, poszukam sobie posady.

Jestem młoda, zdrowa i umiem wiele rzeczy.

— Pani byłaby w stanie popełnić takie głupstwo? Bzdura! Żeby

wszystko oddać macosze? Pani jest tak łatwowierna, jak był pani

ojciec! — zirytował się inspektor.

Dziewczyną westchnęła.

— Nie mogę dłużej słuchać, jak źle mówi o moim ojcu! Niech

sobie wszystko zabierze, żeby się tylko uspokoiła.

Scheveking zaśmiał się szyderczo.

— Oczywiście, niech jej pani wszystko odda: tę resztę majątku

ojca, której jeszcze nie zdążyła roztrwonić. A pani będzie na łasce

obcych ludzi? Do jasnej cholery! Nie mogę tego znieść! — krzyknął

tak głośno, że koń skoczył na bok.

— Niech pan nie klnie! Wiem, że pan nie jest aż taki srogi, za

jakiego pan chce uchodzić.

Scheveking skinął głową.

— Żegnam! Muszę się spieszyć do chorego! — odparł i szybko

odjechał.

Ewa Maria przez chwilę patrzyła za nim, potem poszła dalej.

background image

W pobliżu stacji kolejowej, na skraju lasu, stał skromny dom

letniskowy otoczony ładnym ogrodem. Dawniej profesor Delius i jego

rodzina spędzali tutaj letnie wakacje. Od kiedy jego druga żona

roztrwoniła majątek, a na dodatek profesor poważnie zachorował i

musiał przejść na emeryturę, na stałe zamieszkali we wiosce.

Żona profesora, niegdyś znana piękność, była teraz tęgawą

kobietą. Życie męża i jego córki zamieniła w prawdziwe piekło. Stale

gderała i narzekała na „nędzę" — do czego zresztą sama doprowadziła

swoją rozrzutnością.

Ewa Maria starała się zapewnić ojcu, otrzymującemu niską

emeryturę, znośne życie. Był botanikiem i kochał kwiaty. Jego

największą radością były różne rośliny, które hodował w ogrodzie,

gdzie pracował od rana do wieczora. Rosły tam najpiękniejsze róże w

całej okolicy. Córka dzielnie pomagała mu w pracy.

Od trzech tygodni profesor Delius nie żył. Z dniem jego śmierci

wygasła emerytura. Obie panie nie posiadały nic poza domem z

ogrodem i bogatą biblioteką. Większość zbiorów pani Delius

sprzedała zaraz po śmierci męża za tysiąc marek. Teraz musiały z tego

żyć.

Po powrocie do domu Ewa Maria poszła do swojego pokoju. Z

kuchni dochodził piskliwy głos macochy. Krzyczała na młodą

dziewczynę, która gotowała im i sprzątała. Woń przypalonego mleka

docierała wszędzie i to było powodem awantury i narzekań. Ewa bała

się podobnych wybuchów złości swojej macochy. Nie mogła pojąć,

background image

jak jej ukochany, szlachetny ojciec mógł pokochać taką kobietę, której

zachowanie stale wprawiało ją w zakłopotanie.

Ewa Maria była młoda i niedoświadczona. Nie znała życia, nic

nie wiedziała o tajemniczych namiętnościach, które ciągną mężczyznę

do kobiety bez względu na jej wady. Nie wiedziała, że zakochany

mężczyzna traci poczucie rzeczywistości i jest zaślepiony wyłącznie

zewnętrznymi walorami ubóstwianej kobiety.

Ewa Maria bardzo kochała ojca i była do niego przywiązana, ale

do macochy nigdy nie zdołała się zbliżyć. Od pierwszego dnia była

dla niej obcą osobą i nie istniało między nimi porozumienie. Po

śmierci ojca postanowiła opuścić macochę. Jeżeli jej zostawi

wszystkie pieniądze ze sprzedaży domu z ogrodem, nie będzie jej

broniła odejść. Chciała zostać tutaj jeszcze kilka miesięcy, do dnia

sprzedaży domu, a potem wyruszy w świat, do obcych ludzi.

Fryderyk von Leyden zmarł dwudziestego marca na rękach

wiernego Dillenbergera. Obecni przy tym byli tylko doktor i inspektor

Scheveking. Do ostatniej chwili dzielnie bronili krewnym dostępu do

umierającego. Pan na zamku umarł nie niepokojony.

Zanim został pochowany, krewni żądali od Schevekinga

ujawnienia czy został spisany testament i kto jest głównym

spadkobiercą. Scheveking, oburzony brakiem delikatności i

należytego szacunku, ostro przywołał wszystkich do porządku.

Krewni zgodnie ustalili, że inspektor „wyleci", kiedy sąd ujawni

spadkobiercę. Większość krewnych nie wierzyła zresztą w istnienie

background image

testamentu. A skoro sądzili, że nie ma testamentu, więc będą

dziedziczyć jednakowe części ogromnego majątku: każdy otrzyma

piętnastą część. Wyliczyli nawet, ile to wyniesie!

Kiedy nagle gruchnęła wieść, że Fryderyk von Leyden jednak

sporządził testament, powstało zamieszanie! Wszyscy byli bardzo

zaniepokojeni, ponieważ nikt nie mógł się pochwalić, że Fryderyk von

Leyden właśnie jemu okazywał życzliwość. Było wręcz przeciwnie!

Nikt nie przyznawał się, że nienawidził zmarłego, ponieważ był

nieprzystępny i zamknięty w sobie.

Armin von Leyden po pewnym czasie odzyskał spokój

wewnętrzny. Kosztowało go to jednak sporo wysiłku. Hans von

Rippach z zadowoleniem stwierdził, że przyjaciel jest znowu

pogodny. Były to jednak pozory. Nadal kochał Aleksandrę i

przyznawał się do tego wyłącznie przed samym sobą. Z Hansem nie

rozmawiał na ten temat.

Na szczęście młoda para spędzała miesiąc miodowy na Riwierze i

Armin nie mógł spotkać Aleksandry na balach i przyjęciach. Obu

przyjaciołom nie brakowało rozrywek. Często bywali w domu stryja

Hansa, który chętnie otaczał się młodzieżą. Ponieważ sam nie miał

dzieci, zapraszał często bratanków i siostrzenice. Jego żona,

wtajemniczona przez Hansa, z dużym taktem i delikatnością starała

się umniejszyć ból i rozczarowanie, jakie przeżywał Armin. Tak też

minęła zima.

background image

Pewnego dnia przyjaciele siedzieli w kawiarni i przeglądali

gazety. Nagle Armin wydał okrzyk zdziwienia.

— Co się stało?

— Właśnie przeczytałem, że zmarł Fryderyk von Leyden!

— Czy to twój krewny?

— Tak, dziesiąta woda po kisielu. Kuzyn mojego ojca. Poza tym

siódmy cud świata!

— W jakim sensie?

— Fryderyk to jedyny z rodu Leyden, który ma pieniądze, a

oprócz tego wspaniały majątek w Turyngii. Słyszałem o tym od

mojego ojca.

— A więc bogaty wujek! Gratuluję!

— Nie ma powodu! Był wprawdzie kawalerem i nie miał

naturalnego bezpośredniego spadkobiercy, lecz cały zastęp bliższych i

dalszych krewniaków płaszczył się przed nim, żeby wyłudzić część

schedy. Mój ojciec zawsze trzymał się na uboczu, unikał Fryderyka,

ponieważ był dumny i nie chciał wzbudzać podejrzeń, że liczy na

spadek. Fryderyk chełpił się swoim bogactwem i był najbardziej

niesympatycznym człowiekiem, jakiego można sobie wyobrazić.

Hans odłożył gazetę i z zaciekawieniem patrzył na przyjaciela.

— Czy ty go znałeś?

— Spotkałem go tylko jeden raz, ale było to dawno temu.

Chodziłem wtedy do liceum. Nie wiem już z jakiego powodu

członkowie mojego rodu zorganizowali zjazd rodzinny. Do przyjazdu

na uroczystość namawiali też mojego ojca. Ponieważ akurat wtedy

background image

ojciec spędzał ze mną wakacje w Turyngii, mógł bez trudu przybyć do

miasta położonego niedaleko majątku Fryderyka. Oczywiście ojciec

zabrał mnie ze sobą. Wyobrażałem sobie wtedy, że „zjazd rodzinny"

to coś wspaniałego, w każdym razie coś wyjątkowego.

Zobaczyłem jednak tylko dużo nieciekawych osób bardzo

zabiegających o względy jednego mężczyzny — tego właśnie

Fryderyka. Ojciec opowiadał mi, że on zastrzelił w pojedynku

swojego przyjaciela. Było to bardzo dawno temu. Możesz sobie

wyobrazić, że patrzyłem na niego z uczuciem podziwu, ale i grozy.

— Mogę to sobie wyobrazić! Opowiadaj, co dalej?

— Niewiele jest do opowiedzenia. Ojciec trzymał się na uboczu.

Nie mogłem zrozumieć, dlaczego ci wszyscy ludzie uniżenie znosili

pogardliwe zachowanie tego człowieka. Nie wiem z jakiego powodu

nagle podszedł do nas i badawczo patrzył na mnie. Byłem nieco

przestraszony, ale nie spuściłem oczu. Wytrzymałem jego świdrujący

wzrok.

Podał mojemu ojcu rękę i zapytał:

— Czy ty jesteś Adolf von Leyden, a to jest twój syn, Armin?

— Tak — odparł ojciec ściskając jego dłoń.

— Dlaczego stoisz na uboczu i nie witasz się tak wylewnie, jak

pozostali krewniacy?

Ojciec wzruszył ramionami.

— Jestem szczery. Nie chcę udawać więcej przyjaźni, niż jej

odczuwam.

— A więc nie darzysz mnie przyjaźnią?

background image

— Znam cię zbyt mało!

— Tak, to prawda. Nigdy mnie nie odwiedzasz. Inni bardzo

często przychodzą, ty nigdy.

— Jestem lekarzem, mam mało wolnego czasu. A poza tym nic tu

po mnie! Co miałbym robić na zamku?

Wtedy Fryderyk von Leyden uśmiechnął się ironicznie i rzekł z

goryczą:

— No, powiedzmy: starać się, żebym ci coś zapisał w

testamencie!

Ojciec poważnie na niego spojrzał i odpowiedział:

— Gdybyś mnie znał, nie powiedziałbyś tego! Mam z czego żyć,

nie muszę liczyć na spadek. Nawet gdybym był w potrzebie, nie

zrobiłbym tego.

— O, czyżbyś był aż tak bogaty?

— Nie, ale jestem lekarzem i mogę utrzymać rodzinę!

— Przecież masz syna! Nie zrobiłbyś tego dla niego?

— Mój syn będzie uczciwie zarabiał na życie tak, jak jego ojciec.

Nie martwię się o jego przyszłość.

Fryderyk von Leyden długo patrzył na ojca, a potem na mnie. W

końcu położył rękę na mojej głowie.

— Tak sądzisz?

Miałem wtedy chyba trzynaście lat, z przekorą potrząsnąwszy

głową krzyknąłem:

— Zostaw mnie, nie kocham cię, zostaw mojego ojca w spokoju!

background image

Fryderyk von Leyden uśmiechnął się i dziwnie patrzył na

pozostałych krewnych. Słysząc moje słowa tym bardziej przymilali

się do bogacza. Odwrócił się od nas.

Ojciec zabrał mnie i opuściliśmy hotel. Po drodze źle wyrażałem

się o Fryderyku von Leydenie.

— Arminie, nie wolno tak mówić. On jest bardzo nieszczęśliwym

człowiekiem mimo swojego ogromnego bogactwa.

Przez chwilę panowała cisza, przyjaciele milczeli. Potem Armin

powiedział:

— Wiesz, nigdy nie zapomniałem tych słów. Często rodzice

rozmawiali o nim i zawsze słuchałem z dużym zainteresowaniem,

chociaż nie wszystko rozumiałem. Odkąd opuściłem dom, żadna

wiadomość o nim nie dotarła do mnie.

— Wiesz, jestem ciekawy, kto odziedziczy jego majątek? Może

jednak dostaniesz jakąś część!

Armin zaśmiał się serdecznie.

— To są pobożne życzenia. Wierzysz w to, ponieważ jesteś

moim przyjacielem i dobrze mi życzysz. Możesz spokojnie spać!

Jestem pewien, że nie zapomniał i nie wybaczył mojego gburowatego

zachowania. Zrób mi przyjemność i nie mówmy już o tym.

— No dobrze! A więc, co zrobimy z dzisiejszym wieczorem?

— Nie wiem, podaj mi gazetę!

Armin zaczął czytać ogłoszenia:

— Opera — „Carmen" — przedstawienie wyprzedane, Teatr

Dramatyczny — „Przysięga wierności" — to nie dla mnie, Teatr

background image

Narodowy, to samo, Operetka — „Opowiadania Hoffmanna" — to

coś dla nas! Pójdziemy?

— Zgoda.

Zapłacili i opuścili kawiarnię. Na ulicy panował duży ruch.

Spotykali wielu znajomych, zatrzymywali się i rozmawiali. Nagle

stanął przed nimi młody oficer, Otto von Sanden. Ponieważ też miał

wolny wieczór, zaprosili go na spektakl.

Kilka dni później, gdy Leyden siedział przy śniadaniu, gospodyni

jak co dzień przyniosła pocztę: listy, druki i gazety, które przeglądał

przed wyjściem do urzędu. Nie znalazł nic ciekawego z wyjątkiem

jednego listu:

Szanowny Panie von Leyden!

Muszę z Panem porozmawiać w ważnej sprawie. Jeżeli nie

otrzymam od Pana innej wiadomości, odwiedzę Pana dzisiaj po

południu w Pańskim mieszkaniu.

Z poważaniem

Heinrich Beckmann, notariusz

Armin pokręcił głową i zdziwiony mruknął sam do siebie:

— Nie znam pana Beckmanna. Gdzie on mieszka? Aha, hotel

„Keiserhof. Hm! A więc o trzeciej. Wrócę wcześniej do domu.

Prawdopodobnie chodzi o jakąś służbową sprawę ale o „prywatnym"

znaczeniu. Dokończył śniadanie i wyszedł do urzędu.

Wrócił przed trzecią. Punktualnie o wyznaczonej godzinie zjawił

się notariusz. Kiedy usiedli, Armin zapytał:

— Czym mogę panu służyć?

background image

Notariusz wyjął z kieszeni pismo i rzekł:

— Proszę, żeby pan to przeczytał. Jest to odpis testamentu

mojego zleceniodawcy, pana Fryderyka von Leydena.

Armin z wahaniem wziął pismo.

— Czy pan jest upoważniony, żeby mi wręczyć ten odpis?

— Tak, mam polecenie od zmarłego, pana von Leyden. Proszę

przeczytać, zanim zaczniemy omawiać sprawę spadku.

Armin zaczął czytać. Na jego twarzy pojawił się wyraz

zdumienia, potem niedowierzanie.

— Proszę pana, to jest kiepski żart!

Notariusz uśmiechał się.

— To jest prawda, proszę pana, sprawa jest poważna — rzekł z

naciskiem.

Armin przetarł ręką czoło, zrobił kilka kroków, a potem stanął

przed Beckmannem.

— Trudno mi w to uwierzyć. Nie mogę pojąć, że Fryderyk von

Leyden wyznaczył mnie na spadkobiercę swojego majątku! Ja mam

być jedynym spadkobiercą? Dlaczego właśnie ja? Przecież nigdy go

nie odwiedzałem, byłem dla niego właściwie obcym człowiekiem!

— Wszystko wyjaśni to pismo, które spadkodawca polecił mi

przekazać. Zanim jednak oddam je panu, proszę, żeby pan przeczytał

załącznik do testamentu, którego treść musi pan przyjąć do

wiadomości i wyrazić zgodę na spełnienie warunku zmarłego pana

Fryderyka von Leydena.

background image

Z tymi słowami notariusz podał Arminowi kopertę. Drżącymi

rękoma chłopak otworzył kopertę i zaczął czytać. Z niedowierzaniem

kręcił głową i wreszcie zapytał:

— Czy pan często widywał pana Fryderyka von Leydena?

— Tak, bardzo często z nim rozmawiałem.

— Czy zdaniem pana był człowiekiem zdrowym na umyśle?

Proszę wybaczyć to pytanie, ale to, co jest tutaj napisane, brzmi

bardzo dziwnie i zaskoczyło mnie!

— Pan von Leyden był normalnym człowiekiem do ostatniej

chwili swojego życia. Nie spotkałem wielu tak mądrych ludzi. Był

dziwakiem, samotnikiem i stronił od ludzi. Spowodowały to chyba

jego ciężkie przeżycia. Zresztą testament został sporządzony przed

piętnastu laty, teraz tylko dodał ten załącznik i to w ostatnich dniach

swojego życia, kiedy już nie opuszczał łóżka.

Armin nadal nie potrafił uwierzyć.

— Ja miałbym odziedziczyć majątek i zamek Burgwerben oraz

ogromny kapitał?

— Z wyjątkiem kilku legatów.

— Czy pozostali krewni nic nie dostaną?

Notariusz uśmiechnął się. Armin złapał się za głowę.

— Niezupełnie. Każdy członek rodu Leyden otrzyma dwa tysiące

marek, ale pod warunkiem, że zobowiąże się, iż nigdy nie zbliży się

do zamku Burgwerben ani nie pokaże się w tamtych okolicach. Poza

tym inspektor Hermann Scheveking za wierną służbę dostanie pięć

tysięcy marek, a panna Wunderlich i lokaj Karl Dillenberger po trzy

background image

tysiące. Ostatnie trzy osoby mają dożywotne prawo korzystania z

mieszkania i utrzymania na zamku.

Cały pozostały majątek: nieruchomości i kapitał w banku należą

do pana pod warunkiem, że spełni pan żądanie pana Fryderyka von

Leydena, to znaczy, ze ożeni się w ciągu roku od dnia objęcia schedy.

Ostateczny termin zawarcia ślubu upłynie trzydziestego marca w

przyszłym roku.

— Proszę pana, przepraszam, jestem zaskoczony, nie wiem, co

począć. Nie mogę się zaraz zdecydować.

— Panie von Leyden, to wcale nie jest konieczne. Ma pan czas,

żeby spokojnie wszystko przemyśleć. Zostawiam odpis testamentu i

list zmarłego. Jeżeli będę potrzebny, proszę o zawiadomienie lub

wizytę.

Armin westchnął i zapytał:

— Czy zostaje pan w Berlinie?

— Nie, wyjeżdżam dzisiaj wieczorem. Są pilne sprawy które

czekają na załatwienie.

— W takim razie dam panu odpowiedź listownie.

Pożegnali się, a kiedy Armin został sam, opadł na krzesło. Miał

wrażenie, że śni. Minęło sporo czasu, zanim mógł sobie zadać

pytanie: Dlaczego właśnie mnie wyznaczył na spadkobiercę?

Nagle przypomniał sobie list, który mu wręczył notariusz

Beckmann. Może w tym liście będzie wyjaśnienie albo przynajmniej

jakaś wskazówka? Koperta była gruba, zawierała kilka arkuszy

background image

zapisanych zdecydowanym charakterem pisma. Rozłożył je i zaczął

czytać:

Kochany Arminie!

Będziesz zdziwiony, że właśnie Ciebie wyznaczyłem na

spadkobiercę całego mojego majątku i kapitału w bankach. Będziesz

również zaskoczony moim warunkiem, który musisz spełnić, żeby móc

objąć schedę.

Ponieważ byłem kawalerem, żądam od Ciebie, żebyś w ciągu

roku założył rodzinę. Może pomyślisz, że jest to dziwactwo starego

kawalera lub kaprys samotnika i dziwaka, za jakiego mnie

powszechnie uważano. Jednak to nie tak! Wszystko dokładnie

obmyśliłem i doszedłem do wniosku, że tak należy postąpić.

Czuję, że nie będę długo żył i opanowała mnie przemożna chęć by

przed kimś odkryć swoją duszę. Wolałbym wszystko wyznać przed

Twoim ojcem, ponieważ był starszy i bardziej doświadczony od

Ciebie, ale zmarł wcześniej niż ja. Tak więc majątek, który pierwotnie

chciałem zostawić jemu, przejdzie na Ciebie. Proszę więc, wysłuchaj

mojej spowiedzi. Wiem, że teraz przeżywasz bolesne miłosne

rozczarowanie, jednak właśnie to ułatwi Ci lepsze zrozumienie mnie.

W ciągu mojego życia wiele cierpiałem z powodu fałszu, obłudy

chciwości, ale mam na sumieniu ciężką winę. Właśnie to zatruwało mi

życie i zrobiło ze mnie nieszczęśliwego człowieka, pozbawionego

radości istnienia na tym świecie.

Po beztroskim, pięknym dzieciństwie na zamku Burgwerben,

spędzonym z moimi ukochanymi rodzicami, zatęskniłem za szerokim

background image

światem, podróżowałem i używałem życia, dopóki czysta głęboka

miłość nie spowodowała zupełnej zmiany w moim życiu. Nigdy nie

wypalałem się w małych miłostkach, dlatego moje serce z całą

namiętnością oddałem ukochanej kobiecie.

Kiedy dowiedziałem się, że kocham z wzajemnością, sądziłem, że

jestem najszczęśliwszym człowiekiem. Los obdarzył mnie trzema

miesiącami upojenia, rozkoszy i zachwytu. W dodatku miałem

przyjaciela, który dzielił ze mną to szczęście. Wtedy zmarli moi

rodzice. Zniosłem to bez głębokiego wstrząsu. Pocieszała mnie

ukochana kobieta i wierny przyjaciel.

Ponieważ byli wtedy dla mnie wszystkim, poczułem się żebrakiem

w chwili, kiedy straciłem ich oboje! Kobieta, którą kochałem, była

ladacznicą. Uwiodła również mojego przyjaciela. Pewnego dnia

zastałem ją w jego objęciach i strzeliłem do niego. Umierając prosił

mnie o przebaczenie i żądał, żebym przysiągł, iż nie oddam się w ręce

policji.

Przyrzekłem, że postąpię zgodnie z jego życzeniem. Przyjaciel

przy świadkach oświadczył, że to był pojedynek i że został ranny.

Przyjaciel zmarł, ta kobieta zniknęła i nigdy więcej jej nie widziałem.

Po odbyciu kary w więzieniu — pojedynki są, jak wiesz, zakazane —

wróciłem do Burgwerben. Stałem się dziwakiem.

Nasi wspólni krewni nie przyjęli do wiadomości, że nie chcę się

żenić. Nachodzili mnie, poniżali się przymilając, żeby zyskać moje

uznanie i zostać spadkobiercami. Było to odrażające widowisko.

background image

A teraz opowiem o Tobie. Czy pamiętasz rodzinny zjazd, kiedy

widzieliśmy się po raz pierwszy i ostatni? Miałeś wtedy trzynaście lat.

Twój ojciec i Ty różniliście się od pozostałych członków rodu Leyden.

Gdy rozmawiałem z Wami, przekonałem się, że jesteście szlachetnymi

i uczciwymi ludźmi. W tym dniu postanowiłem, że będziecie moimi

spadkobiercami.

Pragnąłem nawiązać przyjaźń z Twoim ojcem. W jego oczach

było coś, co mnie pociągało do niego. Musiałem sobie jednak tego

odmówić, nie mogłem zabiegać o przyjaźń, ponieważ zabiłem

przyjaciela! Tak więc pozostałem samotny w moim pięknym zamku,

jak w grobowcu! Często tęskniłem za Tobą, chciałem, żebyś się ożenił,

żeby dziecięcy śmiech rozbrzmiewał w murach Burgwerben i

uspokajał moją duszę. Ja nie zrobiłem tego, moje życie było pokutą.

Poleciłem żeby Cię z dala obserwowano. Wiem, że jesteś

uczciwym człowiekiem, wiem, że dzielnie walczysz z przeciwnościami

losu i Tobie zawdzięczam trochę radości, kiedy docierają do mnie

dobre wiadomości o Twoim życiu. Wiem, że niewierna kobieta zadała

Ci bolesny cios.

Jedno moje słowo a mogła zostać Twoją żoną! Ale dowiedziałem

się, że jest egoistyczną, płytką kokietką, która zrujnowałaby Twoje

życie. Została więc żoną innego, a Ty wyobrażasz sobie, że jej nigdy

nie zapomnisz. Z tego powodu żądam, żebyś w ciągu roku założył

rodzinę, ponieważ nie chcę, byś został sam, tak jak ja, i był

nieszczęśliwy.

background image

Starość bez żony i dzieci to bezgraniczne cierpienie, uwierz mi!

Teraz, kiedy jeszcze bolejesz nad niewiernością ukochanej, łatwiej

znajdziesz odpowiednią żonę, ponieważ nie będziesz się kierował

namiętnością, ale zdrowym rozsądkiem! Poszukaj kobiety, która

będzie Twoim przyjacielem, Twoim wiernym druhem i dobrą matką

Twoich dzieci.

Mam nadzieję, że teraz wszystko zrozumiałeś i nie odtrącisz mój

ręki, jak wtedy, kiedy krzyknąłeś: „Nie kocham cię!", lecz powiesz:

„Opłakuję cię, Fryderyku von Leyden!" Jeżeli sprawiłem Ci radość

oddając schedę w Twoje ręce, proszę, spełnij moje życzenie i

rozejrzyj się za uczciwą, zdrową kobietą i zadbaj, żeby w zamku

Burgwerben rosło nowe, szlachetne pokolenie.

Na zakończenie chcę polecić Twojej opiece mojego starego

inspektora, Hermanna Schevekinga. Robi wrażenie szorstkiego

człowieka, lecz jest uczciwym i oddanym pracownikiem, który

chętnie będzie służył radą do dnia, kiedy sam zostaniesz

doświadczonym gospodarzem na zamku Burgwerben. Również panna

Wunderlich — mimo swoich dziwactw — Jest doskonalą

ochmistrzynią.

To, że złośliwie zakazałem krewniakom pokazywać się w zamku

i w tej okolicy, uchroni Cię przed natrętami, którzy mi zatruwali

życie. Poza tym z oburzenia nie będę się przewracał w grobie. Tobie

życzę, żebyś w starym kochanym, zamku spędził bardziej radosne i

szczęśliwe dni, niż Twój nieszczęśliwy poprzednik

Fryderyk von Leyden

background image

Po przeczytaniu listu Armin długo siedział nieruchomo i patrzył

przed siebie. Był do głębi wzruszony. Przed oczyma stanęło mu całe

życie starego człowieka. Serce bolało go i napełniło się

współczuciem. Własny ból i cudze cierpienie złączyły się. Jakże

biedny był ten bajecznie bogaty mężczyzna!

Armin pogrążył się w rozmyślaniach. Nie był zachwycony, że

musi się tak szybko ożenić, jednak ciepłe, życzliwe ostrzeżenia

Fryderyka von Leydena zapadły mu w serce. Życzył mu dobrze i

chciał go uchronić przed losem, jaki sam musiał znosić. W każdym

razie Armin zrozumiał, że to żądanie podyktowane było dobrocią i

troską o jego przyszłość.

Wyrządził mu krzywdę, źle oceniał tego człowieka. W myślach

przepraszał go i postanowił spełnić jego życzenie. Przecież znajdzie

kobietę, którą będzie mógł poślubić, żeby żyć w harmonii i

wzajemnym szacunku. Tak jak Aleksandry nie pokocha już żadnej

innej, jednak wiedział, że istnieją małżeństwa zawarte bez namiętnej

miłości, które nie należą do najgorszych!

— Chłopie, ty szczęściarzu! To coś wspaniałego! Wielkie nieba!

Chyba zwariuję z radości! A więc jesteś głównym spadkobiercą, no i

co? Nie mówiłem, że i ty coś dostaniesz! Oczywiście nie

przewidywałem, że aż tyle. Arminie, muszę cię uściskać! Cieszę się

razem z tobą!

Gdy Hans dowiedział się o szczegółach testamentu, krzyknął:

background image

— A to ci heca! Musisz się ożenić! Stary świetnie wszystko

obmyślił! Słuchaj no, Aleksandra się wścieknie! Mogła zostać panią

na zamku, a tak jest żoną bankiera! Nie żałuję jej ani trochę. Nie rób

takiej miny, już nic nie mówię! Musimy się zaraz zacząć rozglądać za

odpowiednią panną. A może zainteresujesz się którąś z moich

kuzynek? No dobrze, wiem, że te panny nie są w twoim typie. Są

niskie i pulchne, a ty wolisz szczupłe, wysokie, no... wiem, jak

powinna wyglądać, znajdę coś odpowiedniego.

Armin położył rękę na ramieniu przyjaciela:

— Posłuchaj stary, przecież to ja muszę się ożenić!

— Oczywiście że ty. Ostatecznie wcale nie muszę się martwić,

ponieważ sam jestem bardzo zaangażowany.

— Wiem, że byłeś zimą zakochany, ale od czasu, kiedy

skończyły się bale, wyraźnie ochłonąłeś.

— Pozory mylą. Nie chcę się sparzyć. W tych sprawach trzeba

postępować wyjątkowo ostrożnie.

— Na co czekasz? Ktoś może cię wyprzedzić!

— Po pierwsze, czekam na ciebie. Wiesz, taki podwójny ślub, to

coś bardzo, bardzo romantycznego, a ja jestem w takim rozmarzonym

nastroju.

— Co ty mówisz! Od kiedy?

— Od kiedy jestem zakochany, ośle!

— Dziękuję! A po drugie?

— Po drugie, dama mojego serca jest bardzo młoda. Tej zimy

była na swoim pierwszym balu. Oczywiście w oczach młodej

background image

dziewczyny ideałem jest tylko doskonały tancerz. A ja bynajmniej nie

mogę się pochwalić, że jestem wspaniałym tancerzem.

— Czy to znaczy, że źle tańczysz? — żartował Armin.

— Tego nie powiedziałem! Ale nie przerywaj mi, chcę małej dać

czas do namysłu. Jeżeli do przyszłej zimy nie wyleczy się z miłości do

mnie... no, reszty nie muszę dodawać.

— Dobrze! Zaczekam i ja do przyszłej zimy. Przecież nie muszę

się żenić jutro. Mam jeszcze przed sobą rok wolności. Jeżeli w tym

czasie nie znajdę nic wyjątkowego, zaczekam na ciebie.

— Zgoda! Jakie masz plany na przyszłość? Czy porzucisz pracę

w sądownictwie i zostaniesz rolnikiem?

— Tak! Zawsze kochałem przyrodę i interesowałem się

agronomią. Zrezygnuję z pracy w urzędzie.

— Czy zamierzasz cały rok spędzać w Burgwerben?

— Zimą zawsze mogę przyjechać do Berlina, żeby zobaczyć

przyjaciół i starych znajomych, a lato ty musisz spędzać u mnie.

Słyszałem, że zamek Burgwerben leży w pięknym zakątku w

Turyngii.

— Kiedy tam wyjeżdżasz?

— Natychmiast po załatwieniu wszelkich formalności.

Zawiadomiłem już Beckmanna.

— Hm! A więc nie pozostało nam nic innego, niż uczcić to

wydarzenie butelką szampana!

— Zgoda! Mogą być nawet dwie! Wiesz, Hans, czego mi żal?

— Czego?

background image

— Że moja matka tego nie dożyła. Ojciec też cieszyłby się, choć

on nie przywiązywał wagi do dóbr doczesnych. Moja matka całe życie

żyła skromnie, mój Boże, jaka by to była radość!

Armin miał łzy w oczach. Hans bez słowa uścisnął mu rękę.

Wyszli z mieszkania i udali się do znanej winiarni na ulicy Unter den

Linden.

Zdrowa, uczciwa kobieta o łagodnym charakterze i dobrym

sercu... czy taka istota w ogóle istnieje? Nie musi być piękna, jednak

powinna być sympatyczna i miła. Koniecznie musi być inteligentna.

Nie musi tryskać dowcipem, nie zależy mu na tym. Ale musi mieć

ładne ręce, zdrowe zęby i dobre oczy. Tak Armin wyobrażał sobie

swoją przyszłą żonę. Powinna tak wyglądać i mieć taki charakter. Był

wielkim estetą i nie mógłby znieść obok siebie kobiety, która

drażniłaby go bądź zewnętrznym wyglądem, bądź sposobem bycia.

Minęły dwa miesiące od śmierci Fryderyka von Leyden. Armin

pozałatwiał wszystkie sprawy, zlikwidował mieszkanie, spakował

walizy i nazajutrz rano zamierzał wyjechać do małego miasta w

pobliżu Burgwerben, gdzie oczekiwał go Beckmann. Razem mieli

udać się do zamku.

Ten wieczór poświęcił na pożegnanie z przyjacielem. Zgodnie z

umową Hans przyszedł po niego. Wyszli razem. Był piękny, majowy

wieczór, wiał lekki wietrzyk i nawet na głównej ulicy berlińskiej

można było odczuć nadchodzące lato. Kobiety zakładały już

eleganckie jasne kostiumy. W parku Tiergarten zieleniły się krzewy i

background image

drzewa, pojawiały się pierwsze kwiaty na licznych klombach i

rabatach.

Armin patrzył na to wszystko, jakby chciał na długo zachować w

pamięci stolicę. A jednak cieszył się na wyjazd do Burgwerben. Musi

tam być pięknie, kiedy wszystko kwitnie i dojrzewa. Kochał przyrodę.

Teraz olbrzymią połać ziemi może nazwać swoją, na niej będzie siał,

a potem czekał na żniwa. Stale myślał o matce. Przed domem w

któryś mieszkali, miała mały ogródek. Pozwalała mu pomagać sobie

kiedy siała i sadziła kwiaty oraz warzywa. Gdyby teraz mogła być z

nim! Niestety, na tym padole nie ma jednak pełnego szczęścia.

Szli obok siebie. Milczeli. Hans z żalem rozstawał się z

przyjacielem. Wieczór spędzili w „swojej" winiarni, ale pożegnali się

wcześnie ponieważ Armin następnego dnia musiał wyjechać o świcie.

Nazajutrz Hans odprowadzał druha na dworzec. Kiedy zajechali

przed budynek kolejowy, minęli otwarty powóz. Armin spojrzał w tę

stronę i drgnął. Rippach również skierował wzrok na mijający ich

pojazd, w którym siedziała dama ze złoto-czerwonymi włosami. Takie

włosy miała tylko Aleksandra Wendhoven.

Hans położył rękę na ramieniu przyjaciela i z troską spojrzał na

jego twarz.

— Że też właśnie ona musiała teraz zjawić się tutaj! — rzekł

rozgniewany.

— Uspokój się, Hansie! Przecież szybko jej nie zobaczę!

