Grodecka Maria Zaufać ziemi

background image

Aby rozpocząć lekturę,

kliknij na taki przycisk ,

który da ci pełny dostęp do spisu treści książki.

Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym

LITERATURA.NET.PL

kliknij na logo poniżej.

background image

2

MARIA GRODECKA

ZAUFAĆ ZIEMI

background image

3

Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000

background image

4

Możesz uniknąć nieszczęść

zesłanych przez Niebo,

ale nie ma ucieczki przed nieszczęściem,

które sami na siebie ściągamy.

(Z KSIĘGI PRZEMIAN – I CHING)

background image

5

PRZEDMOWA

Istnieje w naszej codziennej rzeczywistości fakt zdumiewający. Otóż, nikt chyba nie

zaprzeczy temu, jak ważne dla człowieka jest zdrowie. Do ilu nieszczęść, utraty różnych szans i
okazji oraz związanych z tych korzyści materialnych i niematerialnych, w skali zarówno
osobistej i rodzinnej, jak i społeczno-gospodarczej, w skali krajowej i światowej, prowadzą
choroby, uzależnienia i głód.

Mniej natomiast osób, może poza lekarzami i dietetykami nie zdominowanymi przez miraże

chemioterapii, zdaje sobie sprawę, że głównym czynnikiem (wspomaganym oczywiście przez
właściwy stan umysłu i ruch fizyczny) utrzymania i poprawy zdrowia (czy wyleczenia z
choroby) jest właściwy sposób odżywiania się.

Ludzie zaś odżywiają się bardzo różnie. Co więcej, nie przywiązują do tego na co dzień

większej wagi. Z kolei zaś, co pewien czas, z niektórych kręgów lekarzy i żywieniowców (i nie
tylko) lansuje się coraz to inne poglądy (często zwane teoriami, niesłusznie, gdyż nimi nie są) na
temat wybranych zasad zdrowego odżywiania się. Często też te nowe, rewelacyjne zasady
odżywiania dotyczą jednego lub kilku tylko składników odżywczych czy produktów. Oderwane
są więc od całokształtu sposobu odżywiania się.

Tymczasem od tysiącleci znany był i jest nadal wielu ludziom oraz praktykowany w każdym

niemal zakątku kuli ziemskiej (poza Eskimosami i plemionami nomadów) sposób odżywiania nie
gorszy (mówiąc ostrożnie) pod względami zdrowotnymi, a zdecydowanie lepszy w aspekcie
etycznym, ekonomicznym i ekologicznym – czegóż chcieć więcej – od sposobu odżywiania się
rozpowszechnionego od parudziesięciu lat w kręgu wpływów cywilizacji zachodniej.

Co więcej, coraz liczniejsze współczesne publikacje medyczne i nauki o żywieniu – szkoda,

że głównie tylko zachodnie – a nie „tylko” przykłady dawniej i współcześnie żyjących, dane
historyczne i obserwacje, czy wiedza i praktyka pochodząca z dziedzin nie związanych z nauką
akademicką, jak np. tradycyjna medycyna chińska czy makrobiotyka, coraz bardziej potwierdzają
wyższość, właśnie pod względem zdrowotnym, kierunku odżywiania się, o którym mowa w całej
książce Marii Grodeckiej, i o którym za chwilę. Zresztą niniejsza książeczka Autorki rozważa i
podsumowuje zarówno te wspomniane, jak i inne aspekty dwu zasadniczo odmiennych sposobów
żywienia.

Dodatkowo przypomnę tu fakt kumulowania się skażeń chemicznych, zwłaszcza metali

ciężkich, w kolejnych ogniwach łańcucha pokarmowego w przyrodzie. Jeżeli teraz uświadomimy
sobie, że produkty pochodzenia zwierzęcego, czyli związane z ostatnim ogniwem łańcucha
pokarmowego, kumulują w sobie często wielokrotnie więcej skażeń niż zboża, warzywa i inne
produkty roślinne zjadane przez te zwierzęta, to fakt ten podkreśli tylko dramatyzm, a zarazem
paradoksalność

i

absurdalność

postaw

żywieniowych

najbardziej

wśród

ludzi

rozpowszechnionych.

background image

6

Tym bowiem, od tysiącleci znanym, sposobem zdrowego, a jednocześnie bez wątpienia

wysoko etycznego, ekonomicznego i ekologicznego odżywiania się był i jest wegetarianizm. I to
wegetarianizm oparty, po pierwsze, na spożywaniu tzw. całości pokarmowych, czyli jak dziś
często mówimy, żywności nie rafinowanej (na pewno do takiej żywności nie należą: chleby,
makarony i inne wyroby z białej mąki, biały ryż, cukier czy sól kuchenna), po drugie na zasadach
długiego żucia każdego kęsa bez popijania, jadania prostych, ale zróżnicowanych
pokarmów i tylko wtedy, kiedy się jest głodnym, i… nieprzejadania się.
Podobny walor
zdrowotny miały diety spełniające powyższe warunki, ale w których pojawiało się mięso (zwykle
dziczyzna), jedzone bardzo rzadko, zwykle z okazji ważnych wydarzeń i w niewielkich ilościach.

Co więcej, wegetariański i zbliżone do niego sposoby odżywiania się, o czym Autorka nie

wspomina, nie należały w historii, ani nie należą obecnie do rzadkości. Najbardziej chyba w
świecie renomowana organizacja specjalistów żywienia, Amerykańskie Towarzystwo
Dietetyczne (American Dietetic Association), w przytaczanym zresztą przez Autorkę raporcie –
oficjalnym stanowisku wobec wegeterianizmu – podkreśla fakt, że: „większość ludzkości przez
wielką część swoich dziejów utrzymywała się (…), a znaczna większość ludzkości współcześnie
odżywia się nadal na bazie diet wegetariańskich lub zbliżonych do wegetariańskich”.

Fakt ten jest powszechnie nieznany, bądź przemilczany przez wielu specjalistów.

Opracowania historyczne, zwłaszcza podręczniki, w olbrzymiej większości rejestrują z dziedziny
odżywiania się tylko wydarzenia nadzwyczajne bądź opisują, co znajdowało się na stole
bogatszej, arystokratycznej mniejszości poszczególnych społeczeństw. Daje to całkowicie
fałszywy obraz codziennego życia znacznej większości ludzi.

A zupełnie już innym faktem jest, powszechna tak dawniej, jak i dziś, chęć jadania mięsa

kiedy tylko i ile można, czy też przyczyny jego niejadania. Choć np. Indie mogą być pięknym
przykładem przyjęcia z wyboru wegeteriańskiego sposobu odżywiania się w skali całej kraju. I
znów odmienna kwestią jest, że uczyniły to dawno, za przykładem i przewodnictwem swoich
oświeconych królów i mędrców (riszich) oraz wyższych warstw społecznych. Członkowie tych
bogatszych warstw współcześnie, jak na ironię losu, coraz częściej gustują w zachodnim
sposobie życia i odżywiania się…

Tymczasem klęski masowego głodu w najbardziej ludnych częściach świata, w tym w

Indiach, zlikwidowano bynajmniej nie poprzez zwiększenie produkcji zwierzęcej, ale roślinnej!

Znane są też współcześnie inne przykłady całych społeczeństw ludzi długowiecznych i

zdrowych, jak np. naród Hunzów, mieszkańcy doliny Vilcabamba, czy wielu mieszkańców Płw.
Bałkańskiego i Kaukazu. Łączy ich przede wszystkim (poza tym, że żyją poza miastem, w
dolinach górskich lub podgórskich) sposób odżywiania się. Pokarm ich jest prosty i skąpy, oparty
głównie na ziarnie zbóż, mące razowej, owocach, warzywach i nabiale (w różnym zresztą
stopniu). Mięso, jeśli jadają, to z rzadka i w niewielkich ilościach.

Wegeterianami z wyboru było wielu sławnych ludzi, nie tylko Wschodu, ale i Zachodu, jak

np.: Asioka, Pitagoras, Empedokles, Platon, Plotyn, Diogenes, Plutarch, Owidiusz, Wergiliusz,
Cycero, Herodot i inni starożytni, a z bliższych nam: Leonardo da Vinci, G. B. Shaw, Tołstoj,
Wagner, Einstein i inni, nie wymieniając tu wielkich Nauczycieli ludzkości, których nauki
rozwinięto później w różne formy religii. Istnieją też źródła historyczne, z których wynika, że
pierwsi chrześcijanie i Ojcowie Kościoła (m.in. święci: Augustyn, Antoni, Franciszek z Asyżu,
Hieronim) nie jadali mięsa (co najwyżej rybę podczas ważnej okazji) i traktowali to jako zasadę
etyczną (a także zdrowotną), wynikającą z nauki Chrystusa.

To tyle, aby podkreślić, że Autorka w swoich poglądach i postawie na co dzień nie jest

bynajmniej odosobniona. Z drugiej strony szkoda, że Autorka nie rozwinęła bardziej wątku
Pisma Świętego. Ono w końcu stanowi pisaną podstawę wszelkich zasad etycznych w naszym

background image

7

kręgu kulturowym. Zezwolenie ludziom, po potopie, na jadanie wszystkiego, co się porusza i
żyje, stanowi jedyne w całej Biblii wyraźne sformułowanie, bezpośrednio wkładające w usta
Boga słowa pozwolenia na jedzenie zwierząt (poza rytuałem zjadania mięsa ofiarnego przez
kapłanów). W pozostałych miejscach Pisma Świętego znajdujemy całkowicie przeciwne
stanowisko. Wystarczy przypomnieć pierwotną wypowiedź Boga, zaraz po akcie Stworzenia,
jednoznacznie określającą rodzaj pokarmu, do jakiego powinien się ograniczać człowiek: „Oto
wam daję wszelką roślinę przynoszącą ziarno po całej ziemi i wszelkie drzewo, którego
owoc ma w sobie nasienie: dla was będą one pokarmem”
(Rodz 1, 29). Prawo to zostaje
niedługo potem potwierdzone słowami: „a przecież pokarmem twym są płody roli” (Rodz 3, 18).
A jak ma się ów nieszczęsny tekst zezwolenia do nadanego już później przez Boga V
przykazania Dekalogu: „Nie będziesz zabijał”. Kropka. Bez żadnych ograniczeń tego
przykazania tylko do niezabijania ludzi…

Ponieważ Autorka wybija w swej książce na plan pierwszy właśnie aspekty etyczne i

zdrowotne problemu odżywiania się, tu kilka zdań o aspekcie ekonomicznym i ekologicznym.

Potwierdzam wszystkie dane i tezy dotyczące lapidarnie zarysowanych stron ekonomicznych i

ekologicznych odżywiania się. Dodam zresztą, że Autorka i tak oszczędza Czytelnikowi bardziej
przerażających faktów i wniosków.

Ilu bowiem z nas zdaje sobie sprawę z tego, co jest główną przyczyną wycinania na masową

skalę tzw. lasów deszczowych (zwłaszcza dżungli Amazonii i Afryki), co szybkimi krokami
może naszą Ziemię doprowadzić do globalnego kataklizmu? Że przyczyną tą nie jest chęć
pozyskania drewna – to sprawa marginesowa. Otóż, te wiekowe lasy wycina się przede
wszystkim po to, by na ich miejscu urządzić pastwiska i uprawy zbóż
, warzyw i innych roślin
przeznaczonych na paszę do hodowli zwierząt. A należy wiedzieć, że gleba pozostała po
wycięciu dżungli stanowi cienką i lekką warstwę i w praktyce już po 5 latach rolniczego
użytkowania staje się praktycznie nieurodzajna. Trzeba więc karczować nowe obszary lasu. Na
tej zaś pozostawionej, jałowej glebie dżungla już nie odrasta… I ludzkość traci kolejną część
zarówno swoich „zielonych płuc”, jak i swojego rezerwuaru (a zarazem regulatora obiegu)
słodkiej wody. Traci także gleby, nie chronione już przed erozją przez drzewa…

Nieefektywność ekonomiczna z kolei, odżywiania się bazującego na mięsie, jest dla

ekonomisty szczególnie szokująca. Czy jest bowiem do pomyślenia, aby w gospodarce
opierającej się na zdrowych zasadach ekonomicznych, utrzymywano i, co więcej, rozszerzano (w
skali całej gospodarki) technologie wielokrotnie kosztowniejsze od istniejących, dających
produkty co najmniej równoważne? A taką właśnie absurdalną sytuację stwarza technologia
produkcji i przetwórstwa żywności mięsnej. Krótko mówiąc, taka praktyka przyczynia się w
prosty sposób do kryzysów gospodarczych w słabszym kraju, a znacznego marnotrawienia
zasobów w kraju bogatszym.

Ten rozprzestrzeniający się kierunek żywienia dostarcza jedynie, szacunkowo licząc, 30-40%

pokarmu pod postacią mięsa lub innych produktów pochodzenia zwierzęcego, i to głównie
mniejszości, zamieszkującej rozwinięte czy uprzemysławiające się kraje świata. A wymaga to
przeznaczenia tylko na pastwiska lub uprawy zbóż, warzyw i innych roślin na paszę olbrzymiej
większości ziemi użytkowanej rolniczo w świecie
. W USA ponad 90 %… Co gorsza,
wymagania dotyczące użytkowania ziemi czy zużycia energii i wody są w gospodarce
hodowlanej od 10 do 1000 razy większe
niż w przypadku produkcji równoważnej ilości
produktów roślinnych. Jednocześnie ponosi się olbrzymie nakłady na chlewnie, obory, rzeźnie,
chłodnie, przetwórnie, ich wyposażenie, transport, lodówki w każdym niemal domu Europy,
Ameryki Pn. czy Australii. W rezultacie koszty produkcji, dostawy i przechowywania
wielokrotnie przewyższają analogiczne koszty dotyczące równoważnego pokarmu roślinnego.

background image

8

Wiele by jeszcze można przytaczać danych liczbowych i innych faktów ilustrujących tezy

niniejszej książki. Nie wyręczajmy w tym Autorki, bo i tak czyni to wyśmienicie. Przytoczmy tu
jednak jeszcze jeden ważny fakt.

Otóż, ekologom wiadomo, że zwykle rolnictwo jest źródłem dużo większej ilości

zanieczyszczeń przyrody niż przemysł (sic!). Tymi zanieczyszczeniami są, obok pozostałości
nawozów sztucznych i pestycydów, olbrzymie ilości gnojowicy i innych odchodów zwierzęcych.
W Polsce jest podobnie. Zaś w USA ilość zanieczyszczeń pochodząca z rolnictwa jest
parokrotnie większa od pochodzących z przemysłu, najpotężniejszego w świecie…

W tym kontekście fakt, że Autorka poświęca sporo miejsca problematyce rolnictwa nie tylko

nie dziwi, ale stanowi prawdziwą zaletę książki. Ma rację Autorka, wiążąc postęp w tej
dziedzinie jedynie z rolnictwem ekologicznym. Nie jest przy tym tak bardzo istotne, czy będzie
to rolnictwo biodynamiczne (mające w Polsce już dobre tradycje i wysoko wykwalifikowaną
kadrę naukowców i praktyków oraz własne, prężne stowarzyszenie), czy rolnictwo organiczne,
obywające się w ogóle bez pomocy zwierząt gospodarskich, czy inne, zwłaszcza naturalne (w
rozumieniu M. Fukuoki).

