249 Duquette Anne Marie Dinozella Oni i dziecko

background image

ANNE MARIE DUOUETTE

Dinozella

^Harlequin

Toronto • Nowy Jork • Londyn

Amsterdam • Ateny • Budapeszt • Hamburg • Istambuł

Madryt • Mediolan • Paryż • Praga • Sofia

Sydney • Sztokholm • Tajpej • Tokio • Warszawa

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

- Pani Noelle, zostało nam tylko pięć minut - zawołał reży­

ser. - Wolę nie myśleć o tym, co będzie, jeśli nie zmieścimy się
w czasie.

- Na pewno się zmieścimy! Ale wciąż nie mogę uwierzyć,

że ta audycja będzie nadawana na żywo. - Noelle Forrest wes­
tchnęła. - Powinniśmy, tak jak dotąd, zarejestrować wszystko
najpierw na taśmie.

- Zawsze podczas tygodnia widza nadajemy jeden program

na żywo - wtrąciła charakteryzatorka, Louise. - Na pewno do­
skonale dasz sobie radę, Noelle. A skoro współpracujesz z nami

już od trzech lat, wiedziałaś chyba, że prędzej czy później taki

program cię czeka.

- Niby tak, ale minęły dwa sezony, a ja ani razu nie wystę­

powałam podczas tygodnia widza.

- Twój program robi się coraz popularniejszy. Tak się spodo­

bał widzom, że postanowiono, abyś dzisiaj wystąpiła w audycji
nadawanej na żywo.

- Ależ, Louise, przecież Woody doskonale wie, że jeszcze

nigdy w czymś takim nie brałam udziału. Jestem paleontologiem,
a nie aktorką. Co będzie, jeśli akurat dzisiaj popełnię jakiś stra­
szny błąd?

- Wtedy natychmiast obróć to w żart. - Louise po raz ostatni

musnęła policzki Noelle różem, popatrzyła w jej pełne niepokoju
zielone oczy i pogładziła jej krótkie, rudawe włosy. - Nie prze­

jmuj się. Masz młodych widzów, których łatwo pozyskasz, jeśli

ich trochę rozbawisz. Ty zresztą zawsze nawiązujesz doskonały

background image

6

D1NOZELLA

kontakt z dziećmi. Mogę ci powiedzieć, że moje uwielbiają twój
program. Naprawdę.

- Dziękuj. - Noelle przygryzła wargę- - Mam nadzieję, że

nie zmienią zdania, jeśli dzisiaj coś nie wypali.

- Nie martw się na zapas. Jeszcze nie było żadnej wpadki.
- Jedna minuta, pani Noelle. Proszę na miejsca!
- Połamania nóg! - rzuciła Louise i uśmiechnęła się serde­

cznie.

Rozległa się cicha muzyka oraz głos spikera:

- Mam zaszczyt zaprosić państwa do obejrzenia kolejnej

„Przygody z prehistorią", programu, który prowadzi doktor No­
elle Forrest, czyli nasza pani Dinozella.

Noelle przeżegnała się w duchu, zrobiła krok naprzód i zna­

lazła się w jarzącym świetle reflektorów. Uśmiechnęła się, gdy
widzowie zebrani na sali zaczęli głośno klaskać.

- Witam was, dziewczynki i chłopcy, i dziękuję za serdeczne

powitanie. Nazywam się Noelle Forrest, pracuję w Muzeum
Paleontologicznym stanu Kolorado. Naszym nowym telewidzom
pragnę wyjaśnić, że paleontologia to dziedzina nauki zajmująca
się badaniem najdawniejszych form życia oraz skamieniałości
różnych organizmów. Jak wszyscy zapewne wiecie, ja wybra­
łam...

Urwała, a dzieci natychmiast chórem dokończyły:

- Dinozaury!
- Tak. Dzisiaj zastanowimy się nad tym, dlaczego nasz ro­

dzimy stan Kolorado posiada takie bogactwo skamielin. Właśnie
tutaj, dzięki specyficznej budowie terenu, odkrywa się najwięcej
szczątków dinozaurów. Wszyscy powinniśmy wiedzieć, dlacze­

go tak się dzieje. Współgospodarzem dzisiejszego programu bę­
dzie jedenastoletni Jason Reilly, który jest członkiem miejsco­
wego klubu miłośników dinozaurów. Jason, proszę cię o zajęcie
miejsca obok mnie.

Trzy kamery objęły całą salę, lecz nigdzie nie było widać

dziecka podnoszącego się z miejsca.

background image

D1NOZELLA

7

Noelle zaniepokoiła się, że właśnie tego dnia wybrano dzie­

cko, które nie może przezwyciężyć tremy. A w programie na
żywo niczego nie można ukryć.

- Jasonie, czy jesteś gotów?
- Zaraz będę - usłyszała niewyraźną odpowiedź. - Muszę

tylko znaleźć plecak.

Nie mogąc nigdzie dostrzec chłopca, Noelle zaproponowała:
- Byłabym wdzięczna, gdyby kierownik klubu pomógł Jaso-

nowi i tym samym pokazał, gdzie jest nasz dzisiejszy gość.

Po chwili dostrzegła chłopca, który wstał i ruszył w jej stronę.

Jej nerwowe napięcie wzrosło, gdy się zorientowała, że Jason
porusza się o kulach, a na rękach i nogach ma aparaty stabilizu­

jące. Speszyła się i przeraziła nie na żarty. Wydawało się jej

niemożliwe, żeby świadomie dokonano takiego wyboru.

- Jasonie, uważaj na schodach! - ostrzegła.

- Och, ja stale chodzę po schodach, więc mam dużą wprawę.
- To widać.
Jason szedł z łatwością, która potwierdzała jego słowa. Noelle

zrobiło się żal biednego dziecka.

- Chce pani zobaczyć, jak wchodzę po dwa stopnie? - spy­

tało „biedne dziecko" głosem zdradzającym chęć popisania się.

- Nie. Jestem pewna, że robisz to doskonale, lecz wolałabym,

żebyś wchodził tylko po jednym.

Obserwowała go pełna podziwu oraz troski. Schody nie sta­

nowiły największej przeszkody, bardziej zdradliwa była podłoga
zarzucona grubymi kablami. Noelle bała się o bezpieczeństwo
chłopca i z trudem opanowała ogromną chęć, by nie zważając
na kamery, odesłać go na miejsce. Nie pozwalała na to jednak
wyraźna pewność siebie widoczna w każdym ruchu Jasona. Wo­
bec tego rzuciła tylko kolejne ostrzeżenie:

- Patrz uważnie pod nogi, bo podłoga jest zasłana kablami,

przez które trzeba przejść.

Chłopiec kiwnął głową i bez najmniejszego potknięcia dotarł

na miejsce. Noelle odetchnęła z ulgą.

background image

8

DINOZELLA

- Dzień dobry, pani Dinozello. Chciałem powiedzieć, witam

panią, doktor Forrest.

Wyciągnął rękę.

- Miło mi cię powitać, Jasonie. Czy jesteś gotów i możemy

od razu zacząć pogadankę?

Na twarzy gościa odmalowało się rozczarowanie.
- Miałem nadzieję, że najpierw będzie część poznawcza.
Noelle dostrzegła wymowne spojrzenie reżysera, oznaczają­

ce, że audycja ma przebiegać według scenariusza. Ona sama też
wolała raz ustalony zwyczaj.

- Czy widziałeś już jakiś nasz program? - spytała.
- Obejrzałem wszystkie bez wyjątku!
- No to wiesz, że zawsze najpierw jest krótki wykład.
- Wiem. - Chłopiec uśmiechnął się promiennie, lecz dodał z

uporem: - Ale myślę, że dziś możemy opuścić część teoretyczną,

ponieważ przyniosłem pani coś, co niedawno znalazłem.

- Przyniosłeś mi jakąś skamieniałość?
- Tak - z dumą oświadczył Jason. - Czy pamięta pani ten

program, w którym uczyła dzieci, jak należy szukać?

- Oczywiście.
- No więc ja coś znalazłem. I uprosiłem kierownika klubu,

żeby nas tutaj przywiózł, bo chciałem to pani pokazać. Czy
naprawdę musimy czekać aż do drugiej części programu?

Noelle z powagą wpatrywała się w swego gościa. Nie wątpiła,

że szukanie skamielin przedstawiało dla niego spore trudności.
Uznała więc, że należy docenić dzielność i wytrwałość tego
wyjątkowego dziecka.

- Nie. Nie jest to absolutnie konieczne. Przejdźmy zatem do

stołu preparatorskiego i tam mi pokażesz, co przyniosłeś.

Jason zrobił uszczęśliwioną minę, natomiast reżyser taką, jakby

mu groził atak serca. Nie ulegało wątpliwości, iż boi się o scenariusz
i o to, że straci pracę, jeśli Jasonowi coś się stanie. I to w czasie
programu na żywo! Noelle liczyła się nawet z możliwością, że tego
dnia nikt nie zadeklaruje wsparcia dla ich stacji.

background image

D1NOZELLA

9

Mimo takiej perspektywy nagle przestała się wahać. Nie

chciała zawieść wielkiego oczekiwania malującego się na twarzy
chłopca. Obawiała się wprawdzie, że „skarb" Jasona okaże się,
w najlepszym wypadku, stosunkowo młodą skamieniałością,

lecz nawet i wtedy mógł dostarczyć świetnej okazji, by młodym

entuzjastom paleontologii przekazać nieco wiedzy.

Kiedy znaleźli się w drugiej części studia, Noelle podsunęła

chłopcu krzesło. Sama też usiadła przy stole preparatorskim.

- A teraz, przyszły paleontologu, pokaż nam, co znalazłeś.
- Muszę najpierw wyjąć to z plecaka. - Jason upuścił kule z

takim hukiem, że operator dźwięku aż się skrzywił. - Zapewniam
panią, że gdy to znalazłem, postępowałem tak, jak nam pani
kazała. Nie próbowałem niczego oczyszczać.

Noelle zwróciła się do widzów:
- Skamieniałości mogą się okazać bardzo kruche i dlatego

nie należy samemu przystępować do ich oczyszczania. W doda­
tku to, co waszym zdaniem jest grubą warstwą brudu, może
zawierać bardzo cenne informacje. Jasonie, co paleontolog po­
winien w takiej sytuacji zrobić?

Chłopiec obchodził się z plecakiem znacznie delikatniej niż

z kulami. Bardzo ostrożnie położył go na stole.

- Należy dany okaz owinąć bandażem i całość pokryć war­

stwą gipsu. O, tak.

Noelle wystarczył jeden rzut oka, by ocenić, że gips został

nałożony dobrze i fachowo.

- Doskonale! - pochwaliła. - Proszę wszystkich, żeby teraz

patrzyli bardzo uważnie. - Podniosła gipsową bryłę wyżej. - Ta­
ka warstwa zabezpiecza skamieniałość przed ewentualnym
uszkodzeniem...

- Ale natychmiast trzeba skontaktować się ze specjalistą

- dopowiedział Jason, cytując z pamięci jej słowa.

- Widzę, że faktycznie pilnie oglądałeś moje programy.
- Nie opuściłem ani jednego. A to dobrze zrobiłem?
Noelle odłożyła bryłę gipsu na stół.

background image

10

DINOZELLA

- Idealnie. Ciekawa jestem, czy zrobiłeś to zupełnie sam, czy

też ktoś ci pomagał.

- Wszystko zrobiłem sam. No, prawdę powiedziawszy, ja

tylko nałożyłem gips przygotowany przez kogoś innego.

- Szkoda, że trzeba zniszczyć twoją pracę, ale musimy to

zrobić, jeśli chcemy się dowiedzieć, co jest w środku. Podaj mi,
proszę, narzędzia.

W chwili, gdy przystąpiła do usuwania gipsu, zapomniała o

tym, iż audycja nadawana jest na żywo. Widzowie z zapartym
tchem czekali na ukazanie się „skamieniałości" Jasona, a ich
wyraźne napięcie i rozgorączkowanie udzieliło się i Noelle. Wes­
tchnęła, ponieważ wiedziała, jak przykro jej będzie oznajmić, że
to, co Jason znalazł, najprawdopodobniej jest starą, pogryzioną
kością.

Przez ten czas Jason w najwyższym skupieniu przeglądał

leżący na stole zestaw przyborów do pracy. Po dłuższym namyśle

podał Noelle gumowy młotek i ostre dłuto.

- Czy to się będzie nadawać? - spytał głosem, w którym nie

było cienia wątpliwości, że wybrał właściwe narzędzia.

- Na pewno.
- Niech pani nie zapomina o włożeniu okularów ochronnych.
Noelle uznała, że jej wyjątkowy gość zapewne oglądał wszy­

stkie audycje po kilka razy.

- Doskonale się we wszystkim orientujesz.
Jason rozpromienił się i rzucił kolegom spojrzenie pełne du­

my. Widać było wyraźnie, iż karnety wcale go nie peszą.

Noelle zwróciła się do kamerzystów:

Proszę o zbliżenie, ponieważ zaczynam zdejmować gips.

Z tej strony - dodała, zwracając się do widzów. - Trzeba postę­
pować bardzo ostrożnie, aby nie uszkodzić kości. Jasonie, opo­
wiedz nam teraz, jak znalazłeś ten okaz.

Chętnie.

Tylko pamiętaj, żeby nie podawać żadnych nazwisk ani

adresów, nawe) twoich rodziców - przypomniała.

background image

DINOZELLA

11

- Opiekunów - uściślił chłopiec. - Boja nie mam rodziców.
Los rzeczywiście nie oszczędzał tego dziecka. Noelle usiło­

wała jak najszybciej opanować konsternację.

- Wiesz, że bez specjalnego zezwolenia nie możemy wymie­

niać żadnych nazwisk ~ rzuciła pospiesznie.

Chłopiec skinął głową i zaczął mówić:
- Któregoś dnia oglądałem program o tym, jak dzieci znalazły

skamieniałość. Muszę się przyznać, że mam wszystkie pani audycj e.
Zresztą nagrywam wszystko o dinozaurach. Nawet kupiłem sobie
książkę „Park Jurajski", ale pani program bardziej mi się podoba.
Zawiera więcej informacji niż ten głośny film. I jest ciekawszy.

-

Dziękuję ci, to wspaniały komplement.

Noelle uznała, że jest już całkowicie pod urokiem tego nie­

zwykłego dziecka. Uśmiechnęła się i zabrała do pracy.

- Radziła pani szukać skamieniałości w pobliżu różnych wy­

kopów. Albo w korytach rzek czy przy torach kolejowych.

- Zgadza się. Mów dalej.
- Na każdej przejażdżce bardzo uważnie się rozglądam.
Noelle podniosła głowę i nieśmiało spytała:
- Jeździsz na rowerze?
- Nie, to nie dla mnie. Ale jeżdżę konno, bo coś takiego

zalecono mi w ramach terapii. Odbywa się to na terenie należą­
cym do pana Matta.

- Tylko bez nazwisk - wtrąciła Noelle.
- Pamiętam - spokojnie odparł Jason. - No więc jechałem

sobie trasą wytyczoną wzdłuż starego łożyska potoku...

- To chyba niebezpieczne.
- Wcale nie, bo dno zawsze jest zupełnie suche. Pan Mart

przeznaczył tę trasę dla początkujących. Na dnie jest żwir, więc
konie chodzą bardzo wolno. Ja wcale nie jestem początkującym

jeźdźcem, ale chciałem się przekonać, czy tam są skamieniałości.

No i udało mi się coś wypatrzyć.

- Siedząc wysoko w siodle, zdołałeś rozpoznać, że to jest

jakaś prehistoryczna kość? - spytała zaskoczona Noelle.

background image

12

DINOZELLA

- Oczywiście. Obejrzałem przecież setki zdjęć ze skamie­

niałościami, a ta kość leżała sobie na otwartej przestrzeni. Po­
prosiłem terapeutkę, żeby mi ją podała.

- A więc była z tobą terapeutka?
- No. Ona mi zawsze towarzyszy, kiedy nie jadę razem z całą

grupą. Tak na wszelki wypadek. Ale jeszcze nigdy mi się nic nie
stało. - Jason zmarszczył brwi. - Ani terapeutce, ani mnie nie
Udało się odgadnąć, od jakiego dinozaura ta kość pochodzi.

W oczach Noelle pojawiły się wesołe iskierki.

- Żeby móc zidentyfikować kawałek kości dinozaura trzeba

mieć za sobą wiele lat studiów. Zdarza się nawet doświadczonym
paleontologom, że mają duże trudności przy oznaczaniu nowego
okazu. Więc nie rób sobie żadnych wyrzutów. Przecież i tak
spisałeś się doskonale.

- Czyja wiem... - W glosie Jasona brzmiało powątpiewanie.

W domu zabezpieczyłem gips, według pani instrukcji, bo nie

chciałem, żeby się coś złego z okazem stało.

Noelle usunęła już dość dużą część gipsu i oznajmiła:
- No, proszę, już dokładnie widać całość! Jasonie, może

chcesz osobiście odsłonić to, co znalazłeś?

- O, nie. Wolę, żeby pani to zrobiła - poważnie odparł chło-

biec. - Mówiła pani, że skamieniałości są bezpieczne tylko w
rękach specjalistów. No i w rękach społeczeństwa. Prywatne
kolekcje świadczą o wielkim egoizmie, prawda?

Noelle aż się zarumieniła. Chłopiec wiernie powtórzył słowa,

które wyrażały jej głębokie przekonanie, lecz teraz zabrzmiały
nazbyt moralizatorsko.

- Masz rację. Wszystkie okazy powinny się znajdować

w muzeach, gdzie każdy może je obejrzeć i przeprowadzić studia

nad nimi. Słusznie zrobiłeś, że tę kość tu przyniosłeś.

- To dla pani. Chcę, żeby pani ją posiadała.
- Dziękuję ci, i przyjmuję ją w imieniu muzeum, w którym

pracuję - odparła Noelle. - Pod warunkiem, że to jest najpra­
wdziwsza skamieniałość.

background image

DINOZELLA

13

Ostatnie słowa miały przygotować chłopca na czekające go

rozczarowanie. Noelle jeszcze dorzuciła:

- Przecież wszystkim wiadomo, że do muzeum nic przeka­

zuje się starych kości, obgryzionych przez psa.

Widzowie wybuchnęli śmiechem. Nawet Jason uznał to za

dowcip.

- Moi przybrani rodzice mają psa - powiedział, kiedy śmiech

dzieci nieco przycichł. - Ale on tej kości nie chciał.

Noelle nie mogła dłużej odwlekać decydującego momentu.
- Za chwilę zobaczymy, co mamy.
Powoli, bez pośpiechu, odwinęła bandaż, pokazywany

widzom w dużym zbliżeniu. Wszystkie dzieci wstrzymały od­
dech. Noelle też przestała oddychać, gdy zobaczyła to, co się
wyłoniło.

Drżącą ręką zdjęła okulary i natychmiast wzięła lupę. Wpraw­

nym okiem obrzuciła całą skamieniałość, a szczególnie miejsca,
gdzie zagłębienia w kości były wypełnione depozytami. Na po­
czekaniu dokonała błyskawicznego przeglądu współczesnych
oraz prehistorycznych szkieletów zwierząt i porównała je z trzy­
manym w ręku okazem. Poczuła zawrót głowy i zapomniała,
gdzie się znajduje.

Po chwili uświadomiła sobie, że ktoś coś do niej mówi.
- Pani doktor! Pani Forrest! Czy coś się stało? - dopytywał

się Jason.

Oderwała oczy od skamieniałości.

- Gratuluję ci, Jasonie - powiedziała przytłumionym z wra­

żenia głosem. - Dokonałeś swego pierwszego odkrycia.

Widzów ogarnął szalony entuzjazm, a koledzy bohatera

aż podskakiwali z radości. Ludzie odpowiedzialni za całość i

jakość programu patrzyli z rozpaczą w oczach to na scenariu­

sze to na Noelle, która nie od razu zauważyła, iż reżyser daje

znaki, aby zrobić przerwę. Gdy się zorientowała, szybko zapo­
wiedziała:

- Teraz zrobimy krótką przerwę, ale najpierw jeszcze podam,

background image

14

DINOZELLA

W jaki sposób można finansowo wesprzeć działalność naszej
lokalnej stacji.

Wyłączono kamery. Noelle nabożnie położyła cenny okaz na

Stole i wytarła spocone dłonie. Nie zwracała uwagi ani na reży­
sera, ani na widzów.

- Podaj mi, proszę, swoje nazwisko i adres. W związku z tym

Okazem znajdziesz się w wielu publikacjach naukowych.

Chłopiec na chwilę zaniemówił.
- Naprawdę? I będę mógł jeszcze wystąpić w pani programie?
- Oczywiście, możesz być tego pewien. A jak nazywa się

właściciel ośrodka? Chciałabym go poznać.

- To pan Matt Caldwell.
Rodzice mieli obowiązek zabierać dzieci zaraz po zakończe­

niu każdej audycji. Tymczasem tego właśnie dnia przybrana
matka Jasona zadzwoniła z wiadomością, że nie zdąży po chło­

pca przyjechać. Jasonowi zrzedła mina, gdy usłyszał, że ma
Wrócić z kierownikiem klubu.

- Ale ja mam dzisiaj lekcję jazdy! Panie Jimenez, czy napra­

wdę nie może mnie pan zawieźć do ośrodka?

Kierownik niestety spieszył się i nie mógł jechać okrężną

drogą. Słysząc to, Noelle zaproponowała, że ona odwiezie chło­
pca na lekcję. Miała nadzieję, że skorzysta przy tym z okazji,
aby porozmawiać z panem Caldwellem o ewentualnych poszu­
kiwaniach na terenie jego ośrodka.

Poza tym musiała przyznać, że Jason Reilly miał w sobie coś,

co ją niezwykle ujęło. Od pierwszej chwili sama obecność tego
dziecka sprawiała jej prawdziwą przyjemność i dlatego pragnęła
poznać go bliżej.

Usłyszawszy, że Noelle odwiezie go na lekcję, Jason nie

Posiadał się z radości.

- Doktor Forrest, czy pani naprawdę mnie zawiezie?

- Tak. Oczywiście pod warunkiem, że twoja matka wyrazi

zgodę. Może na miejscu będę miała okazję porozmawiać z panem
Caldwellem.

background image

DłNOZELLA

15

Pani Swanson początkowo miała pewne obiekcje, lecz Jason

nie chciał jednak dać za wygraną.

Po kilku jego argumentach opiekunka nareszcie wyraziła zgo­

dę i chłopiec znalazł się w samochodzie Noelle.

- Ale byłoby fajnie, gdybyśmy znaleźli więcej skamieniało­

ści, prawda? - zagadnął.

- Na to, żeby coś znaleźć, potrzeba dużo czasu. Poszukiwania

niekiedy trwają całymi miesiącami, a nawet latami - zauważyła
Noelle i pomyślała, że najważniejsza w tej chwili jest kwestia,
czy pan Caldwell w ogóle pozwoli obejrzeć teren. Postanowiła,
że zrobi wszystko, aby go do tego nakłonić.

- Bardzo bym chciał pani pomagać - ciągnął Jason.
- Pomożesz mi, kochanie. Ale dzisiaj masz lekcję.
- Wolałbym razem z panią szukać kości dinozaurów.
- Obiecałam, że zawiozę cię na lekcję i muszę dotrzymać

słowa danego pani Swanson.

- Nie rozumiem, dlaczego muszę jej słuchać - buntował się

chłopiec. - Przecież pani wie, że ona nie jest moją matką.

- Wiem, ale trzeba się liczyć z jej zdaniem - łagodnie tłuma­

czyła Noelle i, niespodziewanie dla samej siebie, pogładziła Ja-
sona po głowie. - Nie martw się, kochanie. Obiecuję, że będę
cię informować o rozwoju sytuacji.

Jason kiwnął głową, lecz przestał się odzywać. Noelle posta­

nowiła złagodzić jego rozczarowanie i zmieniła temat.

- Opowiedz mi, jak doszło do tego, że jeździsz na koniu.

Chłopiec wzruszył ramionami.
- Zaproponowano tę jazdę jako element terapii.
- W ramach fizykoterapii?

- Nie. Tym zajmowano się w szpitalu. Jazda konna jest le­

czeniem poprzez rekreację. Wie pani, tylko dla przyjemności.
Ośrodek pana Mattajest dla dzieci takich jak ja. Są tam specjalnie
przeszkoleni terapeuci, którzy nam pomagają.

- Czyli pan Matt jest właścicielem ośrodka, a nie terapeutą?
- Jest też głównym terapeutą. Ale są i inni.

background image

16

DINOZELLA

- Inni terapeuci?
- Tak. Jest ich troje. Jedna kobieta i dwóch mężczyzn.
- A kto zajmuje się końmi? Pan Matt?
- Nie. Opieka nad końmi należy do jego młodszego brata.

Pan Alex sprawuje też nadzór nad pracownikami, a pan Matt
zajmuje sic tylko pacjentami. Ale właściwie prowadzą całość
razem.

Rozumiem. - Noelle stanęła przed skrzyżowaniem i spo­

jrzała na chłopca. - Czy jeszcze ktoś z nimi mieszka?

Nic. Reszta rodziny nie żyje.

- Wszyscy umarli?
- Tak. Zginęli w jakimś wypadku.
- To bardzo przykre.

Wybrali się gdzieś samolotem i zginęli w drodze powrotnej

do domu. - Obojętność, z jaką mówił, świadczyła o tym, że to
dość dawna historia. - Pan Matt opowiedział mi wszystko, kiedy
rozpaczałem, że moi rodzice się mną nie opiekują. Zapewniał
mnie, że on to rozumie. I myślę, że chyba naprawdę rozumiał.

Oczy Jasona zalśniły ciepłym blaskiem. - Bardzo lubię pana

Matta.

- Nie wątpię.
Zapaliło się zielone światło i Noelle ruszyła. Jadąc, zastana­

wiała się, jakie mogły być powody, dla których chłopiec nie miał
rodziców, lecz na razie nie chciała o to pytać. Wolała dowiedzieć
się czegoś więcej o panu Caldwellu.

- Uważasz, że pan Matt jest dobrym człowiekiem?
- Najwspanialszym. Jest sto razy milszy niż wyznaczona mi

terapeutka.

Chłopiec westchnął ciężko.
- Czyżbyś jej nie lubił?
Jason wzruszył ramionami.

Pewnie nie jest taka zła. Ale przez jakiś czas interesowała

się panem Mattem bardziej niż mną.

Jest jego narzeczoną? - spytała Noelle.

background image

DINOZELLA

17

- Już nie. Nie podobała się panu Alexowi.
- Zaraz, zaraz, Jasonie. Powiedz mi jeszcze raz, kto to taki

ten pan Alex?

- Brat pana Matta. Akurat teraz, dzięki Bogu, pojechał kupić

nowe konie.

Chłopiec skrzywił się, co wyraźnie oznaczało, że nie darzy

obu braci jednakową sympatią. Owo przypuszczenie znalazło
potwierdzenie w jego następnych słowach.

- Pan Matt i pani Connie chodzili ze sobą, ale panu Alexowi

się to nie podobało. Potem często się chwalił, że to on doprowa­
dził do zerwania.

- Czy pan Alex naprawdę ci to mówił?
- Tak. Chociaż ja mu nie wierzę. Pan Matt powiedział, że on

i pani Connie nie pasowali do siebie, a jego brat nie miał z
zerwaniem nic wspólnego.

- Wiesz co, myślę, że to nie nasza sprawa - zreflektowała

się Noelle.

- Teraz i tak jest po wszystkim. Pan Matt i pani Connie są

tylko znajomymi i już się tyle nie całują.

- Znajomi też się przecież całują - rzekła Noelle.
Jason skrzywił się.
- Lepiej, żeby pani Connie nie zapędziła się do mnie z takimi

głupimi czułościami.

- Jestem przekonana, że ją głównie interesują twoje lekcje

- rzekła Noelle. - Na pewno jest dobrą terapeutką.

- Tak, ale nie interesuje się prehistorią. Wie pani, że musia­

łem ją prawie błagać, żeby podniosła tę skamieniałość, którą
wypatrzyłem na ziemi. Nie chciała mi wierzyć, że to kawałek
szkieletu dinozaura - wyznał z pogardą w głosie. - Ale w czasie
audycji wolałem o tym nie mówić.

- Dobrze postąpiłeś. I tak wystarczyło rewelacji.
- Co się stanie z tym okazem, który znalazłem?
- Przekażę naszemu muzeum i zajmą się nim specjaliści.
- A dlaczego nie pani sama?

background image

18

DINOZELLA

Noelle westchnęła. Jej sytuacja zawodowa była tematem, któ­

ry wolałaby pominąć milczeniem.

- Mój przełożony ma dla mnie jakieś inne zadania - powie­

działa tonem, który zdecydowanie położył kres rozmowie.

Miała mieszane uczucia co do tych zadań, zaś fakt, że jej

kariera zawodowa utknęła w martwym punkcie, budził niepokój.
Obecny szef, doktor Peabody, dał jasno do zrozumienia, że jej
Umiejętności czysto naukowe mniej go interesują niż korzyści
płynące z programu w telewizji.

Noelle najchętniej rzuciłaby tę pracę, lecz nie mogła sobie na

taki krok pozwolić. Miejsc pracy było niewiele i paleontologo­
wie w jej sytuacji musieli obejmować istniejące wakaty. Noelle
marzyła o tym, by pracować w Muzeum Przyrodniczym w Den-
ver, cieszącym się międzynarodową sławą. Tam jednak przy­

jmowano wyłącznie najlepszych paleontologów z dużym do­
świadczeniem i poleconych przez znakomitości w tej dziedzinie.

Tymczasem więc była zmuszona podjąć pracę na pół etatu w

prywatnym Muzeum Paleontologicznym stanu Kolorado, które
nie cieszyło się tak wielką sławą. Wymagano jednak, by każdy
paleontolog był związany z jakimś muzeum, więc Noelle zdecy­
dowała się na obecną posadę, mimo iż zarabiała zbyt mało, aby
Opłacić czynsz. W związku z trudną sytuacją finansową zgłosiła
się do telewizji, gdy usłyszała, że potrzebny jest ktoś, kto mógłby
prowadzić program zatytułowany: „Przygoda z prehistorią".
Zaangażowano ją natychmiast, gdy się okazało, że umie nawią­
zać doskonały kontakt z dziećmi na widowni. Nowe zajęcie
przynosiło niewątpliwe korzyści materialne, lecz miało również

i minusy. Audycje bowiem zyskały taką popularność, że macie­

rzyste muzeum Noelle czerpało z reklamy bezpośrednie i duże
zyski. W związku z tym stało się oczywiste, że obecne pół etatu
nigdy się nie przekształci w wymarzoną stałą posadę w pełnym
wymiarze godzin. Muzeum Paleontologiczne stanu Kolorado bez
żenady nazywało siebie „domem pani Dinozelli", mimo iż ona
nie otrzymywała z tego „domu" żadnego wsparcia. Nie mając

background image

DINOZELLA

19

stałej posady w innym muzeum, niestety, nie mogła zrezygnować

z prowadzenia „Przygody z prehistorią", natomiast jej przełożeni

nie kwapili się z zaproponowaniem jej stałego zatrudnienia, po­
nieważ właśnie dzięki niej muzeum miało dodatkowy zysk.

Sytuacja była bez wyjścia i Noelle jak gdyby zawisła w próż­

ni. Nie była ani sławną osobistością telewizyjną, ani aktywnie
pracującym paleontologiem. Wszystko wskazywało na to, iż bę­
dzie zmuszona opuścić dotychczasowe muzeum i poszukać pra­
cy w innej placówce. Jednak w pełni zdawała sobie sprawę z
tego, że żadne szacowne muzeum nigdy poważnie nie potraktuje
kandydatury osoby, która w ubogiej telewizji lokalnej zajmuje
się uczeniem paleontologii na wesoło. Jej szanse niewątpliwie
by wzrosły, gdyby dokonała odkrycia stulecia... Skamieniałość
znaleziona przez Jasona oznaczała przewrót w jej dotych­
czasowej sytuacji, lecz tylko czas - i to za zgodą Matta Caldwella

- pokaże, czy to będzie wielka szansa dla niej.

- Skręcamy na lewo, proszę pani - odezwał się Jason. - Je­

steśmy na miejscu.

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Ośrodek Caldwellów.
Noelle szybko obrzuciła spojrzeniem konie, stajnie, piękne

klony oraz Góry Skaliste odcinające się na tle lekko zachmurzo­
nego nieba. Oto miejsce, które, jeśli tylko szczęście dopisze,
przyniesie jej sławę.

- Czy mam ci pomóc wysiąść?
- Nie. Sam sobie coradzą.. Bardzo dziękują., że mnie pani

podwiozła.

- Cała przyjemność po mojej stronie.
Chłopiec założył plecak, wsunął ręce w tuleje podtrzymujące

kule i wysiadł. Stanął obok samochodu, niezdecydowany.

- Nie zgubi pani mojego telefonu, prawda? I nie zapomni

zadzwonić, jeśli znajdzie pani jakieś skamieniałości?

- Nie zgubię i nie zapomnę. Obiecuję ci.
Noelle zamknęła samochód i weszła do biura.
- Mamo, patrz, kto przyszedł! To pani Dinozella!
Rozległy się okrzyki zachwytu. Gromadka dzieci w różnym

wieku, poruszających się o kulach i na wózkach inwalidzkich,
otoczyła Noelle, która się uśmiechała, lecz stała bez ruchu. Nie
chciała potrącić żadnego dziecka, a widziała, że wszystkie chcą
się do niej zbliżyć.

Co odważniejsze dzieci zaczęły prosić:

Czy będę mogła wystąpić w pani programie?
Nie, najpierw ja! Proszę, bardzo panią proszę.

Dzieci zaczęły się nawzajem przekrzykiwać.

Co się tutaj wyprawia? - rozległ się głęboki, męski głos.

background image

DINOZELLA

21

Podniecone krzyki natychmiast ucichły.
- Proszę, żeby wszystkie dzieci usiadły, a te na wózkach

cofnęły się pod ścianę.

Efekt był natychmiastowy, mimo iż mężczyzna nie mówił

tonem ani głośnym, ani ostrym.

- Usiłuję opracować program dla kolejnego pacjenta, a nie

słyszę własnych myśli. Proszę o spokój.

- Dobrze, proszę pana. Przepraszamy.
Noelle przyglądała się całej scenie oczyma szeroko otwartymi

ze zdumienia. Podświadomie oczekiwała, że będzie mieć do
czynienia z niepozornie wyglądającym terapeutą, ubranym w
biały kitel przesiąknięty zapachem szpitala. Tymczasem czło­
wiek, który tak skutecznie uspokoił dzieci, wyglądał jak wciele­
nie ideału mężczyzny, nie zaś jak ktoś zajmujący się kalekimi
pacjentami. Był wysoki, barczysty, a mimo to w jego ruchach
była spokojna elegancja.

W twarzy Matta Caldwella można było wyczytać inteligencję

i poczucie humoru. Miał ciemne oczy, silnie zarysowaną szczękę
i zaciśnięte usta wyrażające dezaprobatę.

- Przyjechała pani Dinozella. Nie poznaje pan?
- A rzeczywiście. To pani doktor Forrest. - Błysk w cie­

mnych oczach świadczył o tym, że pan Caldwell ją poznał, lecz
ma się na baczności. - Pani Swanson powiadomiła mnie, że
przywiezie pani Jasona.

- Tak. Zostawiłam go z terapeutką.
- Więc już nie muszę się o niego martwić. Dziękuję, że go

pani podrzuciła. A teraz proszę mi wybaczyć, ale...

Matt odwrócił się i zamierzał odejść.

Proszę chwilę zaczekać. Chciałabym porozmawiać z pa­

nem o tym, co Jason znalazł na terenie pańskiej posiadłości.

Pani wybaczy, ale nie jest to najlepsza pora, żeby przyjmo­

wać nieprzewidzianych gości.

- Nie jestem zupełnie przypadkowym gościem, ponieważ

przywiozłam pańskiego pacjenta - zauważyła Noelle, przysięga-

background image

22

DINOZELLA

jąc sobie w duchu, że nie da się tak łatwo odprawić z kwitkiem.

Popatrzyła na puste miejsce przy biurku. - Jeśli rejestratorka
wyszła na chwilę, to gotowa jestem poczekać.

- Niestety, ona się rozchorowała. Jeszcze nie znalazłem ni­

kogo na całodzienne zastępstwo, a nie chcę jej obowiązkami
obciążać terapeutów. - Matt zmarszczył brwi. - Dzwoniłem już
po kogoś, kto zgodził sieją zastąpić, ale może przyjechać dopiero
po lunchu. Zmuszony więc jestem robić dwie rzeczy naraz i nie
mam już czasu dla odwiedzających.

- Przykro mi, że pańska współpracownica się rozchorowała.

Może ja zastąpiłabym ją aż do lunchu?

- Dziękuję pani, ale jakoś sobie ze wszystkim radzę i...
Odezwał się telefon.
- Przepraszam panią.
Noelle spokojnie czekała. Matt odebrał trzy telefony, a skoń­

czywszy ostatnią rozmowę, rzucił okiem na zegarek.

- Naprawdę bardzo chętnie panu pomogę - odezwała się No­

elle i pomyślała, że gdy w grę wchodzą skamieniałości, gotowa
byłaby pracować nawet dla samego diabła.

Matt zawahał się. Znowu zadzwonił telefon.
- Jednak skorzystam z pani propozycji, doktor Forrest.
- Proszę mi mówić po imieniu. Jestem Noelle. Powiedz mi

tylko, Matt, co mam robić.

Matt popatrzył z ukosa, lecz powstrzymał się od komentarzy.

- Tu musi pani wpisywać pacjentów przed odesłaniem ich

do odpowiedniego terapeuty. Dzieciom udającym się do stajni
musi towarzyszyć ktoś dorosły, więc w wypadku, gdy rodzice
tylko dziecko podrzucą, pani musi z nim pójść albo zadzwonić
do stajni. Gdy nie będzie pani czegoś wiedzieć, proszę zapytać
rodziców.

Przez następną godzinę Noelle była zajęta jak rzadko kiedy.

W paleontologii zgubny jest pośpiech, natomiast ważna dokład­
ność, a nawet delikatność. Teraz nagle okazało się, że wszystkie

background image

DINOZELLA

23

cechy, dzięki którym Noelle była dobrym paleontologiem, spra­
wiały, iż jako rejestratorka okazała się dość kiepska.

Po wyjściu ostatniej pacjentki, nagle usłyszała:
-• Doskonale pani sobie radzi, choć jest trochę za oschła.
Odwróciła się i ujrzała Matta stojącego w drzwiach.

- Możliwe, ale wydaje mi się, że litość byłaby bardziej nie

na miejscu. Całe szczęście, że to już była ostatnia pacjentka
zapisana na przedpołudnie.

- Na przyszłość może się pani przydać informacja, że z nią

postąpiła pani właściwie - powiedział Matt. - Ludzi kalekich nie
powinno się traktować ulgowo, chyba że tego wymaga rodzaj
ich kalectwa. Należy postępować z nimi tak, jak z wszystkimi
innymi ludźmi.

