Corey Ryanne Dochodzi północ

background image

0

Tonya Wood

Dochodzi północ

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

1

ROZDZIAŁ 1

Zegar wskazywał 21. 50. Byli spóźnieni. Według planu porwanie

powinno się rozpocząć o 21. 45. Niestety pojawiły się kłopoty z

przebraniem. Kierowca samochodu porywaczy (właściwie była to

luksusowa limuzyna) zapomniał o czarnych lakierkach, które miały być

dopełnieniem jego uniformu szofera. Zamiast nich założył różowo-białe

adidasy. Nie stanowiło to jednak zbyt wielkiego problemu, bo

prawdopodobnie mało kto będzie się przyglądał jego stopom. Za to ze

spodniami policjanta był prawdziwy kłopot, gdyż to on miał grać główną

rolę w porwaniu.

- Ten cholerny zamek nie chce się zapiąć - narzekał policjant. - Nie

masz agrafki lub czegoś podobnego?

Szofer prowadził limuzynę drogą dojazdową do posiadłości

Connoverów. Jak okiem sięgnąć stały wszędzie - niczym na paradzie -

mercedesy i porsche. Księżyc oświetlał połyskujące złotem i srebrem

dekle.

- Przecież wiesz, że nie mam agrafki - odparł szofer. - Trzeba było

pomyśleć o tym przed wyjściem z domu.

- Och, mamusiu, tak mi przykro.

- Cóż, jesteśmy dzisiaj drażliwi. Po prostu trzymaj to ręką.

- Dopiero bym wyglądał... Gdzie są kajdanki?

- Na siedzeniu.

- Cholera! A gdzie czapka? Miałem ją przed chwilą... Szofer

westchnął.

- Jest z tyłu. Mógłbyś się już uspokoić? Nie pierwszy raz to robimy.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

2

- Ale nigdy przedtem nie miałem zepsutego zamka u spodni. Wiesz

przecież, jak się wczuwam w swoją rolę. Co ze mnie za policjant z

otwartym rozporkiem?... Poczekaj, chyba go zasunąłem. Jeśli nie będę

oddychał, to wszystko będzie w porządku.

- Cudownie! Więc nie oddychaj.

Limuzyna zatrzymała się przed rezydencją Connoverów.

Wybudowano ją wysoko na wzgórzu, skąd roztaczał się widok na San

Diego. W oddali słychać było odgłosy eleganckiego przyjęcia.

- Jesteśmy. Masz wszystko?

- Wszystko oprócz tlenu.

Policjant gwizdnął cicho, patrząc na pałac usadowiony na zboczu. -

Spójrz na to... Całkiem przytulna chatka.

- Jeśli ktoś lubi mauzolea, to owszem, wspaniała. Czekaj, przypiąłeś

sobie odznakę do góry nogami... Teraz dobrze. Wiesz, wcale nieźle

wyglądasz w tym mundurze. Jeśli kiedyś zdecydujesz się skończyć z

porwaniami, to możesz zacząć pracować w policji.

- To jest myśl!

Mick Connover nie bawił się zbyt dobrze, jednak jego twarz tego nie

zdradzała. Zachowywał się dzisiaj najlepiej jak potrafił. Tańczył,

rozmawiał i obsługiwał gości - przynajmniej tyle mógł zrobić dla starszego

brata. Znosił tę przedślubną histerię, zachowując pozory dobrego humoru.

Za niecałe dwadzieścia cztery godziny Marshall będzie człowiekiem

żonatym. Mick podziwiał wszystkich, którzy decydowali się na ten

ostateczny krok. On, Mick, może odegrać z powodzeniem swoją rolę i

uśmiechać się przez cały wieczór pod warunkiem, że nie złapie go skurcz

mięśni twarzy.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

3

Na szczęście czekał ich później wieczór kawalerski. Nie wiedział, co

zaplanowali przyjaciele Marshalla, ale na pewno będzie to bardziej

zabawne niż pogryzanie rybich jajeczek i gawędzenie z dwiema setkami

nieznajomych.

Mick obiecał sobie na wypadek własnych przedślubnych obchodów -

jeśli taki szczęśliwy dzień kiedykolwiek nastąpi - że nie będzie wtedy nic z

tych rzeczy, które tak lubi jego wielkoświatowa rodzina. Będzie to, być

może, pieczenie małży nad morzem albo piwo i precle w barze Webba.

Starał się wyobrazić sobie swoją dystyngowaną matkę wznoszącą toast za

pomyślność młodej pary kuflem pełnym piany. Nagle usłyszał głos: -

Michael James! Jak to miło cię widzieć.

Mick odwrócił się do srebrnowłosej kobiety, która poklepywała go

po ramieniu. Skądś ją znał, chociaż nie mógł przypomnieć sobie jej

nazwiska. Było bardzo prawdopodobne, że jest jakąś daleką krewną. Nikt

inny by się nie odważył nazywać go „Michael James".

- Co słychać? - odpowiedział uprzejmie. - Mnie także miło znów

panią widzieć. Wygląda pani uroczo.

Uśmiechnęła się pokazując ślady rozmazanej ciemnoczerwonej

szminki na przednich zębach.

- Dziękuję. Dlaczego nie widziałam cię w sali bankietowej?

„Bo piłem piwo w kuchni" - pomyślał, a głośno odpowiedział: - Och,

byłem gdzieś tutaj. Dobrze się pani bawi?

- Świetnie. Obiad był znakomity, a orkiestra... Cóż, po prostu brak

mi słów. Jestem także zadowolona z wyboru, jakiego dokonał twój brat,

kochanie. Tamara to urocza, naprawdę urocza dziewczyna. Twoi rodzice

muszą być zachwyceni.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

4

- Szaleją z radości - odparł Mick. - Czy mogę panią przeprosić?...

- A tak przy okazji, czy widziałeś dzisiaj Cherise?

- Nie sądzę. - Mick nie miał pojęcia, kim jest Cherise.

- Och, nie poznałbyś mojej małej dziewczynki. Zbędne kilogramy

zniknęły i wygląda teraz prześlicznie.

- Będę się za nią rozglądał, ale jeśli mi pani wybaczy...

- Przepraszam, panie Connover. - Jeden z kelnerów dotknął jego

ramienia. - Ma pan gości.

Mick spojrzał na tłum na parkiecie tanecznym.

- Zauważyłem.

- Nie, proszę pana. - Kelner obejrzał się nerwowo. - Ten gość jest...

inny. Czeka na pana w holu, przy wejściu.

Zaintrygowany Mick po raz trzeci przeprosił matkę Cherise i

wymykając się chyłkiem kolejnej grupie krewnych, okrążył bufet i

prześliznął się przez drzwi wiodące do głównego holu. Wykorzystał

okazję, by rozluźnić muszkę, która go dusiła.

Nagle jego buty zahamowały na marmurowej posadzce, bo oto w

cieniu ulubionej afrykańskiej palmy swojej matki dostrzegł policjanta w

pełnym rynsztunku, z bronią i kajdankami, mierzącego go groźnym

spojrzeniem. Zamarł w bezruchu.

Kelner miał rację. Ten gość był inny.

- Podobno pan mnie szuka - Mick zwrócił się powoli do policjanta,

nie spuszczając oka z broni. „Czyżby ostatnio popełnił coś sprzecznego z

prawem ? Na pewno nie, tylko w kwietniu łowił ryby bez karty

wędkarskiej. Ale o tym przecież nie mogli się dowiedzieć. "

- M. J. Connover?

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

5

Ten facet mówił jak sobowtór Clinta Eastwooda -chrapliwie i bez

wyrazu.

- We własnej osobie - odrzekł Mick. - Co mogę dla pana zrobić?

- Sierżant Morgan. Niestety, muszę pana aresztować.

- Co takiego?

- Za naruszenie przepisów o ruchu drogowym. Najwidoczniej

zignorował pan wezwanie.

- Jakie wezwanie? Do tej pory nie dostałem żadnych wezwań!

- O tym porozmawia pan już z sędzią. Idziemy. Ma pan prawo nie

odpowiadać na pytania...

Mick nigdy przedtem nie był aresztowany i brakowało mu

doświadczenia. Sierżant Morgan odczytał znudzonym głosem

przysługujące mu uprawnienia, a następnie skuł mu ręce za plecami.

- Pan chyba żartuje! - Mick nie mógł uwierzyć w to, co się działo. -

Kajdanki? Za złamanie przepisów drogowych?

- Takie zarządzenie, proszę pana.

Był skuty jak zwykły przestępca z powodu kilku mandatów za złe

parkowanie, jakie zebrał w ciągu ostatnich paru miesięcy. Mick naprawdę

nie mógł przypomnieć sobie żadnych wezwań. Zamierzał wcześniej czy

później zapłacić za te cholerne mandaty, bo zawsze tak robił.

Na szczęście w pobliżu nie było żadnego świadka tego zajścia. Lokaj

zniknął, podobnie jak zdenerwowany kelner. Mick nie zamierzał zakłócać

rodzinnej uroczystości nieoczekiwanym wypadkiem. Przy odrobinie

szczęścia może zdoła wszystko załatwić i zdąży wrócić na przyjęcie,

zanim ktoś zauważy jego nieobecność.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

6

Sierżant Morgan zacisnął silnie dłoń na ramieniu Micka i zaczął go

eskortować przez frontowe drzwi po białych marmurowych schodach

wiodących na dziedziniec. Wymyślnie ukształtowany teren wokół

posiadłości był pięknie iluminowany. Reflektory oświetlały majestatyczne

palmy, wypieszczone klomby i iskrzące się fontanny. Soczysto zielonemu

żywopłotowi wokół dziedzińca nadano kształty ptaków - oczywiście z

inspiracji jego matki.

- Wspaniała noc na aresztowanie - zauważył lakonicznie Mick.

Dostrzegł ciemnoszary elegancki samochód z przyciemnionymi

szybami stojący na dziedzińcu. Silnik był włączony. Nigdzie nie dostrzegł

śladu policyjnego auta.

- A gdzie jest pański wóz? Czy nie moglibyśmy pojechać z

włączonymi światłami i na sygnale? Zawsze o tym marzyłem.

Sierżant Morgan nie był ubawiony.

- Dlaczego ja zawsze trafiam na komediantów? Proszę iść za mną.

- Czy ktoś już panu mówił, że byłby z pana świetny sobowtór Clinta

Eastwooda?

Wąskie usta policjanta wykrzywiły się w grymasie, który mógł być

uśmiechem.

- Po prostu wykonuję swoją robotę, kolego. Jesteśmy. Zatrzymali się

przy luksusowym aucie. Mick zbity

z tropu patrzył to na sierżanta, to na samochód.

- Pojadę tą limuzyną? To w takim razie czym przewozicie sprawców

napadów na banki? Odrzutowcem?

Policjant otworzył tylne drzwi. Mick zdążył jedynie zauważyć

kosztowną szarą tapicerkę, bo nagle nasunięto mu na oczy opaskę.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

7

- Hej, co jest grane...

- Witaj na swoim wieczorze kawalerskim! - powiedział sierżant

Morgan. - Zostawiam cię teraz w rękach Stevie. Baw się dobrze, koleś.

Oszołomiony Mick milczał przez chwilę. Przy niewielkiej pomocy

ze strony sierżanta Morgana zanurkował nosem w tylne siedzenie obite

miękką skórą.

- Zaraz - wydusił z siebie stłumionym głosem. -Coś wam się

poplątało. Ja nie jestem...

Drzwi auta zamknęły się. Mick usłyszał dwa lekkie stuknięcia w

dach - policjant dawał sygnał do odjazdu. Samochód ruszył cicho, bez

świateł. Mick prostując się na siedzeniu, uderzył kolanem o coś twardego.

- Och! Co tu jest, do diabła?

- To zasuwa - powiedział kobiecy głos. - Uderzył się pan o krawędź

zasuwy. Wszystko w porządku?

Coś takiego! To był bez wątpienia kobiecy głos!

Stephanie Elizabeth Knight była w znakomitym nastroju. Uwielbiała

prowadzić limuzyny. Jazda w dół po krętych górskich drogach tak dużym

samochodem dostarczała jej mocnych wrażeń. Nie otarła się o żadne

drzewo, nie ścięła nawet najmniejszego krzaczka. Było to spore

osiągnięcie, zważywszy wąską drogę po której jechała.

Krajobraz podkreślał również uroki chwili. San Diego błyszczało w

dole jak diamentowy pył rozsypany na czarnym aksamicie. Światło

księżyca rozpływało się.

Mick siedział bez ruchu. Zapomniał o tępym rwaniu w kolanie.

Przesłonięte oczy i skute ręce przypuszczalnie uwrażliwiły go na dźwięki,

bo wydało mu się, że nigdy w życiu nie słyszał bardziej słodkiego i

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

8

uwodzicielskiego głosu. Ten głos był miękki, przyjemny, z odrobiną

południowego akcentu.

- Słucham? - powiedział. Dobiegł go stłumiony śmiech.

- Czy wszystko w porządku? Może pan wierzyć lub nie, ale ja

specjalizuję się w bezbolesnych porwaniach.

- Bezbolesnych?

- Niech się pan nie martwi, wynagrodzę to panu. Dotąd nie miałam

jeszcze ani jednej skargi od żadnej z moich ofiar.

- W to mogę uwierzyć. - Mick odchrząknął. - Na imię ma pani

Stevie?

- Stevie. Niech pan wygodnie usiądzie i odpręży się, panie Connover.

Dzisiejszej nocy czeka pana dużo wrażeń w wodach zatoki i drżało wraz z

falami lekkiego przypływu. Stevie głęboko odetchnęła, starając się

zapamiętać ten urzekający obraz i pozwoliła, by ogarnął ją całkowity

spokój.

Widok we wstecznym lusterku także był przyjemny. Oceniła ofiarę

dzisiejszego porwania mimo jej częściowego zamaskowania jako całkiem

atrakcyjną. Marshall John Connover miał szczękę Mela Gibsona i usta jak

Don Johnson - to dopiero było połączenie! Jego włosy koloru ciemnego

miodu były proste, gęste i błyszczące; uroczo zwichrzone opadały na

opaskę. Nic dziwnego, albowiem sierżant nie był zbyt delikatny, gdy

wpychał go do samochodu. Będzie musiała porozmawiać z Morganem o

wczuwaniu się przez niego w rolę twardego faceta, bo zbytnio go

ponosiło.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

9

- Twój głos brzmi dziwnie w zestawieniu z imieniem „Stevie" -

padło z tylnego siedzenia. - To pseudonim? Chyba większość porywaczy

używa pseudonimów.

Uśmiechnęła się.

- To przezwisko. Moi przyjaciele i zakładnicy nazywają mnie Stevie,

bo prawdziwe imię zupełnie do mnie nie pasuje.

- Pewnie nie zdradzisz mi prawdziwego imienia...

- Oczywiście, że nie - przerwała Stevie, skręcając gwałtownie, żeby

ominąć oszalałą ze strachu wiewiórkę. - Nie zamierzam podawać

prawdziwego imienia. Czyżby pan nic nie wiedział o kodeksie porywaczy?

- Przepraszam, ale to mój pierwszy raz i naprawdę nie wiem, czego

mogę oczekiwać.

- Niech więc pan pozwoli się oświecić, panie Connover. Ponieważ

jest to pana ostatnia noc jako wolnego człowieka - jeśli mogę tak to ująć -

więc pańscy przyjaciele chcą mieć pewność, że pan jej nigdy nie zapomni.

A moja firma specjalizuje się w organizowaniu niezapomnianych wrażeń.

Mick skinął głową.

- Rzeczywiście pracujecie w niekonwencjonalny sposób. - Swędział

go nos, więc próbował przechylić głowę, żeby potrzeć nim o oparcie. -

Musicie mieć wzięcie.

- Dziękuję. Mam nadzieję, że Morgan nie obszedł się z panem zbyt

brutalnie.

- Morgan? - Mick zmarszczył brwi pod opaską. -Ach, ten policjant.

- To mój wspólnik. Z zawodu jest aktorem i bardzo poważnie

podchodzi do swoich ról.

- Zauważyłem to. A gdzie on się podział?

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

10

- Zostawił swój samochód na samym końcu podjazdu przy domu

pana rodziców - powiedziała Stevie. - Ma dzisiaj do załatwienia jeszcze

jedno małe zlecenie.

- Powiedz mu, Stevie, że ogląda za dużo filmów z Clintem

Eastwoodem. Poza tym był dość autentyczny. Cały ten wieczór będzie mi

naprawdę trudno zapomnieć.

- Jak to mówią, „jeszcze wszystko przed panem". -Stevie nacisnęła

klawisz na desce rozdzielczej i delikatna fortepianowa muzyka popłynęła z

wbudowanych głośników stereo. - Powiedziano mi, że pan bardzo lubi

tego pianistę. Zna pan tę taśmę?

Nagle przyszła mu do głowy pewna myśl i zamilkł na chwilę.

Najwidoczniej to przyjaciele Marshalla zaaranżowali tak nietypowy wstęp

do wieczoru kawalerskiego. Porwanie, limuzyna, muzyka, także Stevie -

wszystko to miało zaskoczyć narzeczonego.

Gdyby był prawdziwym mężczyzną, to natychmiast położyłby kres

tej zabawie. Powiedziałby Stevie, że porwała nie tego co trzeba „M. J.

Connovera", wróciłby na przyjęcie, zjadłby jeszcze trochę kawioru i

próbowałby nie zasnąć z powodu totalnej nudy. Właśnie tak powinien

zrobić.

- Długo pan milczy, panie Connover - powiedziała Stevie.

"Panie Connover". - Mick zachwycił się sposobem, w jaki wymówiła

jego nazwisko. Wypowiadała słowa z delikatnym przeciąganiem, ze

śladem południowego akcentu. „Panie Connover"...

- Proszę mówić do mnie Marshall - odrzekł, przepraszając brata w

myśli.

- Niech będzie Marshall.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

11

Stevie jeszcze nigdy nie miała tak fascynującego widoku we

wstecznym lusterku - dostrzegła na jego ustach przelotny uśmiech.

Zastanawiała się, jakiego koloru oczy kryją się pod opaską.

W ostatniej chwili zwróciła uwagę na ostry zakręt. Gwałtownie

szarpnęła kierownicą. Koła skręciły, rozpryskując żwir na miękkim

poboczu.

- Przepraszam - powiedziała cicho. - Na chwilę się zapomniałam.

- W porządku. - Mick uśmiechnął się. - Jednak przejażdżka byłaby

bardziej interesująca, gdybym widział, gdzie jesteśmy. Jaką mam szansę

na zdjęcie opaski?

- Żadnej. Anonimowość jest ważną częścią mojej pracy. Im mniej

ludzi może mnie rozpoznać, tym lepiej mogę służyć klientom.

- A więc naprawdę żyjesz z porywania ludzi? Twój numer jest w

książce telefonicznej?

- Na pewno nie pod „Porwania". - Była rozbawiona. -

Specjalizujemy się także w robieniu ludziom wymyślnych dowcipów, w

organizowaniu niezapomnianych urodzin, rocznic i uroczystości z okazji

przejścia na emeryturę. Lista usług nie ma końca.

Mick rozjaśnił się w tak czarującym uśmiechu, że jego ciepło

mogłoby zamglić szybę wstecznego lusterka.

- I oczywiście w dzikich wieczorach kawalerskich?

- Faktycznie, dziś przyłożyliśmy do tego rękę - wyznała Stevie,

próbując zignorować jego uśmiech, ale nie było to wcale łatwe. -

Przynajmniej zrobił to Morgan. To dodatkowy powód, dla którego wolę

się nie ujawniać. On jest znany, a raczej znają go z organizowanych przez

niego wieczorów kawalerskich. I to nie z powodu dobrego smaku.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

12

- To właśnie lubię - skomentował Mick. - Już nie mogę się doczekać.

- Niestety, będziesz musiał - powiedziała wesoło Stevie. - Zgodnie z

planem mam cię trzymać pod kluczem do północy.

- A co będzie o północy?

- Coś o czym ja już wiem, a ty dowiesz się później. - Stevie skręciła

na szosę prowadzącą do San Diego. -Teraz chyba zapoznam cię ze

„Smakiem Nieba".

- Co takiego? - Mick starał się, aby jego głos brzmiał nonszalancko,

ale wcale mu się to nie udało.

- „Smak Nieba". Nie mów mi, że nigdy o tym nie słyszałeś.

- Słyszałem - wymamrotał - tylko nigdy nie... próbowałem.

- Biedny, zdemoralizowany człowieku. Widzisz, do czego dochodzi,

gdy tkwi się w twoim przedziale podatkowym. Nigdy nie doświadczysz

przyjemności płynącej z korzystania z barów szybkiej obsługi. Czuję, że

muszę cię dzisiaj sporo nauczyć.

- Przepadłem. Nie tylko skuto mi ręce, zasłonięto oczy, ale jeszcze

zostanę zgubiony.

Stevie uśmiechnęła się do wstecznego lusterka.

- Zamierzam zadbać o twoją edukację, Marshall. Żaden mężczyzna

nie powinien kroczyć nawą kościelną, zanim wcześniej nie pozna „Smaku

Nieba".

- Całkowicie się z tobą zgadzam - odrzekł Mick z głębi serca.

Piętnaście minut później Stevie wjechała na teren „Niebiańskiego

Zajazdu". Jak wyjaśniła swojemu więźniowi, hamburgery były tam takie

sobie, ale oddałaby życie za potrójną porcję lodów w czekoladzie.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

13

- Pewnie dlatego nazywają je „Smakiem Nieba"? -skojarzył Mick.

Westchnął. Nie do końca był pewien, czego naprawdę się spodziewa po

zapowiedziach Stevie, lecz poczuł się trochę zawiedziony.

- Jaki jesteś domyślny! Mają tu dwadzieścia dwa smaki. Wymienić

je?

- To zajmie trochę czasu. Nie boisz się, że obsługa zacznie coś

podejrzewać?

- Masz na myśli opaskę i kajdanki? Sądzisz, że rzucasz się w oczy?

Szyby są przyciemnione i z zewnątrz przez nie nic nie można zobaczyć.

Może spróbujesz tych o nazwie „owoc pożądania"? Byłoby to właściwe w

przypadku mężczyzny będącego tuż przed ślubem.

„Już niedługo" - obiecał sobie Mick - już niedługo powiem jej

prawdę. Zaraz po lodach".

- Tak, „owoc pożądania" będzie dobry.

Stevie zatrzymała się na samym końcu parkingu, w pobliżu

kontenera ze śmieciami „Niebiańskiego zajazdu", na którym namalowano

błyszczące aureole.

Usiadła przy więźniu uzbrojona w tuzin serwetek i „Smak Nieba".

- Co robisz? - Mick poczuł, że Stevie wpycha mu coś za kołnierzyk

koszuli.

- To serwetka. Potrzebujesz śliniaczka, jeśli mam cię nakarmić

lodami, bo strasznie ciekną.

- Nie zamierzam tak siedzieć i dawać się karmić. Gdybyś zdjęła mi

kajdanki...

- Nic z tego. Otwórz usta.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

14

- Ależ to cholernie żenujące! Może przynajmniej zdejmiesz mi

opaskę, żebym widział, co jem.

- Cieknie mi po ręku - Stevie zlizała z palców roztopioną strużkę. -

Mmm... Pyszne. Nigdy jeszcze nie jadłam lodów o tym smaku. Jeśli nie

będziesz grzecznym chłopcem i nie pozwolisz mi się nakarmić, to sama

zjem wszystko.

- Coś mi mówi, że mogłabyś to zrobić. - Mick poczuł

niespodziewane zimno na ustach i instynktownie zlizał lody o świeżym

owocowym smaku ze słodką czekoladą. - To niesamowite uczucie.

Zwykle nie jadam tego, czego nie widzę.

- Są niezłe, prawda? - podpowiedziała Stevie, uśmiechając się do

niego, a właściwie do chłopięcego grymasu jego wyrazistych ust. Jeszcze

nigdy takich u nikogo nie widziała... Były pełne wyrazu, czułe, kapryśne

i... zmysłowe, nawet z resztkami lodów w kącikach. Znowu spróbowała

sobie wyobrazić jego oczy. - Jedzone w taki sposób powinny ci nawet

bardziej smakować. Kiedy traci się wzrok i dotyk, pozostałe zmysły się

wyostrzają.

Mick gotów był w to uwierzyć. W tej chwili zmysły miał

skoncentrowane na czymś bardziej intrygującym niż lody. Dręczyła go

Stevie. Czuł niezwykłą, wręcz hipnotyczną mieszaninę bzu i piżma w jej

perfumach. Zmysłowy głos dziewczyny niepokoił go, bo napełniał wnętrze

samochodu klimatem erotyzmu. Ta chwila była cudowna. Ta noc była

cudowna.

- Mogę cię o coś zapytać? - powiedział. Przyglądała się, jak wolno i

delikatnie zlizywał lody i nagle poczuła przeszywający głęboko dreszcz.

Policzki ją paliły, a gorąca krew pulsująca w ramionach i dłoniach mogła

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

15

roztopić lody. Była tym faktem zażenowana i próbowała nad sobą

zapanować, zadowolona, że on nie widzi jej twarzy.

- Proszę, pytaj - odrzekła.

- Jak wyglądasz?

Mick musiał to wiedzieć. Głos miała cudowny. Była inteligentna, z

poczuciem humoru i emanowała zmysłowością. Kobieca i niezależna.

Czuł, że taka jest w istocie, ale nie miał pojęcia, jak wyglądała?

Doprowadzało go to do szaleństwa. - Jeżeli nie chcesz odsłonić mi oczu, to

przynajmniej opisz mi siebie, bo ciekawość mnie zabije.

Stevie uśmiechnęła się. Wolna ręką zdjęła czapkę szofera,

potrząsnęła głową i fala miękkich jak jedwab czarnych włosów opadła na

jej ramiona.

- Dobrze - powiedziała figlarnie. - To chyba niczemu nie zaszkodzi.

Mam rude włosy. W szkole wszyscy nazywali mnie „Marchewka".

- Długie?

- Krótkie.

- Proste?

- Kręcone. I mam piegi - dodała w nagłym przypływie natchnienia.

Jej śniada cera była bez skazy. Miała naturalną, ciemną karnację, która

zawsze sprawiała wrażenie świeżo opalonej. - Cierpię na przekleństwo

rudowłosych: jasną cerę i epidemiczny wysyp piegów.

Mick zmarszczył brwi.

- Twój głos wcale nie brzmi jak głos rudzielców.

- A jak brzmią ich głosy?

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

16

- No... nie wiem. Jakie masz oczy? Może zgadnę? -Nie mógł się

mylić, musiała mieć niebieskie oczy. Czuł to przez skórę. - Niebieskie,

prawda?

- Niestety. - Stevie patrzyła na niego roziskrzonymi błękitnymi

oczami. - Są piwne. Trochę zielone, kiedy jestem ubrana na zielono, a

brązowe, kiedy na brązowo. - Wytarła rogiem serwetki strużkę lodów

płynącą po jego brodzie. - Co jeszcze chciałbyś wiedzieć?

- Jesteś wysoka?

Stevie miała 158 cm wzrostu i kiedy prowadziła duży samochód,

musiała siedzieć na poduszce.

- Coś ci powiem. Jeśli nie wołano na mnie „Marchewka", to

nazywano mnie „Tyczką". - Coraz trudniej było jej zachować powagę,

więc pokryła swój śmiech udawanym kaszlem. - Skoro już zaspokoiłam

twoją ciekawość, będziemy jechać. Dochodzi północ.

- Czy samochód zmieni się w dynię o północy?

- Nie - odpowiedziała Stevie. - Z wybiciem północy rozpoczyna się

piętnasty dzień czerwca, dzień twojego ślubu. Chyba nie zapomniałeś? -

Nagle jej śmiech zgasł.

„Dzień twojego ślubu" - przez kilka ostatnich minut nie pamiętała o

głównym wydarzeniu. Marshall Connover, mężczyzna o pięknie

wykrojonych ustach i zmysłowym uśmiechu, bierze jutro ślub. Stevie

potrząsnęła głową i mruknęła cicho, drwiąc z samej siebie. Mocno

nacisnęła czapkę z powrotem na głowę, zakazując sobie patrzeć na niego i

myśleć o nim. - Przed tobą wieczór kawalerski. Pijaństwo zacznie się o

północy. Gość honorowy nie może się spóźnić.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

17

- Nie jestem... - Mick usłyszał odgłos otwierania i zamykania drzwi i

zdał sobie sprawę, że Stevie wysiadła. - Nie jestem gościem honorowym -

powiedział, będąc sam w pustym samochodzie. - Na imię mam Mick. Mój

brat Marshall jest panem młodym, to wszystko.

Nie było takie trudne - teraz tylko musiał to powtórzyć, kiedy ona

wsiądzie z powrotem.

Stevie wyrzuciła pozostałości po lodach do kontenera i wślizgnęła

się za kierownicę. - Za kwadrans dwunasta. Nie możemy się spóźnić.

- M y zdążymy - mruczał do siebie Mick. - Tylko biedny Marshall

nie zdąży.

Zapaliła silnik.

- Co mówiłeś?

- Nic takiego.

Mick powtarzał sobie w myślach: „Przepraszam, że nie

powiedziałem tego wcześniej. Powinienem. Naprawdę chciałem

powiedzieć, ale było tak wspaniale...

Za pięć dwunasta zatrzymali się przed hotelem „Hyatt Regency".

Stevie zostawiła samochód na luzie, otworzyła drzwi od strony pasażera i

pomogła Mickowi się wydostać. Potknął się o krawężnik i oboje z trudem

zachowali równowagę.

- Przepraszam - mruknęła Stevie.

- Chyba jednak nie jesteś wysoka.

- Ależ jestem, i to bardzo - wzięła go za ramię i prowadziła po

chodniku przed hotel. Przechodnie zatrzymywali się i gapili na nich. Nie

obchodziło jej to wcale. Już dawno przestała się przejmować opinią innych

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

18

ludzi. - Jesteśmy - powiedziała wesoło. - Dostarczyłam cię bezpiecznie na

miejsce i nie będę odpowiadać za twój stan po tym przyjęciu.

- Jesteśmy, ale gdzie? - zapytał Mick, chcąc zyskać na czasie.

- „Hyatt Regency Hotel". Twoi przyjaciele wynajęli tu salę balową.

- Nie zrobili tego.

Stevie spojrzała na niego podejrzliwie.

- Oczywiście, że zrobili. Byłam tu wcześniej i widziałam dekoracje,

łącznie z dwumetrowym papierowym tortem. Bóg raczy wiedzieć, co tam

Morgan umieścił w środku.

- To nie byli moi przyjaciele - odrzekł Mick. – Nie jestem

Marshallem, ale jego bratem. Mam na imię Mick - wydusił to w końcu z

siebie, chociaż bez wdzięku i taktu.

- O czym ty mówisz? - zapytała oszołomiona Stevie. - Powiedziałeś

mi, że jesteś „M. J. Connover". To samo mówiłeś też Morganowi.

- Rzeczywiście jestem „M. J. Connover", Michael James. Przyjaciele

i porywacze nazywają mnie Mick. To mój starszy brat, Marshall John

bierze jutro ślub. Czy ten, kto was wynajął, nie dał wam jego zdjęcia?

- Ależ tak! Twoi, to znaczy, jego przyjaciele pokazali nam odbitkę,

zresztą niezbyt dobrą, ale z pewnością była na niej twoja podobizna.

Złociste włosy, metr osiemdziesiąt wzrostu...

- Stevie, Marshall też ma blond włosy i tyle samo wzrostu, co ja.

Zapadła cisza. Stevie próbowała zebrać rozproszone myśli.

- Lepiej wyślij taksówkę po Marshalla - zasugerował kwaśno Mick.

Na jej ustach pojawił się uśmiech. Powinna być wściekła, ale nie

była. Gdzieś w podświadomości druga Stevie poczuła teraz przypływ ulgi

zmieszanej z poczuciem winy. Jakie to dziwne - żonaty czy wolny, ten

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

19

mężczyzna należał do klas posiadających. A Stevie Knight była uczulona

na te wysokości.

- Dlaczego to zrobiłeś? - zapytała w końcu. - Dlaczego wcześniej nie

powiedziałeś mi, że porwaliśmy niewłaściwego człowieka?