W tym miejscu mogą zaoponować zwolennicy farmeryzacji wsi polskiej, tj. przekształcenia

ok. 2,7 mln (czytaj: wyrugowania w różny sposób ponad 2 mln) rodzinnych gospodarstw
chłopskich – ostoi bytu narodowego i ekonomicznej gospodarki – w ok. 500-700 tys. wielkich
gospodarstw z konwencjonalnymi (czytaj: chemicznymi) uprawami i hodowlą przemysłową. Bo
niby tylko takie gospodarstwa są ekonomicznie opłacalne, a rolnictwo ekologiczne ma o wiele
niższe plony. Takie stanowisko odzwierciedla, łagodnie mówiąc, poważne niedoinformowanie
zwolennika farmeryzacji i przeciwnika rolnictwa ekologicznego. Wiem, że rzeczywistość i
możliwości rolnictwa wyglądają zupełnie inaczej. Więcej materiałów źródłowych
zainteresowany Czytelnik znajdzie choćby w bibliografii niniejszej książki, a także w zwykłym
Roczniku Statystycznym. Sam też znam rolnika biodynamicznego, który jest ekonomicznie
samowystarczalny na tylko 5 ha nie najlepszej ziemi
, bo klasy III i IV, utrzymując czterech
dorosłych i co najmniej dwoje dzieci. A plony pszenicy przekraczają 40 q z ha. Inny zaś rolnik,
tym razem organiczny (bez jednej nawet kury w obejściu), na ziemi II i III klasy osiąga do 60 q
pszenicy z ha. Zaś ponad rok temu rozpoczął na części gruntów uprawy bez orki (sic!),
osiągając też bardzo dobre plony.

Nie rozwijam tu już tak nieważnej dla rolnictwa konwencjonalnego, ale najistotniejszej w tym

dla nas wszystkich sprawy, jak kwesta bezpiecznej żywności. Bezpiecznej, tzn. wolnej od
skażeń
. Przede wszystkim bowiem źródłem skażenia żywności są nie tyle spaliny czy pyły
przemysłowe, co pestycydy i nawozy sztuczne. W wielu przypadkach zaś ich pozostałości w
żywności uznano za rakotwórcze, jak np. azotany i azotyny…

Moje uwagi stanowią tylko przyczynek do problematyki poruszanej przez Marię Grodecką. W

tej i innych swoich książkach Autorka przedstawia szerzej prawdziwe przyczyny leżące u
podstaw zarówno patologii społeczno-kulturowej, jak i niedożywienia i głodu oraz chorób
cywilizacyjnych, a także zagrożeń ekologiczno-ekonomicznych współczesnych społeczeństw.
Kto wie czy doborem i zrozumieniem poruszanych w książce problemów Maria Grodecka nie
wyprzedza jeszcze naszych czasów. Czasów upowszechniającego się konsumpcyjnego
nastawienia do życia i doktryny wzrostu gospodarczego. Czasów wiary w uprzemysłowienie,
urbanizację, w naukę i dobrodziejstwa jak najszybszych zastosowań niemal wszystkich płodów
rewolucji naukowo-technicznej. I wiary w to wszystko jako jedynego środka do celu, którym jest
dobrobyt materialny na możliwie najwyższym poziomie. I to tylko jednego z gatunków, za to
kosztem – często życia – innych gatunków mieszkających wspólnie na Ziemi…

background image

9

Wysunięcie przez Autorkę tezy, że tylko porzucenie przez ludzkość jedzenia pokarmów

mięsnych oraz przestawienie się na rolnictwo ekologiczne może być zasadniczym źródłem
prawdziwego postępu społecznego, zarówno pod względami etycznymi i zdrowotnymi, jak i
ekologiczno-ekonomicznymi, ma w świetle współczesnej wiedzy i wrażliwości etycznej głębokie
uzasadnienie. Powrót, zresztą, do wegetariańskiego trybu życia, być może już wkrótce, przestanie
być sprawą wyboru. Będzie on, wskutek narastających w skali całych krajów kryzysów
zdrowotnych, ekonomicznych i ekologicznych, sprawą konieczności. Pytanie tylko, który z tych
czynników stanie się dominujący i czy w porę zadziała uzdrawiająco.

Być może wcześniej wielu z nas, zwłaszcza gdy prysną bariery informacyjne ze strony

autorytetów świata medycyny czy nauki o żywieniu, zada sobie pytanie: „Jeśli wiadomo, że dla
zdrowia i życia ludzkiego jedzenie mięsa nie jest konieczne, to jakie mam prawo odżywiania się
kosztem życia niewinnych zwierząt?”

dr Jacek J. Nowak

background image

10

ZAUFAĆ ZIEMI

W miarę upływu lat, które poświęcam na studiowanie i analizowanie zagadnień związanych z

wegetarianizmem, odkrywam coraz nowe sfery ludzkich niedoli, cierpienia i nieszczęścia, które
mniej lub więcej bezpośrednio wiążą się z tym odwiecznym błędem gatunku ludzkiego, jakim
jest nietrafny, niezgodny z roślinożerną naturą człowieka sposób odżywiania się mięsem.

Ta pomyłka ludzkich potrzeb pokarmowych musiała powstać w jakimś niezmiernie odległym

momencie dziejów naszego gatunku. Zanim do tego doszło, pokarmem naturalnym człowieka
były owoce i inne rośliny. Donosi o tym tradycja, mitologia i pewne pośrednie przekazy
historyczne zapisane przez starożytnych historyków – Herodota i Plutarcha. Plucharch pisał, że
starożytni Grecy w okresie przed Likurgiem nie jadali nic innego oprócz owoców. A Herodot
donosi:

Najstarsi mieszkańcy Grecji, Pelasgianie, którzy przybyli tu przed Dorami, Jonanzi i

Eolianami, zamieszkali Arkadię i Tesalię. Mieli również w posiadaniu wyspy Lesbos i
Lokemanos, pełne gajów pomarańczowych. Żywiąc się tymi pomarańczami i daktylami, żyli
przeciętnie powyżej dwustu lat.

A Owidiusz tak pisał:

Wszak wiek, co Złotego odziedziczył miano,
W którym zioła jedynie i owoce znano,
Był szczęśliwym, a jednak nie znał krwi obrzydłej…
Wtedy ptak bezpiecznymi ulatywał skrzydły,
Wszystko żyło w pokoju, nie bojąc się zdrady.
A gdy wynalazca ohydnej biesiady
Zgodny w szczęśliwym świecie zepsuwszy porządek,
Mięsne spuścił potrawy w żarłoczny żołądek,
Zbrodniom otworzył wrota…

Nad nieznanym pochodzeniem tego błędu i jego tajemniczym początkiem zastanawiali się już

mędrcy w starożytności. Plutarch w rozprawie „O jedzeniu mięsa” pyta:

Co do mnie, to ciekaw jestem, jaki stan umysłu i uczuć mógł posiadać ten człowiek, który

pierwszy skaził swoje usta krwią i pozwolił, aby wargi jego dotknęły ciała zamordowanej istoty;
kim był ten, który rozłożył na swoim stole pokaleczone martwe ciało i domagał się co dzień
świeżego pokarmu z tego, co było niedawno istotą obdarzona wrażliwością, ruchem i głosem.

background image

11

Inna spisana część historii donosi już o sytuacji zmienionej. O wspólnotach polujących,

hodujących całe stada zwierząt, o plemionach nomadów, koczowników i pasterzy, mierzących
swoje bogactwo ilością posiadanych sztuk bydła. Co więc wydarzyło się w międzyczasie, między
okresem Złotego Wieku, w którym jadano tylko owoce i zioła, a wprowadzeniem obyczaju
zabijania i zjadania zwierzęcych ciał? Jaka była przyczyna tej szokującej, dramatycznej zmiany
w dotychczasowym, roślinnym sposobie odżywiana? Dlaczego istota tak jednoznacznie
roślinożerna, jaką jest człowiek, zaczęła nagle polować, hodować, zabijać i jeść mięso zabijanych
zwierząt?

Pytanie ważne, zasadnicze i niepokojące, bo to pogwałcenie prawidłowości ludzkiego

organizmu, ten błąd żywieniowy, pociągnął za sobą lawinę fatalnych następstw nie tylko dla
człowieka i jego gatunku, ale również całego środowiska przyrodniczego i zaciążył tragicznie na
dalszej przyszłości Planety. – Brak nam jednak bezpośrednich informacji o faktach, które
mogłyby służyć jako wyjaśnienie tego niepojętego przełomu. Można tylko snuć domysły, mniej
lub więcej prawdopodobne. Do tych ostatnich należy hipoteza, że po okresie lodowcowym, gdy
zmienił się klimat, a ziemia była jeszcze skuta lodem, aby nie zginąć z głodu, ludzie zaczęli jeść
mięso, zabijając się nawzajem i zabijając zwierzęta, a zwyczaj ten przyjął się i rozpowszechnił.
Okolicznością sprzyjającą rozpowszechnieniu się i utrwaleniu mięsożerstwa był fakt, że mięso
podczas jego trawienia, wydziela substancje wyciągowe, mające działanie ekscytujące, tak samo
jak kawa i alkohol. To spowodowało, że u jadających rodziło się pożądanie mięsa, zgodne z
prawidłowością charakterystyczną dla każdego nałogu. Ponadto mięso, zasobne w białko,
okazało się silnym afrodyzjakiem, środkiem wzmagającym potencję seksualną. Stało się więc
atrakcyjne i poszukiwane nie tylko ze względów pokarmowych, ale i innych, tak samo jak
obecnie alkohol, papierosy i kawa.

Inny jeszcze domysł nasuwa lektura starożytnych ksiąg wedyjskich oraz ksiąg Starego

Testamentu. Pewne ich fragmenty wskazują na to, że obyczaj zabijania zwierząt (a może i ludzi?
– por.: Ex 22, 29) na ofiarę bogom mógł zostać naszym przodkom narzucony przez jakąś
pozaziemską cywilizację. Potężni „bogowie” żądali, aby składano im krwawe ofiary. Istnieją też
archeologiczne świadectwa na to, że podobne „ofiary” składane były w wielu innych jeszcze
regionach świata, miedzy innymi w prekolumbijskim Peru i Meksyku, a także w Mezopotamii i
na terenach późniejszej Grecji. Przyczyny i cel tych obrządków są dla nas do dziś niezrozumiałe,
tym nie mniej skutki ich spełniania okazały się z czasem tragiczne zarówno dla naszego gatunku,
jak i dla całego środowiska naturalnego naszej Planety. Narzucenie roślinożernym ludziom
pokarmu mięsnego musiało zainicjować stopniową degradację gatunku oraz zniszczenie
równowagi ekologicznej tych obszarów środowiska, które z czasem zostały przez ten gatunek
zdominowane.

Na Dalekim Wschodzie nakazy „bogów” zapisane w Wedach nie utrzymały się długo. Już w

VII wieku p.n.e. w Upaniszadach pojawiają się wzmianki dotyczące powstrzymywania się od
zabijania i jedzenia mięsa, a radykalny przełom w tym zakresie dokonał się w V wieku n.e., wraz
z powstaniem buddyzmu. W tamtym regionie świata całe populacje żyją od pokoleń bez
spożywania potraw mięsnych i wykreowały w tym czasie kultury na bardzo wysokim poziomie,
będące cennym wkładem do skarbnicy ludzkiej wiedzy, mądrości, etyki, sztuki i obyczajów. Taki
przełom nie nastąpił jednak w kręgu cywilizacji zachodniej.

Jakkolwiek w wielu innych miejscach Biblii są bardzo wyraźne i jednoznaczne wypowiedzi

największych proroków Starego Testamentu, nawołujących do zaniechania ofiar i powstrzymania
się od dalszego przelewu krwi, to wszystkie egzegezy wywodzące się z pnia religii judeo-
-chrześcijańskiej eksponują wyłącznie ten fragment Pierwszej Księgi Mojżesza, gdzie Pan po

background image

12

potopie upoważnia Noego do jadania wszystkiego, „co się rusza i żyje” (Rodz 9, 2-3).
Całkowicie zignorowana pozostaje wypowiedź Jeremiasza (Jer 7, 22-23) oraz przemilczany i
pomijany dramatyczny apel, uważanego za jednego z największych proroków, Izajasza:

Przestańcie składania czczych ofiar (…). Ręce wasze pełne są krwi. (Iz I, 13-15).

W miarę jak przybywa ludzi na świecie, następstwa owego błędu, n i e n a p r a w i o n e g o

w p o r ę, stają się coraz bardziej widoczne i dotkliwe. Podobnie jak obecność kilku termitów
czy mrówek w drewnianym domu nie stwarza jeszcze zagrożenia dla całości budynku i życia
jego mieszkańców, tak termity w ilości kilkuset milionów to już prawdziwa katastrofa. Dom po
upływie kilku dni, a nawet godzin zmienia się w kupkę trocin. Na początku naszej ery cała
populacja ludzka liczyła nie więcej niż 300 milionów. Teraz, u progu trzeciego tysiąclecia, jest
nas już prawie 6 miliardów. A jeżeli sześć miliardów ludzi marzy o kotletach i kiełbasie, to nic
dziwnego, że świat staje się jedną wielka jatką. Sytuacja tego „domu”, jakim jest nasza planeta
Ziemia, budzi więc uzasadniony lęk o przyszłość.

background image

13

* * *

Wśród ssaków naszej planety żyją: trawożerne przeżuwacze, mięsożerne drapieżniki,

owocożerne małpy i inne roślinożerne istoty, do których należy gatunek ludzki. Stosownym dla
nich pokarmem są, oprócz owoców, warzywa, ziarna zbóż i nasiona roślin strączkowych, orzechy
oraz zioła. O tym naturalnym przystosowaniu świadczą jednoznacznie cechy fizjologiczne i
morfologiczne organizmu ludzkiego, jak na przykład: skład soków trawiennych, budowa zębów,
długość jelit, aktywność wątroby itp., oraz oczywisty brak tak spektakularnych cech
trawożernych i drapieżników, jak żwacz, drugi żołądek krowy oraz pazurów, spiczastych
trzonowców i grubych, silnych łap, które mają zwierzęta przystosowane do odżywiania się
mięsem. Doktor T. De la Torre zrobił ciekawe zestawienie cech układu trawiennego zwierząt
mięsożernych i owocożernych małp. Różnice sa uderzające, ale najważniejsze, że cechy
organizmu ludzkiego odbiegają wyraźnie i jednoznacznie od organizmu drapieżników, są
natomiast dokładnie zbieżne z cechami owocożernych. Stąd niewątpliwy wniosek, że dla
człowieka mięso, podobnie jak trawa, nie jest pokarmem odpowiednim!

Błąd żywieniowy popełniany przez ludzi żyjących współcześnie ma kilka wymiarów: 1)

indywidualny, 2) zbiorowy, 3) międzypokoleniowy, czyli genetyczny i 4) międzygatunkowy,
czyli ekologiczny. Z tym podziałem wiążą się kierunki działania i zakres problematyki
wegetarianizmu.

Wymiar indywidualny dotyczy pojedynczych osób, wynika z osobistego wyboru diety –

mięsnej lub jarskiej – i jest przez nie same realizowany. Następstwa tego wyboru dotyczą też ich
samych, wyrażają się w zdrowiu lub chorobach, w całym stylu życia i myślenia, w postawach
moralnych i perspektywach kulturalnego rozwoju osobistego. Dotyczą więc zarówno
indywidualnego stanu zdrowia fizycznego, jak również stanu świadomości.

