Ilona Andrews - Magic Mourns
tłumaczenie: AK
I beta: Agnieszka
1
CZĘŚĆ 2.3
- Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej
1
- mruknął Rafael wskazując śliczny
dwupoziomowy miejski domek z cegły.
- Twój?
Przytaknął. Zważywszy na jego styl życia Casanovy wnętrze było prawdopodobnie
wyposażone w wibrujące łóżka w kształcie serca i kule dyskotekowe.
- Czym ty się właściwie zajmujesz, Rafaelu?
- Tym i owym - wymamrotał.
Przeprowadziłam wstępne dochodzenie na jego temat, kiedy pierwszy raz zaczął
mnie podrywać, ale poza jego imieniem i statusem jedynego dziecka Cioci B, alfy Klanu
Hien, niczego się nie dowiedziałam. Należał do wyższego szczebla władz Gromady i jego
akta były niedostępne. śeby kopać głębiej musiałbym mieć nakaz.
Jednakże trochę popytałam również pośród kobiet boud. Nazywał się Rafael
Medrano. Do Gromady należały liczne firmy, a Rafael prowadził jedną z nich: Szperacze
Medrano. Kiedy magia doprowadzała jakąś konstrukcję do ruiny, rozcierała cały beton na
bezużyteczny pył, ale pozostawiała metal. Wtedy wkraczali szperacze - ratowali to, co dawało
się uratować i sprzedawali temu, kto zaoferował najwyższą cenę lub sami to kupowali. Praca
niosła ze sobą znaczne ryzyko, ale przy połowie świata leżącej w gruzach Rafael nie zastanie
bez pracy w najbliższym czasie.
Wziął moją torbę, otworzył drzwi i przytrzymał je otwarte dla mnie, gdy wnosiłam
Wybuchową Dziecinkę do środka. Drzwi wychodziły na przestronny salon z wysklepionym
sufitem. Podłoga była drewniana, dywan gładki i beżowy pasujący do ogromnej, miękkiej
kanapy pilnie strzeżonej przez przysadzisty, niski stolik z ciemnego drewna. Płaski ekran
wisiał na ścianie nachylony w stronę kanapy. Masywne sześciany drewnianych półek
wyściełały przeciwległą ścianę stanowiąc dom dla książek i płyt DVD.
Ściany były pomalowane niestandardowo, w jasno-brązowy i szary wzór
przypominający kamień. Nie ozdabiały ich żadne obrazy, ale zamiast tego Rafael miał
ekspozycję broni: miecze i noże we wszystkich kształtach i rozmiarach, jakie można sobie
wyobrazić. Miejsce było czyste, schludne i nie zagracone, wolne od bibelotów i rozrzuconych
poduszek. To był bardzo męski dom. Jakby wkroczyło się do azylu jakiegoś
średniowiecznego lorda z zamiłowaniem do częstego ścierania kurzy.
Rafael zamknął drzwi.
- Rozgość się. Moja lodówka jest twoją lodówką. Zmykam pod prysznic.
Umieściłam Wybuchową Dziecinkę pod oknem, żeby mieć do niej łatwy dostęp w
razie zagrożenia i usiadłam na kanapie. Nade mną kojący szum prysznica oznajmił, że Rafael
szoruje się do czysta. Zdrzemnął się w drodze do Zakonu, więc pewnie uda mu się przemienić
i nie stracić przytomności. Myśl o nagim Rafaelu pod prysznicem była szalenie rozpraszająca.
Nagle poczułam się bardzo zmęczona.
Zczołgałam się z kanapy i zmusiłam się, żeby pójść do kuchni. Zjedzenie czegoś
należącego do Rafaela nie wchodziło w rachubę. Zmiennokształtni przywiązywali szczególne
1
„Home, sweet home”
Ilona Andrews - Magic Mourns
tłumaczenie: AK
I beta: Agnieszka
2
znacznie do jedzenia. Zalecając się do swoich wybranków będą próbowali ich nakarmić.
