O.
S
ERAPHIM
R
OSE
N
IHILIZM
Tłumacz: Marek Dądela
P
RZEDMOWA WYDAWCY
We wczesnych latach 60. w mieszkaniu w piwnicy niedaleko
centrum San Francisco Eugene Rose, przyszły ojciec
Seraphim, usiadł przy swoim biurku pokrytym stosem
książek i papierów. W pokoju panował wieczny półmrok,
jedyne światło padało przez niewielkie okno. Kilka lat przed
przeprowadzką Eugene’a do tego mieszkania dokonano w
tym pokoju morderstwa i niektórzy twierdzili, że wciąż
przebywa tam złowrogi duch. Jednak Eugene, jakby rzucając
wyzwanie temu duchowi oraz najczarniejszym duchom
otaczającego go miasta, zawiesił w tym pokoju ikony, przed
którymi zawsze paliła się lampadka.
W pokoju tym Eugene podjął się spisać monumentalną
kronikę z wojny toczonej przeciwko Bogu przez
współczesnego człowieka, o jego wysiłkach zniszczenia
starego porządku i uczynienia nowego, bez Chrystusa, aby
zaprzeczyć istnieniu Królestwa Bożego i na jego miejsce
stworzyć własną ziemską utopię. Praca ta miała nosić tytuł
Królestwo człowieka a Królestwo Boga.
Zaledwie parę lat wcześniej Eugene sam wpadł w sidła
królestwa człowieka i znosił w nim wielkie udręki;
uczestniczył także w wojnie przeciwko Bogu. W swoich
młodych, twórczych latach odrzucił protestantyzm jako nie
przekonywujący i bezowocny, brał udział w ruchach
kontrkultury lat 50., zagłębiał się w religie i filozofie
Wschodu, dla których Bóg jest całkiem bezosobowy.
Podobnie do współczesnych mu artystów i pisarzy pure
nonsensu doświadczał pomieszania zmysłów, odrzucał
proces logicznego myślenia, aby móc "przebić się na drugą
stronę". Czytał teksty szalonego "proroka" nihilizmu
Friedricha Nietzschego, aż w końcu jego słowa zadźwięczały
w jego duszy elektryczną, piekielną mocą. Wszelkimi
sposobami poszukiwał prawdy, czy też rzeczywistości, przy
pomocy umysłu; jednak wszystkie te próby okazały się
porażką. Został doprowadzony do takiego stanu rozpaczy, że
kiedy później ktoś prosił go, aby to opisał, mógł tylko
powiedzieć: "Byłem w piekle". Popadł w pijaństwo, mocował
się z Bogiem, o którym głosił, że umarł, walił rękami w
podłogę i krzyczał, aby zostawił go w spokoju. Pewnego razu
po pijanemu napisał: "Jestem chory, tak jak wszyscy ludzie,
których nie ogarnia Boża miłość".
"Ateizm, – pisał Eugene w późniejszych latach – prawdziwy
‘egzystencjalny’ ateizm, płonie nienawiścią do pozornie
niesprawiedliwego i niemiłosiernego Boga, którego drogi są
niewytłumaczalne nawet dla najbardziej wierzącego
człowieka. Niejeden raz zostało to do końca objawione w
oślepiających wizjach Boga, którego prawdziwi ateiści
desperacko szukają. To Chrystus działa w ich duszach.
Antychrysta nie znajdziecie w pierwszym rzędzie u wielkich
buntowników, ale raczej u małych potakiwaczy, u których
Chrystus jest tylko na ustach. Nietzsche obwołując sam
siebie antychrystem, udowodnił tym samym swój wielki głód
Chrystusa..."
W takim właśnie stanie wielkiego głodu znalazł się Eugene
pod koniec lat 50. Wtedy, jakby nagły powiew wiatru, w jego
życiu pojawiła się rzeczywistość, której nigdy nie mógłby
przewidzieć. W oczekiwaniu na bliski koniec swojego życia
tak wspominał ten moment:
"Przez lata moich studiów zadowolony byłem z tego, że
mogłem być ‘ponad wszystkimi tradycjami’ ale jakoś
pozostawać im wierny... Do cerkwi prawosławnej poszedłem
tylko po to, aby popatrzeć na inną ‘tradycję’. Kiedy jednak
wszedłem do cerkwi po raz pierwszy (była to rosyjska
cerkiew w San Francisco) wydarzyło się ze mną coś, czego
nie doświadczyłem ani w buddyjskich, ani w też żadnych
innych wschodnich świątyniach; coś w moim sercu
powiedziało, że to jest ‘dom’, że wszystkie moje
poszukiwania skończyły się. Nie wiedziałem wcale, co to ma
znaczyć, ponieważ nabożeństwo było mi raczej obce,
odprawiane w nieznanym języku. Coraz bardziej regularnie
zacząłem uczęszczać na nabożeństwa cerkiewne, stopniowo
ucząc się języka i zwyczajów... Podczas mojego obcowania z
Prawosławiem i z ludźmi prawosławnymi w mojej
świadomości pojawiła się całkiem nowa myśl: Prawda to nie
jest jakaś abstrakcyjna idea, poszukiwana i zrozumiana przez
umysł, ale jest ona czymś osobowym – a nawet Osobą –
poszukiwaną i umiłowaną sercem. W taki oto sposób
spotkałem Chrystusa."
W swoim piwnicznym pokoiku podczas pracy nad
Królestwem człowieka a królestwem Boga, Eugene wciąż
zmagał się z tym, co odnalazł. Natknął się na Prawdę w
nienaruszonym obrazie Chrystusa zachowanym w Cerkwi
Prawosławnej, ale pragnął wejść do tego, co nazywał
"sercem serc" Cerkwi, do jej wymiaru mistycznego. Pragnął
Boga, pragnął Go rozpaczliwie. Jego pisarstwo od tego
momentu stało się dla niego rodzajem katharsis, środkiem
do wydobycia się z fałszu, z podziemnych ciemności na
światło dnia. Mimo że te pierwsze prace są w tonie dużo
bardziej filozoficzne od jego późniejszych książek, zrodziły
się one z wielkiego cierpienia, które wciąż było bardzo
świeże w jego duszy. Po prostu naturalne było, że wtedy
więcej chciał pisać o królestwie człowieka, w którym trudził
się i męczył przez całe życie, niż o Królestwie Boga, do
którego zdążył zaledwie przelotnie zajrzeć. Królestwo Boga
wciąż oglądał jakby przez pryzmat królestwa człowieka.
Ze wszystkich zaplanowanych czternastu rozdziałów
swojego magnum opus, Eugene przepisał na maszynie w
kompletnej formie tylko siódmy; reszta pozostała w postaci
ręcznych notatek. Ten siódmy rozdział prezentujemy
poniżej, dotyczy on filozofii nihilizmu.
Nihilizm – przekonanie, że nie ma absolutnej prawdy, że
wszystkie prawdy są relatywne – jak twierdził Eugene jest
podstawową filozofią XX wieku: "Stał się obecnie tak
rozpowszechniony i wszechobecny, przeniknął tak bardzo
głęboko do umysłów i serc wszystkich ludzi dzisiaj żyjących,
że nie ma już nawet jakiegoś ‘frontu’ na którym można by go
zwalczać". Mówił, że duch tej filozofii "wyrażone zostało
najpełniej przez Nietzschego i przez postacie Dostojewskiego
w zdaniu: ‘Bóg umarł, przeto człowiek stał się Bogiem i
wszystko stało się możliwe".
Ze swojego własnego doświadczenia Eugene wiedział, że
współczesny człowiek nie może w pełni przyjść do Chrystusa,
jeżeli najpierw nie uświadomi sobie, jak daleko on sam i całe
społeczeństwo odpadło od Niego, to znaczy jeżeli po raz
pierwszy nie stawi czoła samemu nihilizmowi. "Współczesny
nihilizm przebywa w każdym – napisał – a tych, którzy nie
podejmują z Bożą pomocą z nim walki w imię Absolutnego,
Istniejącego Boga, już dawno nihilizm pochłonął. Zostaliśmy
doprowadzeni na skraj otchłani nicości i, czy poznajemy jej
naturę czy nie, poprzez pokrewieństwo do obecnej w nas
nicości, będziemy przez nią pochłonięci bez żadnej nadziei
odkupienia – jeżeli tylko nie przylgniemy pełni mocnej wiary
do Chrystusa, bez którego naprawdę jesteśmy niczym".
Jako pisarz Eugene czuł, że musi wzywać swoich
współczesnych do wyjścia z otchłani. Pisał nie tylko z
powodu własnego pragnienia Boga, ale z powodu swojej
troski o innych, którzy również Go pragnęli – nawet tych
którzy, tak jak wcześniej on sam, odrzucili Boga lub z
powodu wielkiej tęsknoty podjęli z Nim wojnę.
Z powodu tego bólu serca, z powodu mroku swojego
wcześniejszego życia Eugene przemawia do współczesnej
ludzkości, która sama znajduje się w tym samym mroku i
bólu. Teraz, czterdzieści lat po napisaniu tej książki, kiedy siły
nihilizmu oraz ofensywa antychrześcijańska jeszcze głębiej
przeniknęły tkankę społeczeństw, jego słowa są potrzebne
jak nigdy. On, który rozpoznał i zwalczył nihilizm w sobie
samym, jest w stanie uchronić nas od porwania przez tego
duszo-zgubnego ducha, oraz pomóc przylgnąć do Chrystusa,
Wiecznej Prawdy, która przybrała ludzkie ciało.
Hieromnich Damascene (Christensen)
Bractwo św. Hermana z Alaski
W
STĘP
-
K
WESTIA PRAWDY
Czym jest ów nihilizm, w którym dopatrujemy się źródeł
rewolucji czasów współczesnych? Odpowiedź na pierwszy
rzut oka nie wydaje się trudna; od razu przychodzi do głowy
kilka oczywistych przykładów: kuriozalny hitlerowski
program zagłady, rewolucja bolsze-wicka, dadaistyczny atak
na sztukę. Nihilizm jest tłem z którego ruchy te wypływają,
repre-zentowane w szczególności przez kilku "opętanych"
osobników schyłku XIX wieku – poetów takich jak Rimbaud i
Baudelaire, rewolucjonistów jak Bakunin i Nieczajew,
"proroków" jak Nietzsche. Nihilizm istnieje też na dużo
skromniejszym poziomie, wśród ludzi nam współczesnych,
jako nieokreślony niepokój, który popycha wielu z nich do
podążania w tłumie za iluzjonistami typu Hitlera, a innych do
szukania ucieczki w narkotykach albo fałszywych religiach,
albo do popełniania tych "nonsensownych" zbrodni, które
stają się coraz bardziej charakterystyczne dla naszych
czasów. Jednak pokazują one wyłącznie spektakularną po-
wierzchnię problemu nihilizmu. Bez zagłębiania się pod ową
widoczną powierzchnię nie jest łatwo nawet wyliczyć
wszystkie te przejawy nihilizmu; jednak cel jaki postawiliśmy
przed sobą w tym rozdziale jest szerszy: chcemy zrozumieć
naturę całego ruchu, którego te zjawiska są tylko skrajnymi
przykładami.
Aby to uczynić, niezbędne będzie uniknięcie dwóch
groźnych pułapek leżących po obu stronach ścieżki, którą
wybraliśmy, do których, albo do jednej, albo do drugiej,
wpadło więk-szość komentatorów nihilistycznego ducha
naszych czasów. Jest to pułapka apologii albo gwałtownej
krytyki.
Każdy człowiek, który świadomy jest oczywistych
niedoskonałości i zła współczesnej cywilizacji, które stały się
bezpośrednim bodźcem i przyczyną reakcji nihilistycznej –
jednak zobaczymy, że były one raczej owocem rozwijającego
się już nihilizmu – nie może nie odczuwać pewnej sympatii
przynajmniej do niektórych ludzi, którzy brali udział w tym
ruchu. Ta sympatia może przybrać też formę współczucia dla
tych, którzy mogli, z pewnego punktu widzenia, stać się
niewinnymi "ofiarami" uwarunkowań, przeciwko którym
skierowali swoje siły; albo też można wyrazić to w
popularnej opinii, że pewne rodzaje zjawiska nihilizmu miały
w rzeczywistości "pozytywne" znaczenie i odegrały ważną
rolę w "rozwoju i postępie" w nowożytnej historii człowieka.
To ostatnie podejście samo w sobie jest jednym z bardziej
oczywistych owoców rozważanego tutaj nihilizmu, ale to
pierwsze podejście wydaje się nie być całkowicie
pozbawionym prawdy czy słuszności. Jednak właśnie z tego
powodu musimy bardzo uważać, aby nie nadać temu
nadmiernego znaczenia. W przymglonej atmosferze inte-
lektualnej, która przenika współczesne liberalne i
humanistyczne kręgi, wszystko przychodzi zbyt łatwo i
gładko pozwalamy sobie na przejście od sympatyzowania z
niefortunnymi myśli-cielami do podatności na ich ideologię.
Z pewnością nihiliści są w pewnym sensie "chorzy", ale ich
choroba jest świadectwem choroby toczącej całą epokę,
której najlepsze cząstki – we-spół z najgorszymi – skierowały
się w stronę nihilizmu; jednak choroba ta nie została wyle-
czona, ani nawet prawidłowo zdiagnozowana, właśnie z
powodu tej "sympatii". W każdym razie nie ma kogoś
takiego jak całkowicie "niewinna ofiara". Nihiliści są w
sposób zbyt oczywisty wmieszani w najgorsze grzechy i
zbrodnie, jakie rodzaj ludzki popełnił w naszym wieku; gdy
chwytają za broń – a czynią to wszyscy nihiliści – to nie tylko
przeciwko
rzeczy-wistym
czy
wyimaginowanym
"nadużyciom"
i
"niesprawiedliwości"
w
porządku
społecznym czy religijnym, ale także przeciwko porządkowi
samemu oraz przeciwko prawdzie, która leży u podstaw
tego porządku. W ten sposób nihiliści biorą aktywny udział
w dziełach szatana (gdyż właśnie o to mu chodzi), tak że nie
mogą żadnym sposobem usprawiedliwiać się baj-kami o
"niewinnych ofiarach". Nikt nie służy szatanowi wbrew
swojej woli.
Jednak jeśli nasze intencje dalekie są od "apologii", to
również nie jest naszym celem sama krytyka. Na przykład nie
wystarczy potępić nazizm czy bolszewizm za ich "barbarzyń-
stwo", "bandytyzm" czy "nierozumność", a artystyczną i
literacką
awangardę
za
jej
"pesy-mizm"
czy
"ekshibicjonizm"; nie wystarczy bronić "demokracji" w imię
"cywilizacji", "po-stępu" i "humanizmu", albo też bronić
"własności prywatnej" czy "swobód obywatelskich". Takie
argumenty, nawet jeżeli wiele z nich posiada pewną
słuszność, dość często odchodzą od istoty zagadnienia; atak
nihilizmu dotarł zbyt głęboko, jego program jest zbyt
radykalny, aby przy ich pomocy skutecznie mu się
przeciwstawić. Nihilizm skażony jest błędem od sa-mych
korzeni, a błąd może pokonać wyłącznie Prawda. Większość
krytyków nihilizmu wcale nie bada jego korzeni, jak
zobaczymy jest to spowodowane tym, że nihilizm stał się w
na-szych czasach tak szeroko rozpowszechniony i
wszechobecny, że przeniknął całkowicie i bardzo głęboko do
umysłów i serc wszystkich żyjących obecnie ludzi, tak że już
nawet nie istnieje żaden "front" na którym można by go
zwalczać; wszyscy, którzy sądzą, że z nim wal-czą, często
używają broni z jego własnego arsenału, która ostatecznie
obraca się przeciw nim samym.
Niektórzy, gdy już poznali nasze zamierzenia, zaprotestują
może, że ustawiliśmy nasze sieci zbyt szeroko; że
przesadziliśmy z tym panowaniem nihilizmu; a jeżeli nie,
wtedy zjawi-sko to jest tak powszechne, że nie mamy szans,
aby się z nim uporać. Musimy przyznać, że nasze zadanie
jest ambitne przede wszystkim z powodu wieloznaczności
wielu nihilistycz-nych przejawów; i rzeczywiście, gdybyśmy
mieli podjąć staranne badanie tego problemu, nasza praca
nie miałaby końca.
Możliwe jest jednak, by ustawić nasze sieci szeroko i wciąż
złapać w nie poszukiwaną rybę, ponieważ mimo wszystko
jest to pojedyncza i duża ryba. Oczywiście kompletne udo-
kumentowanie zjawiska nihilizmu jest poza naszym
zasięgiem, ale zbadanie unikalnej nihili-stycznej mentalności,
która leży u jego podstaw, oraz jego bezspornych
konsekwencji i jego roli we współczesnej historii, z
pewnością jest możliwe.
Po pierwsze, spróbujemy opisać tutaj tę mentalność,
przynajmniej w kilku najważniej-szych przejawach, oraz
podać szkic jej rozwoju historycznego. Potem bardziej
szczegółowo zajmiemy się jej znaczeniem i jej planem
działania. Ale zanim to nastąpi, musimy dokładnie zdać sobie
sprawę, o czym chcemy mówić. Musimy więc zacząć od
definicji nihilizmu.
To zadanie nie zajmie dużo czasu, nihilizm został
zdefiniowany, i to całkiem zwięźle, przez filar filozofii
nihilizmu, Nietzschego. "Nie ma prawdy, nie ma absolutnego
stanu rze-czy, żadnych ‘rzeczy samych w sobie’. Tylko to jest
nihilizmem, i to najbardziej skrajnym".
"Nie ma prawdy": spotkaliśmy się już z tym stwierdzeniem
w tej książce i będzie ono powracać na dalszych stronach,
gdyż najgłębszym zagadnieniem nihilizmu jest kwestia praw-
dy; w rzeczywistości jest to pytanie o prawdę.
Ale co to jest prawda? Pytanie to przede wszystkim dotyczy
logiki: przed omówieniem samej treści prawdy musimy
zbadać samą możliwość oraz warunki jej zaistnienia. Przez
"prawdę" rozumiemy oczywiście – co zaprzeczenie
Nietschego jasno precyzuje – absolutną prawdę, którą już
zdefiniowaliśmy jako wymiar początku i końca rzeczy.
"Prawda absolutna" – dla pokolenia wychowanego na
sceptycyzmie i nie przyzwyczajo-nego do żadnej poważnej
myśli, określenie to posiada staroświecki wydźwięk. Panuje
po-wszechne przekonanie, że nikt nie jest na tyle naiwny,
aby uwierzyć w "prawdę absolutną"; każda prawda, aż do
naszego "oświeconego wieku", jest względna. To ostatnie
stwierdzenie, brzmiące: "każda prawda jest względna", jest
popularną wersją stwierdzenia Nietzschego: "nie ma
(absolutnej) prawdy", które jest fundamentalną doktryną
nihilizmu, jednakową dla mas i dla elit.
W naszym wieku "prawda relatywna" obecna jest głównie
w wiedzy naukowej, która rozpoczyna od obserwacji i
przechodząc przez logikę rozwija się w uporządkowany
sposób od znanego do nieznanego. Jest zawsze
dyskursywna, uwarunkowana, zawierająca zastrzeże-nia,
zawsze wyrażona w "relacji" do czegoś innego, nigdy nie
istniejąca
samodzielnie,
nigdy
kategoryczna,
nigdy
"absolutna".
Bezrefleksyjny specjalista-naukowiec raczej nie widzi
potrzeby dla jakiegoś innego ro-dzaju wiedzy, zajęty
wymaganiami swojej specjalności nie ma ani czasu, ani
ochoty na "abs-trakcyjne" pytania, które na przykład mogą
analizować podstawowe założenia jego specjalno-ści. Gdy
jest naciskany, albo gdy jego umysł spontanicznie zada tego
typu pytania, prawdo-podobnie jego ciekawość będzie
zaspokojona popularnym wyjaśnieniem: każda prawda jest
empiryczna, każda prawda jest relatywna.
Oczywiście oba stwierdzenia są wewnętrznie sprzeczne.
Pierwsze z nich w ogóle nie jest empiryczne, ale
metafizyczne,
a
drugie
samo
jest
stwierdzeniem
absolutnym. Dla krytycznego obserwatora pytanie o prawdę
absolutną zostało postawione przede wszystkim z powodu
ta-kich wewnętrznych sprzeczności, a pierwsza logiczna
konkluzja do której musi on dojść jest taka: jeżeli w ogóle
jest jakaś prawda, to nie może być ona zaledwie
"relatywna". Podstawą współczesnej nauki, jak każdego
systemu wiedzy, są niezmienne i absolutne aksjomaty; gdy-
by ich nie było, nie byłoby również żadnej wiedzy, nawet tej
najbardziej "refleksyjnej", gdyż nie byłoby żadnych
kryteriów, według których można by dokonywać klasyfikacji
czegokol-wiek jako wiedzy i prawdy.
To prawo prowadzi do oczywistego wniosku: absolut nie
może zostać osiągnięty środ-kami relatywnymi. Mówiąc
inaczej, nie można ustalić podstawowych aksjomatów
jakiegoś systemu wiedzy przy pomocy tej wiedzy, muszą one
zostać nadane z góry; nie są one obiek-tem naukowego
eksperymentu, ale są przedmiotem wiary.
Omówiliśmy w poprzednich rozdziałach powszechność
wiary, widząc w niej fundament wszelkiej ludzkiej
działalności i wiedzy. Zobaczyliśmy też, że wiara, aby nie
padła ofiarą subiektywnych złudzeń, musi być zakorzeniona
w
prawdzie.
Zatem
uzasadnionym
i
naprawdę
nieuniknionym jest pytanie: czy zasadnicze aksjomaty wiary
naukowej – jak na przykład spójność i jednorodność natury,
subiektywność ludzkiej wiedzy, zdolność rozumu do wypro-
wadzania wniosków z obserwacji – są ustanowione na
absolutnej prawdzie; jeżeli nie, są ni-czym więcej jak
niesprawdzalnymi możliwościami. Wielu naukowców i
humanistów, którzy nie chcą kłopotać się myśleniem o
rzeczach ostatecznych, przyjęło "pragmatyczne" stanowi-
sko, dla którego te podstawowe aksjomaty to nic więcej jak
hipotezy eksperymentalne, które są weryfikowane przez
wspólne doświadczenia. Jest to stanowisko z pewnością
niezadowala-jące, może dawać ono tylko psychologiczne
wyjaśnienie wiary, które te aksjomaty inspirują, jednak
ponieważ nie kładzie fundamentów tej wiary na prawdzie,
pozostawia ten naukowy gmach na ruchomych piaskach i
nie daje pewnej ochrony przed wiatrami irracjonalizmu, któ-
re okresowo go atakują.
W rzeczywistości, czy to w zwykłej naiwności, czy też w
wyniku głębszego wglądu, któ-rego nie można uzasadnić
argumentami, większość naukowców i humanistów uważa
bez wątpienia, że ich wiara ma jakiś związek z prawdą
rzeczy. To, czy ta wiara jest uzasadniona czy nie, to
oczywiście jest inny problem, jest to pytanie metafizyczne.
Ale jedno jest pewne, że wiara ta nie jest uzasadniona przez
raczej prymitywną metafizykę większości naukowców.
Każdy człowiek, jak to widzieliśmy, żyje dzięki wierze;
podobnie też każdy człowiek, co jest mniej oczywiste, ale nie
mniej pewne, jest filozofem. Wymaganie czegokolwiek od
ja-kiejś wiedzy, a żaden z żyjących ludzi nie może się od tego
uwolnić, pociąga za sobą teorię i standardy wiedzy oraz
wyobrażenia tego, co jest ostatecznie znane i prawdziwe. Ta
zasadni-cza prawda, czy to pod pojęciem Boga chrześcijan,
czy po prostu podstawowej zasady spój-ności rzeczy, jest
podstawową zasadą metafizyki, prawdą absolutną. Ale z
uznaniem takiej zasady, logicznie nieuniknionej, teoria
"relatywizmu prawdy" załamuje się, sama ujawniając się
jako absolut wewnętrznie sprzeczny.
Ogłoszenie "relatywizmu prawdy" prowadzi do czegoś, co
możemy nazwać "negatywną metafizyką", jednak wciąż
metafizyką. Istnieje kilka głównych form "negatywnej
metafizy-ki", a ponieważ każda zawiera inne sprzeczności
oraz odwołuje się do całkiem innej mental-ności, dobrze
będzie poświęcić osobny akapit na przyjrzenie się każdej z
nich. Możemy po-dzielić je na dwie zasadnicze kategorie:
"realizmu" i "agnostycyzmu", z których każda z kolei może
być jeszcze podzielona na formę "naiwną" i "krytyczną".
"Naiwny realizm" albo "naturalizm" mówiąc ściśle nie
zaprzecza
absolutnej
prawdzie,
ale
raczej
stawia
samodzielnie absolutne twierdzenia, których nie da się
obronić. Odrzucając każdy "idealny" czy "duchowy" absolut
żąda absolutnej prawdy od "materializmu" i "deter-
minizmu". Ta filozofia jest wciąż żywa w pewnych kręgach,
jest to oficjalna doktryna mark-sizmu i jest wykładana przez
wielu mało wyrafinowanych zachodnich myślicieli. Jednak
główny nurt współczesnej myśli pozostawił tę filozofię z tyłu,
dzisiaj wydaje się być ona tyl-ko osobliwym reliktem
nieskomplikowanych,
ale
minionych
już
czasów
wiktoriańskich, kie-dy wielu przenosiło na "naukę"
posłuszeństwo i uczucia, które kiedyś odczuwało w stosunku
do religii. Jest to niemożliwa do sformułowania metafizyka
"naukowa", niemożliwa gdyż nauka z natury swojej jest
wiedzą o szczegółach, a metafizyka jest wiedzą o tym, co
leży u podstaw tych szczegółów i co z nich wynika. Jest to
samobójstwo filozofii, gdyż przyjmując "materializm" i
"determinizm" czyni tę całą filozofię bardzo ułomną, gdyż
musi zakładać, że filozofia, jak wszystko inne, podlega
determinizmowi. Jej obrońcy mogą twierdzić tylko, że ich
filozofia ponieważ istnieje, jest "nieuchronna", co wcale nie
oznacza, że jest "prawdzi-wa". W rzeczywistości filozofia ta,
jeżeli jest konsekwentna, pozbywa się całkowicie katego-rii
prawdy, jednak jej zwolennicy, którzy nie myślą tak
konsekwentnie i głęboko, wydają się być nieświadomi tej
poważnej sprzeczności. Ten konflikt ujawnia się na mniej
abstrakcyjnym poziomie, w działaniach altruistycznych i
idealistycznych, na przykład rosyjskich nihilistów XIX
stulecia, które stoją w rażącej sprzeczności do ich czysto
materialistycznych i egoistycz-nych teorii; Włodzimierz
Sołowiow zręcznie wskazał na tę rozbieżność przez
przypisanie jej sylogizmu: "Człowiek pochodzi od małpy, a
zatem powinniśmy się nawzajem kochać".
Cała filozofia do pewnego stopnia zakłada autonomię idei, a
więc filozoficzny "materia-lizm" jest też jakimś rodzajem
"idealizmu". Można powiedzieć, że jest to wyznanie tych,
któ-rych idee nie wznoszą się ponad to, co widać gołym
okiem, których pragnienie prawdy jest łatwo zaspokojone
przez naukę, tak że z niej czynią swój absolut.
"Krytyczny realizm" lub "pozytywizm" jest bezpośrednim
zaprzeczeniem prawdy meta-fizycznej. Wychodząc z tych
samych naukowych inklinacji, jak jeszcze bardziej naiwny od
niego naturalizm, wykazuje większy umiar w całkowitym
porzucaniu absolutu i w ogranicza-niu się do "empirycznej",
"relatywnej" prawdy. Zauważyliśmy już sprzeczność tego
stanowi-ska: zaprzeczenie prawdzie absolutnej samo w
sobie jest "prawdą absolutną"; tak samo jak w przypadku
naturalizmu, przyjęty na samym początku pierwszy postulat
pozytywizmu jest jego zaprzeczeniem.
"Agnostycyzm" tak jak "realizm" może być podzielony na
"naiwny" i "krytyczny". "Naiwny" lub "doktrynerski
agnostycyzm" zakłada absolutną niemożność poznania
jakiejkolwiek absolutnej prawdy. Mimo że twierdzenie to
brzmi bardziej skromnie od postulatów pozytywizmu, wciąż
jeszcze najwyraźniej żąda zbyt wiele: jeśli rzeczywiście wie,
że absolut jest "niepoznawalny", to wtedy wiedza ta sama w
sobie jest "absolutna". Taki agnostycyzm jest faktycznie
jakąś odmianą pozytywizmu próbującą, bez większego
sukcesu, pozbyć się tkwiących w nim sprzeczności.
Dopiero w "krytycznym" lub "czystym agnostycyzmie" w
końcu możemy odnaleźć coś, co wydawać się może
pomyślnym odrzuceniem absolutu, niestety, to odrzucenie
pociąga za sobą odrzucenie wszystkiego i kończy się, jeśli
jest konsekwentne, w całkowitym solipsy-zmie. Taki
agnostycyzm jest prostym stwierdzeniem faktu: nie wiemy,
czy istnieje jakaś ab-solutna prawda, albo jaka może być jej
natura, jeśli by istniała; bezpośrednim wnioskiem z tego
stwierdzenia jest wniosek – musimy zadowolić się
empiryczną i relatywną prawdą, którą możemy poznać. Ale
co to jest prawda? Czym jest wiedza? Jeżeli nie ma ogólnie
obowiązują-cych kryteriów, dzięki którym można poddać
takie rzeczy ocenie, nie można ich nawet zdefi-niować.
Agnostyk, nawet jeżeli uzna tę krytykę, wcale go to nie
wzruszy;
stoi
na
stanowisku
"pragmatyzmu",
"eksperymentalizmu", "instrumentalizmu": nie ma prawdy,
ale człowiek może żyć, może przejść przez świat bez niej.
Takie stanowisko było bronione w wysokich, jak również w
bardzo niskich sferach, w naszym antyintelektualnym
stuleciu, ale mało kto może stwierdzić, że intelektualnie jest
ono nieodpowiedzialne. Jest to ostateczne porzucenie
prawdy, lub raczej rezygnacja z prawdy na rzecz siły, czy to
będzie siła narodu, rasy, klasy, czy też przyjemności, czy
jakakolwiek inna przyczyna, która jest teraz w stanie
przyciągać ludzkie siły witalne, dawniej oddane prawdzie.
