Morris L Venden Przypowiesci Vendena

background image

- 1 -

„Ale szukajcie najpierw Królestwa Bożego i sprawiedliwo-

ści jego, a wszystko inne będzie wam dodane” (Mat. 6,33).

Wprowadzenie

Każdy lubi opowiadania! Dorośli uda-

ją, że opowiadania są tylko dla dzieci,

ale czy przyjrzeliście się ich twarzom,

gdy słyszą „dziecięce historyjki”? Czę-

sto z większą niecierpliwością niż one

czekają, by usłyszeć ich zakończenie.
Było wielu ludzi, którzy potrafili dobrze

opowiadać różne historie. Być może

mieliście nawet okazję słuchać wspa-

niałych mówców, którzy potrafili spra-

wić, że świat fantastycznych zdarzeń

stawał się tak realny, że niemal czuliście się jednym z bohaterów opowieści.

Na pewno zapamiętaliście takie przeżycie. Ale największy dar przyciąga-

nia uwagi słuchaczy posiadał Jezus, który skupiał na sobie uwagę ludzi opo-

wiadając krótkie historie.
Opowiadania Jezusa często miały formę przypowieści. Przypowieści to opo-

wiadania o podwójnym znaczeniu - faktycznie większość opowiadań jest

przypowieściami. Studenci literatury uczą się dostrzegania drugiego znacze-

nia ukrytego w przypowieściach. Psycholodzy i psychoanalitycy uczą się

słuchania ludzi, by znaleźć w tym, co mówią, głębszy, ukryty sens.
Jezus wykorzystywał opowiadania, przypowieści i porównania, aby najlepiej

i najprościej przekazać Boże prawdy. Jednym z celów nauczania w przypowie-

ściach było jej objawienie. Łącząc duchowe lekcje ze scenami dobrze znany-

mi słuchaczom, Jezus pomagał im zrozumieć i zapamiętać swoje nauki. Posłu-

gując się przypowieściami nigdy nie mówił niczego wprost. Dzięki temu mógł

On przeciwstawiać się grzechowi i błędom w taki sposób, że wrogowie nie

byli w stanie znaleźć w tym nic, co mogliby wykorzystać przeciwko Niemu.

Często wbrew swojej woli przyznawali słuszność Jego słowom; w ten sposób

potępiali samych siebie.
Wiele przypowieści Jezusa zaczyna się słowami: „Podobne jest Królestwo Nie-

bios do...”. Musiał wiedzieć, jak trudno jest nam, żyjącym pod panowaniem

ziemskich królestw, zrozumieć naturę niebiańskiego królestwa.

background image

- 2 -

Jest wiele opowiadań mówiących o tym, jakie są ziemskie królestwa. Nawet

w czasach Chrystusa musiało być wiele historii o królach, którzy siłą egze-

kwowali swoją wolę; złych, samolubnych i opływających w bogactwa kosztem

poddanych. Przez wieki zebrała się niezliczona ilość opowieści o wojnach,

bitwach i podbojach. Były opowiadania o trudach ludzi starających się żyć

pod panowaniem surowych władców. Były historie powstań i buntów okrutnie

tłumionych przez ludzi usiłujących utrzymać swoje panowanie nad ciemiężo-

nym ludem.
Ale w przypowieściach Jezusa otrzymujemy wgląd w niebiańskie królestwo,

które funkcjonuje na zupełnie innych zasadach niż królestwa tego świata. Sły-

szymy, jak Jezus opisuje podstawy mającego nastać królestwa niebios - ale

także królestwa łaski w sercach ludzi, będącego zapowiedzią tego, które na-

stanie w przyszłości.
Jeśli nie czujemy się dobrze w królestwie niebios teraz, to na pewno nie by-

libyśmy zadowoleni z wizji przebywania tam przez całą wieczność. Króle-

stwo niebios oparte jest na darze - królestwa ziemskie na zasługach i zapra-

cowaniu na zapłatę. Królestwo niebios oferuje służenie innym jako największy

przywilej - królestwa ziemskie skłaniają do żądania służby od innych w do-

wód największej czci. Niebiańskie królestwo oparte jest na zasadach wolno-

ści połączonej z miłością - królestwa ziemskie używają siły, by dopiąć swych

celów.
Czy perspektywa wiecznego życia w niebiańskim kraju wydaje ci się zachęca-

jąca? Czy pociąga cię społeczność z Jezusem tu i teraz? Jedną z najprostszych

metod zrozumienia, czym jest królestwo niebios, jest studiowanie przypowie-

ści Jezusa.

Rozdział 1

Siewca, ziarno i gleba

Czy uprawialiście kiedyś ogród? Prawdopodobnie wielu z nas pamięta pracę

na działce, kiedy z pomocą mamy czy taty, staraliśmy się wyhodować chociaż-

by rzodkiewkę. Czy zastanawialiście się, dlaczego była to właśnie rzodkiew-

ka? Po prostu rzodkiewkę mogą uprawiać nawet dzieci i nie wymaga ona spe-

cjalnych warunków.
Kiedy jej nasionka znalazły się już w ziemi, a wieczorem poszliście spać,

pierwsze, co zrobiliście rano, to sprawdziliście w ogródku, jak rosną wasze

rzodkiewki, prawda? Pamiętacie, co pojawiło się najpierw? To nie były rzod-

kiewki - to były chwasty!

background image

- 3 -

Pamiętam, co zrobiłem, gdy na mojej grządce

pojawiły się pierwsze maleńkie kiełki rzod-

kiewki. Być może nie byłem jedyną osobą,

która zrobiła coś takiego. Wyciągnąłem je,

by zobaczyć czy to rzeczywiście rzodkiewka.

Wyciągałem codziennie jeden z kiełków, by

przyjrzeć się, jak rosną - ale to ani trochę nie

pomagało im rosnąć.
Jeśli nasiona nie wschodziły po kilku dniach,

grzebałem w ziemi, by sprawdzić czy jeszcze

tam są. Robiłem tak nawet z nasionami tra-

wy!
Wiele trzeba się nauczyć, by uprawiać ogród,

a Jezus używał wielokrotnie przypowieści za-

czerpniętych właśnie z ogrodu. Był to chyba jeden z Jego ulubionych tematów,

poprzez które przedstawiał prawdę o królestwie niebios.
Zwróćmy uwagę na jedną z Jego najbardziej znanych przypowieści zapisa-

ną w 8 rozdziale Ewangelii Łukasza. „A gdy się zeszło wielu ludzi i z miast

przybywali do Niego, rzekł w podobieństwie: Wyszedł siewca rozsiewać ziar-

no swoje. A gdy siał, jedno padło na drogę i zostało zdeptane, a ptaki nie-

bieskie zjadły je. A drugie padło na skałę, a gdy wzeszło, uschło, bo nie

miało wilgoci. A inne padło między ciernie, a ciernie razem z nim wzrosły

i zadusiły je. A jeszcze inne padło na ziemię dobrą i, gdy wzrosło, wydało plon

stokrotny. To mówiąc, wołał: Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha. I py-

tali Go jego uczniowie, co znaczy to podobieństwo” (w. 4-9).
Jeśli Jezus woła, by ci co mają uszy, słuchali, to poselstwo musi być raczej

ważne. Jezus wypowiedział takie wezwanie kilka razy. Powiedział ludziom:

,Idźcie i nauczcie się, co to znaczy”, gdy mówił: „Nie przyszedłem wzywać

do upamiętania sprawiedliwych, ale grzeszników”. Postarajmy się więc usły-

szeć, co mówi do nas w przypowieści o siewcy, ziarnie i glebie.

Siewca

Kogo przedstawia siewca? Siewcą jest Jezus - mówił On o sobie samym. Przy-

był do obcego kraju jako siewca z miasta, które ma jaspisowe mury i dwana-

ście fundamentów.
W czasach Chrystusa rolnicy nie mieszkali w obrębie swoich gospodarstw.

Mieszkanie poza miastami było zbyt niebezpieczne. Miasta miały chroniące je

mury obronne. W wielu częściach świata są jeszcze pamiątki architektury tam-

tych czasów. Mury chroniły ludzi przed rabusiami, złodziejami i mordercami.

background image

- 4 -

Nieszczęsny człowiek pobity przez zbirów pod Jerychem - uratowany później

przez litościwego Samarytanina - jest przykładem tego, co nagminnie dzia-

ło się w czasach Jezusa. Gospodarze mieszkali więc w obrębie murów mia-

sta i wychodzili w dzień na pola, by siać ziarno.
Jezus opuścił przyjazne niebiańskie miasto, gdzie był uwielbiany przez anio-

łów i gdzie cały stworzony wszechświat oddawał Mu cześć. Przybył do nieprzy-

jaznej krainy, poza murami, tam, gdzie przebywali złodzieje, rabusie i mordercy.

Podjął ryzyko konieczne do tego, by zasiać ziarno. Oto, jaką osobą był siewca.
Czy lubisz myśleć o Jezusie jako gospodarzu? Nie gospodarz Nowak czy go-

spodarz Kowalski, ale Gospodarz Jezus. Jak to brzmi? Nie jest zniewagą na-

zwanie Go Gospodarzem, gdyż w swym życiu na ziemi przyłożył pieczęć swej

aprobaty do ciężkiej fizycznej pracy. Sam pracował osiemnaście lat w warsz-

tacie ciesielskim w Nazarecie, strugał belki i piłował deski.
Cieszę się, że Jezus nie mieszkał w pałacu. Cieszę się, że był biedakiem, który

wiedział, co to ciężka praca. Będąc takim mógł dotrzeć do każdego. Tak więc

wyszedł, aby siać.

Ziarno

Czym jest ziarno? Jezus wyjaśnił tę

przypowieść, a więc jeśli przeczytaliście

resztę 8 rozdziału Ewangelii Łukasza,

wiecie, że ziarnem jest Słowo Boże. Nic

innego. Słowo Boże ma moc wytworzyć

życie, wzrost i owoc w duszy ludzkiej.
Nie inaczej jest dzisiaj. Możemy próbo-

wać wszystkiego poza Słowem Bożym.

Czasem staramy się wyjść ludziom na-

przeciw z filozofią, psychologią, rozrywką czy jeszcze innymi rzeczami. Nie-

raz sądzimy, że musimy dać naszym dzieciom rozrywki i zabawy, by przycią-

gnąć ich uwagę. Może powinniśmy przypomnieć sobie moc Słowa Bożego,

które „żyje i trwa na wieki”. Gdy przyłączamy się do Jezusa w rozsiewa-

niu ziarna ewangelii, musimy pamiętać, że ziarnem jest Słowo Boże. Tyl-

ko Słowo Boże.

Gleba

A co z glebą? Wymienione są cztery rodzaje gleby. Brzmi to jak nauka o prze-

znaczeniu, prawda? Urodziłeś się jako udeptane pobocze drogi czy też jako grunt

skalisty albo porośnięty cierniami? A może urodziłeś się jako dobra gleba? Jak

sądzisz, czy możesz poznać, jaką glebą jest twoje własne serce? Co począć,

background image

- 5 -

jeśli odkryjesz, że nie jest to dobra gleba? Czy możesz cokolwiek na to pora-

dzić? Pamiętaj o tych pytaniach, gdy będziemy omawiać cztery rodzaje gleby

wymienione przez Jezusa w przypowieści.

Pobocze

Pobocze jest zazwyczaj udeptane i twarde. Jest niemal tak samo twarde jak

droga. Walają się po nim papierowe torebki, kawałki szkła z potłuczonych

butelek i papierki po cukierkach. Pełno tam różnych śmieci. Nie jest to atrak-

cyjne miejsce i na pewno nie najlepsze do siewu.
Przedstawia ono rodzaj ludzi, którzy mają mocno wydeptaną ścieżkę

z domu do kościoła, ale pozwolili, aby ich życie wypełniały śmiecie w po-

staci pielęgnowanych grzechów, nawyków i zaniedbań. Pobocze nie poddaje

się zbyt łatwo zmianom - przeciwnie, opiera się im. Słuchacze z pobocza dro-

gi wierzą, że to, co było dobre dla ojca czy matki, jest też wystarczająco dobre

dla nich. Ich religia jest konwencjonalna i składa się z przestrzegania pew-

nych form. Jeśli jest jakaś szczelina, gdzie ziarno może wpaść i zakiełkować,

to i tak przylatują ptaki i wydziobują je, a wiele jest takich ptaków na tym

świecie.
Ziarno, które upadło na pobocze drogi, nie ma więc zbyt wielkich szans. Jezus

nie spodziewał się zbyt wiele po poboczu. Nie ma tam nadziei na żniwa czy owoc

dla Jego chwały. Serce twarde jak udeptane pobocze nie rokuje nic dobrego.

Skalisty grunt

Zastanówmy się nad drugim rodzajem gleby,

glebą skalistą. Pomyślicie pewnie, że ziar-

no, które pada na taką glebę, również nie

ma zbyt wielkich szans. Ale nawet w szcze-

linach między skałami jest nieco gleby

i po deszczu pojawiają się małe zielone

źdźbła tam, gdzie wydawała się być tyl-

ko lita skała. Roślinki te mogą jednak prze-

trwać jedynie dzień lub dwa, bo nie mają

gdzie zapuścić korzeni. Słońce wysusza je albo kolejny deszcz wypłukuje - i już

ich nie ma.
Skalista gleba przedstawia religijne doświadczenie, które dzisiaj trwa, a już

jutro ustaje. Przedstawia ludzi, którzy przeżywają kolejne religijne odrodze-

nie i kolejne odstępstwo w ciągu jednego tygodnia. Skalista gleba to reli-

gia oparta na emocjach, wzruszających pieśniach, sztucznie wytworzonym

nastroju i wyciskających łzy opowiadaniach. Gdy emocjonalny wyż się kończy,

wszystko wraca do poprzedniego stanu.

background image

- 6 -

Ta gleba reprezentuje ludzi reagujących jedynie uczuciowo, co owocuje płyt-

kim, nietrwałym doświadczeniem, wpływ chwilowego impulsu nie trwa dłużej

niż dzień lub dwa. Jest to rodzaj religii działającej na system nerwowy, ale nie

zmieniającej serca. Pod wpływem wzruszenia człowiek wydaje się nawracać,

ale gdy wzruszenie mija, życie duchowe umiera - czasem już po jednym dniu.