Kąciki ust wygięły mu się w zwodniczym uśmiechu.

- Zbyt dobrze się bawiłem.

Stevie zaśmiała się do siebie, kiwając głową.

- „Zbyt dobrze się bawiłem" - przedrzeźniała go cicho - Masz rację,

trzeba wysłać taksówkę po Marshalla, ale najpierw...

- Kajdanki? - zapytał Mick z nadzieją w głosie.

- Za chwilę.

Usta Stevie były lekko rozchylone, a na policzki powrócił rumieniec.

W ciągu ostatnich trzech sekund podjęła decyzję opartą wyłącznie na

nagłym, pełnym przewrotności impulsie. Zresztą w ten sam sposób

podejmowała większość decyzji. Życie jest zbyt krótkie, żeby pozwalać

sobie na długie rozważania.

Delikatnie dotknęła palcami jego brody i przesunęła kciukiem po

dolnej wardze. Prawie umknęło jej uwadze, że gwałtownie wciągnął

powietrze.

- M. J. Connover, byłeś bardzo miłym więźniem i masz najbardziej -

wręcz niewiarygodnie - zmysłowe usta, jakie dotąd w życiu widziałam.

Uśmiechnęła się, wspięła na palce i pocałowała go. Czapka spadła jej

z głowy.

Mick był oszołomiony. Czuł jej pocałunek na ustach, delikatny jak

erotyczny szept, miękki i ciepły. Pachniała bzem i świeżym nocnym

powietrzem, a jej dłoń parzyła mu policzek. Nie panując nad sobą, jęknął

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

20

cicho, rozchylił usta i oddał jej pocałunek z intensywnością, od której

zamierało serce i wzrastało pulsowanie krwi.

Ta kobieta działała na niego jak żadna inna, a on nie mógł jej

dotknąć ani nawet zobaczyć. Jeżeli będzie to trwało jeszcze z pół minuty,

to całkiem zwariuje.

Stevie wreszcie oderwała się od niego. Oddychała gwałtownie i

błądziła wzrokiem po jego twarzy.

- A więc teraz już wiem - wyszeptała. Głos miała dziwnie

zachrypnięty. Drżącymi palcami wyciągnęła z kieszeni mały kluczyk i

wcisnęła mu go do rąk wciąż skutych za plecami. - Będziesz musiał

znaleźć kogoś, kto otworzy kajdanki. Sporo ludzi ci się przygląda, więc

nie powinieneś mieć trudności.

- Zaczekaj...

- Naprawdę muszę już iść, bo inaczej Marshall nie dotrze na własne

przyjęcie. Do widzenia, M. J. Connover. To był niezapomniany wieczór.

- Zostawisz mnie tutaj w takim stanie? - Usłyszał, jak zamykają się

drzwi samochodu. - Przynajmniej odsłoń mi oczy, do cholery! Nawet nie

wiem, jak wyglądasz!

Stevie wychyliła głowę przez okno.

- Mówiłam ci przecież... Marchewka. Tyczka. Czy ktoś byłby łaskaw

pomóc temu biednemu człowiekowi? - zawołała.

Samochód ruszył, a wtedy M. J. Connover wypowiedział bardzo

brzydkie słowo.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

21

ROZDZIAŁ 2

Panna młoda promieniała szczęściem. Pan młody był nieco blady, a

jego świadek miał czerwone pręgi na nadgarstkach. Ślub odbywał się w

ogrodzie rezydencji Connoverów. Przed popołudniowym słońcem zgroma-

dzone towarzystwo chroniła ogromna srebrzysta markiza. Mick był

głęboko wdzięczny za cień, jaki dawała, ponieważ cały czas cierpiał z

powodu następstw wieczoru kawalerskiego swojego brata. Światło go

raziło, hałas ogłuszał, a ruch drażnił. Podczas ceremonii zamarł w

bezruchu, raczej z rezygnacji niż z szacunku. W myślach złożył za brata

osobistą przysięgę:, Ja, Michael James Connover, uroczyście ślubuję nie

tknąć ani kropli alkoholu aż do śmierci... "

Wieczór kawalerski, to dopiero było przeżycie! Marshall dotarł na

miejsce spóźniony o jakieś trzydzieści minut, tłumacząc to faktem

uprowadzenia z domu rodziców przez olbrzymiego goryla. Mick

przypomniał sobie, że Stevie porównała siebie do tyczki. Czy możliwe,

żeby to była ona?

- Słyszałeś jej głos? - zapytał.

Marshall popatrzył na niego jak na wariata i zapytał:

- Jej głos? Dlaczego myślisz, że to była ona?

- Czy słyszałeś?

- Nie wiem doprawdy, jak rozróżnia się płeć goryli, ale jeżeli to była

kobieta, to miała głos jak Clint Eastwood i uścisk jak Rambo. Skąd masz

ten dziwaczny kapelusz?

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

22

Mick dotknął czapki szofera, którą miał na głowie. Podniósł ją z

chodnika, gdy portier po długich wahaniach dał się w końcu namówić na

uwolnienie jego rąk z kajdanek.

- Dlaczego dziwaczny? To pamiątka po porywaczu, który pachniał

bzem.

- Na pewno. - Marshall się uśmiechnął.

- Pocałowała mnie. Najpierw mnie skuła i zawiązała oczy, a potem

pocałowała.

- Jasne. - Marshall był niewzruszony. - Może byś się tak przerzucił,

braciszku, na piwo imbirowe?

Zniechęcony Mick poszedł prosto do baru. Dwie godziny później

ledwo pamiętał własne imię, za to nie mógł zapomnieć głosu Stevie.

Gdyby chociaż miał jakieś dane, które mógłby połączyć z tym głosem.

Adres, telefon, nazwisko czy numer rejestracyjny limuzyny. Cokolwiek.

Czuł się niesamowicie przygnębiony. Trudno na tym świecie odnaleźć

kobietę żyjącą z porywania mężczyzn i z radością ich wykorzystującą.

Lekko podpity, pogrążony w melodramatycznym nastroju rozmyślał nad

jej utratą.

O świcie przyszła ponura rzeczywistość w postaci okropnego kaca.

Rozważył kolejność działania: odszuka ją, jest to tylko kwestia

dowiedzenia się, który z przyjaciół Marshalla zatrudnił Stevie. Voila,

wkrótce znowu znajdzie się obok czarującego zamachowca i tym razem

nie będzie musiał trzymać skutych rąk za plecami.

Mick wzmocnił się trzema podwójnymi aspirynami i dzięki temu był

w stanie wykonywać obowiązki świadka. Po ceremonii rozpoczęło się

przyjęcie. Nie miał serca, ani tym bardziej głowy, która wciąż go bolała,

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

23

do brania w nim udziału. Zastąpił szampana napojami bezalkoholowymi i

zatańczył z kilkoma kobietami parę spokojnych kawałków. Uśmiechał się

widząc, że nie on jeden na tym przyjęciu jest blady, stąpa ostrożnie i popi-

ja sodę. Stevie miała rację: Morgan z całą pewnością wiedział, jak

urządzać wieczory kawalerskie, oceniając tych, którzy ten wieczór

przetrwali.

Po dwóch godzinach Mick poczuł nareszcie apetyt. Podszedł do

bufetu i zjadł trochę świeżych owoców. Niezłe, ale potrzebował czegoś

bardziej konkretnego. Ten krem z homara pachniał serem i czymś

jeszcze... Bzem?

Bez?

Perfumy Stevie! Czuł zapach jej perfum. Nie mógł się mylić, to było

właśnie niezwykle zmysłowe połączenie bzu i piżma. Mick obrócił się na

pięcie i przyjrzał przesuwającej się ciżbie. Otaczali go radośnie uśmiech-

nięci, piękni ludzie, z równo opaloną skórą. Niektórych znał, innych nie. O

ile mógł dostrzec, nie było pomiędzy nimi rudowłosej kobiety - co go

zresztą nie zaskoczyło. Już wcześniej podejrzewał, że barwny opis Stevie

był zmyślony. Nie miał pojęcia, jak wyglądała, ale mógł postawić swoje

dwie ostatnie aspiryny na to, że nie ma rudych włosów.

Poruszając się powoli wśród tłumu, zatrzymywał się przy

blondynkach i brunetkach, dyskretnie je wąchając. Aromat bzu unosił się

delikatnie w powietrzu, ale Mick nie był w stanie zidentyfikować jego

źródła. Zatrzymał oczy na platynowej blondynce o okrągłych kształtach,

która wyglądała na miłośniczkę dobrej zabawy. Przysunął się bliżej, aby

rozpoznać jej perfumy i o mało co nie został spoliczkowany. „To na

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

24

pewno nie Stevie" - pomyślał. Instynktownie wiedział, że tamta oryginalna

dama zastosowałaby raczej prawy sierpowy niż lekki policzek.

Po dziesięciu minutach wąchania różnych perfum oczy Micka

łzawiły, a mieszanina zapachów płynąca od otaczających go kobiet

wprawiła go w oszołomienie. Czując się niezręcznie, powrócił do bufetu,

gdzie czekała na niego matka z krewetkowym ptysiem w ręku.

- Czy mógłbyś mi powiedzieć, co robiłeś? - zapytała. Mick

westchnął. To nie był dobry dzień.

- Byłem wśród gości - odpowiedział. - Wiesz, przebywałem... w

towarzystwie. Zawsze mi powtarzasz, że przy takich okazjach powinienem

bardziej udzielać się towarzysko.

- Michael, kochanie... Ty wąchałeś ludzi?

Mick dotknął złocistych włosów matki delikatnie, tak aby nie

naruszyć jej fryzury. Rochelle Connover słynęła z tego, że mówiła

dokładnie to, co myśli, za co rodzina i przyjaciele podziwiali ją i

jednocześnie się jej obawiali.

- Cóż za głupstwo, mamo. Oczywiście, że nie. Nie zrobiłbym tego. -

Mick skupił całą uwagę na pasztecie z wątróbek. - Nie widziałaś

przypadkiem mojej bratowej? Jeszcze z nią nie tańczyłem.

- Z pewnością Tamara nie może się doczekać -odparła sucho matka. -

Kochanie, proszę, nie rób dzisiaj niczego dziwnego.

Mick przywołał na twarz swój najsłodszy uśmiech.

- Jestem posłuszny.

- Mój drogi, gdybyś taki był, to prowadziłbyś teraz interesy razem z

ojcem, a nie sklep sportowy. Mieszkałbyś w przyzwoitym domu, a nie w

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

25

lepiance i jeździłbyś normalnym samochodem zamiast gruchotem bez

drzwi.

- Jeepem, mamo. To jeep.

- I na pewno nie kręciłbyś się wśród ludzi, żeby ich wąchać. - Wzięła

go za ramię i odciągnęła od zatłoczonego bufetu. - Jestem twoją matką i

chcę, żebyś mi zaufał.

- To przez tę dziewczynę - odpowiedział szybko Mick z

rozbrajającym uśmiechem. - Związała mnie i karmiła lodami. Pachniała

bzem. Próbowałem ją odszukać.

- Teraz wszystko jest jasne. Dziękuję, że podzieliłeś się tym ze mną.

Mick uśmiechnął się i wsunął do ust krakersa.

- Możesz się zrelaksować, mamo i cieszyć przyjęciem -

odpowiedział.

- Doceniam twoją radę - odrzekła niepewnie i odchodząc pokręciła

głową.

Mick długo się nie uśmiechał. Cóż, u licha, zaczął wyprawiać? Jeden

powiew bzu, a on już nurkuje w tłumie jak ogar na tropie. Bóg raczy

wiedzieć, do czego byłby zdolny, gdyby odnalazł kobietę pachnąca bzem...

„Przepraszam, czy już wcześniej nie czułem pani perfum? I d i o t o !

Przecież Stevie nie mogła być na tym ślubie. Nie była przyjaciółką rodziny

i nawet nie wiedziała, jak wygląda Marshall. Zatrudniono ją do zor-

ganizowania wieczoru kawalerskiego i to wszystko".

Po prostu musi być cierpliwy. Pierwszy pomysł był najlepszy:

pomówi z przyjaciółmi Marshalla, wykryje, kto ją wynajął i zaaranżuje

odpowiednią sytuację.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

26

„Cierpliwy - pomyślał i westchnął. - To nigdy nie było moją mocną

stroną".

- Muszę ci to powiedzieć: źle się tu czuję i uważam, że powinniśmy

już wyjść.

- Jeszcze chwilkę. - Stevie wzięła Morgana pod rękę i uśmiechnęła

się do niego. - Przyszliśmy przecież dopiero dziesięć minut temu.

- Nigdy nie zrozumiem, dlaczego przyprowadziłaś mnie na tę

imprezę. Do cholery, zeszłej nocy byłem tu dwukrotnie i moim ostatnim

życzeniem było wracać tu dzisiaj ponownie - odparł Morgan.

Nagle się rozjaśnił i uśmiechnął jak mały chłopiec.

- Czy już ci mówiłem, że wczoraj jedna z zaproszonych pań

zemdlała, kiedy zobaczyła mnie w przebraniu King Konga? Co prawda,

nie upadła na podłogę, ale...

- Jakże się cieszę.

…ale omdlenie było prawdziwe. Podtrzymał ją jeden z kelnerów.

Jeśli tak było, to mój King Kong naprawdę musiał wydać się bardzo

prymitywny, wręcz doskonały!

- Jedynie twoja skromność może rywalizować z twoim talentem -

powiedziała Stevie.

Morgan uśmiechnął się, przyjmując tę uwagę ze spokojem

właściwym ich długiej przyjaźni. Po raz pierwszy spotkali się cztery lata

temu, kiedy Stevie najechała na czerwonym świetle na tył jego

samochodu. Morgan był jej za to niezmiernie wdzięczny. Miał już dość

starego gruchota i czekania całymi latami na to, że się zepsuje, co nigdy

zresztą nie nastąpiło. Niszcząc mu samochód, Stevie natychmiast zdobyła

jego przyjaźń. Oczywiście z początku obawiała się młodego człowieka,

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

27

który zaraz po zderzeniu o mało nie połamał jej kości w żelaznym uścisku

i który nazwał się jej dozgonnym dłużnikiem. Nie uznała tego za

racjonalne zachowanie. Cztery lata później byli nadal najlepszymi

przyjaciółmi, a nawet wspólnikami, ale Stevie wciąż nie była pewna, czy

jej partner jest rozsądny.

- Cieszy mnie, że doceniasz mój talent - zauważył uprzejmie

Morgan. - Możemy już iść? Mam dzisiaj obiecującą randkę i muszę

uprzątnąć śmieci z samochodu.

Stevie pociągnęła opierającego się towarzysza w stronę bufetu.

Jedzenie zawsze go uszczęśliwiało.

- Zaraz pójdziemy - obiecała - ale najpierw muszę znaleźć Tamarę i

złożyć jej życzenia. Już i tak czuję się winna, że nie zdążyłam na ślub.

- To nie była twoja wina - odpowiedział Morgan, którego uwagę

całkowicie pochłonęły krewetkowe ptysie. - Po prostu złapaliśmy gumę.

- Mimo wszystko żałuję, że mnie na nim nie było.

Oczy Stevie obserwowały nieznajome twarze. Próbowała opanować

podniecenie. „M. J. Connover", czyli „Mick dla przyjaciół i porywaczy" -

był tu gdzieś. Przygryzła wargę, zastanawiając się, czy jest w pobliżu i czy

ewentualnie by ją rozpoznał. „Głupia - pomyślała o sobie. - Oczywiście, że

nie". Wtedy miał zawiązane oczy, a ona sama opowiadała bzdury o swoim

wyglądzie. Nigdy jej nie pozna, nawet za milion lat, i o to właśnie

chodziło.

- Już poszukałaś? - zapytał Morgan.

- Nie... Nie widzę go.

Uśmiech rozjaśnił opaloną twarz Morgana.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

28

- "Jego"? No, moja droga, a ja myślałem, że przyszliśmy złożyć

gratulacje twojej koleżance ze szkoły. Czy coś mi się pomyliło?

- Nie. - Policzki Stevie zapłonęły. - Przejęzyczyłam się. Już ci

mówiłam, że Tamara i ja byłyśmy dobrymi przyjaciółkami w Vassarze.

Jest bardzo miła, świetnie wygląda...

- Nie musisz jej zachwalać - przerwał wesoło Morgan. - To przecież

dzięki niej mieliśmy wczoraj robotę i nieźle zarobiliśmy. Dla mnie twoja

przyjaciółka to klejnot.

- Jesteś niezwykle wrażliwy. Co to za szczęście, że...

Nagle zamarła w bezruchu z uniesioną ręką i otwartymi ustami. Stał

tam, na odległość stołu, Mick Connover o pięknych ustach i mocno

zarysowanych szczękach. Aż zaparło jej dech na widok tego mężczyzny.

Oczy miał brązowe; piękny odcień czekolady, brąz ze słonecznymi

iskierkami. Na kilka sekund zagubiła się w nich, ale zaraz zdała sobie

sprawę, że patrzą wprost na nią. Są szeroko otwarte i badawcze.

On ją poznał.

Spuściła wzrok. Nie mogła złapać oddechu, skamieniała z

zaskoczenia, czuła pulsowanie krwi i starała się pozbierać myśli. Nie,

oczywiście, że nie poznał, przecież nie mógł jej znać.

Przywołała na twarz uśmiech i przytuliła się do Morgana. Teraz nie

miała wyboru, musiała grać przez najbliższe parę minut. Nie było

możliwości, żeby Mick mógł ją rozpoznać. Żadnej. Była całkowicie

bezpieczna. Gdyby go tylko wtedy nie pocałowała...

W tej samej chwili kiedy ją zobaczył, wiedział, że to ona. Stała jakieś

półtora metra od niego w pozie wyrażającej pełne zaskoczenie. Jej włosy,

czarne jak heban i sięgające ramion, lekko falowały na wietrze. Prawie

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

29

czuł ich miękkość. Dziewczyna była drobna, miała mniej niż metr

sześćdziesiąt wzrostu. Wzrokiem ogarniał delikatny zarys ciała spowitego

w biały jedwab. Była olśniewająca, doskonała. Na brązowej skórze nie

było żadnych piegów ani skazy. A oczy... wprost niewiarygodne. Miały

kolor nieba w ciepły letni dzień. Krystalicznie niebieskie. N i e b i e s k i e .

Stevie. Wyglądała zupełnie inaczej, niż to wynikało z jej własnego

opisu, a jednak Mick był pewien, że to ona. To było coś więcej niż

przebłysk świadomości. Więcej niż przeczucie, niż nękający go zapach

bzu. Serce biło mu dwa razy szybciej niż zwykle, żołądek był boleśnie

ściśnięty, skóra go paliła. Jego ciało rozpoznało tę dziewczynę.

Zamrugała powiekami i odwróciła od niego wzrok. Z wielkim

trudem zapanowała nad swoim zachowaniem. Uśmiechała się już -

spokojna i elegancka dotykała lekko łokcia swojego towarzysza. Nikt by

nie podejrzewał, że ta subtelna piękność była zdolna do wykorzystania

swojej przewagi wobec bezbronnej ofiary porwania.

- I dzięki Bogu, że tak się stało - mruknął Mick, przepychając się

przez tłum i nie spuszczając oczu z jej lśniących czarnych włosów. „Nie

odchodź, Kopciuszku, odnalazłem cię i nie mam zamiaru cię stracić" -

myślał.

Serce Stevie biło w szalonym rytmie z powodu niepewności.

Ponieważ panika była obca jej naturze, wmawiała sobie, że taka jej reakcja

na obecność M. J. Connovera wynika tylko z niezręcznej sytuacji. Źle się

stało, że uległa wtedy impulsowi i go pocałowała. Ten niewinny postępek

dużo ją teraz kosztował.

Palcami jak kleszcze ścisnęła ramię Morgana.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

30

- Wystarczy tego jedzenia - powiedziała słabym głosem. - Jeżeli się

teraz nie ruszymy, to nigdy nie znajdziemy Tamary, a wtedy spóźnisz się

na swoją randkę.

- Wiesz, jak mnie zachęcić - odrzekł, zgarniając ostatniego ptysia. -

Czekaj, czekaj... Jeszcze nie próbowałem tych skrzydełek. Przecież wiesz,

jak lubię słodko-kwaśne...

- Proszę o wybaczenie - przed nimi stanął Mick Connover - ale

według mnie jest pani wczorajszym porywaczem. Zastanawiam się, czy

nie zawołać służby bezpieczeństwa.

Uśmiech Stevie zniknął na ułamek sekundy. Spodziewała się tego,

lecz w tej chwili nie była jeszcze przygotowana. Jej ostrożne spojrzenie

napotkało hipnotycznie wpatrzone w nią oczy Micka wypełnione głębokim

światłem.

- Nie sądzę, byśmy się znali - powiedziała zimnym głosem, z

udanym zdziwieniem unosząc brwi do góry. Z trudnością rozluźniła

uchwyt palców na ramieniu Morgana. - Czy my się kiedyś spotkaliśmy?

W brązowych oczach Micka pojawił się uśmiech. " Jest świetna -

pomyślał. - Prawie, chociaż nie całkiem, przekonywająca".

- Niezupełnie - odpowiedział. - A przynajmniej nie oficjalnie.

Dopiero teraz mógł dobrze się przyjrzeć mężczyźnie, który

towarzyszył Stevie. Natychmiast rozpoznał jego zielone oczy o ciężkich

powiekach.

- Och, jeszcze jeden stary znajomy - pan sierżant. Podoba się wam

przyjęcie? Szkoda, że moja matka właśnie odeszła, bo z pewnością

chciałaby was poznać.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

31

Stevie spojrzała na Morgana, ale ten miał twarz bez wyrazu i nie

zamierzał powiedzieć ani słowa. Kiepsko improwizował i była pewna, że

od niego nie uzyska pomocy.

- Przyjęcie jest znakomite, lecz obawiam się, że pan nas z kimś

pomylił - odpowiedziała.

- To niemożliwe. Was nie można z nikim pomylić rzucił swobodnie

Mick. - Przy okazji, Stevie, mam twoją czapkę. Spadła ci wczoraj w nocy,

kiedy mnie całowałaś.

Morgan zakrztusił się. Stevie uderzyła go w plecy zaciśniętą dłonią.

- Już dobrze, Morgan?

- Coś mi wpadło nie tam, gdzie trzeba - wydusił z siebie.

- Powinieneś bardziej uważać - uprzejmie doradził Mick.

- Jedno z nas na pewno powinno uważać. Stephanie, chyba musimy

odszukać Tamarę. Robi się późno.

- Tak... naturalnie. - Stevie głęboko odetchnęła, wyraźnie potrzebując

więcej powietrza. Patrzyła zdezorientowana na chłopięcy, niesforny

uśmiech Micka Connovera. Gdyby zdradzał najmniejszą choćby niepew-

ność, łatwiej byłoby jej poradzić sobie w tej sytuacji. Czuła się całkowicie

wytrącona z równowagi i nie mogła przyjść do siebie. W jaki sposób, do

licha, zdołał ją rozpoznać?

- Ach, więc jesteście przyjaciółmi panny młodej -stwierdził Mick. -

Tego bym się nie spodziewał, bo Tamara jest zrównoważona i

odpowiedzialna. Stevie, czy ona wie, że porywasz ludzi?

- Nie mam pojęcia, o czym pan mówi. - Przyglądał jej się z dziwną

uwagą, co bardzo ją denerwowało. -Sądzę, że nie czuje się pan najlepiej -

dodała rozdrażniona. - Powinien pan zasięgnąć porady lekarza. Zwykle na

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

32

takich zgromadzeniach bywa paru psychiatrów i na pewno znajdzie się

ktoś, kto zechce udzielić panu fachowej porady.

- Z pewnością - zgodził się Mick. Zagubił się w jej oczach. Były

wspaniałe, pełne ognia i czaru, ukrywające tajemnicę. - Doskonale

pamiętam twój głos - kontynuował, wyciągając jednocześnie rękę, by

musnąć jej policzek. - Nie można zapomnieć tego słodkiego południowego

akcentu.

- Pan nie może pamiętać mojego głosu - odpowiedziała Stevie,

cofając się przed delikatnym dotykiem - ponieważ nigdy wcześniej ze sobą

nie rozmawialiśmy.

- I nigdy mnie nie porwałaś?

- To chyba jasne - próbowała mówić bez charakterystycznego

akcentu, skracając samogłoski i uważając na wymowę „r". - Pamiętałabym

to, gdybym pana porwała.

Mick zaśmiał się.

- Nie rób tego. Nie udawaj, bądź po prostu sobą.

Miał całkowitą rację. Stevie poczuła, jak gdzieś w głębi niej budzi

się chęć do śmiechu. Stłumiła ją.

- Dziękuję za radę, ale taka już jestem. Mick przybrał zasmucony

wyraz twarzy.

- Zupełnie pewna, że mnie nie pocałowałaś?

- Absolutnie.

Z niecierpliwością szarpnęła rękę Morgana, który stał w miejscu i

wpatrywał się z uwagą w Micka Connovera. - Idziesz, Morgan?

Przypomnij sobie o randce i śmieciach w samochodzie.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

33

- Za moment. - Morgan wykrzywił usta w złośliwym uśmiechu. - Ta

cała rozmowa o porywaniu i całowaniu trochę mnie zmyliła. Jestem

zaskoczony.

- Ja również - mruknął Mick - chociaż nie mogę powiedzieć, żeby mi

się to nie podobało. Z pewnością wkładasz w swą pracę całe serce, Stevie.

Stevie odwróciła się do Morgana, odrzuciła do tyłu włosy i

wygładziła na biodrach białą jedwabną suknię. „Kiedy inne sposoby

zawodzą, wtedy zmyślaj" - przypomniała sobie czyjąś radę.

- Temu biednemu człowiekowi coś się przywidziało - powiedziała. -

Najlepiej go zignorować. Czy moglibyśmy już pójść złożyć życzenia

Tamarze?

Mick wybuchnął śmiechem.

- Do licha, jesteś świetna. W porządku, możemy się tak bawić... na

razie. Znajdziecie Tamarę i Marshalla na tarasie, S t e p h a n i e. Robią

tam zdjęcia.

Stevie obejrzała się, cały czas powstrzymując uśmiech.

- Żegnam pana, panie Connover.

- Błąd - odrzekł Mick słodziutkim głosem. - Skąd pani wie, jak się

nazywam?

Trafił. Jej wzrok splótł się z jego spojrzeniem. Była urzeczona

wesołością, łagodnością i złocistym światłem, które zobaczyła w jego

oczach. Nieoczekiwanie zaśmiała się.

- A więc dobrze zgadłam - odpowiedziała.

Mick z dziwną miną patrzył na odchodzących. Miał do niej mnóstwo

pytań, na przykład o nazwisko, adres, numer telefonu, powiązania z niby-

Eastwoodem. Ich lista ciągnęła się bez końca.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

34

Pytania bez odpowiedzi zawsze niepokoiły Michaela Jamesa

Connovera. Nigdy nie mógł zostawić krzyżówki, zanim jej nie rozwiązał

do końca. Czytając kryminały, zaczynał od ostatniego rozdziału. Zawsze

wiedział wcześniej, jakie dostanie prezenty gwiazdkowe.

Na rozwiązanie aktualnie dręczących go zagadek dał sobie

dwadzieścia cztery godziny.

- W niezłą historię nas wpakowałaś - zauważył Morgan.

Szli po wykładanej płytkami ścieżce, która wiodła na taras wśród

bujnych, soczystych drzew. Otaczający ich ogród był rozplanowany na

siedmiu różnych poziomach, a na każdym z nich kwitły orliki, róże, astry i

dalie. Słońce żarzyło się nisko nad ziemią i jego ostatnie blaski oświetlały

tę bajeczną scenerię. Wyszukana, poetyczna atmosfera przyjęcia w ogóle

nie docierała do Stevie.

- Nie wiem, o czym mówisz - odrzekła. - Ciekawe, ile Connoverowie

wydają na nawozy?

- Prawdopodobnie więcej niż ja na czynsz - powiedział Morgan. -

Proszę cię, nie zmieniaj tematu. Czy mogłabyś mi łaskawie wyjaśnić, co

zaszło wczoraj między tobą a panem Connoverem?

- Nic.

Morgan westchnął i wzniósł oczy do nieba.

- Wybacz jej, Panie - mruknął - bo nie wie, co mówi.

- W porządku. Pocałowałam go. - Stevie wzruszyła ramionami,

unikając wzroku Morgana. - Co jeszcze? Jestem nieco impulsywna.

- No, nie! - jęknął Morgan, wytrzeszczając oczy. Naprawdę?

- Z pewnością nie brałam pod uwagę tego, że może mnie rozpoznać.

Kiedy go całowałam, nic nie widział. Gdybym wiedziała, że ma promienie

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

35

rentgenowskie w oczach, nigdy bym tego nie zrobiła. Żałuję. Przepraszam.

Koniec opowieści.

- Tak po prostu?

- Tak po prostu.

Morgan posłał jej nieżyczliwe spojrzenie i krzywy, zagadkowy

uśmiech.

- Biedna dziewczynka. Jeszcze tyle musisz się nauczyć.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

36

ROZDZIAŁ 3

Mick uważał się za rozsądnego faceta. Wiedział, że Marshall i

Tamara spędzają noc poślubną w prezydenckim apartamencie hotelu

Hilton. Zakłócenie im nocy poślubnej rozmową telefoniczną byłoby

niegrzeczne i nietaktowne, poczekał więc do godziny ósmej następnego

ranka i wtedy zadzwonił.

Po szesnastu dzwonkach Marshall podniósł słuchawkę. Jego głos

brzmiał bardzo nieprzyjaźnie.

- Kimkolwiek jesteś, mam nadzieję, że to, z czym dzwonisz, jest

ważne.

- Dzień dobry, braciszku - powiedział Mick radośnie. - Wyglądałeś

już przez okno? Jest piękny dzień. Ptaszki, słoneczko, same miłe rzeczy...

Nastąpiła długa przerwa.

- M i c k? To ty?

- Naturalnie, że ja. Któż inny dzwoniłby do ciebie w pierwszy

poranek miodowego miesiąca?

- Nie wierzę... Jest ósma rano!

- Na dobrej zabawie czas prędko schodzi, prawda? Słuchaj,

chciałbym porozmawiać z Tamarą.

Jeszcze dłuższa przerwa.

- Z Tamarą? Dzwonisz, żeby pomówić z Tamarą?

- No, tak. Daj jej słuchawkę, dobrze?

- Mick, do cholery, znowu piłeś?

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

37

- Przysięgam, ani kropelki. Wczoraj razem z tobą złożyłem ślub, że

od tej pory tylko woda mineralna i piwo imbirowe. Pozwól mi teraz

pomówić z twoją żoną. Proszę, to ważne.

Podczas gdy Marshall mu wymyślał, Mick siedział na łóżku i

skopywał narzutę na podłogę. Jego „lepianka" w letnie poranki była

spowita słonecznym blaskiem. Okna sypialni wychodziły na wschód i

otwierały się wprost na słońce i skaliste, zieleniejące wzgórza. To właśnie

było sanktuarium Micka, jego prywatna przestrzeń życiowa. Zupełnie

rozluźniony grzał się w promieniach słońca aż do momentu, w którym

usłyszał przerwę w wywodach Marshalla.

- Doskonale cię rozumiem - powiedział. - Chcesz mojej głowy na

tacy i poćwiartowanego ciała. Jednak pozwól mi porozmawiać z twoją

żoną, a zostawię was w spokoju.

Musiał poczekać, aż brat przekaże słuchawkę Tamarze i uśmiechnął

się, słysząc słowa przeprosin za to, że nie jest jedynakiem.

- Miło cię słyszeć. - Głos Tamary był zaspany i lekko rozbawiony. -

Oboje bardzo się za tobą stęskniliśmy.

- To wspaniale, że mnie tak kochacie - odrzekł Mick. - Słuchaj,

bardzo przepraszam za ten telefon, ale mężulek zgarnął cię wczoraj, zanim

zdążyłem z tobą pogadać.

- Co mogę na to poradzić? - Tamara ziewnęła w słuchawkę. - Pod

wpływem miłości mężczyźni robią różne rzeczy.