"Pragmatyści" i "agnostycy" mogą być całkiem uczciwi i
mieć dobre intencje, jednak tylko oszukują siebie i innych,
gdy usiłują słowem "prawda" opisać to, czego poszukują. W
rzeczywistości samo ich istnienie jest świadectwem faktu, że
poszukiwanie prawdy, które tak długo inspirowało
Europejczyków, skończyło się. Z pewnego punktu widzenia
ponad cztery wieki współczesnej myśli filozoficznej było
eksperymentem, pokazującym dokąd może za-prowadzić
dostępna człowiekowi wiedza, przy założeniu, że nie istnieje
Prawda Objawiona. Wniosek z tego eksperymentu dostrzegł
już Hume, ale uciekł od niego do wygodnego "zdro-wego
rozsądku" i życiowych konwenansów. Dzisiaj od jego
konsekwencji już nie mamy żadnej bezpiecznej ucieczki.
Wnioskiem tym jest całkowita negacja: jeżeli nie istnieje
Prawda Objawiona, to w ogóle nie ma prawdy. Poszukiwanie
prawdy poza Objawieniem zabrnęło w ślepy zaułek.
Naukowcy też to przyznają, gdyż ograniczają się do bardzo
wąskich specjalno-ści, i są zadowoleni, jeśli mogą zauważyć
jakieś powiązania w ograniczonym zestawie fak-tów, i nie
przejmują się wcale istnieniem jakiejś prawdy, większej czy
mniejszej; tłumy zaś okazują to samo oczekując od
naukowców nie prawdy, ale raczej technologicznych
zastoso-wań wiedzy, która nie ma żadnego innego jak tylko
praktyczne znaczenie, i przez poszukiwa-nie innych,
irracjonalnych źródeł wartości ostatecznych, które kiedyś
człowiek chciał odna-leźć w prawdzie. Despotyzm nauki nad
praktycznym życiem przyszedł razem całym szere-giem
pseudoreligijnych "objawień"; są to dwa współzależne
symptomy tej samej choroby: porzucenia prawdy.
Tak daleko doprowadziła nas w ten sposób logika: od
zaprzeczenia prawdzie absolutnej lub poddania jej w
wątpliwość (jeśli jesteśmy konsekwentni i uczciwi), aż do
przepaści solip-syzmu i irracjonalizmu. Jedynym możliwym
stanowiskiem nie zawierającym logicznych sprzeczności, jest
potwierdzenie istnienia prawdy absolutnej, która jest
podstawą i zabezpie-czeniem wszystkich pomniejszych
prawd, i ta absolutna prawda leży w zasięgu poznawczych
możliwości człowieka. W tym miejscu logika nas zawodzi i
jeśli chcemy iść dalej musimy wejść do całkowicie innego
świata dyskusji. Jednak teraz musimy stwierdzić jedno, że
nie ma logicznych przeszkód do potwierdzenia prawdy
absolutnej; ale w rzeczywistości potwierdza ją coś zupełnie
innego. Takie potwierdzenie może opierać się tylko na
jednym źródle; pytanie o prawdę musi nadejść po pytaniu o
Objawienie.
Krytyczny umysł w tym momencie zawaha się. Czy musimy
szukać pomocy czegoś, bez czego nie możemy pójść dalej
wyłącznie naszymi własnymi siłami? Jest to cios zadany
naszej dumie. Przede wszystkim tej dumie, która dzisiaj
uchodzi za naukową "pokorę", która "siada przed faktem jak
małe dziecko", a wciąż odmawia uznania jakiegoś innego
arbitra rzeczywi-stości niż dumnego ludzkiego rozumu. Jest
jednak
szczególne
objawienie,
Boskie
Objawienie,
chrześcijańskie Objawienie, które taką odrazę budzi u
racjonalistów; innych objawień oni nie kwestionują.
Rzeczywiście, człowiek, który nie przyjął w sposób pełny i
świadomy
spójnej
doktryny
prawdy,
jaką
daje
chrześcijańskie Objawienie, jeżeli ma jakieś aspiracje do
jakiejkolwiek wiedzy, zmuszony jest do szukania takiej
doktryny gdzie indziej. Taka właśnie jest ścieżka
współczesnej filozofii, która kończy się ciemnością i
pomieszaniem, gdyż filozofia ta nigdy nie zaakceptuje faktu,
że sama z siebie nie może być wystarczająca, że pełnia
prawdy może być jej dana tylko z zewnątrz. Zaślepienie i
pomieszanie współczesnych filozofów w odnie-sieniu do
podstaw
i
wymiaru
absolutu
były
bezpośrednią
konsekwencją ich własnego głów-nego założenia –
nieistnienia Objawienia. Założenie to powoduje ślepotę i nie
pozwala do-strzec światła słonecznego i to, co wcześniej
było wyraźnie widoczne w jego świetle, teraz pogrążyło się
w mroku.
Dla kogoś szukającego po omacku w tych ciemnościach, jeśli
nie zostanie uleczony ze swej ślepoty, pozostaje tylko jedna
ścieżka – jest nią poszukiwanie jakiegoś światła wśród
zalegającego mroku. Wielu biegnie do migającego ogarka
"zdrowego rozsądku" oraz życio-wych konwenansów i,
ponieważ jakoś musimy dawać sobie radę, akceptuje
aktualne opinie kręgów towarzyskich i intelektualnych do
których należy. Jednak wielu innych, znajdując światło blade
i przymglone, kieruje się do magicznych latarni, które
wyświetlają złudne, kolo-rowe miraże, które są niezwykle
oszałamiające, i stają się wyznawcami tego lub innego poli-
tycznego, religijnego czy artystycznego prądu, który "duch
czasów" akurat uczynił modnym.
W rzeczywistości nikt nie żyje nie będąc w świetle jakiegoś
objawienia, czy to prawdzi-wego, czy fałszywego, w
zależności czy służy ono do rozświetlania rzeczywistości, czy
do
jej
zaciemnienia.
Ten,
kto
odrzuci
światło
chrześcijańskiego Objawienia, musi dostać się w krąg światła
fałszywego objawienia; a fałszywe objawienie prowadzi do
otchłani.
Zaczęliśmy te rozważania od logicznego pytania: "Co to jest
prawda?" Pytanie to musi zostać postawione z zupełnie
innego punktu widzenia. Zadał to pytanie sceptyk Piłat, nie
po-wodowany pragnieniem jej poznania; ale, o ironio, zadał
to pytanie Samej Prawdzie. Ja je-stem Drogą, Prawdą i
Życiem: nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze
Mnie (J 14:6). Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli (J
8:32). W tym znaczeniu Prawda, Prawda która obdarza
życiem wiecznym i wolnością, nie może być osiągnięta przez
żadne ludzkie sposoby i wysiłki; może być ona objawiona z
wysoka przez Tego, który ma moc, aby to uczynić.
Ścieżka wiodąca do tej Prawdy jest wąska i większość ludzi
podróżujących "szeroką" drogą nie może jej znaleźć. Bóg,
który jest Prawdą, właśnie po to stworzył człowieka, aby
szukał tej Prawdy, dlatego też wszyscy ludzie bez wyjątku Jej
poszukują. W następnych roz-działach zbadamy wiele
fałszywych
absolutów,
wielu
fałszywych
bogów
wynalezionych przez człowieka, którym oddaje on cześć w
obecnym, pełnym idolatrii wieku; dowiemy się też, że może
najbardziej zdumiewające jest w nich to, że każdy z tych
bogów daleki jest od bycia jakimś "nowym objawieniem",
natomiast zawsze jest rozmyciem, wypaczeniem, zwy-
rodnieniem lub parodią Jedynej Prawdy, którą ludzie chcąc
nie chcąc wskazują, nawet po-przez swoje błędy,
bluźnierstwa i pychę. Samo pojęcie Boskiego Objawienia
zostało starannie zdyskredytowane dla wszystkich, którzy
muszą spełniać dyktat "ducha czasów". Jednak nie-możliwe
jest stłumić pragnienie prawdy, które Bóg zaszczepił
człowiekowi, aby przyprowa-dzić go do Siebie, a co może
spełnić się tylko po przyjęciu Jego Objawienia. Nawet ci,
którzy
zapewniają,
że
"relatywne"
prawdy
ich
satysfakcjonują i uważają siebie za zbyt "wyrafino-wanych",
"uczciwych" albo nawet "pokornych", aby dążyć do
absolutu, nawet ich ostatecznie nuży pokarm składający się z
tych marnych przekąsek, na które sami siebie dobrowolnie
ska-zali, i marzą o bardziej pożywnym jedzeniu.
Jednak pokarm Prawdy chrześcijańskiej jest dostępny tylko
dla wiary; a główną prze-szkodą dla tej wiary nie jest logika,
tak jak głoszą to współczesne poglądy, ale inna, przeciw-
stawna wiara. Zobaczyliśmy jasno, że logika nie może
zaprzeczyć absolutnej prawdzie bez zaprzeczenia samej
sobie; logika która powstaje przeciwko chrześcijańskiemu
Objawieniu jest wyłącznie na usługach innego "objawienia",
fałszywej "prawdy absolutnej": mianowicie nihilizmu.
Na
następnych
stronach
scharakteryzujemy
jako
"nihilistów" ludzi, jak się wydaje, o bar-dzo rozbieżnych
poglądach: humanistów, sceptyków, rewolucjonistów
wszystkich odcieni, artystów i filozofów różnych szkół;
jednak są oni wszyscy złączeni wspólnym zadaniem. Czy to
będzie pozytywistyczna "krytyka" chrześcijańskich prawd i
instytucji, czy rewolucyjna przemoc przeciwko staremu
porządkowi, czy apokaliptyczne wizje kosmicznej katastrofy
lub nadejście raju na ziemi, czy obiektywne prace naukowe
w interesie "lepszego życia" na tym świecie, przy cichym
założeniu, że nie ma innego świata – cel ich wszystkich jest
ten
sam:
unicestwienie
Boskiego
Objawienia
i
przygotowanie do wprowadzenia nowego porządku, w
którym nie będzie żadnego śladu "starych" poglądów na
świat, w którym odtąd jedynym bogiem będzie Człowiek.
II.
E
TAPY DIALEKTYKI NIHILIZMU
Mentalność nihilizmu wraz z leżącym u jego podstaw celem
jest jedna; jednak mental-ność ta przejawia się w tak wielu
różnorodnych zjawiskach, jak natury ludzi, którzy ją posia-
dają. Jedna praprzyczyna, którą jest nihilizm, jest w ten
sposób aktywnie obecna równocze-śnie na wielu frontach,
co wrogów tej ideologii wprawia w zakłopotanie, i
skutecznie dez-orientuje. Jednak dla uważnego obserwatora
zjawisko nihilizmu redukuje się do trzech czy czterech
zasadniczych typów, a te kilka podstawowych typów w
zależności od stopnia wystę-powania tworzą różne fazy
procesu, który może być nazwany dialektyką nihilizmu.
Jeden przejaw nihilizmu zaprzecza następnemu, nie po to,
aby go skutecznie zwalczyć, ale aby prze-jąć jego błędy do
własnego programu i poprowadzić ludzkość o jeden krok
dalej w stronę otchłani, która jest końcem wszystkich
nihilizmów. Argumenty każdego etapu z pewnością są często
skuteczne w wykazywaniu pewnych oczywistych braków w
poprzednim lub następ-nym etapie; jednak żaden krytycyzm
nie jest na tyle radykalny, aby wskazać wspólne błędy
występujących we wszystkich postaciach częściowych
prawd, które niewątpliwie są obecne we wszystkich formach
nihilizmu. Jest to wyłącznie taktyka mająca na celu
sprzedanie lu-dziom wielkiego kłamstwa, które leży u
podstaw ich wszystkich.
Etapy nihilizmu, które postaramy się opisać na następnych
stronach, nie powinny być ro-zumiane wyłącznie jako postęp
chronologiczny, mimo że w najwęższym rozumieniu są w
rzeczywistości rodzajem kroniki rozwoju mentalności
nihilistycznej
od
czasów
upadku
nihili-stycznego
eksperymentu rewolucji francuskiej, aż do powstania i
upadku ostatniego i najbar-dziej dosadnego przejawu
rewolucji – narodowego socjalizmu. A zatem okres dwóch
dekad przed i dwóch po połowie XIX stulecia wydaje się być
szczytem wpływów i rozwoju liberali-zmu, a J. S. Mill to
typowy liberał; wiek realizmu obejmuje mniej więcej drugą
połowę stule-cia i jest reprezentowany z jednej strony przez
myślicieli socjalistycznych, z drugiej przez filozofów i
popularyzatorów (może powinniśmy raczej stwierdzić
"eksploatatorów") nauki; witalizm w formach symbolizmu,
okultyzmu, ekspresjonizmu artystycznego i różnych ewolu-
cjonizmów i "mistycznych" filozofii, to najbardziej znaczące
prądy intelektualne obecne przez pół wieku po około 1875
roku; a nihilizm destrukcyjny, mimo że jego korzenie sięgają
głęboko w poprzednie stulecie, daje główne rozstrzygnięcia,
w sferze publicznej jak i w wielu tajnych kręgach, przez cały
wiek i ćwierć rozwoju nihilizmu z okresem spotęgowanej de-
strukcji w latach 1914-45.
Zauważymy, że te okresy pokrywają się, gdyż nihilizm
dojrzewa w różnym stopniu w różnych narodach i w różnych
osobnikach; to pokrywanie się jest w rzeczywistości dużo
większe niż mogłoby to wynikać z naszego prostego
schematu, tak bardzo, że możemy zna-leźć reprezentantów
każdego etapu w każdym okresie, a wszyscy oni istnieją
jednocześnie nawet dzisiaj. To, co jest prawdą dla
historycznych okresów, jest prawdą również dla po-
szczególnych osób; nie ma czegoś takiego jak "czysty"
nihilizm w jakimś etapie, każde do-minujące uosobienie
nihilizmu będzie kombinacją przynajmniej dwóch etapów.
Co więcej, jeśli wiek po rewolucji francuskiej jest
pierwszym, w którym nihilizm odegrał główną rolę, każdy
jego etap był obecny już wcześniej. Na przykład liberalizm
bezpośrednio jest pochodną humanizmu z czasów
Renesansu; realizm był ważnym aspektem Reformacji, jak
również francuskiego Oświecenia; rodzaj witalizmu pojawił
się w okultyzmie czasów Renesansu i Oświecenia, a później
w Romantyzmie; a nihilizm destrukcyjny, chociaż nigdy nie
objawił się tak wyraźnie jak w ostatnim stuleciu, istniał w
postaci pokus pewnych skraj-nych myślicieli przez cały wiek
nowożytny.
Z tymi wszystkimi zastrzeżeniami można ten nasz schemat
zaakceptować jako pewne przybliżenie bezsprzecznego
procesu historycznego i psychologicznego. Zacznijmy nasze
rozważania poszczególnych etapów tego procesu, dialektyki
nihilizmu, próbując ocenić je w czystym świetle prawdy
nauki prawosławia, którą – jak sądzimy – chcą one zaćmić i
jej za-przeczyć. W tej części spróbujemy jedynie opisać
etapy, aby wykazać zgodnie z definicją nihilizmu, którą
przytoczyliśmy, w jakim zakresie można je zaliczyć do
nihilizmu.
L
IBERALIZM
Zaznaczmy na początku, że liberalizm, który opiszemy na
tych stronach, nie jest otwar-tym i jawnym nihilizmem; jest
raczej pasywnym nihilizmem, lub jeszcze lepiej, neutralnym
lęgowiskiem bardziej zaawansowanych form nihilizmu. Ci,
którzy przeczytali nasze wcze-śniejsze rozważania dotyczące
niemożliwości istnienia duchowej czy intelektualnej
"neutral-ności" na tym świecie, zrozumieją natychmiast
dlaczego zaklasyfikowaliśmy ten punkt wi-dzenia jako
nihilistyczny, chociaż sam w sobie bezpośrednio nie był
odpowiedzialny za żaden zdecydowany fenomen nihilizmu,
był jednak niezbędnym warunkiem początkowym jego po-
wstania. Podjęta przez liberalizm nieudolna obrona
dziedzictwa, w które nigdy tak naprawdę nie wierzył, była
jednym z najbardziej poważnych przyczyn pojawienia się
czystego nihili-zmu.
Cywilizacja liberalnego humanizmu, która w Europie
zachodniej była ostatnią formą sta-rego porządku, który
został skutecznie zniszczony przez wielką wojnę i rewolucje
w drugiej dekadzie XX wieku, a która wciąż istnieje, jednak w
bardziej osłabionej formie "demokracji" wolnego świata,
może być najlepiej scharakteryzowana przez swoje podejście
do prawdy. Nie jest to podejście otwartej wrogości czy
nawet zamierzonej obojętności, gdyż uczciwi apolo-geci
bezsprzecznie mieli prawdziwy szacunek dla czegoś, co
uważali za prawdę; jest to raczej podejście w którym
prawda, pomimo pewnych pozorów, już nie jest w centrum
zaintereso-wania. Prawda, w którą wierzy liberalizm (z
wyjątkiem faktów naukowych) to nie duchowa czy
intelektualna obiegowa moneta, ale próżny i bezpłodny
kapitał pozostawiony przez po-przedni wiek. Liberał wciąż
mówi, przynajmniej przy oficjalnych okazjach, o "wiecznej
prawdzie", o "wierze", o "ludzkiej godności", o "wielkim
ludzkim powołaniu" i jego "nie-zwyciężonym duchu", nawet
o "cywilizacji chrześcijańskiej"; ale jest całkiem oczywiste, że
te słowa nie znaczą tego, co znaczyły kiedyś. Żaden liberał
nie traktuje ich poważnie, są one w rzeczywistości
metaforami, ozdobnikami językowymi, które mają wywołać
nie intelektual-ną, a emocjonalną reakcję, reakcję w wielkiej
mierze uwarunkowaną przez ich częste używa-nie, z
towarzyszącą im pamięcią o czasach, kiedy takie słowa miały
wielkie i poważne zna-czenie.
Nikt, kto obecnie szczyci się swoim "wyrafinowaniem" i
"wyrobieniem", czy to w insty-tucjach akademickich, w
rządzie, w nauce, w kręgach intelektualistów, humanistów,
nikt kto twierdzi, że idzie z duchem czasu – nie wierzy w
prawdę absolutną, a jeszcze dokładniej, w Prawdę
chrześcijańską. Pozostał jeszcze sam termin, podobnie jak
nazwy innych prawd, które ludzie kiedyś uważali za
absolutne, i nikt z pozycji autorytetu, lub pod jego wpływem,
nie zawaha się przed ich używaniem, nawet kiedy jest
świadomy, że ich znaczenie zmieniło się. Prawda jednym
słowem została "zreinterpretowana"; stara forma została
opróżniona i dano jej nową, quasi-nihilistyczną treść. Można
to łatwo zauważyć już po krótkim spojrzeniu na kilka
głównych obszarów, gdzie dokonano "reinterpretacji"
prawdy.
W porządku teologii pierwszą Prawdą jest oczywiście Bóg.
Wszechmocny i wszechobec-ny Stwórca wszystkiego,
objawiony przez wiarę oraz w doświadczeniu wiernych (nie
sprze-ciwiając się rozumowi tych, którzy nie zaprzeczają
wierze), Bóg jest ostatecznym kresem całego stworzenia, a
On sam, w przeciwieństwie do stworzenia, jest sam dla
siebie celem i kresem; całe stworzenie pozostaje w związku i
zależności od Niego, który sam nie zależy od niczego, co
byłoby na zewnętrz Niego; stworzył On świat, który mógł żyć
w Jego szczęściu, i wszystko na tym świecie jest
ukierunkowane na ten cel, który jednak ludzie mogą utracić
po-przez niewłaściwe używanie swojej wolności.
Współczesna mentalność nie toleruje już takiego Boga. Jest
On zarówno zbyt bliski – zbyt "osobowy", nawet za bardzo
"ludzki" – a jednocześnie zbyt absolutny i zbyt bezkom-
promisowy w swoich wymaganiach względem nas; daje się
poznać wyłącznie przez pokorną wiarę, co bardzo razi
dumną współczesną inteligencję. Współczesny człowiek
potrzebuje "nowego boga", boga wiernie ukształtowanego
na modłę najważniejszych współczesnych zainteresowań,
takich jak nauka i biznes; w rzeczywistości jednym z
ważniejszych wyzwań współczesnej myśli było postaranie się
o takiego boga. Ta intencja wyraźna jest już u Karte-zjusza,
urzeczywistniła się w pełni w deizmie epoki Oświecenia, a
została doprowadzona do swojego kresu w niemieckim
idealizmie: nowy bóg nie jest Bytem ale ideą, która nie
objawia się przez wiarę i pokorę, ale jest skonstruowana
przez dumny umysł, który wciąż odczuwa potrzebę
"wyjaśniania", ale zatracił zupełnie pragnienie zbawienia.
Jest to martwy bóg filozo-fów, którzy potrzebują jedynie
"praprzyczyny" aby wykończyć swoje systemy myślowe, jak
również "pewnych siebie myślicieli" oraz innych religijnych
sofistów, którzy wymyślają boga ponieważ go "potrzebują",
by potem móc używać go według własnego uznania. Czy to
"de-istyczny", czy "idealistyczny", czy to wymyślony przez
zwolenników panteizmu lub imma-nentyzmu, wszyscy
bogowie współczesności są tej samej konstrukcji myślowej,
uformowanej przez dusze obumarłe, gdyż utraciły wiarę w
prawdziwego Boga.
Argumenty ateistów przeciwko takiemu bogowi są nie tyle
nieodparte, co zupełnie nietra-fione i nieistotne; gdyż taki
bóg jest w rzeczywistości tym samym, co zupełny brak boga.
Całkiem nie interesuje się on człowiekiem, jest niezdolny do
działania w świecie (oprócz in-spirowania światowego
"optymizmu"), jest znacznie słabszy od człowieka, który go
wymy-ślił. Zbyteczne jest dowodzić, że na takiej podstawie
nie można zbudować nic pewnego; daje to tylko dobry
pretekst liberałom, którzy zazwyczaj głoszą wiarę w bóstwo,
ale w rzeczywi-stości budują swój światopogląd na bardziej
oczywistym, choć z pewnością zupełnie nietrwa-łym
fundamencie, na człowieku. Ateizm nihilistyczny jest
poglądem, który był ukryty i stale obecny w zawoalowanej
formie w tezach liberalizmu.
Etyczne implikacje wiary w tego rodzaju boga są dokładnie
te same, co wynikające z ate-izmu; ta wewnętrzna zgodność
jednak znowu jest zamaskowana pod mgłą metafory. W po-
rządku chrześcijańskim cała działalność naszego życia
oceniana jest i osądzana w świetle życia przyszłego świata,
życia bez śmierci, które nie będzie miało końca. Niewierzący
nie ma pojęcia, co to życie oznacza dla wierzących
chrześcijan; gdyż większość ludzi obecnie uważa życie
przyszłe, podobnie jak i samego Boga, za ideę, którą można
bardzo łatwo, bez więk-szych ceregieli, odrzucić albo
przyjąć. Dla prawdziwych chrześcijan przyszłe życie oznacza
niepojętą radość, która przewyższa wszelką radość, którą
można poznać w tym życiu przez zjednoczenie z Bogiem w
modlitwie, podczas Liturgii, w sakramentach; ponieważ
wtedy Bóg będzie wszystkim we wszystkich, już nie będzie
można odpaść od tej radości, która będzie rzeczywiście
nieskończenie wielka. Dla wierzących ten przedsmak
wiecznego życia jest wiel-ką pociechą. Wierzący we
współczesnego
boga,
nie
posiadając
takiego
przeświadczenia i nie mając pojęcia o chrześcijańskiej
radości, nie może wierzyć w przyszłe życie w ten sam spo-
sób; tak naprawdę, gdyby tylko był uczciwy, musiałby
przyznać, że zupełnie nie może w to uwierzyć.
Istnieją dwie główne formy takiej niewiary, które uchodzą
za zapatrywania liberalizmu: protestantyzm i humanizm.
Pogląd liberalnego protestanta na przyszłe życie, dzielony
niestety przez zwiększającą się stale liczbę katolików i nawet
prawosławnych, podobnie do jego po-glądów na wszystko
inne, co odnosi się do świata duchowego, jest minimalnym
wyznaniem wiary, które maskuje jego rzeczywistą niewiarę.
W rozpowszechnionej wersji życie przyszłe będzie
niewyraźnym światem duchów, miejscem "zasłużonego
odpoczynku" po trudach tego życia. Nikt nie posiada
wyraźnej idei tego świata, gdyż nie odnosi się on do żadnej
rzeczywi-stości; jest to raczej projekcja emocjonalna, otucha
dla tych, którzy raczej nie chcą stawić czoła swojemu
faktycznemu brakowi wiary.
Takie "niebo" jest owocem połączenia terminologii
chrześcijańskiej z typowo świato-wym pojmowaniem; nie
jest to zaskoczeniem dla kogoś, kto dobrze wie, że
kompromis mię-dzy tak krańcowymi kategoriami jest
niemożliwy; ani prawdziwy prawosławny, ani konse-
kwentny nihilista nie da się zwieść. Ale kompromis
humanizmu jest nawet jeszcze mniej przekonujący. Nie ma
już tutaj nawet najmniejszego udawania, że idea odpowiada
rzeczywi-stości; wszystko stało się metaforą i retoryką.
Humanista już dłużej nie mówi o niebie, przy-najmniej nie na
serio; jednak pozwala sobie na mówienie o "wieczności"
najchętniej w formie dobrze brzmiących figur retorycznych:
"wiecznych prawd" czy "wiecznego ducha ludzkie-go". Ktoś
mógłby słusznie zapytać, czy to słowo ma w ogóle jeszcze
jakieś znaczenie w tych zwrotach. W stoicyzmie
humanistycznym "wieczność" została zredukowana do treści
tak wąskiej i wątłej, że była praktycznie nierozróżnialna od
materialistycznego i deterministycz-nego nihilizmu, który
próbuje – kierując się swoją wewnętrzną logiką – zniszczyć
całkiem pojęcie wieczności.
W każdym razie w tym liberalnym "chrześcijaństwie", lub w
jeszcze bardziej liberalnym humanizmie, niemożność wiary
w życie wieczne zakorzeniona jest w tym samym fakcie: wie-
rzą oni wyłącznie w ten świat, nie mają ani doświadczenia,
ani wiedzy, ani wiary w świat inny, a przede wszystkim
wierzą oni w "boga", który nie jest na tyle potężny, aby
powstać z martwych i móc wskrzesić innych.
Schowany za swoja retoryką wyrafinowany protestant lub
humanista jest całkiem świa-domy, że w jego wszechświecie
brakuje miejsca na Niebo, jak również na wieczność; ich
całkowicie liberalna wrażliwość wciąż nie patrzy na
transcendentne, ale na immanentne źró-dło swoich doktryn
etycznych, a ich błyskotliwa inteligencja jest nawet zdolna
do odwrócenia tego faute de mieux na swoją korzyść.
Według nich jest zarówno "realizmem" jak i "odwagą" aby
żyć w ten sposób, bez nadziei na wieczne szczęście, również
bez lęku przed wieczną ka-rą; dla kogoś, kto wyznaje
liberalne poglądy nie jest konieczna wiara w Niebo i piekło,
aby wieść "dobre i uczciwe życie" na tym świecie. Taka jest
kompletna ślepota mentalności libe-ralnej na znaczenie i
rozumienie śmierci.
Liberałowie wierzą, że nawet jeżeli nie ma nieśmiertelności
to wciąż można prowadzić życie ucywilizowane; ale "jeżeli
nie ma nieśmiertelności" – według głęboko logicznego
wniosku Jana Karamazowa z powieści Dostojewskiego –
"wszystko jest dozwolone". Sto-icyzm humanistyczny jest
dopuszczalny dla pewnych osobników w pewnym czasie: aż
do
chwili,
gdy
pełnia
konsekwencji
zaprzeczenia
nieśmiertelności nie powali kogoś na ziemię. Liberałowie
żyją w raju głupców, który musi runąć przed prawdą rzeczy.
Jeżeli śmierć we-dług wierzeń liberałów i nihilistów jest
zagładą indywidualnego bytu, w takim razie świat ze
wszystkim co go wypełnia, miłością, dobrocią, świętością, ze
wszystkim, jest niczym; nic z tego, co człowiek uczyni, nie ma
ostatecznych konsekwencji, a cała ta groza życia jest niewi-
doczna wyłącznie dzięki ludzkiej sile woli, aby oszukać
samego siebie; gdy tak naprawdę "wszystko jest
dozwolone", żadna nadzieja na inny świat albo lęk nie
powstrzymuje ludzi przed potwornymi eksperymentami i
marzeniami samobójczymi. Prawdziwe i prorocze są słowa
Nietschego o nowym świecie, który powstanie na
fundamencie tych poglądów:
Z wszystkiego, co dawniej uważano za prawdę, nie
pozostanie ani jedno słowo godne zaufania. Wszystko czym
wcześniej gardzono i uważano za niecne, zakazane,
haniebne i zgubne – wszystkie te kwiaty teraz rozkwitają na
najbardziej zachwycającej ścieżce prawdy.
To zaślepienie liberalizmu bezpośrednio poprzedza
moralność nihilizmu, a w sposób szczególny, bolszewizmu,
gdyż ten ostatni jest tylko zwięzłym i systematycznym
programem liberalnego braku wiary. Jest to ostateczna
karykatura poglądów liberalnych, co oznacza, że kiedy
najgłębsze intencje tej ideologii zostaną urzeczywistnione w
realnym świecie, a wszy-scy ludzie zostaną "wyzwoleni" z
jarzma norm transcendentnych, kiedy nawet wszelka wiara
w inny świat zaniknie – właśnie wtedy takie życie, jakiego
chcą i pragną liberałowie, staje się niemożliwe; gdyż "nowy
człowiek", który porzucił wszelką wiarę, może w liberalizmie
do-strzec najwyżej ostatnią "iluzję", którą chciałby i musi
rozwiać.