Serce wypełnione skałami również nie rokuje nic dobrego.

Gleba ciernista

Niektóre ziarna padły między ciernie. Ciernie i chwasty mogą rosnąć wszę-

dzie. Nie potrzebują uprawiania. Wyrastają spontanicznie. Gdy wraz z rodziną

mieszkałem kilka lat temu w Nebrasce, mieliśmy kilka akrów gruntu zaro-

śniętego ostami. Chwasty wydawały się pomnażać każdej wiosny i lata i nie

wymagały żadnej pracy z naszej strony. Gdybyśmy chcieli uprawiać oset,

wszystko, co powinniśmy robić, to leżeć w hamaku i pozwolić mu rosnąć!
Niektóre ziarna padły więc między ciernie; choć ziemia była może całkiem

urodzajna, zbyt wiele cierni ją porastało. Wielu z nas identyfikuje się chy-

ba z tą glebą. Można mieć wątpliwości czy jest się poboczem, czy skalistym

gruntem, ale nietrudno zauważyć ciernie. Łatwo dostrzec w naszym życiu rze-

czy, które zagłuszają dobre ziarno.
Co jest cierniami w naszym życiu? Mogą nimi być przyjemności tego świata,

nawet niewinne przyjemności - na przykład gra w tenisa! Coś, co z natury jest

dobre, staje się cierniem, gdy zagłusza dobre ziarno. Innego rodzaju ciernie

to troska o życie, zmartwienia i smutki. Wiele z nich zajmuje naszą uwagę.

Osiągnięcie równowagi między ciałem i duszą może wymagać bardzo dużo cza-

su i wysiłku. Biedni boją się niedostatku, a bogaci strat. Jedni i drudzy mogą

zostać nadmiernie opanowani przez troskę o życie.
Ciernie mogą przybrać formę smutku i żalu. Smutek i przygnębienie są znane

ludzkości, ale niektórzy z nas pozwalają diabłu uczynić z nich ciernie - cier-

nie, które zasłaniają nam Jezusa.
Kolejny rodzaj cierni to błędy innych ludzi. Jakże często kamieniem potknię-

cia dla wielu są błędy bliźnich. Wszyscy doświadczyliśmy tego w pewnym

stopniu. Błędy innych ludzi mogą stać się cierniami na naszej ścieżce, je-

śli pozwolimy im odwrócić naszą uwagę od Jezusa i od niebiańskich spraw.

To samo grozi nam ze strony naszych błędów i niedoskonałości.
Co można zrobić z cierniami - chwastami i ostami, które tłumią wzrost ziar-

na ewangelii? Jest ich tak wiele - a gleba porośnięta nimi nie rokuje nic

dobrego.

background image

- 7 -

Dobra gleba

Co jest dobrą glebą? Są nią ci, którzy

przyjmują ziarno sercem szlachetnym i do-

brym. To brzmi interesująco, prawda? Czy

masz szlachetne, dobre serce? Jak wie-

lu ludzi ma takie serce?
Często słyszy się chrześcijan modlących

się za ludzi „szlachetnego serca”. Czy sły-

szeliście kiedyś, żeby ktoś modlił się za lu-

dzi nieszlachetnego serca? Ja nie, dopóki któregoś dnia nie usłyszałem, jak ktoś

modlił się: „Panie, błogosław tych, co nie są szlachetnego serca!” Z pewnością

ci, którzy nie są szlachetnego serca, też potrzebują, by modlić się za nich.
Pewnego razu podczas spotkania namiotowego słyszałem, gdy mówca zapytał:
- Jak wielu z was modliło się za Chruszczowa?
Nikt nie podniósł ręki! Mówca powiedział więc:
- Ja modliłem się ostatnio za Chruszczowa. Wydaje mi się, że on potrzebuje

naszych modlitw. Byłby z niego świetny kaznodzieja, nie sądzicie?
Pamiętacie apostoła Pawła? Przed swoim doświadczeniem na drodze do Da-

maszku nie wydawał się być dobrym kandydatem na przywódcę w Kościele

apostolskim. Pierwsza wzmianka o nim przedstawia go jako człowieka, który

pilnował ubrań tych, którzy kamienowali Szczepana. Ale to był tylko począ-

tek. W swojej dalszej działalności przyczynił się do śmierci i uwięzienia wie-

lu chrześcijan. Sam to później powiedział.
Ale Bóg patrzył na serce i widział w sercu Pawła dobrą glebę. Pewne-

go dnia zstąpił i zatrzymał Saula, i Saul stał się Pawłem, wielkim kaznodzieją

i ewangelistą, pisarzem i misjonarzem.
Jak więc możemy ocenić, co znajduje się w czyimś sercu? Nie znamy moty-

wów postępowania ludzi, z którymi się stykamy. Jedynie Bóg wie, co czyni ser-

ca szlachetnymi. Jedynie On wie, gdzie znajduje się dobra gleba - a w wie-

lu przypadkach miejsce, gdzie ją odkrywa, jest dla nas niespodzianką.
Co to jest dobra gleba? Ma ona kilka cech. Poddaje się przekonywającemu dzia-

łaniu Ducha Świętego i ciągle pielęgnuje dar życia otrzymany od niebiańskie-

go Ogrodnika. Na takiej glebie dojrzewa doskonały owoc wiary, pokory i miłości.
Jak możesz być dobrą glebą? Czy rzeczywiście możesz? Czy zależy to od

przeznaczenia? A jeśli nie, to jak stać się dobrą glebą? Czy jesteś tym zain-

teresowany?

background image

- 8 -

Jezus nigdy nie uczył o przeznaczeniu. Biblia nie zawiera takiej nauki. Ta przy-

powieść dowodzi, że w sercu każdego człowieka są wszystkie cztery rodzaje

gleby.

Wszystkie rodzaje gleby

Czy dostrzegasz wszystkie te rodzaje gleby w swoim sercu? Czy zdajesz sobie

sprawę, że możesz być także glebą z pobocza drogi, zwłaszcza wtedy, gdy

idziesz na kompromis z grzechem? Jeśli ktoś wypowiada się przeciwko pew-

nemu rodzajowi grzechu, którego ja nienawidzę, to mam wówczas wrażenie, że

jestem dobrą glebą. Moi rodzice wychowali mnie z określonymi przyzwyczaje-

niami. Niektóre rzeczy nie są więc dla mnie pociągające po prostu dlatego, że

mam określone gusta i skłonności, osobowość. Tak więc, gdy ktoś potępia to,

czego nie lubię, jestem dobrą glebą.
Ale gdy ktoś wstaje i mówi przeciwko jednemu z moich ukochanych grzechów,

nagle jestem glebą z pobocza.
Można być glebą z pobocza albo skalistym gruntem, albo ciernistą glebą

w jednych sprawach, a dobrą glebą w innych. Wszyscy doświadczyliśmy

tego i odkryliśmy, że nawet jeśli chodzi o samo przyjęcie ewangelii i od-

powiedź na powołanie Jezusa skierowane do naszych serc, nasze reakcje są

różne.
Jednakże w każdym sercu jest dobra gleba. Wielki Gospodarz, Siewca ziarna,

Jezus, stara się dotrzeć do tej dobrej gleby z ziarnem ewangelii. Wykorzy-

sta wszelkie możliwe środki, by dotrzeć do dobrej gleby w twoim sercu i za-

siać ziarno swego Słowa, aby mogło przynieść plon dla Jego chwały.
Wolałbym nie mieć ciernistej gleby. Nie lubię ciężaru troski, jaki nieraz od-

czuwam w moim sercu. Czasami spostrzegam, że trudno mi przychodzi zmie-

nić moje poglądy. Ale czy mogę coś na to poradzić? Co mogę zrobić, by po-

móc Ogrodnikowi oczyścić moje życie z cierni, kamieni i udeptanej, twardej

ziemi?
Intrygujące jest rozważanie, co możemy zrobić w procesie siewu i wzro-

stu w naszym życiu. Czy starałeś się kiedyś wyrywać chwasty z gleby twojej

duszy? Udało ci się? Jak można to zrobić? Oto przypowieść, która pomoże

ci zastanowić się nad tym.

Co może zrobić gleba?

Jest to historia kawałka ziemi, który chciał być ogrodem.
Historia zaczyna się od Gospodarza, który nabył go za wielką cenę. Kupił

potem nasiona doskonałej jakości, które następnie zasiał.

background image

- 9 -

Ów skrawek ziemi ucieszył się. Zawsze chciał być ogrodem. Zaczął więc na-

tychmiast robić wszystko ze swojej strony, by stać się pięknym ogrodem peł-

nym owoców. Przyjrzał się sobie i odkrył ku swemu niezadowoleniu, że jest

pełen brzydkich chwastów. Były tam ciernie i osty, lebioda i perz; kawałek

ziemi zmartwił się tym i zawstydził. Zanim pojawił się Gospodarz, nie przy-

kładał wagi do takich rzeczy, więc chwasty strasznie się rozpleniły. Ich korze-

nie były zapuszczone głęboko w ziemię.
„Czy cokolwiek może wyrosnąć z dobrego ziarna, skoro te chwasty rosną sobie

w najlepsze?” - zastanawiał się kawałek ziemi. „Każdy wie, że ogród musi być

oczyszczony z chwastów, aby dobre ziarno mogło wydać plon.”
Natychmiast więc rozpoczął wysiłek prowadzący do usunięcia chwastów.

Chciał w ten sposób współpracować z Gospodarzem, aby jak najszybciej przy-

szedł ten dzień, kiedy już nie będzie kawałkiem ziemi pełnym wstrętnych

chastów, ale stanie się pięknym ogrodem.
Zmagał się i wysilał. Szczerze pragnął wykorzenić porastające go chwa-

sty, ale oto jaki napotkał problem: wszystkie instrukcje dotyczące usuwa-

nia chwastów wydawały się być niepełne i zawierały sprzeczności. Kawałek

ziemi usłyszał z pewnego źródła, że jeśli zniszczy liście i łodygi chwastów,

Gospodarz chętnie zajmie się korzeniami. Odkrył jednak, że jest zbyt słaby,

by zniszczyć liście i łodygi.
Mówiono, że jeśli kawałek ziemi wykona swoją

część, to wówczas Gospodarz wykona swoją. Ale

kawałek ziemi nie był w stanie wykonać żadnej

części pracy potrzebnej do wykorzenienia chwa-

stów. Mówiono mu często, że musi bardzo się

starać pokonać chwasty, ale on nie wiedział, jak

to zrobić, a gdy chwasty wciąż rosły i rozwijały

się tydzień po tygodniu, ci, którzy przyglądali się

kawałkowi ziemi, a nawet on sam, zaczęli zasta-

nawiać się czy naprawdę szczerze pragnie wyko-

rzenienia chwastów na nim rosnących.
Ktoś mu powiedział, że jeśli nie będzie usiłował

usunąć wszystkich chwastów naraz, ale skoncen-

truje się na usunięciu jednego chwastu co jakiś

czas, będzie mu łatwiej. Ale kawałek ziemi przekonał się, że nie jest w stanie

usunąć nawet jednego chwastu.
Czasami kawałek ziemi był już bliski załamania z powodu braku jakiegokol-

wiek postępu, ale wówczas znów wyobrażał sobie piękny ogród, jakim chciał

background image

- 10 -

się stać i znowu czynił gorliwe wysiłki, by wykorzenić chwasty. Ale wszystkie

jego wysiłki, by oczyścić się z cierni i ostów, spełzały na niczym.
Pewnego dnia kawałek ziemi był zmuszony przyznać, że nigdy o własnych si-

łach nie stanie się pięknym ogrodem i tego dnia Gospodarz odwiedził go przy-

nosząc straszną wiadomość. Gospodarz przychodził wiele razy wcześniej, ale

kawałek ziemi był tak zajęty walką z chwastami, że nie miał czasu go wysłu-

chać. Gospodarz powiedział mu coś, w co trudno było uwierzyć. Na pierwszy

rzut oka wydawało się to przeciwne wszystkiemu, co kawałek ziemi słyszał

o uprawie ogrodu. Ale Gospodarz powiedział wyraźnie: „To nie ogród ma trosz-

czyć się o usuwanie chwastów. To jest zadanie dla Ogrodnika”.

To Ogrodnik usuwa chwasty

Rozumiecie z pewnością, jak wielką trudność sprawiło kawałkowi ziemi zrozu-

mienie tego, co powiedział Gospodarz.
Ale dopóki nie przyjął oferty Gospodarza, musiał pogodzić się z tym, że ni-

gdy nie będzie pięknym ogrodem. Poddał się więc Gospodarzowi i pozwolił

mu usunąć chwasty. Zostały one wyrwane w całości, z korzeniami, łodyga-

mi i liśćmi, a nie stopniowo, i wyrzucone poza ów kawałek ziemi. W ich miejsce

zasiane zostało dobre ziarno i ogród stawał się coraz piękniejszy.
Gdy mijał czas, kawałek ziemi, który teraz był pięknym ogrodem, pozwalał

Gospodarzowi wykonywać jego pracę. A ogród robił to, co należy do niego.

Przyjmował nasiona zasiewane przez Gospodarza, wchłaniał wodę, którą ten

go zraszał, i światło słoneczne płynące z góry. Rośliny w ogrodzie rosły

i przynosiły plon - jedne stokrotny, inne sześćdziesięciokrotny, a jeszcze inne

trzydziestokrotny.

