Duquette Anne Marie Oni i dziecko Dinozella (Harlequin Romance (tom 249)

background image

ANNE MARIE DUOUETTE

Dinozella

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

- Pani Noelle, zostało nam tylko pięć minut - zawołał reżyser. -

Wolę nie myśleć o tym, co będzie, jeśli nie zmieścimy się w czasie.

- Na pewno się zmieścimy! Ale wciąż nie mogę uwierzyć, że ta

audycja będzie nadawana na żywo. - Noelle Forrest westchnęła. -

Powinniśmy, tak jak dotąd, zarejestrować wszystko najpierw na

taśmie.

- Zawsze podczas tygodnia widza nadajemy jeden program na

żywo - wtrąciła charakteryzatorka, Louise. - Na pewno doskonale dasz

sobie radę, Noelle. A skoro współpracujesz z nami już od trzech lat,

wiedziałaś chyba, że prędzej czy później taki program cię czeka.

- Niby tak, ale minęły dwa sezony, a ja ani razu nie

występowałam podczas tygodnia widza.

- Twój program robi się coraz popularniejszy. Tak się spodobał

widzom, że postanowiono, abyś dzisiaj wystąpiła w audycji

nadawanej na żywo.

- Ależ, Louise, przecież Woody doskonale wie, że jeszcze nigdy

w czymś takim nie brałam udziału. Jestem paleontologiem, a nie

aktorką. Co będzie, jeśli akurat dzisiaj popełnię jakiś straszny błąd?

- Wtedy natychmiast obróć to w żart. - Louise po raz ostatni

musnęła policzki Noelle różem, popatrzyła w jej pełne niepokoju

zielone oczy i pogładziła jej krótkie, rudawe włosy. - Nie przejmuj się.

Masz młodych widzów, których łatwo pozyskasz, jeśli ich trochę

rozbawisz. Ty zresztą zawsze nawiązujesz doskonały kontakt z

background image

dziećmi. Mogę ci powiedzieć, że moje uwielbiają twój program.

Naprawdę.

- Dziękuję. - Noelle przygryzła wargę. - Mam nadzieję, że nie

zmienią zdania, jeśli dzisiaj coś nie wypali.

- Nie martw się na zapas. Jeszcze nie było żadnej wpadki.

- Jedna minuta, pani Noelle. Proszę na miejsca!

- Połamania nóg! - rzuciła Louise i uśmiechnęła się serdecznie.

Rozległa się cicha muzyka oraz głos spikera:

- Mam zaszczyt zaprosić państwa do obejrzenia kolejnej

„Przygody z prehistorią", programu, który prowadzi doktor Noelle

Forrest, czyli nasza pani Dinozella.

Noelle przeżegnała się w duchu, zrobiła krok naprzód i znalazła

się w jarzącym świetle reflektorów. Uśmiechnęła się, gdy widzowie

zebrani na sali zaczęli głośno klaskać.

- Witam was, dziewczynki i chłopcy, i dziękuję za serdeczne

powitanie. Nazywam się Noelle Forrest, pracuję w Muzeum

Paleontologicznym stanu Kolorado. Naszym nowym telewidzom

pragnę wyjaśnić, że paleontologia to dziedzina nauki zajmująca się

badaniem najdawniejszych form życia oraz skamieniałości różnych

organizmów. Jak wszyscy zapewne wiecie, ja wybrałam...

Urwała, a dzieci natychmiast chórem dokończyły:

- Dinozaury!

- Tak. Dzisiaj zastanowimy się nad tym, dlaczego nasz rodzimy

stan Kolorado posiada takie bogactwo skamielin. Właśnie tutaj, dzięki

specyficznej budowie terenu, odkrywa się najwięcej szczątków

background image

dinozaurów. Wszyscy powinniśmy wiedzieć, dlaczego tak się dzieje.

Współgospodarzem dzisiejszego programu będzie jedenastoletni

Jason Reilly, który jest członkiem miejscowego klubu miłośników

dinozaurów. Jason, proszę cię o zajęcie miejsca obok mnie.

Trzy kamery objęły całą salę, lecz nigdzie nie było widać dziecka

podnoszącego się z miejsca. Noelle zaniepokoiła się, że właśnie tego

dnia wybrano dziecko, które nie może przezwyciężyć tremy. A w

programie na żywo niczego nie można ukryć.

- Jasonie, czy jesteś gotów?

- Zaraz będę - usłyszała niewyraźną odpowiedź. - Muszę tylko

znaleźć plecak.

Nie mogąc nigdzie dostrzec chłopca, Noelle zaproponowała:

- Byłabym wdzięczna, gdyby kierownik klubu pomógł Jasonowi i

tym samym pokazał, gdzie jest nasz dzisiejszy gość.

Po chwili dostrzegła chłopca, który wstał i ruszył w jej stronę. Jej

nerwowe napięcie wzrosło, gdy się zorientowała, że Jason porusza się

o kulach, a na rękach i nogach ma aparaty stabilizujące. Speszyła się i

przeraziła nie na żarty. Wydawało się jej niemożliwe, żeby świadomie

dokonano takiego wyboru.

- Jasonie, uważaj na schodach! - ostrzegła.

- Och, ja stale chodzę po schodach, więc mam dużą wprawę.

- To widać.

Jason szedł z łatwością, która potwierdzała jego słowa. Noelle

zrobiło się żal biednego dziecka.

background image

- Chce pani zobaczyć, jak wchodzę po dwa stopnie? - spytało

„biedne dziecko" głosem zdradzającym chęć popisania się.

- Nie. Jestem pewna, że robisz to doskonale, lecz wolałabym,

żebyś wchodził tylko po jednym.

Obserwowała go pełna podziwu oraz troski. Schody nie stanowiły

największej przeszkody, bardziej zdradliwa była podłoga zarzucona

grubymi kablami. Noelle bała się o bezpieczeństwo chłopca i z trudem

opanowała ogromną chęć, by nie zważając na kamery, odesłać go na

miejsce. Nie pozwalała na to jednak wyraźna pewność siebie

widoczna w każdym ruchu Jasona. Wobec tego rzuciła tylko kolejne

ostrzeżenie:

- Patrz uważnie pod nogi, bo podłoga jest zasłana kablami, przez

które trzeba przejść.

Chłopiec kiwnął głową i bez najmniejszego potknięcia dotarł na

miejsce. Noelle odetchnęła z ulgą.

- Dzień dobry, pani Dinozello. Chciałem powiedzieć, witam

panią, doktor Forrest.

Wyciągnął rękę.

- Miło mi cię powitać, Jasonie. Czy jesteś gotów i możemy od

razu zacząć pogadankę?

Na twarzy gościa odmalowało się rozczarowanie.

- Miałem nadzieję, że najpierw będzie część poznawcza.

Noelle dostrzegła wymowne spojrzenie reżysera, oznaczające, że

audycja ma przebiegać według scenariusza. Ona sama też wolała raz

ustalony zwyczaj.

background image

- Czy widziałeś już jakiś nasz program? - spytała.

- Obejrzałem wszystkie bez wyjątku!

- No to wiesz, że zawsze najpierw jest krótki wykład.

- Wiem. - Chłopiec uśmiechnął się promiennie, lecz dodał z

uporem: - Ale myślę, że dziś możemy opuścić część teoretyczną,

ponieważ przyniosłem pani coś, co niedawno znalazłem.

- Przyniosłeś mi jakąś skamieniałość?

- Tak - z dumą oświadczył Jason. - Czy pamięta pani ten program,

w którym uczyła dzieci, jak należy szukać?

- Oczywiście.

- No więc ja coś znalazłem. I uprosiłem kierownika klubu, żeby

nas tutaj przywiózł, bo chciałem to pani pokazać. Czy naprawdę

musimy czekać aż do drugiej części programu?

Noelle z powagą wpatrywała się w swego gościa. Nie wątpiła, że

szukanie skamielin przedstawiało dla niego spore trudności. Uznała

więc, że należy docenić dzielność i wytrwałość tego wyjątkowego

dziecka.

- Nie. Nie jest to absolutnie konieczne. Przejdźmy zatem do stołu

preparatorskiego i tam mi pokażesz, co przyniosłeś.

Jason zrobił uszczęśliwioną minę, natomiast reżyser taką, jakby

mu groził atak serca. Nie ulegało wątpliwości, iż boi się o scenariusz i

o to, że straci pracę, jeśli Jasonowi coś się stanie. I to w czasie

programu na żywo! Noelle liczyła się nawet z możliwością, że tego

dnia nikt nie zadeklaruje wsparcia dla ich stacji.

background image

Mimo takiej perspektywy nagle przestała się wahać. Nie chciała

zawieść wielkiego oczekiwania malującego się na twarzy chłopca.

Obawiała się wprawdzie, że „skarb" Jasona okaże się, w

najlepszym wypadku, stosunkowo młodą skamieniałością, lecz nawet

i wtedy mógł dostarczyć świetnej okazji, by młodym entuzjastom

paleontologii przekazać nieco wiedzy.

Kiedy znaleźli się w drugiej części studia, Noelle podsunęła

chłopcu krzesło. Sama też usiadła przy stole preparatorskim.

- A teraz, przyszły paleontologu, pokaż nam, co znalazłeś.

- Muszę najpierw wyjąć to z plecaka. - Jason upuścił kule z takim

hukiem, że operator dźwięku aż się skrzywił. - Zapewniam panią, że

gdy to znalazłem, postępowałem tak, jak nam pani kazała. Nie

próbowałem niczego oczyszczać.

Noelle zwróciła się do widzów:

- Skamieniałości mogą się okazać bardzo kruche i dlatego nie

należy samemu przystępować do ich oczyszczania. W dodatku to, co

waszym zdaniem jest grubą warstwą brudu, może zawierać bardzo

cenne informacje. Jasonie, co paleontolog powinien w takiej sytuacji

zrobić?

Chłopiec obchodził się z plecakiem znacznie delikatniej niż z

kulami. Bardzo ostrożnie położył go na stole.

- Należy dany okaz owinąć bandażem i całość pokryć warstwą

gipsu. O, tak.

Noelle wystarczył jeden rzut oka, by ocenić, że gips został

nałożony dobrze i fachowo.

background image

- Doskonale! - pochwaliła. - Proszę wszystkich, żeby teraz

patrzyli bardzo uważnie. - Podniosła gipsową bryłę wyżej. - Taka

warstwa

zabezpiecza

skamieniałość

przed

ewentualnym

uszkodzeniem…

- Ale natychmiast trzeba skontaktować się ze specjalistą -

dopowiedział Jason, cytując z pamięci jej słowa.

- Widzę, że faktycznie pilnie oglądałeś moje programy.

- Nie opuściłem ani jednego. A to dobrze zrobiłem?

Noelle odłożyła bryłę gipsu na stół.

- Idealnie. Ciekawa jestem, czy zrobiłeś to zupełnie sam, czy też

ktoś ci pomagał.

- Wszystko zrobiłem sam. No, prawdę powiedziawszy, ja tylko

nałożyłem gips przygotowany przez kogoś innego.

- Szkoda, że trzeba zniszczyć twoją pracę, ale musimy to zrobić,

jeśli chcemy się dowiedzieć, co jest w środku. Podaj mi, proszę,

narzędzia.

W chwili, gdy przystąpiła do usuwania gipsu, zapomniała o tym,

iż audycja nadawana jest na żywo. Widzowie z zapartym tchem

czekali na ukazanie się „skamieniałości" Jasona, a ich wyraźne

napięcie i rozgorączkowanie udzieliło się i Noelle. Westchnęła,

ponieważ wiedziała, jak przykro jej będzie oznajmić, że to, co Jason

znalazł, najprawdopodobniej jest starą, pogryzioną kością.

Przez ten czas Jason w najwyższym skupieniu przeglądał leżący

na stole zestaw przyborów do pracy. Po dłuższym namyśle podał

Noelle gumowy młotek i ostre dłuto.

background image

- Czy to się będzie nadawać? - spytał głosem, w którym nie było

cienia wątpliwości, że wybrał właściwe narzędzia.

- Na pewno.

- Niech pani nie zapomina o włożeniu okularów ochronnych.

Noelle uznała, że jej wyjątkowy gość zapewne oglądał wszystkie

audycje po kilka razy.

- Doskonale się we wszystkim orientujesz.

Jason rozpromienił się i rzucił kolegom spojrzenie pełne dumy.

Widać było wyraźnie, iż karnety wcale go nie peszą. Noelle zwróciła

się do kamerzystów:

- Proszę o zbliżenie, ponieważ zaczynam zdejmować gips. Z tej

strony - dodała, zwracając się do widzów. - Trzeba postępować bardzo

ostrożnie, aby nie uszkodzić kości. Jasonie, opowiedz nam teraz, jak

znalazłeś ten okaz.

- Chętnie.

- Tylko pamiętaj, żeby nie podawać żadnych nazwisk ani

adresów, nawet twoich rodziców - przypomniała.

- Opiekunów - uściślił chłopiec. - Bo ja nie mam rodziców.

Los rzeczywiście nie oszczędzał tego dziecka. Noelle usiłowała

jak najszybciej opanować konsternację.

- Wiesz, że bez specjalnego zezwolenia nie możemy wymieniać

żadnych nazwisk - rzuciła pospiesznie.

Chłopiec skinął głową i zaczął mówić:

- Któregoś dnia oglądałem program o tym, jak dzieci znalazły

skamieniałość. Muszę się przyznać, że mam wszystkie pani audycje.

background image

Zresztą nagrywam wszystko o dinozaurach. Nawet kupiłem sobie

książkę „Park Jurajski", ale pani program bardziej mi się podoba.

Zawiera więcej informacji niż ten głośny film. I jest ciekawszy.

- Dziękuję ci, to wspaniały komplement.

Noelle uznała, że jest już całkowicie pod urokiem tego

niezwykłego dziecka. Uśmiechnęła się i zabrała do pracy.

- Radziła pani szukać skamieniałości w pobliżu różnych

wykopów. Albo w korytach rzek czy przy torach kolejowych.

- Zgadza się. Mów dalej.

- Na każdej przejażdżce bardzo uważnie się rozglądam.

Noelle podniosła głowę i nieśmiało spytała:

- Jeździsz na rowerze?

- Nie, to nie dla mnie. Ale jeżdżę konno, bo coś takiego zalecono

mi w ramach terapii. Odbywa się to na terenie należącym do pana

Matta.

- Tylko bez nazwisk - wtrąciła Noelle.

- Pamiętam - spokojnie odparł Jason. - No więc jechałem sobie

trasą wytyczoną wzdłuż starego łożyska potoku...

- To chyba niebezpieczne.

- Wcale nie, bo dno zawsze jest zupełnie suche. Pan Matt

przeznaczył tę trasę dla początkujących. Na dnie jest żwir, więc konie

chodzą bardzo wolno. Ja wcale nie jestem początkującym jeźdźcem,

ale chciałem się przekonać, czy tam są skamieniałości. No i udało mi

się coś wypatrzyć.

background image

- Siedząc wysoko w siodle, zdołałeś rozpoznać, że to jest jakaś

prehistoryczna kość? - spytała zaskoczona Noelle.

-

Oczywiście.

Obejrzałem

przecież

setki

zdjęć

ze

skamieniałościami, a ta kość leżała sobie na otwartej przestrzeni.

Poprosiłem terapeutkę, żeby mi ją podała.

- A więc była z tobą terapeutka?

- No. Ona mi zawsze towarzyszy, kiedy nie jadę razem z całą

grupą. Tak na wszelki wypadek. Ale jeszcze nigdy mi się nic nie stało.

- Jason zmarszczył brwi. - Ani terapeutce, ani mnie nie udało się

odgadnąć, od jakiego dinozaura ta kość pochodzi.

W oczach Noelle pojawiły się wesołe iskierki.

- Żeby móc zidentyfikować kawałek kości dinozaura trzeba mieć

za sobą wiele lat studiów. Zdarza się nawet doświadczonym

paleontologom, że mają duże trudności przy oznaczaniu nowego

okazu. Więc nie rób sobie żadnych wyrzutów. Przecież i tak spisałeś

się doskonale.

- Czy ja wiem... - W glosie Jasona brzmiało powątpiewanie. W

domu zabezpieczyłem gips, według pani instrukcji, bo nie chciałem,

żeby się coś złego z okazem stało.

Noelle usunęła już dość dużą część gipsu i oznajmiła:

- No, proszę, już dokładnie widać całość! Jasonie, może chcesz

osobiście odsłonić to, co znalazłeś?

- O, nie. Wolę, żeby pani to zrobiła - poważnie odparł chłopiec. -

Mówiła pani, że skamieniałości są bezpieczne tylko w rękach

background image

specjalistów. No i w rękach społeczeństwa. Prywatne kolekcje

świadczą o wielkim egoizmie, prawda?

Noelle aż się zarumieniła. Chłopiec wiernie powtórzył słowa,

które wyrażały jej głębokie przekonanie, lecz teraz zabrzmiały nazbyt

moralizatorsko.

- Masz rację. Wszystkie okazy powinny się znajdować w

muzeach, gdzie każdy może je obejrzeć i przeprowadzić studia nad

nimi. Słusznie zrobiłeś, że tę kość tu przyniosłeś.

- To dla pani. Chcę, żeby pani ją posiadała.

- Dziękuję ci, i przyjmuję ją w imieniu muzeum, w którym

pracuję - odparła Noelle. - Pod warunkiem, że to jest najprawdziwsza

skamieniałość.

Ostatnie słowa miały przygotować chłopca na czekające go

rozczarowanie. Noelle jeszcze dorzuciła:

- Przecież wszystkim wiadomo, że do muzeum nic przekazuje się

starych kości, obgryzionych przez psa.

Widzowie wybuchnęli śmiechem. Nawet Jason uznał to za

dowcip.

- Moi przybrani rodzice mają psa - powiedział, kiedy śmiech

dzieci nieco przycichł. - Ale on tej kości nie chciał.

Noelle nie mogła dłużej odwlekać decydującego momentu.

- Za chwilę zobaczymy, co mamy.

Powoli, bez pośpiechu, odwinęła bandaż, pokazywany widzom w

dużym zbliżeniu. Wszystkie dzieci wstrzymały oddech.

background image

Noelle też przestała oddychać, gdy zobaczyła to, co się wyłoniło.

Drżącą ręką zdjęła okulary i natychmiast wzięła lupę. Wprawnym

okiem obrzuciła całą skamieniałość, a szczególnie miejsca, gdzie

zagłębienia w kości były wypełnione depozytami.

Na

poczekaniu

dokonała

błyskawicznego

przeglądu

współczesnych oraz prehistorycznych szkieletów zwierząt i porównała

je z trzymanym w ręku okazem. Poczuła zawrót głowy i zapomniała,

gdzie się znajduje.

Po chwili uświadomiła sobie, że ktoś coś do niej mówi.

- Pani doktor! Pani Forrest! Czy coś się stało? - dopytywał się

Jason.

Oderwała oczy od skamieniałości.

- Gratuluję ci, Jasonie - powiedziała przytłumionym z wrażenia

głosem. - Dokonałeś swego pierwszego odkrycia.

Widzów ogarnął szalony entuzjazm, a koledzy bohatera aż

podskakiwali z radości. Ludzie odpowiedzialni za całość i jakość

programu patrzyli z rozpaczą w oczach to na scenariusze to na Noelle,

która nie od razu zauważyła, iż reżyser daje znaki, aby zrobić przerwę.

Gdy się zorientowała, szybko zapowiedziała:

- Teraz zrobimy krótką przerwę, ale najpierw jeszcze podam, w

jaki sposób można finansowo wesprzeć działalność naszej lokalnej

stacji.

Wyłączono kamery. Noelle nabożnie położyła cenny okaz na stole

i wytarła spocone dłonie. Nie zwracała uwagi ani na reżysera, ani na

widzów.

background image

- Podaj mi, proszę, swoje nazwisko i adres. W związku z tym

okazem znajdziesz się w wielu publikacjach naukowych.

Chłopiec na chwilę zaniemówił.

- Naprawdę? I będę mógł jeszcze wystąpić w pani programie?

- Oczywiście, możesz być tego pewien. A jak nazywa się

właściciel ośrodka? Chciałabym go poznać.

- To pan Matt Caldwell.

Rodzice mieli obowiązek zabierać dzieci zaraz po zakończeniu

każdej audycji. Tymczasem tego właśnie dnia przybrana matka Jasona

zadzwoniła z wiadomością, że nie zdąży po chłopca przyjechać.

Jasonowi zrzedła mina, gdy usłyszał, że ma wrócić z kierownikiem

klubu.

- Ale ja mam dzisiaj lekcję jazdy! Panie Jimenez, czy naprawdę

nie może mnie pan zawieźć do ośrodka?

Kierownik niestety spieszył się i nie mógł jechać okrężną drogą.

Słysząc to, Noelle zaproponowała, że ona odwiezie chłopca na lekcję.

Miała nadzieję, że skorzysta przy tym z okazji, aby porozmawiać z

panem Caldwellem o ewentualnych poszukiwaniach na terenie jego

ośrodka.

Poza tym musiała przyznać, że Jason Reilly miał w sobie coś, co

ją niezwykle ujęło. Od pierwszej chwili sama obecność tego dziecka

sprawiała jej prawdziwą przyjemność i dlatego pragnęła poznać go

bliżej.

Usłyszawszy, że Noelle odwiezie go na lekcję, Jason nie posiadał

się z radości.

background image

- Doktor Forrest, czy pani naprawdę mnie zawiezie?

- Tak. Oczywiście pod warunkiem, że twoja matka wyrazi zgodę.

Może na miejscu będę miała okazję porozmawiać z panem

Caldwellem.

Pani Swanson początkowo miała pewne obiekcje, lecz Jason nie

chciał jednak dać za wygraną. Po kilku jego argumentach opiekunka

nareszcie wyraziła zgodę i chłopiec znalazł się w samochodzie Noelle.

- Ale byłoby fajnie, gdybyśmy znaleźli więcej skamieniałości,

prawda? - zagadnął.

- Na to, żeby coś znaleźć, potrzeba dużo czasu. Poszukiwania

niekiedy trwają całymi miesiącami, a nawet latami - zauważyła Noelle

i pomyślała, że najważniejsza w tej chwili jest kwestia, czy pan

Caldwell w ogóle pozwoli obejrzeć teren. Postanowiła, że zrobi

wszystko, aby go do tego nakłonić.

- Bardzo bym chciał pani pomagać - ciągnął Jason.

- Pomożesz mi, kochanie. Ale dzisiaj masz lekcję.

- Wolałbym razem z panią szukać kości dinozaurów.

- Obiecałam, że zawiozę cię na lekcję i muszę dotrzymać słowa

danego pani Swanson.

- Nie rozumiem, dlaczego muszę jej słuchać - buntował się

chłopiec. - Przecież pani wie, że ona nie jest moją matką.

- Wiem, ale trzeba się liczyć z jej zdaniem - łagodnie tłumaczyła

Noelle i, niespodziewanie dla samej siebie, pogładziła Jasona po

głowie. - Nie martw się, kochanie. Obiecuję, że będę cię informować

o rozwoju sytuacji.

background image

Jason kiwnął głową, lecz przestał się odzywać.

Noelle postanowiła złagodzić jego rozczarowanie i zmieniła

temat.

- Opowiedz mi, jak doszło do tego, że jeździsz na koniu.

Chłopiec wzruszył ramionami.

- Zaproponowano tę jazdę jako element terapii.

- W ramach fizykoterapii?

- Nie. Tym zajmowano się w szpitalu. Jazda konna jest leczeniem

poprzez rekreację. Wie pani, tylko dla przyjemności. Ośrodek pana

Matta jest dla dzieci takich jak ja. Są tam specjalnie przeszkoleni

terapeuci, którzy nam pomagają.

- Czyli pan Matt jest właścicielem ośrodka, a nie terapeutą?

- Jest też głównym terapeutą. Ale są i inni.

- Inni terapeuci?

- Tak. Jest ich troje. Jedna kobieta i dwóch mężczyzn.

- A kto zajmuje się końmi? Pan Matt?

- Nie. Opieka nad końmi należy do jego młodszego brata. Pan

Alex sprawuje też nadzór nad pracownikami, a pan Matt zajmuje sic

tylko pacjentami. Ale właściwie prowadzą całość razem.

- Rozumiem. - Noelle stanęła przed skrzyżowaniem i spojrzała na

chłopca. - Czy jeszcze ktoś z nimi mieszka?

- Nie. Reszta rodziny nie żyje.

- Wszyscy umarli?

- Tak. Zginęli w jakimś wypadku.

- To bardzo przykre.

background image

- Wybrali się gdzieś samolotem i zginęli w drodze powrotnej do

domu. - Obojętność, z jaką mówił, świadczyła o tym, że to dość

dawna historia. - Pan Matt opowiedział mi wszystko, kiedy

rozpaczałem, że moi rodzice się mną nie opiekują. Zapewniał mnie, że

on to rozumie. I myślę, że chyba naprawdę rozumiał. - Oczy Jasona

zalśniły ciepłym blaskiem. - Bardzo lubię pana Matta.

- Nie wątpię.

Zapaliło się zielone światło i Noelle ruszyła. Jadąc, zastanawiała

się, jakie mogły być powody, dla których chłopiec nie miał rodziców,

lecz na razie nie chciała o to pytać. Wolała dowiedzieć się czegoś

więcej o panu Caldwellu.

- Uważasz, że pan Matt jest dobrym człowiekiem?

- Najwspanialszym. Jest sto razy milszy niż wyznaczona mi

terapeutka.

Chłopiec westchnął ciężko.

- Czyżbyś jej nie lubił?

Jason wzruszył ramionami.

- Pewnie nie jest taka zła. Ale przez jakiś czas interesowała się

panem Mattem bardziej niż mną.

- Jest jego narzeczoną? - spytała Noelle.

- Już nie. Nie podobała się panu Alexowi.

- Zaraz, zaraz, Jasonie. Powiedz mi jeszcze raz, kto to taki ten pan

Alex?

- Brat pana Matta. Akurat teraz, dzięki Bogu, pojechał kupić nowe

konie.

background image

Chłopiec skrzywił się, co wyraźnie oznaczało, że nie darzy obu

braci

jednakową

sympatią.

Owo

przypuszczenie

znalazło

potwierdzenie w jego następnych słowach.

- Pan Matt i pani Connie chodzili ze sobą, ale panu Alexowi się to

nie podobało. Potem często się chwalił, że to on doprowadził do

zerwania.

- Czy pan Alex naprawdę ci to mówił?

- Tak. Chociaż ja mu nie wierzę. Pan Matt powiedział, że on i

pani Connie nie pasowali do siebie, a jego brat nie miał z zerwaniem

nic wspólnego.

- Wiesz co, myślę, że to nie nasza sprawa - zreflektowała się

Noelle.

- Teraz i tak jest po wszystkim. Pan Matt i pani Connie są tylko

znajomymi i już się tyle nie całują.

- Znajomi też się przecież całują - rzekła Noelle.

Jason skrzywił się.

- Lepiej, żeby pani Connie nie zapędziła się do mnie z takimi

głupimi czułościami.

- Jestem przekonana, że ją głównie interesują twoje lekcje - rzekła

Noelle. - Na pewno jest dobrą terapeutką.

- Tak, ale nie interesuje się prehistorią. Wie pani, że musiałem ją

prawie błagać, żeby podniosła tę skamieniałość, którą wypatrzyłem na

ziemi. Nie chciała mi wierzyć, że to kawałek szkieletu dinozaura -

wyznał z pogardą w głosie. - Ale w czasie audycji wolałem o tym nie

mówić.

background image

- Dobrze postąpiłeś. I tak wystarczyło rewelacji.

- Co się stanie z tym okazem, który znalazłem?

- Przekażę naszemu muzeum i zajmą się nim specjaliści.

- A dlaczego nie pani sama?

Noelle westchnęła. Jej sytuacja zawodowa była tematem, który

wolałaby pominąć milczeniem.

- Mój przełożony ma dla mnie jakieś inne zadania - powiedziała

tonem, który zdecydowanie położył kres rozmowie.

Miała mieszane uczucia co do tych zadań, zaś fakt, że jej kariera

zawodowa utknęła w martwym punkcie, budził niepokój. Obecny

szef, doktor Peabody, dał jasno do zrozumienia, że jej umiejętności

czysto naukowe mniej go interesują niż korzyści płynące z programu

w telewizji.

Noelle najchętniej rzuciłaby tę pracę, lecz nie mogła sobie na taki

krok pozwolić. Miejsc pracy było niewiele i paleontologowie w jej

sytuacji musieli obejmować istniejące wakaty. Noelle marzyła o tym,

by pracować w Muzeum Przyrodniczym w Denver, cieszącym się

międzynarodową sławą. Tam jednak przyjmowano wyłącznie

najlepszych paleontologów z dużym doświadczeniem i poleconych

przez znakomitości w tej dziedzinie.

Tymczasem więc była zmuszona podjąć pracę na pół etatu w

prywatnym Muzeum Paleontologicznym stanu Kolorado, które nie

cieszyło się tak wielką sławą.

Wymagano jednak, by każdy paleontolog był związany z jakimś

muzeum, więc Noelle zdecydowała się na obecną posadę, mimo iż

background image

zarabiała zbyt mało, aby opłacić czynsz. W związku z trudną sytuacją

finansową zgłosiła się do telewizji, gdy usłyszała, że potrzebny jest

ktoś, kto mógłby prowadzić program zatytułowany: „Przygoda z

prehistorią".

Zaangażowano ją natychmiast, gdy się okazało, że umie nawiązać

doskonały kontakt z dziećmi na widowni. Nowe zajęcie przynosiło

niewątpliwe korzyści materialne, lecz miało również i minusy.

Audycje bowiem zyskały taką popularność, że macierzyste muzeum

Noelle czerpało z reklamy bezpośrednie i duże zyski.

W związku z tym stało się oczywiste, że obecne pół etatu nigdy

się nie przekształci w wymarzoną stałą posadę w pełnym wymiarze

godzin. Muzeum Paleontologiczne stanu Kolorado bez żenady

nazywało siebie „domem pani Dinozelli", mimo iż ona nie

otrzymywała z tego „domu" żadnego wsparcia.

Nie mając stałej posady w innym muzeum, niestety, nie mogła

zrezygnować z prowadzenia „Przygody z prehistorią", natomiast jej

przełożeni nie kwapili się z zaproponowaniem jej stałego

zatrudnienia, ponieważ właśnie dzięki niej muzeum miało dodatkowy

zysk.

Sytuacja była bez wyjścia i Noelle jak gdyby zawisła w próżni.

Nie była ani sławną osobistością telewizyjną, ani aktywnie

pracującym paleontologiem. Wszystko wskazywało na to, iż będzie

zmuszona opuścić dotychczasowe muzeum i poszukać pracy w innej

placówce.

background image

Jednak w pełni zdawała sobie sprawę z tego, że żadne szacowne

muzeum nigdy poważnie nie potraktuje kandydatury osoby, która w

ubogiej telewizji lokalnej zajmuje się uczeniem paleontologii na

wesoło.

Jej szanse niewątpliwie by wzrosły, gdyby dokonała odkrycia

stulecia... Skamieniałość znaleziona przez Jasona oznaczała przewrót

w jej dotychczasowej sytuacji, lecz tylko czas - i to za zgodą Matta

Caldwella - pokaże, czy to będzie wielka szansa dla niej.

- Skręcamy na lewo, proszę pani - odezwał się Jason. - Jesteśmy

na miejscu.

ROZDZIAŁ DRUGI

Ośrodek Caldwellów.

Noelle szybko obrzuciła spojrzeniem konie, stajnie, piękne klony

oraz Góry Skaliste odcinające się na tle lekko zachmurzonego nieba.

Oto miejsce, które, jeśli tylko szczęście dopisze, przyniesie jej sławę.

- Czy mam ci pomóc wysiąść?

- Nie. Sam sobie poradzę. Bardzo dziękuję, że mnie pani

podwiozła.

- Cała przyjemność po mojej stronie.

Chłopiec założył plecak, wsunął ręce w tuleje podtrzymujące kule

i wysiadł. Stanął obok samochodu, niezdecydowany.

- Nie zgubi pani mojego telefonu, prawda? I nie zapomni

zadzwonić, jeśli znajdzie pani jakieś skamieniałości?

- Nie zgubię i nie zapomnę. Obiecuję ci.

background image

Noelle zamknęła samochód i weszła do biura.

- Mamo, patrz, kto przyszedł! To pani Dinozella!

Rozległy się okrzyki zachwytu. Gromadka dzieci w różnym

wieku, poruszających się o kulach i na wózkach inwalidzkich,

otoczyła Noelle, która się uśmiechała, lecz stała bez ruchu. Nie chciała

potrącić żadnego dziecka, a widziała, że wszystkie chcą się do niej

zbliżyć.

Co odważniejsze dzieci zaczęły prosić:

- Czy będę mogła wystąpić w pani programie?

- Nie, najpierw ja! Proszę, bardzo panią proszę.

Dzieci zaczęły się nawzajem przekrzykiwać.

- Co się tutaj wyprawia? - rozległ się głęboki, męski głos.

Podniecone krzyki natychmiast ucichły.

- Proszę, żeby wszystkie dzieci usiadły, a te na wózkach cofnęły

się pod ścianę.

Efekt był natychmiastowy, mimo iż mężczyzna nie mówił tonem

ani głośnym, ani ostrym.

- Usiłuję opracować program dla kolejnego pacjenta, a nie słyszę

własnych myśli. Proszę o spokój.

- Dobrze, proszę pana. Przepraszamy.

Noelle przyglądała się całej scenie oczyma szeroko otwartymi ze

zdumienia. Podświadomie oczekiwała, że będzie mieć do czynienia z

niepozornie wyglądającym terapeutą, ubranym w biały kitel

przesiąknięty zapachem szpitala.

background image

Tymczasem człowiek, który tak skutecznie uspokoił dzieci,

wyglądał jak wcielenie ideału mężczyzny, nie zaś jak ktoś zajmujący

się kalekimi pacjentami. Był wysoki, barczysty, a mimo to w jego

ruchach była spokojna elegancja.

W twarzy Matta Caldwella można było wyczytać inteligencję i

poczucie humoru. Miał ciemne oczy, silnie zarysowaną szczękę i

zaciśnięte usta wyrażające dezaprobatę.

- Przyjechała pani Dinozella. Nie poznaje pan?

- A rzeczywiście. To pani doktor Forrest. - Błysk w ciemnych

oczach świadczył o tym, że pan Caldwell ją poznał, lecz ma się na

baczności. - Pani Swanson powiadomiła mnie, że przywiezie pani

Jasona.

- Tak. Zostawiłam go z terapeutką.

- Więc już nie muszę się o niego martwić. Dziękuję, że go pani

podrzuciła. A teraz proszę mi wybaczyć, ale...

Matt odwrócił się i zamierzał odejść.

- Proszę chwilę zaczekać. Chciałabym porozmawiać z panem o

tym, co Jason znalazł na terenie pańskiej posiadłości.

- Pani wybaczy, ale nie jest to najlepsza pora, żeby przyjmować

nieprzewidzianych gości.

- Nie jestem zupełnie przypadkowym gościem, ponieważ

przywiozłam pańskiego pacjenta - zauważyła Noelle, przysięgając

sobie w duchu, że nie da się tak łatwo odprawić z kwitkiem.

Popatrzyła na puste miejsce przy biurku. - Jeśli rejestratorka wyszła

na chwilę, to gotowa jestem poczekać.

background image

- Niestety, ona się rozchorowała. Jeszcze nie znalazłem nikogo na

całodzienne zastępstwo, a nie chcę jej obowiązkami obciążać

terapeutów. - Matt zmarszczył brwi. - Dzwoniłem już po kogoś, kto

zgodził się ją zastąpić, ale może przyjechać dopiero po lunchu.

Zmuszony więc jestem robić dwie rzeczy naraz i nie mam już czasu

dla odwiedzających.

- Przykro mi, że pańska współpracownica się rozchorowała. Może

ja zastąpiłabym ją aż do lunchu?

- Dziękuję pani, ale jakoś sobie ze wszystkim radzę i...

Odezwał się telefon.

- Przepraszam panią.

Noelle spokojnie czekała. Matt odebrał trzy telefony, a

skończywszy ostatnią rozmowę, rzucił okiem na zegarek.

- Naprawdę bardzo chętnie panu pomogę - odezwała się Noelle i

pomyślała, że gdy w grę wchodzą skamieniałości, gotowa byłaby

pracować nawet dla samego diabła.

Matt zawahał się. Znowu zadzwonił telefon.

- Jednak skorzystam z pani propozycji, doktor Forrest.

- Proszę mi mówić po imieniu. Jestem Noelle. Powiedz mi tylko,

Matt, co mam robić.

Matt popatrzył z ukosa, lecz powstrzymał się od komentarzy.

- Tu musi pani wpisywać pacjentów przed odesłaniem ich do

odpowiedniego terapeuty. Dzieciom udającym się do stajni musi

towarzyszyć ktoś dorosły, więc w wypadku, gdy rodzice tylko dziecko

background image

podrzucą, pani musi z nim pójść albo zadzwonić do stajni. Gdy nie

będzie pani czegoś wiedzieć, proszę zapytać rodziców.

Przez następną godzinę Noelle była zajęta jak rzadko kiedy. W

paleontologii zgubny jest pośpiech, natomiast ważna dokładność, a

nawet delikatność. Teraz nagle okazało się, że wszystkie cechy, dzięki

którym Noelle była dobrym paleontologiem, sprawiały, iż jako

rejestratorka okazała się dość kiepska.

Po wyjściu ostatniej pacjentki, nagle usłyszała:

- Doskonale pani sobie radzi, choć jest trochę za oschła.

Odwróciła się i ujrzała Matta stojącego w drzwiach.

- Możliwe, ale wydaje mi się, że litość byłaby bardziej nie na

miejscu. Całe szczęście, że to już była ostatnia pacjentka zapisana na

przedpołudnie.

- Na przyszłość może się pani przydać informacja, że z nią

postąpiła pani właściwie - powiedział Matt. - Ludzi kalekich nie

powinno się traktować ulgowo, chyba że tego wymaga rodzaj ich

kalectwa. Należy postępować z nimi tak, jak z wszystkimi innymi

ludźmi.