- Rozmawiałem wczoraj na przyjęciu z twoją przyjaciółką, Stevie

czy Stephanie, czy jakoś tak. Drobna, czarne włosy, niebieskie oczy...

Zabójczy uśmiech. Opowiedz mi o niej.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

38

- Och, to Stevie Knight znana też jako Stephanie Elizabeth Knight.

Byłyśmy razem w Vassarze.

- I co dalej?

- Mieszka w San Diego, przy zatoce.

- I co jeszcze?

- Jest wspaniała, inteligentna, z poczuciem humoru, spontaniczna...

- T o j u ż wiem.

- Nie jest zamężna ani też zaręczona, jeśli o to ci chodzi. - Usłyszał

kolejne ziewnięcie. - Zadzwoń do niej, Mick. Numer znajdziesz w książce.

To już wszystko?

- Niezupełnie. - Mick stał, przyciskając ramieniem słuchawkę do

brody i wciągając dżinsy. - Dzisiaj jest piątek, więc pewnie nie ma jej w

domu. Wiesz, gdzie pracuje?

- Ach, to tak. - Głos Tamary zabrzmiał wyraźniej, tak jakby zmieniła

pozycje ciała na siedzącą. - Nie możesz się doczekać, prawda? Prowadzi

interes z przyjacielem, niejakim Morganem Jonesem. Firma nazywa się

„Wydarzenia Niezwykłe" i jej telefon jest również w książce.

- Co to za dziwna nazwa?

- Rozmowa skończona - odezwał się Marshall, który stracił

cierpliwość. - Moja żona i ja spieszymy się na lotnisko i zamierzamy

spędzić cztery cudowne tygodnie, żeglując wokół greckich wysp, gdzie

nikt nie będzie mógł nas budzić telefonami o ósmej rano. Pa, Michael

James.

- Poczekaj! Zapytaj Tamarę, czy Stevie i ten Morgan...

- Przykro mi, koleś. Moja żona jest teraz zajęta i będziesz musiał

znaleźć sobie inną osobę do telefonicznej pogawędki.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

39

- Właśnie próbuję - odparł Mick. - Właśnie próbuję.

„Wydarzenia Niezwykłe" zajmowały skromne biuro w centrum San

Diego, na trzecim piętrze budynku „Walker Bank", dzieląc je z dwoma

towarzystwami ubezpieczeniowymi i jedną agencją. W deszczowe dni

Stevie pilnie pracowała przy biurku i jadła lunch z papierowej torby.

Kiedy świeciło słońce, rozkładała koc na wąskim pasku trawy przed

budynkiem i raczyła się posiłkiem na oczach przechodniów. Na szczęście

dla niej pogoda w San Diego sprzyjała piknikom.

W piątek było podobnie. Pachnące słodko powietrze i niebo o

pięknym odcieniu błękitu wykluczały zajęcia przy biurku. Stevie

podwinęła nogi, siedząc na kocu i sączyła lodowatą wodę sodową

obserwując, jak wokół spieszy się świat. Zazwyczaj lubiła patrzeć na tę

gorączkową atmosferę w porze posiłku. Dzisiaj jednak czuła się trochę

niespokojna, ponieważ wspomnienie ciemnych oczu i figlarnego uśmiechu

pewnego mężczyzny wywoływało nadal dziwny skurcz żołądka.

Nie, wcale nie miała zamiaru myśleć o Micku Connoverze, o jego

szczupłym, giętkim ciele, o ledwo zauważalnym uśmiechu ani też o

zwodniczo brązowych oczach...

Stevie znała siebie dobrze, swoje mocne i słabe strony. Była

romantyczką, ale i realistką. Jako dziecko odebrała pewną lekcję, której

nie chciała powtarzać w dorosłym życiu. Teraz i zawsze będzie unikać

mężczyzn mających pieniądze i władzę, zaś Mick Connover posiadał w

nadmiarze jedno i drugie. Postanowiła nie rozmyślać o tym, co nie może

się zdarzyć. Koniec, kropka.

Wkrótce jednak została wystawiona na ciężką próbę, bo mężczyzna,

o którym zdecydowana była więcej nie myśleć, usiadł nagle obok niej na

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

40

kocu. Mick przeszedł metamorfozę od czasu, kiedy widziała go ostatnio.

Kosztowny smoking został zastąpiony dżinsami, tak starymi i spranymi, że

były prawie białe. Koszuli z miękkiego drelichu przydałoby się

prasowanie. Zza przeciwsłonecznych okularów nie było widać ciemnych

oczu, ale ku swojemu zdumieniu - rozpoznała go od razu.

- Witaj. - Podciągnął kolana pod brodę i oplótł je rękami. - Pamiętasz

mnie?

Stevie widziała swoje odbicie w jego okularach jak w lusterku -

miała otwarte usta.

- A powinnam? - zapytała zduszonym głosem. Mick zmarszczył

brwi.

- Tego się właśnie obawiałem. Znowu będziesz udawała, że mnie nie

znasz. Zważywszy, że mam „najbardziej zmysłowe usta jakie

kiedykolwiek widziałaś", powinnaś mnie pamiętać...

- Niech ci będzie. Dobra, pamiętam cię.

Zaskoczył ją - myśli jej się poplątały, a zmysły zostały podrażnione.

Przed chwilą złamała swoje postanowienie. - Co tu robisz? - odezwała się.

- Ty tu jesteś - odpowiedział Mick, jakby te słowa wszystko

wyjaśniały.

Miała na sobie żółtą, przylegającą do ciała sukienkę z szerokim

białym paskiem i plecione sandały. Mick nie znał się na kobiecych

ubiorach, ale ten był dla niej wymarzony. Miękka dzianina uwydatniała

biodra, uda i krągłość piersi. Jej kolor kontrastował wyraziście z

lśniącymi, czarnymi włosami i oliwkową cerą. Wyglądała pięknie, siedząc

tak w świetle słońca i Mick poczuł nagle, jak serce przepełnione uczuciem

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

41

rozsadza mu pierś. Nie znał żadnej kobiety, która promieniowała podobnie

niewymuszonym, naturalnym urokiem.

- Skąd wiedziałeś, że tu jestem? - nalegała Stevie.

- Tamara-odrzekł Mick w roztargnieniu, zafascynowany

powiększającymi się rumieńcami na jej policzkach. Ciekawe zjawisko. -

Na przyjęciu wspomniałaś, że się przyjaźnicie, więc zadzwoniłem do niej

dzisiaj rano.

- Dzisiaj rano? - Oczy Stevie pojaśniały ze zdumienia. - Wielkie

nieba, przecież oni dopiero co się pobrali.

- Tak, wczoraj - przyznał Mick, skinąwszy głową, a dwuznaczny

uśmiech błąkał się na jego ustach. -Wiesz, czuję się trochę winny, że

obudziłem ich tak wcześnie. Powinienem był poczekać do jakiejś dziewią-

tej czy dziesiątej.

Stevie nie podobały się jego ciemne okulary. Mick Connover był

jednym z tych ludzi, którzy uśmiechają się bardziej oczami niż ustami.

Chciała zobaczyć jego oczy. „Znowu zrobię coś głupiego" - pomyślała.

Delikatnym ruchem zdjęła mu okulary i odłożyła je na koc. Oczy Micka

rozszerzyły się na moment z zaskoczenia, a potem wypełniły radością.

Stevie była pewna, że nikt poznany przez nią wcześniej nie miał tak

wyrazistych oczu. One mówiły, jasno i wzruszająco. Przez jedną chwilę

obydwoje wpatrywali się w siebie, przeżywając te same niepokojące

uczucia.

- Tak jest lepiej - powiedziała Stevie, czując się swobodniej i

pewniej. - Lubię widzieć oczy kogoś, z kim rozmawiam.

- Kiedy mnie porwałaś, wcale nie chciałaś zaglądać mi w oczy -

skomentował Mick, wyrywając źdźbło trawy, które zaczął żuć z namysłem

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

42

- ale cóż, wtedy sytuacja była szczególna. Nie możesz przecież przyjaźnić

się ze swoimi ofiarami. Wszystkie twoje plany mogłyby się rozwiać i co

wtedy?

Stevie odwróciła od niego wzrok i odpowiedziała cicho:

- Nawet nie wiesz, jakie to jest prawdziwe. Wiedział, że dotknął

jakiegoś czułego punktu, ale nie był pewien, o co chodzi. Obserwował ją

przez chwilę i zauważył, że jej rzęsy rzucają na policzki cienie w kształcie

łez. Mick poczuł się zaskoczony i zmieszany. Niespodziewana czułość

kazała mu zmienić temat.

- Nie chcę być natarczywy, w końcu dobrze mnie wychowano, ale

czegoś nie mogę zrozumieć. Rzeczywiście się specjalizujecie w

organizacji niezwykłych wydarzeń?

Zaśmiała się i zamrugała oczami.

- To Morgan wymyślił tę nazwę - wyjaśniła. - Założyliśmy firmę trzy

lata temu, jak jeden z przyjaciół poprosił nas o pomoc w zrobieniu

przyjęcia-niespodzianki na urodziny żony. Ona była pośrednikiem sprze-

daży nieruchomości, więc Morgan i ja udawaliśmy młode małżeństwo

poszukujące domu. Kiedy wchodziliśmy do jej biura, byliśmy szaleńczo

zakochani, trzymaliśmy się za ręce i tuliliśmy do siebie. Byliśmy tak

prawdziwi, że aż się robiło niedobrze.

- Mogę to sobie wyobrazić - powiedział Mick. Słabo mu się zrobiło

na myśl o Morganie i Stevie tulących się do siebie.

- Zawiozła nas do Sunnyside i pokazała wiejski domek na sprzedaż.

To był początek końca, bo nasze małżeństwo rozpadło się na jej oczach.

Każdy oglądany dom wywoływał nową awanturę. Po dwóch godzinach

wpadłam w histerię, wyskoczyłam z samochodu, wbiegłam do restauracji i

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

43

zamknęłam się w toalecie. Morgan namówił tę biedną kobietę, żeby za

mną poszła i spróbowała mnie wyciągnąć. A tam już, oczywiście, czekali

na nią przyjaciele z przyjęciem... Tak się to zaczęło.

- Rozumiem. A ty i Morgan... ? - Mick zawahał się.

- Jesteśmy wspólnikami. - Stevie wyraźnie nie zrozumiała. - Nie do

wiary jak bardzo nasz interes się rozwinął. Przeważnie zajmujemy się

zarządzaniem. Zatrudniamy studentów ze szkoły dramatycznej. Latem, w

czasie wakacji robimy wszystko sami. Morgan to uwielbia - jest aktorem.

Mick próbował uśmiechem zamaskować uczucia, jakie w nim

budziła jej opowieść.

- Chyba nie tylko on... Zdaje się, że pamiętnej nocy ty też się nieźle

bawiłaś.

Stevie westchnęła. Mogłaby nadal udawać, że nie wie, o co chodzi,

ale wydało jej się to mało skuteczne w polemice z Mickiem Connoverem.

- Nie dajesz mi o tym zapomnieć, prawda?

- O czym zapomnieć, Stevie-Stephanie? - Zobaczyła na jego twarzy

niewinny uśmiech.

- Nie jest pan dżentelmenem, panie M. J. Connover.

- Masz rację. - Uniósł jej brodę i pochylił się nad nią. - Nie jestem

dżentelmenem i nie zapomnij, że cię ostrzegałem, moje ciasteczko.

- Jestem już spóźniona - powiedziała, odchylając się od niego -

muszę wracać do pracy.

Mick wzruszył ramionami, wstał i pomógł jej złożyć koc.

- Po co ten pośpiech? Czy Morgan obetnie ci pensję, jeśli zrobisz

sobie dłuższą przerwę na lunch?

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

44

- Morgan nie ma tu nic do rzeczy. - Stevie podniosła pustą puszkę po

wodzie sodowej i wrzuciła ją do pogniecionej torby po kanapkach. - Jeśli

chodzi o ścisłość, to kręci dzisiaj reklamówkę w Los Angeles, a ja mam w

związku z tym masę pracy.

Wzięła koc w jedną rękę, a drugą wyciągnęła do Micka.

- Miło mi było znowu pana spotkać, panie Connover. Mick gwizdnął

z udanym podziwem. - Cóż za uprzejma przemowa. No i na dodatek ten

„pan". Gdybym był dżentelmenem, to na pewno pojąłbym aluzję, ale

niestety...

Rzuciła mu znaczące spojrzenie i dokończyła:

- ... niestety, nie jesteś nim.

- Smutne, ale prawdziwe. - Ujął jej rękę i powoli podniósł do ust.

Pocałunek, jaki złożył na jej dłoni, był delikatny jak miłosny szept. - Kto

wie, może będziesz miała na mnie dobry wpływ?

Stevie cofnęła rękę. Nie zamierzała wywierać w żaden sposób

wpływu na Micka Connovera. Podniosła oczy i spróbowała się

uśmiechnąć, ale to się jej nie udało.

- Cóż, było mi przyjemnie...

- Nie zaczynaj tego znowu, do diabła! - Mick odrzucił powtórną

próbę pożegnania się z nim machnięciem ręki. Jego uczucia zostały

zranione, ale nie należał do tych, którzy to okazują. Przecież musiała

wyczuwać istniejącą między nimi więź. A może nie wyczuwała?

Odwrócił się w kierunku biurowca i z wielkim zaciekawieniem

zapytał:

- Tutaj macie biuro?

- Tak. - Ton jej głosu zdradzał obawę.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

45

- Chciałbym je zobaczyć. Poświęcisz kilka minut, żeby mi je

pokazać?

- Będziesz zawiedziony - odparła Stevie, mając na myśli siedzibę

Connoverów wieńczącą horyzont San Diego. - Uwierz mi, nie jest to coś,

do czego przywykłeś.

Nastąpiła chwila milczenia.

- A do czego jestem przyzwyczajony, jeśli można wiedzieć?

- U Connoverów łazienki są większe niż całe nasze biuro.

Patrzył na nią, starając się zachować powagę.

- I sugerujesz, że spędzam dużo czasu w tych łazienkach?

- Mniejsza z tym.

I tak już za dużo powiedziała. Znienacka powiał mocniejszy wiatr,

przysłaniając jej oczy i usta włosami. Odgarnęła je i spojrzała na zachód,

w kierunku oceanu. Chmury kłębiły się na horyzoncie zawieszone między

wodą i niebem niczym ostrzeżenie przed burzą. Kiedy to się stało?

- Przyniosłeś ze sobą burzę, M. J. Connover. Niebo było bez skazy,

zanim przyszedłeś.

Roześmiał się, taksując ją spojrzeniem.

- Cóż mogę na to powiedzieć? Mam przytłaczającą osobowość.

- To prawda - potwierdziła Stevie z wielkim przekonaniem.

Wsunął ręce do kieszeni i w zamyśleniu przechylił głowę. Próbował

zrozumieć, jak to jest możliwe, że oczy, które spoglądają na niego z

naganą, mogą być jednocześnie kuszące i pełne ciepła.

- Umówmy się tak, Stevie-Stephanie: ty mi pokażesz swoje biuro, a

ja ci wybaczę.

- Wybaczysz? - Uśmiechnęła się zaciekawiona. -Co mi wybaczysz?

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

46

- Stoisz na moich okularach, moje ciasteczko.

Biuro było urządzone stereotypowo: gruby, szaro-czarny dywan,

skórzana sofa ze stoliczkami na bokach, akwarele na ścianie, magazyny na

stoliczkach i przyjemna muzyka. Recepcjonistka o świeżej buzi uśmie-

chała się zza półkolistego biurka. Każdy dentysta czułby się tu jak u siebie.

- Poczekalnia - oznajmiła Stevie, wykonując gest przewodnika

oprowadzającego widzów po wystawie. -Jak widzisz, wszystko służy do

pracy i nie jest warte oglądania.

Mick wiedział swoje. Na prawo od biurka recepcjonistki znajdowały

się drzwi opatrzone tabliczką „Dramat". Domyślił się, że to gabinet

Morgana i kiedy Stevie to potwierdziła, wskazał na niewinnie wyglądające

drzwi po przeciwnej stronie.

- A tam co jest?

- Głównie... chaos. - Stevie uśmiechnęła się i otworzyła swój gabinet,

przepuszczając Micka przodem. -Wchodzisz tu na własne ryzyko, M. J.

Connover.

Był zafascynowany wnętrzem, które mogło mu o niej wiele

powiedzieć. Dywan, zasłony i skórzany fotel w kolorze kremowo-białym.

W kącie leżały podniszczone białe tenisówki, a na parapecie stało kilka

anemicznych kwiatów. W koszu obok biurka zauważył pustą torebkę po

pastylkach czekoladowych, zaś na biurku jeszcze jedną, tym razem pełną.

Koszyk z korespondencją do załatwienia był pełny, za to drugi - dla pism

podpisanych - pusty.

Zatem mógł już wyciągnąć wnioski. Ulubiony kolor - biały. Do

pracy chodzi piechotą. Nie ma smykał-ki do kwiatów. Lubi czekoladę.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

47

Woli słońce od pracy papierkowej. Najwyraźniej jest kobietą, która wie,

czego chce.

Przyjrzał się fotografii na biurku i poczuł gniew. Stevie wtulała się

na niej Morganowi pod ramię i stali tak w słońcu, doskonale do siebie

pasując. Wyglądali, jakby znakomicie czuli się ze sobą... Mick miał

rodzinę i przyjaciół, przeżył bliskie związki z inteligentnymi i

niezwykłymi kobietami, ale nie znał nikogo, z kim czułby się naprawdę

wspaniale. Patrząc na zdjęcie, poczuł zazdrość o Morgana.

- Kiedy je zrobiliście? - Próbował nadać głosowi obojętny ton.

- We wrześniu, kiedy przyjechała siostra Morgana i zabraliśmy ją do

Disneylandu. Morgan jest wiecznym chłopcem i bardzo dobrze się z tym

czuje. Przez ostatnie trzy lata zaciągnął mnie do Disneylandu chyba ze

dwadzieścia razy, co dobrze świadczy o naszej przyjaźni, bo ja mam lęk

wysokości i bardzo wrażliwy żołądek.

- Już trzy lata jesteście razem?

„Och, Stevie - pomyślał - sama powiedz mi to, co chcę wiedzieć,

żebym nie musiał ciągle cię pytać. Chodzi tu o moją dumę i może też o

serce. "

- Prawie. Założyliśmy firmę trzy lata temu, we wrześniu.

Mick ciężko westchnął i odstawił fotografię na biurko. Starał się to

zrobić bardzo ostrożnie, bowiem gniew nie przeszedł.

- Jak to miło - skomentował.

Stevie uśmiechnęła się niepewnie. Wykorzystała już cały zasób

zwrotów grzecznościowych, a Mick także nie miał chyba nic więcej do

dodania. Nastała niezręczna cisza. Zazwyczaj umiała sprawić, że każdy,

nawet zupełnie obcy człowiek, czuł się przy niej swobodnie - jak

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

48

przyjaciel. Natomiast przy nim cały wysiłek musiała kierować na

tłumienie uczuć, jakie w niej budził. Jeśli przedtem wszystko było zabawą,

to teraz przestawało nią być. Stevie nerwowo stukała czubkiem buta o

podłogę i rozglądała się po gabinecie.

- Cóż, koniec zwiedzania - podsumowała. Spojrzał jej w oczy ze

słabym uśmiechem.

- Czemu tak się mnie boisz?

- Jesteś niebezpiecznym mężczyzną. M. J. Connover - odpowiedziała

w końcu.

Uśmiech Micka stawał się coraz szerszy. Najwidoczniej nie tylko on

był zdolny do zadawania bezpośrednich ciosów.

- Jestem bardzo łagodny, Stevie-Stephanie. Umów się ze mną na dziś

wieczór, to się przekonasz.

- Nie - odrzekła bez zastanowienia. Nie mogła się nad tym

zastanawiać.

- Dlaczego? - W jego oczach nie dostrzegła nic więcej ponad zwykłą

ciekawość.

- Byłoby to zbyt... skomplikowane.

- Rzeczywiście? - Lekko przechylił głowę. - Sądziłem, że jestem

nieskomplikowany, że mówię, co myślę i tak dalej. Wiesz o czymś, czego

ja nie wiem?

Jakkolwiek próbowała temu zaprzeczać, to jego fizyczna obecność

miała nad nią władzę. Obawiała się wszystkiego: słodkiego obiecującego

uśmiechu, cienia wątpliwości w wyrazistych brązowych oczach, spranego

dżinsu, który osłaniał jego nogi. Przeszła się wokół biurka i dosunęła fotel.

Nie wiedziała, co jeszcze mogłaby powiedzieć lub zrobić.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

49

Mick wziął głęboki oddech.

- Czy ty i Morgan... ?

- Co? - Oczy Stevie rozszerzyły się, gdy zrozumiała, o co ją pyta. -

M o r g a n ? Bądź pewien, że nigdy mi nawet nie przyszło do głowy, żeby

zaangażować się w związek z Morganem.

„Tobie może nie - pomyślał Mick - ale mogę się założyć, że on się

nad tym raz czy dwa zastanowił. "

- Dlaczego? Czy on także jest skomplikowany?

- To nie ma nic do rzeczy. I tak byś nie zrozumiał.

- Rzeczywiście źle się czuję, kiedy czegoś nie rozumiem - przyznał

Mick.

- Jeżeli według ciebie zachowuję się niemądrze, to dziwię się, że

ciągle tu jesteś. „Stevie - mówiła do siebie -jesteś dziecinna. "

Podszedł do niej, ale wzrok miał skierowany w okno, chociaż nic nie

widział przez nie. Otarł się o nią ramieniem i usłyszał, jak głęboko

oddycha.

Stała tak blisko, że czuł ciepło jej małego zadartego noska. Z każdym

oddechem wchłaniał jej zapach i przez głowę przebiegały mu myśli,

których nie śmiałby wypowiedzieć. Starał się nadać głosowi ton tak

spokojny i opanowany, jak tylko potrafił:

- Chyba powinienem cię ostrzec. Trudno się mnie pozbyć.

„A mnie się trudno oprzeć pokusie" - pomyślała Stevie, cały czas

patrząc na jego uśmiechnięte usta.

- Jako Connover zapewne rzadko spotykałeś się z odmową.

Znowu pojawił się ten dziwny ton w jej głosie. Dotknął policzka

Stevie wierzchem dłoni, a jego oczy zdradzały zaciekawienie.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

50

- Wystawiłem się więc na pokaz bez kostiumu. Słowa te przykuły jej

uwagę.

- Co chcesz przez to powiedzieć?

Wzruszył ramionami i cofnął się ku oknu. Brudnoszare burzowe

chmury przysłoniły niebo i zmieniły dzień w noc.

- Odnoszę wrażenie, że jestem osądzany. Trzeba mi było powiedzieć,

to poświęciłbym trochę czasu na prasowanie koszuli. Mam się wykazać

zdolnościami? Proszę bardzo: potrafię grać zabójczo wersję „Hey, Jude"

na waltorni.

Wyczuła nowy rodzaj napięcia między nimi, którego nie mogła w

pełni zrozumieć.

- Ja cię nie oceniam. - Jej głos brzmiał nisko, obco i

nieprzekonywająco.

- Czyżby? Mógłbym przysiąc, że tak jest. - Spojrzał na nią uważnie. -

Co mam zrobić, żeby wywrzeć na tobie dobre wrażenie, Stevie-Stephanie?

Jeździć przed twoim domem na rowerze, nie trzymając kierownicy? Nosić

ci książki do szkoły? Stanąć na głowie i recytować „Przysięgę Wierności"?

Zaśmiała się nieoczekiwanie.

- Oho, sprawa jest poważna. Skinął głową.

- Tym właśnie ująłem Ramonę Bagley w trzeciej klasie.

„Dam głowę, że to prawda" - pomyślała Stevie, widząc chłopięcy

uśmiech błąkający się na jego ustach. W pokoju znowu zapanowała cisza.

Twarz Micka wyrażała poza wesołością jeszcze coś innego, jakieś gorącz-

kowe pragnienie. Odchylił głowę i miękko otarł się policzkiem o jej

policzek. Miała gładką i przyjemną w dotyku skórę. Położyła płasko

dłonie na jego piersi, czując żar jego ciała. Palce jej drżały.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

51

Nagle ciszę gabinetu przerwał dźwięk telefonu. Stevie opuściła ręce,

odwróciła się, chcąc podnieść słuchawkę i zamiast niej podniosła

zszywacz. Zarumieniona spróbowała jeszcze raz.

- Halo?

- Byłem wspaniały - odezwał się Morgan.

- Naprawdę? - W jej głosie bez wątpienia dało się słyszeć drżenie.

Czuła wzrok Micka na plecach.

- No pewnie - odparł Morgan. - Szkoda, że mnie nie widziałaś.

Odegrałem najbardziej realistyczny ból zatok w historii telewizyjnych

reklamówek. A jak tam w biurze? Radzisz sobie beze mnie?

- Z trudem - odpowiedziała zachrypniętym głosem. Mick właśnie

zanurzył twarz w jej włosach i dotykał ustami jej szyi. Temperatura ciała

wzrosła u niej niebezpiecznie. Zamknęła oczy i starała się skoncentrować

na rozmowie.

- A więc kiedy wrócisz, Morgan?

- Pewnie nie zdążę już dzisiaj wpaść do biura. Znasz te autostrady

między Los Angeles i San Diego. -Zamilkł na chwilę. - Czy wszystko w

porządku? Masz jakiś dziwny głos.

- Czuję się dziwnie - wyjaśniła Stevie, ale nie mówiła tego wcale do

Morgana. Mick ujął teraz w dłonie jej twarz i przysunął ją do siebie.

Widziała jego ciemne oczy z zaskakująco złocistymi plamkami na tęczów-

kach. Takie piękne oczy i tak łatwo się w nich zagubić...

- Dziwnie? - warknął Morgan. Już po raz drugi powtarzał te słowa. -

Jesteś chora?

- Nie, nie jestem - wyszeptała. Ręka ze słuchawką opadła

bezwładnie. Oczy Micka zamgliły się. Przez chwilę jakby się wahał, a

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

52

potem zaczął całować ją gwałtownie i mocno, aż do oszołomienia. Przestał

zwracać uwagę na opór Stevie i tym pocałunkiem, świadomie

niszczycielskim i zmysłowym dawał jej to wyraźnie do zrozumienia.

Oderwał się od niej nagle i popatrzył głęboko w oczy. Cokolwiek

tam wyczytał, wystarczyło mu. Niepewny, bardzo czuły uśmiech pojawił

się na jego ustach.

Łagodnie pogładził gorące policzki Stevie, a potem odwrócił się i

wyszedł z pokoju.

Stała bardzo długo bez ruchu, w końcu stłumione okrzyki

dochodzące ze słuchawki przerwały panującą ciszę. „Och, mój Boże! -

przypomniała sobie - Morgan. "

Przyłożyła słuchawkę do ucha, krzywiąc się z powodu przekleństw,

na jakie właśnie trafiła. Ten facet miał niewiele cierpliwości i bogate

słownictwo - kiepskie zestawienie.

- Przepraszam - wtrąciła, przerywając potok złorzeczeń. - Upuściłam

telefon.

- Upuściłaś? Gdzie go do cholery upuściłaś? Za okno?

- Muszę już iść.

- Poczekaj...

- Jedź ostrożnie - dodała bezbarwnym głosem. Przyłożyła drżące

palce od obrzmiałych ust. - Chyba nadchodzi huragan.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

53

ROZDZIAŁ 4

Stevie przeczuwała, że Morgan zawita do niej wieczorem i nie myliła

się. Jego wóz zatrzymał się pod blokiem w chwili, gdy z grzmiącego nieba

lunął potop i zalał jej dywan przy oknie. Morgan nigdy nie parkował

zwyczajnie, bo to było dla niego zbyt nudne. Zawsze musiał narobić

hałasu i zostawić za sobą ślad spalonej gumy.

Stevie pospiesznie zamykała okno i zauważyła, jak biegł do wejścia.

Położyła ręcznik na przemoczonym dywanie, podeszła do drzwi i

otworzyła je. Morgan już tam był, z pięścią uniesioną do pukania.

- Nikt więcej nie będzie odkładał słuchawki w trakcie rozmowy ze

mną - powiedział.

Westchnęła.

- Cześć, Morgan.

- Jestem wściekły, kiedy ktoś mi tak robi. - Minął ją i zaczął strząsać

krople deszczu z potarganych jasnych włosów. - Więc jak? Zwariowałaś,

jesteś chora czy może jeszcze coś innego?

- Wejdź, dobrze? - poprosiła, zresztą już niepotrzebnie. Starła z

policzka zabłąkaną kroplę deszczu.

- O co chodziło? - Usiadł na sofie, a nogi położył na stoliku do kawy.

Najwyraźniej nie zamierzał ustąpić, zanim nie otrzyma wyjaśnień.

Stevie niezbyt delikatnie zepchnęła jego nogi ze stolika.

- Nic takiego, Morgan. Po prostu byłam zajęta, kiedy dzwoniłeś, i to

wszystko.

- Ha! - Odrzucił głowę do tyłu dobrze wyćwiczonym teatralnym

gestem. - Znam cię, koleżanko. Wiem kiedy...

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

54

Głos mu zamarł na ustach, gdy spojrzał na nią uważniej.

- Wielkie nieba, kobieto! Coś takiego... Co się z tobą stało? Dlaczego

tak wyglądasz?

Stevie dobrze wiedziała, jak wygląda. Plastykowy czepek osłaniał jej

włosy, przykryte kompresem z gorącej oliwy. Pod oczami miała tłusty

krem aleosowy, a na policzkach przejrzystą zielonkawą poświatę,

uzyskaną dzięki kremowi z wyciągiem z avocado. Jej ulubiony szlafrok na

burzowe noce rozchodził się w szwach i brakowało mu czterech guzików.

Związała go teraz jaskraworóżową apaszką, która ciekawie kontrastowała

z czerwono-zielonymi skarpetkami.

Stevie udała zdziwienie, unosząc wysoko brwi.

- Nie wiem, o czym mówisz?

Morgan lustrował ją powoli od stóp do głów.

- Jak Boga kocham, te włosy, ten skudlony szlafrok... Twoja cera!

Co zrobiłaś ze swoją piękną cerą?

Stevie przysiadła naprzeciwko, na obitej połyskliwym kretonem

sofie.

- Piękna cera to nie przypadek; wymaga pracy.

- Ale za to wygląda jak przypadek - odrzekł Morgan, wstrząśnięty jej

widokiem. - Nigdy cię takiej nie widziałem, moja droga. Takiej...

przerażającej.

Stevie uśmiechnęła się słodko.

- No więc cieszę się, że odłożyłam słuchawkę.

Morgan oparł się o poduszki i skrzyżował ręce na piersiach.

- Cóż, jeśli myślisz, że wystraszę się tego zaduszkowego przebrania,

to się mylisz. Chcę się w końcu dowiedzieć, dlaczego ją odłożyłaś.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

55

- Już powiedziałam, byłam zajęta.

Zapadła cisza. Morgan zastanawiał się. Oczy miał przysłonięte

ciężkimi złotymi rzęsami.

- Miałaś gościa - powiedział spokojnie.

- Czyżby? - Stevie unikała jego wzroku podciągając skarpetki.

- Właśnie tak. - Jego uśmiech powiedział Stevie, że jest pewien tego,

co mówi. -I jeśli się nie mylę, a nigdy tak nie bywa, to odwiedził cię M. J.

Connover, ten sam, którego tak swawolnie zaatakowałaś tamtej nocy...

- Nie jesteś na scenie, Morgan. - Stevie wcisnęła się głębiej w sofę. -

Postaraj się nie dramatyzować.

- A więc opowiedz mi sama - zaproponował. Morgan był dobrym

przyjacielem, rzeczowym,wspaniałomyślnym i potrafiącym ją zrozumieć.

Jego zmysłowa natura sprawiła, że znał kobiety i kochał wszystkie bez

wyjątku. Nie potrzebował żadnej konkretnej, za to uwielbiał każdą.

Jedynie Stevie stanowiła wyjątek. Od pierwszego dnia, kiedy się spotkali,

opiekował się nią jak zbłąkanym kotkiem, którego gotów był przygarnąć.