Rozdział 2

Kąkol

Nadchodzi dzień, kiedy wszyscy, którzy kiedykolwiek żyli, spotkają się pierw-

szy i ostatni raz w tak licznym gronie. A gdy ten dzień nadejdzie, wszyscy, od

najmniejszego do największego - a nawet sam diabeł - oddadzą pokłon uzna-

jąc, że Bóg był uczciwy i prawy w swoich poczynaniach w wielkim boju między

dobrem a złem. Nigdy nie zaparł się swoich ideałów. Zawsze pozwalał swoim

stworzeniom wybierać to, co chciały. Nigdy nie mścił się - nawet na swoim

najzacieklejszym wrogu.
Królestwa tego świata nie opierają się na tego rodzaju zasadach. W króle-

stwach tego świata jedyną szansą osiągnięcia czegokolwiek jest dokonanie

background image

- 11 -

tego siłą. Literatura opiewa wyczyny średniowiecznych rycerzy, ale także ich

odpowiedników w naszych czasach. Ludzie nie są znani z ustępowania swoim

przeciwnikom, zwłaszcza gdy mają nad nimi przewagę. Ale królestwo niebios

funkcjonuje na zupełnie innej zasadzie.
Jezus mówił o tym w przypowieści o kąkolu i pszenicy, zapisanej w 13 roz-

dziale Ewangelii Mateusza. „Inne podobieństwo podał im, mówiąc: Podobne

jest Królestwo Niebios do człowieka, który posiał dobre nasienie na swojej

roli. A kiedy ludzie spali, przyszedł jego nieprzyjaciel i nasiał kąkolu między

pszenicę, i odszedł. A gdy zboże podrosło i wydało owoc, wtedy się pokazał

i kąkol. Przyszli więc słudzy gospodarza i powiedzieli mu: Panie, czy nie

posiałeś dobrego nasienia na swojej roli? Skąd więc ma ona kąkol? A on im

rzekł: To nieprzyjaciel uczynił. A słudzy mówią do niego: Czy chcesz więc,

abyśmy poszli i wybrali go? A on odpowiada: Nie! Abyście czasem wybierając

kąkol, nie powyrywali wraz z nim i pszenicy. Pozwólcie obydwom róść razem

aż do żniwa.
A w czasie żniwa powiem żeńcom: Zbierzcie najpierw kąkol i powiążcie

go w snopki na spalenie, a pszenicę zwieźcie do mojej stodoły” (w. 24-30).
Jezus wyjaśnił swoim uczniom znaczenie tej przypowieści, co zapisano w wier-

szach 36-43 tego samego rozdziału. Oddzielenie sprawiedliwych od występ-

nych będzie miało miejsce przy końcu świata. Aż do tego czasu jedni i drudzy

będą rosnąć razem.
W każdej przypowieści Jezusa zawarte są duchowe prawdy sięgające głębiej,

niż wynikałoby to z bezpośredniego znaczenia przypowieści. Jezus postano-

wił, by przypowieści zostały utrwalone i zachowane dla potomnych, aby ci,

którzy będą je studiować, odkrywali w nich wciąż nowe nauki. Przypowieść

jest jak cebula! O, wypowiedziałem teraz przypowieść na temat przypowie-

ści! Ale rzeczywiście, przypowieści Jezusa mają wiele warstw znaczeniowych,

współistniejących, ale różniących się między sobą. Czy zechcecie przyłączyć

się do mnie w „obieraniu cebuli”, jaką jest przypowieść o kąkolu i pszenicy?

Polem jest świat

Jezus wskazał swym uczniom, jak należy studiować tę przypowieść. Najwi-

doczniej nie zrozumieli oni nic z tego, co mówił, kiedy powiedział kilka przy-

powieści jedna po drugiej, jak podaje 13 rozdział Ewangelii Mateusza. Ucznio-

wie nie prosili jednak o wyjaśnienie kilku ostatnich przypowieści, ale właśnie

tej, o kąkolu.
Jezus odkrył przed nimi pierwszą „warstwę cebuli”, by zaczęli analizować to,

o czym opowiadał. Chciał aby samodzielnie przemyśleli jej ukryty sens. Jezus

był Największym Nauczycielem i wiedział, że uczniowie lepiej zapamiętają

background image

- 12 -

to, co sami odkryli i czego sami się domyślili niż to, co im po prostu powie-

dziano.
Gdy byłem w college’u, mój wychowawca zwykł stosować tę metodę. Wie-

lokrotnie po jego wykładach udawaliśmy się do biblioteki, by dalej studio-

wać, a nie na boisko, by czymś wypełnić wolny czas. Pamiętam, jak pewne-

go dnia pewien odważny chłopiec z pierwszej ławki wstał i powiedział:
- No dobrze, profesorze, już dość nas pan zdenerwował. Teraz niech pan nam

powie wszystko do końca.
Nic to nie pomogło. Profesor nie dopowiedział do końca swojej myśli, zmusza-

jąc nas, byśmy sami znaleźli dalszy ciąg.
Takiej metody używał Jezus. Dawał ludziom wystarczająco dużo, by zaczę-

li myśleć i nic więcej. Powiedział więc: Polem jest świat. W świecie są spra-

wiedliwi i występni. Jedni i drudzy będą rosnąć razem aż do żniw - do koń-

ca świata.
Gdy widzicie świat jako pole, czy w waszych umysłach rodzą się jakiekolwiek

wątpliwości co do tego, że wróg działa? Możemy powtórzyć jak echo słowa:

„To nieprzyjaciel uczynił”, gdy widzimy ból i smutek, choroby i śmierć, i zła-

mane serca na świecie pełnym zła. Bóg nie jest odpowiedzialny za istnienie

grzechu na świecie. To nieprzyjaciel ponosi za to winę. Jednakże Bóg pozwala,

by taka sytuacja istniała. On wszak sprawia, że serce bije w piersi tego, który

Go przeklina. On zsyła deszcz na sprawiedliwych i na nieprawych. Bóg nie

egzekwuje bowiem ostatecznego wyroku przed dniem sądu. Pozwala jednym

i drugim rosnąć aż do żniw, gdy charaktery wszystkich zostaną w pełni obja-

wione przed oczami wszechświata. Bóg podtrzymuje życie samego diabła. Nic

dziwnego więc, że prędzej czy później zegnie się każde kolano i każdy język

będzie wyznawał Bożą uczciwość i miłość; dopiero gdy żniwa nastaną w pełni,

Bóg rozkaże, by kąkol z pól tego świata został zebrany i zniszczony.

Polem jest Kościół

Przyjrzyjmy się bliżej przypowie-

ści i rozważmy ją przyjmując, że polem

jest Kościół. Czy przypowieść ma i takie

zastosowanie? Czy i sprawiedliwi, i wy-

stępni znajdują się w Kościele, czy też

nikczemni są tylko „na zewnątrz”? Zna-

cie odpowiedź na to pytanie, prawda?
W Kościele kąkol i pszenica są obecne

równocześnie. Bóg nie postanowił, by

background image

- 13 -

w Kościele znajdowali się fałszywi bracia. Jeszcze raz możemy powiedzieć:

„To nieprzyjaciel uczynił”.
Diabeł jest aktywnym ewangelistą! Pracuje, by nawracać ludzi do Kościoła,

ale jednocześnie utrzymać ich z dala od Chrystusa. Kąkol w Kościele daje

nieprzyjacielowi ogromne korzyści. Hamuje wzrost pszenicy. Powoduje za-

mieszanie, przez co prawda jest ośmieszana. Wyznawcy, którzy wypowiadają

słowa wzbudzające spory, wykonują dzieło szatana o wiele efektywniej niż ci,

którzy otwarcie stoją po jego stronie.
Dobrze wiadomo, że w czasie wojny szpieg może zrobić o wiele więcej, by

zaszkodzić przeciwnikowi, niż najlepszy żołnierz. Narody w czasie wojny są

przygotowane na atak z zewnątrz. Nie zawsze jednak spodziewają się ataku od

wewnątrz i stąd dywersja jest najskuteczniejszym sposobem walki. Wielokrot-

nie diabeł używał i używa tego sposobu usiłując zniszczyć Kościół Boży.
Przypowieść o kąkolu ostrzega nas jednak, byśmy nie starali się oddzielać

pszenicy od kąkolu w Kościele. Jedno i drugie może wyglądać do pewne-

go czasu bardzo podobnie. Jeśli będziemy polegać na naszym własnym osą-

dzie, możemy łatwo popełnić wiele pomyłek.
Przyjrzyjmy się Kościołowi, do którego w pierwszym rzędzie kierował Jezus

tę przypowieść. Składał się on z dwunastu wyznawców. Patrząc z zewnątrz,

mieli oni wiele problemów. Kłócili się i spierali między sobą, który z nich jest

największy. Byli wybuchowi, nierozsądni i pyszni. Jedynym, który wydawał

się nie sprawiać kłopotów, był Judasz. Łatwo nam dziś widzieć, gdzie Ju-

dasz zbłądził, gdyż „żniwa” miały już miejsce w jego życiu. Ale wówczas, gdy

Jezus wypowiadał tę przypowieść, uczniowie musieli uważać Judasza za czy-

stą pszenicę. Na innych każdy z nich patrzył jak na plewy!
Zwróćcie uwagę, co mówi ta przypowieść o sposobie postępowania Jezu-

sa z kąkolem. On nie przychodzi z ostrym sierpem i nie wycina. Czeka. Obser-

wuje. Prosi, byśmy również czekali i obserwowali, aż natura da o sobie znać.
Jezus, pozwalając Judaszowi przyłączyć się do wybranych Dwunastu, wiedział,

że człowiek ten opętany jest przed demona egoizmu. Wiedział, że ten domnie-

many uczeń zdradzi Go, a jednak nie oddzielił Judasza od innych uczniów i nie

kazał mu odejść. Przygotowywał umysły swoich uczniów na swą śmierć

i zmartwychwstanie, i przewidział, że jeśli każe Judaszowi odejść, szatan wy-

korzysta go do szerzenia fałszywych pogłosek o Jezusie, które trudno będzie

zdementować. Przywódcy żydowscy czekali tylko i szukali czegoś, co moż-

na byłoby wykorzystać, by osłabić i zneutralizować wpływ nauki Chrystusa.

Zbawiciel wiedział, że Judasz - jeśli zostanie usunięty spośród Jego uczniów -

tak opacznie przedstawi Jego wypowiedzi, iż Żydzi posłużą się nimi, by bez-

background image

- 14 -

karnie prześladować uczniów i wywrzeć na ludziach wrażenie, że ich dążenie

do zgładzenia Jezusa jest całkiem usprawiedliwione.
Dlatego też Chrystus nie usunął Judasza, ale zatrzymał go przy sobie, dzię-

ki czemu mógł przeciwdziałać złemu wpływowi tego człowieka, który zagrażał

Jego misji.
Jezus przyjmuje nie tylko tych, których szatan przyprowadza do Jego Kościo-

ła, by mu szkodzić, ale robi wszystko, aby ich przy sobie zatrzymać! Oto, jak

funkcjonuje królestwo Boże.
Znana jest historia o tym, jak ktoś zapytał kiedyś Abrahama Lincolna, dla-

czego zawsze dąży do zgody ze swoimi wrogami, a nawet powierza im ważne

stanowiska.
- Dlaczego nie zniszczy pan swych wrogów? - zapytał ów człowiek.
- Czyż nie niszczę moich wrogów czyniąc z nich przyjaciół? - odparł Lincoln.
Jezus niemal pozyskał Judasza! Jedynie wieczność pokaże, jak wielu „szpie-

gów”, których szatan wysłał do Kościoła, zostało pozyskanych przez ewange-

lię dzięki temu, że mieli bliski kontakt z Bogiem!

Polem jest twoje serce

Czy chcecie spróbować dotrzeć do jeszcze jednej warstwy, o której mówi ta przy-

powieść? Niektórzy będą mieli trudności ze zrozumieniem właściwego prze-

słania przypowieści o kąkolu. Rozważcie je jednak, a stwierdzicie, czy odpo-

wiada prawdzie.
Na polu twego serca może rosnąć kąkol i pszenica. Czy zdałeś sobie kiedykol-

wiek z tego sprawę? A może uważałeś, że twoim zadaniem jest wyrwać kąkol?

Przypowieść uczy, że dzieło wyrywania kąkolu jest Bożym dziełem.
Gdy zaczynamy zdawać sobie sprawę, że w naszym sercu jest kąkol (nawet

po tym, jak ziarna ewangelii już się w nim zakorzeniły), to na pewno zgodzimy

się z tym, że został on posiany przez nieprzyjaciela. Bóg nie jest odpowiedzial-

ny za to, że rośnie w nas kąkol. Czy możliwe jest jednak, by Bóg postępował

z kąkolem w naszych sercach tak samo, jak z kąkolem na świecie i w Kościele?

Czy to możliwe, by nawet na tej płaszczyźnie pozwalał na wzrost i rozwój, aby

natura roślin mogła być w pełni rozpoznana?
Nie posuniemy się tak daleko jak ci, którzy twierdzą, że dopiero przy koń-

cu świata wyjaśni się sprawa wszelkich niedoskonałości naszych charakterów.

Nie, żniwa oznaczają bowiem również dojrzewanie owoców Ducha w życiu jed-

nostki, czyli rozwój charakteru. Nie oznacza to jednak, że nie potrzebujemy

czasu, by nauczyć się odróżniać to, co jest złe od tego, co dobre. Czyż więc

background image

- 15 -

nawet na polu serca nie powinniśmy pozostawić wyrywania kąkolu Gospoda-

rzowi?
Zastanawiając się nad tym pytaniem, rozważmy doświadczenie Piotra. Piotr

przyjął Jezusa i poszedł za Nim. Codziennie spędzał z Nim czas. Wspólno-

ta z Chrystusem była jego największą radością. Piotr był nawrócony. W tym

momencie ktoś na pewno przypomni mi słowa Jezusa skierowane do Piotra:

„Gdy się nawrócisz...”. Ale skoro nawrócenie jest sprawą każdego dnia, w tych

słowach Jezus miał na myśli powtórne nawrócenie Piotra, a nie jego pierwsze

doświadczenie nawrócenia.
Piotr został wysłany z dwunastoma, a potem z siedemdziesięcioma ucznia-

mi. Uzdrawiał chorych, oczyszczał trędowatych, wyrzucał demony i wzbudzał

z martwych. Jezus zapewnił go, że jego imię znajduje się w księdze życia (zob.