- Jestem tego samego zdania - odparła Noelle - tylko że...

- Zawahała się. - Dlaczego nie używa pan określenia ludzie
niepełnosprawni?

- Bo oni, doktor Forrest, są kalekami, po prostu. Lecz za ich

kalectwo w dużym stopniu ponosi winę społeczeństwo. Moi
pacjenci bywają ułomni w wyniku uszkodzeń podczas porodu.

Są upośledzeni, bo rodzice ich zaniedbywali albo maltretowali.

Stracili ręce lub nogi w wypadkach spowodowanych przez pija­
nych kierowców. Ich niesprawność wynika z ograniczeń współ­
czesnej medycyny. - Matt uśmiechnął się niewesoło. - Użyty
przez panią obecnie przyjęty zwrot „ludzie niepełnosprawni", nie
określa precyzyjnie tego, jacy są moi pacjenci, ani też tego, jak
mają postępować, aby móc żyć w społeczeństwie, które nasta­
wione jest na ułatwianie życia najsilniejszym. Prawda, nawet i
szorstka, pomaga moim pacjentom bardziej niż wymyślne eufe­
mizmy.

- Dobrze, że woli pan jasne stawianie sprawy. Dzięki temu

łatwiej mi będzie przedstawić to, co mam do powiedzenia.

- Cóż to takiego?
- Wiem, że ma pan ziemię, w której znajdują się skamienia­

łości. Ja zaś pragnę tego, co pan posiada.

background image

24

DINOZELLA

Zapadło nieprzyjemne milczenie.
- Rozumiem, że tym, czego pani pragnie, są tylko skamie­

niałości - rzekł Matt po dość długiej chwili. - Bo moja ziemia
nie jest na sprzedaż.

- Jedno jest potrzebne ze względu na drugie. Panie Caldwell,

chciałabym jak najszybciej rozpocząć poszukiwania.

- To niemożliwe!
- Nie? Tak zwyczajnie mi pan odmawia? Przecież chyba

zasługuję na lepszą odpowiedź.

- A to czemu? Czyżby dlatego, że mi pani dziś pomogła?
••- To może być na początek. Wie pan, kim jestem i co robię,

więc chyba nie spodziewa się pan, że bez sprzeciwu odejdę z
terenu prawdopodobnie kryjącego wiele skamielin. Proszę jedy­
nie o kilka chwil pańskiego czasu.

- Doktor Forrest, widzę, że jest pani bardzo upartą kobietą.

A ja mam dużo pracy.

- Chciałabym rzucić okiem na teren ewentualnych badań.
- Na pewno nie natkniemy się na żadne stare gnaty - sarka­

stycznie zauważył Matt.

- Nigdy nie wiadomo. Będę miała oczy szeroko otwarte.
- Teren jest bardzo duży i nie można obejść go na piechotę.

Szczególnie w takich butach.

- Niezależnie od tego, jakie mam buty, na pewno zauważę kość

tak dużą, jak ta znaleziona przez Jasona - odgryzła się Noelle.
- Poza tym mogłabym objechać pański ośrodek samochodem.

- O, co to, to nie! Tu są drogi tylko dla koni. A pani, jak

sądzę, nie umie jeździć wierzchem.

- Niestety, nie.
- No to będzie pani musiała dużo chodzić pieszo. Powtarzam

jeszcze raz, że tu wszystkie trasy są wyłącznie dla koni.

- Jeśli można oglądać pańską posiadłość tylko z wysokości

końskiego grzbietu, gotowa jestem nauczyć się jeździć. Ale nie
sądzę, by to naprawdę było konieczne. Siedząc na koniu, nie
widziałabym wszystkiego dokładnie i mogłabym coś przeoczyć.

background image

DINOZELLA

25

Matt przyjrzał się jej spod przymkniętych powiek.
- Konie wywołują w pani strach, prawda?

- Pan celowo zmienia temat! - rzuciła Noelle z pretensją w

głosie. - A ja chcę porozmawiać o zorganizowaniu, przy współ­
udziale mojego muzeum, prac badawczych tutaj.

- Natomiast ja usiłuję pani wytłumaczyć, dlaczego nie może

pani tego zrobić. Proszę za mną.

Matt ujął ją pod ramię i poprowadził wąską, żwirowaną

ścieżką. Noelle zauważyła, że dotyk jego silnej dłoni zupełnie
rozprasza jej myśli. Do tego stopnia, że nie widzi, co się dookoła
dzieje.

- Oto moja klasa początkujących - poinformował Matt.
- Ależ to głównie dzieci! I jak one jeżdżą!
- Sama pani widzi, że ani brak ręki czy nogi, ani aparaty

stabilizujące wcale im nie przeszkadzają.

- To niewiarygodne!
- Skądże znowu - zaoponował Matt. - Przecież to zupełnie

zrozumiałe. Niech się pani tylko nad tym zastanowi. Większość
tych dzieci przez cały czas jest przykuta do wózków inwalidz­
kich. A dosiadając konia, każde z nich czuje niezwykłą swobodę.
Pani też chętnie by się uczyła, choćby tylko po to, żeby przerwać
monotonię życia.

Podeszli bliżej i oparli się o płot.
- Nawet najsprawniejsi jeźdźcy, tacy jak Jason Reilly, nie

mogą jeździć na rowerze ani bawić się na zjeżdżalni. Ale za to
Jason potrafi jeździć na koniu, czego z kolei nie umieją jego
koledzy. Zupełnie więc zrozumiałe, że chce być jak najlepszy.
Niech mu się pani przyjrzy. Siedzi na czwartym koniu, o tam.

- To rzeczywiście Jason! A jak jest zabezpieczony przed

upadkiem?

- Wprowadzamy niewielkie zmiany w uprzęży. Mój brat ma

złote ręce. Zazwyczaj udaje mu się zrobić jakieś dodatkowe
oparcie dla nóg lub dodać do uprzęży coś, co rekompensuje
ograniczoną siłę mięśni.

background image

26

D1NOZELLA

- Jason mówił mi, że pan jest terapeutą zajmującym się re­

kreacją pacjentów, a nie fizykoterapią.

- Ale gaduła z tego dziecka!
- Jak doszło do tego, że się pan zainteresował hipoterapią?
- Lubię być na świeżym powietrzu, a fizykoterapeuta musi

pracować w szpitalu. Nie wiem, czy Jason wspomniał, że mój
brat był pierwszym pacjentem, którego nauczyłem jeździć.

- Nie, nic o tym nie mówił.
- Alex miał wypadek. Znajdował się w strasznym stanie, a

niektóre zmiany w jego organizmie były nieodwracalne. Dlatego
zdecydowałem się na ten rodzaj pracy.

- Czy pacjenci tu mieszkają, czy też tylko przyjeżdżają, wte­

dy gdy chcą pojeździć?

- Ani jedno, ani drugie. Znaleźliśmy rozwiązanie pośrednie.

Dla każdego pacjenta opracowuję specjalny program uwzględ­

niający indywidualne moźliwości i liczę na to, że moje zalecenia
będą przestrzegane.

- Podobnie jak przy nauce gry na fortepianie, tak?

- O, właśnie.
Matt uśmiechnął się i tym razem uśmiech rozjaśnił mu oczy.

Zmiana w wyrazie całej twarzy była wprost zaskakująca. Wła­
ściciel ośrodka okazał się nie tylko atrakcyjnym, ale wręcz nie­
bezpiecznie pociągającym mężczyzną.

- Myślę o tych dziewczynkach i chłopcach jak o zdrowych

dzieciach, które przychodzą na lekcje tylko dla przyjemności.

- Dlaczego nie ma więcej takich ośrodków?
- Odpowiedź jest prosta: pieniądze - odparł sucho. - Pry­

watne towarzystwa ubezpieczeniowe nie chcą wydawać pienię­
dzy na, jak to oni określają, bawienie ludzi. - Matt pogardliwie
wykrzywił usta. - Pokrywają koszta fizykoterapii, lecz wię­
kszość z nich uchyla się przed opłacaniem rekreacji jako formy
leczenia.

- Wprost nie do wiary!
- Ajednak to prawda. Gdyby towarzystwa ubezpieczeń zdro-

background image

DINOZELLA . 27

wotnych dofinansowywały ośrodki podobne do mojego, powsta­
łyby setki w całym kraju... Ale sytuacja, niestety, jest inna i tylko
ludzie dobrze sytuowani mogą sobie pozwolić na korzystanie z

już istniejących możliwości. Ja wprawdzie staram się przyjmo­

wać jak najwięcej osób potrzebujących pomocy, ale to i tak tylko
garstka - przyznał Matt otwarcie. - Muszę opłacać terapeutów i
dbać o konie, więc nie stać mnie na działalność charytatywną. I
w związku z tym jestem zmuszony pobierać opłaty.

- To wielka szkoda.
- Oczywiście. Nasz kraj jest jednym z najbogatszych na świe­

cie, ale wciąż jeszcze nie ma nawet zarysu wszechstronnego
projektu państwowej służby zdrowia. To skandal, że ludzie mu­
szą tak dużo płacić za leczenie. A najgorsze jest to, że im więcej
ktoś ma kłopotów ze zdrowiem, tym trudniej znaleźć towarzy­
stwo ubezpieczeniowe skłonne wystawić mu polisę. To błędne
koło. Ludzie, którym pomoc jest naprawdę potrzebna, jak choćby
te dzieci, mają najmniej szans na to, aby znaleźć odpowiednie
ubezpieczenie. I jeśli rodzice nie są bogaci, dzieci nie mają szans
na poprawę losu.

- To niesprawiedliwe.
- Racja. Dlatego też zaangażowałem się dość mocno w dzia­

łalność grupy walczącej o system państwowej służby zdrowia.
W Kongresie wiele już mówiono o ustawodawstwie, ale na tym
się skończyło.

- Nie miałam pojęcia...
- Większość obywateli nie ma pojęcia. 1 główny kłopot na

tym polega. A jak już o problemach mowa, nie przedyskutowa­
liśmy do końca tego, z którym pani do mnie przyjechała. Wiem,
po co pani przyjechała i czego pani chce. Ale podjąłem już
decyzję i nie zgadzam się na to, żeby pani prowadziła poszuki­
wania na terenie mojego ośrodka.

- Dlaczego?
- Bo ściągnie mi tu pani buldożery i koparki, a wtedy bez­

pieczeństwo moich pacjentów rozwieje się jak dym.

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Noelle nie wierzyła własnym uszom.
- Buldożery i koparki! - zawołała. - Po pierwsze, panie

Caldwell, paleontolog bardzo rzadko korzysta z pomocy takich
ciężkich machin. Naszymi zwykłymi narzędziami są kilofy oraz
szufle. I bardzo się pan myli, jeśli sądzi, że dążąc do odkrycia
znajdujących się tu złóż skamieniałości, mogłabym tratować nie­
winne dzieci.

Jej wybuch przeszedł bez najmniejszego wrażenia.
- A może nie? - spytał Matt spokojnie.
- Otóż właśnie, że nie. - Noelle ze złości aż poczerwieniała.

lecz usiłowała opanować wzburzenie. - Widzę, że właśnie pan

jest równie delikatny jak buldożer.

- Mam ku temu bardzo istotne powody. Proszę za mną - rzu­

cił tonem nie znoszącym sprzeciwu.

Podeszli do boksu. Matt pogłaskał aksamitny pysk konia.
- Widzi pani te zwierzęta? Zostały specjalnie wytresowane

dla moich pacjentów. Są łagodne i niezawodne, bo nie płoszą się
zbyt łatwo. A co najważniejsze, mają ściśle uregulowany tryb
życia. Te same trasy, te same godziny, ten sam krok.

- To dość nudny żywot - stwierdziła.
- Być może. Ale wierzchowce, które wiedzą, czego się od

nich chce, są bezpieczne. Można być pewnym, że nie zrzucą
niedoświadczonego jeźdźca z protezą lub aparatem stabilizują­
cym. Moje zwierzęta są jak stare konie pociągowe. Zapamiętały
ustaloną kolejność czynności i nic ich nie wytrąca z równowagi.
No, prawie nic.

background image

DINOZELLA

29

- Panie Caldwell, co pan chce przez to powiedzieć? Że ja

zakłócę cały porządek w pańskim ośrodku?

- Właśnie to, pani Dinozello.
Jej pseudonim zabrzmiał niby wyzwanie poprzedzające przy­

krą wiadomość. Noelle odniosła wrażenie, że pani Dinozella
zaraz usłyszy coś niemiłego. Nie pomyliła się.

- Zacznie pani rozkopywać ziemię, co oczywiście pociąga

za sobą zmiany, a na wprowadzanie zmian nas nie stać. Moje
konie są wyjątkowo spokojne, bo nie dzieje się tu nic nieocze­
kiwanego.

Matt odwrócił się i spojrzał Noelle prosto w oczy.

- Jestem przekonany, że ma pani dobre intencje. Sam wy­

chowałem się w Kolorado i wiem, jak cenne są prehistoryczne
kości. Ale, niestety, dla mnie nie są tak ważne jak moi pacjenci.

- A nie przyszło panu do głowy, że ja też mogę być tego

samego zdania?

- Trudno mi powiedzieć, bo nie znam pani. Powtarzam, że

nie chcę narażać się na jakiekolwiek ryzyko mogące zagrozić
mojemu ośrodkowi. Nie zrobię tego. Dla nikogo.

- Jak mogę panu udowodnić, że jeśli o mnie chodzi, nie

naraża się pan na żadne ryzyko?

- Wcale nie może pani.

Odpowiedź była brutalnie szczera, lecz Noelle nie dawała za

wygraną.

- A ja sądzę jednak, że mogę udowodnić.
- Doktor Forrest, bardzo panią proszę, skończmy tę rozmo­

wę. Mam za mało ludzi, a zmarnowałem tyle cennego czasu.

- Zrozumiałam aluzję, panie Caldwell. Chce pan, żebym od­

jechała, prawda?

- Przykro mi, że nie spełnię pani prośby, ale musi pani zro­

zumieć moją sytuację.

Noelle nagle przyszedł do głowy doskonały pomysł.
- Rozumiem, ale pozwoli pan, że przedstawię i swoją,
- Słucham.

background image

30

DINOZELLA

- Mam bardzo szerokie znajomości. Jestem znana nie tylko

w telewizji, ale również i szerszej publiczności, a to ważniejsze.
Teraz mamy tydzień widza. Nie zgadnie pan z iloma potencjal­
nymi dobroczyńcami mam kontakt. Pieniądze, którymi oni dys­
ponują... Nasz program mógłby się znacznie przyczynić do po­
prawy sytuacji pańskiego ośrodka. Czy nie przyszło to panu do
głowy? Radzę pomyśleć o tych wszystkich dzieciach nie mają­
cych ubezpieczenia, którym pan chciałby pomóc. A ja, panie
Caldwell, bardzo chętnie panu pomogę.

- Za jaką cenę? - wycedził Matt przez zaciśnięte zęby.
- Za cenę kompromisu.
Pogardliwie zmrużył oczy.
- Wykorzysta pani moich pacjentów, niewinne dzieci, żeby

osiągnąć własne cele.

- Niech mi pan nie wytyka mojej kariery zawodowej. Oboje

zawdzięczamy nasze pensje dzieciom. Interes to interes. Założę
się, że pan, jak i ja, przyjmuje czeki. A może się mylę?

Wściekłość malująca się na twarzy Matta wyraźnie świadczy­

ła o tym, że się nie myliła.

- Tak właśnie sądziłam. A propos dzieci, panie Caldwell, jak

pan wytłumaczy swoje postępowanie wobec Jasona?

- O czym pani mówi?

- Jason to nie tylko czarujący chłopiec. On jest bardziej

dojrzały oraz intelektualnie rozwinięty niż inne dzieci w jego
wieku.; Wiedza paleontologiczna, jaką opanował, wprost mi im­

ponuje, a mnie trudno zaimponować. Nie sądzę, żeby pan chciał
pozbawić go - jak zresztą i pozostałe dzieci zainteresowane
„Przygodą z prehistorią" - możliwości dowiedzenia się z pier­
wszej ręki o tym, jak się prowadzi poszukiwania skamieniałości.

- Tu nie chodzi o dzieci.
- Może ma pan rację. - Noelle uważnie popatrzyła na stoją­

cego obok mężczyznę. - Możliwe, że nie chodzi o dzieci. Bo
liczy się tylko pańskie konto. Osoba wpływowa proponuje panu,
że postara się o liczne darowizny, a pan na dobrą sprawę wyrzuca

background image

DINOZELLA

31

ją z ośrodka. Nie ma pan dobrej głowy do interesów, prawda?

Teraz rozumiem, dlaczego nie może pan przyjąć więcej pacjen­
tów, którym potrzebna jest pomoc. Interesuje się pan wyłącznie
uczeniem bogatych dzieci. No bo działalność charytatywna nie
przynosi zysku. Czy tak?

Zapadła cisza, którą przerwał Matt, rzucając gniewnie:
- Doktor Forrest, gdyby nie była pani kobietą, rozprawiłbym

się z panią tu na miejscu.

- Może byłabym wtedy zmuszona odpłacić panu z nawiązką.

Niech pan nie szafuje zniewagami, gdy ktoś wysuwa przyzwoitą

propozycję. Czyja według pana jestem jakimś potworem opęta­
nym na punkcie skamieniałości?

Odwróciła się na pięcie i odchodząc, rzuciła:
- Niech pan się nie fatyguje i nie odprowadza mnie do sa­

mochodu. A jeśli zmieni pan zdanie, proszę zadzwonić do studia.
Numer znajduje się w książce telefonicznej.

- Niech pani na to nie liczy!
Noelle była tak oburzona, że prawie nie uważała, jak jedzie.

Posądzono ją, że mogłaby bezmyślnie zniszczyć to, co ten czło­
wiek robił dla dzieci! Długo nie mogła się uspokoić. Potem

jednak uświadomiła sobie, że przedstawiła propozycję nie do

odrzucenia i Matt Caldwell prędzej czy później zmieni zdanie.

Zanim dojechała do domu, była już najzupełniej opanowana.

Nawet zdobyła się na to, by rozpatrzyć całą sprawę z punktu
widzenia Matta i postawić się na jego miejscu. Zrozumiała, że
poczuł się zagrożony, lecz jednocześnie nabrała przekonania, iż
w końcu weźmie pod uwagę dobro pacjentów.

Była przekonana, że poznała właściciela ośrodka dopiero z

jednej, i to niekoniecznie najlepszej, strony, a to za mało. Posta­

nowiła uzbroić się w cierpliwość, co zresztą robiła przez całe
życie. Uznała, że i tym razem musi spokojnie czekać na rozwój
wypadków.

Zasiadła przy biurku, pobieżnie rzuciła okiem na korespon­

dencję i włączyła automatyczną sekretarkę. Najpierw odezwała

background image

32

DINOZELLA

się siostra, Molly. Potem była wiadomość, że następnego dnia,
punktualnie o dziewiątej, zacznie się kolejny program na żywo.
Po tym Noelle usłyszała słowa:

- Czy pani doktor Forrest? Tu mówi Matt Caldwell.
Noelle ogarnęło zdumienie. Miała zastrzeżony telefon i nie­

wiele osób znało jej prywatny numer.

- Chciałbym się z panią spotkać.
Coraz żywiej biło jej serce.

- Ja też pragnę spotkania z panem - powiedziała na głos. -I

to z kilku powodów.

Podam mój telefon domowy, żeby mogła pani zadzwonić.

Mam nadzieję, że się pani odezwie. Do usłyszenia.

Na twarzy Noelle rozlał się szeroki uśmiech. Pan Caldwell

prędko zmienił zdanie! Gotowa była założyć się o najcenniejszy
skarb, że jednak postanowił skorzystać z jej pośrednictwa. Oka­

zało się, że wszechmocny pieniądz może wszystko.

Lecz Mattowi chodziło o dobrą sprawę. Noelle wiedziała, że

zapewne postąpiłaby tak samo w podobnej sytuacji. Mimo to
przykro jej było, że zainteresował się nią dopiero wtedy, gdy
uświadomił sobie finansową wartość znajomości. Wprawdzie nie
szukała okazji do nawiązania romansu, lecz świadomość zupeł­
nego braku aprobaty dla jej kobiecości była niezwykle przykra.
Takie postępowanie wydało się jej nieco... obraźliwe.

W pierwszej chwili chciała zadzwonić natychmiast i nawet

wyciągnęła rękę po słuchawkę, ale przypomniała sobie wzgard­

liwe spojrzenie Matta, jego gniew, przede wszystkim zaś insy­

nuacje, które sprawiły jej tak dużą przykrość. Dumnie uniosła
głowę i postanowiła, że każe panu Caldwellowi nieco poczekać.

Dowiedzie mu, że doktor Noelle Forrest nie jest pionkiem, który

można dowolnie ustawiać. Wobec tego włączyła komputer i za­
częła przeglądać nazwiska najważniejszych potencjalnych spon­
sorów. Znała ludzi, którzy chętnie wyasygnują większe sumy na
wsparcie czegośtakiegojak ośrodek dla niepełnosprawnych. Bez
trudu mogła zacząć układać listę.

background image

DINOZELLA

33

Odsunęła od siebie niemiłą myśl, że Matt Caldwell nie inte­

resuje się nią jako kobietą. Wiedziała, że jakoś to przeboleje i
poświęci się odkrywaniu skamieniałości. Przyznała jednak w
duchu, że najciekawszym, chociaż bynajmniej nie prehistorycz­
nym, okazem jest właściciel ośrodka, wzbudzający jej nazbyt
duże zainteresowanie.

- Jak mam zrobić idealny makijaż, kiedy ty się bez przerwy

krzywisz? - powiedziała Louise z wymówką.

- Przepraszam.
- Jeśli będziesz miała taką minę podczas audycji, to wystra­

szysz wszystkie dzieci. Nie widziałam cię w takim nastroju od
czasu, gdy zerwałaś z pewnym dżentelmenem.

- Wcale nie był dżentelmenem i dlatego z nim zerwałam.

- Noelle uśmiechnęła się rozbawiona. - Ale i tym razem pewien
mężczyzna popsuł mi humor.

- To bardzo dobra wiadomość. W twoim wieku...

- Trzydzieści jeden lat to jeszcze nie jest starość.
- Ale nie można czekać na męża całe życie.
- Jakbym słyszała moją matkę - mruknęła Noelle. - A jeśli

chodzi o obecnego mężczyznę, chcę tylko załatwić z nim pewną
sprawę służbową. Nie byłam na randce.

- Ale chętnie byś poszła, co?
- Byłoby to dość trudne, bo on interesuje się wyłącznie kon­

taktami, jakie mam z bogatymi ludźmi. I niczym więcej.

Wsunęła rękę do kieszeni i dotknęła koperty. Spojrzawszy w

lustro, dostrzegła wzrok Louise i zrozumiała, że się zdradziła.
Wydało się, iż nieznany mężczyzna bardzo ją interesuje.

- Wiesz co, Louise? Gdybyś nie była tak dobra w swoim

fachu, znalazłabym sobie kogoś innego, kto by mi robił makijaż.

- I tak nie miałabyś żadnych szans. Przecież ta stacja to ja.

Poza tym jesteś zbyt miła, żeby mi zrobić taki numer.

- Powiedzmy. Szkoda, że w dzisiejszych czasach mężczyźni

nie lubią miłych kobiet. Zapytaj o to moje byłe sympatie.

background image

36

DINOZELLA

- Dobrze pani wie, jaka jest odpowiedź na to pytanie.
Matt wyciągnął rękę, lecz Noelle natychmiast schowała ko­

pertę do kieszeni.

- Nie jestem taka pewna, panie Caldwell. Musimy jeszcze

raz poważnie porozmawiać.

- Nie mogę czekać tu cały dzień. Muszę wracać do pacjentów

- niecierpliwie rzucił Matt.

- Wobec tego radzę panu zadzwonić do studia i umówić się

na spotkanie, gdy ja będę miała czas - odparowała Noelle.

Doktor Forrest! Zaczynamy za dwadzieścia sekund!

Odchodząc, Noelle nie mogła się powstrzymać, by nie rzucić

przez ramię:

- Jak pan widzi, nie jest pan jedynym człowiekiem tak zaję­

tym, że nie może rozmawiać z przypadkowymi petentami. Wy­
baczy pan, ale wzywają mnie obowiązki.

Matt sprawiał wrażenie, jakby chciał wybuchnąć.

- Witam was, dziewczynki i chłopcy. Rozpoczynamy drugą

część audycji „Przygoda z prehistorią". Przed przerwą omawia­
liśmy geograficzne położenie stanu Kolorado. Nasz stan jest
naprawdę wyjątkowy. To właśnie u nas odkryto bardzo wiele
dinozaurów. Zawdzięczamy to temu, że właśnie tutaj rozciąga
się pasmo Gór Skalistych, które powstało w czasach prehistory­
cznych. Bywają nowsze, stosunkowo młode pasma, lecz nasze

jest bardzo stare. Dawno, dawno temu dinozaury przemierzały

nasz stan w okolicy Pike's Peak i Red Rocks.

Noelle spojrzała na gościa w ostatnim rzędzie i udając, że

poprawia blezer, położyła dłoń na wewnętrznej kieszonce.
Gniew widoczny na twarzy Matta świadczył o tym, że ona jednak
trzyma go w szachu.

Popatrzyła na swych młodych widzów i rzuciła żart. Dzieci

wybuchnęły śmiechem, a Noelle przez ułamek sekundy zastana­
wiała się, czy warto rezygnować z pracy dającej tyle satysfakcji.

Postanowiła jednak myśleć rozsądnie. Dzieci miały swoje domy
i rodziców, ona zaś była dla nich jedynie rozrywką. Być może

background image

DINOZELLA

37

jej program stanowił takie samo urozmaicenie jak film animo­

wany lub komiks.

Wmawiała sobie, że w trakcie prac badawczych jej osoba

będzie znaczyć dużo więcej. Uznała, że nie powinna tak uczu­
ciowo traktować ewentualnych przyszłych paleontologów. Dzie­
ci wprawdzie darzyły ją wielką sympatią, lecz nie była im po­
trzebna do szczęścia. I wcale nie było wskazane, żeby ona sama
zbyt mocno utożsamiała się z rolą lub zanadto przywiązywała do
dzieci z różnych szkół i klubów.

Zwróciła się do towarzyszącej dziewczynki i w jej oczach

dostrzegła uwielbienie. W tym momencie poczuła wyrzuty su­
mienia i spojrzała na widownię. Jason znowu entuzjastycznie
pomachał ręką.

Noelle ogarnęło jakieś dziwnie smutne uczucie, lecz nie

chciała mu się poddać. Nie chciała nawet się do niego przy­
znać. Postanowiła, że nie ulegnie emocjom. Od trzech lat pozo­
stawała w tyle za mężczyznami, którzy awansowali, nie posia­
dając ani jej kwalifikacji, ani wiedzy czy doświadczenia. Wie­
działa, że jeśli teraz nie zatroszczy się o swą karierę, to już do
końca życia będzie zmuszona prowadzić program „Przygoda z
prehistorią".

Wyprostowała się dumnie, spojrzała Mattowi prosto w oczy

i spokojnie poprowadziła wykład.

Również i budowa geologiczna naszego całego stanu uła­

twia odkrywanie skamieniałości. Sytuacja Kolorado jest tak ko­
rzystna dzięki temu, że tutaj znajduje się formacja Morrisona.
Jest to warstwa skalna obfitująca w kości dinozaurów. Większość
znalezionych okazów pochodzi z tej warstwy. Złoża tworzące
formację Morrisona powstały w epoce jurajskiej. Kto wie, ile lat

temu to było?

- Sto sześćdziesiąt milionów!
Głos Jasona wybijał się ponad wszystkimi innymi.
- Prawidłowo.

Matt wstał i skierował się do wyjścia. Noelle wpadła w pani-

background image

38

DINOZELLA

kę, wystraszona, że przejrzał jej grę z kopertą. Przeraziła się, że

i całe jej wystąpienie też uznał za niepoważne.

- Teraz przejdziemy do mapy i pokażemy wam, gdzie ostat­

nio znaleziono nowe okazy.

Dziewczynka wstała i podeszła do mapy.

- Ostatnio dokonano ważnych odkryć w Grand Junction

- podjęła wykład Noelle.

Po zakończeniu audycji rozległy się oklaski, a mała asystentka

uściskała panią Dinozellę.

Noelle odetchnęła z ulgą i pragnęła jedynie tego, by jak najszyb­

ciej odnaleźć Matta. Niestety, czekało ją jeszcze rozdawanie auto­
grafów i rozmowy z rodzicami. W końcu jednak wszyscy wyszli.

Pozostał tylko Jason, który z wielkim entuzjazmem przedsta­

wił panią Dinozellę swej przybranej matce.

- Dzień dobry, pani Swanson. Miło mi panią poznać.

- Jason wiele o pani opowiadał - rzekła pani Swanson. - On

panią po prostu uwielbia. Nie do wiary, ile się od pani nauczył.
Może mamy w nim początkującego paleontologa?

Jason rozpromienił się i zasypał Noelle pytaniami. Zaspoko­

jenie jego ciekawości trwało dobre pół godziny. Zupełnie straciła

nadzieję, że Matt jest jeszcze na terenie studia. Poszła zmyć
makijaż i się przebrać.

- Ale sukces! - krzyknęła Louise. - Woody jest bardzo za­

dowolony z tego, że otrzymujesz tyle zgłoszeń od widzów.

Noelle skrzywiła się. Popularność wcale nie ułatwiała życia.
- Oj, byłabym zapomniała! - dorzuciła Louise. - Dokąd się

tak spieszysz? Na dole jeszcze ktoś na ciebie czeka.

- Kto taki? - Noelle żywiej zabiło serce.
- Jakiś Matt Caldwell.
- Dziękuję za wiadomość. Do widzenia.

Wsiadła do windy i zmusiła się do zachowania spokoju.

- Czy pan na kogoś czeka, panie Caldwell?
- Wie pani aż nadto dobrze, że czekam... I dlaczego.
- Skąd miałam wiedzieć? Przecież wyszedł pan przed koń-

background image

D1NOZELLA 39

cem audycji - rzuciła Noelle i natychmiast chętnie ugryzłaby sic
w język. Matt gotów pomyśleć, że ją osobiście obraził. - Jason
na pewno chętnie by z panem porozmawiał - dodała.

- Już rozmawiałem z nim i z jego opiekunką. A teraz chętnie

bym porozmawiał z panią. W cztery oczy.

- Może mnie pan odprowadzić do garażu.
Noelle wiedziała, że nadszedł czas, aby przystąpić do oma­

wiania warunków współpracy.

Matt najwidoczniej był tego samego zdania.

- Czy już moglibyśmy sfinalizować naszą transakcję? - za­

pytał ponuro.

Noelle uśmiechnęła się.
- Co panią tak śmieszy, doktor Forrest?
- Sytuacja jest dość komiczna, chyba pan przyzna. Stoimy

w ciemnym garażu i tutaj chcemy ubić interes. Przypomina to
bardzo oklepaną scenę z kiepskich filmów, prawda?

- Czy zamiast tego wolałaby pani siedzieć przy elegancko

nakrytym stole i przy blasku świec słuchać muzyki?

W słowach Matta brzmiał niedwuznaczny sarkazm. Noelle

spoważniała, gdyż uświadomiła sobie, że istotnie tak właśnie
pragnęłaby spędzić wieczór w towarzystwie tego mężczyzny,
który pociągał ją jak nikt inny.

- Proponuję taki układ: pani da mi listę z nazwiskami, a ja

udostępnię pani cały teren na tydzień.

- Jeden tydzień? Pan sobie żartuje! - wybuchnęła Noelle.

- Przecież to tak, jakby mi pan zaproponował jedną sekundę!
Co, pańskim zdaniem, mogę zdziałać w ciągu kilku dni?

- Tyle, ile się zwykle robi. Oznaczy pani teren. Rozkopie

ziemię. Porobi zdjęcia. Wszystko, co trzeba. - Matt skrzyżował
ręce na piersiach. Jeden tydzień. Postanowiłem zaproponować
pani tylko tyle.

- Więc nie mamy o czym dyskutować. Według mnie pańska

propozycja jest... jest nie do przyjęcia. Wybaczy pan, ale niepo­
trzebnie tracę przez pana czas.

background image

40

DINOZELLA

Wsiadła do samochodu, ale nie zdążyła zamknąć drzwi, gdy

usłyszała:

- Jeśli pani naprawdę chce szukać skamieniałości u mnie,

radzę się dobrze zastanowić.

- Nawet nie warto niczego zaczynać. Nie mogę prowadzić

żadnych poszukiwań. Jeden tydzień! - Włożyła kluczyk do sta­
cyjki. - Proszę się odsunąć.

Matt wyszarpnął kluczyk. Noelle siedziała bez ruchu.
- Niech pan tę swoją taktykę silnej ręki zostawi dla koni

- wycedziła zimno. - Mnie to nie imponuje.

- Jeden tydzień - powtórzył Matt.

Przykro mi, ale nic z tego. Proszę mi oddać kluczyki.

- Jeden tydzień. Pozwolę pani przebywać na terenie ośrodka

od rana do wieczora.

Noelle spojrzała mu prosto w oczy.
- Słucham dalej.

- Zostawię pani całkowitą swobodę w ciągu dnia.
- A po odejściu pacjentów?
- Zupełna swoboda również po lekcjach.
- Nie.
- Nie?
- Jeden tydzień to za mało. Potrzebne mi przynajmniej

dwa.

- Półtora. - Zmarszczył brwi.

- Albo dwa, albo do widzenia.
Na twarzy Matta pojawił się niebezpieczny uśmiech, który

nie wróżył niczego dobrego.

- Dwa tygodnie, ale zajmie się pani wszystkimi sponsorami,

napisze niezbędne listy i załatwi wszystkie telefony.

- Ależ to diabelnie dużo pracy! Czy pan mi pomoże?

Matt uśmiechnął się jeszcze bardziej podstępnie. Przypominał

legendarnego wilkołaka, szczerzącego zęby do ofiary.

- Skądże! Ja będę sobie siedział z założonymi rękami i czekał

na strumień pieniędzy, który chyba zaraz popłynie.

background image

DINOZELLA

41

Noelle zaklęła w duchu, lecz nie dawała za wygraną.
- Dwa tygodnie, ale muszę mieć asystenta.
- Żeby pomagał upchnąć pracę papierkową?
- Nie. Żeby mi pomagał w terenie.
- Wykluczone.
- Wykluczone?
- Tak. Absolutnie. Zabrnęliśmy w ślepą uliczkę. Szkoda so­

bie strzępić język.

- Chciałabym jednak wiedzieć, dlaczego nie mogę mieć po­

mocnika. Przecież to bardzo rozsądna prośba.

- Dlaczego nie chcę się zgodzić? Bo i tak jedna osoba, która

będzie się kręcić i przeszkadzać koniom oraz pacjentom, jest

dostatecznie wielkim złem.

Noelle prychnęła oburzona.
- Chyba nie liczy pan na to, że bez pomocy załatwię wszy­

stko ze sponsorami i w dodatku znajdę odpowiednie miejsce,
gdzie ewentualnie mogą się znajdować skamieniałości.

- Jakoś musi pani sobie radzić - padła irytująca odpowiedź.

- Bo ja nie zmienię zdania w tej materii. I jeszcze jedno. Dzięki
pani audycji odkrycie Jasona nie stanowi żadnej tajemnicy, ale
na szczęście nikt jeszcze nie skojarzył go z moim ośrodkiem.
Chcę, żeby tak było nadal. Nie życzę sobie, żeby zleciały się do
mnie chmary paleontologów i dziennikarzy. Jeśli pani cokolwiek
znajdzie - podkreślam słowo „jeśli" - nie wolno pani nikomu
pisnąć ani słówka bez mojego zezwolenia. Jeżeli jednak będzie

jakiś przeciek...

- Pan będzie wiedział, że to moja sprawka - dopowiedziała.
- Widzę, że się rozumiemy.
- Niezupełnie. Jeżeli nie wolno mi zawiadomić prasy, będę

zmuszona zatrzymać to, co znajdę. Właśnie, zatrzymać - powtó­
rzyła z naciskiem, jakby odpowiadając na pytanie, które wyczy­
tała w twarzy Matta. - A zatem rozumiem, że mogę zabierać
wszelkie okazy z pańskiej posiadłości bez dodatkowego zezwo­
lenia, tak? I staną się one moją prywatną własnością?

background image

42

DINOZELLA

- Pani własnością? Nie muzeum?
- Dobrze mnie pan zrozumiał. Powiedział pan, że chce

wszystko załatwiać tylko ze mną. Wtedy ja odpowiadam za
siebie i biorę za wszystko odpowiedzialność. Natomiast w
innym wypadku nie ręczę za to, że pracownicy muzeum za­
chowają milczenie. Zapewniam pana, że jeśli ja zostanę właści­
cielką tego, co znajdę, nie będzie problemu z dochowaniem
tajemnicy.

Dostrzegła zdumienie w oczach Matta. Był to wyraz twarzy

człowieka, który nagle zrozumiał, że nie ma do czynienia ze
ślicznotką o ptasim móżdżku.

- Wyjaśnijmy ten aspekt do końca - rzekła.
- Znalezione u mnie skamieliny będą pani własnością i może

je pani sprzedać albo porąbać na kawałki.

- Albo nakłonić inną placówkę, cieszącą się uznaniem na

całym świecie, żeby mnie przyjęła do pracy.

- Na przykład Muzeum Przyrodnicze w Denver?
- Teraz rzeczywiście się rozumiemy - oświadczyła Noelle.
- Czyli, jak to się mówi, ma to być oferta kompleksowa?

• - Otóż to. Chcę otrzymać od pana pisemną gwarancję, że

przysługuje mi prawo własności do skamielin. To cena, jaką pan
zapłaci za to, że zajmę się sponsorami oraz zachowam milczenie
przez dwa tygodnie poszukiwań.

- Nie zgadzam się. Żądam zachowania tajemnicy do chwili,

gdy ja panią zwolnię z danego mi słowa.

- Czyli jak długo?
- Możliwe, że aż do przyszłego lata. Nic mnie nie obchodzi,

czy znajdzie pani całe fury skamielin i urządzi największą na
świecie aukcję prehistorycznych kości. Ale nie chcę, żeby kto­
kolwiek wiedział, skąd one pochodzą. Nie chcę, żeby wokół
moich pacjentów zrobił się cyrk. Muszę mieć czas, żeby ocenić
całą sytuację.

- Hmmm. Dostaję skamieniałości, ale bez pańskiego zezwo­

lenia nie mogę zdradzić, gdzie je odkryłam. - Teraz Noelle skrzy-

background image

DINOZELLA

43

żowała ręce na piersiach. - Może jakoś to przeżyję, jeśli pan się
zgodzi na jeszcze jeden warunek.

- Doktor Forrest, niech pani nie igra ze szczęściem-
- Panie Caldwell, szczęście nie ma tu nic do rzeczy- Musi

mnie pan wysłuchać do końca. Mam jeszcze jeden warunek.

