Grodecka Maria Siewcy dobrego jutra

background image

Aby rozpocząć lekturę,

kliknij na taki przycisk ,

który da ci pełny dostęp do spisu treści książki.

Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym

LITERATURA.NET.PL

kliknij na logo poniżej.

background image

2

MARIA GRODECKA

SIEWCY

DOBREGO

JUTRA

o uprawach ekologicznych

i wegetariańskim odżywianiu

background image

3

Tower Press 2000

Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000

background image

4

Malutki chłopczyk idący ulicą ze swoją matką zobaczył nagle obok chodnika coś, co go

olśniło – zielony skrawek trawy. Puścił rękę matki, pobiegł tam, zatrzymał się przez chwilę
pośrodku zieleni, a potem powolutku przyklęknął z wyrazem nieopisanego zachwytu na bla-
dej buzi. Rozjaśnionym spojrzeniem szukał w oczach matki zrozumienia dla swojego nie-
oczekiwanego szczęścia.

Ale dla spieszącej się, zapędzonej kobiety była to tylko irytująca strata czasu. Podeszła

szybko do malca, poderwała go z ziemi i z pasją biła chudy tyłeczek. Potem, zagniewana i
wzburzona, pociągnęła płaczące dziecko w stronę betonowego chodnika.

Temu chłopcu i wszystkim innym dzieciom

moją książkę poświęcam

background image

5

UDZIAŁ GOSPODARKI HODOWLANEJ W EKONOMICZ-

NYCH I EKOLOGICZNYCH PROBLEMACH WSPÓŁCZE-

SNEGO ŚWIATA

Amerykańskie Towarzystwo Dietetyczne uznaje, że właściwie zaplanowana dieta wegeta-

riańska odpowiada w pełni wymogom dobrego odżywiania.

(The American Dietic Association Reports

July 1980)

Największemu nawet optymiście niełatwo byłoby przyznać, że świat współczesny znajduje

się w sytuacji pomyślnej i korzystnej dla wszystkich jego mieszkańców i że dalszy rozwój w
tym samym kierunku może napawać otuchą i wiarą w jeszcze lepszą przyszłość. Kłopoty i
trudności naszego czasu tak się ze sobą splątały, że próbując znaleźć jakiegoś generalne roz-
wiązanie, nie wiadomo właściwie od czego należałoby zacząć. Wszystkie sprawy wydają się
zazębiać ze sobą, trudno zdecydować, które z nich są pierwotne, a które wtórne. Za którą nit-
kę należałoby pociągnąć, aby kłębek niedoli i zagrożeń sam się rozwikłał.

W ostatnich latach uwadze wszystkich mieszkańców Ziemi najbardziej narzuca się zagro-

żenie związane ze skażeniem środowiska naturalnego. Wiadomo, że istnieją liczne, realne
niebezpieczeństwa spowodowane przemysłowymi zanieczyszczeniami wód, powietrza i gleby
oraz nadmiernym eksploatowaniem zasobów naturalnych. W związku z tym mówi się i pisze
o groźbie katastrofy ekologicznej. Sprawcy skażeń i zanieczyszczeń przemysłowych spoty-
kają się z powszechnym potępieniem, a ostatnio coraz częściej ponoszą konkretne sankcje
wymierzane z mocy zobowiązującego prawa.

Takie negatywne reakcje i opinie w stosunku do tych przypadków są zjawiskiem stosun-

kowo nowym, do niedawna bowiem otaczała je atmosfera pobłażliwej wyrozumiałości za-
równo ze strony prawa jak i opinii społecznej. Ostatnio atmosfera ta zdecydowanie wygasa, a
opinia domaga się ostrych, surowych kar, dostrzegając w tym ogromne zagrożenie ludzkiego
życia i zdrowia.

Istnieje jednak, obok skażenia przemysłowego, cała ogromna sfera źródeł zanieczyszcze-

nia i eksploatacji środowiska, które nie tylko nie zostały jednoznacznie napiętnowane, ale są
ogólnie tolerowane, a nawet aprobowane i utożsamiane z pozytywnymi osiągnięciami cywili-
zacyjnymi. To znaczy spotykają się z taką samą reakcją, co sposoby funkcjonowania wielu
gałęzi przemysłu wtedy, zanim jeszcze dostrzeżono ich złowrogie następstwa. Wiążą się one
ze stosowanymi obecnie metodami uprawy roli i z uznanymi standardami odżywiania. Za-
równo problemy metod stosowanych w rolnictwie, jak i norm żywienia, są ze sobą ściśle po-

background image

6

wiązane i dlatego właśnie tym dwóm sprawom należałoby poświęcić nie mniej troski i uwagi
niż przemysłowym źródłom zagrożeń ekologicznych.

Jakkolwiek ekologiczne skażenia powodowane chemicznymi metodami rolnictwa oraz

konsumpcyjne i hodowlane sposoby użytkowania jego płodów stają się coraz wyraźniej wi-
doczne, to nie zostały jeszcze na tyle powszechnie uświadomione, aby wyzwolić przeciw-
działanie przynajmniej równie energiczne jak w przypadku zagrożeń przemysłowych. Od
kilku lat są wprawdzie przedmiotem zainteresowania i troski wąskiego kręgu teoretyków rol-
nictwa i żywienia, ale ich poglądy nie docierają dostatecznie szeroko. Dlatego w poniższym
opracowaniu zostaną zrelacjonowane i przedstawione, aby przyczynić się do zwrócenia po-
wszechnej uwagi i wzbudzić zainteresowanie w takim stopniu, w jakim zasługują ze względu
na swoją doniosłość.

Na początku lat siedemdziesiątych, kiedy w całym świecie a głównie w Stanach Zjedno-

czonych, panował niezmącony optymizm wywołany osiągnięciami „zielonej rewolucji”, uka-
zała się książka pt. „Diet for a Small Planet” (Dieta dla małej planety). Przez czytelników
została od razu doceniona, bo w latach 1971-1982 ukazało się dziesięć wydań tej książki, któ-
rą krytycy uznali za „początek rewolucji żywieniowej”. Jej autorka, Frances Moore Lappé,
znana w świecie jako ekspert do spraw żywienia, zwróciła uwagę na negatywne następstwa
nadmiaru zboża, jaki w związku ze stosowaniem nowych metod upraw zaczął pojawiać się
każdego roku na rynkach. Produkcja rolna w Ameryce wzrosła tak znacznie, uzyskiwano
zbiory tak ogromne, że nie udawało się tego ani wykorzystać na miejscu, ani korzystnie
sprzedać. Powstał trudny problem uporania się z tym ambarasującym bogactwem. W końcu
znalazło się wyjście. Hodowcy zaczęli karmić zbożem swoje zwierzęta, krowy, świnie i drób,
co wpłynęło na ogromne podniesienie produkcji zwierzęcej i spożycia mięsa. Stany Zjedno-
czone stały się rajem dla amatorów befsztyków, hot-dogów i hamburgerów. To powszechne
adorowanie mięsa w swoim kraju nazwała Frances Moore Lappé „amerykańską religią Wiel-
kiego Befsztyka”, który to zresztą kult upowszechnił się szybko na całym świecie. I tak roz-
budowany amerykański przemysł hodowlany narzuca światowej gospodarce żywieniowej
swoje reguły gry, a przemysł mięsny zdominował rolnictwo.

Rolnictwo zdominowane przez przemysł mięsny

Obecny system żywienia, zorientowany na jadanie mięsa, opiera się na niewiarygodnym

marnotrawstwie surowców roślinnych, zasobów energetycznych, zasobów wody, obszarów
uprawnych i leśnych oraz gleby. Jeżeli trwa dotychczas, to głównie dlatego, że nie partycy-
pują w nim wszyscy mieszkańcy Ziemi. Osiemdziesiąt procent białka zwierzęcego konsumuje
tylko 25% ludności świata, przeważnie z krajów wysoko uprzemysłowionych, gdzie z każ-
dym rokiem wzrasta produkcja zwierzęca równolegle z obniżaniem się poziomu produkcji
roślinnej. Z tego około 50% przeznacza się na paszę, a ponieważ i tak nie jest to ilość wystar-
czająca, kraje bogate ratują się importem pasz. Obecnie jedynymi już regionami o przewadze
tempa wzrostu produkcji roślinnej na zwierzęcą pozostały: Ameryka Północna i Australia i
one eksportują płody rolne do pozostałych regionów świata.

Eksporterami pasz są jednak nie tylko Ameryka Północna i Australia, które po prostu

sprzedają korzystnie swoje nadwyżki. Bo oprócz tego, dla podniesienia importu pasz, kraje
zamożne dokonują ekonomicznego drenażu najuboższych nawet regionów, jak niektóre kraje
Ameryki Południowej, Afryki i Azji. Płacąc za zboże wyższe ceny, niż producenci mogliby
uzyskać na miejscu, przyczyniają się do wzrastającego deficytu zboża w tych krajach.

Zgodnie z prawami ekonomicznymi środki na podnoszenie produkcji czerpie się z każdego

możliwego i dostępnego źródła. Ulegając tym prawom, dysponenci ziemi preferują uprawy
takich gatunków roślinnych, które wymagają najmniejszego nakładu pracy, mają najłatwiej-

background image

7

szy zbyt i przynoszą najwyższy dochód. Pod tym względem dogodne są właśnie gatunki na-
dające się na paszę: zboże, soja, ziemniaki, kukurydza. Importerzy kupują ich coraz więcej i
płacą coraz drożej. Można je bez trudu sprzedawać instytucjom monopolizującym w swoich
rękach handel zbożem albo hodowcom w postaci pasz treściwych (jak to czynią np. Meksyk i
Nikaragua) albo w postaci gotowego mięsa (jak to robi np. Polska i Argentyna).

We wstępie do dziesiątego wydania swojej książki (1982) Frances Moore Lappé pisze:

„Ogromne problemy społeczne, a szczególnie problemy światowego głodu i zniszczenia
ekologicznego, po prostu nas porażają. Ich korzenie wydają się nie mieć końca... Ja odkryłam,
że tym instrumentem, którego nam potrzeba, aby przebić pozornie nieprzenikliwą ścianę, jest
jedzenie. Przyjmując za punkt wyjścia sprawy żywieniowe, zaczęłam dostrzegać logiczne
powiązania tam, gdzie przedtem była tylko dżungla przerażających faktów. A w ciągu ostat-
nich lat przekonałam się, że moją opinię podziela tysiące innych ludzi”.

Już w roku 1969 połowa światowych zbiorów rolnych była przeznaczana na paszę. Ilość ta

rośnie z każdym rokiem i to zarówno w krajach, które jeszcze na to stać, jak i w tych które
zupełnie nie mogą sobie na to pozwolić, a dzieje się to kosztem innych obciążeń i strat. Obec-
nie zwierzęta hodowlane zjadają już znacznie więcej zboża, soi, ziemniaków, kukurydzy i
innych produktów roślinnych niż ludzie. Na każde 20 dekagramów mięsa, to znaczy ilość,
którą uważa się za przysługujące dzienne minimum, potrzeba prawie 200 kg paszy, podczas
gdy według opinii żywieniowców, pełne pokrycie dziennego zapotrzebowania na białka, a
także wszystkie inne wartości pokarmowe, każdy może uzyskać z właściwie dobranego,
urozmaiconego pokarmu roślinnego o wadze od 1 do 1 1/2 kilograma. Marnotrawstwo obej-
muje więc prawie 200 kilogramów pokarmu roślinnego, a w tym około połowę tego najcen-
niejszego w ludzkiej, zdrowej diecie. Ażeby uzyskać pełny obraz sytuacji, trzeba to pomno-
żyć przez liczbę dni w roku i liczbę konsumentów mięsa na całym świecie. To marnotraw-
stwo jest jednak już w założeniu wbudowane w strukturę produkcji mięsa.

Częstokroć rządy krajów eksportujących zboże udzielają rolnikom subwencji na rozsze-

rzenie upraw zbożowych, albo wykupują ich ziemię czy też ich z tej ziemi wywłaszczają.
Lepiej się bowiem opłaca sprzedać zboże za granicę na pasze, niż przeznaczyć ziemię pod
uprawę roślin potrzebnych ludziom w kraju. I tak na przykład wielu chłopów meksykańskich
zostało wywłaszczonych ze swoich pól, gdzie do tej pory uprawiali dla siebie fasolę i kukury-
dzę, uzyskując pełnowartościowy pokarm białkowy. Teraz rośnie tam żyto na eksport do
krajów potrzebujących coraz więcej pasz dla swoich stad hodowlanych. Równie tragicznym
przykładem takiej sytuacji jest Brazylia. Czarna fasola, która od niepamiętnych czasów była
źródłem taniego białka, tak nagle podrożała, że stała się dla ubogich ludzi niedostępna. Ta
zwyżka ceny fasoli jest skutkiem tego, że dysponenci ziemi zamiast fasoli, zaczęli tam upra-
wiać głównie gatunki roślin nadających się na pasze dla zwierząt w kraju i na eksport.

Przy działaniu takich mechanizmów ekonomicznych perspektywa rozwoju gospodarczego

nie przedstawia się zbyt obiecująco. Prowadzi bowiem nieuchronnie do tego, że coraz mniej-
sza procentowo liczba ludzi na świecie będzie zjadała coraz większe ilości mięsa, a coraz
większa ilość ludzi będzie odczuwała dotkliwy brak chleba.

W ten sposób potężnieje na całym świecie zagrożenie głodem. Nie jest to jednak, jak wi-

dać głód nieunikniony, nie wynika on bowiem ani z przeludnienia, ani z nieurodzaju czy
ograniczoności obszaru ziemi. Jego uwarunkowania mają głównie charakter ekonomiczny i
polityczny. Te czynniki decydują o tym, co i ile się uprawia oraz jak wykorzystuje się plony z
tych upraw. W sytuacji gdy najwięcej uprawia się roślin paszowych, potrzebnych w hodow-
lach, podnoszenie produkcji rolnej nie przyniesie nigdy rozwiązania problemu głodu na świe-
cie, bo im wyższa będzie produkcja roślinna, tym liczniejsze będą stada hodowlane, które ją
zjedzą. „Jednostronny sposób myślenia ekspertów – pisze Lappé – który koncentruje się na
sprawie podnoszenia produkcji jako możliwości uniknięcia światowego głodu, jest zupełnie
nietrafny. W ten sposób można mieć coraz więcej jedzenia i jednocześnie coraz większy

background image

8

głód”. To poczucie niezaspokojenia pozornych, względnych potrzeb pokarmowych jest już
jednak uwarunkowane nie biologicznie, a tylko socjologicznie. Spowodowane jest akcepto-
waniem standardów dietetycznych nieskorelowanych ani z rzeczywistymi potrzebami żywie-
niowymi ani z realną podażą żywności.

Frances Moore Lappé dała swojej książce prowokacyjny tytuł: „Dieta dla małej planety”.

Wobec wzrastającej lawinowo liczby ludzi na świecie, z których każdy chciałby jadać tak
samo dużo mięsa jak obywatele najzamożniejszych krajów, Ziemia jest rzeczywiście „małą
planetą” – za małą na to, aby nastarczyć pokarmu dla dwóch coraz liczniejszych populacji jej
mieszkańców: ludzi żywiących się mięsem i zwierząt, z których mięso ma być ich pokarmem.

Amerykański standard dietetyczny wymaga rocznie na osobę żywności, do wyprodukowa-

nia której potrzebne są zbiory z pól hektara ziemi uprawnej i półtora hektara pastwisk – razem
aż z dwóch hektarów. Co by się stało, gdyby chcieć podnieść do takiego poziomu standard
żywienia ludzi na całym świcie? Aby osiągnąć taki poziom produkcji mięsa, żeby każdy
obywatel świata mógł spożywać przeciętnie 136 kg mięsa rocznie, tak jak obecnie w Austra-
lii, trzeba by objąć uprawami paszowymi nie tylko wszystkie już użytkowane areały rolne, ale
ponadto obszary leśne, najwyższe nawet góry, bagna i parki narodowe. Jednak byłby to też
sukces tylko krótkotrwały, bo za kilkadziesiąt lat, gdy liczba ludzi się podwoi i tego by nie
starczyło. Nakarmienie wszystkich ludzi mięsem jest po prostu fizycznie niemożliwe ze
względu na ograniczone rozmiary Ziemi. Istniejący trend rozwojowy gospodarki hodowlanej
łamie naturalne proporcje obszaru naszej planety w stosunku do zamieszkujących ją istot –
ludzi i zwierząt.

Nazwanie naszej wielkiej, starej Ziemi „małą planetą” jest też wyrazem zatroskania o los

tego kolosa, bezradnego wobec niestrudzonych poczynań jego mieszkańców, zdolnych swoją
działalnością doprowadzić ją do nieuniknionej katastrofy ekologicznej.

Przeciętnie 3/4 rolniczo użytkowanej na całym świecie ziemi służy uprawom paszowym.

Część tego to uprawy pastewne, ale pozostałe to gatunki roślin, które zostają przeznaczone na
paszę, chociaż nadają się doskonale na pokarm dla ludzi.

Degradacja i erozja gleby

Dominacja gospodarki hodowlanej znajduje m.in. odbicie w sposobie użytkowania ziemi –

głównie w strukturze upraw. W związku z tym na cele hodowlane przeznacza się każdy moż-
liwy skrawek ziemi i wykorzystuje go pod uprawy pastewne, paszowe lub jako pastwiska.
Wprawdzie w ostatnich latach dominuje metoda zamkniętej hodowli intensywnej, to znaczy,
że zwierzęta trzymane są w zamkniętych pomieszczeniach i obficie karmione paszami treści-
wymi z dodatkiem hormonów. Przyspiesza to ich wzrost i wagę, a skraca okres tuczu. Jednak
w pewnych regionach świata i pastwiskowe użytkowanie ziemi ma wciąż jeszcze duże zna-
czenie w gospodarce hodowlanej, ale zarówno jeden jak i drugi system przyczynia się do ła-
mania celowych proporcji w strukturze upraw i zachwiania równowagi ekologicznej. Chów
zamknięty wymaga przeznaczania ogromnych obszarów pod uprawy paszowe, a system pa-
stwiskowy wymaga jeszcze większych obszarów do wypasania stad. W pewnych sytuacjach
przeznacza się na pastwiska ziemię zdatną do upraw. A jeżeli nawet do celów rolniczych jest
ona zbyt jałowa, to można by ją wykorzystać bardziej racjonalnie niż na pastwisko, bo wia-
domo, że na każdej ziemi, na której rośnie trawa, może również wyrosnąć las. Jednak gospo-
darka hodowlana nie tylko eliminuje taką szansę zalesiania, ale wybiera odwrotny kierunek
postępowania – to właśnie lasy wycina się po to, aby ogołocone z drzew tereny przeznaczyć
na pastwiska. A system pastwiskowy wymaga obszaru około dziesięciokrotnie większego niż
chów zamknięty.

background image

9

Intensywne wypasanie powoduje częstokroć zanik roślinności łąkowej wskutek przygryza-

nia i przydeptywania, co w wielu przypadkach prowadzi do degradacji i erozji gleby. Obecnie
przyznaje się oficjalnie, że 60% pastwisk w Stanach Zjednoczonych jest nadmiernie wypasa-
nych i w związku z tym zagrożonych degradacją. Wyjaławianie gleby nadmiernym wypasa-
niem i następującą potem erozją są zresztą niepokojącym zjawiskiem w skali światowej, bo w
ten sposób traci się każdego roku miliardy ton gleby.

Istnieje opinia, że nadmierne wypasanie było od tysięcy lat zasadniczą przyczyną pustyn-

nienia ziemi. Obszary pozbawione roślinności na skutek dotychczasowej działalności ludzkiej
przewyższają o około 20 mln km² cały obszar ziemi użytkowanej przez rolnictwo. Wiele re-
gionów świata obecnie całkowicie ogołoconych miało kiedyś bogatą wegetację roślinną.
Przykładem jest pustynia Sahara, która jeszcze 10 tysięcy lat temu była kwitnącą oazą. Jedno-
cześnie wiadomo, że tam właśnie przez całe wieki koczowały plemiona pasterskich nomadów
ze swymi licznymi stadami. W czasach rzymskich północna Afryka była spichlerzem cesar-
stwa, a ziemia otaczająca Tripolis mogła w czasach Mahometa wyżywić 6 mln ludzi. Pakistan
4 tysiące lat przed naszą erą był gęsto zadrzewiony, a jego centrum, gdzie dziś jest pustynia –
było dżunglą.

Niektórzy jako przyczynę pustynnienia wskazują zmianę warunków klimatycznych. Jed-

nak badania paleontologiczne wskazują, że na wielu obszarach obecnie pustynnych, a niegdyś
żyznych, klimat nie zmienił się zupełnie od tamtych czasów. Większość uczonych przychyla
się więc do opinii, że zawinili tu głównie ludzie i ich stada hodowlane, wypasane niegdyś na
tych terenach. Tę opinię potwierdzają zjawiska pustynnienia zachodzące również współcze-
śnie. Do takiej właśnie alarmującej sytuacji dochodzi teraz w Kenii. Wypasanie licznych stad
bydła doprowadza do zaniku wody i pustynnienia ogromnych obszarów sawanny. Podobnie
dzieje się w Sudanie i Tanzanii, wszędzie tam, gdzie wypasa się bydło, następuje ekspansja
pustyni. „Z raportu opublikowanego przez ekspertów ONZ wynika, że w wielu regionach
Azji i Oceanii gwałtownie zwiększa się powierzchnia obszarów pustynnych, co zagraża egzy-
stencji 150 milionów rolników... Pustynie stanowią już około 34% obszarów rolniczych w
Azji, 75% w Australii, 55% w Ameryce Środkowej oraz 2% w Europie... Liczba ludności
bezpośrednio dotkniętej skutkami wyjałowienia ziem uprawnych wzrosła z 57 milionów w
1977 r. do około 150 mln w 1985 r.

Gwałtowny wzrost ilości obszarów półpustynnych przyczynił się do migracji wielu rodzin

chłopskich, nie mogących wyżywić się z tej ziemi. Główne przyczyny ekspansji obszarów
jałowych, to – zdaniem ekspertów – zbyt intensywna uprawa, zwiększanie obszarów pa-
stwisk, wyrąb lasów chroniących przed erozją i niewłaściwe systemy nawadniania”. (Dzien-
nik Łódzki, notatka pt. „Coraz więcej obszarów pustynnych” z dnia 11-21 X 1986 r.).

Na utratę żyzności gleby i tempo erozji, obok wypasania, niekorzystny wpływ mają upra-

wy preferowane ze względów hodowlanych. Żyto, tak poszukiwane na rynkach paszowych,
należy do gatunku najsilniej wyjaławiającego ziemię, podobnie zresztą jak inne zbożowe.
Wysiewane rok po roku, bez troski o długoterminowe podtrzymywanie żyzności gleby są
jednym z głównych czynników jej degradacji i erozji. Struktura upraw, w której dominują
rośliny zbożowe, ogranicza też możliwość stosowania płodozmianu i uwzględniania na szero-
ką skalę gatunków roślin podnoszących urodzajność gleby i podtrzymujących jej żyzność w
sposób trwały. Uprawianie oprócz zbóż, roślin motylkowych, strączkowych i oleistych, owo-
ców i orzechów, różnych warzyw oraz wielu innych, użyźniających glebę w rozważnym pło-
dozmianie, mogłoby jednocześnie dostarczać wartościowego i obfitego pokarmu dla ludzi na
całym świecie.

Istniejący rodzaj eksploatacji gleby wiąże się głównie z popytem na paszę, bo ludzie, na-

wet jeżeli jest ich już na świecie 5 miliardów, nie byliby w stanie skonsumować nawet 1/10
ilości zboża, jakie obecnie zbiera się każdego roku. Jego uprawa do bezpośredniego spożycia
przez ludzi nie byłaby w takiej skali nie tylko potrzebna i najbardziej dochodowa, ale nawet w

background image

10

ogóle opłacalna. I wtedy producenci rolni, aby znaleźć nabywców, musieliby dokonywać ra-
dykalnych zmian w strukturze upraw przez wprowadzenie wielu innych jeszcze gatunków
roślin, służących ludziom i ich zdrowiu. Keith Akers pisze: „Erozja na skutek gospodarki ho-
dowlanej przewyższa nieporównanie zasięg erozji pod wpływem uprawy roślin jadalnych.
Nawet przy braku podejmowania jakichkolwiek innych zmian, ekonomia wyłącznie wegeta-
riańska wyeliminowałaby erozję w 90%”.

Wprawdzie erozja bywa zjawiskiem normalnym i niegroźnym, gdyż gleba ma naturalną

zdolność do regeneracji. Niebezpieczeństwo jałowienia pojawia się dopiero wtedy, gdy tempo
erozji znacznie przewyższa tempo regeneracji. Procesy glebotwórcze są jednak bardzo po-
wolne i długotrwałe, zanim wytworzy się czterocentymetrowa warstwa urodzajnej ziemi, mo-
że upłynąć od stu do tysiąca lat. Przeciętne tworzenie się warstwy 2,5 centymetrowej trwa
około 300 lat. Zabiegi uprawowe przyspieszają wprawdzie ten proces, ale nawet w idealnych
warunkach rolniczych formowanie się takiej warstewki nie może trwać krócej niż 30 lat, a w
warunkach przeciętnych nawet do 100 lat. Obecnie dodatkowym czynnikiem erozji jest wy-
muszanie wydajności jałowiejącej gleby syntetycznymi nawozami oraz ugniatanie jej ciężkim
sprzętem rolniczym i stosowanie chemicznych środków ochrony roślin. Coroczne nasycanie
ziemi substancjami chemicznymi nie jest równoznaczne z jej użyźnianiem, ani nie jest zabie-
giem regenerującym. Sprowadza się tylko do doraźnego zabezpieczenia urodzaju. Nie hamuje
postępu erozji, tylko go przyspiesza, ziemia martwieje i zmienia się stopniowo w rozpyloną
skałę. Ponieważ jednak współcześnie rolnictwo nosi znamiona typowe dla wielkotowarowej
produkcji przemysłowej, względy racjonalne i humanitarne zostają z niego wyparte twardymi,
bezosobowymi prawami rynku. Jeżeli rynek domaga się dużych ilości paszy, to trzeba mu ją
dostarczyć bez względu na to, jakie niewymierne w pieniądzach koszty kryją się za tą podażą.

Katastrofy ekologiczne bywały i w przeszłości i ludzkość jakoś je przeżyła i przetrwała.

Ich przyczyny były najprawdopodobniej takie same jak obecnie, to znaczy nadmiernie rozwi-
nięta gospodarka hodowlana. Koczownicze plemiona pasterskie, przenosząc się z miejsca na
miejsce, pozostawiały za sobą ziemię wyjałowioną, zdegradowaną, podatną na erozję i pu-
stynnienie. Ale oni razem ze swoimi stadami wędrowali wtedy w inne, jeszcze żyzne rejony i
tam rozkładali swoje obozowiska. Nie można jednak zapominać, że w tamtych czasach, tzn.
kilka tysięcy lat temu, liczba ludzi na całym świecie nie przekraczała trzystu milionów. W
porównaniu z dzisiejszym pięciomiliardowym zatłoczeniem Ziemia była wtedy prawie pusta i
było dokąd iść. Dzisiejsza populacja ludzka nie ma już tej szansy i wszyscy musieliby stanąć
w obliczu następstw swojej krótkowzroczności i nierozwagi.

Eksploatowanie zasobów wody

Wyprodukowanie 1 kg mięsa wymaga zużycia 20 tysięcy litrów wody, to znaczy tyle, ile

potrzebuje kilkuosobowa rodzina w ciągu dwóch miesięcy. Obliczono, że w Stanach Zjedno-
czonych gospodarka hodowlana pochłania połowę całej ilości wody zużywanej na wszystkie
inne cele. „Woda jest jednym z zasobów naturalnych najbardziej podatnych na zagrożenia
współczesnego rolnictwa. Długo przedtem zanim nasze zasoby kopalne zostaną doszczętnie
spalone i zanim cała ziemia uprawna ulegnie erozji, wiele części świata stanie w obliczu kata-
strofalnego braku wody” – pisze Keith Akers. Wzrost zapotrzebowania na wodę w rolnictwie
dokonuje się równolegle z rozwojem gospodarki hodowlanej. Jeden kilogram pszenicy zawie-
ra więcej kalorii i wartości odżywczych niż jeden kilogram wołowiny, ale wołowina wymaga
od 40 do 50 razy więcej wody niż pszenica. Na wyprodukowanie 1 kg białka zwierzęcego
trzeba zużyć 15 razy więcej wody niż na wyprodukowanie tej samej ilości białka roślinnego.

Dla rolnictwa podstawowe znaczenie mają opady deszczu i woda gruntowa. Ponieważ jed-

nak opady są zjawiskiem nieregularnym i niepewnym, a ponadto wiele obszarów na świecie

background image

11

ma bardzo mało opadów, podstawowym źródłem wody dla współczesnego rolnictwa jest wo-
da gruntowa. W nowoczesnym rolnictwie większość wody gruntowej wykorzystuje się do
nawadniania pól. Woda gruntowa, podobnie jak gleba, lasy i tereny pastwiskowe występuje w
ilości ograniczonej i nadmierne jej eksploatowanie może łatwo doprowadzić do całkowitego
wyczerpania. System irygacyjny pochłania obecnie około 20% wód gruntowych. Wprawdzie
woda wykorzystywana do nawadniania pól paruje częściowo do atmosfery, następnie spada w
postaci deszczu i przesącza się z powrotem do ziemi, ale o zachowaniu trwałych jej zasobów
decyduje skala wydobywania. Jeżeli tempo wydobycia jest większe niż tempo przesączania,
to powstanie poważne zagrożenie całkowitego wyczerpania. Gwałtowne obniżanie się lustra
wody w wielu obszarach świata świadczy o tym, że już teraz tempo wydobywania wody
przewyższa znacznie tempo odnawiania się jej zasobów. To ogromne zapotrzebowanie na
wodę gruntową przypisuje się powszechnie wymogom gospodarki hodowlanej. „Obecnie –
pisze F. Moore Lappé – połowa wołowiny ze zwierząt karmionych zbożem jest produkowana
w tych stanach USA, które są całkowicie uzależnione od nawadniania z ogromnego podziem-
nego zbiornika wodnego, zwanego Ogallala Aquifer. ale jak się przewiduje, takie nawadnia-
nie nie może trwać bez końca. Woda deszczowa sączy się do tego podziemnego akwenu tak
powoli, że uczeni uznali pewne jego części za źródła nieodnawialne, podobnie jak złoża naf-
towe... Wypompowywanie wody w takim tempie powoduje obniżanie się lustra wody na
pewnych obszarach o 15 cm rocznie, a na innych prawie o 2 m rocznie... Departament Rol-
nictwa przewiduje, że w ciągu 35 lat zasięg nawadnianych obszarów skurczy się o 30%. W
Kalifornii 42% irygacji służy produkcji hodowlanej, a połowa wody zużywanej w całych Sta-
nach Zjednoczonych idzie na uprawy paszowe.

Po przejściu na gospodarkę wegetariańską tak intensywne zużycie wody przez rolnictwo

stałoby się zupełnie niepotrzebne. Na razie około 15% całej ziemi uprawnej we wszystkich
częściach świata korzysta z systemu nawadniania. I te właśnie obszary należą do najbardziej
wydajnych – z nich pochodzi około 25% całej żywności USA i 50% zbiorów światowych.
Łatwo więc sobie wyobrazić, jakie skutki może przynieść wyczerpanie się wody gruntowej w
tych regionach. Nawet obniżenie lustra wody powoduje wzrost kosztów jej wydobycia, a więc
także podniesienie cen żywności.

Obniżanie się lustra wody ma wpływ na znaczny wzrost kosztów jej wydobywania, ze

względu na potrzebne do tego większe nakłady energii. Obecnie większość dostępnych wód
gruntowych znajduje się tak głęboko pod powierzchnią ziemi, że jej wydobywanie jest trudne,
kosztowne i bardzo energochłonne. Ponadto większość głęboko położonych wód gruntowych
bywa zasolona i dlatego nieprzydatna tak samo jak woda morska. Wydobywanie wody z du-
żych głębokości i ewentualne jej odsalanie wymaga tak wyrafinowanej technologii, że nie
każde państwo na to stać. Zresztą stosowanie takich metod nie zapobiegnie całkowicie niedo-
statkom wody, może tylko odwlec ostateczny kryzys.

Opróżnianie podziemnych zbiorników z wody powoduje jeszcze inne zagrożenie, miano-

wicie zapadanie się warstw skalnych występujących nad nimi i obsuwanie się ziemi podtrzy-
mywanej do tej pory wodą. Taka właśnie sytuacja istnieje w okolicach Meksyku i doprowa-
dziła w końcu do zawalenia się całego systemu kanalizacji wodnej i ściekowej w tym mieście.

Innym następstwem nadmiernej eksploatacji i wyczerpywania wody gruntowej jest jej

wzrastająca mineralizacja. Z wody używanej do irygacji gruntów wyparowuje do atmosfery
około 60%, a reszta, która wsiąka w ziemię, jest już bardziej „esencjonalna”, przesycona
składnikami mineralnymi, głównie solą. Sól albo przesącza się do wody gruntowej, albo osa-
dza w glebie. Oba te zjawiska są bardzo niekorzystne, bo po przekroczeniu pewnej granicy
zasolenia wody i gruntu niemożliwa staje się zarówno dalsza uprawa ziemi, jak i dalsze jej
nawadnianie. Mineralizacja wody jest już obecnie jednym z głównych problemów na obsza-
rach zmeliorowanych.

background image

12

Dostatek wody w wielkich rzekach świata nie rozwiązuje sprawy, bo albo płyną one w te-

renach bardzo odległych od ludzkich osiedli, albo te, które są w pobliżu, zostały już tak za-
nieczyszczone i skażone, że nie nadają się do bezpośredniego użytku. Ich oczyszczenie, jak
wykazało dotychczasowe doświadczenie, nie przynosi radykalnej, trwałej naprawy, bo po
pewnym czasie następuje ponowne skażenie i zatrucie. W tym zanieczyszczeniu wód po-
wierzchniowych ma również swój niemały udział gospodarka hodowlana, która produkuje
ogromne ilości odchodów zwierzęcych i odpadów z rzeźni. I o ile skażenia odpadami z rzeźni
mają zasięg raczej tylko lokalny (tym niemniej dla mieszkańców bardzo są uciążliwe), to od-
chody z wielkich farm hodowlanych stanowią już zagrożenie w skali światowej. Ilość ich
przekracza kilkakrotnie ilość wszystkich odchodów ludzkich na całym świecie. I oczywiście
wzrasta z każdym rokiem wraz ze wzrostem pogłowia.

W małych, tradycyjnych gospodarstwach wiejskich hodowla zwierząt dostarcza obornika,

który jest w pełni wykorzystywany do użyźniania gleby. Natomiast w masowych, specjali-
stycznych hodowlach i fermach hodowlanych mocz i kał krów i świń tworzą tzw. gnojowicę,
którą tylko w ograniczonej ilości można wykorzystać do produkcji roślinnej. Zresztą gnojo-
wica jako nawóz ma bardzo niekorzystny wpływ na jakoś upraw i zdrowotność plonów. Zale-
cenie odprowadzania gnojowicy do dołów chłonnych lub na pola filtracyjne nie zawsze jest
przestrzegane, gdyż łączy się z kosztami i trudnościami. Najczęściej nadmiar gnojowicy jest
wylewany do pobliskich wód powierzchniowych i przesącza się do wód gruntowych. Masa
odchodów z ogromnych, nowoczesnych fabryk hodowlanych jest niewyobrażalnie wielka.
Rezultat jest więc taki, że udział hodowli w skażeniu wód jest trzykrotnie większy od prze-
mysłowego. Odchody w wodzie ulegają rozłożeniu przez bakterie tlenowe, które w takich
przypadkach zużywają tak wielkie ilości tlenu, że zostaje on niekiedy całkowicie wyczerpany
z wody. A wtedy dochodzi do procesów beztlenowych, co przejawia się w zamieraniu wszel-
kiego życia w wodzie.

Zwiększenie udziału hodowli w gospodarstwach wiejskich powoduje, że wieś przestaje

być owym przysłowiowym azylem czystości i zdrowia. Od kilkunastu lat na wsiach polskich
wzrasta zastraszająco liczba zachorowań na raka żołądka. Badania wskazują, że przyczynia
się do tego nadmierne polewanie pól gnojowicą, szczególnie z hodowli trzody chlewnej, oraz
przesączanie się jej do wód gruntowych a stamtąd do studni wiejskich.

Katastrofa ekologiczna, która zawisła nad współczesnym światem, może być wskutek tego

bardziej trywialna niż biblijny potop. Teraz bowiem nie grozi nam już, że utoniemy w desz-
czówce, a raczej w świńskim moczu.

Wyrąb lasów na tereny pastwiskowe

Oprócz wody najbardziej zagrożonymi zasobami naturalnymi są obecnie lasy. We współ-

czesnej cywilizacji stale wzrasta zapotrzebowanie na drewno jako budulec i surowiec do wy-
robu papieru i dlatego wyrąb lasów dokonuje się w skali alarmującej. Ten fakt jest na ogół
powszechnie wiadomy, natomiast mniej ludzi wie, że jeszcze większe zagrożenie dla lasów
stanowi gospodarka hodowlana. W wielu częściach świata wzrastające zapotrzebowanie na
tereny pastwiskowe zaspokaja się właśnie kosztem wyrębu lasów.

Lasy są jak wiadomo istotnym czynnikiem kształtowania klimatu, poprawiają stan gleby,

są płucami świata, rezerwatem dzikiej przyrody i terenem odpoczynku dla ludzi. Lasy zapo-
biegają również powodziom, ponieważ ściółka leśna bardzo intensywnie wchłania wodę
deszczową, która następnie przesącza się w głąb ziemi, zasilając zasoby wody gruntowej. Po
najobfitszych nawet opadach, gdy na nielesistych terenach woda stoi na powierzchni lub
spływa falą powodziową, to z lasów odpływ wody deszczowej jest minimalny. Dzięki temu
też nie ma w lasach erozji gleby. Katastrofalne powodzie w pewnych regionach Chin, zwią-

background image

13

zane z wylaniem rzeki Jang-tsekiang, które zatopiły setki ludzi, a miliony zostawiły bez dachu
nad głową, były spowodowane masowym i nierozważnym wyrębem lasów.

Z dwudziestu milionów hektarów lasów wyciętych w Stanach Zjednoczonych w latach

1067-1975, 14 milionów hektarów zostało przeznaczonych na pastwiska. Przy obecnym sta-
nie gospodarki hodowlanej i jej dalszych ambicjach rozwojowych, do roku 2020 wycinanie
lasów w USA musiałoby być kontynuowane w dotychczasowym tempie i w dotychczasowym
zakresie. Natomiast w krajach mniej rozwiniętych i nie tak zasobnych w tereny leśne wszyst-
kie dostępne lasy zostałyby do tego czasu wycięte całkowicie.

Nie mówiąc już o kryzysie gospodarki drewnem i tych wszystkich gałęzi przemysłu, które

wymagają użycia drewna, można łatwo przewidzieć, jakie nieobliczalne zmiany klimatyczne
na całym świecie pociąga to za sobą. Następstwem braku lasów musi być niedostatek tlenu w
powietrzu, podnoszenie się poziomu mórz na skutek spływania wód deszczowych nie wchło-
niętych przez ściółkę leśną, podniesienie się temperatury na całym globie i stopnienie czap
lodowych na biegunach, co doprowadziłoby do jeszcze większego odniesienia poziomu mórz
i zatopienie znacznych obszarów przybrzeżnych.

Lasy nie tylko ozdabiają Ziemię, ale stanowią jej integralną część, są żywotnym i niezbęd-

nym elementem ziemskiej biocenozy. Wszystkich następstw ich wyniszczenia nie da się do
końca przewidzieć, mogą nas zaskoczyć zagrożeniami, których nie sposób sobie teraz wy-
obrazić.

Energochłonność gospodarki hodowlanej

„Aby uzyskać 1 funt mięsa, który dostarcza 500 kalorii energii pokarmowej – pisze F. Mo-

ore Lappé – trzeba zużyć 20 tysięcy kalorii paliw kopalnych, głównie na wyprodukowanie
paszy”. „Każda kaloria białka mięsa wołowego, uzyskanego w hodowlach, wymaga zużycia
78 kalorii z paliw kopalnych. Zboże i fasola są pod tym względem 22 razy tańsze” (M. i D.
Pimentel – 1979).

Rolnictwo w przeszłości zawsze dostarczało więcej energii pokarmowej niż wynosiła

energia pracy i paliwa zużyta na jej wyprodukowanie. Od czasu wprowadzenia nowoczesnych
metod uprawy, tzn. od kilkudziesięciu lat, energochłonność rolnictwa znacznie wzrosła. Me-
chanizacja, nawadnianie i mineralne nawożenie wymagają dużych nakładów energii, chociaż
przynoszą też korzyści w postaci zwyżki plonów i ograniczenia wysiłku ludzkiego. Do pew-
nego czasu było to traktowane jako nieustanne pasmo sukcesów. Jednak zasoby energetyczne
świata, podobnie jak wody, gleby i lasów nie są niewyczerpane. Najwięcej energii pochłania
rozrastająca się stale gospodarka hodowlana, bo zainwestowane w nią kalorie przewyższają
niewspółmiernie ilość uzyskanych kalorii pokarmowych. Ponadto, w miarę wyczerpywania
się innych zasobów, eksploatowanych na cele hodowlane, zapotrzebowanie na energię coraz
bardziej wzrasta. Intensyfikacja rolnictwa wpływa na przyspieszenie erozji gleby, co wymaga
stosowania coraz wyższych dawek nawozów syntetycznych, a ich produkcja wiąże się z do-
datkowym zużyciem energii. Obniżanie się lustra wody gruntowej wymaga coraz więcej
energii do jej wypompowywania z głębszych warstw ziemi, a wzrost popytu na mięso zmusza
do rozszerzania areałów użytkowanej rolniczo ziemi. A ponieważ dobra ziemia jest już od
dawna użytkowana, to do dalszego zagospodarowania pozostaje tylko ta najgorsza. Jej przy-
stosowanie wymaga nowych ogromnych nakładów energii na melioracje, nawożenie, produk-
cję i użytkowanie sprzętu rolniczego itd. Uzyskiwane więc z hodowli kalorie pokarmowe są
coraz droższe.

Aby dalej rozwijać gospodarkę hodowlaną i przemysł mięsny trzeba będzie wkrótce na-

wadniać nie mniej niż 50% obszarów rolnych na całym świecie. A w miarę jak system iryga-
cyjny będzie wyczerpywał zasoby wody gruntowej, będą musiały wzrastać nakłady energii na

background image

14

jej wydobywanie z najgłębszych warstw ziemi. Taka gospodarka może trwać jeszcze najwy-
żej 30-40 lat. Dłużej stanie się to fizycznie niemożliwe.

Sytuacja Ziemi i jej mieszkańców spowodowana gospodarką hodowlaną na tak wielką

skalę jak we współczesnym świecie, wskazuje na to, że dochodzimy do granic możliwości
Ziemi nakarmienia wszystkich ludzi obecnie żyjących. Natomiast ty, którzy przyjdą po nas,
grozi głód. Dążenia współczesnej generacji są zupełnie nieskorelowane z fizycznymi możli-
wościami naszej planety. Forsowanie dotychczasowych trendów rozwoju gospodarczego wy-
znacza taką przyszłość, w której coraz mniej ludzi będzie mogło jadać do syta, a coraz więcej
będzie głodować.

Opisana tu sytuacja nie jest przejaskrawiona, wyrażone obawy są realne, a ich spełnienie

bliskie. F. Moore Lappé pisze o tym w sposób bardzo przekonujący: „Po zapoznaniu się ze
wszystkimi kosztami i obciążeniami obecnego systemu produkcji żywności, jest się zdumio-
nym, że większość ludzi nie jest tego świadoma ani tym zaalarmowana. Ja wciąż jestem jed-
nakowo zdumiona. I wciąż od nowa uczę się tej samej lekcji, że często ci, którzy mają naj-
więcej informacji dotyczących podstawowych problemów społecznych, są jednocześnie tak
wdrożeni do obrony istniejącego stanu rzeczy, że pozostają ślepi na oczywiste wnioski, jakie
wynikają z posiadanej przez nich wiedzy”. Swoje wrażenia po uzyskaniu informacji na temat
rzeczywistej sytuacji żywieniowej współczesnego świata wyraziła Frances Moore Lappé naj-
dokładniej we wstępie do pierwszego wydania swojej książki (1976). Pisała tedy: „Moje idee
wydawały się tak oczywiste, że podejrzewałam, że muszę się chyba mylić, traktując je jako
własne odkrycia... Czułam się jak ten chłopiec z bajki, który zawołał: Ale przecież cesarz nie
ma żadnego ubrania! – Dlaczego trwamy uparcie przy marnotrawieniu naszych zasobów rol-
nych, podczas gdy mogłyby one stać się źródłem zdrowego, obfitego i smacznego pożywienia
dla wszystkich ludzi na całej Ziemi? To przecież zupełnie nie ma sensu! Żywiłam ukryte wąt-
pliwości, że chyba jednak muszę się w jakimś miejscu mylić. – Ale cesarz naprawdę był nagi!
Im więcej czytałam i im więcej rozmawiałam z ekspertami, tym bardziej przekonywałam się
o jednoznacznej wymowie faktów”.

Najbardziej chyba przygnębiającym akcentem opisu sytuacji eksploatowania przyrody i

marnotrawienia jej bogactw jest to, że cała ta irracjonalna i dewastująca struktura produkcji
żywności jest zupełnie niepotrzebna, bo przecież rodzaj ludzki należy do istot roślinożernych
i pokarm roślinny może całkowicie zaspokoić wszystkie jego potrzeby.

background image

15

STANDARDY ŻYWIENIOWE – RZECZYWISTOŚĆ I PO-

STULATY

„Dawniej, gdy szłam do supermarketu, odczuwałam głęboką satysfakcję z powodu dobro-

dziejstw naszej reklamowanej kultury. Potem zrozumiałam, że moje gusty były przedmiotem
manipulacji i jedzenie zamiast być moim najbardziej bezpośrednim łącznikiem z ziemią ży-
wicielką stało się zwykłym towarem”.

(Frances Moore Lappé

„Diet for a Small Planet”)

Pokarm jako towar

Pojęcie „postępu” kojarzy się obecnie na wszystkich kontynentach głównie z postępem

technicznym i ekonomicznym, a znacznie rzadziej z postępem kulturalnym i humanitarnym.
W rezultacie coraz większa liczba ludzi chce mieć coraz więcej wszystkiego – coraz więcej
produkować i coraz więcej konsumować. Nie zawsze jednak siła ekonomicznej ekspansji po-
zostaje we właściwej proporcji do potrzeb i braków. Przeobraziła się bowiem w pewną inspi-
rację autonomiczną, w ślepy imperatyw produkcyjny, który w miarę zaspokajania potrzeb nie
tylko nie maleje, ale coraz bardziej się nasila. I to zarówno w odczuciach jednostek, jak i w
skali przedsiębiorstw, instytucji, krajów i kontynentów. Ponieważ prawidłowości ekonomicz-
ne uzyskały wymiar siły autonomicznej, ich działanie wymyka się z zasięgu świadomej kon-
troli. Przejawem tego są przypadki, kiedy wyzwalają się działania destruktywne, wymierzone
przeciwko ludziom i ich środowisku. W istocie bowiem o cenności produkcji decyduje przede
wszystkim skorelowanie jej struktury z rzeczywistymi potrzebami i uwzględniające gradację
tych potrzeb. W przeciwnym razie jest to produkcja irracjonalna, ukierunkowana na wytwa-
rzanie rzeczy „pseudopotrzebnych”, a ignorująca te naprawdę niezbędne.