Łuk. 10,20). Wiemy zaś, że o ile ktoś nie narodzi się na nowo, nie może na-

wet ujrzeć królestwa niebios (zob. Jan 3). Tak więc są dowody, że Piotr był

nawrócony.
Piotr miał jednak problem. Właściwie miał kilka problemów, ale podstawą ich

wszystkich była samowystarczalność.
Nie zdawał sobie sprawy ze swojego prawdziwego stanu. Wiedział, że zda-

rzało mu się grzeszyć. Znajdował się wśród uczniów, którzy pozostali dale-

ko z tyłu za Jezusem w drodze do Kafarnaum, by móc swobodnie kłócić się

i spierać. Piotr sądził jednak, że poradzi sobie ze wszystkim sam. Noc na je-

ziorze, gdy niemal utonął, powinna pozostawić w jego umyśle przestrogę, ale

on nie zwracał uwagi na grożące mu niebezpieczeństwo. Kąkol rósł w ser-

cu Piotra, lecz on uważał, że sam sobie z nim poradzi. Nie wiedział nawet, jak

głęboko tkwią korzenie kąkolu.
Piotr był tak pewny siebie, iż powiedział Jezusowi, że nawet gdyby wszyscy

uczniowie Go opuścili, to on nie. Jego pewność siebie była najgorszym proble-

mem, a on nawet nie zdawał sobie sprawy z jego istnienia.
Co zrobił Jezus? Postąpił z Piotrem tak, jak postępuje z kąkolem w Kościele.

Pozwolił, by nadeszły żniwa. Dał Piotrowi czas, by mógł zobaczyć różnicę

między kąkolem a pszenicą po to, by po wyrwaniu kąkolu nie miał żadnych

wątpliwości i nie sądził, że Chrystus pomylił się co do niego.
Pewnego razu rozmawiałem z innym pastorem o szczególnym wyznawcy, który

miał „mocny kręgosłup”. Człowiek ten był pewny, że nie czyni nic złego. Nie

był jednak zainteresowany życiem duchowym. Zadowolił się przestrzeganiem

form i trzymał Boga na odległość wyciągniętego ramienia, prowadząc jedno-

cześnie nienaganne życie bez pomocy Chrystusa.

background image

- 16 -

Tamten pastor powiedział:
- Sądzę, że zanim ten człowiek się nawróci, musi popełnić jakiś straszny

grzech.
Cóż za stwierdzenie, i to z ust pastora! Czyż nie obiecano nam, że nie będzie-

my kuszeni ponad to, co możemy znieść?
Bóg na pewno nie popycha nikogo do popełnienia grzechu po to, by potem

go zbawić. To byłoby bez sensu!
Przypomniałem sobie jednak Piotra! Piotr stał się dobrym człowiekiem do-

piero po swoim najstraszniejszym upadku. Pan pozwolił mu upaść, a jednocze-

śnie obiecał mu przebaczenie, gdy nawróci się powtórnie i będzie pokutował

za swój grzech.
Ci, którzy uznają swoją słabość, łatwiej ufają Mocy większej niż ich własna.

Gdy czekają na Boga, szatan nie ma żadnej władzy nad nimi. Ci jednak, którzy

ufają sobie, z łatwością bywają pokonani. Człowiek, któremu wydaje się, że

jest samowystarczalny i, podobnie jak Piotr, postępujący tak, jakby wiedział

więcej niż jego Pan, nie jest przez Boga ograniczany siłą w swoich poczy-

naniach. Czasami szok wywołany upadkiem sprawia, że taki człowiek uznaje

swoją słabość, co nie byłoby możliwe, gdyby nie popełnił owego „strasznego”

grzechu.
Pragniemy zwycięstwa i mocy w chrześcijańskim życiu, ale często doświad-

czamy upadków uświadamiających nam, że nie jesteśmy doskonali. Jednak

Bóg działa cierpliwie w oparciu o zasadę przyczyny i skutku. Kąkol, który do-

strzegamy, może być tylko objawem głębszych problemów. Bóg pozwala więc,

by sprawy biegły swoim torem, a zło dojrzało, abyśmy mogli zrozumieć nasze

potrzeby. W końcu doprowadza nas do zrozumienia, gdzie tkwią korzenie ką-

kolu i oczekuje, że pozwolimy Mu je wyrwać z naszego życia. To jednak wy-

maga nieraz długiego procesu - nawet na tak małym polu, jak jedno ludzkie

serce.
Naszym zadaniem jest ciągłe przychodze-

nie do Boga, utrzymywanie z Nim wspól-

noty, aby proces wzrostu nieprzerwanie

postępował w naszym życiu. Wówczas

przyłączymy się do Piotra w uznaniu na-

szej bezradności i zupełnej zależności od

Boga. Tak długo, jak oddajemy nasze ży-

cie pod Jego panowanie, On nie pozosta-

wi nas samych, nawet jeśli pozwoli nam

upaść. Jego celem jest doprowadzenie

background image

- 17 -

nas do niebiańskiego miasta, a nie tylko pod jego mury, gdy cały wszechświat

padnie na kolana i wyzna: „Wielkie i dziwne są dzieła twoje, Panie, Boże

Wszechmogący; sprawiedliwe są drogi twoje, Królu narodów; któż by się nie

bał ciebie, Panie, i nie uwielbił imienia twego? Bo Ty jedynie jesteś święty,

toteż wszystkie narody przyjdą i oddadzą ci pokłon, ponieważ objawiły się

sprawiedliwe rządy twoje” (Ap. 15,3.4).

Rozdział 3

Jezus, Dobry Samarytanin

Lubię ryzyko. Jestem hazardzistą Nie takim, który spędza niedziele w kasy-

nach gry. Lubię jednak, na przykład, wybrać się do odległego miasta samo-

chodem z prawie pustym zbiornikiem paliwa. Moi bliscy niezbyt życzliwie

odnoszą się do mojej ryzykanckiej natury, więc gdy jadę z nimi, kontrolują tę

moją cechę. Ale wierzcie lub nie, ta „wegetariańska” forma hazardu pomogła

mi spotkać wielu miłych ludzi. Być może jest ona jednym z moich sposobów

chrześcijańskiego świadczenia!
Pewnego dnia zabrakło mi paliwa na jednej z autostrad w Kalifornii. Stałem

na poboczu i czekałem, aż ktoś mi pomoże. Ludzie w lincolnach continentalach

przejeżdżali obok.
Ludzie w garniturach biznesmenów tak samo. Ludzie w ładnych furgonetkach

mijali mnie bez zmrużenia oka, tak jak ci w wielkich ciężarówkach. Nadjechał

jednak młody człowiek z długimi włosami i brodą, prowadzący starego, poobi-

janego pickupa. Zatrzymał się i nie tylko podrzucił mnie do stacji benzynowej,

ale przywiózł mnie z powrotem i nie odjechał, póki nie upewnił się, że mój

samochód jest sprawny, i będę mógł jechać dalej. Od tego czasu wiele razy

myślałem o tym doświadczeniu.
Dobry Samarytanin jest zaskakującym typem człowieka, prawda? To stara

historia, ale przyjrzyjmy się jej, a może znajdziemy w niej coś nowego. Jezus

opowiedział krótką przypowieść o rzeczach starych i nowych, która została

zapisana w Ewangelii Mateusza 13,52. „A on rzekł do nich: Dlatego każdy

uczony w Piśmie, który stał się uczniem Królestwa Niebios, podobny jest do

gospodarza, który dobywa ze swego skarbca nowe i stare rzeczy.”
Jest to ekscytująca cecha królestwa niebios. Nie jest możliwe wyczerpanie

jego zasobów. Przez całą wieczność studiować będziemy rzeczy stare i nowe.

Czasem odkrycie nowego znaczenia stanowi przełom dla kogoś, kto dostrzegł

prawdę, której nie zauważył wcześniej . Każde nowe odkrycie miłości Zbawi-

ciela jest kolejnym krokiem w duchowym rozwoju.

background image

- 18 -

Poszukajmy więc starych i nowych rzeczy w opowiadaniu o dobrym Samary-

taninie zapisanym w 10 rozdziale Ewangelii Łukasza.
Żydowscy przywódcy mieli zamiar dostać Jezusa w swoje ręce, zaangażowali

więc jednego ze swoich mistrzów, ciętego prawnika, by postarał się złapać Go

na czymś. Czuli, że człowiek ten jest w stanie wdać się z Jezusem w walkę na

słowa. Mieli nadzieję, że dzięki jego bystremu, logicznemu umysłowi wypro-

wadzi Jezusa na cienki lód i utopi z kretesem. Jedyną rzeczą, jaką przeoczyli,

był fakt, że ów prawnik nasłany na Jezusa był szczerym poszukiwaczem praw-

dy. Już wcześniej przysłuchiwał się Jezusowi. Był zadowolony, że wreszcie ma

pretekst, by nawiązać z Nim osobisty kontakt.
Czytajmy od 25 wiersza 10 rozdziału Ewangelii Łukasza:
„A oto pewien uczony w Prawie wystąpił i wystawiając go na próbę, rzekł:

Nauczycielu, co mam czynić, aby zdobyć życie wieczne?” Było to typowe dla

religii tamtych czasów i jest typowe także dzisiaj. Ludzka natura nie zmieniła

się.
Nawet jako chrześcijanie spostrzegamy, iż większość wiernych myśli o życiu

chrześcijańskim w kategoriach czynów raczej, nie zaś w kategoriach wiary.

Jedną z prawd, które Jezus przyszedł wyjaśnić, było to, że życie chrześcijań-

skie i życie wieczne nie są oparte na tym co człowiek czyni, ale na tym, kogo

zna. Czytamy słowa Jezusa z Ewangelii Jana 17,3: „A to jest życie wieczne,

aby poznali Ciebie, jedynego prawdziwego Boga i Jezusa Chrystusa, którego

posłałeś”.
Chrześcijańskie życie opiera się więc nie na zachowaniu, ale na więzi. Można

było oczekiwać, że Jezus wda się w dyskusję na ten temat, ale zamiast tego

powiedział: „Co napisano w Prawie? Jak czytasz?” To brzmi jak odpowiedź

legalisty, czyż nie?
Znawca Pisma Świętego odpowiedział w podobnym stylu. „A ten, odpowiada-

jąc, rzekł: Będziesz miłował Pana, Boga swego, z całego serca swego i z całej

duszy swojej, i z całej myśli swojej, i z całej siły swojej, a bliźniego swego, jak

siebie samego. Rzekł mu więc: Dobrze odpowiedziałeś, czyń to, a będziesz

żył.”
Jeśli studiowaliście metody nauczania Jezusa, wiecie, iż nie miał On zwycza-

ju dawania patowych odpowiedzi. Wiedział, jako Największy Nauczyciel, że

najlepszym sposobem nauczania jest doprowadzenie ucznia do tego, by sam

szukał rozwiązania. Jezus odpowiedział na pierwsze pytanie tego człowieka

innym pytaniem. Pozostał jednocześnie na jego gruncie. Prowadził tego czło-

wieka tak, by sam chciał poznać prawdę na nowo, od innej strony i w taki

sposób, by ją zapamiętał.

background image

- 19 -

Uczony w Piśmie nawet nie spostrzegł, jak sam wyrecytował odpowiedź na

swoje pytanie, był więc z pewnością zakłopotany. Rozmowa nie potoczyła

się tak, jak się wcześniej spodziewał. Tak więc znów chciał ją sprowadzić

z duchowego poziomu na poziom intelektualny, dający możliwość dyskutowa-

nia. Zadał kolejne pytanie. Wiersz 29: „On zaś, chcąc się usprawiedliwić, rzekł

do Jezusa: A kto jest bliźnim moim?”
Kto jest czyim bliźnim; było to powszechną kwestią w tamtych czasach. Żydzi

niechętnie uznawali w innych ludziach swych bliźnich. Znani byli ze swojej

ekskluzywności. Rozprawiali zawsze o tym, z kim można się zadawać, a kogo

należy unikać lista tych drugich była zawsze dłuższa.

Odpowiedzią

Jezusa

na

postawio-

ne pytanie była pewna historia. Czyta-

my od wiersza 30: „A Jezus, nawiązu-

jąc do tego, rzekł: Pewien człowiek szedł

z Jerozolimy do Jerycha i wpadł w ręce

przestępców, którzy go obrabowali, porani-

li i odeszli, zostawiając go na pół umarłego.

Przypadkiem szedł tą drogą jakiś kapłan i zo-

baczywszy go, przeszedł mimo.
Podobnie i Lewita, gdy przyszedł na to miejsce

i zobaczył go, przeszedł mimo. Pewien Samary-

tanin zaś, podróżując tędy, podjechał do niego

i ujrzawszy, ulitował się nad nim. I podszedł-

szy opatrzył rany jego, zalewając je oliwą

i winem, po czym wsadził go na swojego

osła, zawiózł do gospody i opiekował się nim [najwidoczniej całą noc, gdyż...].

