Michelle Martin Diablica z Hampshire

background image

Michelle Martin

Diablica z

Hampshire

background image

1

Katharine Glyn z rozbawieniem obserwowała, jak Thomas

Carrington usiłuje napełnić jej szklankę lemoniadą, nie

oblewając przy tym, jak to miał w zwyczaju, ani swego surduta

w purpurowe prążki, ani swych butów, ani wreszcie jej samej.

Tym razem jego wysiłki uwieńczył sukces.

-

Brawo, Tommy! - powiedziała z uznaniem, gdy szklanka

bezpiecznie dotarła wreszcie do jej rąk. - To był

prawdziwy majstersztyk.

-

Nabrałem wprawy - odrzekł, uśmiechając się z

zakłopotaniem.

-

To widać. Nim sezon dobiegnie końca, będziesz

niedoścignionym mistrzem elegancji i wdzięku -

zauważyła panna Glyn, a w jej oczach pokazały się wesołe

błyski.

-

No, no, Kate, chyba trochę przesadziłaś. Nie zapominaj

rautu u Bennetów z ubiegłego tygodnia.

-

Ktoś cię szturchnął w ramię, Tommy! Jestem pewna, że

ktoś cię potrącił - zauważyła z powagą.

Nagle jej wzrok zatrzymał się na lady Huntington, której

imponujących rozmiarów ciało wciśnięte było w suknię, niemal

background image

trzeszczącą pod tym niewyobrażalnym naporem. Lady

Huntington, matka pięciu córek na wydaniu, mówiła coś z

przejęciem jakiemuś wytwornie ubranemu dżentelmenowi,

którego Katharine Glyn nigdy dotąd nie widziała. Włosy miał

ciemne i krótko ostrzyżone, oczy szare i lekko przymknięte,

gdy, bez szczególnego entuzjazmu, przytakiwał lady

Huntington. Jego wyrazistą twarz znaczyły wystające kości

policzkowe i kanciasty podbródek. Panna Glyn musiała

przyznać, że był wyjątkowo przystojny.

- Tommy, kim jest ten piękniś usidlony przez lady

Huntington? - zapytała.

Carrington posłusznie podążył za jej wzrokiem.

-

Och - odrzekł bez specjalnego zainteresowania. - To

chyba lord Blake. Naśladowca Brakstona, sądząc po

surducie. Jak można się ubierać w tak niewyszukany

sposób?

-

Jak widać nie każdy musi hołdować modzie, mój drogi.

Co wiesz o tym, w tak niewyszukany sposób ubranym,

lordzie Blake'u?

-

Niewiele. Chyba nie bywa w mieście zbyt często. Och, jest

jednak coś, słyszałem, że dla swoich kochanek jest hojny.

background image

A gdy tylko zjawia się w mieście, natychmiast oblega go

tłum wielbicielek.

-

Aha! „Tańczy dziś lekko w niewieściej alkowie, przy

dźwięcznej lutni miłosnych akordach

1

.

Carrington spojrzał na nią ze zdumieniem.

- Ryszard III, akt pierwszy, scena pierwsza.

Jednak Carrington wciąż zdawał się nie rozumieć.

Katharine uśmiechnęła się.

-

To Szekspir, Tommy, dla podkreślenia, jak bardzo mnie

bawi odkrycie wśród nas rozpustnika.

-

To niezupełnie rozpustnik. Nie uwodzi niewinnych

panienek. Interesują go jedynie doświadczone kobiety.

-

Boże mój! A to szczwany lis.

Carrington uśmiechnął się szeroko.

-

Przykro mi, że cię rozczarowałem, Kate.

-

Cóż, przynajmniej ma na tyle zdrowego rozsądku, aby nie

udawać, że się dobrze bawi - zauważyła, obserwując

jednocześnie, jak lord Blake bezskutecznie usiłuje uwolnić

się od niezmordowanej lady Huntington. - Czy

Montclairowie kiedykolwiek wydali udany bal?

-

Z tego, co wiem, nie. Czy uważasz, że powinniśmy posłać

1 Ryszard III, akt I, scena 1, tłum. Leon Ulrich (przyp. red.).

background image

po specjalistów od balsamowania zwłok?

Katharine podniosła do ust szklaneczkę z ponczem.

- Sądzę, że nasi gospodarze już o tym pomyśleli - rzuciła

złośliwie, gdy lady Danforth, zanadto wystrojona i

upudrowana, zbliżyła się do nich, aby porwać ze sobą

Carringtona... w jakim jednak celu, Katharine nie miała pojęcia.

Pozostawiona sama sobie, podeszła do wychodzących na

ogród przeszklonych drzwi i oparłszy się o chłodne szyby,

jakby w ten sposób chciała uciec od dusznego powietrza

zatłoczonej sali balowej, oddała się jednej ze swoich ulubionych

rozrywek: obserwowaniu najzabawniejszych słabostek

wielkiego świata, który przesuwał się przed jej oczami.

Zerknęła na tego nierozpustnika, ale zasłoniły go dwie

matrony. Każda z nich, panna Glyn była tego pewna,

próbowała wcisnąć swoje niezamężne córeczki jakiemuś

niczego niepodejrzewającemu poczciwcowi. A piękniś był

kolejną partią na tym małżeńskim targu. Z każdą chwilą stawał

się dla niej coraz mniej ciekawy. Co za nudy.

Odwróciła się w poszukiwaniu ciekawszego obiektu i jej

wzrok zatrzymał się teraz na lordzie Bingsleyu, największym

dandysie ostatniej dekady, rozmawiającym o czymś z

background image

gospodarzem balu. Ulubieniec wielu młodych mężczyzn z

towarzystwa, nie wyłączając Tommy'ego Carringtona, lord

Bingsley, zaskakiwał wszystkich oszałamiającym strojem na

każdym przyjęciu czy balu, w którym uczestniczył.

Dziś wieczorem zjawił się ubrany w wieczorowy surdut w

różowe i srebrne prążki, niebieską kamizelkę w złote cętki i

jasnożółte pantalony. Jego jasne włosy ufryzowane były a la

Byron, fular zawiązany zgodnie z modą minionego tygodnia, a

rogi kołnierzyka były tak sztywne i sterczały tak wysoko, że

głowa lorda Bingsleya sięgała o dobre pięć centymetrów wyżej

niż zazwyczaj. Całość robiła niesamowite wrażenie.

Zanim jednak Katharine Glyn zdołała uświadomić sobie,

jak bardzo to było w złym guście, gospodyni balu, pulchna

matrona około trzydziestki, posiadaczka sześciorga dzieci i

okropnej fryzury ozdobionej pawimi piórami, zbliżyła się do

niej w towarzystwie dwóch mężczyzn do złudzenia

przypominających Adonisa i Satyra. Adonis był jasnowłosym

młodym dżentelmenem o bardzo sympatycznej fizjonomii,

nieśmiałym uśmiechu i stosownym stroju. Satyr natomiast

przystojnym pięknisiem, który przed chwilą rozmawiał z lady

Huntington. Katharine odniosła wrażenie, że spierał się o coś z

background image

Adonisem. W pewnej chwili wyglądało to nawet tak, jakby się

chciał wycofać, ale Adonis skutecznie mu to uniemożliwił.

-

Droga panno Glyn - powiedziała lady Montclair -

chciałabym przedstawić pani sir Williama Athertona oraz

lorda Blake'a. Sir William bardzo pragnie poznać miss

Fairfax, a ponieważ jest pani jej opiekunką, pomyślałam, iż

stosownie będzie, jeśli to ty ją przedstawisz.

-

Dziękuję, ale nie sądzę, aby to było konieczne -

odpowiedziała panna Glyn. - Jestem pewna, że pani zrobi

to z większym niż ja zaangażowaniem.

-

Ale... ale panno Glyn - zawołał złotowłosy młodzieniec. -

Jeśli pani jest rzeczywiście opiekunką panny Fairfax, to

chyba oczywiste, że powinienem się przedstawić najpierw

pani.

-

Doskonale - odparła Katharine, z pewnym ociąganiem

odwracając wzrok od nieco sennych oczu lorda Blake'a. -

Czy jest pan żonaty, sir Williamie?

Mężczyzna się zaczerwienił.

-

Dobry Boże, panno Glyn, oczywiście, że nie jestem!

Nigdy nie byłem nawet zaręczony.

-

Ach tak. A ile pan ma lat?

background image

- Dwadzieścia sześć.

Powoli poruszyła wachlarzem.

-

To już samo w sobie jest zdumiewające. Każdy młody

mężczyzna, który mając dwadzieścia sześć lat, nie był

przynajmniej dwukrotnie zaręczony, zasługuje na to, aby

mu się wnikliwie przyjrzeć.

-

Panno Glyn, proszę o wybaczenie, ja... nie miałem nawet

okazji, żeby się zaręczyć. Byłem na kontynencie.

-

W jakim celu? - zapytała.

Sir William patrzył na nią, jakby nie rozumiał sensu

pytania. Lord Blake trącił go łokciem i szepnął mu coś na ucho.

Sir William zaczerwienił się, po czym odparł:

-

Walczyłem na wojnie, panno Glyn.

-

Ach tak! Z jakimi efektami?

-

Wierzę, że... że wypełniłem mój obowiązek.

-

I to wystarczy, sir Williamie. Skąd pochodzi pańska

rodzina?

-

Z Suffolk, panno Glyn. Jesteśmy starą rodziną z

odpowiednimi dochodami. Z moich najbliższych

pozostała mi tylko matka.

-

Był pan osobiście zamieszany w jakiś skandal?

background image

-

Boże uchowaj, skądże!

-

Szkoda. A więc ma pan to jeszcze przed sobą -

oświadczyła. -Lady Montclair, może pani przedstawić tego

dżentelmena Georginie.

-

Ależ, panno Glyn, pani powinna to zrobić -

zaprotestowała lady Montclair. - Panna Fairfax jest tak

oblegana przez młodych dżentelmenów, że jeśli to ja

przedstawię jej sir Williama, z pewnością nie zwróci na

niego uwagi. Jeśli jednak zrobi to pani, przynajmniej na

niego spojrzy.

Panna Glyn uśmiechnęła się.

-

Nie bardzo rozumiem, co innego mogłaby zrobić, ale

dobrze, niech będzie tak, jak pani proponuje. A pan,

lordzie Blake, też pragnie być przedstawiony pannie

Fairfax?

-

Dziękuję, nie - odrzekł lord Blake, nie kryjąc znudzenia. -

Za bardzo jestem onieśmielony jej urodą, aby się zdobyć

na jakąś sensowną rozmowę.

Katharine Glyn spojrzała na niego z rozbawieniem i

zaczęła rozglądać się po sali w poszukiwaniu swojej

przyjaciółki i towarzyszki, panny Georginy Fairfax,

background image

dwudziestoletniej piękności, której lśniące czarne włosy,

głęboko osadzone błękitne oczy, twarzyczka w kształcie

serduszka, zgrabna figura i łagodne usposobienie wielu

mężczyzn przyprawiały o zawrót głowy. Dodatkowym atutem

pięknej panny była ogromna fortuna.

W końcu ją zauważyła. Panna Fairfax stała zaledwie kilka

kroków na lewo od niej, otoczona przez sześciu młodych

elegantów.

- Chodźmy, sir Williamie - powiedziała panna Glyn,

ciągnąc go w stronę otaczającego pannę Fairfax męskiego

kręgu.

Używając na zmianę łokcia i uprzejmych przeprosin,

osiągnęła zamierzony efekt. Wielbiciele panny Fairfax, choć

niechętnie, rozstąpili się i panna Glyn podprowadziła sir

Williama do obiektu jego westchnień i dokonała krótkiej

prezentacji.

Kiedy jednak zauważyła, jak pod wpływem uśmiechu

blond boga pod jej przyjaciółką uginają się nogi, a jej twarz

nagle blednie, nie mogła opanować rozbawienia. Nigdy nie

widziała panny Fairfax w takim stanie. Blond bóg z Olimpu był

również nieco wytrącony z równowagi, nie na tyle jednak, aby

background image

nie móc poprowadzić swojej wybranki na parkiet.

Samotność panny Glyn nie trwała zbyt długo, ponieważ

już po chwili podeszła do niej siostra Tommy'ego, Elizabeth

Carrington.

- Kim jest ten młody bóg, który tańczy właśnie z Georginą

i dlaczego najpierw mnie z nim nie poznałaś? - zapytała.

Katharine opowiedziała jej krótko, czego dowiedziała się o

sir Williamie, po czym skierowała rozmowę na inny temat:

-

Kim jest ten Blake, który przez cały czas dotrzymuje

towarzystwa sir Williamowi? Znasz go?

-

Nie - odparła miss Carrington. - I niewiele o nim wiem.

To najwyraźniej jego pierwszy sezon w Londynie po

latach nieobecności.

-

Wygląda na sensownego.

-

I ma furę pieniędzy.

-

Biedaczysko. Nic dziwnego, że ta Huntington tak na

niego poluje. Majątek i tytuł. Jakie to pospolite. Zaczynam

tracić do niego sympatię. Szkoda. Odniosłam wrażenie, że

mógłby mnie nieźle bawić.

-

Kate, ciebie wszyscy bawią.

-

To prawda. Jednak lord Blake szczególnie. Tommy

background image

twierdzi, że panienki przepadają za nim. Jak myślisz,

zabrał dziś ze sobą jakąś?

-

Kate, nie bądź śmieszna!

-

Nie jestem śmieszna, tylko zrozpaczona. Jeśli wkrótce nie

dostrzegę czegoś interesującego, zasnę na stojąco.

Rozejrzała się po sali i szybko odkryła, że mężczyzna, o

którym mowa, tańczył właśnie z drugą na liście

najpiękniejszych kobiet na tym balu.

-

O Boże! - zawołała.

-

Co się stało?

-

On zna Priscillę Inglewood. Widzisz? Uśmiecha się do

niej.

Panna Carrington podążyła za jej wzrokiem.

-

Już wiem, skąd znam to nazwisko! Siostry Pomeroy

twierdzą, że ten Blake wrócił do miasta właśnie z powodu

Priscilli.

-

Chcesz powiedzieć, że ma zamiar związać się z Panną

Doskonałą? To pogrąża go w moich oczach ostatecznie.

Szkoda, wygląda dosyć... zajmująco. Cóż, muszę znaleźć

inny obiekt zainteresowania. Nie rozmawiałam jeszcze z

księżną Newberry.

background image

-

Uważaj, Kate. Lady Mankin - zwyczajna baronowa -

zjawiła się dziś w prawie identycznej sukni i księżna jest

wściekła.

-

Wcale się nie dziwię. Lady Mankin wyszła, naturalnie?

-

Oczywiście! Biedaczka była zdruzgotana. Wątpię, czy

jeszcze kiedyś otrzyma zaproszenie od kogoś z

towarzystwa, a jej zgłoszenie do klubu Almack's stoi teraz

pod dużym znakiem zapytania.

-

Och, co za dramat w towarzystwie. Nawet w Drury Lane

nie zobaczy się lepszego.

W chwilę później panna Glyn złożyła wyrazy współczucia

księżnej Newberry, przeżyła kadryla z młodym Carringtonem i

odprawiła z kwitkiem z pół tuzina dżentelmenów, palących się

do zawarcia z nią znajomości... aby mieć łatwiejszy dostęp do

panny Fairfax.

Nie potrafiła ukryć, jak bardzo nie cierpiała pochlebstw,

szczególnie z ust dżentelmenów szukających ładnej buzi i

fortuny, a nie charakteru. Jej zadaniem było trzymać takich

niegodziwców jak najdalej od panny Fairfax. Traktowała ich

więc tak, by na długo zapomnieli o swoich marzeniach.

To, że żaden, chcący zawrzeć związek małżeński

background image

mężczyzna, nie jest nią zainteresowany, Katharine Glyn

wiedziała od dawna. Jednak wcale z tego powodu nie cierpiała,

nie zależało jej bowiem ani na konkurentach, ani na ich

kiepskich wierszach, ani na samym wyjściu za mąż. Jej

dochody, aczkolwiek skromne, zapewniały środki do życia i

niczego więcej nie potrzebowała.

Uważając, że najwyższy czas wracać do domu, zaczęła się

rozglądać za swoją podopieczną, co, jak się okazało, wcale nie

było łatwe. W końcu znalazła ją w jakimś ustronnym miejscu,

pochłoniętą rozmową z panną Carrington.

- Och, Katharine! - zawołała podekscytowana panna

Fairfax na widok zbliżającej się przyjaciółki. - To

najcudowniejszy wieczór w moim życiu! Właśnie zwierzałam

się Beth ze wszystkich moich myśli i uczuć. Nic nie poradzę na

to, że nie potrafię ich zatrzymać. Są jak potężny wodospad. Są...

-

Cieszę się, Georgino - przerwała jej stanowczo panna

Glyn. -Zanim jednak ten wodospad zaleje wszystko

dookoła, chciałabym uświadomić ci, że minęła już druga i

czas wracać do domu. Beth, myślę, że powinnaś poszukać

swojego brata. Widziałam, jak rozmawiał z tą Morweną

Devon.

background image

-

Co takiego? Znowu ta wymalowana modliszka? -

oburzyła się panna Carrington. - Myślałam, że Tommy ma

więcej rozumu - powiedziała, rzucając się na

poszukiwanie zbłąkanego brata.

-

Chodź, Georgino. - Panna Glyn wzięła przyjaciółkę pod

rękę i pociągnęła ją w kierunku wyjścia. - Czeka cię jutro

ciężki dzień i musisz się dobrze wyspać.

-

Jutro, jutro! - powtarzała wciąż panna Fairfax. - Zobaczę

go jutro. Och, Katharine, tyle się wydarzyło w ciągu tych

ostatnich kilku godzin!

-

To widać po twojej rozgorączkowanej twarzy i

błyszczących oczach. Lepiej jednak będzie, jak opowiesz

mi o tym w powozie. Uzewnętrznianie uczuć na środku

sali balowej naraża na zarzut trzpiotowatości. To świadczy

o braku obycia, a obycie, moja droga, jest bardzo ważne,

jeśli się chce utrzymać odpowiednią pozycję w

towarzystwie.

-

Och, Kate - zachichotała panna Fairfax. - Mówisz od

rzeczy!

Panna Glyn, która nigdy dotąd nie słyszała, żeby Georgina

chichotała, poczuła niepokój. Szybko wyprowadziła młodą

background image

przyjaciółkę z sali i kiedy zajęły miejsce w powozie, a stangret

zaciął konie, opadła na oparcie siedzenia i, spojrzawszy spod

oka na pannę Fairfax, powiedziała:

-

Możesz zaczynać.

-

Nie patrz tak na mnie, Kate, jakbyś się obawiała czegoś

strasznego - odparła panna Fairfax ze śmiechem. -

Zapewniam cię, że jeszcze nigdy nie było mi tak

cudownie. Kręci mi się w głowie i jest mi tak lekko,

jakbym za chwilę miała się unieść do gwiazd, zatańczyć

walca dookoła Wielkiego Wozu, wyśpiewać hymn

Strzelcowi i dosiąść Wielkiej Niedźwiedzicy.

-

Nic z tego, Georgino, dobrze wiesz, że nawet na koniu

trzymasz się fatalnie.

-

Och, Katharine! Jestem taka szczęśliwa! - powtarzała

panna Fairfax. - Poznałam najcudowniejszego pod

słońcem mężczyznę. Jest taki piękny, że, kiedy o tym

myślę, czuję, jak zapiera mi dech w piersiach. Wiesz, przez

pierwsze pięć minut znajomości nie mogłam wymówić

słowa. Jest taki miły, uprzejmy, inteligentny i czuły. Ma

tyle gracji i wdzięku, a przy tym tyle siły, że mógłby nieść

mnie w ramionach na koniec świata.

background image

Katharine straciła opanowanie i wybuchnęła śmiechem.

-

Och, Georgie, gdybyś mogła siebie słyszeć. Jeszcze się

nigdy tak nie ubawiłam.

-

Ale ja mówię poważnie.

-

Wiem, kochanie, wiem. To jest właśnie takie

zachwycające. Miłość od pierwszego wejrzenia! Nigdy nie

przypuszczałam, że zobaczę cię w takim stanie. I

pomyśleć, że to ja się do tego przyczyniłam!

-

Katharine, nie chciałabym, żebyś kpiła z moich uczuć do

Will... do sir Williama.

-

Przepraszam - odparła jej przyjaciółka z powagą. - Już nie

będę, przyrzekam. Sama mnie jednak do tego

sprowokowałaś... ale niech będzie, co ma być -

odkaszlnęła. - Cieszę się, że wybrałaś kogoś, kto ma na

imię William. Chrześcijańskie imię ma ogromny wpływ na

charakter mężczyzny i szczęście jego małżonki. Taki na

przykład Basil. To imię nieodparcie kojarzy mi się z łasicą.

Wskazuje na mężczyznę, któremu nie powinny ufać ani

kobiety, ani ich kieszenie. A Percy. Unikaj tego imienia,

Georgino, jak diabeł święconej wody, ponieważ

mężczyzna, który je nosi, nigdy nie wyrwie się z objęć

background image

swojej mamusi. Waldos zachoruje na podagrę, Brian odda

się bez reszty polowaniom, a Roger rozpuście.

-

Katharine, doprawdy! - zachichotała ponownie panna

Fairfax.

-

Natomiast William - ciągnęła jej przyjaciółka wciąż z tą

samą powagą- to imię wspaniałe pod każdym względem.

Kryje w sobie siłę i urok historii. Zauważ tylko, że kojarzy

się z walką- przypomnij sobie Wilhelma Zdobywcę

2

- i

twój Willie nie jest wyjątkiem. Jeśli będziesz go krótko

trzymała, a nie bawiła się w jakieś ckliwe „mój słodki

Willie", myślę, że będą z niego ludzie. Moja rozmowa z

nim była z konieczności króciutka i oczywiście potrzebuję

więcej informacji, zanim ostatecznie powiem ci, co o nim

myślę. Wspomniał, że ma jedynie matkę, to prawda?

-

Tak. Jego ojciec zmarł cztery lata temu, pozostawiając po

sobie jedyne dziecko, właśnie Williama.

-

Doskonale. Nie będziesz musiała szukać mężów dla jego

sióstr i spłacać długów jakiegoś brata utracjusza. A jakie

ma zdanie na temat dzieci?

-

Dzieci? - wykrztusiła z trudem panna Fairfax. - Katharine,

my dopiero co się poznaliśmy!

2 Polskim odpowiednikiem imienia William jest Wilhelm. Wilhelm Zdobywca -książę Normandii, od roku 1066
król ang. (przyp. red.).

background image

-

Ależ moja droga Georgino, słuchając, z jakim

entuzjazmem mówisz o jego silnych ramionach, miałam

prawo przypuszczać...

-

Katharine, doprawdy! - prychnęła panna Fairfax. - Sir

William to po prostu uprzejmy, inteligentny, dowcipny,

wytwornie wyrażający się młody mężczyzna o

szlachetnym sercu, mądrych oczach i...

-

I jutro masz zamiar się z nim zobaczyć - dodała z

uśmiechem Katharine Glyn.

-

O tak! - westchnęła uszczęśliwiona Georgina. -

Wildingowie zaprosili go na jutrzejszy raut. Czy życie nie

jest cudowne?

Powóz zatrzymał się przed rezydencją Fairfaksów przy

Russel Court, gdzie na obydwie panie czekał już Wainwright,

majordomus Fairfaksów od dwudziestu prawie lat.

-

Dobry wieczór, Wainwright - powiedziała panna Glyn,

zdejmując płaszcz. - Ogromnie cię przepraszam za tę

nieprzyzwoitą godzinę. Usiłowałam wyciągnąć pannę

Fairfax wcześniej, ale tak świetnie się bawiła, że okazało

się to zupełnie niemożliwe.

-

Nic nie szkodzi, panno Glyn - odparł majordomus. -

background image

Piliśmy właśnie z Rossem herbatę w kuchni.

-

Nie pozwól więc, aby ostygła - odpowiedziała z

uśmiechem panna Fairfax. - Zamknij tylko drzwi i wracaj

do Rossa. Katharine i ja idziemy natychmiast do łóżka.

-

Doskonale, panienko. - Wainwright skłonił się nisko,

podczas gdy one weszły na schody prowadzące do ich

sypialni.

-

Do łóżka, oczywiście - powtórzyła Katharine - ale dopiero

wtedy, gdy opowiesz mi wszystko o sir Williamie

Athertonie, moja droga.

-

Powiedziałam ci wszystko, co wiem, Kate. Zapominasz,

że dopiero dziś wieczorem się poznaliśmy.

-

Nie, nie, moja droga. To ty zapominasz.

-

Co chcesz przez to powiedzieć?

-

Nic, Georgino, nic! Idź do łóżka i śnij o swoim... nowym

adoratorze.

-

Och, Kate, czy nie jest cudowny! - powtórzyła panna

Fairfax, obejmując ponownie przyjaciółkę. - Jestem pewna,

że wy dwoje jutro będziecie mieli okazję lepiej się poznać.

-

Jutro? Ależ ja jutro nie spotkam się z nim, Georgino.

-

Ale raut u Wildingów...

background image

-

Nie wybieram się do Wildingów.

-

Kate!

-

Mówiłam ci już tydzień temu, że nie przyjęłam

zaproszenia. Twoja popularność, Georgino, zmusiła mnie

do życia, które mi wcale nie odpowiada. Ciągłe obcowanie

z ludźmi na każdym kroku podkreślającymi swoją

wyższość nawet świętego mogłyby wyprowadzić z

równowagi... a obie wiemy, że nie jestem żadną świętą.

Zrezygnowałam z rautu u Wildingów. Tęsknię do objęć

Dantego, Swifta, Jonsona! Oni są wierni.

-

Tak, ale teraz, kiedy poznałam sir Williama...

-

To nie jest powód, dla którego mogłabym zrezygnować

ze spędzenia wieczoru w bibliotece. Marzę o tym od

miesiąca. To tempo, które w tym sezonie nam narzuciłaś,

Georgino, niszczy moje duchowe życie. Sir William moje

wstępne oględziny przeszedł pozytywnie i wszystko

wskazuje na to, że twoje również. Zobaczymy, czy spełni

nasze oczekiwania, nieprawdaż, Georgie?

-

O tak! - westchnęła panna Fairfax, po czym zarumieniła

się nagle.

-

Wspaniale - odparła panna Glyn z uśmiechem. - Nim

background image

minie tydzień, sir William rozgłosi wszystkim dookoła

swoją dozgonną miłość do ciebie.

2

Obie panny mieszkały razem w domu Fairfaksów przy

Russel Court od półtora roku, od śmierci rodziców panny

Fairfax. Jeremy, starszy brat Georginy, służył w kawalerii i nie

mógł zapewnić siostrze opieki. W tej sytuacji opiekunowie

dziewczyny, lord i lady Egerton, zaproponowali jej, aby

zamieszkała z nimi. Jednak młodziutka panna Fairfax zdawała

sobie sprawę z tego, że ta oferta nie była zupełnie szczera. Dla

ludzi, którzy mieli cztery córki na wydaniu - w tym trzy

niezbyt urodziwe -oraz dwóch synów, których upodobanie do

pięknych młodych kobiet dla nikogo nie było tajemnicą,

przyjęcie pod swój dach Georginy Fairfax mogłoby skończyć

się katastrofą. I wtedy to Katharine Glyn zaproponowała, że

może zamieszkać z panną Fairfax w roli jej opiekunki.

Panna Glyn straciła matkę, gdy miała pięć lat, ojca w

wieku lat szesnastu. Wtedy to przeniosła się do domu

Fairfaksów, wyznaczonych jej przez ojca na prawnych

background image

opiekunów. Od tej chwili datuje się jej przyjaźń z pięć lat

młodszą Georginą. Śmierć państwa Fairfax w przededniu

debiutu Georginy sprawiła, że ta przyjaźń jeszcze bardziej się

zacieśniła.

Katharine doszła do wniosku, iż, skoro zdecydowała, że

sama nie wyjdzie za mąż, powinna zająć się młodziutką

przyjaciółką, przynajmniej do czasu, aż Jeremy Fairfax,

dwudziestotrzyletni brat Georginy, mając dosyć służby w

wojsku, wróci do Londynu i w sposób odpowiedzialny zajmie

się siostrą. A że panna Glyn znana była w towarzystwie z

inteligencji i dużej wiedzy o świecie - na tę opinię ciężko

pracowała - Egertonowie, aczkolwiek z pewnym wahaniem,

zaakceptowali w końcu jej propozycję.

Przez rok panna Glyn i panna Fairfax mieszkały same w

Russel Court w idealnej harmonii, rzadko wychodząc z domu i

widując się jedynie z najbliższymi przyjaciółmi. Jednak pod

koniec żałoby Katharine zaczęła nalegać, aby jej przyjaciółka

zaczęła znowu bywać w towarzystwie. Po dwóch tygodniach

od debiutu panna Fairfax została uznana za piękność sezonu i

największą jego sensację, co ją nieco zakłopotało, natomiast

pannę Glyn rozśmieszyło do łez. Po tym, jak książę regent

background image

podczas debiutu zwrócił na pannę Fairfax szczególną uwagę, jej

sukces był murowany, a ona sama nie była już panią swego

losu.

Katharine Glyn nie zamierzała jednak rezygnować ze

swoich ulubionych zajęć jedynie po to, aby uczestniczyć w

triumfie przyjaciółki. Tak więc zamiast pójść z nią na raut, na

którym pewnie zanudziłaby się na śmierć, uprzedziła

Wainwrighta, że nie ma jej w domu dla nikogo, po czym

przebrała się w domowy strój i zaszyła w bibliotece, gdzie w

ulubionym skórzanym fotelu zagłębiła się w lekturze

pierwszego tomu Fausta. Koncentracja, towarzysząca jej dotąd

podczas zgłębiania dzieł Monteskiusza, Swifta, Wollstonecrafta

i Dantego, tym razem została brutalnie przerwana przez nagłe

pojawienie się Georginy, która wpadła do biblioteki i z

rozdzierającym okrzykiem - Kate! - rzuciła się do jej kolan.

-

Dobry wieczór, Georgino - powiedziała panna Glyn,

starając się zachować spokój. - Mam nadzieję, że miło

spędziłaś czas?

-

Och, Katharine! - zawołała panna Fairfax, ściskając kolana

przyjaciółki. - Było cudownie!

-

Domyślam się, że widziałaś się z sir Williamem

background image

Athertonem.

-

Widziałam się z nim, rozmawiałam z nim, tańczyłam z

nim!

-

Cieszy mnie, że na tym się skończyło.

-

Och, Katharine, nasze spojrzenie na świat jest identyczne

- entuzjazmowała się panna Fairfax. - Nasze serca i umysły

czują i myślą tak samo. Mamy te same nadzieje i te same

marzenia. William ma wszystko, czego zawsze szukałam

w mężczyźnie. Jest... jest niezwykle łagodny i delikatny,

Kate, a mimo to taki pewny siebie. Opanowany i

inteligentny, chociaż czasem bardzo impulsywny. Wiesz,

rozmawiał dziś ze mną aż trzy razy!

-

Przepraszam, moja droga, ale muszę to skomentować.

Jedna rozmowa to tylko grzeczność z jego strony, druga -

to już głębsze zainteresowanie, trzecia świadczy o głębi

uczuć, ale i... twoim przyzwoleniu, Georgino.

-

Och, Katharine - zawołała panna Fairfax, ponownie

obejmując przyjaciółkę. - Jesteś kochaną, słodką, cudowną

kobietą. Jak możesz tak mówić!

-

To samo mogłabym powiedzieć o tobie.

-

Gdybyś jeszcze ty zakochała się wreszcie w kimś

background image

wartościowym, moje szczęście byłoby już całkowite.

-

Błagam, Georgino, oszczędź mi tych twoich

wartościowych mężczyzn. Dobrze wiesz, że nie interesuje

mnie ani miłość, ani małżeństwo. Jestem szczęśliwa.

Dlaczego życzysz mi takiego nieszczęścia?

-

Miłość nie jest nieszczęściem.

-

Oczywiście, że jest. Jeśli nie zwiodą cię intencje

dżentelmena, wystawiając na pośmiewisko, to narażasz się

na cierpienie, oczekując spotkania z ukochanym lub

chwili, kiedy cię poprosi, abyś wpisała jego nazwisko do

swojego karnetu, lub na akceptację przez jego szanowną

mamusię. Żadna zakochana kobieta nie zachowała

rozsądku i pogody ducha. Pytam cię więc, Georgino, czy

może mnie spotkać coś gorszego niż miłość i niemożność

swobodnego zachowania się na salonach?

Twarz panny Fairfax pobladła nagle.

-

Katharine, sir William ma przyjść do mnie jutro.

Zaproponowałam, żeby przyszedł w porze

przedpołudniowych wizyt. Powiedział, że tak zrobi!

-

Doskonale. Będę miała okazję wyspowiadać go z każdej

godziny życia. W końcu to mój obowiązek.

background image

-

Tak, ale ty... on... ja...

-

My. Tak, moja droga, mów, proszę, dalej.

-

Katharine, twój język...

-

Mój język? To już będzie nas czworo. Czy może być coś

bardziej przyjemnego?

-

Powściągliwość - odparła stanowczo panna Fairfax. -

Powściągliwość byłaby o wiele przyjemniejsza.

-

Georgino...

-

Och, Katharine - zawołała panna Fairfax, patrząc na nią

błagalnie. - Nie mam zamiaru cię krytykować, doskonale

wiesz, jak bardzo jestem do ciebie przywiązana i jak

bardzo cię kocham, ale... cóż... masz tendencję do

mówienia rzeczy kąśliwych i szczerze mówiąc

dziwacznych, kiedy sądzisz, że nikt tego nie słyszy. Sir

William może je niewłaściwie zrozumieć, nie znając cię i

nie kochając tak jak ja i... boję się, że możesz go

przestraszyć.

-

Georgino - odparła panna Glyn, chwytając przyjaciółkę za

ramiona - mężczyzna, który może się przestraszyć tego, co

mówię, nie jest wart, aby go zatrzymać.

-

Ale on jest! To jest... to znaczy... - Panna Fairfax

background image

zarumieniła się gwałtownie. - To bardzo wartościowy i

godny zaufania dżentelmen i zależy mi na tym, aby w

moim domu wywrzeć na nim dobre wrażenie. To tylko

przez jakiś czas, Kate, zanim cię lepiej nie pozna. Później

będziesz się z nim przekomarzać, ile tylko dusza

zapragnie. Na razie jednak nie mogłabyś być trochę

bardziej powściągliwa? Zrobisz to dla mnie? Proszę?

-

Dla ciebie, Georgino, mogłabym obciąć swój język tępym

nożem.

-

Nie sądzę, żeby to było potrzebne. Pójdę teraz powiedzieć

kucharzowi, co ma przygotować na jutro dla gości. Och,

gdybym tylko wiedziała, co sir Atherton lubi. Szkoda, że

nie pomyślałam, aby go o to zapytać.

- Ośmielam się twierdzić, że myślałaś o czymś zupełnie

innym.

Panna Fairfax wybiegła już jednak z pokoju i nie usłyszała

ostatniego komentarza.

Katharine w zamyśleniu nawijała na palec pasmo włosów.

A więc Georgina w końcu wpadła. Katharine od dawna się tego

spodziewała, ponieważ jej przyjaciółka miała serce gotowe na

przyjęcie miłości. A jednak, szkoda. Przez ostatnie półtora roku

background image

przyzwyczaiła się do towarzystwa przyjaciółki. I oto znalazł się

mężczyzna, który wywrócił jej wygodne życie do góry nogami.

Nie mogła pojąć, dlaczego kobiety zakochują się w

mężczyznach, mimo że później obiekt ich wzniosłych uczuć

krzywdzi je i rozczarowuje. Dzięki Bogu, pomyślała, że jestem

zbyt rozsądna na to, aby znaleźć się w takiej sytuacji.

Panna Fairfax leciała jednak w ogień miłości jak ćma i

trzeba ją było chronić, żeby się w tym ogniu nie poparzyła.

Katharine rzuciła lekko, że wyspowiada sir Williama z całego

życia, ale w tych słowach kryła się jej głęboka troska i niepokój.

Jej obowiązkiem było upewnić się, że droga przyjaciółka będzie

w ramionach sir Williama bezpieczna, nie dozna rozczarowania

i nie będzie cierpiała.

Jeśli sir William pozytywnie tę próbę przejdzie, a Georgina

wciąż będzie go chciała, to Katharine Glyn była pewna, że w

stosownym czasie zostaną ogłoszone zapowiedzi i pan młody

nie ucieknie sprzed ołtarza.

3

Następnego dnia po południu panna Glyn podejmowała

background image

w ogromnym błękitnym salonie Thomasa i Elizabeth

Carringtonów, lorda Falkhursta, lorda Mowbry'ego oraz panny

Mary i Elvirę Pomeroy. Georgina Fairfax była również, ale jej

serce biło tak mocno, a krew tak pulsowała w skroniach, że

niewiele do niej docierało i w prowadzeniu konwersacji panna

Glyn musiała liczyć tylko na siebie. Sytuacja była o tyle

niezręczna, że, z wyjątkiem Carringtona, pozostałych

dżentelmenów sprowadziło tu wyłącznie zainteresowanie

osobą panny Fairfax.

Panna Carrington robiła, co mogła, aby ratować sytuację i

to nawet z niezłym rezultatem, ponieważ poza urodą miała

wiele wdzięku i, co nie było bez znaczenia, spory posag.

Katharine Glyn zaczęło to nawet bawić, ale wtedy do salonu

wszedł Wainwright i zaanonsował:

- Sir William Atherton i lord Blake.

Panna Glyn odwróciła się i ujrzała młodego Adonisa z

balu u Montclairów i jego znudzonego kompana. Trudno,

będzie musiała jakoś przeżyć wizytę przyjaciela Priscilli

Inglewood. Po prostu zignoruje go.

Na szczęście są tu inni, którzy zabawią lorda Blake'a... jeśli

przyjaciel lady Inglewood zasługuje na to, aby go zabawiać.

background image

Widząc, z jaką determinacją jej przyjaciółka idzie w

kierunku obydwu dżentelmenów, Katharine szybko do niej

dołączyła.

-

Sir Williamie - powiedziała miękko panna Fairfax. - Tak

się cieszę, że mógł pan przyjść.

-

To ogromna przyjemność widzieć panią znowu, panno

Fairfax -odparł sir William równie miękkim głosem. -

Ośmieliłem się przyprowadzić ze sobą mojego najlepszego

przyjaciela. Lord Blake, jeśli panie pozwolą.

Lord Blake skłonił się, podniósł dłoń panny Fairfax do ust

i matowym głosem, który sprawił, że Katharine nagle zaparło

dech w piersiach, powiedział:

- Wiele o pani słyszałem, panno Fairfax, ale nigdy nie

miałem odwagi podnieść oczu na tak olśniewającą urodę.

Panna Glyn przymrużyła oczy. Jej oddech i zdrowy

rozsądek znowu były w normie. To tylko puste słowa,

powiedziała sobie, i więcej o nim mówią niż głos.

-

Jest pan niezwykle uprzejmy, lordzie Blake. Każdy

przyjaciel sir Williama jest mile widziany w moim domu.

Sir Williamie, miał pan już okazję poznać pannę Glyn.

Lordzie Blake, niech mi będzie wolno przedstawić pana

background image

mojej najserdeczniejszej przyjaciółce, Katharine Glyn -

powiedziała panna Fairfax.

-

Jakże się cieszę, że znowu panią widzę, panno Glyn -

rzekł sir William, skłaniając głowę. - Pani imię prawie nie

schodzi z ust panny Fairfax.

-

Cóż za zdumiewający brak rozsądku - mruknęła

Katharine, starając się nie widzieć złośliwego uśmiechu

lorda Blake'a. - Ja również się cieszę, sir Williamie,

ponieważ nieustannie słyszę same dobre rzeczy o panu,

ataki wzorzec doskonałości zawsze chętnie widzę w moim

domu. Niestety, o panu, lordzie Blake, niewiele słyszałam.

-

Nie? - odparł, unosząc do góry jedną brew.

Znaczące szturchnięcie łokciem sprawiło, że panna Glyn

szybko dodała:

- I to dobrze o panu świadczy. Zdaje się, że w dzisiejszych

czasach ludzie mówią jedynie o tych, którzy są zamieszani w

jakieś skandale. Napije się pan herbaty?

Lord Blake z powagą uznał, że to doskonały pomysł.

Panna Glyn skinęła na pokojówkę i natychmiast pojawiły

się dwie filiżanki herbaty. Cała czwórka skierowała się teraz do

stojącej w pobliżu sofy, gdzie panie zajęły miejsca, a panowie

background image

stanęli przed nimi.

-

Wspomniał pan, sir Williamie - odezwała się panna Glyn

- że porzucił niedawno służbę w wojsku i zdecydował się

na życie w cywilu.

-

Tak. Wróciłem do Anglii cztery miesiące temu. W

Londynie jestem zaledwie od dwóch tygodni.

-

Opatrzność musiała nad panem czuwać, ponieważ, jak

widzę, wrócił pan z frontu bez szwanku.

-

Miałem szczęście, to prawda, na przekór całej tej rzezi -

odparł sir William. - W ubiegłym roku zostałem lekko

draśnięty w ramię. I to była jedyna rana, jaką odniosłem.

-

Pańska matka musi być ogromnie szczęśliwa, że wrócił

pan bezpiecznie do domu - dodała panna Glyn.

-

To prawda. Zrezygnowałem z wojska dla niej - przyznał.

- Bardzo się o mnie bała, a zarządzanie majątkiem okazało

się dla niej zbyt wielkim obciążeniem. Nie powinienem tak

długo być poza domem.

-

To bardzo chwalebna postawa - skomentowała panna

Glyn. — A pan, milordzie? - powiedziała, zwracając się do

lorda Blake'a. - Pan również brał udział w tym konflikcie?

-

Boże uchowaj! - zawołał ze zgrozą lord Blake. - Wojna to

background image

prawdziwa klęska dla garderoby. Słyszałem, że Francuzi

uwielbiają bić się na bagnety. Wszystko razem to raczej nie

najlepszy sposób spędzania czasu.

-

Cóż za praktyczny umysł - mruknęła panna Glyn. -

Prawda Georgino? Georgino? - powtórzyła, trącając

łokciem przyjaciółkę patrzącą z uwielbieniem na sir

Williama.

-

Hm? Och... co mówiłaś, Kate?

-

Rozmawiałam właśnie z lordem Blakiem o ogrodnictwie i

lord wspomniał, że sir William uwielbia cieplarnie, a to

doskonale się składa, sir Williamie - powiedziała panna

Glyn, zwracając się do nieco oszołomionego młodzieńca-

ponieważ mamy wspaniałą cieplarnię z tyłu ogrodu. Może

panna Fairfax dałaby się namówić i pokazała ją panu?

Panna Fairfax szybko zamrugała powiekami.

-

O tak. To wspaniały pomysł, Kate - wykrztusiła. - To

znaczy... jeśli ma pan na to ochotę, sir Williamie?

-

Z radością przemierzyłbym pustynię, gdyby tylko pani

tam była, panno Fairfax - oświadczył młodzieniec.

Wyekspediowawszy tych dwoje z salonu, Katharine

podniosła się z sofy i zatrzymała przed lordem Blakiem.

background image

-

Nie rozmawialiśmy o ogrodnictwie, panno Glyn -

zauważył.

-

Nie? - odparła, marszcząc brwi.

-

Z całą pewnością.

- Coś takiego - mruknęła. - Dałabym głowę, że tak było.

Lord Blake patrzył na nią z rozbawieniem.

-

Wygląda na to, panno Glyn, że ten Atherton po prostu

wymknął się z panną Fairfax! - rzekł z oburzeniem lord

Mowbry, tęgawy dżentelmen o różowej cerze.

-

Myli się pan, lordzie Mowbry. To panna Fairfax

wymknęła się z sir Williamem - poprawiła go panna Glyn.

-

Czyżby?

-

Widzi pan, Georgina błagała mnie, żebym nic o tym nie

mówiła -wyznała, biorąc Mowbry'ego pod rękę. - Wierzę

jednak w pańską dyskrecję. Biedna panna Fairfax cierpi od

pewnego czasu na chorobę świętego Walentego.

Lord Blake odwrócił się, aby ukryć uśmiech.

- Nigdy o czymś takim nie słyszałem — zdziwił się lord

Mowbry.

- Och, to bardzo rzadka choroba i prawie nieuleczalna -

powiedziała ze smutkiem panna Glyn.

background image

-

Co to ma jednak wspólnego z tym, że Atherton wyciągnął

ją do ogrodu?

-

Ależ wiele, drogi lordzie Mowbry. Wie pan, oczywiście,

że sir William wrócił właśnie z wojny?

-

Tak, tak, ale...

-

To wielka tajemnica, ale jestem pewna, że mogę panu

zaufać -ciągnęła panna Glyn głosem pełnym ekscytacji. -

Sir William wiele widział na pustyni egipskiej. Tam też

spotkał pewną Cygankę, która nauczyła go wielu

cudownych rzeczy, w tym również - dodała z triumfem

-jak uleczyć osobę dotkniętą chorobą świętego Walentego.

Właśnie teraz usiłuje jej pomóc!

Lord Mowbry przez chwilę patrzył w milczeniu na pannę

Glyn, po czym oznajmił, iż wcale mu się to wszystko nie

podoba, dlatego wychodzi, i pospiesznie opuścił pokój.

Lord Falkhurst, przystojny mężczyzna koło trzydziestki,

wyraźnie czymś poirytowany, natychmiast podszedł do panny

Glyn.

-

Katharine, zauważyłaś, że panna Fairfax wyszła z tym

Athertonem?

-

Wydaje mi się, że rzeczywiście coś takiego widziałam.

background image

Oczywiście moje oczy nie są już tak dobre jak kiedyś.

-

Dlaczego im nie towarzyszysz, chociaż należy to do

twoich obowiązków? Chyba nie powiesz, że

pozostawienie tych dwojga sam na sam jest właściwe?

-

Bardziej właściwe niż te okropne myśli, które kłębią się w

twojej głowie, Falkhurst - odparła panna Glyn.

Lord Falkhurst zbladł gwałtownie, a jego szczęki zacisnęły

się nerwowo. Ten młody mężczyzna o zgrabnej figurze, bujnej,

ciemnej czuprynie, czarnych, ponurych oczach, zawziętym

charakterze i sporej fortunie dawno temu był zaręczony z

panną Glyn.

-

Ależ, Bertie - ciągnęła panna Glyn z promiennym

uśmiechem -doskonale wiedziała, że lord Falkhurst nie

cierpiał tego przezwiska z czasów dzieciństwa - nie rób

takiej kwaśnej miny. Wyglądasz jak nadąsany uczniak...

choć te czasy masz już dawno za sobą. Przestań się na

mnie boczyć. Przecież możemy porozmawiać jak ludzie

kulturalni. Powiedz, jak czuje się wuj Archibald? Zdaje się,

że cierpi z powodu kamieni w nerkach?

-

Dziękuję, jest już całkiem zdrowy - odparł lord Falkhurst

obojętnym tonem.

background image

Katharine Glyn, sapiąc ze złości, zerwała się nagle i z całej

siły uderzyła lorda Falkhursta w twarz.

- Jak pan śmie, sir?! Jak pan śmie obrażać mnie w moim

własnym domu? Proszę wyjść! Natychmiast!

Siedem par oczu ze zdumieniem obserwowało tę

zaskakującą scenę.

-

Katharine - syknął lord Falkhurst - czyżbyś postradała

rozum? Co ty, do diabła, wyprawiasz?

-

Żadne przeprosiny nie są w stanie zatrzeć tego, co pan

zrobił, lordzie Falkhurst - powiedziała z naciskiem panna

Glyn. - Proszę opuścić ten dom i nigdy tu już nie wracać!

Widząc malującą się na twarzach pozostałych gości

wrogość, lord Falkhurst, wyraźnie zmieszany, skłonił się

sztywno i zrobił to, o co go poproszono.

Panna Glyn z nieskrywaną satysfakcją obserwowała, jak

hrabia opuszcza salon. Kiedy po chwili odwróciła się,

zauważyła, że lord Blake, który stał oparty o gzyms kominka, z

zainteresowaniem się jej przygląda. Nie przejęła się tym jednak.

W końcu obiecała poprawne zachowanie w obecności sir

Williama. Postanowiła zignorować jego lordowską mość.

-

Och, biedactwo! -zawołały ze współczuciem siostry

background image

Pomeroy.

-

Jakież to musiało być dla ciebie okropne! -zauważyła

Elvira.

-

Ten człowiek to straszny cham - dodała Mary. - Mama

zawsze twierdziła, że lord Falkhurst to cham.

-

Twoja reakcja była niesamowita, te błyszczące gniewem

oczy, wysoko uniesiona głowa! - ekscytowała się Elvira. -

Czułam, jak ciarki mi przechodzą po plecach.

-

Byłaś wspaniała, moja droga - powiedziała Mary. - Po

prostu wspaniała.

Katharine Glyn ze łzami w oczach - zawsze idealnie

wcielała się w każdą rolę - przycisnęła dłonie panien Pomeroy

do piersi.

-

Co za wspaniałe przyjaciółki! Takie wrażliwe. Takie

troskliwe -dramatycznie zawiesiła głos.

-

Ależ moja droga, musisz się położyć. Musisz się położyć

natychmiast - oświadczyła lady Mary.

-

Tak, tak, Mary ma rację - przyznała lady Elvira. -

Potrzebujesz chłodnego kompresu i herbatki z mniszka

lekarskiego, by dojść do siebie po tym skandalicznym

ekscesie.

background image

Odprowadzając panny Pomeroy do drzwi, Katharine

wciąż powtarzała:

- Jesteście dla mnie takie dobre. Nie wiem, jak mam wam

dziękować. Jak dałabym sobie radę bez takich przyjaciółek jak

wy? Mam tylko nadzieję, że zapomnicie tę przykrą scenę.

Kiedy następnym razem nas odwiedzicie, z pewnością będzie o

wiele przyjemniej.

Siostry Pomeroy zapewniły pannę Glyn, iż absolutnie nie

czują się dotknięte, ponownie poradziły, aby nie zapomniała o

herbatce z mniszka lekarskiego, i wyszły.

-

Nie przyjmujemy już dziś nikogo, Wainwright -

poinformowała panna Glyn majordomusa i ponownie

wróciła do salonu.

-

Koniec wizyty - oznajmiła, podchodząc do rodzeństwa

Carringtonów, po czym, stanąwszy między nimi, ujęła

obydwoje pod ręce i zaczęła ich prowadzić w kierunku

wyjścia. - To była ogromna przyjemność widzieć was

znowu. Pozdrówcie ode mnie, kogo chcecie, pamiętajcie o

mnie w modlitwach, a teraz adieu.

-

Co proszę? - wykrztusił z trudem Carrington w połowie

drogi do holu.

background image

-

Po prostu wyrzucam was - wyjaśniła Katharine.

-

Ale dlaczego? - zapytał ze zdumieniem.

-

Ponieważ tu wciąż jesteście.

-

Ale... ale...

-

Chodźże, Tommy - powiedziała stanowczym tonem

panna Carrington, ciągnąc brata w kierunku wyjścia. -

Siostra Beth wszystko ci wyjaśni. Do widzenia, Kate -

rzuciła przez ramię. - Doskonale się bawiłam.

- Miło mi - odparła panna Glyn. - Musimy to kiedyś

powtórzyć.

Wesoły kobiecy śmiech był jedyną odpowiedzią, gdy

Wainwright żegnał przy drzwiach Carringtonów.

Katharine odetchnęła z ulgą, zadowolona z dobrze

wykonanego zadania, ponownie wróciła do salonu i,

zamknąwszy za sobą drzwi, ze zdumieniem zauważyła lorda

Blake'a, niedbale opartego o marmurowy gzyms kominka.

- Coś takiego! - zawołała ze zdumieniem. - Pan wciąż

tutaj?

-

A nie powinienem? - zapytał spokojnie, podchodząc do

niej. -Prawdę mówiąc, już trzęsę się ze strachu, kiedy

pomyślę, co może pani zrobić, aby mnie wyrzucić z domu.

background image

-

Postaram się, żeby pańskie wyjście odbyło się w miarę

bezboleśnie - zapewniła go chłodno.

-

Jestem ogromnie zobowiązany, ale czy naprawdę muszę

wyjść?

-

Jak słusznie zauważył pewien wieszcz, nieproszeni goście

są najsympatyczniejsi, kiedy wychodzą. Ale proszę

zaczekać - powiedziała, podnosząc rękę w wymownym

geście, po czym zamknęła na chwilę oczy, jakby się chciała

nad czymś zastanowić. - Jest pan, o ile pamiętam,

przyjacielem sir Williama, tak? - zapytała.

-

Istotnie, jesteśmy zaprzyjaźnieni.

-

Do licha! - westchnęła. - Skoro jest pan przyjacielem sir

Williama Athertona, a sir William jest przyjacielem panny

Fairfax, wyrzucając pana, mogłabym obrazić sir Williama,

upokorzyć pannę Fairfax i sprowadzić tysiąc nieszczęść na

moją biedną głowę. Może pan zostać - zdecydowała bez

specjalnego entuzjazmu.

-

Jest pani, doprawdy, zbyt łaskawa.

-

Nie jestem łaskawa. Zastanawiam się tylko, jak z tego

wybrnąć. Od dawna jest pan lordem?

-

Od zawsze.

background image

-

Ach tak!

Obserwował ją przez monokl.

-

Sądząc z tonu pani głosu, żyłem w grzechu? Czy,

podobnie jak Francuzi, nie lubi pani arystokracji?

-

Czy nie lubię? Przyznaję, że jest w was coś, co mnie

okropnie bawi. Ale poza tym...

- Nic dobrego nie da się powiedzieć, tak?

Jego uśmiech wydał się jej ogromnie ujmujący.

-

Przykro mi, ale nie. Trudno znaleźć coś dobrego w

robaczywym jabłku.

-

Protestuję. Pewnie pani nie uwierzy, ale nie wszyscy

jesteśmy łobuzami. A przynależność do wyższych sfer jest

raczej przyjemna. Wykwintne jedzenie, wspaniałe stroje...

Odpowiada mi takie życie. Łachmany i bieda to nic

miłego. Gdyby pani widziała marokańską bonżurkę, którą

dziś rano miałem na sobie, nie oceniałaby pani nas aż tak

surowo, zapewniam panią.

-

Nie zmieniłabym zdania z powodu jakiejś tam bonżurki.

Z powodu wieczorowego surduta - być może, ale

bonżurki - nigdy. Widziałam, jak tańczył pan z lady

Priscillą Inglewood na balu u Montclairów. Od dawna ją

background image

pan zna?

-

Od dziecka.

-

Ach tak.

-

Moja droga, czyżbym znów popełnił błąd?

-

Po prostu zaskoczył mnie pan, milordzie. Nie mogę pojąć,

dlaczego, będąc przyjacielem lady Inglewood, zdecydował

się pan wejść do jaskini lwa.

Lord Blake bawił się trzymanym w ręku monoklem.

- Zdumiewa mnie pani, panno Glyn. Najwyraźniej nie lubi

pani lady Inglewood, wzorca doskonałości, a jednocześnie

szydzi z arystokracji. Czemu przypisać to dziwne nastawienie?

- Doprawdy, nic w ty dziwnego, milordzie. W młodości

bywałam źle traktowana przez wiele osób z towarzystwa i

pamiętam, jak okropnie się wtedy czułam. Nie chciałabym

doświadczyć tego znowu.

-

A lady Inglewood?

-

Ma w tym duży udział. „Gdyby jej oddech tak był

jadowity jak jej wyrazy, ani podobna byłoby żyć w jej

sąsiedztwie, zaraziłaby powietrze do północnego

bieguna"

3

.

-

Wiele hałasu o nic, akt drugi, scena pierwsza, ale nietrafnie

3 Wiele hałasu o nic, akt II, scena 1, tłum. Leon Ulrich (przyp. red.).

background image

dobrana, jak sądzę.

-

Pozostańmy więc każdy przy swoim. Lady Inglewood z

pewnością nie podziękuje panu, że pan tu dziś przyszedł.

Uzna pana za potwora i zażąda zadośćuczynienia. Być

może będzie pan musiał opuścić kraj na dłuższy czas.

