ANNE MARIE DUOUETTE
Dinozella
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Pani Noelle, zostało nam tylko pięć minut - zawołał reżyser. -
Wolę nie myśleć o tym, co będzie, jeśli nie zmieścimy się w czasie.
- Na pewno się zmieścimy! Ale wciąż nie mogę uwierzyć, że ta
audycja będzie nadawana na żywo. - Noelle Forrest westchnęła. -
Powinniśmy, tak jak dotąd, zarejestrować wszystko najpierw na
taśmie.
- Zawsze podczas tygodnia widza nadajemy jeden program na
żywo - wtrąciła charakteryzatorka, Louise. - Na pewno doskonale dasz
sobie radę, Noelle. A skoro współpracujesz z nami już od trzech lat,
wiedziałaś chyba, że prędzej czy później taki program cię czeka.
- Niby tak, ale minęły dwa sezony, a ja ani razu nie
występowałam podczas tygodnia widza.
- Twój program robi się coraz popularniejszy. Tak się spodobał
widzom, że postanowiono, abyś dzisiaj wystąpiła w audycji
nadawanej na żywo.
- Ależ, Louise, przecież Woody doskonale wie, że jeszcze nigdy
w czymś takim nie brałam udziału. Jestem paleontologiem, a nie
aktorką. Co będzie, jeśli akurat dzisiaj popełnię jakiś straszny błąd?
- Wtedy natychmiast obróć to w żart. - Louise po raz ostatni
musnęła policzki Noelle różem, popatrzyła w jej pełne niepokoju
zielone oczy i pogładziła jej krótkie, rudawe włosy. - Nie przejmuj się.
Masz młodych widzów, których łatwo pozyskasz, jeśli ich trochę
rozbawisz. Ty zresztą zawsze nawiązujesz doskonały kontakt z
dziećmi. Mogę ci powiedzieć, że moje uwielbiają twój program.
Naprawdę.
- Dziękuję. - Noelle przygryzła wargę. - Mam nadzieję, że nie
zmienią zdania, jeśli dzisiaj coś nie wypali.
- Nie martw się na zapas. Jeszcze nie było żadnej wpadki.
- Jedna minuta, pani Noelle. Proszę na miejsca!
- Połamania nóg! - rzuciła Louise i uśmiechnęła się serdecznie.
Rozległa się cicha muzyka oraz głos spikera:
- Mam zaszczyt zaprosić państwa do obejrzenia kolejnej
„Przygody z prehistorią", programu, który prowadzi doktor Noelle
Forrest, czyli nasza pani Dinozella.
Noelle przeżegnała się w duchu, zrobiła krok naprzód i znalazła
się w jarzącym świetle reflektorów. Uśmiechnęła się, gdy widzowie
zebrani na sali zaczęli głośno klaskać.
- Witam was, dziewczynki i chłopcy, i dziękuję za serdeczne
powitanie. Nazywam się Noelle Forrest, pracuję w Muzeum
Paleontologicznym stanu Kolorado. Naszym nowym telewidzom
pragnę wyjaśnić, że paleontologia to dziedzina nauki zajmująca się
badaniem najdawniejszych form życia oraz skamieniałości różnych
organizmów. Jak wszyscy zapewne wiecie, ja wybrałam...
Urwała, a dzieci natychmiast chórem dokończyły:
- Dinozaury!
- Tak. Dzisiaj zastanowimy się nad tym, dlaczego nasz rodzimy
stan Kolorado posiada takie bogactwo skamielin. Właśnie tutaj, dzięki
specyficznej budowie terenu, odkrywa się najwięcej szczątków
dinozaurów. Wszyscy powinniśmy wiedzieć, dlaczego tak się dzieje.
Współgospodarzem dzisiejszego programu będzie jedenastoletni
Jason Reilly, który jest członkiem miejscowego klubu miłośników
dinozaurów. Jason, proszę cię o zajęcie miejsca obok mnie.
Trzy kamery objęły całą salę, lecz nigdzie nie było widać dziecka
podnoszącego się z miejsca. Noelle zaniepokoiła się, że właśnie tego
dnia wybrano dziecko, które nie może przezwyciężyć tremy. A w
programie na żywo niczego nie można ukryć.
- Jasonie, czy jesteś gotów?
- Zaraz będę - usłyszała niewyraźną odpowiedź. - Muszę tylko
znaleźć plecak.
Nie mogąc nigdzie dostrzec chłopca, Noelle zaproponowała:
- Byłabym wdzięczna, gdyby kierownik klubu pomógł Jasonowi i
tym samym pokazał, gdzie jest nasz dzisiejszy gość.
Po chwili dostrzegła chłopca, który wstał i ruszył w jej stronę. Jej
nerwowe napięcie wzrosło, gdy się zorientowała, że Jason porusza się
o kulach, a na rękach i nogach ma aparaty stabilizujące. Speszyła się i
przeraziła nie na żarty. Wydawało się jej niemożliwe, żeby świadomie
dokonano takiego wyboru.
- Jasonie, uważaj na schodach! - ostrzegła.
- Och, ja stale chodzę po schodach, więc mam dużą wprawę.
- To widać.
Jason szedł z łatwością, która potwierdzała jego słowa. Noelle
zrobiło się żal biednego dziecka.
- Chce pani zobaczyć, jak wchodzę po dwa stopnie? - spytało
„biedne dziecko" głosem zdradzającym chęć popisania się.
- Nie. Jestem pewna, że robisz to doskonale, lecz wolałabym,
żebyś wchodził tylko po jednym.
Obserwowała go pełna podziwu oraz troski. Schody nie stanowiły
największej przeszkody, bardziej zdradliwa była podłoga zarzucona
grubymi kablami. Noelle bała się o bezpieczeństwo chłopca i z trudem
opanowała ogromną chęć, by nie zważając na kamery, odesłać go na
miejsce. Nie pozwalała na to jednak wyraźna pewność siebie
widoczna w każdym ruchu Jasona. Wobec tego rzuciła tylko kolejne
ostrzeżenie:
- Patrz uważnie pod nogi, bo podłoga jest zasłana kablami, przez
które trzeba przejść.
Chłopiec kiwnął głową i bez najmniejszego potknięcia dotarł na
miejsce. Noelle odetchnęła z ulgą.
- Dzień dobry, pani Dinozello. Chciałem powiedzieć, witam
panią, doktor Forrest.
Wyciągnął rękę.
- Miło mi cię powitać, Jasonie. Czy jesteś gotów i możemy od
razu zacząć pogadankę?
Na twarzy gościa odmalowało się rozczarowanie.
- Miałem nadzieję, że najpierw będzie część poznawcza.
Noelle dostrzegła wymowne spojrzenie reżysera, oznaczające, że
audycja ma przebiegać według scenariusza. Ona sama też wolała raz
ustalony zwyczaj.
- Czy widziałeś już jakiś nasz program? - spytała.
- Obejrzałem wszystkie bez wyjątku!
- No to wiesz, że zawsze najpierw jest krótki wykład.
- Wiem. - Chłopiec uśmiechnął się promiennie, lecz dodał z
uporem: - Ale myślę, że dziś możemy opuścić część teoretyczną,
ponieważ przyniosłem pani coś, co niedawno znalazłem.
- Przyniosłeś mi jakąś skamieniałość?
- Tak - z dumą oświadczył Jason. - Czy pamięta pani ten program,
w którym uczyła dzieci, jak należy szukać?
- Oczywiście.
- No więc ja coś znalazłem. I uprosiłem kierownika klubu, żeby
nas tutaj przywiózł, bo chciałem to pani pokazać. Czy naprawdę
musimy czekać aż do drugiej części programu?
Noelle z powagą wpatrywała się w swego gościa. Nie wątpiła, że
szukanie skamielin przedstawiało dla niego spore trudności. Uznała
więc, że należy docenić dzielność i wytrwałość tego wyjątkowego
dziecka.
- Nie. Nie jest to absolutnie konieczne. Przejdźmy zatem do stołu
preparatorskiego i tam mi pokażesz, co przyniosłeś.
Jason zrobił uszczęśliwioną minę, natomiast reżyser taką, jakby
mu groził atak serca. Nie ulegało wątpliwości, iż boi się o scenariusz i
o to, że straci pracę, jeśli Jasonowi coś się stanie. I to w czasie
programu na żywo! Noelle liczyła się nawet z możliwością, że tego
dnia nikt nie zadeklaruje wsparcia dla ich stacji.
Mimo takiej perspektywy nagle przestała się wahać. Nie chciała
zawieść wielkiego oczekiwania malującego się na twarzy chłopca.
Obawiała się wprawdzie, że „skarb" Jasona okaże się, w
najlepszym wypadku, stosunkowo młodą skamieniałością, lecz nawet
i wtedy mógł dostarczyć świetnej okazji, by młodym entuzjastom
paleontologii przekazać nieco wiedzy.
Kiedy znaleźli się w drugiej części studia, Noelle podsunęła
chłopcu krzesło. Sama też usiadła przy stole preparatorskim.
- A teraz, przyszły paleontologu, pokaż nam, co znalazłeś.
- Muszę najpierw wyjąć to z plecaka. - Jason upuścił kule z takim
hukiem, że operator dźwięku aż się skrzywił. - Zapewniam panią, że
gdy to znalazłem, postępowałem tak, jak nam pani kazała. Nie
próbowałem niczego oczyszczać.
Noelle zwróciła się do widzów:
- Skamieniałości mogą się okazać bardzo kruche i dlatego nie
należy samemu przystępować do ich oczyszczania. W dodatku to, co
waszym zdaniem jest grubą warstwą brudu, może zawierać bardzo
cenne informacje. Jasonie, co paleontolog powinien w takiej sytuacji
zrobić?
Chłopiec obchodził się z plecakiem znacznie delikatniej niż z
kulami. Bardzo ostrożnie położył go na stole.
- Należy dany okaz owinąć bandażem i całość pokryć warstwą
gipsu. O, tak.
Noelle wystarczył jeden rzut oka, by ocenić, że gips został
nałożony dobrze i fachowo.
- Doskonale! - pochwaliła. - Proszę wszystkich, żeby teraz
patrzyli bardzo uważnie. - Podniosła gipsową bryłę wyżej. - Taka
warstwa
zabezpiecza
skamieniałość
przed
ewentualnym
uszkodzeniem…
- Ale natychmiast trzeba skontaktować się ze specjalistą -
dopowiedział Jason, cytując z pamięci jej słowa.
- Widzę, że faktycznie pilnie oglądałeś moje programy.
- Nie opuściłem ani jednego. A to dobrze zrobiłem?
Noelle odłożyła bryłę gipsu na stół.
- Idealnie. Ciekawa jestem, czy zrobiłeś to zupełnie sam, czy też
ktoś ci pomagał.
- Wszystko zrobiłem sam. No, prawdę powiedziawszy, ja tylko
nałożyłem gips przygotowany przez kogoś innego.
- Szkoda, że trzeba zniszczyć twoją pracę, ale musimy to zrobić,
jeśli chcemy się dowiedzieć, co jest w środku. Podaj mi, proszę,
narzędzia.
W chwili, gdy przystąpiła do usuwania gipsu, zapomniała o tym,
iż audycja nadawana jest na żywo. Widzowie z zapartym tchem
czekali na ukazanie się „skamieniałości" Jasona, a ich wyraźne
napięcie i rozgorączkowanie udzieliło się i Noelle. Westchnęła,
ponieważ wiedziała, jak przykro jej będzie oznajmić, że to, co Jason
znalazł, najprawdopodobniej jest starą, pogryzioną kością.
Przez ten czas Jason w najwyższym skupieniu przeglądał leżący
na stole zestaw przyborów do pracy. Po dłuższym namyśle podał
Noelle gumowy młotek i ostre dłuto.
- Czy to się będzie nadawać? - spytał głosem, w którym nie było
cienia wątpliwości, że wybrał właściwe narzędzia.
- Na pewno.
- Niech pani nie zapomina o włożeniu okularów ochronnych.
Noelle uznała, że jej wyjątkowy gość zapewne oglądał wszystkie
audycje po kilka razy.
- Doskonale się we wszystkim orientujesz.
Jason rozpromienił się i rzucił kolegom spojrzenie pełne dumy.
Widać było wyraźnie, iż karnety wcale go nie peszą. Noelle zwróciła
się do kamerzystów:
- Proszę o zbliżenie, ponieważ zaczynam zdejmować gips. Z tej
strony - dodała, zwracając się do widzów. - Trzeba postępować bardzo
ostrożnie, aby nie uszkodzić kości. Jasonie, opowiedz nam teraz, jak
znalazłeś ten okaz.
- Chętnie.
- Tylko pamiętaj, żeby nie podawać żadnych nazwisk ani
adresów, nawet twoich rodziców - przypomniała.
- Opiekunów - uściślił chłopiec. - Bo ja nie mam rodziców.
Los rzeczywiście nie oszczędzał tego dziecka. Noelle usiłowała
jak najszybciej opanować konsternację.
- Wiesz, że bez specjalnego zezwolenia nie możemy wymieniać
żadnych nazwisk - rzuciła pospiesznie.
Chłopiec skinął głową i zaczął mówić:
- Któregoś dnia oglądałem program o tym, jak dzieci znalazły
skamieniałość. Muszę się przyznać, że mam wszystkie pani audycje.
Zresztą nagrywam wszystko o dinozaurach. Nawet kupiłem sobie
książkę „Park Jurajski", ale pani program bardziej mi się podoba.
Zawiera więcej informacji niż ten głośny film. I jest ciekawszy.
- Dziękuję ci, to wspaniały komplement.
Noelle uznała, że jest już całkowicie pod urokiem tego
niezwykłego dziecka. Uśmiechnęła się i zabrała do pracy.
- Radziła pani szukać skamieniałości w pobliżu różnych
wykopów. Albo w korytach rzek czy przy torach kolejowych.
- Zgadza się. Mów dalej.
- Na każdej przejażdżce bardzo uważnie się rozglądam.
Noelle podniosła głowę i nieśmiało spytała:
- Jeździsz na rowerze?
- Nie, to nie dla mnie. Ale jeżdżę konno, bo coś takiego zalecono
mi w ramach terapii. Odbywa się to na terenie należącym do pana
Matta.
- Tylko bez nazwisk - wtrąciła Noelle.
- Pamiętam - spokojnie odparł Jason. - No więc jechałem sobie
trasą wytyczoną wzdłuż starego łożyska potoku...
- To chyba niebezpieczne.
- Wcale nie, bo dno zawsze jest zupełnie suche. Pan Matt
przeznaczył tę trasę dla początkujących. Na dnie jest żwir, więc konie
chodzą bardzo wolno. Ja wcale nie jestem początkującym jeźdźcem,
ale chciałem się przekonać, czy tam są skamieniałości. No i udało mi
się coś wypatrzyć.
- Siedząc wysoko w siodle, zdołałeś rozpoznać, że to jest jakaś
prehistoryczna kość? - spytała zaskoczona Noelle.
-
Oczywiście.
Obejrzałem
przecież
setki
zdjęć
ze
skamieniałościami, a ta kość leżała sobie na otwartej przestrzeni.
Poprosiłem terapeutkę, żeby mi ją podała.
- A więc była z tobą terapeutka?
- No. Ona mi zawsze towarzyszy, kiedy nie jadę razem z całą
grupą. Tak na wszelki wypadek. Ale jeszcze nigdy mi się nic nie stało.
- Jason zmarszczył brwi. - Ani terapeutce, ani mnie nie udało się
odgadnąć, od jakiego dinozaura ta kość pochodzi.
W oczach Noelle pojawiły się wesołe iskierki.
- Żeby móc zidentyfikować kawałek kości dinozaura trzeba mieć
za sobą wiele lat studiów. Zdarza się nawet doświadczonym
paleontologom, że mają duże trudności przy oznaczaniu nowego
okazu. Więc nie rób sobie żadnych wyrzutów. Przecież i tak spisałeś
się doskonale.
- Czy ja wiem... - W glosie Jasona brzmiało powątpiewanie. W
domu zabezpieczyłem gips, według pani instrukcji, bo nie chciałem,
żeby się coś złego z okazem stało.
Noelle usunęła już dość dużą część gipsu i oznajmiła:
- No, proszę, już dokładnie widać całość! Jasonie, może chcesz
osobiście odsłonić to, co znalazłeś?
- O, nie. Wolę, żeby pani to zrobiła - poważnie odparł chłopiec. -
Mówiła pani, że skamieniałości są bezpieczne tylko w rękach
specjalistów. No i w rękach społeczeństwa. Prywatne kolekcje
świadczą o wielkim egoizmie, prawda?
Noelle aż się zarumieniła. Chłopiec wiernie powtórzył słowa,
które wyrażały jej głębokie przekonanie, lecz teraz zabrzmiały nazbyt
moralizatorsko.
- Masz rację. Wszystkie okazy powinny się znajdować w
muzeach, gdzie każdy może je obejrzeć i przeprowadzić studia nad
nimi. Słusznie zrobiłeś, że tę kość tu przyniosłeś.
- To dla pani. Chcę, żeby pani ją posiadała.
- Dziękuję ci, i przyjmuję ją w imieniu muzeum, w którym
pracuję - odparła Noelle. - Pod warunkiem, że to jest najprawdziwsza
skamieniałość.
Ostatnie słowa miały przygotować chłopca na czekające go
rozczarowanie. Noelle jeszcze dorzuciła:
- Przecież wszystkim wiadomo, że do muzeum nic przekazuje się
starych kości, obgryzionych przez psa.
Widzowie wybuchnęli śmiechem. Nawet Jason uznał to za
dowcip.
- Moi przybrani rodzice mają psa - powiedział, kiedy śmiech
dzieci nieco przycichł. - Ale on tej kości nie chciał.
Noelle nie mogła dłużej odwlekać decydującego momentu.
- Za chwilę zobaczymy, co mamy.
Powoli, bez pośpiechu, odwinęła bandaż, pokazywany widzom w
dużym zbliżeniu. Wszystkie dzieci wstrzymały oddech.
Noelle też przestała oddychać, gdy zobaczyła to, co się wyłoniło.
Drżącą ręką zdjęła okulary i natychmiast wzięła lupę. Wprawnym
okiem obrzuciła całą skamieniałość, a szczególnie miejsca, gdzie
zagłębienia w kości były wypełnione depozytami.
Na
poczekaniu
dokonała
błyskawicznego
przeglądu
współczesnych oraz prehistorycznych szkieletów zwierząt i porównała
je z trzymanym w ręku okazem. Poczuła zawrót głowy i zapomniała,
gdzie się znajduje.
Po chwili uświadomiła sobie, że ktoś coś do niej mówi.
- Pani doktor! Pani Forrest! Czy coś się stało? - dopytywał się
Jason.
Oderwała oczy od skamieniałości.
- Gratuluję ci, Jasonie - powiedziała przytłumionym z wrażenia
głosem. - Dokonałeś swego pierwszego odkrycia.
Widzów ogarnął szalony entuzjazm, a koledzy bohatera aż
podskakiwali z radości. Ludzie odpowiedzialni za całość i jakość
programu patrzyli z rozpaczą w oczach to na scenariusze to na Noelle,
która nie od razu zauważyła, iż reżyser daje znaki, aby zrobić przerwę.
Gdy się zorientowała, szybko zapowiedziała:
- Teraz zrobimy krótką przerwę, ale najpierw jeszcze podam, w
jaki sposób można finansowo wesprzeć działalność naszej lokalnej
stacji.
Wyłączono kamery. Noelle nabożnie położyła cenny okaz na stole
i wytarła spocone dłonie. Nie zwracała uwagi ani na reżysera, ani na
widzów.
- Podaj mi, proszę, swoje nazwisko i adres. W związku z tym
okazem znajdziesz się w wielu publikacjach naukowych.
Chłopiec na chwilę zaniemówił.
- Naprawdę? I będę mógł jeszcze wystąpić w pani programie?
- Oczywiście, możesz być tego pewien. A jak nazywa się
właściciel ośrodka? Chciałabym go poznać.
- To pan Matt Caldwell.
Rodzice mieli obowiązek zabierać dzieci zaraz po zakończeniu
każdej audycji. Tymczasem tego właśnie dnia przybrana matka Jasona
zadzwoniła z wiadomością, że nie zdąży po chłopca przyjechać.
Jasonowi zrzedła mina, gdy usłyszał, że ma wrócić z kierownikiem
klubu.
- Ale ja mam dzisiaj lekcję jazdy! Panie Jimenez, czy naprawdę
nie może mnie pan zawieźć do ośrodka?
Kierownik niestety spieszył się i nie mógł jechać okrężną drogą.
Słysząc to, Noelle zaproponowała, że ona odwiezie chłopca na lekcję.
Miała nadzieję, że skorzysta przy tym z okazji, aby porozmawiać z
panem Caldwellem o ewentualnych poszukiwaniach na terenie jego
ośrodka.
Poza tym musiała przyznać, że Jason Reilly miał w sobie coś, co
ją niezwykle ujęło. Od pierwszej chwili sama obecność tego dziecka
sprawiała jej prawdziwą przyjemność i dlatego pragnęła poznać go
bliżej.
Usłyszawszy, że Noelle odwiezie go na lekcję, Jason nie posiadał
się z radości.
- Doktor Forrest, czy pani naprawdę mnie zawiezie?
- Tak. Oczywiście pod warunkiem, że twoja matka wyrazi zgodę.
Może na miejscu będę miała okazję porozmawiać z panem
Caldwellem.
Pani Swanson początkowo miała pewne obiekcje, lecz Jason nie
chciał jednak dać za wygraną. Po kilku jego argumentach opiekunka
nareszcie wyraziła zgodę i chłopiec znalazł się w samochodzie Noelle.
- Ale byłoby fajnie, gdybyśmy znaleźli więcej skamieniałości,
prawda? - zagadnął.
- Na to, żeby coś znaleźć, potrzeba dużo czasu. Poszukiwania
niekiedy trwają całymi miesiącami, a nawet latami - zauważyła Noelle
i pomyślała, że najważniejsza w tej chwili jest kwestia, czy pan
Caldwell w ogóle pozwoli obejrzeć teren. Postanowiła, że zrobi
wszystko, aby go do tego nakłonić.
- Bardzo bym chciał pani pomagać - ciągnął Jason.
- Pomożesz mi, kochanie. Ale dzisiaj masz lekcję.
- Wolałbym razem z panią szukać kości dinozaurów.
- Obiecałam, że zawiozę cię na lekcję i muszę dotrzymać słowa
danego pani Swanson.
- Nie rozumiem, dlaczego muszę jej słuchać - buntował się
chłopiec. - Przecież pani wie, że ona nie jest moją matką.
- Wiem, ale trzeba się liczyć z jej zdaniem - łagodnie tłumaczyła
Noelle i, niespodziewanie dla samej siebie, pogładziła Jasona po
głowie. - Nie martw się, kochanie. Obiecuję, że będę cię informować
o rozwoju sytuacji.
Jason kiwnął głową, lecz przestał się odzywać.
Noelle postanowiła złagodzić jego rozczarowanie i zmieniła
temat.
- Opowiedz mi, jak doszło do tego, że jeździsz na koniu.
Chłopiec wzruszył ramionami.
- Zaproponowano tę jazdę jako element terapii.
- W ramach fizykoterapii?
- Nie. Tym zajmowano się w szpitalu. Jazda konna jest leczeniem
poprzez rekreację. Wie pani, tylko dla przyjemności. Ośrodek pana
Matta jest dla dzieci takich jak ja. Są tam specjalnie przeszkoleni
terapeuci, którzy nam pomagają.
- Czyli pan Matt jest właścicielem ośrodka, a nie terapeutą?
- Jest też głównym terapeutą. Ale są i inni.
- Inni terapeuci?
- Tak. Jest ich troje. Jedna kobieta i dwóch mężczyzn.
- A kto zajmuje się końmi? Pan Matt?
- Nie. Opieka nad końmi należy do jego młodszego brata. Pan
Alex sprawuje też nadzór nad pracownikami, a pan Matt zajmuje sic
tylko pacjentami. Ale właściwie prowadzą całość razem.
- Rozumiem. - Noelle stanęła przed skrzyżowaniem i spojrzała na
chłopca. - Czy jeszcze ktoś z nimi mieszka?
- Nie. Reszta rodziny nie żyje.
- Wszyscy umarli?
- Tak. Zginęli w jakimś wypadku.
- To bardzo przykre.
- Wybrali się gdzieś samolotem i zginęli w drodze powrotnej do
domu. - Obojętność, z jaką mówił, świadczyła o tym, że to dość
dawna historia. - Pan Matt opowiedział mi wszystko, kiedy
rozpaczałem, że moi rodzice się mną nie opiekują. Zapewniał mnie, że
on to rozumie. I myślę, że chyba naprawdę rozumiał. - Oczy Jasona
zalśniły ciepłym blaskiem. - Bardzo lubię pana Matta.
- Nie wątpię.
Zapaliło się zielone światło i Noelle ruszyła. Jadąc, zastanawiała
się, jakie mogły być powody, dla których chłopiec nie miał rodziców,
lecz na razie nie chciała o to pytać. Wolała dowiedzieć się czegoś
więcej o panu Caldwellu.
- Uważasz, że pan Matt jest dobrym człowiekiem?
- Najwspanialszym. Jest sto razy milszy niż wyznaczona mi
terapeutka.
Chłopiec westchnął ciężko.
- Czyżbyś jej nie lubił?
Jason wzruszył ramionami.
- Pewnie nie jest taka zła. Ale przez jakiś czas interesowała się
panem Mattem bardziej niż mną.
- Jest jego narzeczoną? - spytała Noelle.
- Już nie. Nie podobała się panu Alexowi.
- Zaraz, zaraz, Jasonie. Powiedz mi jeszcze raz, kto to taki ten pan
Alex?
- Brat pana Matta. Akurat teraz, dzięki Bogu, pojechał kupić nowe
konie.
Chłopiec skrzywił się, co wyraźnie oznaczało, że nie darzy obu
braci
jednakową
sympatią.
Owo
przypuszczenie
znalazło
potwierdzenie w jego następnych słowach.
- Pan Matt i pani Connie chodzili ze sobą, ale panu Alexowi się to
nie podobało. Potem często się chwalił, że to on doprowadził do
zerwania.
- Czy pan Alex naprawdę ci to mówił?
- Tak. Chociaż ja mu nie wierzę. Pan Matt powiedział, że on i
pani Connie nie pasowali do siebie, a jego brat nie miał z zerwaniem
nic wspólnego.
- Wiesz co, myślę, że to nie nasza sprawa - zreflektowała się
Noelle.
- Teraz i tak jest po wszystkim. Pan Matt i pani Connie są tylko
znajomymi i już się tyle nie całują.
- Znajomi też się przecież całują - rzekła Noelle.
Jason skrzywił się.
- Lepiej, żeby pani Connie nie zapędziła się do mnie z takimi
głupimi czułościami.
- Jestem przekonana, że ją głównie interesują twoje lekcje - rzekła
Noelle. - Na pewno jest dobrą terapeutką.
- Tak, ale nie interesuje się prehistorią. Wie pani, że musiałem ją
prawie błagać, żeby podniosła tę skamieniałość, którą wypatrzyłem na
ziemi. Nie chciała mi wierzyć, że to kawałek szkieletu dinozaura -
wyznał z pogardą w głosie. - Ale w czasie audycji wolałem o tym nie
mówić.
- Dobrze postąpiłeś. I tak wystarczyło rewelacji.
- Co się stanie z tym okazem, który znalazłem?
- Przekażę naszemu muzeum i zajmą się nim specjaliści.
- A dlaczego nie pani sama?
Noelle westchnęła. Jej sytuacja zawodowa była tematem, który
wolałaby pominąć milczeniem.
- Mój przełożony ma dla mnie jakieś inne zadania - powiedziała
tonem, który zdecydowanie położył kres rozmowie.
Miała mieszane uczucia co do tych zadań, zaś fakt, że jej kariera
zawodowa utknęła w martwym punkcie, budził niepokój. Obecny
szef, doktor Peabody, dał jasno do zrozumienia, że jej umiejętności
czysto naukowe mniej go interesują niż korzyści płynące z programu
w telewizji.
Noelle najchętniej rzuciłaby tę pracę, lecz nie mogła sobie na taki
krok pozwolić. Miejsc pracy było niewiele i paleontologowie w jej
sytuacji musieli obejmować istniejące wakaty. Noelle marzyła o tym,
by pracować w Muzeum Przyrodniczym w Denver, cieszącym się
międzynarodową sławą. Tam jednak przyjmowano wyłącznie
najlepszych paleontologów z dużym doświadczeniem i poleconych
przez znakomitości w tej dziedzinie.
Tymczasem więc była zmuszona podjąć pracę na pół etatu w
prywatnym Muzeum Paleontologicznym stanu Kolorado, które nie
cieszyło się tak wielką sławą.
Wymagano jednak, by każdy paleontolog był związany z jakimś
muzeum, więc Noelle zdecydowała się na obecną posadę, mimo iż
zarabiała zbyt mało, aby opłacić czynsz. W związku z trudną sytuacją
finansową zgłosiła się do telewizji, gdy usłyszała, że potrzebny jest
ktoś, kto mógłby prowadzić program zatytułowany: „Przygoda z
prehistorią".
Zaangażowano ją natychmiast, gdy się okazało, że umie nawiązać
doskonały kontakt z dziećmi na widowni. Nowe zajęcie przynosiło
niewątpliwe korzyści materialne, lecz miało również i minusy.
Audycje bowiem zyskały taką popularność, że macierzyste muzeum
Noelle czerpało z reklamy bezpośrednie i duże zyski.
W związku z tym stało się oczywiste, że obecne pół etatu nigdy
się nie przekształci w wymarzoną stałą posadę w pełnym wymiarze
godzin. Muzeum Paleontologiczne stanu Kolorado bez żenady
nazywało siebie „domem pani Dinozelli", mimo iż ona nie
otrzymywała z tego „domu" żadnego wsparcia.
Nie mając stałej posady w innym muzeum, niestety, nie mogła
zrezygnować z prowadzenia „Przygody z prehistorią", natomiast jej
przełożeni nie kwapili się z zaproponowaniem jej stałego
zatrudnienia, ponieważ właśnie dzięki niej muzeum miało dodatkowy
zysk.
Sytuacja była bez wyjścia i Noelle jak gdyby zawisła w próżni.
Nie była ani sławną osobistością telewizyjną, ani aktywnie
pracującym paleontologiem. Wszystko wskazywało na to, iż będzie
zmuszona opuścić dotychczasowe muzeum i poszukać pracy w innej
placówce.
Jednak w pełni zdawała sobie sprawę z tego, że żadne szacowne
muzeum nigdy poważnie nie potraktuje kandydatury osoby, która w
ubogiej telewizji lokalnej zajmuje się uczeniem paleontologii na
wesoło.
Jej szanse niewątpliwie by wzrosły, gdyby dokonała odkrycia
stulecia... Skamieniałość znaleziona przez Jasona oznaczała przewrót
w jej dotychczasowej sytuacji, lecz tylko czas - i to za zgodą Matta
Caldwella - pokaże, czy to będzie wielka szansa dla niej.
- Skręcamy na lewo, proszę pani - odezwał się Jason. - Jesteśmy
na miejscu.
ROZDZIAŁ DRUGI
Ośrodek Caldwellów.
Noelle szybko obrzuciła spojrzeniem konie, stajnie, piękne klony
oraz Góry Skaliste odcinające się na tle lekko zachmurzonego nieba.
Oto miejsce, które, jeśli tylko szczęście dopisze, przyniesie jej sławę.
- Czy mam ci pomóc wysiąść?
- Nie. Sam sobie poradzę. Bardzo dziękuję, że mnie pani
podwiozła.
- Cała przyjemność po mojej stronie.
Chłopiec założył plecak, wsunął ręce w tuleje podtrzymujące kule
i wysiadł. Stanął obok samochodu, niezdecydowany.
- Nie zgubi pani mojego telefonu, prawda? I nie zapomni
zadzwonić, jeśli znajdzie pani jakieś skamieniałości?
- Nie zgubię i nie zapomnę. Obiecuję ci.
Noelle zamknęła samochód i weszła do biura.
- Mamo, patrz, kto przyszedł! To pani Dinozella!
Rozległy się okrzyki zachwytu. Gromadka dzieci w różnym
wieku, poruszających się o kulach i na wózkach inwalidzkich,
otoczyła Noelle, która się uśmiechała, lecz stała bez ruchu. Nie chciała
potrącić żadnego dziecka, a widziała, że wszystkie chcą się do niej
zbliżyć.
Co odważniejsze dzieci zaczęły prosić:
- Czy będę mogła wystąpić w pani programie?
- Nie, najpierw ja! Proszę, bardzo panią proszę.
Dzieci zaczęły się nawzajem przekrzykiwać.
- Co się tutaj wyprawia? - rozległ się głęboki, męski głos.
Podniecone krzyki natychmiast ucichły.
- Proszę, żeby wszystkie dzieci usiadły, a te na wózkach cofnęły
się pod ścianę.
Efekt był natychmiastowy, mimo iż mężczyzna nie mówił tonem
ani głośnym, ani ostrym.
- Usiłuję opracować program dla kolejnego pacjenta, a nie słyszę
własnych myśli. Proszę o spokój.
- Dobrze, proszę pana. Przepraszamy.
Noelle przyglądała się całej scenie oczyma szeroko otwartymi ze
zdumienia. Podświadomie oczekiwała, że będzie mieć do czynienia z
niepozornie wyglądającym terapeutą, ubranym w biały kitel
przesiąknięty zapachem szpitala.
Tymczasem człowiek, który tak skutecznie uspokoił dzieci,
wyglądał jak wcielenie ideału mężczyzny, nie zaś jak ktoś zajmujący
się kalekimi pacjentami. Był wysoki, barczysty, a mimo to w jego
ruchach była spokojna elegancja.
W twarzy Matta Caldwella można było wyczytać inteligencję i
poczucie humoru. Miał ciemne oczy, silnie zarysowaną szczękę i
zaciśnięte usta wyrażające dezaprobatę.
- Przyjechała pani Dinozella. Nie poznaje pan?
- A rzeczywiście. To pani doktor Forrest. - Błysk w ciemnych
oczach świadczył o tym, że pan Caldwell ją poznał, lecz ma się na
baczności. - Pani Swanson powiadomiła mnie, że przywiezie pani
Jasona.
- Tak. Zostawiłam go z terapeutką.
- Więc już nie muszę się o niego martwić. Dziękuję, że go pani
podrzuciła. A teraz proszę mi wybaczyć, ale...
Matt odwrócił się i zamierzał odejść.
- Proszę chwilę zaczekać. Chciałabym porozmawiać z panem o
tym, co Jason znalazł na terenie pańskiej posiadłości.
- Pani wybaczy, ale nie jest to najlepsza pora, żeby przyjmować
nieprzewidzianych gości.
- Nie jestem zupełnie przypadkowym gościem, ponieważ
przywiozłam pańskiego pacjenta - zauważyła Noelle, przysięgając
sobie w duchu, że nie da się tak łatwo odprawić z kwitkiem.
Popatrzyła na puste miejsce przy biurku. - Jeśli rejestratorka wyszła
na chwilę, to gotowa jestem poczekać.
- Niestety, ona się rozchorowała. Jeszcze nie znalazłem nikogo na
całodzienne zastępstwo, a nie chcę jej obowiązkami obciążać
terapeutów. - Matt zmarszczył brwi. - Dzwoniłem już po kogoś, kto
zgodził się ją zastąpić, ale może przyjechać dopiero po lunchu.
Zmuszony więc jestem robić dwie rzeczy naraz i nie mam już czasu
dla odwiedzających.
- Przykro mi, że pańska współpracownica się rozchorowała. Może
ja zastąpiłabym ją aż do lunchu?
- Dziękuję pani, ale jakoś sobie ze wszystkim radzę i...
Odezwał się telefon.
- Przepraszam panią.
Noelle spokojnie czekała. Matt odebrał trzy telefony, a
skończywszy ostatnią rozmowę, rzucił okiem na zegarek.
- Naprawdę bardzo chętnie panu pomogę - odezwała się Noelle i
pomyślała, że gdy w grę wchodzą skamieniałości, gotowa byłaby
pracować nawet dla samego diabła.
Matt zawahał się. Znowu zadzwonił telefon.
- Jednak skorzystam z pani propozycji, doktor Forrest.
- Proszę mi mówić po imieniu. Jestem Noelle. Powiedz mi tylko,
Matt, co mam robić.
Matt popatrzył z ukosa, lecz powstrzymał się od komentarzy.
- Tu musi pani wpisywać pacjentów przed odesłaniem ich do
odpowiedniego terapeuty. Dzieciom udającym się do stajni musi
towarzyszyć ktoś dorosły, więc w wypadku, gdy rodzice tylko dziecko
podrzucą, pani musi z nim pójść albo zadzwonić do stajni. Gdy nie
będzie pani czegoś wiedzieć, proszę zapytać rodziców.
Przez następną godzinę Noelle była zajęta jak rzadko kiedy. W
paleontologii zgubny jest pośpiech, natomiast ważna dokładność, a
nawet delikatność. Teraz nagle okazało się, że wszystkie cechy, dzięki
którym Noelle była dobrym paleontologiem, sprawiały, iż jako
rejestratorka okazała się dość kiepska.
Po wyjściu ostatniej pacjentki, nagle usłyszała:
- Doskonale pani sobie radzi, choć jest trochę za oschła.
Odwróciła się i ujrzała Matta stojącego w drzwiach.
- Możliwe, ale wydaje mi się, że litość byłaby bardziej nie na
miejscu. Całe szczęście, że to już była ostatnia pacjentka zapisana na
przedpołudnie.
- Na przyszłość może się pani przydać informacja, że z nią
postąpiła pani właściwie - powiedział Matt. - Ludzi kalekich nie
powinno się traktować ulgowo, chyba że tego wymaga rodzaj ich
kalectwa. Należy postępować z nimi tak, jak z wszystkimi innymi
ludźmi.