- Jaki? - Głos Matta był twardy jak prehistoryczny granit.
- Jason Reilly zostanie dopuszczony do naszej tajeinnicy.

Widać było wyraźnie, że Matt czegoś takiego zupełnie się nie

spodziewał.

- Jason Reilly? - powtórzył.
- Owszem. On i tak już wie, skąd jego okaz pochodzi.
- Naprawdę chce pani, żeby Jason pomagał? - spytał Matt z

niedowierzaniem.

- To wyjątkowe dziecko. Jest niebywale bystry i pełen entu­

zjazmu. Byłby pociechą dla każdego paleontologa, a dla mnie

będzie wymarzonym asystentem. Chcę, żeby ze mną pracował.

Na twarzy Matta pojawił się jakiś nieodgadniony wyraz.
- A co pani zrobi, jeśli powiem, że nasza umowa odpowiada

mi w obecnej formie, bez Jasona?

- Ale... ja mu już obiecałam, że będzie ze mną współpraco­

wał. Przecież to on znalazł pierwszą kość.

- Dzieci mówią stanowczo za dużo. Nie potrafią dochować

tajemnicy. Nie chcę, żeby Jason wygadał się przed kolegami,

jeżeli pani znajdzie następne skamieniałości.

- Na pewno się nie wygada, jeśli mu wyjaśnię, o co chodzi.

Jestem pewna, że wszystko doskonale zrozumie.

- Przykro mi, ale powiedziałem już, że bez pomocników.
- Ale ja mu już obiecałam!
Matt wzruszył ramionami.
- Jason jest tylko dzieckiem i jakoś to przeżyje. No więc jak?

Zawieramy umowę, czy nie zawieramy?

- Nie - rzekła cicho.
- Szkoda. - Matt rzucił kluczyki. - To koniec naszych per­

traktacji.

background image

44

DINOZELLA

Noelle ogarnęło przygnębienie.
- Gdyby pan zmienił zdanie, wie pan, gdzie mnie szukać.

Ale muszę panu powiedzieć, że w stosunku do Jasona zachowuje
się pan podle. Dobrze, że nie ma pan własnych dzieci, bo nie
zasługuje, żeby mieć choć jedno.

- Chwileczkę.
- Mam już dość. Odjeżdżam - rzekła Noelle i usiłowała za­

mknąć drzwi, ale Matt mocno trzymał z drugiej strony.

- Zmieniłem zdanie.
- Że co?
- Zmieniłem zdanie, bo się okazało, że dobro dzieci jednak

jest dla pani ważne.

Noelle na moment zaniemówiła, po czym wybuchnęła:
- Czyli, że pan z premedytacją chciał mnie doprowadzić do

tego, żebym złamała dane słowo!

-

Zgadza się - przyznał Matt. - Niech to pani potraktuje jako

sprawdzian charakteru. Pani Dinozella dostała stopień celujący.
Okazuje się, że pani sympatia dla dzieci nie jest udawana.

Miała ogromną ochotę wymierzyć Mattowi siarczysty poli­

czek. Opanowała się najwyższym wysiłkiem woli.

- Czy ten sprawdzian sprawił panu dużą przyjemność?
- Wcale nie. Ale Jasonjest moim ulubieńcem. A ze względu

na wszystkie dzieci musiałem sprawdzić, czy jest pani taką bez­
względną karierowiczką, za jaką chce uchodzić.

- Jestem najbezwzględniejszą karierowiczką pod słońcem.

Ale to nie znaczy, że zapominam, co obiecuję moim przyjacio­
łom, choćby i najmłodszym.

- Przekonałem się o tym.
- Niech się pan wypcha. I co, powie pan o tym całemu

światu?

- Nie. Chciałem się przekonać dla samego siebie.

W oczach Matta pojawił się niechętny, jakby wymuszony

podziw, a Noelle uznała, że nareszcie została potraktowana po­
ważnie. Przyznała w duchu, że i ona nie doceniła przeciwnika.

background image

D1NOZELLA 45

- Łudzi się pan, że odkrycie Jasona było czystym przypad­

kiem i nie chce, żebym ja cokolwiek znalazła, tak?

- Powiedzmy, że to raczej moim pacjentom nie jest potrzebne

żadne wielkie odkrycie.

- Ale i tak pozwoli mi pan spróbować?

Skinął głową potakująco.
- Dwa tygodnie i warunki takie, jak ustaliliśmy.
- Cztery tygodnie.

Matt przeszył ją wzrokiem.

- Cztery - powtórzyła Noelle. - I niech pan te dodatkowe

dwa potraktuje jako przeprosiny za nieuczciwe praktyki w czasie
negocjacji.

- Nie poddaje się pani tak łatwo.
- A pan stosuje niecne chwyty, panie obszarniku.
Przekrzywił głowę i wbił wzrok w Noelle.
- Trzy tygodnie - oznajmił po dłuższej chwili. - Trzy tygo­

dnie to moje ostatnie słowo. Wóz albo przewóz? - Wyciągnął
rękę. - Doktor Forrest, pytam panią po raz ostatni - ubijamy
interes czy nie?

- Ubijamy - powiedziała Noelle i podała mu rękę.

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Jason towarzyszył Noelle zajętej pakowaniem walizki.
- Czy naprawdę będzie pani mieszkać u pana Matta przez

całe trzy tygodnie?

- Owszem, całe trzy tygodnie.
- Tak bym chciał tam pojechać - wzdychał Jason. - Mogli­

byśmy razem szukać skamielin, dzień w dzień.

- Ja też bym tego chciała. - Noelle pogłaskała chłopca po

głowie. - Ale pamiętaj, co ci powiedziałam. Jesteś moim asy­
stentem i jeśli pani Swanson wyrazi zgodę, będziesz mógł zosta­
wać po lekcjach i wtedy mi pomożesz. A wieczorem zawsze
odwiozę cię do domu.

- Następną lekcję mam dopiero w przyszłym tygodniu.

Nie chcę tak długo czekać - skarżył się chłopiec. - A doskona­
le wiem, że pani Swanson nie zawiezie mnie do ośrodka wcześ­
niej.

- Nie martw się. Będę co wieczór dzwonić - obiecała Noelle.

-1 jeżeli coś znajdę, choćby nawet tylko maleńki kawałek kości,
zaraz ci o tym powiem.

- Ale ja nie rozumiem, dlaczego nie mogę pojechać do pana

Matta na te trzy tygodnie - upierał się Jason. - Są wakacje, a

pani Swanson jest zajęta. Pobyt u niej nie jest atrakcją.

Noelle nie spodobało się to, że chłopiec powiedział „u niej"

zamiast „w domu". Zapytała więc łagodnie:

- Jest ci tam niezbyt dobrze?
Jason wzruszył ramionami.
- Właściwie nie jest tak źle. Państwo Swansonowie są mili.

background image

D1NOZELLA 47

- Może dzieci nie chcą się z tobą bawić?
- To maluchy. Bawią się tylko lalkami i misiami. - Jason

pogardliwie zmarszczył nos. - A kiedy pani Swanson jedzie do
szpitala, ja muszę pilnować dziewczynek.

- Ty je sam pilnujesz?
- Mam już jedenaście lat - rzekł urażony. - Ale to pilnowa­

nie jest takie nudne. Oni mogliby poszukać kogoś innego. Czy
naprawdę nie mógłbym pojechać z panią? - dodał błagalnym
tonem. - Pani Dinozello, bardzo panią proszę.

Noelle przerwała pakowanie i mocno przytuliła Jasona.

- Gdyby decyzja zależała ode mnie, zabrałabym cię natych­

miast. Na całe trzy tygodnie.

Chłopiec podniósł głowę. Nadzieja rozświetliła mu twarz.

- Naprawdę?
- Mówię szczerą prawdę. Wiem, że byłbyś wspaniałym asy­

stentem. - Noelle wypuściła go z objęć. - Ale decyzja nie zależy
ode mnie, kochanie. Nie mogę cię zabrać, ale jest mi naprawdę
przykro.

Spodziewała się łez lub drżącego podbródka, a tymczasem

Jason roześmiał się od ucha do ucha.

- Jeśli pani nie ma nic przeciwko temu, to może opiekunka

się zgodzi. A panu Mattowi chyba nie będę przeszkadzać. - Z
podniecenia roziskrzyły mu się oczy. - Sam ich poproszę.

- Poprosisz ich o pozwolenie?
Jason energicznie skinął głową.
- Pani mówi, że będę wspaniałym asystentem. Pani mówi,

że chce, żebym z nią pojechał.

- Oczywiście, że chcę, ale... nie spodziewaj się za wiele

- wtrąciła zaniepokojona. Nie chciała być przyczyną rozczaro­
wania chłopca. - Nie wiem, czy ten projekt spodoba się twoim
opiekunom. Albo panu Mattowi. Pamiętasz, co mówiliśmy? Cała
sprawa ma być tajemnicą.

- Wiem. Ale i tak ich zapytam.
- Będę trzymała kciuki. Ale nie martw się, jeśli nic z tego

background image

48

DINOZELLA

nie wyjdzie. Pamiętaj o naszej umowie. Będziemy się spotykać
po lekcjach i będę do ciebie dzwonić. A gdy przyjadę do miasta,
postaram się wpaść do ciebie.

Jason zrobił wielkie oczy i spytał z niedowierzaniem:
- Pani by przerwała szukanie skamieniałości tylko po to,

żeby mnie odwiedzić?

- Głuptasie, przecież najpierw trzeba znaleźć odpowiedni

teren, na którym warto dokładnie szukać. A tutaj będę musiała

przyjechać choćby po to, żeby nagrać kolejne audycje.

Następnego dnia, gdy Noelie weszła do biura Matta, powitały

ją okrzyki podnieconych dzieci.

- Jason, a ty co tu robisz? - spytała zdziwiona. - Mówiłeś,

że w tym tygodniu miałeś już lekcję.

W odpowiedz! usłyszała, że chłopiec uprosił swych opieku­

nów, aby przyjechali ze wszystkimi dziećmi z klubu.

- Długo nie chciałem uwierzyć, że ten znaleziony przez nie­

go okaz jest autentyczny - odezwał się pan Swanson. - Myśla­
łem, że dziecko ponosi fantazja.

- Nigdy nie wątpiłam - dodała jego żona - że Jason jest

bardzo zdolny. A pani programy ogląda zawsze.

- Kiedy znajdzie pani resztę szkieletu mojego dinozaura?

--- spytał Jason, przekrzykując wszystkich. - Czy mogę przyje­
chać do studia? Czy jeszcze wystąpię w pani programie?

Noelle rozejrzała się niespokojnie. Nie chciała wywoływać

takiego zamieszania jak za pierwszym razem.

Niebawem zjawił się Matt Caldwell i wystarczyło kilka jego

słów, by zapanował porządek.

- Znowu powtórzyło się to samo - ponuro stwierdziła Noel­

­e. - Przepraszam. Próbowałam dzieci uspokoić.

- Jest pani znaną osobistością, a ludzie, widząc sławę, za­

wsze zaczynają szaleć.

- Po pierwsze - odezwała się chłodnym tonem - istnieje du­

ża różnica między szaleństwem a podnieceniem. Po drugie, je-

background image

DINOZELLA 49

stem paleontologiem i audycje, które prowadzę, nie robią ze mnie
rewiowej gwiazdy. Naprawdę niewiele osób wie, kim jestem.

- Jest pani zbyt skromna. O ile wiem, pani program jest

nadawany w całym kraju.

- Doktor Forrest jest bardzo sławna, proszę pana - wtrącił

Jason. - Wszyscy o tym wiedzą.

- Jeśli o moją sławę chodzi, to mam poważne wątpliwości,

ale ty, Jasonie, na pewno znajdziesz się w naukowych publika­
cjach - zapewniła Noelle.

Chłopiec dumnie wypiął pierś.
- Wszyscy jesteśmy z ciebie dumni - dodał Matt. - Ale teraz

muszę pokazać pani doktor pokój, w którym będzie mieszkać.

- A nie można później? - spytał Jason błagalnym tonem.

- Najpierw pokażmy łożysko potoku.

- Wydaje mi się... - Matt urwał i popatrzył na zebrane dzie­

ci. - Zaraz, zaraz. Przecież to nie moja zwykła sobotnia grupa.
Ilu z was nie ma dziś żadnych zajęć według planu? Skąd jesteście,
chłopcy?

- Z mojego klubu. Przyjechali do pani doktor Forrest.
Matt rzucił Noelle wściekłe spojrzenie.
- Panie Swanson, czy mógłby pan przez chwilę popilnować

dzieci? A panie proszę do mego biura.

Noelle przygryzła wargę. Wiedziała, na co się zanosi.
- Doktor Forrest, przecież ustaliliśmy, że to wszystko będzie

cicho-sza.

- Oczywiście. I ja to Jasonowi dokładnie wytłumaczyłam.
- Więc jakim cudem zjawił się tu cały klub? Powiedziałem,

że nie chcę żadnego szumu wokół tej sprawy.

- Pozwoli pan, że się wtrącę - odezwała się pani Swanson i

położyła dłoń na ramieniu Matta. - Obawiam się, że to wszystko
moja wina. To ja zgodziłam się, żeby Jason zabrał pięciu najbliż­

szych kolegów i my z mężem przywieźliśmy chłopców. Oni i
tak byli obecni, gdy pani Forrest potwierdziła, że nasz podopie­
czny znalazł prawdziwą kość dinozaura.

background image

50

DINOZELLA

- Czy on wyjaśnił pani, dlaczego chcemy zachować całą

Ręcz w tajemnicy? - spytała Noelle.

- Tak. I nikomu więcej o tym nie mówił. Ale chłopcy prze­

cież już wcześniej wiedzieli.

Matt gniewnie prychnął.
- Cholera, zupełnie o tym zapomniałem. Czy ktoś im powie­

dział, żeby nie rozpowiadali na prawo i lewo? Pani doktor?

Noelle przecząco pokręciła głową.
- Pani?
- Ja też nie - przyznała się zdenerwowana pani Swanson.
- A Jason?
- Nie wiem. Ale jeśli chłopcy nikomu nie powiedzieli, to nic

złego jeszcze się nie stało. Zaraz z nimi porozmawiam.

- Bardzo panią o to proszę - rzekł Matt sucho. - Jeśli chło­

pcy zdążyli powiedzieć coś rodzicom, kolegom albo moim pa­

cjentom, to tajemnicy praktycznie już nie ma.

- Tak mi przykro. - Pani Swanson zaczerwieniła się. - W

takiej sytuacji może lepiej zabrać chłopców od razu do domu?

- Nie, skoro tu przyjechali, niech już zostaną - zadecydował

Matt. - Tylko proszę teraz dobrze ich pilnować.

Opiekunka Jasona wyszła z pochyloną głową.
- Niepotrzebnie był pan dla niej taki przykry - odezwała się

Noelle, gdy już byli sami. - Zranił pan jej uczucia.

- W grę wchodzi dobro moich pacjentów, więc nie liczą się

żądne zranione uczucia.

- Ale to przecież nie jej wina - upierała się Noelle.
- A niech to wszyscy diabli! Oczywiście, że nie. Bo to głów­

nie pani wina.

- Moja?
- Jasne, że tak! Nie spędziła tu pani nawet marnych pięciu

minut, a już są kłopoty.

- To niesprawiedliwość! Prosił pan, żebym dochowała taje­

mnicy i ja nie pisnęłam ani słowa. Ja tym chłopcom o niczym
nie mówiłam.

background image

DINOZELLA

51

- Ale i tak na to samo wychodzi, bo pani nie uprzedziła pani

Swanson. Może to było celowe przemilczenie?

- Nic podobnego! - Noelle zarumieniła się. - Ma pan bardzo

podejrzliwe usposobienie.

- Chyba nie zaprzeczy pani, że stawka jest bardzo duża? A

może należy pani do tych, którzy bez skrupułów łamią zasady?

- Nie, ale przepraszam. Byłam przejęta i nie pomyślałam.

- To żadne tłumaczenie. Jakby pani wiedziała trochę więcej

o dzieciach, toby pomyślała, żeby porozmawiać ze Swansonami.

- Zapewniam pana, że o dzieciach wiem dostatecznie dużo

- gorąco zapewniła Noelle. - Dziecko nie musi być rozpieszcza­
ne, Jason jest dojrzały, odpowiedzialny i rozsądny. Wierzę w jego
intuicję i nie będę go traktować, jakby był małym dzieckiem.

- Jak pani chce. A teraz albo zrobi pani wszystko, żeby nie

było najazdu dziennikarzy, albo może pani wracać, skąd przyje­
chała. - Matt ruszył w stronę drzwi. - Czy wyraziłem się dość

jasno?

- Nie można jaśniej - odparła Noelle urażonym tonem.
- Dobrze. Wobec tego idziemy.
- Dzisiejsza grupa już poszła do stajni - poinformował pan

Swanson.

- Jason powiedział kolegom, że mają zachować tajemnicę.

To chyba pana ucieszy, panie Caldwell - dodała pani Swanson
z ulgą w głosie. - Na szczęście chłopcy nie zdążyli nikomu nic
powiedzieć.

Noelle rzuciła Mattowi triumfujące spojrzenie.
- Pani Dinozello, czy moglibyśmy od razu wyruszyć? - spy­

tał Jason. - Proszę pana, czy mój koń jest wolny i mogę go
wziąć? Chcę pokazać, gdzie znalazłem tamtą kość.

- Dziś konia dostaniesz - powiedział Matt. - Ale w przyszło­

ści, mój drogi, zawsze najpierw ze mną uzgodnij, jeśli będziesz
miał zamiar przywieźć gości.

- Dobrze, proszę pana. Przepraszam. -1 natychmiast zwrócił

się do Noelle: - Czy jest pani gotowa?

background image

52

DINOZELLA

- Prawie. Muszę tylko iść po plecak i narzędzia.
- Dobrze. A my pójdziemy do stajni zarządził Matt.
Noelle dołączyła do grupy kilka minut później.
- Przepraszam panią za nieporozumienie. Nie chciałam być

przyczyną pani przykrości zwróciła się do pani Swanson.

- Nie ma o czym mówić, naprawdę. Rzeczywiście powinnam

była najpierw zadzwonić.

Kiedy doszli do stajni. Matt powiedzial:

- Muszę osiodłać konia dla Jasona. Ci, którzy chcą nam

towarzyszyć, będą musieli iść pies/o.

- Proszę do nas! - zawołał Jason, widząc, że Noelle zostaje

z jego kolegami. - Pan Matt na pewno chce, żeby pani szła z
nami.

Noelle miała co do tego wątpliwości, lecz jednak podeszła do

stajni- Matt przyniósł specjalna, uprząż dla kucyka., a nastąpnie

osiodłał swego konia.

- A pani nie pojedzie? - spytał zaciekawiony chłopiec.
- Nie umiem jeździć konno. Dlatego pójdę z dziećmi.
- Mogłaby pani jechać razem ze mną - zaproponował Matt

ironicznie.

- O, nie, dziękuję.
- Nie lubi pani koni? - zapytał Jason.
- Uważam, że są pięknymi zwierzętami, ale, idąc pieszo,

mam większe szanse coś znaleźć.

- To kawał drogi - uprzedził Matt.
- Nie może być aż tak daleko, jeśli zgodził się pan, żeby cała

grupa tam poszła - zauważyła Noelle. - Proszę się o mnie nie
martwić. Nie zostanę daleko w tyle.

Matt wzruszył ramionami i zwrócił się do Jasona:
- Jesteś gotów, synu?
Posadził chłopca na koniu, niedużym i potulnym kucyku.

Jason zapiął na udach specjalnie przystosowane zabezpieczenie.

- Dobrze sobie radzisz. My dwaj pokażemy drogę.

Noelle dołączyła do grupy i wszyscy ruszyli.

background image

DINOZELLA

53

Pięciu zachwyconych chłopców nie wiedziało, czy zasypy­

wać pytaniami sławną panią Dinozellę, czy podziwiać kolegę
siedzącego na koniu. Sytuacja natychmiast uległa zmianie, gdy
Matt zaproponował, że kolejno podwiezie wszystkich chłopców.

Noelle zauważyła, że wszyscy chłopcy czują się doskonale w

jego towarzystwie. Zdumiewało ją to, że człowiek, który nawią­

zuje doskonały kontakt z dziećmi, jest tak szorstki w stosunku
do niej. Jeszcze bardziej zaskakująca była świadomość, że
ogromnie jej to przeszkadza, a nawet boli.

Teraz wreszcie mogła swobodnie porozmawiać z panią Swan-

son. Po kilku zdawkowo grzecznych uwagach zapytała, kiedy
Jason znów będzie mógł wystąpić w „Przygodzie z prehistorią".

- Kiedy pani sobie życzy. On tak szaleje na punkcie pani i

całego programu, że chyba im prędzej, tym lepiej. Bo w prze­
ciwnym razie gotów nam wariować.

- Przykro mi, jeśli jego mania posunęła się za daleko. Z

chwilą gdy zaczęto wyświetlać ten film, wszystkie dzieci osza­
lały na punkcie dinozaurów. Jason nie jest wyjątkiem.

- Mówi pani o „Parku Jurajskim"?

- Tak. To zaskakujący film, ale z naukowego punktu widze­

nia nie jest zbyt dobry - rzekła Noelle sucho.

- Ależ ten film nie ma nic wspólnego z entuzjastycznym

zainteresowaniem Jasona. To wyłącznie pani zasługa.

- Moja? - spytała zdumiona Noelle.

- Tak. Pozwoli pani, że opowiem od początku. Jason dopiero

od niedawna chodzi o kulach... Nawet będąc jeszcze zupełnie
małym dzieckiem, stale miał jakieś przygody, a dwa lata temu
spadł z drzewa. Bardzo poważne złamanie kręgosłupa wymagało
leczenia szpitalnego. Matka wyrzekła się dziecka, gdy usłyszała,
że kalectwo będzie trwałe. Jason do końca życia będzie chodził
o kulach i nosił aparat stabilizujący.

- Niemożliwe!
- Boję się, że to prawda. Początkowo bardzo się niepokoili­

śmy o stan jego zdrowia psychicznego. Postępowanie matki oka-

background image

54

DINOZELLA

zało się większą tragedią niż sam wypadek. Chłopiec był mocno
okaleczony fizycznie i psychicznie. Do nikogo się nie odzywał.
Wcale nie słuchał terapeuty, a nawet nie chciał nic jeść. Myśle­
liśmy już, że nigdy nie wyjdzie ze szpitala. Leżał odcięty od
reszty świata i całymi godzinami gapił się w telewizor. I właśnie
wtedy któregoś dnia obejrzał pani program.

Pani Swanson westchnęła.
- Modliliśmy się o jakiś cud i tym cudem, doktor Forrest,

okazała się „Przygoda z prehistorią". Jason zaczął regularnie
oglądać pani programy już w szpitalu. To była pierwsza rzecz,
którą się zainteresował. Oznajmił, że chce wyzdrowieć, żeby móc
szukać skamieniałości.

- Zdumiewające!
Noelle poczuła ucisk w gardle. Ogarnął ją podziw dla tego

dziecka, ale jednocześnie i niemała satysfakcja, że jej program
wniósł tyle dobrego w życie jednego człowieka.

- Jason przysiągł sobie, że pewnego dnia wystąpi w progra­

mie i osobiście wręczy pani kość dinozaura.

- I dopiął swego! Co za wyjątkowy zbieg okoliczności.
- Zapewniam panią, że to nie zbieg okoliczności. Jason posta­

nowił nauczyć się o skamieniałościach wszystkiego, co było w
ramach jego możliwości. Poprosił o wózek inwalidzki, bo chciał

jeździć do bibliotek i czytać książki o dinozaurach. Zaczął jeść,

wykonywać zalecane ćwiczenia i uczyć się chodzić o kulach. To
było zupełnie niewiarygodne. Tak jakbyśmy nagle wzięli całkiem
inne dziecko. Poprosił o komplet nagrań całego programu i bez
przerwy wracał do pani audycji. Nawet porobił sobie notatki.

Teraz pan Swanson włączył się do rozmowy.
- Potem nie mógł się doczekać, kiedy pójdzie do szkoły, żeby

dalej się uczyć. Chciał też opanować jazdę konno, żeby poszu­
kiwaniami objąć większy teren.

- I dopiął swego - z dumą powiedziała pani Swanson.

- Opuścił szpital rok temu i potem ciągle szukał kości dinozau­

rów. I namówił chłopców, żeby pojechali do studia.

background image

DINOZELLA

55

- Wiem, że nie jesteśmy tu wszyscy potrzebni - spokojnie

zauważył pan Swanson - i nie chcieliśmy wyprowadzać pana
Caldwella z równowagi. Ale pani chyba nas rozumie.

- Doktor Forrest, pani stanowiła jego natchnienie. Bez pani

i pana Caldwella nie wiadomo, jak by się potoczyły losy tego
dziecka - dodała pani Swanson.

Zapadło milczenie. Wzruszona Noelle obserwowała Jasona

rozmawiającego z ożywieniem z kolegami.

- Dziękuję, że mi państwo o tym powiedzieli - odezwała się

po chwili. - Cieszę się, że mogłam pomóc.

- A my tak się cieszymy ze względu na niego. Radzi już sobie

doskonale, więc chyba nadaje się do adopcji.

- Do adopcji? - Dziwny ból przeszył serce Noelle. - To pań­

stwo nie jesteście... - Zawiesiła głos i nie dokończyła.

- Nie, nie jesteśmy - odparł pan Swanson. - Od lat opieku­

jemy się różnymi dziećmi, a oprócz tego mamy dwie córki i syna

na uczelni. Dodam, że tę całą trójkę też adoptowaliśmy, bo naj­
pierw byliśmy tylko rodziną zastępczą.

- Niestety, nie możemy sobie pozwolić na to, żeby adopto­

wać wszystkie dzieci, którymi się opiekujemy. Przez jakiś czas
zajmujemy się nimi i darzymy głębokim uczuciem, ale jednak
przygotowujemy je do przekazania innym na stałe. Wiem, że to
wydaje się postępowaniem bez serca...

- Wcale nie - zapewniła Noelle. - Bardzo dobrze, że Jason

spotkał takich ludzi jak państwo.

- I ludzi takich jak pani. Oraz pan Caldwell.
Po chwili państwo Swansonowie pożegnali się i odeszli. No­

elle stała przygwożdżona do miejsca. Wpatrywała się w roze­
śmianą twarz Jasona i zastanawiała się, kim będą jego kolejni
rodzice. Wiedziała, że większość ludzi pragnie adoptować zdro­
we niemowlęta, nie zaś starsze kalekie dzieci. Biedny Jason.
Widać było, że teraz jest pod dobrą opieką.

Noelle zrobiło się przykro, że sama żyje w tak niepewnej

sytuacji. Trudno jednak było udawać, nawet przed samą sobą, że

background image

56

DINOZELLA

osoba samotna ma jakiekolwiek szanse. Jako kandydatka na
przybraną matkę odpadłaby zapewne już po pierwszej rozmo­
wie z kuratorem. Jej zawodowa przyszłość przedstawiała się nie­
pewnie, mówiąc najoględniej, a chłopiec taki jak Jason, w do­
datku mający ojca w więzieniu, potrzebował silnego męskiego
wzorca.

Wszystkie te myśli były bardzo przykre. Noelle życzyła chło­

pcu, żeby kiedyś znalazł rodzinę, jaką każde dziecko mieć po­
winno.

Rozmyślając o tym wszystkim, stała tak długo, że aż Matt

zatrzymał konia i krzyknął:

- Doktor Forrest, czy dobrze się pani czuje?
- Tak, dziękuję. Chciałam tylko trochę odsapnąć.
Ruszyła szybkim krokiem, żeby dogonić całą grupę. Doszedł­

szy na miejsce,, natychmiast zacząła działać. Chłopcy z wielką

ochotą rzucili się do pomocy.

Wyjęła z plecaka i rozdała trzy saperki. Nie starczyło dla

wszystkich, więc część dzieci musiała pracować gołymi rękoma.

- Jasonie, czy jesteś pewien, że właśnie tutaj znalazłeś tę

kość?

- Jestem pewien na sto procent. Widzi pani to uschnięte

drzewo? Zapamiętałem je sobie jako znak szczególny. Wedle
pani instrukcji.

- A my co mamy robić? - odezwał się Matt.
- Oczywiście wszyscy zabieramy się do kopania. Jeśli mamy

coś znaleźć, to najlepiej szukać w pobliżu poprzedniego odkry­
cia. Zdarza się, że kolejne fragmenty kości są zupełnie blisko.

Jasonowi zrzedła mina, gdy usłyszał słowa Matta:
- Nie życzę sobie dołów i dziur na trasie dla koni. Jeśli któryś

się potknie, będzie kłopot.

- Możemy iść trochę w bok.
- Czego Jason ma szukać?
- Zdarza się, chociaż niezwykle rzadko, że można się natknąć

na kości wystające z ziemi. Najczęściej jednak tkwią, całkowicie

background image

DINOZELLA

57

lub częściowo, w skale. Staram się nie przeoczyć niczego, co

jakoś odróżnia się od podłoża, które przeszukuję.

- Więc jeśli chłopcy zobaczą coś osobliwego, mają natych­

miast panią zawołać?

- Tak. Naszą uwagę powinien przyciągnąć każdy większy

odłamek skały i wszystko, co ma inną barwę. No a przede wszy­
stkim każda rzecz przypominająca kość.

- Czy nie byłoby łatwiej kopać łopatą?
- Czasami tak. Ale nie można postępować jak przy kopaniu

rowów. Taką lekką glebę lepiej odsuwać ostrożnie. Jeśli znajdzie­
my kość, która nie jest mocno osadzona w skale albo nie jest
częściowo zmineralizowana...

- A cóż to oznacza?
- To, że ubytki kostne wypełniły się minerałami. Jasonie, nie

pokazałeś panu Caldwellowi tego, co znalazłeś?

- Nie.
- Dlaczego?
- Bo najpierw chciałem pokazać pani - odparł chłopiec i

spokojnie kopał dalej.

- Ale pominąłeś właściciela, czyli najważniejszą osobę!
- Wcale nie mam pretensji - rzekł Matt spokojnie - że zna­

lazłeś kość, ale nie powinieneś był jej zabierać. Gdy znów coś
odkryjesz, przyjdź mi o tym powiedzieć, dobrze?

- Pan Caldwell ma rację. Inni właściciele pewnie nie byliby

tak wyrozumiali.

- Myślałem, że prawo do okazu ma ten, kto go znalazł.
- Nie w tym wypadku - stanowczo rzekła Noelle.
- Absolutnie nie. - Matt zwrócił się do niej z krytycznym

wyrazem twarzy. - Doktor Forrest, chyba powinna pani poświę­
cić jedną audycję prawu własności. Mogłoby to w przyszłości
zaoszczędzić pani wiele kłopotów.

- Nie potrzebuję... - zaczęła Noelle i natychmiast urwała,

gdy dostrzegła zdumione oczy Jasona. Ugryzła się więc w język
i dokończyła z kwaśnym uśmiechem: - Wezmę to pod uwagę.

background image

58

DINOZELLA

Po czym zręcznie zmieniła temat.
- Wróćmy jednak do pańskiego poprzedniego pytania. Otóż

łopatą moglibyśmy uszkodzić kruche kości. To zresztą i tak się
zdarza. A skoro już o tym mowa, pójdę zobaczyć, jak chłopcy
sobie radzą. Przepraszam.

Musiała przyznać, że Matt ma rację i należy powiedzieć słu­

chaczom chociaż kilka słów o aspekcie prawnym. Lecz zrobiło
się jej bardzo przykro, że tak bezceremonialnie zepsuł całą jej
radość z tego, iż po raz pierwszy od wielu lat będzie mogła
popracować w terenie.

Nie zdradzając niczym swych myśli, podchodziła kolejno do

chłopców i sprawdzała, czy pamiętają, jak należy postępować.
Skończyła rozmawiać z ostatnim, gdy zauważyła zbliżającego
się Matta. Chciała szybko odejść, lecz on ją zatrzymał.

- Jasonowi się wydaje, że zraniłem pani uczucia - rzekł pół­

głosem. - Czy on ma rację?

- Niech pan nie będzie śmieszny - burknęła Noelle.
- Wcale nie chciałem robić uwag na temat pani pracy - do­

rzucił Matt tonem zatroskanym, a nawet przepraszającym.

- Niech się pan nie wypiera - odparła znużona. - Ale ja się

nie skarżę. Lepiej wysłuchać pouczeń, jak mam wykonywać
swoją pracę, niż znosić insynuacje, że nienawidzę dzieci lub
uciekam się do szantażu.

Matt żachnął się. Otworzył usta, lecz Noelle nie dała mu dojść

do słowa.

- Wiem, co pan chce powiedzieć. Słyszałam to już nie raz i

nie dwa. Że pan tylko pragnie chronić pacjentów, tak? Ale już
mi się znudziło tego słuchać. Więc wybaczy pan...

Odwróciła się, aby odejść, lecz Matt schwycił ją za rękę.
- O co jeszcze panu chodzi?
- Widzę, że naprawdę zraniłem pani uczucia. Doktor Forrest,

przepraszam panią.

- Nic się nie stało, więc niech się pan nie przejmuje. Proszę

mnie puścić, bo widzę, że Jason chce czegoś ode mnie.

background image

D1NOZELLA

59

Usiłowała oswobodzić rękę, lecz jej próby były daremne.

Matt trzymał ją mocno, ale na szczęście nie sprawiało to bólu.

- Proszę jeszcze chwilę zaczekać. Gdy jechaliśmy tutaj, Ja-

son zapytał mnie, czy może spędzić z nami trzy tygodnie.

Noelle znieruchomiała. Matt z naciskiem ciągnął dalej:
- Powiedział, że pani zależy na tym, aby on razem z panią

pracował.

- To prawda. Ale ja go do niczego nie namawiałam, jeśli to

mi pan zarzuca - rzekła na swoją obronę. - Uprzedziłam go, że

Swansonowie i pan prawdopodobnie się na to nie zgodzicie.

- Powtórzył mi i to. Początkowo taki projekt mi się nie

podobał. Ale widzę, że Jason faktycznie sporo wie z tej paleon­
tologii. Niech pani na niego popatrzy.

Zaczęli obserwować chłopca, który najwidoczniej dowodził

wszystkimi i objaśniał, co należy robić. Jego pewność siebie i
wiedza zaimponowały nawet przybranym rodzicom.

- Jason rzeczywiście wie, co mówi - podjął Matt. - Aja się

zorientowałem, że on już nie może żyć bez dinozaurów. I jest
zupełnie inny, gdy znajduje się w pani towarzystwie.

- Co pan chce przez to powiedzieć?
- Jest moim ulubieńcem, ale to nie najszczęśliwsze dziecko,

jakie znam. Natomiast przy pani zawsze jest rozpromieniony.

Myślę, że ten pomysł, aby chłopiec spędził z nami trzy tygodnie,

jest dobry.

Noelle z trudem opanowała ogarniające ją podniecenie.
- Naprawdę jego obecność nie będzie panu przeszkadzać?
- Ani trochę - zapewnił Matt. - Pani Swanson jest teraz

bardzo zajęta, bo stale siedzi w szpitalu.

- Więc?
- Jason chce być z nami, Swansonowie mogą zaangażować

opiekunkę do dziewczynek, a pani twierdzi, że potrzebuje asy­
stenta. Jestem przekonany, że opiekunowie pozwolą chłopcu tu
przyjechać. - Badawczo przyjrzał się Noelle. - Pod warunkiem,
że pani nadal tego chce.

background image

60

D1NOZELLA

- Oczywiście, że chcę. - Noelle spojrzała z ukosa. - Ale

jedno mnie dziwi. Skąd się wzięła tak nagła zmiana decyzji?

- Po pierwsze stąd, że pozwoliła pani Jasonowi wystąpić w

audycji telewizyjnej, przed kamerami i na oczach tysięcy wi­
dzów. Wiele osób czuje się nieswojo w obecności kalek, a pani
Wcale nie próbowała wcisnąć go w najciemniejszy kąt.

- Dlaczego miałabym to robić? On jest szalenie miłym dzie­

ckiem.

- Nie każdy by się zdobył na to, co pani zrobiła. Po drugie,

Jasona spotkało już dość nieszczęść, więc zasługuje na odmianę
losu. A po trzecie... - W oczach Matta pojawił się jakiś dziwny
Wyraz. - Powiedzmy, że uznałem, iż pani też się należy jakaś
odmiana.

Noelle ze zdziwienia szeroko otworzyła oczy.
- AJe postawnry sprawę jasno. Pan naprawdę pozwała, żeby

Jason mi pomagał?

- Owszem. Jeśli tylko jego opiekunowie pochwalą ten pro­

jekt.

Noelle nie wierzyła, że dobrze słyszy.

- Czy to ma oznaczać pojednanie między nami?
- Dlaczego nie? Dobro Jasona nam obojgu leży na sercu. Na

pewno potrafimy zachowywać się poprawnie. Moglibyśmy na-
Wet mówić sobie po imieniu, chyba że woli pani pozostać panią
Dinozellą.

- Nie, wolę być Noelle.

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Noelle, Matt i Jason jadali posiłki w dużej, słonecznej kuchni.

Poszukiwania trwały już od tygodnia, a Jason codziennie zada­
wał to samo pytanie:

- Pani Dinozello, czy już dzisiaj znajdziemy jakieś kości?
Noelle nie chciała sprawiać mu zawodu, więc odpowiadała:
- Trzymam kciuki. Może właśnie dziś będzie ten wielki

dzień.

- Mam nadzieję.
- Wygląda, że będzie deszcz - odezwał się Matt. - Czy mimo

to pójdziesz kopać?

W owym pytaniu brzmiała niekłamana troska. Od chwili za­

warcia pokoju stosunki między Noelle i Mattem ułożyły się
poprawnie. Zdarzyło się wprawdzie kilka dość niezręcznych
chwil, lecz na szczęście Jason zawsze stanowił wentyl bezpie­
czeństwa. Jego żywiołowe usposobienie wpływało zdecydowa­
nie łagodząco na dwoje dorosłych.

- Zbierają się czarne chmury - dodał Matt. - Już kilku ucz­

niów odwołało lekcje. Wolałbym, żeby Jason nie przemókł do
suchej nitki. Ty też nie powinnaś zmoknąć.

-

Nic mi nie będzie - odparła Noelle uszczęśliwiona, że Matt

i o nią się zatroszczył.

- Ale bądźcie ostrożni - ostrzegł. - Aha, prawdopodobnie

nie będę na lunchu. Jadę na lotnisko po Alexa.

Z tymi słowami wyszedł.
Mimo olbrzymiej satysfakcji, jaką jej dawała praca w terenie,

Noelle byłaby bardzo zadowolona, gdyby mogła bliżej poznać swe-

background image

62

DINOZELLA

go gospodarza. Spodziewała się, że w codziennych kontaktach
okaże się bardziej otwarty, a tymczasem na ogół rozmawiał tylko
zJasonem. Ale i ona zwracała się głównie do chłopca. Dobrze,

że on zawsze miał dorosłym dużo do powiedzenia. Noelle z
przykrością stwierdziła, że Matt i ona, poza sympatią dla dziecka,
nie mają ze sobą nic wspólnego. Rozmawiali bardzo rzadko.