W
porządku
chrześcijaństwa
polityka
również
podporządkowana była prawdzie absolut-nej. Zobaczyliśmy
już w poprzednim rozdziale, że zasadniczą opatrznościową
formą rządów pozostającą w jedności z Prawdą
chrześcijańską było Prawosławne Cesarstwo, gdzie najwyż-
szym suwerenem był monarcha, a władza zstępowała od
niego w dół hierarchii społecznej. Z drugiej strony w
następnym rozdziale zobaczymy jak politycy, którzy odrzucili
Prawdę chrze-ścijańską, musieli uznać "lud" za suwerena i
władzę widzieli jako wstępującą od dołu w górę w formalnie
"egalitarnym" społeczeństwie. Jasne jest, że jedno jest
dokładnym odwróceniem drugiego; gdyż przeciwne sobie są
same koncepcje zarówno co do źródeł, jak i do celu rzą-
dzenia. Monarchia Prawosławna jest rządem ustanowionym
i kierowanym przez Boga, aż do końcowego przejścia do
Jego Królestwa, najgłębszym celem takiego rządu jest nauka
Prawdy chrześcijańskiej i zbawienie dusz; panowanie
nihilizmu – którego najbardziej adekwatną na-zwą, jak
zobaczymy dalej, jest anarchia – to rządy ustanowione przez
ludzi i ukierunkowane wyłącznie na ten świat, rządy nie
posiadające żadnych wyższych celów niż ziemska szczęśli-
wość.
Liberalny pogląd na rządzenie, jak można podejrzewać, jest
próbą kompromisu tych dwóch przeciwstawnych sobie idei.
W XIX wieku kompromis ten przybrał formę "monarchii
konstytucyjnej", co znów było próbą połączenia starej formy
z nową treścią; dzisiaj główni reprezentanci idei liberalnej są
"republikanami" albo "demokratami" w Europie oraz w Sta-
nach Zjednoczonych, a większość z nich ryzykownie
balansuje między potęgą władzy a rewo-lucji, ponieważ głosi
wiarę w obydwie.
Jest to oczywiście niemożliwe, aby wierzyć w obydwie te
siły równie szczerze i gorliwie, i faktycznie nikomu się to
jeszcze nie udało. Monarchowie konstytucyjni, podobnie jak
Lu-dwik Filip, wyobrażają to sobie przez ogłoszenie rządów
"z Bożej łaski oraz woli ludu" – formuła, której dwie części
unieważniają się wzajemnie, co jest równie oczywiste
zarówno dla anarchistów, jak i monarchistów.
Obecnie rząd jest zabezpieczony tak dalece, jakby Bóg był
jego fundamentem, a Wola Boża jego doradcą; jednak z
pewnością nie jest to opis rządów liberalnych. Według
liberali-zmu to lud rządzi, a nie Bóg; Bóg jest tylko
"monarchą konstytucyjnym", którego władza została
całkowicie przekazana ludowi, a Jego funkcja jest wyłącznie
ceremonialna. Liberało-wie wierzą w Boga z takim samym
retorycznym zapałem z jakim wierzą w Niebiosa. Rządy
powołane na podstawie takiej wiary zasadniczo niczym nie
różnią się od rządów całkowicie ateistycznych; i cokolwiek
pozostało w nich trwałego, skierowane jest w stronę
anarchii.
Rząd musi sprawować rządy dzięki łasce Boga albo przez
wolę ludu, musi słuchać wła-dzy albo rewolucji; między tymi
postawami możliwy jest jedynie pozorny kompromis, i tylko
na krótki czas. Rewolucja, podobnie jak brak wiary, który
zawsze jej towarzyszy, nie może zatrzymać się wpół drogi;
jest to siła, która raz przebudzona, nie ustanie, aż nie
doprowadzi do ustanowienia totalitarnego królestwa na tym
świecie. Historia ostatnich dwóch wieków dokładnie to
wykazała. Nie można złagodzić rewolucji i pójść z nią na
ustępstwa, co zawsze próbowali czynić liberałowie,
wykazując przez to, że utracili wszelkie prawdy zdolne do
przeciwstawienia się jej. Nie można w ten sposób zapobiec
rewolucji, można co najwyżej jedynie odwlec osiągnięcie jej
celów. Gdy ktoś przeciwstawia radykalnej rewolucji swoją
własną rewolucję, czy to będzie "konserwatywna", czy "bez
przemocy", "aksamitna", czy nawet "duchowa", wykazuje
jedynie swoją ignorancję i niewiedzę o całokształcie i
naturze rewolucji naszych czasów, gdyż przyznaje on
również rację głównej zasadzie tej rewolucji: że stara
prawda przestała już być prawdziwa, a nowa prawda musi
zająć jej miejsce. Nasz na-stępny rozdział rozwinie tę kwestię
poprzez bardziej precyzyjne zdefiniowanie celu rewolucji.
W liberalnym światopoglądzie, w jego teologii, etyce,
polityce i w innych obszarach, któ-rych jeszcze nie
zbadaliśmy, prawda została przytępiona, osłabiona,
zmiękczona, skompromi-towana; we wszystkich dziedzinach
prawda, która kiedyś była absolutna, stała się niepewna, jeśli
nie całkowicie "relatywna". Okazało się, że jest możliwe, i to
faktycznie
prowadzi
do
zrozumienia
liberalnego
przedsięwzięcia, aby przez jakiś czas zachować owoce
systemu oraz prawdę, której nikt już nie jest pewny; jednak
nie można zbudować nic trwałego na takiej niepewności,
bez względu na próby, aby uczynić liberalizm intelektualnie
do przyjęcia w róż-nych relatywistycznych doktrynach, które
do tej pory zbadaliśmy. Nie istnieje i nie może ist-nieć żadna
filozoficzna obrona liberalizmu; jego apologie, jeżeli nie są
zwykłą retoryką, są wyłącznie pragmatyczne lub odwołują
się do emocji. Jednak dla każdego względnie bez-stronnego
obserwatora w liberalizmie nie tak bardzo uderzające jest
niedostateczność i nie-pełność jego doktryny, co widoczne
zapomnienie o tych mankamentach.
Fakt ten, który musi być bardzo irytujący dla obiektywnych
krytyków liberalizmu, ma tylko jedno możliwe do przyjęcia
wyjaśnienie. Liberał pozostaje niewzruszony nawet przez
fundamentalne niedostatki i sprzeczności swojej własnej
filozofii, ponieważ jego główne za-interesowania leżą gdzie
indziej.
Nie
jest
on
zainteresowany
znalezieniem
politycznego i spo-łecznego porządku w oparciu o Bożą
Prawdę, jest obojętny na rzeczywistość Niebios i piekła, a
Boga pojmuje jedynie jako niejasną ideę i nieosobową moc,
gdyż jest on daleko bardziej pochłonięty sprawami
światowymi, a wszystko inne wydaje mu się nieokreślone i
abstrakcyj-ne. Liberał może interesować się kulturą, wiedzą,
przedsiębiorczością lub jedynie wygodą; ale w każdym z jego
dążeń brak jest po prostu wymiaru absolutu. Jest niezdolny,
lub nie chce myśleć w terminach końca i rzeczy
ostatecznych. Pragnienie absolutnej prawdy zniknęło;
zostało połknięte przez świat.
Oczywiście we wszechświecie liberalnym prawda, którą
raczej można nazwać tu wiedzą, jest całkowicie światowa;
jednak prawda to coś dużo więcej niż wiedza. Każdy, kto jest
z prawdy, słucha mojego głosu (J 18:37). Nikt prawdziwie nie
szukał prawdy, kto by nie napo-tkał na końcu tych
poszukiwań, albo przyjmując Go, albo odrzucając Jezusa
Chrystusa, który jest "Drogą, Prawdą i Życiem", Prawdą,
która sprzeciwia się temu światu i jest wyrzutem dla całej
jego światowości. Liberał, który sądzi, że jego wszechświat
jest zabezpieczony przeciw-ko tej Prawdzie, jest "bogaczem"
z przypowieści, pochłoniętym swoimi światowymi intere-
sami i pomysłami, który nie chce ich porzucić dla pokory,
ubóstwa i poniżenia, które wskazu-ją na prawdziwych
poszukiwaczy prawdy.
Nietzsche podał drugą definicję nihilizmu, lub raczej
komentarz do pierwszej definicji "prawda nie istnieje", który
brzmi tak: "Nie ma żadnej odpowiedzi na pytanie:
Dlaczego?" Nihilizm w ten sposób stwierdza, że na pytania
ostateczne nie ma odpowiedzi, a dokładniej mówiąc, nie ma
żadnej pozytywnej odpowiedzi; nihilistą jest ten, kto
zaakceptuje to ukryte "nie" wszechświata, jako jego
domyślną odpowiedź na tego typu pytania. Mamy jednak
dwa sposoby, aby zaakceptować tę odpowiedź. Istnieje
skrajna droga, w której zawarty jest otwar-cie i szeroko
program rewolucji i zniszczenia; jest to nihilizm słusznie
nazywany aktywnym, gdyż, według słów Nietzschego:
"Nihilizm jest... nie tylko wiarą, że wszystko zasługuje na
zagładę; ale jest rzeczywistym przykładaniem swojej ręki do
pługa; jest niszczeniem". Ale istnieje też "umiarkowana"
droga, która odpowiada biernemu lub ukrytemu nihilizmowi,
któ-ry właśnie omawiamy, nihilizmowi liberalnemu,
humanistycznemu, agnostyckiemu, który zgadzając się z
tezą, że "prawda nie istnieje", przestał już pytać o kwestie
ostateczne. Nihi-lizm aktywny implikuje ten nihilizm
sceptycyzmu i niewiary.
Nihilistyczne reżimy totalitarne XX wieku podjęły, jako
integralną
część
swojego
pro-gramu,
bezwzględną
"reedukację" społeczeństwa. Niewielu z tych, którzy zostali
poddani przez jakiś czas temu przymusowemu nauczaniu,
zdołało uwolnić się od jego wpływu; w pej-zażu, w którym
wszystko jest koszmarem, poczucie rzeczywistości i prawdy
niechybnie musi prowadzić do cierpienia. W tak zwanym
wolnym świecie od pewnego czasu został podjęty bardziej
subtelny rodzaj "reedukacji", prowadzonej przy pomocy
środków całkiem humani-tarnych, niemniej w efekcie
prowadzącej wprost do nihilizmu. Najbardziej trwale i
skutecznie "reedukacja" owa zadomowiła się w centrach
życia intelektualnego – w świecie akademic-kim. Zewnętrzny
przymus zastąpiony został tutaj wewnętrzną koniecznością;
króluje tam ab-solutny sceptycyzm, schowany za
pozostałościami "dziedzictwa chrześcijaństwa", w które
niewielu wierzy, a już nikt z głębokim przekonaniem. Uczeni
sprzeniewierzyli się swojemu
wielkiemu powołaniu
głoszenia prawdy, które niegdyś posiadali, a cała udawana
"pokora", starająca się ten fakt ukryć za wyrafinowaną
paplaniną o "granicach ludzkiego poznania", jest jeszcze
jedną maską nihilizmu, jaką akademiccy liberałowie dzielą
wraz ekstremistami na-szych czasów. Młodzież, która jeszcze
nie została "reedukowana" w kręgach akademickich, a która
wciąż poszukuje prawdy, zamiast niej otrzymuje "historię
filozofii", albo swoje zainte-resowanie zwraca ku "wyższym"
studiom, a wszystko przenikający relatywizm i sceptycyzm
wpojony na tych studiach wystarczająco niszczy u prawie
wszystkich naturalne pragnienie prawdy.
Nie są to łatwe ani przyjemne słowa, ale świat akademicki
stał się dzisiaj w wielkiej czę-ści źródłem rozkładu i zepsucia.
Jest to prawdziwy upadek, jeśli wciąż słyszy się lub czyta
słowa ludzi, którzy nie wierzą w prawdę. Jeszcze większym
upadkiem jest otrzymać zamiast prawdy wiedzę i erudycję,
które jeżeli są celem samym w sobie, stają się wyłącznie
parodią prawdy, której miały służyć, niczym więcej jak tylko
fasadą, poza którą nie ma żadnych trwa-łych wartości. Jest
to tragiczny upadek, nawet biorąc pod uwagę główną zaletę
świata akade-mickiego, uczciwość i niezależność najlepszych
jego przedstawicieli, gdyż ta niezależność nie służy prawdzie,
ale sceptycznej nauce, coraz skuteczniej zwodzącej ludzi do
dobrej nowiny subiektywizmu i niewiary, która jest w tej
nauce zawarta. Jest to upadek jeszcze dlatego, że żyjemy i
pracujemy w atmosferze zupełnie przesiąkniętej fałszywymi
koncepcjami
prawdy,
podczas
gdy
chrześcijaństwo
postrzegane jest jako nieistotne dla głównych akademickich
zainteresowań, gdzie nawet osoby wierzące w tę Prawdę
tylko sporadycznie mogą być sły-szane w tym zgiełku
sceptycyzmu promowanego przez cały akademicki system.
Zło głównie leży oczywiście w samym systemie, który oparty
jest na nieprawdzie, a rzadko kiedy w kilku profesorach,
których ten system zachęca do propagowania nieprawdy i to
umożliwia.
Liberał, człowiek światowy, jest tym, który utracił swoją
wiarę; a utrata doskonałej wiary jest początkiem końca
całego porządku zbudowanego na tej wierze. Ci, którzy
chcieli zacho-wać powagę prawdy bez wiary w nią, dają
najpotężniejszą broń wszystkim jej wrogom; wiara zaledwie
metaforyczna jest samobójcza. Radykał z łatwością podważa
doktrynę liberalizmu w każdym punkcie, zasłona retoryki już
nie jest żadną obroną przed celnymi pchnięciami jego ostrza.
Liberał wystawiony na te ciągłe ataki punkt po punkcie traci
teren, zmuszony uznać prawdziwość stawianych mu
zarzutów, bez możliwości kontrataku i przeciwstawienia tej
ne-gatywnej, krytycznej prawdzie jakiejś własnej prawdy
pozytywnej. Po długich i wyczerpują-cych przejściach nagle
zdaje on sobie sprawę, że stary porządek runął, gdyż
obrońcy uciekli, a jego miejsce zajęła nowa, bardziej
"realistyczna", i bardziej brutalna prawda.
Liberalizm jest pierwszym etapem dialektyki nihilizmu, gdyż
jego wiara jest już pusta i jałowa, a ta wewnętrzna pustka
powoduje powstanie jaszcze bardziej nihilistycznej reakcji –
reakcji która, przez ironię losu, jeszcze głośniej od
liberalizmu obwieszcza "miłość do praw-dy", podczas gdy
prowadzi ludzkość następny krok dalej na drodze kłamstwa.
Tą reakcją jest drugi etap dialektyki nihilizmu: realizm.
2.
R
EALIZM
Realizm, o którym tutaj mówimy, jest terminem ogólnym,
który
rozumiemy
jako
obej-mujący
różne
formy
"naturalizmu" i "pozytywizmu". W swojej najprostszej
formie jest dok-tryną, która została spopularyzowana
dokładnie pod nazwą "nihilizmu" przez Turgieniewa w
"Ojcach i dzieciach". Postać Bazarowa z tej powieści jest
typem "nowego człowieka" lat 60. XIX wieku w Rosji, jest to
prosty materialista i determinista, który poważnie myśli (jak
D. Pizarew), że drobiazgowa analiza mgły przyczyni się do
zbawienia ludzkości, lub sądzi, że udowodni nieistnienie
duszy ludzkiej poprzez sekcję zwłok (przypomina to
nihilistów so-wieckich, których "nowy człowiek" z lat 60. XX
wieku nie znalazł Boga w przestrzeni ko-smicznej). Nihilista
taki jest człowiekiem, który niczego nie szanuje, nie uznaje
żadnych auto-rytetów, nie przyjmuje (jak mu się wydaje) nic
na wiarę, który wszystko osądza w świetle nauki, którą
traktuje jak absolutną i jedyną prawdę, który odrzuca każdy
idealizm i abstrakcję na korzyść konkretu i faktu. Jednym
słowem nie wierzy on w nic poza własnym doznaniem,
redukuje wszystko, co człowiek niegdyś uznawał za rzeczy
"wyższe", czyli kwestie umysłu i ducha, do niższego albo
"podstawowego" poziomu: materii, zmysłów i cielesności.
W odróżnieniu od liberalnych niejasności i wieloznaczności,
światopogląd realizmu wy-daje się zupełnie jasny, uczciwy i
rzetelny. Miejsce agnostycyzmu lub nieuchwytnego deizmu
zajmuje otwarty ateizm; miejsce niejasnych "wyższych
wartości" zajmuje nagi materializm i własny interes. We
wszechświecie realizmu wszystko jest jasne, oprócz tego, co
jest najważ-niejsze i co wymaga największej klarowności:
jego początku i końca. Podczas gdy liberalizm jest
ogólnikowy i wymijający jeżeli chodzi o sprawy ostateczne,
realizm jest dziecięco naiw-ny, takie kwestie po prostu dla
niego nie istnieją, nie uznaje niczego oprócz rzeczy zupełnie
oczywistych.
Taki realizm jest oczywiście sprzeczny sam w sobie, czy to
przybiera formę "naturali-zmu", który stara się ustanowić
absolutny
materializm
i
determinizm,
czy
też
"pozytywizmu", który wydaje się całkowicie zaprzeczać
absolutowi, czy też doktrynerskiego "agnostycyzmu", który
tak chętnie rozprawia o "niepoznawalności" ostatecznej
rzeczywistości; omówiliśmy już ten problem w pierwszym
punkcie tego rozdziału. Argumentacja jest oczywiście czysto
akademicka w świetle faktu, że realizm, jako logiczna
sprzeczność, w ogóle nie może być traktowany jako filozofia.
Jest to naiwna, niezdyscyplinowana myśl, pozbawiona
głębszej refleksji, czysto praktyczna, która w obecnych
czasach wielkich uproszczeń narzuca całemu światu swoje
naiwne kryteria i wyobrażenia; albo na całkiem innym
poziomie,
równie
naiwna
postawa
naukowców,
ograniczonych
do
oczywistych
wymagań
swoich
specjalności, którzy niesłusznie starają się rozszerzyć kryteria
naukowe ponad właściwe im ramy. W tym ostatnim sensie,
aby użyć pożytecznego rozróżnienia, jest to "scjentyzm"
przeciwstawny usankcjono-wanej nauce; gdyż musimy tu
zaznaczyć, że nasze uwagi nie są skierowane przeciwko
nauce
jako
takiej,
ale
przeciwko
niewłaściwemu
wykorzystaniu jej kryteriów oraz metod, co jest dzisiaj
bardzo rozpowszechnione.
Czy słuszne jest nazywanie takiej filozofii nihilizmem?
Dokładniej, czy jest to ten sam nihilizm, jaki poprzednio
został przez nas zdefiniowany? Jeżeli, w najwyższym
znaczeniu, prawda jest wiedzą o początku i końcu wszystkich
rzeczy, jeżeli jest wymiarem absolutu, a nihilizm jest
doktryną, w której ta prawda się nie pojawia, w takim razie
jasne jest, że ci, któ-rzy traktują naukową wiedzę jako jedyną
prawdę i zaprzeczają temu, co jest ponad nią, są nihilistami
w dokładnym znaczeniu tego słowa. Uwielbienie faktu w
żadnym wypadku nie jest umiłowaniem prawdy; jak już
zaznaczyliśmy, jest wyłącznie jej parodią. Jest to fałszywe
założenie, że część może zastąpić całość; jest to dumna
próba wybudowania wieży Babel, zbioru faktów, które
pozwolą wspiąć się na poziom najwyższej prawdy i mądrości.
Jednak prawda może być osiągnięta wyłącznie w pokorze, w
przyjęciu tego, co otrzymujemy z góry. Cała udawana
"pokora" realistycznych uczonych i naukowców, ludzi małej
wiary, nie jest w stanie ukryć ich pychy we wspólnej próbie
przywłaszczenia sobie tronu Boga; w swojej mało-ści myślą,
że ich staranne "badania" mają większe znaczenie niż Boże
Objawienie. Również dla tego typu ludzi "prawda nie
istnieje"; możemy o nich powiedzieć to samo, co św. Bazyli
Wielki powiedział o greckich uczonych: "Straszne będzie
potępienie całej tej światowej mą-drości, ponieważ, widząc
tak wyraźnie próżność nauki, świadomie zamknęli oni swoje
oczy na poznanie prawdy".
Jednak jeszcze nie udało się nam wykazać różnicy między
drugim a pierwszym etapem nihilizmu. Większość liberałów
również traktuje naukę jako wyłączną prawdę; czym zatem
realiści różnią się od nich? Różnica nie tyle tkwi w doktrynie,
gdyż realizm jest w pewnym sensie pozbawionym złudzeń i
usystematyzowanym liberalizmem, co w akcentach i
motywa-cji. Liberał jest obojętny na absolutną prawdę,
postawa ta wynika z przesadnego przywiązania do świata;
natomiast, z drugiej strony, obojętność realisty wynika z
wrogości, a przywiązanie do świata staje się wprost
fanatycznym jego ograniczeniem. Te skrajne następstwa
muszą mieć swoje bardziej wyraziste przyczyny.
Sam realista mówi, że tą przyczyną jest umiłowanie samej
prawdy, przez co nie może pozwolić sobie na wiarę w jakąś
"wyższą prawdę", która dla niego jest wyłącznie fantazją.
Nietzsche rzeczywiście wierząc w to, zobaczył w tym cechę
charakterystyczną dla chrześci-jaństwa, która obróciła się
przeciwko chrześcijaństwu. "Sens prawdy, bardzo rozwinięty
przez chrześcijaństwo, w końcu zbuntował się przeciwko
fałszowi
i
fikcyjności
wszystkich
chrze-ścijańskich
interpretacji świata i jego historii". Gdy zrozumiemy te słowa
we właściwym kontekście, zobaczymy zawartą w nich pewną
intuicję, jednak tylko częściową i zniekształco-ną. Nietzsche
natychmiast wszczął rebelię przeciwko chrześcijaństwu,
które zostało już znacznie rozwodnione przez liberalny
humanizm, chrześcijaństwu, gdzie bezkompromisowa miłość
i wierność prawdzie absolutnej była rzadka lub nie
występowała już w ogóle, chrześci-jaństwu, które stało się
niczym więcej jak tylko moralnym idealizmem, zabarwionym
senty-mentem estetycznym. Nihiliści rosyjscy podobnie
buntowali się przeciwko romantycznemu idealizmowi
"niepotrzebnych ludzi", którzy przebywali w mglistych
królestwach fantazji i którzy stracili łączność z jakąkolwiek
rzeczywistością, duchową czy fizyczną. Prawda chrze-
ścijańska odległa jest od pseudoduchowości prezentowanej
przez nihilistyczny realizm. Za-równo chrześcijan jak i
realistów cechuje umiłowanie prawdy, wola aby nie popaść
w błąd, pasja aby znaleźć źródło wszystkiego oraz znaleźć
ostateczny cel wszystkich rzeczy; jedni i drudzy odrzucają
jako niedostateczny każdy argument, który nie odnosi się do
jakiegoś abso-lutu, który sam w sobie nie potrzebuje
uzasadnienia; jedni i drudzy są zajadłymi przeciwni-kami
błahości i pustki liberalizmu, który nie traktuje poważnie
rzeczy ostatecznych i nie trak-tuje ludzkiego życia jako
poważnego przedsięwzięcia. Dokładnie to umiłowanie
prawdy uda-remnia próby liberalizmu zachowania idei i
instytucji, w które w pełni nie wierzy i które nie mają
umocowania w prawdzie absolutnej. Co jest prawdą? – dla
osoby dla której jest to waż-ne i palące pytanie, kompromis
liberalizmu i humanizmu staje się niemożliwy do zniesienia.
Ktoś, kto kiedyś całą swoją istotą stawiał to pytanie już nigdy
nie zadowoli się czymś, co ten świat uznaje i stawia w
miejsce prawdy.
Jednak nie wystarczy tylko stawiać to pytanie, trzeba
jeszcze znaleźć na nie odpowiedź, gdyż późniejszy stan
takiego poszukiwacza prawdy byłby gorszy od poprzedniego.
Chrześci-janin znajduje jedyną odpowiedź w Bogu i jego
Synu; realista nie mając kontaktu z życiem chrześcijańskim
oraz Prawdą, która je ożywia, stawia to pytanie w duchowej
pustce i zadowa-la się każdą odpowiedzią, jaką uda mu się
znaleźć. Biorąc chrześcijaństwo za jakąś formę idealizmu,
odrzuca je i staje się fanatycznym wyznawcą jedynej
postrzegalnej dla swojej du-chowej ślepoty rzeczywistości:
tego świata. O ile możliwe jest uznanie pewnej uczciwości
zadeklarowanego materialisty i ateisty, jednak nawet
największa wyrozumiałość nie pomoże w odnalezieniu w
nim już więcej tego umiłowania prawdy, które dawniej go
inspirowało; stał się raczej ofiarą tego dążenia do prawdy,
które zaprowadziło go na manowce, stało się jego chorobą i
utknęło we własnej negacji. Dlatego realista przestał już być
niewinny, jego błąd tkwi w tym, że twierdzi iż posiada
wiedzę o czymś, co, według jego własnej teorii poznania, nie
może być poznane (zobaczyliśmy już, że zaprzeczenie
prawdzie absolutnej samo w sobie jest "absolutne"); jeśli tak
twierdzi, to też dlatego że ma ukryty motyw, bo umieścił
jakąś inną światową wartość ponad prawdą. Bezwzględny
realista i "poszukiwacz prawdy" Nietzsche zwiedziony wizją
"supermana" kończy w skierowaniu woli do kłamstwa i do
panowania; re-alista marksistowski wprowadzając w życie
idee rewolucji, kończy na panowaniu kłamstwa i oszustwa
jakiego świat jeszcze nie oglądał. Umiłowanie prawdy
sfrustrowane utratą swojego właściwego celu zamienia się w
irracjonalną "przyczynę" i staje się prawem przewrotu i de-
strukcji; staje się wrogiem prawdy, której nie mogło
osiągnąć, oraz każdego rodzaju porządku opartego
całkowicie lub częściowo na prawdzie, i w końcu obraca się
przeciwko sobie same-mu.
W
rzeczywistości
staje
się
doskonałą
parodią
chrześcijańskiego
umiłowania
prawdy.
Tam
gdzie
chrześcijanie poszukują ostatecznych znaczeń wszystkich
rzeczy i nie spoczną aż się nie przekonają czy dana rzecz jest
umocowana w Bogu i Jego woli, realiści podobnie rozwa-żają
wszystko, ale tylko po to, by móc obalić wszystkie
odniesienia lub aspiracje do czegoś wyższego, aby
zredukować i uprościć to do terminów najbardziej
trywialnych i do objaśnień "podstawowych". Gdy
chrześcijanie we wszystkim widzą Boga, realiści widzą
jedynie "rasę", "płeć", albo "sposób produkcji".
A więc jeżeli realista, który odznacza się chrześcijańską
szczerością i gorliwością, które to cechy są kompletnie obce
mentalności liberalnej, przyłączy się do liberalnego ataku na
chrześcijaństwo, doprowadzi ten atak do ostatecznego celu:
całkowitego obalenia prawdy chrześcijańskiej. Co bez zapału
rozpoczęło się w liberalizmie, osiągnęło właściwy pęd w re-
alizmie, aby teraz pchać wszystkich do katastrofy. Nietzsche
przewidział "tryumf nihilizmu" w naszym stuleciu; Jacob
Burkhardt, pozbawiony złudzeń liberał, również widział
zbliżający się wiek dyktatorów, którzy będą "terribles
simplificateurs". Te przewidywania w świecie polityki
idealnie się wypełniły w Leninie i Stalinie, Hitlerze i
Mussolinim, z ich radykalnymi i "prostymi" rozwiązaniami
najbardziej
złożonych
problemów.
Uproszczenia
nihilistyczne
można
dostrzec
jeszcze
głębiej
w
ogólnoświatowym współczesnym niezwykłym poważaniu
najniższego porządku wiedzy, nauki, zawartych w prostych
ideach ludzi takich jak Marks, Freud, czy Darwin, które leżą u
podstaw praktycznie całej współczesnej myśli i codzienności.
Powiedzieliśmy "codzienności" gdyż ważną rzeczą jest
uświadomić sobie, że historia ni-hilizmu w naszym stuleciu
nie była czymś narzuconym z zewnątrz, przynajmniej nie w
prze-ważającej mierze, raczej wzrastała czerpiąc pożywienie
z gruntu nihilizmu, który długo wcze-śniej przygotowywany
był w sercach ludzi. To właśnie z powszechnego nihilizmu,
który ob-jawiał się w codziennym życiu, myślach i dążeniach
wielu ludzi, wyniknęły wszystkie strasz-ne wydarzenia
naszego wieku. Światopogląd Hitlera jest bardzo pouczający
w tym względzie, gdyż widać w nim najbardziej skrajny i
ohydny nihilizm, który spoczywał na fundamencie całkiem
przeciętnego, nawet typowego realizmu. Dzielił on wspólną
wiarę w "naukę", "po-stęp", i "oświecenie" (jednak,
oczywiście, nie w demokrację) razem z praktycznym
materiali-zmem, który gardził wszelką teologią, metafizyką i
każdą myślą lub czynem związanym z jakimkolwiek innym
słowem niż "tu i teraz", który szczycił się tym, że miał dar
"redukowa-nia wszystkich problemów do ich prostszych
podstaw". Uprawiał surowy kult skuteczności i przydatności,
łatwo zezwalał na "kontrolę urodzin", śmiał się z instytucji
małżeństwa jako jedynie legalizacji popędu seksualnego,
który powinien być "wolny", z uznaniem przyjmował
sterylizację "słabych", pogardzanych "nieproduktywnych
elementów" jak na przykład mni-chów, w kremacji zwłok nie
widział nic złego, była to kwestia czysto "praktyczna" i nie
wa-hał się, aby ludzkie popioły, skórę czy tłuszcz przeznaczyć
do "użytecznego zagospodarowa-nia". Żywił on niemal
anarchistyczną podejrzliwość w stosunku do świętych i
szacownych instytucji, w szczególności do Kościoła, z jego
"przesądami" oraz wszystkimi jego "przesta-rzałymi"
prawami i obrzędami (mieliśmy już okazję zauważyć jego
odrazę do instytucji mo-narchii, był to decydujący czynnik w
jego odmowie przyjęcia tytułu cesarza). Pokładał naiw-ną
wiarę w "naturalnego człowieka", w "zdrowe zwierzę", które
gardzi chrześcijańskimi cno-tami, przede wszystkim
dziewictwem,
które
wyłącznie
hamuje
"naturalne
zachowania".
Ży-wił
bezkrytyczny
zachwyt
dla
współczesnego komfortu oraz maszyn, zwłaszcza dla samo-
chodów i poczucia prędkości i "wolności", które one
zapewniają.