Kiedyś tak właśnie wkopała się Kate: Władca Bestii Atlanty, naczelny Alfa Gromady i
Najwyższa Władza nakarmił ją rosołem. Zjadła go nie mając bladego pojęcia, co to znaczy, a,
jak sama twierdzi, Władca Bestii uznał to za niezwykle zabawne. Curran miał specyficzne
poczucie humoru. Koty. Dziwne stworzenia.
Wypróbowałam telefon. Brak sygnału. Magia wciąż była w górze.
Wróciłam na kanapę i tylko na chwilkę zamknęłam oczy.
Kuszący aromat mięsa połaskotał mnie w nozdrza. Gwałtownie otworzyłam oczy.
Rafael umyty i zniewalająco przystojny stał w kuchni przycinając kawałek befsztyka.
Ślina napłynęła mi do ust i nie miałam pewności, co wywołało tą reakcję: mężczyzna
czy stek. Prawdopodobnie jedno i drugie. Byłam bardzo głodna. I bardzo mocno pragnęłam
Rafaela. Nigdy nie powinnam tu przyjeżdżać.
Rafael spojrzał na mnie, jego oczy były jak błękitny ogień. Moje serce naprawdę
stanęło na chwilę.
- Gotuję dla ciebie obiad - powiedział. - Wstrząsające, prawda?
- Wiesz, że nie mogę go od ciebie przyjąć - odrzekłam.
- Dlaczego nie?
Potrząsnęłam głową.
Swobodnie obrócił nóż w palcach. Jego umiejętność posługiwania się nożem była
zadziwiająca. Iskra rozdrażnienia błysnęła w jego w oczach. Zawahał się.
- Wiem, że padasz z głodu. Skoro nie pozwalasz mi dla ciebie gotować, może
przynajmniej sama sobie coś przygotujesz?
Pierwszy raz widziałam, żeby się zirytował. Zeszłam z kanapy.
- Pewnie - odpowiedziałam.
Otworzył lodówkę. W jej głębi błyszczała skomplikowana sieć, zbiegająca się w
węzeł w kącie. Lodowy pająk. To kosztowało krocie. Ja, tak jak większość normalnych ludzi,
musiałam kupować kruszony lód od Wydziału do Spraw Wody i Kanalizacji, aby uchronić
moją lodówę przed ociepleniem się, gdy technika szwankowała i magia pozbawiała ją
elektryczności.
Rafael wyciągnął kolejny befsztyk i rzucił go na deskę obok swojego:
- Masz.
- Dziękuję.
- Proszę bardzo.
Patrzyliśmy się na siebie przez chwilę, po czym wzięłam solniczkę i zaczęłam
doprawiać swój stek.
Sunęliśmy po niewielkiej kuchennej przestrzeni, odgrodzeni przez wyspę i blaty,
niczym dwoje tancerzy, nigdy się nie dotykając, aż skończyliśmy obok siebie, smażąc nasze
befsztyki na bliźniaczych palnikach.
- Chciałbym tylko wiedzieć, czy mam jakieś szanse - wycedził przez zęby Rafael. -
Byłem cierpliwy.
- I jestem ci coś winna z tego powodu?
Ilona Andrews - Magic Mourns
tłumaczenie: AK
I beta: Agnieszka
3
Spojrzał na mnie spode łba.
- Chcę tylko odpowiedzi. Zrozum, to będzie już pół roku. Dzwonię do ciebie
codziennie - nie odbierasz moich telefonów. Próbuję się z tobą spotkać, a ty mnie spławiasz.
Ale równocześnie patrzysz na mnie, jakbyś mnie pragnęła. Po prostu powiedz mi „tak” lub
„nie”.
- Nie.
- Tak brzmi twoja odpowiedź, czy odmawiasz powiedzenia mi tego?
- Moja odpowiedź to ‘nie’. Nie prześpię się z tobą, Rafaelu. Nigdy cię nie
zwodziłam. Od początku mówiłam ci, że to się nigdy nie zdarzy.
Oczy Rafaela pociemniały.
- Niech ci będzie. Dlaczego?
- Dlaczego?