-

Nigdy. Czyż jest gdzieś kraj tak zabawny jak Anglia?

-

Nie mam pojęcia, nigdy z niej nie wyjeżdżałam. Bardzo

się jednak cieszę, że pan to powiedział, ponieważ od

dawna uważam, że Anglia nie cieszy się w świecie taką

opinią, na jaką zasługuje. Czy lubi pan czytać, lordzie

Blake?

Kąciki jego ust leciutko zadrżały.

-

Czasami.

-

Mamy tu wspaniałą bibliotekę. Może chciałby pan z niej

skorzystać do powrotu sir Williama?

-

Nie odpowiada pani moje towarzystwo - skonstatował ze

smutkiem.

-

„...abyśmy mogli być bardziej obcy wobec siebie"

4

.

-

Jak wam się podoba, akt trzeci, scena druga.

-

Cenię pańską znajomość Szekspira, ale nie pańskich

przyjaciół. Nasza znajomość jest zbyt krótka, bym mogła

4 Jak wam się podoba, akt III, scena 2, tłum. Maciej Słomczyński (przyp. red.).

background image

wiedzieć, czy odpowiada mi pańskie towarzystwo, ale

zdecydowanie nie podoba mi się to, co pan mówi. Dawno

już osiągnęłam pełnoletność, sir, i zdecydowałam żyć tak,

jak chcę. Postanowiłam nie utrzymywać żadnych

kontaktów z przyjaciółmi lady Inglewood i, jak sądzę, ona

również żąda od swoich przyjaciół, aby nie utrzymywali

kontaktów ze mną. Radzę więc, żeby pan tu już więcej nie

wracał.

-

Krzywdzi pani tę godną szacunku kobietę, mówiąc o niej

takie rzeczy. Lady Inglewood nie ma zwyczaj u żądać od

swoich przyjaciół, by postępowali zgodnie z jej życzeniem.

-

Och, niech pan nie mówi głupstw. Przed chwilą twierdził

pan przecież, że znają od dziecka.

-

I właśnie dlatego uważam lady Inglewood za czarującą,

inteligentną kobietę, która cieszy się w towarzystwie

ogromnym szacunkiem.

-

Rzeczywiście. Czy może być coś bardziej obiektywnego?

-

Mówi pani zagadkami, panno Glyn.

-

To mój dom, lordzie Blake i mówię tak, jak chcę.

Lord Blake oparł się niedbale o marmur kominka i patrzył

na nią spod półprzymkniętych powiek.

background image

- Wygląda na to, że chyba się nie pogodzimy. Zostańmy

więc, jeśli chodzi o lady Inglewood, przy własnym zdaniu.

Niech mnie pani tylko nie wysyła do biblioteki. Proszę mi

pozwolić zostać i słuchać tego, co pani zechce powiedzieć... i

wypić jeszcze jedną filiżankę herbaty. Podaje pani znakomitą

herbatę, panno Glyn.

Westchnęła z rezygnacją i ponownie napełniła filiżankę

jego lordowskiej mości.

Korzystając z chwili przerwy w rozmowie, uważnie

przyjrzała się rozmówcy. Lord Blake, na pierwszy rzut oka,

ubrany był zgodnie z najnowszym trendem w modzie:

srebrzysty surdut w czerwone różyczki znakomicie uwydatniał

jego szerokie ramiona; na rudobrązowej kamizelce wisiał na

srebrnym łańcuszku monokl; bryczesy uwypuklały wspaniale

umięśnione nogi, a długie buty lśniły oślepiająco.

Po chwili jednak zauważyła, że kołnierzyk koszuli nie

sięga tak wysoko, jak powinien, ale umożliwia za to swobodne

ruchy głową. Krótko obcięte, ciemne włosy układały się

naturalnie, a na długich, wąskich palcach, poza rodowym

sygnetem, nie było żadnych pierścieni. Lord Blake najwyraźniej

nie był niewolnikiem mody.

background image

Obiekt tej tak drobiazgowej lustracji, obserwował ją

również, co Katharine bardzo rozbawiło. Rzadko się zdarzało,

żeby ktokolwiek, a tym bardziej mężczyzna, obdarzał ją czymś

więcej niż tylko przelotnym spojrzeniem, nie mówiąc już o

lustracji od stóp do głów.

Spojrzała na niego spod oka i jej usta zadrżały w

uśmiechu.

-

Skończył pan? - zapytała.

-

Proszę o wybaczenie, ale gubię się w domysłach. Czy

nigdy nikomu nie pozwala pani zajrzeć pod tę maskę, za

pomocą której odgradza się pani od świata?

-

Ale to wcale nie jest maska! To jestem ja, lordzie Blake.

Chyba nie chce pan obnażać mnie przed światem?

Pomyśleć, jakie to byłoby nieprzyzwoite!

-

Nie kuś zdesperowanego człowieka.

Panna Glyn przycisnęła dłoń do ust, aby nie zareagować

śmiechem na ten cytat.

W szarych oczach lorda Blake'a widać było satysfakcję.

-

Czy czułaby się pani urażona, gdybym zadał jej bardziej

osobiste pytanie?

-

Przeciwnie - odparła, starając się odzyskać zimną krew. -

background image

Osobiste pytania, zadane przez kogoś obcego, są zupełnie

nieszkodliwe, ponieważ osoba zapytana właściwie może

mówić, co jej tylko przyjdzie do głowy, a pytający nie jest

w stanie stwierdzić, czy zapytany mówi prawdę.

Ponieważ jednak my dwoje więcej się już nie spotkamy,

postaram się panować nad wyobraźnią. Proszę pytać,

milordzie.

Przez chwilę obserwował ją w milczeniu, po czym

odchrząknął i rzekł:

-

Zastanawiam się po prostu, dlaczego tak surowo

potraktowała pani lorda Falkhursta, gdy poinformował

panią, że jego wuj Archibald doszedł do siebie po ataku

kamieni nerkowych.

-

Ponieważ marzyłam od lat o tym, żeby uderzyć lorda

Falkhursta -oznajmiła, najwyraźniej uważając to za

całkiem wystarczający powód.

-

Często ulega pani takim zachciankom?

-

Jedynie w stosunku do lorda Falkhursta.

-

Nie lubi pani tego dżentelmena?

-

Zbyt wysoko pan go ceni. Szekspir trafnie ocenił takich

jak on: „W najkorzystniejszych chwilach jest czymś nieco

background image

gorszym niż człowiek; w najmniej korzystnych czymś

nieco lepszym niż zwierzę..."

5

-

Rozumiem, że nie lubi pani jego towarzystwa?

-

„...którego nieobecności nie pragnęłabym żarliwie..."

6

-

To były dwa cytaty z Kupca weneckiego. Czy może pani

przytoczyć jakiś trzeci?

-

„Bóg go stworzył, dlatego trzeba go uznać za

człowieka..."

7

-

Brawo, panno Glyn! - zawołał, klaszcząc w ręce, chociaż

bez zbytniego entuzjazmu. - Widzę, że będę musiał

odświeżyć sobie Szekspira, by móc z panią swobodnie

konwersować. Dlaczego jednak właśnie dziś zdecydowała

się pani uderzyć lorda Falkhursta, skoro, jak sama pani

przyznaje, czekała na tę okazję od lat?

-

Och, czy zdobyłabym się na tę zuchwałość, gdybym nie

liczyła na trzy pozytywne efekty tego chwalebnego czynu?

-

I były?

-

Po pierwsze mogłam wreszcie spełnić moje marzenie. Po

drugie było dla mnie oczywiste, że po takim afroncie

opuści mój dom. A po trzecie wyobraziłam sobie tę burzę

5 Kupiec wenecki, tłum. Maciej Słomczyński (przyp. red.).
6 Jak wyżej.
7 Jak wyżej.

background image

nieprzychylnych komentarzy, które prześladować będą

łajdaka przez wiele tygodni, gdyż traf chciał, że lady

Elvira i lady Mary Pomeroy były świadkami tego

szokującego zdarzenia. Nim słońce wzejdzie, będzie już o

nim wiedział cały Londyn. Nie wiem, czy pan się

orientuje, ale to największe plotkarki w mieście.

-

Słyszałem coś o tym.

-

Co mi nie przeszkadza bardzo je lubić - ciągnęła panna

Glyn, dzielnie panując nad śmiechem. - Uważam je za

najzabawniejsze stworzenia w towarzystwie. Znają

wszystkie krążące po Londynie plotki i zawsze je

ubarwiają. Plotki, jak pan zapewne wie, mają to do siebie,

że szybko się zmieniają, ale to, co robią z nimi Mary i

Elvira, to prawdziwy artyzm! Często sama wymyślam

jakąś plotkę o sobie, aby się przekonać, do jakich

rozmiarów potrafi urosnąć dzięki nieprawdopodobnej

inwencji tych pań. To bardzo zabawne.

-

Sprowadza mnie pani na manowce, panno Glyn.

Zaczynają mi się podobać te pani nonsensy.

-

Bez obawy. To tylko chwilowe zboczenie z drogi.

Mężczyźni z natury są bardzo zmienni.

background image

-

Nie, madame, źle mnie pani zrozumiała! Moja słabość jest

tak niezmierzona, jak Zatoka Portugalska.

Panna Glyn nie mogła już opanować chichotu, który

szybko zamienił się w głośny śmiech.

Sir William Atherton i panna Fairfax wybrali właśnie ten

moment, aby wrócić do salonu. Sir William wydawał się

zakłopotany widokiem panny Glyn śmiejącej się z jego

przyjaciela. Wyraz twarzy panny Fairfax natomiast był

mieszaniną gniewu i przerażenia.

- Kate! - zawołała. - Co tu się dzieje?

Lord Blake starał się zachować powagę.

- Przepraszam cię, Georgino - wykrztusiła panna Glyn, z

trudem łapiąc powietrze. - Lord Blake opowiadał mi właśnie

wyborną historyjkę o wielbłądach w Himalajach, niestety,

niezbyt nadającą się do powtórzenia.

Lord Blake spojrzał na nią ze zdumieniem, ale ona

udawała, że tego nie widzi.

- Cieszę się, że wreszcie wróciliście - ciągnęła. - Już

chciałam zawiadomić policję, żeby was szukała. Drogi sir

Williamie - szybko dodała, biorąc go pod rękę - proszę usiąść i

pogawędzić ze mną przez chwilę. Panna Fairfax zupełnie

background image

panem zawładnęła, a ja tak bardzo pragnęłam zamienić z

panem kilka słów.

-

Ale, panno Glyn - sir William rozejrzał się ze zdumieniem

dookoła - gdzie są pani pozostali goście?

-

Mieli... jakieś inne, wcześniej już uzgodnione spotkanie -

odparła wymijająco. - Georgino - rzuciła przez ramię,

prowadząc sir Williama w kierunku ciemnozielonej

kanapy - spróbuj, z łaski swojej, zająć się lordem Blakiem.

Przez następne pół godziny panna Glyn rozmawiała z

młodym człowiekiem, starając się taktownie wypytać o

wszystkie szczegóły z jego życia, co, jak uważała, było jej

szczególnym obowiązkiem. Bardzo szybko jednak doszła do

wniosku, że jej przyjaciółka nie myliła się w ocenie sir

Williama. Charakter młody człowiek miał wypisany na twarzy,

a to, co z niej wyczytała, wyglądało obiecująco. Mogła sprzyjać

tej znajomości bez obawy, że przyniesie ona jakiś zawód czy

cierpienie jej przyjaciółce.

Uświadomiwszy sobie, że czas wizyty został już dawno

przekroczony, sir William wstał, oznajmiając, że on i jego

przyjaciel muszą już iść.

-

Och, jestem pod wrażeniem - powiedziała panna Glyn,

background image

wstając również. -Drogi panie, musi mi pan solennie

obiecać, że odwiedzi nas jutro. Bardzo miło mi się z panem

rozmawiało.

-

To dla mnie ogromny zaszczyt, panno Glyn - odrzekł sir

William, skłaniając z uśmiechem głowę.

Zręcznie manewrując przyjaciółką i sir Williamem, tak aby

mogli jeszcze chwilę ze sobą porozmawiać, zanim się

pożegnają, panna Glyn cofnęła się parę kroków, dołączając do

lorda Blake'a.

-

Mistrzowskie zagranie - rzekł z uznaniem.

-

Dziękuję, milordzie. Patronowanie rozkwitającej

romantycznej miłości to trudne i dosyć wyczerpujące

zadanie. Jeśli nie otrzymuje się w zamian dostatecznego

uznania, można zacząć się zastanawiać, czy warto się było

trudzić.

-

Nie aprobuje więc pani romantycznej miłości?

-

Oczywiście, że nie aprobuję, tak zresztą jak każdy

rozsądny człowiek. Romantyczna miłość zamienia

inteligentnych skądinąd ludzi w skończonych idiotów.

Georgina już wpadła w cielęcy zachwyt i zaczynam się

obawiać, żeby sytuacja nie wymknęła się spod mojej

background image

kontroli.

-

Musi być pani dzielna - rzekł lord Blake. - Przytoczę

słowa niejakiego Ralpha Bottswaya, handlarza nawozem z

Lancaster, przy których pani problemy będą jak trzepot

skrzydeł ćmy podczas huraganu. Powiedział do mnie:

„Nieszczęścia mogą na nas spadać ze wszystkich stron,

wasza lordowska mość, nasze pola nie obrodzić, studnie

wyschnąć. Ktoś uprowadzi nam stada owiec i nasze

dzieci... ale przynajmniej nie będziemy się musieli obawiać

szarańczy".

Panna Glyn nie mogła powstrzymać się od śmiechu.

- Proszę już iść i nie wracać - powiedziała. - Nie mogę

pozwolić, aby jakiś arystokrata wyprowadzał mnie w pole w

moim własnym domu, a co dopiero ktoś, kto od dziecka

przyjaźni się z Priscillą Inglewood.

Lord Blake skłonił się w milczeniu i wraz z sir Williamem,

który z ciężkim sercem pożegnał się wreszcie z panną Fairfax,

opuścił Russel Court.

-

Och, Kate! -zawołała panna Fairfax, rzucając się w

ramiona przyjaciółki. - Jestem taka szczęśliwa! Nie potrafię

znaleźć słów, by powiedzieć, co czuję. To tak, jakby gdzieś

background image

wewnątrz mnie zapłonęło jakieś złociste światło!

-

Tak, tak kochanie - powtarzała spokojnie panna Glyn,

prowadząc podekscytowaną dziewczynę schodami do

pokoi na piętrze.

-

Och, Kate! - westchnęła panna Fairfax, kiedy weszła do

swojej sypialni i rzuciła się na łóżko. - On jest naprawdę

czarujący i ma takie nienaganne maniery. Czy wiesz -

powiedziała, siadając nagle - że on ma spaniela, który

uwielbia kornwalijskie ciasteczka, tak jak mój kochany

mały Scotty?

-

Wprost trudno w to uwierzyć - mruknęła panna Glyn,

idąc do swego pokoju.

4

Czcigodny markiz Blake Park, baron Willoughby-on-the

Marsh, lord Theodore Francis Beauregard Quentin Blake

wyjeżdżał z Russel Court z mieszanymi uczuciami. Nie

spodziewał się, że ta przedpołudniowa wizyta u dwóch

wytwornych dam z towarzystwa minie tak szybko i będzie taka

fascynująca. Jego doświadczenie, jeśli chodzi o tego typu

background image

wizyty, nie było najlepsze, ale William tak bardzo go prosił.

Czy mógł odmówić przyjacielowi? Tak więc wybrał się z nim

do Russel Court i co? Nie było troskliwych pytań o zdrowie

jego i jego rodziców. Żadnych wynurzeń na temat pięknej

pogody. Ani minuty rozmowy o najświeższych towarzyskich

wydarzeniach. Zamiast tego - piękno, urok i panna Katharine

Glyn. Całkowicie nieprzewidywalna i ogromnie intrygująca.

Nawet teraz, kiedy zręcznie manewrując zaprzęgiem,

przejeżdżał zatłoczone centrum Londynu, nie mógł o niej

zapomnieć.

Była najbardziej stanowczą młodą kobietą, jaką

kiedykolwiek spotkał... W jej zachowaniu nie było nic, co

mogłoby świadczyć o tym, że usiłuje złapać go na męża. Już

sam ten fakt był nadzwyczajny, ponieważ zdążył się

przyzwyczaić, że w ciągu ostatnich pięciu lat był nieustannie

ścigany przez wszystkie polujące na arystokratyczne tytuły

kobiety.

Zamyślił się. Czy Oliver naprawdę zginął pięć lat temu?

Ból, który odczuwał za każdym razem, kiedy myślał o swoim

bracie, przeszył jego serce ponownie. Mimo iż minęło już tyle

lat, wciąż mógł powtarzać za Hamletem: Jakież przeraźliwie

background image

nudne, banalne i bez sensu zdają się mi te wszystkie uroki

życia... Wiosenny Londyn i zakochany William nie były w

stanie wyrwać go z melancholii. I chociaż Katharine Glyn też

nie udało się tego dokonać, zdołała jednak tę szarość nieco

ubarwić. Może jego krótki pobyt w mieście nie będzie czasem

zupełnie straconym.

Najwyraźniej jego kompan czuł to samo, gdyż siedząc

obok niego w faetonie, od chwili opuszczenia Russel Court nie

przestawał rozwodzić się nad cnotami panny Fairfax i nawet

nie zauważył, gdy zatrzymali się przed klubem White's.

-

Błagam, przestań już, Will -jęknął lord Blake, rzucając

wodze pachołkowi i wyskakując z faetonu. -Za chwilę

wchodzimy do środka. Chyba nie masz zamiaru

ośmieszyć się tymi tak głośno wyrażanymi zachwytami?

-

Co, już przyjechaliśmy do White's? - rzekł William,

rozglądając się z niedowierzaniem.

-

Owszem, mój drogi - odparł lord Blake, nie kryjąc

rozbawienia. - I tak spóźniliśmy się na lunch, sądząc po

burczeniu w moim żołądku. Chodź, Will, musimy szybko

coś zjeść. Po emocjach, jakich doświadczyłeś tego ranka,

twój organizm także wymaga regeneracji. Myślę, że udziec

background image

barani obu nas postawi na nogi.

Sir William wyskoczył z faetonu i podążył za

przyjacielem.

-

Tak się składa - odparł, gdy kłaniali się licznym

znajomym - że nie bardzo mam apetyt.

-

Och, nie wątpię - zauważył lord Blake. - Przynajmniej

usiądź, wypij kieliszek porto i dotrzymaj mi towarzystwa.

Kiedy weszli do jadalni, lord Blake zauważył siedzących

przy jednym ze stolików Robbinsa i lorda Braxtona i

zdecydował się do nich dołączyć. Chociaż dawno temu wybrał

życie odludka, cieszyło go, że jeszcze niezupełnie zdziwaczał.

Codzienność na prowincji, w otoczeniu służby, dzierżawców i

organizacji dobroczynnych, była tak cholernie nudna i...

monotonna. Nie o takim życiu kiedyś marzył.

Jednak teraz starał się odpędzić czarne myśli i cieszyć

towarzystwem przyjaciół. Zamówili lunch i rozmowa potoczyła

się wartko. Dyskutowali o wyścigach konnych, ostatnich

prezentacjach na dworze i płochych sercach kobiet.

Peter Robbins - w brązowym jeździeckim surducie,

spodniach ze skóry kozłowej i wysokich butach - ze

wzburzeniem opowiadał o niejakim Jamisonie Knoksie,

background image

wyjątkowo cynicznym łobuzie, który, nie dalej jak dwa dni

temu, miał czelność odebrać mu kochankę. Niepocieszony

amant, którego wzrost, cera i nos wskazywały na

pokrewieństwo z Blakiem - w rzeczywistości byli kuzynami -

siedział naprzeciw niego.

Hrabia Braxton, siedzący po prawej stronie lorda Blake'a,

był najwyraźniej szczerze ubawiony żałosną historią Robbinsa,

ale taktownie krył śmiech, zasłaniając usta koronkową

chusteczką. Lord Braxton, trzydziestoletni dżentelmen,

uważany był za największego, po lordzie Bingsleyu, eleganta.

O ile jednak Bingsley wciąż szukał czegoś nowego, śmiałego i

wyszukanego, Braxton największą wagę przywiązywał do

eleganckiego kroju surduta, właściwego odcienia pończoch

oraz subtelnych manier i zainteresowań, które były istotnym

uzupełnieniem stroju.

Po lewej stronie Blake'a siedział sir William Atherton, ale

wnikliwy obserwator zauważyłby, że ten młody człowiek

błądzi gdzieś po Polach Elizejskich, wsłuchując się w bicie

swego serca.

-

Opamiętaj się, drogi chłopcze - rzekł lord Braxton do

Robbinsa. - Powinieneś był spodziewać się tego, skoro

background image

paradujesz w tych ohydnych spodniach, a rozmawiać

umiesz jedynie o... uprawie roli, zawodach bokserskich i

innych nudziarstwach niestosownych dla niewieścich

uszu. Och, Peter, gdybyś tylko pozwolił mi sobą

pokierować, wkrótce byłbyś otoczony tłumem pięknych

kobiet. Mógłbym ci nawet wybrać piękną i cnotliwą

kandydatkę na żonę.

-

Żonę? - zawołał z przerażeniem Robbins. - Dobry Boże,

Braxton, cenię kobiety, lecz jedynie jako chwilową

rozrywkę, ale... ale małżeństwo...? - Wzdrygnął się

gwałtownie. - Potrzebny mi jeszcze jeden drink, a nie

twoja pomoc, milordzie.

Lord Blake zawołał kelnera i ich kieliszki natychmiast

zostały ponownie napełnione.

-

I co ty na to, Will? - zwrócił się do Williama Braxton. - Nie

przeszkadza ci to, że Peter należy do twoich najbliższych

przyjaciół?

-

Co proszę? - Sir William spojrzał na niego nieprzytomnie.

- Co mówiłeś, Nigel? Przepraszam, ale chyba trochę się

zamyśliłem.

-

Naszego Williama od trzech dni nie interesuje nic poza

background image

pewną parą wymownych, błękitnych oczu - poinformował

przyjaciół lord Blake.

-

Nie mów! - zawołał Robbins, patrząc z zaciekawieniem na

Williama. -Nareszcie wpadł, tak? Kim jest ta ślicznotka,

która cię ujarzmiła, biedaku? Powiedz wujkowi Peterowi

wszystko.

-

Nie życzę sobie, abyś mówił o pannie Fairfax w taki

sposób -zaprotestował sir William.

-

Wielkie nieba! - zawołał lord Braxton. - Fairfax? Georgina

Fairfax? Największa, najsłodsza piękność, jakiej Londyn

nie widział od ponad dziesięciu lat? Muszę przyznać,

przyjacielu, że masz wyborny gust!

-

Theo, powiedz im, że to nie tak - błagał sir William.

Lord Blake uśmiechnął się lekko, odchrząknął, po czym

uroczyście zaczął:

-

William jest pod działaniem czystej, anielskiej miłości,

nieskażonej jakimiś tam fizycznymi czy też innymi

przyziemnymi pragnieniami. On żyje w innym świecie,

gdzie nie ma miejsca na małostkowość naszego zepsutego

świata. Mam rację, Will?

-

Nie pozwolę, abyś kpił z mojego szacunku dla panny

background image

Fairfax! -zaprotestował ponownie sir William.

-

Ależ nic podobnego nie miałem na myśli, Will - uspokajał

go lord Blake. - Powiedziałem prawdę, opisując jedynie to,

co sam zaobserwowałem. Will i ja - poinformował

przyjaciół - wróciliśmy właśnie z wizyty u panny Fairfax i

jej opiekunki... panny Glyn, o ile dobrze pamiętam. Nawet

ja muszę przyznać, że z przyjemnością zostałbym dłużej.

-

Jest śliczna, prawda, Theo? - niecierpliwił się sir William.

-

Hm? O tak, powiedziałbym, że to całkiem... sympatyczna

osoba.

-

Sympatyczna? - zawołał z oburzeniem sir William. - Jej

widok zapiera dech w piersiach. To bogini w ludzkim

ciele. Panna Fairfax -oświadczył, patrząc na przyjaciół

płomiennym wzrokiem - to prawdziwe uosobienie

kobiecości.

-

Zawsze uważałem, że Will będzie pierwszą ofiarą

Kupidyna, ponieważ jest niepoprawnym romantykiem, i

to od chwili, gdy skończył dziesięć lat - zauważył Robbins.

- Ja nigdy nie miałem takich skłonności. Braxton jest od

dawna zakochany w swoim lustrzanym odbiciu, a Theo

jest na to całkiem uodporniony.

background image

-

Jeśli o mnie chodzi - wtrącił lord Blake - to wolę

określenie zrażony. Każdą młodą kobietę, która chce

wydać się za mąż, interesują jedynie dwie rzeczy: mój

tytuł i fortuna. Dlaczego miałbym rezygnować z dobrego

snu, biorąc sobie na kark taki bagaż?

-

Theo, musisz się z tym pogodzić - rzekł z uśmiechem lord

Braxton. - Żadna rozsądna kobieta nie może ignorować

takiego tytułu i takiej fortuny. Co za uparty osioł - hrabia

zwrócił się do dwóch pozostałych przyjaciół. Panny na

wydaniu oblegają go, ożywione pragnieniem mamusie

popisują się swoimi córkami przy każdej nadarzającej się

okazji, Priscilla Inglewood bije wszystkie konkurentki na

głowę, a on wciąż się wzbrania dać na zapowiedzi.

Radzę ci, Nigel, nie mów tak lekceważąco o Priscilli -

ostrzegł przyjaciela lord Blake. -To szlachetna, piękna i

inteligentna młoda kobieta, którą łączą z moją rodziną silne

więzy przyjaźni i nie życzę sobie słyszeć ani słowa przeciw niej.

-

To harpia, nawet się nie spostrzeżesz, jak zaciągnie cię do

ołtarza, o ile nie powiesz jej wprost, że jej nie chcesz -

zauważył Robbins.

-

Co to za bzdury - odparł lord Blake. - Dlaczego miałbym

background image

obrażać przyjaciółkę od dziecięcych lat, skoro nigdy nie

dałem jej najmniejszego powodu, żeby sądziła, iż mam

wobec niej jakieś matrymonialne plany?

-

Odziedziczyłeś po bracie majątek, tytuły i wszystkie

związane z nimi nadzieje, dlaczego nie miałbyś

odziedziczyć i narzeczonej? - powiedział lord Braxton.

-

Poza tym - dodał Robbins - mógłbym pójść o zakład, że to

ojciec wbił jej do głowy te wiążące się z tobą

matrymonialne oczekiwania, stary cwaniak.

-

Córka wierzy mu bezgranicznie - zauważył lord Braxton.

-

Dosyć! - rzekł stanowczo lord Blake - Obrażacie mnie i

Inglewoodów.

-

Ależ, Theo - zaprotestował Robbins - to takie zabawne

zastanawiać się, jaka będzie ta twoja przyszła żona. Poza

tym musisz się ożenić i wszyscy dobrze o tym wiedzą.

-

Szczególnie Priscilla - dodał lord Braxton.

-

Skończyłeś trzydziestkę i nie masz narzeczonej - ciągnął

Robbins. - Wkrótce będziesz stary, zdziwaczały i

niezdolny do zdobycia względów żadnej, nawet

najbardziej zdeterminowanej łowczyni fortun.

-

Poza, oczywiście, Priscillą - rzekł lord Braxton.

background image

-

Dosyć, Nigel! - powtórzył lord Blake. - Bardziej niż wy

zdaję sobie sprawę z ciążącego na mnie obowiązku ożenku

i spłodzenia dziedzica fortuny i nazwiska. Kiedy pogodzę

się z myślą, że jakaś kobieta towarzyszyć mi będzie do

końca moich dni, dam ogłoszenie do gazety. Ale póki co

jednak rozmawiamy o sercu Williama, a nie moim.

-

Sercu? - zdziwił się lord Braxton. - Nie rozmawiamy o

twoim sercu, Theo, ponieważ wszyscy doskonale wiemy,

że umkniesz przed każdą zastawioną przez kobietę

pułapką. Nie, nie, ty się ożenisz wyłącznie z rozsądku.

Śmiem twierdzić, że na miłość i szczęście nie będzie tam

miejsca.

-

Zaczynasz mnie nudzić, Nigel - przerwał mu lord Blake i

chciał coś dodać, ale podszedł do niego lokaj i przekazał

mu wiadomość, że lord Falkhurst chciałby zamienić z nim

parę słów i czeka na niego w bibliotece.

-

Falkhurst? - zdziwił się Robbins. - Nie wiedziałem, że

utrzymujesz kontakty z tą zimną rybą.

-

Poznaliśmy się przed laty - odrzekł lord Blake, wstając od

stołu -i przez przypadek znaleźliśmy się dziś w tym

samym salonie. Panowie, wybaczcie, proszę, ale muszę

background image

was na chwilę porzucić.

Kiedy wszedł do biblioteki, lord Falkhurst rozmyślał nad

czymś, trzymając w ręku kieliszek porto.

-

Chciałeś się widzieć ze mną, sir - rzekł Theo, skłaniając

lekko głowę.

-

Ach, jesteś więc, Blake - odparł Falkhurst, odstawiając

kieliszek i odwracając się w jego stronę.

-

Mam nadzieję, że doszedłeś już do siebie po tym

szokującym zdarzeniu w Russel Court?

-

Nie przywiązuję wagi do tego, co mówi i robi ta diablica,

Kate Glyn. Nikt zresztą nie powinien. Nie mam jednak

zamiaru rozmawiać o tej prowincjuszce. Chcę pomówić o

pannie Fairfax.

-

O pannie Fairfax? A co ja mam wspólnego z tą rozkoszną

istotą?

-

Możesz wpłynąć na Athertona, żeby dał jej spokój.

-

Ja? - zapytał lord Blake, unosząc brwi. - Dlaczego

miałbym zachować się jak impertynent?

-

Jesteś jego sponsorem i...

-

Sponsorem? Skąd ten pomysł? Will od dawna jest

pełnoletni, pochodzi z dobrej rodziny i jest zamożny. Nie

background image

potrzebuje sponsorów. Właściwie, Falkhurst, powinieneś

porozmawiać z nim.

-

Chłopak przeżywa szczenięcą miłość - odparł z rosnącą

irytacją Falkhurst. - I nie jest to żadną tajemnicą, ponieważ

wszyscy dziś mieli okazję słuchać jego bredzenia. Nie

będzie słuchał rywala, ale chcę wierzyć, że posłucha ciebie.

-

A dlaczego, wyjaśnij mi z łaski swojej, miałbym odciągać

go od panny Fairfax? - zapytał Blake, strząsając z rękawa

surduta nieistniejący pyłek. - Stanowią bardzo ładną parę.

- Jedynie dla jego dobra. Zrobi z siebie głupca, jeśli nie

przestanie kręcić się koło panny Fairfax. Ona ma zbyt wiele

rozsądku, żeby oddać rękę takiemu nieopierzonemu

żółtodziobowi.

- I wystarczająco wiele, by przyjąć twoje zaloty, hm?

- Wierzę, że tak.

-

Och, jakie to szczęście, kiedy się ma tak niewiele

wątpliwości i obaw. Teraz dopiero zdaję sobie sprawę,

Falkhurst, że Will nie ma żadnych szans w rywalizacji z

tobą... o względy panny Fairfax.

-

To mu to powiedz, Blake. Nie będę dłużej tolerował jego

śmiesznych zabiegów. Lepiej niech mi nie wchodzi w

background image

drogę.

Zadowolony z siebie Falkhurst sztywnym krokiem opuścił

bibliotekę odprowadzany rozbawionym spojrzeniem Blake'a.

-

O Panie, jacy ci ludzie są beznadziejni - mruknął, zanim

ruszył w stronę jadalni, by znów dołączyć do przyjaciół.

-

I czego chciał ten Ponury Rycerz? - zapytał Braxton, gdy

Blake ciężko opadł na krzesło.

-

Dużo więcej, niż miał prawo oczekiwać - brzmiała

odpowiedź. -Nasza rozmowa przebiegała w nieco

szekspirowskim tonie. Najwyraźniej mam dziś szczęście

do bardów.

-

Dobry Boże, teatr! - zawołał sir William.

-

Uwaga, panowie - ostrzegł Robbins. - Ta cała afera z

panną Fairfax odebrała biedakowi rozum.

-

Co ty pleciesz - zirytował się sir William. - Źle mnie

zrozumiałeś. Georgina... to znaczy panna Fairfax

powiedziała mi, że razem z panną Glyn wybiera się dziś

wieczorem do teatru. Musimy iść!

Lord Braxton wzdrygnął się.

-

Nie ze mną - oświadczył. - Atmosfera teatru źle działa mi

na trawienie.

background image

-

Peter? - zapytał sir William.

-

Wybacz, Will - odparł Robbins. - Przecież wiesz, że

niedobrze mi od patrzenia na te zniewieściałe pląsy na

scenie. Wcale się nie dziwię, że Braxton ma wtedy kłopoty

z żołądkiem.

-

Theo - rzekł William błagalnym głosem - przynajmniej ty

mnie nie zawiedź. Musisz towarzyszyć mi dziś

wieczorem. Jeśli pójdę sam, nigdy się nie odważę wejść do

loży panny Fairfax, gdyż niewątpliwie otaczać ją będzie

wielu adoratorów znaczniejszych niż ja. Odwaga szybko

ujdzie ze mnie jak woda przez sito. Musisz mnie dziś

podtrzymać na duchu, Theo, musisz!

-

No dobrze - westchnął lord Blake. - Ostatecznie mogę się

zgodzić. Przypomniałem sobie, że nowy wieczorowy

surdut przysłano mi dziś rano, a teatr to najwłaściwsze

miejsce do pokazania się. Jestem zdumiony, Nigel, bo to

dość, abyś i ty pojawił się w Drury Lane.

-

Publiczność jest tam tak krzykliwie ubrana, a przecież

wiesz, jak tego nie cierpię.

-

Masz rację. Ktoś jednak musi dać dobry przykład, nie

sądzisz?

background image

-

I to właśnie ty - zauważył złośliwie Robbins.

-

Oczywiście, skoro Braxton nie odpowiada na wezwanie

do broni - odparł lord Blake.

-

Będziesz odpowiedzialny za występ tego fircyka,

Braxton.

-

Fircyka? - zawołał z oburzeniem lord Blake. - Powinienem

cię wyzwać za taką obrazę, Peter. To Bingsley jest

fircykiem. Natura, na szczęście, obdarzyła mnie dosyć

wyrafinowanym poczuciem smaku.

-

Też coś! - powiedział Robbins.

-

Spodobałby ci się mój nowy surdut, Peter - ciągnął lord

Blake. -Zieleń jest prawie taka sama jak zieleń lasów w

Insley, gdzie ustrzeliłeś tego ogromnego jelenia.

W odpowiedzi Robbins wzruszył jedynie ramionami.

- Doskonale, Will - oświadczył lord Blake, najwyraźniej

niezrażony tą niezbyt przychylną reakcją - ty jeden dostąpisz

zaszczytu podziwiania mojego nowego surduta.

5

Lord Blake, po kilkugodzinnej grze w karty w klubie

background image

White's, opuszczał go ze znacznie cięższym portfelem, niż

wtedy gdy do niego wchodził. Wrócił do domu, gdzie bez

pośpiechu zjadł kolację, po czym oddał się w ręce zaufanego

kamerdynera, dla którego sensem istnienia, jak się wydawało,

była nieustanna troska o stan garderoby jego lordowskiej

mości.

-

Myślę - rzekł lord Blake, uważnie przyglądając się swemu

odbiciu w lustrze - że zwykły krawat fularowy będzie w

tym przypadku najstosowniejszy.

-

Zgadzam się z panem, milordzie — odparł Maxwell. -

Klasyczna prostota zawsze jest najstosowniejsza, gdy tak

się składa, że musimy uczestniczyć w jakiejś publicznej

imprezie.

-

No właśnie - powiedział z powagą lord Blake.

Wiążąc fular na kamizelce w kolorze matowego złota,

Maxwell zapytał, jakie plany na wieczór ma jego lordowska

mość.

- Nie musisz się martwić, mój drogi. Nie zniweczę twoich

wysiłków. Planuję jedynie teatr, krótką wizytę w moim domu

rodzinnym i wczesne spotkanie z poduszką.

- Żadnych więc szermierczych zawodów? Żadnych

background image

wyścigów konnych o zmierzchu, milordzie?

Lord Blake przypomniał sobie niedawne słowa krytyki

Robbinsa pod jego adresem i uśmiechnął się.

-

Nie. Sprawdziłem mój kalendarz i nie ma w nim tego

typu rozrywek... na dzisiejszy wieczór.

-

Jestem z tego powodu niezmiernie rad, milordzie - rzekł

Maxwell, przekładając mu przez głowę monokl na złotym

łańcuszku i cofając się parę kroków, aby sprawdzić efekt

własnej pracy. Najwyraźniej nie był rozczarowany.

-Pozwoliłem sobie przejrzeć pańską pocztę, milordzie —

dodał. - Leży na biurku w pańskim gabinecie.

Zauważyłem list od wielce czcigodnego Otherby.

-

Ach, tak. Pewnie jakaś informacja o nowej szkole.

-

Jeszcze jedna szkoła, sir?

-

Tym razem to szkoła dla dziewcząt. W pobliżu Danforth.

Nigdy za dużo szkół... szczególnie dla biednych, Max.

-

To prawda, milordzie.

Lord badawczo przyjrzał się swojemu odbiciu w lustrze.

-

Doskonale, Max. Co ja bym zrobił bez ciebie?

-

Boję się pomyśleć, milordzie.

Kąciki ust lorda Blake'a leciutko zadrżały.

background image

-

Poleciłeś Scrantonowi przygotować mój faeton? - zapytał

-

Czeka na podjeździe, milordzie.

Po drodze Blake zabrał sir Williama, po czym razem

pojechali do Drury Lane. Wchodząc na widownię, lord Blake

zmuszał się do ukłonów i uśmiechów kierowanych do licznych

znajomych, którzy go pozdrawiali. O Chryste, jak on nie

cierpiał takiej szopki! Po chwili w jednej z lóż zauważył

Priscillę Inglewood i ukłonił się jej. Lekko skłoniła złotowłosą

głowę, po czym ponownie odwróciła się do tłumu

zabiegających o jej względy wielbicieli. Wszyscy byli

szlachetnie urodzeni i bogaci. Dlaczego więc, do diabła nie

wyjdzie za mąż i nie zostawi jego sumienia w spokoju? Czyżby

Braxton miał rację? Czyżby rzeczywiście czekała na niego, aby

zrealizować swoje marzenie zostania księżną Insley?

Nigdy nie uważał lady Inglewood za kogoś więcej niż

przyjaciela rodziny, chociaż... pod wieloma względami byłaby

perfekcyjną żoną: piękna, elegancka, zrównoważona, wiedząca,

co i kiedy powiedzieć i byłby... wolny. Mógłby spędzać całe

dnie, nie kochając jej ani nie potrzebując; w nocy mógłby dzielić

z nią łoże, nie pragnąc jej; rankiem pocałować w policzek przy

śniadaniu. W takim małżeństwie nie ma miejsca na cierpienie.

background image

Być może... być może powinien wnikliwie rozważyć

oczekiwania zarówno lady Inglewood... jak i jej ojca.

Po wejściu do loży, która zapewniała doskonałe warunki,

żeby widzieć i być widzianym, lord Blake i sir William zdjęli

płaszcze i zajęli miejsca.

-

No i jak? - zapytał lord Blake, zakładając nogę na nogę.

-

Nie widzę jej jeszcze.

- Nie chodzi mi o pannę Fairfax!

-

A o co?

-

O mój surdut, Will - odparł z westchnieniem lord Blake. -

Co sądzisz o moim nowym surducie?

-

Ach tak - odparł William, nie przestając się rozglądać. -

Jest... bardzo ładny, Theo.

-

Ładny? Jest fantastyczny! To efekt twórczej pracy Raoula

DeBries i mojej! Kolorem tak świetnie pasuje do moich

oczu. A jaki krój! Spójrz tylko, jak znakomicie uwydatnia

moje ramiona i tors. Ładny, też coś! Nie znajdziesz

efektowniejszego w całym Londynie. Nawet Braxton nie

ma się co ze mną równać.

-

Tam! - zawołał nagle sir William zduszonym głosem. -

Ona jest tam!

background image

Wskazywał na lożę z lewej strony, w której tłoczyło się

przynajmniej dziesięciu młodych mężczyzn. Wśród nich widać

było nieco oszołomioną pannę Fairfax i jej niekryjącą

rozbawienia przyjaciółkę, pannę Glyn.

- Niezły tłum - skomentował lord Blake, krzywiąc w

uśmiechu twarz.

Sir William opadł na siedzenie.

-

Przy ich bogactwie, tytułach i biegłości w czarowaniu

kobiet, jak mogę marzyć o zdobyciu jej?

-

Spokojnie, Will -rzekł markiz, klepiąc przyjaciela po

ramieniu. -Ty również jesteś bogaty i utytułowany. A co

ważniejsze masz co najmniej dwukrotną przewagę, jeśli

chodzi o prezencję. I co najmniej trzykrotną, jeśli chodzi o

charakter, nad każdym mężczyzną w tamtej loży...

szczególnie nad lordem Falkhurstem. Nie rezygnuj z

polowania, zanim się zaczęło. Staraj się o nią, Will,

używając wszelkich dostępnych metod. Jeśli ty tego nie

zrobisz, może się zdarzyć, że ona sama przyjdzie do ciebie.

-

Theo! Czy ty myślisz...

-

Ja nie myślę, chłopcze - przerwał mu Blake. - Ja to po

prostu wiem.

background image

W tej właśnie chwili rozległ się dzwonek i publiczność

zajęła swoje miejsca w oczekiwaniu na podniesienie kurtyny.

Lord Blake miał wreszcie doskonałą okazję do obserwacji

zarówno panny Fairfax, jak i jej niezmiernie intrygującej

towarzyszki.

Po niespełna godzinnej rozmowie wiedział, że piękna

panna Fairfax to inteligentna, czarująca, słodka, młoda kobieta.

Tę opinię potrafił zresztą sformułować już po kilkuminutowej

obserwacji jej twarzy. Była prostolinijna i uczciwa, a to

niezwykle rzadkie nie tylko wśród kobiet. Nietrudno

zrozumieć, dlaczego William tak łatwo dał się zauroczyć.

Cała uwaga lorda Blake'a skupiła się teraz na pannie Glyn.

Na jej ustach błąkał się zagadkowy uśmiech. Była niezwykłą

młodą kobietą i w przeciwieństwie do panny Fairfax zupełnie

nieprzeniknioną. Ciemnobrązowe włosy i oczy, wąski nos,

pełne usta... chociaż bez cienia wulgarności. Jej twarz i figura,

którą znakomicie podkreślała suknia z czerwonego i

brązowego jedwabiu, tworzyły atrakcyjną, chociaż z pewnością

nieporażającą całość. Mimo to lord Blake nie mógł oderwać od

niej wzroku.

Podziwiał ją za jej otwarcie demonstrowane chimeryczne

background image

usposobienie i odwagę często graniczącą z zuchwałością; za

przenikliwy umysł i wyobraźnię, która zdawała się służyć jej

jedynie dla własnej rozrywki. Z drugiej jednak strony mówiła

przecież o nim i do niego takie absurdalne rzeczy. Chociaż...

Pokręcił głową i uśmiechnął się. Prawda była taka, że nie

bardzo wiedział, co sądzić o pannie Glyn. Intrygowała go, co

już samo w sobie było intrygujące, ponieważ rzadko się

zdarzało, aby ktoś zainteresował go aż tak. Ciężko i długo na to

pracował. I gdyby tylko mógł przestać o niej myśleć.

Tymczasem światła na widowni przygasły i lord Blake

zmuszony był skierować wzrok na scenę, gdzie kurtyna powoli

odsłaniała machinacje zwaśnionych rodów Montekich i

Kapuletich. Zanim opadła ponownie, kilkakrotnie złapał się na

tym, że wpadał w objęcia Morfeusza i tylko dzięki ogromnej

sile woli obronił się przed zaśnięciem. Gdyby tylko miał przy

sobie jakąś bratnią duszę, która czułaby podobnie jak on. Tuż

przy nim, po prawej stronie, sir William tak chłonął każde

padające ze sceny słowo, jakby od tego zależało jego życie. No

cóż, nie każdy był tak krytyczny jak on. Sir William miał inne,

godne podziwu cechy.

W loży po lewej stronie panna Fairfax siedziała wychylona

background image

tak, jakby chciała chwycić każde słowo, każdą emocję, każdą

myśl, które aktorzy usiłowali wydobyć z tekstu Szekspira.

Następnie oczy lorda Blake'a dostrzegły sylwetkę panny Glyn.

Jej głowa spoczywała na oparciu fotela, lewa ręka ospale

poruszała wachlarzem, a prawa usiłowała zasłonić potężne

ziewnięcie... ale nie zdążyła.

Pierwszy akt sztuki skończył się wreszcie, światła ożywiły

się, a wraz z nimi sir William Atherton. Lord Blake spojrzał ze

zdumieniem na przyjaciela.

-

Chyba nie zamierzasz opuścić naszej loży? - zapytał.

-

Ale to wspaniała okazja do złożenia wizyty pannie

Fairfax. Rusz się, Theo. Jej loża jest jeszcze prawie pusta.

-

Drogi Williamie - rzekł lord Blake, poprawiając się w

fotelu -pod żadnym pozorem nie wolno ci opuszczać loży.

Musisz ze znużonym wyrazem twarzy czekać, aż twoje

wielbicielki przyjdą do ciebie.

-

Theo, skończ z tymi frazesami - odparł przytłumionym

głosem sir William. - Powiedziałeś, że pójdziesz ze mną,

aby mnie wspierać w moich staraniach o pannę Fairfax.

-

Przyszedłem pokazać mój nowy surdut, Will, sądziłem,

że wypowiedziałem się dziś w tej kwestii dosyć jasno.

background image

Gdybym wiedział, że przyjdzie ci do głowy opuścić naszą

lożę...

-

Theo - przerwał mu sir William - przestań wreszcie. Jesteś

okropnie zabawny, ale to nie czas na żarty! Musisz się

nauczyć większej wstrzemięźliwości, Theo. Naprawdę

musisz. Jako twój przyjaciel, błagam cię, chodź ze mną do

loży panny Fairfax. Od tego, być może, zależy moje

przyszłe szczęście.

-

No dobrze - odparł z westchnieniem Blake. - Skoro jest

tak, jak mówisz...

-

Żadnych przemówień - przerwał mu sir William, usiłując

ściągnąć go z fotela. - Spójrz, jej loża jest już pełna.

Markiz z ociąganiem ruszył za przyjacielem, torując sobie

drogę w tłumie teatralnych bywalców. Po chwili pomyślał, że

Will miał rację, ponaglając go do pośpiechu. Lord Falkhurst już

zdążył zająć miejsce u boku panny Fairfax, skutecznie broniąc

jej przed naporem tłumu wielbicieli i jednocześnie zabawiając

rozmową.

Niezwykle zdeterminowany facet i jaki bezwzględny. Nic

dziwnego, że panna Fairfax woli szczere uwielbienie Williama

od tej, jak go Peter trafnie określił, wielkiej zimnej ryby.

background image

Dźwięczny śmiech panny Fairfax popłynął nagle ponad

głowami tych, co byli przed nimi. Sir William ruszył do przodu,

rozepchnął dwóch młodych dżentelmenów, po czym zaczął

przeciskać się przez tłum, usiłując zwrócić na siebie uwagę

panny Fairfax.

Obserwując poczynania przyjaciela z rosnącym

rozbawieniem, lord Blake doszedł do wniosku, że jego pomoc

nie jest mu już potrzebna. Przepełniona loża panny Fairfax

nieoczekiwanie skojarzyła mu się z przepełnioną klatką dla

bydła. Jego surdut z pewnością nie wyszedłby z tego bez

szwanku. Są inne formy rozrywki.

Nagle do jego uszu dobiegł głośny kobiecy śmiech.

Rozglądając się dookoła, aby ustalić jego źródło, zauważył

pannę Glyn. Stała tyłem do sceny, oparta o balustradę loży,

obserwowała kłębiący się przed nią tłum i zanosiła od śmiechu.

Lord Blake okrążył lożę i wszedł do niej ponownie z drugiego,

bardziej odległego końca.

- Dobry wieczór, panno Glyn - powiedział, skłaniając

lekko głowę.

Panna Glyn drgnęła nagle i odwróciła się. Jej ogromne

brązowe oczy stały się jeszcze większe, gdy w intruzie

background image

rozpoznała lorda Blake'a.

-

Przyjaciel przyjaciela przyjaciółki - powiedziała chłodno.

Uśmiechnął się, niezrażony tym wyraźnym brakiem

entuzjazmu.

-

Nadzoruje pani tę pielgrzymkę do stóp panny Fairfax?

- Zastanawiająca popularność, nie sądzi pan? - zauważyła

podejrzanie miłym głosem. - Do tego zwierzęcego pędu

adorujących hord zdążyłam się już trochę przyzwyczaić, ale to,

co widzę dziś, rozśmiesza mnie do łez. Czy pan wie, lordzie

Blake, że trywialność tłumu rośnie wprost proporcjonalnie do

liczby utytułowanych uczestników. To efekt moich bardzo

wnikliwych studiów.

- Fascynujące - mruknął lord Blake. - Teoria

wystarczająca, by u wielu ostudzić entuzjazm z powodu

szlachetnego urodzenia. Czy to samotne czuwanie, które

właśnie zakłóciłem, to jedyna pani korzyść z popularności

panny Fairfax?

-

Przypuszczam, że usiłuje pan zapytać, czy zawsze stoję z

boku skazana jedynie na własne towarzystwo?

-

Cóż... takie pytanie rzeczywiście przyszło mi na myśl -

przyznał.

background image

-

W takim razie odpowiem, że tak! Nie, w reakcji na

pańskie następne, podchwytliwe pytanie. Panna Fairfax

po takich objawach uwielbienia ma zawsze posiniaczone

palce, pomiętą suknię i straszliwy ból głowy. Każdy na jej

miejscu mógłby stłumić skrupuły i zapomnieć o dobrym

wychowaniu. Szczerze mówiąc, kilka razy miałam

wrażenie, że widzę w jej oczach iskierkę buntu. Na razie

jednak potrafi jeszcze nad sobą panować. I wielka szkoda!

Spojrzał na nią ze współczuciem.

- Dlaczego usuwa się pani bez walki? Dlaczego nie

wykorzysta pani sytuacji i nie pokieruje sprawami tak, aby

któregoś z odrzuconych wielbicieli panny Fairfax poprowadzić

do ołtarza?

Roześmiała się ciepło i perliście.

- Do twarzy panu z tą szczerością, milordzie. Tak się

składa, że wcale nie pragnę zaciągnąć kogoś z tego stada do

kościoła. Mężczyźni, moim zdaniem, czasem są nawet zabawni,

ale często nieznośni i w końcu zawsze rozczarowują. Nie

chciałabym sprawić panu przykrości, sir, ale z doświadczenia

wiem, że mężczyźni, ogólnie biorąc, są bardzo powierzchowni i

przywiązują wagę jedynie do urody i posagu kobiety, której

background image

nadskakują.

Spojrzał na nią ze zdumieniem.

-

Po tym, co usłyszałem, zaczynam tracić do siebie całą

sympatię. Przyjmuję, panno Glyn, że to również wynika z

pani doświadczenia...

-

I z obserwacji.

-

A więc zamierza pani spędzić całe życie samotnie,

wyśpiewując hymny do zimnego, jałowego księżyca.

Zmarszczyła brwi.

-

Czy to nie żałosne, że kobieta jest podporządkowana

jakiemuś zeru? Że ceni sobie życie z jakąś bezrozumną

bryłą błota?

-

Muszę koniecznie znaleźć jakąś rysę na tym pani

szekspirowskim pancerzu albo źle się to dla mnie skończy.

-

Niech pan szuka, bawi mnie chłostanie arystokracji.

Piękny surdut ma pan na sobie!

-

Jest fantastyczny, prawda?

-

Po prostu olśniewający. Braxton zzielenieje z zazdrości.

Bez trudu go pan zaćmi.

-

Jest pani zbyt uprzejma.

-

Wcale nie jestem uprzejma. Cieszę się jedynie, że

background image

dostrzegłam blade światełko wśród tej całej teatralnej

miernoty. Co się stało z naszą słynną angielską sceną?

-

Zeszła na psy, sądząc po dzisiejszym przedstawieniu -

odparł lord Blake. - Aktorom udało się z tej i tak już

dostatecznie nudnej sztuki zrobić coś, co teraz wydaje się

nie mieć końca.

-

Miło mi to słyszeć. Czy pan wie, lordzie Blake, że jest pan

pierwszą osobą, która otwarcie przyznaje, że nie lubi

Romea i Julii?

-

A więc pani również? - W spojrzeniu lorda Blake'a widać

było jednocześnie zdumienie i ogromną satysfakcję.

-

Tak, jestem ofiarą szekspirowskiego pióra. Muszę panu

powiedzieć, Blake, że pana obecność uratowała ten

wieczór i wlała trochę otuchy w moje serce. Pomyśleć, że

znalazłam tu bratnią duszę, którą tak samo nudzą te

nieprzyzwoicie długie godziny szekspirowskiej

fanfaronady!

-

Jestem szczęśliwy, że mogłem wyświadczyć pani

przysługę — odparł, starając się ukryć uśmiech.

-

Mógłby pan wyświadczyć jeszcze jedną, gdyby pan

zechciał.

background image

-

Wszystko, co może wesprzeć siostrę w cierpieniu -

odrzekł z galanterią.

-

Proszę mnie zatem upewnić, że pański przyjaciel nie

działa jedynie pod wpływem głupiej namiętności, która po

kilku dniach się wypali.

-

Zaklina się, że to zadana strzałą Amora śmiertelna rana.

-

Nie raz już byłam zmuszona do wysłuchiwania takich

idiotyzmów. Jak może pan to znieść?

- Dziękując niebiosom, że nie jestem w takiej sytuacji.

Kąciki ust panny Glyn leciutko zadrżały.

-

Niech mi pan powie coś więcej o tym śmiertelnie

zranionym młodzieńcu.

-

Dlaczego?

Zawahała się, po czym z zaskakującą szczerością odparła:

- A dlaczego nie? To byłoby takie zabawne. Mógłby mi

pan na przykład opowiedzieć o jego romansie z żoną

wiejskiego pastora, licznych pojedynkach, wojennych profitach,

długach karcianych i kiepskim oku do koni. Wtedy ja opowiem

panu o moich beznadziejnie idealistycznych pierwszych

impresjach, które pan mógłby brutalnie rozwiać, przepełniając

mnie rozczarowaniem i wstydem. Wówczas pan mógłby

background image

wspomnieć o jego bogatym i umierającym wuju, który ma

zamiar zostawić mu dwa miliony funtów, łowiska na Morzu

Północnym i składy piór bażancich w Indiach, a wtedy ja

udzielę temu związkowi błogosławieństwa i wszystko będzie

czyste jak łza!

Patrzył na nią ze zgrozą.

-

Stało się coś, lordzie Blake? - zapytała.

-

Zastanawiam się, dlaczego nie spotkałem pani wcześniej.

-

Wielkie nieba, dlaczego miałby pan tego chcieć? -

zdziwiła się. -Nie jestem piękna. Nie jestem bogata.

Czasem nie jestem nawet uprzejma. Oczywiście,

pamiętam, że to ja bronię dostępu do panny Fairfax. Mogę

pana do niej zaprowadzić, jeśli do tego pan zmierza.

-

To jakiś nonsens, panno Glyn.

-

Też tak sądzę, lordzie Blake.

-

Jak?

-

No cóż, to nonsens chcieć poznać mnie, gdy tyle o wiele

bardziej interesujących kobiet marzy, aby poznać

dżentelmena noszącego tak wytworne okrycie.

-

Czy wcześniej nie wyraziła pani identycznego

pragnienia?

background image

-

Oczywiście, że nie. Wyraziłam jedynie uznanie dla

surduta, a nic dla tego, kto go nosi.

-

Jest pani okrutna - zauważył wyraźnie przygaszonym

głosem.

-

Nie sądzę, raczej protekcjonalna.

Jego głośny śmiech zaintrygował stojące w pobliżu osoby.