W każdym roku na całym świecie rodzi się około 100 milionów ludzi. Podstawowe po-

trzeby każdego z tych przybyszów są naturalne i skromne: chcą mieć przede wszystkim czy-
ste powietrze do oddychania, czystą wodę do picia i na co dzień zdrowy, nieskażony pokarm.
Jest im to niezbędnie potrzebne do prawidłowego rozwoju fizycznego i psychicznego. Niedo-
statków w tym zakresie nie zrekompensują najbardziej nawet wyrafinowane osiągnięcia tech-
nicznej cywilizacji.

Z najnowszych badań żywieniowców i dietetyków wynika, że z pokarmów roślinnych,

rozważnie dobieranych i urozmaiconych, można uzyskać wszystkie wartości pokarmowe po-
trzebne do ludzkiego życia, zdrowia i rozwoju. Coraz bardziej wzrasta i upowszechnia się

background image

16

przekonanie, że jedynie prawidłowy i korzystny jest sposób odżywiania bezmięsny. to ustale-
nie rzutuje bardzo znacząco na sprawę produkcji żywności. Uzasadnia postulat zupełnej
zmiany struktury wytwarzania żywności i dzięki temu wyeliminowania wielu ekologicznych
zagrożeń i ekonomicznych nieprawidłowości. O rozmiarach marnotrawstwa w obecnie funk-
cjonującym systemie gospodarki żywieniowej świadczy na przykład takie zestawienie: „Jeden
akr uprawy brokułów dostarcza 10 razy więcej kalorii, białka i niacyny (wit. B3) niż wołowi-
na wyprodukowana na tym samym kawałku ziemi. Ziemia rodząca brokuły dostarcza 24 razy
więcej żelaza, 80 razy więcej witaminy B-1 i B-2, 650 razy więcej wapnia i 9500 razy więcej
witaminy A”. (K. Akers 1983). W książce „Od ananasa do ziemniaka” Irena Gumowska pisze
o brokułach, że są łatwiejsze w uprawie, smaczniejsze i bogatsze w wartości odżywcze niż
kalafiory. „Brokuły są tym wobec kalafiorów, czym sałata krucha wobec masłowej”.

Oto inny przykład: „Zbiór owsa z jednego akra dostarcza 2700 Mcal. Ten sam owies wy-

korzystany jako pasza ma wartość pokarmową tylko 100 Mcal. A wreszcie ten sam 1 akr wy-
korzystany jako pastwisko daje w postaci wołowiny tylko 10 Mcal (K. Akers 1983)”.

Współczesna produkcja żywności, zarówno w zakresie doboru uprawianych roślin, jak i

hodowli oraz technologii spożywczej, podaży i dystrybucji pokarmów, inspirowana jest
głównie prawidłowościami natury ekonomicznej. Prowadzi to niejednokrotnie do rozbratu
między tym, co się nazywa pokarmem dla ludzi, a zaspokajaniem rzeczywistych ludzkich
potrzeb pokarmowych. Ekonomicznie zdominowany system produkcji żywności ingeruje
bardzo głęboko w podstawowe elementy życia, jakimi są pokarmy i czyni je tylko towarem.
Ich wartość mierzy się głównie kryteriami rynkowymi, a w mniejszym stopniu zdrowotnymi.
Podniesienie opłacalności handlu żywnością łatwo uzyskuje się przez zaspokajanie potrzeb
doznaniowych kupujących. Gdy produkty żywnościowe stają się towarem, ich związek z wa-
lorami zdrowotnymi i odżywczymi znacznie się rozluźnia.

Drugim warunkiem opłacalności handlu żywnością jest trwałość sprzedawanych towarów.

Aby je uchronić przed psuciem, żywność zostaje poddawana procesom przetwarzania i rafi-
nacji. Łączy się to na ogół z niszczeniem lub usuwaniem wielu cennych składników, na przy-
kład witamin i substancji mineralnych. Ponadto dodaje się składniki konserwujące i inne,
apelujące do gustów doznaniowych klienta, takie jak zapach, smak, barwa. A są to najczęściej
substancje chemiczne. Natomiast z odebranych poprzednio witamin i minerałów wracają cza-
sem tylko niektóre, te bardziej znane o jakie klient mógłby się upomnieć, a mniej znane zo-
stają na ogół pominięte.

Mięso jako towar kupowane jest chętnie, jego brak na rynku powoduje głębokie niezado-

wolenie nabywców. Dlaczego tak się dzieje, dlaczego brak innego towaru nie wywołuje tak
gwałtownych protestów? Przyczyn jest kilka. Pierwsza z nich to zasugerowanie się lansowa-
nymi do niedawna powszechnymi opiniami dietetycznymi i głęboko zakorzenionym przeko-
naniem, że jest ono niezbędnym składnikiem ludzkiej diety. Ta sugestia sprawia, że niekiedy
ci, którym mięso nawet nie służy, czują się bez niego „słabi i chorzy”. Drugą jest to, że wdro-
żenie do jadania mięsa od dzieciństwa kształtuje nawyki smakowe i wyzwala mechanizmy
łaknienia charakterystyczne dla nałogu, to znaczy, że apetyt na nie wzrasta bez względu na
ujemne skutki dla organizmu. Trzecią przyczyną jest tradycja kulinarna i stereotypy jedze-
niowe. Wszystkie one tworzą razem trudną do sforsowania barierę psychiczną.

Ponadto w klimacie obyczajowym współczesnego świata istnieje coś w rodzaju „mowy na

mięso”. Jest ono dumnym znamieniem pozycji społecznej – pokarmem prestiżowym. Jadają-
cy dużo mięsa często chlubią się tym, podobnie jak mieszkańcy Borneo chlubią się ilością
przytroczonych na pasku, uwędzonych głów ludzkich. Do tego mięsowego snobizmu odwo-
łują się reklamy amerykańskie firm sprzedających mięso. „Pamiętam reklamę – pisze Lappé –
siedmiodolarowych steków, zamieszczoną w pewnym elitarnym magazynie: Kupuj te steki,
jeżeli chcesz zrobić wrażenie na swoim szwagrze! – Tak jak picie coca-coli i noszenie
Levis’ów, tak jadanie wołowiny jest symbolem amerykańskiej „way of life”, naśladowanej

background image

17

od Tugucigalpa aż do Tokio. Awansująca średnia klasa miejska, przyjmując dietę mięsną,
manifestuje w ten sposób swoje dalekie odejście od obyczajów wsi, gdzie jadali ryż, rybę i
jarzyny”.

Pod wpływem amerykańskich wzorów konsumpcja mięsa wzrasta i w tych krajach, gdzie

dieta tradycyjnie od wieków była jarska. Przykładem jest Japonia, w której jeszcze do 1950
roku mięso stanowiło 20% japońskiej diety i ta ilość stale wzrasta. Konsekwencje dla zdrowia
mieszkańców tego kraju są wręcz alarmujące, a reakcją na to jest właśnie makrobiotyka po-
pularyzowana przez Georga Ohsawę. Nakłania on usilnie swoich rodaków, aby zaniechali
nowych, zgubnych, jak się okazało, obyczajów dietetycznych i zaleca jako pokarm podsta-
wowy pełne ziarna zbóż z dodatkiem jarzyn, nasion sezamowych i fermentowanych przetwo-
rów z soi (miso i tamari).

W sytuacji biernego i bezrefleksyjnego uwikłania w schematach obyczajowo-

jedzeniowych koniecznością staje się świadomy i przemyślany wybór nowej diety dla siebie.
Diety korzystnej zarówno dla własnego zdrowia, jak i dającej szansę przetrwania naszej
uciemiężonej, znękanej Planecie. „Niektórzy – pisze Lappé – nazywają takie poglądy niere-
alistycznymi, marzycielskimi czy idealistycznymi. Odpowiadam im wtedy, że to właśnie my
jesteśmy w pełni świadomi rzeczywistego kryzysu Planety i naszych własnych możliwości
dokonania odpowiednich zmian i dlatego to my właśnie jesteśmy realistami. Natomiast ci,
którzy wierzą, że powinien być kontynuowany obecny system marnotrawstwa i destrukcji, ci
właśnie są pozbawieni poczucia rzeczywistości, to oni są marzycielami”. No bo jakże można
mówić realistycznie o intensyfikacji gospodarki hodowlanej, kiedy potrzebne do tego zasoby
są już na wyczerpaniu.

W związku z tym, że mięso stało się obecnie towarem numer jeden, towarem pierwszej

potrzeby, na współczesnych rynkach światowych występuje ścisła, dwukierunkowa zależność
między strukturą podaży żywności, a postawą nabywców, która z kolei kształtuje strukturę
popytu. Świadomość zarówno producentów jak i klientów została ujęta w ramy podstawo-
wych prawidłowości ekonomicznych: rynek domaga się mięsa, wobec tego producenci stają
się wszelkimi sposobami go dostarczyć. Potem wyprodukowany towar musi zostać sprzeda-
ny, a to wywołuje z kolei potrzebę reklamy, apelowania do motywacji nabywców, aby kapitał
zainwestowany w hodowle i rzeźnie przynosił zyski. W tej sytuacji nie ma co liczyć na to, że
wytwórcy, powodowani troską o zdrowie nabywców i niepokojem o los Planety, zaczną nagle
lansować pokarm bezmięsny, że zrezygnują z hodowli, zamkną rzeźnie i dokonają radykal-
nych zmian w strukturze upraw na korzyść warzyw, owoców, orzechów itp. Prawa ekono-
miczne rządzą wyłącznie za pośrednictwem twardych zasad zainwestowanych nakładów i
spodziewanych zysków. Gdyby nawet sprzedawany obecnie z zyskiem towar miał przyczynić
się do zguby całego świata, to zapewne i tak zostałby sprzedany. A gdyby jego ocalenie zale-
żało od zmiany podaży na nieco mniej dochodową, to taka zmiana też na pewno by nie nastą-
piła. Prawa rynku nie uwzględniają takich humanitarnych kompromisów.

„Cóż my moglibyśmy na to poradzić? – pyta Lappé. – Czy nie lepiej więc zostawić te pro-

blemy do rozwiązania ekspertom, licząc, że oni, którzy znają te sprawy lepiej niż my, znajdą
jakąś radę?”

Jak odpowiada dalej sama na to pytanie, jest to nadzieja próżna. Bo u samych podstaw na-

szego tragicznego położenia leży fakt, że właśnie eksperci, jako uprzywilejowani bonzowie
współczesnego świata, są najbardziej zainteresowani zachowaniem status quo. Nie ma więc
co liczyć na obiektywizm ekspertów sądząc, że zaryzykowaliby narażenie swego zawodowe-
go prestiżu nagłą zmianą lansowanych dotychczas opinii i przekonań, tak samo jak na bezin-
teresowność i wspaniałomyślność producentów i handlowców. „Tak więc – pisze dalej Fran-
ces Moore Lappé – rozwiązania mogą nadejść tylko od strony ludzi mniej „zablokowanych”
swoją pozycją, zwykłych ludzi takich jak wy i ja. Odkrywamy wtedy, że możemy i mamy
prawo do tego, aby uczestniczyć w podejmowaniu ważnych decyzji społecznych, takich de-

background image

18

cyzji, które mogą przynieść pożądane rozwiązania”. To co jadamy, włącza nas nie tylko w
ekonomiczny, ale także ekologiczny porządek na naszej Planecie. Od nas tylko zależy, czy
będzie to uczestnictwo bezrefleksyjne i bierne, czy świadome i aktywne.

Zmiana struktury produkcji i podaży żywności na bardziej korzystną dla ludzi, zarówno

jako nabywców i konsumentów oraz jako mieszkańców „małej Planety”, mogłaby się doko-
nać jedynie przy pełnym zachowaniu istniejących praw ekonomicznych. Jedną z przyczyn
takiej zmiany byłoby na przykład całkowite wyczerpanie surowców, energii i innych zaso-
bów, co uniemożliwiałoby kontynuowanie dotychczasowej produkcji. Inną przyczyną, mniej
katastrofalną, a jednocześnie mogącą katastrofie zapobiec, mogłaby być zmiana struktury
popytu. I taką właśnie rewolucyjną przemianę każdy jest w stanie dokonać z dnia na dzień na
swoim talerzu. Tylko taka łagodna rewolucja, wzorująca się na taktyce Mahatmy Gandhiego,
jako batalia o prawo jadania zdrowego pokarmu i o prawa do dalszego harmonijnego rozwoju
ludzkiego świata, może być skuteczna i owocna.

Gdy świat wkroczył już w pierwszą fazę katastrofy ekologicznej, nie ma sprawy bardziej

naglącej niż eliminowanie tych wszystkich czynników, które do niej doprowadziły. Jeżeli
więc gospodarka hodowlana w tak znacznym stopniu partycypuje w eksploatowaniu i dewa-
stacji środowiska naturalnego, to już to samo powinno być dostatecznie silnym uzasadnie-
niem zmiany dotychczasowej diety na jarską. W tej sytuacji wahania motywowane względa-
mi smakowymi, prestiżowymi czy nawet kontrowersyjnymi opiniami zdrowotnymi są co
najmniej niewspółmierne do rozmiarów zagrożenia. A pytania: jeść czy nie jeść, smakuje czy
nie smakuje, posłuży czy zaszkodzi – byłyby wręcz infantylne. Zasadnicze bowiem pytania,
jakie stają nieustępliwie przed nami, to: jak długo jeszcze Ziemia zdoła zachować minimum
swoim niezbędnych zasobów naturalnych i jak długo zdoła wyżywić wszystkich ludzi na
świecie?

– Na jak długo starczy dla nich wody i chleba?

Najnowsze uzasadnienia wskazań żywienia wegetariańskiego

Na temat potrzeb białkowych człowieka oraz źródeł ich zaspokajania istnieją różne poglą-

dy, a wśród nich wiele rozpowszechnionych i ugruntowanych nieporozumień i błędnych
mniemań. Wiadomo wprawdzie, że skoncentrowanym pokarmem białkowym jest nie tylko
mięso, ale również mleko, ser, jajka, rośliny strączkowe, orzechy, ziarna oleiste, zielone liście
i ziarna zbożowe. Potocznie jednak mówi się i pisze, że są to białka niepełnowartościowe w
przeciwieństwie do pełnowartościowego białka znajdującego się w mięsie. Takie rozróżnie-
nie, nie objaśnione do końca, może wprowadzić w błąd, bo sugeruje, że mięso zawiera jakiś
inny rodzaj białka, lepszy i cenniejszy. W rzeczywistości zaś wszystkie białka, zwierzęce i
roślinne składają się z tych samych aminokwasów, tylko w różnych kombinacjach, i jako in-
tegralny składnik żywych organizmów występują w całej przyrodzie ożywionej.

Jak wiadomo, białka proste, czyli proteiny, składają się ze związków organicznych zwa-

nych aminokwasami, których jak się obecnie przyjmuje jest 22. Ta ograniczona liczba amino-
kwasów wchodzi w skład nieograniczonej ilości różnych kombinacji, stąd niewyobrażalna
różnorodność białek. Każda tkanka w organizmie ludzkim, zwierzęcym czy roślinnym zbu-
dowana jest z białka o innej strukturze. Odmienne białka wchodzą w skład mięśni, kości,
krwi, enzymów, nerwów, błon itp. Co więcej, każdy osobnik reprezentujący jakikolwiek ga-
tunek roślinny czy zwierzęcy ma również nieco odmienną strukturę cząstek białka zależną od
jego indywidualnego genotypu.

Nasz układ trawienny każde otrzymane białko, zwierzęce czy roślinne, musi rozłożyć na

pojedyncze aminokwasy, ponieważ żaden organizm nie włącza do swojego ciała cząsteczki

background image

19

obcego białka. Następnie ulegają one ponownemu zestawieniu i swoistemu przebudowaniu na
typ związku właściwego dla danego organizmu.

Rośliny zielone uzyskują biało dzięki asymilacji dwutlenku węgla z powietrza i azotu z

gleby. Wszystkie ssaki przeżuwające mają własną „fabrykę białka”, jaką jest ich pierwszy
żołądek – żwacz. W nim, będącym pewnego rodzaju kadzią fermentacyjną, wytwarza się z
zielonej paszy białko drobnoustrojowe przy współudziale bakterii i pierwotniaków. To białko
przechodzi potem do właściwego żołądka, gdzie zostaje strawione.

Organizmy roślinne syntetyzują wszystkie aminokwasy białkowe (aminokwasy endogen-

ne), natomiast zwierzęta i ludzie tylko część z nich, pozostałe zaś muszą być im dostarczone
w pokarmie. Są to tak zwane aminokwasy egzogenne. Ludzki organizm nie potrafi syntety-
zować ośmiu spośród aminokwasów potrzebnych do syntezy białkowej. Są nimi: lizyna,
tryptofan, leucyna, izoleucyna, walina, treonina, metionina i cystyna (tzw. aminokwasy siar-
kowe) oraz fenyloalanina. Te aminokwasy egzogenne noszą symbol EAA (essential amino
acids). Na podstawie dotychczasowych badań ustaliła się opinia, że oprócz jajek i mleka nie
ma pokarmów zawierających wszystkie osiem aminokwasów egzogennych. Najnowsze bada-
nia ujawniają jednak obecność kompletu aminokwasów w pewnych podstawowych ludzkich
pokarmach roślinnych, do których należy ryż. Jednak obecność wszystkich aminokwasów w
jednym pokarmie wcale nie jest niezbędnym warunkiem syntezy białkowej. Komplet amino-
kwasów uzyskuje się jadając różne pokarmy roślinne, z których jedne zasobne są w lizynę,
inne w metioninę, a jeszcze inne w tryptofan czy leucynę.

Na wartość spożywanego białka wpływa jego ilość, która musi być na tyle duża, aby po-

kryć budulcowe zapotrzebowanie organizmu, ale nie za duże, aby nie obciążać niepotrzebnie
organów trawiennych i wydalniczych. O jakości spożywanego białka decyduje natomiast sto-
pień jego przyswajalności, oznaczany symbolami PER (protein efficiency ratio) lub NPU (net
protein utilization). O przyswajalności decyduje proporcja aminokwasów egzogennych w
pokarmie, niedobór lub brak jednego z nich może być czynnikiem ograniczającym tę przy-
swajalność. Ilość białka zatrzymanego w organizmie decyduje o jego tzw. wartości biologicz-
nej.

Ilość białka w różnych produktach nie zawsze pokrywa się z ich wartością NPU. Najwyż-

szy stopień przyswajalności ma białko jajka – 94%. Na drugim miejscu pod tym względem
znajduje się mleko, którego białko jest przyswajalne w 82%. W soi białka jest przeciętnie dwa
razy tyle co w mięsie, ale jego przyswajalność jest o jedną trzecią niższa. W sumie jednak,
zjadając równe ilości soi i mięsa, więcej białka uzyskuje się z soi. Z pokarmów zbożowych (z
pełnego ziarna) i nasion strączkowych białko jest dobrze przyswajalne. Jakkolwiek w innych
warzywach białka jest mniej, to jest ono znacznie lepiej przyswajalne. Np. białka owoce za-
wierają tylko około 2%, ale za to jest ono najlepiej, bo w 90% przyswajalne.

W zaleceniach dietetycznych sprzed kilkudziesięciu lat, a nawet jeszcze kilkunastu, wy-

mienia się jako prawidłową normę spożycia 10-20 dag białka dziennie. W świetle najnow-
szych wskazań dietetycznych optymalna ilość białka wynosi około 0,47 g na każdy kilogram
wagi ciała. To znaczy, że osoba ważąca na przykład 60 kg powinna zjadać dziennie 30 g
przyswajalnego białka. A z tego wynika, że idealnym źródłem białka dla człowieka są właśnie
pokarmy roślinne.

Nie chodzi jednak o to, aby swój jadłospis ustalać trzymając w ręku jakiekolwiek tabele,

które jak wskazują dotychczasowe doświadczenia, okazywały się częstokroć zawodne, lecz
jadać urozmaicony pokarm roślinny, możliwie w postaci surowej, kierując się przy jego wy-
borze indywidualnym smakiem i apetytem. Ewolucja opinii na temat zdrowego żywienia
zmierza w tym właśnie kierunku, jakkolwiek jej rzecznicy wychodzą niejednokrotnie z roz-
maitych założeń, takich np. jak makrobiotyka, wegetarianizm, teoria całości pokarmowych dr
Bircher-Bennera, czy lansowana ostatnio we Francji anopsologia. Ta ostatnia zaleca jadanie

background image

20

pokarmów wyłącznie surowych, nie łączonych w żadne kompozycje kulinarne, lecz każdy
osobno, kierując się przy ich wyborze jedynie zmysłem powonienia i smaku czyli instynktem.

Nie wdając się w ocenę wszystkich wymienionych tu propozycji dietetycznych, trudno

jednak nie zauważyć, że są one wyrazem ogromnego zainteresowania nowymi dietami. A to
zainteresowanie jest niewątpliwie spowodowane pogłębiającą się stale nieufnością do dotych-
czasowego sposobu odżywiania i narzucającym się domysłem o chorobotwórczych następ-
stwach konwencjonalnej, standardowej diety zachodniej.

Mimo rodzących się wątpliwości i zastrzeżeń, sformułowanie, że „białko zwierzęce ma

wyższą wartość biologiczną od białka roślinnego” jest wciąż jeszcze traktowane jako niety-
kalny dogmat. Skąd się to wzięło? – Otóż inspiratorem był angielski uczony Thomas, który
1909 roku wprowadził takie właśnie sformułowanie po przeprowadzeniu serii doświadczeń na
szczurach. Jego obserwacje wykazały, że podając młodym szczurom karmę ze zwiększoną
ilością białka zwierzęcego można przyspieszyć ich wzrost i dojrzewanie. To samo doświad-
czenie powtórzyli w kilka lat później T. B. Osborne i L. B. Mendel. Jego rezultaty ogłosili w
1914 roku w czasopiśmie The Journal of Biological Chemistry, w artykule pt. „Amino Acids
in Nutrition and Growth” (Rola aminokwasów w żywieniu i wzroście). Opinia Thomasa, Os-
borna i Mendla została oparta na wnioskach wysnutych z obserwacji laboratoryjnych zwie-
rząt, bez szukania potwierdzenia w badaniach biochemicznych.

Określenie „wyższej wartości biologicznej białka zwierzęcego” pozostaje w obiegu i do tej

pory stanowi podstawowe kryterium oceny pokarmów i wyznacznik przy ustalaniu diety.
Dzieje się tak mimo tego, że późniejsze, a zwłaszcza najnowsze badania między innymi Mc-
Caya (1943) z Cornell University dowiodły, że w ogólnym bilansie życia zwierzęcia przy-
spieszanie jego wzrostu karmą wysokobiałkową przynosi efekty zdecydowanie niekorzystne.
Najwyższy poziom zdrowia, sprawności i długowieczności wykazywały bowiem zwierzęta
doświadczone, które pozostawały na niskobiałkowej diecie warzywno-zbożowej. Natomiast
te szybko rosnące, tłuste, młode szczury, chorują potem stale i żyją znacznie krócej. Tyle,
jeśli chodzi o zdrowie i kondycję szczurów. Nas jednak najbardziej interesuje ta sprawa w
odniesieniu do człowieka. Czy przeniesienie wniosków uzyskanych z doświadczeń na szczu-
rach na założenia diety ludzkiej jest słuszne i uzasadnione? – Otóż, nie jest słuszne, z tego
przede wszystkim powodu, że ludzkie zapotrzebowanie na białko różni się w ogromnym
stopniu od zapotrzebowania szczurów. Zasadniczym dowodem tego jest fakt, że procent biał-
ka w mleku kobiecym wynosi 1,6, a w mleku samicy szczura – 8,7. Z tego wynika, że ilość
białka potrzebna młodemu szczurowi jest dla dziecka ludzkiego sześciokrotnie za duża. –
Wszelkie wnioski z takich doświadczeń są więc w odniesieniu do ludzkiej diety zupełnie chy-
bione.

Ostatnio wiele poważnych instytucji do spraw żywienia zmienia oficjalnie swoje dotych-

czasowe zalecenia – ogranicza znacznie biało w zdrowej diecie i obniża normy jego spożycia.
The Food and Nutrition Board (Instytut do Spraw Żywności i Żywienia) w Waszyngtonie już
od połowy lat sześćdziesiątych zmniejszył zalecaną ilość białka prawie do połowy, a Między-
narodowy Kongres Gerontologów, który odbył się w 1956 roku zażądał podobnego ograni-
czenia norm zarówno białka jak i tłuszczu. Jedno z najpoważniejszych czasopism medycz-
nych „The Lancert” zamieściło w artykule redakcyjnym w roku 1959 następujące oświadcze-
nie: „Dawniej białko pochodzenia roślinnego zaliczane było do gorszej kategorii i traktowane
jako mniej wartościowe od białka pochodzenia zwierzęcego. Obecnie jednak rozróżnienie to
zostało powszechnie zarzucone. Jakkolwiek niektóre białka roślinne, brane z osobna, gdyby
miały stanowić jedyny rodzaj dostarczanego białka, mogłyby mieć niepełną wartość dla roz-
woju organizmu, to jednak wiele badań wykazało, że białko zawarte w odpowiednich mie-
szankach produktów roślinnych umożliwia dzieciom rozwój nie gorszy niż przy odżywianiu
mlekiem i innymi produktami zawierającymi białko pochodzenia zwierzęcego” (cytuję za
Philipa Kapleau „Ochraniać wszelkie życie”).

background image

21

W powyższym oświadczeniu pogląd o nie gorszej jakości białka roślinnego został sfor-

mułowany jeszcze dość ostrożnie. W kilkanaście lat później mówi się już o wyższej wartości
białka roślinnego dla zdrowia i rozwoju człowieka. Ta opinia jest podstawą metody leczenia
stosowanej przez dr Bircher-Bennera i jego uczniów. Sam Bircher-Benner stwierdził w swojej
długoletniej praktyce, że najlepsze wyniki w leczeniu dietą uzyskuje się podając chorym po-
karm roślinny, będący połączeniem różnych produktów zbożowych, warzyw, owoców, orze-
chów, migdałów, które nawzajem się uzupełniają i poprawiają jakość pożywienia.

W wielu środowiskach naukowych następuje ostatnio stopniowa zmiana poglądów właśnie

w tym kierunku. Jak już wspomniałam, zwolenniczką takiego sposobu odżywiania jest Fran-
ces Moore Lappé, a jej metoda „kompletowania aminokwasów” znalazła szeroki oddźwięk w
całym świecie. Ale i ta metoda traci stopniowo znaczenie w miarę jak komplet aminokwasów
egzogennych odkrywa się w coraz większej ilości pokarmów roślinnych. Wiadomo już, że
wszystkie aminokwasy egzogenne są nie tylko w ryżu, ale również w ziemniakach i broku-
łach, a możliwe, że wkrótce dalsze badania odkryją wśród znanych zbóż, warzyw i owoców
kolejne takie kompletne pokarmy. Aktualnie jednak przyjmuje się, że gwarancję pełnego po-
krycia potrzeb białkowych daje jadanie pokarmów urozmaiconych, to znaczy pochodzących z
różnych grup pokarmowych: zboża, warzyw i owoców (różnych), nasion strączkowych (fa-
sola, groch, soja, soczewica), orzechów i nasion oleistych (słonecznik, dynia, sezam, siemie
lniane).

Ostatnio coraz częściej wyrażane są opinie, że w ogóle sprawa białka w diecie jest roz-

dmuchanym, pozornym problemem. Bo jeżeli dieta jest dostatecznie kaloryczna, to białka nie
może w niej zabraknąć, bez względu na to czy stosuje się metodę kompletowania aminokwa-
sów, czy nie. Dieta wystarczająca pod względem ilościowym nie może spowodować niedobo-
rów białkowych. Jeżeli jest jednostronna, uboga, to może doprowadzić do deficytu niektórych
witamin, składników mineralnych czy enzymów, niezależnie od tego czy zawiera mięso czy
sam pokarm roślinny. Na przykład Eskimosi, którzy dożywiają się prawie wyłącznie mięsem,
są na ogół zdrowi, ale ich średnia długość życia wynosi przeciętnie nie więcej niż 30 lat. W
innych rejonach świata, gdzie podstawowym pokarmem jest polerowany ryż, ludzie chorują
na beri-beri. Nie jest to jednak choroba spowodowana brakiem białka, tylko witaminy B.
Białka w takiej diecie nie może zabraknąć, bo ryż pokrywa zapotrzebowanie na wszystkie
aminokwasy egzogenne: na izoleucynę w 266%, a na lizynę w 265%. A one rzekomo mają
być tymi ograniczającymi aminokwasami w ryżu. (Amino-acids Content of Foods and Bio-
logical Data on Proteins, 1970).

Z pokarmów roślinnych możliwość niedoboru białka przy pełnym zaspokojeniu kalorycz-

nym istnieje przy diecie wyłącznie owocowej. A i to tylko wtedy, gdy jako pokarm podsta-
wowy przyjmuje się od 1 do 3 gatunków owoców. Jednakże na ogół dieta frutariańska obej-
muje, oprócz rozmaitych owoców, orzechy i nasiona jadalne, a wtedy też może być wystar-
czająca. Niedoborem białka grozi również odżywianie się kasawą, jako pokarmem podsta-
wowym, dotyczy to niektórych rejonów Afryki Zachodniej. Kasawa dostarcza tylko 2% kalo-
rii z białka, ale tylko wtedy, gdy jadana jest jako jarzyna korzeniowa, bo liście kasawy dostar-
czają już 18% kalorii z białka.

Wbrew obiegowym uprzedzeniom i obawom, okazuje się, że właśnie białko jest jednym z

najłatwiejszych do uzyskania składników pokarmowych. O ile przy diecie ubogiej, niestaran-
nie dobieranej, niezrównoważonej i jednostronnej, ale mającej dosyć kalorii, można popaść w
niedobory witaminowe czy wapniowe lub deficyt innych minerałów i pierwiastków ślado-
wych, to jakiekolwiek niedobory białkowe są po prostu niemożliwe. Każdy pokarm roślinny
czy nabiałowy, jako substancja organiczna, zawiera pewną ilość białka i w dostatecznej ilo-
ściowo diecie nie może go zabraknąć. Nawet F. Moore Lappé zrewidowała ostatnio swój po-
gląd na potrzebę kompletowania aminokwasów, co wyraziła mówiąc: „Uzyskanie dostatecz-
nej ilości białka jest znacznie łatwiejsze niż przedtem myślałam”.

background image

22

Według opinii National Redesarch Council z 1980 roku, normy żywieniowe białkowe i

kaloryczne są następujące: dorosły mężczyzna ważący około 80 kg potrzebuje dziennie 2700
kalorii i w tym 56 g białka; dorosła kobieta o wadze około 58 kg – 2000 kalorii i w tym 44 g
białka (Recommended Dietary Allowances).

Istnieje obecnie sposób, który pozwala określić doświadczalnie, czy człowiek otrzymuje

dostateczną ilość białka. Jest to metoda równowagi azotowej. Określa się zawartość azotu w
moczu, kale i pocie. Jeżeli spożycie azotu jest równe jego utracie, to znaczy że organizm
otrzymuje dostateczną ilość białka. Takie badania przeprowadzano wielokrotnie na ludziach,
którzy odżywiali się wyłącznie pokarmem roślinnym. Wykazały one, że liczne, powszechnie
znane, pospolite pokarmy roślinne, nawet wcale nie wyjątkowo zasobne w białko, są w stanie
podtrzymać równowagę azotową w organizmie. Takimi dostatecznymi źródła białka, pod-
trzymującymi równowagę azotową są m.in. pszenica w postaci przetworów z pełnego ziarna
oraz kukurydza, a ryż podtrzymuje równowagę azotową nawet wtedy, gdy zjadany jest w ilo-
ści dostarczającej tylko 1/3 dziennego zapotrzebowania kalorycznego. Podobną wartością
białkową wykazały ziemniaki. Co nie znaczy oczywiście, że wystarczy jadać same ziemniaki
czy kukurydzę, bo przecież białko to tylko jeden ze składników zdrowego pożywienia. Jednak
przekonanie o jego wyjątkowej doniosłości zostało już w nauce o żywieniu przezwyciężone i
skorygowane. Opinia, że aby być zdrowym i silnym wystarczy jadać dużo mięsa jest przemi-
jającym już mitem dwudziestego stulecia, podobnie jak potoczne uznawanie mięsa za jedyne
źródło pełnowartościowego białka.

Innym obok białka, pozornym problemem diety wegetariańskiej jest niepokój o źródła wi-

taminy B-12. Pogląd jakoby jedynym jej źródłem były pokarmy pochodzenia zwierzęcego,
jest jeszcze jednym niedokładnym, powierzchownym uogólnieniem, podobnie jak w przypad-
ku źródeł białka. Złośliwa anemia, której jedną z przyczyn bywa brak witaminy B-12, znacz-
nie rzadziej występuje u wegan i wegetarian niż u osób jadających mięso. Jak zaobserwowa-
no, zdolność organizmu do przyswajania witaminy B-12 może ograniczyć na przykład brak
witaminy B-6, brak żelaza lub zaburzenia w ustrojowej gospodarce żelazem, a także przyj-
mowanie doustnych środków antykoncepcyjnych. Liczne badania wegetarian i wegan dały i
dają zawsze podobne rezultaty – nie cierpią oni na niedobory tej witaminy, mimo że nie ja-
dają zupełnie pokarmów uchodzących za podstawowe jej źródło. Bez względu na to jak długo
pozostają na swojej diecie, poziom witaminy B-12 w ich krwi jest w pobliżu niskiej granicy
stanu normalnego, to znaczy trochę ponad 100 pg/ml. Zaskakującym wyjątkiem był wynik
badania w jednej z wegetariańskich wsi w Iranie, gdzie u ścisłych wegetarian poziom tej wi-
taminy był nieporównywalnie wyższy, wynosił ponad 400 pg/ml.

W związku z tym należałoby pytać raczej o inne niż pokarmy zwierzęce źródła witaminy

B-12. Bo przecież w różnych regionach świata miliony ludzi są wegetarianami od pokoleń, a
nie tylko nie ma tam epidemii z złośliwej anemii, ale nawet pojedyncze jej przypadki rzadko
się zdarzają (Das Gupta, J. B. Chatterjea and Bas, 1962).

Nie ma więc wątpliwości, że istnieją jakieś nierozpoznane dotychczas źródła witaminy B-

12. Możliwe, że zawiera ją więcej pokarmów roślinnych niż się obecnie sądzi. Prawdopodob-
ne jest też, że człowiek ma taką samą zdolność wytwarzania tej witaminy w swoim przewo-
dzie pokarmowych jak inne zwierzęta roślinożerne. Pewna grupa badaczy wyizolowała nie-
dawno w ludzkim jelicie cienkim rodzaj mikroflory zdolnej do syntetyzowania witaminy B-
12 (Anonymus, 1980).

Największym antagonistą wszystkich bakterii wytwarzających w ludzkim przewodzie po-

karmowym witaminy, z witaminą B-12 włącznie, są bakterie gnilne, które rozmnażają się
nadmiernie wskutek jadania dużych ilości białka zwierzęcego i skoncentrowanego białka ro-
ślinnego. Jego obecność w przewodzie pokarmowych wywołuje taką inwazję bakterii gnil-
nych, że ograniczają one nie tylko aktywność saprofitycznych bakterii jelitowych, ale również
wartość pokarmową zdrowych pokarmów roślinnych.

background image

23

Powstawaniu witamin w organizmie sprzyja zapewne również czyste powietrze, żywa gle-

ba i nieskażona woda. Na korzyść tego domysłu przemawia taka na przykład obserwacja, że
rezusy żywiące się owocami, miewają niedobory witaminowe tylko wtedy, gdy żyją w nie-
woli, natomiast w stanie dzikim są zawsze zdrowe.

Wegetariański sposób odżywiania, którego pierwotną inspiracją bywała dotąd najczęściej

moralna niezgoda na zabijanie zwierząt i ich hodowlaną udrękę, uzyskuje w najnowszych
wynikach badań biochemicznych i dietetycznych coraz nowe argumenty i uzasadnienia prze-
mawiające na jego korzyść. Wiążą się one między innymi ze zmianą dotychczasowych opinii
o roli białka w ludzkiej diecie i sprowadzają się do kilku znaczących ustaleń:

1) poszczególne aminokwasy egzogenne są obecne we wszystkich pokarmach roślinnych,

a syntetyzowane z nich białko ma dla organizmu ludzkiego najwyższą wartość biologiczną,

2) komplet aminokwasów egzogennych potrzebnych do syntezy biologicznej białka uzy-

skuje się jadając te pokarmy roślinne, które zawierają uzupełniające się aminokwasy,

3) dla prawidłowego przebiegu syntezy białkowej poszczególne pokarmy (np. zboże i fa-

sola) nie muszą być zjadane jednocześnie, bo odstęp czasu może wynosić od kilku godzin do
kilku tygodni, w czasie których potrzebne aminokwasy są przechowywane w tkankach i ko-
mórkach ciała, aby w odpowiednim momencie uaktywnić się i wejść do syntezy białkowej,

4) najnowsze badania odkrywają w niektórych pokarmach, uznawanych do tej pory za nie-

pełnowartościowe pod względem białkowym, obecność wszystkich aminokwasów egzogen-
nych, jak np. w ryżu, brokułach i ziemniakach,

5) badania przeprowadzanie wśród ludzi odżywiających się wyłącznie pokarmem roślin-

nym wskazują na istnienie niezauważalnych dotąd zalet zdrowotnych takiej diety oraz jej
wpływu na długowieczność, np. plemię Hunzów żyjące w Himalajach, o których napisał
książkę Ralph Bircher (1961), a także indywidualne doświadczenia wskazujące na walory
lecznicze odżywiania bezmięsnego (dr Robert G. Jackson „How to be always well”),

6) dieta roślinna, jak wykazały doświadczenia (np. szkoły dr Bircher-Bernerra) ma nieza-

stąpioną wartość zarówno dla zachowania zdrowia, jak i w leczeniu, ciężkich niekiedy, scho-
rzeń,

7) cechy fizjologiczne i morfologiczne organizmu ludzkiego wskazują na jego niewątpliwą

przynależność do roślinożernych (por. rozdział „W poszukiwaniu pokarmu naturalnego”),

8) wegetarianizm, jako sposób odżywiania oraz styl życia i myślenia, należy do nowego,

rodzącego się w nauce paradygmatu, obejmującego również biologię i medycynę, a w ich
zakresie traktowanie organizmu ludzkiego jako dynamicznego, samosterującego układu, a nie
kartezjańskiego mechanizmu,

9) człowiek jako przedstawiciel roślinożernych ma wspólną im wszystkim zdolność wy-

twarzania witamin w swoim przewodzie pokarmowym przy udziale bakterii saprofitycznych,

10) niekonwencjonalne metody odżywiania, zalecane między innymi przez wegetarianizm,

makrobiotykę, jogę i ayurwedę, znajdują potwierdzenie w badaniach naukowych. Dotyczy to
również zindywidualizowania ludzkich potrzeb pokarmowych (por. W. Sedlak – Bioelektro-
nika i A. Horst – Ekologia człowieka;.

Zbieżność zaleceń jogi i ayurwedy z najnowszymi odkryciami w zakresie zdrowego ży-

wienia wyraża się w publikacjach opracowywanych przez współczesnych lekarzy i dietety-
ków zachodnich, zafascynowanych skutecznością zaleceń starożytnych mędrców hinduskich,
które obalają wiele zasad współczesnej diety konwencjonalnej. Na przykład Ayurveda uznaje
za niewskazane i szkodliwe dla 2/3 populacji ludzkiej niektóre najpowszechniej jadane po-
karmy, jak pomidory, mięso, fermentowane sery i sól (Lad Vasant „Ayurveda, The Science of
Self-Healing. A Practical Guide” 1985 Ayurveda, nauka o samoleczeniu, przewodnik prak-
tyczny).

background image

24

Stereotyp „dobrego odżywiania” funkcjonujący jeszcze w wielu krajach o wysokim stan-

dardzie życia, wskutek nietrafnego pojmowania ludzkich potrzeb pokarmowych i niewłaści-
wego ich zaspokajania, sam siebie zakwestionował i skompromitował plagą tzw. chorób cy-
wilizacyjnych.

Choroby zwyrodnieniowe – plaga naszego wieku

Plagą dawnych czasów były epidemie chorób infekcyjnych, takich jak cholera, dżuma, ty-

fus, dyzenteria i inne, które dziesiątkowały całe narody i regiony. Plagą krajów uprzemysło-
wionych są w dwudziestym wieku choroby nieinfekcyjne, powodowane zaburzeniami proce-
sów fizjologicznych i uszkodzeniem organów, które w tych procesach uczestniczą. Są to cho-
roby zwyrodnieniowe tzw. cywilizacyjne, do których należą: rak, cukrzyca, choroby sercowo-
naczyniowe, kamica żółciowa i kamica nerkowa, uchyłkowatość jelita grubego, zrzeszotnie-
nie kości i hemoroidy. To one właśnie stały się plagą XX wieku i zyskały zasięg epidemii.
Ale epidemii nie tylko nie przemijającej, ale nasilającej się z każdym rokiem.

Trwają nieprzerwane badania i rodzą się domysły mające odkryć przyczynę i źródło tych

chorób. Jako główne przyczyny rozpanoszenia się i dalszego wzrostu liczby zachorowań by-
wają wymieniane takie zjawiska jak: skażenie środowiska naturalnego, stresy związane z na-
pięciami życia we współczesnej cywilizacji, promieniowanie, telewizja, alkohol, palenie tyto-
niu, skłonności dziedziczne i osobnicza podatność. Potocznie zaś uważa się te choroby za
nieuniknione objawy starości.

Jakkolwiek wszystkie wymienione przyczyny odgrywają niewątpliwie mniejszą lub więk-

szą rolę, to ostatnio coraz większą wiarygodność zdobywa pogląd, że podstawową, pierwotną
przyczyną chorób zwyrodnieniowych jest sposób odżywiania się według standardu przyjętego
w krajach wysoko uprzemysłowionych. Zakłada on przede wszystkim wysokie spożycie pro-
duktów zwierzęcych, w tym głównie mięsa i tłuszczów. I to właśnie ma decydujący wpływ na
powstawanie i rozwój wszystkich wymienionych dolegliwości.

Stresy jako czynnik chorobotwórczy mają na pewno duże znaczenie w występowaniu cho-

rób cywilizacyjnych, ale nie są przyczyną decydującą. Trudno na przykład zaprzeczyć, że w
czasie wojny stresy są silniejsze niż napięcia związane z nowoczesnym sposobem życia, a
właśnie w czasie dwóch ostatnich wojen obserwowano niejednokrotnie znaczny spadek za-
chorowań na serce, raka, nerki, wątrobę, cukrzycę, a nawet liczne przypadki ich wyleczenia.
Na przykład w Danii w czasie pierwszej wojny światowej, w okresie blokady alianckiej,
umieralność wśród ludności spadła o około 30% w stosunku do poprzednich 20 lat. Ale wła-
śnie wtedy cały kraj pozostawał na diecie mleczno-roślinnej. To samo zjawisko miało miejsce
w Norwegii podczas II wojny światowej, gdy zostały przez okupanta wprowadzone ograni-
czenia w spożyciu mięsa.

Przeciwko traktowaniu jako przyczyny podstawowej tych chorób skłonności dziedzicz-

nych przemawia fakt, że imigranci z krajów rozwijających się, gdzie chorób zwyrodnienio-
wych prawie się nie spotyka, już po kilku latach pobytu w którymś z krajów zachodnich i
przejściu na tamtejszą dietę, zapadają na wszystkie wymienione schorzenia.

Palenie tytoniu niewątpliwie fatalnie wpływa na ogólny stan zdrowia i choroby układu

krążenia, ale wśród zachorowań na raka bezpośrednie znaczenie ma ono tylko w przypadkach
raka płuc i krtani. Na inne rodzaje raka chorują zaś jednakowo zarówno palący, jak i niepalą-
cy. Jednak na raka płuc siedem razy częściej zapadają ci palacze, którzy mają podniesiony
poziom cholesterolu we krwi niż ci, u których cholesterol pozostaje w granicach normy.

Gdyby było tak, jak twierdzą niektórzy, że pierwotną przyczyną chorób zwyrodnieniowych

jest osobnicza podatność, to zupełnie nie dałoby się wytłumaczyć, dlaczego ta osobnicza po-

background image

25

datność tak wzmogła się i umasowiła w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat we wszystkich
krajach wysoko uprzemysłowionych, a oszczędziła kraje nierozwinięte.

Za najbardziej prawdopodobną przyczynę tych chorób można uznać przyjętą powszechnie

na zachodzie dietę wysokobiałkową i wysokotłuszczową. Świadczą o tym również wyniki
doświadczenia Mc Carrisona (por. Wiśniewska-Roszkowska 1988).

Na pierwszym miejscu pod względem liczby zgonów znajdują się obecnie choroby serco-

wo-naczyniowe, rozwijające się na podłożu miażdżycy naczyń. Związek zachodzący między
miażdżycą a jadaniem mięsa jest już powszechnie znany i przez nikogo niekwestionowany. W
krajach uprzemysłowionych nie ma właściwie ludzi, którzy nie mieliby miażdżycy, a różnice
polegają tylko na stopniu jej zaawansowania. Miażdżycę mają nawet zupełnie młodzi ludzie,
a także dzieci. Istnieją wprawdzie różne teorie dotyczące mechanizmów tworzenia się miaż-
dżycy, ale nikt nie neguje decydującego znaczenia, jakie w procesie jej powstawania odgrywa
jadanie mięsa.

Do niedawna mniemano, że główną przyczyną miażdżycy jest nadmiar tłuszczu w diecie i

lekarze zalecali swoim pacjentom jadanie mięsa tylko chudego, co jednak nie wpłynęło zna-
cząco na poprawę sytuacji w tym zakresie. Ostatnio coraz więcej zwolenników zyskuje po-
gląd, że podstawową przyczyną miażdżycy jest nadmiar białka i niedobór witaminy B-6. Do-
niesienia popierające ten pogląd zostały zebrane prze E. Grubergera i Stephena A. Raymonda
w książce pt. „Beyond Cholesterol”, wydanej w Nowym Jorku w 1981 roku. Sugestie auto-
rów książki idą w następującym kierunku. Metionina, jeden z aminokwasów zawsze obecna
w białku, rozpada się w procesie trawienia na homocysteinę, a potem następują dalsze jej
przekształcenia. Jednak w pewnych przypadkach chorobowych homocysteina nie ulega już
dalszym przeobrażeniom, tylko gromadzi się we krwi i zostaje wydalana razem z moczem. Ta
choroba nosi nazwę homocistonuria. Osoby cierpiące na nią umierają na serce w bardzo mło-
dym wieku, często w ciągu pierwszych 10 lat życia, z powodu ciężkiej miażdżycy.

Następnie odkryto, że do dalszego przekształcania się homocysteiny niezbędna jest wita-

mina B-6. I właśnie u osób cierpiących na choroby wieńcowe stwierdza się jednocześnie wy-
soki poziom homocysteiny i niski poziom witaminy B-6. Wiadomo również, że podatność na
choroby serca wzrasta pod wpływem palenia papierosów i przyjmowania doustnych środków
koncepcyjnych, ponieważ jedno i drugie redukuje poziom witaminy B-6 w organizmie. W
świetle tej teorii podstawowym, pierwotnym powodem miażdżycy jest jadanie mięsa jako
pokarmu wysoko-białkowego zawierającego metioninę, a jednocześnie ubogiego w witaminę
B-6. W związku z tym metionina nie ulega stosownym przekształceniom, proces jej trawienia
ogranicza się do przemiany w homocysteinę, co w konsekwencji prowadzi do choroby serca.
Autorzy książki „Beyond Cholesterol” postulują więc, aby w celu zapobieżenia miażdżycy
ograniczyć spożycie białka, a jadać więcej pokarmów zawierających witaminę B-6.