Jednoznacznym sygnałem wyboru nietrafnego są choroby zwyrodnieniowe, atakujące masowo

ludzi w krajach wysoko uprzemysłowionych, bogatych, gdzie jadanie dużych ilości mięsa jest
niekwestionowanym, powszechnym zwyczajem, przydaje prestiżu, uchodzi za słusznie chroniony
przywilej zamożności. Taki wybór ma również silny związek ze stanem świadomości, z którego
się rodzi i który potem kształtuje. Zakłada bowiem psychiczną, milczącą akceptację istnienia
całego przemysłu mięsnego, funkcjonowania rzeźni, gigantycznych fabryk hodowlanych,
myśliwstwa, rybołówstwa i setek innych form eksterminacji i udręki zwierząt. W ten sposób
uznaje się za dopuszczalne i godziwe, że na naszej w s p ó l n e j Planecie wykonywany jest
nieprzerwanie proceder rozmnażania (a inseminacja jest zabiegiem brutalnym, okrutnym i
odrażającym), hodowania i codziennego uśmiercania milionów czujących istot, zdolnych tak
samo jak ludzie do cierpienia. To cyniczne, otwarte przyzwolenie lub ukradkowa, wstydliwa
zgoda, rozwija się jak spirala i obejmuje swoim zasięgiem coraz szerszy krąg istnień, włącznie z
ludźmi, których krzywdę i cierpienie tolerujemy również bez protestu i zgrozy. A nawet sami
jesteśmy gotowi do tego, aby to cierpienie zadawać. Świadomość mięsożercy skazuje go na
poniżającą wegetację w zawężonej sferze wyobraźni, wrażliwości i zainteresowań,
skoncentrowanych głównie na „polowaniu” w dosłownym lub najszerszym znaczeniu tego słowa.
Z niej wywodzi się irracjonalna zachłanność, chciwość i bezpardonowa rywalizacja. Jest to
właśnie stan ŚWIADOMOŚCI ŁOWCY.

background image

14

Trwające od stuleci obyczaje jedzeniowe tak zakorzeniły się w tradycji, tak zdominowały

ludzką świadomość, że obecnie utkwiliśmy bezwiednie w paradoksalnej i urągliwej sytuacji,
kiedy to wszystko, co ludziom najbardziej szkodzi, co powoduje choroby i skraca życie, uchodzi
dość powszechnie za d o b r e o d ż y w i a n i e. Wśród zalewu propozycji zdenaturowanych,
często toksycznych produktów technologii spożywczej i przemysłu spożywczego, rzadko komu
udaje się ocalić w sobie samodzielny, zdrowy odruch, aby wybierać dla siebie na pokarm przede
wszystkim świeże owoce, potrawy z pełnego ziarna zbóż, warzyw i nasion roślin strączkowych
oraz orzechów i trafnie dobranych ziół. A one właśnie składają się na naturalny l u d z k i
pokarm, odpowiedni i zdrowy.

Sygnały zapowiadające radykalną zmianę tych opinii ukazywały się coraz częściej i były

coraz bardziej wyraźne, coraz lepiej uzasadnione i coraz bardziej kategoryczne. Jeszcze w roku
1959 renomowane pismo medyczne The Lancet zamieściło w artykule redakcyjnym takie
doniosłe oświadczenie: „Dawniej białko pochodzenia roślinnego zaliczano do gorszej kategorii i
traktowano jako mniej wartościowe od białka zwierzęcego. Obecnie jednak rozróżnienie to
zostało powszechnie zarzucone”. „Dieta wegetariańska może zapobiec w 90% zatorom i
zakrzepom naczyń, a w 94% chorobie wieńcowej” – taką opinię przekazuje Journal of the
American Medical Association z września 1961 roku. A oto wypowiedź na łamach pisma
amerykańskiej Narodowej Akademii Nauk z maja 1974: „Osoby pozostające na wyłącznej diecie
wegetariańskiej, wśród wielu społeczności na świecie zachowują doskonały stan zdrowia.
Wskazuje to na fakt, że dieta złożona z właściwie dobranych pokarmów roślinnych jest pod
względem odżywczym całkowicie wystarczająca”.

Potem następowały dalsze sygnały. W lipcu 1980 roku w raporcie Amerykańskiego

Towarzystwa Dietetycznego (American Dietetic Association) można przeczytać co następuje:
„Jako stowarzyszenie profesjonalnych dietetyków, Amerykańskie Towarzystwo Dietetyczne
zobowiązane jest troszczyć się o stosowanie zasad zdrowego żywienia”. Po takim oświadczeniu,
dotyczącym rzetelności i wiarygodności członków towarzystwa, następuje takie stwierdzenie:
„Amerykańskie Towarzystwo Dietetyczne uznaje, że dieta wegetariańska właściwie zaplanowana
(to znaczy urozmaicona i zrównoważona – M.G.) odpowiada w pełni wymogom dobrego
odżywiania”. Są to wszystko znaczące sygnały zapowiadające ZMIERZCH ŚWIADOMOŚCI
ŁOWCY!

Po kilkudziesięciu latach fałszywego, nietrafnego formułowania zaleceń żywieniowych,

naukowcy odkryli swój błąd. Wiosną 1991 roku lekarze i dietetycy, uczeni, skupieni w
organizacji pod nazwą Komitet do spraw Medycyny Odpowiedzialnej (Phisicians Committee for
Responsible Medicine) w Waszyngtonie, ogłosili cztery grupy pokarmowe jako podstawowe w
ludzkiej diecie. Są nimi: zboża, nasiona roślin strączkowych, warzywa i owoce. Jest to
manifestacja doniosłej zmiany w oficjalnej polityce żywieniowej od roku 1956, kiedy to jako
podstawowe grupy pokarmowe lansowano: mięso, nabiał, zboża oraz warzywa i owoce. W tym
ostatnim, najnowszym zaleceniu, mięso i nabiał zostały zupełnie pominięte, uznane za
niepotrzebne w ludzkiej diecie, a co więcej niepożądane i szkodliwe.

Ta deklaracja lekarzy reprezentujących medycynę odpowiedzialną została potwierdzona i

uwiarygodniona, gdy w kwietniu 1993 roku Federalny Komitet Doradczy zarekomendował
Ministerstwu Rolnictwa i Zdrowia dietę wegetariańską jako odpowiednia alternatywę dla
wszystkich Amerykanów. Polskie tłumaczenie tego obszernego tekstu zostało opublikowane w
czasopiśmie

„Wegetarianin”

i

zatytułowane

RZĄD

USA

APROBUJE

DIETĘ

WEGETARIAŃSKĄ.

Ostatnio coraz mocniej eksponowana jest sprawa szkodliwości picia mleka krowiego. Jest to

bowiem pokarm dla dorosłego człowieka nienaturalny, zawierający tak jak mięso cholesterol i

background image

15

tłuszcze nasycone, co powoduje te same dolegliwości co mięso, i to zarówno u dzieci, jak i
dorosłych. Trwają badania nad kontrolowaniem stanów alergicznych spowodowanych piciem
mleka, co do niedawna nie było w ogóle brane pod uwagę. Można przeczytać coraz więcej
opracowań na ten temat, m.in. dr Nand Kishore Sharma pt. „Mleko cichy morderca”.

Zbiorowy wymiar wegetarianizmu wiąże się z faktem, że błąd żywieniowy indywidualny, to

znaczy popełniany przez pojedyncze osoby, zwielokrotniony w skali milionów i miliardów
konsumentów, kumuluje się, a potem wyraża w konsekwencjach dotyczących różnych sfer życia
zbiorowego, takich jak ekonomia, ekologia, rolnictwo, medycyna, a także kultura, moralność,
sztuka, obyczajowość i wiele innych. Zbiorowe życie ludzkie zostaje zdominowane pogonią za
mięsem! Na codzień jednak nie dostrzegamy tej bezpośredniej zależności między naszymi
najbardziej osobistymi zachowaniami, odczuciami i chęciami, a prawidłowością rządzącą
zjawiskami ogólnymi, pozornie odległymi i nie mającymi z nami żadnego związku. W
rzeczywistości jednak ten nasz o s o b i s t y, absolutnie prywatny apetyt na kotlet wyznacza
kierunki światowej polityki, określa międzynarodowe stosunki ekonomiczne i treści programów
społecznych. A i to, że w jakimś odległym może miejscu świata jakaś zmaltretowana, udręczona
krowa otrzymuje swój śmiertelny cios. – To właśnie świadomość łowcy wykreowała całą
współczesną cywilizację, cywilizację barbarzyńską, brutalną, pełną krwi i okrucieństwa, zbrodni,
konfliktów i agresji. To za sprawą świadomości łowcy tworzy się klimat kulturalny i moralny,
który blokuje szansę indywidualnego rozwoju każdego człowieka, udaremnia potrzebę
samorealizacji, będącą kołem napędowym całej ewolucji świata.

Dopiero u człowieka odżywiającego się zgodnie z naturą jego roślinożernego organizmu

otwierają się możliwości aktualizowania genetycznie uwarunkowanego potencjału rozwojowego.
I dopiero tacy ludzie, którzy tę możliwość wykorzystają, byliby zdolni do wyłonienia nowej,
prawdziwie humanistycznej cywilizacji.

Nasz świat jest chory na agresję. Źródłem tej choroby, oprócz czynników psychicznych i

wpływu klimatu kulturalnego, jest również oddziaływanie przenoszone bezpośrednio przez
hormon nadnercza – adrenalinę. Ten hormon, zwany hormonem strachu, gniewu, bólu i
nienawiści, wydziela się najobficiej u zwierząt i u ludzi w sytuacjach stresowych – zagrożenia,
cierpienia, lęku. Tym hormonem nasycone są tkanki udręczonych zwierząt hodowlanych. W
organiźmie zjadaczy mięsa, przyjmującym co dzień od nowa świeże dawki adrenaliny,
wyzwalają się nieświadomie inspiracje do wyładowania irracjonalnej, bezkierunkowej
agresywności. Wyładowuje się ją na przypadkowych obiektach lub znajdując jakiekolwiek
preteksty do tego, aby atakować.

Inną patologiczną reakcją na pogwałcenie naturalnych ludzkich potrzeb pokarmowych i

stosowanie diety drapieżników jest alkoholizm. Układ trawienny człowieka – roślinożercy – z
ogromnym trudem radzi sobie z nadmiarem białka zwierzęcego. Musi na to zużytkować
dodatkowe ilości energii, a dla doraźnego uzupełnienia jej deficytu szuka środków ekscytujących.
Są nimi we współczesnym świecie głównie papierosy i alkohol. Na istnienie ścisłej zależności
między jadaniem mięsa a potrzebą alkoholu dawno już zwróciła uwagę medycyna chińska.
Każdemu, kto chciałby zerwać z nałogiem alkoholizmu, zaleca się dietę wyłącznie roślinną.
Według opinii lekarzy chińskich, alkoholikami są zazwyczaj ludzie mający zbyt mocne Yang, a
takich nie spotyka się nigdy wśród wegetarian. Wegetariańska kuracja antyalkoholowa jest
najskuteczniejsza, gdyż usuwa przyczynę pożądania alkoholu, a wtedy pacjentowi łatwiej jest
powstrzymać się od picia.

Dieta bezmięsna pomaga nie tylko w leczeniu choroby alkoholowej. Zaobserwowano

wielokrotnie, że po pewnym czasie jej stosowania przestają smakować również cukier i
papierosy. Wskazuje to na fakt, że podatność na uleganie nałogom jest tą sama ułomnością

background image

16

organizmu, która wyraża się tylko w rozmaitych, niekorzystnych dla niego formach łaknienia,
między którymi zachodzi jednak ścisły związek. Uleganie jednemu z nałogów zwiększa
podatność na inne, podczas gdy uwolnienie się od pierwszego toruje drogę stopniowemu
wyzwalaniu się od pozostałych. Taki właśnie związek zachodzi między pożądaniem mięsa a
pożądaniem alkoholu, nikotyny i cukru.

Pokarm mięsny, będący silnym afrodyzjakiem (wiedza o tym hodowcy, którzy ogierom,

buhajom i knurom dają zwiększone dawki białka w paszy), ma z kolei znaczny wpływ na inne
jeszcze klęski współczesnej sytuacji światowej, jakimi są: „lawina” demograficzna,
rozprzestrzenianie się chorób wenerycznych i AIDS. Z tym afrodyzjakalnym działaniem mięsa
wiąże się też tragiczny, nierozwiązalny dylemat – problem aborcji. Czy lepsze jest ograniczanie
przeludnienia zabijaniem płodu w łonie matki, czy skazywanie urodzonego dziecka na życie
gorsze nieraz od śmierci? – Przy roślinnej, l u d z k i e j diecie energia seksualna zostaje
wyciszona, ograniczona do naturalnych wymiarów i kierowana nie tylko do czynności
prokreacyjnych, ale głównie wykorzystywana do stymulowania rozwoju umysłowego, ogólnego
doskonalenia psychicznego i sublimowania życia na wszystkich poziomach wegetatywnych i
duchowych.

background image

17

* * *

Wymogami hodowlanymi zdominowane jest też współczesne, konwencjonalne rolnictwo.

Znaczną większość zbiorów przeznacza się na paszę dla zwierząt hodowlanych na mięso. Tylko
jedna dziesiąta tej ilości zboża, którą uprawia się obecnie na całym świecie, wystarczyłaby dla
dostarczenia codziennie posiłku wszystkim ludziom na Ziemi przez cały rok. Ciągłe wysiłki
zmierzające do podwyższania plonów są jednak wymuszane potrzebami paszowymi i dla
uzyskiwania ogromnych ilości zbiorów stosuje się sztuczne stymulatory: nawozy syntetyczne i
toksyczne pestycydy. W rezultacie stosowania chemicznych metod w rolnictwie, jesteśmy
skazani na jadanie roślinnego pokarmu nasyconego substancjami toksycznymi i mięsa zwierząt
zatrutych toksyczną paszą. Bezpośrednim skutkiem tego jest alarmujący wzrost chorób. Aby je
leczyć, trzeba z kolei organizować ogromny i kosztowny system lecznictwa oraz wytwarzania
chemicznych leków. W procesie produkcji tych leków następuje dalsze skażenie środowiska i
dalszy wzrost chorób, spowodowanych tym skażeniem. Skuteczność produkowanych leków jest
ponadto testowana w niezliczonych, okrutnych doświadczeniach dokonywanych na zwierzętach.
A żeby znajdować do tego odpowiednich wykonawców, takich jak hodowcy, rzeźnicy,
konwojenci, wiwisektorzy, musi dokonać się głęboka degradacja świadomości ludzkiej, aby nie
zabrakło chętnych, którzy robią to wszystko bez żadnych wewnętrznych oporów. Raz
zdegradowana świadomość akceptuje już potem największe nawet zło i najokrutniejszą krzywdę
– zwierząt i ludzi. Opłacalność zaczyna być czynnikiem sankcjonującym każdą niegodziwość.
Proceder hodowlany kondycjonuje ludzi do takiego sposobu moralnego oceniania, które odbywa
się bez udziału naturalnej ludzkiej wrażliwości na cudzą krzywdę, zawęża wyobraźnię,
deprawuje sumienie. W rezultacie wypacza kierunek dalszego rozwoju duchowego i kulturalnego
dojrzewania, prowadzi na manowce zdziczenia i barbarzyństwa, poniżenia i nieszczęścia
wszystkiego, co żyje na Ziemi.