-

W ten sposób wszystkie moje wnioski przepadły -

powiedział.

-

A były jakieś?

-

Obawiam się, że sporo.

-

Zastanawia mnie, lordzie Blake, pańska znajomość z

Priscillą Inglewood. Jestem zdumiona, że miał pan

odwagę przyjść do tej loży, milordzie. Lady Inglewood z

pewnością nie będzie tym zachwycona.

-

Błagam, a cóż ona ma do moich rozmów?

-

Och, z tego, co ludzie mówią, bardzo wiele. Przede

wszystkim pomyśli, że wchodząc do obozu nieprzyjaciół,

jest pan nielojalny. Wkrótce się pan o tym przekona.

Chwilę obserwował ją przez monokl.

-

Wygląda więc na to, że są panie w stanie wojny?

-

Cóż za niestworzone rzeczy pan wygaduje! Kobiety nie

background image

prowadzą działań wojennych, a jedynie potyczki...

chociaż, im więcej krwi, tym lepiej.

-

Rozumienie kobiecej psychiki idzie mi dosyć opornie. Co,

pomińmy Szekspira, ma pani przeciwko lady Inglewood?

-

Właściwie nic, sir... publicznie.

-

Czego, w takim razie, ona nie lubi w pani?

-

Wszystkiego, sir. Czy to nie oczywiste?

-

Jak to?

-

Czyżby pan nie widział, że jestem zaprzeczeniem

prawdziwej lady?

-

Coś w tym jest.

-

Obawiam się, że dużo... ale nie aż tak, żebym miała się

zmienić. Właściwie, dlaczego pan ze mną rozmawia,

lordzie Blake? To skrajna nielojalność. Lady Inglewood

rości sobie prawo do pana. Czy nie jej ucho powinien pan

pieścić błyskotliwymi żarcikami?

-

Niestety, ta dama wcale nie uważa ich za błyskotliwe. Jak

pani zapewne wie, to bardzo rozsądna kobieta.

-

Nic o tym nie wiem. Jak może nie lubić żartów tak

znakomicie wyedukowanego mężczyzny? Mam coraz

gorsze o niej zdanie. Właściwie, jak można być lojalnym

background image

wobec tej góry lodu?

Szare oczy lorda Blake'a zwęziły się.

- Nie jestem aż tak bezwzględny, żeby zrywać przyjaźń z

kobietą tylko dlatego, że natura nie obdarzyła jej poczuciem

humoru. Śmiem twierdzić, że lady Inglewood nie darzy pani

sympatią z powodu pani niezrozumiałego zachowania.

- Wolałabym, żeby nie oceniał pan jej awersji w stosunku

do mnie, lordzie Blake. Ani lady Inglewood, ani mnie nie

przeszkadza niechęć, jaką czujemy do siebie. Ona purpurowieje

na mój widok, a mnie w jej obecności natychmiast wysuwają się

pazury. Nigdy jej nie polubię, sir. Jeśli dalej będzie jej pan z

uporem bronił, wyrzucę pana z tej loży natychmiast.

Groźba zabrzmiała poważnie, co do tego nie było

wątpliwości. Zastanawiające, jak kilka słów o lady Inglewood

mogło tak wzburzyć pannę Glyn?

-

Pani mnie zdumiewa. Wszystkie znajome kobiety bardzo

lubią moje towarzystwo, pani natomiast wciąż je odrzuca,

jakby sprawiało pani przykrość.

-

Doprawdy? Jakoś coraz mniej ufam kobietom z pańskiego

otoczenia.

-

Czyżby pani należała do tych kobiet, które z

background image

lekceważeniem odnoszą się do osób własnej płci?

-

Proszę mnie nie obrażać, panie Blake. Lekceważę jedynie

tych, którzy na to zasługują, bez względu na płeć. Każdy,

kto twierdzi, że jest przyjacielem lady Inglewood, musi się

spodziewać mojej ostrej reakcji. A skoro już mówimy o tej

damie, czy widzi pan to przeszywające spojrzenie?

Lord Blake odwrócił się. Rzeczywiście wzrok lady

Inglewood nie wróżył niczego dobrego. Skłonił głowę, czego

ona zdawała się celowo nie dostrzegać. Czyżby panna Glyn

miała rację?

-

Niech pan uważa, lordzie Blake, inaczej wzrok Panny

Doskonałej zamieni pana w głaz.

-

Czyj?

-

Priscilli Inglewood, oczywiście.

Lord Blake wybuchnął śmiechem.

-

Jest pani niepoczytalna, panno Glyn.

-

Jestem znana w towarzystwie z trafności sądów - odparła

z wyraźną wymówką.

-

Nie jestem takim głupcem, by kupić taką deklarację, a

pani zbyt lekkomyślna, aby być wiarygodną.

-

Ale nie aż tak, by skrzyżować z panem szpadę -

background image

zauważyła.

-

Przekonamy się - odparł z uśmiechem. - Pani sługa,

panno Glyn.

Szybkie spojrzenie, gdy opuszczał lożę, poinformowało

go, że sir William dotarł do panny Fairfax w stosunkowo

dobrym stanie i zdołał skupić na sobie całą jej uwagę.

Przeciskając się przez przemieszczający się we wszystkie strony

tłum widzów, analizował przed chwilą odbytą rozmowę. Było

dla niego jasne, że panna Glyn nie lubi Priscilli i że nie chce

mieć nic wspólnego z nim. Zastanawiał się, co wybrać:

możliwość prowadzenia tych fascynujących konwersacji czy też

trwającą od wielu lat przyjaźń?

- Theo! Theo! Wpadnij do mnie na chwilę!

Lord Blake podniósł głowę i zauważył machającą do niego

lady Inglewood. Idąc do jej loży, nie spuszczał z niej wzroku.

Lady Inglewood była wysoką, piękną blondynką z władczymi,

piwnymi oczami i posagiem wartym trzysta tysięcy. Miała już

dwadzieścia cztery lata i od dawna powinna być zamężna.

Gdyby nie śmierć jego brata przed pięciu laty, byłaby jego

bratową. Teraz, jego brat nie żyje, może zostać jego żoną.

-

Och, Priscillo! - powiedział, podnosząc jej dłoń do ust. -

background image

Jesteś coraz piękniejsza.

-

Ach, ty komplemenciarzu! - odparła ze śmiechem. -

Dobrze wiesz, Theo, że właściwie jestem już starą panną!

-

Sądząc po tłumie adoratorów w twojej loży, nie myślę,

abyś musiała się tego bać.

-

Tak, wiem, że mogę mieć każdego z nich, ale żaden mi

nie odpowiada - odrzekła, patrząc na niego spod oka.

Lord Blake zmusił się do uśmiechu.

-

Jesteś widocznie zbyt wybredna.

-

Być może. Powiedz mi jednak, Theo, od jak dawna jesteś

w mieście i dlaczego mnie jeszcze nie odwiedziłeś?

-

Przyjechałem tu przed niespełna dwoma tygodniami i nie

spotkałem się jeszcze z nikim, droga Priscillo, poza grupą

wesołej młodzieży, dla której karty i wino są wszystkim.

-

Mam nadzieję, że teraz znajdziesz odpowiedniejszą

rozrywkę.

-

Myślę, że jestem już gotów do skorzystania z szerszego

wachlarza londyńskich przyjemności.

-

Takich jak zjedzenie kolacji z moim ojcem i ze mną jutro?

-

Będę liczył godziny.

Rozległ się dźwięk dzwonka, sygnalizujący koniec

background image

przerwy i lord Blake zaczął się żegnać, ale dłoń lady Inglewood

spoczęła na jego ramieniu i zatrzymała go na chwilę.

- Jeszcze słówko, Theo, jeśli nie masz nic przeciwko temu.

Widziałem, jak rozmawiałeś z Kate Glyn. Chciałabym cię przed

nią ostrzec.

Lord Blake spojrzał uważnie na swoją starą przyjaciółkę.

-

Czy mam rozumieć, że grozi mi ze strony panny Glyn

jakieś niebezpieczeństwo?

-

Och, nie, jedynie obcowanie z tą osóbką jest groźne. Ona

nie cieszy się zbyt dobrą opinią w towarzystwie, Theo. Jej

ojciec był prowincjonalnym zerem, a matkę spłodził

zwykły pastor. Nieustannie prowokując wszystkich

swoim zachowaniem, jakby szokowanie sprawiało jej

przyjemność, obraca przeciw sobie całe towarzystwo.

-

Naprawdę? - rzekł, z uwagą przyglądając się szwom na

rękawie swojego surduta. - A co powiesz o jej przyjaciółce,

pannie Fairfax?

- Och, panna Fairfax jest bez zarzutu! Nikt nie może

powiedzieć o niej złego słowa. Wielka szkoda, że Egertonowie

nierozważnie powierzyli ją opiece tak nieodpowiedzialnej

osoby, jak Kate Glyn. Najwyraźniej potrafiła sprytnie zamydlić

background image

im oczy.

-

Ale nie tobie, jak sądzę, Priscillo? Uśmiechnęła się

protekcjonalnie.

-

Pochlebiam sobie, że niełatwo to zrobić.

- Wszyscy podziwiamy twoją przenikliwość - przyznał

lord Blake, po czym pożegnał się i z ulgą wrócił do swojej loży.

Już po raz trzeci ostrzeżono go przed znajomością z Kate

Glyn: raz zrobiła to Priscilla Inglewood i dwa razy sama panna

Glyn. Lojalność wobec lady Inglewood walczyła w nim z

niezgodą na ingerencję innych w dobór przez niego przyjaciół.

Oczywiście, powinien zastosować się do życzenia panny Glyn i

wstrzymać kontakty z nią, ale mimo wszystko chciał, żeby go

polubiła. Na zastanawianie się, dlaczego ma się przejmować

sympatią panny Glyn, nie miał już czasu, bo w chwilę później

w loży pojawił się naładowany emocjami William Atherton i z

westchnieniem opadł na fotel.

-

Widzę, że ponowne rzucenie okiem na mój surdut

pozwoliło ci znacznie lepiej go ocenić - zakpił lord Blake.

-

Anioł, po prostu anioł - rzekł sir William, wyciągając się

w fotelu.

-

Raoul DeBries to rzeczywiście geniusz, ale żeby zaraz

background image

anioł?

-

Co za łagodność, co za urok, co za uroda!

-

Williamie - dodał z powagą lord Blake - czyżbyś wiedział

o Raoulu DeBries coś, o czym ja nie wiem?

-

O kim? - zdumiał się William.

Lord Blake tylko się uśmiechnął i spytał przyjaciela o

postępy w kontaktach z panną Fairfax.

- Theo - oświadczył sir William. - Jestem zakochany!

6

Po podwiezieniu pełnego euforii przyjaciela do domu,

lord Blake skierował zaprzęg w stronę Grosvenor Square, gdzie

znajdował się jego rodzinny dom. Po chwili zatrzymał się przed

podjazdem, rzucił wodze stajennemu i szybkim krokiem ruszył

w stronę głównego wejścia.

Nagle się zatrzymał.

To było trudniejsze, niż sądził. Dręczyły go wyrzuty

sumienia. I nie dlatego, że nie kochał rodziców, ale dlatego, że

kochał ich za bardzo. Minął już prawie rok od ostatniego

spotkania z rodzicami. Lękał się miłości, która czekała za tymi

background image

drzwiami. Gdyby choć raz stchórzył, uniknąłby tego spotkania.

Niestety, nie był tchórzem.

Lekko pociągnął za dzwonek i w drzwiach stanął

Hamilton, majordomus Insleyów od siedemnastu lat.

-

Witaj, Hamilton, stary druhu - rzekł lord Blake, wchodząc

do holu.

-

Boże, lord Blake! - zawołał wierny sługa. - Czy to

naprawdę pan?

-

Rozumiem aluzję, Hamilton! - odparł Blake, wręczając

kapelusz, płaszcz i rękawice majordomusowi. - Domyślam

się, że to jedynie subtelny wstęp do tego, co mnie za

chwilę czeka. Życie krnąbrnego syna nie jest łatwe,

Hamilton.

-

Nie, milordzie.

-

Książę i księżna w dużym salonie?

-

Tak, milordzie.

-

Doskonale, zaanonsuję się więc sam - powiedział lord

Blake, ruszając w stronę salonu.

Zatrzymał się przed podwójnymi drzwiami, otworzył je

szeroko i dźwięcznym głosem zawołał:

- Powrót syna marnotrawnego!

background image

Księżna Insley uniosła na chwilę głowę, po czym wróciła

do pisania listu.

- Kto to Fitzgeraldzie?- zapytała małżonka. - Ktoś, kogo

znamy?

Lord Blake wyraźnie skruszony zbliżył się do księżnej i,

ucałowawszy jej dłoń, rzekł:

-

Maman, z każdym dniem jesteś coraz cudowniejsza.

-

Chciałeś powiedzieć po dziewięciu miesiącach i trzech

dniach -sprostowała księżna.

-

No właśnie - odparł z uśmiechem, niezrażony chłodnym

powitaniem ze strony ukochanej matki.

Książę Insley, wysoki pięćdziesięciosześcioletni

mężczyzna, siedział przy dębowym biurku w pobliżu

wychodzącego na ogród okna.

-

Cóż to, Theo, nie przywitasz się z ojcem?

-

Wybacz, pater - odparł z uśmiechem lord Blake - ale

piękno ma pierwszeństwo przed obowiązkiem. - Podszedł

do księcia i podniósł monokl do oka. - Co widzę, nowy

surdut i... bardzo efektowny. Czyżbyś w końcu wziął sobie

do serca moją radę i rzucił tego Wilmingtona dla kogoś o

bardziej wyrafinowanym smaku?

background image

-

Chcę ci powiedzieć, że to właśnie on uszył mi ten surdut

w ubiegłym tygodniu!

-

Naprawdę? - Lord Blake uniósł brew. - Jak widać,

każdemu może zdarzyć się gafa.

Książę zaśmiał się cicho.

- Dobrze cię widzieć, synu.

Lord Blake skłonił głowę.

-

Jeśli już zdecydowałeś się przypomnieć nam o swoim

istnieniu, to nie stój tak i nie trać czasu na bzdury,

Theodore - wtrąciła księżna. -Usiądź przy mnie i

opowiedz o sobie.

-

Theo, mamo - poprawił ją, siadając na stojącej

naprzeciwko kanapie. - Theo, błagam cię. Nie miałem

głosu, gdy wybierałaś dla mnie to okropne imię, ale chyba

teraz mam wpływ na to, jak się na mnie mówi?

-

Theodore to imię twojego dziadka - dodała sucho księżna.

-

I tak samo jak ja go nie cierpiał. Kiedyś powiedział mi, że

kojarzy mu się z wiewiórką.

Zduszony śmiech księcia szybko zamienił się w kaszel.

-

Ponieważ prawie od roku nie mieliśmy od ciebie żadnej

wiadomości - ciągnęła księżna, patrząc spod oka na

background image

małżonka - czy mamy rozumieć, że byłeś aż tak leniwy?

-

Mamo, ja protestuję! - zawołał lord Blake, zrywając się z

sofy. -Jak możesz tak mówić, i to po obejrzeniu mojego

najnowszego surduta? To model, przy którym bledną

wszystkie inne.

Wykonał kilka teatralnych póz, aby pokazać nowy

nabytek w pełnej krasie.

- Rzeczywiście to bardzo udany fason - przyznała księżna,

usiłując stłumić uśmieszek, który drżał w kącikach jej warg. -

Ale może już dosyć o głupstwach. Przez dziewięć miesięcy

pozbawieni byliśmy nie tylko twojego towarzystwa, ale i słowa

od ciebie. Jakie zatem masz dla nas nowiny, Theo? Jakie

wiadomości?

Lord Blake poprawił koronkę przy mankiecie.

-

Bingsley odnosi bezapelacyjny sukces. Książę regent

przegrał zakład z księciem Richmondu i przez tydzień

musiał żyć o chlebie i wodzie. Lady Lacson uważa sok z

ananasa i dojrzałych wiśni za niezwykle skuteczny na

pryszcze, natomiast...

-

Theo - przerwał mu książę - nie chcemy słuchać plotek.

Chcemy, żebyś nam opowiadał o sobie i o tym, czego

background image

dokonałeś. Zrzuć w końcu tę maskę i choć przez chwilę

bądź znowu sobą.

-

Miałam nadzieję, że to szaleństwo do tej pory ci przeszło -

odezwała się księżna. — Powinnam była wiedzieć, że nie

przeszło, skoro tak długo cię nie było. Jeśli to potrwa

dłużej, synu, tamten Theo może już nigdy nie wrócić.

-

Tak byłoby lepiej - odparł lord Blake.

-

Ale tamten mi się podobał - wtrącił książę - i chciałbym

usłyszeć, co się z nim działo od ostatniej u nas wizyty.

-

Ja również - dodała księżna z nutą zniecierpliwienia. -

Czy byłeś szczęśliwy? Samotny? Zdrowy?

Lord Blake westchnął, opadł na oparcie kanapy i

wyciągnął przed siebie długie nogi.

- W ciągu ostatnich kilku miesięcy byłem w Rosebriar i

Danforth - odparł. - Fredericks wykonał kawał dobrej roboty

przy restauracji Rosebriar Manor. Poza tym eksperymentalnie

wprowadził pewne zmiany, o których dyskutowaliśmy rok

temu i w tym roku powinniśmy mieć rekordowe zbiory.

Książę podszedł do żony i ich dłonie splotły się w pełnym

satysfakcji geście.

-

Przy tak dużym popycie na żywność - ciągnął lord Blake -

background image

możemy osiągnąć wspaniałe zyski, pomimo wysokich

nakładów na sprzęt i cieplarnie, których używamy do

przetestowania nowych nasion. Llewellyn oprowadził

mnie po Danforth. Stada owiec znajdują się w doskonałym

stanie, a straty w jagniętach okazały się niewielkie.

Odwiedziłem również kopalnię miedzi w Kornwalii i

farmę mleczną w Hertfordshire; zastanawiam się nad

poszerzeniem działalności.

-

Uważasz, że to rozsądne inwestować w kopalnię miedzi,

Theo? -zaniepokoiła się księżna. - Od dwóch lat mamy na

rynku zastój. Możesz łatwo stracić koszulę.

-

Mam wiele koszul, mamo. Strata jednej to nie

zmartwienie. Byle nie była to ta niebieska jedwabna, bo

bez niej życie straciłoby sens.

-

A co u twoich przyjaciół, Theo? - zapytał książę.

-

Myślę, że sobie radzą, chociaż Braxton od dwóch tygodni

jest jakby nieco wytrącony z równowagi. On ma słabość do

niebieskiego jedwabiu.

-

Miałem na myśli to, co dzieje się z nimi ostatnio.

-

Ach tak! Bardzo proszę - zawołał z nagłym ożywieniem. -

Mam dla ciebie sensacyjną wiadomość: William Atherton

background image

właśnie dziś ogłosił, że jest śmiertelnie zakochany. Nie

poznałbyś go. Wygląda tak, jakby nagle postradał rozum,

biedny głupiec.

-

Theo, nie bądź cyniczny - wtrąciła księżna. - Lepiej

powiedz, w kim sir William jest zakochany!

-

Już mówię. To panna Georgina Fairfax: piękna,

inteligentna, czarująca i do tego całkiem niegłupia.

-

Georgina Fairfax? Dobry Boże, no to przepadł! - zawołała

księżna.

-

Też tak uważam - odparł z uśmiechem.

-

Czy ma u niej jakąś szansę, jak sądzisz, Theo? - zapytał

książę.

-

Myślę, że ma, sądząc po tym, co mówi jej przyjaciółka i

opiekunka o dziwacznym nazwisku Glyn.

-

Katharine Glyn? - zapytała księżna.

-

Tak. Znasz ją?

-

Jedynie ze słyszenia. To ulubienica pań Jersey i Montclair,

chociaż Priscilla Inglewood nie ma o niej najlepszego

zdania.

-

Panna Glyn rewanżuje się jej tym samym - zauważył

Blake. -Panna Glyn jest dziwną osobą i w niczym nie

background image

przypomina swojej podopiecznej, panny Fairfax. Will i ja

byliśmy dziś u nich z wizytą. Właściwie to Will składał

wizytę pannie Fairfax. Zabrał mnie ze sobą, żeby mieć we

mnie moralne wsparcie, po czym zostawił na łasce panny

Glyn. Była nawet chwila, że zaczynałem się bać o moje

życie. Ta osóbka nagle uderzyła w twarz lorda Falkhursta

właściwie bez powodu.

-

Wielkie nieba! - zawołał książę. - Dlaczego?

-

Powiedziała, że marzyła o tym od dawna.

-- Brawo! - powiedziała z uznaniem księżna. - Od dawna

mu się to należało.

-

Zaciekawiasz mnie, mamo. Wytłumacz, proszę, co

właściwie miałaś na myśli.

-

Falkhurst i Katharine Glyn zaręczyli się, gdy ona miała

piętnaście lat - odparła księżna. - Wszystko zaaranżowały

ich rodziny. Stary hrabia chciał przejąć ziemię Glyna. W

grę wchodziły ogromne pieniądze. Jednak ojciec panny

Glyn zmarł rok później, a tydzień po pogrzebie młody

Falkhurst zerwał zaręczyny i wyjechał na polowanie do

Walii.

-

Teraz i ja przypominam sobie ten mały dramat - przyznał

background image

książę. -Zachowanie Falkhursta spotkało się z powszechną

dezaprobatą. W klubie, ilekroć się tylko pojawił,

traktowano go bardzo ozięble.

-

Ale dlaczego zerwał zaręczyny? Przecież po śmierci

Glyna wystarczyło ożenić się z jego córką i natychmiast

przejąć ziemię.

-

Niestety nie - odparła księżna. - Falkhurst dowiedział się,

że ogromna część majątku Glyna przechodzi na własność

pierwszego kuzyna z Yorku, ponieważ panna Glyn nie

była w chwili śmierci ojca zamężna, a jej długotrwałe

narzeczeństwo nie miało żadnego znaczenia. Pozostała z

niemałymi środkami na utrzymanie, ale bez ziemi i prawa

do tytułu. To było stanowczo za mało, aby zaspokoić

apetyt Falkhursta.

-

Obrzydliwe! - zawołał książę. - Nigdy nie lubiłem tego

typa i bardzo się cieszę, że panna Glyn znalazła okazję do

rewanżu.

-

A więc to jest powód jej dziwacznego zachowania -

mruknął lord Blake, z uwagą wpatrując się w czubek

lśniącego buta.

-

Czy teraz, kiedy wróciłeś do miasta, możemy mieć

background image

nadzieję, że będziesz częściej u nas bywać? - zapytała

księżna.- Przyjdziesz do nas jutro na kolację?

-

Niestety, nie, maman. Priscilla Inglewood już zatroszczyła

się o mój żołądek.

-

Co słyszę? Czyżbyś złożył jej wizytę, zanim raczyłeś

zjawić się u swoich rodziców? - oburzyła się księżna.

-

Ależ skąd. Spotkaliśmy się przez przypadek. Widzisz,

właśnie wracam z przedstawienia w Drury Lane. Priscilla

piękna jak zawsze i... wciąż niezamężna. Zastanawiam się,

czy nie powinienem naprawić tego, co się stało.

Księstwo spojrzeli na syna z konsternacją.

-

Mówisz poważnie, Theo? - zapytała księżna. - Zamierzasz

poślubić Priscillę?

-

Taka właśnie myśl przyszła mi do głowy. - Blake oparł się

o poduszkę sofy i przez chwilę w milczeniu obracał w

palcach monokl. -Zdałem sobie sprawę, że mam już swoje

lata i najwyższy czas się ożenić i mieć dzieci. Znam swoje

powinności.

-

Zawsze znałeś, Theo - powiedziała cicho księżna. - Czy

jednak Priscilla to dla ciebie odpowiednia żona?

Blake, wyraźnie zaskoczony tym, co usłyszał, wypuścił z

background image

palców monokl i wstał.

- Ależ mamo, ona jest ideałem, wszyscy o tym wiedzą!

Oliver chciał się z nią ożenić, a przecież świetnie wiesz, że miał

doskonały gust. Poza tym jest dobra jak każda inna i z

pewnością zasługuje na więcej niż każda inna. Mogłaby już od

dawna spokojnie czekać na przyszły tytuł księżnej, gdyby nie

moja głupota.

-

Świadomość winy i poczucie obowiązku to nie są

powody do zawierania związku małżeńskiego -

zauważyła księżna. - Możesz spokojnie ożenić się z

miłości, mój drogi.

-

Nie sądzę - mruknął Blake.

-

W każdym razie, proszę cię, nie spiesz się do małżeństwa,

którego wkrótce możesz żałować - rzekł książę. - Dobrze

się jeszcze zastanów, Theo.

-

Nie chcecie zatem, żebym się ożenił i spłodził syna i

dziedzica majątku i nazwiska?

- Chcemy, żebyś był szczęśliwy, Theo - powiedziała

księżna.

- Niestety - odparł Blake - to akurat nie jest możliwe.

background image

7

Przekonawszy Egertonów, ciotkę i wuja panny Fairfax,

żeby wysłali sir Williamowi zaproszenie na bal, Katharine Glyn

zawiozła pannę Fairfax swoim faetonem do sióstr Pomeroy.

Ojciec posadził Katharine na konia, gdy tylko nauczyła się

chodzić. Kilka lat później tak długo prosiła go, aby nauczył ja

powozić, aż w końcu ustąpił. Kiedy mając osiemnaście lat, po

raz pierwszy samodzielnie przejechała faetonem przez Hyde

Park, w mieście zawrzało od plotek. To, co wydawało się

skandalem, szybko jednak stało się modą gdy kilka młodych

kobiet z towarzystwa (nie chcąc być gorszymi od wiejskiej

przybłędy) zaczęło naśladować jej wyczyn. Niektóre potrafiły

powozić dwukółką, ale żadna nie radziła sobie z zaprzęgiem

składającym się z kilku koni. Nie mając umiejętności panny

Glyn, szybko zrezygnowały z samodzielnej jazdy. Ona jednak

wciąż jeździła na wizyty własnym faetonem, budząc lęk i

szokując.

Było ciepłe marcowe popołudnie. Zima tego roku była

wyjątkowo łagodna i w ogrodach i parkach pojawiły się już

pierwsze kwiaty, a w powietrzu czuło się powiew wiosennego

ciepła.

background image

-

Spójrz na uszy Chaucera i Cervantesa - powiedziała

panna Glyn. - Te konie wprost rwą się do biegu.

-

Błagam, nie pozwól im na to - odparła nerwowo panna

Fairfax.

-

Dlaczego? Gdzie twoja żądza przygody, Georgie?

-

Opuszcza mnie, gdy patrzę na takie włochate,

czworonożne monstra.

-

Zastanawiam się, dlaczego cię lubię, skoro masz taką

awersję do koni - skomentowała Katharine Glyn, zręcznie

manewrując miedzy powozami. -Nie wiedziałam, że mam

taki szlachetny charakter.

Skierowała zaprzęg na promenadę, po czym puściła konie

truchtom wzdłuż jednej z elegantszych ulic Londynu,

zatrzymując się od czasu do czasu, aby pogawędzić z jakimś

znajomym.

W pewnej chwili Georgina Fairfax chwyciła przyjaciółkę

za ramie i krzyknęła jej prosto do ucha:

- Kate, stop!

Katharine gwałtownie ściągnęła wodze i konie stanęły

dęba. Georgina Fairfax krzyknęła z przerażenia, ale jej

przyjaciółka błyskawicznie opanowała sytuację.

background image

-

Może byłabyś tak uprzejma, Georgino - syknęła przez

zaciśnięte zęby - i wyjaśniła mi, o co ci chodziło? No,

uspokój się, Chaucer - powiedziała do wciąż drżącego

gniadego. - Już dobrze, Cervantes. Uspokój się, staruszku.

-

Tak mi przykro, Kate. Wszystko przez to, że zauważyłam

nadchodzącego sir Williama i chciałam zamienić z nim

kilka słów.

-

Athertona? - zdumiała się panna Glyn, ale kiedy

podniosła głowę, zauważyła jadącego na kasztanie sir

Williama, a tuż obok niego lorda Blake'a na wspaniałym

koniu czystej krwi.

Obydwaj panowie podjechali do faetonu od strony panny

Fairfax i zatrzymali się.

-

Panno Fairfax, czy nic się pani nie stało? - zapytał sir

William, na którego twarzy wciąż widać było śmiertelne

przerażenie.

-

Och, naturalnie, że nic - odparła szybko, uśmiechając się

na powitanie. -Nie było żadnego niebezpieczeństwa, a

poza tym to była wyłącznie moja wina. Zachowałam się

tak nieodpowiedzialnie. Niepotrzebnie przestraszyłam

Chaucera i Cervantesa.

background image

-

Kogo? - zdziwił się lord Blake.

-

Gniadosze Katharine - wyjaśniła panna Fairfax.

-

Panny Glyn? - powtórzył z niedowierzaniem lord Blake,

ponieważ konie były wyjątkowej urody.

-

Wyhodowałam je od źrebiąt - powiedziała Katharine,

śmiejąc się szeroko.

Nagle dotarło do niej, że lubi się śmiać, gdy lord Blake jest

w pobliżu i że to oznaka słabości. Zbyt wiele różnych rzeczy się

przy nim wydarzyło, aby mogła się czuć w jego obecności

szczęśliwa. Uśmiech zniknął z jej twarzy.

- Jak może pani mówić, że było bezpiecznie? -

zaprotestował sir William. - Te bestie mogły ponieść i Bóg jeden

wie, jak mogło to się skończyć!

-

Spokojnie, Will, spokojnie - mruknął lord Blake.

-

Ale naprawdę nie było żadnego niebezpieczeństwa -

powtórzyła panna Fairfax. - Katharine doskonale powozi.

Panowała nad sytuacją przez cały czas. Jest fantastyczna.

-

Dziękuję ci, Georgino - odparła ponuro panna Glyn.

-

Za pozwoleniem, panno Glyn - rzekł chłodno sir William.

- Nie uważam za rozsądne, że dwie młode kobiety jadą

powozem w Londynie same. Zbyt wiele na każdym kroku

background image

niebezpieczeństw.

Widząc, jak policzki panny Glyn nagle purpurowieją, a w

oczach zapalają się niebezpieczne błyski, lord Blake szybko

powiedział:

-

Myślę, że mój młody przyjaciel ma rację. Wiem, że od

kilku lat krzykiem mody jest, aby młode kobiety same

powoziły. Nie sądzę jednak, żeby należało modzie

bezkrytycznie ulegać. Ostatnio lansuje się na przykład

wyszczuplające gorsety dla mężczyzn i niektórzy

dżentelmeni, chcąc mieć talię osy, coś takiego wkładają,

ale to nie znaczy, że i ja muszę wziąć udział w tym

szaleństwie.

-

Theo, nie sądzę... - zaczął sir William.

-

Poza tym - ciągnął z niezmąconym spokojem lord Blake -

gdyby miała pani wprawę słynnej Diablicy z Hampshire,

nie musielibyśmy się bać, skoro jednak pani nią nie jest, a

odpowiada za najbardziej ubóstwianą kobietę w

Londynie, uważam, iż lepiej byłoby, gdyby...

-

Ależ, lordzie Blake - przerwała mu panna Glyn -ja jestem

Diablicą z Hampshire.

-

Co? - zawołał ze zdumieniem lord Blake, podczas gdy sir

background image

William patrzył na nią z niedowierzaniem.

-

Powiedz im, Georgie - dodała panna Glyn, trącając

przyjaciółkę łokciem.

-

Kate, wiesz, że nie lubię tego przezwiska - odparła panna

Fairfax.

-

Och, mnie się nawet... podoba. Dużo nad tym myślałam,

aż w końcu doszłam do wniosku, że najlepiej zrobią to

siostry Pomeroy i upoważniłam je do upublicznienia tej

informacji. Jak możesz mówić, że go nie lubisz?

Lord Blake przypomniał sobie wszystkie skandaliczne

historie o tym najsłynniejszym artykule eksportowym

Hampshire do Londynu... i wszystkie skandaliczne rzeczy,

które panna Glyn powiedziała i zrobiła podczas ich krótkiej

znajomości i nagle wszystko zrozumiał.

- Oczywiście, że pani nią jest, powinienem to wiedzieć od

początku. Kiedyś będę opowiadał o tym moim wnukom.

Poznać osobiście słynną Diablicę z Hampshire...!

Sir William, czerwieniąc się, wykrztusił jakieś słowa

przeprosin, które panna Glyn przyjęła w milczeniu.

-

Teraz, kiedy wszystko jest już jasne - powiedziała -

chciałabym poinformować pana, sir Williamie, że może się

background image

pan spodziewać zaproszenia na bal u Egertonów.

-

Przyjdzie pan, prawda? - zapytała panna Fairfax.

-

Tylko wtedy, jeśli pani tam będzie.

-

Może być pan tego absolutnie pewien - zauważyła panna

Glyn, widząc, jak policzki jej przyjaciółki oblewa

rumieniec.

-

Czy wolno mi mieć nadzieję, że zaproszenie to pani

zasługa, panno Fairfax? - zapytał sir William z czarującym

uśmiechem.

-

Mogłam o nie poprosić, ale to argumenty Katharine

przekonały moją ciotkę i wuja.

-

Pozostanę więc pani dozgonnym dłużnikiem, panno Glyn

- odparł sir William, skłaniając głowę.

-

Czyżby więc miała pani zyskać kogoś, kto nie tylko

będzie słuchał pani absurdalnych teorii, ale również się z

nimi zgadzał? Nigdy nie sądziłem, że to może się zdarzyć

- zdumiał się lord Blake.

-

Gdyby miał pan kontakty z osobami cieszącymi się

autorytetem w towarzystwie, lordzie Blake, poza sir

Williamem, oczywiście, z pewnością słyszałby pan, że

jestem ceniona za inteligencję i rozum daleko większe niż

background image

to właściwe mojej płci.

- Najwyraźniej mam słaby słuch, ponieważ słyszę to tylko

od pani.

Brązowe oczy panny Glyn zwęziły się, ale nagle usłyszała

władczy kobiecy głos i błyskotliwa riposta zamarła jej na

ustach.

- Theo! Co za spotkanie!

Elegancki powozik, minąwszy faeton panny Glyn,

zatrzymał się trochę dalej i lady Priscilla Inglewood, ubrana w

zgrabny różowy płaszczyk, wychyliła się przez okno.

-

Twój uniżony sługa, Priscillo! -odparł lord Blake, z

uśmiechem skłaniając głowę.

-

Mam nadzieję, że nie zapomniałeś o dzisiejszej kolacji z

nami. Mój ojciec nie może się ciebie doczekać. Wiesz, jak

bardzo sobie ceni twoje umiejętności gry w pikietę. Błagał

mnie nawet, żebym nie wypłoszyła cię swoją

trzpiotowatością, zanim zasiądziesz z nim do kart.

-

Ależ Priscillo! - zaprotestował, z trudem powstrzymując

westchnienie. Nie przepadał za grą w karty ze starym

Inglewoodem, ponieważ zawsze musiał przy tym

wysłuchiwać aluzji do przyszłego połączenia ich rodów. -

background image

Wszyscy wiedzą, że nie ma w tobie nic z trzpiotki. Poza

tym, jak mógłbym dobrowolnie rezygnować z tak

uroczego towarzystwa jak twoje? Nie jestem takim

głupcem. Zapewne znasz pannę Glyn i pannę Fairfax?

-

Oczywiście - odparła lady Inglewood. - Jak się pani ma,

panno Fairfax?

-

Jesteśmy już okropnie spóźnione - wtrąciła panna Glyn. -

Wybaczycie nam państwo? Miło nam było pana spotkać,

sir Williamie. Niestety, musimy się spieszyć. A zatem do

wtorku, sir Williamie.

-

To będzie dla mnie prawdziwa przyjemność - odrzekł z

galanterią, gdy panna Glyn zacięła konie.

Lord Blake z gracją uchylił kapelusza, ale spotkało się to

jedynie z chłodnym spojrzeniem panny Glyn i ledwo

dostrzegalnym skinieniem głowy. Boże mój! Czyżby ta

publiczna rozmowa z obozem przeciwnika miała go pozbawić

tak zabawnego jej towarzystwa?

-

Biedna panna Fairfax - westchnęła lady Inglewood - być

zmuszoną do znoszenia towarzystwa tak ordynarnej

opiekunki. Mam nadzieję, że pamiętasz, co ci mówiłam

wczoraj, Theo, i nie będziesz kontynuował znajomości z

background image

panną Glyn?

-

Doskonale pamiętam, co mówiłaś, Priscillo. To był bardzo

trafny opis Diablicy z Hampshire.

-

Okropne przezwisko, nieprawdaż? Ale, moim zdaniem,

świetnie pasuje do panny Glyn. Do zobaczenia dziś

wieczorem, Theo - powiedziała, po czym poleciła

stangretowi jechać dalej.

Lord Blake przez chwilę w milczeniu obserwował niknący

w oddali powóz.

W tym czasie panna Fairfax mówiła z wyrzutem do

przyjaciółki:

- Kate, jak mogłaś być tak obcesowa?

- Sądziłam, że pożegnałyśmy się, zachowując wszelkie

zasady dobrego wychowania?

-

Cokolwiek byś nie mówiła, zrobiłaś lady Inglewood

afront.

-

I dobrze.

Panna Fairfax westchnęła.

- Nie mogę pojąć, dlaczego tak bardzo się nie znosicie.

-

Już ci mówiłam, Georgie. Nie gustuję w osobach, które są

doskonałe pod każdym względem, a Priscilla jest...

background image

-

Wzorem doskonałości. Tak, wiem. Ale dlaczego nie

możesz jej wyśmiać, tak jak wyśmiewasz innych?

-

To stara historia i nie ma sensu do niej wracać.

-

Jednak mi powiedz.

-

Georgino...

-

Kate!

Katharine westchnęła ciężko.

- Kiedy miałam szesnaście lat i na swoje nieszczęście

byłam zaręczona z Berthiem Falkhurstem, uczestniczyłam w

letnim balu jako gość jego rodziny. Priscilla też tam była.

Ponieważ większość życia spędziła w Londynie, a ja, niestety,

w Hampshire, zdecydowanie górowała nade mną ogładą i z jej

tylko znanych powodów czerpała jakąś niezdrową radość z

ciągłego upokarzania mnie w towarzystwie. Byłam nieobyta,

wiesz, i bez przerwy popełniałam jakieś gafy; tak więc nie

brakowało jej okazji, żeby mi dokuczyć. Tak samo było podczas

mojego pierwszego londyńskiego sezonu. Bardzo trudno jest to

wybaczyć, a jeszcze trudniej zaprzestać wojny między nami i

zrezygnować z satystakcji, jaką mi daje ośmieszanie jej. Teraz ta

wojna zaostrza się, ponieważ jestem twoją najbliższą

przyjaciółką.

background image

Panna Fairfax spojrzała na nią ze zdumieniem.

- Co? - wykrztusiła po chwili, chwytając ją za ramię i

zmuszając do zatrzymania. - Katharine, o czym ty mówisz?

Panna Glyn, żałując zbyt lekkomyślnie wypowiedzianych

słów, starała się wykręcić od dalszych wyjaśnień, ale

przyjaciółka nie zamierzała ustąpić.

-

To całkiem proste, Georgino - odparła cicho. - Panna

Doskonała była gwiazdą towarzystwa od chwili debiutu.

Ten sezon jednak nie należy już do niej, ale do ciebie. I ona

nie może tego znieść. Czy nie widzisz tego, jak zielenieje z

zazdrości?

-

Tak, wiem. Ale jaki to ma związek z tobą?

-

Georgino, wszyscy wiedzą, że nie sposób cię nie lubić -

odparła z uśmiechem panna Glyn. - Priscilla, nie mogąc

otwarcie wystąpić przeciw tobie, zamierza zaatakować cię,

godząc we mnie. Skoro jestem kimś dla ciebie najbliższym,

najłatwiej cię zranić, atakując mnie.

-

Jakie to obrzydliwe! - zawołała panna Fairfax. - Jak można

coś takiego wymyślić?

-

Droga Georgino - powtórzyła jej przyjaciółka z

rozbawieniem. -Wcale się tym nie przejmuję. Właściwie ta

background image

animozja bawi mnie. To takie męczące być słodką,

cierpliwą i uprzejmą dla każdego. Nawet nie wiesz, jaka to

frajda wyładować się na kimś takim. Ona nie jest w stanie

mnie zranić, gdyż nasz system wartości jest diametralnie

różny. To wszystko mnie naprawdę tylko bawi, możesz

więc być spokojna.

-

Och, Kate, czuję się doprawdy paskudnie.

-

Nie ma potrzeby. Musisz być tylko w stosunku do Panny

Doskonałej ogromnie ostrożna. Może cię zranić, jeśli tylko

znajdzie ku temu sposobność.

-

Kate, ty chyba nie mówisz poważnie.

-

Śmiertelnie poważnie, Georgino. Pod tą ujmującą fasadą

kryje się niebezpieczna kobieta. Za wszelką cenę

wystrzegaj się jej żądła.

-

Znowu ten Szekspir - zauważyła panna Fairfax. - Ach, wy

erudyci!

-

Tak się składa, że ta parafraza jest wyjątkowo trafna.

Żądło Panny Doskonałej ukryte jest w jej języku i w każdej

chwili może ukłuć. Błagam więc, Georgino, bądź ostrożna.

-

Obiecuję, Katharine. Obiecuję - śmiejąc się, powtórzyła

panna Fairfax.

background image

Jednak Katharine Glyn wcale nie była tego pewna.

8

Lord Blake nie mógł odżałować tego, że idąc na bal do

Egertonów, nie pomyślał o zabraniu ze sobą wachlarza.

Wkrótce szczęki bolały go od tłumienia ziewania, gdy musiał

wysłuchiwać nudnych uwag pewnej piskliwej mamuśki i jej

dwóch nieciekawych córeczek, które wciąż powtarzały, że od

dawna marzyły o poznaniu jego lordowskiej mości i bez

przerwy chichotały na każde jego słowo. Piskliwa mamuśka nie

kryła zdumienia na wieść, że jego lordowska mość nie był na

ostatnim balu u Wraxtonów, bo przecież Wraxtonowie

zajmowali wysoką pozycję w towarzystwie i bardzo lubili jej

nudnawe córeczki.

W końcu, pod jakimś pretekstem, udało mu się uciec, ale

natychmiast został porwany przez jednego z przyjaciół ojca i

uraczony niezwykle barwną historyjką o niedawnym

polowaniu. Kiedy jednak zobaczył nadchodzącego Williama

Athertona, wcale nie był pewien, czy powinien traktować go

jako wybawienie.

background image

Zdecydowawszy, że ma dość romantycznych zwierzeń

przyjaciela, szybko przerwał opowieść o polowaniu i umknął,

znikając w tłumie czterystu przybyłych na bal gości.

W pewnej chwili, uciekając przed nudą i osamotnieniem,

podszedł do stojącej w pobliżu ogromnej palmy eleganckiej

pary.

- Witam szanownych rodziców - powiedział. - Wasza

miłość, wyglądasz imponująco, pomimo sabotujących

wysiłków Wilmingtona.

- Musisz wiedzieć, Theo - odparł książę - że dostosowuję

się jedynie do wymogów mody.

-

Otóż to - mruknął z uśmiechem lord Blake. - Najdroższa

mamo -dodał, zwracając się do księżnej -jesteś po prostu

wspaniała. Powinnaś zawsze ubierać się w ten odcień

błękitu. Idealnie podkreśla kolor twoich oczu.

-

Drogi synu - odparła księżna, pozwalając pocałować się w

policzek. - Widzieć cię dwukrotnie w ciągu tygodnia to

zbyt wiele szczęścia dla mojego starego serca.

-

Co ty mówisz, maman, twoje serce jest wciąż dziewczęco

młode. A propos, mam dla was szokującą nowinę.

Poznałem słynną Diablicę z Hampshire.

background image

-

Niemożliwe! - zawołał książę. - To fantastycznie!

Słyszałem, że to najzręczniejsza para rąk w Londynie.

Może wygrać dla ciebie fortunę, jeśli kiedyś zaangażujesz

ją do wyścigu powozów do Brighton.

-

Będę musiał jej to zaproponować - śmiejąc się, odparł lord

Blake. - Jeśli chodzi o powożenie, to panna Glyn dała już

dowód swoich nadzwyczajnych zdolności.

-

Panna Glyn? Opiekunka panny Fairfax? - spytała księżna.

-

Ona i Diablica z Hampshire to jedna i ta sama osoba.

-

Naprawdę? W takim razie z pewnością jest tutaj. Musisz

ją nam przedstawić, Theo.

-

To może być trudne. Nie chce utrzymywać ze mną

kontaktów.

-

Dlaczego? - zapytał książę.

-

Nie podoba się jej mój tytuł i moja przyjaźń z Priscillą

Inglewood.

-

Co ty mówisz? - zdziwiła się księżna. - Teraz jeszcze

bardziej pragnę ją poznać. Możesz zerwać te kontakty, ale

dopiero wtedy, gdy nas sobie przedstawisz.

-

Tak, mamo. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby ją

przedstawić z jak najzabawniejszej strony - odparł Blake,

background image

po czym natychmiast ruszył na poszukiwanie niczego

niepodejrzewającej panny Glyn.

Katharine miała już za sobą dwa tańce regionalne, walca i

trzy wyjątkowo nudne rozmowy, kiedy ponownie zjawiła się

obok panny Fairfax, która, wolna w danej chwili od męskiego

towarzystwa, postanowiła pogawędzić z przyjaciółką.

- Co, tak szybko znużone? - dobiegł z tyłu jakiś chłodny

głos.

Kiedy się odwróciły, spostrzegły piękną, młodą kobietę w

sukni z zielonego muślinu. Ogromna ilość blond loków

otaczała owalną twarz i opadała na długą, smukłą szyję.

- Panna Doskonała! - zawołała panna Glyn, uśmiechając

się złośliwie. - Teraz już wiem, skąd ten powiew chłodu.

-

Jaka piękna suknia, Priscillo! ~ powiedziała szybko panna

Fairfax. - Nigdy jeszcze takiej nie widziałam. Świetnie w

niej wyglądasz. Co za fason! Pozazdrościć. Czuję się przy

tobie jak Kopciuszek.

Lady Inglewood, która w tej kwestii zupełnie się z nią

zgadzała, odparła:

- To prawda. Została uszyta według jednego z moich

projektów. Pani Foote jest rzeczywiście świetną krawcową.

background image

- Masz szczęście. Marzę o tym, żeby uszyła coś dla mnie,

ale jest tak zajęta, że musiałam się zapisać na listę oczekujących.

-

A to pech! - powiedziała lady Inglewood, uśmiechając się

jednocześnie z nieskrywaną satysfakcją, ponieważ to

właśnie ona ostrzegła panią Foote, że ją zrujnuje, jeśli ta

ośmieli się uszyć nie tylko suknię, ale nawet chusteczkę

dla Georginy Fairfax. - Słyszała pani zapewne, że wczoraj

na raucie u lady Jersey, wicehrabia Chamberlin

oświadczył mi się w obecności księcia regenta, księcia

Insleya i lady Jersey. Mój ojciec był niestety przeciwny

temu związkowi, odmówiłam więc wicehrabiemu. Bardzo

to przeżył. Żal mi było biedaka.

-

To smutne, kiedy trzeba odrzucić tak romantyczną i

cenną ofertę - zauważyła panna Fairfax.

-

Ale jakie szczęście dla Chamberlina - mruknęła panna

Glyn.

-

To prawda, Georgino - przyznała lady Inglewood. -

Przykro odrzucać takie oświadczyny, ale ja miałam już

przynajmniej z dziesięć podobnych. Poza tym, syn Insleya

również zamierza mi się oświadczyć. Mój ojciec

powiedział mi, że najdalej w ciągu miesiąca spodziewa się

background image

deklaracji lorda Blake'a. Insleyowie są starymi

przyjaciółmi naszej rodziny, nie sądzę więc, żeby ojciec

czekał na próżno. Mam nadzieję, Georgino, że otrzyma

pani ofertę przynajmniej w połowie tak interesującą.

Nawet panna Fairfax nie była w stanie ukryć zdumienia,

ale to panna Glyn stanęła w obronie przyjaciółki.

- Płonna nadzieja, Panno Doskonała, ponieważ Georgina

wyjdzie za mąż z miłości, a nie dla tytułu i wystawnego

grobowca, który da jej schronienie po śmierci. Chociaż dla

ciebie to bardzo stosowne miejsce. Ciekawe, jak szybko markiz

znajdzie kogoś, kto ogrzeje jego łoże, które ty możesz jedynie

schłodzić? Z pewnością wiesz, że ma opinię mężczyzny, który

zmienia spódniczki tak szybko, jak niektórzy buty.

Wachlarz, który lady Inglewood trzymała w ręku, z

trzaskiem zamknął się.

- Osiem sezonów w mieście, jak widać, niczego cię nic

nauczyło. Wciąż jesteś tą samą pospolitą prowincjuszka, która

ma więcej jadu niż rozumu. Możesz wyprowadzać w pole

innych, ale ze mną ten numer ci się nie uda. Nie będę tu stała i

pozwalała się bezkarnie obrażać jakiejś prymitywnej

dziewusze, spłodzonej przez wiejskiego pijaczka!

background image

-

Kate, jak mogłaś? - powiedziała z wyrzutem panna

Fairfax, gdy blada z wściekłości lady Inglewood zniknęła

w tłumie.

-

Cóż za ohydny człowiek! - wybuchnęła Katharine. - Jak

śmiał dopuścić do tego, że go polubiłam, gdy nosi się z

zamiarem poprowadzenia kogoś takiego jak Priscilla do

małżeńskiego łoża!

-

Kate, o kim ty mówisz?

-

O Blake'u! To przecież syn Insleya, dobry Boże, i to z nim

Priscilla wiąże nadzieje.

-

Ale dlaczego tak cię to denerwuje? Co cię obchodzi, z kim

ożeni się lord Blake?

Panna Glyn chwilę milczała, po czym uśmiechnęła się do

przyjaciółki.

- Błogosławię twój rozsądek Georgino. Masz całkowitą

rację. W tej samej chwili, gdy Panna Doskonała wyjdzie za mąż,

znowu odzyskamy spokój. Niech sobie bierze tego swojego

markiza. Obydwoje są siebie warci.

Sir William wybrał właśnie ten moment, aby podejść do

swojej Afrodyty i poprosić ją do tańca.

Katharine nie została jednak zbyt długo sama. Lord Blake

background image

dał znak swoim rodzicom, żeby poszli za nim i szybko ruszył w

jej kierunku. Nie zdążył jednak nawet się ukłonić, gdy

wybuchnęła:

-

Ty! - syknęła - Ty... ty niegodziwcze! - tupnęła nogą.

-

Ja? - Blake cofnął się, zaskoczony takim atakiem furii.

-

Dziedzic Insleyów, pieszczoch Inglewoodów! Jak mogłam

tracić tyle czasu dla pana?

-

Muszę przyznać, że z każdym dniem intryguje mnie pani

coraz bardziej. Czy ma pani coś przeciwko staremu i

powszechnie szanowanemu domowi Insleyów?

-

Drwię z pańskiego starego domu, ty... ty rozpustniku.

Popełniłam niewybaczalny błąd, świadczący o skrajnej

głupocie, kiedy uwierzyłam, że pewien wdzięczący się

potomek Insleyów może być czymś więcej niż... niż

jedynie zapatrzonym w siebie salonowcem.

-

Kiedy się nad tym zastanawiam -rzekł lord Blake,

uważnie przypatrując się swoim wypolerowanym

paznokciom - nie sądzę, abym kiedykolwiek miał się

wdzięczyć.

Panna Glyn musiała się roześmiać.

Lord Blake roześmiał się również.

background image

-

O właśnie! Tak jest znacznie lepiej. Lubię pani śmiech,

panno Glyn, ponieważ kiedy nie patrzy pani na mnie

groźnie, jest szczery i spontaniczny.

-

Błagam pana, Blake, niech mnie pan nie rozśmiesza, skoro

tak pana nie znoszę.

-

Nie może być pani taka okrutna, by mnie nie znosić za

coś, czego nie wybierałem.

-

Nonsens. Lady Inglewood wybrał pan całkiem

dobrowolnie.

-

Miałem na myśli majątek mojego ojca.

-

Dlaczego właściwie nie powiedział mi pan, że jest

dziedzicem księcia?

-

Sądziłem, że pani o tym wie.

-

Dlaczego więc nigdy dotąd pana nie widziałam ani nigdy

o nim nie słyszałam?

-

Objeżdżałem ojcowskie posiadłości niemal pięć lat i

jestem tu dopiero od trzech tygodni. Jeśli zaś chodzi o to,

że nie słyszała pani o mnie, to powód jest bardzo prosty.

Otóż przechodzenie tytułów w rodzinie to bardzo

skomplikowana sprawa. Nawet ja mam kłopoty z

wymienieniem wszystkich, które mi przysługują. Nie

background image

uwierzy pani, ale wcale nie pragnąłem być markizem.

Chętnie zamieniłbym wszystkie moje klejnoty na zwykłe

paciorki, wspaniały pałac na pustelnię, a bogate szaty na

ubranie mieszkańca przytułku, ale mam określone

obowiązki względem rodziny.

-

Markiz? Spadkobierca Insleya - pokręciła głową. - Jak

mogłam być taka ślepa? A jednak bardzo mi pana żal.

Jakie to straszne, kiedy się musi być księciem! Jak rodzice

mogą być aż tak bezwzględni, żeby na barki niczego

niespodziewającego się dziecięcia nałożyć takie brzemię,

przygniatające patyną wieków i masą zobowiązań?

Powinien pan z nimi porozmawiać, lordzie Blake.

Koniecznie.

-

Usiłowałem - odrzekł z melancholijnym westchnieniem. -

I to wielokrotnie, ale nic do nich nie dociera.

-

Biedactwo. Naprawdę panu współczuję. Potrzebuje pan

jakiejś otuchy i nawet wiem, co ją panu przyniesie: jakaś

urocza spódniczka. Lubi je pan, nieprawdaż?

-

Słucham? - wykrztusił.

-

Czyżby nie lubił pan spódniczek?

-

Tak... Nie!... To znaczy...

background image

-

O Boże, uważa pan, że użyłam niewłaściwego określenia?

Może powinnam powiedzieć podwiązek? A może

gorsetów? Już wiem - koszulek!

-

Nie, nie - odparł przytłumionym głosem - spódniczka to

właściwe określenie.

-

Cieszę się. Przyzna pan, lordzie Blake, że najważniejszy

jest dobry humor, gdyż czasem tylko dobrym humorem

można zatuszować największą nawet gafę.

-

Pamiętając o tym - powiedział lord Blake z figlarnym

uśmiechem - chciałbym przedstawić panią moim

rodzicom.

Katharine odwróciła się i, ku swojej wielkiej konsternacji,

ujrzała ogromnie rozbawionego, wytwornego księcia Insleya z,

zachowującą znacznie większą rezerwę, księżną Insley u boku.

Nie miała wątpliwości, że książęca para słyszała całą rozmowę.

Krew odpłynęła jej z twarzy i z desperacją powiedziała:

- Jakże się cieszę, że mogę wreszcie państwa poznać!

Państwa syn - rzuciła mordercze spojrzenie w kierunku

ogromnie rozbawionego lorda Blake'a - wiele mi o państwu

opowiadał. Czuję się więc tak, jakbym znała państwa od lat.

Bywa jednak różnie - powiedziała z czarującym uśmiechem. -

background image

Mój ojciec w latach młodości często towarzyszył królowi na

polowaniach i wiele mi o naszym monarsze opowiadał. Kiedy

jednak zostałam mu przedstawiona, przeżyłam ogromne

rozczarowanie, ponieważ zupełnie nie przypominał tego

władcy, którego opisywał mój ojciec. Oczywiście król był już

wtedy obłąkany i zapewne wywarło to jakiś wpływ na jego

wygląd. Jednak mój zawód był ogromny i przez tydzień

pocieszałam się ogromnymi ilościami owoców z kremem.

Widzę jednak, że teraz mi to nie grozi, ponieważ jesteście

państwo wspaniali. Lordzie Blake - dodała, patrząc na niego z

dezaprobatą - podczas naszej rozmowy nie był pan

sprawiedliwy w ocenie swojej rodziny. Czy podoba się panu

bal, wasza miłość? - zapytała księcia.