Jak wiadomo, białka najwięcej jest w mięsie, a witaminy B-6 w pokarmach roślinnych.

Jest tona jednak bardzo wrażliwa na podgrzewanie i w wysokiej temperaturze długiego goto-
wania łatwo ulega zniszczeniu. Witamina ta występuje wprawdzie i w niektórych gatunkach
mięsa, ale w czasie gotowania czy smażenia, którego ono wymaga, traci swoją wartość. Na-
tomiast pokarmy roślinne, szczególnie zasobne w tę witaminę można jadać na surowo, albo
po nieznacznej obróbce termicznej. Należą do nich: marchew, kapusta, rzodkiewki, sałata,
banany, jabłka, pomidory, orzechy, ziemniaki, soja, groch i fasola.

Najbardziej zalecane są takie pokarmy, w których występuje korzystna proporcja witaminy

B-6 do metioniny, nazwana wartością H. Na liście pokarmów przeciwmiażdżycowych pierw-
sze miejsce zajmują: marchew, kapusta, sałata, ziemniaki, rzodkiewki i pomidory, a z owo-
ców awokado, pomarańcze i banany (10). Na drugim miejscu są: jabłka, rzepa, pietruszka,
szpinak i dynia (5-9,9), dalej znajdują się brokuły, szparagi, kalafior, ryż, brukselka, selery,
soczewica, groch, orzechy laskowe (3-4,99). Potem jęczmień, kukurydza, fasola, ogórki, li-
ście buraczane i pieczywo z pełnej mąki pszennej (2-2,99). Bliżej końca tej listy znajdują się

background image

26

pokarmy mające już działanie odwrotne tzn. miażdżycorodne: wątroba wołowa, nerki woło-
we, drożdże (1-1,99). Na jeszcze dalszym miejscu są: szynka, kurczęta, pełne mleko, wołowi-
na, chleb żytni, grzyby (0,5-0,99), a już na samym końcu masło, sery, jajka, flądry, migdały,
odtłuszczone mleko (0-0,49).

Istnieją wprawdzie jeszcze inne teorie dotyczące miażdżycy, które podają jako przyczyny

jej powstawania nadmierne spożycie cukru, nasyconych tłuszczów, pokarmów z dużą zawar-
tością cholesterolu lub palenie papierosów. Spory trwają, ale pewne ustalenia nie są już kwe-
stionowane, panuje co do nich powszechna zgoda lekarzy i dietetyków. Należy do nich opinia
o szkodliwości spożywania produktów zwierzęcych, tzn. mięsa, jajek, sera tłustego i mleka.
Zgoda panuje również co do tego, że dieta wegetariańska oparta na całościowych nieprzetwa-
rzanych pokarmach roślinnych całkowicie zapobiega powstawaniu miażdżycy, a nawet cza-
sem odwraca jej skutki.

Rakiem nazywa się nowotwór złośliwy, rozwijający się poza kontrolą reszty organizmu.

Jednym z pierwszych, który dostrzegł związek zachodzący między rakiem a dietą był dr Max
Gerson. Jeszcze w latach 1920-1930 stosował on terapię opartą na diecie. Wykluczała ona
mięso, ryby, jajka, masło i inne pokarmy wysokobiałkowe i tłuste, a także alkohol i tytoń. Dr
Gerson zalecał swoim pacjentom soki owocowe i warzywne oraz przyrządzanie zup z mie-
szaniny warzyw. Wielu w tamtych czasach uważało go za znachora lub szarlatana, ale jego
kuracja w tak licznych przypadkach okazała się skuteczna, że trudno było zupełnie ją zlekce-
ważyć. Dr Gerson zebrał obszerną dokumentację o swoich wyleczonych pacjentach, którą w
roku 1962 opracował i wydał S. J. Haught w Londynie, a w Kalifornii w roku 1979 ukazała
się odbitka z tego opracowania.

Przypadki wyleczenia raka dietą roślinną, a ściślej dietą surówkową, zdarzają się do dzi-

siaj, tyle że raczej na osobistą odpowiedzialność chorego i jego rodziny, bez patronatu medy-
cyny oficjalnej. Na podstawie książki Eydie Mae można sądzić, że nie są to przypadki od-
osobnione. W książce tej opisana jest historia prze biegu takiej właśnie kuracji uwieńczonej
pełnym sukcesem w przypadku raka piersi. Z przypadkami leczenia nowotworów z dietą ro-
ślinną można się spotkać również w Polsce. Kilka lat temu pani Grażyna Kołodziej wyleczyła
swoją matkę z raka umiejscowionego pod wątrobą. Oprócz diety surówkowej, podawała cho-
rej krople z nalewki czosnkowej i nalewki z korzenia pokrzywy. Kuracja trwała pół roku i rak
zniknął. Innym sygnałem jest doniesienie dr Stanisława Szantera, który utrzymuje, że przed
rakiem chroni niezawodnie biologicznie czynna witamina C (kwas I-askorbionowy i słabszy
od niego kwas d-izoaskorbinowy) podczas gdy pozostałe kwasy askorbinowe, chociaż też
noszą nazwę witaminy C, nie mają biologicznej wartości leczniczej. Dr Szanter twierdzi, że w
warunkach naturalnych, w środowisku nieskażonym, organizm ludzki sam wytwarza tę wita-
minę, która ma wszechstronne działanie immunologiczne. Uzbraja fagocyty i makrofagi do
obrony organizmu przed bakteriami chorobowymi i przed neocytami rakowymi. Jednak w
warunkach współczesnej cywilizacji, gdy człowiek pije skażoną wodę, oddycha zanieczysz-
czonym powietrzem i żywi się nienaturalnym, zdenaturowanym pokarmem, organizm traci
zdolność do wytwarzania tej dobroczynnej witaminy – częściowo lub zupełnie – i pozostaje
bezbronny wobec inwazji chorób infekcyjnych i nowotworowych.

Wyniki niektórych badań potwierdzają zależność między rakiem a dietą. Na przykład:
– myszy otyłe cierpią znacznie częściej na różnego rodzaju nowotwory,
– zwierzęta karmione wysokokalorycznie są bardziej podatne na nowotwory, a ogranicze-

nie im kalorii w jedzeniu daje często wyraźnie pozytywne efekty lecznicze,

– podobne następstwa chorobowe jak nadmierna kaloryczność diety powoduje dieta wyso-

kobiałkowa i wysokotłuszczowa.

Obok chorób serca i raka najczęstszą przyczyną zgonów w krajach uprzemysłowionych

jest cukrzyca. Bezpośrednim powodem cukrzycy jest względny brak insuliny, hormonu
trzustki, który reguluje przemianę węglowodanów w organizmie. Pociąga to za sobą wyższy

background image

27

od normalnego poziom cukru we krwi. Podejmowane ostatnio próby leczenia cukrzycy dietą
bezmięsną dają obiecujące rezultaty. Musi to być dieta zasobna w błonnik i węglowodany, a
więc dieta roślinna, z zupełnym wykluczeniem mięsa lub znacznym jego ograniczeniem. Oto
przykład. U 20 nieotyłych chorych na cukrzycę, z których wszyscy byli na kuracji insulino-
wej, zastosowano dietę bogatą w błonnik i w której 70% kalorii pochodziło z węglowodanów.
Już po 16 dniach z 10 pacjentów, którzy otrzymywali mniej niż 20 jednostek insuliny dzien-
nie, dziewięciu mogło zaniechać przyjmowania insuliny (J. W. Anderson, K. Ward, 1979).

Skuteczność takiej kuracji w przypadku cukrzycy polega na tym, że dostarcza ona, tak jak

to jest w założeniu diety wegetariańskiej, znacznie większe ilości węglowodanów w postaci
tzw. kompleksów węglowodanowych. Te zaś można uzyskać tylko z naturalnych, nieprzetwa-
rzalnych pokarmów roślinnych, to znaczy ze świeżych owoców i warzyw oraz z całych ziaren
zbóż w postaci kasz gruboziarnistych i razowej mąki. Ich powolne trawienie umożliwia stop-
niowy, spokojny przepływ glukozy do krwi.

Inną jeszcze zaletą leczniczą diety wegetariańskiej jest dobre zaopatrzenie organizmu w

błonnik, składnik niezbędny dla ludzkiego zdrowia. Brak błonnika w diecie jest jedną z przy-
czyn uchyłkowatości jelita grubego (diverticulosis) oraz hemoroidów i zapalenia wyrostka
robaczkowego. Pośredni wpływ braku błonnika daje się również zauważyć i w takich dole-
gliwościach jak otyłość, rak, choroby krążenia i cukrzyca.

Liczne badania wykazują, że na diecie wysokobiałkowej organizm ludzki traci wapń. I to

nawet wtedy, gdy poza tym jada się pokarmy zasobne w wapń. Jak wynika z doświadczeń,
zachodzi ścisły związek między nadmiarem białka a zrzeszotnieniem kości (osteoporosis).
Oto przykład. Badany otrzymywał codziennie 36 g azotu, to znaczy racją wystarczającą do
syntezy białka w ilości znacznie przekraczającej dzienne zapotrzebowanie. Efektem tego była
utrata tkanki kostnej wynosząca rocznie około 4% masy szkieletowej. Jakkolwiek większość
osób jadających skoncentrowane białko nie spożywa go aż tak dużo, to jednak utrata nawet
1% masy szkieletowej rocznie powoduje już na przykład w wieku 60 lat znaczny stopień
zrzeszotnienia kości. Wniosek z tego doświadczenia został sformułowany w następujący spo-
sób: „Zrzeszotnienie kości wydaje się być nieuniknionym następstwem diety wysokobiałko-
wej” (L. H. Allen, E. A. Odoye, S. Margen, 1979).

Standard żywieniowy przyjęty w krajach zachodnich narzuca dietę, która ma niewiele

wspólnego z potrzebami ludzkiego organizmu i prowadzi do zwyrodnienia procesów orga-
nicznych i do licznych chorób. Wegetarianizm natomiast postuluje powrót do „naturalnej
diety ludzkości”, diety umożliwiającej uniknięcie chorób zwyrodnieniowych i zapewniają-
cych zdrowie oraz dalszy prawidłowy rozwój ludzkiego gatunku.

Jakkolwiek ostatnio medycyna poczyniła znaczne postępy w walce z chorobami, to ich

liczba jest wciąż ogromna, a próby leczenia pociągają za sobą niewiarygodnie wysokie i
wciąż wzrastające obciążenia finansowe. Na przykład w Stanach Zjednoczonych w 1981 roku
suma wydatkowana na leczenie szpitalne wyniosła 274 miliardów dolarów. Wszystko wska-
zuje na to, że będą one w dalszym ciągu rosły nie tylko tam, ale na całym świecie.

Można również przewidywać, że koszty związane z gruntownym przedstawieniem pro-

dukcji żywności na wytwarzanie pokarmów potrzebnych ludziom do zachowania zdrowia i
długowieczności, na pewno nie przekroczą obciążeń związanych obecnie z gospodarką ho-
dowlaną oraz leczeniem ludzi chorujących na skutek nieprawidłowego odżywiania.

W poszukiwaniu pokarmu naturalnego

Naturalny pokarm ludzki to pokarm spełniający trzy warunki. Pierwszy, podstawowy za-

kłada, że jest to pokarm dostosowany do fizjologicznych wymogów organizmu ludzkiego, a
nie jakiegokolwiek innego gatunku, np. drapieżników albo trawożernych. Drugi, że jest to

background image

28

pokarm pełny, przemysłowo nie przetworzony. I trzeci, że jest to pokarm roślinny, który doj-
rzewał w naturalnych warunkach, optymalnych pod względem środowiskowym i uprawo-
wym.

Naturalny pokarm ludzki musi uwzględniać metaboliczne możliwości ludzkiego organi-

zmu, być dostosowany do anatomicznie i fizjologicznie wyznaczonych warunków przetwa-
rzania substancji pokarmowej w przewodzie trawiennym i przyswajania jej przez tkanki i
krew. Cechy anatomiczne i fizjologiczne ludzkiego organizmu świadczą jednoznacznie o na-
turalnym przystosowaniu do pokarmu roślinnego. Oto niektóre z nich.

Uzębienie ludzkie posiada dobrze rozwinięte siekacze, a trzonowce przystosowane są do

rozgniatania i rozcierania pokarmu, podobnie jak u owocożernych małp, podczas gdy u dra-
pieżników siekacze są słabo rozwinięte, a trzonowce ostre, długie i spiczaste jak szable.
Ludzkich zębów nie przypominają zupełnie. Ślina mięsożerców nie zawiera ptialiny przezna-
czonej do trawienia skrobi, a jej odczyn jest kwaśny, podczas gdy ślina ludzka jest alkaliczna,
a podstawowy jej enzym to właśnie ptialina (amylaza). Żołądek drapieżników wydziela 10
razy więcej kwasu solnego niż żołądek roślinożerców, a jelito ich jest trzy razy dłuższe od
tułowia, podczas gdy jelito roślinożernych (w tym ludzkie) jest dłuższe od tułowia dwanaście
razy. Wątroba ludzka, podobnie jak u wszystkich roślinożerców, jest znacznie mniej aktywna
i jest w stanie usunąć z organizmu 10 do 15 razy mniej kwasu moczowego niż wątroba dra-
pieżników.

Wśród ssaków naszej Planety można wyróżnić kilka rodzajów, różniących się genetycz-

nym przystosowaniem do rozmaitych pokarmów. Są wśród nich trawożerne przeżuwacze,
mięsożerne drapieżniki oraz owocożerne małpy. Ludzi zalicza się do „wszystkożernych”, ale
nieporozumieniem jest obejmowanie tym określeniem również i mięsa, ponieważ jak wynika
z genetycznych cech ludzkiego układu trawiennego, do trawienia mięsa człowiek nie ma od-
powiednich warunków fizjologicznych ani morfologicznych. Owa wszystkożerność odnosi
się tylko do rozmaitości pokarmów roślinnych, to znaczy: zbóż, warzyw, owoców, niektórych
ziół i liści, nasion strączkowych i oleistych, orzechów. Obyczaj jadania mięsa, rozpowszech-
niony obecnie w ogromnej części świata, stwarza sytuację, w której łamie się podstawowe
prawidłowości naturalnego przystosowania żywieniowego ludzi i zwierząt. Istota roślinożer-
na, jaką jest człowiek, żywi się mięsem, a swoim przyrodzonym, różnorodnym pokarmem
roślinnym karmi hodowlane zwierzęta trawożerne. Efektem tego są choroby zarówno ludzi,
jak i nieszczęsnych przeżuwaczy.

Drapieżniki, które w tej sytuacji odgrywają rolę konkurentów ludzi, człowiek wyniszcza

konsekwentnie i nieustępliwie. A wszelkie ptactwo, wszystkie ryby i cokolwiek chodzi po
Ziemi, chce zjadać tylko sam! W związku z tym następuje niebezpieczne zachwianie propor-
cji w populacji różnych gatunków warunkujących równowagę ekologiczną w ziemskiej bio-
cenozie. Człowiek rozmnaża nieograniczenie te gatunki zwierząt, których mięso mu smakuje,
a bezwzględnie, choć niepozornie, tępi pozostałe, w których mięsie nie znajduje upodobania.
Rozwija i unowocześnia hodowle zwierząt, będących dla niego źródłem pokarmu nienatural-
nego, natomiast uprawy roślin jadalnych mogących być doskonałym źródłem pełnowarto-
ściowego naturalnego pokarmu ludzkiego, są systematycznie degradowane nienaturalnym,
tzn. chemiczno-toksycznym nawożeniem i pielęgnowaniem, a potem przeznaczone w 90% na
nienaturalną paszę dla hodowlanych zwierząt.

Ludzki pokarm roślinny w pełni naturalny musi być zróżnicowany i dostosowany do in-

dywidualnych potrzeb każdego człowieka. Ponieważ każdy człowiek jest osobnikiem gene-
tycznie niepowtarzalnym, dlatego rodzaj jedzenia, smak i apetyt są sprawą bardzo osobistą.
Na przykład jedni wolą pokarmy z przewagą zbóż, a innym bardziej odpowiadają warzywa
lub owoce.

Kolejnym warunkiem tego, aby pokarm można było uznać za naturalny, jest ograniczenie

do niezbędnego minimum jego przemysłowego i kulinarnego przetwarzania. Technologia

background image

29

spożywcza dokonuje często na surowcach pokarmowych takich zabiegów, które zmieniają ich
skład i konsystencję, eliminują różne cenne składniki (witaminy, substancje mineralne, pier-
wiastki śladowe, enzymy, błonnik). Dodawane zaś środki konserwujące, barwiące i zapacho-
we – pochodzenia chemicznego – są balsamem, obciążają narządy wydalnicze, nie przyno-
sząc organizmowi żadnych korzyści. Tak samo denaturuje pokarmy nadmiar zbędnych mani-
pulacji kulinarnych. Wysoka temperatura gotowania, smażenia, pieczenia niszczy większość
ich biologicznych wartości, choćby takich jak witaminy i enzymy. Zmieniła ponadto nieko-
rzystnie strukturę chemiczną niektórych aminokwasów, karmelizuje zawarte w owocach i
warzywach cukry i czyni cały szereg innych spustoszeń wśród naturalnych substancji odżyw-
czych.

Naturalnym pokarmem jest również mleko, którego skład i wartości są optymalnie przy-

stosowane do zaspokajania potrzeb noworodków wszystkich ssaków. Mleko samic różnych
gatunków zawiera te same składniki odżywcze, jednak ich proporcje u każdego z nich są róż-
ne, np. mleko kobiece ma 1,6% białka, mleko małpy 2,3%, konia 2,2%, krowy 3,5%, psa
7,1%, szczura 8,7%, kota 11,1%, świni 14,9% (Campbell John, Marshall Robert T., 1982).

Mleko kobiece jakkolwiek najuboższe w białko, jeszcze szczególnie zasobne w laktozę.

Stanowi ona 56% suchej masy, co jest ilością znaczną w porównaniu z 36% w mleku krowim
i 6% w mleku królika. Ten wysoki procent laktozy pozostaje najprawdopodobniej w związku
z dużymi rozmiarami ludzkiego mózgu w stosunku do ogólnej masy ciała. Składnikiem lakto-
zy jest bowiem galaktoza, będąca środowiskiem odżywczym niezbędnym dla rozwoju cen-
tralnego systemu nerwowego młodych ssaków. I co ciekawe, że chociaż mleko kobiece jest
bardziej przeciwkrzywiczne od mleka krowiego, to wapnia i fosforu jest w nim tylko jedna
trzecia tej ilości, co w mleku krowim. Widocznie w procesach biologicznych nie wszystko da
się zważyć i zmierzyć i odgrywają tu rolę decydującą jakieś czynniki niewymierne i jak dotąd
nieuchwytne.

Skład i właściwości mleka zmieniają się u tej samej karmiącej w zależności od indywidu-

alnych potrzeb oseska i w miarę jego rozwoju osobniczego. Notowano przypadki, kiedy cielę
karmione mlekiem obcej krowy dostawało uczulenia na białko, to znaczy białko cudze, nie
przeznaczone indywidualnie dla niego. Również dla niemowlęcia ludzkiego pokarmem naj-
bardziej naturalnym, bezcennym i niezastąpionym, przystosowanym idealnie do potrzeb roz-
wijającego się organizmu jest mleko jego matki.

Pozostaje jednak otwarte pytanie, czy mleko jest pokarmem równie cennym i naturalnym

dla dorosłych? Żaden ssak oprócz człowieka nie żywi się mlekiem po osiągnięciu dojrzałości.
Znaczącym sygnałem jest również fakt, że laktoza, podstawowy węglowodan mleka, nie ule-
ga strawieniu po okresie dzieciństwa. Laktozę trawią tylko małe dzieci, a dla dorosłych jest
ona jako pokarm zupełnie nieprzydatna. To by wskazywało, że dla ludzi dorosłych mleko jest
pokarmem nienaturalnym. Zwłaszcza, że człowiek dorosły spożywa mleko krowie, czyli mle-
ko samicy obcego gatunku.

Mleko wydaje się spełniać wyraźnie określoną funkcję – doskonałego pożywienia dla ose-

sków, wypełniając lukę między życiem płodowym a niezależnym bytowaniem dorosłego
osobnika. Po osiągnięciu takiego stopnia dojrzałości, który umożliwia samodzielne znajdo-
wanie pokarmu w swoim środowisku, potrzebne mu do życia i dalszego rozwoju pożywienia
czerpie z pokarmów takich, do których jedzenia jest genetycznie dysponowany. Drapieżnik
zaczyna polować, a roślinożerca, kierowany instynktem, znajduje stosowny dla siebie pokarm
roślinny – zioła i trawy lub owoce. Poziom białka w mleku kobiecym jest przeciętnie taki sam
jak w większości owoców, podobna jest również zawartość składników mineralnych, np.
wapnia jest w nim tyle co w jabłkach, żelaza tyle co w porzeczkach, miedzi tyle co w figach,
fosforu tyle co w cytrynach, witaminy A tyle co w śliwkach itd.

Wynikałoby więc z tego, że mleko jest dla człowieka dorosłego pokarmem nienaturalnym.

Ma wprawdzie wiele niewątpliwych żywieniowych zalet, zawiera szereg składników teore-

background image

30

tycznie cennych, choćby takich jak białko o doskonałej proporcji aminokwasów, tłuszcz
mleczny, wapń i fosfor w korzystnych proporcjach (1,4:1) oraz witaminy A, D, E i K. Jest też
stosunkowo tanim źródłem skoncentrowanego białka, a w dodatku wszystkie te jego cenne
składniki są bardzo łatwo transmutowane w tkanki ciała i krwi. Jednak George Ohsawa w
swojej „Makrobiotyce” wyraża pogląd, że ta właśnie łatwość może budzić zastrzeżenia. Przez
nią bowiem organizm nie „dorośleje”, to znaczy nie uaktywnia się w kierunku twórczej prze-
miany substancji roślinnych na substancję właściwą ludzkiemu ciału. Trwa w stanie infantyl-
nej bierności i nieporadności, co może również rzutować niekorzystnie na procesy dojrzewa-
nia umysłowego i emocjonalnego oraz rozwój psychicznej samodzielności.

Przekonanie o żywieniowej wartości skoncentrowanego białka w mleku opiera się na coraz

częściej kwestionowanym założeniu, że organizm dorosłego człowieka potrzebuje znacznych
ilości białka nawet wtedy, gdy jego ciało jest już uformowane i zapotrzebowanie na substan-
cję budulcową ma wtedy niewielkie. Tłuszcz mleczny składa się przede wszystkim z nasyco-
nych kwasów tłuszczowych i cholesterolu, które jakkolwiek są korzystne dla niemowlęcia, to
u dorosłych odkładają się na ściankach naczyń krwionośnych w postaci chorobotwórczych
złogów. Znacznie korzystniejszym niż mleko źródłem substancji mineralnych są dla nich
owoce i orzechy, w których lepsze są proporcje rozmaitych mikro i makroelementów oraz
warzywa zawierające więcej cennych witamin niż mleko.

Taniość mleka jako źródła skoncentrowanego, łatwo przyswajalnego białka wynika tylko z

relacji do cen mięsa, natomiast w stosunku do ceny białka roślinnego jest ono drogie.
Wprawdzie ze 100% nakładów na surowce paszowe otrzymuje się tylko 6% wołowiny i 9%
wieprzowiny, a w przypadku mleka aż 27%, ale z trafnie komponowanych pokarmów roślin-
nych można uzyskać od 90 do 100% białka.

Jeśliby nawet przyjąć, że mleko jest pokarmem tanim, zdrowym i naturalnym, nawet dla

dorosłych, to nie można zapomnieć, że musi ono być świeże i czyste, wolne od bakterii cho-
robotwórczych i zanieczyszczeń chemicznych i mechanicznych, uzyskiwane od krów kar-
mionych zdrową, naturalną paszą, pochodzącą z niechemizowanych upraw. Jeżeli więc już
pić mleko, to tylko takie i w ilości nie większej niż 1/2 szklanki dziennie.

Mleko spożywcze, dostępne w handlu, wskutek często niehigienicznego pozyskiwania,

transportowania, wielokrotnego przelewania, „uzdatniania” i pasteryzowania zostaje pozba-
wione swoich żywieniowych zalet. Wielokrotne przelewanie: z konwi do cystern samocho-
dowych, potem do cystern w zlewni, potem znów do pojemników, w których jest odwirowane
i pasteryzowane, a wreszcie rozlewane do butelek, to wszystko niszczy strukturę mleka. Nie
mówiąc już o tym, że konwie, cysterny i pojemniki nie zawsze bywają domyte i wystarczają-
co opłukane z resztek proszków, używanych do ich mycia i dezynfekowania. Zlewanie do
wspólnych cystern mleka od różnych dostawców powoduje, że jeżeli nawet tylko jeden z nich
dostarczył mleko brudne, nieświeże, skażone antybiotykami, bakteriami lub czymkolwiek
innym, to jego wady przejmie cały transport.

Już w czasie pasteryzacji, której temperatura w polskich zakładach mleczarskich dochodzi

do dziewięćdziesięciu stopni, a potem jeszcze podczas gotowania w domu, zachodzą nieko-
rzystne zmiany w samej substancji mleka. W wysokiej temperaturze zostaje „zabita” biolo-
gicznie żywa całość pokarmowa, a z nią ginie wartość mleka. Biorąc pod uwagę rezultat, ła-
two dojść do wniosku, że ten ogromny trud związany z hodowlą krów mlecznych, uzyskiwa-
niem mleka, jego dostarczaniem, transportem, przelewaniem, kontrolowaniem, dystrybucją i
wieloma innymi uciążliwymi manipulacjami, jest niecelowy, prawie niepotrzebny, a więc
bezsensowny. W strukturze przemysłu spożywczego, ukierunkowanego na wytwarzanie po-
karmu naturalnego, mleko mogłoby być traktowane głównie jako surowiec do wyrobu masła.

To samo w zasadzie, co o mleku, można by powiedzieć o jajkach. Jako pokarm całościo-

wy, przeznaczony i dostosowany do potrzeb kurzego zarodka, jajko zawiera wszystkie nie-
zbędne witaminy, enzymy i substancje mineralne. Ale dorosła kura czerpie już potrzebny jej

background image

31

pokarm z różnych innych źródeł. Podobnie zapewne wygląda sprawa w odniesieniu do czło-
wieka. Jajko można traktować jako sporadyczne uzupełnienie podstawowego pokarmu roślin-
nego i podobnie jak pół szklanki mleka dziennie, zjadać jedno lub dwa jajka tygodniowo.

O wartości odżywczej jajek, a także smaku i zapachu, decyduje pochodzenie. czy są to jaj-

ka prawdziwie wiejskie, czyli od kur mogących swobodnie się poruszać, chodzić po trawie,
mających dostęp do piasku, powietrza i słońca, czy też od „fabrycznych” niosek, pozbawio-
nych tego wszystkiego, unieruchomionych w klatkach, żyjących w stanie nieustannego stresu
i żywionych syntetyczną, standaryzowaną karmą. Naprawdę zdrowe i smaczne jajka mogą
znosić tylko kury szczęśliwe.

Jeżeli człowiek miałby możność korzystania z wartościowego w pełni pokarmu roślinnego,

to znaczy takiego, który pochodzi z naturalnych, niechemicznych upraw, jest kompletny, nie-
przetwarzany i nierafinowany, urozmaicony i umiejętnie komponowany, to zapewne ani mle-
ko, ani jajka nie byłyby mu już potrzebne. W obecnej jednak sytuacji istnieje potrzeba uzu-
pełniania braku pełnej wartości pokarmowej przeciętnej diety roślinnej choćby takimi sub-
stytutami jak pokarmy naturalne cielęcia i pisklęcia. Jest to podobny kompromis jak koniecz-
ność oddychania zadymionym powietrzem i picia chlorowanej wody.

background image

32

PROBLEMY I POSTULATY NOWOCZESNEGO ROLNIC-

TWA

Jestem przekonany, że rozwojowi technicznemu można nadać nowy kierunek, który za-

prowadzi nas z powrotem do rzeczywistych potrzeb człowieka, co również oznacza: do wła-
ściwej mu skali. Człowiek jest mały i dlatego to, co małe jest piękne. Postawić na gigantoma-
nię znaczy postawić na samozagładę.

(E. F. Schumacher – Małe jest piękne)

Sprzężenie nowoczesnego rolnictwa z gospodarką hodowlaną

Coraz większy popyt na mięso wyzwala maksymalną pomysłowością i operatywność

wytwórców żywności w zakresie podnoszenia wydajności w rolnictwie i w hodowli. Ostatnim
osiągnięciem w tym zakresie są przemysłowe hodowle zwierząt oraz zmechanizowane i
schemizowane uprawy, czyli rolnictwo przemysłowe. Powstało ono wprawdzie niezależnie od
gospodarki hodowlanej, ale tylko dzięki niej mogło się utrwalić i na skutek jej funkcjonowa-
nia stało się niezbędne. Jedynie dzięki temu, że hodowle pochłaniają ogromne ilości zboża i
innych płodów rolnych na paszę, rolnicy dążą do ciągłego wzrostu wydajności swoich upraw
i dzięki chłonności rynku hodowlanego ta ogromna produkcja rolna jest opłacalna. Dla jej
podtrzymania akceptuje się wszelkie sposoby, które do tego prowadzą. W tym właśnie celu
używa się syntetyczne nawozy mineralne i chemiczne środki ochrony roślin. Pojęcie „nowo-
czesnego rolnictwa” skojarzyło się powszechnie ze stosowaniem dużych dawek sztucznych
nawozów, z rozległością areałów wyspecjalizowanych, jednorodnych upraw, używaniem
ciężkiego sprzętu rolniczego, wykonywaniem wielokrotnych oprysków toksycznymi prepa-
ratami chemicznymi w celu niszczenia szkodników i zwalczania chorób roślin oraz z używa-
niem w czasie pracy odzieży ochronnej, mającej ustrzec rolnika przed niebezpieczeństwem
zatrucia stosowanymi środkami. Jako wyraz dalszego postępu i unowocześnienia traktowane
jest stosowanie tych metod w coraz większym stopniu i na coraz większą skalę.

Doraźne zwiększanie plonów nie jest jednak jedynym efektem takich metod. Innym, nie-

zamierzonym efektem, jest to, że pokarm roślinny pochodzący z nowoczesnych upraw ma
ograniczoną wartość biologiczną i jest skażony toksycznymi substancjami chemicznymi. Na-
tomiast ziemia użytkowana racjonalnie, ale nie eksploatowana, kultywowana w sposób natu-
ralny, starannie i umiejętnie, mogłaby dawać plony zdrowe i obfite, wystarczające do nakar-
mienia nie tylko tych 5 miliardów ludzi obecnie żyjących, lecz liczby znacznie większej. Ale
tylko wtedy, gdyby zostały one skierowane do bezpośredniego nakarmienia ludzi. Obecnie,

background image

33

ilość mięsa uzyskiwanego ze zboża, kukurydzy, soi, mleka i wielu innych produktów prze-
znaczanych na paszę nie równoważy nawet 1/10 ich wartości kalorycznej i białkowej. Funk-
cjonujący aktualnie system wytwarzania żywności jest studnią bez dna, w której tonie stale
ogromna część zasobów całego świata. Wegetarianizm natomiast przynosi wielką szansę
zmiany i uproszczenia obecnego systemu produkcji pokarmu oraz wyeliminowania wielu
źródeł skażenia ziemi, wody i powietrza, a także licznych groźnych chorób ludzi i zwierząt.

Narodziny i rozwój nowoczesnego rolnictwa

Przez długie okresy, aż do połowy XIX wieku, obowiązywała w rolnictwie teoria, która

głosiła, że rośliny czerpią substancje odżywcze z próchnicy. Od połowy XX wieku została
uznana ponownie, natomiast przez te sto lat, jakie upłynęło między zakwestionowaniem a
rehabilitacją teorii próchnicy, rolnictwo opierało się na dwóch zasadach, traktowanych zresztą
do tej pory jako niewzruszone jego fundamenty. Zasady te wiążą się z nazwiskami Justusa
Liebiga i Albrechta von Thaera.

Pierwszym założeniem gospodarki rolnej stała się od połowy XIX wieku teoria oparta na

odkryciu Liebiga, który stwierdził, że rośliny odżywiają się substancjami mineralnymi. Jak-
kolwiek samo odkrycie było trafne i pozytywne, to wnioski praktyczne jakie z niego wycią-
gnięto, zaciążyły w sposób fatalny nad przyszłością rolnictwa. Wniosek był mianowicie taki,
że rośliny uprawowe można „karmić” poszczególnymi substancjami mineralnymi, dostarcza-
jąc je do gleby w której rosną. Przyjęcie tego założenia doprowadziło do tego, że rolnicy dys-
ponując nawozami mineralnymi i przeceniając ich wszechstronną skuteczność dla urodzajno-
ści gleby, ograniczyli lub wręcz zaniedbali zabiegi podtrzymujące procesy regeneracyjne i
glebotwórcze, niezbędne dla dobrego stanu próchnicy.

Drugą fundamentalną zasadę współczesnego rolnictwa sformułował jeszcze na początku

XIX wieku niemiecki agronom Albrecht von Thaer. Swój ślad zostawił jednak nie w upra-
wowej tylko w ekonomicznej dziedzinie współczesnego rolnictwa, którego zakres i zadania
przedstawił w sposób następujący: „Rolnictwo jest zajęciem, którego celem jest zdobywanie
zysku, zarabianie pieniędzy, wytwarzaniem (a niekiedy dalszym przetwarzaniem) substancji
roślinnej i zwierzęcej”. Ta deklaracja stała się podwaliną obowiązującego do dziś ekonomicz-
no-komercyjnego traktowania rolnictwa, przemysłu spożywczego i wszystkiego co wiąże się
z wytwarzaniem i przetwarzaniem żywności. Od tamtej pory ukształtował się, rozpowszechnił
i utrwalił sposób myślenia o sprawach rolnictwa w kategoriach technologiczno-
merkantylnych. Nastawione wyłącznie na zysk i posługujące się środkami technologicznymi,
stało się ono jednym z działów produkcji przemysłowej. Obecnie taka właśnie wizja rolnictwa
przesłania wszystkie inne jego cele i zadania. Dominują w niej względy maksymalizowania
zysku i minimalizowania wysiłku, przy braku troski o optymalizację wyników. W rezultacie
lekceważone są sprawy zdrowotności upraw i zbiorów, trwałej żyzności gleby, czystości śro-
dowiska oraz dbałości o zachowanie takiej wydajności gleby, aby możliwe było wyżywienie i
tych ludzi, którzy będą żyli po nas za kilkanaście czy kilkadziesiąt lat.

Nawożenie mineralne w początkowym okresie jego stosowania wydawało się mieć same

zalety, plony wzrastały nawet o 100%, trud przemieszczania setek ton obornika został ograni-
czony do rozsypywania kilkuset kilogramów azotanów, fosforanów i soli potasowych. Jako
metoda nowoczesna zdobywała coraz większą popularność i rozpowszechniała się stopniowo
w całym świecie. Dzięki jej stosowaniu zbiory były obfite i dorodne, zdawało się, że groźba
głodu została na zawsze zażegnana, a dochody rolników, farmerów i plantatorów rosły impo-
nująco. Zwłaszcza w Ameryce, przy wyjątkowo korzystnych warunkach naturalnych i rozle-
głości jej żyznych obszarów, uzyskiwano zbiory ogromne. Z czasem zaczęły powstawać
nadwyżki płodów rolnych, zboża, soi, kukurydzy, z którymi nie wiadomo było co robić, jak je

background image

34

wykorzystać, czy jak się ich pozbyć. Po pewnym okresie konsternacji i zamieszania znalazł
się sposób, hodowcy zaczęli zbożem, soją i kukurydzą karmić swoje bydło i trzodę chlewną,
co wpłynęło na ogromny wzrost produkcji i spożycia mięsa. Hossa trwała około dwudziestu
lat, potem farmerzy amerykańscy stwierdzili, że mineralnie nawożona gleba doszła do granic
swojej wydajności, a nawet wydajność ta zaczyna się nieco obniżać.

Dokładniejsze badania wykazały, że podstawowe założenie teorii mineralnej jest błędne,

rośliny bowiem nie odżywiają się po prostu dostarczanymi im substancjami mineralnymi, a
tylko wykorzystują pewne składniki znajdujące się w glebie. Szczegółowy mechanizm tego
procesu przyswajania został jednak rozpoznany tylko w bardzo niewielkim stopniu i w
związku z tym ustalenie dawek nawozów mineralnych jest do tej pory przybliżone i niedo-
kładne. Na przykład z nawozów azotowych rośliny wykorzystują niekiedy tylko 30 lub nawet
20%, a reszta pozostaje poza zasięgiem ich pobierania. Koszty pracy i nakładów pieniężnych
są wtedy znacznie mniej opłacalne. Powstają też szkody dla gleby i środowiska nie od razu
zauważalne, które kumulują się stopniowo, w miarę upływu lat. Ucieczka minerałów z gleby
powoduje naruszenie naturalnej równowagi środowiska i jego niebezpieczne skażenie. Powo-
duje też długotrwałe straty dla rolników, bo nawozy mineralne po pewnym okresie ich stoso-
wania znacznie zakwaszają glebę, co ogranicza jej wydajność, a ponadto zmusza do dodat-
kowych zabiegów nad przywracaniem właściwego stopnia alkaliczności.

Z czasem okazało się, że azot, fosfor i potas przestały zaspokajać wszystkie potrzeby po-

karmowe roślin. Oprócz nich stają się potrzebne jeszcze inne składniki mineralne, takie jak
magnez, żelazo, wapń, kobalt, molibden, mangan, bor, miedź, cynk, siarka, krzem i inne. Nie
o wszystkich z nich wiadomo już czy służą uprawom, czy bardziej szkodzą, wtedy gdy są z
zewnątrz wprowadzane do gleby, a co najważniejsze, jaka ich dawka jest optymalna dla ro-
ślin. Początkowe sukcesy stosowania nawozów mineralnych NPK (azotowe, fosforowe, pota-
sowe) wynikały m.in. stąd, że większość gleb była jeszcze w stanie samodzielnie dostarczać
roślinom całą resztę potrzebnych im substancji, i to w naturalnych, a więc w najbardziej ko-
rzystnych proporcjach. Jednak skoncentrowanie zabiegów uprawowych i pielęgnacyjnych
głównie na nawożeniu mineralnym łączyło się z ograniczeniem dbałości o próchnicę i o
strukturę gleby. Tak więc w miarę wzrostu zbiorów rósł też deficyt najróżniejszych pierwiast-
ków w glebie i w plonach. Do tej pory każdego roku zwiększa się liczba elementów, które
należałoby uwzględniać w nawożeniu.

Po latach stosowania metod sztucznego stymulowania gleby, ustają w niej samorodne pro-

cesy glebotwórcze i regeneracyjne. Naruszenie równowagi składników organicznych i mine-
ralnych oraz niszczenie i mechaniczne przemieszczanie organizmów glebowych wygasza jej
naturalne dynamizmy biologiczne. Zaobserwowano, że we wszystkich rodzajach gleby, gdzie
były stosowane wyłącznie sztuczne nawozy powstaje ujemny bilans azotu i potasu. I nie po-
maga wtedy dodawanie nawet największych ich ilości. Jedynie tam, gdzie zastosowano choć
trochę nawozu organicznego, równowaga pozostaje słabo ujemna lub nawet słabo dodatnia.
To wszystko ma negatywny, choć częściowo dopiero zbadany, wpływ na jakość zbiorów.
Wiadomo już jednak, że brak organicznej i mineralnej równowagi w glebie obniża jakość
plonów nawet jeżeli ich ilość jest w dalszym ciągu zadowalająca. Stają się one niepełnowar-
tościowym pokarmem dla ludzi i zwierząt. Obniża się również odporność roślin na choroby i
ataki szkodników. Rozprzestrzeniają się też nowe, nieznane dotąd choroby wśród ludzi, któ-
rym te plony służą jako pokarm.

Żyjące organizmy i zespoły ekologiczne mają zdolność do kompensowania niekorzystnych

wpływów, jakim podlegają. Przez pewien czas potrafią więc sobie radzić z niesprzyjającymi
warunkami i dlatego destruktywne ich efekty nie od razu wyraźnie się ujawniają. Ta właśnie
plastyczność, możliwość dostosowania się i naturalna odporność, obok zapasów różnych ele-
mentów mineralnych pozostających jeszcze w glebie, jest kolejnym czynnikiem tłumaczącym
początkowe sukcesy rolnictwa mineralnego. Z czasem jednak słabnie naturalna odporność i

background image

35

powstaje nieodwracalny deficyt pierwiastków śladowych, giną też pożyteczne bakterie i inne
organizmy glebowe. Powoduje to gwałtowny wzrost liczebności innych bakterii i w rezultacie
następuje załamanie równowagi ekologicznej w glebie.

Zbudzone zostają precyzyjne proporcje substancji organicznych i mineralnych, a ponadto

następuje sprasowanie struktury ziemi ciężkim sprzętem rolniczym. Naturalne procesy gle-
botwórcze zostają sparaliżowane i wygaszone, gleba martwieje.

Chemiczny sposób myślenia nie uwzględnia podstawowej różnicy między procesami che-

micznymi zachodzącymi w żywym organizmie a poza organizmem. Wykorzystuje się więc i
stosuje w praktyce pewne fragmentaryczne rozpoznane zjawiska, bez troski o odniesienie
tego do całości procesów życiowych rośliny, zwierzęcia, człowieka, gospodarstwa czy syste-
mu ekologicznego, a nawet całej biocenozy ziemskiej. Ten sposób myślenia i działania ma
negatywny wpływ na procesy biologiczne zachodzące przy uprawianiu roli, na całą organiza-
cję gospodarstwa oraz cele, jakie ono sobie stawia. Są to cele wyłącznie komercyjne, wąsko
pragmatyczne. Ignorują znaczenie moralnej odpowiedzialności za jakość i zdrowotność plo-
nów i przeoczają możliwość czerpania pozafinansowych, psychicznych satysfakcji z pracy na
roli i z jej efektów. Zasada sformułowana przez von Thaera, że jedynym celem rolnictwa jest
zysk, nie bierze pod uwagę tego, że celem rolnictwa jest wytwarzanie zdrowej żywności. Ten
cel, wysuwany niekiedy jako postulat pod adresem wytwórców, był i jest przyjmowany jako
naiwny, nierealny, prawie że romantyczny. Jest on systematycznie lekceważony zwłaszcza
przez tych, którzy w zakresie produkcji i dystrybucji rolnej są monopolistami.

Ponieważ korzystną finansowo formą produkcji rolnej są gospodarstwa specjalistyczne

stały się one celem aspiracji nowoczesnego rolnictwa. Powstają więc rozległe monokultury
upraw i ogromne, wyspecjalizowane hodowle zwierząt. Prowadzi to do zburzenia ekologicz-
nie korzystnych proporcji różnych gatunków roślin rosnących na tym samym terenie, co jest
jeszcze jednym pogwałceniem naturalnych procesów przyrody i może przynieść dalsze nie-
oczekiwane niepowodzenia i klęski.

W naturalnych ekosystemach leśnych i w tradycyjnych, rodzinnych gospodarstwach rol-

nych, różnorodność gatunków roślin umożliwia ich wzajemną harmonię i współdziałanie.
Istniejące między nimi związki symbiotyczne, często nieznane rolnikom i botanikom, ale re-
alnie zachodzące między różnymi gatunkami roślin uprawowych, ziół, drzew, owadów i ży-
wej gleby, utrzymują je w stanie zdrowia i dają szansę prawidłowego dojrzewania. Natomiast
rośliny rosnące w rozległych, czystych monokulturach zostają pozbawione wsparcia swych
naturalnych symbiontów i padają wtedy łatwo pastwą chorób i szkodników. W miarę bowiem
jak ogranicza się różnorodność, obniża się odporność i maleje szansa rozwoju.

Rozległe uprawy wyizolowanych gatunków i odmian zbóż, warzyw i owoców, aby dawały

obfite plony i wysokie zyski, wymagają wtedy szczególnych dodatkowych środków na zwal-
czanie chorób, chwastów i pasożytów. Tymi środkami stały się pewne substancje chemiczne
o właściwościach toksycznych, tzw. pestycydy. Pierwsza generacja pestycydów składała się
ze znanych i dostępnych trucizn, takich jak arsenian ołowiu, rtęć, miedź, nikotyna, siarka.
Mimo oczywistego niebezpieczeństwa ich stosowania były i są w użyciu do dziś. Druga gene-
racja chemicznych środków ochrony roślin to syntetyczne substancje trujące, jakie w naturze
nie występują. Stosowane nawet w małych ilościach są bardzo silnie toksyczne. Należą do
nich głównie organiczne fosforaty i chlorkowane węglowodory. Jednym z najbardziej popu-
larnych jest preparat znany pod nazwą DDT. Obecnie w wielu krajach stosowanie DDT jest
ograniczone lub zakazane. Był on jednak używany obficie i bez ograniczeń w latach sześć-
dziesiątych i pozostawił trwałe osady. Jak się potem okazało, nie ulegają one rozłożeniu, a ich
trwałość jest prawie nieograniczona.

Konieczność stosowania tych substancji na rozległych obszarach monokultur uprawowych

staje się źródłem wielu nowych i niepokojących problemów. Należą do nich: trwałość tok-
sycznych osadów, zupełna nieznajomość sutków długotrwałego ich oddziaływania oraz nie-

background image

36

opanowane zjawisko rozprzestrzeniania się ich po całej kuli ziemskiej za pośrednictwem
mórz, powietrza, lasów oraz obszarów uprawnych. Niezmiernie groźna jest ich wzrastająca
koncentracja w łańcuchu pokarmowych. Stwierdzono, że zawartość pestycydów w różnych
produktach żywnościowych na 300-stopniowej skali przedstawia się następująco: jarzyny
korzeniowe – 007 (ziemniaki – 003), zboże – 008, rośliny strączkowe – 026, owoce – 027,
jarzyny liściaste – 036, oleje – 041, produkty mleczne – 112, mięso – 281 (F. Moore Lappé
1982). Najbardziej narażone są więc gatunki, które stanowią ostatnie ogniwo łańcucha po-
karmowego, tzn. ptaki drapieżne, duże ryby morskie i ludzie. Na początku łańcucha znajdują
się rośliny, które przejmują trujące substancje z gleby, a na końcu drapieżniki, które kumulują
w swoich tkankach to wszystko, co zostało zgromadzone w roślinach i ciałach zwierząt rośli-
nożernych. W 1966 roku przeciętny stopień koncentracji toksycznych osadów w ludzkiej
tkance tłuszczowej wynosił od 2,2 pm w Wielkiej Brytanii do 19,2 w Izraelu.

Obecnie zaczyna być stosowana trzecia generacja pestycydów. Ponieważ te poprzednie

niszczą naturalną równowagę zespołów ekologicznych, zabijając zarówno szkodniki, jak i
organizmy pożyteczne, poszukiwania zmierzały w kierunku produkowania substancji działa-
jących bardziej selektywnie, np. przyciągająco, chomosterylnie, hormonalnie. W stosunku do
pestycydów o szerokim zakresie działania, jest to niewątpliwie udoskonalenie. Ale i te udo-
skonalone, selektywnie działające pestycydy też przyczyniają się do zachwiania równowagi
ekologicznej, ponieważ zupełna nieobecność pewnych szkodników stwarza nieograniczone
niczym warunki rozwoju innym, może jeszcze groźniejszym niszczycielom. Inne ujemne
skutki mogą ujawnić się dopiero po pewnym czasie, tak samo jak to miało miejsce w przy-
padku DDT. Pestycydy okazują się więc być tylko doraźnym środkiem ochrony upraw, pod-
czas gdy stosowane dłużej powodują nie tylko niebezpieczne skażenie żywności, ale są też
czynnikiem zaburzenia równowagi wśród populacji gatunków roślin, owadów, mikroorgani-
zmów, ptaków i innych zwierząt. Ich negatywny wpływ na środowisko ujawnia się zresztą nie
tylko na polach uprawnych, ale jak wskazują liczne przykłady już sama produkcja pestycy-
dów stanowi niebezpieczne zagrożenie dla przyrody otaczającej zakłady wytwórcze i dla po-
bliskich osiedli ludzkich.