— Bogu dzięki! To łagodzi mój ból rozstania z tobą! Wyraz

twojej twarzy trochę mnie przeraził! Widzę, że nadal cierpisz.

background image

— Nie, nie cierpię. Rana się zagoiła, choć jeszcze nie wolno jej

dotykać.

Dziesięć minut później nadjechał pociąg. Jeszcze jeden uścisk

dłoni, uśmiech i przyjaciele rozstali się na dłuższy czas.

Ewa Maria Delius siedziała w swoim pokoju i patrzyła przez

okno na przyrodę w pełnym rozkwicie. Było cicho, na drodze między

ogrodem a torami nic się nie poruszało. Natomiast z domu dochodził

ostry głos macochy, która z trzaskiem zamknęła drzwi wchodząc do

pokoju.

Dziewczyna drgnęła i speszona patrzyła na starzejącą się kobietę,

nieco otyłą, ale jeszcze zdradzającą ślady dawnej urody.

Pretensjonalne uczesanie, makijaż i pasująca raczej do podlotka

suknia żałobna świadczyły o tym, że kobieta ta nie może zapomnieć,

iż minęły lata, kiedy była młoda i ładna. Chcąc ukryć swój prawdziwy

wiek, cudaczną fryzurą i nieodpowiednimi sukniami robiła z siebie

karykaturę.

— Siedzisz tutaj z założonymi rękami, a ja muszę się użerać z tą

dziewuchą! — krzyknęła. — Moje nerwy tego już nie wytrzymują!

Mój Boże, jaka jestem nieszczęśliwa!

Opadła na kanapę i stękała. Ewa Maria wstała, odgarnęła z czoła

kasztanowe włosy i spokojnie powiedziała:

— Mamo, nie powinnaś się denerwować każdą drobnostką!

Macocha zaśmiała się szyderczo.

background image

— Chciałabym mieć twój olimpijski spokój! „Drobnostką" jest u

nas niestety wszystko. Która wróżka przepowiedziała mi przy kołysce

taki los!

Pani Delius kochała takie zwroty. Wychowała się w domu, który

był o wiele skromniejszy od domku letniskowego profesora, a żadna

wróżka niczego nie mogła jej przepowiedzieć, ponieważ nie było tam

kołyski. Rodzice nie zajmowali się dzieckiem. Mimo to wdowa

wierzyła, że urodziła się po to, by mieć wspaniałe życie.

Kiedy profesor Delius poznał biedną, ładną ekspedientkę i pojął

ją za żonę, uderzyła jej do głowy przysłowiowa woda sodowa.

Wydawała pieniądze na lewo i na prawo, a zakochany małżonek

niczego jej nie odmawiał. Toalety pochłaniały ogromne sumy, musiała

też mieć powóz do dyspozycji, żeby jeździć na spacery i dać się

podziwiać. Chciała, żeby jej wszyscy zazdrościli.

Doprowadziła męża do ruiny i szybko zestarzała się w ciągu

ostatnich lat. Uważała to za wielką krzywdę. To, że cierpieli jej mąż i

jej pasierbica nie liczyło się w ogóle, należało współczuć wyłącznie

jej ciężkiemu losowi. Tak, gdyby była młodsza, mogłaby jeszcze raz

wyjść bogato za mąż. A tak? Co jej zostało z tego życia?

Ewa Maria dobrze znała te wieczne narzekania na okrutny los i

wcale się nie wzruszała.

— Mamo, musisz okazać Minie więcej cierpliwości. Dziewczyna

ma dobre chęci, ale jest młoda i niedoświadczona.

— O to właśnie chodzi. Spójrz, jak zasznurowała moje półbuciki!

Najpierw zbyt mocno, a teraz spadają mi z nóg.

background image

— Pozwól, że ci pomogę! Przecież już nie raz, nie dwa

proponowałam, że chętnie będę ci pomagała przy toalecie.

Pani Delius potrząsnęła głową:

— Nie. Nie chce, by mnie obgadywali, że pasierbica usługuje mi

jak płatna pokojówka!

W rzeczywistości chętnie zgodziłaby się na pomoc, ale nie

chciała, żeby pasierbica wiedziała o wszystkich jej tajemniczych

zabiegach upiększających.

Ewa Maria wstawała, gdy macocha zapytała:

— Dokąd się wybierasz?

— Pójdę do lasu, jest tam tak pięknie!

— Oczywiście! Idziesz sobie na spacer i zostawiasz mnie samą

ze wszystkimi zmartwieniami!

Dziewczyna odpowiedziała spokojnie:

— Musimy zaczekać do przyjazdu nowego pana na zamku. Ma

przybyć dzisiaj albo jutro. Panowie Beckmann i Scheveking obiecali,

że zaraz porozmawiają z nim o kupnie naszego domu.

— To jeszcze jedna kropla w moim kielichu goryczy. Muszę

rozmawiać z tymi gburami!

— Prosiłam cię, żebyś tego nie robiła. Rozmawiałam z

inspektorem. Wcale nie jest taki zły, na jakiego wygląda. Przecież

okazał nam niejedną uprzejmość, a ojciec bardzo go cenił.

— Twój ojciec, twój ojciec! W każdym człowieku widział tylko

zalety i dlatego wszyscy wykorzystywali go, aż wszystko stracił, a

background image

teraz cierpimy z tego powodu. Co ja miałam z tym upartym i

łatwowiernym człowiekiem!

Ewa Maria zbladła i odpowiedziała zdecydowanym głosem:

— Nie powinnaś tak mówić o moim ojcu! Nie mogę tego

słuchać! Był prawym człowiekiem, dlatego wierzył wszystkim

ludziom. Z tego powodu nie wolno go szkalować!

— Nie możesz jednak zaprzeczyć, że zostawił nas w

beznadziejnej sytuacji. Za sprzedane książki dostałam dwa tysiące

marek. Musi nam to wystarczyć na życie do dnia, kiedy sprzedamy

dom. A potem też nie będzie lepiej. Jeżeli dostaniemy za dom

trzydzieści pięć tysięcy, to odsetki od kapitału nie starczą nawet dla

jednej osoby, nie mówiąc o dwóch!

— Dla jednej osoby wystarczą!

Pani Delius bacznie spojrzała na pasierbicę:

— Co chcesz przez to powiedzieć?

— Odsetki zostawię tobie, ponieważ po sprzedaży domu

zamierzam poszukać posady wychowawczyni lub opiekunki starszej

osoby. Coś na pewno znajdę. Chcę pracować i zarabiać na własne

utrzymanie.

— Bardzo mądra myśl. Chciałam ci to zaproponować, ale wiem,

że wzięłabyś taką radę za bezduszność z mojej strony. Oczywiście to

jest jedyna możliwość zapewnienia nam godnego życia. Jesteś młoda i

ładna, kto wie może spotka cię wielkie szczęście? Gdybym była

młoda, postąpiłabym tak samo. Ale co mogę począć ja: stara, złamana

życiem kobieta? Kiedy przyszedł ci do głowy ten pomysł?

background image

— Już dawno, ale zrealizuję go, kiedy tutaj wszystko zostanie

załatwione.

— Trzeba było tak od razu mówić. Zaoszczędziłabyś mi wielu

niepotrzebnych zmartwień.

— Czekałam, aż wszystko się wyjaśni. Będziesz mogła wynająć

małe mieszkanie w mieście i tam spokojnie żyć.

— Tak, tak, będę jednak musiała oszczędzać na wypadek, gdybyś

zachorowała lub straciła posadę! Będę przecież zmuszona zająć się

tobą.

— Mam nadzieję, że nic podobnego się nie stanie. W każdym

razie będę bardzo oszczędzać, żeby nawet w razie potrzeby nie być

dla ciebie ciężarem.

— No, muszę przyznać, że jesteś roztropną dziewczyną.

Były to jedyne słowa uznania, jakie Ewa Maria usłyszała z ust

macochy za to, co zdecydowała dla niej poświęcić. Dziewczyna nie

oczekiwała podziękowań. Pragnęła sprzedać dom i na zawsze zerwać

stosunki z macochą. Nigdy nie mogła się zdobyć na odrobinę uczucia

dla tej kobiety, od pierwszej chwili, gdy ją ujrzała jeszcze jako mała

dziewczynka.

Kiedy dorosła i zmądrzała, czuła do macochy odrazę. Tylko z

miłości do ojca nie okazywała swoich uczuć. Ewa Maria była wobec

wszystkich ludzi serdeczna i miła, ale dla macochy nie mogła się

zdobyć na zrozumienie, wybaczenie, nie mówiąc o przyjaźni.

— Czy mogę wyjść na spacer do lasu? Wrócę za godzinę.

background image

— Oczywiście, moje dziecko! Przecież muszę się zacząć

przyzwyczajać, że będę sama.

— Do zobaczenia!

— Żegnaj, Ewo Mario!

Dziewczyna szybko poszła na pierwsze piętro. Na parterze był

pokój bawialny, mały salon i gabinet, w którym profesor pracował. W

tyle domu umieszczono kuchnię i spiżarnię. Na pierwszym piętrze

znajdowały się sypialnie, łazienka i mały pokoik, gdzie

przechowywano niepotrzebne meble i inne przedmioty.

Kiedy Ewa Maria ubierała się do wyjścia, pani Delius wstała z

kanapy, poprawiła przed lustrem loczki na czole i poszła do bawialni.

Tam małym kluczykiem, który zawsze nosiła przy sobie, otworzyła

szafkę i wyjęła z niej pudełko czekoladek z rumem. Przepadała za

słodyczami i stale trzymała w domu ich zapas. Usiadła w fotelu i

zaczęła jeść.

Kiedy Ewa Maria szła przez ogród, usłyszała turkot

nadjeżdżającej bryczki. Podeszła do płotu... nagle z przerażenia

uniosła ręce i szeroko otwartymi oczami patrzyła na parę spłoszonych

koni. Woźnica najwidoczniej stracił panowanie nad zwierzętami.

Zobaczyła nadjeżdżający pociąg. Wprawdzie dróżnik opuścił

rogatki, ale i on widział pędzące konie. Ze zgrozą czekał na katastrofę.

Rozpędzone konie nie miały już czasu, żeby się zatrzymać i groziło

niechybne zderzenie z lokomotywą.

background image

Nagle Ewa Maria ujrzała, że z tyłu bryczki wstał wysoki

mężczyzna. Wyszarpnął lejce z rąk woźnicy i usiłował zatrzymać

pojazd. Jeden z koni upadł na kolana, bryczka nachyliła się i uderzyła

o przydrożne drzewo. Ze środka jak z katapulty wyrzuciło człowieka.

W tym momencie obok szlabanu przejechał pociąg. Podróżni

przez okna obserwowali wypadek. Z przewróconej bryczki wydostał

się blady, starszy mężczyzna — Beckmann. Woźnica przerażony

wygramolił się spod bryczki. Był w szoku. Mamrocząc coś

niezrozumiale podbiegł do koni.

Ewa Maria pognała na miejsce wypadku i nachyliła się nad

nieprzytomnym, wyrzuconym z bryczki mężczyzną. Dopiero po

chwili zauważyła notariusza i zawołała zdziwiona:

— To pan, panie Beckmann? A więc ten nieszczęśnik to pan von

Leyden.

— Tak, panno Delius! Mój Boże, chyba się nie zabił!

Ewa Maria przyłożyła ucho do piersi nieprzytomnego i zawołała:

— Bogu dzięki, oddycha!

Z domu wybiegły pani Delius i służąca, do której Ewa Maria

krzyknęła:

— Szybko, miednicę z wodą i ręcznik!

Dziewczyna ostrożnie badała głowę Armina. Chyba wszystko w

porządku. Natomiast lewa noga leżała wygięta pod dziwnym kątem.

Kiedy Ewa Maria próbowała ją ruszyć, ranny jęknął i otworzył oczy.

— Obawiam się, że noga jest złamana. Panie notariuszu, proszę,

żeby pan i woźnica pomogli mi przenieść pana von Leyden do

background image

naszego domu. Ukończyłam kurs pierwszej pomocy i mam nadzieję,

że będę mogła jej udzielić, zanim noga spuchnie. W takim stanie pana

von Leyden nie można przewieźć do zamku.

Notariusz zawołał woźnicę. Ewa Maria nachyliła się nad

Arminem i zapytała współczującym głosem:

— Czy pana coś boli?

Próbował się wyprostować, ale syknął tylko z bólu i zacisnął

zęby.

— Moja noga, co się stało z moją nogą? — jęknął.

— Wypadając z bryczki skaleczył pan nogę. Czy poza tym

jeszcze gdzieś czuje pan ból?

— Nie, tylko lewa noga bardzo mnie boli. Chyba jest złamana.

Notariusz i woźnica zamierzali podnieść rannego ale Ewa Maria

zawołała:

— Proszę zaczekać!

Pobiegła do domu i po chwili wróciła z łubkami, bandażem i

nożycami.

— Trzeba usztywnić nogę, zanim ruszymy rannego. Muszę

założyć prowizoryczny opatrunek. Jeżeli ruszymy rannego, złamana

kość może się przemieścić, a to spowoduje silniejsze bóle.

Notariusz posłuchał i skinął głową na znak, że się zgadza. Ewa

Maria zręcznie rozcięła spodnie i zdjęła but. Zbadała nogę i kiedy

upewniła się, że jest złamana, poprosiła macochę, by na kanapie w

bawialni przygotowała poduszki i koce.

background image

— Trzeba zaraz sprowadzić lekarza — poleciła do woźnicy.

Jeden koń uszedł z wypadku bez szwanku, może pan na nim pojechać

do miasta. Ale najpierw pomoże pan zanieść rannego do naszego

domu. Za chwilę będzie można.

Ostrożnie położyła złamaną nogę na deseczce, obandażowała, a

potem we trójkę umieścili Armina na kanapie. Był blady i jęczał.

Dziewczyna położyła na złamanej nodze zimny okład. Po chwili

podała pechowcowi szklankę.

— Proszę wypić to lekarstwo. Złagodzi ból.

Biorąc szklankę spojrzał na nią:

— Pani jest bardzo dobra, serdecznie dziękuję!

Zarumieniła się i odpowiedziała:

— Panie von Leyden, nie musi pan dziękować!

— Czy mógłbym poznać imię i nazwisko mojej miłosiernej

wybawczyni?

Notariusz przedstawił Ewę Marię i jej macochę, która z

przesadną uprzejmością i kokieterią wyrażała współczucie nowemu

panu na zamku. Chciała od razu wkupić się w jego łaski. Ewa Maria

speszona zauważyła, że von Leyden ze zdumieniem patrzy raz na

macochę, raz na nią. Najwidoczniej zadawał sobie pytanie, jak to jest

możliwe, że taka kobieta może mieć taką córkę?

Przerwała potok słów macochy:

— Proszę, przestań rozmawiać z panem von Leyden! Cierpi i

musi mieć spokój.

Obrażona pani Delius wycofała się w głąb pokoju.

background image

Notariusz stał przy oknie. Patrzył na połamany dyszel bryczki i

na konia, który już podniósł się i spokojnie stał przywiązany do

drzewa.

Ewa Maria patrzyła na szlachetną, męską twarz rannego. Leżał

blady, z zamkniętymi oczami. Bardzo jej się podobał. Kiedy notariusz

odwrócił się od okna i podszedł do kanapy, Armin rzekł:

— Drogi panie notariuszu! To niedobry początek. Gdybym był

zabobonny, myślałbym, że to zły omen. Ale moja matka mawiała:

„Niezbadane są wyroki boskie, który zawsze życzy nam jak najlepiej”

— Powinien pan w to wierzyć, panie von Leyden! „Opatrzność

prowadzi nas często krętymi drogami!”

Armin z wdzięcznością patrzył na Ewę Marię, która zmieniała

zimny okład na złamanej nodze.

— Zapomniał pan o najważniejszym szczęśliwym szczególe:

gdyby nie udało się zatrzymać koni, doszłoby do tragedii.

Zginęlibyśmy wszyscy. Na szczęście jestem jedyną ofiarą tego

wypadku, będę z godnością znosił skutki. Mam jednak wyrzuty

sumienia, że spowodowałem zamieszanie w pani domu.

Ewa Maria z powagą spojrzała na rannego:

Okazanie

pomocy

człowiekowi

w

potrzebie

jest

chrześcijańskim obowiązkiem. Nie sprawia nam pan żadnego kłopotu.

Ale teraz proszę już nic nie mówić i spokojnie leżeć. Wkrótce

przybędzie lekarz. Dopóki nie wiemy, czy nie ma wewnętrznych

obrażeń, należy zachować ostrożność.

background image

Dziewczyna niecierpliwie czekała na lekarza. Po godzinie

zobaczyła jego powóz. Doktor Schmalfeld od lat leczył profesora i

jego rodzinę. Woźnica zdążył opowiedzieć, co się wydarzyło, więc

zabrał ze sobą potrzebne lekarstwa i instrumenty.

Po dokładnym zbadaniu rannego uśmiechnął się mówiąc:

— Świetnie się pani spisała, drogie dziecko! Właściwie niewiele

zostało do zrobienia, ale może mi pani jeszcze pomóc nastawić

złamaną kość!

— Chętnie, panie doktorze!

— Panie von Leyden, musi pan podziękować pannie Delius za

szybką i fachową pomoc. Zaoszczędziła panu wielu cierpień.

— Jestem bardzo zobowiązany. Zawsze będę pani dłużnikiem.

Ewa Maria pomagając lekarzowi potrząsnęła głową:

— Cieszę się, że nie ma większych komplikacji. Noga powinna

szybko odzyskać sprawność. Całe szczęście, że nie spotkało pana coś

gorszego.

— A więc mogę wracać do zamku, panie doktorze?

— To za daleko, nie jestem pewien, czy nie doznał pan

przypadkiem wstrząsu mózgu, upadek był silny. Musimy więc być

ostrożni, powinien pan spokojnie poleżeć tutaj kilka dni. Panie z całą

pewnością odstąpią pokój do dnia, kiedy będzie można przenieść pana

do zamku. Jeszcze dzisiaj przyślę pielęgniarkę, żeby nie obarczać

gospodyń opieką nad chorym. Na razie zajmie się panem nasza

samarytanka, panna Delius, czyż nie?

— Chętnie! — odpowiedziała Ewa Maria.

background image

— Wiedziałem, że pani tak powie. A więc, drogi panie von

Leyden, proszę spokojnie leżeć i myśleć o niebieskich migdałkach!

Notariusz udał się do zamku, żeby zawiadomić Schevekinga

dziedzic na razie nie może tam przybyć.

Armin von Leyden leżał ze złamaną nogą w domu letniskowym

profesora Deliusa. Minęło osiem dni od wypadku. Bóle ustały i czuł

dobrze. Męczyła go nuda. Pielęgniarka, którą doktor przysłał tego

samego wieczoru, była starszą, cichą, wyglądającą zawsze na

zmęczoną, kobietą. Wypełniała swoje obowiązki bardzo sumiennie,

lecz nie nadawała się do rozmów.

Pani Delius codziennie kilka razy przychodziła do pokoju i

starała się rozweselać Armina skrzeczącym głosem i piskliwym

śmiechem. Ta dama i jej sposób bycia irytowały młodzieńca i zawsze

starał się możliwie szybko jej pozbyć.

Ewy Marii nie widział od wieczoru, kiedy swoje obowiązki

przekazała pielęgniarce. Jednak stale o niej myślał. Podobała mu się ta

cicha, miła dziewczyna, tak energiczna, kiedy wydarzył się wypadek.

Imponowała mu! Była inna niż kobiety, które znał. Nie była klasyczną

pięknością, niemniej miała dużo wdzięku.

Był słoneczny, letni dzień. Na życzenie chorego pielęgniarka

przysunęła kanapę do szeroko otwartego okna. Armin wdychał świeże

powietrze i patrzył na porośnięte gęstym lasem góry. Jego uwagę

przykuł szmer w ogrodzie. Wyjrzał przez okno i zobaczył Ewę Marię

oglądającą krzewy róż. Na głowie miała szeroki, słomkowy kapelusz.

background image

Obcinała nożycami suche gałązki i przekwitłe kwiaty. Z

przyjemnością

obserwował

jej

zgrabną

sylwetkę.

Siedział

nieruchomo, nie chciał, żeby go zauważyła.

Niestety, do ogrodu przyszła pani Delius, wydała jakieś polecenie

i obie wróciły do domu. Wdowa zawsze wzbudzała w Arminie

nieprzyjemne uczucie. Czy to jest możliwe, żeby matka i córka

różniły się od siebie aż tak bardzo?

Mając pod dostatkiem czasu Armin często zastanawiał się nad

warunkiem, który zobowiązał się wypełnić, obejmując schedę.

Codziennie myślał o Ewie Marii — odpowiadała wszystkim

wymaganiom, jakie postawił swojej przyszłej żonie. Ale jej matka?

Nie, nie mógłby z nią mieszkać i wysłuchiwać tych wszystkich bzdur.

Lepiej zrezygnować z dziewczyny! Ale szkoda, naprawdę szkoda.

Gdyby tylko nie było tej mamy Delius!

Po południu przyszedł notariusz, żeby zapytać o zdrowie pacjenta

i mówić bieżące sprawy. Powiadomił Armina, że następnego dnia

odwiedzi go inspektor Scheveking. Czekał z wizytą, dopóki jego

nowy pracodawca nie poczuje się lepiej. Nie chciał wcześniej

przeszkadzać.

— Niech przyjdzie, cieszę się, kiedy mogę z kimś porozmawiać.

Inspektor nie będzie mi przeszkadzał!

— Dobrze, przekażę mu pańskie życzenie! — Mówiąc to

notariusz przecierał nerwowo okulary. Widać było, że chce jeszcze

coś powiedzieć.

Po chwili dodał:

background image

— Jest jeszcze jedna sprawa, panie von Leyden, chodzi o panie

Delius, które pana goszczą.

Armin z zaciekawieniem spojrzał na notariusza.

— Proszę mówić.

Beckmann opowiedział o trudnych warunkach, w których obie

kobiety żyły i o zamiarze nieżyjącego profesora — sprzedaży domu z

ogrodem. Choroba i śmierć przeszkodziły w wykonaniu tego planu.

Czy pan von Leyden zechciałby nabyć tę małą posiadłość za cenę

trzydziestu pięciu tysięcy marek? Zwłaszcza pannie Ewie Marii zależy

na sprzedaży domu, ponieważ chce pieniądze oddać macosze i

poszukać sobie odpowiedniej posady. W dodatku pan Fryderyk von

Leyden obiecał, że kupi tę małą posiadłość.

Armin słuchał z uwagą. Na jego twarzy pojawił się wyraz

zadowolenia:

— A więc pani Delius jest więc tylko macochą Ewy Marii?

— Wiem od inspektora, że nie łączy pań żadne głębsze uczucie.

Pan Scheveking twierdzi, że pani Delius nie tylko roztrwoniła majątek

męża, przyczyniła się do jego choroby i śmierci. Ewa Maria chce

opuścić macochę. Nie wiem, czy to wszystko odpowiada prawdzie,

Scheveking nie znosi kobiet, a pani Delius wręcz nienawidzi. Sądzę

jednak, że jest tak, jak mówi. Nietrudno to zresztą stwierdzić, patrząc

na te dwie kobiety!

Armin rzekł po chwili namysłu:

— Oczywiście, kupię dom i ogród tak, jak obiecał mój

poprzednik. Przecież mam pewne zobowiązanie, chcę się

background image

odwdzięczyć. Proszę niech pan powie, czy nie można podnieść ceny?

Panie mają dodatkowe wydatki z powodu mojej obecności. Nie chcę

być ich dłużnikiem!

— Oczywiście. Można zaoferować większą sumę. Powiedzmy

czterdzieści tysięcy marek. One będą zachwycone a pan zrewanżuje

się za gościnę.

— Dobrze, zgadzam się i proszę z nimi porozmawiać o mojej

decyzji.

— Zaraz to zrobię i sporządzę akt kupna.

— W porządku! Proszę przy okazji powiedzieć, że panie mogą

mieszkać w tym domu tak długo, aż znajdą nowe mieszkanie,

zostawiam im dom do dyspozycji.

Beckmann ukłonił się i wyszedł obiecując, że wróci zaraz po

zakończonej rozmowie. Armin został sam i zastanawiał się nad

nowiną. A więc Ewa Maria była tylko pasierbicą pani Delius! To

zmienia całą sytuację! Notariusz powiedział, że ta młoda dama nie

chce nadal mieszkać z macochą i chce szukać pracy! Wygląda to

jeszcze lepiej. Nie musiałby mieszkać z tą okropną kobietą, gdyby

podjął decyzję poślubienia Ewy Marii! Oczywiście nie wolno się

zbytnio śpieszyć. Musi Ewę Marię bliżej poznać i upewnić się, czy

wybór jest trafny. Ma czas.

Nie brał pod uwagę tego, że Ewa Maria mogłaby odrzucić jego

oświadczyny. Wręcz przeciwnie, był przekonany, że chętnie zostanie

jego żoną, ponieważ uwolni ją to od materialnych trosk. Przecież

mogłaby zostać panią na zamku Burgwerben! Nie przyszło mu na

background image

myśl, że są kobiety, które wychodzą za mąż wyłącznie z miłości! Poza

tym wiedział, że jest przystojny, że ma ogromny majątek...

wykluczone. Nie będzie mogła się oprzeć pokusie!

Panie przyjęły notariusza w salonie.

— Przynoszę paniom dobrą wiadomość!

— Czy pan rozmawiał z panem von Leyden w naszej sprawie? —

zapytała Ewa Maria.

— Panie notariuszu, czy on kupi nasz dom? — krzyknęła

podniecona pani Delius.

Beckmann zwrócił się do Ewy Marii:

— Umowa może być zaraz sporządzona i to na bardzo

korzystnych warunkach. Pan von Leyden oferuje cenę wyższą o pięć

tysięcy.

Ewa Maria zbladła i zdecydowanym głosem odparła:

— Nie przyjmiemy dodatkowych pięciu tysięcy marek.

— Ależ, dziewczyno, czy ty zwariowałaś? Dlaczego nie możemy

przyjąć wyższej sumy?

— Pan von Leyden chce nam zapłacić za gościnność. Nie

jesteśmy aż tak biedne, żebyśmy musiały przystawać na coś

podobnego.

Notariusz próbował załagodzić spór.

— Panno Ewo Mario! Pani źle zrozumiała dobre chęci pana von

Leyden!

background image

— Proszę pana! Nie przyjmę wyższej sumy od tej, jaką

wyznaczył pan i inspektor Scheveking. Oceniliście panowie dom i

ogród uczciwie, a przecież z dnia na dzień wartość domu i ogrodu nie

wzrosła z trzydziestu pięciu tysięcy do czterdziestu tysięcy. Z tego

wynika, że pan von Leyden chce nam podarować pięć tysięcy marek.

Nie możemy ich przyjąć!

— Nie zgadzam się z tobą Ewo Mario! W tej sprawie mam też

coś do powiedzenia! W naszej sytuacji fałszywa duma jest nie na

miejscu. Nie bądź taką wariatką! Co ja mam z tą dziewczyną! Jest

niepraktyczna jak jej ojciec. Panie notariuszu, proszę nie słuchać tych

głupich słów. Ona nie wie, co mówi! Pan von Leyden wie, co robi!

Jeżeli chce dać więcej, widocznie nie robi mu to żadnej różnicy!

Beckmann speszony przecierał okulary. Milczał. Ewa Maria

wstała, oparła się o stół i zdecydowanie oświadczyła:

— W takim razie nie wyrażam zgody na sprzedaż domu.

Pani Delius zaczęła lamentować.

— Mój Boże! Krzyż pański z takimi zwariowanymi ludźmi!

Człowiek jest w kłopotach, a ta dziewczyna swoim uporem sprawia

same zmartwienia! Panie notariuszu, proszę jej przemówić do

rozumu! Błagam pana!

Ewa Maria rozgniewana zmarszczyła czoło.

— Proszę cię, nie poniżaj się takimi słowami! Czy ty nie

rozumiesz, że ta propozycja nas upokarza?

— Nie! Zrozumiałam tylko to, że chcesz mnie pozbawić pięciu

tysięcy marek. Tobie na tym nie zależy, bo to dotyczy tylko mnie. A

background image

ja nie dam się skrzywdzić. Dom musi zostać sprzedany. Nie mamy z

czego żyć.

Dziewczyna rzekła lodowatym tonem:

— Dobrze! Możesz postąpić jak chcesz. Jeżeli jednak przyjmiesz

dodatkowe pięć tysięcy, wtedy żądam połowy sumy za sprzedany

dom, ale jeżeli zrezygnujesz, to cała kwota będzie należała do ciebie!

Podała rękę notariuszowi i skierowała się ku drzwiom.

— Stój! Ewo Mario, zgadzam się na twoją propozycję. Och, mój

Boże, co ja mam z tą upartą dziewczyną! Panie notariuszu! Słyszał

pan? Rezygnujemy z pięciu tysięcy marek!

Beckmann ukłonił się i rzekł:

— Panno Delius, pan von Leyden będzie niepocieszony słysząc,

że pani czuje się dotknięta jego ofertą. Miał jak najlepsze zamiary! Z

całą pewnością nie chciał pani sprawić przykrości.

Ewa Maria uspokoiła się i odpowiedziała uprzejmie:

— Wierzę panu! Jesteśmy wdzięczne za ofertę i wcale nie

czujemy się obrażone. Proszę mu podziękować, że chce kupić nasz

dom. A jeżeli czuje dług wdzięczności wobec nas, prosimy, żeby nam

pozwolił zostać tutaj tak długo, aż macocha znajdzie mieszkanie, a ja

pracę.

— Rozmawiałem już o tym z panem von Leyden. Dom stoi do

dyspozycji pań tak długo, jak panie sobie życzą.

— Mam nadzieję, że nie będziemy zbyt długo wykorzystywać

uprzejmości pana von Leyden.

— Pieniądze mogą być wypłacone już jutro.

background image

— Czy zechciałby pan doradzić mojej macosze, jak ulokować ten

mały kapitał?

— Ach tak, panie notariuszu, liczę na pana pomoc — zawołała

egzaltowanym tonem pani Delius.

Ewa Maria poszła do swojego pokoju. Napisała kilka ogłoszeń ze

swoją ofertą pracy do popularnych gazet i zaniosła listy na pocztę.

Kiedy wracała, zobaczył ją przez okno Armin. Zauważył, że była

poważna i smuta.

Beckmann relacjonował Arminowi przebieg rozmowy, młody

Leyden mocno zaczerwienił się. Zadawał sobie pytanie, czy postąpił

słusznie. Tak. Po zastanowieniu się doszedł do wniosku, że było to

bardzo nietaktownie. Jego szacunek do Ewy Marii wzrósł. Gorąco

pragnął ją przeprosić i czekał na okazję,

Po południu odwiedziła go pani Delicius i wylewnie zaczęła

dziękować za jego dobroć. Zniecierpliwiony przerwał potok jej słów

prosząc, żeby w jego imieniu przeprosiła córkę za przykrość, którą

niechcąco wyrządził.

Pani Delius me odważyła się robić Ewie Marii wymówek.

Zauważyła, że von Leyden interesuje się młodą dziewczyną. Słyszała

też o „kłopotliwej schedzie" i wiedziała, że jeszcze nie jest zaręczony.

Nagle pomyślała, że Ewa Maria mogłaby zostać panią na zamku

Burgwerben. Ale jak? Była uparta i wyniosła, nie słuchała dobrych

rad. A może los sprawi, że to się uda? Trzeba spróbować.

Wieczorem, kiedy siedziały w salonie, zaczęła wychwalać von

Leydena. Wspomniała, że niedługo chyba znajdzie sobie żonę. Ewa

background image

Maria nie zwracała uwagi na słowa macochy. Były to jednak tylko

pozory. W rzeczywistości stale o nim myślała, ponieważ bardzo go

polubiła. Tym bardziej czuła się urażona, że chciał jej dać jałmużnę!

Starała się go zrozumieć i usprawiedliwić.

Następnego dnia zjawił się inspektor Scheveking. Uprzejmie

przywitał się z Ewą Marią, ale kiedy zobaczył zbliżającą się panią

Delius, zrobił srogą minę, mruknął „dzień dobry" i zapukał do drzwi

pokoju, w którym leżał Armin.

Ten z zaciekawieniem oczekiwał wizyty inspektora. Badawczo

spojrzał na starego pana. Scheveking był mężczyzną wysokim,

tęgawym, z wyrazistą, srogą twarzą pooraną zmarszczkami. Gęste,

szpakowate włosy były krótko ostrzyżone, a spod wysokiego czoła

głęboko osadzone, jasne oczy łagodnie patrzyły na świat. Ten na

pozór szorstki człowiek miał gołębie serce. Od razu poczuł sympatię

do nowego dziedzica.

— Inspektorze, proszę siadać, a pani, siostro Anno może

skorzystać z tego, że mam opiekę, i pójść na spacer.

Podczas gdy siostra ubierała się do wyjścia, inspektor rozglądał

się po pokoju. Kiedy zostali sami, rzekł:

— Proszę pana, wiem, że powinienem wygłosić piękną mowę.

Bardzo żałuję, iż doszło do wypadku, ale ja nie umiem tego zrobić.

Oczywiście, bardzo mi przykro, że leży pan tutaj ze złamaną nogą i

chcę tylko wyrazić radość, iż nie stało się nic gorszego. A teraz

słucham, co pan rozkaże!

Armin uśmiechnął się życzliwie.

background image

— Nie, rozkazów nie mam. Panie inspektorze, zna pan majątek,

lepiej niż ja. Daję panu wolną rękę pod każdym względem.

— Hm, no tak, to są przyjemne słowa. Ale nie wygląda pan na

przezornego i ostrożnego dziedzica!

— Z czego pan to wnioskuje?

— Ze sposobu, w jaki pan lekkomyślnie obdarza mnie zaufaniem.

Słowa inspektora brzmiały poważnie. Armina bawił sposób bycia

starego pana.

— Drogi panie inspektorze, nie jestem taki lekkomyślny, jak pan

sądzi. Po pierwsze, czy w mojej sytuacji mogę zrobić coś innego, niż

dać panu wolną rękę? A po drugie, znam pański charakter.

Scheveking badawczo spojrzał na swojego pana.

— Tak? Od kogo pan słyszał o moim charakterze?

— Znam się na ludziach. Pańskie oczy wiele zdradzają. Wiem, że

jest pan uczciwym człowiekiem.

— Hm! No tak! Czasem pozory mylą.

— Ale mam też poręczyciela! Zmarły dziedzic zostawił list, w

którym napisał o panu wiele dobrych słów, podkreślając pańską

uczciwość i oddanie.