Z biegiem lat Stevie pokochała go w czysto platoniczny sposób. Stał się

dla niej szanowanym bratem, którego nigdy nie miała - a co ważniejsze -

któremu mogła zaufać.

- Masz rację - przyznała spokojnie ze wzrokiem utkwionym w swoje

ręce złożone na kolanach. - Kiedy dzwoniłeś, Mick był w biurze. - Nie

chciałam odłożyć słuchawki, ale byłam... roztrzęsiona.

- To dopiero! Stevie Knight roztrzęsiona z powodu zwykłego

mężczyzny?

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

56

- On nie jest „zwykłym mężczyzną" - sprostowała natychmiast.

Podniosła oczy i spojrzała na Morgana, którego twarz przybrała dziwnie

łagodny wyraz. - Stoję na krawędzi, Morgan, i to mnie przeraża.

- Przerażający może być zielony krem na twarzy rzekł Morgan - albo

te twoje skarpetki, ale na pewno nie związek z kimś, kto cię pociąga.

- A jednak tak. Wiesz przecież, skąd pochodzi: starożytne pieniądze i

błękitna krew.

- Aniołku, mylisz się. Mieć pieniądze to niezła rzecz, nie mieć ich,

jest dużo gorzej. Nie widzisz, jakie to proste?

Uśmiech Stevie był melancholijny.

- Dla ciebie wszystko jest takie nieskomplikowane, Morgan.

- Oczywiście, że tak. Jeśli miło jest mieć trochę pieniędzy, to jeszcze

przyjemniej mieć ich dużo. Kobiety bawią się w wyszukiwanie wszędzie

dodatkowych trudności. Nie lubicie prostych dróg. Dla was muszą być one

pełne zakrętów, wybojów, wiraży, od których kręci się w głowie...

- Znowu dramatyzujesz, Morgan.

- Przepraszam. - Zmarszczył brwi. - Na czym skończyłem? Ach, tak.

Nie zawracaj sobie głowy tym, skąd facet pochodzi. Martw się lepiej nim

samym. Co by było, gdyby jadł z otwartymi ustami albo ślinił się przez

sen? To jest ważne! Kto wie, może okaże się wspaniały? Naturalnie,

możesz kiedyś stwierdzić, że jest idiotą, a wtedy osobiście oddzielę mu

głową od ramion – tak czy inaczej, zawsze dobrze się skończy. Czy ci już

wszystko wyjaśniłem?

- Czuję się znacznie lepiej - zgodziła się szczerze Stevie. - Jak to

dobrze, że wpadłeś.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

57

- Nie ma sprawy. - Morgan wstał i przeczesał palcami mokre od

deszczu włosy. - Cieszę się, że ci pomogłem. To przyjemne uczucie

widzieć, jak zrywasz z przyzwyczajeniem do kaszki na mleku.

- Z czym?

- Z mężczyznami, z którymi się spotykasz, Stevie. Kaszka na mleku.

Bardzo szczerzy, bardzo nijacy. Weźmy na przykład tego sprzedawcę

butów o dziecięcej buzi, z którym się umówiłaś w zeszłym tygodniu.

Stevie wyprostowała się i uniosła brodę.

- Evan Oman jest jednym z najbardziej niezawodnych...

- Podtrzymuję swoje zdanie. Niezawodność to dobra cecha, jeśli

szukasz pieska. Prawdziwy związek wymaga człowieka z krwi i kości, a

nie jestem pewien, czy Evan się do takich zalicza. Możesz się nie zżymać,

bo skończyłem już kazanie. Za to proszę cię, żebyś mi odpowiedziała na

jedno pytanie, dobrze? - Uśmiechnął się zachęcająco.

Morgan nigdy o nic nie prosił, więc Stevie popatrzyła na niego

podejrzliwie.

- To będzie zależało od pytania.

Oczy miał roziskrzone tak, jakby słoneczne promienie prześwietlały

zielony las.

- Codziennie chodzisz do łóżka z tym tłuszczem na sobie?

Stevie wstała i z zażenowaniem dotknęła czepka.

- Cóż... Tak, ostatnio,

Przesunął palcem po supertłustym wygięciu jej noska i gwizdnął

cicho.

- Jak ty śpisz? Nie wyślizgujesz się z łóżka?

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

58

- Niedługo mam urodziny, rozumiesz? Kończę... -wzięła głęboki

oddech i przymknęła oczy - trzydzieści lat.

- Co krem na wspólnego z urodzinami?

- I tak nie zrozumiesz. Jesteś mężczyzną, Morgan.

Jak wszyscy dobrzy aktorzy miał wrodzone wyczucie czasu i to, co

dostrzegł w wyrazie twarzy Stevie, kazało mu czym prędzej zakończyć

wizytę.

- Zostawiam cię teraz, żebyś się mogła konserwować w spokoju -

rzucił wesoło, idąc w kierunku drzwi. - Przyjemnego weekendu.

Jeszcze długo po wyjściu Morgana Stevie niespokojnie kręciła się po

mieszkaniu. Zazwyczaj dom był dla niej źródłem ogromnej przyjemności.

Umeblowała go z fantazją, miłością i nadała czarujący indywidualny styl.

Kolory we wnętrzu harmonizowały ze sobą. Ściany pokrywał połyskliwy

fiołkowo-kremowy jedwab, a półkoliste okna okalały białe delikatne

firanki. Z dodatków zastosowała wiktoriańskie lampy, stylowe figurki, po-

duszki z patchworku i blade akwarele. Te śliczne rzeczy zawsze wprawiały

ją w dobry nastrój.

Lecz dzisiaj... Dzisiaj była rozkojarzona i nie mogła znaleźć sobie

miejsca. Nie cieszyło jej piękne mieszkanie. W końcu, jakby pod

wpływem impulsu płynącego z podświadomości, z najwyższej półki

schowka w sypialni ściągnęła zakurzony biały album ze zdjęciami.

Przesunęła wolno palcami wokół wypukłych złoconych liter napisu

„Wspomnienia". Położyła album na łóżku i z niezwykłym skupieniem

zaczęła oglądać każdą fotografię. Malutka Stephanie w wózeczku przed

białym domem. Stephanie na swoim pierwszym kucyku, Stephanie w

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

59

szkole z internatem, Stephanie na obozie, Stephanie na nartach w

Szwajcarii, Stephanie na przyjęciu w ogrodzie przed Białym Domem.

Znajdowało się w tym albumie parę zdjęć jej niań, nauczycieli i

koleżanek ze szkoły i bardzo niewiele fotografii rodziców. Wyglądało na

to, że kiedy robiono zdjęcia, nie było ich w pobliżu.

Zrzuciła album na podłogę i wtuliła się głębiej w łóżko. Myślała o

wielu rzeczach. O latach, jakie spędziła w sterylnie białej posiadłości, o

błyszczących marmurowych posadzkach, które zawsze ziębiły bose stopy;

przenikliwym i pozbawionym humoru spojrzeniu ojca i jasnoniebieskim,

jakby nieobecnym wzroku matki. Dom, słodki dom.

Upłynęło wiele lat, kiedy królewna opuściła swoją wieżę z kości

słoniowej, żeby zostać zwykłą śmiertelniczką. Stała się dziewczyną o

imieniu Stevie. Nauczyła się być szczęśliwa. Może późno, ale okazało się,

że jest w tym całkiem dobra. Jeśli została w niej jeszcze jakaś niechęć, to

była skierowana przeciwko wszechmocnym pieniądzom. Tyle lat przecież

walczyła z nimi i zawsze przegrywała. „Kiedy się zakocham - obiecywała

sobie -pieniądze zostawię na dalekim planie. "

Pomyślała o Micku. W głębokich brązowych oczach miał taką

czułość, że święty by mu jej pozazdrościł. Prawie mogła uwierzyć, że...

Nie pozwoliła sobie na skończenie tej myśli. Zacisnęła mocno oczy,

żeby zasnąć.

Dla uczczenia zbliżającej się okrągłej rocznicy urodzin Stevie

postanowiła zadbać o kondycję. Nic nazbyt męczącego - parę

izometrycznych ćwiczeń przy biurku w ciągu tygodnia i krótki bieg w

czasie weekendów. Nawet bardzo krótki.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

60

Niedzielny poranek zaświtał jasny i piękny. Słońce ogrzewało

wilgotną, parującą pasmami mgły ziemię. Stevie założyła nowy dres i

zawiązała na czole ładną żółtą apaszkę. Miała dziś ambitne plany, chociaż

nigdy dotąd nie udało jej się przebiec dalej niż cztery przecznice. Po takim

dystansie płuca zaczynały ją palić i uginały się pod nią kolana. Dzisiaj

liczyła na to, że uda jej się pobiec do pobliskiego sklepu i z powrotem - w

sumie byłby to maraton na pięć ulic.

Rozgrzewkę zrobiła przed domem. Nogę oparła wysoko na murku i

powstrzymała się od okrzyku bólu. Postanowiła sobie przyznać po

wszystkim nagrodę w postaci czekoladowego pączka. Całe szczęście, że

nie tyła, bo jej ciało podejmowało tego rodzaju wysiłki wyłącznie na

zasadzie podobnych zachęt.

Przez pierwsze trzydzieści sekund biegło jej się całkiem nieźle - w

spokojnym tempie, bez wysiłku, bez żadnego łapczywego chwytania

powietrza - aż do momentu, kiedy zrównał się z nią poobijany czarny jeep.

Siedzący za kierownicą Mick Connover przywitał ją radośnie i posuwali

się razem z prędkością trzech mil na godzinę.

- Piękny poranek na bieganie. - Jeep był bez dachu, a Mick włosy

miał potargane.

- Co tu robisz? - Stevie używała jak najmniej słów, żeby nie tracić

tak bardzo potrzebnego tlenu.

- Muszę z tobą pomówić.

Zahamował przed zbyt odważnym kotkiem, a potem znów zrównał

się ze Stevie. - Kiedy zatrzymałem się przed twoim domem, skręcałaś

właśnie za róg. Cieszysz się z tego spotkania?

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

61

- Jestem raczej zaskoczona. - Uważała, że Mick ze swoim

młodzieńczym zarysem twarzy i jeszcze lekko zaspanymi oczami wygląda

znakomicie we mgle poranka. Na sobie miał białą koszulkę i spłowiała

dżinsową kurtkę z luźno podwiniętymi rękawami. Kusił dziewczynę

bardziej niż czekoladowy pączek i gdyby czekał na nią przy sklepie, do

którego biegła, to dotarłaby tam w rekordowym czasie.

Niestety, jego samochód toczył się obok niej w ślimaczym tempie.

Zaczynały ją właśnie palić płuca i zawodzić kolana. Jeśli będzie się

upierała przy kontynuowaniu biegu, to padnie i umrze na ulicach San

Diego. Jeśli zaś poprzestanie na wykonaniu pierwotnego planu, to Mick

Connover zobaczy, jakie z niej żałosne stworzenie. Nie wiedziała, co

gorsze.

- Ja biegam co rano dziesięć kilometrów - rzucił Mick. - To mi

pomaga się obudzić.

Dziesięć kilometrów? Stevie o mało nie potknęła się o hydrant.

- Chciałeś ze mną mówić? - zapytała łamiącym się głosem.

- Tak - odpowiedział melancholijnie, bo właśnie oceniał formę

Stevie. - Chciałbym cię z kimś zapoznać.

- Z kim? - Czuła się już bardzo słaba.

- To niespodzianka. Ile kilometrów zwykle biegasz?

- To zależy. - Nagle pod wpływem natchnienia zaproponowała: -

Może pójdziesz na kawę czy coś takiego i spotkamy się u mnie po biegu?

- Mam lepszy pomysł. - Uśmiechnął się lekko. -Zostawię samochód i

pobiegnę z tobą. Moglibyśmy okrążyć park do zatoki i z powrotem.

Stevie zatrzymała się nagle zgięta wpół i wpatrzyła w pęknięcia

chodnika.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

62

- To co najmniej osiem kilometrów - wysapała.

- Nie będzie nawet pięciu - odrzekł Mick z namysłem. - To niewiele,

więc możemy podwoić dystans, jeśli chcesz.

Podniosła głowę i zmroziła go wzrokiem.

- Jeśli już o tym mowa, to pobiegnijmy od razu do Los Angeles.

Cały czas widziała ten niewinny uśmiech.

- Może już wsiądziesz do samochodu, moje ciasteczko? Dopiero

zaczynasz i nie powinnaś przesadzać.

Nie musiał tego powtarzać, bo uczucie dumy nie mogło dłużej

zastępować tlenu. Stevie wspięła się do jeepa i opadła na miękkie skórzane

siedzenie. Kiedy już złapała oddech, zapytała słabym głosem:

- Skąd wiedziałeś, że dopiero zaczynam biegać?

- Poza wymownym faktem, że prawie zemdlałaś po czterech

minutach, masz nowe buty, które skrzypią. -Oczy miał teraz bardzo jasne.

- Dobijają mnie - mruknęła Stevie. - Dokąd jedziemy?

- Już ci mówiłem, że jest ktoś, kogo musisz poznać.

Żółta opaska Stevie obsunęła się uroczo na jedną brew. Przesunęła ją

do góry, a w oczach pokazał się przestrach.

- Przecież nie mogę nikomu pokazać się w takim stanie.

- W porządku. - Mick okazał wspaniałomyślność. Był piękny dzień,

a siedząca obok czarująca dama mniej wojownicza niż zwykle. Czuł się

podniesiony na duchu. - Będziesz mogła przebrać się w domu. Nie masz

dzisiaj w planie jakiegoś porwania czy czegoś w tym stylu?

- Niestety nic z tych rzeczy - odparła głosem pełnym smutku. - Przez

to mój weekend jest pozbawiony prawdziwych emocji.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

63

- Biedactwo. - Wyciągnął rękę i delikatnie pogłaskał ją po twarzy. -

Może uda mi się coś na to poradzić.

Jej mieszkanie było dokładnie takie, jak oczekiwał. Przyciągające

wzrok, gustowne, tajemnicze i romantyczne... Kiedy Stevie się przebierała,

wędrował po salonie i próbował dowiedzieć się czegoś o niej z rzeczy,

które tam się znajdowały. Dotykał koronek na wiktoriańskich lampach,

przeglądał rzędy książek na regale z klonowego drzewa. Widział

niewiarygodną rozpiętość lektur: od klasyki po komiksy i romanse. Wyjął

egzemplarz „Biblii masonów" i roześmiał się na głos.

Weszła do pokoju, szczotkując włosy.

- Co cię tak rozbawiło?

- Ty. - Odłożył książkę, nie przestając się uśmiechać. - Naprawdę

jesteś najbardziej nietypową kobietą, jaką znam. Podobnie urządzony

pokój widziałem ostatnio w muzeum, oddzielony od zwiedzających

czerwonym aksamitnym sznurem. Ten jest doskonały.

Mick wyglądał doskonale w opiętych znoszonych dżinsach. Sposób,

w jaki materiał osłaniał jego ciało, wywoływał w niej uczucie jakiegoś

pierwotnego przyciągania. Wpatrywała się w jego sylwetkę z całą uwagą

aż do czasu, kiedy zdała sobie sprawę z tego, co robi. „Wielkie nieba,

Stephanie - pomyślała - stajesz się lubieżna na stare lata. "

- Doskonały do czego? - zapytała szybko, szczotkując włosy ze

zwiększonym zapałem.

- Do poszukiwania odpowiedzi - odrzekł Mick cicho. Czuł na sobie

jej wzrok. Dostrzegł tę cząstkę jej natury, która wychodziła mu naprzeciw

i chciała zaniechać obrony, ale Stevie nie była jeszcze w pełni przygo-

towana na konsekwencje tego kroku. Była tak piękna, że zamierało mu

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

64

serce. Miała prześliczne niebieskie oczy, a figury mogła jej pozazdrościć

każda modelka. Znał kobiety, które obnosiły swój seksapil krzykliwie, nie

pozostawiając niczego nieodkrytego. Stevie z pewnością była inna:

wydawała się skryta i tylko sporadycznie oddawała się we władanie

wrodzonej zmysłowości. Niechętnie odwrócił od niej wzrok. Musiał ją

poznać, pragnął umieć przewidywać jej myśli i reakcje. Zastanawiał się

jednak, czy nawet wtedy, gdy będzie to potrafił, uda mu się dotrzeć do niej

wystarczająco blisko.

Stevie próbowała odgadnąć, co tak zaprzątnęło uwagę Micka. Nagle

zdała sobie sprawę z panującej od dłuższego czasu niezręcznej ciszy.

- Na jakie pytania chciałbyś znać odpowiedź? -spróbowała podjąć

rozmowę.

- Dopiero będę je odkrywał.

Stał, patrząc na nią tak, jakby była najważniejszą sprawą w jego

życiu. Uśmiechał się z tym samym erotycznym wdziękiem, który

fascynował ją i podniecał już od pierwszego spotkania. Szczotka wypadła

jej z ręki.

„Powiedz coś, Stevie - nakazała sobie - bo znowu gdzieś

odpływasz". Wygładziła jedwabną białą spódniczkę, musnęła przylegającą

do ciała białą bluzkę. - Dobrze się ubrałam na spotkanie z twoim

przyjacielem?

- Wywrzesz na nim ogromne wrażenie - odpowiedział łagodnie.

Podszedł do niej i ujął jej rękę. - Czy podarujesz mi ten dzień, Stevie-

Stephanie?

Zatrzymała przez chwilę wzrok na ich splecionych dłoniach, zanim

znów spojrzała mu w twarz. Westchnęła krótko, żeby zadośćuczynić

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

65

wszystkim poprzednim zobowiązaniom, a potem uśmiechnęła się. W

końcu może sobie pozwolić na zapomnienie o zasadach na jeden letni

dzień.

- Z reguły - rzuciła - porywacz i porwany nie zbliżają się zbytnio do

siebie.

Oczy Micka roziskrzyły się.

- Lubię łamać reguły.

- Jak na porwanego, jesteś zbyt pewny siebie.

- Jestem Connoverem. Pewność siebie to mój znak firmowy.

Porwany prowadził nie opierającego się porywacza do samochodu,

trzymając go za rękę. Stevie zdawało się, że zamierza zabrać ją gdzieś do

centrum, a tymczasem skręcili w kierunku Escondido. Z powodu hałasu na

autostradzie prawie nie mogli ze sobą rozmawiać. Pochyliła głowę, żeby

uniknąć ostro chłoszczącego wiatru, jednocześnie przytrzymując kolanami

i dłońmi spódniczkę. Bynajmniej nie takiego auta spodziewała się po

pewnym siebie Connoverze. Już bardziej pasowałoby do niego ferrari.

Tymczasem Mick miał otwartego jeepa, który z pewnością był znakomity

na górskich szlakach, zaś na szosie był zbyt odkryty. Jej włosy już nie

będą wyglądały tak jak przed jazdą, ale nie zależało jej na tym.

Przy Escondido Mick zjechał z autostrady w kierunku wzgórz

pokrytych rozrzuconymi na nich plantacjami avocado i paroma

niewielkimi gospodarstwami. W żadnym wypadku nie była to

ekskluzywna dzielnica. Znajdowało się tu więcej koni i kurcząt niż

basenów, a wąskiej drodze przydałaby się nowa nawierzchnia.

- Tutaj mieszka twój przyjaciel? - zapytała z zaciekawieniem.

- Od kilku lat.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

66

- Jest farmerem?

Mick rzucił jej rozbawione spojrzenie.

- Usiłuje nim być. Niezbyt mu się to udaje, ale bardzo się stara.

- Och! - Stevie zastanowiła się. - Co hoduje?

- Konie, bydło, drób, pomidory, avocado, pomarańcze, cytryny,

grejpfruty, kantalupę, sałatę i fasolę.

- Wielkie nieba! - Wiatr dostał się pod jej sukienkę i wydął ją w górę,

zanim zdążyła ją przytrzymać. - To musi być ogromna farma.

- Nie jest duża. - Skręcił na ogrodzony podjazd, wzdłuż którego rosły

młode drzewka avocado. – Zresztą sama się o tym przekonasz, Stevie-

Stephanie. Jesteśmy na miejscu.

Nie trzeba było dużej spostrzegawczości, żeby odkryć tajemnicę

Micka. Stevie patrzyła na mały biały domek - jak z obrazka - z dwoma

oknami wychodzącymi na klomb z przywiędłymi kwiatami. Trawnik

najwyraźniej był świeżo przycięty, ale wymagał podlania. Na pustym

żwirowym podjeździe widniały ślady, które mógł pozostawić jeep o

napędzie na cztery koła.

- To twój dom - stwierdziła niedowierzająco. - Ty tutaj mieszkasz,

prawda?

Mick przejechał przez gruby zielony wąż do podlewania i zgasił

silnik. Wyprostował rękę na oparciu siedzenia za plecami Stevie i

zwracając się do niej, wyjaśnił:

- Moja matka nazywa to lepianką. Mieszkam w niej już prawie cztery

lata.

Stevie nie przestawała na niego patrzeć przenikliwym wzrokiem.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

67

- Czemu nic nie mówisz? Nie podoba ci się? „Nie podoba ci się" -

Stevie uśmiechnęła się do tych słów, do chłopięcego zaniepokojenia w

jego głosie.

- Podoba mi się - odrzekła - tylko jestem zaskoczona. Mówiłeś, że

mam kogoś poznać.

- Bo to prawda - potwierdził. - Masz poznać mnie. - Uniósł rękę i

odgarnął z jej twarzy włosy potargane przez wiatr. Skupił się całkowicie

na tej czynności, mrużąc oczy przed ostrym słońcem. W końcu

powiedział:

- Zdawało mi się, że myśląc o mojej rodzinie, wydałaś już na mnie z

góry wyrok. Możesz uznać, że jestem szalony, ale chcę, żeby ludzie mnie

poznali, zanim potępią.

- Nikogo nie potępiam. - Stevie czuła się niezręcznie. Bez hałasu

silnika i szumu wiatru ich głosy wydawały się za donośne.

- Być może. - Nadal na nią patrzył, ale w jego brązowych oczach nie

było już łagodnego rozbawienia. - Ale nie zamierzałaś dać mi szansy,

Stevie-Stephanie, a ja właśnie tego potrzebowałem - uczciwej szansy. Nie

przesiaduję w siedzibie Connoverów ubrany w trzyczęściowy garnitur.

Mam sklep sportowy przy przystani i do pracy najczęściej ubieram się w

szorty. Zwykle sklep przynosi dochód, ale bywa też inaczej. W czasie

weekendów staram się pielęgnować ogród. Prowadzę wieczną walkę -

lubię rośliny, natomiast one mnie nie za bardzo. Mam jednego konia, jedną

krowę i sześć kur niosek. Kiedy odwiedzają mnie rodzice, co nie zdarza

się zbyt często, przywożą ze sobą środki odkażające. Teraz już znasz moją

historię.

Stevie przełknęła z wysiłkiem ślinę.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

68

- Tak po prostu? Wzruszył ramionami.

- Mówiłem ci przecież, że nie jestem skomplikowanym facetem,

tylko ty nie chciałaś mi uwierzyć.

- A twoja rodzina... ?

- Nie bardzo im się to podoba - powoli się uśmiechnął - ale przecież

nie mogą mnie nie kochać. Chcesz obejrzeć dom?

Niebo było niebieskie, a podmuchy wiatru rozwiewały włosy Stevie.

Powietrze wypełniał zapach skóry Micka. Czuła, jak głęboko w niej

pojawia się ciepło usuwające długotrwałe napięcie.

Podobnie jak Mick uśmiechnęła się.

- Bardzo chcę obejrzeć twój dom.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

69

ROZDZIAŁ 5

W swoim domu Mick wydawał się inny - odmłodzony i pewniejszy

siebie. Oprowadzał ją wszędzie, ze spokojem przechodząc obok nie

pozmywanych naczyń w zlewie kuchennym i sterty rzeczy do prasowania.

Skupił się za to na objaśnianiu swoich dokonań: na szafkach kuchennych,

które sam zamontował, dębowej boazerii w jadalni i nowych tapetach w

salonie. - Sam je położyłem - chwalił się, dotykając zupełnie równych

krawędzi tapety. - Robiłem to pierwszy raz i zanim pojąłem, o co chodzi,

zepsułem całą rolkę. Potem przez parę dni nie mogłem się pozbyć kleju z

włosów.

Oczy Stevie błyszczały z rozbawienia. Doskonale go rozumiała, bo

kiedyś Morgan - ku jej przerażeniu -zapragnął położyć tapetę u niej w

mieszkaniu. Po sześciu dniach i rozlanych na dywan trzech wiaderkach

kleju nie wytrzymała i wyrzuciła go z mieszkania.

- Ja się poddałam i w końcu wynajęłam fachowca -powiedziała,

instynktownie pomijając imię Morgana. -Oczywiście, później przez parę

tygodni jadłam tylko chleb smarowany masłem orzechowym i dżemem -

dorzuciła z westchnieniem. - Fachowcy nie są tani.

Mick zmierzył ją uważnym spojrzeniem.

- A co byś teraz powiedziała na masło orzechowe i dżem? Nie wiem

jak ty, ale ja mam ochotę na lunch.

- Przebiegłam dzisiaj sześć przecznic...

- Pięć.

- ... i nawet nie dostałam czekoladowego pączka za wysiłek.

Umieram z głodu.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

70

- To wspaniale. - Mick odłożył kurtkę na oparcie kanapy. - Zrobimy

sobie piknik z Dumbo Williamsem.

- Z k i m?

Kąciki jego uśmiechniętych ust mówiły: zaufaj mi. Delikatnie uniósł

jej brodę.

- Z Dumbo Williamsem. Jest na pastwisku za ogrodem. Nic się nie

bój, moje ciasteczko. Na pewno go pokochasz.

Pokochała Dumbo Williamsa. Był to koń - tak przynajmniej

twierdził Mick - nie większy niż mały osiołek. Miał cudownie czarne oczy

i miękkie puszyste uszy, dwa razy większe od niego. Uszka słonia Dumbo.

Mick i Stevie jedli kanapki po jednej stronie płotu, a Dumbo Williams

skubał koniczynę po drugiej. Sądząc po wyrazie jego oczu, Stevie była

pewna, że wolałby ich lunch.

- Dlaczego „Williams"? - zapytała, wyciągając się na kocu

rozłożonym przez Micka. Miała bose stopy, a jej buty były ledwo

widoczne w wysokiej trawie. Stevie rzadko nosiła buty przez dłuższy czas.

- Dał mi go jeden z farmerów - odrzekł Mick, rzucając Dumbo

skórkę chleba. - Nazywa się Frank Williams, więc wydawało mi się to

logiczne.

- Jeździsz na nim? - spytała z powątpiewaniem.

- Spójrz na te krótkie nóżki. Rozpłaszczyłyby się na brzuchu.

Mick wyciągnął się na kocu obok niej z rękami pod głową.

- Dumbo nie jest użyteczny, ale stwarza atmosferę, podobnie jak mój

ogród.

- Podoba mi się twój ogród - zaprotestowała Stevie. Uważała, że był

niezwykle uroczy z krzywymi grządkami i torebkami po nasionach

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

71

zatkniętymi na patykach w celu zidentyfikowania anemicznych jarzynek.

Oto miała przed sobą Micka Connovera jako dokładającego wszelkich

starań farmera.

- Co już wyhodowałeś?

- W zeszłym roku miałem jedną cebulę. - Uśmiechnął się. -

Przynajmniej wydawało mi się, że to była cebula... Już dawno pogodziłem

się z tym faktem, że jeśli chcę mieć ogród, to tylko po to, żeby go u p r a -

wi a ć , a nie zbierać owoce swojej pracy. Czuję się dużo szczęśliwszy, od

kiedy mam mniejsze wymagania.

Stevie uśmiechała się ogrzana słońcem, spokojna i pogodzona ze

światem. Źdźbła trawy u brzegu koca łaskotały jej stopy, u delikatny wiatr

rozwiewał włosy wokół twarzy. Czuła się bezpiecznie jak w domu: mogła

sobie pozwolić na dokładne przyjrzenie się leżącemu przy niej

mężczyźnie. Jego powściągliwy uśmiech był samą czułością. Miękkie jak

jedwab włosy, nieco potargane nad czołem rozdzielały się pośrodku

głowy. Słońce zabarwiło gładką skórę twarzy ciepłymi kolorami bursztynu

i złota.

- Przypatrujesz mi się - rzekł cicho.

- Wiem. - Uśmiechnęła się, widząc jak słońce rysuje mu wokół

głowy aureolę. - Nic na to nie poradzę. Czy ty wiesz, M. J Connover, że

masz bardzo ładne oczy?

To go zaskoczyło. Podniósł się na łokciu, przysuwając się nieco

bliżej. Wzrok miał nieco zagadkowy.

- Dziękuję ci - powiedział. - Jesteś bardzo miła. Oczy Stevie znowu

powędrowały w dół do jego niewiarygodnie wykrojonych ust.

- Dziękuję - odrzekła.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

72

Powrócił do poprzedniej pozycji, jedną dłonią osłaniając oczy przed

słońcem. „Stevie - powtarzał w myślach -jeśli cię zaraz nie dotknę, to... "

Stevie zaś wykorzystała konstruktywnie ten niezręczny moment i

sporządziła w myśli listę miejsc na jego twarzy i ciele, na które nie wolno

jej spojrzeć. Miała wiele powodów, żeby trzymać się z dala od tego męż-

czyzny, choć niespodziewanie przestały dla niej cokolwiek znaczyć.

Wahania i zamęt przeżywany przez nią w ostatnich paru dniach zniknęły

na widok miękkich włosów i dziecięcej opalenizny Micka. Zastąpiło je po-

żądanie, proste i niezmącone. „Gdybyś teraz zajrzał mi w oczy - pomyślała

- wszystko byś wiedział... "

Westchnęła i skierowała wzrok na Dumbo Williamsa.

Po nieskończenie długiej chwili ciszy usłyszała szept Micka:

- Czy przestaniesz gapić się na tego cholernego konia i spojrzysz w

końcu na mnie?

Stevie wolno odwróciła głowę i popatrzyła na niego niebieskim,

rozpalonym spojrzeniem. Uśmiechał się, ale najwidoczniej był czymś

pochłonięty. Podniósł rękę i opuszkami palców zaczął przesuwać po jej

szyi, delikatnie jak piórkiem, rysując jakiś deseń. Serce Stevie zaczęło

szybciej bić.

- Czego ty chcesz? - wyszeptała.

- Chcę szansy - odrzekł.

Stevie rozchyliła usta, zdając sobie sprawę z tego,jak bliska jest

wyrażenia zgody. Z wahaniem wsunęła rękę w jego włosy i wplotła w nie

palce. Przesuwała je i unosiła, patrząc zahipnotyzowana, jak kosmyki

opadają mu na czoło. W jej oczach błyskały miedziane i złote iskierki.

Zaschło jej w ustach. Zwilżyła wargi koniuszkiem języka. Nie poruszył

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

73

się, był tak... cierpliwy, patrzył tylko na nią zgłodniałymi oczyma i

niczego od niej nie żądał. W niej zaś wszystko było napięte, gotowe do

oddania...

Uniósł ręce i powoli skinął palcem, przyzywając ją prosząco do

siebie. Czas stanął w miejscu. Jej wzrok przesunął się w dół, ku ustom

Micka. Wolno pochyliła się i przesunęła po nich wargami. To nie był

pocałunek, lecz raczej dokonanie odkrycia - ich usta były jak spotkanie

spragnionych, dotykały się z początku z wahaniem, później bez tchu.

Drżała z pożądania, które wprawiało ją w duży zachwyt, że aż musiała

myśląc o tym, uśmiechnąć się. Nigdy dotyk nie dał jej tak wiele.

Mick oplótł ją ramionami i przyciągnął łagodnie ku sobie. Ciągle się

powstrzymywała i pocałunek nie był głębszy niż westchnienie. Było

jeszcze tyle pytań bez odpowiedzi... Smak i kształt jej warg ciepłych i

oddanych, kiedy spoczywały na jego ustach. Rytm oddechu, gdy serce

zaczynało bić szybciej i rosła namiętność...

Instynktownie poruszył się i przekręcił, częściowo przykrywając ją

sobą. Gorące pożądanie pulsowało w nim od stóp do głów. Czuł, jak

Stevie odruchowo wygina plecy, przytulając się do niego piersiami.

