Nawiedzone miejsca w województwie
lubuskim
URAD – Wodnika cień
Dawno, dawno temu w Uradzie niedaleko Słubic był młyn nad rzeką Pliszką. Jednak młynarzowi
nie gospodarzyło się lekko, gdyż w wodach tej rzeki żył wodnik, który uważał się za właściciela
Pliszki. Młynarza tolerował tylko dlatego, że ten pozwalał mu codziennie na kolację upichcić rybę.
Tak trwało do dnia, gdy u młynarza przenocował podróżny z niedźwiedziem. W nocy misia zbudził
zapach smażonych ryb. Gdy wodnik próbował przed zwierzem obronić swoją kolację, miś zdrowo
mu przyłożył. Następnego dnia wodnik zapytał młynarza, czy jest jeszcze u niego ten duży kot. Ten
odparł, że owszem, a na dodatek ma kilka młodych. Odtąd wodnik pływa w Pliszce szukając kogoś,
u kogo będzie mógł smażyć swoje ryby...
SIEDLISKO – Biesiady szkieletów
Równo o północy, w czerwonym salonie zamku w Siedlisku słychać głośne krzyki puszczyków i
niesamowite ujadanie psów, a ze wszystkich zakamarków wypełzają kościotrupy. Po chwili z
salonu dochodzą przerażające jęki....
W drugiej połowie XVI wieku Siedliskiem rządził znany rycerz rozbójnik Fabian von Schoenaich.
Jego majątek znaczyła jednak krew ograbionych ofiar. To on, nawet po śmierci, mieszka w
czerwonym salonie i jego ofiary przypominają mu o zbrodniach. Po „biesiadzie” kościotrupów
przerażony duch Fabiana miota się po ścieżkach parku i zniszczonych komnatach. Inna legenda
mówi, że podczas biesiady szkielety Fabianowi grzecznie usługują. Po co więc te krzyki i jęki?
PRZYTOK – Duch generała
W październiku 1815 roku, w rocznicę śmierci gen. Fryderyka Konstantego Ryssela odsunęła się
płyta nagrobna z jego grobowca na cmentarzu w Przytoku. Oczywiście działo się to krótko przed
północą. Po chwili ukazała się generalska zjawa w mundurze. Towarzyszyło temu zjawisku
znacznie więcej dziwnych zdarzeń – oto w kościele odezwał się dzwon, a w oknie pobliskiego
domostwa, które od lat stało opuszczone, zabłysło światło.
Generał ma powody do pokuty. Był dowódcą artylerii w dobie wojen napoleońskich i przeszedł do
historii jako zdrajca. W bitwie pod Lipskiem zamiast osłaniać odwrót wojsk napoleońskich, kazał
strzelać w kierunku żołnierzy Małego Cesarza...
PRZEWÓZ – Książę w łańcuchach
Świadkowie zarzekają się, że późną nocą, najczęściej – a jakżeby inaczej – przy pełni księżyca, w
okolicy wieży zwanej nie tylko przez mieszkańców, ale i historyków Głodową, słychać szczęk
łańcuchów i okropne jęki. Kto tak jęczy? To książę Baltazar Żagański. Jego ojciec w testamencie
nieopatrznie uczynił go swoim następcą i spadkobiercą. Okazało się kolejny raz, że pieniądze
szczęścia nie dają. Decyzja ojca nie była w smak jego bratu Janowi. W 1472 roku Baltazar został
przez brata wtrącony do wieży i zamorzony głodem.
Nawet jeśli nie spotkamy Baltazara w łańcuchach (jeśli złote to tylko „dresiarz), warto zobaczyć
22-metrowe pozostałości murowanej wieży, zbudowanej w porządku wendyjskim: cylindryczna,
zwężającą się ku górze. Została wzniesiona najprawdopodobniej w XIII wieku. W połowie jej
wysokości znajduje się ostrołukowy otwór wejściowy Jej mury mają grubość... 385 cm.
NIESULICE – Roland macha reką
Na pewno widzieliście, jak na jeziorze Niesłysz potężny szum niesie od głębin, szaleją fale, a na
powierzchni ukazuje się ręka ściskająca biały welon... To dłoń złego rycerza Rolanda, który
próbował zatopić łódź Jadwigi i jej ukochanego Radosława.
Roland był koszmarnym typem - kandydatem na jej męża i złym niemieckim rycerzem
rozbójnikiem. Radosław to przystojniak, którego zły rycerz porwał i więził. I jak to w bajkach
bywa, Jadwiga nie zwracała uwagi na pieniądze, stawiając na wdzięk i bezpretensjonalność
Radosława. W efekcie Roland straszy w jeziorze, a Jadwiga i Radosław żyli długo i szczęśliwie.