Stosowane środki ochrony roślin stają się coraz bardziej wyrafinowane, w ślad za nawoże-

niem NPK stosuje się nawożenie mikroelementami, po bezpośrednio działających truciznach
wprowadza się pośrednią ingerencję w cykle rozwojowe szkodników przez manipulacje hor-
monalne i genetyczne. Przed taką ingerencją nie powstrzymuje nawet fakt, że aktualna wiedza
o funkcji hormonów i o zjawiskach genetycznych jest jeszcze uboższa i bardziej fragmenta-
ryczna niż wiedza o składzie gleby i prawidłowościach rządzących jej oddziaływaniem na
odżywianie i rozwój roślin.

Obecna sytuacja w rolnictwie powinna niepokoić wszystkich, bo nawet jeżeli teraz, gdy

gleba rodzi jeszcze obficie nawożona różnymi substancjami mineralnymi, to plony już są
biologicznie niepełnowartościowe, a tkanki roślin są coraz obficiej nasycone preparatami tok-
sycznymi. Rolnictwo nie osiąga więc swego podstawowego celu, tzn. dostarczania ludziom
zdrowej żywności.

Przy takich kompromisach jakościowych w produkcji rolnej dużo to jeszcze nie znaczy do-

syć. Znany eksperyment ze szczurami dowodzi, że obfitość masy pokarmowej nie jest równo-
znaczna z dostatkiem pożywienia, wtedy gdy jego wartość jest niepełna. Grupie szczurów
doświadczalnych podawano przez pewien czas karmę z upraw naturalnych w ilości, którą się
całkowicie najadały. Po pewnym czasie zastąpiono ją karmą z upraw chemizowanych. I wte-
dy okazało się, że aby najeść się tak jak poprzednio, szczury musiały zjadać siedem razy wię-
cej. Niedostatek substancji biologicznie czynnych w roślinach kompensowały sobie zwięk-
szoną masą posiłku. Czy nie to samo dzieje się wśród ludzi? Jedzą za dużo i chorują jedno-
cześnie z przejedzenia ilościowego i niedożywienia jakościowego.

background image

37

Stosowanie wyłącznie komercyjnych i pragmatycznych kryteriów w ocenie metod i wyni-

ków pracy w rolnictwie źle służy jego podstawowym zadaniom i założeniom. W rezultacie
rolnictwo staje się strukturą coraz bardziej sztuczną, wyobcowaną ze swojego środowiska
przyrodniczego i społecznego, niefunkcjonalną i antyhumanistyczną. A do tego, wbrew wyj-
ściowym postulatom, towarzyszącym wprowadzaniu nowych, chemiczno-mineralnych metod,
wzrasta nie tylko jego energochłonność i nakłady finansowe, ale także pracochłonność, po-
nieważ trzeba wykonywać coraz więcej czynności uprawowych i pielęgnacyjnych, aby zapo-
biegać coraz liczniejszym niekorzystnym zjawiskom w glebie, w zasiewach i w zbiorach.
Powstaje więc sytuacja zgoła paradoksalna, w której technologia przejmuje te funkcje, które
przyroda potrafi wykonać sama, i to bez porównania lepiej. Bardziej niż nakłady finansowe
na produkcję nawozów mineralnych, pestycydów i ciężkiego sprzętu rolniczego, potrzebna
jest wiedza o prawach przyrody i naturalnych zjawiskach jakie w niej zachodzą oraz goto-
wość współdziałania z nimi w swoim gospodarstwa. Taki właśnie cel stawia sobie współcze-
sne rolnictwo ekologiczne.

Różne kierunki rolnictwa ekologicznego

Kryzys ekologiczny we współczesnym świecie jest powszechnie znanym faktem. Mówi się

o zagrożeniu, a nawet katastrofie ekologicznej. Ponieważ w zagrożeniu tym znaczny udział
ma nie tylko przemysł, ale i rolnictwo, dlatego w wielu krajach poszukuje się sposobów za-
pobiegania skażeniu środowiska i żywności nawozami sztucznymi i toksycznymi środkami
ochrony roślin, stosowanymi na szeroką skalę w wielu regionach świata. W tych poszukiwa-
niach zmierza się do tego, aby eliminować szkodliwe środki chemiczne i zastępować je orga-
nicznymi sposobami uprawy.

Wśród kierunków rolnictwa ekologicznego można wymienić kilka. Jeden z nich to ANOG.

Skrót ten pochodzi od nazwy stowarzyszenia działającego w RFN: Arbeitsgemeinschaft für
naturgemassen Qualitatsanbau von Obst und Gemuse (Stowarzyszenie producentów warzyw i
owoców wysokiej jakości w zgodzie z naturą). Jego celem jest uprawianie owoców i warzyw
o wysokiej wartości biologicznej, mających korzystny wpływ na zdrowie konsumentów.
Obok wymienionych walorów owoce i warzywa odznaczają się wyjątkowymi zaletami sma-
kowymi. O uzyskiwaniu takich plonów decyduje stan gleby, sposób jej użyźniania, odpo-
wiedni dobór uprawianych gatunków oraz trafne ustalanie terminów zasiewów, zbiorów i
zabiegów pielęgnacyjnych. Zależnie od spełnienia tych warunków zbory są mniej lub bardziej
udane, to znaczy mają niższą lub wyższą wartość biologiczną. Na przykład ilość karotenu w
marchwi może się wahać od 4 do 13 mg/100 g. Uprawę prowadzi się więc tak, aby osiągnąć
optymalny poziom nie tylko karotenu, ale i innych aktywnych biologicznie substancji we
wszystkich warzywach i owocach uprawianych tą metodą. Jest ona stosowana również w
Holandii, Francji, Austrii, Szwajcarii i Włoszech na skalę towarową.

Inny kierunek rolnictwa ekologicznego to system Howard-Balfour, popularny głównie w

Anglii. Polega on na stosowaniu kompostów organicznych i jak najpełniejszym wykorzysty-
waniu zasobów mineralnych z podglebia. Temu drugiemu celowi służy uprawianie głęboko
korzeniących się ziół i koniczyny oraz symbiotyczne (mikoryzowe) oddziaływanie na siebie
sąsiadujących roślin.

We Francji powstał kierunek zwany systemem Lamaire-Baucher. Jego twórcy wychodzą z

założenia, że równowagę w glebie podtrzymują rośliny motylkowe i organiczne komposty.
Ponadto zalecają stosowanie Calmagolu, produktu sporządzonego z alg morskich, który od-
grywa rolę katalizatora w procesach tzw. biologicznej transmutacji.

Kolejny kierunek, to rolnictwo makrobiotyczne. Opiera się ono na założeniach filozofii

wschodniej o dwubiegunowości świata: Yin i Yang. Zasady religii Zaratustry żyjącego około

background image

38

7000 lat p.n.e. stanowią podstawę rolnictwa mazdaistycznego. Rolnictwo makrobotyczne i
mazdaistyczne stosowane jest tylko w ograniczonym zakresie i w sposób niekomercyjny.

Na skalę towarową natomiast stosowane są metody rolnictwa organiczno-biologicznego,

tzw. holistycznego. Jego zasady sprowadzają się głównie do całościowego traktowania pod-
stawowych procesów biologiczno-organicznych. Zwracają uwagę na to, że funkcjonalność
procesów życiowych osiąga się tylko w zamkniętym cyklu krążenia substancji biologicznej, a
więc: gleba – roślina – zwierzę – człowiek. Wszelkie substancje obce muszą być z tego cyklu
wyłączone, ponieważ zakłócaj oddziaływanie wpływu naturalnego środowiska i uniemożli-
wiają wypełnianie zadań każdego z jego elementów, tzn. ewolucji gleby, rośliny, zwierzęcia i
człowieka.

W Europie zachodniej, środkowej i północnej najszerzej znane jest rolnictwo biodyna-

miczne. Jego podstawowym założeniem jest osiąganie harmonijnej współpracy między czło-
wiekiem a ziemią. Ziemia dostarcza ludziom pokarmu, niezbędnego do podtrzymania fizycz-
nej egzystencji i kontynuowania rozwoju kulturalnego. Człowiek zaś, uprawiając ziemię i
współpracując twórczo z całą przyrodą, umożliwia ziemi dalsze wytwarzanie pokarmu. W tej
wymianie wzajemnych świadczeń dokonuje się nieustanny ewolucyjny rozwój zarówno zie-
mi, jak i całej ludzkości. Uchwytnym przejawem tego rozwoju są procesy stopniowego do-
skonalenia uprawy gleby i sposobów odżywiania się ludzi, którzy ponoszą odpowiedzialność
za pozytywny kierunek tych procesów.

O wszystkich wymienionych metodach mówi się ogólnie jako o ekologicznych lub alter-

natywnych, w przeciwieństwie do nieekologicznych metod współczesnego rolnictwa kon-
wencjonalnego. Rolnictwo holistyczne, makrobiotyczne, ANOG i biodynamiczne przywią-
zują szczególne znaczenie do sposobu spulchniania gleby. Zalecają ograniczenie orki, a
zwłaszcza orki głębokiej i stosowanie płytkiego tylko, powierzchniowego spulchniania gleby,
bez odwracania skiby. Chodzi tu o ochronę życia organizmów glebowych, ponieważ pług
odwracając skibę, powoduje, że bakterie tlenowe wpadają w głąb gleby i tam giną, a wydo-
byte z głębi drobnoustroje beztlenowe giną po wydobyciu ich na powierzchnię. Orka doko-
nuje również ogromnych spustoszeń wśród dżdżownic, które zostają pokawałkowane lemie-
szem. Dżdżownice zaś nie tylko spulchniają glebę, ale nawożą ją swoimi odchodami, ich
obecność ma niezastąpione znaczenie dla tworzenia się próchnicy. Każdorazowe użycie pługa
obniża pozom aktywności życia w glebie. W metodach ekologicznych stosowanie orki ogra-
nicza się jedynie do tych przypadków, kiedy jest to zupełnie konieczne, gdy na przykład wy-
stępuje podeszwa płużna lub zlanie gleby. We wszystkich innych sytuacjach, między innymi
po zbiorze ziemniaków, kiedy gleba jest w dobrej strukturze, to nie tylko nie trzeba jej orać,
ale nawet spulchnianie kultywatorem nie jest potrzebne, wystarcza bronowanie.

Bardziej umiarkowaną innowacją w rolnictwie konwencjonalnym jest dążność do tzw.

ekologizowania środowiska. Polega ono przede wszystkim na precyzyjnym dozowaniu,
znacznym ograniczaniu lub całkowitym eliminowaniu chemicznych środków ochrony roślin
oraz syntetycznych nawozów. Program ten wprowadza nawożenie mineralno-organiczne,
dobrze przemyślany płodozmian, wsiewki roślin motylkowych w zasiewy zbóż, spulchnianie
gleby bez odwracania skiby oraz stosowanie ziołowych oprysków w celu zwalczania chorób i
szkodliwych roślin.

Spośród wymienionych kierunków rolnictwa ekologicznego na bardziej szczegółowe

omówienie zasługuje rolnictwo biodynamiczne ze względu na wszechstronność i spójność
stosowanych metod uprawy.

background image

39

Rolnictwo biodynamiczne

Rudolf Steiner, rozpoczynając cykl wykładów o rolnictwie biodynamicznym 7 czerwca

1924 roku, powiedział: „Ten cykl wykładów pokaże nam, jak ściśle i wielokierunkowo spra-
wy rolnictwa związane są z najszerszymi sferami życia. Nie ma prawie takich dziedzin ludz-
kiego życia, które byłyby poza tą sferą. Z takich lub innych względów, wszystkie sprawy ży-
cia ludzkiego należą do rolnictwa”. Słuszność tej wypowiedzi potwierdza się najlepiej w na-
szych czasach, kiedy popełnionych już zostało tak wiele błędów w metodach uprawy, kryte-
riach jej oceniania oraz całym technologiczno-komercyjnym sposobie traktowania spraw
związanych z wytwarzaniem żywności. Te błędy powodują bowiem nie tylko degradację gle-
by i pokarmu oraz skażenie i eksploatację środowiska, ale również degradację świadomości,
poczucia odpowiedzialności i kierunku ludzkich aspiracji. Ograniczają też możliwości roz-
wojowe ludzi, roślin i zwierząt i wypaczają kierunki dalszego ich ewolucyjnego rozwoju.
Dlatego można przewidywać, że przywrócenie rolnictwu jego pierwotnej wysokiej rangi i
uświadomienie sobie jego znaczenia i rzeczywistych celów, wpłynie również na uszlachetnie-
nie i uzdrowienie ludzkich aspiracji i wyprostowanie dróg dalszego rozwoju.

Niedostateczna, powierzchowna wiedza o prawidłowościach zachodzących w przyrodzie

jest główną przyczyną klęsk nowoczesnego rolnictwa i jego ujemnego wpływu na środowisko
naturalne, na zdrowie ludzi i zwierząt oraz równowagę ekologiczną. Przeoczenie tych prawi-
dłowości lub ich zignorowanie wyzwala rosnącą ilość niepowodzeń i zagrożeń.

W naturalnym środowisku zbiorowiska roślinne i zwierzęce dążą do zachowania równo-

wagi. Dzięki temu liczba gatunków i liczebność ich populacji pozostaje stale na tym samym
poziomie. Jest to propozycja wyważona i dla wszystkich korzystna. Wytworzony stan rów-
nowagi umożliwia każdemu z gatunków flory i fauny dostateczny udział w dostępnej prze-
strzeni i pokarmie. Ich wzajemny wpływ na siebie harmonizuje życie całego systemu ekolo-
gicznego. Zmiany zachodzą bardzo powoli, ale nie przypadkowo ani gwałtownie, lecz zgod-
nie z prawami ewolucyjnymi i prowadzą do optymalizowania stanu dotychczasowego. Gdy
człowiek ingeruje w ten system za pośrednictwem upraw, wyrębu lasów, wypasania bydła,
nawożenia gleby, tworzy się nowy system ekologiczny. Jeżeli w tych poczynaniach prze-
strzegane są zasady harmonijnego krążenia substancji i współzależności poszczególnych ele-
mentów systemu oraz poszanowania całej jego wewnętrznej struktury, wtedy powstaje
wprawdzie inna, nowa sytuacja ekologiczna, ale w tym nowym systemie także zostaje zacho-
wana równowaga.

Niestety, ludzka ingerencja wiąże się najczęściej z ignorancją, zachłannością i bezwzględ-

nością, co prowadzi do wytworzenia środowiska jałowego, zubożonego, niezrównoważonego
biologicznie i ekologicznie. Dzieje się tak przy wielu poczynaniach związanych z uprzemy-
słowieniem i motoryzacją. Spalanie ropy, gazu i węgla powoduje koncentrację dwutlenku
węgla w atmosferze. Ten sam skutek wywołuje stosowanie w rolnictwie pestycydów, bo
wpływa na zakłócenie procesów fotosyntezy. Masowe wypasanie bydła ogałaca ogromne
obszary z szaty roślinnej, co obniża zdolność ziemi do odbijania i pochłaniania promieni sło-
necznych i ma ujemny wpływ na ilość opadów atmosferycznych. Zmniejszona ilość opadów,
jak wiadomo, odbija się niekorzystnie na urodzajność podstawowych upraw. Działaniem za-
kłócającym równowagę ekosystemów jest też obsiewanie wielkich obszarów pól tym samym
gatunkiem roślin. Rozległe, monouprawowe plantacje tworzą systemy jednostronne, niezrów-
noważone, pozbawione własnej, autonomicznej odporności. Podobne sytuacje powstają też
wskutek używania pestycydów o szerokim zakresie działania.

Naturalny wzrost dokonuje się w całkiem prawie zamkniętych cyklach krążenia substancji.

Żywa tkanka roślinna syntetyzuje się w zielonych liściach, a jej szczątki zostają rozłożone w
podłożu żywej gleby i w ten sposób włączone z powrotem do cyklu przemian w sposób wła-
ściwy dla każdej z nich. Cykl ten nie jest jednak zupełnie zamknięty, bo dodatkowe substan-

background image

40

cje otrzymuje gleba z atmosfery i z własnych rezerw mineralnych. Włączenie lub odrzucenie
substancji z zewnątrz zależy od tego, czy one tam „pasują”. W innym sensie odpowiedni jest
kompost, obornik, resztki organiczne, bo zostają one harmonijnie włączone do cyklów prze-
mian i krążenia substancji. Natomiast środki chemiczne dostarczane do gleby, mimo ich udo-
skonalenia i unowocześnienia, są obce tym procesom. Wprowadzane obecnie heteroauksyny,
działające jako hormony wzrostu, zakłócają prawidłowość funkcjonowania własnych hormo-
nów rośliny i mają nieobliczalny wpływ na jej system enzymatyczny. Rośliny nie są w stanie
opanować tych substancji i przeciwstawić się ich nadmiernemu stężeniu. Podobne działanie
wykazują niektóre pestycydy, szczególnie te, które rozpadają się na toksyczne metabolity.

W żywej glebie zachodzi niezliczona ilość procesów biologicznych związanych ściśle z

procesami dokonującymi się w roślinach. Jak w każdym żywym organizmie, tak i w glebie,
podstawowe znaczenie ma krążenie substancji: wody, powietrza, cząstek mineralnych i orga-
nicznych, witamin, alkaloidów, aminokwasów i wielu innych. Ten system krążenia – przy-
swajania i wydalania – jest regulowany przez całe zespoły organizmów glebowych, rozmiesz-
czonych w glebie nie przypadkowo, ale proporcjonalnie i celowo. Ich ilość, rozmaitość i
wzajemne relacje zapewniają sprawne spełnianie różnorodnych i złożonych funkcji. Od znaj-
dujących się również w glebie substancji enzymatycznych i hormonalnych zależy wzrost i
dojrzewanie roślin. Przed inwazją bakterii chorobotwórczych chronią je, obecne w glebie,
antybiotyki. Rosnące w pobliżu rośliny symbiotyczne wydzielają z korzeni substancje wzma-
gające odporność swoich sąsiadów. Wszystkie te procesy i zjawiska przebiegają w żywej gle-
bie w sposób precyzyjnie wyważony, tak samo jak w każdym innym, żywym, zdrowym orga-
nizmie. Dopiero chaotyczne wrzucanie do gleby nawozów mineralnych i chemicznych środ-
ków ochrony roślin burzy całą tą harmonijną strukturę.

We właściwie uprawianej glebie rośliny zachowują określony, optymalny poziom aktyw-

ności auksyn, zharmonizowany z innymi warunkami jej rozwoju. Natomiast wielkie, dorodne
okazy z chemizowanych upraw nie zawsze świadczą o zdrowiu rośliny i nie wszystkie są
zdrowym pokarmem. Ich rozmiary są często wynikiem rozrostu tkanek wskutek stymulacji
heteroauksynami lub pestycydami. Okazy takie są duże i dorodne tylko z punktu widzenia
handlowego, natomiast z punktu widzenia fizjologicznego są one chore i spuchnięte. Jest to
jeden z przykładów stosowania substancji obcych naturalnemu systemowi, których nie potrafi
on kontrolować ani konstruktywnie wykorzystać. Według opinii Rudolfa Steinera szkodli-
wość jadania takich produktów może ujawnić się nawet dopiero w następnym pokoleniu.
Dlatego ostrzegał on przed gwałtownym wymuszaniem wzrostu roślin.

Rolnictwo biodynamiczne jest naturalne w tym sensie, że traktuje gospodarstwo nie jako

jednostkę ekonomiczną, lecz biologiczną i opiera się na zrozumieniu i uwzględnianiu natural-
nych procesów biologicznych, jakie się w nim dokonują. Dlatego metoda biodynamiczna jest
nie tylko sumą ustalonych czynności, ale głównie pewnym konsekwentnym sposobem myśle-
nia i postępowania. Podstawową rolę w tym postępowaniu odgrywa bogata wiedza i otwarty
stosunek do tej wiedzy. Na przykład następstwo roślin w zmianowaniu musi uwzględniać
przede wszystkim konkretną sytuację: jakich elementów może w glebie brakować po po-
przednich uprawach i jakie z kolei zasiewy mogą te braki uzupełnić. Taki sposób postępowa-
nia służy trwałej żyzności gleby i zwiększeniu wydajności gospodarstwa na długi dystans.
Oprócz zmianowania, podstawową metodą biodynamiczną jest kompostowanie organicznych
substancji odpadowych, pochodzących z obszaru danego gospodarstwa i jego najbliższego
otoczenia. A więc łęty, liście, chwasty, obornik, glina, odpadki kuchenne itd. Kolejną specy-
fiką tej metody są preparaty biodynamiczne, służące do stymulowania procesów humifikacyj-
nych w pryzmie kompostowej i do opryskiwania roślin w celu zwalczania chorób i ochrony
przed szkodnikami. Tych preparatów jest dziewięć i mają ustalone, międzynarodowe ozna-
czenia od 500 do 508. Preparat 500 sporządzony jest z krowieńca i stosuje się go w rozcień-
czeniu w 1 l wody ilości 2-3 g na 1 ar do opryskiwania gleby przed zasiewami. Krowieńca od

background image

41

jednej krowy może wystarczyć nawet na kilka gospodarstw wielohektarowych. Preparat 501
to zmielona drobno krzemionka, 502 do 507 to preparaty ziołowe (krwawnik, rumianek, po-
krzywa, kora dębowa, mniszek, waleriana, skrzyp polny). Ilość wszystkich preparatów obli-
cza się w gramach i stosuje w dużym rozcieńczeniu wodnym.

Zasadniczą sprawą w biodynamicznym gospodarstwie jest kompleksowe, całościowe

traktowanie wszystkich zjawisk i procesów dokonujących się zarówno w obrębie gospodar-
stwa, jak i całego środowiska, w którym gospodarstwo jest usytuowane. Staranne uwzględ-
nianie zarówno stopnia żyzności gleby, jak i czystości pobliskich zbiorników wodnych, zdro-
wia najbliższego lasu, bezpieczeństwa owadów zapylających uprawy oraz dogodnych miejsc
na gniazda dla ptaków śpiewających. Krajobraz ekologiczny to zresztą nie tylko istniejący
realnie las, strumień, pole, drogi, ogrody i żywopłoty, ale również sposób myślenia o nich i
ich oceniania. Ponadto zdolność do harmonizowania swoich poczynań z wymogami zdrowia,
czystości i piękna przyrody. I taki właśnie krajobraz służy najlepiej rzeczywistym potrzebom
wytwarzania zdrowej żywności.

Jako najszerszy kontekst środowiskowy gospodarstwa biodynamicznego traktuje się sferę

kosmiczną, planety i gwiazdy, które mają bardzo konkretny i głęboki wpływ na jakość upraw.
Kalendarz agroastronomiczny oddaje rolnikowi ogromne usługi przy wybieraniu optymalne-
go terminu siewu, zabiegów agrotechnicznych i zbiorów. Zależność wyników upraw od prze-
strzegania terminów kalendarzowych jest od kilkudziesięciu lat przedmiotem obserwacji i
doświadczeń Marii Thun, która ma już w tym zakresie bardzo duże i cenne osiągnięcia.

Tak ustawione rolnictwo przestaje być, jak dotąd, jednym z głównych czynników degrada-

cji środowiska. Odwrotnie, staje się istotnym elementem przywracania ekologicznej równo-
wagi i współtworzy krajobraz ekologiczny.

Sąsiedztwo roślin

Na osobne omówienie zasługuje ta naturalna metoda stymulacji wzrostu i ochrony roślin,

jaką jest odpowiednie rozmieszczenie różnych gatunków botanicznych i wzajemne ich usytu-
owanie, zwane sąsiedztwem roślin. Metoda ta wykorzystuje wiedzę o związkach zachodzą-
cych między różnymi roślinami, nie tylko uprawowymi, ale również drzewami, ziołami, ży-
wopłotami, roślinami dziko rosnącymi lub towarzyszącymi.

W potocznym przekonaniu dominuje pogląd, że w przyrodzie rządzi prawo walki wszyst-

kich przeciwko wszystkim i o wszystko. Przykłady współżycia bezkonfliktowego lub sym-
biozy traktuje się na ogół jako przypadki sporadyczne, wyjątkowe, marginesowe. Najnowsze
odkrycia w zakresie ekologii roślin i zwierząt zmuszają do zmiany tej opinii. Wyłania się z
nich bowiem zupełnie odmienny obraz przyrody, jako harmonijnej kompozycji. Jej elementy,
żywe organizmy roślinne i zwierzęce, znacznie częściej niż się sądzi, współżyją ze sobą w
związkach symbiotycznych. Uczeni gromadzą coraz więcej dowodów na poparcie hipotezy,
że podstawowym prawem życia jest właśnie symbioza, a nie układy antagonistyczne.

Przykładem symbiozy jest mikoryza, współżycie grzybów z korzeniami roślin wyższych.

Zjawisko to odkrył w 1880 roku polski botanik F. Kamieński, a w 5 lat później B. Frank nadał
mu nazwę „mikoryzy”. „termin mikoryza znaczy dosłownie grzyb-korzeń... W przyrodzie
stan mikrotrofizmu korzeni, a więc ich współżycie z różnymi grzybami jest regułą, a brak
mikoryz wyjątkiem. Tylko rośliny rosnące w glebie bardzo wilgotnej, jak ryż czy cypryśniki,
nie mają mikoryz... Natomiast cały pozostały olbrzymi świat roślinny od tytoniu, kukurydzy i
pomidorów po sosnę, świerk, buk czy brzozę to rośliny z mikoryzą” (Maria Rudowska, 1984).
O wartości mikoryzy świadczy fakt, że rośliny z mikoryzą pobierają 234% więcej fosforu,
75% więcej potasu i 86% więcej azotu niż rośliny bez mikoryzy.

background image

42

Zjawisko symbiozy wykorzystuje nowoczesne rolnictwo ekologiczne w takim planowaniu

sąsiadowania ze sobą gatunków roślinnych, aby chroniły się nawzajem i stymulowały swój
wzrost i rozwój. Jest to właśnie jedna z metod praktycznego stosowania wiedzy o prawidło-
wościach zachodzących w przyrodzie. Właściwe rozmieszczenie roślin pozwala również na
ograniczenie ilości kompostu i środków ochrony przed chorobami i szkodnikami, bo rośliny
same chronią się nawzajem. Ponadto wydzieliny korzeniowe trafnie usytuowanych roślin po-
prawiają właściwości sorpcyjne gleby. Stosowanie tej metody polega też na unikaniu sadzenia
w bliskim sąsiedztwie gatunków działających na siebie antagonistycznie, bo to może czasem
udaremnić efekty innych, trafnych zabiegów uprawowych.

Podstawową i najważniejszą zaletą metody sąsiedztwa roślin jest to, że pozostaje ona

istotnym elementem kompleksu działań profilaktycznych, eliminujących potrzeby stosowania
toksycznych środków chemicznych. Dzięki temu plony dojrzewają nieskażone i osiągają peł-
ną wartość biologiczną i pokarmową.

Rośliny nie mają, tak jak organizmy stałocieplne, systemu wydzielniczego i hormonalne-

go, dlatego dominujące znaczenie w ich procesach życiowych odgrywa środowisko ze-
wnętrzne. Prawidłowość procesów kiełkowania, wzrostu i dojrzewania zależy od zgodnego
współdziałania substancji glebowych z roślinami. Wśród wydzielin korzeni roślin są między
innymi aminokwasy, witaminy, cukier, alkaloidy, fosforaty i wiele innych dotąd nie rozpo-
znanych dokładnie substancji. Doświadczenia wykonane na pewnym gatunku sosny wykazały
w wydzielinie korzeni obecność ponad 35 różnych składników (Maria Budowska, 1984). Ob-
serwuje się, że wzajemny wpływ sąsiadujących ze sobą roślin może być pozytywny lub ne-
gatywny. Mogą one rywalizować ze sobą, np. o przestrzeń, o światło, o wodę, o substancje
odżywcze, a w wielu przypadkach skutki sąsiedztwa spowodowane są oddziaływaniem sub-
stancji wydzielanych przez korzenie. Badaniem tych spraw mało jeszcze znanych i niedosta-
tecznie wyjaśnionych zajmuje się nowa dziedzina ekologii roślin, nazwana prowizorycznie
sąsiedztwem roślin (po angielsku: companion planting).

Zaobserwowano również, że organizmy roślinne (a również i owady) przekazują sobie

różne sygnały o znacznej nieraz sile, za pośrednictwem drobin substancji chemicznych. Orga-
nizm otrzymujący taki przekaz zostaje zmuszony do pewnych określonych zachowań. Ilość
substancji chemicznej, będącej nosicielem informacji, może być nie większa niż jedna mole-
kuła, a mimo to wywołuje skutek nieraz nawet na znaczną odległość. Substancje te mają an-
gielską nazwę: Allelochemics, a różne grupy tych substancji, powodujących opisane oddzia-
ływanie, mają też swoje nazwy. Feromony służą do porozumiewania się organizmów tego
samego gatunku. Podobnie jest u owadów – np. feromony seksualne, wydzielane przez wiele
gatunków owadów, pomagają im w znalezieniu współmałżonka. Allomony to z kolei substan-
cje, które mogą być odbierane przez inne gatunki. Pod wpływem tej substancji inna roślina
zachowuje się w sposób dla siebie korzystny. Podobnie owad „poinformowany” takim prze-
kazem broni się przed zagrożeniem, ucieka, wydziela jad, zapyla rośliny, zbiera z nich nektar
itp. Trzecią formą języka międzygatunkowego są kairomony. Ich funkcja polega jednak nie
na ostrzeganiu ani wabieniu lecz na odstraszaniu, na przykład jawor i niektóre klony wydzie-
lają substancje (zapewne spłukiwane z liści), które „zakazują” innym roślinom rośnięcia w
pobliżu ich korzeni. Zaobserwowano, że po zniszczeniu górnych gałęzi drzewa zaczynają
wokół pnia kiełkować różne zioła. Giną jednak w momencie gdy drzewo odrasta.

Dla rolnictwa ważne są też takie obserwacje, że na przykład, liście bukowe wydzielają

substancje hamujące wzrost zboża, natomiast nasiona wielu roślin dobrze kiełkują pod ściółką
dębową. W darni znajdują się inhibitory ograniczające rozwój korzeni jabłoniowych. Na
wzrost młodych drzewek brzoskwini ujemny wpływ ma bliskość dębu, ziemniaków, gorczycy
i rzepaku. Sprzyjają im natomiast fasola i koniczyna. Jasnota biała i esparceta dobrze chronią
zboże, jako rośliny okalające pola. Chroni je również posiany razem rumianek i bławatek, ale
w ilości nie większej niż 1%, aby nie odegrał roli niebezpiecznego rywala, czyli chwastu. Ten

background image

43

sam skutek ochronny daje fasola wysiana razem z owsem. Żyto ochrania groch, obie rośliny
plonują wtedy lepiej niż posiadane osobno. Kilka roślin krwawnika polnego chroni i jedno-
cześnie stymuluje wiele upraw polowych. Jasnota biała pożyteczna jest także w ogrodzie wa-
rzywnym, zasiana wzdłuż brzegów zagonu. Bliskość koperku źle wpływa na pomidory, fasolę
i kalarepkę. Szałwia, rozmaryn i cząber ogrodowy mają korzystny wpływ na wszystkie pra-
wie uprawy, ale szczególnie dobrym sąsiedztwem są dla cebulki i fasoli. Bylica piołun ha-
muje rozwój wielu chwastów, bardzo nie lubi jej np. starzec zwyczajny. Ponadto wydzielina
korzeni piołunu niszczy nicienie pomidorów, ziemniaków i róż. Siejąc w przemiennych rzę-
dach marchew z cebulą i seler z porem otrzymuje się zdrowe i dorodne plony wszystkich tych
warzyw.

Szacunek dla gleby

Znawcy upraw biodynamicznych twierdzą, że najważniejszą zasadą w rolnictwie jest nie

tyle pomaganie glebie, co nieprzeszkadzanie. Postulują większy szacunek dla gleby. Chodzi o
to, aby nie udaremniać przebiegu jej naturalnych procesów nietrafną, nieumiejętną i aroganc-
ką ingerencją. W takich przypadkach bowiem szczególnie narażona jest struktura gleby. A tę
najlepszą, gruzełkowatą strukturę gleby podtrzymują organizmy glebowe, zabijane i niszczo-
ne przez nawozy sztuczne i pestycydy. Ciężkie traktory i kombajny powodują mechaniczne
sprasowanie gleby i rujnują jej delikatną strukturę, będącą środowiskiem życia mikroorgani-
zmów.

Zdrowa, żywa, strukturalna gleba zawiera nie tylko niezliczone składniki mineralne i orga-

niczne, będące dla roślin źródłem substancji odżywczych, ale jest również środowiskiem ży-
cia organizmów i mikroorganizmów glebowych, które uczestniczą w życiu roślin. Mikroor-
ganizmy glebowe, których w każdym centymetrze sześciennym zdrowej gleby jest kilkana-
ście miliardów, koncentrują się tuż przy korzeniach roślin, w tak zwanej rhizoferze. Ich obec-
ność ma decydujący wpływ na regulację procesów przyswajania przez rośliny substancji od-
żywczych. Odgrywają one też rolę ochrony immunologicznej roślin. Wtargnięcie do gleby
substancji chemicznych w postaci nawozów mineralnych i środków ochrony powoduje zała-
manie się precyzyjnej równowagi środowiska glebowego, zburzenie wyważonych relacji
między różnymi substancjami mineralnymi i organicznymi a różnymi szczepami mikroorga-
nizmów. Przetrzebiona mikrofauna i mikroflora nie jest już w stanie regulować celowego po-
bierania potrzebnych roślinie substancji ani ich ilości.

Wskutek tego biologiczna jej wartość jako ludzkiego pokarmu zostaje ograniczona lub

wręcz zniweczona nadmiernym nasyceniem substancjami mineralnymi.

Oprócz mikroorganizmów znajdują się w glebie rozmaite substancje biotyczne, które po-

bierane przez rośliny, spełniają tę samą rolę, co hormony i enzymy w organizmach stałociepl-
nych, podtrzymując równowagę między procesami syntezy i rozkładu. Są one obecne nie tyl-
ko w tkankach roślin, ale i w samej glebie. W żywej glebie znajduje się np. wiele rodzajów
heteroauksyn, które zostają wprowadzone do niej razem z nawozem organicznym i żyjącymi
w nim mikroorganizmami. Substancje biotyczne znajdują się m.in. w korzeniach roślin, skąd
zostają wydzielane do gleby. Służą roślinom jako regulatory wzrostu, a także jako substancje
odpornościowe – chronią je przed chorobami, chwastami i pasożytami. Wzajemne stosunki
między glebą a roślinami są bardzo złożone i różnorodne i jak dotąd rozpoznane tylko w nie-
wielkim stopniu. Niektórzy utożsamiają relację między glebą a roślinami ze związkiem, jaki
zachodzi między macicą, a znajdującym się w niej płodem (Julian Osetek, 1982). A 15 lat
temu James Lovelock wysunął hipotezę, która traktuje Ziemię jako żywy organizm i nazwał
ją Gaja (J. Lovelock, 1973).

background image

44

Wielkość i różnorodność biotycznych substancji glebowych od niedawna dopiero jest

przedmiotem szczegółowych badań. Z dotychczasowych, a także bezpośrednio w glebie znaj-
dują się liczne witaminy: C, K, ryboflawina (B-2), B-6 i B-12, kwas pantotenowy, kwas fo-
liowy, prowitamina D-2 i karoten. Witaminę B-12 wytwarza wiele grup bakterii glebowych
oraz niektóre zwierzęta glebowe, np. dżdżownice. Wytworem organizmów glebowych są
również znajdujące się w niej antybiotyki: penicylina, streptomycyna, terramycyna, aureomy-
cyna i inne. Ich trwałość jest ograniczona od kilku dni do kilku tygodni. Rośliny pobierają
antybiotyki w miarę potrzeby, a ich obecność stwierdzono wielokrotnie w tkankach wszyst-
kich części roślin. Dlatego sok z warzyw i owoców jest bakteriobójczy, zwalcza rozwój bak-
terii chorobotwórczych u roślin i u ludzi. W roślinie wyrosłej na żywej glebie, bakterie choro-
botwórcze mogą wnikać tylko w miejscu jej uszkodzenia, nie ma ich natomiast w tkankach
zdrowych. Aktywność bakteriobójcza soku roślinnego nie jest jednak stała. Prowadzi się do-
piero badania w celu określenia prawidłowości tych zmian.

Najwięcej witamin i innych substancji biologicznie czynnych znajduje się w glebie bogatej

w próchnicę. Zawiera ona nie tylko substancje stymulujące wzrost rośliny, ale również i takie,
które hamują rozwój szkodliwych bakterii i grzybów i utrzymują ich populacje w ograniczo-
nym zakresie. Zaobserwowano, że przy stosowaniu organicznego nawożenia, zmianowania i
innych prawidłowych zabiegów agrotechnicznych, rośliny uprawowe mają zdumiewającą
odporność na choroby, chwasty i pasożyty. Nie wszystkie przyczyny tej odporności zostały
do końca wyjaśnione, ale wiadomo już, że częściowo przynajmniej zawdzięczają ją działaniu
substancji biotycznych. Działanie to zostaje jednak ograniczone lub niweczone chemiczną
inwazją. Na przykład obezwładnione hormony nie mogą bronić rośliny przed wymuszonym tą
inwazją pęcznieniem tkanek, które nie jest jednak równoznaczne z rośnięciem i dojrzewa-
niem, bo nie wszystkie fazy dojrzewania są wtedy realizowane. Owoce, ziarna, bulwy, liście,
chociaż duże, nie zawsze są biologicznie dojrzałe. Od niedawna również wiadomo, że glebie
martwej lub martwiejącej nie pomaga już nawet największa ilość nawozów organicznych.
Odwrotnie, mogą one nawet hamować wzrost roślin, ponieważ zdolność „trawienia” tych
nawozów ma tylko gleba żywa.

Zdrowy i naturalny sposób funkcjonowania gleby wymaga pożywienia organicznego, tzn.

substancji, która uległa humifikacyjnym przeobrażeniom w pryzmie kompostowej. Dopiero z
tej substancji korzenie roślin mogą pobierać potrzebne im ilości składników mineralnych. Do
tego konieczne jest proporcjonalne rozmieszczenie w rhizosferze organizmów glebowych
oraz dobra struktura gleby, ułatwiająca krążenie różnych substancji. Swoboda i prawidłowość
dokonywania się tych wszystkich procesów możliwa jest tylko przy celowej, ale ograniczonej
interwencji agrotechnicznej. Musi ona być umiejętnie wyważona, nie schematyczna i nie
brutalna, lecz rozumna i staranna, podtrzymująca tylko dokonywanie się w glebie tych
wszystkich procesów i zjawisk, z którymi radzi ona sobie najlepiej we własnym zakresie.

Co się opłaca

Współczesne rolnictwo konwencjonalne pociąga za sobą niewspółmiernie wysokie koszty

ekologiczne. Systematycznie, rok po roku zabijana gleba zmienia się powoli w skalny pył,
którego nie da się ani szybko, ani łatwo ożywić i przywrócić do stanu urodzajnej ziemi. Uno-
szone przez wiatr z pól nawozy sztuczne powodują usychanie drzew, zatruwają wody i łąki.
Nieprzyswojony przez rośliny azot przenika do wód gruntowych, a także do jezior i rzek, po-
wodując w nich gwałtowny rozwój wodorostów i zubożenie wody w tlen. Pestycydy tworzą
trwałe toksyczne osady w glebie i w tkankach roślin, ludzi i zwierząt. Rolnictwo to z każdym
rokiem staje się też coraz mniej opłacalne. Produkcja nawozów mineralnych i środków
ochrony roślin oraz ciężkiego sprzętu rolniczego pochłania ogromne nakłady energii i pienię-

background image

45

dzy. Postępująca degradacja gleby podnosi każdego roku koszty jej nawożenia, a brak nawo-
żenia obniża plony do granic nieopłacalności. W skali społecznej bardzo kosztowne, a coraz
bardziej naglące, jest również podejmowanie środków prewencyjnych, mających ratować
środowisko od skażenia. Tak więc zarówno koszty wymierne w pieniądzach, jak i te niewy-
mierne, płacone skażeniem wody, powietrza i gleby, ludzkim zdrowiem i totalnym załamy-
waniem się równowagi ekologicznej, stają się już zbyt wysokie. Ludzie zaciągają wobec
swojej Planety dług, na którego spłacenie same środki finansowe nie mogą wystarczyć.

W rezultacie odpowiedź na pytanie, co się opłaca, a co nie opłaca, nie może być jedno-

znaczna, bo zależy komu i w jakiej sytuacji. Duże dochody uzyskują producenci mineralnych
nawozów, środków ochrony roślin i ciężkiego sprzętu rolniczego. Spore materialne korzyści
czerpią też ideolodzy i apologeci tego systemu upraw. Opłaca się to również plantatorom,
którzy zawsze są gotowi wytruć swoimi obfitymi zbiorami parę tysięcy ludzi dla uzyskania
dużych zysków z ich sprzedaży. dla własnych potrzeb natomiast opłaca im się założyć małą
działkę bez chemii, aby siebie i swoją rodzinę ocalić z totalnego, toksycznego pogromu.

W sytuacji powszechnego panowania kultu fetysza jakim stało się obecnie pojęcie „opła-

calności”, nieustannego kalkulowania – opłaci się czy się nie opłaci, wzrastającemu zagroże-
niu ekologicznemu można by zapobiec takimi środkami, które finansowo mogłyby być zupeł-
nie nieopłacalne. Chodzi jednak o to, żeby nie znaleźć się wkrótce w sytuacji legendarnego
króla Midasa. Jak wiadomo, ten nieprzezorny a chciwy władca wyjednał sobie u boga Dioni-
zosa taki przywilej, że wszystko, czego dotknął, zamieniało się w złoto. Przeraził się wresz-
cie, gdy w złoto zamieniła się również niesiona do ust kromka chleba i woda, której chciał się
napić. To doświadczenie nie stało się jednak skuteczną przestrogą dla innych. Obecnie też, w
każdej dyskusji na temat potrzeby zmiany metod uprawy i wytwarzaniu zdrowej żywności
argument „nieopłacalności” ucina sprawę. Będziemy truć dalej i nie ma o czym mówić! A
przecież trwały spadek wydajności czy nieopłacalność wcale nie muszą towarzyszyć przejściu
na rolnictwo biodynamiczne. Zdarza się to głównie wtedy, gdy przestawienie na gospodaro-
wanie ekologiczne podejmuje się w warunkach gleby już zdegradowanej. Wówczas rzeczywi-
ście jej rekultywacja może trwać 3-4 lata, a w tym czasie nie ma co liczyć na dochody, bo
trzeba przede wszystkim uprawiać rośliny użyźniające glebę, dostarczające jej azotu i alkali-
zujące obszary zakwaszone. I nie zawsze istnieje wtedy możliwość korzystnej sprzedaży plo-
nów. Taka próba rekultywacji daje jednak dużą szansę na przyszłość, podczas gdy upieranie
się przy dotychczasowych metodach przedłuża tylko agonię gospodarstwa, ale nie rokuje
przywrócenia go do życia.

Deficyt związany z rekultywacją może być zresztą niewielki i tylko przejściowy. Jak bo-

wiem wynika z dotychczasowych doświadczeń, dochód z 1 ha przypadający na jednego pra-
cownika jest w gospodarstwie biodynamicznym wyższy, jakkolwiek nakład pracy i czasu
może być nieco większy.

Z czasem okaże się, że wszystko co zdrowe jest jednocześnie tańsze i że uczciwa troska o

dostarczenie ludziom wartościowej, nieskażonej żywności, opłaca się najlepiej. Wynika to z
następującego obliczenia. Z kosztów pojedynczych gospodarstw oraz ogólnych kosztów go-
spodarki rolnej, krajowej i światowej, można wtedy skreślić pozycję obciążeń związanych z
produkcją i zakupem środków chemicznych. W ten sposób zostają również odzyskane
ogromne zasoby energii zużywanej do ich wyprodukowania. Rolnik zaś nie wydane pieniądze
na ich zakup ma do swojej dyspozycji, co umożliwia pokrycie kosztów związanych z prze-
stawieniem gospodarstwa na nowy tor. Oszczędność energii i pieniędzy uzyskuje się również
odchodząc od stosowania ciężkich, kosztownych maszyn rolniczych. Do pracy na niewielkim
obszarze gospodarstwa biodynamicznego najstosowniejszy jest mały, lekki sprzęt agrotech-
niczny, wygodniejszy w obsłudze, o wiele tańszy i co najważniejsze, nie ugniatający ziemi i
nie niszczący struktury gleby. Zbiory z upraw biodynamicznych znacznie lepiej się przecho-
wują, straty są o około 30% mniejsze, a ceny z ich sprzedaży można uzyskać nieco wyższe.

background image

46

Zbyt zapewniony, bo konsument coraz niecierpliwiej czeka na nietoksyczną żywność. Po-
czątkowy wkład związany z rekultywacją gleby wkrótce zwraca się z nawiązką, ponieważ
odzyskana jej żyzność jest nie tylko doraźna, jednoroczna, ale wieloletnia, trwała i poprawia
się potem z każdym rokiem, dzięki kontynuowaniu właściwych metod uprawy. Stosując me-
todę biodynamiczną (lub inną ekologiczną) uzyskuje się zdrowsze pokarmy roślinne, przy-
wrócone zostaje ekologiczna równowaga siedliska i eliminowanie źródła jego skażenia. Po-
stawa „byle dziś” nie opłaca się pod żadnym względem, za doraźne zyski trzeba będzie płacić
potem zbyt wysoką cenę.

Historia i teraźniejszość rolnictwa ekologicznego

Cykl wykładów wygłoszonych przez Rudolfa Steinera w 1924 roku w Kobierzycach koło

Wrocławia, wyzwolił wiele inicjatywy, impulsów do działania i nowych pomysłów. Od tego
momentu narodziny się dążenia do głębokich, radykalnych przemian w metodach uprawy, a
także w tylu myślenia o sprawach rolnictwa oraz w mentalności i osobowości rolników.
Wskazówki Steinera zwracały uwagę na doniosłość działania sił naturalnych i procesów do-
konujących się w przyrodzie i zachęcały do współdziałania z nimi i wykorzystania ich na
użytek gospodarstwa, które powstawałoby w harmonii ze środowiskiem, a ponadto angażo-
wało zdolności fizyczne i umysłowe gospodarza i uwzględniało jego potrzeby psychiczne.
Ten styl gospodarowania jest korzystny i twórczy zarówno dla rolnika jak i dla rynku, który
on zaopatruje.

Rolnictwo ekologiczne nie jest tylko teoretycznym postulatem na przyszłość, ma już swoją

historię i swoje osiągnięcia. Działające przed wojną w Niemczech Koło Eksperymentujące
zostało w 1941 roku zdelegalizowane. Przerwano więc organizowane dotychczas badania i
konferencje, przestały ukazywać się wydawnictwa. A przed wojną istniało już w Saksonii 55
małych i średnich gospodarstw ekologicznych. Po wojennej przerwie, w 1954 roku powstało
nowe towarzystwo „Demeter”, które produkty z ekologicznych gospodarstw rozprowadza do
dziś w wielu krajach. Zajmuje się również instruktażem i kontrolą uzyskiwanych plonów.
Produkty ze znakiem tego towarzystwa mają wysoką jakość i są rozchwytywane przez na-
bywców. Rolnicy, właściciele tych gospodarstw, zajmują się nie tylko uprawą ale i przetwór-
stwem. Wypiekają m.in. chleb z mąki z pełnego przemiału, dostarczają na rynek przetwory
młynarskie: kasze, płatki pszenne i owsiane, mąkę jęczmienną i kawę zbożową, soki owoco-
we i warzywne, syropy i miód. Regionalne ośrodki zawierają umowy z młynami, piekarniami
i przetwórstwami, które zobowiązują się do przerobu ekologicznych płodów rolnych bez mie-
szania ich z innymi i bez dodawania czegokolwiek innego. Ceny ich są wyższe tylko o tę
premię, jaka przysługuje wszystkim towarom lepszej jakości. Stałymi odbiorcami tych pro-
duktów są kliniki i szpitale.

