1
1
1
1
„Sila przeznaczenia”
„Sila przeznaczenia”
„Sila przeznaczenia”
„Sila przeznaczenia”
By BonyNight
By BonyNight
By BonyNight
By BonyNight
Ala & Klaudia
Ala & Klaudia
Ala & Klaudia
Ala & Klaudia
Spis tresci:
Prolog … strona 2
Rozdział 1 … strona 3
Rozdział 2 … strona 9
Rozdział 3 … strona 21
Rozdział 4 … strona 29
Rozdział 5 … strona 39
Rozdział 6 … strona 47
Rozdział 7 … strona 62
2
2
2
2
Prolog
Wiatr uderzający w twarz, gałęzie raniące skórę, deszcz który moczy.
Biegłam… To był najlepszy sposób by wyrazić moje emocje.
Żal... smutek, rozpacz? Tak, zamykałam się w tym świecie od 119 lat.
Niektórzy po prostu otworzą oczy i nie oglądają się wstecz, ale to nie ja.
Na zewnątrz jestem twardą, niezniszczalną, samowystarczalną Bellą Swan,
lecz w środku jestem krucha jak listek na wietrze i dlatego kocham ten
pęd. Łzy cisnące się do oczu jakby chciały wydostać się na powierzchnię,
lecz dziś nie pozwolę na to - od dziś jestem inna Bellą, Bellą która już nigdy
nie odwróci się wstecz, która zapomni o wszystkim co bolesne. Nowa ja jest
mocniejsza. I taka pozostanie.
Teraz zrobię to, co zrobić muszę, co jest mi niezbędne do życia… krew!
Już z daleka wyczuwam jelenie. Ruszam za nimi w pościg jak kot, jak lew…
jak … wampir.
Dziś długo bawię się ze swoja ofiarą… Pocieram kłami jej szyje, a w miejscu
tętnicy lekko przyciskam. Zwierze wierzga nogami, rzuca się. Moje ubranie
jest już w strzępach, ale to nie czas by o tym myśleć. Niech cierpi tak jak ja
cierpiałam… Gdy w końcu zanurzam kły w cieplutkiej szyjce i robie
pierwszy łyk tego wartościowego napoju, moje ciało robi się cieplejsze, a
ja silna. Słyszę ostatni oddech zwierzęcia, ostatnie uderzenie jego serca…
Tak tęsknego uderzenia… I Ten krzyk by utrzymać się przy życiu ciągle
dźwięczy mi w uszach.
Po skończonym posiłku biegnę razem z wiatrem jakbyśmy współgrali ze
sobą.. Biegnę do mojego miejsca na ziemi. Biegnę nad mój strumyk
1
.
Siadam zawszę na pniu porośniętym mchem i myślę jak wykonać moje
kolejne zadanie…
Nasuwają się pytania czy to jest moje powołanie? Czy dlatego zostałam
tym stworzeniem by być tą złą? Na te pytania nigdy nie znajdę
odpowiedzi, ale mój strumyk nadal będzie płynąć….
1
Zdjęcie w folderze dodatki.
3
3
3
3
ROZDZIAŁ 1
Bella
Poranek był dziwnie mroczny.
Mgła unosiła się delikatnie nad ziemia, co sprawiało, że wszystko
wydawało się jeszcze bardziej złowieszcze.
Miałam przeczucie, że dzisiejszy dzień zapamiętam na długo. Nie miałam
pojęcia dlaczego. Po prostu tak czułam.
Czego ja się bałam? Jestem przecież wampirem. To mnie powinni się
wszyscy bać. Jednak i tak coś nie dawało mi spokoju.
Przestań! Masz dzisiaj kolejne zlecenie do wykonania. Wszystko będzie ok.!
– powiedziałam sama sobie w myślach.
Ostatni raz przejrzałam się w lustrze. Moje gęste, ciemne włosy i złote oczy
odbijały się od śnieżno białej skóry.
Poprawiłam szminkę na ustach i wyszłam w deszcz. Krople spływały po
mojej twarzy.
Teraz myślałam tylko o tym co muszę zrobić. A muszę zakończyć kolejny
żywot. Kolejny raz mam zabić. Przeszłam przez tłum ludzi próbując nie
zwracać na siebie uwagi. Moim celem było mieszkanie oddalone o dwie
przecznice. Z tego co wiedziałam Oliver – wampir, którego miałam dzisiaj
zabić - był sam. Zawsze starałam się unikać walki z kilkoma przeciwnikami.
Bo to utrudniało tylko moje zadanie.
Po chwili byłam na miejscu.
Miałam przed sobą zwykły mały domek. Był trochę zaniedbany. Wokół
rosły jakiś krzewy i pełno chwastów. Poczekałam chwilę przed podejściem
bliżej. Na szczęście wyczuwałam tylko jednego przedstawiciela mojej rasy.
Walka gdy jest ich więcej jest bardziej ryzykowna.
Zadzwoniłam do drzwi. Po sekundzie były już otwarte.
W wejściu zobaczyłam mój cel. Wyglądał na czterdziestkę. W
rzeczywistości miał pewnie wiele więcej. Jego blond włosy bardzo się
4
4
4
4
odróżniały od wyraźnych rys twarzy. Jako, że był wampirem nie mógł być
brzydki, ale na mnie nie robił wrażenia. Wyglądał przyzwoicie.
Mógł podobać się kobietom, zwłaszcza ludzkim. Ubrany był zwyczajnie.
Prosta koszula i dżinsy.
- Dzień dobry.
- Dla Ciebie nie jest wcale taki dobry – odpowiedziałam i rzuciłam się na
swoją ofiarę.
Nigdy nie używałam swojego daru jeśli wiedziałam, że mój przeciwnik
żadnego nie posiada. Uważałam, że miałabym wtedy za dużą przewagę,
a lubiłam się trochę pomęczyć z ofiarą.
Jednak on miał naprawdę dobry refleks, nawet jak na wampira.
Zablokował mój cios i rzucił mną o ścianę. Szybko wstałam i wyciągnęłam
nóż. Okazało się że mój przeciwnik też jest uzbrojony. Czyżby się
spodziewał, że ktoś będzie próbował go zabić? Jego nóż lekko zalśnił w
świetle.
Rzuciłam się na niego. Szybko, nie dając mu szansy na unik. Przewróciłam
go na ziemie i próbowałam unieruchomić go, a potem wbić nóż w jego
serce. Nagle poczułam silny ból w prawym ramieniu. To Oliver wbił mi w
nie nóż. Zrzucił mnie z siebie. Zaatakowałam kolejny raz. Tym razem jeszcze
bardziej zdecydowanie.
Po małej szamotaninie udało mi się wbić nóż w jego serce, ale nie
zdążyłam go przekręcić bo coś odepchnęło mnie od niego.
Okazało się, że nie coś tylko ktoś.
Teraz miałam już dwóch przeciwników. Jeden co prawda był
unieruchomiony, ale ja byłam ranna. Ten drugi rzucił się na mnie.
Wywinęłam mu się. „Tańczyliśmy” wokół siebie. Szukaliśmy słabych
punktów, nie atakowaliśmy. Nikt nie chciał popełnić błędu. Postanowiłam
zaryzykować. Niestety on był szybszy i znowu dostałam w prawe ramię.
Odskoczyłam od niego, ale tym razem to on zaczął atakować. Złapał
mnie, rzucił na podłogę i usiadł na mnie okrakiem. Najgorsze, że miał w
dłoni nóż.
- Szkoda mi ciebie zabijać, bo jesteś bardzo śliczna. No, ale cóż. Żegnaj
ślicznotko. – to krótkie przemówienie było jego błędem.
5
5
5
5
Z całej siły odepchnęłam go od siebie i teraz to ja siedziałam na nim. Nie
przedłużałam już. Wbiłam w niego nóż i przekręciłam. To samo zrobiłam z
nożem w sercu Olivera.
Moje ramię już zaczynało się goić. Bolało jako cholera. Poszłam do łazienki
i doprowadziłam się do jako takiego porządku. Moje włosy i tak były w
kompletnym nieładzie i wyglądały okropnie. Udało mi się tylko zmyć ślady
krwi.
W czasie mojej walki przestało padać, ale niebo wciąż było zachmurzone.
Wyszłam.
Sama nie wiedziałam gdzie mam iść. Na pewno nie chciałam wrócić do
domu. Szłam po prostu przed siebie.
Nagle ktoś zaczął mnie zatrzymywać. Poczułam czyjeś pocałunki.
- Proszę ugryź mnie! – Jakaś kobieta złapała mnie za ręce i zaczęła mnie
prosić.
- Nie rozumiem o co pani chodzi. – kolejny raz mnie pocałowała. Może
myślała, że mnie tym podnieci czy coś. W każdym razie jej nie wyszło.
- Już nie udawaj. Też chce być taka jak ty. Ugryź mnie!
- Chyba pani odbiło. Nie wiem o co chodzi. Spieszę się. Żegnam – tym
razem odpowiedziałam jej już nieco groźniejszym tonem i odeszłam. Nie
patrzyłam za siebie chociaż słyszałam, że jeszcze do mnie woła.
Jak to możliwe? Czy ludzie o nas wiedzą? Nie, na pewno nie. Przecież
wszyscy bardzo uważamy, ukrywamy się. Jeśliby wiedzieli to próbowaliby
nas wytępić prawda? A przecież nikt nie próbuję. Nikt nas nie szuka. To
pewnie była jakaś wariatka albo narkomanka. Może po prostu naczytała
się za dużo bzdurnych książek i teraz w każdym widzi wampira. Tak, na
pewno tak. Ludzie nigdy nie uwierzą, że wampiry istnieją. Mimo to, że
przecież żyjemy wokół nich. Ale tak jest lepiej. Nie wiadomo co by się stało
gdyby się dowiedzieli.
Nie myśl już o tym. To zwykła głupota – skarciłam się w myślach.
Chwilę później zmieniłam tor moich myśli.
Zastanawiałam się na swoim życiem.
6
6
6
6
Niosłam śmierć.
Bo właśnie tak wyglądała moja egzystencja. Byłam płatnym mordercą, a
dzisiaj o mało sama nie zginęłam. Jak zwykle doszłam do mojego
kochanego strumyka. Usiadłam nad brzegiem.
Słyszałam serca zwierząt w lesie i zaczynałam wspominać jak to było gdy
moje własne jeszcze biło.
Byłam wtedy taka szczęśliwa. Nie miałam problemów. Wzorowa
uczennica. Wspaniali rodzice. Moja mama była śliczna i zgrabna. Miała
piękne długie, ciemne włosy i zielone oczy. Wiedziałam, że podobała się
facetom, ale ona bezgranicznie kochała mojego ojca. Zresztą on był
również bardzo przystojny. Gdy byłam człowiekiem miałam po nim
niebieskie oczy. Byli najbardziej zgodnym małżeństwem jakie znałam. Ja i
moja siostra byliśmy dla nich najważniejsze. Moja siostra. Młodsza
siostrzyczka. Była strasznie podobna do mamy. Ile razy jej dokuczałam. Ile
razy ona skarżyła na mnie. Lubiła mnie naśladować. Wtedy trochę mnie to
śmieszyło, a nawet czasami denerwowało. Mimo wszystko uwielbiałam się
z nią bawić, a później rozmawiać o tym co nam się przydarzyło.
Oddałabym wszystko, żeby znowu z nimi być. Żeby przeżyć z nimi swoje
całe ludzkie życie. Płakać i śmiać się przy nich. Ile razy byłam na nich zła,
kłóciłam się, mówiłam że ich nienawidzę. A przecież ja ich kochałam
najmocniej na świecie. Byli dla mnie wszystkim, a teraz nie mam już
niczego.
Pamiętam wspólne kolacje. Pamiętam wszystko chodź nigdy tego nie
wspominałam. Bałam się bólu. Pamiętam, że kiedyś sama chciałam
stworzyć taką rodzinę.
Krwawe łzy zaczęły spływać po moim policzku. Po raz pierwszy pozwoliłam
sobie na chwile słabości. Ten jedyny raz znów wróciłam do tego co było
dawno.
A teraz?
Teraz to już nie ma sensu.
Ja po prostu nie jestem w stanie być z kimś. Ja jestem śmiercią.
Uśmierciłam chyba też swoje uczucia.
No bo jak to możliwe, że przez tyle lat ani razu nie poczułam wyrzutów
sumienia? Jak to możliwe, że nigdy nie zastanawiałam się nad tym?
7
7
7
7
To proste. Stałam się potworem. I nawet nie chodzi o to, że jestem
wampirem. Ja jestem potworem tam w środku.
Jeszcze gorszy niż w tych bajkach które opowiadał mi tata na dobranoc. I
przede wszystkim nie ma żadnego księcia, który mnie uratuje.
Muszę z tym skończyć. To był ostatni raz, ostatnie moje zlecenie. Już nigdy
nie będę zabijać dla pieniędzy. Nigdy. – postanawiam i mam nadzieję, że
dotrzymam słowa.
Nie pozostaje mi nic innego jak pożegnać się z tym miejscem i zacząć
wszystko od nowa. Może teraz pójdzie mi lepiej.
- Żegnaj mój kochany strumyku. Mój przyjacielu. Mam nadzieję, że teraz
wszystko się zmieni.
Kolejna łza spłynęła po moim policzku.
Poszłam dalej. Nie chciałam patrzeć już na ten strumyk. Chciałam być
gdzieś indziej. Zaczęłam biec. Zawsze bardzo uwielbiałam biegać. To była
dla mnie najlepsza strona bycia wampirem. W czasie biegu naprawdę
czułam się wolna.
Kolejne wspomnienie. Dzieciństwo. Bawiłam się z siostrą w berka. Mama i
tata przyłączyli się do nas. Bawiliśmy się tak bardzo długo. Pamiętam jak
tata gonił mamę. Złapał ją i objął, a ona uśmiechnęła się i spojrzała w
jego oczy z ogromną miłością. Śmialiśmy się całe popołudnie. Często
wracałam do tego dnia gdy jeszcze byłam człowiekiem. A przecież tyle
razy razem się bawiliśmy, tyle czasu spędzaliśmy razem. Jednak ten dzień
był wyjątkowy i sama nie potrafię określić dlaczego.
Po chwili przed oczami miałam już kolejny obraz.
Przygotowywałam się na bal. Na mój pierwszy. Moje siostra narzekała, że
tez by chciała iść. Mama pomagała mi się przygotować. Razem z nimi
wybierałam sukienkę. Nie mogłam doczekać się przyjęcia. Gdy
pokazałam się tacie był zachwycony. Widziałam, że bardzo mu się
podobało jak wyglądam. A ja byłam w siódmym niebie. Pożegnałam się z
wszystkimi i wyszłam. Jeszcze w drzwiach ucałowałam siostrzyczkę.
Ale jak wrócić do tamtych dni? Jak znowu być szczęśliwą? Jak stworzyć
rodzinę?
Nie udało mi się to gdy byłam człowiekiem. Nie zdążyłam. Więc jak mam
to zrobić teraz, kiedy nikomu nie ufam? Kiedy nie mam żadnych uczuć?
Kiedy nie mam duszy?
8
8
8
8
Poczułam ból i to nie w moim prawy ramieniu tylko tam gdzie powinno
być moje serce. Jeśli w ogóle je miałam. Nie byłam tego pewna.
Dobiegłam sama nie wiem gdzie. Nie zwracałam na to uwagi. Znalazłam
polanę i położyłam się. Zamknęłam oczy i nie myślałam o niczym.
Po chwili usiadłam i rozejrzałam się.
Wokół mnie było pełno zieleni. Symetryczna polanka. Wyglądała jak z
widokówki. Była idealna. Słońce przebijało się przez chmury. Pełno
kolorowych kwiatów i różnych owadów. Tętniła życiem. Drzewa wokół
sprawiały, że była intymna, skryta. Doskonała do rozmyślań. Tutaj nic nie
mogło zachwiać spokoju. Wydawała się stworzona dla mnie. Jakby ją
sobie wymarzyła. Jak to możliwe, że ja byłam w takim pięknym miejscu.
Znów słyszałam serca zwierząt wokół. To dla mnie bardzo dobre miejsce,
żeby się pożywić, ale teraz nie miałam na to ochoty.
