0
Tonya Wood
Dochodzi północ
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
1
ROZDZIAŁ 1
Zegar wskazywał 21. 50. Byli spóźnieni. Według planu porwanie
powinno się rozpocząć o 21. 45. Niestety pojawiły się kłopoty z
przebraniem. Kierowca samochodu porywaczy (właściwie była to
luksusowa limuzyna) zapomniał o czarnych lakierkach, które miały być
dopełnieniem jego uniformu szofera. Zamiast nich założył różowo-białe
adidasy. Nie stanowiło to jednak zbyt wielkiego problemu, bo
prawdopodobnie mało kto będzie się przyglądał jego stopom. Za to ze
spodniami policjanta był prawdziwy kłopot, gdyż to on miał grać główną
rolę w porwaniu.
- Ten cholerny zamek nie chce się zapiąć - narzekał policjant. - Nie
masz agrafki lub czegoś podobnego?
Szofer prowadził limuzynę drogą dojazdową do posiadłości
Connoverów. Jak okiem sięgnąć stały wszędzie - niczym na paradzie -
mercedesy i porsche. Księżyc oświetlał połyskujące złotem i srebrem
dekle.
- Przecież wiesz, że nie mam agrafki - odparł szofer. - Trzeba było
pomyśleć o tym przed wyjściem z domu.
- Och, mamusiu, tak mi przykro.
- Cóż, jesteśmy dzisiaj drażliwi. Po prostu trzymaj to ręką.
- Dopiero bym wyglądał... Gdzie są kajdanki?
- Na siedzeniu.
- Cholera! A gdzie czapka? Miałem ją przed chwilą... Szofer
westchnął.
- Jest z tyłu. Mógłbyś się już uspokoić? Nie pierwszy raz to robimy.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
2
- Ale nigdy przedtem nie miałem zepsutego zamka u spodni. Wiesz
przecież, jak się wczuwam w swoją rolę. Co ze mnie za policjant z
otwartym rozporkiem?... Poczekaj, chyba go zasunąłem. Jeśli nie będę
oddychał, to wszystko będzie w porządku.
- Cudownie! Więc nie oddychaj.
Limuzyna zatrzymała się przed rezydencją Connoverów.
Wybudowano ją wysoko na wzgórzu, skąd roztaczał się widok na San
Diego. W oddali słychać było odgłosy eleganckiego przyjęcia.
- Jesteśmy. Masz wszystko?
- Wszystko oprócz tlenu.
Policjant gwizdnął cicho, patrząc na pałac usadowiony na zboczu. -
Spójrz na to... Całkiem przytulna chatka.
- Jeśli ktoś lubi mauzolea, to owszem, wspaniała. Czekaj, przypiąłeś
sobie odznakę do góry nogami... Teraz dobrze. Wiesz, wcale nieźle
wyglądasz w tym mundurze. Jeśli kiedyś zdecydujesz się skończyć z
porwaniami, to możesz zacząć pracować w policji.
- To jest myśl!
Mick Connover nie bawił się zbyt dobrze, jednak jego twarz tego nie
zdradzała. Zachowywał się dzisiaj najlepiej jak potrafił. Tańczył,
rozmawiał i obsługiwał gości - przynajmniej tyle mógł zrobić dla starszego
brata. Znosił tę przedślubną histerię, zachowując pozory dobrego humoru.
Za niecałe dwadzieścia cztery godziny Marshall będzie człowiekiem
żonatym. Mick podziwiał wszystkich, którzy decydowali się na ten
ostateczny krok. On, Mick, może odegrać z powodzeniem swoją rolę i
uśmiechać się przez cały wieczór pod warunkiem, że nie złapie go skurcz
mięśni twarzy.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
3
Na szczęście czekał ich później wieczór kawalerski. Nie wiedział, co
zaplanowali przyjaciele Marshalla, ale na pewno będzie to bardziej
zabawne niż pogryzanie rybich jajeczek i gawędzenie z dwiema setkami
nieznajomych.
Mick obiecał sobie na wypadek własnych przedślubnych obchodów -
jeśli taki szczęśliwy dzień kiedykolwiek nastąpi - że nie będzie wtedy nic z
tych rzeczy, które tak lubi jego wielkoświatowa rodzina. Będzie to, być
może, pieczenie małży nad morzem albo piwo i precle w barze Webba.
Starał się wyobrazić sobie swoją dystyngowaną matkę wznoszącą toast za
pomyślność młodej pary kuflem pełnym piany. Nagle usłyszał głos: -
Michael James! Jak to miło cię widzieć.
Mick odwrócił się do srebrnowłosej kobiety, która poklepywała go
po ramieniu. Skądś ją znał, chociaż nie mógł przypomnieć sobie jej
nazwiska. Było bardzo prawdopodobne, że jest jakąś daleką krewną. Nikt
inny by się nie odważył nazywać go „Michael James".
- Co słychać? - odpowiedział uprzejmie. - Mnie także miło znów
panią widzieć. Wygląda pani uroczo.
Uśmiechnęła się pokazując ślady rozmazanej ciemnoczerwonej
szminki na przednich zębach.
- Dziękuję. Dlaczego nie widziałam cię w sali bankietowej?
„Bo piłem piwo w kuchni" - pomyślał, a głośno odpowiedział: - Och,
byłem gdzieś tutaj. Dobrze się pani bawi?
- Świetnie. Obiad był znakomity, a orkiestra... Cóż, po prostu brak
mi słów. Jestem także zadowolona z wyboru, jakiego dokonał twój brat,
kochanie. Tamara to urocza, naprawdę urocza dziewczyna. Twoi rodzice
muszą być zachwyceni.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
4
- Szaleją z radości - odparł Mick. - Czy mogę panią przeprosić?...
- A tak przy okazji, czy widziałeś dzisiaj Cherise?
- Nie sądzę. - Mick nie miał pojęcia, kim jest Cherise.
- Och, nie poznałbyś mojej małej dziewczynki. Zbędne kilogramy
zniknęły i wygląda teraz prześlicznie.
- Będę się za nią rozglądał, ale jeśli mi pani wybaczy...
- Przepraszam, panie Connover. - Jeden z kelnerów dotknął jego
ramienia. - Ma pan gości.
Mick spojrzał na tłum na parkiecie tanecznym.
- Zauważyłem.
- Nie, proszę pana. - Kelner obejrzał się nerwowo. - Ten gość jest...
inny. Czeka na pana w holu, przy wejściu.
Zaintrygowany Mick po raz trzeci przeprosił matkę Cherise i
wymykając się chyłkiem kolejnej grupie krewnych, okrążył bufet i
prześliznął się przez drzwi wiodące do głównego holu. Wykorzystał
okazję, by rozluźnić muszkę, która go dusiła.
Nagle jego buty zahamowały na marmurowej posadzce, bo oto w
cieniu ulubionej afrykańskiej palmy swojej matki dostrzegł policjanta w
pełnym rynsztunku, z bronią i kajdankami, mierzącego go groźnym
spojrzeniem. Zamarł w bezruchu.
Kelner miał rację. Ten gość był inny.
- Podobno pan mnie szuka - Mick zwrócił się powoli do policjanta,
nie spuszczając oka z broni. „Czyżby ostatnio popełnił coś sprzecznego z
prawem ? Na pewno nie, tylko w kwietniu łowił ryby bez karty
wędkarskiej. Ale o tym przecież nie mogli się dowiedzieć. "
- M. J. Connover?
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
5
Ten facet mówił jak sobowtór Clinta Eastwooda -chrapliwie i bez
wyrazu.
- We własnej osobie - odrzekł Mick. - Co mogę dla pana zrobić?
- Sierżant Morgan. Niestety, muszę pana aresztować.
- Co takiego?
- Za naruszenie przepisów o ruchu drogowym. Najwidoczniej
zignorował pan wezwanie.
- Jakie wezwanie? Do tej pory nie dostałem żadnych wezwań!
- O tym porozmawia pan już z sędzią. Idziemy. Ma pan prawo nie
odpowiadać na pytania...
Mick nigdy przedtem nie był aresztowany i brakowało mu
doświadczenia. Sierżant Morgan odczytał znudzonym głosem
przysługujące mu uprawnienia, a następnie skuł mu ręce za plecami.
- Pan chyba żartuje! - Mick nie mógł uwierzyć w to, co się działo. -
Kajdanki? Za złamanie przepisów drogowych?
- Takie zarządzenie, proszę pana.
Był skuty jak zwykły przestępca z powodu kilku mandatów za złe
parkowanie, jakie zebrał w ciągu ostatnich paru miesięcy. Mick naprawdę
nie mógł przypomnieć sobie żadnych wezwań. Zamierzał wcześniej czy
później zapłacić za te cholerne mandaty, bo zawsze tak robił.
Na szczęście w pobliżu nie było żadnego świadka tego zajścia. Lokaj
zniknął, podobnie jak zdenerwowany kelner. Mick nie zamierzał zakłócać
rodzinnej uroczystości nieoczekiwanym wypadkiem. Przy odrobinie
szczęścia może zdoła wszystko załatwić i zdąży wrócić na przyjęcie,
zanim ktoś zauważy jego nieobecność.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
6
Sierżant Morgan zacisnął silnie dłoń na ramieniu Micka i zaczął go
eskortować przez frontowe drzwi po białych marmurowych schodach
wiodących na dziedziniec. Wymyślnie ukształtowany teren wokół
posiadłości był pięknie iluminowany. Reflektory oświetlały majestatyczne
palmy, wypieszczone klomby i iskrzące się fontanny. Soczysto zielonemu
żywopłotowi wokół dziedzińca nadano kształty ptaków - oczywiście z
inspiracji jego matki.
- Wspaniała noc na aresztowanie - zauważył lakonicznie Mick.
Dostrzegł ciemnoszary elegancki samochód z przyciemnionymi
szybami stojący na dziedzińcu. Silnik był włączony. Nigdzie nie dostrzegł
śladu policyjnego auta.
- A gdzie jest pański wóz? Czy nie moglibyśmy pojechać z
włączonymi światłami i na sygnale? Zawsze o tym marzyłem.
Sierżant Morgan nie był ubawiony.
- Dlaczego ja zawsze trafiam na komediantów? Proszę iść za mną.
- Czy ktoś już panu mówił, że byłby z pana świetny sobowtór Clinta
Eastwooda?
Wąskie usta policjanta wykrzywiły się w grymasie, który mógł być
uśmiechem.
- Po prostu wykonuję swoją robotę, kolego. Jesteśmy. Zatrzymali się
przy luksusowym aucie. Mick zbity
z tropu patrzył to na sierżanta, to na samochód.
- Pojadę tą limuzyną? To w takim razie czym przewozicie sprawców
napadów na banki? Odrzutowcem?
Policjant otworzył tylne drzwi. Mick zdążył jedynie zauważyć
kosztowną szarą tapicerkę, bo nagle nasunięto mu na oczy opaskę.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
7
- Hej, co jest grane...
- Witaj na swoim wieczorze kawalerskim! - powiedział sierżant
Morgan. - Zostawiam cię teraz w rękach Stevie. Baw się dobrze, koleś.
Oszołomiony Mick milczał przez chwilę. Przy niewielkiej pomocy
ze strony sierżanta Morgana zanurkował nosem w tylne siedzenie obite
miękką skórą.
- Zaraz - wydusił z siebie stłumionym głosem. -Coś wam się
poplątało. Ja nie jestem...
Drzwi auta zamknęły się. Mick usłyszał dwa lekkie stuknięcia w
dach - policjant dawał sygnał do odjazdu. Samochód ruszył cicho, bez
świateł. Mick prostując się na siedzeniu, uderzył kolanem o coś twardego.
- Och! Co tu jest, do diabła?
- To zasuwa - powiedział kobiecy głos. - Uderzył się pan o krawędź
zasuwy. Wszystko w porządku?
Coś takiego! To był bez wątpienia kobiecy głos!
Stephanie Elizabeth Knight była w znakomitym nastroju. Uwielbiała
prowadzić limuzyny. Jazda w dół po krętych górskich drogach tak dużym
samochodem dostarczała jej mocnych wrażeń. Nie otarła się o żadne
drzewo, nie ścięła nawet najmniejszego krzaczka. Było to spore
osiągnięcie, zważywszy wąską drogę po której jechała.
Krajobraz podkreślał również uroki chwili. San Diego błyszczało w
dole jak diamentowy pył rozsypany na czarnym aksamicie. Światło
księżyca rozpływało się.
Mick siedział bez ruchu. Zapomniał o tępym rwaniu w kolanie.
Przesłonięte oczy i skute ręce przypuszczalnie uwrażliwiły go na dźwięki,
bo wydało mu się, że nigdy w życiu nie słyszał bardziej słodkiego i
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
8
uwodzicielskiego głosu. Ten głos był miękki, przyjemny, z odrobiną
południowego akcentu.
- Słucham? - powiedział. Dobiegł go stłumiony śmiech.
- Czy wszystko w porządku? Może pan wierzyć lub nie, ale ja
specjalizuję się w bezbolesnych porwaniach.
- Bezbolesnych?
- Niech się pan nie martwi, wynagrodzę to panu. Dotąd nie miałam
jeszcze ani jednej skargi od żadnej z moich ofiar.
- W to mogę uwierzyć. - Mick odchrząknął. - Na imię ma pani
Stevie?
- Stevie. Niech pan wygodnie usiądzie i odpręży się, panie Connover.
Dzisiejszej nocy czeka pana dużo wrażeń w wodach zatoki i drżało wraz z
falami lekkiego przypływu. Stevie głęboko odetchnęła, starając się
zapamiętać ten urzekający obraz i pozwoliła, by ogarnął ją całkowity
spokój.
Widok we wstecznym lusterku także był przyjemny. Oceniła ofiarę
dzisiejszego porwania mimo jej częściowego zamaskowania jako całkiem
atrakcyjną. Marshall John Connover miał szczękę Mela Gibsona i usta jak
Don Johnson - to dopiero było połączenie! Jego włosy koloru ciemnego
miodu były proste, gęste i błyszczące; uroczo zwichrzone opadały na
opaskę. Nic dziwnego, albowiem sierżant nie był zbyt delikatny, gdy
wpychał go do samochodu. Będzie musiała porozmawiać z Morganem o
wczuwaniu się przez niego w rolę twardego faceta, bo zbytnio go
ponosiło.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
9
- Twój głos brzmi dziwnie w zestawieniu z imieniem „Stevie" -
padło z tylnego siedzenia. - To pseudonim? Chyba większość porywaczy
używa pseudonimów.
Uśmiechnęła się.
- To przezwisko. Moi przyjaciele i zakładnicy nazywają mnie Stevie,
bo prawdziwe imię zupełnie do mnie nie pasuje.
- Pewnie nie zdradzisz mi prawdziwego imienia...
- Oczywiście, że nie - przerwała Stevie, skręcając gwałtownie, żeby
ominąć oszalałą ze strachu wiewiórkę. - Nie zamierzam podawać
prawdziwego imienia. Czyżby pan nic nie wiedział o kodeksie porywaczy?
- Przepraszam, ale to mój pierwszy raz i naprawdę nie wiem, czego
mogę oczekiwać.
- Niech więc pan pozwoli się oświecić, panie Connover. Ponieważ
jest to pana ostatnia noc jako wolnego człowieka - jeśli mogę tak to ująć -
więc pańscy przyjaciele chcą mieć pewność, że pan jej nigdy nie zapomni.
A moja firma specjalizuje się w organizowaniu niezapomnianych wrażeń.
Mick skinął głową.
- Rzeczywiście pracujecie w niekonwencjonalny sposób. - Swędział
go nos, więc próbował przechylić głowę, żeby potrzeć nim o oparcie. -
Musicie mieć wzięcie.
- Dziękuję. Mam nadzieję, że Morgan nie obszedł się z panem zbyt
brutalnie.
- Morgan? - Mick zmarszczył brwi pod opaską. -Ach, ten policjant.
- To mój wspólnik. Z zawodu jest aktorem i bardzo poważnie
podchodzi do swoich ról.
- Zauważyłem to. A gdzie on się podział?
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
10
- Zostawił swój samochód na samym końcu podjazdu przy domu
pana rodziców - powiedziała Stevie. - Ma dzisiaj do załatwienia jeszcze
jedno małe zlecenie.
- Powiedz mu, Stevie, że ogląda za dużo filmów z Clintem
Eastwoodem. Poza tym był dość autentyczny. Cały ten wieczór będzie mi
naprawdę trudno zapomnieć.
- Jak to mówią, „jeszcze wszystko przed panem". -Stevie nacisnęła
klawisz na desce rozdzielczej i delikatna fortepianowa muzyka popłynęła z
wbudowanych głośników stereo. - Powiedziano mi, że pan bardzo lubi
tego pianistę. Zna pan tę taśmę?
Nagle przyszła mu do głowy pewna myśl i zamilkł na chwilę.
Najwidoczniej to przyjaciele Marshalla zaaranżowali tak nietypowy wstęp
do wieczoru kawalerskiego. Porwanie, limuzyna, muzyka, także Stevie -
wszystko to miało zaskoczyć narzeczonego.
Gdyby był prawdziwym mężczyzną, to natychmiast położyłby kres
tej zabawie. Powiedziałby Stevie, że porwała nie tego co trzeba „M. J.
Connovera", wróciłby na przyjęcie, zjadłby jeszcze trochę kawioru i
próbowałby nie zasnąć z powodu totalnej nudy. Właśnie tak powinien
zrobić.
- Długo pan milczy, panie Connover - powiedziała Stevie.
"Panie Connover". - Mick zachwycił się sposobem, w jaki wymówiła
jego nazwisko. Wypowiadała słowa z delikatnym przeciąganiem, ze
śladem południowego akcentu. „Panie Connover"...
- Proszę mówić do mnie Marshall - odrzekł, przepraszając brata w
myśli.
- Niech będzie Marshall.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
11
Stevie jeszcze nigdy nie miała tak fascynującego widoku we
wstecznym lusterku - dostrzegła na jego ustach przelotny uśmiech.
Zastanawiała się, jakiego koloru oczy kryją się pod opaską.
W ostatniej chwili zwróciła uwagę na ostry zakręt. Gwałtownie
szarpnęła kierownicą. Koła skręciły, rozpryskując żwir na miękkim
poboczu.
- Przepraszam - powiedziała cicho. - Na chwilę się zapomniałam.
- W porządku. - Mick uśmiechnął się. - Jednak przejażdżka byłaby
bardziej interesująca, gdybym widział, gdzie jesteśmy. Jaką mam szansę
na zdjęcie opaski?
- Żadnej. Anonimowość jest ważną częścią mojej pracy. Im mniej
ludzi może mnie rozpoznać, tym lepiej mogę służyć klientom.
- A więc naprawdę żyjesz z porywania ludzi? Twój numer jest w
książce telefonicznej?
- Na pewno nie pod „Porwania". - Była rozbawiona. -
Specjalizujemy się także w robieniu ludziom wymyślnych dowcipów, w
organizowaniu niezapomnianych urodzin, rocznic i uroczystości z okazji
przejścia na emeryturę. Lista usług nie ma końca.
Mick rozjaśnił się w tak czarującym uśmiechu, że jego ciepło
mogłoby zamglić szybę wstecznego lusterka.
- I oczywiście w dzikich wieczorach kawalerskich?
- Faktycznie, dziś przyłożyliśmy do tego rękę - wyznała Stevie,
próbując zignorować jego uśmiech, ale nie było to wcale łatwe. -
Przynajmniej zrobił to Morgan. To dodatkowy powód, dla którego wolę
się nie ujawniać. On jest znany, a raczej znają go z organizowanych przez
niego wieczorów kawalerskich. I to nie z powodu dobrego smaku.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
12
- To właśnie lubię - skomentował Mick. - Już nie mogę się doczekać.
- Niestety, będziesz musiał - powiedziała wesoło Stevie. - Zgodnie z
planem mam cię trzymać pod kluczem do północy.
- A co będzie o północy?
- Coś o czym ja już wiem, a ty dowiesz się później. - Stevie skręciła
na szosę prowadzącą do San Diego. -Teraz chyba zapoznam cię ze
„Smakiem Nieba".
- Co takiego? - Mick starał się, aby jego głos brzmiał nonszalancko,
ale wcale mu się to nie udało.
- „Smak Nieba". Nie mów mi, że nigdy o tym nie słyszałeś.
- Słyszałem - wymamrotał - tylko nigdy nie... próbowałem.
- Biedny, zdemoralizowany człowieku. Widzisz, do czego dochodzi,
gdy tkwi się w twoim przedziale podatkowym. Nigdy nie doświadczysz
przyjemności płynącej z korzystania z barów szybkiej obsługi. Czuję, że
muszę cię dzisiaj sporo nauczyć.
- Przepadłem. Nie tylko skuto mi ręce, zasłonięto oczy, ale jeszcze
zostanę zgubiony.
Stevie uśmiechnęła się do wstecznego lusterka.
- Zamierzam zadbać o twoją edukację, Marshall. Żaden mężczyzna
nie powinien kroczyć nawą kościelną, zanim wcześniej nie pozna „Smaku
Nieba".
- Całkowicie się z tobą zgadzam - odrzekł Mick z głębi serca.
Piętnaście minut później Stevie wjechała na teren „Niebiańskiego
Zajazdu". Jak wyjaśniła swojemu więźniowi, hamburgery były tam takie
sobie, ale oddałaby życie za potrójną porcję lodów w czekoladzie.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
13
- Pewnie dlatego nazywają je „Smakiem Nieba"? -skojarzył Mick.
Westchnął. Nie do końca był pewien, czego naprawdę się spodziewa po
zapowiedziach Stevie, lecz poczuł się trochę zawiedziony.
- Jaki jesteś domyślny! Mają tu dwadzieścia dwa smaki. Wymienić
je?
- To zajmie trochę czasu. Nie boisz się, że obsługa zacznie coś
podejrzewać?
- Masz na myśli opaskę i kajdanki? Sądzisz, że rzucasz się w oczy?
Szyby są przyciemnione i z zewnątrz przez nie nic nie można zobaczyć.
Może spróbujesz tych o nazwie „owoc pożądania"? Byłoby to właściwe w
przypadku mężczyzny będącego tuż przed ślubem.
„Już niedługo" - obiecał sobie Mick - już niedługo powiem jej
prawdę. Zaraz po lodach".
- Tak, „owoc pożądania" będzie dobry.
Stevie zatrzymała się na samym końcu parkingu, w pobliżu
kontenera ze śmieciami „Niebiańskiego zajazdu", na którym namalowano
błyszczące aureole.
Usiadła przy więźniu uzbrojona w tuzin serwetek i „Smak Nieba".
- Co robisz? - Mick poczuł, że Stevie wpycha mu coś za kołnierzyk
koszuli.
- To serwetka. Potrzebujesz śliniaczka, jeśli mam cię nakarmić
lodami, bo strasznie ciekną.
- Nie zamierzam tak siedzieć i dawać się karmić. Gdybyś zdjęła mi
kajdanki...
- Nic z tego. Otwórz usta.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
14
- Ależ to cholernie żenujące! Może przynajmniej zdejmiesz mi
opaskę, żebym widział, co jem.
- Cieknie mi po ręku - Stevie zlizała z palców roztopioną strużkę. -
Mmm... Pyszne. Nigdy jeszcze nie jadłam lodów o tym smaku. Jeśli nie
będziesz grzecznym chłopcem i nie pozwolisz mi się nakarmić, to sama
zjem wszystko.
- Coś mi mówi, że mogłabyś to zrobić. - Mick poczuł
niespodziewane zimno na ustach i instynktownie zlizał lody o świeżym
owocowym smaku ze słodką czekoladą. - To niesamowite uczucie.
Zwykle nie jadam tego, czego nie widzę.
- Są niezłe, prawda? - podpowiedziała Stevie, uśmiechając się do
niego, a właściwie do chłopięcego grymasu jego wyrazistych ust. Jeszcze
nigdy takich u nikogo nie widziała... Były pełne wyrazu, czułe, kapryśne
i... zmysłowe, nawet z resztkami lodów w kącikach. Znowu spróbowała
sobie wyobrazić jego oczy. - Jedzone w taki sposób powinny ci nawet
bardziej smakować. Kiedy traci się wzrok i dotyk, pozostałe zmysły się
wyostrzają.
Mick gotów był w to uwierzyć. W tej chwili zmysły miał
skoncentrowane na czymś bardziej intrygującym niż lody. Dręczyła go
Stevie. Czuł niezwykłą, wręcz hipnotyczną mieszaninę bzu i piżma w jej
perfumach. Zmysłowy głos dziewczyny niepokoił go, bo napełniał wnętrze
samochodu klimatem erotyzmu. Ta chwila była cudowna. Ta noc była
cudowna.
- Mogę cię o coś zapytać? - powiedział. Przyglądała się, jak wolno i
delikatnie zlizywał lody i nagle poczuła przeszywający głęboko dreszcz.
Policzki ją paliły, a gorąca krew pulsująca w ramionach i dłoniach mogła
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
15
roztopić lody. Była tym faktem zażenowana i próbowała nad sobą
zapanować, zadowolona, że on nie widzi jej twarzy.
- Proszę, pytaj - odrzekła.
- Jak wyglądasz?
Mick musiał to wiedzieć. Głos miała cudowny. Była inteligentna, z
poczuciem humoru i emanowała zmysłowością. Kobieca i niezależna.
Czuł, że taka jest w istocie, ale nie miał pojęcia, jak wyglądała?
Doprowadzało go to do szaleństwa. - Jeżeli nie chcesz odsłonić mi oczu, to
przynajmniej opisz mi siebie, bo ciekawość mnie zabije.
Stevie uśmiechnęła się. Wolna ręką zdjęła czapkę szofera,
potrząsnęła głową i fala miękkich jak jedwab czarnych włosów opadła na
jej ramiona.
- Dobrze - powiedziała figlarnie. - To chyba niczemu nie zaszkodzi.
Mam rude włosy. W szkole wszyscy nazywali mnie „Marchewka".
- Długie?
- Krótkie.
- Proste?
- Kręcone. I mam piegi - dodała w nagłym przypływie natchnienia.
Jej śniada cera była bez skazy. Miała naturalną, ciemną karnację, która
zawsze sprawiała wrażenie świeżo opalonej. - Cierpię na przekleństwo
rudowłosych: jasną cerę i epidemiczny wysyp piegów.
Mick zmarszczył brwi.
- Twój głos wcale nie brzmi jak głos rudzielców.
- A jak brzmią ich głosy?
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
16
- No... nie wiem. Jakie masz oczy? Może zgadnę? -Nie mógł się
mylić, musiała mieć niebieskie oczy. Czuł to przez skórę. - Niebieskie,
prawda?
- Niestety. - Stevie patrzyła na niego roziskrzonymi błękitnymi
oczami. - Są piwne. Trochę zielone, kiedy jestem ubrana na zielono, a
brązowe, kiedy na brązowo. - Wytarła rogiem serwetki strużkę lodów
płynącą po jego brodzie. - Co jeszcze chciałbyś wiedzieć?
- Jesteś wysoka?
Stevie miała 158 cm wzrostu i kiedy prowadziła duży samochód,
musiała siedzieć na poduszce.
- Coś ci powiem. Jeśli nie wołano na mnie „Marchewka", to
nazywano mnie „Tyczką". - Coraz trudniej było jej zachować powagę,
więc pokryła swój śmiech udawanym kaszlem. - Skoro już zaspokoiłam
twoją ciekawość, będziemy jechać. Dochodzi północ.
- Czy samochód zmieni się w dynię o północy?
- Nie - odpowiedziała Stevie. - Z wybiciem północy rozpoczyna się
piętnasty dzień czerwca, dzień twojego ślubu. Chyba nie zapomniałeś? -
Nagle jej śmiech zgasł.
„Dzień twojego ślubu" - przez kilka ostatnich minut nie pamiętała o
głównym wydarzeniu. Marshall Connover, mężczyzna o pięknie
wykrojonych ustach i zmysłowym uśmiechu, bierze jutro ślub. Stevie
potrząsnęła głową i mruknęła cicho, drwiąc z samej siebie. Mocno
nacisnęła czapkę z powrotem na głowę, zakazując sobie patrzeć na niego i
myśleć o nim. - Przed tobą wieczór kawalerski. Pijaństwo zacznie się o
północy. Gość honorowy nie może się spóźnić.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
17
- Nie jestem... - Mick usłyszał odgłos otwierania i zamykania drzwi i
zdał sobie sprawę, że Stevie wysiadła. - Nie jestem gościem honorowym -
powiedział, będąc sam w pustym samochodzie. - Na imię mam Mick. Mój
brat Marshall jest panem młodym, to wszystko.
Nie było takie trudne - teraz tylko musiał to powtórzyć, kiedy ona
wsiądzie z powrotem.
Stevie wyrzuciła pozostałości po lodach do kontenera i wślizgnęła
się za kierownicę. - Za kwadrans dwunasta. Nie możemy się spóźnić.
- M y zdążymy - mruczał do siebie Mick. - Tylko biedny Marshall
nie zdąży.
Zapaliła silnik.
- Co mówiłeś?
- Nic takiego.
Mick powtarzał sobie w myślach: „Przepraszam, że nie
powiedziałem tego wcześniej. Powinienem. Naprawdę chciałem
powiedzieć, ale było tak wspaniale...
Za pięć dwunasta zatrzymali się przed hotelem „Hyatt Regency".
Stevie zostawiła samochód na luzie, otworzyła drzwi od strony pasażera i
pomogła Mickowi się wydostać. Potknął się o krawężnik i oboje z trudem
zachowali równowagę.
- Przepraszam - mruknęła Stevie.
- Chyba jednak nie jesteś wysoka.
- Ależ jestem, i to bardzo - wzięła go za ramię i prowadziła po
chodniku przed hotel. Przechodnie zatrzymywali się i gapili na nich. Nie
obchodziło jej to wcale. Już dawno przestała się przejmować opinią innych
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
18
ludzi. - Jesteśmy - powiedziała wesoło. - Dostarczyłam cię bezpiecznie na
miejsce i nie będę odpowiadać za twój stan po tym przyjęciu.
- Jesteśmy, ale gdzie? - zapytał Mick, chcąc zyskać na czasie.
- „Hyatt Regency Hotel". Twoi przyjaciele wynajęli tu salę balową.
- Nie zrobili tego.
Stevie spojrzała na niego podejrzliwie.
- Oczywiście, że zrobili. Byłam tu wcześniej i widziałam dekoracje,
łącznie z dwumetrowym papierowym tortem. Bóg raczy wiedzieć, co tam
Morgan umieścił w środku.
- To nie byli moi przyjaciele - odrzekł Mick. – Nie jestem
Marshallem, ale jego bratem. Mam na imię Mick - wydusił to w końcu z
siebie, chociaż bez wdzięku i taktu.
- O czym ty mówisz? - zapytała oszołomiona Stevie. - Powiedziałeś
mi, że jesteś „M. J. Connover". To samo mówiłeś też Morganowi.
- Rzeczywiście jestem „M. J. Connover", Michael James. Przyjaciele
i porywacze nazywają mnie Mick. To mój starszy brat, Marshall John
bierze jutro ślub. Czy ten, kto was wynajął, nie dał wam jego zdjęcia?
- Ależ tak! Twoi, to znaczy, jego przyjaciele pokazali nam odbitkę,
zresztą niezbyt dobrą, ale z pewnością była na niej twoja podobizna.
Złociste włosy, metr osiemdziesiąt wzrostu...
- Stevie, Marshall też ma blond włosy i tyle samo wzrostu, co ja.
Zapadła cisza. Stevie próbowała zebrać rozproszone myśli.
- Lepiej wyślij taksówkę po Marshalla - zasugerował kwaśno Mick.
Na jej ustach pojawił się uśmiech. Powinna być wściekła, ale nie
była. Gdzieś w podświadomości druga Stevie poczuła teraz przypływ ulgi
zmieszanej z poczuciem winy. Jakie to dziwne - żonaty czy wolny, ten
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
19
mężczyzna należał do klas posiadających. A Stevie Knight była uczulona
na te wysokości.