SZPROTAWA - Zjawa w bramie
Szprotawa. Przy wejściu do miasta od strony Bramy Żagańskiej, po prawej stronie, zaczyna się
wąska uliczka (obecna Sądowa). Wiodła ona na zewnątrz murów miejskich, z tyłu posesji ul. Nowej
(obecna Świerczewskiego), klasztoru, dochodząc do kościoła ewangelickiego - niegdysiejszego
zamku książęcego. Uliczkę tę jeszcze do 1945 roku zwano "Dops-Gang", co współcześni nazwali
jako "metryczne przejście".Według opowiadań dawnych szprotawian, uliczkę nawiedzała kiedyś
zjawa. Przedstawiała się jako jeździec na koniu, trzymający swoją głowę pod pachą. Strach przed
zjawą był wśród mieszkańców tak wielki, że nikt nie ważył się w godzinach wieczornych ani
nocnych tamtędy przechodzić. Miało tak się dziać jeszcze w XVIII wieku. Około roku 1830 duch
przestał się ukazywać.
OKOLICE GŁOGOWA: Świetlisty duch nawiedza Oberżę
Niezwykłe nagranie z kamer monitoringu wywołuje dreszcze. Pracownice "Oberży pod szybem"
przyznają, że nocą doświadczają niewytłumaczalnych zdarzeń.
Niezwykłe zjawisko zostało zarejestrowane przez kamerę monitorującą teren wokół stacji paliw
przy szybie ZG Sieroszowice przy drodze krajowej nr „3”. Było to trzy lata temu, jednak dziwne
zjawiska są tam niemal normą.
- To pewnie nasz Andrzej - mówią Ewa i Małgosia, panie które od kilku lat pracują w pobliskiej
restauracji Oberża i znają nagranie. - Takim imieniem nazwałyśmy ducha, który daje nam o sobie
znać. Potrafi włączyć w kuchni urządzenia, klimatyzację, albo trzasnąć drzwiami. Nie jest wtedy
przyjemnie, ale staramy się wierzyć, że to dobry duch, który nie zrobi nam krzywdy.
O tym, że w
pobliżu kopalnianego szybu dzieją się dziwne rzeczy, wiedzą wszystkie pracownice „Oberży”. A
jest ich w sumie osiem. Zwłaszcza te, które pracują na nocną zmianę. Każda z nich na własnej
skórze doświadczyła zjawisk, które mimo usilnych chęci, nie dało się wytłumaczyć. Kobiety
przyznają, że ich nasilenie zbiega się z tragiczną śmiercią właściciela pobliskiej stacji paliw.
Mężczyzna pochodzący z sąsiedniego województwa został zamordowany, a nagranie z kamery
wskazuje na miejsce, w którym ów szef parkował swój samochód. - Dziewczyny ze stacji
opowiadały, że tam też działy się cuda - mówi pani Małgosia. - Towar spadał im z półek, urządzenia
same się włączały, a nawet widziały postać z lustrze. Wszystko działo się w nocy. Tak jak u nas, o
północy, albo między 3, a 4 nad ranem.
Małgorzata przyznaje, że do niewytłumaczalnych zjawisk dochodzi też w kopalnianym barze, który
od Oberży dzieli kilkadziesiąt metrów.
- Gdy tam pracowałam, myślałam, że coś ze mną jest nie tak - wspomina. -Pewnej nocy wyraźnie
czułam dotyk zimnej ręki na nodze. Wtedy uciekłam z krzykiem z zaplecza i więcej tam nie
wchodziłam. Koleżanka uwierzyła mi dopiero wtedy, gdy sama się przestraszyła. Przed północą
chciała zrobić w biurze raport kasowy. Usłyszała, jak ktoś siada na fotelu. Spojrzała, ale nikogo tam
nie było. Uciekła, gdy fotel sam się obrócił.
Pracownice Oberży śmieją się, że duch Andrzej nie lubi komputerów, bo często o północy wariują.
Nie lubi też głośnej muzyki. Ścisza wtedy radio, albo wręcz wyłącza prąd. Zrobił tak nawet na
dwóch weselach.
- Na nocnej zmianie, tuż przed północą przygotowywałam jedzenie i nagle zauważyłam, że
wszystkie palniki kuchenki są rozgrzane do czerwoności - opowiada pani Ewa. - Po chwili
poczułam, że pali się mąka, którą wcześniej dostawcy postawili na odłączonym od prądu
zapiekaczu. Był ustawiony na najwyższą moc! Pracowałam sama, więc nie było mi do śmiechu.
Jednak kiedy pewnej nocy na kolegę spadło wiadro pełne sztućców, to powiedzieliśmy głośno:
Andrzej, przesadziłeś - opowiada.