Teraz chciałam czuć się znowu człowiekiem. Tak bardzo chciałabym być
tutaj z rodzicami i siostrą…
Od autorek:
Przepraszamy bardzo za taki długi czas oczekiwania, ale miałyśmy małe
problemy.
Od tego chap’u będziemy informować tylko tych, którzy zostawią nam
komentarz pod plikiem.
Pozdrawiamy ☺
☺
☺
☺
Ala & Klaudia
9
9
9
9
ROZDZIAŁ 2
Bella
Czując palący głód w gardle podniosłam się ciągle kręcąc głową na
wspomnienie myśli krążących po niej.. Ehhh… Gdyby świat był inny,
piękniejszy.. Lepszy..
Nie czekałam dłużej i nie zawracałam sobie głowy `błahostkami`
Taa gdyby to były tylko błahostki!
Zamknij się! Cicho warknęłam na siebie i ruszyłam pędem kierując się
instynktem. Wyczuwałam w powietrzu kilka dorodnych pum hmm i ten ich
zapach. Nie trzeba było długo biec bo za kilkoma drzewami dostrzegłam
je. Pożerały swoją ofiarę, a resztki chowały za częściami roślin
2
..
Teraz to wy moje miłe zostaniecie moim pożywieniem i uwierzcie nie będę
was chować ‘na później’.
Zaczaiłam się na skraju lasu i patrzyłam na nie.
Walczą o przetrwanie tak jak wampiry, tak jak ja. – myślałam zachodząc w
głowę skąd tu się wzięły pumy? Przecież one najczęściej występują w
Ameryce. Przyleciały tu helikopterem czy jak?
Oh Bello.. Bello.. – Musiałam skarcić się w myślach bo co ja wyprawiałam?
Użalałam się nad pumami które i tak będą moim pożywieniem.
Dosyć tego! Wysunęłam się z linii drzew wchodząc na skraj polanki.
Wyczuły mnie od razu. Wszystko działo się tak szybko, a chciałam to
jeszcze przedłużyć zrobić coś, by poprawić sobie humor – zabawić się.
Rzuciłam się w pościg za największą i najsilniejszą za razem pumą.
Jej dałam uciekać, lecz innym – nie.
Użyłam ‘mojego’ daru by zatrzymać te zwierzęta. Stały jak skamieniałe ..
2
Puma
małe ofiary zjada natychmiast, podczas gdy pozostałości większych zdobyczy chowa maskując
je częściami roślin. Źródło: wikipedia
10
10
10
10
Zawsze mnie bawiły te rozbiegane oczy, bijące szybciej serca które
pompowały od razu więcej cieplutkiej krwi…
Ah! Tak krew! Przez te moje zasrane myślenie mój obiadek mi ucieka!
Agrr… - zgrzytnęłam zębami i ruszyłam w pogoń.
Lotem błyskawicy dopędziłam ją no i nie bawiąc się w kotka i myszkę
zatopiłam kły w pulsującej życiem tętnicy..
Kilka łyków i czułam jak puma zaczyna słabiej drapać moją skórę, która i
tak w mgnieniu oka się regenerowała.
Ostatni oddech ostatnie uderzenie serca i wiotkie ciało zwierzęcia leżało u
moich stóp.
Koniec zabawy ryknęłam i ruszyłam do skamieniałych zwierząt.
Gdy zatapiałam kły w trzeciej już szyjce z kolei - zobaczyłam ich….
Zdążyłam jedynie przywrócić do życia zastygłe ciała zwierząt które od razu
w popłochu uciekły.
Moja trzecia ofiara na ten widok wymknęła mi się z pazurów i z impetem
uderzyła o ziemie rozpryskując wszędzie krew która zabrudziła cała moją
twarz i co najważniejsze…. Zasłoniła mi widok na nich….
11
11
11
11
Edward
Gdy moja szalona rodzinka poszła na wycieczkę. Taak wycieczkę. Oni
zawsze chodzą co dwa – trzy dni na wycieczki. No oczywiście nie wszyscy
na raz. Wymieniają się He He…
Czemu ja z nimi nie chodzę?
Kiedyś poszliśmy wszyscy… To było jakieś 2 lata temu gdy miałem 16 lat..
Wyprowadzili mnie do jakiegoś lasu. Szliśmy przez 3 godziny w jedną stronę
i z powrotem jeszcze dłuższą trasą wracaliśmy.. Byłem wykończony
padnięty i nie czułem po prostu nóg! A najdziwniejsze jest to, że co jakieś
pół godziny znikała gdzieś jedna osoba pod pretekstem ‘jestem zmęczona
muszę usiąść’ Taaa… A mi to nawet na minutę nie kazali odpocząć..
Ale tak to już jest z tą moją rodzinką. Przyzwyczaiłem się że są szaleni i
nieobliczalni :).. – Oczywiście w dobrym znaczeniu!!
Wyłączyłem mojego najnowszego laptopa – Z tym nigdy nie było
problemu..
I poszedłem do kuchni po zimną colę.
Cola.. Mój ulubiony napój… Mój i mojego brata – Emma..
Ten to może jej tyle wypić i nic! Nie czuje się pełny jak beczka, normalnie
zero reakcji..
Wróciłem do salonu i usiadłem na kanapie. Nie wiedząc kiedy znów
napłynęły do mnie te myśli. Odpycham je codziennie. Powoli już blakną.
Ale ciągle mam uczucie jakby to było dziś. Tamten dzień był taki odległy…
A tak bliski….
3 Lata temu
3 Lata temu
3 Lata temu
3 Lata temu
Miałem sen.
Śnił mi się mój dziadek. Jak zwykle mówiąc tym swoim donośnym,
przyprawiającym o dreszcze głosem.
Bałem się , zawsze się bałem…
Jego wzrok jakby świdrował mnie na wskroś, przebijał i wbijał się głęboko
całkowicie pozbawiając mnie tchu.
Ubrany był jak zwykle w swoją koszule w ciemną kratę i długi płaszcz w
kolorze zgniłej zieleni i w jeansy. A nogi… Boże! Nogi miał zadrapane,
posiniaczone, a palce… fuuj! .. zmiażdżone! Szybko odwróciłem wzrok
czując jak żółć podchodzi mi do gardła.
12
12
12
12
Gdy się już pozbierałem on lekko skinął na mnie głową, szorstko
pociągając nosem.
Podszedłem bliżej ciągnąc butami. Po moim ciele przeszły ogromne
dreszcze. Teraz to już wiem że to były dreszcze spowodowane jego zimnym
ciałem…
-Taaaak… On był trupem!!
Odezwał się pierwszy mówiąc z lekkim francuskim akcentem:
- Edwardzie Twoja babka Cię pozdrawia – powiedział zaciskając dłonie w
pięści tak, że paznokcie wbiły mu się w skórę i poczułem ten słodki
zapach…. Zapach którego do tego czasu nie mogę zidentyfikować.
Był tak słodki, że nie mogłem powstrzymać ślinki, która napływała mi do
ust.
Czułem podniecenie na całym ciele, krew zbierającą się w to jedne
intymne miejsce – to już nabrzmiałe miejsce. I wtedy usłyszałem:
-A jednak! Nie! Mój drogi wnuk! Boże powiedz że to nie prawda!
-Zaraz, zaraz! – wykrzyczałem mu w twarz dziwiąc się swoim ostrym tonem.
- O czym ty mówisz dziadku? – dodałem i spojrzałem mu ostro w twarz
ciesząc się że mi się to udało.
Po jego minie wywnioskowałem że on nic nie powiedział, był zdziwiony.
Dugo wpatrywał się w moje oczy, aż po chwili jego tęczówki zrobiły się
czerwone. To wtedy poczułem ten ból i mnóstwo myśli, które wwiercały się
w moją czaszkę powodując ostre kłucie.
Obudziłem się z krzykiem na ustach. Byłem tak spocony, że marzyłem tylko
o chłodnym prysznicu.
- Nic mi nie zepsuje humoru – powiedziałem gdy orzeźwiony wyszedłem
spod kabiny.
Ten dzień był moim najgorszym dniem życia. Mieliśmy wybrać się do
Phoenix.
Wybiegłem pierwszy z domu i zająłem miejsce w naszym samochodzie
Audi S3 Quattro
3
w kolorze srebrnym. Był on moim marzeniem. Po wielu
namowach tata spełnił moje ‘życzenie’. Zajmował honorowe miejsce w
naszym garażu… Był świetny.
3
Zdjęcie w folderze dodatki
13
13
13
13
Poklepałem moją młodsza siostrę- Sarah po głowie i dałem jej ulubionego
misia. Miała 8 lat. Była ode mnie młodsza o 7, a kochałem ją jak głupi.
Ruszyliśmy w podróż. Wybieraliśmy się do ZOO w Phoenix. W radiu leciała
piosenka Enda – Only if.
- Daleko jeszcze? – ciągle dopytywała się mała Sarah, którą próbowałem
rozbawić bądź zaciekawić różnymi mijanymi wytworami natury.
Rodzice złapali się za ręce i wychylili się do siebie by dać sobie gorącego
buziaka – nie miałem im tego za złe. Byli dobrymi rodzicami a małe
czułości wcale mi nie przeszkadzały.
Nikt się nie spodziewał tego co się za chwilę wydarzyło…
Nie było żadnego znaku ostrzegawczego, żadnego snu, żadnego
przeczucia….
Z nad przeciwka prosto na nas jechała rozpędzona ciężarówka. Nie
mieliśmy szans na ucieczkę. Wszyscy krzyczeliśmy…
Do dziś mam uczucie że słyszę ten krzyk mojej siostrzyczki, mojej małej
Sarah.
Jeszcze uczucie silnego wstrząsu… A potem tylko ciemność…
Miałem przebłyski świadomości.. Widziałem Sarah miała całą główkę
zakrwawioną a po twarzy skapywała jej krew. Chciałem wyciągnąć do
niej rękę ale nie mogłem się poruszyć. Widziałem jak otwarła oczka i jej
usteczka ułożyły się w literkę E…
Chciała powiedzieć moje imię? Później lekko się uśmiechnęła i zamknęła
oczka. – Niech odpoczywa – to było moja pierwsza myśl.
Znowu ciemność…
-Proszę wezwać karetkę ….
-Tak… Nie….
- Zderzenie z tirem. Samochód zmasakrowany. W środku cztery osoby.
-…….
-Najprawdopodobniej trzy osoby nie żyją, jedna – w ciężkim stanie
-…
-Tak, proszę o szybki przyjazd.
COOOO?? Co on kurwa powiedział??!!
Jakie kurwa trzy osoby nie żyją? Przecież moja mała siostrzyczka przed
chwilą się do mnie uśmiechała!! Boże!! NIEEEE!!!
Moja…. Mała…. Sarah!!!!
14
14
14
14
Czemu mi to robisz!?
Chciałem umrzeć razem z nimi! Co ja wygaduje? Oni żyją!
Z mojej piersi wydarł się głuchy odgłos.
Dusiłem się! Do moich płuc docierało coraz mniej powietrza… Po twarzy
leciało coraz więcej łez mieszanych z krwią..
Traciłem świadomość….
***
Wszędzie światło… Jasne światło…
Auuuć! Moje oczy!!! Co do cho….
Światło zgasło…. Tam było pięknie!
Aż chciało się zostać. Zobaczyłem mamę, tatę.. Sarah…
Zacząłem do nich krzyczeć i machać by poczekali na mnie. Ale oni tylko
się odwrócili i pomachali do mnie. A następnie przeszli przez most…
Sarah zatrzymała się na schyłku mostu i lekko uśmiechnęła.
Usłyszałem głos:
- Nie przejmuj się mną… Będzie dobrze.. Pamiętaj o nas… Kochamy Cię!
Dlaczego ona mi mówi takie słowa? Przecież ja zaraz do nich pobiegnę i
przekroczę ten cholerny most! A w ogóle dlaczego ja jestem tutaj a oni
tam??!!!
Gdy szykowałem się by przekroczyć drogę łączącą mnie z rodziną w
jednej chwili zniknął most… zniknęła nadzieja….
Przede mną stał nikt inny jak Albert Rimsza… Mój dziad.
Nie wiele myśląc chciałem go wyminąć… Ale za nim stał wielki cmentarz
na sam widok ciarki przechodziły po plecach… Groby były zaniedbane,
smród unosił się w wielkich chmurach przenosząc się do… no właśnie
gdzie? Wszędzie była pustka. Jakby wielki meteor uderzył w ziemie cudem
ocalając te ów cmentarzysko.
Zacząłem krzyczeć…
Krzyczeć z bezsilności z poczucia strachu, po prostu z żalu. Dlaczego ja?
-Przestań się mazgaić – doszły do mnie te słowa wypowiedziane z jego ust.
- Ty… Ty… -odezwałem się
-No co?! - Podbiegł do mnie zgrabnie podnosząc mnie z ziemi jakbym nic
nie ważył. Moje nogi swobodnie zwisały nie dotykając już podłoża. Ale
teraz to było obojętne. Jego ostre i brudne jak brzytwy paznokcie wbiły mi
się w skórę. Powoli traciłem oddech..
Nie spodziewałem się jego dalszej reakcji. Puścił mnie i cofnął się o kilka
kroków chowając za plecami palce zabrudzone krwią… Moją krwią.
15
15
15
15
- Edwardzie, to jeszcze nie Twój czas. Musisz żyć… Twoja godzina będzie
odwlekać się w nieskończoność… Tak jak Twój żywot.
- Co Ty możesz wiedzieć – odburknąłem – kim w ogóle Ty jesteś? Duchem,
zjawą? A może diabłem zwiastującym złe wieści??!
Nie odezwał się już ani słowem. Tylko podszedł do mnie malutkimi
kroczkami wyciągając rękę w moją stronę. Ujął moje ramię, w którym
poczułem nagły silny ból, który wycisnął łzy z moich już i tak zapuchniętych
oczu…
Zapuchniętych oczu??
***
Obudził mnie ostry ból w moim ramieniu. Na granicy mojej świadomości
majaczyły mi obrazy dziadka. Odepchnąłem je resztkami sił.
Podniosłem ostrożnie powieki czekając na ból z rażącego światła. Ale o
dziwo… nie było żadnego światła..
Źródłem całego światła była mała lampka stojąca na stoliku przy którym
stały dwa krzesła które jedno zajmowała brunetka o szpiczastych lekko
postawionych włosach. Miała na sobie żółte ‘coś’ i jasne jeansy.
Uśmiechnęła się lekko pokazując rząd białych zębów.
Gdy zorientowała się że już nie śpię przybiegła do mnie lekko i pochyliła się
tak że mogłem zobaczyć jej oczy… Oczy koloru młynnego miodu…
-Cześć- powiedziała radośnie.
-Piiii… – wychrypiałem dziwiąc się swoim głosem
- Ach tak.. – widziałem zmieszanie w jej oczach – Zapomniałam że pewnie
jesteś spragniony.
Przyłożyła mi szklankę do ust a ja łapczywie pociągnąłem pierwszy łyk,
który złagodził nieco piekący ból w gardle.
Po kilku chwilach przyszedł doktor.
- Jak się czuje nasz pacjent? – zapytał. – Nazywam się Carlisle Cullen a to
jest moja córka Alice Cullen. Będę Twoim doktorem. Nie martw się możesz
mi mówić wszystko co leży Ci na sercu– spojrzałem na jego mądrą twarz.
Wyrażała współczucie.. i zlitowanie?
Nie!
Moja wyobraźnia płata figle.
16
16
16
16
*
Kilka następne dni pamiętam jak przez mgłę. Moja psychika mocno
podupadła. Miewałem w nocy koszmary. Zwykle śnił mi się Albert i moja
siostra..
Najczęściej odwiedzała mnie Alice. Nie wiem czemu, ale polubiłem tą
małą chochlicę. Gdy widziałem w jej oczach, w sposobie poruszania się tą
radość z życia, ten entuzjazm bijący od niech to aż chciało mi się żyć.
Nie raz próbowałem się zabić.
Podcinałem sobie żyły, wbijałem igły w całe ciało by czuć jeszcze większy
ból od tego psychicznego i emocjonalnego.