- Jestem tego samego zdania - odparła Noelle - tylko że... -

Zawahała się. - Dlaczego nie używa pan określenia ludzie

niepełnosprawni?

- Bo oni, doktor Forrest, są kalekami, po prostu. Lecz za ich

kalectwo w dużym stopniu ponosi winę społeczeństwo. Moi pacjenci

bywają ułomni w wyniku uszkodzeń podczas porodu. Są upośledzeni,

bo rodzice ich zaniedbywali albo maltretowali. Stracili ręce lub nogi

background image

w wypadkach spowodowanych przez pijanych kierowców. Ich

niesprawność wynika z ograniczeń współczesnej medycyny.

Matt uśmiechnął się niewesoło.

- Użyty przez panią obecnie przyjęty zwrot „ludzie

niepełnosprawni", nie określa precyzyjnie tego, jacy są moi pacjenci,

ani też tego, jak mają postępować, aby móc żyć w społeczeństwie,

które nastawione jest na ułatwianie życia najsilniejszym. Prawda,

nawet i szorstka, pomaga moim pacjentom bardziej niż wymyślne

eufemizmy.

- Dobrze, że woli pan jasne stawianie sprawy. Dzięki temu łatwiej

mi będzie przedstawić to, co mam do powiedzenia.

- Cóż to takiego?

- Wiem, że ma pan ziemię, w której znajdują się skamieniałości.

Ja zaś pragnę tego, co pan posiada.

Zapadło nieprzyjemne milczenie.

- Rozumiem, że tym, czego pani pragnie, są tylko skamieniałości -

rzekł Matt po dość długiej chwili. - Bo moja ziemia nie jest na

sprzedaż.

- Jedno jest potrzebne ze względu na drugie. Panie Caldwell,

chciałabym jak najszybciej rozpocząć poszukiwania.

- To niemożliwe!

- Nie? Tak zwyczajnie mi pan odmawia? Przecież chyba

zasługuję na lepszą odpowiedź.

- A to czemu? Czyżby dlatego, że mi pani dziś pomogła?

background image

- To może być na początek. Wie pan, kim jestem i co robię, więc

chyba nie spodziewa się pan, że bez sprzeciwu odejdę z terenu

prawdopodobnie kryjącego wiele skamielin. Proszę jedynie o kilka

chwil pańskiego czasu.

- Doktor Forrest, widzę, że jest pani bardzo upartą kobietą. A ja

mam dużo pracy.

- Chciałabym rzucić okiem na teren ewentualnych badań.

- Na pewno nie natkniemy się na żadne stare gnaty - sarkastycznie

zauważył Matt.

- Nigdy nie wiadomo. Będę miała oczy szeroko otwarte.

- Teren jest bardzo duży i nie można obejść go na piechotę.

Szczególnie w takich butach.

- Niezależnie od tego, jakie mam buty, na pewno zauważę kość

tak dużą, jak ta znaleziona przez Jasona - odgryzła się Noelle. - Poza

tym mogłabym objechać pański ośrodek samochodem.

- O, co to, to nie! Tu są drogi tylko dla koni. A pani, jak sądzę, nie

umie jeździć wierzchem.

- Niestety, nie.

- No to będzie pani musiała dużo chodzić pieszo. Powtarzam

jeszcze raz, że tu wszystkie trasy są wyłącznie dla koni.

- Jeśli można oglądać pańską posiadłość tylko z wysokości

końskiego grzbietu, gotowa jestem nauczyć się jeździć. Ale nie sądzę,

by to naprawdę było konieczne. Siedząc na koniu, nie widziałabym

wszystkiego dokładnie i mogłabym coś przeoczyć.

Matt przyjrzał się jej spod przymkniętych powiek.

background image

- Konie wywołują w pani strach, prawda?

- Pan celowo zmienia temat! - rzuciła Noelle z pretensją w głosie.

- A ja chcę porozmawiać o zorganizowaniu, przy współudziale

mojego muzeum, prac badawczych tutaj.

- Natomiast ja usiłuję pani wytłumaczyć, dlaczego nie może pani

tego zrobić. Proszę za mną.

Matt ujął ją pod ramię i poprowadził wąską, żwirowaną ścieżką.

Noelle zauważyła, że dotyk jego silnej dłoni zupełnie rozprasza jej

myśli. Do tego stopnia, że nie widzi, co się dookoła dzieje.

- Oto moja klasa początkujących - poinformował Matt.

- Ależ to głównie dzieci! I jak one jeżdżą!

- Sama pani widzi, że ani brak ręki czy nogi, ani aparaty

stabilizujące wcale im nie przeszkadzają.

- To niewiarygodne!

- Skądże znowu - zaoponował Matt. - Przecież to zupełnie

zrozumiałe. Niech się pani tylko nad tym zastanowi. Większość tych

dzieci przez cały czas jest przykuta do wózków inwalidzkich. A

dosiadając konia, każde z nich czuje niezwykłą swobodę. Pani też

chętnie by się uczyła, choćby tylko po to, żeby przerwać monotonię

życia.

Podeszli bliżej i oparli się o płot.

- Nawet najsprawniejsi jeźdźcy, tacy jak Jason Reilly, nie mogą

jeździć na rowerze ani bawić się na zjeżdżalni. Ale za to Jason potrafi

jeździć na koniu, czego z kolei nie umieją jego koledzy. Zupełnie więc

background image

zrozumiałe, że chce być jak najlepszy. Niech mu się pani przyjrzy.

Siedzi na czwartym koniu, o tam.

- To rzeczywiście Jason! A jak jest zabezpieczony przed

upadkiem?

- Wprowadzamy niewielkie zmiany w uprzęży. Mój brat ma złote

ręce. Zazwyczaj udaje mu się zrobić jakieś dodatkowe oparcie dla nóg

lub dodać do uprzęży coś, co rekompensuje ograniczoną siłę mięśni.

- Jason mówił mi, że pan jest terapeutą zajmującym się rekreacją

pacjentów, a nie fizykoterapią.

- Ale gaduła z tego dziecka!

- Jak doszło do tego, że się pan zainteresował hipoterapią?

- Lubię być na świeżym powietrzu, a fizykoterapeuta musi

pracować w szpitalu. Nie wiem, czy Jason wspomniał, że mój brat był

pierwszym pacjentem, którego nauczyłem jeździć.

- Nie, nic o tym nie mówił.

- Alex miał wypadek. Znajdował się w strasznym stanie, a

niektóre zmiany w jego organizmie były nieodwracalne. Dlatego

zdecydowałem się na ten rodzaj pracy.

- Czy pacjenci tu mieszkają, czy też tylko przyjeżdżają, wtedy gdy

chcą pojeździć?

- Ani jedno, ani drugie. Znaleźliśmy rozwiązanie pośrednie. Dla

każdego pacjenta opracowuję specjalny program uwzględniający

indywidualne możliwości i liczę na to, że moje zalecenia będą

przestrzegane.

- Podobnie jak przy nauce gry na fortepianie, tak?

background image

- O, właśnie.

Matt uśmiechnął się i tym razem uśmiech rozjaśnił mu oczy.

Zmiana w wyrazie całej twarzy była wprost zaskakująca. Właściciel

ośrodka okazał się nie tylko atrakcyjnym, ale wręcz niebezpiecznie

pociągającym mężczyzną.

- Myślę o tych dziewczynkach i chłopcach jak o zdrowych

dzieciach, które przychodzą na lekcje tylko dla przyjemności.

- Dlaczego nie ma więcej takich ośrodków?

- Odpowiedź jest prosta: pieniądze - odparł sucho. - Prywatne

towarzystwa ubezpieczeniowe nie chcą wydawać pieniędzy na, jak to

oni określają, bawienie ludzi. - Matt pogardliwie wykrzywił usta. -

Pokrywają koszta fizykoterapii, lecz większość z nich uchyla się przed

opłacaniem rekreacji jako formy leczenia.

- Wprost nie do wiary!

- A jednak to prawda. Gdyby towarzystwa ubezpieczeń

zdrowotnych dofinansowywały ośrodki podobne do mojego,

powstałyby setki w całym kraju... Ale sytuacja, niestety, jest inna i

tylko ludzie dobrze sytuowani mogą sobie pozwolić na korzystanie z

już istniejących możliwości.

Ja wprawdzie staram się przyjmować jak najwięcej osób

potrzebujących pomocy, ale to i tak tylko garstka - przyznał Matt

otwarcie. - Muszę opłacać terapeutów i dbać o konie, więc nie stać

mnie na działalność charytatywną. I w związku z tym jestem

zmuszony pobierać opłaty.

- To wielka szkoda.

background image

- Oczywiście. Nasz kraj jest jednym z najbogatszych na świecie,

ale wciąż jeszcze nie ma nawet zarysu wszechstronnego projektu

państwowej służby zdrowia. To skandal, że ludzie muszą tak dużo

płacić za leczenie. A najgorsze jest to, że im więcej ktoś ma kłopotów

ze zdrowiem, tym trudniej znaleźć towarzystwo ubezpieczeniowe

skłonne wystawić mu polisę.

To błędne koło. Ludzie, którym pomoc jest naprawdę potrzebna,

jak choćby te dzieci, mają najmniej szans na to, aby znaleźć

odpowiednie ubezpieczenie. I jeśli rodzice nie są bogaci, dzieci nie

mają szans na poprawę losu.

- To niesprawiedliwe.

- Racja. Dlatego też zaangażowałem się dość mocno w

działalność grupy walczącej o system państwowej służby zdrowia. W

Kongresie wiele już mówiono o ustawodawstwie, ale na tym się

skończyło.

- Nie miałam pojęcia...

- Większość obywateli nie ma pojęcia. I główny kłopot na tym

polega. A jak już o problemach mowa, nie przedyskutowaliśmy do

końca tego, z którym pani do mnie przyjechała. Wiem, po co pani

przyjechała i czego pani chce. Ale podjąłem już decyzję i nie zgadzam

się na to, żeby pani prowadziła poszukiwania na terenie mojego

ośrodka.

- Dlaczego?

- Bo ściągnie mi tu pani buldożery i koparki, a wtedy

bezpieczeństwo moich pacjentów rozwieje się jak dym.

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Noelle nie wierzyła własnym uszom.

- Buldożery i koparki! - zawołała. - Po pierwsze, panie Caldwell,

paleontolog bardzo rzadko korzysta z pomocy takich ciężkich machin.

Naszymi zwykłymi narzędziami są kilofy oraz szufle. I bardzo się pan

myli, jeśli sądzi, że dążąc do odkrycia znajdujących się tu złóż

skamieniałości, mogłabym tratować niewinne dzieci.

Jej wybuch przeszedł bez najmniejszego wrażenia.

- A może nie? - spytał Matt spokojnie.

- Otóż właśnie, że nie. - Noelle ze złości aż poczerwieniała, lecz

usiłowała opanować wzburzenie. - Widzę, że właśnie pan jest równie

delikatny jak buldożer.

- Mam ku temu bardzo istotne powody. Proszę za mną - rzucił

tonem nie znoszącym sprzeciwu.

Podeszli do boksu. Matt pogłaskał aksamitny pysk konia.

- Widzi pani te zwierzęta? Zostały specjalnie wytresowane dla

moich pacjentów. Są łagodne i niezawodne, bo nie płoszą się zbyt

łatwo. A co najważniejsze, mają ściśle uregulowany tryb życia. Te

same trasy, te same godziny, ten sam krok.

- To dość nudny żywot - stwierdziła.

- Być może. Ale wierzchowce, które wiedzą, czego się od nich

chce, są bezpieczne. Można być pewnym, że nie zrzucą

niedoświadczonego jeźdźca z protezą lub aparatem stabilizującym.

Moje zwierzęta są jak stare konie pociągowe. Zapamiętały ustaloną

background image

kolejność czynności i nic ich nie wytrąca z równowagi. No, prawie

nic.

- Panie Caldwell, co pan chce przez to powiedzieć? Że ja zakłócę

cały porządek w pańskim ośrodku?

- Właśnie to, pani Dinozello.

Jej pseudonim zabrzmiał niby wyzwanie poprzedzające przykrą

wiadomość. Noelle odniosła wrażenie, że pani Dinozella zaraz usłyszy

coś niemiłego. Nie pomyliła się.

- Zacznie pani rozkopywać ziemię, co oczywiście pociąga za sobą

zmiany, a na wprowadzanie zmian nas nie stać. Moje konie są

wyjątkowo spokojne, bo nie dzieje się tu nic nieoczekiwanego.

Matt odwrócił się i spojrzał Noelle prosto w oczy.

- Jestem przekonany, że ma pani dobre intencje. Sam

wychowałem się w Kolorado i wiem, jak cenne są prehistoryczne

kości. Ale, niestety, dla mnie nie są tak ważne jak moi pacjenci.

- A nie przyszło panu do głowy, że ja też mogę być tego samego

zdania?

- Trudno mi powiedzieć, bo nie znam pani. Powtarzam, że nie

chcę narażać się na jakiekolwiek ryzyko mogące zagrozić mojemu

ośrodkowi. Nie zrobię tego. Dla nikogo.

- Jak mogę panu udowodnić, że jeśli o mnie chodzi, nie naraża się

pan na żadne ryzyko?

- Wcale nie może pani.

Odpowiedź była brutalnie szczera, lecz Noelle nie dawała za

wygraną.

background image

- A ja sądzę jednak, że mogę udowodnić.

- Doktor Forrest, bardzo panią proszę, skończmy tę rozmowę.

Mam za mało ludzi, a zmarnowałem tyle cennego czasu.

- Zrozumiałam aluzję, panie Caldwell. Chce pan, żebym

odjechała, prawda?

- Przykro mi, że nie spełnię pani prośby, ale musi pani zrozumieć

moją sytuację.

Noelle nagle przyszedł do głowy doskonały pomysł.

- Rozumiem, ale pozwoli pan, że przedstawię i swoją.

- Słucham.

- Mam bardzo szerokie znajomości. Jestem znana nie tylko w

telewizji, ale również i szerszej publiczności, a to ważniejsze. Teraz

mamy tydzień widza. Nie zgadnie pan z iloma potencjalnymi

dobroczyńcami mam kontakt. Pieniądze, którymi oni dysponują...

Nasz program mógłby się znacznie przyczynić do poprawy

sytuacji pańskiego ośrodka. Czy nie przyszło to panu do głowy?

Radzę pomyśleć o tych wszystkich dzieciach nie mających

ubezpieczenia, którym pan chciałby pomóc. A ja, panie Caldwell,

bardzo chętnie panu pomogę.

- Za jaką cenę? - wycedził Matt przez zaciśnięte zęby.

- Za cenę kompromisu.

Pogardliwie zmrużył oczy.

- Wykorzysta pani moich pacjentów, niewinne dzieci, żeby

osiągnąć własne cele.

background image

- Niech mi pan nie wytyka mojej kariery zawodowej. Oboje

zawdzięczamy nasze pensje dzieciom. Interes to interes. Założę się, że

pan, jak i ja, przyjmuje czeki. A może się mylę?

Wściekłość malująca się na twarzy Matta wyraźnie świadczyła o

tym, że się nie myliła.

- Tak właśnie sądziłam. A propos dzieci, panie Caldwell, jak pan

wytłumaczy swoje postępowanie wobec Jasona?

- O czym pani mówi?

- Jason to nie tylko czarujący chłopiec. On jest bardziej dojrzały

oraz intelektualnie rozwinięty niż inne dzieci w jego wieku. Wiedza

paleontologiczna, jaką opanował, wprost mi imponuje, a mnie trudno

zaimponować. Nie sądzę, żeby pan chciał pozbawić go - jak zresztą i

pozostałe dzieci zainteresowane „Przygodą z prehistorią" -

możliwości dowiedzenia się z pierwszej ręki o tym, jak się prowadzi

poszukiwania skamieniałości.

- Tu nie chodzi o dzieci.

- Może ma pan rację. - Noelle uważnie popatrzyła na stojącego

obok mężczyznę. - Możliwe, że nie chodzi o dzieci. Bo liczy się tylko

pańskie konto. Osoba wpływowa proponuje panu, że postara się o

liczne darowizny, a pan na dobrą sprawę wyrzuca ją z ośrodka. Nie

ma pan dobrej głowy do interesów, prawda?

Teraz rozumiem, dlaczego nie może pan przyjąć więcej

pacjentów, którym potrzebna jest pomoc. Interesuje się pan wyłącznie

uczeniem bogatych dzieci. No bo działalność charytatywna nie

przynosi zysku. Czy tak?

background image

Zapadła cisza, którą przerwał Matt, rzucając gniewnie:

- Doktor Forrest, gdyby nie była pani kobietą, rozprawiłbym się z

panią tu na miejscu.

- Może byłabym wtedy zmuszona odpłacić panu z nawiązką.

Niech pan nie szafuje zniewagami, gdy ktoś wysuwa przyzwoitą

propozycję. Czy ja według pana jestem jakimś potworem opętanym na

punkcie skamieniałości?

Odwróciła się na pięcie i odchodząc, rzuciła:

- Niech pan się nie fatyguje i nie odprowadza mnie do

samochodu. A jeśli zmieni pan zdanie, proszę zadzwonić do studia.

Numer znajduje się w książce telefonicznej.

- Niech pani na to nie liczy!

Noelle była tak oburzona, że prawie nie uważała, jak jedzie.

Posądzono ją, że mogłaby bezmyślnie zniszczyć to, co ten człowiek

robił dla dzieci! Długo nie mogła się uspokoić. Potem jednak

uświadomiła sobie, że przedstawiła propozycję nie do odrzucenia i

Matt Caldwell prędzej czy później zmieni zdanie.

Zanim dojechała do domu, była już najzupełniej opanowana.

Nawet zdobyła się na to, by rozpatrzyć całą sprawę z punktu widzenia

Matta i postawić się na jego miejscu. Zrozumiała, że poczuł się

zagrożony, lecz jednocześnie nabrała przekonania, iż w końcu weźmie

pod uwagę dobro pacjentów.

Była przekonana, że poznała właściciela ośrodka dopiero z jednej,

i to niekoniecznie najlepszej, strony, a to za mało. Postanowiła

background image

uzbroić się w cierpliwość, co zresztą robiła przez całe życie. Uznała,

że i tym razem musi spokojnie czekać na rozwój wypadków.

Zasiadła przy biurku, pobieżnie rzuciła okiem na korespondencję i

włączyła automatyczną sekretarkę. Najpierw odezwała się siostra,

Molly. Potem była wiadomość, że następnego dnia, punktualnie o

dziewiątej, zacznie się kolejny program na żywo.

Po tym Noelle usłyszała słowa:

- Czy pani doktor Forrest? Tu mówi Matt Caldwell.

Noelle ogarnęło zdumienie. Miała zastrzeżony telefon i niewiele

osób znało jej prywatny numer.

- Chciałbym się z panią spotkać.

Coraz żywiej biło jej serce.

- Ja też pragnę spotkania z panem - powiedziała na głos. - I to z

kilku powodów.

- Podam mój telefon domowy, żeby mogła pani zadzwonić. Mam

nadzieję, że się pani odezwie. Do usłyszenia.

Na twarzy Noelle rozlał się szeroki uśmiech. Pan Caldwell prędko

zmienił zdanie! Gotowa była założyć się o najcenniejszy skarb, że

jednak postanowił skorzystać z jej pośrednictwa. Okazało się, że

wszechmocny pieniądz może wszystko.

Lecz Mattowi chodziło o dobrą sprawę. Noelle wiedziała, że

zapewne postąpiłaby tak samo w podobnej sytuacji. Mimo to przykro

jej było, że zainteresował się nią dopiero wtedy, gdy uświadomił sobie

finansową wartość znajomości. Wprawdzie nie szukała okazji do

background image

nawiązania romansu, lecz świadomość zupełnego braku aprobaty dla

jej kobiecości była niezwykle przykra.

Takie postępowanie wydało się jej nieco... obraźliwe.

W pierwszej chwili chciała zadzwonić natychmiast i nawet

wyciągnęła rękę po słuchawkę, ale przypomniała sobie wzgardliwe

spojrzenie Matta, jego gniew, przede wszystkim zaś insynuacje, które

sprawiły jej tak dużą przykrość. Dumnie uniosła głowę i postanowiła,

że każe panu Caldwellowi nieco poczekać.

Dowiedzie mu, że doktor Noelle Forrest nie jest pionkiem, który

można dowolnie ustawiać. Wobec tego włączyła komputer i zaczęła

przeglądać nazwiska najważniejszych potencjalnych sponsorów.

Znała ludzi, którzy chętnie wyasygnują większe sumy na wsparcie

czegoś takiego jak ośrodek dla niepełnosprawnych. Bez trudu mogła

zacząć układać listę.

Odsunęła od siebie niemiłą myśl, że Matt Caldwell nie interesuje

się nią jako kobietą. Wiedziała, że jakoś to przeboleje i poświęci się

odkrywaniu skamieniałości. Przyznała jednak w duchu, że

najciekawszym, chociaż bynajmniej nie prehistorycznym, okazem jest

właściciel ośrodka, wzbudzający jej nazbyt duże zainteresowanie.

- Jak mam zrobić idealny makijaż, kiedy ty się bez przerwy

krzywisz? - powiedziała Louise z wymówką.

- Przepraszam.

background image

- Jeśli będziesz miała taką minę podczas audycji, to wystraszysz

wszystkie dzieci. Nie widziałam cię w takim nastroju od czasu, gdy

zerwałaś z pewnym dżentelmenem.

- Wcale nie był dżentelmenem i dlatego z nim zerwałam. - Noelle

uśmiechnęła się rozbawiona. - Ale i tym razem pewien mężczyzna

popsuł mi humor.

- To bardzo dobra wiadomość. W twoim wieku...

- Trzydzieści jeden lat to jeszcze nie jest starość.

- Ale nie można czekać na męża całe życie.

- Jakbym słyszała moją matkę - mruknęła Noelle. - A jeśli chodzi

o obecnego mężczyznę, chcę tylko załatwić z nim pewną sprawę

służbową. Nie byłam na randce.

- Ale chętnie byś poszła, co?

- Byłoby to dość trudne, bo on interesuje się wyłącznie

kontaktami, jakie mam z bogatymi ludźmi. I niczym więcej.

Wsunęła rękę do kieszeni i dotknęła koperty. Spojrzawszy w

lustro, dostrzegła wzrok Louise i zrozumiała, że się zdradziła. Wydało

się, iż nieznany mężczyzna bardzo ją interesuje.

- Wiesz co, Louise? Gdybyś nie była tak dobra w swoim fachu,

znalazłabym sobie kogoś innego, kto by mi robił makijaż.

- I tak nie miałabyś żadnych szans. Przecież ta stacja to ja. Poza

tym jesteś zbyt miła, żeby mi zrobić taki numer.

- Powiedzmy. Szkoda, że w dzisiejszych czasach mężczyźni nie

lubią miłych kobiet. Zapytaj o to moje byłe sympatie.

background image

- Dobrze pani wie, jaka jest odpowiedź na to pytanie.

Matt wyciągnął rękę, lecz Noelle natychmiast schowała kopertę

do kieszeni.

- Nie jestem taka pewna, panie Caldwell. Musimy jeszcze raz

poważnie porozmawiać.

- Nie mogę czekać tu cały dzień. Muszę wracać do pacjentów -

niecierpliwie rzucił Matt.

- Wobec tego radzę panu zadzwonić do studia i umówić się na

spotkanie, gdy ja będę miała czas - odparowała Noelle.

- Doktor Forrest! Zaczynamy za dwadzieścia sekund!

Odchodząc, Noelle nie mogła się powstrzymać, by nie rzucić

przez ramię:

- Jak pan widzi, nie jest pan jedynym człowiekiem tak zajętym, że

nie może rozmawiać z przypadkowymi petentami. Wybaczy pan, ale

wzywają mnie obowiązki.

Matt sprawiał wrażenie, jakby chciał wybuchnąć.

- Witam was, dziewczynki i chłopcy. Rozpoczynamy drugą część

audycji „Przygoda z prehistorią". Przed przerwą omawialiśmy

geograficzne położenie stanu Kolorado. Nasz stan jest naprawdę

wyjątkowy. To właśnie u nas odkryto bardzo wiele dinozaurów.

Zawdzięczamy to temu, że właśnie tutaj rozciąga się pasmo Gór

Skalistych, które powstało w czasach prehistorycznych. Bywają

nowsze, stosunkowo młode pasma, lecz nasze jest bardzo stare.

Dawno, dawno temu dinozaury przemierzały nasz stan w okolicy

Pike's Peak i Red Rocks.

background image

Noelle spojrzała na gościa w ostatnim rzędzie i udając, że

poprawia blezer, położyła dłoń na wewnętrznej kieszonce. Gniew

widoczny na twarzy Matta świadczył o tym, że ona jednak trzyma go

w szachu.

Popatrzyła na swych młodych widzów i rzuciła żart. Dzieci

wybuchnęły śmiechem, a Noelle przez ułamek sekundy zastanawiała

się, czy warto rezygnować z pracy dającej tyle satysfakcji.

Postanowiła jednak myśleć rozsądnie. Dzieci miały swoje domy i

rodziców, ona zaś była dla nich jedynie rozrywką. Być może jej

program stanowił takie samo urozmaicenie jak film animowany lub

komiks. Wmawiała sobie, że w trakcie prac badawczych jej osoba

będzie znaczyć dużo więcej.

Uznała, że nie powinna tak uczuciowo traktować ewentualnych

przyszłych paleontologów. Dzieci wprawdzie darzyły ją wielką

sympatią, lecz nie była im potrzebna do szczęścia. I wcale nie było

wskazane, żeby ona sama zbyt mocno utożsamiała się z rolą lub

zanadto przywiązywała do dzieci z różnych szkół i klubów.

Zwróciła się do towarzyszącej dziewczynki i w jej oczach

dostrzegła uwielbienie. W tym momencie poczuła wyrzuty sumienia i

spojrzała na widownię. Jason znowu entuzjastycznie pomachał ręką.

Noelle ogarnęło jakieś dziwnie smutne uczucie, lecz nie chciała

mu się poddać. Nie chciała nawet się do niego przyznać. Postanowiła,

że nie ulegnie emocjom. Od trzech lat pozostawała w tyle za

mężczyznami, którzy awansowali, nie posiadając ani jej kwalifikacji,

ani wiedzy czy doświadczenia.

background image

Wiedziała, że jeśli teraz nie zatroszczy się o swą karierę, to już do

końca życia będzie zmuszona prowadzić program „Przygoda z

prehistorią". Wyprostowała się dumnie, spojrzała Mattowi prosto w

oczy i spokojnie poprowadziła wykład.

Również i budowa geologiczna naszego całego stanu ułatwia

odkrywanie skamieniałości. Sytuacja Kolorado jest tak korzystna

dzięki temu, że tutaj znajduje się formacja Morrisona. Jest to warstwa

skalna obfitująca w kości dinozaurów. Większość znalezionych

okazów pochodzi z tej warstwy. Złoża tworzące formację Morrisona

powstały w epoce jurajskiej. Kto wie, ile lat temu to było?

- Sto sześćdziesiąt milionów!

Głos Jasona wybijał się ponad wszystkimi innymi.

- Prawidłowo.

Matt wstał i skierował się do wyjścia. Noelle wpadła w panikę,

wystraszona, że przejrzał jej grę z kopertą. Przeraziła się, że i całe jej

wystąpienie też uznał za niepoważne.

- Teraz przejdziemy do mapy i pokażemy wam, gdzie ostatnio

znaleziono nowe okazy.

Dziewczynka wstała i podeszła do mapy.

- Ostatnio dokonano ważnych odkryć w Grand Junction - podjęła

wykład Noelle.

Po zakończeniu audycji rozległy się oklaski, a mała asystentka

uściskała panią Dinozellę. Noelle odetchnęła z ulgą i pragnęła jedynie

tego, by jak najszybciej odnaleźć Matta. Niestety, czekało ją jeszcze

rozdawanie autografów i rozmowy z rodzicami.

background image

W końcu jednak wszyscy wyszli. Pozostał tylko Jason, który z

wielkim entuzjazmem przedstawił panią Dinozellę swej przybranej

matce.

- Dzień dobry, pani Swanson. Miło mi panią poznać.

- Jason wiele o pani opowiadał - rzekła pani Swanson. - On panią

po prostu uwielbia. Nie do wiary, ile się od pani nauczył. Może mamy

w nim początkującego paleontologa?

Jason rozpromienił się i zasypał Noelle pytaniami. Zaspokojenie

jego ciekawości trwało dobre pół godziny. Zupełnie straciła nadzieję,

że Matt jest jeszcze na terenie studia. Poszła zmyć makijaż i się

przebrać.

- Ale sukces! - krzyknęła Louise. - Woody jest bardzo

zadowolony z tego, że otrzymujesz tyle zgłoszeń od widzów.

Noelle skrzywiła się. Popularność wcale nie ułatwiała życia.

- Oj, byłabym zapomniała! - dorzuciła Louise. - Dokąd się tak

spieszysz? Na dole jeszcze ktoś na ciebie czeka.

- Kto taki? - Noelle żywiej zabiło serce.

- Jakiś Matt Caldwell.

- Dziękuję za wiadomość. Do widzenia.

Wsiadła do windy i zmusiła się do zachowania spokoju.

- Czy pan na kogoś czeka, panie Caldwell?

- Wie pani aż nadto dobrze, że czekam... I dlaczego.

- Skąd miałam wiedzieć? Przecież wyszedł pan przed końcem

audycji - rzuciła Noelle i natychmiast chętnie ugryzłaby się w język.

background image

Matt gotów pomyśleć, że ją osobiście obraził. - Jason na pewno

chętnie by z panem porozmawiał - dodała.

- Już rozmawiałem z nim i z jego opiekunką. A teraz chętnie bym

porozmawiał z panią. W cztery oczy.

- Może mnie pan odprowadzić do garażu.

Noelle wiedziała, że nadszedł czas, aby przystąpić do omawiania

warunków współpracy. Matt najwidoczniej był tego samego zdania.

- Czy już moglibyśmy sfinalizować naszą transakcję? - zapytał

ponuro.

Noelle uśmiechnęła się.

- Co panią tak śmieszy, doktor Forrest?

- Sytuacja jest dość komiczna, chyba pan przyzna. Stoimy w

ciemnym garażu i tutaj chcemy ubić interes. Przypomina to bardzo

oklepaną scenę z kiepskich filmów, prawda?

- Czy zamiast tego wolałaby pani siedzieć przy elegancko

nakrytym stole i przy blasku świec słuchać muzyki?

W słowach Matta brzmiał niedwuznaczny sarkazm. Noelle

spoważniała, gdyż uświadomiła sobie, że istotnie tak właśnie

pragnęłaby spędzić wieczór w towarzystwie tego mężczyzny, który

pociągał ją jak nikt inny.

- Proponuję taki układ: pani da mi listę z nazwiskami, a ja

udostępnię pani cały teren na tydzień.

- Jeden tydzień? Pan sobie żartuje! - wybuchnęła Noelle. -

Przecież to tak, jakby mi pan zaproponował jedną sekundę! Co,

pańskim zdaniem, mogę zdziałać w ciągu kilku dni?

background image

- Tyle, ile się zwykle robi. Oznaczy pani teren. Rozkopie ziemię.

Porobi zdjęcia. Wszystko, co trzeba. - Matt skrzyżował ręce na

piersiach. Jeden tydzień. Postanowiłem zaproponować pani tylko tyle.

- Więc nie mamy o czym dyskutować. Według mnie pańska

propozycja jest... jest nie do przyjęcia. Wybaczy pan, ale

niepotrzebnie tracę przez pana czas.

Wsiadła do samochodu, ale nie zdążyła zamknąć drzwi, gdy

usłyszała:

- Jeśli pani naprawdę chce szukać skamieniałości u mnie, radzę

się dobrze zastanowić.

- Nawet nie warto niczego zaczynać. Nie mogę prowadzić

żadnych poszukiwań. Jeden tydzień! - Włożyła kluczyk do stacyjki. -

Proszę się odsunąć.

Matt wyszarpnął kluczyk. Noelle siedziała bez ruchu.

- Niech pan tę swoją taktykę silnej ręki zostawi dla koni -

wycedziła zimno. - Mnie to nie imponuje.

- Jeden tydzień - powtórzył Matt.

- Przykro mi, ale nic z tego. Proszę mi oddać kluczyki.

- Jeden tydzień. Pozwolę pani przebywać na terenie ośrodka od

rana do wieczora.

Noelle spojrzała mu prosto w oczy.

- Słucham dalej.

- Zostawię pani całkowitą swobodę w ciągu dnia.

- A po odejściu pacjentów?

- Zupełna swoboda również po lekcjach.

background image

- Nie.

- Nie?

- Jeden tydzień to za mało. Potrzebne mi przynajmniej dwa.

- Półtora. - Zmarszczył brwi.

- Albo dwa, albo do widzenia.

Na twarzy Matta pojawił się niebezpieczny uśmiech, który nie

wróżył niczego dobrego.

- Dwa tygodnie, ale zajmie się pani wszystkimi sponsorami,

napisze niezbędne listy i załatwi wszystkie telefony.

- Ależ to diabelnie dużo pracy! Czy pan mi pomoże?

Matt uśmiechnął się jeszcze bardziej podstępnie. Przypominał

legendarnego wilkołaka, szczerzącego zęby do ofiary.

- Skądże! Ja będę sobie siedział z założonymi rękami i czekał na

strumień pieniędzy, który chyba zaraz popłynie.

Noelle zaklęła w duchu, lecz nie dawała za wygraną.

- Dwa tygodnie, ale muszę mieć asystenta.

- Żeby pomagał upchnąć pracę papierkową?

- Nie. Żeby mi pomagał w terenie.

- Wykluczone.

- Wykluczone?

- Tak. Absolutnie. Zabrnęliśmy w ślepą uliczkę. Szkoda sobie

strzępić język.

- Chciałabym jednak wiedzieć, dlaczego nie mogę mieć

pomocnika. Przecież to bardzo rozsądna prośba.

background image

- Dlaczego nie chcę się zgodzić? Bo i tak jedna osoba, która

będzie się kręcić i przeszkadzać koniom oraz pacjentom, jest

dostatecznie wielkim złem.

Noelle prychnęła oburzona.

- Chyba nie liczy pan na to, że bez pomocy załatwię wszystko ze

sponsorami i w dodatku znajdę odpowiednie miejsce, gdzie

ewentualnie mogą się znajdować skamieniałości.

- Jakoś musi pani sobie radzić - padła irytująca odpowiedź. - Bo ja

nie zmienię zdania w tej materii. I jeszcze jedno. Dzięki pani audycji

odkrycie Jasona nie stanowi żadnej tajemnicy, ale na szczęście nikt

jeszcze nie skojarzył go z moim ośrodkiem.

Chcę, żeby tak było nadal. Nie życzę sobie, żeby zleciały się do

mnie chmary paleontologów i dziennikarzy. Jeśli pani cokolwiek

znajdzie - podkreślam słowo „jeśli" - nie wolno pani nikomu pisnąć

ani słówka bez mojego zezwolenia. Jeżeli jednak będzie jakiś

przeciek...

- Pan będzie wiedział, że to moja sprawka - dopowiedziała.

- Widzę, że się rozumiemy.

- Niezupełnie. Jeżeli nie wolno mi zawiadomić prasy, będę

zmuszona zatrzymać to, co znajdę. Właśnie, zatrzymać - powtórzyła z

naciskiem, jakby odpowiadając na pytanie, które wyczytała w twarzy

Matta. - A zatem rozumiem, że mogę zabierać wszelkie okazy z

pańskiej posiadłości bez dodatkowego zezwolenia, tak? I staną się one

moją prywatną własnością?

- Pani własnością? Nie muzeum?

background image

- Dobrze mnie pan zrozumiał. Powiedział pan, że chce wszystko

załatwiać tylko ze mną. Wtedy ja odpowiadam za siebie i biorę za

wszystko odpowiedzialność. Natomiast w innym wypadku nie ręczę

za to, że pracownicy muzeum zachowają milczenie. Zapewniam pana,

że jeśli ja zostanę właścicielką tego, co znajdę, nie będzie problemu z

dochowaniem tajemnicy.

Dostrzegła zdumienie w oczach Matta. Był to wyraz twarzy

człowieka, który nagle zrozumiał, że nie ma do czynienia ze

ślicznotką o ptasim móżdżku.

- Wyjaśnijmy ten aspekt do końca - rzekła.

- Znalezione u mnie skamieliny będą pani własnością i może je

pani sprzedać albo porąbać na kawałki.

- Albo nakłonić inną placówkę, cieszącą się uznaniem na całym

świecie, żeby mnie przyjęła do pracy.

- Na przykład Muzeum Przyrodnicze w Denver?

- Teraz rzeczywiście się rozumiemy - oświadczyła Noelle.

- Czyli, jak to się mówi, ma to być oferta kompleksowa?

- Otóż to. Chcę otrzymać od pana pisemną gwarancję, że

przysługuje mi prawo własności do skamielin. To cena, jaką pan

zapłaci za to, że zajmę się sponsorami oraz zachowam milczenie przez

dwa tygodnie poszukiwań.

- Nie zgadzam się. Żądam zachowania tajemnicy do chwili, gdy ja

panią zwolnię z danego mi słowa.

- Czyli jak długo?

background image

- Możliwe, że aż do przyszłego lata. Nic mnie nie obchodzi, czy

znajdzie pani całe fury skamielin i urządzi największą na świecie

aukcję prehistorycznych kości. Ale nie chcę, żeby ktokolwiek

wiedział, skąd one pochodzą. Nie chcę, żeby wokół moich pacjentów

zrobił się cyrk. Muszę mieć czas, żeby ocenić całą sytuację.

- Hmmm. Dostaję skamieniałości, ale bez pańskiego zezwolenia

nie mogę zdradzić, gdzie je odkryłam. - Teraz Noelle skrzyżowała

ręce na piersiach. - Może jakoś to przeżyję, jeśli pan się zgodzi na

jeszcze jeden warunek.

- Doktor Forrest, niech pani nie igra ze szczęściem.

- Panie Caldwell, szczęście nie ma tu nic do rzeczy. Musi mnie

pan wysłuchać do końca. Mam jeszcze jeden warunek.

- Jaki? - Głos Matta był twardy jak prehistoryczny granit.

- Jason Reilly zostanie dopuszczony do naszej tajemnicy.