A nazajutrz dobył dwa denary, dał je gospodarzowi i rzekł: Opiekuj się nim,

a co wydasz ponad to, ja w drodze powrotnej oddam ci”.
Potem Jezus zapytał swego rozmówcę: „Który z tych trzech, zdaniem twoim,

był bliźnim temu, który wpadł w ręce bandytów? A on rzekł: Ten, który się

ulitował nad nim”. Nie chciał użyć słowa Samarytanin.
Wówczas Jezus powiedział mu: „Idź, i ty czyń podobnie”. Koniec historii. Czy

naprawdę koniec? Czy usłyszałeś kiedyś historię podobną do tej o dobrym

Samarytaninie i byłeś w stanie iść, i czynić podobnie? A może Jezus chciał,

by człowiek ten zgiął swoje kolana?
Nikt nie staje się dobrym Samarytaninem przez zapisanie się do Klubu Do-

brych Samarytan i dobrowolne postanowienie bycia litościwym. Dobry Sama-

rytanin nie może być nikim innym, jak dobrym Samarytaninem. Jedynym spo-

background image

- 20 -

sobem, by ten uczony w Piśmie stał się miłującym i litościwym człowiekiem,

było paść na kolana i bliżej zapoznać się z Tym, kogo reprezentował Jezus.

Wstaw siebie w tę scenę

Najlepszym sposobem wyobrażenia sobie historii biblijnej takiej jak ta, jest

wstawienie siebie w scenę. Gdy czytasz o łotrze na krzyżu, ty jesteś łotrem

na krzyżu. Gdy czytasz o ślepcu siedzącym przy drodze, ty jesteś ślepym

Bartymeuszem wołającym za Jezusem: „Jezusie, Synu Dawida, zmiłuj się nade

mną”. Gdy więc czytasz historię o dobrym Samarytaninie, ty jesteś dobrym

Samarytaninem... Nie, nie jesteś! I ja też nie jestem. W najgorszym przypadku

jesteśmy zbójami, którzy pobili nieszczęsnego podróżnego. W najlepszym zaś

przypadku jesteśmy tym, który został pobity.
Jesteś więc człowiekiem podróżującym z Jerozolimy do Jerycha. Odległość

między tymi miastami wynosi około trzydzieści pięć kilometrów. Jerozolima

położona jest wysoko, tak więc schodzisz w dół. Idziesz szybko, gdyż nie jest

bezpiecznie ociągać się w tej okolicy. Jest tu mnóstwo jaskiń i rozpadlin w

skałach, gdzie mają kryjówki rabusie i złodzieje napadający często na po-

dróżnych. Patrzysz w dół na wąwóz zwany Doliną Krwi i staje się to, czego

się obawiałeś. Grupa uzbrojonych ludzi napada na ciebie od tyłu. Nie masz

żadnych szans, by wyjść z tego cało. Zabierają twoje pieniądze, twój zegarek,

a nawet zdzierają z ciebie ubranie. A potem, jakby tego jeszcze było mało,

walą cię maczugą w głowę i zostawiają nieprzytomnego, leżącego twarzą w

kałuży krwi.
Leżysz tak dość długo. Wreszcie odzyskujesz przytomność. Słońce praży nie-

miłosiernie. Usiłujesz się poruszyć, ale nie możesz nawet podnieść ręki. Ję-

czysz i wysilasz się, ale twoje ciało jest bezwładne i ciężkie, ,jakby ktoś przy-

kuł cię do ziemi. Ale oto dobra nowina. Nadchodzi duchowny. O, duchowny na

pewno ci pomoże! Ale co to?! Przeszedł obok. Nawet nie zwolnił. Przeszedł

na drugą stronę ulicy i ledwie rzucił spojrzenie w twoją stronę.

Nie wiń duchownego

Nie bądź zbyt surowy dla pastora! Może spieszył się, by wygłosić kazanie

w synagodze w Jerychu. Może miał właśnie mówić o braterskiej miłości. Jeśli

zatrzymałby się w Dolinie Krwi, gdzie ktoś już został napadnięty przez ra-

busiów, to samo mogłoby przydarzyć się jemu. Z pewnością mniejszym złem

było pozostawienie tam nieszczęśnika i jak najszybsze dotarcie do Jerycha.

Duchowe potrzeby jego podopiecznych powinny z pewnością stać wyżej niż

potrzeby jednego człowieka, którego prawdopodobnie i tak już nie zdoła się

uratować. Z pewnością kapłan musiał rozumować w ten sposób, gdyż nie za-

trzymując się szedł dalej.

background image

- 21 -

Zaczęło ci się robić zimno. Słońce zachodząc schowało się za skały i leżysz

teraz w cieniu. Boisz się, że już koniec z tobą, gdyż niewielu podróżnych prze-

chodzi tędy o tej porze. Ale oto dobra nowina! Nadchodzi skarbnik kościoła!

On nie tylko pomoże ci dostać się w bezpieczne miejsce, ale może zapłaci za

twoje leczenie i da ci jakieś ubranie. Nadzieja rośnie w twoim sercu, gdy wi-

dzisz, jak skarbnik zbliża się do miejsca, gdzie leżysz.
Starasz się coś powiedzieć, ale z ust wydobywa ci się tylko jęk. Wargi masz

spierzchnięte, nie możesz nimi poruszać. Przybysz przygląda ei się, a potem

niespokojnie rozgląda się dookoła, czy czasem gdzieś w pobliżu nie czają się

rabusie. Potem rusza szybko przed siebie.
Na pewno się spieszył. Niósł torbę pełną pieniędzy pochodzących z darów

składanych na tacę. Nie byłoby właściwe zostając w tym miejscu ryzykować

utratę pieniędzy należących do Pana. Ponadto rodzina czeka na niego, a bę-

dąc dobrym ojcem nie mógł ryzykować osierocenia swoich dzieci. Idąc dalej

oglądał się od czasu do czasu, by upewnić się, czy nikt go nie widział.
Teraz wydaje ci się, że nie masz już żadnej nadziei. Znów starasz się poruszyć,

ale jesteś zbyt słaby. W oczach ciemnieje ci i tracisz dech przy najmniejszym

wysiłku. Zapada noc, a ty jesteś przemarznięty do szpiku kości. Powoli tracisz

przytomność i poddajesz się temu, co musi się stać. Nawet gdyby jeszcze ktoś

przechodził tędy, nie zauważy cię, leżącego na poboczu, w cieniu skał.
Ale oto słyszysz kroki! Czy to już halucynacje zapowiadające agonię? Otwie-

rasz szeroko oczy, by zobaczyć czy słuch cię nie myli - i w tej chwili twoje

serce zamiera. Och, to Samarytanin! Wiesz, jak układają się stosunki Żydów

z Samarytanami. Wiesz jak ty sam traktowałeś Samarytan. Zamykasz oczy

i kurczysz się jak tylko możesz, bo wiesz, że gdyby role były odwrócone, nie

tylko nie pomógłbyś temu człowiekowi, ale jeszcze naplułbyś mu w twarz.

Kto by w to uwierzył?

Samarytanin zwolnił. Zobaczył cię. Przy-

gotowujesz się na najgorsze. On zbliża

się. Mówi do ciebie łagodnie: „Co się sta-

ło człowieku? Jesteś ranny! Pomogę ci”.

Nie możesz w to uwierzyć. On cię dotyka.

Ostrożnie bada ranę, starając się spra-

wić ci jak najmniej bólu. Opatruje twoje

rany zalewając je winem i oliwą. Dotyka-

jąc cię czuje, jak bardzo jesteś zziębnięty.

Zdejmuje z siebie ubranie, choć jest już

naprawdę zimno i ubiera cię. Potem deli-

background image

- 22 -

katnie pomaga ci dojść do stojącego na drodze osiołka, mówiąc jednocześnie,

że wszystko będzie dobrze.
Gdy już leżysz w ciepłym, czystym łóżku w pokoju, który wynajął dla ciebie

dobry Samarytanin, nie możesz uwierzyć w to, co się stało. On czuwa przy

tobie przez całą noc, a rano, gdy już czujesz się lepiej, słyszysz jak prosi

gospodarza, by opiekował się tobą jak długo będzie trzeba - na jego koszt!

Myślisz o swoich przyjaciołach i bliskich, i wiesz, że nie uwierzą w to, gdy im

będziesz opowiadał - ale już nie możesz się doczekać, by powiedzieć im o tym,

co stało się na drodze do Jerycha.

Zobacz, kim jest Dobry Samarytanin!

Powtórzmy teraz całą historię w najbardziej ekscytującej wersji - jako historię

Jezusa. Dawno temu ojciec naszego ludzkiego rodzaju szedł drogą - drogą w

dół. Wyszedł z Ogrodu wraz ze swoją żoną. Szli w dół i odtąd rodzaj ludzki

wciąż idzie w dół, degenerując się fizycznie, umysłowo i moralnie. Złodziej

i rabuś, który odarł ich ze świetlanych szat, zszedł w dół przed nimi, zszedł w

dół z samego nieba. Zranił ich i pozostawił, by umarli. Zranieni ludzie starali

się spleść z figowych liści coś, co zastąpiłoby skradzione szaty. Ale to się nie

udało. Rodzaj ludzki wciąż znajduje się w tym samym rozpaczliwym położeniu,

na ścieżce prowadzącej w dół.
Wtedy nadszedł Dobry Samarytanin. Przypadkiem? Nie, On zaplanował

swoje przyjście. Nadszedł celowo. Widział nas i ulitował się nad nami. Opu-

ścił swój dom, swój piękny, bezpieczny dom, by przyjść na ten pełen nie-

szczęścia świat. Wszedł z nami w kontakt. Dotknął tych, którzy mieli być

pozostawieni sami sobie. Ulitował się widząc naszą bezradność. Okrył nas

swoją szatą i poświęcił swoje życie, by nas ratować. Wylał oliwę i wino,

oliwę Ducha Świętego i wino swojej własnej, przelanej krwi. Jego ranami

jesteśmy uleczeni.
A potem zabrał nas do gospody. Czy wiecie, gdzie to jest? W waszym wła-

snym mieście! Może to być prosty budynek, a może mieć krużganki i witraże.

Dał polecenia gospodarzowi. Jeśli dotąd nie znalazłeś miejsca dla siebie w

tej historii, powinieneś zrobić to teraz! On bowiem powiedział gospodarzowi:

„Troszcz się o niego, troszcz się o nią, a gdy wrócę, odpłacę ci”. A teraz i ty

jesteś jednym z gospodarzy!
Dobry Samarytanin nie pojawił się raz i nie zniknął na zawsze. On powraca!

Obiecał: „Gdy wrócę, odpłacę ci”.

background image

- 23 -

Rozdział 4

Marnotrawni synowie

Wychowywał się w domu swego ojca. Wydawało mu się,

że już zbyt długo tam jest. Powoli, niemal niedostrze-

galnie, z ufnego dziecka trzymającego ojca za rękę, wy-

pełniającego jego polecenia, kochającego, szanującego

go i cieszącego się z jego towarzystwa - zmienił się

w podrostka, którego pragnieniem było opuścić dom

najszybciej jak to tylko możliwe. Wszystko się zmieniło.

Drażniły go ojcowskie zakazy i nakazy, niedobrze robi-

ło mu się od ojcowskich rad i zaleceń. Przez jakiś czas

był marnotrawnym synem pozostającym w domu, ale

wreszcie zechciał odejść. Ojciec wydawał mu się suro-

wy, pedantyczny i nierozsądny. Pewnego dnia powziął

więc zamiar. Poszedł do ojca i odważnie zażądał swojej części majątku.
Potrzebował tych materialnych błogosławieństw, by wygodnie urządzić sobie

życie. Nie był aż tak głupi, by po prostu uciec z domu z pustymi rękami. Nie

chciał więzi z ojcem, ale potrzebował jego pieniędzy.
Według tej przypowieści, zapisanej w Ewangelii Łukasza 15, wkrótce opuścił

dom. Czytamy: „A po niewielu dniach młodszy syn zabrał wszystko i odjechał

do dalekiego kraju, i tam roztrwonił swój majątek, prowadząc rozwiązłe życie”

(w. 13).
Tak więc pierwsze stadium niezależności od ojca przy jednoczesnym pozosta-

waniu w jego domu i drugie stadium związane z opuszczeniem domu i udaniem

się do dalekiego kraju - nie były zbyt odległe od siebie.
Tam, w dalekim kraju, syn odrzucił wszelkie zakazy i nakazy. Nie żałował

swych pieniędzy; nie zajmował się interesami. Na pewno nie pracował na

życie. Po prostu bezmyślnie wydawał to, co miał.
Przy jakiejś okazji jeden z jego przyjaciół zapytał go o rodzinę.
- Jaki jest twój ojciec?
- On jest surowy, staroświecki i drobiazgowy. Taki pedant. Nigdy nie można

go zadowolić.
- A twój starszy brat?
- Eee, to nudziarz! Codziennie jest w polu przed wschodem słońca. Zawsze

stara się robić wszystko, aby podlizać się staremu. Porozmawiajmy o czymś

innym, dobrze?

background image

- 24 -

Ale młodszy marnotrawny syn miał zbyt wielu „dobrych” przyjaciół. Gdy spłu-

kał się do cna, przyjaciele się ulotnili i zaczęło się robić ciężko. „A gdy wydał

wszystko, nastał wielki głód w owym kraju i on zaczął cierpieć niedostatek”

(Łuk. 15,14).
To było coś nowego. Przyjaciele, na których polegał, teraz go nie poznawali.

Po raz pierwszy w swym życiu był naprawdę głodny. Był brudny i obdarty.

Robił więc to, co robili marnotrawni we wszystkich wiekach: próbował sam

poradzić sobie w sytuacji, w którą się wpakował. Poszedł do pracy mając na-

dzieję, że zarobi choćby na zaspokojenie swoich najpilniejszych potrzeb.
Jego ostatnie zasoby wyczerpywały się stopniowo. Pieniądze się skończyły;

sprzedał wszystko, co tylko mógł sprzedać i w końcu, jak czytamy, „wejrzał

w siebie”. Nie tylko zdał sobie sprawę ze swych potrzeb, ale i z całkowitej

bezradności.
Stało się to przy świńskim korycie. A gdy to się stało, jego postawa względem

ojca zaczęła się zmieniać.
Zaczął myśleć o tym, jak jego ojciec traktował swoich służących. Jego ojciec

był o wiele łagodniejszym panem niż człowiek, dla którego teraz pracował.