Zawsze na czas przybywała ona. To tylko ona ratowała mnie przed
śmiercią. Nie wiem jakim cudem jej się to udawało. I to ona była moją
najlepszą przyjaciółką w czasie pobytu w szpitalu.
Traktowałem ją jak siostrę..
Pewnego dnia przyszedł do mnie doktor z pytaniem.
-Edwardzie, wiem że Ci jest trudno.. Straciłeś rodzinę..
- Ni… - przerwałem mu, nie chcąc tego słuchać.
Dosyć miałem użalania nad sobą. Przebyłem dziś poważną rozmowę z
Alice dzięki której zrozumiałem że trzeba żyć. Trzeba się cieszyć z tego co
się ma. Może to było moje przeznaczenie by nie umierać? Może tak po
prostu miało być… A może los ma dla mnie inne plany?
- Proszę nie przerywaj mi, wysłuchaj co mam Ci do powiedzenia. –
zakomunikował, a ja od tej pory kiwałem tylko potakując głową.
- … mam propozycje byś zamieszkał z nami. Wiem że pewnie nie będziesz
chciał się nam narzucać, będziesz wymyślał też inne wymówki. Ale wiem,
że nie masz bliższej rodziny, a my możemy stworzyć Ci ciepły dom pełen
miłości i zrozumienia. Nie prosił bym Cię o to gdybym naprawdę tego nie
chciał. I uwierz mi że to nie jest żadne litość.
Zatkało mnie, w pierwszej chwili chciałem odmówić. Zaprotestować że
przecież mam dom, mam rodzinę. Ale prawda jest prawdą. Nie idzie
cofnąć czasu. Nie idzie zmienić biegu wydarzeń…
Coś mi podpowiadało – zrób to!
17
17
17
17
-Tak – odparłem bez namysłu.
Co ja kurwa wygaduje??!!
- To świetnie – zaklaskał w dłonie doktor. – Jutro wychodzisz ze szpitala a
do końca tygodnia załatwimy wszystko.
Noc….
Dzień…
Wyjazd….
Gdy przyszedł ten dzień nie kryłem lęku. Jak ja mogłem się na to zgodzić?
Co ci ludzie o mnie pomyślą? Pewnie nikt tam mnie nie chce tylko za
groźbą lekarza wszyscy będą do mnie sztucznie mili i pomocni. Będą
wszystko robić tylko z współczucia i znienawidzenia, że pojawiłem się w ich
życiu.
Usilnie próbowałem przeszukać głowę w poszukiwaniu kogoś znajomego,
kogoś u kogo mógłbym się zatrzymać na kilka dni. Ale żaden pomysł nie
wydawał się dobry..
Wkrótce odpuściłem…
Pojadę…
Nie możesz tego zrobić!
W moich myślach był zupełny chaos. Ale gdzie ja mam się podziać? Czy
nie warto skorzystać z jego propozycji?!
Ty ich nie znasz!
To jedyny fakt nie znałem ich i nie wiedziałem co o mnie sądzą. Ale czy to
się liczy na tym świecie? Czy tylko to jest warte?
Jeżeli będą dla mnie źli to znowu się zabiję ale, teraz nikt mi nie przeszkodzi!
NIKT!
Więc czemu nie? Pojadę i zobaczę jak to będzie.
Po południu przyjechała po mnie Alice. Pomogła wyjść i wsiąść do
swojego samochodu. A tutaj wielkie zdziwienie! Miała
Cudo, Boże.. cudne porsche 911 turbo
4
!
- Denerwujesz się Ed? – zapytała podnieconym głosem.
Czy mnie słuch myli czy ona powiedziała Ed?!
4
Wszystkie samochody postaci w folderze dodatki☺
18
18
18
18
- Trochę – odparłem szczerze no bo po co kłamać? Była ona mi na razie
najbliższą osobą na której najbardziej mi zależało.
- Nie martw się – powiedziała i lekko cmoknęła mnie w policzek. A moje
oczy zrobiły się wielkie jak spodki.
A co tam? Niech będzie. Oddałem jej buziaka w policzek na co ona tylko
głośno się zaśmiała. Miałem obawy, że będę bać się jeździć
samochodem czy coś. Ale czułem się tak jakby nic się nie stało. A może
nic się nie stało to był tylko jakiś sen?!
Alice zjechała w jakąś polną dróżkę, a po chwili moim oczom ukazał się
dom… WRÓĆ! … willa nie dom!
Wokół był pięknie utrzymany ogród. Dom był przestronny, a zarazem
przyjazny. Jego wielkie okna oddawały prostotę budynku. Widać było, że
ktoś utrzymuje to miejsce w porządku i kocha to co robi.
Alice zatrzymała samochód i szybko z niego wysiadła, a po chwili, która
dla mnie trwała sekundy pomagała wysiąść mi z auta. Czyżbym tak
zapatrzył się to miejsce? Czyżbym już je pokochał?
Alice przed drzwiami lekko uścisnęła mnie dodając otuchy. A gdy
otworzyła drzwi oniemiałem z zachwytu. Przede mną rozciągała się wielka
przestrzeń! Na wprost był duży biały salon troszkę po prawo wielka
kuchnia, a obok łazienka. Czułem że otwieram usta z zachwytu. Wtedy
usłyszałem znaczące chrząknięcie. Podążyłem za odgłosem. Przede mną
stało pięciu członków domu no i krucha Alice za moimi plecami.
Na przód wysunął się Carlisle i przedstawił wszystkich:
-Witaj Edwardzie, ponownie – powiedział i lekko podniósł kąciki ust. –
Wiem, że jest Ci teraz trochę niezręcznie, ale obiecuję, że niedługo
poczujesz się tu jak w domu.
Tu obok mnie stoi Esme, moja małżonka. – zaczął. Podszedłem do niej
kierowany instynktem. Wzięła mnie w swoje ramiona i lekko zakołysała.
- Tu na prawo stoi Rozalie, a obok niej jej miłość Emmet – spojrzałem na
chłopaka. I szczęka mi opadła! Ale z niego niedźwiedź!
Wolno, naprawdę wolno zbliżyłem się do nich i wtedy Emm ruszył na mnie,
a ja dużo nie myśląc zacząłem uciekać i schowałem się za plecami Alice.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem na co ja ostrożnie wyszedłem zza pleców
dziewczyny i podałem rękę gigantowi.
- Przepraszam, ale myślałem że chcesz się na mnie rzucić!
19
19
19
19
-Nie przepraszaj. Za to jeszcze bardziej Cię lubię- powiedział i dał mi
kuksańca w bok.
Zabolało…
Rosalie przybiegła do mnie i rzuciła mi się w ramiona po drodze zarzucając
włosy na moją twarz. Lekko wciągnąłem zapach jej pięknych blond
włosów no i niestety. Wyrwałem kilka włosów, które wleciały wprost do
mojej buzi. Ona widząc to wybuchnęła śmiechem i lekko uszczypała mnie
w pośladki.
- Jasper – skinął głową i wyciągnął rękę przed siebie w celu uściśnięcia jej
ze mną.
-Hej – opowiedziałem ściskając lekko jego dłoń.
Byłem zadowolony. Nie było tak źle, a co najważniejsze myślę że tu mogę
zostać na jakiś czas.
_
Teraz na samą myśl tego co ja przeżywałem i akcję z Emm’em nie
mogłem powstrzymać śmiechu.
-
Alice zaprowadziła mnie do mojego pokoju, który był urządzony
naprawdę w profesjonalnym stylu! Nie czekając aż Alice wyjdzie rzuciłem
się na łóżko i pogrążyłem w marzeniach…
Po kilku tygodniach przyszedł czas na odwiedzenie mojego prawdziwego
domu. Wybrałem się tam z Alice. Bo instynkt podpowiadał mi, że tylko ją
mogę tam zabrać i ona jest najodpowiedniejsza. Nie chciałem rozczulać
się nad tym co było, więc zabrałem kilka zdjęć, parę rzeczy i biżuterię
mamy. A zależało mi tylko na jej przepięknym naszyjniku i pierścionku
zaręczynowym, który mam zamiar podarować mojej przyszłej żonie.
Dom sprzedałem, a pieniądze które z niego uzyskałem oddałem Esme i
Carlisle’owi.
W dniu moich osiemnastych urodzin dowiedziałem się, że odziedziczyłem
po rodzinie wielki spadek w postaci mnóstwa pieniędzy, które czekały tylko
na mój ruch w banku.
No i dostałem wypasiony samochód od całej mojej `rodziny`.
20
20
20
20
Mój kochany Nissan GT-R.
Cullenowie byli bardzo bogaci, więc nie dziwiąc się dostawałem wszystko
co chciałem.
Analizując wszystko moja decyzja była najlepszą decyzją w moim życiu.
Najdziwniejsze tylko było to, że u mojego rodzeństwa w pokojach wisiały
już dyplomy po zakończeniu liceum w N.Y., a teraz chodzi tu do Forks
razem ze mną do liceum. Ale nie interesowało mnie to. Było mi tak dobrze.
Nieco później dowiedziałem się, że Alice i Emmet byli prawdziwymi
dziećmi Esme i Carlisle, a Jasper i Rosalie byli adoptowani. Ale mi to w
niczym nie przeszkadzało, bo to była już moja rodzina…
Teraz
Teraz
Teraz
Teraz
Trzęsąc głową z powodu niechcianych myśli wstałem i rozejrzałem się po
salonie. Zmierzchało. Włączyłem telewizor i pstrykając po kanałach
zastanawiałem się co los dla mnie przygotował? Dlaczego nie zabrał mnie
z moją rodziną? Czemu akurat doktor był taki dobry i mnie przygarnął?
Tyle pytań… A jeszcze żadnej odpowiedzi……
21
21
21
21
ROZDZIAŁ 3
Bella
Przetarłam szybko oczy, szacując ich dary. Musiałam być przygotowana.
Było ich sześcioro – ja byłam sama. Najgorsze okazało się to, że wszyscy
byli bardzo utalentowani. Nigdy nie spotkałam się jeszcze z taką niezwykłą
grupą wampirów. Jeden z nich, który wyglądał na osiłka był silniejszy niż
przeciętny wampir. Ta mała, drobna potrafiła przewidywać przyszłość. A
to dopiero początek.
Nie mam szans w walce z nimi. – pomyślałam przerażona.
Ale w sumie dlaczego tak się tego boję? Przecież moja egzystencja i tak
nie ma sensu.
W każdym razie nie poddam się tak łatwo. – Ta myśl była bardziej
podobna do mnie.
Oni też mnie zauważyli i chyba nawet ich zaskoczyłam. Zaczęli tworzyć coś
na podobieństwo szyku bojowego. Ten najsilniejszy i najpotężniejszy z
czarnymi loczkami na głowie oczywiście był z przodu.
Przypatrywali mi się. I ja też nie próżnowałam.
Drobna dziewczyna z kruczo czarnymi, nastroszonymi włosami
uśmiechnęła się do mnie. Wyglądała jak chochlik. Tyle, że ona
przewidywała przyszłość. Blondyn, który wyglądał jakby cierpiał, szacował
moje uczucia. Jego dar jest naprawdę uciążliwy. Odczuwanie i
kontrolowanie uczuć może bardzo źle wpłynąć na użytkownika daru.
Staliśmy tak przez chwilę w zawieszeniu. Nikt nie chciał wykonać
pierwszego ruchu. Moją uwagę przykuła blond piękność. Wysoka,
zgrabna, wyglądała jak miss świata. No i oczywiście idealny makijaż, i
wspaniale dobrane ciuchy. Była bardzo nie bezpieczna. Mogła zadawać
ból na wybranej części ciała. Każdy z nich był perfekcyjnie ubrany.
Nagle jeden z nich się do mnie odezwał. Też miał blond włosy. Na jego szyi
przewiązany był elegancki szaliczek. No i potrafił leczyć rany.
- Jestem Carlisle, a to moja rodzina. Esme, Alice, Jasper, Rozalie i Emmet. –
wskazał wszystkich po kolei, a ja wszystkim jeszcze raz się przyjrzałam. – A ty
kim jesteś? – zapytał spokojnie. Nie był wrogo nastawiony.
22
22
22
22
- Bella. Bella Swan. – Ja nie byłam taka ufna.
Mężczyzna spojrzał na mnie trochę zaskoczony. Czyżby mnie znał? Może
słyszał kim jestem i czym się zajmuję?
- Co cię do nas sprowadza?
- Do was nic. Trafiłam tu przypadkiem.
- Polujesz tylko na zwierzęta, czy na ludzi też?
Zauważyłam, że przybliżył się do mnie. Reszta jego rodziny została na
swoim miejscu.
Na pewno to ich przywódca. Może chce ci zamydlić oczy. Miej się na
baczności – zabrzmiał głos w mojej głowie.
- Tylko na zwierzęta.
- Jesteś tu sama? – znowu się zbliżył.
- Tak. – Te pytania zaczynały mnie wkurzać. Co on ode mnie chce i
dlaczego ciągle do mnie podchodzi?
Wyglądali na naprawdę zgraną rodzinę.
Esme, która miała ciemne gęste włosy też podeszła trochę bliżej. Jej oczy
spoglądały na mnie tak ciepło. Widać było, że przejęła się całą sytuacją.
Mimo, że jej dar jest naprawdę straszny to zachowuje się tak ludzko. Na
pewno tworzy tylko piękne sny, chociaż potrafi też najstraszniejsze
koszmary. Byłam pewna, że jest związana z Carlisle. Można to było
dostrzec bo czułym spojrzeniu pełnego podziwu, że ze mną rozmawia.
Sama się temu dziwiłam.
Dlaczego od razu nie zaatakowali?
Gdy spojrzałam na nich wszystkim widziałam, że każde oddałoby życie za
drugiego. Byli właśnie taką rodzina jaką sama zawsze pragnęłam stworzyć.
Pełną miłości, gotowi podzielić się nią z każdym. Tyle, że ja nie
zasługiwałam na nawet najmniejszy jej kawałek. Od kiedy stałam się
płatnym zabójcą straciłam możliwość należenia do takiej rodziny.
Straciłam szansę, żeby mnie ktoś pokochał. Ja byłam śmiercią.
Pytał mnie dalej, ale ja już go nie słyszałam.
23
23
23
23
Teraz byłam znowu ze swoimi rodzicami. Przypomniałam sobie moje
bezsensowne pytania. Tak bardzo lubiłam z nimi rozmawiać. Pamiętam, że
było mi zawsze bardzo smutno kiedy wychodzili, a ja zostawałam z siostrą
w domu. Później to ja ich opuściłam. Raz na zawsze. I już nigdy do nich nie
wróciłam…
Nagle wróciłam do rzeczywistości. Spojrzałam na mężczyznę przede mną.
Teraz był już na wyciągnięcie ręki, a w moich myślach i sercu cały czas
pozostawała rodzina. Myślałam o tym jak bardzo chciałabym przytulić się
do siostry i pożartować z tatą. Tamci mieli to wszystko. Mieli siebie.
Kolejny już dzisiaj raz zaczęłam bezgłośnie płakać. Następne krwawe
krople spływały po moim policzku.
- Co się stało? Dlaczego płaczesz? – Wydawało mi się, że naprawdę go to
interesowało. Chciał mi jakoś pomóc.
Nie wiem dlaczego, ale mu odpowiedziałam.
- Gdy na was patrzę przypomina mi się moja własna rodzina. Straciłam ją
bezpowrotnie. Jestem sama, a tak bardzo chciałabym mieć kogoś obok
siebie. Chciałabym mieć czyjeś wsparcie. Wiem, że to niemożliwe. Wy to
wszystko macie. Płaczę, bo jestem beznadziejna i zawsze wszystko niszczę.
Nawet siebie.
Gdy to powiedziałam czułam się jeszcze gorzej.
Jesteś żałosna – skarciłam się w myślach.
Chciałam skończyć ta szopkę i się uspokoić. Musiałam to zrobić. Mimo to
łzy nie przestawały płynąć.
Poczułam, że ktoś przytula mnie niepewnie, bojąc się jak zareaguję.
Spojrzałam na Carlisle i wtuliłam się w jego ramiona. Tak długo tego nie
robiłam. Tak bardzo brakowało mi tego ojcowskiego gestu. Słuchałam
jego kojącego głosu i powoli się uspokajałam.
Po pewnym czasie odsunęłam się od niego zawstydzona swoim
zachowaniem.