-

Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak dobrze się bawiłem.

-

Bardzo się cieszę, wasza miłość.

Prawda jednak była taka, że tak fatalnie nie czuła się od

swojego pierwszego sezonu w Londynie. Tamto upokorzenie

było porównywalne z obecnym. A zawinił on - lord Blake. Nie

tylko sprowokował ją do tej kretyńskiej rozmowy, ale również

nie zadał sobie trudu, aby uprzedzić ją o konsekwencjach.

Wprawdzie panna Glyn kpiła z zasad dobrego

background image

wychowania, jednak nie była ich pozbawiona. Wiedziała, jak

powinna zachować się w każdej sytuacji, i żeby nie wiem jak

bardzo chciała się zemścić na lordzie Blake'u, nie uczyni nic, co

mogłoby zniszczyć jej, z takim trudem zdobytą, dobrą reputację

w towarzystwie. Jednego była pewna- lord Blake wkrótce się

przekona, co znaczy zaleźć jej za skórę.

Kiedy książę Insley skończył opowieść o pewnym balu w

Szkocji, w którym uczestniczył w młodości, do rozmowy

włączyła się księżna.

- Panno Glyn, jest już pani jakiś czas w mieście, jak sądzę?

- powiedziała.

Panna Glyn skinęła głową.

-

I wciąż nie jest pani zamężna?

Panna Glyn skinęła głową ponownie.

-

Nie obawia się pani, że tak już zostanie?

-

Wręcz przeciwnie ~ odparła z uśmiechem. - Tak się

składa, że wszyscy dookoła już pozakładali rodziny,

księżno. Proszę mi pozwolić, jeśli łaska, cieszyć się, że los

oszczędził mi losu mężatek.

-

Jest pani przeciwna rynkowi małżeństw?

-

Mam na nim niskie notowania, dlatego jestem przeciwna.

background image

W młodości miałam pecha być dziedziczką fortuny i

wtedy plasowano mnie wysoko pomimo braku urody i

towarzyskiej ogłady. Kiedy przestałam być dziedziczką

zostałam pozbawiona wszystkiego i potraktowana jak coś

bez wartości. Moja romantyczna naiwność rozwiała się

nagle, za co jestem losowi ogromnie wdzięczna. Kiedy

byłam dziedziczką, stanowiłam towar do wystawienia na

małżeńskim targu. Teraz, gdy moje dochody zostały

znacznie ograniczone, należę do świata. Skoro tak, to niech

drży u moich stóp!

Księżna roześmiała się.

-

Nie można zaprzeczyć, że w pani pozornie absurdalnym

rozumowaniu jest jakiś sens. Do niedawna mój syn

również był przeciwny małżeństwu.

-

I chyba dobrze, gdyż z pewnością chciałby

podporządkować kobietę swoim wątpliwym regułom gry.

-

Sugeruje pani, że małżeństwo ze mną nie byłoby

rozkoszą? - zapytał lord Blake, wziąwszy się pod boki.

Panna Glyn spojrzała na niego chłodno.

- Czy jest ktoś, kto wziąłby mnie w obronę? - zawołał lord

Blake.

background image

Odpowiedziało mu milczenie.

W tej właśnie chwili podeszła do nich lady Inglewood.

-

Dobry wieczór, wasza miłość - powiedziała. - Księżno, jak

miło panią widzieć.

-

Priscillo, wyglądasz jak zawsze pięknie - zauważył książę.

-

Mam nadzieję, że twój ojciec dobrze się czuje? -

powiedziała księżna.

-

Jest w salonie karcianym - odparła lady Inglewood. -

Może nie czuje się najlepiej, ale humor mu dopisuje. Theo,

proszę cię, pomóż mi ułagodzić księżnę Newberry. Nie

złożyłam jej w tym tygodniu wizyty i obawiam się, że

może zażądać mojej głowy. Może ty zdołasz ją od lego

odwieść, dobrze wiesz, jak lubi atrakcyjnych mężczyzn.

Nie miał wątpliwości, że to podstęp, ale nie mógł

odmówić prośbie Priscilli, nie narażając się przy tym na opinię

człowieka źle wychowanego. Skinął więc głową pannie Glyn i

podał ramię lady Inglewood.

-

Zawsze z radością gram dla ciebie rolę świętego Jerzego,

Priscillo. Prowadź mnie więc do tego smoka.

-

Drogi Theo, sama nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła -

zauważyła lady Inglewood i, zanim pociągnęła za sobą

background image

lorda Blake'a, spojrzała na pannę Glyn z triumfalnym

uśmiechem. Po chwili jednak, kiedy odeszli wystarczająco

daleko, ton jej głosu uległ radykalnej zmianie. - Jak

mogłeś, Theo. Jak mogłeś przedstawić tę kobietę księciu i

księżnej, skoro uprzedzałam cię, żebyś nie podtrzymywał

tej znajomości?

-

Moja matka chciała ją poznać - odparł spokojnie Blake.

-

Nie mogłeś jej tego odradzić? Dobrze wiesz, jaką kobietą

jest ta Glyn! Przy jej braku dobrych manier mogła jedynie

zrobić twoim rodzicom jakiś afront.

-

Skoro o tym mowa, Priscillo - odparł lord Blake,

marszcząc brwi - nie mam pojęcia, co masz na myśli. Moi

rodzice spędzili kilka miłych chwil na rozmowie z panną

Glyn i, jak sądzę, ona również uważa je za miłe. Szkoda

tylko, że nie znali się wcześniej.

Lady Inglewood z trzaskiem zamknęła trzymany w ręku

wachlarz.

-

Czy ty jesteś ślepy, Theo? A może otumaniony lub pijany?

Kate Glyn całkowicie zasłużyła na swój przydomek.

Urodziła się diablicą i wciąż nią jest. Gdyby cię tak

traktowała jak mnie, nie mówiłbyś do mnie w taki...

background image

obraźliwy sposób.

-

Czym, na Boga, aż tak bardzo się tobie naraziła, Priscillo?

-

Nie dalej jak dziś wieczorem napadła na mnie. Nie

potrafię powtórzyć, jakich obelżywych słów używała. To

prawdziwe monstrum, Theo, i chciałabym, żebyś to

wreszcie zrozumiał. To zazdrosna, pazerna i ordynarna

kobieta, z satysfakcją zadająca innym ból swoim

żmijowatym językiem.

Lord Blake obserwował, jak twarz lady Inglewood

czerwienieje z gniewu.

-

To okrutne słowa, Priscillo.

-

Są niczym w porównaniu do tych, którymi ona obrzuciła

mnie. To dlatego prosiłam cię, żebyś nie tańczył przed tą

diablicą.

-

Prawdę mówiąc, panna Glyn, jak dotąd, nawet nie stanęła

ze mną do kotyliona.

-

Theo - westchnęła lady Inglewood - proszę, abyś nie robił

sobie żartów z poważnych spraw. To ma dla mnie

ogromne znaczenie.

-

Wiem o tym, Priscillo, Naprawdę wiem.

Katharine Glyn obserwowała, jak odchodzą i z

background image

ożywieniem o czymś rozmawiają.

-

Podziwiam determinację, z jaką osiągnęła swój cel. Muszę

jednak przyznać, że świetnie razem wyglądają. Lord Blake

porusza się z taką lekkością. Czyżby trenował szermierkę?

-

Przy każdej nadarzającej się okazji - odparła księżna.

-

Wspaniale. Może przyjmie moje wyzwanie.

-

Pani uprawia szermierkę? - zapytali jednocześnie książę i

jego małżonka.

-

Oczywiście. Kiedy miałam trzynaście lat, wymogłam na

ojcu, że jeśli jego najnowszym faetonem, zaprzęgniętym w

najlepszą parę koni, trzykrotnie przejadę w pełnym

galopie między słupkami bramy wjazdowej naszej

posiadłości bez najmniejszej rysy na farbie, to on pozwoli

mi na naukę szermierki. Jeśli jednak przegram, nie będę go

już więcej o to nagabywać i pokryję koszty naprawy

wszystkich spowodowanych przeze mnie szkód. Nie

muszę chyba mówić, że wygrałam. Oczywiście to, że

wstałam o drugiej nad ranem i przesunęłam słupki, mogło

mieć wpływ na mój sukces, ale ja wolę wierzyć, że to

zasługa moich umiejętności jeździeckich.

-

O tak - zauważyła księżna. - Przecież słynna Diablic z

background image

Hampshire to pani.

-

Postrach trzech hrabstw i całego Londynu - odparła

panna Glyn z szerokim uśmiechem. - Papa chciał mieć

syna i ja zawsze starałam się mu to wynagrodzić.

-

I stąd ta wiedza o spódniczkach? - zapytała z uśmiechem

księżna.

-

Diablica z Hampshire znowu pędzi ku zagładzie -

westchnęła panna Glyn.

-

Drogi Fitzgeraldzie - zawołała księżna - ona się rumieni.

-

Nieprawda! - zaprotestowała Katharine. - Ja nigdy się nie

czerwienię. To tylko... nagłe skoki temperatury związane z

rzadką tropikalną chorobą. Jeszcze nie wiem, jaką. Czy

pani mogłaby sprawić, żeby lord Blake spędził noc w

państwa domu?

Insleyowie spojrzeli na nią ze zdumieniem.

- Nie zdziwiłabym się, gdyby pani wcale tego nie chciała.

Wiem, jaki potrafi być irytujący. Jakie to dziwne, że ma takich

wspaniałych rodziców. Jesteście państwo pewni, że ktoś nie

zostawił go pod państwa drzwiami?

- Całkowicie - odparł książę, krztusząc się ze śmiechu.

-

Szkoda. Obawiam się, że jego finansowa ruina trochę

background image

państwa dotknie.

-

Ruina? - zdziwiła się księżna. - Co pani knuje?

-

Zemstę, oczywiście. Paskudnie mnie podszedł, musicie

państwo przyznać.

-

Rzeczywiście. Jakie to fascynujące. Regino, ujrzymy

Diablicę z Hampshire w akcji. Co ma pani zamiar zrobić,

panno Glyn?

-

Mam... przyjaciółkę, Phoebe Lovejoy. Myślę, że doskonale

spełni swoją rolę... jeśli tylko postaracie się państwo, aby

spędził noc w państwa domu i zjadł razem z wami

śniadanie.

9

Następnego dnia po balu u Egertonów lord Blake oraz

książę i księżna Insley siedzieli właśnie przy śniadaniu, gdy do

jadalni wszedł lokaj, niosąc zabawnie zapakowane pudełko.

-

Co to ma być, u licha? - zdziwił się książę. Jego ręka,

trzymająca filiżankę z kawą, zamarła w powietrzu.

-

Właśnie dostarczono tę przesyłkę, wasza miłość - odparł

lokaj. -Polecono mi oddać ją do rąk własnych lorda

background image

Blake'a. Kurier bardzo na to nalegał. Jest również list

adresowany do księżnej.

Pudełko zostało postawione na stole przed lordem

Blakiem w chwili, gdy księżna otwierała list. Nagle

znieruchomiała, ze zdumieniem patrząc na trzymaną w ręku

kartkę.

-

Co u licha...? - mruknęła.

-

Co to jest, Regino? - zapytał książę.

-

Nie bardzo rozumiem... - powiedziała księżna

zduszonym głosem.

-

Czytaj głośno, mamo - zaproponował Blake. - Intrygujesz

nas. Czytaj głośno.

-

Chyba rzeczywiście tak będzie lepiej - przyznała księżna.

Droga księżno. Mam nadzieję, że ten list zastanie panią i jej

małżonka, księcia, w dobrym zdrowiu. Chociaż z tego, co mówił

Teddy, pani i książę nigdy nie czują się źle.

- Teddy? - powiedział książę, patrząc na syna z

rozbawieniem. - Kto to może być?

Autor listu nie może mieć na myśli mnie - zauważył lord

Blake, podnosząc widelec z kawałkiem pstrąga do ust. -Nikt

nigdy nie ośmielił się nazywać mnie Teddy.

background image

-

Czy mogę kontynuować? - zapytała księżna, po czym

wróciła do listu.

Spotkaliśmy się - czytała dalej - gdy jeden z moich klientów źle

mnie potraktował w Berry Patch Tavern. Teddy był prawdziwym

bohaterem, zupełnie jak Robin Hood. Potem szybko zostaliśmy

przyjaciółmi. Pragnę jednak zapewnić panią, księżno, że nigdy nie

wzięłam od niego grosza, nawet wtedy, gdy urodził się mały Joey...

- Chwileczkę! - zawołał lord Blake. - Mamo, przysięgam, ja

nigdy…

Ale księżna czytała dalej.

...gdy urodził się mały Joey, ani żadnych prezentów poza tym, co

dziś zwracam Teddy emu. Nie żeby nie próbował dać mi funta czy

dwa, ale jak mu powiedziałam od początku, miłość nie ma ceny.

Tak kochałam pani syna, księżno, i on kochał mnie, ale

wiedziałam, że nic z tego nie będzie, pomimo wszystkich obietnic

Teddy ego. A kiedy przekonałam się, że w drodze jest mała Nellie...

- Dwoje? - zawołał książę. - Ależ ty jesteś płodny, Theo!

W szarych oczach jego syna zalśniły wesołe iskierki.

...że w drodze jest mała Nellie, wiedziałam, że musimy to

skończyć, abym mogła związać się z jakimś mężczyzną, który będzie

dbał o mnie i dzieci. Poślubiłam więc Percy ego i powiedziałam Teddy

background image

emu, że musimy się rozstać...

- Dalsza część listu jest zamazana, jakby biedne dziewczę

płakało - powiedziała księżna. - Zaraz, zaraz! Czy to może być

A? Nie, nie, to M. Teraz to brzmi tak: ...Moje serce krwawiło przy

rozstaniu, wiedziałam jednak, że tak będzie lepiej, a Percy był dobry

dla mnie i moich maleństw, nie mogłam więc się uskarżać. Miałam

tylko kłopot, kiedy Percy znalazł jedyny prezent, jaki przyjęłam od

Teddy'ego w ubiegłym roku. O Chryste! Jak on na mnie wrzeszczał!

Jakoś jednak udało mi się go uspokoić, kiedy obiecałam, że ten prezent

natychmiast zwrócę i tak też zrobiłam, i teraz wszystko jest już w

porządku.

Lord Blake, nie mogąc opanować ciekawości, zaczął

nerwowo rozrywać różowy papier, w który opakowana była

przesyłka, tak że nie zauważył, jak jego ojciec, zasłaniając się

serwetką, usiłuje stłumić śmiech.

...Niech pani powie Teddy'emu - czytała dalej księżna - że Joey

i Nellie kochają go i że bardzo szybko uczą się liter. Proszę przyjąć

wyrazy głębokiego szacunku, Phoebe Lovejoy.

Lord Blake wyciągnął z pudełka bardzo skąpy stanik z

czarnej koronki i koszulkę nocną z czerwonego atłasu, bogato

ozdobioną wstążkami i do złudzenia przypominającą rekwizyt

background image

z Porwania Sabinek. Książę Insley szybko odwrócił się, żeby

ukryć rozbawienie.

Nagle ramiona lorda Blake'a zaczęły dziwnie drżeć i

krzykliwy strój wysunął mu się z rąk. Tylko księżnej udało się

zachować powagę.

-

Theodore - powiedziała chłodno. - Co znaczy ten list i

ten... ten... okropny strój i kto to jest ta biedna Phoebe

Lovejoy?

-

Kto? - zawołał z triumfem lord Blake. - To przecież

Diablica z Hampshire!

Jego lordowska mość wybuchnął śmiechem i ukrył głowę

w ramionach, podczas gdy jego rodzice uśmiechali się do siebie

z satysfakcją.

10

Rankiem drugiego dnia po balu u Egertonów panna Glyn i

jej przyjaciółka panna Fairfax siedziały naprzeciw siebie w

saloniku i, pijąc herbatę, przeglądały poranną pocztę.

-

O nie! - zawołała w pewnej chwili panna Fairfax.

Katharine spojrzała na nią ze zdumieniem.

background image

-

Co się stało? - zapytała.

-

To jest list od księżnej Insley - odparła panna Fairfax,

pokazując dopiero co otwartą kopertę.

-

Naprawdę? To bardzo miłe.

-

Miłe? Ostrzegałam cię, że to tak się skończy. Ostrzegałam.

I teraz spójrz, jakie skutki przyniósł twój upór. To jest

zaproszenie na małe garden party, które książę i księżna

Insley wydają jutro.

-

Naprawdę? To brzmi bardzo obiecująco.

-

Obiecująco? - zawołała ze zdumieniem panna Fairfax. - Po

tym, jak, pomimo moich usilnych próśb, wysłałaś im tę

okropną przesyłkę i ten absurdalny list, publiczne

upokorzenie nazywasz czymś obiecującym?

-

Być może źle usłyszałam. Sądziłam, że zostałyśmy

zaproszone na garden party.

-

To jedynie pretekst, przecież musisz zdawać sobie z tego

sprawę. Insleyowie, w obecności śmietanki towarzyskiej,

wezmą na nas rewanż! Nigdy nie powinnaś była wysyłać

tej przeklętej paczki. Nigdy, nigdy, nigdy. Nie obchodzi

mnie, co ci lord Blake zrobił. O, Boże, co Insleyowie muszą

teraz myśleć o nas - zawołała z przerażeniem panna

background image

Fairfax i ciarki przeszły jej po plecach.

-

Georgino - powtórzyła panna Glyn z godnym podziwu

spokojem. -Nie sądzę, żebyś miała dobrze w głowie.

-

Och! Ty... ty...

-

Czy wiesz, że powtarzasz jedno i to samo, kiedy tylko

jesteś zdenerwowana?

-

Nieprawda - zawołała z oburzeniem panna Fairfax.

-

Prawda.

-

Nieprawda, nieprawda, nieprawda!

-

Sama widzisz - zauważyła z satysfakcją panna Glyn.

-

Jesteś taka denerwująca - rzuciła ze złością panna Fairfax.

-

Tak, wiem. Co zamierzasz włożyć na party u Insleyów?

-

Co zmierzam włożyć? Nic!

-

Georgino!

-

Uważam, że moje miejsce jest raczej pod pręgierzem.

-

Nie bądź śmieszna. Oczywiście, że pójdziesz. Ktoś

przecież musi mi towarzyszyć.

-

Chyba nie masz zamiaru pójść?

-

Co z twoją głową, Georgino? Oczywiście, że mam zamiar.

To będzie wspaniała zabawa.

-

Po tym jak wysłałaś tę paczkę? Czy ty zupełnie nie masz

background image

wstydu?

-

Rzeczywiście nie mam - odparła panna Glyn. - Zastanów

się, Georgino. Odmówienie Insleyom to towarzyskie

samobójstwo. Chyba zdajesz sobie z tego sprawę?

-

Nie dbam o to.

-

Rób więc, co chcesz - odpowiedziała z westchnieniem

Katharine. - Przekażę w twoim imieniu ubolewanie i

wymyślę jakiś powód twojej nieobecności: malarię, ospę,

ucieczkę z ukochanym lub coś w tym rodzaju.

-

Doskonale, pójdę więc, ale z pewnością przeklnę dzień, w

którym przyszłam na świat - odparła z goryczą panna

Fairfax.

-

Grzeczna dziewczynka.

Georgina przez chwilę patrzyła na przyjaciółkę w

milczeniu.

-

Jak ci się to udaje? - zapytała w końcu.

-

Jak mi się co udaje?

-

Jak ci się to udaje, że robię w końcu to, na co zupełnie nie

mam ochoty?

-

Ależ, Georgino, będziesz się jutro fantastycznie bawiła.

Zaufaj mi.

background image

Panna Fairfax miała na końcu języka kilka odpowiedzi, ale

żadna z nich nie była uprzejma. Na szczęście dla panny Glyn

do salonu wszedł Wainwright i beznamiętnym głosem

zaanonsował przybycie sir Williama Athertona.

- Tak wcześnie? - zdziwiła się panna Glyn. - Ten

młodzieniec najwyraźniej umiera z tęsknoty.

Gniewne spojrzenie panny Fairfax powstrzymało ją od

dalszych komentarzy. Wzruszyła więc jedynie ramionami i

zabrała się do sprzątania porozrzucanej korespondencji.

Panna Fairfax poleciła lokajowi wprowadzić sir Williama,

a sama zaczęła gorączkowo przygotowywać się na przyjęcie

gościa. Przestudiowała kilka póz na fotelu, po czym doszła do

wniosku, że sofa będzie odpowiedniejszym miejscem do

wyeksponowania swoich wdzięków. Szybko przebiegła przez

pokój i najpierw ułożyła się w pozycji półleżącej, aby po chwili

znowu wrócić do poprzedniej.

Panna Glyn przez cały czas tej gorączkowej aktywności

była wyjątkowo powściągliwa, mrucząc jedynie:

- Uważaj, Georgino. Wypalisz się, zanim twój luby zdąży

się pojawić.

Sir William, ubrany w strój do jazdy konnej, wpadł jak

background image

burza do pokoju. Jego blond włosy powiewały w nieładzie, a

upięcie fularu dalekie było od finezji.

Szybkim krokiem przemierzył salon i, zatrzymawszy się

przed obiektem swoich westchnień, osunął na kolana, po czym

ujmując dłonie ukochanej, rzekł:

-

Najdroższa Georgino, przyszedłem tu wprost od sióstr

Pomeroy. Usłyszałem tam coś, w co nie mogę uwierzyć.

Powiedziały, że jesteś zaręczona z lordem Falkhurstem i że

wyjeżdżasz dziś wieczorem do Gretna Green!

-

Co?! - zawołała panna Fairfax.

-

Twierdziły, że cały Londyn wiedział, że Falkhurst

zamierzał się oświadczyć, tylko ja - skończony głupiec -

nic nie wiedziałem. Nie powinienem był tu przychodzić,

wiem, że nie powinienem. Dałaś słowo i rękę innemu i ja

muszę się z tym pogodzić.

Mówiąc to, sir William pokrywał dłonie panny Fairfax

gorącymi pocałunkami.

Panna Glyn, uważając swoją obecność za niezbyt stosowną

i wierząc, że jej przyjaciółka sama potrafi wszystko wyjaśnić,

dyskretnie opuściła salon i udała się do biblioteki.

Z ciężkim westchnieniem rozpoczęła wędrówkę po

background image

ogromnym, ciemnym pokoju. Tu nie mogło być żadnych

wątpliwości. Panna Fairfax spotkała swego Adama, swego

Romea, swego księcia z bajki. Najwyższy czas znaleźć inne

schronienie. Pobyt pod wspólnym dachem z młodą parą był dla

niej nie do przyjęcia, choć pewnie przyjaciółka to zasugeruje.

Czułaby się jak święty Bernard wśród turkawek. Nie, to

zupełnie nie wchodzi w grę.

Znowu westchnęła. Przecież od dawna wiedziała, że

kiedyś to nastąpi. Jednak teraz, kiedy ta chwila nadeszła,

poczuła piekący ból. Świadomość, że już wkrótce nie będą

razem spędzały poranków, że czasy, gdy miała łatwy dostęp do

myśli i serca przyjaciółki, minęły bezpowrotnie, przepełniła ją

niewypowiedzianym smutkiem.

Małżeństwo, jak sądziła panna Glyn, samo w sobie nie

było czymś złym, oznaczało jednak ciężką próbę dla kobiecej

przyjaźni. Mężatka musiała przyjąć zupełnie nowe obowiązki.

Dom, służba, mąż, dzieci nie zostawiały jej zbyt wiele czasu dla

siebie, a jeszcze mniej dla przyjaciół.

Małżeństwo panny Fairfax z sir Williamem będzie poza

tym kolejną stratą, którą pannie Glyn przyjdzie dołączyć do

całej serii strat, jakie poniosła w krótkim czasie. Dodatkowy

background image

argument na to, żeby nikogo nie kochać, gdyż ci, których

obdarzała uczuciem, albo odchodzili, albo ją rozczarowywali, a

ból za każdym razem był taki sam.

Wzięła głęboki oddech, uderzyła zaciśniętą dłonią w

poduszkę kanapy i znowu zaczęła krążyć po pokoju, rzucając

pod swoim własnym adresem mało cenzuralne epitety za

poddanie się aż takiej melancholii. Diablica z Hampshire nie

może narzekać, powinna działać. Kiedyś Londyn nudził ją.

Musiała wiele nad sobą pracować, aby miejskie życie choć

trochę zaczęło ją bawić. A teraz nawet utarczki z Panną

Doskonałą przestały sprawiać jej przyjemność. Nagle stanęła.

Utarczki z Panną Doskonałą przestały ją cieszyć od chwili, gdy

poznała lorda Blake'a.

Zmarszczyła brwi. Życie w mieście właściwie nigdy jej nie

odpowiadało. Najwyższy czas na zmiany. Jest wieśniaczką z

urodzenia i wychowania i do wiejskiego spokoju i piękna

powinna jak najszybciej wrócić. Jej dochody pozwolą na kupno

domu i pięćdziesięciu akrów ziemi. Jej ojciec postarał się o to,

żeby nie mogła wrócić do rodzinnego domu. Czy ból z tym

związany nigdy nie minie? Z ojcowskim brakiem wiary w nią i

jej umiejętności walczyła, dopóki ojciec żył. Kiedy jednak

background image

odczytano zapis w jego testamencie: „...żadna kobieta nie

nadaje się do zarządzania Tryton Hall, szczególnie moja

córka..." bezlitośnie dał o sobie znać. Ciężko było pogodzić się

ze śmiercią ojca, jeszcze ciężej ze skutkami jego lekceważenia i

tyranii. Kroplą, która przelała kielich goryczy, było zachowanie

Falkhursta w tydzień po pogrzebie. A panna Fairfax nie mogła

zrozumieć, dlaczego jej przyjaciółka gardziła małżeństwem!

Musi wziąć się w garść. Zacząć nowe życie w nowym

domu. Może zaszyć się gdzieś na wsi: hodować konie i krowy,

owce i kurczęta; uprawiać żyto i pszenicę; założyć ogród

warzywny; zająć się gospodarstwem mlecznym i dziękować

losowi, że w porę uciekła z Londynu.

Jednak uczucie smutku nie opuszczało jej. Pomyślała o

czekającej ją samotności i o tym, że tej samotności w pewnym

sensie już doświadcza. Panna Fairfax, aczkolwiek bliska

przyjaciółka, nie była jej bratnią duszą; nie rozumiała jej

szalonych pomysłów, nie lubiła tych samych autorów co ona

ani takich form aktywności, które jej życiu nadawały sens.

Nagle wyprostowała się i uniosła wysoko głowę. Czego

nie da się pokonać, trzeba w miarę możliwości polubić. Dokąd

tylko sięgnie pamięcią, zawsze była samotna. Nic się więc w jej

background image

życiu nie zmieni.

Nie mogąc dłużej powstrzymać ciekawości, podkradła się

do salonu i, uchyliwszy odrobinę drzwi, zajrzała do środka.

Sir William trzymał Georginę w objęciach i cicho coś do

niej mówił. Panna Glyn, ufając w rozsądek obojga młodych,

zamknęła drzwi i, powróciwszy do biblioteki, zagłębiła się w

ciekawej lekturze.

11

A wtedy ja pokazałam trzy damy! - poinformowała z

triumfem lady Inglewood. - Bingsley gwałtownie zbladł i karty

wysunęły mu się z dłoni. „Zostałem zrujnowany przez

złotowłosą królową pikiety" - zawołał. To było bardzo

zabawne.

Lord Blake zmusił się do uśmiechu.

-

Jego gust, jeśli chodzi o strój, jest oczywiście okropny -

ciągnęła lady Inglewood - ale Bingsleyowie są dobrze

notowani w naszym środowisku, a Freddie, kiedy mu na

tym zależy, potrafi czarować.

-

Trzeba być elokwentnym, gdy się ma do czynienia z tak

background image

pięknym przeciwnikiem - odparł z galanterią lord Blake.

Lady Inglewood z ożywieniem kontynuowała monolog,

podczas gdy jej słuchaczowi coraz trudniej było okazywać

zainteresowanie. Rodzice obiecali mu dobrą zabawę, jeśli da się

namówić na to przyjęcie, ale jak dotąd dobra zabawa była

mirażem.

Zaanonsowano przybycie panien Glyn i Fairfax. Kiedy

zaskoczony lord Blake podniósł głowę, obie witały się właśnie z

księciem i księżną, a panna Glyn powiedziała coś, co sprawiło,

że jego ojciec się roześmiał.

-

Och, to okropne! - zawołała lady Inglewood. - Jak Kate

Glyn śmiała tu przyjść? Pewnie nawet nie była

zaproszona.

-

Wręcz przeciwnie, podejrzewam, że otwiera listę gości.

-

Ufam, że księżna ma więcej rozsądku - odparła z

wyższością. -Panna Glyn jest tu najwyraźniej po to, aby

znaleźć odpowiedniego męża dla swojej przyjaciółki.

Podejrzewam, że ukradła zaproszenia!

-

Spróbujmy sprawdzić twoją teorię, Priscillo - rzekł lord

Blake, wsuwając jej rękę pod ramię i ciągnąc w stronę

panny Glyn.

background image

Lady Inglewood uśmiechnęła się z triumfem. Wkrótce

markiz pokaże Diablicy z Hampshire, gdzie jej miejsce.

Panna Glyn, widząc, z jaką determinacją jego lordowska

mość zmierza ku niej, zebrała całą odwagę i z uśmiechem

powiedziała:

- Lordzie Blake, jestem zaskoczona pańskim widokiem.

Słyszałam, że musiał pan uciekać z kraju, ponieważ jakiś

rozwścieczony kowal depcze panu po piętach.

Tym razem lord Blake nie potrafił utrzymać powagi.

Śmiech, który nie mógł znaleźć ujścia, gdy otrzymał przesyłkę

od Phoebe Lovejoy, teraz wybuchnął ze zdwojoną siłą.

Lady Inglewood nie kryła wściekłości. Blake obraził ją... i

to na oczach tej... Glyn!

-

Jakie to dla ciebie typowe, obrazić gospodarza, i to

zaledwie w pięć minut od wejścia do jego domu.

-

Szykujesz się już do roli mężatki, Prissie? - odcięła się z

uśmiechem panna Glyn.

Lady Inglewood zaniemówiła.

- Diablica! - rzuciła po chwili i odeszła dumnym krokiem.

Cudownie było pokonać jednocześnie lorda Blake'a i lady

Inglewood! Panna Glyn, dumna z odniesionego triumfu,

background image

skierowała się do stołów z przekąskami. Zwycięstwo w bitwie

wymagało regeneracji sił. To przyjęcie wciąż było dla niej

zagadką. Dlaczego ją tu zaproszono? Będzie, co ma być,

pomyślała. Najważniejsze, że tak łatwo pokonała tego pyszałka.

Lord Blake, który czmychnął do ogrodu, żeby w

samotności lizać rany i zrugać siebie za tak anemiczną obronę i

zupełny brak chęci odwetu, doszedł do wniosku, że męska

duma nie pozwala mu na oddanie pola bez walki. Energicznie

wkroczył do salonu i zatrzymał się przed prowokatorką w

chwili, gdy podnosiła do ust kawałek ciasta z owocami.

Spojrzała na niego badawczo spod uniesionych brwi. Z

trudem utrzymując powagę, powiedział:

- Piękną dziś m-m-mamy pogodę, nieprawdaż?

Po chwili jednak, nie mogąc się opanować, znowu

wybuchnął śmiechem i jeszcze raz salwował się ucieczką.

Zadowolona z siebie Katharine Glyn ponownie sięgnęła

po ulubiony placek z owocami.

Tymczasem markiz zdecydował pokrzepić się mocną

whisky, którą na takie właśnie okazje trzymał w sekretnym

schowku w bibliotece, po czym znowu wrócił do salonu i

jeszcze raz stanął przed Diablicą z Hampshire.

background image

-

Tak szybko z powrotem? - zdziwiła się.

-

Musiałem wrócić - odrzekł z powagą lord Blake. - Coś

ciągnie mnie w to miejsce.

-

A ja odniosłam wrażenie, że coś ciągnie pana w

przeciwną stronę. Pomyślałam nawet, że to może mieć

jakiś związek z finansową katastrofą. Może z policją? Albo

koszulkami?

-

Spódniczkami - sprostował.

-

Przepraszam. Spódniczkami. Jest pan dzisiaj jakoś

dziwnie poruszony. Zastanawiam się, czy mogę być z

panem bezpieczna.

-

O wiele bezpieczniejsza niż ja z panią.

-

Nie rozumiem dlaczego, lordzie Blake?

-

Phoebe Lovejoy.

- Zmienia pan nazwisko? A może to jakaś pana znajoma?

Markiz mężnie stłumił chichot.

-

Nie zmieniam nazwiska, a pannę Lovejoy z jej bujną

wyobraźnią poznałem niedawno całkiem dobrze.

-

Jak mam rozumieć ten dziwny komentarz?

-

Och, niech pani przestanie, panno Glyn. Jest pani przecież

inteligentną osobą. Spróbuję ożywić pani pamięć:

background image

zapakowane w różowy papier pudełko, łzawy list, mały

Joey i Nellie. Porwanie Sabinek?

-

Proszę, milordzie, sprawia pan, że się rumienię.

-

Nieprawdopodobne!

Tłumiąc wybuch śmiechu, Katharine przybrała niewinną

minę i powiedziała:

-

Pańskie nerwy wydają się nieco rozstrojone. Jeśli nie ma

pan nic przeciw temu, mogę sprezentować panu trochę

leków na nerwy z naszych zapasów.

-

Ależ, panno Glyn, wolnej kobiecie z towarzystwa nie

wypada dawać prezentów wolnemu mężczyźnie z

towarzystwa.

-

Nie? - zdziwiła się.

-Stanowczo nie - odparł z naciskiem. - Języki dopiero

miałyby używanie.

Panna Glyn ponownie wybuchnęła śmiechem.

- Powinna pani częściej się śmiać, panno Glyn. Do twarzy

pani z uśmiechem.

-

Pańskie żarty i wybiegi rozbrajają mnie.

Lord Blake napuszył się.

-

Nie znajdziesz mnie, pani, w rejestrze zwykłych ludzi.

background image

Panna Glyn zaśmiała się.

-

Pean ku czci własnych cnót.

-

Wielkość zna swoją wartość.

-

Czyżby pana jedyną aspiracją było pokonać mnie w

pojedynku na cytaty z Szekspira?

-

Moją jedyną ambicją jest modernizacja dóbr Insleyów i

ochrona mojego dziedzictwa.

Spojrzała na niego z niedowierzaniem.

-

Rzadko mnie ktoś tak zdumiewa, ale panu z pewnością

się to udało. Czy to, co przed chwilą usłyszałam, to

prawda?

-

Najprawdziwsza.

-

Pan będzie stanowił najbardziej interesujący rozdział w

mojej autobiografii - powiedziała, kręcąc głową. - Jestem o

tym głęboko przekonana.

-

Pochlebia mi pani - odparł, skłaniając głowę.

- To prawda. Pierwotnie miała to być jedynie notka.

Lord Blake ponownie wybuchnął śmiechem.

Lady Inglewood z przeciwległego końca salonu

obserwowała to urocze tete-a-tete z coraz większą furią.

Wszystkie uroczyste zapewnienia lorda Blake'a o przyjaźni i

background image

szacunku nie miały żadnego znaczenia, gdy tak ostentacyjnie

okazuje swoje zainteresowanie tej diablicy! To, że bawiło go

towarzystwo panny Glyn, było oczywiste nawet dla lady

Inglewood. Doszła jednak do wniosku, że jej długotrwała

przyjaźń i rodzinne powiązania z Insleyami skłonią go wreszcie

do wybrania jej za swoją żonę. Poza tym, każdy wiedział, że

spadkobierca Insleyów musi się dobrze ożenić, a czy może być

lepszy wybór niż córka lorda Inglewood?

Jej ojciec już zastawiał na niego pułapkę, opowiadając

każdemu, że córka wkrótce będzie żoną Blake'a.

- Nie martw się, moja droga - powiedział, głaszcząc ją po

ręku. - Przyprowadzę ci tego młodzika, i to wkrótce. Chłopak

wie, jaki ma wobec ciebie obowiązek. Nie pozwolę, aby się

wymknął. Gdy wszyscy będą się spodziewać oświadczyn, nie

będzie miał innego wyjścia.

Czyżby Kate Glyn miała te plany pokrzyżować? Chociaż

otwarcie gardziła małżeństwem, lady Inglewood nie

wykluczała, że tytuł księżnej jest dla niej magnesem.

Poza tym lord Blake najwyraźniej szukał jej towarzystwa.

Wszyscy to już zauważyli. Czyżby jej ojciec się mylił? Czyżby

Theo miał się jednak wymknąć z ich sideł i wpaść w zastawioną

background image

przez tę intrygantkę pułapkę?

Cóż to byłoby za upokorzenie! Spojrzenia rzucane

ukradkiem w jej kierunku. Chłodna grzeczność Reginy Insley,

świadomość, że jest już właściwie starą panną: dwadzieścia

cztery lata, wciąż niezamężna, bez perspektyw, bez tytułu

książęcego w przyszłości. To było nie do zniesienia.

Gdyby tylko Oliver żył, powtarzała sobie. Gdyby Oliver

żył, nie musiałaby polować na Thea i znosić tylu upokorzeń.

Była pewna Olivera, kiedy miała zaledwie szesnaście lat.

Zaręczyła się z nim, mając lat osiemnaście. Mając

dziewiętnaście mogła zostać mężatką, a księżną Insley zanim

osiągnie... trzydziestkę? Dlaczego by nie? Fitzgerald i Regina

nie będą żyć wiecznie.

Jednak Oliver zginął i pozostał tylko Theo Blake. Czy aby

rzeczywiście pozostał?

Po tych wszystkich planach, wysiłkach i marzeniach.

Nic?

Nie, to niemożliwe! Lady Inglewood nie wątpiła, że lord

Blake poczuwał się do zobowiązań w stosunku do niej. Musi się

nagiąć do oczekiwań środowiska i oświadczyć. To oczywiście

nie będzie małżeństwo z miłości, ale jakie to miało znaczenie?

background image

01ivera też nie kochała. Najważniejsze, że będzie żoną Blake'a.

Jeśli Kate Glyn jej w tym nie przeszkodzi.

Tymczasem obiekt tych czarnych myśli, Kate Glyn,

opuściła lorda Blake'a i przechadzała się od jednej grupy gości

do drugiej, będąc pod wrażeniem nieoczekiwanego

towarzystwa najwyższych sfer, nie tracąc jednocześnie

krytycznego do nich stosunku. Już jako dziecko zauważyła, że

ludzie szlachetnie urodzeni są na ogół straszliwie nudni, aby po

latach dojść do wniosku, że tamta opinia była słuszna. I dlatego

tak bardzo ceniła Insleyów. Byli zupełnie inni: otwarci, uczciwi,

interesujący. Bardzo rzadkie okazy.

- Wędruje pani z muzami po Olimpie? - zapytał jakiś

przyjazny głos.

- Wasza miłość! - zawołała, gdy odwróciwszy się, ujrzała

uśmiechającego się do niej księcia Insleya. - Właśnie o panu

myślałam.

-

Dla mężczyzny w moim wieku to ogromny komplement -

zajmować myśli tak ślicznej i uroczej młodej damy.

-

Pan jest cudowny! - powiedziała z nieskrywanym

uwielbieniem. - Gdyby pan nie był już żonaty, mogłabym

oddać panu rękę.

background image

-

A ja, panno Glyn, gdybym był dwadzieścia lat młodszy, z

pewnością bym o tę rękę zabiegał - odparł książę, śmiejąc

się cicho.

-

Nic by z tego nie było.

-

Nie?

-

Prawda jest taka, że nie pragnę być księżną. Właściwie,

nie mogę sobie nawet wyobrazić gorszego losu. Poza tym

byłabym okropną księżną, wasza miłość, bo tak się składa,

że ciągle robię jakieś dziwne rzeczy, świadczące o moim

kompletnym braku rozsądku. W konfrontacji z ogromnym

autorytetem obecnej księżnej, nie miałabym żadnych

szans. Niewiele jest kobiet, jeśli w ogóle są, które

potrafiłyby jej dorównać. Z mojej strony głupotą byłoby

wierzyć, że mnie może się udać.

-

Theo ma taki sam problem - rzekł książę z dziwnym

wyrazem twarzy.

-

Nie jest w stanie dorównać matce?

-

Nie, nie - odparł z uśmiechem książę - swojemu bratu,

lordowi Wycomb. Oliver był cudownym chłopcem pod

każdym względem. Jednym z tych, którym wszystko się

zawsze udaje, przyjazny i wrażliwy. Liczyliśmy na to, że

background image

to on odziedziczy tytuł, ziemię, wszystko. Theo bardzo

tego pragnął i był szczęśliwy, że to nie on będzie musiał

dźwigać ten ciężar. Często z tego żartował, ale

wiedzieliśmy, jak bardzo... był pod wrażeniem zdolności

brata. 1 nagle... ciężar spadł na ramiona Thea. To było pięć

lat temu, a jednak... dobrze, że chociaż Theo tam był.

Oliver nie umierał samotnie.

-

Tam? - powiedziała z zakłopotaniem panna Glyn. - Ale ja

usłyszałam, że pański syn zginął podczas kampanii na

półwyspie, a lord Blake wspomniał mi kiedyś, że jego brat

nie walczył na wojnie.

-

To prawda, nie walczył. Służył jednak krajowi w inny

sposób. 01iver, jako nasz następca, nie mógł brać udziału

w wojnie, chociaż bardzo tego pragnął i zazdrościł bratu

jego patriotycznych uniesień. Chciał pojechać na półwysep

do Thea, który zawsze siebie o to obwiniał... Oliver, widzi

pani, nie powinien był znaleźć się na linii frontu. Namówił

Thea, aby go zabrał na szybki objazd. Nieoczekiwanie

walki zostały wznowione i śmierć położyła kres

patriotycznym ideałom Thea. Nawet nie wspomina o

wojnie. Bez reszty poświęcił się dobrom Insleyów,

background image

obwiniając siebie o śmierć Olivera i chowając się za

szczelną zasłoną dyletanta.

- Pod każdą maską kryje się jakiś osobisty dramat, wasza

miłość. Ale właściwie dlaczego mi pan o tym wszystkim

opowiada?

Książę ujął jej dłoń w swoje dłonie i uśmiechnął do niej

ciepło.

-

Księżna i ja chcieliśmy wyrazić naszą głęboką

wdzięczność za wszystko, co pani zrobiła dla Thea.

-

Ja?!

-

Nauczyła go pani znowu się śmiać. To taki cenny dar.

-

Proszę, wasza miłość, błagam - odparła, rumieniąc się. -

Doprawdy, nie zrobiłam nic, żeby... Dobry Boże, co on tu

robi? - zawołała nagle.

Dżentelmenem, którego widok tak ją zaskoczył, był lord

Falkhurst, niezwykle efektownie prezentujący się w rdzawym

surducie, kamizelce w odcieniu matowego złota i brązowych

bryczesach.

-

Ma w naszych sferach zbyt wysoką pozycję, moja droga -

odparł książę. -Nie mogliśmy go zlekceważyć, chociaż ten

Falkhurst to strasznie zimna ryba.

background image

-

Doskonałe określenie - powiedziała z uśmiechem.

-

Chodźmy - rzekł książę, podając jej ramię - uwolnię panią

od jego przykrego widoku. Ogród o tej porze roku jest taki

piękny.

Podczas gdy Katharine Glyn cieszyła się towarzystwem

księcia, panna Fairfax i sir William Atherton, promieniejąc

szczęściem, siedzieli w kąciku salonu na małej dwuosobowej

kanapie i wyglądało na to, że nic poza sobą nie widzą.

Wśród licznych gości, którzy zauważyli to niezwykłe tete-

a-tete był doprowadzony do wściekłości lord Falkhurst. Jeszcze

w grudniu nie miał żadnych wątpliwości, że po wielu

miesiącach wytrwałych zabiegów jego szanse u panny Fairfax

nie tylko wzrosły, ale były niemal stuprocentowe, a przejęcie

Meadowbrook i Pennington, majątków, które stanowiły posag

panny Fairfax, coraz bardziej realne. To, że okazywała mu nie

więcej względów niż innym konkurentom, w ogóle do niego

nie docierało. Ludzie tacy jak Falkhurst w każdym trochę

cieplejszym uśmiechu lub miłej rozmowie natychmiast widzieli

oznaki nadzwyczajnego zainteresowania.

Widok, najwyraźniej zakochanej Georginy Fairfax,

rumieniącej się przy każdym słowie sir Williama, doprowadzał

background image

go do furii. Twarz mu zbladła, a szczęki nerwowo się zaciskały

i wiele wysiłku kosztowało go, aby nie rzucić się na Athertona i

nie skręcić mu karku.

- Uważaj, Bertram - rzuciła lady Inglewood, zatrzymując

się przy nim. - Twoje rozdrażnienie staje się zbyt widoczne.

-

Byłbym ci wdzięczny, Priscillo - wycedził lord Falkhurst,

zaciskając dłonie - gdybyś zachowała te uwagi dla siebie.

-

Radzę ci, abyś trzymał nerwy na wodzy.

-

Nie martw się, panuję nad sobą.

-

Morderczy błysk w twoich oczach zdaje się świadczyć o

czymś zupełnie innym. Chyba nie łudziłeś się, że

zdobędziesz rękę Georginy Fairfax?

Jego pełne wściekłości spojrzenie było wystarczającą

odpowiedzią.

-

Och, Bertram, jak możesz być takim głupcem! - zawołała

ze śmiechem. - Przecież ona uważa Katharine Glyn za

swoją najlepszą przyjaciółkę!

-

Jeśli ja jestem głupcem, to ty jesteś nim również.

-

Nie mam pojęcia, o czym mówisz - odparła, czerwieniąc

się gwałtownie.

-

Czyżby, moja droga? O Blake'u, oczywiście. Wydaje się,

background image

że rozgłaszane wszem i wobec buńczuczne zapowiedzi

twojego ojca były zdecydowanie przedwczesne, żeby nie

powiedzieć poronione. Jak mogłaś pomyśleć, że poślubisz

Blake'a, kiedy dla wszystkich było oczywiste, że w ciągu

tych ostatnich pięciu lat ledwie cię toleruje?

Śliczna twarz lady Inglewood wykrzywiła się z gniewu.

-

Lord Blake żywi do mnie ogromny szacunek i

przywiązanie.

-

Przestanie żywić, kiedy dotrą do niego plotki o waszych

rzekomych zaręczynach. Mówi się nawet - ciągnął

Falkhurst, uśmiechając się złośliwie - że adoruje tę małą

diablicę, Katharine Glyn. Jakie to zabawne widzieć, jak ta

prowincjonalna gąska pokonuje córkę hrabiego.

-

Ona tylko go bawi, to wszystko.

-

To i tak dużo więcej, niż osiągnęłaś ty.

Lady Inglewood obrzuciła go pełnym nienawiści

spojrzeniem, ale cisnące się jej na usta ostre słowa zamarły, bo

salon nagle przeszył krzyk.

Wszystkie oczy zwróciły się na pannę Fairfax, która

zerwała się z kanapy, a jej błękitne oczy, w nagle pobladłej

twarzy, wydawały się ogromne.

background image

- Jeremy! - zawołała i rzuciła się biegiem przez pokój, aby

wpaść w wyciągnięte ramiona wysokiego, młodego

dżentelmena o ciemnych włosach i niebieskich oczach,

niezwykle efektownie prezentującego się w szkarłatnym

mundurze.

Gwar rozmów w salonie wzmógł się, gdy goście

rozpoznali w nowo przybyłym męską połowę rodziny

Fairfaksów. Panna Fairfax tymczasem, nieprzytomna ze

szczęścia, całowała brata, śmiała się, płakała i paplała coś bez

końca. Młody człowiek najwyraźniej nie miał nic przeciwko

temu, co więcej, sam też tę radość podzielał.

-

Powinieneś zostać aktorem, Jeremy - powiedziała z

uśmiechem panna Glyn. -Nigdy nie widziałam lepszego

wejścia.

-

Niezłe, czyż nie? - zauważył nieśmiało. - Witaj, Kate -

dodał, biorąc ją w ramiona. - Jak się czujesz?

-

Jak ktoś, kto po raz pierwszy w życiu nie bardzo wie, co

powiedzieć - odparła ze śmiechem panna Glyn.

-

Już tylko po to warto było przeprawić się przez Kanał -

zauważył młody Fairfax.

-

Wciąż jeszcze nie mogę uwierzyć, że to prawda -

background image

powiedziała panna Fairfax, patrząc z uwielbieniem na

brata.

-

Ja również - dodała panna Glyn. - Co ty tu robisz, Jeremy?

Należałoby raczej oczekiwać, że bijesz się gdzieś z

Francuzami.

-

Przyjechałem na wcześniejszy urlop i, kierując się

wskazówkami Wainwrighta, znalazłem się tutaj. Jestem

pod wrażeniem kariery, jaką robisz w wielkim świecie,

Georgino, i wierzę, że w wirze towarzyskich zobowiązań

nie zapomnisz o swoim biednym bracie. Spraw tylko, aby

jakaś godna uwagi dziedziczka, a najlepiej dwie, stanęły

na mojej drodze.

-

Barbarzyńca -zawołała ze śmiechem panna Fairfax,

ściskając brata ponownie.

-

Widzę niewielki wpływ wojny na poprawę jego

charakteru - zauważyła panna Glyn.

-

I ty nic się nie zmieniłaś - rzekł Fairfax i w jego oczach

pokazały się wesołe iskierki.

-

Wręcz przeciwnie - zaprotestowała. - Jestem starsza i

mądrzejsza.

-

O Boże, jak ja się za tobą stęskniłem, Kate! - zawołał

background image

Jeremy, ponownie biorąc ją w ramiona. - Tak zresztą, jak

cały mój regiment. Ale zrobiłaś na nich wrażenie,

kiedyście ostatnio razem z Georginą przyjechały do mnie

do obozu w odwiedziny. Wszyscy przesyłają ci gorące

pozdrowienia.

-

To miłe z ich strony - odparła z uśmiechem panna Glyn.

-

Ale dosyć grzeczności - rzekł Fairfax. - Gdzie jest ten

Atherton, o którym tyle mi naopowiadał poczciwy

Wainwright?

-

William? - zmieszała się panna Fairfax. - Och, jak mogłam

o nim zapomnieć?! Musisz go natychmiast poznać, Jeremy.

Polubisz go, jestem pewna.

-

Potraktuj to jako polecenie - poradziła mu panna Glyn,

zanim Georgina chwyciła go za rękę i pociągnęła za sobą.

Lord Blake, który bezwstydnie podsłuchał całą rozmowę,

ponownie zjawił się obok panny Glyn.

-

Obiekt westchnień całego obozu! - zawołał. - Jakież to

musi budzić cudowne wspomnienia.

-

Pan zawsze musi usłyszeć niewłaściwe komentarze -

zauważyła z westchnieniem.

-

Z tego, co zdążyłem wywnioskować podczas naszej

background image

krótkiej, ale bogatej w wydarzenia znajomości, pani życie

to jeden niewłaściwy komentarz.

-

To nie fair!

-

Kokietka.

-

Nieprawda!

-

Proszę to powiedzieć tym chłopakom.

-

Ignoruję pana - oświadczyła, odwracając się w drugą

stronę.

Jego lordowska mość wybuchnął śmiechem.

-

Na Boga, uwielbiam panią, panno Glyn. Spojrzała na

niego ze zdumieniem.

- Czy to jednak rozsądne, milordzie? Inglewoodowie,

formy towarzyskie, poczucie lojalności i zdrowy rozsądek -

wszystko to sprzysięgnie się przeciw panu.

Lord Blake uśmiechnął się.

-

Dzięki pani, panno Glyn, wraca do mnie szczęśliwa i

beztroska młodość. Reszta jest bez znaczenia. Zostańmy

przyjaciółmi.

-

To ryzykowny krok, szczególnie gdy się weźmie pod

uwagę, ile radości daje mi dokuczanie panu.

-

Jestem pewien, że to się zmieni, kiedy już zostaniemy

background image

przyjaciółmi.

Panna Glyn roześmiała się.

-

Nie sądziłam, że jest pan taki przebiegły, milordzie. A

więc dobrze. Muszę się przyznać, że nawet pana lubię,

chociaż wiem, że nie powinnam. Mimo to zaryzykuję i

przyjmę oferowaną mi przyjaźń.

-

Skoro więc nasze pokojowe zmagania mają się zamienić

w ciepłe, braterskie uczucia, mów do mnie Theo.

-

A ty do mnie - odparła, patrząc na niego z uśmiechem -

Katharine lub Kate, jeśli wolisz.

-

A więc przyjaciele?

-

Choć wiele nas dzieli.

-

A jednak jesteśmy przyjaciółmi.

-

Tak - odpowiedziała z wahaniem. - Chcę wierzyć, że

jesteśmy. Słysząc przyspieszone bicie swego serca i

widząc, jak twarz Blake'a

rozjaśnia się w uśmiechu, przeraziła się. Miał taki

zniewalający uśmiech! Ta przyjaźń nagle wydała się ogromnym

zagrożeniem.

Gdyby widziała mordercze spojrzenie lady Inglewood,

zagrożenie stałoby się dla niej jeszcze bardziej realne.

background image

12

Och nie, milordzie, tylko nie to! Lord Blake uśmiechnął się

szeroko do lokaja, który pomagał mu ściągnąć rękawice do

jazdy konnej.

-

Nie chciałem zniszczyć efektów twojej ciężkiej pracy,

Max, naprawdę nie chciałem. Jednak panna Glyn narzuciła

takie tempo, że musiałem włożyć wiele wysiłku, by ją

pokonać.

-

Cieszę się, że jego lordowska mość odniósł zwycięstwo -

odparł Maxwell, ponuro patrząc na zmierzwione włosy

swego pana, zaczerwienioną twarz, pochlapany błotem

surdut, bryczesy i długie buty. Widok fularu wstrząsnął

nim do głębi. Z kapeluszem wcale nie było lepiej, ale

rękawice, tego stary sługa nie mógł już znieść.

-

Nie patrz na mnie z takim oburzeniem, Max. To w końcu

tylko strój do jazdy konnej.

Maxwell patrzył na niego w milczeniu. Kąciki ust lorda

Blake'a podejrzanie zadrżały.

-

Chciałem cię zapewnić, że nikt z towarzystwa mnie w

takim stanie nie widział. Tak więc twoja nienaganna

reputacja nic na tym nie ucierpiała.

background image

-

Co za ulga, milordzie - odparł Maxwell, pomagając

swemu panu zdjąć surdut.

Lord Blake ukrył uśmiech. Nie pamiętał, żeby

kiedykolwiek był taki szczęśliwy i pełen chęci do życia, jak w

ciągu tych dwóch tygodni, które upłynęły od wydanego przez

rodziców garden party. Ostry język Kate Glyn i jej

zdumiewający intelekt zmuszały go do działania na

najwyższych obrotach przez cały czas. Nie był już tym

„okropnym ponurakiem", jak jeszcze niedawno nazywał go

kuzyn Peter. Pogoda ducha towarzyszyła mu przez cały dzień.

Bez żalu rozstał się z płaszczem Hamleta. Nieoczekiwanie

wybuchnął śmiechem.

-

Dobry Boże, odmieniła mnie ta Diablica z Hampshire!

-

Słucham, mi lordzie? - rzekł Maxwell, przygotowując

zmianę ubrania.

Ale jego lordowska mość uśmiechnął się tylko i pokręcił

głową. Jak wytłumaczyć tę niebywałą transformację jego życia?

A fenomen Katharine Glyn, skoro tak konsekwentnie unikała

rozmów o sobie? A to ogromne pragnienie wywołania

uśmiechu na jej twarzy? Jak to wszystko wytłumaczyć komuś,

skoro sam tego nie pojmował.

background image

Przypomniał sobie, jak to Nigel Braxton dwa tygodnie

temu tańczył z nią na balu u Jerseyów. Poruszała się z taką

gracją i sprawiała, że Braxton bez przerwy się śmiał. Jak bardzo

mu wtedy zazdrościł - i tego tańca, i śmiechu. Gdy Tommy

Carrington poprowadził ją do następnego tańca, Braxton

poprosił Priscillę Inglewood. Tylko że wówczas już się nie

śmiał, a gdy tylko muzyka umilkła, natychmiast zjawił się u

boku przyjaciela.