Widać było wyraźnie, że Matt czegoś takiego zupełnie się nie

spodziewał.

- Jason Reilly? - powtórzył.

- Owszem. On i tak już wie, skąd jego okaz pochodzi.

- Naprawdę chce pani, żeby Jason pomagał? - spytał Matt z

niedowierzaniem.

- To wyjątkowe dziecko. Jest niebywale bystry i pełen

entuzjazmu. Byłby pociechą dla każdego paleontologa, a dla mnie

będzie wymarzonym asystentem. Chcę, żeby ze mną pracował.

Na twarzy Matta pojawił się jakiś nieodgadniony wyraz.

background image

- A co pani zrobi, jeśli powiem, że nasza umowa odpowiada mi w

obecnej formie, bez Jasona?

- Ale... ja mu już obiecałam, że będzie ze mną współpracował.

Przecież to on znalazł pierwszą kość.

- Dzieci mówią stanowczo za dużo. Nie potrafią dochować

tajemnicy. Nie chcę, żeby Jason wygadał się przed kolegami, jeżeli

pani znajdzie następne skamieniałości.

- Na pewno się nie wygada, jeśli mu wyjaśnię, o co chodzi.

Jestem pewna, że wszystko doskonale zrozumie.

- Przykro mi, ale powiedziałem już, że bez pomocników.

- Ale ja mu już obiecałam!

Matt wzruszył ramionami.

- Jason jest tylko dzieckiem i jakoś to przeżyje. No więc jak?

Zawieramy umowę, czy nie zawieramy?

- Nie - rzekła cicho.

- Szkoda. - Matt rzucił kluczyki. - To koniec naszych pertraktacji.

Noelle ogarnęło przygnębienie.

- Gdyby pan zmienił zdanie, wie pan, gdzie mnie szukać. Ale

muszę panu powiedzieć, że w stosunku do Jasona zachowuje się pan

podle. Dobrze, że nie ma pan własnych dzieci, bo nie zasługuje, żeby

mieć choć jedno.

- Chwileczkę.

- Mam już dość. Odjeżdżam - rzekła Noelle i usiłowała zamknąć

drzwi, ale Matt mocno trzymał z drugiej strony.

- Zmieniłem zdanie.

background image

- Że co?

- Zmieniłem zdanie, bo się okazało, że dobro dzieci jednak jest

dla pani ważne.

Noelle na moment zaniemówiła, po czym wybuchnęła:

- Czyli, że pan z premedytacją chciał mnie doprowadzić do tego,

żebym złamała dane słowo!

- Zgadza się - przyznał Matt. - Niech to pani potraktuje jako

sprawdzian charakteru. Pani Dinozella dostała stopień celujący.

Okazuje się, że pani sympatia dla dzieci nie jest udawana.

Miała ogromną ochotę wymierzyć Mattowi siarczysty policzek.

Opanowała się najwyższym wysiłkiem woli.

- Czy ten sprawdzian sprawił panu dużą przyjemność?

- Wcale nie. Ale Jason jest moim ulubieńcem. A ze względu na

wszystkie dzieci musiałem sprawdzić, czy jest pani taką bezwzględną

karierowiczką, za jaką chce uchodzić.

- Jestem najbezwzględniejszą karierowiczką pod słońcem. Ale to

nie znaczy, że zapominam, co obiecuję moim przyjaciołom, choćby i

najmłodszym.

- Przekonałem się o tym.

- Niech się pan wypcha. I co, powie pan o tym całemu światu?

- Nie. Chciałem się przekonać dla samego siebie.

W oczach Matta pojawił się niechętny, jakby wymuszony podziw,

a Noelle uznała, że nareszcie została potraktowana poważnie.

Przyznała w duchu, że i ona nie doceniła przeciwnika.

background image

- Łudzi się pan, że odkrycie Jasona było czystym przypadkiem i

nie chce, żebym ja cokolwiek znalazła, tak?

- Powiedzmy, że to raczej moim pacjentom nie jest potrzebne

żadne wielkie odkrycie.

- Ale i tak pozwoli mi pan spróbować?

Skinął głową potakująco.

- Dwa tygodnie i warunki takie, jak ustaliliśmy.

- Cztery tygodnie.

Matt przeszył ją wzrokiem.

- Cztery - powtórzyła Noelle. - I niech pan te dodatkowe dwa

potraktuje jako przeprosiny za nieuczciwe praktyki w czasie

negocjacji.

- Nie poddaje się pani tak łatwo.

- A pan stosuje niecne chwyty, panie obszarniku.

Przekrzywił głowę i wbił wzrok w Noelle.

- Trzy tygodnie - oznajmił po dłuższej chwili. - Trzy tygodnie to

moje ostatnie słowo. Wóz albo przewóz? - Wyciągnął rękę. - Doktor

Forrest, pytam panią po raz ostatni - ubijamy interes czy nie?

- Ubijamy - powiedziała Noelle i podała mu rękę.

ROZDZIAŁ CZWARTY

Jason towarzyszył Noelle zajętej pakowaniem walizki.

- Czy naprawdę będzie pani mieszkać u pana Matta przez całe

trzy tygodnie?

- Owszem, całe trzy tygodnie.

background image

- Tak bym chciał tam pojechać - wzdychał Jason. - Moglibyśmy

razem szukać skamielin, dzień w dzień.

- Ja też bym tego chciała. - Noelle pogłaskała chłopca po głowie. -

Ale pamiętaj, co ci powiedziałam. Jesteś moim asystentem i jeśli pani

Swanson wyrazi zgodę, będziesz mógł zostawać po lekcjach i wtedy

mi pomożesz. A wieczorem zawsze odwiozę cię do domu.

- Następną lekcję mam dopiero w przyszłym tygodniu. Nie chcę

tak długo czekać - skarżył się chłopiec. - A doskonale wiem, że pani

Swanson nie zawiezie mnie do ośrodka wcześniej.

- Nie martw się. Będę co wieczór dzwonić - obiecała Noelle. - I

jeżeli coś znajdę, choćby nawet tylko maleńki kawałek kości, zaraz ci

o tym powiem.

- Ale ja nie rozumiem, dlaczego nie mogę pojechać do pana Matta

na te trzy tygodnie - upierał się Jason. - Są wakacje, a pani Swanson

jest zajęta. Pobyt u niej nie jest atrakcją.

Noelle nie spodobało się to, że chłopiec powiedział „u niej"

zamiast „w domu". Zapytała więc łagodnie:

- Jest ci tam niezbyt dobrze?

Jason wzruszył ramionami.

- Właściwie nie jest tak źle. Państwo Swansonowie są mili.

- Może dzieci nie chcą się z tobą bawić?

- To maluchy. Bawią się tylko lalkami i misiami. - Jason

pogardliwie zmarszczył nos. - A kiedy pani Swanson jedzie do

szpitala, ja muszę pilnować dziewczynek.

- Ty je sam pilnujesz?

background image

- Mam już jedenaście lat - rzekł urażony. - Ale to pilnowanie jest

takie nudne. Oni mogliby poszukać kogoś innego. Czy naprawdę nie

mógłbym pojechać z panią? - dodał błagalnym tonem. - Pani

Dinozello, bardzo panią proszę.

Noelle przerwała pakowanie i mocno przytuliła Jasona.

- Gdyby decyzja zależała ode mnie, zabrałabym cię natychmiast.

Na całe trzy tygodnie.

Chłopiec podniósł głowę. Nadzieja rozświetliła mu twarz.

- Naprawdę?

- Mówię szczerą prawdę. Wiem, że byłbyś wspaniałym

asystentem. - Noelle wypuściła go z objęć. - Ale decyzja nie zależy

ode mnie, kochanie. Nie mogę cię zabrać, ale jest mi naprawdę

przykro.

Spodziewała się łez lub drżącego podbródka, a tymczasem Jason

roześmiał się od ucha do ucha.

- Jeśli pani nie ma nic przeciwko temu, to może opiekunka się

zgodzi. A panu Mattowi chyba nie będę przeszkadzać. - Z podniecenia

roziskrzyły mu się oczy. - Sam ich poproszę.

- Poprosisz ich o pozwolenie?

Jason energicznie skinął głową.

- Pani mówi, że będę wspaniałym asystentem. Pani mówi, że

chce, żebym z nią pojechał.

- Oczywiście, że chcę, ale... nie spodziewaj się za wiele - wtrąciła

zaniepokojona. Nie chciała być przyczyną rozczarowania chłopca. -

background image

Nie wiem, czy ten projekt spodoba się twoim opiekunom. Albo panu

Mattowi. Pamiętasz, co mówiliśmy? Cała sprawa ma być tajemnicą.

- Wiem. Ale i tak ich zapytam.

- Będę trzymała kciuki. Ale nie martw się, jeśli nic z tego nie

wyjdzie. Pamiętaj o naszej umowie. Będziemy się spotykać po

lekcjach i będę do ciebie dzwonić. A gdy przyjadę do miasta,

postaram się wpaść do ciebie.

Jason zrobił wielkie oczy i spytał z niedowierzaniem:

- Pani by przerwała szukanie skamieniałości tylko po to, żeby

mnie odwiedzić?

- Głuptasie, przecież najpierw trzeba znaleźć odpowiedni teren, na

którym warto dokładnie szukać. A tutaj będę musiała przyjechać

choćby po to, żeby nagrać kolejne audycje.

Następnego dnia, gdy Noelle weszła do biura Matta, powitały ją

okrzyki podnieconych dzieci.

- Jason, a ty co tu robisz? - spytała zdziwiona. - Mówiłeś, że w

tym tygodniu miałeś już lekcję.

W odpowiedzi usłyszała, że chłopiec uprosił swych opiekunów,

aby przyjechali ze wszystkimi dziećmi z klubu.

- Długo nie chciałem uwierzyć, że ten znaleziony przez niego

okaz jest autentyczny - odezwał się pan Swanson. - Myślałem, że

dziecko ponosi fantazja.

- Nigdy nie wątpiłam - dodała jego żona - że Jason jest bardzo

zdolny. A pani programy ogląda zawsze.

background image

- Kiedy znajdzie pani resztę szkieletu mojego dinozaura? - spytał

Jason, przekrzykując wszystkich. - Czy mogę przyjechać do studia?

Czy jeszcze wystąpię w pani programie?

Noelle rozejrzała się niespokojnie. Nie chciała wywoływać

takiego zamieszania jak za pierwszym razem.

Niebawem zjawił się Matt Caldwell i wystarczyło kilka jego słów,

by zapanował porządek.

- Znowu powtórzyło się to samo - ponuro stwierdziła Noelle. -

Przepraszam. Próbowałam dzieci uspokoić.

- Jest pani znaną osobistością, a ludzie, widząc sławę, zawsze

zaczynają szaleć.

- Po pierwsze - odezwała się chłodnym tonem - istnieje duża

różnica między szaleństwem a podnieceniem. Po drugie, jestem

paleontologiem i audycje, które prowadzę, nie robią ze mnie rewiowej

gwiazdy. Naprawdę niewiele osób wie, kim jestem.

- Jest pani zbyt skromna. O ile wiem, pani program jest nadawany

w całym kraju.

- Doktor Forrest jest bardzo sławna, proszę pana - wtrącił Jason. -

Wszyscy o tym wiedzą.

- Jeśli o moją sławę chodzi, to mam poważne wątpliwości, ale ty,

Jasonie, na pewno znajdziesz się w naukowych publikacjach -

zapewniła Noelle.

Chłopiec dumnie wypiął pierś.

- Wszyscy jesteśmy z ciebie dumni - dodał Matt. - Ale teraz

muszę pokazać pani doktor pokój, w którym będzie mieszkać.

background image

- A nie można później? - spytał Jason błagalnym tonem. -

Najpierw pokażmy łożysko potoku.

- Wydaje mi się... - Matt urwał i popatrzył na zebrane dzieci. -

Zaraz, zaraz. Przecież to nie moja zwykła sobotnia grupa. Ilu z was

nie ma dziś żadnych zajęć według planu? Skąd jesteście, chłopcy?

- Z mojego klubu. Przyjechali do pani doktor Forrest.

Matt rzucił Noelle wściekłe spojrzenie.

- Panie Swanson, czy mógłby pan przez chwilę popilnować

dzieci? A panie proszę do mego biura.

Noelle przygryzła wargę. Wiedziała, na co się zanosi.

- Doktor Forrest, przecież ustaliliśmy, że to wszystko będzie

cicho-sza.

- Oczywiście. I ja to Jasonowi dokładnie wytłumaczyłam.

- Więc jakim cudem zjawił się tu cały klub? Powiedziałem, że nie

chcę żadnego szumu wokół tej sprawy.

- Pozwoli pan, że się wtrącę - odezwała się pani Swanson i

położyła dłoń na ramieniu Matta. - Obawiam się, że to wszystko moja

wina. To ja zgodziłam się, żeby Jason zabrał pięciu najbliższych

kolegów i my z mężem przywieźliśmy chłopców. Oni i tak byli

obecni, gdy pani Forrest potwierdziła, że nasz podopieczny znalazł

prawdziwą kość dinozaura.

- Czy on wyjaśnił pani, dlaczego chcemy zachować całą rzecz w

tajemnicy? - spytała Noelle.

- Tak. I nikomu więcej o tym nie mówił. Ale chłopcy przecież już

wcześniej wiedzieli.

background image

Matt gniewnie prychnął.

- Cholera, zupełnie o tym zapomniałem. Czy ktoś im powiedział,

żeby nie rozpowiadali na prawo i lewo? Pani doktor?

Noelle przecząco pokręciła głową.

- Pani?

- Ja też nie - przyznała się zdenerwowana pani Swanson.

- A Jason?

- Nie wiem. Ale jeśli chłopcy nikomu nie powiedzieli, to nic złego

jeszcze się nie stało. Zaraz z nimi porozmawiam.

- Bardzo panią o to proszę - rzekł Matt sucho. - Jeśli chłopcy

zdążyli powiedzieć coś rodzicom, kolegom albo moim pacjentom, to

tajemnicy praktycznie już nie ma.

- Tak mi przykro. - Pani Swanson zaczerwieniła się. - W takiej

sytuacji może lepiej zabrać chłopców od razu do domu?

- Nie, skoro tu przyjechali, niech już zostaną - zadecydował Matt.

- Tylko proszę teraz dobrze ich pilnować.

Opiekunka Jasona wyszła z pochyloną głową.

- Niepotrzebnie był pan dla niej taki przykry - odezwała się

Noelle, gdy już byli sami. - Zranił pan jej uczucia.

- W grę wchodzi dobro moich pacjentów, więc nie liczą się żądne

zranione uczucia.

- Ale to przecież nie jej wina - upierała się Noelle.

- A niech to wszyscy diabli! Oczywiście, że nie. Bo to głównie

pani wina.

- Moja?

background image

- Jasne, że tak! Nie spędziła tu pani nawet marnych pięciu minut,

a już są kłopoty.

- To niesprawiedliwość! Prosił pan, żebym dochowała tajemnicy i

ja nie pisnęłam ani słowa. Ja tym chłopcom o niczym nie mówiłam.

- Ale i tak na to samo wychodzi, bo pani nie uprzedziła pani

Swanson. Może to było celowe przemilczenie?

- Nic podobnego! - Noelle zarumieniła się. - Ma pan bardzo

podejrzliwe usposobienie.

- Chyba nie zaprzeczy pani, że stawka jest bardzo duża? A może

należy pani do tych, którzy bez skrupułów łamią zasady?

- Nie, ale przepraszam. Byłam przejęta i nie pomyślałam.

- To żadne tłumaczenie. Jakby pani wiedziała trochę więcej o

dzieciach, toby pomyślała, żeby porozmawiać ze Swansonami.

- Zapewniam pana, że o dzieciach wiem dostatecznie dużo -

gorąco zapewniła Noelle. - Dziecko nie musi być rozpieszczane, Jason

jest dojrzały, odpowiedzialny i rozsądny. Wierzę w jego intuicję i nie

będę go traktować, jakby był małym dzieckiem.

- Jak pani chce. A teraz albo zrobi pani wszystko, żeby nie było

najazdu dziennikarzy, albo może pani wracać, skąd przyjechała. -

Matt ruszył w stronę drzwi. - Czy wyraziłem się dość jasno?

- Nie można jaśniej - odparła Noelle urażonym tonem.

- Dobrze. Wobec tego idziemy.

- Dzisiejsza grupa już poszła do stajni - poinformował pan

Swanson.

background image

- Jason powiedział kolegom, że mają zachować tajemnicę. To

chyba pana ucieszy, panie Caldwell - dodała pani Swanson z ulgą w

głosie. - Na szczęście chłopcy nie zdążyli nikomu nic powiedzieć.

Noelle rzuciła Mattowi triumfujące spojrzenie.

- Pani Dinozello, czy moglibyśmy od razu wyruszyć? - spytał

Jason. - Proszę pana, czy mój koń jest wolny i mogę go wziąć? Chcę

pokazać, gdzie znalazłem tamtą kość.

- Dziś konia dostaniesz - powiedział Matt. - Ale w przyszłości,

mój drogi, zawsze najpierw ze mną uzgodnij, jeśli będziesz miał

zamiar przywieźć gości.

- Dobrze, proszę pana. Przepraszam. - I natychmiast zwrócił się

do Noelle: - Czy jest pani gotowa?

- Prawie. Muszę tylko iść po plecak i narzędzia.

- Dobrze. A my pójdziemy do stajni - zarządził Matt.

Noelle dołączyła do grupy kilka minut później.

- Przepraszam panią za nieporozumienie. Nie chciałam być

przyczyną pani przykrości - zwróciła się do pani Swanson.

- Nie ma o czym mówić, naprawdę. Rzeczywiście powinnam była

najpierw zadzwonić.

Kiedy doszli do stajni. Matt powiedział:

- Muszę osiodłać konia dla Jasona. Ci, którzy chcą nam

towarzyszyć, będą musieli iść pieszo.

- Proszę do nas! - zawołał Jason, widząc, że Noelle zostaje z jego

kolegami. - Pan Matt na pewno chce, żeby pani szła z nami.

background image

Noelle miała co do tego wątpliwości, lecz jednak podeszła do

stajni. Matt przyniósł specjalna, uprząż dla kucyka, a następnie

osiodłał swego konia.

- A pani nie pojedzie? - spytał zaciekawiony chłopiec.

- Nie umiem jeździć konno. Dlatego pójdę z dziećmi.

- Mogłaby pani jechać razem ze mną - zaproponował Matt

ironicznie.

- O, nie, dziękuję.

- Nie lubi pani koni? - zapytał Jason.

- Uważam, że są pięknymi zwierzętami, ale, idąc pieszo, mam

większe szanse coś znaleźć.

- To kawał drogi - uprzedził Matt.

- Nie może być aż tak daleko, jeśli zgodził się pan, żeby cała

grupa tam poszła - zauważyła Noelle. - Proszę się o mnie nie martwić.

Nie zostanę daleko w tyle.

Matt wzruszył ramionami i zwrócił się do Jasona:

- Jesteś gotów, synu?

Posadził chłopca na koniu, niedużym i potulnym kucyku. Jason

zapiął na udach specjalnie przystosowane zabezpieczenie.

- Dobrze sobie radzisz. My dwaj pokażemy drogę.

Noelle dołączyła do grupy i wszyscy ruszyli. Pięciu

zachwyconych chłopców nie wiedziało, czy zasypywać pytaniami

sławną panią Dinozellę, czy podziwiać kolegę siedzącego na koniu.

Sytuacja natychmiast uległa zmianie, gdy Matt zaproponował, że

kolejno podwiezie wszystkich chłopców.

background image

Noelle zauważyła, że wszyscy chłopcy czują się doskonale w jego

towarzystwie. Zdumiewało ją to, że człowiek, który nawiązuje

doskonały kontakt z dziećmi, jest tak szorstki w stosunku do niej.

Jeszcze bardziej zaskakująca była świadomość, że ogromnie jej to

przeszkadza, a nawet boli.

Teraz wreszcie mogła swobodnie porozmawiać z panią Swanson.

Po kilku zdawkowo grzecznych uwagach zapytała, kiedy Jason znów

będzie mógł wystąpić w „Przygodzie z prehistorią".

- Kiedy pani sobie życzy. On tak szaleje na punkcie pani i całego

programu, że chyba im prędzej, tym lepiej. Bo w przeciwnym razie

gotów nam wariować.

- Przykro mi, jeśli jego mania posunęła się za daleko. Z chwilą

gdy zaczęto wyświetlać ten film, wszystkie dzieci oszalały na punkcie

dinozaurów. Jason nie jest wyjątkiem.

- Mówi pani o „Parku Jurajskim"?

- Tak. To zaskakujący film, ale z naukowego punktu widzenia nie

jest zbyt dobry - rzekła Noelle sucho.

- Ależ ten film nie ma nic wspólnego z entuzjastycznym

zainteresowaniem Jasona. To wyłącznie pani zasługa.

- Moja? - spytała zdumiona Noelle.

- Tak. Pozwoli pani, że opowiem od początku. Jason dopiero od

niedawna chodzi o kulach... Nawet będąc jeszcze zupełnie małym

dzieckiem, stale miał jakieś przygody, a dwa lata temu spadł z drzewa.

Bardzo poważne złamanie kręgosłupa wymagało leczenia szpitalnego.

Matka wyrzekła się dziecka, gdy usłyszała, że kalectwo będzie trwałe.

background image

Jason do końca życia będzie chodził o kulach i nosił aparat

stabilizujący.

- Niemożliwe!

- Boję się, że to prawda. Początkowo bardzo się niepokoiliśmy o

stan jego zdrowia psychicznego. Postępowanie matki okazało się

większą tragedią niż sam wypadek. Chłopiec był mocno okaleczony

fizycznie i psychicznie. Do nikogo się nie odzywał.

Wcale nie słuchał terapeuty, a nawet nie chciał nic jeść.

Myśleliśmy już, że nigdy nie wyjdzie ze szpitala. Leżał odcięty od

reszty świata i całymi godzinami gapił się w telewizor. I właśnie

wtedy któregoś dnia obejrzał pani program.

Pani Swanson westchnęła.

- Modliliśmy się o jakiś cud i tym cudem, doktor Forrest, okazała

się „Przygoda z prehistorią". Jason zaczął regularnie oglądać pani

programy już w szpitalu. To była pierwsza rzecz, którą się

zainteresował. Oznajmił, że chce wyzdrowieć, żeby móc szukać

skamieniałości.

- Zdumiewające!

Noelle poczuła ucisk w gardle. Ogarnął ją podziw dla tego

dziecka, ale jednocześnie i niemała satysfakcja, że jej program wniósł

tyle dobrego w życie jednego człowieka.

- Jason przysiągł sobie, że pewnego dnia wystąpi w programie i

osobiście wręczy pani kość dinozaura.

- I dopiął swego! Co za wyjątkowy zbieg okoliczności.

background image

- Zapewniam panią, że to nie zbieg okoliczności. Jason

postanowił nauczyć się o skamieniałościach wszystkiego, co było w

ramach jego możliwości. Poprosił o wózek inwalidzki, bo chciał

jeździć do bibliotek i czytać książki o dinozaurach.

Zaczął jeść, wykonywać zalecane ćwiczenia i uczyć się chodzić o

kulach. To było zupełnie niewiarygodne. Tak jakbyśmy nagle wzięli

całkiem inne dziecko. Poprosił o komplet nagrań całego programu i

bez przerwy wracał do pani audycji. Nawet porobił sobie notatki.

Teraz pan Swanson włączył się do rozmowy.

- Potem nie mógł się doczekać, kiedy pójdzie do szkoły, żeby

dalej się uczyć. Chciał też opanować jazdę konno, żeby

poszukiwaniami objąć większy teren.

- I dopiął swego - z dumą powiedziała pani Swanson. - Opuścił

szpital rok temu i potem ciągle szukał kości dinozaurów. I namówił

chłopców, żeby pojechali do studia.

- Wiem, że nie jesteśmy tu wszyscy potrzebni - spokojnie

zauważył pan Swanson - i nie chcieliśmy wyprowadzać pana

Caldwella z równowagi. Ale pani chyba nas rozumie.

- Doktor Forrest, pani stanowiła jego natchnienie. Bez pani i pana

Caldwella nie wiadomo, jak by się potoczyły losy tego dziecka -

dodała pani Swanson.

Zapadło milczenie. Wzruszona Noelle obserwowała Jasona

rozmawiającego z ożywieniem z kolegami.

- Dziękuję, że mi państwo o tym powiedzieli - odezwała się po

chwili. - Cieszę się, że mogłam pomóc.

background image

- A my tak się cieszymy ze względu na niego. Radzi już sobie

doskonale, więc chyba nadaje się do adopcji.

- Do adopcji? - Dziwny ból przeszył serce Noelle. - To państwo

nie jesteście... - Zawiesiła głos i nie dokończyła.

- Nie, nie jesteśmy - odparł pan Swanson. - Od lat opiekujemy się

różnymi dziećmi, a oprócz tego mamy dwie córki i syna na uczelni.

Dodam, że tę całą trójkę też adoptowaliśmy, bo najpierw byliśmy

tylko rodziną zastępczą.

- Niestety, nie możemy sobie pozwolić na to, żeby adoptować

wszystkie dzieci, którymi się opiekujemy. Przez jakiś czas zajmujemy

się nimi i darzymy głębokim uczuciem, ale jednak przygotowujemy je

do przekazania innym na stałe. Wiem, że to wydaje się

postępowaniem bez serca...

- Wcale nie - zapewniła Noelle. - Bardzo dobrze, że Jason spotkał

takich ludzi jak państwo.

- I ludzi takich jak pani. Oraz pan Caldwell.

Po chwili państwo Swansonowie pożegnali się i odeszli. Noelle

stała przygwożdżona do miejsca. Wpatrywała się w roześmianą twarz

Jasona i zastanawiała się, kim będą jego kolejni rodzice. Wiedziała, że

większość ludzi pragnie adoptować zdrowe niemowlęta, nie zaś

starsze kalekie dzieci. Biedny Jason. Widać było, że teraz jest pod

dobrą opieką.

Noelle zrobiło się przykro, że sama żyje w tak niepewnej sytuacji.

Trudno jednak było udawać, nawet przed samą sobą, że osoba

samotna ma jakiekolwiek szanse.

background image

Jako kandydatka na przybraną matkę odpadłaby zapewne już po

pierwszej rozmowie z kuratorem. Jej zawodowa przyszłość

przedstawiała się niepewnie, mówiąc najoględniej, a chłopiec taki jak

Jason, w dodatku mający ojca w więzieniu, potrzebował silnego

męskiego wzorca.

Wszystkie te myśli były bardzo przykre. Noelle życzyła chłopcu,

żeby kiedyś znalazł rodzinę, jaką każde dziecko mieć powinno.

Rozmyślając o tym wszystkim, stała tak długo, że aż Matt zatrzymał

konia i krzyknął:

- Doktor Forrest, czy dobrze się pani czuje?

- Tak, dziękuję. Chciałam tylko trochę odsapnąć.

Ruszyła szybkim krokiem, żeby dogonić całą grupę. Doszedłszy

na miejsce, natychmiast zaczęła działać. Chłopcy z wielką ochotą

rzucili się do pomocy. Wyjęła z plecaka i rozdała trzy saperki. Nie

starczyło dla wszystkich, więc część dzieci musiała pracować gołymi

rękoma.

- Jasonie, czy jesteś pewien, że właśnie tutaj znalazłeś tę kość?

- Jestem pewien na sto procent. Widzi pani to uschnięte drzewo?

Zapamiętałem je sobie jako znak szczególny. Wedle pani instrukcji.

- A my co mamy robić? - odezwał się Matt.

- Oczywiście wszyscy zabieramy się do kopania. Jeśli mamy coś

znaleźć, to najlepiej szukać w pobliżu poprzedniego odkrycia. Zdarza

się, że kolejne fragmenty kości są zupełnie blisko.

Jasonowi zrzedła mina, gdy usłyszał słowa Matta:

background image

- Nie życzę sobie dołów i dziur na trasie dla koni. Jeśli któryś się

potknie, będzie kłopot.

- Możemy iść trochę w bok.

- Czego Jason ma szukać?

- Zdarza się, chociaż niezwykle rzadko, że można się natknąć na

kości wystające z ziemi. Najczęściej jednak tkwią, całkowicie lub

częściowo, w skale. Staram się nie przeoczyć niczego, co jakoś

odróżnia się od podłoża, które przeszukuję.

- Więc jeśli chłopcy zobaczą coś osobliwego, mają natychmiast

panią zawołać?

- Tak. Naszą uwagę powinien przyciągnąć każdy większy

odłamek skały i wszystko, co ma inną barwę. No a przede wszystkim

każda rzecz przypominająca kość.

- Czy nie byłoby łatwiej kopać łopatą?

- Czasami tak. Ale nie można postępować jak przy kopaniu

rowów. Taką lekką glebę lepiej odsuwać ostrożnie. Jeśli znajdziemy

kość, która nie jest mocno osadzona w skale albo nie jest częściowo

zmineralizowana...

- A cóż to oznacza?

- To, że ubytki kostne wypełniły się minerałami. Jasonie, nie

pokazałeś panu Caldwellowi tego, co znalazłeś?

- Nie.

- Dlaczego?

- Bo najpierw chciałem pokazać pani - odparł chłopiec i spokojnie

kopał dalej.

background image

- Ale pominąłeś właściciela, czyli najważniejszą osobę!

- Wcale nie mam pretensji - rzekł Matt spokojnie - że znalazłeś

kość, ale nie powinieneś był jej zabierać. Gdy znów coś odkryjesz,

przyjdź mi o tym powiedzieć, dobrze?

- Pan Caldwell ma rację. Inni właściciele pewnie nie byliby tak

wyrozumiali.

- Myślałem, że prawo do okazu ma ten, kto go znalazł.

- Nie w tym wypadku - stanowczo rzekła Noelle.

- Absolutnie nie. - Matt zwrócił się do niej z krytycznym wyrazem

twarzy. - Doktor Forrest, chyba powinna pani poświęcić jedną audycję

prawu własności. Mogłoby to w przyszłości zaoszczędzić pani wiele

kłopotów.

- Nie potrzebuję... - zaczęła Noelle i natychmiast urwała, gdy

dostrzegła zdumione oczy Jasona. Ugryzła się więc w język i

dokończyła z kwaśnym uśmiechem: - Wezmę to pod uwagę.

Po czym zręcznie zmieniła temat.

- Wróćmy jednak do pańskiego poprzedniego pytania. Otóż łopatą

moglibyśmy uszkodzić kruche kości. To zresztą i tak się zdarza. A

skoro już o tym mowa, pójdę zobaczyć, jak chłopcy sobie radzą.

Przepraszam.

Musiała przyznać, że Matt ma rację i należy powiedzieć

słuchaczom chociaż kilka słów o aspekcie prawnym. Lecz zrobiło się

jej bardzo przykro, że tak bezceremonialnie zepsuł całą jej radość z

tego, iż po raz pierwszy od wielu lat będzie mogła popracować w

terenie.

background image

Nie zdradzając niczym swych myśli, podchodziła kolejno do

chłopców i sprawdzała, czy pamiętają, jak należy postępować.

Skończyła rozmawiać z ostatnim, gdy zauważyła zbliżającego się

Matta. Chciała szybko odejść, lecz on ją zatrzymał.

- Jasonowi się wydaje, że zraniłem pani uczucia - rzekł

półgłosem. - Czy on ma rację?

- Niech pan nie będzie śmieszny - burknęła Noelle.

- Wcale nie chciałem robić uwag na temat pani pracy - dorzucił

Matt tonem zatroskanym, a nawet przepraszającym.

- Niech się pan nie wypiera - odparła znużona. - Ale ja się nie

skarżę. Lepiej wysłuchać pouczeń, jak mam wykonywać swoją pracę,

niż znosić insynuacje, że nienawidzę dzieci lub uciekam się do

szantażu.

Matt żachnął się. Otworzył usta, lecz Noelle nie dała mu dojść do

słowa.

- Wiem, co pan chce powiedzieć. Słyszałam to już nie raz i nie

dwa. Że pan tylko pragnie chronić pacjentów, tak? Ale już mi się

znudziło tego słuchać. Więc wybaczy pan...

Odwróciła się, aby odejść, lecz Matt schwycił ją za rękę.

- O co jeszcze panu chodzi?

- Widzę, że naprawdę zraniłem pani uczucia. Doktor Forrest,

przepraszam panią.

- Nic się nie stało, więc niech się pan nie przejmuje. Proszę mnie

puścić, bo widzę, że Jason chce czegoś ode mnie.

background image

Usiłowała oswobodzić rękę, lecz jej próby były daremne. Matt

trzymał ją mocno, ale na szczęście nie sprawiało to bólu.

- Proszę jeszcze chwilę zaczekać. Gdy jechaliśmy tutaj, Jason

zapytał mnie, czy może spędzić z nami trzy tygodnie.

Noelle znieruchomiała. Matt z naciskiem ciągnął dalej:

- Powiedział, że pani zależy na tym, aby on razem z panią

pracował.

- To prawda. Ale ja go do niczego nie namawiałam, jeśli to mi

pan zarzuca - rzekła na swoją obronę. - Uprzedziłam go, że

Swansonowie i pan prawdopodobnie się na to nie zgodzicie.

- Powtórzył mi i to. Początkowo taki projekt mi się nie podobał.

Ale widzę, że Jason faktycznie sporo wie z tej paleontologii. Niech

pani na niego popatrzy.

Zaczęli obserwować chłopca, który najwidoczniej dowodził

wszystkimi i objaśniał, co należy robić. Jego pewność siebie i wiedza

zaimponowały nawet przybranym rodzicom.

- Jason rzeczywiście wie, co mówi - podjął Matt. - A ja się

zorientowałem, że on już nie może żyć bez dinozaurów. I jest zupełnie

inny, gdy znajduje się w pani towarzystwie.

- Co pan chce przez to powiedzieć?

- Jest moim ulubieńcem, ale to nie najszczęśliwsze dziecko, jakie

znam. Natomiast przy pani zawsze jest rozpromieniony. Myślę, że ten

pomysł, aby chłopiec spędził z nami trzy tygodnie, jest dobry.

Noelle z trudem opanowała ogarniające ją podniecenie.

- Naprawdę jego obecność nie będzie panu przeszkadzać?

background image

- Ani trochę - zapewnił Matt. - Pani Swanson jest teraz bardzo

zajęta, bo stale siedzi w szpitalu.

- Więc?

- Jason chce być z nami, Swansonowie mogą zaangażować

opiekunkę do dziewczynek, a pani twierdzi, że potrzebuje asystenta.

Jestem przekonany, że opiekunowie pozwolą chłopcu tu przyjechać. -

Badawczo przyjrzał się Noelle. - Pod warunkiem, że pani nadal tego

chce.

- Oczywiście, że chcę. - Noelle spojrzała z ukosa. - Ale jedno

mnie dziwi. Skąd się wzięła tak nagła zmiana decyzji?

- Po pierwsze stąd, że pozwoliła pani Jasonowi wystąpić w

audycji telewizyjnej, przed kamerami i na oczach tysięcy widzów.

Wiele osób czuje się nieswojo w obecności kalek, a pani wcale nie

próbowała wcisnąć go w najciemniejszy kąt.

- Dlaczego miałabym to robić? On jest szalenie miłym dzieckiem.

- Nie każdy by się zdobył na to, co pani zrobiła. Po drugie, Jasona

spotkało już dość nieszczęść, więc zasługuje na odmianę losu. A po

trzecie... - W oczach Matta pojawił się jakiś dziwny wyraz. -

Powiedzmy, że uznałem, iż pani też się należy jakaś odmiana.

Noelle ze zdziwienia szeroko otworzyła oczy.

- Ale postawmy sprawę jasno. Pan naprawdę pozwała, żeby Jason

mi pomagał?

- Owszem. Jeśli tylko jego opiekunowie pochwalą ten projekt.

Noelle nie wierzyła, że dobrze słyszy.

- Czy to ma oznaczać pojednanie między nami?

background image

- Dlaczego nie? Dobro Jasona nam obojgu leży na sercu. Na

pewno potrafimy zachowywać się poprawnie. Moglibyśmy nawet

mówić sobie po imieniu, chyba że woli pani pozostać panią Dinozellą.

- Nie, wolę być Noelle.

ROZDZIAŁ PIĄTY

Noelle, Matt i Jason jadali posiłki w dużej, słonecznej kuchni.

Poszukiwania trwały już od tygodnia, a Jason codziennie zadawał to

samo pytanie:

- Pani Dinozello, czy już dzisiaj znajdziemy jakieś kości?

Noelle nie chciała sprawiać mu zawodu, więc odpowiadała:

- Trzymam kciuki. Może właśnie dziś będzie ten wielki dzień.

- Mam nadzieję.

- Wygląda, że będzie deszcz - odezwał się Matt. - Czy mimo to

pójdziesz kopać?

W owym pytaniu brzmiała niekłamana troska. Od chwili zawarcia

pokoju stosunki między Noelle i Mattem ułożyły się poprawnie.

Zdarzyło się wprawdzie kilka dość niezręcznych chwil, lecz na

szczęście Jason zawsze stanowił wentyl bezpieczeństwa. Jego

żywiołowe usposobienie wpływało zdecydowanie łagodząco na dwoje

dorosłych.

- Zbierają się czarne chmury - dodał Matt. - Już kilku uczniów

odwołało lekcje. Wolałbym, żeby Jason nie przemókł do suchej nitki.

Ty też nie powinnaś zmoknąć.

background image

- Nic mi nie będzie - odparła Noelle uszczęśliwiona, że Matt i o

nią się zatroszczył.

- Ale bądźcie ostrożni - ostrzegł. - Aha, prawdopodobnie nie będę

na lunchu. Jadę na lotnisko po Alexa.

Z tymi słowami wyszedł.

Mimo olbrzymiej satysfakcji, jaką jej dawała praca w terenie,

Noelle byłaby bardzo zadowolona, gdyby mogła bliżej poznać swego

gospodarza. Spodziewała się, że w codziennych kontaktach okaże się

bardziej otwarty, a tymczasem na ogół rozmawiał tylko z Jasonem.

Ale i ona zwracała się głównie do chłopca. Dobrze, że on zawsze

miał dorosłym dużo do powiedzenia. Noelle z przykrością stwierdziła,

że Matt i ona, poza sympatią dla dziecka, nie mają ze sobą nic

wspólnego. Rozmawiali bardzo rzadko.