- Dlaczego to zrobiłeś? - zapytała w końcu. - Dlaczego wcześniej nie
powiedziałeś mi, że porwaliśmy niewłaściwego człowieka?
Kąciki ust wygięły mu się w zwodniczym uśmiechu.
- Zbyt dobrze się bawiłem.
Stevie zaśmiała się do siebie, kiwając głową.
- „Zbyt dobrze się bawiłem" - przedrzeźniała go cicho - Masz rację,
trzeba wysłać taksówkę po Marshalla, ale najpierw...
- Kajdanki? - zapytał Mick z nadzieją w głosie.
- Za chwilę.
Usta Stevie były lekko rozchylone, a na policzki powrócił rumieniec.
W ciągu ostatnich trzech sekund podjęła decyzję opartą wyłącznie na
nagłym, pełnym przewrotności impulsie. Zresztą w ten sam sposób
podejmowała większość decyzji. Życie jest zbyt krótkie, żeby pozwalać
sobie na długie rozważania.
Delikatnie dotknęła palcami jego brody i przesunęła kciukiem po
dolnej wardze. Prawie umknęło jej uwadze, że gwałtownie wciągnął
powietrze.
- M. J. Connover, byłeś bardzo miłym więźniem i masz najbardziej -
wręcz niewiarygodnie - zmysłowe usta, jakie dotąd w życiu widziałam.
Uśmiechnęła się, wspięła na palce i pocałowała go. Czapka spadła jej
z głowy.
Mick był oszołomiony. Czuł jej pocałunek na ustach, delikatny jak
erotyczny szept, miękki i ciepły. Pachniała bzem i świeżym nocnym
powietrzem, a jej dłoń parzyła mu policzek. Nie panując nad sobą, jęknął
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
20
cicho, rozchylił usta i oddał jej pocałunek z intensywnością, od której
zamierało serce i wzrastało pulsowanie krwi.
Ta kobieta działała na niego jak żadna inna, a on nie mógł jej
dotknąć ani nawet zobaczyć. Jeżeli będzie to trwało jeszcze z pół minuty,
to całkiem zwariuje.
Stevie wreszcie oderwała się od niego. Oddychała gwałtownie i
błądziła wzrokiem po jego twarzy.
- A więc teraz już wiem - wyszeptała. Głos miała dziwnie
zachrypnięty. Drżącymi palcami wyciągnęła z kieszeni mały kluczyk i
wcisnęła mu go do rąk wciąż skutych za plecami. - Będziesz musiał
znaleźć kogoś, kto otworzy kajdanki. Sporo ludzi ci się przygląda, więc
nie powinieneś mieć trudności.
- Zaczekaj...
- Naprawdę muszę już iść, bo inaczej Marshall nie dotrze na własne
przyjęcie. Do widzenia, M. J. Connover. To był niezapomniany wieczór.
- Zostawisz mnie tutaj w takim stanie? - Usłyszał, jak zamykają się
drzwi samochodu. - Przynajmniej odsłoń mi oczy, do cholery! Nawet nie
wiem, jak wyglądasz!
Stevie wychyliła głowę przez okno.
- Mówiłam ci przecież... Marchewka. Tyczka. Czy ktoś byłby łaskaw
pomóc temu biednemu człowiekowi? - zawołała.
Samochód ruszył, a wtedy M. J. Connover wypowiedział bardzo
brzydkie słowo.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
21
ROZDZIAŁ 2
Panna młoda promieniała szczęściem. Pan młody był nieco blady, a
jego świadek miał czerwone pręgi na nadgarstkach. Ślub odbywał się w
ogrodzie rezydencji Connoverów. Przed popołudniowym słońcem zgroma-
dzone towarzystwo chroniła ogromna srebrzysta markiza. Mick był
głęboko wdzięczny za cień, jaki dawała, ponieważ cały czas cierpiał z
powodu następstw wieczoru kawalerskiego swojego brata. Światło go
raziło, hałas ogłuszał, a ruch drażnił. Podczas ceremonii zamarł w
bezruchu, raczej z rezygnacji niż z szacunku. W myślach złożył za brata
osobistą przysięgę:, Ja, Michael James Connover, uroczyście ślubuję nie
tknąć ani kropli alkoholu aż do śmierci... "
Wieczór kawalerski, to dopiero było przeżycie! Marshall dotarł na
miejsce spóźniony o jakieś trzydzieści minut, tłumacząc to faktem
uprowadzenia z domu rodziców przez olbrzymiego goryla. Mick
przypomniał sobie, że Stevie porównała siebie do tyczki. Czy możliwe,
żeby to była ona?
- Słyszałeś jej głos? - zapytał.
Marshall popatrzył na niego jak na wariata i zapytał:
- Jej głos? Dlaczego myślisz, że to była ona?
- Czy słyszałeś?
- Nie wiem doprawdy, jak rozróżnia się płeć goryli, ale jeżeli to była
kobieta, to miała głos jak Clint Eastwood i uścisk jak Rambo. Skąd masz
ten dziwaczny kapelusz?
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
22
Mick dotknął czapki szofera, którą miał na głowie. Podniósł ją z
chodnika, gdy portier po długich wahaniach dał się w końcu namówić na
uwolnienie jego rąk z kajdanek.
- Dlaczego dziwaczny? To pamiątka po porywaczu, który pachniał
bzem.
- Na pewno. - Marshall się uśmiechnął.
- Pocałowała mnie. Najpierw mnie skuła i zawiązała oczy, a potem
pocałowała.
- Jasne. - Marshall był niewzruszony. - Może byś się tak przerzucił,
braciszku, na piwo imbirowe?
Zniechęcony Mick poszedł prosto do baru. Dwie godziny później
ledwo pamiętał własne imię, za to nie mógł zapomnieć głosu Stevie.
Gdyby chociaż miał jakieś dane, które mógłby połączyć z tym głosem.
Adres, telefon, nazwisko czy numer rejestracyjny limuzyny. Cokolwiek.
Czuł się niesamowicie przygnębiony. Trudno na tym świecie odnaleźć
kobietę żyjącą z porywania mężczyzn i z radością ich wykorzystującą.
Lekko podpity, pogrążony w melodramatycznym nastroju rozmyślał nad
jej utratą.
O świcie przyszła ponura rzeczywistość w postaci okropnego kaca.
Rozważył kolejność działania: odszuka ją, jest to tylko kwestia
dowiedzenia się, który z przyjaciół Marshalla zatrudnił Stevie. Voila,
wkrótce znowu znajdzie się obok czarującego zamachowca i tym razem
nie będzie musiał trzymać skutych rąk za plecami.
Mick wzmocnił się trzema podwójnymi aspirynami i dzięki temu był
w stanie wykonywać obowiązki świadka. Po ceremonii rozpoczęło się
przyjęcie. Nie miał serca, ani tym bardziej głowy, która wciąż go bolała,
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
23
do brania w nim udziału. Zastąpił szampana napojami bezalkoholowymi i
zatańczył z kilkoma kobietami parę spokojnych kawałków. Uśmiechał się
widząc, że nie on jeden na tym przyjęciu jest blady, stąpa ostrożnie i popi-
ja sodę. Stevie miała rację: Morgan z całą pewnością wiedział, jak
urządzać wieczory kawalerskie, oceniając tych, którzy ten wieczór
przetrwali.
Po dwóch godzinach Mick poczuł nareszcie apetyt. Podszedł do
bufetu i zjadł trochę świeżych owoców. Niezłe, ale potrzebował czegoś
bardziej konkretnego. Ten krem z homara pachniał serem i czymś
jeszcze... Bzem?
Bez?
Perfumy Stevie! Czuł zapach jej perfum. Nie mógł się mylić, to było
właśnie niezwykle zmysłowe połączenie bzu i piżma. Mick obrócił się na
pięcie i przyjrzał przesuwającej się ciżbie. Otaczali go radośnie uśmiech-
nięci, piękni ludzie, z równo opaloną skórą. Niektórych znał, innych nie. O
ile mógł dostrzec, nie było pomiędzy nimi rudowłosej kobiety - co go
zresztą nie zaskoczyło. Już wcześniej podejrzewał, że barwny opis Stevie
był zmyślony. Nie miał pojęcia, jak wyglądała, ale mógł postawić swoje
dwie ostatnie aspiryny na to, że nie ma rudych włosów.
Poruszając się powoli wśród tłumu, zatrzymywał się przy
blondynkach i brunetkach, dyskretnie je wąchając. Aromat bzu unosił się
delikatnie w powietrzu, ale Mick nie był w stanie zidentyfikować jego
źródła. Zatrzymał oczy na platynowej blondynce o okrągłych kształtach,
która wyglądała na miłośniczkę dobrej zabawy. Przysunął się bliżej, aby
rozpoznać jej perfumy i o mało co nie został spoliczkowany. „To na
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
24
pewno nie Stevie" - pomyślał. Instynktownie wiedział, że tamta oryginalna
dama zastosowałaby raczej prawy sierpowy niż lekki policzek.
Po dziesięciu minutach wąchania różnych perfum oczy Micka
łzawiły, a mieszanina zapachów płynąca od otaczających go kobiet
wprawiła go w oszołomienie. Czując się niezręcznie, powrócił do bufetu,
gdzie czekała na niego matka z krewetkowym ptysiem w ręku.
- Czy mógłbyś mi powiedzieć, co robiłeś? - zapytała. Mick
westchnął. To nie był dobry dzień.
- Byłem wśród gości - odpowiedział. - Wiesz, przebywałem... w
towarzystwie. Zawsze mi powtarzasz, że przy takich okazjach powinienem
bardziej udzielać się towarzysko.
- Michael, kochanie... Ty wąchałeś ludzi?
Mick dotknął złocistych włosów matki delikatnie, tak aby nie
naruszyć jej fryzury. Rochelle Connover słynęła z tego, że mówiła
dokładnie to, co myśli, za co rodzina i przyjaciele podziwiali ją i
jednocześnie się jej obawiali.
- Cóż za głupstwo, mamo. Oczywiście, że nie. Nie zrobiłbym tego. -
Mick skupił całą uwagę na pasztecie z wątróbek. - Nie widziałaś
przypadkiem mojej bratowej? Jeszcze z nią nie tańczyłem.
- Z pewnością Tamara nie może się doczekać -odparła sucho matka. -
Kochanie, proszę, nie rób dzisiaj niczego dziwnego.
Mick przywołał na twarz swój najsłodszy uśmiech.
- Jestem posłuszny.
- Mój drogi, gdybyś taki był, to prowadziłbyś teraz interesy razem z
ojcem, a nie sklep sportowy. Mieszkałbyś w przyzwoitym domu, a nie w
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
25
lepiance i jeździłbyś normalnym samochodem zamiast gruchotem bez
drzwi.
- Jeepem, mamo. To jeep.
- I na pewno nie kręciłbyś się wśród ludzi, żeby ich wąchać. - Wzięła
go za ramię i odciągnęła od zatłoczonego bufetu. - Jestem twoją matką i
chcę, żebyś mi zaufał.
- To przez tę dziewczynę - odpowiedział szybko Mick z
rozbrajającym uśmiechem. - Związała mnie i karmiła lodami. Pachniała
bzem. Próbowałem ją odszukać.
- Teraz wszystko jest jasne. Dziękuję, że podzieliłeś się tym ze mną.
Mick uśmiechnął się i wsunął do ust krakersa.
- Możesz się zrelaksować, mamo i cieszyć przyjęciem -
odpowiedział.
- Doceniam twoją radę - odrzekła niepewnie i odchodząc pokręciła
głową.
Mick długo się nie uśmiechał. Cóż, u licha, zaczął wyprawiać? Jeden
powiew bzu, a on już nurkuje w tłumie jak ogar na tropie. Bóg raczy
wiedzieć, do czego byłby zdolny, gdyby odnalazł kobietę pachnąca bzem...
„Przepraszam, czy już wcześniej nie czułem pani perfum? I d i o t o !
Przecież Stevie nie mogła być na tym ślubie. Nie była przyjaciółką rodziny
i nawet nie wiedziała, jak wygląda Marshall. Zatrudniono ją do zor-
ganizowania wieczoru kawalerskiego i to wszystko".
Po prostu musi być cierpliwy. Pierwszy pomysł był najlepszy:
pomówi z przyjaciółmi Marshalla, wykryje, kto ją wynajął i zaaranżuje
odpowiednią sytuację.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
26
„Cierpliwy - pomyślał i westchnął. - To nigdy nie było moją mocną
stroną".
- Muszę ci to powiedzieć: źle się tu czuję i uważam, że powinniśmy
już wyjść.
- Jeszcze chwilkę. - Stevie wzięła Morgana pod rękę i uśmiechnęła
się do niego. - Przyszliśmy przecież dopiero dziesięć minut temu.
- Nigdy nie zrozumiem, dlaczego przyprowadziłaś mnie na tę
imprezę. Do cholery, zeszłej nocy byłem tu dwukrotnie i moim ostatnim
życzeniem było wracać tu dzisiaj ponownie - odparł Morgan.
Nagle się rozjaśnił i uśmiechnął jak mały chłopiec.
- Czy już ci mówiłem, że wczoraj jedna z zaproszonych pań
zemdlała, kiedy zobaczyła mnie w przebraniu King Konga? Co prawda,
nie upadła na podłogę, ale...
- Jakże się cieszę.
…ale omdlenie było prawdziwe. Podtrzymał ją jeden z kelnerów.
Jeśli tak było, to mój King Kong naprawdę musiał wydać się bardzo
prymitywny, wręcz doskonały!
- Jedynie twoja skromność może rywalizować z twoim talentem -
powiedziała Stevie.
Morgan uśmiechnął się, przyjmując tę uwagę ze spokojem
właściwym ich długiej przyjaźni. Po raz pierwszy spotkali się cztery lata
temu, kiedy Stevie najechała na czerwonym świetle na tył jego
samochodu. Morgan był jej za to niezmiernie wdzięczny. Miał już dość
starego gruchota i czekania całymi latami na to, że się zepsuje, co nigdy
zresztą nie nastąpiło. Niszcząc mu samochód, Stevie natychmiast zdobyła
jego przyjaźń. Oczywiście z początku obawiała się młodego człowieka,
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
27
który zaraz po zderzeniu o mało nie połamał jej kości w żelaznym uścisku
i który nazwał się jej dozgonnym dłużnikiem. Nie uznała tego za
racjonalne zachowanie. Cztery lata później byli nadal najlepszymi
przyjaciółmi, a nawet wspólnikami, ale Stevie wciąż nie była pewna, czy
jej partner jest rozsądny.
- Cieszy mnie, że doceniasz mój talent - zauważył uprzejmie
Morgan. - Możemy już iść? Mam dzisiaj obiecującą randkę i muszę
uprzątnąć śmieci z samochodu.
Stevie pociągnęła opierającego się towarzysza w stronę bufetu.
Jedzenie zawsze go uszczęśliwiało.
- Zaraz pójdziemy - obiecała - ale najpierw muszę znaleźć Tamarę i
złożyć jej życzenia. Już i tak czuję się winna, że nie zdążyłam na ślub.
- To nie była twoja wina - odpowiedział Morgan, którego uwagę
całkowicie pochłonęły krewetkowe ptysie. - Po prostu złapaliśmy gumę.
- Mimo wszystko żałuję, że mnie na nim nie było.
Oczy Stevie obserwowały nieznajome twarze. Próbowała opanować
podniecenie. „M. J. Connover", czyli „Mick dla przyjaciół i porywaczy" -
był tu gdzieś. Przygryzła wargę, zastanawiając się, czy jest w pobliżu i czy
ewentualnie by ją rozpoznał. „Głupia - pomyślała o sobie. - Oczywiście, że
nie". Wtedy miał zawiązane oczy, a ona sama opowiadała bzdury o swoim
wyglądzie. Nigdy jej nie pozna, nawet za milion lat, i o to właśnie
chodziło.
- Już poszukałaś? - zapytał Morgan.
- Nie... Nie widzę go.
Uśmiech rozjaśnił opaloną twarz Morgana.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
28
- "Jego"? No, moja droga, a ja myślałem, że przyszliśmy złożyć
gratulacje twojej koleżance ze szkoły. Czy coś mi się pomyliło?
- Nie. - Policzki Stevie zapłonęły. - Przejęzyczyłam się. Już ci
mówiłam, że Tamara i ja byłyśmy dobrymi przyjaciółkami w Vassarze.
Jest bardzo miła, świetnie wygląda...
- Nie musisz jej zachwalać - przerwał wesoło Morgan. - To przecież
dzięki niej mieliśmy wczoraj robotę i nieźle zarobiliśmy. Dla mnie twoja
przyjaciółka to klejnot.
- Jesteś niezwykle wrażliwy. Co to za szczęście, że...
Nagle zamarła w bezruchu z uniesioną ręką i otwartymi ustami. Stał
tam, na odległość stołu, Mick Connover o pięknych ustach i mocno
zarysowanych szczękach. Aż zaparło jej dech na widok tego mężczyzny.
Oczy miał brązowe; piękny odcień czekolady, brąz ze słonecznymi
iskierkami. Na kilka sekund zagubiła się w nich, ale zaraz zdała sobie
sprawę, że patrzą wprost na nią. Są szeroko otwarte i badawcze.
On ją poznał.
Spuściła wzrok. Nie mogła złapać oddechu, skamieniała z
zaskoczenia, czuła pulsowanie krwi i starała się pozbierać myśli. Nie,
oczywiście, że nie poznał, przecież nie mógł jej znać.
Przywołała na twarz uśmiech i przytuliła się do Morgana. Teraz nie
miała wyboru, musiała grać przez najbliższe parę minut. Nie było
możliwości, żeby Mick mógł ją rozpoznać. Żadnej. Była całkowicie
bezpieczna. Gdyby go tylko wtedy nie pocałowała...
W tej samej chwili kiedy ją zobaczył, wiedział, że to ona. Stała jakieś
półtora metra od niego w pozie wyrażającej pełne zaskoczenie. Jej włosy,
czarne jak heban i sięgające ramion, lekko falowały na wietrze. Prawie
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
29
czuł ich miękkość. Dziewczyna była drobna, miała mniej niż metr
sześćdziesiąt wzrostu. Wzrokiem ogarniał delikatny zarys ciała spowitego
w biały jedwab. Była olśniewająca, doskonała. Na brązowej skórze nie
było żadnych piegów ani skazy. A oczy... wprost niewiarygodne. Miały
kolor nieba w ciepły letni dzień. Krystalicznie niebieskie. N i e b i e s k i e .
Stevie. Wyglądała zupełnie inaczej, niż to wynikało z jej własnego
opisu, a jednak Mick był pewien, że to ona. To było coś więcej niż
przebłysk świadomości. Więcej niż przeczucie, niż nękający go zapach
bzu. Serce biło mu dwa razy szybciej niż zwykle, żołądek był boleśnie
ściśnięty, skóra go paliła. Jego ciało rozpoznało tę dziewczynę.
Zamrugała powiekami i odwróciła od niego wzrok. Z wielkim
trudem zapanowała nad swoim zachowaniem. Uśmiechała się już -
spokojna i elegancka dotykała lekko łokcia swojego towarzysza. Nikt by
nie podejrzewał, że ta subtelna piękność była zdolna do wykorzystania
swojej przewagi wobec bezbronnej ofiary porwania.
- I dzięki Bogu, że tak się stało - mruknął Mick, przepychając się
przez tłum i nie spuszczając oczu z jej lśniących czarnych włosów. „Nie
odchodź, Kopciuszku, odnalazłem cię i nie mam zamiaru cię stracić" -
myślał.
Serce Stevie biło w szalonym rytmie z powodu niepewności.
Ponieważ panika była obca jej naturze, wmawiała sobie, że taka jej reakcja
na obecność M. J. Connovera wynika tylko z niezręcznej sytuacji. Źle się
stało, że uległa wtedy impulsowi i go pocałowała. Ten niewinny postępek
dużo ją teraz kosztował.
Palcami jak kleszcze ścisnęła ramię Morgana.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
30
- Wystarczy tego jedzenia - powiedziała słabym głosem. - Jeżeli się
teraz nie ruszymy, to nigdy nie znajdziemy Tamary, a wtedy spóźnisz się
na swoją randkę.
- Wiesz, jak mnie zachęcić - odrzekł, zgarniając ostatniego ptysia. -
Czekaj, czekaj... Jeszcze nie próbowałem tych skrzydełek. Przecież wiesz,
jak lubię słodko-kwaśne...
- Proszę o wybaczenie - przed nimi stanął Mick Connover - ale
według mnie jest pani wczorajszym porywaczem. Zastanawiam się, czy
nie zawołać służby bezpieczeństwa.
Uśmiech Stevie zniknął na ułamek sekundy. Spodziewała się tego,
lecz w tej chwili nie była jeszcze przygotowana. Jej ostrożne spojrzenie
napotkało hipnotycznie wpatrzone w nią oczy Micka wypełnione głębokim
światłem.
- Nie sądzę, byśmy się znali - powiedziała zimnym głosem, z
udanym zdziwieniem unosząc brwi do góry. Z trudnością rozluźniła
uchwyt palców na ramieniu Morgana. - Czy my się kiedyś spotkaliśmy?
W brązowych oczach Micka pojawił się uśmiech. " Jest świetna -
pomyślał. - Prawie, chociaż nie całkiem, przekonywająca".
- Niezupełnie - odpowiedział. - A przynajmniej nie oficjalnie.
Dopiero teraz mógł dobrze się przyjrzeć mężczyźnie, który
towarzyszył Stevie. Natychmiast rozpoznał jego zielone oczy o ciężkich
powiekach.
- Och, jeszcze jeden stary znajomy - pan sierżant. Podoba się wam
przyjęcie? Szkoda, że moja matka właśnie odeszła, bo z pewnością
chciałaby was poznać.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
31
Stevie spojrzała na Morgana, ale ten miał twarz bez wyrazu i nie
zamierzał powiedzieć ani słowa. Kiepsko improwizował i była pewna, że
od niego nie uzyska pomocy.
- Przyjęcie jest znakomite, lecz obawiam się, że pan nas z kimś
pomylił - odpowiedziała.
- To niemożliwe. Was nie można z nikim pomylić rzucił swobodnie
Mick. - Przy okazji, Stevie, mam twoją czapkę. Spadła ci wczoraj w nocy,
kiedy mnie całowałaś.
Morgan zakrztusił się. Stevie uderzyła go w plecy zaciśniętą dłonią.
- Już dobrze, Morgan?
- Coś mi wpadło nie tam, gdzie trzeba - wydusił z siebie.
- Powinieneś bardziej uważać - uprzejmie doradził Mick.
- Jedno z nas na pewno powinno uważać. Stephanie, chyba musimy
odszukać Tamarę. Robi się późno.
- Tak... naturalnie. - Stevie głęboko odetchnęła, wyraźnie potrzebując
więcej powietrza. Patrzyła zdezorientowana na chłopięcy, niesforny
uśmiech Micka Connovera. Gdyby zdradzał najmniejszą choćby niepew-
ność, łatwiej byłoby jej poradzić sobie w tej sytuacji. Czuła się całkowicie
wytrącona z równowagi i nie mogła przyjść do siebie. W jaki sposób, do
licha, zdołał ją rozpoznać?
- Ach, więc jesteście przyjaciółmi panny młodej -stwierdził Mick. -
Tego bym się nie spodziewał, bo Tamara jest zrównoważona i
odpowiedzialna. Stevie, czy ona wie, że porywasz ludzi?
- Nie mam pojęcia, o czym pan mówi. - Przyglądał jej się z dziwną
uwagą, co bardzo ją denerwowało. -Sądzę, że nie czuje się pan najlepiej -
dodała rozdrażniona. - Powinien pan zasięgnąć porady lekarza. Zwykle na
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
32
takich zgromadzeniach bywa paru psychiatrów i na pewno znajdzie się
ktoś, kto zechce udzielić panu fachowej porady.
- Z pewnością - zgodził się Mick. Zagubił się w jej oczach. Były
wspaniałe, pełne ognia i czaru, ukrywające tajemnicę. - Doskonale
pamiętam twój głos - kontynuował, wyciągając jednocześnie rękę, by
musnąć jej policzek. - Nie można zapomnieć tego słodkiego południowego
akcentu.
- Pan nie może pamiętać mojego głosu - odpowiedziała Stevie,
cofając się przed delikatnym dotykiem - ponieważ nigdy wcześniej ze sobą
nie rozmawialiśmy.
- I nigdy mnie nie porwałaś?
- To chyba jasne - próbowała mówić bez charakterystycznego
akcentu, skracając samogłoski i uważając na wymowę „r". - Pamiętałabym
to, gdybym pana porwała.
Mick zaśmiał się.
- Nie rób tego. Nie udawaj, bądź po prostu sobą.
Miał całkowitą rację. Stevie poczuła, jak gdzieś w głębi niej budzi
się chęć do śmiechu. Stłumiła ją.
- Dziękuję za radę, ale taka już jestem. Mick przybrał zasmucony
wyraz twarzy.
- Zupełnie pewna, że mnie nie pocałowałaś?
- Absolutnie.
Z niecierpliwością szarpnęła rękę Morgana, który stał w miejscu i
wpatrywał się z uwagą w Micka Connovera. - Idziesz, Morgan?
Przypomnij sobie o randce i śmieciach w samochodzie.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
33
- Za moment. - Morgan wykrzywił usta w złośliwym uśmiechu. - Ta
cała rozmowa o porywaniu i całowaniu trochę mnie zmyliła. Jestem
zaskoczony.
- Ja również - mruknął Mick - chociaż nie mogę powiedzieć, żeby mi
się to nie podobało. Z pewnością wkładasz w swą pracę całe serce, Stevie.
Stevie odwróciła się do Morgana, odrzuciła do tyłu włosy i
wygładziła na biodrach białą jedwabną suknię. „Kiedy inne sposoby
zawodzą, wtedy zmyślaj" - przypomniała sobie czyjąś radę.
- Temu biednemu człowiekowi coś się przywidziało - powiedziała. -
Najlepiej go zignorować. Czy moglibyśmy już pójść złożyć życzenia
Tamarze?
Mick wybuchnął śmiechem.
- Do licha, jesteś świetna. W porządku, możemy się tak bawić... na
razie. Znajdziecie Tamarę i Marshalla na tarasie, S t e p h a n i e. Robią
tam zdjęcia.
Stevie obejrzała się, cały czas powstrzymując uśmiech.
- Żegnam pana, panie Connover.
- Błąd - odrzekł Mick słodziutkim głosem. - Skąd pani wie, jak się
nazywam?
Trafił. Jej wzrok splótł się z jego spojrzeniem. Była urzeczona
wesołością, łagodnością i złocistym światłem, które zobaczyła w jego
oczach. Nieoczekiwanie zaśmiała się.
- A więc dobrze zgadłam - odpowiedziała.
Mick z dziwną miną patrzył na odchodzących. Miał do niej mnóstwo
pytań, na przykład o nazwisko, adres, numer telefonu, powiązania z niby-
Eastwoodem. Ich lista ciągnęła się bez końca.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
34
Pytania bez odpowiedzi zawsze niepokoiły Michaela Jamesa
Connovera. Nigdy nie mógł zostawić krzyżówki, zanim jej nie rozwiązał
do końca. Czytając kryminały, zaczynał od ostatniego rozdziału. Zawsze
wiedział wcześniej, jakie dostanie prezenty gwiazdkowe.
Na rozwiązanie aktualnie dręczących go zagadek dał sobie
dwadzieścia cztery godziny.
- W niezłą historię nas wpakowałaś - zauważył Morgan.
Szli po wykładanej płytkami ścieżce, która wiodła na taras wśród
bujnych, soczystych drzew. Otaczający ich ogród był rozplanowany na
siedmiu różnych poziomach, a na każdym z nich kwitły orliki, róże, astry i
dalie. Słońce żarzyło się nisko nad ziemią i jego ostatnie blaski oświetlały
tę bajeczną scenerię. Wyszukana, poetyczna atmosfera przyjęcia w ogóle
nie docierała do Stevie.
- Nie wiem, o czym mówisz - odrzekła. - Ciekawe, ile Connoverowie
wydają na nawozy?
- Prawdopodobnie więcej niż ja na czynsz - powiedział Morgan. -
Proszę cię, nie zmieniaj tematu. Czy mogłabyś mi łaskawie wyjaśnić, co
zaszło wczoraj między tobą a panem Connoverem?
- Nic.
Morgan westchnął i wzniósł oczy do nieba.
- Wybacz jej, Panie - mruknął - bo nie wie, co mówi.
- W porządku. Pocałowałam go. - Stevie wzruszyła ramionami,
unikając wzroku Morgana. - Co jeszcze? Jestem nieco impulsywna.
- No, nie! - jęknął Morgan, wytrzeszczając oczy. Naprawdę?
- Z pewnością nie brałam pod uwagę tego, że może mnie rozpoznać.
Kiedy go całowałam, nic nie widział. Gdybym wiedziała, że ma promienie
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
35
rentgenowskie w oczach, nigdy bym tego nie zrobiła. Żałuję. Przepraszam.
Koniec opowieści.
- Tak po prostu?
- Tak po prostu.
Morgan posłał jej nieżyczliwe spojrzenie i krzywy, zagadkowy
uśmiech.
- Biedna dziewczynka. Jeszcze tyle musisz się nauczyć.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
36
ROZDZIAŁ 3
Mick uważał się za rozsądnego faceta. Wiedział, że Marshall i
Tamara spędzają noc poślubną w prezydenckim apartamencie hotelu
Hilton. Zakłócenie im nocy poślubnej rozmową telefoniczną byłoby
niegrzeczne i nietaktowne, poczekał więc do godziny ósmej następnego
ranka i wtedy zadzwonił.
Po szesnastu dzwonkach Marshall podniósł słuchawkę. Jego głos
brzmiał bardzo nieprzyjaźnie.
- Kimkolwiek jesteś, mam nadzieję, że to, z czym dzwonisz, jest
ważne.
- Dzień dobry, braciszku - powiedział Mick radośnie. - Wyglądałeś
już przez okno? Jest piękny dzień. Ptaszki, słoneczko, same miłe rzeczy...
Nastąpiła długa przerwa.
- M i c k? To ty?
- Naturalnie, że ja. Któż inny dzwoniłby do ciebie w pierwszy
poranek miodowego miesiąca?
- Nie wierzę... Jest ósma rano!
- Na dobrej zabawie czas prędko schodzi, prawda? Słuchaj,
chciałbym porozmawiać z Tamarą.
Jeszcze dłuższa przerwa.
- Z Tamarą? Dzwonisz, żeby pomówić z Tamarą?
- No, tak. Daj jej słuchawkę, dobrze?
- Mick, do cholery, znowu piłeś?
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
37
- Przysięgam, ani kropelki. Wczoraj razem z tobą złożyłem ślub, że
od tej pory tylko woda mineralna i piwo imbirowe. Pozwól mi teraz
pomówić z twoją żoną. Proszę, to ważne.
Podczas gdy Marshall mu wymyślał, Mick siedział na łóżku i
skopywał narzutę na podłogę. Jego „lepianka" w letnie poranki była
spowita słonecznym blaskiem. Okna sypialni wychodziły na wschód i
otwierały się wprost na słońce i skaliste, zieleniejące wzgórza. To właśnie
było sanktuarium Micka, jego prywatna przestrzeń życiowa. Zupełnie
rozluźniony grzał się w promieniach słońca aż do momentu, w którym
usłyszał przerwę w wywodach Marshalla.
- Doskonale cię rozumiem - powiedział. - Chcesz mojej głowy na
tacy i poćwiartowanego ciała. Jednak pozwól mi porozmawiać z twoją
żoną, a zostawię was w spokoju.
Musiał poczekać, aż brat przekaże słuchawkę Tamarze i uśmiechnął
się, słysząc słowa przeprosin za to, że nie jest jedynakiem.
- Miło cię słyszeć. - Głos Tamary był zaspany i lekko rozbawiony. -
Oboje bardzo się za tobą stęskniliśmy.
- To wspaniale, że mnie tak kochacie - odrzekł Mick. - Słuchaj,
bardzo przepraszam za ten telefon, ale mężulek zgarnął cię wczoraj, zanim
zdążyłem z tobą pogadać.