Bardzo dużo tego surowego Weltanschauung, przynajmniej
do pewnego stopnia, jest dzi-siaj udziałem mas, zwłaszcza
młodzieży, która sama czuje się już "oświecona" i "wyzwolo-
na", co jest oznaką powszechnej "nowoczesności". Dzieje się
tak właśnie na bazie realizmu, w którym nie ma miejsca na
"skomplikowany" chrześcijański pogląd na świat wraz z jego
ogromnie ważną rzeczywistością świata duchowego, w
której szerzą się tylko niemądre prze-sądy i okropne
naiwności. Ludzie "dobrej woli" sądzą, że zapobiegną
pojawieniu się jakiegoś nowego Hitlera poprzez atakowanie
"irracjonalności" oraz poprzez obronę "rozumu", "nauki" i
"zdrowego rozsądku"; jednak bez kontekstu prawdy
chrześcijańskiej wartości te, budujące ich realizm, są
przygotowaniem do jego pojawienia się, a nie obroną, są
samym nadejściem następnego "straszliwego uproszczenia".
Najskuteczniejsze
współczesne
"uproszczenia"
wprowadzone zostały w Związku Sowieckim, którego religia
także opierała się na "nauce" i "zdrowym rozsądku". Każdy
kto oczekiwał, że ci najbardziej przesądni ludzie wezmą w
obronę jakieś wartości warte obrony, był w wielkim błędzie.
Niewątpliwie realizm należy do "ducha naszych czasów", a
wszyscy którzy są tego "du-cha", musieli wcześniej się do
niego dostosować. W ten sposób humanizm, który w dużo
spo-kojniejszych
czasach
miałby
może
bardziej
"idealistyczne" i liberalne zabarwienie, teraz uznał za
konieczne "dostosować się do zmieniających się czasów" i
przybrać postać bardziej realistyczną. Bardziej naiwni
założyli "humanistyczną" religię, która identyfikuje się z przy-
czyną "nauki" i "postępu" i ogłosiła za swoje dogmaty
dokładnie te same sprzeczności, które już wcześniej
zauważyliśmy; są to ludzie podobni do tych, którzy również
w marksizmie zdolni byli dostrzec pewien rodzaj
"humanizmu". Jednak nawet wśród najbardziej wyrafino-
wanych współczesnych humanistów, u bardzo uprzejmych
naukowców i mężów stanu ton realizmu jest niewątpliwy.
Wykazuje to na przykład zalew metod i naukowego sposobu
po-dejścia w ostatnich twierdzach "nauk humanistycznych";
żaden szanujący się współczesny uczony w dowolnej
dziedzinie nauki nie poczuje się bezpiecznie, aż jego praca w
najwyż-szym możliwym stopniu nie stanie się "naukowa" (co
oczywiście często prowadzi do "scjen-tyzmu"). Realizm jest
również widoczny w stoickim, światowym i często cynicznym
tonie tych wszystkich najbardziej naiwnych (lub religijnych)
współczesnych humanistów; wymy-ślona przez nich
"wolność od iluzji" w dużym stopniu była wielkim
rozczarowaniem; oni teraz wolą "wiedzieć" niż wierzyć w
"wyższe prawdy", które kiedyś krzepiły ich ojców.
Krótko mówiąc humanizm pogodził się z realizmem, przez
co, jak sądzi, również pogo-dził się z rzeczywistością; w
przejściu od liberalizmu do realizmu humaniści widzą nie
tylko wyzwolenie od iluzji, ale proces "dojrzewania".
Prawosławni chrześcijanie oczywiście widzą w tym coś
zupełnie innego. Jeżeli celem liberalizmu było ukrycie
wyższych prawd dotyczą-cych Boga i życia duchowego we
mgle "tolerancji" i agnostycyzmu, to zadaniem realizmu, co
właśnie analizowaliśmy, było całkowite unicestwienie tych
prawd. Na tym drugim etapie rozwoju dialektyki nihilizmu
Niebiosa zostały zamknięte przed wzrokiem ludzi, którzy
posta-nowili już więcej nie odwracać swojego wzroku od
ziemi, i od tej pory żyć wyłącznie w tym świecie i dla niego.
Ta decyzja realistów uwidacznia się w pozornie niewinnym
"logicznym pozytywizmie" oraz naukowym humanizmie, jak
również w jawnie satanistycznych zjawi-skach, jak
bolszewizm czy narodowy socjalizm. Konsekwencje tej
decyzji są ukryte dla tych, którzy ją podjęli, gdyż wiodą one
do tych rzeczywistości, których realizm dostrzec nie jest w
stanie: rzeczywistości zarówno powyżej, jak i poniżej bardzo
płaskiego realistycznego wszechświata. Zobaczymy dalej jak
zamknięcie Niebios nieoczekiwanie wyzwoli najniższe siły,
które uczynią koszmarem mrzonki nihilistów o "nowej
ziemi", zobaczymy też, że "nowy człowiek" realizmu nie
będzie przypominał mitologicznego "w pełni rozwiniętego"
doskona-łego
człowieczeństwa,
ale
rzeczywiste
"podczłowieczeństwo" jakie nigdy wcześniej nie po-jawiło
się w ludzkim doświadczeniu.
Teraz powinniśmy zbadać następny krok w postępie
nihilizmu, który prowadzi do tych skrajnych wynaturzeń:
witalizm.
3.
W
ITALIZM
Liberalizm i realizm przez ponad wiek prowadziły człowieka
w dół po drodze fałszu, któ-ra, jeśliby z niej nie schodzić,
doprowadziłaby ludzi do czegoś w rodzaju "antyutopii", o
któ-rych tyle słyszeliśmy, w przerażającym "nowym,
wspaniałym świecie", na przykład w bez-dusznym
technologicznym systemie, gdzie wszystkie światowe
problemy byłyby rozwiązane kosztem zniewolenia ludzkich
dusz. Przeciwko tym utopijnym racjonalistycznym planom
podniosło się wiele protestów w imieniu konkretnego i
indywidualnego istnienia, w imieniu nie dających się
planować i systematyzować potrzeb natury ludzkiej, które są
tak samo nie-zbędne dla tej wielkiej światowej
"szczęśliwości", jak bardziej oczywiste potrzeby material-ne;
protestowano przede wszystkim w imię "życia", które,
cokolwiek by ono oznaczało, było wyraźnie przyduszone w
raju realizmu.
Główny intelektualny impet ruchu witalizmu spowodowany
był reakcją przeciwko od-rzucaniu wyższych, duchowych
rzeczywistości w realistycznym "upraszczaniu" świata. Z
drugiej strony trzeba przyznać, że akurat ten aspekt
działalności witalistów zakończył się całkowitym fiaskiem. Z
braku dostatecznego fundamentu, nawet bez świadomości
istnienia prawdy chrześcijańskiej, ci którzy zaangażowali się
w korygowanie i uzupełnianie podsta-wowych braków
realizmu, na ogół znajdowali na nie lekarstwa, które nie
tylko nie posiadały żadnej mocy, ale były zdecydowanie
szkodliwe, lekarstwa które w rzeczywistości powodowa-ły
jeszcze gorsze objawy choroby, którą w zamierzeniu miały
leczyć.
Tak jak realizm, który był reakcją na ogólnikowość
liberalizmu, sam siebie skazał na ja-łowość poprzez przyjęcie
liberalnego zamknięcia się na prawdy wyższe, tak również
witalizm podejmując walkę z realizmem zaprzepaścił własne
nadzieje poprzez przyjęcie za swoje za-sadnicze założenie
realistyczne odrzucenie prawdy absolutnej. Wprawdzie
wielu
witalistów
tęskniło
za
"duchowością"
i
"mistycyzmem", jednak nigdy nie poszukiwali oni prawdy
chrze-ścijańskiej, gdyż była ona dla nich "przestarzała",
niewątpliwie tak samo, jak dla całkiem zaślepionych
realistów. Charakterystyczne podejście witalistów w tym
względzie prezentuje W. B. Yeats w swojej autobiografii,
gdzie lamentuje nad "odebraniem mi przez Huxleya i
Tyndalla, których nie cierpiałem, zwyczajnej i prostej religii
mojego
dzieciństwa..."
Jakie-kolwiek
może
być
psychologiczne uzasadnienie takiego podejścia, nie ma ono
nic wspólnego z prawdą rzeczy, a jego konsekwencje mogły
być już tylko szkodliwe. Nie ma formy witali-zmu, która nie
byłaby od początku do końca naturalistyczna, takiej, której
cały program nie zaczynałby się i nie kończył w tym świecie, i
której podejście do każdego innego świata nie byłoby tylko
parodią. Znowu widzimy, że droga nihilizmu jest
"rozwojowa": błędy jednego etapu powtarzane są i
mnożone w następnym.
Nie łudźmy się zatem, że odnajdziemy w witalizmie powrót
do chrześcijaństwa, czy do jakiejś innej prawdy. Jednak
witaliści najwyraźniej zgłaszają co do tego pewne pretensje.
Wielu krytyków odkryło nawet "pseudo-religijny" charakter
marksizmu, mimo że to określe-nie pasuje raczej do źle
umieszczonej żarliwości jego co bardziej zapalonych
wyznawców, niż do samej doktryny, która w swoim
charakterze jest najzupełniej antyreligijna. W witalizmie
zagadnienie "pseudo-religijności" jest dużo bardziej
poważne. Tutaj całkiem zrozumiały la-ment nad utratą
wartości duchowych staje się przyczyną z jednej strony
subiektywnych fanta-zji i (czasami) rzeczywistego satanizmu,
który brany jest za objawienie świata "duchowego", a z
drugiej strony prowadzi do pozbawionego korzeni
eklektyzmu, który karmi się ideami każdej kultury i każdego
wieku i całkowicie dowolnie wynajduje powiązania
pomiędzy tymi błędnie pojmowanymi fragmentami wraz z
ich własnymi pomniejszymi koncepcjami. Pseu-do-religijność
i pseudo-tradycjonalizm, jedno z nich lub razem, są
integralnymi częściami wielu witalistycznych systemów. W
takim razie powinniśmy bardzo uważnie badać twierdze-nia
tych, którzy chcą przywrócić "duchowe" znaczenie życia, a
szczególnie tych, którzy wy-obrażają sobie, że są
sprzymierzeńcami "chrześcijaństwa" lub nawet jego
wyznawcami. Błę-dy "duchowe" są dużo bardziej poważne
niż te dotyczące wyłącznie sfery materialnej. W trzeciej
części tej pracy wyraźnie zobaczymy, że większość tego, co
dzisiaj uchodzi za "du-chowość", jest w rzeczywistości "nową
duchowością", rakiem zrodzonym z nihilizmu, który atakuje
zdrowe organizmy, aby je zniszczyć od środka. Ta taktyka
jest dokładnym przeci-wieństwem otwartego ataku
realistów na prawdę i na życie duchowe, niemniej jednak
jest to również taktyka nihilistyczna, tyle że bardziej
zaawansowana.
Intelektualnie witalizm zakłada odrzucenie chrześcijańskiej
prawdy, zachowując pewne pseudoduchowe aspiracje.
Jednak nawet wiedząc o tym wciąż nie będziemy w stanie
pojąć ruchu witalistycznego, jeśli nie zobaczymy stanu
duchowego ludzi, którzy stali się nosiciela-mi tych idei. W
liberalizmie i realizmie choroba nihilizmu jest wciąż
stosunkowo powierzchowna; jest to wciąż głównie kwestia
filozofii i ogranicza się do intelektualnych elit. Jednak w
witalizmie, tak jak wcześniej w marksizmie, najbardziej
skrajnym przejawie mentalności realistycznej, choroba nie
tylko rozwija się jakościowo, również rozszerza się ilościowo;
po raz pierwszy zwyczajni ludzie także zaczęli wykazywać
objawy nihilizmu, który wcześniej ograniczał się tylko do
garstki.
Fakt ten pozostaje oczywiście w doskonałej zgodności z
wewnętrzną logiką nihilizmu, który chcąc upodobnić się do
chrześcijaństwa,
które
chce
zniszczyć,
dąży
do
powszechności. W połowie XIX wieku myśliciele percepcyjni
wyrażali obawy przed perspektywą "przebu-dzonych" mas,
które miały być kierowane przez "olbrzymie uproszczenia"
realizmu; do cza-sów Nietschego, najbardziej potężnego
"proroka" witalizmu, obawy te pogłębiły się i stały się w
końcu pewnością. Nietsche widział jak "śmierć Boga" zaczęła
"rzucać swoje pierwsze cie-nie na Europę"; i mimo że "samo
wydarzenie jest zbyt wielkie, zbyt odległe, za bardzo ponad
zwykłą ludzką zdolnością pojmowania, dlatego można
powiedzieć, że to tylko jego daleki odgłos mógł nas
dosięgnąć", wciąż nadejście tych czasów było pewne, i to
ludzie
podobni
do
Nietzschego
byli
"pierwszym
przychówkiem i pierworodnymi dziećmi nadchodzącego wie-
ku", pamiętajmy, wieku "triumfu nihilizmu".
Prawda chrześcijaństwa, którą liberalizm podkopał a realizm
zaatakował, jest nie tylko prawdą filozoficzną, ale prawdą
życia i zbawienia i od dawna cieszyła się ona wielką popu-
larnością wśród tłumów, które się nią karmiły. Następstwem
przekonania, że prawda ta nie jest już wiarygodna, nie
będzie jedynie grzeczny sceptycyzm, podobny do tego,
którym kilku liberałów nawzajem się pociesza, ale duchowa
katastrofa o kolosalnych rozmiarach, której efekty będą
odczuwalne we wszystkich obszarach ludzkiego działania i
myśli. Myśliciele typu Nietzschego odczuwali obecność
pierwszych zwiastunów tej katastrofy, mogli więc opi-sać ją
w
wielu szczegółach oraz
przewidzieć
wiele jej
konsekwencji; jednak dopóki te zwia-stuny nie wkradły się
do serc ludzi, konsekwencje te nie mogły jeszcze
zamanifestować się na dużą skalę. Do końca XIX wieku
zwiększała się liczba całkiem zwykłych ludzi, którzy rozpo-
częli niespokojne poszukiwania, aby znaleźć substytut dla
Boga, który umarł w ich sercach; dotyczy to również naszych
czasów współczesnych. Ten niepokój był głównym psycholo-
gicznym bodźcem dla witalizmu. Niepokój ten jest surową
gliną, która w rękach rzemieślni-ków natchnionych przez
ostatni prąd "ducha czasów" kształtuje ludzi na modłę
intelektual-nych założeń, które właśnie poznaliśmy.
Niepokój ten jest nie tylko czynnikiem wykorzystywanym
przez demagogów nihilizmu, jest on również ważnym
bodźcem witalistycznej sztuki, jak i religii. Obecność tego
elementu w większości zjawisk witalistycznych, w
przeciwieństwie do pozornego "zdrowego rozsądku"
liberalizmu i realizmu, jest powodem, dla którego wykazują
one objawy nie tylko intelektualnej dewiacji, ale także
duchowej i psychologicznej dezorientacji.
Dobrze będzie przed przejściem do rozważań nad bardziej
formalnymi przejawami wita-lizmu w filozofii i sztuce,
przyjrzeć się bliżej kilku popularnym przejawom tego trudno
uchwytnego niepokoju, który leży u podstaw całego
zjawiska. Czy na pewno jest to, jak to sugerowaliśmy, cecha
charakterystyczna nihilizmu? Wielu nie zgodzi się z tym i
odpowie, że jest to wielka przesada, że jest to po prostu
nowa forma czegoś istniejącego od zawsze, że jest to
absurdalny postulat, aby przydawać znaczenia przez
podniosłą nazwę nihilizmu czemuś tak powszechnemu jak
niepokój. Istnieje oczywiście podstawa do wydania takiego
osądu, jednak nie można zaprzeczyć, że współczesne
zjawisko pod wieloma względami różni się od swoich
poprzedników. Dzisiaj po raz pierwszy w historii istnieje na
tak
wielką
skalę,
stając
się
zjawi-skiem
niemal
powszechnym; "normalne" lekarstwa, biorące początek w
zdrowym rozsądku, wydają się być całkiem bezskuteczne, o
ile skutek ich działania nie jest odwrotny od zamie-rzonego;
poza tym niepokój ten jest bardzo pokrewny współczesnej
bezbożności, jeżeli więc bezbożność nie jest przyczyną
niepokoju, to przynajmniej obie te rzeczy są równoległymi
przejawami tego samego zjawiska. Te trzy punkty są ściśle
powiązane, dlatego nie będziemy ich rozdzielali w dalszej
części naszej dyskusji, ale będziemy badać je razem.
Reżimy faszystowskie i narodowo-socjalistyczne bardzo
zręcznie
wykorzystywały
po-wszechny
niepokój
i
posługiwały się nim dla swoich własnych celów. Jednak dla
każdego, kto nie rozumie charakteru tych czasów,
"dziwnym" musi wydawać się fakt, że ten niepokój nie
zniknął po upadku jego głównych przyczyn, ale raczej nawet
zwiększył swoją intensyw-ność, a "najdziwniejsze" ze
wszystkiego,
że
dotyczy
to
krajów
najbardziej
zaawansowanych w demokracji i liberalnych ideologiach,
najbardziej rozwiniętych i bogatych, a w krajach
"opóźnionych" istnieje wprost proporcjonalnie do ich
własnego postępu w osiąganiu tych celów. Ani wojna, ani
liberalny idealizm, ani dobrobyt nie może go złagodzić,
włącznie z idealizmem marksistowskim, gdyż sowiecka
pomyślność wytworzyła to samo zjawisko; te lekarstwa są
nieskuteczne, gdyż choroba leży dużo głębiej, niż mogą one
sięgnąć.
Być
może
najbardziej
uderzającym
przejawem
powszechnego niepokoju jest przestęp-czość, zwłaszcza
przestępczość młodocianych. Zbrodnia w poprzednich
wiekach była zjawi-skiem zlokalizowanym, miała oczywiste i
zrozumiałe przyczyny w ludzkich namiętnościach, pożądaniu,
zawiści, zazdrości i tym podobnych; ale nigdy nie była
niczym więcej niż tylko słabym wyobrażeniem zbrodni, która
stała się typowa w naszym wieku, zbrodni, którą można
nazwać "absurdalną"; jest to jeszcze jedna nazwa często
używana również w innych kontek-stach nihilizmu.
Rodzice mordowani są przez własne dzieci, albo dzieci przez
swoich rodziców. Całkiem nieznany człowiek został pobity i
zamordowany, przy tym nie obrabowany, przez pojedynczą
osobę lub "gang". Takie "gangi" terroryzują całą okolicę,
grasują i prowadzą bezsensowne wojny między sobą, nikt
nie wie w jakim celu. Jest to czas "pokoju" i "dobrobytu",
krymina-liści wywodzą się zarówno z wyższych warstw jak i z
dołów społecznych, nie ma żadnych "praktycznych"
powodów ich zachowania, i często całkowicie lekceważą
ostrożność i nie zważają na konsekwencje. Gdy są
zatrzymani i pytani o motyw zbrodni opisują swoje zacho-
wanie w ten sam sposób: to był "impuls", albo "bodziec",
który ich skłonił do tego, albo od-czuwali sadystyczną
przyjemność przy popełnianiu przestępstwa, albo były
jeszcze jakieś zupełnie nieistotne preteksty, takie jak nuda,
zamieszanie lub uraza. Słowem, zupełnie nie mogą oni
wyjaśnić swojego zachowania, nie znajdują łatwo
zrozumiałego motywu, a w kon-sekwencji, i to jest wspólna i
najbardziej uderzająca cecha tych zbrodni, nie odczuwają też
żadnych wyrzutów sumienia.
Istnieją oczywiście inne, mniej gwałtowne, przejawy
powszechnego niepokoju. Jedną z nich jest ogromna
namiętność do ruchu i do prędkości, przejawiająca się
zwłaszcza
w
rze-czywistym
kulcie
samochodów
(zauważyliśmy tę namiętność już u Hitlera); powszechny
urok telewizji i kina, których rola polega głównie na
dostarczeniu kilku godzin ucieczki od rze-czywistości,
zarówno poprzez eklektyczny i ekscytujący temat, jak
poprzez hipnotyzujący efekt samych tych środków przekazu;
wzrastający prymitywny i dziki charakter muzyki popu-
larnej, wraz z chyba najbardziej autentycznym wyrazem
współczesnej duszy – jazzu; kult fizycznej sprawności w
sporcie, wraz z chorobliwym kultem "młodości", który się w
nim zawiera; rozpowszechnienie oraz ogólne przyzwolenie
na rozwiązłość seksualną, rozgrzesza-ne przez wielu
podobno poważnych i odpowiedzialnych starców, gdyż
dowodzi ona "szczero-ści" współczesnej młodzieży oraz jest
jedynie inną formą "otwartego", "eksperymentalnego"
podejścia, tak bardzo zalecanego w nauce i sztuce; brak
szacunku dla autorytetów, czemu sprzyja rozpowszechniona
postawa oczekująca efektów "natychmiastowych" i
"dynamicz-nych",
prowadząca
największych
młodych
"idealistów" na demonstracje przeciwko "repre-syjnym"
prawom i instytucjom.
W zjawisku tym "aktywność" jest najwyraźniej ucieczką,
ucieczką przed nudą, przed bezsensem, a w znaczeniu
najgłębszym, przed pustką, która mieszka w sercu
opuszczonym przez Boga, w którym nie ma już Prawdy
Objawionej, a moralność i sumienie całkowicie uzależnione
są od tej Prawdy. W bardziej złożonych manifestacjach
witalistycznego impulsu, do których teraz przejdziemy,
działa identyczna psychologia. Nie zrobimy nic więcej, jak
tylko odnotujemy bogactwo tych przejawów, a w większości
przypadków zbadamy szczegó-łowo ich rolę w formowaniu
"nowej duchowości".
W polityce najbardziej znaną formą witalizmu był stworzony
przez Mussoliniego kult ak-tywności i przemocy, oraz
mroczny hitlerowski kult "krwi i ziemi"; ich natura jest zbyt
do-brze znana dla współczesnego pokolenia, nie ma więc
potrzeby dalszych objaśnień. Jednak nie jest już chyba tak
oczywiste dzisiaj, gdy polityczny barometr wyraźnie odchyla
się w lewą stronę, jak głęboki był powab i urok tych ruchów,
gdy pojawiły się jakieś czterdzieści lat te-mu. Całkiem
niezależnie od mas pozbawionych własnych korzeni, które
były głównym obiek-tem oddziaływania nihilistycznych
demagogów, całkiem niemała część intelektualistów oraz
kulturalnej awangardy również stała się entuzjastycznymi
sympatykami tych polityków, przynajmniej przez jakiś czas.
Jeśli niewielu wyrafinowanych intelektualistów uznało
zarów-no nazizm jak i faszyzm za "nową religię", to
przynajmniej kilku powitało jeden czy drugi przejaw
witalizmu jako zbawienne antidotum na "demokrację",
"naukę" i "postęp" (to znaczy na liberalizm i realizm), który
wydawał się obiecywać przyszłość, o której wrażliwy
człowiek mógł tylko marzyć; ich "dynamizm", "witalność"
oraz pseudotradycjonalizm mógł wydawać się zwodniczo
"odświeżający" dla wielu, którzy oddychali duszną
intelektualną atmosferą tamtych czasów.
Sztuka współczesna posiada podobny urok, a jej reakcja
przeciwko bezdusznemu akade-mickiemu "realizmowi"
również doprowadziła do niezwykłych obszarów. W sztuce
odnale-ziono nowe, egzotyczne źródła i wpływy z Afryki, ze
Wschodu, z Mórz Południowych, szu-kano natchnienia u
człowieka prehistorycznego, u dzieci i szaleńców, a także w
spirytyzmie i okultyzmie. Bezustanne "eksperymenty" stały
się regułą, bezustannie poszukiwano "nowych" form i
technik;
inspiracje
czerpano
przede
wszystkim
u
"barbarzyńców", w "prymitywizmie" i w "spontaniczności".
Tak jak futuryści w swoim manifeście (mimo że futuryzm nie
może być poważnie traktowany jako sztuka), najbardziej
typowi współcześni artyści wychwalali w swojej sztuce
"każdy
rodzaj
oryginalności,
zuchwalstwa,
skrajnej
przemocy", i wierzyli rów-nież, że "nasze ręce są wolne i
czyste, aby wszystko uczynić nowym".
Według mitu witalizmu artysta jest "stworzycielem",
"geniuszem", jest on "natchniony". W sztuce realizm
przekształcony jest przez "wizję" artysty, jest to znak i
proroctwo "ducho-wego przebudzenia". Krótko mówiąc
artysta jest "czarownikiem" w swojej własnej rzeczywi-
stości, dokładnie w ten sam sposób, w jakim Hitler był w
polityce; w obu przypadkach nie ma prawdziwej władzy, ale
tylko subiektywne jej odczucie.
W religii, a mówiąc dokładniej w pseudoreligii, niespokojne
eksperymenty charaktery-styczne dla witalizmu objawiają
się nawet w jeszcze większej ilości form od tych powstają-
cych w szkołach sztuki nowoczesnej. Na przykład istnieją
sekty dla których bóstwo jest nie-określoną, immanentną
"mocą", są to wariacje "nowej myśli" oraz "pozytywnego
myślenia", których zainteresowania sprowadzają się do
zaprzęgnięcia i wykorzystania owej "mocy", jak-by była ona
czymś w rodzaju elektryczności. Blisko z nimi spokrewniony
jest okultyzm i spirytyzm, jak również pewne udawane
formy "mądrości Wschodu", które odrzucają wszelkie
pretensje do jedności z "Bogiem", by jawnie wzywać bardziej
bezpośrednie "siły" i "istoty duchowe".
Religijny
witalizm
pojawia
się
też
w
szeroko
rozpowszechnionych
kultach
"świadomo-ści"
oraz
"samorealizacji". W dość umiarkowanej formie jest obecny
w
zwolennikach
sztuki
współczesnej
oraz
"sztuki
kreatywnej" i "wyobraźni", która inspiruje tę sztukę. Bardziej
skrajnym przykładem tego kultu są ci, którzy pozostają pod
wpływem buddyzmu zen, którzy masowo i bezładnie
poszukują "oświecenia". Domniemane "doświadczenia
religijne" stymu-lowane przez różne narkotyki są już chyba
schyłkowym etapem tej religijności, jej reductio ad
absurdum.
Pojawia się też próba stworzenia neopogańskich kultów
"natury", zwłaszcza jej najbar-dziej pierwotnych i
zasadniczych pierwiastków: ziemi, ciała, seksu. "Zaratustra"
Nietzschego to potężny "prorok" tego rodzaju kultów, są
one centralnym tematem dzieł wielu pisarzy i poetów XX
wieku.
Zdecydowana większość różnych form "egzystencjalizmów"
i "personalizmów" stara się tak przerobić religię, aby była
niczym więcej, jak tylko osobistym "spotkaniem" z innym
człowiekiem, czasami też z niejasno pojmowanym "Bogiem",
albo,
tak
jak
w
patologicznym,
ateistycznym
egzystencjalizmie, stara się utworzyć religię "buntu" i
szalonego samouwielbie-nia.
Wszystkie te przejawy witalizmu w "impulsie religijnym"
podzielają wspólną wrogość do każdej stałej lub niezmiennej
doktryny lub instytucji, a najbardziej zainteresowane są po-
szukiwaniem
"natychmiastowych"
wartości
życia,
"witalności",
"doświadczenia",
"świado-mości"
oraz
"ekstazy".
Naszkicowaliśmy tutaj najbardziej uderzające przejawy
witalizmu i daliśmy kilka sugestii na temat ich zasięgu;
jednak nie zdefiniowaliśmy jeszcze samego terminu i nie
wykazaliśmy jego nihilistycznego charakteru. Jak już
stwierdziliśmy,
liberalizm
podkopał
prawdę
przez
obojętność na nią, zachowując jednak prestiż samej nazwy.
Realizm zaatakował ją w imię mniejszych, częściowych
prawd.
Witalizm,
jako
przeciwstawny
obu
tym
wcześniejszym kie-runkom, nie miał w ogóle żadnego
stosunku do prawdy; po prostu całą swoją uwagę poświę-cił
czemuś, co należy do zupełnie innego porządku.
"Fałszywość opinii – stwierdza Nietzsche – nie jest dla nas
żadną przeszkodą... Pozosta-je tylko pytanie jak bardzo dana
opinia popiera życie, jak je ochrania..." Gdy pojawia się taki
pragmatyzm, nihilizm osiąga swój następny etap – witalizm,
który może być zdefiniowa-ny jako usunięcie prawdy jako
kryterium ludzkiego działania i zastąpienie jej nowym stan-
dardem: "życia" i "witalności"; jest to ostateczny rozdział
pomiędzy życiem i prawdą.
Witalizm jest bardziej zaawansowanym rodzajem realizmu;
równie wąsko postrzega rze-czywistość, podziela też jego
dążenie, aby wszystko co jest powyżej zredukować do
możliwie najniższych pojęć; witalizm prowadzi koncepcje
realizmu o jeden krok dalej. Gdy realizm wychodząc od dołu
stara się z powrotem ustanowić prawdę absolutną, witalizm
ogłasza nie-powodzenie tego zamierzenia w obliczu bardziej
"realistycznej" świadomości, że nie istnieje żaden absolut, że
jedyną niezmienną zasadą na tym świecie jest sama
zmienność. Realizm redukuje nadprzyrodzoność do natury,
objawienie do racjonalizmu, prawdę do obiektywizmu;
witalizm idzie dalej i redukuje wszystko do subiektywnego
doświadczenia i uczucia. Tak trwały i mocny dla realistów
świat rozpadł się, tak pewna i bezpieczna prawda została w
wita-lizmie zniszczona, umysł już nie znajdował miejsca dla
spoczynku, wszystko zostało połknię-te przez ruch i
działanie.
Logika bezbożności prowadzi nieubłaganie do otchłani. Ten,
kto nie powróci do prawdy, musi podążać za błędem aż do
ostatecznego końca. Tak samo humanizm, po tym jak
nabawił się infekcji realizmu, uległ potem zarazkom
witalizmu. Wyraźniejszym symptomem tego fak-tu są
"dynamiczne" standardy, które zajmują coraz bardziej
poczesne miejsce w formalnej krytyce sztuki i literatury,
pojawiają się nawet w dyskusjach o religii, filozofii i nauce.
W każdym z tych obszarów najbardziej ceni się dzisiaj
"oryginalność", "eksperyment" oraz "ekscytujący" charakter;
pytanie o prawdę, jeżeli w ogóle się pojawia, coraz bardziej
spycha-ne jest na drugi plan, i jest zastępowane przez
kryteria
subiektywne:
"uczciwość",
"auten-tyczność",
"indywidualność".