-

Mam ci przekazać pretensje Priscilli za towarzyszenie

pannie Glyn na wczorajszym balu u Jerseyów - powiedział

bez zbytniego entuzjazmu.

-

Równie dobrze mogłaby mieć do mnie pretensję o to, że

mieszkam w tym samym hrabstwie, co panna Glyn.

Wiesz, one prowadzą ze sobą wojnę.

-

Naprawdę? Cóż, skoro między twoją przyszłą narzeczoną

a moją uroczą znajomą jest rzeczywiście wojna, to gotów

jestem założyć się o duże pieniądze, że to Priscilla

pierwsza zaatakuje i będzie miała ku temu powód. Jest

doskonale wyedukowaną, inteligentną osóbką. Świetnie

zna wagę pierwszego uderzenia, gdy ma do czynienia z

groźnym przeciwnikiem. Nigdy nie pogodzi się z

background image

odsunięciem w cień przez kogokolwiek. A ponieważ to

panna Glyn podbiła moje serce swoim ostrym językiem i

czarującym uśmiechem, stawiam na nią jako na

zwyciężczynię. W tej sytuacji ty, w trosce o przyszłą

małżeńską harmonię, powinieneś postawić na Priscillę.

-

Nigel...

-

To tylko dygresja. Lepiej wróćmy do o wiele bardziej

fascynującej Kate Glyn.

-

Chyba zawróciła ci w głowie, przyznaj się - rzekł z

uśmiechem lord Blake.

- W moim sercu zajmuje drugie miejsce, tuż po moim

krawcu.

Lord Blake roześmiał się głośno.

- Czy wiesz, że od śmierci Olivera dopiero drugi raz

słyszę, jak się śmiejesz i oba przypadki miały miejsce w ciągu

ostatniego tygodnia. Mam nadzieję, że wracasz na łono

rodziny.

-

Nic mi nie wiadomo, bym go porzucał.

-

Zniknąłeś bez śladu. - Lord Braxton zażył szczyptę tabaki.

- Czy to Katharine Glyn cię odnalazła?

Lord Blake tak właśnie pomyślał, gdy poprosił Kate do

background image

tańca. Ich pierwszego wspólnego tańca. Tak łatwo dała się

prowadzić. Tańczyli razem tak, jakby to robili od zawsze. Była

uosobieniem wdzięku i lekkości i nie pamiętał, by kiedyś czuł

się tak szczęśliwy jak w chwili, gdy droczyła się z nim w tańcu,

to chwaląc jego garderobę, to śmiejąc się z jego godnego

politowania losu. Jakież to okropne być dziedzicem tytułu

książęcego.

A potem zupełnie go zawojowała, chociaż nie mógł

powiedzieć, żeby starała się być szczególnie miła.

-

Doskonale, sir, pożartował pan sobie z mojej maski, to

teraz pozwoli pan, że porozmawiamy trochę o tej, pod

którą ty się chowasz, gdyż uważam, że jest dużo

groźniejsza od mojej.

-

Nie rozumiem, Kate.

-

Wcale nie trudno jest zamknąć się przed ludźmi,

zapewniam cię, ale ostatecznie to nie daje szczęścia, bo

przeszkadza w zbliżeniu się do tych kilkorga osób z twego

kręgu, które na to zasługują. Czy musisz odrzucać miłość

przyjaciół i rodziny?

Dzwonek u drzwi wejściowych odezwał się natarczywie i

Maxwell, najwyraźniej zadowolony wreszcie z efektów swojej

background image

pracy, skłoniwszy się głęboko, ruszył w stronę drzwi, aby

sprawdzić, kto ośmiela się niepokoić jego lordowską mość.

Tymczasem markiz w milczeniu patrzył na swoje odbicie

w lustrze. Nie, nie będzie już dłużej rezygnował z miłości.

Peter Robbins gwałtownie wtargnął do jego gotowalni,

wołając od progu:

- No to znalazłeś się w prawdziwych tarapatach, kuzynie,

nie ma co do tego żadnych wątpliwości.

Lord Blake odwrócił się do gościa i podniósłszy do oka

monokl, ze zdumieniem patrzył na jego niezwykle, jak na tę

porę dnia, elegancki strój.

-

A niech cię, stary! A niech cię! Ten szyk musi coś znaczyć.

-

Theo, czyś ty zwariował?

-

Nie, przyjacielu. Trochę mnie tylko zamroczyło.

Dlaczegoś się tak wystroił? Zakochałeś się?

Robbins wybuchnął śmiechem.

-

Boże uchowaj! - odparł. - Na razie mi to nie grozi. Byłem z

wizytą u ciotki Aurelii. Jestem, jak wiesz, jej spadkobiercą i

nie chciałbym, żeby zmieniła testament tylko dlatego, że

nie znosi stroju do jazdy konnej przy śniadaniu.

-

Bardzo roztropnie.

background image

-

Nie przyszedłem tu jednak, aby dyskutować o moich

nadziejach na spadek, lecz po to, żeby cię ostrzec o

grożącej ci katastrofie.

-

Zaintrygowałeś mnie, Peter. Wytężam słuch.

-

Do diabła, Theo! To nie są żarty! Ciotka Aurelia kupiła ci

już ślubny prezent!

Blake ze zdumieniem spojrzał na kuzyna.

-

Jesteś szalony - rzekł.

-

Zaczynam w to wierzyć. Ciotka Aurelia poinformowała

mnie, że cały Londyn już o tym mówi.

-

A kogóż to, jeśli łaska, mam poślubić?

-

Jak myślisz? Priscillę Inglewood! Jej ojciec już od trzech

tygodni chełpi się waszym ślubem, a ona, udając

skromnisię, wygłasza głupstwa w rodzaju: „No mnie nie

wypada mówić o zamiarach lorda Blake'a". Powiem ci

wprost, Theo, jeśli natychmiast nie podejmiesz działań, to

ta wiedźma przykuje cię do siebie na zawsze!

-

Nie jestem znowu taki bezwolny, aby dać się wciągnąć w

coś, co mnie zupełnie nie interesuje.

Peter Robbins przez chwilę obserwował go w milczeniu.

-

Zrobiłeś to rok temu. Niewiele brakowało, aby twoje

background image

głupie poczucie obowiązku zaprowadziło cię do ołtarza.

-

Jestem dziś starszy i mądrzejszy - odparł Blake i

uśmiechnął się, myśląc o Kate Glyn.

-

Uwierzę ci, gdy położysz kres tym okropnym plotkom.

Blake obracał w palcach monokl i wpatrywał się w czubki

swoich butów.

-

Prawdę mówiąc, kuzynie i do mnie docierały te głupie

plotki, ale zakładałem, że Priscilla powstrzyma ojca przed

ośmieszeniem nas obojga. A teraz ty twierdzisz, że ona jest

współautorem tej szalonej intrygi.

-

A może ona nie wie, że jesteś starszy i mądrzejszy?

-

A może jej celem jest bycie księżną?

-

Możliwe, że i to, i to, ale jakie to w końcu ma znaczenie?

Przez nią znalazłeś się w tarapatach i sam musisz z tego

wybrnąć, zanim DeBries zacznie ci szyć ślubne ubranie.

-

Doskonale, Peter. Złożę Priscilli wizytę jeszcze dziś. O

Chryste, co za paskudna sytuacja!

-

A nie mówiłem? Powiedziałem ciotce Aurelii, żeby na

razie schowała głęboko ten kupiony dla ciebie ślubny

prezent - odparł Robbins, śmiejąc się szeroko.

-

No, może nie za głęboko. Dzięki, Peter. Jesteś

background image

prawdziwym przyjacielem.

Lord Blake stał przed imponującą miejską rezydencją

Inglewoodów przy Grosvenor Square, myśląc o tym, co musi

powiedzieć i jak bardzo to było odległe od tego, co miał zamiar

powiedzieć jeszcze trzy tygodnie temu. Wówczas wiedział,

jakie ma obowiązki w stosunku do Priscilli i własnej rodziny i

gotów był je wypełnić. Ale teraz nie miał już zamiaru godzić się

z takim losem.

Coś się w nim zmieniło. Ciepło w jego sercu zajęło miejsce

bryły lodu, którą nosił w sobie przez pięć lat od śmierci 01ivera.

I to ciepło w obecności Priscilli Inglewood nikło, jakby

pierzchało przed wiejącym od niej chłodem.

Otworzył bramę, minął podjazd i wszedł po schodach na

górę, po czym energicznie zastukał do ogromnych wejściowych

drzwi rezydencji. Już po chwili otworzył mu lokaj w liberii,

który, przyjąwszy od gościa bilet wizytowy, wprowadził go do

utrzymanego w błękitnej tonacji dziennego salonu, po czym

poszedł po lady Inglewood.

Na kominku płonął ogień, ale pokój wydawał się chłodny i

background image

dziwnie nieprzytulny. Blake miał ochotę usiąść, jednak fotele

nie wyglądały na wygodne, podszedł więc do kominka, aby się

trochę ogrzać. Rozejrzał się dookoła i pomyślał, jak bardzo ta

dzisiejsza wizyta różni się od wczorajszej, którą wraz z

Williamem Athertonem złożył Kate Glyn i jej przyjaciółce,

Georginie Fairfax. Tamten pokój był ciepły, przyjazny i

przytulny. Słodki uśmiech panny Fairfax i jej urocze rumieńce

potrafiły oczarować nawet kogoś tak zgorzkniałego jak on,

podczas gdy błyskotliwa, ale chwilami zupełnie absurdalna

konwersacja z panną Glyn sprawiała, że śmiał się przez cały

czas wizyty.

- Och, Theo, jak to dobrze, że jesteś! - zawołała lady

Inglewood, wchodząc do salonu.

Blake podszedł do niej, chcąc się przywitać. Ujął

wyciągniętą ku niemu dłoń, ale nie podniósł jej do ust.

- Priscillo, wyglądasz ślicznie jak zawsze. Jak się masz?

-

Zupełnie dobrze, dzięki Theo. Zechcesz usiąść? Napijesz

się herbaty?

Zaakceptował pierwszą propozycję, odrzucając drugą, po

czym zajął miejsce obok lady Inglewood na stojącej w pobliżu

kominka błękitnej sofie. Chciał wyjawić cel swojej wizyty, ale

background image

lady Inglewood zaczęła komentować bal u Jerseyów i

skandaliczne, jej zdaniem, zachowanie Katharine Glyn, która

ośmieliła się tańczyć z jednym z najbardziej znanych

uwodzicieli i często śmiała się hałaśliwie, co zupełnie nie

przystoi kobiecie z towarzystwa. Wspomniała, że panna Glyn

już jako młoda dziewczyna przejawiała podobne skłonności. Ta

wiejska dziewucha, przyzwyczajona do przebywania z

farmerami, bez skrępowania mówiła o problemach, jakie mieli

z rozpłodem jednego z ich najcenniejszych byków.

Zbulwersowała tym wszystkich. Podczas swojego debiutu

wcale nie wypadła lepiej, tańcząc walca w klubie Almack's przy

dezaprobacie stałych bywalców, dyskutując wszędzie i z

każdym w zbyt agresywny i chwilami obraźliwy sposób.

Prowadziła faeton po męsku, spacerowała ulicami Londynu

bez towarzystwa służącej. I wreszcie jeździła konno po Hyde

Parku bez pachołka.

Następnie lady Inglewood wspomniała ich ostatni wypad

do Almack's, gdzie tak dobrze się razem bawili oraz jej wizytę

wspólną z ojcem u księcia i księżnej Insley, gdzie tak wspaniale

im się razem rozmawiało. Świadomość, że starzy przyjaciele

mogą być siebie pewni, była dla niej cudowna.

background image

W odpowiedzi lord Blake wstał, przeszedł w drugi koniec

pokoju, następnie wrócił, aby zatrzymać się przed lady

Inglewood.

- Priscillo - rzekł - muszę z tobą porozmawiać o pewnej

delikatnej i przykrej sprawie. Bardzo bym nie chciał cię zranić,

ale chyba nie mam wyjścia, jak zapytać wprost. Czy ty

spodziewasz się propozycji małżeństwa z mojej strony?

Lady Inglewood zarumieniła się i opuściła wzrok na

leżące na kolanach dłonie.

- Dlaczego pytasz, Theo? Nie sądzisz chyba, że mogę być

aż tak pewna siebie.

- Ale może twój ojciec jest i ośmieszył nas przed całym

miastem. Krążą niewiarygodne plotki o tym, że ty i ja

zaręczamy się i że przed końcem roku będziemy już

małżeństwem - powiedział spokojnie markiz. -Nie mogę ich

tolerować Priscillo. I choć bardzo sobie cenię naszą przyjaźń i

wiele nas łączy, nie jestem w stanie spełnić oczekiwań twojego

ojca.

Twarz Lady Inglewood gwałtownie spurpurowiała, ale nie

z powodu zakłopotania, a narastającego gniewu.

-

Czyżbyś miał zamiar poślubić kogoś innego?

background image

-

Wiesz, że ożenek mnie czeka.

-

Kto ma zatem lepsze kwalifikacje niż ja na małżonkę i

księżną? Blake ujął jej dłoń.

- Byłabyś wspaniałą książęcą żoną, gdybyś tylko mierzyła

tak wysoko. Zapewniam cię, że w tym wypadku wina leży po

mojej stronie.

- Chyba nie zamierzasz ożenić się z tą... Glyn?

Lord Blake wypuścił jej dłoń i cofnął się.

-

Nie rozmawiamy o pannie Glyn. Mówimy o kłopotliwej

sytuacji, którą trzeba natychmiast wyjaśnić. Mogłem

porozmawiać z twoim ojcem sam, Priscillo, ale zasługujesz

przecież na to, aby o sprawach, które ciebie dotyczą,

dowiadywać się z pierwszej ręki.

-

Ale twoja rozwaga, Theo...

-

Jestem potworem, Priscillo, wiem, ponieważ nie potrafię

dać ci tego, na co zasługujesz. Nie pozwolę jednak

wmanewrować się w żadne małżeństwo, choćby i

najbardziej szacowne.

Lady Inglewood gwałtownie wstała. Jej twarz pobladła.

- Jeśli nadzieje mego ojca i jego słowa wprawiły cię w

zakłopotanie, to przykro mi i dopilnuję, aby to się więcej nie

background image

powtórzyło. Jeśli pozwolisz, Theo, muszę się teraz przebrać na

spotkanie z lady Montclair.

Nie podała mu ręki. Odwróciła się tylko i z dumnie

podniesioną głową opuściła pokój, a lord Blake, patrząc, jak

odchodzi, poczuł ulgę. O tym, że źle przyjmie jego słowa,

dobrze wiedział. Podejrzewał, że poczuje się zdradzona i

zawiedziona w swoich naturalnych przecież nadziejach. Nie

przewidział jednak, że jej dłonie mogą zacisnąć się w pięści, a

spojrzenie, pomimo pozornie grzecznych słów, zwiastuje

wojnę. Nagle pojął, że Priscilla Inglewood może stać się jego

śmiertelnym wrogiem. Miał tylko nadzieję, że nie stanie się

odwrotnie.

13

Po południu, po porannej przejażdżce z lordem Blakiem,

Katharine wysłała sir Williama i Georginę do ogrodu.

W bibliotece wynalazła tomik wierszy i umościwszy się w

ulubionym fotelu, miała nadzieję na godzinkę zagłębić się w

świat historii i poezji. Otworzyła poemat satyryczny Drydena.

Absalom iAchitophel. Zaledwie jednak przeczytała parę linijek,

background image

gdy prawda w nich zawarta sprawiła, że myśli jej pobiegły do

Thea Blake'a. Po chwili wróciła do poematu, ale po

przeczytaniu kolejnych linijek poddała się. Wspomnienia

minionych dwóch tygodni okazały się silniejsze.

Wszędzie, gdzie tylko się pojawiła, spotykała Thea: w

teatrze, na różnych przyjęciach, rautach i balach. Gawędzili ze

sobą, tańczyli i śmiali się godzinami. Jej opowieści o różnych,

czasem niezbyt miłych przygodach z czasów wczesnej

młodości spędzonej w Hampshire rozśmieszały jego lordowską

mość do łez. Nieważne, czy była to historia o ugrzęźnięciu w

moczarach, gdy ścigała szopa, a potem cała w błocie stanęła

przed księciem Lancaster, czy też opowieść o rym, jak miała

trzynaście lat i z rapierem w ręku przyparła ojca do ściany, by

wymóc zgodę na naukę łaciny. O Boże! Jakże Theo się śmiał.

Ten jego szczery, radosny śmiech wciąż miała w uszach.

Przyjaciele. Jak cudownie mieć kogoś, z kim można się

pośmiać z ludzkiej bezmyślności i ludzkich słabostek,

rozkoszować konną przejażdżką po Hyde Parku, dyskutować

godzinami o Locke'u i Monteskiuszu, Platonie i Szekspirze.

Ona i Theo byli przyjaciółmi.

- Nawet wbrew Priscilli Inglewood - mruknęła i

background image

zachmurzyła się.

Plotki ogromnie ją bawiły, a wiele z nich wymyślała sama.

Wiedziała więc, iż nie należy traktować poważnie wszystkiego,

o czym się szepcze na mieście. Jednak pogłoska o zbliżającym

się ślubie Thea z Panną Doskonałą była tak uporczywa, a jej

uśmieszek pełen satysfakcji, że Katharine musiała w końcu

uznać tę wieść za prawdziwą. No i cóż z tego? Jeśli Theo był jej

przyjacielem podczas dość burzliwego okresu narzeczeństwa,

równie dobrze może nim być po zawarciu tego wstrętnego

małżeństwa.

Nagle przyszło jej na myśl, że mogłaby wykorzystać pobyt

panny Fairfax i sir Williama w ogrodzie i spokojnie się

wypłakać z powodu zbliżającego się rozstania z przyjaciółką i

czekającej ją nieuchronnej samotności. Ze zdumieniem jednak

stwierdziła, że wcale nie ma ochoty na płacz i nie czuje się

samotna. Spotkała bratnią duszę po dwudziestu pięciu latach

poszukiwań... nawet gdyby on nalegał na okazanie sympatii

Priscilli Inglewood. Kate i Theo lubili te same książki i sztuki,

tak samo kochali konie, wiejskie życie i taniec.

Taniec.

Minęły już dwa tygodnie, a ona wciąż pamiętała drżenie,

background image

które przebiegło przez jej ciało, gdy Theo po raz pierwszy na

balu u Jerseyów brał ją w ramiona. To było tak, jakby dwie

połówki tego samego jabłka połączyły się znowu. Wspomnienia

były tak silne, że w pewnej chwili zabrakło jej tchu, a serce

zaczęło walić jak młotem. Podniosła dłonie do płonących

policzków.

- Dobry Boże, ja płonę!

Czując, że sprawy zaczynają się wymykać z jej rąk, wstała

nagle, odstawiła tomik poezji na półkę, po czym zaczęła

nerwowo krążyć po pokoju... co w końcu zdenerwowało ją

jeszcze bardziej.

- Nie jestem pensjonarką- mruknęła. - Co się ze mną

dzieje?

Po chwili do pokoju wpadła panna Fairfax.

- Kate - zawołała, chwytając ją w ramiona - on się

oświadczył.William oświadczył się! Pięć minut temu poprosił

mnie o rękę!

Przyciągnęła przyjaciółkę do siebie i zaczęła ją mocno

ściskać.

-

I co mu odpowiedziałaś? -zdołała wydusić z siebie panna

Glyn.

background image

-

Kate, cóż to za pytanie! - zawołała panna Fairfax,

wypuszczając przyjaciółkę z ramion. - William i ja

pobieramy się.

-

Hurra! - krzyknęła Katharine, wyrzucając w górę

ramiona, co wywołało u Georginy prawdziwy paroksyzm

śmiechu. - Niech wszyscy bogowie pobłogosławią

waszemu związkowi i zachowają was w dobrym zdrowiu.

Tylko niech absolutnie nie uczestniczą w weselnym

przyjęciu. Zapasy wina mogłyby tego nie wytrzymać. Och,

Georgie - powiedziała, ściskając przyjaciółkę. - Jestem taka

szczęśliwa z twojego powodu!

-

A ja jaka jestem szczęśliwa!

-

Tylko dlaczego tak długo z tym zwlekał? - dziwiła się

Katharine i jej przyjaciółka ponownie zaniosła się

śmiechem tak zaraźliwym, że Katharine nie mogła już

dłużej utrzymać powagi i sama zaczęła się serdecznie

śmiać.

Wrzawa była tak wielka, że zaniepokojony Jeremy Fairfax

i jak zawsze czujny Wainwright natychmiast zjawili się w

bibliotece.

-

Co tu się dzieje, do diabła? - zapytał zdumiony Jeremy.

background image

Panna Fairfax rzuciła mu się w ramiona.

-

Och, braciszku, jestem zaręczona! William poprosił mnie

o rękę!

-

Droga Georgino! - zawołał Fairfax, całując siostrę. - Moje

serdeczne gratulacje. Nawet nie wiesz, jak się cieszę! Już

myślałem, że nigdy się ciebie nie pozbędę.

-

Czy wolno mi życzyć pani z tej okazji wszystkiego

najlepszego, panno Fairfax? - szybko wtrącił Wainwright,

ratując nos Jeremy'ego przed rozkwaszeniem.

-

Możesz zrobić coś więcej, Wainwright - odparła

Georgina. - Podaj szampana! Dużo szampana! Musimy to

uczcić!

-

Doskonale, panienko - odrzekł majordomus i skłoniwszy

głowę, opuścił pokój.

-

A gdzie narzeczony? - zawołał Fairfax, rozglądając się

dookoła. - Czyżby już się ulotnił?

-

William pojechał rozmawiać z naszym wujem -

odpowiedziała Georgina i nagle zbladła. - Och, Jeremy, jak

myślisz, czy wuj Rupert powie tak?

-

Lepiej niech powie, albo pożałuje, że się urodził - odparł z

uśmiechem Fairfax.

background image

Tymczasem sir William Atherton stał przed lordem i lady

Egertonami i z drżeniem usiłował powiedzieć coś sensownego.

Lord Egerton z sympatią patrzył na nieszczęśnika,

przypominając sobie podobną scenę sprzed trzydziestu lat.

Pomyślał, że on sam czuł się wtedy identycznie, jeśli nie gorzej.

Spojrzał na swoją małżonkę, która z powagą słuchała, jak sir

William tłumaczy się, że nie jest godny tak wielkiego zaszczytu,

jak zdobycie ręki panny Fairfax.

Uśmiechnął się lekko, gdy wzrok lady Egerton spotkał się

na chwilę z jego wzrokiem. A więc ona również pamiętała tę

scenę sprzed lat? Mimo to patrzyła na biedaka tak, że drżał jak

liść, chociaż jeszcze w ubiegłym tygodniu mówiła, iż najwyższy

czas, by Atherton się zdeklarował. Mogliby wydać Georginę za

mąż i wrócić wreszcie do normalnego życia.

Lord Egerton oderwał się od swoich myśli, gdy Atherton

zaczynał formułować końcowe wnioski. Uważając, że taki

dzień powinien pozostać w żywej pamięci młodego człowieka

nawet po pięćdziesięciu latach i że nic tak temu nie sprzyja

bardziej niż paraliżujący strach, postanowił porozmawiać z nim

jeszcze przez parę minut, zanim da swoją zgodę. Sir William

kiedyś będzie mu za to wdzięczny.

background image

W godzinę po tym, jak opuścił rezydencję Fairfaksów, sir

William, zapomniawszy odebrać konia od stajennego

Egertonów, biegł z Berkeley Square z powrotem na Russel

Court. Po chwili był już przed domem ukochanej. Nie

zatrzymując się, wbiegł jak burza do holu, minął

wystraszonego lokaja, pokojówkę i osłupiałego Wainwrighta,

następnie, otwierając szeroko jedne drzwi po drugich, wpadł

do biblioteki i nie widząc nikogo poza ukochaną, rzucił się do

niej i wziął ją w ramiona.

-

Powiedział tak, Georgino, obydwoje powiedzieli tak! -

wołał, całując ją i ściskając.

-

Wygląda na to, że są zaręczeni - zauważył Jeremy Fairfax.

-

Wszystko na to wskazuje - mruknęła panna Glyn,

popijając szampana. - Jak oni mogą tak oddychać?

14

Następnego dnia w klubie Almack's wiadomość o

zaręczynach panny Fairfax z sir Williamem Athertonem była na

ustach wszystkich. Dziedziczka wielkiej fortuny i niezrównana

piękność, która mogła poślubić kogoś z najwyższych sfer,

background image

wybrała zwykłego szlachcica! Wiele młodych kobiet odetchnęło

z ulgą, ponownie planując strategię jak najlepszego

zamążpójścia. Szczęśliwa para stała pod ścianą, otoczona grupą

przyjaciół, wielbicieli i plotkarzy, którzy nie mogli się doczekać,

aby usłyszeć, jak doszło do tego sensacyjnego wydarzenia.

Panna Glyn po przeciwnej stronie pokoju zgromadziła własny

krąg przyjaciół: Thea Blake'a, Elizabeth i Tommy'ego

Carringtonów oraz Jeremy'ego Fairfaksa. Oni także

dyskutowali o zaręczynach budzących największe w tym

sezonie emocje, pomimo gorących protestów panny Glyn, która

uprzedzała, że jeśli usłyszy choć jeden żarliwy komentarz na

temat zbliżającego się mariażu, zacznie krzyczeć. Została

jednak zignorowana.

-

Zdrajcy! - powiedziała panna Glyn. - Jestem otoczona

przez podłych zdrajców. Zmusza się mnie do

wysłuchiwania tych wszystkich romantycznych bzdur i

nikt nie ma w sobie choćby tyle grzeczności, żeby okazać

mi odrobinę współczucia.

-

Biedactwo - powiedziała panna Carrington, zabawnie

mlasnąwszy wargami i Katharine z trudem zdusiła

chichot.

background image

-

A co z zaręczynowym przyjęciem? - zapytał Carrington,

jakby nie dostrzegał morderczego błysku w oku panny

Glyn.

-

Raczej balem, sądząc po kilometrowej liście gości - odparł

Jeremy Fairfax. - Ciotka i wuj zdecydowali, że zaręczyny

muszą mieć odpowiednią oprawę. Każdy, kto w Londynie

coś znaczy, będzie na balu u Egertonów od dziś za dwa

tygodnie.

-

Mnie to nie dotyczy - zauważyła panna Glyn. - Jestem

jedynie przyjaciółką i powiernicą narzeczonej. Pomogłam

tylko Athertonowi zbliżyć się do niej, a jej zbliżyć się do

niego. Nie jestem nikim ważnym.

-

Nie zwracajcie na nią uwagi - poradził Carrington

rozbawionej grupie. - W takim nastroju jest nie do

zniesienia.

-

Wobec tego nic tu po mnie - odparła panna Glyn.

-

Weź mnie ze sobą- rzekł Blake, chwytając ją za ramię. -

Muszę się trochę rozruszać. Poproś mnie do tańca.

-

Ja mam cię prosić? Ja pozwolę ci ze sobą zatańczyć -

odparła panna Glyn, po czym obydwoje zgodnie ruszyli w

stronę parkietu.

background image

-

Powiedz mi, mój sympatyczny odludku, jak to się stało,

że zostałaś Diablicą z Hampshire?

Czuła, jak fala gorąca popłynęła przez jej ciało, gdy wziął

ją w ramiona i poprowadził walca. Gardło miała tak ściśnięte,

że przez chwilę nie mogła wydobyć z siebie głosu.

- N-n-nie pamiętam. To było tak dawno, a moja pamięć nie

jest już taka jak kiedyś.

Jednak Blake nie miał zamiaru ustąpić.

-

Kate - powiedział, wymownie patrząc jej w oczy.

-

To strasznie nudna historia. Z pewnością cię nie

zainteresuje.

-

Kate.

-

Dobrze więc. Moja matka zmarła, kiedy byłam mała, a

ojciec nie mógł się zdecydować na powtórny związek,

choć to oznaczało, że nie będzie miał męskiego potomka,

który przedłuży jego ród. Nieco ekscentryczny z natury,

widząc moje niespokojne, skłonne do ryzyka

usposobienie, postanowił wychowywać mnie jak syna,

którego już nie spodziewał się mieć; zatrudniając

odpowiednich dla chłopców nauczycieli, ucząc jazdy

konnej i powożenia, a nawet fechtunku. Z lekceważeniem

background image

odnosząc się do moich osiągnięć w nauce, chełpił się

jednocześnie moimi męskimi uzdolnieniami, opowiadając

wszystkim, że jego córka ma sprawniejsze ręce niż

wszyscy chłopcy w hrabstwie.

Kiedy miałam szesnaście lat, ojciec nagle zmarł. Zgodnie z

jego wolą, jako kobieta nie mogłam odziedziczyć Tryton Hall,

domu rodzinnego, w którym się wychowywałam. Na moich

prawnych opiekunów wybrał Fairfaksów. Pani Fairfax, widząc

braki w mojej kobiecej edukacji, robiła, co mogła, żeby je

wyrównać. Szycie, taniec, flirt, prowadzenie interesującej

rozmowy z najbardziej nudnym rozmówcą to umiejętności,

których mnie nauczyła, przygotowując do debiutu. Ostrzegała

mnie również przed zbytnią szczerością, lekkomyślnością i

ignorowaniem opinii innych osób. Jednak ja uważałam te

przestrogi za nonsensowne i nie zważałam na nie.

Wkrótce po moim debiucie przekonałam się, niestety, iż

wszystko, czego mnie uczyła, nie było nonsensem, ale wielką

sztuką przetrwania. Krótko mówiąc, mój debiut okazał się

katastrofą. Każde moje słowo, każdy krok stał się źródłem

ogromnych upokorzeń. Oczywiście, niektórzy w towarzystwie

czerpali radość z upokarzania mnie, ale winić za to powinnam

background image

siebie.

Kiedy minęło sześć najgorszych w moim życiu tygodni,

postanowiłam przemyśleć moją sytuację i zdecydować, co dalej

robić. Wrócić na wieś i zaszyć się tam na zawsze, co byłoby

kapitulacją? Czy może wziąć się w garść i zmienić w

ostentacyjną skromnisię, szanowaną w towarzystwie? A może

jeszcze inaczej? Sądzę, że wybrałam.

Uwierzyłam, że pilnie obserwując zwyczaje, prezencję i

maniery śmietanki towarzyskiej, nauczę się konwersacji i

zachowania. Nie rezygnując z właściwej mi szczypty

zuchwałości, stanę się nie tyle ekscentryczką, co pewną

indywidualnością, która nie będzie więcej obiektem

lekceważenia. I tak zaczęła się moja zdumiewająca

transformacja, której efekty zaskoczyły nie tylko mnie, ale i cały

towarzyski Londyn.

Kiedy zaproponowałam, że mogę zostać opiekunką i

powiernicą Georginy, z pewnością znaleźli się tacy, którzy

unosili brwi ze zdziwienia. Jednak wszyscy musieli się zgodzić:

mądra, zdolna i dowcipna panna Glyn to najlepszy wybór na

towarzyszkę ślicznej panny Fairfax. Któż bowiem może znać

lepiej meandry towarzyskiego życia niż słynna Diablica z

background image

Hampshire? To brzmi jak bajka i jak każda bajka ta również

musi mieć swój morał. Niech no pomyślę. Już mam! Nie bądź

durniem i zawsze szanuj starszych. Amen.

- Myślę, że to nie tak, Kate - powiedział cicho Blake. - Z tej

bajki można się wiele dowiedzieć.

. - Tak, jak bezdenna może być ludzka głupota. Ale

wcześniej dyskutowałeś o czymś bardziej zajmującym. Mam na

myśli małżeństwo Georginy z twoim przyjacielem. Ufam, że

jesteś zadowolony z efektów moralnego wsparcia, jakiego mu

nie szczędziłeś?

-

Cieszę się, że jest taki szczęśliwy. Choć przykro mi, że

tracę kompana. A jakie są twoje plany teraz, gdy panna

Fairfax już wkrótce wyjdzie za mąż? - zapytał, wirując z

nią w tańcu.

-

Myślę, że zaszyję się gdzieś na wsi - odparła Katharine. -

Zawsze bardziej odpowiadało mi życie na prowincji niż w

mieście. Teraz mogę stąd uciec. Miejskie życie zmęczyło

mnie i tęsknię już za urokami wsi. Najpierw jednak muszę

przygotować posłanie młodej parze.

-

Czy ty czasem nie jesteś zazdrosna, Kate? - zachichotał.

- Tak, jestem zazdrosna.

background image

Uśmiechnął się.

-

Czego tak naprawdę zazdrościsz pannie Fairfax: urody,

pieniędzy, narzeczonego?

-

Szczęścia - powiedziała cicho.

-

Chyba nie mówisz poważnie.

-

Bardzo poważnie.

-

Wyglądasz na bardzo szczęśliwą osobę.

-

Och, zwykle jestem. Ale spójrz na Georginę. - Ruchem

głowy wskazała na przyjaciółkę i sir Williama, którzy

tańczyli zapatrzeni w siebie. - Ona promienieje szczęściem,

którego ja nigdy nie zaznam. Wiem, że takie uczucie nie

będzie trwało wiecznie. Ogień kiedyś zamieni się w żar.

Chciałabym jednak chociaż raz przeżyć to, co ona teraz.

-

Czy to nieosiągalne?

-

Oczywiście. Jak możesz o to pytać? - Zmieszała się nagle,

widząc, jak na nią patrzy. - Mam dwadzieścia pięć lat,

niezbyt pokaźny posag i... bardzo ostry język.

Blake roześmiał się.

-

W męskich sercach wzbudzam uczucie przyjaźni, nic

więcej. I cieszę się z tego, ponieważ małżeństwo zupełnie

mnie nie pociąga. Zbyt cenię sobie niezależność. Niewielu

background image

jest mężczyzn, którzy wytrzymaliby z kimś takim jak ja, a

jeszcze mniej takich, z którymi ja mogłabym wytrzymać.

Poza tym, gdybym jednak wyszła za mąż, to z pewnością

nie dla pozycji czy majątku, ponieważ jestem szczęśliwa,

będąc nikim i nie brakuje mi pieniędzy na utrzymanie. To

znaczy, że byłoby to małżeństwo z miłości, a czy może być

coś gorszego? Jestem rozsądną kobietą i odrzucam miłość.

Nie ufam jej. A skoro już musimy mówić o miłości

-ciągnęła-to dlaczego ty wciąż jesteś kawalerem?

Dziedziczysz majątek i tytuł książęcy, jesteś przystojny,

wytwornie się wyrażasz i zawsze jesteś nienagannie

ubrany. Twoi rodzice z pewnością nalegali, żebyś się

ożenił?

-

Nie dawałem im ku temu zbyt wielu okazji.

-

Rzeczywiście. Czy zawsze musisz uciekać od swojego

przeznaczenia?

Jego szare oczy zwęziły się.

-

A któż by chciał zastępować brata? To nie ja miałem być

dziedzicem majątku i nazwiska. Nigdy nie chciałem być

księciem. To 01iver był spadkobiercą. Był stworzony do tej

roli.

background image

-

Twój brat nie żyje - powiedziała cicho.

-

Wiem o tym. Jestem odpowiedzialny za jego śmierć, tak

jakbym toja go zastrzelił.

-

Czasem, choćby w tej chwili, marzę o tym, aby cię z całej

siły kopnąć.

Blake wybuchnął śmiechem.

- Mój drogi - ciągnęła - masz takie samo prawo do tytułu

książęcego, jak ja do mojego nazwiska. Żadne z nas nie miało

wpływu na to, co wyznaczył nam los, ale musimy się z tym

pogodzić. W końcu nie jest najgorzej. I chociaż pozbawiono

mnie ukochanego rodzinnego domu, mogę czytać ulubione

książki i skakać na koniu przez przeszkody, a ty, choć straciłeś

ukochanego brata, lubisz elegancki świat, do którego przecież

należysz. Wiesz, jak twój ojciec w rozmowie ze mną opisał

twego brata? Nazwał go cudownym chłopcem pod każdym

względem. Jednym z tych nielicznych, którym wszystko

wychodzi, czego tylko się dotkną. Pomyślałam, że to opis

doskonale pasujący... do ciebie. Spojrzał na nią ze zdumieniem.

-

Jesteś szalona.

-

Niedawno opowiadał mi - ciągnęła - o wszystkich

innowacjach, które wprowadziłeś w majątkach Insleyów.

background image

Sama niejednokrotnie miałam okazję podziwiać, jak

świetnie jeździsz konno i powozisz, jak cudownie tańczysz

i prawisz komplementy surowym matronom. Tommy

Carrington zachwycał się twoją grą w piłkę, a lord Braxton

nieprawdopodobną zręcznością w posługiwaniu się

szpadą. Musisz zaakceptować to, co ci los przeznaczył,

Theo. Jesteś doskonały lub przynajmniej niezrównany. Nie

mogę się nadziwić, że jestem z tobą w takiej dobrej

komitywie, ponieważ na ogół nie lubię chodzących

ideałów. I albo straciłam rozum, albo twój perfekcjonizm

jest jedynie maską szorstkiego prostaka przedkładającego

zwierzęta nad ludzi.

Lord Blake westchnął.

-

Czyżbyś rzeczywiście nigdy nie zniżała się do

pochlebstw?

-

Mój drogi Theo - odparła - przez cały dzień słyszysz tyle

pochlebstw od zabiegających o twe względy pań, że

straciłabym do siebie szacunek, gdybym zniżyła się do

prawienia ci komplementów z powodu twoich

niezaprzeczalnych talentów na parkiecie... nawet, jeśli

jesteś najlepszym partnerem, jakiego kiedykolwiek

background image

miałam.

-

Teraz wiem, dlaczego tak długo tkwię w Londynie.

Jego uśmiech był jak pieszczota.

-

Dlaczego? - zapytała.

-

Znalazłem wreszcie kobietę, która z gracją i wyczuciem

potrafi tańczyć walca.

-

Byłbyś rozczarowany, widząc, jak tańczyłam go po raz

pierwszy w Almack's. Usiłowałam prowadzić.

Lord Blake stłumił śmiech.

- Problem większości ludzi polega na tym, że tańcząc

walca, usiłują przez cały czas dominować. Ja natomiast czuję, że

walca powinno tańczyć dwoje ludzi o tych samych

umiejętnościach, którzy chcą się dopełnić. Chyba właśnie

dlatego tak dobrze nam to wychodzi.

Lord Blake ze zdumieniem, ale i satysfakcją, obserwował,

jak oblała się rumieńcem.

- No, no, czyżby tych dwoje zaczynało się dogadywać? –

zauważyła panna Carrington, ruchem głowy wskazując pannę

Glyn i lorda Blake'a, którzy po skończonym tańcu zajęli stojące

pod ścianą dwa wolne fotele i zagłębili się w rozmowie.

-

Każdego zastanawia przedłużający się pobyt Blake'a w

background image

Londynie i częste towarzyszenie Kate - rzekł Fairfax. -

Jestem gotów się założyć, że ta jego skłonność mocno

skomplikuje sytuację lady Inglewood. Będzie musiała

rozejrzeć się za kimś innym. Rzecz w tym, czy ktoś jeszcze

ją zechce.

-

Niewątpliwie, choć czekanie na księcia sprawiło, że

najlepsze lata ma już za sobą - odparła panna Carrington. -

Teraz liczyć już może jedynie na jakiegoś łowcę posagu.

Ostatnie dwa tygodnie były dla lady Inglewood

prawdziwym horrorem. Cały Londyn zauważył, że lord Blake

coraz częściej dotrzymuje towarzystwa pannie Glyn, że lubi z

nią rozmawiać i tańczyć i nie interesuje się innymi kobietami.

Rzucało się również w oczy, że przestał bywać w domu

Inglewoodów. W ciągu dwóch tygodni nie był u niej z wizytą

ani razu, a kiedy spotkali się w klubie czy na przyjęciu,

ograniczał się jedynie do uprzejmego przywitania, zapytania o

zdrowie jej ojca, a potem, pod byle pretekstem odchodził, aby

wesoło spędzić czas w towarzystwie panny Glyn.

Jego nazwisko ani razu nie pojawiło się w karnecie lady

Inglewood.

Nie bez zdumienia zauważono również, że lord

background image

Inglewood nie mówi już o zbliżającym się małżeństwie córki z

Blakiem.

Upokorzenie okazało się dla lady Inglewood dotkliwsze,

niż sądziła. Straciła Thea Blake'a i nadzieję na tytuł księżnej... za

sprawą Kate Glyn. Była na ustach wszystkich, plotkowano o

niej, wyśmiewano się z niej i użalano nad nią. A wszystko

przez tę prymitywną prostaczkę.

Czując, że budzi się w niej żądza mordu, ruszyła dumnym

krokiem przez salę. Lord Falkhurst, który z nią tańczył już raz

tego wieczoru, szybko podszedł do niej.

-

Uważaj, Priscillo - rzekł - twoje rozdrażnienie staje się

zbyt widoczne.

-

Żmija - syknęła, wskazując Katharine Glyn, która wciąż

siedziała z lordem Blakiem, a obok stała grupa ich

przyjaciół: lord Braxton, Carringtonowie i Jeremy Fairfax. -

Gdybym miała pazury, zdarłabym jej ten bezczelny

uśmiech z twarzy. Ona to wszystko robi, żeby mnie

upokorzyć.

-

Ta jędza jest ostatnio bardzo aktywna - przyznał ponuro

Falkhurst. - Jestem pewien, że to ona nastawiła Georginę

Fairfax przeciw mnie. Żmija! Rozpierała ją radość, gdy

background image

panna Fairfax poinformowała mnie o swoich

absurdalnych zaręczynach z tym wiejskim gburem.

Dałbym głowę, że to ona ich skojarzyła.

-

Och, nie ma co do tego wątpliwości. Nasza panna Glyn

uwielbia wtykać nos w nie swoje sprawy. To jej

zawdzięczam, że lord Blake odwrócił się ode mnie.

-

Być pokonanym przez tego parweniusza - powtarzał ze

złością Falkhurst. - Niech diabli go wezmą! Niech diabli

wezmą ich wszystkich!

Uczucia lady Inglewood były identyczne. Patrzyła na

rozbawioną grupę i czuła, jak narasta w niej złość. Dać się okpić

przez taką Fairfax i upokorzyć przez tę jej przyzwoitkę!

- Uważam, że dosyć już przez nich wycierpieliśmy –

powiedziała ze złością.

Lord Falkhurst ożywił się nagle.

-

Czy nie przyszło ci na myśl, że być może dałoby się coś

zrobić?

-

Co proponujesz?

-

Dotarła dziś do mnie pewna bardzo interesująca

informacja o balu z okazji zaręczyn panny Fairfax z jej

błędnym rycerzem.

background image

-

I jakie ma to dla nas znaczenie?

-

Ogromne, droga przyjaciółko, jeśli chcesz ujrzeć, jak ten

związek z hukiem się rozpada i jak ta banda zostaje w

ciągu dwóch tygodni definitywnie rozgromiona.

-

A Katharine Glyn?

-

Sądząc po jej przywiązaniu do panny Fairfax, otrzyma

cios, którego nie powinna przeżyć.

-

To fascynujące, Falkhurst. Mów dalej. Zamieniam się w

słuch.

15

Następnego ranka panna Fairfax i panna Glyn siedziały w

salonie i przeglądały poranną pocztę. Bileciki z gratulacjami

zaczynały napływać szerokim strumieniem i stos

korespondencji do panny Fairfax pęczniał z każdą chwilą.

Rozpromieniona brała do ręki jeden bilecik po drugim i jej

entuzjastycznym okrzykom nie było końca.

-

Och, spójrz! - zawołała w pewnej chwili. - To list od pani

Foote.

-

Nie ekscytuj się tak, moja droga - odpowiedziała panna

background image

Glyn, biorąc do ręki leżące na stoliku czasopismo.

-

Kate! Ona pisze, że ma możliwość uszycia dla mnie sukni!

To podobno jakiś nadzwyczajny fason.

-

Zastanawiające - zauważyła panna Glyn, unosząc wzrok

znad okładki magazynu.

-

To fantastyczne! Może mi uszyć tę suknię na mój

zaręczynowy bal.

-

Ciekawa jestem, jak zerwała się ze smyczy Panny

Doskonałej?

-

Wcale mnie to nie interesuje - odparła panna Fairfax. -

Najważniejsze, że będę miała suknię uszytą przez

najlepszą krawcową w Londynie.

I jeszcze tego dnia wybrała się po południu do pracowni

pani Foote, żeby ta mogła wziąć miarę.

Po tygodniu sir William Atherton otrzymał bilecik

napisany ręką ukochanej z prośbą by spotkał się z nią w

pracowni słynnej pani Foote, a potem zabrał ją na lunch.

Zaskoczony odwołał spotkanie z Blakiem i udał się na miejsce

spotkania o podanej na bilecie godzinie. Jednak, ku swemu

rozczarowaniu, w pracowni nie zastał Georginy. Pulchna

kobieta w średnim wieku, która przedstawiła mu się jako

background image

właścicielka pracowni, powiedziała:

- Panna Fairfax poprosiła mnie, abym przekazała panu

najszczersze wyrazy ubolewania, gdyż jej ciotka i wuj

Egertonowie wezwali ją nagle i niestety musi odwołać

spotkanie z panem.

Sir William z niepokojem pomyślał, jak wyjaśni

przyjacielowi tę zaskakującą zmianę planów.

- Aby pańska wyprawa tu nie była bezowocna, chciałabym

zaprezentować kreację panny Fairfax na zaręczyny.

Ponieważ wszystko, co dotyczyło ukochanej, bardzo sir

Williama interesowało, zgodziły się z ochotą na propozycję

krawcowej i pani Foote zniknęła na zapleczu, aby po chwili

zjawić się znowu z suknią w ręku.

Sir William z zachwytem patrzył na suknię. Co prawda

niewiele się znał na kobiecej modzie, ale potrafił docenić

piękno. Suknia składała się z tuniki ze srebrnego jedwabiu i

pajęczej sieci ozdobionej girlandami pereł i diamentów.

Rękawy były prawie niewidoczne. Stanik również.

-

Jest wspaniała! - zawołał.

-

Proszę zwrócić uwagę na jakość wykonania i lekkość

trenu - powiedziała pani Foote, podnosząc do góry suknię.

background image

- Och, pańska narzeczona będzie w niej wyglądała jak

księżniczka. W całej Anglii nie znajdzie pan takiej drugiej.

-

Jest bardzo piękna - wymamrotał sir William,

wyobrażając sobie, jak będzie w niej wyglądała Georgina.

Po kilku minutach pożegnał panią Foote i wyszedł

poszukać lorda Blake'a. który zgodnie z jego

oczekiwaniami długo natrząsał się z przyjaciela, że tak

szybko daje się narzeczonej wodzić za nos.

Po kilku godzinach rozstali się i sir William poszedł do

klubu, gdzie, spotkawszy trzech kolegów ze szkolnej ławy,

przesiedział kilka następnych godzin przy winie, wspominając

dawne lata. Kiedy w końcu pożegnał przyjaciół, czując, że

nadmiar wypitego wina zaczyna uderzać mu do głowy, nagle

usłyszał, że ktoś go woła:

- Sir Williamie! Sir Williamie! Co za zbieg okoliczności, że

się tu spotkaliśmy!

Zdumiony odwrócił się i ujrzał lorda Falkhursta, który

rozpromieniony szedł w jego kierunku. Po chwili poczuł, że

Falkhurst bierze go pod ramię i prowadzi w kierunku

prywatnej loży.

-

Muszę panu pogratulować - rzekł Falkhurst. - Zdobycie

background image

pięknej panny Fairfax to wielki sukces - dodał, popychając

młodzieńca na fotel i dając znak kelnerowi. - Musimy to

koniecznie uczcić szampanem.

-

To bardzo uprzejme z pana strony - zdołał powiedzieć sir

William. Wylewność Falkhursta, który zachowywał się

tak, jakby spotkał od dawna niewidzianego przyjaciela,

wprawiła go w zakłopotanie. Widząc jednak butelkę

szampana, która błyskawicznie zjawiła się na ich stole, i

kieliszki, które równie szybko zostały napełnione, nie

chciał zbytnią dociekliwością obrazić gospodarza.

Podniósł więc swój kieliszek i jednym haustem go

opróżnił. Zawartość kieliszka była nieustannie

uzupełniana.

-

Szczęściarz z ciebie, Atherton - rzekł Falkhurst, siadając

naprzeciw gościa. - Ogromny szczęściarz - powtórzył. - Ja

od tak dawna się starałem o względy Georginy, ale kiedy

ona wbije coś sobie do głowy, to trudno ją od tego

odwieść.

-

Ja... nie bardzo rozumiem.

-

Przyjacielu! - zawołał ze śmiechem Falkhurst. - Georgina

już tego wieczoru, kiedy cię poznała, powiedziała do

background image

mnie, że wyjdzie za ciebie za mąż. Zepsuła mi wtedy cały

wieczór.

-

Co też pan opowiada! - zdziwił się sir William.

-

Błagałem ją, niemal każdego dnia. Czasem nawet na

kolanach. Jednak ona jest uparta jak dziecko.

Zdecydowała, że woli piękny wygląd od najpiękniejszego

nawet majątku. No cóż, zauważ proszę, że z jej majątkiem

stać ją nawet na poślubienie kominiarza, jeśli taka myśl

przyjdzie jej do głowy. Ale do dna, przyjacielu.

Sir William machinalnie opróżnił zawartość kolejnego

kieliszka. Może szampan pomoże mu zrozumieć sens tego, co

mówił Falkhurst.

- Nie wiedziałem, że pan i Georgina byliście aż tak...

zaprzyjaźnieni - powiedział, a ku jego zdumieniu, Falkhurst

wybuchnął śmiechem.

- Z-z-zaprzyjaźnieni? - zawołał. - Dobre sobie!

-

Powiedziałem coś zabawnego?

-

Chcesz powiedzieć, że o niczym nie wiedziałeś?

-

Nie wiedziałem o czym?

-

Och, daj spokój, chłopie - zirytował się Falkhurst. - Nie

udawaj głupiego. Cały Londyn zna prawdę o Georginie.

background image

- Jaką prawdę? - zawołał z furią Atherton.

Falkhurst przez chwilę obserwował go w milczeniu.

-

Georgina wspomniała mi dziś podczas lunchu, że masz

klapki na oczach, ale nigdy nie przyszłoby mi do głowy...

-

Lunch? -zdziwił się William Atherton. - Dzisiaj? Georgina

jadła dziś lunch z panem?

-

Oczywiście. Pod Białym Jeleniem.

-

Niewierze.

-

Dwaj kelnerzy mogą to w każdej chwili potwierdzić.

-

Georgina jadła lunch z Egertonami! - zawołał z rozpaczą

Atherton.

-

Jeśli w to wierzysz, to jesteś większym durniem, niż

przypuszczałem - rzekł Falkhurst z szyderczym

uśmiechem.

-

Georgina nie mogłaby mnie okłamać.

-

Nie? Wobec tego, gdzie twoja nieskazitelna narzeczona

była w czwartek wieczorem?

-

Z bólem głowy poszła wcześnie do łóżka.

-

Och, poszła do łóżka, oczywiście, ale nie powiedziałbym,

że z bólem głowy.

Sir William chlusnął mu zawartością kieliszka w twarz, po

background image

czym jak szalony wybiegł z klubu.

W poniedziałek rano sir William szedł jak zwykle na

codzienne zajęcia do Jackson's, dzień był pogodny i ciepły, ale

nie zwracał na to uwagi. Wciąż myślał o tym, co w sobotę

usłyszał od Falkhursta i lady Inglewood musiała trzykrotnie

powtórzyć jego imię, żeby oprzytomniał.

-

Dzień dobry, sir Williamie - zawołała ponownie.

-

Och! Lady Inglewood, proszę o wybaczenie. Byłem

trochę... nieobecny.

-

Myśląc zapewne o zbliżających się zaślubinach - odparła

z uśmiechem lady Inglewood. - Cały Londyn mówi o

waszych zaręczynach. Wszyscy spodziewali się, że

Georgina poślubi Falkhursta.

-

Falkhursta?

-

Ich wzajemne uczucie wydawało się tak trwałe i żarliwe -

ciągnęła lady Inglewood - i naturalnie, gdy związek staje

się tak... bliski... jak ich, każdy myśli o czymś takim jak

małżeństwo. Ale pan, sir Williamie, wszystkich nas

wyprowadził w pole. Moje gratulacje.

background image

-

Lady Inglewood - zawrzał z gniewu sir William,

chwytając ją za przegub dłoni - czy chce pani powiedzieć,

że Georgina miała romans z lordem Falkhurstem?

-

Oczywiście! Czyżby pan o tym nie wiedział? Cały

Londyn wie o tym od sześciu miesięcy.

-

Nie wierzę pani - zawołał z oburzeniem, odpychając ją od

siebie.

-

Nie jestem przyzwyczajona do tego, by mi zarzucano

kłamstwo. Gdybym była mężczyzną, wyzwałabym pana

na pojedynek za taką obrazę. Mówię tylko to, co jest

publiczną tajemnicą. Mówi się nawet, że Falkhurst i panna

Fairfax spotykają się wieczorem, kiedy nie ma Katharine

Glyn. Oczywiście są ku temu okazje, gdy panna Glyn

uczestniczy w spotkaniach towarzyskich, a Georgina

zostaje w domu... sama. Nie byłabym zaskoczona, gdyby

się okazało, że to sama panna Glyn pomaga aranżować te

spotkania. Jest przecież w takich sprawach biegła.

Georgina często mówiła, że gdyby nie jej pomoc, nigdy by

się jej nie udało przyciągnąć pana do siebie. To oczywiście

absurdalne. Każdy przecież wie, jak bardzo ją pan kocha.

Bo jakże inaczej ignorowałby pan jej przeszłość i

background image

decydował się poślubić wbrew opinii przyzwoitych ludzi?

-

Przeszłość Georginy jest bez zarzutu. Bez zarzutu!

-

Jeśli pan tak uważa - odparła lady Inglewood, wzruszając

ramionami.

-

Nie pozwolę, lady Inglewood, zniesławiać mojej

narzeczonej ani publicznie, ani prywatnie!

-

Drogi sir Williamie, powiedziałam panu tylko to, co

słyszałam od wielu innych osób. Oczywiście, byłam

pewna, że pan o tym wszystkim wie. Proszę jednak o

wybaczenie, jeśli mimowolnie pana obraziłam.

-

Obraziłam? - powtórzył, trzęsąc się z oburzenia. -

Obraziłam? Nazywając kobietę, którą bezgranicznie

kocham, publiczną dziewką, pani mnie pyta, czy nie

jestem obrażony?

-

Naprawdę przepraszam. Ja...

-

Nie będę tu stał i wysłuchiwał tych ohydnych kłamstw.

Żegnam, lady Inglewood - rzucił z furią i ruszył w

przeciwnym kierunku, zapominając o swoich zajęciach w

klubie.

Jak śmiała, powtarzał w duchu, jak miała czelność

insynuować, że Georgina mogła tak postąpić? Jak ktokolwiek

background image

mógł uważać Georginę za publiczną dziewkę? Czystość i

niewinność ma przecież wypisane na twarzy.

A jednak - zatrzymał się nagle - jeśli wszyscy o tym

mówią, to chyba coś w tym jest.

Nie! To niemożliwe! Znał duszę Georginy, tak jak ona

znała jego. Stała przed nim czysta i nietknięta. Jej niewinność

była prawdziwa, to nie żadne pozory.

A jednak, pomyślał, wlokąc się do domu, Falkhurst często

kręcił się przy Georginie i ona zdawała się lubić jego

towarzystwo. Poza tym parę tygodni temu mówiło się, że

Falkhurst zdecydował postawić wszystko na jedną kartę i uciec

z nią do Gretna Green. Wprawdzie Georgina śmiała się z tej

historii, ale czyż w każdej plotce nie ma odrobiny prawdy?

A jednak...

Targany sprzecznymi uczuciami dotarł wreszcie do domu,

gdzie przez dobre trzy godziny krążył po salonie, nie mogąc się

pozbyć ani narastającego gniewu, ani nurtujących go

wątpliwości. Gdyby tylko mógł zwrócić się z tym do przyjaciół!