Asortyment dostępnych rodzajów zdrowej żywności stale się rozszerza, w miarę jak go-

spodarstwa wzbogacają rozmaitość swoich upraw i w miarę tego, jak rodzą się nowe pomysły
wytwórców i dystrybutorów. Sprzedaje się więc również m.in. oleje roślinne wytłaczane na
zimno, to znaczy sposobem, który nie powoduje zniszczenia zawartych w nasionach oleistych
witamin i enzymów, a także nie usuwa innych elementów, żywieniowo najcenniejszych. W
przetwórstwie przemysłowym niszczy je wysoka temperatura wytłaczania i rafinacja, mająca
zapobiegać szybkiemu ich jełczeniu. Ponieważ długie przechowywanie i magazynowanie
powodowałoby psucie, fermentację i jełczenie żywności, towarzystwo „Demeter”, jako dys-
trybutor, dba o to, aby droga od wytwórcy do nabywcy była maksymalnie skrócona. Na przy-
kład zboża na kaszę i mąkę miele się stopniowo, równolegle z ich rozprowadzeniem i w ilości
odpowiadającej zamówieniom. Dlatego przetwarzanie, dystrybucja i sprzedaż zdrowej żywo-

background image

47

ści wymagają operatywności, sprawności, inteligencji w tak samo wysokim stopniu, jak
uczciwości i rzetelności wymaga samo prowadzenie gospodarstwa ekologicznego.

Stopniowo zmienia się struktura podaży produktów żywnościowych jako odpowiedź na

zmianę struktury popytu. Zmniejsza się zainteresowanie kupujących tymi przetworami, które
odo niedawna dominowały w handlu żywnością, tzn. rafinowanymi, aromatyzowanymi i
sztucznie barwionymi, a których trwałość zapewniały chemiczne środki konserwujące. Teraz
bardziej ceni się miód i melasę niż cukier oraz świeże i suszone owoce niż dżemy. Chętnie
kupowane jest ciemne pieczywo z różnego rodzaju zbóż, z jęczmienia, kukurydzy, owsa. Du-
żym powodzeniem cieszy się sprzedawanie w puszkach mleko sojowe „Plamil” oraz inne
przetwory z soi, m.in. tofu czyli twaróg z mleka sojowego.

W większości krajów na wszystkich kontynentach istnieją już gospodarstwa ekologiczne.

Jedne są prowadzone na własny użytek, inne nastawione na produkcję towarową. Na przykład
w krajach zachodniej Europy (Holandia, Belgia, Dania, RFN, Francja, Anglia) w 1980 roku
powierzchnia upraw ekologicznych wynosiła 100 tys. hektarów. Ich liczba stale wzrasta, tak
samo jak stale wzrasta zrozumienie problemu skażenia, a w związku z tym i zapotrzebowania
na naturalną, zdrową żywność. Zwłaszcza, że żywność z takich gospodarstw, oprócz walorów
zdrowotnych, wyróżnia się znakomitym smakiem i aromatem. Początkowo można ją było
nabywać tylko w specjalnych sklepach, nazywanych w krajach anglojęzycznych „Health Fo-
od Stores” (sklepy ze zdrową żywnością), znajdujących się w większych miastach. Ostatnio
zdrową żywność można kupować nawet w zupełnie małych miastach, a w większości dużych
magazynów są specjalne stoiska, gdzie sprzedaje się świeże warzywa, owoce i różne inne
produkty z gospodarstw ekologicznych.

Humanistyczny wymiar rolnictwa

Herbert H. Koepf (1976), podsumowując trudności i dylematy współczesnego konwencjo-

nalnego systemu upraw pisze, że podstawowy problem sprowadza się do tego, żeby znalazło
się dosyć ludzi, aby zajmować się ziemią w zdrowy sposób. Z kolei E. F. Schumacher (1981)
zwraca uwagę na niedocenianie lub wręcz ignorowanie celów, które powinny przyświecać
ludziom uprawiającym ziemię. Są nimi:

1) humanizacja i uszlachetnianie szeroko pojętego środowiska ludzkiego,
2) podtrzymywanie więzi człowieka z przyrodą, której człowiek jest i musi pozostać inte-

gralną częścią,

3) dostarczanie człowiekowi żywności i innych surowców potrzebnych do godziwego ży-

cia. „Nie wierzę – pisze Schumacher – aby długo mogła istnieć cywilizacja, która uznaje tyl-
ko trzeci z wymienionych tu celów i dążąca do niego tak bezwzględnie i gwałtownie, że po-
zostałe dwa cele nie tylko są zaniedbywane, lecz po prostu bojkotowane”.

Według Rudolfa Steinera, wszystkie sprawy życia ludzkiego z takich czy innych wzglę-

dów są związane z rolnictwem, a więc dehumanizacja tej sfery gospodarki rzutuje niekorzyst-
nie na wszystkie inne dziedziny życia.

Już z trzech powyższych opinii wynika, że rolnictwo ma znacznie szerszy wymiar niż tyl-

ko ekonomiczny i profesjonalny. I wydaje się, że drogą prowadzącą do wyzwolenia rolnictwa
z dotychczasowych komercyjnych i technologicznych ograniczeń jest dostrzeżenie i uwzględ-
nienie jego wymiaru humanistycznego.

Rolnictwo to jeden z najczcigodniejszych i najbardziej autentycznych działów gospodarki

ludzkiej i zawodów wykonywanych przez człowieka. Jego wyniki należą w ogromnym stop-
niu od poziomu etycznego i umysłowego trudniących się nim osób. Im jest on wyższy, tym
szerszy kontekst spraw pozwala dostrzegać i włączać harmonijnie do swojej pracy. Nie mniej
doniosłą zaletą rolnika jest wrażliwość i rzetelność oraz ciepła życzliwość dla ludzi, którzy

background image

48

jedzą chleb z jego pola. Wszystkie te zalety mogą stać się ponadto źródłem bezcennych satys-
fakcji dla tego, kto dorasta do ich przyjęcia.

W funkcjonującym obecnie ujęciu technologicznym i ekonomicznym rolnictwa zatraca się

cała jego warstwa humanistyczna. Ekonomiczna definicja gospodarstwa rolnego wymienia
jako jego elementy składowe obok ziemi, maszyn, zabudowań i inwentarza żywego również i
osobę gospodarza. Eksponując wyłącznie komercyjne cele gospodarstwa, narzuca sposób jego
rozumienia i traktowania, czym poniża rolnika, jako włodarza ziemi i animatora dokonujące-
go się na niej rozradzania i dojrzewania. Przykładanie do rolnictwa wyłącznie ekonomicz-
nych miar ogranicza wiedzę o naturalnym środowisku, w którym dokonuje się misterium
współdziałania człowieka z siłami przyrody i obniża rangę pracy rolnika, jako współtwórcy
procesów życia i wzrastania.

Traktowanie rolnictwa w sposób ściśle ekonomiczny uważa się powszechnie za przejaw

„nowoczesności”, jakkolwiek ujmowanie pracy na roli w oderwaniu od jej aspektów moral-
nych i estetycznych trudno uznać za nowoczesne, to znaczy spełniające społeczne nadzieje na
dziś i jutro.

Natomiast rolnictwo ekologiczne jest już w założeniu zharmonizowane z postulatami hu-

manizacji. Jeżeli nadrzędnym jego celem jest wytwarzanie zdrowej żywności przy zastoso-
waniu korzystnych również i dla środowiska metod ekologicznych, to już nadaje mu wysoką
rangę humanistyczną. Tak samo praca rolnika uwolniona od bezwzględnej, komercyjnej pre-
sji, spełniająca moralne warunki osiągania swoich celów – wkracza w wymiar humanistycz-
ny.

I dopiero takie rolnictwo mogłoby stać się inspiracją dla wyłonienia nowej, autentycznej

kultury wsi. Kultury tak oryginalnej, bogatej i na tak wysokim poziomie obyczajowym,
etycznym i estetycznym, jakiej nie były dotąd w stanie wytworzyć żadne inne ośrodki wiej-
skie ani miejskie. Uznawany obecnie za wzorcowy, stereotyp nowej kultury wiejskiej z klu-
bokawiarnią i ekshumowanym folklorem przeszedłby do muzeum kuriozów współczesnej
cywilizacji. Wieś nie musiałaby wtedy sięgać do wzorców miejskich, miałaby własne aspira-
cje, doświadczenia i osiągnięcia, po które przychodziliby jak do Mekki mieszkańcy miast. Ci
sami, którzy pozostają obecnie w przekonaniu o nadrzędności swojej zurbanizowanej mental-
ności i jej wytworów, a w rzeczywistości żyją zagubieni na manowcach kultury masowej z
całą jej jałowością i prymitywizmem.

O dalszych konsekwencjach, jakie mogłyby w przyszłości wyniknąć z urzeczywistnienia

takiego rolnictwa, można już tylko snuć domysły. Ale domysły najbardziej nawet optymi-
styczne nie byłyby tu chyba bezpodstawne.

Rolnictwo ekologiczne a uprawy wegańskie

Wśród wymienionych uprzednio kierunków rolnictwa ekologicznego nie został omówiony

jeszcze jeden, mianowicie uprawy wegańskie. A taki kierunek już istnieje i rozwija się samo-
istnie, spontanicznie, niezależnie od jakichkolwiek teoretycznych założeń agrotechnicznych,
naśladując jednak wiele uprawowych metod biodynamicznych. Uprawy wegańskie są to
uprawy zupełnie nowego typu, nie przypominają ani tradycyjnych wiejskich zagród, ani pro-
dukcyjnych kombinatów rolniczo-przemysłowych. Należą do nich działki przyzagrodowe i
działki pracownicze, małe warzywniki i niewielkie sady, uprawiane na własny użytek, a na-
wet kameralne uprawy w mieszkaniach, tak zwane indoor-greens, które rozpowszechniają się
na zachodzie.

W takich właśnie „gospodarstewkach” lub innych nietypowych, chów zwierząt jest nie-

możliwy, niekiedy też rezygnuje się z niego ze względów etycznych lub żywieniowych. I co
zaskakujące, plony z tych upraw są wyjątkowo udane! W książce o różnych alternatywnych

background image

49

metodach współczesnego rolnictwa (1980) zostało omówione również i rolnictwo wegańskie.
„Rolnictwo wegańskie uprawiane jest w Anglii w sposób niekomercyjny. Obecnie obejmuje ono
prawie wyłącznie uprawy warzyw. Ta doświadczalna metoda opiera się na dwóch zasadach:

1) unikanie głębokiej orki i stosowanie tylko powierzchniowego rozluźniania gleby, bez

przekopywania i odwracania,

2) wyłączenie nawozów pochodzenia zwierzęcego. Ten sposób uprawy prowadzi do tego,

że gleba zostaje przetworzona (transformed) w ciągu trzech lat. Jest to przetworzenie polega-
jące na znacznej poprawie struktury gleby i łączy się z całkowitym zaniknięciem chwastów,
pasożytów i chorób roślin. Ściśle wegański sposób gospodarowania odrzuca stosowanie ja-
kichkolwiek produktów zwierzęcych, zaleca używanie jedynie kompostowanego materiału
roślinnego (vegtable matter). Jak można się domyślać, pokarmy z tych poletek są bardzo wy-
soko cenione przez zwolenników żywienia wegetariańskiego i wegańskiego.

W większości alternatywnych programów gospodarowania na roli zwierzęta hodowlane

uważa się za nieodzowny element zrównoważonego gospodarstwa, a produkcję mięsa za tak
samo ważną i potrzebną jak uprawę roślin jadalnych.

Rolnictwo biodynamiczne również akceptuje hodowlę zwierząt rzeźnych w gospodarstwie,

chociaż odnosi się bardzo krytycznie do hodowli przemysłowych. Uważa je za niezgodne z
naturą zwierząt, środowiska naturalnego a także ludzi, którzy takie systemy hodowli organi-
zują i prowadzą. Zwierzę w gospodarstwie biodynamicznym, zgodnie z biodynamicznymi za-
sadami hodowli, nie jest przedmiotem bezwzględnej, brutalnej eksploatacji, lecz spotyka się z
przychylnością i troskliwością swego gospodarza. Zaobserwowano, że krowa dobrze traktowa-
na daje więcej mleka i żyje znacznie dłużej. Doc. Mieczysław Górny tak pisze o tym: „Chodzi
w niej bowiem o podejście do zwierząt, o zapewnienie im nie tylko dobrych warunków bytu,
właściwej karmy, lecz także o kontakt psychiczny z nimi. Podkreśla się szczególnie znaczenie
krowy jako zwierzęcia psychicznie wrażliwego, jako producenta najlepszego nawozu oraz jako
wskaźnika prawidłowości funkcjonowania gospodarstwa biodynamicznego” (1986).

Przekonanie o potrzebie udziału zwierząt w gospodarstwie podzielają zarówno zwolennicy

rolnictwa konwencjonalnego jak i biodynamicznego i traktują je jako niepodważalny pewnik.
To założenie kwestionują jednak wegetarianie i zwolennicy upraw wegańskich i postulują
jego ponowne krytyczne rozpatrzenie i weryfikację na podstawie dalszych, nowych badań i
doświadczeń. Bo jeżeli w dotychczas podejmowanych uprawach wegańskich obserwuje się
„całkowity zanik chwastów, pasożytów i chorób roślin”, to jest to sygnał, którego nie wolno
zignorować. Wskazuje on bowiem na to, że założenie o niezbędnym udziale nawozu zwierzę-
cego w uprawach nie jest prawdziwe, że opiera się na jakimś błędzie lub przeoczeniu i wymaga
dalszych doświadczeń. Takie „doświadczenie” dokonuje się zresztą samo każdego roku w każ-
dym zdrowym lesie. Leśna gleba, która należy do najżyźniejszych i najzasobniejszych, nawo-
żona jest samoistnie roślinnym kompostem z rozkładających się liści oraz traw i ziół leśnych.

Jakkolwiek rolnictwo tradycyjne i ekologiczne docenia wartość nawozu zwierzęcego, to

we współczesnym rolnictwie konwencjonalnym nie wyciąga się z tego praktycznych wnio-
sków. Przeważa tu system osobnych ferm hodowlanych i osobnych specjalistycznych gospo-
darstw uprawiających wyłącznie rośliny. W tym systemie rolno-hodowlanego przemysłu nie
ma możliwości pełnego wykorzystania obornika w zamkniętym cyklu krążenia substancji
organicznej. Nawóz z hodowli zwierząt nie tylko nie zostaje wykorzystany do użyźniania
gleby, ale jest kłopotliwym balastem. Jednocześnie w gospodarstwach nastawionych wyłącz-
nie na produkcję roślinną stosuje się tylko nawozy sztuczne z braku nawozu zwierzęcego. Z
jednej więc strony istnieje nadmiar nawozu naturalnego, a z drugiej jego brak, co w jednym i
drugim przypadku prowadzi jednak do skażenia środowiska – albo niewykorzystanym rolni-
czo nawozem zwierzęcym, albo stosowaniem nawozów sztucznych.

Dla zrównoważenia gospodarstwa duże ssaki przeznaczone na rzeź nie są jedynymi repre-

zentantami świata zwierzęcego. Z pewnością więcej korzyści ma gospodarstwo z takich

background image

50

przedstawicieli fauny, jak dżdżownice, owady zapylające i ptaki śpiewające, ropuchy, bie-
dronki, kuropatwy, bażanty i cała mikrofauna glebowa. Mimo to zaniedbuje się powszechnie
stworzenia podstawowych warunków dla życia tych organizmów, forsując tylko sprawę pod-
noszenia liczebności świń i krów.

Jakkolwiek istnieje wiele podobieństw w zakresie metod agrotechnicznych, rolnictwo we-

gańskie różni się w sposób zasadniczy od innych programów ekologicznych upraw. Wyklu-
cza nie tylko samą hodowlę dużych zwierząt na mięso, ale również i te metody uprawy, które
łączą się z ich zbijaniem. Na przykład stosowanie niektórych preparatów biodynamicznych.
Decydują o tym względy rolnicze, żywieniowe i etyczne. Z tych właśnie względów nie sto-
suje się tu nawozów zwierzęcych ani kompostów z materii pochodzenia zwierzęcego, jak
również i niektórych preparatów biodynamicznych. Spośród metod ekologicznych korzysta
się ze wskazań kalendarza agro-astronomicznego, zasad sąsiadowania roślin, stosowane są
komposty z materii roślinnej, biodynamiczne preparaty ziołowe, odpowiedni program zmia-
nowania i powierzchniowe tylko spulchnianie gleby.

Program biodynamiczny z trudem, choć nie bez znacznych sukcesów, toruje sobie drogę

we współczesnym skomercjonalizowanym i schematyzowanym rolnictwie. W wielu krajach
stale wzrasta liczba gospodarstw odchodzących od konwencjonalnych metod uprawy, aby
wprowadzać nowe. Jednak rolnictwo biodynamiczne, jakkolwiek niepomiernie słuszniejsze
od konwencjonalnego, zostaje pod pewnymi względami zakwestionowane przez program
upraw wegańskich. Trudno by jednak było skreślić stosunek obu tych programów jako alter-
natywy. Rolnictwo wegańskie nie jest dla biodynamicznego alternatywą, lecz raczej per-
spektywą dalszych progresywnych przeobrażeń i ich ukierunkowaniem.

W obecnej sytuacji demograficznej i rynkowej uprawy biodynamiczne bez wyeliminowa-

nia produkcji mięsa w dotychczasowym zakresie i z dotychczasowymi tendencjami do wzro-
stu, sprowadzałyby się właściwie głównie do wytwarzania zdrowej paszy dla bydła. Nadcho-
dzące głębokie przemiany w rolnictwie nie mogą dokonywać się w oderwaniu od wzbogacają-
cej się stale wiedzy o warunkach czystości środowiska i równowagi całej ziemskiej biocenozy.
A przede wszystkim rolnictwo jako producent zdrowej żywności nie może nie uwzględniać
najnowszych osiągnięć w zakresie wiedzy o żywieniu i o rzeczywistych ludzkich potrzebach
pokarmowych. Dlatego zakładanie koniecznego udziału zwierząt hodowlanych w programie
biodynamicznym i niektórych innych programów rolnictwa ekologicznego musi budzić zastrze-
żenia nie tylko natury etycznej, ale również ekologicznej, ekonomicznej i żywieniowej.

Każdy z tych programów akceptujących i uwzględniających masowy chów zwierząt rzeź-

nych, opiera się na nierealnym przewidywaniu, że jeżeli zostanie on powszechnie wdrożony,
to obecnie 5-miliardowa, a wkrótce już 6-miliardowa, populacja ludzi żyjących na świecie
zdoła udźwignąć ciężar wykarmienia ich samych, a oprócz tego zwierząt przeznaczonych na
ich pożywienie w ilości choćby tylko 1 sztuki hodowlanej na każdy hektar uprawianej ziemi.
Pod tym względem na stanowisko rolnictwa biodynamicznego rzutuje błąd podzielany przez
rolnictwo konwencjonalne, że wśród pokarmów dostarczanych przez gospodarstwa wiejskie,
musi być również i mięso.

Podstawowe postulaty odżywiania wegetariańskiego i upraw wegańskich nabierają w na-

szych czasach niezmiernej wagi i znaczenia praktycznego. Jak wiadomo, że liczebność ludzi
na świecie wzrasta lawinowo, a rozwój techniki umożliwia realizowanie wielu programów, w
tym również i tych z gruntu fałszywych. Należy do nich błąd dotyczący potrzeb pokarmo-
wych człowieka, a jego następstwem jest cała gigantyczna struktura międzynarodowej gospo-
darki mięsno-hodowlanej. Ten błąd powielany w skali światowej, tak jak to się dzieje obec-
nie, pociąga za sobą dalekosiężne następstwa w wielu dziedzinach życia: ekonomicznej, eko-
logicznej, politycznej, zdrowotnej, etycznej, humanitarnej i społecznej. Dlatego każdy pro-
gram rolnictwa ekologicznego czy konwencjonalnego, włączający jako jego integralny ele-
ment hodowlę zwierząt, choćby w liczbie 1 sztuki hodowlanej na 1 hektar upraw, już w mo-

background image

51

mencie wdrażania rozmija się z nieugiętymi wymogami nadchodzącego czasu i już wkrótce
będzie musiał ulec znacznym korektom i modyfikacjom.

Wiele wskazuje na to, że wegetariański, a zwłaszcza wegański, sposób odżywiania się lu-

dzi jest przyszłością tego świata, któremu uda się przetrwać najgorszy czas. I tak samo przy-
szłością świata wydaje się być wegańskie rolnictwo ekologiczne. Równolegle z tym kierun-
kiem przemian dokonuje się ewolucja postaw etycznych i głęboki przełom w sposobie trak-
towania przyrody. W miarę pogłębiania się tych dokonań zachodzą widoczne zmiany w spo-
sobie myślenia – raczej w kategoriach humanistycznych niż wyłącznie ekonomicznych, bar-
dziej etycznych niż komercjalnych. Daje to podstawę do przewidywania, że właśnie rolnictwo
wegańskie jest najtrafniejszych ukierunkowaniem nadchodzących przemian w całej gospo-
darce żywieniowej. I pozwala mieć nadzieję, że może już niedługo przyda ono krajobrazowi
Ziemi jeszcze jeden akcent humanizacji.

Obszar i formacja gospodarstwa ekologicznego

Metody i zasady gospodarowania ekologicznego nakładają pewne ograniczenia obszaru

upraw. Ten podstawowy limit wynika już z samej idei gospodarstwa naturalnego, ponieważ
setki czy dziesiątki hektarów liczące plantacje jednorodnych zasiewów już w założeniu są
nienaturalne. W zróżnicowanym, naturalnym ekosystemie są dysonansem, burzą jego propor-
cje i równowagę. Uprawy ekologiczne, uwzględniające wymogi sąsiedztwa roślin i postulat
zachowania kompletności środowiska, kreują system inny wprawdzie niż pierwotny, ale za-
chowują podstawowe jego prawa i nie niszczą harmonii. Wielkość gospodarstwa wiąże się też
z możliwością uzyskania niezbędnej ilości kompostu oraz dysponowania czasem jaki można
poświęcić na wykonanie wszystkich koniecznych zabiegów. Zależnie więc od ilości kompo-
stu i liczby osób zaangażowanych w prowadzenie gospodarstwa, jego obszar może wahać się
mniej więcej od 1/4 do 1 hektara.

Na modelu współczesnego rolnictwa konwencjonalnego zaciążyły jak wiadomo, błędne

założenia technologiczne i ekonomiczne. Metoda upraw ekologicznych otwiera szansą wyco-
fania się z pierwszego z nich tzn. błędu technologicznego. Natomiast drugi, ekonomiczny,
możliwy jest do przezwyciężenia nieprofesjonalnym sposobem traktowania rolnictwa i two-
rzeniem zupełnie nowej struktury ekosystemów odmiennej od wszystkich dotychczasowych.

Sygnałem zapowiadającym deprofesjonalizację rolnictwa jest narastający już od kilkudzie-

sięciu lat masowy trend do dezurbanizacji. W świadomości większości ludzi współczesnych
wielkie miasto przestaje być najbardziej pożądanym miejscem do życia. Ideałem jest dom lub
domek za miastem, otoczony mniej lub więcej rozległym terenem zieleni – trawnikiem, łąką,
lasem lub właśnie ogrodem i sadem czy też miejscem innych jeszcze upraw roślin jadalnych.
obecnie realizowaniu się tego trendu stawiają tamę struktury istniejącej produkcji rynkowej. W
pewnych regionach świata bywają przełamywane indywidualnym dążeniem, wolą i wysiłkiem. W
innych natomiast są nie do sforsowania i pozostają w sferze odległych planów lub nierealnych
marzeń. Jednak jak wiadomo z historii, masowe trendy przełamują prędzej czy później dotych-
czasowe formy organizacyjne i zmuszają do współdziałania w pożądanym kierunku.

Przy nieprofesjonalnym sposobie traktowania rolnictwa istniejące obecnie ekosystemy

mogłyby automatycznie prawie zmieniać swoją dotychczasową strukturę. Zamiast rozległych
obszarów jednorodnych zasiewów, gospodarstwa niewielkie, ale bogate w różnorodne, sta-
rannie zaplanowane uprawy – warzywnicze, sadownicze, zbożowe. Zamiast produkcji wiel-
kotowarowej, ukierunkowanie się w zasadzie na zaspokajanie potrzeb własnych, tzn. rodziny
lub grupy osób uprawiających tę ziemię stale lub doraźnie. Znikoma czasochłonność takiego
gospodarstwa, związana z jego ograniczonym obszarem, jest właśnie jednym z istotnych
czynników jego deprofesjonalizacji. Praktycznie więc, każdy człowiek, wykonujący jakikol-

background image

52

wiek zawód nierolniczy, np. stolarz, piekarz, lekarz, aktor, nauczyciel czy drukarz, uprawiając
swój kawałek ziemi w pobliżu swojego domu, traktowałby to zajęcie jako przedłużenie przy-
gotowywania posiłków we własnej kuchni dla jednej rodziny lub jednej osoby.

Postępy nowoczesnej wiedzy o żywieniu doprowadzają między innymi do stwierdzenia in-

dywidualnego zróżnicowania ludzkich potrzeb pokarmowych. Ich pełne zaspokojenie jest
równie niemożliwe w zbiorowych punktach żywienia, jadłodajniach, restauracjach, stołów-
kach, jak i ze zbiorowych zuniformizowanych źródeł wytwarzania i przetwarzania żywności.
Wszystkie nowoczesne szkoły dietetyczne, takie jak makrobiotyka, wegetarianizm, wega-
nizm, joga, witarianizm, podkreślają doniosłość indywidualnego zróżnicowania diety i wy-
mieniają je jako jeden z podstawowych warunków zdrowia i sprawności. Tak więc w świetle
wymogów już nie tylko ekologicznych, psychicznych i humanistycznych, ale również diete-
tycznych, zdrowotnych i kulinarnych, wielkoobszarowa i wielkotowarowa gospodarka rolna
staje się niefunkcjonalna i anachroniczna.

Do spełnienia wszystkich warunków nowego modelu rolnictwa nadają się właśnie najlepiej

gospodarstwa małe, które nawet jedna osoba lub mała rodzina przy doraźnej pomocy znajo-
mych czy sąsiadów może otoczyć staranną opieką, jakiej wymagają uprawy ekologiczne. Nie
zostaną przy tym pogwałcone postulaty globalnej wydajności, bo ogólna suma zbiorów z
wielu małych upraw jest zawsze znacznie większa niż z kilku ogromnych. Istnieje na to wiele
dowodów we współczesnym świecie i w historii.

Kolejnym warunkiem udanych zbiorów jest umiejętność, staranność oraz rzetelny i bezpo-

średni emocjonalny stosunek i zaangażowanie osoby uprawiającej ziemię. Od takich postaw
zależą nie tylko konkretne efekty pracy, ale również uzyskanie z niej osobistych satysfakcji.
Niedostępne są one tym, którzy nastawiają się wyłącznie na wysokie plony i duże dochody z
ich sprzedaży. Otwierają się nowe źródła zaspokojenia bardzo silnych i humanistycznie cen-
nych ludzkich potrzeb, poczucie współodpowiedzialności za środowisko i trwałość jego zaso-
bów. A także wydobycie się z anonimowości swoich funkcji i ról społecznych.

Istotnym wyznacznikiem niewielkiego obszaru gospodarstwa jest sama indywidualność

rolnika, który byłby w stanie spełniać wymienione poprzednio wymogi. Chęć gromadzenia
bogactw ponad swoje rzeczywiste potrzeby jest dysonansem wśród innych ludzkich potrzeb i
burzy harmonię osobowości. Żadna ilość zarobionych pieniędzy nie może zrekompensować
ponoszonych wtedy strat: równowagi psychicznej i czasu potrzebnego do wzbogacania swojej
wiedzy ogólnej, kultywowania zainteresowań pozarolniczych i pozazawodowych, uczestni-
czenia w sferze ogólnoludzkich wartości kultury. Ograniczony obszar gospodarstwa, zapew-
niając dostatek zdrowej żywności temu, kto je uprawia, nie angażuje jednak całego jego cza-
su, pozwala więc na swobodny rozwój swoich zainteresowań w czasie pozostałym.

Taki model gospodarki rolnej, zmierzający do ukształtowania nowej struktury ekosyste-

mów, miałby na pewno wpływ nie tylko na środowisko przyrodnicze, ale również na tworze-
nie się nowego typu osiedli mieszkaniowych. Zostałaby obalona ostatnia bariera dotychcza-
sowego podziału na wieś i miasto. Powstawałyby osiedla zaspokajające ludzkie potrzeby
przestrzenne i socjalne znacznie lepiej niż przeludnione, przytłaczające anonimowością aglo-
meracje miejskie, z ogromnymi blokami mieszkalnymi sterczącymi jak ponure termitiery.
Powstawałyby osiedla bardziej kameralne i funkcjonalne, zharmonizowane z wymiarami
ludzkiego ciała, zapewniające psychiczny komfort i ułatwiające kontakty społeczne. Takie,
które trafniej korespondują z estetyczną wrażliwością i udostępniają tak miłe ludziom malow-
nicze wkomponowanie osiedli mieszkalnych w ogrody, pola, sady i parki. A także celowo usy-
tuowane obiekty lokalnej infrastruktury – małe młyny, małe tartaki i cegielnie, małe piekarnie i
niewielkie warsztaty – wszystko obliczone na zaspokojenie rzeczywistych potrzeb mieszkań-
ców i funkcjonujące w miarę powstawania tych potrzeb. Założenie o ich ciągłym nieprzerwa-
nym działaniu, zmuszałoby do szukania klientów i odbiorców, a wtedy wymogi krajobrazu
ekologicznego mogłyby bardzo łatwo zostać podporządkowane kryteriom rentowności.

background image

53

Rolnictwo, razem z wieloma innymi dziedzinami produkcji znalazło się obecnie w tym

nurcie przemian, który Alvin Toffler określa jako zbliżenie się „trzeciej fali cywilizacji”. Cha-
rakteryzuje się ona między innymi zanikaniem dotychczasowego ostrego podziału na sferę
produkcji towarowej i na sferę konsumpcji, oraz związaną z tym radykalną zmianą roli rynku
w społeczeństwie. Razem z elektroniką i komputeryzacją trzecia fala niesie ze sobą awans i
upowszechnianie się takiego zjawiska, które Toffler nazywa „prosumpcją”, to znaczy wytwa-
rzaniem i produkowaniem nie na sprzedaż ani dla zarobku lecz na własny użytek. Pisze on:
„Prosumpcja wiąże się z demarketyzacją przynajmniej niektórych rodzajów działalności... W
rezultacie tej zmiany gospodarka przyszłości nie będzie podobna do żadnej znanej nam do-
tychczas... Zmiana ta zapowiada powstanie nowego systemu gospodarczego, który nie będzie
przypominał ani gospodarki pierwszej fali, ani drugiej fali, będzie natomiast łączył w sobie
cechy charakterystyczne obydwu i stapiał je w nową historyczną syntezę”. I dalej: „Dawny
podział na czas pracy i czas wolny od pracy stanie się nieaktualny, gdyż stwierdzimy, że spo-
rą część tak zwanego wolnego czasu spędzamy w rzeczywistości na prosumpcji, czyli na
wytwarzaniu dóbr i usług na własny użytek”. Następnie Toffler, charakteryzując kształtowa-
nie się i rozbudowywanie rynku międzynarodowego przez ostatnie 10 tysięcy lat, zwraca
uwagę na to, do czego doszło rolnictwo w okresie drugiej fali: „Zaczęło obowiązywać prze-
konanie, że włączenie się do rynku jest „postępowe”, samowystarczalność natomiast świad-
czy o „zacofaniu”. Rynek zrodził trywialny materializm oraz przeświadczenie, że ekonomia i
motywacja ekonomiczna stanowią podstawowe siły w życiu człowieka... W ten sposób mar-
ketyzacja ukształtowała myśli i wartości oraz sposób postępowania miliardów ludzi oraz na-
dała ton cywilizacji drugiej fali”. Autor przewiduje w najbliższym czasie kres produkcji ma-
sowej i powstanie nowych form organizacji społeczeństwa. Jedną z nich ma być wspólnota
rodzinna związana więzią nie tylko uczuciową i prokreacyjną, jak to miało miejsce w okresie
drugiej fali, ale wspólną pracą przy jednym warsztacie, gdziekolwiek by się on znajdował, w
domu, wokół domu czy poza domem. Wytwarzanie żywności na potrzeby rodziny jest jedną z
najbardziej prawdopodobnych form przewidywanej prosumpcji.

Nowy model rolnictwa ekologicznego otwiera możliwość spełniania wielu doniosłych i

różnorodnych ludzkich oczekiwań i zaspokojenia potrzeb, z których nie wszystkie nawet są
już w pełni uświadamiane. Na pierwszym miejscu jest potrzeba zdrowego pokarmu i nieska-
żonego środowiska naturalnego oraz prawo do osobiste, moralnej odpowiedzialności za war-
tość i przydatność wytworów swojej pracy. A ponadto otwarcie się na przyjazny kontakt z
przyrodą, zdolność do bliskiego, rozumnego z nią obcowania i umiejętność coraz głębszego
pojmowania jej praw, aby współdziałać z nimi twórczo w harmonii i miłości. Uczestnicząc w
takiej strukturze ekologicznej, człowiek odnajduje swoje miejsce w porządku przyrody i
wzbogaca ten porządek humanistyczną potrzebą realizowania moralnego ładu. A to pozwala
mu stawać się świadomym współtwórcą dalszego, własnego i jej rozwoju.

Hodowla dziś i jutro

Jeżeli zawód rolnika jest obecnie tak ciężki, jeżeli wymaga ogromnego wysiłku fizycznego

i angażuje mnóstwo czasu we wszystkich porach roku, to nie jest to spowodowane są uprawą
roślin, ale przede wszystkim obciążeniami hodowlanymi. Wynika z konieczności wytwarza-
nia ogromnej ilości paszy i pełnienia szesnastogodzinnej służby w oborze, chlewiku i kurniku.
Same uprawy roślin przeznaczonych na pokarm dla ludzi można wykonywać najbardziej na-
wet starannie i sumiennie, nie angażując w to jednak galerniczego wysiłku i zostawiając sobie
rezerwy czasu, siły i energii psychicznej na życie umysłowe, na pogłębianie wiedzy, na tury-
stykę i inne formy korzystania z wartości kultury. Ta niewolnicza praca hodowcy została jed-
nak uznana za stan normalny, a nawet zawodowy obowiązek rolnika.

background image

54

Inną formą hodowli zwierząt są nowoczesne, przemysłowe zakłady masowej produkcji

mięsa, mleka i jajek. Ze względu na sposób funkcjonowania tych zakładów i warunków jakie
stwarzają zwierzętom, można je porównać tylko z obozami zagłady dla ludzi. Już samo zgro-
madzenie setek czy tysięcy zwierząt tego samego gatunku i unieruchomienie ich na małej
przestrzeni jest pogwałceniem podstawowych reguł ekologicznych. Nikt też nie liczy się tam
z udręką zwierząt, które zostają pozbawione swoich wszystkich naturalnych praw. Prawa do
swobodnego ruchu, do powietrza, do światła, do opieki matek nad młodymi, a nawet często
do zmiany pozycji ciała. Hodowle te narzucają też ludziom tam zatrudnionym zachowana i
obowiązki przekraczające granice normalnej, ludzkiej wrażliwości. Eliminują doznania i re-
akcje najbardziej humanistycznie cenne, a więc współczucie, przywiązanie, lojalność wobec
kogoś, kto nam zaufał, współdoznawanie i chęć pomagania innym w niedoli. Zmuszają do
moralnego samookaleczania.

Po opuszczeniu gospodarstwa zwierzęta trafiają do „punktów skupu żywca”, a stamtąd o

rzeźni. Rzeźnia jest również ostatnim etapem produkcyjnym dla zwierząt z fabrycznych ho-
dowli. „Śmiem twierdzić – pisał Henryk S. Salt, autor książki pt. „Prawa zwierząt” – że naj-
potrzebniejszym kursem dla członków związków etycznych byłyby oględziny rzeźni...”
(1892). A autorka książki pt. „Czy wolno nam zjadać zwierzęta” J. Maszewska-Knappe taką
zdaje relację z tych oględzin: „Zwierzęta w rzeźniach całym swoim zachowaniem się okazują,
że rozumieją grozę chwili, że pojmują czekającą ich śmierć... Padają wtedy w śmiertelnym
lęku na kolana... drżą całym ciele, oblane śmiertelnym potem strachu. Jedne ryczą przerywa-
nym łkającym głosem, inne płaczą tak strasznie, że strugi ich łez tworzą małe kałuże po bo-
kach ich głów. Dla ludzi o niestępionych uczuciach wstrząsające jest patrzeć na rozpacz, jaka
się maluje w ich oczach, na pełne błagania o litość zachowanie się” (cytowane wg Wiśniew-
skiej-Roszkowskiej, 1986).

Aby zagłuszyć głosy protestu przeciw procederowi legalnego zabójstwa, dokonującego się

w rzeźniach, jego obrońcy zapewniają, że stosuje się tam metody humanitarne. Argumentują
ponadto, że zdolność odczuwania bólu jest u zwierząt znacznie mniejsza niż u ludzi. Claude
Levi-Strauss, gdy mówił o bezwstydnym humanitaryzmie, miał zapewne na myśli również i
ten, który panuje w rzeźniach.

Każdy krzywdziciel, aby uspokoić sumienie, ma skłonność do szkalowania swoich ofiar,

dlatego zwierzętom odmawia się rozumu i wrażliwości. W rzeczywistości zaś ból i cierpienie
zwierząt są nic nie mniejsze od ludzkich. Zdolność do tych przeżyć wiąże się z podkorowymi
ośrodkami mózgu, będącymi siedliskiem uczuć, które u wszystkich ssaków są takie same, jak i
u ludzi. „Zwierzęta – pisze Kinga Wiśniewska-Roszkowska – nie tworzą pojęć oderwanych i
ich słownych symboli, nie znają więc mowy i pisma, toteż nie przekazują osobniczych do-
świadczeń i nie tworzą cywilizacji. Zwierzęta natomiast cierpią, przerażają się, gniewają, ko-
chają i przywiązują się tak jak ludzie i to właśnie sprawia, że możemy poczuwać się do pewne-
go z nimi „braterstwa” i że tak nas powinno razić – okrucieństwo w stosunku do nich” (1988).

Bezwzględnie okrucieństwo w stosunku do zwierząt jest starą i trwałą tradycją kultury Zacho-

du. Podczas gdy w Indiach, w klimacie obyczajowym bardziej uduchowionym, mniej skomercja-
lizowanym, Hindusi od wieków ochraniają zwierzęta, a do swoich krów odnoszą się z wdzięcz-
nością za dawane im mleko i nawóz. Sama myśl o zabiciu krowy byłaby nie do przyjęcia.

O tym, że człowiek może hodować zwierzęta nie po to, aby je zbijać, świadczy już naj-

dawniejsza historia. Hinduscy vaisyowie, czyli rolnicy, mają od tysiącleci ściśle określone
obowiązki, ustanowione w Wedach. Uprawiają zboże i warzywa, a ponadto hodują stada
krów, które karmią i chronią. Według sastr wedyjskich krowa zalicza się do siedmiu matek
człowieka i dlatego zabijanie krów jest uważane za barbarzyństwo (Satsvarupa dasa Gosvami,
1986).

W gospodarstwach ekologicznych krowa może uzyskać zupełnie inną pozycję niż w kon-

wencjonalnych, a zwłaszcza inne warunki niż w masowych hodowlach rzeźnych i mlecznych.

background image

55

W zamian za mleko od krów i jajka od kur gospodarz daje im pokarm, dach nad głową i opie-
kę. W rodzinnym gospodarstwie ekologicznym krowy i kury nie są przedmiotem bezwzględ-
nej eksploatacji. Korzystają z tych samych praw jakie mają członkowie rodziny gospodarza, tzn.
opieki, ciepła i troski. Istnieje więc zasadnicza różnica między uzyskiwaniem mleka od krów i
jajek od kur żyjących w gospodarstwie i otoczonych życzliwością, a uzyskiwaniem mleka i jajek
z przemysłowych hodowli. Jest to taka sama różnica, jak między zatrudnieniem w ramach umowy
z pracodawcą, a pracą przymusową wykonywaną w obozie koncentracyjnym.

Nawet starzejące się zwierzęta nie mogą być zabijane, tak samo jak starzy ludzie. Muszą

mieć prawo do pełnego przeżycia swoich lat i do brania pełnego udziału w powszechnej
ewolucji gatunków. Jeżeli gospodarz zachowuje przyjazny kontakt ze swoją krową przez
wiele lat, to decyzja o jej zabiciu jest jaskrawo sprzeczna z naturalną ludzką wrażliwością –
uczuciową i moralną. Krowa rodzić może tylko wtedy, gdy przewidziane jest miejsce dla jej
cielaka. Przychodzące na świat młode byczki mogą po wykastrowaniu służyć w gospodar-
stwie jako pomocnicza siła pociągowa.

Dobre traktowanie sprzyja powstawaniu więzi uczuciowej między człowiekiem a czującym,

wrażliwym zwierzęciem, więzi która umożliwia dalszy rozwój ewolucyjny i zwierzęcia i czło-
wieka. W gospodarstwach biodynamicznych krowy żyją 24 lata a nawet i dłużej. Jest to efek-
tem nie tylko zdrowej paszy, ale również bliskiego kontaktu psychicznego z gospodarzem. W
fabrycznych hodowlach, eksploatowane, udręczone i poniżone umierają już po 3-4 latach.

Świadomość ludzi Zachodu, podobnie jak ich przodków, zdominowana jest przekonaniem

o własnym niekwestionowanym prawie do zabijania zwierząt. Jest to zasadzie przedludzka
„świadomość łowcy” (por. M. Grodecka, 1985), gdy człowiek potrafi akceptować siebie w
roli tego, który zabija, a potem zjada ciało swojej ofiary. Ten rodzaj świadomości kształtuje z
kolei pewne aksjomaty moralne również i w innych dziedzinach życia społecznego, jako np.
prawo do zabijania w walce o terytorium, w obronie swego honoru, dla popisania się własną
odwag i dzielnością, dla zamanifestowania czci itd. W rezultacie, mimo swych osiągnięć
kulturowych i technicznych, pod tym względem ludzkość pozostaje od tysiącleci wciąż na
tym samym poziomie prymitywizmu i dzikości. Bez przebicia się przez barierę tego typu
świadomość i kształtowanego poprzez nią etosu wiele najwyżej cenionych wartości współ-
czesnej kultury jest już w założeniu naznaczonych piętnem barbarzyństwa.

Sprawa hodowli w gospodarstwach ekologicznych ma więc również i szerszy wymiar,

chodzi bowiem o to, aby do wizji lepszej przyszłości nie zawlec tego fundamentalnego kom-
promisu, jakim jest uzurpowanie sobie prawa do zabijania. O ten kompromis jak o skałę roz-
bijają się wszelkie dotychczasowe próby optymalizacji i humanizacji życia, bo już w założe-
niu obciążone są zalegalizowaną przez prawo i sumienie tradycją bezkarnego zabójstwa.

Próba pogodzenia tej tradycji z programem nowego rolnictwa może udaremnić związane z

nim oczekiwania na poprawę sytuacji. Krajobraz ekologiczny, czyli krajobraz bogaty i zróż-
nicowany, a jednocześnie harmonijny, nie da się pogodzić z hodowlą zwierząt w jej dotych-
czasowym kształcie, będzie ona dysonansem burzącym jego równowagę. W klimacie tego
krajobrazu hodowla zwierząt na rzeź nie mieści się ani w dużej, ani nawet w bardzo małej
skali, nie da się jej tu wkomponować ani fizycznie ani psychicznie, ani moralnie. A zachowa-
nie hodowli w obecnej formie może zrujnować całą wartość krajobrazu ekologicznego, ode-
brać mu piękno i sens.

Wiele zjawisk występujących obecnie na całym świecie zapowiada rychły radykalny

przełom cywilizacyjny. Przełom związany z głębokimi przeobrażeniami ludzkiej osobowości,
zmianą hierarchii wartości i kierunku aspiracji. Te przemiany mogą ustanowić początek
prawdziwie ludzkiej historii. To może właśnie miał na myśli Alvin Toffler, kiedy pisał we
wstępie do swojej książki: „Trzecią falę” adresuje do tych, którzy wierzą, że historia ludzko-
ści wcale jeszcze nie zbliża się do swego kresu, ale wręcz przeciwnie, dopiero się zaczęła”.

background image

56

Rolnik to brzmi dumnie!

H.H. Koepf pisze, że zrealizowanie postulatów rolnictwa biodynamicznego zależy osta-

tecznie od tego, żeby znalazło się dosyć ludzi, aby zająć się ziemią w zdrowy sposób. Nasuwa
się więc zaraz pytanie: jacy to mieliby być ludzie? – Rolnictwo biodynamiczne podlega oce-
nie nie tylko w kategoriach zawodowych, ale również w moralnych i humanistycznych. W
świetle tych ocen osobowość rolnika ma znaczenie decydujące.

Aby obecna sytuacja w rolnictwie mogła ulec radykalnej zmianie wizja krajobrazu ekolo-

gicznego musiałaby się najpierw rozgościć w ludzkiej wyobraźni i zdominować marzenia.
Określenia „krajobraz ekologiczny” używam również w sensie przenośnym. Obejmuje ono
zarówno obiektywne wymogi ekologiczne i przyszłościowe wizje ich spełnienia, jak i sumę
ludzkich oczekiwań i potrzeb w tym zakresie. Te wymogi i oczekiwania dotyczą zresztą nie
tylko struktury ekosystemów, ale w równym stopniu i klimatu moralnego, jaki towarzyszy ich
postulowaniu i tworzeniu. Taka wizja „krajobrazu ekologicznego” nie miałaby jednak szansy
realizacji jako rezultat mechanicznego podporządkowania się cudzym decyzjom przyjętym z
rezerwą, bez zrozumienia i bez przekonania, a ich wykonywanie musiałoby wtedy pozosta-
wać pod stałą kontrolą, podczas gdy o powodzeniu rolnictwa ekologicznego, a szczególnie
biodynamicznego, decyduje ostatecznie osobowość rolnika.

Łatwo przewidzieć, że oczekiwań tych nie spełniłby współczesny ideał rolnika, jakim jest

przedsiębiorczy, operatywny biznesmen, skoncentrowany na stałym podnoszeniu dochodów
ze swego gospodarstwa i obliczający z ołówkiem w ręku wydatki i spodziewane zyski. Eks-
pansja tego typu osobowości doprowadza właśnie teraz do zniszczenia wszystkiego – gleby i
Planety. Trzeźwa ekonomiczna kalkulacja staranowała świat. Założenia wyłącznie ekono-
miczne i aspiracje do maksymalnego gromadzenia zysków legły u podstaw aktualnie prefe-
rowanych metod gospodarowania i wyraźnie widać jak bardzo się nie sprawdzają. W rezulta-
cie sam dorobkiewicz staje się ofiarą narzuconej mu panującymi konwencjami kupieckiej
taktyki. Jako rolnik sprzeniewierza się podstawowym celom i założeniom swojej pracy: żyw-
ność, którą wytwarza, jest niepełnowartościowa, najczęściej toksyczna, nie daje ludziom
zdrowia, lecz powoduje choroby.