Przyczyna takiego stanu rzeczy bynajmniej nie leżała w tym,

że Noelle była towarzysko nieobyta. Ale jej inteligencja i atra­
kcyjna powierzchowność zdawały się nie mieć znaczenia.

Z chwilą gdy Jason szedł spać, Matt wychodził, aby zajrzeć

do koni. Wracał, gdy goście już spali.

Noelle wieczorami porządkowała notatki o tym, co zrobiła

danego dnia i dzwoniła do kilku potencjalnych sponsorów. Po­
tem, dla rozrywki, czytała książki lub oglądała telewizję.

Z każdym dniem czuła się coraz bardziejrozczarowana, po-

nieważ poszukiwania okazały się bezowocne. Jej przygnębienie
pogłębiała zupełna obojętność Matta wobec jej niepowodzenia.
Wprawdzie nie spodziewała się po nim zbytniego zainteresowa­
nia, ale łudziła się, że będzie bardziej towarzyski. Rozmowy z
nim byłyby tym milsze, im bardziej brak kontaktów z dorosłymi
dawał się jej we znaki.

Pamiętając, co usłyszała od Jasona, Noelle raz i drugi ukrad­

kiem obserwowała Matta i Connie i przekonała się, że ich kon­
takty są czysto przyjacielskie. Connie była atrakcyjną, inteligen­
tną, a jednocześnie miłą kobietą. To dawało do myślenia i Noelle
intrygowało pytanie, jakie kobiety wzbudzały zainteresowanie
Matta. Nie rozumiała, dlaczego z nią nie zamieni od czasu do
czasu choćby paru słów. Nawet przed samą sobą nie chciała się
przyznać, jak bardzo boli ją to, że on się prawie nie odzywa.

Na szczęście i na pocieszenie był Jason, niebotycznie uszczę­

śliwiony, że jest asystentem pani Dinozelli. Dotychczas on był
duszą towarzystwa. Noelle miała nadzieję, że rozmowy doro­
słych będą bardziej ożywione po przyjeździe Alexa.

- Jasonie, jesteś gotów? - krzyknęła. - Bo ja już czekam.

background image

DINOZELLA

63

- Idę, idę!
Po tygodniu mieli już ustalony plan dnia. Wstawali wcześnie

i wspólnie z Mattem jedli śniadanie. Potem Noelle przygotowy­
wała potrzebne narzędzia, a Jason sprzątał. Kiedy wszystko było
gotowe, chłopiec dosiadał kucyka i udawali się na wybrane miej­
sce poszukiwań.

W południe wracali do domu na lunch. Spacer zawsze był

przyjemny, a poza tym nic ich nie zatrzymywało na miejscu.
Natomiast bardzo przykry był wieczorny powrót z pustymi rę­
kami, świadczył bowiem o jeszcze jednym straconym dniu.

- Jak pani idzie praca? - spytał Jason około południa.
-

Powoli mam już dość tego, że znajduję same chwasty - po­

skarżyła się Noelle.

- A w audycjach mówiła pani, że każdy paleontolog musi

być bardzo cierpliwy.

- Wiem. Ale co innego o czymś wiedzieć, a zupełnie co

innego doświadczać tego na własnej skórze.

Otarła rękawem spocone czoło. Wyprostowała się i, zniechę­

cona, odrzuciła szuflę daleko od siebie.

- Ostrożnie! Mogłaś uderzyć mojego konia!
- Witamy! - krzyknął Jason.
- Oto element poszukiwań dinozaurów, jakiego jesz.cze nig­

dy nie oglądałem - rzekł Matt z uśmiechem.

- Co cię tak dziwi? - odparła Noelle i uśmiechnęła się krzy­

wo. - Jasne, że od czasu do czasu mnie ponosi.

Matt zsiadł i przywiązał konia.
- Dla mnie powód jest oczywisty. - Podszedł bliżej. - Wy­

gląda, że to ciężka i brudna praca.

- Racja. I szczególnie irytująca, gdy człowiek niczego nie

znajduje. Przydałaby mi się choć odrobina szczęścia mojego
pomocnika. Prawda, Jasonie?

Chłopiec kiwnął głową i napuszył się jak paw. Noelle ściąg­

nęła rękawice i rzuciła je obok szufli.

background image

64

DINOZELLA

- No, głowa do góry! Zostały jeszcze dwa tygodnie - spró­

bował pocieszyć ją Matt.

- A ty, co tu robisz? Mówiłeś, że jedziesz na lotnisko.
- Alex przyleciał wcześniejszym samolotem i przyjechał ta­

ksówką. Tak więc skończyłem już pracę na dziś i pomyślałem,
że może wy też wrócicie wcześniej.

- Nie! gwałtownie zaoponował Jason. - Jeszcze nie skoń­

czyliśmy.

- Jason!
Noelle była oburzona. Pierwszy raz się zdarzyło, żeby chło­

piec odezwał się tak niegrzecznie. Zazwyczaj był uszczęśliwiony,
że może przebywać w towarzystwie Marta.

- Pani Dinozello, proszę powiedzieć, że jesteśmy bardzo za­

jęci - upierał się jason.

- Aież zastanów się! Nie znam pana Aiexa, więc wypada,

żebym się z nim przywitała. Nie chcesz iść ze mną?

Chłopiec nie odpowiedział, tylko zawzięcie kopał dalej.
- Zbieraj swoje rzeczy! - powiedział Matt stanowczo.

- Wiesz, że nikt nie może jeździć sam, bez opieki.

Chłopiec, nie ukrywając złości, podniósł kule i ruszył w stronę

swego konia.

- Nigdy nie widziałam, żeby był tak wytrącony z równowagi.

O co mu chodzi? - spytała Noelle półgłosem.

- Wyjaśnienie jest proste. Nie chce się tobą z nikim dzie­

lić.

- Co takiego?
- Jest zazdrosny. Nie mów mi, że tego nie zauważyłaś! Prze­

cież on szaleje na twoim punkcie - dodał nieco ciszej.

- Nie wygłupiaj się. On szaleje na punkcie paleontologii, ale

nie na moim.

Matt pokręcił głową.
- To coś więcej. I właśnie przyszło mi do głowy, że on jest

w odpowiednim wieku.

- No wiesz, Matt. Dopatrujesz się romansu z pozycji męż-

background image

DINOZELLA

65

czyzny, a nie chłopca. Myślę, że nie masz prawa oceniać jego
uczuć do mnie.

- A ty masz prawo?
Przez chwilę oboje obserwowali wyraźnie rozgniewane dzie­

cko, nie zwracające na nich najmniejszej uwagi.

- Znam Jasona dłużej niż ty, a poza tym sam kiedyś by­

łem chłopcem. Pamiętam moją pierwszą wielką miłość do na­
uczycielki. Przeżywałem to bardzo mocno, a nie byłem wie­
le starszy od niego. Więc cię ostrzegam - nie igraj z jego uczu­
ciami. Po upływie dwóch tygodni ty sobie wrócisz do wspaniałej
pracy w świetle reflektorów, a on do życia w tymczasowym
domu. I bez nieszczęśliwej miłości chłopiec ma już dość utra­
pień.

- Przecież tu nie ma mowy o zakochaniu - upierała się No-

elle. -To raczej...

Urwała, nie wiedząc, co powiedzieć. To, co łączyło ją i Jaso­

na, dalekie było od chłopięcego zakochania czy ślepego zachwy­
tu wielbiciela. Na pewno łączyło ich coś głębszego. I przypomi­
nało... bliższe było uczuciu, które łączy matkę i dziecko. Przy­
najmniej ona tak to odbierała.

- Przyznaję, że się zaprzyjaźniliśmy - powiedziała w końcu.

- Czy dziecko nie może mieć dorosłych przyjaciół?

- Idziemy czy nie? - odezwał się Jason, patrząc spode łba.
- Oczywiście, że idziemy! - krzyknął Matt. Półgłosem zaś

dodał: - Na razie uważam sprawę za zamkniętą.

Noelle zabrała resztę rzeczy i założyła plecak. Ruszyła w

bezpiecznej odległości od koni.

- Jasonie, jak ci się pracuje z panią Dinozellą?
Odpowiedziało mu wzruszenie ramion. Matt zmarszczył

brwi, a Noelle szybko wtrąciła:

- Wprawdzie niczego jeszcze nie znaleźliśmy, ale cudownie

jest pracować w terenie. - Objęła wzrokiem łagodnie pofałdo­

waną okolicę. - Dla mnie to przyjemna odmiana.

- Byłoby lepiej, gdybyśmy już coś znaleźli.

background image

66 DINOZELLA

- To nie ulega wątpliwości. I przyznam się wam, że bolą mnie

plecy - westchnęła Noelle.

- Chcesz powiedzieć, że już za długo jesteś sławą i nie

umiesz cieszyć się pracą w terenie.

- Przestań, Matt. Sto razy już ci mówiłam, że nie jestem

żadną sławą. I nie mam nic przeciwko pracy fizycznej. - Zasta­
nowiła się przez chwilę. - To prawda, że chciałabym mieć cały
etat w muzeum. Ale wtedy brak by mi było dzieci takich jak
Jason. Brak by mi było ich spontanicznej reakcji, gdy odkrywam
przed nimi, jak pasjonująca jest paleontologia. I chyba by mi
brakowało... - Rozłożyła ręce, bezradnie szukając słów.

- Kogoś, z kim można się podzielić myślami? - spytał Matt.
- Tak - przyznała Noelle, zdumiona jego intuicją. - Chyba

tak. Dlatego obecność Jasona jest tak cenna. - Uśmiechnęła się
do chłopca promiennie. - Czułabym się bardzo samotna bez
mojego ulubionego asystenta.

Te słowa wyraźnie poprawiły Jasonowi humor.
- Ale jeśli dokonasz wiekopomnego odkrycia, zdobędziesz

sławę, o jakiej ci się nawet nie śniło - powiedział Matt. - Gazety
będą o tobie pisać, a telewizja mówić. Nawet „National Geo-
graphic" zamieści twoje zdjęcie na okładce.

- Ja też chcę być na okładce - wtrącił Jason.
- Ty też? Więc i tobie się to marzy? Głupia reklama z powodu

kilku starych gnatów?

- Muszę przyznać, że to byłoby przyjemne - rzekła Noelle.
- Przyjemne? - krzyknął Jason. - To by było fantastyczne!
- Tak. Ale jakoś nie sądzę, żeby się mogło równać przyje­

mności, jaką mi daje uczenie dzieci podobnych do ciebie. Nie­
zależnie od tego, czy coś znajdziemy, czy też nie, najbardziej mi
będzie przykro pożegnać się z tobą.

Noelle zaskoczyło zdumienie malujące się na twarzy chłopca.

Zdradził go niezwykły blask oczu. Po chwili Jason zaciął konia

i odjechał.

W oczach Matta zobaczyła gniew.

background image

DINOZELLA

67

- 0 czym to przed chwilą rozmawialiśmy? Chyba ci mówi­

łem, żebyś nie igrała z jego uczuciami.

- Niesłusznie mnie oskarżasz. Powiedziałam to, co czułam.
- Więc proponuję, żebyś najpierw myślała, a potem mówiła.
- Tobie też by to nie zaszkodziło - odcięła się Noelle.
- Mnie?
- Tak, tobie. Stale mi wymawiasz, że się rozpęta piekło, gdy

znajdę jakieś skamieniałości.

- Bo to prawda.
- No i co z tego? Na razie kwestia jest czysto teoretyczna.

Okaz znaleziony przez Jasona, mimo że sam w sobie wspaniały,
może być jednym jedynym na tym terenie. Szanse znalezienia
choćby drobnych kawałków szkieletu dinozaura są niewielkie.

- Doktor Forrest, o co pani chodzi?
- Tylko o to, że skoro więcej niż prawdopodobne, a nasz trud

jest daremny, tobie by korona z głowy nie spadła, gdybyś przy

Jasonie wykazywał trochę więcej zainteresowania całą sprawą.
On się może doskonale obyć bez uwag, którymi celowo nisz­
czysz jego złudzenia.

Matt oniemiał.
- Mam rację - nieubłaganie ciągnęła Noelle. - Jeśli stać cię

na odrobinę serdecznego zrozumienia i jeśli naprawdę żywisz
choć trochę uczuć dla niego, pozwól mu mówić o skamielinach.
Niech sobie wyobraża, że będzie kolejnym sławnym bohaterem
na okładce „National Geographic". I jeśli chce, niech marzy
nawet o całym szkielecie dinozaura. Co z tego, że ma znikome
szanse, aby cokolwiek znaleźć? Możesz trochę udawać, bo to nie
grzech i nic nie kosztuje, a dziecku zostawisz jego marzenia.

- Noelle aż sapała ze złości. - Coś panu powiem, panie Caldwell.
Miałam o panu lepsze mniemanie, ale widzę, że się omyliłam.

Zerknęła na Matta, który spokojnie wytrzymał jej spojrzenie.
- Chyba jest coś w tym, co mówisz.
- Naprawdę przyznajesz się do tego, że nie masz racji?
- Nie rób takiej zdziwionej, miny - rzekł Matt sucho. - Nie

background image

68

DINOZELLA

jestem ani nieomylny, ani uparty. Będę pamiętał, żeby nie kpić

z jego marzeń. A ty przestań mu zawracać głowę.

- A ja ci mówię, że mu wcale w głowie nie zawróciłam

- upierała się Noelle. -- Mogę ci to zaraz udowodnić.

- Jak?
- Jedź do niego i poczekajcie. Ja podejdę do was i poproszę,

żebyś mnie wziął na swego konia. Jeśli zauważę u chłopca naj­
mniejszą oznakę zazdrości, przyznam ci rację. Ale za to ty się

przyznasz do pomyłki, jeśli jemu będzie zupełnie obojętne to, że

cię obejmę. I nie będziesz wracał do tego tematu. Zgoda?

- Zgoda. Podoba mi się takie postawienie sprawy. - Matt

badawczo przyjrzał się Noelle. - Ale myślałem, że się boisz koni.

- Powiedziałam ci przecież, że tylko wywołują we mnie jakiś

niepokój. Poza tym przecież nie wsiądę, a tylko poproszę, żebyś

mnie zabrał. No, jedź naprzód i obaj zaczekajcie aż was dogonię.

Matt skinął głową i odjechał. Po chwili Noelle podeszła i

ostentacyjnie spojrzała na zegarek.

- W takim tempie nigdy nie zdążymy na lunch. Matt, czy

mógłbyś mnie podwieźć?

- Czy aby na pewno wiesz, co mówisz?
- Jasonie, jak myślisz, czy mogę jechać z panem Mattem?
Chłopiec wzruszył ramionami i jego twarz pozostała bez wy­

razu. Trzeba było grać dalej. Wpatrywała się w wyciągniętą dłoń
Matta i w konia, który raptem wydał się jej olbrzymi. Nie prze­
widziała tego, że będzie zmuszona podejść blisko, a może i
wsiąść.

- Zmieniłaś zdanie? - spytał Matt z niewinną miną.
Noelle rzuciła mu wściekłe spojrzenie.
- Oczywiście, że nie. Tylko wcale nie wiem, jak się jedzie.
- Tym już ja się zajmę. A ty musisz tylko wsiąść.
- To chyba proste.
- Boi się pani? - spytał Jason.
- Hmmm, tak trochę.
- Na pewno się to pani spodoba - zapewnił chłopiec z prze-

background image

D1NOZELLA

69

konaniem. - Pan Matt jest świetnym jeźdźcem. Mnie też nauczył,
a ja na początku strasznie się bałem. Koniecznie powinna się pani
nauczyć jeździć konno. Na koniu łatwiej szukać nowych tere­
nów.

Noelie wolała się nie przyznawać, że jej zdaniem samochody

są znacznie lepsze, gdyż ani nie gryzą, ani nie kopią.

- Pan Matt mógłby dawać pani lekcje jazdy, a ja bym nauczył

panią tego, co sam wiem o koniach. Nie jestem takim dobrym
nauczycielem jak pani, ale mogę spróbować.

Chwilowo zapomniała o strachu. Po tym, co teraz usłyszała,

prowadzenie „Przygody z prehistorią" wydało się jej znacznie
ważniejsze, cały zaś program bardziej wartościowy.

- To prawdziwy komplement, Jasonie. Dziękuję ci.
- Bardzo proszę. Ale już nie mogę się doczekać, kiedy pani

wsiądzie.

Noelie ogarnęła rozpacz na myśl, że nie wypada się wycofać,

skoro chłopiec patrzy na nią wzrokiem pełnym uwielbienia.

- Już wsiadam. Ale jak się to robi?

Matt ze zdziwienia uniósł brwi.
- Odetchnij głęboko i odpręż się. Najpierw wejdź na ten

kamień, a potem na konia.

- A nie kopnie?
- Skądże! - zapewnił Jason. - Wszystkie nasze wierzchowce

są bardzo łagodne.

Noelie niespokojnie przyglądała się, gdy Matt podprowadzał

konia bliżej.

- Teraz oprzyj się na moich ramionach - poinstruował Matt

i ciszej dodał: - Nie musisz tego robić, Noelie. Wiem, że się
boisz. I koń też to czuje.

- Powiedziałam, że coś udowodnię.
- Kiedy będziesz gotowa, wsuń prawą nogę w strzemię, a

lewą przerzuć nad grzbietem konia. Usiądź tuż za mną i mocno
obejmij mnie w pasie. Zrozumiano?

- A koń nie ucieknie?

background image

70

DINOZELLA

Matt i Jason odpowiedzieli jednocześnie i się uśmiechnęli.

- Będzie stał spokojnie.
Noelle zaczerpnęła powietrza w płuca, zacisnęła palce na

ramionach Matta i, nie wiedząc, jak to się stało, usiadła na
końskim grzbiecie.

- Brawo! - krzyknął zachwycony Jason.
- Oddaj mi strzemię - rzekł Matt. - Przysuń się bliżej i obe­

jmij mnie trochę mocniej.

Noelle ze skupieniem wypełniła wszystkie polecenia. Kiedy

koń ruszył i rzucił ją na plecy siedzącego przed nią mężczyzny,

jej doznania zmieniły się. Z wrażenia wstrzymała oddech.

- No i jak? - zapytali Matt i Jason jednocześnie.
- Jakoś tak dziwnie. Wcale nie czuję, że siedzę na koniu.
Gdy koń zrobił następny krok, Noelle zabrakło tchu.
- O, teraz poczułam ruch jego mięśni. I to, że jest... że

grzeje.

Doznawała niecodziennych wrażeń. Czuła ciepło konia oraz

ciepłe ciało mężczyzny.

- Konie to ciepłokrwiste zwierzęta, podobnie jak my.
Bez wątpienia. Noelle poczuła, że robi się jej gorąco.
- Ale to jakieś... dziwne i... takie inne.
- Więc postoimy jeszcze chwilę. Powiedz mi, kiedy będę

mógł ruszyć.

Fizyczna bliskość Matta wywołała tak niepokojącą burzę

uczuć, że Noelle postanowiła myśleć o czymkolwiek innym.

- Chyba już jestem gotowa. Ale koń nie będzie brykać?
- Daję ci słowo, że pojedziemy wolniuteńko.

Matt cmoknął i koń ruszył. Noelle przestała oddychać, lecz

nie zdawała sobie z tego sprawy.

- Oddychaj normalnie - usłyszała. - Nie chcesz chyba do­

stać zawrotu głowy.

Noelle już i tak kręciło się w głowie, lecz nie z powodu konia.

To bliskość Matta spowodowała, że całe jej ciało przeszył
dreszcz. Nie mogła się zdecydować, czy to dobry znak.

background image

DINOZELLA

71

- Noelle?
- Czy wszystkie konie chodzą tak szybko?

Chciała dodać coś dowcipnego, lecz nagle dostrzegła dno

wyschniętego potoku i ze strachu przygryzła wargi. Z wysokości
końskiego grzbietu ów widok był przerażający.

Matt zatrzymał konia.
- W tym miejscu musimy przedostać się na drugą stronę,

lason, jedź pierwszy. Pani Noelle teraz zejdzie, bo już chyba ma
dość jazdy na dziś.

- Doktor Forrest, niech pani trzyma...
Odwróciwszy się, Noelle kątem oka zauważyła, że coś się

wysuwa z kieszeni plecaka. Coś, co, spadając, uderzyło konia,
który wierzgnął i Noelle przeleciała nad końskim łbem.

Jason przeraźliwie krzyknął. Nieszczęsna Noelle spadła twa­

rzą na ziemię. Natychmiast się przewróciła na plecy i otworzyła
oczy. Z przerażeniem spostrzegła końskie kopyta tuż nad sobą.
Instynktownie zasłoniła głowę rękami i przekoziołkowała w pra­
wo. Koń stanął kilka centymetrów od jej głowy. Noelle usiadła
i rękawem otarła usta.

Widząc pobladłą twarz Jasona, pomyślała, że i ona sama

pewnie też jest trupio blada.

- Nic mi się nie stało, kochanie - rzekła uspokajająco.
Głos jej się trząsł i czuła, że nogi ma jak z waty, więc wolała

na razie nie wstawać.

Matt przywiązał konia i podbiegł do Noelle, a Jason bez

pomocy zsiadł z kucyka i mocował się z kulami.

- Nic ci się nie stało? - Matt przyklęknął i zajrzał Noelle w

oczy.

- Nie, tylko jestem trochę roztrzęsiona.

- Nic cię nie boli? Jesteś pewna, że się nie pokaleczyłaś?

- Przesunął dłonią po jej rękach i nogach.

Noelle ogarnęło trudne do opanowania podniecenie, więc bez

słowa skinęła głową. Przeżywała emocje wywołane nie tylko
upadkiem. Odezwała się dopiero po chwili:

background image

72

DINOZELLA

- Mogę powiedzieć, że zraniona jest tylko moja duma.

Chciała się zdobyć na uśmiech, lecz bezskutecznie.

- Nie czuję żadnego złamania - oświadczył Matt i zakończył

badanie.

- Przecież ci mówiłam - Noelle podciągnęła kolana i objęła

je rękoma.

Matt wyciągnął chusteczkę i zaczął wycierać jej twarz.
- Leci ci krew z dolnej wargi. Potrzymaj to chwilę.
- Idź pomóc Jasonowi, żeby się nie przewrócił.
Chłopiec, nie bacząc na nierówny teren, powoli szedł w ich

stronę.

- Jasonie, mówiłam ci, że nic mi nie jest - krzyknęła Noelle.

-- Zostań przy koniu.

Chłopiec nic nie odpowiedział, lecz powoli i ostrożnie szedł

- Idź mu pomóc.
- Mam poważne obawy, czy ty dobrze się czujesz. Wyglądasz

Strasznie.

- Co tam ja. Idź do Jasona,

Serce się jej ściskało, gdy obserwowała wysiłki utykającego

dziecka. Modliła się, żeby tylko nie upadło.

- Przecież sobie radzi. Wolę cię nie zostawiać. Gdybyś się

dobrze czuła, już byś się zerwała na równe nogi i sama do niego
pobiegła.

- Racja, ale najpierw muszę złapać oddech.
Prawdę powiedziawszy, bała się, że zemdleje.
Matt zaklął pod nosem i przygiął jej głowę do kolan.
- Oddychaj głęboko, żeby nie stracić przytomności.
- Myślałam, że nie ma nic gorszego niż program telewizyjny

ria żywo - westchnęła Noelle.

- Więc zrobiłaś jeszcze coś, czego się panicznie boisz: do­

siadłaś konia. I to dla jedenastoletniego chłopca!

- Nigdy nie mówiłam, że się tego panicznie boję - zaopono­

wała prawie że zadziornie. - Mówiłam ci, że robię się nerwowa,

background image

DINOZELLA

73

gdy widzę końskie kopyta i wielkie zęby. A poza tym uważam,
że jeżeli Jasona tak bardzo fascynuje moja praca, to ja mogę
przynajmniej zainteresować się końmi.

- Tak ci na nim zależy?
- Przecież od samego początku usiłuję ci to powiedzieć. Jego

dobro naprawdę bardzo mi leży na sercu - powiedziała rozdrażnio­
na. - Ale oczywiście nigdy bym się nie zdobyła na to, żeby wsiąść,
gdybym wiedziała, że masz takiego nieokiełznanego ogiera.

- Przestań gadać i oddychaj głęboko. Jeszcze jeden skłon.
Noelle posłusznie wykonała polecenie. Niebawem przestała

odczuwać zawroty głowy i mogła usiąść prosto. Jason natych­
miast rzucił się jej w ramiona i mocno przytulił.

- Kochanie, przepraszam, że tak cię wystraszyłam. - Objęła

chłopca i pogłaskała po głowie. - Zapewniam cię, że wcale nie
chciałam spaść z konia.

Jason nie odezwał się ani słowem. Dygotał na całym cie­

le. Noelle skierowała bezradne spojrzenie na Matta, który
podniósł rozrzucone rzeczy, włożył je do plecaka i zasunął za­
mek.

Chłopiec uniósł głowę.

- Chciałem tylko panią ostrzec, że z plecaka wysuwa się

saperka. Dobrze się pani czuje?

Skinęła głową. Ucieszyła się, widząc, że policzki dziecka

znów nabierają rumieńców.

To moja wina, bo nie zasunęłam zamka.

- Po prostu wypadek - wtrącił Matt. - Wiadomo, że wypadki

chodzą po ludziach.

Zdziwiła się, że Matt nie zrzuca winy na nią.
- Dzięki Bogu, że nic ci się nie stało. Siedź spokojnie i na

razie nic nie mów.

Noelle i do tego polecenia chętnie się zastosowała. W milcze­

niu przyglądała się, gdy Matt pomagał Jasonowi wstać i wsiąść
na kucyka.

- Zaczekaj tutaj na mnie. Wrócę samochodem.

background image

74

DINOZELLA

- To bez sensu. Nic mi nie jest. - Chcąc tego dowieść, Noelle

wstała. - Widzisz? Mogę już iść.

- No to ja też pójdę pieszo i będę ci towarzyszył.
- Nie! - krzyknęła Noelle i cofnęła się. - Nie podchodź bli­

żej! Błagam cię, wsiadaj i jedź. Jak najdalej ode mnie.

Matt wpatrywał się w nią przez dłuższą chwilę.

- Jak sobie życzysz - rzekł w końcu. - Ale w razie potrzeby

krzycz. Jasonie, zostawiam ciebie na straży, dobrze?

- Oczywiście.

Matt odjechał. Noelle i Jason ruszyli za nim, lecz Noelle

trzymała się z dala nawet od kucyka.

- To źle, że pani kazała panu Mattowi odjechać - wyrwało

się Jasonowi.

- Co ja na to poradzę, że nie lubię koni tak samo jak on

dinozaurów.

- Pani nie kazała odejść koniowi, ale panu Mattowi.

Słysząc w głosie chłopca nieoczekiwane potępienie, Noelle

poczuła skurcz serca. Dziwne, jak bardzo opinia Jasona była dla
niej istotna. Szli chwilę w milczeniu.

- Myślę, że pan Matt panią lubi - odezwał się chłopiec.

- Czy pani by nie mogła też go polubić choć trochę?

- Polubić?
- Tak. Czasami jest pani dla pana Matta niezbyt miła.
Noelle westchnęła. Okazało się, że unieszczęśliwiła już dwie

istoty.

- Kochanie. Pozwól, że coś ci wytłumaczę. Wiesz, że nie

jestem tutaj po to, żeby zaskarbić sobie sympatię pana Matta.

Przyjechałam tu, aby zasłużyć na szacunek innych paleontolo­
gów. I to prawdopodobnie jest dla mnie szansa, jedna na milion,
żeby rozsławić swoje nazwisko.

- Ale przecież pani już jest sławna - przerwał Jason. - Jest

pani znana jako Dinozella.

Noelle ogarnęła rozpacz. Nie wiedziała, jak wytłumaczyć całą

sprawę, tak by nie sprawić chłopcu przykrości.

background image

DINOZELLA

75

- Powinnam dużo pracować w terenie i znacznie więcej w

muzeum. Moi koledzy po fachu uważają, że nie jestem prawdzi­
wym paleontologiem.

- Właśnie, że pani jest najprawdziwszym! - gorąco zapewnił

chłopiec. - Naprawdę.

- Może tak jest - zgodziła się po chwili. - Szalenie lubię

prowadzić audycje, tak samo zresztą, jak szalenie lubię...

Chciała powiedzieć „ciebie", ale ugryzła się w język i dokoń­

czyła:

- ... lubię pracować z dziećmi podobnymi do ciebie. A szcze­

gólnie z tobą. Największym plusem tego, że znalazłeś tę skamie­
niałość było to, że dzięki niej poznałam ciebie. Ale w świecie
paleontologów jestem... no, powiedzmy, że nie mam wyrobio­
nego nazwiska. Pracuję w mało znanym muzeum bez wielkich
specjalistów czy kolekcji. Praca w telewizji wcale nie jest drogą,
która wiedzie do dużego, uznanego muzeum.

- Takiego jak Muzeum Przyrodnicze Denver?
- O właśnie.
- A ja myślę, że pani wie wystarczająco dużo, żeby się tam

dostać.

- I ja tak sądzę - rzekła Noelle poważnie. - Ale muszę to

udowodnić innym naukowcom. Muszę poświęcić się całkowicie
mojej pracy zawodowej. Oczywiście, jeśli nie chcę się zajmować
opracowywaniem cudzych znalezisk.

- A co będzie z panem Mattem?
- Przecież usiłuję ci to wytłumaczyć. Mamy odmienne zda­

nia na temat mojej pracy. Nie mogę zrezygnować z szukania
nowych okazów tylko dlatego, żeby kogoś uszczęśliwić.

W duchu jednak przyznała, że mimo wszystko pragnie tego

coraz bardziej.

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Przez kilka następnych dni Noelle była obolała i posiniaczona.

Matt zachowywał się uprzejmie, lecz chłodno, natomiast jego brat
milcząco i wrogo. Przy pierwszym spotkaniu z Alexem Noelle
doznała niemiłego wstrząsu. Nie tylko dlatego, że Alex miał bardzo
zniekształconą nogę i chodził o lasce. Bardziej nieprzyjemne było
irracjonalne i na razie bezpodstawne podejrzenie, że ten człowiek
pma charakter tak zdeformowanyjak ciało. Zawstydzona tym, że ma

Rodobne myśli, Noelle starała się być szczególnie miła.

Nie było to łatwe. Brat Matta okazał się wyjątkowo nietowa-

rzyski. Noelle szybko się zorientowała, że Jason też nie darzy go
Sympatią, a wiedziała, że większość dzieci ma jakiś szósty zmysł,
dzięki któremu ocenia dorosłych. Chłopiec był i pod tym wzglę-
dem zupełnie wyjątkowy.

- Czy brat opowiedział pani coś o mnie? - spytał Alex nie­

przyjemnym tonem.

- Mówił, że pan wyjechał, aby kupić konie. Tylko tyle.
- On zawsze był silny i małomówny.
Alex uśmiechnął się ironicznie. W jego głosie zabrzmiała

zgryźliwa nuta, która zaniepokoiła Noelle. Przestała się dziwić,
że Jason trzyma się z dala od tego człowieka.

- A ja po tamtym wypadku nie jestem ani silny, ani mało­

mówny. - Alex dostrzegł zdumione spojrzenie Noelle. - Matt nie
uraczył pani wszystkimi krwawymi szczegółami, prawda? No
co, Jasonie, chcesz tego posłuchać?

Chłopiec niespokojnie wiercił się na krześle i nawet nie zaczął

jeść. Noelle wcale mu się nie dziwiła, ponieważ zdążyła już

background image

DINOZELLA

77

zauważyć, że Alex potrafił wszystkim zepsuć apetyt. Po wypad­
ku z koniem oboje z Jasonem nasłuchali się różnych przykrych
rzeczy. Żałowała, że nie ma Matta, który, jak na złość, wyszedł

już z kuchni.

- Jasonie, może pójdziesz i zrobisz u siebie porządek? - za­

proponowała, mimo iż wiedziała, że chłopiec już posprzątał.
- Zabierz sobie coś do jedzenia, bo na pewno zgłodniejesz.

Chłopiec uśmiechnął się z wdzięcznością, schował do kiesze­

ni kilka ciastek i prędko wyszedł.

- Co się stało, doktor Forrest? Boi się pani, żeby nie usłyszał,

jak okrutne jest życie?

- Moim zdaniem on doskonale o tym wie. Nie potrzebuje już

więcej lekcji na ten temat. - Uśmiechnęła się z przymusem. - A

jeśli już mowa o nauce, to panu by dobrze zrobiło kilka lekcji o

odpowiednim zachowaniu przy stole. I o tym, by nie robić przy­
krości dzieciom. W przyszłości powinien pan dokuczać komuś,
kto potrafi się odciąć.

Alex zaczerwienił się. Ze złości, a nie ze wstydu.
- Nie jest pani jego matką - warknął.
- Ale on tutaj jest pod moją opieką i mam wobec niego

obowiązki - wypaliła Noelle. - I jeśli jeszcze raz zobaczę, że
robi pan chłopcu przykrość, to...

- Przestańcie! - ostro przerwał Mart, który wrócił do kuchni.

- Nie mogę wyjść nawet na pięć minut. Co się tutaj dzieje?

- Pani Noelle uważa, że śmierć naszych rodziców nie jest

tematem odpowiednim dla Jasona. Nie zgodziłem się z nią, więc
się na mnie rzuciła z pazurami, jak lwica.

Teraz Noelle się zaczerwieniła. To, że tak wybuchnęła było

zaskoczeniem przede wszystkim dla niej samej. W dodatku ob­
raziła brata gospodarza w jego własnym domu.

- Wiesz, ona ma rację. Zostaw chłopca w spokoju. Jeśli

chcesz wracać do przeszłości, masz do tego prawo, ale proszę,
żebyś nie opowiadał nic przy stole i przy moich gościach. Poza
tym omijaj „krwawe szczegóły".

background image

78

DINOZELLA

- Skoro moja wersja ci się nie podoba, sam opowiedz.
- Matt, wcale nie musisz mi niczego opowiadać - szybko

wtrąciła Noelle.

Podniosła się i chciała wyjść.
- Zostań. Możesz i ty dowiedzieć się tego, co wiedzą wszy­

scy naokoło. Nasz ojciec posiadał samolot i uprawnienia pilota.

Pewnego razu leciał, gdy rozpętała się burza i piorun trzasnął
prosto w samolot.

- Och, to straszne.
- Tak. Przeżył tylko Alex.
- Ale nie mogłem chodzić - wtrącił jego brat z goryczą.

- Zwykle ojciec latał sam, ale tym razem zabrał matkę i mnie.

- Alex miał bardzo poważne złamanie miednicy i nogi.
- Mylisz się, bracie. Powinieneś powiedzieć, że „Alex był

pokiereszowany, bo miał zmiażdżone nogi i biodra".

- Prawie wszystkie kości były połamane. Niektóre nawet w

kilku miejscach. Alex długo jeździł na wózku.

- Bardzo mi przykro. To musiało być dla was straszne.
- Dziękuję Bogu, że Alex przeżył. I że wrócił do formy na

tyle, że może chodzić - powiedział Matt cicho.

Alex rzucił bratu jadowite spojrzenie.
- Można to i tak nazwać. - Wstał, wziął laskę i wyszedł.
- On ma pretensje do całego świata - rzekła Noelle.

Matt natychmiast stanął w obronie brata.

- Zazwyczaj lepiej nad sobą panuje.
- Całe szczęście. Przykro by mi było, gdyby tak się zacho­

wywał wobec pacjentów.

- Na ogół wybucha tylko wtedy, gdy jesteśmy sami.

- Szkoda, że tym razem nie pohamował się przy Jasonie.

Pójdę zobaczyć, co on robi.

- Pozwól, że ja pójdę i przeproszę go w imieniu brata.

Później porozmawiam z Alexem. W ten sposób chyba załagodzę
sprawę.

- Bo ja wiem... - rzekła zakłopotana Noelle. - Zdaje mi się,

background image

DINOZELLA

79

że to nie wystarczy. Nie powinieneś za niego przepraszać. Prze­
cież on jest dorosły i może to zrobić sam.

Matt westchnął.

- Ja bym nie czekał na jego przeprosiny. Od czasu wypadku

Alex nie może pogodzić się z samym sobą.

- To znaczy, że nie pogodził się ze swoim kalectwem. A czy

przynajmniej próbował?

- To nie takie proste. On nawet jako chłopiec z trudem się

do wszystkiego przystosowywał. Nigdy nie cierpiał zmian.

- Ale jak można nie przyjmować do wiadomości tego, co się

stało? Przecież on musi żyć z tym kalectwem.

- Wiem. - Oczy Matta wyrażały głęboki smutek. - To nie­

szczęście było za wielkie i spadło na niego tak nagle. Bardzo
mocno odbiło się na jego psychice. Alex stracił jednocześnie
rodziców, zdrowie i pracę.

- Kiedy to było?
- Dziesięć lat temu. Miał wtedy piętnaście lat.
- Dziesięć lat! Ależ, Matt, czy naprawdę nie wierzysz, że

dziesięć lat wystarczy, żeby się ze wszystkim pogodzić?

- Myślę, że wystarczy. Czy uważasz, że nie chciałem mu

pomóc? Przecież specjalnie ze względu na niego wróciłem na
studia i zająłem się rekreacją jako terapią. Zorganizowałem ten
ośrodek jeździecki dla osób wymagających specjalnej troski.

Sam nauczyłem Alexa jeździć konno, a potem zrobiłem wszy­
stko, żeby miał pracę. Co jeszcze mogę zrobić?

Noelle pomyślała, że Matt prawdopodobnie i tak zrobił za

dużo. Być może Alex powinien sam dalej ze sobą walczyć.

- Czy brałeś pod uwagę - zapytała cicho -jakieś psychiczne

wsparcie dla niego?

- Masz na myśli pomoc psychiatryczną?
- Tak. Poznałam twojego brata niedawno, ale od razu zauwa­

żyłam, że jemu potrzebny jest ktoś, z kim mógłby otwarcie
rozmawiać.

- Namawiałem go na konsultacje, ale się nie zgodził.

background image

80

DINOZELLA

- Z jakiego powodu?
- Głównie z powodu pieniędzy.
- Pieniędzy? Wiesz, Mart, ja tu czegoś nie rozumiem.
- Alex należy do tych nieszczęsnych ludzi, o których ci

wspominałem. Do chorych, dla których nie ma ubezpieczeń. Już
przed kilku laty pozbawiono mojego brata ubezpieczenia, które

miał przez jakiś czas. Więc ja sam płacę za całą opiekę lekarską.

Noelle zrozumiała teraz, dlaczego Matt walczy o państwową

służbę zdrowia. Całym sercem stanęła po stronie braci.