Słudzy w domu jego ojca mieli pod dostatkiem jedzenia, dobre ubrania i wy-

godne mieszkania. Popatrzył z odrazą na wybieg dla świń. „Słudzy mojego

ojca mają o wiele lepiej niż ja tutaj” - powiedział sam do siebie. I w jego

umyśle zaczął powstawać plan.
Gdy „wejrzał w siebie”, zaczął też przybliżać się do swego ojca. Wciąż jeszcze

nie doceniał jego miłości i akceptacji. Nie uważał go już jednak za tyrana.

Planował więc, co powie, gdy wróci do domu. Poprosi, by ojciec przyjął go

jako sługę. Kto wie? Może nawet ojciec obdarzy go szczególnymi względami?
W ten sposób zrezygnował z życia na

własny rachunek. Nie czekał, aż zarobi

na nowe ubranie i osiołka, którym mógłby

pojechać do domu. Tego samego dnia wy-

ruszył do domu ojca. Jakież było jego zdu-

mienie, gdy jeszcze daleko od domu ujrzał

ojca wybiegającego mu na spotkanie. Ojciec

z bolącym sercem dzień po dniu wyglądał

na drogę. Liczył, że syn wróci, a gdy zo-

baczył go powracającego, wybiegł mu na

spotkanie. Miłość ma dobry wzrok.
Syn rozpoczął swoje starannie przygoto-

wane przemówienie, ale nie dane mu było

background image

- 25 -

go skończyć. Powiedział: „Zgrzeszyłem”. Ojciec zaś zarzucił swój płaszcz na

jego ramiona, by przykryć jego nędzę. Syn powiedział: „Nie jestem nic wart”.
A ojciec włożył na jego rękę pierścień, na znak, że przyjmuje go ponownie do

rodziny. Miał zamiar poprosić ojca o przyjęcie w poczet sług, ale zanim zdążył

to zrobić, ojciec włożył sandały na jego nogi - a słudzy nie nosili sandałów

w tamtych czasach. Został przyjęty i w pełni uznany za syna. A zamiast jeść

strąki, którymi karmiono świnie, ucztował teraz przy obficie zastawionym stole

swojego ojca.

Drugi marnotrawny

„Starszy zaś syn jego był w polu. A gdy wraca-

jąc zbliżył się do domu, usłyszał muzykę i tańce,

i przywoławszy jednego ze sług, pytał, co to jest.

Ten zaś rzekł do niego: Brat twój przyszedł i ojciec

twój kazał zabić tuczne cielę, że go zdrowym odzy-

skał. Rozgniewał się więc i nie chciał wejść. Wtedy

ojciec jego wyszedł i prosił go. Ten zaś odrzekł ojcu:

Oto tyle lat służę ci i nigdy nie przestąpiłem roz-

kazu twego, a mnie nigdy nie dałeś nawet koźlęcia,

bym się mógł zabawić z przyjaciółmi mymi. Gdy zaś

ten syn twój, który roztrwonił twój majątek z prosty-

tutkami, przyszedł, kazałeś dla niego zabić tuczne

cielę. Wtedy on rzekł do niego: Synu, ty zawsze jesteś ze mną i wszystko moje

jest twoim. Należało zaś weselić się i radować, że ten brat twój był umarły,

a ożył, zaginął, a odnalazł się” (w. 25-32).
Który z synów był marnotrawny? Obaj, prawda? Drugi marnotrawny sądził, że

jest w porządku, bo przestrzega przykazań. Powiedział: „Nigdy nie przestą-

piłem rozkazu twego”.
Ale jego posłuszeństwo było tylko legalistyczne, a więc nic nie warte. Ktoś,

kto usiłuje przestrzegać przykazania Boże jedynie z poczucia obowiązku, po-

nieważ tego się od niego wymaga, nigdy nie pozna radości posłuszeństwa.

Nie jest posłuszny naprawdę. Posłuszeństwo jest bowiem sprawą serca, a nie

tylko uczynków.
Starszy brat dał dowód, że był marnotrawny w głębi serca, choć cały czas

pozostawał w domu ojca. Sercem był w dalekim kraju i nie dojrzał jeszcze do

decyzji przy wybiegu dla świń!
Starszy brat był „dobrą latoroślą”. Ale bycie dobrym w ten sposób nie jest

niczym przyjemnym. Od takiego bycia dobrym można nabawić się wrzodów na

żołądku i zmarszczek na twarzy, ponieważ powstrzymywanie się od zła nigdy

background image

- 26 -

nie jest jeszcze dobrem, i nigdy nie będzie. Siedzenie na skrzynce dynamitu,

który ma zaraz eksplodować, jest ciężkim przeżyciem - tym cięższym, im dłużej

się siedzi. A eksplozja nastąpiła w dniu uczty. Cała wrogość, jaką starszy brat

ukrywał, wyszła na jaw.
W milczeniu patrzył przez lata, jak ojciec spędza czas wyglądając na drogę,

zamiast podziwiać pracę starszego syna w polu. Chciał, by ojciec zapomniał

o swoim młodszym synu.
Dla niego młodszy brat był już jak umarły, a nawet gdy ojciec wyszedł z domu,

by z nim porozmawiać, powiedział o nim „ten syn twój” zamiast „mój brat”.
Ale czy ojciec nie troszczył się jednakowo o swoich marnotrawnych synów?

Nie, gdy tylko zdał sobie sprawę, jak wielki dystans wytworzył starszy syn

między sobą a nim, wyszedł mu również na spotkanie. Nie zignorował go,

mimo że ten zachował się bardzo nierozsądnie. Ojciec jednakowo kochał obu

synów i czynił wszystko, by dotrzeć do nich. Zatroszczył się o młodszego

syna, dając mu szatę, pierścień i buty, i wyprawiając dla niego ucztę. Ale nie

pozostawił starszego syna bez opieki.
Byliście kiedyś marnotrawni tak jak młodszy syn? Jest dla was przebaczenie,

akceptacja i szata Jego sprawiedliwości, i miejsce przy stole wspólnoty z Nim.

Czy byliście marnotrawni tak jak starszy syn? Słuchajcie, co Ojciec mówi do

was: „Wszystko moje jest twoim”. Jego przebaczenie, akceptacja, szata spra-

wiedliwości i wspólnota przy Jego stole jest także dla was!
Czy nie przysiądziecie się do uczty? Nie ma znaczenia, którym z marnotraw-

nych jesteście. Wszystko, co ma Ojciec, jest wasze, jeśli tylko chcecie przyjąć.

Ojciec wychodzi wam na spotkanie i zaprasza już dzisiaj do swojej rodziny.

Rozdział 5

Takich jest Królestwo Niebios

Czytaliście kiedyś wiersz o sześciu niewidomych i słoniu?
Jest w nim mowa o sześciu mężczyznach, którzy chcieli dowiedzieć się, jaki jest

słoń, ale mieli pewien problem. Nie mogli go zobaczyć. Tak więc każdy z nich

podszedł do słonia, dotknął pierwszej części jego potężnego ciała, na jaką

natrafił i na podstawie tego doświadczenia każdy wyciągnął swój wniosek.
Jeden z nich chwycił za ogon i powiedział: „Słoń jest jak lina”. Drugi trafił

na ucho i rzekł: „Słoń jest jak wachlarz”. Inny dotknął nogi słonia i powie-

dział: „Słoń jest jak drzewo”. Jeszcze inny oparł się o bok słonia i powiedział:

„Słoń jest jak ściana”. I tak dalej. Długo dyskutowali i spierali się, przy czym

background image

- 27 -

każdy z nich utrzymywał, że jego wniosek był poprawny. Wiersz kończy się

tak: „Choć po części każdy miał rację, wszyscy byli w błędzie!”
Jak możesz opisać coś, czego nie widzisz? To trudne, prawda? Jedynym sposo-

bem jest wówczas szukanie porównań składających się na pełny obraz rzeczy

lub zjawiska.
Posługując się analogiami i przypowieściami należy pamiętać o sześciu niewi-

domych i słoniu, i nie popełniać błędu upierając się, że jedno porównanie może

opisać wszystko. Gdy Jezus przyszedł na tę ziemię i starał się opisać króle-

stwo niebios ludziom, którzy nigdy go nie widzieli, użył do tego celu przypo-

wieści. Żadna z nich nie przedstawia w pełni charakteru królestwa niebios,

ale każda z nich stanowi część pełnego obrazu.
Przyjrzyjmy się niektórym miniprzypowieściom Jezusa i spróbujmy dowiedzieć

się z nich czegoś o królestwie sprawiedliwości, które On starał się przedsta-

wić. Gdy Jezus mówił o swoim królestwie, miał na myśli jedno z dwu pojęć:

albo królestwo łaski, albo działanie łaski Bożej w sercu człowieka. Tak więc

każda z Jego przypowieści o królestwie łaski daje nam wgląd w Jego sprawie-

dliwość, dostępną przez wiarę w Niego. Studiuj uważnie.

Ziarnko gorczycy (Mat. 13,31.32)

„Opowiedział też inną przypowieść: Podobne jest Króle-

stwo Niebios do ziarnka gorczycznego, które wziąwszy czło-

wiek, zasiał na roli swojej. Jest ono, co prawda, najmniejsze

ze wszystkich nasion, ale kiedy urośnie, jest największe ze

wszystkich jarzyn, i staje się drzewem, tak iż przylatują pta-

ki niebieskie i gnieżdżą się w gałęziach jego.”
Czego możemy dowiedzieć się o królestwie niebios, porównując je do ziarn-

ka gorczycy? Jest ono na początku małe, ale rośnie. W Księdze Zacharia-

sza 4,10 jest mowa o tych, „którzy gardzili dniem małych początków”. Ła-

two gardzić czymś małym, prawda? Ale Bóg często działa przez coś, co wydaje

się niewiele znaczyć. Wciąż grozi nam niebezpieczeństwo niedosłyszenia ci-

chego, spokojnego głosu, gdy szukamy wichury i ognia.
Chociaż początek jest mały, nie znaczy to, że tak już zostanie. Rezultat jest

tak wielki jak wieczność. Jezus wiedział o tym i zgodnie z tą zasadą pracował

nad Nikodemem. Zasiał ziarnko w jego sercu i czekał. Przez długi czas nie

było widać żadnych efektów. W końcu jednak Nikodem stał się jednym z dę-

bów sprawiedliwości, szczepem Pana ku Jego sławie.
Oto zasada: zbawienie jest przez wiarę w Niego. Ziarnko może być małe, ale

plon jest pewny, jeśli damy Panu czas, by nad nami pracował.

background image

- 28 -

Kwas (Mat. 13,33)

„Inne podobieństwo powiedział im:

Podobne jest Królestwo Niebios

do kwasu, który wzięła kobieta i roz-

czyniła w trzech miarach mąki, aż się

wszystko zakwasiło.”
Działanie łaski Bożej w sercu jest nie-

widoczne. Zachodzi ono od środka, a nie

z zewnątrz. Bóg wie, że przygotowując

ciasto na chleb trzeba włożyć kwas do środka i czekać, aż ten zrobi swoje.

Gdy wyrabiacie ciasto, nie spryskujecie go kwasem z wierzchu, jeśli chcecie,

by wyrosło.
Plan polegający na zaczynaniu z zewnątrz i dotarciu do środka nigdy się

nie powiódł i nigdy się nie powiedzie. Boży plan dla ciebie zaczyna się od

sedna wszystkich problemów, od serca, a gdy ono stanie się źródłem zasad

sprawiedliwości, nastąpią również zewnętrzne zmiany.
Czy chcesz być pewny, że Bóg działa w twoim życiu? Nie zawsze będziesz mógł

to stwierdzić na podstawie zewnętrznych manifestacji. Możesz być pewny

jedynie tego, czy każdego dnia przyjmujesz „kwas” Jego łaski. Gdy Jego ła-

ska zostanie zaszczepiona w sercu, rezultat jest pewny, nawet jeśli nie będzie

dostrzegalny natychmiast.
Jak kwas - gdy zostanie zmieszany z mąką - działa od wewnątrz na zewnątrz,

tak łaska Boża odnawiająca serce przekształca życie człowieka. Nie wystar-

czą jedynie zewnętrzne zmiany, by doprowadzić nas do harmonii z Bogiem.
Jest wielu ludzi, którzy chcą zmienić swoje życie pozbywając się tych lub in-

nych złych nawyków mając nadzieję, że w ten sposób staną się chrześcijanami.

Zaczęli jednak z niewłaściwej strony. Początek musi być wewnątrz, w sercu.
Przypowieść o dziesięciu pannach z 25 rozdziału Ewangelii Mateusza również

podkreśla tę prawdę. Nie wystarczyło, że miały lampy - zewnętrzną dobroć. Aby

znaleźć się na uczcie weselnej, należało mieć także olej - Ducha Świętego w ser-

cu. W królestwie niebios liczy się to, co jest wewnątrz, nie na zewnątrz.