Spojrzałam na twarze reszty rodziny. Wszyscy byli bardzo przyjęci i chyba
mi współczuli. Tyle, że ja nie chciałam współczucia.
Nie stali już w szyku bojowym. Byli blisko siebie, a Jasper z czułością
obejmował Alice.
24
24
24
24
- Przepraszam za ten wybuch. Może lepiej już pójdę. - powiedziałam cicho.
Już miałam odchodzić gdy usłyszałam głos Carlisle.
- Zaczekaj! Muszę teraz porozmawiać ze swoją rodziną, ale zaraz do ciebie
wracam. Nie odchodź proszę.
Widziałam jak oddala się w ich kierunku bardzo zamyślony.
25
25
25
25
Carlisle
Bella Swan stała przede mną zapłakana i zawstydzona. Nigdy nie
spodziewałem się tego widoku.
Znałam jej rodziców. Ją również poznałem gdy była jeszcze małą
dziewczynką. Zawsze była wesoła i uśmiechnięta. Bardzo kochała
rodziców i siostrę. Uwielbiała siadać ojcu na kolanach.
Ona mnie pewnie nie pamięta, ale często mnie zaczepiała i chciała
żebym się z nią bawił. Była bardzo ufna i lubiła poznawać nowych ludzi.
Co teraz się z nią stało?
Słyszałem o tym, że stała się wampirem. Wiem też, że zabijała je dla
pieniędzy. Była płatnym mordercą i dobrze się jej powodziło. Nie
zdawałem sobie sprawy z tego, że była tak samotna i przygnębiona przez
cały czas.
Dlaczego się dziwisz? Miała kochającą rodzinę, a później ją straciła. Nie
miał kto ją wspierać. Też byś się załamał. – pomyślałem
Nagle wpadłem na świetny pomysł.
Ja jako znajomy jej rodziców powinienem się nią zająć. Tylko że ta decyzja
nie należała tylko do mnie. Musiałem porozmawiać z rodziną.
Na pewno się zgodzą. – Z tą myślą poszedłem do reszty.
- Muszę z wami porozmawiać o czymś bardzo ważnym. Mam nadzieję, że
się zgodzicie.
Wszyscy bardzo zainteresowani odeszli ze mną na bok. Opowiedziałem im
skróconą historię Belli. A przynajmniej tyle ile wiedziałem.
- To straszne. Wiele przeszła. Nie dziwię się, że się załamała. – Alice jak
zwykle była pełna zrozumienia.
- Teraz potrzebuje, żeby ja ktoś wspierał – powiedziała Esme jakby czytała
w moich myślach.
- No właśnie dlatego pomyślałem, że najlepiej będzie jeśli zamieszka z
nami. Oczywiście jeśli się zgodzicie.
26
26
26
26
- A myślisz, że ona się zgodzi? Nie wygląda na ufną. A na pewno nie na
tyle, żeby zostać z obcymi wampirami. Uda Ci się ją przekonać? – spytała
trzeźwo Rosalie.
- Mam nadzieję, że tak. Będzie super. – Mały chochlik już był zadowolony.
- Czyli się zgadzacie, tak? – Musiałem się upewnić.
Wszyscy bez cienia zawahania przytaknęli.
- No dobra, to idę do niej. Trzymajcie kciuki. – Uśmiechnąłem się do nich i
odszedłem do Belli.
27
27
27
27
Bella
Carlisle rozmawiał ze swoją rodziną. Po twarzach widziałam, że wszyscy są
bardzo poważni. Niestety nie mogłam usłyszeć co mówili. Nagle Alice była
z czegoś bardzo zadowolona.
Po chwile Carlisle wrócił do mnie
- Mam do Ciebie pewną propozycję. Nie musisz już dzisiaj odpowiadać. –
zaczął.
- O co chodzi?
- Chciałbym. Wszyscy chcielibyśmy – poprawił się – żebyś z nami
zamieszkała.
- Co?!
- Wiem, że to trudna decyzja i nie oczekuję, że podejmiesz ją od razu, ale
my możemy dać Ci rodzinę, której tak bardzo pragniesz. Zastanów się nad
tym.
Przed moimi oczami znów stanęła moja ludzka rodzina. Wiem, że chcieliby,
żebym była szczęśliwa. Tylko czy faktycznie taka będę jeśli zamieszkam z
tamtymi? Przecież ja nic o nich nie wiem.
Z drugiej strony nie chce wracać do pustego mieszkania. Nie chce myśleć
o tym co było. Boję się, że złamie swoje nowe postanowienie i znowu
zacznę zabijać.
- Ale, ja was nie znam. Jak mogę się wprowadzić skoro poznaliśmy się
dopiero dzisiaj?
- No, ale przecież możesz nas poznać. Odpowiemy na każde twoje
pytanie. – odpowiedział rzeczowo.
- Wy nic nie wiecie o mnie. Nie znacie mojej przeszłości. Skąd wiecie, że nie
zrobię wam krzywdy?
- Ufam ci – powiedział mi spokojnie. Chyba naprawdę tak myślał.
- Byłam płatnym mordercą. A właściwie cały czas jestem. Zabiłam dzisiaj
dwa wampiry bez chwili namysłu. Dalej chcesz, żebym się do was
wprowadziła.
28
28
28
28
- Tak, bo wiem, że tego żałujesz. Widziałem twoje łzy i wiem, że nic nam nie
zrobisz. Pragniesz tylko wsparcia, a my możemy Ci je dać. Przemyśl to
jeszcze raz.
W mojej głowie było pełno pytań i masa wątpliwości.
Czego oni naprawdę chcą?
Dlaczego się nie boją?
Dlaczego to proponują?
Czy mogą być aż tak mili?
Czy staną się moją rodziną?
Wreszcie cos się zmieniło.
Dlaczego mam się nie zgodzić?
Nie zaryzykować? Nie mam przecież nic do stracenia.
- Dobrze, zamieszkam z wami, ale powiedzmy na razie tylko na tydzień.
Zobaczę jacy jesteście i czy będę do was pastowała. No i najważniejsze
czy nadal mnie będziecie chcieli. Dopiero wtedy podejmę ostateczną
decyzję. Teraz i tak nie mam ochoty wracać.
- To świetnie! – Alice podbiegła i mnie objęła. Byłam bardzo zaskoczona.
- Nie ciesz się tak, jeszcze nie mieszka z nami na stałe. – Blondynka, chyba
Rosalie chciała ostudzić jej zapał, ale chyba jej nie wyszło.
Ja mimo wszystko też się cieszyłam. Ten mały chochlik ma taki urok, że nie
można mu się oprzeć.
- Mamy tylko mały problem – zaczął Jasper i wszyscy się na niego spojrzeli.
- Niby jaki? – spytał Emmet.
W odpowiedzi usłyszeliśmy tylko jedno słowo, imię, które nic mi nie mówiło,
ale widać że było dla nich ważne..
- Edward.
29
29
29
29
ROZDZIAŁ 4
Bella
- Jaki znowu Edward? – spytałam zdezorientowana.
- On z nami mieszka. – Odpowiedział Jasper, ale miałam wrażenie, że nie
powiedział mi wszystkiego.
Dlaczego jest taki ważny? I dlaczego to dla nich problem?
- No i co w związku z tym? Myślicie, że się nie zgodzi? – chciałam się
dowiedzieć co jest grane.
- Nie chodzi o to. Jest inny problem. Nie wiemy też czy ty go
zaakceptujesz? – zaczęła Esme.
- Nie rozumiem. Oświećcie mnie.
- Bo widzisz Edward nie jest taki jak my. On jest… człowiekiem. – dokończył
Carlisle badając moją reakcje.
Że co do cholery? Mieszkają z człowiekiem?
Szczerze się roześmiałam. Po prostu nie mogłam się powstrzymać.
- Wy teraz żartujecie prawda? - upewniłam się gdy już opanowałam
śmiech.
- Naprawdę jest człowiekiem. I świetnie się dogadujemy. I tak nie pijemy
krwi zwierząt więc jest u nas całkowicie bezpieczny. – powiedział mi
Emmet.
W co ja się wpakowałam. Będę musiała udawać przed człowiekiem.
Przecież to jest jakiś koszmar.
Z drugiej strony zaciekawiło mi mnie dlaczego on z nimi mieszka? Jak to się
stało?
Przecież na pewno miał jakąś rodzinę. No i jak to możliwe, że nie zauważył,
że mieszka z wampirami. Kły i picie krwi chyba rzuca się w oczy prawda?
Ten świat już totalnie wariuje. Może mają też psa i kota? To jakiś absurd.
30
30
30
30
Człowiek nie może żyć z wampirami. To jest nienormalne. Prowadzą jakiś
przytułek czy co? Pewnie tylko dlatego zdecydowali się mnie przygarnąć.
A ja nie chce litości.
Bello, uspokój się. Nie wiesz co się wtedy wydarzyło. Chociaż raz zamknij się
i niczego nie zepsuj. – to myśl trochę mnie otrzeźwiła.
- Ale jak…jak to możliwe? Dlaczego? – nie potrafiłam sklecić zdania.
Ciągle byłam w szoku.
- Zaraz Ci wszystko wytłumaczymy tylko najpierw gdzieś usiądźmy.
Usiedliśmy na polanie. To było dla mnie jakieś dziwne. Po co siadaliśmy.
Przecież wampiry nie męczy stanie czy nawet bieganie. Dobra, nie ważne.
- Edward nie wie kim jesteśmy. A może lepiej powiedzieć czym jesteśmy.
Tak jakby udajemy przed nim. Jemy nawet ludzkie jedzenie. A Rozalie,
Emm, Alice i Jasper chodzą do szkoły z Edwardem. Na pewno niektóre
rzeczy wydają mu się dziwne. Pewnie zauważył, że się nie zmieniamy.
Może nawet domyśla się, że nie jesteśmy zwykłymi ludźmi, ale w żaden
sposób nam tego nie pokazuję. Widzisz on naprawdę dużo przeszedł.
Stracił rodzinę, ale nam udało się to uratować. – zaczął Carlisle.
- Jak to udało się wam go uratować?
- Musisz wiedzieć, że Alice przewiduję przyszłość. Niestety, to co widzi nie
jest pewne i wszystko może się zmienić. Jeśli człowiek zmieni decyzję wizja
nie jest już poprawna. – wtrącił Jasper.
Jakbym o tym wszystkim nie wiedziała. Już dawno zdążyłam pożyczyć
sobie ten dar.
- Miałam kolejną wizję. – Teraz to Alice opowiadała. - Widziałam wypadek.
Mogłam dostrzec godzinę i określić mniej więcej miejsce. Czułam jakbym
to ja jechała w tym samochodzie. Poczułam szarpnięcie przy ostrym
hamowaniu i słyszałam huk uderzenia. Później był tylko ból bo uderzyłam
w coś głową. Było tam jeszcze coś. Kartka na poboczu, ale nie mogłam jej
dostrzec. Po chwili jakby rozpłynęła się w powietrzu. Byłam bardzo
roztrzęsiona po tym wszystkim. Nie było dużo czasu, a ja chciałam za
wszelką cenę uratować tych ludzi. Wysłałam tam Emmeta bo tylko on był
wtedy ze mną w domu, a ja byłam zbyt zdenerwowana żeby tam
pojechać.
- No i co działo się dalej? – byłam bardzo ciekawa.
31
31
31
31
- Ledwo zdążyłem na czas. A właściwie to byłem chwilę za późno. –
Emmet przejął pałeczkę. – Była tam ciężarówka i skasowany samochód.
Byłem pewien, że wszyscy zginęli, ale poczułem, że jeszcze tli się w kimś
życie. Zadzwoniłem po karetkę. Ja sam nie mogłem mu pomóc. Nie
potrafiłem też go przemienić. Nie mam wystarczająco samokontroli – tu
uśmiechnął się drapieżnie – Znalazłem Edwarda i wyciągnąłem go z
samochodu. Niestety nie udało mi się uratować nikogo więcej. Tak Ed
stracił całą swoją rodzinę.
- Gdy przyjechała karetka zabrała go do szpitala w Forks, w którym ja
pracuję. Był w ciężkim stanie, ale coś jakby trzymało go na tym świecie.
Alice gdy dowiedziała się o nim, codziennie przychodziła do szpitala i go
odwiedzała. Na początku Edward nie wiedział o jej obecności bo przez
długi czas był nieprzytomny. – kontynuował Carlisle.
- Przychodziłam nie tylko dla niego. Byłam ciekawa czy nawiedzi mnie
jeszcze jakaś wizja. Ta przed wypadkiem była inna niż wszystkie. Nigdy nie
odczuwałam ich tak bardzo. Niestety już nic nie zobaczyłam, a bardzo
chciałam się coś dowiedzieć o tej tajemniczej karteczce. Później się
bardzo do niego przywiązałam. – dokończyła dziewczyna.
- Tak jakby to przez nas nie odszedł z rodziną i został sam. – Odezwała się
Esme. - Alice z czasem się z nim zaprzyjaźniła. W końcu postanowiliśmy, że
najlepiej będzie jeśli z nami zamieszka. Rozmawialiśmy o tym bardzo długo.
To była trudna decyzja. Musieliśmy zmienić całe nasze życie. Mimo
wszystko postanowiliśmy zaryzykować. No i zyskałam kolejnego syna.
- Tak właśnie Edward przyłączył się do nas. Dla niego też było to trudne.
Pieniądze ze spadku i sprzedaży domu oddał nam. Oczywiście nie były
nam potrzebne, ale on bardzo tego chciał. Z czasem przyzwyczailiśmy się
do tego innego życia. – skończyła Rosalie.
-Wow – tylko tyle byłam w stanie z siebie wydusić.
Oni naprawdę pokochali tego człowieczka.
Ten cały Edzio mnie zaintrygował. Musi mieć w sobie coś wyjątkowego. No
i stracił rodzinę. Tak jak ja w pewnym sensie. Mogę sobie wyobrazić co
przeżył.
Teraz musimy wymyślić co powiemy Edwardowi – pomyślałam.
Czy ja naprawdę pomyślałam „my”. Czyżbym już uważała się za członka
rodziny?
32
32
32
32
- WIEM!! – ryknął osiłek na cały głos przerywając moje myśli i powodując
że włoski na karku stanęły mi dęba.
- Boże Emm, uspokój się – skarciła go Rosalie. – Powiedz nam na jaki
genialny plan wpadłeś.
Nie odpowiedział jej tylko podbiegł do mnie i zamknął w swoim
niedźwiedzim uścisku.
- Puść mnie do cholery – krzyczałam na niego.
- Jak wolisz siostrzyczko – powiedział słodko i uśmiechnął się do mnie.
- Siostrzyczko? – spytałam cicho.
- Emm nie strasz jej – powiedziała Esme uśmiechając się.
- Ja jej nie straszę. Wpadłem na naprawdę genialny pomysł. Bella będzie
córką Twojego brata, tatko. Pamiętasz? Twój brat umarł mając małą
córkę. Opowiadałem o tym kiedyś Edwardowi. Powiemy mu, że obiecałeś
zaopiekować się córką brata.
- A jak wytłumaczymy to że nie było jej z nami przez cztery lata matole? –
spytał Jasper.
- To proste. Powiemy, że uczyła się w Nowym Jorku i teraz postanawia
wrócić. Kupimy jakieś prezenty, że niby nam je przywiozła i po problemie.
- Hmm. To jest dobry pomysł i do zrealizowania. Alice ile czasu potrzebujesz
na zakupy? – spytał Carlisle
- Myślę że jutro wieczorem, najpóźniej pojutrze popołudniu powinnam się
wyrobić.
- To świetnie.
To wszystko stało się jakby obok mnie. Ustalili wszystko nie pytając mnie o
nic.
Hello ja też tu jestem!!!
- Bello mam nadzieję, że się zgadzasz – Esme przypomniała sobie o mnie.
- Tak, tak tylko to wszystko dzieję się trochę za szybko.
33
33
33
33
- Spokojnie będziesz miała jeszcze dwa dni na przemyślenie wszystkiego –
obdarzyła mnie uśmiechem.
- No dobra, ale gdzie ja będę mieszkała przez te dwa dni?
- Wynajmiesz pokój w hotelu w Portland.