Wplątał palce w jej włosy i przestał być powściągliwy. Kiedy dotarł

językiem do wnętrza jej ust, poczuł w sobie falę takiej żądzy, o jakiej

nigdy nawet nie marzył. Zagubili się w pocałunku, rozbawieni i zgłodniali,

poważni i pełni namiętności, gotowi poddać się grze, która przestawała

być tylko grą. W milczeniu jego ręce przesuwały się, pieszcząc jej plecy i

piersi, aż w końcu wsunęły się pod obcisłą bluzeczkę. Kiedy odkrył

kciukami naprężone brodawki, jęknęła pod jego ustami i wtuliła się

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

74

mocniej w jego ramiona. Czuł się tak, jakby za chwilę miało mu

eksplodować serce. Słońce paliło mu plecy.

Roztrzęsiona spróbowała złapać oddech i odwrócić głowę. Był

wyczulony na wszystko, co robiła, na każdy ruch. Cofnął się i długo w nią

wpatrywał oczami rozświetlonymi cudownym uczuciem radości.

„Mógłbym cię kochać, Stevie - myślał - mógłbym cię kochać".

- Dziękuję - powiedział miękko z drżącym uśmiechem na ustach.

Oczy Stevie posmutniały. Tak cudownie było się zapomnieć choćby

na chwilę i nie pamiętać, jakie to może być niebezpieczne. Wciągnęła

głęboko powietrze i spróbowała zapanować nad gwałtownym biciem

serca.

- Za co dziękujesz?

- Za moją szansę - powiedział prosto. - Nigdy bym cię nie

skrzywdził.

- Wiem - szepnęła, ale łagodne cienie w jej oczach nadal wyrażały

wątpliwości.

Uśmiechnął się uspokajająco, schwycił jej ręce i pomógł wstać.

- Deprawujemy Dumbo Williamsa - rzucił lekko. -Już czas, żebym

cię odwiózł do domu.

Odstawił ją na próg domu w momencie, gdy zachodzące słońce

rozsiewało tęczowe błyski. Chwila była wzruszająca: znał swoje uczucia, a

w jej rozpalonych fiołkowych oczach wyczytał pragnienie miłości. Pocało-

wał ją jeden raz, krótko i zdecydowanie. Końcami palców musnął jej usta,

szepnął „dobrej nocy" i odszedł.

W sypialni Stevie znajdowało się okno wychodzące na zatokę.

Leżały na nim tuziny poduszek, dużych i małych, miękkich i kolorowych.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

75

Było to miejsce w sam raz na wszystkie smutne dni w życiu, kiedy nie

było wiadomo, co się wydarzy. Po tym, jak Mick Connover zostawił ją ze

wspomnieniem pocałunku, który nadal czuła na ustach, ogromnie

potrzebowała ciepła i pocieszenia. Czując dreszcze, podeszła wprost do

okna i oparła się na nim. Ciągle jednak było jej zimno i chętnie oddałaby z

pięćdziesiąt leżących tam poduszek za ramiona Micka.

" Dlaczego nie?" - pytała siebie z tysiąc razy. Dlaczego nie Mick?

Lata całe upłynęły od czasu, kiedy pozwoliła sobie kogoś pokochać,

dawno temu, gdy przyjechała do San Diego, próbując „odnaleźć siebie".

Pijana wolnością i możliwością wyboru kim chce być, zaangażowała się w

związek, który był bardziej deklaracją niepodległości niż miłością.

Oczywiście, wybrała wtedy zwyczajnego studenta, kogoś nie do

zaakceptowania przez jej rodziców. Romans trwał krótko i pozostawił na

nowiutkim poczuciu niezależności parę solidnych siniaków.

Od tamtego czasu wszystko się zmieniło, rzeczywiście s t a ł a się

sobą i mogła szczycić się swoją wolnością. Teraz chciała czegoś więcej.

Chciała wierzyć w każde słowo, jakie wypowiadał Mick Connover. Ze

ściśniętym sercem oczekiwała na zapowiedź szczęścia i pragnienie to

swoją intensywnością przewyższało ból, jakiego mogła się spodziewać po

związku z nim.

„N i g d y b ym c i ę n i e s k r z y w d zi ł" .

Siedziała we wgłębieniu okna, aż w pokoju zrobiło się ciemno i

widać było światełka migoczące na zatoce. Krew nie dopływała do zbyt

długo podkurczonych nóg, więc palce jej ścierpły, ale nadal nie wymyśliła

niczego nowego. W końcu uczucie głodu kazało opuścić Stevie intymne

zacisze. Zjadła lekki posiłek i wzięła długi gorący prysznic. Czuła się zbyt

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

76

zmęczona, żeby nałożyć na noc swoje kremy, więc poszła spać bez

dodatkowych ozdób na twarzy.

Nie mogło upłynąć więcej niż piętnaście czy dwadzieścia minut,

kiedy zadzwonił telefon. Z zamkniętymi oczami Stevie wyciągnęła rękę po

słuchawkę i zrzuciła aparat ze stolika. Dopiero po długiej chwili odnalazła

go pod łóżkiem.

- Ty śliska bestio - mruknęła do słuchawki, kładąc się znowu na

łóżku.

- Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje nam!

To Morgan. Urodziny. Otworzyła oczy i ujrzała to, co do tej pory

umknęło jej uwadze - światło słońca.

- Moje urodziny!

- No właśnie, twoje urodziny - przytaknął aż zbyt gorliwie Morgan. -

T r z y d zi es t e urodziny, staruszko. Masz taki głos, że zaczynam

podejrzewać, że jeszcze śpisz albo już zgrzybiałaś.

Stevie przetarła trzydziestoletnie powieki.

- Jeszcze śpię.

- Jak to możliwe? - zahuczał głos w słuchawce. -Dochodzi dziesiąta i

powinnaś od dawna świętować. Na pewno znalazłoby się coś, co mogłoby

zabawić starszą osobę...

Stevie wsunęła się pod kołdrę aż po sam czubek nosa i powiedziała:

- Chyba cię nienawidzę.

Nie zniechęciło to Morgana. Jego n i c nie mogło zniechęcić.

- Chcesz może, żebym przyszedł i świętował z tobą? Moglibyśmy

pójść do parku nakarmić gołębie. Starsze pokolenia bardzo to lubią.

- Ty wiesz o tym najlepiej: masz przecież cztery lata więcej od mnie.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

77

- To chwyt poniżej pasa - odrzekł Morgan urażony. - Poza tym,

mężczyźni starzeją się inaczej niż kobiety. Stają się bardziej

dystyngowani. Słuchaj, chcę ci przynieść prezent, ale go jeszcze nie

kupiłem. Zastanę cię później?

- Proszę Morgan, nie kupuj mi prezentu. Naprawdę nie ma czego

świętować.

- W porządku - odrzekł zadowolony. - Za to zjawię się osobiście z

życzeniami i ciastkami. Może uda mi się wbić w ciastko trzydzieści

świeczek.

- Jestem pewna, że spróbujesz. - Stevie wiedziała, że Morgan we

właściwy sobie, bezceremonialny sposób stara się ją podnieść na duchu.

Zwykle to skutkowało, ale nie dzisiaj.

- Jasne. Wiesz, nie powinnaś się tak przejmować: jak na starszą

kobietę wyglądasz bardzo dobrze.

Stevie bez skrupułów odłożyła słuchawkę.

W łazience wzmocniła się orzeźwiającym, zimnym prysznicem.

Tonik. Więcej toniku. Nie chciała się zastanawiać, dlaczego dzisiejszy

makijaż jest mocniejszy niż zwykle. Zdecydowała się spędzić ten dzień jak

każdy inny.

Ubrała się w szorty koloru khaki i białą koszulkę. Otworzyła szeroko

wszystkie okna, wpuszczając do mieszkania poranny wiatr. Znakomity

dzień na porządki i zrobienie czegoś, co pozwoli jej zapomnieć o okro-

pnym słowie na „U".

Właśnie sprzątała schowek, kiedy zastukał posłaniec. Spodziewała

się go. Wzięła małą paczuszkę i położyła ją nie tkniętą na stoliku. Jak

zwykle prezent nadano z Nowego Jorku, chociaż jej rodzice mieszkali w

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

78

Atlancie. Sekretarka matki co roku wysyłała do Tiffany'ego listę

zamówień, a tam z kolei dbali o doręczenie prezentów w odpowiednim

czasie. Vaunda Knight była znana z tego, że nigdy nie przeoczyła daty

niczyich urodzin.

Stevie zabrała się do sprzątania ze zdwojoną energią. Odkurzyła sofę

pod poduszkami, umyła lodówkę i wyłożyła nowym papierem szafki

kuchenne. Pastowała właśnie podłogę w kuchni, kiedy usłyszała, jak

Morgan energicznie stuka do drzwi.

- Wejdź! - krzyknęła, oceniając jednocześnie odległość między

miejscem, w którym stała a holem. Nawet jeśliby spróbowała ją

przeskoczyć, wylądowałoby na środku świeżo wypastowanej podłogi.

Dopiero by się ubawił.

To nie był Morgan, lecz Mick Connover, uśmiechnięty, w białych

dżinsach i pasiastej bawełnianej koszuli.

- Witaj, moje ciasteczko. - Uśmiechnął się do niej wesoło, widząc jej

kłopotliwe położenie. - Jesteś w pułapce, prawda?

„Może każdemu musi się coś takiego przytrafić w trzydzieste

urodziny" - pomyślała przygnębiona Stevie. Upokarzające.

- Mam chyba jeden z niedobrych dni - odrzekła, siląc się na uśmiech

z takim trudem, jakby miała na twarzy zaschniętą skorupę z błota.

- Bardzo serio podchodzisz do pastowania. - Mick przyglądał się jej

uważnie, opierając się biodrem o framugę drzwi. W szortach wyglądała

świetnie i to przygnębienie zupełnie do niej nie pasowało. - Nigdy nie

widziałem cię takiej... zniechęconej.

Nie patrząc w jego kierunku, wzruszyła ramionami.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

79

- Potrzeba specjalnego talentu, żeby pastując odciąć sobie drogę

odwrotu.

- Takie rzeczy się zdarzają. - Starał się nadać głosowi lekki i

beztroski ton. - Jeżeli z tego powodu popadasz w depresję, to lepiej

przejdź się przez mokry parkiet, mówiąc „do diabła z nim". - Uśmiechnął

się szeroko. - Takie jest moje zdanie.

- Straciłam godzinę na tę podłogę i nie zamierzam po niej deptać. -

Stevie oparła szczotkę o ścianę i usiadła, oplatając ramionami gołe kolana.

- Uwolnię się za jakieś piętnaście minut.

- „A więc nie ruszę się stąd" - pomyślał Mick i usiadł po turecku na

podłodze.

- Mamy kwadrans na rozmowę - zauważył. - Przy okazji, miło cię

znowu widzieć.

Ochrypłe brzmienie jego głosu wywołało nerwowy dreszcz wzdłuż

całego ciała Stevie. Miała trudności z przełykaniem śliny.

- Nawet jeśli musisz siedzieć w przedpokoju?

- Nawet wtedy. - Przybrał zdziwiony wyraz twarzy. - Wszędzie

pachnie czystością.

- Bo wszystko myłam.

- I do tego pastowałaś? - Uniósł do góry brwi. -Jesteś pracowita jak

pszczółka.

- Lubię się czymś zająć - mruknęła.

- Nie cierpię sekretów, bo doprowadzają mnie do szaleństwa.

Gdybyś lepiej mnie znała, to wiedziałabyś, że nic się przede mną nie

ukryje.

- Niczego nie ukrywam.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

80

- Na pewno tak. Dom jest pełen trujących oparów, ty się zapędziłaś z

pastowaniem w najdalszy kąt i od kiedy tu jestem, nie otrzymałem nawet

jednego uśmiechu. Dlaczego?

Wyglądali komicznie, siedząc na podłodze oddzieleni od siebie

śliską pastą. Podnosili głos, by się nawzajem usłyszeć.

Stevie spojrzała na jego skrzyżowane długie nogi i wykrzywiła usta.

- Ponieważ...

- Już lepiej. Ponieważ co?

- Ponieważ... - wzięła głęboki oddech i oparła brodę na kolanach -

mam dzisiaj urodziny.

Zastanowił się.

- Ja nie pastowałem, kiedy miałem urodziny.

- Te są szczególne. - Jej ton wcale na to nie wskazywał. - Dziesiąta

rocznica dwudziestych urodzin.

Kiedy nie wywarło to na nim żadnego wrażenia, wyjaśniła:

- Mam trzydzieści lat, Mick.

Chciał się roześmiać, ale powstrzymał go wyraz jej twarzy.

- Wszystkiego najlepszego - powiedział machinalnie.

- Wielkie dzięki. Bezradnie rozłożył ręce.

- Nie rozumiem. Dlaczego to cię załamuje? Masz trzydzieści lat, i co

z tego? Dlaczego jesteś z tego powodu nieszczęśliwa? Wczoraj miałaś

dwadzieścia dziewięć, jadłaś kanapki z masłem orzechowym, podlewałaś

kwiaty w moim ogródku i byłaś w świetnym nastroju. Przez dwadzieścia

cztery godziny nie zaszła chyba żadna wielka zmiana?

- Chcesz mi powiedzieć, że się nie przejmowałeś, jak skończyłeś

trzydzieści lat? - zapytała.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

81

Popatrzył na nią w milczeniu i zdał sobie sprawę, że nie on jeden

został zapędzony w kozi róg. W końcu potrząsnął głową.

- Nie miałem z tym problemu - powiedział ostrożnie. - Jeszcze nie.

Mowa wróciła jej po dłuższej chwili. Dłońmi przycisnęła skronie,

jakby próbowała złagodzić ostry ból głowy.

- Ile masz lat, Mick? - zapytała bezdźwięcznie. „Jeśli się

roześmiejesz, Connover - pomyślał – to chyba zostaniesz przebity kijem

od szczotki".

- Przy następnych urodzinach skończę dwadzieścia dziewięć.

- A stanie się to... ?

- Za jedenaście miesięcy. Masz zamiar robić z tego problem, moje

ciasteczko?

Posłała mu uśmiech, który wcale nie był uśmiechem.

- Tak, to będzie dla mnie problem i nie mam co do tego żadnych

wątpliwości.

- Potrzeba ci tylko trochę czasu, żeby przywyknąć.

- Jestem dość stara, żeby być twoją matką.

Nie mógł już w żaden sposób powstrzymać śmiechu. Za każdym

razem, kiedy próbował się opanować, jedno spojrzenie na jej kamienną

twarz niweczyło wszystkie jego wysiłki. Między jednym a drugim

wybuchem-śmiechu zdołał wykrztusić:

- Myślisz, że podłoga już wyschła?

- C o ?

- Podłoga. Ciekaw jestem, czy już wyschła. - Wstał i spróbował

opanować śmiech. - Zresztą nieważne, i tak idę do ciebie.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

82

Odcisnął sześć idealnych śladów na lepkim parkiecie. Uniósł ją z

podłogi jednym ruchem i zaczął mocno całować. Osłabła nagle pod

wpływem gwałtownego pragnienia. Z ulgą przytuliła się do jego twardego

ciała, pragnąc je czuć i poznawać. Rękami przesuwała wilgotne, spłowiałe

od słońca włosy Micka. Jej brzuch był naprężony i oparty o jego biodro.

Tego chciała i potrzebowała przez dwadzieścia cztery długie puste godziny

samotności. To właśnie próbowała wyobrazić sobie w myślach, siedząc w

sypialni i patrząc na gwiazdy.

Mick zamierzał panować nad sytuacją; zamiast tego stracił kontrolę.

Ciało go paliło i nienawidził cichego wewnętrznego głosu wciąż

doradzającego ostrożność. Pieścił ją wygłodzonymi dłońmi, smakował

słodkie wnętrze ust. Pytał pieszczotą, a ona odpowiadała tym samym i

wiedział już, że wszystko pozostało tylko kwestią czasu.

Oderwał się od jej ust i spojrzał w oczy, w których widać było

niczym nie hamowaną burzę uczuć. Tak długo żył bez tej kobiety, tak

wiele dni i nocy patrzył w nieznajome twarze, zastanawiając się kiedy - i

czy w ogóle - ją znajdzie. Teraz, kiedy miał ją w zasięgu wzroku i w

swych objęciach, ogarnęła go ogromna radość. Serce biło mu szybko i

mocno; czuł się tak jak wtedy, gdy miał dwanaście lat i dostał właśnie na

gwiazdkę błyszczący czerwony rower. Pod wpływem tamtego

wspomnienia uśmiechnął się do siebie. Naprawdę miał duszę poety.

- Nie masz pojęcia... - Przerwał, zdradzając swe emocje głębokim

oddechem. - Nie wiesz, jak strasznie się cieszę.

Otworzyła szeroko oczy.

- Cieszysz?

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

83

- Mhm. Za to, że cię znalazłem. - Uśmiechnął się łagodnie i

zatrzymał przez chwilę palce na jej policzku. - Zaczynałem się już

niepokoić, że moja starość upłynie bez ciebie.

Stevie milczała. Gardło miała dziwnie ściśnięte. Otwartość Micka

Connovera przerażała ją i... rozczulała. Niczym nie osłonięta szczerość. Co

teraz powiedzieć? Spróbowała się uśmiechnąć.

- Na twoim miejscu nie wspominałabym o starości, a już na pewno

nie w dniu moich trzydziestych urodzin.

- Właśnie próbowałem cię oderwać od tych myśli -powiedział z

nadzieją w głosie. Nie ufając sobie zbytnio, złożył jedynie przelotny

pocałunek na czole Stevie.

- Jak mi idzie?

- Robisz postępy. - Westchnęła i była to prawda.

Uśmiechał się, delikatnie wygładzając jej włosy za uchem.

- Dopiero zacząłem.

- Och. - Głos Stevie załamał się i słowo zabrzmiało jak jęk rozkoszy.

- Mam pomysł. Nie możesz spędzić reszty dnia stojąc po kostki w

paście, zwłaszcza, że to...

- Uważaj!

- ... dziesiąta rocznica twoich dwudziestych urodzin

- dokończył z niewinnym wyrazem twarzy. - Chodź ze mną.

- Sama nie wiem czy mogę. Miałam jeszcze umyć kafelki w łazience.

- Zostaw to sobie na następną niedzielę. Będziesz miała na co

czekać.

- Racja. - Czuła się podniecona jak Kopciuszek, ciesząc się tym

dniem znienacka przemienionym w nieznaną obietnicę. Mogła tracić czas i

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

84

energię, walcząc z uczuciami, ale i tak nie zmieni faktów. Całkiem możli-

we, że kiedyś pożałuje zaniechania obrony.

- Idę - zdecydowała się z oczyma błyszczącymi jak gwiazdy. - Daj

mi pięć minut na uczesanie się...

- Strata czasu. - Przerwał i pociągnął ją za rękę. Gumowe podeszwy

ich butów przyklejały się do wilgotnej pasty. - Przyjechałem jeepem, a

dach jest znowu opuszczony.

- Dokąd jedziemy?

- Do „Obozu San Diego".

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

85

ROZDZIAŁ 6

Wiatr hulał po samochodzie i rozwiewał jej włosy. Stevie

zastanawiała się nad nazwą „Obóz San Diego" pasującą według niej do

uzdrowiska, jednego z tych niezwykle ekskluzywnych miejsc, gdzie

można było się spodziewać niemieckich masażystów, okładów z papai i

terapii wodnej. Nie widziała jednak związku między takim przybytkiem a

Mickiem.

- To naprawdę jest obóz? - zapytała, kiedy zatrzymali się na

światłach.

- Nie.

Nagle przyszło jej coś do głowy. Popatrzyła na swoje szorty i

sandały, potem na Micka.

- Ale to nie jest prywatny klub?

- Nie. - Uśmiechał się kącikami ust. - Ciekawa jesteś, prawda?

Zielone światło. Trzymaj się, moje ciasteczko. „Obóz San Diego" jest tuż

za rogiem.

Zatrzymał samochód przed piętrowym, drewnianym budynkiem z

białymi okiennicami i gankiem. Napis na tablicy z polerowanego dębu

głosił: „OBÓZ SAN DIEGO". Trzydzieści czy czterdzieści lat temu musiał

to być uroczy dom. Wyobraźnia podpowiadała istnienie bujnego kiedyś

ogrodu i parkanu z wymyślnie kutego żelaza. Rosnąca wartość posesji

leżącej przy zatoce spowodowała, że parkany zastąpiono parkingami, a

klomby betonem. Chociaż wyburzono większość starych domów przy

ulicy i na ich miejscu powstały promenady i anonimowe biurowce, kilka z

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

86

nich przetrwało jako sklepy specjalistyczne. „Obóz San Diego" był

wtulony między „Imperium Tytoniowe" a „Galerię Sztuki Nad Zatoką".

Mick pomógł Stevie wysiąść i skłonił jej się nisko.

- Pani, przybyłaś do „Obozu San Diego".

Stevie osłoniła oczy przed słońcem, starając się zajrzeć przez okno.

- Co to jest? Sklep?

- Ugryź się w język - ostrzegł Mick, wiodąc Stevie za rękę po

stopniach z sekwoi. - To nie jakiś sklep, tylko mój. I chociaż nie

otwieramy w niedzielę, dla ciebie zrobię wyjątek.

- Sprzedajesz raki śniegowe! - wykrzyknęła Stevie, spojrzawszy

dokładniej na wystawę. - W San Diego? I liny, namioty, kaski rowerowe...

i elektryczne skarpetki?

- Wejdź do środka - Mick otworzył drzwi na oścież. - Oglądaj do

woli. „Obóz San Diego" jest skarbnicą wiadomości.

- Dotyczących czego?

Jego uśmiech był coraz szerszy, kiedy wprowadzał ją do środka.

- Mnie, oczywiście.

Będąc dzieckiem, Stephanie Elizabeth Knight wyjeżdżała na bardzo

ekskluzywne obozy w Ameryce i poza nią. Nigdy, p r z en i g d y, żaden tak

jej się nie podobał jak „Obóz San Diego".

Całą godzinę spędziła na parterze. Mick towarzyszył jej jak

zawodowy sprzedawca. Przymierzała dresy i futrzane buty,

wypróbowywała na platformie do joggingu rower za tysiąc dwieście

dolarów do jazdy w górach oraz przypiekła stopy elektrycznymi

skarpetkami. Pozwoliła uczynnemu sprzedawcy wyposażyć się w narty,

kijki i buty o wartości powyżej tysiąca dolarów. Na koniec westchnęła i

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

87

spytała, gdzie można odpocząć. Mick posłał jej taki uśmiech, że poczuła

falę gorąca.

- Na górze.

Spojrzała na piętro nad nimi i wydęła usta.

- A więc twój pokój rekreacyjny jest na górze?

- Tak jest, proszę pani.

Wyzwoliła się z butów narciarskich i w skarpetkach weszła po

schodach, a za nią szedł oddany sprzedawca. Piętro zastawione było

namiotami wszelkich rozmiarów i kształtów: okrągłymi, wysmukłymi,

kwadratowymi i przysadzistymi, a wszystkie marszczyły się i falowały w

łagodnych podmuchach klimatyzacji.

- Proszę się nie krępować - oznajmił Mick z wprawą długoletniego

sprzedawcy. - Jestem pewien, że pozna się pani na najwyższej jakości

naszych produktów. Mamy wyposażenie odpowiednie do łagodnego

klimatu, również na temperatury poniżej zera stopni. Sprzedajemy

namioty, które mieszczą się w plecaku, nadzwyczaj lekkie i zajmujące

mało miejsca. Czy pani podróżuje z plecakiem?

- Niestety nie - odpowiedziała Stevie, wędrując wśród labiryntu z

nylonu i brezentu - chociaż namioty macie ładne.

- Ładne? - powtórzył Mick zranionym tonem. - Proszę pani, czy

kiedykolwiek mieszkała pani w obozie?

- Oczywiście. Całe wakacje spędzałam kiedyś na obozach.

Stał z boku i przyglądał się jej. Nawet nie przeczuwała, jakie

wrażenie na nim wywiera, poruszając się z kobiecym wdziękiem, stojąc z

kciukami rąk wsuniętymi w kieszenie szortów. Jej piękne niebieskie oczy

błyszczały świadomie tłumionym podnieceniem, co wywoływało w nim

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

88

potężny odzew. Zwykli klienci nie dostarczali mu tylu wrażeń co

Stephanie Knight.

- A więc zaznajomiła się pani dobrze z namiotami? - powiedział

ochrypłym głosem.

- Litości, co to, to nie. - Uśmiechała się, unosząc się i opadając na

palcach stóp. - Spałam w domkach, bungalowach i schroniskach. Nigdy

nawet nie weszłam do namiotu.

„Czego ja się spodziewałem? - myślał Mick. - Słońca, księżyca i

gwiazd jednocześnie? Jest inteligentna, wspaniała, piękna, z

niewiarygodnym seksapilem. Dobry z niej kumpel. Nauczy się jeszcze

kochać życie wśród przyrody, nie ma obawy".

- Spodoba ci się życie w namiocie - powiedział.

- Masz na myśli robaki, niedźwiedzie i tym podobne rzeczy? -

Uniosła klapę dwuosobowego namiotu i zajrzała do środka. - Nie sądzę.

Mick ruszył za nią, starając się ją przekonać.

- Przecież nie mówię o robakach i niedźwiedziach. Po to ma się

dobry sprzęt, żeby cieszyć się przyrodą... bez nich.

- Lubię pikniki - oświadczyła zdecydowanie Stevie. - Lubię spacery

po plaży przy świetle księżyca i ognisko, o ile pali się ono w kominku.

Lubię spać na miękkim materacu z puchową poduszką. Nic mnie nie

ciągnie do spania na ziemi.

- Kiedyś już to robiłaś? - nalegał. Uśmiechnęła się szeroko i

wyznała:

- Ani razu.

- Więc skąd wiesz, że to by ci się nie podobało?

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

89

- Dedukcja, mój drogi Watsonie. - Potrząsnęła głową i włosy opadły

na ramię błyszczącą kaskadą. - Ziemia jest twarda i zimna, a łóżko

miękkie i ciepłe, niemądry chłopcze. Jak ci się udaje namawiać ludzi, żeby

wydawali pieniądze na namioty?

- Widzisz ten duży namiot na końcu?

- Żółty? Tak, owszem, ładny.

- Spotkajmy się tam za trzy minuty. - Mick zszedł po schodach,

mrucząc coś o robakach i niedźwiedziach. Oczy Stevie rozświetliły się,

kiedy patrzyła, jak odchodzi, a jej uśmiech przepełniała czułość.

Najwyraźniej bardzo mu zależało, żeby cieszyły ją te same rzeczy, z

których on czerpał przyjemność. Była tym wzruszona, ale nie udało jej się

wykrzesać z siebie więcej entuzjazmu dla pomysłu spania w budzie, gdzie

od dzikiej przyrody, bestii i pełzających stworzeń oddzielać miałaby ją

jedynie ściana z cienkiego jedwabiu.

Przy żółtym namiocie znajdowało się stoisko z książkami. Sięgnęła

po kilka tytułów: „Opowieści o niedźwiedziach na Alasce", „Przewodnik

wspinaczki po wulkanach Meksyku", „Magiczny pstrąg", „Kajakiem do

piekła", „Spacerkiem po buszu Nowej Gwinei" i zabrała je do namiotu.

Mogła ostatecznie zabawić tu jakiś czas, zwłaszcza przy ciekawej lekturze.

Przerzucała właśnie kartki „Kajakiem do piekła", kiedy w wejściu

pojawił się Mick.

- Tutaj jesteś - powiedział. - Przez chwilę myślałem, że ode mnie

uciekłaś.

- Doświadczam życia w namiocie - odrzekła spokojnie, spoglądając

na niego znad książki. - Należę do kobiet o otwartym umyśle, zawsze

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

90

jestem gotowa wypróbować coś nowego. Byłabym ci wdzięczna, gdybyś

zasunął wejście, bo inaczej nawłazi tu robactwa.

Z uśmiechem rzucił jej coś białego i puchatego.

- Lubię miłośniczki przygód. Masz, rozłóż to na podłodze.

To coś wyglądało jak bardzo duży i bardzo płaski królik.

- Co to jest? - Stevie porzuciła książkę, żeby się lepiej przyjrzeć.

- Nazywa się „przytulny śpioch" - wyjaśnił Mick cierpliwie. -

Świetny materac z nowozelandzkich owiec. Producent gwarantuje

dziewięćdziesiąt dni znakomitego snu albo zwrot pieniędzy.

Stevie rozpostarła futrzak na podłodze. Teraz był niewiarygodnie

gruby i ciepły, wyglądał jak miękki obłok.

- Fantastyczny. Kto to wymyślił?

- Owce - odrzekł Mick. Kolejny przedmiot mający kształt grubej

kiełbasy niespodziewanie wpadł do namiotu, uderzając o kolana Stevie. -

Rozłóż teraz ten śpiwór. Wyjaśniam - na wypadek gdybyś nigdy czegoś

takiego nie widziała - że w środku jest gęsi puch. Potem powtórz, że nigdy

nie prześpisz się w namiocie.

Zrobiła, jak kazał. Wyjęła śpiwór z nylonowego pokrowca i ułożyła

na środku namiotu. W czasie tych czynności spoglądała na postać ubraną

w biały drelich, widoczną przez kwadratowe okienko z nylonowej siatki.

Nadzwyczajne nogi. Muskularne uda. Wąskie biodra i płaski brzuch.

Powyżej widziała już tylko namiot. Czuła, że ma wilgotne dłonie.

- W porządku - oznajmiła ochrypłym głosem. -Rozłożyłam. I nigdy

nie prześpię się w namiocie.

Natychmiast przyklęknął na jedno kolano i zobaczyła przez siatkę, że

zmarszczył brwi.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

91

- Dlaczego? Nie jest ci wygodnie?

- Jest znakomicie. - Wyciągnęła się na rozłożonym śpiworze. - Jest

ciepło, miękko i przytulnie. Czuję się jak na chmurce.

- To czemu twierdzisz, że nigdy...

- Bo kazałeś mi tak powiedzieć, głuptasie. Uśmiechnął się z

widoczną ulgą. Wcisnął się do namiotu i dokładnie zasunął wejście.

- Nie będzie żadnego robactwa - obiecał uroczyście. Usiadł i zaczął

gładzić grube posłanie. - A teraz powiedz mi prawdę: czy możesz sobie

wyobrazić, że gdzieś odpoczniesz lepiej niż w tym nieprzyzwoicie wy-

godnym śpiworze, kiedy wokół świeże górskie powietrze, a wszystkie

gwiazdy są nad twoją głową?

Był bardzo blisko. W zamkniętej przestrzeni głos Micka wydawał się

o oktawę niższy, ciepły i głęboki, drażniący zmysły. Jego oczy stawały się

coraz jaśniejsze, a policzki nabierały miękkich zarysów pod wpływem

jasnozłotej poświaty.

- Bardzo nalegasz - powiedziała spokojnie. - Coś mi mówi, że nie

spoczniesz, zanim nie zostanę miłośniczką przyrody.

- Nikogo do niczego nie zmuszam. - Pomimo uśmiechu oczy miał

poważne. - Mówię tylko, co czuję, a decyzję pozostawiam innym.

Jego słowa nie odniosły się do przyrody i oboje to wiedzieli. Stevie

usiadła nagle i sięgnęła po książki leżące w kącie.

- Zobacz, co tu mam... Niezwykle interesująca lektura, na przykład

to. - Wzięła do ręki egzemplarz „Spacerkiem po buszu w Nowej Gwinei" -

Nie każdy ma coś takiego w domu.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

92

- A szkoda - odrzekł Mick z namysłem. - To fantastyczna książka.

Ani w połowie nie podobałoby mi się tak w Nowej Gwinei, gdybym jej

wcześniej nie czytał.

- Byłeś w Nowej Gwinei? Skinął głową.

- W zeszłym roku.

- I odbyłeś ten... s p a c er ek ?

- I odbyłem ten s p a c e r e k - naśladował jej zafascynowany ton i

okrągłe ze zdziwienia oczy. - Tak trudno ci w to uwierzyć?