Szkody materialne wyrządzane przez współczesne, konwencjonalne rolnictwo, dopingowane

wymogami paszowymi i hodowlanymi, mają już zasięg katastrofy ekologicznej. Wynika to ze
skażenia gleby środkami chemicznymi, zatruwania nimi lasów i wód powierzchniowych oraz
głębinowych, z wycinania lasów na tereny pastwiskowe, eksploatacji zasobów kopalnych dla
uzyskania energii na potrzeby przemysłu hodowlanego i mięsnego, erozji gleby powodowanej
nadmiernym jej obciążeniem i zmuszaniem do nieustannego wydawania plonów, bez jednego
nawet roku wypoczynku. Ekologiczne szkody wyrządzane przez rolnictwo wynikają nie tylko
bezpośrednio z czynności uprawowych i hodowlanych, ale także z winy zakładów
przemysłowych produkujących dla potrzeb rolnictwa konwencjonalnego. Są między nimi
toksyczne środki ochrony roślin, syntetyczne nawozy (słynne puławskie „azoty” i krajobraz
księżycowy wokół tych zakładów są dobrze znane), a poza tym ciężki sprzęt rolniczy itd.

Ogromne, fabryczne hodowle zwierząt przeznaczonych na rzeź są również

nieprawdopodobnym obciążeniem ekologicznym dla środowiska. Wymagają ogromnych ilości
wody i energii (na przykład dla wyprodukowania w USA 1 kg steku trzeba zużyć ponad 20 tys.
litrów wody, to jest 15 razy więcej, niż w przypadku równoważnej białkowo żywności roślinnej,
a dla uzyskania 1/2 kg wołowiny z tuczu przemysłowego, które dostarcza 500 kalorii energii
pokarmowej, trzeba zużyć około 17 tys. kalorii energii paliw kopalnych, to jest 57 razy więcej,

background image

18

niż w przypadku pszenicy), powodują kolosalne zanieczyszczenie odchodami zwierzęcymi,
zrzucanymi najczęściej do najbliższych akwenów, jak rzeki, jeziora, stawy, kanały. Ich ilość w
USA już w roku 1960 przewyższyła dwukrotnie stopień skażenia spowodowany przez przemysł,
zaś ponad pięciokrotnie przez odchody ludzkie. Nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę, a nawet
mało jest ekologów, zwracających uwagę na tę stronę zagadnienia.

background image

19

* * *

Międzynarodowe relacje ekonomiczne oraz rynek wewnętrzny i cała sytuacja gospodarcza

świata są w ogromnym stopniu podporządkowane przemysłowi mięsno-hodowlano-paszowemu.
Świat naprawdę kręci się dookoła kiełbasy! Całe ogromne obszary przemysłu, handlu i rolnictwa
funkcjonują bezpośrednio lub pośrednio na użytek konsumentów mięsa. Jego produkcja
powoduje też niewiarygodne marnotrawstwo surowców roślinnych. Na przykład ze 100%
nakładów na białkowe surowce paszowe otrzymuje się z powrotem tylko 9% białka w baraninie
lub 6% w wołowinie. Przeznaczając zaś zużywane obecnie na paszę zboże, kukurydzę, soję,
mleko i warzywa, bezpośrednio na pokarm dla ludzi, można łatwo zapobiec narastającej
katastrofie głodu na całym świecie. Okaże się wtedy, że jedzenia jest w bród, że Ziemia jest
szczodra, gdy jej dary wykorzystywać godnie i z umiarem – bez rzezi.

Jednak irracjonalna zachłanność, chciwość i okrutna bezwzględność, charakteryzujące

świadomość łowcy, ukształtowały i zdominowały wiele dziedzin współczesnego życia
gospodarczego, w tym także „wielkiego biznesu”. Nowoczesny rynek światowy wypełniony jest
takimi towarami i taką działalnością, które przynoszą producentom i handlowcom ogromne
zyski, podczas gdy jej efekty wymierzone są przeciwko konsumentom. Merytoryczne i etyczne
motywy podejmowania takiej produkcji i dystrybucji zostały w pełni podporządkowane zasadom
komercyjnym.

Podstawowe dziedziny tego biznesu to: produkcja alkoholu i papierosów, konwencjonalne

rolnictwo wraz z produkcją środków chemicznych wytwarzanych na użytek tego rolnictwa,
przetwórstwo spożywcze wraz z produkcją toksycznych komponentów do ich konserwowania,
przemysł mięsno-hodowlany oraz oficjalna medycyna, określana ostatnio jako „medi-biznes” i
przemysł farmaceutyczny, rozrastający się bujnie na pożywce zaspokajania potrzeb wyzwalanych
przez poprzednio wymienione dziedziny biznesu. Wszystkie one wspierają się nawzajem,
stymulują własny rozwój i przyczyniają się do rozszerzania zakresu odbiorców, korzystających z
owych towarów i usług.

Lansowana przez oficjalną medycynę dietetyka wciąż przysparza konsumentów biznesowi

mięsno-hodowlanemu, a ten z kolei pomnaża nieustannie ilość pacjentów korzystających z usług
medi-biznesu. Jest to wymiana świadczeń bardzo owocna i korzystna dla obu stron.

Ale na tym krąg kooperantów się nie zamyka. Twórcza koegzystencja medi-biznesu z

przemysłem mięsno-hodowlanym ma również ogromny wpływ na pomyślność interesów w
takich jeszcze dziedzinach, jak przemysł alkoholowy, tytoniowy i farmaceutyczny.
Obserwowany w ostatnich latach gwałtowny wzrost ilości chorób jatrogennych i d i e t o g e n-
n y c h jest bezpośrednim skutkiem stosowania zaleceń żywieniowych i terapeutycznych,
formułowanych przez konwencjonalną, naukową medycynę współczesną. Równolegle do
rosnącego popytu rozwija się handel produktami farmaceutycznymi, papierosami i alkoholem.
Zgubne efekty jego działalności są widoczne i odczuwalne w skali międzynarodowej, krajowej i
indywidualnej.

Wykreowany przez świadomość łowcy NOWOCZESNY RYNEK rozrasta się i rozkwita.

Każda podłość i każda zbrodnia znajduje usankcjonowanie w czerpanych stąd ogromnych
zyskach – indywidualnych, narodowych i miedzynarodowych. Sztaby dystrybutorów,

background image

20

producentów i uczonych pracują we wszystkich dziedzinach wielkiego biznesu z dużą korzyścią
dla siebie i z ogromną, nieodwracalną szkodą dla świata.

Marnotrawstwo surowców roślinnych, toksyczne skażenie pokarmów i całego środowiska

oraz eksploatowanie zasobów naturalnych, a głównie fizyczna i moralna degradacja ludzi, to
koszty, jakie płaci dziś caały świat za popełniany od tysiącleci błąd żywieniowy. Konsekwencje
tego błędu tak się obecnie nasiliły i skumulowały, że nasze pokolenie oraz pokolenia następne
stają wobec perspektywy zapłacenia za niego NAJWYŻSZEJ CENY! Przemysł mięsno-
hodowlany jest już w tej chwili gałęzią produkcji równie niebezpieczną, jak przemysł
zbrojeniowy! Oba w jednakowym stopniu burzą równowagę ekonomiczną świata i są jednakowo
złowrogim zagrożeniem dla istnienia życia na całej Planecie.

Świadomość łowcy prowokuje do tego, aby rozbudować arsenały najniebezpieczniejszej broni

oraz wiele różnych, potężnych nurtów produkcji, wykonywanej na użytek przemysłu
zbrojeniowego i wykorzystywać go do atakowania innych ludzi. Świadomość łowcy skłania do
wyszukiwania u ludzi cech odmienności i interpretowania ich jako znamion wrogości. To
świadomość łowcy toruje drogę do coraz to nowych nabywców broni, podczas gdy przemysł
mięsno-hodowlany produkuje wciąż nowe porcje toksyn stymulujących potrzebę, aby tę broń
produkować, aby ją kupować i aby jej u ż y w a ć.

Jak nazwać tę chorobę, polegającą na irracjonalnej, patologicznej agresywności, na

nieustannej dążności do autodestrukcji, tak juz powszechnych i pospolitych w skali historycznej i
geograficznej, że zostały uznane za nieodłączny, n o r m a l n y aspekt ludzkich dziejów? Dzieje
te upamiętniane są przez h i s t o r y k ó w w uczonych księgach, chociaż winny być raczej
treścią zapisów na kartach choroby, dokonywanych przez p s y c h i a t r ó w. Z punktu widzenia
biologicznego i psychospołecznego gatunek ludzki pozostaje od tysiąleci w stanie permanentnej
patologii, zagadkowej i złowrogiej choroby ciała i umysłu – PSYCHOAGRESJI.

Istnieją już na świecie ośrodki lecznicze, gdzie dietą bezmięsną przywraca się zdrowie chorym

w ciężkich przypadkach schizofrenii. Są więc podstawy do tego, aby przewidywać, że w sytuacji
gwałtownego rozprzestrzeniania się na świecie epidemii ludzkiego szaleństwa, bezrozumnej i
morderczej napastliwości, taka metoda terapii okazałaby się równie skuteczna w skali globalnej.

background image

21

* * *

Niebezpieczeństwo spowodowane błędną dietą ludzką wynikającą jednak nie tylko z

katastrofalnego skażenia środowiska, inwazji chorób zwyrodnieniowych, degradacji świadomości
oraz totalnej, patologicznej agresywności, ale i z tego, że wymienione następstwa owego błędu
potęgują się i kumulują w k a ż d e j n a s t ę p n e j g e n e r a c j i – tragedia uzyskuje wymiar
międzypokoleniowy..

Moda na mięso rozszerza się, utrwala i upowszechnia, a ludzi na świecie przybywa

„lawinowo” i każdy chce dostać jak największą porcję. Każde przychodzące na świat dziecko już
po kilku miesiącach życia zostaje poddane inicjacji w mięsożerstwo, która jest brutalnym
gwałtem popełnianym na jego roślinożernym organizmie. Wszystkie późniejsze choroby,
cierpienia, każdy dzień spędzony w szpitalu, pełen tęsknoty i rozpaczy, są w przeważającej
mierze ceną za ten nieświadomy błąd rodziców. Niedyspozycje dzieci, które obecnie chorują tak
często i tak ciężko, mimo udzielanych rodzicom pouczeń dotyczących właściwej nad nimi opieki
i „odpowiedniego” odżywiania, wskazują wyraźnie na to, że rodzice i lekarze udzielający tych
rad i pouczeń, mylą się bardzo głęboko w swoich opiniach o tym, co jest dla dziecka dobre i
pożyteczne.

Przez ostatnie kilkadziesiąt lat mięso stało się obsesją świata, przedmiotem najwyższego

pożądania, symbolem sukcesu, szczytem luksusu, podstawą do uzyskania społecznego prestiżu.
Zaczęły obowązywać standardy „dobrego odżywiania” z dużą ilością potraw mięsnych i wędlin.
Jada się go około pięciokrotnie więcej, niż przedtem. Teraz już przychodzi na świat czwarte
pokolenie z tej urzeczonej obfitością mięsa populacji. I juz od kilkunastu lat Natura zaczyna
egzekwować dług zaciągnięty przez trzy poprzednie pokolenia ludzi, którzy uznali, że m u s z ą
jeść dużo mięsa i że w tym celu w o l n o im zabijać. Od kilkunastu lat w krajach wysoko
uprzemysłowionych rodzi się coraz więcej dzieci z chorobami wrodzonymi. Są nimi
mukowiscydoza i homocystynuria. Przyczyną mukowiscydozy wydają się być następstwa
trwałego przeciążania systemu wydzielania się śluzu w organizmie, a szczególnie w przewodzie
pokarmowym i drogach oddechowych, następstwa przejęte po rodzicach i dziadkach.
Homocystynuria zaś to groźna postać dziecięcej miażdżycy, polegająca na niezdolności
organizmu do pełnego przetwarzania metioniny, jednego z aminokwasów najobficiej
występującego w białku zwierzęcym. Choroby te są ciężkie, bolesne i na ogół nieuleczalne. Jest
to sytuacja, w której suma osobniczych dolegliwości przeradza się w ułomność genetyczną, a
wtedy dochodzi do kryzysu w skali gatunkowej. Cierpieniem i śmiercią płacą dzieci za błąd i
winę swoich dziadków i rodziców. Dramat to tak bolesny i wstrząsający, że nie ma chyba sobie
równego.

Wskazywana niekiedy jako przyczyna niektórych chorób zwyrodnieniowych, enigmatyczna

podatność o s o b n i c z a jest najprawdopodobniej również skłonnością odziedziczoną po
najbliższych przodkach, nadużywających w ciągu kilku pokoleń pokarmów mięsnych. Wpływa
to rujnująco nie tylko na ich własny organizm, ale zostaje przejmowane drogą genetyczną przez
ich dzieci i wnuki.

Pokolenia obciążone popełnieniem tego drastycznego błędu żywieniowego przekazują swoją

złą tradycję nie tylko w dziedzictwie biologicznym, ale również za pośrednictwem wzorów

background image

22

tradycji kulturalnej. Przykładem ilustrującym to zjawisko może być choćby dobrze znany,
dziecinny wierszyk Jana Brzechwy o Kaczce Dziwaczce. Ten subtelny poeta nie uchronił się
jednak przed oddziaływaniem wpływów, którymi nasiąkała przez całe wieki kultura wykreowana
przez śwadomość łowcy. Bohaterka tego wierszyka, urocza indywidualistka, Kaczka Dziwaczka,
po zaprezentowaniu wszystkich miłych dziwactw swojej oryginalnej osobowości, zostaje nagle
k u p i o n a p r z e z k u c h a r z a. Ten zaś postanawia upiec ją na obiad i czyni to starannie,
j a k n a l e ż y.

Takie zakończenie wierszyka ma tu odgrywać rolę zabawnej pointy. Rozbawiło ono na pewno

wielu, najpierw samego poetę, kiedy wierszyk pisał, potem rodziców, gdy czytali go swoim
dzieciom, a wreszcie same dzieci.. Przy okazji nauczyły się one, co jest dowcipne, z czego można
się śmiać, czym zabawić. Przekazano im wzory „dobrego humoru”, usytuowane w klimacie
kultury ich przodków. Ten rodzaj zabawy i taki gatunek humoru nie rażą wrażliwości
ukształtowanej świadomością łowcy, wydają się nawet miłe i zabawne. – A ile jeszcze jest w
naszej sztuce cenionych książek, obrazów, wierszy, skażonych złą tradycją, będących dziełami
twórców kondycjonowanych przez całe pokolenia do beztroskiego tolerowania tortur
zadawanych zwierzętom i uznawania tego za naturalne, przyrodzone prawo człowieka?
Wytworem świadomości łowcy jest nie tylko współczesna cywilizacja, ale również wiele wątków
kultury i sztuki.

background image

23

* * *

Następstwem każdego nietrafnego wyboru, mającego znaczenie moralne, jest moralny błąd,

czyli wina. Ten błąd żywieniowy, jakim jest jadanie mięsa przez roślinożernych ludzi,
manifersuje się również jako zbiorowa wina gatunku ludzkiego wobec całego królestwa zwierząt.
Sytuacja ta budziła zawsze protest u tych jednostek, których rozwój świadomości przewyższał
znacznie przeciętną wrażliwość i poziom etyczny ludzi im współczesnych. Wyrażali oni
zdumienie i ubolewanie, że człowiek potrafi krzywdzić i zabijać zwierzęta, które często służyły
mu przez całe życie, dając siłę swych mięśni, tak jak konie i woły, oraz wełnę i mleko, tak jak
owce. Współcześnie protest wyrażany jest przez tych, którzy dostrzegają i eksponują
międzygatunkowy wymiar wegetarianizmu. Hinduska pisarka, Shrimati Rukmini Devi Arundale,
napisała:

Milczący krzyk milionów istot powinien brzmieć w naszych uszach głośniej, niż cały zgiełk

świata. Czy ci, którzy mają uszy do słuchania, odpowiedzą na to wezwanie i ocalą nasz kraj od
przesądu, że zwierzęta są stworzone tylko dla człowieka i jego przyjemności? Czy zniesiemy ich
niewolnictwo i damy tym dzieciom Boga jedyne prawo, o które one proszą, prawo do miłości i
opieki?
A Albert Schweitzer powiedział: Dopóki ludzkość nie potrafi rozszerzyć kręgu swego
współczucia i włączyć do niego wszystkich żyjących istot, nigdy sama nie zazna pokoju.