Czyli i tak zostanę sama.
Tylko czy ja jestem warta tego co dla mnie robią?
A jeśli znowu wszystko popsuję.
Albo ten cały Edzio nie będzie chciał ze mną mieszkać?
Nagle nie byłam już pewna swojej decyzji. Zaczęłam się martwić czy dam
sobie radę. Czy potrafię żyć z kimś w jednym domu?
- Nie przejmuj się. Nie zostawię Cię samej. Zamieszkam z Tobą przez dwa
dni. Opowiem Ci wszystko, ty opowiesz mi o sobie. No i pójdziemy na
zakupy. – Ten mały chochlik był zawsze zadowolony. Nigdy nie widział
problemów.
Uśmiechnęłam się do niej słabo. Ona jakby przeczuwając moje
wątpliwości przytuliła mnie. Ten drobny gest sprawił, że poczułam się
lepiej…
- Dziewczyny nie przytulajcie się, bo Jasper zrobi się zazdrosny – żartował
Emm – No chyba, że ma ochotę na trójkącik.
W jednej chwili Emmet stał, ale w następnej leżał już na ziemi powalony
przez Jaspera. Przyznam, że tez miałam ochotę coś mu zrobić, ale Jasper
był szybszy.
- Koniec żartów. Musimy wracać do domu, bo Edward będzie się
niepokoił. Alice idź z Bellą i wszystko jej powiedz. – zarządził Carlisle.
***
- Ulubiony kolor?
- Niebieski
- Ulubione danie?
34
34
34
34
- Krew.
-Bello!
- Pizza.
Przez cała drogę chochlica zasypuje mnie pytaniami, nie mogę o nic
zapytać. Ona twierdzi, że nadal o mnie za mało wie i musi wiedzieć
wszystko by wyglądało to prawdziwie.
- Spodnie czy sukienka.
- Zdecydowanie spodnie.
- O nie, nie. Zresztą i tak polubisz sukienki, bo zamierzam kupić ci ich
naprawdę sporo.
Jak ja to wytrzymam? Zakupy z Alice będą dla mnie trudniejsze niż
wszystkie moje zlecenia razem wzięte.
- Może nie mówmy już o zakupach tylko powiedz mi coś o mojej „rodzinie”.
- Twój ‘tata’ miał na imię Joachim, matka Elizabeth. Nie miałaś
rodzeństwa. Mieszkałaś w Nowym Orleanie i byłaś bogata. Twój tato był
kierownikiem firmy. Zginęli w wypadku lotniczym – osierocając małą Bellę.
Tamta dziewczynka miała na imię Nicola, ale to nie robi różnicy.
Zapamiętasz? – Powiedziała i spojrzała na mnie wzrokiem mówiącym jak-
nie-zapamiętasz-nie-żyjesz
- No jasne.
W czasie naszej rozmowy wynajęłyśmy pokój i teraz już do niego
wchodziłyśmy.
- Niewygodne to łóżko – marudziła Alice.
- Po co nam wygodne łóżko? Przecież my nie śpimy!
- Widzisz? Gdy w domu masz człowieka myślisz tak jak on.
Zaśmiałyśmy się obie. Potem Alice wyszła, żeby w spokoju porozmawiać z
Jasperem. Przez chwilę byłam sama i zaczęłam zastanawiać się jaki jest
Edward. Jak wygląda i czy będziemy się dogadywać. Byłam ciekawa czy
mnie polubi.
35
35
35
35
Mam nadzieję, że nie zrobię mu krzywdy
Świat naprawdę zwariował. Płatny morderca wampirów będzie miał
rodzinę. Będzie mieszkał z człowiekiem.
A jeśli znów zabiję?
A jeśli nie dam rady?
Dlaczego to wszystko musi być takie skomplikowane i trudne?
Znowu miałam głowę pełną wątpliwości.
Moje myśli przerwał powrót chochlika…
36
36
36
36
Emmet
Podniosłem rękę do drzwi. Rodzinka wybrała mnie, bym zawiadomił Eda o
naszym nowym lokatorze.
Miałem wątpliwości do tego, żeby przygarniać całą tą Bellę, ale
dowiedziawszy się, że Carlisle znał jej rodziców, to czemu nie?
Jest taka skomplikowana. Nie potrafię jej rozgryźć, a mimo to czuję do niej
sympatię. Dziwne…
Puk.. puk …
- Wejdź – wydobył się głos zza drzwi.
Niepewnym krokiem podszedłem do fotela i usiadłem na skrawku.
- Emm, brachu. – Edward wyszedł z łazienki owinięty jedynie ręcznikiem. –
Co Cię sprowadza?
Kurcze tego chłopaka traktowałem jak prawdziwego brata. Czasami
wydawało mi się jakby on naprawdę był wampirem. To jego przeczucie.
Czasem siła… No i zgadywanie zamiarów, tak jak teraz. Było w tym coś
przerażającego.
- Muszę Ci o czymś powiedzieć.
Na chwilę zniknął za drzwiami by wrócić w jeansach i koszulce.
- Słuchaj jutro lub pojutrze przyjedzie córka Joachima i Elizabeth – Bella..
Pamiętasz? Opowiadałem Ci że jej rodzice zginęli w strasznej katastrofie..
- Ach tak, tak.. Tylko czy ona nie miała inaczej na imię?– przerwał mi.
Kurczę, miał naprawdę dobrą pamięć.
-Nie… miała na imię Bella.
- Może mi się coś pokręciło
37
37
37
37
-W każdym razie Carlisle obiecał bratu że zaopiekuje się jego córką. No i
ona przyjeżdża. Uczyła się w szkole w N.Y. i postanowiła do nas dojechać.
Ma 19 lat i będzie chodziła z nami do szkoły.
- O to fajnie. Wreszcie będzie z kim pogadać, a nie patrzeć na te wasze
przejawy miłości. – powiedział i przewrócił oczami.
- To super, że się zgadzasz. Na pewno się polubicie. No i tylko się nie
zakochaj w niej tak od razu. Bo nie chce oglądać przejawów Twojej
miłości.
Powiedziałem i wybiegłam za drzwi, zamykając je za sobą. Usłyszałem jak
Edward rzuca poduszką, ale trafił tylko w drzwi. Nie zdążył mnie uderzyć..
Haha znowu…
***
- No poczekaj, nie szarp się tak!
- Na litość Emm, Misiaczku gdzie mnie prowadzisz? – Rose obrała teraz inną
strategię podpytania mnie co się dzieje.
O nie! To była moja niespodzianka, nie wyciągnie od razu ode mnie co się
dzieję. Mam zamiar sprawić jej przyjemność… Oj duuużą przyjemność…
- Czekaj kotku jeszcze chwilka.
- Emm.. Co to za zapach?... czy to..?
Nie zdążyła dokończyć, bo złożyłem swoje usta na jej aksamitnych
wargach. Pieściłem je delikatnie, a gdy dała mi dostęp do swojego
wnętrza oderwałem usta i jednym ruchem zdjąłem opaskę z jej oczu.
Widziałem pożądanie mieszające się z zachwytem na jej twarzy.
I o to mi chodziło!
Bingo!
38
38
38
38
Przed nami na wielkim pniu była nasza uczta. Na konarze zastawionym
pięknym obrusem leżały wysokie kielichy pełne pięknej szkarłatnej krwi
jelenia.
Nasza romantyczna kolacja..
Uroczysty strój i piękna ona.
- To piękne, dziękuje Misiaku.. – szepnęła zmysłowo, na co moja reakcja
była lekko opóźniona. Wpatrywałem się tempo co moja blond piękność
robi.
Przeciągnęła ręką i starannie upięte włosy rozleciały jej się dookoła
ramion. Wszystkie ozdoby cisnęła na ziemie. Pochyliła się po kielich i
jednym haustem wypiła wszystko. Zmysłowo rozpinając sukienkę patrzyła
na moją reakcje..
No i nici z pięknego wstępu…
Dopadłem do płynu i wlałem wszystko w usta. Rosalie podeszła i złączyła
nasze usta w pocałunku delikatnie pieszcząc mój język.
Gdy ona czekała na mnie w samej bieliźnie zerwałem wszystkie ciuchy w
kilka sekund, wziąłem ją w ramiona i ruszyłem pędem przez las do pięknej
polanki. Po drodze zdejmowałem jej seksowną bieliznę słysząc jej
zmysłowy śmiech…
39
39
39
39
ROZDZIAŁ 5
Bella
- Bello pospiesz się. Nie mamy za dużo czasu, a mamy sporo rzeczy do
kupienia. – Mały chochlik już nie mógł doczekać się zakupów. Nie
pozostało mi nic innego jak wyjść za nią z pokoju i wsiąść do samochodu.
Obawiałam się co mnie będzie czekać w centrum handlowym.
Alice była nieprzewidywalna.
Cały poprzedni wieczór przegadałyśmy. Opowiadałam jej trochę o sobie.
Nie za dużo. Są dla mnie mili, ale to nie oznacza, że od razu mogę im ufać.
A zresztą ciężko mi myśleć o mojej przeszłości, a co dopiero opowiadać o
niej.
Alice za to była bardzo wylewna. Zasypywała mnie ich rodzinnymi
historiami. Mówiła mi też jaką rolę będę musiała spełnić. Nie mogę
popełnić żadnej gafy. Ten cały Edward przecież nic nie wie. Ale czy to
możliwe, że się niczego nie domyśla?
Po chwili byliśmy już na miejscu. Oczy chochlika aż świeciły z
podekscytowania. Ja zaczęłam jeszcze bardziej się obawiać tego co mnie
tam czeka.
40
40
40
40
Edward
Kolejny dzień szkoły. Nuda. I jeszcze nie ma z nami Alice. Z nią nawet w
naszym liceum było zabawnie. Brakowało mi jej podczas lunchu. Ale co
tam. Mogłem sobie przynajmniej popatrzę na Jessice. Jaka ona jest ładna.
- Hej Jessica! Jak leci? – Nie mogłem się powstrzymać. Musiałem do niej
zagadać gdy przechodziła koło naszego stolika. Narażałem się na głupie
komentarze Emmeta, ale w tej chwili mnie to interesowało.
- O cześć przystojniaku. Wszystko ok, a u ciebie? – Czy ona właśnie
nazwała mnie przystojniakiem? Jestem chyba najszczęśliwszym facetem
na świecie.
- Po staremu – uśmiechałem się do niej jak głupi.
- Może usiądziesz przy moim stoliku i pogadamy? Co ty na to?
- Jasne. Z przyjemnością.
Dobrze, że nie słyszała jak moje serce waliło gdy siadałem koło niej.
41
41
41
41
Alice
Kocham zakupy!
Przyznaje się do tego bez bicia. A teraz mogę kupować. I to w sumie bez
ograniczeń. Potrzebne są przecież prezenty dla nas wszystkich. No i
ubrania dla Belli. Od razu może wybierzemy jakieś dodatki do jej nowego
pokoju. Chciałabym żeby dobrze się w nim czuła. Boję się tylko, że nie
zdążymy z tym wszystkim. Na pojutrze musimy być gotowe, a jest
naprawdę dużo rzeczy do kupienia. Widzę, że Bella trochę się tego
obawia. Chyba nie lubi robić zakupów. Trudno.
- Może zaczniemy od ubrań dla Ciebie? Prezentami zajmiemy się później
co? – spytałam Bellę.
- Jasne. Tylko widzisz ja nie przepadam za zakupami i nie znam się na
modzie. No i przecież mam swoje ubrania w moim domu. – Miałam rację.
Jak zwykle.
- Najważniejsze, że ja się znam. A po twoje rzeczy podjedziemy
wieczorem. Po zamknięciu centrum.
Posłała mi słaby uśmiech. Mam nadzieję, że nie będzie marudziła.
- To dobrze. A i chciałabym dokupić jeszcze parę książek.
- Nie ma sprawy. Pójdziemy też do księgarni. – Uśmiechnęłam się. – A teraz
zaczynajmy.
Weszłyśmy do pierwszego sklepu. Mojego ulubionego. Chyba dostali nową
dostawę, bo było dużo ubrań, których nie widziałam w zeszłym tygodniu.
- Bello zobacz. Ta sukienka jest dla ciebie stworzona. – Pokazałam jej
niebieską kreację do kolan. Wiedziałam, że idealnie będzie podkreślał jej
figurę. Od razu zaprowadziłam ją do przymierzalni.
Jak się okazało nie myliłam się. Wyglądała rewelacyjnie.
- Wyglądasz bosko. – powiedziałam jej.
- No nie wiem. Jakoś nie przepadam za sukienkami.
42
42
42
42
- Ja cię do nich przyzwyczaję. Już moja w tym głowa. No dobra. Nie ma
czasu na pogaduchy. Bierzemy tą sukienkę i idziemy „polować” dalej.
Chodziłyśmy od sklepu do sklepu i widziałam, że Bella ma już dość, ale nic
nie mówiła. Myślę, że jednak trochę się cieszyła, że mogła spędzić ze mną
czas. Mam nadzieję, bo ja jestem bardzo szczęśliwa. Po pierwsze zyskałam
siostrę. No, a po drugie mogłam iść na ogromne zakupy. Uwielbiam to.
Po południu miałyśmy już całą garderobę, ale brakowało jeszcze
prezentów.
- Jak myślisz co możemy kupić Rosalie? – spytałam.
- No nie wiem. Może jakieś perfumy?
- Świetny pomysł. Jest tu świetna perfumeria.
Po chwili miałyśmy już cudowny zapach dla naszej rodzinnej miss.
Pozostały jeszcze upominki dla reszty. Emmetowi kupiłyśmy kij baseballowy,
Jasperowi grę komputerową. Oni i tak czasami zachowują się jak dzieci.
Carlisle dostanie whiskey, a Esme piękną sukienkę. Uparła się, że za
prezenty sama płaci. Nie mogłam jej przekonać. Wystarczyło, że zgodziła
się, że za wszystkie ubrania my wykładamy. Na to też nie chciała przystać,
ale ma się ten dar przekonywania.
- No to trzeba wybrać jeszcze coś dla Edwarda. Co on lubi? – spytała
Bella.
- Może jakąś płytę. Uwielbia słuchać muzyki.
- A jest tu jakiś sklep muzyczny?
- Jasne. Chodź.
Tym razem to Bella wybierała. Kupiłyśmy płytę jakiegoś zespołu. Nigdy o
nim nie słyszałam, ale ona twierdzi, że jest świetny. Nie mam nic przeciwko.
Widziałam, że była zadowolona gdy mogła decydować.
- No to teraz księgarnia tak?
- No tak. – Było mi smutno, bo nie kupiłyśmy jeszcze żadnego prezentu dla
mnie. Czyżby o mnie zapomniała. A może po prostu nie chce mi nic dać.
43
43
43
43
- Nie smuć się. Dla ciebie też coś mam, ale nie powiem co. Musisz mieć
przecież jakąś niespodziankę.
Uśmiechnęłam się radośnie.
- Już nie mogę się doczekać – powiedziałam.
- Domyślam się. To gdzie ta księgarnia?
Zaprowadziłam ją. Teraz naprawdę była w swoim żywiole. Chodziła
między regałami i zastanawiała się co wziąć. Wybrała naprawdę dużo
książek. Chyba lubi czytać. Tylko czy będzie miała kiedy je czytać. Przecież
z nami nie będzie się nudzić. Potrafimy świetnie zagospodarować swój
wolny czas. Zobaczymy.
- To już wszystko prawda? – Spytała z drobnym niepokojem. Chyba nie
miała już ochoty na dalsze zakupy.
- Myślę, że tak. Możemy wracać do hotelu.
Uśmiechnęła się promiennie i ruszyła do wyjścia. Ja też się bardzo
cieszyłam. Jak dla mnie to były najlepsze zakupy w moim życiu.
44
44
44
44
Bella
Mam dosyć. To był najbardziej męczący dzień mojej egzystencji. Alice jest
niemożliwa. Nawet nie wiedziałam, że można zamęczyć wampira.
Okazało się, że można - zakupami. Nie wiem jak mi się udało to
wytrzymać.
Nigdy nie widziałam żeby ktoś wydał tyle pieniędzy. Na szczęście udało mi
się na chwilę uciec i kupić prezent dla niej. Zastanawiałam się co to może
być… Wybrałam śliczny wisiorek. Myślę, że może być symbolem naszej
przyjaźni. Zalążka przyjaźni.