Stevie uznała ten fakt za całkowicie niewiarygodny. Według jej

doświadczeń mężczyźni o takim pochodzeniu społecznym jak Mick

Connover zwiedzali raczej kasyna w Monte Carlo niż lasy tropikalne.

- Możesz o tym nie wiedzieć, ale przeważnie nie spędza się letnich

wakacji w Nowej Gwinei. Większość ludzi nawet o niej nie słyszała.

- Ich strata - zauważył pogodnie Mick. - Co jeszcze tam masz?

- „Kajakiem do piekła". Czy kiedyś... ?

- Nie aż do piekła. - Wdychał powietrze przesycone jej zapachem

przenikającym jego ubranie i skórę - ale do Kolorado.

Uśmiechnęła się leciutko. - Jasne. Tylko Kolorado. A co z Alaską?

- Co chciałabyś wiedzieć?

- Byłeś tam?

- Parę razy. Pojechałem z przyjacielem, biologiem, na Wyspy

Przybyłowa, żeby obserwować foki w lecie. W rzeczywistości to on

prowadził wszystkie obserwacje, a mnie się tam po prostu podobało. Raz

pojechałem do Fairbanks na wyścigi psów zaprzęgowych Ameryki

Północnej. Było to jakieś trzy lub cztery lata temu.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

93

- Jak ci te pomysły przychodzą do głowy? - Stevie była zdumiona. -

Nowa Gwinea, Wyspy Przybyłowa, psie wyścigi...

- Drogą dedukcji, mój drogi Watsonie. - Uśmiechnął się i poklepał ją

czule po policzku. - Nigdy nie byłem w buszu, nigdy nie widziałem z

bliska foki ani psów zaprzęgowych. Możesz sobie wyobrazić, jak wiele

pytań mnie drążyło? Musiałem sobie na nie odpowiedzieć.

- Naturalnie.

Mick Connover obiecał, że i ona czegoś się o nim dowie dzisiaj i nie

zawiódł jej. Był łagodny - o wiele bardziej interesowało go poznawanie

świata niż jego podbój. Dzięki połączeniu tych cech stał się w jej oczach

mocniejszy i atrakcyjniejszy niż ktokolwiek do tej pory.

- "Życie jego było spokojne, a żywioły tak w nim zespolone, że

Natura sama mogłaby powstać i światu oznajmić: oto mężczyzna" -

zacytowała cichym głosem.

- To nie było z „Kajaków" - powiedział Mick lekko zakłopotanym

tonem.

- Nie, to z piątego aktu „Juliusza Cezara". - Zamilkła, pozwalając

swoim oczom na obserwowanie ujmujących rumieńców, które pojawiły

się na jego policzkach oraz niepewnego uśmiechu na ustach. Obserwowa-

ła, jak bezwiednie gładzi futrzak, zagłębiając w nim palce. Pomyślała, że

Mick lubi dotykać rzeczy, poznawać ich kształt i powierzchnię.

Przypomniała sobie, z jakim łagodnym wyrazem oczu dotykał jej skóry i

gładził po włosach. W milczeniu zastanawiał się nad czymś. Mick

spostrzegł, że Stevie przygląda się jego dłoniom i znieruchomiał nagle z

wyrazem zakłopotania na twarzy. Uśmiechnęła się do niego.

- Lubię cię, Micku Connoverze.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

94

Pochylił się ku niej i lekko oparł ręce na jej ramionach. Jego głos był

równie miękki i niespieszny jak jej, kiedy odpowiedział: - Ja też cię lubię,

Stevie Knight. - Przyciągnął ją do siebie centymetr po centymetrze, aż ich

usta złączyły się w pocałunku, od którego zaczęło im się kręcić w głowie.

Całował ją powoli, z czułością i wiernym oddaniem. Chciał, żeby ten

pocałunek był delikatny i trwał w nieskończoność, ale w żaden sposób nie

udałoby mu się połączyć jednego z drugim - znał swoją wytrzymałość.

Uniósł głowę, oddech miał płytki i urywany. Ochrypłym głosem za-

proponował:

- Czas, żebym cię zabrał do „Nieba".

- Do nieba?

- Marzę od czasu porwania o „Smaku Nieba". „Owoc pożądania" z

czekoladą. - Próbował się opanować, ale rozpraszały go wilgotne usta

Stevie. Wciągnął głęboko powietrze, po czym znowu pocałował ją mocno

i krótko. - Na czym to skończyłem?

- Na „Niebie". - Głos Stevie łamał się.

- Ach, tak - mruknął. Szybko wrócił do rzeczywistości. - Kiedy mi

zasłoniliście oczy, nie mogłem obserwować drogi. Podasz mi adres, jeśli

poproszę?

- Być może, ale niechętnie wychodzę z twojego namiotu.

W oczach Micka wyczytała wyraźny komunikat: „Lepiej byłoby,

żebyś wyszła".

Niestety, „Niebiański Zajazd" był w niedzielę zamknięty, więc

musieli się zadowolić piknikiem na porośniętym trawą urwisku nad plażą.

Słońce zaszło za horyzont, natomiast niebo i woda wciąż odbijały jego

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

95

blask. Nadeszła ulubiona pora dnia Stevie - cicha, ciemnoniebieska

godzina pomiędzy dniem a nocą.

- Jak byś to nazwał? - spytała miękko.

Mick spojrzał na trzymanego przez nią w ręku hamburgera.

- Duży Mac. Nie, poczekaj... ten jest pojedynczy. Ja miałem Dużego

Maca.

Zmierzyła go rozbawionym spojrzeniem rzuconym spod gęstych

rzęs.

- Nie chodzi o jedzenie, Mick. Jak się nazywa ta pora dnia?

- Och! - Zastanawiał się nad tą kwestią przez jakieś pół minuty

potrzebne mu na dokończenie hamburgera. -Zachód słońca, oczywiście.

- Rozejrzyj się, Michael James. Widzisz jakieś zachodzące słońce?

- No... nie widzę. - Popatrzył w kierunku morza. Wiatr targał mu

włosy. - Słońce już zaszło.

- A więc to nie zachód słońca - odparła Stevie, obserwując go, kiedy

przyglądał się morzu. Migoczące refleksy na wodzie zmusiły Micka do

zmrużenia oczu, przez co wyglądał na rozmarzonego i zafascynowanego

tym widokiem. - Jak więc nazywa się ta cudowna pora między dniem a

nocą?

- Prawie - noc. - Odwrócił głowę i obdarzył ją olśniewającym

uśmiechem. - Jeśli odpowiedzi nie można znaleźć, wtedy ją wymyślam. W

ten sposób nigdy nie bywam zawiedziony.

Odpowiedziała mu takim samym uśmiechem.

- Nigdy?

- Prawie nigdy. - Lekkie rozbawienie w oczach Micka znikało

powoli. Podniósł rękę i pozwolił palcom z wolna muskać jej policzek,

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

96

odczuwać jego miękkie ciepło. Westchnęła, kiedy opuszkiem palca Mick

dotknął jej rozchylonych ust i przesuwał go wzdłuż słodkich linii, których

obraz nawiedzał go w snach.

- Czasami mam kłopoty w niedzielę - szepnął -zwłaszcza podczas

prawie-nocy.

Zmrużyła oczy, chłonąc przenikającą ją do głębi czułość w jego

głosie.

- Wiesz, jak ja sobie z tym radzę? - zapytała, przesuwając ustami po

palcach Micka.

- Nie. - Leciutko wsunął palec w jej usta, dotykając jedwabistego

wnętrza i zwilżył wysuszoną wiatrem wargę Steve. - Jak sobie z tym

radzisz?

Przypomnienie sobie tego zabrało jej trochę czasu.

- Ćwiczę! - rzuciła, wstając nagle. - Ścigamy się do parkingu,

Connover!

Śmiejąc się i przeskakując przez nasypy dotarła do parkingu dobre

pięć sekund przed Mickiem. Schwycił ją, gdy wspinała się do jeepa,

odwrócił i przytrzymał w ramionach uniesioną nad ziemią. Sandały spadły

jej z nóg. Oczy błyszczały mu z podniecenia i zadowolenia.

- Nie ciesz się tak - skarcił ją. - Wygrałaś tylko dlatego, że musiałem

wyrzucić śmieci.

- Wygrałam, bo szybciej biegam - odparła bez tchu. - Nie mogłeś

mnie nawet dotknąć - byłam szybsza.

Opuszczał ją powoli na ziemię i czuł, jak ocierające się o niego ciało

dziewczyny wywołuje spływającą wzdłuż jego pleców falę zmysłowego

ciepła.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

97

- Jesteś tego pewna? - spytał miękko.

Serce waliło jej jak młotem. Z trudem chwytała oddech i ledwo

panowała nad drżeniem mięśni.

- Postaw mnie, bo zaraz coś mi złamiesz.

- Nie jesteś romantyczna, prawda?

- Słucham?

Z ironicznym uśmiechem opuścił ją prosto na sandały.

- Pani życzenie jest dla mnie rozkazem. - Popatrzył w górę i zobaczył

pierwszą przymgloną gwiazdkę na tle ciemności.

- Prawie-noc się skończyła. Trwała krótko, nie sądzisz?

- To prawda. -Czuła się, jakby nagle poniosła jakąś stratę. Słysząc

westchnienie, Mick natychmiast spojrzał na nią, pragnąc czytać z jej

twarzy.

- Chyba jednak jesteś romantyczna. - Z czułym uśmiechem zgarnął

delikatnie za uszy włosy Stevie rozwiane przez wiatr. - Najsłodsza

dziewczyno - szepnął -nie chciałbym nigdy mówić ci „do widzenia".

Zaskoczył ją. Wypowiedział słowa, które wywołały gorące uderzenie

krwi w ciele, lecz nie była pewna, czy się nie przesłyszała. Patrzyła na

niego po prostu z wyrazem niepewności na twarzy.

Westchnął tak przesadnie i ciężko, że prawie się roześmiała. Prawie.

- Kiedy przestaniesz się obawiać i pozwolisz, by to się wydarzyło

między nami?

- Nie wiem - odpowiedziała bezradnie. Uniósł brwi pełen

zaciekawienia i zapytał:

- Chcesz, żebym zgadywał?

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

98

Tym razem się uśmiechnęła. Niewypowiedziane uczucia tamowały

jej oddech.

- Sądzę więc, że powinienem odwieźć cię do domu - zdecydował

Mick, kiedy stwierdził, że nie uzyska odpowiedzi. Jego twarz wyrażała tak

wiele: rezygnację, pożądanie i coś w rodzaju pewnej siebie cierpliwości.

- Drżysz. Albo ci jest chłodno, albo jesteś przerażona. Wolę myśleć,

że chłód jest tego przyczyną.

Wracali do domu w ślimaczym tempie, żeby schronić się przed

hulającym wokół wiatrem. Ogrzewanie pracowało na pełny regulator.

Zanim dotarli do mieszkania Stevie, noc zapadła już na dobre i w wielu

oknach paliły się światła... nie wyłączając narożnych okien na trzecim

piętrze.

- To dziwne - powiedziała Stevie, nie zauważając nawet, że Mick

złamał przepisy i zaparkował przed hydrantem przeciwpożarowym. -

Świeci się u mnie w domu. Mick spojrzał w górę i zmarszczył brwi.

- Włączyłaś światła wychodząc?

- Nie sądzę. - Wzruszyła ramionami. - Może zresztą tak. Mówią, że

najpierw szwankuje pamięć.

- To chyba nie dotyczy trzydziestolatków, moje ciasteczko. Chodź, ja

to sprawdzę. Wiesz, jak uwielbiam wyjaśniać tajemnice.

Nie było jednak żadnej tajemnicy do wyjaśnienia. Kiedy wysiadali z

windy, Stevie znała już odpowiedź.

- To Morgan - powiedziała. Brwi Micka utworzyły jedną linię.

- Co Morgan?

- Był u mnie z wizytą. - Uśmiechając się wskazała na leżącą przed

drzwiami białą kopertę i tkwiące na niej zmaltretowane ciastko, w które

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

99

wetknięto pod różnymi kątami wiele różowych urodzinowych świeczek. -

Zapowiedział, że przyniesie mi ciastko, a ja zupełnie o tym zapomniałam.

- To miłe - stwierdził Mick krótko.

Stevie z powątpiewaniem spojrzała na ciastko.

- Tak myślisz?

- To miłe, że zapomniałaś o jego zapowiedzianej wizycie -

sprecyzował słodkim głosem.

Wszedł za nią do mieszkania. Morgana nie było, za to wszędzie

widniały ślady jego pobytu: porozrzucane na sofie gazety, włączone

stereo, pusta lodówka i zlew w kuchni pełen brudnych naczyń. Na stole,

tuż obok pustego kartonu po mleku, leżała wiadomość:

„Byłem, ale Ciebie nie zastałem. Czekałem przez pół godziny,

poddaję się. Życzę smacznego ciastka. Jestem ci winien mleko, dwa jabłka

i osiem jajek. Zrobiłem sobie omlet. Co jest w paczce na stoliku?

Chciałem ją otworzyć, ale to byłoby niegrzeczne.

Wszystkiego najlepszego!

Morgan Nathaniel Jones"

Mick odczytał kartkę, zerkając znad ramienia Stevie.

- To chyba niemożliwe, żeby dokonał tego spustoszenia w ciągu pół

godziny?

Stevie skinęła głową.

- Jest jak tornado. Nigdy nie zatrzymuje się na dłużej, sieje

niewiarygodne zniszczenia.

- Może tu wejść i wyjść kiedy chce?

- Ma klucz - powiedziała Stevie, a widząc ciemne i zwężone oczy

Micka, szybko dodała: - Kiedyś to mieszkanie było jego. Gdy

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

100

wyprowadził się do większego, ja je wynajęłam. Chciałam zmienić zamki,

ale jakoś nigdy nie miałam na to czasu. - Nabrała powietrza. -Właściwie

dlaczego ci to wszystko wyjaśniam?

- Bo nie chcesz, żebym odniósł mylne wrażenie. -Mick uśmiechnął

się, czując się o wiele lepiej niż przed chwilą. - Co z tą paczką, o której

wspomniał Morgan? Wiesz przecież, jak nie lubię pytań bez...

- ... odpowiedzi - westchnęła Stevie. Skinęła na niego ręką i przeszła

do salonu. Paczka leżała na stoliku, tam gdzie ją rano zostawiła - cóż, nie

całkiem w tym samym miejscu. Morgan na pewno ją miał w rękach, bo

zostawił na opakowaniu czekoladowe ślady palców.

- To od moich rodziców - rzuciła. - Prezent urodzinowy.

Przyniesiono go dzisiaj rano.

Mick był naprawdę zdumiony.

- I nie otworzyłaś jej od razu? Jak mogłaś się powstrzymać?

- To proste. - Stevie zrzuciła gazety z sofy, usiadła i zaczęła

przerzucać paczkę z ręki do ręki. - Moi rodzice także nie wiedzą, co jest w

środku. Jeżeli oni nie są ciekawi, dlaczego ja miałabym być?

- Zgubiłem się. - Mick usiadł przy niej i skrzyżował ręce na

piersiach. - Już nie pojmuję. Możemy zacząć od początku?

- Owszem. - Skierowała spojrzenie na paczkę, stolik, na swój

złamany paznokieć, byle tylko nie patrzeć na Micka. Rozmowa o rodzinie

była trudna, ale miał rację: nie chciała, żeby odniósł mylne wrażenie. - Ro-

dzice wynajmują kogoś, kto z kolei zatrudnia kogoś innego do wybierania

dla mnie prezentów na gwiazdkę i urodziny. Jedyną na świecie osobą,

która wie, co się znajduje w tym pudełku, jest pracownik od Tiffany'ego.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

101

Nie ma w tym nic z uczucia. A ciastko od Morgana... Nie uważasz, że to

ciepły gest?

- Myślę, że powinnaś otworzyć to pudełko - powiedział miękko

Mick.

Spojrzała na niego, wzruszyła ramionami i rozwinęła przesyłkę. U

Tiffany'ego przyłożono się do pakowania, musiała pokonać cztery

warstwy papieru, zanim dotarła do granatowego aksamitnego pudełka.

Otworzyła je i pokazała Mickowi zawartość.

- Szpilka. Bardzo ładna. Ktoś ma znakomity gust. Mick nie znał się

na klejnotach, ale delikatna szpila

ozdobiona brylantami i szafirami musiała być warta krocie.

- Jest piękna - odrzekł cicho.

- Jutro wyślę im kartę z podziękowaniem. - Zatrzasnęła pudełko i

odłożyła je na stolik. Mick zwrócił uwagę na to, że nawet nie dotknęła

szpilki. Tak, naprawdę starała się jej nie dotknąć.

- Opowiedz mi o swojej rodzinie - poprosił. Widząc przykute do

siebie spojrzenie Micka, uśmiechnęła się niepewnie i wzruszyła

ramionami.

- Właśnie to zrobiłam.

Pomyślał, że chyba miała rację. Tym razem znał -być może -

odpowiedzi na intrygujące go pytania. Podobne historie słyszał już

przedtem - nic nowego, jeśli chodzi o atmosferę panującą w bardzo

bogatych domach. Pieniądze dawały władzę, a władza powodowała

gruboskórność. Nic dziwnego, że tak bardzo obawiała się sfery, z jakiej

pochodził Mick.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

102

Ręka Stevie spoczywała na sofie. Nakrył ją swoją dłonią i splótł jej

palce ze swoimi. Zaczął cicho mówić:

- Gdybym przyniósł ci ciastko, to zaczekałbym, do cholery, żeby

wręczyć je osobiście. Gdybym kupił szpilkę, sam bym ją zapakował i

spróbował osobiście skręcić końce wstążki, tak jak to robią w sklepie.

Zazwyczaj wstążka mi się strzępi, ale liczą się intencje. - Podniósł wzrok

znad ich splecionych dłoni i spojrzał na Stevie. -Nie sądzisz?

Skinęła głową. Jeszcze nigdy nie była tak zafascynowana piękną,

ciepłą barwą jego oczu, kryjącą się zazwyczaj za złocistymi iskierkami.

Wpatrywał się w nią żarliwie i czule zarazem. Jego piękne usta powoli

wygięły się w tym samym, dobrze zapamiętanym przez nią uśmiechu.

- Chcę, żebyś mnie pocałował - powiedziała i natychmiast, pod

wpływem natchnienia dodała: - Zresztą mniejsza z tym. Jestem dużą

dziewczynką i sama mogę cię całować.

Nagły błysk w jego oczach powiedział jej: „Tak! Proszę, proszę... "

Wygięła się do przodu i rozchyliła usta śmiało, naturalnie i

pożądliwie. Położyła mu dłonie na piersiach, gdzie mogła wyczuć jego

serce bijące teraz dla niej. Tym samym rytmem biło jej własne, mocno i

szybko. Posadził ją sobie na kolanach i silnymi gorącymi dłońmi objął jej

talię. Ocierała się o niego nieustannie, odczuwając niecierpliwy głód

kontaktu z jego ciałem. Mick obejmując jej pośladki, przytulił ją całą do

siebie. Czuła w głębi ciała rodzącą się powoli rozkosz. Kochała go za

sposób, w jaki ją obejmował, gwałtowny i delikatny zarazem. Kochała

włosy koloru ciemnego miodu, które opadały mu na czoło, błagając o jej

dotyk. Kochała jego westchnienia i uśmiechy, ciemne oczy, które tyle jej

mówiły.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

103

Pochylił głowę i wtulił usta w ciepłe zagłębienie jej szyi. Włosy

Stevie otaczały go, chłodziły mu twarz, rozsiewając zapach kwiatów i

słodkiego nocnego powietrza.

- Czy chcesz tego? - szeptał. - Jesteś już pewna? Cofnęła się, ale

tylko na tyle, żeby móc swobodnie

rozpinać jeden po drugim guziki bluzki, aż powoli odsłoniła biały

gorsecik ciasno przylegający do jej piersi.

- Potrzebuję tego - odrzekła. Nie poznała własnego głosu, tak był

słodki, wibrujący i czarowny. Głos syreny.

Patrzyli sobie w oczy. Powoli przesunął palcem po koronkowym

brzegu gorsecika, drażniąc słodko pachnącą, ciepłą skórę.

- Czego potrzebujesz, Stevie? Czego chcesz ode mnie?

- Właśnie tego. Tego czaru, który wzajemnie w sobie wyzwalamy. -

Zanurzyła ręce w jego gęstych włosach, które prześlizgiwały się jak woda

między jej palcami. Przysłoniętymi oczyma wpatrywała się w jego

wilgotne usta.

Objął dłonią jej pierś.

- To jedynie cząstka tego, co możemy posiadać razem, ty i ja. Czy

mnie rozumiesz?

Ręce Stevie osunęły się bezwładnie na jego ramiona. O co mu

chodziło? Istniała jedynie chwila obecna, tu i teraz, i pragnienie dawania i

otrzymywania przyjemności. Potrzeba ta była tak ogromna, że nie

zostawiała miejsca na nic więcej.

- To mało? - spytała błagalnie słowami cichszymi od szeptu.

Popatrzył na nią długo i twardo. Czuł uspokajającą się krew, chociaż

pożądanie nie dawało mu spokoju i silnie domagało się swoich praw.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

104

- Z inną kobietą by wystarczyło. Z tobą... nie. To za mało.

Pokręciła głową i na chwilę przyłożyła dłonie do pałających

policzków.

- A więc co? Czego chcesz?

Bardzo długo nie odpowiadał. Zapiał jej bluzkę palcami sztywnymi i

nieporadnymi. Ucałował jej usta z całą czułością, jaka na nowo wezbrała

mu w sercu.

- Chcę... - Zamilkł, szukając odpowiednich słów. -

Chcę, żebyś ty chciała na równi ze mną. Wszystko inne byłoby dla

mnie nie do zniesienia. Rozumiesz?

Zsunęła mu się z kolan i skuliła w samym rogu sofy. Pochyliła

głowę, ale zaraz ją podniosła i spojrzała na Micka badawczo.

- Nie jestem pewna, czy cokolwiek rozumiem.

- Ale zaczniesz. - Wstał, co stworzyło między nimi większy dystans.

- Być może już zaczynasz pojmować, gdzieś głęboko pod tym swoim

nadmiernym emocjonalnym bagażem.

- Moim c z ym ?

- Powiem to inaczej. - Wyglądała na silną, a zarazem na tak

delikatną, że zapragnął ją objąć. Tak bardzo chciał ją objąć.

- Potrzebujemy od siebie tego samego, kochana. Problem w tym, że

tylko jedno z nas to sobie uświadamia.

- Dokąd idziesz?

- Do domu - oznajmił z ponurą determinacją.

W przedpokoju dotarł do niego głos Stevie, cichy i napięty:

- Sądziłam, że potrzeba ci tylko uczciwej szansy.

Wziął głęboki oddech, ale nie odwrócił się do niej.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

105

- Odchodzę dzisiaj, Stevie, bo chcę nam właśnie dać uczciwą szansę.

ROZDZIAŁ 7

Czas zwolnił swój bieg. Poniedziałek, wtorek, środa, czwartek...

Jeden dzień za drugim, a każdy przypominał zgnieciony pomidor. Płaskie.

Mdłe. Okropnie nieciekawe.

Morgan już jej nie lubił. Powiedział jej to w piątek, gdy dała kopa

kserokopiarce, co paskudnym trafem spowodowało zwarcie całej instalacji

w biurze.

- Ta cholerna kopiarka miała wyłączony kontrast! -wrzasnął. -

Dlaczego, u licha, ją kopiesz?

- Przykro mi.

- Ja myślę! Przez cały tydzień zachowujesz się jak wariatka. Dzisiaj

znowu ta maszyna. Na czym wyładujesz złość następnym razem? Na

komputerze, lodówce czy listonoszu? Przestałaś mi się podobać, malutka.

- Nie mów do mnie, malutka! Jestem już dorosła, do diabła!

Morgan spojrzał znacząco na popsutą kopiarkę.

- Z pewnością. Jesteś najdojrzalszą kobietą w tym pokoju.

Stevie spojrzała na zegarek. Na szczęście wskazówki były

podświetlone.

- Dochodzi czwarta. Dziś idę wcześniej do domu.

- Och, będziesz tak łaskawa? Jezu, może w poniedziałek rano

będziesz psychicznie zdrowa? Nie lubię powtarzać jak zdarta płyta, ale

spróbuję ostatni raz: co się z tobą dzieje?

- To sprawa osobista.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

106

- Świetnie. Ś wi et n i e. Życzę uroczego weekendu i przyjemnego

grzebania się w bagnie swoich uczuć. Cieszę się tylko, że nie masz kota.

- Dlaczego?

- Bo gdybyś go miała, to chyba też dostałby kopniaka. - Głęboko

odetchnął i uważnie spojrzał jej w oczy. -Jesteś na kogoś wściekła, a nie

sądzę, żeby to był Connover. Ja również, jako chodząca doskonałość, nie

mogłem wywołać twojego gniewu. Któż by to zatem mógł być?

Stevie uciekła. Pojechała na plażę, a w uszach nadal dźwięczały jej

słowa Morgana. Jest wściekła. Owszem, jest. Na Micka - za to, że

sprowokował w niej żądzę nie do opanowania. Na Morgana - za to, że był

świadkiem jej miotania się. Ale przede wszystkim była wściekła na siebie.

Siedziała na tym samym wietrznym urwisku, na którym ostatnio była

z Mickiem. Wiatr odgarniał jej włosy do tyłu, kiedy pochyliła się, by

popatrzeć w dół na fale. Była zmęczona. Wyczerpywało ją ciągłe unikanie

tego, czego w żaden sposób nie mogła odpuścić.

„Staw czoła faktom, moje ciasteczko" - mówiła sobie. Żadna kobieta

przy zdrowych zmysłach nie pozwoliłaby Mickowi Connoverowi wyjść ze

swojego mieszkania, a może nawet z życia. Był delikatny. Był uczciwy.

Miał najbardziej niewiarygodnie zmysłowe usta, jakie w życiu widziała.

Uprawiał warzywa i nadał koniowi imię i nazwisko. Grał zabójczą wersję

„Hej, Jude" na waltorni. Ufała mu, potrzebowała go i pożądała. Czemu

więc siedziała samotnie na ziemi, plamiąc spódnicę trawą i walcząc z

piachem wciskającym się do sandałów?

- Bo jestem tchórzem! - krzyknęła głośno. Co za ulga móc wyrazić

prawdę po unikaniu jej przez pięć koszmarnych dni. Zwinęła dłonie w tubę

i znowu krzyknęła:

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

107

- Tchórz! Wstrętny tchórz!

Poczuła się lepiej. Teraz przynajmniej wiedziała, kogo ma winić.

Mick miał od początku rację. Naprawdę go oceniała niewłaściwie i cały

czas walczyła ze szczęściem, jakie chciał jej ofiarować. Biedak, urodził się

po niewłaściwej stronie drogi - jeśli tak można to ująć - a ona nie potrafiła

o tym nie myśleć. Stale oczekiwała czegoś - czegokolwiek, co mogłoby

potwierdzić jej uprzedzenia. Uśmiechnęła się. Dzięki Bogu, za każdym

razem przeżywała miłe rozczarowanie.

Co takiego powiedział jej w dniu urodzin? „Nikogo do niczego nie

zmuszam. Mówię tylko, co czuję, a decyzję pozostawiam innym. " To było

podejście dorosłego mężczyzny. Niestety, nie okazała się dorosłą kobietą.

„Trzydzieści lat - pomyślała ze smutkiem - a ledwo zaczęłam dojrzewać. "

Wstała i przeciągnęła się, wyciągając twarz i ręce ku niebu. Słońce zaszło i

nastała „pra-wie-noc". Obserwowała, jak ciemność zagarnia szarobłękitne

niebo. Oddychała głęboko wsłuchana w kojące, rytmiczne odgłosy oceanu.

Nie pojedzie do niego dzisiaj. Potrzebuje jeszcze troszkę czasu na

uspokojenie myśli i na marzenia o przyszłości. Dzisiaj była wigilia

wielkiego dnia, a jutro...

- Życzę ci wiele radości, Micku Connoverze - szepnęła.

Kwiaty więdły. Mick zupełnie tego nie rozumiał. Nawoził je na

różne sposoby, podlewał, nawet mówił do nich, zwierzając się nagietkom i

petuniom ze swoich rozterek. Jeśli odnosiło to jakiś skutek, to był

odwrotny od zamierzonego: opadały jeszcze niżej pod wpływem jego

biadania. Nie winił ich, bo jego opowieści były rzeczywiście bardzo

smutne.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

108

Nie mógł w to uwierzyć, że Stevie nie starała się z nim

skontaktować. Całe dnie - od poniedziałku do piątku - spędzał w sklepie, a

wieczorami przesiadywał w domu z jedną ręką na słuchawce telefonu. Z

trudem powstrzymywał się przed zatelefonowaniem do niej, tylko po to,

żeby usłyszeć jej głos. Najwyraźniej nie wyrósł jeszcze z paru szkolnych

nawyków.

W sobotę rano założył dżinsy i parę starych sztruksowych sandałów i

ruszył na ratunek swoim uprawom. Dobrze było mieć co robić, bo wtedy

myślał o Stevie jedynie od czasu do czasu. Szybko tracił nadzieję. Może

zostawił dziewczynę zbyt nagle? Wyobraził sobie coś, co nigdy nie

istniało? A może?... Czyżby? Czy ona...

- Witaj, nieznajomy ogrodniku.

Serce podeszło mu do gardła. Wyprostował się powoli, trzymając w

jednej ręce motykę, w drugiej zaś dopiero co wyrwany mlecz. Stevie

uśmiechała się, stojąc na skraju marniejącej rabatki. Gorące promienie

słońca prześwietlały delikatnie jej włosy. Miała białą sukienkę i białe

sandały. Jej uśmiech będzie nawiedzać go w snach do końca życia.

- Witaj - odpowiedział cicho.

- Poszłam do twojego sklepu - mówiła Stevie, osłaniając oczy przed

słonecznym żarem. Widziała kropelki potu na piersiach Micka. W świetle

wyglądało, jakby jego brązowa skóra świeciła. Włosy, pociemniałe od

potu, splątały mu się nad czołem i uszami, a wypełnione słońcem oczy

rzucały złote iskry. - Powiedziano mi, że w soboty nie pracujesz, więc

przyjechałam tutaj.

- Nie słyszałem twojego samochodu - powiedział i jednocześnie

zganił siebie w myślach: „Idioto, przecież nie mogłeś go słyszeć. Byłeś za

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

109

domem i paplałeś z kwiatkami, a ona zaparkowała od frontu". - Trafiłaś

bez kłopotu?

- Parę razy skręciłam w lewo zamiast w prawo, ale zatrzymałam się

przy straganie z owocami i tam mi powiedzieli jak jechać.

Ruchem głowy wskazała puszysty kwiat mlecza, który Mick wciąż

trzymał w ręce.

- Sadzisz to?

- Co? Ach, mlecz? - Wrzucił go do wiadra. - To chwast, właśnie go

wyrwałem.

- Twoje kwiaty nie wyglądają zbyt dobrze.

- Wiem. Mówiłem ci, że rośliny mnie nie lubią.

- Och!

Nie tak to sobie zaplanowała. Nie brała pod uwagę niezręcznych

przerw w rozmowie. Z pewnością także nie spodziewał się, że na jej

strunach głosowych zrobi takie wrażenie para spranych dżinsów,

muskularna pierś i motyka... To mógłby być problem, gdyby chciała rzucić

się w jego ramiona. Spojrzenie miał łagodne i nie ponaglające, jednak

czuła, że rośnie w niej napięcie. Zupełnie jakby wywierał na nią presję, a

przecież wcale tak nie było.

- Przyszłam rzucić się w twoje objęcia - wyjąkała nagle.

Głęboko w oczach Micka obudził się uśmiech pełen życia.

- Naprawdę? - spytał miękko. Skinęła głową, przygryzając wargi.

Jego uśmiech zmienił się w pełen zaskoczenia zachwyt. Odrzucił motykę i

wyciągnął ramiona.

Spotkali się na samym środku biednej kwiatowej rabatki. Śmiał się;

miał ją w ramionach, trzymał jej delikatne i pełne wdzięku ciało tuż przy

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

110

sobie. Obrzuciła go deszczem pocałunków składanych na policzkach i bro-

dzie, pocałunków mających kształt jej uśmiechu.