Najpierw źdźbło, potem kłos (Mar. 4,26-29)

„I mówił: Tak jest z Królestwem Bożym, jak z nasieniem, które człowiek rzu-

ca w ziemię. A czy on śpi, czy wstaje w nocy i we dnie, nasienie kiełkuje

i wzrasta; on zaś nie wie jak. Bo ziemia sama z siebie owoc wydaje, naj-

pierw trawę, potem kłos, potem pełne zboże w kłosie. A gdy owoc dojrzeje,

wnet się zapuszcza sierp, bo nadeszło żniwo.”

background image

- 29 -

Możemy pomóc siać ziarno, ale nie możemy pomóc w jego wzroście. Wzrost

ziarna jest Bożą sprawą. Przypuśćmy, że ktoś zasiałby ziarno, a potem czu-

wał przy nim, by pomóc mu rosnąć. Przypuśćmy, że usiadłby na skraju swe-

go ogrodu i przyglądał się bacznie wszystkiemu. Czy nie zasnąłby, nim pierw-

sze kiełki rzodkiewki wyjrzałyby z ziemi?
Zadaniem gospodarza jest zasianie ziarna, zapewnienie mu odpowiedniej ilo-

ści wody i kultywacja ziemi; resztę musi pozostawić samej naturze. Bóg za-

troszczy się o pozostałą część procesu wzrostu.
Nie mamy przyglądać się sobie, ciągle samych siebie sprawdzać, by stwier-

dzić czy przynosimy owoc. Naszym zadaniem jest zasianie ziarna. Pamiętajcie,

co symbolizuje ziarno - jest nim Słowo Boże. Studiujemy Słowo Boże, przyj-

mujemy Boga dając Mu miejsce w naszym życiu każdego dnia i pozwalamy

Mu wykonać Jego dzieło. Możemy nie rozumieć, jak On działa, ale to nic nie

szkodzi. Ważne, byśmy wiedzieli, jak wykonać to, co do nas należy.
Raz po raz musimy przypominać sobie, że wzrastanie jest stopniowym pro-

cesem. Potrzeba czasu na wzrost. Potrzeba czasu, by kwas wykonał swoje

zadanie. Nawet wtedy, gdy roślina już wyjrzy spod ziemi, gdy ziarno nie jest

już dłużej ukryte pod powierzchnią gleby, wciąż jeszcze potrzeba wiele czasu.

Najpierw pojawia się źdźbło, potem kłos, a na końcu ziarno w kłosie.
Nienawidzimy czekania! Chcemy natychmiastowej sprawiedliwości, już, te-

raz - dzisiaj, jeśli to tylko możliwe. Chcemy jej w skondensowanej postaci -

tylko dodać trochę wody, jak do zupy w proszku albo jak mleka do kukury-

dzianych płatków. Czekanie nie jest ciekawym sposobem spędzania czasu.

Ale właśnie to czekanie, którego tak nie lubimy, ma wielką wartość. Po-

zwala nam dostrzec nasze słabości. Wskazuje, co jest naszą najpilniejszą

potrzebą. Ukazuje nas samych w prawdziwym świetle i naszą potrzebę ła-

ski oferowanej przez Boga. Czekanie jest czasem dojrzewania owoców Du-

cha w naszym życiu, nawet jeśli drażni nas upływ czasu. Bóg jednak wie,

jak działać, zarówno w przyrodzie jak i w ludzkich sercach. Czynnik cza-

su jest zaplanowanym przez Niego sposobem działania. Współpracujemy

z Nim, jeśli akceptujemy Jego ramy czasowe, zamiast próbować zmusić Go,

by zaakceptował nasze. Choć potrzeba czasu, wyniki są pewne, o ile z Nim

pozostajemy.

Skarb ukryty w polu (Mat. 13,44)

„Podobne jest Królestwo Niebios do ukrytego w roli skarbu, który człowiek

znalazł, ukrył i uradowany odchodzi, i sprzedaje wszystko, co ma, i kupuje

to pole.

background image

- 30 -

Drogocenna perła (Mat. 13,45.46)

„Dalej podobne jest Królestwo Niebios do kup-

ca, szukającego pięknych pereł, który, gdy zna-

lazł jedną perłę drogocenną, poszedł, sprzedał

wszystko, co miał, i kupił ją.”
Te dwie przypowieści są podobne i dają cieka-

wy obraz królestwa Bożego. Po wielokrotnym

powtarzaniu, że zbawienie jest za darmo, że

wszystko co możemy, to powiedzieć Bogu, że potrzebujemy Jego zbawienia,

Jezus nagle mówi nam, że królestwo niebios można kupić. Jak to wyja-

śnić?
Czy próbowaliście kiedykolwiek dać coś dziecku, które miało zajęte ręce? Czy

uśmiechaliście się, gdy widzieliście w jego oczach blask zadowolenia na wi-

dok tego, co chcieliście ofiarować? Dzieci zdają sobie sprawę, że nie mogą

wziąć tego, co dajecie, jeśli nie wypuszczą z rąk tego, co w nich trzymają.

Czasem decyzja, co jest ważniejsze, bywa dosyć trudna!
Tak samo jest z królestwem Bożym. Obojętnie co was zajmuje, musicie to zo-

stawić, zanim przyjmiecie skarb królestwa niebios. Bardzo ważne jest, byście

„sprzedali” wszystko, co macie. Jesteście bogaci? Jesteście inteligentni? Jeste-

ście wykształceni? Jesteście utalentowani? Jesteście piękni? Jesteście zdol-

ni? Obojętnie co jest waszą mocną stroną, będziecie naprawdę mocni jedynie

wtedy, gdy zdacie sobie sprawę z waszej słabości. Waszą jedyną nadzieją

jest przyjęcie darów, jakie oferuje Jezus. Natomiast tak długo, jak polegacie

na „wszystkim” co macie, obojętnie co to „wszystko” oznacza, nie jesteście

w stanie przyjąć Jego bezcennego skarbu.
Królestwo niebios jest za darmo, ale kosztuje wszystko. Kosztowało wszyst-

ko Jezusa. On nie zostawił nic dla siebie, gdy przeszedł całą drogę ze

swego domu do naszego. Nie oszczędził samego siebie. Jeśli więc przyj-

mujemy Jego zbawienie ofiarowane z łaski, nie możemy zatrzymać niczego.

Jeśli to uczynimy, nasze ręce będą zajęte i nie będziemy mogli wziąć tego,

co On ofiaruje.

Takich jest królestwo niebios (Mar. 10,13-15)

„I przynosili do niego dzieci, aby je błogosławił, ale uczniowie gromili ich.

Gdy Jezus to spostrzegł, oburzył się i rzekł do nich: Pozwólcie dzieciom przy-

chodzić do mnie i nie zabraniajcie im, albowiem takich jest Królestwo Boże.

Zaprawdę powiadam wam, ktokolwiek by nie przyjął Królestwa Bożego jak

dziecko, nie wejdzie do niego.”

background image

- 31 -

Czego możemy nauczyć się od małych dzieci? Czego możemy nauczyć się od

nich o drodze do królestwa niebios?
Po pierwsze, małe dzieci są bezradne. Są zależne. Potrzebują opieki kogoś,

kto jest silniejszy i mądrzejszy od nich.
W tym życiu oczekujemy od dzieci coraz większej niezależności, w miarę jak

dorastają. Jeśli jesteśmy mądrymi rodzicami, zachęcamy je, by uczyły się ży-

cia w świecie, dojrzewały społecznie i radziły sobie coraz lepiej same. Nie

chcemy, by na zawsze pozostały zależne od nas. Wiemy, że jeśli pozostaną

bezradne i zależne, ich rozwój nie będzie pełny.
Jednak w Bożym królestwie jest odwrotnie. Zaczynamy z przekonaniem, że

poradzimy sobie ze wszystkim sami. Na początku jesteśmy więc niezależni,

a Bóg przeprowadza nas przez bolesny proces uświadamiania nam naszej bez-

radności, naszej potrzeby całkowitego polegania na Nim. Dlatego właśnie Je-

zus wskazał małe dzieci jako przykład dla nas.
Jeszcze jedno na temat małych dzieci. Są one

bezpośrednie, nie kierują się w swym postępowa-

niu konwenansami. Nie starają się zasłużyć na to,

co chcą od nas otrzymać. Przychodzą do nas ze

swoimi potrzebami, gdy rzeczywiście czegoś po-

trzebują. Nie przynoszą ze sobą listy dobrych

rzeczy, które zrobiły, aby uzasadnić swoją proś-

bę o pomoc z naszej strony. Wystarczy, że może-

my im pomóc, a one tego potrzebują.
Tak samo jest z Bogiem. Jego motywacją do zbawienia nas nie jest to, co zro-

biliśmy, by na zbawienie zasłużyć.
Naszym największym argumentem jest potrzeba zbawienia.
Nie liczy się to, co zrobiliśmy. Ważne, czego od Niego potrzebujemy.
Małe dzieci nie boją się kochać. Ich serca nie stwardniały przez lata rozczaro-

wań, bólu i odrzucenia. Kochają otwarcie, ufnie i wyzywająco. Jakże łatwo do-

trzeć do dzieci z miłością Jezusa. Gdy On był tu, na ziemi, dzieci chętnie

przychodziły do Niego. Wykrzykiwały Mu na chwałę. To starsi kwestionowa-

li i odrzucali dowody Jego miłości.
Ziarno, kwas, ziarnko gorczycy, ukryty skarb, perła i małe dzieci - wszystko to są

symbole, za pomocą których zostało przedstawione królestwo Boże. Każdy

z osobna nie zupełnie przedstawia jego charakter. Żadna przypowieść nie przed-

stawia całej prawdy. Ale gdy zbierze się je wszystkie, pozwalają zrozumieć posel-

stwo Jezusa o naturze Jego królestwa i o tym, jak możemy się w nim znaleźć.

background image

- 32 -

Rozdział 6

Niebiańska lista płac

Wydarzyło się to w szkole sponsorowanej

przez Kościół. Szkoła znajdowała się Brooklynie.

Uczniowie zostali zachęceni do udziału w tak

zwanej „progresywnej pracy w klasach” - zdoby-

waniu określonych sprawności i umiejętności na-

gradzanych odpowiednimi stopniami. Ci z nas,

którzy osiągali pierwszy stopień, pracowali cięż-

ko przez cały rok, by zdobyć znaczki i przepa-

ski Słonecznych Promyczków i Pracowitych Pszczółek. Starsi uczniowie pra-

cowali, by otrzymać stopień Przyjaciela, Towarzysza i Starszego Towarzysza.

(Było to zanim jeszcze słyszeliśmy o radzieckim komunizmie!)
Nadszedł wreszcie wieczór uroczystego wręczenia zdobytych emblematów.

Patrzyłem na stół, na którym dyrektor młodzieży rozłożył świadectwa, znacz-

ki i opaski, i spostrzegłem, że za moją pracę mam otrzymać małą zieloną chu-

stę. Starsi uczniowie mieli dostać większe chusty z błyszczącymi plastykowy-

mi pierścieniami. My musieliśmy jednak zawiązywać nasze chusty na supeł,

by trzymały się na szyi!
Pilnie się uczyłem, by zdobyć nagrodę i czułem się teraz nieco zawiedziony

tym, co miałem otrzymać. Pamiętam, jak rozpaczliwie uśmiechałem się do dy-

rektora, mając nadzieję, że dostrzeże mnie, zlituje się nade mną i da mi chociaż

jeden z tych błyszczących pierścieni! Ale nie udało się. Tego wieczora odkry-

łem bolesną prawdę, że w tym świecie pracuje się na to, co chce się otrzymać

i otrzymuje się to, na co się zapracowało. Tak już jest. Jeden po drugim wy-

chodziliśmy do przodu i otrzymywaliśmy nasze nagrody, a spotkanie dobiega-

ło już prawie końca, gdy ktoś wpadł na świetny pomysł.
Mój ojciec i wujek byli ewangelistami i właśnie prowadzili spotkania w No-

wym Jorku, więc ktoś powiedział: „Ci pastorzy musieli nauczyć się tych

wszystkich rzeczy, które znają Starsi Towarzysze. Dlaczego by nie nagrodzić

teraz ich i ich żon?”
Tak więc mój ojciec i mama, i wujek, i ciocia wyszli do przodu i otrzymali insy-

gnia Starszych Towarzyszy. A ja dobrze wiedziałem, że nie spełniali wymagań

stawianych choćby Słonecznym Promyczkom czy Pracowitym Pszczółkom!
Wcale nie byłem zadowolony ze sposobu, w jaki okazano szacunek moim rodzi-

com. Oczywiście nadal ich kochałem, ale miałem mieszane uczucia co do dy-

rektora młodzieży. Faktycznie to wydarzenie tak mocno wpłynęło na mnie, że

background image

- 33 -

przestałem się interesować progresywną pracą w klasach - przez kolejnych

dwadzieścia lat. Nie zdawałem sobie sprawy, że wśród przypowieści Jezu-

sa znajduje się historia bardzo podobna do tego, co wydarzyło się owego wie-

czoru w moim życiu.
Historia ta zapisana jest w Ewangelii Mateusza 20,1-5.
„Albowiem Królestwo Niebios podobne jest do pewnego gospodarza, który

wyszedł wczesnym rankiem najmować robotników do swej winnicy. Ugodziw-

szy się z robotnikami na jednego denara dziennie, wysłał ich do swojej win-

nicy. I wyszedłszy około godziny dziewiątej ujrzał innych, stojących na ryn-

ku bezczynnie, więc rzekł do nich: Idźcie i wy do winnicy, a ja, co się należy,

wam zapłacę, i oni poszli.”
Najwidoczniej ufali mu, bo nie wymienili wysokości oczekiwanego wynagro-

dzenia. „Znowu o dwunastej i piętnastej godzinie wyszedł i uczynił tak samo.