Ona chyba już traktuje mnie jak siostrę. Kupiła dla mnie tyle rzeczy. Ja
przecież mam ubrania i wszystko co potrzebne w moim mieszkaniu.
No właśnie.
Mamy tam dzisiaj jechać. To będzie dla mnie trudne. Tam jest moje stare
życie.
Stare? Przecież ty jeszcze nie zaczęłaś nowego. Kupiłaś tylko kilka rzeczy.
To wszystko.
Tak. Cały czas jestem tym kim byłam. Nie można zmienić się z dnia na
dzień. Nie może się szybko zmienić gdy wcześniej się zabijało. Zawsze to
już będzie cząstką mnie. Już nigdy nie będę mogła o tym zapomnieć.
- O czym myślisz? – spytała mnie Alice.
- O niczym. Musimy jechać jeszcze do mojego mieszkania. Może
zaniesiemy wszystkie rzeczy do pokoju i pojedziemy?
Chciałam to zrobić jak najszybciej. Póki czułam, że mam jeszcze na to siłę.
No bo jeśli jutro zmieniłabym zdanie?
- Jasne. Nie ma sprawy.
Zaczęłyśmy wypakowywać przedmioty. Okazało się, że mamy więcej
rzeczy niż mi się wydawało. Najgorsze jest to, że to nie ja za to płaciłam.
Alice nie chciała nawet o tym słyszeć. Mimo, że mnie stać na to wszystko.
Jak ona się uprze to nie ma zmiłuj.
45
45
45
45
Po mniej więcej godzinie byłyśmy przed moim mieszkaniem. Czułam jakby
minął rok odkąd tu ostatnio byłam. Minął tylko jeden dzień. Tylko, że teraz
nie jestem już sama. Jest ze mną Alice, a jutro zamieszkam z całą rodziną.
Gdyby ktoś mi o tym powiedział tydzień temu to chyba roześmiałabym się
mu twarz. To się wydaję takie nieprawdopodobne.
- Pięknie tutaj.
- Jakoś nigdy nie zwróciłam na to uwagi – powiedziałam szczerze. Nie
liczyło się dla mnie gdzie mieszkam. Ważne, że miałam dokąd wrócić.
Nawet jeśli nikt tam na mnie nie czekał.
Alice już nic nie powiedziała. W milczeniu weszłyśmy do środka. Wszystko
było tak, jak zostawiłam. Nagle ogarnął mnie smutek. Tyle lat tutaj
mieszkałam. Mimo, że nigdy tego nie chciałam to przywiązałam się do
tego miejsca. To dziwne, bo głównie byłam tutaj nieszczęśliwa.
Doskwierała mi samotność, a teraz nie chce zabierać stąd swoich rzeczy.
Chyba boję zmian. Ale czy tylko tego?
Bello przyznaj się. Boisz, że znowu wszystko zepsujesz, że cię nie
zaakceptują. Obawiasz się znowu mieć rodzinę.
Ten głosik w mojej głowie chyba miał rację. Nie chciałam tak o tym
myśleć, ale taka była prawda.
Bałam się mieć znowu bliskich, których mogę stracić. Tu w tym mieszkaniu
byłam bezpieczna. Nie było nikogo kto mógł mnie zranić. Ja też nie
mogłam nikomu zrobić krzywdy.
Pakowałam się trochę jak w hipnozie. Nie docierało do mnie nic. Może to
lepiej. Nie chciałam myśleć o przeszłości. Nie chciałam się zastanawiać.
Musiałam to wszystko zamknąć głęboko we mnie i pilnować żeby nie
wydostało się na powierzchnie.
Nigdy.
Nie miałam dużo rzeczy. Nie zwracałam sobie głowy zakupami. Zawsze
uważałam, że są głupie.
Ale byłaś dzisiaj na zakupach z Alice i nie było tak źle. Trochę ci się nawet
podobało – uśmiechnęłam się na tą myśl. Ten mały chochlik już mnie
trochę zmienił.
Szybko wszystko spakowałyśmy i wyszłyśmy. Wszystkimi formalnościami
zajmę się później. Teraz chciałam jak najszybciej się z tą wynieść.
46
46
46
46
Bałam się, że mogę zmienić zdanie i zostać. Wiedziałam, że byłby to mój
kolejny błąd.
Edward
Pół nocy nie spałem.
Myślałem o Jessice. Co prawda nie mieliśmy dużo tematów do rozmów,
mnie raczej nie interesują błyszczyki i zakupy, ale i tak było super. Poza tym
nazwała mnie przystojniakiem. I mogłem siedzieć koło niej. Nareszcie mnie
dostrzegła. Cieszę się jak wariat, a to był tylko jeden wspólny lunch i to w
otoczeniu jej przyjaciół.
Może wszyscy uważają ja za jakaś dziwaczkę i plotkarę, ale może
naprawdę miłą i przyjemną dziewczyną. A przynajmniej jest ładna no i
powiedziała że jestem przystojniakiem…
Gdyby tu była Alice to miałbym z kim o tym porozmawiać. Ona na pewno
by mnie zrozumiała i coś doradziła. Mam nadzieję, że niedługo wróci.
Mam nadzieję, że Jessica będzie moją dziewczyną…
- Edward chodź już bo się spóźnimy – moje myśli przerwała Rosalie.
Z nią nie ma żartów. Nie pozostało mi nic innego jak wziąć plecak i zejść
na dół. Teraz będę musiał jakoś się skupić na tych beznadziejnych
lekcjach.
A może i dziś spotkam się z Jessica no i może również z nią usiądę?
Ten Mike Newton coś tak na nią leci. Myślę, że nie ma poważniejszych
zamiarów wobec niej bo Jess jest słodka i muszę pogłębić naszą
znajomość w tym kierunku..
Obym czegoś nie zepsuł…
47
47
47
47
ROZDZIAŁ 6
Bella
Noc..
Jutro zasmakuje jak to jest mieć rodzinę. Co to znaczy znów się
zakochiwać. Przeżywać smutki i radości. Razem rozwiązywać problemy.
Jednym słowem być razem. To jest takie piękne. Może to nie jest prawdą?
Może to tylko moje złudzenie, a ja zapadłam na jakaś nieuleczalną
wampirzą chorobę, która pokazuje to co chce się widzieć?
To jest jeden wielki znak zapytania. Rodzina, która rozmawiała ze mną
godzinę, tak po prostu przygarnia mnie… No oprócz Alice która jest dla
mnie jak siostra.
Muszę porozmawiać z Carlisle’m, może on coś wie na mój temat? Może
kiedyś mnie znał? Wydawał się oczytanym i dużo wiedzącym
człowiekiem. Upss… wampirem.
Człowieczeństwo pochłania naturę wampirów. Stworzenia nocy coraz
bardziej ‘cuchną człowieczeństwem’ zamiast tym kim prawdziwy wampir z
kłami powinien być.
To tak jak przyjmować człowieka do rodziny wampirzej. Traci się swoje
korzenie, trzeba się powstrzymywać zapominając kim w ogóle się jest.
A człowiek, ten cały Edward. To czy on jest aż taki głupi, czy nie chce nic
widzieć? Czy naprawdę ta rodzina umie się tak dobrze maskować??
Moim ciałem wstrząsnął dreszcz. A jak ja wszystkich zdemaskuje? Jeśli tego
nie potrafię i wszystkich wydam?
Bello, nie bądź głupia!
Fakt, mam spore doświadczenie. Zabijam…, zabijałam wampiry, a czasem
nawet ludzi na zamówienie. Ale nie od mojego ‘widzimisię’! To było
zlecenie i nie miałam wyboru. Nie wysysałam krwi z zabitego człowieka..
No może czasem tylko liznęłam palce po wykonaniu zadania, ale nic poza
tym. To moje zadanie, a nie śniadanie! Taką drogę wybrałam, ale teraz
koniec z moim dotychczasowym życiem! Koniec problemów! Bella.. Bella
Swan jest inna!
48
48
48
48
Koniec tego!
Musiałam wyłączyć mózg. Oddzielić grubą barierą myśli, które coraz
szybciej napływały..
Ostatnia człowiecza noc.. ciemność.. ogromny ból… resztki świadomości…
grube łapska…
Pierwsza ofiara, pierwsze zlecenie. Pierwszy mord..!
NIE!!
- NIEE!!!! – zaczęłam wydzierać się w niebogłosy.
Jaka ja byłam głupia. Były momenty że mogłam spokojnie wspominać
tamte chwile, byłam nie wzruszona. Było mi to obojętne. Zaś takie chwile
jak tak, stawały się do mnie nie do zniesienia. Ale to była ostatnia chwila
słabości.
Pozwoliłam ‘tym’ myślą na swobodne wpłynięcie do mojego mózgu. Było
lepiej. Już nie boli.
Miałam przeczucie, że nie bolało mnie to, co się zdarzyło tylko to co
ma się zdarzyć..
O cholerka..
Alice wyszła by spotkać się z Jasperem i porozmawiać jeszcze z rodziną, ja
tymczasem wyszłam z hotelu. Miałam zamiar się odprężyć.
Wyciągłam pieniądze z bankomatu i poszłam na małą rundkę ruletki do
Stuck’s Carnival. Miejsce było wypchane ludźmi, którzy usilnie chcieli
wygrać dużo pieniędzy notorycznie przegrywając.
Lokal był z przesadnym wystrojem. Wszystkiego było tu za dużo. Ciężkie
zasłony nadawały senności, a brak światła sprzyjał alkoholizmowi.
Usiadłam za stołem i obstawiłam swój szczęśliwy numerek na dziś.
Oczywiście wygrałam. Po drugiej wygranej z rzędu i kilku drinkach od
tajemniczego wielbiciela. Dostałam liścik:
„Czekam. Pokój nr 47.”
Nie to teraz to mnie coś zaraz weźmie. Czy ja wyglądam na jakaś dziwke?
Po wymienieniu żetonów na pieniądze wyszłam na dwór. Postanowiłam
przejść się pieszo do hotelu, jednak plany zmieniłam bardzo szybko.
49
49
49
49
Ruszyłam biegiem przed siebie. Intuicją… Szóstym zmysłem wybierając
dom, który domownicy zostawili wyjeżdżając na wakacje. W tym czasie
wakacje..?
Dotarłam na miejsce.
Dom stał na uboczu. Wdrapałam się przez okno. To jasne, że było
zamknięte, ale dla mnie nie ma barier..
Wpadłam prosto do salonu. Podeszłam do pięknego, modnego kominka.
Nie było długo palone.
Pooglądałam chwile zdjęcia ustawione na barku. Słodka dziewczynka
spoglądała na mnie swoimi dużymi zielonymi oczami. Na następnym – jej
mama. Dawała buziaka jakiemuś mężczyźnie, pewnie tacie dziewczynki,
ciągle trzymając małą w ramionach.
Udałam się do łazienki. Od razu wsadziłam głowę pod prysznic i
odkręciłam kurek z wodą, o dziwo! Poleciała gorąca woda.
Długo nie czekając zaczęłam zrzucać z siebie wszystkie ciuchy.
Weszłam pod prysznic. Gorąca woda mnie orzeźwiła i ogrzała moje ciało,
które przez kilka godzin będzie ciepłe. Ahhh lubię to uczucie… Ciepło
rozprzeszczeniające się w każdej komórce ciała..
Przebrałam się w jakieś jeansy i t-shirt, które podebrałam właścicielce z
szafy. Znowu się zdziwiłam. Nosiłyśmy ten sam rozmiar!
Odszukałam lokówkę i całą głowę zamierzałam zrobić w słodkich, ale
zarazem seksownych loczkach. Po 30 minutach pracy, oraz rozpylania
tych wszystkich preparatów wzięłam się za malowanie. Twarz lekko
przypudrowałam, oczy podkreśliłam brązowym cieniem, malując je
również tuszem.
Usta pociągłam błyszczykiem, a policzki podkreśliłam różem. Długo to się
nie utrzyma, ale zawsze coś. To poprawiało mi samopoczucie, które teraz
było na wagę złota.
Właścicielka nie powinna się domyślić, że ktoś buszował w jej skarbach, a
jeżeli to i tak mnie tu już nie będzie. Ostatni raz przejrzałam się w lustrze,
spakowałam do torby stare ciuchy i gdy już miałam wychodzić, podkusiło
mnie by zajrzeć do pokoju tej zielonookiej dziewczynki.
Pokój miała ładny, jasna podłoga podkreślała różowe ściany, które były
obwieszone zdjęciami. Na środku był puchaty biały dywan, który aż prosił
się by zanurzyć w nim nogi i poczuć łaskotanie materiału.
Łóżko stało przy ścianie, a naprzeciwko przy oknie stało biurko.
50
50
50
50
Kawałek dalej był pokój rodziców. Weszłam spokojnym krokiem i usiadłam
na wygodnym tapczanie, wpatrując się w piękny bukiet żółtych i
czerwonych tulipanów. Ahh te świeże kwiaty, wydają słodki aromat…
Świeże kwiaty!!
Kurwa!! Co się dzieje? Świeże tulipany w domu, który nie był zamieszkiwany
przez jakiś czas?
Ciepła woda w kranie??!!
KURWA!!
Czemu prędzej tego nie dostrzegłam. Ten aromat, to nie zapach kwiatów
tylko mieszana podniecenia, strachu i fascynacji.
Przykleiłam ciało do ściany. Wyczułam… wyczułam…
O cholera!
Tylko nie on!!
Wyszłam na mały korytarzyk, który teraz wydawał się zbyt mały dla nas
dwóch. Tak… mężczyzna pojawił się na drugiej stronie zastawiając mi
całkowicie drogę ewakuacji.
Oczywiście że byłam przygotowana, miałam użyć daru, hm… tym razem
wybiorę skamienienie.
No, ale z drugiej strony znałam go, wolałam się z nim zabawić niż załatwić
to taką tchórzowską z mojej strony śmiercią.
- O kogo my tu mamy… Pięknie wyglądasz kwiatuszku. Ukrywasz się? Do
kogo tak to się wystroiłaś na bóstwo? – zaczął pierwszy.
- To nie twój kurwa pieprzony interes. Czego chcesz? – mówiłam powoli
zaciskając zęby, a ostatnie słowa wprost wysyczałam wkładając w to tyle
jadu ile tylko mogłam.
Zobaczyłam strach w jego oczach. Strach! Tak to był strach!
- Mam zlecenie. 50 patyków za jednego osobnika.
- Daruj sobie James. Skończyłam z tym! Nie chce żadnych zleceń!
Zaczynam nowe życie z dala od tego gówna! Jak mnie znalazłeś gadaj!
51
51
51
51
- Kot…
-Nie mów do mnie kotku sukinkocie! – przerwała mu w pół słowa
- Spokojnie.. Wyśledziłem Cię, a to nie było trudne. Karty kredytowe….
Zapach.. dary… kasyno.. - zaśmiał się gardłowo.
-Dosyć tego! – użyłam daru. Stał zmrożony, a strach wydzielał się z jego
ciała jakby zesrał się w gacie i chodził z tym przez kilka dni.
- Teraz wyjdę stąd, a ty mnie zostawisz w spokoju, mnie i ten dom.
Skończyłam z moim dotychczasowym życiem. - Przelotnie musnęłam jego
rękę, a życie Jamesa przeleciało mi przed oczyma. Jego wyraz twarzy
mówił ‘I co ty na to’. Wpatrywałam się tępo w jedne zdarzenie. W jeden
mały szczegół, który miał mi wreszcie pozwolić uwolnić się od
człowieczeństwa.
Ale to zachowam na później. Najpierw rodzina. Później pranie starych
brudów.
Wybiegłam z domu. Ukryłam się za drzewem dokładnie maskując swój
zapach. I uwolniłam go. Wybiegł z domu powtarzając ciągle : „Skończyła
z tym… skończyła…”
Po tym incydencie byłam mocno rozczęsiona. James - pół człowiek pół
wampir. Ma zapach człowieka, ale również ma dar i połowę umiejętności
wampirów. To on był całym pośrednikiem w załatwianiu spraw.
Spokój Bello, tylko spokój Cię uratuje..