Przyczyna takiego stanu rzeczy bynajmniej nie leżała w tym, że

Noelle była towarzysko nieobyta. Ale jej inteligencja i atrakcyjna

powierzchowność zdawały się nie mieć znaczenia.

Z chwilą gdy Jason szedł spać, Matt wychodził, aby zajrzeć do

koni. Wracał, gdy goście już spali. Noelle wieczorami porządkowała

notatki o tym, co zrobiła danego dnia i dzwoniła do kilku

potencjalnych sponsorów. Potem, dla rozrywki, czytała książki lub

oglądała telewizję.

Z każdym dniem czuła się coraz bardziej rozczarowana, ponieważ

poszukiwania okazały się bezowocne. Jej przygnębienie pogłębiała

zupełna obojętność Matta wobec jej niepowodzenia. Wprawdzie nie

spodziewała się po nim zbytniego zainteresowania, ale łudziła się, że

background image

będzie bardziej towarzyski. Rozmowy z nim byłyby tym milsze, im

bardziej brak kontaktów z dorosłymi dawał się jej we znaki.

Pamiętając, co usłyszała od Jasona, Noelle raz i drugi ukradkiem

obserwowała Matta i Connie i przekonała się, że ich kontakty są

czysto przyjacielskie. Connie była atrakcyjną, inteligentną, a

jednocześnie miłą kobietą. To dawało do myślenia i Noelle

intrygowało pytanie, jakie kobiety wzbudzały zainteresowanie Matta.

Nie rozumiała, dlaczego z nią nie zamieni od czasu do czasu

choćby paru słów. Nawet przed samą sobą nie chciała się przyznać,

jak bardzo boli ją to, że on się prawie nie odzywa.

Na szczęście i na pocieszenie był Jason, niebotycznie

uszczęśliwiony, że jest asystentem pani Dinozelli. Dotychczas on był

duszą towarzystwa. Noelle miała nadzieję, że rozmowy dorosłych

będą bardziej ożywione po przyjeździe Alexa.

- Jasonie, jesteś gotów? - krzyknęła. - Bo ja już czekam.

- Idę, idę!

Po tygodniu mieli już ustalony plan dnia. Wstawali wcześnie i

wspólnie z Mattem jedli śniadanie. Potem Noelle przygotowywała

potrzebne narzędzia, a Jason sprzątał. Kiedy wszystko było gotowe,

chłopiec dosiadał kucyka i udawali się na wybrane miejsce

poszukiwań.

W południe wracali do domu na lunch. Spacer zawsze był

przyjemny, a poza tym nic ich nie zatrzymywało na miejscu.

Natomiast bardzo przykry był wieczorny powrót z pustymi rękami,

świadczył bowiem o jeszcze jednym straconym dniu.

background image

- Jak pani idzie praca? - spytał Jason około południa.

- Powoli mam już dość tego, że znajduję same chwasty -

poskarżyła się Noelle.

- A w audycjach mówiła pani, że każdy paleontolog musi być

bardzo cierpliwy.

- Wiem. Ale co innego o czymś wiedzieć, a zupełnie co innego

doświadczać tego na własnej skórze.

Otarła rękawem spocone czoło. Wyprostowała się i, zniechęcona,

odrzuciła szuflę daleko od siebie.

- Ostrożnie! Mogłaś uderzyć mojego konia!

- Witamy! - krzyknął Jason.

- Oto element poszukiwań dinozaurów, jakiego jeszcze nigdy nie

oglądałem - rzekł Matt z uśmiechem.

- Co cię tak dziwi? - odparła Noelle i uśmiechnęła się krzywo. -

Jasne, że od czasu do czasu mnie ponosi.

Matt zsiadł i przywiązał konia.

- Dla mnie powód jest oczywisty. - Podszedł bliżej. - Wygląda, że

to ciężka i brudna praca.

- Racja. I szczególnie irytująca, gdy człowiek niczego nie

znajduje. Przydałaby mi się choć odrobina szczęścia mojego

pomocnika. Prawda, Jasonie?

Chłopiec kiwnął głową i napuszył się jak paw. Noelle ściągnęła

rękawice i rzuciła je obok szufli.

- No, głowa do góry! Zostały jeszcze dwa tygodnie - spróbował

pocieszyć ją Matt.

background image

- A ty, co tu robisz? Mówiłeś, że jedziesz na lotnisko.

- Alex przyleciał wcześniejszym samolotem i przyjechał

taksówką. Tak więc skończyłem już pracę na dziś i pomyślałem, że

może wy też wrócicie wcześniej.

- Nie! gwałtownie zaoponował Jason. - Jeszcze nie skończyliśmy.

- Jason!

Noelle była oburzona. Pierwszy raz się zdarzyło, żeby chłopiec

odezwał się tak niegrzecznie. Zazwyczaj był uszczęśliwiony, że może

przebywać w towarzystwie Marta.

- Pani Dinozello, proszę powiedzieć, że jesteśmy bardzo zajęci -

upierał się Jason.

- Ależ zastanów się! Nie znam pana Alexa, więc wypada, żebym

się z nim przywitała. Nie chcesz iść ze mną?

Chłopiec nie odpowiedział, tylko zawzięcie kopał dalej.

- Zbieraj swoje rzeczy! - powiedział Matt stanowczo. - Wiesz, że

nikt nie może jeździć sam, bez opieki.

Chłopiec, nie ukrywając złości, podniósł kule i ruszył w stronę

swego konia.

- Nigdy nie widziałam, żeby był tak wytrącony z równowagi. O

co mu chodzi? - spytała Noelle półgłosem.

- Wyjaśnienie jest proste. Nie chce się tobą z nikim dzielić.

- Co takiego?

- Jest zazdrosny. Nie mów mi, że tego nie zauważyłaś! Przecież

on szaleje na twoim punkcie - dodał nieco ciszej.

background image

- Nie wygłupiaj się. On szaleje na punkcie paleontologii, ale nie

na moim.

Matt pokręcił głową.

- To coś więcej. I właśnie przyszło mi do głowy, że on jest w

odpowiednim wieku.

- No wiesz, Matt. Dopatrujesz się romansu z pozycji mężczyzny,

a nie chłopca. Myślę, że nie masz prawa oceniać jego uczuć do mnie.

- A ty masz prawo?

Przez chwilę oboje obserwowali wyraźnie rozgniewane dziecko,

nie zwracające na nich najmniejszej uwagi.

- Znam Jasona dłużej niż ty, a poza tym sam kiedyś byłem

chłopcem. Pamiętam moją pierwszą wielką miłość do nauczycielki.

Przeżywałem to bardzo mocno, a nie byłem wiele starszy od niego.

Więc cię ostrzegam - nie igraj z jego uczuciami. Po upływie

dwóch tygodni ty sobie wrócisz do wspaniałej pracy w świetle

reflektorów, a on do życia w tymczasowym domu. I bez

nieszczęśliwej miłości chłopiec ma już dość utrapień.

- Przecież tu nie ma mowy o zakochaniu - upierała się Noelle. -

To raczej...

Urwała, nie wiedząc, co powiedzieć. To, co łączyło ją i Jasona,

dalekie było od chłopięcego zakochania czy ślepego zachwytu

wielbiciela. Na pewno łączyło ich coś głębszego. I przypominało...

bliższe było uczuciu, które łączy matkę i dziecko. Przynajmniej ona

tak to odbierała.

background image

- Przyznaję, że się zaprzyjaźniliśmy - powiedziała w końcu. - Czy

dziecko nie może mieć dorosłych przyjaciół?

- Idziemy czy nie? - odezwał się Jason, patrząc spode łba.

- Oczywiście, że idziemy! - krzyknął Matt. Półgłosem zaś dodał: -

Na razie uważam sprawę za zamkniętą.

Noelle zabrała resztę rzeczy i założyła plecak. Ruszyła w

bezpiecznej odległości od koni.

- Jasonie, jak ci się pracuje z panią Dinozellą?

Odpowiedziało mu wzruszenie ramion. Matt zmarszczył brwi, a

Noelle szybko wtrąciła:

- Wprawdzie niczego jeszcze nie znaleźliśmy, ale cudownie jest

pracować w terenie. - Objęła wzrokiem łagodnie pofałdowaną okolicę.

- Dla mnie to przyjemna odmiana.

- Byłoby lepiej, gdybyśmy już coś znaleźli.

- To nie ulega wątpliwości. I przyznam się wam, że bolą mnie

plecy - westchnęła Noelle.

- Chcesz powiedzieć, że już za długo jesteś sławą i nie umiesz

cieszyć się pracą w terenie.

- Przestań, Matt. Sto razy już ci mówiłam, że nie jestem żadną

sławą. I nie mam nic przeciwko pracy fizycznej. - Zastanowiła się

przez chwilę. - To prawda, że chciałabym mieć cały etat w muzeum.

Ale wtedy brak by mi było dzieci takich jak Jason. Brak by mi było

ich spontanicznej reakcji, gdy odkrywam przed nimi, jak pasjonująca

jest paleontologia. I chyba by mi brakowało... - Rozłożyła ręce,

bezradnie szukając słów.

background image

- Kogoś, z kim można się podzielić myślami? - spytał Matt.

- Tak - przyznała Noelle, zdumiona jego intuicją. - Chyba tak.

Dlatego obecność Jasona jest tak cenna. - Uśmiechnęła się do chłopca

promiennie. - Czułabym się bardzo samotna bez mojego ulubionego

asystenta.

Te słowa wyraźnie poprawiły Jasonowi humor.

- Ale jeśli dokonasz wiekopomnego odkrycia, zdobędziesz sławę,

o jakiej ci się nawet nie śniło - powiedział Matt. - Gazety będą o tobie

pisać, a telewizja mówić. Nawet „National Geographic" zamieści

twoje zdjęcie na okładce.

- Ja też chcę być na okładce - wtrącił Jason.

- Ty też? Więc i tobie się to marzy? Głupia reklama z powodu

kilku starych gnatów?

- Muszę przyznać, że to byłoby przyjemne - rzekła Noelle.

- Przyjemne? - krzyknął Jason. - To by było fantastyczne!

- Tak. Ale jakoś nie sądzę, żeby się mogło równać przyjemności,

jaką mi daje uczenie dzieci podobnych do ciebie. Niezależnie od tego,

czy coś znajdziemy, czy też nie, najbardziej mi będzie przykro

pożegnać się z tobą.

Noelle zaskoczyło zdumienie malujące się na twarzy chłopca.

Zdradził go niezwykły blask oczu. Po chwili Jason zaciął konia i

odjechał.

W oczach Matta zobaczyła gniew.

- O czym to przed chwilą rozmawialiśmy? Chyba ci mówiłem,

żebyś nie igrała z jego uczuciami.

background image

- Niesłusznie mnie oskarżasz. Powiedziałam to, co czułam.

- Więc proponuję, żebyś najpierw myślała, a potem mówiła.

- Tobie też by to nie zaszkodziło - odcięła się Noelle.

- Mnie?

- Tak, tobie. Stale mi wymawiasz, że się rozpęta piekło, gdy

znajdę jakieś skamieniałości.

- Bo to prawda.

- No i co z tego? Na razie kwestia jest czysto teoretyczna. Okaz

znaleziony przez Jasona, mimo że sam w sobie wspaniały, może być

jednym jedynym na tym terenie. Szanse znalezienia choćby drobnych

kawałków szkieletu dinozaura są niewielkie.

- Doktor Forrest, o co pani chodzi?

- Tylko o to, że skoro więcej niż prawdopodobne, a nasz trud jest

daremny, tobie by korona z głowy nie spadła, gdybyś przy Jasonie

wykazywał trochę więcej zainteresowania całą sprawą. On się może

doskonale obyć bez uwag, którymi celowo niszczysz jego złudzenia.

Matt oniemiał.

- Mam rację - nieubłaganie ciągnęła Noelle. - Jeśli stać cię na

odrobinę serdecznego zrozumienia i jeśli naprawdę żywisz choć

trochę uczuć dla niego, pozwól mu mówić o skamielinach. Niech

sobie wyobraża, że będzie kolejnym sławnym bohaterem na okładce

„National Geographic".

I jeśli chce, niech marzy nawet o całym szkielecie dinozaura. Co z

tego, że ma znikome szanse, aby cokolwiek znaleźć? Możesz trochę

background image

udawać, bo to nie grzech i nic nie kosztuje, a dziecku zostawisz jego

marzenia.

Noelle aż sapała ze złości.

- Coś panu powiem, panie Caldwell. Miałam o panu lepsze

mniemanie, ale widzę, że się omyliłam.

Zerknęła na Matta, który spokojnie wytrzymał jej spojrzenie.

- Chyba jest coś w tym, co mówisz.

- Naprawdę przyznajesz się do tego, że nie masz racji?

- Nie rób takiej zdziwionej, miny - rzekł Matt sucho. - Nie jestem

ani nieomylny, ani uparty. Będę pamiętał, żeby nie kpić z jego

marzeń. A ty przestań mu zawracać głowę.

- A ja ci mówię, że mu wcale w głowie nie zawróciłam - upierała

się Noelle. - Mogę ci to zaraz udowodnić.

- Jak?

- Jedź do niego i poczekajcie. Ja podejdę do was i poproszę, żebyś

mnie wziął na swego konia. Jeśli zauważę u chłopca najmniejszą

oznakę zazdrości, przyznam ci rację. Ale za to ty się przyznasz do

pomyłki, jeśli jemu będzie zupełnie obojętne to, że cię obejmę. I nie

będziesz wracał do tego tematu. Zgoda?

- Zgoda. Podoba mi się takie postawienie sprawy. - Matt

badawczo przyjrzał się Noelle. - Ale myślałem, że się boisz koni.

- Powiedziałam ci przecież, że tylko wywołują we mnie jakiś

niepokój. Poza tym przecież nie wsiądę, a tylko poproszę, żebyś mnie

zabrał. No, jedź naprzód i obaj zaczekajcie aż was dogonię.

background image

Matt skinął głową i odjechał. Po chwili Noelle podeszła i

ostentacyjnie spojrzała na zegarek.

- W takim tempie nigdy nie zdążymy na lunch. Matt, czy mógłbyś

mnie podwieźć?

- Czy aby na pewno wiesz, co mówisz?

- Jasonie, jak myślisz, czy mogę jechać z panem Mattem?

Chłopiec wzruszył ramionami i jego twarz pozostała bez wyrazu.

Trzeba było grać dalej. Wpatrywała się w wyciągniętą dłoń Matta i w

konia, który raptem wydał się jej olbrzymi. Nie przewidziała tego, że

będzie zmuszona podejść blisko, a może i wsiąść.

- Zmieniłaś zdanie? - spytał Matt z niewinną miną.

Noelle rzuciła mu wściekłe spojrzenie.

- Oczywiście, że nie. Tylko wcale nie wiem, jak się jedzie.

- Tym już ja się zajmę. A ty musisz tylko wsiąść.

- To chyba proste.

- Boi się pani? - spytał Jason.

- Hmmm, tak trochę.

- Na pewno się to pani spodoba - zapewnił chłopiec z

przekonaniem. - Pan Matt jest świetnym jeźdźcem. Mnie też nauczył,

a ja na początku strasznie się bałem. Koniecznie powinna się pani

nauczyć jeździć konno. Na koniu łatwiej szukać nowych terenów.

Noelle wolała się nie przyznawać, że jej zdaniem samochody są

znacznie lepsze, gdyż ani nie gryzą, ani nie kopią.

background image

- Pan Matt mógłby dawać pani lekcje jazdy, a ja bym nauczył

panią tego, co sam wiem o koniach. Nie jestem takim dobrym

nauczycielem jak pani, ale mogę spróbować.

Chwilowo zapomniała o strachu. Po tym, co teraz usłyszała,

prowadzenie „Przygody z prehistorią" wydało się jej znacznie

ważniejsze, cały zaś program bardziej wartościowy.

- To prawdziwy komplement, Jasonie. Dziękuję ci.

- Bardzo proszę. Ale już nie mogę się doczekać, kiedy pani

wsiądzie.

Noelie ogarnęła rozpacz na myśl, że nie wypada się wycofać,

skoro chłopiec patrzy na nią wzrokiem pełnym uwielbienia.

- Już wsiadam. Ale jak się to robi?

Matt ze zdziwienia uniósł brwi.

- Odetchnij głęboko i odpręż się. Najpierw wejdź na ten kamień, a

potem na konia.

- A nie kopnie?

- Skądże! - zapewnił Jason. - Wszystkie nasze wierzchowce są

bardzo łagodne.

Noelle niespokojnie przyglądała się, gdy Matt podprowadzał

konia bliżej.

- Teraz oprzyj się na moich ramionach - poinstruował Matt i

ciszej dodał: - Nie musisz tego robić, Noelle. Wiem, że się boisz. I

koń też to czuje.

- Powiedziałam, że coś udowodnię.

background image

- Kiedy będziesz gotowa, wsuń prawą nogę w strzemię, a lewą

przerzuć nad grzbietem konia. Usiądź tuż za mną i mocno obejmij

mnie w pasie. Zrozumiano?

- A koń nie ucieknie?

Matt i Jason odpowiedzieli jednocześnie i się uśmiechnęli.

- Będzie stał spokojnie.

Noelle zaczerpnęła powietrza w płuca, zacisnęła palce na

ramionach Matta i, nie wiedząc, jak to się stało, usiadła na końskim

grzbiecie.

- Brawo! - krzyknął zachwycony Jason.

- Oddaj mi strzemię - rzekł Matt. - Przysuń się bliżej i obejmij

mnie trochę mocniej.

Noelle ze skupieniem wypełniła wszystkie polecenia. Kiedy koń

ruszył i rzucił ją na plecy siedzącego przed nią mężczyzny, jej

doznania zmieniły się. Z wrażenia wstrzymała oddech.

- No i jak? - zapytali Matt i Jason jednocześnie.

- Jakoś tak dziwnie. Wcale nie czuję, że siedzę na koniu.

Gdy koń zrobił następny krok, Noelle zabrakło tchu.

- O, teraz poczułam ruch jego mięśni. I to, że jest... że grzeje.

Doznawała niecodziennych wrażeń. Czuła ciepło konia oraz

ciepłe ciało mężczyzny.

- Konie to ciepłokrwiste zwierzęta, podobnie jak my.

Bez wątpienia. Noelle poczuła, że robi się jej gorąco.

- Ale to jakieś... dziwne i... takie inne.

background image

- Więc postoimy jeszcze chwilę. Powiedz mi, kiedy będę mógł

ruszyć.

Fizyczna bliskość Matta wywołała tak niepokojącą burzę uczuć,

że Noelle postanowiła myśleć o czymkolwiek innym.

- Chyba już jestem gotowa. Ale koń nie będzie brykać?

- Daję ci słowo, że pojedziemy wolniuteńko.

Matt cmoknął i koń ruszył. Noelle przestała oddychać, lecz nie

zdawała sobie z tego sprawy.

- Oddychaj normalnie - usłyszała. - Nie chcesz chyba dostać

zawrotu głowy.

Noelle już i tak kręciło się w głowie, lecz nie z powodu konia. To

bliskość Matta spowodowała, że całe jej ciało przeszył dreszcz. Nie

mogła się zdecydować, czy to dobry znak.

- Noelle?

- Czy wszystkie konie chodzą tak szybko?

Chciała dodać coś dowcipnego, lecz nagle dostrzegła dno

wyschniętego potoku i ze strachu przygryzła wargi. Z wysokości

końskiego grzbietu ów widok był przerażający.

Matt zatrzymał konia.

- W tym miejscu musimy przedostać się na drugą stronę, Jason,

jedź pierwszy. Pani Noelle teraz zejdzie, bo już chyba ma dość jazdy

na dziś.

- Doktor Forrest, niech pani trzyma...

background image

Odwróciwszy się, Noelle kątem oka zauważyła, że coś się

wysuwa z kieszeni plecaka. Coś, co, spadając, uderzyło konia, który

wierzgnął i Noelle przeleciała nad końskim łbem.

Jason przeraźliwie krzyknął. Nieszczęsna Noelle spadła twarzą na

ziemię. Natychmiast się przewróciła na plecy i otworzyła oczy. Z

przerażeniem spostrzegła końskie kopyta tuż nad sobą. Instynktownie

zasłoniła głowę rękami i przekoziołkowała w prawo.

Koń stanął kilka centymetrów od jej głowy. Noelle usiadła i

rękawem otarła usta. Widząc pobladłą twarz Jasona, pomyślała, że i

ona sama pewnie też jest trupio blada.

- Nic mi się nie stało, kochanie - rzekła uspokajająco.

Głos jej się trząsł i czuła, że nogi ma jak z waty, więc wolała na

razie nie wstawać. Matt przywiązał konia i podbiegł do Noelle, a

Jason bez pomocy zsiadł z kucyka i mocował się z kulami.

- Nic ci się nie stało? - Matt przyklęknął i zajrzał Noelle w oczy.

- Nie, tylko jestem trochę roztrzęsiona.

- Nic cię nie boli? Jesteś pewna, że się nie pokaleczyłaś? -

Przesunął dłonią po jej rękach i nogach.

Noelle ogarnęło trudne do opanowania podniecenie, więc bez

słowa skinęła głową. Przeżywała emocje wywołane nie tylko

upadkiem. Odezwała się dopiero po chwili:

- Mogę powiedzieć, że zraniona jest tylko moja duma.

Chciała się zdobyć na uśmiech, lecz bezskutecznie.

- Nie czuję żadnego złamania - oświadczył Matt i zakończył

badanie.

background image

- Przecież ci mówiłam - Noelle podciągnęła kolana i objęła je

rękoma.

Matt wyciągnął chusteczkę i zaczął wycierać jej twarz.

- Leci ci krew z dolnej wargi. Potrzymaj to chwilę.

- Idź pomóc Jasonowi, żeby się nie przewrócił.

Chłopiec, nie bacząc na nierówny teren, powoli szedł w ich

stronę.

- Jasonie, mówiłam ci, że nic mi nie jest - krzyknęła Noelle. -

Zostań przy koniu.

Chłopiec nic nie odpowiedział, lecz powoli i ostrożnie szedł.

- Idź mu pomóc.

- Mam poważne obawy, czy ty dobrze się czujesz. Wyglądasz

strasznie.

- Co tam ja. Idź do Jasona,

Serce się jej ściskało, gdy obserwowała wysiłki utykającego

dziecka. Modliła się, żeby tylko nie upadło.

- Przecież sobie radzi. Wolę cię nie zostawiać. Gdybyś się dobrze

czuła, już byś się zerwała na równe nogi i sama do niego pobiegła.

- Racja, ale najpierw muszę złapać oddech.

Prawdę powiedziawszy, bała się, że zemdleje. Matt zaklął pod

nosem i przygiął jej głowę do kolan.

- Oddychaj głęboko, żeby nie stracić przytomności.

- Myślałam, że nie ma nic gorszego niż program telewizyjny na

żywo - westchnęła Noelle.

background image

- Więc zrobiłaś jeszcze coś, czego się panicznie boisz: dosiadłaś

konia. I to dla jedenastoletniego chłopca!

- Nigdy nie mówiłam, że się tego panicznie boję - zaoponowała

prawie że zadziornie. - Mówiłam ci, że robię się nerwowa, gdy widzę

końskie kopyta i wielkie zęby. A poza tym uważam, że jeżeli Jasona

tak bardzo fascynuje moja praca, to ja mogę przynajmniej

zainteresować się końmi.

- Tak ci na nim zależy?

- Przecież od samego początku usiłuję ci to powiedzieć. Jego

dobro naprawdę bardzo mi leży na sercu - powiedziała rozdrażniona.

- Ale oczywiście nigdy bym się nie zdobyła na to, żeby wsiąść,

gdybym wiedziała, że masz takiego nieokiełznanego ogiera.

- Przestań gadać i oddychaj głęboko. Jeszcze jeden skłon.

Noelle posłusznie wykonała polecenie. Niebawem przestała

odczuwać zawroty głowy i mogła usiąść prosto. Jason natychmiast

rzucił się jej w ramiona i mocno przytulił.

- Kochanie, przepraszam, że tak cię wystraszyłam. - Objęła

chłopca i pogłaskała po głowie. - Zapewniam cię, że wcale nie

chciałam spaść z konia.

Jason nie odezwał się ani słowem. Dygotał na całym ciele. Noelle

skierowała bezradne spojrzenie na Matta, który podniósł rozrzucone

rzeczy, włożył je do plecaka i zasunął zamek.

Chłopiec uniósł głowę.

- Chciałem tylko panią ostrzec, że z plecaka wysuwa się saperka.

Dobrze się pani czuje?

background image

Skinęła głową. Ucieszyła się, widząc, że policzki dziecka znów

nabierają rumieńców.

- To moja wina, bo nie zasunęłam zamka.

- Po prostu wypadek - wtrącił Matt. - Wiadomo, że wypadki

chodzą po ludziach.

Zdziwiła się, że Matt nie zrzuca winy na nią.

- Dzięki Bogu, że nic ci się nie stało. Siedź spokojnie i na razie

nic nie mów.

Noelle i do tego polecenia chętnie się zastosowała. W milczeniu

przyglądała się, gdy Matt pomagał Jasonowi wstać i wsiąść na

kucyka.

- Zaczekaj tutaj na mnie. Wrócę samochodem.

- To bez sensu. Nic mi nie jest. - Chcąc tego dowieść, Noelle

wstała. - Widzisz? Mogę już iść.

- No to ja też pójdę pieszo i będę ci towarzyszył.

- Nie! - krzyknęła Noelle i cofnęła się. - Nie podchodź bliżej!

Błagam cię, wsiadaj i jedź. Jak najdalej ode mnie.

Matt wpatrywał się w nią przez dłuższą chwilę.

- Jak sobie życzysz - rzekł w końcu. - Ale w razie potrzeby

krzycz. Jasonie, zostawiam ciebie na straży, dobrze?

- Oczywiście.

Matt odjechał. Noelle i Jason ruszyli za nim, lecz Noelle trzymała

się z dala nawet od kucyka.

- To źle, że pani kazała panu Mattowi odjechać - wyrwało się

Jasonowi.

background image

- Co ja na to poradzę, że nie lubię koni tak samo jak on

dinozaurów.

- Pani nie kazała odejść koniowi, ale panu Mattowi.

Słysząc w głosie chłopca nieoczekiwane potępienie, Noelle

poczuła skurcz serca. Dziwne, jak bardzo opinia Jasona była dla niej

istotna. Szli chwilę w milczeniu.

- Myślę, że pan Matt panią lubi - odezwał się chłopiec. - Czy pani

by nie mogła też go polubić choć trochę?

- Polubić?

- Tak. Czasami jest pani dla pana Matta niezbyt miła.

Noelle westchnęła. Okazało się, że unieszczęśliwiła już dwie

istoty.

- Kochanie. Pozwól, że coś ci wytłumaczę. Wiesz, że nie jestem

tutaj po to, żeby zaskarbić sobie sympatię pana Matta. Przyjechałam

tu, aby zasłużyć na szacunek innych paleontologów. I to

prawdopodobnie jest dla mnie szansa, jedna na milion, żeby rozsławić

swoje nazwisko.

- Ale przecież pani już jest sławna - przerwał Jason. - Jest pani

znana jako Dinozella.

Noelle ogarnęła rozpacz. Nie wiedziała, jak wytłumaczyć całą

sprawę, tak by nie sprawić chłopcu przykrości.

- Powinnam dużo pracować w terenie i znacznie więcej w

muzeum. Moi koledzy po fachu uważają, że nie jestem prawdziwym

paleontologiem.

background image

- Właśnie, że pani jest najprawdziwszym! - gorąco zapewnił

chłopiec. - Naprawdę.

- Może tak jest - zgodziła się po chwili. - Szalenie lubię

prowadzić audycje, tak samo zresztą, jak szalenie lubię...

Chciała powiedzieć „ciebie", ale ugryzła się w język i

dokończyła:

- ... lubię pracować z dziećmi podobnymi do ciebie. A szczególnie

z tobą. Największym plusem tego, że znalazłeś tę skamieniałość było

to, że dzięki niej poznałam ciebie. Ale w świecie paleontologów

jestem... no, powiedzmy, że nie mam wyrobionego nazwiska. Pracuję

w mało znanym muzeum bez wielkich specjalistów czy kolekcji.

Praca w telewizji wcale nie jest drogą, która wiedzie do dużego,

uznanego muzeum.

- Takiego jak Muzeum Przyrodnicze Denver?

- O właśnie.

- A ja myślę, że pani wie wystarczająco dużo, żeby się tam dostać.

- I ja tak sądzę - rzekła Noelle poważnie. - Ale muszę to

udowodnić innym naukowcom. Muszę poświęcić się całkowicie mojej

pracy zawodowej. Oczywiście, jeśli nie chcę się zajmować

opracowywaniem cudzych znalezisk.

- A co będzie z panem Mattem?

- Przecież usiłuję ci to wytłumaczyć. Mamy odmienne zdania na

temat mojej pracy. Nie mogę zrezygnować z szukania nowych

okazów tylko dlatego, żeby kogoś uszczęśliwić.

background image

W duchu jednak przyznała, że mimo wszystko pragnie tego coraz

bardziej.

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Przez kilka następnych dni Noelle była obolała i posiniaczona.

Matt zachowywał się uprzejmie, lecz chłodno, natomiast jego brat

milcząco i wrogo. Przy pierwszym spotkaniu z Alexem Noelle

doznała niemiłego wstrząsu.

Nie tylko dlatego, że Alex miał bardzo zniekształconą nogę i

chodził o lasce. Bardziej nieprzyjemne było irracjonalne i na razie

bezpodstawne podejrzenie, że ten człowiek ma charakter tak

zdeformowany jak ciało.

Zawstydzona tym, że ma podobne myśli, Noelle starała się być

szczególnie miła. Nie było to łatwe. Brat Matta okazał się wyjątkowo

nietowarzyski. Noelle szybko się zorientowała, że Jason też nie darzy

go sympatią, a wiedziała, że większość dzieci ma jakiś szósty zmysł,

dzięki któremu ocenia dorosłych. Chłopiec był i pod tym względem

zupełnie wyjątkowy.

- Czy brat opowiedział pani coś o mnie? - spytał Alex

nieprzyjemnym tonem.

- Mówił, że pan wyjechał, aby kupić konie. Tylko tyle.

- On zawsze był silny i małomówny.

Alex uśmiechnął się ironicznie. W jego głosie zabrzmiała

zgryźliwa nuta, która zaniepokoiła Noelle. Przestała się dziwić, że

Jason trzyma się z dala od tego człowieka.

background image

- A ja po tamtym wypadku nie jestem ani silny, ani małomówny. -

Alex dostrzegł zdumione spojrzenie Noelle. - Matt nie uraczył pani

wszystkimi krwawymi szczegółami, prawda? No co, Jasonie, chcesz

tego posłuchać?

Chłopiec niespokojnie wiercił się na krześle i nawet nie zaczął

jeść. Noelle wcale mu się nie dziwiła, ponieważ zdążyła już

zauważyć, że Alex potrafił wszystkim zepsuć apetyt. Po wypadku z

koniem oboje z Jasonem nasłuchali się różnych przykrych rzeczy.

Żałowała, że nie ma Matta, który, jak na złość, wyszedł już z kuchni.

- Jasonie, może pójdziesz i zrobisz u siebie porządek? -

zaproponowała, mimo iż wiedziała, że chłopiec już posprzątał. -

Zabierz sobie coś do jedzenia, bo na pewno zgłodniejesz.

Chłopiec uśmiechnął się z wdzięcznością, schował do kieszeni

kilka ciastek i prędko wyszedł.

- Co się stało, doktor Forrest? Boi się pani, żeby nie usłyszał, jak

okrutne jest życie?

- Moim zdaniem on doskonale o tym wie. Nie potrzebuje już

więcej lekcji na ten temat. - Uśmiechnęła się z przymusem. - A jeśli

już mowa o nauce, to panu by dobrze zrobiło kilka lekcji o

odpowiednim zachowaniu przy stole. I o tym, by nie robić przykrości

dzieciom. W przyszłości powinien pan dokuczać komuś, kto potrafi

się odciąć.

Alex zaczerwienił się. Ze złości, a nie ze wstydu.

- Nie jest pani jego matką - warknął.

background image

- Ale on tutaj jest pod moją opieką i mam wobec niego obowiązki

- wypaliła Noelle. - I jeśli jeszcze raz zobaczę, że robi pan chłopcu

przykrość, to...

- Przestańcie! - ostro przerwał Mart, który wrócił do kuchni. - Nie

mogę wyjść nawet na pięć minut. Co się tutaj dzieje?

- Pani Noelle uważa, że śmierć naszych rodziców nie jest tematem

odpowiednim dla Jasona. Nie zgodziłem się z nią, więc się na mnie

rzuciła z pazurami, jak lwica.

Teraz Noelle się zaczerwieniła. To, że tak wybuchnęła było

zaskoczeniem przede wszystkim dla niej samej. W dodatku obraziła

brata gospodarza w jego własnym domu.

- Wiesz, ona ma rację. Zostaw chłopca w spokoju. Jeśli chcesz

wracać do przeszłości, masz do tego prawo, ale proszę, żebyś nie

opowiadał nic przy stole i przy moich gościach. Poza tym omijaj

„krwawe szczegóły".

- Skoro moja wersja ci się nie podoba, sam opowiedz.

- Matt, wcale nie musisz mi niczego opowiadać - szybko wtrąciła

Noelle.

Podniosła się i chciała wyjść.

- Zostań. Możesz i ty dowiedzieć się tego, co wiedzą wszyscy

naokoło. Nasz ojciec posiadał samolot i uprawnienia pilota. Pewnego

razu leciał, gdy rozpętała się burza i piorun trzasnął prosto w samolot.

- Och, to straszne.

- Tak. Przeżył tylko Alex.

background image

- Ale nie mogłem chodzić - wtrącił jego brat z goryczą. - Zwykle

ojciec latał sam, ale tym razem zabrał matkę i mnie.

- Alex miał bardzo poważne złamanie miednicy i nogi.

- Mylisz się, bracie. Powinieneś powiedzieć, że „Alex był

pokiereszowany, bo miał zmiażdżone nogi i biodra".

- Prawie wszystkie kości były połamane. Niektóre nawet w kilku

miejscach. Alex długo jeździł na wózku.

- Bardzo mi przykro. To musiało być dla was straszne.

- Dziękuję Bogu, że Alex przeżył. I że wrócił do formy na tyle, że

może chodzić - powiedział Matt cicho.

Alex rzucił bratu jadowite spojrzenie.

- Można to i tak nazwać. - Wstał, wziął laskę i wyszedł.

- On ma pretensje do całego świata - rzekła Noelle.

Matt natychmiast stanął w obronie brata.

- Zazwyczaj lepiej nad sobą panuje.

- Całe szczęście. Przykro by mi było, gdyby tak się zachowywał

wobec pacjentów.

- Na ogół wybucha tylko wtedy, gdy jesteśmy sami.

- Szkoda, że tym razem nie pohamował się przy Jasonie. Pójdę

zobaczyć, co on robi.

- Pozwól, że ja pójdę i przeproszę go w imieniu brata. Później

porozmawiam z Alexem. W ten sposób chyba załagodzę sprawę.

- Bo ja wiem... - rzekła zakłopotana Noelle. - Zdaje mi się, że to

nie wystarczy. Nie powinieneś za niego przepraszać. Przecież on jest

dorosły i może to zrobić sam.

background image

Matt westchnął.

- Ja bym nie czekał na jego przeprosiny. Od czasu wypadku Alex

nie może pogodzić się z samym sobą.

- To znaczy, że nie pogodził się ze swoim kalectwem. A czy

przynajmniej próbował?

- To nie takie proste. On nawet jako chłopiec z trudem się do

wszystkiego przystosowywał. Nigdy nie cierpiał zmian.

- Ale jak można nie przyjmować do wiadomości tego, co się

stało? Przecież on musi żyć z tym kalectwem.

- Wiem. - Oczy Matta wyrażały głęboki smutek. - To nieszczęście

było za wielkie i spadło na niego tak nagle. Bardzo mocno odbiło się

na jego psychice. Alex stracił jednocześnie rodziców, zdrowie i pracę.

- Kiedy to było?

- Dziesięć lat temu. Miał wtedy piętnaście lat.

- Dziesięć lat! Ależ, Matt, czy naprawdę nie wierzysz, że dziesięć

lat wystarczy, żeby się ze wszystkim pogodzić?

- Myślę, że wystarczy. Czy uważasz, że nie chciałem mu pomóc?

Przecież specjalnie ze względu na niego wróciłem na studia i zająłem

się rekreacją jako terapią. Zorganizowałem ten ośrodek jeździecki dla

osób wymagających specjalnej troski. Sam nauczyłem Alexa jeździć

konno, a potem zrobiłem wszystko, żeby miał pracę. Co jeszcze mogę

zrobić?

Noelle pomyślała, że Matt prawdopodobnie i tak zrobił za dużo.

Być może Alex powinien sam dalej ze sobą walczyć.

background image

- Czy brałeś pod uwagę - zapytała cicho - jakieś psychiczne

wsparcie dla niego?

- Masz na myśli pomoc psychiatryczną?

- Tak. Poznałam twojego brata niedawno, ale od razu

zauważyłam, że jemu potrzebny jest ktoś, z kim mógłby otwarcie

rozmawiać.

- Namawiałem go na konsultacje, ale się nie zgodził.

- Z jakiego powodu?

- Głównie z powodu pieniędzy.

- Pieniędzy? Wiesz, Mart, ja tu czegoś nie rozumiem.

- Alex należy do tych nieszczęsnych ludzi, o których ci

wspominałem. Do chorych, dla których nie ma ubezpieczeń. Już przed

kilku laty pozbawiono mojego brata ubezpieczenia, które miał przez

jakiś czas. Więc ja sam płacę za całą opiekę lekarską.

Noelle zrozumiała teraz, dlaczego Matt walczy o państwową

służbę zdrowia. Całym sercem stanęła po stronie braci.

- O mój Boże! Przecież leczenie szpitalne mogło doprowadzić do

bankructwa. Prócz rodziców mogliście stracić i dom.