- Jestem tego samego zdania - odparła Noelle - tylko że... -
Zawahała się. - Dlaczego nie używa pan określenia ludzie
niepełnosprawni?
- Bo oni, doktor Forrest, są kalekami, po prostu. Lecz za ich
kalectwo w dużym stopniu ponosi winę społeczeństwo. Moi pacjenci
bywają ułomni w wyniku uszkodzeń podczas porodu. Są upośledzeni,
bo rodzice ich zaniedbywali albo maltretowali. Stracili ręce lub nogi
w wypadkach spowodowanych przez pijanych kierowców. Ich
niesprawność wynika z ograniczeń współczesnej medycyny.
Matt uśmiechnął się niewesoło.
- Użyty przez panią obecnie przyjęty zwrot „ludzie
niepełnosprawni", nie określa precyzyjnie tego, jacy są moi pacjenci,
ani też tego, jak mają postępować, aby móc żyć w społeczeństwie,
które nastawione jest na ułatwianie życia najsilniejszym. Prawda,
nawet i szorstka, pomaga moim pacjentom bardziej niż wymyślne
eufemizmy.
- Dobrze, że woli pan jasne stawianie sprawy. Dzięki temu łatwiej
mi będzie przedstawić to, co mam do powiedzenia.
- Cóż to takiego?
- Wiem, że ma pan ziemię, w której znajdują się skamieniałości.
Ja zaś pragnę tego, co pan posiada.
Zapadło nieprzyjemne milczenie.
- Rozumiem, że tym, czego pani pragnie, są tylko skamieniałości -
rzekł Matt po dość długiej chwili. - Bo moja ziemia nie jest na
sprzedaż.
- Jedno jest potrzebne ze względu na drugie. Panie Caldwell,
chciałabym jak najszybciej rozpocząć poszukiwania.
- To niemożliwe!
- Nie? Tak zwyczajnie mi pan odmawia? Przecież chyba
zasługuję na lepszą odpowiedź.
- A to czemu? Czyżby dlatego, że mi pani dziś pomogła?
- To może być na początek. Wie pan, kim jestem i co robię, więc
chyba nie spodziewa się pan, że bez sprzeciwu odejdę z terenu
prawdopodobnie kryjącego wiele skamielin. Proszę jedynie o kilka
chwil pańskiego czasu.
- Doktor Forrest, widzę, że jest pani bardzo upartą kobietą. A ja
mam dużo pracy.
- Chciałabym rzucić okiem na teren ewentualnych badań.
- Na pewno nie natkniemy się na żadne stare gnaty - sarkastycznie
zauważył Matt.
- Nigdy nie wiadomo. Będę miała oczy szeroko otwarte.
- Teren jest bardzo duży i nie można obejść go na piechotę.
Szczególnie w takich butach.
- Niezależnie od tego, jakie mam buty, na pewno zauważę kość
tak dużą, jak ta znaleziona przez Jasona - odgryzła się Noelle. - Poza
tym mogłabym objechać pański ośrodek samochodem.
- O, co to, to nie! Tu są drogi tylko dla koni. A pani, jak sądzę, nie
umie jeździć wierzchem.
- Niestety, nie.
- No to będzie pani musiała dużo chodzić pieszo. Powtarzam
jeszcze raz, że tu wszystkie trasy są wyłącznie dla koni.
- Jeśli można oglądać pańską posiadłość tylko z wysokości
końskiego grzbietu, gotowa jestem nauczyć się jeździć. Ale nie sądzę,
by to naprawdę było konieczne. Siedząc na koniu, nie widziałabym
wszystkiego dokładnie i mogłabym coś przeoczyć.
Matt przyjrzał się jej spod przymkniętych powiek.
- Konie wywołują w pani strach, prawda?
- Pan celowo zmienia temat! - rzuciła Noelle z pretensją w głosie.
- A ja chcę porozmawiać o zorganizowaniu, przy współudziale
mojego muzeum, prac badawczych tutaj.
- Natomiast ja usiłuję pani wytłumaczyć, dlaczego nie może pani
tego zrobić. Proszę za mną.
Matt ujął ją pod ramię i poprowadził wąską, żwirowaną ścieżką.
Noelle zauważyła, że dotyk jego silnej dłoni zupełnie rozprasza jej
myśli. Do tego stopnia, że nie widzi, co się dookoła dzieje.
- Oto moja klasa początkujących - poinformował Matt.
- Ależ to głównie dzieci! I jak one jeżdżą!
- Sama pani widzi, że ani brak ręki czy nogi, ani aparaty
stabilizujące wcale im nie przeszkadzają.
- To niewiarygodne!
- Skądże znowu - zaoponował Matt. - Przecież to zupełnie
zrozumiałe. Niech się pani tylko nad tym zastanowi. Większość tych
dzieci przez cały czas jest przykuta do wózków inwalidzkich. A
dosiadając konia, każde z nich czuje niezwykłą swobodę. Pani też
chętnie by się uczyła, choćby tylko po to, żeby przerwać monotonię
życia.
Podeszli bliżej i oparli się o płot.
- Nawet najsprawniejsi jeźdźcy, tacy jak Jason Reilly, nie mogą
jeździć na rowerze ani bawić się na zjeżdżalni. Ale za to Jason potrafi
jeździć na koniu, czego z kolei nie umieją jego koledzy. Zupełnie więc
zrozumiałe, że chce być jak najlepszy. Niech mu się pani przyjrzy.
Siedzi na czwartym koniu, o tam.
- To rzeczywiście Jason! A jak jest zabezpieczony przed
upadkiem?
- Wprowadzamy niewielkie zmiany w uprzęży. Mój brat ma złote
ręce. Zazwyczaj udaje mu się zrobić jakieś dodatkowe oparcie dla nóg
lub dodać do uprzęży coś, co rekompensuje ograniczoną siłę mięśni.
- Jason mówił mi, że pan jest terapeutą zajmującym się rekreacją
pacjentów, a nie fizykoterapią.
- Ale gaduła z tego dziecka!
- Jak doszło do tego, że się pan zainteresował hipoterapią?
- Lubię być na świeżym powietrzu, a fizykoterapeuta musi
pracować w szpitalu. Nie wiem, czy Jason wspomniał, że mój brat był
pierwszym pacjentem, którego nauczyłem jeździć.
- Nie, nic o tym nie mówił.
- Alex miał wypadek. Znajdował się w strasznym stanie, a
niektóre zmiany w jego organizmie były nieodwracalne. Dlatego
zdecydowałem się na ten rodzaj pracy.
- Czy pacjenci tu mieszkają, czy też tylko przyjeżdżają, wtedy gdy
chcą pojeździć?
- Ani jedno, ani drugie. Znaleźliśmy rozwiązanie pośrednie. Dla
każdego pacjenta opracowuję specjalny program uwzględniający
indywidualne możliwości i liczę na to, że moje zalecenia będą
przestrzegane.
- Podobnie jak przy nauce gry na fortepianie, tak?
- O, właśnie.
Matt uśmiechnął się i tym razem uśmiech rozjaśnił mu oczy.
Zmiana w wyrazie całej twarzy była wprost zaskakująca. Właściciel
ośrodka okazał się nie tylko atrakcyjnym, ale wręcz niebezpiecznie
pociągającym mężczyzną.
- Myślę o tych dziewczynkach i chłopcach jak o zdrowych
dzieciach, które przychodzą na lekcje tylko dla przyjemności.
- Dlaczego nie ma więcej takich ośrodków?
- Odpowiedź jest prosta: pieniądze - odparł sucho. - Prywatne
towarzystwa ubezpieczeniowe nie chcą wydawać pieniędzy na, jak to
oni określają, bawienie ludzi. - Matt pogardliwie wykrzywił usta. -
Pokrywają koszta fizykoterapii, lecz większość z nich uchyla się przed
opłacaniem rekreacji jako formy leczenia.
- Wprost nie do wiary!
- A jednak to prawda. Gdyby towarzystwa ubezpieczeń
zdrowotnych dofinansowywały ośrodki podobne do mojego,
powstałyby setki w całym kraju... Ale sytuacja, niestety, jest inna i
tylko ludzie dobrze sytuowani mogą sobie pozwolić na korzystanie z
już istniejących możliwości.
Ja wprawdzie staram się przyjmować jak najwięcej osób
potrzebujących pomocy, ale to i tak tylko garstka - przyznał Matt
otwarcie. - Muszę opłacać terapeutów i dbać o konie, więc nie stać
mnie na działalność charytatywną. I w związku z tym jestem
zmuszony pobierać opłaty.
- To wielka szkoda.
- Oczywiście. Nasz kraj jest jednym z najbogatszych na świecie,
ale wciąż jeszcze nie ma nawet zarysu wszechstronnego projektu
państwowej służby zdrowia. To skandal, że ludzie muszą tak dużo
płacić za leczenie. A najgorsze jest to, że im więcej ktoś ma kłopotów
ze zdrowiem, tym trudniej znaleźć towarzystwo ubezpieczeniowe
skłonne wystawić mu polisę.
To błędne koło. Ludzie, którym pomoc jest naprawdę potrzebna,
jak choćby te dzieci, mają najmniej szans na to, aby znaleźć
odpowiednie ubezpieczenie. I jeśli rodzice nie są bogaci, dzieci nie
mają szans na poprawę losu.
- To niesprawiedliwe.
- Racja. Dlatego też zaangażowałem się dość mocno w
działalność grupy walczącej o system państwowej służby zdrowia. W
Kongresie wiele już mówiono o ustawodawstwie, ale na tym się
skończyło.
- Nie miałam pojęcia...
- Większość obywateli nie ma pojęcia. I główny kłopot na tym
polega. A jak już o problemach mowa, nie przedyskutowaliśmy do
końca tego, z którym pani do mnie przyjechała. Wiem, po co pani
przyjechała i czego pani chce. Ale podjąłem już decyzję i nie zgadzam
się na to, żeby pani prowadziła poszukiwania na terenie mojego
ośrodka.
- Dlaczego?
- Bo ściągnie mi tu pani buldożery i koparki, a wtedy
bezpieczeństwo moich pacjentów rozwieje się jak dym.
ROZDZIAŁ TRZECI
Noelle nie wierzyła własnym uszom.
- Buldożery i koparki! - zawołała. - Po pierwsze, panie Caldwell,
paleontolog bardzo rzadko korzysta z pomocy takich ciężkich machin.
Naszymi zwykłymi narzędziami są kilofy oraz szufle. I bardzo się pan
myli, jeśli sądzi, że dążąc do odkrycia znajdujących się tu złóż
skamieniałości, mogłabym tratować niewinne dzieci.
Jej wybuch przeszedł bez najmniejszego wrażenia.
- A może nie? - spytał Matt spokojnie.
- Otóż właśnie, że nie. - Noelle ze złości aż poczerwieniała, lecz
usiłowała opanować wzburzenie. - Widzę, że właśnie pan jest równie
delikatny jak buldożer.
- Mam ku temu bardzo istotne powody. Proszę za mną - rzucił
tonem nie znoszącym sprzeciwu.
Podeszli do boksu. Matt pogłaskał aksamitny pysk konia.
- Widzi pani te zwierzęta? Zostały specjalnie wytresowane dla
moich pacjentów. Są łagodne i niezawodne, bo nie płoszą się zbyt
łatwo. A co najważniejsze, mają ściśle uregulowany tryb życia. Te
same trasy, te same godziny, ten sam krok.
- To dość nudny żywot - stwierdziła.
- Być może. Ale wierzchowce, które wiedzą, czego się od nich
chce, są bezpieczne. Można być pewnym, że nie zrzucą
niedoświadczonego jeźdźca z protezą lub aparatem stabilizującym.
Moje zwierzęta są jak stare konie pociągowe. Zapamiętały ustaloną
kolejność czynności i nic ich nie wytrąca z równowagi. No, prawie
nic.
- Panie Caldwell, co pan chce przez to powiedzieć? Że ja zakłócę
cały porządek w pańskim ośrodku?
- Właśnie to, pani Dinozello.
Jej pseudonim zabrzmiał niby wyzwanie poprzedzające przykrą
wiadomość. Noelle odniosła wrażenie, że pani Dinozella zaraz usłyszy
coś niemiłego. Nie pomyliła się.
- Zacznie pani rozkopywać ziemię, co oczywiście pociąga za sobą
zmiany, a na wprowadzanie zmian nas nie stać. Moje konie są
wyjątkowo spokojne, bo nie dzieje się tu nic nieoczekiwanego.
Matt odwrócił się i spojrzał Noelle prosto w oczy.
- Jestem przekonany, że ma pani dobre intencje. Sam
wychowałem się w Kolorado i wiem, jak cenne są prehistoryczne
kości. Ale, niestety, dla mnie nie są tak ważne jak moi pacjenci.
- A nie przyszło panu do głowy, że ja też mogę być tego samego
zdania?
- Trudno mi powiedzieć, bo nie znam pani. Powtarzam, że nie
chcę narażać się na jakiekolwiek ryzyko mogące zagrozić mojemu
ośrodkowi. Nie zrobię tego. Dla nikogo.
- Jak mogę panu udowodnić, że jeśli o mnie chodzi, nie naraża się
pan na żadne ryzyko?
- Wcale nie może pani.
Odpowiedź była brutalnie szczera, lecz Noelle nie dawała za
wygraną.
- A ja sądzę jednak, że mogę udowodnić.
- Doktor Forrest, bardzo panią proszę, skończmy tę rozmowę.
Mam za mało ludzi, a zmarnowałem tyle cennego czasu.
- Zrozumiałam aluzję, panie Caldwell. Chce pan, żebym
odjechała, prawda?
- Przykro mi, że nie spełnię pani prośby, ale musi pani zrozumieć
moją sytuację.
Noelle nagle przyszedł do głowy doskonały pomysł.
- Rozumiem, ale pozwoli pan, że przedstawię i swoją.
- Słucham.
- Mam bardzo szerokie znajomości. Jestem znana nie tylko w
telewizji, ale również i szerszej publiczności, a to ważniejsze. Teraz
mamy tydzień widza. Nie zgadnie pan z iloma potencjalnymi
dobroczyńcami mam kontakt. Pieniądze, którymi oni dysponują...
Nasz program mógłby się znacznie przyczynić do poprawy
sytuacji pańskiego ośrodka. Czy nie przyszło to panu do głowy?
Radzę pomyśleć o tych wszystkich dzieciach nie mających
ubezpieczenia, którym pan chciałby pomóc. A ja, panie Caldwell,
bardzo chętnie panu pomogę.
- Za jaką cenę? - wycedził Matt przez zaciśnięte zęby.
- Za cenę kompromisu.
Pogardliwie zmrużył oczy.
- Wykorzysta pani moich pacjentów, niewinne dzieci, żeby
osiągnąć własne cele.
- Niech mi pan nie wytyka mojej kariery zawodowej. Oboje
zawdzięczamy nasze pensje dzieciom. Interes to interes. Założę się, że
pan, jak i ja, przyjmuje czeki. A może się mylę?
Wściekłość malująca się na twarzy Matta wyraźnie świadczyła o
tym, że się nie myliła.
- Tak właśnie sądziłam. A propos dzieci, panie Caldwell, jak pan
wytłumaczy swoje postępowanie wobec Jasona?
- O czym pani mówi?
- Jason to nie tylko czarujący chłopiec. On jest bardziej dojrzały
oraz intelektualnie rozwinięty niż inne dzieci w jego wieku. Wiedza
paleontologiczna, jaką opanował, wprost mi imponuje, a mnie trudno
zaimponować. Nie sądzę, żeby pan chciał pozbawić go - jak zresztą i
pozostałe dzieci zainteresowane „Przygodą z prehistorią" -
możliwości dowiedzenia się z pierwszej ręki o tym, jak się prowadzi
poszukiwania skamieniałości.
- Tu nie chodzi o dzieci.
- Może ma pan rację. - Noelle uważnie popatrzyła na stojącego
obok mężczyznę. - Możliwe, że nie chodzi o dzieci. Bo liczy się tylko
pańskie konto. Osoba wpływowa proponuje panu, że postara się o
liczne darowizny, a pan na dobrą sprawę wyrzuca ją z ośrodka. Nie
ma pan dobrej głowy do interesów, prawda?
Teraz rozumiem, dlaczego nie może pan przyjąć więcej
pacjentów, którym potrzebna jest pomoc. Interesuje się pan wyłącznie
uczeniem bogatych dzieci. No bo działalność charytatywna nie
przynosi zysku. Czy tak?
Zapadła cisza, którą przerwał Matt, rzucając gniewnie:
- Doktor Forrest, gdyby nie była pani kobietą, rozprawiłbym się z
panią tu na miejscu.
- Może byłabym wtedy zmuszona odpłacić panu z nawiązką.
Niech pan nie szafuje zniewagami, gdy ktoś wysuwa przyzwoitą
propozycję. Czy ja według pana jestem jakimś potworem opętanym na
punkcie skamieniałości?
Odwróciła się na pięcie i odchodząc, rzuciła:
- Niech pan się nie fatyguje i nie odprowadza mnie do
samochodu. A jeśli zmieni pan zdanie, proszę zadzwonić do studia.
Numer znajduje się w książce telefonicznej.
- Niech pani na to nie liczy!
Noelle była tak oburzona, że prawie nie uważała, jak jedzie.
Posądzono ją, że mogłaby bezmyślnie zniszczyć to, co ten człowiek
robił dla dzieci! Długo nie mogła się uspokoić. Potem jednak
uświadomiła sobie, że przedstawiła propozycję nie do odrzucenia i
Matt Caldwell prędzej czy później zmieni zdanie.
Zanim dojechała do domu, była już najzupełniej opanowana.
Nawet zdobyła się na to, by rozpatrzyć całą sprawę z punktu widzenia
Matta i postawić się na jego miejscu. Zrozumiała, że poczuł się
zagrożony, lecz jednocześnie nabrała przekonania, iż w końcu weźmie
pod uwagę dobro pacjentów.
Była przekonana, że poznała właściciela ośrodka dopiero z jednej,
i to niekoniecznie najlepszej, strony, a to za mało. Postanowiła
uzbroić się w cierpliwość, co zresztą robiła przez całe życie. Uznała,
że i tym razem musi spokojnie czekać na rozwój wypadków.
Zasiadła przy biurku, pobieżnie rzuciła okiem na korespondencję i
włączyła automatyczną sekretarkę. Najpierw odezwała się siostra,
Molly. Potem była wiadomość, że następnego dnia, punktualnie o
dziewiątej, zacznie się kolejny program na żywo.
Po tym Noelle usłyszała słowa:
- Czy pani doktor Forrest? Tu mówi Matt Caldwell.
Noelle ogarnęło zdumienie. Miała zastrzeżony telefon i niewiele
osób znało jej prywatny numer.
- Chciałbym się z panią spotkać.
Coraz żywiej biło jej serce.
- Ja też pragnę spotkania z panem - powiedziała na głos. - I to z
kilku powodów.
- Podam mój telefon domowy, żeby mogła pani zadzwonić. Mam
nadzieję, że się pani odezwie. Do usłyszenia.
Na twarzy Noelle rozlał się szeroki uśmiech. Pan Caldwell prędko
zmienił zdanie! Gotowa była założyć się o najcenniejszy skarb, że
jednak postanowił skorzystać z jej pośrednictwa. Okazało się, że
wszechmocny pieniądz może wszystko.
Lecz Mattowi chodziło o dobrą sprawę. Noelle wiedziała, że
zapewne postąpiłaby tak samo w podobnej sytuacji. Mimo to przykro
jej było, że zainteresował się nią dopiero wtedy, gdy uświadomił sobie
finansową wartość znajomości. Wprawdzie nie szukała okazji do
nawiązania romansu, lecz świadomość zupełnego braku aprobaty dla
jej kobiecości była niezwykle przykra.
Takie postępowanie wydało się jej nieco... obraźliwe.
W pierwszej chwili chciała zadzwonić natychmiast i nawet
wyciągnęła rękę po słuchawkę, ale przypomniała sobie wzgardliwe
spojrzenie Matta, jego gniew, przede wszystkim zaś insynuacje, które
sprawiły jej tak dużą przykrość. Dumnie uniosła głowę i postanowiła,
że każe panu Caldwellowi nieco poczekać.
Dowiedzie mu, że doktor Noelle Forrest nie jest pionkiem, który
można dowolnie ustawiać. Wobec tego włączyła komputer i zaczęła
przeglądać nazwiska najważniejszych potencjalnych sponsorów.
Znała ludzi, którzy chętnie wyasygnują większe sumy na wsparcie
czegoś takiego jak ośrodek dla niepełnosprawnych. Bez trudu mogła
zacząć układać listę.
Odsunęła od siebie niemiłą myśl, że Matt Caldwell nie interesuje
się nią jako kobietą. Wiedziała, że jakoś to przeboleje i poświęci się
odkrywaniu skamieniałości. Przyznała jednak w duchu, że
najciekawszym, chociaż bynajmniej nie prehistorycznym, okazem jest
właściciel ośrodka, wzbudzający jej nazbyt duże zainteresowanie.
- Jak mam zrobić idealny makijaż, kiedy ty się bez przerwy
krzywisz? - powiedziała Louise z wymówką.
- Przepraszam.
- Jeśli będziesz miała taką minę podczas audycji, to wystraszysz
wszystkie dzieci. Nie widziałam cię w takim nastroju od czasu, gdy
zerwałaś z pewnym dżentelmenem.
- Wcale nie był dżentelmenem i dlatego z nim zerwałam. - Noelle
uśmiechnęła się rozbawiona. - Ale i tym razem pewien mężczyzna
popsuł mi humor.
- To bardzo dobra wiadomość. W twoim wieku...
- Trzydzieści jeden lat to jeszcze nie jest starość.
- Ale nie można czekać na męża całe życie.
- Jakbym słyszała moją matkę - mruknęła Noelle. - A jeśli chodzi
o obecnego mężczyznę, chcę tylko załatwić z nim pewną sprawę
służbową. Nie byłam na randce.
- Ale chętnie byś poszła, co?
- Byłoby to dość trudne, bo on interesuje się wyłącznie
kontaktami, jakie mam z bogatymi ludźmi. I niczym więcej.
Wsunęła rękę do kieszeni i dotknęła koperty. Spojrzawszy w
lustro, dostrzegła wzrok Louise i zrozumiała, że się zdradziła. Wydało
się, iż nieznany mężczyzna bardzo ją interesuje.
- Wiesz co, Louise? Gdybyś nie była tak dobra w swoim fachu,
znalazłabym sobie kogoś innego, kto by mi robił makijaż.
- I tak nie miałabyś żadnych szans. Przecież ta stacja to ja. Poza
tym jesteś zbyt miła, żeby mi zrobić taki numer.
- Powiedzmy. Szkoda, że w dzisiejszych czasach mężczyźni nie
lubią miłych kobiet. Zapytaj o to moje byłe sympatie.
- Dobrze pani wie, jaka jest odpowiedź na to pytanie.
Matt wyciągnął rękę, lecz Noelle natychmiast schowała kopertę
do kieszeni.
- Nie jestem taka pewna, panie Caldwell. Musimy jeszcze raz
poważnie porozmawiać.
- Nie mogę czekać tu cały dzień. Muszę wracać do pacjentów -
niecierpliwie rzucił Matt.
- Wobec tego radzę panu zadzwonić do studia i umówić się na
spotkanie, gdy ja będę miała czas - odparowała Noelle.
- Doktor Forrest! Zaczynamy za dwadzieścia sekund!
Odchodząc, Noelle nie mogła się powstrzymać, by nie rzucić
przez ramię:
- Jak pan widzi, nie jest pan jedynym człowiekiem tak zajętym, że
nie może rozmawiać z przypadkowymi petentami. Wybaczy pan, ale
wzywają mnie obowiązki.
Matt sprawiał wrażenie, jakby chciał wybuchnąć.
- Witam was, dziewczynki i chłopcy. Rozpoczynamy drugą część
audycji „Przygoda z prehistorią". Przed przerwą omawialiśmy
geograficzne położenie stanu Kolorado. Nasz stan jest naprawdę
wyjątkowy. To właśnie u nas odkryto bardzo wiele dinozaurów.
Zawdzięczamy to temu, że właśnie tutaj rozciąga się pasmo Gór
Skalistych, które powstało w czasach prehistorycznych. Bywają
nowsze, stosunkowo młode pasma, lecz nasze jest bardzo stare.
Dawno, dawno temu dinozaury przemierzały nasz stan w okolicy
Pike's Peak i Red Rocks.
Noelle spojrzała na gościa w ostatnim rzędzie i udając, że
poprawia blezer, położyła dłoń na wewnętrznej kieszonce. Gniew
widoczny na twarzy Matta świadczył o tym, że ona jednak trzyma go
w szachu.
Popatrzyła na swych młodych widzów i rzuciła żart. Dzieci
wybuchnęły śmiechem, a Noelle przez ułamek sekundy zastanawiała
się, czy warto rezygnować z pracy dającej tyle satysfakcji.
Postanowiła jednak myśleć rozsądnie. Dzieci miały swoje domy i
rodziców, ona zaś była dla nich jedynie rozrywką. Być może jej
program stanowił takie samo urozmaicenie jak film animowany lub
komiks. Wmawiała sobie, że w trakcie prac badawczych jej osoba
będzie znaczyć dużo więcej.
Uznała, że nie powinna tak uczuciowo traktować ewentualnych
przyszłych paleontologów. Dzieci wprawdzie darzyły ją wielką
sympatią, lecz nie była im potrzebna do szczęścia. I wcale nie było
wskazane, żeby ona sama zbyt mocno utożsamiała się z rolą lub
zanadto przywiązywała do dzieci z różnych szkół i klubów.
Zwróciła się do towarzyszącej dziewczynki i w jej oczach
dostrzegła uwielbienie. W tym momencie poczuła wyrzuty sumienia i
spojrzała na widownię. Jason znowu entuzjastycznie pomachał ręką.
Noelle ogarnęło jakieś dziwnie smutne uczucie, lecz nie chciała
mu się poddać. Nie chciała nawet się do niego przyznać. Postanowiła,
że nie ulegnie emocjom. Od trzech lat pozostawała w tyle za
mężczyznami, którzy awansowali, nie posiadając ani jej kwalifikacji,
ani wiedzy czy doświadczenia.
Wiedziała, że jeśli teraz nie zatroszczy się o swą karierę, to już do
końca życia będzie zmuszona prowadzić program „Przygoda z
prehistorią". Wyprostowała się dumnie, spojrzała Mattowi prosto w
oczy i spokojnie poprowadziła wykład.
Również i budowa geologiczna naszego całego stanu ułatwia
odkrywanie skamieniałości. Sytuacja Kolorado jest tak korzystna
dzięki temu, że tutaj znajduje się formacja Morrisona. Jest to warstwa
skalna obfitująca w kości dinozaurów. Większość znalezionych
okazów pochodzi z tej warstwy. Złoża tworzące formację Morrisona
powstały w epoce jurajskiej. Kto wie, ile lat temu to było?
- Sto sześćdziesiąt milionów!
Głos Jasona wybijał się ponad wszystkimi innymi.
- Prawidłowo.
Matt wstał i skierował się do wyjścia. Noelle wpadła w panikę,
wystraszona, że przejrzał jej grę z kopertą. Przeraziła się, że i całe jej
wystąpienie też uznał za niepoważne.
- Teraz przejdziemy do mapy i pokażemy wam, gdzie ostatnio
znaleziono nowe okazy.
Dziewczynka wstała i podeszła do mapy.
- Ostatnio dokonano ważnych odkryć w Grand Junction - podjęła
wykład Noelle.
Po zakończeniu audycji rozległy się oklaski, a mała asystentka
uściskała panią Dinozellę. Noelle odetchnęła z ulgą i pragnęła jedynie
tego, by jak najszybciej odnaleźć Matta. Niestety, czekało ją jeszcze
rozdawanie autografów i rozmowy z rodzicami.
W końcu jednak wszyscy wyszli. Pozostał tylko Jason, który z
wielkim entuzjazmem przedstawił panią Dinozellę swej przybranej
matce.
- Dzień dobry, pani Swanson. Miło mi panią poznać.
- Jason wiele o pani opowiadał - rzekła pani Swanson. - On panią
po prostu uwielbia. Nie do wiary, ile się od pani nauczył. Może mamy
w nim początkującego paleontologa?
Jason rozpromienił się i zasypał Noelle pytaniami. Zaspokojenie
jego ciekawości trwało dobre pół godziny. Zupełnie straciła nadzieję,
że Matt jest jeszcze na terenie studia. Poszła zmyć makijaż i się
przebrać.
- Ale sukces! - krzyknęła Louise. - Woody jest bardzo
zadowolony z tego, że otrzymujesz tyle zgłoszeń od widzów.
Noelle skrzywiła się. Popularność wcale nie ułatwiała życia.
- Oj, byłabym zapomniała! - dorzuciła Louise. - Dokąd się tak
spieszysz? Na dole jeszcze ktoś na ciebie czeka.
- Kto taki? - Noelle żywiej zabiło serce.
- Jakiś Matt Caldwell.
- Dziękuję za wiadomość. Do widzenia.
Wsiadła do windy i zmusiła się do zachowania spokoju.
- Czy pan na kogoś czeka, panie Caldwell?
- Wie pani aż nadto dobrze, że czekam... I dlaczego.
- Skąd miałam wiedzieć? Przecież wyszedł pan przed końcem
audycji - rzuciła Noelle i natychmiast chętnie ugryzłaby się w język.
Matt gotów pomyśleć, że ją osobiście obraził. - Jason na pewno
chętnie by z panem porozmawiał - dodała.
- Już rozmawiałem z nim i z jego opiekunką. A teraz chętnie bym
porozmawiał z panią. W cztery oczy.
- Może mnie pan odprowadzić do garażu.
Noelle wiedziała, że nadszedł czas, aby przystąpić do omawiania
warunków współpracy. Matt najwidoczniej był tego samego zdania.
- Czy już moglibyśmy sfinalizować naszą transakcję? - zapytał
ponuro.
Noelle uśmiechnęła się.
- Co panią tak śmieszy, doktor Forrest?
- Sytuacja jest dość komiczna, chyba pan przyzna. Stoimy w
ciemnym garażu i tutaj chcemy ubić interes. Przypomina to bardzo
oklepaną scenę z kiepskich filmów, prawda?
- Czy zamiast tego wolałaby pani siedzieć przy elegancko
nakrytym stole i przy blasku świec słuchać muzyki?
W słowach Matta brzmiał niedwuznaczny sarkazm. Noelle
spoważniała, gdyż uświadomiła sobie, że istotnie tak właśnie
pragnęłaby spędzić wieczór w towarzystwie tego mężczyzny, który
pociągał ją jak nikt inny.
- Proponuję taki układ: pani da mi listę z nazwiskami, a ja
udostępnię pani cały teren na tydzień.
- Jeden tydzień? Pan sobie żartuje! - wybuchnęła Noelle. -
Przecież to tak, jakby mi pan zaproponował jedną sekundę! Co,
pańskim zdaniem, mogę zdziałać w ciągu kilku dni?
- Tyle, ile się zwykle robi. Oznaczy pani teren. Rozkopie ziemię.
Porobi zdjęcia. Wszystko, co trzeba. - Matt skrzyżował ręce na
piersiach. Jeden tydzień. Postanowiłem zaproponować pani tylko tyle.
- Więc nie mamy o czym dyskutować. Według mnie pańska
propozycja jest... jest nie do przyjęcia. Wybaczy pan, ale
niepotrzebnie tracę przez pana czas.
Wsiadła do samochodu, ale nie zdążyła zamknąć drzwi, gdy
usłyszała:
- Jeśli pani naprawdę chce szukać skamieniałości u mnie, radzę
się dobrze zastanowić.
- Nawet nie warto niczego zaczynać. Nie mogę prowadzić
żadnych poszukiwań. Jeden tydzień! - Włożyła kluczyk do stacyjki. -
Proszę się odsunąć.
Matt wyszarpnął kluczyk. Noelle siedziała bez ruchu.
- Niech pan tę swoją taktykę silnej ręki zostawi dla koni -
wycedziła zimno. - Mnie to nie imponuje.
- Jeden tydzień - powtórzył Matt.
- Przykro mi, ale nic z tego. Proszę mi oddać kluczyki.
- Jeden tydzień. Pozwolę pani przebywać na terenie ośrodka od
rana do wieczora.
Noelle spojrzała mu prosto w oczy.
- Słucham dalej.
- Zostawię pani całkowitą swobodę w ciągu dnia.
- A po odejściu pacjentów?
- Zupełna swoboda również po lekcjach.
- Nie.
- Nie?
- Jeden tydzień to za mało. Potrzebne mi przynajmniej dwa.
- Półtora. - Zmarszczył brwi.
- Albo dwa, albo do widzenia.
Na twarzy Matta pojawił się niebezpieczny uśmiech, który nie
wróżył niczego dobrego.
- Dwa tygodnie, ale zajmie się pani wszystkimi sponsorami,
napisze niezbędne listy i załatwi wszystkie telefony.
- Ależ to diabelnie dużo pracy! Czy pan mi pomoże?
Matt uśmiechnął się jeszcze bardziej podstępnie. Przypominał
legendarnego wilkołaka, szczerzącego zęby do ofiary.
- Skądże! Ja będę sobie siedział z założonymi rękami i czekał na
strumień pieniędzy, który chyba zaraz popłynie.
Noelle zaklęła w duchu, lecz nie dawała za wygraną.
- Dwa tygodnie, ale muszę mieć asystenta.
- Żeby pomagał upchnąć pracę papierkową?
- Nie. Żeby mi pomagał w terenie.
- Wykluczone.
- Wykluczone?
- Tak. Absolutnie. Zabrnęliśmy w ślepą uliczkę. Szkoda sobie
strzępić język.
- Chciałabym jednak wiedzieć, dlaczego nie mogę mieć
pomocnika. Przecież to bardzo rozsądna prośba.
- Dlaczego nie chcę się zgodzić? Bo i tak jedna osoba, która
będzie się kręcić i przeszkadzać koniom oraz pacjentom, jest
dostatecznie wielkim złem.
Noelle prychnęła oburzona.
- Chyba nie liczy pan na to, że bez pomocy załatwię wszystko ze
sponsorami i w dodatku znajdę odpowiednie miejsce, gdzie
ewentualnie mogą się znajdować skamieniałości.
- Jakoś musi pani sobie radzić - padła irytująca odpowiedź. - Bo ja
nie zmienię zdania w tej materii. I jeszcze jedno. Dzięki pani audycji
odkrycie Jasona nie stanowi żadnej tajemnicy, ale na szczęście nikt
jeszcze nie skojarzył go z moim ośrodkiem.
Chcę, żeby tak było nadal. Nie życzę sobie, żeby zleciały się do
mnie chmary paleontologów i dziennikarzy. Jeśli pani cokolwiek
znajdzie - podkreślam słowo „jeśli" - nie wolno pani nikomu pisnąć
ani słówka bez mojego zezwolenia. Jeżeli jednak będzie jakiś
przeciek...
- Pan będzie wiedział, że to moja sprawka - dopowiedziała.
- Widzę, że się rozumiemy.
- Niezupełnie. Jeżeli nie wolno mi zawiadomić prasy, będę
zmuszona zatrzymać to, co znajdę. Właśnie, zatrzymać - powtórzyła z
naciskiem, jakby odpowiadając na pytanie, które wyczytała w twarzy
Matta. - A zatem rozumiem, że mogę zabierać wszelkie okazy z
pańskiej posiadłości bez dodatkowego zezwolenia, tak? I staną się one
moją prywatną własnością?
- Pani własnością? Nie muzeum?
- Dobrze mnie pan zrozumiał. Powiedział pan, że chce wszystko
załatwiać tylko ze mną. Wtedy ja odpowiadam za siebie i biorę za
wszystko odpowiedzialność. Natomiast w innym wypadku nie ręczę
za to, że pracownicy muzeum zachowają milczenie. Zapewniam pana,
że jeśli ja zostanę właścicielką tego, co znajdę, nie będzie problemu z
dochowaniem tajemnicy.
Dostrzegła zdumienie w oczach Matta. Był to wyraz twarzy
człowieka, który nagle zrozumiał, że nie ma do czynienia ze
ślicznotką o ptasim móżdżku.
- Wyjaśnijmy ten aspekt do końca - rzekła.
- Znalezione u mnie skamieliny będą pani własnością i może je
pani sprzedać albo porąbać na kawałki.
- Albo nakłonić inną placówkę, cieszącą się uznaniem na całym
świecie, żeby mnie przyjęła do pracy.
- Na przykład Muzeum Przyrodnicze w Denver?
- Teraz rzeczywiście się rozumiemy - oświadczyła Noelle.
- Czyli, jak to się mówi, ma to być oferta kompleksowa?
- Otóż to. Chcę otrzymać od pana pisemną gwarancję, że
przysługuje mi prawo własności do skamielin. To cena, jaką pan
zapłaci za to, że zajmę się sponsorami oraz zachowam milczenie przez
dwa tygodnie poszukiwań.
- Nie zgadzam się. Żądam zachowania tajemnicy do chwili, gdy ja
panią zwolnię z danego mi słowa.
- Czyli jak długo?
- Możliwe, że aż do przyszłego lata. Nic mnie nie obchodzi, czy
znajdzie pani całe fury skamielin i urządzi największą na świecie
aukcję prehistorycznych kości. Ale nie chcę, żeby ktokolwiek
wiedział, skąd one pochodzą. Nie chcę, żeby wokół moich pacjentów
zrobił się cyrk. Muszę mieć czas, żeby ocenić całą sytuację.
- Hmmm. Dostaję skamieniałości, ale bez pańskiego zezwolenia
nie mogę zdradzić, gdzie je odkryłam. - Teraz Noelle skrzyżowała
ręce na piersiach. - Może jakoś to przeżyję, jeśli pan się zgodzi na
jeszcze jeden warunek.
- Doktor Forrest, niech pani nie igra ze szczęściem.