Wraz z upowszechnianiem się programu rolnictwa ekologicznego rodzi się nowy wzór

osobowości rolnika. Jego dotychczasowa, ściśle profesjonalna ocena zyskuje nowy, szerszy
wymiar. Słowo „rolnik” zaczyna oznaczać coś znacznie więcej niż sam zawód, wyraża nowy
rodzaj ludzkich aspiracji i poczucia odpowiedzialności, nowy stosunek do świata, bardziej
wnikliwy, uduchowiony, wysublimowany. Człowiek zajmujący się uprawą ziemi przestaje
być wyłącznie „producentem”, to co robi i jak robi zależy nie tylko od zawodowych umiejęt-
ności, ale w równym stopniu od jego moralnego i umysłowego poziomu. Nowe rolnictwo
zakłada konieczność przyswajania sobie nowej wiedzy, odmiennej od dotychczasowej, i po-
noszenia pełnej odpowiedzialności za rzetelne wykonanie wszystkich zaleceń, jakie warun-
kują zdrowotność plonów. Do tego potrzeba rozumu i uczciwości.

Rolnik to ten, który ma pogłębiony, pełen szacunku stosunek do ziemi i swojej pracy, któ-

ry potrafi odczuć tajemnicze misterium powstawania życia na swoim polu. Jego praca staje
się bardziej powołaniem artysty niż zawodem, ma też w sobie coś z kapłaństwa. „Rolnictwo
biodynamiczne – pisze M. Górny – może dać satysfakcję tym, który chcą posługiwać się nie
tylko intelektem i wiedzą, ale także wrażliwością, twórczą wyobraźnią i dobrą wolą. Istota
biodynamiki polega bowiem na jak najlepszym wykorzystaniu energii człowieka i przyrody
do rozwijania dobrego, a nie zwalczania złego”.

Otwarta postawa wobec otoczenia umożliwia dokonywanie nowych obserwacji i wyciąga-

nie wniosków, aby stale wzbogacać posiadaną już wiedzę rolniczą i umiejętności, stosować je
samemu i przekazywać również innym dla wspólnego dobra.

background image

57

Rolnik jest sumienny i niezachłanny. Uprawia tylko taki obszar gruntu i w takim tylko za-

kresie, w jakim jest to bezpośrednio potrzebne jemu samemu i innym. Nie pragnie gromadzić
i bogacić się bez końca. Pracując na roli, czuje się współtwórcą procesów przyrody, współ-
działa z nimi nie tylko trudem swoich rąk, ale również uczuciem i wyobraźnią. Potrafi za-
chwycać się urodą dziejącego się wokół życia, przemianą pór roku, bogactwem barw. Nie-
konformistyczny sposób myślenia pozwala mu oderwać się od natrętnych schematów zawo-
dowych, obyczajowych, światopoglądowych. Pozwala dostrzegać kosmiczny wymiar życia i
swojej pracy, uwzględniać jej wymogi biologiczne, ekonomiczne i humanistyczne. Władcą
czuje się nie wtedy, gdy eksploatuje i niszczy, ale wtedy, gdy pomaga i współtworzy.

Na tle realiów współczesnego świata wymienione cechy osobowości rolnika i stylu jego

pracy mogą wydawać się dość odległe, mało prawdopodobne. I to nie tylko w zestawieniu z
rzeczywistością aktualnie istniejącą, ale również niezbieżne z oficjalnie postulowanymi wzo-
rami i planami przyszłości. Plany te przewidują bowiem dążenie do dalszej urbanizacji, do
wyludnienia wsi, do wzrostu chemizacji i uprzemysłowienia rolnictwa. Nasila się tendencja
do kumulowania i monopolizowania produkcji nie tylko przemysłowej, ale również rolnej i
hodowlanej. W książce „Niepokoje żywnościowe świata” Józef M. Toczek pisze: „W wielu
krajach obserwuje się rosnące obawy przed nadmiernym wzrostem skali gospodarstw,
zwłaszcza z uwagi na wysoką energochłonność, niekorzystny wpływ na środowisko naturalne
oraz na niekorzystne konsekwencje społeczne. W ustawie o wyżywieniu i rolnictwie z roku
1977 w USA stwierdza się, że dalszy wzrost wielkich przedsiębiorstw rolnych kosztem go-
spodarstw rodzinnych jest szkodliwy dla dobra narodowego” (B.F. Stanton, 1978).

Właściciele czy dysponenci współczesnych, dużych gospodarstw i urządzeń przetwór-

czych zyskują monopol na produkcję żywności i dlatego jej zła jakość nie może być zakwe-
stionowana ani zagrożona konkurencją ze strony innych, bardziej starannych i uczciwych
wytwórców. W tej sferze gospodarki, mającej podstawowe znaczenie dla zdrowia, życia i
rozwoju ludzi, rządzą obecnie wyłącznie kryteria opłacalności. Dlatego rolnik, który miałby
przeciwstawić się istniejącym tendencjom, musiałby być nie tylko uczciwy i mądry, ale rów-
nież przewidujący, zdecydowany, odważny i konsekwentny.

Struktura upraw wegetariańskich
– działka kompletna

Wegetarianizm, oprócz tego, że jest szansą eliminowania wielu źródeł upośledzenia śro-

dowiska, umożliwia ponadto odzyskanie ogromnych obszarów ziemi wykorzystywanych
obecnie pod uprawy paszowe i na inne cele hodowlane. Na tych odzyskanych obszarach
można by tworzyć zupełnie nowe struktury ekologiczne, leśne tereny rekreacyjne dla ludzi i
rezerwy dzikiem przyrody dla zwierząt i roślin. Zamiast pastwisk – lasy, zamiast upraw pa-
szowych tereny rekreacyjne i oazy ciszy, zamiast męczeńskich hodowli gaje, w których żyją
na swobodzie różne gatunki zwierząt i ptaków, rozwijających się zgodnie z prawidłowością
swoich gatunków, a które to prawo zostało im odebrane przez ludzi. Zostałoby jeszcze dość
miejsca na parki i ogrody kwiatowe, które zastąpiłyby współczesne kwiaciarnie. Bo prawdzi-
wą radość może sprawić tylko obcowanie ze świeżymi, żywymi kwiatami, a nie z tymi, które
zerwane umierają w wazonach po raz drugi. Dysponowanie tak ogromnymi, odzyskanymi
terenami otwiera nieograniczone pole do pomysłów dla ludzi obdarzonych wyobraźnią i es-
tetyczną wrażliwością, kochających przyrodę i szukających z nią bezpośredniego kontaktu.
Obszary najżyźniejsze służby rolnictwu.

Stosowane współcześnie metody uprawy ziemi oraz ustalanie struktury upraw wynikają z

dwóch błędnych założeń:

– że pokarmem, którego potrzebuje ziemia są nawozy mineralne;

background image

58

– że pokarmem, którego potrzebuje człowiek jest mięso.
Załamanie równowagi fizjologicznej organizmu ludzkiego, równowagi ekologicznej śro-

dowiska naturalnego i równowagi ekonomicznej świata, to właśnie skutki masowego wdraża-
nia tych dwóch błędów. Dla ich przezwyciężenia potrzebne są głębokie przemiany w sposobie
odżywiania, w metodach rolnictwa i w strukturze upraw. Konsekwencją tych przemian jest
rolnictwo wegańskie, które łączy w sobie postulaty zrównoważonej diety roślinnej z wybra-
nymi wskazaniami upraw ekologicznych. To połączenie daje w sumie program spójny i kom-
pletny zarówno w ujęciu żywieniowym i zdrowotnym jak również ekologicznym, ekono-
micznym i rozwojowym. Realizacja tego programu wymaga przede wszystkim radykalnych
zmian w strukturze upraw.

W planowaniu struktury upraw przeznaczonych na pokarm dla ludzi trzeba przede wszyst-

kim uwzględniać rośliny ze wszystkich podstawowych grup pokarmowych: owoców, jarzyn,
zbóż, orzechów, nasion oleistych, warzyw liściastych, strączkowych i ziół. Rosnące na żywej
glebie, pielęgnowanie umiejętnie i starannie metodami ekologicznymi, mogą stać się seza-
mem zdrowia i długowieczności dla wszystkich ludzi.

Zanim jednak te pożądane zmiany dokonają się na szerszą skalę, warto zatroszczyć się o

założenie sobie małej działki na własny użytek. Ponieważ łączy ona wymogi ekologicznych
metod upraw z wymogami zdrowego odżywiania, można ją nazwać działką kompletną. Po-
winno znaleźć się na niej wszystko, co jej właściciel lubi i co służy jego zdrowiu.

Zboże. Nestor polskiego rolnictwa biodynamicznego, inż. Julian Osetek, zapewnia, że 100

m kw. biodynamicznie uprawianej działki można zebrać 60 kg pszenicy. Twierdzi on rów-
nież, że całe ziarna pszenicy ugotowane pół na pół z ryżem leczą bardzo skutecznie schorze-
nia narządów ruchu. Pszenicę można też zemleć na grubą mąkę i wyrabiać z niej placki i ma-
krobiotyczne pieczywo. A także dodawać po trochu do zup jarzynowych.

Gryka. Nie ma zbyt dużych wymagań glebowych, a nawet nadaje się do regeneracji ziemi

słabej i zaniedbanej. Potrzebuje tylko dużo wilgoci, więcej niż zboże, i zapylania pszczół.
Jeżeli w czasie kwitnienia jest odwiedzana przez pszczoły, to wydaje kilkakrotnie wyższe
plony.

Fasola. Jest bogatym źródłem białka ze względu na dużą zawartość lizyny i izoleucyny.

Obiad złożony z zupy jarzynowej z dodatkiem kilku łyżek świeżo zmielonej grubej mąki
pszennej i z fasoli okraszonej masłem to posiłek godny polecenia.

Warzywa. Wszystkie, a szczególnie naziemne, są cennym źródłem witamin i składników

mineralnych. Na własnej działce można sobie pozwolić na uprawianie i takich, które uchodzą
za luksusowe, a są cenione przez smakoszów i zalecane przez dietetyków – bakłażany, szpa-
ragi, cukinia, brukselka, brokuły. Jeżeli nawet ich produkcja na skalę przemysłową jest kło-
potliwa i kosztowna, to na własny użytek, mieści się bez trudu w zakresie możliwości posia-
dacza działki.

Orzechy. Mając jedno drzewo orzecha włoskiego albo dwa lub trzy leszczynowe, można

uzyskać z nich dostateczną ilość orzechów dla całej rodziny. Są one doskonałym źródłem
aktywnych kwasów tłuszczowych, białka, wapnia, fosforu, witamin i enzymów. W pobliżu
nie należy tylko sadzić ziemniaków, pomidorów, jabłoni i lucerny, ponieważ korzenie orze-
cha wydzielają pewne inhibitory działające niekorzystnie na te gatunki roślin.

Grzyby. Wystarczy 1 m² grzybni, aby mieć dla siebie dosyć pieczarek z własnej hodowli.

background image

59

Nasiona słonecznikowe. Są wartościowym uzupełnieniem wegetariańskiego jadłospisu, a

w środku lata żółte kwiaty słonecznika pięknie zdobią ogród.

Owoce. Są najbardziej naturalnym pokarmem ludzkim, bezcennym dla swoich zalet sma-

kowych i zdrowotnych. Należą do tych gatunków roślin jadalnych, które są wyraźnie przysto-
sowane do współżycia ze zjadaczami swoich owoców. Tak samo jak kwiaty są przystosowane
do współżycia z owadami zapylającymi, którym dają swój nektar w zamian za przeniesienie
pyłku na słupek, tak też drzewa owocowe i warzywa naziemne dają ludziom miąższ swoich
owoców, aby uwolnione nasiona mogły upaść na glebę i wyrosnąć nowym drzewem. Można
powiedzieć, że one właśnie „liczą” na to, że będą zjedzone, że jest to w ich gatunkowych inte-
resie. Kwiaty przyciągają owady swoim zapachem i barwami i to samo czynią drzewa i krze-
wy, wabiąc ludzi smakiem, kolorem, zapachem i soczystością swoich owoców.

Przed posadzeniem na działce, trzeba wybrać swoje ulubione gatunki, np. czereśnie,

gruszki, jabłka, morele, maliny, melony, arbuzy, aronię. Posadzić 2-3 drzewka, kilka krzaków
i zostawić dwie grządki na melony, dynię i arbuzy. Warto też zwrócić uwagę na to, aby wśród
wprowadzonych na działkę gatunków były takie, które nie dojrzewają jednocześnie, ale ko-
lejno. Chodzi o to, aby różne owoce zaczynały dojrzewać wtedy, gdy poprzednie już się koń-
czą.

Jeżeli będą rosły i dojrzewały na żywej, zdrowej glebie, mogą dać dostatek wonnego, kolo-

rowego pokarmu każdego roku. Starczy go dla właściciela i dla gości. Dlatego w krajobrazie
ekologicznym powinny dominować uprawy sadownicze.

Możliwości wyboru roślin do uprawy na działce są oczywiście znacznie bogatsze niż wy-

mienione propozycje. Każda z grup pokarmowych jest reprezentowana przez co najmniej
kilka gatunków roślin, można wśród nich wybierać, kierując się własnym upodobaniem i
apetytem. Prawdziwy komfort w zakresie zdrowotności i smakowitości potraw trudno jest
uzyskać w masowych jadłodajniach. Tak samo zdrowotność i smakowitość produktów roślin-
nych, z których się te potrawy przyrządza we własnej kuchni, jest nie do osiągnięcia w maso-
wej produkcji rynkowej. Dlatego mając własne plony, można się w znacznym stopniu unie-
zależnić od konieczności kupowania żywności zdenaturowanej, skażonej, pozbawionej smaku
i zapachu.

W miarę gromadzenia doświadczeń, coraz łatwiej jest harmonizować dobór upraw na

swojej działce z indywidualnymi potrzebami zdrowotnymi i upodobaniami smakowymi jej
właścicieli. W ten sposób działka staje się coraz doskonalszym i pełniejszym źródłem zdro-
wego pokarmu i nowej wiedzy rolniczej.

Po pewnym czasie okazuje się, że na ogół to wszystko, co zapewnia wytwarzanie zdrowe-

go pokarmu, sprzyja równocześnie zachowaniu równowagi i harmonii całego otaczającego
działkę środowiska, składającego się z drzew, żywopłotów, ptaków, ziół i owadów. Z kolei to
harmonijne środowisko sprzyja dobrym zbiorom. Nasuwa się wtedy podejrzenie, że lawinę
niedoli i zagrożeń dla świata wyzwolił błąd w rozpoznaniu ludzkich potrzeb pokarmowych.
Gdy w jakimś odległym okresie dziejów człowiekowi wydało się, że może jadać to samo, co
drapieżniki.

Działka kompletna to jakby skrawek krajobrazu rajskiego. Człowiek jako gospodarz tego

skrawka przestaje być niszczycielem i eksploratorem, odzyskuje swoją prawdziwie ludzką
rangę – twórcy i mądrego opiekuna.

background image

60

ZIOŁA, KRZEWY, DRZEWA I OWADY

W KRAJOBRAZIE EKOLOGICZNYM

„Chwasty są to te rośliny, których zalety jeszcze nie zostały odkryte”.

(Ralph Waldo Emerson)

Wartość ziół leczniczych, z których większość jest zaliczana do chwastów, została już od

kilkudziesięciu lat odkryta i doceniona przez fitoterapię. Doniosłość tego odkrycia ogranicza
jednak fakt, że ziół jest coraz mniej, są bowiem niszczone w programie nieustępliwej walki z
chwastami. A te, którym udaje się jeszcze przetrwać, rosną na glebie tak skażonej i zdegra-
dowanej substancjami chemicznymi, że zatracają swoją dobroczynną siłę przywracania zdro-
wia.

Dopiero w krajobrazie ekologicznym środowisko przyrodnicze odzyskuje swoje naturalne

właściwości. A rośliny w naturalnym środowisku nie rosną w odosobnieniu i izolacji, lecz w
otoczeniu innych organizmów roślinnych i zwierzęcych. Wszystkie one powiązane są wza-
jemnymi zależnościami i wzajemnym oddziaływaniem. Rolnicy i ogrodnicy, którzy odkryli
już i docenili doniosłość prawidłowości rządzących zespołami ekologicznymi, wykorzystują
je w swoich uprawach. Dzięki temu uzyskują zdrowsze plony i równocześnie zdobywają no-
we, ciekawe i pożyteczne doświadczenia.

W tej chwili wiadomo już, że zioła cenne są nie tylko jako leki, ale że mają wielostronną

przydatność w rolnictwie. Można je wykorzystywać jako rośliny ochronne dla różnych gatun-
ków uprawowych, stosując umiejętnie zasadę sąsiedztwa roślin. Wtedy zioła podtrzymują
wzrost i rozwój roślin jadalnych, chronią je przed chorobami i szkodnikami, poprawiają ich
walory zdrowotne, pokarmowe i smakowe. Rozmieszczane ze znajomością ich wzajemnego
oddziaływania, podnoszą zarówno ilość jak i jakość zebranych plonów. Przy stosowaniu za-
biegów pielęgnacyjnych zioła są nieocenionym surowcem do sporządzania oprysków prze-
ciwko chorobom i szkodnikom roślin uprawnych. Niektóre z nich mogą być cennym składni-
kiem kompostu ze względu na bogatą zawartość fosforu, potasu, azotu i wapnia. Wiele ziół
nadaje się też doskonale na przyprawy do potraw, bo podnoszą ich wartość smakową i zdro-
wotną. A do tego jeszcze ozdabiają krajobraz, dodają mu urody i pięknego zapachu.

Uporczywe zachwaszczanie i choroby roślin uprawnych są wynikiem załamania równo-

wagi mineralnej i organicznej w glebie na skutek stosowania środków chemicznych. Te zja-
wiska w przeszłości nie występowały nigdy w takim zakresie i w takim nasileniu jak obecnie,
odkąd wprowadzono nowoczesne metody uprawy roli. Zioła wykorzystywane umiejętnie i
rozumnie stają się bardzo istotnym, konstruktywnym elementem rolnictwa ekologicznego.
Utrzymywanie równowagi w populacji różnych ziół i owadów uniemożliwia takie rozprze-

background image

61

strzenianie się jednego gatunku, aby mogło to zagrozić uprawom i zmuszało do stosowania
drastycznych, toksycznych środków ochrony.

Tolerując zioła na polu nie można oczywiście dopuścić do tego, aby zdominowały rośliny

jadalne. Ale okazuje się, że małe ich kępki pozostawione tu i tam, mają zaskakująco korzyst-
ny wpływ na całość zbiorów. Rozgałęzione korzenie chwastów przenikają do podglebia i
spulchniają je, co ułatwia korzeniom roślin uprawnych wnikanie głębiej niż zwykle w poszu-
kiwaniu wody i pokarmu. Za pośrednictwem kapilarów z podglebia do wyższego poziomu
gruntu przenika wilgoć, z której mogą korzystać rośliny mające krótszy system korzeniowy.
Głęboko korzeniące się chwasty, takie np. jak lebioda i oset, wydobywają z niższych warstw
gleby składniki mineralne, które osadzają się w łodygach, a po ich zwiędnięciu wracają do
wyższych warstw gleby. Stają się wtedy dostępne dla płyciej sięgających korzeni roślin jadal-
nych. W ten sposób składniki mineralne i pierwiastki śladowe, wyczerpywane przez rośliny
uprawowe, zostają z powrotem odzyskane. aby nie dopuścić do nadmiernego rozprzestrzenia-
nia się chwastów, należy pozwolić im osiągnąć pełny wzrost, ale usunąć je z pola, zanim wy-
dadzą nasiona. Niech po ścięciu przywiędną przez kilka dni, a następnie można je przezna-
czyć na kompost lub przyorać na zielony nawóz. Ale chwasty, które już wydały nasiona, mo-
gą być użyte tylko do kompostu, aby w wysokiej temperaturze pryzmy kompostowej ich na-
siona zostały zniszczone.

Zaobserwowano ciekawy fakt, że chwasty niejednokrotnie gromadzą te składniki, których

szczególnie brakuje w glebie. Na przykład babka zwyczajna, która najlepiej rośnie na glebie
kwaśnej, jest zasobna w minerały alkalizujące, jak wapń i magnez. Paproć Orlica, która najle-
piej rośnie na glebie ubogiej w fosfor, zawiera w tkankach dużo fosforu. Dlatego takie chwa-
sty powracając do gleby udostępniają roślinom jadalnym zgromadzone substancje mineralne.

Chwasty poprawiają również strukturę gleby. Ich rozgałęzione korzenie pozostawiają

włóknistą substancję organiczną, która rozkładając się wzbogaca w próchnicę wierzchnią
warstwę gleby i podglebia. Poza tym po korzeniach pozostają kanaliki do lepszego nawilżania
i przewietrzania gleby. Na przykład rozkładający się system korzeniowy mniszka lekarskiego
tworzy podziemne kanały zwabiające dżdżownice, które z kolei wzbogacają glebę odchoda-
mi. Poprawa struktury gleby sprzyja też swobodnemu rozwojowi mikroorganizmów glebo-
wych, niezbędnych do tego, aby ziemia rodzina zdrowe plony.

Nie wszystkie zalety ziół zostały już odkryte i rozpoznane, ale o wielu z nich dokładnie

wiadomo, jakie mają właściwości i czym mogą się przysłużyć w ekologicznych uprawach.
Oto niektóre z nich:

Nagietek (

Tagetes). Nie tylko zdobi ogród wyglądem i zapachem, ale bardzo skutecznie

zwalcza nicienie. Doświadczenia wykazały, że nagietek w ciągu trzech lat radykalnie usuwa
nicienie łąkowe, a rozwój innych nicieni, atakujących ziemniaki, truskawki, róże i rośliny
cebulowe hamuje już w ciągu jednego roku, nie szkodząc przy tym roślinom. W tym celu
należy posiać nagietek jako wsiewkę w dwa tygodnie lub trochę później po tej roślinie, którą
on ma chronić. Można też siać go co drugi rok, na przemian z rośliną zaatakowaną przez ni-
cienie. Niszczą je substancje wydzielane przez korzenie nagietka, które wydzielają się powoli
i dlatego nagietek musi rosnąć przez cały sezon, aby utrzymać trwałe, nieprzerwane oddzia-
ływanie. Wsiewki mogą nie przynieść widocznego efektu od razu po pierwszym roku, ale w
następnych latach skutek jest już bardzo wyraźny.

Nicienie atakujące ogórki można też zwalczać skutecznie opryskami z roztworu cukru. Za-

gotować pół szklanki cukru w dwóch szklankach wody. Zmieszać, ostudzić i rozcieńczyć w
10 litrach wody. Tym roztworem opryskiwać ogórki. Roztwór parując zostawia na nicieniach
cieniutką warstwę cukru, która je wysusza i w ten sposób niszczy. Cukier przyciąga jednocze-
śnie pszczoły, zapewniając ogórkom dobre zapylenie i rekordowe zbiory. Taki oprysk wart
jest wypróbowania, nawet jeżeli nie podejrzewamy obecności nicieni.

background image

62

Nagietek chroni fasolę przed pasożytami, a także hamuje rozrastanie się chwastów, szcze-

gólnie powoju i bluszczyka kurdybanka. Pomidory z wsiewkami nagietka rosną lepiej i plo-
nują obficiej.

Skrzyp polny (

Equisetum arvense) ma wyjątkową zdolność do gromadzenia krzemionki i

kobaltu. Z tego powodu jest cennym składnikiem kompostu, bo wzbogaca go o te właśnie
substancje. Z zarodnikowych kłosów skrzypu polnego sporządza się preparat biodynamiczny
508, służący do oprysków roślin i gleby. Można również sporządzać napary do oprysków z
suszonych liści skrzypu: 2-3 łyżki ziela gotować w 3 szklankach wody przez 25 minut, od-
stawić na 10 minut, a potem rozcieńczyć w kilku litrach wody. Opryskiwać chore lub porażo-
ne rośliny. Dobre skutki uzyskuje się w zwalczaniu pleśni zbożowej, chorób grzybowych,
zwijania się liści na brzoskwiniach oraz pleśni na warzywach, winogronach i owocach pest-
kowych. Opryski ze skrzypu działają łagodnie, ale szybko, nie uszkadzając życia w glebie.
Ponadto wzmacniają tkanki roślin.

Pokrzywa (

Urtica dioica) służy do sporządzania preparatu biodynamicznego 504, stoso-

wanego jako jeden z wkładów do kompostu. Rosnąca w pobliżu upraw pokrzywa odstrasza
szkodliwe owady, wzmaga odporność na ślimaki, wzmacnia pomidory, poprawia aromat ma-
jeranku, mięty, andżeliki i waleriany. Dwu- lub trzykrotne opryski naparem z pokrzywy sku-
tecznie zwalczają mszyce na warzywach korzeniowych. Skrapianie pryzmy kompostowej tym
naparem przyspiesza humifikację. Pokrzywa zerwana przed osiągnięciem pełnej dojrzałości
jest również cennym składnikiem kompostu, zawiera bowiem dużo żelaza oraz amoniak i
kwas węglowy, które są czynnikami aktywizującymi masę kompostową. Pomaga przy prze-
chowywaniu owoców, chroniąc je przed pleśnieniem, ponieważ ma właściwości bakteriobój-
cze. Owoce przechowywane w sianie z pokrzywy szybciej dojrzewają. Młode listki pokrzywy
są zdrowym i smacznym składnikiem wiosennej sałatki, razem z listkami młodego chrzanu,
szpinaku i zielonej sałaty. Warto więc, jeżeli ma się na to dość miejsca, przeznaczyć dla po-
krzywy teren gdzieś w pobliżu domu.

Bazylia ogrodowa (

Ocimum basilicum) pomaga w zwalczaniu szkodników oraz chorób

atakujących pomidory. Podobnie jak nagietek poprawia ich wzrost i aromat. Ponieważ jest
rośliną niewielką (do 10 cm) lepiej sadzić ją wzdłuż grządek pomidorów niż pomiędzy krza-
kami. Bazylia odpędza również muchy i komary. Ceniona jest przez smakoszy jako ziele
przyprawowe, nadaje się do zup, sałatek, dań z sera, jajek i pomidorów oraz duszonych ja-
rzyn.

Ogórecznik (

Borago officinalis) glebę na której rośnie zasila obficie potasem i wapniem.

Szczególnie celowe jest obsadzanie ogórecznikiem upraw truskawek, które tych pierwiastków
bardzo potrzebują, a są szczególnie wrażliwe na chlor zawarty w solach potasowych. Odstra-
sza również szkodniki atakujące pomidory. Ponadto ogórecznik należy do roślin miododaj-
nych, bardzo chętnie odwiedzanych przez pszczoły, i to od rana do wieczora, nawet w chłod-
ne jesienne dni. Jeden kwiat wydziela do 12 mg nektaru, a podcinając lub podkaszając rośliny
można przedłużyć ich kwitnienie do jesieni. Pszczoły odwiedzające ogórecznik nie omijają
też rosnących w pobliżu truskawek, które po wydaniu owoców wymagają zapylenia przez
owady. Już nawet 5 pszczół na 1 m kw. zbierających pyłek i nektar zapewnia dobre zapylenie
kwiatów, a więc bogaty plon owoców. Suszone ziele ogórecznika służy jako lek w zapaleniu
błon śluzowych przełyku i gardła.

Nasturcja (

Tropaeolum) posadzona razem z dynią chronią ją przed szkodnikami. Ma ko-

rzystny wpływ na ziemniaki, rzodkiewkę oraz wszystkie warzywa kapustne. Rosnąc pod ja-

background image

63

błoniami chroni je przed inwazją mszyc. Od mszyc uwalnia również brokuły. Zaobserwowa-
no, że mszyce unikają drzew owocowych, dookoła których rosną nasturcje. Przypuszcza się,
że nie lubią one żółtego koloru kwiatów nasturcji i to je odstrasza od roślin rosnących pod
nimi. Nasturcja, podobnie jak gorczyca, zawiera lotne olejki eteryczne, przyciągające owady.
Umożliwia to tworzenie tak zwanych upraw pułapek. Owady składają w nich jajeczka, a wte-
dy należy zniszczyć całe rośliny zanim jajka się wylęgną. W ten sposób odciąga się owady od
kapusty, kalafiorów, brukselki, rzodkiewek. Naturalnym wrogiem mszyc są biedronki. W
przypadku inwazji mszyc, obecnie w ogrodzie biedronki wzmagają swoją aktywność w ich
niszczeniu.

Krwawnik pospolity (

Achillea millefolium) służy do przyrządzania preparatu biodyna-

micznego 502, używanego jako wkład do kompostu. Jako roślina sąsiadująca wzmaga odpor-
ność na pasożyty i ogólną żywotność upraw. Wystarczy kilka roślin krwawnika posadzonych
w paru miejscach na polu, aby uzyskać dobroczynny wpływ na plony. Wzmaga siłę uzdra-
wiającą rosnących w pobliżu innych ziół leczniczych. Sam ma wiele cennych właściwości
leczniczych, m.in. działa przeciwzapalnie i przeciwkrwotocznie.

Tymianek (

Thymus vulgaris) należy wraz z majerankiem do znanych od dawna i cenio-

nych przypraw kulinarnych. Dodawany do potraw ułatwia ich strawienie. Posadzony w ogro-
dzie w pobliżu kapusty odstrasza atakujące ją gąsienice. Rozrzucony w kilku kępkach na polu
uwydatnia walory aromatyczne roślin i ziół. Wyciągi z tymianku stosuje się w nieżycie gór-
nych dróg oddechowych.

Lubczyk ogrodowy (

Levisticum officinale) rozrzucony kępkami w kilku miejscach ogro-

du wpływa korzystnie na zdrowotność i aromat innych roślin. Jest znakomitą przyprawą do
potraw, może zastępować sól. Pobudza wydzielanie soków trawiennych, reguluje właściwą
fermentację i przeciwdziała wzdęciom.

Szałwia (

Salvia officinalis) chroni kapustę i inne kapustne przed bielinkiem kapustnikiem i

sprawia, że kapusta jest smaczniejsza i bardziej soczysta. Dobrze wpływa również na mar-
chew, szczególnie gdy rośnie razem z rozmarynem. Źle natomiast działa na ogórki, które w
ogóle nie lubią bliskości aromatycznych ziół, a szałwi szczególnie. Kwiaty szałwi wydzielają
bardzo obficie nektar i dlatego należy ona do roślin wybitnie miododajnych. W lecznictwie
ma bardzo wszechstronne zastosowanie zewnętrzne i wewnętrzne.

Cząber ogrodowy (

Satureia hortensis) znany jest z tego, że jako sąsiad na grządce dosko-

nale chroni fasolę przed chrząszczami. Posadzony razem z zieloną fasolką poprawia jej
wzrost i aromat. Również dobrze podnosi smak gotowanej fasoli. Cząber chroni również ce-
bulę, chociaż fasola i cebula nie lubią nawzajem swojej bliskości. Jako przyprawa i lek uła-
twia przyswajanie składników pokarmowych.

Mięta pieprzowa (

Mentha piperita) chroni kapustę przed gąsienicami. Odpędza również

mszyce, ponieważ mrówki, które pielęgnują mszyce na roślinach, nie znoszą zapachu mięty.
Wyciągi i napary z mięty stosuje się w zaburzeniach trawiennych. Ochłodzony napar z mięty
skutecznie gasi pragnienie, zwłaszcza w czasie upału.

Hyzop lekarski (

Hyssopus officinalis). Żywopłot z kwitnącego hyzopu przepięknie zdobi

ogród. Hyzop należy do najbardziej miododajnych roślin, a miód z niego do najsmaczniej-
szych i najbardziej aromatycznych. Kwitnie od połowy lipca do końca sierpnia, jego wydaj-
ność miodowa dochodzi do 500 kg z hektara. Sadzony w pobliżu winorośli podnosi jej plony,

background image

64

a w pobliżu kapusty odpędza bielinki kapustniki. Jako zioło lecznicze działa przeciwzapalnie i
przeciwbakteryjnie, zalecany jest w dolegliwościach układu oddechowego i przewodu po-
karmowego.

Bylica piołun (

Artemisia absinthium) nadaje się najlepiej jako roślina okalająca ogród, jest

bowiem bardzo dekoracyjna. Jej aksamitne, srebrzyste liście harmonizują szczególnie pięknie
z jaskrawym kolorem posadzonych razem z nią kwiatów, np. czerwonej pelargonii. Odstrasza
przy tym muchy i motyle, szkodniki roślin uprawnych, szczególnie kapustnych. Jednak we-
wnątrz ogrodu nie należy jej sadzić, ponieważ ma niekorzystny wpływ na niektóre inne zioła,
np. kminek, anyż, koperek i szałwię.

Rumianek pospolity (

Matricaria chamomilla). Z rumianku sporządza się preparat biody-

namiczny 503. W ogrodzie jest doskonałym sąsiedztwem dla cebuli i kapusty, poprawia ich
wzrost i zapach. Ale trzeba go siać dosyć rzadko – odległość między roślinkami powinna wy-
nosić około 5 m. Równie korzystnie działa rumianek na pszenicę, posianą razem z nim lepiej
plonuje i ma pełniejsze kłosy. Ale też w niezbyt dużej ilości, najlepiej w proporcji 1:100.
Kwiaty rumianku moczone w wodzie przez dzień lub dwa służą do sporządzania oprysków
zwalczających wiele chorób u roślin, ponieważ rumianek, podobnie jak krwawnik zawiera
przeciwbakteryjną i przeciwzapalną substancję – chamazulen. Te same właściwości sprawia-
ją, że napar z rumianku działa leczniczo również w dolegliwościach ludzi i zwierząt. Zwalcza
biegunkę u cieląt, a stosowany do okładów leczy uszkodzone racice. Pchły unika posłania psa
posypanego suchym zielem rumianku. Gotując 3-4 łyżki rumianku w 1/2 litrze wody przez 20
minut uzyskuje się doskonały wywar do płukania włosów. Wywar ten lekko rozjaśnia blond
włosy i nadaje im miły delikatny zapach.

Mniszek lekarski (

Taraxacum officinale) przyczynia się w znacznym stopniu do natural-

nego wytwarzania próchnicy, ponieważ w glebie dookoła mniszka chętnie przebywają
dżdżownice. Jego korzenie sięgają na półtora metra w głąb ziemi i dlatego nie jest on groź-
nym konkurentem dla żadnej z rosnących w pobliżu roślin. Odwrotnie, przynosi korzyści wy-
dobywając z głębi ziemi niedostępne dla nich substancje mineralne, szczególnie wapń, który
został przedtem spłukany w głąb ziemi i jest niedostępny dla roślin o krótszych korzeniach.
Gdy mniszek ginie, jego korzenie zostawiają w ziemi kanały umożliwiające dżdżownicom
przenikanie głębiej niż w innych warunkach, a one penetrując glebę spulchniają i wzbogacają
jej głębsze warstwy. Inną zaletą mniszka jest to, że wydziela gaz etylenowy, który ogranicza-
jąc rozrastanie się uprawianych w pobliżu roślin, przyczynia się tym samym do wcześniejsze-
go dojrzewania ich kwiatów i owoców.

Walory lecznicze mniszka są dość powszechnie znane i doceniane. Wywar z korzeni

mniszka ma zastosowanie w schorzeniach wątroby i dróg żółciowych jako środek żółciopęd-
ny i pobudzający trawienie. Pomocniczo stosowany przy niewydolności nerek i obrzękach, w
kamicy nerkowej, zwłaszcza szczawianowej i fosforanowej.

Kminek zwyczajny (

Carum carvi). Ponieważ nasiona kminku dość długo kiełkują, najle-

piej jest siać je razem z grochem. Po zebraniu grochu zabronować pole i wtedy dopiero kmi-
nek zacznie wschodzić. Wymaga on gleby zasobnej i wilgotnej. Nie lubi sąsiedztwa koperku.
Jest popularną przyprawą aromatyczną do potraw, dodaje im smaku i ułatwia trawienie.

Majeranek (

Majorana hortensis) należy zapewne do najstarszych ziół przyprawowych.

Spośród kilku odmian majeranku najlepiej znany jest majeranek ogrodowy, obok pochodzącej
z tej samej rodziny botanicznej, lebiodki posopolitej (

Origanum vulgare). Majeranek ma bar-

dzo przyjemny i trwały zapach, poprawiający smak wielu potraw. Nieznacznie pobudza wy-

background image

65

dzielanie sokół żołądkowych i ogranicza nadmierną fermentację w przewodzie pokarmowym.
Jest więc nieocenioną przyprawą kulinarną smaczny i zdrowy. W ogrodzie rośnie łatwo i
kiełkuje bez kłopotów. Ma korzystny wpływ na rosnące w pobliżu rośliny, poprawia ich
wzrost i aromat.

Jałowiec pospolity (

Juniperus communis). Drobne, okrągłe owoce jałowca odznaczają się

przyjemnym aromatem i są znakomitą, choć może niezbyt docenianą, przyprawą kulinarną.
Jałowiec działa lekko moczopędnie i hamuje resorpcję jonów sodowych i chlorkowych.
Zwiększa też wydzielanie sokół żołądkowych i żółci, ogranicza nadmierną fermentacją w
jelitach. Jest ponadto silnie bakteriobójczy. Z jałowca, kminku i majeranku zmielonych i po-
łączonych razem w równych częściach otrzymuje się aromatyczną, zdrową i nieagresywną w
smaku przyprawę do wielu potraw.

Chrzan i ziemniaki mają na siebie wzajemny korzystny wpływ. Krzaczki chrzanu należy

umieszczać tylko w rogach pola ziemniaczanego i wykopywać przy końcu lata, aby się za-
nadto nie rozprzestrzeniły. Ziemniaki rosną wtedy zdrowsze i odporniejsze są na choroby.
Napar z liści chrzanu stosowany do oprysku jabłoni daje dobre efekty przy zwalczaniu niektó-
rych szkodników.

* * *

Lekceważenie ziół, niszczenie ich i zupełne eliminowanie z pól i ogrodów jest głównie

następstwem nieznajomości tych korzyści, jakie przynoszą. Wynika z nieumiejętności przyję-
cia darów, które przyroda sama daje nam do rąk.

Szczególną zaletą ziół jest zdolność przyciągania owadów zapylających, co ma nieocenio-

ny wpływ na plonowanie innych roślin. Zapylania przez owady wymaga 80% roślin rosną-
cych w naszym klimacie, bez tego nie zawiązują owoców i nasion, albo zawiązują tylko nie-
liczne i źle wykształcone. Jeżeli tymi owadami są pszczoły z własnej pasieki, to uzyskuje się
jeszcze dodatkową korzyść w postaci aromatycznego, zdrowego miodu.

Działalność gospodarcza człowieka, powoduje ginięcie wielu gatunków owadów zapylają-

cych, takich jak pszczoły leśne i trzmiele oraz pszczoły samotnice. Giną one razem z innymi
pożytecznymi owadami pod wpływem chemicznych środków ochrony roślin, stosowanych w
celu niszczenia pasożytów. W lasach pozbawionych w ten sposób dostatecznej ilości owadów
giną z głodu ptaki, i kiedy pasożyty odradzają się, to nie ma tam już ich naturalnych ptasich
antagonistów i wtedy mogą rozmnażać się bez żadnych ograniczeń. Pastwą ich ekspansji pa-
dają ogromne obszary lasów. Jedno wyłączone nieprzezornie ogniwo ekologicznego łańcucha
wyzwala nieopanowaną lawinę katastrof. Wiele potrzeba potem pracy, wiedzy, staranności i
dobrej woli, aby przywrócić utraconą równowagę.

Monokultury rolne, czyli obszary jednogatunkowych upraw, wyparły naturalne, mieszane

zespoły roślinne, będące dogodnych środowiskiem życia owadów. Koszenie maszynami w
ciągu jednego dnia olbrzymich obszarów łąk pozbawia nagle pokarmu te owady, które żywiły
się ich pyłkiem i nektarem. Przeorywanie nieużytków, gdzie najczęściej budują one swoje
gniazda, powoduje stałe zmniejszanie się liczby trzmieli i innych dziko żyjących owadów
zapylających. Obecnie jedynymi już prawie zapylaczami wielu roślin kwitnących wiosną po-
zostały pszczoły. Ich wartość jako zapylaczy przewyższa dziesięć-dwadzieścia razy korzyści
uzyskiwane z wytwarzania miodu i wosku, nawet w latach najlepszych zbiorów. Dzięki za-
pylaniu uzyskuje się ogromną zwyżkę plonów rzepaku, gryki, roślin motylkowych, drzew i
krzewów owocowych oraz innych roślin owadopylnych. Jednak na skutek nieprzestrzegania
okresów ochrony wiele pszczół ginie, siadając na roślinach opylonych preparatami chemicz-
nymi. Straty są wtedy niepowetowane.

background image

66

Można więc sobie życzyć, żeby pasiek było jak najwięcej. Pozwoliłoby to może w przy-

szłości na eliminowanie uprawy buraków cukrowych i zaniechanie produkcji szkodliwego dla
zdrowia cukru, bo miód zostałby wprowadzony na wszystkie stoły. Do korzyści już wymie-
nionych przybyłaby szansa wykorzystania doskonałej ziemi buraczanej pod uprawę owoców i
warzyw. A ponadto ubyłoby jeszcze jedno źródło skażenia, jakim są odpady z cukrowni.

Zdrowe zioła i rośliny, rosnące w krajobrazie ekologicznym oprócz znanych już zalet mają

nieocenione znaczenie dla przetrwania pszczół i innych, nielicznych już owadów zapylają-
cych. Wśród roślin sadzonych niekiedy specjalnie na pożytki dla pszczół są m.in. facelia, ko-
niczyna biała i różowa oraz inkarnatka i gryka. Gryka jest rośliną obcopylną i jej kwiaty wy-
magają wielokrotnych odwiedzin pszczół, aby na znamię słupka dostał się właściwy pyłek.
Plony gryki zależą więc w ogromnym stopniu od liczby odwiedzających ją pszczół. Pszczoły
zresztą chętnie ją odwiedzają, ponieważ wydziela dużo, łatwo dla nich dostępnego nektaru. Z
hektara gryki można uzyskać nawet 200 kg miodu.

Śnieguliczka biała (

Symphoricarpos racemosus) jest jedną z najlepszych roślin miododaj-

nych. Jest to krzew od 1 do 2 m wysokości. Zakwita na początku czerwca i kwitnie do pierw-
szych dni września. Pszczoły przylatują do kwiatów śnieguliczki przez cały dzień nawet pod-
czas drobnego deszczu, bo nektar ukryty w beczułkowatej koronie dostępny jest dla owadów,
a dobrze zabezpieczony przed deszczem i rosną. Śnieguliczka nadaje się na żywopłoty, a wte-
dy jest już nie tylko pożytkiem pszczelim, ale również służy jako osłona od wiatru dla upraw
ogrodowych, a także zacienia rośliny nie znoszące zbytniego nasłonecznienia. Sama zaś po-
trzebuje pełnego dostępu słonecznego, bo w miejscach zacienionych gorzej rośnie i słabiej
nektaruje. Na żywopłoty nadaje się również miododajna Irga (

Cotoneaster), chętnie odwie-

dzana przez pszczoły, ale tylko wtedy, gdy rośnie w miejscach dobrze nasłonecznionych. Nie
przestaje ona kwitnąć nawet wtedy, gdy jako żywopłot jest systematycznie przycinana.

Żywopłoty z tych i innych roślin służą jako osłona od wiatru i słońca, a ponadto cały oto-

czony nimi teren staje się bardziej zaciszny, prywatny, odosobniony, co jest jednym z warun-
ków dobrego samopoczucia osób, które tu mieszkają i pracują.

Żywokost lekarski (

Symphytum officinale) jest cenną rośliną miododajną, ale wyłącznie

wtedy, gdy w okolicy żyje dostatecznie dużo trzmieli. Jego nektar jest bowiem trudno dostęp-
ny dla pszczół, mogą one korzystać tylko z otworów w kwiatach przegryzionych przez
trzmiele. Żywokost ma też szczególną wartość dla wzbogacenia gleby, bo zawiera taką samą
ilość węgla i azotu co nawóz zwierzęcy. Korzeń żywokostu ma duże zastosowanie w lecz-
nictwie w przypadkach uszkodzenia błony śluzowej przewodu pokarmowego, a także przy
owrzodzeniach żołądka i dwunastnicy. Służy również jako środek przeciwkaszlowy i gojący
oparzenia skóry.

Głóg (

Crategus L.). Należy również do roślin miododajnych. Kwiaty głogu są tak zbudo-

wane, że ich nektar jest bardzo łatwo dostępny dla wszystkich owadów. Różne gatunki głogu
kwitną w różnym czasie, kolejno i dlatego mogą zapewnić pszczołom pożytek przez 3-4 ty-
godnie maja. Głogi o liściach gładkich są atakowane przez te same szkodniki co jabłonie i
grusze, ale głogom o liściach szorstkich szkodniki te nie zagrażają.

Cenną rośliną leczniczą jest głóg dwuszyjkowy (

Crategus oxyacantha). Kwiatostan głogu

stosuje się w postaci wyciągu w przypadkach osłabienia mięśnia sercowego, w lekkiej niewy-
dolności naczyń wieńcowych i zaburzeniach ciśnienia krwi, głównie w nadciśnieniu tętni-
czym.

Brzoza. Istnieje pogląd, że korzenie brzozy wydzielają substancje mające korzystny

wpływ na procesy fermentacyjne w pryzmach kompostowych. Zaobserwowano, że kompost

background image

67

umieszczony w pobliżu szarej brzozy czerpie korzyści z jej obecności, sam nie tracąc żadnych
składników żywnościowych. I to nawet wtedy, gdy korzenie brzozy wnikają w pryzmę. Naj-
korzystniejsze jest usytuowanie pryzmy w odległości co najmniej dwóch metrów od brzozy.

Czarny bez (

Sambucus nigra) jest również bardzo dobrym sąsiedztwem dla pryzmy kom-

postowej, ponieważ osusza nadmierną wilgoć i przyspiesza procesy próchnicotwórcze. Zaob-
serwowano wielokrotnie, że dookoła korzeni czarnego bzu wytwarza się doskonała próchnica.
Kwiaty czarnego bzu służą do przyrządzania naparów zalecanych w chorobach gorączkowych
– działają napotnie i moczopędnie. Zewnętrznie stosuje się je do płukania gardła i jamy ustnej
oraz do okładów przy zapaleniu spojówek i brzegów powiek. Odwary z owoców czarnego
bzu działają skutecznie jako środek odtruwający. W chorobach zakaźnych, skórnych i gość-
cowych pomagają w usuwaniu z organizmu szkodliwych metabolitów.

Drzewa iglaste są raczej niepożądane w pobliżu pryzmy, ponieważ hamują procesy humi-

fikacyjne w kompoście. Powodują to substancje terpentynowe zmywane z igieł sosny i świer-
ku. Mają one również niekorzystny wpływ na pszenicę, ponieważ te same substancje terpen-
tynowe ograniczają jej kiełkowanie. Ale mierzwa z igieł sosnowych działa korzystnie na tru-
skawki, wzmacnia ich łodygi, zwiększa urodzaj, poprawia aromat.

Leszczyna (

Corylus avellana) jest szczególnie pożyteczna na pastwiskach, ponieważ od-

strasza muchy od pasących się zwierząt. Krowy też lubią skubać liście leszczyny, co wpływa
na podniesienie ilości tłuszczu w mleku, a jednocześnie ze względu na zawartość taniny
działa oczyszczająco na przewód pokarmowy.