- O mój Boże! Przecież leczenie szpitalne mogło doprowa­

dzić do bankructwa. Prócz rodziców mogliście stracić i dom.

- Byliśmy już o krok od tego - ponuro przyznał Matt. - Ale

to nie ma nic do rzeczy. Gdyby Alex zgodził się na dodatkowe
leczenie, wszystko bym sprzedał, byle mieć pieniądze. Ale on
się nie zgadza. Twierdzi, że to za drogo, a przecież, jeśli chce,
zawsze -może porozmawiać ze mną.

Noelle pokręciła głową.
- Ale przecież ty nie jesteś obiektywnym słuchaczem.
- Nie zgadzam się z tobą. Ja lepiej niż ktokolwiek inny

rozumiem, co Alex przeżył. Przecież i ja straciłem wtedy rodzi­
ców.

Położyła dłoń na ręce Marta.

- Wybacz, że coś ci powiem. Gdybym to ja była na jego

miejscu, nie chciałabym zwierzać się jedynemu członkowi rodzi­
ny, który przeżył, bo nie leciał tym samolotem.

Matt odsunął rękę.

- Nie masz racji! My jesteśmy bardzo zżyci.
Po raz pierwszy stracił panowanie nad sobą. Noelle postano­

wiła bardzo uważać na słowa.

- Być może się mylę. Ale jemu i tak przydałyby się konsul­

tacje. Może prędzej by to zrozumiał, gdybyś ty był mniej...
wyrozumiały.

Spojrzenie Matta było wręcz lodowate.

- Więc według ciebie to ja jestem winien.

background image

DINOZELLA

81

- Owszem, częściowo - przyznała Noelle otwarcie. - Skoń­

czyłeś medycynę, więc wiesz, o co mi chodzi. Niezależnie od

tego, czy chodzi o alkohol, narkotyki czy zaburzenia psychiczne,
tolerowanie zachowań nie do przyjęcia wcale pacjentowi nie
pomaga. A zachowanie twojego brata nie jest normalne.

Matt wstał. Wściekłość malująca się na jego twarzy mówiła,

iż Noelle posunęła się stanowczo za daleko.

- Nie potrzebuję rad, jak mam pomagać własnej rodzinie. A

gdybym nawet potrzebował, to raczej spytałbym kogoś, kto woli
istoty żywe od dawno wymarłych.

Jego słowa były ciosem w samo serce.

Następnego ranka Jason był już znowu w dobrym nastroju,

lecz o braciach nie można było powiedzieć tego samego. Nie­
przyjemna sytuacja trwała kilka dni i Noelle nawet gotowa była
zaproponować, że skróci swój pobyt w ośrodku.

- Ja wyjadę tylko wtedy, gdy pan Matt mi wyraźnie rozkaże

- oświadczył Jason stanowczo. - Poza tym pan Alex mnie prze­
prosił, a pan Matt zapewnił, że więcej przykrości nie będzie.

Noelle ośmieliła się w to wątpić, ponieważ Alex zdążył już

posiać ziarno niezgody między nią a Mattem. Jakby nie dość
było tego, że oni już wcześniej poróżnili się na temat skamienia­
łości.

Matt prawie się nie odzywał i Noelle podejrzewała, że nie­

cierpliwie liczy dni do wyjazdu gości. Było to nader przykre,
chociaż z drugiej strony zupełnie zrozumiałe.

W czwartek włożyła telewizyjny strój, ponieważ tego ranka

miało się odbyć kolejne nagranie „Przygody z prehistorią". Po
audycji chciała wstąpić do muzeum, żeby popracować przy kom­
puterze. Jason miał jechać razem z nią.

W kuchni zastała wszystkich przy śniadaniu.
Alex mruknął coś niewyraźnie, natomiast Matt rzekł:

- Dzień dobry, Noelle. Co zjesz? Napijesz się kawy?
- Nie, dziękuję. Zjem coś później.

background image

82

DINOZELLA

- Ale się wystroiłaś. Nie będziesz dzisiaj kopać?
- Nie. O dziewiątej muszę być w studiu, a potem chcę po­

pracować przy komputerze. Jason pojedzie ze mną. Prawda?

Zwichrzyła chłopcu włosy i nieoczekiwanie pocałowała go

w policzek. Obecność tego dziecka zawsze poprawiała jej humor.

- Mogłabyś skorzystać z mojego komputera - zaproponował

Matt. - Nam jest potrzebny tylko pod koniec miesiąca.

Taka propozycja niewątpliwie była próbą zawarcia pokoju,

więc Noelle zrobiło się przykro, że musi odmówić.

- Dziękuję ci, Matt, ale do pracy muszę mieć specjalny pro­

gram, który zostawiłam w muzeum i dlatego tam wolałabym
opracować wyniki dotychczasowych poszukiwań.

- Rozumiem. Ale pamiętaj na przyszłość. Chodźmy, odpro­

wadzę was do samochodu.

- Sami sobie damy radę - wtrącił Jason i wziął torbę Noelle.
- O, dziękuję ci, Jasonie.
Alex posępnym wzrokiem obserwował dziecko idące o ku­

lach i niosące torbę.

- No, proszę, jaki to dżentelmen.
Wszyscy udali, że nie słyszą. To była najlepsza reakcja na

częste złośliwości ze strony Alexa.

- Już czas na nas - rzucił chłopiec.

Długo jechali w milczeniu, aż wreszcie Noelle zauważyła:
- Jesteś dziś bardzo milczący. Wcale się nie odzywasz.

- Bo pan Alex doprowadza mnie do wściekłości! Nienawidzę

go! - wybuchnął chłopiec.

Noelle zasępiła się, szukając właściwych słów.
- Wiem, że on czasami może być irytujący, ale jest bardzo

nieszczęśliwy. Wobec takich ludzi trzeba być wyrozumiałym.

- A ja i tak go nienawidzę! Teraz pan Matt jest stale w

kiepskim nastroju, a pani jest nieszczęśliwa, i to przez niego.

- Kochanie, mylisz się. Pan Matt w końcu się uspokoi, a ja

czuję się świetnie. Przy tobie zawsze mam doskonały humor.

background image

DINOZELLA

83

Uśmiechnęła się ciepło, lecz nachmurzony chłopiec tego nie

zauważył.

-

Pan Aiex nie znosi szczęśliwych ludzi - mruknął. - A

co będzie, jeśli naopowiada bzdur o mnie i będzie twierdził,
że jestem zły? Dorośli zawsze wierzą innym dorosłym, a
nie dzieciom. Co będzie, jeśli pani nie zechce mnie więcej wi­
dzieć?

Chłopiec miał tak zbolałą minę, że Noelle wyciągnęła do

niego rękę. Jason chwycił ją mocno i zacisnął palce.

- Ja zawsze będę wierzyć tobie - zapewniła go. -1 obiecuję

ci, dziecino, że to, co mówi pan Alex nie zmieni mojego stosunku
do ciebie. Nigdy, przenigdy.

- Skąd jest pani taka pewna?
Noelle zobaczyła, że chłopiec jest bliski łez.
- Ponieważ za bardzo cię kocham. Miłość jest silniejsza niż

gniew czy nienawiść. Pan Alex może o tym nie wie, aleja wiem
na pewno.

- I nie przestanie mnie pani lubić?
- Nigdy. Więc przestań się martwić, kochanie. Już dobrze?
Jason nie wypuszczał jej ręki ze swojej. Pochylił głowę i tak

siedział przez jakiś czas.

- Teraz lepiej?
- Trochę. Czy pani myśli, że pan Alex kiedyś przestanie być

taki... taki złośliwy?

- Być może kiedyś, w przyszłości. Pan Matt twierdzi, że jego

brat nie tak łatwo się zmienia.

- Bo jest głupi. Chce, żeby wszystko było tak jak przed

wypadkiem. A przecież nie będzie i od myślenia o tym można
zwariować. Ja sam coś o tym wiem.

- Naprawdę?
- Mówiłem panu Alexowi, że tylko ludzie głupi myślą, że

ich marzenia się spełnią. Tak było ze mną, gdy leżałem w szpi­
talu. Marzyłem tylko o tym, żeby mieć zdrowe nogi. Nie chcia­
łem jeździć na wózku, bo to by znaczyło, że moje marzenie się

background image

84 DIN0ZELLA

nie spełni. W końcu przestałem tak głupio rozumować, bo leżąc
w łóżku, nie mógłbym szukać kości dinozaurów. Prawda?

- Rzeczywiście. I powiedziałeś to wszystko panu Alexowi?

- spytała zdumiona Noelle.

- Tak. Zaraz na początku, ledwo zacząłem przyjeżdżać na

lekcje. Powiedziałem, mu, że wierru że on czeka na cud. L że to

głupie.

Noelle przygryzła wargę. Zrozumiała, dlaczego Alex nie cier­

pi chłopca.

- Obawiam się, że on jeszcze nie jest psychicznie przygoto­

wany na to, żeby słuchać tego, co ty masz do powiedzenia.

- I nigdy nie będzie - rzekł chłopiec z pogardą.
- W końcu jednak będzie musiał jakoś sam sobie poradzić z

życiem. Podobnie jak ty. Zostaw go w spokoju i omijaj z daleka.

- Przecież już to robię.
Chłopiec westchnął głęboko, z ulgą, i włączył radio. Głośna

muzyka była Noelle na rękę, ponieważ uniemożliwiała rozmowę,
a tym samym pozwalała przemyśleć spostrzeżenia Jasona. Chło­
piec prawdopodobnie miał rację. Nie chcąc przyjąć do wiado­
mości kalectwa i żyjąc tylko nadzieją na cud, Alex był chodzącą
bombą zegarową, która może wybuchnąć przy byle okazji.

Sytuacja sprzyjająca wybuchowi mogła zaistnieć już wtedy,

gdy Matt zaczął sympatyzować z Connie. Możliwe, że Alex nie
miał nic wspólnego z rozstaniem się tych dwojga, lecz problem
pozostał. Jak rysowała się przyszłość Matta? Alex chyba nie

liczył na to, że brat nigdy się nie ożeni. Noelle zaczęła się
zastanawiać, co będzie, gdy w życiu Matta pojawi się następna
kobieta. A jeśli to miałaby być właśnie ona?

Nie było nawet ważne, czy Matt jest w niej zakochany. Wy­

starczyło to, że mieszkała w domu braci Caldwellów i szukała
skamieniałości na terenie należącym do nich. Ogarnął jąniepokój
na myśl, że ewentualne odkrycie rozpęta burzę, która może ją
samą zniszczyć.

Martwiła się również o los Jasona, który uwielbiał Matta. Matt

background image

DINOZELLA

85

lubił chłopca, lecz brat to brat. Nie wiadomo, w jakim stopniu i

czy w ogóle Jason mógł liczyć na jego uczucia?

Sytuacja w ośrodku skomplikowała się. Noelle westchnęła,

żałując, iż nie spotkała Matta w innych okolicznościach- Teraz
miała znikome szanse na to, by ich znajomość przekształciła się
w coś poważniejszego. Ponadto była przekonana, że stoi w ob­
liczu katastrofy. Zaczęła się modlić, żeby ucierpiała tylko i wy­
łącznie ona sama.

Po zakończeniu nagrania, chłopiec niecierpliwie zapytał:

- Jak wypadliśmy?
- Ty świetnie, a ja dużo gorzej.
- Wcale nie. Pani była doskonała.
- Wiem, że nie byłam, ale ci dziękuję. Teraz pojedziemy do

muzeurm.

Kiedy dojechali na miejsce, Noelle powiedziała:
- Proponuję, żebyśmy najpierw obejrzeli wystawę.
- Wspaniale! - Jasonowi zalśniły oczy.
Noelle szła powoli, a chłopiec, pomimo kul, pędził odjednego

dinozaura do drugiego. Trochę dłużej zatrzymali się przy dwóch
niedawno odkrytych gatunkach.

- Ten Jensen ma szczęście! - W głosie Noelle przebijała

zazdrość.

- Ale nie ma programu w telewizji.

Słowa chłopca sprawiły Noelle dużą przyjemność. Po obej­

rzeniu eksponatów w następnej sali, powiedziała:

- Musimy już kończyć zwiedzanie. Idziemy do mnie.
Jason zauważył stojącego przy drzwiach mężczyznę.

- Doktor Forrest, proszę spojrzeć. Przyjechał pan Matt.

- Rzeczywiście.
Noelle była bardzo zadowolona ze spotkania, a nawet poczuła

się szczęśliwa, lecz nie chciała tego po sobie pokazać.

- Witaj, Matt - powiedziała z udanym spokojem. - Ale nas

zaskoczyłeś. Nie spodziewaliśmy się ciebie.

background image

86

D1NOZELLA

- Kilku pacjentów niespodziewanie odwołało wizyty, a jeden

z terapeutów chciał popracować dłużej, więc pomyślałem, że
mogę zaprosić was na lunch do jakiegoś lokalu.

- Jak to miło z twojej strony. - Uśmiechnęła się. - Ale

najpierw muszę wykonać najpilniejszą pracę. Proszę was do sie­
bie.

Gdy weszli do środka, Jason aż gwizdnął z zachwytu, nato­

miast Matt zapytał:

- Gdzie jest ta kość znaleziona u mnie?
- Już nad nią pracuje jeden z kolegów.
- Dlaczego nie pani? - zdziwił się chłopiec.
Bała się takiego pytania, lecz musiała na nie odpowiedzieć.
- Zazwyczaj prawa do skamieniałości przysługują temu pa­

leontologowi, któryją znalazł. Skoro jednak ty, Jasonie, ogłosiłeś
przed kamerami, że składasz swój okaz w darze muzeum, ja
musiałam przekazać go szefowi.

- To niesprawiedliwe. Chciałem, żeby pani się nim zajęła.
- Sama o rym marzyłam - westchnęła. - Ale nie miałam

prawa.

Matt bacznie się jej przyglądał.
- Dlaczego nie miałaś prawa?
- Moi przełożeni uważają, że nie mam odpowiedniego do­

świadczenia.

- Jak ma pani zdobyć doświadczenie, jeśli nie może nad tym

okazem popracować? Nie powinna się pani z tym godzić.

Jason uderzył pięścią w biurko. Matt był tego samego zdania.
- Taka, niestety, jest sytuacja u mnie w pracy.
Nikomu nie mówiła, jak trudno jej było rozstać się z kością

znalezioną przez Jasona, więc teraz tym bardziej wzniszyło ją
okazane współczucie.

- Czy już wiadomo, jaki to był dinozaur? - zainteresował się

Matt.

- Nie. Kość pochodzi od młodego osobnika, ale na podstawie

wielkości trudno określić, czyj był szkielet. Ponadto idenryfika-

background image

DINOZELLA

87

cję utrudnia i to, że kość jest zwietrzała, połamana i niekomplet­

na. Musimy ściśle określić podłoże, z którego ona pochodzi.

- Co tam jedna kość! - pocieszał Jason. - Jestem pewien, że

znajdziemy wszystkie, jakie jeszcze są w ośrodku.

- Może, może... - Głos Noelle brzmiał niepewnie.

- Chodźcie, pokażę wam mój program komputerowy.

Przez następne pół godziny oglądali mapy i wykresy. Jason

zadawał mnóstwo pytań i wszystko chciał wiedzieć. Nawet Matt
wykazał zainteresowanie tematem. Później, po wprowadzeniu
danych z ostatnich dni, Noelle zapisała wyniki na twardym dys­
ku.

- Nie rozumiem, dlaczego tyle z tym wszystkim zachodu.
- Nawet najdrobniejszy okruch informacji jest cenny.
- Tak jak cenny jest najmniejszy nawet postęp moich pacjen­

tów - zauważył Matt.

Noelle uznała, że rozmowa zaczyna schodzić na niebezpiecz­

ne tory, więc szybko powiedziała:

- Jasonie, usiądź na moim miejscu i obejrzyj sobie jeszcze

raz mapę terenu naszych badań. My na chwilę wyjdziemy.

- Po co?
- Zachciało mi się pić, więc pójdziemy coś kupić - wymy­

śliła na poczekaniu. - Co ci przynieść?

- Poproszę coca-colę - odparł chłopiec już bez reszty pochło­

nięty komputerem.

Kiedy wyszli na korytarz, Noelle zapytała bez ogródek:
- Mam nadzieję, że nie przyjechałeś aż tutaj, żeby kłócić się

ze mną w obecności Jasona?

- Nie. Szczerze mówiąc, przyjechałem tylko po to, żeby,móc

z tobą spędzić kilka godzin.

- Ze mną?

- Nie powinno cię to dziwić. - W głosie Matta była ledwo

dostrzegalna nuta zniecierpliwienia. - Wydawało mi się, że sko­
ro zabrałaś ze sobą Jasona, ja też nie będę przeszkadzać. Zresztą,
prawdę powiedziawszy, łudziłem się, że i mnie zaprosisz.

background image

88

DINOZELLA

Owo wyznanie sprawiło Noelle dużą przyjemność.

- Nie chciałam być wobec ciebie niegrzeczna. Przecież wie­

działeś, gdzie się wybieram, a nie wykazałeś ani odrobiny zain­
teresowania. Za każdym razem, gdy napomknę o moich spra­
wach zawodowych, wpadasz we wściekłość.

- Wcale nie. Ale jestem zły, gdy umniejszasz wartość tego,

co ja robię.

- Przecież nie twierdzę, że moja praca jest ważniejsza od

twojej - wycedziła Noelle przez zaciśnięte zęby. - Ale też wcale
nie uważam, żeby twoja była ważniejsza niż moja.

- Jak coś takiego mogłoby ci w ogóle przyjść do głowy?
- Nie rób takiej zgorszonej miny. Wszystko jest kwestią skali

wartości. Pamiętam, że kiedy przygotowywano pierwszy lot na
Księżyc, wiele osób twierdziło, że miliardy potrzebne na mię­
dzyplanetarną wyprawę powinny zostać wykorzystane dla rato­
wania ubogich i bezdomnych.

- To niewątpliwie słuszna sprawa.

- Oczywiście. Ale, Matt, postęp w nauce nie może być ze­

pchnięty na drugi plan. Staram się wpoić dzieciom, że wiedza to
potęga. Tylko wiedza może przyczynić się do rozwikłania naj­
większych problemów tego świata. Wyprawa na Księżyc stanowi
najlepszy przykład. Dzięki zdobytemu doświadczeniu stworzono
wspaniały system łączności satelitarnej. Teraz nawet ludzie z
najdalszych zakątków świata mogą wzywać pomocy.

- To wcale nie oznacza, że ją otrzymają.
- Prawda. Ale przynajmniej mogą się starać uzyskać wspar­

cie. Ofiary kataklizmów i wojny przynajmniej znajdą kogoś, kto
wysłucha ich skarg.

- Słaba to pociecha dla dziecka umierającego z głodu. Zga­

dzam się z twoim punktem widzenia, ale nie dostrzegam związku
między szukaniem przedpotopowych szkieletów, a dobrem mo­
ich pacjentów czy, na przykład, państwową służbą zdrowia.

- Szkoda. Bo dinozaury są przykładem wspaniale rozwinię­

tego i zdrowego gatunku, który nagle wymarł całkowicie. Ten

background image

DINOZELLA

89

sam los czeka niektóre gatunki zwierząt i roślin na naszej plane­
cie, tu i teraz. I nas samych! Grozi nam samounicestwienie.

- Noelle wzdrygnęła się. - Dlatego dinozaury budzą tak po­
wszechne zainteresowanie.

- Wiedza o tym, co się przytrafiło dinozaurom, może się

przydać każdemu z nas, czy tak?

- Oczywiście. Dlatego tak istotne jest poznanie tego, co się

z nimi stało. Rządy wielu państw nie przejmują się tym, czy
wycinanie lasów tropikalnych wpłynie na zmianę klimatu, czy
rosnące zanieczyszczenia zniszczą jonosferę, czy reaktory ato­

mowe zatrują glebę i wodę. Ale jeśli odkryjemy, że podobne
zjawiska, tyle że bez ingerencji człowieka, spowodowały wygi­
nięcie dinozaurów, wtedy każdy naród uświadomi sobie, że i nas
czeka to samo. I dopiero wtedy podejmie jakieś działania.

- Ty naprawdę wierzysz w taki rozwój wypadków?

- Tak. Zastanów się nad tym. Wszyscy chcą się dowiedzieć,

jakie były przyczyny wyginięcia dinozaurów. Poznawszy pra­

wdziwe przyczyny tamtego kataklizmu, może wreszcie zacznie­
my walczyć, by ocalić siebie.

Matt odezwał się dopiero po dłuższej chwili milczenia.
- Przykro mi, ale codziennie widzę tyle bezlitosnej prozy

życia, że nie mam już głowy dla zwariowanych idealistów.

- Mnie masz na myśli? - spytała, boleśnie dotknięta.
- A jak was inaczej nazwać? Jak mogę pochwalać stałe oglą­

danie się wstecz?

- A niby dlaczego nie możesz? - padło sarkastyczne pytanie.

- Przecież bratu pozwalasz robić właśnie to przez tyle już lat.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

- To ohydne kłamstwo!
- Czyżby?
- Przestań mieszać Alexa w te sprawy!
- Nie mogę. Choćby dlatego, że to przez niego jesteś tak

bardzo uprzedzony do moich poszukiwań. Tolerujesz mnie tylko
dlatego, że obiecałam znaleźć sponsorów dla twoich pacjentów.

- Miejmy nadzieję, że się wywiążesz z tego zadania - wark­

nął Matt. - To jedyne usprawiedliwienie dla twojego pobytu u
mnie.

- Dostaniesz te pieniądze - gniewnie rzuciła Noelle. - Ale

żadne skarby na świecie nie sprawią cudu dla twojego brata. I
nie pomogą zmienić przeszłości. A im prędzej on to sobie uświa­
domi, tym lepiej dla was obu.

- Pani Dinozello, niech pani zatrzyma tę mądrość dla swojej

rodziny, bo w wypadku mojej jest pani na fałszywym tropie.

Matt odwrócił się i odszedł bez słowa. Noelle wróciła do

Jasona.

- Pan Matt nie mógł zostać - rzekła przygnębiona.
- Bardzo był zły?
Noelle w milczeniu skinęła głową. Coś ją dławiło w gardle,

więc wolała się nie odzywać. Matt tego dnia zdobył się na przy­

jazny gest, a ona zaraz wszystko popsuła.

- Pan Matt nie chce, żebyśmy cokolwiek znaleźli, prawda?
- Na to wygląda, kochanie. Zdaje mi się, że faktycznie tego

nie chce.

- Więc nie rozumiem, po co tu przyjechał?

background image

DINOZELLA

91

- Myślę, że od razu chciał nam towarzyszyć. A ja... ja zro­

biłam mu przykrość tym, że go nie zaprosiłam. Więc przyje­
chał... ale na krótko.

- Dlaczego? Czy pani znowu go odepchnęła?
- Niezupełnie, ale...

Sprawa była zbyt złożona, aby ją wyjaśniać dziecku.

Nastawienie Matta do niej było teraz wyraźnie niechętne, lecz

Noelle nie chciała skrócić swego pobytu w ośrodku.

Matt mimo wszystko nadal był idealnym gospodarzem i wie­

czory spędzał z gośćmi. Rozmawiał jednak głównie z Jasonem,
z którym grywał też w karty. Ale gdy chłopiec szedł spać, Matt
wychodził do stajni i wracał dopiero późną nocą.

Nieszczęsna Noelle nie mogła nic poradzić na to, że tak

wyraźnie unikał jej towarzystwa. Czasami przychodził Alex, lecz
tylko wtedy, gdy był pewien, że brata nie ma w pobliżu.

- Doktor Forrest, pani pobyt tutaj już się kończy - rzekł

któregoś wieczoru. - Wygląda na to, że odjedzie pani z pustymi
rękoma. Jaka szkoda!

Zadowolenie brzmiące w jego głosie zadawało kłam ostatnim

słowom.

Noelle nie dała się sprowokować.
- Rzeczywiście spodziewałam się, że poszukiwania dadzą

lepsze wyniki - odparła spokojnie. - Ale zostało jeszcze kilka
dni, więc kto wie... Przykro mi jedynie, że zakłóciłam spokój
tutaj.

- Myślałby kto!
Tymi słowami Alexowi udało się do reszty zepsuć jej wieczór.

Noelle bolało to, że Matt tak się od niej odsunął, lecz samotność
była znacznie lepsza niż towarzystwo młodszego Caldwella.

Któregoś wieczoru, uciekając od towarzystwa Alexa, Noelle

wyszła przed dom. Wiał chłodny, kojący wiatr, a słońce zacho­
dziło właśnie za wierzchołki gór. Podeszła do ogrodzenia, za

background image

92

DINOZELLA

którym stał bułanek. Wyciągnęła rękę i nieśmiało poklepała ko­
nia po aksamitnym karku.

- Myślałem, że wcale nie lubisz koni - usłyszała za plecami.
- To bardzo piękne zwierzęta i z przyjemnością się im przy­

glądam. Może namówię siostrzenicę, żeby nauczyła się jeździć.
Na pewno jej się to spodoba.

- A ty? Pewnie się nie odważysz. A przynajmniej nie ze mną.
<- Masz niezwykłą zdolność opacznego interpretowania mo­

ich słów - powiedziała i chciała odejść.

- Może powinnaś przestać mówić? - rzekł Matt i przyciągnął

ją do siebie. - Może oboje powinniśmy zamilknąć?

Objął ją i pocałował mocno, zachłannie. Ów na pozór

bezwzględny pocałunek krył w sobie niezaprzeczalną i zadzi­

wiającą słodycz. W dodatku trwał tak długo, że Noelle zabrakło
tchu.

Wyrwała się z ramion mężczyzny i długo patrzyła mu w oczy.

- Co to ma znaczyć? - szepnęła.
- Sama sobie odpowiedz.
Pokręciła głową. Zdawało się jej, że usłyszała westchnienie,

lecz nie była zupełnie pewna.

- Jeśli chcesz, możesz uznać, że to spóźnione przeprosiny.

Za to, że spadłaś z mojego konia.

Poczuła się rozczarowana i dlatego jej następne słowa za­

brzmiały niepotrzebnie ostro.

- Oboje dobrze wiemy, że nieźle się wtedy wygłupiłam. Wo­

lałabym nie wracać do tego incydentu. Pragnę tylko świętego
spokoju, niczego więcej.

- A tego ci ostatnio brak, prawda? - W głosie Matta nieocze­

kiwanie zabrzmiała nuta współczucia. - Przykro mi, że pobyt
tutaj nie jest taki, jak sobie wymarzyłaś. Co zrobisz, jeśli nic nie
znajdziesz?

Noelle wzruszyła ramionami.
- Chyba to, co dotychczas. Będę występować w telewizji i

pracować w tym samym muzeum.

background image

DINOZELLA

93

- Mogłabyś przyjeżdżać tutaj pod koniec tygodnia i we wszy­

stkie wolne dni.

- Naprawdę pozwoliłbyś mi szukać dalej?
- A dlaczego nie?
- No, bo jeśli ci chodzi o pieniądze, to ja już więcej nie mogę

pomóc.

- O pieniądze?
- Przecież słyszysz, co mówię. Żadna następna umowa nie

wchodzi w grę. Matt, będę z tobą szczera. Udało mi się uzyskać
tylko tyle zobowiązań, że będzie można opłacić roczną rehabi­
litację pięciu pacjentów. I wątpię, czy uda mi się znaleźć jeszcze
kogoś chętnego.

- Pięciu pacjentów? Opłaty za cały rok?
- Tak. Wiem, że to niewiele... Żałuję, że nie jest tego więcej,

ale nasza stacja ma niewielki zasięg. Obawiam się, że nikogo
więcej nie znajdę, a już na pewno nie w tym roku.

Matt odezwał się po dosyć długiej chwili milczenia.
- Po pierwsze, pokrycie kosztów rehabilitacji pięciu pacjen­

tów to więcej, niż się spodziewałem. Nawet pieniądze dla jedne­
go dziecka byłyby dużym osiągnięciem. Nie umniejszaj swoich
zasług. Wierz mi, że doceniam to, co zrobiłaś.

Noelle odetchnęła z ulgą.
- I nie będę wymagał od ciebie żadnych opłat za pobyt tutaj.

Wzdrygnęła się, niemile zaskoczona jego słowami.

- A ja myślałam, że chodzi ci tylko o to. O pieniądze.
- Czyli źle myślałaś. Cholera! 1 jeszcze mi wmawiasz, że to

ja przekręcam słowa! - Matt sprawiał wrażenie obrażonego.. -

Ale nie tylko to... Chcę, żebyś miała wolną rękę - ciągnął.
- Możesz kopać aż do nadejścia zimy.

- A... a twoi pacjenci?

- Niech cię o nich głowa nie boli. Martw się o to, żeby

wreszcie coś znaleźć.

Wątpiła, czy dobrze słyszy. Przez ułamek sekundy zastana­

wiała się, czy w tej propozycji kryje się chociaż trochę osobistego

background image

94

DINOZELLA

zainteresowania. Poczuła przyjemny dreszcz przeszywający cia­
ło. Musiała przyznać, przynajmniej przed samą sobą, że Matt
zajmuje coraz ważniejsze miejsce w jej życiu.

- Dlaczego nagle zmieniłeś zdanie?
- Bo... - Matt zawahał się. - Ze względu na Jasona.
Noelle zrobiło się bardzo przykro. Chociaż powinna była

przewidzieć, że tak właśnie będzie.

- Jasona? - powtórzyła głucho.
- Tak. Zaczęłaś tu coś robić... i on czeka na finał. Wszyscy

zresztą czekamy. Musimy dowiedzieć się, czy są tu inne cenne
okazy. A nawet, jeśli nic nie ma, to też lepiej wiedzieć.

Ujął Noelle pod brodę i odwrócił jej twarz ku sobie.
- Nie możemy żyć dręczeni niepewnością.
Odsunęła się.
- My, to znaczy, kto?

- Ty. Ja. Moi pacjenci. I oczywiście Jason.
- AAlex?
- On nie ma z tym nic wspólnego. Sprawa skamieniałości

należy tylko do nas.

- Mylisz się. A co będzie, jeśli natknę się na całe pole kości?

Jak on wtedy zareaguje?

- To zmartwienie pozostaw mnie. Zajmuję się bratem już od

tylu lat...

- Może przez cały ten czas jest to jego największy problem

- stwierdziła Noelle poważnie. - Może on powinien wreszcie

sam troszczyć się o siebie. Matt, wiem, że to nie moja sprawa.
Wiem też, co czułeś, gdy poprzednio się wtrąciłam. Ale ty tak
się zająłeś obroną spraw ludzi przegranych, że to ci przesłania...

- Do czego zmierzasz?
- Chcę tylko powiedzieć, że nie masz własnego życia. Naj­

lepszym tego dowodem jest to, że zerwałeś z Connie.

- Nie wiem, czego się o nas dowiedziałaś, ale my po prostu

nie pasowaliśmy do siebie. Okazało się to dość szybko i Alex nie
miał z tym nic wspólnego.

background image

DINOZELLA

95

-

A gdybyście byli dla siebie stworzeni? Zrywając z nią

mógłbyś stracić coś bardzo cennego. Matt, zajmij się trochę sobą
i pozwól czasami innym, żeby sami borykali się ze swym losem.
Będzie to z korzyścią dla wszystkich.

- Czyżby? Mam bezczynnie patrzeć, jak z mojego brata robi

się cynik, który nie oczekuje niczego ani od życia, ani od ludzi?

- Przecież on już teraz jest taki.
- No pewnie! Taka mądrala jak ty wszystko wie najlepiej.
- Takie masz o mnie zdanie? - wykrztusiła po chwili.
- A co mam o tobie myśleć? Przecież tylko z tej strony dajesz

mi się poznać. Ukazujesz mi jedynie osobę wykształconą, która
ma odpowiedź na wszystko. Nie chcesz pokazać swojego pra­
wdziwego oblicza. Ukrywasz je jak drogocenny klejnot. Cho­
wasz się przed całym światem, prawda?

Noelle uśmiechnęła się z przymusem.
- Czy ty pozwalasz Alexowi żyć w prawdziwym świecie?
Matt nic nie odpowiedział i nie zatrzymał jej, gdy odchodziła.

Potem, już do końca pobytu, nigdy nie wracali do tego tematu.

Przed odjazdem gości Matt urządził piknik, na który zaprosił

państwa Swansonów. Jason przez cały dzień był markotny, a jego
maniery przy stole pozostawiały wiele do życzenia.

- Zachowuj się grzeczniej - szepnęła Noelle.
- Nie chcę wracać - buntował się chłopiec. - Moi opiekuno­

wie będą mieli jeszcze jedno dziecko, więc nie znajdą już ani
trochę czasu dla mnie.

- Kochanie, wiem, jak ci przykro, ale tutaj nie możesz zostać.
- A nie mógłbym pojechać do pani? - spytał Jason błagal­

nym tonem. - Obiecuję, że będę grzeczny.

- Bardzo bym chciała, żebyśmy byli razem, ale przecież nie

mogę cię wziąć bez zgody sądu.

Przyjęcie okazało się nieudane. Matt się nie odzywał, Alex i

Jason nie mieli humoru, dziewczynki marudziły, a pani Swanson
najwidoczniej wstydziła się za swego podopiecznego.

background image

96

DINOZELLA

Noelle ogarnęło prawdziwe przygnębienie, gdy zapytano, czy

już mają spakowane walizki. Chętnie zostałaby dłużej, lecz Matt

nie ponowił zaproszenia, więc oboje z Jasonem musieli odjechać.
Pocieszała się, że następnego dnia spotka w studiu dzieci, któ­
rych sympatii nie utraciła. Teraz jednak bolało ją to, że ani Matt,
ani Jason nie patrzyli jej w oczy. Chłopiec tak się zachowywał,
że pan Swanson wreszcie stracił cierpliwość i kazał mu odejść
od stołu.

Matt przysiadł się do niej i rzekł półgłosem:

Chciałbym coś zrobić dla Jasona. Teraz, kiedy skończyła

się wspaniała przygoda, jest taki nieszczęśliwy. Aż mi go żal.

- Wspaniała przygoda... - powtórzyła Noelle ze ściśniętym

gardłem. - Bez jednej skamieliny! Żeby chociaż mieć jakiś ka­
walątek kości.

- Noelle, Jasonowi nie chodzi o kości dinozaurów, tylko o

ciebie. Czy będziesz za nim trochę tęsknić?

Nie otrzymał odpowiedzi.
- Czy myślałaś o tym, żeby go wziąć do siebie na stałe?
- Owszem. Ale on zasługuje na wszystko, co w życiu najle­

psze. Powinien mieć prawdziwy dom z dwojgiem wspaniałych
rodziców, a nie jednego drugorzędnego paleontologa z trzecio­
rzędnego muzeum.

Słowa te odzwierciedlały ogarniającą ją gorycz wynikającą z

nie spełnionych marzeń i zawiedzionych nadziei. Matt nagle
wstał i zwrócił się do państwa Swansonów z jakimś pytaniem.
Uzyskawszy odpowiedź, podszedł do Jasona, który siedział nie
opodal pod drzewem.

- Wstawaj i siadaj na konia. Jeszcze raz rzucimy okiem na

to łożysko potoku.

- Teraz? - Chłopiec rozpromienił się natychmiast.
- Oczywiście. Chyba, że wolisz najpierw zjeść resztę deseru.
- Gdzie tam!
Jason schwycił kule, błyskawicznie stanął na nogi i wyminą­

wszy Matta, podszedł prosto do Noelle.

background image

DINOZELLA

97

- Dziękuję, pani Dinozelło. To lepsze niż deser.
- Cieszę się, że tak myślisz, ale to był...
Noelle pragnęła okazać Mattowi wdzięczność za to, że

uszczęśliwił przygnębione dziecko. Szybko wpadła na pomysł,

jak powiększyć tę radość.

- Mart, podwieziesz mnie? - spytała.
Mężczyzna popatrzył zaskoczony.
- Myślałem...
- Masz ci los, znowu za mnie myślisz - przerwała Noelle i

uśmiechnęła się. - Będziemy szybciej na miejscu, jeśli wszyscy
pojedziemy konno, a wiem przecież, że będziesz bardzo uważał.
Mam rację?

Jason stanął po jej stronie.
- Widzisz, Matt. Dwa do jednego. Pomóż mi tylko wsiąść.
- Dokąd jedziemy, pani Dinozelło?
- Tam, gdzie znalazłeś kość.
- Ale przecież w tym miejscu przeszukaliśmy wszystko już

milion razy! Może wybierzemy jakieś nowe?

- Nie. Bo teraz mi się przypomniało, że coś opuściliśmy.
Kiedy Jason ruszył przodem, Matt rzekł półgłosem:
- Będzie mi go bardzo brakowało.
- Ale będziecie się spotykać, przynajmniej raz w tygodniu

- przypomniała Noelle.

- To nie to samo. Bez was dwojga dom zrobi się bardzo

pusty.

- Myślałam, że będziesz zadowolony - rzekła nieśmiało.
- Zadowolony?
- Oczywiście. Dla dwóch kawalerów goście chyba są dużym

kłopotem. Jason wreszcie przestanie zamęczać cię gadaniem i
ciągłym opowiadaniem o skamieniałościach. A ja przestanę się z
tobą kłócić o dinozaury.

- Boja wiem. Cieszyłem się, że dom znowu jest pełen ludzi.

Przypomniały mi się czasy, gdy żyli rodzice... - Głos mu się
załamał. Podjął dopiero po dłuższej chwili. - Pozostanie mi cze-

background image

D1NOZELLA

kąć cierpliwie na wasze cotygodniowe wizyty, gdy będziecie
przyjeżdżać, żeby dalej prowadzić poszukiwania.

- Ty naprawdę chcesz, żebyśmy przyjeżdżali?
- Oczywiście. Pamiętam, że ci o tym mówiłem.

- A ja pamiętam, że zapytałam, dlaczego nagle de­

cydujesz się ryzykować i nie dostałam wyczerpującej odpowie-
dzi.

- Może uświadomiłem sobie, że będziesz musiała długo szu­

kać, zanim cokolwiek znajdziesz.

- Czyli po prostu chcesz mi ułatwić życie?
Mogłaby przysiąc, że Matt wstrzymał oddech. Dał odpowiedź

chłodną i wyważoną.

- Niezupełnie - odparł. - Jason jest szczęśliwy, jeżeli ty je­

steś zadowolona, a jego dobro bardzo mi leży na sercu.

Kobieca duma Noelle znów została zadraśnięta.

- Pozwól mi zejść. Chcę iść pieszo.
Szła powoli i uważnie się rozglądała, ale niczego szczególne­

go nie zauważyła.

- Byłem pewien, że coś jednak znajdziemy - odezwał się

rozgoryczony Jason.

- Może następnym razem. Tutaj chyba już wszystko przeszu­

kaliśmy. Pora wracać.