- Tak, dlaczego? Wiem, że mnie pragniesz. Widzę to na twojej twarzy, czuję zapach
tego na twoim ciele, słyszę to w twoim głosie. Właśnie dlatego ciągle wracam do ciebie jak
jakiś popieprzony idiota. Możesz przynajmniej powiedzieć mi dlaczego.
Przestałam zaciskać zęby. Ta rozmowa czekała na mnie od prawie sześciu miesięcy.
- Twoja matka jest dobrą osobą, Rafaelu. Jej klan jest dobrym klanem. Ale nie
wszędzie tak jest. Moja matka była najsłabszą z sześciu kobiet w małym klanie boud.
Pozostałe codziennie ją biły. Było tylko dwóch mężczyzn i moja matka nie znalazła
towarzysza. Kurde, jeśli jeden choć na nią spojrzał, reszta ją atakowała. W innych miejscach
nie przestrzega się tak restrykcyjnie Kodeksu. Nie ma żadnego Władcy Bestii, który by ich do
tego obligował i nie ma żadnych kar. Sami sobą rządzą, a stado jest tak dobre, jak dobra jest
jego alfa. Wiesz, co jest moim pierwszym wspomnieniem? Siedzę na ziemi, a nasza pieprzona
alfa, Clarissa, bije moją matkę cegłą po twarzy!
Rafael wzdrygnął się.
- Moja matka wcale nie chciała związać się z moim ojcem. Zmusili ją do tego, bo
kręciło ich, jakie to perwersyjne. Ojciec nie zdawał sobie z tego sprawy. Nie rozumiał pojęcia
gwałtu. Wiedział tylko, że jest tam samica, którą mu udostępniono. Przez trzy lata moja
matka była gwałcona przez człowieka, który rozpoczął swoje życie jako hiena. Miał zdolności
intelektualne na poziomie pięciolatka. A kiedy się urodziłam, zaczęli mnie bić, gdy tylko
nauczyłam się chodzić. Byłam zwierzoczłowiekiem. Wobec mnie nie obowiązywały żadne
zasady. Na mocy twojego cennego Kodeksu, byłam paskudztwem. Każda kość w moim ciele
została złamana zanim ukończyłam dziesięć lat. Gdy tylko się uleczyłam, atakowali mnie od
nowa. A moja matka nie mogła tego powstrzymać. Nic nie mogła zrobić. Oni by mnie zabili,
Rafaelu. Byłam mniejsza i słabsza od nich, a oni wciąż biliby mnie i bili, aż nic by ze mnie
nie zostało, gdyby moja matka nie zebrała w sobie tych drobnych strzępków odwagi, które jej
pozostały. śyję teraz, ponieważ złapała mnie i uciekała ze mną przez cały kraj.
Cała krew odpłynęła z jego twarzy, ale teraz było już za późno, żeby się zatrzymać.
- Kiedy Kate przyprowadziła mnie do twojej matki w czasie wybuchu magii, ciągle
próbowałam wyjść z wozu, bo byłam pewna, że Ciocia B mnie zabije. To właśnie znaczy dla
mnie ”bouda”, Rafaelu. Oznacza nienawiść, okrucieństwo i obrzydzenie.
Zsunęłam swoją patelnię z ognia, by ocalić na wpół spalony stek.
Ilona Andrews - Magic Mourns
tłumaczenie: AK
I beta: Agnieszka
4
- Więc nie chcesz być ze mną z powodu tego, czym jestem - odparł Rafael. - Nie
możesz być aż tak krótkowzroczna. To, co ci się przydarzyło, było okropne. Ale ja nie jestem
nimi. Nigdy bym cię nie skrzywdził. Moja rodzina, mój klan, my nigdy byśmy cię nie zranili.
My chronimy swoich.
- To czym jesteś, to tylko jeden z powodów. Gdybyś był innym mężczyzną, może
mogłabym sobie z tym poradzić. Ale ty jesteś typowym samcem boud. Ja pragnę miłości,
Rafaelu. Mogę na nią nie zasługiwać, po pewnych rzeczach, które zrobiłam, ale jej pragnę.