- Byliśmy już o krok od tego - ponuro przyznał Matt. - Ale to nie

ma nic do rzeczy. Gdyby Alex zgodził się na dodatkowe leczenie,

wszystko bym sprzedał, byle mieć pieniądze. Ale on się nie zgadza.

Twierdzi, że to za drogo, a przecież, jeśli chce, zawsze może

porozmawiać ze mną.

Noelle pokręciła głową.

- Ale przecież ty nie jesteś obiektywnym słuchaczem.

background image

- Nie zgadzam się z tobą. Ja lepiej niż ktokolwiek inny rozumiem,

co Alex przeżył. Przecież i ja straciłem wtedy rodziców.

Położyła dłoń na ręce Marta.

- Wybacz, że coś ci powiem. Gdybym to ja była na jego miejscu,

nie chciałabym zwierzać się jedynemu członkowi rodziny, który

przeżył, bo nie leciał tym samolotem.

Matt odsunął rękę.

- Nie masz racji! My jesteśmy bardzo zżyci.

Po raz pierwszy stracił panowanie nad sobą. Noelle postanowiła

bardzo uważać na słowa.

- Być może się mylę. Ale jemu i tak przydałyby się konsultacje.

Może prędzej by to zrozumiał, gdybyś ty był mniej... wyrozumiały.

Spojrzenie Matta było wręcz lodowate.

- Więc według ciebie to ja jestem winien.

- Owszem, częściowo - przyznała Noelle otwarcie. - Skończyłeś

medycynę, więc wiesz, o co mi chodzi. Niezależnie od tego, czy

chodzi o alkohol, narkotyki czy zaburzenia psychiczne, tolerowanie

zachowań nie do przyjęcia wcale pacjentowi nie pomaga. A

zachowanie twojego brata nie jest normalne.

Matt wstał. Wściekłość malująca się na jego twarzy mówiła, iż

Noelle posunęła się stanowczo za daleko.

- Nie potrzebuję rad, jak mam pomagać własnej rodzinie. A

gdybym nawet potrzebował, to raczej spytałbym kogoś, kto woli

istoty żywe od dawno wymarłych.

Jego słowa były ciosem w samo serce.

background image

Następnego ranka Jason był już znowu w dobrym nastroju, lecz o

braciach nie można było powiedzieć tego samego. Nieprzyjemna

sytuacja trwała kilka dni i Noelle nawet gotowa była zaproponować,

że skróci swój pobyt w ośrodku.

- Ja wyjadę tylko wtedy, gdy pan Matt mi wyraźnie rozkaże -

oświadczył Jason stanowczo. - Poza tym pan Alex mnie przeprosił, a

pan Matt zapewnił, że więcej przykrości nie będzie.

Noelle ośmieliła się w to wątpić, ponieważ Alex zdążył już posiać

ziarno niezgody między nią a Mattem. Jakby nie dość było tego, że

oni już wcześniej poróżnili się na temat skamieniałości. Matt prawie

się nie odzywał i Noelle podejrzewała, że niecierpliwie liczy dni do

wyjazdu gości. Było to nader przykre, chociaż z drugiej strony

zupełnie zrozumiałe.

W czwartek włożyła telewizyjny strój, ponieważ tego ranka miało

się odbyć kolejne nagranie „Przygody z prehistorią". Po audycji

chciała wstąpić do muzeum, żeby popracować przy komputerze. Jason

miał jechać razem z nią. W kuchni zastała wszystkich przy śniadaniu.

Alex mruknął coś niewyraźnie, natomiast Matt rzekł:

- Dzień dobry, Noelle. Co zjesz? Napijesz się kawy?

- Nie, dziękuję. Zjem coś później.

- Ale się wystroiłaś. Nie będziesz dzisiaj kopać?

- Nie. O dziewiątej muszę być w studiu, a potem chcę popracować

przy komputerze. Jason pojedzie ze mną. Prawda?

Zwichrzyła chłopcu włosy i nieoczekiwanie pocałowała go w

policzek. Obecność tego dziecka zawsze poprawiała jej humor.

background image

- Mogłabyś skorzystać z mojego komputera - zaproponował Matt.

- Nam jest potrzebny tylko pod koniec miesiąca.

Taka propozycja niewątpliwie była próbą zawarcia pokoju, więc

Noelle zrobiło się przykro, że musi odmówić.

- Dziękuję ci, Matt, ale do pracy muszę mieć specjalny program,

który zostawiłam w muzeum i dlatego tam wolałabym opracować

wyniki dotychczasowych poszukiwań.

- Rozumiem. Ale pamiętaj na przyszłość. Chodźmy, odprowadzę

was do samochodu.

- Sami sobie damy radę - wtrącił Jason i wziął torbę Noelle.

- O, dziękuję ci, Jasonie.

Alex posępnym wzrokiem obserwował dziecko idące o kulach i

niosące torbę.

- No, proszę, jaki to dżentelmen.

Wszyscy udali, że nie słyszą. To była najlepsza reakcja na częste

złośliwości ze strony Alexa.

- Już czas na nas - rzucił chłopiec.

Długo jechali w milczeniu, aż wreszcie Noelle zauważyła:

- Jesteś dziś bardzo milczący. Wcale się nie odzywasz.

- Bo pan Alex doprowadza mnie do wściekłości! Nienawidzę go!

- wybuchnął chłopiec.

Noelle zasępiła się, szukając właściwych słów.

- Wiem, że on czasami może być irytujący, ale jest bardzo

nieszczęśliwy. Wobec takich ludzi trzeba być wyrozumiałym.

background image

- A ja i tak go nienawidzę! Teraz pan Matt jest stale w kiepskim

nastroju, a pani jest nieszczęśliwa, i to przez niego.

- Kochanie, mylisz się. Pan Matt w końcu się uspokoi, a ja czuję

się świetnie. Przy tobie zawsze mam doskonały humor.

Uśmiechnęła się ciepło, lecz nachmurzony chłopiec tego nie

zauważył.

- Pan Aiex nie znosi szczęśliwych ludzi - mruknął. - A co będzie,

jeśli naopowiada bzdur o mnie i będzie twierdził, że jestem zły?

Dorośli zawsze wierzą innym dorosłym, a nie dzieciom. Co będzie,

jeśli pani nie zechce mnie więcej widzieć?

Chłopiec miał tak zbolałą minę, że Noelle wyciągnęła do niego

rękę. Jason chwycił ją mocno i zacisnął palce.

- Ja zawsze będę wierzyć tobie - zapewniła go. - I obiecuję ci,

dziecino, że to, co mówi pan Alex nie zmieni mojego stosunku do

ciebie. Nigdy, przenigdy.

- Skąd jest pani taka pewna?

Noelle zobaczyła, że chłopiec jest bliski łez.

- Ponieważ za bardzo cię kocham. Miłość jest silniejsza niż gniew

czy nienawiść. Pan Alex może o tym nie wie, ale ja wiem na pewno.

- I nie przestanie mnie pani lubić?

- Nigdy. Więc przestań się martwić, kochanie. Już dobrze?

Jason nie wypuszczał jej ręki ze swojej. Pochylił głowę i tak

siedział przez jakiś czas.

- Teraz lepiej?

background image

- Trochę. Czy pani myśli, że pan Alex kiedyś przestanie być taki...

taki złośliwy?

- Być może kiedyś, w przyszłości. Pan Matt twierdzi, że jego brat

nie tak łatwo się zmienia.

- Bo jest głupi. Chce, żeby wszystko było tak jak przed

wypadkiem. A przecież nie będzie i od myślenia o tym można

zwariować. Ja sam coś o tym wiem.

- Naprawdę?

- Mówiłem panu Alexowi, że tylko ludzie głupi myślą, że ich

marzenia się spełnią. Tak było ze mną, gdy leżałem w szpitalu.

Marzyłem tylko o tym, żeby mieć zdrowe nogi. Nie chciałem jeździć

na wózku, bo to by znaczyło, że moje marzenie się nie spełni. W

końcu przestałem tak głupio rozumować, bo leżąc w łóżku, nie

mógłbym szukać kości dinozaurów. Prawda?

- Rzeczywiście. I powiedziałeś to wszystko panu Alexowi? -

spytała zdumiona Noelle.

- Tak. Zaraz na początku, ledwo zacząłem przyjeżdżać na lekcje.

Powiedziałem, mu, że wiem że on czeka na cud. I że to głupie.

Noelle przygryzła wargę. Zrozumiała, dlaczego Alex nie cierpi

chłopca.

- Obawiam się, że on jeszcze nie jest psychicznie przygotowany

na to, żeby słuchać tego, co ty masz do powiedzenia.

- I nigdy nie będzie - rzekł chłopiec z pogardą.

- W końcu jednak będzie musiał jakoś sam sobie poradzić z

życiem. Podobnie jak ty. Zostaw go w spokoju i omijaj z daleka.

background image

- Przecież już to robię.

Chłopiec westchnął głęboko, z ulgą, i włączył radio. Głośna

muzyka była Noelle na rękę, ponieważ uniemożliwiała rozmowę, a

tym samym pozwalała przemyśleć spostrzeżenia Jasona. Chłopiec

prawdopodobnie miał rację. Nie chcąc przyjąć do wiadomości

kalectwa i żyjąc tylko nadzieją na cud, Alex był chodzącą bombą

zegarową, która może wybuchnąć przy byle okazji.

Sytuacja sprzyjająca wybuchowi mogła zaistnieć już wtedy, gdy

Matt zaczął sympatyzować z Connie. Możliwe, że Alex nie miał nic

wspólnego z rozstaniem się tych dwojga, lecz problem pozostał. Jak

rysowała się przyszłość Matta? Alex chyba nie liczył na to, że brat

nigdy się nie ożeni.

Noelle zaczęła się zastanawiać, co będzie, gdy w życiu Matta

pojawi się następna kobieta. A jeśli to miałaby być właśnie ona? Nie

było nawet ważne, czy Matt jest w niej zakochany. Wystarczyło to, że

mieszkała w domu braci Caldwellów i szukała skamieniałości na

terenie należącym do nich. Ogarnął ją niepokój na myśl, że

ewentualne odkrycie rozpęta burzę, która może ją samą zniszczyć.

Martwiła się również o los Jasona, który uwielbiał Matta. Matt

lubił chłopca, lecz brat to brat. Nie wiadomo, w jakim stopniu i czy w

ogóle Jason mógł liczyć na jego uczucia?

Sytuacja w ośrodku skomplikowała się. Noelle westchnęła,

żałując, iż nie spotkała Matta w innych okolicznościach. Teraz miała

znikome szanse na to, by ich znajomość przekształciła się w coś

poważniejszego. Ponadto była przekonana, że stoi w obliczu

background image

katastrofy. Zaczęła się modlić, żeby ucierpiała tylko i wyłącznie ona

sama.

Po zakończeniu nagrania, chłopiec niecierpliwie zapytał:

- Jak wypadliśmy?

- Ty świetnie, a ja dużo gorzej.

- Wcale nie. Pani była doskonała.

- Wiem, że nie byłam, ale ci dziękuję. Teraz pojedziemy do

muzeum.

Kiedy dojechali na miejsce, Noelle powiedziała:

- Proponuję, żebyśmy najpierw obejrzeli wystawę.

- Wspaniale! - Jasonowi zalśniły oczy.

Noelle szła powoli, a chłopiec, pomimo kul, pędził od jednego

dinozaura do drugiego. Trochę dłużej zatrzymali się przy dwóch

niedawno odkrytych gatunkach.

- Ten Jensen ma szczęście! - W głosie Noelle przebijała zazdrość.

- Ale nie ma programu w telewizji.

Słowa chłopca sprawiły Noelle dużą przyjemność. Po obejrzeniu

eksponatów w następnej sali, powiedziała:

- Musimy już kończyć zwiedzanie. Idziemy do mnie.

Jason zauważył stojącego przy drzwiach mężczyznę.

- Doktor Forrest, proszę spojrzeć. Przyjechał pan Matt.

- Rzeczywiście.

Noelle była bardzo zadowolona ze spotkania, a nawet poczuła się

szczęśliwa, lecz nie chciała tego po sobie pokazać.

background image

- Witaj, Matt - powiedziała z udanym spokojem. - Ale nas

zaskoczyłeś. Nie spodziewaliśmy się ciebie.

- Kilku pacjentów niespodziewanie odwołało wizyty, a jeden z

terapeutów chciał popracować dłużej, więc pomyślałem, że mogę

zaprosić was na lunch do jakiegoś lokalu.

- Jak to miło z twojej strony. - Uśmiechnęła się. - Ale najpierw

muszę wykonać najpilniejszą pracę. Proszę was do siebie.

Gdy weszli do środka, Jason aż gwizdnął z zachwytu, natomiast

Matt zapytał:

- Gdzie jest ta kość znaleziona u mnie?

- Już nad nią pracuje jeden z kolegów.

- Dlaczego nie pani? - zdziwił się chłopiec.

Bała się takiego pytania, lecz musiała na nie odpowiedzieć.

- Zazwyczaj prawa do skamieniałości przysługują temu

paleontologowi, który ją znalazł. Skoro jednak ty, Jasonie, ogłosiłeś

przed kamerami, że składasz swój okaz w darze muzeum, ja musiałam

przekazać go szefowi.

- To niesprawiedliwe. Chciałem, żeby pani się nim zajęła.

- Sama o tym marzyłam - westchnęła. - Ale nie miałam prawa.

Matt bacznie się jej przyglądał.

- Dlaczego nie miałaś prawa?

- Moi przełożeni uważają, że nie mam odpowiedniego

doświadczenia.

- Jak ma pani zdobyć doświadczenie, jeśli nie może nad tym

okazem popracować? Nie powinna się pani z tym godzić.

background image

Jason uderzył pięścią w biurko. Matt był tego samego zdania.

- Taka, niestety, jest sytuacja u mnie w pracy.

Nikomu nie mówiła, jak trudno jej było rozstać się z kością

znalezioną przez Jasona, więc teraz tym bardziej wzruszyło ją okazane

współczucie.

- Czy już wiadomo, jaki to był dinozaur? - zainteresował się Matt.

- Nie. Kość pochodzi od młodego osobnika, ale na podstawie

wielkości trudno określić, czyj był szkielet. Ponadto idenryfikację

utrudnia i to, że kość jest zwietrzała, połamana i niekompletna.

Musimy ściśle określić podłoże, z którego ona pochodzi.

- Co tam jedna kość! - pocieszał Jason. - Jestem pewien, że

znajdziemy wszystkie, jakie jeszcze są w ośrodku.

- Może, może... - Głos Noelle brzmiał niepewnie. - Chodźcie,

pokażę wam mój program komputerowy.

Przez następne pół godziny oglądali mapy i wykresy. Jason

zadawał mnóstwo pytań i wszystko chciał wiedzieć. Nawet Matt

wykazał zainteresowanie tematem. Później, po wprowadzeniu danych

z ostatnich dni, Noelle zapisała wyniki na twardym dysku.

- Nie rozumiem, dlaczego tyle z tym wszystkim zachodu.

- Nawet najdrobniejszy okruch informacji jest cenny.

- Tak jak cenny jest najmniejszy nawet postęp moich pacjentów -

zauważył Matt.

Noelle uznała, że rozmowa zaczyna schodzić na niebezpieczne

tory, więc szybko powiedziała:

background image

- Jasonie, usiądź na moim miejscu i obejrzyj sobie jeszcze raz

mapę terenu naszych badań. My na chwilę wyjdziemy.

- Po co?

- Zachciało mi się pić, więc pójdziemy coś kupić - wymyśliła na

poczekaniu. - Co ci przynieść?

- Poproszę coca-colę - odparł chłopiec już bez reszty pochłonięty

komputerem.

Kiedy wyszli na korytarz, Noelle zapytała bez ogródek:

- Mam nadzieję, że nie przyjechałeś aż tutaj, żeby kłócić się ze

mną w obecności Jasona?

- Nie. Szczerze mówiąc, przyjechałem tylko po to, żeby móc z

tobą spędzić kilka godzin.

- Ze mną?

- Nie powinno cię to dziwić. - W głosie Matta była ledwo

dostrzegalna nuta zniecierpliwienia. - Wydawało mi się, że skoro

zabrałaś ze sobą Jasona, ja też nie będę przeszkadzać. Zresztą, prawdę

powiedziawszy, łudziłem się, że i mnie zaprosisz.

Owo wyznanie sprawiło Noelle dużą przyjemność.

- Nie chciałam być wobec ciebie niegrzeczna. Przecież

wiedziałeś, gdzie się wybieram, a nie wykazałeś ani odrobiny

zainteresowania. Za każdym razem, gdy napomknę o moich sprawach

zawodowych, wpadasz we wściekłość.

- Wcale nie. Ale jestem zły, gdy umniejszasz wartość tego, co ja

robię.

background image

- Przecież nie twierdzę, że moja praca jest ważniejsza od twojej -

wycedziła Noelle przez zaciśnięte zęby. - Ale też wcale nie uważam,

żeby twoja była ważniejsza niż moja.

- Jak coś takiego mogłoby ci w ogóle przyjść do głowy?

- Nie rób takiej zgorszonej miny. Wszystko jest kwestią skali

wartości. Pamiętam, że kiedy przygotowywano pierwszy lot na

Księżyc, wiele osób twierdziło, że miliardy potrzebne na

międzyplanetarną wyprawę powinny zostać wykorzystane dla

ratowania ubogich i bezdomnych.

- To niewątpliwie słuszna sprawa.

- Oczywiście. Ale, Matt, postęp w nauce nie może być zepchnięty

na drugi plan. Staram się wpoić dzieciom, że wiedza to potęga. Tylko

wiedza może przyczynić się do rozwikłania największych problemów

tego świata. Wyprawa na Księżyc stanowi najlepszy przykład. Dzięki

zdobytemu doświadczeniu stworzono wspaniały system łączności

satelitarnej. Teraz nawet ludzie z najdalszych zakątków świata mogą

wzywać pomocy.

- To wcale nie oznacza, że ją otrzymają.

- Prawda. Ale przynajmniej mogą się starać uzyskać wsparcie.

Ofiary kataklizmów i wojny przynajmniej znajdą kogoś, kto wysłucha

ich skarg.

- Słaba to pociecha dla dziecka umierającego z głodu. Zgadzam

się z twoim punktem widzenia, ale nie dostrzegam związku między

szukaniem przedpotopowych szkieletów, a dobrem moich pacjentów

czy, na przykład, państwową służbą zdrowia.

background image

- Szkoda. Bo dinozaury są przykładem wspaniale rozwiniętego i

zdrowego gatunku, który nagle wymarł całkowicie. Ten sam los czeka

niektóre gatunki zwierząt i roślin na naszej planecie, tu i teraz. I nas

samych! Grozi nam samounicestwienie. - Noelle wzdrygnęła się. -

Dlatego dinozaury budzą tak powszechne zainteresowanie.

- Wiedza o tym, co się przytrafiło dinozaurom, może się przydać

każdemu z nas, czy tak?

- Oczywiście. Dlatego tak istotne jest poznanie tego, co się z nimi

stało. Rządy wielu państw nie przejmują się tym, czy wycinanie lasów

tropikalnych

wpłynie

na

zmianę

klimatu,

czy

rosnące

zanieczyszczenia zniszczą jonosferę, czy reaktory atomowe zatrują

glebę i wodę. Ale jeśli odkryjemy, że podobne zjawiska, tyle że bez

ingerencji człowieka, spowodowały wyginięcie dinozaurów, wtedy

każdy naród uświadomi sobie, że i nas czeka to samo. I dopiero wtedy

podejmie jakieś działania.

- Ty naprawdę wierzysz w taki rozwój wypadków?

- Tak. Zastanów się nad tym. Wszyscy chcą się dowiedzieć, jakie

były przyczyny wyginięcia dinozaurów. Poznawszy prawdziwe

przyczyny tamtego kataklizmu, może wreszcie zaczniemy walczyć, by

ocalić siebie.

Matt odezwał się dopiero po dłuższej chwili milczenia.

- Przykro mi, ale codziennie widzę tyle bezlitosnej prozy życia, że

nie mam już głowy dla zwariowanych idealistów.

- Mnie masz na myśli? - spytała, boleśnie dotknięta.

background image

- A jak was inaczej nazwać? Jak mogę pochwalać stałe oglądanie

się wstecz?

- A niby dlaczego nie możesz? - padło sarkastyczne pytanie. -

Przecież bratu pozwalasz robić właśnie to przez tyle już lat.

ROZDZIAŁ SIÓDMY

- To ohydne kłamstwo!

- Czyżby?

- Przestań mieszać Alexa w te sprawy!

- Nie mogę. Choćby dlatego, że to przez niego jesteś tak bardzo

uprzedzony do moich poszukiwań. Tolerujesz mnie tylko dlatego, że

obiecałam znaleźć sponsorów dla twoich pacjentów.

- Miejmy nadzieję, że się wywiążesz z tego zadania - warknął

Matt. - To jedyne usprawiedliwienie dla twojego pobytu u mnie.

- Dostaniesz te pieniądze - gniewnie rzuciła Noelle. - Ale żadne

skarby na świecie nie sprawią cudu dla twojego brata. I nie pomogą

zmienić przeszłości. A im prędzej on to sobie uświadomi, tym lepiej

dla was obu.

- Pani Dinozello, niech pani zatrzyma tę mądrość dla swojej

rodziny, bo w wypadku mojej jest pani na fałszywym tropie.

Matt odwrócił się i odszedł bez słowa. Noelle wróciła do Jasona.

- Pan Matt nie mógł zostać - rzekła przygnębiona.

- Bardzo był zły?

background image

Noelle w milczeniu skinęła głową. Coś ją dławiło w gardle, więc

wolała się nie odzywać. Matt tego dnia zdobył się na przyjazny gest, a

ona zaraz wszystko popsuła.

- Pan Matt nie chce, żebyśmy cokolwiek znaleźli, prawda?

- Na to wygląda, kochanie. Zdaje mi się, że faktycznie tego nie

chce.

- Więc nie rozumiem, po co tu przyjechał?

- Myślę, że od razu chciał nam towarzyszyć. A ja... ja zrobiłam

mu przykrość tym, że go nie zaprosiłam. Więc przyjechał... ale na

krótko.

- Dlaczego? Czy pani znowu go odepchnęła?

- Niezupełnie, ale...

Sprawa była zbyt złożona, aby ją wyjaśniać dziecku. Nastawienie

Matta do niej było teraz wyraźnie niechętne, lecz Noelle nie chciała

skrócić swego pobytu w ośrodku.

Matt mimo wszystko nadal był idealnym gospodarzem i wieczory

spędzał z gośćmi. Rozmawiał jednak głównie z Jasonem, z którym

grywał też w karty. Ale gdy chłopiec szedł spać, Matt wychodził do

stajni i wracał dopiero późną nocą.

Nieszczęsna Noelle nie mogła nic poradzić na to, że tak wyraźnie

unikał jej towarzystwa. Czasami przychodził Alex, lecz tylko wtedy,

gdy był pewien, że brata nie ma w pobliżu.

- Doktor Forrest, pani pobyt tutaj już się kończy - rzekł któregoś

wieczoru. - Wygląda na to, że odjedzie pani z pustymi rękoma. Jaka

szkoda!

background image

Zadowolenie brzmiące w jego głosie zadawało kłam ostatnim

słowom.

Noelle nie dała się sprowokować.

- Rzeczywiście spodziewałam się, że poszukiwania dadzą lepsze

wyniki - odparła spokojnie. - Ale zostało jeszcze kilka dni, więc kto

wie... Przykro mi jedynie, że zakłóciłam spokój tutaj.

- Myślałby kto!

Tymi słowami Alexowi udało się do reszty zepsuć jej wieczór.

Noelle bolało to, że Matt tak się od niej odsunął, lecz samotność była

znacznie lepsza niż towarzystwo młodszego Caldwella.

Któregoś wieczoru, uciekając od towarzystwa Alexa, Noelle

wyszła przed dom. Wiał chłodny, kojący wiatr, a słońce zachodziło

właśnie za wierzchołki gór. Podeszła do ogrodzenia, za którym stał

bułanek. Wyciągnęła rękę i nieśmiało poklepała konia po aksamitnym

karku.

- Myślałem, że wcale nie lubisz koni - usłyszała za plecami.

- To bardzo piękne zwierzęta i z przyjemnością się im

przyglądam. Może namówię siostrzenicę, żeby nauczyła się jeździć.

Na pewno jej się to spodoba.

- A ty? Pewnie się nie odważysz. A przynajmniej nie ze mną.

- Masz niezwykłą zdolność opacznego interpretowania moich

słów - powiedziała i chciała odejść.

- Może powinnaś przestać mówić? - rzekł Matt i przyciągnął ją do

siebie. - Może oboje powinniśmy zamilknąć?

background image

Objął ją i pocałował mocno, zachłannie. Ów na pozór

bezwzględny pocałunek krył w sobie niezaprzeczalną i zadziwiającą

słodycz. W dodatku trwał tak długo, że Noelle zabrakło tchu.

Wyrwała się z ramion mężczyzny i długo patrzyła mu w oczy.

- Co to ma znaczyć? - szepnęła.

- Sama sobie odpowiedz.

Pokręciła głową. Zdawało się jej, że usłyszała westchnienie, lecz

nie była zupełnie pewna.

- Jeśli chcesz, możesz uznać, że to spóźnione przeprosiny. Za to,

że spadłaś z mojego konia.

Poczuła się rozczarowana i dlatego jej następne słowa zabrzmiały

niepotrzebnie ostro.

- Oboje dobrze wiemy, że nieźle się wtedy wygłupiłam.

Wolałabym nie wracać do tego incydentu. Pragnę tylko świętego

spokoju, niczego więcej.

- A tego ci ostatnio brak, prawda? - W głosie Matta

nieoczekiwanie zabrzmiała nuta współczucia. - Przykro mi, że pobyt

tutaj nie jest taki, jak sobie wymarzyłaś. Co zrobisz, jeśli nic nie

znajdziesz?

Noelle wzruszyła ramionami.

- Chyba to, co dotychczas. Będę występować w telewizji i

pracować w tym samym muzeum.

- Mogłabyś przyjeżdżać tutaj pod koniec tygodnia i we wszystkie

wolne dni.

- Naprawdę pozwoliłbyś mi szukać dalej?

background image

- A dlaczego nie?

- No, bo jeśli ci chodzi o pieniądze, to ja już więcej nie mogę

pomóc.

- O pieniądze?

- Przecież słyszysz, co mówię. Żadna następna umowa nie

wchodzi w grę. Matt, będę z tobą szczera. Udało mi się uzyskać tylko

tyle zobowiązań, że będzie można opłacić roczną rehabilitację pięciu

pacjentów. I wątpię, czy uda mi się znaleźć jeszcze kogoś chętnego.

- Pięciu pacjentów? Opłaty za cały rok?

- Tak. Wiem, że to niewiele... Żałuję, że nie jest tego więcej, ale

nasza stacja ma niewielki zasięg. Obawiam się, że nikogo więcej nie

znajdę, a już na pewno nie w tym roku.

Matt odezwał się po dosyć długiej chwili milczenia.

- Po pierwsze, pokrycie kosztów rehabilitacji pięciu pacjentów to

więcej, niż się spodziewałem. Nawet pieniądze dla jednego dziecka

byłyby dużym osiągnięciem. Nie umniejszaj swoich zasług. Wierz mi,

że doceniam to, co zrobiłaś.

Noelle odetchnęła z ulgą.

- I nie będę wymagał od ciebie żadnych opłat za pobyt tutaj.

Wzdrygnęła się, niemile zaskoczona jego słowami.

- A ja myślałam, że chodzi ci tylko o to. O pieniądze.

- Czyli źle myślałaś. Cholera! 1 jeszcze mi wmawiasz, że to ja

przekręcam słowa! - Matt sprawiał wrażenie obrażonego.. - Ale nie

tylko to... Chcę, żebyś miała wolną rękę - ciągnął. - Możesz kopać aż

do nadejścia zimy.

background image

- A... a twoi pacjenci?

- Niech cię o nich głowa nie boli. Martw się o to, żeby wreszcie

coś znaleźć.

Wątpiła, czy dobrze słyszy. Przez ułamek sekundy zastanawiała

się, czy w tej propozycji kryje się chociaż trochę osobistego

zainteresowania. Poczuła przyjemny dreszcz przeszywający ciało.

Musiała przyznać, przynajmniej przed samą sobą, że Matt zajmuje

coraz ważniejsze miejsce w jej życiu.

- Dlaczego nagle zmieniłeś zdanie?

- Bo... - Matt zawahał się. - Ze względu na Jasona.

Noelle zrobiło się bardzo przykro. Chociaż powinna była

przewidzieć, że tak właśnie będzie.

- Jasona? - powtórzyła głucho.

- Tak. Zaczęłaś tu coś robić... i on czeka na finał. Wszyscy zresztą

czekamy. Musimy dowiedzieć się, czy są tu inne cenne okazy. A

nawet, jeśli nic nie ma, to też lepiej wiedzieć.

Ujął Noelle pod brodę i odwrócił jej twarz ku sobie.

- Nie możemy żyć dręczeni niepewnością.

Odsunęła się.

- My, to znaczy, kto?

- Ty. Ja. Moi pacjenci. I oczywiście Jason.

- A Alex?

- On nie ma z tym nic wspólnego. Sprawa skamieniałości należy

tylko do nas.

background image

- Mylisz się. A co będzie, jeśli natknę się na całe pole kości? Jak

on wtedy zareaguje?

- To zmartwienie pozostaw mnie. Zajmuję się bratem już od tylu

lat...

- Może przez cały ten czas jest to jego największy problem -

stwierdziła Noelle poważnie. - Może on powinien wreszcie sam

troszczyć się o siebie. Matt, wiem, że to nie moja sprawa. Wiem też,

co czułeś, gdy poprzednio się wtrąciłam. Ale ty tak się zająłeś obroną

spraw ludzi przegranych, że to ci przesłania...

- Do czego zmierzasz?

- Chcę tylko powiedzieć, że nie masz własnego życia. Najlepszym

tego dowodem jest to, że zerwałeś z Connie.

- Nie wiem, czego się o nas dowiedziałaś, ale my po prostu nie

pasowaliśmy do siebie. Okazało się to dość szybko i Alex nie miał z

tym nic wspólnego.

- A gdybyście byli dla siebie stworzeni? Zrywając z nią mógłbyś

stracić coś bardzo cennego. Matt, zajmij się trochę sobą i pozwól

czasami innym, żeby sami borykali się ze swym losem. Będzie to z

korzyścią dla wszystkich.

- Czyżby? Mam bezczynnie patrzeć, jak z mojego brata robi się

cynik, który nie oczekuje niczego ani od życia, ani od ludzi?

- Przecież on już teraz jest taki.

- No pewnie! Taka mądrala jak ty wszystko wie najlepiej.

- Takie masz o mnie zdanie? - wykrztusiła po chwili.

background image

- A co mam o tobie myśleć? Przecież tylko z tej strony dajesz mi

się poznać. Ukazujesz mi jedynie osobę wykształconą, która ma

odpowiedź na wszystko. Nie chcesz pokazać swojego prawdziwego

oblicza. Ukrywasz je jak drogocenny klejnot. Chowasz się przed

całym światem, prawda?

Noelle uśmiechnęła się z przymusem.

- Czy ty pozwalasz Alexowi żyć w prawdziwym świecie?

Matt nic nie odpowiedział i nie zatrzymał jej, gdy odchodziła.

Potem, już do końca pobytu, nigdy nie wracali do tego tematu.

Przed odjazdem gości Matt urządził piknik, na który zaprosił

państwa Swansonów. Jason przez cały dzień był markotny, a jego

maniery przy stole pozostawiały wiele do życzenia.

- Zachowuj się grzeczniej - szepnęła Noelle.

- Nie chcę wracać - buntował się chłopiec. - Moi opiekunowie

będą mieli jeszcze jedno dziecko, więc nie znajdą już ani trochę czasu

dla mnie.

- Kochanie, wiem, jak ci przykro, ale tutaj nie możesz zostać.

- A nie mógłbym pojechać do pani? - spytał Jason błagalnym

tonem. - Obiecuję, że będę grzeczny.

- Bardzo bym chciała, żebyśmy byli razem, ale przecież nie mogę

cię wziąć bez zgody sądu.

Przyjęcie okazało się nieudane. Matt się nie odzywał, Alex i Jason

nie mieli humoru, dziewczynki marudziły, a pani Swanson

najwidoczniej wstydziła się za swego podopiecznego.

background image

Noelle ogarnęło prawdziwe przygnębienie, gdy zapytano, czy już

mają spakowane walizki. Chętnie zostałaby dłużej, lecz Matt nie

ponowił zaproszenia, więc oboje z Jasonem musieli odjechać.

Pocieszała się, że następnego dnia spotka w studiu dzieci, których

sympatii nie utraciła. Teraz jednak bolało ją to, że ani Matt, ani Jason

nie patrzyli jej w oczy. Chłopiec tak się zachowywał, że pan Swanson

wreszcie stracił cierpliwość i kazał mu odejść od stołu.

Matt przysiadł się do niej i rzekł półgłosem:

- Chciałbym coś zrobić dla Jasona. Teraz, kiedy skończyła się

wspaniała przygoda, jest taki nieszczęśliwy. Aż mi go żal.

- Wspaniała przygoda... - powtórzyła Noelle ze ściśniętym

gardłem. - Bez jednej skamieliny! Żeby chociaż mieć jakiś kawalątek

kości.

- Noelle, Jasonowi nie chodzi o kości dinozaurów, tylko o ciebie.

Czy będziesz za nim trochę tęsknić?

Nie otrzymał odpowiedzi.

- Czy myślałaś o tym, żeby go wziąć do siebie na stałe?

- Owszem. Ale on zasługuje na wszystko, co w życiu najlepsze.

Powinien mieć prawdziwy dom z dwojgiem wspaniałych rodziców, a

nie jednego drugorzędnego paleontologa z trzeciorzędnego muzeum.

Słowa te odzwierciedlały ogarniającą ją gorycz wynikającą z nie

spełnionych marzeń i zawiedzionych nadziei. Matt nagle wstał i

zwrócił się do państwa Swansonów z jakimś pytaniem. Uzyskawszy

odpowiedź, podszedł do Jasona, który siedział nieopodal pod

drzewem.

background image

- Wstawaj i siadaj na konia. Jeszcze raz rzucimy okiem na to

łożysko potoku.

- Teraz? - Chłopiec rozpromienił się natychmiast.

- Oczywiście. Chyba, że wolisz najpierw zjeść resztę deseru.

- Gdzie tam!

Jason schwycił kule, błyskawicznie stanął na nogi i wyminąwszy

Matta, podszedł prosto do Noelle.

- Dziękuję, pani Dinozelło. To lepsze niż deser.

- Cieszę się, że tak myślisz, ale to był...

Noelle pragnęła okazać Mattowi wdzięczność za to, że

uszczęśliwił przygnębione dziecko. Szybko wpadła na pomysł, jak

powiększyć tę radość.

- Mart, podwieziesz mnie? - spytała.

Mężczyzna popatrzył zaskoczony.

- Myślałem...

- Masz ci los, znowu za mnie myślisz - przerwała Noelle i

uśmiechnęła się. - Będziemy szybciej na miejscu, jeśli wszyscy

pojedziemy konno, a wiem przecież, że będziesz bardzo uważał. Mam

rację?

Jason stanął po jej stronie.

- Widzisz, Matt. Dwa do jednego. Pomóż mi tylko wsiąść.

- Dokąd jedziemy, pani Dinozelło?

- Tam, gdzie znalazłeś kość.

- Ale przecież w tym miejscu przeszukaliśmy wszystko już milion

razy! Może wybierzemy jakieś nowe?

background image

- Nie. Bo teraz mi się przypomniało, że coś opuściliśmy.

Kiedy Jason ruszył przodem, Matt rzekł półgłosem:

- Będzie mi go bardzo brakowało.

- Ale będziecie się spotykać, przynajmniej raz w tygodniu -

przypomniała Noelle.

- To nie to samo. Bez was dwojga dom zrobi się bardzo pusty.

- Myślałam, że będziesz zadowolony - rzekła nieśmiało.

- Zadowolony?

- Oczywiście. Dla dwóch kawalerów goście chyba są dużym

kłopotem. Jason wreszcie przestanie zamęczać cię gadaniem i ciągłym

opowiadaniem o skamieniałościach. A ja przestanę się z tobą kłócić o

dinozaury.

- Boja wiem. Cieszyłem się, że dom znowu jest pełen ludzi.

Przypomniały mi się czasy, gdy żyli rodzice... - Głos mu się załamał.

Podjął dopiero po dłuższej chwili. - Pozostanie mi czekać cierpliwie

na wasze cotygodniowe wizyty, gdy będziecie przyjeżdżać, żeby dalej

prowadzić poszukiwania.

- Ty naprawdę chcesz, żebyśmy przyjeżdżali?

- Oczywiście. Pamiętam, że ci o tym mówiłem.

- A ja pamiętam, że zapytałam, dlaczego nagle decydujesz się

ryzykować i nie dostałam wyczerpującej odpowiedzi.

- Może uświadomiłem sobie, że będziesz musiała długo szukać,

zanim cokolwiek znajdziesz.

- Czyli po prostu chcesz mi ułatwić życie?

background image

Mogłaby przysiąc, że Matt wstrzymał oddech. Dał odpowiedź

chłodną i wyważoną.

- Niezupełnie - odparł. - Jason jest szczęśliwy, jeżeli ty jesteś

zadowolona, a jego dobro bardzo mi leży na sercu.

Kobieca duma Noelle znów została zadraśnięta.

- Pozwól mi zejść. Chcę iść pieszo.

Szła powoli i uważnie się rozglądała, ale niczego szczególnego

nie zauważyła.

- Byłem pewien, że coś jednak znajdziemy - odezwał się

rozgoryczony Jason.

- Może następnym razem. Tutaj chyba już wszystko

przeszukaliśmy. Pora wracać.

Jasonowi zrzedła mina i Noelle ścisnęło się serce.

- No, właściwie zostało nam jeszcze jedno miejsce.

- Gdzie? - niecierpliwie zapytał chłopiec.

Matt spojrzał na zegarek.

- Czy jesteś pewna? Robi się późno.

- Sprawdzimy tylko to miejsce, gdzie spadłam z konia.

- Ale spieszcie się.