- Co mogę na to poradzić? - Tamara ziewnęła w słuchawkę. - Pod
wpływem miłości mężczyźni robią różne rzeczy.
- Rozmawiałem wczoraj na przyjęciu z twoją przyjaciółką, Stevie
czy Stephanie, czy jakoś tak. Drobna, czarne włosy, niebieskie oczy...
Zabójczy uśmiech. Opowiedz mi o niej.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
38
- Och, to Stevie Knight znana też jako Stephanie Elizabeth Knight.
Byłyśmy razem w Vassarze.
- I co dalej?
- Mieszka w San Diego, przy zatoce.
- I co jeszcze?
- Jest wspaniała, inteligentna, z poczuciem humoru, spontaniczna...
- T o j u ż wiem.
- Nie jest zamężna ani też zaręczona, jeśli o to ci chodzi. - Usłyszał
kolejne ziewnięcie. - Zadzwoń do niej, Mick. Numer znajdziesz w książce.
To już wszystko?
- Niezupełnie. - Mick stał, przyciskając ramieniem słuchawkę do
brody i wciągając dżinsy. - Dzisiaj jest piątek, więc pewnie nie ma jej w
domu. Wiesz, gdzie pracuje?
- Ach, to tak. - Głos Tamary zabrzmiał wyraźniej, tak jakby zmieniła
pozycje ciała na siedzącą. - Nie możesz się doczekać, prawda? Prowadzi
interes z przyjacielem, niejakim Morganem Jonesem. Firma nazywa się
„Wydarzenia Niezwykłe" i jej telefon jest również w książce.
- Co to za dziwna nazwa?
- Rozmowa skończona - odezwał się Marshall, który stracił
cierpliwość. - Moja żona i ja spieszymy się na lotnisko i zamierzamy
spędzić cztery cudowne tygodnie, żeglując wokół greckich wysp, gdzie
nikt nie będzie mógł nas budzić telefonami o ósmej rano. Pa, Michael
James.
- Poczekaj! Zapytaj Tamarę, czy Stevie i ten Morgan...
- Przykro mi, koleś. Moja żona jest teraz zajęta i będziesz musiał
znaleźć sobie inną osobę do telefonicznej pogawędki.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
39
- Właśnie próbuję - odparł Mick. - Właśnie próbuję.
„Wydarzenia Niezwykłe" zajmowały skromne biuro w centrum San
Diego, na trzecim piętrze budynku „Walker Bank", dzieląc je z dwoma
towarzystwami ubezpieczeniowymi i jedną agencją. W deszczowe dni
Stevie pilnie pracowała przy biurku i jadła lunch z papierowej torby.
Kiedy świeciło słońce, rozkładała koc na wąskim pasku trawy przed
budynkiem i raczyła się posiłkiem na oczach przechodniów. Na szczęście
dla niej pogoda w San Diego sprzyjała piknikom.
W piątek było podobnie. Pachnące słodko powietrze i niebo o
pięknym odcieniu błękitu wykluczały zajęcia przy biurku. Stevie
podwinęła nogi, siedząc na kocu i sączyła lodowatą wodę sodową
obserwując, jak wokół spieszy się świat. Zazwyczaj lubiła patrzeć na tę
gorączkową atmosferę w porze posiłku. Dzisiaj jednak czuła się trochę
niespokojna, ponieważ wspomnienie ciemnych oczu i figlarnego uśmiechu
pewnego mężczyzny wywoływało nadal dziwny skurcz żołądka.
Nie, wcale nie miała zamiaru myśleć o Micku Connoverze, o jego
szczupłym, giętkim ciele, o ledwo zauważalnym uśmiechu ani też o
zwodniczo brązowych oczach...
Stevie znała siebie dobrze, swoje mocne i słabe strony. Była
romantyczką, ale i realistką. Jako dziecko odebrała pewną lekcję, której
nie chciała powtarzać w dorosłym życiu. Teraz i zawsze będzie unikać
mężczyzn mających pieniądze i władzę, zaś Mick Connover posiadał w
nadmiarze jedno i drugie. Postanowiła nie rozmyślać o tym, co nie może
się zdarzyć. Koniec, kropka.
Wkrótce jednak została wystawiona na ciężką próbę, bo mężczyzna,
o którym zdecydowana była więcej nie myśleć, usiadł nagle obok niej na
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
40
kocu. Mick przeszedł metamorfozę od czasu, kiedy widziała go ostatnio.
Kosztowny smoking został zastąpiony dżinsami, tak starymi i spranymi, że
były prawie białe. Koszuli z miękkiego drelichu przydałoby się
prasowanie. Zza przeciwsłonecznych okularów nie było widać ciemnych
oczu, ale ku swojemu zdumieniu - rozpoznała go od razu.
- Witaj. - Podciągnął kolana pod brodę i oplótł je rękami. - Pamiętasz
mnie?
Stevie widziała swoje odbicie w jego okularach jak w lusterku -
miała otwarte usta.
- A powinnam? - zapytała zduszonym głosem. Mick zmarszczył
brwi.
- Tego się właśnie obawiałem. Znowu będziesz udawała, że mnie nie
znasz. Zważywszy, że mam „najbardziej zmysłowe usta jakie
kiedykolwiek widziałaś", powinnaś mnie pamiętać...
- Niech ci będzie. Dobra, pamiętam cię.
Zaskoczył ją - myśli jej się poplątały, a zmysły zostały podrażnione.
Przed chwilą złamała swoje postanowienie. - Co tu robisz? - odezwała się.
- Ty tu jesteś - odpowiedział Mick, jakby te słowa wszystko
wyjaśniały.
Miała na sobie żółtą, przylegającą do ciała sukienkę z szerokim
białym paskiem i plecione sandały. Mick nie znał się na kobiecych
ubiorach, ale ten był dla niej wymarzony. Miękka dzianina uwydatniała
biodra, uda i krągłość piersi. Jej kolor kontrastował wyraziście z
lśniącymi, czarnymi włosami i oliwkową cerą. Wyglądała pięknie, siedząc
tak w świetle słońca i Mick poczuł nagle, jak serce przepełnione uczuciem
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
41
rozsadza mu pierś. Nie znał żadnej kobiety, która promieniowała podobnie
niewymuszonym, naturalnym urokiem.
- Skąd wiedziałeś, że tu jestem? - nalegała Stevie.
- Tamara-odrzekł Mick w roztargnieniu, zafascynowany
powiększającymi się rumieńcami na jej policzkach. Ciekawe zjawisko. -
Na przyjęciu wspomniałaś, że się przyjaźnicie, więc zadzwoniłem do niej
dzisiaj rano.
- Dzisiaj rano? - Oczy Stevie pojaśniały ze zdumienia. - Wielkie
nieba, przecież oni dopiero co się pobrali.
- Tak, wczoraj - przyznał Mick, skinąwszy głową, a dwuznaczny
uśmiech błąkał się na jego ustach. -Wiesz, czuję się trochę winny, że
obudziłem ich tak wcześnie. Powinienem był poczekać do jakiejś dziewią-
tej czy dziesiątej.
Stevie nie podobały się jego ciemne okulary. Mick Connover był
jednym z tych ludzi, którzy uśmiechają się bardziej oczami niż ustami.
Chciała zobaczyć jego oczy. „Znowu zrobię coś głupiego" - pomyślała.
Delikatnym ruchem zdjęła mu okulary i odłożyła je na koc. Oczy Micka
rozszerzyły się na moment z zaskoczenia, a potem wypełniły radością.
Stevie była pewna, że nikt poznany przez nią wcześniej nie miał tak
wyrazistych oczu. One mówiły, jasno i wzruszająco. Przez jedną chwilę
obydwoje wpatrywali się w siebie, przeżywając te same niepokojące
uczucia.
- Tak jest lepiej - powiedziała Stevie, czując się swobodniej i
pewniej. - Lubię widzieć oczy kogoś, z kim rozmawiam.
- Kiedy mnie porwałaś, wcale nie chciałaś zaglądać mi w oczy -
skomentował Mick, wyrywając źdźbło trawy, które zaczął żuć z namysłem
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
42
- ale cóż, wtedy sytuacja była szczególna. Nie możesz przecież przyjaźnić
się ze swoimi ofiarami. Wszystkie twoje plany mogłyby się rozwiać i co
wtedy?
Stevie odwróciła od niego wzrok i odpowiedziała cicho:
- Nawet nie wiesz, jakie to jest prawdziwe. Wiedział, że dotknął
jakiegoś czułego punktu, ale nie był pewien, o co chodzi. Obserwował ją
przez chwilę i zauważył, że jej rzęsy rzucają na policzki cienie w kształcie
łez. Mick poczuł się zaskoczony i zmieszany. Niespodziewana czułość
kazała mu zmienić temat.
- Nie chcę być natarczywy, w końcu dobrze mnie wychowano, ale
czegoś nie mogę zrozumieć. Rzeczywiście się specjalizujecie w
organizacji niezwykłych wydarzeń?
Zaśmiała się i zamrugała oczami.
- To Morgan wymyślił tę nazwę - wyjaśniła. - Założyliśmy firmę trzy
lata temu, jak jeden z przyjaciół poprosił nas o pomoc w zrobieniu
przyjęcia-niespodzianki na urodziny żony. Ona była pośrednikiem sprze-
daży nieruchomości, więc Morgan i ja udawaliśmy młode małżeństwo
poszukujące domu. Kiedy wchodziliśmy do jej biura, byliśmy szaleńczo
zakochani, trzymaliśmy się za ręce i tuliliśmy do siebie. Byliśmy tak
prawdziwi, że aż się robiło niedobrze.
- Mogę to sobie wyobrazić - powiedział Mick. Słabo mu się zrobiło
na myśl o Morganie i Stevie tulących się do siebie.
- Zawiozła nas do Sunnyside i pokazała wiejski domek na sprzedaż.
To był początek końca, bo nasze małżeństwo rozpadło się na jej oczach.
Każdy oglądany dom wywoływał nową awanturę. Po dwóch godzinach
wpadłam w histerię, wyskoczyłam z samochodu, wbiegłam do restauracji i
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
43
zamknęłam się w toalecie. Morgan namówił tę biedną kobietę, żeby za
mną poszła i spróbowała mnie wyciągnąć. A tam już, oczywiście, czekali
na nią przyjaciele z przyjęciem... Tak się to zaczęło.
- Rozumiem. A ty i Morgan... ? - Mick zawahał się.
- Jesteśmy wspólnikami. - Stevie wyraźnie nie zrozumiała. - Nie do
wiary jak bardzo nasz interes się rozwinął. Przeważnie zajmujemy się
zarządzaniem. Zatrudniamy studentów ze szkoły dramatycznej. Latem, w
czasie wakacji robimy wszystko sami. Morgan to uwielbia - jest aktorem.
Mick próbował uśmiechem zamaskować uczucia, jakie w nim
budziła jej opowieść.
- Chyba nie tylko on... Zdaje się, że pamiętnej nocy ty też się nieźle
bawiłaś.
Stevie westchnęła. Mogłaby nadal udawać, że nie wie, o co chodzi,
ale wydało jej się to mało skuteczne w polemice z Mickiem Connoverem.
- Nie dajesz mi o tym zapomnieć, prawda?
- O czym zapomnieć, Stevie-Stephanie? - Zobaczyła na jego twarzy
niewinny uśmiech.
- Nie jest pan dżentelmenem, panie M. J. Connover.
- Masz rację. - Uniósł jej brodę i pochylił się nad nią. - Nie jestem
dżentelmenem i nie zapomnij, że cię ostrzegałem, moje ciasteczko.
- Jestem już spóźniona - powiedziała, odchylając się od niego -
muszę wracać do pracy.
Mick wzruszył ramionami, wstał i pomógł jej złożyć koc.
- Po co ten pośpiech? Czy Morgan obetnie ci pensję, jeśli zrobisz
sobie dłuższą przerwę na lunch?
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
44
- Morgan nie ma tu nic do rzeczy. - Stevie podniosła pustą puszkę po
wodzie sodowej i wrzuciła ją do pogniecionej torby po kanapkach. - Jeśli
chodzi o ścisłość, to kręci dzisiaj reklamówkę w Los Angeles, a ja mam w
związku z tym masę pracy.
Wzięła koc w jedną rękę, a drugą wyciągnęła do Micka.
- Miło mi było znowu pana spotkać, panie Connover. Mick gwizdnął
z udanym podziwem. - Cóż za uprzejma przemowa. No i na dodatek ten
„pan". Gdybym był dżentelmenem, to na pewno pojąłbym aluzję, ale
niestety...
Rzuciła mu znaczące spojrzenie i dokończyła:
- ... niestety, nie jesteś nim.
- Smutne, ale prawdziwe. - Ujął jej rękę i powoli podniósł do ust.
Pocałunek, jaki złożył na jej dłoni, był delikatny jak miłosny szept. - Kto
wie, może będziesz miała na mnie dobry wpływ?
Stevie cofnęła rękę. Nie zamierzała wywierać w żaden sposób
wpływu na Micka Connovera. Podniosła oczy i spróbowała się
uśmiechnąć, ale to się jej nie udało.
- Cóż, było mi przyjemnie...
- Nie zaczynaj tego znowu, do diabła! - Mick odrzucił powtórną
próbę pożegnania się z nim machnięciem ręki. Jego uczucia zostały
zranione, ale nie należał do tych, którzy to okazują. Przecież musiała
wyczuwać istniejącą między nimi więź. A może nie wyczuwała?
Odwrócił się w kierunku biurowca i z wielkim zaciekawieniem
zapytał:
- Tutaj macie biuro?
- Tak. - Ton jej głosu zdradzał obawę.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
45
- Chciałbym je zobaczyć. Poświęcisz kilka minut, żeby mi je
pokazać?
- Będziesz zawiedziony - odparła Stevie, mając na myśli siedzibę
Connoverów wieńczącą horyzont San Diego. - Uwierz mi, nie jest to coś,
do czego przywykłeś.
Nastąpiła chwila milczenia.
- A do czego jestem przyzwyczajony, jeśli można wiedzieć?
- U Connoverów łazienki są większe niż całe nasze biuro.
Patrzył na nią, starając się zachować powagę.
- I sugerujesz, że spędzam dużo czasu w tych łazienkach?
- Mniejsza z tym.
I tak już za dużo powiedziała. Znienacka powiał mocniejszy wiatr,
przysłaniając jej oczy i usta włosami. Odgarnęła je i spojrzała na zachód,
w kierunku oceanu. Chmury kłębiły się na horyzoncie zawieszone między
wodą i niebem niczym ostrzeżenie przed burzą. Kiedy to się stało?
- Przyniosłeś ze sobą burzę, M. J. Connover. Niebo było bez skazy,
zanim przyszedłeś.
Roześmiał się, taksując ją spojrzeniem.
- Cóż mogę na to powiedzieć? Mam przytłaczającą osobowość.
- To prawda - potwierdziła Stevie z wielkim przekonaniem.
Wsunął ręce do kieszeni i w zamyśleniu przechylił głowę. Próbował
zrozumieć, jak to jest możliwe, że oczy, które spoglądają na niego z
naganą, mogą być jednocześnie kuszące i pełne ciepła.
- Umówmy się tak, Stevie-Stephanie: ty mi pokażesz swoje biuro, a
ja ci wybaczę.
- Wybaczysz? - Uśmiechnęła się zaciekawiona. -Co mi wybaczysz?
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
46
- Stoisz na moich okularach, moje ciasteczko.
Biuro było urządzone stereotypowo: gruby, szaro-czarny dywan,
skórzana sofa ze stoliczkami na bokach, akwarele na ścianie, magazyny na
stoliczkach i przyjemna muzyka. Recepcjonistka o świeżej buzi uśmie-
chała się zza półkolistego biurka. Każdy dentysta czułby się tu jak u siebie.
- Poczekalnia - oznajmiła Stevie, wykonując gest przewodnika
oprowadzającego widzów po wystawie. -Jak widzisz, wszystko służy do
pracy i nie jest warte oglądania.
Mick wiedział swoje. Na prawo od biurka recepcjonistki znajdowały
się drzwi opatrzone tabliczką „Dramat". Domyślił się, że to gabinet
Morgana i kiedy Stevie to potwierdziła, wskazał na niewinnie wyglądające
drzwi po przeciwnej stronie.
- A tam co jest?
- Głównie... chaos. - Stevie uśmiechnęła się i otworzyła swój gabinet,
przepuszczając Micka przodem. -Wchodzisz tu na własne ryzyko, M. J.
Connover.
Był zafascynowany wnętrzem, które mogło mu o niej wiele
powiedzieć. Dywan, zasłony i skórzany fotel w kolorze kremowo-białym.
W kącie leżały podniszczone białe tenisówki, a na parapecie stało kilka
anemicznych kwiatów. W koszu obok biurka zauważył pustą torebkę po
pastylkach czekoladowych, zaś na biurku jeszcze jedną, tym razem pełną.
Koszyk z korespondencją do załatwienia był pełny, za to drugi - dla pism
podpisanych - pusty.
Zatem mógł już wyciągnąć wnioski. Ulubiony kolor - biały. Do
pracy chodzi piechotą. Nie ma smykał-ki do kwiatów. Lubi czekoladę.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
47
Woli słońce od pracy papierkowej. Najwyraźniej jest kobietą, która wie,
czego chce.
Przyjrzał się fotografii na biurku i poczuł gniew. Stevie wtulała się
na niej Morganowi pod ramię i stali tak w słońcu, doskonale do siebie
pasując. Wyglądali, jakby znakomicie czuli się ze sobą... Mick miał
rodzinę i przyjaciół, przeżył bliskie związki z inteligentnymi i
niezwykłymi kobietami, ale nie znał nikogo, z kim czułby się naprawdę
wspaniale. Patrząc na zdjęcie, poczuł zazdrość o Morgana.
- Kiedy je zrobiliście? - Próbował nadać głosowi obojętny ton.
- We wrześniu, kiedy przyjechała siostra Morgana i zabraliśmy ją do
Disneylandu. Morgan jest wiecznym chłopcem i bardzo dobrze się z tym
czuje. Przez ostatnie trzy lata zaciągnął mnie do Disneylandu chyba ze
dwadzieścia razy, co dobrze świadczy o naszej przyjaźni, bo ja mam lęk
wysokości i bardzo wrażliwy żołądek.
- Już trzy lata jesteście razem?
„Och, Stevie - pomyślał - sama powiedz mi to, co chcę wiedzieć,
żebym nie musiał ciągle cię pytać. Chodzi tu o moją dumę i może też o
serce. "
- Prawie. Założyliśmy firmę trzy lata temu, we wrześniu.
Mick ciężko westchnął i odstawił fotografię na biurko. Starał się to
zrobić bardzo ostrożnie, bowiem gniew nie przeszedł.
- Jak to miło - skomentował.
Stevie uśmiechnęła się niepewnie. Wykorzystała już cały zasób
zwrotów grzecznościowych, a Mick także nie miał chyba nic więcej do
dodania. Nastała niezręczna cisza. Zazwyczaj umiała sprawić, że każdy,
nawet zupełnie obcy człowiek, czuł się przy niej swobodnie - jak
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
48
przyjaciel. Natomiast przy nim cały wysiłek musiała kierować na
tłumienie uczuć, jakie w niej budził. Jeśli przedtem wszystko było zabawą,
to teraz przestawało nią być. Stevie nerwowo stukała czubkiem buta o
podłogę i rozglądała się po gabinecie.
- Cóż, koniec zwiedzania - podsumowała. Spojrzał jej w oczy ze
słabym uśmiechem.
- Czemu tak się mnie boisz?
- Jesteś niebezpiecznym mężczyzną. M. J. Connover - odpowiedziała
w końcu.
Uśmiech Micka stawał się coraz szerszy. Najwidoczniej nie tylko on
był zdolny do zadawania bezpośrednich ciosów.
- Jestem bardzo łagodny, Stevie-Stephanie. Umów się ze mną na dziś
wieczór, to się przekonasz.
- Nie - odrzekła bez zastanowienia. Nie mogła się nad tym
zastanawiać.
- Dlaczego? - W jego oczach nie dostrzegła nic więcej ponad zwykłą
ciekawość.
- Byłoby to zbyt... skomplikowane.
- Rzeczywiście? - Lekko przechylił głowę. - Sądziłem, że jestem
nieskomplikowany, że mówię, co myślę i tak dalej. Wiesz o czymś, czego
ja nie wiem?
Jakkolwiek próbowała temu zaprzeczać, to jego fizyczna obecność
miała nad nią władzę. Obawiała się wszystkiego: słodkiego obiecującego
uśmiechu, cienia wątpliwości w wyrazistych brązowych oczach, spranego
dżinsu, który osłaniał jego nogi. Przeszła się wokół biurka i dosunęła fotel.
Nie wiedziała, co jeszcze mogłaby powiedzieć lub zrobić.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
49
Mick wziął głęboki oddech.
- Czy ty i Morgan... ?
- Co? - Oczy Stevie rozszerzyły się, gdy zrozumiała, o co ją pyta. -
M o r g a n ? Bądź pewien, że nigdy mi nawet nie przyszło do głowy, żeby
zaangażować się w związek z Morganem.
„Tobie może nie - pomyślał Mick - ale mogę się założyć, że on się
nad tym raz czy dwa zastanowił. "
- Dlaczego? Czy on także jest skomplikowany?
- To nie ma nic do rzeczy. I tak byś nie zrozumiał.
- Rzeczywiście źle się czuję, kiedy czegoś nie rozumiem - przyznał
Mick.
- Jeżeli według ciebie zachowuję się niemądrze, to dziwię się, że
ciągle tu jesteś. „Stevie - mówiła do siebie -jesteś dziecinna. "
Podszedł do niej, ale wzrok miał skierowany w okno, chociaż nic nie
widział przez nie. Otarł się o nią ramieniem i usłyszał, jak głęboko
oddycha.
Stała tak blisko, że czuł ciepło jej małego zadartego noska. Z każdym
oddechem wchłaniał jej zapach i przez głowę przebiegały mu myśli,
których nie śmiałby wypowiedzieć. Starał się nadać głosowi ton tak
spokojny i opanowany, jak tylko potrafił:
- Chyba powinienem cię ostrzec. Trudno się mnie pozbyć.
„A mnie się trudno oprzeć pokusie" - pomyślała Stevie, cały czas
patrząc na jego uśmiechnięte usta.
- Jako Connover zapewne rzadko spotykałeś się z odmową.
Znowu pojawił się ten dziwny ton w jej głosie. Dotknął policzka
Stevie wierzchem dłoni, a jego oczy zdradzały zaciekawienie.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
50
- Wystawiłem się więc na pokaz bez kostiumu. Słowa te przykuły jej
uwagę.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
Wzruszył ramionami i cofnął się ku oknu. Brudnoszare burzowe
chmury przysłoniły niebo i zmieniły dzień w noc.
- Odnoszę wrażenie, że jestem osądzany. Trzeba mi było powiedzieć,
to poświęciłbym trochę czasu na prasowanie koszuli. Mam się wykazać
zdolnościami? Proszę bardzo: potrafię grać zabójczo wersję „Hey, Jude"
na waltorni.
Wyczuła nowy rodzaj napięcia między nimi, którego nie mogła w
pełni zrozumieć.
- Ja cię nie oceniam. - Jej głos brzmiał nisko, obco i
nieprzekonywająco.
- Czyżby? Mógłbym przysiąc, że tak jest. - Spojrzał na nią uważnie. -
Co mam zrobić, żeby wywrzeć na tobie dobre wrażenie, Stevie-Stephanie?
Jeździć przed twoim domem na rowerze, nie trzymając kierownicy? Nosić
ci książki do szkoły? Stanąć na głowie i recytować „Przysięgę Wierności"?
Zaśmiała się nieoczekiwanie.
- Oho, sprawa jest poważna. Skinął głową.
- Tym właśnie ująłem Ramonę Bagley w trzeciej klasie.
„Dam głowę, że to prawda" - pomyślała Stevie, widząc chłopięcy
uśmiech błąkający się na jego ustach. W pokoju znowu zapanowała cisza.
Twarz Micka wyrażała poza wesołością jeszcze coś innego, jakieś gorącz-
kowe pragnienie. Odchylił głowę i miękko otarł się policzkiem o jej
policzek. Miała gładką i przyjemną w dotyku skórę. Położyła płasko
dłonie na jego piersi, czując żar jego ciała. Palce jej drżały.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
51
Nagle ciszę gabinetu przerwał dźwięk telefonu. Stevie opuściła ręce,
odwróciła się, chcąc podnieść słuchawkę i zamiast niej podniosła
zszywacz. Zarumieniona spróbowała jeszcze raz.
- Halo?
- Byłem wspaniały - odezwał się Morgan.
- Naprawdę? - W jej głosie bez wątpienia dało się słyszeć drżenie.
Czuła wzrok Micka na plecach.
- No pewnie - odparł Morgan. - Szkoda, że mnie nie widziałaś.
Odegrałem najbardziej realistyczny ból zatok w historii telewizyjnych
reklamówek. A jak tam w biurze? Radzisz sobie beze mnie?
- Z trudem - odpowiedziała zachrypniętym głosem. Mick właśnie
zanurzył twarz w jej włosach i dotykał ustami jej szyi. Temperatura ciała
wzrosła u niej niebezpiecznie. Zamknęła oczy i starała się skoncentrować
na rozmowie.
- A więc kiedy wrócisz, Morgan?
- Pewnie nie zdążę już dzisiaj wpaść do biura. Znasz te autostrady
między Los Angeles i San Diego. -Zamilkł na chwilę. - Czy wszystko w
porządku? Masz jakiś dziwny głos.
- Czuję się dziwnie - wyjaśniła Stevie, ale nie mówiła tego wcale do
Morgana. Mick ujął teraz w dłonie jej twarz i przysunął ją do siebie.
Widziała jego ciemne oczy z zaskakująco złocistymi plamkami na tęczów-
kach. Takie piękne oczy i tak łatwo się w nich zagubić...
- Dziwnie? - warknął Morgan. Już po raz drugi powtarzał te słowa. -
Jesteś chora?
- Nie, nie jestem - wyszeptała. Ręka ze słuchawką opadła
bezwładnie. Oczy Micka zamgliły się. Przez chwilę jakby się wahał, a
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
52
potem zaczął całować ją gwałtownie i mocno, aż do oszołomienia. Przestał
zwracać uwagę na opór Stevie i tym pocałunkiem, świadomie
niszczycielskim i zmysłowym dawał jej to wyraźnie do zrozumienia.
Oderwał się od niej nagle i popatrzył głęboko w oczy. Cokolwiek
tam wyczytał, wystarczyło mu. Niepewny, bardzo czuły uśmiech pojawił
się na jego ustach.
Łagodnie pogładził gorące policzki Stevie, a potem odwrócił się i
wyszedł z pokoju.
Stała bardzo długo bez ruchu, w końcu stłumione okrzyki
dochodzące ze słuchawki przerwały panującą ciszę. „Och, mój Boże! -
przypomniała sobie - Morgan. "
Przyłożyła słuchawkę do ucha, krzywiąc się z powodu przekleństw,
na jakie właśnie trafiła. Ten facet miał niewiele cierpliwości i bogate
słownictwo - kiepskie zestawienie.
- Przepraszam - wtrąciła, przerywając potok złorzeczeń. - Upuściłam
telefon.
- Upuściłaś? Gdzie go do cholery upuściłaś? Za okno?
- Muszę już iść.
- Poczekaj...
- Jedź ostrożnie - dodała bezbarwnym głosem. Przyłożyła drżące
palce od obrzmiałych ust. - Chyba nadchodzi huragan.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
53
ROZDZIAŁ 4
Stevie przeczuwała, że Morgan zawita do niej wieczorem i nie myliła
się. Jego wóz zatrzymał się pod blokiem w chwili, gdy z grzmiącego nieba
lunął potop i zalał jej dywan przy oknie. Morgan nigdy nie parkował
zwyczajnie, bo to było dla niego zbyt nudne. Zawsze musiał narobić
hałasu i zostawić za sobą ślad spalonej gumy.
Stevie pospiesznie zamykała okno i zauważyła, jak biegł do wejścia.
Położyła ręcznik na przemoczonym dywanie, podeszła do drzwi i
otworzyła je. Morgan już tam był, z pięścią uniesioną do pukania.
- Nikt więcej nie będzie odkładał słuchawki w trakcie rozmowy ze
mną - powiedział.
Westchnęła.
- Cześć, Morgan.
- Jestem wściekły, kiedy ktoś mi tak robi. - Minął ją i zaczął strząsać
krople deszczu z potarganych jasnych włosów. - Więc jak? Zwariowałaś,
jesteś chora czy może jeszcze coś innego?
- Wejdź, dobrze? - poprosiła, zresztą już niepotrzebnie. Starła z
policzka zabłąkaną kroplę deszczu.
- O co chodziło? - Usiadł na sofie, a nogi położył na stoliku do kawy.
Najwyraźniej nie zamierzał ustąpić, zanim nie otrzyma wyjaśnień.
Stevie niezbyt delikatnie zepchnęła jego nogi ze stolika.
- Nic takiego, Morgan. Po prostu byłam zajęta, kiedy dzwoniłeś, i to
wszystko.
- Ha! - Odrzucił głowę do tyłu dobrze wyćwiczonym teatralnym
gestem. - Znam cię, koleżanko. Wiem kiedy...
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
54
Głos mu zamarł na ustach, gdy spojrzał na nią uważniej.
- Wielkie nieba, kobieto! Coś takiego... Co się z tobą stało? Dlaczego
tak wyglądasz?
Stevie dobrze wiedziała, jak wygląda. Plastykowy czepek osłaniał jej
włosy, przykryte kompresem z gorącej oliwy. Pod oczami miała tłusty
krem aleosowy, a na policzkach przejrzystą zielonkawą poświatę,
uzyskaną dzięki kremowi z wyciągiem z avocado. Jej ulubiony szlafrok na
burzowe noce rozchodził się w szwach i brakowało mu czterech guzików.
Związała go teraz jaskraworóżową apaszką, która ciekawie kontrastowała
z czerwono-zielonymi skarpetkami.
Stevie udała zdziwienie, unosząc wysoko brwi.
- Nie wiem, o czym mówisz?
Morgan lustrował ją powoli od stóp do głów.
- Jak Boga kocham, te włosy, ten skudlony szlafrok... Twoja cera!
Co zrobiłaś ze swoją piękną cerą?
Stevie przysiadła naprzeciwko, na obitej połyskliwym kretonem
sofie.
- Piękna cera to nie przypadek; wymaga pracy.
- Ale za to wygląda jak przypadek - odrzekł Morgan, wstrząśnięty jej
widokiem. - Nigdy cię takiej nie widziałem, moja droga. Takiej...
przerażającej.
Stevie uśmiechnęła się słodko.
- No więc cieszę się, że odłożyłam słuchawkę.
Morgan oparł się o poduszki i skrzyżował ręce na piersiach.
- Cóż, jeśli myślisz, że wystraszę się tego zaduszkowego przebrania,
to się mylisz. Chcę się w końcu dowiedzieć, dlaczego ją odłożyłaś.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
55
- Już powiedziałam, byłam zajęta.
Zapadła cisza. Morgan zastanawiał się. Oczy miał przysłonięte
ciężkimi złotymi rzęsami.
- Miałaś gościa - powiedział spokojnie.
- Czyżby? - Stevie unikała jego wzroku podciągając skarpetki.
- Właśnie tak. - Jego uśmiech powiedział Stevie, że jest pewien tego,
co mówi. -I jeśli się nie mylę, a nigdy tak nie bywa, to odwiedził cię M. J.
Connover, ten sam, którego tak swawolnie zaatakowałaś tamtej nocy...
- Nie jesteś na scenie, Morgan. - Stevie wcisnęła się głębiej w sofę. -
Postaraj się nie dramatyzować.
- A więc opowiedz mi sama - zaproponował. Morgan był dobrym
przyjacielem, rzeczowym,wspaniałomyślnym i potrafiącym ją zrozumieć.
Jego zmysłowa natura sprawiła, że znał kobiety i kochał wszystkie bez
wyjątku. Nie potrzebował żadnej konkretnej, za to uwielbiał każdą.