- Panie Caldwell, szczęście nie ma tu nic do rzeczy. Musi mnie
pan wysłuchać do końca. Mam jeszcze jeden warunek.
- Jaki? - Głos Matta był twardy jak prehistoryczny granit.
- Jason Reilly zostanie dopuszczony do naszej tajemnicy.
Widać było wyraźnie, że Matt czegoś takiego zupełnie się nie
spodziewał.
- Jason Reilly? - powtórzył.
- Owszem. On i tak już wie, skąd jego okaz pochodzi.
- Naprawdę chce pani, żeby Jason pomagał? - spytał Matt z
niedowierzaniem.
- To wyjątkowe dziecko. Jest niebywale bystry i pełen
entuzjazmu. Byłby pociechą dla każdego paleontologa, a dla mnie
będzie wymarzonym asystentem. Chcę, żeby ze mną pracował.
Na twarzy Matta pojawił się jakiś nieodgadniony wyraz.
- A co pani zrobi, jeśli powiem, że nasza umowa odpowiada mi w
obecnej formie, bez Jasona?
- Ale... ja mu już obiecałam, że będzie ze mną współpracował.
Przecież to on znalazł pierwszą kość.
- Dzieci mówią stanowczo za dużo. Nie potrafią dochować
tajemnicy. Nie chcę, żeby Jason wygadał się przed kolegami, jeżeli
pani znajdzie następne skamieniałości.
- Na pewno się nie wygada, jeśli mu wyjaśnię, o co chodzi.
Jestem pewna, że wszystko doskonale zrozumie.
- Przykro mi, ale powiedziałem już, że bez pomocników.
- Ale ja mu już obiecałam!
Matt wzruszył ramionami.
- Jason jest tylko dzieckiem i jakoś to przeżyje. No więc jak?
Zawieramy umowę, czy nie zawieramy?
- Nie - rzekła cicho.
- Szkoda. - Matt rzucił kluczyki. - To koniec naszych pertraktacji.
Noelle ogarnęło przygnębienie.
- Gdyby pan zmienił zdanie, wie pan, gdzie mnie szukać. Ale
muszę panu powiedzieć, że w stosunku do Jasona zachowuje się pan
podle. Dobrze, że nie ma pan własnych dzieci, bo nie zasługuje, żeby
mieć choć jedno.
- Chwileczkę.
- Mam już dość. Odjeżdżam - rzekła Noelle i usiłowała zamknąć
drzwi, ale Matt mocno trzymał z drugiej strony.
- Zmieniłem zdanie.
- Że co?
- Zmieniłem zdanie, bo się okazało, że dobro dzieci jednak jest
dla pani ważne.
Noelle na moment zaniemówiła, po czym wybuchnęła:
- Czyli, że pan z premedytacją chciał mnie doprowadzić do tego,
żebym złamała dane słowo!
- Zgadza się - przyznał Matt. - Niech to pani potraktuje jako
sprawdzian charakteru. Pani Dinozella dostała stopień celujący.
Okazuje się, że pani sympatia dla dzieci nie jest udawana.
Miała ogromną ochotę wymierzyć Mattowi siarczysty policzek.
Opanowała się najwyższym wysiłkiem woli.
- Czy ten sprawdzian sprawił panu dużą przyjemność?
- Wcale nie. Ale Jason jest moim ulubieńcem. A ze względu na
wszystkie dzieci musiałem sprawdzić, czy jest pani taką bezwzględną
karierowiczką, za jaką chce uchodzić.
- Jestem najbezwzględniejszą karierowiczką pod słońcem. Ale to
nie znaczy, że zapominam, co obiecuję moim przyjaciołom, choćby i
najmłodszym.
- Przekonałem się o tym.
- Niech się pan wypcha. I co, powie pan o tym całemu światu?
- Nie. Chciałem się przekonać dla samego siebie.
W oczach Matta pojawił się niechętny, jakby wymuszony podziw,
a Noelle uznała, że nareszcie została potraktowana poważnie.
Przyznała w duchu, że i ona nie doceniła przeciwnika.
- Łudzi się pan, że odkrycie Jasona było czystym przypadkiem i
nie chce, żebym ja cokolwiek znalazła, tak?
- Powiedzmy, że to raczej moim pacjentom nie jest potrzebne
żadne wielkie odkrycie.
- Ale i tak pozwoli mi pan spróbować?
Skinął głową potakująco.
- Dwa tygodnie i warunki takie, jak ustaliliśmy.
- Cztery tygodnie.
Matt przeszył ją wzrokiem.
- Cztery - powtórzyła Noelle. - I niech pan te dodatkowe dwa
potraktuje jako przeprosiny za nieuczciwe praktyki w czasie
negocjacji.
- Nie poddaje się pani tak łatwo.
- A pan stosuje niecne chwyty, panie obszarniku.
Przekrzywił głowę i wbił wzrok w Noelle.
- Trzy tygodnie - oznajmił po dłuższej chwili. - Trzy tygodnie to
moje ostatnie słowo. Wóz albo przewóz? - Wyciągnął rękę. - Doktor
Forrest, pytam panią po raz ostatni - ubijamy interes czy nie?
- Ubijamy - powiedziała Noelle i podała mu rękę.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Jason towarzyszył Noelle zajętej pakowaniem walizki.
- Czy naprawdę będzie pani mieszkać u pana Matta przez całe
trzy tygodnie?
- Owszem, całe trzy tygodnie.
- Tak bym chciał tam pojechać - wzdychał Jason. - Moglibyśmy
razem szukać skamielin, dzień w dzień.
- Ja też bym tego chciała. - Noelle pogłaskała chłopca po głowie. -
Ale pamiętaj, co ci powiedziałam. Jesteś moim asystentem i jeśli pani
Swanson wyrazi zgodę, będziesz mógł zostawać po lekcjach i wtedy
mi pomożesz. A wieczorem zawsze odwiozę cię do domu.
- Następną lekcję mam dopiero w przyszłym tygodniu. Nie chcę
tak długo czekać - skarżył się chłopiec. - A doskonale wiem, że pani
Swanson nie zawiezie mnie do ośrodka wcześniej.
- Nie martw się. Będę co wieczór dzwonić - obiecała Noelle. - I
jeżeli coś znajdę, choćby nawet tylko maleńki kawałek kości, zaraz ci
o tym powiem.
- Ale ja nie rozumiem, dlaczego nie mogę pojechać do pana Matta
na te trzy tygodnie - upierał się Jason. - Są wakacje, a pani Swanson
jest zajęta. Pobyt u niej nie jest atrakcją.
Noelle nie spodobało się to, że chłopiec powiedział „u niej"
zamiast „w domu". Zapytała więc łagodnie:
- Jest ci tam niezbyt dobrze?
Jason wzruszył ramionami.
- Właściwie nie jest tak źle. Państwo Swansonowie są mili.
- Może dzieci nie chcą się z tobą bawić?
- To maluchy. Bawią się tylko lalkami i misiami. - Jason
pogardliwie zmarszczył nos. - A kiedy pani Swanson jedzie do
szpitala, ja muszę pilnować dziewczynek.
- Ty je sam pilnujesz?
- Mam już jedenaście lat - rzekł urażony. - Ale to pilnowanie jest
takie nudne. Oni mogliby poszukać kogoś innego. Czy naprawdę nie
mógłbym pojechać z panią? - dodał błagalnym tonem. - Pani
Dinozello, bardzo panią proszę.
Noelle przerwała pakowanie i mocno przytuliła Jasona.
- Gdyby decyzja zależała ode mnie, zabrałabym cię natychmiast.
Na całe trzy tygodnie.
Chłopiec podniósł głowę. Nadzieja rozświetliła mu twarz.
- Naprawdę?
- Mówię szczerą prawdę. Wiem, że byłbyś wspaniałym
asystentem. - Noelle wypuściła go z objęć. - Ale decyzja nie zależy
ode mnie, kochanie. Nie mogę cię zabrać, ale jest mi naprawdę
przykro.
Spodziewała się łez lub drżącego podbródka, a tymczasem Jason
roześmiał się od ucha do ucha.
- Jeśli pani nie ma nic przeciwko temu, to może opiekunka się
zgodzi. A panu Mattowi chyba nie będę przeszkadzać. - Z podniecenia
roziskrzyły mu się oczy. - Sam ich poproszę.
- Poprosisz ich o pozwolenie?
Jason energicznie skinął głową.
- Pani mówi, że będę wspaniałym asystentem. Pani mówi, że
chce, żebym z nią pojechał.
- Oczywiście, że chcę, ale... nie spodziewaj się za wiele - wtrąciła
zaniepokojona. Nie chciała być przyczyną rozczarowania chłopca. -
Nie wiem, czy ten projekt spodoba się twoim opiekunom. Albo panu
Mattowi. Pamiętasz, co mówiliśmy? Cała sprawa ma być tajemnicą.
- Wiem. Ale i tak ich zapytam.
- Będę trzymała kciuki. Ale nie martw się, jeśli nic z tego nie
wyjdzie. Pamiętaj o naszej umowie. Będziemy się spotykać po
lekcjach i będę do ciebie dzwonić. A gdy przyjadę do miasta,
postaram się wpaść do ciebie.
Jason zrobił wielkie oczy i spytał z niedowierzaniem:
- Pani by przerwała szukanie skamieniałości tylko po to, żeby
mnie odwiedzić?
- Głuptasie, przecież najpierw trzeba znaleźć odpowiedni teren, na
którym warto dokładnie szukać. A tutaj będę musiała przyjechać
choćby po to, żeby nagrać kolejne audycje.
Następnego dnia, gdy Noelle weszła do biura Matta, powitały ją
okrzyki podnieconych dzieci.
- Jason, a ty co tu robisz? - spytała zdziwiona. - Mówiłeś, że w
tym tygodniu miałeś już lekcję.
W odpowiedzi usłyszała, że chłopiec uprosił swych opiekunów,
aby przyjechali ze wszystkimi dziećmi z klubu.
- Długo nie chciałem uwierzyć, że ten znaleziony przez niego
okaz jest autentyczny - odezwał się pan Swanson. - Myślałem, że
dziecko ponosi fantazja.
- Nigdy nie wątpiłam - dodała jego żona - że Jason jest bardzo
zdolny. A pani programy ogląda zawsze.
- Kiedy znajdzie pani resztę szkieletu mojego dinozaura? - spytał
Jason, przekrzykując wszystkich. - Czy mogę przyjechać do studia?
Czy jeszcze wystąpię w pani programie?
Noelle rozejrzała się niespokojnie. Nie chciała wywoływać
takiego zamieszania jak za pierwszym razem.
Niebawem zjawił się Matt Caldwell i wystarczyło kilka jego słów,
by zapanował porządek.
- Znowu powtórzyło się to samo - ponuro stwierdziła Noelle. -
Przepraszam. Próbowałam dzieci uspokoić.
- Jest pani znaną osobistością, a ludzie, widząc sławę, zawsze
zaczynają szaleć.
- Po pierwsze - odezwała się chłodnym tonem - istnieje duża
różnica między szaleństwem a podnieceniem. Po drugie, jestem
paleontologiem i audycje, które prowadzę, nie robią ze mnie rewiowej
gwiazdy. Naprawdę niewiele osób wie, kim jestem.
- Jest pani zbyt skromna. O ile wiem, pani program jest nadawany
w całym kraju.
- Doktor Forrest jest bardzo sławna, proszę pana - wtrącił Jason. -
Wszyscy o tym wiedzą.
- Jeśli o moją sławę chodzi, to mam poważne wątpliwości, ale ty,
Jasonie, na pewno znajdziesz się w naukowych publikacjach -
zapewniła Noelle.
Chłopiec dumnie wypiął pierś.
- Wszyscy jesteśmy z ciebie dumni - dodał Matt. - Ale teraz
muszę pokazać pani doktor pokój, w którym będzie mieszkać.
- A nie można później? - spytał Jason błagalnym tonem. -
Najpierw pokażmy łożysko potoku.
- Wydaje mi się... - Matt urwał i popatrzył na zebrane dzieci. -
Zaraz, zaraz. Przecież to nie moja zwykła sobotnia grupa. Ilu z was
nie ma dziś żadnych zajęć według planu? Skąd jesteście, chłopcy?
- Z mojego klubu. Przyjechali do pani doktor Forrest.
Matt rzucił Noelle wściekłe spojrzenie.
- Panie Swanson, czy mógłby pan przez chwilę popilnować
dzieci? A panie proszę do mego biura.
Noelle przygryzła wargę. Wiedziała, na co się zanosi.
- Doktor Forrest, przecież ustaliliśmy, że to wszystko będzie
cicho-sza.
- Oczywiście. I ja to Jasonowi dokładnie wytłumaczyłam.
- Więc jakim cudem zjawił się tu cały klub? Powiedziałem, że nie
chcę żadnego szumu wokół tej sprawy.
- Pozwoli pan, że się wtrącę - odezwała się pani Swanson i
położyła dłoń na ramieniu Matta. - Obawiam się, że to wszystko moja
wina. To ja zgodziłam się, żeby Jason zabrał pięciu najbliższych
kolegów i my z mężem przywieźliśmy chłopców. Oni i tak byli
obecni, gdy pani Forrest potwierdziła, że nasz podopieczny znalazł
prawdziwą kość dinozaura.
- Czy on wyjaśnił pani, dlaczego chcemy zachować całą rzecz w
tajemnicy? - spytała Noelle.
- Tak. I nikomu więcej o tym nie mówił. Ale chłopcy przecież już
wcześniej wiedzieli.
Matt gniewnie prychnął.
- Cholera, zupełnie o tym zapomniałem. Czy ktoś im powiedział,
żeby nie rozpowiadali na prawo i lewo? Pani doktor?
Noelle przecząco pokręciła głową.
- Pani?
- Ja też nie - przyznała się zdenerwowana pani Swanson.
- A Jason?
- Nie wiem. Ale jeśli chłopcy nikomu nie powiedzieli, to nic złego
jeszcze się nie stało. Zaraz z nimi porozmawiam.
- Bardzo panią o to proszę - rzekł Matt sucho. - Jeśli chłopcy
zdążyli powiedzieć coś rodzicom, kolegom albo moim pacjentom, to
tajemnicy praktycznie już nie ma.
- Tak mi przykro. - Pani Swanson zaczerwieniła się. - W takiej
sytuacji może lepiej zabrać chłopców od razu do domu?
- Nie, skoro tu przyjechali, niech już zostaną - zadecydował Matt.
- Tylko proszę teraz dobrze ich pilnować.
Opiekunka Jasona wyszła z pochyloną głową.
- Niepotrzebnie był pan dla niej taki przykry - odezwała się
Noelle, gdy już byli sami. - Zranił pan jej uczucia.
- W grę wchodzi dobro moich pacjentów, więc nie liczą się żądne
zranione uczucia.
- Ale to przecież nie jej wina - upierała się Noelle.
- A niech to wszyscy diabli! Oczywiście, że nie. Bo to głównie
pani wina.
- Moja?
- Jasne, że tak! Nie spędziła tu pani nawet marnych pięciu minut,
a już są kłopoty.
- To niesprawiedliwość! Prosił pan, żebym dochowała tajemnicy i
ja nie pisnęłam ani słowa. Ja tym chłopcom o niczym nie mówiłam.
- Ale i tak na to samo wychodzi, bo pani nie uprzedziła pani
Swanson. Może to było celowe przemilczenie?
- Nic podobnego! - Noelle zarumieniła się. - Ma pan bardzo
podejrzliwe usposobienie.
- Chyba nie zaprzeczy pani, że stawka jest bardzo duża? A może
należy pani do tych, którzy bez skrupułów łamią zasady?
- Nie, ale przepraszam. Byłam przejęta i nie pomyślałam.
- To żadne tłumaczenie. Jakby pani wiedziała trochę więcej o
dzieciach, toby pomyślała, żeby porozmawiać ze Swansonami.
- Zapewniam pana, że o dzieciach wiem dostatecznie dużo -
gorąco zapewniła Noelle. - Dziecko nie musi być rozpieszczane, Jason
jest dojrzały, odpowiedzialny i rozsądny. Wierzę w jego intuicję i nie
będę go traktować, jakby był małym dzieckiem.
- Jak pani chce. A teraz albo zrobi pani wszystko, żeby nie było
najazdu dziennikarzy, albo może pani wracać, skąd przyjechała. -
Matt ruszył w stronę drzwi. - Czy wyraziłem się dość jasno?
- Nie można jaśniej - odparła Noelle urażonym tonem.
- Dobrze. Wobec tego idziemy.
- Dzisiejsza grupa już poszła do stajni - poinformował pan
Swanson.
- Jason powiedział kolegom, że mają zachować tajemnicę. To
chyba pana ucieszy, panie Caldwell - dodała pani Swanson z ulgą w
głosie. - Na szczęście chłopcy nie zdążyli nikomu nic powiedzieć.
Noelle rzuciła Mattowi triumfujące spojrzenie.
- Pani Dinozello, czy moglibyśmy od razu wyruszyć? - spytał
Jason. - Proszę pana, czy mój koń jest wolny i mogę go wziąć? Chcę
pokazać, gdzie znalazłem tamtą kość.
- Dziś konia dostaniesz - powiedział Matt. - Ale w przyszłości,
mój drogi, zawsze najpierw ze mną uzgodnij, jeśli będziesz miał
zamiar przywieźć gości.
- Dobrze, proszę pana. Przepraszam. - I natychmiast zwrócił się
do Noelle: - Czy jest pani gotowa?
- Prawie. Muszę tylko iść po plecak i narzędzia.
- Dobrze. A my pójdziemy do stajni - zarządził Matt.
Noelle dołączyła do grupy kilka minut później.
- Przepraszam panią za nieporozumienie. Nie chciałam być
przyczyną pani przykrości - zwróciła się do pani Swanson.
- Nie ma o czym mówić, naprawdę. Rzeczywiście powinnam była
najpierw zadzwonić.
Kiedy doszli do stajni. Matt powiedział:
- Muszę osiodłać konia dla Jasona. Ci, którzy chcą nam
towarzyszyć, będą musieli iść pieszo.
- Proszę do nas! - zawołał Jason, widząc, że Noelle zostaje z jego
kolegami. - Pan Matt na pewno chce, żeby pani szła z nami.
Noelle miała co do tego wątpliwości, lecz jednak podeszła do
stajni. Matt przyniósł specjalna, uprząż dla kucyka, a następnie
osiodłał swego konia.
- A pani nie pojedzie? - spytał zaciekawiony chłopiec.
- Nie umiem jeździć konno. Dlatego pójdę z dziećmi.
- Mogłaby pani jechać razem ze mną - zaproponował Matt
ironicznie.
- O, nie, dziękuję.
- Nie lubi pani koni? - zapytał Jason.
- Uważam, że są pięknymi zwierzętami, ale, idąc pieszo, mam
większe szanse coś znaleźć.
- To kawał drogi - uprzedził Matt.
- Nie może być aż tak daleko, jeśli zgodził się pan, żeby cała
grupa tam poszła - zauważyła Noelle. - Proszę się o mnie nie martwić.
Nie zostanę daleko w tyle.
Matt wzruszył ramionami i zwrócił się do Jasona:
- Jesteś gotów, synu?
Posadził chłopca na koniu, niedużym i potulnym kucyku. Jason
zapiął na udach specjalnie przystosowane zabezpieczenie.
- Dobrze sobie radzisz. My dwaj pokażemy drogę.
Noelle dołączyła do grupy i wszyscy ruszyli. Pięciu
zachwyconych chłopców nie wiedziało, czy zasypywać pytaniami
sławną panią Dinozellę, czy podziwiać kolegę siedzącego na koniu.
Sytuacja natychmiast uległa zmianie, gdy Matt zaproponował, że
kolejno podwiezie wszystkich chłopców.
Noelle zauważyła, że wszyscy chłopcy czują się doskonale w jego
towarzystwie. Zdumiewało ją to, że człowiek, który nawiązuje
doskonały kontakt z dziećmi, jest tak szorstki w stosunku do niej.
Jeszcze bardziej zaskakująca była świadomość, że ogromnie jej to
przeszkadza, a nawet boli.
Teraz wreszcie mogła swobodnie porozmawiać z panią Swanson.
Po kilku zdawkowo grzecznych uwagach zapytała, kiedy Jason znów
będzie mógł wystąpić w „Przygodzie z prehistorią".
- Kiedy pani sobie życzy. On tak szaleje na punkcie pani i całego
programu, że chyba im prędzej, tym lepiej. Bo w przeciwnym razie
gotów nam wariować.
- Przykro mi, jeśli jego mania posunęła się za daleko. Z chwilą
gdy zaczęto wyświetlać ten film, wszystkie dzieci oszalały na punkcie
dinozaurów. Jason nie jest wyjątkiem.
- Mówi pani o „Parku Jurajskim"?
- Tak. To zaskakujący film, ale z naukowego punktu widzenia nie
jest zbyt dobry - rzekła Noelle sucho.
- Ależ ten film nie ma nic wspólnego z entuzjastycznym
zainteresowaniem Jasona. To wyłącznie pani zasługa.
- Moja? - spytała zdumiona Noelle.
- Tak. Pozwoli pani, że opowiem od początku. Jason dopiero od
niedawna chodzi o kulach... Nawet będąc jeszcze zupełnie małym
dzieckiem, stale miał jakieś przygody, a dwa lata temu spadł z drzewa.
Bardzo poważne złamanie kręgosłupa wymagało leczenia szpitalnego.
Matka wyrzekła się dziecka, gdy usłyszała, że kalectwo będzie trwałe.
Jason do końca życia będzie chodził o kulach i nosił aparat
stabilizujący.
- Niemożliwe!
- Boję się, że to prawda. Początkowo bardzo się niepokoiliśmy o
stan jego zdrowia psychicznego. Postępowanie matki okazało się
większą tragedią niż sam wypadek. Chłopiec był mocno okaleczony
fizycznie i psychicznie. Do nikogo się nie odzywał.
Wcale nie słuchał terapeuty, a nawet nie chciał nic jeść.
Myśleliśmy już, że nigdy nie wyjdzie ze szpitala. Leżał odcięty od
reszty świata i całymi godzinami gapił się w telewizor. I właśnie
wtedy któregoś dnia obejrzał pani program.
Pani Swanson westchnęła.
- Modliliśmy się o jakiś cud i tym cudem, doktor Forrest, okazała
się „Przygoda z prehistorią". Jason zaczął regularnie oglądać pani
programy już w szpitalu. To była pierwsza rzecz, którą się
zainteresował. Oznajmił, że chce wyzdrowieć, żeby móc szukać
skamieniałości.
- Zdumiewające!
Noelle poczuła ucisk w gardle. Ogarnął ją podziw dla tego
dziecka, ale jednocześnie i niemała satysfakcja, że jej program wniósł
tyle dobrego w życie jednego człowieka.
- Jason przysiągł sobie, że pewnego dnia wystąpi w programie i
osobiście wręczy pani kość dinozaura.
- I dopiął swego! Co za wyjątkowy zbieg okoliczności.
- Zapewniam panią, że to nie zbieg okoliczności. Jason
postanowił nauczyć się o skamieniałościach wszystkiego, co było w
ramach jego możliwości. Poprosił o wózek inwalidzki, bo chciał
jeździć do bibliotek i czytać książki o dinozaurach.
Zaczął jeść, wykonywać zalecane ćwiczenia i uczyć się chodzić o
kulach. To było zupełnie niewiarygodne. Tak jakbyśmy nagle wzięli
całkiem inne dziecko. Poprosił o komplet nagrań całego programu i
bez przerwy wracał do pani audycji. Nawet porobił sobie notatki.
Teraz pan Swanson włączył się do rozmowy.
- Potem nie mógł się doczekać, kiedy pójdzie do szkoły, żeby
dalej się uczyć. Chciał też opanować jazdę konno, żeby
poszukiwaniami objąć większy teren.
- I dopiął swego - z dumą powiedziała pani Swanson. - Opuścił
szpital rok temu i potem ciągle szukał kości dinozaurów. I namówił
chłopców, żeby pojechali do studia.
- Wiem, że nie jesteśmy tu wszyscy potrzebni - spokojnie
zauważył pan Swanson - i nie chcieliśmy wyprowadzać pana
Caldwella z równowagi. Ale pani chyba nas rozumie.
- Doktor Forrest, pani stanowiła jego natchnienie. Bez pani i pana
Caldwella nie wiadomo, jak by się potoczyły losy tego dziecka -
dodała pani Swanson.
Zapadło milczenie. Wzruszona Noelle obserwowała Jasona
rozmawiającego z ożywieniem z kolegami.
- Dziękuję, że mi państwo o tym powiedzieli - odezwała się po
chwili. - Cieszę się, że mogłam pomóc.
- A my tak się cieszymy ze względu na niego. Radzi już sobie
doskonale, więc chyba nadaje się do adopcji.
- Do adopcji? - Dziwny ból przeszył serce Noelle. - To państwo
nie jesteście... - Zawiesiła głos i nie dokończyła.
- Nie, nie jesteśmy - odparł pan Swanson. - Od lat opiekujemy się
różnymi dziećmi, a oprócz tego mamy dwie córki i syna na uczelni.
Dodam, że tę całą trójkę też adoptowaliśmy, bo najpierw byliśmy
tylko rodziną zastępczą.
- Niestety, nie możemy sobie pozwolić na to, żeby adoptować
wszystkie dzieci, którymi się opiekujemy. Przez jakiś czas zajmujemy
się nimi i darzymy głębokim uczuciem, ale jednak przygotowujemy je
do przekazania innym na stałe. Wiem, że to wydaje się
postępowaniem bez serca...
- Wcale nie - zapewniła Noelle. - Bardzo dobrze, że Jason spotkał
takich ludzi jak państwo.
- I ludzi takich jak pani. Oraz pan Caldwell.
Po chwili państwo Swansonowie pożegnali się i odeszli. Noelle
stała przygwożdżona do miejsca. Wpatrywała się w roześmianą twarz
Jasona i zastanawiała się, kim będą jego kolejni rodzice. Wiedziała, że
większość ludzi pragnie adoptować zdrowe niemowlęta, nie zaś
starsze kalekie dzieci. Biedny Jason. Widać było, że teraz jest pod
dobrą opieką.
Noelle zrobiło się przykro, że sama żyje w tak niepewnej sytuacji.
Trudno jednak było udawać, nawet przed samą sobą, że osoba
samotna ma jakiekolwiek szanse.
Jako kandydatka na przybraną matkę odpadłaby zapewne już po
pierwszej rozmowie z kuratorem. Jej zawodowa przyszłość
przedstawiała się niepewnie, mówiąc najoględniej, a chłopiec taki jak
Jason, w dodatku mający ojca w więzieniu, potrzebował silnego
męskiego wzorca.
Wszystkie te myśli były bardzo przykre. Noelle życzyła chłopcu,
żeby kiedyś znalazł rodzinę, jaką każde dziecko mieć powinno.
Rozmyślając o tym wszystkim, stała tak długo, że aż Matt zatrzymał
konia i krzyknął:
- Doktor Forrest, czy dobrze się pani czuje?
- Tak, dziękuję. Chciałam tylko trochę odsapnąć.
Ruszyła szybkim krokiem, żeby dogonić całą grupę. Doszedłszy
na miejsce, natychmiast zaczęła działać. Chłopcy z wielką ochotą
rzucili się do pomocy. Wyjęła z plecaka i rozdała trzy saperki. Nie
starczyło dla wszystkich, więc część dzieci musiała pracować gołymi
rękoma.
- Jasonie, czy jesteś pewien, że właśnie tutaj znalazłeś tę kość?
- Jestem pewien na sto procent. Widzi pani to uschnięte drzewo?
Zapamiętałem je sobie jako znak szczególny. Wedle pani instrukcji.
- A my co mamy robić? - odezwał się Matt.
- Oczywiście wszyscy zabieramy się do kopania. Jeśli mamy coś
znaleźć, to najlepiej szukać w pobliżu poprzedniego odkrycia. Zdarza
się, że kolejne fragmenty kości są zupełnie blisko.
Jasonowi zrzedła mina, gdy usłyszał słowa Matta:
- Nie życzę sobie dołów i dziur na trasie dla koni. Jeśli któryś się
potknie, będzie kłopot.
- Możemy iść trochę w bok.
- Czego Jason ma szukać?
- Zdarza się, chociaż niezwykle rzadko, że można się natknąć na
kości wystające z ziemi. Najczęściej jednak tkwią, całkowicie lub
częściowo, w skale. Staram się nie przeoczyć niczego, co jakoś
odróżnia się od podłoża, które przeszukuję.
- Więc jeśli chłopcy zobaczą coś osobliwego, mają natychmiast
panią zawołać?
- Tak. Naszą uwagę powinien przyciągnąć każdy większy
odłamek skały i wszystko, co ma inną barwę. No a przede wszystkim
każda rzecz przypominająca kość.
- Czy nie byłoby łatwiej kopać łopatą?
- Czasami tak. Ale nie można postępować jak przy kopaniu
rowów. Taką lekką glebę lepiej odsuwać ostrożnie. Jeśli znajdziemy
kość, która nie jest mocno osadzona w skale albo nie jest częściowo
zmineralizowana...
- A cóż to oznacza?
- To, że ubytki kostne wypełniły się minerałami. Jasonie, nie
pokazałeś panu Caldwellowi tego, co znalazłeś?
- Nie.
- Dlaczego?
- Bo najpierw chciałem pokazać pani - odparł chłopiec i spokojnie
kopał dalej.
- Ale pominąłeś właściciela, czyli najważniejszą osobę!
- Wcale nie mam pretensji - rzekł Matt spokojnie - że znalazłeś
kość, ale nie powinieneś był jej zabierać. Gdy znów coś odkryjesz,
przyjdź mi o tym powiedzieć, dobrze?
- Pan Caldwell ma rację. Inni właściciele pewnie nie byliby tak
wyrozumiali.
- Myślałem, że prawo do okazu ma ten, kto go znalazł.
- Nie w tym wypadku - stanowczo rzekła Noelle.
- Absolutnie nie. - Matt zwrócił się do niej z krytycznym wyrazem
twarzy. - Doktor Forrest, chyba powinna pani poświęcić jedną audycję
prawu własności. Mogłoby to w przyszłości zaoszczędzić pani wiele
kłopotów.
- Nie potrzebuję... - zaczęła Noelle i natychmiast urwała, gdy
dostrzegła zdumione oczy Jasona. Ugryzła się więc w język i
dokończyła z kwaśnym uśmiechem: - Wezmę to pod uwagę.
Po czym zręcznie zmieniła temat.
- Wróćmy jednak do pańskiego poprzedniego pytania. Otóż łopatą
moglibyśmy uszkodzić kruche kości. To zresztą i tak się zdarza. A
skoro już o tym mowa, pójdę zobaczyć, jak chłopcy sobie radzą.
Przepraszam.
Musiała przyznać, że Matt ma rację i należy powiedzieć
słuchaczom chociaż kilka słów o aspekcie prawnym. Lecz zrobiło się
jej bardzo przykro, że tak bezceremonialnie zepsuł całą jej radość z
tego, iż po raz pierwszy od wielu lat będzie mogła popracować w
terenie.
Nie zdradzając niczym swych myśli, podchodziła kolejno do
chłopców i sprawdzała, czy pamiętają, jak należy postępować.
Skończyła rozmawiać z ostatnim, gdy zauważyła zbliżającego się
Matta. Chciała szybko odejść, lecz on ją zatrzymał.
- Jasonowi się wydaje, że zraniłem pani uczucia - rzekł
półgłosem. - Czy on ma rację?
- Niech pan nie będzie śmieszny - burknęła Noelle.
- Wcale nie chciałem robić uwag na temat pani pracy - dorzucił
Matt tonem zatroskanym, a nawet przepraszającym.
- Niech się pan nie wypiera - odparła znużona. - Ale ja się nie
skarżę. Lepiej wysłuchać pouczeń, jak mam wykonywać swoją pracę,
niż znosić insynuacje, że nienawidzę dzieci lub uciekam się do
szantażu.
Matt żachnął się. Otworzył usta, lecz Noelle nie dała mu dojść do
słowa.
- Wiem, co pan chce powiedzieć. Słyszałam to już nie raz i nie
dwa. Że pan tylko pragnie chronić pacjentów, tak? Ale już mi się
znudziło tego słuchać. Więc wybaczy pan...
Odwróciła się, aby odejść, lecz Matt schwycił ją za rękę.
- O co jeszcze panu chodzi?
- Widzę, że naprawdę zraniłem pani uczucia. Doktor Forrest,
przepraszam panią.
- Nic się nie stało, więc niech się pan nie przejmuje. Proszę mnie
puścić, bo widzę, że Jason chce czegoś ode mnie.
Usiłowała oswobodzić rękę, lecz jej próby były daremne. Matt
trzymał ją mocno, ale na szczęście nie sprawiało to bólu.
- Proszę jeszcze chwilę zaczekać. Gdy jechaliśmy tutaj, Jason
zapytał mnie, czy może spędzić z nami trzy tygodnie.
Noelle znieruchomiała. Matt z naciskiem ciągnął dalej:
- Powiedział, że pani zależy na tym, aby on razem z panią
pracował.
- To prawda. Ale ja go do niczego nie namawiałam, jeśli to mi
pan zarzuca - rzekła na swoją obronę. - Uprzedziłam go, że
Swansonowie i pan prawdopodobnie się na to nie zgodzicie.
- Powtórzył mi i to. Początkowo taki projekt mi się nie podobał.
Ale widzę, że Jason faktycznie sporo wie z tej paleontologii. Niech
pani na niego popatrzy.
Zaczęli obserwować chłopca, który najwidoczniej dowodził
wszystkimi i objaśniał, co należy robić. Jego pewność siebie i wiedza
zaimponowały nawet przybranym rodzicom.
- Jason rzeczywiście wie, co mówi - podjął Matt. - A ja się
zorientowałem, że on już nie może żyć bez dinozaurów. I jest zupełnie
inny, gdy znajduje się w pani towarzystwie.
- Co pan chce przez to powiedzieć?
- Jest moim ulubieńcem, ale to nie najszczęśliwsze dziecko, jakie
znam. Natomiast przy pani zawsze jest rozpromieniony. Myślę, że ten
pomysł, aby chłopiec spędził z nami trzy tygodnie, jest dobry.
Noelle z trudem opanowała ogarniające ją podniecenie.
- Naprawdę jego obecność nie będzie panu przeszkadzać?
- Ani trochę - zapewnił Matt. - Pani Swanson jest teraz bardzo
zajęta, bo stale siedzi w szpitalu.
- Więc?
- Jason chce być z nami, Swansonowie mogą zaangażować
opiekunkę do dziewczynek, a pani twierdzi, że potrzebuje asystenta.
Jestem przekonany, że opiekunowie pozwolą chłopcu tu przyjechać. -
Badawczo przyjrzał się Noelle. - Pod warunkiem, że pani nadal tego
chce.
- Oczywiście, że chcę. - Noelle spojrzała z ukosa. - Ale jedno
mnie dziwi. Skąd się wzięła tak nagła zmiana decyzji?
- Po pierwsze stąd, że pozwoliła pani Jasonowi wystąpić w
audycji telewizyjnej, przed kamerami i na oczach tysięcy widzów.
Wiele osób czuje się nieswojo w obecności kalek, a pani wcale nie
próbowała wcisnąć go w najciemniejszy kąt.
- Dlaczego miałabym to robić? On jest szalenie miłym dzieckiem.
- Nie każdy by się zdobył na to, co pani zrobiła. Po drugie, Jasona
spotkało już dość nieszczęść, więc zasługuje na odmianę losu. A po
trzecie... - W oczach Matta pojawił się jakiś dziwny wyraz. -
Powiedzmy, że uznałem, iż pani też się należy jakaś odmiana.
Noelle ze zdziwienia szeroko otworzyła oczy.
- Ale postawmy sprawę jasno. Pan naprawdę pozwała, żeby Jason
mi pomagał?
- Owszem. Jeśli tylko jego opiekunowie pochwalą ten projekt.
Noelle nie wierzyła, że dobrze słyszy.
- Czy to ma oznaczać pojednanie między nami?
- Dlaczego nie? Dobro Jasona nam obojgu leży na sercu. Na
pewno potrafimy zachowywać się poprawnie. Moglibyśmy nawet
mówić sobie po imieniu, chyba że woli pani pozostać panią Dinozellą.
- Nie, wolę być Noelle.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Noelle, Matt i Jason jadali posiłki w dużej, słonecznej kuchni.
Poszukiwania trwały już od tygodnia, a Jason codziennie zadawał to
samo pytanie:
- Pani Dinozello, czy już dzisiaj znajdziemy jakieś kości?
Noelle nie chciała sprawiać mu zawodu, więc odpowiadała:
- Trzymam kciuki. Może właśnie dziś będzie ten wielki dzień.
- Mam nadzieję.
- Wygląda, że będzie deszcz - odezwał się Matt. - Czy mimo to
pójdziesz kopać?
W owym pytaniu brzmiała niekłamana troska. Od chwili zawarcia
pokoju stosunki między Noelle i Mattem ułożyły się poprawnie.
Zdarzyło się wprawdzie kilka dość niezręcznych chwil, lecz na
szczęście Jason zawsze stanowił wentyl bezpieczeństwa. Jego
żywiołowe usposobienie wpływało zdecydowanie łagodząco na dwoje
dorosłych.
- Zbierają się czarne chmury - dodał Matt. - Już kilku uczniów
odwołało lekcje. Wolałbym, żeby Jason nie przemókł do suchej nitki.
Ty też nie powinnaś zmoknąć.
- Nic mi nie będzie - odparła Noelle uszczęśliwiona, że Matt i o
nią się zatroszczył.
- Ale bądźcie ostrożni - ostrzegł. - Aha, prawdopodobnie nie będę
na lunchu. Jadę na lotnisko po Alexa.
Z tymi słowami wyszedł.