Skierowała się w lewo, natomiast Jason pojechał w prawo. Po

zrobieniu dużego koła Noelle zawróciła.

- Znalazłaś coś?

- Nic a nic. A niech to licho! Nie mogłam jednak wyjechać stąd

bez sprawdzenia jeszcze raz.

background image

Zaczęła się wspinać na brzeg, ale zachwiała się na gruncie mniej

pewnym niż dno.

- Poczekaj, pomogę ci. - Matt chciał zsiąść z konia.

- Nie trzeba. Poradzę sobie. Schwycę się tego uschniętego drzewa.

Drzewo okazało się spróchniałe i natychmiast pękło, więc Noelle

straciła oparcie i potoczyła się na dół. Jason krzyknął przeraźliwie, a

Matt błyskawicznie zeskoczył z konia i znalazł się na dole, u jej boku.

Noelle wstała i otrzepała dżinsy. Była bardzo speszona.

- Nic mi się nie stało.

Matt otoczył ją ramieniem.

- Jesteś pewna?

- Tak.

Spojrzała mu prosto w oczy. Po raz pierwszy dostrzegła w nich

czułość, na którą tak długo czekała. Nie wiedziała, co powiedzieć.

- Noelle?

Najwyraźniej czekał, żeby się odezwała, lecz ona, onieśmielona

obecnością Jasona, tylko mocniej się przytuliła. Uśmiechnęła się

niewyraźnie.

- Zawsze tutaj się przewracam. Ja...

Zastygła w pół słowa, wpatrzona w miejsce, które poprzednio

było zupełnie niewidoczne za drzewem. Jej wprawne oko od razu

dostrzegło osobliwy układ warstw gleby. Czy to możliwe? Czyżby

wreszcie znalazła to, czego tak długo szukała?

- Noelle?

Zrobiła krok i wyciągnęła ręce.

background image

- Noelle! Co ci jest? Co się stało? - dopytywał się Matt, widząc,

że opada na kolana.

Czuła, że jej serce tłucze się jak oszalałe, a płucom brakuje

powietrza. Gołymi rękoma zaczęła odrzucać ziemię wokół tego, co z

niej wystawało. Czas stanął w miejscu. Noelle odsunęła się,

wpatrzona w to, co odkryła - w całą szczękę

- Tak! O tak! No tak! - powtarzała.

Innych słów nie mogła znaleźć. Z zachwytu przymknęła oczy.

Udało się. Dokonała odkrycia i naprawdę znalazła wspaniałą

skamielinę. Otworzyła oczy, żeby sprawdzić, czy nie śni.

- Matt! - szepnęła. - Widzisz to? Jason, a ty? Czyż to nie piękne?

Twarz Jasona rozświetlił najpiękniejszy uśmiech. Matt wpatrywał

się w gładką, idealnie zachowaną i całą kość.

- Popatrzcie! Przyjrzyjcie się!

Matt stał i patrzył, nic nie rozumiejąc. Wreszcie jednak ruszył się,

gdy podniecony Jason nieomal spadł z konia. Chłopiec zapomniał o

kulach i zsunął się na dół, prosto w ramiona Noelle. Objął ją mocno za

szyję i plótł piąte przez dziesiąte. Noelle śmiała się uszczęśliwiona i z

radości zaczęła tańczyć i kręcić się w kółko.

- Znalazła pani! Znalazła! Wiedziałem, że się uda.

- Kochanie, taka jestem szczęśliwa, że ty przy tym jesteś!

Chłopiec przytulił się jeszcze mocniej, a Noelle obsypała go

pocałunkami. Nie mogła uwierzyć, że los się do niej uśmiechnął.

background image

- Matt, popatrz na mnie! - Uniosła rozpromienioną twarz. - Teraz

jestem najprawdziwszą panią Dinozellą! I zasługuję na mój

telewizyjny pseudonim!

ROZDZIAŁ ÓSMY

Po pierwszym wybuchu nieopisanej radości, wszyscy troje długo

stali i wpatrywali się w znalezioną imponującą skamieniałość. Noelle

pierwsza przerwała milczenie.

- Ta szczęka... - Głos jej drżał z podniecenia. - Chyba wiem, co

mamy. To taka rzadkość, że łatwo ją zidentyfikować. Widzisz,

Jasonie, jaka olbrzymia jest ta szczęka?

- Bardzo duża.

- Takie szczęki umożliwiały pożeranie ofiary w dużych kawałach.

Jason przygryzł wargę. Nie mógł znaleźć odpowiedzi.

- To bardzo rzadko występujący dinozaur - podpowiedziała

Noelle. - Dotychczas odkryto zaledwie trzy okazy. Ten trzeci

znaleziono kilka lat temu oczywiście u nas, w Fort Collins.

Ostatnia informacja zdradziła całą tajemnicę.

- Epanterias! - krzyknął Jason. - To jest Epanterias!

- Świetnie. Matt, jeśli się nie mylę, oglądamy czwarty okaz, jaki

w ogóle znaleziono na świecie.

- Mnie ta nazwa nic nie mówi. Ale cieszę się, że Jason był obecny

przy tym odkryciu.

background image

- Nikomu nie udało się odnaleźć całego szkieletu. Dlatego moje

odkrycie jest tak ważne. Oczywiście pod warunkiem, że się nie

pomyliłam.

- Pani Dinozello, pani się nigdy nie myli. Ale byłoby cudownie,

gdybyśmy znaleźli cały szkielet. Oboje bylibyśmy sławni! Pisano by o

nas w gazetach i wszędzie...

- Tylko bez gazet! - ostro wtrącił Matt. - Jasonie, nie chcę

żadnego radia ani telewizji.

- Racja. Zapomniałem.

Wszyscy umilkli, zakłopotani. Po chwili Noelle objęła chłopca i

rzekła:

- Stoimy tu, jakbyśmy znaleźli jakieś relikwie, a przecież musimy

zabrać się do pracy.

- Czy pan nam pomoże? - spytał Jason.

Matt uważnie wpatrywał się w kość i nawet chciał dotknąć

palcem, lecz Noelle złapała go za rękę.

- Nie ruszaj, bo mógłbyś uszkodzić!

Znowu zapadło krótkie, przykre milczenie.

- Potrzebne mi są narzędzia, gips i aparat fotograficzny. Poza tym

muszę ogrodzić ten teren. - Noelle z wrażenia zabrakło tchu i nie

mogła mówić dalej.

- Opamiętaj się, Noelle. Wiesz, że to za dużo na dzisiaj -

rzeczowo wtrącił Matt. - Robi się późno.

- To prawda. Musimy zaczekać do jutra.

background image

Pomimo protestów Jasona, Noelle starannie przysypała szczękę

ziemią.

Zaraz po powrocie ogłosiła wszystkim wielką nowinę. Reakcja

państwa Swansonow była pełna entuzjazmu. Alex mruknął coś pod

nosem i odszedł. Niedługo potem goście odjechali.

- Moje gratulacje. Intuicja cię nie zawiodła.

- Dziękuję. Wciąż nie mogę uwierzyć w tak wielkie odkrycie.

- I to ostatniego dnia poszukiwań.

- Cieszę się, że wpadłeś na ten pomysł. I że pozwoliłeś zabrać

Jasona. Doprawdy nie wiem, które z nas było bardziej przejęte.

- On był strasznie podniecony.

- Tak. Ale ty się tym ani trochę nie wzruszyłeś.

- Powiedziałbym, że mnie to zdumiało.

- Bo nie wierzyłeś, że cokolwiek znajdę, prawda?

- Chyba nie. I co dalej, pani Dinozello?

- Sądzę - zaczęła Noelle ostrożnie - że nadeszła pora zawarcia

nowej umowy.

- Zawsze myślisz tylko o swojej karierze.

- Dlaczego nie? - spytała zaczepnie. - Nasza poprzednia umowa

przyniosła niezłe rezultaty. Ty masz zobowiązania i wykonaną całą

pracę papierkową. Ja znalazłam piękną kość, a twoi pacjenci nic a nic

na tym nie ucierpieli. No i Jason był w paleontologicznym raju.

- Tak. I nawet mój brat jakoś to przeżył. Muszę przyznać, Noelle,

że wszystko się ułożyło świetnie. Więc, jeśli chcesz zawierać następną

umowę, jestem za tym.

background image

- Jestem gotowa na wszystko. Tylko, czy ty dokładnie

przemyślałeś sprawę?

- Tak. Mnie te kości nie są do niczego potrzebne. Ale nie cofam

moich zastrzeżeń. Nie życzę sobie żadnego rozgłosu.

- Zgoda.

- Niestety, istnieje jeszcze jeden szkopuł.

- Jaki?

- Nie możesz zacząć kopać od razu.

- Chyba nie mówisz poważnie? Przecież ja czekałam na taką

okazję całe życie.

- Na razie nie można tu nigdzie kopać - rzekł Matt stanowczo. -

Wiem, ile to dla ciebie znaczy, ale...

- Czy aby na pewno wiesz?

- Tak. Niestety, nie możesz natychmiast rozkopać całego terenu.

Nie mogę tak nagle zmienić przyzwyczajeń koni. Muszę je stopniowo

przeszkolić, tak zresztą jak i pacjentów.

- Jak długo to potrwa? Kilka tygodni?

- Raczej kilka miesięcy.

Noelle zrobiła wielkie oczy.

- Kilka miesięcy! Ależ, Matt, teraz mamy sierpień. Zanim

przeszkolisz konie, zrobi się zima, a ja nie mogę kopać zamarzniętej

ziemi.

- Zdaję sobie z tego sprawę i jest mi przykro. Ale musisz mnie

zrozumieć. Konie potrafią się nauczyć dość szybko, ale moi pacjenci

background image

niestety nie. Wielu z nich uczy się bardzo wolno i z trudem cokolwiek

zapamiętuje. Nie mogę ich narażać.

- Przecież mogłabym kopać tylko na brzegach i wtedy bym nawet

nie tknęła trasy dla początkujących... Ale przynajmniej zrób wyjątek

dla tego, co znalazłam dzisiaj.

- Dla tej szczęki?

- Tak. Ona już bardzo mocno wystaje z ziemi i dlatego zimą może

ulec uszkodzeniu. Wykopię ją, a potem będę cierpliwie czekać aż do

wiosny.

- Ile czasu potrzebujesz?

- Niezbyt dużo. Podejrzewam, że jakiś tydzień. Najdalej dwa, bo

może będę musiała ostrożnie wyłuskiwać ją ze skały, w której jest

osadzona. Będę pracować po lekcjach, żeby nikomu nie przeszkadzać.

Zapadło długie milczenie. Mart pochylił się i bacznie popatrzył

Noelle w oczy.

- A co będzie, jeśli obok znajdziesz całe stado dinozaurów? Czy

jesteś pewna, że nic więcej nie ruszysz?

Noelle nie spuściła oczu. Wstała i rzekła:

- Nie masz pojęcia, na co mnie stać, kiedy stawka jest wysoka.

Nie ruszę niczego poza tą szczęką. Koniec, kropka.

Mart spytał śmiertelnie poważnym tonem:

- I nikomu nic nie powiesz? Nikomu? Nie chcę, żeby mi tu po

ośrodku biegali ludzie goniący za paleontologiczną sensacją. Jeśli

chcesz mieć pełne prawa do tego, co tutaj odkryjesz, musisz czekać,

aż ci pozwolę kopać. Zrozumiano?

background image

- Rozumiem. Daję ci słowo. I dotrzymam.

- Nie masz wyboru. Musisz.

- Nie martw się. Dotychczas wszystko dobrze się układało, więc

teraz też będzie tak samo. Mam nadzieję...

- Od czasu pobytu w ośrodku Caldwella zupełnie straciłaś humor -

stwierdziła Louise. - Czy stało się coś złego?

Noelle westchnęła. To, co się stało, było złe o tyle, że miała w

zasięgu ręki marzenie całego życia, a nie wolno jej było wspomnieć o

tym ani słowem. Przyznawała jednak rację Mattowi i rozumiała, że

jego argumenty są słuszne. Jednak od rana do wieczora bez przerwy

rozmyślała o wykopaliskach.

Zrozpaczona liczyła dni, tygodnie i miesiące do wiosny.

Najbardziej dręczyła ją myśl o znalezionej szczęce, która tkwiła w

twardym piaskowcu. Skała była wyjątkowo twarda i Noelle mozolnie,

z wielkim trudem, odłupywała cieniutkie płytki. Praca była żmudna, a

czas, jakim dysponowała, był bardzo ograniczony.

Pewnego wieczoru Matt chwycił ją mocno za ramię i zatrzymał,

gdy jak zwykle spieszyła się, by zacząć pracować.

- Czy mogłabyś choć na chwilę wrócić na ziemię i nie myśleć o

tej cholernej szczęce? Musisz mnie wysłuchać.

- O co chodzi? Chyba się nie rozmyśliłeś? Nikomu nic nie

powiedziałam. Ja dotrzymuję warunków umowy.

- Przestań gadać o umowie! Niedobrze mi się robi już na sam

dźwięk tego słowa.

background image

- Więc czego chcesz? Są jakieś nowe kłopoty?

- Mam kłopot z Jasonem. Pyta o ciebie... mówi o tobie bez

przerwy. A ty go wcale nie widujesz. Czy machnęłaś na niego ręką,

bo los się do ciebie uśmiechnął?

- Ależ oczywiście, że nie. Prawie co wieczór rozmawiam z nim

przez telefon.

- A dlaczego z tobą nie przyjeżdża?

- Bo mam mało czasu i muszę nadrobić wszystkie zaległości. Nie

mam żadnej ulgi ani w studiu, ani w muzeum, ponieważ nie mogę

nikomu powiedzieć o tym, co znalazłam i co robię codziennie po

południu. A kiedy raz się zdarzyło, że miałam trochę wolnego czasu,

Jason akurat był zajęty. Ale kiedyś nawet go odwiedziłam.

- Słyszałem o tym. Swansonowie mówią, że wprowadziłaś

straszny zamęt w życie chłopca. Zrobił się nie do zniesienia. I wiesz

co? Myślę, że chyba się pomyliłem. Może na dłuższą metę będzie dla

niego lepiej, jeśli zerwiesz z nim wszelkie kontakty.

- Bzdury wygadujesz! Każde dziecko ma prawo mieć przyjaciół,

więc nie przestanę się z nim kontaktować. Chyba że on sam będzie

tego chciał. Co się zaś tyczy jego opiekunów...

W jej oczach pokazały się błyski gniewu.

- Pewnie Jason nie byłby taki nieszczęśliwy, gdyby oni sami

poświęcili mu trochę więcej czasu. Zawsze jest spychany na drugie

miejsce po tych adoptowanych dzieciach. Ci ludzie mają jak najlepsze

intencje, ale chcą za dużo. I on za to płaci.

background image

- Tu ci przyznam rację - zgodził się Matt - ale nic nie zdziałamy,

krytykując zasady, na jakich funkcjonują rodziny zastępcze. Wróćmy

do Jasona. Ty na jakiś czas stałaś się najważniejszą osobą w jego

życiu, a teraz się usunęłaś. Co chcesz z tym fantem zrobić? Może się

w ogóle nad tym nie zastanawiałaś?

Ugodzona tymi słowami do żywego, Noelle wystąpiła z

kontratakiem:

- Rycerzu Bez Skazy, dlaczego nie zaczniesz krytyki od siebie?

Jason cię idealizuje. Już podczas naszego pierwszego spotkania

naopowiadał mi dużo o tobie. Później powiedział mi, że za każdym

razem, kiedy chce się do ciebie zbliżyć, Alex zawsze temu

przeszkadza. Dodam, choć to oczywiście nieważne, że Jason aż

płakał, gdy mi o tym opowiadał.

- Płakał? - spytał Matt przytłumionym głosem.

- Tak. Z powodu Alexa. Bał się, że twój brat zniszczy moje

przyjazne nastawienie do niego. Ale ja to nie ty. Powiedziałam mu, że

nie pozwolę, żeby opinia Alexa zaważyła na mojej.

- Szukasz winnych tego, że Jason jest nieszczęśliwy, tak?

- Dlaczego nie przyjrzysz się sobie? - spytała.

Słysząc te słowa, Matt mocno zbladł. Noelle odsunęła się.

- Muszę już iść, bo mam dużo pracy.

Po tej rozmowie Matt nigdy już nie czekał na przyjazd Noelle ani

nie próbował się z nią skontaktować. Ona zaś marzyła o tym, żeby

znaleźć się w jego ramionach i poczuć jego usta na swoich, ale nie

mogła go przeprosić za to, iż powiedziała mu prawdę.

background image

Czuła się nieszczęśliwa, co nie uszło uwagi Louise.

- Wyglądasz, jakbyś miała kłopoty z jakimś mężczyzną. Kto to

taki?

- Jest ich dwóch. A ja jestem u kresu wytrzymałości.

- Spotykasz się z dwoma jednocześnie?

- Można by tak powiedzieć.

- Ale dawniej zawsze.. Przecież to chyba trochę, no.. zagmatwane.

- Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo.

Nie mogła jednak wytłumaczyć, na czym to polegało. Sama

zresztą nie rozumiała wszystkiego dokładnie.

Sprawa nadal się gmatwała i wszyscy troje byli coraz bardziej

nieszczęśliwi. Niewiele pomógł fakt, że czasami Noelle mogła zabrać

Jasona z sobą. Jedynym plusem niedawnego starcia było to, że Matt

zaczął poświęcać chłopcu więcej czasu, lecz niestety okazało się, że to

nie wystarcza.

Pod koniec każdej rozmowy z Noelle, Jason nieodmiennie prosił o

kolejne spotkanie. Doszło już do tego, że niepokoje i zmartwienia w

życiu osobistym Noelle zaczęły mocno rzutować na jej pracę

zawodową. Nawet audycje „Przygody z prehistorią" straciły swój

urok.

Niekiedy porównywała swe telewizyjne wcielenie z niezwykle

ożywioną kobietą, odkrywającą skamieniałości w ośrodku Matta i

wtedy zastanawiała się, czy to nie oznacza porównań między życiem z

Mattem i Jasonem a życiem bez nich.

background image

Uznała, że los jest dla niej niesprawiedliwy. Obecnie miała w

zasięgu ręki wszystko, o czym w życiu marzyła, a mimo to czuła się

przygnębiona. Nie mogła zrozumieć, dlaczego.

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Nareszcie tak się szczęśliwie złożyło, że Noelle i Jason mogli

spędzić prawie całą sobotę razem.

- Czy naprawdę już dzisiaj wyciągniemy tę szczękę? - co chwila

pytał niezmordowany Jason.

- Oczywiście. Jeszcze tylko usunę kilka centymetrów skały.

Pozwolę ci wyciągnąć ten skarb i nawet zrobię ci przy tym zdjęcie.

- Och! - Oczy chłopca zrobiły się ogromne. - Naprawdę?

- Tak. Na pewno przyda mi się siła twoich ramion.

Jason wyciągnął rękę i pomacał muskuły.

- Jestem gotów. Pani Dinozello, niech się pani pospieszy. Mam

nadzieję, że tam będzie coś jeszcze. Coś większego.

Zdaniem Jasona im większa kość, tym lepsza. Noelle roześmiała

się, ale nie miała serca powiedzieć mu, że jego podejście jest

niezupełnie naukowe.

- O, przyjechał pan Matt! - zawołał chłopiec. - Chce pan

zobaczyć? Już widać prawie całą szczękę.

- To dobra wiadomość. Dzień dobry, Noelle.

- Dzień dobry, Matt.

- Jeszcze tylko ten kawałek skały i... Już się daje ruszyć!

Naprawdę! - Jason natychmiast schylił się i wyciągnął rękę.

background image

- Zaczekaj! - odezwał się Matt. - Pani Noelle powinna sama tę

kość wyciągnąć.

Chłopcu zrzedła mina, lecz Noelle powiedziała:

- Nie, Matt. Obiecałam mu, że on to zrobi.

- Myślałem, że ty sama pragniesz tego zaszczytu.

- Dla mnie to nie takie ważne - rzekła spokojnie. - Wezmę aparat,

żebyśmy mogli tę chwilę uwiecznić. Już, kochanie. Jestem gotowa.

Wyciągaj. Ale powolutku. I uważaj, żeby nie upuścić. Nie wolno

uszkodzić kości. Teraz delikatnie przesuń ją na brezent.

- Wiem, proszę pani - rzekł Jason z pełnym przekonaniem. Nie

mógł się jednak opanować i, ignorując leżący tuż obok brezent, z

namaszczeniem położył szczękę na kolanach. - Proszę popatrzeć! -

szepnął.

Noelle szybko uwieczniła jego ekstatyczny zachwyt i

niecierpliwym ruchem podała aparat Mattowi.

- Posuń się, Jasonie. Ja też chcę się przyjrzeć z bliska.

Przez następną godzinę Noelle i Jason czyścili kość, natomiast

Matt robił zdjęcia.

- Czy pani nadal uważa, że to jest Epanterias?

- Tak.

- A czy kość, którą ja znalazłem może być częścią tego samego

szkieletu?

- Nie wiem... O, ten kawałek skały powinien zaraz odpaść. Już

widzę szparę. Jeszcze trochę opukam...

background image

Jason chciał schwycić odpadający odłamek, lecz Noelle go

uprzedziła i delikatnie oderwała dużą płytkę. Ukazał się rząd zębów.

- Ale to piękne! - szepnął nabożnie przejęty Jason.

- Szkoda, że nie mogę od razu powiedzieć, czy mamy całą

szczękę. Ale i tak widzimy już dość dużo. I jakie to wspaniałe!

- W jakim tempie będziesz mogła usuwać ten kamień?

- Po kilka centymetrów dziennie.

- Tak wolno?

- Owszem. Chyba że wszystko będzie odchodzić tak łatwo, jak ten

kawałek. To bardzo żmudna praca, ale mnie nie przeszkadza.

- Nic więcej tutaj nie widzę.

Noelle uśmiechnęła się.

- Trudno codziennie odkrywać coś nowego. Teraz trzeba się zająć

tym, co mamy. Owinąć w bandaż i pokryć gipsem.

- To chyba najmniejszy problem - odezwał się Matt. -

Zastanawiam się, jak to zanieść do domu. Proponuję, żebyśmy z

Jasonem pojechali do domu konno, a potem wrócę samochodem.

- Nie, to by było za długo, a obiecałam, że odwiozę Jasona przed

siódmą.

- Mógłbym przywieźć ci tę szczękę jutro.

Noelle i Jason popatrzyli na niego z niedowierzaniem.

- Czy pan oszalał? - wyrwało się chłopcu.

- Jason! Jak ty się zachowujesz! To była tylko propozycja

pomocy.

- Okazuje się, że bardzo kiepska - stwierdził Matt.

background image

- Ja ten skarb muszę zabrać - powiedziała Noelle i zaczęła

opróżniać plecak. - Już wolę zostawić tu wszystkie inne rzeczy.

- Czułem, że tak zrobisz. Czy gips długo schnie?

- Niedługo. Dotknij. Jest tak przygotowany, żeby mógł szybko

zastygać.

- To świetnie. Ja ten ciężar poniosę do domu.

Noelle zawahała się.

- Ale to duży odłamek skały.

- Przecież i ja mogę się trochę poświęcić dla nauki, prawda?

Oczywiście, jeżeli Jason się nie boi, że upuszczę wasz skarb.

- Nie boję się. Pani Dinozello, ten okaz na pewno będzie

bezpieczny w ręku pana Matta.

- Dziękuję ci za wotum zaufania, synu. - Matt poklepał chłopca po

plecach. - Tylko nie wiadomo, czy pani Dinozella we mnie wierzy.

Noelle z radością zauważyła, że obaj odnoszą się do siebie z

całkowitą swobodą. Jeszcze przyjemniejsza była świadomość, że

między nią a Mattem zniknęło dotychczasowe przykre napięcie.

- Wierzę ci i bardzo dziękuję.

- Jeszcze mi nie dziękuj. - Matt uśmiechnął się przekornie. -

Przecież będziesz musiała przez całą drogę prowadzić konia.

Przerażone protesty Noelle zagłuszył śmiech Jasona.

- Pan Matt tylko tak sobie żartuje. Ja konia poprowadzę.

- Oczywiście.

- Widzę, że jeśli chodzi o zatruwanie mi życia, mogę liczyć na

was obu - mruknęła Noelle.

background image

Czekając, aż gips zastygnie, zrobiła jeszcze kilka zdjęć kości i

jedno ukradkowe zdjęcie Matta.

- Wszystko gotowe?

- Tak.

- No to ruszamy.

Dotarli dość szybko do domu, gdzie zastali państwa Swansonów.

Jason pożegnał się, i odjechał bez szemrania. Słońce kryło się już za

wierzchołkami gór, gdy Matt odprowadził Noelle do samochodu.

- Mam nadzieję, że oczyszczanie tej szczęki nie będzie zbyt

kłopotliwe.

- To już drobiazg. Dziękuję ci, że ją cały czas dźwigałeś. Jestem

ci naprawdę wdzięczna. - Urwała i dopiero po chwili dodała: - Matt,

to chyba nasze rozstanie aż do wiosny.

- To jeszcze nie jest ostateczne pożegnanie, bo będziesz musiała

przyjechać po swoje rzeczy.

- Szkoda, że je zostawiam, bo bez nich nie mogę nic zrobić.

Odniosła wrażenie, iż sprawiła Mattowi przykrość.

- Jeśli ci tak bardzo zależy, możemy zaraz po nie wrócić. Dzięki

temu nie będziesz musiała tu przyjeżdżać.

- Ja...

Zabranie rzeczy nie było w tej chwili jedynym pragnieniem

Noelle. Posiadanie wspaniałej skamieniałości nie ułatwiało rozstania z

Mattem, u którego prawie się zadomowiła przez te ostatnie tygodnie.

- Ja... może faktycznie lepiej wszystko zabrać dzisiaj.

background image

- Jak sobie życzysz - powiedział Matt chłodno. - Wezmę z domu

kluczyki i skoczymy po twoje narzędzia.

Noelle nieśmiało zapytała:

- A czy nadal będziemy się kontaktować?

- Chodzi ci o kontakty służbowe? - padło szorstkie pytanie.

Wzięła głęboki oddech.

- Nie. Osobiste. Oczywiście, jeśli masz ochotę...

Uśmiech Matta był odpowiedzią, jakiej pragnęła, a szybki

pocałunek słodką premią.

W kilka minut później zajechali na miejsce. Matt wysiadł

pierwszy i Noelle usłyszała jego zduszony okrzyk. Gdy podeszła

bliżej, jej oczom ukazał się niesamowity widok. Całe oznakowanie

terenu było zniszczone. Brezent, którym zabezpieczyła miejsce

odkrycia, podarto na kawałki i rozrzucono. Narzędzia...

Noelle opadła na kolana. Wszystkie precyzyjne narzędzia

potrzaskano w drobny mak.

- Nie rozumiem, co się tutaj stało - szepnął Matt.

- Ja też nie - rzekła Noelle drżącym głosem.

Zniszczenia dokonano w tak perfidny sposób, że to było aż

przerażające. Całe szczęście, że skamieniałość leżała bezpiecznie

zamknięta w samochodzie. Noelle wolała nie myśleć o tym, co by się

stało z bezcennym okazem, gdyby się nie uparła, że zabierze go od

razu ze sobą.

- W samochodzie mam latarkę. Czy mogę ci jakoś pomóc?

- Nic tu nie można zrobić. Chyba tylko posprzątać.

background image

- Noelle, tak mi przykro.

- Trudno. Dobrze, że szczęka jest w samochodzie.

- Kto mógł coś takiego zrobić?

- Myślę...

Słowa zamarły jej na ustach.

- Mów, słucham cię.

W głosie Matta było tyle niekłamanej troski, że Noelle poczuła, iż

może mówić otwarcie.

- Ciekawa jestem, gdzie twój brat był dziś wieczorem.

- Alex? - wybuchnął Matt. - Sądzisz, że on mógłby coś takiego

zrobić?

- Powinieneś jego o to zapytać - rzekła Noelle cicho.

Zapadła długa, straszliwa cisza, która zdawała się nie mieć końca.

Wreszcie Matt podniósł się i Noelle zobaczyła go w świetle

reflektorów. Jego twarz była nieprzeniknioną maską.

- Pozbierajmy to, co zostało - powiedział schrypniętym głosem.

Podniosła kilka drobiazgów.

- Wracajmy do domu.

Przez całą drogę panowało przykre milczenie. Kiedy dojechali na

miejsce, Noelle spytała z wahaniem:

- Mam iść z tobą, czy jechać do domu?

- Myślę, że mój brat ma prawo usłyszeć z twoich ust, o co go

podejrzewasz.

- Ale... ale ty mi wierzysz, prawda, Matt?

background image

Nie otrzymała odpowiedzi. Weszli do pokoju, gdzie Alex oglądał

telewizję. Matt wyłączył odbiornik.

- Właśnie wróciliśmy z terenu badań. Ktoś dokonał tam

bestialskiego zniszczenia.

- To ja - rzekł Alex bez chwili wahania. - Chciałem to zrobić już

wcześniej, ale długo nie mogłem znaleźć okazji, żeby tam za wami

pójść.

Noelle i Matt odezwali się jednocześnie:

- Przyznajesz się?

- Jak mogłeś?

Alex ostentacyjnie zwrócił się tylko do brata:

- Ona do nas nie pasuje. Ani do nas, ani do ośrodka. I obaj wiemy

o tym od samego początku. Czekałem, żebyś sam się jej pozbył, ale

widzę, że doktor Forrest zupełnie cię usidliła swym urokiem. Więc ja

zrobiłem to, co ty powinieneś był zrobić już wtedy, gdy Jason

wygadał się o tamtej kości.

- Jesteś z siebie zadowolony? Cieszy cię dokonane zniszczenie? -

spytała Noelle.

- Chciałem, żebyś dokładnie zrozumiała, o co chodzi. - Alex wbił

w nią nieprzyjazny wzrok. - Myślałem, że jak ci zniszczę

skamieniałość, to się wreszcie wyniesiesz.

Noelle poczuła ogromną ulgę na myśl, że prehistoryczna szczęka

jest w samochodzie, poza zasięgiem niszczycielskich napędów Alexa.

- Matt ma obowiązki wobec pacjentów - podjął Alex. - A

tymczasem stawał na głowie, żeby tobie pomóc. Nigdy nie

background image

przypuszczałem, że zobaczę mojego brata w roli osła dźwigającego

jakieś kamienie i gnaty. To wprost żałosny widok i w dodatku

świadczy o tym, jaka z ciebie niebezpieczna kobieta.

- Podglądałeś nas? - ostro spytał Matt.

Alex skinął głową i uśmiechnął się drwiąco.

- Pani wdzięk... i powodzenie, doktor Forrest, muszą być

niezwykłe. Ale ja zaraz przejrzałem panią na wylot.

Noelle bezwiednie się cofnęła.

- Tak czy owak, koniec jest jeden. Pani tu długo nie pozostanie.

Alex odwrócił się i włączył telewizor.

- Wybaczcie, ale chciałbym obejrzeć ten program do końca.

Matt, z twarzą bez wyrazu, zwrócił się do Noelle:

- Chciałbym porozmawiać z bratem w cztery oczy.

- Chcesz, żebym wyszła? Ale ja nie mogę, bo to i mnie dotyczy.

Co będzie z dalszymi poszukiwaniami? Jak zabezpieczyć teren? A

moje narzędzia, które kosztowały mnóstwo pieniędzy?

Zapadło milczenie. Noelle uświadomiła sobie, że Alex

doprowadził brata do tego, że musiał wybierać między nią, kimś

obcym, a nim, członkiem rodziny. Wiedziała, czego może się

spodziewać. Przyszła jej do głowy straszna myśl.

- Ja za wszystko zapłacę - odezwał się Matt.

Noelle na chwilę zaniemówiła.

- Czyli pozwolisz, żeby mu to uszło na sucho, tak?

- A co mam zrobić? Ustawić przy nim strażnika z bronią w ręku?

Czy wezwać policję i kazać brata zaaresztować?

background image

- Może nie byłby to taki zły pomysł - szepnęła. - Alex jest

dorosłym człowiekiem i powinien odpowiadać za swoje czyny.

Przestań go tak ochraniać.

- Jest moim bratem.

Popatrzyła najpierw na jednego, potem na drugiego.

- Ale u pacjenta byś nie tolerował takiego zachowania.

- Alex jest kimś więcej niż pacjentem. To moja rodzina.

- I on to w pełni wykorzystuje! Czy ty tego nie widzisz? Robisz z

niego jeszcze większego kalekę, bo nie wymagasz od niego prawie

żadnej odpowiedzialności.

Zapadła martwa cisza. Twarz Alexa zrobiła się trupio blada, a

oczy Matta przerażająco zimne.

- Idź już.

Noelle z trudem poznała jego głos, lecz twarz mówiła to samo, co

słowa. Serce skoczyło jej do gardła. Odwróciła się i wyszła.

Nigdy później nie mogła sobie przypomnieć, jak dojechała do

domu. Po wyjściu z samochodu nagle poraziła ją myśl, że się

rozpaczliwie i nieodwołalnie zakochała. Wiedziała, że najlepszym

tego dowodem jest rozpacz, w jaką się pogrążyła, dlatego że Matt ją

odtrącił.

Zresztą wcale nie potrzebowała dowodów. Matt pociągał ją od

pierwszego spotkania i trudno było mu się oprzeć. Był nie tylko

bardzo przystojnym i atrakcyjnym mężczyzną, ale ponadto ujął ją

współczuciem dla rodziny i pacjentów. I mimo wielu zastrzeżeń, jakie

początkowo miał, zrobił wszystko, aby jej pomóc.

background image

Jej samej oraz Jasonowi.

Niestety, Matt nie dał żadnego znaku życia ani następnego ranka,

ani później. Powoli mijały pełne niepokoju dni i Noelle zaczęła tracić

nadzieję, że on kiedykolwiek się odezwie. Czekając na telefon od

niego, była w takim stanie ducha, że bezczynnie marnowała czas i

nawet nie zabrała się do oczyszczania znalezionej szczęki.

Doszła do wniosku, że lepiej w ogóle nie podejmować pracy

wymagającej skupienia. Obawiała się, że przez nieuwagę mogłaby

uszkodzić cenną skamieniałość.

Któregoś dnia wreszcie odezwał się telefon, lecz to dzwonił

Jason, aby umówić się na następny wyjazd w teren.

- Obawiam się, że w najbliższym czasie nie będzie to możliwe -

poinformowała go Noelle.

- Dlaczego? - zaniepokoił się chłopiec. - Czy nie mogę już pani

pomagać?

- Oczywiście, że możesz. - Noelle rozpaczliwie zaczęła szukać

jakiejś prawdopodobnej przyczyny. - Postanowiłam, że najpierw

oczyszczę to, co znalazłam.

- A czy mogę przy tym pani pomagać?

Noelle uśmiechnęła się. Jason był jasnym promykiem w każdej

zawiłej sytuacji.

- Pod warunkiem, że to się nie odbije na twoich stopniach.

Chłopiec musiał się zadowolić taką odpowiedzią i Noelle miała

nadzieję, że nie będzie jej dręczył kłopotliwymi pytaniami. Wreszcie

sama zadzwoniła do ośrodka, lecz telefon odebrała rejestratorka.

background image

- Przekażę wiadomość od pani, ale nie mogę obiecać, że pan

Caldwell zadzwoni.

Otrzymawszy

taką

odpowiedź,

zrezygnowana

włączyła

automatyczną sekretarkę i pojechała do studia. Sala jak zwykle

przepełniona była podnieconymi dziećmi, niecierpliwie oczekującymi

spotkania z panią Dinozellą.

Noelle poprowadziła program z entuzjazmem, którego nie czuła.

Audycja się udała i widzowie byli zachwyceni, natomiast ona dumna

z tego, iż zdołała usunąć kłopoty osobiste na drugi plan.

Dobry nastrój ją opuścił, gdy przed domem zauważyła samochód

Matta i zobaczyła, kto przyjechał. Alex! Miał tak dzikie spojrzenie, że

Noelle się wystraszyła.

- Co się stało? Czy Matt jest chory?

- Mojemu bratu nic nie jest. - Głos Alexa nieomal ociekał

pogardą. - Cholera! Nie udawaj, że nie wiesz, co zrobiłaś!

- Ja zrobiłam? Co takiego?

- Wejdźmy do środka - powiedział Alex. - Co się tak na mnie

gapisz? Umiem chodzić po schodach.

Idąc na górę, Noelle zastanawiała się, co go mogło sprowadzić.

Dowiedziała się, gdy weszli do domu. Alex wyciągnął gazetę i zaczął

czytać.

- Posłuchaj, co dzisiaj piszą. „Doktor Forrest, paleontolog z

Muzeum Paleontologicznego Stanu Kolorado, podała wczoraj

wiadomość o niezwykłym odkryciu kości dinozaura. Doktor Forrest,

background image

znana jako pani Dinozella, odkryła szczękę Epanterias, nader

rzadkiego dinozaura".

Noelle oniemiała. Zakłopotana patrzyła na Alexa, który nie

przerywał czytania. Artykuł niezbicie świadczył o tym, że ktoś

powiadomił prasę o ostatnim odkryciu. Lecz kto?

„Zdaniem doktor Forrest jest bardzo prawdopodobne, że w

posiadłości pana Matta Caldwella znajduje się więcej skamieniałości.

Już wcześniej znaleziono tam niewielką kość, którą pan Caldwell,

terapeuta zajmujący się rehabilitacją ludzi niepełnosprawnych,

wspaniałomyślnie przekazał Muzeum Paleontologicznemu Stanu

Kolorado".

- Mam czytać dalej? - zapytał Alex.

- Nie. Daj mi tę gazetę.

- Jakim prawem zawiadomiłaś prasę, skoro dałaś słowo, że

nikomu nic nie powiesz?

- Ja tego nie zrobiłam.

- Więc jak to wyjaśnisz? Jak wytłumaczysz fakt, że od rana nasz

telefon się urywa, a przy bramie czatują dziennikarze?

- Nic nie rozumiem.

- To twoja sprawka! - Alex splunął. Zacisnął ręce na gałce laski. -

Powiedziałem bratu, że jesteś zerem. On...

- To nie moja wina. Ja nie dzwoniłam do żadnej gazety.