Stowarzyszenia wegetariańskie na całym świecie alarmują, donosząc o udrękach, jakie muszą

znosić zwierzęta, o cierpieniach zadawanych im przez hodowców, rzeźników, konwojentów oraz
inne osoby uprawiające zawody związane z produkcją mięsa, a także o biernej zgodzie
konsumentów mięsa i ich nieustających żądaniach, wymuszających trwanie tego procederu.
Jedna z ulotek wydanych przez amerykańskie stowarzyszenie „Zwierzę Hodowlane” (The Farm
Animal), zatytułowana „Zmaltretowana krowa” (Downed cow), jest wstrząsającym przykładem
tego, co dzieje się codziennie ze zwierzętami, które człowiek zmusza do istnienia zabiegiem
inseminacyjnym, aby po urodzeniu stworzyć im warunki tak bezlitosnej udręki, o jakiej nawet
myśleć jest ciężko. Równie dramatyczną relację przekazuje w piśmie „Skowyt” polska
dziewczyna, Gośka, po wizycie w rzeźni w czasie wykonywanych tam „normalnych”
codziennych czynności.

Nie wiem – pisze Gośka – nie potrafię tego wszystkiego opisać, jak tam było. To jest po prostu

nie do opisania, to jest okropne. Nikomu nie radzę odwiedzin w rzeźni, nikomu, kto chce pozostać
„normalnym”, spokojnym obywatelem, któremu po nocach nie śnią się koszmary. (…) wszedł tam
jeden z młodych rzeźników i po kolei zabijał świnie uderzeniem siekierą w tył czaszki. Świnie,
widząc co się dzieje, wpadały w panikę, jedna z nich, nie wiedząc, co zrobić, po prostu położyła
się w kałuży krwi i krzyczała. To był krzyk pełen tak strasznej rozpaczy, przerażenia. Myślałam,
że za chwilę zwariuję, jeżeli zaraz stamtąd nie wyjdę. Nie chce mi się już żyć i gdy widzę skórę
czy mięso, chce mi się rzygać. Gdy widzę wszystkich ludzi nieświadomych tego lub nie chcących
tego przyjąć do świadomości, kupujących i zjadających mięso, też mi się chce rzygać. (…)
wszystko jest bez sensu, cały świat i ja też.

background image

24

Ten koszmarny krajobraz cierpienia i poniżenia ludzi i zwierząt jest bezpośrednim wytworem

świadomości łowcy. Ale teraz, niespodziewanie, równolegle z rozpowszechnieniem się idei
wegetarianizmu oraz ruchów obrony zwierząt, na scenie świata dokonuje się jakby samoistna
selekcja ludzi. Podział na tych, którzy chcą ratować zwierzęta przed cierpieniem, a ludzi przed
poniżeniem, którzy protestują i dążą do zmiany istniejącej sytuacji, oraz na tych, którzy bronią
dotychczasowego stanu rzeczy i dążą do jego zachowania. Jak gdyby podział na ewangeliczne
„owce i kozły”. – Zło, dziejące się we wszystkich dziedzinach życia, osiąga swoiste apogeum.
Odwieczny błąd żywieniowy ludzkości wyzwolił lawinę klęsk, nieszczęść i katastrof. Jego
związek z tymi klęskami i katastrofami, już po chwili zastanowienia, staje się oczywisty,
niewątpliwy, ewidentny, przemawia do rozumu, do uczucia, do wrażliwości i do wyobraźni.
Budzi totalny protest!

I w tej niepowtarzalnej chwili, o niewyobrażalnym znaczeniu dla przyszłości całej ludzkiej

populacji, większość ludzi wybiera drogę zabiegów o doraźne, krótkowzroczne, partykularne lub
wręcz osobiste korzyści – tylko na dziś. Bo jutro już sami o te swoje wywalczone korzyści
potkną się i przewrócą.

Powstają wprawdzie różne programy zmian i naprawy, projekty reform w wielu dziedzinach

życia. Trudno jednak nie zauważyć, że tych najtrudniejszych problemów gospodarki światowej, a
szczególnie problemów rolnictwa i wyżywienia nie uda się rozwiązać radykalnie i do końca bez
wyeliminowania chemicznych środków stymulacji upraw i pielęgnacji ziemi, i bez wprowadzenia
ekologicznych metod uprawy, a głównie bez głębokich zmian w zakresie sposobu odżywiania.
Wszelkie inne próby oraz ich efekty będą zawsze tylko częściowe, doraźne, będą tylko
półśrodkami, podciąganiem „krótkiej kołdry”, naprawami dokonywanymi w jednej dziedzinie,
kosztem pogarszania sytuacji w innych.

Współczesne rolnictwo konwencjonalne, nastawione głównie na zaspokajanie potrzeb

paszowych w ilości proporcjonalnej do popytu na mięso, nie poświęca dostatecznej troski temu,
aby żywność wytwarzana d l a l u d z i była dla nich pokarmem pełnowartościowym,
nietoksycznym, naprawdę zdrowym. Żeby zamiast zdrowia, nie przysparzała samych chorób i
nieszczęść.

Rodzinne gospodarstwa rolne, obciążone obowiązkami hodowlanymi, które przyjęło się już od

dawna traktować jako zawodowy obowiązek r o l n i k a, ponoszą na skutek istniejącej sytuacji
nieobliczalne straty moralne i kulturalne. Bo jeżeli praca na wsi jest tak ciężka i angażuje tyle
czasu we wszystkich porach roku, to nie jest to spowodowane samą uprawą roślin, ale przede
wszystkim zajęciami związanymi z hodowlą. Samo uprawianie ziemi nie wymaga aż tak
znacznego, nieustannego wysiłku i zaangażowania czasu. A ponadto uprawa roślin może być
przecież źródłem wielu cennych inspiracji psychicznych, moralnych i rozwojowych, które w
obowiązkach hodowlanych gubią się i zatracają. Odwrotnie, czynności hodowlane zdecydowanie
ograniczają możliwości moralnego i psychicznego doskonalenia, powodują zbrutalizowanie i
uprymitywnienie obyczajów i stępienie wrażliwości uczuciowej.

background image

25

* * *

Z produkcją i konsumpcją mięsa wiąże się jeszcze jeden alarmujący i bolesny, choć obłudnie

przemilczany, fakt deprawowania tych wszystkich ludzi, którym popyt na mięso narzuca
profesję.

Wiadomo powszechnie, że do takich profesji należy zawód rzeźnika, handlarza mięsem i

wędlinami, pracownika w przemysłowych hodowlach zwierząt itp. Do zawodów tych jednak
ludzie przychodzą s a m i, niejako z wyboru, co pozwala domyślać się istnienia u nich już
wcześniej predyspozycji i upodobań korespondujących z tym zawodem. Są to ludzie dorośli i
sami biorą na siebie odpowiedzialność za swój wybór i za możliwe jego następstwa.

Zupełnie inaczej przedstawia się sprawa w przypadku tych, którzy takich zachowań nie

wybrali, ale które zostały im narzucone. I to narzucone w takim czasie i w takich
okolicznościach, kiedy oni sami nie są w stanie niczego wybierać ani odrzucać, ani obronić się
przed wyborem złym. Bez własnej więc wiedzy i winy są poddawani moralnej negatywnej
indoktrynacji, kondycjonowani do brutalności i okrucieństwa. Takimi dotkliwie skrzywdzonymi i
od zarania życia ograniczonymi w swoim przyrodzonym prawie do aktualizowania własnego
najpełniejszego człowieczeństwa, są dzieci wychowywane w rodzinach chłopskich. Od
wczesnych lat życia są przymusowymi świadkami i uczestnikami tego n o r m a l n e g o
procederu swoich rodziców i sąsiadów, ich zawodowych czynności, polegających na zabijaniu
zwierząt. Widzą, jak zostaje zabita na miejscu lub wyprowadzona do rzeźni ta Krasula, która od
lat stała w oborze i jej mały, wzruszający cielak, z którym bawiły się jeszcze wczoraj. I ten pies,
który długo służył przy budzie, a teraz – gdy się postarzał – ojciec zatłukł go lub powiesił, aby
zrobić miejsce dla nowego, może ładniejszego psa.

Dzieci na ogół lubią zwierzęta i łatwo się do nich przywiązują. I jakkolwiek zdarzają się

przypadki okrucieństwa dzieci w stosunku do zwierząt, to bywają one najczęściej spowodowane
naśladowaniem wzorów środowiska albo osobniczymi skonnościami patologicznymi. Pedagodzy
zgodnie podkreślaja wychowawczą wartość obecności zwierzęcia w domu, w którym sa małe
dzieci. Ale ta wartość może się realizować tylko wtedy, gdy dziecko ma okazję opiekować się
swoim ulubieńcem, chronić go, karmić. Natomiast w gospodarstwach wiejskich hoduje się je
tylko po to, by potem zabić i zjeść lub sprzedać na zabicie. Tak bezwzględne traktowanie
zwierząt ma wtedy skutek wychowawczy wręcz odwrotny i nie może pozostać bez trwałego
destruktywnego wpływu na moralne postawy dziecka i kształtowanie się jego wrażliwości
emocjonalnej. Wiadomo przecież, że młodzież w organizacjach Hitlerjugend była świadomie i
celowo kondycjonowana do okrucieństwa i bezwzględności wobec ludzi przy pomocy ćwiczeń
na zwierzętach. I takiemu właśnie kondycjonowaniu, jakkolwiek nieświadomie i w sposób
niezamierzony, tym nie mniej r e a l n i e, są poddawane dzieci w gospodarstwach chłopskich na
całym świecie.

Nie wszystkie dzieci reagują na te doswiadczenia jednakowo. Zależnie od swego

indywidualnego dziedzictwa genetycznego, różne z nich wynoszą nauki i inspiracje. Niektóre
oswajają się z tym szybko i łatwo, nawet jeżeli początkowo każdą śmierć zwierzęcia odbierały
jako wstrząsającą, osobistą tragedię. Na przykład nagłe stwierdzenie, że ulubiony króliczek
zniknął z klatki, a kawałek mięsa podany na talerzu przez matkę pochodzi z jego martwego ciała,

background image

26

bywa dla niektórych małych dzieci szokiem, pozostawiającym trwałe ślady na cały życie. Te
fakty, którym nie są one w stanie zapobiec, muszą jakoś usytuować w swoim dorobku
psychicznym: albo jako trwały bunt i protest, albo jako realistyczne, bierne pogodzenie się z
cudzym okrutnym losem, albo jako upodobanie i nawyk; jako niekwestonowane prawo do bycia
samemu bezwzględnym i okrutnym. – Jaki może być procentowy udział tych dzieci o wiekszej
osobniczej wrażliwości, które potem, w dorosłym życiu, aktywnie i żarliwie pragną bronić życia
innych, aby zrekompensować swoją ówczesną, bolesną bezradność, a jaki udział tych skutecznie
i trwale kondycjonowanych do brutalności i okrucieństwa, tego nikt nie badał i nie wiadomo, jak
się ta sprawa przedstawia w liczbch. Obserwacje na przykład wskazują, że niektórzy dorośli
rolnicy nigdy nie mogą przyzwyczaić się do tego, co robią i przed zabiciem zwierzęcia czują
potrzebę oszołomienia się alkoholem. Nie potrafią bowiem na trzeźwo podnieść ręki do zadania
śmiertelnego ciosu, nie są w stanie wykonywać swojej hodowlanej, zawodowej powinności bez
narkozy. Inni natomiast znajdują w tym wyraźne upodobanie i wręcz szukają okazji, aby to robić.
Każdy pretekst jest wtedy dobry, aby zabić lub choćby niszczyć – cokolwiek. Inną jeszcze
wskazówką może być fakt, że w tych zawodach, które dawniej dla ludzi ze wsi pozostawały
raczej mało dostępne, na przykład w środowiskach lekarzy, naukowców, nauczycieli, w ciągu
ostatnich kilkudziesięciu lat etos zawodowy obniżył się jaskrawo w sposób wielce niepokojący.

Nie jest to więc tylko lokalny problem wiejski. Ludzie poddawani w dzieciństwie takiemu

kondycjonowaniu, stają się potem bezwiednymi roznosicielami moralnej infekcji. Ich postawy i
sposoby reagowania, jako pewne modelowe wzorce obyczajowe, szerzą się i upowszechniają jak
choroba. Zwłaszcza wtedy, gdy będąc nauczycielami lub przełożonymi, narzucają je swoim
wychowankom i podwładnym. Kazdego roku wkraczają w dorosłe życie społeczne nowe
roczniki i nowe generacje ludzi obciążonych bagażem nawyków brutalności, psychicznie
okaleczonych doświadczeniami i obserwacjami wyniesionymi z okresu dzieciństwa i wczesnej
młodości. Jako moralne wyposażenie wnoszą w życie swoich nowych środowisk własną
wygaszoną wrażliwość, rozbudzoną i utrwaloną bezwzględność, szczególnie wobec wszystkich
słabszych i bezbronnych.

Może to właśnie przy okazji obserwowania tych hodowlanych zabójstw rodzi się w

świadomości dziecka niewzruszone przekonanie, że korzyści finansowe, płynące z krzywdzenia
innych, uświęcają tę krzywdę, a każdy czyn zostaje usprawiedliwiony czerpanymi z niego
profitami. Ten jadowity pragmatyzm powoduje, że cudze cierpienie przestaje być traktowane w
kategoriach uczuciowych i moralnych, a jest jedynie elementem kalkulacji ekonomicznej. W
kalkulacji tej dominuje motyw opłacalności i jeżeli jakaś niegodziwość przynosi zysk, to motywy
moralne, skłaniające do jej zaniechania, przestają być w ogóle brane pod uwagę. – Lata
dzieciństwa spędzane w rodzinnym domu na wsi to twarda i ponura szkoła życia.

W tej sytuacji narzucałby się projekt pilnego powołania Ligi Ochrony Dzieci Wiejskich, która

broniłaby ich przed deprawacją ze strony rodzinno-hodowlanego środowiska. Zapał do realizacji
tego projektu gaśnie jednak pd wpływem refleksji, że postulaty takiej Ligi byłyby mało
skuteczne, dopóki nie ustają roszczenia konsumentów mięsa, żądających od wsi coraz nowych
dostaw świeżej wołowiny, cielęciny, wieprzowiny i drobiu. Deprawacja dzieci wiejskich jest
nieuniknionym zjawiskiem towarzyszącym trwaniu takich oczekiwań i roszczeń. Aby jej
skutecznie i radykalnie zapobiec, trzeba by przede wszystkim uwolnić r o l n i k ó w od presji
popytu wymuszajacego kontynuowanie tego poniżającego i dehumanizującego sposobu
zarobkowania. Przywrócić w ten sposób rangę i szlachetność zawodu rolnika, który mógłby
skoncentrować sie na czynnosciach decydujących o jego profesji, to znaczy u p r a w i a ć z i e-
m i ę, siać i zbierać pokarm roślinny dla siebie i innych. Oswobodzony od haraczu hodowlanego i

background image

27

uwolniony od nacisku nabywców mięsa, aby dalej wciąż hodował, zabijał i sprzedawał jak
najwięcej.