Jedynie Stevie stanowiła wyjątek. Od pierwszego dnia, kiedy się spotkali,
opiekował się nią jak zbłąkanym kotkiem, którego gotów był przygarnąć.
Z biegiem lat Stevie pokochała go w czysto platoniczny sposób. Stał się
dla niej szanowanym bratem, którego nigdy nie miała - a co ważniejsze -
któremu mogła zaufać.
- Masz rację - przyznała spokojnie ze wzrokiem utkwionym w swoje
ręce złożone na kolanach. - Kiedy dzwoniłeś, Mick był w biurze. - Nie
chciałam odłożyć słuchawki, ale byłam... roztrzęsiona.
- To dopiero! Stevie Knight roztrzęsiona z powodu zwykłego
mężczyzny?
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
56
- On nie jest „zwykłym mężczyzną" - sprostowała natychmiast.
Podniosła oczy i spojrzała na Morgana, którego twarz przybrała dziwnie
łagodny wyraz. - Stoję na krawędzi, Morgan, i to mnie przeraża.
- Przerażający może być zielony krem na twarzy rzekł Morgan - albo
te twoje skarpetki, ale na pewno nie związek z kimś, kto cię pociąga.
- A jednak tak. Wiesz przecież, skąd pochodzi: starożytne pieniądze i
błękitna krew.
- Aniołku, mylisz się. Mieć pieniądze to niezła rzecz, nie mieć ich,
jest dużo gorzej. Nie widzisz, jakie to proste?
Uśmiech Stevie był melancholijny.
- Dla ciebie wszystko jest takie nieskomplikowane, Morgan.
- Oczywiście, że tak. Jeśli miło jest mieć trochę pieniędzy, to jeszcze
przyjemniej mieć ich dużo. Kobiety bawią się w wyszukiwanie wszędzie
dodatkowych trudności. Nie lubicie prostych dróg. Dla was muszą być one
pełne zakrętów, wybojów, wiraży, od których kręci się w głowie...
- Znowu dramatyzujesz, Morgan.
- Przepraszam. - Zmarszczył brwi. - Na czym skończyłem? Ach, tak.
Nie zawracaj sobie głowy tym, skąd facet pochodzi. Martw się lepiej nim
samym. Co by było, gdyby jadł z otwartymi ustami albo ślinił się przez
sen? To jest ważne! Kto wie, może okaże się wspaniały? Naturalnie,
możesz kiedyś stwierdzić, że jest idiotą, a wtedy osobiście oddzielę mu
głową od ramion – tak czy inaczej, zawsze dobrze się skończy. Czy ci już
wszystko wyjaśniłem?
- Czuję się znacznie lepiej - zgodziła się szczerze Stevie. - Jak to
dobrze, że wpadłeś.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
57
- Nie ma sprawy. - Morgan wstał i przeczesał palcami mokre od
deszczu włosy. - Cieszę się, że ci pomogłem. To przyjemne uczucie
widzieć, jak zrywasz z przyzwyczajeniem do kaszki na mleku.
- Z czym?
- Z mężczyznami, z którymi się spotykasz, Stevie. Kaszka na mleku.
Bardzo szczerzy, bardzo nijacy. Weźmy na przykład tego sprzedawcę
butów o dziecięcej buzi, z którym się umówiłaś w zeszłym tygodniu.
Stevie wyprostowała się i uniosła brodę.
- Evan Oman jest jednym z najbardziej niezawodnych...
- Podtrzymuję swoje zdanie. Niezawodność to dobra cecha, jeśli
szukasz pieska. Prawdziwy związek wymaga człowieka z krwi i kości, a
nie jestem pewien, czy Evan się do takich zalicza. Możesz się nie zżymać,
bo skończyłem już kazanie. Za to proszę cię, żebyś mi odpowiedziała na
jedno pytanie, dobrze? - Uśmiechnął się zachęcająco.
Morgan nigdy o nic nie prosił, więc Stevie popatrzyła na niego
podejrzliwie.
- To będzie zależało od pytania.
Oczy miał roziskrzone tak, jakby słoneczne promienie prześwietlały
zielony las.
- Codziennie chodzisz do łóżka z tym tłuszczem na sobie?
Stevie wstała i z zażenowaniem dotknęła czepka.
- Cóż... Tak, ostatnio,
Przesunął palcem po supertłustym wygięciu jej noska i gwizdnął
cicho.
- Jak ty śpisz? Nie wyślizgujesz się z łóżka?
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
58
- Niedługo mam urodziny, rozumiesz? Kończę... -wzięła głęboki
oddech i przymknęła oczy - trzydzieści lat.
- Co krem na wspólnego z urodzinami?
- I tak nie zrozumiesz. Jesteś mężczyzną, Morgan.
Jak wszyscy dobrzy aktorzy miał wrodzone wyczucie czasu i to, co
dostrzegł w wyrazie twarzy Stevie, kazało mu czym prędzej zakończyć
wizytę.
- Zostawiam cię teraz, żebyś się mogła konserwować w spokoju -
rzucił wesoło, idąc w kierunku drzwi. - Przyjemnego weekendu.
Jeszcze długo po wyjściu Morgana Stevie niespokojnie kręciła się po
mieszkaniu. Zazwyczaj dom był dla niej źródłem ogromnej przyjemności.
Umeblowała go z fantazją, miłością i nadała czarujący indywidualny styl.
Kolory we wnętrzu harmonizowały ze sobą. Ściany pokrywał połyskliwy
fiołkowo-kremowy jedwab, a półkoliste okna okalały białe delikatne
firanki. Z dodatków zastosowała wiktoriańskie lampy, stylowe figurki, po-
duszki z patchworku i blade akwarele. Te śliczne rzeczy zawsze wprawiały
ją w dobry nastrój.
Lecz dzisiaj... Dzisiaj była rozkojarzona i nie mogła znaleźć sobie
miejsca. Nie cieszyło jej piękne mieszkanie. W końcu, jakby pod
wpływem impulsu płynącego z podświadomości, z najwyższej półki
schowka w sypialni ściągnęła zakurzony biały album ze zdjęciami.
Przesunęła wolno palcami wokół wypukłych złoconych liter napisu
„Wspomnienia". Położyła album na łóżku i z niezwykłym skupieniem
zaczęła oglądać każdą fotografię. Malutka Stephanie w wózeczku przed
białym domem. Stephanie na swoim pierwszym kucyku, Stephanie w
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
59
szkole z internatem, Stephanie na obozie, Stephanie na nartach w
Szwajcarii, Stephanie na przyjęciu w ogrodzie przed Białym Domem.
Znajdowało się w tym albumie parę zdjęć jej niań, nauczycieli i
koleżanek ze szkoły i bardzo niewiele fotografii rodziców. Wyglądało na
to, że kiedy robiono zdjęcia, nie było ich w pobliżu.
Zrzuciła album na podłogę i wtuliła się głębiej w łóżko. Myślała o
wielu rzeczach. O latach, jakie spędziła w sterylnie białej posiadłości, o
błyszczących marmurowych posadzkach, które zawsze ziębiły bose stopy;
przenikliwym i pozbawionym humoru spojrzeniu ojca i jasnoniebieskim,
jakby nieobecnym wzroku matki. Dom, słodki dom.
Upłynęło wiele lat, kiedy królewna opuściła swoją wieżę z kości
słoniowej, żeby zostać zwykłą śmiertelniczką. Stała się dziewczyną o
imieniu Stevie. Nauczyła się być szczęśliwa. Może późno, ale okazało się,
że jest w tym całkiem dobra. Jeśli została w niej jeszcze jakaś niechęć, to
była skierowana przeciwko wszechmocnym pieniądzom. Tyle lat przecież
walczyła z nimi i zawsze przegrywała. „Kiedy się zakocham - obiecywała
sobie -pieniądze zostawię na dalekim planie. "
Pomyślała o Micku. W głębokich brązowych oczach miał taką
czułość, że święty by mu jej pozazdrościł. Prawie mogła uwierzyć, że...
Nie pozwoliła sobie na skończenie tej myśli. Zacisnęła mocno oczy,
żeby zasnąć.
Dla uczczenia zbliżającej się okrągłej rocznicy urodzin Stevie
postanowiła zadbać o kondycję. Nic nazbyt męczącego - parę
izometrycznych ćwiczeń przy biurku w ciągu tygodnia i krótki bieg w
czasie weekendów. Nawet bardzo krótki.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
60
Niedzielny poranek zaświtał jasny i piękny. Słońce ogrzewało
wilgotną, parującą pasmami mgły ziemię. Stevie założyła nowy dres i
zawiązała na czole ładną żółtą apaszkę. Miała dziś ambitne plany, chociaż
nigdy dotąd nie udało jej się przebiec dalej niż cztery przecznice. Po takim
dystansie płuca zaczynały ją palić i uginały się pod nią kolana. Dzisiaj
liczyła na to, że uda jej się pobiec do pobliskiego sklepu i z powrotem - w
sumie byłby to maraton na pięć ulic.
Rozgrzewkę zrobiła przed domem. Nogę oparła wysoko na murku i
powstrzymała się od okrzyku bólu. Postanowiła sobie przyznać po
wszystkim nagrodę w postaci czekoladowego pączka. Całe szczęście, że
nie tyła, bo jej ciało podejmowało tego rodzaju wysiłki wyłącznie na
zasadzie podobnych zachęt.
Przez pierwsze trzydzieści sekund biegło jej się całkiem nieźle - w
spokojnym tempie, bez wysiłku, bez żadnego łapczywego chwytania
powietrza - aż do momentu, kiedy zrównał się z nią poobijany czarny jeep.
Siedzący za kierownicą Mick Connover przywitał ją radośnie i posuwali
się razem z prędkością trzech mil na godzinę.
- Piękny poranek na bieganie. - Jeep był bez dachu, a Mick włosy
miał potargane.
- Co tu robisz? - Stevie używała jak najmniej słów, żeby nie tracić
tak bardzo potrzebnego tlenu.
- Muszę z tobą pomówić.
Zahamował przed zbyt odważnym kotkiem, a potem znów zrównał
się ze Stevie. - Kiedy zatrzymałem się przed twoim domem, skręcałaś
właśnie za róg. Cieszysz się z tego spotkania?
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
61
- Jestem raczej zaskoczona. - Uważała, że Mick ze swoim
młodzieńczym zarysem twarzy i jeszcze lekko zaspanymi oczami wygląda
znakomicie we mgle poranka. Na sobie miał białą koszulkę i spłowiała
dżinsową kurtkę z luźno podwiniętymi rękawami. Kusił dziewczynę
bardziej niż czekoladowy pączek i gdyby czekał na nią przy sklepie, do
którego biegła, to dotarłaby tam w rekordowym czasie.
Niestety, jego samochód toczył się obok niej w ślimaczym tempie.
Zaczynały ją właśnie palić płuca i zawodzić kolana. Jeśli będzie się
upierała przy kontynuowaniu biegu, to padnie i umrze na ulicach San
Diego. Jeśli zaś poprzestanie na wykonaniu pierwotnego planu, to Mick
Connover zobaczy, jakie z niej żałosne stworzenie. Nie wiedziała, co
gorsze.
- Ja biegam co rano dziesięć kilometrów - rzucił Mick. - To mi
pomaga się obudzić.
Dziesięć kilometrów? Stevie o mało nie potknęła się o hydrant.
- Chciałeś ze mną mówić? - zapytała łamiącym się głosem.
- Tak - odpowiedział melancholijnie, bo właśnie oceniał formę
Stevie. - Chciałbym cię z kimś zapoznać.
- Z kim? - Czuła się już bardzo słaba.
- To niespodzianka. Ile kilometrów zwykle biegasz?
- To zależy. - Nagle pod wpływem natchnienia zaproponowała: -
Może pójdziesz na kawę czy coś takiego i spotkamy się u mnie po biegu?
- Mam lepszy pomysł. - Uśmiechnął się lekko. -Zostawię samochód i
pobiegnę z tobą. Moglibyśmy okrążyć park do zatoki i z powrotem.
Stevie zatrzymała się nagle zgięta wpół i wpatrzyła w pęknięcia
chodnika.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
62
- To co najmniej osiem kilometrów - wysapała.
- Nie będzie nawet pięciu - odrzekł Mick z namysłem. - To niewiele,
więc możemy podwoić dystans, jeśli chcesz.
Podniosła głowę i zmroziła go wzrokiem.
- Jeśli już o tym mowa, to pobiegnijmy od razu do Los Angeles.
Cały czas widziała ten niewinny uśmiech.
- Może już wsiądziesz do samochodu, moje ciasteczko? Dopiero
zaczynasz i nie powinnaś przesadzać.
Nie musiał tego powtarzać, bo uczucie dumy nie mogło dłużej
zastępować tlenu. Stevie wspięła się do jeepa i opadła na miękkie skórzane
siedzenie. Kiedy już złapała oddech, zapytała słabym głosem:
- Skąd wiedziałeś, że dopiero zaczynam biegać?
- Poza wymownym faktem, że prawie zemdlałaś po czterech
minutach, masz nowe buty, które skrzypią. -Oczy miał teraz bardzo jasne.
- Dobijają mnie - mruknęła Stevie. - Dokąd jedziemy?
- Już ci mówiłem, że jest ktoś, kogo musisz poznać.
Żółta opaska Stevie obsunęła się uroczo na jedną brew. Przesunęła ją
do góry, a w oczach pokazał się przestrach.
- Przecież nie mogę nikomu pokazać się w takim stanie.
- W porządku. - Mick okazał wspaniałomyślność. Był piękny dzień,
a siedząca obok czarująca dama mniej wojownicza niż zwykle. Czuł się
podniesiony na duchu. - Będziesz mogła przebrać się w domu. Nie masz
dzisiaj w planie jakiegoś porwania czy czegoś w tym stylu?
- Niestety nic z tych rzeczy - odparła głosem pełnym smutku. - Przez
to mój weekend jest pozbawiony prawdziwych emocji.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
63
- Biedactwo. - Wyciągnął rękę i delikatnie pogłaskał ją po twarzy. -
Może uda mi się coś na to poradzić.
Jej mieszkanie było dokładnie takie, jak oczekiwał. Przyciągające
wzrok, gustowne, tajemnicze i romantyczne... Kiedy Stevie się przebierała,
wędrował po salonie i próbował dowiedzieć się czegoś o niej z rzeczy,
które tam się znajdowały. Dotykał koronek na wiktoriańskich lampach,
przeglądał rzędy książek na regale z klonowego drzewa. Widział
niewiarygodną rozpiętość lektur: od klasyki po komiksy i romanse. Wyjął
egzemplarz „Biblii masonów" i roześmiał się na głos.
Weszła do pokoju, szczotkując włosy.
- Co cię tak rozbawiło?
- Ty. - Odłożył książkę, nie przestając się uśmiechać. - Naprawdę
jesteś najbardziej nietypową kobietą, jaką znam. Podobnie urządzony
pokój widziałem ostatnio w muzeum, oddzielony od zwiedzających
czerwonym aksamitnym sznurem. Ten jest doskonały.
Mick wyglądał doskonale w opiętych znoszonych dżinsach. Sposób,
w jaki materiał osłaniał jego ciało, wywoływał w niej uczucie jakiegoś
pierwotnego przyciągania. Wpatrywała się w jego sylwetkę z całą uwagą
aż do czasu, kiedy zdała sobie sprawę z tego, co robi. „Wielkie nieba,
Stephanie - pomyślała - stajesz się lubieżna na stare lata. "
- Doskonały do czego? - zapytała szybko, szczotkując włosy ze
zwiększonym zapałem.
- Do poszukiwania odpowiedzi - odrzekł Mick cicho. Czuł na sobie
jej wzrok. Dostrzegł tę cząstkę jej natury, która wychodziła mu naprzeciw
i chciała zaniechać obrony, ale Stevie nie była jeszcze w pełni przygo-
towana na konsekwencje tego kroku. Była tak piękna, że zamierało mu
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
64
serce. Miała prześliczne niebieskie oczy, a figury mogła jej pozazdrościć
każda modelka. Znał kobiety, które obnosiły swój seksapil krzykliwie, nie
pozostawiając niczego nieodkrytego. Stevie z pewnością była inna:
wydawała się skryta i tylko sporadycznie oddawała się we władanie
wrodzonej zmysłowości. Niechętnie odwrócił od niej wzrok. Musiał ją
poznać, pragnął umieć przewidywać jej myśli i reakcje. Zastanawiał się
jednak, czy nawet wtedy, gdy będzie to potrafił, uda mu się dotrzeć do niej
wystarczająco blisko.
Stevie próbowała odgadnąć, co tak zaprzątnęło uwagę Micka. Nagle
zdała sobie sprawę z panującej od dłuższego czasu niezręcznej ciszy.
- Na jakie pytania chciałbyś znać odpowiedź? -spróbowała podjąć
rozmowę.
- Dopiero będę je odkrywał.
Stał, patrząc na nią tak, jakby była najważniejszą sprawą w jego
życiu. Uśmiechał się z tym samym erotycznym wdziękiem, który
fascynował ją i podniecał już od pierwszego spotkania. Szczotka wypadła
jej z ręki.
„Powiedz coś, Stevie - nakazała sobie - bo znowu gdzieś
odpływasz". Wygładziła jedwabną białą spódniczkę, musnęła przylegającą
do ciała białą bluzkę. - Dobrze się ubrałam na spotkanie z twoim
przyjacielem?
- Wywrzesz na nim ogromne wrażenie - odpowiedział łagodnie.
Podszedł do niej i ujął jej rękę. - Czy podarujesz mi ten dzień, Stevie-
Stephanie?
Zatrzymała przez chwilę wzrok na ich splecionych dłoniach, zanim
znów spojrzała mu w twarz. Westchnęła krótko, żeby zadośćuczynić
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
65
wszystkim poprzednim zobowiązaniom, a potem uśmiechnęła się. W
końcu może sobie pozwolić na zapomnienie o zasadach na jeden letni
dzień.
- Z reguły - rzuciła - porywacz i porwany nie zbliżają się zbytnio do
siebie.
Oczy Micka roziskrzyły się.
- Lubię łamać reguły.
- Jak na porwanego, jesteś zbyt pewny siebie.
- Jestem Connoverem. Pewność siebie to mój znak firmowy.
Porwany prowadził nie opierającego się porywacza do samochodu,
trzymając go za rękę. Stevie zdawało się, że zamierza zabrać ją gdzieś do
centrum, a tymczasem skręcili w kierunku Escondido. Z powodu hałasu na
autostradzie prawie nie mogli ze sobą rozmawiać. Pochyliła głowę, żeby
uniknąć ostro chłoszczącego wiatru, jednocześnie przytrzymując kolanami
i dłońmi spódniczkę. Bynajmniej nie takiego auta spodziewała się po
pewnym siebie Connoverze. Już bardziej pasowałoby do niego ferrari.
Tymczasem Mick miał otwartego jeepa, który z pewnością był znakomity
na górskich szlakach, zaś na szosie był zbyt odkryty. Jej włosy już nie
będą wyglądały tak jak przed jazdą, ale nie zależało jej na tym.
Przy Escondido Mick zjechał z autostrady w kierunku wzgórz
pokrytych rozrzuconymi na nich plantacjami avocado i paroma
niewielkimi gospodarstwami. W żadnym wypadku nie była to
ekskluzywna dzielnica. Znajdowało się tu więcej koni i kurcząt niż
basenów, a wąskiej drodze przydałaby się nowa nawierzchnia.
- Tutaj mieszka twój przyjaciel? - zapytała z zaciekawieniem.
- Od kilku lat.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
66
- Jest farmerem?
Mick rzucił jej rozbawione spojrzenie.
- Usiłuje nim być. Niezbyt mu się to udaje, ale bardzo się stara.
- Och! - Stevie zastanowiła się. - Co hoduje?
- Konie, bydło, drób, pomidory, avocado, pomarańcze, cytryny,
grejpfruty, kantalupę, sałatę i fasolę.
- Wielkie nieba! - Wiatr dostał się pod jej sukienkę i wydął ją w górę,
zanim zdążyła ją przytrzymać. - To musi być ogromna farma.
- Nie jest duża. - Skręcił na ogrodzony podjazd, wzdłuż którego rosły
młode drzewka avocado. – Zresztą sama się o tym przekonasz, Stevie-
Stephanie. Jesteśmy na miejscu.
Nie trzeba było dużej spostrzegawczości, żeby odkryć tajemnicę
Micka. Stevie patrzyła na mały biały domek - jak z obrazka - z dwoma
oknami wychodzącymi na klomb z przywiędłymi kwiatami. Trawnik
najwyraźniej był świeżo przycięty, ale wymagał podlania. Na pustym
żwirowym podjeździe widniały ślady, które mógł pozostawić jeep o
napędzie na cztery koła.
- To twój dom - stwierdziła niedowierzająco. - Ty tutaj mieszkasz,
prawda?
Mick przejechał przez gruby zielony wąż do podlewania i zgasił
silnik. Wyprostował rękę na oparciu siedzenia za plecami Stevie i
zwracając się do niej, wyjaśnił:
- Moja matka nazywa to lepianką. Mieszkam w niej już prawie cztery
lata.
Stevie nie przestawała na niego patrzeć przenikliwym wzrokiem.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
67
- Czemu nic nie mówisz? Nie podoba ci się? „Nie podoba ci się" -
Stevie uśmiechnęła się do tych słów, do chłopięcego zaniepokojenia w
jego głosie.
- Podoba mi się - odrzekła - tylko jestem zaskoczona. Mówiłeś, że
mam kogoś poznać.
- Bo to prawda - potwierdził. - Masz poznać mnie. - Uniósł rękę i
odgarnął z jej twarzy włosy potargane przez wiatr. Skupił się całkowicie
na tej czynności, mrużąc oczy przed ostrym słońcem. W końcu
powiedział:
- Zdawało mi się, że myśląc o mojej rodzinie, wydałaś już na mnie z
góry wyrok. Możesz uznać, że jestem szalony, ale chcę, żeby ludzie mnie
poznali, zanim potępią.
- Nikogo nie potępiam. - Stevie czuła się niezręcznie. Bez hałasu
silnika i szumu wiatru ich głosy wydawały się za donośne.
- Być może. - Nadal na nią patrzył, ale w jego brązowych oczach nie
było już łagodnego rozbawienia. - Ale nie zamierzałaś dać mi szansy,
Stevie-Stephanie, a ja właśnie tego potrzebowałem - uczciwej szansy. Nie
przesiaduję w siedzibie Connoverów ubrany w trzyczęściowy garnitur.
Mam sklep sportowy przy przystani i do pracy najczęściej ubieram się w
szorty. Zwykle sklep przynosi dochód, ale bywa też inaczej. W czasie
weekendów staram się pielęgnować ogród. Prowadzę wieczną walkę -
lubię rośliny, natomiast one mnie nie za bardzo. Mam jednego konia, jedną
krowę i sześć kur niosek. Kiedy odwiedzają mnie rodzice, co nie zdarza
się zbyt często, przywożą ze sobą środki odkażające. Teraz już znasz moją
historię.
Stevie przełknęła z wysiłkiem ślinę.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
68
- Tak po prostu? Wzruszył ramionami.
- Mówiłem ci przecież, że nie jestem skomplikowanym facetem,
tylko ty nie chciałaś mi uwierzyć.
- A twoja rodzina... ?
- Nie bardzo im się to podoba - powoli się uśmiechnął - ale przecież
nie mogą mnie nie kochać. Chcesz obejrzeć dom?
Niebo było niebieskie, a podmuchy wiatru rozwiewały włosy Stevie.
Powietrze wypełniał zapach skóry Micka. Czuła, jak głęboko w niej
pojawia się ciepło usuwające długotrwałe napięcie.
Podobnie jak Mick uśmiechnęła się.
- Bardzo chcę obejrzeć twój dom.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
69
ROZDZIAŁ 5
W swoim domu Mick wydawał się inny - odmłodzony i pewniejszy
siebie. Oprowadzał ją wszędzie, ze spokojem przechodząc obok nie
pozmywanych naczyń w zlewie kuchennym i sterty rzeczy do prasowania.
Skupił się za to na objaśnianiu swoich dokonań: na szafkach kuchennych,
które sam zamontował, dębowej boazerii w jadalni i nowych tapetach w
salonie. - Sam je położyłem - chwalił się, dotykając zupełnie równych
krawędzi tapety. - Robiłem to pierwszy raz i zanim pojąłem, o co chodzi,
zepsułem całą rolkę. Potem przez parę dni nie mogłem się pozbyć kleju z
włosów.
Oczy Stevie błyszczały z rozbawienia. Doskonale go rozumiała, bo
kiedyś Morgan - ku jej przerażeniu -zapragnął położyć tapetę u niej w
mieszkaniu. Po sześciu dniach i rozlanych na dywan trzech wiaderkach
kleju nie wytrzymała i wyrzuciła go z mieszkania.
- Ja się poddałam i w końcu wynajęłam fachowca -powiedziała,
instynktownie pomijając imię Morgana. -Oczywiście, później przez parę
tygodni jadłam tylko chleb smarowany masłem orzechowym i dżemem -
dorzuciła z westchnieniem. - Fachowcy nie są tani.
Mick zmierzył ją uważnym spojrzeniem.
- A co byś teraz powiedziała na masło orzechowe i dżem? Nie wiem
jak ty, ale ja mam ochotę na lunch.
- Przebiegłam dzisiaj sześć przecznic...
- Pięć.
- ... i nawet nie dostałam czekoladowego pączka za wysiłek.
Umieram z głodu.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
70
- To wspaniale. - Mick odłożył kurtkę na oparcie kanapy. - Zrobimy
sobie piknik z Dumbo Williamsem.
- Z k i m?
Kąciki jego uśmiechniętych ust mówiły: zaufaj mi. Delikatnie uniósł
jej brodę.
- Z Dumbo Williamsem. Jest na pastwisku za ogrodem. Nic się nie
bój, moje ciasteczko. Na pewno go pokochasz.
Pokochała Dumbo Williamsa. Był to koń - tak przynajmniej
twierdził Mick - nie większy niż mały osiołek. Miał cudownie czarne oczy
i miękkie puszyste uszy, dwa razy większe od niego. Uszka słonia Dumbo.
Mick i Stevie jedli kanapki po jednej stronie płotu, a Dumbo Williams
skubał koniczynę po drugiej. Sądząc po wyrazie jego oczu, Stevie była
pewna, że wolałby ich lunch.
- Dlaczego „Williams"? - zapytała, wyciągając się na kocu
rozłożonym przez Micka. Miała bose stopy, a jej buty były ledwo
widoczne w wysokiej trawie. Stevie rzadko nosiła buty przez dłuższy czas.
- Dał mi go jeden z farmerów - odrzekł Mick, rzucając Dumbo
skórkę chleba. - Nazywa się Frank Williams, więc wydawało mi się to
logiczne.
- Jeździsz na nim? - spytała z powątpiewaniem.
- Spójrz na te krótkie nóżki. Rozpłaszczyłyby się na brzuchu.
Mick wyciągnął się na kocu obok niej z rękami pod głową.
- Dumbo nie jest użyteczny, ale stwarza atmosferę, podobnie jak mój
ogród.
- Podoba mi się twój ogród - zaprotestowała Stevie. Uważała, że był
niezwykle uroczy z krzywymi grządkami i torebkami po nasionach
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
71
zatkniętymi na patykach w celu zidentyfikowania anemicznych jarzynek.
Oto miała przed sobą Micka Connovera jako dokładającego wszelkich
starań farmera.
- Co już wyhodowałeś?
- W zeszłym roku miałem jedną cebulę. - Uśmiechnął się. -
Przynajmniej wydawało mi się, że to była cebula... Już dawno pogodziłem
się z tym faktem, że jeśli chcę mieć ogród, to tylko po to, żeby go u p r a -
wi a ć , a nie zbierać owoce swojej pracy. Czuję się dużo szczęśliwszy, od
kiedy mam mniejsze wymagania.
Stevie uśmiechała się ogrzana słońcem, spokojna i pogodzona ze
światem. Źdźbła trawy u brzegu koca łaskotały jej stopy, u delikatny wiatr
rozwiewał włosy wokół twarzy. Czuła się bezpiecznie jak w domu: mogła
sobie pozwolić na dokładne przyjrzenie się leżącemu przy niej
mężczyźnie. Jego powściągliwy uśmiech był samą czułością. Miękkie jak
jedwab włosy, nieco potargane nad czołem rozdzielały się pośrodku
głowy. Słońce zabarwiło gładką skórę twarzy ciepłymi kolorami bursztynu
i złota.
- Przypatrujesz mi się - rzekł cicho.
- Wiem. - Uśmiechnęła się, widząc jak słońce rysuje mu wokół
głowy aureolę. - Nic na to nie poradzę. Czy ty wiesz, M. J Connover, że
masz bardzo ładne oczy?
To go zaskoczyło. Podniósł się na łokciu, przysuwając się nieco
bliżej. Wzrok miał nieco zagadkowy.
- Dziękuję ci - powiedział. - Jesteś bardzo miła. Oczy Stevie znowu
powędrowały w dół do jego niewiarygodnie wykrojonych ust.
- Dziękuję - odrzekła.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
72
Powrócił do poprzedniej pozycji, jedną dłonią osłaniając oczy przed
słońcem. „Stevie - powtarzał w myślach -jeśli cię zaraz nie dotknę, to... "
Stevie zaś wykorzystała konstruktywnie ten niezręczny moment i
sporządziła w myśli listę miejsc na jego twarzy i ciele, na które nie wolno
jej spojrzeć. Miała wiele powodów, żeby trzymać się z dala od tego męż-
czyzny, choć niespodziewanie przestały dla niej cokolwiek znaczyć.
Wahania i zamęt przeżywany przez nią w ostatnich paru dniach zniknęły
na widok miękkich włosów i dziecięcej opalenizny Micka. Zastąpiło je po-
żądanie, proste i niezmącone. „Gdybyś teraz zajrzał mi w oczy - pomyślała
- wszystko byś wiedział... "
Westchnęła i skierowała wzrok na Dumbo Williamsa.
Po nieskończenie długiej chwili ciszy usłyszała szept Micka:
- Czy przestaniesz gapić się na tego cholernego konia i spojrzysz w
końcu na mnie?
Stevie wolno odwróciła głowę i popatrzyła na niego niebieskim,
rozpalonym spojrzeniem. Uśmiechał się, ale najwidoczniej był czymś
pochłonięty. Podniósł rękę i opuszkami palców zaczął przesuwać po jej
szyi, delikatnie jak piórkiem, rysując jakiś deseń. Serce Stevie zaczęło
szybciej bić.
- Czego ty chcesz? - wyszeptała.
- Chcę szansy - odrzekł.
Stevie rozchyliła usta, zdając sobie sprawę z tego,jak bliska jest
wyrażenia zgody. Z wahaniem wsunęła rękę w jego włosy i wplotła w nie
palce. Przesuwała je i unosiła, patrząc zahipnotyzowana, jak kosmyki
opadają mu na czoło. W jej oczach błyskały miedziane i złote iskierki.
Zaschło jej w ustach. Zwilżyła wargi koniuszkiem języka. Nie poruszył
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
73
się, był tak... cierpliwy, patrzył tylko na nią zgłodniałymi oczyma i
niczego od niej nie żądał. W niej zaś wszystko było napięte, gotowe do
oddania...
Uniósł ręce i powoli skinął palcem, przyzywając ją prosząco do
siebie. Czas stanął w miejscu. Jej wzrok przesunął się w dół, ku ustom
Micka. Wolno pochyliła się i przesunęła po nich wargami. To nie był
pocałunek, lecz raczej dokonanie odkrycia - ich usta były jak spotkanie
spragnionych, dotykały się z początku z wahaniem, później bez tchu.
Drżała z pożądania, które wprawiało ją w duży zachwyt, że aż musiała
myśląc o tym, uśmiechnąć się. Nigdy dotyk nie dał jej tak wiele.