Podejrzewam jednak, że ciebie byłoby stać na zrobienie czegoś tak

podłego. Ty mógłbyś to zrobić tylko po to, żeby potem winę zrzucić

background image

na mnie. Przecież od samego początku złościł cię mój pobyt w

waszym ośrodku.

- Jeszcze próbujesz mnie w to wrobić! - wrzasnął.

Noelle spojrzała w jego rozgorączkowane oczy i uznała, że

mówienie czegokolwiek na swoją obronę nie ma sensu.

- Ta rozmowa nigdzie nie prowadzi, więc proszę, żebyś

natychmiast stąd wyszedł.

- Nie wyjdę, zanim się nie przyznasz, że ty to zrobiłaś.

- Nie przyznam się, bo jestem niewinna.

- Kłamiesz! - krzyknął Alex ze złością. - Okłamałaś mojego brata.

Przyznaj się. Przyznaj się, bo...

Złapał duży młotek i podszedł do biurka, na którym leżał cenny

okaz.

Noelle zamarła.

- Odłóż młotek.

- Dlaczego? Ciebie nie obchodzi nasz ośrodek rehabilitacyjny i

praca Matta. Czemu więc ja mam się przejmować twoją pracą?

- Czy przyjechałeś po to, żeby mi grozić?

- No, sławna Dinozello, przyznaj się do wszystkiego! - rzekł

szyderczo i uniósł młotek.

Noelle przecząco pokręciła głową.

- Nigdzie nie dzwoniłam - wykrztusiła z trudem. - Odłóż ten

młotek. Przemocą niczego nie można osiągnąć.

- Oj, chyba się mylisz. Ja akurat sądzę, że tylko gwałtowne środki

wydobędą prawdę na jaw.

background image

Zamachnął się i uderzył. Odpadł kawałek szczęki. Noelle

krzyknęła przeraźliwie i schwyciła młotek, uniemożliwiając następne

uderzenie.

- Przestań! - wrzasnęła. - W tej chwili się uspokój!

- Nie. - Zaczęli się szamotać, lecz Alex, pomimo kalectwa, był

silniejszy. - Przez to, że mieszkałaś u nas Matt stracił głowę i teraz

gada tylko o tobie. Ty i ten smarkacz zabraliście mi brata.

Chciał znowu uderzyć młotkiem, lecz Noelle szarpnęła go za rękę

i cios chybił.

- To kłamstwo! - wykrztusiła. - Matt zawsze będzie z tobą. Ale

nawet, gdyby cię zostawił, możesz żyć samodzielnie. Masz więcej

siły, niż przypuszczasz. A z mojej strony nie masz się czego obawiać.

- Czyżby? Przecież marzysz o tym, żeby znaleźć więcej kości i

nie chcesz czekać do wiosny. Dlatego zadzwoniłaś do tej gazety.

Przyznaj się!

- Musisz mi uwierzyć. Nigdzie nie dzwoniłam.

Noelle rozpaczliwie próbowała wyszarpnąć młotek. Po krótkiej

szamotaninie wyrwała go, ale się przy tym zachwiała i przewróciła. Z

przerażeniem ujrzała, że Alex porwał skamieniałość i niesie w stronę

okna. Skoczyła na równe nogi. Schwyciła Alexa wpół i zaczęła go

szarpać. Jej wysiłki, niestety, okazały się bezskuteczne, mężczyzna

zbliżał się do okna, ciągnąc ją za sobą.

- Pani Dinozello, ostatnia szansa. Albo się przyznajesz do tego, że

dzwoniłaś do prasy, albo pożegnaj się ze swoim cennym

znaleziskiem.

background image

Zrozpaczona Noelle popatrzyła na dziko płonące oczy Alexa. Nie

miała wątpliwości, że brat Matta spełni swą groźbę.

- Ja obietnicy dotrzymałam i nikomu nic nie powiedziałam. Więc,

proszę cię, nie niszcz tej skamieniałości.

Rzuciła się na Alexa i nieomal wytrąciła mu okaz z ręki. Nagle

Alex podniósł laskę i uderzył Noelle w twarz, ona zaś instynktownie

zasłoniła się rękoma. A on tylko na to czekał. Zamachnął się i

wyrzucił szczękę dinozaura za okno.

Noelle krzyknęła przeraźliwie.

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

W pokoju zaległa cisza. Straszna, martwa cisza, która zdawała się

trwać wieki.

Nagle Noelle zerwała się na nogi i wybiegła z mieszkania.

Przeskakując po trzy stopnie, pędziła na dół. Jeszcze miała nadzieję,

że stał się cud i skamieniałość ocalała. Niestety, gdy wybiegła przed

dom, jej złudzenia się rozwiały. Ujrzawszy roztrzaskaną szczękę,

krzyknęła przeraźliwie i jak martwa osunęła się na kolana.

Po pewnym czasie nadjechał jakiś samochód i Noelle usłyszała,

gdzieś bardzo daleko, głosy Matta i Alexa. Nawet nie drgnęła.

Martwym wzrokiem wpatrywała się w ziemię. Nie mogła oderwać

wzroku od leżącej u jej stóp ruiny marzeń.

Kątem oka dostrzegła jednak, że Matt podszedł bliżej i zaczął

zbierać odłamki, ale szybko dał za wygraną. Poczuła, że delikatnie

usuwa kawałki szkła leżące wokół jej kolan.

background image

Dygotała od stóp do głów, lecz nadal nie była w stanie się ruszyć.

Tak oto przepadła jej naukowa przyszłość. Nie pozostało jej nic.

Absolutnie nic.

- Och, Noelle. Tak mi przykro.

Nie zwracała na niego najmniejszej uwagi. Zaczęła składać

maleńkie odpryski kości na żałosną kupkę i przy tym skaleczyła się w

palec.

- Przestań. Pokaleczysz się.

Matt ujął ją za rękę, lecz Noelle natychmiast ją wyrwała.

- Nie dotykaj mnie!

W tej chwili rozległ się zgrzyt hamulców.

- Musimy wejść na chodnik, bo spowodujemy wypadek.

Nawet na niego nie spojrzała. Pomyślała, że on powinien

wiedzieć, iż jej już nic gorszego przydarzyć się nie może. Że wśród

odłamków kości na jezdni leży jej złamane serce i pogrzebana

nadzieja na przyszłość.

- Bardzo cię proszę. - Matt ostrożnie pomógł jej wstać. -

Chodźmy do domu.

Noelle usiadła na schodach i pustymi oczami wpatrywała się w

dokonane przez Alexa spustoszenie. Wcale nie drgnęła, gdy przyszedł

właściciel domu wezwany przez zaniepokojoną sąsiadkę. Nie ruszyła

się, kiedy przyjechał szklarz z nową szybą. Nie zareagowała i wtedy,

gdy śmiertelnie blady Alex przyszedł z miotłą i śmietniczką.

background image

Bez słowa obserwowała go, gdy zmiatał odłamki kości i szkła.

Kiedy zaś podszedł i niezdarnie położył torbę z odłamkami u jej stóp,

odwróciła głowę.

Wstała dopiero wtedy, gdy Matt przyniósł opatrunki. Nie chciała,

żeby jej dotykał, więc wolała wrócić do mieszkania. Szklarz jeszcze

nie skończył pracy. Noelle weszła do sypialni i zamknęła drzwi na

klucz. Usiadła na łóżku i przycisnęła dłonie do uszu, żeby nikogo nie

słyszeć.

Głosy przycichły, ona zaś gorąco pragnęła, by Matt wrócił do

siebie i zostawił ją w spokoju. Usłyszawszy po chwili beztroskie

pogwizdywanie szklarza, zapragnęła, aby i on już wyszedł. Chciała

być sama.

Po pewnym czasie usłyszała upragnione słowa:

- Skończyłem, proszę pani!

Trzasnęły drzwi wejściowe. Noelle wstała, przekręciła klucz i

otworzyła drzwi. Zastygła na progu, gdy zobaczyła Matta siedzącego

na kanapie. Nie mogła spojrzeć mu w oczy. Popatrzyła na nową

szybę, czysty dywan i uprzątnięte biurko, na którym leżała plastykowa

torba. Wzdrygnęła się.

- Noelle... Jesteś cała zakrwawiona.

Popatrzyła na rozdarte rajstopy, podrapane kolana i umazane

krwią ręce.

- Pozwól, że ci założę opatrunek.

Najpierw Matt delikatnie obmył jej ręce i obandażował.

background image

Następnie, gdy przebrała się w szorty, zdezynfekował i

zabandażował jej kolana. Noelle przez cały czas milczała, nie

odpowiadając nawet wtedy, gdy Matt wyciągał odłamki szkła i pytał,

czy bardzo boli.

- Nigdy się do mnie nie odezwiesz? - spytał zrozpaczony.

Zapytała o jedyną rzecz, jaka ją interesowała.

- Czy Alex sobie poszedł?

- Tak. Czeka na mnie na dole.

Matt miał głos zmieniony nie do poznania.

- Wyrzucił...

Dalsze słowa uwięzły jej w gardle.

- Wiem. Przyznał się.

- Naprawdę?

- Opowiedział mi o skamielinie, o artykule w gazecie... o

wszystkim. Mówił też, że chciał cię uderzyć.

- Nie chcę go więcej widzieć. Nigdy w życiu!

- Powiedział mi, żebym cię przeprosił. Wiem jednak, że to nie

przywróci tego, co on zniszczył.

- Boję się go. Niech już jedzie do domu. I ty też.

- Nie chcesz, żebym został?

- Nie.

Zapadło długie milczenie.

- Nie mogę odejść. Muszę mieć pewność, że się dobrze czujesz.

- Że czuję się dobrze? - Głos Noelle podniósł się o całą oktawę. -

Po tym wszystkim, co się tutaj stało, chcesz, żebym się dobrze czuła?

background image

Znowu zaległa cisza. Po chwili Matt zapytał:

- Kolana... nie bolą cię?

- Ani trochę.

- A ręce? Czy będziesz mogła normalnie pracować?

- Nad czym mam pracować? Nad tym?

Wyciągnęła rękę i wskazała torbę na stole.

- Noelle...

Przerwała mu natychmiast.

- Na pewno będę mogła wypełniać kwestionariusze dla

bezrobotnych oraz wnosić poprawki do mojego artykułu. Tyle tylko,

że po dzisiejszym dniu nikt go nie przeczyta.

- Noelle, Alex chciał tylko usłyszeć, że jednak zadzwoniłaś do

prasy. Dlaczego mu tego nie powiedziałaś? Wtedy byś nie dopuściła

do takiego zniszczenia.

Matt palcem wskazał torbę z odłamkami kości. Zdumiona Noelle

zobaczyła, że trzęsie mu się ręka.

- To cena, jaką się płaci za wyznawane zasady. Ale sam widzisz,

co ja za to mam.

- Dlaczego? - dopytywał się Matt zduszonym głosem. - Na Boga,

czemu?

Noelle wreszcie spojrzała mu w oczy.

- Bo myślałam, że w tobie odkryłam rzecz bardzo cenną. Coś

znacznie bardziej wartościowego niż ten okaz. I przewyższającego

wszystko, co on reprezentował. Tak wiele się po tobie spodziewałam.

- Głos się jej załamał. - Ale chyba się pomyliłam.

background image

- Czy możesz... czy sądzisz, że można ocalić coś z tych

kawałków, które Alex pozbierał?

- Jak chcesz, to spróbuj. Mnie by chyba przy tym serce pękło.

- A my? - ciągnął Matt przytłumionym głosem. - Czy można

ocalić to, co było między nami?

Noelle zwróciła na niego pełne niedowierzania oczy.

- A co to było? Zaufanie? Przyjaźń? Może coś innego? Dzisiejszy

wieczór dość jasno pokazał, że nie łączy nas nic, na czym można

cokolwiek zbudować, a cóż dopiero odbudowywać.

Matt drżał na całym ciele, lecz wciąż stał jak wryty.

- Twój brat czeka na dole. Idź już sobie.

Nie ruszył się z miejsca.

- Czy naprawdę myślisz, że stracisz pracę?

- Którą? - spytała i gorzko się uśmiechnęła. - W muzeum czy w

studiu?

- Czy mógłbym ci jakoś pomóc?

- Już i tak dużo zrobiłeś. - W jej głosie brzmiało oskarżenie. -

Proszę cię, błagam, idź już.

Matt zrobił krok w jej stronę, ale gdy zobaczył, że się wzdrygnęła,

stanął i bezradnie zacisnął pięści.

- I zabierz tę torbę - dorzuciła ostro. - Nic mnie nie obchodzi, co z

nią zrobisz. Ja nie chcę jej widzieć!

Kiwnął głową, wziął torbę i skierował się ku drzwiom.

- Matt?

Zatrzymał się w pół kroku.

background image

- Czy naprawdę myślałeś, że to ja zadzwoniłam do prasy? I czy

dlatego tu przyjechałeś? Żeby się odegrać? Tak jak Alex?

- Niezupełnie. Ale...

Zawiesił głos, a Noelle wyczytała odpowiedź w jego oczach.

Mimo to zadała kolejne dręczące ją pytanie:

- Czy ty mi wcale nie ufałeś?

- Ufałem, ale widocznie za mało.

Odetchnęła tak głęboko, że aż poczuła ból w piersi.

- Więcej razy już do tego nie wrócę, ale chcę zapewnić cię po raz

ostatni, że nie wiem, kto dzwonił. Natomiast wiem jedną rzecz na

pewno: to nie ja. - Uniosła głowę i popatrzyła dumnie - Ja

dotrzymałam danego słowa.

- Teraz już wiem.

- To dobrze. Jeśli cię ktoś będzie pytał, taką masz dać odpowiedź.

Być może straciłam wszelkie szanse na wielkie osiągnięcia

zawodowe, ale wciąż jeszcze zależy mi na opinii, jaką mam w moim

środowisku. Niezależnie od tego, ile to warte.

- To bardzo dużo, Noelle. - Oczy Matta przelotnie zalśniły.

- Czyżby? - Wymownie popatrzyła na torbę, którą trzymał w ręce.

- Naprawdę?

Matt nie wiedział, co na to odpowiedzieć. Położył dłoń na klamce.

- Dobranoc, Matt.

Oboje doskonale wiedzieli, że nie jest to życzenie dobrej nocy,

lecz ostateczne „żegnam".

background image

Następnego dnia Noelle została wezwana na rozmowę do doktora

Peabody.

- Doktor Forrest, muszę pani odebrać klucze do muzeum oraz

plakietkę z nazwiskiem. Jest pani od dziś zawieszona w obowiązkach.

Na miesiąc, bez pensji.

Noelle podała zwierzchnikowi żądane przedmioty.

- A po upływie tych trzydziestu dni?

- Czy mam być zupełnie szczery?

- Bardzo proszę.

- Na pani miejscu zacząłbym już teraz szukać innej pracy.

Wpatrywała się w nieprzyjazną twarz doktora Peabody.

- Niech mi pan jeszcze tylko powie jedną rzecz. Co, pańskim

zdaniem, miałam zrobić, żeby ocalić ten okaz? Wyskoczyć przez

okno?

- Wszystko jedno co - padła zjadliwa odpowiedź. - Sądziłem, że

stać panią na to, by się poświęcić dla dobra muzeum. Szkoda, że to nie

pani zadzwoniła do prasy. Wtedy nawet i zawieszenie w obowiązkach

byłoby zbędne.

Noelle patrzyła na szefa z niedowierzaniem.

- Przecież takie postępowanie byłoby nieetyczne!

- Etyka się nie liczy, gdy w grę wchodzi coś tak cennego jak

szczęka Epanterias. Dotychczas znaleziono jedynie niewielkie

fragmenty trzech szkieletów. Dla ocalenia takiego okazu prawdziwy

paleontolog nie cofnąłby się przed niczym.

background image

- Przed niczym? Czyli co, miałam kłamać? Kraść? Nie dochować

tajemnicy?

- Oczywiście. Utracenie tego okazu jest wprost niewybaczalne.

Jeśli o mnie chodzi, i gdyby to było konieczne, mogłaby pani nawet

przespać się z właścicielem. Cholera! Gdybym ja był kobietą, na

pewno bym to zrobił.

Oniemiała. Jeden rzut oka na szefa wystarczył, aby ją przekonać,

że dla takiego człowieka nie ma nic świętego.

- Żal mi pana, jeżeli pan naprawdę tak myśli - powiedziała

wreszcie. - W tych okolicznościach nie będę czekać z

wypowiedzeniem nawet przez miesiąc. Jeszcze dziś definitywnie

opuszczę muzeum.

Doktor Peabody skinął głową.

- Myślę, że bardzo mądrze pani robi.

Noelle okręciła się na pięcie i wyszła. Idąc do samochodu z

ostatnią paczką książek, odwróciła się i popatrzyła na gmach muzeum.

Przez tyle lat biła głową o mur - zaciekle walczyła o to, by otrzymać

pracę w terenie, domagała się możliwości badania prawdziwych

okazów, a nie odlewów, robiła wszystko, żeby udowodnić, iż jest

prawdziwym, poważnym paleontologiem.

A teraz pozostawiała owe zmagania na zawsze za sobą. Lecz, o

dziwo, zamiast smutku i uczucia przegranej, ogarnęła ją osobliwa

ulga. Doszedłszy do samochodu, zauważyła, że już zdążono usunąć z

okna samochodu specjalne oznakowanie uprawniające do korzystania

background image

z parkingu obok muzeum. Tę ostatnią zniewagę skwitowała

uśmiechem pełnym ironii i politowania.

Na szczęście dla stanu jej umysłu oraz konta bankowego, ludzie

pracujący w studiu wykazali więcej zrozumienia. Wszyscy byli pełni

współczucia, a nawet oburzeni na gazetę, która zamieściła wiadomość

z nie sprawdzonego źródła.

Noelle została wezwana do dyrektora, który ją osobiście zapewnił,

że jej praca w telewizji jest nadal aktualna. Dzięki niestrudzonym a

wścibskim dziennikarzom całą ponurą historię o zniszczeniu szczęki

Epanterias zdążono zamieścić już w porannym wydaniu. I nawet

dołączono komentarz muzeum.

Czytając między wierszami, Noelle domyśliła się, że Matt właśnie

tam zaniósł pozbierane kawałki kości. Ucieszyła się, że nie

wymieniono nazwiska zamieszanych w całą aferę braci. Jej niestety

nie oszczędzono. Z artykułu oraz wypowiedzi rzecznika muzeum

wynikało, że ona sama ponosi całkowitą winę za zniszczenie cennej

skamieniałości.

Nie wierzyła własnym oczom, gdy zobaczyła, że wiadomość o

wyrzuceniu jej z pracy zamieszczono na pierwszej stronie. Dyrektor

studia przejął się tym wydarzeniem bardziej niż jej najbliżsi krewni,

którzy od razu wpadli w wojowniczy nastrój.

- Nikt, kto panią zna, nie uwierzy w te brednie - pocieszał Woody.

- Wie pani, zadzwoniłem do mojej znajomej, która pracuje w jednej z

głównych stacji telewizyjnych. Proszę się z nią skontaktować i

background image

przedstawić swoją wersję. Ta znajoma nazywa się Beverly Estrada.

Mówiła, że da pani szansę wypowiedzenia się publicznie.

Noelle zalała fala wdzięczności.

- Nie wiem, jak mam panu dziękować.

- Ależ nie ma za co. Gdybyśmy nie byli małą, lokalną stacją, sam

bym wystąpił przed kamerami i chwalił panią pod niebiosa. To

muzeum, zwalniając panią, postąpiło podle. Tak mi przykro.

Naprawdę. Ale my zyskaliśmy na tym, co oni stracili. Rozmawiałem

już z kilkoma osobami na temat rozszerzenia zasięgu „Przygody z

prehistorią". Od dawna chcieliśmy nadawać więcej audycji z pani

udziałem i teraz nadarza się okazja.

Z wyrazami współczucia i poparcia dzwonili rodzice słuchaczy, a

nawet kilkoro dzieci. Lecz nie Jason Reilly. Było to bardzo przykre i

zupełnie niezrozumiałe. Noelle zadzwoniła do państwa Swansonów i

dowiedziała się, że chłopiec nie chce z nią rozmawiać. Wobec tego

pojechała do niego do domu - tylko po to, żeby usłyszeć to samo.

- Uważam, że powinna pani usunąć się zupełnie z jego życia -

bezceremonialnie oświadczył pan Swanson, który nawet nie zaprosił

jej do środka. - Chłopiec szalał, gdy usłyszał, co się stało ze szczęką i

teraz nie chce pani widzieć. Ja osobiście uważam, że tak będzie

najlepiej.

Po tych słowach zamknął jej drzwi przed nosem.

Jeszcze tego samego dnia odbywało się nagranie. Noelle

ogromnym wysiłkiem woli zdobyła się na to, aby nie myśleć o

przykrościach, lecz wyłącznie o programie, i pamiętać o widzach. O

background image

dziwo, nagranie udało się znakomicie i Noelle była z siebie bardzo

zadowolona.

Jej dobry nastrój natychmiast się rozwiał, gdy zobaczyła

wchodzącego Alexa. Postanowiła szybko zakończyć rozdawanie

autografów i z przepraszającym uśmiechem pożegnała dzieci.

- Przykro mi, ale już musimy skończyć na dzisiaj. Dziękuję wam,

dziewczynki i chłopcy, i żegnam do następnego spotkania.

Chciała niezwłocznie wyjść, lecz Alex położył jej dłoń na

ramieniu.

- Doktor Forrest, przepraszam panią za to, że zniszczyłem tę

bezcenną skamieniałość.

Noelle udała, że nie słyszy.

- Przykro mi, że straciła pani pracę w muzeum.

Nadal go ignorowała.

- Matt chce z panią porozmawiać - dorzucił Alex.

Teraz się odwróciła.

- Sam nie może mi o tym powiedzieć?

- Może, ale... Noelle... chciałem panią bardzo prosić... czy nie

moglibyśmy gdzieś spokojnie porozmawiać?

- Bardzo się mylisz, jeśli sądzisz, że jeszcze raz zostanę z tobą

sam na sam.

Wymownie spojrzała na laskę. Alex tak się speszył, że się

zachwiał i wypuścił laskę z ręki. Wyglądał teraz jak mały chłopiec,

nawet młodszy od Jasona. Jego widoczna bezradność zmiękczyła

serce Noelle. Powiedziała z westchnieniem:

background image

- Chodźmy.

Po chwili znaleźli się w jej garderobie. Alex miał bardzo

nieszczęśliwą minę, lecz nie wzbudziło to najmniejszego współczucia

Noelle.

- Mam mnóstwo spraw na głowie - powiedziała sucho. - Mów, z

czym przyszedłeś, bo chcę wrócić do swoich zajęć.

Alex z trudem przełknął ślinę.

- Przyszedłem przeprosić za to, że chciałem cię uderzyć. To było

niewybaczalne. Chcę też przeprosić za zniszczenie tego okazu.

Postąpiłem bardzo głupio.

- Głupio? Tak łagodnie określasz swoje postępowanie? Przecież

ty zniszczyłeś coś, co było kopalnią wiadomości sprzed milionów lat.

Zaprzepaściłeś bezcenne informacje, których za żadne skarby nie

można ani odzyskać, ani odtworzyć. Jak śmiałeś się na coś takiego

ważyć?

Zapanowało długie milczenie, które Alex wreszcie przerwał:

- Nie masz pojęcia, jak ja się wszystkiego potwornie bałem.

Myślę, że żyłem w takim stanie od czasu katastrofy. Czułem się

bezpieczny tylko wtedy, gdy Matt był w pobliżu. Ale od chwili, gdy

Jason znalazł tamtą kość, przestałem istnieć dla brata.

- Więc tylko po to, żeby się mnie pozbyć, zdewastowałeś miejsce,

gdzie znajdowały się skamieniałości?

- Tak. A potem, kiedy byłem przekonany, że zadzwoniłaś do

prasy, postanowiłem skończyć z tym wszystkim raz na zawsze. - Alex

background image

opuścił głowę. - Więc cisnąłem tę nienawistną szczękę przez okno.

Bardzo cię przepraszam. Pomyliłem się co do ciebie.

Noelle miała ochotę głośno krzyczeć.

- Zastanów się, człowieku! Przecież ty nie tylko zaprzepaściłeś

kawał historii, ale dokonałeś jeszcze zupełnie innego spustoszenia. Ty

wszystko zniszczyłeś: skamielinę, moją karierę zawodową i... i moją

szansę na przyjaźń z Mattem. A Jason? On w ogóle ze mną nie

rozmawia, nawet nie chce mnie widzieć. Pojechałam do niego, ale...

Nie mogła mówić dalej i się rozpłakała.

- Nie chcę do tego wracać. Zostaw mnie samą.

Alex nie ruszył się z miejsca.

- Po wyjściu od ciebie idę do szpitala, na oddział psychiatryczny.

- To pomysł twojego brata?

- Nie, mój. Będę tam tak długo aż się jakoś pozbieram, a potem

poszukam sobie mieszkania. To też mój pomysł. Bóg tylko raczy

wiedzieć, jak sobie będę radził, ale już czas najwyższy, żebym się o

tym przekonał.

Noelle położyła mu dłoń na ramieniu. Uznała, że zły los nie

ominął też braci Caldwellów. Szczególnie młodszego z nich.

Popatrzył jej prosto w oczy.

- Wierz mi, że nic przyszedłem tu, aby się przed tobą wypłakiwać.

Ani po to, żeby prosić o jakieś szczególne względy dla siebie.

Przyszedłem ze względu na brata.

- O?

background image

- Kiedy tego feralnego dnia wracaliśmy do domu, myślałem, że

Matt będzie na mnie zły. Nawet wściekły. A on nic. Zamiast tego mój

brat był... - Widać było wyraźnie, iż to wspomnienie sprawia mu ból. -

Nigdy nie zapomnę wyrazu jego twarzy. Wiem, że on wziął całą winę

na siebie.

- I przysłał cię po to, żebyś mi o tym powiedział?

- Wcale nie. Ale wiem, że ma zamiar się z tobą spotkać.

Słysząc to, Noelle poczuła żywsze bicie serca. Niestety, jej radość

była przedwczesna.

- W sprawie Jasona - dodał Alex.

- Jasona?

- Tak. Chłopiec odwołał wszystkie lekcje, a pani Swanson mówi,

że w dodatku nic nie je i wcale nie śpi. Nie chce z nikim rozmawiać.

Ani z opiekunami, ani z siostrą środowiskową. Nawet z Mattem.

Dlatego obaj się o niego martwimy. Więc przyjechałem cię prosić,

żebyś mojemu bratu nie zamykała drzwi przed nosem.

- I tak bym tego nie zrobiła.

- Czy pomożesz mu wyjaśnić kłopoty z Jasonem? Matt chce go tu

przywieźć, jeśli Swansonowie na to pozwolą, choć oczywiście mogą

odmówić. Czy zgodzisz się z nim porozmawiać?

- O Jasonie, tak.

- A o szczątkach dinozaurów?

- Przestań! Po co mamy o tym rozmawiać? Dzięki tobie nie mam

żadnej skamieniałości - rozgniewała się.

- Ale może jest ich więcej? Może powinnaś szukać dalej.

background image

Noelle pokręciła głową.

- Ani mi się śni.

- Chyba nie mówisz poważnie! Chcesz tak po prostu zrezygnować

z szukania?

- Owszem, bo zupełnie mi to zobojętniało. Mam wrażenie, że

gdybym już nawet nigdy w życiu nie miała zobaczyć ani kawałka

nowej kości dinozaura, też by nie było tragedii.

- A Matt? Czy to samo czujesz w stosunku do mojego brata? -

spytał Alex. - Wiem, że ci na nim zależało. Gdyby było inaczej, na

pewno byś skłamała, byle tylko ocalić tę prehistoryczną szczękę...

Może ty go nawet... kochasz? - Noelle odwróciła głowę. - Proszę cię,

och, bardzo cię proszę, odezwij się.

- Tobie nie muszę nic mówić.

- Masz rację. Ale, do jasnej cholery, przecież Matt i Jason

zasługują na jakąś odpowiedź. Doktor Forrest, niech mi pani powie

jedno. Czy pani ma zamiar machnąć na wszystko ręką?

Zrezygnowanie z wielkich osiągnięć w życiu zawodowym wydało

się Noelle łatwe w porównaniu z odsunięciem się od Matta i Jasona.

Przecież to tak samo, jak gdyby wbiła sobie nóż w serce. Ale czy

pozostawało jakieś inne wyjście teraz, gdy przepadło zaufanie Matta?

A uczucia Jasona? Jemu widocznie po prostu imponowały

kontakty z osobą znaną z ekranów telewizyjnych. Natomiast z chwilą,

gdy na jej sławę padł cień, chłopiec się jej wyparł.

- Noelle? - W głosie Alexa była rozpacz. - Nie załamuj rąk. Może

jeszcze wszystko da się odrobić.

background image

Patrzyła na niego bez słowa, zastanawiając się, czy to

rzeczywiście byłoby możliwe.

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Noelle obejrzała program nadany przez Beverly Estrade i

wyłączyła telewizor. W tej samej chwili zadzwonił telefon.

- Siostrzyczko, obejrzałam całą audycję i uważam, że spisałaś się

doskonale! - Molly aż krzyczała z zachwytu.

- Czy sądzisz, że całość wypadła dobrze?

- Doskonale. Opłaciło ci się doświadczenie.

- To zasługa Beverly Estrady, a nie moja. Ja tylko odpowiadałam

na pytania.

- Trzeba przyznać, że ona była świetnie przygotowana. A tamci...

Ale się dostało muzeum i temu twojemu szefowi za to, że cię wylali.

Powinnaś była jeszcze powiedzieć, jaką zbawienną radę dał ci doktor

Peabody.

- Zlituj się, Molly! O czymś takim moi mali wielbiciele nigdy nie

powinni usłyszeć.

- Jak chcesz. Ale przynajmniej zadzwoń do adwokata. Uważam,

że masz podstawy, aby wytoczyć proces.

- Bo ja wiem... - rzekła Noelle niepewnie. - Już ten wywiad dał mi

satysfakcję. Chciałam, żeby dzieci wiedziały, że moje postępowanie

było uczciwe.

- Ten cel na pewno osiągnęłaś - stwierdziła Molly z

przekonaniem. - Założę się, że jutro muzeum zatonie w powodzi

background image

listów i telefonów. Ale i tak powinnaś zaangażować prawnika i wrócić

do pracy.

- Może...

Noelle nie wierzyła, że zdobędzie się na to, aby z prawnikiem

omawiać rozwiązanie podsunięte przez doktora Peabody.

- Wiesz - ostrożnie zaczęła Molly - uważam, że zachowałaś się

wspaniałomyślnie. Po tym wszystkim, co cię spotkało, powiedziałaś,

że ośrodek nadal potrzebuje wsparcia.

Noelle poczuła kołatanie serca, ale szybko się opanowała.

- To Beverly Estrada zachowała się wspaniale, bo przecież mogła

nie nadawać tego fragmentu wywiadu.

- Jestem pewna, że reklama bardzo się ośrodkowi przyda. - Molly

nagle urwała, lecz po chwili dodała ciszej: - Czy w ostatnich dniach

widziałaś się z Mattem?

- Nie.

- A czy on przynajmniej zadzwonił?

- Nie. Może to i lepiej - westchnęła Noelle.

- Ale on powinien się dowiedzieć, kto zadzwonił do prasy. I

powinien dać mu łupnia. A potem ja bym temu komuś dołożyła.

- Czy aby nie posuwasz się trochę za daleko ze swoją siostrzaną

lojalnością?

- Dlaczego? Przecież zniszczono ci taki cenny okaz!

Gorzej, że zniszczono mi całe życie, pomyślała Noelle z goryczą.

Serce się jej ścisnęło, gdy przypomniała sobie niedawne marzenia.

background image

Utraciła nie tylko aspiracje zawodowe, ale coś znacznie ważniejszego.

Rozwiała się jej nadzieja na małżeństwo.

- Molly, co dzieci teraz robią? Nie powinnaś do nich zajrzeć?

- Nie, ale zrozumiałam aluzję. Więc kończę. Zadzwoń, jeśli

będziesz czegoś potrzebować. Dobrze?

Noelle wiedziała, że potrzebny jest jej tylko Matt. I Jason.

- Dziękuję ci, ale na razie mam wszystko.

- Jesteś pewna? Bo ja w każdej chwili mogę podrzucić dzieci

mamie i przyjechać do ciebie.

- Jeszcze raz ci dziękuję, ale teraz muszę już kończyć. Do

usłyszenia, Molly.

Odłożyła słuchawkę i zasiadła do pracy nad scenariuszem

najbliższego programu. Godzinę później nadal męczyła się nad

pierwszą stroną. Zniechęcona tym, że wcale nie potrafi się skupić,

wyłączyła komputer.

Po chwili usłyszała pukanie do drzwi. Poszła otworzyć,

przekonana, że to ktoś z sąsiadów przychodzi skomentować artykuł w

gazecie. Wyjrzała przez judasza i z wrażenia zabrakło jej tchu.

Natychmiast szeroko otworzyła drzwi.

- Dzień dobry, Noelle.

- Matt... Alex mówił, że się do mnie wybierasz... - Czuła się

zakłopotana i nie bardzo wiedziała, co mówić dalej. W dodatku

zauważyła drugą osobę, której nie objął wizjer. - Jason! Ach, jak się

cieszę, że przyszedłeś! Tak długo cię nie widziałam.

Chłopiec nie odezwał się ani słowem.

background image

- Czy możemy wejść? - zapytał Matt.

- Oczywiście. Proszę.

Matt stanął przy oknie, a Noelle i Jason usiedli na kanapie.

Wszyscy czuli się bardzo skrępowani. Wreszcie, gdy milczenie stało

się nie do zniesienia, Noelle spytała:

- Z czym do mnie przyszliście?

Matt najwyraźniej czuł się tak nieszczęśliwy jak i ona. Miał

ściągniętą twarz i podkrążone oczy.

- Najpierw chciałbym ci podziękować za to, że podczas wywiadu

wspomniałaś o moim ośrodku. Tyle osób wykazało zainteresowanie

tym, co robię, że telefon wprost się urywa. Będziemy mogli przyjąć

jeszcze ośmiu pacjentów.

- Bardzo się cieszę. Beverly Estrada obiecała, że tę część o

ośrodku nada jeszcze raz wieczorem.

- Poza tym muszę cię przeprosić za to, że ośmieliłem się wątpić w

ciebie.

Noelle chciała coś wtrącić, lecz Matt szybko dodał:

- Teraz Jason ma ci coś do powiedzenia.

Chłopiec był śmiertelnie blady i przez kilka minut uporczywie

wpatrywał się w podłogę. Wreszcie przełknął z trudem ślinę, podniósł

głowę i spojrzał Noelle prosto w oczy.

- Doktor Forrest, ja też bardzo panią przepraszam.

Słysząc, że ulubieniec zwraca się do niej tak oficjalnie, Noelle

zmartwiła się nie na żarty.

- Ty? Za co?

background image

- Ja... to ja zadzwoniłem do gazety i powiedziałem o szczęce

znalezionej u pana Matta.

- Ty?

- Tak.

Jason miał minę prawdziwego winowajcy. Zdumiona Noelle

wpatrywała się w niego bez słowa.

- Wytłumacz, dlaczego - odezwał się Matt.

Chłopiec zwiesił głowę.

- Bo chciałem odkrywać następne skamieniałości, a pan Matt

zabronił nam kopać. Myślałem, że jak wszyscy się o tym dowiedzą,

pan Matt zmieni zdanie.

- Jasonie! Jak mogłeś!... Przecież wiedziałeś, że nam zależy na

utrzymaniu tej sprawy w tajemnicy. Szkoda, że nie zwróciłeś się z

tym do nas. Gdybyś...

- Tobyśmy nadal mieli tę szczękę, prawda?

- Możliwe. Ale nie jest to takie pewne.

- Na pewno byśmy mieli. Ja panią bardzo przepraszam.

Jason mężnie walczył ze łzami cisnącymi się do oczu. Noelle

objęła go, lecz Matt nie miał zamiaru mu pobłażać.

- Wiedziałeś, że chcąc na mnie wymusić zmianę decyzji,

postępujesz źle, a jednak postawiłeś na swoim. Wiem, że wpajano ci

inne zasady.

Chłopiec bynajmniej nie przyjął tych krytycznych słów pokornie.

Noelle zauważyła, że żachnął się i burknął coś pod nosem.

- Co tam mruczysz? - ostro spytał Matt.

background image

Jason hardo podniósł głowę. W jego oczach malował się bunt.

- Powiedziałem, że pan też jest winien.

- Ja?

- Lepiej powiedz to najpierw mnie - wtrąciła Noelle.

Chłopiec, nie panując już nad sobą, rzucił gniewnie:

- Pan Matt myśli, że ja jestem małym dzieckiem.

- Jestem pewna, że wcale tak nie uważa.

- A właśnie, że tak - rzekł Jason podniesionym tonem. - Jestem

już bardzo dobrym jeźdźcem, więc mógłbym korzystać ze wszystkich

tras. Ale pan Matt wciąż jest innego zdania.

- Niczego na ten temat nie mówiłem - wtrącił Matt na swoją

Obronę. - Po prostu dbam o twoje bezpieczeństwo.

- Przecież już sam mogę na siebie uważać. Nie potrzebuję niańki!

Widać było, że chcąc odpowiedzieć na zarzuty, Matt starannie

dobiera słowa.

- To nie jest żaden wstyd, że jeździsz na łatwiejszych trasach.

Przeniosę cię na trudniejsze, kiedy uznam, że już można.

- Dawno już można. - Chłopiec patrzył z wyrzutem. - Pan mnie

traktuje tak jak państwo Swansonowie, kiedy wyszedłem ze szpitala.

Jakbym był zupełnie bezradny.

- Wcale tak nie postępuję.

- Właśnie, że tak. Pan w ten sposób traktuje swojego brata. I mnie

też. A ja tego nie cierpię. Więc zadzwoniłem do tej gazety.

- Kochanie, wiesz przecież, że dziennikarze rzadko przejmują się

historiami opowiadanymi przez dzieci.

background image

- Ale mnie wysłuchali. Przedstawiłem się i powiedziałem im o

pani audycjach. Nawet im poradziłem, żeby zadzwonili do studia i

spytali, czy mówię prawdę.