Kobiety przyznają, że niewytłumaczalne zjawiska nasilają się głównie pod koniec roku, w
listopadzie. Są też okresy, gdy panuje względy spokój. Ewa i Małgosia mają też swoją teorię na
temat zjawisk. Uważają, że to niespokojny duch kogoś, kto zginął lub zmarł w pobliżu szybu.
Przypominają sobie, że kilka lat temu, na jednej z górniczych imprez zmarł zostawiony pod wiatą
mężczyzna. - Już raz pojawił się pomysł, by poprosić księdza o pomoc - mówią kobiety. - Jeśli
będzie trzeba, to tak zrobimy.
KOSTRZYN - Pułkownik bez głowy
Najsłynniejsza ucieczka z kostrzyńskiej twierdzy zakończyła się tragicznie. Otóż w Kostrzynie król
pruski Fryderyk Wilhelm I przetrzymywał swojego syna Fryderyka, późniejszego króla Fryderyka
Wielkiego. Oto królewicz zamierzał się poświęcić literaturze i filozofii, a nie władzy i wojaczce.
Ojciec chciał przymusić latorośl do wojskowego trybu życia. Książę zaplanował więc ucieczkę z
najlepszym przyjacielem ppłk. Hermanem von Katte. Uciekinierów złapano, królewicza uwięziono
w kazamatach, a von Kattego ścięto na oczach Fryderyka Wielkiego. Ponoć duch von Kattego do
dziś nawiedza nocą ruiny twierdzy...
ŻAGAŃ – Diabelski model
Każdy z turystów zwrócił zapewne uwagę na twarze maszkaronów, których jest podobno 170. W
XIX wieku wyrzeźbił je Jan Boreta na polecenia Piotra Birona. Dlaczego są tak straszne? Ponieważ
rzeźbiarz jako modela wynajął diabła. W zamian artysta podpisał z diabłem cyrograf – własną krwią
oczywiście. Ostatni z maszkaronów, któż wie który, przedstawia ponoć prawdziwą twarz diabła.
Artysta, gdy skończył pracę nad tą ostatnią twarzą z wrażenia spadł z rusztowania... Czy tak było?
Złośliwcy twierdzą, że artystę zrzucił sam Piotr Biron, gdy nie mógł doczekać się końca pracy lub
usłyszał cenę za usługę.
Nie jest to jedyny żagański duch. Podobno zamkowe komnaty nawiedza także biała dama. Sama
Dorota Talleyrand.
MIĘDZYRZECZ - przerażenie w oczach zwierza
Pan Jan wybrał się do lasów nieopodal Międzyrzecza. Zawsze zabiera ze sob swojego owczarka.
Pewnego razu szybciej niż zwykle zrobiło się chłodno i mgliście. Na swojej drodze dostrzegł
niewielki drewniany dom, którego nigdy wcześniej nie widział. Budynek był opuszczony.
Postanowił sprawdzić to miejsce. Będą już w środku jego pies zaczął dziwnie się zachowywać.
Nagle przerażone zwierzę wybiegło z budynku robiąc dziurę w spróchniałych drzwiach. Pan Jan tak
się przestraszył, zachowania swojego pupila, że również wziął nogi za pas. Kilka dni później
postanowił wrócić w miejsce, które tak go przestraszyło, lecz zastał tam polanę otoczoną
sosnowych drzewostanem. A przynajmniej tak było tym razem.
ŁAGÓW – Rycerz Płomienisty
Nie był widziany od dawna. Ale jest jedynym lubuskim duchem, który trafił do katalogu „Duchy
polskie”. Wszystko zaczęło się w marcu 1820 roku, gdy do Łagowa przybył radca finansowy
Harlem. Nocując na zamku ujrzał przy swoim łożu zakonnego rycerza (Łagów był przecież
zamkiem joannitów) otoczonego płomieniami ognia. Dziś pewnie powiedziałby, że był to strażak,
ale w odpowiednim raporcie – jak to radca finansowy – napisał, że postać ta przypominała mu
uwieczniony na nagrobku w zakrystii miejscowego kościoła XVI-wiecznego komandora
łagowskiego zamku Andreasa von Schliebena. Do tego ducha wyjątkowe szczęście miały osoby
urzędowe, gdyż później widział go m.in. inspektor ze Słońska.
BRONISZÓW - Okrutny poborca
Za czasów panowania rodu von Kottwitzów powstała zamkowa legenda. Mówi ona o duchu
okrutnego poborcy podatkowego Fabiana von Kottwitz, który zniknął w dniu swojego ślubu wraz z
całym zgromadzonym bogactwem. Są jednak ludzie, którzy twierdzą, że widzieli Fabiana, jak
wieczorami biega po zamku w poszukiwaniu skarbów. Czasami trzyma w rękach złocony
świecznik. Inni twierdzą jednak, że nie poszukuje on wcale skarbów, lecz szlachcianki, którą miał
poślubić. Ona również miała zaginąć tamtej nocy.