Mimo olbrzymiej satysfakcji, jaką jej dawała praca w terenie,
Noelle byłaby bardzo zadowolona, gdyby mogła bliżej poznać swego
gospodarza. Spodziewała się, że w codziennych kontaktach okaże się
bardziej otwarty, a tymczasem na ogół rozmawiał tylko z Jasonem.
Ale i ona zwracała się głównie do chłopca. Dobrze, że on zawsze
miał dorosłym dużo do powiedzenia. Noelle z przykrością stwierdziła,
że Matt i ona, poza sympatią dla dziecka, nie mają ze sobą nic
wspólnego. Rozmawiali bardzo rzadko.
Przyczyna takiego stanu rzeczy bynajmniej nie leżała w tym, że
Noelle była towarzysko nieobyta. Ale jej inteligencja i atrakcyjna
powierzchowność zdawały się nie mieć znaczenia.
Z chwilą gdy Jason szedł spać, Matt wychodził, aby zajrzeć do
koni. Wracał, gdy goście już spali. Noelle wieczorami porządkowała
notatki o tym, co zrobiła danego dnia i dzwoniła do kilku
potencjalnych sponsorów. Potem, dla rozrywki, czytała książki lub
oglądała telewizję.
Z każdym dniem czuła się coraz bardziej rozczarowana, ponieważ
poszukiwania okazały się bezowocne. Jej przygnębienie pogłębiała
zupełna obojętność Matta wobec jej niepowodzenia. Wprawdzie nie
spodziewała się po nim zbytniego zainteresowania, ale łudziła się, że
będzie bardziej towarzyski. Rozmowy z nim byłyby tym milsze, im
bardziej brak kontaktów z dorosłymi dawał się jej we znaki.
Pamiętając, co usłyszała od Jasona, Noelle raz i drugi ukradkiem
obserwowała Matta i Connie i przekonała się, że ich kontakty są
czysto przyjacielskie. Connie była atrakcyjną, inteligentną, a
jednocześnie miłą kobietą. To dawało do myślenia i Noelle
intrygowało pytanie, jakie kobiety wzbudzały zainteresowanie Matta.
Nie rozumiała, dlaczego z nią nie zamieni od czasu do czasu
choćby paru słów. Nawet przed samą sobą nie chciała się przyznać,
jak bardzo boli ją to, że on się prawie nie odzywa.
Na szczęście i na pocieszenie był Jason, niebotycznie
uszczęśliwiony, że jest asystentem pani Dinozelli. Dotychczas on był
duszą towarzystwa. Noelle miała nadzieję, że rozmowy dorosłych
będą bardziej ożywione po przyjeździe Alexa.
- Jasonie, jesteś gotów? - krzyknęła. - Bo ja już czekam.
- Idę, idę!
Po tygodniu mieli już ustalony plan dnia. Wstawali wcześnie i
wspólnie z Mattem jedli śniadanie. Potem Noelle przygotowywała
potrzebne narzędzia, a Jason sprzątał. Kiedy wszystko było gotowe,
chłopiec dosiadał kucyka i udawali się na wybrane miejsce
poszukiwań.
W południe wracali do domu na lunch. Spacer zawsze był
przyjemny, a poza tym nic ich nie zatrzymywało na miejscu.
Natomiast bardzo przykry był wieczorny powrót z pustymi rękami,
świadczył bowiem o jeszcze jednym straconym dniu.
- Jak pani idzie praca? - spytał Jason około południa.
- Powoli mam już dość tego, że znajduję same chwasty -
poskarżyła się Noelle.
- A w audycjach mówiła pani, że każdy paleontolog musi być
bardzo cierpliwy.
- Wiem. Ale co innego o czymś wiedzieć, a zupełnie co innego
doświadczać tego na własnej skórze.
Otarła rękawem spocone czoło. Wyprostowała się i, zniechęcona,
odrzuciła szuflę daleko od siebie.
- Ostrożnie! Mogłaś uderzyć mojego konia!
- Witamy! - krzyknął Jason.
- Oto element poszukiwań dinozaurów, jakiego jeszcze nigdy nie
oglądałem - rzekł Matt z uśmiechem.
- Co cię tak dziwi? - odparła Noelle i uśmiechnęła się krzywo. -
Jasne, że od czasu do czasu mnie ponosi.
Matt zsiadł i przywiązał konia.
- Dla mnie powód jest oczywisty. - Podszedł bliżej. - Wygląda, że
to ciężka i brudna praca.
- Racja. I szczególnie irytująca, gdy człowiek niczego nie
znajduje. Przydałaby mi się choć odrobina szczęścia mojego
pomocnika. Prawda, Jasonie?
Chłopiec kiwnął głową i napuszył się jak paw. Noelle ściągnęła
rękawice i rzuciła je obok szufli.
- No, głowa do góry! Zostały jeszcze dwa tygodnie - spróbował
pocieszyć ją Matt.
- A ty, co tu robisz? Mówiłeś, że jedziesz na lotnisko.
- Alex przyleciał wcześniejszym samolotem i przyjechał
taksówką. Tak więc skończyłem już pracę na dziś i pomyślałem, że
może wy też wrócicie wcześniej.
- Nie! gwałtownie zaoponował Jason. - Jeszcze nie skończyliśmy.
- Jason!
Noelle była oburzona. Pierwszy raz się zdarzyło, żeby chłopiec
odezwał się tak niegrzecznie. Zazwyczaj był uszczęśliwiony, że może
przebywać w towarzystwie Marta.
- Pani Dinozello, proszę powiedzieć, że jesteśmy bardzo zajęci -
upierał się Jason.
- Ależ zastanów się! Nie znam pana Alexa, więc wypada, żebym
się z nim przywitała. Nie chcesz iść ze mną?
Chłopiec nie odpowiedział, tylko zawzięcie kopał dalej.
- Zbieraj swoje rzeczy! - powiedział Matt stanowczo. - Wiesz, że
nikt nie może jeździć sam, bez opieki.
Chłopiec, nie ukrywając złości, podniósł kule i ruszył w stronę
swego konia.
- Nigdy nie widziałam, żeby był tak wytrącony z równowagi. O
co mu chodzi? - spytała Noelle półgłosem.
- Wyjaśnienie jest proste. Nie chce się tobą z nikim dzielić.
- Co takiego?
- Jest zazdrosny. Nie mów mi, że tego nie zauważyłaś! Przecież
on szaleje na twoim punkcie - dodał nieco ciszej.
- Nie wygłupiaj się. On szaleje na punkcie paleontologii, ale nie
na moim.
Matt pokręcił głową.
- To coś więcej. I właśnie przyszło mi do głowy, że on jest w
odpowiednim wieku.
- No wiesz, Matt. Dopatrujesz się romansu z pozycji mężczyzny,
a nie chłopca. Myślę, że nie masz prawa oceniać jego uczuć do mnie.
- A ty masz prawo?
Przez chwilę oboje obserwowali wyraźnie rozgniewane dziecko,
nie zwracające na nich najmniejszej uwagi.
- Znam Jasona dłużej niż ty, a poza tym sam kiedyś byłem
chłopcem. Pamiętam moją pierwszą wielką miłość do nauczycielki.
Przeżywałem to bardzo mocno, a nie byłem wiele starszy od niego.
Więc cię ostrzegam - nie igraj z jego uczuciami. Po upływie
dwóch tygodni ty sobie wrócisz do wspaniałej pracy w świetle
reflektorów, a on do życia w tymczasowym domu. I bez
nieszczęśliwej miłości chłopiec ma już dość utrapień.
- Przecież tu nie ma mowy o zakochaniu - upierała się Noelle. -
To raczej...
Urwała, nie wiedząc, co powiedzieć. To, co łączyło ją i Jasona,
dalekie było od chłopięcego zakochania czy ślepego zachwytu
wielbiciela. Na pewno łączyło ich coś głębszego. I przypominało...
bliższe było uczuciu, które łączy matkę i dziecko. Przynajmniej ona
tak to odbierała.
- Przyznaję, że się zaprzyjaźniliśmy - powiedziała w końcu. - Czy
dziecko nie może mieć dorosłych przyjaciół?
- Idziemy czy nie? - odezwał się Jason, patrząc spode łba.
- Oczywiście, że idziemy! - krzyknął Matt. Półgłosem zaś dodał: -
Na razie uważam sprawę za zamkniętą.
Noelle zabrała resztę rzeczy i założyła plecak. Ruszyła w
bezpiecznej odległości od koni.
- Jasonie, jak ci się pracuje z panią Dinozellą?
Odpowiedziało mu wzruszenie ramion. Matt zmarszczył brwi, a
Noelle szybko wtrąciła:
- Wprawdzie niczego jeszcze nie znaleźliśmy, ale cudownie jest
pracować w terenie. - Objęła wzrokiem łagodnie pofałdowaną okolicę.
- Dla mnie to przyjemna odmiana.
- Byłoby lepiej, gdybyśmy już coś znaleźli.
- To nie ulega wątpliwości. I przyznam się wam, że bolą mnie
plecy - westchnęła Noelle.
- Chcesz powiedzieć, że już za długo jesteś sławą i nie umiesz
cieszyć się pracą w terenie.
- Przestań, Matt. Sto razy już ci mówiłam, że nie jestem żadną
sławą. I nie mam nic przeciwko pracy fizycznej. - Zastanowiła się
przez chwilę. - To prawda, że chciałabym mieć cały etat w muzeum.
Ale wtedy brak by mi było dzieci takich jak Jason. Brak by mi było
ich spontanicznej reakcji, gdy odkrywam przed nimi, jak pasjonująca
jest paleontologia. I chyba by mi brakowało... - Rozłożyła ręce,
bezradnie szukając słów.
- Kogoś, z kim można się podzielić myślami? - spytał Matt.
- Tak - przyznała Noelle, zdumiona jego intuicją. - Chyba tak.
Dlatego obecność Jasona jest tak cenna. - Uśmiechnęła się do chłopca
promiennie. - Czułabym się bardzo samotna bez mojego ulubionego
asystenta.
Te słowa wyraźnie poprawiły Jasonowi humor.
- Ale jeśli dokonasz wiekopomnego odkrycia, zdobędziesz sławę,
o jakiej ci się nawet nie śniło - powiedział Matt. - Gazety będą o tobie
pisać, a telewizja mówić. Nawet „National Geographic" zamieści
twoje zdjęcie na okładce.
- Ja też chcę być na okładce - wtrącił Jason.
- Ty też? Więc i tobie się to marzy? Głupia reklama z powodu
kilku starych gnatów?
- Muszę przyznać, że to byłoby przyjemne - rzekła Noelle.
- Przyjemne? - krzyknął Jason. - To by było fantastyczne!
- Tak. Ale jakoś nie sądzę, żeby się mogło równać przyjemności,
jaką mi daje uczenie dzieci podobnych do ciebie. Niezależnie od tego,
czy coś znajdziemy, czy też nie, najbardziej mi będzie przykro
pożegnać się z tobą.
Noelle zaskoczyło zdumienie malujące się na twarzy chłopca.
Zdradził go niezwykły blask oczu. Po chwili Jason zaciął konia i
odjechał.
W oczach Matta zobaczyła gniew.
- O czym to przed chwilą rozmawialiśmy? Chyba ci mówiłem,
żebyś nie igrała z jego uczuciami.
- Niesłusznie mnie oskarżasz. Powiedziałam to, co czułam.
- Więc proponuję, żebyś najpierw myślała, a potem mówiła.
- Tobie też by to nie zaszkodziło - odcięła się Noelle.
- Mnie?
- Tak, tobie. Stale mi wymawiasz, że się rozpęta piekło, gdy
znajdę jakieś skamieniałości.
- Bo to prawda.
- No i co z tego? Na razie kwestia jest czysto teoretyczna. Okaz
znaleziony przez Jasona, mimo że sam w sobie wspaniały, może być
jednym jedynym na tym terenie. Szanse znalezienia choćby drobnych
kawałków szkieletu dinozaura są niewielkie.
- Doktor Forrest, o co pani chodzi?
- Tylko o to, że skoro więcej niż prawdopodobne, a nasz trud jest
daremny, tobie by korona z głowy nie spadła, gdybyś przy Jasonie
wykazywał trochę więcej zainteresowania całą sprawą. On się może
doskonale obyć bez uwag, którymi celowo niszczysz jego złudzenia.
Matt oniemiał.
- Mam rację - nieubłaganie ciągnęła Noelle. - Jeśli stać cię na
odrobinę serdecznego zrozumienia i jeśli naprawdę żywisz choć
trochę uczuć dla niego, pozwól mu mówić o skamielinach. Niech
sobie wyobraża, że będzie kolejnym sławnym bohaterem na okładce
„National Geographic".
I jeśli chce, niech marzy nawet o całym szkielecie dinozaura. Co z
tego, że ma znikome szanse, aby cokolwiek znaleźć? Możesz trochę
udawać, bo to nie grzech i nic nie kosztuje, a dziecku zostawisz jego
marzenia.
Noelle aż sapała ze złości.
- Coś panu powiem, panie Caldwell. Miałam o panu lepsze
mniemanie, ale widzę, że się omyliłam.
Zerknęła na Matta, który spokojnie wytrzymał jej spojrzenie.
- Chyba jest coś w tym, co mówisz.
- Naprawdę przyznajesz się do tego, że nie masz racji?
- Nie rób takiej zdziwionej, miny - rzekł Matt sucho. - Nie jestem
ani nieomylny, ani uparty. Będę pamiętał, żeby nie kpić z jego
marzeń. A ty przestań mu zawracać głowę.
- A ja ci mówię, że mu wcale w głowie nie zawróciłam - upierała
się Noelle. - Mogę ci to zaraz udowodnić.
- Jak?
- Jedź do niego i poczekajcie. Ja podejdę do was i poproszę, żebyś
mnie wziął na swego konia. Jeśli zauważę u chłopca najmniejszą
oznakę zazdrości, przyznam ci rację. Ale za to ty się przyznasz do
pomyłki, jeśli jemu będzie zupełnie obojętne to, że cię obejmę. I nie
będziesz wracał do tego tematu. Zgoda?
- Zgoda. Podoba mi się takie postawienie sprawy. - Matt
badawczo przyjrzał się Noelle. - Ale myślałem, że się boisz koni.
- Powiedziałam ci przecież, że tylko wywołują we mnie jakiś
niepokój. Poza tym przecież nie wsiądę, a tylko poproszę, żebyś mnie
zabrał. No, jedź naprzód i obaj zaczekajcie aż was dogonię.
Matt skinął głową i odjechał. Po chwili Noelle podeszła i
ostentacyjnie spojrzała na zegarek.
- W takim tempie nigdy nie zdążymy na lunch. Matt, czy mógłbyś
mnie podwieźć?
- Czy aby na pewno wiesz, co mówisz?
- Jasonie, jak myślisz, czy mogę jechać z panem Mattem?
Chłopiec wzruszył ramionami i jego twarz pozostała bez wyrazu.
Trzeba było grać dalej. Wpatrywała się w wyciągniętą dłoń Matta i w
konia, który raptem wydał się jej olbrzymi. Nie przewidziała tego, że
będzie zmuszona podejść blisko, a może i wsiąść.
- Zmieniłaś zdanie? - spytał Matt z niewinną miną.
Noelle rzuciła mu wściekłe spojrzenie.
- Oczywiście, że nie. Tylko wcale nie wiem, jak się jedzie.
- Tym już ja się zajmę. A ty musisz tylko wsiąść.
- To chyba proste.
- Boi się pani? - spytał Jason.
- Hmmm, tak trochę.
- Na pewno się to pani spodoba - zapewnił chłopiec z
przekonaniem. - Pan Matt jest świetnym jeźdźcem. Mnie też nauczył,
a ja na początku strasznie się bałem. Koniecznie powinna się pani
nauczyć jeździć konno. Na koniu łatwiej szukać nowych terenów.
Noelle wolała się nie przyznawać, że jej zdaniem samochody są
znacznie lepsze, gdyż ani nie gryzą, ani nie kopią.
- Pan Matt mógłby dawać pani lekcje jazdy, a ja bym nauczył
panią tego, co sam wiem o koniach. Nie jestem takim dobrym
nauczycielem jak pani, ale mogę spróbować.
Chwilowo zapomniała o strachu. Po tym, co teraz usłyszała,
prowadzenie „Przygody z prehistorią" wydało się jej znacznie
ważniejsze, cały zaś program bardziej wartościowy.
- To prawdziwy komplement, Jasonie. Dziękuję ci.
- Bardzo proszę. Ale już nie mogę się doczekać, kiedy pani
wsiądzie.
Noelie ogarnęła rozpacz na myśl, że nie wypada się wycofać,
skoro chłopiec patrzy na nią wzrokiem pełnym uwielbienia.
- Już wsiadam. Ale jak się to robi?
Matt ze zdziwienia uniósł brwi.
- Odetchnij głęboko i odpręż się. Najpierw wejdź na ten kamień, a
potem na konia.
- A nie kopnie?
- Skądże! - zapewnił Jason. - Wszystkie nasze wierzchowce są
bardzo łagodne.
Noelle niespokojnie przyglądała się, gdy Matt podprowadzał
konia bliżej.
- Teraz oprzyj się na moich ramionach - poinstruował Matt i
ciszej dodał: - Nie musisz tego robić, Noelle. Wiem, że się boisz. I
koń też to czuje.
- Powiedziałam, że coś udowodnię.
- Kiedy będziesz gotowa, wsuń prawą nogę w strzemię, a lewą
przerzuć nad grzbietem konia. Usiądź tuż za mną i mocno obejmij
mnie w pasie. Zrozumiano?
- A koń nie ucieknie?
Matt i Jason odpowiedzieli jednocześnie i się uśmiechnęli.
- Będzie stał spokojnie.
Noelle zaczerpnęła powietrza w płuca, zacisnęła palce na
ramionach Matta i, nie wiedząc, jak to się stało, usiadła na końskim
grzbiecie.
- Brawo! - krzyknął zachwycony Jason.
- Oddaj mi strzemię - rzekł Matt. - Przysuń się bliżej i obejmij
mnie trochę mocniej.
Noelle ze skupieniem wypełniła wszystkie polecenia. Kiedy koń
ruszył i rzucił ją na plecy siedzącego przed nią mężczyzny, jej
doznania zmieniły się. Z wrażenia wstrzymała oddech.
- No i jak? - zapytali Matt i Jason jednocześnie.
- Jakoś tak dziwnie. Wcale nie czuję, że siedzę na koniu.
Gdy koń zrobił następny krok, Noelle zabrakło tchu.
- O, teraz poczułam ruch jego mięśni. I to, że jest... że grzeje.
Doznawała niecodziennych wrażeń. Czuła ciepło konia oraz
ciepłe ciało mężczyzny.
- Konie to ciepłokrwiste zwierzęta, podobnie jak my.
Bez wątpienia. Noelle poczuła, że robi się jej gorąco.
- Ale to jakieś... dziwne i... takie inne.
- Więc postoimy jeszcze chwilę. Powiedz mi, kiedy będę mógł
ruszyć.
Fizyczna bliskość Matta wywołała tak niepokojącą burzę uczuć,
że Noelle postanowiła myśleć o czymkolwiek innym.
- Chyba już jestem gotowa. Ale koń nie będzie brykać?
- Daję ci słowo, że pojedziemy wolniuteńko.
Matt cmoknął i koń ruszył. Noelle przestała oddychać, lecz nie
zdawała sobie z tego sprawy.
- Oddychaj normalnie - usłyszała. - Nie chcesz chyba dostać
zawrotu głowy.
Noelle już i tak kręciło się w głowie, lecz nie z powodu konia. To
bliskość Matta spowodowała, że całe jej ciało przeszył dreszcz. Nie
mogła się zdecydować, czy to dobry znak.
- Noelle?
- Czy wszystkie konie chodzą tak szybko?
Chciała dodać coś dowcipnego, lecz nagle dostrzegła dno
wyschniętego potoku i ze strachu przygryzła wargi. Z wysokości
końskiego grzbietu ów widok był przerażający.
Matt zatrzymał konia.
- W tym miejscu musimy przedostać się na drugą stronę, Jason,
jedź pierwszy. Pani Noelle teraz zejdzie, bo już chyba ma dość jazdy
na dziś.
- Doktor Forrest, niech pani trzyma...
Odwróciwszy się, Noelle kątem oka zauważyła, że coś się
wysuwa z kieszeni plecaka. Coś, co, spadając, uderzyło konia, który
wierzgnął i Noelle przeleciała nad końskim łbem.
Jason przeraźliwie krzyknął. Nieszczęsna Noelle spadła twarzą na
ziemię. Natychmiast się przewróciła na plecy i otworzyła oczy. Z
przerażeniem spostrzegła końskie kopyta tuż nad sobą. Instynktownie
zasłoniła głowę rękami i przekoziołkowała w prawo.
Koń stanął kilka centymetrów od jej głowy. Noelle usiadła i
rękawem otarła usta. Widząc pobladłą twarz Jasona, pomyślała, że i
ona sama pewnie też jest trupio blada.
- Nic mi się nie stało, kochanie - rzekła uspokajająco.
Głos jej się trząsł i czuła, że nogi ma jak z waty, więc wolała na
razie nie wstawać. Matt przywiązał konia i podbiegł do Noelle, a
Jason bez pomocy zsiadł z kucyka i mocował się z kulami.
- Nic ci się nie stało? - Matt przyklęknął i zajrzał Noelle w oczy.
- Nie, tylko jestem trochę roztrzęsiona.
- Nic cię nie boli? Jesteś pewna, że się nie pokaleczyłaś? -
Przesunął dłonią po jej rękach i nogach.
Noelle ogarnęło trudne do opanowania podniecenie, więc bez
słowa skinęła głową. Przeżywała emocje wywołane nie tylko
upadkiem. Odezwała się dopiero po chwili:
- Mogę powiedzieć, że zraniona jest tylko moja duma.
Chciała się zdobyć na uśmiech, lecz bezskutecznie.
- Nie czuję żadnego złamania - oświadczył Matt i zakończył
badanie.
- Przecież ci mówiłam - Noelle podciągnęła kolana i objęła je
rękoma.
Matt wyciągnął chusteczkę i zaczął wycierać jej twarz.
- Leci ci krew z dolnej wargi. Potrzymaj to chwilę.
- Idź pomóc Jasonowi, żeby się nie przewrócił.
Chłopiec, nie bacząc na nierówny teren, powoli szedł w ich
stronę.
- Jasonie, mówiłam ci, że nic mi nie jest - krzyknęła Noelle. -
Zostań przy koniu.
Chłopiec nic nie odpowiedział, lecz powoli i ostrożnie szedł.
- Idź mu pomóc.
- Mam poważne obawy, czy ty dobrze się czujesz. Wyglądasz
strasznie.
- Co tam ja. Idź do Jasona,
Serce się jej ściskało, gdy obserwowała wysiłki utykającego
dziecka. Modliła się, żeby tylko nie upadło.
- Przecież sobie radzi. Wolę cię nie zostawiać. Gdybyś się dobrze
czuła, już byś się zerwała na równe nogi i sama do niego pobiegła.
- Racja, ale najpierw muszę złapać oddech.
Prawdę powiedziawszy, bała się, że zemdleje. Matt zaklął pod
nosem i przygiął jej głowę do kolan.
- Oddychaj głęboko, żeby nie stracić przytomności.
- Myślałam, że nie ma nic gorszego niż program telewizyjny na
żywo - westchnęła Noelle.
- Więc zrobiłaś jeszcze coś, czego się panicznie boisz: dosiadłaś
konia. I to dla jedenastoletniego chłopca!
- Nigdy nie mówiłam, że się tego panicznie boję - zaoponowała
prawie że zadziornie. - Mówiłam ci, że robię się nerwowa, gdy widzę
końskie kopyta i wielkie zęby. A poza tym uważam, że jeżeli Jasona
tak bardzo fascynuje moja praca, to ja mogę przynajmniej
zainteresować się końmi.
- Tak ci na nim zależy?
- Przecież od samego początku usiłuję ci to powiedzieć. Jego
dobro naprawdę bardzo mi leży na sercu - powiedziała rozdrażniona.
- Ale oczywiście nigdy bym się nie zdobyła na to, żeby wsiąść,
gdybym wiedziała, że masz takiego nieokiełznanego ogiera.
- Przestań gadać i oddychaj głęboko. Jeszcze jeden skłon.
Noelle posłusznie wykonała polecenie. Niebawem przestała
odczuwać zawroty głowy i mogła usiąść prosto. Jason natychmiast
rzucił się jej w ramiona i mocno przytulił.
- Kochanie, przepraszam, że tak cię wystraszyłam. - Objęła
chłopca i pogłaskała po głowie. - Zapewniam cię, że wcale nie
chciałam spaść z konia.
Jason nie odezwał się ani słowem. Dygotał na całym ciele. Noelle
skierowała bezradne spojrzenie na Matta, który podniósł rozrzucone
rzeczy, włożył je do plecaka i zasunął zamek.
Chłopiec uniósł głowę.
- Chciałem tylko panią ostrzec, że z plecaka wysuwa się saperka.
Dobrze się pani czuje?
Skinęła głową. Ucieszyła się, widząc, że policzki dziecka znów
nabierają rumieńców.
- To moja wina, bo nie zasunęłam zamka.
- Po prostu wypadek - wtrącił Matt. - Wiadomo, że wypadki
chodzą po ludziach.
Zdziwiła się, że Matt nie zrzuca winy na nią.
- Dzięki Bogu, że nic ci się nie stało. Siedź spokojnie i na razie
nic nie mów.
Noelle i do tego polecenia chętnie się zastosowała. W milczeniu
przyglądała się, gdy Matt pomagał Jasonowi wstać i wsiąść na
kucyka.
- Zaczekaj tutaj na mnie. Wrócę samochodem.
- To bez sensu. Nic mi nie jest. - Chcąc tego dowieść, Noelle
wstała. - Widzisz? Mogę już iść.
- No to ja też pójdę pieszo i będę ci towarzyszył.
- Nie! - krzyknęła Noelle i cofnęła się. - Nie podchodź bliżej!
Błagam cię, wsiadaj i jedź. Jak najdalej ode mnie.
Matt wpatrywał się w nią przez dłuższą chwilę.
- Jak sobie życzysz - rzekł w końcu. - Ale w razie potrzeby
krzycz. Jasonie, zostawiam ciebie na straży, dobrze?
- Oczywiście.
Matt odjechał. Noelle i Jason ruszyli za nim, lecz Noelle trzymała
się z dala nawet od kucyka.
- To źle, że pani kazała panu Mattowi odjechać - wyrwało się
Jasonowi.
- Co ja na to poradzę, że nie lubię koni tak samo jak on
dinozaurów.
- Pani nie kazała odejść koniowi, ale panu Mattowi.
Słysząc w głosie chłopca nieoczekiwane potępienie, Noelle
poczuła skurcz serca. Dziwne, jak bardzo opinia Jasona była dla niej
istotna. Szli chwilę w milczeniu.
- Myślę, że pan Matt panią lubi - odezwał się chłopiec. - Czy pani
by nie mogła też go polubić choć trochę?
- Polubić?
- Tak. Czasami jest pani dla pana Matta niezbyt miła.
Noelle westchnęła. Okazało się, że unieszczęśliwiła już dwie
istoty.
- Kochanie. Pozwól, że coś ci wytłumaczę. Wiesz, że nie jestem
tutaj po to, żeby zaskarbić sobie sympatię pana Matta. Przyjechałam
tu, aby zasłużyć na szacunek innych paleontologów. I to
prawdopodobnie jest dla mnie szansa, jedna na milion, żeby rozsławić
swoje nazwisko.
- Ale przecież pani już jest sławna - przerwał Jason. - Jest pani
znana jako Dinozella.
Noelle ogarnęła rozpacz. Nie wiedziała, jak wytłumaczyć całą
sprawę, tak by nie sprawić chłopcu przykrości.
- Powinnam dużo pracować w terenie i znacznie więcej w
muzeum. Moi koledzy po fachu uważają, że nie jestem prawdziwym
paleontologiem.
- Właśnie, że pani jest najprawdziwszym! - gorąco zapewnił
chłopiec. - Naprawdę.
- Może tak jest - zgodziła się po chwili. - Szalenie lubię
prowadzić audycje, tak samo zresztą, jak szalenie lubię...
Chciała powiedzieć „ciebie", ale ugryzła się w język i
dokończyła:
- ... lubię pracować z dziećmi podobnymi do ciebie. A szczególnie
z tobą. Największym plusem tego, że znalazłeś tę skamieniałość było
to, że dzięki niej poznałam ciebie. Ale w świecie paleontologów
jestem... no, powiedzmy, że nie mam wyrobionego nazwiska. Pracuję
w mało znanym muzeum bez wielkich specjalistów czy kolekcji.
Praca w telewizji wcale nie jest drogą, która wiedzie do dużego,
uznanego muzeum.
- Takiego jak Muzeum Przyrodnicze Denver?
- O właśnie.
- A ja myślę, że pani wie wystarczająco dużo, żeby się tam dostać.
- I ja tak sądzę - rzekła Noelle poważnie. - Ale muszę to
udowodnić innym naukowcom. Muszę poświęcić się całkowicie mojej
pracy zawodowej. Oczywiście, jeśli nie chcę się zajmować
opracowywaniem cudzych znalezisk.
- A co będzie z panem Mattem?
- Przecież usiłuję ci to wytłumaczyć. Mamy odmienne zdania na
temat mojej pracy. Nie mogę zrezygnować z szukania nowych
okazów tylko dlatego, żeby kogoś uszczęśliwić.
W duchu jednak przyznała, że mimo wszystko pragnie tego coraz
bardziej.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Przez kilka następnych dni Noelle była obolała i posiniaczona.
Matt zachowywał się uprzejmie, lecz chłodno, natomiast jego brat
milcząco i wrogo. Przy pierwszym spotkaniu z Alexem Noelle
doznała niemiłego wstrząsu.
Nie tylko dlatego, że Alex miał bardzo zniekształconą nogę i
chodził o lasce. Bardziej nieprzyjemne było irracjonalne i na razie
bezpodstawne podejrzenie, że ten człowiek ma charakter tak
zdeformowany jak ciało.
Zawstydzona tym, że ma podobne myśli, Noelle starała się być
szczególnie miła. Nie było to łatwe. Brat Matta okazał się wyjątkowo
nietowarzyski. Noelle szybko się zorientowała, że Jason też nie darzy
go sympatią, a wiedziała, że większość dzieci ma jakiś szósty zmysł,
dzięki któremu ocenia dorosłych. Chłopiec był i pod tym względem
zupełnie wyjątkowy.
- Czy brat opowiedział pani coś o mnie? - spytał Alex
nieprzyjemnym tonem.
- Mówił, że pan wyjechał, aby kupić konie. Tylko tyle.
- On zawsze był silny i małomówny.
Alex uśmiechnął się ironicznie. W jego głosie zabrzmiała
zgryźliwa nuta, która zaniepokoiła Noelle. Przestała się dziwić, że
Jason trzyma się z dala od tego człowieka.
- A ja po tamtym wypadku nie jestem ani silny, ani małomówny. -
Alex dostrzegł zdumione spojrzenie Noelle. - Matt nie uraczył pani
wszystkimi krwawymi szczegółami, prawda? No co, Jasonie, chcesz
tego posłuchać?
Chłopiec niespokojnie wiercił się na krześle i nawet nie zaczął
jeść. Noelle wcale mu się nie dziwiła, ponieważ zdążyła już
zauważyć, że Alex potrafił wszystkim zepsuć apetyt. Po wypadku z
koniem oboje z Jasonem nasłuchali się różnych przykrych rzeczy.
Żałowała, że nie ma Matta, który, jak na złość, wyszedł już z kuchni.
- Jasonie, może pójdziesz i zrobisz u siebie porządek? -
zaproponowała, mimo iż wiedziała, że chłopiec już posprzątał. -
Zabierz sobie coś do jedzenia, bo na pewno zgłodniejesz.
Chłopiec uśmiechnął się z wdzięcznością, schował do kieszeni
kilka ciastek i prędko wyszedł.
- Co się stało, doktor Forrest? Boi się pani, żeby nie usłyszał, jak
okrutne jest życie?
- Moim zdaniem on doskonale o tym wie. Nie potrzebuje już
więcej lekcji na ten temat. - Uśmiechnęła się z przymusem. - A jeśli
już mowa o nauce, to panu by dobrze zrobiło kilka lekcji o
odpowiednim zachowaniu przy stole. I o tym, by nie robić przykrości
dzieciom. W przyszłości powinien pan dokuczać komuś, kto potrafi
się odciąć.
Alex zaczerwienił się. Ze złości, a nie ze wstydu.
- Nie jest pani jego matką - warknął.
- Ale on tutaj jest pod moją opieką i mam wobec niego obowiązki
- wypaliła Noelle. - I jeśli jeszcze raz zobaczę, że robi pan chłopcu
przykrość, to...
- Przestańcie! - ostro przerwał Mart, który wrócił do kuchni. - Nie
mogę wyjść nawet na pięć minut. Co się tutaj dzieje?
- Pani Noelle uważa, że śmierć naszych rodziców nie jest tematem
odpowiednim dla Jasona. Nie zgodziłem się z nią, więc się na mnie
rzuciła z pazurami, jak lwica.
Teraz Noelle się zaczerwieniła. To, że tak wybuchnęła było
zaskoczeniem przede wszystkim dla niej samej. W dodatku obraziła
brata gospodarza w jego własnym domu.
- Wiesz, ona ma rację. Zostaw chłopca w spokoju. Jeśli chcesz
wracać do przeszłości, masz do tego prawo, ale proszę, żebyś nie
opowiadał nic przy stole i przy moich gościach. Poza tym omijaj
„krwawe szczegóły".
- Skoro moja wersja ci się nie podoba, sam opowiedz.
- Matt, wcale nie musisz mi niczego opowiadać - szybko wtrąciła
Noelle.
Podniosła się i chciała wyjść.
- Zostań. Możesz i ty dowiedzieć się tego, co wiedzą wszyscy
naokoło. Nasz ojciec posiadał samolot i uprawnienia pilota. Pewnego
razu leciał, gdy rozpętała się burza i piorun trzasnął prosto w samolot.
- Och, to straszne.
- Tak. Przeżył tylko Alex.
- Ale nie mogłem chodzić - wtrącił jego brat z goryczą. - Zwykle
ojciec latał sam, ale tym razem zabrał matkę i mnie.
- Alex miał bardzo poważne złamanie miednicy i nogi.
- Mylisz się, bracie. Powinieneś powiedzieć, że „Alex był
pokiereszowany, bo miał zmiażdżone nogi i biodra".
- Prawie wszystkie kości były połamane. Niektóre nawet w kilku
miejscach. Alex długo jeździł na wózku.
- Bardzo mi przykro. To musiało być dla was straszne.
- Dziękuję Bogu, że Alex przeżył. I że wrócił do formy na tyle, że
może chodzić - powiedział Matt cicho.
Alex rzucił bratu jadowite spojrzenie.
- Można to i tak nazwać. - Wstał, wziął laskę i wyszedł.
- On ma pretensje do całego świata - rzekła Noelle.
Matt natychmiast stanął w obronie brata.
- Zazwyczaj lepiej nad sobą panuje.
- Całe szczęście. Przykro by mi było, gdyby tak się zachowywał
wobec pacjentów.
- Na ogół wybucha tylko wtedy, gdy jesteśmy sami.
- Szkoda, że tym razem nie pohamował się przy Jasonie. Pójdę
zobaczyć, co on robi.
- Pozwól, że ja pójdę i przeproszę go w imieniu brata. Później
porozmawiam z Alexem. W ten sposób chyba załagodzę sprawę.
- Bo ja wiem... - rzekła zakłopotana Noelle. - Zdaje mi się, że to
nie wystarczy. Nie powinieneś za niego przepraszać. Przecież on jest
dorosły i może to zrobić sam.
Matt westchnął.
- Ja bym nie czekał na jego przeprosiny. Od czasu wypadku Alex
nie może pogodzić się z samym sobą.
- To znaczy, że nie pogodził się ze swoim kalectwem. A czy
przynajmniej próbował?
- To nie takie proste. On nawet jako chłopiec z trudem się do
wszystkiego przystosowywał. Nigdy nie cierpiał zmian.
- Ale jak można nie przyjmować do wiadomości tego, co się
stało? Przecież on musi żyć z tym kalectwem.
- Wiem. - Oczy Matta wyrażały głęboki smutek. - To nieszczęście
było za wielkie i spadło na niego tak nagle. Bardzo mocno odbiło się
na jego psychice. Alex stracił jednocześnie rodziców, zdrowie i pracę.
- Kiedy to było?
- Dziesięć lat temu. Miał wtedy piętnaście lat.
- Dziesięć lat! Ależ, Matt, czy naprawdę nie wierzysz, że dziesięć
lat wystarczy, żeby się ze wszystkim pogodzić?
- Myślę, że wystarczy. Czy uważasz, że nie chciałem mu pomóc?
Przecież specjalnie ze względu na niego wróciłem na studia i zająłem
się rekreacją jako terapią. Zorganizowałem ten ośrodek jeździecki dla
osób wymagających specjalnej troski. Sam nauczyłem Alexa jeździć
konno, a potem zrobiłem wszystko, żeby miał pracę. Co jeszcze mogę
zrobić?
Noelle pomyślała, że Matt prawdopodobnie i tak zrobił za dużo.
Być może Alex powinien sam dalej ze sobą walczyć.
- Czy brałeś pod uwagę - zapytała cicho - jakieś psychiczne
wsparcie dla niego?
- Masz na myśli pomoc psychiatryczną?
- Tak. Poznałam twojego brata niedawno, ale od razu
zauważyłam, że jemu potrzebny jest ktoś, z kim mógłby otwarcie
rozmawiać.
- Namawiałem go na konsultacje, ale się nie zgodził.
- Z jakiego powodu?
- Głównie z powodu pieniędzy.
- Pieniędzy? Wiesz, Mart, ja tu czegoś nie rozumiem.