Chcę bezpieczeństwa i życzliwości w domu. Chcę monogamii i troski o moje uczucia. Co ty
masz mi do zaoferowania? Spałeś z każdą kobietą boudą, która nie jest z tobą spokrewniona.
Wszystkie cię miały, Rafaelu. Proponowały dać mi wskazówki, co lubisz w łóżku. Cholera,
nie wystarczyły ci boudy. Bawiłeś się z wilkami i ze szczurami, z szakalami... Dla ciebie
jestem po prostu kolejnym dziwadłem do przelecenia. Na Boga, utknąłeś kiedyś w
dziewczynie szakalu, gdy obydwoje byliście w formie bestii i musieli wezwać Doolittla, żeby
was rozdzielił. Co ty sobie myślałeś? Jesteś od niej cięższy o sto pięćdziesiąt funtów i nawet
nie należycie do tego samego gatunku!
- Miałem czternaście lat - warknął. - Nie zdawałem sobie z tego sprawy. A ona
kręciła mi przed nosem swoim tyłkiem...
- Jesteś jak łakome dziecko w lodziarni. Chcesz dostać wszystko, więc robisz z rożka
ten wielki, tęczowy bałagan i obżerasz się słodyczami, aż nie jesteś już w stanie nawet
myśleć. Nie znasz żadnych ograniczeń ani dyscypliny. Dlaczego miałabym zaangażować się
w związek z tobą? śebyś następnym razem, gdy któraś zakręci tyłkiem przed tobą, wystrzelił
za nią jak rakieta? No proszę.
Złapałam widelec, wbiłam go w swój stek i wymaszerowałam z kuchni wynosząc
mój zwęglony kawałek mięsa. Wyszłam na zewnątrz, wdrapałam się do Jeepa i
uświadomiłam sobie, że zostawiłam w środku swoje pistolety i kluczyki. Nie pozostało mi nic
innego, jak przeżuwać mój befsztyk. Naprawdę chciało mi się płakać.
Miałam totalnie przechlapane. Tak bardzo starałam się być człowiekiem, a on
wytrącił mnie z równowagi. Po prostu kompletnie się załamałam. Bicie, upokorzenie, strach -
zostawiałam te wszystkie rzeczy w przeszłości. Nawiązywałam kontakt z innymi boudami i
ani razu nie wywołały u mnie niepokoju. Ale przy nim to wszystko wróciło zalewając mnie
falą duszącego bólu.
Tylko Kate, boudy i Władca Bestii wiedzieli, czym byłam. Gdyby Gromada
dowiedziała się, że jestem zwierzoczłowiekiem, Władca Bestii obroniłby mnie przed
wyrządzeniem mi fizycznej krzywdy. Curran przemyślał sprawę zwierzoludzi i doszedł do
wniosku, że nie będzie tolerował eksterminowania nas. Ale przynajmniej część
zmiennokształtnych, wciąż będzie mną gardzić. Gdyby Zakon dowiedział się, czym jestem,
wylaliby mnie. Zakon nieprzychylnie patrzył na potwory w swoich szeregach, o ile nie byli w
pełni ludźmi.
Lata ukrywania się - najpierw w młodości, potem w czasie wyczerpującego
szkolenia w Akademii Zakonu; naciskanie aż do granic wytrzymałości, tortury fizyczne i
psychiczne; przekucie w nowy kształt, w nową mnie, a następnie służba w imię Zakonu.
Przeszłam przez to wszystko ściśle zachowując swoje człowieczeństwo i opanowanie, a co
mnie złamało? Rafael, z tymi jego błękitnymi oczami i ciepłymi dłońmi, i głosem, który
sprawiał, że miałam ochotę oprzeć się o niego i mruczeć...
Jak mogłam zakochać się w cholernym boudzie?
Ilona Andrews - Magic Mourns
tłumaczenie: AK
I beta: Agnieszka
5
Osunęłam się do przodu i oparłam głowę na kierownicy. Dlaczego powiedziałam mu
to wszystko? Co mnie opętało? Powinnam po prostu zbagatelizować jego zaproszenie na
kolację. Ale to gryzło mnie już od miesięcy i zwyczajnie nie mogłam się powstrzymać.