Mick oplótł ją ramionami i przyciągnął łagodnie ku sobie. Ciągle się
powstrzymywała i pocałunek nie był głębszy niż westchnienie. Było
jeszcze tyle pytań bez odpowiedzi... Smak i kształt jej warg ciepłych i
oddanych, kiedy spoczywały na jego ustach. Rytm oddechu, gdy serce
zaczynało bić szybciej i rosła namiętność...
Instynktownie poruszył się i przekręcił, częściowo przykrywając ją
sobą. Gorące pożądanie pulsowało w nim od stóp do głów. Czuł, jak
Stevie odruchowo wygina plecy, przytulając się do niego piersiami.
Wplątał palce w jej włosy i przestał być powściągliwy. Kiedy dotarł
językiem do wnętrza jej ust, poczuł w sobie falę takiej żądzy, o jakiej
nigdy nawet nie marzył. Zagubili się w pocałunku, rozbawieni i zgłodniali,
poważni i pełni namiętności, gotowi poddać się grze, która przestawała
być tylko grą. W milczeniu jego ręce przesuwały się, pieszcząc jej plecy i
piersi, aż w końcu wsunęły się pod obcisłą bluzeczkę. Kiedy odkrył
kciukami naprężone brodawki, jęknęła pod jego ustami i wtuliła się
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
74
mocniej w jego ramiona. Czuł się tak, jakby za chwilę miało mu
eksplodować serce. Słońce paliło mu plecy.
Roztrzęsiona spróbowała złapać oddech i odwrócić głowę. Był
wyczulony na wszystko, co robiła, na każdy ruch. Cofnął się i długo w nią
wpatrywał oczami rozświetlonymi cudownym uczuciem radości.
„Mógłbym cię kochać, Stevie - myślał - mógłbym cię kochać".
- Dziękuję - powiedział miękko z drżącym uśmiechem na ustach.
Oczy Stevie posmutniały. Tak cudownie było się zapomnieć choćby
na chwilę i nie pamiętać, jakie to może być niebezpieczne. Wciągnęła
głęboko powietrze i spróbowała zapanować nad gwałtownym biciem
serca.
- Za co dziękujesz?
- Za moją szansę - powiedział prosto. - Nigdy bym cię nie
skrzywdził.
- Wiem - szepnęła, ale łagodne cienie w jej oczach nadal wyrażały
wątpliwości.
Uśmiechnął się uspokajająco, schwycił jej ręce i pomógł wstać.
- Deprawujemy Dumbo Williamsa - rzucił lekko. -Już czas, żebym
cię odwiózł do domu.
Odstawił ją na próg domu w momencie, gdy zachodzące słońce
rozsiewało tęczowe błyski. Chwila była wzruszająca: znał swoje uczucia, a
w jej rozpalonych fiołkowych oczach wyczytał pragnienie miłości. Pocało-
wał ją jeden raz, krótko i zdecydowanie. Końcami palców musnął jej usta,
szepnął „dobrej nocy" i odszedł.
W sypialni Stevie znajdowało się okno wychodzące na zatokę.
Leżały na nim tuziny poduszek, dużych i małych, miękkich i kolorowych.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
75
Było to miejsce w sam raz na wszystkie smutne dni w życiu, kiedy nie
było wiadomo, co się wydarzy. Po tym, jak Mick Connover zostawił ją ze
wspomnieniem pocałunku, który nadal czuła na ustach, ogromnie
potrzebowała ciepła i pocieszenia. Czując dreszcze, podeszła wprost do
okna i oparła się na nim. Ciągle jednak było jej zimno i chętnie oddałaby z
pięćdziesiąt leżących tam poduszek za ramiona Micka.
" Dlaczego nie?" - pytała siebie z tysiąc razy. Dlaczego nie Mick?
Lata całe upłynęły od czasu, kiedy pozwoliła sobie kogoś pokochać,
dawno temu, gdy przyjechała do San Diego, próbując „odnaleźć siebie".
Pijana wolnością i możliwością wyboru kim chce być, zaangażowała się w
związek, który był bardziej deklaracją niepodległości niż miłością.
Oczywiście, wybrała wtedy zwyczajnego studenta, kogoś nie do
zaakceptowania przez jej rodziców. Romans trwał krótko i pozostawił na
nowiutkim poczuciu niezależności parę solidnych siniaków.
Od tamtego czasu wszystko się zmieniło, rzeczywiście s t a ł a się
sobą i mogła szczycić się swoją wolnością. Teraz chciała czegoś więcej.
Chciała wierzyć w każde słowo, jakie wypowiadał Mick Connover. Ze
ściśniętym sercem oczekiwała na zapowiedź szczęścia i pragnienie to
swoją intensywnością przewyższało ból, jakiego mogła się spodziewać po
związku z nim.
„N i g d y b ym c i ę n i e s k r z y w d zi ł" .
Siedziała we wgłębieniu okna, aż w pokoju zrobiło się ciemno i
widać było światełka migoczące na zatoce. Krew nie dopływała do zbyt
długo podkurczonych nóg, więc palce jej ścierpły, ale nadal nie wymyśliła
niczego nowego. W końcu uczucie głodu kazało opuścić Stevie intymne
zacisze. Zjadła lekki posiłek i wzięła długi gorący prysznic. Czuła się zbyt
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
76
zmęczona, żeby nałożyć na noc swoje kremy, więc poszła spać bez
dodatkowych ozdób na twarzy.
Nie mogło upłynąć więcej niż piętnaście czy dwadzieścia minut,
kiedy zadzwonił telefon. Z zamkniętymi oczami Stevie wyciągnęła rękę po
słuchawkę i zrzuciła aparat ze stolika. Dopiero po długiej chwili odnalazła
go pod łóżkiem.
- Ty śliska bestio - mruknęła do słuchawki, kładąc się znowu na
łóżku.
- Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje nam!
To Morgan. Urodziny. Otworzyła oczy i ujrzała to, co do tej pory
umknęło jej uwadze - światło słońca.
- Moje urodziny!
- No właśnie, twoje urodziny - przytaknął aż zbyt gorliwie Morgan. -
T r z y d zi es t e urodziny, staruszko. Masz taki głos, że zaczynam
podejrzewać, że jeszcze śpisz albo już zgrzybiałaś.
Stevie przetarła trzydziestoletnie powieki.
- Jeszcze śpię.
- Jak to możliwe? - zahuczał głos w słuchawce. -Dochodzi dziesiąta i
powinnaś od dawna świętować. Na pewno znalazłoby się coś, co mogłoby
zabawić starszą osobę...
Stevie wsunęła się pod kołdrę aż po sam czubek nosa i powiedziała:
- Chyba cię nienawidzę.
Nie zniechęciło to Morgana. Jego n i c nie mogło zniechęcić.
- Chcesz może, żebym przyszedł i świętował z tobą? Moglibyśmy
pójść do parku nakarmić gołębie. Starsze pokolenia bardzo to lubią.
- Ty wiesz o tym najlepiej: masz przecież cztery lata więcej od mnie.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
77
- To chwyt poniżej pasa - odrzekł Morgan urażony. - Poza tym,
mężczyźni starzeją się inaczej niż kobiety. Stają się bardziej
dystyngowani. Słuchaj, chcę ci przynieść prezent, ale go jeszcze nie
kupiłem. Zastanę cię później?
- Proszę Morgan, nie kupuj mi prezentu. Naprawdę nie ma czego
świętować.
- W porządku - odrzekł zadowolony. - Za to zjawię się osobiście z
życzeniami i ciastkami. Może uda mi się wbić w ciastko trzydzieści
świeczek.
- Jestem pewna, że spróbujesz. - Stevie wiedziała, że Morgan we
właściwy sobie, bezceremonialny sposób stara się ją podnieść na duchu.
Zwykle to skutkowało, ale nie dzisiaj.
- Jasne. Wiesz, nie powinnaś się tak przejmować: jak na starszą
kobietę wyglądasz bardzo dobrze.
Stevie bez skrupułów odłożyła słuchawkę.
W łazience wzmocniła się orzeźwiającym, zimnym prysznicem.
Tonik. Więcej toniku. Nie chciała się zastanawiać, dlaczego dzisiejszy
makijaż jest mocniejszy niż zwykle. Zdecydowała się spędzić ten dzień jak
każdy inny.
Ubrała się w szorty koloru khaki i białą koszulkę. Otworzyła szeroko
wszystkie okna, wpuszczając do mieszkania poranny wiatr. Znakomity
dzień na porządki i zrobienie czegoś, co pozwoli jej zapomnieć o okro-
pnym słowie na „U".
Właśnie sprzątała schowek, kiedy zastukał posłaniec. Spodziewała
się go. Wzięła małą paczuszkę i położyła ją nie tkniętą na stoliku. Jak
zwykle prezent nadano z Nowego Jorku, chociaż jej rodzice mieszkali w
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
78
Atlancie. Sekretarka matki co roku wysyłała do Tiffany'ego listę
zamówień, a tam z kolei dbali o doręczenie prezentów w odpowiednim
czasie. Vaunda Knight była znana z tego, że nigdy nie przeoczyła daty
niczyich urodzin.
Stevie zabrała się do sprzątania ze zdwojoną energią. Odkurzyła sofę
pod poduszkami, umyła lodówkę i wyłożyła nowym papierem szafki
kuchenne. Pastowała właśnie podłogę w kuchni, kiedy usłyszała, jak
Morgan energicznie stuka do drzwi.
- Wejdź! - krzyknęła, oceniając jednocześnie odległość między
miejscem, w którym stała a holem. Nawet jeśliby spróbowała ją
przeskoczyć, wylądowałoby na środku świeżo wypastowanej podłogi.
Dopiero by się ubawił.
To nie był Morgan, lecz Mick Connover, uśmiechnięty, w białych
dżinsach i pasiastej bawełnianej koszuli.
- Witaj, moje ciasteczko. - Uśmiechnął się do niej wesoło, widząc jej
kłopotliwe położenie. - Jesteś w pułapce, prawda?
„Może każdemu musi się coś takiego przytrafić w trzydzieste
urodziny" - pomyślała przygnębiona Stevie. Upokarzające.
- Mam chyba jeden z niedobrych dni - odrzekła, siląc się na uśmiech
z takim trudem, jakby miała na twarzy zaschniętą skorupę z błota.
- Bardzo serio podchodzisz do pastowania. - Mick przyglądał się jej
uważnie, opierając się biodrem o framugę drzwi. W szortach wyglądała
świetnie i to przygnębienie zupełnie do niej nie pasowało. - Nigdy nie
widziałem cię takiej... zniechęconej.
Nie patrząc w jego kierunku, wzruszyła ramionami.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
79
- Potrzeba specjalnego talentu, żeby pastując odciąć sobie drogę
odwrotu.
- Takie rzeczy się zdarzają. - Starał się nadać głosowi lekki i
beztroski ton. - Jeżeli z tego powodu popadasz w depresję, to lepiej
przejdź się przez mokry parkiet, mówiąc „do diabła z nim". - Uśmiechnął
się szeroko. - Takie jest moje zdanie.
- Straciłam godzinę na tę podłogę i nie zamierzam po niej deptać. -
Stevie oparła szczotkę o ścianę i usiadła, oplatając ramionami gołe kolana.
- Uwolnię się za jakieś piętnaście minut.
- „A więc nie ruszę się stąd" - pomyślał Mick i usiadł po turecku na
podłodze.
- Mamy kwadrans na rozmowę - zauważył. - Przy okazji, miło cię
znowu widzieć.
Ochrypłe brzmienie jego głosu wywołało nerwowy dreszcz wzdłuż
całego ciała Stevie. Miała trudności z przełykaniem śliny.
- Nawet jeśli musisz siedzieć w przedpokoju?
- Nawet wtedy. - Przybrał zdziwiony wyraz twarzy. - Wszędzie
pachnie czystością.
- Bo wszystko myłam.
- I do tego pastowałaś? - Uniósł do góry brwi. -Jesteś pracowita jak
pszczółka.
- Lubię się czymś zająć - mruknęła.
- Nie cierpię sekretów, bo doprowadzają mnie do szaleństwa.
Gdybyś lepiej mnie znała, to wiedziałabyś, że nic się przede mną nie
ukryje.
- Niczego nie ukrywam.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
80
- Na pewno tak. Dom jest pełen trujących oparów, ty się zapędziłaś z
pastowaniem w najdalszy kąt i od kiedy tu jestem, nie otrzymałem nawet
jednego uśmiechu. Dlaczego?
Wyglądali komicznie, siedząc na podłodze oddzieleni od siebie
śliską pastą. Podnosili głos, by się nawzajem usłyszeć.
Stevie spojrzała na jego skrzyżowane długie nogi i wykrzywiła usta.
- Ponieważ...
- Już lepiej. Ponieważ co?
- Ponieważ... - wzięła głęboki oddech i oparła brodę na kolanach -
mam dzisiaj urodziny.
Zastanowił się.
- Ja nie pastowałem, kiedy miałem urodziny.
- Te są szczególne. - Jej ton wcale na to nie wskazywał. - Dziesiąta
rocznica dwudziestych urodzin.
Kiedy nie wywarło to na nim żadnego wrażenia, wyjaśniła:
- Mam trzydzieści lat, Mick.
Chciał się roześmiać, ale powstrzymał go wyraz jej twarzy.
- Wszystkiego najlepszego - powiedział machinalnie.
- Wielkie dzięki. Bezradnie rozłożył ręce.
- Nie rozumiem. Dlaczego to cię załamuje? Masz trzydzieści lat, i co
z tego? Dlaczego jesteś z tego powodu nieszczęśliwa? Wczoraj miałaś
dwadzieścia dziewięć, jadłaś kanapki z masłem orzechowym, podlewałaś
kwiaty w moim ogródku i byłaś w świetnym nastroju. Przez dwadzieścia
cztery godziny nie zaszła chyba żadna wielka zmiana?
- Chcesz mi powiedzieć, że się nie przejmowałeś, jak skończyłeś
trzydzieści lat? - zapytała.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
81
Popatrzył na nią w milczeniu i zdał sobie sprawę, że nie on jeden
został zapędzony w kozi róg. W końcu potrząsnął głową.
- Nie miałem z tym problemu - powiedział ostrożnie. - Jeszcze nie.
Mowa wróciła jej po dłuższej chwili. Dłońmi przycisnęła skronie,
jakby próbowała złagodzić ostry ból głowy.
- Ile masz lat, Mick? - zapytała bezdźwięcznie. „Jeśli się
roześmiejesz, Connover - pomyślał – to chyba zostaniesz przebity kijem
od szczotki".
- Przy następnych urodzinach skończę dwadzieścia dziewięć.
- A stanie się to... ?
- Za jedenaście miesięcy. Masz zamiar robić z tego problem, moje
ciasteczko?
Posłała mu uśmiech, który wcale nie był uśmiechem.
- Tak, to będzie dla mnie problem i nie mam co do tego żadnych
wątpliwości.
- Potrzeba ci tylko trochę czasu, żeby przywyknąć.
- Jestem dość stara, żeby być twoją matką.
Nie mógł już w żaden sposób powstrzymać śmiechu. Za każdym
razem, kiedy próbował się opanować, jedno spojrzenie na jej kamienną
twarz niweczyło wszystkie jego wysiłki. Między jednym a drugim
wybuchem-śmiechu zdołał wykrztusić:
- Myślisz, że podłoga już wyschła?
- C o ?
- Podłoga. Ciekaw jestem, czy już wyschła. - Wstał i spróbował
opanować śmiech. - Zresztą nieważne, i tak idę do ciebie.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
82
Odcisnął sześć idealnych śladów na lepkim parkiecie. Uniósł ją z
podłogi jednym ruchem i zaczął mocno całować. Osłabła nagle pod
wpływem gwałtownego pragnienia. Z ulgą przytuliła się do jego twardego
ciała, pragnąc je czuć i poznawać. Rękami przesuwała wilgotne, spłowiałe
od słońca włosy Micka. Jej brzuch był naprężony i oparty o jego biodro.
Tego chciała i potrzebowała przez dwadzieścia cztery długie puste godziny
samotności. To właśnie próbowała wyobrazić sobie w myślach, siedząc w
sypialni i patrząc na gwiazdy.
Mick zamierzał panować nad sytuacją; zamiast tego stracił kontrolę.
Ciało go paliło i nienawidził cichego wewnętrznego głosu wciąż
doradzającego ostrożność. Pieścił ją wygłodzonymi dłońmi, smakował
słodkie wnętrze ust. Pytał pieszczotą, a ona odpowiadała tym samym i
wiedział już, że wszystko pozostało tylko kwestią czasu.
Oderwał się od jej ust i spojrzał w oczy, w których widać było
niczym nie hamowaną burzę uczuć. Tak długo żył bez tej kobiety, tak
wiele dni i nocy patrzył w nieznajome twarze, zastanawiając się kiedy - i
czy w ogóle - ją znajdzie. Teraz, kiedy miał ją w zasięgu wzroku i w
swych objęciach, ogarnęła go ogromna radość. Serce biło mu szybko i
mocno; czuł się tak jak wtedy, gdy miał dwanaście lat i dostał właśnie na
gwiazdkę błyszczący czerwony rower. Pod wpływem tamtego
wspomnienia uśmiechnął się do siebie. Naprawdę miał duszę poety.
- Nie masz pojęcia... - Przerwał, zdradzając swe emocje głębokim
oddechem. - Nie wiesz, jak strasznie się cieszę.
Otworzyła szeroko oczy.
- Cieszysz?
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
83
- Mhm. Za to, że cię znalazłem. - Uśmiechnął się łagodnie i
zatrzymał przez chwilę palce na jej policzku. - Zaczynałem się już
niepokoić, że moja starość upłynie bez ciebie.
Stevie milczała. Gardło miała dziwnie ściśnięte. Otwartość Micka
Connovera przerażała ją i... rozczulała. Niczym nie osłonięta szczerość. Co
teraz powiedzieć? Spróbowała się uśmiechnąć.
- Na twoim miejscu nie wspominałabym o starości, a już na pewno
nie w dniu moich trzydziestych urodzin.
- Właśnie próbowałem cię oderwać od tych myśli -powiedział z
nadzieją w głosie. Nie ufając sobie zbytnio, złożył jedynie przelotny
pocałunek na czole Stevie.
- Jak mi idzie?
- Robisz postępy. - Westchnęła i była to prawda.
Uśmiechał się, delikatnie wygładzając jej włosy za uchem.
- Dopiero zacząłem.
- Och. - Głos Stevie załamał się i słowo zabrzmiało jak jęk rozkoszy.
- Mam pomysł. Nie możesz spędzić reszty dnia stojąc po kostki w
paście, zwłaszcza, że to...
- Uważaj!
- ... dziesiąta rocznica twoich dwudziestych urodzin
- dokończył z niewinnym wyrazem twarzy. - Chodź ze mną.
- Sama nie wiem czy mogę. Miałam jeszcze umyć kafelki w łazience.
- Zostaw to sobie na następną niedzielę. Będziesz miała na co
czekać.
- Racja. - Czuła się podniecona jak Kopciuszek, ciesząc się tym
dniem znienacka przemienionym w nieznaną obietnicę. Mogła tracić czas i
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
84
energię, walcząc z uczuciami, ale i tak nie zmieni faktów. Całkiem możli-
we, że kiedyś pożałuje zaniechania obrony.
- Idę - zdecydowała się z oczyma błyszczącymi jak gwiazdy. - Daj
mi pięć minut na uczesanie się...
- Strata czasu. - Przerwał i pociągnął ją za rękę. Gumowe podeszwy
ich butów przyklejały się do wilgotnej pasty. - Przyjechałem jeepem, a
dach jest znowu opuszczony.
- Dokąd jedziemy?
- Do „Obozu San Diego".
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
85
ROZDZIAŁ 6
Wiatr hulał po samochodzie i rozwiewał jej włosy. Stevie
zastanawiała się nad nazwą „Obóz San Diego" pasującą według niej do
uzdrowiska, jednego z tych niezwykle ekskluzywnych miejsc, gdzie
można było się spodziewać niemieckich masażystów, okładów z papai i
terapii wodnej. Nie widziała jednak związku między takim przybytkiem a
Mickiem.
- To naprawdę jest obóz? - zapytała, kiedy zatrzymali się na
światłach.
- Nie.
Nagle przyszło jej coś do głowy. Popatrzyła na swoje szorty i
sandały, potem na Micka.
- Ale to nie jest prywatny klub?
- Nie. - Uśmiechał się kącikami ust. - Ciekawa jesteś, prawda?
Zielone światło. Trzymaj się, moje ciasteczko. „Obóz San Diego" jest tuż
za rogiem.
Zatrzymał samochód przed piętrowym, drewnianym budynkiem z
białymi okiennicami i gankiem. Napis na tablicy z polerowanego dębu
głosił: „OBÓZ SAN DIEGO". Trzydzieści czy czterdzieści lat temu musiał
to być uroczy dom. Wyobraźnia podpowiadała istnienie bujnego kiedyś
ogrodu i parkanu z wymyślnie kutego żelaza. Rosnąca wartość posesji
leżącej przy zatoce spowodowała, że parkany zastąpiono parkingami, a
klomby betonem. Chociaż wyburzono większość starych domów przy
ulicy i na ich miejscu powstały promenady i anonimowe biurowce, kilka z
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
86
nich przetrwało jako sklepy specjalistyczne. „Obóz San Diego" był
wtulony między „Imperium Tytoniowe" a „Galerię Sztuki Nad Zatoką".
Mick pomógł Stevie wysiąść i skłonił jej się nisko.
- Pani, przybyłaś do „Obozu San Diego".
Stevie osłoniła oczy przed słońcem, starając się zajrzeć przez okno.
- Co to jest? Sklep?
- Ugryź się w język - ostrzegł Mick, wiodąc Stevie za rękę po
stopniach z sekwoi. - To nie jakiś sklep, tylko mój. I chociaż nie
otwieramy w niedzielę, dla ciebie zrobię wyjątek.
- Sprzedajesz raki śniegowe! - wykrzyknęła Stevie, spojrzawszy
dokładniej na wystawę. - W San Diego? I liny, namioty, kaski rowerowe...
i elektryczne skarpetki?
- Wejdź do środka - Mick otworzył drzwi na oścież. - Oglądaj do
woli. „Obóz San Diego" jest skarbnicą wiadomości.
- Dotyczących czego?
Jego uśmiech był coraz szerszy, kiedy wprowadzał ją do środka.
- Mnie, oczywiście.
Będąc dzieckiem, Stephanie Elizabeth Knight wyjeżdżała na bardzo
ekskluzywne obozy w Ameryce i poza nią. Nigdy, p r z en i g d y, żaden tak
jej się nie podobał jak „Obóz San Diego".
Całą godzinę spędziła na parterze. Mick towarzyszył jej jak
zawodowy sprzedawca. Przymierzała dresy i futrzane buty,
wypróbowywała na platformie do joggingu rower za tysiąc dwieście
dolarów do jazdy w górach oraz przypiekła stopy elektrycznymi
skarpetkami. Pozwoliła uczynnemu sprzedawcy wyposażyć się w narty,
kijki i buty o wartości powyżej tysiąca dolarów. Na koniec westchnęła i
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
87
spytała, gdzie można odpocząć. Mick posłał jej taki uśmiech, że poczuła
falę gorąca.
- Na górze.
Spojrzała na piętro nad nimi i wydęła usta.
- A więc twój pokój rekreacyjny jest na górze?
- Tak jest, proszę pani.
Wyzwoliła się z butów narciarskich i w skarpetkach weszła po
schodach, a za nią szedł oddany sprzedawca. Piętro zastawione było
namiotami wszelkich rozmiarów i kształtów: okrągłymi, wysmukłymi,
kwadratowymi i przysadzistymi, a wszystkie marszczyły się i falowały w
łagodnych podmuchach klimatyzacji.
- Proszę się nie krępować - oznajmił Mick z wprawą długoletniego
sprzedawcy. - Jestem pewien, że pozna się pani na najwyższej jakości
naszych produktów. Mamy wyposażenie odpowiednie do łagodnego
klimatu, również na temperatury poniżej zera stopni. Sprzedajemy
namioty, które mieszczą się w plecaku, nadzwyczaj lekkie i zajmujące
mało miejsca. Czy pani podróżuje z plecakiem?
- Niestety nie - odpowiedziała Stevie, wędrując wśród labiryntu z
nylonu i brezentu - chociaż namioty macie ładne.
- Ładne? - powtórzył Mick zranionym tonem. - Proszę pani, czy
kiedykolwiek mieszkała pani w obozie?
- Oczywiście. Całe wakacje spędzałam kiedyś na obozach.
Stał z boku i przyglądał się jej. Nawet nie przeczuwała, jakie
wrażenie na nim wywiera, poruszając się z kobiecym wdziękiem, stojąc z
kciukami rąk wsuniętymi w kieszenie szortów. Jej piękne niebieskie oczy
błyszczały świadomie tłumionym podnieceniem, co wywoływało w nim
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
88
potężny odzew. Zwykli klienci nie dostarczali mu tylu wrażeń co
Stephanie Knight.
- A więc zaznajomiła się pani dobrze z namiotami? - powiedział
ochrypłym głosem.
- Litości, co to, to nie. - Uśmiechała się, unosząc się i opadając na
palcach stóp. - Spałam w domkach, bungalowach i schroniskach. Nigdy
nawet nie weszłam do namiotu.
„Czego ja się spodziewałem? - myślał Mick. - Słońca, księżyca i
gwiazd jednocześnie? Jest inteligentna, wspaniała, piękna, z
niewiarygodnym seksapilem. Dobry z niej kumpel. Nauczy się jeszcze
kochać życie wśród przyrody, nie ma obawy".
- Spodoba ci się życie w namiocie - powiedział.
- Masz na myśli robaki, niedźwiedzie i tym podobne rzeczy? -
Uniosła klapę dwuosobowego namiotu i zajrzała do środka. - Nie sądzę.
Mick ruszył za nią, starając się ją przekonać.
- Przecież nie mówię o robakach i niedźwiedziach. Po to ma się
dobry sprzęt, żeby cieszyć się przyrodą... bez nich.
- Lubię pikniki - oświadczyła zdecydowanie Stevie. - Lubię spacery
po plaży przy świetle księżyca i ognisko, o ile pali się ono w kominku.
Lubię spać na miękkim materacu z puchową poduszką. Nic mnie nie
ciągnie do spania na ziemi.
- Kiedyś już to robiłaś? - nalegał. Uśmiechnęła się szeroko i
wyznała:
- Ani razu.
- Więc skąd wiesz, że to by ci się nie podobało?
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
89
- Dedukcja, mój drogi Watsonie. - Potrząsnęła głową i włosy opadły
na ramię błyszczącą kaskadą. - Ziemia jest twarda i zimna, a łóżko
miękkie i ciepłe, niemądry chłopcze. Jak ci się udaje namawiać ludzi, żeby
wydawali pieniądze na namioty?
- Widzisz ten duży namiot na końcu?
- Żółty? Tak, owszem, ładny.
- Spotkajmy się tam za trzy minuty. - Mick zszedł po schodach,
mrucząc coś o robakach i niedźwiedziach. Oczy Stevie rozświetliły się,
kiedy patrzyła, jak odchodzi, a jej uśmiech przepełniała czułość.
Najwyraźniej bardzo mu zależało, żeby cieszyły ją te same rzeczy, z
których on czerpał przyjemność. Była tym wzruszona, ale nie udało jej się
wykrzesać z siebie więcej entuzjazmu dla pomysłu spania w budzie, gdzie
od dzikiej przyrody, bestii i pełzających stworzeń oddzielać miałaby ją
jedynie ściana z cienkiego jedwabiu.
Przy żółtym namiocie znajdowało się stoisko z książkami. Sięgnęła
po kilka tytułów: „Opowieści o niedźwiedziach na Alasce", „Przewodnik
wspinaczki po wulkanach Meksyku", „Magiczny pstrąg", „Kajakiem do
piekła", „Spacerkiem po buszu Nowej Gwinei" i zabrała je do namiotu.
Mogła ostatecznie zabawić tu jakiś czas, zwłaszcza przy ciekawej lekturze.
Przerzucała właśnie kartki „Kajakiem do piekła", kiedy w wejściu
pojawił się Mick.
- Tutaj jesteś - powiedział. - Przez chwilę myślałem, że ode mnie
uciekłaś.
- Doświadczam życia w namiocie - odrzekła spokojnie, spoglądając
na niego znad książki. - Należę do kobiet o otwartym umyśle, zawsze
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
90
jestem gotowa wypróbować coś nowego. Byłabym ci wdzięczna, gdybyś
zasunął wejście, bo inaczej nawłazi tu robactwa.
Z uśmiechem rzucił jej coś białego i puchatego.
- Lubię miłośniczki przygód. Masz, rozłóż to na podłodze.
To coś wyglądało jak bardzo duży i bardzo płaski królik.
- Co to jest? - Stevie porzuciła książkę, żeby się lepiej przyjrzeć.
- Nazywa się „przytulny śpioch" - wyjaśnił Mick cierpliwie. -
Świetny materac z nowozelandzkich owiec. Producent gwarantuje
dziewięćdziesiąt dni znakomitego snu albo zwrot pieniędzy.
Stevie rozpostarła futrzak na podłodze. Teraz był niewiarygodnie
gruby i ciepły, wyglądał jak miękki obłok.
- Fantastyczny. Kto to wymyślił?
- Owce - odrzekł Mick. Kolejny przedmiot mający kształt grubej
kiełbasy niespodziewanie wpadł do namiotu, uderzając o kolana Stevie. -
Rozłóż teraz ten śpiwór. Wyjaśniam - na wypadek gdybyś nigdy czegoś
takiego nie widziała - że w środku jest gęsi puch. Potem powtórz, że nigdy
nie prześpisz się w namiocie.
Zrobiła, jak kazał. Wyjęła śpiwór z nylonowego pokrowca i ułożyła
na środku namiotu. W czasie tych czynności spoglądała na postać ubraną
w biały drelich, widoczną przez kwadratowe okienko z nylonowej siatki.
Nadzwyczajne nogi. Muskularne uda. Wąskie biodra i płaski brzuch.
Powyżej widziała już tylko namiot. Czuła, że ma wilgotne dłonie.
- W porządku - oznajmiła ochrypłym głosem. -Rozłożyłam. I nigdy
nie prześpię się w namiocie.
Natychmiast przyklęknął na jedno kolano i zobaczyła przez siatkę, że
zmarszczył brwi.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
91
- Dlaczego? Nie jest ci wygodnie?
- Jest znakomicie. - Wyciągnęła się na rozłożonym śpiworze. - Jest
ciepło, miękko i przytulnie. Czuję się jak na chmurce.
- To czemu twierdzisz, że nigdy...
- Bo kazałeś mi tak powiedzieć, głuptasie. Uśmiechnął się z
widoczną ulgą. Wcisnął się do namiotu i dokładnie zasunął wejście.
- Nie będzie żadnego robactwa - obiecał uroczyście. Usiadł i zaczął
gładzić grube posłanie. - A teraz powiedz mi prawdę: czy możesz sobie
wyobrazić, że gdzieś odpoczniesz lepiej niż w tym nieprzyzwoicie wy-
godnym śpiworze, kiedy wokół świeże górskie powietrze, a wszystkie
gwiazdy są nad twoją głową?
Był bardzo blisko. W zamkniętej przestrzeni głos Micka wydawał się
o oktawę niższy, ciepły i głęboki, drażniący zmysły. Jego oczy stawały się
coraz jaśniejsze, a policzki nabierały miękkich zarysów pod wpływem
jasnozłotej poświaty.
- Bardzo nalegasz - powiedziała spokojnie. - Coś mi mówi, że nie
spoczniesz, zanim nie zostanę miłośniczką przyrody.
- Nikogo do niczego nie zmuszam. - Pomimo uśmiechu oczy miał
poważne. - Mówię tylko, co czuję, a decyzję pozostawiam innym.
Jego słowa nie odniosły się do przyrody i oboje to wiedzieli. Stevie
usiadła nagle i sięgnęła po książki leżące w kącie.
- Zobacz, co tu mam... Niezwykle interesująca lektura, na przykład
to. - Wzięła do ręki egzemplarz „Spacerkiem po buszu w Nowej Gwinei" -
Nie każdy ma coś takiego w domu.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
92
- A szkoda - odrzekł Mick z namysłem. - To fantastyczna książka.