- Alex należy do tych nieszczęsnych ludzi, o których ci
wspominałem. Do chorych, dla których nie ma ubezpieczeń. Już przed
kilku laty pozbawiono mojego brata ubezpieczenia, które miał przez
jakiś czas. Więc ja sam płacę za całą opiekę lekarską.
Noelle zrozumiała teraz, dlaczego Matt walczy o państwową
służbę zdrowia. Całym sercem stanęła po stronie braci.
- O mój Boże! Przecież leczenie szpitalne mogło doprowadzić do
bankructwa. Prócz rodziców mogliście stracić i dom.
- Byliśmy już o krok od tego - ponuro przyznał Matt. - Ale to nie
ma nic do rzeczy. Gdyby Alex zgodził się na dodatkowe leczenie,
wszystko bym sprzedał, byle mieć pieniądze. Ale on się nie zgadza.
Twierdzi, że to za drogo, a przecież, jeśli chce, zawsze może
porozmawiać ze mną.
Noelle pokręciła głową.
- Ale przecież ty nie jesteś obiektywnym słuchaczem.
- Nie zgadzam się z tobą. Ja lepiej niż ktokolwiek inny rozumiem,
co Alex przeżył. Przecież i ja straciłem wtedy rodziców.
Położyła dłoń na ręce Marta.
- Wybacz, że coś ci powiem. Gdybym to ja była na jego miejscu,
nie chciałabym zwierzać się jedynemu członkowi rodziny, który
przeżył, bo nie leciał tym samolotem.
Matt odsunął rękę.
- Nie masz racji! My jesteśmy bardzo zżyci.
Po raz pierwszy stracił panowanie nad sobą. Noelle postanowiła
bardzo uważać na słowa.
- Być może się mylę. Ale jemu i tak przydałyby się konsultacje.
Może prędzej by to zrozumiał, gdybyś ty był mniej... wyrozumiały.
Spojrzenie Matta było wręcz lodowate.
- Więc według ciebie to ja jestem winien.
- Owszem, częściowo - przyznała Noelle otwarcie. - Skończyłeś
medycynę, więc wiesz, o co mi chodzi. Niezależnie od tego, czy
chodzi o alkohol, narkotyki czy zaburzenia psychiczne, tolerowanie
zachowań nie do przyjęcia wcale pacjentowi nie pomaga. A
zachowanie twojego brata nie jest normalne.
Matt wstał. Wściekłość malująca się na jego twarzy mówiła, iż
Noelle posunęła się stanowczo za daleko.
- Nie potrzebuję rad, jak mam pomagać własnej rodzinie. A
gdybym nawet potrzebował, to raczej spytałbym kogoś, kto woli
istoty żywe od dawno wymarłych.
Jego słowa były ciosem w samo serce.
Następnego ranka Jason był już znowu w dobrym nastroju, lecz o
braciach nie można było powiedzieć tego samego. Nieprzyjemna
sytuacja trwała kilka dni i Noelle nawet gotowa była zaproponować,
że skróci swój pobyt w ośrodku.
- Ja wyjadę tylko wtedy, gdy pan Matt mi wyraźnie rozkaże -
oświadczył Jason stanowczo. - Poza tym pan Alex mnie przeprosił, a
pan Matt zapewnił, że więcej przykrości nie będzie.
Noelle ośmieliła się w to wątpić, ponieważ Alex zdążył już posiać
ziarno niezgody między nią a Mattem. Jakby nie dość było tego, że
oni już wcześniej poróżnili się na temat skamieniałości. Matt prawie
się nie odzywał i Noelle podejrzewała, że niecierpliwie liczy dni do
wyjazdu gości. Było to nader przykre, chociaż z drugiej strony
zupełnie zrozumiałe.
W czwartek włożyła telewizyjny strój, ponieważ tego ranka miało
się odbyć kolejne nagranie „Przygody z prehistorią". Po audycji
chciała wstąpić do muzeum, żeby popracować przy komputerze. Jason
miał jechać razem z nią. W kuchni zastała wszystkich przy śniadaniu.
Alex mruknął coś niewyraźnie, natomiast Matt rzekł:
- Dzień dobry, Noelle. Co zjesz? Napijesz się kawy?
- Nie, dziękuję. Zjem coś później.
- Ale się wystroiłaś. Nie będziesz dzisiaj kopać?
- Nie. O dziewiątej muszę być w studiu, a potem chcę popracować
przy komputerze. Jason pojedzie ze mną. Prawda?
Zwichrzyła chłopcu włosy i nieoczekiwanie pocałowała go w
policzek. Obecność tego dziecka zawsze poprawiała jej humor.
- Mogłabyś skorzystać z mojego komputera - zaproponował Matt.
- Nam jest potrzebny tylko pod koniec miesiąca.
Taka propozycja niewątpliwie była próbą zawarcia pokoju, więc
Noelle zrobiło się przykro, że musi odmówić.
- Dziękuję ci, Matt, ale do pracy muszę mieć specjalny program,
który zostawiłam w muzeum i dlatego tam wolałabym opracować
wyniki dotychczasowych poszukiwań.
- Rozumiem. Ale pamiętaj na przyszłość. Chodźmy, odprowadzę
was do samochodu.
- Sami sobie damy radę - wtrącił Jason i wziął torbę Noelle.
- O, dziękuję ci, Jasonie.
Alex posępnym wzrokiem obserwował dziecko idące o kulach i
niosące torbę.
- No, proszę, jaki to dżentelmen.
Wszyscy udali, że nie słyszą. To była najlepsza reakcja na częste
złośliwości ze strony Alexa.
- Już czas na nas - rzucił chłopiec.
Długo jechali w milczeniu, aż wreszcie Noelle zauważyła:
- Jesteś dziś bardzo milczący. Wcale się nie odzywasz.
- Bo pan Alex doprowadza mnie do wściekłości! Nienawidzę go!
- wybuchnął chłopiec.
Noelle zasępiła się, szukając właściwych słów.
- Wiem, że on czasami może być irytujący, ale jest bardzo
nieszczęśliwy. Wobec takich ludzi trzeba być wyrozumiałym.
- A ja i tak go nienawidzę! Teraz pan Matt jest stale w kiepskim
nastroju, a pani jest nieszczęśliwa, i to przez niego.
- Kochanie, mylisz się. Pan Matt w końcu się uspokoi, a ja czuję
się świetnie. Przy tobie zawsze mam doskonały humor.
Uśmiechnęła się ciepło, lecz nachmurzony chłopiec tego nie
zauważył.
- Pan Aiex nie znosi szczęśliwych ludzi - mruknął. - A co będzie,
jeśli naopowiada bzdur o mnie i będzie twierdził, że jestem zły?
Dorośli zawsze wierzą innym dorosłym, a nie dzieciom. Co będzie,
jeśli pani nie zechce mnie więcej widzieć?
Chłopiec miał tak zbolałą minę, że Noelle wyciągnęła do niego
rękę. Jason chwycił ją mocno i zacisnął palce.
- Ja zawsze będę wierzyć tobie - zapewniła go. - I obiecuję ci,
dziecino, że to, co mówi pan Alex nie zmieni mojego stosunku do
ciebie. Nigdy, przenigdy.
- Skąd jest pani taka pewna?
Noelle zobaczyła, że chłopiec jest bliski łez.
- Ponieważ za bardzo cię kocham. Miłość jest silniejsza niż gniew
czy nienawiść. Pan Alex może o tym nie wie, ale ja wiem na pewno.
- I nie przestanie mnie pani lubić?
- Nigdy. Więc przestań się martwić, kochanie. Już dobrze?
Jason nie wypuszczał jej ręki ze swojej. Pochylił głowę i tak
siedział przez jakiś czas.
- Teraz lepiej?
- Trochę. Czy pani myśli, że pan Alex kiedyś przestanie być taki...
taki złośliwy?
- Być może kiedyś, w przyszłości. Pan Matt twierdzi, że jego brat
nie tak łatwo się zmienia.
- Bo jest głupi. Chce, żeby wszystko było tak jak przed
wypadkiem. A przecież nie będzie i od myślenia o tym można
zwariować. Ja sam coś o tym wiem.
- Naprawdę?
- Mówiłem panu Alexowi, że tylko ludzie głupi myślą, że ich
marzenia się spełnią. Tak było ze mną, gdy leżałem w szpitalu.
Marzyłem tylko o tym, żeby mieć zdrowe nogi. Nie chciałem jeździć
na wózku, bo to by znaczyło, że moje marzenie się nie spełni. W
końcu przestałem tak głupio rozumować, bo leżąc w łóżku, nie
mógłbym szukać kości dinozaurów. Prawda?
- Rzeczywiście. I powiedziałeś to wszystko panu Alexowi? -
spytała zdumiona Noelle.
- Tak. Zaraz na początku, ledwo zacząłem przyjeżdżać na lekcje.
Powiedziałem, mu, że wiem że on czeka na cud. I że to głupie.
Noelle przygryzła wargę. Zrozumiała, dlaczego Alex nie cierpi
chłopca.
- Obawiam się, że on jeszcze nie jest psychicznie przygotowany
na to, żeby słuchać tego, co ty masz do powiedzenia.
- I nigdy nie będzie - rzekł chłopiec z pogardą.
- W końcu jednak będzie musiał jakoś sam sobie poradzić z
życiem. Podobnie jak ty. Zostaw go w spokoju i omijaj z daleka.
- Przecież już to robię.
Chłopiec westchnął głęboko, z ulgą, i włączył radio. Głośna
muzyka była Noelle na rękę, ponieważ uniemożliwiała rozmowę, a
tym samym pozwalała przemyśleć spostrzeżenia Jasona. Chłopiec
prawdopodobnie miał rację. Nie chcąc przyjąć do wiadomości
kalectwa i żyjąc tylko nadzieją na cud, Alex był chodzącą bombą
zegarową, która może wybuchnąć przy byle okazji.
Sytuacja sprzyjająca wybuchowi mogła zaistnieć już wtedy, gdy
Matt zaczął sympatyzować z Connie. Możliwe, że Alex nie miał nic
wspólnego z rozstaniem się tych dwojga, lecz problem pozostał. Jak
rysowała się przyszłość Matta? Alex chyba nie liczył na to, że brat
nigdy się nie ożeni.
Noelle zaczęła się zastanawiać, co będzie, gdy w życiu Matta
pojawi się następna kobieta. A jeśli to miałaby być właśnie ona? Nie
było nawet ważne, czy Matt jest w niej zakochany. Wystarczyło to, że
mieszkała w domu braci Caldwellów i szukała skamieniałości na
terenie należącym do nich. Ogarnął ją niepokój na myśl, że
ewentualne odkrycie rozpęta burzę, która może ją samą zniszczyć.
Martwiła się również o los Jasona, który uwielbiał Matta. Matt
lubił chłopca, lecz brat to brat. Nie wiadomo, w jakim stopniu i czy w
ogóle Jason mógł liczyć na jego uczucia?
Sytuacja w ośrodku skomplikowała się. Noelle westchnęła,
żałując, iż nie spotkała Matta w innych okolicznościach. Teraz miała
znikome szanse na to, by ich znajomość przekształciła się w coś
poważniejszego. Ponadto była przekonana, że stoi w obliczu
katastrofy. Zaczęła się modlić, żeby ucierpiała tylko i wyłącznie ona
sama.
Po zakończeniu nagrania, chłopiec niecierpliwie zapytał:
- Jak wypadliśmy?
- Ty świetnie, a ja dużo gorzej.
- Wcale nie. Pani była doskonała.
- Wiem, że nie byłam, ale ci dziękuję. Teraz pojedziemy do
muzeum.
Kiedy dojechali na miejsce, Noelle powiedziała:
- Proponuję, żebyśmy najpierw obejrzeli wystawę.
- Wspaniale! - Jasonowi zalśniły oczy.
Noelle szła powoli, a chłopiec, pomimo kul, pędził od jednego
dinozaura do drugiego. Trochę dłużej zatrzymali się przy dwóch
niedawno odkrytych gatunkach.
- Ten Jensen ma szczęście! - W głosie Noelle przebijała zazdrość.
- Ale nie ma programu w telewizji.
Słowa chłopca sprawiły Noelle dużą przyjemność. Po obejrzeniu
eksponatów w następnej sali, powiedziała:
- Musimy już kończyć zwiedzanie. Idziemy do mnie.
Jason zauważył stojącego przy drzwiach mężczyznę.
- Doktor Forrest, proszę spojrzeć. Przyjechał pan Matt.
- Rzeczywiście.
Noelle była bardzo zadowolona ze spotkania, a nawet poczuła się
szczęśliwa, lecz nie chciała tego po sobie pokazać.
- Witaj, Matt - powiedziała z udanym spokojem. - Ale nas
zaskoczyłeś. Nie spodziewaliśmy się ciebie.
- Kilku pacjentów niespodziewanie odwołało wizyty, a jeden z
terapeutów chciał popracować dłużej, więc pomyślałem, że mogę
zaprosić was na lunch do jakiegoś lokalu.
- Jak to miło z twojej strony. - Uśmiechnęła się. - Ale najpierw
muszę wykonać najpilniejszą pracę. Proszę was do siebie.
Gdy weszli do środka, Jason aż gwizdnął z zachwytu, natomiast
Matt zapytał:
- Gdzie jest ta kość znaleziona u mnie?
- Już nad nią pracuje jeden z kolegów.
- Dlaczego nie pani? - zdziwił się chłopiec.
Bała się takiego pytania, lecz musiała na nie odpowiedzieć.
- Zazwyczaj prawa do skamieniałości przysługują temu
paleontologowi, który ją znalazł. Skoro jednak ty, Jasonie, ogłosiłeś
przed kamerami, że składasz swój okaz w darze muzeum, ja musiałam
przekazać go szefowi.
- To niesprawiedliwe. Chciałem, żeby pani się nim zajęła.
- Sama o tym marzyłam - westchnęła. - Ale nie miałam prawa.
Matt bacznie się jej przyglądał.
- Dlaczego nie miałaś prawa?
- Moi przełożeni uważają, że nie mam odpowiedniego
doświadczenia.
- Jak ma pani zdobyć doświadczenie, jeśli nie może nad tym
okazem popracować? Nie powinna się pani z tym godzić.
Jason uderzył pięścią w biurko. Matt był tego samego zdania.
- Taka, niestety, jest sytuacja u mnie w pracy.
Nikomu nie mówiła, jak trudno jej było rozstać się z kością
znalezioną przez Jasona, więc teraz tym bardziej wzruszyło ją okazane
współczucie.
- Czy już wiadomo, jaki to był dinozaur? - zainteresował się Matt.
- Nie. Kość pochodzi od młodego osobnika, ale na podstawie
wielkości trudno określić, czyj był szkielet. Ponadto idenryfikację
utrudnia i to, że kość jest zwietrzała, połamana i niekompletna.
Musimy ściśle określić podłoże, z którego ona pochodzi.
- Co tam jedna kość! - pocieszał Jason. - Jestem pewien, że
znajdziemy wszystkie, jakie jeszcze są w ośrodku.
- Może, może... - Głos Noelle brzmiał niepewnie. - Chodźcie,
pokażę wam mój program komputerowy.
Przez następne pół godziny oglądali mapy i wykresy. Jason
zadawał mnóstwo pytań i wszystko chciał wiedzieć. Nawet Matt
wykazał zainteresowanie tematem. Później, po wprowadzeniu danych
z ostatnich dni, Noelle zapisała wyniki na twardym dysku.
- Nie rozumiem, dlaczego tyle z tym wszystkim zachodu.
- Nawet najdrobniejszy okruch informacji jest cenny.
- Tak jak cenny jest najmniejszy nawet postęp moich pacjentów -
zauważył Matt.
Noelle uznała, że rozmowa zaczyna schodzić na niebezpieczne
tory, więc szybko powiedziała:
- Jasonie, usiądź na moim miejscu i obejrzyj sobie jeszcze raz
mapę terenu naszych badań. My na chwilę wyjdziemy.
- Po co?
- Zachciało mi się pić, więc pójdziemy coś kupić - wymyśliła na
poczekaniu. - Co ci przynieść?
- Poproszę coca-colę - odparł chłopiec już bez reszty pochłonięty
komputerem.
Kiedy wyszli na korytarz, Noelle zapytała bez ogródek:
- Mam nadzieję, że nie przyjechałeś aż tutaj, żeby kłócić się ze
mną w obecności Jasona?
- Nie. Szczerze mówiąc, przyjechałem tylko po to, żeby móc z
tobą spędzić kilka godzin.
- Ze mną?
- Nie powinno cię to dziwić. - W głosie Matta była ledwo
dostrzegalna nuta zniecierpliwienia. - Wydawało mi się, że skoro
zabrałaś ze sobą Jasona, ja też nie będę przeszkadzać. Zresztą, prawdę
powiedziawszy, łudziłem się, że i mnie zaprosisz.
Owo wyznanie sprawiło Noelle dużą przyjemność.
- Nie chciałam być wobec ciebie niegrzeczna. Przecież
wiedziałeś, gdzie się wybieram, a nie wykazałeś ani odrobiny
zainteresowania. Za każdym razem, gdy napomknę o moich sprawach
zawodowych, wpadasz we wściekłość.
- Wcale nie. Ale jestem zły, gdy umniejszasz wartość tego, co ja
robię.
- Przecież nie twierdzę, że moja praca jest ważniejsza od twojej -
wycedziła Noelle przez zaciśnięte zęby. - Ale też wcale nie uważam,
żeby twoja była ważniejsza niż moja.
- Jak coś takiego mogłoby ci w ogóle przyjść do głowy?
- Nie rób takiej zgorszonej miny. Wszystko jest kwestią skali
wartości. Pamiętam, że kiedy przygotowywano pierwszy lot na
Księżyc, wiele osób twierdziło, że miliardy potrzebne na
międzyplanetarną wyprawę powinny zostać wykorzystane dla
ratowania ubogich i bezdomnych.
- To niewątpliwie słuszna sprawa.
- Oczywiście. Ale, Matt, postęp w nauce nie może być zepchnięty
na drugi plan. Staram się wpoić dzieciom, że wiedza to potęga. Tylko
wiedza może przyczynić się do rozwikłania największych problemów
tego świata. Wyprawa na Księżyc stanowi najlepszy przykład. Dzięki
zdobytemu doświadczeniu stworzono wspaniały system łączności
satelitarnej. Teraz nawet ludzie z najdalszych zakątków świata mogą
wzywać pomocy.
- To wcale nie oznacza, że ją otrzymają.
- Prawda. Ale przynajmniej mogą się starać uzyskać wsparcie.
Ofiary kataklizmów i wojny przynajmniej znajdą kogoś, kto wysłucha
ich skarg.
- Słaba to pociecha dla dziecka umierającego z głodu. Zgadzam
się z twoim punktem widzenia, ale nie dostrzegam związku między
szukaniem przedpotopowych szkieletów, a dobrem moich pacjentów
czy, na przykład, państwową służbą zdrowia.
- Szkoda. Bo dinozaury są przykładem wspaniale rozwiniętego i
zdrowego gatunku, który nagle wymarł całkowicie. Ten sam los czeka
niektóre gatunki zwierząt i roślin na naszej planecie, tu i teraz. I nas
samych! Grozi nam samounicestwienie. - Noelle wzdrygnęła się. -
Dlatego dinozaury budzą tak powszechne zainteresowanie.
- Wiedza o tym, co się przytrafiło dinozaurom, może się przydać
każdemu z nas, czy tak?
- Oczywiście. Dlatego tak istotne jest poznanie tego, co się z nimi
stało. Rządy wielu państw nie przejmują się tym, czy wycinanie lasów
tropikalnych
wpłynie
na
zmianę
klimatu,
czy
rosnące
zanieczyszczenia zniszczą jonosferę, czy reaktory atomowe zatrują
glebę i wodę. Ale jeśli odkryjemy, że podobne zjawiska, tyle że bez
ingerencji człowieka, spowodowały wyginięcie dinozaurów, wtedy
każdy naród uświadomi sobie, że i nas czeka to samo. I dopiero wtedy
podejmie jakieś działania.
- Ty naprawdę wierzysz w taki rozwój wypadków?
- Tak. Zastanów się nad tym. Wszyscy chcą się dowiedzieć, jakie
były przyczyny wyginięcia dinozaurów. Poznawszy prawdziwe
przyczyny tamtego kataklizmu, może wreszcie zaczniemy walczyć, by
ocalić siebie.
Matt odezwał się dopiero po dłuższej chwili milczenia.
- Przykro mi, ale codziennie widzę tyle bezlitosnej prozy życia, że
nie mam już głowy dla zwariowanych idealistów.
- Mnie masz na myśli? - spytała, boleśnie dotknięta.
- A jak was inaczej nazwać? Jak mogę pochwalać stałe oglądanie
się wstecz?
- A niby dlaczego nie możesz? - padło sarkastyczne pytanie. -
Przecież bratu pozwalasz robić właśnie to przez tyle już lat.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
- To ohydne kłamstwo!
- Czyżby?
- Przestań mieszać Alexa w te sprawy!
- Nie mogę. Choćby dlatego, że to przez niego jesteś tak bardzo
uprzedzony do moich poszukiwań. Tolerujesz mnie tylko dlatego, że
obiecałam znaleźć sponsorów dla twoich pacjentów.
- Miejmy nadzieję, że się wywiążesz z tego zadania - warknął
Matt. - To jedyne usprawiedliwienie dla twojego pobytu u mnie.
- Dostaniesz te pieniądze - gniewnie rzuciła Noelle. - Ale żadne
skarby na świecie nie sprawią cudu dla twojego brata. I nie pomogą
zmienić przeszłości. A im prędzej on to sobie uświadomi, tym lepiej
dla was obu.
- Pani Dinozello, niech pani zatrzyma tę mądrość dla swojej
rodziny, bo w wypadku mojej jest pani na fałszywym tropie.
Matt odwrócił się i odszedł bez słowa. Noelle wróciła do Jasona.
- Pan Matt nie mógł zostać - rzekła przygnębiona.
- Bardzo był zły?
Noelle w milczeniu skinęła głową. Coś ją dławiło w gardle, więc
wolała się nie odzywać. Matt tego dnia zdobył się na przyjazny gest, a
ona zaraz wszystko popsuła.
- Pan Matt nie chce, żebyśmy cokolwiek znaleźli, prawda?
- Na to wygląda, kochanie. Zdaje mi się, że faktycznie tego nie
chce.
- Więc nie rozumiem, po co tu przyjechał?
- Myślę, że od razu chciał nam towarzyszyć. A ja... ja zrobiłam
mu przykrość tym, że go nie zaprosiłam. Więc przyjechał... ale na
krótko.
- Dlaczego? Czy pani znowu go odepchnęła?
- Niezupełnie, ale...
Sprawa była zbyt złożona, aby ją wyjaśniać dziecku. Nastawienie
Matta do niej było teraz wyraźnie niechętne, lecz Noelle nie chciała
skrócić swego pobytu w ośrodku.
Matt mimo wszystko nadal był idealnym gospodarzem i wieczory
spędzał z gośćmi. Rozmawiał jednak głównie z Jasonem, z którym
grywał też w karty. Ale gdy chłopiec szedł spać, Matt wychodził do
stajni i wracał dopiero późną nocą.
Nieszczęsna Noelle nie mogła nic poradzić na to, że tak wyraźnie
unikał jej towarzystwa. Czasami przychodził Alex, lecz tylko wtedy,
gdy był pewien, że brata nie ma w pobliżu.
- Doktor Forrest, pani pobyt tutaj już się kończy - rzekł któregoś
wieczoru. - Wygląda na to, że odjedzie pani z pustymi rękoma. Jaka
szkoda!
Zadowolenie brzmiące w jego głosie zadawało kłam ostatnim
słowom.
Noelle nie dała się sprowokować.
- Rzeczywiście spodziewałam się, że poszukiwania dadzą lepsze
wyniki - odparła spokojnie. - Ale zostało jeszcze kilka dni, więc kto
wie... Przykro mi jedynie, że zakłóciłam spokój tutaj.
- Myślałby kto!
Tymi słowami Alexowi udało się do reszty zepsuć jej wieczór.
Noelle bolało to, że Matt tak się od niej odsunął, lecz samotność była
znacznie lepsza niż towarzystwo młodszego Caldwella.
Któregoś wieczoru, uciekając od towarzystwa Alexa, Noelle
wyszła przed dom. Wiał chłodny, kojący wiatr, a słońce zachodziło
właśnie za wierzchołki gór. Podeszła do ogrodzenia, za którym stał
bułanek. Wyciągnęła rękę i nieśmiało poklepała konia po aksamitnym
karku.
- Myślałem, że wcale nie lubisz koni - usłyszała za plecami.
- To bardzo piękne zwierzęta i z przyjemnością się im
przyglądam. Może namówię siostrzenicę, żeby nauczyła się jeździć.
Na pewno jej się to spodoba.
- A ty? Pewnie się nie odważysz. A przynajmniej nie ze mną.
- Masz niezwykłą zdolność opacznego interpretowania moich
słów - powiedziała i chciała odejść.
- Może powinnaś przestać mówić? - rzekł Matt i przyciągnął ją do
siebie. - Może oboje powinniśmy zamilknąć?
Objął ją i pocałował mocno, zachłannie. Ów na pozór
bezwzględny pocałunek krył w sobie niezaprzeczalną i zadziwiającą
słodycz. W dodatku trwał tak długo, że Noelle zabrakło tchu.
Wyrwała się z ramion mężczyzny i długo patrzyła mu w oczy.
- Co to ma znaczyć? - szepnęła.
- Sama sobie odpowiedz.
Pokręciła głową. Zdawało się jej, że usłyszała westchnienie, lecz
nie była zupełnie pewna.
- Jeśli chcesz, możesz uznać, że to spóźnione przeprosiny. Za to,
że spadłaś z mojego konia.
Poczuła się rozczarowana i dlatego jej następne słowa zabrzmiały
niepotrzebnie ostro.
- Oboje dobrze wiemy, że nieźle się wtedy wygłupiłam.
Wolałabym nie wracać do tego incydentu. Pragnę tylko świętego
spokoju, niczego więcej.
- A tego ci ostatnio brak, prawda? - W głosie Matta
nieoczekiwanie zabrzmiała nuta współczucia. - Przykro mi, że pobyt
tutaj nie jest taki, jak sobie wymarzyłaś. Co zrobisz, jeśli nic nie
znajdziesz?
Noelle wzruszyła ramionami.
- Chyba to, co dotychczas. Będę występować w telewizji i
pracować w tym samym muzeum.
- Mogłabyś przyjeżdżać tutaj pod koniec tygodnia i we wszystkie
wolne dni.
- Naprawdę pozwoliłbyś mi szukać dalej?
- A dlaczego nie?
- No, bo jeśli ci chodzi o pieniądze, to ja już więcej nie mogę
pomóc.
- O pieniądze?
- Przecież słyszysz, co mówię. Żadna następna umowa nie
wchodzi w grę. Matt, będę z tobą szczera. Udało mi się uzyskać tylko
tyle zobowiązań, że będzie można opłacić roczną rehabilitację pięciu
pacjentów. I wątpię, czy uda mi się znaleźć jeszcze kogoś chętnego.
- Pięciu pacjentów? Opłaty za cały rok?
- Tak. Wiem, że to niewiele... Żałuję, że nie jest tego więcej, ale
nasza stacja ma niewielki zasięg. Obawiam się, że nikogo więcej nie
znajdę, a już na pewno nie w tym roku.
Matt odezwał się po dosyć długiej chwili milczenia.
- Po pierwsze, pokrycie kosztów rehabilitacji pięciu pacjentów to
więcej, niż się spodziewałem. Nawet pieniądze dla jednego dziecka
byłyby dużym osiągnięciem. Nie umniejszaj swoich zasług. Wierz mi,
że doceniam to, co zrobiłaś.
Noelle odetchnęła z ulgą.
- I nie będę wymagał od ciebie żadnych opłat za pobyt tutaj.
Wzdrygnęła się, niemile zaskoczona jego słowami.
- A ja myślałam, że chodzi ci tylko o to. O pieniądze.
- Czyli źle myślałaś. Cholera! 1 jeszcze mi wmawiasz, że to ja
przekręcam słowa! - Matt sprawiał wrażenie obrażonego.. - Ale nie
tylko to... Chcę, żebyś miała wolną rękę - ciągnął. - Możesz kopać aż
do nadejścia zimy.
- A... a twoi pacjenci?
- Niech cię o nich głowa nie boli. Martw się o to, żeby wreszcie
coś znaleźć.
Wątpiła, czy dobrze słyszy. Przez ułamek sekundy zastanawiała
się, czy w tej propozycji kryje się chociaż trochę osobistego
zainteresowania. Poczuła przyjemny dreszcz przeszywający ciało.
Musiała przyznać, przynajmniej przed samą sobą, że Matt zajmuje
coraz ważniejsze miejsce w jej życiu.
- Dlaczego nagle zmieniłeś zdanie?
- Bo... - Matt zawahał się. - Ze względu na Jasona.
Noelle zrobiło się bardzo przykro. Chociaż powinna była
przewidzieć, że tak właśnie będzie.
- Jasona? - powtórzyła głucho.
- Tak. Zaczęłaś tu coś robić... i on czeka na finał. Wszyscy zresztą
czekamy. Musimy dowiedzieć się, czy są tu inne cenne okazy. A
nawet, jeśli nic nie ma, to też lepiej wiedzieć.
Ujął Noelle pod brodę i odwrócił jej twarz ku sobie.
- Nie możemy żyć dręczeni niepewnością.
Odsunęła się.
- My, to znaczy, kto?
- Ty. Ja. Moi pacjenci. I oczywiście Jason.
- A Alex?
- On nie ma z tym nic wspólnego. Sprawa skamieniałości należy
tylko do nas.
- Mylisz się. A co będzie, jeśli natknę się na całe pole kości? Jak
on wtedy zareaguje?
- To zmartwienie pozostaw mnie. Zajmuję się bratem już od tylu
lat...
- Może przez cały ten czas jest to jego największy problem -
stwierdziła Noelle poważnie. - Może on powinien wreszcie sam
troszczyć się o siebie. Matt, wiem, że to nie moja sprawa. Wiem też,
co czułeś, gdy poprzednio się wtrąciłam. Ale ty tak się zająłeś obroną
spraw ludzi przegranych, że to ci przesłania...
- Do czego zmierzasz?
- Chcę tylko powiedzieć, że nie masz własnego życia. Najlepszym
tego dowodem jest to, że zerwałeś z Connie.
- Nie wiem, czego się o nas dowiedziałaś, ale my po prostu nie
pasowaliśmy do siebie. Okazało się to dość szybko i Alex nie miał z
tym nic wspólnego.
- A gdybyście byli dla siebie stworzeni? Zrywając z nią mógłbyś
stracić coś bardzo cennego. Matt, zajmij się trochę sobą i pozwól
czasami innym, żeby sami borykali się ze swym losem. Będzie to z
korzyścią dla wszystkich.
- Czyżby? Mam bezczynnie patrzeć, jak z mojego brata robi się
cynik, który nie oczekuje niczego ani od życia, ani od ludzi?
- Przecież on już teraz jest taki.
- No pewnie! Taka mądrala jak ty wszystko wie najlepiej.
- Takie masz o mnie zdanie? - wykrztusiła po chwili.
- A co mam o tobie myśleć? Przecież tylko z tej strony dajesz mi
się poznać. Ukazujesz mi jedynie osobę wykształconą, która ma
odpowiedź na wszystko. Nie chcesz pokazać swojego prawdziwego
oblicza. Ukrywasz je jak drogocenny klejnot. Chowasz się przed
całym światem, prawda?
Noelle uśmiechnęła się z przymusem.
- Czy ty pozwalasz Alexowi żyć w prawdziwym świecie?
Matt nic nie odpowiedział i nie zatrzymał jej, gdy odchodziła.
Potem, już do końca pobytu, nigdy nie wracali do tego tematu.
Przed odjazdem gości Matt urządził piknik, na który zaprosił
państwa Swansonów. Jason przez cały dzień był markotny, a jego
maniery przy stole pozostawiały wiele do życzenia.
- Zachowuj się grzeczniej - szepnęła Noelle.
- Nie chcę wracać - buntował się chłopiec. - Moi opiekunowie
będą mieli jeszcze jedno dziecko, więc nie znajdą już ani trochę czasu
dla mnie.
- Kochanie, wiem, jak ci przykro, ale tutaj nie możesz zostać.
- A nie mógłbym pojechać do pani? - spytał Jason błagalnym
tonem. - Obiecuję, że będę grzeczny.
- Bardzo bym chciała, żebyśmy byli razem, ale przecież nie mogę
cię wziąć bez zgody sądu.
Przyjęcie okazało się nieudane. Matt się nie odzywał, Alex i Jason
nie mieli humoru, dziewczynki marudziły, a pani Swanson
najwidoczniej wstydziła się za swego podopiecznego.
Noelle ogarnęło prawdziwe przygnębienie, gdy zapytano, czy już
mają spakowane walizki. Chętnie zostałaby dłużej, lecz Matt nie
ponowił zaproszenia, więc oboje z Jasonem musieli odjechać.
Pocieszała się, że następnego dnia spotka w studiu dzieci, których
sympatii nie utraciła. Teraz jednak bolało ją to, że ani Matt, ani Jason
nie patrzyli jej w oczy. Chłopiec tak się zachowywał, że pan Swanson
wreszcie stracił cierpliwość i kazał mu odejść od stołu.
Matt przysiadł się do niej i rzekł półgłosem:
- Chciałbym coś zrobić dla Jasona. Teraz, kiedy skończyła się
wspaniała przygoda, jest taki nieszczęśliwy. Aż mi go żal.
- Wspaniała przygoda... - powtórzyła Noelle ze ściśniętym
gardłem. - Bez jednej skamieliny! Żeby chociaż mieć jakiś kawalątek
kości.
- Noelle, Jasonowi nie chodzi o kości dinozaurów, tylko o ciebie.
Czy będziesz za nim trochę tęsknić?
Nie otrzymał odpowiedzi.
- Czy myślałaś o tym, żeby go wziąć do siebie na stałe?
- Owszem. Ale on zasługuje na wszystko, co w życiu najlepsze.
Powinien mieć prawdziwy dom z dwojgiem wspaniałych rodziców, a
nie jednego drugorzędnego paleontologa z trzeciorzędnego muzeum.
Słowa te odzwierciedlały ogarniającą ją gorycz wynikającą z nie
spełnionych marzeń i zawiedzionych nadziei. Matt nagle wstał i
zwrócił się do państwa Swansonów z jakimś pytaniem. Uzyskawszy
odpowiedź, podszedł do Jasona, który siedział nieopodal pod
drzewem.
- Wstawaj i siadaj na konia. Jeszcze raz rzucimy okiem na to
łożysko potoku.
- Teraz? - Chłopiec rozpromienił się natychmiast.
- Oczywiście. Chyba, że wolisz najpierw zjeść resztę deseru.
- Gdzie tam!
Jason schwycił kule, błyskawicznie stanął na nogi i wyminąwszy
Matta, podszedł prosto do Noelle.
- Dziękuję, pani Dinozelło. To lepsze niż deser.
- Cieszę się, że tak myślisz, ale to był...
Noelle pragnęła okazać Mattowi wdzięczność za to, że
uszczęśliwił przygnębione dziecko. Szybko wpadła na pomysł, jak
powiększyć tę radość.
- Mart, podwieziesz mnie? - spytała.
Mężczyzna popatrzył zaskoczony.
- Myślałem...
- Masz ci los, znowu za mnie myślisz - przerwała Noelle i
uśmiechnęła się. - Będziemy szybciej na miejscu, jeśli wszyscy
pojedziemy konno, a wiem przecież, że będziesz bardzo uważał. Mam
rację?
Jason stanął po jej stronie.
- Widzisz, Matt. Dwa do jednego. Pomóż mi tylko wsiąść.
- Dokąd jedziemy, pani Dinozelło?
- Tam, gdzie znalazłeś kość.
- Ale przecież w tym miejscu przeszukaliśmy wszystko już milion
razy! Może wybierzemy jakieś nowe?
- Nie. Bo teraz mi się przypomniało, że coś opuściliśmy.
Kiedy Jason ruszył przodem, Matt rzekł półgłosem:
- Będzie mi go bardzo brakowało.
- Ale będziecie się spotykać, przynajmniej raz w tygodniu -
przypomniała Noelle.
- To nie to samo. Bez was dwojga dom zrobi się bardzo pusty.
- Myślałam, że będziesz zadowolony - rzekła nieśmiało.
- Zadowolony?
- Oczywiście. Dla dwóch kawalerów goście chyba są dużym
kłopotem. Jason wreszcie przestanie zamęczać cię gadaniem i ciągłym
opowiadaniem o skamieniałościach. A ja przestanę się z tobą kłócić o
dinozaury.
- Boja wiem. Cieszyłem się, że dom znowu jest pełen ludzi.
Przypomniały mi się czasy, gdy żyli rodzice... - Głos mu się załamał.
Podjął dopiero po dłuższej chwili. - Pozostanie mi czekać cierpliwie
na wasze cotygodniowe wizyty, gdy będziecie przyjeżdżać, żeby dalej
prowadzić poszukiwania.
- Ty naprawdę chcesz, żebyśmy przyjeżdżali?
- Oczywiście. Pamiętam, że ci o tym mówiłem.
- A ja pamiętam, że zapytałam, dlaczego nagle decydujesz się
ryzykować i nie dostałam wyczerpującej odpowiedzi.
- Może uświadomiłem sobie, że będziesz musiała długo szukać,
zanim cokolwiek znajdziesz.
- Czyli po prostu chcesz mi ułatwić życie?
Mogłaby przysiąc, że Matt wstrzymał oddech. Dał odpowiedź
chłodną i wyważoną.
- Niezupełnie - odparł. - Jason jest szczęśliwy, jeżeli ty jesteś
zadowolona, a jego dobro bardzo mi leży na sercu.
Kobieca duma Noelle znów została zadraśnięta.
- Pozwól mi zejść. Chcę iść pieszo.