Takie
podejście
jest
otwartym
zaproszeniem
obskurantyzmu, by nie rzec szarlatanerii. O ile to drugie
witaliści jeszcze odrzucają jako niebezpieczeństwo, aby nie
stało się dla nich regułą, bez wątpienia wydają się
lekceważyć wzrastający, rażący obskurantyzm, który witali-
styczny temperament toleruje, a często nawet popiera.
Prowadzenie racjonalnych dyskusji z apologetami witalizmu
staje się jeszcze trudniejsze we współczesnym klimacie
intelektual-nym. Na przykład gdy ktoś pyta o znaczenie
współczesnych dzieł sztuki, uzyska odpowiedź, że nie mają
one żadnego "znaczenia", że jest to "czysta sztuka", która
jedynie może być "od-czuwana", a jeżeli jakiś krytyk jej nie
"czuje" w sposób właściwy, nie ma prawa do żadnych
komentarzy na jej temat. Próba wprowadzenia jakichś
standardów krytyki, nawet tych z ro-dzaju najbardziej
elementarnych i technicznych, spotyka się ze sprzeciwem, że
nowej sztuki nie można mierzyć starymi standardami, gdyż
są one "statyczne", "dogmatyczne", albo po prostu
"przestarzałe", i że dzisiejsza sztuka może być oceniania
wyłącznie w kategoriach suk-cesu w realizacji jej własnych,
wyjątkowych zamierzeń. Jeżeli krytyk widzi niezdrowy lub
nieludzki charakter jakiegoś dzieła sztuki, artysta wtedy
może stwierdzić, że jest to głęboka refleksja na temat
"ducha naszych czasów", a wszyscy, którzy sądzą, że sztuka
powinna być czymś więcej, są po prostu bardzo naiwni. Ten
ostatni argument jest oczywiście ulubionym argumentem
całej
współczesnej
awangardy,
również
literackiej,
filozoficznej, a także "religij-nej". Dla ludzi znużonych
prawdą wystarczy, gdy rzecz po prostu "jest", oraz jest
"nowa" i "ekscytująca".
Być może jest to zrozumiała reakcja na nazbyt literalne i
praktyczne podejście liberali-zmu i realizmu do świata sztuki
i religii, które posługują się językiem zupełnie innym niż pro-
zaiczne komunikaty nauki i biznesu; aby móc jakoś ocenić te
rzeczywistości, trzeba z pewno-ścią ten język rozumieć i
wiedzieć, o jakich rzeczach się tam mówi. Równie oczywiste
jest to, że one starają się coś nam oznajmić – wszystko,
cokolwiek robi człowiek, ma swój sens, i każdy poważny
artysta czy myśliciel stara się coś zawrzeć i przekazać w
swoim dziele. Gdy-by ogłoszono nagle, że nie istnieje żaden
sens, że istnieje tylko pragnienie wyrażenia "ducha naszych
czasów", albo że w ogóle nie ma potrzeby przekazywania
żadnych treści, przecież byłyby to również jakieś znaczące
treści i idee, i to bardzo złowieszcze, co każdy kompetent-ny
krytyk od razu zauważy. Niestety symptomatyczne jest to, że
zadanie krytyki zostało prak-tycznie utożsamione z
apologetyką; rola krytyka sprowadza się tylko do objaśniania
nie-uświadomionym
masom
ostatnich
genialnych
"twórczych natchnień" artysty. Tak więc miej-sce aktywnej
inteligencji zajmuje bierna "wrażliwość", a "sukces", sukces
artystycznego "ge-niuszu" w zdolności do wyrażania swych
koncepcji, wypiera miejsce dla doskonałości i pięk-na.
Według tych nowych standardów Hitler również odniósł
"sukces", aż "duch czasów" nie udowodnił mu "błędu";
współczesna awangarda, razem z towarzyszącymi jej
humanistami, nie znajduje już żadnych argumentów
przeciwko bolszewizmowi, chyba tylko takie, że w
przeciwieństwie do "ekspresyjnego" i "ekscytującego"
narodowego socjalizmu, był całkowi-cie prozaiczny i
realistyczny.
Ale chyba najbardziej infekcję humanizmu przez witalizm
objawia osobliwy aksjomat, romantyczny i sceptyczny
zarazem, że poszukiwanie prawdy nigdy się nie kończy, gdyż
nig-dy nie można "miłości prawdy" do końca zaspokoić, co
oznacza, że całe życie jest nieprze-rwanym poszukiwaniem
czegoś, na co nie ma nadziei znalezienia, jest ciągłym
biegiem, który nigdy nie może, ani nawet nie powinien,
znaleźć miejsca spoczynku. Wytrawni humaniści są
niesłychanie elokwentni w opisywaniu tej głównej zasady
nauki i badań naukowych, jako uznającej "prowizoryczną"
naturę całej wiedzy, która odbija jedynie nigdy nie
zaspokojony, zawsze ciekawski ludzki umysł, gdyż wiedza
jest tylko częścią tajemniczego procesu "ewolu-cji", czy
"postępu". Jednak znaczenie tego stanowiska jest jasne, jest
to ostateczna próba ukrycia swojej rezygnacji z
poszukiwania prawdy za zasłoną podniosłej retoryki, a
bardziej dosłownie jest to wyniesienie zwykłej ciekawości na
miejsce, które dawniej zajmowało auten-tyczne umiłowanie
prawdy. Nie rozminiemy się z prawdą stwierdzając, że
ciekawość, razem z towarzyszącym jej pożądaniem, nigdy się
nie kończy i nigdy nie jest zaspokojona; jednak człowiek
stworzony został do czegoś więcej. Człowiek stworzony
został do wzrastania w mi-łości, ponad ciekawość i
pożądanie, aby poprzez miłość dotrzeć do prawdy. Oto
elementarna prawda dotycząca ludzkiej natury, aby ją pojąć
potrzeba jedynie pewnej prostoty serca. Brak powagi
współczesnego humanizmu jest tak daleki od tej prostoty,
jak daleko jest od samej prawdy.
Jak już wspomnieliśmy, urok witalizmu psychologicznie jest
w pełni zrozumiały. Jedynie zupełnie tępi oraz całkiem
niewrażliwi ludzie mogą długo zadowalać się martwą wiarą
libera-lizmu i realizmu. Elementy skrajne, artyści,
rewolucjoniści, ludzie oderwani od swoich korze-ni, po nich
jeden po drugim różnej maści humaniści, obrońcy
"cywilizacji", a w końcu naj-bardziej nawet poważni i
konserwatywni
członkowie
społeczeństwa
zostali
opanowani przez ten wewnętrzny niepokój, który zmusza
wszystkich
do
poszukiwania
czegoś
"nowego"
i
"ekscytującego", jednak dokładnie nie wiadomo czego.
Prorocy nihilizmu, początkowo po-wszechnie lekceważeni,
stali się modni i stopniowo włączono ich do panteonu
humanizmu, ponieważ ludzie odczuwali ten sam co oni
niepokój i żywili te same przeczucia, oczekiwano od nich
wizji i objawień, które wyprowadzą ludzi z jałowej pustyni,
na którą zaprowadził ich realizm. Poza zwykłą pogonią za
sensacją oraz eklektyzmem, charakteryzującym współczesną
modę na "mistycyzm" i "wartości duchowe", widać głęboki
głód za czymś bardziej rzeczywi-stym i trwałym niż to, co
mógł dać liberalizm i realizm, głód, którego rozmaite formy
witali-zmu nie mogły zaspokoić, ale jeszcze bardziej go
zaostrzały. Ludzie, którzy odrzucili Syna Bożego, który nawet
teraz pragnie zamieszkać w nich i ofiarować im zbawienie,
odczuli nie-znośną pustkę w swoich sercach, dlatego zwrócili
się w poszukiwaniu słowa życia do szaleń-ców i iluzjonistów,
do fałszywych proroków i religijnych oszustów. Jednak to
słowo, tak chętnie dane, obraca się w proch w ich ustach,
gdy chcą je wymówić.
Tak jak realizm w swojej pogoni za prawdą niszczy prawdę,
tak samo witalizm w swoim poszukiwaniu życia wciąż czuje
na sobie oddech śmierci. Witalizm przez ostatnie 100 lat był
niewątpliwie objawem zmęczenia światem, a jego prorocy,
nawet jeszcze bardziej wyraźnie od zwalczanych przez siebie
filozofów martwego liberalizmu i realizmu, byli zapowiedzią
końca chrześcijańskiej Europy. Witalizm nie jest wynikiem
"świeżości", "życia" i "otwarto-ści", których jego wyznawcy
tek desperacko poszukują (najwyraźniej dlatego że ich nie
po-siadają), ale zepsucia i bezbożności, które są już ostatnią
fazą umierającej cywilizacji, której nienawidzą. Nie trzeba
być epigonem liberalizmu i realizmu, zwalczanych przez
witalizm, aby zobaczyć, że zostały przezwyciężone, a jego
lekarstwo na bezsprzeczną chorobę człowie-ka jest jeszcze
silniejszym zastrzykiem tej samej nihilistycznej zarazy, która
tę chorobę spo-wodowała. Poza witalizmem może być już
tylko jeden, ostateczny etap, na który wspiąć się może
nihilizm: zagłada.
4.
N
IHILIZM DESTRUKCYJNY
W końcu odnaleźliśmy prawie "czysty" nihilizm: nienawiść i
bunt przeciwko stworzeniu i przeciwko cywilizacji, który nie
spocznie, aż nie obróci wszystkiego w zupełną pustkę. Ni-
hilizm destrukcyjny jak żadna inna forma nihilizmu jest
wyjątkowy w czasach współcze-snych. Destrukcja pojawiła
się na dużą skalę już wcześniej, byli również ludzie, którzy
chlu-bili się niszczeniem; ale aż do naszych czasów nie było
doktryny oraz planu zniszczenia, nig-dy wcześniej umysł
ludzki nie był tak skrzywiony, aby stworzyć apologię dla tego
oczywiste-go dzieła szatana, aby ustanowić program jego
realizacji.
Nawet wśród bardzo umiarkowanych nihilistów wyraźnie
były obecne zapowiedzi dok-tryny destrukcji. Realista
Bazarow mógł stwierdzić, że "nie ma ani jednej instytucji
naszego społeczeństwa, która nie powinna zostać
zniszczona". "Ten, kto chciałby być twórczy – stwierdził
Nietzsche – najpierw musi zniszczyć i rozwalić przyjęte
wartości." Manifest futu-rystyczny, który był chyba tak
blisko czystego nihilizmu jak witalizm, wychwalał wojnę oraz
"niszczące ramię anarchizmu". Zniszczenie starego porządku
oraz zniesienie prawdy absolut-nej były jawnymi celami
większości realistów i witalistów.
Jednak w czystych nihilistach to co dla innych było
wstępem, stało się ostatecznym koń-cem. Nietzsche ogłosił
podstawową zasadę całego nihilizmu, w tym również
wyjątkową apo-logię nihilizmu destrukcyjnego, w zdaniu:
"Nie ma prawdy, wszystko jest dozwolone"; jed-nak skrajne
konsekwencje tego aksjomatu zostały już zrealizowane
przed nim. Max Stirner (o którym wspomnę jeszcze w
rozdziale następnym ) wypowiedział wojnę wszystkim
zasadom i wszystkim standardom, ogłosił swoje "ja"
przeciwko światu i śmiał się triumfalnie nad "gro-bem
humanizmu", wszystko to, jak na razie, tylko teoretycznie.
Sergiusz Nieczajew przełożył tę teorię na język praktyki tak
doskonale, że aż po dzień dzisiejszy wydaje się być
wytworem mitu, jeśli nie demonem z głębin samego piekła,
wiodąc życie bez zasad, bez litości, całkowi-cie amoralne,
pod pretekstem totalnej praktyczności i w imię rewolucji. Był
on pierwowzo-rem postaci Piotra Werhowenskiego w
Biesach Fiodora Dostojewskiego, powieści genialnej w
swoim opisie skrajnej nihilistycznej mentalności (książka w
rzeczywistości pełna jest osob-ników o tej mentalności),
któremu trudno jest uwierzyć komuś, kto sam nie poznał,
tak jak Dostojewski, fascynacji i pokus nihilizmu.
Michał Bakunin, który przez moment uległ urokowi
Nieczajewa, aby odkryć, że konse-kwentna praktyka
nihilizmu była całkiem czymś innym niż jej teoretyczny
wykład, napisał będąc pod jego urokiem "Rewolucyjny
katechizm", który zawierał chłodną pochwałę postawy
Nieczajewa w zdaniu: "nasze zadanie to straszliwe,
całkowite, nieuchronne i powszechne zniszczenie". To
stwierdzenie jest zbyt typowe dla Bakunina, aby je wyjaśnić
tylko chwilową fascynacją. Napisaną przed urodzeniem
Nieczajewa "Reakcję w Niemczech" zakończył sław-nym
apelem: "Połóżmy naszą nadzieję w wiecznym duchu, który
burzy i niszczy, tylko dlate-go, że jest to nie dające się
odnaleźć wiecznie twórcze źródło wszelkiego życia. Pasja
nisz-czenia jest również twórcza!" Tutaj witalizm łączy się z
wolą niszczenia; ale jest to zniszcze-nie, które w końcu
triumfuje. Zapytany co by zrobił, gdyby urzeczywistnił się
nowy porządek z jego marzeń, szczerze odpowiedział:
"Wtedy od razu znowu zacząłbym rozbierać to wszyst-ko, co
zbudowałem".
Przez ostatnie 25 lat XIX wieku właśnie w duchu Nieczajewa
i "Rewolucyjnego katechi-zmu" rewolucyjni skrytobójcy (w
tym czasie nazywano ich "anarchistami", ale w tej książce
używamy tego określenia w znaczeniu bardziej pozytywnym)
zgodnie z ich "propagandą czy-nu" terroryzowali klasy
panujące, i nie tylko, w Europie, a szczególnie w Rosji.
Właśnie w tym samym duchu Lenin (który bardzo podziwiał
Nieczajewa) zawładnął bezwzględną siłą i rozpoczął w
Europie
pierwszy
udany
eksperyment
pozbawionej
skrupułów i zasad polityki. Pragnienie przemocy, oddzielone
od rewolucji, które je racjonalizowało, pomogło w 1914 roku
doprowadzić Europę do pierwszej nihilistycznej wojny, a w
tym samym czasie, w innej dziedzinie, w sztuce dadaizmu
głoszono: "niech wszystko zostanie wymiecione na
zewnątrz", "nigdy więcej czegoś; nic, nic, nic". W każdym
razie prąd ten przetrwał do czasów Hitlera, aby objawić z
absolutną jasnością naturę i cele czystej "nihilistycznej
rewolucji", rewolucji rozpoczętej dla równie nihilistycznej
alternatywy Weltmacht oder Niedergang: podbój świata
albo totalna zagłada; rewolucji, której przywódca mógł
triumfować (nawet przed dojściem do władzy i potęgi), tak
jak mógł triumfować Stirner, który rzekł: "możemy zostać
zniszczeni, ale jeśli tak się stanie, to pociągniemy za sobą
cały świat, świat stanie w płomieniach".
Oczywiście takie zjawiska to skrajności i trzeba na nie
patrzeć z właściwej perspektywy. Bardzo niewielu ludzi było
podatnych na taki czysty nihilizm i łatwo można wykazać, że
nie należeli oni do głównego nurtu współczesnej historii, ale
do pobocznych jej prądów; nato-miast mniej skrajni nihiliści
potępiali ich. Pomimo to ich przykład jest jak najbardziej
poucza-jący i błędem byłoby odrzucić te przykłady jako za
bardzo przesadne lub parodystyczne. Zo-baczymy, że
destrukcja jest niezbędnym składnikiem programu nihilizmu,
więcej, jest to naj-bardziej wyraźny przejaw kultu nicości,
który leży w centrum nihilistycznej "teologii". Nihi-lizm
destrukcyjny nie jest jakimś przerysowaniem i przesadą, jest
on raczej wypełnieniem najgłębszego celu całego nihilizmu.
W nim nihilizm przybiera najbardziej przerażającą, ale
najprawdziwszą formę; w nim oblicze nicości zrzuca swoje
liczne maski i staje odkryte w całej swojej nagiej prawdzie.
Ojciec Jan z Kronsztadu, święty człowiek Boży, porównywał
duszę ludzką do oka, które z powodu grzechu z wolna
pokrywa się bielmem i nie jest w stanie patrzeć na duchowe
słoń-ce. To podobieństwo może posłużyć do odtworzenia
postępu choroby nihilizmu, który jest niczym więcej jak
wymyślną maską grzechu. Jak każdy prawosławny
chrześcijanin wie, du-chowe oko upadłej natury ludzkiej nie
jest zdrowe, widzimy w tym życiu bardzo niewyraźnie i
potrzebujemy wiary oraz łaski Boga, abyśmy zostali
uzdrowieni i przejrzeli, co umożliwi nam w przyszłym życiu
znowu wszystko wyraźnie widzieć. Pierwszy etap nihilizmu,
którym jest liberalizm, zrodzony jest z błędnego
potraktowania chorego oka naszej natury za zdrowe,
pomylenia jego nadwątlonego i słabego spojrzenia z
widokiem prawdziwego świata i pozby-cie się w ten sposób
lekarza duszy, Kościoła, gdyż jego opieka nie jest już
potrzebna "zdro-wemu" człowiekowi. Na drugim etapie,
realizmie, choroba nie leczona przez odpowiednich lekarzy
zaczyna postępować, patrzenie się zawęża; rzeczy odległe,
dość niewyraźne nawet w stanie "naturalnego" wątłego
wzroku, stają się całkiem niewidoczne; tylko najbliższe
otocze-nie widziane jest wyraźnie, dlatego pacjent nabiera
przekonania, że nic innego nie istnieje. W trzecim etapie,
witalizmie, choroba prowadzi do zapalenia; nawet najbliższe
otoczenie staje się niewyraźne i zniekształcone, pojawiają
się
halucynacje.
W
czwartym
etapie,
nihilizmie
destrukcyjnym, ślepota jest całkowita, a choroba rozszerza
się na resztę ciała, powodując agonię, konwulsje i śmierć.
III.
T
EOLOGIA I DUCH NIHILIZMU
B
UNT
:
WOJNA PRZECIWKO
B
OGU
Jak do tej pory nasze badania koncentrowały się wokół
definicji i opisu; jeżeli były one trafne, to opisały mentalność
nihilistyczną oraz określiły kilka idei nihilizmu wraz z ich źró-
dłem i zasięgiem. Jednak to wszystko było tylko niezbędnym
tłem do zadania, które podej-miemy teraz: do znalezienia
głębszego
znaczenia
nihilizmu.
Nasze
wcześniejsze
dociekania dotyczyły historii, psychologii, filozofii; ale
rewolucja, jak stwierdziliśmy w ostatnim roz-dziale, posiada
też teologiczny i duchowy wymiar, nawet jeżeli jej "teologia"
jest negacją, a jej "duchowość" satanizmem. Prawosławni
chrześcijanie
widzą
w rewolucji budzącego
grozę
przeciwnika, który musi być zwalczony, całkowicie i
doszczętnie, przy pomocy najlepszej dostępnej broni.
Nadeszła więc pora, aby zaatakować doktrynę nihilizmu u
podstaw; badając jej teologiczne źródła, jej duchowe
korzenie, jej ostateczny program oraz jej rolę w historii
chrześcijańskiej teologii.
Doktryna nihilizmu nie jest oczywiście jasno sformułowana
u większości nihilistów. Je-żeli nasza analiza prowadziła do
tej pory do wniosków, które nie zawsze były oczywiste dla
samych nihilistów, które nie były też ich zamierzeniem, to
obecna nasza próba, aby wydobyć spójną doktrynę z
literatury i całego zjawiska nihilizmu może doprowadzić nas
do jeszcze ciekawszych wniosków. W tym zamierzeniu
jednak bardzo wspomagają nas filozofowie nihi-listyczni w
rodzaju Nietzschego, który wyraził jednoznacznie to, co inni
tylko sugerowali albo próbowali ukryć, oraz przenikliwi
obserwatorzy mentalności nihilizmu w rodzaju Dosto-
jewskiego, których wnikliwość uderza w samo serce
nihilizmu oraz zdziera z niego wszelkie maski.
U żadnego innego filozofa "objawienie" nihilizmu nie było
wyrażone wyraźniej niż u Nietzschego. Już poznaliśmy te
"objawienia" w formie filozoficznej w zdaniu: "prawda nie
istnieje". Jej alternatywa, najwyraźniej już teologiczna, jest u
Nietzschego stałym tematem, wypowiadanym, co znaczące,
przez natchnionego "proroka" Zaratustrę; pojawia się
bardzo wcześnie w pismach Nietzschego jako "ekstatyczna"
wypowiedź szaleńca: "Bóg umarł". Słowa te wyrażają pewną
prawdę: z pewnością nie prawdę natury rzeczy, ale prawdę
doty-czącą stanu współczesnego człowieka; są one
pomysłową próbą opisania faktu, któremu ża-den
chrześcijanin z pewnością nie zaprzeczy.
Bóg umarł w sercu współczesnego człowieka: oto co
oznacza "śmierć Boga". Jest to prawda ateistów i satanistów,
którzy cieszą się z tego, również jest to prawda w
odniesieniu do prostych rzesz, dla których sens duchowej
rzeczywistości po prostu zniknął. Człowiek utracił wiarę w
Boga oraz Jego Boską Prawdę, która kiedyś go
podtrzymywała; od samego początku odstępstwo w stronę
tego świata, które charakteryzuje wiek współczesny, było
świadomym odwróceniem się od Boga, tak jak u
Nietzschego, oraz znajdowało odpowiednie słowa aby to
wyrazić. "Bóg umarł" oznacza: utraciliśmy naszą wiarę w
Boga; "prawda nie istnieje" oznacza: jesteśmy pełni
wątpliwości co do rzeczy Boskich i absolutnych.
Jednak głębiej niż wyraża to sam fakt nihilistycznego
"objawienia", sięga wola i zamysł, który idzie dużo dalej, niż
to wynika tylko z przyjęcia tego "faktu". Zaratustra jest
"proro-kiem", jego słowa wyraźnie mają na celu
kontrrewolucję
skierowaną
przeciwko
Objawieniu
chrześcijańskiemu. Rzeczywiście dla tych, którzy przyjmą to
nowe "objawienie", to znaczy dla tych, którzy uznają je za
swoje własne przekonania, albo którzy żyją tak jakby je
przyjęli, otwiera się całkowicie nowy duchowy kosmos, w
którym nie ma już Boga, w którym, co ważniejsze, ludzie nie
życzą sobie żadnego Boga. "Szaleniec" Nietzschego wie, że
to ludzie "zamordowali" Boga, że zabili swoją wiarę.
W takim razie wielkim błędem jest uważać współczesny
nihilizm, pod jakąkolwiek po-stacią by nie występował, za
"agnostycki". "Śmierć Boga" nie przydarzyła się jako jakiś ro-
dzaj kosmicznej katastrofy, raczej nihilizm czynnie ją
wymusił, oczywiście nie bezpośrednio, ale równie skutecznie
przez przedkładanie czegoś innego ponad prawdziwego
Boga. Za-uważmy też, że nihilizm nie jest również
prawdziwie
ateistyczny.
W
rzeczywistości
można
powątpiewać czy w ogóle istnieje takie coś jak "ateizm",
gdyż nikt nie zaprzecza, że praw-dziwy Bóg wyklucza
poświęcanie siebie na służbę fałszywym bogom; ateizm
możliwy jest dla filozofa (mimo, że jest on oczywiście złą
filozofią), ale jest niemożliwy dla całego czło-wieka.
Anarchista Proudhon (którego doktrynę zbadamy dokładniej
w następnym rozdziale) widział to na tyle wyraźnie, że
nazywał siebie nie ateistą, ale "antyteistą": "Rewolucja nie
jest ateistyczna w dosłownym rozumieniu tego słowa... ona
nie zaprzecza absolutowi, ona go eliminuje..." "Głównym
obowiązkiem człowieka w stawaniu się inteligentnym i
wolnym jest nieustanna walka z ideą Boga znajdującego się
poza jego własnym umysłem i sumieniem. Gdyż Bóg, jeżeli
istnieje, zasadniczo wrogi jest wobec naszej natury... Każdy
krok w tym kierunku jest zwycięstwem, którym miażdżymy
Boskość". Trzeba zmusić ludzkość, aby zo-baczyła, że "Bóg,
jeżeli jest jakiś Bóg, jest jej wrogiem". Albert Camus w
rezultacie uczy tej samej doktryny, gdy wynosi "bunt" (a nie
"bezbożność") do rangi najważniejszej zasady. Również
Bakunin nie zadawalał się tylko "obaleniem" istnienia Boga,
wierzył on, że "jeżeli Bóg naprawdę istniał, konieczne byłoby
Jego obalenie". Jeszcze skuteczniej bolszewicki "ate-izm"
naszego wieku prowadził jawną wojnę na śmierć i życie
przeciwko Bogu i wszystkim Jego dziełom.
Nihilizm rewolucyjny występuje nieodwołalnie i otwarcie
przeciwko
Bogu.
Jednak
nihi-lizm
filozoficzny
i
egzystencjalny, co nie zawsze jest tak jasne, jest równie
"antyteistyczny" w swoim założeniu, że współczesne życie
musi odtąd toczyć się bez Boga. Armia wrogów Boga
rekrutuje się najliczniej z mnóstwa tych, którzy biernie
zaakceptowali swoje położenie na tyłach, oraz z kilku
entuzjastów stojących w pierwszej linii. Jednak ważne jest
abyśmy zauważyli fakt, że szeregi antyteistów zasilane są nie
tylko przez aktywnych czy biernych "ateistów", ale również
przez wielu, którzy uważają siebie za "religijnych" i czczą
jakichś "bogów". Robespierre ustanowił kult "Istoty
Najwyższej", Hitler odkrył istnienie "najwyższej siły", "boga
ukrytego w człowieku", bogowie wszystkich innych form
witalizmu są w zasa-dzie czymś w tym rodzaju. Wojna
przeciwko Bogu może przybierać wiele strategii, między
innymi może również posługiwać się imieniem Boga lub
nawet Chrystusa. Jednak czy nihi-lizm pozostaje wyraźnie
"ateistyczny" czy "agnostyczny", lub przybiera formę kultu
jakiegoś "nowego boga", jego fundamentem jest
wypowiedzenie wojny prawdziwemu Bogu.
Formalny ateizm jest filozofią głupców (jeśli możemy tak
sparafrazować słowa psalmu ); jednak antyteizm jest jeszcze
większym szaleństwem. Pisma antyteizmu pełne są
niekonsekwencji i sprzeczności, podobnie do pism ściśle
ateistycznych, jednak podczas gdy te drugie błądzą przez
swoją
infantylność
(człowiek
najbardziej
starannie
wykształcony w jednej dziedzinie, może być naiwny jak
dziecko w innej, przede wszystkim w teologii i w życiu
duchowym)
i
przez
zwyczajną
niewrażliwość
na
rzeczywistości duchowe, to wypaczenia tych pierwszych
posiadają głęboko zakorzenione pragnienie, aby rozpoznając
takie rzeczywistości, niszczyć je. Dlatego nieistotne są
argumenty Bertranda Russella (mimo że jego ateizm jest
oczywiście ostatecznie rodzajem antyteizmu), gdyż można je
łatwo wyjaśnić i sprostować, nie przedstawiają żadnego
zagrożenia dla wiary; jednak głęboki i zdecydowany atak
Proudhona to już zupełnie inna sprawa, gdyż zrodzony jest
nie z bezdusznej sofistyki, ale z gwałtownej żarliwości.
Tutaj musimy odważnie stanąć wobec faktu, o którym już
wspominaliśmy wcześniej, jednak którego nie zbadaliśmy
dokładnie: nihilizm ożywiany jest przez wiarę równie mocną,
w swój własny sposób, tak samo duchową w swoim źródle,
jak wiara chrześcijańska, którą stara się zniszczyć i zająć jej
miejsce; jego sukces i jego rozrost nie są wytłumaczalne w
ża-den inny sposób.
Wiemy, że wiara chrześcijańska jest duchowym kontekstem,
w którym pytania o Boga, Prawdę i Autorytet są pełne
znaczenia i prowadzą do pełni poznania. Wiara nihilizmu
podob-nie jest kontekstem, u podstaw którego leży
charakterystyczny duch, który nadaje znaczenie i siłę
doktrynie nihilizmu. Sukces nihilizmu w naszych czasach był
zależny od ekspansji tego ducha i tym uwarunkowany; jego
argumenty wydają się przekonywujące nie jako argumenty
prawdziwe, ale tylko w takim stopniu, w jakim ów duch
urobił ludzi na ich przyjęcie.
Jaka jest zatem natura wiary nihilizmu? Jest to dokładne
przeciwieństwo wiary chrześci-jańskiej, a więc nie powinna
być nawet nazywana "wiarą". Podczas gdy wiara
chrześcijańska jest radosna, stała, pogodna, miłująca,
pokorna, cierpliwa, we wszystkim uległa woli Boga, jej
nihilistyczny
odpowiednik
pełen
jest
zwątpienia,
podejrzliwości, rozgoryczenia, zawiści, za-zdrości, dumy,
niecierpliwości, buntu, bluźnierstwa; ta lub inna cecha
przeważa w zależności od danej osobowości. Jest to postawa
niezadowolenia z siebie, ze świata, ze społeczeństwa, z
Boga; tylko jednej rzeczy jest pewna – że nie zaakceptuje
rzeczy takimi, jakimi one są, ale musi poświęcić swoje siły
albo na ich przemianę, albo na ucieczkę od nich. Zostało to
dobrze opisane przez Bakunina jako "uczucie buntu, tej
szatańskiej dumy, które z pogardą odrzuca wszelką uległość
komukolwiek, wszystko jedno czy pochodzenia boskiego czy
ludzkiego".
Bunt nihilizmu, podobnie do wiary chrześcijańskiej, jest
ostateczną i nieredukowalną du-chową postawą, której
źródło i siła tkwi w samej sobie oraz, oczywiście, w
nadprzyrodzonym sprawcy tego buntu. Nie będziemy w
stanie zrozumieć natury i sukcesów nihilizmu, czy też
pojawienia się konsekwentnych jego przedstawicieli, w
rodzaju Lenina i Hitlera, jeżeli bę-dziemy poszukiwać źródeł
nihilizmu gdzie indziej, niż w szatańskiej woli negacji i buntu.
Oczywiście większość nihilistów pojmuje tę wolę jako coś
pozytywnego, jako źródło "nieza-leżności" albo "wolności";
ale sam język, jakiego ludzie pokroju Bakunina używają do
wyra-żania swoich poglądów, zdradza głębsze znaczenie ich
słów każdemu, kto postanowił potrak-tować je poważnie.