Jasonowi zrzedła mina i Noelle ścisnęło się serce.
- No, właściwie zostało nam jeszcze jedno miejsce.
- Gdzie? - niecierpliwie zapytał chłopiec.
Matt spojrzał na zegarek.
- Czy jesteś pewna? Robi się późno.
- Sprawdzimy tylko to miejsce, gdzie spadłam z konia.
- Ale spieszcie się.
Skierowała się w lewo, natomiast Jason pojechał w prawo.
Po zrobieniu dużego koła Noelle zawróciła.

- Znalazłaś coś?
- Nic a nic. A niech to licho! Nie mogłam jednak wyjechać

stąd bez sprawdzenia jeszcze raz.

background image

DINOZELLA

99

Zaczęła się wspinać na brzeg, ale zachwiała się na gruncie

mniej pewnym niż dno.

- Poczekaj, pomogę ci. - Matt chciał zsiąść z konia.
- Nie trzeba. Poradzę sobie. Schwycę się tego uschniętego

drzewa.

Drzewo okazało się spróchniałe i natychmiast pękło, więc

Noelle straciła oparcie i potoczyła się na dół. Jason krzyknął
przeraźliwie, a Matt błyskawicznie zeskoczył z konia i znalazł

się na dole, u jej boku.

Noelle wstała i otrzepała dżinsy. Była bardzo speszona.
- Nic mi się nie stało.
Matt otoczył ją ramieniem.
- Jesteś pewna?
- Tak.

:

Spojrzała mu prosto w oczy. Po raz pierwszy dostrzegła w

nich czułość, na którą tak długo czekała. Nie wiedziała, co po­
wiedzieć.

- Noelle?
Najwyraźniej czekał, żeby się odezwała, lecz ona, onieśmie­

lona obecnością Jasona, tylko mocniej się przytuliła. Uśmiech­

nęła się niewyraźnie.

- Zawsze tutaj się przewracam. Ja...
Zastygła w pół słowa, wpatrzona w miejsce, które poprzednio

było zupełnie niewidoczne za drzewem. Jej wprawne oko od razu

dostrzegło osobliwy układ warstw gleby.

Czy to możliwe? Czyżby wreszcie znalazła to, czego tak

długo szukała?

-. Noelle?
Zrobiła krok i wyciągnęła ręce.
- Noelle! Co ci jest? Co się stało? - dopytywał się Matt,

widząc, że opada na kolana.

Czuła, że jej serce tłucze się jak oszalałe, a płucom brakuje

powietrza. Gołymi rękoma zaczęła odrzucać ziemię wokół tego,

co z niej wystawało.

background image

100

DINOZELLA

Czas stanął w miejscu. Noelle odsunęła się, wpatrzona w to,

co odkryła - w całą szczękę

- Tak! O tak! No tak! - powtarzała.
Innych słów nie mogła znaleźć. Z zachwytu przymknęła oczy.

Udało się. Dokonała odkrycia i naprawdę znalazła wspaniałą
skamielinę. Otworzyła oczy, żeby sprawdzić, czy nie śni.

- Matt! - szepnęła. - Widzisz to? Jason, a ty? Czyż to nie

piękne?

Twarz Jasona rozświetlił najpiękniejszy uśmiech. Matt wpa­

trywał się w gładką, idealnie zachowaną i całą kość.

- Popatrzcie! Przyjrzyjcie się!

Matt stał i patrzył, nic nie rozumiejąc. Wreszcie jednak ruszył

się, gdy podniecony Jason nieomal spadł z konia. Chłopiec za­
pomniał o kulach i zsunął się na dół, prosto w ramiona Noelle.
Objął ją mocno za szyję i plótł piąto przez dziesiąte. Noelle
śmiała się uszczęśliwiona i z radości zaczęła tańczyć i kręcić się
w kółko.

- Znalazła pani! Znalazła! Wiedziałem, że się uda.
- Kochanie, taka jestem szczęśliwa, że ty przy tym jesteś!
Chłopiec przytulił się jeszcze mocniej, a Noelle obsypała go

pocałunkami. Nie mogła uwierzyć, że los się do niej uśmiechnął.

- Matt, popatrz na mnie! - Uniosła rozpromienioną twarz.

- Teraz jestem najprawdziwszą panią Dinozellą! I zasługuję na
mój telewizyjny pseudonim!

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Po pierwszym wybuchu nieopisanej radości, wszyscy troje

długo stali i wpatrywali się w znalezioną imponującą skamienia­
łość. Noelle pierwsza przerwała milczenie.

- Ta szczęka... - Głos jej drżał z podniecenia. - Chyba

wiem, co mamy. To taka rzadkość, że łatwo ją zidentyfikować.
Widzisz, Jasonie, jaka olbrzymia jest ta szczęka?

- Bardzo duża.
- Takie szczęki umożliwiały pożeranie ofiary w dużych ka­

wałach.

Jason przygryzł wargę. Nie mógł znaleźć odpowiedzi.
- To bardzo rzadko występujący dinozaur - podpowie­

działa Noelle. - Dotychczas odkryto zaledwie trzy okazy.
Ten trzeci znaleziono kilka lat temu oczywiście u nas, w Fort
Collins.

Ostatnia informacja zdradziła całą tajemnicę.
- Epanterias! - krzyknął Jason. - To jest Epanterias!
- Świetnie. Matt, jeśli się nie mylę, oglądamy czwarty okaz,

jaki w ogóle znaleziono na świecie.

- Mnie ta nazwa nic nie mówi. Ale cieszę się, że Jason był

obecny przy tym odkryciu.

- Nikomu nie udało się odnaleźć całego szkieletu. Dlatego

moje odkrycie jest tak ważne. Oczywiście pod warunkiem, że się
nie pomyliłam.

- Pani Dinozello, pani się nigdy nie myli. Ale byłoby cudow­

nie, gdybyśmy znaleźli cały szkielet. Oboje bylibyśmy sławni!
Pisano by o nas w gazetach i wszędzie...

background image

102

DINOZELLA

- Tylko bez gazet! - ostro wtrącił Matt. - Jasonie, nie chcę

żadnego radia ani telewizji.

- Racja. Zapomniałem.

Wszyscy umilkli, zakłopotani. Po chwili Noelle objęła chło­

pca i rzekła:

- Stoimy tu, jakbyśmy znaleźli jakieś relikwie, a przecież

musimy zabrać się do pracy.

- Czy pan nam pomoże? - spytał Jason.

Matt uważnie wpatrywał się w kość i nawet chciał dotknąć

palcem, lecz Noelle złapała go za rękę.

- Nie ruszaj, bo mógłbyś uszkodzić!
Znowu zapadło krótkie, przykre milczenie.
- Potrzebne mi są narzędzia, gips i aparat fotograficzny. Poza

tym muszę ogrodzić ten teren. - Noelle z wrażenia zabrakło tchu

i nie mogła mówić dalej.

- Opamiętaj się, Noelle. Wiesz, że to za dużo na dzisiaj

- rzeczowo wtrącił Matt. - Robi się późno.

- To prawda. Musimy zaczekać do jutra.

Pomimo protestów Jasona, Noelle starannie przysypała szczę­

kę ziemią.

Zaraz po powrocie ogłosiła wszystkim wielką nowinę. Reak­

cja państwa Swansonow była pełna entuzjazmu. Alex mruknął
coś pod nosem i odszedł. Niedługo potem goście odjechali.

- Moje gratulacje. Intuicja cię nie zawiodła.
- Dziękuję. Wciąż nie mogę uwierzyć w tak wielkie odkry­

cie.

- I to ostatniego dnia poszukiwań.
- Cieszę się, że wpadłeś na ten pomysł. I że pozwoliłeś zabrać

Jasona. Doprawdy nie wiem, które z nas było bardziej przejęte.

- On był strasznie podniecony.
- Tak. Ale ty się tym ani trochę nie wzruszyłeś.
- Powiedziałbym, że mnie to zdumiało.
- Bo nie wierzyłeś, że cokolwiek znajdę, prawda?
- Chyba nie. I co dalej, pani Dinozello?

background image

DINOZELLA

103

- Sądzę - zaczęła Noelle ostrożnie - że nadeszła pora zawar­

cia nowej umowy.

- Zawsze myślisz tylko o swojej karierze.
- Dlaczego nie? - spytała zaczepnie. - Nasza poprzednia

umowa przyniosła niezłe rezultaty. Ty masz zobowiązania i wy­

konaną całą pracę papierkową. Ja znalazłam piękną kość, a twoi
pacjenci nic a nic na tym nie ucierpieli. No i Jason był w pale­
ontologicznym raju.

- Tak. I nawet mój brat jakoś to przeżył. Muszę przyznać,

Noelle, że wszystko się ułożyło świetnie. Więc, jeśli chcesz za­
wierać następną umowę, jestem za tym.

- Jestem gotowa na wszystko. Tylko, czy ty dokładnie prze­

myślałeś sprawę?

- Tak. Mnie te kości nie są do niczego potrzebne. Ale nie

cofam moich zastrzeżeń. Nie życzę sobie żadnego rozgłosu.

- Zgoda.
- Niestety, istnieje jeszcze jeden szkopuł.
- Jaki?
- Nie możesz zacząć kopać od razu.
- Chyba nie mówisz poważnie? Przecież ja czekałam na taką

ckazję całe życie.

- Na razie nie można tu nigdzie kopać - rzekł Matt stanow­

czo. - Wiem, ile to dla ciebie znaczy, ale...

- Czy aby na pewno wiesz?
- Tak. Niestety, nie możesz natychmiast rozkopać całego

terenu. Nie mogę tak nagle zmienić przyzwyczajeń koni. Muszę

je stopniowo przeszkolić, tak zresztą jak i pacjentów.

- Jak długo to potrwa? Kilka tygodni?
- Raczej kilka miesięcy.
Noelle zrobiła wielkie oczy.
- Kilka miesięcy! Ależ, Matt, teraz mamy sierpień. Zanim

przeszkolisz konie, zrobi się zima, a ja nie mogę kopać zama­
rzniętej ziemi.

Zdaję sobie z tego sprawę i jest mi przykro. Ale musisz

background image

104

D1NOZELLA

mnie zrozumieć. Konie potrafią się nauczyć dość szybko, ale moi
pacjenci niestety nie. Wielu z nich uczy się bardzo wolno i z
trudem cokolwiek zapamiętuje. Nie mogę ich narażać.

- Przecież mogłabym kopać tylko na brzegach i wtedy bym

nawet nie tknęła trasy dla początkujących... Ale przynajmniej
zrób wyjątek dla tego, co znalazłam dzisiaj.

- Dla tej szczęki?
- Tak. Ona już bardzo mocno wystaje z ziemi i dlatego zimą

może ulec uszkodzeniu. Wykopię ją, a potem będę cierpliwie
czekać aż do wiosny.

- Ile czasu potrzebujesz?
- Niezbyt dużo. Podejrzewam, że jakiś tydzień. Najdalej

dwa, bo może będę musiała ostrożnie wyłuskiwać ją ze skały, w
której jest osadzona. Będę pracować po lekcjach, żeby nikomu
nie przeszkadzać.

Zapadło długie milczenie. Mart pocnyiii się i bacznie popa­

trzył Noelle w oczy.

- A co będzie, jeśli obok znajdziesz całe stado dinozaurów?

Czy jesteś pewna, że nic więcej nie ruszysz?

Noelle nie spuściła oczu. Wstała i rzekła:
- Nie masz pojęcia, na co mnie stać, kiedy stawka jest wy­

soka. Nie ruszę niczego poza tą szczęką. Koniec, kropka.

Mart spytał śmiertelnie poważnym tonem:
•- I nikomu nic nie powiesz? Nikomu? Nie chcę, żeby mi tu

po ośrodku biegali ludzie goniący za paleontologiczną sensacją.
Jeśli chcesz mieć pełne prawa do tego, co tutaj odkryjesz, musisz
czekać, aż ci pozwolę kopać. Zrozumiano?

- Rozumiem. Daję ci słowo. I dotrzymam.
- Nie masz wyboru. Musisz.
- Nie martw się. Dotychczas wszystko dobrze się układało,

więc teraz też będzie tak samo. Mam nadzieję...

- Od czasu pobytu w ośrodku Caldwella zupełnie straciłaś

humor - stwierdziła Louise. - Czy stało się coś złego?

background image

D1NOZELLA

105

Noelle westchnęła. To, co się stało, było złe o tyle, że miała

w zasięgu ręki marzenie całego życia, a nie wolno jej było

wspomnieć o tym ani słowem. Przyznawała jednak rację Mattowi
i rozumiała, że jego argumenty są słuszne.

Jednak od rana do wieczora bez przerwy rozmyślała o wyko­

paliskach. Zrozpaczona liczyła dni, tygodnie i miesiące do wios­
ny. Najbardziej dręczyła ją myśl o znalezionej szczęce, która
tkwiła w twardym piaskowcu. Skała była wyjątkowo twarda i
Noelle mozolnie, z wielkim trudem, odłupywała cieniutkie płyt­
ki. Praca była żmudna, a czas, jakim dysponowała, był bardzo
ograniczony.

Pewnego wieczoru Matt chwycił ją mocno za ramię i zatrzy­

mał, gdy jak zwykle spieszyła się, by zacząć pracować.

- Czy mogłabyś choć na chwilę wrócić na ziemię i nie myśleć

o tej cholernej szczęce? Musisz mnie wysłuchać.

- O co chodzi? Chyba się nie rozmyśliłeś? Nikomu nic nie

powiedziałam. Ja dotrzymuję warunków umowy.

- Przestań gadać o umowie! Niedobrze mi się robi już na sam

dźwięk tego słowa.

- Więc czego chcesz? Są jakieś nowe kłopoty?
- Mam kłopot z Jasonem. Pyta o ciebie... mówi o tobie bez

przerwy. A ty go wcale nie widujesz. Czy machnęłaś na niego
ręką, bo los się do ciebie uśmiechnął?

- Ależ oczywiście, że nie. Prawie co wieczór rozmawiam z

nim przez telefon.

- A dlaczego z tobą nie przyjeżdża?
- Bo mam mało czasu i muszę nadrobić wszystkie zaległości.

Nie mam żadnej ulgi ani w studiu, ani w muzeum, ponieważ nie
mogę nikomu powiedzieć o tym, co znalazłam i co robię codzien­
nie po południu. A kiedy raz się zdarzyło, że miałam trochę
wolnego czasu, Jason akurat był zajęty. Ale kiedyś nawet go
odwiedziłam.

- Słyszałem o tym. Swansonowie mówią, że wprowadzi­

łaś straszny zamęt w życie chłopca. Zrobił się nie do zniesienia.

background image

106

DINOZELLA

I wiesz co? Myślę, że chyba się pomyliłem. Może na dłuższą

metę będzie dla niego lepiej, jeśli zerwiesz z nim wszelkie kon­
takty.

- Bzdury wygadujesz! Każde dziecko ma prawo mieć przy­

jaciół, więc nie przestanę się z nim kontaktować. Chyba że on

sam będzie tego chciał. Co się zaś tyczy jego opiekunów...

W jej oczach pokazały się błyski gniewu.

- Pewnie Jason nie byłby taki nieszczęśliwy, gdyby oni sami

poświęcili mu trochę więcej czasu. Zawsze jest spychany na
drugie miejsce po tych adoptowanych dzieciach. Ci ludzie mają

jak najlepsze intencje, ale chcą za dużo. I on za to płaci.

- Tu ci przyznam rację - zgodził się Matt - ale nic nie zdzia­

łamy, krytykując zasady, na jakich funkcjonują rodziny zastę­
pcze. Wróćmy do Jasona. Ty na jakiś czas stałaś się najważniejszą
osobą w jego życiu, a teraz się usunęłaś. Co chcesz z tym fantem

zrobić? Może się w ogóle nad tym nie zastanawiałaś?

Ugodzona tymi słowami do żywego, Noelle wystąpiła z

kontratakiem:

- Rycerzu Bez Skazy, dlaczego nie zaczniesz krytyki od sie­

bie? Jason cię idealizuje. Już podczas naszego pierwszego spot­
kania naopowiadał mi dużo o tobie. Później powiedział mi, że
za każdym razem, kiedy chce się do ciebie zbliżyć, Alex zawsze
temu przeszkadza. Dodam, choć to oczywiście nieważne, że
Jason aż płakał, gdy mi o tym opowiadał.

- Płakał? - spytał Matt przytłumionym głosem.
- Tak. Z powodu Alexa. Bał się, że twój brat zniszczy moje

przyjazne nastawienie do niego. Ale ja to nie ty. Powiedziałam
mu, że nie pozwolę, żeby opinia Alexa zaważyła na mojej.

- Szukasz winnych tego, że Jason jest nieszczęśliwy, tak?
- Dlaczego nie przyjrzysz się sobie? - spytała.

Słysząc te słowa, Matt mocno zbladł. Noelle odsunęła się.

- Muszę już iść, bo mam dużo pracy.

Po tej rozmowie Matt nigdy już nie czekał na przyjazd Noelle

ani nie próbował się z nią skontaktować. Ona zaś marzyła o tym,

background image

DINOZELLA

107

żeby znaleźć się w jego ramionach i poczuć jego usta na swoich,
ale nie mogła go przeprosić za to, iż powiedziała mu prawdę.

Czuła się nieszczęśliwa, co nie uszło uwagi Louise.
- Wyglądasz, jakbyś miała kłopoty z jakimś mężczyzną. Kto

to taki?

- Jest ich dwóch. A ja jestem u kresu wytrzymałości.
- Spotykasz się z dwoma jednocześnie?
- Można by tak powiedzieć.
- Ale dawniej zawsze... Przecież to chyba trochę, no... za­

gmatwane.

- Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo.
Nie mogła jednak wytłumaczyć, na czym to polegało. Sama

zresztą nie rozumiała wszystkiego dokładnie.

Sprawa nadal się gmatwała i wszyscy troje byli coraz bardziej

nieszczęśliwi. Niewiele pomógł fakt, że czasami Noelle mogła
zabrać Jasona z sobą. Jedynym plusem niedawnego starcia było
to, że Matt zaczął poświęcać chłopcu więcej czasu, lecz niestety
okazało się, że to nie wystarcza. Pod koniec każdej rozmowy z
Noelle, Jason nieodmiennie prosił o kolejne spotkanie. Doszło

już do tego, że niepokoje i zmartwienia w życiu osobistym Noelle

zaczęły mocno rzutować na jej pracę zawodową. Nawet audycje
„Przygody z prehistorią" straciły swój urok.

Niekiedy porównywała swe telewizyjne wcielenie z niezwy­

kle ożywioną kobietą, odkrywającą skamieniałości w ośrodku
Matta i wtedy zastanawiała się, czy to nie oznacza porównań
między życiem z Mattem i Jasonem a życiem bez nich.

Uznała, że los jest dla niej niesprawiedliwy. Obecnie miała w

zasięgu ręki wszystko, o czym w życiu marzyła, a mimo to czuła
się przygnębiona. Nie mogła zrozumieć, dlaczego.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Nareszcie tak się szczęśliwie złożyło, że Noelle i Jason mogli

spędzić prawie całą sobotę razem.

- Czy naprawdę już dzisiaj wyciągniemy tę szczękę? - co

chwila pytał niezmordowany Jason.

- Oczywiście. Jeszcze tylko usunę kilka centymetrów skały.

Pozwolę ci wyciągnąć ten skarb i nawet zrobię ci przy tym

zdjęcie.

- Och! - Oczy chłopca zrobiły się ogromne. - Naprawdę?
- Tak. Na pewno przyda mi się siła twoich ramion.

Jason wyciągnął rękę i pomacał muskuły.

- Jestem gotów. Pani Dinozello, niech się pani pospieszy.

Mam nadzieję, że tam będzie coś jeszcze. Coś większego.

Zdaniem Jasona im większa kość, tym lepsza. Noelle roze­

śmiała się, ale nie miała serca powiedzieć mu, że jego podejście

jest niezupełnie naukowe.

- O, przyjechał pan Matt! - zawołał chłopiec. - Chce pan

zobaczyć? Już widać prawie całą szczękę.

- To dobra wiadomość. Dzień dobry, Noelle.
- Dzień dobry, Matt.
- Jeszcze tylko ten kawałek skały i... Już się daje ruszyć!

Naprawdę! - Jason natychmiast schylił się i wyciągnął rękę.

- Zaczekaj! - odezwał się Matt. - Pani Noelle powinna sama

tę kość wyciągnąć.

Chłopcu zrzedła mina, lecz Noelle powiedziała:
- Nie, Matt. Obiecałam mu, że on to zrobi.
- Myślałem, że ty sama pragniesz tego zaszczytu.

background image

DINOZELLA

109

- Dla mnie to nie takie ważne - rzekła spokojnie. - Wezmę

aparat, żebyśmy mogli tę chwilę uwiecznić. Już, kochanie. Je­
stem gotowa. Wyciągaj. Ale powolutku. 1 uważaj, żeby nie upu­
ścić. Nie wolno uszkodzić kości. Teraz delikatnie przesuń ją na
brezent.

- Wiem, proszę pani - rzekł Jason z pełnym przekonaniem.

Nie mógł się jednak opanować i, ignorując leżący tuż obok
brezent, z namaszczeniem położył szczękę na kolanach. - Proszę
popatrzeć! - szepnął.

Noelle szybko uwieczniła jego ekstatyczny zachwyt i niecier­

pliwym ruchem podała aparat Mattowi.

- Posuń się, Jasonie. Ja też chcę się przyjrzeć z bliska.

Przez następną godzinę Noelle i Jason czyścili kość, natomiast

Matt robił zdjęcia.

- Czy pani nadal uważa, że to jest Epanterias?
- Tak.
- A czy kość, którą ja znalazłem może być częścią tego

samego szkieletu?

Nie wiem... O, ten kawałek skały powinien zaraz odpaść.

Już widzę szparę. Jeszcze trochę opukam...

Jason chciał schwycić odpadający odłamek, lecz Noelle go

uprzedziła i delikatnie oderwała dużą płytkę. Ukazał się rząd
zębów.

- Ale to piękne! - szepnął nabożnie przejęty Jason.
- Szkoda, że nie mogę od razu powiedzieć, czy mamy całą

szczękę. Ale i tak widzimy już dość dużo. 1 jakie to wspaniałe!

- W jakim tempie będziesz mogła usuwać ten kamień?
- Po kilka centymetrów dziennie.
- Tak wolno?
- Owszem. Chyba że wszystko będzie odchodzić tak łatwo,

jak ten kawałek. To bardzo żmudna praca, ale mnie nie przeszka­

dza.

- Nic więcej tutaj nie widzę.
Noelle uśmiechnęła się.

background image

110

DINOZELLA

- Trudno codziennie odkrywać coś nowego. Teraz trzeba się

zająć tym, co mamy. Owinąć w bandaż i pokryć gipsem.

- To chyba najmniejszy problem - odezwał się Matt. - Za­

stanawiam się, jak to zanieść do domu. Proponuję, żebyśmy
z Jasonem pojechali do domu konno, a potem wrócę samocho­
dem.

- Nie, to by było za długo, a obiecałam, że odwiozę Jasona

przed siódmą.

- Mógłbym przywieźć ci tę szczękę jutro.
Noelle i Jason popatrzyli na niego z niedowierzaniem.
- Czy pan oszalał? - wyrwało się chłopcu.
- Jason! Jak ty się zachowujesz! To była tylko propozycja

pomocy.

- Okazuje się, że bardzo kiepska - stwierdził Matt.
- Ja ten skarb muszę zabrać - powiedziała Noelle i zaczęła

opróżniać plecak. - Już wolę zostawić tu wszystkie inne rzeczy.

- Czułem, że tak zrobisz. Czy gips długo schnie?
- Niedługo. Dotknij. Jest tak przygotowany, żeby mógł szyb­

ko zastygać.

- To świetnie. Ja ten ciężar poniosę do domu.
Noelle zawahała się.
- Ale to duży odłamek skały.
- Przecież i ja mogę się trochę poświęcić dla nauki, prawda?

Oczywiście, jeżeli Jason się nie boi, że upuszczę wasz skarb.

- Nie boję się. Pani Dinozello, ten okaz na pewno będzie

bezpieczny w ręku pana Matta.

- Dziękuję ci za wotum zaufania, synu. - Matt poklepał chło­

pca po plecach. - Tylko nie wiadomo, czy pani Dinozella we
mnie wierzy.

Noelle z radością zauważyła, że obaj odnoszą się do siebie

z całkowitą swobodą. Jeszcze przyjemniejsza była świadomość,
że między nią a Mattem zniknęło dotychczasowe przykre napię­
cie.

- Wierzę ci i bardzo dziękuję.

background image

D1NOZELLA

111

- Jeszcze mi nie dziękuj. - Matt uśmiechnął się przekor­

nie. - Przecież będziesz musiała przez całą drogę prowadzić
konia.

Przerażone protesty Noelle zagłuszył śmiech Jasona-
- Pan Matt tylko tak sobie żartuje. Ja konia poprowadzę.

- Oczywiście.
- Widzę, że jeśli chodzi o zatruwanie mi życia, mogę liczyć

na was obu - mruknęła Noelle.

Czekając, aż gips zastygnie, zrobiła jeszcze kilka zdjęć kości

i jedno ukradkowe zdjęcie Matta.

- Wszystko gotowe?
- Tak.
- No to ruszamy.
Dotarli dość szybko do domu, gdzie zastali państwa Swanso-

nów. Jason pożegnał się, i odjechał bez szemrania.

Słońce kryło się już za wierzchołkami gór, gdy Matt odpro­

wadził Noelle do samochodu.

- Mam nadzieję, że oczyszczanie tej szczęki nie będzie zbyt

kłopotliwe.

- To już drobiazg. Dziękuję ci, że ją cały czas dźwigałeś.

Jestem ci naprawdę wdzięczna. - Urwała i dopiero po chwili
dodała: - Matt, to chyba nasze rozstanie aż do wiosny.

- To jeszcze nie jest ostateczne pożegnanie, bo będziesz mu­

siała przyjechać po swoje rzeczy.

- Szkoda, że je zostawiam, bo bez nich nie mogę nic zrobić.
Odniosła wrażenie, iż sprawiła Mattowi przykrość.
- Jeśli ci tak bardzo zależy, możemy zaraz po nie wrócić.

Dzięki temu nie będziesz musiała tu przyjeżdżać.

- Ja...
Zabranie rzeczy nie było w tej chwili jedynym pragnieniem

Noelle. Posiadanie wspaniałej skamieniałości nie ułatwiało roz­
stania z Mattem, u którego prawie się zadomowiła przez- te ostat­

nie tygodnie.

- Ja... może faktycznie lepiej wszystko zabrać dzisiaj.

background image

112

DINOZELLA

- Jak sobie życzysz - powiedział Matt chłodno. - Wezmę z

domu kluczyki i skoczymy po twoje narzędzia.

Noelle nieśmiało zapytała:
- A czy nadal będziemy się kontaktować?
- Chodzi ci o kontakty służbowe? - padło szorstkie pytanie.
Wzięła głęboki oddech.
- Nie. Osobiste. Oczywiście, jeśli masz ochotę...
Uśmiech Matta był odpowiedzią, jakiej pragnęła, a szybki

pocałunek słodką premią.

W kilka minut później zajechali na miejsce. Matt wysiadł

pierwszy i Noelle usłyszała jego zduszony okrzyk. Gdy podeszła
bliżej, jej oczom ukazał się niesamowity widok. Całe oznakowa­
nie terenu było zniszczone. Brezent, którym zabezpieczyła miej­
sce odkrycia, podarto na kawałki i rozrzucono. Narzędzia...

Noelle opadła na kolana. Wszystkie precyzyjne narzędzia

potrzaskano w drobny mak.

- Nie rozumiem, co się tutaj stało - szepnął Matt.
- Ja też nie - rzekła Noelle drżącym głosem.
Zniszczenia dokonano w tak perfidny sposób, że to było aż

przerażające. Całe szczęście, że skamieniałość leżała bezpiecznie
zamknięta w samochodzie. Noelle wolała nie myśleć o tym, co
by się stało z bezcennym okazem, gdyby się nie uparła, że za­
bierze go od razu ze sobą.

- W samochodzie mam latarkę. Czy mogę ci jakoś pomóc?
- Nic tu nie można zrobić. Chyba tylko posprzątać.
- Noelle, tak mi przykro.
- Trudno. Dobrze, że szczęka jest w samochodzie.
- Kto mógł coś takiego zrobić?
- Myślę...

Słowa zamarły jej na ustach.
- Mów, słucham cię.
W głosie Matta było tyle niekłamanej troski, że Noelle po­

czuła, iż może mówić otwarcie.

- Ciekawa jestem, gdzie twój brat był dziś wieczorem.

background image

DINOZELLA 113

- Alex? - wybuchnął Matt. - Sądzisz, że on mógłby coś

takiego zrobić?

- Powinieneś jego o to zapytać - rzekła Noelle cicho.
Zapadła długa, straszliwa cisza, która zdawała się nie mieć

końca. Wreszcie Matt podniósł się i Noelle zobaczyła go w
świetle reflektorów. Jego twarz była nieprzeniknioną rpaską.

- Pozbierajmy to, co zostało - powiedział schrypniętym gło­

sem.

Podniosła kilka drobiazgów.

- Wracajmy do domu.
Przez całą drogę panowało przykre milczenie. Kiedy dojecha­

li na miejsce, Noelle spytała z wahaniem:

- Mam iść z tobą, czy jechać do domu?
- Myślę, że mój brat ma prawo usłyszeć z twoich ust, o co

go podejrzewasz.

- Ale... ale ty mi wierzysz, prawda, Matt?
Nie otrzymała odpowiedzi. Weszli do pokoju, gdzie Alex

oglądał telewizję. Matt wyłączył odbiornik.

Właśnie wróciliśmy z terenu badań. Ktoś dokonał tam be­

stialskiego zniszczenia.

- To ja - rzekł Alex bez chwili wahania. - Chciałeni to zrobić

już wcześniej, ale długo nie mogłem znaleźć okazji, żeby tam za

wami pójść.

Noelle i Matt odezwali się jednocześnie:
- Przyznajesz się?
- Jak mogłeś?
Alex ostentacyjnie zwrócił się tylko do brata:
- Ona do nas nie pasuje. Ani do nas, ani do ośrodka- I obaj

wiemy o tym od samego początku. Czekałem, żebyś sam się jej
pozbył, ale widzę, że doktor Forrest zupełnie cię usidliła swym
urokiem. Więc ja zrobiłem to, co ty powinieneś był grobie już
wtedy, gdy Jason wygadał się o tamtej kości.

- Jesteś z siebie zadowolony? Cieszy cię dokonane zniszcze­

nie? - spytała Noelle.

background image

114

DINOZELLA

- Chciałem, żebyś dokładnie zrozumiała, o co chodzi. - Alex

\vpił w nią nieprzyjazny wzrok. - Myślałem, że jak ci zniszczę
skamieniałość, to się wreszcie wyniesiesz.

Noelle poczuła ogromną ulgę na myśl, że prehistoryczna

szczęka jest w samochodzie, poza zasięgiem niszczycielskich

napędów Alexa.

- Matt ma obowiązki wobec pacjentów - podjął Alex. - A

tymczasem stawał na głowie, żeby tobie pomóc. Nigdy nie przy­
puszczałem, że zobaczę mojego brata w roli osła dźwigającego

jakieś kamienie i gnaty. To wprost żałosny widok i w dodatku

świadczy o tym, jaka z ciebie niebezpieczna kobieta.

-- Podglądałeś nas? - ostro spytał Matt.
Alex skinął głową i uśmiechnął się drwiąco.
- Pani wdzięk... i powodzenie, doktor Forrest, muszą być

niezwykłe. Ale ja zaraz przejrzałem panią na wylot.

Noelle bezwiednie się cofnęła.
- Tak czy owak, koniec jest jeden. Pani tu długo nie pozo­

stanie.

Alex odwrócił się i włączył telewizor.
- Wybaczcie, ale chciałbym obejrzeć ten program,do końca.
Matt, z twarzą bez wyrazu, zwrócił się do Noelle:
- Chciałbym porozmawiać z bratem w cztery oczy.
- Chcesz, żebym wyszła? Aleja nie mogę, bo to i mnie dotyczy.

Co będzie z dalszymi poszukiwaniami? Jak zabezpieczyć teren? A
moje narzędzia, które kosztowały mnóstwo pieniędzy?

Zapadło milczenie. Noelle uświadomiła sobie, że Alex dopro­

wadził brata do tego, że musiał wybierać między nią, kimś ob­
cym, a nim, członkiem rodziny. Wiedziała, czego może się spo­
dziewać. Przyszła jej do głowy straszna myśl.

- Ja za wszystko zapłacę - odezwał się Matt.

Noelle na chwilę zaniemówiła.

- Czyli pozwolisz, żeby mu to uszło na sucho, tak?
- A co mam zrobić? Ustawić przy nim strażnika z bronią w

ręku? Czy wezwać policję i kazać brata zaaresztować?

background image

D1NOZELLA 115

- Może nie byłby to taki zły pomysł - szepnęła. - Alex jest

dorosłym człowiekiem i powinien odpowiadać za swoje czyny.

Przestań go tak ochraniać.

- Jest moim bratem.
Popatrzyła najpierw na jednego, potem na drugiego.
-. Ale u pacjenta byś nie tolerował takiego zachowania.
- Alex jest kimś więcej niż pacjentem. To moja rodzina.
- 1 on to w pełni wykorzystuje! Czy ty tego nie widzisz?

Robisz z niego jeszcze większego kalekę, bo nie wymagasz od
niego prawie żadnej odpowiedzialności.

Zapadła martwa cisza. Twarz Alexa zrobiła się trupio blada,

a oczy Matta przerażająco zimne.

- Idź już.
Noelle z trudem poznała jego głos, lecz twarz mówiła to

samo, co słowa. Serce skoczyło jej do gardła. Odwróciła się i
wyszła.

Nigdy później nie mogła sobie przypomnieć, jak dojechała

do domu. Po wyjściu z samochodu nagle poraziła ją myśl, że się
rozpaczliwie i nieodwołalnie zakochała. Wiedziała, że najle­
pszym tego dowodem jest rozpacz, w jaką się pogrążyła, dlatego
że Matt ją odtrącił.

Zresztą wcale nie potrzebowała dowodów. Matt pociągał ją

od pierwszego spotkania i trudno było mu się oprzeć. Był nie
tylko bardzo przystojnym i atrakcyjnym mężczyzną, ale ponadto
ujął ją współczuciem dla rodziny i pacjentów. I mimo wielu
zastrzeżeń, jakie początkowo miał, zrobił wszystko, aby jej po­
móc. Jej samej oraz Jasonowi.

Niestety, Matt nie dał żadnego znaku życia ani następnego

ranka, ani później. Powoli mijały pełne niepokoju dni i Noelle
zaczęła tracić nadzieję, że on kiedykolwiek się odezwie. Czeka­

jąc na telefon od niego, była w takim stanie ducha, że bezczynnie

marnowała czas i nawet nie zabrała się do oczyszczania znale­
zionej szczęki. Doszła do wniosku, że lepiej w ogóle nie pode-

background image

116

DINOZELLA

jmować pracy wymagającej skupienia. Obawiała się, że przez

nieuwagę mogłaby uszkodzić cenną skamieniałość.

Któregoś dnia wreszcie odezwał się telefon, lecz to dzwonił

Jason, aby umówić się na następny wyjazd w teren.

- Obawiam się, że w najbliższym czasie nie będzie to mo­

żliwe - poinformowała go Noelle.

- Dlaczego? - zaniepokoił się chłopiec. - Czy nie mogę już

pani pomagać?

- Oczywiście, że możesz. - Noelle rozpaczliwie zaczęła szu­

kać jakiejś prawdopodobnej przyczyny. - Postanowiłam, że naj­
pierw oczyszczę to, co znalazłam.

- A czy mogę przy tym pani pomagać?
Noelle uśmiechnęła się. Jason był jasnym promykiem w każ­

dej zawiłej sytuacji.

- Pod warunkiem, że to się nie odbije na twoich stopniach.
Chłopiec musiał się zadowolić taką odpowiedzią i Noelle

miała nadzieję, że nie będzie jej dręczył kłopotliwymi pytaniami.

Wreszcie sama zadzwoniła do ośrodka, lecz telefon odebrała

rejestratorka.

- Przekażę wiadomość od pani, ale nie mogę obiecać, że pan

Caldwell zadzwoni.

Otrzymawszy taką odpowiedź, zrezygnowana włączyła auto­

matyczną sekretarkę i pojechała do studia. Sala jak zwykle prze­
pełniona była podnieconymi dziećmi, niecierpliwie oczekujący­
mi spotkania z panią Dinozellą. Noelle poprowadziła program z
entuzjazmem, którego nie czuła. Audycja się udała i widzowie
byli zachwyceni, natomiast ona dumna z tego, iż zdołała usunąć
kłopoty osobiste na drugi plan.

Dobry nastrój ją opuścił, gdy przed domem zauważyła samo­

chód Matta i zobaczyła, kto przyjechał. Alex!

Miał tak dzikie spojrzenie, że Noelle się wystraszyła.

- Co się stało? Czy Matt jest chory?
- Mojemu bratu nic nie jest. - Głos Alexa nieomal ociekał

pogardą. - Cholera! Nie udawaj, że nie wiesz, co zrobiłaś!

background image

D1NOZELLA

117

- Ja zrobiłam? Co takiego?
- Wejdźmy do środka - powiedział Alex. - Co się tak na

mnie gapisz? Umiem chodzić po schodach.

Idąc na górę, Noelle zastanawiała się, co go mogło sprowa­

dzić. Dowiedziała się, gdy weszli do domu.

Alex wyciągnął gazetę i zaczął czytać.
- Posłuchaj, co dzisiaj piszą. „Doktor Forrest, paleontolog z

Muzeum Paleontologicznego Stanu Kolorado, podała wczoraj
wiadomość o niezwykłym odkryciu kości dinozaura. Doktor For­
rest, znana jako pani Dinozella, odkryła szczękę Epanterias, na­
der rzadkiego dinozaura".

Noelle oniemiała. Zakłopotana patrzyła na Alexa, który nie

przerywał czytania. Artykuł niezbicie świadczył o tym, że ktoś
powiadomił prasę o ostatnim odkryciu. Lecz kto?

„Zdaniem doktor Forrest jest bardzo prawdopodobne, że w

posiadłości pana Matta Caldwella znajduje się więcej skamienia­
łości. Już wcześniej znaleziono tam niewielką kość, którą pan
Caldwell, terapeuta zajmujący się rehabilitacją ludzi niepełno­
sprawnych, wspaniałomyślnie przekazał Muzeum Paleontolo­
gicznemu Stanu Kolorado".

- Mam czytać dalej? - zapytał Alex.
- Nie. Daj mi tę gazetę.
- Jakim prawem zawiadomiłaś prasę, skoro dałaś słowo, że

nikomu nic nie powiesz?

- Ja tego nie zrobiłam.
- Więc jak to wyjaśnisz? Jak wytłumaczysz fakt, że od

rana nasz telefon się urywa, a przy bramie czatują dziennika­
rze?

- Nic nie rozumiem.
-' To twoja sprawka! - Alex splunął. Zacisnął ręce na gałce

laski. - Powiedziałem bratu, że jesteś zerem. On...