Czułam w środku tą gorzką pustkę, która sprawiała, że chciałam krzyczeć: „To nie w
porządku!” i nawet nie wiedziałam dlaczego.
To nie było w porządku. To nie było w porządku, że chciałam budzić się u boku
Rafaela. Nie było w porządku, że Rafael był boudą. I nie było w porządku, że przez
jedenaście lat boudy torturowały mnie i moją matkę.
Pół godziny później Rafael pojawiał się na ganku i przytrzymał otwarte drzwi.
Pozostanie w Jeepie byłoby dziecinne. Z resztą to, jak wcześniej wybiegłam, też było
dziecinne. Wzięłam swój widelec, wyskoczyłam z Jeepa i weszłam do środka z całą
godnością, na którą potrafiłam się zdobyć.
Rafael zamknął za mną drzwi. Jego oczy mieniły się dziwnym światłem. Złapał mnie
za ramiona i przyciągnął do siebie.
Oddech uszedł mi z płuc.
Spojrzał na mnie twardo.
- Dasz nam szansę.
- Co?
- To wszystko wydarzyło się zanim poznałem ciebie i zanim ty poznałaś mnie. Te
rzeczy się nie liczą. Nie mogłaś kontrolować swojej przeszłości, ale tu i teraz kontrolujesz
sytuację i dobrowolnie się poddajesz. Karzesz nas oboje za coś, co wydarzyło się pół życia
temu. To nie ma sensu.
Próbowałam się odsunąć, ale on trzymał mnie mocno.
- Nie było nikogo innego, odkąd cię poznałem. Byłem grzeczny i nie myśl, że to z
powodu braku kręcących się tyłków. Czy kiedykolwiek widziałaś mnie z inną kobietą, odkąd
się poznaliśmy? Czy słyszałaś, bym spotykał się z inną kobietą? Te same kobiety, które
chciały udzielać ci wskazówek, powiedziałby ci, że nie tknąłem nikogo, od kiedy cię
ujrzałem. Jesteś o nie zazdrosna? O to chodzi?
Poczułam gorąco na twarzy i wiedziałam, że się rumienię. Byłam zazdrosna. O nie
wszystkie.
- Andreo, nie możesz być zazdrosna o kogoś, z kim spotykałem się, zanim cię
poznałem. Wtedy nie widziałem, że istniejesz. Teraz nie pragnę nikogo innego. A może masz
kogoś innego?
Potrząsnęłam przecząco głową.
- Dużo o tobie myślę. Myślisz czasem o mnie, Andreo? Nie okłamuj mnie.
- Tak! - warknęłam czując, że moja twarz płonie. - Tak, myślę! Przez cały czas. Nie
mogę przestać o tobie myśleć. A chciałabym!
Przytulił mnie tak mocno, że niemal zatrzeszczały mi kości.
- Stałaś się nową osobą, ja również. Zasługujemy na pieprzoną szansę. Pragnę cię, a
ty pragniesz mnie. Dlaczego nie jesteśmy razem? Dam sobie radę z twoimi kompleksami,
jeśli ty poradzisz sobie z moimi, ale jeżeli wciąż za bardzo się boisz, żeby chociaż spróbować,
to nie jesteś warta, by na ciebie czekać. Zostało mi jeszcze trochę cholernej dumy i nie
zamierzam czekać wiecznie.
Ilona Andrews - Magic Mourns
tłumaczenie: AK
I beta: Agnieszka
6
Pozwalał mi odejść.
Mogłam albo przejąć teraz kontrolę, albo odejść. Zacisnęłam zęby. To była moja
decyzja. Należała do mnie, brałam za nią pełną odpowiedzialność i żadne wspomnienia nie
sprawią, że skulę się i ucieknę od niego. Do cholery, byłam tego warta. On był tego warty.
Zrobiłam coś, o czym marzyłam, odkąd zobaczyłam go po raz pierwszy. Upuściłam
widelec i pocałowałam go.
Nawet nie doszliśmy do sypialni na górze.