— O, to co innego! Słowom pana Fryderyka von Leyden może

pan spokojnie wierzyć. Mój stary pan znał się na ludziach. Jeżeli

wystawił mi dobrą opinię, sądzę, że na nią zasłużyłem.

— Czy pan jest w Burgwerben od wielu lat?

— Tak, przeszło dwadzieścia!

background image

— Czy zechce pan być moim nauczycielem? Panie inspektorze?

Pan przecież wie, że znam się na rolnictwie bardzo mało. Muszę się

wiele nauczyć.

— Wiem, wiem, nie będę szczędził sił, żeby z pana zrobić

wzorowego rolnika. Praktyka jest ważniejsza od teorii. Powiem panu;

dopiero kiedy pozna pan majątek, pokocha pan Burgwerben. Jest to

wspaniała posiadłość. Zamek i lasy były jedyną radością mojego

zmarłego pana. Niech pan Bóg broni, żeby pan roztrwonił schedę!

— Nie mam takiego zamiaru. Cieszę się, że będę mógł pracować,

by majątek dalej rozkwitał.

— To dobrze, bardzo dobrze, chęć do pracy to już połowa

sukcesu. Cieszę się, że młody pan dziedzic zamieszka na zamku.

Zaczynam odczuwać ciężar moich lat, ale starczy mi jeszcze sił do

czasu, aż pan będzie sobie mógł radzić beze mnie.

— Mam nadzieję, że będziemy jeszcze długo razem pracować.

— Daj Boże! Ale muszę pana uprzedzić: nigdy nic nie owijam w

bawełnę i mówię prawdę prosto z mostu, zawsze to, co myślę, nigdy

nie kłamię, chociaż w życiu różnie bywa.

— Tak należy postępować, panie inspektorze, bardzo mi to

odpowiada. Jeżeli będę popełniał głupstwa, proszę mnie przywołać do

porządku. I to bardzo stanowczo i ostro!

— A więc wszystko układa się tak, jak należy. Kiedy przyjedzie

pan do zamku?

background image

— Nie wiem! Kiedy lekarz pozwoli mi wstać. Muszę go słuchać,

bo od komplikacji, boli mnie głowa. Bardzo mi przykro, że sprawiam

kłopot paniom Delius.

Scheveking spojrzał na drzwi i przyciszył głos:

— Proszę się trzymać z daleka od tej starej. To istny diabeł!

Armin zaśmiał się i zapytał:

— Pan jest wrogiem kobiet?

Inspektor zrobił pogardliwą minę.

— Nie dbam o kobiety, nie mam o nich dobrej opinii. Mój pan i

ja żyliśmy dobrze bez niewiast.

— Czy pan nie był nigdy żonaty?

Scheveking wyglądał wręcz na obrażonego.

— Uchowaj Boże! A ta stara tutaj, w domu, to strach na wróble.

Wszystko jest sztuczne: włosy, zęby, rumieńce na policzkach, a

wszystko fałszywe. Na twarzy ma chyba funt pudru. Unikam spotkań

z tą wiedźmą i obchodzę ją z daleka! To ona wpędziła profesora do

grobu. A Ewa Maria musi wszystko to znosić. Biedne dziecko! Całe

szczęście, że pan kupił ten dom i ogród. Mówił mi o tym Beckmann.

Teraz to biedactwo pozbędzie się macochy. Zamierza wyjechać i

szukać pracy. Złość mnie bierze na myśl, że dziewczyna postanowiła

wszystkie pieniądze oddać macosze!

Armin spojrzał na inspektora i zdziwiony rzekł

— Jak widzę, panna Ewa Maria nie jest u pana w niełasce, jak

wszystkie pozostałe kobiety.

background image

Scheveking przygładził szpakowate włosy i wzburzony

odpowiedział:

— Powiem panu, panie von Leyden. Moim zdaniem są tylko

dwie kobiety godne nazwy „człowieka". Jedna to nasza panna

Wunderlich w zamku, rozsądna, energiczna osóbka, a druga to panna

Delius. Mimo swoich młodych lat, ma chyba dwadzieścia jeden lat,

zasługuje na głęboki szacunek. Reszta kobiet dla mnie nie istnieje!

— A co się stanie, kiedy do Burgwerben przybędzie młoda pani?

Przecież pan zna warunek, który muszę spełnić w ciągu roku.

— Hm, No tak! Słyszałem coś o tym! Wie pan, co ja myślę?

— Słucham?

— Wydaje mi się, że stary pan nie wiedział, co robi. Chyba

choroba uderzyła mu na mózg! Przecież to nie zgadza się z całym jego

sposobem bycia i życia. Nie znosił kobiet w swoim otoczeniu od

pierwszego dnia, kiedy go poznałem. A teraz zażądał od pana coś tak

dziwacznego, coś się tutaj nie zgadza! Mimo wszystko warunek to

warunek.

Scheveking podrapał się po głowie i rzekł ze zmartwioną miną:

— Trudno! Nie ma na to rady! Musi pan wypić piwo, które pan

sobie nawarzył.

Obaj milczeli. Pierwszy odezwał się Armin:

— Żebym tylko tak od ręki znalazł kobietę, która pasowałaby do

starego, pięknego zamku!

Scheveking westchnął.

background image

— Za rok zobaczy pan młodą panienkę, którą pojmie pan za

żonę. Będziemy ją musieli ścierpieć na zamku.

Leyden uśmiechnął się i stwierdził:

— Hm! Powiedział pan, że są jednak dwa wyjątki! Panna

Wunderlich, która jest chyba za stara dla mnie, i tutaj, w domu, ta

młoda dama. Trudno będzie znaleźć coś odpowiedniego. Kobiet jest

cała masa, ale nawet wszystkie razem nie są nic warte.

Scheveking zaskoczony podniósł się z krzesła:

— Rzeczywiście! Ewa Maria! To jest odpowiednia panna! Że też

o niej nie pomyślałem! Ale nie, niestety, to niemożliwe!

Rozpromieniona twarz inspektora spochmurniała.

— Dlaczego nie? — zaśmiał się Armin.

— Panie von Leyden, proszę się zastanowić. Ta stara, ta stara,

panie! Jeżeli ona zamieszka w zamku, wyprowadzę się. I to

natychmiast! Nie, nie, tego nie zdzierżę ani jednego dnia! A mój

zmarły pan? Przewróci się w grobie.

— A więc nic z tego nie będzie! — Armin dalej uśmiechał się i

rozbawiony patrzył na inspektora.

Scheveking chodził w zamyśleniu po pokoju. Nagle stanął przy

stole, wyprostował się i odezwał stanowczym głosem:

— Jednak jest wyjście! Stara po prostu nie śmie zamieszkać tutaj.

Ale jeżeli pan jej jeszcze dorzuci kilka tysięcy, z chęcią wyjedzie do

Berlina.. Tam spacerują po ulicach takie damulki. Oczywiście, proszę

pana, to jest możliwe. Wywalimy stąd starą!

background image

— Czy ona się zgodzi i czy panna Delius wyrazi zgodę, kiedy

każemy jej matce wyjechać?

— Jakiej matce? Panna Ewa Maria będzie szczęśliwa, gdy

pozbędzie się macochy. Nie może jej darować, że zamęczyła pana

profesora. Będzie musiała chcieć; pan powinien to wszystko

powiedzieć przy świadkach.

Armin słuchał i zamyślony patrzył przez okno. Przez właśnie szła

Ewa Maria z poważną twarzą i spuszczoną głową. Obaj mężczyźni

patrzyli na nią a potem spojrzeli na siebie.

— Młoda, zdrowa i ładna, nie przewróci jej wicher, kiedy czasem

dmuchnie! — rzekł inspektor sam do siebie.

— Bardzo się tutaj nudzę, proszę mnie jeszcze odwiedzić.

— Teraz jest wiele pracy w polu, ale na pewno przyjdę! Żegnam

pana dziedzica!

Następnego dnia poprosił rano pielęgniarkę żeby przysunęła

fotel do okna. Zobaczył Ewę Marię podlewającą krzaki różane.

Podobała mu się smukła postać dziewczyny. Zwolnił pielęgniarkę do

miasta i miała wrócić dopiero w porze obiadowej. Kiedy wyszła do

ogrodu, Ewa Maria zapytała o zdrowie pacjenta.

Siostra wskazała na okno i rzekła:

— Pan von Leyden czuje się dobrze. Pozwolił mi wyjść do

miasta.

Po chwili dziewczyna ujrzała w oknie twarz Armina.

— Pani już od samego rana pilnie pracuje!

background image

— Kwiaty wymagają pielęgnacji, a nasza służąca nie ma czasu.

Jest bardzo zajęta.

— To moja wina. Sprawiam paniom kłopot chorując tutaj.

— Och, nie! Pana pobyt nie ma z tym nic wspólnego! Zresztą

panem zajmuje się siostra Anna!

— Zakłóciłem jednak spokój w tym miłym domu. Poza tym

zajmuję jeden pokój.

— Ależ nie! Latem przebywamy przeważnie w ogrodzie. Proszę

się tym nie przejmować.

— Odnoszę wrażenie, że jednak przeszkadzam i że pani bierze mi

to za złe!

Spojrzała poważnie i rzekła:

— Jak mogłabym tak postąpić? Przecież pan nie ponosi winy za

wypadek.

— Oczywiście że nie! Jednak nadaremnie szukam powodu, dla

którego od chwili udzielenia mi pierwszej pomocy — stale mnie pani

unika — często widzę panią w ogrodzie. Nigdy nie rozmawia pani ze

mną, nawet nie powie „dzień dobry"!

Ewa Maria zaśmiała się głośno.

— Nie miałam pojęcia, że pan jest tak blisko okna! Nie

widziałam pana.

— Chciałem z panią porozmawiać. Pani nie może sobie

wyobrazić, jak bardzo męczy mnie nuda!

— Czy siostra Anna nie dotrzymuje panu towarzystwa?

Ewa Maria uśmiechnęła się.

background image

— Nie wolno przeoczyć żadnej okazji, by zrobić miłosierny

uczynek! Kiedy pan będzie chciał porozmawiać, proszę mnie zawołać.

Jestem przeważnie w ogrodzie.

— Stokrotne dzięki! Obawiam się, że pani wkrótce pożałuje, że

wyraziła zgodę!

— Mam nadzieję, że będzie pan skromny i nie będzie nadużywał

mojego czasu! — żartowała wciąż Ewa Maria.

— Tego nie mogę obiecać!

— Czy często odwiedzała pani Burgwerben?

Zaprzeczyła ruchem głowy.

— Nie! Myślę że tak długo, jak żył pana poprzednik, w ogóle nie

bywały tam kobiety.

— Czy pani znała Fryderyka von Leyden?

— Tak. To znaczy spotykałam go czasami na spacerach. Często

mówił mi „dzień dobry". Jednak nie raz, nie dwa przechodził obok,

jakby mnie zupełnie nie widział. Wyglądał wtedy na bardzo

przygnębionego.

— Czy pani się go bała?

Spojrzała na Armina.

— Bać się pana von Leyden? Nie! Było mi go bardzo żal. Wiem,

że był nieszczęśliwy pomimo swojego bogactwa.

— Skąd pani wie o tym?

— Wyczułam to. Często wyglądał ponuro. Tylko nieszczęście lub

przeżycia czynią człowieka tak zgorzkniałym. Obgadywano go,

ponieważ nie znosił kobiet. Ludzie bywają tacy bezmyślni. Sądzę, że

background image

jakaś kobieta musiała go bardzo skrzywdzić. Przecież są kobiety,

które potrafią mężczyźnie zatruć całe życie.

Wypowiedziała pani mądre zdanie. Skąd takie doświadczenie w

młodym wieku?

Spojrzała na niego. Chciała odpowiedzieć, ale zarumieniła się.

Zmienił pośpiesznie temat.

— Wielkie nieba! Ta dobra pani siedzi przy moim łóżku, nawet

jeżeli akurat nie potrzebuję jej pomocy. Nie przeszkadzam biedaczce,

wiem, że to trudny zawód. Zrobi pani dobry uczynek, jeżeli zechce ze

mną porozmawiać!

Speszona dziewczyna zajęta się znów krzewami różanymi.

— Róże są wspaniałe!

— Tak, sadził je mój ojciec. Bardzo kochał kwiaty. Są dla mnie

jakby jego legatem.

— A jednak chce pani opuścić dom i ogród!

Przestała obcinać krzewy i smutno spojrzała na Armina.

— Chcę? O nie, nie chcę, ale muszę!

— Czy pani myśli, że praca u obcych ludzi jest łatwa i

przyjemna?

Westchnęła i potrząsając głową odpowiedziała:

— Z pewnością nie jest ani łatwa, ani przyjemna. Ale skoro los

tak zrządził, przyjmę wezwanie. Czasami nawet jestem zadowolona,

że będę miała okazję wypróbować, co potrafię.

— Jednak wcale pani nie jest zachwycona tą myślą?

background image

— Nie! Proszę, zmieńmy temat. Z pewnością te sprawy pana nie

interesują.

— A może jednak?

— Czy pan lubi kwiaty? — zapytała chcąc odwrócić jego uwagę.

— Bardzo, zwłaszcza róże! — odpowiedział i zamilkł widząc, jak

peszy ją ta rozmowa. Nie chciał jej męczyć.

Ewa Maria ścięła kilka dorodnych róż.

— Proszę, niech pan je weźmie. Będą pachniały w pokoju. Zaraz

przyniosę wazon z wodą.

Nie zdążył podziękować, poszła do domu. Zamyślony patrzył za

nią. Z całą pewnością mógłbym z nią spokojnie żyć! Wtem pojawiła

mu się przed oczami piękna kobieta ze złotoczerwonymi włosami i

kusząco uśmiechała się do niego. Z tęsknoty za Aleksandrą poczuł

szybkie bicie serca. Nie mógł jej zapomnieć, nie był w stanie

przeboleć jej straty, mimo, że go zdradziła. I z takim uczuciem w

sercu miałby się ożenić z inną kobietę?

Gdy Ewa Maria przyniosła wazon, ocknął się z zadumy. Układała

kwiaty w wazonie bez słowa. Armin obserwował dziewczynę: miała

napięty wyraz twarzy. Nie wiedział, że myślała o swojej macosze.

Patrzył na dziewczynę i coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu,

że jest to kobieta, która powinna zostać jego żoną.

Ona nie zdawała sobie sprawy ze swoich uczuć do Armina.

Wiedziała tylko, że tęskni za jego obecnością, że czeka, kiedy znowu

porozmawiają. Wszystko, co mówił, miało szczególne znaczenie.

background image

Scheveking myśli, że Armin niedługo wyzdrowieje, pojedzie do

zamku, wyruszy w świat. Wtedy wszystko minie. Na razie cieszyła się

jego obecnością.

— Zamek jest pięknie położony. Widok stamtąd musi być

cudowny chyba jest pan bardzo zadowolony, że ten wspaniały majątek

należy pana.

— Tak, zwłaszcza że nie wychowywałem się w najlepszych

warunkach. Ta scheda spadła na mnie zupełnie nieoczekiwanie.

Właściwie zawdzięczam ją jednemu wybrykowi, którego dopuściłem

się będąc chłopcem.

Ewa Maria z zaciekawieniem spojrzała na Armina.

— Byłem bardzo nieuprzejmy wobec Fryderyka von Leyden,

kiedy zobaczyłem po raz pierwszy i ostatni.

— Ach tak, teraz przypominam sobie. Scheveking pewnego

razu powiedział do mojego ojca: „Gdyby ci wszyscy krewni

wiedzieli, że nadaremnie zabiegają o łaskę mojego pana, szybko

wycofaliby się i nie przyjeżdżali do zamku. Mój pan już wyznaczyć

spadkobiercę, który jest człowiekiem honoru i dumy. Powiedziałem

mu, że bardzo mnie to cieszy, ponieważ z tymi lizusami nie chciałbym

mieć nic wspólnego i natychmiast opuściłbym zamek Burgwerben."

Armin zaśmiał się, ponieważ znakomicie potrafił sobie wyobrazić

inspektora mówiącego te słowa.

— Czy pani jest zaprzyjaźniona z Schevekingiem?

Ze śmiechem podniosła obie ręce.

background image

— Gdyby inspektor słyszał, że posądza go pan o przyjaźń z

kobietą! Ale on wcale nie jest taki srogi, jak wygląda. Nie boję się

jego groźnej miny!

— Nie ma powodu. Bardzo panią ceni. Mówił mi o tym!

Ewa Maria zarumieniła się i odpowiedziała:

— To jest powód do dumy. Pan inspektor chyba część sympatii,

jaką darzył mojego ojca, przeniósł na mnie.

— Bardzo możliwe. W każdym razie wyraża się o pani bardzo

pochlebnie.

Zanim zdołała odpowiedzieć, zjawiła się macocha wołając Ewę

Marię.

— O, umilasz czas naszemu gościowi? Zostań, zostań, nie jesteś

mi potrzebna. Skończyłaś podlewać kwiaty? Mina może ci pomoże?

Leyden zauważył, że twarz Ewy Marii spoważniała, kiedy

zobaczyła macochę.

— To jest zbyteczne, poradzę sobie sama! — odpowiedziała

chłodno i poszła do ogrodu.

Pani Delius została przy Arminie.

— Kochane dziecko, przyniosła panu kwiaty! Może pan być

zadowolony, panie von Leyden. Ewa Maria nikomu nie daje tych róż.

Mimo, że ją proszę, nigdy nie przynosi kwiatów do mojego pokoju.

Będąc pod oknem, Ewa Maria usłyszała słowa macochy.

Odezwała się głośno:

— Ty jesteś zdrowa i możesz kwiaty wąchać w ogrodzie, a pan

von Leyden, jak widzisz, musi leżeć w łóżku.

background image

— Moje dziecko, przecież to nie jest żaden zarzut!

Pani Delius bez przerwy mówiła do Armina, który najchętniej

wyprosiłby ją z pokoju. Oparł się o poduszki i patrzył przez okno na

Ewę Marię krzątającą się wokół różanych krzaków.

Od tego dnia młodzi często rozmawiali. Armin codziennie

wysyłał pielęgniarkę do miasta. Siedzieli więc naprzeciw siebie —

Armin na łóżku, Ewa Maria w ogrodzie na krześle i dyskutowali na

różne tematy. Dziewczyna opowiadała o okolicy i o ludziach we wsi i

w miasteczku, a Armin rewanżował się ciekawostkami z życia

Berlina, mówił o teatrze, o książkach. Opowiadał też o swoich

rodzicach, o przyjacielu, Hansie von Rippachu. Ewa Maria

wspominała ojca, jego dobroć i przedwczesną śmierć.

Codzienne pogawędki z nią stawały się częścią jego życia. Kiedy

padał deszcz i Ewa Maria kręciła się gdzieś w mieszkaniu, stawał się

niecierpliwy.

Pani Delius starała się nie przeszkadzać młodym. Bacznie

obserwowała Armina i zaczęła budować zamki na lodzie. Jeżeli

Leyden ożeni się z Ewą Marią, ona, jako jej macocha, też będzie

miała korzyść. Von Leyden był bogaczem. Musi więc zręcznie

postępować, żeby jej wypłacał wysoką rentę.

Wcale nie zamierzała zamieszkać w zamku, nie darzyła Ewy

sympatią i nie łudziła się, co do uczuć pasierbicy. Będzie zadowolona,

gdy pozbędzie się macochy! A więc czekają ją lata luksusowego

życia! Przebiegła kobieta wiedziała, że jej plany w pełni pokrywają

się z zamiarami Armina von Leydena.

background image

Pewnego popołudnia Ewa Maria siedziała w ogrodzie i

rozmawiała z Arminem. Akurat zapanowała cisza. Armin obserwował

młodą

dziewczynę.

Była

ładna,

sympatyczna,

pogodna

i

zrównoważona. W jej towarzystwie czuł się dobrze. Zapomniał nawet

o Aleksandrze. Charakter Ewy Marii gwarantował, że małżeństwo z

nią będzie harmonijne i spokojne.

Czuł, że nie jest jej obojętny. Postanowił nigdy nie zdradzać

tajemnicy, że jego serce nie należy do niej. Będzie ją szanował i

okazywał jej czułość należną żonie kochanej przez męża.

Zdecydował, że przy pierwszej okazji poprosi, żeby została jego żoną.

Było mu przykro, gdy widział, jak z obawą wypatruje listonosza.

Oczekiwała odpowiedzi na wysłane oferty. Szukała pracy.

Rysowała litery w piasku. Armin wychylił przez okno głowę i

zapytał:

— Co to za tajemnicze znaki?

— To żadna tajemnica, to moje imię!

— Ach tak! Teraz widzę wyraźnie „Ewa Maria". I pani mówi, że

nie jest nic tajemniczego?

— Oczywiście że nie!

— To względne pojęcie. „Ewa Maria" jest niezwykłym

zestawieniem. „Ewa", pierwsza kobieta świata, matka ludzkości,

matka naszego Zbawiciela. Kobieta Starego i Nowego Testamentu a

„Maria” to imię bardzo tajemnicze, każda kobieta jest tajemnicą, a w

pani zawarto całą tajemnicę kobiecości!

background image

— Niech mnie pan nie straszy moim własnym imieniem!

Dotychczas nie zastanawiałam się nad jego znaczeniem. Myślę, że o

wiele bardziej ciekawe jest pańskie imię, zwłaszcza, że wcale nie

pasuje do pana.

— Przepraszam! Dlaczegóż to?

— Imię „Armin" jest jak najbardziej niemieckie. Jednak pan, z

włosami, czarnymi oczyma i opaloną twarzą, wygląda raczej na

południowca.

— A jednak jestem rdzennym Niemcem, ze wszystkimi wadami i

zaletami mojego narodu. Proszę spojrzeć na moje szerokie barki i mój

wzrost. Ludzie z południa są niscy i szczupli.

— Niestety, dotychczas nie miałam okazji podziwiać wzrostu

pana, wiec nie mogę się wypowiedzieć na ten temat.

— Nie zastanowiłem się nad tym. W każdym razie jestem o

głowę wyższy od pani. Proszę mnie więc traktować jak dobrego

Niemca!

— Dobrze. Zrobię to, kiedy przekonam się o pańskim wzroście.

— Mam nadzieję, że to nie potrwa zbyt długo. To straszne

uczucie, leżeć bezczynnie, kiedy człowiek właściwie nie czuje się

chory. Przecież nic mi nie dolega.

— Jeszcze trochę cierpliwości i to minie!

— Co za szczęście, że mam panią! W przeciwnym razie

uciekłbym na tej zdrowej nodze!

Ewa Maria wstała:

background image

— Muszę pana opuścić. Widzę na drodze listonosza. Mam

nadzieję, że wreszcie otrzymam jakąś odpowiedź na moje oferty. Poza

tym muszę iść do pracy.

— Czy pani dzisiaj jeszcze przyjdzie do mnie?

— Może pod wieczór! Do zobaczenia!

Skinęła głową i odeszła. Patrzył za nią. Widział, że listonosz

wręczył jej list, który schowała do kieszeni i szybko weszła do domu.

Armin został sam ze swoimi myślami.

Ewa Maria poszła do swojego pokoju, żeby spokojnie przeczytać

odpowiedź na jej ofertę: pani von Soltenau pytała, czy jest skłonna

zająć się wychowaniem dwójki dzieci: lat dziewięć i pięć. Prosiła o

podanie jej wieku, kwalifikacji i wysokości honorarium. Ponieważ

pani von Soltenau miała kilka ofert, oczekiwała szybkiej odpowiedzi.

Ewa Maria odpisała natychmiast na podany adres: Berlin

Tiergarten. Tego samego dnia wrzuciła list do skrzynki. Zamyślona

wracała do domu. Bała się, że będzie zmuszona rozstać się z domem i

ogrodem. Serce pękało jej z żalu na myśl o wyjeździe. Idąc przez

ogród, usłyszała głos Armina:

— Proszę pani, wraca pani ze spaceru?

Zatrzymała się poważnie spojrzała na okno.

— Nie, poszłam wrzucić list do skrzynki pocztowej! —

odpowiedziała i chciała iść dalej. Nie miała ochoty do rozmowy.

— Proszę się zlitować nade mną i przynieść mi szklankę zimnej

wody. Ta stoi tutaj od rana i z powodu upału jest letnia.

— Zaraz panu przyniosę świeżej wody!

background image

Armin postawił na parapecie dzbanek. Wzięła go i napełniła

wodą przy studni. Potem postawiła znowu dzbanek i szklankę na

oknie. Widząc, jak duszkiem wypił wodę, zapytała:

— Czy siostra Anna jeszcze nie wróciła?

— Bogu dzięki nie! Czuję się lepiej, kiedy jej nie ma.

— Przecież pan potrzebuje pomocy. Na przykład teraz.

— No tak, ale jest mi raźniej, kiedy nie widzę pielęgniarki w

niebieskim mundurze i białym czepku. Czy pani otrzymała pomyślne

wiadomości?

— Tak! Przyszła odpowiedź na moją ofertę. Musiałam podać

dane i kwalifikacje. Mam nadzieję, że otrzymam tę posadę.

— Czy aż tak bardzo spieszy się pani do wyjazdu?

Odgarnęła włosy z czoła i westchnęła:

— Kiedyś to musi nastąpić. Im prędzej, tym lepiej. Nie mam

prawa dłużej tutaj mieszkać, a nie chciałabym nadużywać pańskiej

dobroci.

— Proszę pani, proszę mi wyświadczyć przyjemność i zostać jak

najdłużej! Tak długo, jak pani sobie życzy!

Uśmiechnęła się smutno:

— Gdyby decydowały moje życzenia, trwałoby to bardzo długo.

Bez względu na wszystko musimy tutaj zostać kilka tygodni. W

najlepszym wypadku zostanę zaangażowana pierwszego sierpnia.

Moja macocha też nie ma jeszcze mieszkania w Berlinie. Muszę się

tym zająć. Gdybym wcześniej wyjechała, będę zmuszona pana prosić,

żeby macocha mogła jeszcze zostać.

background image

— To zbyteczne. Przecież powiedziałem, że mogą panie zostać

tak długo, jak sobie tego życzą. Wiem, że z przykrością będzie pani

żegnać Burgwerben. Widzę, że pani posmutniała.

Zmusiła się do uśmiechu i potrząsnęła głową. Czuł przemożną

chęć, żeby jej pomóc. Patrzył na nią tak badawczo, że Ewa Maria

spuściła oczy.

— Pan wie, że zostawiam tutaj grób ojca. Poza tym Burgwerben

jest piękną miejscowością i człowiekowi żal wyjeżdżać, jednak kiedyś

to musi nastąpić.

Armin ujął ją za rękę. Czuł, jak szczupła dłoń drżała.

— Nie, Ewo Mario, to wcale nie musi nastąpić. Proszę tutaj

zostać... jako moja żona. Kochana Ewo Mario, widzę, że panią

przestraszyłem. Proszę nie cofać ręki! Proszę nie uciekać, bo ja nie

mogę biec za panią. Jestem przykuty do łoża.

Ewa Maria najpierw zbladła, potem spąsowiała. Opierała się o

okno, miała wrażenie, że nogi uginają się pod nią i przerażona

patrzyła na niego.

— Dziecino, wiem, że powinienem był jeszcze zaczekać.

Chciałem z panią porozmawiać, kiedy wrócę do pełni sił. Jednak nie

chcę, żeby panią zadręczały myśli o rozstaniu z Burgwerben i o

niepewnej przyszłości. Proszę powiedzieć, czy pani chce zostać moją

żoną i panią na zamku Burgwerben?

Wzruszała go jej bezradność. W jej oczach zobaczył że go kocha,

ona w tej chwili uświadomiła sobie, jakie uczucie żywi do niego.

background image

Przyrzekł sobie, że uczyni wszystko, co w jego mocy, żeby

uszczęśliwić Ewę Marię.

— A więc? Czy nie otrzymam odpowiedzi?

Dziewczyna zaszlochała i położyła głowę na jego dłoni. Gładził

ją po włosach szepcząc:

— Nie płacz, Ewo Mario!

— Och mój Boże, to takie nieoczekiwane. Takie nagłe.

— Jednak odpowiesz mi: „tak", czyż nie? Zostaniesz moim

drogim przyjacielem, moim dobrym druhem? Będzie ci ze mną

dobrze. Znikną wszystkie troski i zmartwienia.

Ewa Maria nagle podniosła głowę. Oblał ją silny rumieniec.

Armin pocałował ją w usta. Jaki byłby szczęśliwy, gdyby nie kobieta,

która go zdradziła. Szybko odrzucił tę myśl w swoim szczęściu!

Nagle Ewa Maria cofnęła się od okna i rzekła:

— Idzie siostra Anna!

Armin zaśmiał się i zapytał:

— Czy nie chcesz, żebym jej powiedział?

— Nie, chcę utrzymać to w tajemnicy.

— Czy chcesz zostać moją żoną?

— Chcę, och tak, bardzo chcę. Przecież cię kocham, ale nie chcę

się do tego przyznać. Dziękuję ci, Arminie, z całego serca, że mnie

kochasz i że chcesz mnie poślubić. Porozmawiamy później.

Pożegnała się i poszła do domu.

Przechodząc obok Ewy Marii pielęgniarka zapytała:

— Dotrzymywała pani towarzystwa panu von Levden?

background image

— Tak, był spragniony, więc przyniosłam mu świeżej wody.

Rozmawiały przez chwilę, a potem obie weszły do domu.

Pielęgniarka poszła do pacjenta, a Ewa Maria do małego salonu. Pani

Delius siedziała na kanapie i narzekała na upał. Oczy macochy

dziwnie błyszczały, zdradzały, że często piła alkohol. Mimo stałego

braku pieniędzy, pani Delius nie odmawiała sobie mocnych trunków,

kolejnego nałogu.

Ewa Maria odwróciła się i opuściła pokój. W swoim czystym

szczęściu nie mogła znieść widoku pijanej macochy. Postanowiła

jeszcze raz, że rozstanie się z tą kobietą. Armin nie może być

narażony na wspólne życie z taką osobą.

Poszła do swojej sypialni. Myślała, jak bardzo zmienił się jej los.

Poczuła wdzięczność do Boga. Teraz nie musi niecierpliwie czekać na

zawiadomienie, czy została zaangażowana. Właściwie szkoda, że już

wysłała list. Podziękuje za posadę, jeśli otrzyma odpowiedź od pani

von Soltenau.

Myśląc o tym, co ją spotkało, nagle uklękła przy łóżku i zaczęła

się modlić.

— Mój Boże, twoja dobroć jest nieograniczona. Pomóż mi,

żebym go uszczęśliwiła!

Potem wstała i wyjęła z biureczka fotografię ojca. „Kochany

tatusiu, twoje dziecko spotkało wielkie szczęście!" Myślała o radości

ojca, gdyby tego dożył. Tak bardzo martwił się o jej przyszłość. A

teraz otwiera się nią beztroskie życie!

background image

Następnego dnia Scheveking przyszedł w chwili, kiedy pacjent

kończył śniadanie. Inspektor codziennie przychodził pogawędzić ze

swym pracodawcą, chociaż czasu miał mało. Roboty w polu były w

pełnym toku.

— Dzień dobry, panie von Leyden! Kiedy pozwolą panu wstać?

— Za osiem dni, drogi inspektorze. Tak więc panna Wunderlich

może powoli zacząć piec i smażyć. Mówił pan, że zna się na kuchni.

— Oczywiście, oczywiście, proszę pana! Zna się na prowadzeniu

domu, chociaż jest tylko kobietą. Ale to nie jej wina. To skaza

urodzenia!

Armin śmiał się na cały głos.

— Jak tam żniwa? Żałuję, że nie mogę pomagać!

— Urodzaj jest wyjątkowy. Żeby tylko w ostatniej chwili nie

było gradobicia!

Omawiali różne sprawy. Potem Scheveking, unosząc brwi,

zapytał:

— Za pozwoleniem, a jak wygląda sprawa z panną Ewą Marią?

Czy pan dziedzic podjął decyzję?

Armin skinął głową.

— Wszystko w porządku. Zaręczyliśmy się wczoraj, ale mówię o

tym tylko panu. Na razie nikt nie powinien wiedzieć.

Scheveking uderzył dłonią o kolana i zawołał:

— Do stu piorunów! Ależ to szybko poszło! No, muszę teraz

panu pogratulować. A więc najserdeczniejsze życzenia! Jeżeli

koniecznie musi być jakaś kobieta na zamku Burgwerben, to panna

background image

Ewa Maria jest najlepsza. Może mi pan dziedzic wierzyć! Nie będę

plotkował. Może pan liczyć na moje milczenie. Hm, no tak! A ta

stara? Mam nadzieję, że poszła w odstawkę?

— Jeszcze nie, ale proszę się nie martwić. Nie zamieszka w

zamku.

— Bogu dzięki, z tego nie wyszłoby nic dobrego. A więc panna

Ewa Maria! Gdyby tego dożył mój stary przyjaciel, profesor Delius!

Boże drogi, jak on się martwił o córkę. Ta diablica, ta stara,

roztrwoniła cały jego majątek. No tak, teraz córka jest zabezpieczona,

a on może spokojnie leżeć w ziemi.

— Zrobię wszystko, żeby jego dziecko było szczęśliwe.

Inspektorze, niech mi pan powie, czy pokoje w zamku są w takim

stanie, że może tam zamieszkać kobieta?

Scheveking zakłopotany gładził szpakowatą czuprynę.

— Hm! Jakby te powiedzieć? W zamku jest mnóstwo komnat, w

których nigdy nie byłem. Panna Wunderlich raz do roku robi wielkie

sprzątanie i lamentuje, że wszystkie te ładne rzeczy marnieją. Ale od

kiedy mój zmarły pan wpadł na ten głupi, przepraszam, chcę

powiedzieć dziwny pomysł, panna Wunderlich szaleje; z całym

pułkiem pomocnic od rana do nocy myją, trzepią, wietrzą i woskują

posadzki. Poszedłem obejrzeć komnaty. Muszę przyznać, że wygląda

to całkiem dobrze. Wszystko jak nowe. Ale, proszę pana dziedzica, ja

w butach z cholewami nie mam po co wchodzić do tych pokoi. Będę

nadal zjawiał się w zamku na parterze, gdzie mieszkał mój dawny

pan. Wkrótce pan sam obejrzy pokoje na pierwszym piętrze i

background image

przekona się, czy nadają się dla kobiety. Zresztą, panna Ewa Maria

jest skromna i niewybredna.

— Dobrze, dobrze! Na to mamy czas. Jeżeli będą konieczne

zmiany, to w ciągu miesiąca można wiele zrobić.