Nihilistyczne odrzucenie chrześcijańskiej wiary i instytucji
jest w takim razie wynikiem może nie tyle utraty wiary w nie
i w ich Boskie pochodzenie (mimo że w każdym nihilizmie
ten sceptycyzm jest również obecny), co raczej wynikiem
buntu przeciwko autorytetowi, któ-ry reprezentują oraz
przeciwko posłuszeństwu, które nakazują. XIX-wieczna
literatura huma-nistyczna, socjalistyczna i anarchistyczna
posiada swój stały motyw przewodni non serviam: Bóg
Ojciec razem ze wszystkimi Swoimi instytucjami i
ministerstwami powinien zostać oba-lony i zniszczony, a
triumfujący Człowiek powinien wspiąć się na Jego tron, aby
panować według swoich własnych praw. Ta literatura,
intelektualnie dość mierna, zawdzięcza swoją niezwykłą siłę
oraz potężny wpływ swojemu "sprawiedliwemu" oburzeniu
przeciwko "nie-sprawiedliwości" i "tyranii" Ojca oraz Jego
ziemskich przedstawicieli, swojej pasji z jaką przemawia, ale
nie prawdzie, która miałaby się w niej zawierać.
Ten bunt, ten mesjanistyczny zapał ożywiający największych
rewolucjonistów, będący przeciwieństwem wiary, mniej
interesował się burzeniem filozoficznych i teologicznych fun-
damentów starego porządku (to mogło być zadaniem dusz
mniej żarliwych), co niszczeniem samej konkurencyjnej
wiary, która dała życie temu porządkowi. Doktryny i
instytucje mogą zostać "zreinterpretowane", opróżnione ze
swojej chrześcijańskiej
treści i
wypełnione nową,
nihilistyczną zawartością; ale chrześcijańska wiara, serce
tych doktryn i instytucji, jako jedy-na zdolna jest rozeznać się
w tych "reinterpretacjach" i skutecznie się im przeciwstawić,
dla-tego musi być całkowicie zniszczona przed tym, gdy
sama zostanie "zreinterpretowana". Jest to praktyczna
konieczność, jeżeli nihilizm miałby zatriumfować; co więcej,
jest to również konieczność psychologiczna i duchowa, gdyż
nihilizm w swoim buncie mgliście przeczuwa, że to w wierze
chrześcijańskiej znajduje się Prawda, a jego zazdrość i
brudne sumienie nie uspokoją się, aż całkowite zniesienie
wiary nie usprawiedliwi ich postawy oraz nie "udowod-ni"
ich prawdy. W mniejszej skali jest to psychologia
chrześcijańskich odstępców; na skalę większą jest to
bolszewizm.
Systematyczna bolszewicka kampania bezwzględnego
zwalczania wiary chrześcijańskiej, nawet kiedy nie stanowiła
już ona żadnego niebezpieczeństwa dla stabilności
ateistycznych rządów, nie ma żadnego racjonalnego
wyjaśnienia. Najwyraźniej jest to część bezlitosnej wojny na
śmierć i życie przeciwko jedynej sile zdolnej przeciwstawić
się bolszewizmowi i wykazać jego fałsz. Nihilizm będzie
załamywać się tak długo, jak długo wiara chrześcijańska
pozostanie choćby w pojedynczym człowieku, gdyż człowiek
ten będzie żywym przykładem Prawdy, która dowodzi
daremności wszystkich imponujących światowych osiągnięć i
wyczy-nów, do których zdolny jest nihilizm, człowiek ten
obali wszystkie argumenty przeciwko Bo-gu i Królestwu
Niebieskiemu. Człowieczy umysł jest podatny, można zmusić
go do wiary we wszystko, do czego tylko skłania się jego
wola. W atmosferze przesyconej nihilistyczną go-rączką, jaka
wciąż panuje w Związku Sowieckim, najlepsze argumenty na
nic się nie zdadzą, aby przekonać kogoś do wiary w Boga,
wiary w nieśmiertelność, do zaufania religii. Ale na-wet w tej
atmosferze człowiek wiary może przemówić wprost do
ludzkiego serca i przez swój własny przykład pokazać, że to
co jest niemożliwe dla świata oraz dla najlepszych ludzkich
intencji, wciąż jest możliwe dla Boga i dla wiary.
Bunt nihilizmu jest wojną przeciwko Bogu i przeciwko
Prawdzie; ale tylko kilku nihili-stów jest całkowicie tego
świadomych. Czysty teologiczny i filozoficzny nihilizm jest
udzia-łem niewielu, rzadko spotykanych dusz; dla większości
bunt nihilizmu przybiera bardziej postać energicznej wojny
przeciwko autorytetom. Wielu tych, których nastawienie do
Boga i Prawdy mogło być uważane za dwuznaczne,
najdobitniej objawili swój nihilizm poprzez swo-je
nastawienie do, według słów Bakunina, "przeklętej i zgubnej
podstawy autorytetu".
Tak więc "objawienie" nihilizmu deklaruje natychmiastowe
unicestwienie autorytetu. Wielu apologetów z lubością
przytacza "korupcje", "nadużycia" i "niesprawiedliwości" sta-
rego porządku jako usprawiedliwienie buntu przeciwko
niemu. Jednak te rzeczy, obecności których nikt nie
zaprzecza, były często pretekstem, a nigdy przyczyną
nihilistycznych rozru-chów. Zaatakowany został sam
autorytet. W porządku polityki i społeczeństwa nihilizm
prze-jawiał się jako rewolucja, której celem nie było jedynie
obalenie rządów, czy też przeprowa-dzenie mniej lub
bardziej głębokich reform istniejącego porządku, ale
ustanowienie całkowi-cie nowej koncepcji celów i sposobu
rządzenia. W porządku religii nihilizm nie tylko usiło-wał
zreformować Kościół, czy nawet utworzyć nowy "kościół",
czy "religię", ale starał się kompletnie przekształcić ideę
religii i stanów duchowych człowieka. W literaturze i sztuce
nihilizm również nie interesuje się modyfikacją starych
kanonów estetyki, ze względu na te-matykę czy styl, ani też
rozwijaniem nowych prądów lub tradycji, ale interesuje go
całkowicie nowe podejście do kwestii artystycznego
"tworzenia" oraz nowa definicja "sztuki".
Nihilizm atakuje najbardziej podstawowe prawa dotyczące
tych dziedzin, a nie jedynie odległe lub nieprawidłowe ich
stosowanie. Tak widoczny bałagan we współczesnej
polityce, sztuce, religii, jak również w innych obszarach, jest
wynikiem umyślnego i systematycznego podkopywania
fundamentów, niszczenia w nich autorytetów. Pozbawiona
wszelkich
skrupu-łów
polityka
i
moralność,
niezdyscyplinowane poczynania artystów, niewymagające
"religij-ne doświadczenia", wszystko to są bezpośrednie
konsekwencje zastosowania postawy buntu do dawniej
stabilnej nauki i innych dyscyplin.
Bunt nihilistyczny tak głęboko wniknął w tkankę naszych
czasów, że opór przeciwko niemu jest coraz słabszy i
nieskuteczny. Rozpowszechniona filozofia oraz najbardziej
"po-ważne opinie" poświęcają swoje siły na jego obronę. W
rzeczywistości Camus widzi w bun-cie tylko oczywistą i
jedyną prawdę dla dzisiejszych ludzi, jedyną wiarę, jaka
pozostała lu-dziom, którzy przestali już wierzyć w Boga. Jego
filozofia buntu jest zręcznym uchwyceniem "ducha czasów",
jednak nie może być traktowana poważnie jako coś więcej.
Myśliciele rene-sansu i oświecenia równie chętnie jak dzisiaj
Camus chcieli obywać się bez teologii, a za pod-stawę swojej
wiedzy uczynili "naturę". Ale jeżeli "bunt" jest wszystkim, co
współczesny "na-turalny człowiek" może wymyślić, to
dlaczego "naturalny człowiek" renesansu albo oświece-nia
wydawał się wiedzieć znacznie więcej, i uważał się za istotę
dużo bardziej szlachetną. Zazwyczaj słyszymy odpowiedź, że
za dużo rzeczy uznawali oni za pewnik, że żyli na gar-nuszku
chrześcijaństwa nawet tego nie podejrzewając; a dzisiaj
jesteśmy bankrutami i już to wiemy. Jednym słowem
współczesny człowiek pozbył się "iluzji". Ale, dokładniej
mówiąc, to właśnie teraz musimy uwolnić się od iluzji: jeżeli
ludzie zagubili drogę wiodącą nie do iluzji, ale do prawdy, a
tak właśnie się stało, w takim razie potrzebne jest głębsze
rozumowanie, aby wyjaśnić te dzisiejsze "trudności". To, że
Camus zaakceptował akurat "bunt" jako "stan natu-ralny", a
wszystko z wyjątkiem tego buntu wydaje mu się
"absurdalne", oznacza tylko jedno: przeszedł skuteczny
trening w szkole nihilizmu, gdzie nauczył się uważać wojnę
przeciwko Bogu jako "naturalny" stan człowieka.
Nihilizm zredukował człowieka właśnie do takiego stanu.
Przed czasami współczesnymi życie ludzkie w dużej mierze
zależało od cnoty posłuszeństwa, uległości i szacunku: w sto-
sunku do Boga, do Kościoła oraz do prawowitej ziemskiej
władzy. Dla współczesnych, "oświeconych" nihilizmem ludzi,
ten stary porządek jest tylko strasznym wspomnieniem ja-
kichś ciemnych czasów, od których zostali "uwolnieni"; a
współczesna historia notuje tylko upadek wszelkich
autorytetów. Stary porządek został przewrócony do góry
nogami, i jeżeli utrzymywana jest jeszcze chwiejna
równowaga w tym wieku "przemian", to "nowy porzą-dek"
wyraźnie nadchodzi, "buntownik" już puka do naszych drzwi.
Nihilistyczne reżimy obecnego wieku dały dopiero
przedsmak tego, a szeroko rozpo-wszechniony duch buntu
w naszych czasach jest następną oznaką – tam gdzie nie ma
prawdy, będzie panował bunt. Ale Dostojewski, jak zwykle
wnikliwie badając nihilistyczną mental-ność, stwierdził, że
"wola znajduje się najbliżej nicości, ludzie najbardziej
stanowczy najbar-dziej zbliżają się do największego
nihilizmu". Ten, kto porzucił prawdę oraz wszelki autorytet
wyrosły z tej prawdy, posiada tylko ślepą wolę pchającą go
do otchłani; ta wola, pomimo efektownych dokonań
podczas krótkiej chwili zwycięstwa i władzy (wyczyny
hitlerowców i bolszewików jak do tej pory były najbardziej
spektakularne), nieodparcie prowadzi do tej otchłani, jak do
jakiegoś
ogromnego
magnesu,
który
przyciąga
odpowiadające mu natury. W tej otchłani, w tej pustce, w
której człowiek żył bez prawdy, widzimy samo serce
nihilizmu.
2.
K
ULT NICOŚCI
"Nicość" w sensie, w jakim rozumieją ją współcześni nihiliści,
jest koncepcją raczej nie występującą w tradycji
chrześcijańskiej. "Niebyt" różnych tradycji wschodnich jest
czymś zupełnie innym, jest koncepcją pozytywną; najbliżej
do idei nihil zbliża się mroczne pojęcie początkowego
"chaosu". Bóg do innych ludów przemawia niejasno i nie
bezpośrednio, tylko wybrańcom objawia pełnię prawdy
dotyczącej początków i końca wszystkich rzeczy.
Rzeczywiście dla innych ludów, oraz dla zwykłego rozumu,
jedną z najtrudniejszych rze-czy do zrozumienia w doktrynie
chrześcijańskiej jest creatio ex nihilo: Bóg nie stworzył świa-
ta z samego siebie, ani z preegzystującej materii lub
początkowego chaosu, ale z niczego; w żadnej innej
doktrynie wszechmoc Boża nie jest tak mocno wyrażona. Nie
przyćmiona ni-czym wspaniałość Bożego stworzenia ma
swoje umocowanie dokładnie w tym fakcie, że zo-stało
powołane do istnienia z całkowitego nieistnienia.
Ale można zapytać, jaki może być związek nihilizmu z tą
doktryną? Jest to związek ne-gacji. "Co oznacza nihilizm? To,
że wyższe wartości tracą swoją wartość. Nie ma celu. Nie ma
żadnej odpowiedzi na pytanie: Dlaczego?" – cytowaliśmy już
tę wypowiedź Nietzschego w innym kontekście. Słowem,
nihilizm zawdzięcza całe swoje istnienie negacji prawdy
chrześcijańskiej; orzeka, że coś jest "absurdalne" nie w
wyniku rzeczowych i chłodnych "badań" doktryny, ale przez
niemożność lub niechęć uwierzenia w jej chrześcijańskie
znaczenie. Tylko ludzie, którzy kiedyś sądzili, że znają
odpowiedź na pytanie "dlaczego?" mogą być teraz tak
pozbawieni złudzeń, aby "odkryć", że nie istnieje w ogóle
żadna odpowiedź.
Gdyby chrześcijaństwo było jedynie jedną z wielu religii lub
filozofii, to jego zaprzecze-nie nie byłoby sprawą o tak
wielkim znaczeniu. Józef de Maistre, którego krytyka
rewolucji francuskiej odznaczała się wielką przenikliwością,
nawet jeżeli jego bardziej pozytywne idee nie były już tak
godne zaufania, widział to bardzo dokładnie, i to w czasach,
gdy skutki nihili-zmu były dużo mniej widoczne i oczywiste,
niż są one dzisiaj.
Zawsze istniały w świecie różne formy religii oraz
nikczemnicy, którzy się im przeciwstawiali, w których
bezbożność również była uważana za zbrodnię... Ale tylko w
łonie prawdziwej religii mogła zapanować prawdziwa
bezbożność... Bezbożność nigdy w historii nie zrodziła tyle
zła, niż to, które stało się udziałem naszych dni, gdyż wina
jest zawsze wprost proporcjonalna do światła, które otacza
to zło... Mimo że bezbożnicy zawsze istnieli, nigdy wcześniej,
przed wiekiem XVIII, w sercu chrześci-jańskiego królestwa
nie doszło do zbrojnego powstania przeciwko Bogu.
Żadna inna religia nie głosi swojej nauki tak stanowczo i
mocno jak chrześcijaństwo, gdyż jego głos jest głosem Boga,
a jego prawda jest absolutna; również żadna inna religia nie
ma tak radykalnego i bezkompromisowego wroga jak
nihilizm, gdyż nikt nie może zaprze-czyć chrześcijaństwu bez
wypowiedzenia wojny samemu Bogu.
Ten, kto podejmuje walkę z samym Bogiem, który go
stworzył z niczego, oprócz oczy-wistej ślepoty, musi z
pewnością również posiadać jakąś iluzję własnej siły; jednak
żaden nihilistów nie jest na tyle ślepy, aby nie mógł
odczuwać,
chociażby
niewyraźnie,
ostatecznych
konsekwencji swoich działań. Trudny do nazwania
"niepokój", który jest udziałem tak wielu współczesnych
ludzi, wskazuje na ich bierne uczestnictwo w programie
antyteizmu; bardziej wymowni mówią o "otchłani", która,
jak się wydaje, otwiera się w sercach ludzkich. Ten
"niepokój" i ta "otchłań" są dokładnie tą nicością, z której
Bóg powołał do istnienia każdego człowieka, i do której
człowiek wpada zaprzeczając Bogu, a w konsekwencji,
zaprzeczając własnemu stworzeniu i własnemu istnieniu.
Ten lęk przed "wpadnięciem w nicość" jest najbardziej
rozpowszechnionym obecnie ro-dzajem nihilizmu. To stały
temat sztuki oraz powszechnie uznawany znak filozofii
"absurdu". Ale to bardziej świadomy nihilizm, nihilizm
jawnego antyteizmu, jest w większej mierze od-
powiedzialny za nieszczęścia naszego wieku. Dla ludzi
dotkniętych takim nihilizmem upadek do otchłani nie
oznacza tylko biernego lęku czy rozpaczy, ale przekształca
się w szał szatań-skiej furii, która zmusza ich do uderzenia w
całe stworzenie, i jeżeli to tylko możliwe, do wciągnięcia go
ze sobą do otchłani. Dlatego w końcu Proudhon, Bakunin,
Lenin, Hitler, jak-kolwiek wielki byłby ich wpływ i sukces,
zawsze muszą upaść; muszą oni nawet, wbrew wła-snej
woli, dać świadectwo prawdzie, którą chcieli zniszczyć. Gdyż
ich dążenie do unicestwie-nia świata i zniweczenia Bożego
aktu stworzenia przez przywrócenie stanu tej pustki, z której
świat powstał, jest jedynie wypaczoną parodią Bożego
stworzenia. Tak jak ich ojciec, diabeł, starają się małpować
Boga, ale tym samym "dowodzą" istnienia Boga, któremu
zaprzeczają, a przez swoje niepowodzenia dają świadectwo
Jego wielkiej potędze i chwale.
Nikt, co stwierdziliśmy już wystarczająco wiele razy, nie
może żyć bez boga; w takim ra-zie kim, lub czym, jest bóg
nihilizmu? Jest nim nicość sama w sobie, nie nicość jako brak
czegoś albo nieistnienie, ale nicość odstępstwa i negacji; jest
to "ciało umarłego Boga", które tak ciąży nihilistom. Bóg
dotychczas tak realny i obecny dla chrześcijan, nie może być
usu-nięty w ciągu jednej nocy; tak absolutny władca nie
może nie posiadać bezpośredniego na-stępcy. Tak więc to
jest ta chwila w historii duchowej człowieka, chwila
niewątpliwego kry-zysu i przełomu, kiedy umarły Bóg, wielka
pustka, staje w centrum ludzkiej wiary. Nihiliści chcą aby
świat, który kiedyś obracał się wokół Boga, teraz obracał się
wokół... nicości.
Czy to możliwe, aby jakiś porządek mógł być oparty na
nicości? Oczywiście nie, jest to sprzeczność, jest to
samobójstwo. Ale nie oczekujmy konsekwencji i spójności
od współcze-snych myślicieli. Właściwie teraz mamy właśnie
taki punkt, który współczesna myśl i jej re-wolucja osiągnęła
w naszych czasach. Jeśli będzie on aktualny tylko przez
krótki czas, jeśli został osiągnięty tylko po to, aby szybko
zostać wyrugowany przez coś innego, przecież jego
rzeczywistości nie można z tego powodu zaprzeczyć. Istnieje
wiele znaków, które postaramy się zbadać we właściwym
czasie, że świat pod koniec ostatniej wielkiej wojny z wolna
zaczął migrować z "wieku nihilizmu" w stronę jakiegoś
"nowego wieku" ("new age"); w każdym razie ten "nowy
wiek", jeśli nadejdzie, nie będzie świadkiem przezwyciężenia
nihilizmu, ale jego pełnego rozwoju. Rewolucja pokazuje
swoje najprawdziwsze oblicze w nihilizmie; bez jakiejś
pokuty, a niczego takiego nie było, oczywiste jest, że to co
nadchodzi, może być tylko kolejną maską ukrywającą tę
samą twarz. Czy to w sposób otwarty w jawnym antyteizmie
bolszewizmu, faszyzmu, nazizmu, czy też biernie w kulcie
obojętności i rozpaczy, "absurdy-zmu" i egzystencjalizmu,
człowiek
współczesny
wyraźnie
pokazał
swoje
postanowienie, aby od tej pory żyć bez Boga, to znaczy w
pustce, w nicości. Przed nastaniem naszego stulecia ludzie o
dobrych intencjach mogli jeszcze się łudzić, że "liberalizm" i
"humanizm", "nauka" i "postęp", sama rewolucja i cała
droga ówczesnej myśli były czymś "pozytywnym", a nawet w
jakimś niesprecyzowanym sensie, miały "Boga" po swojej
stronie. Teraz jest całkiem jasne, że rewolucja i Bóg nie mają
ze sobą nic wspólnego; współczesna filozofia zgodnie
stwierdza, że nie ma miejsca na Boga. Cała myśl
współczesna, nieważne jakie stwarza pozory, musi to
zakładać, musi budować na pustce jaka została po "śmierci
Boga". W rzeczywistości rewolu-cja nie może się dopełnić, aż
ostatni ślad wiary w prawdziwego Boga nie będzie wyrwany
z korzeniami z ludzkich serc, a wszyscy nie nauczą się żyć w
tej pustce.
Wiara daje spójny i logiczny obraz świata. Świat wiary, który
kiedyś był światem nor-malnym, jest ze wszech miar
światem spójnym, gdyż wszystko w nim jest ukierunkowane
ku Bogu, jako ku swojemu początkowi i ostatecznemu
celowi, i przez to zyskiwał swoje znacze-nie i sens. Bunt
nihilizmu zniszczył ten świat i wytworzył całkiem nowy –
świat "absurdu". Słowo to, ostatnio bardzo modne,
opisujące stan współczesnego człowieka, jeżeli jest odpo-
wiednio zrozumiane, posiada bardzo głębokie znaczenie.
Gdyż jeżeli nicość jest centrum świata, w takim razie świat,
zarówno w swej istocie jak i w każdym szczególe, jest
niespójny, rozpada się w kawałki, jest absurdalny. Nikt
jaśniej i zwięźlej nie opisał tego świata niż jego "prorok"
Nietzsche, który już w pierwszych zdaniach po raz pierwszy
ogłosił jego podstawo-wą regułę – "śmierć Boga".
Zabiliśmy go (Boga), ty i ja! Wszyscy jesteśmy jego
mordercami! Ale jak tego dokonaliśmy? Jak mogliśmy wypić
całe morze? Kto dał nam gąbkę do wytarcia całe-go
horyzontu? Co zrobimy, gdy uwolnimy tę ziemię od słońca?
Dokąd ona teraz pole-ci? Dokąd my wszyscy polecimy? Czy
daleko od wszystkich słońc? Czy będziemy się zderzać
nieustannie? Z tyłu, z boku, z przodu, ze wszystkich
kierunków? Czy wciąż będzie góra i dół? Czy nie będziemy
błądzić w nieskończonej nicości? Czy pusta przestrzeń nie
będzie szeptać nam czegoś? Czy nie będzie zimna? Czy nie
nadejdzie noc bez końca, coraz czarniejsza?
Taki jest świat nihilizmu, w którym nie ma już tego, co na
górze, i tego co na dole, nie ma prawej ani lewej strony,
prawdy i fałszu, ponieważ nie ma już dłużej żadnego punktu
orientacyjnego. Tam gdzie kiedyś był Bóg, teraz nie ma nic;
tam gdzie był autorytet, porzą-dek, pewność, wiara, teraz
jest anarchia, nieład, samowola, niepewność i rozpacz. Jest
to świat tak żywo opisany przez szwajcarskiego katolika,
Maxa Picarda, jako świat "ucieczki od Boga", i ewentualnie,
jako świat "nieciągłości" i "chaosu".
Nicość, niespójność, antyteizm, nienawiść prawdy; to, co
omawiamy na tych stronach jest czymś więcej niż tylko
filozofią, nawet czymś więcej niż tylko buntem człowieka
przeciw Bogu, któremu nie chce już dłużej służyć. Pewna
subtelna inteligencja ukrywa się w tych zjawiskach i w tym
pogmatwanym systemie, któremu filozofowie razem z
rewolucjonistami jedynie usługują, a nim nie władają; mamy
tu do czynienia z dziełem szatana.
Rzeczywiście, wielu nihilistów dalekich jest od spierania się
o to, oni wprost chlubią się tym. Bakunin przyznał, ze
znajduje się po stronie "szatana, wiecznego buntownika,
pierwsze-go wolnomyśliciela i wyzwoliciela światów".
Nietzsche ogłosił się "antychrystem". Poeci, dekadenci,
ogólnie awangarda, od czasów romantyzmu bardzo
fascynowali się satanizmem, a kilku próbowało uczynić z
tego religię. Proudhon w wielu słowach faktycznie przyzywał
sza-tana:
Przyjdź do mnie, Lucyferze, szatanie, kimkolwiek jesteś!
Diable, którego wiara moich przodków przeciwstawiła Bogu i
Kościołowi. Będę działał jako twój rzecznik, a niczego nie
będę od ciebie oczekiwał.
Co prawosławni chrześcijanie mają myśleć o takich
słowach? Apologeci i naukowcy zajmujący się nihilizmem,
jeżeli w ogóle uważają takie teksty za warte jakiegoś
komentarza, zazwyczaj zbywają je jako fantastyczną
prowokację, jako śmiałą metaforę wyrażającą jakiś dziecinny
"bunt". Musimy tu przyznać, że młodzieńczy ton jest cechą
charakterystyczną większości współczesnych "satanizmów";
kto z taką łatwością przywołuje szatana i ogłasza panowanie
antychrysta, może mieć tylko niewielką świadomość całego
znaczenia swoich słów, a niewielu zamierza traktować je
całkowicie poważnie. Niemniej jednak ta naiwna brawura
pokazuje głębszą prawdę. Rewolucja nihilizmu sprzeciwia się
autorytetom i porządkowi, sprzeciwia się Prawdzie i Bogu;
aby to osiągnąć najwyraźniej sprzymierza się z szata-nem.
Ponieważ nihiliści zazwyczaj porzucili wiarę zarówno w Boga
jak i szatana, traktują to jedynie jako sprytne posunięcie, aby
w swojej walce przeciwko Bogu wykorzystać starożyt-nego
Jego przeciwnika; jednak gdy sądzą, że nie czynią nic poza
zabawą w słowa, w rzeczy-wistości dotykają prawdy.
De Maistre, a później Donoso Cortes, pisząc w czasach, gdy
Kościół Rzymu był dużo bardziej świadomy znaczenia
rewolucji niż obecnie, i gdy jeszcze był zdolny do stanowczej
reakcji, nazywali rewolucję dziełem szatana, co wywoływało
uśmiech historyków. Dzisiaj już niewielu się uśmiecha, gdy
słyszy podobne stwierdzenie w odniesieniu do narodowego
socja-lizmu czy bolszewizmu, jednak nawet obecnie rzadko
który traktuje je z pełną powagą, a wie-lu nawet zaczyna
podejrzewać, że istnieją jakieś inne siły i przyczyny, które
jakoś uszły uwadze ich światłego spojrzenia.
IV.
P
ROGRAM NIHILIZMU
Totalna wojna przeciwko Bogu, wypowiedziana poprzez
ogłoszenie panowania nicości, co oznacza zwycięstwo
chaosu i absurdu, strategia ukartowana przez szatana: taka
pokrótce jest teologia i znaczenie nihilizmu. Człowiek nie
może jednak przeżyć tak totalnej negacji, w przeciwieństwie
do szatana nie może nawet jej pragnąć dla samej negacji, ale
tylko wtedy, gdy weźmie ją za coś pozytywnego i dobrego.
W rzeczywistości żaden nihilista, z wyjątkiem kilku
momentów szału, entuzjazmu albo może rozpaczy, nigdy nie
rozumiał swojej negacji jako czegoś innego, jak tylko środka
prowadzącego do wyższego celu: nihilizm wspiera swój
satanistyczny cel przy pomocy programów pozytywnych.
Najgwałtowniejsi rewolucjoniści, Nieczajew, Bakunin, Lenin,
Hitler, a nawet obłąkani praktycy "propagandy czynu",
marzyli o "nowym porządku", który możliwy będzie dopiero
po całkowitym zniszczeniu porządku sta-rego; Dada oraz
"antyliteratura" nie dążyły do całkowitego zniszczenia sztuki,
ale do znale-zienia drogi do "nowej" sztuki; bierny nihilista,
pogrążony w swojej "egzystencjalnej" apatii i rozpaczy,
dźwiga ciężar życia wyłącznie dzięki mglistej nadziei, że
może jeszcze znajdzie jakiś sposób na ostateczne spełnienie
w świecie, który wydaje się temu zaprzeczać.
Treść marzeń nihilizmu jest w takim razie "pozytywna".
Jednak prawda wymaga abyśmy przyjrzeli się temu we
właściwej perspektywie, nie przez różowe okulary samego
nihilizmu, ale w sposób realistyczny, na jaki pozwala poufała
znajomość naszego stulecia z nihilizmem. Uzbrojeni w
wiedzę, jaką daje ta znajomość, oraz w Prawdę
chrześcijańską, która pozwala nam poprawnie interpretować
przejawy nihilizmu, postaramy się spojrzeć głębiej poza
frazesy nihilizmu, aby zrozumieć rzeczywistość, którą
ukrywają. Postrzegane w tej perspektywie fra-zesy, które dla
nihilistów wydają się być całkowicie "pozytywne", ukazują
się prawosławnym chrześcijanom w innym świetle, jako
punkty programu, który znacznie różni się od prezento-
wanego przez apologetów nihilizmu.
Z
NISZCZENIE STAREGO PORZĄDKU
Pierwszym i najbardziej oczywistym punktem programu
nihilizmu jest zniszczenie stare-go porządku. Stary porządek
był glebą odżywianą przez Prawdę chrześcijańską, w której
ludzkość zapuściła swoje korzenie. Jego prawa i instytucje,
nawet zwyczaje, były oparte na tej Prawdzie i przeznaczone
do jej nauczania; jego budowle powstały na chwałę Boga i
były widocznym znakiem Jego rządów na ziemi; nawet na
ogół "prymitywne" (lecz naturalne) warunki życia
przypominały człowiekowi (oczywiście w sposób nie
zamierzony) jego niskie położenie, jego zależność od Boga,
nawet dla tych kilku ziemskich błogosławieństw, które
otrzymał oraz wskazywały na istnienie domu prawdziwego,
który znajduje się ponad tym "padołem łez", w Królestwie
Niebieskim. Skuteczna wojna przeciw Bogu i Jego Prawdzie
wymaga zniszczenia każdego elementu tego starego
porządku; właśnie dlatego pojawia się tutaj szczególna
nihilistyczna "cnota" przemocy.
Gwałt i przemoc to nie tylko przypadkowe i marginalne
aspekty rewolucji nihilistycznej, ale jej istotne części
składowe. Zgodnie z "dogmatem" Marksa "przemoc jest
akuszerką, gdy każde stare społeczeństwo ma zrodzić nowe"
; literatura rewolucyjna obfituje w odniesienia do przemocy,
pojawia się nawet rodzaj ekstazy w perspektywie jej użycia.