Ani w połowie nie podobałoby mi się tak w Nowej Gwinei, gdybym jej
wcześniej nie czytał.
- Byłeś w Nowej Gwinei? Skinął głową.
- W zeszłym roku.
- I odbyłeś ten... s p a c er ek ?
- I odbyłem ten s p a c e r e k - naśladował jej zafascynowany ton i
okrągłe ze zdziwienia oczy. - Tak trudno ci w to uwierzyć?
Stevie uznała ten fakt za całkowicie niewiarygodny. Według jej
doświadczeń mężczyźni o takim pochodzeniu społecznym jak Mick
Connover zwiedzali raczej kasyna w Monte Carlo niż lasy tropikalne.
- Możesz o tym nie wiedzieć, ale przeważnie nie spędza się letnich
wakacji w Nowej Gwinei. Większość ludzi nawet o niej nie słyszała.
- Ich strata - zauważył pogodnie Mick. - Co jeszcze tam masz?
- „Kajakiem do piekła". Czy kiedyś... ?
- Nie aż do piekła. - Wdychał powietrze przesycone jej zapachem
przenikającym jego ubranie i skórę - ale do Kolorado.
Uśmiechnęła się leciutko. - Jasne. Tylko Kolorado. A co z Alaską?
- Co chciałabyś wiedzieć?
- Byłeś tam?
- Parę razy. Pojechałem z przyjacielem, biologiem, na Wyspy
Przybyłowa, żeby obserwować foki w lecie. W rzeczywistości to on
prowadził wszystkie obserwacje, a mnie się tam po prostu podobało. Raz
pojechałem do Fairbanks na wyścigi psów zaprzęgowych Ameryki
Północnej. Było to jakieś trzy lub cztery lata temu.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
93
- Jak ci te pomysły przychodzą do głowy? - Stevie była zdumiona. -
Nowa Gwinea, Wyspy Przybyłowa, psie wyścigi...
- Drogą dedukcji, mój drogi Watsonie. - Uśmiechnął się i poklepał ją
czule po policzku. - Nigdy nie byłem w buszu, nigdy nie widziałem z
bliska foki ani psów zaprzęgowych. Możesz sobie wyobrazić, jak wiele
pytań mnie drążyło? Musiałem sobie na nie odpowiedzieć.
- Naturalnie.
Mick Connover obiecał, że i ona czegoś się o nim dowie dzisiaj i nie
zawiódł jej. Był łagodny - o wiele bardziej interesowało go poznawanie
świata niż jego podbój. Dzięki połączeniu tych cech stał się w jej oczach
mocniejszy i atrakcyjniejszy niż ktokolwiek do tej pory.
- "Życie jego było spokojne, a żywioły tak w nim zespolone, że
Natura sama mogłaby powstać i światu oznajmić: oto mężczyzna" -
zacytowała cichym głosem.
- To nie było z „Kajaków" - powiedział Mick lekko zakłopotanym
tonem.
- Nie, to z piątego aktu „Juliusza Cezara". - Zamilkła, pozwalając
swoim oczom na obserwowanie ujmujących rumieńców, które pojawiły
się na jego policzkach oraz niepewnego uśmiechu na ustach. Obserwowa-
ła, jak bezwiednie gładzi futrzak, zagłębiając w nim palce. Pomyślała, że
Mick lubi dotykać rzeczy, poznawać ich kształt i powierzchnię.
Przypomniała sobie, z jakim łagodnym wyrazem oczu dotykał jej skóry i
gładził po włosach. W milczeniu zastanawiał się nad czymś. Mick
spostrzegł, że Stevie przygląda się jego dłoniom i znieruchomiał nagle z
wyrazem zakłopotania na twarzy. Uśmiechnęła się do niego.
- Lubię cię, Micku Connoverze.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
94
Pochylił się ku niej i lekko oparł ręce na jej ramionach. Jego głos był
równie miękki i niespieszny jak jej, kiedy odpowiedział: - Ja też cię lubię,
Stevie Knight. - Przyciągnął ją do siebie centymetr po centymetrze, aż ich
usta złączyły się w pocałunku, od którego zaczęło im się kręcić w głowie.
Całował ją powoli, z czułością i wiernym oddaniem. Chciał, żeby ten
pocałunek był delikatny i trwał w nieskończoność, ale w żaden sposób nie
udałoby mu się połączyć jednego z drugim - znał swoją wytrzymałość.
Uniósł głowę, oddech miał płytki i urywany. Ochrypłym głosem za-
proponował:
- Czas, żebym cię zabrał do „Nieba".
- Do nieba?
- Marzę od czasu porwania o „Smaku Nieba". „Owoc pożądania" z
czekoladą. - Próbował się opanować, ale rozpraszały go wilgotne usta
Stevie. Wciągnął głęboko powietrze, po czym znowu pocałował ją mocno
i krótko. - Na czym to skończyłem?
- Na „Niebie". - Głos Stevie łamał się.
- Ach, tak - mruknął. Szybko wrócił do rzeczywistości. - Kiedy mi
zasłoniliście oczy, nie mogłem obserwować drogi. Podasz mi adres, jeśli
poproszę?
- Być może, ale niechętnie wychodzę z twojego namiotu.
W oczach Micka wyczytała wyraźny komunikat: „Lepiej byłoby,
żebyś wyszła".
Niestety, „Niebiański Zajazd" był w niedzielę zamknięty, więc
musieli się zadowolić piknikiem na porośniętym trawą urwisku nad plażą.
Słońce zaszło za horyzont, natomiast niebo i woda wciąż odbijały jego
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
95
blask. Nadeszła ulubiona pora dnia Stevie - cicha, ciemnoniebieska
godzina pomiędzy dniem a nocą.
- Jak byś to nazwał? - spytała miękko.
Mick spojrzał na trzymanego przez nią w ręku hamburgera.
- Duży Mac. Nie, poczekaj... ten jest pojedynczy. Ja miałem Dużego
Maca.
Zmierzyła go rozbawionym spojrzeniem rzuconym spod gęstych
rzęs.
- Nie chodzi o jedzenie, Mick. Jak się nazywa ta pora dnia?
- Och! - Zastanawiał się nad tą kwestią przez jakieś pół minuty
potrzebne mu na dokończenie hamburgera. -Zachód słońca, oczywiście.
- Rozejrzyj się, Michael James. Widzisz jakieś zachodzące słońce?
- No... nie widzę. - Popatrzył w kierunku morza. Wiatr targał mu
włosy. - Słońce już zaszło.
- A więc to nie zachód słońca - odparła Stevie, obserwując go, kiedy
przyglądał się morzu. Migoczące refleksy na wodzie zmusiły Micka do
zmrużenia oczu, przez co wyglądał na rozmarzonego i zafascynowanego
tym widokiem. - Jak więc nazywa się ta cudowna pora między dniem a
nocą?
- Prawie - noc. - Odwrócił głowę i obdarzył ją olśniewającym
uśmiechem. - Jeśli odpowiedzi nie można znaleźć, wtedy ją wymyślam. W
ten sposób nigdy nie bywam zawiedziony.
Odpowiedziała mu takim samym uśmiechem.
- Nigdy?
- Prawie nigdy. - Lekkie rozbawienie w oczach Micka znikało
powoli. Podniósł rękę i pozwolił palcom z wolna muskać jej policzek,
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
96
odczuwać jego miękkie ciepło. Westchnęła, kiedy opuszkiem palca Mick
dotknął jej rozchylonych ust i przesuwał go wzdłuż słodkich linii, których
obraz nawiedzał go w snach.
- Czasami mam kłopoty w niedzielę - szepnął -zwłaszcza podczas
prawie-nocy.
Zmrużyła oczy, chłonąc przenikającą ją do głębi czułość w jego
głosie.
- Wiesz, jak ja sobie z tym radzę? - zapytała, przesuwając ustami po
palcach Micka.
- Nie. - Leciutko wsunął palec w jej usta, dotykając jedwabistego
wnętrza i zwilżył wysuszoną wiatrem wargę Steve. - Jak sobie z tym
radzisz?
Przypomnienie sobie tego zabrało jej trochę czasu.
- Ćwiczę! - rzuciła, wstając nagle. - Ścigamy się do parkingu,
Connover!
Śmiejąc się i przeskakując przez nasypy dotarła do parkingu dobre
pięć sekund przed Mickiem. Schwycił ją, gdy wspinała się do jeepa,
odwrócił i przytrzymał w ramionach uniesioną nad ziemią. Sandały spadły
jej z nóg. Oczy błyszczały mu z podniecenia i zadowolenia.
- Nie ciesz się tak - skarcił ją. - Wygrałaś tylko dlatego, że musiałem
wyrzucić śmieci.
- Wygrałam, bo szybciej biegam - odparła bez tchu. - Nie mogłeś
mnie nawet dotknąć - byłam szybsza.
Opuszczał ją powoli na ziemię i czuł, jak ocierające się o niego ciało
dziewczyny wywołuje spływającą wzdłuż jego pleców falę zmysłowego
ciepła.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
97
- Jesteś tego pewna? - spytał miękko.
Serce waliło jej jak młotem. Z trudem chwytała oddech i ledwo
panowała nad drżeniem mięśni.
- Postaw mnie, bo zaraz coś mi złamiesz.
- Nie jesteś romantyczna, prawda?
- Słucham?
Z ironicznym uśmiechem opuścił ją prosto na sandały.
- Pani życzenie jest dla mnie rozkazem. - Popatrzył w górę i zobaczył
pierwszą przymgloną gwiazdkę na tle ciemności.
- Prawie-noc się skończyła. Trwała krótko, nie sądzisz?
- To prawda. -Czuła się, jakby nagle poniosła jakąś stratę. Słysząc
westchnienie, Mick natychmiast spojrzał na nią, pragnąc czytać z jej
twarzy.
- Chyba jednak jesteś romantyczna. - Z czułym uśmiechem zgarnął
delikatnie za uszy włosy Stevie rozwiane przez wiatr. - Najsłodsza
dziewczyno - szepnął -nie chciałbym nigdy mówić ci „do widzenia".
Zaskoczył ją. Wypowiedział słowa, które wywołały gorące uderzenie
krwi w ciele, lecz nie była pewna, czy się nie przesłyszała. Patrzyła na
niego po prostu z wyrazem niepewności na twarzy.
Westchnął tak przesadnie i ciężko, że prawie się roześmiała. Prawie.
- Kiedy przestaniesz się obawiać i pozwolisz, by to się wydarzyło
między nami?
- Nie wiem - odpowiedziała bezradnie. Uniósł brwi pełen
zaciekawienia i zapytał:
- Chcesz, żebym zgadywał?
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
98
Tym razem się uśmiechnęła. Niewypowiedziane uczucia tamowały
jej oddech.
- Sądzę więc, że powinienem odwieźć cię do domu - zdecydował
Mick, kiedy stwierdził, że nie uzyska odpowiedzi. Jego twarz wyrażała tak
wiele: rezygnację, pożądanie i coś w rodzaju pewnej siebie cierpliwości.
- Drżysz. Albo ci jest chłodno, albo jesteś przerażona. Wolę myśleć,
że chłód jest tego przyczyną.
Wracali do domu w ślimaczym tempie, żeby schronić się przed
hulającym wokół wiatrem. Ogrzewanie pracowało na pełny regulator.
Zanim dotarli do mieszkania Stevie, noc zapadła już na dobre i w wielu
oknach paliły się światła... nie wyłączając narożnych okien na trzecim
piętrze.
- To dziwne - powiedziała Stevie, nie zauważając nawet, że Mick
złamał przepisy i zaparkował przed hydrantem przeciwpożarowym. -
Świeci się u mnie w domu. Mick spojrzał w górę i zmarszczył brwi.
- Włączyłaś światła wychodząc?
- Nie sądzę. - Wzruszyła ramionami. - Może zresztą tak. Mówią, że
najpierw szwankuje pamięć.
- To chyba nie dotyczy trzydziestolatków, moje ciasteczko. Chodź, ja
to sprawdzę. Wiesz, jak uwielbiam wyjaśniać tajemnice.
Nie było jednak żadnej tajemnicy do wyjaśnienia. Kiedy wysiadali z
windy, Stevie znała już odpowiedź.
- To Morgan - powiedziała. Brwi Micka utworzyły jedną linię.
- Co Morgan?
- Był u mnie z wizytą. - Uśmiechając się wskazała na leżącą przed
drzwiami białą kopertę i tkwiące na niej zmaltretowane ciastko, w które
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
99
wetknięto pod różnymi kątami wiele różowych urodzinowych świeczek. -
Zapowiedział, że przyniesie mi ciastko, a ja zupełnie o tym zapomniałam.
- To miłe - stwierdził Mick krótko.
Stevie z powątpiewaniem spojrzała na ciastko.
- Tak myślisz?
- To miłe, że zapomniałaś o jego zapowiedzianej wizycie -
sprecyzował słodkim głosem.
Wszedł za nią do mieszkania. Morgana nie było, za to wszędzie
widniały ślady jego pobytu: porozrzucane na sofie gazety, włączone
stereo, pusta lodówka i zlew w kuchni pełen brudnych naczyń. Na stole,
tuż obok pustego kartonu po mleku, leżała wiadomość:
„Byłem, ale Ciebie nie zastałem. Czekałem przez pół godziny,
poddaję się. Życzę smacznego ciastka. Jestem ci winien mleko, dwa jabłka
i osiem jajek. Zrobiłem sobie omlet. Co jest w paczce na stoliku?
Chciałem ją otworzyć, ale to byłoby niegrzeczne.
Wszystkiego najlepszego!
Morgan Nathaniel Jones"
Mick odczytał kartkę, zerkając znad ramienia Stevie.
- To chyba niemożliwe, żeby dokonał tego spustoszenia w ciągu pół
godziny?
Stevie skinęła głową.
- Jest jak tornado. Nigdy nie zatrzymuje się na dłużej, sieje
niewiarygodne zniszczenia.
- Może tu wejść i wyjść kiedy chce?
- Ma klucz - powiedziała Stevie, a widząc ciemne i zwężone oczy
Micka, szybko dodała: - Kiedyś to mieszkanie było jego. Gdy
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
100
wyprowadził się do większego, ja je wynajęłam. Chciałam zmienić zamki,
ale jakoś nigdy nie miałam na to czasu. - Nabrała powietrza. -Właściwie
dlaczego ci to wszystko wyjaśniam?
- Bo nie chcesz, żebym odniósł mylne wrażenie. -Mick uśmiechnął
się, czując się o wiele lepiej niż przed chwilą. - Co z tą paczką, o której
wspomniał Morgan? Wiesz przecież, jak nie lubię pytań bez...
- ... odpowiedzi - westchnęła Stevie. Skinęła na niego ręką i przeszła
do salonu. Paczka leżała na stoliku, tam gdzie ją rano zostawiła - cóż, nie
całkiem w tym samym miejscu. Morgan na pewno ją miał w rękach, bo
zostawił na opakowaniu czekoladowe ślady palców.
- To od moich rodziców - rzuciła. - Prezent urodzinowy.
Przyniesiono go dzisiaj rano.
Mick był naprawdę zdumiony.
- I nie otworzyłaś jej od razu? Jak mogłaś się powstrzymać?
- To proste. - Stevie zrzuciła gazety z sofy, usiadła i zaczęła
przerzucać paczkę z ręki do ręki. - Moi rodzice także nie wiedzą, co jest w
środku. Jeżeli oni nie są ciekawi, dlaczego ja miałabym być?
- Zgubiłem się. - Mick usiadł przy niej i skrzyżował ręce na
piersiach. - Już nie pojmuję. Możemy zacząć od początku?
- Owszem. - Skierowała spojrzenie na paczkę, stolik, na swój
złamany paznokieć, byle tylko nie patrzeć na Micka. Rozmowa o rodzinie
była trudna, ale miał rację: nie chciała, żeby odniósł mylne wrażenie. - Ro-
dzice wynajmują kogoś, kto z kolei zatrudnia kogoś innego do wybierania
dla mnie prezentów na gwiazdkę i urodziny. Jedyną na świecie osobą,
która wie, co się znajduje w tym pudełku, jest pracownik od Tiffany'ego.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
101
Nie ma w tym nic z uczucia. A ciastko od Morgana... Nie uważasz, że to
ciepły gest?
- Myślę, że powinnaś otworzyć to pudełko - powiedział miękko
Mick.
Spojrzała na niego, wzruszyła ramionami i rozwinęła przesyłkę. U
Tiffany'ego przyłożono się do pakowania, musiała pokonać cztery
warstwy papieru, zanim dotarła do granatowego aksamitnego pudełka.
Otworzyła je i pokazała Mickowi zawartość.
- Szpilka. Bardzo ładna. Ktoś ma znakomity gust. Mick nie znał się
na klejnotach, ale delikatna szpila
ozdobiona brylantami i szafirami musiała być warta krocie.
- Jest piękna - odrzekł cicho.
- Jutro wyślę im kartę z podziękowaniem. - Zatrzasnęła pudełko i
odłożyła je na stolik. Mick zwrócił uwagę na to, że nawet nie dotknęła
szpilki. Tak, naprawdę starała się jej nie dotknąć.
- Opowiedz mi o swojej rodzinie - poprosił. Widząc przykute do
siebie spojrzenie Micka, uśmiechnęła się niepewnie i wzruszyła
ramionami.
- Właśnie to zrobiłam.
Pomyślał, że chyba miała rację. Tym razem znał -być może -
odpowiedzi na intrygujące go pytania. Podobne historie słyszał już
przedtem - nic nowego, jeśli chodzi o atmosferę panującą w bardzo
bogatych domach. Pieniądze dawały władzę, a władza powodowała
gruboskórność. Nic dziwnego, że tak bardzo obawiała się sfery, z jakiej
pochodził Mick.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
102
Ręka Stevie spoczywała na sofie. Nakrył ją swoją dłonią i splótł jej
palce ze swoimi. Zaczął cicho mówić:
- Gdybym przyniósł ci ciastko, to zaczekałbym, do cholery, żeby
wręczyć je osobiście. Gdybym kupił szpilkę, sam bym ją zapakował i
spróbował osobiście skręcić końce wstążki, tak jak to robią w sklepie.
Zazwyczaj wstążka mi się strzępi, ale liczą się intencje. - Podniósł wzrok
znad ich splecionych dłoni i spojrzał na Stevie. -Nie sądzisz?
Skinęła głową. Jeszcze nigdy nie była tak zafascynowana piękną,
ciepłą barwą jego oczu, kryjącą się zazwyczaj za złocistymi iskierkami.
Wpatrywał się w nią żarliwie i czule zarazem. Jego piękne usta powoli
wygięły się w tym samym, dobrze zapamiętanym przez nią uśmiechu.
- Chcę, żebyś mnie pocałował - powiedziała i natychmiast, pod
wpływem natchnienia dodała: - Zresztą mniejsza z tym. Jestem dużą
dziewczynką i sama mogę cię całować.
Nagły błysk w jego oczach powiedział jej: „Tak! Proszę, proszę... "
Wygięła się do przodu i rozchyliła usta śmiało, naturalnie i
pożądliwie. Położyła mu dłonie na piersiach, gdzie mogła wyczuć jego
serce bijące teraz dla niej. Tym samym rytmem biło jej własne, mocno i
szybko. Posadził ją sobie na kolanach i silnymi gorącymi dłońmi objął jej
talię. Ocierała się o niego nieustannie, odczuwając niecierpliwy głód
kontaktu z jego ciałem. Mick obejmując jej pośladki, przytulił ją całą do
siebie. Czuła w głębi ciała rodzącą się powoli rozkosz. Kochała go za
sposób, w jaki ją obejmował, gwałtowny i delikatny zarazem. Kochała
włosy koloru ciemnego miodu, które opadały mu na czoło, błagając o jej
dotyk. Kochała jego westchnienia i uśmiechy, ciemne oczy, które tyle jej
mówiły.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
103
Pochylił głowę i wtulił usta w ciepłe zagłębienie jej szyi. Włosy
Stevie otaczały go, chłodziły mu twarz, rozsiewając zapach kwiatów i
słodkiego nocnego powietrza.
- Czy chcesz tego? - szeptał. - Jesteś już pewna? Cofnęła się, ale
tylko na tyle, żeby móc swobodnie
rozpinać jeden po drugim guziki bluzki, aż powoli odsłoniła biały
gorsecik ciasno przylegający do jej piersi.
- Potrzebuję tego - odrzekła. Nie poznała własnego głosu, tak był
słodki, wibrujący i czarowny. Głos syreny.
Patrzyli sobie w oczy. Powoli przesunął palcem po koronkowym
brzegu gorsecika, drażniąc słodko pachnącą, ciepłą skórę.
- Czego potrzebujesz, Stevie? Czego chcesz ode mnie?
- Właśnie tego. Tego czaru, który wzajemnie w sobie wyzwalamy. -
Zanurzyła ręce w jego gęstych włosach, które prześlizgiwały się jak woda
między jej palcami. Przysłoniętymi oczyma wpatrywała się w jego
wilgotne usta.
Objął dłonią jej pierś.
- To jedynie cząstka tego, co możemy posiadać razem, ty i ja. Czy
mnie rozumiesz?
Ręce Stevie osunęły się bezwładnie na jego ramiona. O co mu
chodziło? Istniała jedynie chwila obecna, tu i teraz, i pragnienie dawania i
otrzymywania przyjemności. Potrzeba ta była tak ogromna, że nie
zostawiała miejsca na nic więcej.
- To mało? - spytała błagalnie słowami cichszymi od szeptu.
Popatrzył na nią długo i twardo. Czuł uspokajającą się krew, chociaż
pożądanie nie dawało mu spokoju i silnie domagało się swoich praw.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
104
- Z inną kobietą by wystarczyło. Z tobą... nie. To za mało.
Pokręciła głową i na chwilę przyłożyła dłonie do pałających
policzków.
- A więc co? Czego chcesz?
Bardzo długo nie odpowiadał. Zapiał jej bluzkę palcami sztywnymi i
nieporadnymi. Ucałował jej usta z całą czułością, jaka na nowo wezbrała
mu w sercu.
- Chcę... - Zamilkł, szukając odpowiednich słów. -
Chcę, żebyś ty chciała na równi ze mną. Wszystko inne byłoby dla
mnie nie do zniesienia. Rozumiesz?
Zsunęła mu się z kolan i skuliła w samym rogu sofy. Pochyliła
głowę, ale zaraz ją podniosła i spojrzała na Micka badawczo.
- Nie jestem pewna, czy cokolwiek rozumiem.
- Ale zaczniesz. - Wstał, co stworzyło między nimi większy dystans.
- Być może już zaczynasz pojmować, gdzieś głęboko pod tym swoim
nadmiernym emocjonalnym bagażem.
- Moim c z ym ?
- Powiem to inaczej. - Wyglądała na silną, a zarazem na tak
delikatną, że zapragnął ją objąć. Tak bardzo chciał ją objąć.
- Potrzebujemy od siebie tego samego, kochana. Problem w tym, że
tylko jedno z nas to sobie uświadamia.
- Dokąd idziesz?
- Do domu - oznajmił z ponurą determinacją.
W przedpokoju dotarł do niego głos Stevie, cichy i napięty:
- Sądziłam, że potrzeba ci tylko uczciwej szansy.
Wziął głęboki oddech, ale nie odwrócił się do niej.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
105
- Odchodzę dzisiaj, Stevie, bo chcę nam właśnie dać uczciwą szansę.
ROZDZIAŁ 7
Czas zwolnił swój bieg. Poniedziałek, wtorek, środa, czwartek...
Jeden dzień za drugim, a każdy przypominał zgnieciony pomidor. Płaskie.
Mdłe. Okropnie nieciekawe.
Morgan już jej nie lubił. Powiedział jej to w piątek, gdy dała kopa
kserokopiarce, co paskudnym trafem spowodowało zwarcie całej instalacji
w biurze.
- Ta cholerna kopiarka miała wyłączony kontrast! -wrzasnął. -
Dlaczego, u licha, ją kopiesz?
- Przykro mi.
- Ja myślę! Przez cały tydzień zachowujesz się jak wariatka. Dzisiaj
znowu ta maszyna. Na czym wyładujesz złość następnym razem? Na
komputerze, lodówce czy listonoszu? Przestałaś mi się podobać, malutka.
- Nie mów do mnie, malutka! Jestem już dorosła, do diabła!
Morgan spojrzał znacząco na popsutą kopiarkę.
- Z pewnością. Jesteś najdojrzalszą kobietą w tym pokoju.
Stevie spojrzała na zegarek. Na szczęście wskazówki były
podświetlone.
- Dochodzi czwarta. Dziś idę wcześniej do domu.
- Och, będziesz tak łaskawa? Jezu, może w poniedziałek rano
będziesz psychicznie zdrowa? Nie lubię powtarzać jak zdarta płyta, ale
spróbuję ostatni raz: co się z tobą dzieje?
- To sprawa osobista.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
106
- Świetnie. Ś wi et n i e. Życzę uroczego weekendu i przyjemnego
grzebania się w bagnie swoich uczuć. Cieszę się tylko, że nie masz kota.
- Dlaczego?
- Bo gdybyś go miała, to chyba też dostałby kopniaka. - Głęboko
odetchnął i uważnie spojrzał jej w oczy. -Jesteś na kogoś wściekła, a nie
sądzę, żeby to był Connover. Ja również, jako chodząca doskonałość, nie
mogłem wywołać twojego gniewu. Któż by to zatem mógł być?
Stevie uciekła. Pojechała na plażę, a w uszach nadal dźwięczały jej
słowa Morgana. Jest wściekła. Owszem, jest. Na Micka - za to, że
sprowokował w niej żądzę nie do opanowania. Na Morgana - za to, że był
świadkiem jej miotania się. Ale przede wszystkim była wściekła na siebie.
Siedziała na tym samym wietrznym urwisku, na którym ostatnio była
z Mickiem. Wiatr odgarniał jej włosy do tyłu, kiedy pochyliła się, by
popatrzeć w dół na fale. Była zmęczona. Wyczerpywało ją ciągłe unikanie
tego, czego w żaden sposób nie mogła odpuścić.
„Staw czoła faktom, moje ciasteczko" - mówiła sobie. Żadna kobieta
przy zdrowych zmysłach nie pozwoliłaby Mickowi Connoverowi wyjść ze
swojego mieszkania, a może nawet z życia. Był delikatny. Był uczciwy.
Miał najbardziej niewiarygodnie zmysłowe usta, jakie w życiu widziała.
Uprawiał warzywa i nadał koniowi imię i nazwisko. Grał zabójczą wersję
„Hej, Jude" na waltorni. Ufała mu, potrzebowała go i pożądała. Czemu
więc siedziała samotnie na ziemi, plamiąc spódnicę trawą i walcząc z
piachem wciskającym się do sandałów?
- Bo jestem tchórzem! - krzyknęła głośno. Co za ulga móc wyrazić
prawdę po unikaniu jej przez pięć koszmarnych dni. Zwinęła dłonie w tubę
i znowu krzyknęła:
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
107
- Tchórz! Wstrętny tchórz!
Poczuła się lepiej. Teraz przynajmniej wiedziała, kogo ma winić.
Mick miał od początku rację. Naprawdę go oceniała niewłaściwie i cały
czas walczyła ze szczęściem, jakie chciał jej ofiarować. Biedak, urodził się
po niewłaściwej stronie drogi - jeśli tak można to ująć - a ona nie potrafiła
o tym nie myśleć. Stale oczekiwała czegoś - czegokolwiek, co mogłoby
potwierdzić jej uprzedzenia. Uśmiechnęła się. Dzięki Bogu, za każdym
razem przeżywała miłe rozczarowanie.
Co takiego powiedział jej w dniu urodzin? „Nikogo do niczego nie
zmuszam. Mówię tylko, co czuję, a decyzję pozostawiam innym. " To było
podejście dorosłego mężczyzny. Niestety, nie okazała się dorosłą kobietą.
„Trzydzieści lat - pomyślała ze smutkiem - a ledwo zaczęłam dojrzewać. "
Wstała i przeciągnęła się, wyciągając twarz i ręce ku niebu. Słońce zaszło i
nastała „pra-wie-noc". Obserwowała, jak ciemność zagarnia szarobłękitne
niebo. Oddychała głęboko wsłuchana w kojące, rytmiczne odgłosy oceanu.
Nie pojedzie do niego dzisiaj. Potrzebuje jeszcze troszkę czasu na
uspokojenie myśli i na marzenia o przyszłości. Dzisiaj była wigilia
wielkiego dnia, a jutro...
- Życzę ci wiele radości, Micku Connoverze - szepnęła.
Kwiaty więdły. Mick zupełnie tego nie rozumiał. Nawoził je na
różne sposoby, podlewał, nawet mówił do nich, zwierzając się nagietkom i
petuniom ze swoich rozterek. Jeśli odnosiło to jakiś skutek, to był
odwrotny od zamierzonego: opadały jeszcze niżej pod wpływem jego
biadania. Nie winił ich, bo jego opowieści były rzeczywiście bardzo
smutne.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
108
Nie mógł w to uwierzyć, że Stevie nie starała się z nim
skontaktować. Całe dnie - od poniedziałku do piątku - spędzał w sklepie, a
wieczorami przesiadywał w domu z jedną ręką na słuchawce telefonu. Z
trudem powstrzymywał się przed zatelefonowaniem do niej, tylko po to,
żeby usłyszeć jej głos. Najwyraźniej nie wyrósł jeszcze z paru szkolnych
nawyków.
W sobotę rano założył dżinsy i parę starych sztruksowych sandałów i
ruszył na ratunek swoim uprawom. Dobrze było mieć co robić, bo wtedy
myślał o Stevie jedynie od czasu do czasu. Szybko tracił nadzieję. Może
zostawił dziewczynę zbyt nagle? Wyobraził sobie coś, co nigdy nie
istniało? A może?... Czyżby? Czy ona...
- Witaj, nieznajomy ogrodniku.
Serce podeszło mu do gardła. Wyprostował się powoli, trzymając w
jednej ręce motykę, w drugiej zaś dopiero co wyrwany mlecz. Stevie
uśmiechała się, stojąc na skraju marniejącej rabatki. Gorące promienie
słońca prześwietlały delikatnie jej włosy. Miała białą sukienkę i białe
sandały. Jej uśmiech będzie nawiedzać go w snach do końca życia.
- Witaj - odpowiedział cicho.
- Poszłam do twojego sklepu - mówiła Stevie, osłaniając oczy przed
słonecznym żarem. Widziała kropelki potu na piersiach Micka. W świetle
wyglądało, jakby jego brązowa skóra świeciła. Włosy, pociemniałe od
potu, splątały mu się nad czołem i uszami, a wypełnione słońcem oczy
rzucały złote iskry. - Powiedziano mi, że w soboty nie pracujesz, więc
przyjechałam tutaj.
- Nie słyszałem twojego samochodu - powiedział i jednocześnie
zganił siebie w myślach: „Idioto, przecież nie mogłeś go słyszeć. Byłeś za
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
109
domem i paplałeś z kwiatkami, a ona zaparkowała od frontu". - Trafiłaś
bez kłopotu?
- Parę razy skręciłam w lewo zamiast w prawo, ale zatrzymałam się
przy straganie z owocami i tam mi powiedzieli jak jechać.
Ruchem głowy wskazała puszysty kwiat mlecza, który Mick wciąż
trzymał w ręce.
- Sadzisz to?
- Co? Ach, mlecz? - Wrzucił go do wiadra. - To chwast, właśnie go
wyrwałem.
- Twoje kwiaty nie wyglądają zbyt dobrze.
- Wiem. Mówiłem ci, że rośliny mnie nie lubią.
- Och!
Nie tak to sobie zaplanowała. Nie brała pod uwagę niezręcznych
przerw w rozmowie. Z pewnością także nie spodziewał się, że na jej
strunach głosowych zrobi takie wrażenie para spranych dżinsów,
muskularna pierś i motyka... To mógłby być problem, gdyby chciała rzucić
się w jego ramiona. Spojrzenie miał łagodne i nie ponaglające, jednak
czuła, że rośnie w niej napięcie. Zupełnie jakby wywierał na nią presję, a
przecież wcale tak nie było.