Wiśnia (

Cerasus vulgaris). Korzenie drzewa wiśniowego mają niekorzystny wpływ na ro-

snącą w pobliżu pszenicę, bo osłabiają jej odporność na śnieć zbożową.

Drzewa owocowe. Dobrze jest wysiewać między nimi mieszankę gorczycy i koniczyny.

Dobrym sąsiedztwem są dla nich również szczypiorek, czosnek, cebula, nasturcja, chrzan,
bylica, boże drzewko i pokrzywa.

Ekologiczne zespoły, zharmonizowanych ze sobą ziół, drzew, krzewów, owadów i ptaków,

tworzą razem wspólnoty życiowe, zwane biocenozą. Większość przejawów ingerencji w bio-
cenotyczne układy doprowadza do następstw negatywnych i destruktywnych. Jeżeli nawet
przyczyną tego bywa brak wiedzy o wewnętrznej strukturze biocenozy, to nie łatwo uwierzyć,
że samo wzbogacenie informacji w tym zakresie wpłynie na radykalną poprawę sytuacji. Pod-
stawowym motywem gromadzenia wiedzy rzadko bywa ciekawość albo chęć współdziałania
z przyrodą. Zwykłą intencją w takich przypadkach jest chęć zagarnięcia wyłącznie dla siebie
wszystkich wartości, jakie tworzy biocenoza i całkowitego podporządkowania sobie jej celów
i funkcji. Przy takim stylu myślenia i działania, to co nie wydaje się służyć bezpośrednio
człowiekowi, nie ma prawa do życia ani istnienia. Precyzyjny ład i harmonię przyrody burzy
nie tylko ignorancja, ale przede wszystkim zachłanność, pycha i bezwzględność.

Dlatego przywracanie harmonii między człowiekiem a jego naturalnym środowiskiem,

czyli tworzenie krajobrazu ekologicznego, nie może się obyć bez udziału ludzi skromnych,
mądrych i dobrych.

background image

68

HISTORIA WEGETARIANIZMU

„... nie można wykluczyć domysłu, ż zagrożenie sięga nawet i poza granice naszej Planety,

siejąc jakieś niepojęte spustoszenia w niepojętych układach kosmicznych. Może siła wyzwo-
lona rozpaczą krzywdzonego obiega zakrzywioną stromiznę Wszechświata i wraca z nie-
uchronną precyzją, aby porazić krzywdziciela?”

(Sumienie, mechanizm ochrony ewolucji?)

Maria Grodecka

Zastanawiając się nad początkiem dziejów wegetarianizmu trzeba stwierdzić, że jest on

równie nieuchwytny jak początek historii ludzkości. Może należałoby przedtem zapytać, jak
doszło do tego, że człowiek, istota przystosowana genetycznie do pokarmu roślinnego, zaczął
odżywiać się mięsem. Albo o to, czy gdy rozpoczął swoją egzystencję jako istota ludzka, był
roślinożercą czy drapieżnikiem? Czy jego pierwotnym pokarmem było mięso czy rośliny?

Jakkolwiek ustrój fizjologiczny organizmu człowieka i jego cechy morfologiczne świadczą

o roślinożerności, to opinie na ten temat nie są ostatecznie uzgodnione. Dlatego trudno jest
dziś ustalić czy najdawniejsze zalecenia odżywiania bezmięsnego były czymś zupełnie no-
wym i odkrywczym, czy też nawiązaniem do tradycji wcześniejszej, poprzedzającej obyczaj
jadania mięsa, zaniechanej jednak z niewiadomych przyczyn. Moment odejścia od przyro-
dzonego pokarmu roślinnego musiał być wydarzeniem tak odległym w czasie, że dociera do
nas tylko w postaci legend i symbolicznych mitów. Najstarsze zapiski na ten temat znajdują
się w starożytnych księgach wedyjskich i księgach Starego Testamentu. Ponieważ teksty te
powstawały na przestrzeni kilku tysiącleci, można w nich odnaleźć również i najdawniejsze
ślady wegetarianizmu.

Nurt orientalny – tradycja Bliskiego
i Dalekiego Wschodu

W najwcześniejszych zapisach Wedy są liczne wzmianki dotyczące składania krwawych

ofiar oraz sposobów przyrządzania mięsa ofiarnych zwierząt. Z zapisów tych wynika, że ofiar
domagali się bogowie, którym, jak wierzono, były one potrzebne do podtrzymania nieśmier-
telności. Jako ofiary składano woły, krowy, bizony i konie. W Wedach można znaleźć liczne
szczegółowe informacje dotyczące czasu i sposobu zabijania zwierząt, a także w jaki sposób
je palić, które części ich ciała mogą zjadać ludzie, szczególnie kapłani dokonujący ofiary, a
które mają być przeznaczone dla bogów.

background image

69

Praktyka składania ofiar łączyła się bezpośrednio z pojęciem zasługi religijnej i miała

związek z pośmiertnym losem człowieka. Prawo wstępu do nieba obiecywała tylko tym, któ-
rzy składali liczne ofiary, a dla nie składających ofiar niebo miało być niedostępne.

W tym samym mniej więcej czasie, tzn. około 2 tys. lat p.n.e. krwawych ofiar dokonywano

w wielu miejscach świata: w Południowej Ameryce, w Mezopotamii, na terenie późniejszej
Grecji, w północnej Afryce, na południu Azji. Nie znaczy to, że obyczaj ten nie istniał rów-
nież w innych regionach świata, ale brak jest danych na ten temat. W każdym przypadku jako
przyczynę dokonywania tego obrzędu podawano kategoryczne żądanie bogów. W II i III
księdze Mojżesza można znaleźć te same wskazania co we wczesnych tekstach wedyjskich –
szczegółowe instrukcje dotyczące składania ofiar ze zwierząt. „Następnie kazał przyprowa-
dzić barana na ofiarę całopalną, a Aaron i jego synowie położyli ręce swoje na głowie barana.
Mojżesz zarżnął go i pokropił krwią ołtarz wokoło. Potem Mojżesz rozkroił brana na części,
spalił głowę, te części i tłuszcz. Wnętrzności zaś i nogi obmył wodą. Potem Mojżesz spalił
całego barana na ołtarzu. Jest to ofiara całopalna, woń przyjemna, ofiara ogniowa dla Pana,
tak jak rozkazał Pan Mojżeszowi” (3 Księga Mojżeszowa, 8, 18-21).

Można się głęboko zastanowić nad tym, kim byli ci, którzy formułowali i narzucali Izra-

elitom i innym ludziom na świecie tak drastyczne zalecenia rytuału ofiarnego? Czy może był
to tylko sposób wymyślony przez kapłanów, aby wymuszać na wiernych daniny ze zwierząt?
A może Ziemia przeżyła wtedy okres przedziwnej inwazji nieznanych, potężnych istot, któ-
rym dym palących się ciał był potrzebny do jakichś niewiadomych celów? Dlaczego w księ-
gach Mojżesza stale powraca zwrot, że „jest to woń miła dla Pana”? Czy mięso ofiarnych
zwierząt zawsze było palone, czy może czasem tylko pieczone? Czy ludzie składali ofiary
także i wcześniej, zanim otrzymali boskie zalecenie, tyle tylko, że robili to inaczej? Czy też
zaczęli je składać dopiero na skutek żądań bogów? Czy więc była to tylko zmiana sposobu
znanego im już przedtem zwyczaju, czy też wprowadzenie go jako czegoś zupełnie nowego i
dotychczas nieznanego?

A kim był „Pan”, który udzielał takich instrukcji? Albo ten, który łaskawie przyjął krwawą

ofiarę hodowcy Abla, a odrzucił daninę rolnika – Kaina, złożoną z płodów ziemi? Czy można
wykluczyć, że Kain zabił Abla w obronie mordowanych zwierząt, a nie z zazdrości? Jego
osoba i pamięć o nim zostały przekazane następnym pokoleniom w glorii chwały. Czy jednak
nie stało się tak zgodnie z tą samą prawidłowością, z jaką zwycięzcy obejmują panowanie
również i nad historią i modelują ją tak, aby uwydatnić swoją chwałę, a ukryć hańbę? Świa-
domość kolejnych pokoleń zostaje wtedy obciążona fałszywymi autorytetami i obezwładnio-
na w swoich aspiracjach rozwojowych przewrotnymi wzorcami tego, co godziwe i zasługują-
ce na naśladowanie.

Dla historii wegetarianizmu ważne jest to, że już około 800 lat po Mojżeszu, a ok. 700 lat

przed naszą erą pojawiły się nowe, wręcz odmienne tendencje, zarówno w Indiach, jak i na
Bliskim Wschodzie. W oficjalnej religii Indii, hinduizmie, zaczął obowiązywać zakaz jadania
mięsa. Z początku był to zakaz o charakterze ściśle religijno-kultowym, wykluczał bowiem
jadanie takiego mięsa, które nie zostało przedtem złożone w ofierze. Uboju wolno było doko-
nywać jedynie w postaci ofiary.

W tym samym mniej więcej czasie, to znaczy w kilkaset lat po Mojżeszu, prorocy Starego

Testamentu, Izajasz, Jeremiasz, Ozeasz, Amos, Micheasz też wypowiadają się zdecydowanie
przeciwko składaniu ofiar. Co więcej zaprzeczają, jakoby te ofiary były kiedykolwiek naka-
zywane i zalecane przez Boga. Całą winę za istnienie tego rytuału składają na kapłanów. „Bo
nic nie powiedziałem, ani nie nakazałem waszym przodkom, gdy wyprowadzałem ich z
Egiptu, co d ofiar całopalnych i krwawych” (Jeremiasz, 7, 22-23). „Przestańcie składania
czczych ofiar. Nienawidzę waszych świątyń i obchodów. Stały mi się ciężarem, sprzykrzyło
mi się je znosić. Ręce wasze pełne są krwi” (Izajasz I, 13-15). A Ozeasz tak mówi: „Lubią
ofiary i chętnie je składają, lubią też mięso, które wówczas jedzą, lecz Jahwe nie ma w tym

background image

70

upodobania” (8, 13). W tym też czasie Izajasz przekazuje swoją wizję przyszłego świata,
Królestwa Bożego: „Wilk z jagnięciem będzie paść się razem, a lew tak jak wół będzie jadł
sieczkę, wąż zaś będzie się żywił prochem” (65, 25 i 11, 6-9).

Kontynuacją tego nurtu w Biblii wydają się być zasady życia i postępowania członków

gminy esseńskiej, istniejącej w Palestynie w I wieku p.n.e. i w I wieku po Narodzeniu Chry-
stusa. Ortodoksyjny judaizm traktował ich jako odstępców. Nie składali krwawych ofiar i za
to zabroniono im wstępu do świątyni jerozolimskiej. Podobne zasady jak Esseńczycy wyzna-
wali Ebionici, którzy byli kontynuatorami etyki esseńskiej, żyli i działali w okresie od I do V
wieku. Ebonici opierali się już nie tylko na wypowiedziach proroków Starego Testamentu, ale
również na tych fragmentach ewangelii, po których ślad pozostał w apokryfach.

W tym mniej więcej czasie, gdy Jeremiasz i Ozeasz głosili swoje objawienia na Bliskim

Wschodzie, w Grecji w VI w. p.n.e. powstał nowy kierunek filozoficzny, którego twórcą i
inicjatorem był Pitagoras. Tak samo jak prorocy Starego Testamentu i mędrcy wedyjscy pro-
testował przeciwko składaniu ofiar ze zwierząt i przeciwko jadaniu mięsa. W „Metamorfo-
zach” Pubiusa Ovidiusa Naso znajduje się wypowiedziana w poetyckiej formie relacja poglą-
dów Pitagorasa. Stwierdza on m.in., że ludzie tak łatwo przypisują bogom własne chęci i ob-
ciążają ich własnym okrucieństwem.

„Nie dość zbrodni, lecz winią i bogów pospołu,
Ręcząc, że pragną śmierci robotnego wołu,
czystą ofiarę byka, świetnego urodą,
(Bo piękność nawet szkodzi) przed ołtarze wiodą
Pyszny wstęgą i złotem, słucha próśb do bogów,
Widzi jak mu ciskają na czoło wśród rogów
Zboże, na które robił; wziąwszy między oczy
Cios śmiertelny, nóż, może widziany, krwią broczy.
Wtem z drgającego ciała wyrwawszy jelita,
Patrzy na nie ofiarnik i myśl bogów czyta.
Skądże tych wzbronionych potraw przejął was głód srogi?
Wstrzymajcie się i moje szanujcie przestrogi”.

Około VII wieku p.n.e. pojawiają się w Upaniszadach pierwsze wzmianki o reinkarnacji i

w tym samym mniej więcej czasie rodzą się tendencje wegetariańskie. Niektóre sagi hindu-
skie, choć nie było ich wiele, zaczynają się inwokacją będącą wezwaniem do wegetarianizmu.
W V wieku dokonał się w Indiach głęboki przełom spowodowany powstaniem buddyzmu i
dżainizmu. Obie te religie bardzo mocno podkreślały świętość wszelkiego życia, również i
życia zwierząt.

Podstawą etycznych zaleceń Buddy jest ahimsa czyli zakaz zabijania i krzywdzenia jakiej-

kolwiek żywej istoty, bez względu na to czy jest ona człowiekiem, czy zwierzęciem, naszym
przyjacielem, czy wrogiem. Wśród wypowiedzi Buddy, zapisanych przez jego uczniów, znaj-
dują się liczne wskazania, które wyraźnie i jednoznacznie wykluczają zabijanie zwierząt i
jadanie ich mięsa. Jedna z nich brzmi następująco: „Dopóki nie zapanujesz nad swoim umy-
słem na tyle mocno, aby nawet sama myśl o tej brutalnej niegodziwości, o zabijaniu była ci
wstrętna, nie uciekniesz nigdy przed więzami życia świeckiego”.

Zresztą, jeszcze i przed Buddą, a już w szczególności po jego odejściu, wszyscy mistrzo-

wie duchowi, guru, stanowczo zabraniali swoim uczniom jadania mięsa, uznając to za nie-
przekraczalną przeszkodę w osobistym rozwoju i dążeniu do uduchowienia. Twierdzili, że
mięso odbiera zdrowie i spokój umysłu, zawiera bowiem toksyny wydzielane pod wpływem
przerażenia jakiego zwierzę doznaje w chwili, gdy jest zabijane.

Od IV wieku n.e. prawo Manu wprowadza zakaz jadania mięsa z okazji składania ofiar.

background image

71

W III wieku, za czasów króla Asioki, buddyzm stał się oficjalną religią Indii. Sam król

Asioka zrezygnował zupełnie z jadania mięsa, a zabijanie zwierząt na królewskim dworze
zostało zabronione. Jednocześnie król Asioka wydał zarządzenie, którego celem była ochrona
lasów. Zakaz wycinania lasów świadczy o tym, że ogałacanie ziemi z drzew zaszło już wtedy
bardzo daleko i doprowadziło do tak znacznego zagrożenia ekologicznego, że stało się
przedmiotem uwagi i troski mądrego Asioki. Intensywne wycinanie lasów mogło być związa-
ne z nadmiernym rozwojem gospodarki hodowlanej, co by świadczyło o tym, że składanie
krwawych ofiar miłe było nie tylko bogom, ale i ludziom, i że w owym czasie apetyt na mięso
rósł niebezpiecznie.

Jakkolwiek pod wpływem zaleceń ahimsy zwyczaj jadania mięsa w Indiach nie ustał cał-

kowicie i od razu, to przestał być tak jak poprzednio religijnym obowiązkiem i zasługą wobec
bogów. Odwrotnie, został uznany za religijne i moralne wykroczenie. Jeżeli nawet ktoś je
jadł, to czynił to raczej ukradkiem bez dotychczasowej ostentacji i bez rytualnej oprawy.

W pierwszych wiekach naszej ery silnym wsparciem dla wegetarianizmu stał się kult

Kriszny. Jego wyznawcy byli ścisłymi wegetarianami, a hinduizm coraz mocniej ulegał jego
wpływom.

W ciągu 200 lat po śmierci Buddy jego nauka zatraciła pierwotną jednolitość. Już w okre-

sie panowania króla Asioki istniało kilkanaście różnych szkół buddyjskich. Spośród nich naj-
większe znaczenie zdobyły dwie: therawada i mahajana. Tradycja therawady żyje do dziś w
Birmie, na Cejlonie, w Laosie, Tajlandii, Kambodży i w Tybecie. W Wietnamie i Japonii
współistnieją obie te tradycje. Natomiast tradycja mahajany najbardziej żywa jest w Chinach.

Każda z tych szkół ma zdecydowanie odmienny stosunek do jadania mięsa. Mnisi buddyj-

scy ze szkoły therawady należą do zakonów żebraczych i jedzą tylko to, co dostają jako jał-
mużnę. Nie są więc specjalnie wybredni, przyjmują każdy ofiarowany im pokarm, w tym
również mięso. Odrzucenie pokarmu byłoby zapewne źle widziane przez ofiarodawców. Nie
wolno im jednak osobiście zabijać zwierząt ani przyjmować potraw z mięsa, które zostało
przygotowane specjalnie dla nich, bo jest już ono uważane za „nieczyste”. Nie jest to więc
wegetarianizm ani ściśle religijny, ani tym bardziej etyczny, a tylko formalny, wynikający z
dokładnego przestrzegania pewnym norm i sformułowań reguły zakonnej. Jednak nawet i te
ograniczenia nie są traktowane zbyt rygorystycznie, o czym świadczy fakt, że w większości
krajów therawady świeccy buddyści jadają mięso właściwie bez żadnych ograniczeń.

Inaczej przedstawia się sprawa w tradycji mahajany. Misi nie żebrzą o jedzenie, tylko

przygotowują je sobie sami, podobnie jak i świeccy buddyści. Od czasów najdawniejszych są
więc ścisłymi wegetarianami. Mówi się, że pierwsi mnisi, którzy przynieśli buddyzm do
Chin, przestrzegali ściśle zasad wegetarianizmu. Mogłoby to świadczyć o tym, że therawada
jest późniejszym odejściem od pierwotnej nauki Buddy, w której zakaz ten obowiązywał
bezwarunkowo.

Zupełnie swoiste stanowisko zajął w tej kwestii buddyzm japoński. W wywiadzie prze-

prowadzonym z jednym z przywódców japońskiego buddyzmu stwierdził on, że wprawdzie
ideałem byłoby nie zabijanie nie tylko zwierząt, ale nawet i roślin. Ponieważ jest to niemoż-
liwe, więc oni zabijają i jedzą i jedno i drugie, traktując to jednak jako „wielki smutek ludz-
kości”. W tej wersji buddyzmu zalecenie ahimsy zostaje wprawdzie teoretycznie podtrzyma-
ne, ale praktycznie zignorowane. Ma to również zapewne niedwuznaczny wpływ na stosunek
buddystów japońskich do ludzi, gdy np. w czasie wojny stają się wrogami ich kraju.

W tym samym mniej więcej czasie co buddyzm powstał w Indiach dżainizm. Według

dżainistów cały wszechświat jest żywy, włącznie ze skałami i kamieniami. Podobnie jak hin-
duizm i buddyzm uznają doktrynę reinkarnacji i karmy oraz obowiązek nie stosowania prze-
mocy wobec żadnej żyjącej istoty. Starają się przestrzegać zaleceń ahimsy w stosunku do
ludzi, zwierząt, roślin i minerałów, a nawet „nigodas”, drobnych, często niewidzialnych ist-
nień, mających tylko jeden zmysł dotyku. Ścieżka zbawienia, według dżainistów prowadzi do

background image

72

oczyszczenia duszy ze skażenia materią, bo jak długo dusza zanurzona jest w materii, stoso-
wanie pewnych form przemocy jest nie uniknione. Każdy bowiem ruch ręki i każdy krok po-
woduje zniszczenie jakiegoś istnienia. Oczywiście, nie wolno jadać mięsa nawet tych zwie-
rząt, które zginęły śmiercią naturalną. Powstrzymanie się od pokarmów mięsnych jest najbar-
dziej dostępną i realną formą przestrzegania zaleceń nie krzywdzenia.

W kulturze Indii wysoką pozycję etyczną i filozoficzną zajmuje prastara tradycja jogi. Się-

ga ona swymi początkami w okres znacznie poprzedzający naukę Buddy. Jednak etyczne jej
zalecenia są całkowicie zgodne z etyką buddyjską, podobnie zresztą jak podstawowe założe-
nia filozoficzne. Etyka jogi wiąże się najściślej z reinkarnacją, karmą i ahimsą, stąd też wyni-
kają moralne przesłanki wegetarianizmu, bo pozbawienie życia jakiejkolwiek istoty obciąża
karmę zabójcy. Zaciąga on w stosunku do swojej ofiary dług, który będzie musiał spłacić w
następnych wcieleniach. Od odpowiedzialności karmicznej nie można się uchylić, w łańcuchu
wcieleń musi zostać w pełni spłacona, każda bowiem dysharmonijna wibracja wywołana
przez człowieka wraca do niego w postaci równie dysharmonijnej.

Według filozofii jogi, cały świat podlega nieustannemu, ewolucyjnemu rozwojowi, w któ-

rym uczestniczą wszystkie żyjące na Ziemi gatunki, każdy zgodnie z właściwą mu prawidło-
wością ewolucyjną. W jogistycznym obrazie świata zwierzęta mają więc swoje określone
miejsce i swoją niewzruszoną pozycję, bo podobnie jak ludzie uczestniczą w łańcuchu kolej-
nych egzystencji. Zabijanie ich powoduje udaremnienie lub przynajmniej opóźnienie ich ga-
tunkowego rozwoju, a to obciąża ludzkość karmiczną winą.

Jedna ze ścieżek jogi, Hatha-joga, zmierza do fizycznego opanowania organizmu przez

uprawianie ćwiczeń oddechowych, asanów, czyli postaw ciała oraz odpowiedniej diety
oczyszczającej i wzmacniającej. Tą dietą jest właśnie dieta wegetariańska. Etyczne i karmicz-
ne uzasadnienia wegetarianizmu znajdują więc dodatkowe wsparcie w zaleceniach hatha-jogi.
Mają one zresztą cel nie tylko higieniczno-zdrowotny. Zmierzają do rozwijania i koordyno-
wania funkcji wszystkich wewnętrznych organów ciała oraz mięśni, stawów, ośrodków ner-
wowych i gruczołów dokrewnych. I to w zakresie znacznie szerszym niż potocznie rozumiane
zdrowie fizyczne. A ten rozwój ciała jest z kolei niezbędnym wstępem do poszerzania zasięgu
świadomości i wyzwolenia się wyższych władz psychicznych.

Dietetyka hatha-jogi odróżnia pokarmy sattwiczne i radżasowe. Do pokarmów radżaso-

wych należą potrawy mocno spieczone, ostro przyprawione, alkohol i mięso. Ich jadanie pro-
wadzi do fizycznego i psychicznego rozkojarzenia i powoduje choroby. Utrudnia, a nawet
niekiedy uniemożliwia uprawianie ćwiczeń jogi, a alkohol i mięso wykluczają jakiekolwiek
postępy na tej drodze. Natomiast pokarmy sattwiczne dają żywotność, siłę i zdrowie, i przy-
czyniają się do rozbudzenia życia umysłowego. Wpływają też korzystnie na zachowanie rów-
nowagi psychicznej i ułatwiają koncentrację. Do pokarmów sattwicznych należą owoce, ja-
rzyny, zwłaszcza naziemne, wszystkie gatunki zbóż, orzechy i inne nasłonecznione płody
ziemi.

Według dietetyki jogi każde pożywienie ma swoją, właściwą mu skalę wibracji energe-

tycznych. Im wyższe wibracje, tym większa wartość pokarmowa. Świeży sok z owoców i
jarzyn ma skalę wibracji taką samą jak kolor ultrafioletowy, natomiast mięso zabitego zwie-
rzęcia jest w skali wibracji niższej od podczerwonej. Joga najbardziej zaleca jadanie takich
owoców i jarzyn, które mogą być spożywane na surowo, a ponadto chleb, kasze, mleko.

Mimo jednoznacznych wskazań religijnych nie wszyscy Hindusi są wegetarianami. W

ostatnich czasach przyczyną tego jest coraz znaczniejszy wpływ Zachodu, który przekazuje
swoje wzory dietetyczne całemu światu. Mimo to wśród mieszkańców Indii jest oczywiście
znacznie więcej wegetarian niż wśród wyznawców religii w innych regionach świata, a
zwłaszcza na Zachodzie. Niemniej jednak pod wpływem obyczajowym presji Zachodu
orientalny wegetarianizm słabnie, jego uzasadnienia tracą moc przekonującą, szczególne
wśród tych Hindusów, którzy się zeuropeizowali lub zamerykanizowali, przejęli oglądy, oby-

background image

73

czaje i zasady etyczne Zachodu. Wegetarianami pozostaje jednak jeszcze ogromna większość
mieszkańców Dalekiego Wschodu, a wśród nich wielu wybitnych hinduskich pisarzy, polity-
ków i przywódców narodu. Są wśród nich: Mahatma Gandhi, Rabidranath Tagore, Shri Mo-
rarji Desai oraz Shrimati Rukmini Devi Arundale. Ta ostatnia, żarliwa obrończyni zwierząt,
napisała: „Milczący krzyk milionów istot powinien brzmieć w naszych uszach głośniej niż
cały zgiełk świata. Czy ci, którzy mają uszy do słuchania, odpowiedzą na to wezwanie i ocalą
nasz kraj od przesądu, że zwierzęta są stworzone tylko dla człowieka i jego przyjemności?
Czy zniesiemy ich niewolnictwo i damy tym dzieciom Boga jedyne prawo, o które one pro-
szą, prawo do miłości i opieki?”.

Mahatma Gandhi jest autorem małej książeczki pt. „Key to Health” (Klucz do zdrowia).

Pisze w niej o tym, jak wielkie znaczenie mają dla zachowania zdrowia czysta woda, powie-
trze, słońce, a także odpowiedni pokarm. „... Z punktu widzenia anatomicznego i fizjologicz-
nego człowiek jest roślinożerny. Jego zęby, żołądek, jelita wskazują na to, że natura przezna-
czyła go na wegetarianina. Dieta wegetariańska oprócz ziarna zbóż i warzyw strączkowych
obejmuje warzywa korzeniowe, bulwy, liście, owoce świeże i suszone. Ponadto orzechy i
migdały. Ja sam zawsze byłem zwolennikiem czystej diety wegetariańskiej”.

Gandhi był również konsekwentnym i nieustępliwym obrońcą życia krów. Nie wyraził

nigdy zgody na ich zabijanie, mimo argumentów, jakie mu podsuwano, że to przecież dla
dobra tych samych ludzi, o których wolność zabiegał i których dobro tak bardzo leżało mu na
sercu. Był zbyt mądry i przewidujący na to, aby nie zdawać sobie sprawy, że wybicie wszyst-
kich bezpańskich krów byłoby tylko akcją doraźną, natomiast mogłoby przyczynić się do za-
kładania w przyszłości hodowli na wzór zachodni i w rezultacie pogorszyć i tak już trudną
ówczesną sytuację gospodarczą Indi. Ponadto spowodować stępienie moralnej wrażliwości
mieszkańców tego kraju, która jest wielowiekowym dorobkiem ich kultury religijnej.

Gandhi w krowie dostrzegał żywe, czujące stworzenie, którego nie należy krzywdzić, tak

samo jak nie należy zabijać i krzywdzić żadnego człowieka. Pisał: „Krowa oznacza dla mnie
cały świat istot niższych od człowieka i rozciągnięcie współczucia człowieka poza jego wła-
sny gatunek. Poprzez krowę człowiek może zrozumieć swoją tożsamość ze wszystkim, co
żyje... Krowa w Indiach jest symbolem jako dawca obfitości. Nie tylko dawała zawsze mleko,
ale także umożliwiała rolnictwo... Jest ona drugą matką dla milionów ludzi. Opieka nad kro-
wą oznacza opiekę nad całym niemym stworzeniem Boga”.

Tradycja szkoły pitagorejskiej

Jednym z najznakomitszych filozofów greckich w okresie przed Sokratesem był Pitagoras

(VI w. p.n.e.). Nie zostawił wprawdzie żadnych pism, ale stworzył słynną w starożytności
szkołę pitagorejską, do której należało wielu wybitnych filozofów, matematyków, astrono-
mów i lekarzy. Nazwiska ich nie zawsze są znane, ponieważ chęć wyróżnienia się i zdobycia
osobistej sławy uchodziła wśród pitagorejczyków za małostkową i naganną. Nauka Pitagorasa
trwała w tradycji jego szkoły zarówno za życia mistrza jak i przez długie wieki potem.

Uczniowie i zwolennicy Pitagorasa nie tylko przekazywali jego naukę, ale również uzu-

pełniali ją własnym osiągnięciami i odkryciami. Wśród najwybitniejszych osiągnięć nauko-
wych szkoły pitagorejskiej trzeba wymienić przede wszystkim odkrycia astronomiczne. Gdy
inni filozofowie tego okresu spierali się o to, czy Ziemia jest płaska czy wklęsła, Pitagoras
udowodnił na podstawie obliczeń matematycznych, że Ziemia jest okrągłą kulą. Odkrył rów-
nież istnienie jej podwójnego ruchu obrotowego, a także regularność ruchów innych planet.
Było to odkrycie tak samo przełomowe i rewolucyjne jak to, którego w dwa tysiące lat potem
dokonał Mikołaj Kopernik.

background image

74

Pitagorejczycy po raz pierwszy używali w stosunku do wszechświata nazwy „kosmos”, co

znaczy po grecku ład. Zaobserwowali bowiem, że panuje w nim porządek, harmonia i celo-
wość. Z matematycznych obliczeń Pitagorasa wyłonił się obraz wszechświata odmienny od
dotychczasowych o nim wyobrażeń. W tym nowym obrazie Ziemia utraciła swoje dotychcza-
sowe, wyjątkowe miejsce, a ludzki sposób rozważania spraw kosmosu nabrał nowego, pogłę-
bionego znaczenia i zyskał szerszy wymiar.

Pitagorejczycy wprowadzili też do swojej filozofii orientalną doktrynę o niezniszczalności

duszy i jej nietrwałym związku z ciałem. Utrzymywali, że ten chwilowy związek duszy z
ciałem ma na celu oczyszczenie duszy i jej dalsze udoskonalenia. Była to więc doktryna rein-
karnacji i karmy.

Integralną część nauki pitagorejskiej stanowił wegetarianizm. Zalecenia odżywiania bez-

mięsnego wynikały z etycznych wskazań teorii karmy oraz z przekonania, że celem życia
ludzkiego jest nie tylko oczyszczenie, ale również udoskonalenie oraz dalszy rozwój umysło-
wy i moralny. Za niezbędny warunek osiągnięcia tego celu uważali zaś umiarkowany tryb
życia. Dieta wegetariańska, która zapewniła zdrowie i ułatwiała przestrzeganie wstrzemięźli-
wości płciowej, stwarzała dogodne warunki do wszechstronnego rozwoju duchowego. Życie
ascetyczne i sprawiedliwe nazywano „pitagorejskim trybem życia”.

Do gorących wielbicieli nauk Pitagorasa należał Platon. Wokół niego skupili się zwolenni-

cy Pitagorasa po śmierci swojego mistrza. Platończycy przejęli wiele z dorobku filozofii i
etyki szkoły pitagorejskiej i dlatego w dialogach Platona można odnaleźć obok wpływów
Sokratesa również i wpływ Pitagorasa. Od niego przejął Platon zasady wegetarianizmu, a o
jego poglądach na ten temat świadczą niektóre fragmenty dialogów. W „Rzeczypospolitej”,
podczas sporu z Glaukonem, Sokrates wymienia pokarmy, jakie będą jadali obywatele ideal-
nego państwa. Są to: mąka, oliwa, ser, cebula, zielone jarzyny, groszek, fasola, figi, jagody.
Kończy mówiąc: „I tak żyjąc w zdrowiu i pokoju, będą umierali w późnym wieku”. Inne wy-
powiedzi nawiązujące do wegetarianizmu są w „Timajosie”, gdzie Platon wielokrotnie wyra-
ża przekonanie, że dieta wegetariańska jest nakazem bogów.

Szkoła pitagorejska w miarę upływu czasu przerodziła się w tradycję pitagorejską. Kulty-

wowali ją przez setki lat uczeni i artyści greccy, rzymscy i aleksandryjscy. Pozostawali też
oni pod wpływem poglądów Pitagorasa, przestrzegając przez całe życie diety wegetariańskiej.
Byli wśród nich: Empedokles, Porfiry, Owidisz, Plutarch, Tertulian i Leonardo da Vinci.
Diety bezmięsnej przestrzegali też starożytni orficy i esseńczycy, a potem gnostycy, neopla-
tończycy i manichejczycy, uznając ją za podstawowy warunek wyższego rozwoju fizycznego
i duchowego.

Plutarch w rozprawie „O jedzeniu mięsa” opowiada się za wegetariańską dietą. Utrzymuje,

że jadanie mięsa przez człowieka jest czymś nienaturalnym, jego ciało nie ma bowiem żadnej
z charakterystycznych cech drapieżników – grubych pazurów, ostrych zębów ani silnego
dzioba. Z tej rozprawki pochodzi fragment, który świadczy o głęboko moralnym i emocjonal-
nym zaangażowaniu autora w tę sprawę. „Co do mnie, to ciekaw jestem, jaki stan umysłu i
uczuć mógł posiadać człowiek, który pierwszy skaził swoje usta krwią i pozwolił, aby wargi
jego dotknęły ciała zamordowanej istoty; kim był ten, który rozłożył na swoim stole pokale-
czone, martwe ciało i domagał się co dzień świeżego pokarmu z tego, co było niedawno istotą
obdarzoną wrażliwością, ruchem i głosem”. Nawiązując też do poglądów Pitagorasa, Empe-
doklesa i Platona sprzeciwia się jadaniu mięsa z pozycji reinkarnacji i karmy. W innej roz-
prawce „Reguły zachowania zdrowia” opowiada się za dietą bezmięsną, uzasadniając to
względami zdrowotnymi.

Wegetarianami było również wielu przedstawicieli szkoły neoplatońskiej, która kwitła w

II-IV wieku n.e. Należeli do niej Plotyn, Porfiry i Jamblich. Porfiry napisał książkę pt. „O
powstrzymywaniu się od pokarmów zwierzęcych”. Wyraził w niej pogląd o jednakowej natu-
rze wszystkich dusz, ludzkich i zwierzęcych, a także o niekorzystnym wpływie mięsa na

background image

75

ludzkie zdrowie. Pisząc o zwierzętach, występował w ich obronie i dowodził, że jeżeli nawet
ich myślą są mniej uporządkowane niż myśli ludzi i od nich uboższe, to nie znaczy, że zwie-
rzęta nie myślą w ogóle. Współczesna etologia potwierdza jego opinię i dziś już wiadomo, że
zwierzęta mają wiele takich samych zdolności umysłowych jak ludzie, chociaż na poziomie
zbliżonym do poziomu dzieci i ludzi raczej przeciętnych, niż tych najzdolniejszych. Konrad
Lorenz określił to w ten sposób, że w człowieku jest całe zwierzę, chociaż w zwierzęciu jest
nie cały człowiek.

Wśród kontynuatorów tradycji pitagorejskiej był również Tertulian, zaliczany do Ojców

Kościoła. Mając 17 lat przeszedł na wiarę chrześcijańską, a w 10 lat potem oderwał się od
Kościoła katolickiego i przyłączył do sekty montanistów. Chrześcijaninem jednak być nie
przestał. Z tego okresu życia pochodzi następujący polemiczny fragment jego pism: „To wła-
śnie w mięsnych daniach kryje się cała wasza nadzieja... Najbardziej szanujecie tych, którzy
zapraszają was na bogate przyjęcia. Wy, ludzie ciała, odrzucanie sprawy ducha. Ale jeżeli
wasi prorocy są przychylni takim zwyczajom, to oni nie są moimi prorokami”.

Rzymski poeta Publius Ovidius Naso cały rozdział w swoich „Metamorfozach” poświęcił

poglądom Pitagorasa, szczególnie doktrynie reinkarnacji i sprawom stosunku do zwierząt.
Pisał:

„Najlepsza matka sypie darami obficie
A tylko krwawe mięso smacznem się wydaje?
Przez ohydne Cyklopów wznawiać obyczaje?
Czyż tylko śmiercią drugich możesz głód łagodzić?
I żarłocznym żołądka zachciankom dogodzić?
Wszak Wiek, co Złotego odziedziczył miano,
W którym zioła jedynie i owoce znano,
Był szczęśliwszym, a jednak nie znał krwi obrzydłej.
Wtedy ptak bezpiecznymi ulatywał skrzydły,
Zając wolny od trwogi śmiało biegał wszędzie;
Wszystko żyło w pokoju, nie bojąc się zdrady.
Ale gdy wynalazca ohydnej biesiady,
Zgodny w szczęśliwym świecie zepsuwszy porządek,
Mięsne spuścił potrawy w żarłoczny żołądek,
Zbrodniom otworzył wrota...”

Największą chlubą i ukoronowaniem później tradycji pitagorejskiej był wielki Leonardo da

Vinci. Przez całe życie pozostawał na diecie wegetariańskiej, a w jego zapiskach można zna-
leźć takie uwagi: „Człowiek jest królem zwierząt tylko dlatego, że jego brutalność przewyż-
sza brutalność zwierzęcą. Żyjemy dzięki śmierci innych, jesteśmy chodzącymi grobami”. A w
innym miejscu: „Od wczesnych lat życia wyrzekłem się jadania mięsa i przyjdzie czas, gdy
ludzie tacy jak ja, będą patrzeć na mordercę zwierząt tak samo, jak teraz patrzą na mordercę
ludzi”. na nim w zasadzie kończy się tradycja pitagorejska, a do głosu dochodzi tradycja ary-
stotelesowska.

Arystoteles był uczniem Platona i podobnie jak cała szkoła platońska zwolennikiem poglą-

dów Pitagorasa i jego zasad etycznych. Z czasem jednak odwrócił się od platonizmu i pitago-
reizmu i stał się najradykalniejszym przeciwnikiem szkoły platońskiej. I w tym właśnie okre-
sie napisał główne swoje dzieła filozoficzne. Wystąpił przeciwko platońskiej nauce o ideach
oraz przeciwko pitagorejskim odkryciom astronomicznym. Zakwestionował też obraz kosmo-
su, który Pitagoras uzyskał na podstawie obliczeń matematycznych i wrócił do geocentrycz-
nej teorii budowy świata. Uzasadniał swój pogląd, powołując się na rozum jako świadectwo
bezpośrednich, zmysłowych obserwacji. Ten pogląd przejęli jego uczniowie, a potem w okre-

background image

76

sie aleksandryjskim Ptolomeusz nadał mu postać systemu astronomicznego. W ten sposób
geocentryczna teoria budowy świata uzyskała rangę naukowego dogmatu na następne prawie
dwa tysiące lat.

Filozofia Arystotelesa wynikał z bezgranicznego zaufania do rozumu i dlatego przyjmował

on, że te prawdy, które dyktuje rozum, nie wymagają już żadnych dowodów. Była to więc
filozofia świadomie dogmatyczna. Na podstawie jego pism nie można wprawdzie określić,
czym jest rozum i po czym można poznać, czy ktoś go ma, czy nie ma. Do dziś zresztą kwe-
stia ta nie została jednoznacznie rozstrzygnięta. Definicja rozumu nie istnieje.

„Raczej nie bardzo jesteśmy zorientowani, co to w ogóle jest racjonalność – pisze profesor

Włodzimierz Sedlak. Pewne, że racjonalne jest jedynie to, co nam się wydaje. Każdy ma
swoją własną „widzimisiową racjonalność”. Wiadomo tylko, że mówienie o kimś, że ma ro-
zum, jest formą wyrażania pochwały dla niego za to, że myśli to samo co my i że jest oczywi-
ście przez to znacznie lepszy od tych wszystkich, którzy rozumu nie mają. Nierozumnego ma
się prawo zlekceważyć i skrzywdzić. Jako kolejny pewnik, nie wymagający dowodu, uznał
Arystoteles, że ludzie mają rozum, a zwierzęta go nie mają (De Anima II, 3). I ten dogmat
również przetrwał wiele wieków i zaciążył na świadomości następnych pokoleń.

Poglądy Arystotelesa zostały potem przekazane erze nowożytnej za pośrednictwem filozo-

fii Tomasza z Akwinu. Przejął on większość podstawowych twierdzeń i założeń filozofii Ary-
stotelesa, powtórzył za nim także i to, że zwierzęta nie mają rozumu. Od siebie dodał, że brak
ten zwalnia człowieka nie tylko od wszelkich moralnych obowiązków wobec nich, ale odmó-
wił im nawet prawa do daniny miłosierdzia (Summa Theologica – 65, 3, cytowane w książce
Petera Singera, 1975).

Opinie te miały niekorzystny wpływ na stosunek ludzi do zwierząt w całym okresie nowo-

żytnym i współcześnie. Pozostawiły je zupełnie bezbronnymi wobec ludzkiej bezwzględności
i zachłanności. Sankcjonowały wyniosłość i pychę człowieka w stosunku do innych żyjących
stworzeń i w znacznej mierze przyczyniły się do utrwalania jego izolacji wśród ziemskiej
przyrody. Pogląd Arystotelesa ustawił ludzi na pozycji bardzo wysokiej i odległej, a w rezul-
tacie znaleźli i oni nie tyle ponad całym istnieniem, co poza resztą świata żywych istnień i
poza zasięgiem moralnych obowiązków wobec swego naturalnego środowiska.

Założenie o wyjątkowej pozycji człowieka odegrało w moralnej edukacji następnych wie-

ków taką samą rolę, jaką odgrywają nauki niektórych rodziców, pełnych pychy i wyniosłości,
gdy wpajają swojemu dziecku, że jest ono inne, wyjątkowe, mądrzejsze i ważniejsze od pozo-
stałych dzieci. Gdy takie dziecko musi potem przeżyć życie wśród ludzi, obciążone tym prze-
konaniem o własnej nieskończonej przewadze nad nimi, popada w ciągłe konflikty z otocze-
niem. Samo postępując niewłaściwie, oskarża o to innych, krzywdzi ich, czując się skrzyw-
dzone, błądzi, będąc przekonane, że to inni wprowadzają je w błąd. Nie potrafi znaleźć dróg
miłości do tych, którzy mogliby go kochać i których ono mogłoby kochać. Pozostaje wreszcie
samo, jako nieakceptowany szkodnik i niszczyciel, przedmiot nienawiści tych, których sam
niszczy. Nie czyni tego zresztą ani z potrzeby, ani z rozsądku, a tylko dlatego, że zostało źle
przygotowane do życia wśród innych. Ta fałszywa świadomość czyni go złym i nieszczęśli-
wym, skazuje na osamotnienie, zrywając więzy miłości i współczucia.

Arystoteles, wyniesieniem człowieka i jego wyjątkowej rozumności ponad wszystkie inne

czujące stworzenia, wykopał przepaść między ludźmi a pozostałym światem istot żyjących.
Zaważyło to niekorzystnie na kierunku dalszego moralnego rozwoju ludzi, uczyniło ich wy-
niosłymi i bezwzględnymi nie tylko dla zwierząt, ale i dla całej przyrody oraz dla siebie na-
wzajem. Do dziś trwa ten wpływ i jest tak silny, że ci wszyscy, którzy pragną pojednać się z
przyrodą i szukają do tego filozoficznego uzasadnienia, sięgają do kultu Kriszny albo mazda-
izmu, prastarej religii Zoroastra. Widać to na przykładzie niektórych grup wegetarianów oraz
zwolenników naturalnej uprawy ziemi. Obecnie do świadomości wielu dociera już fakt, że do
odnalezienia się człowieka w świecie konieczne jest zrozumienie jego powinowactwa z zie-

background image

77

mią i wszystkim, co na niej żyje. Zrozumienie, że przewaga ludzkiej inteligencji ma służyć
nie po to, aby lekceważyć, wykorzystywać i niszczyć, ale żeby się opiekować i pomagać.
„Człowiek bada całą biosferę – pisze Włodzimierz Sedlak (1984) – o poznaniu własnej natury
tylko marzy. Już kiedyś stworzył geocentryzm astronomiczny z antropocentrycznym ustawie-
niem siebie wśród ciał niebieskich. W imię nauki musiało się to przekonanie zakończyć.
Obecnie antropocentryzm przeniósł się z astronomii do biologii. I znowu w imię nauki trzeba
będzie wyburzyć to przekonanie”.

Cały okres średniowiecza i nowożytności pozostawał pod tak przemożnym wpływem Ary-

stotelesa i Tomasza z Akwinu, że w tym czasie problemy moralnych obowiązków ludzi wo-
bec zwierząt były podejmowane bardzo rzadko. Najczęściej wtedy, gdy któryś z filozofów
chciał wysunąć dodatkowe argumenty na korzyść nieskończonej przewagi człowieka nad
zwierzętami, która uzasadnia i sankcjonuje jego pogardę i bezwzględność dla nich. Karte-
zjusz, klasyczny wyraziciel tendencji filozofii nowożytnej, wypowiada pogląd, że zwierzęta
są czymś w rodzaju maszyn i nie mogą odczuwać żadnych wrażeń. Nie trzeba więc liczyć się
z ich głosem i zachowaniem, które mogłoby wskazywać na to, że cierpią. Tę bezwzględność
tłumaczy, powtarzając stary argument Arystotelesa, że zwierzęta nie mają rozumu, a dowo-
dem tego ma być da niego fakt, że nie umieją mówić. Do tej wypowiedzi nawiązują dwaj
późniejsi myśliciele: Wolter i Jeremiasz Bentham. Wolter pyta: „A czy gdyby zwierzęta
umiały mówić, ośmielilibyście się je zabijać i zjadać?” Bentham zaś stwierdza, że z punktu
widzenia moralnego, nie ma znaczenia czy zwierzęta są czy nie są rozumne, a tylko to, czy
potrafią cierpieć.

Nawet Immnuel Kant ugiął się pod panującą presją klimatu pogardy i bezwzględności dla

zwierząt. Ten wielki moralista, który uznawał tylko dwa niepodważalne pewniki: „niebo
gwiaździste nade mną i ideał moralny we mnie”, w tej sprawie sprzeniewierzył się własnym
ideałom etycznym, a ponadto i logice rozumowania. Stanowisko swoje wobec zwierząt sfor-
mułował krótko i dość okrutnie: „A co się tyczy zwierząt, to nie mamy w stosunku do nich
wyraźnych obowiązków. Zwierzęta nie są świadome siebie, są po prostu środkiem do celu.
Tym celem jest człowiek”. To oświadczenie jest niezgodne z podstawową zasadą moralnej
teorii Kanta, która głosi, że powinniśmy traktować każdego jako cel sam w sobie, a nigdy
jako środek do celu. Zwierzęta jednak wyłącza się z tej zasady na podstawie założenia, że nie
są one istotami rozumnymi. Chociaż w tym przypadku spór o to, czy zwierzęta są, czy nie są
rozumne, nie ma w ogóle znaczenia, ważne jest, jak zauważył trafnie Bentham, tylko to, że
potrafią cierpieć.

To wyniosłe odizolowanie człowieka od całego środowiska ziemskiego, zaciążyło fatalnie

również i na kierunku dalszego rozwoju nauki i techniki. Każda forma eksploatacji przyrody,
najbardziej nawet drastyczna i brutalna, zostaje z góry usankcjonowana przekonaniem o wy-
jątkowej pozycji, górującego nad nią nieskończenie i mającego prawo do tego, aby ją sobie
całkowicie podporządkować. Dopiero w ostatnich latach takie stanowisko jest stopniowo
przezwyciężane przez koncepcje całościowego traktowania biocenozy i biosfery.