Bakunin przywołu-je "złe namiętności" i nawołuje do
rozpętania "powszechnej anarchii" w celu "światowej za-
głady", a jego "Rewolucyjny katechizm" jest elementarzem
bezlitosnej przemocy; Marks żar-liwie bronił "rewolucyjnego
terroru" jako jedynego środka do przyspieszenia nadejścia
ko-munizmu"; Lenin zdefiniował "dyktaturę proletariatu"
(stan w którym cały czas znajdował się Związek Sowiecki)
jako "panowanie nieskrępowane przez prawo i oparte na
przemocy". De-magogiczne podburzanie mas oraz budzenie
w nich pierwotnych żądz dla celów rewolucji były
standardową praktyką nihilistów.
Duch przemocy najdokładniej ujawnił się w naszym stuleciu
w reżimach bolszewizmu i narodowego socjalizmu; właśnie
im przypadła w udziale główna rola w nihilistycznym przed-
sięwzięciu zniszczenia starego porządku. Jakiekolwiek były
psychologiczne różnice między nimi oraz historyczne
"wypadki", które doprowadziły te dwa reżimy do
konfrontacji, były one wspólnikami w zagorzałym
wypełnianiu tego zadania. Bolszewizm jednak miał bardziej
"pozytywną" rolę do odegrania, gdyż był w stanie osądzić
swoje potworne zbrodnie przez odwołanie się do
pseudochrześcijańskiego i mesjańskiego idealizmu, który
Hitler zlekcewa-żył; rola Hitlera w programie nihilizmu była
bardziej
ograniczona
i
prowincjonalna,
mimo
to
nieodzowna.
Nawet w upadku, w rzeczywistości, dokładnie poprzez
upadek swoich rzekomych dążeń, nazizm przysłużył się temu
nihilistycznemu programowi. Pomijając korzyści polityczne i
ide-ologiczne, których przypadek nazizmu w historii Europy
przysporzył władzom komunistycz-nym (komunizm jest teraz
szeroko i błędnie uważany, jeśli już w ogóle za zły sam w
sobie, to jednak nie tak zły jak nazizm), nazizm miał inną,
bardziej oczywistą i bezpośrednią funkcję. Goebbels wyjaśnił
tę funkcję w programie radiowym w ostatnich dniach wojny:
Terror bombowy dotyczy domów zarówno bogatych jak i
biednych; przed urzę-dami wojny totalnej ostatnie bariery
klasowe musiały runąć... Razem z pomnikami kultury
rozpadają się również ostatnie przeszkody do wypełnienia
naszego rewolucyj-nego zadania. Teraz kiedy wszystko jest
w ruinach jesteśmy zmuszeni do odbudowy Europy. W
przeszłości prywatne posiadłości krępowały nas w
burżuazyjnych zaha-mowaniach. Teraz bomby zamiast
zabijania wszystkich Europejczyków rozbiły mury więzień,
które trzymały ich w niewoli... W próbie zniszczenie
europejskiej przyszło-ści wróg odniósł sukces jedynie w
rozwaleniu jej przeszłości; i razem z tym wszystko stare
przeminęło.
W ten sposób nazizm i jego wojna zrobiły dla Europy
środkowej (w mniejszym stopniu dla Europy zachodniej) to,
co bolszewizm uczynił poprzez rewolucję w Rosji: zniszczył
stary porządek, w ten sposób przetarł szlak dla zbudowania
"nowego". W ten sposób bolszewizm nie napotkał żadnej
przeszkody obejmując tereny opuszczone przez nazizm; w
ciągu kilku lat cała środkowa Europa przeszła pod "dyktaturę
proletariatu", to znaczy pod tyranię bolszewi-ków, którym
nazizm skutecznie przygotował drogę.
Nihilizm Hitlera był zbyt czysty, zbyt niezrównoważony, aby
mieć więcej niż tylko nega-tywną, wstępną rolę do
odegrania w całym programie nihilizmu. Jego rola, podobnie
do roli czysto negatywnej pierwszej fazy bolszewizmu, jest
już skończona, a następny etap należy do siły posiadającej
pełniejszy pogląd na całą rewolucję, do potęgi sowieckiej,
której Hitler przekazał w praktyce swoją spuściznę w
słowach "przyszłość należy jedynie do silniejszego,
wschodniego narodu."
2.
B
UDOWANIE
"N
OWEJ
Z
IEMI
"
Jednak jeszcze nie zajęliśmy się ostateczną przyszłością,
celem rewolucji; pomiędzy niszczącą rewolucją a rajem na
ziemi znajduje się etap przejściowy, znany w doktrynie
mark-sizmu jako "dyktatura proletariatu". Na tym etapie
uwidacznia się druga, "konstruktywna" funkcja przemocy.
Nihilistyczna władza sowiecka najbardziej bezwzględnie i
systematycznie rozwijała ten etap, ale dokładnie tę samą
pracę wykonywali realiści wolnego świata, którzy z
powodzeniem przekształcali i "upraszczali" tradycję
chrześcijańską w system promujący światowy "postęp".
Ideał sowietów i zachodnich realistów jest identyczny,
realizowany przez tych pierwszych w tępym zapamiętaniu,
przez tych drugich bardziej spontanicznie, nie bezpo-średnio
przez rządy, ale przy ich pomocy, bardziej poprzez
działalność poszczególnych dzia-łaczy i ich ambicje. Realiści
wszędzie przewidują totalny "nowy porządek" zbudowany
wy-łącznie przez ludzi "wyzwolonych" z niewoli Boga i na
ruinach starego porządku, którego fundamenty założone
były przez Boga. Rewolucja nihilizmu, świadomie lub
nieświadomie, została zaakceptowana; dzięki trudowi
działaczy we wszystkich państwach, po obu stronach
"żelaznej kurtyny" powstaje nowe, czysto ludzkie królestwo,
w którym jego budowniczy wi-dzą "nową ziemię", która nie
mogła zaistnieć w poprzednich wiekach, ziemię całkowicie
wy-zyskiwaną, kontrolowaną i zorganizowaną przez wzgląd
na człowieka, a przeciwko prawdzi-wemu Bogu.
Nie ma bezpiecznego miejsca, wolnego od wdzierającego
się imperium nihilizmu; wszę-dzie ludzie gorączkowo
podążają za dziełem "postępu" i nawet nie zdają sobie z tego
sprawy, lub tylko mgliście. W wolnym świecie jest to może
horror vacui, w głównej mierze popycha-jący ludzi do
gorączkowej aktywności dającej zapomnienie o duchowej
pustce, która jest udziałem całego świata; w świecie
komunizmu wielką rolę wciąż odgrywa nienawiść do
prawdziwych lub wyimaginowanych wrogów, ale zasadniczo
jest ona skierowana przeciwko Bogu, którego ich rewolucja
zdetronizowała, która pobudza ich do przerabiania całego
świata przeciwko Niemu. W każdym przypadku jest to
zimny, nieludzki świat, który kształtowany jest bez udziału
Boga, świat gdzie wszędzie panuje organizacja i sprawność, a
nigdzie nie ma miłości lub szacunku. Sterylna "czystość" i
"funkcjonalizm" współczesnej architektury to modelowy
obraz takiego świata; ten sam duch obecny jest w chorobie
powszechnego plano-wania, na przykład w "kontroli
urodzin", w doświadczeniach, które starają się zawładnąć
pra-wami genetyki i psychiki, w stanie "powszechnej
szczęśliwości". Wielu obrońców tego typu planów zbliża się
niebezpiecznie blisko osobliwego rodzaju czystego obłędu,
w którym precyzja szczegółów i technika są połączone z
przerażającą nieczułością na nieludzkie cele, którym służą.
Nihilistyczna "organizacja" – totalne przekształcenie ziemi i
społeczeństwa przez maszy-ny, współczesna architektura i
wzornictwo, nieludzka filozofia "inżynierii człowieka", która
im towarzyszy – jest konsekwencją przyjęcia bez zastrzeżeń
industrializmu i technologii, któ-re opisywaliśmy w
poprzednim rozdziale, pochodzących z tego świata, które,
jeśli niepo-wstrzymane, muszą prowadzić do tyranii.
Możemy tu zauważyć praktyczne przełożenie roz-woju
filozofii, o którym wspomnieliśmy powyżej w części I, to
znaczy przekształcenie praw-dy w siłę i władzę. To, co może
wydawać się "niewinne" w pragmatyzmie i sceptycyzmie
filozofów, teraz staje się czymś innym w "planach" luminarzy
czasów współczesnych. Gdyż jeżeli prawda nie istnieje,
władza i siła nie napotyka na żadne bariery z wyjątkiem tych
narzu-conych przez otoczenie w którym działa, albo przez
jeszcze większą władzę i siłę im prze-ciwną. Władza
współczesnych "planistów", jeżeli nie napotka na opór,
dotrze do swoich natu-ralnych granic tylko w reżimie
totalnej organizacji.
Takie właściwie było marzenie Lenina, który pisał, że zanim
"dyktatura
proletariatu"
dojdzie
do
końca,
"całe
społeczeństwo stanie się jednym urzędem i jedną fabryką, z
jednako-wą pracą i jednakowym wynagrodzeniem". W
"nowym świecie" nihilistów cała ludzka ener-gia ma być
poświęcona sprawom światowym; całe ludzkie środowisko i
każda rzecz w nim zawarta mają służyć celowi "produkcji" i
przypomnieniu ludziom, że jedyna szczęśliwość może istnieć
tylko na tym świecie; oznacza to faktyczne ustanowienie
absolutnej władzy ma-terialnego świata. Fikcyjny i sztuczny
świat ustanowiony przez ludzi, którzy zapragnęli usu-nąć
ostatni ślad boskiego działania w świecie oraz ostatni ślad
wiary w ludziach, zapowiada się tak bardzo wszystko
obejmujący i tak wszechobecny, że ludzie nie będą mogli
zobaczyć, wyobrazić sobie, a nawet mieć nadzieji na
cokolwiek innego ponad nim. Z punktu widzenia nihilistów
ten świat będzie doskonałym "realizmem" i totalnym
"wyzwoleniem"; a w rzeczy-wistości będzie największym i
najbardziej sprawnie działającym więzieniem, jakie ludzie
kiedykolwiek wymyślili, gdyż, według ścisłych słów Lenina,
"nie będzie z niego żadnej moż-liwości ucieczki, nie będzie
miejsca dokąd można pójść".
Władza tego świata, której nihiliści ufają tak, jak
chrześcijanie ufali władzy Boga, nigdy nie może uwalniać,
może wyłącznie zniewalać; tylko w Chrystusie, który
"zwyciężył świat" jest wybawienie od tej władzy, nawet gdy
stanie się ona absolutna.
3.
K
SZTAŁTOWANIE
"N
OWEGO
C
ZŁOWIEKA
"
Zniszczenie starego porządku i zorganizowanie "nowego
świata" nie są jednak jedynymi punktami w historycznym
programie nihilizmu; może nie są one nawet najbardziej
istotne. Są one jedynie przygotowaniem dla dzieła bardziej
doniosłego i bardziej złowrogiego od tam-tych: do
"przemiany człowieka".
Pseudonaśladowcy Nietzschego, Hitler i Mussolini, marzyli o
"wyższym człowieczeń-stwie", które wykute miało być
poprzez "kreatywną" przemoc; "taka jest misja naszych cza-
sów" twierdził hitlerowski demagog Resenberg, "z mitu o
nowym życiu wyprowadzić nowy rodzaj człowieka". Wiemy z
praktyki nazizmu jaki był ten nowy rodzaj człowieka; wydaje
się, że świat odrzucił go jako zbyt brutalny i nieludzki. Ale
"ogromna przemiana ludzkiej na-tury" do której dążył
marksizm być może była dokładnie tym samym rodzajem
"nowego człowieka". Marks i Engels wypowiadali się na ten
temat jednoznacznie:
Zarówno dla wytworzenia na masową skalę komunistycznej
świadomości, jak i dla powodzenia samego celu, przemiana
człowieka na skalę masową jest niezbędna, przemiana która
może mieć miejsce tylko w ruchu praktycznym, w rewolucji:
dlatego też rewolucja jest potrzebna nie tylko dlatego, że
klasa panująca nie może być obalona żadnym innym
sposobem, ale również dlatego, że klasa obalająca może
tylko w rewo-lucji odnieść sukces w uwolnieniu samej siebie
od całego wiekowego skrępowania i stać się zdolna do
utworzenia nowego społeczeństwa.
Na chwilę odłóżmy na bok pytanie o rodzaj ludzi, którzy
mają powstać dzięki rewolucji, a starannie przyjrzyjmy się
zastosowanym środkom: znowu jest to przemoc, która jest
nie-zbędna do ukształtowania "nowego człowieka", tak
samo jak do utworzenia "nowego świata". Te dwie rzeczy są
mocno związane ze sobą w deterministycznej filozofii
Marksa, gdyż "w działaniu rewolucyjnym zmiana osobowości
pokrywa się ze zmianą okoliczności". Zmiana okoliczności, a
co więcej, proces ich przemiany poprzez rewolucyjną
przemoc, zmienia rów-nież samych rewolucjonistów. Tutaj
Marks i Engels, podobnie do współczesnego im Nie-
tzschego, i jak również Lenin i Hitler po nich, wyznają
mistyczny kult przemocy, obserwując magiczną przemianę
dokonującą się w ludzkiej naturze poprzez pobłażliwość na
pożądliwości i złe pragnienia, poprzez przyzwolenie na złość,
nienawiść, chowanie urazy oraz wolę domi-nacji i
panowania. Mając to na uwadze musimy również
odnotować dwie wojny światowe, które gwałtownie
zniszczyły na zawsze stary porządek i starego człowieka
zakorzenionego w stabilnym i tradycyjnym społeczeństwie,
które odegrały wielką rolę w wytworzeniu nowego
społeczeństwa wyrwanego ze swoich korzeni, zgodnie z
ideami Marksa. 30 lat nihilistycznej wojny i rewolucji między
rokiem 1914 a 1945 był idealnym sezonem na powstanie
"nowego rodzaju człowieka".
Oczywiście nie jest żadną tajemnicą dla współczesnych
filozofów i psychologów, że człowiek się zmienia w naszym
pełnym przemocy stuleciu, oczywiście nie tylko pod wpły-
wem wojny i rewolucji, ale praktycznie pod wpływem
wszystkiego, co nosi miano "nowocze-sności" i "postępu".
Cytowaliśmy
już
najbardziej
uderzające
formy
nihilistycznego witalizmu, którego łącznym rezultatem było
wyrwanie korzeni, dezintegracja i "mobilizowanie" jednost-
ki,
usunięcie
normalnej
stabilności,
zaszczepienie
bezsensownych poszukiwań mocy i ruchu, zastąpienie
normalnych ludzkich uczuć przez nerwową pobudliwość.
Dzieło nihilistycznego realizmu, w praktyce jak i w teorii,
było równoległe i komplementarne do takiego witalizmu:
było to dzieło standaryzacji, specjalizacji, uproszczeń,
mechanizacji,
dehumanizacji;
ich
skut-kiem
było
"redukowanie" osobowości do najbardziej prymitywnego i
podstawowego
pozio-mu,
uczynienie
z
człowieka
faktycznego niewolnika swojego środowiska, doskonałego
robot-nika w leninowskiej światowej "fabryce".
Te spostrzeżenia nie są już dziś zbyt odkrywcze; ogromna
ilość książek została napisana na ten temat. Wielu myślicieli
wyraźnie widziało powiązanie między filozofią nihilizmu, któ-
ra redukuje rzeczywistość i naturę ludzką do najprostszych
możliwych elementów, a nihili-styczną praktyką, która
podobnie redukuje konkretnego człowieka; wielu też
uświadomiło sobie powagę i radykalizm tego typu
"redukcji", nawet do skonstatowania poważnej jako-ściowej
zmiany w naturze ludzkiej, jak to robił Erich Kahler:
Silny trend do zakłócania i unieważniania jednostki...
otwarcie obecny w najbar-dziej rozmaitych prądach
współczesnego życia – ekonomicznego, technicznego, poli-
tycznego, naukowego, edukacyjnego, psychicznego i
artystycznego – okazuje się tak zniewalający, że jesteśmy
skłonni widzieć w nim prawdziwą mutację, przemianę
ludzkiej natury.
Jednak niewielu z tych, którzy widzą te zmiany, posiada
rzeczywistą świadomość głębo-kiego ich znaczenia i ich
implikacji (gdyż są one teologicznej natury i całkowicie leżą
poza zakresem każdej wyłącznie empirycznej analizy), lub
możliwego lekarstwa (gdyż musi być ono duchowe). Na
przykład przed chwilą cytowany autor pokłada swoje
nadzieje w oczeki-waniu na przemianę w "jakąś
ponadindywidualną formę istnienia" pokazując w ten
sposób, że jego mądrość raczej nie przewyższa tej
pochodzącej od "ducha naszych czasów", która rze-
czywiście, jak to zobaczymy, odrzuciła ideał społecznego
"Supermana".
Jak w sposób bardziej realistyczny można opisać tę
"mutację" nowego człowieka? Jest on człowiekiem bez
korzeni, oderwanym od przeszłości, którą nihilizm zniszczył,
wdzięcz-nym surowcem dla każdego nawiedzonego
demagoga; jest to "wolnomyśliciel" i sceptyk, zamknięty
tylko na prawdę, ale "otwarty" na każdą nową intelektualną
nowinkę, gdyż sam nie posiada żadnego intelektualnego
fundamentu; "poszukujący" wciąż jakichś "nowych obja-
wień", gotowy do wiary we wszystkie nowości, ponieważ
prawdziwa wiara została w nim unicestwiona; planista i
eksperymentator, który kultywuje "fakt" ponieważ zdradził
prawdę, traktuje świat jako duże laboratorium, w którym
wolno mu określać, co jest "możliwe", a co nie; człowiek
niezależny, roszczący pretensje do pokory pytając tylko o
"prawa", jednak pełny pychy, gdyż oczekuje, że wszystko ma
być mu dane w świecie, gdzie nic nie jest autoryta-tywnie
zabronione; jest to człowiek chwili, bez sumienia czy
wyższych wartości, a zatem po-zostający na łasce
najsilniejszego
"bodźca";
"buntownik"
nienawidzący
wszelkich ograniczeń i autorytetów, ponieważ sam jest dla
siebie własnym i jedynym bogiem; człowiek z "tłumu", nowy
rodzaj
barbarzyńcy,
starannie
"zredukowany"
i
"uproszczony", przyswajający tylko najbardziej elementarne
idee, mimo to pogardliwie odnoszący się do każdego, kto
ośmiela się wskazywać rzeczy wyższe albo rzeczywistą
złożoność życia.
Ci wszyscy ludzie to jeden człowiek, człowiek którego kształt
jest dokładnym celem nihi-lizmu. Jednak na podstawie
samego opisu nie można osądzić tego człowieka, trzeba
jeszcze zobaczyć jego obraz. Faktycznie taki obraz niedawno
został utrwalony, jest to obraz współ-czesnego malarstwa i
rzeźby, który ukształtował się w głównej mierze po
zakończeniu II wojny światowej, aby dać formę dla
rzeczywistości powstałej w epoce o największym stęże-niu
nihilizmu w historii ludzkości.
Mogłoby się wydawać, że człowiek został w tej sztuce
"ponownie odkryty"; wyprowa-dzony z chaosu totalnej
abstrakcji, jako wyłaniający się możliwy do zidentyfikowania
kształt. Podobno rezultatem tego jest "nowy humanizm" i
"powrót do człowieka", i, co znaczące, w przeciwieństwie do
wielu szkół artystycznych XX wieku, nie jest to czczy wymysł,
którego sens ukryty jest za zasłoną irracjonalnego żargonu,
ale spontaniczny wzrost, który wydaje się mieć głębokie
korzenie w duszy człowieka współczesnego. Na przykład w
pracach Alberto Giacomettiego, Jeana Dubuffeta, Francisa
Bacona, Leona Goluba, Jose Cuevasa, sięgając do
przykładów z wielu narodów, widać prawdziwą sztukę
"współczesną", która nie rezygnując z nieporządku i
"wolności" abstrakcji, odchodzi od zwykłej ucieczki od
rzeczywistości a swoją uwagę kieruje w stronę poważnego
"ludzkiego zaangażowania".
Jednak jaki jest ten rodzaj "człowieka", do którego ta sztuka
"powróciła"? Z pewnością nie jest to chrześcijanin, człowiek
stworzony na podobieństwo Boże, gdyż żaden "nowocze-
sny" człowiek nie wierzy w nic takiego; nie jest to też jakiś
rozwodniony "człowiek" starego humanizmu, którego
wszyscy
"zaawansowani"
myśliciele
uważają
za
skompromitowanego i przestarzałego. Nawet nie jest to
"człowiek" zniekształcony i skażony we wczesnej sztuce
kubizmu i ekspresjonizmu naszego wieku; pojawia się raczej
tam, gdzie tamta sztuka się koń-czy a pojawia się inny jej
rodzaj, starający się wejść w nową rzeczywistość, aby móc
odmalować "nowego człowieka".
Dla prawosławnego obserwatora nie interesującego się
tym, co awangarda uważa za modne czy wyrafinowane, ale
zainteresowanego prawdą, potrzeba chwili refleksji, aby
przeniknąć tajemnicę tej sztuki: nie istnieje w niej wcale
kwestia "człowieka"; jest to sztuka od początku nieludzka i
demoniczna. To nie człowiek jest obiektem tej sztuki, ale
jakieś niższe istoty, które wyłażą ("przybywają" według
Giacometti’ego) z nieznanych głębin.
Ciała jakie przyjmują te istoty (mimo przeobrażeń wciąż
pozostają
tym
samym)
nieko-niecznie
są
silnie
zniekształcone; mimo że są poskręcane i rozczłonkowane, są
często bardziej "realistyczne" niż postacie ludzkie we
wcześniejszej sztuce współczesnej. Jasne jest, że te istoty nie
są ofiarami jakiejś przemocy; raczej urodziły się tak
zdeformowane, są prawdziwą "mutacją". Nie można nie
zauważyć podobieństwa między wieloma tymi postaciami a
zdjęciami zdeformowanych dzieci urodzonych przez tysiące
kobiet, które zażywały podczas ciąży tabletki Thalidomide; a
z pewnością zobaczymy jeszcze wiele takich potwornych
"przypad-ków".
Dużo więcej niż ciała ujawniają twarze tych istot. Byłoby
pewną przesadą stwierdzenie, że te twarze wyrażają
beznadziejność, albo że nie można przypisać im żadnej
cząstki czło-wieczeństwa, którego po prostu w nich nie ma.
To są raczej twarze istot mniej lub bardziej "dostosowanych"
do świata, który znają, świata nie wrogiego, ale całkowicie
obcego, nie nie-ludzkiego, ale raczej obojętnego na
człowieka. Udręka, gniew i rozpacz wcześniejszych eks-
presjonistów zostały tutaj jakby zamrożone i odcięte od
świata, do którego wcześniej miały przynajmniej stosunek
negacji, po to, aby uczynić swój własny świat. Człowiek
przedstawia-ny w tej sztuce nie jest już nawet własną
karykaturą, już nie jest portretowany w gwałtownych bólach
duchowej śmierci, niszczony przez ohydny nihilizm naszego
wieku, który atakuje nie tylko duszę i ciało, ale samą myśl i
naturę ludzką. Nie, to wszystko odeszło w przeszłość, kryzys
minął, człowiek umarł. Nowa sztuka świętuje narodziny
nowych gatunków, istot z niższych czeluści, podludzi.
Zajęliśmy się sztuką współczesną trochę dłużej, całkiem
nieproporcjonalnie do jej we-wnętrznej wartości, ponieważ
dostarcza ona konkretny i bezbłędny materiał dowodowy
dla tych, którzy mają oczy do patrzenia, o rzeczywistości,
która wyrażona w sposób abstrakcyjny wydaje się, szczerze
mówiąc, niewiarygodna. Łatwo jest odrzucić jako fantazję
"nowy huma-nizm" przewidziany przez Hitlera czy Lenina;
nawet plany tych dość przyzwoitych współcze-snych
nihilistów pośród nas, którzy spokojnie omawiają naukowe
metody wyhodowania "bio-logicznego supermana", czy
wymyślają utopie dla "nowego człowieka", aby wykształcić
go w ciasnej i ograniczonej "współczesnej edukacji" i w
ścisłej kontroli umysłu, wydają się nam dalekie i mało
złowieszcze.
Ale stając wobec rzeczywistego obrazu "nowego człowieka",
obrazu brutalnego i obrzydliwego ponad wszelkie
wyobrażenie, a jednocześnie tak przypadkowego i
konsekwentnego zarazem, bardzo rozpowszechnionego w
sztuce współczesnej, można szybko to uchwycić, a cała groza
współczesnego stanu człowieka zada cios, o którym
prawdopodobnie trudno będzie zapomnieć.
V.
P
OZA NIHILIZMEM
Obraz "nowego człowieka" jaki przedstawiliśmy na tych
stronach był wyłącznie nega-tywny. Wielu badaczy
współczesnego stanu człowieka, nawet jeżeli przyzna rację
wielu na-szym obserwacjom, odrzuci je w całości jako zbyt
"jednostronne". Sprawiedliwość wymaga więc abyśmy
zbadali również drugą stronę, "pozytywny" obraz "nowego
człowieka".
Oczywiście nie ulega kwestii, że oprócz nurtu rozpaczy,
rozczarowania i obojętności, co opisywaliśmy jako zjawiska
wyłaniające się z ery nihilizmu, rozwijał się równolegle inny
nurt optymizmu i idealizmu, który wykształcił swój własny
rodzaj "nowego człowieka". Ci młodzi ludzie, równocześnie
idealiści jak i praktycznie myślący, chętnie i gorliwie borykają
się z trudnymi problemami naszych czasów, są gotowi do
rozpowszechniania amerykańskich lub sowieckich ideałów
(lub bardziej uniwersalnych, które stoją ponad tymi dwoma)
w krajach zapóźnionych; są to zapaleni naukowcy,
przesuwający "granice" w każdej dziedzinie w nie-
zaprzeczalnie
"ekscytujących"
poszukiwaniach
i
eksperymentach, które dzisiaj są przeprowa-dzane; są to
pacyfiści i idealiści walczący z przemocą, prowadzący
krucjaty w imię pokoju, braterstwa, jedności światowej,
która ma przezwyciężyć stare nienawiści; są to młodzi i
"gniewni" pisarze, którzy w imię sprawiedliwości i równości
głoszą, jak najlepiej umieją w tym świecie pełnym
nienawiści, nowe przesłanie o radości i twórczości; nawet
artyści, któ-rych obraz człowieka ostro skrytykowaliśmy,
gdyż z pewnością ich zamierzeniem jest potę-pienie tego
świata, który wytworzył takiego człowieka, ale także
wskazanie jakiejś drogi po-nad nim; oraz wielka liczba
zwyczajnych ludzi, którzy cieszą się, że żyją w tak "ekscytują-
cych" czasach, szczerych, prostodusznych, z ufnością i
optymizmem patrzących w przyszłość i oczekujących świata,
w którym zamiast cierpienia będzie tylko szczęśliwość.
Starsze poko-lenia, noszące zbyt wiele blizn zadanych w
minionej erze nihilizmu, aby w pełni podzielać entuzjazm
młodzieży, wiążą z nimi wielkie nadzieje: czy nie jest
możliwe, jeśli "duch cza-sów" będzie życzliwy, że ich
marzenia w końcu się spełnią?
Zanim spróbujemy odpowiedzieć na to pytanie, musimy
zadać inne, bardziej podstawo-we: jakiej natury jest wiara i
nadzieja, które rozbudzają te marzenia? Odpowiedź jest
oczywi-sta: jest to wiara i nadzieja całkowicie światowa.
Artystyczne i naukowe nowinki, pomyślność i komfort, nowe
światy do odkrycia, "pokój", "braterstwo" i "radość", tak jak
rozumieją to pospolite umysły: to są dobra tego świata,
który przemija, i jeżeli dąży się do nich z upartym
poświęceniem, wedle wiary i optymizmu "nowego
człowieka", są one duchowo bardzo szko-dliwe. Ten świat
nie jest prawdziwym i wiecznym domem dla człowieka,
prawdziwy pokój, miłość i radość Chrystusa, które wierzący
mogą poznać już w tym życiu, są zupełnie innego wymiaru
niż światowe ich parodie, które dają "nowemu człowiekowi"
próżne nadzieje.
Istnienie tego "nowego człowieka", którego wiara i nadzieja
zwrócone są wyłącznie na ten świat, jest jeszcze jednym
dowodem sukcesu programu nihilizmu. "Nowy człowiek" w
swojej wersji "pozytywnej" znajduje się na tej samej
fotografii, na której widać też opisywaną wcześniej przez nas
jego wersję negatywną. W negatywie widać go jako
pokonanego i skażo-nego przez nieludzki świat. Pesymizm i
rozpacz bijąca z tego obrazu, a jest to jedyne jej po-zytywne
znaczenie, są ostatnim słabym protestem przeciwko dziełu
nihilizmu, ale jednocze-śnie są świadectwem jego
zwycięstwa. W pozytywie "nowy człowiek" zabiera się do
zmie-niania świata, a jednocześnie do zmiany swojego
podejścia do współczesnego świata, który, mimo że
niedoskonały, jest jedynym światem który zna; w tym
obrazie nie ma sprzeczności, gdyż człowiek zabrnął już
daleko na drodze do całkowitego przekształcenia i
przekierunko-wania, i w ten sposób jest już doskonale
przystosowany do nowego świata. Te dwa obrazy są tym
samym, oba są wynikiem śmierci człowieka, którego
znaliśmy do tej pory, człowieka żyjącego na ziemi jako
pielgrzym, zdążającego do Nieba jako do swojego
prawdziwego do-mu; i oba wskazują na narodzenie "nowego
człowieka" wyłącznie z tej ziemi, który wie, że ani nadzieja,
ani rozpacz nie zachowają rzeczy tego świata.
Między pozytywnym a negatywnym obrazem "nowego
człowieka" mieści się cały wa-chlarz pośrednich stanów
współczesnego człowieka, w którym światowość zwyciężyła
wiarę chrześcijańską. Ludzie ci są równocześnie znakiem
zmiany, zapowiedzią ważniejszej meta-morfozy "ducha
czasów". W obrazie negatywnym odstępstwo od prawdy
chrześcijańskiej, co w głównej mierze charakteryzuje wiek
współczesny, wydaje się, że osiągnęło swój kres; w wyniku
"śmierci" Boga człowiek stworzony na Jego obraz utracił
swoją naturę i upadł w coś niższego, w podczłowieczeństwo.