- Przyszłam rzucić się w twoje objęcia - wyjąkała nagle.
Głęboko w oczach Micka obudził się uśmiech pełen życia.
- Naprawdę? - spytał miękko. Skinęła głową, przygryzając wargi.
Jego uśmiech zmienił się w pełen zaskoczenia zachwyt. Odrzucił motykę i
wyciągnął ramiona.
Spotkali się na samym środku biednej kwiatowej rabatki. Śmiał się;
miał ją w ramionach, trzymał jej delikatne i pełne wdzięku ciało tuż przy
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
110
sobie. Obrzuciła go deszczem pocałunków składanych na policzkach i bro-
dzie, pocałunków mających kształt jej uśmiechu.
- Nie możemy - mówił, przesuwając głodnymi ustami po jej twarzy. -
Pobrudzę cię... Widzisz, jak wyglądam?... Och, jak cudownie cię czuć tak
blisko, obejmować...
- Tęskniłam za tobą. - Objęła go ramionami za szyję, gwałtownie i
władczo. Przesuwała spragnionymi dłońmi po jego rozgrzanej od słońca
skórze. Odnajdywała ustami jego usta, ciągle wygłodzona. - Potrzebuję
cię, Micku Connowerze. Potrzebuję cię...
Nigdy nie przeczuwał, że może istnieć takie szczęście. Stał w
powodzi gorąca i światła, z jej włosami rozsypującymi się na jego
ramionach, a wokół nich powietrze pachniało słodko jak miód. Objął
dłonią jej pierś, żeby wyczuć, jak bije serce. Szybko, tak szybko...
Przytulił ją mocniej, jakby chciał zatrzymać sen.
- Nigdy więcej nie mów mi „do widzenia", Stevie.
- Nigdy - szeptała. - Nigdy, obiecuję.
Uniósł ją - ciężar, który nic nie ważył. Niósł przez kwiaty,
wysuszoną trawę i chłodne pokoje aż do sypialni, ciemnej z powodu ciągle
zamkniętych okiennic. Dzisiejszego ranka nie miał ochoty patrzeć na
słońce.
Posadził ją delikatnie na krawędzi łóżka, z którego prześcieradła
zwisały do podłogi. Nie chciało mu się dzisiaj również sprzątać.
Stevie dostrzegła zmarszczkę między brwiami Micka. Nigdy nie uda
mu się przed nią niczego ukryć. Jego oczy mówią wszystko.
- Co się stało? - spytała miękko.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
111
- Okropny bałagan. - Wyjaśnił rumieniąc się. - Nigdy nie ścielę
łóżka.
- Traciłbyś tylko czas na darmo.
Patrzył na nią rozkochanym wzrokiem. Drobne pyłki mlecza we
włosach, gładka skóra i przepiękna biała sukienka, teraz poplamiona
ziemią i śladami jego palców. Sporą ilością tych śladów.
Osunął się na kolana i złożył głowę na jej udach, rękoma obejmując
ją w talii. Stevie zaczęła pieścić jego włosy. Pomyślała o nim jak o
przyjacielu i poczuła nagle napływające do oczu łzy. Nic dziwnego, nie
poznała jeszcze miłości. Zawsze potrzebowała czegoś więcej niż tylko
namiętności: radości, zrozumienia mężczyzny, który umiał kochać kwiaty,
nawet jeżeli nie odwzajemniały jego uczuć.
- Miałeś rację - powiedziała cicho. - Kochanie nie jest tylko jedną z
tych rzeczy, których chcę od ciebie. To jedynie część tego, co mamy dla
siebie.
- Niemądra dziewczyno - mówił stłumionym głosem. - Zawsze mam
rację.
- Należymy do siebie - stwierdziła.
- Wiedziałem o tym od początku, Stevie-Stephanie. Czekałem tylko,
żebyś i ty to dostrzegła.
- Teraz już wiem - szepnęła.
Wstał i szeroko rozsunął okiennice, a potem otworzył okna. Pokój
wypełnił się światłem i pachnącym świeżym powietrzem. Mick uśmiechał
się, stojąc w słońcu i patrząc na góry. Ledwo mógł uwierzyć, że Stevie jest
z nim tutaj, w domu, który sam zbudował. Była mu tak bliska, jakby
stanowili rodzinę.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
112
- Muszę wziąć prysznic - powiedział. - Obiecaj mi, że nie odejdziesz.
Przyglądała się kształtnym, mocnym liniom jego ciała.
- Chodź do mnie - rzekła z uśmiechem.
- Nie powinienem - mruknął, rzuciwszy wzrokiem na pobrudzone
dżinsy. Podszedł jednak i podniósł ją z łóżka, przytulając do siebie.
Całowali się z taką namiętnością, że wcześniejsze postanowienie prawie
legło w gruzach. Wycofał się, dysząc.
- Zaraz wracam. Westchnęła.
- Poczekam.
Nie mógł od niej odejść. Jego ręce znów zaczęły wędrować po jej
ciele.
- Nigdzie się stąd nie ruszaj.
- Obiecuję. - Nagle przyszła jej do głowy urocza myśl. - Chyba, że
mogłabym ci pomóc.
Przymknął na chwilę oczy. Czekał na nią całe życie. Jego pożądanie
było tak silne, że nie chciał ryzykować utraty kontroli nad sobą. Zrobił
krok w tył, uciekając przed pokusą.
- Nie. Chcę wyjść z pewnością, że na mnie czekasz. Setki razy o tym
marzyłem.
Uśmiechnęła się i odrzekła:
- Masz szczęście. Przypadkowo specjalizuję się w bezbolesnych
porwaniach, a także w spełnianiu marzeń.
Patrzyła, jak Mick rozpina pasek spodni i wchodzi do łazienki. W
gardle jej zaschło. Jak grzeczna dziewczynka czekała do momentu, kiedy
usłyszała odkręcaną wodę. Wtedy - jak bardzo niegrzeczna dziewczynka -
bezszelestnie otworzyła drzwi łazienki i zajrzała do środka. Zobaczyła
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
113
kłęby pary i matową szklaną ściankę oddzielającą prysznic. Widziała przez
nią sylwetkę Micka, smukłą, silną i piękną. Odchylił głowę do tyłu pod
strumieniem wody, przeczesując palcami włosy, a profil jego ciała rysował
się cieniem na szkle. Stevie wciągnęła powietrze i cicho zamknęła drzwi.
Kiedy wyszedł, siedziała na brzegu łóżka, z rękoma skromnie
złożonymi na kolanach. Miał na sobie krótki szlafrok kąpielowy luźno
przewiązany w pasie. Widać było, że włosy suszył ręcznikiem, ale ich nie
rozczesywał. Spieszył się - tak jak obiecał.
Jedno krótkie spojrzenie na jej twarz wystarczyło mu, żeby
stwierdzić:
- Oszukiwałaś!
Przytaknęła, zwilżając usta językiem.
- Oszukiwałam. Przepraszam.
- A co czujesz? - padło ciche pytanie. Słuchając jego głosu, zdała
sobie sprawę, że wcale nie był tak spokojny, na jakiego wyglądał. Ta
świadomość ją podniecała.
- Jestem zmęczona czekaniem - odrzekła. Wtedy podszedł do niej i
delikatnie zaczai całować.
Biała sukienka, nosząca ślady brudnych dłoni miała niezliczoną ilość
guziczków, maleńkich perełek, które biegły rzędem wzdłuż piersi i poniżej
talii. Rozpinał jeden za drugim, spragniony dotyku jej ciała. Każdy
centymetr skóry Stevie był dla niego objawieniem: piegi na ramionach,
niepokojący cień między piersiami, piękne, gładkie nogi. Miała ten sam
gorsecik, co ostatnio. Objął ustami twardą brodawkę widoczną przez
koronkę i długo pieścił językiem. Nie chciał się spieszyć. Pragnął
zapamiętać każdy szczegół.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
114
Jego szlafrok spadł na podłogę. Stevie z zachwytem patrzyła na
silnie umięśnione, nagie ciało mężczyzny. Sama chciała też jak najszybciej
pozbyć się krępujących ją rzeczy, więc pomogła mu zdejmować swój
gorsecik. Za chwilę nie było już niczego, co mogłoby ich powstrzymać.
Błękitne niebo za oknem wydawało się być bliskie, na wyciągnięcie ręki.
Nawet nie przyszło jej do głowy, żeby zamknąć okiennice. Jego dłonie
dotykały jej piersi.
Pod wpływem tych czułych pieszczot pożądanie Stevie stawało się
coraz gwałtowniejsze. Położyła się na pościąganych prześcieradłach, nie
uwalniając Micka z objęć. Po raz pierwszy spoczął na niej całym ciałem i
musiała przygryźć wargi, żeby zdusić krzyk. Oddychali głośno i
gwałtownie.
Usta Micka zatrzymały się tuż nad jej wargami.
- Kocham cię, moja piękna. To cudowne uczucie mieć cię blisko
siebie...
- Chcę bliżej - szepnęła, wtulając się w niego. Przygniatał ją teraz
swoim ciałem, tak że czuła go każdym skrawkiem skóry. Gwałtownymi
ruchami języka pobudzał ją do miłości - jej biodra same zaczynały
poruszać się naturalnym rytmem.
Powędrował ustami w dół ku jej szyi, zostawiając na niej ślady
pocałunków. Smakując ciało dziewczyny, wyczuł bijące w szaleńczym
rytmie serce. Jego usta zatrzymały się na jędrnych piersiach, delikatnie je
przygryzając i ssąc, pieszcząc jak można najsubtelniej. Czuła, że spada w
dół, głęboko, bez końca...
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
115
Zadygotała, a on wiedział, że Stevie czeka już na ostateczne
spełnienie. Urywanym oddechem, zachrypniętym szeptem ciągle
powtarzała jego imię. Jego imię...
Widział ciepłe i zamglone spojrzenie jej oczu, czuł rozpalone ciało.
- Jak mogłem żyć bez ciebie? Jak udało mi się przeżyć tyle dni?
- Nie mogłam. Muszę...
- Wiem - odrzekł zdecydowanie, przesuwając językiem po jej ustach.
- Obydwoje musimy, moja kochana.
Odurzona wyczynami jego palców przestała nad sobą panować i
poddała się bezwolnie pieszczotom. Zresztą już nie chciała być ani
opanowana, ani ostrożna. Nareszcie nie.
Rozluźniła się pod nim i zainicjowała rytm rozkoszy, od którego
zawirował świat. Jak deszcze na wezwanie wiatru, tak jego ciało wezbrało
namiętnością i przeszyła ich jednocześnie gwałtowna fala ekstazy. Nigdy
przedtem nie czuła tak intensywnie żaru miłości. Dawał jej swoje życie
wraz z sercem i duszą pragnąc, by trwało to wiecznie...
Prześcieradła leżały na podłodze, ale Stevie nie miała siły, żeby je
podnieść. Czuła się rozluźniona przyjemnie, zwłaszcza że obok niej leżał
Mick. Oparła głowę na ręce. - Masz piękne rzęsy. - Uśmiechnął się
leniwie.
- Leżę tutaj całkiem nagi, a ty podziwiasz moje rzęsy?
- Tak. - Palcami stóp przesuwała po ich splecionych nogach. -I twoje
uszy. Są idealne. Ładnie ukształtowane i osadzone blisko głowy. Moje
sterczą jak u Dumbo Williamsa.
- Nigdy tego nie zauważyłem. - Ta sprawa najwyraźniej wymagała
sprawdzenia. Przekręcił się na bok i odgarnął włosy z ucha Stevie. - No
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
116
cóż, nie są aż takie jak u Dumbo, ale na twoim miejscu nie obcinałbym
włosów za krótko.
- To moja jedyna wada - wyznała szczerze.
- A więc nie powinienem narzekać. - Pocałował ją. - Sam też je
miałem, ale to było w zeszłym roku. Teraz jestem doskonały.
- Możesz być z siebie bardzo zadowolony. Dlaczego się śmiejesz?
- Bo chce mi się śmiać. - Przysunął się do Stevie i wtulił usta w
zagłębienie jej szyi. - I jednocześnie krzyczeć ze szczęścia na cały świat.
Poza tym chciałbym bardzo ukryć cię w tym pokoju do północy.
- Do północy?
- Na zawsze, moje ciasteczko. Boję się tylko, żeby to nie był sen.
Ton jego głosu wzruszył ją. Delikatnie przesunęła palcami po jego
splątanych włosach.
- Tylko mi się przyjrzyj, M. J Connover. Makijaż rozmazany, usta
spuchnięte, skóra czerwona od twojej brody. Czy wyglądam jak sen?
Patrzył na nią przez chwilę.
- No... nie.
- Skoro tak jest, to rzeczywistość będzie okropnym rozczarowaniem.
- Kochana, po tym wszystkim nawet niebo nas rozczaruje. Zostańmy
więc lepiej na zawsze w mojej lepiance, hodujmy kwiaty i cebulę,
urządzajmy pikniki z Dum bo Williamsem i bądźmy do końca życia
szczęśliwi.
- Tylko że, to nie jest takie proste - powiedziała ze smutkiem w
głosie.
- Ale mogłoby być. - Muskał dłonią jej policzki i szyję. - Co nas
może powstrzymać?
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
117
- Twoja praca - odrzekła ochryple. - Moja praca. Twoja rodzina.
Moja rodzina. Moje mieszkanie. Wizyta u dentysty w poniedziałek.
- „Wizyta u dentysty". Czuję, że będę cię musiał przygotowywać
stopniowo. Jedną nogą nadal tkwisz w realnym świecie.
- To nieprawda. Obie nogi mam na... tobie.
- Jak to zrobiłaś? Jak w ogóle można tak wyginać nogi?
- To sen - przypomniała mu - a we śnie wszystko może się zdarzyć.
Masz jakieś życzenia?
- Jedno. - Położył się na niej i mocno przytulił do siebie. - Nigdy
mnie nie budź.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
118
ROZDZIAŁ 8
- Nie ruszaj się!
- Przecież się nie ruszam.
- Ruszasz ustami.
Stevie zamilkła. Ścierpła jej szyja, a czubek nosa zdążyło już
przypiec słońce. Prawie godzinę siedziała nieruchomo w białym
ogrodowym fotelu na tle kwiatów. Była dopiero jedenasta rano, ale
bezlitosne słońce gór w niczym nie przypominało znanego jej łagodnego
słońca doliny. Nic dziwnego, że ogród Micka był w opłakanym stanie.
- Przekręciłaś głowę. Nie patrz na kwiatki tylko na mnie. W tej
chwili staram się wiernie odtworzyć twoje dziurki w nosie.
Stevie nie była cierpliwą modelką. Gdyby wiedziała, że Mick
Connover również rysuje portrety, nigdy by się w nim nie zakochała.
- Teraz unieś trochę brodę - powiedział. - Za wysoko. Na dół... W
prawo... Dobrze.
Siedział oparty o pień drzewa, ubrany w spodnie od dresu i koszulkę.
Blok rysunkowy trzymał na zgiętym kolanie. Na jego twarzy widać było
niezwykłe skupienie.
„Niech będzie, jak on chce" - przemknęło jej przez głowę. Kochała
go bez względu na to, kim był.
- Za dużo się uśmiechasz - zauważył. - Potrzebny mi jest tylko ślad
uśmiechu, coś w stylu Mony Lizy, żeby oddać twoją subtelną i tajemniczą
urodę.
- Mona Liza nie nosiła męskich szortów ani koszulki.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
119
- Nic się nie martw. Improwizuję. Teraz znowu za poważnie...
Potrzebuję trochę więcej uśmiechu.
- Głupio tak spędzać niedzielny poranek - mruknęła Stevie,
naśladując uśmiech ze znanego obrazu. -Że też musiałeś zerwać mnie o
świcie na jakieś rysowanie.
- Głowa do góry... Teraz dobrze. A tak, prawdę mówiąc... -
uśmiechnął się, wspominając wczesny poranek - to ty mnie obudziłaś.
Głowa wyżej.
- Ale potem znowu usnęliśmy - broniła się. Błyszczące brązowe oczy
spojrzały na nią znad rysunku.
- Po dwóch godzinach.
- Chodzi o to, że mogliśmy spać do południa, gdybyś nie nabrał
szalonej ochoty na przeniesienie mnie na papier.
- Sądziłem, że ucieszy cię niewielka zmiana - zauważył niewinnie. -
Nie możemy zmarnować życia w sypialni, prawda?
Zastanowiła się. Od kiedy rzuciła mu się w ramiona, faktycznie
spędzili tam wiele godzin.
- Nie określiłabym tego jako marnowanie życia. Wychylił się spoza
rysunku.
- Tak? A jak byś to nazwała?
- Na pewno inaczej. - Pochyliła głowę i zaczęła masować
zesztywniały kark. - Koniec. Już dłużej nie mogę tak siedzieć, Mick. Szyja
mi zdrętwiała.
- Masz szczęście, już skończyłem. Chciałabyś zobaczyć?
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
120
- Pewnie. - Wstała i podeszła bliżej, prostując zesztywniałe nogi i
masując palce, z których odpłynęła krew. - Nie mówiłeś nigdy, że jesteś
artystą.
- Nie nazwałbym siebie artystą - odrzekł skromnie - chociaż rodzice
mają w domu jeden czy dwa obrazy, z którym jestem dumny. Podejdź
bliżej i usiądź. Będziesz lepiej widziała.
- Chyba długo jeszcze nie będą mogła usiąść. Mam absolutnie dość...
- Przerwała nagle, kiedy Mick pokazał jej rysunek. Ujrzała na nim postać
dziewczynki z rączkami i nóżkami rysowanymi jedną kreską, z dużymi
oczami i loczkami jak korkociągi. Nad nią wisiał ptaszek i kanciaste
słońce.
- To ma być mój portret, który rysowałeś przez ostatnią godzinę?
Skinął głową.
- Uderzające podobieństwo, nie uważasz? Miałem trochę problemów
z wyrazem twarzy, ale... Ojej! -krzyknął, kiedy dostał po głowie blokiem
rysunkowym.
- To znaczy, że ci się nie podoba? - spytał z żalem.
- Mówiłeś, że u rodziców wiszą twoje prace.
- To prawda. W pierwszej klasie narysowałem portret mamy, trochę
podobny do twojego. Ogromnie się jej spodobał i nadal trzyma go w
sypialni.
- Powiedziałeś, że... - Głos zaczął jej drgać. - „Tajemniczy wyraz"... -
przedrzeźniając go wybuchnęła głośnym śmiechem. - Nie wierzę, że
kazałeś mi tak długo siedzieć bez ruchu tylko po to, by na mnie patrzeć.
- Uwielbiam to robić. - Złapał ją za rękę i pociągnął do siebie na
ziemię. - Mógłbym cię obserwować całymi dniami, do końca życia.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
121
- „Głowa do góry" - przedrzeźniała go rozbawiona. - „Nie śmiej się.
Nie marszcz brwi. Przestań... "
- Wiesz, jak bardzo cię kocham? - wyszeptał, nie odrywając od niej
ust. - Jaki jestem szczęśliwy?
Przestała się śmiać.
- Nie wiem, powiedz mi.
- Czytałem kiedyś, że nikt nie może być w pełni szczęśliwy, bo
wszyscy podświadomie tęsknimy za rajem. Wierzyłem w to, gdyż było we
mnie wiele pustych miejsc, których nikt nie mógł wypełnić. Wszystko się
zmieniło, gdy ciebie poznałem. Nic nigdy nie dorówna temu, co czuję do
ciebie. Wiem, że dopiero zaczynamy i że będziemy popełniać błędy, ale
obiecuję ci jedno: będziesz ze mną szczęśliwa, Stevie. Dam ci wszystko o
czym marzysz, potrzebujesz i pragniesz.
Mick miał wątpliwości, czy ta kwiecista wypowiedź udała mu się
lepiej niż kwiatowy ogródek. Zarumienił się i spojrzał Stevie w oczy.
- Przepraszam, ale nie umiem tego inaczej powiedzieć.
Objęła Micka i położyła mu głowę na piersiach. Mocno kochała tego
mężczyznę, który potrafił mówić o uczuciach z takim wdziękiem i tak
naturalnie.
- To brzmiało jak najpiękniejsza z bajek.
- Więc zostań ze mną w mojej lepiance. Co dzień dam ci bukiet
świeżych kwiatów... jeżeli dopisze mi szczęście. Będę wygłaszał
przepiękne mowy i nigdy nie wspomnę o dzielącej nas różnicy wieku.
Uszczypnęła go w ramię.
- Musiałeś to zrobić, prawda? Taka piękna chwila, a ty mnie
irytujesz.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
122
- Przepraszam. Zaraz naprawię swój błąd.
- Nic z tego. Wszystko popsułeś.
- Przekonasz się. - Oczy Micka hipnotyzowały ją swoim blaskiem.
Delikatnie ułożył dziewczynę na miękkiej, słodko pachnącej trawie. -
Twoja specjalność to porwania i marzenia, a moja - pocałował czubek jej
nosa - cudowne chwile. Masz ochotę na jedną z nich?
Ręka Micka wślizgnęła się pod jej obszerną koszulkę. Do tej pory
śmiała się, teraz zapragnęła go prowokować.
- Co by było, gdybym miała?
- Tutaj? - Jego ciało było tuż nad nią. Zaglądał jej w oczy. - Teraz?
Stalowobłękitne niebo rozpościerało się nad nimi. Stevie dotknęła
pałającej twarzy Micka. Wyszeptała:
- Tutaj i teraz...
Tego dnia Stevie nauczyła się karmić drób. Zostawiła otwarte drzwi
kurnika i malutkie kurczątka rozpierzchły się po podwórku. Goniła je,
starając się zapędzić z powrotem na wybieg przy pomocy zdjętej z włosów
czerwonej chusteczki. Mick nadbiegł od strony warzywnika i na widok tej
sceny zadrżały mu usta ze śmiechu. Widząc go schowała się w cieniu
avocado. Wtedy Mick przyklęknął na jedno kolano i zaczął wydawać
dziwne odgłosy. Kurczęta rzuciły się ku niemu śmiesznym truchcikiem i
posłusznie poszły za nim z powrotem do zagrody.
„Co za facet" - pomyślała Stevie. Uśmiechnął się i usiadł obok niej w
cieniu.
- Kury muszą być zamknięte, inaczej uciekają i wtedy może być
kłopot.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
123
- Już będę wiedziała - powiedziała cicho Stevie -powiedz mi o nich
więcej.
- Nie dowiesz się ode mnie niczego mądrego, moje ciasteczko.
Przynajmniej nie wtedy, kiedy tak patrzysz.
- Bo pożądam - wyznała Stevie i widząc wyraz jego twarzy, nasypała
mu garść trawy we włosy.
Wieczorem przyglądała się, jak Mick robi huevos revueltos con
chorizo na kolację. Nie znała tej potrawy.
- Pomyśl, że to omlet - doradził Mick, rzucając jej zachęcające
spojrzenie.
- Lubię wiedzieć, co jem. - Stevie kręciła się w lewo i w prawo na
obrotowym stołku, patrząc jak kroi pomidory. - Co tam masz w rondlu?
- Włoskie kiełbaski.
- Przecież wspomniałeś coś o meksykańskim jedzeniu.
- W porządku. To są meksykańskie kiełbaski. Coś jeszcze?
- A to zielone w salaterce?
- Posiekane chilli. Odnoszę wrażenie, że mi nie ufasz, moje
ciasteczko.
Zmarszczyła brwi.
- Nie chodzi o to, ale po prostu nie mogę uwierzyć, że potrafisz robić
te wszystkie rzeczy. Do licha, jesteś przecież C o n n o v e r em . Nie
powiesz mi, że jako dziecko zakradałeś się do kuchni pomagać kucharce.
- Czasami. Pracowałem też z ogrodnikami. Kiedyś chciałem
n a p r a wd ę pomóc i wszedłem na dach za kominiarzem. Wtedy
oberwałem.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
124
- Mnie nie wolno było zaglądać do kuchni - wspominała Stevie. -
Mieliśmy rumuńską kucharkę; mówiła z dziwnym akcentem i nigdy jej nie
rozumiałam.
Zamilkła na chwilę; w tym przytulnym domu czuła się zrelaksowana
i spokojna.
- Mick? Mogę ci zadawać bardzo osobiste pytania?
- Bardzo proszę. Odpowiem na wszystkie, bo chcę usłyszeć twój
akcent jak u Scarlett O'Hara.
- Czy kiedykolwiek rodzice nalegali, żebyś został...
- Typowym Connoverem? Nie bardzo. Oszczędzono mi tego - dzięki
Marshallowi. Zawsze chciał iść w ślady ojca i powiodło mu się. Ja
pracowałem w firmie przez dwa lata po szkole, ale nie miałem do tego
serca. Nikt nie był zdziwiony, kiedy odszedłem i otworzyłem własny
interes. Chociaż trzeba przyznać, że kurczaki ich zaszokowały.
- Czujesz niechęć do Marshalla?
- Wyznam uczciwie - jestem mu ogromnie wdzięczny. Bez poczucia
winy mogę teraz spędzać po trzy miesiące w Nowej Gwinei, bo wiem, że
Marshall -szczęśliwy jak skowronek - zajmuje się firmą jak należy.
- Myślę, że jesteś cudowny.
- Uwielbiam tę twoją myśl.
- I wcale nie jestem głodna. Uśmiechał się coraz szerzej.
- Nie?
- Nie. - Poważnie patrzyła mu w oczy. - Wolałabym się kochać.
Mick zdjął rondel z ognia.
- Wiesz... ja chyba też nie jestem głodny.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
125
Leżeli przytuleni do siebie jak para kociaków, chowając się w
pościeli przed zimnym powiewem wpadającym przez otwarte okno. Nie
mieli zamiaru spać; „pra-wie-noc" to zbyt wczesna pora na sen. Chcieli
jedynie zamknąć oczy i przez chwilę odpocząć w swych ramionach.
Dźwięk, jaki usłyszała Stevie, przypominał dzwonek u sań. Boże
Narodzenie? Nie, to nie dzwoneczki. Dzwoni telefon. Zadowolona, że
rozpoznała dźwięk, zapadła znowu w sen.
Obudziły ją dłonie czule gładzące jej włosy. Otworzyła oczy, ujrzała
w ciemności profil Micka. Siedział na brzegu łóżka w spodniach i białej
koszuli. Kiedy ostatnio go widziała, spał nagi obok niej.
- Co się dzieje? - spytała zaspanym głosem.
- Muszę wyjść.
Usiadła na łóżku, odrzucając do tyłu potargane w czasie snu włosy.
- Słyszałam telefon. Coś się stało?
- Mój ojciec miał po południu atak serca - powiedział Mick. -
Właśnie dzwoniła matka. Jest w szpitalu.
- Och, Mick. - Stevie dotknęła jego ramienia, czując przez koszulę
napięte mięśnie. - Co mówią lekarze?
- Doktor twierdzi, że nic mu nie grozi, ale muszę tam pojechać.
Przepraszam, że zostawiam cię samą. Wolałbym inne zakończenie naszego
pięknego dnia.
- Nie martw się o mnie. - Do pokoju wtargnął wiatr i Stevie drżąc z
zimna podciągnęła prześcieradło na piersi. - Jestem dużą dziewczynką i
sama mogę wrócić do miasta.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
126
- Nie odchodź, proszę. - Zapalił nocną lampkę i spojrzał na zegarek. -
Dopiero ósma trzydzieści. Wrócę za dwie godziny. Śpij dalej, a kiedy
następny raz otworzysz oczy, będę przy tobie. Potrząsnęła głową.
- Muszę wrócić do domu. Wczoraj nie byłam przygotowana na to, że
zostanę u ciebie przez cały weekend. Jutro rano normalnie pracuję w
biurze.
- Myślałem, że chcesz na zawsze zostać ze mną, kwiatami i
kurczątkami. Pamiętasz? - powiedział cicho.
- Pamiętam. - Objęła go za szyję, przytulając się mocno. - Pojadę do
domu, ale to nie znaczy, że nie wrócę. Ktoś przecież musi zająć się twoimi
kwiatkami.
Mick siedział bez ruchu z twarzą wtuloną w pachnącą skórę Stevie.
- Muszę. Chyba że... byłabym ci potrzebna. - Odchyliła się do tyłu i
uważnie spojrzała na twarz mężczyzny. - Chcesz, żebym pojechała z tobą
do szpitala?
Chciał - nawet bardzo - ale ojcu nic nie groziło i nie było powodu,
żeby mu towarzyszyła. Poza tym, nie była to najwłaściwsza pora na
przedstawianie rodzicom ukochanej.
- Nie ma potrzeby, żebyś jechała. Poradzę sobie -dodał uśmiechając
się. - I jeszcze jedno: nie mogę się obejść bez ciebie. Pamiętaj o tym, kiedy
stąd odjedziesz, dobrze?
- Będę pamiętać. - Słowa z trudem przechodziły jej przez ściśnięte
gardło. W świetle lampki wyglądał tak młodo. Ale oczy... W oczach nie
było nic chłopięcego, tylko mądre spojrzenie dorosłego mężczyzny.
- Wszystko będzie dobrze, Mick.
- Wiem. - Wyciągnął dłoń, by dotknąć jej twarzy. -Musi być.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
127
ROZDZIAŁ 9
- Mam dosyć załatwiania wszystkich spraw - powiedział Morgan. -
Jesteśmy wspólnikami, więc połowa zleceń należy do ciebie.
- Proszę tylko, żebyś poszedł na pocztę - odparła Stevie. - To krótki
spacer - dwie przecznice stąd. Nie mamy znaczków, a trzeba dzisiaj
wysłać rachunki.
- Więc to ty idź na pocztę. Świeże powietrze dobrze ci zrobi. Przez
cały czas nie wychodziłaś z biura.
- Czekam na telefon - mruknęła Stevie.
- To samo powiedziałaś w poniedziałek rano, kiedy mnie posłałaś po
kanapki i kawę. Dzisiaj jest środa i nadal spodziewasz się telefonu?
- Tak. - Jej oczy przybrały wyzywający wyraz. Była teraz w
wojowniczym nastroju. - Zresztą zamierzam czekać nadal. Już ci
mówiłam, że ojciec Micka miał atak serca i bardzo się martwię.
- To zadzwoń do szpitala.
- Zrobiłam to - odparła sztywno.
- I co?
- Stan pacjenta jest dobry.
Morgan przysiadł na krawędzi biurka z ciężkim westchnieniem.
- Ale dalej nie ma wieści od Connovera i dopóki on się nie odezwie,
ja będę zmuszony biegać ze zleceniami po mieście.
- Może wcześniej wróci Marcy.
- A właściwie gdzie jest, do diabła, ta nasz recepcjonistka? Za co jej
płacimy, jeżeli połowę czasu spędza poza biurem?
Stevie ukryła twarz w dłoniach. Zaczynała ją boleć głowa.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
128
- Wezwano ją do sądu jako ławnika. Morgan, już parę razy ci o tym
mówiłam.
Morgan przez chwilę się zawahał.
- Nie możesz całymi dniami pozostawać wyłącznie w zasięgu
słuchawki telefonu. To komplikuje życie. Próbowałaś dodzwonić się do
Connovera?
- Jasne, parę razy. Nie było go w domu ani wczoraj w nocy, ani
dzisiaj rano. W sklepie powiedziano mi, że wziął dwa tygodnie urlopu i
nic poza tym.
- Rozumiem. Wobec tego będę gońcem do czasu, aż zadzwoni.
- Nie. - Stevie wstała i wyjęła portmonetkę z szuflady. - Masz rację,
to niemądre. Mam robotę i muszę ją wykonać, więc pójdę na pocztę i do
banku. Kupić ci hamburgera?
- Z podwójnymi dodatkami. - Ucieszył się. - I nie martw się o
telefon. Nie spuszczę go z oka.
Idąc na pocztę, Stevie minęła biurowiec „Connover Building".
Spojrzała na wieżę z metalu i szkła, w której pracowały setki ludzi. Szczyt
budynku ginął w słońcu. Znajdował się pewnie w połowie drogi do nieba -
tak jak wieża Babel: w górę, gdzie nikt nie widział końca...