Łatwo mówić uspokój się, gdy dzieje się coś takiego.
Ruszyłam pędem przez las, czasem obracając się za siebie i dokładnie
sprawdzając czy nie zostawiam za sobą śladów, ani żadnych wskazówek
dzięki którym James lub ktoś inny mógłby mnie wyśledzić.
Czas zapolować. Tak z tego zmęczenia, stresu i przewrażliwienia odezwał
się palący głód w gardle, który zagłuszał moje myśli. Lubiłam się
delektować tym głodem czuć go wypełniającego gardło, podniebienie i
język. Starałam się kontrolować potrzebę picia. Wychodziło mi, ale na
końcu stawałam się niebezpieczna, ale chwilka bólu ogłuszy moje myśli
więc poddam się tej chwili..
Tu jakiś zając w trawie, tam kilka wiewiórek walczyło o orzeszek, ale ja
cierpliwie słuchałam i wreszcie mam. Niedźwiedź. Nie jakiś wielki, dorosły
52
52
52
52
osobnik - tylko średniej wielkości misiu. Ważne że ma krew, która tak na
mnie działa.
Zwierzę stanęło na dwóch łapach obejmując mnie w celu zmiażdżenia.
Hmmm… dokładnie jakby tulił mnie Misiek… to znaczy Edward… Emmet
jasna cholera.. Emmet! W tej samej chwili wbiłam kły głęboko w szyje, nie
bawiąc się w łagodzenie bólu.
Po dwóch jeleniach i jednym rysiu dalej udałam się do hotelu. Biegłam, bo
ten pęd był nie zastąpiony.
Weszłam do recepcji, dyżurna przy ladzie lekko się do mnie uśmiechnęła,
a gdy podeszłam bliżej zobaczyłam strach w jej oczach.
- Ma pani resztki ketchupu na ustach. Myślę że kolacja się udała?
Ale wpadka… Ketchup… ale ubaw po pachy. Uniosłam rękę badając
ściśle jej reakcję. Przetarłam kciukiem po ustach nerwowo szukając
czerwonej plamki.. Była.. Powstrzymałam się by nie włożyć palca do ust i
zlizać ten ‘ketchup’
- Dziękuję, udała się, była wyśmienita. Idę do pokoju i nie życzę sobie by
ktoś mi przeszkadzał.
Powiedziałam za ostrym tonem. Czemu nie wykąpałam się w hotelu? Nie
chciałam i nie mogłam. Musiałam udać się gdzieś sama. I sama zażyć
chwili relaksu bez świergotu Alice..
Stwierdziłam że szybka kąpiel dobrze mi zrobi. Tak, byłam dziwna tyle razy
w ciągu nocy się kąpać, ale to był program antystresowy więc mam to
gdzieś.
Przed drzwiami wyciągłam klucz i weszłam do środka po drodze zapalając
wszędzie światła. Nie myliłam się, Alice jeszcze nie było. Jej zapach był
ledwo wyczuwalny więc nie wróciła od tamtego momentu. Szybko
Ściągłam ciuchy i weszłam do wanny.
Gotująca kąpiel z bąbelkami. Tego teraz potrzebuję.
Co mnie podkusiło by iść do tamtego domu? Czemu ja chciałam się tam
wykąpać i wszystko zrobić, a tu nie? Może tak powinno być? Może to mój
szósty zmysł kazał mi się tam udać by James nie zastał mnie tu - w hotelu.
Dom tej rodzinny był bardzo podobny do mojego domu jeszcze z
dzieciństwa. Biała farba na ścianach, brązowy dach, który rzucał się w
oczy. Ładny niski domek. Chciałabym wrócić do tamtych czasów.
Zamknęłam oczy. Wtedy świat wydawał się być ubrany w lepsze barwy.
Edward… starałam sobie go wyobrazić. Wysoki.. Ciemnooki blondyn?
Może brunet? Markowe ciuchy, pełne usta, ładny, mały nos.
53
53
53
53
Przez te rozmyślania woda ochłodziła się. Wyskoczyłam z wanny i
energicznymi ruchami wytarłam ciało. Poszperałam w walizce Alice i
znalazłam śliczną fioletową sukienkę na ciężkich ramiączkach. Chyba nie
obrazi się gdy ją pożyczę.
A z drugiej strony kiedy ona zdołała wszystko to dowieźć?
Rzuciłam się na sofie i włączyłam telewizor. Pstrykałam po kanałach, aż
wreście znalazłam jakiś film przyrodniczy. Minuty leciały, a ja zmieniałam
kanały, oglądając raz bajkę a raz film o słoniach. Po godzinie usłyszałam
dobieranie się do drzwi. Podbiegłam i otworzyłam je na oścież. Po drugiej
stronie nie stał nikt inny jak sama Alice. Wepchnęła mnie do pokoju
wpadając mi w ramiona.
- Stęskniłam się – rzuciła – Byłam w domu, wszystko przygotowane, jutro
pod wieczór przyjeżdżasz do nas.
Wrrrr..
Pod wieczór? Co ta Alice szykuje?
-Bello co się tak szczerzysz? Jutro poznasz Edwarda. Będziesz chodziła z
nami do szkoły. Będzie fajnie. My chcemy być dla Ciebie rodziną, przyjmij
to do wiadomości i nie broń się od tego. Wiem, że to może być dla Ciebie
dziwne pewnie myślisz ‘przyjmują mnie z litości’ lub ‘robią schronisko ze
swojego domu’. Ale tak nie jest. Edwarda zaadoptowaliśmy, bo
przywiązaliśmy się do niego to był uroczy nastolatek, a teraz już jest prawie
dorosłym mężczyzną.
Ciebie chcemy przyjąć do siebie, bo nas urzekłaś. Z takimi emocjami
wtedy płakałaś i opowiadałaś że chciałabyś mieć też taką rodzinę. Aż
miejsce gdzie powinno się znajdować serce mnie zakuło. Więc proszę nie
miej żadnych wątpliwości my chcemy być Twoją rodzina.
Skończyła podchodząc i tuląc mnie do siebie. Zrobiło mi się lepiej.
Chochlica podniosła mnie na duchu.
- Alice jesteś moją przyjaciółką i już Cię kocham, wiesz? – rzekłam po chwili
ciszy.
- Wiem, ja też Cię kocham. I będę dobrą przyjaciółką, obiecuję.
Uśmiechnęła się i poszła do łazienki.
- Jadłaś coś? – spytała wychylając głowę przez drzwi. – Zamówiłam pizze.
To Twoje ulubione danie, a musisz się przygotować. – chrząknęła znacząco
puszczając oczko.
54
54
54
54
I w tej samej chwili ktoś zapukał do drzwi. Otworzyłam i standardowo po
drugiej stronie stała ładna kobieta coś około 30. w oryginalnym stroju
swojej pizzerii z dwoma wielkimi kartonami w ręku.
No to Alice ostro urządziła moje przygotowania do wczuwania się do roli
człowieka.
Brr…
Usiadłam za stołem. Chochlica podeszłą do mnie po drodze odbierając
zza drzwi od kelnera hotelu butelkę wina i dwa kieliszki.
- To zaczynamy ucztę. – klasnęła w dłonie i usiadła na stołku naprzeciwko
mnie.
Otworzyła pudełko a ja patrzyłam na najdrobniejszy ruch jaki wykonuje.
Robiła to z gracją, ale z pewną stanowczością i chaotycznością.
Podała mi mój kawałek. Niepewnie podniosłam rękę i przytknęłam pizzę
do ust. Odgryzłam mały kawałek i pogryzłam dokładnie. Jak dawno nie
miałam normalnego ludzkiego posiłku w ustach. Kęs przesuwa mi się po
przełyku. Wzdrygnęłam się. Jakie to dziwne uczucie. Kilka dni po moim
stworzeniu jadłam jeszcze ludzkie jedzenie. Ale stwierdziłam że to strata
czasu i nie przyjemności. Umm… Co ja właściwie robię. Drugi kęs przyszedł
mi z łatwością, ale na samą myśl co dalej się z nim stanie, włoski stanęły mi
dęba.
Przy drugim pudełku było lepiej, a nawet zamówiłyśmy drugą butelkę
wina. Rozmawiałyśmy o różnych sprawach. Ta dziewczyna jest czarująca,
próbowałam wdychać ten jej optymizm i wspaniałe nastawienie do
życia.. Do nie kończącego się życia.
Rano o 8:00 Alice biegała po pokoju narzekając na brak czasu. Układała
wszystkie buteleczki z płynami, a mnie w między czasie wysłała do łazienki.
Po umyciu wyszłam w samej bieliźnie, a chochlica posadziła mnie na
krzesełku. Zaczęło się układanie włosów, malowanie i cały ten proces
robienia mnie na ‘bóstwo’.
Gdy po dwóch godzinach wstałam by przejrzeć się w lusterku, nie
wierzyłam oczom. Czy to naprawdę ja? Włosy ułożone w fantazyjną
fryzurę podkreślały moją szczupłą twarz. Twarz, której nie poznawałam.
- Wow – wysyczałam przez zaciśnięte zęby. – Teraz Twoja kolej.
Posadziłam Alice na krzesełku i po godzinie była gotowa. Ubrałyśmy się w
swoje sukienki. Nie wiem po co się tak stroiłyśmy jak tylko wprowadzałam
55
55
55
55
się do ich domu, ale Alice nie idzie przekonać że nie muszę mieć tych
wszystkich ’ulepszaczy’ na sobie.
Alice wyglądała olśniewająco.
Po zabraniu i wpakowaniu wszystkich walizek ruszyłyśmy do domu
Cullenów. Teraz już też do mojego domu. Mam nadzieję i jestem bardzo
ciekawa jak będzie wyglądał ten ‘okres próbny’ i jaki jest drogi pan
Edward. Dla którego tak się poniżyłam i zaczęłam jeść ludzkie jedzenie.
- Gotowa na zmianę? Bello pamiętaj by nie używać siły i starać się być
normalna. Chodzić do łazienki, gdy coś sobie zrobisz – udawać że Cię boli.
Zmieniać pozycje, ruszać się. Jednym słowem zamienić się w człowieka. To
nie jest trudne. Wystarczy że będziesz naśladować Edwarda w jego
zachowaniu.
- Dziękuję Ci Alice, za to wszystko, za wszystkie wskazówki i to że mnie
przygarniacie do siebie..
- Nie dziękuj, to ja dziękuję, że przynosisz radość do naszego domu.
Posłałam jej buziaka na odległość, a ta puściła do mnie oczko.
Roześmiałyśmy się i w tych humorach podjechałyśmy pod dom…
Dom..
Możliwe że to będzie już i mój dom. Moje miejsce, mój azyl do złapania
oddechu i nabranie dystansu.
Wzięłam głęboki oddech i wysiałam z samochodu.
Wąskie alejki przecinające ładne kompozycje z kwiatów prowadziły do
wejścia. Z boku był duży trawnik z miejscem na grilla i małą altanką. A za
domem rozciągał się piękny widok na las.. Ummm… jakbym chciała mieć
pokój z takim widokiem.
- Tu jest pięknie – powiedziałam
-Wiem Bello, to również Twój dom.
Dom… wyglądał fantastycznie. Szeroki z dużymi oknami przyciągał swoją
prostotą, a zarazem przepychem bogactwa.
Alice wzięła różową walizkę z bagażnika i mi ją podała.
56
56
56
56
- Mam nadzieję, że zapamiętałaś. Czerwona – Rosalie; Granatowa –
Emmet; Żółta – Esme; Niebieska – Carlisle; Biała – Jasper i Zielona – Edward.
– przypominała Alice.
Różowa – Alice.
- Tak, tak Alice pamiętam. Będzie dobrze. To idziemy! – mój głos był mocny
i nie dało się słyszeć w nim żadnego strachu. Strachu zdemaskowania
wszystkiego.
Podeszłam do drzwi i szarpnęłam klamką. Drzwi lekko kliknęły ukazując mi
piękne wnętrze. Połączenie bieli z beżem i czernią. A wszystko dopełniała
piękna panelowa podłoga.
Już w tym miejscu się zakochałam. Moje szpilki stuknęły w podłogę. To był
piękny odgłos jakby ktoś grał melodię mojego życia.
Zrobiłam kilka kroków do przodu i zobaczyłam całą rodzinę w odświętnych
strojach dokładnie czekających na mnie. Alice dołączyła do Jaspera.
Zilustrowałam całą scenę. Carlisle tulił Esme, Emmet posyłał mi
wyzywające spojrzenie, Rosalie patrzyła w jakiś punkt za mną, a Jasper
dawał buziaka Alice w usta.
Brakowało tu tylko jednej osoby….
- Witajcie. Jest mi niezmiernie miło, że chcecie mnie przygarnąć po śmierci
moich rodziców.
- Bello cieszymy się że zgodziłaś się do nas dołączyć – powiedział Carlisle
po czym podszedł do mnie przytulając mnie serdecznie.
- Dzień dobry. – powiedział jakiś nieznany głos dochodzący na prawo ode
mnie z wysokości. Hmm… Czyżby Jasper się ze mnie nabijał?
Podniosłam wzrok i zobaczyłam go…
Zbiegł pospiesznie ze schodów i podszedł do mnie na wyciągnięcie ręki.
Spojrzałam mu w oczy i utonęłam w blasku ich błękitu. Były jak niebo o
poranku wzdychające na widok wschodzącego słońca, jak laguna
pragnąca by ktoś się w niej zanurzył.
Edward zaczął zbliżać się niebezpiecznie i gdy jego twarz była kilka
milimetrów od mojej, położył swoje wargi na moim policzku.
Jego oddech musnął moje usta jak trzepot skrzydeł motyla.
Ummm… Dobry jest… Punkt dla niego.
57
57
57
57
Kątem oka zauważyłam że wszyscy sztywnieją na ten widok. Emmet
zacisnął pięści, Carlisle zaczął się zbliżać… Alice uniosła rękę, że dam
radę, bo dam przecież. O co oni się martwią przecież ja taka głupia nie
jestem i jak na razie mam wolę by wszystkich nie zdemaskować.
No i to nie pierwszy i zapewnie nie ostatni raz jestem z człowiekiem tak
blisko nie robiąc mu krzywdy.
Odchyliłam głowę i wypuściłam przez zęby histeryczny chichot. Pewnie
zabrzmiało to jak śmiech podnieconej małolaty.
Ale nie powiem… zaimponował mi tym.
- Witam, Bella jestem – odpowiedziałam dobierając do tego istnie
seksowny głos.
- Edward. Dużo o Tobie słyszałem Isabello.. – powiedział biorąc moją rękę i
całując ją. Umm… czarujący to on jest, tylko taktu to on nie ma za grosz.
- To bardzo ciekawe, bo ja …
- Bello opowiadaj jak było w NY – Alice weszła mi w słowo. Czyżby
podejrzewała że zacznę sypać ripostami? Hmm.. dobra jest. A miałam
kilka uszykowanych w pogotowiu.
- Oj co tu dużo opowiadać. Nauka wszędzie nauka. – powiedziałam
wymijająco. – Mam tu coś dla was.
Zbliżyłam się do różowej walizki i odpięłam zamek.
Pierwszą wyciągłam niebieską torebkę z prezentem i podałam ją
Carlisle’owi. A potem kolejno żółtą, czerwoną, granatową i białą. Gdy
podeszłam do Alice podając jej różowy pakunek, zobaczyłam w jej
oczach podniecenie i czystą fascynację. Czyżby myślała że jednak o niej
zapomniałam? No i tą dziewczynę można tak łatwo zadowolić.
No i została jeszcze tylko jedna osoba. Podniosłam z ziemi pakunek i
małymi swobodnymi kroczkami udałam się przed siebie by wręczyć mu
prezent.
Po drodze uwolniłam lekko swój zapach, by zawładnął Edwardem.
Co ja chciałam udowodnić, komu ja chciałam pokazać że jestem
silniejsza i wytrzymam tą zabawę. Lecz to słowo było inne dla mnie i dla
niego.
Podeszłam do niego lekko stając na palcach szepnęłam mu do ucha
zmysłowym głosem
58
58
58
58
- Proszę.
W jego oczach można było dostrzec blask, blask pożądania i zachwytu.
Punkt dla mnie.