- Nie możemy - mówił, przesuwając głodnymi ustami po jej twarzy. -

Pobrudzę cię... Widzisz, jak wyglądam?... Och, jak cudownie cię czuć tak

blisko, obejmować...

- Tęskniłam za tobą. - Objęła go ramionami za szyję, gwałtownie i

władczo. Przesuwała spragnionymi dłońmi po jego rozgrzanej od słońca

skórze. Odnajdywała ustami jego usta, ciągle wygłodzona. - Potrzebuję

cię, Micku Connowerze. Potrzebuję cię...

Nigdy nie przeczuwał, że może istnieć takie szczęście. Stał w

powodzi gorąca i światła, z jej włosami rozsypującymi się na jego

ramionach, a wokół nich powietrze pachniało słodko jak miód. Objął

dłonią jej pierś, żeby wyczuć, jak bije serce. Szybko, tak szybko...

Przytulił ją mocniej, jakby chciał zatrzymać sen.

- Nigdy więcej nie mów mi „do widzenia", Stevie.

- Nigdy - szeptała. - Nigdy, obiecuję.

Uniósł ją - ciężar, który nic nie ważył. Niósł przez kwiaty,

wysuszoną trawę i chłodne pokoje aż do sypialni, ciemnej z powodu ciągle

zamkniętych okiennic. Dzisiejszego ranka nie miał ochoty patrzeć na

słońce.

Posadził ją delikatnie na krawędzi łóżka, z którego prześcieradła

zwisały do podłogi. Nie chciało mu się dzisiaj również sprzątać.

Stevie dostrzegła zmarszczkę między brwiami Micka. Nigdy nie uda

mu się przed nią niczego ukryć. Jego oczy mówią wszystko.

- Co się stało? - spytała miękko.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

111

- Okropny bałagan. - Wyjaśnił rumieniąc się. - Nigdy nie ścielę

łóżka.

- Traciłbyś tylko czas na darmo.

Patrzył na nią rozkochanym wzrokiem. Drobne pyłki mlecza we

włosach, gładka skóra i przepiękna biała sukienka, teraz poplamiona

ziemią i śladami jego palców. Sporą ilością tych śladów.

Osunął się na kolana i złożył głowę na jej udach, rękoma obejmując

ją w talii. Stevie zaczęła pieścić jego włosy. Pomyślała o nim jak o

przyjacielu i poczuła nagle napływające do oczu łzy. Nic dziwnego, nie

poznała jeszcze miłości. Zawsze potrzebowała czegoś więcej niż tylko

namiętności: radości, zrozumienia mężczyzny, który umiał kochać kwiaty,

nawet jeżeli nie odwzajemniały jego uczuć.

- Miałeś rację - powiedziała cicho. - Kochanie nie jest tylko jedną z

tych rzeczy, których chcę od ciebie. To jedynie część tego, co mamy dla

siebie.

- Niemądra dziewczyno - mówił stłumionym głosem. - Zawsze mam

rację.

- Należymy do siebie - stwierdziła.

- Wiedziałem o tym od początku, Stevie-Stephanie. Czekałem tylko,

żebyś i ty to dostrzegła.

- Teraz już wiem - szepnęła.

Wstał i szeroko rozsunął okiennice, a potem otworzył okna. Pokój

wypełnił się światłem i pachnącym świeżym powietrzem. Mick uśmiechał

się, stojąc w słońcu i patrząc na góry. Ledwo mógł uwierzyć, że Stevie jest

z nim tutaj, w domu, który sam zbudował. Była mu tak bliska, jakby

stanowili rodzinę.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

112

- Muszę wziąć prysznic - powiedział. - Obiecaj mi, że nie odejdziesz.

Przyglądała się kształtnym, mocnym liniom jego ciała.

- Chodź do mnie - rzekła z uśmiechem.

- Nie powinienem - mruknął, rzuciwszy wzrokiem na pobrudzone

dżinsy. Podszedł jednak i podniósł ją z łóżka, przytulając do siebie.

Całowali się z taką namiętnością, że wcześniejsze postanowienie prawie

legło w gruzach. Wycofał się, dysząc.

- Zaraz wracam. Westchnęła.

- Poczekam.

Nie mógł od niej odejść. Jego ręce znów zaczęły wędrować po jej

ciele.

- Nigdzie się stąd nie ruszaj.

- Obiecuję. - Nagle przyszła jej do głowy urocza myśl. - Chyba, że

mogłabym ci pomóc.

Przymknął na chwilę oczy. Czekał na nią całe życie. Jego pożądanie

było tak silne, że nie chciał ryzykować utraty kontroli nad sobą. Zrobił

krok w tył, uciekając przed pokusą.

- Nie. Chcę wyjść z pewnością, że na mnie czekasz. Setki razy o tym

marzyłem.

Uśmiechnęła się i odrzekła:

- Masz szczęście. Przypadkowo specjalizuję się w bezbolesnych

porwaniach, a także w spełnianiu marzeń.

Patrzyła, jak Mick rozpina pasek spodni i wchodzi do łazienki. W

gardle jej zaschło. Jak grzeczna dziewczynka czekała do momentu, kiedy

usłyszała odkręcaną wodę. Wtedy - jak bardzo niegrzeczna dziewczynka -

bezszelestnie otworzyła drzwi łazienki i zajrzała do środka. Zobaczyła

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

113

kłęby pary i matową szklaną ściankę oddzielającą prysznic. Widziała przez

nią sylwetkę Micka, smukłą, silną i piękną. Odchylił głowę do tyłu pod

strumieniem wody, przeczesując palcami włosy, a profil jego ciała rysował

się cieniem na szkle. Stevie wciągnęła powietrze i cicho zamknęła drzwi.

Kiedy wyszedł, siedziała na brzegu łóżka, z rękoma skromnie

złożonymi na kolanach. Miał na sobie krótki szlafrok kąpielowy luźno

przewiązany w pasie. Widać było, że włosy suszył ręcznikiem, ale ich nie

rozczesywał. Spieszył się - tak jak obiecał.

Jedno krótkie spojrzenie na jej twarz wystarczyło mu, żeby

stwierdzić:

- Oszukiwałaś!

Przytaknęła, zwilżając usta językiem.

- Oszukiwałam. Przepraszam.

- A co czujesz? - padło ciche pytanie. Słuchając jego głosu, zdała

sobie sprawę, że wcale nie był tak spokojny, na jakiego wyglądał. Ta

świadomość ją podniecała.

- Jestem zmęczona czekaniem - odrzekła. Wtedy podszedł do niej i

delikatnie zaczai całować.

Biała sukienka, nosząca ślady brudnych dłoni miała niezliczoną ilość

guziczków, maleńkich perełek, które biegły rzędem wzdłuż piersi i poniżej

talii. Rozpinał jeden za drugim, spragniony dotyku jej ciała. Każdy

centymetr skóry Stevie był dla niego objawieniem: piegi na ramionach,

niepokojący cień między piersiami, piękne, gładkie nogi. Miała ten sam

gorsecik, co ostatnio. Objął ustami twardą brodawkę widoczną przez

koronkę i długo pieścił językiem. Nie chciał się spieszyć. Pragnął

zapamiętać każdy szczegół.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

114

Jego szlafrok spadł na podłogę. Stevie z zachwytem patrzyła na

silnie umięśnione, nagie ciało mężczyzny. Sama chciała też jak najszybciej

pozbyć się krępujących ją rzeczy, więc pomogła mu zdejmować swój

gorsecik. Za chwilę nie było już niczego, co mogłoby ich powstrzymać.

Błękitne niebo za oknem wydawało się być bliskie, na wyciągnięcie ręki.

Nawet nie przyszło jej do głowy, żeby zamknąć okiennice. Jego dłonie

dotykały jej piersi.

Pod wpływem tych czułych pieszczot pożądanie Stevie stawało się

coraz gwałtowniejsze. Położyła się na pościąganych prześcieradłach, nie

uwalniając Micka z objęć. Po raz pierwszy spoczął na niej całym ciałem i

musiała przygryźć wargi, żeby zdusić krzyk. Oddychali głośno i

gwałtownie.

Usta Micka zatrzymały się tuż nad jej wargami.

- Kocham cię, moja piękna. To cudowne uczucie mieć cię blisko

siebie...

- Chcę bliżej - szepnęła, wtulając się w niego. Przygniatał ją teraz

swoim ciałem, tak że czuła go każdym skrawkiem skóry. Gwałtownymi

ruchami języka pobudzał ją do miłości - jej biodra same zaczynały

poruszać się naturalnym rytmem.

Powędrował ustami w dół ku jej szyi, zostawiając na niej ślady

pocałunków. Smakując ciało dziewczyny, wyczuł bijące w szaleńczym

rytmie serce. Jego usta zatrzymały się na jędrnych piersiach, delikatnie je

przygryzając i ssąc, pieszcząc jak można najsubtelniej. Czuła, że spada w

dół, głęboko, bez końca...

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

115

Zadygotała, a on wiedział, że Stevie czeka już na ostateczne

spełnienie. Urywanym oddechem, zachrypniętym szeptem ciągle

powtarzała jego imię. Jego imię...

Widział ciepłe i zamglone spojrzenie jej oczu, czuł rozpalone ciało.

- Jak mogłem żyć bez ciebie? Jak udało mi się przeżyć tyle dni?

- Nie mogłam. Muszę...

- Wiem - odrzekł zdecydowanie, przesuwając językiem po jej ustach.

- Obydwoje musimy, moja kochana.

Odurzona wyczynami jego palców przestała nad sobą panować i

poddała się bezwolnie pieszczotom. Zresztą już nie chciała być ani

opanowana, ani ostrożna. Nareszcie nie.

Rozluźniła się pod nim i zainicjowała rytm rozkoszy, od którego

zawirował świat. Jak deszcze na wezwanie wiatru, tak jego ciało wezbrało

namiętnością i przeszyła ich jednocześnie gwałtowna fala ekstazy. Nigdy

przedtem nie czuła tak intensywnie żaru miłości. Dawał jej swoje życie

wraz z sercem i duszą pragnąc, by trwało to wiecznie...

Prześcieradła leżały na podłodze, ale Stevie nie miała siły, żeby je

podnieść. Czuła się rozluźniona przyjemnie, zwłaszcza że obok niej leżał

Mick. Oparła głowę na ręce. - Masz piękne rzęsy. - Uśmiechnął się

leniwie.

- Leżę tutaj całkiem nagi, a ty podziwiasz moje rzęsy?

- Tak. - Palcami stóp przesuwała po ich splecionych nogach. -I twoje

uszy. Są idealne. Ładnie ukształtowane i osadzone blisko głowy. Moje

sterczą jak u Dumbo Williamsa.

- Nigdy tego nie zauważyłem. - Ta sprawa najwyraźniej wymagała

sprawdzenia. Przekręcił się na bok i odgarnął włosy z ucha Stevie. - No

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

116

cóż, nie są aż takie jak u Dumbo, ale na twoim miejscu nie obcinałbym

włosów za krótko.

- To moja jedyna wada - wyznała szczerze.

- A więc nie powinienem narzekać. - Pocałował ją. - Sam też je

miałem, ale to było w zeszłym roku. Teraz jestem doskonały.

- Możesz być z siebie bardzo zadowolony. Dlaczego się śmiejesz?

- Bo chce mi się śmiać. - Przysunął się do Stevie i wtulił usta w

zagłębienie jej szyi. - I jednocześnie krzyczeć ze szczęścia na cały świat.

Poza tym chciałbym bardzo ukryć cię w tym pokoju do północy.

- Do północy?

- Na zawsze, moje ciasteczko. Boję się tylko, żeby to nie był sen.

Ton jego głosu wzruszył ją. Delikatnie przesunęła palcami po jego

splątanych włosach.

- Tylko mi się przyjrzyj, M. J Connover. Makijaż rozmazany, usta

spuchnięte, skóra czerwona od twojej brody. Czy wyglądam jak sen?

Patrzył na nią przez chwilę.

- No... nie.

- Skoro tak jest, to rzeczywistość będzie okropnym rozczarowaniem.

- Kochana, po tym wszystkim nawet niebo nas rozczaruje. Zostańmy

więc lepiej na zawsze w mojej lepiance, hodujmy kwiaty i cebulę,

urządzajmy pikniki z Dum bo Williamsem i bądźmy do końca życia

szczęśliwi.

- Tylko że, to nie jest takie proste - powiedziała ze smutkiem w

głosie.

- Ale mogłoby być. - Muskał dłonią jej policzki i szyję. - Co nas

może powstrzymać?

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

117

- Twoja praca - odrzekła ochryple. - Moja praca. Twoja rodzina.

Moja rodzina. Moje mieszkanie. Wizyta u dentysty w poniedziałek.

- „Wizyta u dentysty". Czuję, że będę cię musiał przygotowywać

stopniowo. Jedną nogą nadal tkwisz w realnym świecie.

- To nieprawda. Obie nogi mam na... tobie.

- Jak to zrobiłaś? Jak w ogóle można tak wyginać nogi?

- To sen - przypomniała mu - a we śnie wszystko może się zdarzyć.

Masz jakieś życzenia?

- Jedno. - Położył się na niej i mocno przytulił do siebie. - Nigdy

mnie nie budź.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

118

ROZDZIAŁ 8

- Nie ruszaj się!

- Przecież się nie ruszam.

- Ruszasz ustami.

Stevie zamilkła. Ścierpła jej szyja, a czubek nosa zdążyło już

przypiec słońce. Prawie godzinę siedziała nieruchomo w białym

ogrodowym fotelu na tle kwiatów. Była dopiero jedenasta rano, ale

bezlitosne słońce gór w niczym nie przypominało znanego jej łagodnego

słońca doliny. Nic dziwnego, że ogród Micka był w opłakanym stanie.

- Przekręciłaś głowę. Nie patrz na kwiatki tylko na mnie. W tej

chwili staram się wiernie odtworzyć twoje dziurki w nosie.

Stevie nie była cierpliwą modelką. Gdyby wiedziała, że Mick

Connover również rysuje portrety, nigdy by się w nim nie zakochała.

- Teraz unieś trochę brodę - powiedział. - Za wysoko. Na dół... W

prawo... Dobrze.

Siedział oparty o pień drzewa, ubrany w spodnie od dresu i koszulkę.

Blok rysunkowy trzymał na zgiętym kolanie. Na jego twarzy widać było

niezwykłe skupienie.

„Niech będzie, jak on chce" - przemknęło jej przez głowę. Kochała

go bez względu na to, kim był.

- Za dużo się uśmiechasz - zauważył. - Potrzebny mi jest tylko ślad

uśmiechu, coś w stylu Mony Lizy, żeby oddać twoją subtelną i tajemniczą

urodę.

- Mona Liza nie nosiła męskich szortów ani koszulki.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

119

- Nic się nie martw. Improwizuję. Teraz znowu za poważnie...

Potrzebuję trochę więcej uśmiechu.

- Głupio tak spędzać niedzielny poranek - mruknęła Stevie,

naśladując uśmiech ze znanego obrazu. -Że też musiałeś zerwać mnie o

świcie na jakieś rysowanie.

- Głowa do góry... Teraz dobrze. A tak, prawdę mówiąc... -

uśmiechnął się, wspominając wczesny poranek - to ty mnie obudziłaś.

Głowa wyżej.

- Ale potem znowu usnęliśmy - broniła się. Błyszczące brązowe oczy

spojrzały na nią znad rysunku.

- Po dwóch godzinach.

- Chodzi o to, że mogliśmy spać do południa, gdybyś nie nabrał

szalonej ochoty na przeniesienie mnie na papier.

- Sądziłem, że ucieszy cię niewielka zmiana - zauważył niewinnie. -

Nie możemy zmarnować życia w sypialni, prawda?

Zastanowiła się. Od kiedy rzuciła mu się w ramiona, faktycznie

spędzili tam wiele godzin.

- Nie określiłabym tego jako marnowanie życia. Wychylił się spoza

rysunku.

- Tak? A jak byś to nazwała?

- Na pewno inaczej. - Pochyliła głowę i zaczęła masować

zesztywniały kark. - Koniec. Już dłużej nie mogę tak siedzieć, Mick. Szyja

mi zdrętwiała.

- Masz szczęście, już skończyłem. Chciałabyś zobaczyć?

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

120

- Pewnie. - Wstała i podeszła bliżej, prostując zesztywniałe nogi i

masując palce, z których odpłynęła krew. - Nie mówiłeś nigdy, że jesteś

artystą.

- Nie nazwałbym siebie artystą - odrzekł skromnie - chociaż rodzice

mają w domu jeden czy dwa obrazy, z którym jestem dumny. Podejdź

bliżej i usiądź. Będziesz lepiej widziała.

- Chyba długo jeszcze nie będą mogła usiąść. Mam absolutnie dość...

- Przerwała nagle, kiedy Mick pokazał jej rysunek. Ujrzała na nim postać

dziewczynki z rączkami i nóżkami rysowanymi jedną kreską, z dużymi

oczami i loczkami jak korkociągi. Nad nią wisiał ptaszek i kanciaste

słońce.

- To ma być mój portret, który rysowałeś przez ostatnią godzinę?

Skinął głową.

- Uderzające podobieństwo, nie uważasz? Miałem trochę problemów

z wyrazem twarzy, ale... Ojej! -krzyknął, kiedy dostał po głowie blokiem

rysunkowym.

- To znaczy, że ci się nie podoba? - spytał z żalem.

- Mówiłeś, że u rodziców wiszą twoje prace.

- To prawda. W pierwszej klasie narysowałem portret mamy, trochę

podobny do twojego. Ogromnie się jej spodobał i nadal trzyma go w

sypialni.

- Powiedziałeś, że... - Głos zaczął jej drgać. - „Tajemniczy wyraz"... -

przedrzeźniając go wybuchnęła głośnym śmiechem. - Nie wierzę, że

kazałeś mi tak długo siedzieć bez ruchu tylko po to, by na mnie patrzeć.

- Uwielbiam to robić. - Złapał ją za rękę i pociągnął do siebie na

ziemię. - Mógłbym cię obserwować całymi dniami, do końca życia.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

121

- „Głowa do góry" - przedrzeźniała go rozbawiona. - „Nie śmiej się.

Nie marszcz brwi. Przestań... "

- Wiesz, jak bardzo cię kocham? - wyszeptał, nie odrywając od niej

ust. - Jaki jestem szczęśliwy?

Przestała się śmiać.

- Nie wiem, powiedz mi.

- Czytałem kiedyś, że nikt nie może być w pełni szczęśliwy, bo

wszyscy podświadomie tęsknimy za rajem. Wierzyłem w to, gdyż było we

mnie wiele pustych miejsc, których nikt nie mógł wypełnić. Wszystko się

zmieniło, gdy ciebie poznałem. Nic nigdy nie dorówna temu, co czuję do

ciebie. Wiem, że dopiero zaczynamy i że będziemy popełniać błędy, ale

obiecuję ci jedno: będziesz ze mną szczęśliwa, Stevie. Dam ci wszystko o

czym marzysz, potrzebujesz i pragniesz.

Mick miał wątpliwości, czy ta kwiecista wypowiedź udała mu się

lepiej niż kwiatowy ogródek. Zarumienił się i spojrzał Stevie w oczy.

- Przepraszam, ale nie umiem tego inaczej powiedzieć.

Objęła Micka i położyła mu głowę na piersiach. Mocno kochała tego

mężczyznę, który potrafił mówić o uczuciach z takim wdziękiem i tak

naturalnie.

- To brzmiało jak najpiękniejsza z bajek.

- Więc zostań ze mną w mojej lepiance. Co dzień dam ci bukiet

świeżych kwiatów... jeżeli dopisze mi szczęście. Będę wygłaszał

przepiękne mowy i nigdy nie wspomnę o dzielącej nas różnicy wieku.

Uszczypnęła go w ramię.

- Musiałeś to zrobić, prawda? Taka piękna chwila, a ty mnie

irytujesz.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

122

- Przepraszam. Zaraz naprawię swój błąd.

- Nic z tego. Wszystko popsułeś.

- Przekonasz się. - Oczy Micka hipnotyzowały ją swoim blaskiem.

Delikatnie ułożył dziewczynę na miękkiej, słodko pachnącej trawie. -

Twoja specjalność to porwania i marzenia, a moja - pocałował czubek jej

nosa - cudowne chwile. Masz ochotę na jedną z nich?

Ręka Micka wślizgnęła się pod jej obszerną koszulkę. Do tej pory

śmiała się, teraz zapragnęła go prowokować.

- Co by było, gdybym miała?

- Tutaj? - Jego ciało było tuż nad nią. Zaglądał jej w oczy. - Teraz?

Stalowobłękitne niebo rozpościerało się nad nimi. Stevie dotknęła

pałającej twarzy Micka. Wyszeptała:

- Tutaj i teraz...

Tego dnia Stevie nauczyła się karmić drób. Zostawiła otwarte drzwi

kurnika i malutkie kurczątka rozpierzchły się po podwórku. Goniła je,

starając się zapędzić z powrotem na wybieg przy pomocy zdjętej z włosów

czerwonej chusteczki. Mick nadbiegł od strony warzywnika i na widok tej

sceny zadrżały mu usta ze śmiechu. Widząc go schowała się w cieniu

avocado. Wtedy Mick przyklęknął na jedno kolano i zaczął wydawać

dziwne odgłosy. Kurczęta rzuciły się ku niemu śmiesznym truchcikiem i

posłusznie poszły za nim z powrotem do zagrody.

„Co za facet" - pomyślała Stevie. Uśmiechnął się i usiadł obok niej w

cieniu.

- Kury muszą być zamknięte, inaczej uciekają i wtedy może być

kłopot.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

123

- Już będę wiedziała - powiedziała cicho Stevie -powiedz mi o nich

więcej.

- Nie dowiesz się ode mnie niczego mądrego, moje ciasteczko.

Przynajmniej nie wtedy, kiedy tak patrzysz.

- Bo pożądam - wyznała Stevie i widząc wyraz jego twarzy, nasypała

mu garść trawy we włosy.

Wieczorem przyglądała się, jak Mick robi huevos revueltos con

chorizo na kolację. Nie znała tej potrawy.

- Pomyśl, że to omlet - doradził Mick, rzucając jej zachęcające

spojrzenie.

- Lubię wiedzieć, co jem. - Stevie kręciła się w lewo i w prawo na

obrotowym stołku, patrząc jak kroi pomidory. - Co tam masz w rondlu?

- Włoskie kiełbaski.

- Przecież wspomniałeś coś o meksykańskim jedzeniu.

- W porządku. To są meksykańskie kiełbaski. Coś jeszcze?

- A to zielone w salaterce?

- Posiekane chilli. Odnoszę wrażenie, że mi nie ufasz, moje

ciasteczko.

Zmarszczyła brwi.

- Nie chodzi o to, ale po prostu nie mogę uwierzyć, że potrafisz robić

te wszystkie rzeczy. Do licha, jesteś przecież C o n n o v e r em . Nie

powiesz mi, że jako dziecko zakradałeś się do kuchni pomagać kucharce.

- Czasami. Pracowałem też z ogrodnikami. Kiedyś chciałem

n a p r a wd ę pomóc i wszedłem na dach za kominiarzem. Wtedy

oberwałem.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

124

- Mnie nie wolno było zaglądać do kuchni - wspominała Stevie. -

Mieliśmy rumuńską kucharkę; mówiła z dziwnym akcentem i nigdy jej nie

rozumiałam.

Zamilkła na chwilę; w tym przytulnym domu czuła się zrelaksowana

i spokojna.

- Mick? Mogę ci zadawać bardzo osobiste pytania?

- Bardzo proszę. Odpowiem na wszystkie, bo chcę usłyszeć twój

akcent jak u Scarlett O'Hara.

- Czy kiedykolwiek rodzice nalegali, żebyś został...

- Typowym Connoverem? Nie bardzo. Oszczędzono mi tego - dzięki

Marshallowi. Zawsze chciał iść w ślady ojca i powiodło mu się. Ja

pracowałem w firmie przez dwa lata po szkole, ale nie miałem do tego

serca. Nikt nie był zdziwiony, kiedy odszedłem i otworzyłem własny

interes. Chociaż trzeba przyznać, że kurczaki ich zaszokowały.

- Czujesz niechęć do Marshalla?

- Wyznam uczciwie - jestem mu ogromnie wdzięczny. Bez poczucia

winy mogę teraz spędzać po trzy miesiące w Nowej Gwinei, bo wiem, że

Marshall -szczęśliwy jak skowronek - zajmuje się firmą jak należy.

- Myślę, że jesteś cudowny.

- Uwielbiam tę twoją myśl.

- I wcale nie jestem głodna. Uśmiechał się coraz szerzej.

- Nie?

- Nie. - Poważnie patrzyła mu w oczy. - Wolałabym się kochać.

Mick zdjął rondel z ognia.

- Wiesz... ja chyba też nie jestem głodny.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

125

Leżeli przytuleni do siebie jak para kociaków, chowając się w

pościeli przed zimnym powiewem wpadającym przez otwarte okno. Nie

mieli zamiaru spać; „pra-wie-noc" to zbyt wczesna pora na sen. Chcieli

jedynie zamknąć oczy i przez chwilę odpocząć w swych ramionach.

Dźwięk, jaki usłyszała Stevie, przypominał dzwonek u sań. Boże

Narodzenie? Nie, to nie dzwoneczki. Dzwoni telefon. Zadowolona, że

rozpoznała dźwięk, zapadła znowu w sen.

Obudziły ją dłonie czule gładzące jej włosy. Otworzyła oczy, ujrzała

w ciemności profil Micka. Siedział na brzegu łóżka w spodniach i białej

koszuli. Kiedy ostatnio go widziała, spał nagi obok niej.

- Co się dzieje? - spytała zaspanym głosem.

- Muszę wyjść.

Usiadła na łóżku, odrzucając do tyłu potargane w czasie snu włosy.

- Słyszałam telefon. Coś się stało?

- Mój ojciec miał po południu atak serca - powiedział Mick. -

Właśnie dzwoniła matka. Jest w szpitalu.

- Och, Mick. - Stevie dotknęła jego ramienia, czując przez koszulę

napięte mięśnie. - Co mówią lekarze?

- Doktor twierdzi, że nic mu nie grozi, ale muszę tam pojechać.

Przepraszam, że zostawiam cię samą. Wolałbym inne zakończenie naszego

pięknego dnia.

- Nie martw się o mnie. - Do pokoju wtargnął wiatr i Stevie drżąc z

zimna podciągnęła prześcieradło na piersi. - Jestem dużą dziewczynką i

sama mogę wrócić do miasta.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

126

- Nie odchodź, proszę. - Zapalił nocną lampkę i spojrzał na zegarek. -

Dopiero ósma trzydzieści. Wrócę za dwie godziny. Śpij dalej, a kiedy

następny raz otworzysz oczy, będę przy tobie. Potrząsnęła głową.

- Muszę wrócić do domu. Wczoraj nie byłam przygotowana na to, że

zostanę u ciebie przez cały weekend. Jutro rano normalnie pracuję w

biurze.

- Myślałem, że chcesz na zawsze zostać ze mną, kwiatami i

kurczątkami. Pamiętasz? - powiedział cicho.

- Pamiętam. - Objęła go za szyję, przytulając się mocno. - Pojadę do

domu, ale to nie znaczy, że nie wrócę. Ktoś przecież musi zająć się twoimi

kwiatkami.

Mick siedział bez ruchu z twarzą wtuloną w pachnącą skórę Stevie.

- Muszę. Chyba że... byłabym ci potrzebna. - Odchyliła się do tyłu i

uważnie spojrzała na twarz mężczyzny. - Chcesz, żebym pojechała z tobą

do szpitala?

Chciał - nawet bardzo - ale ojcu nic nie groziło i nie było powodu,

żeby mu towarzyszyła. Poza tym, nie była to najwłaściwsza pora na

przedstawianie rodzicom ukochanej.

- Nie ma potrzeby, żebyś jechała. Poradzę sobie -dodał uśmiechając

się. - I jeszcze jedno: nie mogę się obejść bez ciebie. Pamiętaj o tym, kiedy

stąd odjedziesz, dobrze?

- Będę pamiętać. - Słowa z trudem przechodziły jej przez ściśnięte

gardło. W świetle lampki wyglądał tak młodo. Ale oczy... W oczach nie

było nic chłopięcego, tylko mądre spojrzenie dorosłego mężczyzny.

- Wszystko będzie dobrze, Mick.

- Wiem. - Wyciągnął dłoń, by dotknąć jej twarzy. -Musi być.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

127

ROZDZIAŁ 9

- Mam dosyć załatwiania wszystkich spraw - powiedział Morgan. -

Jesteśmy wspólnikami, więc połowa zleceń należy do ciebie.

- Proszę tylko, żebyś poszedł na pocztę - odparła Stevie. - To krótki

spacer - dwie przecznice stąd. Nie mamy znaczków, a trzeba dzisiaj

wysłać rachunki.

- Więc to ty idź na pocztę. Świeże powietrze dobrze ci zrobi. Przez

cały czas nie wychodziłaś z biura.

- Czekam na telefon - mruknęła Stevie.

- To samo powiedziałaś w poniedziałek rano, kiedy mnie posłałaś po

kanapki i kawę. Dzisiaj jest środa i nadal spodziewasz się telefonu?

- Tak. - Jej oczy przybrały wyzywający wyraz. Była teraz w

wojowniczym nastroju. - Zresztą zamierzam czekać nadal. Już ci

mówiłam, że ojciec Micka miał atak serca i bardzo się martwię.

- To zadzwoń do szpitala.

- Zrobiłam to - odparła sztywno.

- I co?

- Stan pacjenta jest dobry.

Morgan przysiadł na krawędzi biurka z ciężkim westchnieniem.

- Ale dalej nie ma wieści od Connovera i dopóki on się nie odezwie,

ja będę zmuszony biegać ze zleceniami po mieście.

- Może wcześniej wróci Marcy.

- A właściwie gdzie jest, do diabła, ta nasz recepcjonistka? Za co jej

płacimy, jeżeli połowę czasu spędza poza biurem?

Stevie ukryła twarz w dłoniach. Zaczynała ją boleć głowa.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

128

- Wezwano ją do sądu jako ławnika. Morgan, już parę razy ci o tym

mówiłam.

Morgan przez chwilę się zawahał.

- Nie możesz całymi dniami pozostawać wyłącznie w zasięgu

słuchawki telefonu. To komplikuje życie. Próbowałaś dodzwonić się do

Connovera?

- Jasne, parę razy. Nie było go w domu ani wczoraj w nocy, ani

dzisiaj rano. W sklepie powiedziano mi, że wziął dwa tygodnie urlopu i

nic poza tym.

- Rozumiem. Wobec tego będę gońcem do czasu, aż zadzwoni.

- Nie. - Stevie wstała i wyjęła portmonetkę z szuflady. - Masz rację,

to niemądre. Mam robotę i muszę ją wykonać, więc pójdę na pocztę i do

banku. Kupić ci hamburgera?

- Z podwójnymi dodatkami. - Ucieszył się. - I nie martw się o

telefon. Nie spuszczę go z oka.

Idąc na pocztę, Stevie minęła biurowiec „Connover Building".

Spojrzała na wieżę z metalu i szkła, w której pracowały setki ludzi. Szczyt

budynku ginął w słońcu. Znajdował się pewnie w połowie drogi do nieba -

tak jak wieża Babel: w górę, gdzie nikt nie widział końca...

„Mick, gdzie jesteś?"

Kiedy wróciła do biura, Morgan czekał na nią z zapisaną

wiadomością.

- Jeśli to wszystko, co miałem zrobić, to biorę hamburgera i

wychodzę na spacer - oznajmił wielce z siebie zadowolony, wręczając jej

kartkę.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

129

Wiadomość była krótka - Mick Connover telefonował o 13: 00 i

miała do niego oddzwonić pod wskazany numer.

Wykręciła pospiesznie numer zesztywniałymi palcami i coś musiała

pomylić. Starsza pani poinformowała ją, że nigdy nie słyszała o Dicku

Hannoverze, po czym odłożyła słuchawkę. Stevie zaczęła od początku,

tym razem wybierając numery z precyzją programisty komputerowego.

- Korporacja Connover.