Ale jak mógł te straszne myśli wyrazić słowami? W końcu,

czując, że zaczyna się dusić, zdecydował się wyjść, wierząc, że

spacer na świeżym powietrzu przywróci mu rozsądek i ukoi

background image

nerwy. Jednak natychmiast po wyjściu na ulicę ponownie

wpadł na Falkhursta.

-

Niech mi pan zejdzie z drogi - warknął przez zaciśnięte

zęby.

-

Atherton, proszę, muszę z tobą chwilę porozmawiać -

rzekł Falkhurst, kładąc mu na ramieniu dłoń, którą sir

William z odrazą strącił.

-

Nie mam panu nic do powiedzenia i nie chcę mieć z

panem nic wspólnego - oświadczył, usiłując go wyminąć,

ale hrabia ponownie zastąpił mu drogę.

-

Doskonale, aleja, drogi chłopcze, mam tobie coś ważnego

do powiedzenia. Chcę przeprosić i błagać o wybaczenie za

wszystko, co powiedziałem w sobotę wieczorem i co

mogło cię obrazić. Ja... byłem pijany i tak, przyznaję,

zżerała mnie zazdrość, że zdobyłeś kobietę, którą kocham

nad życie. Z pewnością, kochając Georginę tak, jak ja ją

kocham, zrozumiesz, co wycierpiałem w ciągu minionego

tygodnia.

-

Chyba... tak - odrzekł z wahaniem sir William.

-

Od soboty wymyślam sobie od ostatnich. Proszę,

Atherton, bądź dżentelmenem, którym ja, niestety, nie

background image

byłem tamtego wieczoru, i przyjmij moje przeprosiny.

Sir William obserwował w milczeniu jego twarz, czując,

jak gniew powoli zaczyna go opuszczać.

- No dobrze - odparł z westchnieniem. - Przyjmuję pańskie

przeprosiny.

- Równy z ciebie gość! Możesz mi podać rękę na zgodę?

Kolejne westchnienie i dwie męskie dłonie połączyły się.

-

Niech Bóg cię błogosławi, Atherton - zawołał

uszczęśliwiony Falkhurst. -Nie potrafię ci powiedzieć, jaki

ogromny ciężar zdjąłeś mi z serca. Od dwóch dni nie

mogłem spać, tak mi to nie dawało spokoju. To, co wtedy

powiedziałem, jest niewybaczalne.

-

W porządku, Falkhurst - odparł spokojnie sir William. -

Rozumiem i podaję ci rękę na zgodę.

-

Pozwól jednak, że spróbuję się jakoś zrehabilitować.

Jadłeś już? Zrób mi tę przyjemność i chodź ze mną na

lunch.

-

Doprawdy, to wcale niepotrzebne.

-

Nalegam!

-

Właściwie nie jestem głodny.

-

Wciąż jesteś na mnie wściekły, to widać. No cóż -

background image

westchnął -powinienem był się tego spodziewać.

-

Nie, to nie o to chodzi. - Sir William był wyraźnie

zmieszany. -Rzecz w tym, że ja... No dobrze... będzie mi

miło zjeść z panem lunch, milordzie - rzekł w końcu.

Lord Falkhurst wziął go pod rękę i wprowadził do

eleganckiej restauracji, w której często bywał ze swoimi

przyjaciółmi. Po chwili sir William siedział już przy ogromnym

stole naprzeciwko hrabiego. Sala restauracyjna usytuowana

była na dwóch poziomach. Z wyższego, gdzie siedzieli

obydwaj panowie, doskonale widać było całe wnętrze

restauracji. W rogu sali kwartet smyczkowy cicho grał Haydna,

podczas gdy dookoła słychać było gwar wesołych rozmów.

Lord Falkhurst wyraził zdziwienie, że sir William nigdy tu

jeszcze nie był.

-

Dziwne - powiedział. - Sądziłem, że Georgina...

Najważniejsze, że w końcu tu jesteś. Jedzenie jest

wyśmienite, obsługa bez zarzutu, a piwnica doskonale

zaopatrzona w wino.

-

Och, lordzie Falkhurst - powiedział kelner, odbierając

karty. -Jak miło znowu pana widzieć. Mademoiselle nie

ma dziś z panem?

background image

-

Cóż... nie, Parkins - odrzekł Falkhurst. - Zaczniemy chyba

od zupy szparagowej, a potem...

Lord Falkhurst złożył zamówienie, podczas gdy sir

Williama ponownie opadły wątpliwości. Mademoiselle?

Czyżby ten durny kelner miał na myśli Georginę? Sądząc po

tym, co Falkhurst powiedział w sobotę i dziś, kelner nie mógł

mieć na myśli nikogo innego. Z drugiej jednak strony Falkhurst

interesował się wieloma kobietami. Może to zupełnie ktoś inny,

jakaś aktorka lub tancerka? Patrząc jednak na zimną,

arystokratyczną twarz Falkhursta, sir William odrzucił tę myśl.

Podniósł do ust kieliszek z winem, gdy nagle dobiegł go

znajomy śmiech. Burgund oblał mu dłoń, gdy osłupiały

odstawiał kieliszek na stół, starając się zlokalizować źródło tego

śmiechu. Po chwili usłyszał go znowu. Dochodził z dołu.

Lord Falkhurst, widząc dziwny wyraz twarzy gościa,

opadł na oparcie krzesła, a kąciki jego ust zadrżały w uśmiechu.

-

To prawda, przysięgam! Bardzo go kocham, pomimo

wszystkich jego słabości.

-

Georgina!

Sir William czuł, jak serce zaczyna mu mocno bić.

-

Masz bardzo wyrozumiałą naturę - zauważyła jej

background image

towarzyszka.

-

Nie jestem święta, Priscillo - odparła panna Fairfax. -

Wszyscy mamy jakieś wady, nawet mój najdroższy

narzeczony.

-

Niemożliwe! - zawołała lady Inglewood, nie kryjąc

zdumienia. -Nie sir William!

-

Nawet on.

-

Teraz rozumiem. Urzekła cię piękna twarz. Blondyn czy

ciemnowłosy, jak twój kompan podczas sobotniego

lunchu, to dla ciebie wszystko jedno.

-

No, niezupełnie - odparła panna Fairfax i obydwie panie

znowu wybuchnęły śmiechem.

-

Przepraszam - mruknął Falkhurst. - Nie sądziłem, że

Georgina zjawi się tu trzy dni pod rząd. Posłuchaj,

Atherton, chociaż jesteśmy rywalami, to czy w tym

wypadku nie możemy się zachować jak dżentelmeni?

-

Niech cię diabli wezmą, Falkhurst - rzucił z furią sir

William. Odsunął krzesło, gwałtownie wstał i cisnął

serwetkę na stół jak rękawicę. - Obyś trafił na samo dno

piekła!

Rzucił się do wyjścia, roztrącając gości i kelnerów, którzy

background image

uciekali przed nim w popłochu. Oczy wszystkich obecnych

skierowały się na niego, w tym również oczy panny Fairfax.

- William! -zawołała, zrywając się z krzesła. - William!

Jednak jej wołanie pozostało bez echa.

Tego wieczoru jeszcze przed dziewiątą sir William

Atherton cisnął butem w swoją gospodynię, grubiańsko

potraktował Petera Robbinsa, wyrzucając go z domu bez

żadnego wyjaśnienia, opróżnił prawie dwie butelki brandy,

gdy do salonu nieśmiało zajrzała gospodyni.

- Sir Williamie? Właśnie doręczono mi ten list.

-

Wrzuć do ognia - burknął, leżąc twarzą w dół na obitej

błękitnym brokatem sofie.

-

Ależ, sir, lokaj, który go przyniósł, powiedział, że to pilne

i że trzeba to panu natychmiast doręczyć.

-

Lokaj?

-

Z rezydencji Inglewoodów.

-

Czego oni mogą ode mnie chcieć? - zapytał, próbując

usiąść.

-

Mam tu ten list, sir - powiedziała gospodyni.

- Daj go, kobieto! Nie mogę go przecież czytać na

odległość.

background image

Gospodyni szybko podała mu list i jeszcze szybciej

wymknęła się z pokoju.

Sir William rozerwał kopertę niepewnymi rękami, ale

potrzebował paru minut, aby się skupić i zacząć czytać.

Drogi sir Williamie!

Zazwyczaj nie mieszam się do takich spraw, gdy jednak w grę

wchodzi mój honor, muszę się bronić.

Jeśli pan chce się przekonać, czy to, co mówiłam, jest prawdą, to

proszę zjawić się dziś przed rezydencją Fairfaksów przy Russel Court

nie później niż o jedenastej wieczorem. Georgina wyznała mi, że

planuje na dziś randez-vous z lordem Falkhurstem i że zawsze

spotykają się przy południowo-zachodnim wejściu do domu, zanim

udadzą się do jej pokoju na prywatną rozmowę.

Jeśli nie wierzy pan w moją informację, wystarczy, że pójdzie

pan dziś wieczorem pod dom swojej narzeczonej, a wtedy przekona się

pan, że każde moje słowo było prawdziwe. Oczekuję jutro rano

pańskich przeprosin.

Lady Priscilla Inglewood

Zmiął kartkę w maleńką kulkę i przez chwilę trzymał ją w

zaciśniętej pięści.

- A niech ją wszyscy diabli - mruknął, po czym z trudem

background image

stanął na chwiejnych nogach.

Zmięty list wylądował w kominku.

Wyciągnął nową butelkę brandy, nalał do pełna i

ponownie zaczął krążyć po pokoju, paraliżowany przez gniew i

narastający strach, że jego życie może lec w gruzach tej nocy.

Podkradając się do rezydencji Fairfaksów, był już niemal

trzydzieści metrów od południowo-zachodniego skrzydła

domu, gdy nagle przy drzwiach wejściowych zauważył jakąś

parę w namiętnym uścisku. Zamarł w bezruchu, a serce

podeszło mu do gardła. Ten mężczyzna to pewnie Falkhurst, a

kobieta... Jej czarne włosy spływały na ramiona i plecy; srebrna

suknia z leciutkiej jak pajęcza sieć tkaniny, ozdobionej

festonami pereł i diamentów uwydatniała jej piękną figurę.

Georgina!

To nie mógł być nikt inny. Georgina, ubrana w suknię

uszytą specjalnie na bal z okazji ich zaręczyn, całowała lorda

Falkhursta z namiętnością, którą, jak do niedawna sir William

wierzył, żywiła tylko do niego. Poczuł, że fala mdłości

podchodzi mu do gardła, gdy miłośnie objęta para rozłączyła

się i sylwetka Georginy znalazła się w półmroku.

- Czy możemy wejść, ukochana? - wymruczał Falkhurst,

background image

wodząc palcem po jej smukłym ramieniu. W odpowiedzi

zarzuciła mu ramiona na szyję i ponownie go objęła. W końcu

rozłączyli się i objęci wpół weszli do domu.

William Atherton nie mógł już opanować mdłości. Po

kilku minutach, kiedy jakoś doszedł do siebie, przesunął drżącą

dłonią po włosach. Patrząc na drzwi, za którymi zniknęła para

cudzołożnych kochanków, usiłował zrozumieć, co się stało.

Kobieta, którą kochał nad życie, zdradzała go i kpiła z

niego, a cały Londyn o tym mówił! Śmiali się z niego od

tygodni, a on o niczym nie wiedział. Upokorzenie oblało jego

twarz purpurą. Nawet przyjaciele trzymali to przed nim w

tajemnicy. Nawet Theo nie zrobił nic, by go wyciągnąć z tej

pułapki. Ożeniłby się z Georgina, a później szydzono by z

niego jako z największego rogacza w Anglii.

Nagle w jednym z okien na pierwszym piętrze domu

Fairfaksów zapaliło się światło. Falkhurst zbliżył się do okna i

przyciągnąwszy do siebie Georginę, powoli zaciągnął zasłony.

Jednak sir William zobaczył już i tak wystarczająco wiele.

Wczesnym rankiem następnego dnia sir William zjawił się

background image

przy drzwiach wejściowych domu Falkhursta ze śladami

bezsennej nocy na twarzy, potarganymi włosami i w wymiętym

ubraniu. Prawą dłoń zacisnął na szpadzie, lewą z furią walił w

drzwi. Kiedy w końcu stanął w nich majordomus, sir William

brutalnie odepchnął go i wbiegł do środka, głośno domagając

się wyjścia lorda Falkhursta, obrzucając go jednocześnie

najgorszymi epitetami, jakie mu tylko przyszły do głowy

podczas tej koszmarnej, bezsennej nocy.

Po chwili lord Falkhurst, w czarnym, jedwabnym

szlafroku, pojawił się na podeście.

-

Co to ma znaczyć, Atherton? - zapytał chłodno, schodząc

powoli na dół.

-

Usiłowałem go zatrzymać - wyjaśniał drżącym głosem

służący -ale on...

-

W porządku, Langton - powiedział Falkhurst. - Dam

sobie radę. Możesz odejść.

Stary sługa pospiesznie opuścił hol.

- Słucham, Atherton. Czego chcesz?

W odpowiedzi sir William uderzył go z całej siły w twarz i

jego lordowska mość z ogromnym tylko trudem powstrzymał

wybuch gniewu.

background image

-

Chyba nie bardzo wiesz, co robisz - rzekł z doskonale

wyreżyserowanym zdumieniem.

-

Wiem.

-

Mam więc rozumieć, że mnie wyzywasz?

-

Tak - rzucił William przez zaciśnięte zęby.

-

Ale dlaczego?

-

Dobrze wiesz, dlaczego! Za upodlenie uczciwej kobiety i

za moje poniżenie. Znajdź lepiej jakąś szpadę, Falkhurst.

Nie zabiję przecież nieuzbrojonego człowieka.

-

Co, chcesz się ze mną bić bez sekundantów?

-

Zabiję cię jak psa, którym i tak zresztą jesteś.

- Doskonale - rzekł z westchnieniem Falkhurst - jeśli

nalegasz.

Wprowadził Athertona do gabinetu, zdjął ze ściany

szpadę, zrzucił szlafrok, odsunął parę krzeseł na bok i stanął na

środku pokoju.

- Jestem gotów - rzekł.

Wykonali symulowany gest powitania i po chwili rozległ

się brzęk uderzających o siebie kling. Sir William z furią

zaatakował, ale Falkhurst bez trudu ten atak odparł. Sir

William zaatakował jeszcze raz i jeszcze raz, jednak jego

background image

przeciwnik, górując nad nim umiejętnościami i opanowaniem,

nie dawał mu żadnych szans.

- Niech cię piekło pochłonie, Falkhurst! Zabiję cię!

Przysięgam, że cię zabiję! - ryknął sir William, rzucając się na

znienawidzonego przeciwnika.

Jednak Falkhurst z łatwością posłał go na ziemię.

- Może byś i chciał, chłopcze - rzekł ironicznie - ale prawda

jest taka, że nie potrafisz mnie pokonać. Błagam, dałeś już

zrobić z siebie durnia, nie pozwól więc, aby to trwało dalej. Nie

uwiodłem Georginy Fairfax, mój drogi. Chyba nie wierzysz, że

byłem jej pierwszym kochankiem?

Atherton, ciężko dysząc, spojrzał na niego błędnym

wzrokiem.

-

Co to ma znaczyć?

-

Dobry Boże, człowieku. Georgina swoją słynną łóżkową

karierę zaczęła już w wieku siedemnastu lat. Z tego, co

wiem, od tamtego czasu była kochanką pułkownika,

barona, dwóch wicehrabiów i nawet pewnego księcia.

Oskarżanie mnie o uwiedzenie twojej cudownej Georginy

ma tyle samo sensu, co oskarżanie o uwiedzenie

cesarzowej Francji. Zamiast szukać zemsty na mnie,

background image

powinieneś raczej zwrócić swój gniew przeciwko

prawdziwemu sprawcy twojego... upokorzenia. Czy ty

naprawdę uważasz, że mógłbym uwieść Georginę, gdyby

ona sama tego nie chciała? Czy wyobrażasz sobie, że

chciałbym ciągnąć nasz romans po ogłoszeniu waszych

zaręczyn, gdyby ona sama na to nie nalegała?

Powiedziałem ci już, że nigdy nie umiałem się jej oprzeć.

Georgina potrafi być bardzo przekonująca, jeśli czegoś

chce.

-

A ona, oczywiście, chce ciebie - rzekł William, usiłując

wstać.

-

Tak długo jak ją bawię, nie mam co do tego złudzeń.

Wkrótce mnie porzuci, tak jak wcześniej porzucała innych.

-

Jak mogłem tak dać się oszukać? -jęknął nieszczęśnik,

opadając ciężko na krzesło.

-

Mogę cię tylko pocieszyć, że nie jesteś pierwszy - dodał

spokojnie Falkhurst. - Masz szczęście, że w porę odkryłeś

prawdę.

-

Dlaczego nikt nie powiedział mi o jej nikczemnej

przeszłości? -zawołał z rozpaczą sir William.

-

Uwierzyłbyś, gdyby ktoś na to się zdobył?

background image

-

Nie - wymamrotał sir William, usiłując pokonać nagłą

suchość w gardle.

W pokoju zaległa cisza i lord Falkhurst mógł w pełni

rozkoszować się efektownym zwycięstwem. Wszystko poszło

tak, jak zaplanował.

-

Jak ona śmie pokazywać się w towarzystwie z

podniesioną głową?

-

To cwana osóbka, ta nasza Georgina. Podczas swojej

błyskotliwej kariery pozyskała wielu wpływowych

przyjaciół. Gdy ktoś z tytułem, powiedzmy, księcia, życzy

sobie, aby była traktowana w towarzystwie jak osoba bez

skazy, to Georgina wie, że nic jej nie grozi. Mając takich

protektorów, jest pewna, że nikt nie odważy się stawić jej

czoło.

-

Ja to zrobię - zapewnił z determinacją William. -

Zemszczę się. Pokażę jej, gdzie jest jej miejsce, przysięgam!

16

Pojawienie się Georginy Fairfax na jej zaręczynowym balu

wzbudziło ogromną sensację. Nigdy jeszcze Georgina nie

background image

wyglądała tak pięknie i nigdy też żadna kobieta nie widziała

tak wspaniałej sukni.

Towarzysząca jej Katharine Glyn podeszła właśnie do

lorda i lady Egertonów, żeby się z nimi przywitać, gdy nagle

kątem oka spostrzegła lady Inglewood i lorda Falkhursta,

którzy w odległym końcu sali z ożywieniem o czymś

rozmawiali.

-

Co oni tu robią? - zapytała ze zdumieniem.

-

Ależ, moja droga. Nie mogliśmy przecież pominąć tak

ważnych osób z najwyższych sfer - odparł lord Egerton. -

Poza tym, sir William nalegał, żeby ich zaprosić, a

ponieważ to narzeczony Georginy, Charlotte i ja

pomyśleliśmy, że dobrze będzie spełnić jego życzenie.

-

Rozumiem - odparła panna Glyn. Jednak wcale nie

rozumiała. Dziwny ten Atherton, pomyślała,

przechadzając się po sali. Nagle poczuła lęk.

-

Stało się coś?

Podniosła głowę. Przed nią stał lord Blake, a na jego

twarzy widać było zatroskanie.

- Czyżby sir William i lord Falkhurst zdążyli się tak

szybko zaprzyjaźnić? - zapytała wprost.

background image

Lord Blake patrzył na nią ze zdumieniem.

-

Nie mogę w to uwierzyć - dodała.

-

O ile wiem, z pewnością nie - odparł. - Chociaż nie

widziałem Williama już od kilku dni.

-

W takim razie dlaczego nalegał, aby zaprosić Falkhursta

na dzisiejszy bal?

-

To jakiś nonsens!

-

Niestety to prawda. Wiem to od lorda Egertona i nie

muszę cię chyba przekonywać, że bardzo mnie to

zaniepokoiło. Falkhurst to trucizna, pijawka, która żyje na

cudzy koszt i zatruwa innych. Kto zbyt długo przebywa w

jego towarzystwie, sam staje się taki jak on. - Po chwili

milczenia z wymuszonym uśmiechem dodała: - Staję się

obrzydliwie melodramatyczna. Nie zwracaj na mnie

uwagi, Theo. Za bardzo dałam się ponieść wyobraźni.

-

Tak, ale...

-

Przepraszam, milordzie.

Lokaj lorda Blake'a, Maxwell, nieoczekiwanie zjawił się

przed nimi.

-

Max, co ty tu, u licha, robisz? - zawołał zdumiony lord

Blake.

background image

-

Pan wybaczy, milordzie - odrzekł z niezmąconą powagą

Maxwell - ale ten list z Danforth doręczono przed chwilą z

usilną prośbą, żeby go pan przeczytał niezwłocznie.

Sir William podszedł tymczasem do lady Inglewood i

lorda Falkhursta.

-

Nie miałem jeszcze okazji, aby pani podziękować, lady

Inglewood, za okazaną mi życzliwość i uratowanie od

tego żałosnego związku -powiedział. - Jestem pani

ogromnie zobowiązany.

-

Bardzo się cieszę, że mogłam pomóc.

-

Kiedy masz zamiar uderzyć? - zapytał lord Falkhurst.

-

Za chwilę, tak jak pan sugerował.

-

A więc postanowione? - zapytał ponownie Falkhurst.

-

Moja decyzja jest nieodwołalna - zapewnił William.

-

Sir Williamie! -zawołała lady Egerton, pospiesznie

podchodząc do Athertona. - Szukałam pana. Lord Egerton

pragnie wznieść toast. No chodźże wreszcie, niesforny

chłopcze. W końcu to twój bal.

Mówiąc to, ujęła go pod ramię i pociągnęła za sobą na

środek sali, gdzie czekał już lord Egerton, trzymając za rękę

pannę Fairfax.

background image

Lord Egerton uniósł do góry kieliszek szampana i poprosił

o uwagę trzystu zebranych w sali gości. Gwar rozmów umilkł

natychmiast i wszystkie oczy zwróciły się ku środkowi sali.

- Przyjaciele - powiedział. - Zebraliśmy się tu dziś z okazji

zaręczyn mojej siostrzenicy, Georginy Fairfax z sir Williamem

Athertonem, jak wszyscy się pewnie zgodzicie, wielce

obiecującym, młodym człowiekiem. Wypijmy więc za ich

zdrowie i przyszłe szczęście.

Kieliszki zgodnie powędrowały do góry, a serca

przepełniła radość, gdy nagle... William Atherton, z pobladłą

twarzą, cisnął kieliszkiem o ziemię.

-

Dosyć! - zawołał z gniewem. - Dosyć tej farsy! Po sali

przebiegł szmer.

-

William, co pan, u diabła... - zaczął lord Egerton.

- Ten bal to jedna wielka farsa - zawołał William Atherton

- ale ja nie będę już dłużej grał w niej roli głupca. Zaręczyny

panie i panowie, zerwane.

- William! - krzyknęła blada jak ściana panna Fairfax.

-

Nie poślubiłbym tej dziewki - wołał Atherton, wskazując

oskarżycielko palcem na drżącą narzeczoną-tej

nierządnicy, za żadne skarby świata!

background image

-

William, co ty mówisz? - krzyknęła z rozpaczą Georgina

Fairfax.

-

Nie rozumiesz, skarbie? - kpił Atherton. - Cóż, skoro nikt

nie ma odwagi obnażyć twojej prawdziwej twarzy, muszę

to zrobić ja. Czy ty naprawdę sądziłaś, że maska

niewinności zasłoni brud twojej duszy? Powiedz mi,

Georgino, czy po ślubie planowałaś przyprawić mi rogi z

Falkhurstem, czy też zamierzałaś znaleźć nowego ogiera

do swego łoża?

Lord Blake, przecisnąwszy się przez tłum gości, podszedł

do stojącej na środku sali oniemiałej grupy i położył dłoń na

ramieniu Athertona.

-

Straciłeś rozum czy się upiłeś? - syknął. - Przeproś

natychmiast i wynoś się!

-

Ja mam przeprosić? - zawołał Atherton, uwalniając ramię.

- Ją? Kogoś, czyje miejsce jest na kupie gnoju? Na pewno

nie ja! Znajdź kogoś innego, kto będzie słuchał twoich

wzniosłych kazań, Theo! Powtarzam, twoja cudowna

panna Fairfax to ladacznica i nie chcę więcej mieć z nią nic

wspólnego!

Po tych słowach odwrócił się i z podniesioną głową ruszył

background image

w stronę wyjścia. W sali balowej rozpętało się istne piekło, gdy

panna Fairfax osunęła się zemdlona na ziemię.

- Georgina! - krzyknęła panna Glyn, rzucając się na kolana

obok leżącej bez życia przyjaciółki.

Lord Blake wraz z Maxwellem szybko ruszyli jej na

pomoc.

-

Trzeba ją przenieść do gabinetu - rzekł Blake.

-

Tak, tak, oczywiście - powtarzała bezradnie panna Glyn.

-

Usatysfakcjonowana? - zapytał lady Inglewood Falkhurst.

-

Zupełnie - odparła z uśmiechem.

Tymczasem lord Blake ostrożnie wziął pannę Fairfax na

ręce i eskortowany przez Maxwella i pannę Glyn szybko ruszył

w stronę gabinetu Egertona.

Katharine zamknęła za sobą drzwi, lord Blake ułożył

wciąż nieprzytomną pannę Fairfax na niewielkiej kanapie, po

czym odszedł na bok, aby zamienić parę słów z Maxwellem.

Katharine uklękła przy wciąż nie-dającej znaków życia

przyjaciółce. Lewą ręką starała się wyczuć puls, prawą położyła

na kredowo białym, zimnym czole.

- Maxwell, proszę cię - powiedziała, nie odrywając oczu od

panny Fairfax - wiem, że gdzieś tu muszą być sole trzeźwiące.

background image

Kiedy je zdobędziesz, idź do kuchni i przygotuj tonik,

przynajmniej w połowie z brandy. Mam nadzieję, że wiesz, co

trzeba jeszcze do niego dodać.

Maxwell spojrzał na swojego pana, a kiedy ten skinął

głową, bezszelestnie opuścił pokój.

-

Co z nią? - zapytał Blake, podchodząc do klęczącej przy

kanapie Katharine.

-

Puls ledwo wyczuwalny.

- Max na pewno za chwilę wróci.

W pokoju zaległa cisza.

-

Co, na Boga, wymyślił ten twój słodki, uprzejmy,

nienagannie wychowany William? - zawołała nagle

zrozpaczona Katharine.

-

Nie mam pojęcia, ale wkrótce się dowiem. On nie mógł

odejść zbyt daleko - powiedział Blake, wychodząc z

gabinetu.

Słysząc wzburzone głosy w pobliżu bocznego wejścia do

sali balowej, szybko przecisnął się przez tłum około setki gości i

po chwili ujrzał Williama opartego plecami o ścianę. Otaczali

go: Jeremy Fairfax, Tom-my Carrington i Elizabeth Carrington.

Jeremy obrzucał go stekiem wyzwisk, Tommy żądał satysfakcji,

background image

a panna Carrington błagała brata, żeby nie ryzykował życia dla

takiej kanalii. William był blady z wściekłości, a dookoła

słychać było gwar podekscytowanych głosów.

Blake chwycił Carringtona za ramię i odciągnął go na bok,

ciągnąc jednocześnie pannę Carrington, która przywarła do

brata z rozpaczliwą determinacją.

-

Co ty, do diabła, wyprawiasz? - protestował Carrington,

usiłując uwolnić się z uścisku.

-

Daj spokój, Tommy. Will nie zechce z tobą walczyć, a jeśli

nawet zechce, wylądujesz w więzieniu.

-

Nie pozwolę, żeby taki szubrawiec chodził po świecie -

nie ustępował Carrington.

Blake zablokował mu dostęp do Athertona.

-

Twoje życie jest o wiele więcej warte niż jego. Chyba nie

chcesz skończyć na szubienicy? Sprawiedliwości stanie się

zadość, przysięgam.

-

Nie mogę przecież stać bezczynnie i pozwalać tej kanalii

kalać honor najsłodszej dziewczyny, jaką kiedykolwiek

widział Londyn.

-

Odpowie za to, zapewniam cię. A ja nie zwykłem rzucać

słów na wiatr. Proszę cię, daj spokój. Nic dobrego by z

background image

tego nie wyszło.

-

To takie niesprawiedliwe - powtarzał Tommy. - Dlaczego

spotkało to właśnie Georginę?

-

Imponuje mi twoja lojalność, Tommy, jednak nalegam,

żebyś to zostawił! Zabierz swoją siostrę do domu. Czy nie

widzisz, jak jest blada? Ledwo się trzyma na nogach.

Carrington spojrzał na siostrę i zreflektował się.

-

Przepraszam, Beth. Nie pomyślałem.

-

Byłeś zdenerwowany. Wszyscy zresztą byliśmy.

Doskonale to rozumiem -odpowiedziała Elizabeth z

bladym uśmiechem. - Jednak teraz chciałabym już iść do

domu.

- Jak sobie życzysz - odparł Carrington, podając siostrze

ramię.

Panna Carrington uśmiechnęła się z wdzięcznością do

lorda Blake'a i wyszła z bratem z sali balowej.

Blake pozostał teraz sam na sam z żądnym krwi

Fairfaksem i, szczerze mówiąc, chętnie pozostawiłby mu wolną

rękę. Sam zresztą z przyjemnością dałby Athertonowi po gębie.

Wiedział jednak, że nie wolno do tego dopuścić. Przynajmniej

na razie.

background image

-

W porządku - rzekł szorstko, stając za Fairfaksem. -

Dosyć! Cofnij się, pozwól mu odetchnąć.

-

Najpierw pozna smak szpicruty, zanim pozwolę mu

odetchnąć smrodem, którego narobił - syknął Fairfax,

niebezpiecznie zaciskając fular na szyi Athertona.

-

Powiedziałem, dosyć! - warknął Blake, odciągając

Fairfaksa od ofiary. - Jeśli nie myślisz o swojej siostrze, to

pomyśl przynajmniej o Egertonach i skandalu, jaki

wywołasz, jeśli go zabijesz.

-

Byłbym przeklęty, gdybym pozwolił tej bestii bezkarnie

obrażać moją siostrę.

-

Czyja cię o to proszę? Mówię tylko, że to ani miejsce, ani

czas na zemstę.

-

Co wobec tego mam zrobić? - zapytał nieufnie Fairfax.

-

Idź do domu. Upij się. Williama zostaw mnie.

-

Do cholery! Przecież ja jestem bratem Georginy!

-

Czy myślisz, że Georginę ucieszyłby przelew krwi, być

może twojej? - zapytał Blake. - Chyba bardziej myślisz o

sobie niż o swojej siostrze. Puść Williama. Dopilnuję, by

nie opuścił miasta. Jeśli jutro rano wciąż będziesz chciał

jego głowy, dam ci go wraz z moim błogosławieństwem.

background image

Fairfax zawahał się.

- Zgoda - powiedział wolno. - Mam nadzieję, że, mając

więcej czasu, wymyślę skuteczniejszy sposób załatwienia tej

świni. Jeśli jednak jutro nie będzie go w mieście, Blake, ty

będziesz za to odpowiedzialny.

William Atherton, widząc, jak Fairfax odchodzi, odetchnął

z ulgą-

- Jestem ci bardzo wdzięczny, Theo - rzekł. - Już zacząłem

się obawiać o moje życie.

W odpowiedzi Blake, otoczywszy jego szyję ramieniem,

tak żeby ten nie mógł się ruszyć, pchnął go na ścianę.

-

Straciłeś rozum? -wybuchnął. - Zniesławić tę słodką

dziewczynę tak podłymi kłamstwami?

-

Kłamstwami? - zawołał William, usiłując wyswobodzić

się z uścisku. - Bóg jeden wie, jak bardzo bym chciał, żeby

to były kłamstwa. Niestety, każde moje słowo jest prawdą.

Prawdą, słyszysz? Zrobiono ze mnie największego błazna

od czasów Faistaffa. Dałem sobie wmówić wszystko, Theo:

niewinność, słodycz, urodę, wszystko - głos mu się

załamał, przechodząc w łkanie, ale natychmiast się

opanował. - Teraz wyrównałem rachunki.

background image

Blake opuścił ramię i uwolnił przyjaciela z uścisku.

-

Nie mam pojęcia, jak to się stało, że uwierzyłeś w te

ohydne kłamstwa, William, ale mylisz się. Bardzo, bardzo

się mylisz.

-

Czyżby, Theo? Falkhurst opowiedział mi wiele

fascynujących historyjek o tym, jak Georgina przechodziła

przez najświetniejsze w Londynie sypialnie. Przyznał się

nawet, że od dawna ma z nią romans, i że ten romans

wciąż jeszcze trwa.

-

I ty uwierzyłeś temu łajdakowi?

-

Och, nie - odparł William, uśmiechając się gorzko -

uwierzyłem własnym oczom.

-

Co?

-

Widziałem ich, Theo, trzy dni temu. Była pełnia księżyca,

lampy paliły się. Widziałem ich objętych w miłosnym

uścisku, takim, który poprzedza pójście do łóżka.

Georgina była w sukni, którą miała na sobie dziś. Nie ma

mowy o pomyłce. To na pewno była ona. Wyglądała tak

nieziemsko pięknie w świetle księżyca, Theo. To

oczywiste, że Falkhurst nie potrafił oprzeć się jej urokowi.

-

Will - rzekł Blake - na Boga, nie...

background image

-

A potem poszli na górę. Widziałem, jak obejmująsię w jej

sypialni. Nie od razu opuścili zasłony. Kłamstwa, Theo? O,

nie! Nie wtedy, kiedy widziałem i słyszałem, co

wydarzyło się między nimi.

-

Will - chciał coś powiedzieć Blake, ale Atherton

odepchnął jego wyciągniętą dłoń i wybiegł z sali.

Blake, przygnębiony tym, co usłyszał, z ciężkim sercem

wracał do gabinetu pana domu.

17

Kiedy lord Blake wszedł do gabinetu Egertona, Katharine

siedziała na kanapie i trzymając w ramionach łkającą Georginę,

nuciła coś miękkim, melodyjnym głosem, podczas gdy Maxwell

z kamienną twarzą stał z boku.

Najwyraźniej jej wysiłki zaczynały przynosić efekty,

ponieważ panna Fairfax stopniowo odzyskiwała spokój. Oczy

Katharine i Blake'a spotkały się i żadne z nich nie odwróciło

wzroku aż do chwili, gdy drzwi otworzyły się nagle i do

pokoju wbiegła lady Egerton.

- Moje biedne dziecko - zawołała, biorąc pannę Fairfax w

background image

ramiona i tuląc ją do siebie. - Cóż to za koszmar! Kazałam

przygotować dla ciebie pokój. Eugenia użyczyła ci coś ze swojej

nocnej bielizny, a na górze czeka filiżanka aromatycznej

herbatki. Chodź, moja droga, musisz położyć się do łóżka.

Jestem pewna, że jutro wszystko się jakoś wyjaśni.

- Dziękuję ci, ciociu Charlotte - ledwie szepnęła panna

Fairfax.

Lady Egerton poprosiła Maxwella, aby pomógł jej

zaprowadzić pannę Fairfax na górę, i po chwili cała trójka

powoli opuściła gabinet.

Panna Glyn podniosła się z kanapy i zaciskając dłonie,

długo stała, w milczeniu wpatrując się w stojące w odległym

kącie pokoju biurko.

Cisza przedłużała się i Blake bezradnie patrzył na jej

cierpienie. Bardzo pragnął jakoś ją pocieszyć, ale wiedział, że to

niemożliwe. Wiele by dał, aby nie musiał powtarzać jej słów

Williama. Nigdy mu nawet nie przyszło do głowy, że będzie

musiał zranić Kate.

- No i czego się dowiedziałeś? - zapytała twardo i chłodno.

-

Rozmawiałem z Williamem - odparł. Katharine nie

poruszyła się. - Jest przekonany o prawdziwości swoich

background image

oskarżeń. Nie wiem, jak to się stało i dlaczego, ale on

uwierzył, że panna Fairfax nie jest taka... jak się wydaje.

-

Gdybym była mężczyzną- powiedziała, wciąż odwrócona

do niego tyłem - zabiłabym Athertona gołymi rękami i z

przyjemnością poszłabym na galery, wiedząc, że

uwolniłam świat od potwora.

-

Musiałabyś stać w kolejce do tej przyjemności.

Odwróciła twarz. Łzy, które ujrzał w jej oczach,

wstrząsnęły nim bardziej niż to, co się wydarzyło tego

wieczoru.

-

To jakiś koszmarny sen - powiedziała cicho. - Jak mogłam

być tak nieostrożna i pozwolić, aby do tego doszło?

-

Ty?

-

Mój Boże, Theo, sprzyjałam temu związkowi! To ja

stwarzałam mu okazje, aby mógł być z nią sam na sam.

Czy nie rozumiesz, że to ja jestem winna temu, co się

stało? Powinnam była strzec Georginy jak źrenicy oka, a

zamiast tego doprowadziłam ją do katastrofy. O tym Jaki

okrutny potrafi być świat, wiedziałam znacznie więcej niż

ona. Powinnam była wiedzieć, że William Atherton...

nadużyje jej miłości.

background image

-

Kate, to nie tak. To, co Will mówił dziś wieczorem, to nie

jego słowa, jestem pewien. Ktoś zatruł jego umysł i myślę,

że to musiał być Falkhurst.

Katharine drgnęła.

-

Ale jak i dlaczego? - ciągnął Blake. - Nie mam pojęcia.

-

Falkhurst? - zawołała. - Falkhurst? O, dobry Boże, nie!

Łzy popłynęły jej po policzkach.

-

Kate, co się stało? - zapytał miękko, podchodząc do niej.

- To straszne, Theo - wyszeptała. - Historia lubi się

powtarzać, a ja nie byłam wystarczająco czujna, żeby temu

zapobiec. Jestem bezdennie głupia. Pozwolić Falkhurstowi

zabiegać ojej względy, gdy wiedziałam... - Odetchnęła głęboko.

- Kiedy byłam dzieckiem, majątek należący do naszej rodziny

sąsiadował z Monticle Park, majątkiem Falkhursta w

Hampshire. Nasze rodziny, już od chwili, gdy przyszłam na

świat, postanowiły, że nasze ziemie się połączą poprzez moje

małżeństwo z Bertramem. Jednakże moja ogromnie

buntownicza natura sprawiła, że zaczęto się obawiać, czy te

plany zaakceptuję. Z tego powodu odizolowano mnie od

wszelkiego towarzystwa, a Falkhurst zaczął się do mnie

zalecać, kiedy chodziłam jeszcze do szkoły. Miałam piętnaście

background image

lat, byłam niedoświadczona, bardzo uczuciowa i ogromnie mi

schlebiało, że taki słynny bywalec salonów zwrócił na mnie

uwagę. Tak więc łatwo przewidzieć, że się zakochałam.

Świetnie grał swoją rolę, a ja nie miałam żadnego powodu,

aby mu nie ufać. Jednak w tydzień po pogrzebie mego ojca,

przyszedł do mnie i powiedział, co o mnie myśli.

Dowiedziałam się wtedy, że jestem nieokrzesaną, brzydką

dziewczyną bez odrobiny wdzięku i że żaden mężczyzna przy

zdrowych zmysłach nie chciałby mnie nawet do łóżka, a co

dopiero mówić o poślubieniu mnie. Skoro więc nie jestem

dziedziczką majątku, nie poślubi mnie, tak jak nie poślubiłby

krowy.

Zatopiona w bolesnych wspomnieniach, nie widziała, jak

dłonie lorda Blake'a zaciskają się w pięści.

- Pamiętam, że gdy wyszedł, długo jeszcze stałam w

salonie, czując się tak, jakby nagle zawalił się cały świat.

Przysięgłam sobie wówczas, że żaden mężczyzna nigdy już

więcej mnie nie upokorzy. I oto ten sam człowiek osiągnął swój

cel po raz drugi, tyle że tym razem zniszczył szczęście mojej

przyjaciółki.

-

Nie zrezygnujesz chyba z zemsty, Kate. Czas wyrównać

background image

rachunki. Spojrzała na niego ze zdumieniem.

-

Co masz na myśli?

- Jesteś teraz starsza, mądrzejsza i z pewnością silniejsza,

gdyż są przy tobie oddani przyjaciele. Jeśli Falkhurst

rzeczywiście maczał w tym palce, to masz doskonałą okazję do

zemsty za siebie i pannę Fairfax.

Panna Glyn szybko otarła łzy, przyjęła ofiarowaną jej

chustkę i wydmuchawszy nos, podniosła głowę, jakby nagle

odzyskała wiarę w siebie.

-

Nigdy nie przyszło mi do głowy, że mogę zachować się

jak pensjonarka. Masz rację, Theo. Falkhurst mógł się nie

zmienić, aleja zmieniłam się z pewnością i tym razem nie

pozwolę, by uciekł przed moim gniewem. Nie wiem tylko,

od czego zacząć. Jak mam dowiedzieć się, co się stało i jak

pomścić Georginę?

-

My dowiemy się, co się stało i my pomścimy pannę

Fairfax -poprawił ją Blake.

-

Ależ, Theo, to przecież nie twoja sprawa.

-

Pozwól, że sam o tym zdecyduję. Przeanalizowałem

każde słowo Willa i doszedłem do wniosku, że tak

zachowuje się jedynie człowiek straszliwie zraniony i

background image

jednocześnie całkowicie pewny swoich racji. On naprawdę

w to wszystko wierzy, Kate. Wymienił Falkhursta z

nazwiska i od tego musimy zacząć. Czy to możliwe, że to,

co powiedział William, w jakiejś części jest prawdziwe?

Katharine nagle zesztywniała.

-

Co masz na myśli?

-

Chodzi mi o to, czy panna Fairfax może być w jakiś

sposób związana z Falkhurstem lub czy mogła popełnić

jakąś nieostrożność?

Katharine z całej siły uderzyła lorda Blake'a w twarz, po

czym odwróciła się i chciała wybiec z pokoju, ale Blake chwycił

ją za ramiona.

-

Puść mnie! - krzyknęła.

-

Nie - odparł z kamiennym spokojem. - Nie puszczę cię,

dopóki mnie nie wysłuchasz.

Katharine miała wielką ochotę kopnąć go w piszczel, ale

Blake w ostatniej chwili odskoczył na bok, po czym mocno nią

potrząsnął.

- Psiakrew, Kate, posłuchaj mnie! Nie chciałem nikogo

obrazić. Doskonale wiem, że panna Fairfax jest tak samo

uczciwa jak ty, ale w każdej plotce tkwi zwykle ziarenko

background image

prawdy. Dlatego właśnie są tak szkodliwe. Siadaj więc i słuchaj!

Panna Glyn usiadła na stojącej obok sofie.

- Nie przerywaj, a jeśli mi uwierzysz, to jak dwoje

dorosłych, racjonalnie myślących ludzi zastanowimy się, co

robić - rzekł uroczyście.

Katharine słuchała go w skupieniu.

-

Chyba tracę rozum - powiedziała w końcu. - Atakować

przyjaciela, gdy prawdziwy łajdak chodzi wolno i śmieje

się z nas? Co się ze mną dzieje?

-

Wszystko w porządku, Kate. W takiej sytuacji nikt nie

reaguje właściwie. - Blake potarł policzek. - Czy ty czasem

nie trenujesz w Jackson’s Saloon?

Katharine wy buchnęła śmiechem.

-

O tak, teraz już znacznie lepiej - zauważył z uśmiechem

Blake.

-

Och, Theo, przepraszam...

-

Nie trzeba. Śmiem twierdzić, że każdy na twoim miejscu

potraktowałby mnie tak samo. Powinienem być

szczęśliwy, że mnie nie zastrzeliłaś.

-

Zastrzeliłabym - odparła, śmiejąc się szeroko - gdybym

tylko miała broń.

background image

-

Uwierz mi, że i bez broni świetnie sobie radzisz. Powiedz

mi jednak, co sądzisz o opowieści Williama? Czy Falkhurst

może stać za tym skandalem?

-

Bertie i Georgina zaangażowani w długotrwały romans?

Czule objęci w świetle księżyca? Och, ta historyjka z

daleka śmierdzi Falkhurstem, bez wątpienia. Ale jak tego

dokonał? I dlaczego? Z pewnością jest zdolny do takich

intryg, ale tylko wtedy, kiedy czuje się sprowokowany, a

przecież Georgina nie zrobiła mu nic złego!

-

Odrzuciła go, zaręczając się z Williamem.

Po zastanowieniu Katharine uznała, że to bardzo

prawdopodobne.

- Myślę, że aby rozsupłać ten węzeł, musimy zacząć od

początku. Dopiero potem wolno, ostrożnie posuwać się

naprzód. Koniec trzymamy w ręku, musimy znaleźć początek

sznura, na którym William sam się powiesił. Coś mi jednak

mówi, że to Falkhurst przygotował pętlę.

Panna Glyn obserwowała jego lordowską mość przez

dłuższą chwilę.

-

Wreszcie maska opadła - powiedziała cicho.

-

Omawiamy plan działania, a nie moją garderobę.

background image

-

A więc - powiedziała, biorąc głęboki oddech - sir William

jest przekonany, że widział Falkhursta i pannę Fairfax

razem.

-

I tu rodzi się podstawowe pytanie: jak Falkhurst zdołał

zaaranżować coś tak nieprawdopodobnego?

-

Theo! - zawołała nagle Katharine, chwytając go za ramię i

ciągnąc w dół, żeby usiadł przy niej. - On musiał mieć

wspólnika, a ściślej mówiąc wspólniczkę, do odegrania

roli Georginy!

-

Interesujące - mruknął markiz. - Intryga skomplikowała

się... z konieczności. William nigdy nie uwierzyłby w same

słowa. Falkhurst musiał pokazać mu pannę Fairfax w

chwili, gdy dokonuje zdrady.

-

Tak, oczywiście! - zawołała Katharine, zapominając o

łzach. -Kiedy William rzekomo widział Falkhursta i

Georginę?

-

Trzy dni temu, w poniedziałkowy wieczór.

-

Właśnie wtedy był bal u księcia regenta.

-

Tak, masz rację. Wszyscy tam byli...

-

Poza Georgina.

-

O nie! -jęknął Blake.

background image

-

Została w domu. Nagle poczuła mdłości i położyła się do

łóżka.

-

Tak więc Georgina nie ma nic na swoją obronę. Falkhurst

może spokojnie twierdzić, i pewnie już tak zrobił, że

udawała chorobę, aby się z nim spotkać.

Katharine uśmiechnęła się i pokręciła przecząco głową.

-

Nie, Georgina nie udawała, zapewniam cię. Jednak

niepokoi mnie, iż cała intryga opierała się na tym, aby tego

wieczoru nikt nie zobaczył jej w miejscu publicznym. Jej

choroba idealnie rozwiązywała ten problem, ale skąd

Falkhurst mógł wiedzieć, że Georgina właśnie tego dnia

zachoruje i zostanie w domu?

-

Są metody, żeby wywołać przynajmniej symptomy

choroby.

-

Tylko że Falkhurst przez cały dzień nawet nie zbliżał się

do naszego domu.

-

Musiał więc polegać na kimś wewnątrz domu. To właśnie

mogła być jego wspólniczka.

-

Ja... nie jestem w stanie uwierzyć, że ktoś u nas mógłby...

rozmyślnie zrobić coś takiego Georginie - zaprotestowała

Katharine.

background image

-

Może ta osoba nie wiedziała, do czego zmierza Falkhurst

- odparł Blake, ujmując dłoń panny Glyn. - Musimy

zdobyć więcej faktów, zanim będziemy mogli pójść dalej.

Gdy tylko panna Fairfax dojdzie do siebie, będziesz

musiała z nią porozmawiać. Wypytaj o wszystkie

szczegóły jej poniedziałkowej niedyspozycji. Może

przypomni sobie coś, co zaprowadzi nas do tajemniczej

wspólniczki Falkhursta. I koniecznie zapytaj o suknię.

-

Suknię?

-

Tę, którą miała na sobie dziś wieczorem.

-

Dobry Boże, dlaczego?

-

William twierdzi, że tamtej nocy dziewczyna, która

spotkała się z Falkhurstem, a którą on uważa za pannę

Fairfax, miała na sobie tę samą suknię, co dziś wieczorem.

-

Niemożliwe.

-

Sprawdź to.

- Dobrze. A ty co będziesz robił?

Blake wstał i zaczął krążyć po pokoju.

-

Mam zamiar wziąć na widelec Williama. Muszę

wyciągnąć z niego wszystko, co wie lub myśli, że wie, oraz

wszystko, co powiedział mu Falkhurst. Być może uda się

background image

nam sprawić, że nasz Posępny Rycerz sam wpadnie we

własne sidła.

-

I żeby zrobił to publicznie - dodała stanowczo. - Jak

rewanż to rewanż. Falkhurst publicznie zniesławił

Georginę, a więc powinniśmy zrobić mu to samo.

-

Zgoda - odparł Blake, zatrzymując się przed nią. -

Musimy także przekonać Williama, jak bardzo się mylił...

Boże, jakże on będzie siebie nienawidził, gdy pozna

prawdę. Mam tylko nadzieję, że uda się nam ich pogodzić.

-

Co takiego? - sapnęła ze złością Katharine. - Ty chyba nie

mówisz poważnie! Georgina miałaby pogodzić się z tym

łajdakiem? Prędzej sama wydam się za Falkhursta, niż do

tego dopuszczę.

-

To z pewnością jest jakiś sposób, aby wymierzyć

Falkhurstowi sprawiedliwość.

Panna Glyn znowu wybuchnęła śmiechem.

- Co za okropny człowiek! - zawołała.

Jego lordowska mość skłonił się nisko.

-

W końcu co do jednego jesteśmy zgodni - rzekł. - Musimy

ujawnić perfidię Falkhursta przed światem, znaleźć jego

wspólniczkę i przekonać Williama, jak bardzo się mylił.

background image

-

Ambitny plan - zauważyła panna Glyn.

-

Chyba nie chcesz powiedzieć, że słynna Diablica z

Hampshire utknęła już na pierwszej przeszkodzie - rzekł

Blake, zmuszając ją, żeby wstała.

-

Ja? Nigdy!

-

Ani ja. A więc uzgodnione.

- Uzgodnione - potwierdziła.

Ich oczy na chwilę się spotkały.

-

Powinnaś wrócić do domu - powiedział, patrząc na nią z

zatroskaniem. - Musisz być bardzo wyczerpana, Kate.

-

Tak, rzeczywiście, jestem... Ja... chciałabym ci

podziękować, Theo, za pomoc Georginie, za to, że

pomogłeś mi się pozbierać i za twoje wsparcie. I pomyśleć,

że chciałam zrobić ci krzywdę! - Jej dłoń delikatnie

dotknęła jego policzka. -Nie rozumiem tylko, dlaczego

miałbyś się w to mieszać.

-

Muszę, Kate. Muszę, gdy ktoś, kogo cenię, potrzebuje

pomocy.

-

Ale przecież Georginę ledwie znasz.

-

Nie miałem na myśli panny Fairfax.

Twarz panny Glyn nagle pobladła i Blake delikatnie

background image

dotknął palcami jej czoła.

- Idź do domu, Kate - powiedział miękko. - Wpadnę do

ciebie jutro.

18

Lord Blake wrócił późnym wieczorem od Egertonów

dziwnie milczący. Wręczył lokajowi płaszcz, kapelusz i

rękawice, po czym, zamiast pójść do swojej sypialni, zamknął

się w gabinecie i prawie dwie godziny krążył po pokoju.

Ciekawość służących, zaskoczonych niecodziennym

zachowaniem, w końcu została zaspokojona. Jego lordowska

mość wezwał swoich czterech lokajów, stajennego Scrantona i

Maxwella do gabinetu.

Siedział za biurkiem bez surduta, w mocno rozluźnionym

fularze i rozpiętej kamizelce. Przed nim leżało sześć

zaklejonych kopert.

-

Przez jakiś czas będziecie pełnić nowe obowiązki -

powiedział. -Rano usłyszycie zapewne, co się wydarzyło

dziś na balu u Egertonów. Mówiąc w skrócie, sir William

Atherton publicznie i w sposób brutalny zerwał swoje

background image

zaręczyny z panną Fairfax. Został w to jakoś wrobiony i

musimy dojść, jak. Ty, Caroll, i ty, Yarner będziecie śledzić

sir Williama dniem i nocą. Nie muszę wspominać, że

musicie to robić tak, aby nie wzbudzić jakichkolwiek

podejrzeń. Sir Williamowi nie wolno opuszczać miasta.

Chcę wiedzieć o każdej wizycie, zarówno tej, którą składa,

jak i tej, którą przyjmuje, znać zawartość korespondencji,

która do niego przychodzi lub opuszcza jego dom.

Szczegółowe instrukcje znajdziecie tu - wyjaśnił, wręczając

lokajom koperty. - Dawson i Merriott - ciągnął lord Blake -

będziecie robić to samo, ale obiektem waszego

zainteresowania będzie lord Falkhurst.

-

Lord Falkhurst, sir? - nie krył zdumienia Dawson. - Ten

hrabia?

-

Ten sam.

-

Czy to on właśnie oszukał sir Williama? - zapytał

Merriott.

-

Tak sądzę.

-

Będziemy chodzić za nim jak cień - obiecał Merriott.

-

Wiedziałem, że mogę wam zaufać - odrzekł z uśmiechem

lord Blake, wręczając im koperty. Scranton, chcę, byś

background image

zajrzał do każdego urzędu pocztowego i pubu w

promieniu trzydziestu kilometrów od Londynu.

Porozmawiajcie z każdym listonoszem, z każdym

pachołkiem, każdą służącą. Sprawdź, z kim Falkhurst się

ostatnio spotykał i kiedy.

-

Zrobię to z przyjemnością, sir - odparł Scranton. -

Słyszałem, że w niektórych przydrożnych gospodach

warzą całkiem niezłe piwo.

-

Pij, co chcesz, bylebyś zachował trzeźwą głowę - rzekł

lord Blake, wręczając mu kopertę z instrukcją.

-

A co ja mam robić, milordzie? - zapytał Maxwell.

-

Wybadaj służbę Falkhursta, szczególnie jego lokaja. Chcę

wiedzieć dokładnie, co Falkhurst robił w ciągu ostatnich

dwóch tygodni.

Maxwell bez słowa odebrał przeznaczoną dla niego

kopertę. Po rozdzieleniu zadań Blake z ulgą opadł na oparcie

fotela.

- Chcę mieć od każdego z was dzienne raporty - dodał -

godzinne, jeśli wydarzy się coś niezwykłego. Jakieś pytania?

Odpowiedziało mu zgodne milczenie.

- Doskonale - rzekł z uśmiechem. - A zatem do roboty.

background image

Scranton i czterej lokaje szybko opuścili gabinet.

Jedynie Maxwell ociągał się z wyjściem, z kamienną

twarzą obserwując, jak jego pan pospiesznie robi jakieś notatki.

-

Tak, Max, potrzebujesz czegoś? - zapytał lord Blake, nie

podnosząc głowy znad biurka.

-

Chciałem tylko wyrazić moje zadowolenie, że znowu jest

pan w takim bojowym nastroju. Lepiej, że wykorzystuje

pan swoje imponujące możliwości w jakimś szlachetnym

celu, niż miałby je pan marnować, przemierzając tę wyspę

wzdłuż i wszerz.

Blake chwilę przyglądał się staremu słudze w milczeniu.

-

Cóż to, ty również martwiłeś się o mnie, Max?

-

Każdy, komu na panu zależy, martwił się, sir. Czy panna

Glyn... hm... nie załamała się pod ciężarem tego skandalu?

-

Skądże, mój drogi. Będzie walczyć do końca.

-

Tak, to silna kobieta, milordzie. Jednak, w tej sytuacji to

dobrze, że ma w panu przyjaciela.

-

Dziękuję ci, Max. Mam tylko nadzieję, że będę w stanie

pomóc.

-

Panna Fairfax ma wielu przyjaciół, którzy w każdej chwili

gotowi są stanąć w jej obronie.

background image

-

Tak - odparł lord Blake, patrząc w zadumie na płomień

świecy. - Szkoda, że Kate, będąc młodziutką dziewczyną,

nie miała ich w ogóle.

- Ale teraz to się przecież zmieniło, nieprawdaż,

milordzie?

Lord Blake podniósł głowę i przez chwilę obserwował go

w milczeniu.