- To nie moja wina. Ja nie dzwoniłam do żadnej gazety.

Podejrzewam jednak, że ciebie byłoby stać na zrobienie czegoś
tak podłego. Ty mógłbyś to zrobić tylko po to, żeby potem winę

background image

118

DINOZELLA

zrzucić na mnie. Przecież od samego początku złościł cię mój
pobyt w waszym ośrodku.

- Jeszcze próbujesz mnie w to wrobić! - wrzasnął.
Noelle spojrzała w jego rozgorączkowane oczy i uznała, że

mówienie czegokolwiek na swoją obronę nie ma sensu.

- Ta rozmowa nigdzie nie prowadzi, więc proszę, żebyś na­

tychmiast stąd wyszedł.

- Nie wyjdę, zanim się nie przyznasz, że ty to zrobiłaś.

Nie przyznam się, bo jestem niewinna.

- Kłamiesz! - krzyknął Alex ze złością. - Okłamałaś mojego

brata. Przyznaj się. Przyznaj się, bo...

Złapał duży młotek i podszedł do biurka, na którym leżał

cenny okaz.

Noelle zamarła.

- Odłóż młotek.

- Dlaczego? Ciebie nie obchodzi nasz ośrodek rehabilitacyj­

ny i praca Matta. Czemu więc ja mam się przejmować twoją
pracą?

- Czy przyjechałeś po to, żeby mi grozić?
- No, sławna Dinozello, przyznaj się do wszystkiego! - rzeki

szyderczo i uniósł młotek.

Noelle przecząco pokręciła głową.
- Nigdzie nie dzwoniłam - wykrztusiła z trudem. - Odłóż

ten młotek. Przemocą niczego nie można osiągnąć.

- Oj, chyba się mylisz. Ja akurat sądzę, że tylko gwałtowne

środki wydobędą prawdę na jaw.

Zamachnął się i uderzył. Odpadł kawałek szczęki.
Noelle krzyknęła przeraźliwie i schwyciła młotek, uniemożli­

wiając następne uderzenie.

- Przestań! - wrzasnęła. - W tej chwili się uspokój!
- Nie. - Zaczęli się szamotać, lecz Alex, pomimo kalec­

twa, był silniejszy. - Przez to, że mieszkałaś u nas Matt stracił
głowę i teraz gada tylko o tobie. Ty i ten smarkacz zabraliście
mi brata.

background image

DINOZELLA

119

Chciał znowu uderzyć młotkiem, lecz Noelle szarpnęła go za

rękę i cios chybił.

- To kłamstwo! - wykrztusiła. - Matt zawsze będzie z tobą.

Ale nawet, gdyby cię zostawił, możesz żyć samodzielnie. Masz
więcej siły, niż przypuszczasz. A z mojej strony nie masz się
czego obawiać.

- Czyżby? Przecież marzysz o tym, żeby znaleźć więcej

kości i nie chcesz czekać do wiosny. Dlatego zadzwoniłaś do tej
gazety. Przyznaj się!

-

Musisz mi uwierzyć. Nigdzie nie dzwoniłam.

Noelle rozpaczliwie próbowała wyszarpnąć młotek. Po krót­

kiej szamotaninie wyrwała go, ale się przy tym zachwiała i
przewróciła. Z przerażeniem ujrzała, że Alex porwał skamienia­
łość i niesie w stronę okna. Skoczyła na równe nogi. Schwyciła
Alexa wpół i zaczęła go szarpać. Jej wysiłki, niestety, okazały
się bezskuteczne, mężczyzna zbliżał się do okna, ciągnąc ją za
sobą.

- Pani Dinozello, ostatnia szansa. Albo się przyznajesz do

tego, że dzwoniłaś do prasy, albo pożegnaj się ze swoim cennym
znaleziskiem.

Zrozpaczona Noelle popatrzyła na dziko płonące oczy Alexa.

Nie miała wątpliwości, że brat Matta spełni swą groźbę.

- Ja obietnicy dotrzymałam i nikomu nic nie powiedziałam.

Więc, proszę cię, nie niszcz tej skamieniałości.

Rzuciła się na Alexa i nieomal wytrąciła mu okaz z ręki.
Nagle Alex podniósł laskę i uderzył Noelle w twarz, ona zaś

instynktownie zasłoniła się rękoma. A on tylko na to czekał.
Zamachnął się i wyrzucił szczękę dinozaura za okno.

Noelle krzyknęła przeraźliwie.

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

W pokoju zaległa cisza. Straszna, martwa cisza, która zdawała

się trwać wieki.

Nagle Noelle zerwała się na nogi i wybiegła z mieszkania.

Przeskakując po trzy stopnie, pędziła na dół. Jeszcze miała na­

dzieję, że stał się cud i skamieniałość ocalała. Niestety, gdy
wybiegła przed dom, jej złudzenia się rozwiały.

Ujrzawszy roztrzaskaną szczękę, krzyknęła przeraźliwie i jak

martwa osunęła się na kolana.

Po pewnym czasie nadjechał jakiś samochód i Noelle usły­

szała, gdzieś bardzo daleko, głosy Matta i Alexa. Nawet nie
drgnęła. Martwym wzrokiem wpatrywała się w ziemię. Nie mo­
gła oderwać wzroku od leżącej u jej stóp ruiny marzeń. Kątem
oka dostrzegła jednak, że Matt podszedł bliżej i zaczął zbierać
odłamki, ale szybko dał za wygraną. Poczuła, że delikatnie usu­
wa kawałki szkła leżące wokół jej kolan.

Dygotała od stóp do głów, lecz nadal nie była w stanie się

ruszyć. Tak oto przepadła jej naukowa przyszłość. Nie pozostało

jej nic. Absolutnie nic.

- Och, Noelle. Tak mi przykro.

Nie zwracała na niego najmniejszej uwagi. Zaczęła składać

maleńkie odpryski kości na żałosną kupkę i przy tym skaleczyła
się w palec.

- Przestań. Pokaleczysz się.

Matt ujął ją za rękę, lecz Noelle natychmiast ją wyrwała.

- Nie dotykaj mnie!

W tej chwili rozległ się zgrzyt hamulców.

background image

DINOZELLA

121

- Musimy wejść na chodnik, bo spowodujemy wypadek.
Nawet na niego nie spojrzała. Pomyślała, że on powinien

wiedzieć, iż jej już nic gorszego przydarzyć się nie może. Że
wśród odłamków kości na jezdni leży jej złamane serce i pogrze­
bana nadzieja na przyszłość.

- Bardzo cię proszę. - Matt ostrożnie pomógł jej wstać.

- Chodźmy do domu.

Noelle usiadła na schodach i pustymi oczami wpatrywała się

w dokonane przez Alexa spustoszenie.

Wcale nie drgnęła, gdy przyszedł właściciel domu wezwany

przez zaniepokojoną sąsiadkę. Nie ruszyła się, kiedy przyjechał
szklarz z nową szybą. Nie zareagowała i wtedy, gdy śmiertelnie
blady Alex przyszedł z miotłą i śmietniczką.

Bez słowa obserwowała go, gdy zmiatał odłamki kości i szkła.

Kiedy zaś podszedł i niezdarnie położył torbę z odłamkami u jej
stóp, odwróciła głowę. Wstała dopiero wtedy, gdy Matt przyniósł
opatrunki. Nie chciała, żeby jej dotykał, więc wolała wrócić do
mieszkania.

Szklarz jeszcze nie skończył pracy. Noelle weszła do sypial-

ni i zamknęła drzwi na klucz. Usiadła na łóżku i przycisnęła
dłonie do uszu, żeby nikogo nie słyszeć. Głosy przycichły,
ona zaś gorąco pragnęła, by Matt wrócił do siebie i zostawił ją
w spokoju. Usłyszawszy po chwili beztroskie pogwizdy­
wanie szklarza, zapragnęła, aby i on już wyszedł. Chciała być

sama.

Po pewnym czasie usłyszała upragnione słowa:
- Skończyłem, proszę pani!
Trzasnęły drzwi wejściowe. Noelle wstała, przekręciła klucz

i otworzyła drzwi. Zastygła na progu, gdy zobaczyła Matta sie­
dzącego na kanapie.

Nie mogła spojrzeć mu w oczy. Popatrzyła na nową szybę,

czysty dywan i uprzątnięte biurko, na którym leżała plastykowa
torba. Wzdrygnęła się.

- Noelle... Jesteś cała zakrwawiona.

background image

122

DINOZELLA

Popatrzyła na rozdarte rajstopy, podrapane kolana i umazane

krwią ręce.

- Pozwól, że ci założę opatrunek.
Najpierw Matt delikatnie obmył jej ręce i obandażował. Na­

stępnie, gdy przebrała się w szorty, zdezynfekował i zabandażo­
wał jej kolana. Noelle przez cały czas milczała, nie odpowiadając
nawet wtedy, gdy Matt wyciągał odłamki szkła i pytał, czy bar­
dzo boli.

- Nigdy się do mnie nie odezwiesz? - spytał zrozpaczony.
Zapytała o jedyną rzecz, jaka ją interesowała.
- Czy Alex sobie poszedł?
- Tak. Czeka na mnie na dole.

Matt miał głos zmieniony nie do poznania.

- Wyrzucił...

Dalsze słowa uwięzły jej w gardle.

- Wiem. Przyznał się.
- Naprawdę?
- Opowiedział mi o skamielinie, o artykule w gazecie... o

wszystkim. Mówił też, że chciał cię uderzyć.

- Nie chcę go więcej widzieć. Nigdy w życiu!
- Powiedział mi, żebym cię przeprosił. Wiem jednak, że to

nie przywróci tego, co on zniszczył.

Boję się go. Niech już jedzie do domu. I ty też.

- Nie chcesz, żebym został?

- Nie.

Zapadło długie milczenie.

- Nie mogę odejść. Muszę mieć pewność, że się dobrze czu­

jesz.

- Że czuję się dobrze? - Głos Noelle podniósł się o całą

oktawę. - Po tym wszystkim, co się tutaj stało, chcesz, żebym
się dobrze czuła?

Znowu zaległa cisza. Po chwili Matt zapytał:

- Kolana... nie bolą cię?
- Ani trochę.

background image

DINOZELLA 123

- A ręce? Czy będziesz mogła normalnie pracować?
- Nad czym mam pracować? Nad tym?

Wyciągnęła rękę i wskazała torbę na stole.
- Noelle...
Przerwała mu natychmiast.
- Na pewno będę mogła wypełniać kwestionariusze dla bez­

robotnych oraz wnosić poprawki do mojego artykułu. Tyle tylko,
że po dzisiejszym dniu nikt go nie przeczyta.

- Noelle, Alex chciał tylko usłyszeć, że jednak zadzwoniłaś

do prasy. Dlaczego mu tego nie powiedziałaś? Wtedy byś nie
dopuściła do takiego zniszczenia.

Matt palcem wskazał torbę z odłamkami kości. Zdumiona

Noelle zobaczyła, że trzęsie mu się ręka.

- To cena, jaką się płaci za wyznawane zasady. Ale sam

widzisz, co ja za to mam.

- Dlaczego? - dopytywał się Matt zduszonym głosem- - Na

Boga, czemu?

Noelle wreszcie spojrzała mu w oczy.
- Bo myślałam, że w tobie odkryłam rzecz bardzo cenną. Coś

znacznie bardziej wartościowego niż ten okaz. I przewyższające­
go wszystko, co on reprezentował. Tak wiele się po tobie spo­
dziewałam. - Głos się jej załamał. - Ale chyba się pomyliłam.

- Czy możesz... czy sądzisz, że można ocalić coś Z tych

kawałków, które Alex pozbierał?

- Jak chcesz, to spróbuj. Mnie by chyba przy tym serce pękło.
- A my? - ciągnął Matt przytłumionym głosem. - Czy moż­

na ocalić to, co było między nami?

Noelle zwróciła na niego pełne niedowierzania oczy.
- A co to było? Zaufanie? Przyjaźń? Może coś innego? Dzi­

siejszy wieczór dość jasno pokazał, że nie łączy nas nic, na czym
można cokolwiek zbudować, a cóż dopiero odbudowywać.

Matt drżał na całym ciele, lecz wciąż stał jak wryty.
- Twój brat czeka na dole. Idź już sobie.
Nie ruszył się z miejsca.

background image

124

DINOZELLA

- Czy naprawdę myślisz, że stracisz pracę?
- Którą? - spytała i gorzko się uśmiechnęła. - W muzeum

czy w studiu?

- Czy mógłbym ci jakoś pomóc?
- Już i tak dużo zrobiłeś. - W jej głosie brzmiało oskarżenie.

- Proszę cię, błagam, idź już.

Matt zrobił krok w jej stronę, ale gdy zobaczył, że się wzdryg­

nęła, stanął i bezradnie zacisnął pięści.

I zabierz tę torbę - dorzuciła ostro. - Nic mnie nie obcho­

dzi, co z nią zrobisz. Ja nie chcę jej widzieć!

Kiwnął głową, wziął torbę i skierował się ku drzwiom.

- Matt?
Zatrzymał się w pół kroku.
- Czy naprawdę myślałeś, że to ja zadzwoniłam do pra­

sy? I czy dlatego tu przyjechałeś? Żeby się odegrać? Tak jak

Alex?

- Niezupełnie. Ale...
Zawiesił głos, a Noelle wyczytała odpowiedź w jego oczach.

Mimo to zadała kolejne dręczące ją pytanie:

- Czy ty mi wcale nie ufałeś?
- Ufałem, ale widocznie za mało.
Odetchnęła tak głęboko, że aż poczuła ból w piersi.
- Więcej razy już do tego nie wrócę, ale chcę zapewnić cię

po raz ostatni, że nie wiem, kto dzwonił. Natomiast wiem jedną
rzecz na pewno: to nie ja. - Uniosła głowę i popatrzyła dumnie
- Ja dotrzymałam danego słowa.

- Teraz już wiem.
- To dobrze. Jeśli cię ktoś będzie pytał, taką masz dać

odpowiedź. Być może straciłam wszelkie szanse na wielkie
osiągnięcia zawodowe, ale wciąż jeszcze zależy mi na opinii,

jaką mam w moim środowisku. Niezależnie od tego, ile to warte.

- To bardzo dużo, Noelle. - Oczy Matta przelotnie zalśniły.
- Czyżby? - Wymownie popatrzyła na torbę, którą trzymał

w ręce. - Naprawdę?

background image

DINOZELLA

125

Matt nie wiedział, co na to odpowiedzieć. Położył dłoń na

klamce.

- Dobranoc, Matt.
Oboje doskonale wiedzieli, że nie jest to życzenie dobrej

nocy, lecz ostateczne „żegnam".

Następnego dnia Noelle została wezwana na rozmowę do

doktora Peabody.

- Doktor Forrest, muszę pani odebrać klucze do muzeum

oraz plakietkę z nazwiskiem. Jest pani od dziś zawies2ona'w
obowiązkach. Na miesiąc, bez pensji.

Noelle podała zwierzchnikowi żądane przedmioty.
- A po upływie tych trzydziestu dni?
- Czy mam być zupełnie szczery?
- Bardzo proszę.

- Na pani miejscu zacząłbym już teraz szukać innej pracy.
Wpatrywała się w nieprzyjazną twarz doktora Peabody.
- Niech mi pan jeszcze tylko powie jedną rzecz. Co, pańskim

zdaniem, miałam zrobić, żeby ocalić ten okaz? Wyskoczyć przez
okno?

- Wszystko jedno co - padła zjadliwa odpowiedź. - Sądzi­

łem, że stać panią na to, by się poświęcić dla dobra muzeum.

Szkoda, że to nie pani zadzwoniła do prasy. Wtedy nawet i

zawieszenie w obowiązkach byłoby zbędne.

Noelle patrzyła na szefa z niedowierzaniem.

- Przecież takie postępowanie byłoby nieetyczne!
- Etyka się nie liczy, gdy w grę wchodzi coś tak cennego jak

szczęka Epanterias. Dotychczas znaleziono jedynie niewielkie
fragmenty trzech szkieletów. Dla ocalenia takiego okazu pra­
wdziwy paleontolog nie cofnąłby się przed niczym.

- Przed niczym? Czyli co, miałam kłamać? Kraść? Nie do­

chować tajemnicy?

- Oczywiście. Utracenie tego okazu jest wprost niewybaczal­

ne. Jeśli o mnie chodzi, i gdyby to było konieczne, mogłaby pani

background image

126

DINOZELLA

nawet przespać się z właścicielem. Cholera! Gdybym ja był
kobietą, na pewno bym to zrobił.

Oniemiała. Jeden rzut oka na szefa wystarczył, aby ją prze­

konać, że dla takiego człowieka nie ma nic świętego.

- Żal mi pana, jeżeli pan naprawdę tak myśli - powiedziała

wreszcie. - W tych okolicznościach nie będę czekać z wypowie­
dzeniem nawet przez miesiąc. Jeszcze dziś definitywnie opuszczę

muzeum.

Doktor Peabody skinął głową.
- Myślę, że bardzo mądrze pani robi.
Noelle okręciła się na pięcie i wyszła. Idąc do samochodu z

ostatnią paczką książek, odwróciła się i popatrzyła na gmach
muzeum. Przez tyle lat biła głową o mur - zaciekle walczyła o
to, by otrzymać pracę w terenie, domagała się możliwości bada­
nia prawdziwych okazów, a nie odlewów, robiła wszystko, żeby

udowodnić, iż jest prawdziwym, poważnym paleontologiem.

A teraz pozostawiała owe zmagania na zawsze za sobą. Lecz,

o dziwo, zamiast smutku i uczucia przegranej, ogarnęła ją osob­
liwa ulga. Doszedłszy do samochodu, zauważyła, że już zdążono
usunąć z okna samochodu specjalne oznakowanie uprawniające
do korzystania z parkingu obok muzeum. Tę ostatnią zniewagę

skwitowała uśmiechem pełnym ironii i politowania.

Na szczęście dla stanu jej umysłu oraz konta bankowego,

ludzie pracujący w studiu wykazali więcej zrozumienia. Wszy­
scy byli pełni współczucia, a nawet oburzeni na gazetę, która
zamieściła wiadomość z nie sprawdzonego źródła.

Noelle została wezwana do dyrektora, który ją osobiście za­

pewnił, że jej praca w telewizji jest nadal aktualna.

Dzięki niestrudzonym a wścibskim dziennikarzom całą ponu­

rą historię o zniszczeniu szczęki Epanterias zdążono zamieścić

już w porannym wydaniu. I nawet dołączono komentarz muze­

um. Czytając między wierszami, Noelle domyśliła się, że Matt
właśnie tam zaniósł pozbierane kawałki kości. Ucieszyła się, że
nie wymieniono nazwiska zamieszanych w całą aferę braci. Jej

background image

DINOZELLA

127

niestety nie oszczędzono. Z artykułu oraz wypowiedzi rzecznika
muzeum wynikało, że ona sama ponosi całkowitą winę za zni­
szczenie cennej skamieniałości.

Nie wierzyła własnym oczom, gdy zobaczyła, że wiadomość

o wyrzuceniu jej z pracy zamieszczono na pierwszej stronie.
Dyrektor studia przejął się tym wydarzeniem bardziej niż jej
najbliżsi krewni, którzy od razu wpadli w wojowniczy nastrój.

- Nikt, kto panią zna, nie uwierzy w te brednie - pocieszał

Woody. - Wie pani, zadzwoniłem do mojej znajomej, która pra­
cuje w jednej z głównych stacji telewizyjnych. Proszę się z nią
skontaktować i przedstawić swoją wersję. Ta znajoma nazywa
się Beverly Estrada. Mówiła, że da pani szansę wypowiedzenia
się publicznie.

Noelle zalała fala wdzięczności.
- Nie wiem, jak mam panu dziękować.

- Ależ nie ma za co. Gdybyśmy nie byli małą, lokalną stacją,

sam bym wystąpił przed kamerami i chwalił panią pod niebiosa.
To muzeum, zwalniając panią, postąpiło podle. Tak mi przykro.

Naprawdę. Ale my zyskaliśmy na tym, co oni stracili. Rozma­
wiałem już z kilkoma osobami na temat rozszerzenia zasięgu

„Przygody z prehistorią". Od dawna chcieliśmy nadawać więcej
audycji z pani udziałem i teraz nadarza się okazja.

Z wyrazami współczucia i poparcia dzwonili rodzice słucha­

czy, a nawet kilkoro dzieci. Lecz nie Jason Reilly. Było to bardzo
przykre i zupełnie niezrozumiałe. Noelle zadzwoniła do państwa

Swansonów i dowiedziała się, że chłopiec nie chce z nią rozma­
wiać. Wobec tego pojechała do niego do domu - tylko po to,
żeby usłyszeć to samo.

- Uważam, że powinna pani usunąć się zupełnie z jego życia

- bezceremonialnie oświadczył pan Swanson, który nawet nie
zaprosił jej do środka. - Chłopiec szalał, gdy usłyszał, co się stało
ze szczęką i teraz nie chce pani widzieć. Ja osobiście uważam,
że tak będzie najlepiej.

Po tych słowach zamknął jej drzwi przed nosem.

background image

128

DINOZELLA

Jeszcze tego samego dnia odbywało sięnagranie. Noelle ogro­

mnym wysiłkiem woli zdobyła się na to, aby nie myśleć o przy­
krościach, lecz wyłącznie o programie, i pamiętać o widzach. O
dziwo, nagranie udało się znakomicie i Noelle była z siebie

bardzo zadowolona.

Jej dobry nastrój natychmiast się rozwiał, gdy zobaczyła

wchodzącego Alexa. Postanowiła szybko zakończyć rozdawanie
autografów i z przepraszającym uśmiechem pożegnała dzieci.

- Przykro mi, ale już musimy skończyć na dzisiaj. Dzięku­

ję wam, dziewczynki i chłopcy, i żegnam do następnego spotka­

nia.

Chciała niezwłocznie wyjść, lecz Alex położył jej dłoń na

ramieniu.

- Doktor Forrest, przepraszam panią za to, że zniszczyłem tę

bezcenną skamieniałość.

Noelle udała, że nie słyszy.
- Przykro mi, że straciła pani pracę w muzeum.
Nadal go ignorowała.
- Matt chce z panią porozmawiać - dorzucił Alex.
Teraz się odwróciła.
- Sam nie może mi o tym powiedzieć?
- Może, ale... Noelle... chciałem panią bardzo prosić... czy

nie moglibyśmy gdzieś spokojnie porozmawiać?

- Bardzo się mylisz, jeśli sądzisz, że jeszcze raz zostanę z

tobą sam na sam.

Wymownie spojrzała na laskę.
Alex tak się speszył, że się zachwiał i wypuścił laskę z ręki.

Wyglądał teraz jak mały chłopiec, nawet młodszy od Jasona.
Jego widoczna bezradność zmiękczyła serce Noelle. Powiedziała
z westchnieniem:

- Chodźmy.
Po chwili znaleźli się w jej garderobie. Alex miał bardzo

nieszczęśliwą minę, lecz nie wzbudziło to najmniejszego współ­
czucia Noelle.

background image

D1NOZELLA

129

- Mam mnóstwo spraw na głowie - powiedziała sucho.

- Mów, z czym przyszedłeś, bo chcę wrócić do swoich zajęć.

Alex z trudem przełknął ślinę.
- Przyszedłem przeprosić za to, że chciałem cię uderzyć. To

było niewybaczalne. Chcę też przeprosić za zniszczenie tego
okazu. Postąpiłem bardzo głupio.

- Głupio? Tak łagodnie określasz swoje postępowanie? Prze­

cież ty zniszczyłeś coś, co było kopalnią wiadomości sprzed
milionów lat. Zaprzepaściłeś bezcenne informacje, których za
żadne skarby nie można ani odzyskać, ani odtworzyć. Jak śmiałeś
się na coś takiego ważyć?

Zapanowało długie milczenie, które Alex wreszcie przerwał:
- Nie masz pojęcia, jak ja się wszystkiego potwornie bałem.

Myślę, że żyłem w takim stanie od czasu katastrofy. Czułem się
bezpieczny tylko wtedy, gdy Matt był w pobliżu. Ale od chwili,

gdy Jason znalazł tamtą kość, przestałem istnieć dla brata.

- Więc tylko po to, żeby się mnie pozbyć, zdewastowałeś

miejsce, gdzie znajdowały się skamieniałości?

- Tak. A potem, kiedy byłem przekonany, że zadzwoniłaś do

prasy, postanowiłem skończyć z tym wszystkim raz na zawsze.
- Alex opuścił głowę. - Więc cisnąłem tę nienawistną szczękę
przez okno. Bardzo cię przepraszam. Pomyliłem się co do ciebie.

Noelle miała ochotę głośno krzyczeć.
- Zastanów się, człowieku! Przecież ty nie tylko zaprzepa­

ściłeś kawał historii, ale dokonałeś jeszcze zupełnie innego spu­
stoszenia. Ty wszystko zniszczyłeś: skamielinę, moją karierę
zawodową i... i moją szansę na przyjaźń z Mattem. A Jason? On
w ogóle ze mną nie rozmawia, nawet nie chce mnie widzieć.
Pojechałam do niego, ale...

Nie mogła mówić dalej i się rozpłakała.
- Nie chcę do tego wracać. Zostaw mnie samą.
Alex nie ruszył się z miejsca.
- Po wyjściu od ciebie idę do szpitala, na oddział psychia­

tryczny.

background image

130

DINOZELLA

- To pomysł twojego brata?
- Nie, mój. Będę tam tak długo aż się jakoś pozbieram, a

potem poszukam sobie mieszkania. To też mój pomysł. Bóg tylko
raczy wiedzieć, jak sobie będę radził, ale już czas najwyższy,
żebym się o tym przekonał.

Noelle położyła mu dłoń na ramieniu. Uznała, że zły los nie

ominął też braci Caldwellów. Szczególnie młodszego z nich.

Popatrzył jej prosto w oczy.

Wierz mi, że nic przyszedłem tu, aby się przed tobą wypła­

kiwać. Ani po to, żeby prosić o jakieś szczególne względy dla
siebie. Przyszedłem ze względu na brata.

- O?
- Kiedy tego feralnego dnia wracaliśmy do domu, myślałem,

że Matt będzie na mnie zły. Nawet wściekły. A on nic. Zamiast
tego mój brat był... - Widać było wyraźnie, iż to wspomnienie

sprawia mu ból. - Nigdy nie zapomnę wyrazu jego twarzy.

Wiem, że on wziął całą winę na siebie.

- I przysłał cię po to, żebyś mi o tym powiedział?
- Wcale nie. Ale wiem, że ma zamiar się z tobą spotkać.

Słysząc to, Noelle poczuła żywsze bicie serca. Niestety, jej

radość była przedwczesna.

- W sprawie Jasona - dodał Alex.
- Jasona?
- Tak. Chłopiec odwołał wszystkie lekcje, a pani Swanson

mówi, że w dodatku nic nie je i wcale nie śpi. Nie chce z nikim
rozmawiać. Ani z opiekunami, ani z siostrą środowiskową. Na­
wet z Mattem. Dlatego obaj się o niego martwimy. Więc przyje­
chałem cię prosić, żebyś mojemu bratu nie zamykała drzwi przed
nosem.

- I tak bym tego nie zrobiła.

- Czy pomożesz mu wyjaśnić kłopoty z Jasonem? Matt chce

go tu przywieźć, jeśli Swansonowie na to pozwolą, choć oczy­
wiście mogą odmówić. Czy zgodzisz się z nim porozmawiać?

- O Jasonie, tak.

background image

DINOZELLA

111

- A o szczątkach dinozaurów?
- Przestań! Po co mamy o tym rozmawiać? Dzięki tobie nie

mam żadnej skamieniałości - rozgniewała się.

- Ale może jest ich więcej? Może powinnaś szukać dalej
Noelle pokręciła głową.
- Ani mi się śni.
- Chyba nie mówisz poważnie! Chcesz tak po prostu zrezyg­

nować z szukania?

- Owszem, bo zupełnie mi to zobojętniało. Mam wrażenie,

że gdybym już nawet nigdy w życiu nie miała zobaczyć ani
kawałka nowej kości dinozaura, też by nie było tragedii.

- A Matt? Czy to samo czujesz w stosunku do mojego brata?

- spytał Alex. - Wiem, że ci na nim zależało. Gdyby było ina­

czej, na pewno byś skłamała, byle tylko ocalić tę prehistoryczną
szczękę... Może ty go nawet... kochasz? - Noelle odwróciła
głowę. - Proszę cię, och, bardzo cię proszę, odezwij się.

- Tobie nie muszę nic mówić.
- Masz rację. Ale, do jasnej cholery, przecież Matt i Jason

zasługują na jakąś odpowiedź. Doktor Forrest, niech mi pani
powie jedno. Czy pani ma zamiar machnąć na wszystko ręką?

Zrezygnowanie z wielkich osiągnięć w życiu zawodowym

wydało się Noelle łatwe w porównaniu z odsunięciem się od
Matta i Jasona. Przecież to tak samo, jak gdyby wbiła sobie nóż
w serce. Ale czy pozostawało jakieś inne wyjście teraz, gdy
przepadło zaufanie Matta? A uczucia Jasona? Jemu widocznie
po prostu imponowały kontakty z osobą znaną z ekranów tele­
wizyjnych. Natomiast z chwilą, gdy na jej sławę padł cień, chło­
piec się jej wyparł.

- Noelle? - W głosie Alexa była rozpacz. - Nie załamuj rąk.

Może jeszcze wszystko da się odrobić.

Patrzyła na niego bez słowa, zastanawiając się, czy to rzeczy­

wiście byłoby możliwe.

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Noelle obejrzała program nadany przez Beverly Estradę i

wyłączyła telewizor. W tej samej chwili zadzwonił telefon.

- Siostrzyczko, obejrzałam całą audycję i uważam, że spisa­

łaś się doskonale! - Molly aż krzyczała z zachwytu.

- Czy sądzisz, że całość wypadła dobrze?
- Doskonale. Opłaciło ci się doświadczenie.
- To zasługa Beverly Estrady, a nie moja. Ja tylko odpowia­

dałam na pytania.

- Trzeba przyznać, że ona była świetnie przygotowana. A

tamci... Ale się dostało muzeum i temu twojemu szefowi za to,
że cię wylali. Powinnaś była jeszcze powiedzieć, jaką zbawienną
radę dał ci doktor Peabody.

- Zlituj się, Molly! O czymś takim moi mali wielbiciele

nigdy nie powinni usłyszeć.

- Jak chcesz. Ale przynajmniej zadzwoń do adwokata. Uwa­

żam, że masz podstawy, aby wytoczyć proces.

- Boja wiem... - rzekła Noelle niepewnie. - Już ten wywiad

dał mi satysfakcję. Chciałam, żeby dzieci wiedziały, że moje
postępowanie było uczciwe.

- Ten cel na pewno osiągnęłaś - stwierdziła Molly z przeko­

naniem. - Założę się, że jutro muzeum zatonie w powodzi listów
i telefonów. Ale i tak powinnaś zaangażować prawnika i wrócić
do pracy.

- Może...
Noelle nie wierzyła, że zdobędzie się na to, aby z prawnikiem

omawiać rozwiązanie podsunięte przez doktora Peabody.

background image

DINOZELLA

133

- Wiesz - ostrożnie zaczęła Molly - uważam, że zachowałaś

się wspaniałomyślnie. Po tym wszystkim, co cię spotkało, po­
wiedziałaś, że ośrodek nadal potrzebuje wsparcia.

Noelle poczuła kołatanie serca, ale szybko się opanowała.

- To Beverly Estrada zachowała się wspaniale, bo przecież

mogła nie nadawać tego fragmentu wywiadu.

- Jestem pewna, że reklama bardzo się ośrodkowi przyda.

- Molly nagle urwała, lecz po chwili dodała ciszej: - Czy w

ostatnich dniach widziałaś się z Mattem?

- Nie.
- A czy on przynajmniej zadzwonił?
- Nie. Może to i lepiej - westchnęła Noelle.
- Ale on powinien się dowiedzieć, kto zadzwonił do prasy. I

powinien dać mu łupnia. A potem ja bym temu komuś dołożyła.

- Czy aby nie posuwasz się trochę za daleko ze swoją sio­

strzaną lojalnością?

- Dlaczego? Przecież zniszczono ci taki cenny okaz!
Gorzej, że zniszczono mi cale życie, pomyślała Noelle z

Iforyczą.

Serce się jej ścisnęło, gdy przypomniała sobie niedawne ma­

rzenia. Utraciła nie tylko aspiracje zawodowe, ale coś znacznie
ważniejszego. Rozwiała się jej nadzieja na małżeństwo.

- Molly, co dzieci teraz robią? Nie powinnaś do nich zaj­

rzeć?

- Nie, ale zrozumiałam aluzję. Więc kończę. Zadzwoń, jeśli

będziesz czegoś potrzebować. Dobrze?

Noelle wiedziała, że potrzebny jest jej tylko Matt. I Jason.
- Dziękuję ci, ale na razie mam wszystko.
-

Jesteś pewna? Boja w każdej chwili mogę podrzucić dzieci

mamie i przyjechać do ciebie.

- Jeszcze raz ci dziękuję, ale teraz muszę już kończyć. Do

usłyszenia, Molly.

Odłożyła słuchawkę i zasiadła do pracy nad scenariuszem

najbliższego programu. Godzinę później nadal męczyła się nad

background image

134

D1NOZELLA

pierwszą stroną. Zniechęcona tym, że wcale nie potrafi się sku­
pić, wyłączyła komputer.

Po chwili usłyszała pukanie do drzwi. Poszła otworzyć, prze­

konana, że to ktoś z sąsiadów przychodzi skomentować artykuł
w gazecie.

Wyjrzała przez judasza i z wrażenia zabrakło jej tchu. Natych­

miast szeroko otworzyła drzwi.

- Dzień dobry, Noelle.
- Matt... Alex mówił, że się do mnie wybierasz... - Czuła

się zakłopotana i nie bardzo wiedziała, co mówić dalej. W do­
datku zauważyła drugą osobę, której nie objął wizjer. - Jason!
Pch, jak się cieszę, że przyszedłeś! Tak długo cię nie widziałam.

Chłopiec nie odezwał się ani słowem.
- Czy możemy wejść? - zapytał Matt.
- Oczywiście. Proszę.
Matt stanął przy oknie, a Noelle i Jason uśiedli na'kanapie.

Wszyscy czuli się bardzo skrępowani. Wreszcie, gdy milczenie
stało się nie do zniesienia, Noelle spytała:

- Z czym do mnie przyszliście?

Matt najwyraźniej czuł się tak nieszczęśliwy jak i ona. Miał

Ściągniętą twarz i podkrążone oczy.

- Najpierw chciałbym ci podziękować za to, że podczas wy­

wiadu wspomniałaś o moim ośrodku. Tyle osób wykazało zain­
teresowanie tym, co robię, że telefon wprost się urywa. Będziemy
mogli przyjąć jeszcze ośmiu pacjentów.

- Bardzo się cieszę. Beverly Estrada obiecała, że tę część o

ośrodku nada jeszcze raz wieczorem.

- Poza tym muszę cię przeprosić za to, że ośmieliłem się

wątpić w ciebie.

Noelle chciała coś wtrącić, lecz Matt szybko dodał:
- Teraz Jason ma ci coś do powiedzenia.
Chłopiec był śmiertelnie blady i przez kilka minut uporczywie

wpatrywał się w podłogę. Wreszcie przełknął z trudem ślinę,
podniósł głowę i spojrzał Noelle prosto w oczy.

background image

D1NOZELLA

135

- Doktor Forrest, ja też bardzo panią przepraszam.

Słysząc, że ulubieniec zwraca się do niej tak oficjalnie, Noelle

zmartwiła się nie na żarty.

- Ty? Za co?
- Ja... to ja zadzwoniłem do gazety i powiedziałem o szczęce

znalezionej u pana Matta.

- Ty?
- Tak.
Jason miał minę prawdziwego winowajcy. Zdumiona Noelle

wpatrywała się w niego bez słowa.

- Wytłumacz, dlaczego - odezwał się Matt.

Chłopiec zwiesił głowę.

- Bo chciałem odkrywać następne skamieniałości, a pan Matt

zabronił nam kopać. Myślałem, że jak wszyscy się o tym dowie­
dzą, pan Matt zmieni zdanie.

- Jasonie! Jak mogłeś!... Przecież wiedziałeś, że nam zależy

na utrzymaniu tej sprawy w tajemnicy. Szkoda, że nie zwróciłeś
się z tym do nas. Gdybyś...

- Tobyśmy nadal mieli tę szczękę, prawda?
- Możliwe. Ale nie jest to takie pewne.
- Na pewno byśmy mieli. Ja panią bardzo przepraszam.
Jason mężnie walczył ze łzami cisnącymi się do oczu. Noelle

objęła go, lecz Matt nie miał zamiaru mu pobłażać.

- Wiedziałeś, że chcąc na mnie wymusić zmianę decyzji,

postępujesz źle, a jednak postawiłeś na swoim. Wiem, że wpa­

jano ci inne zasady.

Chłopiec bynajmniej nie przyjął tych krytycznych słów po­

kornie. Noelle zauważyła, że żachnął siei burknął coś pod nosem.

- Co tam mruczysz? - ostro spytał Matt.
Jason hardo podniósł głowę. W jego oczach malował się bunt.
- Powiedziałem, że pan też jest winien.

- Ja?

- Lepiej powiedz to najpierw mnie - wtrąciła Noelle.

Chłopiec, nie panując już nad sobą, rzucił gniewnie:

background image

136

DINOZELLA

- Pan Matt myśli, że ja jestem małym dzieckiem.
- Jestem pewna, że wcale tak nie uważa.
- A właśnie, że tak - rzekł Jason podniesionym tonem. - Je­

stem już bardzo dobrym jeźdźcem, więc mógłbym korzystać ze

wszystkich tras. Ale pan Matt wciąż jest innego zdania.

- Niczego na ten temat nie mówiłem - wtrącił Matt na swoją

Obronę. - Po prostu dbam o twoje bezpieczeństwo.

Przecież już sam mogę na siebie uważać. Nie potrzebuję

niańki!

Widać było, że chcąc odpowiedzieć na zarzuty, Matt starannie

dobiera słowa.

- To nie jest żaden wstyd, że jeździsz na łatwiejszych trasach.

Przeniosę cię na trudniejsze, kiedy uznam, że już można.

- Dawno już można. - Chłopiec patrzył z wyrzutem. - Pan

mnie traktuje tak jak państwo Swansonowie, kiedy wyszedłem

ze szpitala. Jakbym był zupełnie bezradny.

- Wcale tak nie postępuję.
- Właśnie, że tak. Pan w ten sposób traktuje swojego brata.

I mnie też. A ja tego nie cierpię. Więc zadzwoniłem do tej gazety.

- Kochanie, wiesz przecież, że dziennikarze rzadko przejmu­

ją się historiami opowiadanymi przez dzieci.