Stevie przełknęła ślinę i podała numer wewnętrzny.

- Biuro pana Connovera - zabrzmiał jeszcze jeden kobiecy głos.

- Chciałabym mówić z Mickiem Connoverem.

- Przykro mi, ale pan Connover jest teraz zajęty i nie można mu

przeszkadzać. - Sekretarka miała ton zadowolonej z siebie kierowniczki

restauracji, która informuje, że nie ma ani jednego wolnego stolika. - Czy

chciałaby pani rozmawiać z kimś innym?

- Tylko z panem Connoverem - powiedziała Stevie ostro. Już jako

dziecko straciła szacunek dla biurowej etykiety. - Proszę go

poinformować, że dzwoni Stevie Knight.

- Przykro mi, ale pan Connover nie przyjmuje teraz żadnych

telefonów. Proszę mi podać swój numer, a ja przekażę, żeby do pani

zadzwonił.

- Ależ to ja odpowiadam na jego telefon. - Stevie wzięła głęboki

oddech, podczas gdy sekretarka wyrzucała z siebie kolejny potok

usprawiedliwień. - W porządku przerwała zirytowana.

-

Przerwała

zirytowana. Straciła orientację - od kiedy to Mick miał gabinet w

„Connover Building"? -Proszę przekazać Mickowi - to znaczy panu

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

130

Connoverowi - że Stevie Knight próbowała się z nim skontaktować. Będę

w domu lub biurze. Zna numery telefonów.

- Jestem pewna, że się odezwie, kiedy tylko będzie miał czas.

„Kiedy tylko będzie miał czas". - Te słowa powracały wciąż do niej,

gdy siedziała w mieszkaniu przed telewizorem, ale nie oglądała programu.

Właśnie skończyły się wiadomości, było po dziesiątej. Czemu nie

dzwonił? Z każdą samotnie spędzoną minutą narastała w niej obawa. Co

się z nim działo?

Wmawiała sobie, że wszystko będzie dobrze. Nie chciała martwić się

na zapas. Telefonowała do domu Micka, ale nikt nie podnosił słuchawki.

Dzwoniła do „Korporacji Connover" i usłyszała automatyczną sekretarkę.

Prawie do północy krzątała się po domu. Zaczęła piec ciastka, spaliła je i

wyrzuciła. Wzięła kąpiel, przenosząc telefon do łazienki. Później

eksperymentowała z kremami, kładąc dla odmiany aloesowy na policzki, a

z wyciągiem z avocado pod oczy. Nic jednak nie mogło oderwać jej od

ponurych myśli.

Telefon zadzwonił w chwili, kiedy weszła do łóżka.

- Nie odkładaj słuchawki. - Usłyszała ukochany, mocno skruszony

głos. - Zasługuję na to, ale proszę, nie odkładaj.

- No, w końcu zadzwoniłeś! Nic się nie stało? - Stevie oddychała tak

szybko, że ledwo mogła mówić.

- Wszystko w porządku. Jestem szczęśliwy, że cię słyszę. Co u

ciebie?

- Nieważne co u mnie. Co z tobą? Gdzie jesteś?

- W mieście. Na ostatnim piętrze biurowca jest mieszkanie.

Spędziłem tu parę ostatnich nocy. Zdaję sobie sprawę, że jest późno, ale

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

131

musiałem cię usłyszeć. To jest pierwsza okazja, kiedy mogłem do ciebie

zadzwonić. Przez całe popołudnie trwały rozmowy i zaraz potem

musiałem lecieć do San Francisco. Przed chwilą wróciłem z lotniska.

Stevie zapaliła lampę, tak jakby mogło jej to pomóc w zrozumieniu

sytuacji.

- Powiedziałś: San Francisco?

- Tak. Tam są nasi prawnicy. Wiesz, to co chcę ci powiedzieć, nie

nadaje się na telefon, a ja padam ze zmęczenia. Mogłabyś się ze mną

spotkać na kolacji w piątek?

- W piątek? - powtórzyła zawiedzionym głosem.

- Rano lecę do Nowego Jorku i nie będzie mnie aż do piątkowego

popołudnia. Mam parę spraw do załatwienia.

- A więc muszę cierpieć i czekać na wyjaśnienia aż do piątku?

Usłyszała cichy śmiech.

- Gdybyś ty tego ode mnie żądała, moje ciasteczko, domagałbym się

twojej głowy - przyznał. - To co, w piątek o siódmej?

- Powiedz mi tylko... - Nagle Stevie zastanowiła się, co takiego

chciałaby usłyszeć. - Powiedz, co z ojcem?

- Dochodzi do siebie. Miał łagodny atak, będący ostrzeżeniem, że

musi zwolnić tempo życia. Jeśli nic się nie zmieni, to za parę dni wypiszą

go ze szpitala.

- To cudownie. - Zapadło milczenie przerwane z jego strony

stłumionym ziewnięciem. - Dam ci już spokój. Wyraźnie potrzebujesz snu.

- Starzeję się, Stevie.

- Mam nadzieję. Wtedy byś mi dorównał wiekiem.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

132

- Postaram się. - Kolejne ziewnięcie. - Podobno człowiek starzeje się

wtedy, kiedy podnieca go myśl o pójściu do łóżka po to tylko, żeby spać.

Stevie uśmiechnęła się i dotknęła słuchawki opuszkami palców.

- W takim razie do piątku, Romeo.

- Zostawię informację o sobie w recepcji na dole. Powiedzą ci, gdzie

jestem.

Jego głos brzmiał jakby był gdzieś bardzo daleko. Może ostatnie

piętro „Connover Building" rzeczywiście znajdowało się w połowie drogi

do nieba?

- W porządku - westchnęła. - Nie pozostaje mi wobec tego nic do

dodania, poza...

- Stop! Pamiętasz, co mi obiecałaś? Nigdy nie będziesz się ze mną

żegnać. O mało co nie złamałaś obietnicy.

- Słodkich snów, M. J. Connover.

Stevie nie miała pojęcia, jak się ubrać na kolację w apartamencie

usytuowanym tak blisko nieba. W końcu zdecydowała się na skromny

kostium z białego jedwabiu. Włosy, świeżo po wysuszeniu, były proste i

lśniące. Zaparkowała samochód w podziemiach „Connover Building" i

błyskawicznie dojechała windą do recepcji. Strażnik przy biurku poprosił

ją o dokument stwierdzający tożsamość. Kiedy Stevie wyciągnęła sześć

kart kredytowych, prawo jazdy, chusteczkę z monogramem i kwit z pralni,

dopiero był usatysfakcjonowany.

Kolejną windą pojechała na trzydzieste trzecie piętro, gdzie musiała

stawić czoło jeszcze jednemu strażnikowi. Potem prowadzono ją szerokim

korytarzem wyłożonym ciemnobrązowym dywanem. Na końcu drogi

znajdowały się masywne drewniane drzwi.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

133

- Proszę wejść - powiedział strażnik, otwierając drzwi i wycofując

się. - Pan Connover jest na zebraniu, ale prosił, żeby czuła się pani jak u

siebie w domu. Pan Connover wkrótce przyjdzie.

Pierwszym odczuciem Stevie był żal z powodu braku witającego ją

Micka. Może sprawił to niewiarygodny ogrom pokoi wysokich na cztery

metry, może błyszczące szklane ściany, przez które widać było światła

miasta.

„Powinieneś być tu ze mną - mówiła w myślach do Micka - bo

wchodziłam już do zbyt wielu pustych pokoi".

Nie mogła nie docenić artystycznego zmysłu dekoratora, który

pokrył ściany nadrukiem w czarno-białą jodełkę pulsującą srebrzystym

światłem. Wysokie do sufitu kolumny z plastyku i stali oddzielały salon od

jadalni. Umeblowany był stereotypowo, lecz w dobrym stylu -czarny stół

na wysoki połysk, białe skórzane sofy i krzesła. Stevie nie mogła sobie

wyobrazić Micka Connovera mieszkającego wśród tych neonowych ścian.

- Przerażające, prawda? - Usłyszała jego głos tuż obok. Odwróciła

się i zdumiała na widok białej koszuli, czarno-białego krawata w paski i

czarnych spodni.

- Chciałeś się dopasować wyglądem do pokoju czy to tylko

przypadek?

Uśmiech miał żartobliwy i zachęcający.

- Ten strój mnie dobija, moje ciasteczko. Przez ostatnie pięć dni

zakładałem tylko garnitur. Ostatniej nocy zasnąłem w koszuli, krawacie i

slipkach. Tęsknię za dżinsami. - Zajrzał jej w oczy. -I za tobą.

„To sygnał. W tym momencie bohaterka romansu zarzuciłaby

bohaterowi ramiona na szyję i wyznała swoje uczucie" - pomyślała. Coś

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

134

jednak ją powstrzymywało od tego. Zdjęła buty i spróbowała wyczuć

palcami podłogę pod grubą warstwą dywanu. Nie wyczuła.

- Opływasz w luksus, M. J. Connover. To ci szkodzi.

- Stevie? - Przyciągnął ją do siebie. Rozchyliła usta pod naporem

jego ciepłych warg. Jej ręce gładziły chłodny jedwab koszuli. Nagle

przypomniała sobie inny pocałunek, szaloną chwilę pewnego niedzielnego

popołudnia, kiedy pod palcami czuła skórę rozgrzaną słońcem i wilgotną

od potu.

- Co się stało? Coś cię martwi?

- Nie, nic - odrzekła, mając nadzieję, że Mick nie wyczuje kłamstwa.

- Po prostu... Minęło trochę czasu, to wszystko.

Uniósł do góry podbródek Stevie.

- Hej, to ja! Przypominasz sobie? Ten sam wysoki facet z brązowymi

oczami, który hoduje kurczęta. Nie mogłem się przecież zmienić przez

pięć dni.

Nie chciała się zastanawiać głębiej nad słowami Micka.

- Tak by się wydawało - powiedziała.

Cofnął się i zaczął się jej przyglądać, trzymając ręce w kieszeniach.

- Prędzej czy później spodziewałem się czegoś takiego. Nie sądziłem

tylko, że tak szybko. - Uśmiechnął się słabo. - Nigdy nie byłaś

dziewczyną, którą można łatwo zrozumieć.

- Nie wiem, o czym mówisz.

- Na pewno wiesz, tylko nie chcesz się do tego przyznać.

Przestraszyłaś się, prawda?

- Czego się przestraszyłam?

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

135

- Tego dostatku wokół. - Wskazał ręką na pokój. -Braku kur w

zasięgu wzroku. Faktu, że chodzę na zebrania zarządu, a nie sprzedaję

namiotów i górskich rowerów. Wracają twoje niepokoje z dzieciństwa i

zastanawiasz się, czy przypadkiem teraz nie pokazuję swojego

prawdziwego wielkopańskiego „ja".

- Zdaję sobie sprawę, że robisz to wszystko, żeby pomóc ojcu.

- I boisz się, że to lu b i ę.

Zniżył głos do konspiracyjnego szeptu: - Doktor Jekyll miał swojego

Hyde'a, a Mick Connover ma..

- Zachowujesz się jak idiota - mruknęła Stevie, odwróciła się i

podeszła do okien. Stanęła nie za blisko; nawet w pewnej odległości od

nich doświadczała nieprzyjemnego uczucia spadania w pustkę. - Nigdy

bym tu nie zasnęła. Bałabym się, że sturlam się z łóżka trzydzieści pięter w

dół na ziemię.

Spoglądał na nią, stojąc z tyłu. Uchwycił dystans, jaki zachowała

między sobą a ścianą ze szkła.

- Gdybyś była tak zmęczona jak ja, nie zwróciłabyś na nic uwagi.

Kiedy ojciec miał atak, firma była w trakcie wykupu udziałów. Musiałem

pracować przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, żeby wszystko

zakończyć.

Odwróciła się ku niemu.

- A więc już po wszystkim?

- Mam taką nadzieję. Będę trochę improwizował do czasu, aż wróci

Marshall i przejmie ode mnie cały ten bałagan. On to uwielbia. Kryzysy są

jego żywiołem.

- Rozumiem.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

136

Nie poruszyła się. Desperacko próbowała znaleźć sposób na ocalenie

tego wieczoru, ale nic jej nie przychodziło do głowy.

- Obciąłeś włosy - zauważyła nagle. - Nigdy jeszcze nie były takie...

ułożone.

Natychmiast je potargał, niszcząc wszelkie ślady elegancji.

- Lepiej? Uśmiechnęła się.

- O wiele.

- Musimy się zastanowić, w czym tkwi problem.

- Co masz na myśli? - Znowu zrobiła unik.

- Czegoś nam brakuje. - Zmarszczył brwi, a potem w przypływie

olśnienia pstryknął palcami. - Już wiem. Musimy się posilić. Brakuje nam

właśnie kolacji! Pół tuzina potraw z chińskiej restauracji czeka w piekarni-

ku. Usiądź przy tamtym stole, o pani, ja przyniosę jedzenie.

Siedzieli naprzeciwko siebie przy czarnym lśniącym stole jak

negocjatorzy. Ciemne okna mgliście odbijały zarysy mebli i świecące

lampy. Stevie złapała się na tym, że wpatruje się w szklane odbicie Micka

i próbuje odnaleźć mężczyznę, w którego obecności wspaniale się kiedyś

czuła. Ich odbicia w oknach wydawały się być bardzo odległe od siebie.

Kiedy kończyli kolację, zadzwonił telefon. Mick przeprosił i poszedł

odebrać. Stevie przełamała swoje chińskie ciastko mądrości i przeczytała

na głos - siedząc sama w pustym pokoju - karteczkę, jaką w nim znalazła:

„Powściągnij język, chyba że powiesz coś mądrzejszego od milczenia".

Mick wszedł, zakładając marynarkę.

- Przepraszam, Stevie, ale muszę cię na parę minut zostawić samą.

Dzwonił jeden z księgowych, który zestawia dla mnie dane na jutrzejsze

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

137

zebranie zarządu. Jeśli ich nie przejrzę, będę wyglądał na zupełnego igno-

ranta w sprawach firmy, jakim rzeczywiście jestem.

Stevie rzuciła za siebie karteczkę z przysłowiem.

- Nie masz za co przepraszać. Trzeba wiedzieć, co jest

najważniejsze.

Spoglądali na siebie przez długą chwilę.

- To potrwa tylko chwilę. Proszę cię, zaczekaj.

- Nie mogę. - Stevie wstała od stołu. - Przygotowujemy przyjęcie -

niespodziankę dla kierownika restauracji w Newport Beach. Muszę jeszcze

dograć parę spraw.

- Takie sprawy masz właśnie tutaj - powiedział Mick bezbarwnym

głosem. - Nie waż mi się stąd wyjść, moje ciasteczko.

- Nie ja jedną wychodzę - rzuciła od niechcenia. Podeszła do sofy,

wsunęła buty na stopy i podniosła torebkę. Czuła wewnętrznie, że popełnia

błąd. – Masz w tej chwili ważne sprawy, a ja nie chcę obciążać cię

dodatkowymi problemami. Jeśli chcesz, zadzwoń do mnie, kiedy Marshall

przyjedzie i wszystko wróci do normy.

Mick stanął za nią, chwycił za ramię i odwrócił do siebie.

- Czemu nie poczekasz te cholerne dziesięć minut?

- Czasem lepiej jest pozwolić, by rzeczy toczyły się własnym trybem

- powiedziała Stevie, czując ściśnięte gardło. - Ta noc nie jest

najszczęśliwsza. Obojgu nam potrzeba czasu, to wszystko.

Mick puścił ją zdenerwowany.

- Może masz rację. Może rzeczywiście obydwoje potrzebujemy

czasu? Na pewno jedno z nas powinno poważnie się zastanowić. Odwołuję

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

138

się do twojej mądrości, Stevie. - Przeszedł obok niej i otworzył drzwi. -

Proszę, idź pierwsza.

W windzie panowało przytłaczające milczenie. Mick opierając się

biodrem o ścianę, spoglądał na Stevie spod ciężkich powiek, ona zaś z

uporem wpatrywała się w tablicę z przyciskami.

Winda zatrzymała się na szóstym piętrze.

- Wysiadam tutaj - oznajmił Mick. Widząc, że Stevie chce się

pożegnać, uciszył ją ruchem ręki. - Obiecałaś, że nigdy tego nie powiesz.

Obiecałaś!

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

139

ROZDZIAŁ 10

- Od razu wiedziałam, że jest winny. Miał takie małe, głęboko

osadzone, świńskie oczka, w dodatku wodnistoniebieskie. Byłam tego

pewna, kiedy tylko go zobaczyłam. Inni sędziowie z ławy przysięgłych

potrzebowali więcej czasu, żeby przejrzeć faceta. Jest lekarzem, więc nie

mogli uwierzyć, że był zdolny do takich... dantejskich scen.

- Zaraz - wtrącił Morgan - co to znaczy „dantejskie sceny"?

Marcy - recepcjonistka - właśnie powróciła po dwu-tygodniowej

pracy w sądzie i zdawała relację ze swoich przeżyć. Siedzieli we trójkę w

gabinecie Stevie i jedli kanapki z tuńczykiem.

- Sceny dantejskie - wyjaśniła Marcy - to znaczy potworne i

wynaturzone.

- Tego już nie musisz mu tłumaczyć.

- W każdym razie - ciągnęła Marcy - facet był najwyraźniej walnięty.

Zwariował. Nie wystarczyło mu, że zabił teścia, próbował jeszcze dobrać

się do teściowej.

- Ktoś wszedł do recepcji - zauważyła Stevie. -Słyszałam zamykanie

drzwi.

- Cóż, i tak muszę wracać do siebie. - Marcy zebrała z biurka

wszystkie opakowania po lunchu. - Zobaczę, kto to jest. Przypomnijcie mi,

żebym jeszcze opowiedziała o slajdach, jakie nam pokazywali. To było nie

do uwierzenia! Mówię wam, nigdy nie spojrzę więcej na pogrzebacz.

- Zobacz, kto przyszedł - poprosiła Stevie słabym głosem.

- Fascynująca historia - wyraził się Morgan z entuzjazmem po

wyjściu Marcy. - Dam głowę, że ci się podobała. Ta niezdrowa i

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

140

przygnębiająca opowieść pasuje do nastroju, w jakim jesteś od dwóch

tygodni.

- Nie czepiaj się mnie, Morgan. Nie dzisiaj. Jasne brwi Morgana

powędrowały do góry.

- Ja się czepiam? Po prostu nie sposób nie zauważyć pewnych

rzeczy.

- Lepiej skup się na pracy w swoim gabinecie.

- A więc idę - zgodził się potulnie - ale najpierw ofiaruję ci perłę

mądrości: „Gdyby szczęściem był spokój fizyczny i brak zmartwień, to

najszczęśliwsza na świecie byłaby amerykańska krowa".

Stevie spojrzała na niego.

- Dziękuję ci, Morgan. Bardzo mnie pocieszyłeś.

W uchylonych drzwiach pokazała się ruda głowa Marcy.

- Masz gościa, Stevie. Przyszła Tamara Connover. Może wejść?

Stevie nie spodziewała się Tamary. Nie podejrzewała, że jej

miodowy miesiąc już się skończył. Prawie dwa tygodnie upłynęły od

czasu, kiedy zostawiła Micka na szóstym piętrze „Connover Building". Jej

telefon milczał złowieszczo. Zgodnie z tym, co powiedział, Mick dawał jej

czas na przemyślenie pewnych spraw. Możliwe, że zajmie jej to całe życie.

- Poproś Tamarę, żeby weszła - powiedziała Stevie do Marcy, a

Morganowi przypomniała: - Ty wychodzisz.

- Wiem, kiedy jestem zbędny - zauważył Morgan -i mogę z dumą

stwierdzić, że nie zdarza się to często.

Mijając Tamarę w drzwiach, uśmiechnął się przyjaźnie:

- Miesiąc miodowy ci służył, opaliłaś się wspaniale. Tamara weszła

do pokoju otoczona zapachem drogich perfum i uścisnęła Stevie.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

141

- Dzień dobry, kochanie. Wróciłam. Twój niebrzydki przyjaciel

twierdzi, że mam wspaniałą opaleniznę. Jak mu na imię? Poznaliśmy się

chyba na moim ślubnym przyjęciu, prawda?

- To Morgan, nie jest moim przyjacielem. To krzyż, który muszę

dźwigać. Siadaj i opowiadaj.

Tamara usiadła na krześle zajmowanym poprzednio przez Marcy i z

przesadną skromnością ułożyła ręce na kolanach.

- Nie opowiem o miodowym miesiącu, bo musiałabym się rumienić.

Wyznam jednak, że jestem kobietą szczęśliwą. Nie przyszłam jednak

mówić o tym, ale o czymś innym.

Stevie wolno pokręciła głową.

- Możesz jeszcze raz powtórzyć całość?

- Chcę po prostu, żebyś wiedziała, jak bardzo ucieszyła mnie

wiadomość o tobie i Micku. Pomyśleć tylko, że ze wszystkich ludzi na

świecie...

Stevie nagle ożyła.

- Co on ci powiedział?

- Przecież wiesz. Mick mówił, że zamieszkasz z nim na jego

ulubionej górze. Chyba sobie wyobrażasz moje zaskoczenie. Wiem, co

myślisz na temat bogaczy. Sama się obawiałam, że zaczniesz mnie unikać,

kiedy zakochałam się w Marshallu. Wielkie nieba, jak sobie przypomnę,

ile razy próbowałam cię namówić, żebyś go chociaż poznała...

- Powiedział, że zamieszkamy razem?

Tamara skinęła głową i jej brązowe włosy zafalowały.

- Cytuję: „Będziemy mieszkać razem w mojej lepiance do końca

życia, a na stole co dzień będę stawiał świeże kwiaty". Na kwiaty to bym

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

142

nie liczyła na twoim miejscu, bo ten chłopak nie ma szczęścia do roślin. W

każdym razie, kiedy pierwszy raz pytał o ciebie, pomyślałam, że nie ma

najmniejszej szansy. Potem przyszło mi do głowy, że cudownie byście do

siebie pasowali, wobec czego zachęciłam go. Jestem szczęśliwa, że mia-

łam rację.

- Wcale nie - odparła Stevie bezbarwnie. - To znaczy, najpierw tak,

ale... Tamaro, kiedy twój teść miał atak serca i Mick zaczął pracować dla

firmy, to...

- Och, ja to wszystko wiem. - Tamara zamachała rękami w

powietrzu. - Mick mi powiedział. Mówił o twojej obsesji na punkcie

garnituru, ale zaraz potem się uśmiechnął i stwierdził, że ponieważ

złożyliście jakąś obietnicę, to w końcu będziesz musiała mu zaufać. Ma

cudowny uśmiech, prawda? - dodała po chwili. -Prawie tak pociągający

jak Marshalla, Och, mój Boże, Marshall!

Spojrzała na zegarek i wzniosła oczu ku niebu.

- Piętnaście minut temu miałam się z nim spotkać na lunchu. Słuchaj,

chciałam się dowiedzieć, czy nie moglibyśmy pójść gdzieś we czwórkę?

Może na kolację? Co o tym sądzisz?

- Myślę, że...

- Zacznę już dzisiaj.

- Zaczniesz? Co takiego?

- Zaufam mu.

Tego popołudnia Mick wcale nie spieszył się do domu. Ogród

marniał w oczach i niezależnie od jego wysiłków nic tego nie mogło

zmienić. Dom był pusty i wyglądało na to, że przez jakiś czas taki

pozostanie. Trudno się cieszyć anemicznymi uprawami i pustym domem.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

143

Pomyślał, że trzeba nakarmić kurczęta i że chociaż one przywitają go

z radością. Wjechał na podjazd i o mało co nie zawadził o niebieski

samochód Stevie.

Parę minut przesiedział w jeepie, próbując uspokoić łomoczące

serce. Tyle razy wyobrażał sobie tę sytuację. Spojrzał na swoje ubranie.

Cholera. Na koszulce miał smar od roweru, który naprawiał z rana.

Spojrzał we wsteczne lusterko i spróbował jakoś przygładzić rozwiane

wiatrem włosy. Nic to nie dało, ale nie szkodzi -ona lubi potargane.

S t e v i e.

Idąc chodnikiem do domu, zauważył podlane kwiaty. Może mu się

zdawało, ale wyglądały znacznie lepiej. Stokrotki na pewno się podniosły.

Przez chwilę jego oczy przyzwyczajały się do ciemności panującej

wewnątrz domu. Sprawdził salon i sypialnię - pusto. Serce podskoczyło

mu do gardła. Zajrzał do kuchni i zobaczył na stole wazon ze świeżymi

kwiatami. Westchnął i uśmiechnął się do siebie. Były piękne i na pewno

nie zostały ścięte w jego ogrodzie. Wyciągnął jedną wysoką różę i ukłuł

się kolcem, ale nawet tego nie poczuł.

Niosąc różę wyszedł przez tylne drzwi i rozejrzał się, osłaniając oczy

przed słońcem. Dumbo Williams pasł się w oddali, nawet stąd widział jego

duże uszy. Kurczęta zadowolone z życia grzebały w zagrodzie. Warzywa,

tak jak i kwiaty, były świeżo podlane.

Stevie Knight leżała na brzuchu w cieniu drzewka avocado. Na sobie

miała króciutkie szorty i jego własną koszulkę. Długie opalone nogi zgięła

w kolanach i skrzyżowała w górze. Pisała coś na bloku papieru, marszcząc

brwi w skupieniu.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

144

Więc tu była jego ukochana. Czas stanął w miejscu i pozwolił

Mickowi cieszyć się tą cudowną chwilą. Nie istniało nic poza słońcem

padającym z jasnego nieba i kobietą, która teraz spoglądała na niego z

lekko rozchylonymi ustami i miłością w oczach.

- Słyszałam jeepa - powiedziała. - Co ci zajęło tak dużo czasu?

- Szukałem ciebie. Pod stołami, krzesłami i tak dalej...

Usiadł przy niej i podał jej różę.

- Dla ciebie. Obiecywałem ci codziennie świeże kwiaty.

Uśmiechnęła się łagodnie.

- Ten kwiat chyba skądś znam.

- Nie wiedziałem, że będę miał gościa. Musiałem improwizować. Co

piszesz?

- Nie piszę. - Usiadła i podniosła blok, żeby Mick mógł zobaczyć. -

Rysuję portret. Podoba ci się?

Na papierze zobaczył narysowanego prostymi kreskami konika,

który pasł się za płotem. Uszy miał prawie tak samo duże jak nogi.

- Jest piękny - zachwycił się Mick. - Dumbo nigdy tak wspaniale nie

wyglądał.

- Właściwie nie o nim myślałam, jadąc tutaj - wyznała Stevie. -

Miałam na myśli kogoś... dwunożnego.

Mick spojrzał znacząco w kierunku kurcząt, więc zaprzeczyła:

- Nie. Potrzebuję prawdziwego modela, mężczyzny z krwi i kości.

- Kości mam - zauważył. Pokazał Stevie ukłuty różą palec. - Krew

też. Może ci się przydam jako obiekt do studiów z natury?

- To zależy. - Głos miała rozmarzony. Opuszkami palców dotknęła

zwiniętych płatków róży. - Musiałbyś wykazać niezwykłą cierpliwość.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

145

Nie spuszczając oczu z twarzy Stevie, odgarnął za ucho jej

błyszczące włosy.

- Jestem nadzwyczaj cierpliwy - odrzekł zachrypniętym głosem,

myśląc o minionych dwóch tygodniach.

- Widzisz, dopiero zaczynam. - Uniosła różę i przesuwała kwiatem

po swoich wargach. - Uchwycenie twego prawdziwego wizerunku

mogłoby mi zająć bardzo dużo czasu, wiele dni, tygodni, może nawet lat?

Nie chciałabym ci sprawiać kłopotu.

- Nie planowałem niczego specjalnego na resztę życia - powiedział

Mick, zazdroszcząc róży. - Nie będzie to więc żaden kłopot; możesz

pracować nade mną tak długo, jak tylko zechcesz.

- Powinnam cię uprzedzić, że ja, w przeciwieństwie do ciebie, nie

mam zbyt wiele cierpliwości. Czasem też robię coś bez zastanowienia,

dlatego że czuję się zagrożona. Musiałbyś być niezwykle tolerancyjny i

wiele mi wybaczyć.

- Z tym mogę żyć - zgodził się Mick. Pochylił się i przytulił usta do

włosów Stevie. - Mówiąc między nami, nie potrafiłbym żyć bez ciebie.

Bardzo delikatnie położyła różę na bloku rysunkowym i przełożyła

go na trawę. W jej oczach pojawił się ciepły blask. Dotknęła rozpalonych

policzków Micka i przysunęła się do niego. Delikatnie całowała go wzdłuż

szyi, dochodząc aż do ust. Między pocałunkami niespiesznie składanymi

rozchylonymi wargami, pytała szeptem:

- Więc mogę... ? Zostać tutaj, na twojej górze?

- Och, tak. - Oddychanie sprawiało mu ból; krew rozsadzała skronie.

- Zostań na zawsze.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

146

Wzięła ręce Micka i położyła je na swoich piersiach okrytych jego

koszulką.

- Wtedy nigdy nie będziemy musieli się żegnać -dodała.

- Nigdy, przenigdy.

Brakowało mu tchu, zupełnie jakby dopiero co przebiegł długi

dystans. Pieszcząc ją, zataczał rękoma coraz szersze kręgi na jej ciele.

- Wiedziałem, że wrócisz. Wiedziałem, że jeśli będę czekał i mocno

wierzył, to wrócisz do mnie, do domu...

Dom. Myśli miała rozproszone, ale to słodkie słowo dotarło do niej

wyraźnie. Spojrzała na przepełnione miłością oczy Micka i ujęła drżącymi

dłońmi jego twarz. Kochała go całym sercem i całą duszą. Na jej rzęsach

pojawiły się błyszczące łzy, którymi chłodził swoje usta, całując ją czule.

Nareszcie miała dom.

Niebo za otwartym oknem przybrało ciemno wiśniowy kolor.

Rozproszone barwy mijającego dnia wślizgnęły się do sypialni i zabarwiły

pomiętą pościel na czerwono i złoto. Mick i Stevie podziwiali zachód

słońca - ona z głową wtuloną w jego ramię, on bawiąc się jej włosami.

- Całkiem zapomniałem. Mam dla ciebie prezent -powiedział nagle.

- Jaki? - spytała Stevie.

- Spóźniony prezent urodzinowy. - Sięgnął ręką pod łóżko. - Jest.

Zaczęła płakać, jak tylko spojrzała na paczuszkę. Różowo-biały

papier był przewiązany białą wstążką. Jeden jej koniec był skręcony, za to

drugi postrzępiony.

Wciąż pociągając nosem rozwinęła papier. W środku znajdował się

pięknie oprawiony rysunek przedstawiający dziewczynkę z rączkami i

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

background image

147

nóżkami jak patyczki, z włosami jak spiralki, która stała pod kanciastym

słoneczkiem.

- To twój portret, pamiętasz? - powiedział Mick, wskazując na tytuł i

podpis autora dzieła: „Moje Ciasteczko - M. J. Connover". - Chciałem,

żebyś wiedziała, że nikt nigdy nie będzie na ciebie patrzył w taki sposób

jak ja.

- Byłam tego pewna już w pierwszej sekundzie porwania.

RS

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).

Changed with the DEMO VERSION of CAD-KAS PDF-Editor (http://www.cadkas.com).


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Corey Ryanne Bogata panna i jej ochroniarz
Corey Ryanne Sekret milionera 2
Corey Ryanne Kobieta z przeszłością
252 Corey Ryanne Życ od nowa
bradsot polnocny owiec
Rawenna miasto i gmina w północnych Włoszech
Determinanty dochodu narodowego
Podatki dochodowe
5 Handel międzynarodowy a dochód narodowy
Mierzymy dochod narodowy
charakterystyka dochodow samorzadu terytorialnego (cz2
rachunek dochodu narodowego 2
Dochody podatkowe id 138569 Nieznany
Opodatkowanie przychodów (dochodów) z kapitałów pieniężnych
Aktywa i rezerwy z tytułu odroczonego podatku dochodowego
PRAWO HARCERSKIE W HUFCU WARSZAWA PRAGA PÓŁNOC

więcej podobnych podstron