Szła powoli i uważnie się rozglądała, ale niczego szczególnego
nie zauważyła.
- Byłem pewien, że coś jednak znajdziemy - odezwał się
rozgoryczony Jason.
- Może następnym razem. Tutaj chyba już wszystko
przeszukaliśmy. Pora wracać.
Jasonowi zrzedła mina i Noelle ścisnęło się serce.
- No, właściwie zostało nam jeszcze jedno miejsce.
- Gdzie? - niecierpliwie zapytał chłopiec.
Matt spojrzał na zegarek.
- Czy jesteś pewna? Robi się późno.
- Sprawdzimy tylko to miejsce, gdzie spadłam z konia.
- Ale spieszcie się.
Skierowała się w lewo, natomiast Jason pojechał w prawo. Po
zrobieniu dużego koła Noelle zawróciła.
- Znalazłaś coś?
- Nic a nic. A niech to licho! Nie mogłam jednak wyjechać stąd
bez sprawdzenia jeszcze raz.
Zaczęła się wspinać na brzeg, ale zachwiała się na gruncie mniej
pewnym niż dno.
- Poczekaj, pomogę ci. - Matt chciał zsiąść z konia.
- Nie trzeba. Poradzę sobie. Schwycę się tego uschniętego drzewa.
Drzewo okazało się spróchniałe i natychmiast pękło, więc Noelle
straciła oparcie i potoczyła się na dół. Jason krzyknął przeraźliwie, a
Matt błyskawicznie zeskoczył z konia i znalazł się na dole, u jej boku.
Noelle wstała i otrzepała dżinsy. Była bardzo speszona.
- Nic mi się nie stało.
Matt otoczył ją ramieniem.
- Jesteś pewna?
- Tak.
Spojrzała mu prosto w oczy. Po raz pierwszy dostrzegła w nich
czułość, na którą tak długo czekała. Nie wiedziała, co powiedzieć.
- Noelle?
Najwyraźniej czekał, żeby się odezwała, lecz ona, onieśmielona
obecnością Jasona, tylko mocniej się przytuliła. Uśmiechnęła się
niewyraźnie.
- Zawsze tutaj się przewracam. Ja...
Zastygła w pół słowa, wpatrzona w miejsce, które poprzednio
było zupełnie niewidoczne za drzewem. Jej wprawne oko od razu
dostrzegło osobliwy układ warstw gleby. Czy to możliwe? Czyżby
wreszcie znalazła to, czego tak długo szukała?
- Noelle?
Zrobiła krok i wyciągnęła ręce.
- Noelle! Co ci jest? Co się stało? - dopytywał się Matt, widząc,
że opada na kolana.
Czuła, że jej serce tłucze się jak oszalałe, a płucom brakuje
powietrza. Gołymi rękoma zaczęła odrzucać ziemię wokół tego, co z
niej wystawało. Czas stanął w miejscu. Noelle odsunęła się,
wpatrzona w to, co odkryła - w całą szczękę
- Tak! O tak! No tak! - powtarzała.
Innych słów nie mogła znaleźć. Z zachwytu przymknęła oczy.
Udało się. Dokonała odkrycia i naprawdę znalazła wspaniałą
skamielinę. Otworzyła oczy, żeby sprawdzić, czy nie śni.
- Matt! - szepnęła. - Widzisz to? Jason, a ty? Czyż to nie piękne?
Twarz Jasona rozświetlił najpiękniejszy uśmiech. Matt wpatrywał
się w gładką, idealnie zachowaną i całą kość.
- Popatrzcie! Przyjrzyjcie się!
Matt stał i patrzył, nic nie rozumiejąc. Wreszcie jednak ruszył się,
gdy podniecony Jason nieomal spadł z konia. Chłopiec zapomniał o
kulach i zsunął się na dół, prosto w ramiona Noelle. Objął ją mocno za
szyję i plótł piąte przez dziesiąte. Noelle śmiała się uszczęśliwiona i z
radości zaczęła tańczyć i kręcić się w kółko.
- Znalazła pani! Znalazła! Wiedziałem, że się uda.
- Kochanie, taka jestem szczęśliwa, że ty przy tym jesteś!
Chłopiec przytulił się jeszcze mocniej, a Noelle obsypała go
pocałunkami. Nie mogła uwierzyć, że los się do niej uśmiechnął.
- Matt, popatrz na mnie! - Uniosła rozpromienioną twarz. - Teraz
jestem najprawdziwszą panią Dinozellą! I zasługuję na mój
telewizyjny pseudonim!
ROZDZIAŁ ÓSMY
Po pierwszym wybuchu nieopisanej radości, wszyscy troje długo
stali i wpatrywali się w znalezioną imponującą skamieniałość. Noelle
pierwsza przerwała milczenie.
- Ta szczęka... - Głos jej drżał z podniecenia. - Chyba wiem, co
mamy. To taka rzadkość, że łatwo ją zidentyfikować. Widzisz,
Jasonie, jaka olbrzymia jest ta szczęka?
- Bardzo duża.
- Takie szczęki umożliwiały pożeranie ofiary w dużych kawałach.
Jason przygryzł wargę. Nie mógł znaleźć odpowiedzi.
- To bardzo rzadko występujący dinozaur - podpowiedziała
Noelle. - Dotychczas odkryto zaledwie trzy okazy. Ten trzeci
znaleziono kilka lat temu oczywiście u nas, w Fort Collins.
Ostatnia informacja zdradziła całą tajemnicę.
- Epanterias! - krzyknął Jason. - To jest Epanterias!
- Świetnie. Matt, jeśli się nie mylę, oglądamy czwarty okaz, jaki
w ogóle znaleziono na świecie.
- Mnie ta nazwa nic nie mówi. Ale cieszę się, że Jason był obecny
przy tym odkryciu.
- Nikomu nie udało się odnaleźć całego szkieletu. Dlatego moje
odkrycie jest tak ważne. Oczywiście pod warunkiem, że się nie
pomyliłam.
- Pani Dinozello, pani się nigdy nie myli. Ale byłoby cudownie,
gdybyśmy znaleźli cały szkielet. Oboje bylibyśmy sławni! Pisano by o
nas w gazetach i wszędzie...
- Tylko bez gazet! - ostro wtrącił Matt. - Jasonie, nie chcę
żadnego radia ani telewizji.
- Racja. Zapomniałem.
Wszyscy umilkli, zakłopotani. Po chwili Noelle objęła chłopca i
rzekła:
- Stoimy tu, jakbyśmy znaleźli jakieś relikwie, a przecież musimy
zabrać się do pracy.
- Czy pan nam pomoże? - spytał Jason.
Matt uważnie wpatrywał się w kość i nawet chciał dotknąć
palcem, lecz Noelle złapała go za rękę.
- Nie ruszaj, bo mógłbyś uszkodzić!
Znowu zapadło krótkie, przykre milczenie.
- Potrzebne mi są narzędzia, gips i aparat fotograficzny. Poza tym
muszę ogrodzić ten teren. - Noelle z wrażenia zabrakło tchu i nie
mogła mówić dalej.
- Opamiętaj się, Noelle. Wiesz, że to za dużo na dzisiaj -
rzeczowo wtrącił Matt. - Robi się późno.
- To prawda. Musimy zaczekać do jutra.
Pomimo protestów Jasona, Noelle starannie przysypała szczękę
ziemią.
Zaraz po powrocie ogłosiła wszystkim wielką nowinę. Reakcja
państwa Swansonow była pełna entuzjazmu. Alex mruknął coś pod
nosem i odszedł. Niedługo potem goście odjechali.
- Moje gratulacje. Intuicja cię nie zawiodła.
- Dziękuję. Wciąż nie mogę uwierzyć w tak wielkie odkrycie.
- I to ostatniego dnia poszukiwań.
- Cieszę się, że wpadłeś na ten pomysł. I że pozwoliłeś zabrać
Jasona. Doprawdy nie wiem, które z nas było bardziej przejęte.
- On był strasznie podniecony.
- Tak. Ale ty się tym ani trochę nie wzruszyłeś.
- Powiedziałbym, że mnie to zdumiało.
- Bo nie wierzyłeś, że cokolwiek znajdę, prawda?
- Chyba nie. I co dalej, pani Dinozello?
- Sądzę - zaczęła Noelle ostrożnie - że nadeszła pora zawarcia
nowej umowy.
- Zawsze myślisz tylko o swojej karierze.
- Dlaczego nie? - spytała zaczepnie. - Nasza poprzednia umowa
przyniosła niezłe rezultaty. Ty masz zobowiązania i wykonaną całą
pracę papierkową. Ja znalazłam piękną kość, a twoi pacjenci nic a nic
na tym nie ucierpieli. No i Jason był w paleontologicznym raju.
- Tak. I nawet mój brat jakoś to przeżył. Muszę przyznać, Noelle,
że wszystko się ułożyło świetnie. Więc, jeśli chcesz zawierać następną
umowę, jestem za tym.
- Jestem gotowa na wszystko. Tylko, czy ty dokładnie
przemyślałeś sprawę?
- Tak. Mnie te kości nie są do niczego potrzebne. Ale nie cofam
moich zastrzeżeń. Nie życzę sobie żadnego rozgłosu.
- Zgoda.
- Niestety, istnieje jeszcze jeden szkopuł.
- Jaki?
- Nie możesz zacząć kopać od razu.
- Chyba nie mówisz poważnie? Przecież ja czekałam na taką
okazję całe życie.
- Na razie nie można tu nigdzie kopać - rzekł Matt stanowczo. -
Wiem, ile to dla ciebie znaczy, ale...
- Czy aby na pewno wiesz?
- Tak. Niestety, nie możesz natychmiast rozkopać całego terenu.
Nie mogę tak nagle zmienić przyzwyczajeń koni. Muszę je stopniowo
przeszkolić, tak zresztą jak i pacjentów.
- Jak długo to potrwa? Kilka tygodni?
- Raczej kilka miesięcy.
Noelle zrobiła wielkie oczy.
- Kilka miesięcy! Ależ, Matt, teraz mamy sierpień. Zanim
przeszkolisz konie, zrobi się zima, a ja nie mogę kopać zamarzniętej
ziemi.
- Zdaję sobie z tego sprawę i jest mi przykro. Ale musisz mnie
zrozumieć. Konie potrafią się nauczyć dość szybko, ale moi pacjenci
niestety nie. Wielu z nich uczy się bardzo wolno i z trudem cokolwiek
zapamiętuje. Nie mogę ich narażać.
- Przecież mogłabym kopać tylko na brzegach i wtedy bym nawet
nie tknęła trasy dla początkujących... Ale przynajmniej zrób wyjątek
dla tego, co znalazłam dzisiaj.
- Dla tej szczęki?
- Tak. Ona już bardzo mocno wystaje z ziemi i dlatego zimą może
ulec uszkodzeniu. Wykopię ją, a potem będę cierpliwie czekać aż do
wiosny.
- Ile czasu potrzebujesz?
- Niezbyt dużo. Podejrzewam, że jakiś tydzień. Najdalej dwa, bo
może będę musiała ostrożnie wyłuskiwać ją ze skały, w której jest
osadzona. Będę pracować po lekcjach, żeby nikomu nie przeszkadzać.
Zapadło długie milczenie. Mart pochylił się i bacznie popatrzył
Noelle w oczy.
- A co będzie, jeśli obok znajdziesz całe stado dinozaurów? Czy
jesteś pewna, że nic więcej nie ruszysz?
Noelle nie spuściła oczu. Wstała i rzekła:
- Nie masz pojęcia, na co mnie stać, kiedy stawka jest wysoka.
Nie ruszę niczego poza tą szczęką. Koniec, kropka.
Mart spytał śmiertelnie poważnym tonem:
- I nikomu nic nie powiesz? Nikomu? Nie chcę, żeby mi tu po
ośrodku biegali ludzie goniący za paleontologiczną sensacją. Jeśli
chcesz mieć pełne prawa do tego, co tutaj odkryjesz, musisz czekać,
aż ci pozwolę kopać. Zrozumiano?
- Rozumiem. Daję ci słowo. I dotrzymam.
- Nie masz wyboru. Musisz.
- Nie martw się. Dotychczas wszystko dobrze się układało, więc
teraz też będzie tak samo. Mam nadzieję...
- Od czasu pobytu w ośrodku Caldwella zupełnie straciłaś humor -
stwierdziła Louise. - Czy stało się coś złego?
Noelle westchnęła. To, co się stało, było złe o tyle, że miała w
zasięgu ręki marzenie całego życia, a nie wolno jej było wspomnieć o
tym ani słowem. Przyznawała jednak rację Mattowi i rozumiała, że
jego argumenty są słuszne. Jednak od rana do wieczora bez przerwy
rozmyślała o wykopaliskach.
Zrozpaczona liczyła dni, tygodnie i miesiące do wiosny.
Najbardziej dręczyła ją myśl o znalezionej szczęce, która tkwiła w
twardym piaskowcu. Skała była wyjątkowo twarda i Noelle mozolnie,
z wielkim trudem, odłupywała cieniutkie płytki. Praca była żmudna, a
czas, jakim dysponowała, był bardzo ograniczony.
Pewnego wieczoru Matt chwycił ją mocno za ramię i zatrzymał,
gdy jak zwykle spieszyła się, by zacząć pracować.
- Czy mogłabyś choć na chwilę wrócić na ziemię i nie myśleć o
tej cholernej szczęce? Musisz mnie wysłuchać.
- O co chodzi? Chyba się nie rozmyśliłeś? Nikomu nic nie
powiedziałam. Ja dotrzymuję warunków umowy.
- Przestań gadać o umowie! Niedobrze mi się robi już na sam
dźwięk tego słowa.
- Więc czego chcesz? Są jakieś nowe kłopoty?
- Mam kłopot z Jasonem. Pyta o ciebie... mówi o tobie bez
przerwy. A ty go wcale nie widujesz. Czy machnęłaś na niego ręką,
bo los się do ciebie uśmiechnął?
- Ależ oczywiście, że nie. Prawie co wieczór rozmawiam z nim
przez telefon.
- A dlaczego z tobą nie przyjeżdża?
- Bo mam mało czasu i muszę nadrobić wszystkie zaległości. Nie
mam żadnej ulgi ani w studiu, ani w muzeum, ponieważ nie mogę
nikomu powiedzieć o tym, co znalazłam i co robię codziennie po
południu. A kiedy raz się zdarzyło, że miałam trochę wolnego czasu,
Jason akurat był zajęty. Ale kiedyś nawet go odwiedziłam.
- Słyszałem o tym. Swansonowie mówią, że wprowadziłaś
straszny zamęt w życie chłopca. Zrobił się nie do zniesienia. I wiesz
co? Myślę, że chyba się pomyliłem. Może na dłuższą metę będzie dla
niego lepiej, jeśli zerwiesz z nim wszelkie kontakty.
- Bzdury wygadujesz! Każde dziecko ma prawo mieć przyjaciół,
więc nie przestanę się z nim kontaktować. Chyba że on sam będzie
tego chciał. Co się zaś tyczy jego opiekunów...
W jej oczach pokazały się błyski gniewu.
- Pewnie Jason nie byłby taki nieszczęśliwy, gdyby oni sami
poświęcili mu trochę więcej czasu. Zawsze jest spychany na drugie
miejsce po tych adoptowanych dzieciach. Ci ludzie mają jak najlepsze
intencje, ale chcą za dużo. I on za to płaci.
- Tu ci przyznam rację - zgodził się Matt - ale nic nie zdziałamy,
krytykując zasady, na jakich funkcjonują rodziny zastępcze. Wróćmy
do Jasona. Ty na jakiś czas stałaś się najważniejszą osobą w jego
życiu, a teraz się usunęłaś. Co chcesz z tym fantem zrobić? Może się
w ogóle nad tym nie zastanawiałaś?
Ugodzona tymi słowami do żywego, Noelle wystąpiła z
kontratakiem:
- Rycerzu Bez Skazy, dlaczego nie zaczniesz krytyki od siebie?
Jason cię idealizuje. Już podczas naszego pierwszego spotkania
naopowiadał mi dużo o tobie. Później powiedział mi, że za każdym
razem, kiedy chce się do ciebie zbliżyć, Alex zawsze temu
przeszkadza. Dodam, choć to oczywiście nieważne, że Jason aż
płakał, gdy mi o tym opowiadał.
- Płakał? - spytał Matt przytłumionym głosem.
- Tak. Z powodu Alexa. Bał się, że twój brat zniszczy moje
przyjazne nastawienie do niego. Ale ja to nie ty. Powiedziałam mu, że
nie pozwolę, żeby opinia Alexa zaważyła na mojej.
- Szukasz winnych tego, że Jason jest nieszczęśliwy, tak?
- Dlaczego nie przyjrzysz się sobie? - spytała.
Słysząc te słowa, Matt mocno zbladł. Noelle odsunęła się.
- Muszę już iść, bo mam dużo pracy.
Po tej rozmowie Matt nigdy już nie czekał na przyjazd Noelle ani
nie próbował się z nią skontaktować. Ona zaś marzyła o tym, żeby
znaleźć się w jego ramionach i poczuć jego usta na swoich, ale nie
mogła go przeprosić za to, iż powiedziała mu prawdę.
Czuła się nieszczęśliwa, co nie uszło uwagi Louise.
- Wyglądasz, jakbyś miała kłopoty z jakimś mężczyzną. Kto to
taki?
- Jest ich dwóch. A ja jestem u kresu wytrzymałości.
- Spotykasz się z dwoma jednocześnie?
- Można by tak powiedzieć.
- Ale dawniej zawsze.. Przecież to chyba trochę, no.. zagmatwane.
- Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo.
Nie mogła jednak wytłumaczyć, na czym to polegało. Sama
zresztą nie rozumiała wszystkiego dokładnie.
Sprawa nadal się gmatwała i wszyscy troje byli coraz bardziej
nieszczęśliwi. Niewiele pomógł fakt, że czasami Noelle mogła zabrać
Jasona z sobą. Jedynym plusem niedawnego starcia było to, że Matt
zaczął poświęcać chłopcu więcej czasu, lecz niestety okazało się, że to
nie wystarcza.
Pod koniec każdej rozmowy z Noelle, Jason nieodmiennie prosił o
kolejne spotkanie. Doszło już do tego, że niepokoje i zmartwienia w
życiu osobistym Noelle zaczęły mocno rzutować na jej pracę
zawodową. Nawet audycje „Przygody z prehistorią" straciły swój
urok.
Niekiedy porównywała swe telewizyjne wcielenie z niezwykle
ożywioną kobietą, odkrywającą skamieniałości w ośrodku Matta i
wtedy zastanawiała się, czy to nie oznacza porównań między życiem z
Mattem i Jasonem a życiem bez nich.
Uznała, że los jest dla niej niesprawiedliwy. Obecnie miała w
zasięgu ręki wszystko, o czym w życiu marzyła, a mimo to czuła się
przygnębiona. Nie mogła zrozumieć, dlaczego.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Nareszcie tak się szczęśliwie złożyło, że Noelle i Jason mogli
spędzić prawie całą sobotę razem.
- Czy naprawdę już dzisiaj wyciągniemy tę szczękę? - co chwila
pytał niezmordowany Jason.
- Oczywiście. Jeszcze tylko usunę kilka centymetrów skały.
Pozwolę ci wyciągnąć ten skarb i nawet zrobię ci przy tym zdjęcie.
- Och! - Oczy chłopca zrobiły się ogromne. - Naprawdę?
- Tak. Na pewno przyda mi się siła twoich ramion.
Jason wyciągnął rękę i pomacał muskuły.
- Jestem gotów. Pani Dinozello, niech się pani pospieszy. Mam
nadzieję, że tam będzie coś jeszcze. Coś większego.
Zdaniem Jasona im większa kość, tym lepsza. Noelle roześmiała
się, ale nie miała serca powiedzieć mu, że jego podejście jest
niezupełnie naukowe.
- O, przyjechał pan Matt! - zawołał chłopiec. - Chce pan
zobaczyć? Już widać prawie całą szczękę.
- To dobra wiadomość. Dzień dobry, Noelle.
- Dzień dobry, Matt.
- Jeszcze tylko ten kawałek skały i... Już się daje ruszyć!
Naprawdę! - Jason natychmiast schylił się i wyciągnął rękę.
- Zaczekaj! - odezwał się Matt. - Pani Noelle powinna sama tę
kość wyciągnąć.
Chłopcu zrzedła mina, lecz Noelle powiedziała:
- Nie, Matt. Obiecałam mu, że on to zrobi.
- Myślałem, że ty sama pragniesz tego zaszczytu.
- Dla mnie to nie takie ważne - rzekła spokojnie. - Wezmę aparat,
żebyśmy mogli tę chwilę uwiecznić. Już, kochanie. Jestem gotowa.
Wyciągaj. Ale powolutku. I uważaj, żeby nie upuścić. Nie wolno
uszkodzić kości. Teraz delikatnie przesuń ją na brezent.
- Wiem, proszę pani - rzekł Jason z pełnym przekonaniem. Nie
mógł się jednak opanować i, ignorując leżący tuż obok brezent, z
namaszczeniem położył szczękę na kolanach. - Proszę popatrzeć! -
szepnął.
Noelle szybko uwieczniła jego ekstatyczny zachwyt i
niecierpliwym ruchem podała aparat Mattowi.
- Posuń się, Jasonie. Ja też chcę się przyjrzeć z bliska.
Przez następną godzinę Noelle i Jason czyścili kość, natomiast
Matt robił zdjęcia.
- Czy pani nadal uważa, że to jest Epanterias?
- Tak.
- A czy kość, którą ja znalazłem może być częścią tego samego
szkieletu?
- Nie wiem... O, ten kawałek skały powinien zaraz odpaść. Już
widzę szparę. Jeszcze trochę opukam...
Jason chciał schwycić odpadający odłamek, lecz Noelle go
uprzedziła i delikatnie oderwała dużą płytkę. Ukazał się rząd zębów.
- Ale to piękne! - szepnął nabożnie przejęty Jason.
- Szkoda, że nie mogę od razu powiedzieć, czy mamy całą
szczękę. Ale i tak widzimy już dość dużo. I jakie to wspaniałe!
- W jakim tempie będziesz mogła usuwać ten kamień?
- Po kilka centymetrów dziennie.
- Tak wolno?
- Owszem. Chyba że wszystko będzie odchodzić tak łatwo, jak ten
kawałek. To bardzo żmudna praca, ale mnie nie przeszkadza.
- Nic więcej tutaj nie widzę.
Noelle uśmiechnęła się.
- Trudno codziennie odkrywać coś nowego. Teraz trzeba się zająć
tym, co mamy. Owinąć w bandaż i pokryć gipsem.
- To chyba najmniejszy problem - odezwał się Matt. -
Zastanawiam się, jak to zanieść do domu. Proponuję, żebyśmy z
Jasonem pojechali do domu konno, a potem wrócę samochodem.
- Nie, to by było za długo, a obiecałam, że odwiozę Jasona przed
siódmą.
- Mógłbym przywieźć ci tę szczękę jutro.
Noelle i Jason popatrzyli na niego z niedowierzaniem.
- Czy pan oszalał? - wyrwało się chłopcu.
- Jason! Jak ty się zachowujesz! To była tylko propozycja
pomocy.
- Okazuje się, że bardzo kiepska - stwierdził Matt.
- Ja ten skarb muszę zabrać - powiedziała Noelle i zaczęła
opróżniać plecak. - Już wolę zostawić tu wszystkie inne rzeczy.
- Czułem, że tak zrobisz. Czy gips długo schnie?
- Niedługo. Dotknij. Jest tak przygotowany, żeby mógł szybko
zastygać.
- To świetnie. Ja ten ciężar poniosę do domu.
Noelle zawahała się.
- Ale to duży odłamek skały.
- Przecież i ja mogę się trochę poświęcić dla nauki, prawda?
Oczywiście, jeżeli Jason się nie boi, że upuszczę wasz skarb.
- Nie boję się. Pani Dinozello, ten okaz na pewno będzie
bezpieczny w ręku pana Matta.
- Dziękuję ci za wotum zaufania, synu. - Matt poklepał chłopca po
plecach. - Tylko nie wiadomo, czy pani Dinozella we mnie wierzy.
Noelle z radością zauważyła, że obaj odnoszą się do siebie z
całkowitą swobodą. Jeszcze przyjemniejsza była świadomość, że
między nią a Mattem zniknęło dotychczasowe przykre napięcie.
- Wierzę ci i bardzo dziękuję.
- Jeszcze mi nie dziękuj. - Matt uśmiechnął się przekornie. -
Przecież będziesz musiała przez całą drogę prowadzić konia.
Przerażone protesty Noelle zagłuszył śmiech Jasona.
- Pan Matt tylko tak sobie żartuje. Ja konia poprowadzę.
- Oczywiście.
- Widzę, że jeśli chodzi o zatruwanie mi życia, mogę liczyć na
was obu - mruknęła Noelle.
Czekając, aż gips zastygnie, zrobiła jeszcze kilka zdjęć kości i
jedno ukradkowe zdjęcie Matta.
- Wszystko gotowe?
- Tak.
- No to ruszamy.
Dotarli dość szybko do domu, gdzie zastali państwa Swansonów.
Jason pożegnał się, i odjechał bez szemrania. Słońce kryło się już za
wierzchołkami gór, gdy Matt odprowadził Noelle do samochodu.
- Mam nadzieję, że oczyszczanie tej szczęki nie będzie zbyt
kłopotliwe.
- To już drobiazg. Dziękuję ci, że ją cały czas dźwigałeś. Jestem
ci naprawdę wdzięczna. - Urwała i dopiero po chwili dodała: - Matt,
to chyba nasze rozstanie aż do wiosny.
- To jeszcze nie jest ostateczne pożegnanie, bo będziesz musiała
przyjechać po swoje rzeczy.
- Szkoda, że je zostawiam, bo bez nich nie mogę nic zrobić.
Odniosła wrażenie, iż sprawiła Mattowi przykrość.
- Jeśli ci tak bardzo zależy, możemy zaraz po nie wrócić. Dzięki
temu nie będziesz musiała tu przyjeżdżać.
- Ja...
Zabranie rzeczy nie było w tej chwili jedynym pragnieniem
Noelle. Posiadanie wspaniałej skamieniałości nie ułatwiało rozstania z
Mattem, u którego prawie się zadomowiła przez te ostatnie tygodnie.
- Ja... może faktycznie lepiej wszystko zabrać dzisiaj.
- Jak sobie życzysz - powiedział Matt chłodno. - Wezmę z domu
kluczyki i skoczymy po twoje narzędzia.
Noelle nieśmiało zapytała:
- A czy nadal będziemy się kontaktować?
- Chodzi ci o kontakty służbowe? - padło szorstkie pytanie.
Wzięła głęboki oddech.
- Nie. Osobiste. Oczywiście, jeśli masz ochotę...
Uśmiech Matta był odpowiedzią, jakiej pragnęła, a szybki
pocałunek słodką premią.
W kilka minut później zajechali na miejsce. Matt wysiadł
pierwszy i Noelle usłyszała jego zduszony okrzyk. Gdy podeszła
bliżej, jej oczom ukazał się niesamowity widok. Całe oznakowanie
terenu było zniszczone. Brezent, którym zabezpieczyła miejsce
odkrycia, podarto na kawałki i rozrzucono. Narzędzia...
Noelle opadła na kolana. Wszystkie precyzyjne narzędzia
potrzaskano w drobny mak.
- Nie rozumiem, co się tutaj stało - szepnął Matt.
- Ja też nie - rzekła Noelle drżącym głosem.
Zniszczenia dokonano w tak perfidny sposób, że to było aż
przerażające. Całe szczęście, że skamieniałość leżała bezpiecznie
zamknięta w samochodzie. Noelle wolała nie myśleć o tym, co by się
stało z bezcennym okazem, gdyby się nie uparła, że zabierze go od
razu ze sobą.
- W samochodzie mam latarkę. Czy mogę ci jakoś pomóc?
- Nic tu nie można zrobić. Chyba tylko posprzątać.
- Noelle, tak mi przykro.
- Trudno. Dobrze, że szczęka jest w samochodzie.
- Kto mógł coś takiego zrobić?
- Myślę...
Słowa zamarły jej na ustach.
- Mów, słucham cię.
W głosie Matta było tyle niekłamanej troski, że Noelle poczuła, iż
może mówić otwarcie.
- Ciekawa jestem, gdzie twój brat był dziś wieczorem.
- Alex? - wybuchnął Matt. - Sądzisz, że on mógłby coś takiego
zrobić?
- Powinieneś jego o to zapytać - rzekła Noelle cicho.
Zapadła długa, straszliwa cisza, która zdawała się nie mieć końca.
Wreszcie Matt podniósł się i Noelle zobaczyła go w świetle
reflektorów. Jego twarz była nieprzeniknioną maską.
- Pozbierajmy to, co zostało - powiedział schrypniętym głosem.
Podniosła kilka drobiazgów.
- Wracajmy do domu.
Przez całą drogę panowało przykre milczenie. Kiedy dojechali na
miejsce, Noelle spytała z wahaniem:
- Mam iść z tobą, czy jechać do domu?
- Myślę, że mój brat ma prawo usłyszeć z twoich ust, o co go
podejrzewasz.
- Ale... ale ty mi wierzysz, prawda, Matt?
Nie otrzymała odpowiedzi. Weszli do pokoju, gdzie Alex oglądał
telewizję. Matt wyłączył odbiornik.
- Właśnie wróciliśmy z terenu badań. Ktoś dokonał tam
bestialskiego zniszczenia.
- To ja - rzekł Alex bez chwili wahania. - Chciałem to zrobić już
wcześniej, ale długo nie mogłem znaleźć okazji, żeby tam za wami
pójść.
Noelle i Matt odezwali się jednocześnie:
- Przyznajesz się?
- Jak mogłeś?
Alex ostentacyjnie zwrócił się tylko do brata:
- Ona do nas nie pasuje. Ani do nas, ani do ośrodka. I obaj wiemy
o tym od samego początku. Czekałem, żebyś sam się jej pozbył, ale
widzę, że doktor Forrest zupełnie cię usidliła swym urokiem. Więc ja
zrobiłem to, co ty powinieneś był zrobić już wtedy, gdy Jason
wygadał się o tamtej kości.
- Jesteś z siebie zadowolony? Cieszy cię dokonane zniszczenie? -
spytała Noelle.
- Chciałem, żebyś dokładnie zrozumiała, o co chodzi. - Alex wbił
w nią nieprzyjazny wzrok. - Myślałem, że jak ci zniszczę
skamieniałość, to się wreszcie wyniesiesz.
Noelle poczuła ogromną ulgę na myśl, że prehistoryczna szczęka
jest w samochodzie, poza zasięgiem niszczycielskich napędów Alexa.
- Matt ma obowiązki wobec pacjentów - podjął Alex. - A
tymczasem stawał na głowie, żeby tobie pomóc. Nigdy nie
przypuszczałem, że zobaczę mojego brata w roli osła dźwigającego
jakieś kamienie i gnaty. To wprost żałosny widok i w dodatku
świadczy o tym, jaka z ciebie niebezpieczna kobieta.
- Podglądałeś nas? - ostro spytał Matt.
Alex skinął głową i uśmiechnął się drwiąco.
- Pani wdzięk... i powodzenie, doktor Forrest, muszą być
niezwykłe. Ale ja zaraz przejrzałem panią na wylot.
Noelle bezwiednie się cofnęła.
- Tak czy owak, koniec jest jeden. Pani tu długo nie pozostanie.
Alex odwrócił się i włączył telewizor.
- Wybaczcie, ale chciałbym obejrzeć ten program do końca.
Matt, z twarzą bez wyrazu, zwrócił się do Noelle:
- Chciałbym porozmawiać z bratem w cztery oczy.
- Chcesz, żebym wyszła? Ale ja nie mogę, bo to i mnie dotyczy.
Co będzie z dalszymi poszukiwaniami? Jak zabezpieczyć teren? A
moje narzędzia, które kosztowały mnóstwo pieniędzy?
Zapadło milczenie. Noelle uświadomiła sobie, że Alex
doprowadził brata do tego, że musiał wybierać między nią, kimś
obcym, a nim, członkiem rodziny. Wiedziała, czego może się
spodziewać. Przyszła jej do głowy straszna myśl.
- Ja za wszystko zapłacę - odezwał się Matt.
Noelle na chwilę zaniemówiła.
- Czyli pozwolisz, żeby mu to uszło na sucho, tak?
- A co mam zrobić? Ustawić przy nim strażnika z bronią w ręku?
Czy wezwać policję i kazać brata zaaresztować?
- Może nie byłby to taki zły pomysł - szepnęła. - Alex jest
dorosłym człowiekiem i powinien odpowiadać za swoje czyny.
Przestań go tak ochraniać.
- Jest moim bratem.
Popatrzyła najpierw na jednego, potem na drugiego.
- Ale u pacjenta byś nie tolerował takiego zachowania.
- Alex jest kimś więcej niż pacjentem. To moja rodzina.
- I on to w pełni wykorzystuje! Czy ty tego nie widzisz? Robisz z
niego jeszcze większego kalekę, bo nie wymagasz od niego prawie
żadnej odpowiedzialności.
Zapadła martwa cisza. Twarz Alexa zrobiła się trupio blada, a
oczy Matta przerażająco zimne.
- Idź już.
Noelle z trudem poznała jego głos, lecz twarz mówiła to samo, co
słowa. Serce skoczyło jej do gardła. Odwróciła się i wyszła.
Nigdy później nie mogła sobie przypomnieć, jak dojechała do
domu. Po wyjściu z samochodu nagle poraziła ją myśl, że się
rozpaczliwie i nieodwołalnie zakochała. Wiedziała, że najlepszym
tego dowodem jest rozpacz, w jaką się pogrążyła, dlatego że Matt ją
odtrącił.
Zresztą wcale nie potrzebowała dowodów. Matt pociągał ją od
pierwszego spotkania i trudno było mu się oprzeć. Był nie tylko
bardzo przystojnym i atrakcyjnym mężczyzną, ale ponadto ujął ją
współczuciem dla rodziny i pacjentów. I mimo wielu zastrzeżeń, jakie
początkowo miał, zrobił wszystko, aby jej pomóc.
Jej samej oraz Jasonowi.
Niestety, Matt nie dał żadnego znaku życia ani następnego ranka,
ani później. Powoli mijały pełne niepokoju dni i Noelle zaczęła tracić
nadzieję, że on kiedykolwiek się odezwie. Czekając na telefon od
niego, była w takim stanie ducha, że bezczynnie marnowała czas i
nawet nie zabrała się do oczyszczania znalezionej szczęki.
Doszła do wniosku, że lepiej w ogóle nie podejmować pracy
wymagającej skupienia. Obawiała się, że przez nieuwagę mogłaby
uszkodzić cenną skamieniałość.
Któregoś dnia wreszcie odezwał się telefon, lecz to dzwonił
Jason, aby umówić się na następny wyjazd w teren.
- Obawiam się, że w najbliższym czasie nie będzie to możliwe -
poinformowała go Noelle.
- Dlaczego? - zaniepokoił się chłopiec. - Czy nie mogę już pani
pomagać?
- Oczywiście, że możesz. - Noelle rozpaczliwie zaczęła szukać
jakiejś prawdopodobnej przyczyny. - Postanowiłam, że najpierw
oczyszczę to, co znalazłam.
- A czy mogę przy tym pani pomagać?
Noelle uśmiechnęła się. Jason był jasnym promykiem w każdej
zawiłej sytuacji.
- Pod warunkiem, że to się nie odbije na twoich stopniach.
Chłopiec musiał się zadowolić taką odpowiedzią i Noelle miała
nadzieję, że nie będzie jej dręczył kłopotliwymi pytaniami. Wreszcie
sama zadzwoniła do ośrodka, lecz telefon odebrała rejestratorka.
- Przekażę wiadomość od pani, ale nie mogę obiecać, że pan
Caldwell zadzwoni.
Otrzymawszy
taką
odpowiedź,
zrezygnowana
włączyła
automatyczną sekretarkę i pojechała do studia. Sala jak zwykle
przepełniona była podnieconymi dziećmi, niecierpliwie oczekującymi
spotkania z panią Dinozellą.
Noelle poprowadziła program z entuzjazmem, którego nie czuła.
Audycja się udała i widzowie byli zachwyceni, natomiast ona dumna
z tego, iż zdołała usunąć kłopoty osobiste na drugi plan.
Dobry nastrój ją opuścił, gdy przed domem zauważyła samochód
Matta i zobaczyła, kto przyjechał. Alex! Miał tak dzikie spojrzenie, że
Noelle się wystraszyła.
- Co się stało? Czy Matt jest chory?
- Mojemu bratu nic nie jest. - Głos Alexa nieomal ociekał
pogardą. - Cholera! Nie udawaj, że nie wiesz, co zrobiłaś!
- Ja zrobiłam? Co takiego?
- Wejdźmy do środka - powiedział Alex. - Co się tak na mnie
gapisz? Umiem chodzić po schodach.
Idąc na górę, Noelle zastanawiała się, co go mogło sprowadzić.
Dowiedziała się, gdy weszli do domu. Alex wyciągnął gazetę i zaczął
czytać.
- Posłuchaj, co dzisiaj piszą. „Doktor Forrest, paleontolog z
Muzeum Paleontologicznego Stanu Kolorado, podała wczoraj
wiadomość o niezwykłym odkryciu kości dinozaura. Doktor Forrest,
znana jako pani Dinozella, odkryła szczękę Epanterias, nader
rzadkiego dinozaura".
Noelle oniemiała. Zakłopotana patrzyła na Alexa, który nie
przerywał czytania. Artykuł niezbicie świadczył o tym, że ktoś
powiadomił prasę o ostatnim odkryciu. Lecz kto?
„Zdaniem doktor Forrest jest bardzo prawdopodobne, że w
posiadłości pana Matta Caldwella znajduje się więcej skamieniałości.