— Czy wesele będzie tak szybko?

— Nie będę długo zwlekał. Dlaczego miałbym w dużym zamku

mieszkać samotnie? Poza tym nie chcę, żeby moja narzeczona dłużej

była ze swoją macochą.

— Zrozumiałem. Pan ma rację, nie należy czekać. No, a teraz

muszę iść. Jest mnóstwo pracy. Rządca jest młody i trzeba go

pilnować. Żegnam pana dziedzica i proszę szybko wyzdrowieć!

Uścisnął Arminowi rękę i wyszedł. Armin poprosił siostrę Annę,

żeby mu podała papier do pisania. Kiedy stwierdził, że w ogrodzie nie

ma Ewy Marii, wziął do ręki pióro i zaczął pisać:

Drogi Hansie!

Serdeczne dzięki za Twój list! Mogę Cię uspokoić: poza

złamaniem goleni nic mi się nie stało i za osiem dni mogę się

przeprowadzić do zamku Hurgwerben. Mam nadzieję, że wkrótce

przyjedziesz do mnie na dłuższy pobyt.

A teraz, mój drogi, nowina. Pisałem Ci o młodej damie, która

udzieliła mi pierwszej pomocy. Od wczoraj jest moją narzeczoną.

Muszę powiedzieć, że jest bardzo wartościowym człowiekiem. Nie

przeszkadza mi, że jest uboga. Jest zdrowa, miła, inteligentna i mam

nadzieję, że znalazłem odpowiednią towarzyszkę życia.

background image

Czuję do niej szczerą przyjaźń, choć nic poza tym. Na

przeszkodzie stoi pamięć o Aleksandrze. Takiej namiętności można

chyba doznać w życiu tylko raz. Nie pragnę takiego drugiego razu,

ponieważ nie chcę ponownego rozczarowania!

Ewa Maria kocha mnie. Czuję to i jestem wzruszony. Nigdy nie

mogę jej powiedzieć, że tylko zapis w testamencie zmusił mnie do tego,

aby ją pojąć za żonę. W każdym razie jest bardzo sympatyczna i

spokojnie mogę patrzyć na moje przyszłe życie razem z nią w moim

położeniu.

Piszesz, że chcesz wytrwać do następnego sezonu balowego i

dopiero zamierzasz rozmawiać z damą twojego serca? Chyba nie

wiesz, co robisz! Na Twoim miejscu nie czekałbym tak długo. Ale Ty

jesteś uparty i nie słuchasz niczyich rad. Nie pozostaje mi nic innego,

niż życzyć ci, żebyś wytrwał!

Na dzisiaj to wszystko! Proszę Cię, nie rozpowiadaj o moich

zaręczynach. Chcę zaczekać, aż minie rok żałoby po ojcu Ewy Marii.

Twój wierny przyjaciel

Armin

W zachowaniu narzeczonych właściwie nic się nie zmieniło.

Czasem ukradkiem pocałowali się raz lub dwa albo nieco dłużej

trzymali się za ręce przy powitaniu i pożegnaniu. Ewa Maria jak

dawniej przychodziła pod okno pokoju, w którym leżał Armin.

Rozkwitała ze szczęścia, wyładniała, a z oczu widać było, że jest

szczęśliwa. Armin był rycerski, czuły i szczerze żałował, że nie może

odwzajemnić jej miłości.

background image

Ewie Marii w ogóle nie przyszło na myśl, żeby wątpić w uczucie

narzeczonego. Dlaczego miałby ją poślubić, jeżeli nie z głębokiej,

prawdziwej miłości? Mężczyzna taki, jak Armin, przystojny, bogaty,

mógł wybierać wśród kobiet. Prosił o jej rękę, ponieważ ją kochał!

Nie zastanawiała się nad tym, że nie powiedział „Ewo Mario, kocham

cię". Nigdy nie tęskniła, żeby usłyszeć takie słowa. Jego zachowanie,

spełnianie każdego jej życzenia i czułość przyjmowała jako dowody

miłości.

Była zakochana i bez zastrzeżeń otworzyła przed nim serce.

Kilka dni po zaręczynach szczerze mówiła o swoim stosunku do

macochy. Armin wykazał pełne zrozumienie i prosił, żeby załatwienie

sprawy zostawiła jemu. Powiedział, że postąpi tak, żeby w interesie

Ewy Marii i jego własnym wspólne zamieszkanie było wykluczone.

Postanowili, że macocha dowie się o zaręczynach przed

wprowadzeniem się Armina do zamku. Do ślubu Ewa Maria miała

zostać w domu zmarłego ojca. Oficjalne zaręczyny postanowiono

ogłosić tuż potem.

Młoda dziewczyna godziła się na wszystko. Była szczęśliwa,

czuła się otoczona troską. Do jej głębokiej miłości do Armina doszła

wdzięczność.

Pielęgniarka, siostra Anna, często w wolne popołudnia chodziła

do miasta, tak że narzeczeni nieskrępowanie mogli rozmawiać i

ostatnie dni konwalescencji Armina mogli spędzać razem. Ewa Maria

nie zwróciła uwagi na dość powściągliwe zachowanie narzeczonego.

Sama była osobą raczej zamkniętą w sobie, rzadko mówiła o swoich

background image

uczuciach i sądziła, że Armin też ma podobny charakter. Gdyby

wiedziała, jak namiętnie kochał inną kobietę, może zastanowiłaby

się nad jego spokojnym sposobem bycia. Tak więc nic nie mąciło jej

szczęścia i stale powtarzała: „On cię kocha, a ty kochasz jego".

Minęło osiem dni, zdjęto gips i pozwolono Arminowi z dużą

ostrożnością zrobić kilka kroków. Lekarz obiecał, że będzie pacjenta

odwiedzał co drugi dzień. Scheveking cieszył się, że jego nowy

chlebodawca wreszcie będzie mógł przybyć do zamku.

Pierwsze kroki Armin skierował do małego salonu. Poprosił

panią Delius o rozmowę. W drzwiach stała Ewa Maria, czekała na

niego. Kiedy po raz pierwszy objął jej smukłą kibić, czuł, że zadrżała.

Ale i on, ku swojemu zdumieniu, stwierdził u siebie szybsze bicie

serca i wrażenie, jakie wywarło na nim jej młode ciało. Pocałował

Ewę Marię w usta a potem poszedł do salonu.

Pani Delius czekała na niego z niepokojem. Zauważyła, że

między młodymi coś się dzieje, podsłuchiwała i podglądała, kiedy

rozmawiali. Postanowiła jednak czekać w obawie, że przedwczesnym

wtrącaniem się mogłaby tylko zaszkodzić.

Uprzejmość von Leydena mogła być wyłącznie uprzejmością i

pustą formuła, ale mogła też znaczyć coś więcej. Kto wie, czy młodzi

już się nie zakochali w sobie, czy nie ukrywają zaręczyn? Może

wreszcie szczęście uśmiechnie się i do niej?

Gdy ujrzała na progu Armina, wstała i przymilając się rzekła:

— Panie von Leyden! Jak ja się cieszę, że widzę pana na nogach.

Proszę siadać, myślę, że nie powinien pan się forsować.

background image

Armin czuł odrazę patrząc na umalowaną, mizdrzącą się

podstarzałą kobietę. Był jednak człowiekiem uprzejmym i nie dał po

sobie poznać jakie wrażenie robiła swoim wyglądem. Spokojnie rzekł:

— Przyszedłem podziękować za serdeczną gościnę, jakiej

doznałem w pani domu.

— Ależ panie von Leyden, to był nasz chrześcijański obowiązek.

Zrobiłyśmy to bardzo chętnie, Ewa Maria i ja.

— Powiększa to mój dług wdzięczności! Nie mogę wyjechać nie

wyrażając tego i nie składając jeszcze raz wyrazów podziękowania.

— Pan już dzisiaj udaje się do zamku? Siostra Anna wspomniała

o tym wczoraj wieczorem.

— Tak, za godzinę przyjedzie po mnie powóz.

— Bardzo nam przykro, że pan nas opuszcza. Będzie tutaj cicho i

smutno. Czy pan pozwoli, że będziemy korzystały z domu jeszcze

kilka tygodni, zanim nie wyjaśni się nasza sytuacja?

Armin trochę się wahał, ale spokojnie odpowiedział:

— Właśnie chciałem o tym porozmawiać z panią. Może panią

nieco zaskoczy wiadomość, ale zaręczyłem się z Ewą Marią i pragnę,

żeby do dnia ślubu jako moja narzeczona mieszkała tutaj z panią. Nie

wątpię, że pani wyrazi zgodę na nasze zaręczyny. Za kilka miesięcy

wszystko zostanie przygotowane do ślubu. Będę pani zobowiązany,

jeżeli do tego czasu zaopiekuje się pani Ewą. Potem, oczywiście, nie

będziemy pani zmuszali do przebywania na tym pustkowiu. Wiem od

Ewy Marii, że pani lubi wielkomiejskie życie. Oczywiście gotów

jestem wyznaczyć pani odpowiednią rentę, zapewniającą beztroskie i

background image

wygodne życie w jednym z dużych miast: Berlinie, Monachium czy

Dreźnie. Naturalnie zajmę się pani przeprowadzką.

Skończył i czekał.

Już przy jego pierwszych słowach o zaręczynach zerwała się na

równe nogi i wszystko wskazywało na to, że ma ochotę rzucić się

młodzieńcowi na szyję. Jednak po chwili, widząc jego chłód, opadła

na kanapę i w największym napięciu dosłownie połykała każde jego

słowo. Nie była ograniczona i natychmiast zorientowała się, że nie ma

widoków na rezydowanie w zamku! Ponieważ obiecano jej wysoką

rentę, była zadowolona. Jednak sprytnie udawała wielkie zdziwienie i

odpowiedziała:

— Jestem bardzo zaskoczona ale i uradowana, panie von Leyden.

Maria zasługuje na to szczęście, żeby zostać pańską żoną. Ta biedna

dziewczyna już wiele przeżyła, ostatnio śmierć ukochanego ojca. Och,

gdyby on dożył szczęścia córki! Jego dobre serce za wcześnie

przestało bić. Wie pan, Ewa Maria jest raczej moją przyjaciółką, niż

córką! Tak, tak! Kochane dziecko! Oczywiście przyjmuję pańską

łaskawą ofertę. Tutaj, na wsi, nie mam okazji do intelektualnych

rozrywek. Byłam przyzwyczajona do wielkomiejskiego życia. Och

tak, kiedy ludzie są młodzi i zakochani, nie tęsknią za towarzystwem.

Ale w moim wieku? Nie czuję się stara, moje serce jest młode, ale

zabrakło mi męża. Nie mogłabym znosić samotności tutaj, zwłaszcza

kiedy odejdzie Ewa Maria.

Armin cierpliwie słuchał wynurzeń pani Delius, a kiedy na

chwilę przerwała, rzekł:

background image

— A więc wszystko zostało uzgodnione. Jestem zadowolony, że

bez trudności mogliśmy się porozumieć. Pozwoli pani, że się

pożegnam. Czeka na mnie Ewa Maria.

Pani Delius wstała i pożegnała się tak kwiecistymi zwrotami, że

Armin już nie doszedł do słowa. Kiedy zamknął za sobą drzwi, otarł

chusteczką spocone czoło i poszedł do ogrodu, gdzie przy jednym z

drzew stała Ewa Maria. Była poważna i blada. Wyobrażała sobie

krępującą rozmowę, jaką musiał odbyć z jej macochą.

Widząc go w bramie, szybko podbiegła, żeby mu pomóc przejść

przez próg. Prowadząc go pod rękę do ławki przy krzakach bzu,

zapytała:

— Czy było bardzo przykro?

— Wcale nie. Rozmowa potoczyła się gładko i nie masz powodu,

żeby robić taką smutną minę.

Odetchnęła z ulgą.

— Bogu dzięki! Cieszę się, że masz to już za sobą. Bardzo się

uspokoiłam.

— Teraz, na pożegnanie, musisz mieć wesołą minę!

Czule patrząc na narzeczonego szeptała:

— Arminie, mój kochany, najukochańszy, co poczęłabym bez

ciebie?

Cmoknął ją w rękę, rozejrzał się i widząc, że są sami, pocałował

ją w usta. Przez chwilę siedzieli bez słowa. Trzymali się za ręce.

Czekali na powóz, który miał zawieźć Armina do zamku.

— Czy będziesz mnie często odwiedzał?

background image

— Oczywiście, najmilsza, codziennie. Na razie muszę korzystać

z powozu. Kiedy noga wydobrzeje, będziemy się spotykali w lesie, a

najpóźniej za trzy miesiące weźmiemy ślub.

Pożegnanie przy świadkach było krótkie i bez czułości. Ewa

Maria stała i patrzyła za odjeżdżającym narzeczonym. Nagle poczuła

pustkę i dreszcz mimo upalnego popołudnia. Powoli poszła do

swojego pokoju.

Jak spod ziemi wyrosła macocha.

— Ewo Mario, dziecinko, wreszcie cię znalazłam. Ty moja mała

narzeczona! Gratuluję ci, gratuluję, kochane dziecko! Mój Boże,

wygrałaś główny los na loterii życia! Kto by pomyślał, że w tej zabitej

dziurze zrobisz taką karierę! Tak, tak! To się nazywa mieć szczęście.

Tak, szczęście, to jest to!

Potrząsnęła ręką Ewy Marii i lustrując ją od stóp do głów mówiła

dalej:

— Ty szelmutko! I wszystko tak po cichu! Zaskoczyłaś mnie i

byłam osłupiała słysząc, co się stało! Jeszcze raz serdecznie ci

gratuluję!

— Dziękuję! — obojętnie odpowiedziała Ewa Maria, odwróciła

się i zaczęła układać książki na półce, chcąc uniknąć dalszej rozmowy

z macochą.

Od rana Scheveking był na nogach. Nadzorował przygotowania

do powitania nowego dziedzica. Od dziesiątej rano wszyscy

pracownicy ubrani w odświętne ubrania czekali na dużym dziedzińcu,

background image

który z jednej strony graniczył z tylną stroną zamku, z drugiej

otaczały go budynki gospodarskie z kuchnią, magazynami i izbami dla

służby. Na pierwszym piętrze tej budowli było mieszkanie inspektora,

a drugie zajmowała panna Wunderlich z pokojówkami i lokajami.

Naprzeciwko wznosiły się stajnie. Dziedziniec zamykał wysoki

mur z potężną bramą. Kiedy wysłano już powóz, inspektor spojrzał na

zegarek i mruknął:

— Hm! Jedenasta. Pora na śniadanie!

Zanim usiadł do stołu, kazał wypatrywać przyjazdu gościa.

— Słuchaj, Antoni, stój tutaj i patrz tam na drogę. Kiedy na

zakręcie zobaczysz nasz powóz, zawołaj mnie, zrozumiałeś?

— Tak jest, proszę pana inspektora!

— Powtarzam, patrz uważnie, bo jeżeli przegapisz, zbiję cię na

kwaśne jabłko!

Stawiając zamaszyste kroki brnął przez dziedziniec ku kuchni

głośno wołając:

— Panno Wunderlich! Panno Wunderlich!

W drzwiach kuchni ukazała się pulchna, zaróżowiona twarz

starszej kobiety w białym fartuchu i czepeczku.

— Co się dzieje? Gdzie się pali? Czego pan tak wrzeszczy,

inspektorze?

— Jestem głodny, chce mi się jeść!

— No, to jeszcze nie powód, żeby się tak wniebogłosy drzeć!

Sądząc po pańskim głosie, jeszcze pan nie umiera z głodu!

background image

Przestraszył mnie pan. Byłam pewna, że to już pan dziedzic

przyjechał.

— Bzdury! A teraz szybko coś treściwego, bez zbędnej gadaniny.

No tak. Bez tego kobiety nie mogą się obejść!

Poszedł na piętro do swojego mieszkania, a ochmistrzyni

zatrzasnęła drzwi do kuchni. Jednak niedługo w gabinecie pojawiło

się obfite śniadanie.

Panna Wunderlich była bardzo rozsądną i energiczną kobietą,

niedużego wzrostu, tęgawa, z zarumienioną twarzą i siwymi włosami

wyglądała bardzo sympatycznie. Tego dnia włożyła pod biały fartuch

brązową, jedwabną suknię, nieco przyciasną.

Scheveking krytycznie spojrzał na ochmistrzynię i z przekąsem

stwierdził:

— Do stu piorunów! Ale się pani wyfraczyła! Czy pani zamierza

uwieść naszego nowego pana? Mogła pani sobie zaoszczędzić

wysiłków! On nie zwraca uwagi na takie leciwe damy!

— Proszę się nie wtrącać do moich spraw! Jeżeli pan jest

zbzikowany i nie interesuje się kobietami, wcale to nie znaczy, że

nasz nowy pan dziedzic jest dziwakiem. Teraz wszystko musi się

zmienić w Burgwerben. A nasz świętej pamięci pan swoim

testamentem dowiódł, że o kobietach wcale źle nie myślał! Kiedy

zamieszka na zamku młoda pani, wreszcie skończy się to

poniewieranie niewiastami!

— No, no, jeśli idzie o panią, to okazuje pani niezwykłą

odporność na wszystkie ataki. Pani język jest ostry jak brzytwa!

background image

— Tego by jeszcze brakowało, żebym na to pozwoliła! Panie

inspektorze, my, kobiety, wiemy, po co żyjemy i po co jesteśmy na

tym bożym świecie!

— Oczywiście. Zatruwacie nam mężczyznom życie!

Anna wzruszyła ramionami.

— Wielki Boże, czy to się opłaca? Coś panu powiem: gdyby pan

miał przyzwoitą żonę, która przywołałaby pana do porządku, wtedy

byłby z pana miły chłop, a nie taki ponury gbur, którego boją się

dzieci.

Scheveking zaśmiał się głośno.

— Niech mnie Pan Bóg broni! Wolę kamień na szyję i do wody,

ale tam, gdzie jest bardzo głęboka!

— Pan jest starym osłem!

— A pani jest większym gburem, niż ja! Jednak to mi wcale nie

psuje apetytu. Kobieta nie jest w stanie wyprowadzić mnie z

równowagi! Niech pani sobie to dobrze zapamięta! Ale, ale, muszę

przyznać, że tę sałatkę znowu pani świetnie przyrządziła!

— No więc jednak kobiety do czegoś mogą się przydać!

Doszliśmy do wniosku, że jesteśmy tego samego zdania, czyż nie?

— Ależ tak, panno Wunderlich! Przecież między nami nigdy nie

dochodzi do waśni!

Tacy byli: stara ochmistrzyni i inspektor. Byliby bardzo

zdziwieni, gdyby im ktoś powiedział, że właśnie przed chwilą doszło

między nimi do wymiany ostrych słów.

background image

— Tak inspektorze! Rozumiemy się doskonale bez względu na

to, że pan jest mężczyzną, a ja kobietą. Ale teraz muszę wracać do

kuchni, inaczej przypali się pieczeń. Na dziewczynach nigdy nie

można polegać, stale myślą o chłopcach! Proszę mnie zawołać, kiedy

przyjedzie pan von Leyden.

— Oczywiście, oczywiście, panno Wunderlich.

Mała osóbka podreptała do kuchni. Gdy Scheveking wstał od

stołu, ruszył za nią. Uchylił drzwi i zapytał:

— Panno Wunderlich, coś mnie gniecie w żołądku. Dałaby mi

pani kieliszek wódki?

Odwróciła się od paleniska.

— Znowu pan za dużo zjadł. Mężczyźni są skłonni do obżarstwa!

Jednak podeszła do kredensu, wyjęła butelkę i nalała kieliszek.

Inspektor wypił i westchnął.

— Największą pani zaletą jest to, że umie pani robić taką

wspaniałą nalewkę! Oczywiście nie mówiąc o gotowaniu, w którym

nikt pani nie może dorównać!

— Tak samo jest z panem: pan umie tylko rozkazywać w polu i

łajać parobków. Nikt tego tak nie potrafi!

— No to do zobaczenia!

— Do zobaczenia. I niech pan włoży czystą koszulę!

— Bzdura, ta jeszcze nie jest brudna! — Trzasnął drzwiami i

wyszedł.

Jednak chyłkiem poszedł do swojej sypialni i zmienił koszulę

mrucząc: „Ma rację, jest brudna!"

background image

Kiedy potem kroczył przez dziedziniec, panna Wunderlich

zauważyła, że inspektor ma na sobie świeżą koszulę. Wiedziała, jak z

nim postępować. Od lat mieszkali pod jednym dachem i wiecznie się

kłócili. Jednak przed obcymi nie pozwalali na siebie nawzajem

powiedzieć złego słowa. Biada temu, kto odważyłby się zrobić coś

takiego. Szanowali się i mieli do siebie pełne zaufanie.

Na dziedzińcu zeszli się już wszyscy pracownicy. Kiedy zbliżył

się do nich Scheveking dając im ostatnie wskazówki, podszedł stary

kamerdyner, Dillenbergen, i dwaj lokaje. Stanęli przy schodach

prowadzących do wejścia do zamku. Nad portalem umieszczono herb

z piaskowca, na którym widać było podobiznę niedźwiedzia.

Wyglądał tak, jakby panował na zamku. Płaskorzeźba była jedyną

ozdobą tylnej części zamku, fasada zamku, również prosta bez

wymyślnych architektonicznych ozdób, była zwrócona ku rzece.

W grubych murach wykuto wysokie okna bez upiększeń. Jednak

trzy wieże: środkowa i dwie boczne, i cztery narożne, nadawały

staremu zamkowi, mimo jego prostoty, niejaką malowniczość.

Przyczyniał się do tego również park z pięknymi, starymi drzewami,

fontannami, klombami i rabatami kwiatów. Tarasami sięgał w dół, aż

po brzeg rzeki. Wszędzie panował wzorowy porządek. Widać było, że

Fryderyk von Leyden całe życie poświęcił na utrzymanie majątku w

jak najlepszym stanie.

Scheveking podszedł do starego kamerdynera. Rozmawiali

czekając na przyjazd von Leydena. Dillenberger czuwał nad

porządkiem w zamku. Nikt nie odważył się sprzeciwiać jego

background image

poleceniom. Nawet panna Wunderlich czuła przed nim respekt.

Przecież usługiwał długie lata Fryderykowi von Leyden.

Armin polecił Schevekingowi, żeby przygotować pokoje, w

których mieszkał jego poprzednik. Nie chciał, żeby wprowadzano

zmiany.

Garderoba,

przybory

toaletowe

i

książki

Armina

rozpakowano i wszystko czekało na jego przybycie.

Zbliżył się powóz

z nowym dziedzicem. Scheveking

wypowiedział kilka powitalnych zdań, a Armin, stojąc na schodach,

podziękował za ciepłe słowa i obiecał, że będzie dobry i sprawiedliwy

dla swoich pracowników. Polecił inspektorowi, żeby wszystkich

poczęstowano piwem i kiełbaskami. Wieczorem miał się odbyć

festyn. Potem Armin podał rękę inspektorowi, ochmistrzyni i

kamerdynerowi, prosząc, żeby i jemu służyli tak wiernie, jak

Fryderykowi von Leyden.

Wszyscy zauważyli, że jest wzruszony. Jego bezpośredniość i

uprzejmość ujęły wszystkich obecnych. Poczuli do niego respekt,

mimo młodego wieku.

Kiedy Armin znalazł się sam w swoim gabinecie wyłożonym

ciemną boazerią, podszedł do okna i otworzył je. Patrzył, wdychał

świeże, górskie powietrze. Wszystko, co widział: park, łąki i lasy,

należało do niego. Biedny asesor nagle został bogaczem. Dopiero

teraz w pełni zdał sobie sprawę, że odziedziczył zamek i majątek.

Wszystko to zostawił mu Fryderyk von Leyden wierząc, że

Armin jest człowiekiem prawym i szlachetnym. Równocześnie poczuł

głębokie współczucie dla tego samotnego człowieka, przytłoczonego

background image

poczuciem winy i nieszczęściem człowieka, który tutaj spędzał życie

bez miłości i radości.

Później poprosił inspektora, ochmistrzynię i kamerdynera, żeby

towarzyszyli przy zwiedzaniu pozostałych pomieszczeń. We

wszystkich komnatach stały bardzo kosztowne meble, rzeźbione i

ozdobione intarsjami. Ułożono na nich piękne porcelanowe figury,

gobeliny i kryształowe żyrandole. Meble obito grubymi jedwabnymi

materiałami harmonizującymi z zasłonami. Na ścianach wisiały

obrazy starych mistrzów. Wszystko świadczyło o bogactwie i

wyszukanym guście dawnego właściciela.

W małej jadalni, gdzie Fryderyk von Leyden spożywał posiłki,

nakryto do stołu. Armin zaprosił Schevekinga i podczas obiadu

omawiali bieżące sprawy. Usługiwał sam Dillenberger, więc w

obecności wiernego sługi nie czuli się skrępowani. Scheveking musiał

opowiadać o Fryderyku von Leyden i cieszył się zainteresowaniem,

jakie zmarłemu panu okazywał nowy dziedzic.

Pod wieczór Armin jeszcze raz sam obejrzał zamek. Chciał

zobaczyć, czy trzeba dokonać jakichś zmian w pokojach, w których

miała zamieszkać Ewa Maria. Pragnął spełnić każde jej życzenie.

Oczami wyobraźni widział skromną, młodą dziewczynę krzątającą się

po tych komnatach. Ale nagle pomyślał o Aleksandrze: jakże ta

klasyczna piękność ze złoto-czerwonymi włosami pasowałaby do tego

otoczenia!

Gdyby tylko trzy miesiące wcześniej odziedziczył zamek, byłaby

jego żoną! Nigdy nie dowiedziałby się o jej fałszywym charakterze, o

background image

jej kokieterii. Na chwilę zapomniał o Ewie Marii. Szedł jak we śnie.

Zatrzymał się przed obrazem przedstawiającym Samsona i Dalilę.

Zaskoczony zauważył, że Dalila miała rysy Aleksandry. Ocknął się z

marzeń. Te myśli to zbrodnia wobec Ewy Marii! Musi zapomnieć o

kobiecie, która go zdradziła.

Ponieważ Armin jeszcze nie mógł jeździć konno, korzystał z

bryczki. Inspektor towarzyszył mu na wierzchowcu. Tak zwiedzali

cały majątek i folwark, który dzierżawiła młoda para małżeńska. Byli

to sympatyczni ludzie. Czuli się zaszczyceni wizytą dziedzica. Zrobił

na nich nader korzystne wrażenie.

Armin odwiedzał narzeczoną codziennie. Wszystko omawiali

razem, a Ewa Maria godziła się na proponowane zmiany. Z dnia na

dzień ich kontakty stawały się serdeczniejsze, ale Armin nie

zachowywał się tak wylewnie i czule, jak Ewa Maria.

Na razie nie składał wizyt w sąsiednich majątkach. Postanowił, że

zrobi to po ślubie, razem z Ewą Marią. Ceremonię zaplanowali w

małym kościółku we wsi, a świadkami mieli być Hans von Rippach i

Scheveking. Zrezygnowano z wesela z powodu żałoby zarówno po

ojcu Ewy Marii, jak i po Fryderyku von Leyden. Datę ustalono na

pierwszego października.

Oprócz Schevekinga nikt nie wiedział o zaręczynach Armina.

Panna Wunderlich zachodziła w głowę, jaka będzie pani na zamku

Burgwerben. To, że skromna panna Delius zostanie żoną dziedzica,

background image

nigdy nie przyszłoby jej do głowy. Armin zaproponował, żeby ogłosić

zaręczyny z początkiem sierpnia.

W lipcu przyjechał Hans, żeby zobaczyć majątek przyjaciela i

poznać jego przyszłą żonę. Obaj cieszyli się ze spotkania. Zwiedzili

każdy zakątek pięknego zamku i Hans szczerze podzielał radość

przyjaciela. Z inspektorem i ochmistrzynią zaprzyjaźnił się od

pierwszego dnia.

— Słuchaj, człowieku! Ta para staruszków to istne oryginały z

minionej epoki. Takich ludzi można znaleźć jeszcze tylko w starych

zamczyskach!

Przy obiedzie rozmawiali o znajomych w Berlinie i o

Aleksandrze Wendhoven.

— Wiesz, słyszałem, że nie może odżałować zerwania zaręczyn z

tobą. Oczywiście, pani na zamku Burgwerben to coś innego, niż żona

dorobkiewicza — bankiera. Nie żałuję jej ani trochę! Zresztą krążą

plotki, że to małżeństwo jest bardzo nieudane. Ale zostawmy stare

dzieje! Wiesz, dlaczego już przyjechałem? Z ciekawości! Tak, z

czystej ciekawości! Pragnę poznać twoją narzeczoną. Czy pójdziemy

dzisiaj do niej?

— Dobrze, odwiedzimy Ewę Marię po południu, jeżeli masz

ochotę na spacer.

— Oczywiście. Niecierpliwie czekam, żeby ją zobaczyć. Jesteś

moim najlepszym przyjacielem i chce wiedzieć, jak wygląda twoja

przyszła żona.

background image

Zaraz po obiedzie Armin polecił zaprzęgać konie i pojechali do

domu profesora. Pani Delius jak zawsze wylewnie witała

nieoczekiwanych gości. Żałowała, że Ewy Marii nie ma w domu. O

tej godzinie nigdy nie oczekiwała narzeczonego. Poszła na cmentarz,

na grób ojca.

Oczy pani Delius miały podejrzany blask, a słowa wymawiała

nieco niewyraźnie. Armin zauważył, że Rippach z przerażeniem

patrzył na tę dziwną kobietę, więc zaproponował, że wyjdą

naprzeciwko Ewy Marii. Bez słowa szli w kierunku lasu, za którym

był cmentarz. Armin wiedział, co myśli Rippach o macosze jego

narzeczonej. Celowo nic nie mówił, żeby dać przyjacielowi czas na

przyjście do siebie.

Armin nadal musiał podpierać się laską i szybko się męczył.

Kiedy więc ujrzał przy ścieżce ławkę, rzekł:

— Zaczekamy tutaj na Ewę Marię. Musi tędy przejść wracając do

domu.

Armin nie miał pojęcia, że kilka kroków za ławką, za gęstymi

krzakami leszczyny, leżała na trawie Ewa Maria. Czytała książkę.

Słysząc głos Armina chciała wstać i odejść, gdy odezwał się Rippach:

— Człowieku, jak możesz obarczać się taką teściową? Przecież

to zbrodnia!

Ewa Maria znieruchomiała. Cicho siedziała na trawie, zamknęła

oczy, jakby nie chciała być świadkiem rozmowy przyjaciół.

Armin spokojnie odpowiedział:

background image

— Przecież pisałem w ostatnim liście, że ta kobieta, która

przypadkowo jest macochą mojej narzeczonej, nie będzie mieszkać z

nami w zamku. Zaraz po naszym ślubie opuści Burgwerben na

zawsze.

Ewa Maria spąsowiała. Nigdy jeszcze nie wstydziła się macochy

tak bardzo, jak teraz, słysząc że ta kobieta sprawia przykrość jej

narzeczonemu.

— No, Bogu dzięki! Słuchaj, chłopie, teraz to już zupełnie nie

mogę pojąć tak nagłych zaręczyn. Chyba, że jesteś po uszy zakochany

w tej dziewczynie.

— Nie, to nie tak. Wiesz, że nadal kocham Aleksandrę. Niestety

nie kocham Ewy Marii, chociaż bardzo bym tego pragnął. Darzę ją

prawdziwą przyjaźnią i mam szczery zamiar zrobić wszystko, żeby

była szczęśliwa. Bez zaślepienia przekonałem się o jej zaletach, a jej

charakter ręczy za to, że małżeństwo będzie harmonijne. Ona mnie

kocha, to jest bardzo ważne. Jej ubóstwo nie jest przeszkodą, a za to,

że ma taką macochę, nie ponosi winy.

Wiem, że postanowiła przyjąć posadę wychowawczyni, żeby nie

być zmuszoną do mieszkania razem z macochą. Wszystko

przemyślałem, zanim poprosiłem ją, żeby została moją żoną. Gdyby

nie warunek w testamencie, nie spieszyłbym się z żeniaczką. A skoro

muszę szybko znaleźć żonę, wydaje mi się, że Ewa Maria jest

najlepszą kandydatką na przyszłą panią na zamku. Jest inteligentna

rozsądna i pogodna. Jest dumna i inna niż nowoczesne panny. Będzie

„wygodną" żoną.

background image

Nigdy nie dowie się, że jej nie kocham, ponieważ przy jej

charakterze czułaby się upokorzona. Darzę ją głębokim szacunkiem,

ale tak jak ci pisałem, to, co czuję do Aleksandry, uniemożliwia mi

pokochać Ewę Marię. Wyjaśniłem ci wszystko, czy jesteś

zadowolony?

— Tak, przyznaję jednak, że teraz jestem podwójnie ciekawy

twojej narzeczonej.

— Wiesz, dziwię się, że Ewy Marii jeszcze nie ma. Może wróciła

do domu inną drogą? Zresztą zawsze długo siedzi przy grobie ojca.

Bardzo go kochała. Zobaczymy, czy jej nie ma na cmentarzu.

— No to chodźmy! Czy chcesz jeszcze pospacerować?

— Z moją nogą to nie takie proste. Chcieć to chcę, ale jeszcze

mnie boli. Pojedziemy powozem. Jeżeli Ewy Marii tam nie

zastaniemy, wrócimy do domu profesora.

Wstali z ławki i powoli odeszli.

Ewa Maria siedziała nieruchomo, kurczowo zaciskała zimne

dłonie. Cierpiała. Bez przerwy w duchu powtarzała „On mnie nie

kocha, on mnie nie kocha!" Miała ochotę krzyczeć z rozpaczy, lecz

nie wydobyła z siebie głosu. W szeroko otwartych oczach lśniło

przerażenie. Wszystko skończone, to był sen. Pozostał wstyd, że

okazywała mu czułość i miłość — uczucia, które go z pewnością

drażniły, a może potęgowały tęsknotę za tamtą kobietą.

Wreszcie wstała. Usłyszała turkot powozu, a więc pojechali na

cmentarz sądząc, że ją tam zastaną. Co począć, żeby nie spotkać

Armina? Nie była w stanie spojrzeć mu w oczy. Przecież wiedział i

background image

on, i jego przyjaciel, że kocha narzeczonego. Co począć, żeby uniknąć

tego spotkania?

Myśli kłębiły się w głowie, drżała ze zdenerwowania i nadal stała

oparta o drzewo. Po kilku minutach zdecydowała, co zrobi. Pobiegła

do domu, weszła tylnym wejściem. Natknęła się na Minę, która myła

okna. Widząc Ewę Marię zawołała:

— Panienko, panienko, dziedzic z zamku pytał o panią!