Z drugiej strony w obrazie pozytywnym widzimy początek
jakiegoś nowego ruchu; człowiek odkrył swoją nową naturę
jako stworzoną z ziemi. Wiek negacji i nihilizmu doszedł jak
tylko mógł daleko i skończył się; "nowy człowiek" zupełnie
nie jest już zainteresowany prawdą chrześcijaństwa, aby jej
zaprzeczać; cała jego uwaga sku-pia się na tym świecie.
Nowy wiek, który wielu nazywa "postchrześcijańskim", jest
równocześnie wiekiem "po-za nihilizmem", co wyraża od
razu stan faktyczny jak i nadzieję. To wyrażenie mówi nam,
że negatywny w swojej istocie nihilizm, nawet jeżeli był
pozytywny w założeniach, czerpał całą swoją energię z
pragnienia zniszczenia prawdy chrześcijańskiej, a teraz
doszedł do kresu swo-jego programu w wytworzeniu
zmechanizowanej "nowej ziemi" i zdehumanizowanego "no-
wego człowieka"; chrześcijański wpływ na ludzi i na
społeczeństwo został skutecznie zlikwi-dowany, więc
nihilizm musi wycofać się i dać miejsce innej, bardziej
konstruktywnej ideologii zdolnej do działania z bardziej
niezależnych i pozytywnych motywów. Ta ideologia, którą
zajmiemy się w następnym rozdziale pod nazwą anarchizmu,
podejmuje rewolucję w punkcie, w którym nihilizm ją
porzucił i będzie próbować doprowadzić cały ruch
zapoczątkowany przez nihilizm do jego logicznego
zakończenia.
Nadzieja zawarta w wyrażeniu "poza nihilizmem", jest
naiwnym złudzeniem, że nowy wiek, na skutek wzajemnych
oddziaływań świata duchowego i historii, będzie świadkiem
zwycięstwa nihilizmu, a nie tylko jego zaniku. Nicość – bóg
nihilizmu – to pustka, próżnia czekająca na wypełnienie. Ci,
którzy żyli w tej próżni i uznali nicość za swojego boga, nie
ustają w poszukiwaniu nowego boga, który wyprowadzi ich z
wieku władzy nihilizmu. Są to ludzie, którzy gotowi są do
wyciągnięcia jakichś pozytywnych wartości ze swojej
sytuacji, którzy nie dowierzają, że nihilizm, przez który
przeszedł nasz wiek, może okazać się całko-wicie
bezowocny, którzy ułożyli apologię, w której nihilizm,
jakkolwiek zły czy niefortunny miałby być sam w sobie,
postrzegany jest jako niezbędny środek do celu istniejącego
poza nim samym, tak jak destrukcja poprzedza odbudowę,
albo jak ciemność poprzedza świt. Jeśli obecna ciemność,
niepewność i cierpienie są bez wątpienia czymś bolesnym,
ciągnie dalej ta apologia, to są zarazem zbawienne i
oczyszczające; człowiek odarty z wszelkich iluzji, po "ciemnej
nocy" zwątpienia i rozpaczy, może tylko cierpliwie
przechodzić te próby i pozosta-wać "otwartym" i
"chłonnym" na wszystko, co przyniesie wszechpotężna
przyszłość. Przy-puszcza się, że nihilizm jest apokaliptycznym
znakiem nadejścia nowego i lepszego wieku.
Ta apologia nihilizmu jest prawie powszechna i można ją
zaadoptować do wielu współ-czesnych światopoglądów.
Pogląd Goebbelsa na ostateczne "pozytywne" znaczenie
narodo-wego socjalizmu, który cytowaliśmy w poprzednim
rozdziale, jest być może najbardziej ra-dykalnym jej
przejawem. Inne, bardziej "duchowe" jej wersje, mnożą się
od czasów wielkie-go kryzysu myśli spowodowanego
rewolucją francuską. Poeci, rzekomi "prorocy", także
okultyści razem z bardziej zwykłymi ludźmi znajdującymi się
pod wpływem tych wizjone-rów, zadręczając się bałaganem
swoich czasów odnaleźli pocieszenie w myśli, że byli zama-
skowanym błogosławieństwem. Można znów zacytować W.
B. Yeatsa jako typowego przed-stawiciela takiej postawy:
Drogie ptaki drapieżne, stworzone do wojny... Miłujcie
wojnę z powodu jej okropności, gdyż wiara może być
zmieniona, cywilizacja odnowiona... Wiara rodzi się w
walce... Wiara odnawia się wciąż w śmiertelnych
zmaganiach.
Coraz bardziej wyraźnie takie samo podejście leży u
podstaw współczesnych nadziei w odniesieniu do Związku
Sowieckiego. Większość ludzi będąc "realistami" akceptuje
społecz-ne, polityczne i ekonomiczne przekształcenia
wprowadzone przez marksizm, równocześnie potępiając
jego przemoc i skrajną ideologię; będąc optymistami
czekającymi na lepszy obrót rzeczy ludzie powitali "odwilż",
która nastała po śmierci Stalina, z nadzieją na ujrzenie
pierwszych oznak daleko idących zmian ideologii
marksistowskiej, aby od "współistnienia" można było przejść
do współpracy, a w końcu do zgody.
Takie pomysły są rezultatem zasadniczego niezrozumienia
natury współczesnej rewolu-cji; nihilizm jest jedynie jedną
stroną tej rewolucji. Przemoc i negacja są z pewnością
działa-niami przygotowawczymi; te działania to tylko część
dużo większego planu, którego cel nie jest czymś lepszym,
ale czymś nieporównanie gorszym od wieku nihilizmu. Jeśli
w naszych czasach pojawiają się oznaki, że era przemocy i
negacji przemija, to nie dlatego, że nihilizm został
"przezwyciężony" lub "odrzucony", ale dlatego, że jego
działanie jest już prawie za-kończone, że jego przydatność
kończy się. Być może rewolucja zaczyna wychodzić ze swojej
złowrogiej fazy w jakąś bardziej "życzliwą", jednak nie
dlatego, że zmieniła swoją wolę lub kierunek, ale dlatego, że
zbliża się już do osiągnięcia ostatecznego celu, którego nigdy
nie
porzuciła;
ukontentowana
swoim
sukcesem
przygotowuje się teraz do odprężenia się i sycenia swoimi
osiągnięciami.
Ostatnia nadzieja współczesnego człowieka jest w
rzeczywistości następną jego iluzją; nadzieja na nadejście
nowego wieku "poza nihilizmem" sama w sobie jest
spełnieniem ostat-niego punktu programu rewolucji. Bez
wątpienia to sam marksizm posuwa ten program do przodu.
Praktycznie nie ma dzisiaj władzy, która nie byłaby
"rewolucyjna", ktokolwiek u władzy, kogo krytyka
marksizmu wyszłaby poza propozycję lepszych metod
realizacji równie "rewolucyjnych" celów, lub kto wyrzekłby
się rewolucyjnej ideologii we współczesnym "klimacie
intelektualnym", ten od razu byłby skazany na polityczny
niebyt. Nie ma lepszego dowodu na to, że duch
współczesności jest antychrześcijański, oczywiście w
najgłębszym
sensie
antychrześcijaństwo
jest
pseudochrześcijaństwem, które jest celem nihilistycznej
rewo-lucji.
Sam nihilizm zbliżając się do wypełnienia swojego programu
wskazuje na ten cel, który leży poza nim; to znaczy na
prawdziwe znaczenie nihilistycznej apologii Yeatsa i innych.
Jednak znowu, chyba u Nietschego, u tego tajemniczego
"proroka", który wie wszystko o nihilizmie z wyjątkiem jego
celu ostatecznego, ta myśl uzyskuje najbardziej uderzający
wy-raz.
Pod pewnymi warunkami pojawienie się ekstremalnej
formy pesymizmu i rze-czywistego nihilizmu może być
oznaką ostrego i najbardziej istotnego procesu wzro-stu,
oraz przejścia ludzkości do zupełnie nowych warunków
bytowania. To właśnie pojąłem.
Poza nihilizmem ma zajść "przewartościowanie wszystkich
wartości".
W ten sposób zrodzi się ruch przeciwstawny, przez wzgląd
zarówno na zasadę i na misję; ruch, który w odległej
przyszłości zastąpi ten doskonały nihilizm; ale który mimo
wszystko będzie uważał go za niezbędny krok, pod
względem logicznym i psy-chologicznym, w stronę
pojawienia się jego samego, a który stanowczo nie mógł po-
jawić się, jak tylko w jego wyniku i dzięki niemu.
Co zaskakujące, ale dokładnie tę samą myśl znajdujemy w
zupełnie innym kontekście pism Lenina, gdzie po
wychwalaniu nihilistycznej idei światowej "fabryki", pisze:
Jednak dyscyplina tej "fabryki", którą proletariat rozciągnie
na całość społeczeń-stwa po zwycięstwie nad kapitalistami i
po obaleniu wyzysku, jest bez wątpienia na-szym ideałem,
naszym celem ostatecznym. Jest ona mocnym oparciem
niezbędnym do radykalnego oczyszczenia społeczeństwa ze
wszystkich
okropności
i
podłości
kapita-listycznej
eksploatacji, aby postępować dalej naprzód.
To jest ten "dalszy" punkt, który Nietzsche z Leninem
opisują razem jako "zupełnie no-we warunki bytowania",
jako ostateczny cel rewolucji. Cel ten, ponieważ w pewnym
sensie znajduje się "poza nihilizmem", także dlatego, że jest
bardzo szerokim tematem sam w sobie, potrzebuje
osobnego rozdziału. Aby właściwie zakończyć ten rozdział i
naszą dyskusję o nihi-lizmie wystarczy jedynie wskazać
naturę tego celu i w ten sposób naszkicować ogólną ramę
naszego omówienia go w następnym rozdziale; cel ten może
być rozpatrzony jako potrójne bezpośrednie następstwo
myśli nihilizmu.
Po pierwsze, w wyniku nihilistycznego unicestwienia
starego porządku pojawia się kon-cepcja "nowej ery" –
"nowej" w sensie absolutnym, wcale nie relatywnym. Wiek
jaki ma nastać nie będzie wcale ostatnim, ani nawet
największym w szeregu wieków, ale początkiem całkowicie
nowego czasu, gdyż jest on ustanowiony przeciwko
wszystkiemu, co było do tej pory. Nietzsche w liście z roku
1884 napisał: "Być może jestem pierwszym, który dostrzegł
ideę, która podzieli historię ludzkości na dwie części."; w
wyniku tej idei "wszyscy, którzy narodzą się po nas będą
należeć do historii wyższego rzędu niż ta, jaka była do tej
pory." Nietzsche jest oczywiście zaślepiony swoją pychą, nie
dokonał żadnego oryginalnego "odkry-cia", ale tylko znalazł
słowa na coś, co "wisiało w powietrzu" już od jakiegoś czasu.
Dokład-nie ta sama idea została przedstawiona dwanaście
lat wcześniej przez Dostojewskiego w po-staci Kiryłowa,
najbardziej "opętanego":
Wszystko będzie nowe... wtedy podzielą historię na dwie
części: od goryla do unicestwienia Boga, i od unicestwienia
Boga do fizycznej transformacji ziemi i czło-wieka.
Zasygnalizowaliśmy tutaj drugi wniosek wypływający z
ideologii nihilizmu. Nihilistyczny bunt i antyteizm
odpowiedzialny za "śmierć Boga" dały początek idei, która
inauguruje "nowy wiek": prze-mianę samego człowieka w
boga. Zaratustra Nietzschego powiedział: "Wszyscy bogowie
umarli, ob-ecnie pragniemy, aby ożył Nadczłowiek."
"Morderstwo" Boga jest uczynkiem zbyt poważnym, by
człowiek mógł pozostać nienaruszony: "Czyż nie powinniśmy
wszyscy stać się bogami, przynajmniej być tego godni?" U
Kiryłowa nadczłowiek jest "Bogoczłowiekiem", gdyż według
jego logiki, "jeżeli nie ma Boga, w takim razie ja jestem
Bogiem."
To właśnie ta idea "Nadczłowieka" leży u podstaw oraz
inspiruje koncepcję "przemiany człowie-ka", zarówno w
realizmie Marksa, jak i w witalizmie wielu okultystów i
artystów. Liczne koncepcje "nowego człowieka" są tylko
serią wstępnych szkiców takiego nadczłowieka. Gdyż tak jak
nicość, bóg nihilizmu, jest pustką oczekującą na wypełnienie
poprzez objawienie jakiegoś "nowego boga", tak i "nowy
człowiek", którego nihilizm pozbawił wyrazu i kształtu, a
także charakteru, człowiek bez wiary, bez orientacji, "nowy
człowiek" czy to postrzegany jako "pozytywny" czy
"negatywny", stał się "ruchliwy" i "elastyczny", "otwarty" i
"chłonny", jest on wyłącznie biernym materiałem czekają-
cym na jakieś nowe odkrycia, objawienia lub polecenia,
które wtłoczą go wreszcie w jakiś określony kształt.
Końcowym wnioskiem z nihilistycznego zlikwidowania
władzy i porządku jest koncepcja, zary-sowana we
wszystkich mitach o "nowym porządku", całkowicie nowego
rodzaju porządku, porządku którego najbardziej żarliwi
obrońcy nie wahają się nazywać "anarchią". Państwo
nihilistyczne według utopii marksizmu ma "zwiędnąć",
pozostawiając światowy ład, który ma być wyjątkowy w
historii, i który bez żadnej przesady nazywany będzie
"milenijnym".
"Nowy wiek" rządzony "anarchią" i zaludniony przez
"nadludzi": oto rewolucyjne marzenie, któ-re popchnęło
ludzi w kierunku nieprawdopodobnej tragedii naszych
czasów. Jest to marzenie "apoka-liptyczne", słuszność mają
ci, którzy widzą w nim dziwne odwrócenie chrześcijańskiej
nadziei na nadejście Królestwa Niebieskiego. Nie ma jednak
żadnej wymówki dla "sympatii" jaką często obdarza się
przynajmniej najbardziej "szczerych" i "szlachetnych"
rewolucjonistów i nihilistów; jest to jedna z pułapek, o której
ostrzegaliśmy już na samym początku tego rozdziału. W
świecie ledwie balansują-cym na krawędzi chaosu, gdzie
wydaje się, że cała prawda i szlachetność zniknęły, istnieje
wśród ludzi o dobrych intencjach, ale naiwnych, wielka
pokusa, aby wyszukiwać sobie pewne niewątpliwie wybitne
osoby, które zaludniły współczesny intelektualny krajobraz, i
z powodu nieznajomości praw-dziwych standardów prawdy i
duchowości nadawać im format duchowych "gigantów",
którzy nawet jeżeli nie mówią za bardzo ortodoksyjnie, to
przynajmniej w sposób prowokujący. Jednak realia tego
świata oraz następnego są zbyt surowe, aby dozwolić na
taką niejasność i dowolność. Dobre intencje zbyt łatwo
prowadzą na manowce, talent i szlachetność są zbyt często
wypaczone, a zepsucie toczy najlepszych wytwarzając nie
ludzi trochę gorszych, ale najgorszych. Można uznać talent i
zapał, nawet pewną szlachetność Marksa, Proudhona,
Nietzschego; jednak jest to szlachetność Lucyfera, pierwsze-
go między aniołami, który chcąc być czymś więcej niż był,
upadł z wysokości na samo dno otchłani. Ich wizja, w której
niektórzy bezsprzecznie ujrzą rodzaj chrześcijaństwa, jest
wizją panowania anty-chrysta, szatańskiej imitacji i
odwrócenia Królestwa Bożego. Wszyscy nihiliści, zwłaszcza
wybitni, najwięksi geniusze o najszerszych horyzontach, są
prorokami szatana; odrzucają oni użycie swoich talentów w
pokornej służbie Bogu, "tocząc wojnę przeciwko Bogu przy
pomocy Jego darów".
Nie można zaprzeczyć, a trzeźwe spojrzenie na
przekształcenia, które przeszedł świat i człowiek w ostatnich
dwu stuleciach tylko potwierdzi ten fakt, że wojna toczona
przez przeciwników Boga od-nosi sukcesy; ich końcowe
zwycięstwo wydaje się być bliskie. Ale czym będzie
"zwycięstwo" w tego rodzaju wojnie? Jakiego rodzaju
"pokoju" może zaznać ludzkość, która dotąd przerabia
wyłącznie lekcje przemocy? Wiemy, że w życiu
chrześcijańskim istnieje harmonia środków i celu. Poprzez
mo-dlitwę i pobożne życie oraz poprzez sakramenty Kościoła
każdy chrześcijanin dzięki Bożej łasce zmienia się, staje się
coraz bardziej podobny do swojego Władcy i w ten sposób
bardziej godny, aby uczestniczyć w Królestwie, które
przygotował Bóg dla tych, którzy prawdziwie podążają za
Nim. Tych, którzy do Niego należą można rozpoznać po
owocach, które rodzą, a są nimi: cierpliwość, po-kora,
cichość, posłuszeństwo, pokój, radość, miłość, dobroć,
przebaczenie – owoce, które torują drogę, ale jednocześnie
same są już częścią tego Królestwa. Cel i środki doń
prowadzące są jednym; to, co zaczęło się w tym życiu, jest
doskonalone w życiu przyszłym.
W podobny sposób istnieje "harmonia" w dziełach szatana;
"zasługi" jego sług są zgodne z cela-mi, którym służą.
Nienawiść, pycha, duch buntu, niezgoda, przemoc,
niegodziwe wykorzystywanie władzy: nie znikną one za
sprawą
czarodziejskiej
różdżki
w
momencie
urzeczywistnienia królestwa rewolucji na ziemi; te cechy
zostaną raczej wzmocnione i udoskonalone. Jeśli cel
rewolucji "poza nihilizmem" przedstawiany jest w terminach
dokładnie przeciwnych, lub jeżeli nihilizm rzeczywiście
wierzy, że nastanie panowanie "miłości", "pokoju" i
"braterstwa", to dlatego, że szatan małpuje Boga i nawet w
negacji musi uznać pochodzenie tego, co neguje, ale co
najciekawsze, ludzie tak zmienili się przez praktykowanie
nihilistycznych "zasług" i tak przyzwyczaili się do
nihilistycznej transformacji świata, że w rzeczywistości już
zaczęli żyć w królestwie rewolucji i postrzegają wszystko tak,
jak postrzega to szatan, jako dokładne przeciwieństwo tego,
co zawarte jest w woli Boga.
To, co leży "poza nihilizmem", co było najgłębszym
marzeniem jego największych "proroków", bez wątpienia
nie
będzie
przezwyciężeniem
nihilizmu,
ale
jego
ukoronowaniem. "Nowy wiek" w większości będąc dziełem
nihilizmu, nie będzie w istocie niczym różnił się od
nihilistycznej ery, którą już znamy. Wierzyć inaczej, to znaczy
szukać zbawienia w jakimś nowym "rozwoju", czy to spowo-
dowanym przez nieuchronne siły "postępu" i "ewolucji", czy
też jakiejś romantycznej "dialektyki", dostarczonej za darmo
ze
skarbca
tajemniczej
"przyszłości",
przed
którą
współczesny człowiek od-czuwa w zabobonny lęk; wierzyć w
to oznacza być ofiarą potwornego złudzenia. Nihilizm jest w
naj-głębszym znaczeniu duchowym bałaganem i może być
przezwyciężony
wyłącznie
siłami
duchowymi;
we
współczesnym świecie nie było dotąd ani jednej próby, aby
użyć takiej siły.
Choroba nihilizmu na pozór ma być wyleczona poprzez
"rozwinięcie się" aż do swojego kresu; cel rewolucji,
początkowo w postaci halucynacji kilku rozgorączkowanych
umysłów, teraz stał się celem samej ludzkości. Ludzie są
znużeni; Królestwo Boże jest dla nich zbyt daleko, ścieżka
prawo-sławia jest zbyt wąska i trudna. Rewolucja schwytała
"ducha czasów", wystąpienie teraz przeciwko temu
potężnemu prądowi przekracza możliwości współczesnego
człowieka, gdyż wymagałoby to dokładnie dwóch rzeczy,
które zostały bardzo starannie przez nihilizm unicestwione:
prawdy i wiary.
Kończąc nasze rozważania o nihilizmie takim stwierdzeniem
z pewnością narazimy się na zarzut, że owładnął nami nasz
własny nihilizm; możemy spotkać się z argumentami, że
nasze analizy są krań-cowo "pesymistyczne". Kategorycznie
odrzucając prawie wszystko, co współczesny człowiek uznaje
za cenne i prawdziwe, zdajemy się być tak gruntowni w
negacji jak najbardziej skrajni nihiliści.
Rzeczywiście, chrześcijanin w pewnym sensie, w sensie
zasadniczym, jest "nihilistą"; w końcu dla niego świat jest
niczym a Bóg wszystkim. Jest to oczywiście dokładne
przeciwieństwo nihilizmu, o którym do tej pory mówiliśmy,
w którym Bóg jest niczym a świat jest wszystkim; jest to
nihilizm, którzy wywodzi się z pustki otchłani, natomiast
"nihilizm" chrześcijański pochodzi z bogactwa i obfi-tości.
Prawdziwy nihilista pokłada swoją wiarę w rzeczach, które
przemijają i kończą się nicością; jakikolwiek "optymizm"
takiej postawy jest całkowicie daremny. Chrześcijanin
wyrzekający się ta-kich próżności pokłada wiarę w jedynej
rzeczy, która nigdy nie przeminie, w Królestwie Bożym.
Oczywiście dla tego, kto żyje w Chrystusie, wiele dóbr tego
świata może być pożytecznych i ra-dosnych, nawet gdy
będzie zdawał sobie sprawę z ich nietrwałości; jednak nie są
one niezbędne, tak naprawdę są dla niego niczym. Z drugiej
strony ten, kto nie żyje w Chrystusie, już przebywa w otchła-
ni i wszystkie skarby tego świata nigdy nie będą w stanie
zapełnić jej pustki.
Nazwanie wyrzeczeń i ubóstwa chrześcijan "nihilizmem"
jest tylko zwykłym zabiegiem literac-kim, gdyż jest to raczej
pełnia, obfitość i radość ponad wszelkim wyobrażeniem. Ten
tylko pełny jest tego bogactwa, kto może odważnie stanąć
wobec otchłani, do której nihilizm prowadzi ludzkość.
Człowiek
najbardziej
pozbawiony
złudzeń,
który
wszystkiemu zaprzecza, może istnieć wyłącznie wtedy, gdy
pozostawi przynajmniej jedną iluzję ze swojej destrukcyjnej
analizy. Fakt ten w istocie jest psychologicznym źródłem
tego "nowego wieku", w którym większość zdeklarowanych
nihilistów pokłada cała swoją nadzieję; ten, kto nie może
uwierzyć w Chrystusa, ten musi, i będzie wierzył w
antychrysta.
Ale jeśli nihilizm posiada swój historyczny kres w panowaniu
antychrysta, to jednak jego osta-teczny i duchowy kres leży
poza nawet tym końcowym pojawieniem się szatana; w tym
kresie, którym jest piekło, nihilizm doznaje swojej
ostatecznej klęski. Nihilizm zostaje pokonany, nie tylko
dlatego, że jego marzenie o raju skończyło się wiecznym
nieszczęściem; gdyż szczery nihilista, w przeciwień-stwie do
anarchisty, jest za bardzo trzeźwy by móc wierzyć w jakiś raj,
zbyt dużo w nim jest wściekło-ści i buntu by robić coś innego
niż tylko burzyć i niszczyć ten raj, gdyby nawet miał on
kiedyś zaist-nieć. Nihilizm ponosi klęskę dlatego, że w piekle
jego najgłębsze pragnienia: unicestwienie Boga, stworzenia i
siebie samego, okazały się daremne. Dostojewski trafnie ujął
to ostateczne odrzucenie nihilizmu w słowach umierającego
starca Zosimy.
Są tacy, którzy pozostają butni i gwałtowni nawet w piekle,
pomimo pewnej ich wiedzy i poznania prawdy absolutnej; są
tacy straszni ludzie, którzy całkowicie oddali się szatanowi i
jego dumnemu duchowi. Dobrowolnie wybierają piekło,
które wciąż niszczy, są oni poddawani torturom na własne
życzenie... Rzucili przekleństwo na sa-mych siebie,
przeklinając Boga i życie... Nie mogą patrzeć na żyjącego
Boga bez nie-nawiści, krzyczą, że Bóg życia musi zostać
unicestwiony, że Bóg powinien zniszczyć Sam Siebie razem
ze Swoim stworzeniem. Będą płonąć w ogniu własnego
gniewu na zawsze i tęsknić za śmiercią i zagładą. Jednak
śmierć nie nadejdzie.
Jest to wielka i niezwyciężona chrześcijańska prawda, że nie
ma żadnego zniszczenia; cała siła nihilizmu idzie na próżno. Z
Bogiem można prowadzić wojnę, jest to jedno ze znaczeń
współczesno-ści, jednak nie można Go pokonać i nie można
przed Nim uciec: Jego Królestwo będzie trwać wiecz-nie i
każdy, kto odrzuci wezwanie do wejścia do Jego Królestwa
musi zawsze już płonąć w płomie-niach piekła.
Oczywiście głównym zamysłem nihilizmu było usunięcie z
umysłu ludzkiego piekła oraz lęku przed nim, i nikt nie może
zaprzeczyć, że to się udało zrealizować; piekło stało się dla
większości współczesnych głupotą i zabobonem, jeśli nie
"sadystyczną" fantazją. Nawet ci, którzy wciąż wierzą w
liberalne "niebo" w swoim wszechświecie nie mają dosyć
miejsca na żaden rodzaj piekła.
Co jednak dziwne, współczesny człowiek posiada dużo
lepsze rozumienie piekła niż nieba; to słowo i to pojęcie
zajmuje poczesne miejsce we współczesnej sztuce i myśli.
Każdy wrażliwy obser-wator z łatwością uświadomi sobie, że
ludzie w erze nihilizmu bardziej niż kiedykolwiek wcześniej
uczynili z ziemi podobieństwo piekła; a ci, którzy świadomi
są swojego przebywania w czeluści, nie wahają się nazywać
swojego położenia piekłem. Niedola i męki tego życia
rzeczywiście są przedsma-kiem piekła, tak jak radości
chrześcijańskiego życia, których nihiliści nie mogą sobie
nawet wyobra-zić, które są tak bardzo odległe od ich
doświadczeń, są przedsmakiem nieba.
Ale nawet gdy nihilista posiada blade wyobrażenie, nawet
tutaj na ziemi, o istnieniu piekła, nie ma jednak żadnego
pojęcia o jego pełnej naturze, która nie może być
doświadczona w tym życiu; na-wet najbardziej skrajni
nihiliści, gdy służą demonom, a nawet ich wzywają, nie mają
duchowego wglądu koniecznego do tego, aby zobaczyć ich
takimi, jakimi są. Duch szatański, duch piekła, zawsze jest w
tym świecie zamaskowany; jego pułapki zastawione są
wzdłuż szerokiej drogi, która wydaje się wielu ludziom
przyjemna, lub przynajmniej ekscytująca; szatan daje tym,
którzy podążają jego drogą pocieszające myśli i nadzieje
ostatecznej zagłady. Jeśli pomimo szatańskich pocieszeń
żaden z jego naśladowców nie jest za bardzo "szczęśliwy" w
tym życiu, i jeśli w ostatnich dniach (przy których
nieszczęścia naszego stulecia są tylko niewielkim wstępem)
będzie "wielki ucisk, jakiego nie było od początku świata aż
dotąd" (Mt 24:21), to jednak dopiero w życiu przyszłym
słudzy
szatana
uświado-mią
sobie
całą
gorycz
beznadziejnych katuszy.
Chrześcijanie wierzą w piekło i boją się jego płomieni, a nie
są to płomienie ziemskie, jakby tego chcieli sprytni
niewierzący, ale ognie nieskończenie bardziej bolesne,
ponieważ tak jak ciała ludzi po zmartwychwstaniu w dzień
ostatni, będzie on duchowy i bez końca. Współczesny świat
wyrzuca chrześcijanom ich wiarę w tak nieprzyjemną
rzeczywistość; ale nie jest to ani perwersja, ani "sa-dyzm",
który ich do tego prowadzi, ale wiara i doświadczenie. Chyba
tylko ten prawdziwie uwierzy w piekło, kto prawdziwie
uwierzy w niebo i życie w Bogu; tylko ten, kto posiada jakąś
ideę takiego ży-cia, może mieć jakieś pojęcie tego, czym
będzie jego brak.
Dla większości ludzi dzisiejsze "życie" to krótka chwila, rzecz
ulotna i szybko przemijająca, za-kryta przez pocieszające
iluzje i pełne nadziei marzenia o ostatecznej nicości; tacy
ludzie nic nie będą wiedzieli o piekle, dopóki sami się tam
nie znajdą. Ale Bóg nawet takich ludzi kocha zbyt mocno,
aby pozwolił im "zapomnieć" o Sobie i przejść do pustki,
gdzie nie ma już Jego obecności, która jedynie obdarza
życiem; On nawet przebywającym w piekle daje Swoją
miłość, która jest cierpieniem dla tych, którzy nie pokutowali
i nie przygotowali się w swoim życiu, aby otrzymać
zbawienie. Wiemy o tym, że wielu jest próbowanych i
oczyszczanych w tych płomieniach i przez nie staje się
godnym te-go, aby żyć w Królestwie Niebieskim; ale inni
razem z demonami, dla których piekło zostało uczynio-ne,
muszą przebywać tam wiecznie.
Nawet dzisiaj, kiedy ludzie wydają się zbyt słabi aby stanąć w obliczu prawdy,
nie ma sensu ła-godzić i rozmiękczać rzeczywistości życia przyszłego; czy to
nihilistom, czy nawet bardziej umiarko-wanym humanistom, którym się wydaje,
że zgłębiają wolę Żyjącego Boga i osądzają Go za Jego "okrucieństwo", można
odpowiedzieć wyraźnie zapewniając ich o wielkiej godności człowieka, a więc o
czymś, w co większość z nich twierdzi, że wierzy. Bóg wezwał nas nie do
współczesnego "nieba" odejścia w mrok i snu, ale do pełni przebóstwiającej
chwały synów Bożych; jeśli my, których nasz Bóg uznał za godnych otrzymania
tej łaski, odrzucimy to wezwanie, wtedy lepsze będą dla nas płomienie piekła i
cierpienie, ostatnie i straszne dowody wielkiego człowieczego wezwania oraz
nie-ugaszonej Bożej miłości do wszystkich ludzi, niż nicość, do której ludzie
małej wiary, razem z nihili-stami naszych czasów, zdają się podążać. Nic
mniejszego od piekła nie jest godne człowieka, jeśli nie okazał się on godny
Nieba.