Bello, opanuj się!
Moja podświadomość czuwa..
Faktycznie trzeba się nad tym wszystkim porządnie zastanowić. Przecież ja
nie chce nikomu wyrządzić krzywdy. Więc nie mogę się na niego rzucić.
On jest mocno niedoświadczony no i jest bardzo młody. A najważniejsze
jest to że nie wie że istnieją wampiry. Muszę zastosować wszelkie środki
ostrożności.
Dlatego moim postanowieniem jest trzymać wielki dystans między nami.
- To może ja przyniosę Twoje walizki. – odezwał się nagle człowiek.
- Myślę, że sama mogę to zrobić. – No to postanowienie czas zacząć.
- Najlepiej będzie jak ja je przyniosę, a Rosalie niech pokaże pokój Belli –
powiedział Misiek.
Faktycznie nie powinnam się tak unosić, ale muszę zniechęcić tego
młodzieńca do siebie. Nie chce by się we mnie zakochał.
Na pierwszy rzut oka jest z niego niezłe ciacho.
-Bello, za mną! – rozkazała Rosalie i pognała schodami na górę.
Nie chcąc robić teatrzyku udałam się najwolniejszym chodem w stronę
schodów.
Oparłam się pragnieniu obejrzenia się w tył i zobaczenia miny Edwarda.
Nie będę mu robiła nadziei.. choć może nawet mu się nie podobam więc
tym lepiej.
Co chwile zawiewało krwią człowieka, ale starałam się tego nie
odczuwać. Ale przede wszystkim wszystko było nasiąknięte tym smrodem.
Ja cię kręcę! Jak oni to wytrzymują. Przecież ja mogłabym się znaleźć w
tym zasranym pokoju w kilka sekund, a nie wlec się w takim tempie na
górę. Mam nadzieję że przystosowanie się to tego wszystkiego nie będzie
aż tak trudne…
59
59
59
59
Rosalie otwarła drzwi pokoju na samym końcu korytarza. Oparła się o
framugę drzwi i powiedziała:
-To Twój pokój księżniczko. A pokój Eda jest naprzeciwko, czyli po drugiej
stronie korytarza. Kolacja za 15 minut. I oby była smaczna. – dodała i już jej
nie było.
Kurcze laska to ma ,ale gadkę. Nie ma co. Czyżby prezent się jej nie
podobał? Nie no przecież nie będę płakać że jakaś cizia mi tak dogryzła.
Aczkolwiek może nie powinnam była tak o niej pomyśleć. I w tym
momencie trzeba dodać kolejny punkt do listy rzeczy do zrobienia, czyli
poprawić relację z Rosalie.
Nie ma co, przekroczyłam próg drzwi i aż mnie zamurowało.
- Woowww – tylko tyle udało mi się wydusić przez mocno zaciśniętą
szczękę.
Pokój
5
był magiczny! Odpowiedni pod mój styl, aczkolwiek nie za bogaty
ale w sam raz. Taki mój mały kącik, gdzie duże problemy staną się
całkiem malutkie. Gdzie świat się zatrzyma, czas stanie, a chwila będzie
trwać.
Podeszłam do dużego okna z którego był widok na las za domem. Jejku
jak ja chciałam podziwiać ten widok z mojego pokoju! Będę tu
przesiadywać chyba wszystkie wolne chwile. Tu było tak pięknie że przy
oknie spędziłam prawie 10 minut a niedługo miała być kolacja!
Przeszłam się chwile po tym pięknym pokoju. Ściągłam moje wysokie
obcasy, tylko po to by moje nogi mogły zanurzyć się w szarym puchowym
dywanie, który leżał pod łóżkiem. Naprzeciwko łóżka stał mały
przeźroczysty stolik, a kawałek za nim stała ładna szafeczka, nad którą
wisiało stylowe lustro. Nie mogłam tego wszystkiego pomieścić w głowie.
Rodzina, która prawie mnie nie zna, przygarnia mnie do siebie, daje ten
piękny pokój i staje się dla mnie prawdziwą rodziną! Przecież to jest tak
piękne, że aż niemożliwe!!
Po ostatnim przejściu się po pokoju ubrałam pantofelki i zeszłam na
kolację. Wszyscy już siedzieli przy stole. A gdy dołączyłam i nałożyłam
sobie jakiejś obrzydliwej sałatki Carlisle zaczął:
-Bells.. i jak podoba ci się twój pokój. Alice dzięki kilku wskazówką
próbowała go urządzić najlepiej jak potrafiła.
5
Dodatki.
60
60
60
60
Mogłam się domyślić że to sprawka zakupocholiczki. Myślę że będę
musiała się z nią wybrać na zakupy… Kurczę dziewczyna ma gust…
- Jest magiczny! Bardzo wam dziękuję, Alice tobie dziękuję z całego serca.
– powiedziałam i puściłam oczko do wampirzycy.
Dalsza część kolacji upłynęła w przyjemnym nastoju, rodzina jadła i
rozmawiała. Ja obserwowałam wszystko z boku przyglądając się tej
scenie. To było wprost nie do uwierzenia, że tak można wszystko pogodzić!
Co chwila ktoś wybuchał śmiechem. Ja starałam się nie udzielać,
przypatrywałam się, uczyłam i najgorsze… jadłam to świństwo…
Po kolacji, gdy wszystko zostało posprzątane. Cała rodzina zasiadła w
salonie.
Emmet puścił nastrojową muzykę.
Carlisle zaczął:
-Tak więc dzieci opowiadajcie co dziś przeżyliście. Jak wam upłynął dzień i
co się działo? U mnie na dyżurze odbierałem dziś poród. Było kilka złamań
i stłuczeń, ale nic niezwykłego. Edward a co Cię dziś spotkało?
- Na lekcjach, jak zwykle nuda. Dziś usiadłem na lunchu z Jessicą, a ona mi
opowiadała co sobie wczoraj kupiła gdy była na zakupach. Mówię wam
spoko laska. – zakończył Edward.
Czy mi się wydawało, czy wszystkim mina zrzedła, a Misiek wyglądał jakby
miał zwrócić kolację..
Hmm… Czyżby ten cały człowiek się zakochał? Przynajmniej nie będę
miała problemu z nim… No ale jest całkiem przystojny…
Przed opowieścią Emmet nie wiem skąd pojawiła się połówka i kilka win,
które szybko się rozeszły. Później co chwile ktoś donosił resztę trunków.
Teraz to już było zabawnie. Wszyscy się ożywili i każdy teraz opowiadał
dowcipy a wszyscy się śmiali choćby z tego że Jasper nalewając sok nie
trafił do szklanki.
Przyglądałam się Edwardowi z coraz większą fascynacją…. Ten człowiek
zżył się z wampirami, co było prawie nie możliwością. Wątpię czy jakiś inny
wampir tego nie zobaczył to by nie uwierzył.
Po pewnym czasie, gdy człowiek był mocno spity przyszedł do mnie.
- Oj Isabello, nie wierzę że z nami zamieszkałaś.
61
61
61
61
-Ja też w to nie wierzę. Jestem Bella.
-No nie gniewaj się mała.
Oj teraz to mnie chłopczyk rozbawił…
-Uwierz mi nie chcesz ze mną zadzierać.. – nie zdążyłam dokończyć, gdy
pociągnął mnie za rękę, a później jego usta zaczęły niebezpiecznie się
zbliżać…
62
62
62
62
ROZDZIAŁ 7
Bella
Jego usta dotknęły moich wargi i napierały na nie coraz bardziej. Ale nie to
było najgorsze. Jedna z jego rąk sunęła w górę mojego uda….pod sukienką.
To było już za dużo.
Co on sobie wyobraża?!
Czy on nie wie, że igra z ogniem? Przecież w każdej chwili mogłabym go
zabić. Zdawali sobie z tego sprawę wszyscy oprócz niego.
Słyszałam jak wszyscy wstrzymali oddech gdy odepchnęłam go od siebie.
Niestety trochę mocniej niż zamierzałam, ale byłam po prostu zbyt wkurzona.
- Co ty sobie wyobrażasz? Kim ty niby jesteś, że masz prawo mnie
obmacywać?
- Nie rozumiem o co ci chodzi. Myślałem, że chcesz
- Ty już może lepiej nie myśl bo sobie krzywdę zrobisz. Ty lepiej wytrzeźwiej i
dopiero będziemy rozmawiać.
- A ty to niby taka wspaniała jesteś. Przyznaj, że ci się podobało. Miałabyś
ochotę na coś więcej.
W tym momencie nie wytrzymałam i uderzyłam go w twarz.
Boże jak ja z nim wytrzymam. Z tym… człowiekiem – pomyślałam
Musiałam stamtąd wyjść i to szybko. Inaczej uszkodziłabym go jeszcze
bardziej. Niestety do swojego pokoju musiałam udać w miarę ludzkim
krokiem.
Słyszałam jeszcze tylko jak Carlisle pytał się tego dupka czy nic mu nie jest.
Emmet za to nie mógł powstrzymać się od śmiechu. Miałam wielką ochotę
jego też walnąć, ale zrobiła to za mnie Rosalie.
Nie ma co pięknie zaczynam. Pierwszy wieczór a już ode mnie oberwał. I jak
ja niby ukryję to. że jestem wampirem? Następnym razem gę już nie
opanować swojej siły i zrobię mu coś poważnego. Nawet Carlisle mu nie
pomoże.
63
63
63
63
Chyba źle zrobiłam, że z nimi zamieszkałam. Nie dam rady udawać kogoś kim
nie jestem. A już zwłaszcza gdy będę musiała patrzeć na tego całego
Edwarda. Za kogo on się uważa. Wybrał sobie naprawdę świetny moment
żeby się upić. I dlaczego akurat mnie musiał obmacywać. Wszystko popsuł.
Nie chwila to chyba ja jednak wszystko popsułam. Ja się po prostu nie
nadaję, żeby mieć rodzinę.
Jestem beznadziejna.
Najlepiej będzie jak jutro rano się pożegnam i wydaję. Powiem, że to była
pomyłka i tu nie pasuję. Na pewno mnie zrozumieją. W końcu ledwo się
powstrzymałam przed zabiciem ich ulubionego człowieczka.
Dobrze, że wzięłam ze sobą do pokoju wódkę. Przynajmniej uda mi się na
chwile zapomnieć o tym co się stało. No dobra po jednej butelce może nie
do końca, ale przecież mam dwie…
Czas na chwilę odprężenia…
Edward
No dobra ten strzał w twarz trochę mnie otrzeźwił. Boże jaką ona ma siłę.
Myślałem, że mi szczękę złamała.
Ledwo się obejrzałem, a Alice już stała przy mnie z lodem. Nie ma co. Szybka
jest.
Wszyscy pytali czy nic mi nie jest tak jakby uderzenie w twarz mogło mnie
zabić. W ogóle wydawali się jacyś zdenerwowani. Co takiego wielkiego
mogła mi zrobić Bella? Aż tak silna nie jest.
Chciałem jak najszybciej wynieść się do swojego pokoju albo lepiej zapaść
się pod ziemie. Wszyscy widzieli jakiego dupka z siebie zrobiłem. Teraz to już
nie dadzą mi spokoju.
Będę musiał jakoś z tego wybrnąć.
- No Edward nie znałem cię z tej strony. – jak zwykle Emmet był zadowolony.
- Spadaj. Nie mam nastroju. Głowa mi pęka.
- To może jeszcze po kielichu i będziesz mógł iść do swojej Belli.
64
64
64
64
- Odpieprz się!
Zanotowałem jeszcze w głowię, żeby już więcej nie pić i poszedłem do
swojego królestwa.
CO SIĘ ZE MNĄ DZIEJE??!!
W życiu by się tak nie zachował w stosunku do dziewczyny!! Ona mi mąci w
głowie! Jest pociągająca zmysłowa, ale jej zachowanie przypomina mi dzikie
zwierzę płoszące się gdy ktoś na nie spojrzy…
Heh…
B e l l a …
Marzyłem tylko żeby się położyć spać. Głowa naprawdę zaczynała mi
doskwierać, a poza tym chciałem zapomnieć o tym co się stało. Ledwo
dotknąłem poduszki i już spałem.
Bella
No tak…Upiłam się. I to naprawdę porządnie. Nie pamiętam kiedy ostatnio mi
się to zdarzyło. Zdemoralizowali mnie w tym domu. Nie chwileczkę przecież
jeszcze tydzień temu zabijałam. Może to nawet lepiej, że teraz tylko piję.
Dobra Bello nie przesadzaj. Pierwszy raz się tu upiłaś, a już robisz wielką aferę.
Jak tak się bardziej zastanowić to Edward nawet całkiem dobrze całuję…
Oj chyba naprawdę za dużo wypiłam skoro takie myśli krążą po mojej głowie.
Ktoś zapukał do moich drzwi. Byłam tak rozkojarzona, że nawet nie
usłyszałam, że ktoś idzie korytarzem. Nie dobrze ze mną.
- Proszę!
- Hej Bello! Przyszedłem zobaczyć jak się trzymasz. – on sam już ledwo trzymał
się na nogach. Widać tam na dole też nieźle zabalowali. Ciekawe w jakim
stanie jest reszta.
- A nie narzekam.
- Zauważyłem, że brakuję dwóch butelek wódki w naszym barku więc
chciałem się przyłączyć.
- Bardzo chętnie bym z Tobą wypiła kochany, ale niestety już nic nie zostało.
65
65
65
65
- Też tak myślałem więc… przyniosłem jeszcze jedną butelkę – odpowiedział i
łobuzerskim uśmiechem.
Też się uśmiechnęłam – Już cię lubię Emm.
- A mam jeszcze tylko takie małe pytanko. – zaczął podając mi już do połowy
pustą butelkę – Jak ci się podobały całuśne umiejętności naszego Edwarda?
Mam nadzieję, że nie muszę się za niego wstydzić. Przekazałem mu całą
niezbędną wiedze na ten temat. – oberwał ode mnie poduszką i zaczął się
śmiać. Ja też do niego dołączyłam.
- Jestem pewna, że przerósł mistrza. – zażartowałam.
- Mówisz tak tylko dlatego, że jeszcze nie pokazałem ci co potrafię…
W tym momencie naprawdę chciałam go pocałować i sprawdzić czy się
tylko nie przechwala. Boże co alkohol robi z wampirami…
Nawet nie wiem jak to się stało, a już siedziałam na jego kolanach i go
całowałam. I on też nie pozostawał mi dłużny. W tym momencie pochłonęła
mnie ciemność…
***
Moje nogi muskały lekko stokrotki gdy biegłam. Moje kroki się wydłużały…
Włosy były rozwiane. Znad przeciwka szła ogromna burza w oddali słychać
było odgłosy grzmotu, a na horyzoncie pojawiały się błyskawice.
Lecz ja biegłam… Rozejrzałam się wokół mnie była sama łąka wszędzie rosły
piękne stokrotki. Każda z nich była inna, każda miała własną historię, nie
mogąc się powstrzymać położyłam się na tym zielonym puchu z kwiatów
lekko muskając je opuszkami palców.
Usłyszałam parskanie konia gdy obróciłam się za siebie zobaczyłam …
Edwarda!! W piękniej szarej zbroi która mnie przyciągała… Nie daleko stał
piękny czarny koń. Podniosłam się lekko na łokciach chcąc go pocałować.
Lecz on zamiast pochylić się uderzył mnie żelazną rękawicą, tak mocno, że
twarz wykręciła mi się w drugą stronę, a krew lała się z rozciętego kącika ust…
Podszedł bliżej ściągając swoją zbroję od pasa w dół, złapał moje ręce i
rozdarł moją sukienkę szukając dojścia do…
O Boże…!! To nie jest mój Edward!!
On… on… chciał mnie zgwałcić!!
66
66
66
66
Niebo natychmiast zmieniło kolor, wszystko stało się ciemne, stokrotki zmieniły
się w błoto, a z wszystkich stron nadciągały okropne potwory. Wszystkie
wyglądały jak zombie! Z każdego otworu w ich ciele lała się krew… To dziwne
ale chciałam jej spróbować, choć wiedziałam że każda kropelka tego płynu
mnie zabije.
Odwróciłam twarz w stronę Edwarda, lecz to nie była twarz Edwarda..
To był…..