Już wcześniej znaleziono tam niewielką kość, którą pan Caldwell,
terapeuta zajmujący się rehabilitacją ludzi niepełnosprawnych,
wspaniałomyślnie przekazał Muzeum Paleontologicznemu Stanu
Kolorado".
- Mam czytać dalej? - zapytał Alex.
- Nie. Daj mi tę gazetę.
- Jakim prawem zawiadomiłaś prasę, skoro dałaś słowo, że
nikomu nic nie powiesz?
- Ja tego nie zrobiłam.
- Więc jak to wyjaśnisz? Jak wytłumaczysz fakt, że od rana nasz
telefon się urywa, a przy bramie czatują dziennikarze?
- Nic nie rozumiem.
- To twoja sprawka! - Alex splunął. Zacisnął ręce na gałce laski. -
Powiedziałem bratu, że jesteś zerem. On...
- To nie moja wina. Ja nie dzwoniłam do żadnej gazety.
Podejrzewam jednak, że ciebie byłoby stać na zrobienie czegoś tak
podłego. Ty mógłbyś to zrobić tylko po to, żeby potem winę zrzucić
na mnie. Przecież od samego początku złościł cię mój pobyt w
waszym ośrodku.
- Jeszcze próbujesz mnie w to wrobić! - wrzasnął.
Noelle spojrzała w jego rozgorączkowane oczy i uznała, że
mówienie czegokolwiek na swoją obronę nie ma sensu.
- Ta rozmowa nigdzie nie prowadzi, więc proszę, żebyś
natychmiast stąd wyszedł.
- Nie wyjdę, zanim się nie przyznasz, że ty to zrobiłaś.
- Nie przyznam się, bo jestem niewinna.
- Kłamiesz! - krzyknął Alex ze złością. - Okłamałaś mojego brata.
Przyznaj się. Przyznaj się, bo...
Złapał duży młotek i podszedł do biurka, na którym leżał cenny
okaz.
Noelle zamarła.
- Odłóż młotek.
- Dlaczego? Ciebie nie obchodzi nasz ośrodek rehabilitacyjny i
praca Matta. Czemu więc ja mam się przejmować twoją pracą?
- Czy przyjechałeś po to, żeby mi grozić?
- No, sławna Dinozello, przyznaj się do wszystkiego! - rzekł
szyderczo i uniósł młotek.
Noelle przecząco pokręciła głową.
- Nigdzie nie dzwoniłam - wykrztusiła z trudem. - Odłóż ten
młotek. Przemocą niczego nie można osiągnąć.
- Oj, chyba się mylisz. Ja akurat sądzę, że tylko gwałtowne środki
wydobędą prawdę na jaw.
Zamachnął się i uderzył. Odpadł kawałek szczęki. Noelle
krzyknęła przeraźliwie i schwyciła młotek, uniemożliwiając następne
uderzenie.
- Przestań! - wrzasnęła. - W tej chwili się uspokój!
- Nie. - Zaczęli się szamotać, lecz Alex, pomimo kalectwa, był
silniejszy. - Przez to, że mieszkałaś u nas Matt stracił głowę i teraz
gada tylko o tobie. Ty i ten smarkacz zabraliście mi brata.
Chciał znowu uderzyć młotkiem, lecz Noelle szarpnęła go za rękę
i cios chybił.
- To kłamstwo! - wykrztusiła. - Matt zawsze będzie z tobą. Ale
nawet, gdyby cię zostawił, możesz żyć samodzielnie. Masz więcej
siły, niż przypuszczasz. A z mojej strony nie masz się czego obawiać.
- Czyżby? Przecież marzysz o tym, żeby znaleźć więcej kości i
nie chcesz czekać do wiosny. Dlatego zadzwoniłaś do tej gazety.
Przyznaj się!
- Musisz mi uwierzyć. Nigdzie nie dzwoniłam.
Noelle rozpaczliwie próbowała wyszarpnąć młotek. Po krótkiej
szamotaninie wyrwała go, ale się przy tym zachwiała i przewróciła. Z
przerażeniem ujrzała, że Alex porwał skamieniałość i niesie w stronę
okna. Skoczyła na równe nogi. Schwyciła Alexa wpół i zaczęła go
szarpać. Jej wysiłki, niestety, okazały się bezskuteczne, mężczyzna
zbliżał się do okna, ciągnąc ją za sobą.
- Pani Dinozello, ostatnia szansa. Albo się przyznajesz do tego, że
dzwoniłaś do prasy, albo pożegnaj się ze swoim cennym
znaleziskiem.
Zrozpaczona Noelle popatrzyła na dziko płonące oczy Alexa. Nie
miała wątpliwości, że brat Matta spełni swą groźbę.
- Ja obietnicy dotrzymałam i nikomu nic nie powiedziałam. Więc,
proszę cię, nie niszcz tej skamieniałości.
Rzuciła się na Alexa i nieomal wytrąciła mu okaz z ręki. Nagle
Alex podniósł laskę i uderzył Noelle w twarz, ona zaś instynktownie
zasłoniła się rękoma. A on tylko na to czekał. Zamachnął się i
wyrzucił szczękę dinozaura za okno.
Noelle krzyknęła przeraźliwie.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
W pokoju zaległa cisza. Straszna, martwa cisza, która zdawała się
trwać wieki.
Nagle Noelle zerwała się na nogi i wybiegła z mieszkania.
Przeskakując po trzy stopnie, pędziła na dół. Jeszcze miała nadzieję,
że stał się cud i skamieniałość ocalała. Niestety, gdy wybiegła przed
dom, jej złudzenia się rozwiały. Ujrzawszy roztrzaskaną szczękę,
krzyknęła przeraźliwie i jak martwa osunęła się na kolana.
Po pewnym czasie nadjechał jakiś samochód i Noelle usłyszała,
gdzieś bardzo daleko, głosy Matta i Alexa. Nawet nie drgnęła.
Martwym wzrokiem wpatrywała się w ziemię. Nie mogła oderwać
wzroku od leżącej u jej stóp ruiny marzeń.
Kątem oka dostrzegła jednak, że Matt podszedł bliżej i zaczął
zbierać odłamki, ale szybko dał za wygraną. Poczuła, że delikatnie
usuwa kawałki szkła leżące wokół jej kolan.
Dygotała od stóp do głów, lecz nadal nie była w stanie się ruszyć.
Tak oto przepadła jej naukowa przyszłość. Nie pozostało jej nic.
Absolutnie nic.
- Och, Noelle. Tak mi przykro.
Nie zwracała na niego najmniejszej uwagi. Zaczęła składać
maleńkie odpryski kości na żałosną kupkę i przy tym skaleczyła się w
palec.
- Przestań. Pokaleczysz się.
Matt ujął ją za rękę, lecz Noelle natychmiast ją wyrwała.
- Nie dotykaj mnie!
W tej chwili rozległ się zgrzyt hamulców.
- Musimy wejść na chodnik, bo spowodujemy wypadek.
Nawet na niego nie spojrzała. Pomyślała, że on powinien
wiedzieć, iż jej już nic gorszego przydarzyć się nie może. Że wśród
odłamków kości na jezdni leży jej złamane serce i pogrzebana
nadzieja na przyszłość.
- Bardzo cię proszę. - Matt ostrożnie pomógł jej wstać. -
Chodźmy do domu.
Noelle usiadła na schodach i pustymi oczami wpatrywała się w
dokonane przez Alexa spustoszenie. Wcale nie drgnęła, gdy przyszedł
właściciel domu wezwany przez zaniepokojoną sąsiadkę. Nie ruszyła
się, kiedy przyjechał szklarz z nową szybą. Nie zareagowała i wtedy,
gdy śmiertelnie blady Alex przyszedł z miotłą i śmietniczką.
Bez słowa obserwowała go, gdy zmiatał odłamki kości i szkła.
Kiedy zaś podszedł i niezdarnie położył torbę z odłamkami u jej stóp,
odwróciła głowę.
Wstała dopiero wtedy, gdy Matt przyniósł opatrunki. Nie chciała,
żeby jej dotykał, więc wolała wrócić do mieszkania. Szklarz jeszcze
nie skończył pracy. Noelle weszła do sypialni i zamknęła drzwi na
klucz. Usiadła na łóżku i przycisnęła dłonie do uszu, żeby nikogo nie
słyszeć.
Głosy przycichły, ona zaś gorąco pragnęła, by Matt wrócił do
siebie i zostawił ją w spokoju. Usłyszawszy po chwili beztroskie
pogwizdywanie szklarza, zapragnęła, aby i on już wyszedł. Chciała
być sama.
Po pewnym czasie usłyszała upragnione słowa:
- Skończyłem, proszę pani!
Trzasnęły drzwi wejściowe. Noelle wstała, przekręciła klucz i
otworzyła drzwi. Zastygła na progu, gdy zobaczyła Matta siedzącego
na kanapie. Nie mogła spojrzeć mu w oczy. Popatrzyła na nową
szybę, czysty dywan i uprzątnięte biurko, na którym leżała plastykowa
torba. Wzdrygnęła się.
- Noelle... Jesteś cała zakrwawiona.
Popatrzyła na rozdarte rajstopy, podrapane kolana i umazane
krwią ręce.
- Pozwól, że ci założę opatrunek.
Najpierw Matt delikatnie obmył jej ręce i obandażował.
Następnie, gdy przebrała się w szorty, zdezynfekował i
zabandażował jej kolana. Noelle przez cały czas milczała, nie
odpowiadając nawet wtedy, gdy Matt wyciągał odłamki szkła i pytał,
czy bardzo boli.
- Nigdy się do mnie nie odezwiesz? - spytał zrozpaczony.
Zapytała o jedyną rzecz, jaka ją interesowała.
- Czy Alex sobie poszedł?
- Tak. Czeka na mnie na dole.
Matt miał głos zmieniony nie do poznania.
- Wyrzucił...
Dalsze słowa uwięzły jej w gardle.
- Wiem. Przyznał się.
- Naprawdę?
- Opowiedział mi o skamielinie, o artykule w gazecie... o
wszystkim. Mówił też, że chciał cię uderzyć.
- Nie chcę go więcej widzieć. Nigdy w życiu!
- Powiedział mi, żebym cię przeprosił. Wiem jednak, że to nie
przywróci tego, co on zniszczył.
- Boję się go. Niech już jedzie do domu. I ty też.
- Nie chcesz, żebym został?
- Nie.
Zapadło długie milczenie.
- Nie mogę odejść. Muszę mieć pewność, że się dobrze czujesz.
- Że czuję się dobrze? - Głos Noelle podniósł się o całą oktawę. -
Po tym wszystkim, co się tutaj stało, chcesz, żebym się dobrze czuła?
Znowu zaległa cisza. Po chwili Matt zapytał:
- Kolana... nie bolą cię?
- Ani trochę.
- A ręce? Czy będziesz mogła normalnie pracować?
- Nad czym mam pracować? Nad tym?
Wyciągnęła rękę i wskazała torbę na stole.
- Noelle...
Przerwała mu natychmiast.
- Na pewno będę mogła wypełniać kwestionariusze dla
bezrobotnych oraz wnosić poprawki do mojego artykułu. Tyle tylko,
że po dzisiejszym dniu nikt go nie przeczyta.
- Noelle, Alex chciał tylko usłyszeć, że jednak zadzwoniłaś do
prasy. Dlaczego mu tego nie powiedziałaś? Wtedy byś nie dopuściła
do takiego zniszczenia.
Matt palcem wskazał torbę z odłamkami kości. Zdumiona Noelle
zobaczyła, że trzęsie mu się ręka.
- To cena, jaką się płaci za wyznawane zasady. Ale sam widzisz,
co ja za to mam.
- Dlaczego? - dopytywał się Matt zduszonym głosem. - Na Boga,
czemu?
Noelle wreszcie spojrzała mu w oczy.
- Bo myślałam, że w tobie odkryłam rzecz bardzo cenną. Coś
znacznie bardziej wartościowego niż ten okaz. I przewyższającego
wszystko, co on reprezentował. Tak wiele się po tobie spodziewałam.
- Głos się jej załamał. - Ale chyba się pomyliłam.
- Czy możesz... czy sądzisz, że można ocalić coś z tych
kawałków, które Alex pozbierał?
- Jak chcesz, to spróbuj. Mnie by chyba przy tym serce pękło.
- A my? - ciągnął Matt przytłumionym głosem. - Czy można
ocalić to, co było między nami?
Noelle zwróciła na niego pełne niedowierzania oczy.
- A co to było? Zaufanie? Przyjaźń? Może coś innego? Dzisiejszy
wieczór dość jasno pokazał, że nie łączy nas nic, na czym można
cokolwiek zbudować, a cóż dopiero odbudowywać.
Matt drżał na całym ciele, lecz wciąż stał jak wryty.
- Twój brat czeka na dole. Idź już sobie.
Nie ruszył się z miejsca.
- Czy naprawdę myślisz, że stracisz pracę?
- Którą? - spytała i gorzko się uśmiechnęła. - W muzeum czy w
studiu?
- Czy mógłbym ci jakoś pomóc?
- Już i tak dużo zrobiłeś. - W jej głosie brzmiało oskarżenie. -
Proszę cię, błagam, idź już.
Matt zrobił krok w jej stronę, ale gdy zobaczył, że się wzdrygnęła,
stanął i bezradnie zacisnął pięści.
- I zabierz tę torbę - dorzuciła ostro. - Nic mnie nie obchodzi, co z
nią zrobisz. Ja nie chcę jej widzieć!
Kiwnął głową, wziął torbę i skierował się ku drzwiom.
- Matt?
Zatrzymał się w pół kroku.
- Czy naprawdę myślałeś, że to ja zadzwoniłam do prasy? I czy
dlatego tu przyjechałeś? Żeby się odegrać? Tak jak Alex?
- Niezupełnie. Ale...
Zawiesił głos, a Noelle wyczytała odpowiedź w jego oczach.
Mimo to zadała kolejne dręczące ją pytanie:
- Czy ty mi wcale nie ufałeś?
- Ufałem, ale widocznie za mało.
Odetchnęła tak głęboko, że aż poczuła ból w piersi.
- Więcej razy już do tego nie wrócę, ale chcę zapewnić cię po raz
ostatni, że nie wiem, kto dzwonił. Natomiast wiem jedną rzecz na
pewno: to nie ja. - Uniosła głowę i popatrzyła dumnie - Ja
dotrzymałam danego słowa.
- Teraz już wiem.
- To dobrze. Jeśli cię ktoś będzie pytał, taką masz dać odpowiedź.
Być może straciłam wszelkie szanse na wielkie osiągnięcia
zawodowe, ale wciąż jeszcze zależy mi na opinii, jaką mam w moim
środowisku. Niezależnie od tego, ile to warte.
- To bardzo dużo, Noelle. - Oczy Matta przelotnie zalśniły.
- Czyżby? - Wymownie popatrzyła na torbę, którą trzymał w ręce.
- Naprawdę?
Matt nie wiedział, co na to odpowiedzieć. Położył dłoń na klamce.
- Dobranoc, Matt.
Oboje doskonale wiedzieli, że nie jest to życzenie dobrej nocy,
lecz ostateczne „żegnam".
Następnego dnia Noelle została wezwana na rozmowę do doktora
Peabody.
- Doktor Forrest, muszę pani odebrać klucze do muzeum oraz
plakietkę z nazwiskiem. Jest pani od dziś zawieszona w obowiązkach.
Na miesiąc, bez pensji.
Noelle podała zwierzchnikowi żądane przedmioty.
- A po upływie tych trzydziestu dni?
- Czy mam być zupełnie szczery?
- Bardzo proszę.
- Na pani miejscu zacząłbym już teraz szukać innej pracy.
Wpatrywała się w nieprzyjazną twarz doktora Peabody.
- Niech mi pan jeszcze tylko powie jedną rzecz. Co, pańskim
zdaniem, miałam zrobić, żeby ocalić ten okaz? Wyskoczyć przez
okno?
- Wszystko jedno co - padła zjadliwa odpowiedź. - Sądziłem, że
stać panią na to, by się poświęcić dla dobra muzeum. Szkoda, że to nie
pani zadzwoniła do prasy. Wtedy nawet i zawieszenie w obowiązkach
byłoby zbędne.
Noelle patrzyła na szefa z niedowierzaniem.
- Przecież takie postępowanie byłoby nieetyczne!
- Etyka się nie liczy, gdy w grę wchodzi coś tak cennego jak
szczęka Epanterias. Dotychczas znaleziono jedynie niewielkie
fragmenty trzech szkieletów. Dla ocalenia takiego okazu prawdziwy
paleontolog nie cofnąłby się przed niczym.
- Przed niczym? Czyli co, miałam kłamać? Kraść? Nie dochować
tajemnicy?
- Oczywiście. Utracenie tego okazu jest wprost niewybaczalne.
Jeśli o mnie chodzi, i gdyby to było konieczne, mogłaby pani nawet
przespać się z właścicielem. Cholera! Gdybym ja był kobietą, na
pewno bym to zrobił.
Oniemiała. Jeden rzut oka na szefa wystarczył, aby ją przekonać,
że dla takiego człowieka nie ma nic świętego.
- Żal mi pana, jeżeli pan naprawdę tak myśli - powiedziała
wreszcie. - W tych okolicznościach nie będę czekać z
wypowiedzeniem nawet przez miesiąc. Jeszcze dziś definitywnie
opuszczę muzeum.
Doktor Peabody skinął głową.
- Myślę, że bardzo mądrze pani robi.
Noelle okręciła się na pięcie i wyszła. Idąc do samochodu z
ostatnią paczką książek, odwróciła się i popatrzyła na gmach muzeum.
Przez tyle lat biła głową o mur - zaciekle walczyła o to, by otrzymać
pracę w terenie, domagała się możliwości badania prawdziwych
okazów, a nie odlewów, robiła wszystko, żeby udowodnić, iż jest
prawdziwym, poważnym paleontologiem.
A teraz pozostawiała owe zmagania na zawsze za sobą. Lecz, o
dziwo, zamiast smutku i uczucia przegranej, ogarnęła ją osobliwa
ulga. Doszedłszy do samochodu, zauważyła, że już zdążono usunąć z
okna samochodu specjalne oznakowanie uprawniające do korzystania
z parkingu obok muzeum. Tę ostatnią zniewagę skwitowała
uśmiechem pełnym ironii i politowania.
Na szczęście dla stanu jej umysłu oraz konta bankowego, ludzie
pracujący w studiu wykazali więcej zrozumienia. Wszyscy byli pełni
współczucia, a nawet oburzeni na gazetę, która zamieściła wiadomość
z nie sprawdzonego źródła.
Noelle została wezwana do dyrektora, który ją osobiście zapewnił,
że jej praca w telewizji jest nadal aktualna. Dzięki niestrudzonym a
wścibskim dziennikarzom całą ponurą historię o zniszczeniu szczęki
Epanterias zdążono zamieścić już w porannym wydaniu. I nawet
dołączono komentarz muzeum.
Czytając między wierszami, Noelle domyśliła się, że Matt właśnie
tam zaniósł pozbierane kawałki kości. Ucieszyła się, że nie
wymieniono nazwiska zamieszanych w całą aferę braci. Jej niestety
nie oszczędzono. Z artykułu oraz wypowiedzi rzecznika muzeum
wynikało, że ona sama ponosi całkowitą winę za zniszczenie cennej
skamieniałości.
Nie wierzyła własnym oczom, gdy zobaczyła, że wiadomość o
wyrzuceniu jej z pracy zamieszczono na pierwszej stronie. Dyrektor
studia przejął się tym wydarzeniem bardziej niż jej najbliżsi krewni,
którzy od razu wpadli w wojowniczy nastrój.
- Nikt, kto panią zna, nie uwierzy w te brednie - pocieszał Woody.
- Wie pani, zadzwoniłem do mojej znajomej, która pracuje w jednej z
głównych stacji telewizyjnych. Proszę się z nią skontaktować i
przedstawić swoją wersję. Ta znajoma nazywa się Beverly Estrada.
Mówiła, że da pani szansę wypowiedzenia się publicznie.
Noelle zalała fala wdzięczności.
- Nie wiem, jak mam panu dziękować.
- Ależ nie ma za co. Gdybyśmy nie byli małą, lokalną stacją, sam
bym wystąpił przed kamerami i chwalił panią pod niebiosa. To
muzeum, zwalniając panią, postąpiło podle. Tak mi przykro.
Naprawdę. Ale my zyskaliśmy na tym, co oni stracili. Rozmawiałem
już z kilkoma osobami na temat rozszerzenia zasięgu „Przygody z
prehistorią". Od dawna chcieliśmy nadawać więcej audycji z pani
udziałem i teraz nadarza się okazja.
Z wyrazami współczucia i poparcia dzwonili rodzice słuchaczy, a
nawet kilkoro dzieci. Lecz nie Jason Reilly. Było to bardzo przykre i
zupełnie niezrozumiałe. Noelle zadzwoniła do państwa Swansonów i
dowiedziała się, że chłopiec nie chce z nią rozmawiać. Wobec tego
pojechała do niego do domu - tylko po to, żeby usłyszeć to samo.
- Uważam, że powinna pani usunąć się zupełnie z jego życia -
bezceremonialnie oświadczył pan Swanson, który nawet nie zaprosił
jej do środka. - Chłopiec szalał, gdy usłyszał, co się stało ze szczęką i
teraz nie chce pani widzieć. Ja osobiście uważam, że tak będzie
najlepiej.
Po tych słowach zamknął jej drzwi przed nosem.
Jeszcze tego samego dnia odbywało się nagranie. Noelle
ogromnym wysiłkiem woli zdobyła się na to, aby nie myśleć o
przykrościach, lecz wyłącznie o programie, i pamiętać o widzach. O
dziwo, nagranie udało się znakomicie i Noelle była z siebie bardzo
zadowolona.
Jej dobry nastrój natychmiast się rozwiał, gdy zobaczyła
wchodzącego Alexa. Postanowiła szybko zakończyć rozdawanie
autografów i z przepraszającym uśmiechem pożegnała dzieci.
- Przykro mi, ale już musimy skończyć na dzisiaj. Dziękuję wam,
dziewczynki i chłopcy, i żegnam do następnego spotkania.
Chciała niezwłocznie wyjść, lecz Alex położył jej dłoń na
ramieniu.
- Doktor Forrest, przepraszam panią za to, że zniszczyłem tę
bezcenną skamieniałość.
Noelle udała, że nie słyszy.
- Przykro mi, że straciła pani pracę w muzeum.
Nadal go ignorowała.
- Matt chce z panią porozmawiać - dorzucił Alex.
Teraz się odwróciła.
- Sam nie może mi o tym powiedzieć?
- Może, ale... Noelle... chciałem panią bardzo prosić... czy nie
moglibyśmy gdzieś spokojnie porozmawiać?
- Bardzo się mylisz, jeśli sądzisz, że jeszcze raz zostanę z tobą
sam na sam.
Wymownie spojrzała na laskę. Alex tak się speszył, że się
zachwiał i wypuścił laskę z ręki. Wyglądał teraz jak mały chłopiec,
nawet młodszy od Jasona. Jego widoczna bezradność zmiękczyła
serce Noelle. Powiedziała z westchnieniem:
- Chodźmy.
Po chwili znaleźli się w jej garderobie. Alex miał bardzo
nieszczęśliwą minę, lecz nie wzbudziło to najmniejszego współczucia
Noelle.
- Mam mnóstwo spraw na głowie - powiedziała sucho. - Mów, z
czym przyszedłeś, bo chcę wrócić do swoich zajęć.
Alex z trudem przełknął ślinę.
- Przyszedłem przeprosić za to, że chciałem cię uderzyć. To było
niewybaczalne. Chcę też przeprosić za zniszczenie tego okazu.
Postąpiłem bardzo głupio.
- Głupio? Tak łagodnie określasz swoje postępowanie? Przecież
ty zniszczyłeś coś, co było kopalnią wiadomości sprzed milionów lat.
Zaprzepaściłeś bezcenne informacje, których za żadne skarby nie
można ani odzyskać, ani odtworzyć. Jak śmiałeś się na coś takiego
ważyć?
Zapanowało długie milczenie, które Alex wreszcie przerwał:
- Nie masz pojęcia, jak ja się wszystkiego potwornie bałem.
Myślę, że żyłem w takim stanie od czasu katastrofy. Czułem się
bezpieczny tylko wtedy, gdy Matt był w pobliżu. Ale od chwili, gdy
Jason znalazł tamtą kość, przestałem istnieć dla brata.
- Więc tylko po to, żeby się mnie pozbyć, zdewastowałeś miejsce,
gdzie znajdowały się skamieniałości?
- Tak. A potem, kiedy byłem przekonany, że zadzwoniłaś do
prasy, postanowiłem skończyć z tym wszystkim raz na zawsze. - Alex
opuścił głowę. - Więc cisnąłem tę nienawistną szczękę przez okno.
Bardzo cię przepraszam. Pomyliłem się co do ciebie.
Noelle miała ochotę głośno krzyczeć.
- Zastanów się, człowieku! Przecież ty nie tylko zaprzepaściłeś
kawał historii, ale dokonałeś jeszcze zupełnie innego spustoszenia. Ty
wszystko zniszczyłeś: skamielinę, moją karierę zawodową i... i moją
szansę na przyjaźń z Mattem. A Jason? On w ogóle ze mną nie
rozmawia, nawet nie chce mnie widzieć. Pojechałam do niego, ale...
Nie mogła mówić dalej i się rozpłakała.
- Nie chcę do tego wracać. Zostaw mnie samą.
Alex nie ruszył się z miejsca.
- Po wyjściu od ciebie idę do szpitala, na oddział psychiatryczny.
- To pomysł twojego brata?
- Nie, mój. Będę tam tak długo aż się jakoś pozbieram, a potem
poszukam sobie mieszkania. To też mój pomysł. Bóg tylko raczy
wiedzieć, jak sobie będę radził, ale już czas najwyższy, żebym się o
tym przekonał.
Noelle położyła mu dłoń na ramieniu. Uznała, że zły los nie
ominął też braci Caldwellów. Szczególnie młodszego z nich.
Popatrzył jej prosto w oczy.
- Wierz mi, że nic przyszedłem tu, aby się przed tobą wypłakiwać.
Ani po to, żeby prosić o jakieś szczególne względy dla siebie.
Przyszedłem ze względu na brata.
- O?
- Kiedy tego feralnego dnia wracaliśmy do domu, myślałem, że
Matt będzie na mnie zły. Nawet wściekły. A on nic. Zamiast tego mój
brat był... - Widać było wyraźnie, iż to wspomnienie sprawia mu ból. -
Nigdy nie zapomnę wyrazu jego twarzy. Wiem, że on wziął całą winę
na siebie.
- I przysłał cię po to, żebyś mi o tym powiedział?
- Wcale nie. Ale wiem, że ma zamiar się z tobą spotkać.
Słysząc to, Noelle poczuła żywsze bicie serca. Niestety, jej radość
była przedwczesna.
- W sprawie Jasona - dodał Alex.
- Jasona?
- Tak. Chłopiec odwołał wszystkie lekcje, a pani Swanson mówi,
że w dodatku nic nie je i wcale nie śpi. Nie chce z nikim rozmawiać.
Ani z opiekunami, ani z siostrą środowiskową. Nawet z Mattem.
Dlatego obaj się o niego martwimy. Więc przyjechałem cię prosić,
żebyś mojemu bratu nie zamykała drzwi przed nosem.
- I tak bym tego nie zrobiła.
- Czy pomożesz mu wyjaśnić kłopoty z Jasonem? Matt chce go tu
przywieźć, jeśli Swansonowie na to pozwolą, choć oczywiście mogą
odmówić. Czy zgodzisz się z nim porozmawiać?
- O Jasonie, tak.
- A o szczątkach dinozaurów?
- Przestań! Po co mamy o tym rozmawiać? Dzięki tobie nie mam
żadnej skamieniałości - rozgniewała się.
- Ale może jest ich więcej? Może powinnaś szukać dalej.
Noelle pokręciła głową.
- Ani mi się śni.
- Chyba nie mówisz poważnie! Chcesz tak po prostu zrezygnować
z szukania?
- Owszem, bo zupełnie mi to zobojętniało. Mam wrażenie, że
gdybym już nawet nigdy w życiu nie miała zobaczyć ani kawałka
nowej kości dinozaura, też by nie było tragedii.
- A Matt? Czy to samo czujesz w stosunku do mojego brata? -
spytał Alex. - Wiem, że ci na nim zależało. Gdyby było inaczej, na
pewno byś skłamała, byle tylko ocalić tę prehistoryczną szczękę...
Może ty go nawet... kochasz? - Noelle odwróciła głowę. - Proszę cię,
och, bardzo cię proszę, odezwij się.
- Tobie nie muszę nic mówić.
- Masz rację. Ale, do jasnej cholery, przecież Matt i Jason
zasługują na jakąś odpowiedź. Doktor Forrest, niech mi pani powie
jedno. Czy pani ma zamiar machnąć na wszystko ręką?
Zrezygnowanie z wielkich osiągnięć w życiu zawodowym wydało
się Noelle łatwe w porównaniu z odsunięciem się od Matta i Jasona.
Przecież to tak samo, jak gdyby wbiła sobie nóż w serce. Ale czy
pozostawało jakieś inne wyjście teraz, gdy przepadło zaufanie Matta?
A uczucia Jasona? Jemu widocznie po prostu imponowały
kontakty z osobą znaną z ekranów telewizyjnych. Natomiast z chwilą,
gdy na jej sławę padł cień, chłopiec się jej wyparł.
- Noelle? - W głosie Alexa była rozpacz. - Nie załamuj rąk. Może
jeszcze wszystko da się odrobić.
Patrzyła na niego bez słowa, zastanawiając się, czy to
rzeczywiście byłoby możliwe.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Noelle obejrzała program nadany przez Beverly Estrade i
wyłączyła telewizor. W tej samej chwili zadzwonił telefon.
- Siostrzyczko, obejrzałam całą audycję i uważam, że spisałaś się
doskonale! - Molly aż krzyczała z zachwytu.
- Czy sądzisz, że całość wypadła dobrze?
- Doskonale. Opłaciło ci się doświadczenie.
- To zasługa Beverly Estrady, a nie moja. Ja tylko odpowiadałam
na pytania.
- Trzeba przyznać, że ona była świetnie przygotowana. A tamci...
Ale się dostało muzeum i temu twojemu szefowi za to, że cię wylali.
Powinnaś była jeszcze powiedzieć, jaką zbawienną radę dał ci doktor
Peabody.
- Zlituj się, Molly! O czymś takim moi mali wielbiciele nigdy nie
powinni usłyszeć.
- Jak chcesz. Ale przynajmniej zadzwoń do adwokata. Uważam,
że masz podstawy, aby wytoczyć proces.
- Bo ja wiem... - rzekła Noelle niepewnie. - Już ten wywiad dał mi
satysfakcję. Chciałam, żeby dzieci wiedziały, że moje postępowanie
było uczciwe.
- Ten cel na pewno osiągnęłaś - stwierdziła Molly z
przekonaniem. - Założę się, że jutro muzeum zatonie w powodzi
listów i telefonów. Ale i tak powinnaś zaangażować prawnika i wrócić
do pracy.
- Może...
Noelle nie wierzyła, że zdobędzie się na to, aby z prawnikiem
omawiać rozwiązanie podsunięte przez doktora Peabody.
- Wiesz - ostrożnie zaczęła Molly - uważam, że zachowałaś się
wspaniałomyślnie. Po tym wszystkim, co cię spotkało, powiedziałaś,
że ośrodek nadal potrzebuje wsparcia.
Noelle poczuła kołatanie serca, ale szybko się opanowała.
- To Beverly Estrada zachowała się wspaniale, bo przecież mogła
nie nadawać tego fragmentu wywiadu.
- Jestem pewna, że reklama bardzo się ośrodkowi przyda. - Molly
nagle urwała, lecz po chwili dodała ciszej: - Czy w ostatnich dniach
widziałaś się z Mattem?
- Nie.
- A czy on przynajmniej zadzwonił?
- Nie. Może to i lepiej - westchnęła Noelle.
- Ale on powinien się dowiedzieć, kto zadzwonił do prasy. I
powinien dać mu łupnia. A potem ja bym temu komuś dołożyła.
- Czy aby nie posuwasz się trochę za daleko ze swoją siostrzaną
lojalnością?
- Dlaczego? Przecież zniszczono ci taki cenny okaz!
Gorzej, że zniszczono mi całe życie, pomyślała Noelle z goryczą.
Serce się jej ścisnęło, gdy przypomniała sobie niedawne marzenia.
Utraciła nie tylko aspiracje zawodowe, ale coś znacznie ważniejszego.
Rozwiała się jej nadzieja na małżeństwo.
- Molly, co dzieci teraz robią? Nie powinnaś do nich zajrzeć?
- Nie, ale zrozumiałam aluzję. Więc kończę. Zadzwoń, jeśli
będziesz czegoś potrzebować. Dobrze?
Noelle wiedziała, że potrzebny jest jej tylko Matt. I Jason.
- Dziękuję ci, ale na razie mam wszystko.
- Jesteś pewna? Bo ja w każdej chwili mogę podrzucić dzieci
mamie i przyjechać do ciebie.
- Jeszcze raz ci dziękuję, ale teraz muszę już kończyć. Do
usłyszenia, Molly.
Odłożyła słuchawkę i zasiadła do pracy nad scenariuszem
najbliższego programu. Godzinę później nadal męczyła się nad
pierwszą stroną. Zniechęcona tym, że wcale nie potrafi się skupić,
wyłączyła komputer.
Po chwili usłyszała pukanie do drzwi. Poszła otworzyć,
przekonana, że to ktoś z sąsiadów przychodzi skomentować artykuł w
gazecie. Wyjrzała przez judasza i z wrażenia zabrakło jej tchu.
Natychmiast szeroko otworzyła drzwi.
- Dzień dobry, Noelle.
- Matt... Alex mówił, że się do mnie wybierasz... - Czuła się
zakłopotana i nie bardzo wiedziała, co mówić dalej. W dodatku
zauważyła drugą osobę, której nie objął wizjer. - Jason! Ach, jak się
cieszę, że przyszedłeś! Tak długo cię nie widziałam.
Chłopiec nie odezwał się ani słowem.
- Czy możemy wejść? - zapytał Matt.
- Oczywiście. Proszę.
Matt stanął przy oknie, a Noelle i Jason usiedli na kanapie.
Wszyscy czuli się bardzo skrępowani. Wreszcie, gdy milczenie stało
się nie do zniesienia, Noelle spytała:
- Z czym do mnie przyszliście?
Matt najwyraźniej czuł się tak nieszczęśliwy jak i ona. Miał
ściągniętą twarz i podkrążone oczy.
- Najpierw chciałbym ci podziękować za to, że podczas wywiadu
wspomniałaś o moim ośrodku. Tyle osób wykazało zainteresowanie
tym, co robię, że telefon wprost się urywa. Będziemy mogli przyjąć
jeszcze ośmiu pacjentów.
- Bardzo się cieszę. Beverly Estrada obiecała, że tę część o
ośrodku nada jeszcze raz wieczorem.
- Poza tym muszę cię przeprosić za to, że ośmieliłem się wątpić w
ciebie.
Noelle chciała coś wtrącić, lecz Matt szybko dodał:
- Teraz Jason ma ci coś do powiedzenia.
Chłopiec był śmiertelnie blady i przez kilka minut uporczywie
wpatrywał się w podłogę. Wreszcie przełknął z trudem ślinę, podniósł
głowę i spojrzał Noelle prosto w oczy.
- Doktor Forrest, ja też bardzo panią przepraszam.
Słysząc, że ulubieniec zwraca się do niej tak oficjalnie, Noelle
zmartwiła się nie na żarty.
- Ty? Za co?
- Ja... to ja zadzwoniłem do gazety i powiedziałem o szczęce
znalezionej u pana Matta.
- Ty?
- Tak.
Jason miał minę prawdziwego winowajcy. Zdumiona Noelle
wpatrywała się w niego bez słowa.
- Wytłumacz, dlaczego - odezwał się Matt.
Chłopiec zwiesił głowę.
- Bo chciałem odkrywać następne skamieniałości, a pan Matt
zabronił nam kopać. Myślałem, że jak wszyscy się o tym dowiedzą,
pan Matt zmieni zdanie.
- Jasonie! Jak mogłeś!... Przecież wiedziałeś, że nam zależy na
utrzymaniu tej sprawy w tajemnicy. Szkoda, że nie zwróciłeś się z
tym do nas. Gdybyś...
- Tobyśmy nadal mieli tę szczękę, prawda?
- Możliwe. Ale nie jest to takie pewne.
- Na pewno byśmy mieli. Ja panią bardzo przepraszam.
Jason mężnie walczył ze łzami cisnącymi się do oczu. Noelle
objęła go, lecz Matt nie miał zamiaru mu pobłażać.
- Wiedziałeś, że chcąc na mnie wymusić zmianę decyzji,
postępujesz źle, a jednak postawiłeś na swoim. Wiem, że wpajano ci
inne zasady.
Chłopiec bynajmniej nie przyjął tych krytycznych słów pokornie.
Noelle zauważyła, że żachnął się i burknął coś pod nosem.
- Co tam mruczysz? - ostro spytał Matt.
Jason hardo podniósł głowę. W jego oczach malował się bunt.
- Powiedziałem, że pan też jest winien.
- Ja?
- Lepiej powiedz to najpierw mnie - wtrąciła Noelle.
Chłopiec, nie panując już nad sobą, rzucił gniewnie:
- Pan Matt myśli, że ja jestem małym dzieckiem.
- Jestem pewna, że wcale tak nie uważa.
- A właśnie, że tak - rzekł Jason podniesionym tonem. - Jestem
już bardzo dobrym jeźdźcem, więc mógłbym korzystać ze wszystkich
tras. Ale pan Matt wciąż jest innego zdania.
- Niczego na ten temat nie mówiłem - wtrącił Matt na swoją
Obronę. - Po prostu dbam o twoje bezpieczeństwo.
- Przecież już sam mogę na siebie uważać. Nie potrzebuję niańki!