Podeszła do niej i drżącym głosem powiedziała:

— Mino, jeżeli pan dziedzic znowu przyjedzie, proszę

powiedzieć, że jestem chora.

Widząc pannę Delius bladą i drżącą, służąca pokręciła głową.

Zrobiło jej się przykro, ponieważ panienka zawsze była miła i

pogodna.

Ewa Maria weszła do swojej sypialni i opadła na łóżko.

Usłyszała, jak służąca rozmawiała z macochą, a potem pukanie do

drzwi i wołanie pani Delius:

— Ewo Mario! Mój Boże, co się dzieje? Otwórz!

— Położyłam się, ponieważ czuję się źle. Daj mi spokój!

— Ależ dziecko! Leyden był tutaj ze swoim przyjacielem.

Pojechali na cmentarz, zaraz wrócą! Musisz wstać i zejść!

— Nie mogę! Musisz mnie usprawiedliwić!

— Wielki Boże! Zastanów się, dziewczyno! Przecież nie możesz

być aż tak chora, żeby ich nie powitać! Co mam powiedzieć?

— Powiedz, co chcesz. Daj mi spokój!

background image

Pani Delius usłyszała głębokie westchnienie, a może to był płacz?

Nie wiedziała, co o tym sądzić. Coś musiało się wydarzyć! Zeszła do

salonu, usiadła i głowiła się, co powiedzieć, kiedy tamci wrócą.

Niedługo służąca wprowadziła Armina i Rippacha. Pani Delius

powitała ich. Była trochę speszona mówiąc:

— Przepraszam, że panowie nadaremnie wrócili. Dopiero po

odjeździe panów służąca powiedziała mi, że Ewa Maria ma silną

migrenę i leży w łóżku. Śpi i nie mogę jej budzić. To mogłoby

powiększyć ból głowy.

Armin zaskoczony patrzył na macochę swojej narzeczonej.

Zdziwiła go wiadomość, że Ewa Maria cierpi na migrenę. Nigdy o

tym nie wspominała. Spojrzał na Rippacha, który rzekł:

— Trudno, przyjedziemy jutro.

— Tak, przyjedziemy jutro. Mam nadzieję, że Ewa Maria będzie

już zdrowa.

— Oczywiście, oczywiście! Bardzo mi przykro, ale jak

powiedziałam,

córka

musi

mieć

zupełny

spokój.

Będzie

niepocieszona, kiedy jej powiem, że panowie byli tutaj dwa razy. A

więc do jutra!

Kiedy wsiedli do powozu, Arminowi wydawało się, że w oknie

sypialni Ewy Marii poruszyła się firanka. Musiało to być złudzenie.

Zdziwił się, gdy nagle stwierdził, że odczuwa brak towarzystwa Ewy

Marii. Cieszył się, że będzie mógł przyjacielowi pokazać narzeczoną i

rozwiać jego wątpliwości.

background image

Było mu przykro, że Ewa Maria cierpi na migrenę. Nigdy o tym

nie wspominała. Wydawała się taka zdrowa wesoła i zawsze pogodna.

Chyba nie jest to zapowiedź poważnej choroby? Nie zdołał ukryć

niepokoju.

— Słuchaj, stary, twoja troska o zdrowie narzeczonej jest jednak

podejrzana. Wydaje mi się, że jesteś w ten związek bardziej

zaangażowany sercem, niż sobie z tego zdajesz sprawę. Nie rób takiej

żałosnej miny, jutro ją zobaczymy!

Wieczorem

Armin

posłał

służącego

z

zapytaniem

o

samopoczucie panny Delius. Otrzymał od macochy Ewy Marii

odpowiedź, że jest lepiej, ale jutro córka chce jeszcze leżeć i nie

opuszczać pokoju. Armina zmartwiła ta wiadomość. Hans starał się z

całej siły, żeby rozweselić przyjaciela.

Pod wieczór pani Delius zapukała do sypialni Ewy Marii:

— Listonosz przyniósł list do ciebie, otwórz!

Młoda dziewczyna podeszła do drzwi. Pani Delius przeraziła się,

widząc jej blade, zapadłe policzki:

— Dziewczyno, jak ty wyglądasz! Teraz rozumiem, że nie

chciałaś się tak pokazywać. Jeszcze nigdy nie widziałam cię w takim

stanie. Co ci dolega?

Ewa Maria przyłożyła palce do skroni:

— Mam potworny ból głowy. Nie mogłam wyjść. Jeżeli

ponownie jutro przyjdą, powiedz, że muszę jeszcze dzień, dwa

poleżeć w łóżku. A teraz zostaw mnie. Potrzebuję spokoju!

background image

— Dobrze, dobrze, już idę! Tu masz list. Doręczono go już

wczoraj, ale zapomniałam ci go dać.

Ewa Maria wzięła list i obojętnie położyła na stole.

— Może coś zjesz? Czy nie jesteś głodna? — zapytała pani

Delius.

— Nie, nie, pragnę tylko spokoju! — odparła zamykając drzwi za

zdziwioną macochą.

Kiedy przybył posłaniec z zamku, pani Delius powiedziała, żeby

panowie jutro jeszcze nie przyjeżdżali z wizytą.

Ewa Maria całą noc leżała z otwartymi oczami i patrzyła w

ciemność. Kiedy nastał świt, wstała, ubrała się i zaczęła niespokojnie

chodzić po pokoju. Zastanawiała się, co począć. Jedno wiedziała z

całą pewnością. Nie może zostać żoną Armina! Wykluczyła również

spotkanie z mężczyzną, którego kocha. A więc pozostaje tylko

ucieczka! Nie mogłaby patrzeć na ukochaną twarz wiedząc, że jest mu

całkowicie obojętna. Nie mogłaby tego znieść, ponieważ kochała

Armina, kochała bardziej niż przedtem.

Ale dokąd uciec? Nie ma pieniędzy i nie ma posady! Jej majątek

to pięćdziesiąt marek! Na razie nie otrzymała odpowiedzi na wysłaną

ofertę. Jednak nie! Macocha dała jej list, który przyszedł wczoraj.

Leży tam na stole. Drżącymi rękami rozerwała kopertę, a kiedy

przeczytała treść, opadła na krzesło. Głęboko westchnęła, po

policzkach spływały jej łzy. Była uratowana! Jeszcze raz wzięła do

ręki list.

background image

Szanowna Pani

Dopiero dzisiaj mogę odpowiedzieć na Pani list. Szczerze mówiąc

wahałam się ze względu na Pani młody wiek i zaangażowałam starszą

osobę. Ponieważ ta dama nagle poważnie zachorowała, pragnę Panią

przyjąć jako wychowawczynię i to zaraz. Gdyby pani już to nie

interesowało, proszę o telefoniczną wiadomość. Jeżeli nie otrzymam

odmownej odpowiedzi, będę Pani oczekiwać w moim domu. Zwrócę

koszty podróży. Mam nadzieję, że wkrótce będę mogła Panią powitać.

Łączę wyrazy szacunku

Magdalena von Soltenau

Ewa Maria westchnęła i otarła łzy. W ostatniej chwili nadszedł

ratunek. Uspokoiła się. Byt miała zapewniony, ale czuła kompletną

pustkę!

Po kilku wspaniałych tygodniach ten cios był jak grom. Przez

chwilę kusiła ją myśl: „A może udawać, że nic nie słyszałam —

jeszcze jestem panią własnego losu. Jeżeli nawet nie zaznam jego

miłości, będę miała jego przyjaźń!"

Nagle ujrzała oczami wyobraźni twarz Armina. Czy wytrzyma

życie pełne fałszu i udawania? Czy ma nadal cierpieć poniżenie i

wstyd? Nie, lepiej umrzeć, lepiej zginąć z głodu gdzieś w świecie...

wszystko będzie lepsze niż takie życie!

Znowu zaczęła niespokojnie chodzić po sypialni. Powoli

opanowała się, przyniosła z komórki dwie walizki i zaczęła

pakowanie.

background image

Kiedy około południa zapukała macocha, Ewa Maria

odpowiedziała, że czuje się lepiej i że zejdzie na obiad.

Siedząc przy stole pani Delius narzekała:

— Wyglądasz okropnie. Całe szczęście, że narzeczony dzisiaj cię

nie zobaczy. Mówię ci, nie powinnaś codziennie chodzić na cmentarz.

Wykończysz się bardzo szybko płaczem i lamentami!

— Nie to jest powodem, to tylko nerwy!

— Co ty wygadujesz! Taka młoda dziewczyna nie powinna

wiedzieć, co to są nerwy. A co mam ja powiedzieć? Co ja musiałam

przeżyć! Pomyśl o dniu, kiedy twój ojciec oświadczył, że jest

zrujnowany! Mój Boże, myślałam, że dostanę udaru serca. A potem

choroba ojca i ta nędzna pensja! Coś okropnego. Trzeba mieć nerwy

ze stali, żeby to wytrzymać. Bogu dzięki, że mam to już za sobą!

Ewa Maria milczała myśląc, że i ją wszystko to dotknęło, może

jeszcze bardziej. Ból, jaki odczuwała w tej chwili, zagłuszał wszystkie

inne uczucia. Zaraz po skończonym obiedzie poszła do swojego

pokoju, żeby dokończyć pakowania i napisać list do Armina

wyjaśniający wyjazd. O jedenastej wieczorem odjeżdżał ostatni

pociąg. Chciała nim udać się do pierwszej stacji, gdzie mogła

przesiąść się na ekspres do Berlina.

Podczas popołudniowej drzemki macochy razem ze służącą

zaniosły walizki i nadały na bagaż. Chciała zatrzeć za sobą wszelkie

ślady. Służącej nakazała milczenie, a macosze postanowiła wszystko

powiedzieć w ostatniej chwili. Wiedziała, że będzie straszna

awantura.

background image

Po powrocie ze stacji zamknęła się w sypialni. Przez służącą dała

znać, że czuje się lepiej i jutro będzie w pełni sił. Słyszała, jak

posłaniec z zamku przyniósł dla niej list od Armina. Kiedy Mina

doręczyła jej kopertę, rozerwała ją i zaczęła czytać.

Kochana Ewo Mario!

Mam nadzieję, że czujesz się lepiej. Bardzo się martwię o Twoje

zdrowie. Mój przyjaciel, Rippach, wyjeżdża za dwa dni i spodziewa

się, że cię zobaczy zdrową! Ponieważ przyjechał specjalnie po to, żeby

cię poznać, byłoby mu szczególnie przykro, gdybyście się nie spotkali.

Mam nadzieję, że ujrzymy się jutro. Bardzo mi Ciebie brakuje,

kochana Ewo Mario.

Serdecznie Cię pozdrawiam i całuję

Twój Armin

Dziewczyna spokojnie patrzyła na pierwszy i ostatni list od

swojego narzeczonego. Taki chłodny i wyważony! Bez wzruszenia

zdjęła z palca pierścionek zaręczynowy. Czuła się na siłach, by

zawiadomić Armina o swojej decyzji. Usiadła przy stoliku i zaczęła

pisać.

Kochany Arminie!

Przypadek zrządził, że byłam mimowolnym świadkiem Twojej

rozmowy z panem von Rippach. Leżałam na trawie za krzakiem

leszczyny kilka kroków od ławki, na której siedzieliście. Nie miałam

zamiaru podsłuchiwać i właśnie chciałam podejść do ławki, gdy

usłyszałam, co powiedział pan von Rippach o mojej macosze.

background image

Poczułam straszny wstyd nie chciałam się wam pokazywać i tak

wszystko słyszałam!

Teraz wiem, że mnie nie kochasz, wiem, że Twoje serce należy

do innej kobiety. Wiem, że chcesz mnie poślubić, bo taki jest warunek

objęcia schedy. Sądzisz, że będę „wygodną żoną". Gdybym nie

słyszała Waszej rozmowy, byłabym nadal ślepa, ponieważ wierzyłam,

że mnie kochasz, chociaż tego nigdy nie powiedziałeś.

Skoro znam prawdę, nie mogę zostać Twoją żoną, ponieważ Cię

kocham. Poniżyłbyś mnie, gdybyś mnie poślubił nie kochając, a ja

przecież szczerze wyznałam, że Cię kocham! Nie mogę Cię zobaczyć,

ponieważ wstydzę się czułości i wylewnych uczuć, jakie Ci

okazywałam. Z tego powodu jeszcze dzisiaj wyjeżdżam. Szczęśliwym

trafem otrzymałam pozytywną odpowiedź na jedną z moich ofert. Nie

musisz się martwić o mój los. Zwracam pierścionek, który załączam

do listu.

W sprawie mojej macochy nie mam nic do powiedzenia. Wiem,

że nie każesz jej opuścić domu do dnia, aż znajdzie mieszkanie w

Berlinie czy w innym dużym mieście. Nic mnie z nią nie łączy i od

dzisiaj zrywam z nią wszelki kontakt. Wybacz mi, jeżeli sprawiłam Ci

kłopot, tak jak ja wybaczam Tobie!

Ewa Maria

Włożyła kartkę do koperty i dołączyła pierścionek. Wyczerpana

położyła się na łóżku i leżała do wieczora. Około dziewiątej ubrała się

background image

do podróży i zeszła do salonu. Na kanapie leżała pani Delius, trzymała

w rękach książkę, ale drzemała.

— Obudź się i usiądź koło mnie. Muszę ci coś ważnego

powiedzieć.

Macocha powoli otworzyła oczy i jąkając się pytała:

— Co się stało? Dlaczego mnie wołasz? Ewo Mario, dlaczego tak

dziwnie wyglądasz?

Podniosła się i usiadła naprzeciwko pasierbicy.

— Muszę ci powiedzieć, że wczoraj pojawiły się okoliczności,

które mnie zmusiły do zerwania zaręczyn z panem von Leyden.

— Czy ty zwariowałaś?

— Nie, wiem co robię. Powtarzam: zerwałam zaręczyny i proszę,

żebyś jutro doręczyła ten list panu von Leydenowi.

— Nie zrobię tego! Nie zmusisz mnie! Co ci wpadło do głowy?

Jesteś idiotką! Tak, idiotką! Idź do swojego pokoju i wyśpij się

porządnie. Uważaj, bo od twojej gadaniny dostanę udaru serca!

Ewa Maria zacisnęła usta. Po chwili rzekła:

— Uspokój się i słuchaj, co mówię: musisz się pogodzić z tym

faktem. Zerwałam zaręczyny!

Pani Delius dostała napadu złości: krzyczała, obrażała Ewę

Marię, wypomniała jej niewdzięczność i zaklinała na wszystkie

świętości. Dziewczyna spokojnie słuchała, a kiedy macocha

wyczerpana na chwilę przestała mówić, odezwała się:

background image

— Wszystko to, co powiedziałaś, nie wpłynie na moje

postanowienie. Gdybyś spokojnie pomyślała, doszłabyś do wniosku,

że muszę mieć poważny powód, który zmusił mnie do tego kroku.

— No to powiedz mi wreszcie, o co chodzi? — wrzeszczała

macocha.

Ewa Maria zaciskała ręce. Tylko to zdradzało, że jest

zdenerwowana.

— Od wczoraj wiem, że pan von Leyden mnie nie kocha, a chce

się ożenić, bo to jest warunkiem objęcia schedy!

Pani Delius zaśmiała się ironicznie.

— Nie gadaj głupstw! Jesteś wariatką! Z takiego powodu nie

wolno odrzucić wspaniałej partii! Nigdy więcej nie zdarzy się taka

okazja! To, że chce wziąć za żonę biedną dziewczynę, świadczy o

miłości. Przecież mógłby znaleźć inną kobietę! A kim ty jesteś? Córką

biednego profesora, która będzie musiała pracować u obcych ludzi,

żeby zarobić na życie, jeżeli ten mężczyzna odwróci się od ciebie.

Opamiętaj się, dziewczyno! Czy ty naprawdę zwariowałaś?

Ewa Maria odparła spokojnie:

— Wiem, co robię. Wiem, że jestem biedna i muszę zarabiać na

chleb. Wiem, że odrzucam bogactwo i wygodę wybierając trudne

życie. Wszystko to powinno cię przekonać, że nie mogę inaczej

postąpić.

— Wielki Boże, co za głupie poglądy! Jesteś taka sama jak twój

ojciec. Niepraktyczna, rozhisteryzowana i przeczulona!

background image

— Milcz! Ani słowa o moim ojcu! Nigdy go nie rozumiałaś. Był

dumny, skromny i mądry i wiem, że pochwaliłby moją decyzję. Tak,

jestem taka, jak mój ojciec! Nie utrudniaj mi życia, nie mam sił na

awantury — krzyknęła groźnie patrząc na macochę.

— Ale co się teraz stanie? Co się stanie? — lamentowała.

— Otrzymałam posadę wychowawczyni i wyjeżdżam jeszcze

dzisiaj wieczorem.

— Nie pozwalam ci wyjeżdżać! Zabraniam ci opuszczać dom!

Leyden przywoła cię do porządku!

Ale córka profesora dumnie podniosła głowę i obojętnie patrzyła

na zniekształconą ze złości twarz macochy:

— Nie masz prawa mnie zatrzymywać. Wolę śmierć niż

spotkanie z panem von Leyden.

Pani Delius zmieniła taktykę. Zaczęła prosić chcąc wzbudzić w

pasierbicy litość.

— Ewo Mario! Czy ty nie pomyślałaś o mnie? Chcesz mnie

pozbawić wygodnego życia bez trosk i zmartwień? Zlituj się nade

mną! Czy myślisz, że Leyden będzie mi wypłacał rentę, jeżeli nie

wyjdziesz za niego za mąż?

Ewa Maria spąsowiała. Wstydziła się za tę kobietę.

— Przecież nie mogłabyś tej renty przyjąć!

— A więc widzisz! Co się ze mną stanie?

— Przecież masz pieniądze za sprzedany dom!

— To drobnostka! Czy z tego można przyzwoicie żyć? Będę

zmuszona do oszczędzania! Jesteś niewdzięczna. Tyle lat

background image

zastępowałam ci matkę, a ostatnie lata znosiłam biedę z twoim ojcem.

A teraz, kiedy pojawiła się szansa na lepsze życie, chcesz mnie znów

strącić w nędzę! Nie wolno ci tak postępować! Jeżeli nie zmienisz

zdania, zgrzeszysz przeciw mnie!

— Nie mogę ci pomóc! Nie mogę ci ofiarować swojego życia.

Jesteś zabezpieczona, nie będziesz cierpiała niedostatku. Tutaj leży

list do pana Leyden. Pozwoli, żebyś została tutaj do chwili, aż

znajdziesz nowe mieszkanie. Żegnaj!

Podała macosze rękę, ale pani Delius zakryła twarz i zaczęła

głośno płakać. Dziewczyna wyszła z salonu. Na korytarzu stała

służąca. Położyła jej rękę na ramieniu:

— Mino, jesteś dobrym dzieckiem! Proszę, zrób pani Delius

zimne okłady na czoło, znowu ma atak płaczu! Muszę dzisiaj

wyjechać. Zajmiesz się nią?

— Tak, proszę panienki! A może jednak byłoby lepiej, gdyby

panienka została?

— Muszę wyjechać! Żegnaj. Idź do salonu!

Włożyła kapelusz i płaszcz. Wyszła z domu, jeszcze raz spojrzała

na ogród i szybko poszła w kierunku małej stacji. Kiedy tam dobiegła,

pociąg właśnie wjechał na peron. Weszła do przedziału drugiej klasy.

Na szczęście był pusty. Z płaczem opadła na siedzenie.

Kiedy pociąg przejeżdżał obok domu ojca, zobaczyła, że w

salonie nadal pali się światło. A więc Mina zajęła się macochą.

Uspokojona oparła się o ławkę i starała się o niczym nie myśleć.

Jechała w nieznane, pełne wyrzeczeń życie.

background image

Kiedy pani Delius przestała spazmować, Ewa Maria była już

daleko od miejsca, gdzie spędziła ostatnie lata z ojcem. Siedziała i

tępo patrzyła przed siebie. „Ewa Maria wyjechała, zaręczyny z

bogatym dziedzicem zerwane, rentę diabli wzięli i znowu czeka mnie

oszczędzanie i liczenie każdego grosza!"

Ani przez chwilę nie pomyślała o pasierbicy, o tym, co ją czeka,

o tym, jak cierpi. Dla tej kobiety istniało tylko jej własne „ja" i własne

korzyści. Zaczęła myśleć, czy z tego, co się stało, jednak nie

wyciągnie jakichś korzyści? Liczyła na wspaniałomyślność Leydena.

Nie wierzyła, że każe jej opuścić dom, chociaż już dawno otrzymała

pieniądze i podpisała umowę o sprzedaży posiadłości. Postanowiła, że

dobrowolnie nie wyprowadzi się nigdzie. Będzie zwlekała.

Zaoszczędzi w ten sposób na czynszu.

A może Leyden nie zgodzi się na zerwanie zaręczyn? Może

pojedzie za nią i zmusi ją do powrotu? Nagle drgnęła. Ewa Maria nie

powiedziała, dokąd wyjeżdża! Szybko wstała i poszła do sypialni

pasierbicy. Nic nie znalazła. Zabrała wszystkie swoje rzeczy. Kiedy

ona zdążyła spakować walizy i zanieść na stację?

Napadła ją złość i zaczęła krzyczeć na służącą, która schowała się

do kuchni. Znała napady furii swojej chlebodawczyni i wolała się nie

pokazywać. Słyszała, jak pani Delius powtarzała: „Co za wariatka!"

Po chwili zaczęła się zastanawiać, czy może w liście znajdzie

adres. Nie odważyła się jednak otworzyć koperty zamkniętej

pieczęcią. Postanowiła wcześnie rano pójść do zamku. Czy pan

Leyden wiedział o wyjeździe narzeczonej? Jak Ewa Maria

background image

dowiedziała się, że narzeczony jej nie kocha? Musiało więc między

nimi coś zajść. Wściekła na pasierbicę, zaniepokojona swoją

niepewną przyszłością położyła się wreszcie do łóżka, ale nie mogła

zasnąć.

Wcześnie rano wstała i poszła do zamku. Droga zajęła jej pół

godziny. Kiedy zbliżała się do żelaznej bramy parku, właśnie konno

wyjechał Scheveking. Mruknął sam do siebie: „A czegóż to ta stara

tutaj szuka?" Podjechał do niej i zapytał ostro:

— Co się stało? Czyżby panna Ewa Maria była nadal chora?

— Muszę natychmiast rozmawiać z panem von Leyden! —

odpowiedziała ciężko dysząc.

— O co chodzi, do stu diabłów?

Pani Delius zrobiła ważną minę:

— To nie pański interes! Muszę się widzieć z dziedzicem!

Scheveking zeskoczył z wierzchowca, rzucił wodze stajennemu i

zaprowadził ją do zamku. Kazał jej czekać w przedpokoju, a sam

poszedł do Armina. Zastał go przy śniadaniu z Hansem w małej

jadalni. Poprosił, żeby przeszli do gabinetu. Armin zaraz tam się

zjawił.

— Panie inspektorze, pan tak wcześnie do mnie? Myślałem, że

pan już na polach.

— Byłem w drodze, ale spotkałem tę starą i zawróciłem. Chce z

panem rozmawiać. Diabli wiedzą, czego chce, nie podoba mi się. Nie

wróży to nic dobrego.

Armin spoważniał.

background image

— Pan mówi o pani Delius?

— Tak, o niej! Proszę uważać, ona jest gotowa podstępem

wprowadzić się do zamku!

Armin zaniepokoił się i rzekł:

— Ależ nie, pewno przynosi wiadomość od Ewy Marii! Może jej

stan pogorszył się w ciągu nocy? Proszę ją przyprowadzić tutaj.

— Hm! No dobrze! Radzę panu uważać, ta wiedźma zdolna jest

do wszystkiego!

Po chwili wprowadził macochę.

— Co się stało? Czy pani przynosi złe wiadomości? — rzekł

ponurym głosem.

Wskazał krzesło, na które opadła i zakryła twarz chusteczką.

— Panie von Leyden, mój Boże, Ewa Maria wyjechała!

Armin zrobił zniecierpliwiony ruch ręką. Scheveking wyszedł.

Armin w pierwszej chwili nie zrozumiał.

— Wyjechała? Co to ma znaczyć? Proszę powiedzieć, co się

stało!

Wyjęła z torebki list i podała jęcząc.

— Drogi panie von Leyden, proszę to przeczytać. Nie mam słów,

jestem zrozpaczona!

Wziął list. Wyczuł w nim pierścionek. Zacisnął zęby, rozerwał

kopertę, wyjął pierścionek i zaczął czytać list. Kolor jego twarzy

zmieniał się kilka razy, a kiedy skończył czytanie, zakrył oczy ręką i

poczuł silny ból serca. Właściwie nie zdawał sobie sprawy, co czuje:

głębokie współczucie czy palącą tęsknotę, żeby wziąć Ewę Marię w

background image

ramiona, pocieszyć i wyrazić skruchę! Biedne dziecko! Jak bardzo

musi cierpieć, skoro ucieka przed nim.

Zdał sobie sprawę, że skrzywdził tę kobietę proponując jej

małżeństwo bez miłości. Czy naprawdę bez miłości? Dlaczego tak

przeżywa jej ucieczkę i zerwanie zaręczyn? Czy to, co czuł do niej to

była tylko przyjaźń? Nie, to stanowczo było uczucie głębsze,

serdeczniejsze, czulsze! Czyżby Rippach miał rację?

Wyprostował się i jeszcze raz przeczytał list. Szczere słowa

młodej dziewczyny wstrząsnęły nim do głębi. Wyznała, że nadal go

kocha, a jednak wyjechała. Była zbyt dumna, żeby ofiarować miłość

mężczyźnie, który jej nie kocha! Ewa Maria wstydziła się tego, co on

zrobił.

Armin nagle uświadomił sobie, że uczucie, jakie żywił do Ewy

Marii, było zupełnie inne od namiętnego zauroczenia Aleksandrą.

Było to uczucie czyste, szlachetne i gotowe do największego

poświęcenia. Tak, teraz zrozumiał, co oznaczają słowa „prawdziwa

miłość". Kochał Ewę Marię. Kochał tę wspaniałą dziewczynę i musi

ją odnaleźć. Musi jej wyznać miłość i przekonać, że ją pokochał z

całego serca! Musi odzyskać jej zaufanie!

— Dokąd pojechała Ewa Maria?

— Och, mój Boże, pan też nie wie, dokąd uciekła? Myślałam, że

napisała do pana, gdzie będzie mieszkać. Nic nie wiem. Nic mi nie

powiedziała. Nie zostawiła żadnego śladu. Wszystko przeszukałam w

jej pokoju.

Zmarszczył czoło i zapytał krótko:

background image

— Kiedy wyjechała?

— Wczoraj wieczorem, ostatnim pociągiem.

— Czy zabrała bagaż?

— Tak spakowała wszystkie swoje rzeczy. Po obiedzie, kiedy

spałam, razem ze służącą zaniosła dwie walizy i nadała bagaż.

— A więc trzeba zapytać zawiadowcę, dokąd wykupiła bilet.

— Byłam tam już dzisiaj rano. Powiedział, że Ewa Maria

wykupiła bilet tylko do następnej stacji i tam kazała wysłać walizy.

Armin zastanawiał się, co począć. Następną stacją było małe

miasto. Tam chyba nie będzie łatwo zdobyć informacje, ale trzeba

spróbować. Sprawę ułatwiało to, że Ewa Maria była w żałobie. Może

kasjer na stacji zapamiętał młodą damę w czarnej sukni i welonie? A

może nie pojechała zaraz dalej i zatrzymała się w hotelu?

— Czy Ewa Maria wzięła małą walizeczkę?

— Nie, służąca powiedziała, że opuszczając dom nie miała nic

poza torebką.

— Czy ma pieniądze?

— Najwyżej pięćdziesiąt marek.

Armin gorączkowo myślał, co robić. Nagle sobie coś

przypomniał i powiedział:

— Ewa Maria mówiła mi, że przed kilkoma tygodniami

otrzymała pozytywną odpowiedź na swoją ofertę. O ile wiem, dwa dni

temu też ktoś do niej napisał.

— Tak, sama doręczyłam jej ten list.

— Czy pani nie zwróciła uwagi na stempel?

background image

— Nie, niestety nie!

— A poprzedni list? Czy pani coś wie o jego treści i o

nadawczyni?

— Nic nie wiem! Ewa Maria nigdy nic mi nie mówiła. Była

zawsze taka zamknięta w sobie. Mój Boże, co tej dziewczynie wpadło

do głowy? Co ona sobie wyobraża? Co teraz będzie? Ze zmartwienia

całą noc płakałam. Boję się o los tego dziecka... ja...

Armin zniecierpliwiony przerwał potok jej słów.

— Proszę mi opowiedzieć, co się działo w pani domu od mojej

ostatniej wizyty. Może to naprowadzi mnie na jakiś ślad.

Pani Delius stękając i szlochając opowiedziała o dziwnym

zachowaniu Ewy i o rozmowie przed jej wyjazdem. Oczywiście

najwięcej mówiła o swoich „ciężkich" przeżyciach. Jednak Armin z

całej tej gadaniny jeszcze bardziej przekonał się, że Ewa Maria

niewymownie cierpi i że jest nieszczęśliwa. Uświadomił sobie, jak

bardzo ją pokochał. Jej rozpacz wywołała w nim głębokie

współczucie i żal, że nie jest przy niej.

Kiedy pani Delius skończyła mówić, powiedział, że każe ją

odwieźć powozem do domu. Uniżenie podziękowała i robiąc speszoną

minę rzekła:

— Panie von Leyden, czy pan łaskawie pozwoli, żebym na razie

mieszkała w domu, który pan kupił? Nie mam teraz głowy do

szukania nowego lokum w obcym mieście!

— Proszę bardzo, może pani zostać. Wyświadczy mi pani wręcz

przysługę. Nie tracę nadziei, że Ewa Maria zostanie moją żoną. Muszę

background image

ją odnaleźć. Może napisze do pani i poda swój adres? W każdym razie

proszę się nie wyprowadzać. Gdyby Ewa Maria dała o sobie znać,

proszę mnie zawiadomić. A teraz muszę panią pożegnać. Chcę

porozmawiać z moim przyjacielem, może mi coś doradzi?

Armin odprowadził macochę do powozu, pomógł wsiąść i wrócił

do jadalni.

Hans pił kawę. Widząc wchodzącego Armina zapytał:

— Czy stało się coś ważnego? — Gdy zauważył bladą twarz

przyjaciela, dodał: — Otrzymałeś złą wiadomość od Schevekinga?

— Nie od niego, ale od pani Delius.

— Coś podobnego! Twoja urocza teściowa była tutaj? Czyżby

stan zdrowia Ewy Marii pogorszył się w ciągu nocy?

Armin usiadł i podając mu list powiedział:

— Proszę, przeczytaj to!

Hans zauważył, że Armin jest bardzo wzburzony. Kiedy czytał,

Armin niespokojnie chodził po jadalni. Wreszcie usiadł i nieruchomo

patrzył przed siebie.

Czytając list bardzo spoważniał. Kiedy skończył, zwrócił kartkę

Arminowi. Patrząc na jego zmartwioną twarz położył rękę na dłoni

przyjaciela.

— Armin ty kochasz tę dziewczynę. Przyznaj się wreszcie!

Przecierając oczy Armin odpowiedział:

— Tak. W chwili, kiedy usłyszałem, że ją tracę, doszło do mojej

wiadomości, że ją kocham. Wcześniej naprawdę nie zdawałem sobie z

tego sprawy! Wiesz, to nowe, zupełnie odmienne uczucie niż to, które

background image

żywiłem do Aleksandry. Myślę, że jest głębokie, silniejsze i lepsze!

Hans jej ucieczka świadczy o cierpieniu. Niechcący zraniłem ją do

głębi duszy!

— Niestety, nie mogę zaprzeczyć. Przykro mi, że to właśnie mój

przyjazd wywołał to nieszczęście. Kto wie? Może dobrze, że tak się

stało? Przekonałeś się, że ją kochasz. Odnajdziesz Ewę Marię i

udowodnisz swą miłość. Życzę ci powodzenia! Armin, twoja

narzeczona to wspaniała, dumna dziewczyna. Udowodniła to swoim

zachowaniem. Inna kobieta, bez charakteru milczałaby i nie

zrezygnowałaby ze wspaniałej partii. Muszę ci wyznać, ze trochę

obawiałem się o twój los i dziwiłem się twojej pochopnej decyzji.

Teraz mam do tej młodej damy głęboki szacunek. Trudno byłoby

znaleźć drugą która wybrałaby taką drogę.

— Hans, poradź, co mam robić?

— Sprawa jest prosta. Pojedź za nią i przywieź ją do domu.

Przecież chyba zdołasz ją przekonać, że ją kochasz!

— Gdyby to było takie proste! Nie mam pojęcia, dokąd

pojechała.

Opowiedział, co usłyszał od pani Delius.

— Głowa do góry, stary druhu! Nikt nie może zniknąć tak, żeby

go nie można było odnaleźć! W ostateczności zwrócimy się o pomoc

do policji. A teraz ruszamy do następnej stacji. Tam dowiemy się,

dokąd pojechała. Ponoszę winę, że doszło do tego przykrego

wydarzenia, dlatego pomogę ci ją odnaleźć. Chodź, nie wolno

zwlekać, ruszymy, zanim czas zatrze wszelkie ślady.

background image

Ewa Maria przyjechała do Berlina rano. Była bardzo zmęczona.

Poszła do restauracji napić się kawy. Wszędzie było pełno podróżnych

spieszących do pociągów odjeżdżających z różnych peronów. Miała

sporo czasu. Zjadła śniadanie, potem poszła do toalety, gdzie mogła

umyć ręce i przeczesać włosy. Przeraziła się widząc swoją twarz w

dużym lustrze. Czarna suknia niekorzystnie wpływała na jej wygląd.

Obawiała się że zrobi złe wrażenie na pani von Soltenau. Potem

poszła do miasta. Znała Berlin, często zatrzymywała się z ojcem w

stolicy na dwa lub trzy dni w drodze na wakacje nad Morze Północne.

Zwiedzali muzea i galerie obrazów, robili zakupy.

Przeszła przez miasto główną ulicą, wspominając szczęśliwe dni,

kiedy jeszcze żył ojciec. Obojętnie patrzyła na wystawy eleganckich

sklepów. Wtem pomyślała, że mogłaby ozdobić czarną suknię białym

koronkowym kołnierzykiem. Złagodzi to nieco strój. Sklepy były

jeszcze pozamykane ale ulice wypełniali ludzie spieszący do pracy:

młodzi, weseli i żartujący, ale też starsi, poważni, o zmęczonych

twarzach.