Infekcja brutalności, okrucieństwa i moralnej deprawacji rozprzestrzeniania się na cały świat.

Główny ciężar odpowiedzialności za to spoczywa jednak nie tyle na samych hodowcach ani ich
humanistycznie zubożonych i moralnie okaleczonych dzieciach, lecz na konsumentach i
nabywcach, którzy popytem na mięso prowokują te wszystkie negatywne zjawiska.
Deprawowanie dzieci chłopskich i jego wszystkie bezpośrednie i pośrednie skutki są tylko
nieodłącznym, logicznym następstwem tego popytu.

background image

28

* * *

Można zatem powiedzieć, że w sensie humanistycznym i kulturowym, wieś jest najdotkliwiej

poszkodowaną ofiarą istnienia i funkcjonowania tej struktury współczesnej cywilizacji, którą
wykreowała świadomość łowcy. To właśnie środowiska chłopskie dźwigają największy jej ciężar
i płacą najwyższe koszty hodowlanego procederu, uprawianego przecież przez wielu jeszcze
innych jego uczestników. Ale jednocześnie ta sama wieś staje obecnie przed największą swoją
szansą i możliwością odegrania doniosłej, niezastąpionej roli w tworzeniu nowej cywilizacji. To
właśnie na rolnictwie bez hodowli i bez chemicznych środków uprawy ziemi koncentrują się
nadzieje

świata,

oczekującego

pozytywnych,

głębokich

przemian

ekologicznych,

ekonomicznych, zdrowotnych, kulturowych i moralnych. To na wsi spoczywa zaszczytna
odpowiedzialność zainicjowania dzieła WIELKIEGO PRZEŁOMU. Dzieła pzezwyciężania
złowrogich następstw żywieniowego błędu, jakie nawarstwiały się przez wiele wieków, a może
nawet i tysiącleci, i które teraz przytłoczyły całą Planetę niezliczonymi nieszczęściami i
zagrożeniami. Tylko wieś mogłaby stać się pierwszym ogniwem łańcucha kolejnych, dalszych
przemian w kierunku odrodzenia i wykreowania nowej cywilizacji.

W momentach przełomowych zmian i głębokich kryzysów bywają takie sytuacje historyczne,

kiedy dotychczasowa działalność traci sens i wartość. Niektórzy producenci, wdrożeni do takiej
działalności i uzyskujący z niej niekiedy znaczne korzyści, czują się zdezorientowani,
zawiedzeni, jakby „wysadzeni z siodła”. Drastycznym przykładem takiej sytuacji był okres
bezpośrednio po upadku Trzeciej Rzeszy, kiedy po zakończeniu wojny na terenie Niemiec
pozostały jeszcze czynne pewne struktury gospodarcze i administracyjne, funkcjonujące
dotychczas na usługi obozów koncentracyjnych. Produkowano tam miedzy innymi gaz i ampułki
z fenolem do usmiercania więźniów oraz mydło z ich zwłok. Przy tych i wielu innych podobnych
zajęciach pracowało umiejetnie i wydajnie wielu f a c h o w c ó w, cenionych i dobrze
zarabiających. Byli wśród nich specjaliści wpuszczający gaz do komór, ładowacze zwłok,
pielęgniarze wykonujący zastrzyki z fenolu w serca więźniów, strażnicy oraz ich zwierzchnicy,
wydający ogólne i szczegółowe zarządzenia oraz wielu innych.

Cała ta działalność służąca eksterminacji ludzi musiała nagle, wraz z zakończeniem wojny,

przestać istnieć. Był to postulat nie wymagający specjalnych uzasadnień ani komentarzy. Nad
bezrobociem spowowodanym tym zaprzestaniem poprzedniej produkcji nikt nie ośmieliłby się
ubolewać, ani żądać zadośćuczynienia. Po prostu musiał się przekwalifikować. Nie ośmielano by
się również skarżyć na straty wywołane brakiem zbytu na gotowe już produkty, ani domagać się
finansowej rekompensaty, nawet jeżeli poniesione straby były znaczne. Gdyby bowiem
protestujący przeciwko swoim stratom i swojemu bezrobociu żądali ponownego zatrudnienia we
własnych lub podobnych zakładach, znaczyłoby to jednocześnie, że manifestowaliby na rzecz
zagwarantowania im opłacalnego zbytu g a z u, f e n o l u i m y d ł a! – Obecnie chemizowana
produkcja rolna oraz masowa hodowla bydła na rzeź jest również formą t o t a l n e j
eksterminacji zwierząt, ludzi i gleby. Skargi rolników na ograniczenie kredytów na stosowanie
dotychczasowych dawek nawozów syntetycznych, toksycznych środków ochrony roślin i na brak
pożądanego, wysokiego popytu na mięso można by uznać za szczyt cynizmu, gdyby nie było
wiadomo, że jest to tylko dno niedoinformowania i zagubienia. A także braku zrozumienia

background image

29

sytuacji i niedoceniania własnej roli w narodzinach nieznanych dotychczas form życia, myślenia i
gospodarowania. Świat wkracza obecnie w nowy wiek, rodzą się nowe paradygmaty w nauce, w
moralności, w zaleceniach żywieniowych oraz nowe metody uprawy ziemi. Zachód odchodzi już
stopniowo zarówno od konwencjonalnych metod uprawy, jak i od kultywowanej jeszcze do
niedawna fascynacji produkcją i konsumpcją mięsa. W tej sytuacji własne nadwyżki chętnie
przeznacza na eksport, pozbywa się ich skwapliwie, ponieważ miejscowi konsumenci są już
znacznie lepiej poinformowani o prawidłowych zasadach zdrowego odżywiania, niż polscy
nabywcy. Dlatego właśnie żądają zbóż, warzyw i owoców uprawianych metodami
ekologicznymi, bez chemii, a popyt na mięso maleje tam z roku na rok. Opinie lekarzy i
dietetyków na Zachodzie zmieniły się już znacznie, zaczyna się tam głęboki, doniosły przełom
zarówno w sposobach uprawy ziemi, jak i w zakresie wymogów zdrowego odżywiania. A także
w sposobie traktowania zawodu rolnika i pojmowania jego zawodowych i moralnych
obowiązków. – Na polskiej wsi też trzeba będzie wkrótce zmienić w s z y s t k o! Strukturę i
metody upraw, kalkulację finansową, obyczajowość i mentalność, postawy moralne i aspiracje
kulturalne. Ta dawna, ponura, prymitywna, brutalna wieś odchodzi w przeszłość i nie ma juz dla
niej miejsca w rodzącym się nowym świecie.

W ostatnich latach sytuacja wsi ulega głębokiej, radykalnej zmianie, otwierają się dla niej

wielkie, dalekosiężne perspektywy.

Rola i pozycja wsi ulega przełomowej zmianie, staje przed nią doniosłe powołanie i moralna

odpowiedzialność przed Historią za realizację celów i dokonań, mających spełniać się na całym
świecie. Wsi przypada obecnie zaszczyt włączenia pierwszego ogniwa do łańcucha przyszłych
epokowych przemian, jakie wskutek tego będą się mogły stopniowo wyzwalać. – Należy bowiem
najpierw eliminować główne źródło degradacji, aby dalsze pozytywne zmiany mogły następować
już potem swobodnie, łatwo, spontanicznie. Żeby cały świat zaczął się samorzutnie oczyszczać i
uwalniać kolejno od skutków pierwotnego skażenia. I tak jak obecnie wieś jest źródłem
toksycznej, chorobotwórczej żywności i moralnej infekcji, tak wieś odmieniona, zdrowa
fizycznie i moralnie, może odrodzić świat.

background image

30

* * *

Potrzebny jest pilnie zupełnie nowy model życia wsi. Naprawdę nowoczesny, odmienny od

dotychczasowego sposób życia i pracy na roli musiałby się zacząć od zrozumienia konieczności
zaniechania hodowli zwierząt na ubój. Uwolnienie się od haraczu hodowlanego otwiera dla wsi
liczne nowe, szlachetniejsze możliwości zarobkowania. W zakresie tego podstawowego zajęcia,
jakim jest ekologiczna uprawa roślin na pokarm dla ludzi, można od razu znacznie rozszerzyć
zakres uprawianych gatunków zbożowych, warzywnych i sadowniczych, sadzić drzewa
orzechowe, uprawiać rośliny strączkowe i nasienne oraz oleiste. A potem robić z nich przetwory
na użytek własny i na sprzedaż. Okolicznością dogodną dla producentów i dla konsumentów jest
otwierający się w Polsce wolny rynek, który zapewnia większy i łatwiejszy zbyt temu, kto
dysponuje lepszym towarem. Wykonując prace związane ze specyfiką wiejskiej produkcji rolnej,
można by też zająć się wypiekaniem chleba z ekologicznie uprawianego, pełnego ziarna różnych
zbóż, robić dżemy i inne przetwory z ekologicznie uprawianych owoców i warzyw (szczególnie
cenne są warzywa i owoce umiejętnie suszone), dostarczać oleju wytłaczanego na zimno i nie
fałszowanego miodu.

Pasiecznictwo, oprócz tego, że dostarcza miodu, spełnia w gospodarstwie ekologicznym wiele

innych, pożytecznych funkcji. Zapewnia dobre zapylanie zasiewów, a to umożliwia
zwielokrotnienie zbiorów. Ponadto uprawianie roślin miododajnych, tzw. pożytków pszczelich,
dostarcza jednocześnie cennego zielonego nawozu, który wzbogaca glebę najwartościowszymi
substancjami mineralnymi i organicznymi, bez konieczności stosowania nawozów zwierzęcych i
wykonywania związanych z tym uciążliwych, pracochłonnych czynności. Pasiecznictwo i
uzyskiwanie miodu może też odciążyć ogromne areały najlepszej ziemi od potrzeby uprawiania
buraków przeznaczonych na cukier. Na obszarach tych można zaś uzyskiwać wspaniałe plony
dorodnych, zdrowych owoców, warzyw i szlachetnych gatunków zboża, a także ziół
przyprawowych i leczniczych.

Znaczną satysfakcję oraz korzyści zdrowotne i finansowe mogłoby dawać rozszerzenie

zakresu uprawy lnu. Na areałach uwolnionych od upraw paszowych warto siać, choćby nawet nie
każdego roku, tę pożyteczną i szlachetną roślinę. Dostarcza ona nie tylko wartościowej przędzy,
ale również nasion, tzw. siemienia, wskazanego jako zdrowy pokarm („gomasio” to japońska
nazwa popularnej przyprawy makrobiotycznej z nasion sezamowych i soli, do której zamiast
sezamu, doskonale nadaje się również siemię lniane) i jako lekarstwo (galaretka z namoczonego
siemienia jest skutecznym lekiem w wielu przypadłościach przewodu pokarmowego i chorobach
dróg oddechowych).

Ponadto wieś może stać się miejscem rozkwitu rzemiosła i w ten sposób nie tylko zdobywać

dodatkowe źródła zarobku, ale również uniezależnić się pod względem cywilizacyjnym od
miasta, wykonując we własnym zakresie takie zajęcia, jak na przykład stolarstwo, ślusarstwo,
blacharstwo, usługi hydrauliczne, szewskie i elektroniczne, mając własne cegielnie, a głównie
własne młyny. Wszystkie pracujące na zaspokojenie potrzeb lokalnych oraz najbliższej okolicy.

Obecnie obowiązki hodowlane są czynnikiem hamującym pomysłowość i inicjatywę w

zakresie umiejętności rzemieślniczych, co powoduje uzależnienie wsi od miasta albo zmusza do
rezygnowania z wielu cywilizacyjnych udogodnień i skazuje na uprymitywnienie potrzeb

background image

31

mieszkańców wsi. Co więcej, czynności wykonywane przy hodowli zwierząt zabierają rolnikom
lwią część czasu i wymagają ich niewolniczej niemal obecności w gospodarstwie na co dzień.
Uwolnieni od codziennych zajęć przy obsłudze zwierząt hodowlanych, mogliby poświęcać
więcej czasu na uprawianie nie tylko rzemiosł użytkowych, ale i artystycznych. I ozdabiać
własne środowisko, a także sprzedawać swoje wyroby, jednak bez pośrednictwa firm
narzucających bezwstydnie wysokie marże.

Nowym, bogatym terenem działalności zarobkowej dla wsi mogłaby stać się mała turystyka,

to znaczy przyjmowanie u siebie na wakacje ludzi z miasta. Formy masowych wczasów nie
sprawdzają się ostatnio i tracą popularność, głównie ze względu na wysokie koszty, a także i
pewną koszarowość i ujednolicenie form takiego wypoczynku. Natomiast turystyka wiejska
może być urozmaicona, zróżnicowana i zindywidualizowana, a ponadto znacznie tańsza.
Umożliwiałaby też wymianę wartości kulturalnych i moralnych miedzy gośćmi a gospodarzami.
Jeszcze inną formą nowej działalności zarobkowej i zarazem kulturalnej mogłoby być odpłatne
wypożyczanie książek.

Taki kierunek przeobrażeń i osiągnięć w ekonomicznej sytuacji wsi ograniczyłby też zapewne,

a może z czasem i wykluczył potrzebę dodatkowej pracy w miejskich zakładach przemysłowych.
Obecnie zmusza to do codziennego, o b ł ę d n e g o, przemieszczania się milionów ludzi z ich
miejsc zamieszkania do – niekiedy bardzo odległych – miejsc pracy i z powrotem.

Zróżnicowany i wszechstronny rozkwit ekonomiczny wsi otwiera jednocześnie dostęp nie

tylko do udogodnień cywilizacyjnych, ale również do rozwoju kulturalnego. Bo samo
wprowadzenie najbardziej nawet nowoczesnych i wyszukanych urządzeń do mechanizacji
hodowli nie wpłynie jeszcze na podniesienie poziomu kulturalnego wsi, najwyżej poprawi jej
p o l o r cywilizacyjny. Mechanizacja hodowli jest zabiegiem niejako kosmetycznym, podobnym
do pokrycia pryzmy nawozu eleganckim, efektownym lakierem. Przy zachowaniu hodowli, w
jakiejkolwiek formie, chłopska obyczajowość i mentalność pozostanie zawsze nie zmieniona.
Bez radykalnej eliminacji procederu hodowlanego wieś nie przestanie być, tak jak dotąd,
środowiskiem o niższej randze społecznej, tym środowiskiem „gorszym”, odstraszającym swoją
obyczajowością i mentalnością, izolowanym od bogatszej i subtelniejszej kultury środowisk
miejskich.