Widać było, że chcąc odpowiedzieć na zarzuty, Matt starannie
dobiera słowa.
- To nie jest żaden wstyd, że jeździsz na łatwiejszych trasach.
Przeniosę cię na trudniejsze, kiedy uznam, że już można.
- Dawno już można. - Chłopiec patrzył z wyrzutem. - Pan mnie
traktuje tak jak państwo Swansonowie, kiedy wyszedłem ze szpitala.
Jakbym był zupełnie bezradny.
- Wcale tak nie postępuję.
- Właśnie, że tak. Pan w ten sposób traktuje swojego brata. I mnie
też. A ja tego nie cierpię. Więc zadzwoniłem do tej gazety.
- Kochanie, wiesz przecież, że dziennikarze rzadko przejmują się
historiami opowiadanymi przez dzieci.
- Ale mnie wysłuchali. Przedstawiłem się i powiedziałem im o
pani audycjach. Nawet im poradziłem, żeby zadzwonili do studia i
spytali, czy mówię prawdę.
- To i tak nie wyjaśnia powodów, dla których zadzwoniłeś.
- Myślałem, że po tym pan Matt będzie musiał nam pozwolić
dalej szukać. I będzie musiał mnie wpuścić na nowe trasy. Tylko ze
wszystko wyszło na opak. Niechcący doprowadziłem pana Matta do
wściekłości. Potem jego brat wpadł w furię i roztrzaskał taką cenną
skamieniałość. Później panią wyrzucono z pracy. A to wszystko moja
wina! - Jason dał za wygraną i się rozpłakał. - Pani Dinozello, ja
bardzo panią przepraszam. I błagam, niech pani mną nie gardzi.
Przytulił się do Noelle.
- No wiesz, coś takiego nawet by mi do głowy nie przyszło.
Przestań płakać. Ja ciebie rozumiem.
Teraz stało się jasne, dlaczego chłopiec jej unikał. Tuląc go,
spojrzała na Matta.
- Proszę cię, usiądź przy nas. Myślę, że musicie ze sobą
porozmawiać.
Matt usiadł obok Jasona i przygarnął go do siebie.
- Nie płacz. Masz rację, że to po części i moja wina.
- Nie powinienem był do nikogo dzwonić - szlochał chłopiec.
- A ja powinienem był zauważyć, że czujesz się coraz bardziej
rozgoryczony.
Jason podniósł głowę.
- Ciągle próbowałem panu podpowiedzieć, o co mi chodzi. Tylko
że pan mnie nigdy nie chciał wysłuchać.
- Szkoda. Inni też usiłowali powiedzieć mi to samo. - Matt
spojrzał na Noelle. - Ten wypadek, w którym moi rodzice ponieśli
śmierć na miejscu, a brat się o nią otarł, sprawił, że nie chciałem już
nikogo więcej stracić. Stale się martwiłem o Alexa.
- Ale pana brat nie jest już dzieckiem. A ja nie jestem maluchem -
rzekł Jason, ocierając łzy.
- Masz rację. Wiem, że jeśli chodzi o Alexa, zrobiłem się
nadopiekuńczy. Ale z tobą nie chciałem tak postępować.
- No to, jak do tego doszło? - spytał Jason drżącym głosem. -
Przecież innych pacjentów pan tak nie traktuje. Może za sprawą pana
Alexa nie może mnie pan znieść?
Matt przecząco pokręcił głową, a Noelle nagle domyśliła się
prawdziwych przyczyn takiego postępowania.
- Wiesz, Jasonie - odezwała się - myślę, że jest zupełnie inaczej.
W grę wchodzi inne uczucie. Całkiem różne od tego, o jakim ty
myślisz. Pan Matt tak bardzo cię lubi, że nie chce, aby ci się coś stało.
Po prostu troszczy się o ciebie z miłości.
- Naprawdę? - Chłopiec spojrzał na Matta pytająco.
- Tak.
- Te wszystkie zakazy były dlatego, że pan się o mnie bał?
- Tak. Pani Noelle ma rację. Ja traktuję cię jak własnego syna.
Myślę o tobie jak o moim szczególnym dziecku. Kocham cię. Zdaję
sobie sprawę z tego, że w kontaktach z pacjentami nie powinienem się
angażować emocjonalnie, ale w tym wypadku uczucie było silniejsze
ode mnie. No i potem zacząłem się martwić.
Urwał. Po chwili podjął zdecydowanym tonem:
- Może gdybym wcześniej to sobie uświadomił, sprawy inaczej by
się potoczyły. Jasonie, nie rób sobie tak wielkich wyrzutów.
Chłopiec przestał płakać. Siedział przytulony do Matta i teraz z
kolei popatrzył zmartwiony na Noelle.
- Pani Dinozello, co będzie z pani pracą? Czy wyrzucą panią z
mieszkania? Czy będzie pani bezrobotna?
- Co ty wygadujesz? Przecież nadal pracuję w telewizji. O mnie
się nie musisz martwić. Na pewno zarobię tyle, że po zapłaceniu
czynszu jeszcze zostanie mi trochę pieniędzy.
- Ale przecież każdy paleontolog musi być związany z jakimś
muzeum. Sama pani o tym mówiła w jednej z audycji.
- Może jednak pani Noelle dostanie z powrotem swoją pracę.
- Matt, nie rób dziecku nadziei - ostrzegawczo rzuciła Noelle. -
Prawdopodobnie nic z tego nie będzie.
- Będzie, będzie, jeśli Molly i ja uznamy za konieczne się wtrącić.
Noelle i Jason zapytali jednocześnie:
- Molly?
- Kto to taki?
- Pani Molly jest siostrą doktor Forrest. Zadzwoniłem do niej
kilka dni temu i zapytałem, czy mogę w czymś pomóc. Tak długo o
wszystko wypytywałem, że twoja siostra w końcu powiedziała mi o...
o pewnej niemiłej rozmowie z szefem. - Nie będę tu nic powtarzać -
rzekł Matt ostrym tonem - a tylko ci powiem, że dałem wolną rękę
mojemu adwokatowi.
- Twojemu adwokatowi?
- Tak. Razem z nim poszedłem do muzeum. Nie chciałem ci nic
mówić, zanim się z nim nie skontaktuję, ale jestem prawie pewien, że
decyzja o zwolnieniu zostanie cofnięta.
- Naprawdę? - Jason od razu poweselał. - Czy ten pan, który
wyrzucił panią Dinozellę, będzie miał nieprzyjemności?
- O tak! Już ma. A pani Dinozella znajdzie się znów tam, gdzie
jest jej miejsce.
Noelle wpatrywała się w Matta, nie mogąc uwierzyć, że na jej
rzecz zaangażował prawnika. Jason westchnął z ulgą.
- No i co? Czujesz się teraz lepiej?
Chłopiec skinął głową.
- Obiecuję ci, że wszystko ułoży się dobrze.
Przez chwilę siedzieli w milczeniu. Nagle, słysząc bicie zegara,
Matt powiedział:
- Jasonie, czas na ciebie. Poprosiłem panią Swanson, żeby o
szóstej przyjechała po ciebie. Pewnie już czeka na dole i nie rozumie,
dlaczego to wszystko tak długo trwa.
Chłopiec wstał bez sprzeciwu.
- Cieszę się, że przyjechałeś - odezwała się Noelle. - Do widzenia.
- A ja się cieszę, że byłeś szczery - dodał Matt. - Dałeś mi bardzo
dużo do myślenia. Porozmawiamy jeszcze jutro. Ale uprzedzam, że
godzina, koń i trasa wciąż te same.
Zdumiony Jason zrobił wielkie oczy.
- To pan się na mnie nie gniewa i będę mógł dalej przyjeżdżać do
ośrodka?
- Jasne. A w dodatku niedługo pozwolę ci jeździć na
trudniejszych trasach. - Matt wyciągnął rękę. - No jak, zgoda?
Chłopiec z powagą uścisnął wyciągniętą dłoń.
- Zgoda. - Następnie zwrócił się do Noelle: - Jeszcze raz
przepraszam, że tak wszystko pogmatwałem. Powinienem był
porozmawiać albo z panem Mattem, albo z panią. Pani Swanson
twierdzi, że ja stale najpierw coś robię, a dopiero potem myślę. I
mówi, że zawsze muszę napytać sobie biedy.
Popatrzył na swe kule z głębokim smutkiem.
- Więcej już taki nie będę - oświadczył z pełnym przekonaniem. -
Wiem, że moje postanowienie poprawy nie sklei szczęki Epanterias i
nie wróci pani pracy, ale będę się starał być lepszy. Specjalnie dla
pani.
Wzruszona Noelle poczuła ucisk w gardle.
- Staraj się, kochanie, ale niekoniecznie dla mnie. Rób to dla
siebie. Ze względu na samego siebie.
Chłopiec wpatrywał się w nią przez dłuższą chwilę.
- Rozumiem. I obiecuję, pani Noelle.
- No, chodź. Odprowadzę cię.
- Do widzenia panu.
- Do widzenia, Jasonie.
Noelle odprowadziła go do samochodu i wróciła na górę.
- To wspaniałe dziecko.
- Najlepsze na świecie. A co będzie z nami, Noelle?
Nie otrzymał odpowiedzi.
- Rozumiem - rzekł Matt po chwili przykrego milczenia.
- Potrzebuję trochę czasu, żeby jeszcze raz wszystko przemyśleć i
się zastanowić.
- Nie musisz się tłumaczyć powiedział Matt znużonym tonem. -
Jestem wprawdzie głupi, ale nie aż do tego stopnia, żeby nie wiedzieć,
co to znaczy.
Noelle przygryzła wargę. Żałowała, że nie potrafi natychmiast
wymazać wszystkiego z pamięci.
- Przed odejściem chciałbym cię tylko jeszcze poinformować, że
możesz prowadzić dalsze poszukiwania. Postanowiłem wyznaczyć
inną trasę dla początkujących, więc będziesz mogła rozkopać dno i
brzegi tego wyschniętego potoku.
- Ale co z pacjentami i końmi? Przecież mówiłeś...
- Wiem, co mówiłem - przerwał jej Matt. - Ale konie są naprawdę
dobrze wytresowane i jeśli się nimi odpowiednio pokieruje, szybko się
przyzwyczają do nowych tras. A poza tym zmiana dobrze zrobi moim
bardziej zaawansowanym uczniom. Postanowiłem, że nigdy nikomu
nie będę ułatwiał życia, tak jak Alexowi i Jasonowi. Czas, żebym ten
błąd naprawił.
Noelle z uznaniem oceniła to, że Matt umie się przyznać do
pomyłki.
- Bardzo słusznie.
- Możesz kopać, kiedy chcesz. Tylko zadzwoń do biura.
- Dziękuję. Może zabiorę się do tego wiosną.
- Dopiero wiosną?
Noelle skinęła głową. Wydarzenia ostatnich dni mocno ostudziły
jej zapał. Czuła się wyczerpana i fizycznie, i psychicznie.
- Dlaczego chcesz tak długo czekać? Do mrozów jeszcze daleko.
- Nie czuję się na siłach. - Była to szczera prawda. - Jestem teraz
w takim nastroju, że mogłabym już nigdy w życiu nie oglądać żadnej
skamieniałości.
- Ale przecież szukanie ich i badanie jest twoją pasją.
- Bo ja wiem. Zastanawiałam się nad tym. Może to już przeszłość
- szepnęła. - Wiesz, Matt, niech lepiej twój adwokat nic nie robi.
Wolałabym, żeby żaden z was nie interweniował i nie wdawał się w
konflikt z muzeum.
- Ale przecież nie możesz pozwolić, żeby tak po prostu
wyrzucono cię z pracy.
- Nie chcę nikogo rzucać na pastwę dziennikarzom. To stanowczo
za wysoka cena.
- Noelle, musisz pomyśleć o sobie. Nie wycofuj się.
- Przecież wcale się nie wycofuję.
- Ale...
- To moja osobista sprawa, nie twoja. Więc pozwól, że rozwiążę
ją po swojemu.
- Jak sobie życzysz.
Noelle otworzyła drzwi.
- Naprawdę doceniam to, że o mnie pomyślałeś, ale nic więcej już
nie rób.
Matt uśmiechnął się gorzko.
- Twoja wdzięczność nie jest tym, czego bym sobie życzył. I, jeśli
o mnie chodzi, między nami wcale nie wszystko skończone... jeszcze
do końca daleko.
Noelle wiedziała, że on czeka na jakąś reakcję z jej strony, ale nie
uczyniła najmniejszego gestu. W końcu Matt odszedł, nawet się nie
obejrzawszy.
ROZDZIAŁ DWUNASTY
„Wejście
służbowe.
Osobom
niezatrudnionym
wstęp
wzbroniony". Noelle spojrzała na tabliczkę i wyjęła z kieszeni klucz.
Poprzedniego dnia zadzwoniono z muzeum i ostrym tonem
zażądano, aby niezwłocznie oddała zapasowy klucz. Teraz, świadoma
całej ironii tej sytuacji, otworzyła sobie drzwi. Teoretycznie rzecz
biorąc, nadal pracowała w muzeum, ponieważ jeszcze nie doręczono
dokumentów z wymówieniem.
Idąc do gabinetu szefa, minęła kilka osób, które przyjaźnie się
uśmiechały. Wydawało się to nader dziwne i wprawiło Noelle w
lekkie zakłopotanie. Widocznie jednak nie wszyscy ją potępiali za to,
że nie zdołała ocalić bezcennej skamieniałości.
Speszyła się jeszcze mocniej, gdy weszła do gabinetu szefa i
zastała tam tylko jego bezpośredniego zwierzchnika.
- Doktor Forrest, witam panią.
- Dzień dobry, doktorze Maddox. Przyszłam, żeby oddać
zapasowy klucz. Czy pan widział się z moim szefem?
- Doktor Peabody, no właśnie... Czy może pani poświęcić kilka
chwil na rozmowę ze mną? O bardzo ważnej sprawie.
- Przykro mi, ale nie mam czasu - chłodno odparła Noelle i
ostentacyjnie spojrzała na zegarek. - Wstąpiłam tu w drodze do studia.
Czy mogę panu ten klucz przekazać?
- Doktor Forrest, mimo wszystko jestem zmuszony zabrać pani
kilka cennych minut. Otóż, widzi pani, rozmawiałem wcześniej z pani
adwokatem.
- Nie mam... - zaczęła Noelle i urwała. Najwidoczniej Matt
postawił na swoim.
- Doniesiono mi o uwagach pani zwierzchnika i o jego
zachowaniu.
- Doktor Maddox traktował sprawę bardzo poważnie.
- Pragnę panią zapewnić, że w naszym muzeum nie pochwala się
podobnego postępowania. To, co doktor Peabody sugerował, było
wysoce niestosowne. Wprost skandaliczne. Jego nietakt był tak
wielki, że ten człowiek już u nas nie pracuje.
- Odszedł?
- Wolał podać się do dymisji, niż narazić na skandal w wypadku,
gdybyśmy wnieśli sprawę do sądu. Upoważniono mnie do tego, abym
w imieniu władz muzeum wyraził najgłębsze ubolewanie z powodu
całego zajścia. Polecono mi również, abym poprosił panią o zajęcie
stanowiska, które zajmował pani szef.
Noelle z wrażenia na chwilę zaniemówiła.
- Mam zająć jego miejsce? Jako inspektor?
- Tak. I tutaj w muzeum, i w terenie. Mamy nadzieję, że pani
zechce przyjąć proponowane stanowisko.
- Mam pracować w terenie i nadzorować poszukiwania oraz
wykopaliska? Trudno mi w to uwierzyć. Czy taką decyzję muzeum
wymusił adwokat pana... mój adwokat?
Doktor Maddox natychmiast pospieszył z zapewnieniem:
- To jest najzupełniej uczciwa propozycja pracy, a nie wybieg,
aby pani zamknąć usta.
- Czy pan istotnie chce, żebym zajęła tu wyższe stanowisko?
- Tak. Pani etyka zawodowa jest bez zarzutu. Najwyższy już czas,
aby zrezygnowała pani z telewizji i wzięła czynny udział w pracach
macierzystego muzeum. Bardzo żałuję, że wcześniej się nie
zorientowaliśmy w pani możliwościach. Będziemy naprawdę
zaszczyceni, jeżeli zechce pani nadal pracować u nas.
Noelle kurczowo zacisnęła palce wokół klucza. Nareszcie
mogłaby osiągnąć upragniony szczyt marzeń.
Odetchnęła głęboko i oświadczyła:
- Doktorze Maddox, pragnę zapewnić, że doceniam pańską
propozycję, ale, niestety, muszę ją odrzucić.
- Odrzucić!? - Starszy pan wyraźnie pobladł. - Nadal zamierza
pani wnieść sprawę do sądu?
- Nie. Nie o to chodzi.
W oczach zwierzchnika pojawiła się ulga i niepewność.
- Lecz... wie pani, ja czegoś tu nie rozumiem. Sądziłem, że będzie
pani zadowolona.
- Ależ ja jestem zadowolona. Nawet bardziej, niż pan
przypuszcza.
- Więc dlaczego nie chce pani przyjąć naszej propozycji? Przecież
ma pani odpowiednie kwalifikacje.
- Wiem o tym. Jestem dobrym paleontologiem, ale ostatnio
uświadomiłam sobie, że jestem jeszcze lepsza w innej roli...
- Przed kamerami? - niecierpliwie dopowiedział doktor Maddox. -
Tak, tak, wszyscy oglądamy „Przygodę z prehistorią", w której robi
pani doskonały użytek ze swej wiedzy. Nadszedł jednak czas, aby ją
pani wykorzystała dla dobra muzeum.
- Przykro mi, ale pan chyba wcale mnie nie zrozumiał.
- Jakże to? Nie jest pani zdolnym i wykwalifikowanym
paleontologiem?
- Och, na pewno jestem. Ale mój główny talent leży gdzie indziej.
- Co pani przez to rozumie?
- To, że jestem również nauczycielką. Wprost znakomitą. A tego
nie mogę... z tego nie chcę... nie zrezygnuję.
Ogarnął ją wielki smutek, że na zawsze rozstaje się z tak długo
pieszczonym marzeniem. Uczucie żalu na szczęście ustąpiło, gdy
pomyślała o rozjaśnionej twarzy Jasona i o wszystkich dzieciach, z
którymi się zetknęła. Uznała, że nadszedł właściwy moment, aby się
rozstać z muzeum.
- Nie ma sensu, żebym wypierała się tego, kim i czym jestem. Ja
nadal chcę prowadzić „Przygodę z prehistorią".
- Przedkłada pani występy w jakiejś nędznej telewizji nad
dożywotnią posadę kustosza lub inspektora w naszym muzeum?
Głos zwierzchnika pełen był niedowierzania.
- Tak.
Noelle położyła klucz na biurku. Starszy pan patrzył na nią bez
słowa, tak jakby zrozumienie jej decyzji wymagało nadludzkiego
wysiłku.
- Doktor Forrest, jest pani młodą kobietą. Niechże pani nie robi
takiego głupstwa. Żadna, nawet najlepsza telewizja nie może się
równać z pensją i prestiżem stanowiska, jakie my pani oferujemy.
- Mnie nie chodzi o pieniądze.
- Ale przecież my proponujemy również pracę w terenie.
- Paleontologia to znacznie więcej, niż szukanie skamieniałości.
Naprawdę mi przykro, ale moja decyzja jest nieodwołalna.
- Proszę mi przynajmniej obiecać, że nadal pozostanie pani z nami
związana.
- Będę zaszczycona.
Włożyła klucz do torebki i wyciągnęła rękę. Doktor Maddox z
ociąganiem uścisnął jej dłoń.
- Gdyby jednak zmieniła pani zdanie...
- Nie zmienię. Żegnam pana, doktorze Maddox.
Zwierzchnik przyglądał się jej posępnym wzrokiem.
- Do widzenia, doktor Forrest.
- Ten tytuł jest już nieaktualny. - Noelle uniosła dumnie głowę i
uśmiechnęła się promiennie. - Teraz jestem wyłącznie panią
Dinozellą.
- Zmiana planów! - krzyknął reżyser i zajrzał do garderoby.
- Mam nadzieję, że to pani nie sprawi różnicy.
- Jaka znowu zmiana?
- Audycja będzie na żywo.
- Na żywo? Dlaczego akurat dzisiaj?
- Bo tak się podoba naszemu nowemu sponsorowi.
- Czy to ten facet, który opowiada o przejęciu mojego programu?
- Ten sam. Twierdzi, że audycje na żywo są bardziej
spontaniczne. My potrzebujemy forsy, a on ją ma, więc...
Noelle westchnęła.
- No dobrze.
- Wcale nie, bo jedziemy w teren.
- W teren? Dokąd?
- A tam, do tych koni.
- Byle tylko nie do ośrodka Caldwellów.
- O, właśnie tam.
- Nie podpisywałam zgody na żadne audycje poza studiem.
Czemu niczego ze mną nie uzgodniono?
- Woody załatwił wszystko z panem Caldwellem.
- To Matt był tu dzisiaj?
- Tak. Miałem pani powiedzieć, że będzie wśród widzów, razem z
tym nowym sponsorem. Już tam pewnie na nas czekają.
Noelle dołączyła do reszty ekipy i samochód ruszył. Perspektywa
spotkania z Mattem wywołała miłe podniecenie. Jadąc do ośrodka,
Noelle zaczęła się zastanawiać, czy dobrze zrobiła, odrzucając
propozycję pracy w muzeum. Ogarnął ją strach, że na oczach Matta,
szefa, nowego sponsora i wszystkich widzów popełni jakieś wielkie
głupstwo. I wtedy na pewno straci pracę w telewizji.
- No, jesteśmy na miejscu - oświadczył kierowca. - Pani
Dinozello, czy coś się stało? - spytał, widząc, że nie wysiada.
- Nie, nie, nic takiego - odparła Noelle i szybko się opanowała.
Idąc do biura liczyła na to, że nie zastanie tam Matta. W środku
nie było ani jednego pacjenta, natomiast przy biurku siedział szef we
własnej osobie.
- Witaj, Noelle.
- O, Matt! - Skinęła głową, stropiona tym, że na jego widok serce
zaczęło jej bić jak oszalałe. - Przyszłam omówić sprawę zdjęć. Czy z
tobą mam uzgodnić warunki?
- Owszem.
- Więc powiedz mi tylko, dokąd ekipa ma się udać i zaraz
będziesz mógł wrócić do swoich zajęć. - Rozejrzała się naokoło i
dodała: - Choć muszę przyznać, że jakoś tu pusto.
- Tylko tyle masz mi do powiedzenia?
- No, mogłabym jeszcze wymówić ci, że wtykasz nos w nie swoje
sprawy - rzekła poirytowana. - Za moimi plecami wysłałeś swojego
adwokata do muzeum, a potem umówiłeś się z kierownikiem
produkcji na dzisiejsze zdjęcia w plenerze.
- Audycja ma się odbyć tutaj, żeby ciebie rozsławić.
- Mart, nie wygłupiaj się! Na to trzeba by czegoś specjalnego.
Zdjęcia na tle pustego terenu nie zdziałają cudu.
- A jednak postanowiłem spróbować. Skoro przeze mnie straciłaś
pracę, moim obowiązkiem jest pomóc, byś ją odzyskała.
- Nie życzyłam sobie, żebyś się wtrącał, ale dzięki interwencji
twojego adwokata już mi zaproponowano powrót do pracy. I to z
wyższą pensją oraz na wyższym stanowisku.
- No, to bardzo dobrze się stało. W ogóle nie powinni byli dawać
ci wymówienia.
- Niepotrzebnie się cieszysz, bo ja im odmówiłam.
- Odrzuciłaś taką pracę? - spytał z niedowierzaniem.
- Tak. Bo się okazało, że mi na niej nie zależy.
Matt był wyraźnie zaskoczony.
- Po tym wszystkim, co się stało? Dlaczego?
- Przemyślałam sobie rolę, jaką odegrałam w życiu Jasona. Praca
w muzeum nie mogłaby dać mi tyle satysfakcji co kontakt z dziećmi,
więc z niej zrezygnowałam. Ale obiecałam, że nie zerwę wszystkich
kontaktów z muzeum.
- Dobrze, że masz choć tyle zdrowego rozsądku. Nie powiesz mi
chyba, że już ci wcale nie zależy na nowych odkryciach.
- Zdrowego rozsądku to ja mam bardzo dużo. I dlatego mi jeszcze
trochę zależy. Ale chcę się poświęcić temu, co robię najlepiej. Jeśli
praca w terenie będzie kolidować z występami w telewizji, zostawię
ewentualne odkrycia innym paleontologom i na pewno to przeżyję.
Matt skwitował te słowa kpiącym uśmiechem.
- Byle tylko szanowna pani wiedziała, co robi.
- Zapewniam cię, że świetnie sobie układam sprawy zawodowe.
- A osobiste? Czy tu też się wszystko świetnie układa? Nie
tęsknisz za Jasonem? Albo za mną? Bo my się bardzo za tobą
stęskniliśmy.
- Ja...
- Noelle...
Wyciągnął rękę, lecz w tej chwili rozległ się klakson.
- Wszyscy już się niecierpliwią. Rozumiem, że jedziemy na tamto
stare miejsce.
- Pojadę z wami i pokażę, gdzie można zaparkować.
- Nie musisz się fatygować.
Matt ze zdziwienia uniósł brwi,
- Jestem aż tak źle widziany? Nawet u siebie?
- Przestań mi podpowiadać coś, czego w ogóle nie chciałam
powiedzieć. Wcale nie o to chodzi. Ale wiadomość o zdjęciach w
terenie zaskoczyła mnie zupełnie. Przygotowałam sobie scenariusz do
pracy w studiu, więc na pewno beznadziejnie głupio tu wypadnę. I
dlatego wolałabym, żebyś mnie przy tym nie widział.
- Najdroższa, nie martw się. To nie powód do zmartwienia.
Noelle ogarnęło zdumienie. Najdroższa? Nie mogła pojąć, o co
chodzi.
- Ale...
Znowu rozległ się klakson. Matt wstał i wyciągnął rękę.
- Chodźmy już, pani Dinozello. Pora zaczynać audycję.
Kiedy dojechali na miejsce, zdziwiła ją liczba samochodów.
- Ale tłum się zebrał - zauważył jeden z kamerzystów.
- I to jaki - dodał drugi. - Patrzcie, ten nowy sponsor siedzi obok
Woody'ego. Na pewno omawiają nowy tytuł naszego programu i
zmianę profilu.
- Przecież na coś takiego zupełnie nie mamy pieniędzy - wtrąciła
Noelle.
- Ale będziemy mieli, jeśli zostaną sfinalizowane pertraktacje z
siecią ogólnokrajową, która chce przejąć pani audycje. Niech się pani
stara, żebyśmy dobrze wypadli. Jak pani dostanie podwyżkę, to może
i nam coś skapnie.
Noelle oblała się zimnym potem. Podszedł reżyser i zaczął
wydawać polecenia.
- Gdzie są moje fiszki? - spytała przerażona.
- Nie będą dzisiaj potrzebne. Proszę tylko dostosować się do
Jasona.
- Jasona Reilly'ego?
- Tak. On też wystąpi. Wszystko przygotowane.
Rozejrzała się i zauważyła uśmiechy na wszystkich twarzach
wokół. Wciąż nic nie rozumiała.
- Mamy tylko dziesięć minut. Proszę wszystkich na miejsca.
Noelle, mocno przestraszona, popatrzyła na dzieci i ich widok
dodał jej nieco otuchy. Idąc we wskazanym kierunku, zauważyła, że
to wcale nie jest znane stare łożysko potoku. Rozległy się coraz
głośniejsze okrzyki dzieci. Jason Reilly, stojący nieco z boku,
krzyczał najgłośniej.
- Pani Dinozello, proszę tutaj. Musimy zejść na dół.
Znów się przeraziła, gdyż nie była odpowiednio ubrana. Nie
wyobrażała sobie, jak zejdą - ona na wysokich obcasach, a Jason o
kulach. Nie miała wątpliwości, że oboje się przewrócą i ta myśl
jeszcze bardziej ją przygnębiła.
- Proszę się pospieszyć. Zaraz zaczynamy.
Zaczęła dostrzegać w tłumie coraz więcej znajomych twarzy.
Zauważyła nie tylko siostrę z mężem i dziećmi, ale i rodziców.
Wszyscy uśmiechali się i radośnie machali rękoma.
Noelle rozejrzała się naokoło i zobaczyła wiele osób z muzeum
oraz ze studia. Poznała niektórych kolegów Jasona i młodszych
uczniów Matta. Wszyscy najwyraźniej na coś czekali.
Doszła wreszcie do samego brzegu i wtedy zrozumiała. Widok
był zupełnie niewiarygodny. Całą trasę, która tędy przebiegała,
zlikwidowano, a miejsce, gdzie się znajdowała szczęka Epanterias,
stanowiło część starannie oznakowanego terenu, w którym widniały
częściowo odsłonięte skamieniałości.
- Czy zrobiliśmy pani niespodziankę? - krzyknął podniecony
Jason, który nieomal podskakiwał to na jednej, to na drugiej nodze. -
Czy się nam udało?
Zdumienie Noelle nie miało granic. Wpatrywała się w
pieczołowicie przygotowany teren badań oraz kości doskonale
widoczne w oślepiającym słońcu.
- Ja tu byłem kierownikiem robót - z dumą oświadczył Jason. - I
ja wszystkim mówiłem, co mają robić.
- To twoje dzieło?
- No pewnie. Nawet sam też trochę pracowałem, ale głównie
pilnowałem, żeby wszystko odbywało się jak należy. Pan Matt szukał
skamieniałości, a pan Alex zorganizował grupę robotników.
- Niemożliwe.
- Ale to prawda. Kiedy pan Matt znalazł tu pierwsze szczątki,
zadzwonił do mnie, żebym ułożył plan poszukiwań. No a ja jeszcze
poprosiłem wszystkich chłopców z klubu i ośrodka, żeby nam
pomogli.
Noelle miała wrażenie, że śni.
- Pan Matt szukał kości dinozaurów?
- Jasne. Przyjeżdżał tutaj codziennie i pracował aż do zapadnięcia
nocy. A pan Alex w tym czasie zajmował się całym ośrodkiem. Jak mi
pani nie wierzy, może sama zapytać.
Jason wskazał przeciwległy brzeg. Gdy Noelle zobaczyła
stojącego tam mężczyznę, na chwilę przestało jej bić serce.
- Matt, czy ty naprawdę to przygotowałeś? - krzyknęła.
- Tak, ale nie sam. Wszyscy się do tego przyczynili.
- Zrobiliście to dla mnie?
- Oczywiście. Bo cię kochamy - dobiegł głęboki głos. - A ja
najmocniej.
- Ty?
- Oczywiście. I to jeszcze jak. Długo sądziłem, że nie rozumiesz
tego, co dla mnie znaczy moja praca. Potem bałem się, że nie mamy z
sobą nic wspólnego. Ale się myliłem. - Wskazał siedzące naokoło
dzieci. - Bo mamy aż tyle wspólnego.
Noelle objęła Jasona.
- Bardzo dużo, prawda? - powiedziała głosem drżącym ze
wzruszenia.
- Cieszę się, że tak myślisz. - Matt uśmiechnął się. - Sądzę, że w
takiej sytuacji powinniśmy wznowić nasze pertraktacje. Moja oferta
kompleksowa obejmuje mnie i skamieniałości. Nie dostaniesz jednego
bez drugiego. A ponadto musisz mi obiecać, że twoja miłość do mnie
będzie przewyższać twoje zafascynowanie dinozaurami.
Wzruszenie odebrało Noelle głos, więc odezwała się dopiero po
chwili.
- Panie obszarniku, takie zastrzeżenie jest bardzo poważne.
- To nie jest odpowiedź, na jaką czekam.
Wszyscy wytężyli słuch, lecz większość obecnych nie dosłyszała
słów Noelle. Jednak wyraz jej twarzy mówił wszystko wyraźnie.
- Kocham cię, Matt, ale muszę cię uprzedzić, że ja też mam swoją
ofertę całościową. - Znów objęła Jasona. - My dwoje stanowimy
całość. Jason idzie tam, gdzie ja.
- Mogę łaskawie przystać na coś takiego. Widzę, że obie strony są
siebie warte. - Uśmiech Matta dosięgnął oczu, w których pojawiły się
wesołe błyski. - Ale istnieje jeszcze jeden warunek. Osoby
zawierające umowy w tym miejscu podpisują kontrakty dożywotnie.
Ty, Jason i ja. Nie będzie żadnej furtki. Żadnej alternatywy. I nie ma
odwołania.
Noelle spojrzała na stojące obok niej, drżące ze wzruszenia
dziecko.
- Jasonie, co ty na to? Czy myślisz, że da się z tym jakoś żyć?
Chłopiec gorąco ją uściskał, nie mówiąc ani słowa. Po czym
wszyscy troje zaczęli schodzić na dół, a gdy się spotkali, uściskom i
pocałunkom nie było końca. Śmiali się i płakali jednocześnie.
Po drodze Noelle złamała obcas, a Jason zgubił jedną kulę, ale nic
teraz nie miało znaczenia poza tym, że nareszcie są razem.
- Pani Dinozello, kocham panią - powiedział Matt, całując Noelle
w skroń. - I ciebie też, synu. Jesteście dla mnie największym skarbem,
jaki mi życie dało.
- Matt, nie myśl, że jestem ideałem. Mam tysiące wad, jak
wszyscy.
- Więc nie pozwolisz, żebym cię postawił na piedestale?
- Na piedestale? - Noelle roześmiała się. - Tylko nie to. Mam tego
dość, jako pani Dinozella. Dla Jasona chcę być mamą, a dla ciebie po
prostu Noelle. Czy to przeżyjesz?
- Może, ale nie wiem jak - szepnął. Objął ją i złożył na jej ustach
długi pocałunek.
- No, nareszcie - westchnął Matt z ulgą. - Myślałem już, że goście
nigdy nie odjadą.
- A ja myślałam, że Jason wcale nie pójdzie spać.
- Wszyscy jakby szału dostali. Ale cyrk.
- Dla Jasona ten dzień był pełen cudownych wrażeń - rzekła
Noelle. - Wystąpił w programie na żywo, został zaangażowany jako
mój asystent, dowiedział się, że my się pobierzemy i że jego
zaadoptujemy, a wreszcie miarka jego szczęścia się przepełniła, gdy
się zgodziłam, aby w prezencie ślubnym nauczył mnie jeździć
konno... Wszystko jednego i tego samego dnia. Trudno oczekiwać,
żeby ktokolwiek - dorosły czy dziecko - mógł zasnąć po takiej porcji
wrażeń.
Mocno przytuliła się do Matta.
- Chyba masz rację, ale ja nie mogłem się doczekać właśnie tego.
- Obsypał ją pocałunkami, długimi i namiętnymi. - Wszystko dziś
było wspaniałe, ale jednak wolę cię mieć tylko dla siebie.
- Ja też - zdążyła szepnąć Noelle, nim Matt zamknął jej usta
kolejnym gorącym pocałunkiem.
- Szkoda, że nie robiliśmy tego wcześniej. To by nam
zaoszczędziło dużo przykrości.
- Bo ja wiem - rzekła Noelle w zadumie. - I tak mamy szczęście,
jeśli wziąć pod uwagę, jak to się wszystko gmatwało.
- Nic mogę powiedzieć, żebym był z siebie dumny.
- Robiłeś to, co uważałeś za słuszne. Ale wreszcie pozwoliłeś
Alexowi liczyć wyłącznie na własne siły. Mówił, że będzie miał
konsultacje. To dobry pomysł.
- Tak sądzę. A skoro już o nim mowa, muszę ci powiedzieć, że
któregoś dnia długo rozmawialiśmy bardzo poważnie i postanowiłem
przekazać mu zarządzanie całym ośrodkiem.
- A czy sobie poradzi?
- I on, i terapeuta uważają, że tak. Spisał się całkiem nieźle, kiedy
my z Jasonem pracowaliśmy w terenie.
Noelle miała nadzieję, że Alex naprawdę ma szansę na całkowity
powrót do równowagi psychicznej. Ze względu na obu braci życzyła
im, aby stało się to jak najszybciej.
- Alex zawsze był lepszym gospodarzem ode mnie. Więc teraz
chętnie poświęcę cały czas pacjentom oraz pracy społecznej i
Jasonowi. Ale przede wszystkim tobie. - Pocałował Noelle z
czułością. - Czy popierasz takie rozwiązanie?
- Całym sercem. Wiesz, ja też dużo się o sobie dowiedziałam -
szepnęła. - Tak sobie zaprzątnęłam głowę jednym marzeniem, że
zupełnie ignorowałam drugie. A ono ściśle wiąże się z tobą i Jasonem
oraz z moją miłością do was. Okazało się, że jestem dobrą
nauczycielką i to wy pomogliście mi uświadomić sobie, że uczenie
jest tym, co robię najlepiej.
- Więc dlatego rzuciłaś muzeum?
- Tak. Dostaję coraz więcej ciekawych propozycji, a w dodatku
Jasonowi pozwolono występować ze mną na stałe.
-
Pani
Dinozella,
sława
międzynarodowa!
Oczywiście
przyjmujesz te propozycje? - spytał Matt przepełniony dumą.
- Tak. Kolorado nie jest jedynym miejscem na świecie, gdzie
można odkryć skamieniałości. Pomyśl, ile dzieci na całym świecie
będę mogła uczyć!
Matt komicznie zmarszczył brwi.
- Wcale nie jestem pewien, czy mi odpowiada taka liczba rywali.
Widzę, że trzeba dodać klauzulę do naszej umowy.
- Mianowicie jaką?
- Chcę otrzymać gwarancję, że będę sowicie przez ciebie
nagradzany. Najhojniejz całej świty.
Noelle uśmiechnęła się tajemniczo.
- Może i na to przystanę.
Matt objął ją i przytulił.
- Więc przypieczętujmy naszą umowę.