Ewa Maria czuła, że jest jedną z nich i tak jak oni będzie musiała

pracować, żeby zarobić na codzienny chleb. Co ją czeka w

przyszłości? Czuła się osamotniona i nieszczęśliwa, dręczyły ją myśli

o Arminie.

Czy jej życie ma sens? Czy musi cierpieć? Czy nie istnieje

sposób, żeby pozbyć się tych męczarni? Ma prawo decydować o

swoim życiu. Nikt nie zmusi jej, żeby dalej żyła! Ale Armin? Co

powiedziałby, gdyby się dowiedział, że popełniła samobójstwo? Czy

background image

nie rzuciłoby to cienia na jego życie? Nie, tego nie wolno zrobić! Z

powodu Armina musi dalej żyć i znosić swój los!

Nachodziły ją i inne kuszące myśli: „Dziewczyno, wróć do

domu! Staraj się zdobyć jego miłość, walcz z rywalką, walcz o własne

szczęście! Albo spróbuj zadowolić się jego przyjaźnią, możesz

korzystać z jego bogactwa i używać dobrobytu! Armin przyjmie cię z

chęcią. Potrzebuje żony, inaczej będzie zmuszony zrezygnować ze

schedy. A kobieta, którą kocha, jest dla niego nieosiągalna."

Zaczęła sobie wyobrażać, co stałoby się, gdyby wróciła do domu

i powiedziała Arminowi: „Zrobiłam nierozważny krok, działałam zbyt

pochopnie, przyjmij mnie z powrotem. Zadowolę się tym, co mi

możesz dać.

Tak, wiedziała, że nie robiłby jej wymówek, rozmawiałby z nią

spokojnie i przyjaźnie, jak dawniej. Jednak nie. Byłoby już zupełnie

inaczej, strasznie i nieznośnie! Cierpiałaby z powodu jego chłodnej,

beznamiętnej przyjaźni, czułaby poniżenie i wstyd. Nie, po stokroć

nie! Nie może wrócić, za żadną cenę!

Chodziła po ulicach aż do otwarcia domów mody. Wybrała

elegancki kołnierzyk z białej koronki brukselskiej i zaraz kazała go

przypiąć do sukni. Minęła godzina dziesiąta. Było jeszcze zbyt

wcześnie na wizytę. Poszła do pobliskiego parku, usiadła na ławce i

odpoczywała zastanawiając się nad swoją przyszłością.

Po godzinie postanowiła pójść do pani von Soltenau. Straciła

orientację, nie wiedziała, w której dzielnicy Berlina się znajduje, więc

zatrzymała taksówkę i podała adres.

background image

Jechała przeszło pół godziny. Taksówka zatrzymała się przed

ładną kamienicą. Portier powiedział, że pani von Soltenau mieszka na

pierwszym piętrze. Powoli wspięła się po schodach i przez chwilę

nieruchomo stała przed drzwiami. Potem nacisnęła dzwonek.

W drzwiach ukazała się pokojówka w granatowej sukience i

białym fartuszku. Patrzyła pytająco.

— Czy mogę rozmawiać z panią von Soltenau? — zapytała Ewa

Maria.

— Łaskawa pani przyjmuje dopiero od dwunastej!

Ewa Maria podała swoją wizytówkę mówiąc:

— Proszę to wręczyć łaskawej pani, jestem oczekiwana.

— Ach, pani jest nową wychowawczynią?

— Tak!

— To co innego. Proszę wejść, łaskawa pani kazała zaraz prosić,

kiedy pani przyjdzie.

Ewa Maria poszła za pokojówką. Wprowadziła ją do dużego

salonu z jasnymi meblami w stylu empire. Zanim dokładnie rozejrzała

się wokół, zjawiła się wysoka, ładna kobieta i przyjaźnie uśmiechając

się patrzyła na Ewę Marię. Była jeszcze młoda, miała jasne włosy,

niebieskie oczy, a jej ruchy zdradzały energię i żywotność.

— Panno Delius, nie oczekiwałam, że przyjedzie pani tak szybko.

Miło mi, że pani nie obraziła się, iż zaangażowałam inną

wychowawczynię i dopiero znalazłszy się w trudnej sytuacji

napisałam do pani. Bardzo cenię okazaną mi pomoc. Tak jak pisałam,

od wyboru pani powstrzymał mnie młody wiek.

background image

— Mam nadzieję, że zdobędę zaufanie łaskawej pani. W każdym

razie zrobię wszystko, żeby zasłużyć na przychylność. Proszę o

wyrozumiałość, ponieważ jest to moja pierwsza posada.

— Dobrze, dobrze! Jeżeli są dobre chęci, nie powinno być

trudności. Będziemy sobie nawzajem okazywać dużo cierpliwości.

Moje dwie młodsze córki, które będzie pani wychowywać, to

niespokojne duchy. Wymagają wyjątkowej cierpliwości. Dziewczynki

są jednak dobrymi dziećmi, mają czułe serduszka, chociaż często za

bardzo psocą. Mam nadzieję, że pani zaprzyjaźni się z nimi właśnie

dzięki temu, że jest młoda. Proszę, przejdźmy do bawialni. Pozna pani

całą rodzinę.

Pani von Soltenau zaprowadziła Ewę Marię do obszernego,

jasnego pokoju urządzonego przytulnie, niemniej bardzo elegancko.

Przy oknie siedział wysoki, szpakowaty mężczyzna. Czytał gazetę.

Widząc wchodzące panie wstał i powitał Ewę Marię. To był pan von

Soltenau.

Później Ewa Maria dowiedziała się, że zajmuje wysokie

stanowisko w rządzie, państwo von Soltenau byli średnio zamożni i

żyli skromnie. Musieli oszczędzać na co dzień, żeby móc wydawać

wytworne przyjęcia, czego wymagała pozycja pana domu. Oboje byli

bardzo zajęci i nie mieli wiele czasu dla dzieci.

Najstarsza córka, Dora, była piękną, smukłą blondynką. Żywy

obraz matki. Natychmiast podeszła do nowej wychowawczyni witając

ją życzliwymi słowami. Dwie mniejsze dziewczynki siedziały

ściśnięte w dużym fotelu i chichotały. Miały ciemne oczy ojca i

background image

krucze loki opadające na ramiona. Były śliczne. Ubrano je w

granatowe marynarskie sukienki, ciemne pończochy i płaskie

półbuciki.

— Margit, Frida, chodźcie, przywitajcie się z panną Delius —

zawołała pani von Soltenau.

Dzieci wahając się wstały i podeszły do Ewy Marii, która z

uśmiechem spojrzała na dzieci wyciągając do nich rękę. Nie

powiedziała ani jednego słowa, ale wyraz jej twarzy i oczu ośmielił

dziewczynki.

Frida, najmłodsza, zaśmiała się.

— Mamo, panna Delius bardzo mi się podoba!

A Margit przytakując głową wyrażała zgodę z tą opinią. Po

chwili dodała:

— Ta pani nie ma tak spiczastego nosa, jak panna Hellbrand.

Pani von Soltenau uśmiechnęła się nieco zakłopotana.

— Dzieci są jeszcze bardzo naturalne. Mówią wszystko, co myślą

i czują bez względu na to, czy słuchaczowi to miłe, czy przykre.

Niestety nie mam dosyć czasu, żeby się nimi stale zajmować, ale

proszę jednak pozwolić, żeby były szczere! Nie chcemy wprowadzać

żelaznej dyscypliny. Ani mój mąż, ani ja.

Von Soltenau dodał:

— Pozwólmy im jak najdłużej cieszyć się dzieciństwem i mówić

to co dyktuje im serce. Niestety, życie nieraz zmusi je do kłamstw!

Mam nadzieję, że pani mnie rozumie.

— Oczywiście! Będę się starała spełniać życzenia państwa.

background image

Pani von Soltenau znowu zwróciła się do Ewy Marii:

— Sądzę, że pani jest zmęczona po podróży. Czy chce pani

odpocząć?

— Jechałam całą noc. Byłabym wdzięczna, gdybym została

zwolniona z obowiązków na kilka godzin.

— Ależ naturalnie! Margit, Frido, zaprowadźcie pannę Delius do

jej pokoju. Proszę zadzwonić po pokojówkę, poda pani drugie

śniadanie. Obiad jemy o trzeciej. Jadalnia jest naprzeciwko pani

pokoju. Będziemy czekali na panią! Proszę wypocząć!

Skinęła głową. Ewa Maria poszła za dziewczynkami, które

wzięły ją za ręce i poprowadziły wzdłuż korytarza.

— Pomóżmy pani rozpakować walczy! — zawołała Frida.

— Oczywiście jeżeli pani chce! — dodała Margit.

— Dziewczynki, jeżeli wam to sprawi przyjemność, możecie mi

pomóc! — odparła Ewa.

— Pani ma ładną sukienkę i wygląda pani elegancko. Ta pani

Hellbrand nosiła takie strasznie pstrokate kokardy i szaliki! Wcale

nam się nie podobała, była śmieszna! — powiedziała Margit.

— Pani ręce są delikatne i miękkie, a panna Hellbrand miała

kościste palce. Była dla nas miła tylko wtedy, kiedy była z nami

mama albo tatuś.

— Będę dla was zawsze miła, jeżeli będziecie grzeczne!

— Hm... grzeczne? No tak, nie wiem, co pani ma na myśli. Czy

to znaczy, że nie wolno się śmiać i hałasować, kiedy będzie pani

czytała romanse?

background image

— Ależ nie, możecie hałasować i figlować, ale dopiero po

odrobieniu zadań. A romansów nie będę nigdy czytała, kiedy będę z

wami.

— Cudownie. Tutaj jest pani pokój. Frida i ja mamy sypialnię po

prawej stronie, a po lewej jest nasz pokój do nauki i do zabaw. Czy

możemy w nocy zostawić otwarte drzwi do pani pokoju?

— Naturalnie. O ile mamusia pozwoli.

— Tak, tak, mamusia pozwala. Czy pani wieczorem kładzie na

nocnej szafce zęby i włosy? Chyba nie, bo wtedy nie pozwoliłaby pani

otwierać drzwi na noc. Panna Hellbrand kazała zamykać drzwi, ale i

tak podglądałyśmy ją wcześnie rano, kiedy jeszcze spała. No, chodź,

Margit, pani musi odpocząć.

Kiedy dziewczynki zamknęły za sobą drzwi, Ewa Maria ciężko

westchnęła. Czy i ona będzie po latach miała spiczasty nos i kościste

palce, sztuczną szczękę i perukę? Dziewczynki były sympatyczne, ale

w ich dziecięcej szczerości było jednak trochę okrucieństwa.

Rozejrzała się po pokoju. A więc to jest jej nowy dom!

Wprawdzie niezbyt duży, ale przytulnie urządzony pokój zapewniał,

że będzie się czuła dobrze. Za oknem rozpościerał się duży ogród.

Ewa Maria czuła, że musi się położyć. Po chwili zasnęła wyczerpana

podróżą i nowymi wrażeniami.

W bawialni pani von Soltenau czekała na dzieci.

— Jak wam się podoba nowa wychowawczyni?

— Bardzo, mamusiu, bardzo! Jest o wiele lepsza od panny

Hellbrand!

background image

— To dobrze! Musicie więc być bardzo grzeczne!

— Hm! No tak, ale powiedziała, że wcale nie musimy cicho

siedzieć. Możemy figlować, ale dopiero po skończonych lekcjach.

Ona w ogóle nie będzie czytała romansów, kiedy będzie z nami!

— Widzę, że wiecie o niej już wszystko, wy moje kochane

psotnice! — zaśmiał się pan von Soltenau i rzekł do żony: — Panna

Delius robi dobre wrażenie. Sądzę, że miałaś szczęście, Magdaleno.

Zaczekajmy,

kochany

Herbercie.

Przeżyłam

z

wychowawczyniami niejedno rozczarowanie. Pochodzi z dobrej

rodziny, jest skromna i wygląda na osobę o niewygórowanych

wymaganiach. Dobrze, że tak szybko przyjechała. Frida i Margit

denerwują mnie, kiedy są bez wychowawczyni, a nasza Dora nie ma

jeszcze autorytetu u młodszych sióstr.

Von Soltenau podszedł do Dory i gładząc ją po włosach czule

powiedział:

— Dora sama jest jeszcze dzieckiem!

Młoda dziewczyna zalotnie spojrzała na ojca:

— Tatusiu, mam prawie dziewiętnaście lat!

— Masz rację. Twój wiek imponuje mi, ale nie twoim siostrom!

Margit wzruszyła ramionami.

— Dora jest taka dumna, ponieważ była na pierwszym balu. Hm!

Za pięć lat ja też pójdę na bal. Frida jest oczywiście jeszcze dzieckiem

i właściwie powinna słuchać Dory! Ale ona jest dzikuską!

— Za to ty jesteś tak potulnym barankiem, że wzruszysz pannę

Delius! — zażartowała Dora.

background image

Pan von Soltenau pożegnał żonę i dzieci. Sposób, w jaki to zrobił,

świadczył o harmonijnym szczęściu tej rodziny.

Poszukiwania rozpoczęte przez Armina i Rippacha w sąsiednim

miasteczku nie dały żadnych wyników. Ani na stacji kolejowej, ani w

dwu hotelach nikt nie pamiętał młodej dziewczyny w żałobie. W

miasteczku krzyżowały się trzy linie kolejowe. Nie było wiadomo

dokąd Ewa Maria pojechała.

Wracając do zamku Armin przejeżdżał koło domu pani Delius.

Wstąpił i zapytał, czy nie nadeszła jakaś wiadomość. Słysząc, że nie

ma żadnej wieści, nie pozostało mu nic innego, niż czekać. Odrzucił

sugestię Hansa, żeby zawiadomić policję. Wiedział, że sprawiłby

Ewie Marii nową przykrość.

Następnego dnia Hans musiał wracać do Berlina. Przyrzekł

przyjacielowi, że podczas przerwy w obradach sądowych przyjedzie,

żeby mu dotrzymać towarzystwa. Armin był przygnębiony.

Nieustannie myślał o Ewie Marii. Czuł niepokój i tęsknił za nią, za jej

czułym spojrzeniem i miłymi słowami. Gdyby wiedziała, co do niej

czuje, z całą pewnością wróciłaby do niego. Dokąd uciekła ze swoim

cierpieniem?

Żeby móc o niej rozmawiać, zaprosił inspektora. Opowiedział, co

zaszło, że Ewa wyjechała i że nie chce zostać jego żoną.

Scheveking potrząsał siwą głową:

— Do stu piorunów, no to mamy nowe zmartwienie! Kiedy

człowiek ma do czynienia z kobietami, wszystko się komplikuje! One

background image

są wszystkie jednakowo zwariowane! Ale że Ewa Maria zrobi coś

podobnego, tego nie oczekiwałem! Zawsze myślałem, że to wyjątek,

że jest mądrą dziewczyną. Co za cholerny kram! No tak, nasz stary

pan powinien był przewidzieć, że z tego nic dobrego nie wyjdzie.

Proszę pana dziedzica, nie będziemy za nią latać, nie będziemy jej

szukać! Jeżeli nie chce, to nie! Koniec z tą sprawą! Pan musi szukać

innej kobiety. Hm! Hm! Cholerny kram! Ucieka z domu, tak jakby

Burgwerben nie był wart miłości! Taki wspaniały majątek i ten zamek

z tymi wszystkimi kosztownymi rzeczami! Do diabła, czego ona

jeszcze chce!

— Męża, który ją kocha! — gorzko zauważył Armin.

Scheveking uderzył dłonią o kolano i krzyknął:

— Mogła przecież poczekać, do stu piorunów! Miłość przychodzi

po ślubie. Ale one są wszystkie takie. Trzeba się do nich umizgiwać i

mówić piękne słówka. Ale proszę się nie smucić, damy sobie radę! —

Po czym pożegnał się i wyszedł.

Panna Wunderlich miała wielkie zmartwienie. W księdze, w

której zapisywała wszystkie wydatki, suma wydatków nie zgadzała się

z pozostałą resztą. Poprosiła o pomoc pana inspektora. Zaczął się

tłumaczyć, że chwilowo nie ma czasu, że może jutro. Ochmistrzyni

nie poddała się i zdecydowanie oświadczyła:

— Nie zaprosiłam pana, żeby wysłuchiwać, co pan dzisiaj jeszcze

ma zrobić. Chcę żeby pan znalazł błąd w moich rachunkach! Oto moja

książka wydatków.

background image

Scheveking niezadowolony coś mruczał, niemniej zaczął liczyć.

Liczył i liczył stale od nowa, aż nagle krzyknął:

— Oczywiście. Tutaj jest błąd! Bazgrze pani, że aż strach! Nic

dziwnego, że nie umie pani odczytać własnoręcznie napisanych cyfr.

Przecież to tutaj jest piątka, a nie ósemka! Tak, teraz wszystko się

zgadza! A pani niech nauczy się porządnie pisać, panno Wunderlich!

Spokojnie wręczył księgę oburzonej ochmistrzyni, która

krzyknęła:

— Piszę tak, jak umiem, a jeżeli się komuś nie podoba, nie musi

czytać!

Scheveking zaśmiał się.

— Czy pani wie, co pani powiedziała? No nie! Przecież od

kobiety nie można wymagać rozumu! Niech pani lepiej pilnuje

dziewcząt, za dużo gadają przy robocie. Czy muszą stale plotkować?

— Proszę pana! Czy to grzech, że sobie trochę pożartują?

— Oczywiście, pani staje po ich stronie, bo pani sama lubi

plotkować. Jak wszystkie kobiety!

Podparłszy się pod boki ironicznie odpowiedziała:

— Niech pan stale nie udaje, że pan zna się na kobietach! Pan jest

dzieckiem w powijakach! Kobiety, które pan ma na myśli, to nic nie

warte straszydła, a nie szanujące się niewiasty! Wypraszam sobie,

żeby pan mnie do nich zaliczał. Pan jest taki wściekły, ponieważ pan

nie może się dogadać z żadną kobietą!

— Czyja się z panią nie zgadzam pod każdym względem? —

warknął rozzłoszczony Scheveking.

background image

— Tak, ze mną tak! Ale która kobieta jest tak cierpliwa i łagodna,

jak ja?

Scheveking parsknął śmiechem.

— Pani jest łagodna? Coś podobnego! Od kiedy?

— Inspektorze, pan się nadaremnie stara, żeby mnie obrazić. Nic

z tego! Proszę się kłócić z parobkami. Ja jestem człowiekiem

miłującym pokój! A poza tym nie mam czasu na dalszą rozmowę z

panem. Żegnam pana! — Mówiąc to odwróciła się i zaczęła czegoś

szukać w kredensie.

Scheveking powiedział: „Z Bogiem" i wyszedł z kuchni, jakby

wszystko było w najlepszym porządku. Dał upust złości i był

zadowolony.

Minęły trzy miesiące od wyjazdu Ewy Marii. Armin nadal nie

miał żadnych wiadomości. Pani Delius, która nie opuściła domu i nie

miała zamiaru tego zrobić, również nie wiedziała, gdzie jest jej

pasierbica. Armin zaczął wątpić, czy kiedykolwiek odnajdzie Ewę

Marię.

Przy ofiarnej pomocy Schevekinga uczył się zarządzać majątkiem

i pokochał tę pracę. Gdyby nie odczuwał braku Ewy Marii, byłby

szczęśliwy. Jego miłość pogłębiła się i dojrzała. Wiedział, co miał

zrobić: nie wystarczy, że odnajdzie Ewę Marię, musi ją przekonać o

swojej miłości. A bez dowodów tego nie osiągnie i nie odzyska jej

zaufania.

background image

Niepokoił go warunek wymieniony w testamencie przez

Fryderyka von Leyden. Minęło pół roku. Do trzydziestego marca musi

wziąć ślub, w przeciwnym razie straci schedę! A do majątku

Burgwerben bardzo się przywiązał i z bólem serca myślał, że mógłby

go utracić!

Nadeszła jesień. Kończono prace na polach. Armin doszedł do

wniosku, że nie może dłużej siedzieć w zamku i czekać, aż Ewa Maria

sama da znać gdzie jest. Dał ogłoszenie do najpoczytniejszych gazet.

Ukazywało się przez wiele tygodni: Ewa Maria proszona jest o

podanie adresu celem wyjaśnienia nieporozumień. Nie było

odpowiedzi: albo nie czytała tych gazet, albo nie chciała

odpowiedzieć.

Rippach, który letni urlop spędził u Armina, zaprosił przyjaciela

na zimę do Berlina. Pisał:

Nie możesz dłużej sam siedzieć w zamku. Martwię się o Ciebie.

Byłeś smutny i rozdrażniony podczas mojego pobytu w Burgwerben, a

czas nagli i musisz coś postanowić: albo wynajmiesz prywatnego

detektywa (o ile chcesz, żeby Ewa Maria została Twoją żoną), albo

zaczniesz szukać innej kandydatki na panią von Leyden. Nie zostało Ci

wiele czasu i uważaj, żebyś nie stracił majątku.

W każdym razie musisz przyjechać do stolicy. Mam już adres

dobrego detektywa, może go zaangażujesz. Muszę Ci powiedzieć, że w

stolicy już mówią o tym, iż musisz się ożenić. Piękne panny czekają,

nie mówiąc o ich matkach.

background image

Nawet moja sympatia, którą wczoraj spotkałem na koncercie,

wypytywała o Ciebie. Tylko nie bądź zarozumiały. Interesuje się Tobą,

bo jesteś moim przyjacielem. Była trochę obrażona, że całe lato

spędziłem poza Berlinem i nie wiedziała, gdzie jestem, ale właśnie te

dąsy zdradziły, że nie jestem jej obojętny. Mój los jest więc

przypieczętowany i jeżeli chcesz zdążyć na moje zaręczyny,

przyjeżdżaj! Nie zapomnij zabrać fraka!

Co to ja jeszcze chciałem napisać? Aha — ta diablica Aleksandra

bardzo sprytnie wypytywała o Twoje plany matrymonialne. Myślę, że z

zimną krwią zostawiłaby męża, gdyby miała szansę!!! Wygląda na to,

iż wierzy, że nadal ją kochasz. Czyżby ta czarownica była naprawdę

zdolna doprowadzić do tego, że zapomniałbyś o Ewie Marii? Wiesz,

sądzę, że musisz się poddać tej próbie, żeby mieć pewność co do

Twojej ostatecznej decyzji.

Armin przeczytał list z dużą uwagą. Zamyślił się i patrzył przez

okno. Ostatnie liście opadały ze starych drzew, wiatr roznosił je po

całym parku. Duże krople deszczu uderzały w szyby. Było szaro,

pusto i smutno. Rippach ma rację. Pojedzie do Berlina i będzie dalej

szukał Ewy Marii. Musi ją znaleźć! Musi! Hans pisze o innej

kobiecie? Co za okropna myśl!

Zadzwonił po kamerdynera i wydał polecenie, żeby spakowano

walizy. Prosił też o wezwanie Schevekinga. Kiedy inspektor

przyszedł, omówił z nim wszystkie konieczne sprawy i powiedział, że

następnego dnia wyjeżdża do Berlina na kilka tygodni.

background image

Pani von Soltenau i jej najstarsza córka, Dora, siedziały w

bawialni. Przeglądały żurnale. Zbliżał się sezon zimowy i wybierały

toalety. Dora potrzebowała kostiumu zimowego i sukni balowej, a i

pani Magdalena miała braki w garderobie. Środki, jakimi

dysponowały, były skromne, należało więc wszystko dobrze

przemyśleć.

— Doro, co sądzisz o tej sukni balowej? Można by ją uszyć z

białego jedwabiu i przybrać kwiatami dzikiej róży. Myślę, że będzie

wyglądać wytwornie. Co najważniejsze, nie będzie zbyt droga.

Dora objęła matkę.

— Mamo, to będzie piękna toaleta. Masz doskonały gust!

Pani von Soltenau uśmiechnęła się i odpowiedziała:

— Pomysł z kwiatami pochodzi od panny Dalius. Rozmawiałam

z nią na ten temat. Ma wytworny gust. Wiesz, moje dziecko, miałam

szczęście że ją zaangażowałam. Jest bardzo taktowna i godna

zaufania. Bardzo mi pomaga, nawet w sprawach, które nie należą do

jej obowiązków. Pamiętasz te miny panny Hellbrand?

Dora zaśmiała się.

— Widzę, że jesteś oczarowana nową ochmistrzynią, a następny

będzie tatuś. Wczoraj, kiedy nagle zachorowała kucharka, panna

Delius świetnie przygotowała drugie śniadanie panom, których tatuś

zaprosił do nas. Tatuś nie ma dla niej słów uznania.

— Zasługuje na to, jestem z niej bardzo zadowolona.

— I ja podziwiam tę młodą kobietę! Co ona zrobiła z naszych

dzikusek! To zaskakujące. Słuchają jej poleceń, choć ona wcale nie

background image

jest sroga. Wszystko odbywa się tak spokojnie i pogodnie.

Dziewczynki bardzo ją pokochały. Wczoraj Margit była przerażona.

Niespodziewanie weszła do pokoju panny Delius i zobaczyła, że

płacze.

— Płakała? Mój Boże, chyba nie zamierza nas opuścić?

— Nie sądzę. Mówiła mi, że czuje się tutaj dobrze. Myślę, że ma

za sobą ciężkie przeżycia.

— Tak. Widać, że bardzo kochała zmarłego ojca. Znała lepsze

życie i nie myślała, że będzie musiała tak zarabiać na chleb.

Pani von Soltenau głęboko westchnęła. Mój Boże gdyby okrutny

los zabrał jej męża, zostałaby skazana na biedę. Ona i jej dzieci. Żeby

tylko Dora dobrze wyszła za mąż! Trudno będzie dla wszystkich

trzech córek znaleźć bogatych mężów. Nieraz rozglądała się wśród

znajomych kawalerów. Czy któryś z nich ożeni się z Dorą?

Niedługo dzieci wróciły ze spaceru. Weszły do pokoju i

przywitały się z matką. Ewa Maria była spokojna, choć blada i

poważna. Była wdzięczna za okazywaną jej życzliwość.

Pierwsze dni były bardzo trudne. Wielu rzeczy musiała się

nauczyć, przede wszystkim punktualności i posłuszeństwa. Cierpiała z

powodu rozłąki z Arminem. Niejedną noc przepłakała. Bała się

samotnej starości, jednak dzielnie walczyła ze smutnymi nastrojami.

Dziękowała Bogu, że miała dobrą posadę, dużo zajęć i miłych

pracodawców.

Państwo von Soltenau musieli oszczędzać na służbie, więc

cieszyli się, że Ewa Maria zawsze chętnie pomagała, kiedy

background image

zachorowała pokojówka albo kucharka. Dziewczynki ubóstwiały

nową wychowawczynię. Była pogodna, miła, opowiadała piękne bajki

i zawsze miała dla nich czas. A miłość, jaką darzyły Ewę Marię obie

dziewczynki, przynosiła jej ukojenie i spokój wewnętrzny.

Nic nie wiedziała o Arminie, ale stale o nim myślała. Czy już ma

narzeczoną? A może już jest żonaty? Chyba uśmiechał się i czuł litość

dla niemądrej dziewczyny, która oprócz zamku i jego nazwiska

chciała posiąść również jego serce!

A co stało się z macochą? Gdzie teraz mieszka? Jest z całą

pewnością zła na pasierbicę, która pozbawiła ją wygodnego życia i

wysokiej renty. Co stało się z domem ojca? Czy stoi pusty? Czy ktoś

pomyślał o różach? Czy nie ucierpiały z powodu mrozu? A

Scheveking? Musi być bardzo zły, że wyjechała. Słyszała od Armina,

że inspektor widział w niej przyszłą panią na zamku. Były dni, kiedy

bardzo tęskniła za wszystkim, co opuściła. Jednak dumnie podnosiła

głowę, zaciskała zęby i cierpiała.

Pewnego dnia pani von Soltenau zobaczyła, że Ewa Maria

pomaga pokojówce sortować świeżo upraną bieliznę.

— Panno Delius, nie musi pani tego robić, proszę nie

rozpieszczać służby. Berta sama powinna to zrobić, ma dosyć czasu.

Dziewczynki czekają na panią. Wróciły ze mną z miasta.

Frida i Margit okrzykami powitały Ewę Marię.

— Niech nam pani opowie bajkę o rycerzu i królewnie, która

mieszkała w pięknym, starym zamku!

background image

— Oczywiście, to wam się podoba. Ale, ale, panno Delius, czy

pani nie pochodzi z okolicy Burgwerben? Podobno tam jest zamek o

tej samej nazwie?

Ewa Maria czuła, że czerwienieje, ale spokojnie odpowiedziała:

— Tak, proszę pani!

— Czy pani zna ten zamek?

— Nigdy tam nie byłam. Widziałam go tylko z daleka.

— Czy należy do pana von Leyden?

— Myślę że tak. Słyszałam, że tak mówiono.

— Czy pani zna szczegóły tego dziwnego testamentu, który

zostawił poprzedni właściciel?

— Opowiadano różne rzeczy. W małych miejscowościach ludzie

wszystko wiedzą.

— Oczywiście. Mnie interesuje ta sprawa, ponieważ ubiegłej

zimy spotkaliśmy na pewnym przyjęciu pana von Leyden. Dochodzą

mnie słuchy, że może objąć schedę pod warunkiem, iż ożeni się w

ciągu roku od dnia śmierci poprzedniego właściciela zamku. Czy to

odpowiada prawdzie?

Ewa Maria z trudem panowała nad sobą.

— Tak, opowiadano, że taki jest warunek objęcia schedy.

— To bardzo ciekawe! W każdym razie dziękuję, że pani tak

chętnie pomaga tam, gdzie trzeba.

Kiedy pani von Soltenau została sama z Dorą, rzekła:

background image

— Jestem ciekawa, czy pan von Leyden tej zimy przyjedzie do

stolicy, żeby wybrać pannę na żonę? Powiedz mi, Doro, czy dużo z

nim tańczyłaś?

Dora odpowiedziała obojętnym głosem:

— Z nim mniej, ale za to dużo tańczyłam z Hansem von Rippach.

— Miałam wrażenie, że ten młody człowiek interesuje się tobą,

ale potem nie pokazywał się na naszych przyjęciach.

Dora oblała się rumieńcem:

— To tylko pozory, mamo! Całe lato spędził u swojego

przyjaciela.

— Ach tak! Czy pan von Rippach nie mówił ci na przyjęciu u

państwa Werderns o przyjeździe von Leydena do Berlina?

— Bardzo tego pragnie, lecz nie wie, czy do tego dojdzie. Von

Leyden zasmakował w życiu samotnika na zamku. Przecież wiesz, że

szalał za Aleksandrą Wendhoven, kiedy była panną.

— Słyszałam, wszyscy o tym mówili. W każdym razie jest

wspaniałą partią. Ciekawa jestem, która młoda dama zostanie jego

żoną? — pani von Soltenau głęboko westchnęła.

— Dlaczego wzdychasz, mamo?

— Och, moje dziecko, marzę, żebyś ty zrobiła taką partię.

Dora całując matkę roześmiała się i powiedziała:

— Czy to musi być akurat pan na zamku? Powiedz, czy nie

wystarczyłby — na przykład — pan von Rippach jako zięć?

Pani von Soltenau zdziwiona spojrzała na córkę.

background image

— Moje kochane dziecko, zadajesz bardzo zdecydowane pytanie,

więc również stanowczo odpowiadam: tak, ten młody człowiek byłby

mile widzianym zięciem. Jest synem bogatych rodziców i nie wątpię,

że zrobi karierę jako świetny prawnik. A co najważniejsze: jest dobrze

wychowany i to człowiek honoru. Ale proszę cię, nie ukrywaj niczego

przed matką! Przecież jestem twoją najlepszą przyjaciółką.

Widziałam, że ten młody kawaler wyróżniał cię i bardzo starał się o

twoje względy. A więc co masz mi do powiedzenia?

Dora przytuliła się do matki:

— Kochana mamusiu, myślę, że on mnie bardzo lubi. U państwa

Werderns powiedział, że celowo nie przychodził do nas, żeby mi dać

czas do namysłu. Chce, bym się przekonała, czy go lubię wyłącznie

jako dobrego tancerza. Był bardzo wzruszony. Jutro wieczorem, na

przyjęciu u państwa Schliebens, spotkamy się. Spodziewam się, że...

że zada mi pewne pytanie.

Obejmując córkę pani von Soltenau odpowiedziała:

— Moja mała Doro! A więc jesteś zakochana!

— Tak, kocham Hansa. Jest naturalny, dobry i taki szczery.

Nikogo tak nie cenię. Byłam bardzo nieszczęśliwa, że tak długo nie

pojawiał się u nas.

— I ja nic o tym nie wiedziałam?

— Nie chciałam cię martwić, mamusiu, nie gniewaj się na mnie!

— Ależ nie, dziecko moje! Uwaga! Słyszę że ojciec wrócił. Na

razie nic mu nie powiemy. Jeżeli pan von Rippach oświadczy się i

poprosi, żebyś została jego żoną, będzie to odpowiednia chwila, by się

background image

o tym dowiedział. Zaoszczędzimy mu trosk i niepewności, a radość

będzie tym większa!

Matka i córka pocałowały się i poszły powitać pana domu.

Pewnego zimnego, deszczowego listopadowego wieczora Armin

przyjechał do Berlina. Na dworcu oczekiwał go Hans. Powitał

przyjaciela z wielką radością.

— No, wreszcie jesteś, stary! Razem postaramy się, żebyś wrócił

do równowagi psychicznej! Dzisiaj wieczorem pójdziemy do państwa

Schliebens. Wydają przyjęcie, jest to pierwszy bal w tym sezonie.

Musiałem obiecać gospodyni, że przyjdziesz ze mną. Jest dumna, że

zrobi swoim gościom niespodziankę przedstawiając bogatego

dziedzica z Burgwerben.

Wiadomość ta wcale nie ucieszyła Armina.

— Nie zależy mi na tym przyjęciu. Wolałbym spędzić wieczór z

tobą, przy butelce dobrego wina w cichym lokalu.

— Stary, wszystko we właściwym czasie! Wieczory we dwoje

będziesz spędzał z przyszłą panią w Burgwerben. Teraz musisz bywać

na przyjęciach i spotykać interesujących ludzi, zwłaszcza panny!

— Wiesz, że nie po to przyjechałem do Berlina!