- To i tak nie wyjaśnia powodów, dla których zadzwoniłeś.

- Myślałem, że po tym pan Matt będzie musiał nam pozwolić

dalej szukać. I będzie musiał mnie wpuścić na nowe trasy. Tylko ze

wszystko wyszło na opak. Niechcący doprowadziłem pana Matta do

wściekłości. Potem jego brat wpadł w furię i roztrzaskał taką cenną

skamieniałość. Później panią wyrzucono z pracy. A to wszystko moja

wina! - Jason dał za wygraną i się rozpłakał. - Pani Dinozello, ja

bardzo panią przepraszam. I błagam, niech pani mną nie gardzi.

Przytulił się do Noelle.

- No wiesz, coś takiego nawet by mi do głowy nie przyszło.

Przestań płakać. Ja ciebie rozumiem.

Teraz stało się jasne, dlaczego chłopiec jej unikał. Tuląc go,

spojrzała na Matta.

- Proszę cię, usiądź przy nas. Myślę, że musicie ze sobą

porozmawiać.

Matt usiadł obok Jasona i przygarnął go do siebie.

- Nie płacz. Masz rację, że to po części i moja wina.

- Nie powinienem był do nikogo dzwonić - szlochał chłopiec.

- A ja powinienem był zauważyć, że czujesz się coraz bardziej

rozgoryczony.

Jason podniósł głowę.

background image

- Ciągle próbowałem panu podpowiedzieć, o co mi chodzi. Tylko

że pan mnie nigdy nie chciał wysłuchać.

- Szkoda. Inni też usiłowali powiedzieć mi to samo. - Matt

spojrzał na Noelle. - Ten wypadek, w którym moi rodzice ponieśli

śmierć na miejscu, a brat się o nią otarł, sprawił, że nie chciałem już

nikogo więcej stracić. Stale się martwiłem o Alexa.

- Ale pana brat nie jest już dzieckiem. A ja nie jestem maluchem -

rzekł Jason, ocierając łzy.

- Masz rację. Wiem, że jeśli chodzi o Alexa, zrobiłem się

nadopiekuńczy. Ale z tobą nie chciałem tak postępować.

- No to, jak do tego doszło? - spytał Jason drżącym głosem. -

Przecież innych pacjentów pan tak nie traktuje. Może za sprawą pana

Alexa nie może mnie pan znieść?

Matt przecząco pokręcił głową, a Noelle nagle domyśliła się

prawdziwych przyczyn takiego postępowania.

- Wiesz, Jasonie - odezwała się - myślę, że jest zupełnie inaczej.

W grę wchodzi inne uczucie. Całkiem różne od tego, o jakim ty

myślisz. Pan Matt tak bardzo cię lubi, że nie chce, aby ci się coś stało.

Po prostu troszczy się o ciebie z miłości.

- Naprawdę? - Chłopiec spojrzał na Matta pytająco.

- Tak.

- Te wszystkie zakazy były dlatego, że pan się o mnie bał?

- Tak. Pani Noelle ma rację. Ja traktuję cię jak własnego syna.

Myślę o tobie jak o moim szczególnym dziecku. Kocham cię. Zdaję

sobie sprawę z tego, że w kontaktach z pacjentami nie powinienem się

background image

angażować emocjonalnie, ale w tym wypadku uczucie było silniejsze

ode mnie. No i potem zacząłem się martwić.

Urwał. Po chwili podjął zdecydowanym tonem:

- Może gdybym wcześniej to sobie uświadomił, sprawy inaczej by

się potoczyły. Jasonie, nie rób sobie tak wielkich wyrzutów.

Chłopiec przestał płakać. Siedział przytulony do Matta i teraz z

kolei popatrzył zmartwiony na Noelle.

- Pani Dinozello, co będzie z pani pracą? Czy wyrzucą panią z

mieszkania? Czy będzie pani bezrobotna?

- Co ty wygadujesz? Przecież nadal pracuję w telewizji. O mnie

się nie musisz martwić. Na pewno zarobię tyle, że po zapłaceniu

czynszu jeszcze zostanie mi trochę pieniędzy.

- Ale przecież każdy paleontolog musi być związany z jakimś

muzeum. Sama pani o tym mówiła w jednej z audycji.

- Może jednak pani Noelle dostanie z powrotem swoją pracę.

- Matt, nie rób dziecku nadziei - ostrzegawczo rzuciła Noelle. -

Prawdopodobnie nic z tego nie będzie.

- Będzie, będzie, jeśli Molly i ja uznamy za konieczne się wtrącić.

Noelle i Jason zapytali jednocześnie:

- Molly?

- Kto to taki?

- Pani Molly jest siostrą doktor Forrest. Zadzwoniłem do niej

kilka dni temu i zapytałem, czy mogę w czymś pomóc. Tak długo o

wszystko wypytywałem, że twoja siostra w końcu powiedziała mi o...

o pewnej niemiłej rozmowie z szefem. - Nie będę tu nic powtarzać -

background image

rzekł Matt ostrym tonem - a tylko ci powiem, że dałem wolną rękę

mojemu adwokatowi.

- Twojemu adwokatowi?

- Tak. Razem z nim poszedłem do muzeum. Nie chciałem ci nic

mówić, zanim się z nim nie skontaktuję, ale jestem prawie pewien, że

decyzja o zwolnieniu zostanie cofnięta.

- Naprawdę? - Jason od razu poweselał. - Czy ten pan, który

wyrzucił panią Dinozellę, będzie miał nieprzyjemności?

- O tak! Już ma. A pani Dinozella znajdzie się znów tam, gdzie

jest jej miejsce.

Noelle wpatrywała się w Matta, nie mogąc uwierzyć, że na jej

rzecz zaangażował prawnika. Jason westchnął z ulgą.

- No i co? Czujesz się teraz lepiej?

Chłopiec skinął głową.

- Obiecuję ci, że wszystko ułoży się dobrze.

Przez chwilę siedzieli w milczeniu. Nagle, słysząc bicie zegara,

Matt powiedział:

- Jasonie, czas na ciebie. Poprosiłem panią Swanson, żeby o

szóstej przyjechała po ciebie. Pewnie już czeka na dole i nie rozumie,

dlaczego to wszystko tak długo trwa.

Chłopiec wstał bez sprzeciwu.

- Cieszę się, że przyjechałeś - odezwała się Noelle. - Do widzenia.

- A ja się cieszę, że byłeś szczery - dodał Matt. - Dałeś mi bardzo

dużo do myślenia. Porozmawiamy jeszcze jutro. Ale uprzedzam, że

godzina, koń i trasa wciąż te same.

background image

Zdumiony Jason zrobił wielkie oczy.

- To pan się na mnie nie gniewa i będę mógł dalej przyjeżdżać do

ośrodka?

- Jasne. A w dodatku niedługo pozwolę ci jeździć na

trudniejszych trasach. - Matt wyciągnął rękę. - No jak, zgoda?

Chłopiec z powagą uścisnął wyciągniętą dłoń.

- Zgoda. - Następnie zwrócił się do Noelle: - Jeszcze raz

przepraszam, że tak wszystko pogmatwałem. Powinienem był

porozmawiać albo z panem Mattem, albo z panią. Pani Swanson

twierdzi, że ja stale najpierw coś robię, a dopiero potem myślę. I

mówi, że zawsze muszę napytać sobie biedy.

Popatrzył na swe kule z głębokim smutkiem.

- Więcej już taki nie będę - oświadczył z pełnym przekonaniem. -

Wiem, że moje postanowienie poprawy nie sklei szczęki Epanterias i

nie wróci pani pracy, ale będę się starał być lepszy. Specjalnie dla

pani.

Wzruszona Noelle poczuła ucisk w gardle.

- Staraj się, kochanie, ale niekoniecznie dla mnie. Rób to dla

siebie. Ze względu na samego siebie.

Chłopiec wpatrywał się w nią przez dłuższą chwilę.

- Rozumiem. I obiecuję, pani Noelle.

- No, chodź. Odprowadzę cię.

- Do widzenia panu.

- Do widzenia, Jasonie.

Noelle odprowadziła go do samochodu i wróciła na górę.

background image

- To wspaniałe dziecko.

- Najlepsze na świecie. A co będzie z nami, Noelle?

Nie otrzymał odpowiedzi.

- Rozumiem - rzekł Matt po chwili przykrego milczenia.

- Potrzebuję trochę czasu, żeby jeszcze raz wszystko przemyśleć i

się zastanowić.

- Nie musisz się tłumaczyć powiedział Matt znużonym tonem. -

Jestem wprawdzie głupi, ale nie aż do tego stopnia, żeby nie wiedzieć,

co to znaczy.

Noelle przygryzła wargę. Żałowała, że nie potrafi natychmiast

wymazać wszystkiego z pamięci.

- Przed odejściem chciałbym cię tylko jeszcze poinformować, że

możesz prowadzić dalsze poszukiwania. Postanowiłem wyznaczyć

inną trasę dla początkujących, więc będziesz mogła rozkopać dno i

brzegi tego wyschniętego potoku.

- Ale co z pacjentami i końmi? Przecież mówiłeś...

- Wiem, co mówiłem - przerwał jej Matt. - Ale konie są naprawdę

dobrze wytresowane i jeśli się nimi odpowiednio pokieruje, szybko się

przyzwyczają do nowych tras. A poza tym zmiana dobrze zrobi moim

bardziej zaawansowanym uczniom. Postanowiłem, że nigdy nikomu

nie będę ułatwiał życia, tak jak Alexowi i Jasonowi. Czas, żebym ten

błąd naprawił.

Noelle z uznaniem oceniła to, że Matt umie się przyznać do

pomyłki.

- Bardzo słusznie.

background image

- Możesz kopać, kiedy chcesz. Tylko zadzwoń do biura.

- Dziękuję. Może zabiorę się do tego wiosną.

- Dopiero wiosną?

Noelle skinęła głową. Wydarzenia ostatnich dni mocno ostudziły

jej zapał. Czuła się wyczerpana i fizycznie, i psychicznie.

- Dlaczego chcesz tak długo czekać? Do mrozów jeszcze daleko.

- Nie czuję się na siłach. - Była to szczera prawda. - Jestem teraz

w takim nastroju, że mogłabym już nigdy w życiu nie oglądać żadnej

skamieniałości.

- Ale przecież szukanie ich i badanie jest twoją pasją.

- Bo ja wiem. Zastanawiałam się nad tym. Może to już przeszłość

- szepnęła. - Wiesz, Matt, niech lepiej twój adwokat nic nie robi.

Wolałabym, żeby żaden z was nie interweniował i nie wdawał się w

konflikt z muzeum.

- Ale przecież nie możesz pozwolić, żeby tak po prostu

wyrzucono cię z pracy.

- Nie chcę nikogo rzucać na pastwę dziennikarzom. To stanowczo

za wysoka cena.

- Noelle, musisz pomyśleć o sobie. Nie wycofuj się.

- Przecież wcale się nie wycofuję.

- Ale...

- To moja osobista sprawa, nie twoja. Więc pozwól, że rozwiążę

ją po swojemu.

- Jak sobie życzysz.

Noelle otworzyła drzwi.

background image

- Naprawdę doceniam to, że o mnie pomyślałeś, ale nic więcej już

nie rób.

Matt uśmiechnął się gorzko.

- Twoja wdzięczność nie jest tym, czego bym sobie życzył. I, jeśli

o mnie chodzi, między nami wcale nie wszystko skończone... jeszcze

do końca daleko.

Noelle wiedziała, że on czeka na jakąś reakcję z jej strony, ale nie

uczyniła najmniejszego gestu. W końcu Matt odszedł, nawet się nie

obejrzawszy.

ROZDZIAŁ DWUNASTY

„Wejście

służbowe.

Osobom

niezatrudnionym

wstęp

wzbroniony". Noelle spojrzała na tabliczkę i wyjęła z kieszeni klucz.

Poprzedniego dnia zadzwoniono z muzeum i ostrym tonem

zażądano, aby niezwłocznie oddała zapasowy klucz. Teraz, świadoma

całej ironii tej sytuacji, otworzyła sobie drzwi. Teoretycznie rzecz

biorąc, nadal pracowała w muzeum, ponieważ jeszcze nie doręczono

dokumentów z wymówieniem.

Idąc do gabinetu szefa, minęła kilka osób, które przyjaźnie się

uśmiechały. Wydawało się to nader dziwne i wprawiło Noelle w

lekkie zakłopotanie. Widocznie jednak nie wszyscy ją potępiali za to,

że nie zdołała ocalić bezcennej skamieniałości.

Speszyła się jeszcze mocniej, gdy weszła do gabinetu szefa i

zastała tam tylko jego bezpośredniego zwierzchnika.

- Doktor Forrest, witam panią.

background image

- Dzień dobry, doktorze Maddox. Przyszłam, żeby oddać

zapasowy klucz. Czy pan widział się z moim szefem?

- Doktor Peabody, no właśnie... Czy może pani poświęcić kilka

chwil na rozmowę ze mną? O bardzo ważnej sprawie.

- Przykro mi, ale nie mam czasu - chłodno odparła Noelle i

ostentacyjnie spojrzała na zegarek. - Wstąpiłam tu w drodze do studia.

Czy mogę panu ten klucz przekazać?

- Doktor Forrest, mimo wszystko jestem zmuszony zabrać pani

kilka cennych minut. Otóż, widzi pani, rozmawiałem wcześniej z pani

adwokatem.

- Nie mam... - zaczęła Noelle i urwała. Najwidoczniej Matt

postawił na swoim.

- Doniesiono mi o uwagach pani zwierzchnika i o jego

zachowaniu.

- Doktor Maddox traktował sprawę bardzo poważnie.

- Pragnę panią zapewnić, że w naszym muzeum nie pochwala się

podobnego postępowania. To, co doktor Peabody sugerował, było

wysoce niestosowne. Wprost skandaliczne. Jego nietakt był tak

wielki, że ten człowiek już u nas nie pracuje.

- Odszedł?

- Wolał podać się do dymisji, niż narazić na skandal w wypadku,

gdybyśmy wnieśli sprawę do sądu. Upoważniono mnie do tego, abym

w imieniu władz muzeum wyraził najgłębsze ubolewanie z powodu

całego zajścia. Polecono mi również, abym poprosił panią o zajęcie

stanowiska, które zajmował pani szef.

background image

Noelle z wrażenia na chwilę zaniemówiła.

- Mam zająć jego miejsce? Jako inspektor?

- Tak. I tutaj w muzeum, i w terenie. Mamy nadzieję, że pani

zechce przyjąć proponowane stanowisko.

- Mam pracować w terenie i nadzorować poszukiwania oraz

wykopaliska? Trudno mi w to uwierzyć. Czy taką decyzję muzeum

wymusił adwokat pana... mój adwokat?

Doktor Maddox natychmiast pospieszył z zapewnieniem:

- To jest najzupełniej uczciwa propozycja pracy, a nie wybieg,

aby pani zamknąć usta.

- Czy pan istotnie chce, żebym zajęła tu wyższe stanowisko?

- Tak. Pani etyka zawodowa jest bez zarzutu. Najwyższy już czas,

aby zrezygnowała pani z telewizji i wzięła czynny udział w pracach

macierzystego muzeum. Bardzo żałuję, że wcześniej się nie

zorientowaliśmy w pani możliwościach. Będziemy naprawdę

zaszczyceni, jeżeli zechce pani nadal pracować u nas.

Noelle kurczowo zacisnęła palce wokół klucza. Nareszcie

mogłaby osiągnąć upragniony szczyt marzeń.

Odetchnęła głęboko i oświadczyła:

- Doktorze Maddox, pragnę zapewnić, że doceniam pańską

propozycję, ale, niestety, muszę ją odrzucić.

- Odrzucić!? - Starszy pan wyraźnie pobladł. - Nadal zamierza

pani wnieść sprawę do sądu?

- Nie. Nie o to chodzi.

W oczach zwierzchnika pojawiła się ulga i niepewność.

background image

- Lecz... wie pani, ja czegoś tu nie rozumiem. Sądziłem, że będzie

pani zadowolona.

- Ależ ja jestem zadowolona. Nawet bardziej, niż pan

przypuszcza.

- Więc dlaczego nie chce pani przyjąć naszej propozycji? Przecież

ma pani odpowiednie kwalifikacje.

- Wiem o tym. Jestem dobrym paleontologiem, ale ostatnio

uświadomiłam sobie, że jestem jeszcze lepsza w innej roli...

- Przed kamerami? - niecierpliwie dopowiedział doktor Maddox. -

Tak, tak, wszyscy oglądamy „Przygodę z prehistorią", w której robi

pani doskonały użytek ze swej wiedzy. Nadszedł jednak czas, aby ją

pani wykorzystała dla dobra muzeum.

- Przykro mi, ale pan chyba wcale mnie nie zrozumiał.

- Jakże to? Nie jest pani zdolnym i wykwalifikowanym

paleontologiem?

- Och, na pewno jestem. Ale mój główny talent leży gdzie indziej.

- Co pani przez to rozumie?

- To, że jestem również nauczycielką. Wprost znakomitą. A tego

nie mogę... z tego nie chcę... nie zrezygnuję.

Ogarnął ją wielki smutek, że na zawsze rozstaje się z tak długo

pieszczonym marzeniem. Uczucie żalu na szczęście ustąpiło, gdy

pomyślała o rozjaśnionej twarzy Jasona i o wszystkich dzieciach, z

którymi się zetknęła. Uznała, że nadszedł właściwy moment, aby się

rozstać z muzeum.

background image

- Nie ma sensu, żebym wypierała się tego, kim i czym jestem. Ja

nadal chcę prowadzić „Przygodę z prehistorią".

- Przedkłada pani występy w jakiejś nędznej telewizji nad

dożywotnią posadę kustosza lub inspektora w naszym muzeum?

Głos zwierzchnika pełen był niedowierzania.

- Tak.

Noelle położyła klucz na biurku. Starszy pan patrzył na nią bez

słowa, tak jakby zrozumienie jej decyzji wymagało nadludzkiego

wysiłku.

- Doktor Forrest, jest pani młodą kobietą. Niechże pani nie robi

takiego głupstwa. Żadna, nawet najlepsza telewizja nie może się

równać z pensją i prestiżem stanowiska, jakie my pani oferujemy.

- Mnie nie chodzi o pieniądze.

- Ale przecież my proponujemy również pracę w terenie.

- Paleontologia to znacznie więcej, niż szukanie skamieniałości.

Naprawdę mi przykro, ale moja decyzja jest nieodwołalna.

- Proszę mi przynajmniej obiecać, że nadal pozostanie pani z nami

związana.

- Będę zaszczycona.

Włożyła klucz do torebki i wyciągnęła rękę. Doktor Maddox z

ociąganiem uścisnął jej dłoń.

- Gdyby jednak zmieniła pani zdanie...

- Nie zmienię. Żegnam pana, doktorze Maddox.

Zwierzchnik przyglądał się jej posępnym wzrokiem.

- Do widzenia, doktor Forrest.

background image

- Ten tytuł jest już nieaktualny. - Noelle uniosła dumnie głowę i

uśmiechnęła się promiennie. - Teraz jestem wyłącznie panią

Dinozellą.

- Zmiana planów! - krzyknął reżyser i zajrzał do garderoby.

- Mam nadzieję, że to pani nie sprawi różnicy.

- Jaka znowu zmiana?

- Audycja będzie na żywo.

- Na żywo? Dlaczego akurat dzisiaj?

- Bo tak się podoba naszemu nowemu sponsorowi.

- Czy to ten facet, który opowiada o przejęciu mojego programu?

- Ten sam. Twierdzi, że audycje na żywo są bardziej

spontaniczne. My potrzebujemy forsy, a on ją ma, więc...

Noelle westchnęła.

- No dobrze.

- Wcale nie, bo jedziemy w teren.

- W teren? Dokąd?

- A tam, do tych koni.

- Byle tylko nie do ośrodka Caldwellów.

- O, właśnie tam.

- Nie podpisywałam zgody na żadne audycje poza studiem.

Czemu niczego ze mną nie uzgodniono?

- Woody załatwił wszystko z panem Caldwellem.

- To Matt był tu dzisiaj?

background image

- Tak. Miałem pani powiedzieć, że będzie wśród widzów, razem z

tym nowym sponsorem. Już tam pewnie na nas czekają.

Noelle dołączyła do reszty ekipy i samochód ruszył. Perspektywa

spotkania z Mattem wywołała miłe podniecenie. Jadąc do ośrodka,

Noelle zaczęła się zastanawiać, czy dobrze zrobiła, odrzucając

propozycję pracy w muzeum. Ogarnął ją strach, że na oczach Matta,

szefa, nowego sponsora i wszystkich widzów popełni jakieś wielkie

głupstwo. I wtedy na pewno straci pracę w telewizji.

- No, jesteśmy na miejscu - oświadczył kierowca. - Pani

Dinozello, czy coś się stało? - spytał, widząc, że nie wysiada.

- Nie, nie, nic takiego - odparła Noelle i szybko się opanowała.

Idąc do biura liczyła na to, że nie zastanie tam Matta. W środku

nie było ani jednego pacjenta, natomiast przy biurku siedział szef we

własnej osobie.

- Witaj, Noelle.

- O, Matt! - Skinęła głową, stropiona tym, że na jego widok serce

zaczęło jej bić jak oszalałe. - Przyszłam omówić sprawę zdjęć. Czy z

tobą mam uzgodnić warunki?

- Owszem.

- Więc powiedz mi tylko, dokąd ekipa ma się udać i zaraz

będziesz mógł wrócić do swoich zajęć. - Rozejrzała się naokoło i

dodała: - Choć muszę przyznać, że jakoś tu pusto.

- Tylko tyle masz mi do powiedzenia?

- No, mogłabym jeszcze wymówić ci, że wtykasz nos w nie swoje

sprawy - rzekła poirytowana. - Za moimi plecami wysłałeś swojego

background image

adwokata do muzeum, a potem umówiłeś się z kierownikiem

produkcji na dzisiejsze zdjęcia w plenerze.

- Audycja ma się odbyć tutaj, żeby ciebie rozsławić.

- Mart, nie wygłupiaj się! Na to trzeba by czegoś specjalnego.

Zdjęcia na tle pustego terenu nie zdziałają cudu.

- A jednak postanowiłem spróbować. Skoro przeze mnie straciłaś

pracę, moim obowiązkiem jest pomóc, byś ją odzyskała.

- Nie życzyłam sobie, żebyś się wtrącał, ale dzięki interwencji

twojego adwokata już mi zaproponowano powrót do pracy. I to z

wyższą pensją oraz na wyższym stanowisku.

- No, to bardzo dobrze się stało. W ogóle nie powinni byli dawać

ci wymówienia.

- Niepotrzebnie się cieszysz, bo ja im odmówiłam.

- Odrzuciłaś taką pracę? - spytał z niedowierzaniem.

- Tak. Bo się okazało, że mi na niej nie zależy.

Matt był wyraźnie zaskoczony.

- Po tym wszystkim, co się stało? Dlaczego?

- Przemyślałam sobie rolę, jaką odegrałam w życiu Jasona. Praca

w muzeum nie mogłaby dać mi tyle satysfakcji co kontakt z dziećmi,

więc z niej zrezygnowałam. Ale obiecałam, że nie zerwę wszystkich

kontaktów z muzeum.

- Dobrze, że masz choć tyle zdrowego rozsądku. Nie powiesz mi

chyba, że już ci wcale nie zależy na nowych odkryciach.

- Zdrowego rozsądku to ja mam bardzo dużo. I dlatego mi jeszcze

trochę zależy. Ale chcę się poświęcić temu, co robię najlepiej. Jeśli

background image

praca w terenie będzie kolidować z występami w telewizji, zostawię

ewentualne odkrycia innym paleontologom i na pewno to przeżyję.

Matt skwitował te słowa kpiącym uśmiechem.

- Byle tylko szanowna pani wiedziała, co robi.

- Zapewniam cię, że świetnie sobie układam sprawy zawodowe.

- A osobiste? Czy tu też się wszystko świetnie układa? Nie

tęsknisz za Jasonem? Albo za mną? Bo my się bardzo za tobą

stęskniliśmy.

- Ja...

- Noelle...

Wyciągnął rękę, lecz w tej chwili rozległ się klakson.

- Wszyscy już się niecierpliwią. Rozumiem, że jedziemy na tamto

stare miejsce.

- Pojadę z wami i pokażę, gdzie można zaparkować.

- Nie musisz się fatygować.

Matt ze zdziwienia uniósł brwi,

- Jestem aż tak źle widziany? Nawet u siebie?

- Przestań mi podpowiadać coś, czego w ogóle nie chciałam

powiedzieć. Wcale nie o to chodzi. Ale wiadomość o zdjęciach w

terenie zaskoczyła mnie zupełnie. Przygotowałam sobie scenariusz do

pracy w studiu, więc na pewno beznadziejnie głupio tu wypadnę. I

dlatego wolałabym, żebyś mnie przy tym nie widział.

- Najdroższa, nie martw się. To nie powód do zmartwienia.

Noelle ogarnęło zdumienie. Najdroższa? Nie mogła pojąć, o co

chodzi.

background image

- Ale...

Znowu rozległ się klakson. Matt wstał i wyciągnął rękę.

- Chodźmy już, pani Dinozello. Pora zaczynać audycję.

Kiedy dojechali na miejsce, zdziwiła ją liczba samochodów.

- Ale tłum się zebrał - zauważył jeden z kamerzystów.

- I to jaki - dodał drugi. - Patrzcie, ten nowy sponsor siedzi obok

Woody'ego. Na pewno omawiają nowy tytuł naszego programu i

zmianę profilu.

- Przecież na coś takiego zupełnie nie mamy pieniędzy - wtrąciła

Noelle.

- Ale będziemy mieli, jeśli zostaną sfinalizowane pertraktacje z

siecią ogólnokrajową, która chce przejąć pani audycje. Niech się pani

stara, żebyśmy dobrze wypadli. Jak pani dostanie podwyżkę, to może

i nam coś skapnie.

Noelle oblała się zimnym potem. Podszedł reżyser i zaczął

wydawać polecenia.

- Gdzie są moje fiszki? - spytała przerażona.

- Nie będą dzisiaj potrzebne. Proszę tylko dostosować się do

Jasona.

- Jasona Reilly'ego?

- Tak. On też wystąpi. Wszystko przygotowane.

Rozejrzała się i zauważyła uśmiechy na wszystkich twarzach

wokół. Wciąż nic nie rozumiała.

- Mamy tylko dziesięć minut. Proszę wszystkich na miejsca.

background image

Noelle, mocno przestraszona, popatrzyła na dzieci i ich widok

dodał jej nieco otuchy. Idąc we wskazanym kierunku, zauważyła, że

to wcale nie jest znane stare łożysko potoku. Rozległy się coraz

głośniejsze okrzyki dzieci. Jason Reilly, stojący nieco z boku,

krzyczał najgłośniej.

- Pani Dinozello, proszę tutaj. Musimy zejść na dół.

Znów się przeraziła, gdyż nie była odpowiednio ubrana. Nie

wyobrażała sobie, jak zejdą - ona na wysokich obcasach, a Jason o

kulach. Nie miała wątpliwości, że oboje się przewrócą i ta myśl

jeszcze bardziej ją przygnębiła.

- Proszę się pospieszyć. Zaraz zaczynamy.

Zaczęła dostrzegać w tłumie coraz więcej znajomych twarzy.

Zauważyła nie tylko siostrę z mężem i dziećmi, ale i rodziców.

Wszyscy uśmiechali się i radośnie machali rękoma.

Noelle rozejrzała się naokoło i zobaczyła wiele osób z muzeum

oraz ze studia. Poznała niektórych kolegów Jasona i młodszych

uczniów Matta. Wszyscy najwyraźniej na coś czekali.

Doszła wreszcie do samego brzegu i wtedy zrozumiała. Widok

był zupełnie niewiarygodny. Całą trasę, która tędy przebiegała,

zlikwidowano, a miejsce, gdzie się znajdowała szczęka Epanterias,

stanowiło część starannie oznakowanego terenu, w którym widniały

częściowo odsłonięte skamieniałości.

- Czy zrobiliśmy pani niespodziankę? - krzyknął podniecony

Jason, który nieomal podskakiwał to na jednej, to na drugiej nodze. -

Czy się nam udało?

background image

Zdumienie Noelle nie miało granic. Wpatrywała się w

pieczołowicie przygotowany teren badań oraz kości doskonale

widoczne w oślepiającym słońcu.

- Ja tu byłem kierownikiem robót - z dumą oświadczył Jason. - I

ja wszystkim mówiłem, co mają robić.

- To twoje dzieło?

- No pewnie. Nawet sam też trochę pracowałem, ale głównie

pilnowałem, żeby wszystko odbywało się jak należy. Pan Matt szukał

skamieniałości, a pan Alex zorganizował grupę robotników.

- Niemożliwe.

- Ale to prawda. Kiedy pan Matt znalazł tu pierwsze szczątki,

zadzwonił do mnie, żebym ułożył plan poszukiwań. No a ja jeszcze

poprosiłem wszystkich chłopców z klubu i ośrodka, żeby nam

pomogli.

Noelle miała wrażenie, że śni.

- Pan Matt szukał kości dinozaurów?

- Jasne. Przyjeżdżał tutaj codziennie i pracował aż do zapadnięcia

nocy. A pan Alex w tym czasie zajmował się całym ośrodkiem. Jak mi

pani nie wierzy, może sama zapytać.

Jason wskazał przeciwległy brzeg. Gdy Noelle zobaczyła

stojącego tam mężczyznę, na chwilę przestało jej bić serce.

- Matt, czy ty naprawdę to przygotowałeś? - krzyknęła.

- Tak, ale nie sam. Wszyscy się do tego przyczynili.

- Zrobiliście to dla mnie?

background image

- Oczywiście. Bo cię kochamy - dobiegł głęboki głos. - A ja

najmocniej.

- Ty?

- Oczywiście. I to jeszcze jak. Długo sądziłem, że nie rozumiesz

tego, co dla mnie znaczy moja praca. Potem bałem się, że nie mamy z

sobą nic wspólnego. Ale się myliłem. - Wskazał siedzące naokoło

dzieci. - Bo mamy aż tyle wspólnego.

Noelle objęła Jasona.

- Bardzo dużo, prawda? - powiedziała głosem drżącym ze

wzruszenia.

- Cieszę się, że tak myślisz. - Matt uśmiechnął się. - Sądzę, że w

takiej sytuacji powinniśmy wznowić nasze pertraktacje. Moja oferta

kompleksowa obejmuje mnie i skamieniałości. Nie dostaniesz jednego

bez drugiego. A ponadto musisz mi obiecać, że twoja miłość do mnie

będzie przewyższać twoje zafascynowanie dinozaurami.

Wzruszenie odebrało Noelle głos, więc odezwała się dopiero po

chwili.

- Panie obszarniku, takie zastrzeżenie jest bardzo poważne.

- To nie jest odpowiedź, na jaką czekam.

Wszyscy wytężyli słuch, lecz większość obecnych nie dosłyszała

słów Noelle. Jednak wyraz jej twarzy mówił wszystko wyraźnie.

- Kocham cię, Matt, ale muszę cię uprzedzić, że ja też mam swoją

ofertę całościową. - Znów objęła Jasona. - My dwoje stanowimy

całość. Jason idzie tam, gdzie ja.

background image

- Mogę łaskawie przystać na coś takiego. Widzę, że obie strony są

siebie warte. - Uśmiech Matta dosięgnął oczu, w których pojawiły się

wesołe błyski. - Ale istnieje jeszcze jeden warunek. Osoby

zawierające umowy w tym miejscu podpisują kontrakty dożywotnie.

Ty, Jason i ja. Nie będzie żadnej furtki. Żadnej alternatywy. I nie ma

odwołania.

Noelle spojrzała na stojące obok niej, drżące ze wzruszenia

dziecko.

- Jasonie, co ty na to? Czy myślisz, że da się z tym jakoś żyć?

Chłopiec gorąco ją uściskał, nie mówiąc ani słowa. Po czym

wszyscy troje zaczęli schodzić na dół, a gdy się spotkali, uściskom i

pocałunkom nie było końca. Śmiali się i płakali jednocześnie.

Po drodze Noelle złamała obcas, a Jason zgubił jedną kulę, ale nic

teraz nie miało znaczenia poza tym, że nareszcie są razem.

- Pani Dinozello, kocham panią - powiedział Matt, całując Noelle

w skroń. - I ciebie też, synu. Jesteście dla mnie największym skarbem,

jaki mi życie dało.

- Matt, nie myśl, że jestem ideałem. Mam tysiące wad, jak

wszyscy.

- Więc nie pozwolisz, żebym cię postawił na piedestale?

- Na piedestale? - Noelle roześmiała się. - Tylko nie to. Mam tego

dość, jako pani Dinozella. Dla Jasona chcę być mamą, a dla ciebie po

prostu Noelle. Czy to przeżyjesz?

- Może, ale nie wiem jak - szepnął. Objął ją i złożył na jej ustach

długi pocałunek.

background image

- No, nareszcie - westchnął Matt z ulgą. - Myślałem już, że goście

nigdy nie odjadą.

- A ja myślałam, że Jason wcale nie pójdzie spać.

- Wszyscy jakby szału dostali. Ale cyrk.

- Dla Jasona ten dzień był pełen cudownych wrażeń - rzekła

Noelle. - Wystąpił w programie na żywo, został zaangażowany jako

mój asystent, dowiedział się, że my się pobierzemy i że jego

zaadoptujemy, a wreszcie miarka jego szczęścia się przepełniła, gdy

się zgodziłam, aby w prezencie ślubnym nauczył mnie jeździć

konno... Wszystko jednego i tego samego dnia. Trudno oczekiwać,

żeby ktokolwiek - dorosły czy dziecko - mógł zasnąć po takiej porcji

wrażeń.

Mocno przytuliła się do Matta.

- Chyba masz rację, ale ja nie mogłem się doczekać właśnie tego.

- Obsypał ją pocałunkami, długimi i namiętnymi. - Wszystko dziś

było wspaniałe, ale jednak wolę cię mieć tylko dla siebie.

- Ja też - zdążyła szepnąć Noelle, nim Matt zamknął jej usta

kolejnym gorącym pocałunkiem.

- Szkoda, że nie robiliśmy tego wcześniej. To by nam

zaoszczędziło dużo przykrości.

- Bo ja wiem - rzekła Noelle w zadumie. - I tak mamy szczęście,

jeśli wziąć pod uwagę, jak to się wszystko gmatwało.

- Nic mogę powiedzieć, żebym był z siebie dumny.

background image

- Robiłeś to, co uważałeś za słuszne. Ale wreszcie pozwoliłeś

Alexowi liczyć wyłącznie na własne siły. Mówił, że będzie miał

konsultacje. To dobry pomysł.

- Tak sądzę. A skoro już o nim mowa, muszę ci powiedzieć, że

któregoś dnia długo rozmawialiśmy bardzo poważnie i postanowiłem

przekazać mu zarządzanie całym ośrodkiem.

- A czy sobie poradzi?

- I on, i terapeuta uważają, że tak. Spisał się całkiem nieźle, kiedy

my z Jasonem pracowaliśmy w terenie.

Noelle miała nadzieję, że Alex naprawdę ma szansę na całkowity

powrót do równowagi psychicznej. Ze względu na obu braci życzyła

im, aby stało się to jak najszybciej.

- Alex zawsze był lepszym gospodarzem ode mnie. Więc teraz

chętnie poświęcę cały czas pacjentom oraz pracy społecznej i

Jasonowi. Ale przede wszystkim tobie. - Pocałował Noelle z

czułością. - Czy popierasz takie rozwiązanie?

- Całym sercem. Wiesz, ja też dużo się o sobie dowiedziałam -

szepnęła. - Tak sobie zaprzątnęłam głowę jednym marzeniem, że

zupełnie ignorowałam drugie. A ono ściśle wiąże się z tobą i Jasonem

oraz z moją miłością do was. Okazało się, że jestem dobrą

nauczycielką i to wy pomogliście mi uświadomić sobie, że uczenie

jest tym, co robię najlepiej.

- Więc dlatego rzuciłaś muzeum?

- Tak. Dostaję coraz więcej ciekawych propozycji, a w dodatku

Jasonowi pozwolono występować ze mną na stałe.

background image

-

Pani

Dinozella,

sława

międzynarodowa!

Oczywiście

przyjmujesz te propozycje? - spytał Matt przepełniony dumą.

- Tak. Kolorado nie jest jedynym miejscem na świecie, gdzie

można odkryć skamieniałości. Pomyśl, ile dzieci na całym świecie

będę mogła uczyć!

Matt komicznie zmarszczył brwi.

- Wcale nie jestem pewien, czy mi odpowiada taka liczba rywali.

Widzę, że trzeba dodać klauzulę do naszej umowy.

- Mianowicie jaką?

- Chcę otrzymać gwarancję, że będę sowicie przez ciebie

nagradzany. Najhojniejz całej świty.

Noelle uśmiechnęła się tajemniczo.

- Może i na to przystanę.

Matt objął ją i przytulił.

- Więc przypieczętujmy naszą umowę.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
249 Duquette Anne Marie Dinozella Oni i dziecko
Waverley Shannon Oni i dziecko Kolejny mezalians (Harlequin Romance (tom 246)
Day Samantha Oni i dziecko Nasza trójka (Harlequin Romance (tom 235)
196 Duquette Anne Marie Kowboj i dziewczyna
0104 Duquette Anne Marie Ocalony przez miłość
044 Duquette Anne Marie Przygoda serca
Duquette Anne Marie Kobieta z gwiazda szeryfa SR089
Duquette Anne Marie Przygoda serca
Duquette Anne Marie Kobieta z gwiazdą szeryfa
Leigh Michaels Idealne rozwiązanie (Harlequin Romance (tom 264)
Anne Marie Duquette Kobieta z gwiazdą szeryfa
Beaumont Anne Harlequin Romance 176 Kopciuszek w Paryżu
Anne Marie Duquette Przygoda serca
044 Anne Marie Duquette Przygoda serca
264 Michaels Leigh Oni i dziecko Idealne rozwiazanie
286 Waverly Shannon Oni i dziecko Znowu razem
GR0520 Winston Anne Marie Wymarzony dom
Murray Annabel Harlequin Romance 40 Zmęczony pocał‚unkami

więcej podobnych podstron