- Ale mnie wysłuchali. Przedstawiłem się i powiedziałem im

o pani audycjach. Nawet im poradziłem, żeby zadzwonili do
studia i spytali, czy mówię prawdę.

- To i tak nie wyjaśnia powodów, dla których zadzwoniłeś.
- Myślałem, że po tym pan Matt będzie musiał nam pozwolić

dalej szukać. I będzie musiał mnie wpuścić na nowe trasy. Tylko
ze wszystko wyszło na opak. Niechcący doprowadziłem pana
Matta do wściekłości. Potem jego brat wpadł w furię i roztrzaskał
taką cenną skamieniałość. Później panią wyrzucono z pracy. A
to wszystko moja wina! - Jason dał za wygraną i się rozpłakał.
-- Pani Dinozello, ja bardzo panią przepraszam. 1 błagam, niech
pani mną nie gardzi.

Przytulił się do Noelle.

background image

D1NOZELLA

137

- No wiesz, coś takiego nawet by mi do głowy nie przyszło.

Przestań płakać. Ja ciebie rozumiem.

Teraz stało się jasne, dlaczego chłopiec jej unikał. Tuląc go,

spojrzała na Matta.

- Proszę cię, usiądź przy nas. Myślę, że musicie ze sobą

porozmawiać.

Matt usiadł obok Jasona i przygarnął go do siebie.
- Nie płacz. Masz rację, że to po części i moja wina.
- Nie powinienem był do nikogo dzwonić - szlochał chło­

piec.

- A ja powinienem był zauważyć, że czujesz się coraz bar­

dziej rozgoryczony.

Jason podniósł głowę.
- Ciągle próbowałem panu podpowiedzieć, o co mi chodzi.

Tylko że pan mnie nigdy nie chciał wysłuchać.

- Szkoda. Inni też usiłowali powiedzieć mi to samo. - Matt

spojrzał na Noelle. - Ten wypadek, w którym moi rodzice po­

nieśli śmierć na miejscu, a brat się o nią otarł, sprawił, że nie
chciałem już nikogo więcej stracić. Stale się martwiłem o Alexa.

- Ale pana brat nie jest już dzieckiem. Aja nie jestem malu­

chem - rzekł Jason, ocierając łzy.

- Masz rację. Wiem, że jeśli chodzi o Alexa, zrobiłem się

nadopiekuńczy. Ale z tobą nie chciałem tak postępować.

- No to, jak do tego doszło? - spytał Jason drżącym głosem.

- Przecież innych pacjentów pan tak nie traktuje. Może za spra­
wą pana Alexa nie może mnie pan znieść?

Matt przecząco pokręcił głową, a Noelle nagle domyśliła się

prawdziwych przyczyn takiego postępowania.

- Wiesz, Jasonie - odezwała się - myślę, że jest zupełnie

inaczej. W grę wchodzi inne uczucie. Całkiem różne od tego, o

jakim ty myślisz. Pan Matt tak bardzo cię lubi, że nie chce, aby

ci się coś stało. Po prostu troszczy się o ciebie z miłości.

- Naprawdę? - Chłopiec spojrzał na Matta pytająco.
- Tak.

background image

138

DINOZELLA

- Te wszystkie zakazy były dlatego, że pan się o mnie bał?
- Tak. Pani Noelle ma rację. Ja traktuję cię jak własnego syna.

Myślę o tobie jak o moim szczególnym dziecku. Kocham cię.

Zdaję sobie sprawę z tego, że w kontaktach z pacjentami nie
powinienem się angażować emocjonalnie, ale w tym wypadku
uczucie było silniejsze ode mnie. No i potem zacząłem się mar­
twić.. . - Urwał. Po chwili podjął zdecydowanym tonem: - Może
gdybym wcześniej to sobie uświadomił, sprawy inaczej by się
potoczyły. Jasonie, nie rób sobie tak wielkich wyrzutów.

Chłopiec przestał płakać. Siedział przytulony do Matta i teraz

z kolei popatrzył zmartwiony na Noeiie.

- Pani Dinozello, co będzie z pani pracą? Czy wyrzucą panią

z mieszkania? Czy będzie pani bezrobotna?

- Co ty wygadujesz? Przecież nadal pracuję w telewizji. O

mnie się nie musisz martwić. Na pewno zarobię ty)e, że po
zapłaceniu czynszu jeszcze zostanie mi trochę pieniędzy.

- Ale przecież każdy paleontolog musi być związany z ja­

kimś muzeum. Sama pani o tym mówiła w jednej z audycji.

- Może jednak pani Noelle dostanie z powrotem swoją

pracę.

- Matt, nie rób dziecku nadziei - ostrzegawczo rzuciła No­

elle. - Prawdopodobnie nic z tego nie będzie.

- Będzie, będzie, jeśli Molly i ja uznamy za konieczne się ~

wtrącić.

Noelle i Jason zapytali jednocześnie:
- Molly?
- Kto to taki?
- Pani Molly jest siostrą doktor Forrest. Zadzwoniłem do niej

kilka dni temu i zapytałem, czy mogę w czymś pomóc. Tak długo ,
o wszystko wypytywałem, że twoja siostra w końcu powiedziała '
mi o... o pewnej niemiłej rozmowie z szefem. - Nie będę tu nic
powtarzać - rzekł Matt ostrym tonem - a tylko ci powiem, że
dałem wolną rękę mojemu adwokatowi.

- Twojemu adwokatowi?

background image

DINOZELLA

139

- Tak. Razem z nim poszedłem do muzeum. Nie chciałem ci

nic mówić, zanim się z nim nie skontaktuję, ale jestem prawie
pewien, że decyzja o zwolnieniu zostanie cofnięta.

- Naprawdę? - Jason od razu poweselał. - Czy ten pan, który

wyrzucił panią Dinozellę, będzie miał nieprzyjemności?

- O tak! Już ma. A pani Dinozella znajdzie się znów tam,

gdzie jest jej miejsce.

Noelle wpatrywała się w Matta, nie mogąc uwierzyć, że na

jej rzecz zaangażował prawnika. Jason westchnął z ulgą.

-

No i co? Czujesz się teraz lepiej?

Chłopiec skinął głową.
- Obiecuję ci, że wszystko ułoży się dobrze.
Przez chwilę siedzieli w milczeniu. Nagle, słysząc bicie ze­

gara, Matt powiedział:

- Jasonie, czas na ciebie. Poprosiłem panią Swanson, żeby o

szóstej przyjechała po ciebie. Pewnie już czeka na dole i nie
rozumie, dlaczego to wszystko tak długo trwa.

Chłopiec wstał bez sprzeciwu.
- Cieszę się, że przyjechałeś - odezwała się Noelle. - Do

widzenia.

- A ja się cieszę, że byłeś szczery - dodał Matt. - Dałeś mi

bardzo dużo do myślenia. Porozmawiamy jeszcze jutro. Ale
uprzedzam, że godzina, koń i trasa wciąż te same.

Zdumiony Jason zrobił wielkie oczy.

- To pan się na mnie nie gniewa i będę mógł dalej przyjeż­

dżać do ośrodka?

- Jasne. A w dodatku niedługo pozwolę ci jeździć na trud­

niejszych trasach. - Matt wyciągnął rękę. - No jak, zgoda?

Chłopiec z powagą uścisnął wyciągniętą dłoń.
- Zgoda. - Następnie zwrócił się do Noelle: - Jeszcze raz

przepraszam, że tak wszystko pogmatwałem. Powinienem był
porozmawiać albo z panem Mattem, albo z panią. Pani Swanson
twierdzi, że ja stale najpierw coś robię, a dopiero potem myślę.
I mówi, że zawsze muszę napytać sobie biedy.

background image

140

DINOZELLA

Popatrzył na swe kule z głębokim smutkiem.

- Więcej już taki nie będę - oświadczył z pełnym przekona­

niem. - Wiem, że moje postanowienie poprawy nie sklei szczęki
Epanterias i nie wróci pani pracy, ale będę się starał być lepszy.

Specjalnie dla pani.

Wzruszona Noelle poczuła ucisk w gardle.
- Staraj się, kochanie, ale niekoniecznie dla mnie. Rób to dla

siebie. Ze względu na samego siebie.

Chłopiec wpatrywał się w nią przez dłuższą chwilę.
- Rozumiem. I obiecuję, pani Noelle.
- No, chodź. Odprowadzę cię.
- Do widzenia panu.
- Do widzenia, Jasonie.
Noelle odprowadziła go do samochodu i wróciła na górę.
- To wspaniałe dziecko.
- Najlepsze na świecie. A co będzie z nami, Noelle?
Nie otrzymał odpowiedzi.
- Rozumiem - rzekł Matt po chwili przykrego milczenia.
- Potrzebuję trochę czasu, żeby jeszcze raz wszystko prze­

myśleć i się zastanowić.

- Nie musisz się tłumaczyć powiedział Matt znużonym

tonem. - Jestem wprawdzie głupi, ale nie aż do tego stopnia,
żeby nie wiedzieć, co to znaczy.

Noelle przygryzła wargę. Żałowała, że nie potrafi natychmiast

wymazać wszystkiego z pamięci.

- Przed odejściem chciałbym cię tylko jeszcze poinformo­

wać, że możesz prowadzić dalsze poszukiwania. Postanowiłem
wyznaczyć inną trasę dla początkujących, więc będziesz mogła
rozkopać dno i brzegi tego wyschniętego potoku.

- Ale co z pacjentami i końmi? Przecież mówiłeś...
- Wiem, co mówiłem - przerwał jej Matt. - Ale konie są

naprawdę dobrze wytresowane i jeśli się nimi odpowiednio po­
kieruje, szybko się przyzwyczają do nowych tras. A poza tym
zmiana dobrze zrobi moim bardziej zaawansowanym uczniom.

background image

DINOZELLA

141

Postanowiłem, że nigdy nikomu nie będę ułatwiał życia, tak jak
Alexowi i Jasonowi. Czas, żebym ten błąd naprawił.

Noelle z uznaniem oceniła to, że Matt umie się przyznać do

pomyłki.

- Bardzo słusznie.
- Możesz kopać, kiedy chcesz. Tylko zadzwoń do biura.
- Dziękuję. Może zabiorę się do tego wiosną.
- Dopiero wiosną?
Noelle skinęła głową. Wydarzenia ostatnich dni mocno ostu­

dziły jej zapał. Czuła się wyczerpana i fizycznie, i psychicznie.

- Dlaczego chcesz tak długo czekać? Do mrozów jeszcze

daleko.

- Nie czuję się na siłach. - Była to szczera prawda. - Jestem

teraz w takim nastroju, że mogłabym już nigdy w życiu nie

oglądać żadnej skamieniałości.

- Ale przecież szukanie ich i badanie jest twoją pasją.
- Boja wiem. Zastanawiałam się nad tym. Może to już prze­

szłość - szepnęła. - Wiesz, Matt, niech lepiej twój adwokat nic
nie robi. Wolałabym, żeby żaden z was nie interweniował i nie
wdawał się w konflikt z muzeum.

- Ale przecież nie możesz pozwolić, żeby tak po prostu

wyrzucono cię z pracy.

- Nie chcę nikogo rzucać na pastwę dziennikarzom. To sta­

nowczo za wysoka cena.

- Noelle, musisz pomyśleć o sobie. Nie wycofuj się.
- Przecież wcale się nie wycofuję.
- Ale...
- To moja osobista sprawa, nie twoja. Więc pozwól, że roz­

wiążę ją po swojemu.

- Jak sobie życzysz. '

Noelle otworzyła drzwi.

- Naprawdę doceniam to, że o mnie pomyślałeś, ale nic wię­

cej już nie rób.

Matt uśmiechnął się gorzko.

background image

142

DINOZELLA

- Twoja wdzięczność nie jest tym, czego bym sobie życzył.

I, jeśli o mnie chodzi, między nami wcale nie wszystko skończo­
ne... jeszcze do końca daleko.

Noelle wiedziała, że on czeka na jakąś reakcję z jej strony,

ale nie uczyniła najmniejszego gestu. W końcu Matt odszedł,

nawet się nie obejrzawszy.

background image

ROZDZIAŁ DWUNASTY

„Wejście służbowe. Osobom nie zatrudnionym wstęp wzbro­

niony".

Noelle spojrzała na tabliczkę i wyjęła z kieszeni klucz. Po­

przedniego dnia zadzwoniono z muzeum i ostrym tonem zażą­

dano, aby niezwłocznie oddała zapasowy klucz. Teraz, świadoma

całej ironii tej sytuacji, otworzyła sobie drzwi. Teoretycznie rzecz
biorąc, nadal pracowała w muzeum, ponieważ jeszcze nie dorę­
czono dokumentów z wymówieniem. Idąc do gabinetu szefa,
minęła kilka osób, które przyjaźnie się uśmiechały. Wydawało
się to nader dziwne i wprawiło Noelle w lekkie zakłopotanie.
Widocznie jednak nie wszyscy ją potępiali za to, że nie zdołała
ocalić bezcennej skamieniałości.

Speszyła się jeszcze mocniej, gdy weszła do gabinetu szefa i

zastała tam tylko jego bezpośredniego zwierzchnika.

- Doktor Forrest, witam panią.
- Dzień dobry, doktorze Maddox. Przyszłam, żeby oddać

zapasowy klucz. Czy pan widział się z moim szefem?

- Doktor Peabody, no właśnie... Czy może pani poświęcić

kilka chwil na rozmowę ze mną? O bardzo ważnej sprawie.

- Przykro mi, ale nie mam czasu - chłodno odparła Noelle i

ostentacyjnie spojrzała na zegarek. - Wstąpiłam tu w drodze do
studia. Czy mogę panu ten klucz przekazać?

- Doktor Forrest, mimo wszystko jestem zmuszony zabrać

pani kilka cennych minut. Otóż, widzi pani, rozmawiałem wcześ­
niej z pani adwokatem.

- Nie mam... - zaczęła Noelle i urwała.

background image

144

DINOZELLA

Najwidoczniej Matt postawił na swoim.
- Doniesiono mi o uwagach pani zwierzchnika i o jego za­

chowaniu. - Doktor Maddox traktował sprawę bardzo poważnie.
- Pragnę panią zapewnić, że w naszym muzeum nie pochwala
się podobnego postępowania. To, co doktor Peabody sugerował,

było wysoce niestosowne. Wprost skandaliczne. Jego nietakt był
tak wielki, że ten człowiek już u nas nie pracuje.

- Odszedł?
- Wolał podać się do dymisji, niż narazić na skandal w wypadku,

gdybyśmy wnieśli sprawę do sądu. Upoważniono mnie do tego,
abym w imieniu władz muzeum wyraził najgłębsze ubolewanie z
powodu całego zajścia. Polecono mi również, abym poprosił panią
o zajęcie stanowiska, które zajmował pani szef.

Noelle z wrażenia na chwilę zaniemówiła.

- Mam zająć jego miejsce? Jako inspektor?
- Tak. I tutaj w muzeum, i w terenie. Mamy nadzieję, że pani

zechce przyjąć proponowane stanowisko.

- Mam pracować w terenie i nadzorować poszukiwania oraz

wykopaliska? Trudno mi w to uwierzyć. Czy taką decyzję mu­
zeum wymusił adwokat pana... mój adwokat?

Doktor Maddox natychmiast pospieszył z zapewnieniem:
- To jest najzupełniej uczciwa propozycja pracy, a nie wy­

bieg, aby pani zamknąć usta.

- Czy pan istotnie chce, żebym zajęła tu wyższe stanowisko?
- Tak. Pani etyka zawodowa jest bez zarzutu. Najwyższy już

czas, aby zrezygnowała pani z telewizji i wzięła czynny udział
w pracach macierzystego muzeum. Bardzo żałuję, że wcześniej
się nie zorientowaliśmy w pani możliwościach. Będziemy napra­

wdę zaszczyceni, jeżeli zechce pani nadal pracować u nas.

Noelle kurczowo zacisnęła palce wokół klucza. Nareszcie

mogłaby osiągnąć upragniony szczyt marzeń.

Odetchnęła głęboko i oświadczyła:

- Doktorze Maddox, pragnę zapewnić, że doceniam pańską

propozycję, ale, niestety, muszę ją odrzucić.

background image

DINOZELLA

145

- Odrzucić!? - Starszy pan wyraźnie pobladł. - Nadal za­

mierza pani wnieść sprawę do sądu?

- Nie. Nie o to chodzi.

W oczach zwierzchnika pojawiła się ulga i niepewność.

- Lecz... wie pani, ja czegoś tu nie rozumiem. Sądziłem, że

będzie pani zadowolona.

- Ależ ja jestem zadowolona. Nawet bardziej, niż pan przy­

puszcza.

- Więc dlaczego nie chce pani przyjąć naszej propozycji?

Przecież ma pani odpowiednie kwalifikacje.

- Wiem o tym. Jestem dobrym paleontologiem, ale ostatnio

uświadomiłam sobie, że jestem jeszcze lepsza w innej roli...

- Przed kamerami? - niecierpliwie dopowiedział doktor

Maddox. - Tak, tak, wszyscy oglądamy „Przygodę z prehistorią",
w której robi pani doskonały użytek ze swej wiedzy. Nadszedł

jednak czas, aby ją pani wykorzystała dla dobra muzeum.

- Przykro mi, ale pan chyba wcale mnie nie zrozumiał.
- Jakże to? Nie jest pani zdolnym i wykwalifikowanym pa­

leontologiem?

- Och, na pewno jestem. Ale mój główny talent leży gdzie

indziej.

- Co pani przez to rozumie?
- To, że jestem również nauczycielką. Wprost znakomitą. A

tego nie mogę... z tego nie chcę... nie zrezygnuję.

Ogarnął ją wielki smutek, że na zawsze rozstaje się z tak długo

pieszczonym marzeniem. Uczucie żalu na szczęście ustąpiło, gdy
pomyślała o rozjaśnionej twarzy Jasona i o wszystkich dzieciach,
z którymi się zetknęła. Uznała, że nadszedł właściwy moment,
aby się rozstać z muzeum.

- Nie ma sensu, żebym wypierała się tego, kim i czym jestem.

Ja nadal chcę prowadzić „Przygodę z prehistorią".

- Przedkłada pani występy w jakiejś nędznej telewizji nad

dożywotnią posadę kustosza lub inspektora w naszym muzeum?

Głos zwierzchnika pełen był niedowierzania.

background image

146

DINOZELLA

- Tak.
Noelle położyła klucz na biurku. Starszy pan patrzył na nią

bez słowa, tak jakby zrozumienie jej decyzji wymagało nadlu­
dzkiego wysiłku.

- Doktor Forrest, jest pani młodą kobietą. Niechże pani nie robi

takiego głupstwa. Żadna, nawet najlepsza telewizja nie może się
równać z pensją i prestiżem stanowiska, jakie my pani oferujemy.

Mnie nie chodzi o pieniądze.

- Ale przecież my proponujemy również pracę w terenie.
- Paleontologia to znacznie więcej, niż szukanie skamienia­

łości. Naprawdę mi przykro, ale moja decyzja jest nieodwołalna.

- Proszę mi przynajmniej obiecać, że nadal pozostanie pani

z nami związana.

- Będę zaszczycona.

Włożyła klucz do torebki i wyciągnęła ręke. Doktor Maddox

z ociąganiem uścisnął jej dłoń.

- Gdyby jednak zmieniła pani zdanie...
- Nie zmienię. Żegnam pana, doktorze Maddox.
Zwierzchnik przyglądał się jej posępnym wzrokiem.
- Do widzenia, doktor Forrest.

- Ten tytuł jest już nieaktualny. - Noelle uniosła dumnie

głowę i uśmiechnęła się promiennie. - Teraz jestem wyłącznie
panią Dinozellą.

- Zmiana planów! - krzyknął reżyser i zajrzał do garderoby.

- Mam nadzieję, że to pani nie sprawi różnicy.

- Jaka znowu zmiana?
- Audycja będzie na żywo.
- Na żywo? Dlaczego akurat dzisiaj?
- Bo tak się podoba naszemu nowemu sponsorowi.
- Czy to ten facet, który opowiada o przejęciu mojego pro­

gramu?

- Ten sam. Twierdzi, że audycje na żywo są bardziej spon­

taniczne. My potrzebujemy forsy, a on ją ma, więc...

background image

DINOZELLA

147

Noelle westchnęła.
- No dobrze.
- Wcale nie, bo jedziemy w teren.

- W teren? Dokąd?
- A tam, do tych koni.
- Byle tylko nie do ośrodka Caldwellów.
- O, właśnie tam.
- Nie podpisywałam zgody na żadne audycje poza studiem.

Czemu niczego ze mną nie uzgodniono?

- Woody załatwił wszystko z panem Caldwellem.
- To Matt był tu dzisiaj?
- Tak. Miałem pani powiedzieć, że będzie wśród widzów,

razem z tym nowym sponsorem. Już tam pewnie na nas czekają.

Noelle dołączyła do reszty ekipy i samochód ruszył.
Perspektywa spotkania z Mattem wywołała miłe podniecenie,

Jadąc do ośrodka, Noelle zaczęła się zastanawiać, czy dobrze
zrobiła, odrzucając propozycję pracy w muzeum. Ogarnął ją

strach, że na oczach Matta, szefa, nowego sponsora i wszystkich
widzów popełni jakieś wielkie głupstwo. I wtedy na pewno straci

pracę w telewizji.

- No, jesteśmy na miejscu - oświadczył kierowca. - Pani

Dinozello, czy coś się stało? - spytał, widząc, że nie wysiada.

- Nie, nie, nic takiego - odparła Noelle i szybko się opanowała.

Idąc do biura liczyła na to, że nie zastanie tam Matta. W

środku nie było ani jednego pacjenta, natomiast przy biurku
siedział szef we własnej osobie.

- Witaj, Noelle.
- O, Matt! - Skinęła głową, stropiona tym, że na jego widok

serce zaczęło jej bić jak oszalałe. - Przyszłam omówić sprawę
zdjęć. Czy z tobą mam uzgodnić warunki?

- Owszem.
- Więc powiedz mi tylko, dokąd ekipa ma się udać i zaraz

będziesz mógł wrócić do swoich zajęć. - Rozejrzała się naokoło

i dodała: - Choć muszę przyznać, że jakoś tu pusto.

background image

148

DINOZELLA

- Tylko tyle masz mi do powiedzenia?
- No, mogłabym jeszcze wymówić ci, że wtykasz nos w

nie swoje sprawy - rzekła poirytowana. - Za moimi pleca­
mi wysłałeś swojego adwokata do muzeum, a potem umówi­
łeś się z kierownikiem produkcji na dzisiejsze zdjęcia w plene­
rze.

- Audycja ma się odbyć tutaj, żeby ciebie rozsławić.
- Mart, nie wygłupiaj się! Na to trzeba by czegoś specjalnego.

Zdjęcia na tle pustego terenu nie zdziałają cudu.

-

A jednak postanowiłem spróbować. Skoro przeze mnie

straciłaś pracę, moim obowiązkiem jest pomóc, byś ją odzyskała.

- Nie życzyłam sobie, żebyś się wtrącał, ale dzięki inter­

wencji twojego adwokata już mi zaproponowano powrót do pra­
cy. I to z wyższą pensją oraz na wyższym stanowisku.

- No, !o bardzo dobrze się stało. W ogóie nie powinni byii

dawać ci wymówienia.

- Niepotrzebnie się cieszysz, bo ja im odmówiłam.
- Odrzuciłaś taką pracę? - spytał z niedowierzaniem.
- Tak. Bo się okazało, że mi na niej nie zależy.
Matt był wyraźnie zaskoczony.
- Po tym wszystkim, co się stało? Dlaczego?
- Przemyślałam sobie rolę, jaką odegrałam w życiu Jasona.

Praca w muzeum nie mogłaby dać mi tyle satysfakcji co kontakt
z dziećmi, więc z niej zrezygnowałam. Ale obiecałam, że nie
zerwę wszystkich kontaktów z muzeum.

- Dobrze, że masz choć tyle zdrowego rozsądku. Nie powiesz

mi chyba, że już ci wcale nie zależy na nowych odkryciach.

- Zdrowego rozsądku to ja mam bardzo dużo. I dlatego mi

jeszcze trochę zależy. Ale chcę się poświęcić temu, co robię

najlepiej. Jeśli praca w terenie będzie kolidować z występami w
telewizji, zostawię ewentualne odkrycia innym paleontologom i
na pewno to przeżyję.

Matt skwitował te słowa kpiącym uśmiechem.
- Byle tylko szanowna pani wiedziała, co robi.

background image

DINOZELLA

149

- Zapewniam cię, że świetnie sobie układam sprawy zawo­

dowe.

- A osobiste? Czy tu też się wszystko świetnie układa? Nie

tęsknisz za Jasonem? Albo za mną? Bo my się bardzo za tobą
stęskniliśmy.

- Ja...
- Noelle...
Wyciągnął rękę, lecz w tej chwili rozległ się klakson.
- Wszyscy już się niecierpliwią. Rozumiem, że jedziemy na

tamto stare miejsce.

- Pojadę z wami i pokażę, gdzie można zaparkować.
- Nie musisz się fatygować.

Matt ze zdziwienia uniósł brwi,

- Jestem aż tak źle widziany? Nawet u siebie?
- Przestań mi podpowiadać coś, czego w ogóle nie chciałam

powiedzieć. Wcale nie o to chodzi. Ale wiadomość o zdjęciach
w terenie zaskoczyła mnie zupełnie. Przygotowałam sobie sce­
nariusz do pracy w studiu, więc na pewno beznadziejnie głupio
tu wypadnę. I dlatego wolałabym, żebyś mnie przy tym nie
widział.

- Najdroższa, nie martw się. To nie powód do zmartwienia.
Noelle ogarnęło zdumienie. Najdroższa? Nie mogła pojąć, o

co chodzi.

- Ale...
Znowu rozległ się klakson. Matt wstał i wyciągnął rękę.
- Chodźmy już, pani Dinozello. Pora zaczynać audycję.
Kiedy dojechali na miejsce, zdziwiła ją liczba samochodów.
- Ale tłum się zebrał - zauważył jeden z kamerzystów.

• .- I to jaki - dodał drugi. - Patrzcie, ten nowy sponsor siedzi

obok Woody'ego. Na pewno omawiają nowy tytuł naszego pro­
gramu i zmianę profilu.

- Przecież na coś takiego zupełnie nie mamy pieniędzy

- wtrąciła Noelle.

- Ale będziemy mieli, jeśli zostaną sfinalizowane pertrakta-

background image

150

DINOZELLA

cje z siecią ogólnokrajową, która chce przejąć pani audycje.
Niech się pani stara, żebyśmy dobrze wypadli. Jak pani dostanie
podwyżkę, to może i nam coś skapnie.

Noelle oblała się zimnym potem. Podszedł reżyser i zaczął

wydawać polecenia.

- Gdzie są moje fiszki? - spytała przerażona.
- Nie będą dzisiaj potrzebne. Proszę tylko dostosować się do

Jasona.

- Jasona Reilly'ego?
- Tak. On też wystąpi. Wszystko przygotowane.
Rozejrzała się i zauważyła uśmiechy na wszystkich twarzach

wokół. Wciąż nic nie rozumiała.

- Mamy tylko dziesięć minut. Proszę wszystkich na miejsca.
Noelle, mocno przestraszona, popatrzyła na dzieci i ich widok

dodał jej uieco otuchy. Idąc we wskazanym kierunku, zauważyła,

że to wcale nie jest znane stare łożysko potoku. Rozległy się
coraz głośniejsze okrzyki dzieci. Jason Reilly, stojący nieco z
boku, krzyczał najgłośniej.

- Pani Dinozello, proszę tutaj. Musimy zejść na dół.
Znów się przeraziła, gdyż nie była odpowiednio ubrana. Nie

wyobrażała sobie, jak zejdą - ona na wysokich obcasach, a Jason
o kulach. Nie miała wątpliwości, że oboje się przewrócą i ta myśl

jeszcze bardziej ją przygnębiła.

- Proszę się pospieszyć. Zaraz zaczynamy.
Zaczęła dostrzegać w tłumie coraz więcej znajomych twarzy.

Zauważyła nie tylko siostrę z mężem i dziećmi, ale i rodziców.
Wszyscy uśmiechali się i radośnie machali rękoma.

Noelle rozejrzała się naokoło i zobaczyła wiele osób z mu­

zeum oraz ze studia. Poznała niektórych kolegów Jasona i młod­
szych uczniów Matta. Wszyscy najwyraźniej na coś czekali.

Doszła wreszcie do samego brzegu i wtedy zrozumiała.

Widok był zupełnie niewiarygodny. Całą trasę, która tę­

dy przebiegała, zlikwidowano, a miejsce, gdzie się znajdowa­
ła szczęka Epanterias, stanowiło część starannie oznakowane-

background image

DINOZELLA

151

go terenu, w którym widniały częściowo odsłonięte skamienia­
łości.

- Czy zrobiliśmy pani niespodziankę? - krzyknął podnieco­

ny Jason, który nieomal podskakiwał to na jednej, to na drugiej
nodze. - Czy się nam udało?

Zdumienie Noelle nie miało granic. Wpatrywała się w pie­

czołowicie przygotowany teren badań oraz kości doskonale wi­
doczne w oślepiającym słońcu.

-

Ja tu byłem kierownikiem robót - z dumą oświadczył Ja­

son. -1 ja wszystkim mówiłem, co mają robić.

- To twoje dzieło?
- No pewnie. Nawet sam też trochę pracowałem, ale głównie

pilnowałem, żeby wszystko odbywało się jak należy. Pan Matt
szukał skamieniałości, a pan Alex zorganizował grupę robotni­
ków.

- Niemożliwe.
- Ale to prawda. Kiedy pan Matt znalazł tu pierwsze szczątki,

zadzwonił do mnie, żebym ułożył plan poszukiwań. No a ja

jeszcze poprosiłem wszystkich chłopców z klubu i ośrodka, żeby

nam pomogli.

Noelle miała wrażenie, że śni.
- Pan Matt szukał kości dinozaurów?
- Jasne. Przyjeżdżał tutaj codziennie i pracował aż do zapad­

nięcia nocy. A pan Alex w tym czasie zajmował się całym ośrod­
kiem. Jak mi pani nie wierzy, może sama zapytać.

Jason wskazał przeciwległy brzeg. Gdy Noelle zobaczyła sto­

jącego tam mężczyznę, na chwilę przestało jej bić serce.

- Matt, czy ty naprawdę to przygotowałeś'? krzyknęła.
- Tak, ale nie sam. Wszyscy się do tego przyczynili.
- Zrobiliście to dla mnie?
- Oczywiście. Bo cię kochamy - dobiegł głęboki głos. - A

ja najmocniej.

- Ty? '
- Oczywiście. I to jeszcze jak. Długo sądziłem, że nie rozu-

background image

152

DINOZELLA

miesz tego, co dla mnie znaczy moja praca. Potem bałem się, że
nie mamy z sobą nic wspólnego. Ale się myliłem. - Wskazał
siedzące naokoło dzieci. - Bo mamy aż tyle wspólnego.

Noelle objęła Jasona.
- Bardzo dużo, prawda? - powiedziała głosem drżącym ze

wzruszenia.

- Cieszę się, że tak myślisz. - Matt uśmiechnął się. - Sądzę,

że w takiej sytuacji powinniśmy wznowić nasze pertraktacje.
Moja oferta kompleksowa obejmuje mnie i skamieniałości. Nie
dostaniesz jednego bez drugiego. A ponadto musisz mi obiecać,
że twoja miłość do mnie będzie przewyższać twoje zafascyno­
wanie dinozaurami.

Wzruszenie odebrało Noelle głos, więc odezwała się dopiero

po chwili.

- Panie obszarniku, takie zastrzeżenie jest bardzo poważne.
- To nie jest odpowiedź, na jaką czekam.
Wszyscy wytężyli słuch, lecz większość obecnych nie dosły­

szała słów Noelle. Jednak wyraz jej twarzy mówił wszystko
wyraźnie.

- Kocham cię, Matt, ale muszę cię uprzedzić, że ja też mam

swoją ofertę całościową. - Znów objęła Jasona. - My dwoje
stanowimy całość. Jason idzie tam, gdzie ja.

- Mogę łaskawie przystać na coś takiego. Widzę, że obie

strony są siebie warte. - Uśmiech Matta dosięgnął oczu, w któ­
rych pojawiły się wesołe błyski. - Ale istnieje jeszcze jeden
warunek. Osoby zawierające umowy w tym miejscu podpisują
kontrakty dożywotnie. Ty, Jason i ja. Nie będzie żadnej furtki.

Żadnej alternatywy. I nie ma odwołania.

Noelle spojrzała na stojące obok niej, drżące ze wzruszenia

dziecko.

- Jasonie, co ty na to? Czy myślisz, że da się z tym jakoś

żyć?

Chłopiec gorąco ją uściskał, nie mówiąc ani słowa. Po czym

background image

DINOZELLA

153

wszyscy troje zaczęli schodzić na dół, a gdy się spotkali, uści­
skom i pocałunkom nie było końca. Śmiali się i płakali jedno­
cześnie. Po drodze Noelle złamała obcas, a Jason zgubił jedną
kulę, ale nic teraz nie miało znaczenia poza tym, że nareszcie są
razem.

- Pani Dinozello, kocham panią - powiedział Matt, całując

Noelle w skroń. - I ciebie też, synu. Jesteście dla mnie najwię­
kszym skarbem, jaki mi życie dało.

- Matt, nie myśl, że jestem ideałem. Mam tysiące wad, jak

wszyscy.

- Więc nie pozwolisz, żebym cię postawił na piedestale?
- Na piedestale? - Noelle roześmiała się. - Tylko nie to.

Mam tego dość, jako pani Dinozella. Dla Jasona chcę być mamą,
a dla ciebie po prostu Noelle. Czy to przeżyjesz?

- Może, ale nie wiem jak - szepnął. Objął ją i złożył na jej

ustach długi pocałunek.

- No, nareszcie - westchnął Matt z ulgą. - Myślałem już, że

goście nigdy nie odjadą.

- A ja myślałam, że Jason wcale nie pójdzie spać.
- Wszyscy jakby szału dostali. Ale cyrk.
- Dla Jasona ten dzień był pełen cudownych wrażeń - rzekła

Noelle. - Wystąpił w programie na żywo, został zaangażowany

jako mój asystent, dowiedział się, że my się pobierzemy i że jego

zaadoptujemy, a wreszcie miarka jego szczęścia się przepełniła,
gdy się zgodziłam, aby w prezencie ślubnym nauczył mnie

jeździć konno... Wszystko jednego i tego samego dnia. Trudno

oczekiwać, żeby ktokolwiek - dorosły czy dziecko - mógł za­
snąć po takiej porcji wrażeń.

Mocno przytuliła się do Matta.

- Chyba masz rację, ale ja nie mogłem się doczekać właśnie

tego. - Obsypał ją pocałunkami, długimi i namiętnymi. - Wszy­
stko dziś było wspaniałe, ale jednak wolę cię mieć tylko dla
siebie.

background image

154

DINOZELLA

- Ja też - zdążyła szepnąć Noelle, nim Matt zamknął jej usta

kolejnym gorącym pocałunkiem.

- Szkoda, że nie robiliśmy tego wcześniej. To by nam zao­

szczędziło dużo przykrości.

- Bo ja wiem - rzekła Noelle w zadumie. - I tak mamy

szczęście, jeśli wziąć pod uwagę, jak to się wszystko gmatwało.

- Nic mogę powiedzieć, żebym był z siebie dumny.
- Robiłeś to, co uważałeś za słuszne. Ale wreszcie pozwoliłeś

Alexowi liczyć wyłącznie na własne siły. Mówił, że będzie miał
konsultacje. To dobry pomysł.

- Tak sądzę. A skoro już o nim mowa, muszę ci powiedzieć,

że któregoś dnia długo rozmawialiśmy bardzo poważnie i posta­
nowiłem przekazać mu zarządzanie całym ośrodkiem.

- A czy sobie poradzi?
- 1 on, i terapeuta uważają, że tak. Spisał się całkiem nieźle,

kiedy my z Jasonem pracowaliśmy w terenie.

Noelle miała nadzieję, że Alex naprawdę ma szansę na całko­

wity powrót do równowagi psychicznej. Ze względu na obu braci
życzyła im, aby stało się to jak najszybciej.

- Alex zawsze był lepszym gospodarzem ode mnie. Więc

teraz chętnie poświęcę cały czas pacjentom oraz pracy sppłecz-
nej. I Jasonowi. Ale przede wszystkim tobie. - Pocałował Noelle
z czułością. - Czy popierasz takie rozwiązanie?

- Całym sercem. Wiesz, ja też dużo się o sobie dowiedziałam

- szepnęła. - Tak sobie zaprzątnęłam głowę jednym marzeniem,
że zupełnie ignorowałam drugie. A ono ściśle wiąże się z tobą i
Jasonem oraz z moją miłością do was. Okazało się, że jestem
dobrą nauczycielką i to wy pomogliście mi uświadomić sobie,
że uczenie jest tym, co robię najlepiej.

- Więc dlatego rzuciłaś muzeum?
- Tak. Dostaję coraz więcej ciekawych propozycji, a w do­

datku Jasonowi pozwolono występować ze mną na stałe.

- Pani Dinozella, sława międzynarodowa! Oczywiście przy­

jmujesz te propozycje? - spytał Matt przepełniony dumą.

background image

DINOZELLA

155

- Tak. Kolorado nie jest jedynym miejscem na świecie, gdzie

można odkryć skamieniałości. Pomyśl, ile dzieci na całym świe­
cie będę mogła uczyć!

Matt komicznie zmarszczył brwi.
- Wcale nie jestem pewien, czy mi odpowiada taka liczba

rywali. Widzę, że trzeba dodać klauzulę do naszej umowy.

- Mianowicie jaką?
- Chcę otrzymać gwarancję, że będę sowicie przez ciebie

nagradzany. Najhojniej-z całej świty.

Noelle uśmiechnęła się tajemniczo.
- Może i na to przystanę.
Matt objął ją i przytulił.
- Więc przypieczętujmy naszą umowę.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Duquette Anne Marie Oni i dziecko Dinozella (Harlequin Romance (tom 249)
196 Duquette Anne Marie Kowboj i dziewczyna
0104 Duquette Anne Marie Ocalony przez miłość
044 Duquette Anne Marie Przygoda serca
Duquette Anne Marie Kobieta z gwiazda szeryfa SR089
Duquette Anne Marie Przygoda serca
Duquette Anne Marie Kobieta z gwiazdą szeryfa
Anne Marie Duquette Kobieta z gwiazdą szeryfa
Anne Marie Duquette Przygoda serca
044 Anne Marie Duquette Przygoda serca
264 Michaels Leigh Oni i dziecko Idealne rozwiazanie
286 Waverly Shannon Oni i dziecko Znowu razem
GR0520 Winston Anne Marie Wymarzony dom
0678 Winston Anne Marie Niespodziewane oświadczyny
211 Winston Anne Marie Żona potrzebna od zaraz
Winston Anne Marie Żona potrzebna od zaraz

więcej podobnych podstron