— Owszem, wiem. Dlatego na jutro zamówiłeś płatnego

detektywa. Przyjdzie do hotelu i będziesz mógł z nim wszystko

omówić. A dzisiaj wieczorem musisz udowodnić, że twoja dawna

ukochana jest ci już zupełnie obojętna. Ostrzegam cię, na przyjęciu u

państwa Schliebens będzie obecna piękna Aleksandra.

background image

— Możesz mi wierzyć i bez takich dowodów! Hans, ja myślę

teraz wyłącznie o Ewie Marii.

— Dobrze, dobrze, stary! Wierzę w twoje uczucie do Ewy Marii!

Zresztą potrzebuję dzisiaj twojej obecności, twojego totalnego

wsparcia. Wiesz, za kilka godzin rozstrzygnie się mój los. Czuję się

jakoś tak... no powiedzmy... uroczyście! Nie oczekuję kosza. Bardzo

gruntownie wysondowałem sytuację, ale jednak człowiek czuje się

dziwnie oddając swój los w ręce młodej dziewczyny.

Armin uśmiechnął się.

— Przecież nie mogę ci pomóc!

— Kto wie? Może będzie trzeba odwracać uwag? natrętów,

żebym spokojnie mógł porozmawiać z wybranką mojego serca i

zapytać, czy chce zostać moją żoną. Nikt nie może mi przeszkadzać w

tak ważnej chwili, a jeżeli ktoś ośmieli się przerwać naszą rozmowę,

nie ręczę za siebie. Mam nadzieję, że cię przekonałem! Jak widzisz,

moja obecność jest niezbędna.

— Tak. Zrozumiałem i spełnię twoje oczekiwania. Przecież dla

najlepszego przyjaciela trzeba czasem ponieść ofiarę.

— Doskonale! Pojedziemy teraz do twojego domu. Włożysz frak

i lakierki, następnie skoczymy do mojego mieszkania, gdzie i ja

muszę się przebrać. A potem... niech się potoczą nasze losy tak, jak

nam jest sądzone!

Kiedy wsiadali do taksówki, Hans zaczął się rozglądać.

— Czy przyjechałeś sam? Nie wziąłeś z sobą kamerdynera?

— Jak widzisz, jestem sam!

background image

— Hm! Jako dziedzic mogłeś zabrać lokaja!

— Mogłem, ale nie chciałem. Po co mi służący? Bogu dzięki, nie

jestem jeszcze ułomnym starcem i sam sobie daję radę.

— A jednak to robi wrażenie. Taki kamerdyner potrafi bardzo

wyniośle patrzyć na zwykłych śmiertelników. A jak się ma mój

przyjaciel, inspektor?

— Sądzę że dobrze, nie narzeka.

— Czy jest zadowolony z ciebie jako ucznia — hodowcy bydła i

rolnika?

— Bywało różnie. Często beształ mnie i klął niczym woźnica,

jeżeli mi coś nie wychodziło tak, jak sobie życzył.

Hans zaśmiał się na cały głos.

— Mogę sobie to wyobrazić! On nikogo nie traktuje w

rękawiczkach. A co porabia dzielna panna Wunderlich, wróg numer

jeden pana Schevekinga? Myślę, że zbyt dobrze gotuje, sądząc po

twoim wyglądzie! Mimo wszystkich zmartwień wyglądasz doskonale!

— To są skutki spokojnego życia na prowincji. Panna

Wunderlich ubolewa, że nie doceniam jej umiejętności kulinarnych.

Pod tym względem zaskarbiłeś sobie jej dozgonną sympatię i

wdzięczność!

— Przy moim wyglądzie to żadna sztuka!

Armin pogroził mu palcem.

— Nie wyzywaj losu. Jeszcze nie znasz odpowiedzi twojej

uroczej Dory!

background image

— To przecież czysta formalność. Właściwie dogadaliśmy się już

przed tygodniem.

— Na wszelki wypadek życzę ci szczęścia!

— Dziękuję, Arminie! Mam nadzieję, że będziemy wyprawiali

podwójne wesele, zanim minie obowiązujący cię termin!

— Czy ty też chcesz tak szybko brać ślub?

— Oczywiście. Jestem zwolennikiem zasady: szybko i

bezboleśnie. Nie nadaję się do długiego narzeczeństwa i znoszenia

obecności przyzwoitki!

— A więc do podwójnego wesela brak tylko mojej Ewy Marii.

— Ewy Marii lub innej damy!

— Nie, inna nie wchodzi w rachubę!

— Przypuśćmy że jej nie odnajdziesz. Co wtedy?

— Muszę ją odnaleźć. W przeciwnym razie scheda wcale mnie

nie będzie cieszyć.

— Czy sprawa jest aż tak poważna?

— Tak. Bardziej, niż sobie to wyobrażasz!

— W takim razie musimy odnaleźć dziewczynę i to szybko! Cena

nie gra roli. Człowieku, dlaczego mnie nie posłuchałeś? Już dawno

należało zaangażować detektywa!

— Krępuje mnie myśl, że ktoś obcy będzie się wtrącał do moich

spraw sercowych.

— Przecież detektywa obowiązuje ścisła dyskrecja.

background image

— Wiem o tym. Jednak z dnia na dzień żyłem nadzieją, że

macocha Ewy Marii otrzyma od niej wiadomość, że Ewa Maria

odezwie się przeczytawszy ogłoszenie.

— A ja nie łudziłem się, że Ewa Maria poda swój adres. Sądzę,

że potraktowała sprawę wyjątkowo poważnie. Przyznaję, że ta

dziewczyna zaimponowała mi, chociaż jej jeszcze nie znam. Czas

nagli, musisz coś przedsięwziąć! Ona może wyjechać za granicę!

— Bez paszportu nie może wyjechać. Taki fakt można by

sprawdzić przy pomocy policji.

— W każdym razie potrzebny jest detektyw. Wierzę, że szybko ją

odnajdzie. Ale oto i mój dom. Chodźmy, nie zostało nam wiele czasu,

a muszę być punktualny, żeby moja Dora nie musiała czekać.

— Chłopie, jeszcze się nie zaręczyłeś, a już jesteś pantoflarzem!

— Nic nie szkodzi! Myślę, że bycie pantoflarzem wcale nie jest

takie przykre, jak się mówi. Uważam, że miło usłyszeć z ust

ukochanej kobiety wymówkę podyktowaną przecież miłością!

Armin zaśmiał się i rzekł:

— Jesteś bezpowrotnie stracony!

— Wiem o tym już od dawna!

Dwie godziny później przyjaciele zostali powitani przez państwa

von Soltenau a potem otoczyli ich znajomi. Armin miał okazję

przekonać się o ludzkiej przewrotności: ci sami, którzy dawniej ledwo

raczyli dostrzec ubogiego asesora na przyjęciach, dzisiaj witali go

wylewnie zwracając się do niego: „drogi przyjacielu"!

background image

Młode damy obdarzały Armina czarującymi uśmiechami,

interesowały się zamkiem i pytały, czy jest tam duch, który straszy.

Wszystkie bez wyjątku sądziły, że taki stary zamek musi być bardzo

piękny i warty zwiedzenia! Rippach, słuchając podobnych

wypowiedzi, robił ważną minę i podsycał ciekawość opowiadaniem o

cudach w Burgwerben. Scheveking został opisany jako „zły duch", a

panna Wunderlich „nieszczęśliwa biała dama".

Państwo von Soltenau byli dla Armina bardzo serdeczni Dora

zarumieniła się, kiedy pocałował jej dłoń. Wiedziała, że to najlepszy

przyjaciel Hansa. Kiedy jej rodzice rozmawiali z Arminem, młoda

dziewczyna stała na uboczu. Wtedy Hans wykorzystał moment i

szepnął:

— Proszę pani, dzisiejszy dzień trwał chyba sto godzin! Nigdy w

życiu nie przeżyłem tak długiego dnia!

Dora spąsowiała i patrząc w jego oczy zapytała:

— Z jakiego powodu, panie von Rippach?

— Czy pani nie wie?

— Nie! — rzekła spuszczając głowę.

— O, teraz pani nie jest szczera! Przecież tydzień temu

powiedziałem, że dzisiaj zadam pani bardzo ważne pytanie. Czyżby

pani o tym zapomniała?

Hans powiedział to z powagą i badawczo patrzył na Dorę. Czuła,

jak się rumieni, i szepnęła również poważnie:

— Nie, nie zapomniałam!

background image

— Dziękuję! Czy sądzi pani, że otrzymam twierdzącą odpowiedź

na moje pytanie?

Speszona odpowiedziała drżącymi ustami:

— Nie wiem!

Widząc jej wzruszenie szybko zapytał:

— Czy mogę pani pokazać piękny obraz — tam, w sąsiednim

pokoju? Podał jej ramię i powoli przeszli do małego saloniku, gdzie

stał fortepian.

Dora zaczęła się rozglądać i spytała przekornie:

— Gdzie jest ten obraz?

— Panno Doro! To był pretekst, droga panno Doro! Chciałem z

panią spokojnie porozmawiać, pani o tym wie! Proszę mi nie

utrudniać sytuacji. Mój Boże, przecież pani wie, że ją kocham, że już

od roku marzę o tym, by pani została moją żoną. Czy pani się zgadza,

kochana Doro?

Dziewczyna drżała na całym ciele. Ze wzruszenia nie mogła

mówić, w oczach miała łzy i tylko przytakiwała głową.

Hans wziął ją w ramiona.

— Moja kochana! — zawołał i pocałował w usta. Potem cofnął

się o krok i stając na baczność dodał: — Chciałem się oficjalnie

oświadczyć i miałem przygotowane piękne przemówienie, ale kiedy

człowiek patrzy na tak piękną dziewczynę, wszystkie mądre myśli

wylatują mu z głowy. Obiecuję jednak, że to nadrobię, z całą

pewnością. Czy ty mnie kochasz, moja Doro?

Westchnęła.

background image

— Tak, Hansie, kochany Hansie, kocham cię i byłam bardzo

smutna, że tak długo omijałeś nasz dom.

— Chciałem ci dać czas do namysłu, chciałem, żebyś się

zastanowiła, czy mnie naprawdę kochasz!

— O, jestem o tym przekonana już od dawna.

— Jaka szkoda, że w tej chwili nie mogę cię wycałować tak, jak

pragnę. Ale jutro to odrobimy. Przyjdę do twoich rodziców. Czy

myślisz, że przyjmą mnie na zięcia?

— Och tak! Mama już wie, że cię kocham i nie sprzeciwia się

naszemu związkowi.

Wtem do salonu wszedł Armin w poszukiwaniu przyjaciela.

— Hej, Armin! Zjawiasz się w samą porę! Proszę, stań w

drzwiach, patrz na salę i nikogo tutaj nie wpuszczaj. Stój tak, aż cię

zawołam.

Armin spełnił życzenie przyjaciela. Hans i Dora mogli się

całować jak narzeczeni, czule i długo! Po kilku minutach Hans

zawołał:

— Armin! Teraz możesz się odwrócić i złożyć nam życzenia. Ale

wyłącznie ty, stary druhu! Na razie nasze zaręczyny są tajemnicą!

Przez chwilę rozmawiali i żartowali, potem Dora poszła do matki,

która widząc jej rozpromienioną twarz, wiedziała, że jedna z córek

wyjdzie za mąż. Postanowiła, że mąż dopiero w drodze do domu

dowie się, iż jego Dora jest zakochana i że ona nie ma nic przeciwko

Rippachowi. Wręcz przeciwnie.

background image

Kiedy Dora opuściła Hansa i Armina, przyjaciele równocześnie

spojrzeli na zegarki.

— Czarownica Aleksandra jeszcze nie przyszła!

— Nie, nie widzę jej.

— Jest i zawsze będzie kokietką. Celowo tak postępuje, chce

żebyś umierał z zniecierpliwienia i tęsknoty. Ona wie, że ty tutaj

jesteś. O, o wilku mowa... spójrz!

Hans badawczo obserwował twarz Armina. Obojętnie patrzył na

drzwi, przez które wchodziła Aleksandra Wendlhoven oparta o ramię

łysego, tęgiego pana średniego wzrostu. Była piękna, szczupła, ze

złotoczerwonymi włosami i piwami oczami. Miała na sobie obcisłą

czarną suknię z dużym dekoltem, ramiona okrawało boa z czarnych

strusich piór. Kontrast czerni z alabastrową skórą i włosami był

fascynujący. Wyraz pięknych oczu, uwodzicielski uśmiech czyniły z

niej kobietę o niepospolitej urodzie.

Kiedy Aleksandra jeszcze była panną, mężczyźni słali się u jej

stóp. Miała wielu adoratorów, którzy zabiegali o jej względy.

Wszyscy wiedzieli, że jest kokietką bez serca. Mimo że w jej oczach

błyszczały iskry namiętności, nikt nie mógł się pochwalić, że

zaskarbił sobie jej łaskę.

Tak było i po ślubie z podstarzałym bankierem. Wszyscy

wiedzieli o tym, że to małżeństwo nie jest udane. Jedyny mężczyzna,

który ją interesował, to Armin von Leyden. Kochała biednego asesora

na swój sposób, ale kiedy zjawił się bogaty bankier, spokojnie

odwróciła się od zakochanego w niej młodzieńca. Jej czar działał na

background image

Armina jeszcze długo, aż do dnia, kiedy szczera, czysta miłość do

Ewy Marii zwyciężyła zimny, syreni wdzięk Aleksandry.

Dzisiaj Armin był już nieczuły na uwodzicielskie uśmiechy i

namiętny blask w jej pięknych oczach. Spokojnie czekał, aż

Aleksandra podeszła i zajrzała mu głęboko w oczy:

— O, pan von Leyden tutaj, w Berlinie?

— Czyżby pani tego nie wiedziała? — zapytał obojętnie,

kłaniając się uprzejmie.

Szybko rozejrzała się, czy w pobliżu nie ma gości, i cicho

powiedziała namiętnym głosem:

— Tak, Arminie, tak. Wiedziałam i na przekór całemu światu

przyszłabym tutaj!

Spojrzał na nią obojętnie. Ta kobieta już go nie interesowała, nie

miała na niego żadnego wpływu. Był zadowolony, że mógł się o tym

przekonać.

— A któż to mógłby pani zabronić przyjść tutaj? — uśmiechał się

ironicznie.

— Na przykład mój mąż! Czy pan wie, że zaraz po ślubie był o

pana zazdrosny? Pan nie wie, ile ja z tego powodu wycierpiałam.

Armin chłodno spojrzał na jej piękną twarz:

— Łaskawa pani, nie mogę tego zrozumieć. Przecież ani pani, ani

ja nigdy nie daliśmy mu powodu do zazdrości!

Zacisnęła usta, a białe ręce mocno trzymały czarne boa. Po chwili

uzmysłowiła sobie, że straciła Armina na zawsze. Już nie wpadnie w

jej sidła. Odrzuciła głowę do tyłu i uśmiechając się odparła:

background image

— To samo powiedziałam mojemu mężowi! Jednak musiałam

tutaj przyjść, żeby panu pogratulować bajecznego spadku. Czy pan już

wybrał tę szczęśliwą, która będzie z panem rezydować w feudalnym

zamku?

Armin spojrzał na nią i widział, że złość i zawód, jakie ją

spotkały, zniekształciły jej twarz. Głośno i zdecydowanie odparł:

— Tak, dokonałem wyboru. Proszę jednak o dyskrecję!

Starała się uśmiechać.

— Więc podwójne gratulacje: z powodu spadku i wyboru

narzeczonej. Czy mogę zapytać o jej imię i nazwisko?

— Żałuję, to jest jeszcze tajemnicą.

— Przed najlepszym przyjacielem nie powinno się mieć

tajemnic!

— Łaskawa pani, nie roszczę sobie prawa do pani przyjaźni! —

rzekł chłodno i lekko kłaniając się poszedł do Hansa.

Aleksandra przyłączyła się do grona pań. Nikt nie zauważył, jak

głęboko poniżył ją mężczyzna, którym kiedyś pogardziła, a dzisiaj

oczekiwała, że go na nowo ujarzmi płomiennym spojrzeniem i

namiętnymi słowami.

— Słuchaj, stary, chodźmy do domu, mam dosyć tego przyjęcia!

— zaproponował Armin.

— Za dziesięć minut możemy wyjść. Państwo Soltenau właśnie

żegnają się z gospodarzami. Muszę zaczekać. Czy rozmawiałeś z

Aleksandrą?

— Tak.

background image

— Hm! To bardzo lakoniczna odpowiedź. Jak podziałał na ciebie

jej urok?

— Jak zimny natrysk!

— No, to znaczy, że wszystko jest w najlepszym porządku! Jutro

idę do moich przyszłych teściów, a ty porozmawiaj z detektywem.

W domu państwa von Soltenau przyjęto Hansa bardzo serdecznie.

Szybko wszystko omówiono. Narzeczony Dory był miłym i

szlachetnym człowiekiem. Jeszcze tego samego dnia Hans zawiadomił

o swoich zaręczynach rodziców mieszkających w Dreźnie. Wyrazili

zgodę. Byli przygotowani na taką nowinę.

Pani von Soltenau poprosiła Hansa, żeby został na obiedzie, co z

radością uczynił. Nie mógł się rozstać ze swoją narzeczoną. Przy tej

okazji poznał siostrzyczki Dory. Matka zawołała Margit i Fridę.

Przybiegły do salonu bardzo ciekawe, jak wygląda przyszły szwagier.

Bez ceremonii zaproponowały, żeby mówili sobie po imieniu.

Uważały, że jako małe damy to one powinny zaproponować przyjaźń

mężczyźnie. Wszystkich rozbawiły swoją „dorosłością", a Hans

polubił je od pierwszego wejrzenia.

Pani von Soltenau przeprosiła i zostawiła panów samych. Zabrała

córeczki i poszła do pokoju, gdzie dzieci miały odrabiać lekcje.

Zastała tam Ewę Marię.

— Mam do pani szczególną prośbę. Moja córka, Dora, właśnie

zaręczyła się i zaprosiłam narzeczonego na obiad. Chciałabym

background image

udekorować stół kwiatami. Czy mogę prosić, żeby pani poszła i

wybrała coś odpowiedniego?

— Oczywiście, chętnie to zrobię. Proszę przyjąć moje gratulacje!

— Dziękuję, dziękuję, kochane dziecko! Zdaję się na pani dobry

gust. Kiedy pani wróci, proszę upiększyć stół. Służąca tego nie

potrafi, a ja nie mam czasu.

— Proszę się nie martwić. Postaram się, żeby łaskawa pani była

zadowolona. Zaraz pójdę do kwiaciarni.

— Dobrze! Oczywiście proszę, żeby wzięła pani udział w

uroczystym obiedzie. Będzie obecny narzeczony naszej Dory.

— Dziękuję łaskawej pani! — odpowiedziała Ewa Maria.

Wtedy z krzykiem wbiegły dziewczynki.

— Ewo Mario, mamy szwagra, a Dora ma narzeczonego.

Wspaniale, czyż nie?

— Wiem, wiem. Właśnie usłyszałam tę radosną nowinę od

waszej mamy.

— A dokąd się wybierasz? — zapytała Margit widząc, że Ewa

Maria wkłada kapelusz.

Dzieci uprosiły wychowawczynię, żeby im pozwoliła zwracać się

do niej po imieniu i mówić „ty". Oczywiście wyraziła zgodę i cieszyła

się, że dziewczynki darzyły ją zaufaniem.

— Idę po kwiaty!

— Pójdziemy z tobą! Zaczekaj chwileczkę! Frido, czy masz

jeszcze kieszonkowe? — zapytała Margit.

— Mam jeszcze jedną markę! Dlaczego pytasz?

background image

— Ja też mam markę. Wiesz co? Kupimy dla Dory piękny bukiet.

Ewo Mario, czy myślisz, że się ucieszy?

— Naturalnie! To bardzo ładnie, że chcecie zrobić przyjemność

siostrze.

— Dobrze! Zgadzasz się, Frido?

— Oczywiście! Czy za dwie marki dostaniemy ładne róże?

— Z całą pewnością, wystarczy kilka róż! Nie musi to być duży

bukiet.

— Prosimy cię, zaczekaj. Zapytamy mamę!

Margit i Frida pobiegły do salonu, gdzie siedzieli państwo von

Soltenau i para narzeczonych.

— Mamusiu, czy możemy pójść z Ewą Marią?

— Możecie, możecie! Wiem, że bez waszej Ewy Marii nie

umiecie — śmiejąc się odpowiedziała pani domu.

Dziewczynki wybiegły z salonu, a Hans zastanawiał się nad

imionami Ewa Maria. W ostatnich miesiącach Armin często je

wymawiał, a teraz usłyszał je w domu narzeczonej.

— Czy mogę zapytać, kto to jest Ewa Maria?

Pani von Soltenau uśmiechnęła się.

— To nowa wychowawczyni naszych córeczek. Dziewczynki ją

ubóstwiają i muszę przyznać, że w pełni zasługuje na to uczucie.

Rippach wyprostował się i z dużym zainteresowaniem zapytał

swoją przyszłą teściową:

— Od kiedy ta panna jest u państwa?

background image

— Od pierwszego sierpnia tego roku! — odpowiedziała pani

domu nieco zaskoczona.

— A jak brzmi jej nazwisko? — pytał dalej Hans.

Pani von Soltenau, jej mąż i Dora zdziwieni patrzyli na

zdenerwowanego narzeczonego.

— Pana bardzo interesuje ta młoda panna? Nazywa się Delius,

Ewa Maria Delius.

Rippach zerwał się na równe nogi powtarzając:

— To ona! To ona! Wielkie nieba! Muszę być ostrożny, żeby mi

nie uciekła!

Rippach zapomniał, że nie jest sam. Wszyscy patrzyli na niego

jakby postradał zmysły.

— Hans, co ci jest? Dlaczego zachowujesz się tak dziwnie? —

zapytała Dora drżącym głosem.

Podekscytowany ujął narzeczoną za rękę, pocałował ją i rzekł:

— Wybaczcie, ale to odkrycie... muszę się zastanowić, co mam

zrobić.

— Hans, wyjaśnij nam, o co chodzi...

Rippach patrzył na przerażone twarze państwa von Soltenau i

swojej narzeczonej. Powoli, opanowanym głosem, odpowiedział:

— Rozumiem, uważacie mnie za wariata. Ale słuchajcie: pannę

Ewę Marię Delius ja i mój przyjaciel szukamy od trzech miesięcy! W

tej chwili Armin von Leyden rozmawia z prywatnym detektywem i

zamierza zlecić poszukiwanie Ewy Marii Delius!

background image

Pani von Soltenau śmiertelnie zbladła, a Dora szeroko otwartymi

oczami patrzyła na narzeczonego i przestraszona wyjąkała:

— Mój Boże, właśnie przypomniałam sobie, że ta panna

pochodzi z Burgwerben. Na miłość boską, co się dzieje? Czy

popełniła przestępstwo? Jestem zdruzgotana!

Nagle Hans zdał sobie sprawę, jakie zamieszanie wywołał swoim

zachowaniem. Śmiejąc się serdecznie zawołał:

— Ależ nie! Nie! Zaszło nieporozumienie! Muszę wszystko

opowiedzieć, ale na razie niech wystarczy krótkie wyjaśnienie: Ewa

Maria Delius jest ukochaną mojego przyjaciela, Armina von Leydena.

Przykre nieporozumienie rozdzieliło tych dwoje. Mój przyjaciel z

utęsknieniem szuka narzeczonej, żeby całą sprawę wyjaśnić.

Szczegóły opowiem później. A teraz muszę się zastanowić, co należy

zrobić.

Zapanowało milczenie. Hans trzymał Dorę za rękę. Po kilku

minutach westchnął i zwrócił się do pani von Soltenau:

— Czy łaskawa pani pozwoli, żebym na obiad przyprowadził

mojego przyjaciela?

— Oczywiście, jeżeli pan sobie życzy i jeżeli mogę się tym

samym przysłużyć jego sprawie.

— Muszę do niego zatelefonować! Czy państwo pozwolą, że

skorzystam z aparatu?

— Proszę do mojego gabinetu! — odezwał się pan domu

ubawiony niecodzienną historią Ewy Marii.

background image

— Przepraszam na chwilę. Zaraz wrócę i wszystko dokładnie

opowiem.

Kiedy został sam w gabinecie, zatelefonował do hotelu, w którym

mieszkał Armin.

— Halo! Kto mówi?

— Hej, Armin, to ja!

— Hans? Co słychać?

— Musisz zaraz przyjechać do państwa von Soltenau. Jesteś

zaproszony na uroczysty obiad, obchodzimy moje zaręczyny!

— Dziękuję za pamięć, to bardzo miłe zaproszenie, ale wiesz, że

jestem umówiony z detektywem i właśnie czekam na jego przybycie.

Powinien tutaj być lada chwila.

— Zostaw dla niego wiadomość, żeby przyszedł innym razem.

Chodzi o to, że nie jest nam już potrzebny.

— Dlaczego? Co to ma znaczyć?

— To znaczy, że wiem, gdzie jest Ewa Maria. Nic więcej ci nie

powiem! Oczekuję cię za pół godziny.

— Zaraz tam będę! — krzyknął Armin. Po jego głosie Hans

poznał, że przyjaciel jest wzburzony.

— Wiedziałem, że przyjedziesz! — zaśmiał się Rippach

odkładając słuchawkę.

Wszyscy z największym zainteresowaniem i skupieniem słuchali

opowiadania o historii Ewy Marii i Armina. Kiedy Hans skończył,

Dora zawołała:

background image

— Jak w prawdziwym romansie! Biedna Ewa Maria, jak ona

musi cierpieć!

Pani von Soltenau zmartwiła się perspektywą utraty doskonałej

wychowawczyni.

— Teraz, kiedy wreszcie udało się znaleźć odpowiednią pannę do

dziewczynek, będę musiała z niej zrezygnować.

— Nie martw się, Magdaleno. Poznałaś wspaniałą młodą damę o

szlachetnym

charakterze.

Twoje

dzieci

wprawdzie

stracą

wychowawczynię, ale za to zyskają przyjaciółkę! — pocieszał żonę

pan von Soltenau.

— Drodzy państwo, musicie mi pomóc. Mam plan, ale potrzebuję

pomocy, żeby pogodzić dwoje kochających się ludzi — odezwał się

Rippach.

— Oczywiście, możesz liczyć na nas wszystkich! — zawołała

Dora.

— Powiedz, co powinniśmy zrobić?

— Kiedy wraca panna Delius z dziećmi?

— Za godzinę!

— Doskonale! Armin zdąży przyjechać wcześniej, ale panna

Delius nie śmie wiedzieć o jego tu obecności, w przeciwnym razie

mogłaby znowu uciec! Opowiem wszystko Arminowi. Łaskawa pani,

po powrocie panny Delius proszę ją posłać do saloniku, pod byle

jakim pretekstem. Tam mój przyjaciel będzie czekał na swoją

narzeczoną. Musimy ich zostawić samych tak długo, aż Armin

wszystko wyjaśni. Co państwo sądzą o moim planie?

background image

Pani von Soltenau odzyskała dobry humor.

— Wspaniale zorganizowany spisek! Tak więc zamiast jednych

zaręczyn, będziemy obchodzić podwójną uroczystość.

— Nie obiecujcie sobie zbyt dużo! Kobiety pokroju panny Delius

tak łatwo nie zapominają rozczarowania i nie są skore do

przebaczenia. Nie jestem przekonany, czy panna Delius bez

zastrzeżeń uwierzy w miłość pana von Leydena. Nie będzie to łatwe!

— Zostawmy to Arminowi. My nic więcej nie możemy zrobić!

Kiedy Armin przybył na miejsce, szybko wbiegł do kamienicy.

Hans prosił, żeby mu pozwolono porozmawiać z przyjacielem bez

świadków. Przywitali się bardzo serdecznie.

— Hans! Ty wiesz, gdzie jest Ewa Maria? Proszę, mów, nie męcz

mnie. Gdzie ona jest?

— Arminie, uspokój się! Ewa Maria jest tutaj, u państwa von

Soltenau.

— Tutaj? — zapytał zaskoczony Armin.

— Tak, jest wychowawczynią dwu małych dziewczynek,

siostrzyczek mojej narzeczonej Dory. Stary, ale nam się udało!

Odnaleźliśmy ją wreszcie!

Armin przetarł oczy.

— Czy ją widziałeś? Czy wie, że jesteś moim przyjacielem?

— Ani jedno, ani drugie! Chodź, siadaj, opowiem ci, jak to się

stało. Oczywiście musiałem wtajemniczyć Dorę i przyszłych teściów,

potrzebujemy ich pomocy. Pani von Soltenau jest zmartwiona, że

background image

straci wychowawczynię. Bardzo ją ceni i szanuje, a dziewczynki

wprost szaleją za nią.

Hans wtajemniczył przyjaciela w swój plan. Armin nagle poczuł

obawę, czy zdoła przekonać Ewę Marię, że ją kocha. Bał się też, czy

rozczarowanie, jakiego doznała tak młoda dziewczyna, nie

pozostawiło trwałej pogardy i urazy do mężczyzn w ogóle!

Armin był wdzięczny, że Hans przygotował mu spotkanie z Ewą

w cztery oczy, bez świadków.

— Stokrotne dzięki, stary. Postąpiłeś bardzo rozsądnie i

ostrożnie.

— Nie dziękuj mi! Wiesz, cieszę się, że mogę naprawić zło, które

u ciebie w Burgwerben niechcący spowodowałem. A teraz chodźmy

do bawialni, czekają tam na ciebie.

Wszyscy serdecznie powitali gościa. Pani domu, chcąc pomóc,

rzekła żartobliwie:

— Właściwie nie powinnam panu okazywać pomocy, ponieważ

pan naraża mnie na ciężką stratę! Panna Delius od pierwszego dnia

stała się dobrym duchem naszego domu. Wszyscy pokochaliśmy Ewę

Marię i z żalem myślimy o rozstaniu.

Armin wzruszony odpowiedział:

— Łaskawa pani! Nie zdaje pani sobie sprawy, co te słowa dla

mnie znaczą! Od chwili wyjazdu Ewy Marii dręczyły mnie myśli, że

musi żyć wśród ludzi pozbawionych serca i delikatności. Z wielką

ulgą słucham, iż w domu państwa znalazła miłość. Wiem, że w

pierwszych dniach musiała bardzo cierpieć.

background image

— Tak, widzieliśmy, że była smutna i często płakała.

Myśleliśmy, że to z powodu śmierci ojca. Ale uwaga! Słyszę dzieci.

Wyjdę do nich i postąpię zgodnie z naszym planem. Proszę zostać w

bawialni aż powiem, że wszystko jest przygotowane.

Pani von Soltenau wyszła. Spotkała Ewę Marię i dzieci w

szerokim korytarzu. Margit i Frida pokazały róże, które kupiły dla

Dory, a Ewa Maria wyjmowała z koszyka kwiaty.

— Czy dobrze wybrałam te bukieciki? Jest też trochę innych

kwiatów, mogą się przydać.

— Kupiła pani piękne kwiaty. Proszę je położyć, tutaj na stoliku.

Później zaniesiemy je do jadalni.

Pani von Soltenau zwróciła się do dziewczynek:

— Zanieście róże Dorze, jest w bawialni. Zostańcie tam, dopóki

nie przyjdę po was. Będziemy mieli gościa. Przyjaciel narzeczonego

Dory będzie u nas dzisiaj na obiedzie.

Pani von Soltenau była uszczęśliwiona zaręczynami córki i tym

bardziej życzyła Ewie Marii, żeby została żoną dziedzica z

Burgwerben. Coś podobnego! Od trzech miesięcy w jej domu

ukrywała się narzeczona pana von Leyden! Ta cicha dziewczyna

miała zadziwiający charakter! Mogła żyć w luksusie, a wybrała ciężką

pracę, którą jej poprzedniczki wykonywały niechętnie z wiecznie

niezadowolonymi minami.

— Proszę, weźmy kwiaty i chodźmy do jadalni.

Ewa Maria, niczego nie podejrzewając, wzięła koszyk z kwiatami

i poszła za panią domu. W jadalni służba właśnie skończyła

background image

nakrywanie do stołu. Pani von Soltenau poleciła lokajowi i pokojówce

opuścić pokój i czekać w kuchni, aż zostaną wezwani. Potem

uśmiechając się powiedziała:

— Jestem pewna, że pani sama pięknie udekoruje stół.

Zostawiam więc panią, mam jeszcze kilka spraw do załatwienia.

— Postaram się, żeby łaskawa pani była zadowolona.

Po wyjściu pani domu Ewa Maria zaczęła zastanawiać się, jak

udekorować stół. Właśnie zdecydowała, że przed parą narzeczonych

trzeba postawić czerwone róże i zaczęła je wkładać do wody w

kryształowym wazonie, gdy usłyszała, że ktoś wszedł. Była

przekonana, że to wróciła pani von Soltenau, ale ponieważ panowała

cisza, odwróciła się i zmartwiała. Róże wypadły jej z rąk.

Blada z przerażenia, szeroko otwartymi oczami patrzyła na

Armina von Leydena. Obiema rękami złapała się poręczy krzesła i

zachwiała ze zdenerwowania. Zbliżył się do niej, chcąc jej pomóc,

lecz Ewa Maria cofnęła się i zakryła twarz dłońmi.

— Ewo Mario, wybacz, przestraszyłem cię, nie chciałem,

wybacz! — Teraz stojąc przed nią Armin zrozumiał, jak bardzo ją

kocha.

W głowie Ewy Marii szalały myśli: co on tutaj robi? No tak, Dora

zaręczyła się, więc jest jej narzeczonym! Armin oświadczył się pannie

Dorze von Soltenau! Poczuła straszny ból w sercu, ale postanowiła, że

nie upokorzy się i nie zdradzi, co czuje. Dumnie wyprostowała się i

powiedziała:

background image

— Panie von Leyden, proszę wyjść z tego pokoju. W tym domu

nikt nie śmie wiedzieć, że my się znamy. Jestem tutaj

wychowawczynią dzieci, proszę odejść!

— Nie, Ewo Mario! Nie opuszczę cię teraz, kiedy cię wreszcie

znalazłem. Dlaczego uciekłaś? Dlaczego nie pozwoliłaś, żebym się

usprawiedliwił?

— Nie oskarżam pana, więc nie jest potrzebne usprawiedliwienie,

proszę jednak odejść. Nie chcę żeby nas widziano razem.

Schyliła się by podnieść róże, które wypadły jej z rąk. Chciał jej

pomóc.

— Nie, proszę, proszę odejść!

Armin wyprostował się i rzekł stanowczym głosem:

— Nie, Ewo Mario. Nie odejdę, póki się wszystko nie wyjaśni.