Coraz silniej dociera do powszechnej świadomości zrozumienie, że środowisko ludzi

ukonstytuowane jest nie tylko z elementów chemicznych, biochemicznych i elektromagne-
tycznych, i że liczą się w nim nie tylko bodźce mechaniczne i fizykalne, ale że obejmuje ono
również każdy przejaw życia, mikro– i makroorganizmy, a wymiana oddziaływań między
nimi ma charakter nie tylko mechaniczny, chemiczny i fizykalny, lecz również energetyczny i
psychiczny. Dlatego przywracanie czystości skażonemu środowisku wymaga eliminowania
chemicznych toksyn tak samo jak i złych myśli, wyziewów pychy i arogancji, całej sfery ne-
gatywnego oddziaływania psychicznego, a zastępowanie ich szacunkiem i miłością nawet dla
tych najmniejszych.

Taki ideał środowiska oznacza powrót do pitagorejskiej wizji świata, tego świata który jest

ładem.

background image

78

KRZYWDA ZWIERZĄT JAKO PROBLEM MORALNY

„Hodowla przemysłowa! – Najpierw zostają wtłoczone w istnienie, wepchnięte w życie in-

seminacją lub inkubacją. I od tej chwili aż do końca trwają w przerażeniu i udręce. Świat jest
jednolitym koszmarem oblepiającym ciasno ich strach i cierpienie. Nie ma kogo prosić, nie
ma na co liczyć, opór jest bezsilny, ucieczka niemożliwa, śmierć nieunikniona, strach bez
pociechy, rozpacz bez ukojenia, męka bez zadośćuczynienia. Najwyższą, ostatnią instancję
zwierzęcego Kosmosu reprezentuje Człowiek-Rzeźnik. Umierają w przekonaniu, że Bóg jest
oprawcą. Z niebiańskich wyżyn ludzkiego wspaniałego i niepojętego świata, zamiast oczeki-
wanego gestu opiekuńczej dłoni, spada na bezbronny kark – dźwignia gilotyny”.

(Lektury i pomyślenia – maszynopis)

Maria Grodecka

Gehenna

Rzadko kto zdaje sobie sprawę, jakimi drogami trafia mięso na jego talerz albo mleko do

szklanki. Niewielu zastanawia się nad tym, że ceną za ten pokarm jest śmierć i cierpienie
zwierząt. W całym świecie każdego roku ginie w rzeźniach ponad 20 miliardów krów, cieląt,
świń, drobiu i innych zwierząt. A każda ta śmierć jest poprzedzona osobną, indywidualną
męką, strachem i bólem.

„Wielu ludzi obecnie ucisza skryty niepokój i trwa w stanie samozadowolenia, żywiąc

przekonanie, że zwierzęta są w rzeźniach zabijane „humanitarnie”. W ten sposób uwalniają
się od wszelkich etycznych zastrzeżeń wobec faktu jadania mięsa. Niestety, nic nie jest bar-
dziej odległe od rzeczywistych faktów życia i... śmierci.

Całe życie zwierząt przeznaczonych na pokarm i pozostających w hodowlanej niewoli jest

nienaturalne. Począwszy od sztucznych narodzin, sprowokowanych inseminacją, brutalnej
kastracji i stymulacji hormonalnej, karmienia nieprawidłową dietą w celu szybszego utucze-
nia, aż do ostatniej długiej podróży w warunkach skrajnej niewygody, podróży zmierzającej
do ostatecznego końca. Ciasna przegroda, paniczny strach i przerażenie, elektryczny cios,
wszystko to stanowi część „najnowocześniejszego” systemu hodowli zwierząt, ich transportu
i uboju. Aby akceptować to wszystko i sprzeciwiać się jedynie nadmiernej brutalności ostat-
nich kilku sekund życia zwierzęcia, wystarcza używanie obłudnego słowa „humanitarny”.
Gdy przyjmujemy do wiadomości fakt „humanitarnego uboju” uznajemy, że wszystkie inne
elementy cierpienia zwierzęcia mogłyby pozostać takie same, nie wywołując z naszej strony
żadnego sprzeciwu. Rzadko zdajemy sobie sprawę z tego, w jaki sposób zwierzę, którego

background image

79

mięso zjadamy, zostało wyhodowane, przetransportowane i zabite. Bo nie zawsze i sam ubój
jest dokonywany tymi nowoczesnym „humanitarnymi metodami” (Facts of Vegetarianism).

Te fakty, najczęściej wstydliwie przemilczane lub ignorowane, docierają jednak ostatnio

do coraz szerszych kręgów ludzi we wszystkich krajach na świecie. Dla wielu z nich jest to
zupełnym zaskoczeniem, są zdumieni i przejęci grozą, nigdy dotąd nie myśleli, że ich co-
dzienny pokarm, który uważali za taki zwykły i normalny, zostaje okupiony niekończącą się
udręką i przerażeniem czujących istot. Czasem nagle zrozumienie bezmiaru ich męki przy-
chodzi jak olśnienie. Trudno pojąć, że do tej pory tolerowaliśmy ten koszmar tak łatwo i bez-
trosko. Najczęściej ci, do których to dotarło, przestają od razu jeść mięso, aby chociaż osobi-
ście wycofać się ze zbiorowej odpowiedzialności ludzi za dziejącą się zwierzętom okrutną
krzywdę. Liczba wegetarian na świecie potroiła się w ciągu ostatnich kilku lat i dalej wzrasta
z roku na rok.

Innym nie wystarcza to, że sami nie jedzą mięsa, pragną i drugich zjednać dla tej sprawy,

zarazić ich własnym współczuciem, przekonać. Wstępują do stowarzyszeń wegetariańskich
lub sami organizują nowe stowarzyszenia, piszą artykuły na ten temat i książki. Wielkiego
rozgłosu nabrała ostatnio w całym świecie książka Petera Singera pt. „Animal Liberation”
(Wyzwolenie zwierząt, 1975). Jej autor jest profesorem etyki w Melbourne. Drugą napisał
wspólnie z amerykańskim dziennikarzem Jimem Masonem, nosi ona tytuł „Animal Factories”
(Fabryki zwierząt, 1982) i jest wstrząsającą relacją sytuacji zwierząt hodowlanych we współ-
czesnym systemie przemysłowym.

Zanim zostaną dowiezione do rzeźni przeżywają gehennę okresu tuczu lub użytkowania

mlecznego. Krowy całe życie spędzają w zamknięciu, umieszczane w ciasnych boksach, na
podłodze z betonu lub perforowanej blachy. Nieodpowiednie podłoże powoduje, że chorują
na zapalenie racic, co sprawia im niesłychany ból i wiele z nich stoi wtedy przez całe dnie na
ugiętych kolanach. Boksy, w których przebywają, są tak ciasne, że gdy krowa kładzie się,
żelazne pręty wbijają się głęboko w jej ciało. Karmione treściwą paszą chorują na wątrobę, co
jest jeszcze jedną przyczyną bólu. Hodowcy nie biorą w ogóle pod uwagę wszystkich tych
uciążliwości i udręk, bo dopóki taka forma hodowli jest opłacalna, nie widzą powodu, aby
dokonywać jakichkolwiek zmian. Angielska pisarka Brigid Brophy tak komentuje tę sytuację:
„Wydaje nam się wprost niewiarygodne, że greccy filozofowie, którzy tak wnikliwie anali-
zowali problemy dobra i zła, nie dostrzegali nigdy tego, jak niemoralnym systemem jest nie-
wolnictwo. Może za następne trzy tysiące lat równie niewiarygodne wyda się to, że do naszej
wyobraźni nie dociera moralny aspekt systemu ciemiężenia i udręki zwierząt”.

Jeżeli czasem hodowcy decydują się na dokonanie poprawy warunków życia zwierząt, to

tylko wtedy, gdy istnieje obawa, że nadmierna ich śmiertelność może spowodować finansowe
straty. Nie dotyczy to jednak kurcząt, bo nawet najdrastyczniejsze ich niewygody nie skła-
niają hodowców do jakichkolwiek zmian. Nieprawdopodobne stłoczenie w klatkach lub na
podłodze wielkich hal powoduje śmiertelność dochodzącą do 20%. Obliczono jednak, że na-
wet jeszcze większa śmiertelność wypada taniej niż stworzenie im dogodniejszych warunków
życia. Pod koniec dziesiątego tygodnia życia każde kurczę ma dla siebie nie więcej miejsca
do stania niż kartka w notesie. Ulegają wtedy stresom, atakują się nawzajem, a nawet zjadają.
Aby temu zapobiec, przycina się im dzioby rozpalonym ostrzem. Taka operacja nazywa się
debeaking. Gdy są już gotowe do konsumpcji następuje transport do rzeźni. Zostają wrzucane
ciasno do klatek, jedne na drugie i tak przebywają swoją ostatnią drogą w przerażeniu i udrę-
ce. W rzeźni zostają zawieszone za nogi na ruchomej taśmie. Taśma się przesuwa, a pracow-
nik dokonujący egzekucji wsuwa każdemu kurczęciu do dzioba skalpel i przecina tętnicę
szyjną. Wisząc głową w dół umiera ono wskutek zadławienia się własną krwią.

Równie okrutna jest procedura transportu i uboju krów. Platformy do ich przewożenia są

najczęściej przeładowane, zwierzęta jadą więc stłoczone, narażone na mróz lub upał, a po-
nadto bardzo brutalnie traktowane przez konwojentów. Przy gwałtownym ruszaniu lub ha-

background image

80

mowania ciężarówek często padają i łamią nogi. Czasem spędzają w samochodach 2-3 dni,
nie pojone i bez jedzenia. Gdy oczekują w rzeźni na egzekucję przez całe nieraz godziny,
trwają w przerażeniu, czując zapach krwi i słysząc głosy bólu tych, które poszły na śmierć
przed nimi. Często płaczą. Ulegają licznym stresom, które w technicznym języku hodowla-
nym nazywają się „stresem samotności” występującym u cieląt oddzielonych od matek, lub
„stresem transportowym”. W stanie stresu obserwuje się wzmożoną akcję serca, zaburzenia
czynności układu krążenia, układu oddechowego i pokarmowego. A już po kilku dniach
oczekiwania na ubój w pobliżu miejsca egzekucji występują przypadki owrzodzenia żołądka,
powiększenia wątroby i inne objawy chorób powstających na tle nerwowym.

Takie są fachowe diagnozy tego stanu zwierzęcia, który w kategoriach humanistycznych

nazywa się po prostu cierpieniem.

Świnie hodowlane trzymane są w przegrodach tak ciasnych, że nie mogą chodzić, ani na-

wet się obrócić. Jedna z fotografii w księdze Singera przedstawia świnię leżącą w ciasnej
klatce i przymocowaną za głowę łańcuchem do podłogi, aby nie mogła się poruszać porusza-
jąc się bowiem traci na wadze.

Kończąc swoje relacje Peter Singer pisze: „... Większość ludzi woli nie dowiadywać się o

tym, jak giną zwierzęta, które oni potem zjadają. Uważam jednak, że ci sami ludzie, którzy
swoimi zakupami prowokują i wymuszają zabijanie zwierząt, nie mają prawa zasłaniać oczu
na te wszystkie zjawiska, jakie towarzyszą produkcji kupowanego przez nich mięsa. Jeżeli
człowiek wzdraga się nawet przed myśleniem o tym, czym to musi być dla zwierząt, które
całą tę gehennę przeżywają”.

Protest

W całym świecie działa coraz więcej stowarzyszeń, których celem jest obrona zwierząt i

propagowanie diety roślinnej. Ukazują się liczne broszury i apele, mające zwrócić uwagę lu-
dzi na te dramatyczne fakty. „Etyka wegetariańska protestuje nie tylko przeciwko samemu
zabijaniu, ale również przeciwko przemysłowej hodowli, przeciwko poniżeniu zarówno ludzi,
jak i zwierząt, przeciwko transportowaniu zwierząt i ich zabijaniu. Uznajemy za nasz moralny
obowiązek aktywną działalność dla naprawienia tej sytuacji i to nie tylko przez doraźne akcje,
ale przez zniesienie całego bezlitosnego systemu zabijania zwierząt na pokarm dla ludzi”
(Facts of Vegetarianism).

Szczególnie dynamiczny jest ten ruch protestu w Anglii, RFN i Stanach Zjednoczonych. W

Anglii działa Towarzystwo Wegetariańskie (The Vegetarian Society) i ma swoją siedzibę
Międzynarodowa Unia Wegetariańska (The Vegetarian International Union). Obie uprawiają
działalność informacyjną i wydawniczą, a oprócz tego patronują powstawaniu nowych zakła-
dów wytwórczych i usługowych ukierunkowanych na potrzeby klientów wegetarian w dzie-
dzinie spożywczej, gastronomicznej, hotelarskiej, medycznej i innych.

Regularnie ukazują się starannie opracowane broszury informujące o roli wegetarianizmu

w różnych dziedzinach życia m.in. ekonomicznej, zdrowotnej i etycznej. Na okładce każdej z
nich widnieje wydrukowana dewiza międzynarodowego wegetarianizmu, która brzmi: We-
getarianizm to po prostu zdrowy rozsądek i współczucie (Vegetarianism just common sense
and compassion).

Równolegle z nimi działają towarzystwa opieki nad zwierzętami, znane również i w in-

nych krajach, oraz towarzystwa walki z wiwisekcją. Jeden ze znanych arystokratów angiel-
skich ufundował wysokie stypendium dla naukowców, którzy wyłączają ze swoich badań
bolesne doświadczenia na zwierzętach, zastępując je metodami innymi, nie łączącymi się z
cierpieniem i śmiercią zwierząt.

background image

81

Te wszystkie próby przezwyciężenia dramatycznej sytuacji zwierząt współdziałają zgodnie

z programem wegetariańskim, który postuluje całkowitą zmianę eksploatatorskiego i brutal-
nego stosunku ludzi do zwierząt. Opiera się on na przekonaniu, że tylko suma indywidual-
nych decyzji o wyłączeniu mięsa z diety może skutecznie zablokować tryby tej gigantycznej
machiny śmierci i udręki, jaką jest współczesny system hodowli i produkcji mięsa.

Oprócz działalności zorganizowanej, coraz więcej pisarzy i humanistów zaczyna dostrze-

gać doniosłość i zasięg tego problemu. Ogłaszają artykuły i piszą książki. W 1980 roku polski
Instytut Filozofii i Socjologii przygotował cały numer czasopisma „Etyka” (18), w którym
zostały zamieszczone liczne teksty, polskie tłumaczenia dotyczące moralnych aspektów sto-
sunku ludzi do zwierząt; m.in. R.D. Ryder – Szowinizm gatunkowy, czyli etyka wiwisekcji,
S.R.L. Clark – Zwierzęta i ludzie, czyli granice moralności. A także recenzje książek o tej
samej tematyce. Bibliografia współczesnych pozycji związanych z problematyką wegetariań-
ską jest już bardzo bogata. Do tego ruchu coraz liczniej włączają się lekarze. W „Index medi-
cus” hasło „wegetarianizm” ma już od lat swoje stałe miejsce.

Jeszcze pod koniec XIX wieku ukazały się w Anglii dwie cenne książki napisane w obro-

nie zwierząt i zachęcające do wegetariańskiego odżywiania. Obie są teraz tłumaczone i
wznawiane, ponieważ ich aktualność coraz bardziej wzrasta. Pierwsza pt. „Animal Rights”
(Prawa zwierząt), została wydana w 1892 r., a jej autorem jest Henry Salt. Peter Singer tak ją
ocenia: „Obrońcy zwierząt, włącznie ze mną, niewiele mogą dodać do tego, co napisał Salt w
1892 roku. Ale możemy pocieszyć się faktem, że nasi przeciwnicy nie mogą już wystąpić z
żadnymi obiekcjami, z którymi Salt nie rozprawiłby się już przedtem”. Druga, której autorem
jest Howard Williams, nosi tytuł „The Ethics of diet” (Etyka diety) i została wydana w 1883
r., a więc jeszcze przed Saltem. Lew Tołstoj, na którym książka ta zrobiła ogromne wrażenie,
przetłumaczył ją na język rosyjski, opatrując obszernym wstępem. Napisał w nim między
innymi: „Straszne jest nie tylko cierpienie i śmierć zwierząt, ale i to, że człowiek niepotrzeb-
nie tłumi w sobie wyższe zdolności duchowe – uczucia życzliwości i współczucia dla innych
żyjących istot, podobnych do niego samego – gwałcąc własne uczucia, staje się okrutny”.

Wśród współczesnych wegetarian można wymienić tak wielkich pisarzy jak Bernard

Shaw, Albert Schweitzer, Anie Besant, Romain Rolland i wielu innych. Albert Schweitzer
powiedział: „Dopóki ludzkość nie potrafi rozszerzyć kręgu swego współczucia i włączyć w
niego wszystkie żyjące istoty, nigdy sama nie zazna pokoju”. Romain Rolland w książce „Jak
Krzysztof” zamieścił płomienny protest przeciwko krzywdzie i niesprawiedliwości, jakie
spotykają zwierzęta ze strony ludzi. „Dla człowieka niezależnie myślącego, w cierpieniu
zwierząt jest coś nawet trudniejszego do zaakceptowania niż w cierpieniu ludzi. Tu przy-
najmniej wiadomo, że cierpienie jest złem i że ten, kto je powoduje, jest przestępcą. Lecz co-
dziennie zabija się niepotrzebnie tysiące zwierząt, nie mając nawet śladu wyrzutów sumienia.
A przecież jest to niewybaczalna zbrodnia. Już ona sama jest usprawiedliwieniem wszystkich
cierpień, jakie mogą być udziałem ludzi. Woła ono o pomstę na rodzaj ludzki... Jeżeli nie ma
sprawiedliwości wobec słabszych i pośledniejszych, wobec biednych stworzeń, których za-
gładę przedkłada się nad humanitaryzm, to znaczy, że nie istnieje nic takiego jak dobro, nic
takiego jak sprawiedliwość”.

Postulaty etyczne i żywieniowe bardziej jeszcze radykalne niż wegetarianizm wysuwa we-

ganizm, głosząc potrzebę eliminowania z diety nie tylko samego mięsa, ale również innych
pokarmów pochodzenia zwierzęcego – jajek i mleka. Weganie uważają bowiem, że przemy-
słowe hodowle krów mlecznych i kur niosek powodują tak samo okrutne cierpienie i niewolę
tych zwierząt, jak hodowle na rzeź. A gdy krowy z hodowli tracą mleko, a kury przestają zno-
sić jajka, są skazane na ten sam los co zwierzęta rzeźne. Od 1940 roku istnieje w Anglii To-
warzystwo Wegańskie, które propaguje zasady żywienia wyłącznie roślinnego. Serena Coles,
która jest prezesem tego stowarzyszenia, pisze tak: „Jesteśmy przekonani, że obecnie zostało
już dostatecznie dowiedzione, że śmierć i cierpienie głęboko czujących istot, w celu dostar-

background image

82

czania człowiekowi pokarmu lub innych produktów, są całkowicie niepotrzebne. Odwrotnie,
wiemy, że dalsza eksploatacja zwierząt wyrządza krzywdę nie tylko zwierzętom, ale i samym
ludziom. Wiąże się bowiem z marnotrawieniem skąpych już zasobów potrzebnych pilnie do
zaspokojenia głodu świata. Prowadzi do niszczenia środowiska i w ten sposób zagraża całemu
życiu. A przede wszystkim podcina korzenie wiary w Miłość, Sprawiedliwość i Miłosierdzie,
wiary, która stanowi sedno wszystkich religii, filozofii i dążności humanitarnych”.

Zwierzobójstwo

Można by zapytać, jak to się dzieje, że współczesna kultura tak łatwo toleruje koszmar

przemysłowych hodowli, że pogodnie i ulegle znosi ten balast niewiarygodnego barbarzyń-
stwa? Jak to się dzieje, że rozległe budynki rzeźni i fabryk hodowlanych istnieją w tych sa-
mych miastach, gdzie są również sale koncertowe, muzea i galerie sztuki, biblioteki, kościoły
i uczelnie? Dlaczego to sąsiedztwo nie brzmi w ludzkich uszach zgrzytliwym dysonansem?

Aby podjąć próbę odpowiedzi na to pytanie, spróbujmy przyjąć hipotetyczne pojęcie „lo-

katy śmierci w kulturze”, które sformułował Stanisław Lem w wydanej niedawno książce pt.
„Prowokacja”. Pojęcie to posłużyło mu do wytłumaczenia zjawiska hitlerowskiego ludobój-
stwa, które tak łatwo, z zadziwiającą tolerancją było przez kilkanaście lat akceptowane, a na-
wet afirmowane przez niemieckie społeczeństwo. Akcent lemowskiej fantastyki ogranicza się
tu do samej formy książki, będącej recenzją nieistniejącego dzieła pt. „Der Volker-mord”
(Ludobójstwo). Wyimaginowanym autorem tego wyimaginowanego dzieła jest Niemiec,
Horst Aspernicus. Rzecz dotyczy historii ludobójstwa ilustrowanego głównie ludobójstwem
hitlerowskim. Jednak jego analiza nie jest ostatecznym ukierunkowaniem zainteresowań auto-
ra. Ma mu jedynie posłużyć jako przesłanka i dowód prowokacyjnej tezy, że człowiek jest z
natury istotą czerpiącą głębokie satysfakcje z dokonywania mordów i że jego historia jest
wyrazem nieustannego poszukiwania pretekstów do tego, aby je popełniać. Jako taki pretekst
służą najczęściej uzyskiwane z niego korzyści. W istocie są one jednak tylko formą racjonali-
zowania i sankcjonowania dokonywanych gwałtów. Chodzi bowiem o przydanie im pozorów
celowości i nadanie rangi środków, mających rzekomo służyć wyższym, sprawiedliwym ce-
lom...” Ani wyprawom kolonizacyjnym, ani poborom afrykańskiego niewolnika, ani wcze-
śniej wyzwalania Ziemi Świętej, czy rozbiciu państwa Indian południowoamerykańskich nie
patronowała wprost intencja ludobójstwa, jako że szło o siłę roboczą, o nawracanie pogan, o
zabór ziem zamorskich. I rzezie aborygenów oznaczały pokonywanie przeszkód na drodze do
celu. W rzeczywistości jednak wszystkie one były właśnie formami „lokaty śmierci w kultu-
rze”.

Ludobójstwo hitlerowskie, jako kolejna historyczna mistyfikacja, zbudowało cały system

organizacyjny i administracyjny, miało swoje komórki urzędowe i placówki naukowo-
badawcze, a wreszcie miejsce funkcjonowania samego przemysłu śmierci – obozy zagłady.
Wszystkie one zatrudniały urzędników, robotników, naukowców, którzy żyli w glorii dobrze
spełnianego obowiązku. „Zbrodnia, pisze Lem, jeżeli nie jest sporadycznym przekroczeniem
norm, lecz regułą kształtującą życie i śmierć, wytwarza własną autonomię, tak samo jak kul-
tura”. Ludobójstwo hitlerowskie wytworzyło taką właśnie własną autonomię, własne określe-
nia i nazwy, będące „eufemizmami zbrodni”, cały panteon wartości i celów, godnych stoso-
wania wszelkich środków dla ich osiągnięcia. Miało swoją nadbudowę administracyjną i na-
ukową, swoje „szacowne urzędy, sądy, kodeksy, gmachy... rzesze pracowitych biuralistów,
żelazny sztab generalny”.

Każda forma lokaty śmierci w kulturze powołuje się na wartości będące fundamentalnymi

założeniami istniejących systemów, dąży do zachowania pozorów zgodności z nimi, zostaje w
te systemy możliwie ciasno wkomponowana. Przydaje sobie uzasadnienia, czerpiąc z repertu-

background image

83

aru nazw wartości aktualnie najwyżej cenionych, sięga nawet do panteonu tych o najwyższej
randze i znaczeniu. Czyni to w taki sposób, aby to upragnione zabijanie zalegalizować i
uświęcić, podnieść do rangi obowiązku, zasługi, a nawet bohaterstwa. Tak, aby ewentualne
próby jego zakwestionowania można było usytuować wśród wykroczeń przeciwko porząd-
kowi społecznemu lub przeciwko prawowitej władzy. Zdyskwalifikować jako ataki na spo-
łecznie usankcjonowane, nienaruszalne wzory oceniania i podstawowe struktury życia. W
takim zwartym systemie zmistyfikowanej aksjologii nie ma szpar, ani pęknięć, którymi mógł-
by przeniknąć protest albo apel do rozumu, serca, litości, odwołanie się do rozsądku czy
współczucia. „Żadne perswazje i apele, żadne błagania, żadne powoływanie się na ludzką
solidarność, czy na jakiekolwiek okoliczności łagodzące, żadne prośby o miłosierdzie, żadne
dowody bezsensu czy wręcz praktycznej bezskuteczności mordu, żadne argumenty nie zbijają
oprawców z tropu, ponieważ dysponują maszynką pseudouzasadnień...” Każdy taki apel ob-
raca się przeciwko apelującemu, jako dowód jego obrazoburczych napaści na największe
świętości systemu.

Lemowski Horst Aspernicus traktuje hitlerowskie ludobójstwo jako ostatni, kulminacyjny

akord historii ludobójstwa w dziejach obszaru śródziemnomorskiego, od rzymskich wypraw
zdobywczych i łupieżczych, poprzez średniowieczne sądy inkwizycyjne, aż do współczesne-
go terroryzmu. Terroryzm jest według autora prostą kontynuacją hitleryzmu – „dokonuje
mordów w masce obowiązku, wyrzeczeń i sprawiedliwego gniewu”.

Oprócz tych omawianych przez Lema form lokaty śmierci w kulturze można by wymienić

jeszcze inne, jakkolwiek nie wszystkie z nich były realizowane na tak rozległą skalę jak tam-
te. Można by do nich zaliczyć walki rzymskich gladiatorów, hiszpańską corridę, wyprawy
krzyżackie i przez trzy wieki trwające palenie na stosach kobiet podejrzanych o uprawianie
czarów. Każda taka lokata zachowuje wszystkie pozory zgodności z akceptowanym po-
wszechnie systemem wartości i zostaje w ten system ściśle wkomponowana.

Po twierdzeniu, że ludobójstwo dotarło w hitleryzmie „do swojej logicznej końcówki, koń-

cząc się zbiorowym obłędem suicydalnym”, autor zadaje pytanie: „Cóż więcej pozostaje
ludzkości na terenie tych ponurych robót? Jakie jeszcze wymyśli sobie zabawy ze śmiercią
raz zakwefioną, a raz podniecającą krwawym strip-teas’em?”.

Zważywszy na istnienie i sposób funkcjonowania współczesnych fabrycznych hodowli

zwierząt, można by od razu odpowiedzieć na to pytanie: Ta „nowa zabawa” już została wy-
myślona. Kolejną formą lokaty śmierci w kulturze jest zwierzobójstwo.

We współczesnym systemie produkcji żywności ma swoje poczesne miejsce jak również

uporządkowaną wewnętrzną strukturę organizacyjną. Ma także swoją nadbudowę naukową i
administracyjną. Ma też swoje miejsce funkcjonowania samego przemysłu śmierci, są nimi
fermy hodowlane i rzeźnie. A nade wszystko jest z niezawodną precyzją wkomponowane w
system najwyżej cenionych aktualnie wartości. Wśród nich królują: ludzkie zdrowie i dobro-
byt, dotychczasowe osiągnięcia i dalsze postępy nauki oraz jej autorytatywne opinie, a po-
nadto codzienny znojny trud człowieka pracy. W tej formie lokaty śmierci, jaką jest zwierzo-
bójstwo, wszystkie te wartości, jako idole naszych czasów, zostały zaangażowane i wykorzy-
stane. Nowoczesne zdobycze nauki potwierdzają autorytatywnie potrzebę jadania mięsa dla
zachowania zdrowia. Obfitość mięsa i wędlin w sklepach czy na stołach jest oczywistym do-
wodem dobrobytu kraju i każdej rodziny. A wszyscy pracownicy zatrudnieni w placówkach
obsługujących przemysł śmierci – administracyjnych, naukowych i przemysłowych – trudzą
się pracowicie nad wykonywaniem swoich codziennych obowiązków. Otrzymują za to zasłu-
żone wynagrodzenie. Ich pracowitość, wydajność, pomysłowość są cenione i premiowane tak
samo wysoko, jak zalety innych profesjonalistów. Administratorzy, uczeni i robotnicy traktują
to, co robią „jako prawość, jako święty obowiązek, ofiarny mozół i tytuł do chwały”. To
przemianowanie nie tylko sankcjonuje, ale nawet uszlachetnia każde poczynanie, którego

background image

84

realnym efektem jest zwiększenie liczby zwierzęcych agonii. Ale „wobec zbrodni uprzemy-
słowionej całkowicie bezradne stają się tradycyjne kategorie winy i kary...”.

System zwierzobójstwa posługuje się bardzo sprawnie uzasadnieniami z repertuaru nauki:

za jadaniem mięsa przemawiają naukowe względy żywieniowe i zdrowotne, a za używaniem
zwierząt do okrutnych doświadczeń przemawiają względy poznawcze. W takiej ideologicznej
fortecy cały proceder zwierzobójstwa może funkcjonować nie tylko bezkarnie, ale nawet w
blasku świetności.

Żadna forma lokaty śmierci w kulturze nie odbywa się bez klimatu społecznego uznania i

akceptacji. Hitlera podtrzymywało żarliwe „Heil” ogromnej większości niemieckiego społe-
czeństwa. Stosy czarownic płonęły tylko dzięki asyście gromadzącego się dokoła zacietrze-
wionego tłumu. Walki gladiatorów na arenie rzymskiego Koloseum mogły się odbywać tylko
przy aplauzie bijącej brawo widowni i zachwytach rzymskich dam, wieńczących zwycięzcę
kwiatami. Tę rolę przychylnej asysty i zachwyconej widowni spełniają obecnie nabywcy mię-
sa i jego konsumenci.

Nad światem współczesnym zaciążył przemysł cierpienia i śmierci milionów zwierząt.

Przemysł ten funkcjonuje systematycznie, planowo, naukowo, starannie i nowocześnie. Wy-
konywany jest przez wykwalifikowanych, cenionych i dobrze zarabiających fachowców. Nie
oni jednak, nie ci „trudniący się ofiarnie” odgrywają w tym przemyśle decydującą rolę. Jego
siłą napędową i podstawową inspiracją są oczekiwania konsumentów. To właśnie presja po-
pytu podtrzymuje strukturę uprzemysłowionego zwierzobójstwa. To na skutek nieustannego,
nieustępliwego nacisku roszczeń nabywców mięsa działa ona co dzień od nowa, w dostojeń-
stwie prawa i moralności i przy pełnej akceptacji wszystkich, którzy w nim uczestniczą jako
producenci, konsumenci i apologeci.

Istnienie przemysłu hodowlanego, podobnie jak innych, wcześniejszych form lokaty

śmierci w kulturze, wspierają największe potęgi i autorytety świata: prawo, ekonomia, prze-
mysł, religia i nauka. Zwierzobójstwo dokonuje się zgodnie z istniejącymi ustawami i przepi-
sami, z ukształtowanym sumieniem i z osiągniętą wiedzą naukową. Aktorzy codziennego
spektaklu: transportu, uboju, preparowania i dystrybucji, mogą go jednak realizować tylko
dzięki oklaskom zachwyconej widowni. Tak samo jak stosy dla czarownik mogły płonąć tyl-
ko w asyście wyjących uczestników egzekucji, tak samo teraz egzekucje w rzeźniach i na-
ukowych laboratoriach mogą się odbywać jedynie w klimacie społecznej przychylności dla
„empirycznych badań naukowych” i dla „obfitości produkowanego mięsa”.

Hitleryzm skompromitował ludobójstwo na dłuższy czas, zdemaskował jego pseudouza-

sadnienia i ujawnił mechanizm ich konstruowania. Obozy śmierci dla ludzi czy też wezwania
do nowej krucjaty wojennej nie miałyby szans uzyskania powszechnej akceptacji i możliwo-
ści wkomponowania się bez oporu w jakikolwiek system autentycznych wartości. Zbyt silnie
skojarzyły się z hitleryzmem. Nowa forma lokaty śmierci w kulturze musiała odbiegać cał-
kowicie od zdeprecjonowanych wzorów. Nie mogła już dotyczyć żadnej kategorii ludzi, ani w
czymkolwiek przypominać obozów ich zagłady. Jako kolejna jej forma, nie obciążona nega-
tywnymi wspomnieniami, nadała się więc znakomicie przemysłowa hodowla zwierząt. Obozy
zagłady zwierząt stały się po roku 1950 najbardziej dogodną i możliwą do zaakceptowania
nową formą lokaty śmierci w kulturze. Nie nasuwały analogii do tego, co już zostało skom-
promitowane w przeszłości, a ceny i atrakcyjności przydawał im jeszcze fakt, że były takie
nowoczesne i zmechanizowane. Przybrały więc kostium zacnego mozołu i zbożnego trudu dla
dostarczania ludziom żywności, a nauce danych empirycznych. Idealna mistyfikacja, dosko-
nała maska prawie nie do zdarcia.

Snując te gorzkie rozważania, obracamy się wciąż w konwencji prowokacyjnej, hipote-

tycznej tezy Lema. Poruszając się na tym grząskim gruncie, nie sposób otrząsnąć się całkowi-
cie z przygnębiającego wrażenia, że przykłady z historii dawnej i najnowszej w dramatyczny
sposób zdają się ją potwierdzać. Dla sprawy wegetarianizmu teza ta ma jednak przede

background image

85

wszystkim wartość heurystyczną: w tej właśnie konwencji cała zgroza zjawiska zwierzobój-
stwa może zostać przedstawiona w formie równie dramatycznej jak samo to zjawisko. Bez
względu na to, czy tezę Lema uznamy za trafną, czy chybioną i czy zwierzobójstwo potrak-
tujemy jako nową formę lokaty śmierci czy nie. Pozostając jednak nadal w obszarze tej kon-
wencji, pytamy: czy człowiek ma szansę, aby wybronić się od strasznego oskarżenia o nie-
ustanne poszukiwanie pretekstów do popełniania morderstw? Czy to uporczywe znajdowanie
w kulturze coraz nowych kanałów dla bezkarnego zabijania i wciąż ponawiane dorabianie do
tego afirmujących i racjonalizujących uzasadnień jest przejawem prawdziwej ludzkiej natury
czy też jej wynaturzenia? – Ponieważ oczywiście nie sposób udzielić na to pytanie rozstrzy-
gającej odpowiedzi, można tylko postulować: czymkolwiek ono jest, musi zostać świadomie
przezwyciężone! Jeżeli jest rzeczywiście przejawem ludzkiej natury, to należy życzyć sobie
tak radykalnej przemiany tej natury i dążyć do tak głębokiego wewnętrznego przeobrażenia
osobowości, aby osiągnęło ono wymiar mutacji całego ludzkiego gatunku. Jeżeli natomiast
oskarżenie jest zbyt surowe i fałszywe, to wystarczy może tylko zedrzeć z siebie kostium
oprawcy, ujawnić wrażliwość i dobroć i dotrzeć do prawdziwej ludzkiej natury człowieka.

Współczucie

W całej dotychczasowej historii wegetarianizmu, we wszystkich jego nurtach i odmianach,

znaczenie decydujące i ostateczne miały motywy, które trudno byłoby nazwać ściśle etycz-
nymi. Każda decyzja o nie jadaniu mięsa, na zawsze lub tylko przez pewien okres, była po-
dejmowana nie ze względu na dobro zwierzęcia, a tylko ze względu na jakieś dobro człowie-
ka. Były to więc motywy w zasadzie egoistyczne, ukierunkowane ku realizacji celów i aspira-
cji ludzkich. Intencja, aby ocalić życie zwierzęcia, oszczędzić mu strachu i bólu, aby go nie
skrzywdzić, pojawia się tylko sporadycznie i tylko jako wynik indywidualnego odczucia, a
nie zasady. Posty religijne były zawsze formą pokuty i zmierzały do oczyszczenia z win po-
szczącego, natomiast fakt, że wpływało to pośrednio na ocalenie życia zwierzęciu, nie był w
ogóle brany pod uwagę. Dopóki panowało przekonanie, że zasługą i warunkiem nagrody po
śmierci jest składanie krwawych ofiar, składano je bez żadnych oporów, aby tylko tę nagrodę
uzyskać. Wskazań wegetariańskich zaczęto przestrzegać dopiero wtedy, gdy zapanowało
przekonanie, że zabijanie zwierząt nie jest zasługą, lecz właśnie winą i pociąga za sobą karę
dla zabójcy. W wielu kultach zabronione jest jedzenie niektórych gatunków mięsa, ponieważ
są uznawane za „nieczyste”, co oznacza, że plamią tego, kto je zjada.

O szczegółowych zaleceniach dotyczących spożywania mięsa mogły zawsze orzekać tylko

autorytety przewodników duchowych kapłanów i mędrców. Dlatego zapewne dotychczasowe
nurty tradycji wegetariańskiej były zawsze związane z religią lub filozofią. Przestrzeganie
określonej diety, mięsnej lub bezmięsnej, wynikało z prostego podporządkowania się nor-
mom, stosowania do przepisów i zaleceń. Zalecenia te odwoływały się z reguły do dążności i
pragnień osobistych, zawsze coś w zamian obiecywały lub przed czymś ostrzegały. Na przy-
kład obiecywały nagrodę po śmierci, oczyszczenie z win, udoskonalenie umysłowe lub mo-
ralne, opanowanie namiętności, rozwój wyższych władz duchowych, zabezpieczenie od
ujemnych wpływów niskich wibracji mięsa itd.

Współczesny wegetarianizm zachodni jest zjawiskiem zupełnie odmiennym, nigdy dotąd

na szerszą skalę niespotykanym. Punkt ciężkości zostaje w nim przeniesiony z perfekcjoni-
stycznych i eschatologicznych korzyści człowieka na sprawę losu zwierzęcia, które ma zostać
zabite. W odróżnieniu od poprzednio funkcjonujących, egoistycznych motywacji, współcze-
sny wegetarianizm jest bezpośrednią uczuciową reakcją na uświadomienie sobie gehenny
zwierząt hodowlanych oraz praktycznym wnioskiem wysnutym z tego uświadomienia i uczu-
cia. Najistotniejszym jego motywem i inspiracją jest współczucie dla zwierząt żyjących w

background image

86

nieskończonej udręce, pozbawionych jakiejkolwiek nadziei. Współczucie to narzuca się ra-
zem z wrażeniem współodpowiedzialności za tę niezawinioną krzywdę, o której nawet my-
śleć jest trudno, a która jest codziennym udziałem milionów czujących istot. Poczucie budzą-
cej się zgrozy pogłębia zrozumienie, że sprawcami tej krzywdy są ludzie, czyli my! I wtedy
do wyboru diety wegetariańskiej skłania nieodparta potrzeba wycofania się z uczestnictwa w
tym systemie uprzemysłowionej śmierci, odmowa dalszego brania w tym udziału.

Współczucie, jako motyw bardzo osobisty, wyzwala decyzje niezależne od tego, co naka-

zane lub zabronione. Będąc bezpośrednim wewnętrznym impulsem, samo kieruje się ku temu,
co uzna za sprawiedliwe, dobre i słuszne. Dlatego współczesny wegetarianizm jest ruchem
niezależnym, nie wynika z podporządkowania się zewnętrznym zaleceniom czy normom w
zamian za uzyskane dla siebie korzyści. Rodzi się i rozrasta jako suma osobistych, indywidu-
alnych decyzji i samodzielnego wyboru. Obywa się bez autorytatywnych wskazań, jest bez-
pośrednim, kategorycznym imperatywem serca, wrażliwości i wyobraźni.

Przykładem tego nagłego obudzenia się współczucia, które przeobraża całego człowieka,

jego świadomość i sposób życia, jest historia Evy Batt. Opisuje ona wydarzenie, które wy-
zwoliło jej własną decyzję i miało głęboki wpływ na jej dalszy umysłowy i duchowy rozwój.
Pewnego dnia czekała z mężem na pociąg na małej stacyjce, używanej głównie przez miej-
scowych farmerów do transportu bydła. Na jednym końcu peronu stało przywiązanych kilka
krów, a na drugim grupa cieląt. Niektóre z nich były jeszcze takie młode, że z trudem utrzy-
mywały się na swoich długich nogach. Krowy nieustannie spoglądały w kierunku cieląt, za-
chowywały się bardzo niespokojnie, ryczały głośno, a od strony cieląt odpowiadało im ciche,
wzruszające pobekiwanie. Eva zatrzymała jednego z konwojentów, pytając: – Dlaczego ich
pan nie połączy, te zwierzęta są strasznie zgnębione rozłąką?

– Dlatego proszę pani – odpowiedział żartobliwie – że krowy jadą teraz na targ, aby pani

mogła mieć swoje mleko do herbaty, a cielęta będą zabrane od rzeźnika.

– Dlaczego do rzeźnika?
Mężczyzna cierpliwie próbował to wytłumaczyć nieuświadomionej mieszczance: – Proszę

zrozumieć, gdyby te biedne krowy nie miały dzieci, pani nie dostałaby przecież swojego mle-
ka, a nie można trzymać zbyt wielu cieląt. Dlatego właśnie ta reszta zostaje zabita na cielęci-
nę, aby pani mogła mieć swój sznycel na obiad.

„Byłam wstrząśnięta – pisze Eva – nie uświadamiałam sobie, że również i mleko jest przy-

czyną okrucieństwa i uboju. Sądziłam zawsze, że krowy pasą się spokojnie po zielonych łą-
kach, a dobry gospodarz ujmując nadmiar mleka z wymion przynosi im tylko ulgę.

Staliśmy blisko krów, zwróceni do nich plecami. W pewnej chwili odwróciłam się, bo po-

czułam, że jedna z nich położyła swój wilgotny pysk na moim ramieniu. Nie wydała żadnego
głosu, tylko jej rojące się od much oczy spojrzały prosto w moje oczy. I wierzcie mi, ja sobie
tego nie wyobraziłam, stanęłam twarzą w twarz z milczącym błaganiem. To spojrzenie było
zupełnie niepodobne do spokojnego wzroku krów, które widuje się na pastwiskach. W oczach
tej krowy był popłoch i rozpacz. Ona błagała mnie, aby oddać jej cielaka. To cierpienie w
niczym nie różniło się od cierpienia ludzkiego. Ta nie wysłuchana prośba została przy mnie
na zawsze i na zawsze mnie zobowiązywała. Ignorując potem rady i przestrogi trwałam przy
swoim postanowieniu, aby nigdy więcej żadnej krowie z mojego powodu nie odebrano ciela-
ka” (The Vegan Way..., 1981).

Eva Batt podobnie jak wielu innych wegetarian i wegan, została porażona współczuciem,

olśniona zrozumieniem dziejącej się zwierzętom strasznej krzywdy. Ten ogromny ładunek
emocjonalnego napięcia, który kieruje się jedynie i bezpośrednio do przedmiotu litości i żalu,
jest we współczesnym wegetarianizmie czymś zupełnie nowym i świadczy o gwałtownym
rozszerzeniu się zasięgu ludzkiej moralnej wyobraźni. Świadczy też o głębokiej przemianie
sposobu doznawania i oceniania, o przełomowym przeobrażeniu reakcji i postaw. To współ-
czucie, jako doznanie nieuwarunkowane żadnymi osobistymi względami czy rachubami, a

background image

87

dotyczące jedynie cierpiącego i krzywdzonego stworzenia, można uznać za widomy objaw
awansu ludzkiej świadomości, za przekroczenie wysokiego ewolucyjnego progu.

Współczesny wegetariański styl życia i myślenia i cała jego moralna orientacja wyrasta z

głębi ludzkich przekonań, z subiektywnych sposobów oceniania i z bezpośrednich, indywidu-
alnych doświadczeń. Nie znajdując oparcia w tradycji własnej kultury moralnej, religijnej i
filozoficznej, musi szukać go i odkrywać zupełnie od nowa. Aby jednak okrzepnąć i zjednać
sobie szersze zrozumienie i akceptację, musi przebijać się przez opór własnej tradycji oby-
czajowej, przezwyciężać wiele nawyków, stereotypów myślenia i oceniania, przekonań i do-
gmatów. W przeszłości nie ma się na co powoływać, odwrotnie, trzeba wciąż myśleć, oceniać
i działać wbrew zakorzenionym przyzwyczajeniom, wbrew utartym opiniom, wbrew ustale-
niom autorytetów medycyny, etyki, religii i filozofii. A tym wszystkim potęgom można prze-
ciwstawić tylko własną wrażliwość i wyobraźnię.

Z czasem to olśnienie zrozumieniem i odczuciem gehenny zwierząt otwiera dostęp do dal-

szych, nowych obserwacji, również i w innych dziedzinach życia. Patrząc przez pryzmat
współczucia zauważa się różne, nieuwzględnione dotychczas aspekty sytuacji kulturalnej,
ekonomicznej i moralnej współczesnego świata – aspekty niedostrzegane w oglądzie bezli-
tosnym. Lecz gdy się je wreszcie zobaczy, wtedy w całym obrazie życia dokonuje się znaczą-
ca przemiana proporcji spraw. Percepcja współczująca powoduje głębokie przeobrażenia w
gradacji dążeń i osiągnięć, przemieszcza wartości z ich dotychczasowych hierarchicznych
szczebli przydaje ceny jednym, a odbiera ją innym.

Obraz świata, jakim go ludzie „teraz i tutaj” widzą, przygniata swoim twardym, pragma-

tycznym realizmem. Ale szparką w tej nieustępliwej jednoznaczności, luką, przez którą moż-
na dojrzeć zupełnie inną jego postać – jest współczucie. Patrząc przez nią, człowiek też od-
krywa na nowo samego siebie.

Zanim jednak nastąpi olśnienie zrozumieniem krzywdy dziejącej się innym, wynikające z

tego wnioski nie przychodzą nawet do głowy. A nie sposób je przekazać ani wytłumaczyć w
przyjętych powszechnie kategoriach pragmatycznych. Tak samo jak nie można przekazać
głuchemu „na migi” dźwięków słyszalnej muzyki. Gestykulacją tłumaczącego potraktuje on
jako bezsensowną i szaloną, i dalej nie będzie wiedział o co chodzi. Współczucie jest jakby
szóstym zmysłem, umożliwia widzenie wszystkich spraw w nowy sposób – przydaje światu
dodatkowy wymiar.

Współczesny wegetarianizm, kierując się tą trudną do przekazania, współczującą wizją lo-

su zwierząt, przebija się wciąż przez mur oporów i zastrzeżeń. Dlatego prześcignął w żarliwo-
ści i konsekwencji dawne nurty tradycji antycznej i orientalnej. Lansuje zupełnie nowy styl
życia i myślenia, oparty na jednym tylko prostym bezdogmatycznym stwierdzeniu:

„Wegetarianizm to po prostu zdrowy rozsądek i współczucie”.

background image

88


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Grodecka Maria Abyśmy zdrowi byli O filozofii życia i żywienia
Grodecka Maria Zaufać ziemi
Grodecka siewcydobregoju
Maria Grodecka Między obawą a nadzieją
Metoda Dobrego Startu, metody pracy
samosprawdzenie, pedagogika uczelnia warszawaka, podstawy psychologii ogólnej, wykłady Maria Jankows
WARUNKI DOBREGO KONTAKTU Z DZIECKIEM, PEDAGOGIKA
dobre zwyczaje, PRZEDSZKOLE, Dobre zachowanie, Zasady dobrego zachowania
METODA DOBREGO STARTU (1)
Złote zasady dobrego wychowania
Hasek Jaroslav Przygody dobrego wojaka Szwejka t 2
04 metoda dobrego startu zajec Nieznany
chodzi o to aby atmosfera w klasie miała coś dobrego z rodziny godzina wychowawcza kl 5
05 metoda dobrego startu cwicz Nieznany
Dobrego Dnia, Terapia
biuletyn Dobrego humoru Nr 13, Biuletyny Dobrego Humoru
Biuletyn Dobrego Humoru Nr 9, Biuletyny Dobrego Humoru

więcej podobnych podstron