„Mick, gdzie jesteś?"
Kiedy wróciła do biura, Morgan czekał na nią z zapisaną
wiadomością.
- Jeśli to wszystko, co miałem zrobić, to biorę hamburgera i
wychodzę na spacer - oznajmił wielce z siebie zadowolony, wręczając jej
kartkę.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
129
Wiadomość była krótka - Mick Connover telefonował o 13: 00 i
miała do niego oddzwonić pod wskazany numer.
Wykręciła pospiesznie numer zesztywniałymi palcami i coś musiała
pomylić. Starsza pani poinformowała ją, że nigdy nie słyszała o Dicku
Hannoverze, po czym odłożyła słuchawkę. Stevie zaczęła od początku,
tym razem wybierając numery z precyzją programisty komputerowego.
- Korporacja Connover.
Stevie przełknęła ślinę i podała numer wewnętrzny.
- Biuro pana Connovera - zabrzmiał jeszcze jeden kobiecy głos.
- Chciałabym mówić z Mickiem Connoverem.
- Przykro mi, ale pan Connover jest teraz zajęty i nie można mu
przeszkadzać. - Sekretarka miała ton zadowolonej z siebie kierowniczki
restauracji, która informuje, że nie ma ani jednego wolnego stolika. - Czy
chciałaby pani rozmawiać z kimś innym?
- Tylko z panem Connoverem - powiedziała Stevie ostro. Już jako
dziecko straciła szacunek dla biurowej etykiety. - Proszę go
poinformować, że dzwoni Stevie Knight.
- Przykro mi, ale pan Connover nie przyjmuje teraz żadnych
telefonów. Proszę mi podać swój numer, a ja przekażę, żeby do pani
zadzwonił.
- Ależ to ja odpowiadam na jego telefon. - Stevie wzięła głęboki
oddech, podczas gdy sekretarka wyrzucała z siebie kolejny potok
usprawiedliwień. - W porządku przerwała zirytowana.
-
Przerwała
zirytowana. Straciła orientację - od kiedy to Mick miał gabinet w
„Connover Building"? -Proszę przekazać Mickowi - to znaczy panu
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
130
Connoverowi - że Stevie Knight próbowała się z nim skontaktować. Będę
w domu lub biurze. Zna numery telefonów.
- Jestem pewna, że się odezwie, kiedy tylko będzie miał czas.
„Kiedy tylko będzie miał czas". - Te słowa powracały wciąż do niej,
gdy siedziała w mieszkaniu przed telewizorem, ale nie oglądała programu.
Właśnie skończyły się wiadomości, było po dziesiątej. Czemu nie
dzwonił? Z każdą samotnie spędzoną minutą narastała w niej obawa. Co
się z nim działo?
Wmawiała sobie, że wszystko będzie dobrze. Nie chciała martwić się
na zapas. Telefonowała do domu Micka, ale nikt nie podnosił słuchawki.
Dzwoniła do „Korporacji Connover" i usłyszała automatyczną sekretarkę.
Prawie do północy krzątała się po domu. Zaczęła piec ciastka, spaliła je i
wyrzuciła. Wzięła kąpiel, przenosząc telefon do łazienki. Później
eksperymentowała z kremami, kładąc dla odmiany aloesowy na policzki, a
z wyciągiem z avocado pod oczy. Nic jednak nie mogło oderwać jej od
ponurych myśli.
Telefon zadzwonił w chwili, kiedy weszła do łóżka.
- Nie odkładaj słuchawki. - Usłyszała ukochany, mocno skruszony
głos. - Zasługuję na to, ale proszę, nie odkładaj.
- No, w końcu zadzwoniłeś! Nic się nie stało? - Stevie oddychała tak
szybko, że ledwo mogła mówić.
- Wszystko w porządku. Jestem szczęśliwy, że cię słyszę. Co u
ciebie?
- Nieważne co u mnie. Co z tobą? Gdzie jesteś?
- W mieście. Na ostatnim piętrze biurowca jest mieszkanie.
Spędziłem tu parę ostatnich nocy. Zdaję sobie sprawę, że jest późno, ale
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
131
musiałem cię usłyszeć. To jest pierwsza okazja, kiedy mogłem do ciebie
zadzwonić. Przez całe popołudnie trwały rozmowy i zaraz potem
musiałem lecieć do San Francisco. Przed chwilą wróciłem z lotniska.
Stevie zapaliła lampę, tak jakby mogło jej to pomóc w zrozumieniu
sytuacji.
- Powiedziałś: San Francisco?
- Tak. Tam są nasi prawnicy. Wiesz, to co chcę ci powiedzieć, nie
nadaje się na telefon, a ja padam ze zmęczenia. Mogłabyś się ze mną
spotkać na kolacji w piątek?
- W piątek? - powtórzyła zawiedzionym głosem.
- Rano lecę do Nowego Jorku i nie będzie mnie aż do piątkowego
popołudnia. Mam parę spraw do załatwienia.
- A więc muszę cierpieć i czekać na wyjaśnienia aż do piątku?
Usłyszała cichy śmiech.
- Gdybyś ty tego ode mnie żądała, moje ciasteczko, domagałbym się
twojej głowy - przyznał. - To co, w piątek o siódmej?
- Powiedz mi tylko... - Nagle Stevie zastanowiła się, co takiego
chciałaby usłyszeć. - Powiedz, co z ojcem?
- Dochodzi do siebie. Miał łagodny atak, będący ostrzeżeniem, że
musi zwolnić tempo życia. Jeśli nic się nie zmieni, to za parę dni wypiszą
go ze szpitala.
- To cudownie. - Zapadło milczenie przerwane z jego strony
stłumionym ziewnięciem. - Dam ci już spokój. Wyraźnie potrzebujesz snu.
- Starzeję się, Stevie.
- Mam nadzieję. Wtedy byś mi dorównał wiekiem.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
132
- Postaram się. - Kolejne ziewnięcie. - Podobno człowiek starzeje się
wtedy, kiedy podnieca go myśl o pójściu do łóżka po to tylko, żeby spać.
Stevie uśmiechnęła się i dotknęła słuchawki opuszkami palców.
- W takim razie do piątku, Romeo.
- Zostawię informację o sobie w recepcji na dole. Powiedzą ci, gdzie
jestem.
Jego głos brzmiał jakby był gdzieś bardzo daleko. Może ostatnie
piętro „Connover Building" rzeczywiście znajdowało się w połowie drogi
do nieba?
- W porządku - westchnęła. - Nie pozostaje mi wobec tego nic do
dodania, poza...
- Stop! Pamiętasz, co mi obiecałaś? Nigdy nie będziesz się ze mną
żegnać. O mało co nie złamałaś obietnicy.
- Słodkich snów, M. J. Connover.
Stevie nie miała pojęcia, jak się ubrać na kolację w apartamencie
usytuowanym tak blisko nieba. W końcu zdecydowała się na skromny
kostium z białego jedwabiu. Włosy, świeżo po wysuszeniu, były proste i
lśniące. Zaparkowała samochód w podziemiach „Connover Building" i
błyskawicznie dojechała windą do recepcji. Strażnik przy biurku poprosił
ją o dokument stwierdzający tożsamość. Kiedy Stevie wyciągnęła sześć
kart kredytowych, prawo jazdy, chusteczkę z monogramem i kwit z pralni,
dopiero był usatysfakcjonowany.
Kolejną windą pojechała na trzydzieste trzecie piętro, gdzie musiała
stawić czoło jeszcze jednemu strażnikowi. Potem prowadzono ją szerokim
korytarzem wyłożonym ciemnobrązowym dywanem. Na końcu drogi
znajdowały się masywne drewniane drzwi.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
133
- Proszę wejść - powiedział strażnik, otwierając drzwi i wycofując
się. - Pan Connover jest na zebraniu, ale prosił, żeby czuła się pani jak u
siebie w domu. Pan Connover wkrótce przyjdzie.
Pierwszym odczuciem Stevie był żal z powodu braku witającego ją
Micka. Może sprawił to niewiarygodny ogrom pokoi wysokich na cztery
metry, może błyszczące szklane ściany, przez które widać było światła
miasta.
„Powinieneś być tu ze mną - mówiła w myślach do Micka - bo
wchodziłam już do zbyt wielu pustych pokoi".
Nie mogła nie docenić artystycznego zmysłu dekoratora, który
pokrył ściany nadrukiem w czarno-białą jodełkę pulsującą srebrzystym
światłem. Wysokie do sufitu kolumny z plastyku i stali oddzielały salon od
jadalni. Umeblowany był stereotypowo, lecz w dobrym stylu -czarny stół
na wysoki połysk, białe skórzane sofy i krzesła. Stevie nie mogła sobie
wyobrazić Micka Connovera mieszkającego wśród tych neonowych ścian.
- Przerażające, prawda? - Usłyszała jego głos tuż obok. Odwróciła
się i zdumiała na widok białej koszuli, czarno-białego krawata w paski i
czarnych spodni.
- Chciałeś się dopasować wyglądem do pokoju czy to tylko
przypadek?
Uśmiech miał żartobliwy i zachęcający.
- Ten strój mnie dobija, moje ciasteczko. Przez ostatnie pięć dni
zakładałem tylko garnitur. Ostatniej nocy zasnąłem w koszuli, krawacie i
slipkach. Tęsknię za dżinsami. - Zajrzał jej w oczy. -I za tobą.
„To sygnał. W tym momencie bohaterka romansu zarzuciłaby
bohaterowi ramiona na szyję i wyznała swoje uczucie" - pomyślała. Coś
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
134
jednak ją powstrzymywało od tego. Zdjęła buty i spróbowała wyczuć
palcami podłogę pod grubą warstwą dywanu. Nie wyczuła.
- Opływasz w luksus, M. J. Connover. To ci szkodzi.
- Stevie? - Przyciągnął ją do siebie. Rozchyliła usta pod naporem
jego ciepłych warg. Jej ręce gładziły chłodny jedwab koszuli. Nagle
przypomniała sobie inny pocałunek, szaloną chwilę pewnego niedzielnego
popołudnia, kiedy pod palcami czuła skórę rozgrzaną słońcem i wilgotną
od potu.
- Co się stało? Coś cię martwi?
- Nie, nic - odrzekła, mając nadzieję, że Mick nie wyczuje kłamstwa.
- Po prostu... Minęło trochę czasu, to wszystko.
Uniósł do góry podbródek Stevie.
- Hej, to ja! Przypominasz sobie? Ten sam wysoki facet z brązowymi
oczami, który hoduje kurczęta. Nie mogłem się przecież zmienić przez
pięć dni.
Nie chciała się zastanawiać głębiej nad słowami Micka.
- Tak by się wydawało - powiedziała.
Cofnął się i zaczął się jej przyglądać, trzymając ręce w kieszeniach.
- Prędzej czy później spodziewałem się czegoś takiego. Nie sądziłem
tylko, że tak szybko. - Uśmiechnął się słabo. - Nigdy nie byłaś
dziewczyną, którą można łatwo zrozumieć.
- Nie wiem, o czym mówisz.
- Na pewno wiesz, tylko nie chcesz się do tego przyznać.
Przestraszyłaś się, prawda?
- Czego się przestraszyłam?
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
135
- Tego dostatku wokół. - Wskazał ręką na pokój. -Braku kur w
zasięgu wzroku. Faktu, że chodzę na zebrania zarządu, a nie sprzedaję
namiotów i górskich rowerów. Wracają twoje niepokoje z dzieciństwa i
zastanawiasz się, czy przypadkiem teraz nie pokazuję swojego
prawdziwego wielkopańskiego „ja".
- Zdaję sobie sprawę, że robisz to wszystko, żeby pomóc ojcu.
- I boisz się, że to lu b i ę.
Zniżył głos do konspiracyjnego szeptu: - Doktor Jekyll miał swojego
Hyde'a, a Mick Connover ma..
- Zachowujesz się jak idiota - mruknęła Stevie, odwróciła się i
podeszła do okien. Stanęła nie za blisko; nawet w pewnej odległości od
nich doświadczała nieprzyjemnego uczucia spadania w pustkę. - Nigdy
bym tu nie zasnęła. Bałabym się, że sturlam się z łóżka trzydzieści pięter w
dół na ziemię.
Spoglądał na nią, stojąc z tyłu. Uchwycił dystans, jaki zachowała
między sobą a ścianą ze szkła.
- Gdybyś była tak zmęczona jak ja, nie zwróciłabyś na nic uwagi.
Kiedy ojciec miał atak, firma była w trakcie wykupu udziałów. Musiałem
pracować przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, żeby wszystko
zakończyć.
Odwróciła się ku niemu.
- A więc już po wszystkim?
- Mam taką nadzieję. Będę trochę improwizował do czasu, aż wróci
Marshall i przejmie ode mnie cały ten bałagan. On to uwielbia. Kryzysy są
jego żywiołem.
- Rozumiem.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
136
Nie poruszyła się. Desperacko próbowała znaleźć sposób na ocalenie
tego wieczoru, ale nic jej nie przychodziło do głowy.
- Obciąłeś włosy - zauważyła nagle. - Nigdy jeszcze nie były takie...
ułożone.
Natychmiast je potargał, niszcząc wszelkie ślady elegancji.
- Lepiej? Uśmiechnęła się.
- O wiele.
- Musimy się zastanowić, w czym tkwi problem.
- Co masz na myśli? - Znowu zrobiła unik.
- Czegoś nam brakuje. - Zmarszczył brwi, a potem w przypływie
olśnienia pstryknął palcami. - Już wiem. Musimy się posilić. Brakuje nam
właśnie kolacji! Pół tuzina potraw z chińskiej restauracji czeka w piekarni-
ku. Usiądź przy tamtym stole, o pani, ja przyniosę jedzenie.
Siedzieli naprzeciwko siebie przy czarnym lśniącym stole jak
negocjatorzy. Ciemne okna mgliście odbijały zarysy mebli i świecące
lampy. Stevie złapała się na tym, że wpatruje się w szklane odbicie Micka
i próbuje odnaleźć mężczyznę, w którego obecności wspaniale się kiedyś
czuła. Ich odbicia w oknach wydawały się być bardzo odległe od siebie.
Kiedy kończyli kolację, zadzwonił telefon. Mick przeprosił i poszedł
odebrać. Stevie przełamała swoje chińskie ciastko mądrości i przeczytała
na głos - siedząc sama w pustym pokoju - karteczkę, jaką w nim znalazła:
„Powściągnij język, chyba że powiesz coś mądrzejszego od milczenia".
Mick wszedł, zakładając marynarkę.
- Przepraszam, Stevie, ale muszę cię na parę minut zostawić samą.
Dzwonił jeden z księgowych, który zestawia dla mnie dane na jutrzejsze
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
137
zebranie zarządu. Jeśli ich nie przejrzę, będę wyglądał na zupełnego igno-
ranta w sprawach firmy, jakim rzeczywiście jestem.
Stevie rzuciła za siebie karteczkę z przysłowiem.
- Nie masz za co przepraszać. Trzeba wiedzieć, co jest
najważniejsze.
Spoglądali na siebie przez długą chwilę.
- To potrwa tylko chwilę. Proszę cię, zaczekaj.
- Nie mogę. - Stevie wstała od stołu. - Przygotowujemy przyjęcie -
niespodziankę dla kierownika restauracji w Newport Beach. Muszę jeszcze
dograć parę spraw.
- Takie sprawy masz właśnie tutaj - powiedział Mick bezbarwnym
głosem. - Nie waż mi się stąd wyjść, moje ciasteczko.
- Nie ja jedną wychodzę - rzuciła od niechcenia. Podeszła do sofy,
wsunęła buty na stopy i podniosła torebkę. Czuła wewnętrznie, że popełnia
błąd. – Masz w tej chwili ważne sprawy, a ja nie chcę obciążać cię
dodatkowymi problemami. Jeśli chcesz, zadzwoń do mnie, kiedy Marshall
przyjedzie i wszystko wróci do normy.
Mick stanął za nią, chwycił za ramię i odwrócił do siebie.
- Czemu nie poczekasz te cholerne dziesięć minut?
- Czasem lepiej jest pozwolić, by rzeczy toczyły się własnym trybem
- powiedziała Stevie, czując ściśnięte gardło. - Ta noc nie jest
najszczęśliwsza. Obojgu nam potrzeba czasu, to wszystko.
Mick puścił ją zdenerwowany.
- Może masz rację. Może rzeczywiście obydwoje potrzebujemy
czasu? Na pewno jedno z nas powinno poważnie się zastanowić. Odwołuję
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
138
się do twojej mądrości, Stevie. - Przeszedł obok niej i otworzył drzwi. -
Proszę, idź pierwsza.
W windzie panowało przytłaczające milczenie. Mick opierając się
biodrem o ścianę, spoglądał na Stevie spod ciężkich powiek, ona zaś z
uporem wpatrywała się w tablicę z przyciskami.
Winda zatrzymała się na szóstym piętrze.
- Wysiadam tutaj - oznajmił Mick. Widząc, że Stevie chce się
pożegnać, uciszył ją ruchem ręki. - Obiecałaś, że nigdy tego nie powiesz.
Obiecałaś!
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
139
ROZDZIAŁ 10
- Od razu wiedziałam, że jest winny. Miał takie małe, głęboko
osadzone, świńskie oczka, w dodatku wodnistoniebieskie. Byłam tego
pewna, kiedy tylko go zobaczyłam. Inni sędziowie z ławy przysięgłych
potrzebowali więcej czasu, żeby przejrzeć faceta. Jest lekarzem, więc nie
mogli uwierzyć, że był zdolny do takich... dantejskich scen.
- Zaraz - wtrącił Morgan - co to znaczy „dantejskie sceny"?
Marcy - recepcjonistka - właśnie powróciła po dwu-tygodniowej
pracy w sądzie i zdawała relację ze swoich przeżyć. Siedzieli we trójkę w
gabinecie Stevie i jedli kanapki z tuńczykiem.
- Sceny dantejskie - wyjaśniła Marcy - to znaczy potworne i
wynaturzone.
- Tego już nie musisz mu tłumaczyć.
- W każdym razie - ciągnęła Marcy - facet był najwyraźniej walnięty.
Zwariował. Nie wystarczyło mu, że zabił teścia, próbował jeszcze dobrać
się do teściowej.
- Ktoś wszedł do recepcji - zauważyła Stevie. -Słyszałam zamykanie
drzwi.
- Cóż, i tak muszę wracać do siebie. - Marcy zebrała z biurka
wszystkie opakowania po lunchu. - Zobaczę, kto to jest. Przypomnijcie mi,
żebym jeszcze opowiedziała o slajdach, jakie nam pokazywali. To było nie
do uwierzenia! Mówię wam, nigdy nie spojrzę więcej na pogrzebacz.
- Zobacz, kto przyszedł - poprosiła Stevie słabym głosem.
- Fascynująca historia - wyraził się Morgan z entuzjazmem po
wyjściu Marcy. - Dam głowę, że ci się podobała. Ta niezdrowa i
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
140
przygnębiająca opowieść pasuje do nastroju, w jakim jesteś od dwóch
tygodni.
- Nie czepiaj się mnie, Morgan. Nie dzisiaj. Jasne brwi Morgana
powędrowały do góry.
- Ja się czepiam? Po prostu nie sposób nie zauważyć pewnych
rzeczy.
- Lepiej skup się na pracy w swoim gabinecie.
- A więc idę - zgodził się potulnie - ale najpierw ofiaruję ci perłę
mądrości: „Gdyby szczęściem był spokój fizyczny i brak zmartwień, to
najszczęśliwsza na świecie byłaby amerykańska krowa".
Stevie spojrzała na niego.
- Dziękuję ci, Morgan. Bardzo mnie pocieszyłeś.
W uchylonych drzwiach pokazała się ruda głowa Marcy.
- Masz gościa, Stevie. Przyszła Tamara Connover. Może wejść?
Stevie nie spodziewała się Tamary. Nie podejrzewała, że jej
miodowy miesiąc już się skończył. Prawie dwa tygodnie upłynęły od
czasu, kiedy zostawiła Micka na szóstym piętrze „Connover Building". Jej
telefon milczał złowieszczo. Zgodnie z tym, co powiedział, Mick dawał jej
czas na przemyślenie pewnych spraw. Możliwe, że zajmie jej to całe życie.
- Poproś Tamarę, żeby weszła - powiedziała Stevie do Marcy, a
Morganowi przypomniała: - Ty wychodzisz.
- Wiem, kiedy jestem zbędny - zauważył Morgan -i mogę z dumą
stwierdzić, że nie zdarza się to często.
Mijając Tamarę w drzwiach, uśmiechnął się przyjaźnie:
- Miesiąc miodowy ci służył, opaliłaś się wspaniale. Tamara weszła
do pokoju otoczona zapachem drogich perfum i uścisnęła Stevie.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
141
- Dzień dobry, kochanie. Wróciłam. Twój niebrzydki przyjaciel
twierdzi, że mam wspaniałą opaleniznę. Jak mu na imię? Poznaliśmy się
chyba na moim ślubnym przyjęciu, prawda?
- To Morgan, nie jest moim przyjacielem. To krzyż, który muszę
dźwigać. Siadaj i opowiadaj.
Tamara usiadła na krześle zajmowanym poprzednio przez Marcy i z
przesadną skromnością ułożyła ręce na kolanach.
- Nie opowiem o miodowym miesiącu, bo musiałabym się rumienić.
Wyznam jednak, że jestem kobietą szczęśliwą. Nie przyszłam jednak
mówić o tym, ale o czymś innym.
Stevie wolno pokręciła głową.
- Możesz jeszcze raz powtórzyć całość?
- Chcę po prostu, żebyś wiedziała, jak bardzo ucieszyła mnie
wiadomość o tobie i Micku. Pomyśleć tylko, że ze wszystkich ludzi na
świecie...
Stevie nagle ożyła.
- Co on ci powiedział?
- Przecież wiesz. Mick mówił, że zamieszkasz z nim na jego
ulubionej górze. Chyba sobie wyobrażasz moje zaskoczenie. Wiem, co
myślisz na temat bogaczy. Sama się obawiałam, że zaczniesz mnie unikać,
kiedy zakochałam się w Marshallu. Wielkie nieba, jak sobie przypomnę,
ile razy próbowałam cię namówić, żebyś go chociaż poznała...
- Powiedział, że zamieszkamy razem?
Tamara skinęła głową i jej brązowe włosy zafalowały.
- Cytuję: „Będziemy mieszkać razem w mojej lepiance do końca
życia, a na stole co dzień będę stawiał świeże kwiaty". Na kwiaty to bym
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
142
nie liczyła na twoim miejscu, bo ten chłopak nie ma szczęścia do roślin. W
każdym razie, kiedy pierwszy raz pytał o ciebie, pomyślałam, że nie ma
najmniejszej szansy. Potem przyszło mi do głowy, że cudownie byście do
siebie pasowali, wobec czego zachęciłam go. Jestem szczęśliwa, że mia-
łam rację.
- Wcale nie - odparła Stevie bezbarwnie. - To znaczy, najpierw tak,
ale... Tamaro, kiedy twój teść miał atak serca i Mick zaczął pracować dla
firmy, to...
- Och, ja to wszystko wiem. - Tamara zamachała rękami w
powietrzu. - Mick mi powiedział. Mówił o twojej obsesji na punkcie
garnituru, ale zaraz potem się uśmiechnął i stwierdził, że ponieważ
złożyliście jakąś obietnicę, to w końcu będziesz musiała mu zaufać. Ma
cudowny uśmiech, prawda? - dodała po chwili. -Prawie tak pociągający
jak Marshalla, Och, mój Boże, Marshall!
Spojrzała na zegarek i wzniosła oczu ku niebu.
- Piętnaście minut temu miałam się z nim spotkać na lunchu. Słuchaj,
chciałam się dowiedzieć, czy nie moglibyśmy pójść gdzieś we czwórkę?
Może na kolację? Co o tym sądzisz?
- Myślę, że...
- Zacznę już dzisiaj.
- Zaczniesz? Co takiego?
- Zaufam mu.
Tego popołudnia Mick wcale nie spieszył się do domu. Ogród
marniał w oczach i niezależnie od jego wysiłków nic tego nie mogło
zmienić. Dom był pusty i wyglądało na to, że przez jakiś czas taki
pozostanie. Trudno się cieszyć anemicznymi uprawami i pustym domem.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
143
Pomyślał, że trzeba nakarmić kurczęta i że chociaż one przywitają go
z radością. Wjechał na podjazd i o mało co nie zawadził o niebieski
samochód Stevie.
Parę minut przesiedział w jeepie, próbując uspokoić łomoczące
serce. Tyle razy wyobrażał sobie tę sytuację. Spojrzał na swoje ubranie.
Cholera. Na koszulce miał smar od roweru, który naprawiał z rana.
Spojrzał we wsteczne lusterko i spróbował jakoś przygładzić rozwiane
wiatrem włosy. Nic to nie dało, ale nie szkodzi -ona lubi potargane.
S t e v i e.
Idąc chodnikiem do domu, zauważył podlane kwiaty. Może mu się
zdawało, ale wyglądały znacznie lepiej. Stokrotki na pewno się podniosły.
Przez chwilę jego oczy przyzwyczajały się do ciemności panującej
wewnątrz domu. Sprawdził salon i sypialnię - pusto. Serce podskoczyło
mu do gardła. Zajrzał do kuchni i zobaczył na stole wazon ze świeżymi
kwiatami. Westchnął i uśmiechnął się do siebie. Były piękne i na pewno
nie zostały ścięte w jego ogrodzie. Wyciągnął jedną wysoką różę i ukłuł
się kolcem, ale nawet tego nie poczuł.
Niosąc różę wyszedł przez tylne drzwi i rozejrzał się, osłaniając oczy
przed słońcem. Dumbo Williams pasł się w oddali, nawet stąd widział jego
duże uszy. Kurczęta zadowolone z życia grzebały w zagrodzie. Warzywa,
tak jak i kwiaty, były świeżo podlane.
Stevie Knight leżała na brzuchu w cieniu drzewka avocado. Na sobie
miała króciutkie szorty i jego własną koszulkę. Długie opalone nogi zgięła
w kolanach i skrzyżowała w górze. Pisała coś na bloku papieru, marszcząc
brwi w skupieniu.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
144
Więc tu była jego ukochana. Czas stanął w miejscu i pozwolił
Mickowi cieszyć się tą cudowną chwilą. Nie istniało nic poza słońcem
padającym z jasnego nieba i kobietą, która teraz spoglądała na niego z
lekko rozchylonymi ustami i miłością w oczach.
- Słyszałam jeepa - powiedziała. - Co ci zajęło tak dużo czasu?
- Szukałem ciebie. Pod stołami, krzesłami i tak dalej...
Usiadł przy niej i podał jej różę.
- Dla ciebie. Obiecywałem ci codziennie świeże kwiaty.
Uśmiechnęła się łagodnie.
- Ten kwiat chyba skądś znam.
- Nie wiedziałem, że będę miał gościa. Musiałem improwizować. Co
piszesz?
- Nie piszę. - Usiadła i podniosła blok, żeby Mick mógł zobaczyć. -
Rysuję portret. Podoba ci się?
Na papierze zobaczył narysowanego prostymi kreskami konika,
który pasł się za płotem. Uszy miał prawie tak samo duże jak nogi.
- Jest piękny - zachwycił się Mick. - Dumbo nigdy tak wspaniale nie
wyglądał.
- Właściwie nie o nim myślałam, jadąc tutaj - wyznała Stevie. -
Miałam na myśli kogoś... dwunożnego.
Mick spojrzał znacząco w kierunku kurcząt, więc zaprzeczyła:
- Nie. Potrzebuję prawdziwego modela, mężczyzny z krwi i kości.
- Kości mam - zauważył. Pokazał Stevie ukłuty różą palec. - Krew
też. Może ci się przydam jako obiekt do studiów z natury?
- To zależy. - Głos miała rozmarzony. Opuszkami palców dotknęła
zwiniętych płatków róży. - Musiałbyś wykazać niezwykłą cierpliwość.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
145
Nie spuszczając oczu z twarzy Stevie, odgarnął za ucho jej
błyszczące włosy.
- Jestem nadzwyczaj cierpliwy - odrzekł zachrypniętym głosem,
myśląc o minionych dwóch tygodniach.
- Widzisz, dopiero zaczynam. - Uniosła różę i przesuwała kwiatem
po swoich wargach. - Uchwycenie twego prawdziwego wizerunku
mogłoby mi zająć bardzo dużo czasu, wiele dni, tygodni, może nawet lat?
Nie chciałabym ci sprawiać kłopotu.
- Nie planowałem niczego specjalnego na resztę życia - powiedział
Mick, zazdroszcząc róży. - Nie będzie to więc żaden kłopot; możesz
pracować nade mną tak długo, jak tylko zechcesz.
- Powinnam cię uprzedzić, że ja, w przeciwieństwie do ciebie, nie
mam zbyt wiele cierpliwości. Czasem też robię coś bez zastanowienia,
dlatego że czuję się zagrożona. Musiałbyś być niezwykle tolerancyjny i
wiele mi wybaczyć.
- Z tym mogę żyć - zgodził się Mick. Pochylił się i przytulił usta do
włosów Stevie. - Mówiąc między nami, nie potrafiłbym żyć bez ciebie.
Bardzo delikatnie położyła różę na bloku rysunkowym i przełożyła
go na trawę. W jej oczach pojawił się ciepły blask. Dotknęła rozpalonych
policzków Micka i przysunęła się do niego. Delikatnie całowała go wzdłuż
szyi, dochodząc aż do ust. Między pocałunkami niespiesznie składanymi
rozchylonymi wargami, pytała szeptem:
- Więc mogę... ? Zostać tutaj, na twojej górze?
- Och, tak. - Oddychanie sprawiało mu ból; krew rozsadzała skronie.
- Zostań na zawsze.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
146
Wzięła ręce Micka i położyła je na swoich piersiach okrytych jego
koszulką.
- Wtedy nigdy nie będziemy musieli się żegnać -dodała.
- Nigdy, przenigdy.
Brakowało mu tchu, zupełnie jakby dopiero co przebiegł długi
dystans. Pieszcząc ją, zataczał rękoma coraz szersze kręgi na jej ciele.
- Wiedziałem, że wrócisz. Wiedziałem, że jeśli będę czekał i mocno
wierzył, to wrócisz do mnie, do domu...
Dom. Myśli miała rozproszone, ale to słodkie słowo dotarło do niej
wyraźnie. Spojrzała na przepełnione miłością oczy Micka i ujęła drżącymi
dłońmi jego twarz. Kochała go całym sercem i całą duszą. Na jej rzęsach
pojawiły się błyszczące łzy, którymi chłodził swoje usta, całując ją czule.
Nareszcie miała dom.
Niebo za otwartym oknem przybrało ciemno wiśniowy kolor.
Rozproszone barwy mijającego dnia wślizgnęły się do sypialni i zabarwiły
pomiętą pościel na czerwono i złoto. Mick i Stevie podziwiali zachód
słońca - ona z głową wtuloną w jego ramię, on bawiąc się jej włosami.
- Całkiem zapomniałem. Mam dla ciebie prezent -powiedział nagle.
- Jaki? - spytała Stevie.
- Spóźniony prezent urodzinowy. - Sięgnął ręką pod łóżko. - Jest.
Zaczęła płakać, jak tylko spojrzała na paczuszkę. Różowo-biały
papier był przewiązany białą wstążką. Jeden jej koniec był skręcony, za to
drugi postrzępiony.
Wciąż pociągając nosem rozwinęła papier. W środku znajdował się
pięknie oprawiony rysunek przedstawiający dziewczynkę z rączkami i
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
147
nóżkami jak patyczki, z włosami jak spiralki, która stała pod kanciastym
słoneczkiem.
- To twój portret, pamiętasz? - powiedział Mick, wskazując na tytuł i
podpis autora dzieła: „Moje Ciasteczko - M. J. Connover". - Chciałem,
żebyś wiedziała, że nikt nigdy nie będzie na ciebie patrzył w taki sposób
jak ja.
- Byłam tego pewna już w pierwszej sekundzie porwania.
RS
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).
Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).