- Tak, Max, zmieniło się - powiedział. - Zanim wyjdziesz,

chcę cię jeszcze o coś prosić. Nie mów o swoich spostrzeżeniach

nikomu. Pozwól, że jeszcze przez jakiś czas będę nosił tę swoją

maskę. Lord Falkhurst nie może niczego podejrzewać.

- Będę czujny, milordzie - zapewnił Maxwell, wychodząc z

pokoju.

Blake uśmiechnął się, po czym, wyciągnąwszy się w

fotelu, oparł stopy na blacie biurka i przez następną godzinę

wpatrywał się w lśniące czubki swoich butów, ale myślami był

zupełnie gdzie indziej.

Późnym popołudniem następnego dnia lord Blake zjawił

się przed wejściem do rezydencji Fairfaksów. Po chwili

background image

Wainwright wprowadził go do biblioteki i natychmiast

dyskretnie się wycofał. Blake cicho wszedł do pokoju,

zamykając za sobą drzwi.

Panna Glyn była sama i zupełnie nie zdawała sobie

sprawy z jego obecności. Ubrana w prostą suknię stała przy

wiodących do ogrodu ogromnych przeszklonych drzwiach. Jej

włosy były związane z tyłu głowy w ciasny węzeł, twarz blada

i mizerna, oczy podkrążone. Najwyraźniej miała za sobą fatalną

noc i niewiele lepszy dzień, mimo to panowała i nad sobą, i nad

sytuacją, w jaką została wplątana.

Odwróciła się nagle. Jej oczy spotkały się z jego oczami i

natychmiast złagodniały.

-

Theo, jak to dobrze, że jesteś - powiedziała i uśmiech

rozjaśnił jej twarz.

-

Przepraszam, że nie mogłem przyjść wcześniej - odparł,

ujmując jej dłoń. - Co słychać?

-

Jeremy wyniósł się z samego rana i nie dał jeszcze znaku

życia. Georgina śpi w swoim pokoju.

-

Jest tutaj? - zdziwił się Blake.

-

Nalegała, żeby rano wrócić do domu.

-

Jak się czuje?

background image

-

Lepiej niż mogłam przypuszczać. Wzięła się w garść. Ma

twardy charakter. Jednak widać po niej, że tej nocy wcale

nie spała, nalegałam więc, żeby się położyła. Dodałam do

jej porannej czekolady parę kropel laudanum i wciąż

jeszcze śpi.

-

Robisz jej czekoladę? - roześmiał się.

-

Po co się ma przyjaciół?

-

Boję się pomyśleć. - Milczał przez chwilę. - Mam ci dużo

do powiedzenia, Kate.

-

Ja tobie również. Może jednak przejdziemy do ogrodu.

Ten pokój wydaje mi się dziś jakiś ciemny i ponury.

Pokażę ci nasze róże.

-

Mógłbym przemierzyć nawet pustynię, byłe tylko z

panią, parno Glyn.

Uśmiechając się na wspomnienie jego pierwszej w tym

domu wizyty, oparła mu dłoń na ramieniu i razem wyszli na

zewnątrz. Tonący w ciepłych promieniach popołudniowego

słońca ogród otaczał biegnący półkolem ceglany mur. Po lewej

stronie znajdowała się niewielka oranżeria i rosły drzewa

owocowe, po prawej był warzywnik i rabaty kwiatowe, a w

centralnej części altana z drewnianą ławeczką.

background image

- Bardzo tu pięknie - powiedział z zachwytem Blake.

- Prawda? To miejsce często bywa azylem tych, co szukają

samotności.

Przez jakiś czas spacerowali w milczeniu.

- Jak na takie gaduły jak my, ta cisza jest czymś

niezwykłym - zauważyła Katharine. - Skoro jednak jestem tu

gospodynią, to chyba pierwsza muszę ją przerwać. Zanim

laudanum zaczęło działać, udało mi się porozmawiać z

Georginą i dużo się od niej dowiedziałam. Jeśli chodzi o tę

suknię, którą miała na sobie ostatniego wieczoru, to wiąże się z

nią dość ciekawa historia.

Opowiedziała Blake'owi, jak to pani Foote nieoczekiwanie

zgodziła :ię uszyć Georginie suknię, nalegając na odbiór cztery

dni wcześniej niż trzeba.

-

W poniedziałek, w dniu, w którym był bal u księcia

regenta-dodał Blake.

-

No właśnie. Mogłabym przysiąc, Theo, że tej sukni nikt

nie wkładał aż do wczorajszego wieczoru. Gdyby to była

suknia, którą William widział w poniedziałkowy wieczór,

nosiłaby ślady zagnieceń i wymagałaby odprasowania. To

jednak w ogóle nie wchodzi w grę. Nikt, poza Georginą,

background image

od poniedziałku rano, gdy suknia powędrowała do jej

szafy, aż do chwili, gdy ją stamtąd sama wyjęła ostatniego

wieczoru, na pewno nie dotykał sukni. Poza tym suknia

nie miała żadnych zagnieceń.. a Georginą nie ma

najmniejszego pojęcia o prasowaniu.

We wtorek zauważyła, że sir William radykalnie zmienił

swój stosunek do niej i tak dalece ją to zaniepokoiło, że

wspomniała mi o tym. Jednak w swojej głupocie złożyłam to na

karb zdenerwowania narzeczonego. Rozumiesz teraz, co to

znaczy? Sir William nie wierzył w te kłamstwa aż do

poniedziałku.

-

Co oznacza, że manipulacja postępowała z zadziwiającą

szybkością - rzekł Blake. - Falkhurst i jego wspólniczka

potrzebowali dwóch tygodni na przygotowanie sukni, ale

tylko dwóch lub trzech dni, żeby otumanić Williama.

Falkhurst niewątpliwie obawiał się, że jeśli Will będzie

miał więcej czasu na myślenie, być może dostrzeże w tej

historii poważne luki. Kto zna go tak jak ja, wie, że to

bardzo prawdopodobne. Ale o tym później. Powiedz,

czego dowiedziałaś się o chorobie panny Fairfax.

-

Dolegliwości były bardzo dokuczliwe i przyszły nagle -

background image

odparła Katharine. - Zaczęły się tuż po popołudniowej

herbatce.

-

Najwyraźniej nie jesteś jedyną, która przyrządza napoje

dla panny Fairfax.

-

To oczywiste.

Blake westchnął.

-

I tak panna Fairfax została skutecznie wyeliminowana z

gry.

-

Co gorsza, pokojówka tego wieczoru wprawdzie

zaglądała do Georginy kilka razy, ale o dziesiątej Georgina

zasnęła i pokojówka wkrótce też poszła spać.

Rozmawiałam ze wszystkimi służącymi, ale nikt tej nocy

do Georginy nie zaglądał.

-

Cholera! Czy panna Fairfax mówiła coś o Falkhurście?

-

O tak i nawet była na tyle uprzejma, żeby poinformować

mnie o listach miłosnych, które Falkhurst jej przysyłał!

Chylę czoła przed twoją umiejętnością przewidywania,

milordzie. Nie mówiła mi o tym wcześniej, gdyż bała się,

że mogę go wyzwać na pojedynek za taką bezczelność. I

tak bym na pewno zrobiła.

-

I z pewnością pokonałabyś go bez trudu.

background image

-

Też tak sądzę, ale, jak widać, Georgina nie ufała mi.

Pomyśleć, że Falkhurst był aż tak bezczelny... a ona mi nic

nie napomknęła.

-

Nie robiła nic, aby go zniechęcić?

-

Oczywiście, że robiła. Nie odpowiadała na jego listy i

traktowała ozięble. Na to jednak, żeby go porządnie

zbesztać, jest za miękka. Nie umie być niemiła w stosunku

do kogoś, kto zaklina się, że wzięła jego serce do niewoli.

-

Tak więc Falkhurst mógł cały czas wierzyć w to, w co

bardzo chciał wierzyć - westchnął Blake. - Co za okropna

sytuacja.

Znowu przez jakiś czas milczeli. Katharine czuła, że

zakłopotanie Blake'a wynika z tego, że nie chce jej sprawić

przykrości. Uśmiechnęła się więc promiennie i zapytała:

- A co sir William miał do powiedzenia tobie?

- Bardzo wiele i wyrzucał to z siebie z ogromnym żalem i

gniewem. Najpierw opowiem ci o tej nieszczęsnej sukni.

Blake zaczął od zdarzeń, które miały miejsce w ubiegłą

sobotę. Opowiedział więc, jak William otrzymał bilecik od

panny Fairfax, jak zjawił się w pracowni pani Foote, a potem

przekonał się, że panna Fairfax go oszukała.

background image

Katharine spojrzała na niego ze zdumieniem.

-

Theo, w ubiegłą sobotę, Georgina, Jeremy i ja wybraliśmy

się na piknik do Kensington. Wyjechaliśmy rano,

wróciliśmy późnym popołudniem. Georgina nie mogła

więc być u pani Foote i nie mogła napisać do sir Wiliama,

żeby się z nią tam spotkał... chyba że...

-

Tak?

Panna Glyn chwilę się nad czymś zastanawiała.

-

Jakiś tydzień temu Georgina i sir William spotkali się u

pani Foote przed pójściem na raut. Będąc z natury

romantykiem, sir William mógł nie zniszczyć listu, który

wówczas rzeczywiście od niej otrzymał. Prawdopodobnie

list został skradziony i posłużył Falkhurstowi do

sporządzenia tego fałszywego.

-

Przecież Will mógłby rozpoznać fałszerstwo.

-

Niekoniecznie. Nie znał jeszcze tak dobrze jej pisma, a

poza tym, dlaczego miałby mu się tak dokładnie

przyglądać?

-

Rzeczywiście.

-

Tylko dlaczego Falkhurstowi miałoby zależeć na

ściągnięciu sir Williama do pani Foote?

background image

-

Suknia - mruknął Blake w nagłym olśnieniu. - Kate,

chodziło o suknię! Pani Foote nalegała, żeby Will ją

zobaczył. Nie rozumiesz? Musiał widzieć ją wcześniej,

żeby później można go było przekonać, że to pannę

Fairfax widzi w ramionach Falkhursta w poniedziałkówy

wieczór. Will powiedział nawet, że jest pewien, że to była

ona, ponieważ miała na sobie tę samą suknię, którą

widział w sobotę.

-

Wszystko jasne! Och, Theo, trafiłeś w dziesiątkę! Czego

się jeszcze dowiedziałeś?

-

Otóż, po incydencie w pracowni pani Foote nastąpiła cała

seria czegoś, co określiłbym prowokacyjnymi rozmowami.

Blake zrelacjonował rozmowę Williama z Falkhurstem w

sobotni wieczór w White's, podczas której Falkhurst przyznał

się do romansu z panną Fairfax. Następnie opisał ich rzekomo

przypadkowe spotkanie w poniedziałkowe popołudnie i

wspólny, dramatycznie przerwany lunch.

Katharine jęknęła głucho na wspomnienie tej historii.

- Georgina opowiedziała mi to. Priscilla Inglewood

zaprosiła ją na lunch i, kiedy z ożywieniem rozmawiały,

Georgina nagle ujrzała wybiegającego z restauracji i ogromnie

background image

czymś wzburzonego Williama. Bardzo ją to wówczas

poruszyło.

-

Nie wątpię. Historia Williama jest bardziej sensacyjna.

Zaklinał się, że słyszał, jak Georgina wychwala Falkhursta

pod niebiosa i mówi, że go kocha. Później wzburzony

wybiegł.

-

Georgina wychwalająca Falkhursta? To jakiś absurd.

-

Will przysięga, że słyszał to na własne uszy.

-

Nie mógł słyszeć, ponieważ Georgina i Panna Doskonała

rozmawiały o Jeremym. To dlatego zachowanie sir

Williama tak ją zbulwersowało. Nie mogła pojąć, dlaczego

rozmowa ojej bracie tak go wzburzyła. Co jeszcze naplótł

twój słodki Will?

Blake zrelacjonował jej spotkanie Williama z pewną „lady

o nienagannej reputacji", która zapewniła go o cudzołóstwie

panny Fairfax. Następnie opowiedział o liście, w którym

zapraszała go do Russel Court w poniedziałek wieczorem.

Katharine w milczeniu patrzyła przed siebie.

-

Kiedy po wypiciu ogromnej ilości alkoholu - ciągnął lord

Blake -William przyszedł tam, zobaczył Falkhursta z

kobietą, którą, jak twierdzi, była panna Fairfax. Czule

background image

objęci wchodzili do domu, a potem, stojąc na wprost okna

na pierwszym piętrze południowo-zachodniego skrzydła,

znów się obejmowali.

-

Theo - powiedziała spokojnym głosem panna Glyn -

pokój Georginy ma dwa okna. Oba wychodzą na ogród.

Możesz je stąd zobaczyć.

Lord Blake spojrzał w zadumie na ogromne, zasłonięte

ciężkimi kotarami okna.

-

Rzeczywiście.

-

Jedyne, które odpowiada twojemu opisowi, to okno od

pomieszczenia gospodarczego.

-

Raczej dziwne miejsce na schadzkę - zauważył.

-

A już z pewnością niezbyt wygodne. - Katharine umilkła

na chwilę, po czym, patrząc Blake'owi w oczy, zapytała

cicho: - Theo, kim jest ta „dama o nienagannej reputacji"?

Zawahał się, ale trwało to tylko parę sekund.

- To Priscilla Inglewood.

Krew odpłynęła z twarzy Katharine.

-

Jesteś pewien, że to była ona?

-

Najzupełniej.

Panna Glyn nagle poczuła się tak, jakby wpadła do

background image

głębokiej i bardzo niebezpiecznej wody. Pomyślała, jakie to

musiało być okropne dla Blake'a dowiedzieć się, że jego

narzeczona lub kobieta, która wkrótce ma nią być, mogła zrobić

coś takiego. Musi się czuć zdradzony. Przerażenie i gniew

przepełniły jej serce. Chciała krzyczeć i złorzeczyć tej kobiecie,

ale wiedziała, że nie wolno jej tego zrobić. Nie mogła sprawiać

mu dodatkowego bólu.

-

Przykro mi - powiedziała tylko. - Wiem, jak bliską osobą

jest ona dla... twojej rodziny. To musi być dla ciebie bardzo

trudne.

-

Rzeczywiście, trudno w to wszystko uwierzyć. Nie

wiedziałem, że Priscilla może być tak okrutna.

-

Wierzysz zatem, że lady Inglewood była wspólniczką

Falkhursta?

-

Tak.

-

To potworne, że zdradziła cię w taki sposób - ugryzła się

w język. - Przepraszam, Theo, ale moje nerwy są jeszcze w

niezbyt dobrym stanie. Nie rozumiem tylko, dlaczego lądy

Inglewood wmieszała się w to wszystko? Wiem, że była

zazdrosna o Georginę, ale dlaczego zaatakowała ją w taki

sposób? Georgina nic złego jej nie zrobiła.

background image

-

Podejrzewam, że powodów jest kilka - rzekł ostrożnie. -

Zanim jednak przedyskutuję je z tobą, wolałbym jeszcze

sam dokładnie je przeanalizować.

-

W porządku. Co wobec tego robimy dalej?

-

Zastanawiałem się nad tym i doszedłem do wniosku, że

zachowując dotychczasowy, zgodny z płcią podział pracy,

powinniśmy skupić się na nowych zadaniach. Do ciebie

będzie należało odkrycie, jak Priscilli udało się odegrać

rolę Georginy.

-

Tak, to powinno być interesujące, ponieważ suknia jest

kluczem do tej intrygi - roześmiała się, choć dość smętnie. -

Miała drugą, identyczną suknię, idę o zakład. Jako stała

klientka tej Foote bez trudu mogła to zaaranżować.

-

Coś w tym jest.

-

Poza tym wydaje mi się, że aby ta randka Priscilli się

udała, potrzebny był jeszcze jeden wspólnik: perukarz.

Nawet jeśli sir William był pijany jak bela - a myślę, że był

- dwa razy by się zastanowił, gdyby jego rzekoma

narzeczona miała blond loki.

-

Wspaniale, naprawdę wspaniale - rzekł z uznaniem lord

Blake. -Pomiędzy szukaniem perukarza a odkrywaniem

background image

sposobu, w jaki Priscilla dostała się do środka Russel

Court, niewiele będziesz miała czasu dla siebie.

Chociaż akurat tym wcale nie miał zamiaru się martwić.

Im bardziej panna Glyn będzie zajęta, tym mniej czasu

pozostanie jej na bolesne refleksje.

-

A

czym będziesz zajmował się ty, kiedy ja będę

przemierzać ulice Londynu?

Blake uśmiechnął się szeroko.

- Mam zamiar zdemaskować Falkhursta.

-

Och, nie! Błagam, Theo, zostaw to mnie. Żądam jego

głowy!

Uśmiech znikł z jego twarzy.

-

Musiał bardzo cię zranić.

Katharine milczała chwilę.

- To była moja wina - powiedziała cicho. - Zakochałam się

w pięknej twarzy, w gładkim obejściu i moja wrodzona

inteligencja zawiodła mnie.

Przekrył jej dłoń swoją dłonią.

- Ne obwiniaj siebie za to, że byłaś tak perfidnie

wykorzystywana. Żadna dziewczyna, szczególnie

piętnastoletnia, nie umiałaby ominąć tak zastawionej pułapki.

background image

Pomyśl, ten łajdak potrafił zatruć umysł i serce żołnierza,

dżentelmena, człowieka światowego. Jeśli William w nią

wpadł, jak mogłaś uniknąć jej ty?

Katharine uśmiechnęła się.

-

Przez długie lata rozkoszowałam się myślą jakby to było,

gdybym w porę odzyskała rozum i zdemaskowała

Falkhursta, ale dopiero przy ołtarzu. Wyobraź sobie, jaki

byłby skandal!

-

Jesteś niepoprawna - odparł Blake, krztusząc się od

tłumionego śmiechu

-

Mówię serio.

-

Wiem. Jesteś cudowna. I pomyśleć, że szokowałaś

środowisko przez długie lata, a ja spotkałem cię zaledwie

siedem tygodni temu. Mam sobie za złe, że tak się stało.

Wyobraź sobie, ile cudownych chwil mogliśmy razem

przeżyć.

-

strach pomyśleć - odparła z uśmiechem.

-

Możemy to jednak nadrobić. Przed nami całe życie.

-

Tak - odparła, czując, jak mocno bije jej serce. - To

prawda. A więc strategia na jutro ustalona. Czeka nas

zemsta.

background image

-

Niestety, na razie czekają na mnie rodzice. Muszę iść.

Katharine, starając się za wszelką cenę ukryć

rozczarowanie, odprowadziła Blake'a do wyjścia. Przy

drzwiach zatrzymali się i odwrócili, aby spojrzeć sobie w oczy.

- Jestem ci bardzo... wdzięczna, Theo - powiedziała panna

Glyn cicho, w/ciągając do niego rękę. - Nie dałabym sobie rady

sama, mimo całej brawury. Dziękuję za wszystko, co dla nas

robisz. Jesteś dobrym przyjacielem Williama.

- Jestem także twoim przyjacielem - odparł, ujmując jej

dłoń. - Mówiąc szczerze, nie myślałem o nim ani nawet o

pannie Fairfax.

I zamiast uścisnąć jej dłoń, tak jak się tego spodziewała,

podniósł ją wolno do ust. Katharine poczuła, że jej policzki

czerwienieją, a serce znowu zaczyna głośniej bić.

- Adieu, Katharine - powiedział, wciąż patrząc jej w oczy.

Panna Glyn nie była w stanie wydobyć z siebie głosu.

Markiz uwolnił wreszcie jej dłoń, po czym odwrócił się i

wolno minął oszołomionego Wainwrighta, który, zamknąwszy

za jego lordowską mością drzwi, z milczącym zdumieniem

patrzył na swoją panią.

Panna Glyn, w pełni odzyskawszy już nad sobą

background image

panowanie, rzuciła mu piorunujące spojrzenie. Twarz

majordomusa znowu przybrała obojętny wyraz.

-

Doprawdy - rzuciła z pełnym irytacji i westchnieniem -

można by pomyśleć, że nigdy nie widziałeś, jak komuś

mówię do widzenia.

-

Nie, panienko - mruknął Wainwright, kiedy panna Glyn

zniknęła na schodach i nie mogła go już słyszeć. - Nie

spodziewałem się być świadkiem takiej sceny.

19

Lord Blake wstał wcześnie. Pierwsze godziny spędził przy

biurku w swoim gabinecie, studiując przy cygarach i kilku

filiżankach herbaty obszerne raporty służących. W końcu

wezwał lokaja i polecił mu natychmiast posłać po pana

Robbinsa i lorda Braxtona. Obydwaj dżentelmeni już o

dziesiątej zameldowali się u niego w gabinecie.

-

Angielska punktualność nie ma sobie równej - powiedział

Blake. - Siadajcie, przyjaciele, siadajcie.

-

Gdzie twoja marokańska bonżurka, Blake, gdzie cygaro i

chiński czajniczek? - zawołał Robbins, podejrzliwie

background image

przyglądając się jego wyprasowanemu surdutowi,

nienagannym pantalonom i lśniącym, długim butom.

-

To nie czas ani miejsce na dekadentyzm - odparł Blake. -

Wezwałem was panowie w sprawie niecierpiącej zwłoki.

Chciałbym, żebyście w ten miły kwietniowy poranek

poszwendali się trochę po starym Londynie, łowiąc plotki.

Braxton i Robbins spojrzeli na niego ze zdumieniem.

- Myślę - rzekł Robbins - że powinieneś wyrażać się jaśniej!

Następne pół godziny Blake spędził na relacjonowaniu

wszystkiego, co on i Katharine Glyn odkryli, i co zamierzają

robić dalej. Powoływał się przy tym ciągle na pannę Glyn i

bezustannie ją wychwalał. Kiedy więc zmierzał ku końcowi

opowieści, obaj zaproszeni panowie wymienili

porozumiewawcze spojrzenia.

-

Coś mi się zdaje - skomentował lord Braxton, z uwagą

patrząc na rubinowy pierścień na prawym ręku - że

wchodzisz w głęboką wodę, mój drogi.

-

W najgłębszą- poprawił go Blake.

Braxton i Robbins znów porozumieli się wzrokiem, co

wywołało na twarzy Blake'a uśmiech.

- Dość tych ukradkowych spojrzeń - powiedział. - Skupcie

background image

się raczej na intrydze. Na balu u Egertonów William, chcąc

ukarać pannę Fairfax, wymienił z nazwiska Falkhursta.

Falkhurst, chcąc uwiarygodnić oskarżenia Williama i

ostatecznie pogrążyć pannę Fairfax, będzie napomykał o swoim

romansie z nią jak największej liczbie osób. Każda zatem

puszczona przez niego pogłoska, którą uda się obalić, to

kolejny gwóźdź do jego trumny. W tym celu podzielmy miasto

między nas i ruszajmy na łowy.

Trzej przyjaciele rozdzielili się, umawiając się na spotkanie

w domu Blake'a na późny lunch. Po lunchu, podczas którego

uzgodnili plan działania na najbliższe godziny, ponownie się

rozdzielili, umawiając się tym razem, że po godzinie spotkają

się w White's. Lord Blake poszedł do swojego pokoju, aby

przebrać się w bardziej wytworny strój, zgodnie z rolą, którą

miał wkrótce odegrać.

Wchodząc do klubu, pozdrawiał licznych znajomych,

rozglądając się jednocześnie za Falkhurstem. W końcu znalazł

go w czytelni. Siedział tam w skórzanym fotelu w pobliżu

okna, z kieliszkiem brandy na stojącym obok pomocniku i

londyńską „Gazette" w ręku. Blake, uśmiechając się szeroko,

ruszył w kierunku niczego niepodejrzewającej ofiary.

background image

- Falkhurst, co za niespodzianka! - zawołał. - Jakie to

szczęście, że cię tu spotkałem. Wiedziałem, oczywiście, że jesteś

członkiem klubu, ale nigdy się jakoś tu na ciebie nie natknąłem.

Czasem tu trochę ciasno, ale White's ma swój styl i bywanie tu

jest w dobrym tonie. Co pijesz? Brandy? - Lord Blake skinął na

kelnera. - Jeszcze jedną brandy dla lorda Falkhursta i bordo dla

mnie. No i co powiesz, przyjacielu? - zapytał, zagłębiając się w

stojącym obok Falkhursta fotelu. - Doszedłeś już do siebie po

tym skandalu u Egertonów? Okropna afera, po prostu okropna.

Uważam, że Atherton musiał stracić rozum. Znałem go,

oczywiście, od wielu lat, ale teraz zerwałem z nim wszelkie

kontakty. Jego zachowanie było nie do wybaczenia. W okropnie

złym tonie. Och, dziękuję - rzekł, gdy kelner podał mu kieliszek

bordo.

-

Jak widzę, szczęście mi sprzyja - zawołał Braxton,

podchodząc do obu mężczyzn. - Theo, zostań moim

partnerem w grze w wista. Peter, po tym, jak go wczoraj

ograłem z całej forsy, nie może się doczekać rewanżu.

-

Nigel, nic z tego - odparł Blake. - Dopiero co znalazłem

ten wygodny fotel i razem z Falkhurstem ucięliśmy sobie

miłą pogawędkę.

background image

-

Nie ma sprawy, bierz go więc ze sobą- nie ustępował

Braxton. -Peter też szuka partnera, a słyszałem, że

Falkhurst ma szczęście do kart.

-

To prawda - przyznał Falkhurst - ale nie mogę grać.

Miałem zamiar...

-

Ależ musisz zagrać! - napierał Braxton. - Wyświadczysz

mi ogromną przysługę, Falkhurst, jeśli się zgodzisz. Peter

Robbins ściga mnie dziś cały dzień. Jedyne wyjście, to jak

najszybciej z nim zagrać. Przysięgam, że to wyśmienity

gracz. Po prostu wczoraj karta mu nie szła. To każdemu

się zdarza. Bądź dżentelmenem, Falkhurst, i dosiądź się do

nas.

-

Chodź, Falkhurst - powiedział Blake, wstając z miejsca. -

Nie da się odmówić Braxtonowi, gdy ma taki uśmiech na

twarzy. Zgódź się na parę rozdań. Ja będę dbał o brandy,

Braxton dodawał szyku, a Peter będzie nas bawił.

Lord Falkhurst w końcu dał się namówić. Kiedy weszli do

salonu karcianego, Robbins już zajął stolik do gry w odległym

końcu pokoju, butelki brandy, porto i czerwonego wina czekały

już na nich. Mężczyźni zajęli swoje miejsca. Uzgodniono pulę i

rozdano karty.

background image

-

Falkhurst i ja rozmawialiśmy właśnie o tej okropnej

awanturze u Egertonów ubiegłego wieczoru - powiedział

Blake, rzucając kartę. -Sądzę, że trochę alkoholu dobrze ci

zrobi, Falkhurst. Te publicznie rzucane na ciebie

oszczerstwa, mogą ci zrujnować reputację.

-

Wcale nie - odparł Falkhurst - schlebia mi wręcz sposób,

w jaki kojarzy się mnie z najbardziej pożądaną kobietą z

towarzystwa.

-

Wie, co mówi - rzekł Robbins, uzupełniając kieliszek

Falkhursta. - Ta Fairfax to ładna kobietka, bez wątpienia, i

dojrzała do zerwania.

-

Sądząc po słowach Williama Athertona - zauważył

Falkhurst -już została... zerwana.

Mężczyźni wybuchnęli nieprzyzwoitym śmiechem.

Falkhurst i Robbins wygrali pierwsze rozdanie. Karty

potasowano i rozdano ponownie.

- Ty masz łeb, Falkhurst - powiedział z uznaniem Blake,

po czym szybko upił spory łyk wina. - A tak mówiąc między

nami - dodał, pochylając się do Falkhursta - czy w oskarżeniach

Athertona jest chociaż trochę prawdy?

-

Naprawdę nie wiesz, Blake? - zdziwił się Falkhurst. - Nie

background image

mogłeś porozmawiać o tym z Katharine Glyn?

-

Uchowaj Boże! - skrzywił się Blake. - Ta diablica

zatrzasnęła mi przed nosem drzwi. Wini mnie za

zachowanie Athertona. I bardzo dobrze, naprawdę. Te

rozmowy z nią stawały się już nudne. A co powiesz o

pannie Fairfax? Czy rozmowy z nią są bardziej...

zajmujące?

-

Tak się składa, że... - cedził z uśmieszkiem Falkhurst - sir

William wcale tak do końca się nie mylił.

-

Nie! - zawołał Blake. - Ty chyba nie mówisz serio!

Georgina Fairfax? A to ci aktorka!

-

To prawda - potwierdził Falkhurst, opróżniając kieliszek.

Robbins natychmiast napełnił go znowu. - Wszystkich

wyprowadziła w pole. Niewiele brakowało, a ze mną

również by się to jej udało. Ale ja, gdy chodzi o kobiety,

mam szósty zmysł. Wiedziałem, że nie jest taka, jaką

udaje. - Palce Falkhursta zaczęły gładzić szkło kieliszka. -1

nie była, panowie, zapewniam was. Nie była.

Falkhurst, nieustannie zachęcany przez Robbinsa i

Braxtona, a od czasu do czasu również przez Blake'a, w miarę

jak rosła jego wygrana i malała ilość alkoholu na stole, coraz

background image

chętniej opowiadał o swoich schadzkach z panną Fairfax.

-

Nie osiągnąłeś jeszcze dna, Falkhurst - zauważył Blake,

uśmiechając się złośliwie. - Jeśli uczciwe kobiety poznają

twój prawdziwy charakter, wszystkie drzwi zamkną się

przed tobą.

-

Wręcz przeciwnie - odrzekł Falkhurst, biorąc do ust

kolejny łyk brandy. - Kobiety uważają uwodziciela za

bardzo interesującego. Lista przysyłanych do mnie

zaproszeń wydłużyłaby się w dwójnasób.

-

Wiesz - odezwał się Braxton - zawsze mnie zastanawiało,

że panna Glyn nigdy cię nie nakryła. Sprawia wrażenie

wyjątkowo surowego cerbera.

-

Och, śmiem twierdzić, że wiedziała o wszystkim, ale to

wierny kundel i nie zdradziłaby drogiej przyjaciółki za

żadne skarby świata. Egertonowie uczynili ją

odpowiedzialną za reputację panny Fairfax i Kate Glyn to

właśnie robi. Dba o jej reputację.

-

Zasługuje na medal - oświadczył Blake.

-

Oczywiście, miałem nawet okazję odwdzięczyć się za jej...

dyskrecję - odparł Falkhurst.

Blake roześmiał się.

background image

- Dyskrecja jest czymś, czego bym nigdy pannie Glyn nie

powierzył. To mała jadowita żmija.

Falkhurst, któremu niewiele już brakowało do

kompletnego upicia, wybuchnął śmiechem.

-

Pięknie ją podsumowałeś - rzekł z uznaniem. - Powiem

wam coś, panowie. To ogromne szczęście, że jej ojciec tak

szybko zmarł. Gdyby nie to, mógłbym tę kulę mieć u nogi

przez całe życie! Czy możecie sobie wyobrazić

małżeństwo z Katharine Glyn? Ona nawet w łóżku nie jest

zabawna.

-

Wiesz to z własnego doświadczenia? - zapytał szybko

Braxton, widząc, jak szczęki Blake'a zaciskają się i jak w

jego oczach pojawiają się mordercze błyski.

-

Mówiąc między nami - odparł Falkhurst, pochylając się

do przodu i wydychając opary brandy -

przekoziołkowaliśmy się kiedyś parę razy na sianie. Nie

ma o czym wspominać, ale nic lepszego nie było akurat

pod ręką.

Blake szybko przełknął ostatni łyk wina.

-

Uważam, że można ci to wybaczyć - rzekł z

wymuszonym uśmiechem Braxton. - Jak widać to świetnie

background image

dobrana para, ta panna Fairfax i ta jej, pożal się Boże,

towarzyszka, panna Glyn. Jak sądzisz, długo jeszcze

potrwa ta farsa?

-

Niedługo - zapewnił Falkhurst. - Po tym smrodzie, który

roz-szedł się dzięki Athertonowi, towarzystwo będzie się

do tych pań odnosić z dużą rezerwą.

-

I dobrze im tak - powiedział Robbins.

-

Tak - wycedził Falkhurst. - Kate Glyn będzie nareszcie

miała to, na co zasłużyła od dawna.

-

A panna Fairfax? - zapytał Braxton.

-

Zawsze zadzierała nosa. Wreszcie pokazano jej, gdzie jest

jej miejsce i będzie musiała się z tym oswoić.

-

A wszystko dzięki Williamowi Athertonowi - mruknął

Blake.

-

Tak, wykonał dobrą robotę - wybełkotał Falkhurst. - Sam

nie zrobi łbym tego lepiej.

20

Późnym popołudniem następnego dnia Katharine Glyn

zapukała do frontowych drzwi Russel Court. Jej ciemne włosy

background image

były upięte z tyłu i schowane pod zieloną chustką, zamiast

eleganckiego stroju miała na sobie suknię ze zgrzebnej, szarej

wełny, na nogach grube, czarne pończochy. Wainwright, który

po chwili pojawił się w drzwiach, obrzucił nieproszonego

gościa chłodnym spojrzeniem.

-

Wejście dla służby jest... -Nagle zauważył znajomy błysk

w oku i charakterystyczny grymas ust. - Panna Glyn! -

wykrztusił z trudem.

-

We własnej osobie - rzuciła wesoło Katharine, wchodząc

do holu. - Jest ktoś do mnie?

-

Lord Blake, panienko - odparł Wainwright, usiłując

odzyskać tak typową dla niego powściągliwość.

-Przyszedł jakieś dziesięć minut temu i czeka na panienkę

we frontowym salonie.

-

Wspaniale. Napijemy się herbaty, Wainwright-

powiedziała, mijając wciąż niemogącego dojść do siebie

majordomusa.

Po chwili zatrzymała się przed drzwiami do salonu,

otworzyła je szeroko i zawołała po francusku:

- To ten człowiek, panie oficerze. Niech pan go aresztuje!

Uratował mnie od gilotyny tylko po to, żeby mnie wykorzystać!

background image

O Boże, jaki wstyd! Jak przyjaciel mego ojca, za tyle okazanego

mu serca, mógł nam odpłacić taką nikczemnością!

Lord Blake zakrztusił się łykiem madery, który właśnie

wziął do ust i szybko się odwrócił.

-

Kate! -zawołał, z trudem łapiąc powietrze.

-

Jak się masz, Theo - odparła, zamykając za sobą drzwi i

wyjmując mu z ręki kieliszek. - Zamówiłam herbatę.

Lord Blake wybuchnął śmiechem.

-

Francuska emigrantka - powiedział, usiłując pokonać

czkawkę. -Ciekawe, co wymyślisz jeszcze.

-

Och, w ciągu ostatnich czterdziestu ośmiu godzin byłam

już włoską hrabiną, a dziś irlandzką praczką.

-

Katharine, Katharine, Katharine - powiedział, patrząc na

nią z ukosa. - Jesteś nadzwyczajna!

-

Wiem. Miałam bardzo udane dwa dni. Mam nadzieję, że

o sobie możesz powiedzieć to samo.

-

Chyba tak - odparł, odbierając z jej rąk filiżankę z herbatą.

- Jednak zacznijmy od ciebie.

Panna Glyn łyknęła herbaty i opisała swoją wędrówkę po

słynnych londyńskich pracowniach peruk. Uwieńczoną

sukcesem, bo natrafiła na pana LeBeau, francuskiego

background image

emigranta, który przyznał się, że robił ostatnio czarną perukę

dla Priscilli Inglewood. Następnie powtórzyła Blake'owi słowa

Harriet Perm, nowej pokojówki, która, ulegając szantażowi

Falkhursta, zgodziła się wypełnić jego polecenia. W

poniedziałkowy wieczór dolała Georginie do herbaty środka

nasennego, zostawiła Falkhurstowi i lady Inglewood otwarte

drzwi do południowo-zachodniego skrzydła domu i wskazała

im pomieszczenie gospodarcze z oknem, które odgrywało w

ich planie wiodącą rolę.

- A skąd ten strój irlandzkiej praczki, który widzę na tobie?

- zapytał Blake.

Panna Glyn opowiedziała mu więc o długich godzinach

spędzonych w pralni Inglewoodów. Bonnie, młoda dziewczyna

z Yorkshire, od niedawna pokojówka, miała wiele do

opowiedzenia o lady Inglewood. W poniedziałkowy wieczór,

tuż przed balem u księcia regenta, Bonnie weszła do jej pokoju,

zanim lady Inglewood włożyła płaszcz. Jej pani miała na głowie

czarną perukę, a na sobie srebrną suknię przybraną perłami i

diamentami, której Bonnie nigdy nie widziała. I najważniejsze,

lady Inglewood wróciła z balu bardzo późno tej nocy w

różowej empirowej sukni i bez peruki. Bonnie nie wiedziała, co

background image

o tym sądzić, ale lord Blake i panna Glyn wiedzieli doskonale.

-

Jesteś nieoceniona - powiedział Blake.

-

Ty tak uważasz. Mam tylko nadzieję, że zdołamy

przekonać o tym resztę towarzystwa. Teraz bądź dobrym

chłopcem i opowiedz o swoich przygodach.

-

O czym chcesz usłyszeć najpierw: o tym, jak giermek

Falkhursta usiłował zepchnąć mnie z Tower Bridge, czy o

tym, jak zostałem uwięziony w pokoju pełnym

ogromnych, jadowitych węży? - zapytał.

W odpowiedzi otrzymał jedynie piorunujące spojrzenie,

pospiesznie więc dodał:

-

Może lepiej opowiem ci jednak o mojej rozmowie z

Falkhurstem.

-

Ależ to musiało być nudne.

-

No tak - odparł Blake, uśmiechając się szeroko. - Okazał

się wyjątkowo niedyskretny, co pewnie zawdzięczamy

wspaniałej brandy oraz moim i Braxtona umiejętnościom

przegrywania, kiedy mamy w tym jakiś cel. Posunął się

tak daleko, że wymienił daty, czas i miejsca swoich

rzekomych schadzek z panną Fairfax.

Wyciągnął notes i wręczył go Katharine, która już po

background image

szybkim przejrzeniu zapisków zauważyła, że w niektórych

przypadkach będą pewne kłopoty z zapewnieniem pannie

Fairfax alibi.

- Postanowiłem sam sprawdzić te historyjki Falkhursta –

ciągnął Blake - i okazało się, iż w niektórych tkwi ziarno

prawdy. Falkhurst miał rzeczywiście schadzki w przydrożnych

gospodach poza miastem, ale ich właściciele gotowi są przysiąc

w sądzie, iż żadna z towarzyszących mu pań w niczym nie

przypominała panny Fairfax. Dotarłem nawet do jednej z tych

ślicznotek i uzyskałem jej zapewnienie, że w każdej chwili

może nam dostarczyć wszystkich potrzebnych dowodów.

-

Dlaczego twoje wysiłki muszą przyćmiewać moje? Tak

czy inaczej mamy go, Theo. Jestem pewna.

-

Myślę, że damy sobie z tym radę. Poza tym jestem

pewien, że Falkhurst sam siebie zgubi.

-

Mówił coś jeszcze?

-

Kto? Falkhurst? On... nie, nic więcej.

-

Daj spokój, Blake, bądź dużym chłopcem - roześmiała się

szeroko - i opowiedz wszystko cioci Kate.

-

Naprawdę, nie uważam, że... - Urwał nagle, czując na

sobie jej wymowny wzrok. - No dobrze - dodał z

background image

westchnieniem. - Pozwolił sobie na kilka dosyć

swobodnych uwag o sobie i o tobie... To znaczy... on się

zaklinał, że romansował z tobą... kiedyś.

Obserwowała go przez chwilę w milczeniu, po czym

nieoczekiwanie rzuciła się na oparcie fotela i wybuchnęła

śmiechem.

Blake musiał mieć niezbyt mądrą minę i śmiech Katharine,

pomimo jej wysiłków, żeby się opanować, gdy tylko spojrzała

na niego, wybuchał na nowo.

- Romansował! - jęknęła. - Romansował - powtórzyła i

znowu zaniosła się śmiechem. Był on tak zaraźliwy, że nawet

Blake nie był w stanie dłużej utrzymać powagi.

Kiedy Katharine opanowała się, wspólnie z Blakiem przez

chwilę zastanawiali się nad zapłatą Falkhurstowi i lady

Inglewood za ich nikczemność.

-

Wiemy już wszystko i mamy już prawie wszystkie

potrzebne dowody - zauważył Blake. - Pułapka

przygotowana i wkrótce możemy przystąpić do zadania

ostatniego ciosu. Nadszedł czas, Kate, żeby panna Fairfax

poznała całą prawdę.

-

Wiem - westchnęła - i bardzo się boję. Nie wiem, jak ona

background image

to przyjmie.

-

Jest silna i z twoją pomocą jakoś przez to przejdzie.

Powiedz jej, Katharine. Powiedz jeszcze dziś.

-

Masz rację, oczywiście. Tak zrobię -zawahała się. - To

musi być... trudne dla ciebie.

Spojrzał na nią spod oka.

-

Dlaczego?

-

Dowiedzieć się takich okropieństw o Priscilli. Nikogo nie

może uszczęśliwić odkrycie, że jego narzeczona nie jest

taka, jak myślał.

-

Narzeczona? Jaka narzeczona?

Serce zabiło jej mocniej.

-

Zerwałeś z nią?

-

W żaden sposób nigdy nie byłem z nią związany. Nie

byłem, nie jestem i nigdy nie będę zaręczony z Priscillą

Inglewood.

Filiżanka z herbatą zadrżała w jej ręku i Katharine szybko

postawiła ją na tacy.

-

Ależ Theo, cały Londyn już kupuje wam ślubne prezenty.

-

W takim razie cały Londyn nie grzeszy rozumem. Jestem

zdumiony, Katharine, że mogłaś uwierzyć w takie bzdury,

background image

szczególnie teraz, gdy Priscillą tak podle z wami postąpiła.

-

A jednak masz wobec niej zobowiązania...

-

Wiele by o tym mówić, ale może niekoniecznie dziś -

odparł, patrząc jej w oczy. - Wiele w swoim życiu

wycierpiałaś, Kate, rozumiesz więc, co przeżywałem,

kiedy umarł mój brat. Obwiniałem się o coś, czemu nie

byłem w stanie zapobiec, tak jak ty obwiniasz się o to, co

spotkało pannę Fairfax. Po śmierci brata zamknąłem się w

sobie jak żółw w skorupie, uciekając od tych, których

kochałem najbardziej. Utrwalałem w sobie absurdalne

kłamstwa, które mnie zatruwały. Uwierzyłem w końcu, że

nie potrzebuję miłości. W pewnym sensie mam dług

wdzięczności wobec Priscilli. Myśląc o małżeństwie z nią,

zrozumiałem, jak odrażający byłby dla mnie ten oziębły

dyktowany rozsądkiem związek. Determinacja Priscilli w

dążeniu do uzyskania tytułu księżnej Insley unaoczniła

mi, że wmawianie sobie zobowiązań wobec niej to jakieś

szaleństwo. Teraz nie jestem już winien jej nic, prócz

zemsty za was, za ciebie i pannę Fairfax.

-

Tak, ale wobec mnie jej taktyka była inna - powiedziała

cicho i zamyśliła się.

background image

- Kate! - zawołał, ściskając jej dłonie. - Co ci jest? Stało się

coś?

Katharine wzdrygnęła się i odetchnęła głęboko.

-

Przyszło mi na myśl - powiedziała głucho - że

okrucieństwo Falkhursta i Priscilli wobec Georginy i

Williama jest niewspółmierne do przyczyny. Owszem,

Priscillą była zazdrosna o Georginę, a Falkhurst o sir

Williama i mógł się czuć upokorzony przez Georginę. Ale

podstawowy element tej układanki gdzieś się nam

zagubił. Chyba jednak go wreszcie odnalazłam, Theo.

Chodzi o mnie.

-

Kate...

-

Nie próbuj mnie przekonywać, że jest inaczej! - zawołała.

- Znam prawdę. Falkhurst, Priscillą i ja prowadzimy ze

sobą wojnę już niemal dziesięć lat i ja, jak zwykle zresztą,

posunęłam się za daleko. Kto by ścierpiał te wszystkie

obelgi, którymi ich obrzucałam. To jedyna sensowna

odpowiedź, Blake. Jak najlepiej mnie zaatakować, jeśli nie

przez zniszczenie Georginy? A czy można bardziej

zniszczyć Georginę, niż nastawić przeciwko niej kogoś,

kogo pokochała bezgranicznie? Nie widzisz tego, Theo?

background image

To pasuje. Wszystko nareszcie pasuje. - Panna Glyn

odwróciła się szybko.

Jednak Blake nie pozwolił jej odejść. Chwycił ją za ramiona

i odwrócił do siebie.

-

Kate, dość. Nie możesz się obwiniać za wszystko. Nie

masz prawa. Jeśli Priscilla i Falkhurst chcieli zranić tylko

ciebie, mogli to zrobić na wiele innych, prostszych

sposobów. Ale nie zrobili. Zaatakowali pannę Fairfax i

Williama wprost, bo to ich chcieli zranić. Oczywiście ciebie

zranili też i... zgadzam się, że chcieli tego. Ale chodzi o to,

że ich ofiarami są nasi przyjaciele, osoby, których Priscilla

i Falkhurst nienawidzą właściwie bez powodu, i że jesteś

tym przybita, a może...

-

Jesteś bardzo przekonujący, Theo - powiedziała,

uśmiechając się blado. -Teraz już znasz tę gorszą część

duszy. Czasem potrafię być niezłą zołzą!

-

Co to, to nie!

Z jej ust wyrwał się zduszony śmiech.

- Łotr!

Blake ponownie ujął jej dłonie.

- Kate, wiem, że to trudne, ale musisz to zrobić. Prawdę

background image

mówiąc, i ja za to odpowiadam, bo... powiedziałem Priscilli coś,

co mogła uznać za niewybaczalne. Jeśli zdecydowała się

uderzyć... cóż, wiedziała, że jesteś moją przyjaciółką. Ale w

końcu, jakie to ma znaczenie? Tego, co ona i Falkhurst zrobili,

nie da się wytłumaczyć. Poza tym ich intryga dotknęła nie tylko

pannę Fairfax, Williama i ciebie, ale również Jeremy'ego

Fairfaksa, Egertonów, twoich przyjaciół... Lista jest

nieskończona—i właśnie to ich zgubi.

Wainwright zapukał do drzwi i po chwili wszedł do

pokoju.

-

Kiedy mam podawać kolację, panno Glyn?

-

Theo, zostaniesz? - zapytała Katharine.

-

Dziękuję, ale nie mogę - odparł Blake, wstając. - Czeka

mnie jeszcze kilka wizyt. Może innym razem.

- A więc za godzinę, Wainwright.

Majordomus skłonił się i wyszedł.

- Cóż - powiedziała Katharine, też wstając - to była...

bardzo interesująca wizyta. - Wyciągnęła do Blake'a rękę. -

Dziękuję ci, Theo - powiedziała cicho. - Jestem ci wdzięczna za

wszystko, co... powiedziałeś... i co zrobiłeś.

- To była dla mnie, zapewniam cię, ogromna przyjemność

background image

- odparł, unosząc jej dłoń do ust. -Dobrej nocy, Katharine.

Panna Glyn patrzyła, jak Wainwright odprowadza Blake'a

do wyjścia. Ta wizyta zupełnie wytrąciła ją z równowagi.

Najchętniej zaszyłaby się w swoim pokoju, ale wiedziała, że ma

przed sobą zadanie, którego nie można odkładać. Weszła do

holu.

-

Czy Georgina jest u siebie, Wainwright? - zapytała.

-

Tak, panienko - odrzekł majordomus z kamienną, jak

zawsze, twarzą.

-

Dziękuję ci.

Powoli ruszyła schodami w górę do swego pokoju. Weszła

do środka, zrzuciła strój praczki, włożyła szlafrok, po czym,

wziąwszy głęboki oddech, skierowała się do saloniku panny

Fairfax.

21

Niebo w czwartkowy wieczór było całkowicie pokryte

chmurami. Wiosenne ciepło ostatnich kilku tygodni zastąpił

przejmujący chłód. Kolory wyraźnie przygasły, ludzie mniej

chętnie zatrzymywali się na ulicach, aby zamienić ze sobą parę

background image

słów, a na kominkach ogień znowu płonął przez cały dzień.

Książę i księżna Insley oraz Katharine Glyn siedzieli w salonie

Insleyów, czekając na przybycie Blake'a i Williama Athertona.

-

Wolałabym, żeby pogoda nie dostrajała się do naszego

nastroju -westchnęła panna Glyn.

-

Jest rzeczywiście ponuro - przyznała księżna.

-

Myślę, że nie musicie być państwo przy tym obecni -

powiedziała panna Glyn. - Theo i ja możemy porozmawiać

z nim sami.

-

Nie, nie, panno Glyn, chcemy zostać - odparł książę. - Z

tego, co Theo powiedział o stanie umysłu Williama, biedak

może w to wszystko nie uwierzyć, sądząc, że usiłujecie

bronić panny Fairfax. Jeśli to jednak my potwierdzimy

waszą wersję, będzie zmuszony ją zaakceptować.

Po chwili lord Blake w towarzystwie sir Williama wszedł

do salonu.

- O, jesteście tu wszyscy - powiedział. - Wspaniale! Will,

znasz moich rodziców, oczywiście, i, jak sądzę, pannę Glyn

również.

Sir William ze zdumieniem rozejrzał się dookoła.

- Co to wszystko ma znaczyć? - zapytał.

background image

-

Zaraz się dowiesz. Siadaj - rzekł lord Blake, wskazując mu

fotel obok księcia i księżnej. - Opowiem ci pewną historię.

-

Jeśli o Georginie... - zaczął zapalczywie sir William.

-

Również - przerwał mu lord Blake. - Przede wszystkim

jednak o Priscilli Inglewood i Bertramie Falkhurście.

Siadaj, Will - powtórzył, wciskając go w stojący za nim

fotel.

-

Jeszcze nie widziałam, żeby kogoś tak zdecydowanie

namawiano do zajęcia miejsca - zauważyła panna Glyn.

Lord Blake uśmiechnął się szeroko, po czym podszedł do

kominka i oparłszy się o marmurowy gzyms, zwrócił w stronę

audytorium.

-

A więc - zaczął - pewnego razu był sobie pewien lord i

pewna lady, o sercach przepełnionych zazdrością i

nienawiścią do pewnej bardzo w sobie zakochanej pary

młodych ludzi. A że ów lord i owa lady byli bardzo

samolubni i okrutni, wymyślili intrygę, która miała

zniszczyć szczęście kochanków.

-

Posłuchaj, Theo - przerwał mu sir William - jeśli myślisz,

że będę spokojnie siedział i wysłuchiwał tych bzdur...

-

Niegrzecznie jest przerywać komuś w pół zdania -

background image

zauważyła z powagą księżna.

Lord Blake kontynuował więc opowieść z pomocą panny

Glyn, która uzupełniała ją o bardziej dramatyczne i barwne

opisy tego, jak to sir William został wyprowadzony w pole.

- Uważacie mnie za durnia? - zawołał z furią William,

kiedy opowieść dobiegła końca. - Sądzicie, że uwierzę w te

ckliwe bajdy? Wiem, co słyszałem i widziałem! Sądzicie, że

uwierzę wam, a nie własnym oczom i uszom? Georgina i

Falkhurst są kochankami i nie ma znaczenia, co o tym my ślą jej

lojalni przyjaciele!

Panna Glyn powiedziała spokojnie:

-

Mamy tu złożone pod przysięgą zeznanie pani Foote,

słynnej krawcowej, którą miał pan okazję poznać,

stwierdzające, że lady Inglewood zleciła jej wykonanie na

wasz zaręczynowy bal dwóch identycznych sukni. Jedną

włożyła lady Inglewood, gdy w poniedziałkowy wieczór

odgrywała rolę Georginy.

-

Wspaniale - zadrwił sir William. - Ile zapłaciłeś pani Foote

za to oświadczenie, Theo?

Oczy lorda Blake'a niebezpiecznie się zwęziły.

- Jestem przede wszystkim twoim przyjacielem, Will,

background image

proszę cię więc, nie oskarżaj mnie o przekupstwo i szantaż. Ja,

chociaż mógłbym, nie oskarżam cię o głupotę.

- William - odezwała się z powagą księżna - wiem, że

odrzucasz to, co tu dziś usłyszałeś. Uznanie tej prawdy to tak

jak nagła utrata gruntu pod nogami. Musisz być jednak dzielny

dla dobra panny Fairfax i swego własnego. Otwórz serce i

rozum na to, co przed chwilą usłyszałeś, tak wygląda prawda.

-

Theo zebrał złożone pod przysięgą oświadczenia - wtrącił

książę. - Wszystkie zaprzeczają rzekomym schadzkom

Falkhursta z panną Fairfax. Theo jest w stanie udowodnić,

że w żadnej z wymienionych sytuacji, panny Fairfax nie

mogło tam być.

-

Zostałeś wykorzystany, Will - powiedział spokojnie lord

Blake -haniebnie wykorzystany. Nie jest łatwo z tym się

pogodzić, wiem, ale dla spokoju twojego sumienia musisz

uwierzyć we wszystko, co ci powiedziałem. Co jest gorsze:

uwierzyć w niewinność panny Fairfax czy w kłamstwa,

które tak cię zatruły?

Sir William powoli przenosił wzrok z jednej twarzy na

drugą, podczas gdy kolor jego własnej z każdą chwilą coraz

bardziej przypominał popiół, a żołądek coraz bardziej

background image

podchodził mu do gardła. W końcu zatrzymał wzrok na

Blake'u i w milczeniu przez dłuższy czas go obserwował. Nagle

jęknął i wybiegł z pokoju, zanim zmaltretowany żołądek zdążył

się pozbyć swojej zawartości.

Lord Blake pobiegł za nim.

-

Biedny chłopiec - szepnęła księżna.

-

Falkhurst i Priscilla muszą za to odpowiedzieć -

oświadczył książę.

-

I pomyśleć, że znając kogoś przez całe życie, można go

nie znać wcale - dodała w zadumie księżna.

Chwilę później lord Blake wrócił do salonu.

-

Jak on się czuje? - zapytała księżna.

-

Wątpię, czy w ciągu najbliższych dwóch tygodni jego

żołądek będzie w stanie cokolwiek przyjąć - odparł Blake,

zagłębiając się w fotelu. - Szkoda chłopaka - dodał z

westchnieniem. - Czy tak samo było po twojej rozmowie z

panną Fairfax?

-

Gorzej - odparła Katharine. - Georgina od wtorku

wieczorem nie opuszcza swojego pokoju. Nie chce jeść ani

z nikim rozmawiać.

-

Nie wiedziałem.

background image

-

Nie mówiłam ci - powiedziała, wzruszając ramionami. -

Właściwie, nie martwię się tym. W końcu dojdzie do

siebie.

-

To musi być trudny dla pani okres, panno Glyn -

zauważyła księżna.

-

Bywało gorzej - odparła Katharine, wzruszając ponownie

ramionami.

Sir William, który bardziej przypominał ducha, wrócił

wreszcie do salonu.

-

Uważam - powiedział drżącym głosem - że winien jestem

wszystkim przeprosiny. Źle się zachowałem, podczas gdy

wy staraliście się jedynie pomóc mi.

-

Nie musisz przepraszać, Williamie - odparł książę. -

Każdy młody człowiek w twojej sytuacji zrobiłby to samo.

-

Boże, szkoda, że nie umarłem! -jęknął sir William,

opadając na fotel i kryjąc głowę w ramionach. - Jak

mogłem być tak ślepy?

-

Falkhurst i Priscilla bardzo sprytnie wszystko

zaplanowali - powiedział lord Blake. - Musieli działać

szybko, żeby cię zaskoczyć i nie dać czasu na otrzeźwienie.

-

Ale dlaczego? - zawołał sir William, podnosząc głowę. -

background image

Dlaczego zrobili to mnie? Nam?

-

Najwyraźniej lord Falkhurst wierzył, że to on jest

wybrańcem panny Fairfax - odparła księżna. - Kiedy

ogłoszono wasze zaręczyny, jego zazdrość i gniew stały się

nie do opanowania. I wszystko wskazuje na to, że Priscilla

wykorzystała okazję, aby zranić swoją największą

rywalkę. Zazdrość, Williamie, to straszny przeciwnik.