Ze swojego stanu poniżenia społecznego i kulturalnej izolacji wieś może wydźwignąć się

tylko s a m a. Zdecydowaną wolą, determinacją, wytrwałością, a przede wszystkim jasnym
uśwadomieniem sobie tego, o jak wysoką stawkę toczy się ten bój. Że stawką tą jest zupełnie
nowy – przewyższający pod każdym względem dotychczasowy – nieznany model życia wsi.
Zdejmując przede wszystkim z szyi ten kamień młyński, jakim jest hodowla zwierząt na ubój,
która już sama ściąga wieś na kulturalne dno. Awans kulturalny wsi nie mógłby się dokonać bez
uwolnienia jej od haraczu hodowlanego. Dla uzyskania tego awansu nie wystarczy
unowocześnienie kurników dla niosek i zmechanizowanie pomieszczeń dla krów i świń. Za ich
nowoczesnymi zagrodami pozostaną udręczone, zmaltretowane zwierzęta, które bezwiednie
biorą odwet na swoich ciemiężycielach. Izolują ich bowiem od tego wszystkiego, co w kulturze
najcenniejsze, obarczają mentalnością, która powoduje, że homo urbanus dystansuje się od nich i
spycha na pozycję ludzi drugiej kategorii. Dla uzyskania awansu kulturalnego nie wystarcza też
samo podwyższanie poziomu zamożności, jest ono równie nieskuteczne, jaki mechanizacja obór i
chlewów.

Autentyczne uczestnictwo w dorobku ludzkiej kultury zaczyna się od przyjęcia za własne

sposobów oceniania w kategoriach humanistycznych i nabycia zdolności do wyboru
postępowania zgodnego z wymogami etycznymi i motywowania tego wyboru względami
humanistycznymi i moralnymi.

background image

32

Awans wsi wyniknie niejako samoistnie ze skoncentrowania się najpierw na ekologicznych

uprawach na pokarm dla ludzi. Pociągnie to za sobą jej ekonomiczne zróżnicowanie i powstanie
nowych źrodeł zarobku, rozwój działalności rzemieślniczej, artystycznej i oświatowej, a w
związku z tym podniesienie się poziomu cywilizacyjnego, a wreszcie i rozbudowanie potrzeb
kulturalnych. Taki rozkwit wsi może po pewnym czasie spowodować zmianę dotychczasowego
kierunku migracji – już nie ze wsi do miasta, ale z miasta na wieś. Bo wieś zacznie ewoluować w
kierunku wszechstronnego udoskonalenia, przestanie być tym środowiskiem społecznie gorszym,
a stanie się l e p s z a. Lepsza pod każdym względem – ekologicznym, zdrowotnym, moralnym i
duchowym. Może stać się OAZĄ i MEKKĄ świata.

Jeżeli w rezultacie tych przemian zaistnieje taka sytuacja, że na wsi ludzie dobrzy i mądrzy

będą pracować w zdrowym środowisku, wykonując zajęcia wzbogacające fizycznie, materialnie i
duchowo nie tylko ich samych, ale całe środowisko, to czy można sobie wyobrazić
korzystniejszy start w lepszą, doskonalszą przyszłość?

background image

33

* * *

W tej postulowanej przemianie, zwłaszcza w jej początkowej, wstępnej fazie dużą rolę mają

do odegrania wzory stylu życia, myślenia i pracy ludzi dobrych, wrażliwych i niezachłannych,
osiedlających się na wsi. Taki model oddziaływania i przekazywania dobrych wzorców
postępowania, realizowany początkowo na małą skalę, stawałby się stopniowo zaczynem
WIELKIEGO PRZEŁOMU.

Byłby to model życia twórczy i poszukujący, alternatywny w stosunku do tego współcześnie

dominującego w kulturze, niechlubnego ideału, jakim jest dążęnie do maksymalnego zysku przy
j a k i e j k o l w i e k działalności zarobkowej i maksymalna konsumpcja produktów aktualnie
lansowanych na rynku, z video jako najpopularniejszą formą rozrywki. Podczas gdy dla innych,
poszukujących i twórczych, najczęściej wrażliwych i dobrych, nie ma właściwie miejsca we
współcześnie istniejących strukturach społecznych i trendach ekonomicznych, a ich bezcenne
inicjatywy są najczęściej udaremniane lub szykanowane.

Zasadniczym warunkiem włączenia się do tego programu byłoby odnajdowanie ludzi

pragnących uprawiać ziemię wyłącznie metodami ekologicznymi i dla których perspektywa
hodowania zwerząt na ubój byłaby nie do przyjęcia. Konieczne byłoby umożliwienie i w
pewnym stopniu ułatwienie (a przynajmniej odblokowanie w sensie prawnym i społecznym)
szansy tworzenia „miejsc do życia” dla takich właśnie ludzi – głównie młodych małżeństw –
szukających mieszkania, środków utrzymania, trwałych podstaw egzystencji i zdrowego
środowiska. A jednocześnie reprezentujących alternatywny, to znaczy nie „produkcyjno-
konsumpcyjny”, sposób myślenia i model aspiracji. Niezbędne byłoby obniżenie barier formalno-
-prawnych przy nabywaniu działek ziemi, choćby z tego miliona hektarów leżących odłogiem
nieużytków i z ewentualnego rozparcelowania deficytowych państwowych gospodarstw rolnych,
choćby także pomiędzy dotychczasowych członków załogi pegeerowskiej.

Ten pierwszy krok w realizacji nowego programu nie powinien zakładać z góry, czy działki

takie mają w każdym przypadku funkcjonować w zespołach, czy też każda osobno, to znaczy
jako osiedla o ustalonym z góry kształcie i zasadach wspólnotowych, czy też jako enklawy
samotników. Chodzi o to, aby zapewnić w każdym przypadku możliwość podejmowania
samodzielnych decyzji ludziom reprezentującym nowa mentalność. Niech działają możliwie
swobodnie, stosownie do potrzeb rozwijającej się sytuacji.

Kamealne początkowo, nie na skalę przemysłową, traktowanie swoich ekologicznych upraw

umożliwia zebranie pewnego zasobu doświadczeń i obserwacji oraz dokonanie ich selekcji i
weryfikacji. Ewentualne rozszerzenie upraw i przeznaczanie części swoich zbiorów na sprzedaż
to byłby dopiero drugi, następny krok. A wtedy pożądany stałby się udział w organizacji na wzór
zachodniej „Demeter”, na przykład polskiego „Ekolandu”. Ta organizacja przyjęłaby
odpowiedzialność za instruktaż w zakresie sposobów uprawy oraz kontrolę i dystrybucję
zbiorów. Ona także inicjowałaby powstawanie w całym kraju sieci coraz to nowych sklepów
sprzedających żywność n a p r a w d ę zdrową. Z czasem na pewno powstałby popyt na polskie
pokarmy roślinne również i za granicą, i wtedy organizacja patronująca mogłaby ułatwiać
eksport. Jednak takie wyjście na zewnątrz, ten etap działalności handlowej, musi zostać
poprzedzony okresem działalności wstępnej, tylko na potrzeby własne, aby mieć czas na

background image

34

docenienie wartości swojej pracy, okrzepnąć psychicznie w bezinteresownym kontakcie z
przyrodą i nie wpaść w pułapkę bezrefleksyjnej, owczym pędem inspirowanej pogoni za wielkim
biznesem.

W tej propozycji tkwi jednocześnie szansa wsparcia dla wysiłków zmierzających do

rozwiązania kilku jeszcze innych, trudnych problemów naszej współczesnej sytuacji:

1) uzyskanie mieszkania dla młodych małżeństw i innych osób bezdomnych, a

pozbawionych innych możliwości zdobycia własnego miejsca do życia;

2) częściowe zagospodarowanie odłogów;
3) ograniczenie liczby bezrobotnych;
4) tworzenie obszarów ekologicznych enklaw nie zdegenerowanych skażeniem chemicznym;
5) wytwarzanie naprawdę zdrowej żywności;
6) poprawa stanu zdrowia jej konsumentów;
7) autentyczna i skuteczna troska o zdrowie i prawidłowe wychowanie żyjących tam dzieci;
8) prezentacja nowego modelu życia i aspiracji, szczególnie ważna dla tych, którzy na

podstawie dotychczasowych własnych doświadczeń oraz pouczeń wynikających z
wzorców kultury masowej, utożsamiali sukces życiowy z nieograniczonym zaspokajaniem
najprymitywniejszych potrzeb.

background image

35

* * *

Inną doniosłą funkcją tego modelu życia, obok jego walorów kulturowych i obyczajowych,

byłaby jego rola w korygowaniu istniejących nieprawidłowości ekonomicznych. Struktura upraw
stosowana obecnie w gospodarstwach zarówno indywidualnych, jak i państwowych oraz
spółdzielczych, zarówno małych, jak i dużych, staje się z dnia na dzień coraz bardziej
anachroniczna i nieprzystająca do nowoczesnych wymogów żywieniowych. Spożycie mięsa
ogranicza się stopniowo w całym świecie. Hodowcy owiec we Francji, protestując przeciwko
obniżaniu się popytu na baraninę i obniżce cen, np. podpalają swoje ciężarówki z owcami i
zostawiają je płonące na drogach. Jeżeli stać ich na takie rozrzutne gesty jak niszczenie całych
samochodów naładowanych mięsem, to znaczy, że te manifestacje nie są na pewno wyrazem
desperacji głodujących nędzarzy. A jeżeli wiadomo, że w tym czasie w innych krajach tysiące
ludzi dziennie umiera z głodu i na próżno oczekuje pomocy, to te dziarskie poczynania kładą się
piętnem niezatartej hańby na ich uczestnikach i inicjatorach.

Ale ani podpalanie ciężarówek z mięsem, ani zarzucanie gmachów publicznych nie

sprzedanymi produktami żywnościowymi, ani zablokowanie wszystkich dróg na świecie nie
zmieni i nie poprawi sytuacji na dłuższą metę. Jest bowiem prostym i nieodwracalnym prawem
ekonomicznym, że jeżeli producent nie znajduje nabywców na swoje towary, musi zmienić profil
produkcji. Mięso, żyto, ziemniaki stają się towarem coraz mniej poszukiwanym i popyt na nie
będzie dalej się obniżał. Dalsza ich produkcja w dotychczasowym zakresie rzeczywiście grozi
rolnikom ruiną. A przecież żadne państwo nie jest w stanie dotować bez końca trwale
nieopłacalnej produkcji.

Obecnie, powoli, ale nieustannie, kształtuje się nowy popyt na żywność, powstają coraz

liczniejsze sklepy z ekologicznie uprawianymi produktami spożywczymi. Szukają one warzyw,
owoców, kasz i mąki, uprawianych na kompoście, bez stosowania nawozów syntetycznych i
chemicznych środków ochrony roślin, bo o takie właśnie dopominają się kupujący i są nawet
gotowi płacić za nie wyższe ceny. Jeżeli więc producenci domagają się, aby handlowcy brali od
nich to, czego klienci sobie nie życzą, to sytuacja jest rzeczywiście beznadziejna. Jedyne wyjście
to dostosowanie struktury upraw i całej produkcji rolnej do narastających nowych potrzeb rynku.
Otwiera się duży, chłonny rynek, zarówno w kraju, jak i na eksport, ale na i n n e niż dotychczas
produkty rolne. Opłacalność hodowli zwierząt rzeźnych jest już w odwrocie, popyt na mięso
maleje i będzie malał coraz bardziej, bo ludzie pragną być zdrowi i nikt nie zechce kupować za
wysoką cenę pokarmu, o którym wie, że mu szkodzi. Warzywa i owoce, jakich obecnie
poszukuje konsument, to te „nie pryskane”, a zboża tylko z upraw ekologicznych. Zbóż do
bezpośredniego spożycia dla ludzi, a nie na paszę, wystarczy uprawiać mniej, ale ze znacznie
większą starannością niż dotychczas. Nabywca już wkrótce nie będzie chciał kupować ich
workami na paszę, a tylko na kilogramy, do konsumpcji własnej, paczuszki z pszenicą, owsem,
prosem lub jęczmieniem. – A l e b e z c h e m i i! Wieś nie może upierać się przy
dotychczasowych formach produkcji i podaży, jeżeli popyt na rynku spożywczym zmienia się
radykalnie. Dotychczasowe aspiracje ilościowe w produkcji rolnej muszą ustąpić miejsca
aspiracjom jakościowym, NPK musi zostać zastąpione kompostem, a wymiona krowy i ręce
dojącego należy myć za każdym razem do czysta. Niezbędny jest nowy styl gospodarowania i

background image

36

nowy styl myślenia o produkcji rolnej. W związku z tym trzeba zakwestionować i przezwyciężyć
wiele dotychczasowych nawyków, schematów i opinii.

Niezbędne jest przede wszystkim bezkompromisowe przestrzeganie tego warunku odnowy,

który mówi o absolutnym wykluczeniu hodowli zwierząt przeznaczanych na rzeź.
Niedotrzymanie tego warunku pociągałoby za sobą konieczność zachowania dotychczasowej
struktury upraw uwzględniającej rośliny pastewne i inne przeznaczone na paszę. A głównie
takiego stylu gospodarowania i takiej mentalności gospodarza, że uderzałoby to w same
podstawy całego programu i udaremniało jego pomyślną realizację. Nowe, rzekomo, osiedla
rolne pozostałyby takimi samymi jak dawniej siedliskami złośliwej infekcji moralnej,
kondycjonującymi coraz to nowe roczniki i pokolenia do brutalności, zabijania i bezwzględności.

Kolejnym, niezbędnym warunkiem awansu cywilizacyjnego i kulturalnego wsi, a

jednocześnie opłacalności rolnictwa, jest ukształtowanie się nowego klimatu moralnego i nowej
obyczajowości. Wzorem dla tego nowego modelu życia mogłyby stać się m.in. owe enklawy
ludzi, reprezentujących alternatywny styl życia i aspiracji, którzy osiedlaliby się na wsi.

Przykładem realizacji takich prób jest np. działalność Fundacji im. św. Franciszka oraz

Rolniczego Kółka Ekologicznego „Ziarno”, których założyciel, Marian Kłoszewski, tak pisze:

Jestem wewnątrz wsi, w jej krwiobiegu, dotyka mych receptorów. Widzę jej rzeczywisty obraz,

a jednocześnie mam jej obraz wyidealizowany… Podzielam pogląd – planeta, jeżeli ma być
zaludniona, to pownna być wsią. Ta wieś moja, lokalna, jest śmiertelnie chora. Wszystko złe, co
można przeczytać ze statystyk, jej dotyczy. Widzę postepującą degradacje tej podstawowej części
substancji narodu – ludzi wsi… Tu z dzieł ludzkich mających znaczenie dla rozwoju człowieka,
nic nie dociera. Nie ma na nie potrzeb. Jest zatracona wrażliwość na piękno przyrody, jakżeż
więc ponosić tych ludzi? Każde działanie wyzwala tu kontrowersję, a każdy sukces – zazdrość i
nienawiść… Tu już bardzo trudno spotkać Człowieka. Skąd wziąć ludzi do pracy nad wsią? Jeżeli
są, to w wielkim rozproszeniu i nie akceptowani, giną w cieniu… Dużo alkoholu, beznadzieja,
kultura z telewizji, moralne upadanie, zatruwanie środowiska, degradacja duchowa i
materialna… Na takiej wsi jestem i tu będę robił to, co napisałem… Nie opuszcza mnie jednak
pytanie, czy to jest możliwe. Ale wiem, że to co robię, jest KONIECZNE… Potrzebne jest
światło
duchowe, umysły, serca i ręce do pracy. Tu są ręce, jest dużo rąk, znajdują się i serca. Jak czysta
woda wypływająca ze źródła, są tu dzieci i jeszcze trochę młodzieży… Jest to w tej chwili tylko
punkt,lecz gdy zaczną skupiać się ludzie, będzie rosła siła przyciągająca innych, jak w
grawitacji… W tej chwili ja może pracuję nad przygotowaniem przestrzeni kontaktowej ze wsią.