Nie obawiaj się, nikt tutaj nie wejdzie. Pani von Soltenau wie, że

muszę z tobą poważnie porozmawiać.

— Panie von Leyden, nie mamy sobie nic więcej do

powiedzenia!

— A jednak, Ewo Mario, ja mam wiele do powiedzenia!

Zdenerwowana zaciskała ręce.

— Co powie pańska narzeczona! — krzyknęła ochrypłym

głosem.

— Moja narzeczona?

— Tak, panna Dora, wiem, że dzisiaj pan zaręczył się z nią i

będzie uroczysty obiad.

Armin z ulgą odetchnął i uśmiechnął się.

background image

— Ewo Mario, jesteś w błędzie. Nie ja, lecz mój przyjaciel, Hans

von Rippach, jest narzeczonym panny Dory. Dzięki Hansowi

dowiedziałem się, że jesteś tutaj wychowawczynią dziewczynek. Nie

mam innej narzeczonej prócz ciebie, moja kochana, i nadal uważam

się za twojego narzeczonego.

Kręciła głową.

— Po co to wszystko? To nie ma sensu! To mnie męczy i poniża.

Przecież napisałam, że nie mogę zostać pańską żoną!

— Ewo Mario, czy twoja duma jest silniejsza od twojej miłości?

A może przestałaś mnie kochać?

Spąsowiała i z wyrzutem w oczach patrzyła na niego.

— Nie godzi się jeszcze bardziej mnie poniżać! Jednak nie będę

kłamała: tak, kocham pana i może nigdy nie przestanę kochać. Jestem

bardzo nieszczęśliwa, że nie mogę wyrwać z serca tej miłości. Jeżeli

pan sądzi, że dumą jest to, iż nie chcę zostać żoną mężczyzny, który

mnie nie kocha, to znaczy, że jestem dumna. Może pan, jako

mężczyzna, nie rozumie, jak pan chce mnie poniżyć. Ale ja panu

przebaczyłam! Proszę, skończmy tę rozmowę. Jest dla mnie krępująca

i przykra.

Armin stanął tuż przy niej i zaczął mówić:

— Ewo Mario, pozwól, że powiem jeszcze kilka słów. To, co

wtedy przypadkowo słyszałaś, upoważnia cię do wątpienia w moją

miłość. Ale wtedy jeszcze nie wiedziałem, że cię kocham.

Wyciągnąłem ku tobie ręce, bo działałaś kojąco na moje zranione

background image

serce. Kobieta, którą kochałem, zdradziła mnie. Wtedy bardzo

cierpiałem z tego powodu.

Kiedy jednak poznałem ciebie, natychmiast poczułem głęboką

sympatię do twojego spokojnego, bardzo kobiecego, delikatnego

sposobu bycia. W twojej obecności bladł wizerunek tamtej niewiernej

kobiety, ale myślałem, że nie będę zdolny pokochać żadnej innej. Ten

nieszczęsny warunek w testamencie zmusza mnie do szybkiego

ożenku. Ty wydałaś mi się jedyną kobietą, z którą chciałem spędzić

resztę życia. Dlatego prosiłem, żebyś została moją żoną. Przecież cię

nie okłamałem, nigdy nie powiedziałem do ciebie „kocham cię",

chociaż przypuszczałem, że wierzysz w moją miłość.

Potem nadszedł ten okropny dzień, w którym został zburzony

twój spokój wewnętrzny. Ewo Mario, wiem, że nigdy nie naprawię

zła, które ci wyrządziłem. Wiem, że twój charakter nie dopuszczał

myśli, iż mam inny powód do oświadczyn! Ale proszę cię, wysłuchaj,

co się ze mną działo. Kiedy się dowiedziałem, że nagle wyjechałaś,

kiedy przeczytałem twój list, kiedy trzymałem w ręku zaręczynowy

pierścionek, uświadomiłem sobie, że kocham cię.

Tak, kocham od dawna. Moja tęsknota za tobą potęgowała się z

dnia na dzień. Szukałem cię, dałem ogłoszenie do gazet, cierpiałem

martwiąc się o twój los. Przyjechałem do Berlina, żeby wynająć

prywatnego detektywa. Chciałem go zaangażować do poszukiwań.

Bogu dzięki, nieoczekiwanie odnalazłem cię, moja kochana Ewo

Mario! Stoję przed tobą jak skruszony grzesznik i błagam, żebyś mi

zaufała. Kocham cię, Ewo Mario. Czy chcesz zostać moją żoną?

background image

Kiedy Armin mówił, dziewczyna bezsilnie opadła na krzesło.

Miotały nią sprzeczne uczucia. Opanowało ją wzruszenie i najchętniej

krzyknęłaby: „Wierzę ci i chcę być twoją żoną!" Jednak nie mogła

wypowiedzieć tych słów. Wierzyła, że nie miał zamiaru celowo

wprowadzić ją w błąd, ale sądziła, że to, co on uważał za miłość do

niej, to tylko litość! Jeżeli zostanie jego żoną, z czasem i to uczucie

zniknie, a Armin przekona się, że nie kochał prawdziwie. Czuła, że

nie miałaby sił jeszcze raz przeżyć takiego cierpienia, wstydu i

poniżenia.

Stał przed nią. Czekał na odpowiedź. Spojrzała nań, przyłożyła

ręce do skroni i zaczęła mówić:

— Nie, nie, nie mogę, nie jestem w stanie uwierzyć w pańskie

słowa. Wszystko to takie straszne. Jestem wstrząśnięta, że pan cierpi z

mojego powodu. Jednak nie mogę uwierzyć w pańską miłość. A jeżeli

pan oszukuje samego siebie i pewnego dnia odżyje uczucie do tej

kobiety? Nie mogłabym tego znieść, nie wytrzymałabym bólu.

— Ewo Mario, nie musisz się obawiać. Wczoraj wieczorem

spotkałem tę kobietę, rozmawiałem z nią, ale jej widok nie zrobił na

mnie żadnego wrażenia. Nie czuję do niej nic poza pogardą. W moim

sercu jesteś tylko ty!

Zakryła twarz dłońmi i jęczała:

— Gdybym mogła w to uwierzyć! Ale nie mogę. To wydarzyło

się tak nagle. Proszę mi dać czas, muszę wszystko przemyśleć, muszę

się zastanowić i zapomnieć o cierpieniach w minionych miesiącach!

background image

Nie wiem, czy zdołam odzyskać zaufanie do pana, ale dzisiaj tego nie

mogę powiedzieć. Dzisiaj jeszcze nie!

Na twarzy Armina pojawiło się rozczarowanie. Mimo to nie czuł

żalu do Ewy Marii. Zrozumiał, że przy jej usposobieniu nie można

było oczekiwać, iż zaraz wszystko puści w niepamięć i uwierzy w

jego szczere uczucie.

— Dobrze. Nie będę dłużej nalegał, żebyś mi odpowiedziała.

Będę czekał, aż odzyskasz wiarę we mnie i w moją miłość. Na razie

wrócę do Burgwerben. Gdybym został w Berlinie, musiałbym cię

codziennie widywać, a ty potrzebujesz spokoju, żeby podjąć decyzję.

Ewo Mario, będę na ciebie czekał w Burgwerben. Będę liczył dni do

twojego powrotu. Wiem, że wrócisz do mnie, ponieważ wierzę, iż

kochasz mnie tak głęboko, jak ja kocham ciebie! Nie pozwól, żebym

musiał długo czekać!

Twoja macocha nadal mieszka w Burgwerben. Powiem, żeby

przygotowała twój pokój. Muszę ci jeszcze coś powiedzieć: bardzo

przywiązałem się do tego miejsca i do zarządzania majątkiem. Byłoby

mi bardzo przykro, gdybym został zmuszony opuścić zamek

Burgwerben. Ale klnę się na wszystkie świętości: jeżeli nie zostaniesz

moją żoną zrezygnuję ze schedy! Nie chcę innej kobiety, ponieważ

kocham tylko ciebie. Trzydziestego marca mija wyznaczony termin.

Jeżeli zechcesz zostać moją żoną, proszę, wracaj szybko,

żebyśmy mogli wziąć ślub. Nie będę cię dłużej zatrzymywał. Wracaj

do swojego pokoju, jesteś wyczerpana. Usprawiedliwię cię przed

panią von Soltenau. Na razie zostaniesz tutaj jako gość w domu, gdzie

background image

przyjęto cię tak życzliwie i serdecznie. Żegnaj, Ewo Mario! Czuję, że

mnie nie opuścisz i wrócisz!

Pocałował ją w rękę i wyszedł z jadalni.

Ewa Maria wstała. Miała ochotę płakać z radości, ale na dnie

duszy czaiły się resztki wątpliwości. Musiała wszystko przemyśleć.

Każde słowo Armina zapadło głęboko w jej serce i wiedziała, że

nigdy ich nie zapomni!

Powoli poszła do swojego pokoju. Do końca dnia nikt jej nie

przeszkadzał. Pani domu przez pokojówkę przysłała obiad, a potem

kolację i poleciła powiedzieć, że panna Delius może odpoczywać

również cały następny dzień. Życzyła zdrowia i prosiła, żeby w razie

potrzeby wzywać służbę.

Armin wrócił do bawialni. Obecni z zaciekawieniem patrzyli,

kiedy wchodził do pokoju. Pani von Soltenau odprawiła dzieci.

Pozwoliła dziewczynkom bawić się w ich pokoju i srogo nakazała,

żeby nie przeszkadzały pannie Ewie Marii.

Kiedy dzieci wyszły, Hans położył rękę na ramieniu przyjaciela.

— Arminie, wracasz sam?

— Chwilowo niczego nie osiągnąłem. Ewa Maria przeraziła się

na mój widok. Słuchała, co mówiłem, ale nie mogła natychmiast

podjąć decyzji. Wiem jednak, że nadal mnie kocha i to mnie pociesza.

Powiedziałem, że jestem zdecydowany zrezygnować z Burgwerben,

jeżeli nie zechce zostać moją żoną. Sądzę, że to postanowienie

przekona ją o potędze mojej miłości.

Pani von Soltenau uśmiechnęła się.

background image

— Panie von Leyden, zastosował pan właściwy środek. Kobieta,

która kocha, nie pozwoli, żeby uwielbiany mężczyzna ponosił straty i

pragnie temu zapobiec. Odnoszę wrażenie, że wszystko jest na dobrej

drodze!

— Jestem o tym przekonany, dlatego jutro wracam do

Burgwerben. Wiem, że Ewa Maria tam przyjedzie, kiedy się uspokoi i

zastanowi nad moimi słowami.

— Z tego powodu nie możesz już jutro opuszczać Berlina! —

zawołał Rippach, niezadowolony z tak krótkiej wizyty przyjaciela.

— Proszę, nie zatrzymuj mnie. Teraz i ja potrzebuję spokoju.

Jestem w takim nastroju, że nie nadaję się do życia towarzyskiego.

Poza tym chcę przygotować Burgwerben na przybycie Ewy Marii.

Chcę tam czekać na szczęście!

— W takim razie nie będę cię zatrzymywał.

Armin uśmiechnął się patrząc na Dorę.

— Sądzę, że łatwo przebolejesz moją nieobecność! Nie wątpię,

że panna von Soltenau chętnie mnie zastąpi i pomoże, żebyś szybko o

mnie zapomniał!

— Nie, o zapomnieniu nie ma mowy. Będę z Hansem często

rozmawiała o panu i pocieszała go.

Armin zwrócił się do pani domu.

— Łaskawa pani, dobroć państwa ośmiela mnie do wyrażenia

prośby: proszę się zaopiekować moją narzeczoną. Wiem, że jest

bardzo obowiązkowa i będzie sumiennie spełniać swoje powinności,

ale teraz potrzebuje trochę wolnego czasu, żeby odzyskać spokój.

background image

— Przyznaję się, że ucieszyła mnie wiadomość o pozostaniu

panny Ewy Marii, na razie w naszym domu. Oczywiście będzie teraz

naszym gościem. Wszyscy będziemy się starali, żeby czuła się jak w

domu. No ale dziewczynki będą niepocieszone, kiedy się dowiedzą o

wyjeździe panny Delius.

— Serdecznie dziękuję, łaskawa pani. Jestem szczęśliwy, że moja

narzeczona jest wśród tak zacnych ludzi.

— A ja dołożę starań, żeby pozyskać przyjaźń panny Ewy Marii!

— odezwała się Dora.

Jej młode serce, pełne szczęścia, było wzruszone romantycznym

losem wychowawczyni.

Pan domu skorzystał z chwilowej przerwy w rozmowie i rzekł:

— Mimo wyjątkowych, niecodziennych wydarzeń nie wolno nam

zapominać o uroczystości. Magdaleno sądzę, że można już kazać

podawać do stołu. Musimy też zawołać dziewczynki. Obawiam się, że

staną się niecierpliwe i pójdą do panny Ewy Marii, a ich sposób

wyrażania uczuć bywa zazwyczaj zbyt hałaśliwy i męczący.

Rippach położył rękę na ramieniu przyjaciela.

— Armin, jestem przekonany, że wszystko będzie dobrze!

Wierzę, że urządzimy huczne podwójne weselisko!

Wieczorem o zwykłej porze, kiedy dziewczynki kładły się spać,

do sypialni przyszła Ewa Maria. Była opanowana. W pokoju zastała

panią von Soltenau. Speszona powiedziała:

background image

— Łaskawa pani, proszę wybaczyć, że dzisiaj zaniedbałam swoje

obowiązki.

Pani domu uśmiechnęła się.

— Proszę się tym nie przejmować, droga Ewo Mario! Czy od

dzisiaj mogę do pani zwracać się w ten sposób? Wiem, że ma pani za

sobą ciężki dzień. Nic dziwnego, że nie była pani w stanie zająć się

dziewczynkami.

— Co jest Ewie Marii? — zawołała Frida wstając z łóżka.

Margit, podchodząc w długiej, białej nocnej koszuli, zapytała:

— Czy nadal boli cię głowa? Czy chcesz tabletkę? Bardzo

pomaga!

Ewa Maria objęła obie dziewczynki.

— Czuję się lepiej, a jutro będę zupełnie zdrowa. A teraz szybko

do łóżek, inaczej możecie się przeziębić.

— Ewo Mario, czy ty płakałaś? Masz takie zaczerwienione

oczy!

— Nie męczcie Ewy Marii. Do łóżek — zawołała energicznie

pani von Soltenau. — Moje drogie dziecko, proszę się zaraz położyć.

Musi pani wypocząć. Jutro porozmawiamy. Proszę mnie traktować jak

matkę. Jeżeli mogę służyć radą, chętnie to uczynię.

— Mamusiu, dlaczego jesteś taka czuła dla Ewy Marii? —

zapytała Margit.

— Czyż nie jestem zawsze dla niej miła? — zaśmiała się pani

von Soltenau.

background image

— Miła? Tak, owszem, jak do wszystkich łudzi. Ale dzisiaj jesteś

wobec niej tak czuła, jak jesteś tylko dla nas i Dory.

— Dzisiaj zawarłam przyjaźń z Ewą Marią, taką jaką zawarłyście

wy, moje kochane. A teraz śpijcie dobrze!

Wyszła z pokoju. Kiedy dziewczyna chciała podążyć za nią,

usłyszała wołanie:

— Ewo Mario!

Odwróciła się i zapytała:

— O co chodzi, kochanie?

— Czy dzisiaj nie usiądziesz przy nas? Mamy wiele do

opowiedzenia! — zawołała Frida.

Ewa Maria chciała być sama, żeby spokojnie zastanowić się nad

swoim losem, jednak zawróciła i usiadła na łóżku Fridy. Z poduszek

podniosła się kędzierzawa główka Margit.

— Jestem ciekawa, co macie mi do powiedzenia! — odezwała się

Ewa Maria obejmując obie siostrzyczki.

— Och, Ewo Mario, jaka szkoda, że nie byłaś na obiedzie! Było

cudownie! Były lody na deser, a potem dostałyśmy po kapeczce

szampana! Piliśmy zdrowie Dory i szwagra Hansa! — szczebiotała

Frida.

Do rozmowy włączyła się Margit:

— Wiesz, był też obcy gość, przyjaciel Hansa! On ma taki piękny

zamek, o jakich nam opowiadasz. Mieszka w Turyngii i zaprosił nas

na lato. Zaraz go zapytałam, czy możesz z nami przyjechać, bo ty

kochasz takie stare zamczyska.

background image

Ewa Maria czuła mocne bicie serca.

— Czy odmówił i nie pozwolił, żebym przyjechała?

— Nie, nie. Ale tak dziwnie na nas patrzył, jak ktoś, kto musi

płakać, ale nie chce tego pokazać. Odpowiedział też jakoś dziwnie:

„Wolę, żeby Ewa Maria wcześniej przybyła do zamku". Ale my

wiemy, że bez nas nie pojedziesz.

— Do lata jest jeszcze sporo czasu. A teraz śpijcie.

— Zaraz zaśniemy. Frido, co obiecałyśmy panu von Leyden?

Zapomniałam!

— Hm! Ach tak, byłybyśmy zapomniały, dobrze, że mi

przypomniałaś. Wiesz, co myśmy obiecały?

— Jestem ciekawa.

— Musiałyśmy obiecać, że wieczorem, kiedy będziemy

odmawiały pacierz, musimy się też pomodlić za niego. Wyobraź

sobie, on ma ładną narzeczoną, którą kocha do szaleństwa, a ona nie

chce przyjechać do zamku, ponieważ gniewa się na niego. Powiedział,

że musimy się tak modlić: „Kochany Boże, każ narzeczonej wujka

szybko wracać do zamku, żeby był tak szczęśliwy, jak szwagier

Hans." Wiesz, zaraz będziemy się modlić, a ty z nami. Szybciej

pomoże!

Słysząc to Ewa Maria nie mogła powstrzymać łez. Dziewczynki

pytały przestraszone:

— Dlaczego płaczesz?

— Czy znowu rozbolała cię głowa?

Otarła łzy i odpowiedziała:

background image

— Nie, nie! Żal mi biednego pana von Leyden. Jego narzeczona

musi być niedobra, ponieważ nie chce pojechać do niego.

— Nie, to nie tak! Myśmy też tak twierdziły, ale pan von Leyden

potrząsał głową i odpowiedział: „Nie, ona jest dobra i szlachetna, ale

ja bardzo ją skrzywdziłem, a teraz ona nie chce wierzyć, że ją

kocham." Ewo Mario, powiedz: jeżeli będziemy się modliły, czy

Bozia pomoże panu von Leyden?

— Tak, moje kochane. Będę się modliła z wami! — rzekła Ewa

Maria.

Modliła się z dziewczynkami, lecz jej modlitwa była

dziękczynieniem.

Wiedziała,

że

to,

co

Armin

powiedział

dziewczynkom, było przeznaczone dla niej. Teraz, kiedy od dzieci

jeszcze raz usłyszała, że Armin ją kocha, powoli zaczęło ustępować

zwątpienie w jego szczerość.

Kiedy później, leżąc w łóżku, zastanawiała się nad wydarzeniami

tego dnia, stale słyszała słowa Armina: „Kocham cię, Ewo Mario! Czy

chcesz zostać moją żoną?" W jej duszy rozległy się słowa: „Tak, chcę,

ponieważ uwierzyłam w twoją miłość."

Następnego dnia Armin odprawił detektywa z drobną sumą

wyjaśniając, że już nie jest potrzebny. Później wysłał telegram do

Burgwerben zapowiadając swój powrót. Hans jeszcze raz próbował go

zatrzymać, lecz Armin stwierdził kategorycznie, że potrzebuje

spokoju, a liczne i huczne przyjęcia raczej go denerwują, niż bawią.

background image

Spadł śnieg. Im bardziej pociąg zbliżał się do Burgwerben, tym

piękniejszy był zimowy krajobraz. Scheveking wybrał się po

dziedzica aż do miasteczka, gdzie zatrzymywały się pociągi

ekspresowe. Padał gęsty śnieg.

— Witam pana dziedzica. Trzeba zobaczyć nasze lasy w szacie

zimowej!

— Dobrze pan zrobił, inspektorze! Od dziecka nie widziałem

takich sań i nie jeździłem do lasu. Z ojcem często wybieraliśmy się na

zimowe przejażdżki. Ale to było dawno temu.

— Czy pan dziedzic chce powozić?

— Nie, nie dzisiaj. Chcę spokojnie nacieszyć się pięknym

zimowym krajobrazem.

— Słusznie! Proszę wsiadać. Przywiozłem kożuchy i futrzane

buty.

— Doskonale.

Ruszyli. Kiedy opuścili miasto, śnieg przestał padać. Drzewa

pokrywały ciężkie czapy, wszędzie królowała nieskazitelna biel.

Jedynym ciemnym pasmem była leniwie płynąca rzeka.

Długo jechali w milczeniu. Wreszcie Armin powiedział:

— Jak tutaj pięknie! Cieszę się, że wróciłem. Czy pan uwierzy,

że tęskniłem za Burgwerben?

— Wierzę panu! Ja również nigdzie nie czuję się tak dobrze, jak

tutaj. Gdy pomyślę, że musiałbym stąd wyjechać, to wolałbym nie

żyć. Tak samo myśli panna Wunderlich. Pod tym względem jest

bardzo mądra.

background image

Armin uśmiechnął się, ponieważ ta dziwna przyjaźń dwojga

starych, wiernych pracowników bawiła go, ale i wzruszała.

— Co powiedziała panna Wunderlich na mój szybki powrót?

Scheveking zaśmiał się i odparł:

— Biega jak łasica mimo swojej tuszy. Gotuje i smaży od

samego rana, tak jakbyśmy mieli zakwaterować cały pułk!

— A pan, czy pan się nie dziwi, że tak szybko wróciłem?

Scheveking kilka razy trzasnął z bicza i po chwili powiedział:

— Pan dziedzic ma swoje powody, że nic nie mówi. Nie jestem

ciekawski jak stara baba. Jeżeli pan dziedzic uzna za stosowne,

dowiem się, o co chodzi.

Armin odwrócił się ku niemu.

— Odnalazłem Ewę Marię w Berlinie.

Scheveking zagwizdał ze zdziwienia, a potem krzyknął:

— Do stu piorunów! Hm! No tak! Na miłość boską, pan chyba

nie uciekł przed dziewczyną?

Armin zaśmiał się i odparł:

— W pewnym sensie tak!

— A co teraz będzie? Przecież pan musi mieć żonę!

— Tak, oczywiście. Ewę Marię albo żadną inną!

— Teraz to już nic nie rozumiem! Dlaczego nie przyjechała z

panem?

— Sama przyjedzie. Nieco później.

— Ale czy to jest pewne? Czy obiecała?

— Nie, ale ja wiem, że przyjedzie.

background image

Scheveking kręcił siwą głową.

— Nie byłbym taki pewny! Do kobiet nie należy mieć zaufania.

— Ale do Ewy Marii tak! Widzi pan, tak bardzo wierzę w

przyjazd Ewy Marii, że zacznę przygotowania do ślubu.

— Hm! No tak! W porządku! Ale co zrobimy z tą starą? Chyba

nie wpuścimy jej do zamku? Musimy ją gdzieś wysłać.

— Oczywiście! Zrobimy to. Proszę zatrzymać konie, kiedy

będziemy przejeżdżali obok domu profesora. Muszę jej powiedzieć,

że trzeba przygotować pokój dla Ewy Marii.

Scheveking milcząc przytakiwał głową. Po pewnym czasie

zatrzymali się przed domem pani Delius, która siedziała przy oknie.

Widok dziedzica przeraził ją, ponieważ była pewna, że przyjechał z

żądaniem, żeby opuściła mieszkanie. Jej nalana twarz zbladła,

podeszła do drzwi i uniżenie witała gościa:

— Co za zaszczyt, drogi panie von Leyden, proszę dalej, proszę

się rozgościć!

Armin poczuł zapach alkoholu.

— Wstąpiłem na chwilę, konie nie mogą stać na mrozie. Proszę

przygotować pokój dla Ewy Marii. Wkrótce wróci do domu.

Pani Delius zachwiała się i łapiąc się za krzesło zawołała:

— O mój Boże! Znalazł pan moje biedne dziecko? A więc

wszystko w porządeczku! Ojejku, z radości mam zawroty głowy!

Wreszcie dobra nowina, panie von Leyden! Pan nie wie, jak ja cierpię,

jestem bardzo chora.

Armin z trudem ukrywał odrazę.

background image

— Powinna pani wyjechać na leczenie. Zaraz po powrocie Ewy

Marii weźmiemy ślub i wtedy już nic i nikt nie będzie pani tutaj

zatrzymywał. Nasza umowa jest nadal ważna. Żegnam panią!

— Oczywiście, oczywiście! Moje drogie dziecko wraca do domu!

Żegnam pana, drogi panie von Leyden!

Armin wsiadł do sań i zapytał inspektora.

— Czy pan zauważył że ta kobieta pije?

— Tak, proszę pana. Ta kobieta ma chyba wszystkie możliwe

przywary. Mój przyjaciel profesor kiedyś dawno temu szczerze

rozmawiał ze mną. Jego druga żona zaczęła pić, gdy wyszła za mąż i

tak przepuściła cały majątek. Szybko, minęła jej uroda. Profesora

wpędziła do grobu bardziej zgryzota niż choroba.

Armin westchnął.

— Biedna Ewa Maria! Ile musiała wycierpieć. Nie dziwię się, że

nie chce mieszkać z macochą pod jednym dachem.

— Dziewczyna musiała ojcu dać słowo, że po jego śmierci

wyprowadzi się od macochy i że nie będzie miała z nią żadnych

kontaktów. Ale proszę pana dziedzica, nie pozwólmy, żeby nam ta

wiedźma popsuła nastrój. Świat jest taki piękny! Oto i nasz zamek.

Dillenbergen z całą pewnością zadbał o ciepłe pokoje, a panna

Wunderlich o dobrą kolację.

Kilkanaście minut później zajechali przed główne wejście zamku.

Kiedy zdjęli futra i zimowe buty, Scheveking poszedł do kuchni i

zapukał do drzwi. Panna Wunderlich stanęła na progu:

— O co chodzi, inspektorze?

background image

— No, jesteśmy! Szybko podawać kolację, pan dziedzic jest

głodny!

Podparłszy się pod boki zawołała:

— Co pan sobie wyobraża? Proszę się nie wtrącać do moich

kuchennych spraw! Ja też nie interesuję się pańskimi stajniami i

oborami! Do stołu już dawno podano, a jeżeli pan się nie pospieszy,

nic pan nie dostanie. Tylko niech pan nie je zbyt dużo kapusty. Będzie

pana gniotło w żołądku!

— W takim razie napiję się nalewki. Pani przecież lubi, kiedy

chwalę tę wspaniałą ziołową nalewkę!

— Z pana to stary niedźwiedź!

— A pani jest młodym szaraczkiem, panno Wunderlich!

Zatrzasnęła drzwi i podeszła do kredensu. Wyjęła butelkę z

nalewką, podniosła ją i patrząc pod światło szepnęła sama do siebie:

„Na dzisiaj starczy — jutro muszę otworzyć następną."

Od rozmowy Armina z Ewą Marią minęło czternaście dni.

Sytuacja dziewczyny w domu państwa von Soltenau była teraz

zupełnie inna. Dora okazywała jej przyjaźń, pan domu traktował z

ojcowską czułością, a dziewczynki nie opuszczały swojej

wychowawczyni, ponieważ ku nieopisanej rozpaczy dowiedziały się o

jej rychłym wyjeździe.

Między panią von Soltenau i Ewą Marią zrodziła się serdeczna

więź. Mądra i doświadczona Magdalena umiała zdobyć zaufanie

dziewczyny, a matczyna troska, jaką ją otaczała, spowodowała, że

background image

Ewa Maria otworzyła przed nią swoje serce. Opowiedziała, co

przeżywała po śmierci matki. Opisała rozczarowanie zachowywaniem

i nawykami macochy, utratę majątku i śmierć ukochanego ojca.

Wreszcie szczerze wyznała uczucia, jakie żywiła do Armina i

powód ucieczki z Burgwerben. Pani von Soltenau umiała przekonać

Ewę Marię, że powinna zaufać Arminowi, który z całą pewnością

szczerze ją kocha.

Postanowiła wrócić do zamku dopiero wtedy, kiedy państwo von

Soltenau znajdą nową odpowiednią wychowawczynię dla swoich

dziewczynek. Kiedy Dora mówiła, że Armin z niepokojem czeka na

jej przybycie, rumieniła się i odpowiedziała:

— Jeżeli mnie tak kocha, jak ja jego, nie powinien się niepokoić,

ponieważ wie, że przyjadę.

Taką odpowiedź otrzymywał również Hans, który codziennie

przychodził odwiedzać narzeczoną i ponaglał Ewę Marię do wyjazdu.

Oczywiście nie omieszkał zawiadomić swojego przyjaciela, że powrót

Ewy Marii to tylko kwestia czasu.

Frida i Margit dowiedziały się, kto jest tajemniczą „narzeczoną

wujka Leydena". Radości nie było końca. Skakały, krzyczały i stale

od nowa prosiły, żeby Ewa Maria opowiadała o zamku Burgwerben.

Ustalono, że wakacje będą spędzały w Turyngii, w „bajecznym

zamczysku", a Hans prosił o zarezerwowanie dla siebie i Dory

„kwaterunku" na dwa letnie miesiące.

background image

Armin polecił pani Delius żeby natychmiast dała znać do zamku

jeśli przyjedzie Ewa Maria. Bez względu na to codziennie

przyjeżdżał, żeby osobiście zasięgać informacji. Nadal była piękna,

zimowa pogoda. Spadło więcej śniegu i Armin korzystał z sanny.

Jechał przez las. Panowała cisza, słychać było tylko lekki dźwięk

dzwoneczków na uprzęży siwków. Rozglądał się podziwiając stary las

pod ciężką, białą pokrywą. Puścił lejce, konie szły stępa.

Wtem ujrzał w dali postać powoli kroczącą po zaśnieżonej

drodze. Wstał i patrzył. Po chwili złapał lejce i sanie szybko ruszyły.

Podjechał, zatrzymał konie i wyskoczył: przed nim stała Ewa Maria.

Nic nie mówiąc pozwoliła się objąć i całować...

Długo rozmawiali ciesząc się ze spotkania i odnalezionego

szczęścia. Wreszcie Armin zawołał:

— Ależ ze mnie egoista, stoimy na mrozie, a w saniach są

futrzane derki!

— Nie czuję chłodu, jest mi bardzo dobrze! Zostańmy jeszcze w

lesie!

— Nie, kochanie, teraz pojedziemy do wsi, do księdza, muszę

dać na zapowiedzi! Pragnę jak najszybciej mieć panią na zamku.

Dłużej nie wytrzymam!

Ewa Maria uśmiechnęła się nie sprzeciwiając się woli

narzeczonego.

Cztery tygodnie później, w pierwszych dniach stycznia, w małym

wiejskim kościółku odbył się ślub Armina i Ewy Marii. Świadkami

byli Scheveking i Rippach. Uroczystość była cicha, lecz wzruszająca.

background image

Armin celowo nikogo nie zapraszał — chciał Ewie Marii

zaoszczędzić upokorzeń związanych z obecnością macochy. Pani

Delius następnego dnia wyjechała do Drezna. Osiadła tam na stałe.

Państwo von Soltenau przysłali serdeczne gratulacje. Rozumieli

postępowanie Armina. Młode małżeństwo zaproszono na ślub Dory,

który zaplanowano na Wielkanoc. Kiedy po uroczystości Armin

przywiózł żonę do zamku, prowadząc Ewę Marię wzruszony

powiedział:

— Kochana żono, oby w tym domu panowało wyłącznie

szczęście i radość! Niech Bóg pobłogosławi twój pobyt w zamku

Burgwerben.

— Arminie, tam gdzie jesteś ty, tam moje szczęście!

Tego wyjątkowego dnia panna Wunderlich i Scheveking nie

kłócili się i nie robili sobie wymówek. Kiedy zobaczyli, że nowy

dziedzic i jego żona idą w kierunku cmentarza, a Ewa Maria niesie

ślubny bukiet na grób Fryderyka von Leyden, ochmistrzyni cicho

zapłakała. Wzruszony inspektor po raz pierwszy widział łzy

spływające po policzkach panny Wunderlich. Nagle też poczuł ucisk

w dołku i drżącym głosem poprosił o dwa kieliszki nalewki.

Ale już następnego dnia odzywali się do siebie w zwykły,

zadziorny sposób. Ich kłótnie wynikały wyłącznie z jednego powodu:

każdy z dwojga staruszków twierdził, że bardziej niż drugie raduje się

szczęściem pana i jego młodej żony! Pod tym względem nigdy nie

mogli dojść do porozumienia.

background image

W letnich miesiącach na zamku było gwarno i wesoło. Margit i

Frida hasały po parku, a Dora i Hans bawili tam po kilka tygodni.

Ponieważ Armin i Ewa Maria złożyli wizyty w sąsiednich majątkach,

w zamku często bywali goście. Oczywiście nie zabrakło również

wizyt państwa von Soltenau.

W starym zamku zapanowało szczęście i spokój. Zmarły dziedzic

dziwacznym testamentem przepędził złe duchy, które pojawiły się w

dniu, kiedy dręczony wyrzutami sumienia, zamieszkał w Burgwerben.

Armin i Ewa Maria czcili pamięć zmarłego podobnie jak dwójka

staruszków, Scheveking i panna Wunderlich, którzy głęboko szanując

nowego pana nigdy nie zapominali o dawnym dziedzicu.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Courths Mahler Jadwiga Kłopotliwa scheda
Courths Mahler Jadwiga Kłopotliwa scheda
Courths Mahler Jadwiga Wojenna zona
Courths Mahler Jadwiga Dzieci szczęścia
Courths Mahler Jadwiga Gdyby życzenia zabijały
Courths Mahler Jadwiga I będę ci wierna aż do śmierci
Courths Mahler Jadwiga Zagadka w jej życiu
Courths Mahler Jadwiga Odzyskany Klejnot
Courths Mahler Jadwiga Tajemnica rubinowego pierścienia (Zbrodnia na zamku Truenfelds)(Gryzelda)
Courths Mahler Jadwiga Sprzedane dusze
Courths Mahler Jadwiga Zareczynowy naszyjnik
Courths Mahler Jadwiga Zakładniczka
Courths Mahler Jadwiga Miłosne wyznanie doktora Rodena
Courths Mahler Jadwiga Przez cierpienie do szczęścia
Courths Mahler Jadwiga Czarodziejskie ręce

więcej podobnych podstron