-

Muszę się z nią zobaczyć - rzekł sir William, patrząc

błagalnie na pannę Glyn. - Muszę porozmawiać z

Georginą.

-

Jeszcze nie teraz - powiedziała cicho Katharine. - Ona już

wie to, o czym pan dowiedział się przed chwilą, i sądzę, że

to dotknęło ją bardziej niż pańskie oskarżenia. Georginą

potrzebuje czasu. Ja, a może nawet ona sama,

zawiadomimy pana, kiedy będzie w stanie zobaczyć się z

panem.

-

Jeśli... w ogóle zechce -jęknął i ponownie ukrył twarz w

dłoniach.

Panna Glyn wróciła do Russel Court w dosyć ponurym

background image

nastroju. Weszła na pierwsze piętro, czując w głowie zamęt, po

czym, zamiast skierować się do swojego pokoju, zatrzymała się

przed sypialną swojej przyjaciółki i, odetchnąwszy głęboko,

zapukała do drzwi.

-

Tak? - odparł przytłumiony głos.

-

To ja, Georgino. Chciałabym z tobą porozmawiać.

-

Nie chcę nikogo widzieć.

-

Nonsens - powiedziała Katharine, mimo protestów

przyjaciółki wchodząc do środka. I zamknęła za sobą

drzwi.

Panna Fairfax, w szlafroku, z luźno opuszczonymi na

ramiona włosami, stała przy oknie, patrząc przed siebie

niewidzącymi oczami.

-

Pięknie wyglądasz - skomentowała panna Glyn.

-

Odejdź, Kate - rzuciła z westchnieniem panna Fairfax. -

Nie jestem w towarzyskim nastroju.

-

Biedactwo. Musisz się więc przełamać, ponieważ mam

zamiar tu zostać.

-

Doprawdy, Kate - westchnęła ponownie panna Fairfax,

kładąc się na łóżku i zwijając w kłębek - czy ty w ogóle nie

uznajesz prywatności?

background image

-

Nie, jeśli widzę kogoś takiego jak ty - rzuciła panna Glyn,

siadając obok przyjaciółki. - Nie jestem w stanie

zrozumieć, dlaczego nie chcesz stanąć do walki. To

zupełnie do ciebie niepodobne. Dlaczego się poddałaś,

Georgino?

-

A niby co miałabym zrobić? - zapytała panna Fairfax,

wyrywając rękę z uścisku panny Glyn. - Wydrapać

Priscilli oczy? Uderzyć Falkhursta w twarz? Dać anons w

„Gazette"?

-

Wszystko jedno - odparła panna Glyn z powagą. - Tylko,

na Boga, coś zrób!

-

Dlaczego? Co to da? Czy wymaże z pamięci koszmar,

który przeżywam od kilku dni? I te wszystkie potworne

rzeczy, które William mówił o mnie? Czy zwróci mi

utracone szczęście?

-

Nie, ale przynajmniej będzie ci lżej.

-

Jakim cudem?

-

Manipulowano tobą i Williamem. Czujesz się więc

zraniona i bezsilna, jak nigdy dotąd i, co zrozumiałe,

czujesz odrazę. Ale jeśli z tym coś zrobisz, odzyskasz

wpływ na swoje życie. A wtedy, jak sądzę, zaczniesz sama

background image

siebie traktować lepiej niż teraz.

-

Jakie to ma znaczenie? - zauważyła z goryczą Georgina. -

Nie wyjdę za mąż w czerwcu. Nie odzyskam przyjaźni i

miłości Williama. Nie będę go kochać.

-

A chciałabyś? - zapytała ze zdumieniem panna Glyn.

-

Nie wiem! - zawołała ze złością panna Fairfax, uderzając

pięścią w materac. - To dziwne, kochać go po tym, co mi

powiedział i zrobił, a jednocześnie nienawidzić, że tak

uległ manipulacji, tak mnie zranił i nie ufał mi.

-

Nie on rozdawał karty.

-

To nie ma znaczenia.

-

Jesteś niemądra.

-

Wiem! Jeśli on mógł postępować głupio, dlaczego ja nie

mogę. Jest we mnie tyle złości, bólu i przerażenia, Kate, że

chwilami czuję, że już tego nie wytrzymam. Nigdy się tak

nie czułam. Och, Kate, jestem taka nieszczęśliwa! - załkała.

Katharine wzięła przyjaciółkę w ramiona, tuląc i kołysząc

jak dziecko.

-

Gdybym tylko mogła przestać o nim myśleć - mówiła

panna Fairfax, szlochając. - Tak mi wstyd.

-

A jak myślisz, dlaczego sir William tak brutalnie wobec

background image

ciebie postąpił? - zapytała panna Glyn. - Pomimo tego, co

widział i słyszał, wciąż cię kochał. Wciąż kochał kobietę,

która, jak sądził, haniebnie go zdradziła, i nienawidził

siebie za to.

-

On nadal mnie kocha? - zapytała panna Fairfax,

odsuwając się od przyjaciółki, aby spojrzeć jej w twarz. -

Pomimo tych wszystkich paskudnych rzeczy, które o mnie

myślał?

-

Tak sądzę.

-

Jakie to... dziwne.

-

Nie bardziej niż to, że ty go kochasz, pomimo wszystko.

-

Ale to jest różnica.

-

Jaka?

-

W porządku, Kate, może i nie ma różnicy. Ale ja

przynajmniej nie wierzyłam w te wszystkie kłamstwa o

nim. Podczas gdy on wierzył w każde oskarżenie, które z

takim okrucieństwem rzucał mi w twarz. Jak mogę go

dalej kochać, jak mogę mu przebaczyć, wiedząc to

wszystko?

-

Dlaczego uważasz, że musisz? Mylisz się Georgino. Nikt

nie miałby ci za złe, gdybyś podeszła do sir Williama i

background image

napluła mu w twarz.

-

Mówisz od rzeczy! - zawołała panna Fairfax i nagle się

roześmiała.

-

Ależ, Georgino, absurd to moja specjalność.

-

Jak zwykle przesadzasz - odparła z uśmiechem panna

Fairfax. -Ostatnio, jak sądzę, nie miałaś ku temu zbyt

wielu okazji. Zmieniłaś się, Kate, a może to oni cię

zmienili? A co z twoim rewanżem?

-

Książę ma zamiar wydać bal na cześć nowego

ambasadora w Hiszpanii. Nie wiem jeszcze, kiedy ten bal

się odbędzie, ale książę i księżna Insley zapytają jego

wysokość, czy będziemy mogli wystawić w jego trakcie

nasz mały melodramat. Na razie to jeszcze nic pewnego.

-

Przypuszczam, że przewidziałaś w nim rolę dla mnie?

-

Droga Georgino, występujesz podczas całego trzeciego

aktu!

-

A... William... też otrzyma w nim jakąś rolę?

-

Nie wiem. Mam nadzieję. W tej chwili nie jest w stanie

myśleć o czymkolwiek poza horrorem, który nam

wszystkim zafundował. Widzisz, on nawet nie wierzy, że

kiedykolwiek mu wybaczysz. Świadomość tego, co ci

background image

zrobił... bardzo nim wstrząsnęła. - Katharine wzięła

głęboki oddech. - On... chce się z tobą zobaczyć.

Blada twarz panny Fairfax nagle stała się szara.

-

O Boże, Kate, co ja mam zrobić?

-

Nie wiem, Georgie - powiedziała cicho Katharine. -

Bardzo mi przykro, ale nie wiem. Theo i ja, a nawet książę

i księżna, chcielibyśmy widzieć was znowu razem,

podczas gdy Jeremy i Tommy Carrington chcieliby oblać

go smołą i oblepić piórami, a potem ściąć mu głowę. Część

mnie chciałaby zobaczyć sir Williama powieszonego na

najwyższym maszcie, inna natomiast... żałuje go. A sam sir

William stracił nadzieję na szczęście w chwili, gdy ujrzał

Priscillę i Bertiego odgrywających swoją scenę. Dałabym

wszystko, żeby ci móc doradzić, Georgino, ale nie potrafię.

Ten problem musisz rozwiązać sama.

Następnego dnia rano panna Fairfax weszła do pokoju

śniadaniowego, gdzie Katharine Glyn i Jeremy Fairfax siedzieli

przy porannym posiłku.

-

Georgina! - zawołała ze zdumieniem panna Glyn.

background image

-

Dzień dobry wszystkim - powiedziała panna Fairfax, po

czym podeszła do stolika, nalała sobie do filiżanki kawy,

wzięła z tacy grzankę i usiadła przy stole.

-

Jak dobrze znowu cię widzieć - rzekł Jeremy, uśmiechając

się do niej ciepło. - Stęskniliśmy się już za tobą.

-

Napisałam do Williama- powiedziała cicho panna Fairfax.

- Prosiłam, żeby przyszedł do mnie dziś po południu.

-

Dobry Boże, dlaczego?! - Jej brat nie krył oburzenia.

-

Ponieważ muszę z nim porozmawiać - wyjaśniła chłodno.

-

Brawo! - Siedząca po przeciwnej stronie stołu panna Glyn

wzniosła toast, unosząc filiżankę z herbatą. - Życzę ci

szczęścia, Georgino.

Po południu, gdy panna Fairfax nerwowo spacerowała po

salonie, pomyślała, że będzie jej ono dziś bardzo potrzebne.

Boże, czyżby straciła rozum, decydując się na napisanie tego

listu do Williama? Jej niepewność i niezdecydowanie zdawały

się rosnąć z każdą minutą.

Wreszcie rozległo się ciche pukanie do drzwi i Wainwright

wprowadził jej byłego narzeczonego do pokoju, po czym

dyskretnie wycofał się i zamknął za sobą drzwi.

Panna Fairfax została sam na sam z Williamem

background image

Athertonem. Zmiany, jakie zauważyła w jego wyglądzie,

głęboko nią wstrząsnęły. Twarz miał bladą i wymizerowaną, a

ubranie wisiało na nim, jakby schudł parę kilo.

-

Dziękuję, że zechciałaś się ze mną widzieć. - Jego głos

brzmiał głucho w ciszy salonu.

-

Nie wyglądasz najlepiej - powiedziała miękko.

-

Mam... za sobą trudny tydzień.

-

Proszę, usiądź. - Wskazała ręką fotel, stojący naprzeciwko

kanapy, na której po chwili sama usiadła.

Sir William ani na chwilę nie spuszczał wzroku z jej

twarzy, podczas gdy ona ani na chwilę nie spuszczała wzroku

ze swoich kolan.

-

Napisałaś... -zaczął sir William. -Z twojego listu

zrozumiałem, że... chcesz ze mną rozmawiać.

-

Tak.

W salonie znowu zaległa cisza.

-

Posłuchaj, jeśli to jest dla ciebie... - zaczął ponownie.

-

Och nie, to nie tak - przerwała mu szybko. - Tylko to takie

trudne. -Nie wiem... od czego zacząć, a nawet, co tak

naprawdę chcę powiedzieć.

-

Ja wiem, co powinienem powiedzieć - odparł z przejęciem

background image

sir William.

-

Tak?

Gwałtownie wstał i zaczął nerwowo przechadzać się po

leżącym przed kanapą dywanie.

-

Posłuchaj - rzekł w końcu, zatrzymując się przed panną

Fairfax. - Zraniłem cię, rzucając publicznie oskarżenie i...

zdradzając miłość i zaufanie, jakimi mnie kiedyś

obdarzyłaś. Ja tę twoją miłość czy też przyjaźń zabiłem.

Wiem, że nigdy nie wróci to, co między nami było, ale

wspomnienia będę nosił w sercu aż do końca życia. Wiem,

że nigdy nie wybaczysz mi tego, co ci zrobiłem. Ale... ale

proszę cię, Georgino, proszę tylko o to, żebyś mnie nie

nienawidziła. Masz, oczywiście, do tego prawo, bardziej

niż kiedykolwiek na świecie. Tylko że... - przesunął drżącą

dłonią po włosach -ja nie mogę tego znieść. Proszę,

powiedz mi, że pewnego dnia przestaniesz mnie

nienawidzić. Że taki dzień nastąpi, Georgino. Błagam cię,

daj mi chociaż cień nadziei.

-

Williamie - powiedziała spokojnie panna Fairfax -

sprawiłeś, że cierpiałam tak, jak chyba nikt na świecie. Nie

sądziłam, że to zniosę.

background image

-

Dobry Boże, Georgino! -zawołał William, rzucając się

przed panną Fairfax na kolana. - Powiedz tylko, że kiedyś

przestaniesz mnie nienawidzić, błagam cię.

-

Mój słodki Williamie - szepnęła, wplatając palce w jego

jedwabiste włosy. Nagle poczuła, jak ogarniają spokój. -

Nie nienawidzę cię. Ja ciebie kocham. Pokochałam od

pierwszej chwili i nie przestałam kochać nawet na

sekundę.

Spojrzał na nią jak człowiek bliski śmierci na pustyni,

który nieoczekiwanie dociera do oazy.

-

A ponieważ cię kocham - ciągnęła panna Fairfax - i wiem,

że zostałeś bezwzględnie wykorzystany, bardzo mi łatwo

ci wybaczyć.

-

Niech Bóg ci błogosławi, Georgino - zawołał, szlochając, i

łzy popłynęły mu po policzkach.

Panna Fairfax przyciągnęła jego głowę do piersi.

-

Och, mój ukochany - szepnęła. - Byliśmy na samym dnie

piekła i cierpieliśmy męki, bo byliśmy sami. Gdyby to

miało się powtórzyć, idźmy tam razem.

-

Razem? - William niemal stracił oddech.

-

Czyżbyś zapomniał, że kiedyś prosiłeś mnie o rękę? Nie

background image

porzucisz mnie przed ołtarzem, mam nadzieję?

-

A więc... wciąż chcesz wyjść za mnie? Po tym, co ci

zrobiłem?

-

Po tym, co zrobiono nam - poprawiła go panna Fairfax. -

Tak, mam zamiar.

Sir William spojrzał na nią tak jak człowiek, któremu nagle

pomieszało się w głowie, po czym przyciągnął ją do siebie i

wziął w objęcia.

- Tak jest o wiele lepiej - powiedziała w chwilę później.

William siedział teraz obok niej na kanapie. Jej ramiona

obejmowały jego szyję, a głowa spoczywała na jego piersiach.

-

Zrobię wszystko, abyś była szczęśliwa, Georgino,

przysięgam! -powtarzał żarliwie. - Sprawię, że zapomnisz

o tym koszmarze, przez który musieliśmy przejść.

-

Och nie, Will, nie rób tego. Nie chcę zapomnieć.

Widziałam cię od dobrej i złej strony, a ty widziałeś, jak

cierpię, i jak łatwo mnie zranić. To, co się stało, odmieniło

nas oboje. Nie możemy tego odrzucać. Myślę, że właśnie

dzięki temu jesteśmy lepsi. Większość młodych ludzi

przed ślubem nie wie, jak się zachowa w chwili próby. My

już wiemy i nie wolno ci myśleć, że stało się coś, czego

background image

powinniśmy się wstydzić. Kochaliśmy się, gdy inni w

takiej sytuacji zerwaliby natychmiast wszelkie łączące ich

więzy. Zostaliśmy poddani ciężkiej próbie i najważniejsze,

że wyszliśmy z niej zwycięsko.

22

Grałaś kiedyś w sztuce? - zapytał lord Blake pannę Glyn,

gdy na balu u księcia regenta poprawiali kostiumy przed

wyjściem na scenę.

-

Raz - powiedziała, przyglądając się swemu odbiciu w

lustrze. -W dzieciństwie.

-

Czy była tam jakaś gorąca scena miłosna?

-

Nie nazwałabym jej gorącą- odparła, poprawiając perukę.

-Miałam wtedy dziesięć lat i grałam rolę Beatrycze, a

moim partnerem był Benedykt, jedenastoletni syn

miejscowego pastora. Z tego, co pamiętam, nie byłam

wówczas zbyt tą grą poruszona.

-

Nieczuła istota. Mam nadzieję, że dziś będzie inaczej.

-

Nie przypominam sobie żadnej gorącej sceny w naszym

scenariuszu - zauważyła z powagą panna Glyn.

background image

-

Możemy przecież odegrać tę scenę identycznie jak

Falkhurst i Priscilla tamtego wieczoru... Najlepsi aktorzy

zawsze improwizują.

-

Nie tym razem. Wielkie dzięki. Nie chcę wyglądać na

zmieszaną.

Spojrzał na nią spod oka i uśmiechnął się.

-

A mogłabyś być zmieszana?

-

Mając tak arystokratyczne audytorium? Z pewnością.

-

No trudno - rzekł Blake z westchnieniem. - Musimy

przenieść nasz eksperyment na inny dzień. Ale lepiej miej

się na baczności, Kate. Moja ciekawość wymaga

zaspokojenia.

-

Ciekawość, jak mówią, to pierwszy stopień do piekła.

-

Śmierć to bardzo atrakcyjne zakończenie.

-

Twoja miłosna scena z każdą minutą coraz bardziej się

komplikuje.

-

Improwizacja, jak już powiedziałem, to istotna część gry.

-

Czy ta sentencja jest gdzieś wyryta w kamieniu?

-

Och nie, w znacznie bardziej podatnym materiale.

Nie chcąc dać się wprawić w zakłopotanie, Katharine -

pomimo przyspieszonego bicia serca - odważnie spojrzała jego

background image

lordowskiej mości w oczy i odparowała:

-

Miałeś dużo okazji, żeby sprawdzić prawdziwość tego

twierdzenia, jak sądzę.

-

Nie tak znowu wiele, jak niektórzy usiłują ci wmówić.

-

Nie bądź taki skromny! Z tego, co słyszę, pod tym

względem nie masz sobie równych.

-

Ma pani ostry język, panno Glyn.

-

Przydaje się... w improwizowanych sytuacjach.

Lord Blake uśmiechnął się zniewalająco i już szykował

jakąś celną ripostę, gdy ktoś gwałtownie zapukał do drzwi

zamienionego na garderobę pokoju.

Jeremy Fairfax wsunął głowę, mówiąc, że do sali weszła

właśnie jego siostra w sukni z pamiętnego balu zaręczynowego,

budząc wśród zebranych zrozumiałą sensację.

-

Wszyscy są już na swoich miejscach - powiedział. - Myślę,

że nie ma na co czekać.

-

Chciałabym jak najszybciej mieć to już za sobą. Gdybym

tylko nie musiała wkładać tej przeklętej peruki!

-

Współczuję ci - powiedział Blake, zatrzymując się przed

nią. -Przyznaję, że będę tęsknił do twoich ciemnych loków.

Palce prawej dłoni Blake'a przez chwilę gładziły blond

background image

pukle peruki, po czym, elektryzując całe ciało Katharine,

przesunęły się w dół po jej nagim ramieniu, następnie dotarły

do karku, podczas gdy kciuk przesunął się w kierunku brody i

uniósł do góry jej głowę.

-

Katharine, ty masz w sobie siłę... - zaczął Blake, ale

przerwały mu trzy szybko po sobie następujące puknięcia

do drzwi.

-

Książę! - zawołała panna Glyn. - Są gotowi?

W oczach lorda Blake'a widać było rozczarowanie. Wolno

wypuścił ją z ramion i ruszył w stronę drzwi. Katharine

szczęśliwa, że wyszła obronną ręką z opresji, odetchnęła

głęboko, starając się jak najszybciej odzyskać tak potrzebną jej

dziś zimną krew.

-

Gotowa? - zapytał Blake.

-

Mam nadzieję - mruknęła, zaniepokojona płomiennym

spojrzeniem jego szarych oczu. Przez moment, gdy ruszył

w jej kierunku, obawiała się, że znowu weźmie ją w

ramiona, ale tuż przed nią zatrzymał się nagle, aby podać

jej ramię i po chwili bez słowa opuścili garderobę.

Po niespełna trzytygodniowych przygotowaniach służba

księcia regenta przygotowała wspaniały bal na cześć

background image

najnowszego angielskiego ambasadora. Na bal zaproszono

osoby z najwyższych kręgów towarzyskich. Zgodnie z

przyjętymi regułami sir William Atherton, Fairfaksowie,

Carringtonowie jak również Peter Robbins nie powinni byli w

nim uczestniczyć, ale otrzymali książęcą dyspensę. Obecność

Egertonów, lorda Braxtona oraz księcia i księżnej Insley była ze

zrozumiałych względów oczywista.

Zażywny książę regent powoli wszedł po schodach na

niewielkie podium w odległym końcu sali balowej i kiedy

ostatnie uderzenie dzwonu oznajmiło północ, uniósł do góry

ręce, prosząc o ciszę.

- Drodzy przyjaciele - powiedział, uśmiechając się

łaskawie do zebranych gości. - Przygotowałem dziś dla was

prawdziwą ucztę duchową. Małe divertissment, jeśli nie macie

nic przeciwko temu. A tableau, sztukę lub jak kto woli

misterium. Waszym zadaniem będzie rozpoznać odtwarzane

przez aktorów postacie. Proszę jedynie o zachowanie ciszy, aż

aktorzy skończą grę. Panie i panowie, oto Intryga, ]

Q

) autorzy

wkrótce zostaną ujawnieni.

Dookoła rozległy się gromkie oklaski i książę, kłaniając się

ponownie, wrócił na swoje miejsce. Wszystkie oczy zwróciły się

background image

w kierunku podium, gdy prowadzące na nie boczne drzwi

otworzyły się i ukazała się w nich elegancko ubrana para.

-

Czy to czasem nie Priscilla Inglewood? - szepnęła lady

Jersey do lady Montclair.

-

Ja też tak sądzę, ale kim jest ten mężczyzna?

-

Nie jestem pewna, ale wydaje mi się, że jest podobny do

lorda Falkhursta. Widziałam, jak wchodził ubrany w taki

właśnie płaszcz.

-

Ale dlaczego udają aktorów? - zapytała lady Montclair,

szybko jednak umilkła, uciszona syknięciami siedzących w

pobliżu gości.

Tymczasem przedstawienie zaczęło się.

-

Suknia gotowa? - zapytał aktor swojej blond towarzyszki.

-

Oczywiście - odpowiedziała aktorka. - Peruka również. A

co z tym durniem, Adonisem?

-

Moja historyjka o cudzołóstwie doprowadziła go do białej

gorączki. List, w którym donosisz o mojej planowanej

schadzce z Glorianną, dobije go. Kiedy odegramy dziś

wieczorem naszą scenę, będzie musiał uwierzyć, że

Glorianna i ja jesteśmy kochankami, a on stał się z tego

powodu dla wszystkich pośmiewiskiem.

background image

-

Jesteś pewien, że pokojówka doda środka nasennego do

herbaty Glorianny i zostawi otwarte boczne drzwi?

-

Zbyt wiele mi zawdzięcza, Panno Doskonała, aby mogła

sprawić nam zawód. Pamiętaj, żebyś, udając Gloriannę,

nie odezwała się słowem. Naszemu Adonisowi mógłby się

nie spodobać twój północny akcent.

-

Nie jestem głupia, lordzie Fiend

8

. Musimy stanąć tak, żeby

światło padało na suknię. Suknia i peruka upewni go, że to

ja jestem jego ukochaną narzeczoną. Zagraj dobrze swoją

rolę, a twój przeciwnik będzie zniszczony.

-

I twój również. Nikt o niczym się nie dowie.

-

Zbrodnia doskonała - zachichotała aktorka.

-

A naszą zemstą będzie widok twarzy Glorianny, gdy

Adonis oskarży ją o zdradę. Tej nocy zapomnę o

wszystkich upokorzeniach, których przez nich

doświadczyłem.

-

A ja o tych, które zawdzięczam tej dziewce. Nadszedł

wreszcie czas zemsty.

-

Dosyć! - zawołał nagle lord Falkhurst, idąc w kierunku

podium, na którym odgrywała się cała scena. - Nie będę tu

stał i pozwalał się obrażać przez tych oszustów ani chwili

8 fiend (ang.) - diabeł, szatan (przyp. red.).

background image

dłużej! Przepuśćcie mnie, słyszycie! Wylądujecie w

kryminale! Obydwoje!

-

Coś mi się zdaje - odezwał się książę regent, podchodząc

do lorda Falkhursta, który dotarł już na środek sali -że to

pan, milordzie, znajdzie się w kryminale, a nie panna Glyn

i lord Blake, jeśli się pan natychmiast nie uspokoi.

Szmer przebiegł po sali, gdy do zaintrygowanej

publiczności dotarło, kto kryje się pod maskami aktorów.

- Wasza wysokość! - zawołała lady Inglewood, rzuciwszy

się w stronę księcia. - Chyba nie wierzysz w te nikczemne

kłamstwa.

- Ależ właśnie uwierzyłem - odparł z uśmiechem książę.

Szmer na sali nasilał się.

-

Poza tym, w jaki sposób rozpoznaliście siebie w sztuce,

skoro nikt ani razu nie wymienił waszych nazwisk?

-

To jakaś intryga! - grzmiał lord Falkhurst. - Przeklęta,

brudna intryga, aby mnie zniszczyć. - Wciąż wrzeszczał i

jego atak był tak zaciekły, że ci, którzy znajdowali się w

pobliżu, zaczęli się od niego odsuwać. Nawet książę się

cofnął.

-

Milordzie - zawołał książę regent i rozwścieczony

background image

Falkhurst odwrócił się do przyszłego monarchy - wydaje

mi się, że twój protest jest trochę przesadny.

Sala zatrzęsła się od śmiechu.

Nagle do sprawców swojego upadku zbliżyła się panna

Fairfax z pałającą gniewem twarzą.

-

Oskarżam was oboje o nikczemną potwarz - zawołała. -

Wtargnęliście do mojego domu, zastraszyliście służbę,

truliście mnie i niewiele brakowało, a zniszczylibyście

najczystszą miłość. Nazwaliście mnie dziwką. Jesteście jak

szakale usiłujące nasycić się trupem mego honoru i

szczęścia.

-

Przysięgam przed Bogiem - oświadczył donośnym

głosem sir William Atherton, stając u boku panny Fairfax -

że lord Falkhurst i lady Inglewood zatruli mój umysł tak

nikczemnie, że nie jestem w stanie spokojnie o nich

myśleć. Posłużyli się mną w swojej grze jak pionkiem, aby

mnie unicestwić i pozbawić honoru kobietę, którą kocham.

Wasz widok - rzekł do zszokowanej pary - budzi we mnie

odrazę.

Chlusnął szampanem Falkhurstowi w twarz i rozbił

kielich u jego stóp. Szmer przebiegł po sali, lecz zanim

background image

zszokowani goście zdołali dojść do siebie, do Falkhursta i lady

Inglewood zbliżył się lord Egerton.

-

Za parę, która splugawiła mój dom! - zawołał i cisnął swój

kielich z szampanem do stóp bladej jak ściana lady

Inglewood.

-

Nie będę- tu stał i słuchał tych idiotyzmów ani chwili

dłużej -wybuchnął lord Falkhurst.

Usiłował wydostać się z sali, ale czyjeś ręce skutecznie mu

w tym przeszkodziły. Próbował w innym kierunku, po czym

jeszcze w innym, ale za każdym razem był brutalnie

odpychany.

On i lady Inglewood stali samotnie, a dookoła nich wrogi

krąg utworzony przez przyjaciół Georginy Fairfax. Falkhurst

czuł, jak zaczyna go ogarniać panika.

Ci, którzy utworzyli krąg, jeden po drugim, od lorda

Braxtona do Elizabeth Carrington, rzucali swoje oskarżenia,

przypominając kłamstwa, które Falkhurst i lady Inglewood

rozsiewali w ciągu minionych trzech tygodni.

-

To... to oburzające! - wykrztusiła z trudem lady

Inglewood. - Jak śmiecie... Jak śmiecie mówić takie rzeczy

o mnie?

background image

-

Jak ty śmiałaś sączyć truciznę do ucha sir Williama? -

zawołała stojąca na podium panna Glyn.

background image

-

Jestem córką hrabiego! Nie będę stała bezczynnie i

wysłuchiwała wyzwisk jakiejś wiejskiej prostaczki.

-

Cóż to, uciekasz, Priscillo? - zawołał lord Blake. - Czyżbyś

się bała sądu równych sobie?

-

Zostaliście zdemaskowani - rzekł książę regent, wchodząc

do środka kręgu. -Na nic się nie zdadzą protesty i

zapewnienia o niewinności. Mam tu złożone pod

przysięgą oświadczenia dwudziestu ludzi honoru

-powiedział, podnosząc do góry plik dokumentów -

obalające wszystkie kłamstwa i insynuacje, które z takim

upodobaniem rozsiewaliście dookoła, i uznaję was

winnymi zawiązania najbardziej podstępnej intrygi, z jaką

miałem do czynienia. Oświadczam wam, że jesteście

zrujnowani. Lady Inglewood, będzie pani pariasem wśród

własnej sfery - rzekł książę. -Odtąd wszystkie drzwi będą

przed panią zamknięte. Żadnemu mężczyźnie ze

szlachetnego rodu nie wolno będzie pani poślubić.

Natomiast pan, lordzie Falkhurst, którego udział w tej

aferze był bardziej haniebny, zostanie pozbawiony tytułu i

wszystkich dóbr. Pański majątek w Hampshire mam

zamiar przekazać w prezencie ślubnym sir Williamowi i

background image

pannie Fairfax.

Lady Inglewood osunęła się bez czucia na ziemię, a na sali

zawrzało.

-

Szczęśliwa? - zapytał lord Blake.

-

Nie - odpowiedziała Katharine Glyn. - Jak można być

szczęśliwym, kiedy się patrzy na takie marne stworzenia.

Ale jestem... wdzięczna. Dziękuję ci, Theo.

23

Osiem dni po wydarzeniach na balu u księcia regenta,

Wainwright wszedł do biblioteki, aby zapytać, czy panna Glyn

zechce przyjąć księżną Insley.

-

Dobry Boże, Wainwright, straciłeś rozum, żeby trzymać

jej wysokość w holu? Wprowadź ją natychmiast,

człowieku! -zawołała panna Glyn, zrywając się z fotela i w

pośpiechu poprawiając suknię.

-

Ależ, panno Glyn, pani sama uprzedzała mnie, że nie ma

jej dla nikogo.

- Wainwright, nie mów głupstw, tylko zrób to, o co

prosiłam.

background image

Po chwili majordomus wprowadził księżną Insley do

biblioteki.

-

Cieszę się, że zastałam panią w domu - powiedziała z

uśmiechem, ściskając rękę panny Glyn.

-

Przynajmniej nie wywołuję skandali w wielkim świecie,

tak? -zapytała z przekąsem panna Glyn.

-

Gdybym się tego obawiała, nie byłoby mnie tutaj. Szukam

Thea.

Katharine spojrzała na nią ze zdumieniem.

-

Na Boga, dlaczego szuka go pani u mnie?

- Ponieważ obydwoje od siedmiu dni nie dajecie znaku

życia. Książę podejrzewa nawet, że spiskujecie, jak tu zniszczyć

arystokrację, żeby Theo nie musiał dziedziczyć księstwa.

Panna Glyn uśmiechnęła się.

- Zapewniam, że nic takiego państwu nie grozi.

Zagrzebałam się w książkach, nie widziałam pani syna i nie

mam pojęcia, gdzie może być. Jednakże z tego co wiem,

znikanie bez słowa na długo to chyba jego zwyczaj.

Prawdopodobnie tak właśnie zrobił. Cóż mogłoby teraz

trzymać go w Londynie? Kto wie, może właśnie pojedynkuje

się z Percym o rękę Phoebe Lovejoy.

background image

- Wolałabym raczej, żeby walczył o pani rękę, panno Glyn.

-

Moją? - zdziwiła się Katharine. - Proszę o wybaczenie,

wasza miłość, ale czy na pewno pani wie, co mówi? Nie

mam ani urody, ani majątku, ani tytułu - niczego, co by za

mną przemawiało. Nie nadaję się na pani synową, księżno.

Insleyowie zawsze zawierają właściwe związki, każdy o

tym wie.

-

Ja jednak się upieram, nie mogłabym sobie wymarzyć

lepszej synowej niż Diablica z Hampshire.

Panna Glyn patrzyła na nią ze zdumieniem.

-

Czyżby ostatnio polubiła pani sherry?

-

Jakże bardzo brakowało mi pani fantazji - powiedziała

księżna, tłumiąc śmiech. -Jak się pani czuje, panno Glyn?

-

Bardzo dobrze, dziękuję, księżno.

-

Doprawdy? Nie powiedziałabym. Jest pani blada i ma

sińce pod oczami.

-

Pochlebstwo jest pani obce - zauważyła z uśmiechem

panna Glyn.

-

Nie uznaję nudnych konwersacji ani pustosłowia. Czy ma

pani jakieś zmartwienie?

-

Ja? Skądże! Dlaczego?

background image

-

Może dlatego, moja droga, że nie widziałaś Theodore'a

już od siedmiu dni.

Twarz panny Glyn pobladła jeszcze bardziej.

-

No cóż... przyznaję, że jest mi trochę przykro. Po tym

wszystkim, cośmy razem przeżyli z powodu Georginy i

Williama, to nagłe zniknięcie bez słowa...

-

To bardzo bezduszne.

-

Można by nawet pomyśleć, że mnie unika. Oczywiście,

nie miałabym do niego pretensji, gdyby nawet tak było.

Często postępuję dosyć dziwacznie, jak to określa

Georgina, i...

- Katharine, czy ty kochasz mojego syna? - zapytała cicho

księżna.

Panna Glyn nagle zaczęła szlochać. Przycisnęła dłoń do

ust, usiłując stłumić łkanie, ale nie na wiele to się zdało. Łzy

strumieniem popłynęły jej po policzkach.

-

No, no, moja droga - powiedziała księżna, tuląc ją do

siebie. -Nie ma powodu do łez.

-

Jestem potwornie głupia - wyrzuciła z siebie panna Glyn,

usiłując nabrać powietrza w płuca. Uwolniła się z objęć

księżnej i szybko otarła łzy. - Proszę o wybaczenie. Moje

background image

nerwy trochę mnie ostatnio zawodzą.

-

Nie mów głupstw, moja droga - zaprotestowała księżna. -

Tu nie ma nic do wybaczania. A ja jestem pewna, że Theo

uwielbia wszystkie twoje dziwactwa. Jest zbyt uczciwy i

szczery, żeby w tak ważnej sprawie robić jakieś uniki.

-

Będzie, co będzie - powiedziała panna Glyn, biorąc

głęboki oddech i zmuszając się do uśmiechu. - Może pani

uspokoić księcia, że monarchii nie grozi przewrót.

Przyszła tu pani w poszukiwaniu lorda Blake'a, ale mogę

panią zapewnić, iż ten dom to ostatnie miejsce na ziemi,

gdzie mógłby być. Oczywiście bardzo się cieszę z tej

wizyty -dodała nagle, biorąc księżną pod ramię i

prowadząc ją w stronę drzwi. -To było urocze tete-a-tete.

Musimy koniecznie spotkać się kiedyś znowu.

-

Panno Glyn, czy mam rozumieć, że pani mnie wyrzuca?

-

O Boże, czyżbym była aż tak obcesowa?

Księżna przez chwilę obserwowała ją uważnie, po czym

uśmiechnęła się i pocałowała ją w policzek.

- Myślę, że bardzo się mylisz, moja droga. Mam wrażenie,

że to jest właśnie to miejsce, skąd Theo zechce łaskawie

przypomnieć nam o swoim istnieniu. Adieu, Katharine.

background image

Po chwili księżna Insley opuściła rezydencję Fairfaksów.

Wainwright, zamykając frontowe drzwi, pomyślał, iż nigdy

jeszcze nie widział swojej młodej pani tak bladej i

przygnębionej. Kiedy poinformował ją, że Georgina i Jeremy

wybrali się na raut do Carringtonów i mają nadzieję, iż do nich

dołączy, skinęła tylko głową, po czym oznajmiła, że idzie do

swojego pokoju i nie będzie jadła kolacji. Majordomus z

niepokojem obserwował, jak wolno wchodzi po schodach i

zastanawiał się, czy nie powinien posłać po doktora Lindleya,

Jednak doktor niewiele by pomógł pannie Glyn. Dotarłszy

do swojego pokoju, zdjęła suknię, włożyła nocną koszulę i

usiadła w bujanym fotelu. Czuła się nieszczęśliwa, odrzucona i

samotna jak nigdy. Nikogo, poza sobą, nie obwiniała o to. To

przecież ona okazała się aż tak głupia, żeby zakochać się w

Blake'u. Trudno mieć pretensję do jego lordowskiej mości, że

nie zachował się honorowo. Najwyraźniej jego elokwencja i

wrodzony dar przyciągania wszystkich żądnych małżeństwa

kobiet popchnęły go w końcu na ścieżkę, którą wcale nie miał

zamiaru podążać. Skorzystał więc z pierwszej okazji, aby

zdystansować się od spekulacji co do swoich przyszłych

zamierzeń. Po tym, czego doświadczył od kierującej się

background image

chorobliwą ambicją Priscilli Inglewood, panna Glyn w

najmniejszym stopniu nie mogła go za to winić.

Osiem dni. Właściwie dziwiła się nawet, że przeżyła je w

zupełnie niezłej formie. To okropne widowisko, które zrobiła z

siebie przed księżną, nie może się już więcej powtórzyć. I

pomyśleć, że mogła aż tak bardzo się odkryć! Musi koniecznie

wziąć się w garść. Jest słynną Diablicą z Hampshire i nie może

łkać na ramieniu księżnej oraz całymi dniami zastanawiać się,

co Theo Blake zrobił ze swoim życiem.

Przeklinała swoją, z takim trudem zdobytą, reputację i

obrzucała arystokratów najgorszymi epitetami, jakie znała. Po

czym znów po raz kolejny zaczęła się zastanawiać, co też ten

cholerny Blake robił w ciągu ostatnich ośmiu dni, nie zważając

na łzy roszące jej policzki.

Późnym wieczorem ósmego dnia po balu, lord Blake

zatrzymał zaprzęg siwków przed swoim londyńskim domem,

rzucił wodze Scrantonowi i zeskoczył na chodnik, czując w

obolałych kościach każdy kilometr przebytej drogi. Pomyślał,

że zrobić ponad trzysta kilometrów w jeden dzień, choćby i

background image

najlepiej resorowanym faetonem, to jednak męka.

Wszedł do domu, oddał lokajowi płaszcz, kapelusz i

rękawice i poszedł na górę do swojej sypialni. Maxwell czekał

już na niego i powstrzymując się od komentarzy na widok

brudnego ubrania, zauważył jedynie, że kąpiel gotowa, a

kolacja na stole. Lord Blake, stwierdziwszy, że jego ubranie nie

jest jedyną rzeczą, która cuchnie, najpierw wziął kąpiel,

rozkoszując się gorącą wodą, która, usuwając brud i zmęczenie,

przywracała mu ludzki wygląd.

Kolację zjadł w swoim pokoju, pochwalił zakup nowych

mebli, którego Maxwell dokonał na jego życzenie i upewnił się,

że realizację zmian, które zarządził w Rosebriar w ciągu

ostatnich siedmiu dni, powierzył właściwej osobie, po czym

zrezygnowawszy z przejrzenia przygotowanej mu przez

Maxwella korespondencji, zdecydował się na kieliszek brandy i

życzył Maxwellowi dobrej nocy.

Siedząc przed płonącym kominkiem z kieliszkiem w

jednym ręku i cygarem w drugim, czuł się tak, jakby uszło z

niego powietrze. Gdyby ktoś widział, jak pracuje podczas

minionych ośmiu dni, musiałby dojść do wniosku, że chce

popełnić samobójstwo. Roześmiał się cicho. Samobójstwo było

background image

ostatnią rzeczą, o której by teraz pomyślał, chociaż... znowu się

roześmiał, śmierć jest zawsze wzruszającym zakończeniem.

Wypił brandy, rzucił cygaro w ogień, zgasił lampę i z ulgą

wyciągnął się na łóżku. Niewiele spał od słynnego balu, ale był

zbyt zajęty i samotny, aby poświęcać na sen więcej niż parę

godzin dziennie. Teraz jego myśli skupiały się na jednej postaci

i jednym pragnieniu.

Pomimo zmęczenia nie mógł zasnąć. Mijały kolejne,

wybijane przez zegar godziny, a sen wciąż nie przychodził. W

końcu zrezygnowany zapalił stojącą przy łóżku nocną lampę i,

oparłszy się na wysoko ułożonych poduszkach, spędził w tej

pozycji parę kolejnych minut. Przeżył osiem samotnych dni,

przeżyje jedną więcej samotną noc.

Po kolejnych minutach przewracania się z boku na bok,

wstał z łóżka, włożył szlafrok i zaczął nerwowo krążyć po

pokoju. Szaleństwem byłoby wychodzić z domu o tej porze.

Wszystko było przygotowane dopiero na rano.

Kiedy jednak zegar wybił trzecią po północy, zdecydował,

że to już rano. Zrzucił szlafrok, wciągnął spodnie z kozłowej

skóry, długie buty i białą koszulę, pospiesznie przejechał

grzebieniem po włosach i zszedł na dół. Maxwell,

background image

zaniepokojony dochodzącymi z sypialni jego lordowskiej mości

odgłosami, wyszedł do holu.

-

Czy coś się stało, milordzie? - zapytał, z niepokojem

obserwując, jak jego pan narzuca na siebie pelerynę.

-

Wychodzę, Max - powiedział lord Blake, wciągając

rękawice.

-

Pozwoli pan, milordzie, że ośmielę się wskazać na bardzo

późną porę.

-

Lepiej późno niż wcale, Max. Moja żona i ja powinniśmy

wrócić przed zmrokiem. Dopilnuj, żeby wszystko było w

porządku - odparł lord Blake, zanim zniknął za

frontowymi drzwiami i zbiegł po schodach w kierunku

podjazdu.

-

Oczywiście, sir... żona, sir?

Kilka minut później lokaj panny Glyn był równie

zszokowany jak Maxwell.

-

Panno Glyn, panno Glyn! - szeptał zdesperowany,

zastanawiając się, czy nie będzie musiał potrząsnąć swoją

panią. - Proszę się obudzić, panno Glyn, błagam panią!

-

Co się stało, Wainwright? - jęknęła, z trudem otwierając

oczy.

background image

-

To lord Blake, panienko. Jest na dole i żąda widzenia się z

panią. Nie chce wyjść, panienko.

-

Theo? - zawołała, siadając gwałtownie na łóżku. - Tutaj?

Teraz?

-

Tak, panienko. Czy mam zawołać Rossa, aby go

wyrzucił?

- Nie waż się! - zawołała z furią, wyskakując z łóżka.

Pospiesznie wciągnęła szlafrok i nie zwracając uwagi na

potargane włosy i bose stopy, zbiegła po schodach i po chwili z

bijącym mocno sercem stanęła przed Blakiem.

-

Witaj, cudzoziemcze - powiedziała, bezskutecznie usiłując

uspokoić bijące nieprzytomnie serce.

-

To nie trwało aż tak długo - zauważył z uśmiechem Blake.

- Dobrze cię znowu widzieć, Kate.

-

Nie rozumiem, dlaczego aż osiem dni odmawiałeś sobie

tej przyjemności - powiedziała chłodno, starając się nie

ulec zniewalającej mocy jego uśmiechu.

-

Jesteś rozdrażniona.

-

Nie jestem. Żadna dobrze wychowana kobieta nie może

być rozdrażniona. Jestem tylko nieco wytrącona z

równowagi.

background image

-

Boże, jak się za tobą stęskniłem - szepnął Blake i

aksamitny ton jego głosu sprawił, że nagle poczuła, jak

przez jej ciało przebiega dreszcz. - Muszę z tobą

porozmawiać. Sam na sam.

Nie odwracając od niego wzroku, jakby jego szare oczy

trzymały ją na uwięzi, poleciła Wainwrightowi wracać do

łóżka.

-

Ależ panno Glyn! - zaniepokoił się stary sługa. - To

nieprzyzwoite.

-

Wracaj do łóżka, Wainwright. Dotrzymam towarzystwa

jego lordowskiej mości - powtórzyła Katharine, wciąż nie

odwracając wzroku od lorda Blake'a.

-

Ale...

-

Wainwright!

-

Pan Fairfax nie pochwaliłby tego - prychnął majordomus.

- Wyjdź! - powtórzyli jednocześnie panna Glyn i lord

Blake.

Westchnąwszy głęboko, Wainwright z ociąganiem opuścił

hol.

Kilka minut trwało, zanim Katharine była w stanie

wyzwolić się spod władzy zniewalających szarych oczu.

background image

- Czy coś się stało, Theo? Coś złego? - zapytała w końcu.

- Tak - przyznał. - Właściwie stało się coś złego. Mam

dosyć mojej samotności. Dosyć samotności w domu i dosyć

samotności w moim łóżku. Pomyślałem, że ty masz ten sam

problem, Kate. Postanowiłem więc, że musimy się pobrać.

Patrzyła na niego, jakby nie rozumiała, co do niej mówi.

-

Pobrać? Z kim?

Usta Blake'a zadrżały.

-

Ze sobą, ty okropna kobieto. Teraz. Zaraz.

-

W koszuli nocnej?

-

W ten sposób zaoszczędzimy trochę czasu - odparł z

uśmiechem.

-

Upiłeś się?

-

O nie! - odparł i odgarnąwszy burzę ciemnych loków z

karku, położył jej dłoń na ramieniu. - Nie mogę sobie na to

pozwolić. Dziś muszę być trzeźwy jak nigdy. - Przyciągnął

ją do siebie.

-

Nie zrobiłeś... nic, aby mnie przekonać, że mnie kochasz

-zaprotestowała. - Nie powiedziałeś ani słowa o miłości.

-

Wszystko, co mówię i robię, wypływa z miłości do ciebie -

wyszeptał, biorąc ją w ramiona. - Dobrze o tym wiesz.

background image

-

Jesteś zbyt pewny siebie. Nie zapytałeś mnie jeszcze, co

do ciebie czuję.

-

Nie muszę pytać. Kochasz mnie, prawda?

-

Tak, naturalnie, że tak. Wolałabym jednak sama ci to

powiedzieć.

-

Więc? - powiedział, a jego usta znalazły się

niebezpiecznie blisko jej ust.

-

Kocham cię, Theo - wyszeptała, gdy lord Blake,

zerwawszy ostatnie hamujące go więzy, mocno ją do

siebie przytulił i pocałował z całą od tak dawna tłumioną

namiętnością.

W odpowiedzi Katharine zarzuciła mu ręce na szyję, z

żarliwością oddając zarówno uścisk, jak i pocałunek.

-

O Boże, Kate - powiedział, całując jej czoło, policzek -

miałem zamiar przyjść do ciebie rano, poślubić w południe

i zaraz potem porwać do Rosebriar, gdzie moglibyśmy

swobodnie się sobą nacieszyć. Nie chciałem jednak czekać

do rana.

-

Tak się cieszę, że nie czekałeś - odparła, przyjmując i

oddając pocałunki. - Kto to jest Rosebriar?

Lord Blake stłumił śmiech.

background image

-

To urocza wiejska posiadłość, którą poleciłem

przygotować do przyjęcia na miesiąc miodowy pewnej

młodej pary. Nie muszę dodawać, że doglądałem

wszystkiego osobiście.

-

Ach, to tam właśnie byłeś?

-

Zgadłaś!

Katharine z całej siły wbiła piętę w palce jego stopy.

- Co ty, do diabła, sobie myślałeś, wyjeżdżając tak bez

słowa i trzymając mnie w niepewności przez osiem długich

dni? — zawołała ze złością.

Blake miał ochotę się roześmiać, a jednocześnie wziąć ją

znowu w ramiona.

-

Niełatwo to wyjaśnić - rzekł. - Sam do końca tego nie

rozumiem. Wiem tylko, że tak bardzo cię pragnąłem, że

gdybym cię zobaczył, porozmawiał z tobą, to mógłbym cię

porwać i wywieźć bez ślubu, a przecież nie mogłem tego

zrobić.

-

Dlaczego?

Przez chwilę obserwował ją w milczeniu.

-

Zgodnie z tym, co powiedział twój wierny Wainwright, to

byłoby nieprzyzwoite.

background image

-

Tak, jakby mi na tym zależało.

-

Kate...

-

Theo, czy ty mnie słuchałeś? Byłam bardzo nieszczęśliwa!

Gdybyś mi o wszystkim powiedział, zgodziłabym się bez

wahania. Nie może być nic gorszego niż te siedem

okropnych dni. Poza tym życie z tobą w grzechu byłoby

całkiem przyjemne.

Blake wybuchnął śmiechem.

-

O, nie. To nie byłby dobry pomysł. Musisz się poświęcić.

Nie ścierpiałbym złośliwości na temat mojej żony. Lepiej

jak wszystko odbędzie się zgodnie z dobrymi

obyczajami... chociaż trochę.

-

Boże - westchnęła ciężko. - Ten człowiek nie ma

skrupułów, gdy idzie do łóżka z połową rozpustnic w tym

kraju, a ze mną musi być taki szlachetny.

-

Wybacz, kochana - odparł Blake, ponownie okrywając ją

pocałunkami. - Nawet nie wiesz, jakie to dla mnie trudne.

Próbowałem się czymś zająć, ale nie pomagało. Poza tym

prace w Rosebriar jeszcze trwają, chociaż twój ślubny

prezent już na ciebie czeka. Będziemy mogli przenieść się

do Tryton Hall w następnym miesiącu. Chyba spodoba ci

background image

się mieć Athertonów za sąsiadów, nieprawdaż?

Twarz panny Glyn nagle stała się kredowobiała.

-

Co powiedziałeś? - wyszeptała.

-

Ta sprawa zajęła mi kilka dni. Musiałem się ostro

targować. Ten twój kuzyn to straszny sknera, ale Tryton

Hall jest znowu twój.

Lord Blake nie był w stanie powiedzieć nic więcej,

ponieważ Katharine zaczęła go dosłownie obsypywać

pocałunkami, jednocześnie przepraszając za wszystkie

złośliwości, jakich mu nigdy nie szczędziła.

Uśmiechnął się i spojrzał na nią spod oka.

-

Ja i moje zmaltretowane palce wybaczamy ci.

Wtuliła twarz w jego ramiona.

-

Jesteś kochanym, słodkim, cudownym mężczyzną i

uwielbiam cię!

-

A więc wyjdziesz za mnie?

Znowu go pocałowała.

-

Ty wiesz, że tak. Nie mogłabym być szczęśliwa bez ciebie.

Tryton Hall! Wciąż nie mogę w to uwierzyć. To jakieś

szaleństwo, Theo. Będę okropną księżną. Poza tym

Insleyowie zawsze zawierają znakomite związki.

background image

-

Będziesz wspaniałą księżną, a ja nie wyobrażam sobie

lepszej żony niż ty, najdroższa.

Panna Glyn uśmiechnęła się do ukochanego.

-

Zawsze potrafisz powiedzieć coś miłego.

-

Mam... specjalny patent w kieszeni - mruknął Blake, drżąc

pod dotykiem jej rąk. - A biskup Londynu mieszka

zaledwie dwie przecznice dalej.

-

Ale z ciebie spryciarz, Theo. Pomyślałeś o wszystkim.

-

Niezupełnie o wszystkim - zawołała panna Fairfax,

pochylając się nad balustradą podestu pierwszego piętra. -

Będzie wam potrzebna druhna.

-

I drużba -- dodał Jeremy Fairfax, stając u boku siostry.

-

Widzisz, Blake, mieliśmy audytorium.

-

Na to wygląda - westchnął.

-

Załatwimy się z nimi później - szepnęła, delikatnie

muskając ustami jego usta.

-

Doskonale.

-

A co z biskupem? - zapytał Jeremy.

Lord Blake z westchnieniem oderwał się od narzeczonej.

-

Chyba będziemy ich musieli zabrać ze sobą.

-

Skoro tak, nalegam, żeby twoi rodzice również byli

background image

obecni.

-

Daj spokój, Kate, bądź rozsądna.

-

Ja zawsze jestem rozsądna - odparła panna Glyn. - Jeśli

mam być członkiem twojej rodziny, to chcę, aby to stało się

przy pełnej aprobacie księcia i księżnej. Nie uważam, żeby

to dla nich była miła niespodzianka, gdy nieoczekiwana,

niechciana i trochę stuknięta synowa złoży im rano wizytę.

Muszą być o wszystkim uprzedzeni.

-

No, dobrze - odparł lord Blake z westchnieniem. - To

wymaga jednak pewnych zmian w ustalonej już ceremonii

ślubnej. Katharine i ja - zawołał do rozbawionego

dwuosobowego audytorium - idziemy do biskupa, a wy

się szykujcie. Spotkamy się w domu moich rodziców przy

Grosvenor Square. I nie zapomnijcie wziąć ze sobą pantofli

rannych dla mojej uroczej panny młodej - rzekł, biorąc ją

ponownie w ramiona. -Nie chciałbym, aby w noc poślubną

śmiertelnie się zaziębiła.

Pół godziny później, gdy zaspany i raczej skonsternowany

biskup Londynu, panna Glyn oraz Fairfaksowie czekali w

salonie Insleyów, lord Blake pobiegł na górę po rodziców.

Wesoło pogwizdując jakąś niezbyt cenzuralną piosenkę, wszedł

background image

do ich sypialni i zaczął bezceremonialnie budzić ojca.

- Halo, pater, czas wstawać - zawołał. - Maman, ty także.

Usiadł na brzegu łóżka, podczas gdy książę i księżna, tak

brutalnie wyrwani ze snu, usiłowali dojść do siebie.

-

Theo, co tu się dzieje, u licha? - zapytała księżna, nie

kryjąc niezadowolenia.

-

Czy wiesz, która godzina? - wymamrotał książę. - Jak

możesz być tak nieodpowiedzialny?

-

Mon cher papa, ależ ja właśnie jestem jak najbardziej

odpowiedzialny - odparł z oburzeniem lord Blake. -

Wiedziałem, ponad wszelką wątpliwość, że będziecie

chcieli być obecni na ślubie swojego syna i dziedzica.

Przyszedłem więc poprosić, żebyście zeszli na dół.

-

Na ślubie? - powtórzyli jednocześnie książę i księżna.

-

Diablicy z Hampshire i moim - odparł lord Blake, śmiejąc

się szeroko. - Panna Glyn uparła się, że powinniście

dowiedzieć się o ślubie przed ceremonią. Oryginalny

pomysł, nieprawdaż? Nie marudźcie więc. Nie wypada,

żeby biskup czekał tak długo.

O godzinie czwartej nad ranem, w obecności biskupa

Londynu, lord Blake włożył pannie Glyn na palec ślubną

background image

obrączkę, po czym biskup ogłosił ich mężem i żoną. Lord Blake

natychmiast skorzystał z okazji, aby wziąć pannę młodą w

objęcia.

-

Pocałuj mnie, Kate - powiedział.

-

Och, naprawdę, Theo - westchnęła lady Blake - mógłbyś

pomyśleć o czymś bardziej oryginalnym.

W ślubnym orszaku rozległy się chichoty.

-

Słodka Kate - odparł pan młody drżącym głosem - niech

twój pocałunek uczyni mnie nieśmiertelnym.

-

I tak zapewne się stanie - odpowiedziała lady Blake,

zarzucając małżonkowi ramiona na szyję i całując go do

utraty tchu.

To szokujące zachowanie wzbudziło aplauz

zgromadzonych osób. Radosnym okrzykom i wiwatom jeszcze

długo nie było końca.

-

Wiesz - szepnęła małżonkowi do ucha lady Blake - myślę,

że mimo wszystko, spodoba mi się małżeńskie życie.

-

Dopilnuję tego osobiście - odparł.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Michelle Martin Diablica z Hampshire
Michelle Martin Diablica z Hampshire 2
Martin Michelle Diablica z Hampshire
Diablica z Hampshire Martin Michelle
Martin Michelle Diablica z Hampshire
Martin Michelle Diablica z Hampshire
!Michelle Martin Miłość i fortuna
Michelle Martin Skaradzione chwile
!Michelle Martin Miłość i fortuna
Martin Michelle Królowa serc
Martin Michelle Awanturnica
Ten Prayers Michel de Saint Martin
Aphorisms and Maxims Michel de Saint Martin
Spiritual Ministry of Man Michel de Saint Martin
Martin Michelle Miłość i fortuna
Martin Michelle Królowa serc

więcej podobnych podstron