Wieś moja jest śmiertelnie chora – pisze Marian Kłoszewski. Dlaczego tak jest, skąd się ta

choroba wzięła? – Przeciętny współczesny polski rolnik, który zetknął się kiedykolwiek z
lansowanymi przez ostatnie kilkadziesiąt lat tzw. nowoczesnymi formami oświaty rolniczej,
został zapoznany również z podstawowymi kanonami ekonomiki rolnictwa. Jest w związku z tym
przekonany, że decydującą o nowoczesności cechą jego pracy jest wydajność i opłacalność, mało
natomiast słyszał, albo i wcale, o wpływie, zalecanych jako nowoczesne, metod chemicznych
upraw na poziom zdrowotności swoich zbiorów. Przekonywano go również, że w sensie
ekonomicznym, to znaczy tym „nowoczesnym”, on sam, obok zabudowań, inwentarza i maszyn
rolniczych, stanowi jedną z części składowych swego gospodarstwa. Serwująca takie pouczenia
ekonomika rolnictwa zdezorientowała i zdeprawowała wieś, była bowiem oszczerstwem
szkalującym to wszystko, co wiąże się z pracą na roli. Odzierała rolnictwo z urody i
dostojeństwa, z wartości etycznych i estetycznych. Po latach życia w przekonaniu o słuszności
takich pouczeń, rolnicy mają dość opaczną, wręcz przewrotną wizję własnego zawodu i z gruntu
fałszywe opinie o swoich prawach i obowiązkach. Zdezorientowani, źle poinformowani,

background image

37

domagają się hucznie tego wszystkiego, co musiałoby im zaszkodzić, co w efekcie końcowym
wymierzone jest w podstawy ich własnej egzystencji. I to nie tylko w sensie ekonomicznym, ale
również cywilizacyjnym, humanistycznym i kulturowym. Żądają tego, co od lat udaremnia próby
awansu wsi, podniesienie poziomu jej zdrowotności, stworzenie warunków życia kulturalnego i
godnego. Wbrew temu, co dla wsi dobre i cenne, chcą uprawiać i sprzedawać dużo kartofli dla
celów przemysłowej produkcji alkoholu, dużo żyta na paszę dla trzody, sprzedawać dużo mięsa
kosztem zdrowia własnego i nabywców oraz nie kończącego się cierpienia zwierząt.

Aby odwrócić złowrogie następstwa wieloletniego deprawowania i dezinformowania wsi,

potrzebne są głębokie przemiany w zakresie sposobu pojmowania celów i wartości pracy rolnika.
Nie wszystkie nowe postulaty i oceny wystarczy wyrazić w słowach, nie wszystko da się p o-
w i e d z i e ć, wiele z wartości tego nowego klimatu kulturalnego trzeba by również realizować
na miejscu i pokazywać, jak to się robi. Dowodzić codziennym przykładem, że istnieje
możliwość takiego sposobu życia na wsi, który przywraca autentyczność zapomnianych już
obecnie postaw i zalet, takich jak uczciwość, prawość, godność. I to byłaby właśnie jedna z
głównych ról owych enklaw.

Mógłby to stać się naprawdę nowoczesny model życia na wsi, nasycony właściwymi temu

życiu wartościami. Bo to właśnie rolnictwo, przez autentyzm wykonywanej pracy, bezpośredni
kontakt z przyrodą, brak napięć życia miejskiego, otwiera wyjątkowo dużą możliwość rozwoju
osobowości, podnoszenia poziomu moralnego, rozszerzania wyobraźni i budzenia się
wrażliwości na piękno otoczenia. To właśnie na wsi kryją się przebogate zasoby urody życia i
bezcenne, niezastąpione źródła inspiracji humanistycznego rozwoju. Jednak na skutek przyjęcia
na siebie ciężarów hodowlanych, wieś zatraca te wszystkie wymienione walory, staje się
natomiast środowiskiem podatnym na wyzwalanie postaw prymitywizmu i zdziczenia,
przekazywanych z pokolenia na pokolenie.

Wyeliminowanie hodowli zwierząt i wsparcie ze strony osiedlających się tam ludzi

wrażliwych i dobrych mogłoby zapoczątkować odmienny od dotychczasowego, naprawdę
nowoczesny styl życia i pracy na roli. Realizowany na razie w małej skali, mógłby stać się
zaczynem wielkiej przemiany.

Bo jeżeli by się okazało, że ludzie wsi mają autentyczny, choć nie zawsze dotąd

uświadamiany, niedosyt poznawania i realizowania wyższych wartości moralnych i umysłowych,
że naprawdę tai się w nich ukryte pragnienie wydobycia się ze swej prymitywnej kondycji
psychicznej ku szerokim horyzontom rozumienia i odczuwania świata, to te proponowane
wartości, nowego dla nich stylu życia zaczęłyby się krzewić żywiołowo, rozprzestrzeniać jak
pożar.

Gdyby jednak nadzieje związane z rolą wsi w WIELKIEJ PRZEMIANIE nie spełniły się,

gdyby się okazało, że na wszystko jest już za późno, bo degradujące indywidualność ludzką
spustoszenia zaszły zbyt daleko, i że nie ma co liczyć na zrozumienie i wsparcie ludzi wsi, to by
znaczyło, że i cały świat jest już bez szansy i bez przyszłości. Że nie ma żadnej nadziei.

background image

38

* * *

Postulatów wegetarianizmu oraz wszechstronnych i głębokich przemian, które on zapowiada i

które dzięki niemu mogłyby się dokonać, nie udałoby się zrealizować bez udziału tego
podstawowego, najważniejszego motywu ludzkiego działania ku jakiejkolwiek poprawie. – Bez
WSPÓŁCZUCIA. Jego doznawanie musiałoby być jednak siłą dostatecznie skuteczną dla
przeciwstawienia się zachowaniom inspirowanym obecnie niepohamowaną niczym
zachłannością oraz pożądaniem pokarmów ekscytujących, wciągających w stan nałogowego
uzależnienia, takich jak mięso, alkohol, cukier, papierosy. Tylko współczucie mogłoby stać się
dostatecznie silną przeciwwagą dla dążności i aspiracji narzucanych złą tradycją i złymi
nawykami wysnutymi ze śwadomości łowcy. Współczucie jest tą najszlachetniejszą rośliną,
wyrastającą na bogatej glebie serc ludzi dobrych i mądrych, obdarzonych wrażliwością i
wyobraźnią. Jest ono podobne do tego ewangelicznego ziarna gorczycy, które gdy wykiełkuje i
się rozkrzewi, wtedy w jego gałęziach znajdują schronienie ptaki niebieskie i wszystko, co żyje
na Ziemi.

Narodziny współczucia wiążą się jednak nierozerwalnie z indywidualnym rozwojem, zależą

od stopnia samorealizacji osoby ludzkiej, od jej u c z ł o w i e c z e n i a. Wynika z tego, że
wartość indywidualna jednostki, wyrażająca się w wysubtelnieniu wrażliwości i rozszerzeniu
wyobraźni, umożliwiających doznawanie współczucia, jest podstawowym, niezbędnym
warunkiem uzdrowienia sytuacji na całym świecie, we wszystkich dziedzinach życia,
zdominowanych obecnie bezwzględną i dziką świadomością łowcy. W ten sposób staje się
zrozumiałe jeszcze jedno wskazanie Ewangelii, aby najpierw szukać Królestwa Bożego, które
jest w nas. A reszta będzie nam przydana.

background image

39

* * *

Od kilku lat w Polsce, a już wcześniej w wielu innych regionach świata, rozpowszechnia się

spontaniczny, żarliwy ruch na rzecz obrony praw zwierząt. Nagle teraz, po wiekach obojętności
na ich cierpienia i biernego powielania złych tradycji w sposobie obchodzenia się z nimi, wyłania
się nowy paradygmat myślenia i odczuwania. Następuje jakby gwałtowne olśnienie
zrozumieniem wstrząsającej, strasznej doli uciemiężonych przez człowieka zwierząt oraz
dramatycznej sytuacji ludzi, spowodowanej ich własnym błędem i dotychczasową bezdusznością.
Po wiekach udręki i poniżenia, nasze pokolenie jest świadkiem i uczestnikiem wielkiego
przełomu – ZMIERZCHU ŚWIADOMOŚCI ŁOWCY. Jest ono świadkiem i uczestnikiem
otwarcia się ogromnej szansy przyspieszonego rozwoju ku autentycznemu człowieczeństwu
ludzkiej istoty. Awansu człowieka, zdegradowanego i upodlonego dotychczasowym przymusem
przeżywania swoich lat w barbarzyńskiej strukturze cywilizacji wykreowanej przez świadomość
łowcy. Tej cywilizacji, którą znamy z historii i której jesteśmy obecnie świadkami.

Powrót do naturalnej diety, zgodnej z roślinożernym przystosowaniem genetycznym

człowieka, wyzwala cały łańcuch następstw i konsekwencji o niesłychanej doniosłości – niesie
nadzieję powstania nowej zupełnie cywilizacji! Chywilizacji bez agresji, przemocy i
okrucieństwa, bez alkoholizmu, głodu, chorób, bez wynaturzeń, skłaniających do niszczenia
przyrody. Bez jatek i rzeźni, a za to z mnóstwem parków, gajów i ogrodów. Cywilizacji,
otwierającej niewyobrażalne perspektywy dalszego umysłowego, moralnego i duchowego
rozwoju ludzi i całej Planety.

Dawniej, w historii, wegetarianizm bywał sporadycznym, indywidualnym sposobem

odżywiania i stylem życia nielicznych osób, wyrastających ponad swój czas i traktowanym przez
pozostałych jako utopijna mrzonka. Teraz już przestał być tylko sentymentalnym postulatem
nielicznych. Staje się ruchem m a s o w y m! Jest bowiem realnym, twardym, NIEZBĘDNYM
warunkiem przetrwania i szansy dalszego rozwoju.

Dla wszystkich – ludzi, zwierząt i drzew.

background image

40

* * *

Teraz już nie ma wątpliwości co do tego, że ta pozornie wspaniała, imponująca struktura

współczesnej cywilizacji, w sensie ekologicznym i etycznym jest rodzajem patologicznej narośli,
nowotworową tkanką na ciele naszej Ziemi. Preferuje ona i tworzy głównie takie formy
technologiczne i społeczne, które kreują się kosztem niszczenia i eksploatowania organizmu całej
Planety we wszystkich sferach zjawisk fizycznych i psychicznych. Jej podstawowym tworzywem
materialnym są substancje chemiczne, a psychicznym – skoncentrowanie się na rachubach ku
osiąganiu maksymalnego finansowego zysku.

Niewielu jednak zdaje sobie sprawę, że pierwotnym czynnikiem tych negatywnych zjawisk,

ich rzeczywistym korzeniem, jest kompleks zachowań ludzkich związanych z wytwarzaniem i
konsumpcją mięsa. One stanowią patogenezę śmiertelnej choroby świata.

Proces ekologicznej i moralnej degradacji trwa od czasów, gdy w zamierzchłej,

prehistorycznej przeszłości, człowiek zamiast poprzestać na uprawianiu stosownego dla siebie
pokarmu roślinnego, zaczął, nie wiadomo dlaczego, hodować i zabijać zwierzęta,. Nowoczesna
cywilizacja techniczna, która jak nienasycona hydra pochłania żywotne zasoby Planety, wyrasta z
panującego juz teraz powszechnie obyczaju masowego zabijania zwierząt i żywienia się ich
mięsem. W naszych czasach zjawisko to nasila się gwałtownie, równolegle z lawinowym
przyrostem ludzkiej populacji i wzrastaniem apetytów na mięso, co wyzwala nieopanowany
rozwój przemysłu hodowlanego.

Chemiczno-komercyjna tkanka współczesnej, rakowatej cywilizacji ma już przerzuty we

wszystkich dziedzinach życia: ekologicznej, ekonomicznej, naukowej, politycznej, zdrowotnej,
moralnej, kulturalnej, religijnej, obyczajowej, estetycznej, psychicznej i demograficznej.
Wyciska tragiczne i złowrogie piętno na przyszłości całego świata.

Podejmowane próby ratunku, zmierzające do zapobiegania ogromnijącym z dnia na dzień

zagrożeniom, mają charakter głównie ekonomiczny i polityczny, a sporadycznie tylko postulują
sięganie do środków ekologicznych i moralnych. W rezultacie więc ograniczają się do jałowego
drążenia niezliczonych problemów, które w rzeczywistości są tylko wtórnymi symptomami tego
jednego, totalnego błędu.

Umysły naukowców, ekonomistów i polityków zaczadzone dymem KREMATORYJNEJ

MĄDROŚCI, unoszącym się z kominów instytutów doświadczalnych, nie są w stanie ustalić
pierwotnego źródła choroby. Dlatego zalecane terapie pozostają wciąż jednakowo, rozpaczliwie
nieskuteczne. Nie tylko nie przynoszą poprawy, ale ponadto urągliwie, jako postęp
cywilizacyjny, postulują dalsze podnoszenie skali produkcji zwłok. Powszechne zamroczenie
toksycznym odorem ich rozkładu utrudnia oderwanie się od schematów błędnie formułowanych
problemów i nietrafnych diagnoz. A ponawiane każdego dnia ciosy zadawanej śmierci jeszcze
bardziej znieczulają wrażliwość i porażają sumienie.

Teraz już nie sposób dość głęboko wzgardzić człowiekiem tak obezwładnionym kategoriami

rozumowania chemiczno-finansowego, tak głęboko zadufanym w swojej krematoryjnej
mądrości, że nawet działalności jawnie degradującej i zatruwającej środowisko potrafi zaprzestać
wyłącznie pod naciskiem represji karnych i sankcji finansowych, a nie jest zdolny do reagowania
na argumenty merytoryczne i etyczne.

background image

41

Powoli dopiero i z ogromnymi oporami toruje sobie drogę zrozumienie, że szansa uzdrowienia

życia ludzi i znalezienia ratunku dla Planety kryje się w rozpoznaniu i uwzględnieniu
roślinożernej natury ludzkiej. Do zrealizowania tej szansy prowadzi wąska i stroma ścieżka
dorabiania się nowego sumienia i nowej świadomości.

– Sumienia ekologicznego i świadomości kosmicznej.


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Grodecka Maria Abyśmy zdrowi byli O filozofii życia i żywienia
Grodecka Maria Siewcy dobrego jutra
Grodecka zaufacziemi
Maria Graham Jak na niebie, tak na ziemi 2
Maria Grodecka Między obawą a nadzieją
KLIMATY ZIEMI
Biomy Ziemi
ochrona powierzchni ziemi ppt
Perły ziemi Swiętokrzyskiej swiętokrzyska przyroda
16 Człowiek zmienia powierzchnię Ziemi
Prośba do Ziemi
Tajemnice księżyca, W ஜ DZIEJE ZIEMI I ŚWIATA, ●txt RZECZY DZIWNE
Dziwne kolorowe obiekty spadały na terenie Stanów Zjednoczonych, W ஜ DZIEJE ZIEMI I ŚWIATA, ●txt RZ
Wielka kometa w 2013 roku, W ஜ DZIEJE ZIEMI I ŚWIATA, ●txt RZECZY DZIWNE

więcej podobnych podstron