A wyszedłszy około siedemnastej znalazł jeszcze innych stojących i mówił

do nich: Dlaczego tutaj bezczynnie przez cały dzień stoicie? Oni na to: Nikt

nas nie najął. Mówi do nich: Idźcie i wy do winnicy” (w.5-7).
Jedno jest pewne. Nie zarobisz wiele, jeśli zaczniesz pracować o 17.00, godzi-

nę przed końcem dnia. Ale może ci ludzie mieli nadzieję, że chociaż napeł-

nią kieszenie winogronami i będą mieli coś na kolację. Poszli więc chętnie

do winnicy.
„A gdy nastał wieczór, mówi pan winnicy do rządcy swego: Zwołaj robotni-

ków i daj im zapłatę, a zacznij od ostatnich aż do pierwszych. Podeszli tedy

najęci o godzinie siedemnastej i otrzymali po denarze” (w. 8.9).
Jedna moneta nie robi na nas wrażenia. Inflacja posunęła się tak daleko, że

ludzie nawet nie schylą się, by podnieść monetę leżącą na ulicy. Ale w cza-

sach Jezusa denar stanowił wynagrodzenie za całodzienną pracę. Pracowni-

cy najęci o godzinie siedemnastej musieli więc być

zdumieni, gdy otrzymali po całym denarze.
Ci, którzy pracowali cały dzień, również byli zdu-

mieni.
Ich nadzieje zaczęły rosnąć i nie mogli się już

doczekać, by podejść do stołu rządcy. „A gdy

podeszli pierwsi, sądzili, że wezmą więcej.

Lecz i oni otrzymali po denarze. Wziąwszy tyle

szemrali przeciwko gospodarzowi, mówiąc: Ci ostat-

ni jedną tylko godzinę pracowali, a zrównałeś ich

z nami, cośmy znosili ciężar dnia i upał.A on od-

background image

- 34 -

rzekł jednemu z nich: Przyjacielu, nie czynię ci krzywdy. Czy nie ugodziłeś się

ze mną na denara? Bierz, co twoje, i idź! Chcę bowiem temu ostatniemu dać,

jak i tobie. Czy nie wolno mi czynić z tym, co moje, jak chcę? Albo czy oko two-

je jest zawistne dlatego, iż ja jestem dobry? Tak będą ostatni pierwszymi,

a pierwsi ostatnimi” (w. 10-16).
Dziwna historia, prawda? Rozumiemy, że pan winnicy symbolizuje Boga,

a to czyni ją jeszcze dziwniejszą. Owszem, zgadzamy się, że On może czynić

co chce z tym, co do Niego należy. Skoro daje ze swego, wolno mu być łaska-

wym. Ale dlaczego nie wyróżnił tych, którzy pracowali tak długo? Jeśli chce

rozdawać swoje dary tym, którzy na nie nie zasłużyli, dlaczego poprzestaje

na tych, którzy pracowali jedną godzinę? Dlaczego nie da tym, co wcale nie

pracowali - po denarze, a nawet po sto denarów? Wygląda tak, jakby był ła-

skawy dla jednych, a dla drugich nie. Coś takiego niezbyt nam się podoba.

Denar

Klucz do zrozumienia tej przypowieści leży w określeniu symbolicznego zna-

czenia denara. Jakie wynagrodzenie otrzymują ci, którzy pracują dla Boga?

Czy otrzymują powodzenie i błogosławieństwo w tym życiu? Czy otrzymują

specjalne wyróżnienie ze złota lub diamentów na swoich koronach i szczegól-

ne miejsce w przyszłym królestwie? A jeśli tak jest, to czy nie lepiej zaczekać

do ostatniej minuty z rozpoczęciem służby dla Boga, by doświadczyć Jego ła-

skawości zamiast rozczarowania?
Jest oczywiste, że Bóg kieruje się zupełnie innym systemem wartości niż my.

A jeśli tak, to dobrze będzie, jeśli skorzystamy z tej przypowieści, by więcej

dowiedzieć się o Jego systemie wartości. Jeśli dzisiaj trudno nam się pogodzić

z Jego metodą płacenia, jutro będzie nam tak samo trudno.
Co jest więc nagrodą? Co reprezentuje denar? Same-

go Jezusa! Nie mógł dać tym, którzy pracowali dwanaście

godzin więcej niż tym, którzy pracowali godzinę, gdyż nie

może dać ani mniej, ani więcej niż samego siebie. Dla-

czego? Bo dając siebie, daje wszystkie bogactwa wszech-

świata.
Jeśli dobrze się zastanowicie, dojdziecie do wniosku, że ci, którzy pracowa-

li dwanaście godzin, otrzymali jednak coś więcej. Bowiem gdy ci, co praco-

wali jedną godzinę, stali bezczynnie na rynku - ci, którzy pracowali od sa-

mego rana, przez cały dzień mieli przywilej współpracowania z właścicielem

winnicy.
Jeśli sądzisz, że nagrodą jest niebo, więcej gwiazd w koronie i wygodniejsze

mieszkanie w niebiańskim królestwie, to będziesz rozczarowany. Ale jeśli zro-

background image

- 35 -

zumiesz, że nagrodą jest Jezus, i że samo niebo nie jest niczym cenniejszym od

Niego, to zaczynasz odbierać nagrodę z chwilą rozpoczęcia służby dla Nie-

go - skoro bowiem przez Jezusa wchodzimy do odpoczynku, niebo zaczyna się

już tutaj dla tych, którzy Go przyjmują.
Odpowiedzieliśmy na Jego zaproszenie: „Chodźcie, uczcie się ode mnie” i w ten

sposób życie wieczne zaczęło się dla nas już tu i teraz. Niebo jest nieustan-

nym przychodzeniem do Boga przez Chrystusa. Im dłużej cieszyć się będziemy

wspaniałością nieba, tym większa chwała otwierać się będzie przed nami;

coraz lepiej poznawać będziemy Boga, coraz większe będzie nasze szczęście.
W 19 rozdziale Ewangelii Mateusza opisane jest spotkanie Jezusa z młodym

przywódcą, który pragnął dowiedzieć się, jak wejść do żywota wiecznego. Je-

zus odpowiedział: „Przestrzegaj przykazań”. Próbował pozbawić go pewno-

ści siebie.
- Przestrzegaj przykazań.
- Przestrzegałem.
- A co z tym przykazaniem?
Hm! To jest problem.
Człowiek odszedł zasmucony. Uczniowie stali obok, patrząc i rozmyślając.

„Oto bogacz nie chce pójść za Jezusem. Odchodzi zasmucony. To bardzo źle.

Ale my postanowiliśmy iść za Jezusem. Dlatego my jesteśmy w porządku,

a ten młody bogacz nie.”
Piotr, który zazwyczaj przemawiał w imieniu wszystkich, i tym razem

jako pierwszy zrobił użytek z języka, i wyrzucił z siebie: „Źle z nim, Panie.

Odszedł od Ciebie. Ale co powiesz o nas? My idziemy za Tobą. Co zatem bę-

dziemy z tego mieli?” Piotr opierał się na naszym systemie wartości, prawda?

„Co będziemy z tego mieli?” Gdybym był Jezusem, odpowiedziałbym: „Zejdź-

cie mi z oczu moi uczniowie. Dajcie mi nowych dwunastu. Zacznę wszystko od

początku. Po trzech latach wciąż niczego nie rozumiecie”.
On jednak zniżył się do ich nędznego poziomu. Wiersz 28: „A Jezus rzekł im:

Zaprawdę powiadam wam, że wy, którzy poszliście za mną, przy odrodzeniu,

gdy Syn Człowieczy zasiądzie na tronie chwały swojej, zasiądziecie i wy

na dwunastu tronach i będziecie sądzić dwanaście pokoleń izraelskich”.
Wyobrażacie sobie uczniów uradowanych zapowiedzią nagrody czekającej ich

za to, że poszli za Jezusem?
Ale Jezus mówił dałej, dodając coś jeszcze. „I każdy, kto by opuścił domy albo bra-

ci, albo siostry, albo ojca, albo matkę, albo dzieci, albo rolę dla imienia mego,

background image

- 36 -

stokroć tyle otrzyma”, a Ewangelia Marka dodaje: „teraz, w doczesnym życiu”

oraz: „a w nadchodzącym czasie żywota wiecznego” (Mar. 10,30).
Skoro nagrodą jest sam Jezus, nagroda stokrotna zaczyna się tu i teraz. A na-

groda pod koniec dnia jest po prostu kontynuacją doświadczenia, które już się

zaczęło. Nagroda w służbie jest tak samo wartościowa, jak nagroda za służbę.

Społeczność z Jezusem jest największą nagrodą, jaką można sobie wyobrazić.
Ci, którzy nie chcą cały dzień stać bezczynnie i bardziej są zainteresowa-

ni służeniem Jezusowi i społecznością z Nim niż ewentualną zapłatą, stwierdzą

w końcu, że nagroda jest wystarczająca, a nawet więcej niż wystarczająca.

Rozdział 7

Bieg do królestwa

Czy startowałeś kiedyś w wyścigu? Sądzę, że większość z nas

miała taką okazję nie raz. Pamiętam szczególnie jeden wy-

ścig. Był to bardzo ważny wyścig, gdyż nagrodą był samochód,

a ja byłem bardzo zainteresowany wygraniem tego samochodu.

Miałem wówczas sześć lat, a samochód był zabawką. Biegłem

jednak tak szybko, jak tylko mogłem - i zdobyłem samochód.

Długo potem bawiłem się nim na podłodze w dużym pokoju.
Potem był wyścig w college’u podczas pikniku. Startowaliśmy na tandemach.

Chłopcy kierowali, a dziewczęta pomagały pedałować, siedząc z tyłu. Tak

bardzo chciałem wygrać, że gdy zacząłem kręcić, nogi dziewczyny, z którą

jechałem, spadły z pedałów i nie mogła ich postawić z powrotem przez cały

wyścig. Nie wiedziałem, dlaczego wszyscy śmiali się, gdy przejeżdżaliśmy

linię mety, ale wygraliśmy!
Wszyscy bierzemy dziś udział w wyścigu - w wyścigu do królestwa. Jezus

opowiedział o tym wyścigu do królestwa przypowieść, która jest zapisa-

na w Ewangelii Mateusza 21,28-32: „A jak się wam wydaje? Pewien człowiek

miał dwóch synów. Przystępując do pierwszego, rzekł: Synu, idź, pracuj dziś

w winnicy. A on, odpowiadając, rzekł: Tak jest, ojcze! Ale nie poszedł. I przy-

stępując do drugiego, powiedział tak samo. A on, odpowiadając, rzekł: Nie

chcę, ale potem zastanowił się i poszedł. Który z tych dwóch wypełnił wolę

ojcowską? Mówią: Ten drugi. Rzecze im Jezus: Zaprawdę powiadam wam, że

celnicy i prostytutki wyprzedzają was do Królestwa Bożego. Albowiem przy-

szedł Jan do was ze zwiastowaniem sprawiedliwości, ale nie uwierzyliście mu,

natomiast celnicy i prostytutki uwierzyli mu; a wy, chociaż to widzieliście, nie

odczuliście potem skruchy, aby mu uwierzyć”.

background image

- 37 -

Ta przypowieść przedstawia dwie kategorie ludzi. Pierwsi to tacy, którzy nie

obiecują, ale w końcu idą do winnicy i pracują. Ci wchodzą do królestwa nie-

bios. Drudzy czynią wielkie oświadczenia, ale na tym poprzestają. A w koń-

cu królestwo zostaje im zabrane.
Jezus opisał tę drugą grupę w jeszcze jednej ze swoich przypowieści o win-

nicy. Ci, którzy mieli być użytkownikami winnicy, zabili nie tylko najemni-

ków właściciela, ale nawet jego własnego syna. A po tym, jak odebrali życie

dziedzicowi, usłyszeli wyrok: „Królestwo Boże zostanie wam zabrane, a dane

narodowi, który będzie wydawał jego owoce” (Mat. 21,43).
Ewangelia o królestwie jest dobrą nowiną dla celników i prostytutek, ale nie

zawsze poczytują ją za dobrą ludzie religijni, czujący się bezpiecznie ze swoją

moralnością i nigdy nie dostrzegający swojej wielkiej potrzeby czegoś więcej niż

tylko podniosłych oświadczeń. Nie wystarczy powiedzieć: „Tak jest, panie!”
Chcąc dowiedzieć się czegoś więcej o tym dziwnym królestwie, które zapra-

sza celników i prostytutki, a zamyka drzwi przed „dobrymi” ludźmi, przyjrzyj-

my się jednemu z uczniów Jezusa, Mateuszowi, który był poborcą podatków.

„I odchodząc stamtąd, ujrzał Jezus człowieka, siedzącego przy cle, imieniem

Mateusz, i rzekł do niego: Pójdź za mną. A on wstał i poszedł za nim” (Mat.

9,9).
Musiało to być zaskoczenie, prawda? Mateusz musiał być zdumiony zaprosze-

niem, ale nie wahał się. Możemy przypuszczać, że już wcześniej wiele słyszał

o Jezusie. Jego serce było poruszone, był przekonany, że jest grzesznikiem.

Był przecież oszustem i kłamcą.. Celnicy byli z tego znani. Tak właśnie za-

rabiali na życie - zdzierając ze swoich bliźnich. Ale mimo tak nieobiecujące-

go stanu, Mateusz był otwarty na ewangelię o królestwie. Sądził jednak, że

nie ma nawet cienia szansy, by zostać dopuszczonym do wyścigu. Z bólem

uświadamiał sobie, jak wielka przepaść dzieli jego styl życia od stylu ży-

cia żydowskich przywódców, których uważał za co najmniej tak świętych, jak

dobre wrażenie wywierał na nim ich wysoki poziom moralny. Mateusz nigdy

więc nie przypuszczał, że otrzyma zaproszenie do wzięcia udziału w wyścigu,

aż któregoś dnia usłyszał z ust Jezusa pełne zachęty słowa: „Pójdź za mną”.
Mateusz zostawił wszystko i poszedł. To była jego życiowa szansa. Pra-

gnął tego bardziej niż czegokolwiek innego. Szybko rozeszła się po mieście

wiadomość o tym, co przydarzyło się Mateuszowi. Inni celnicy i grzesznicy

nabrali nadziei. A gdy Mateusz wyprawił ucztę i zaprosił wszystkich swoich

przyjaciół, przyszli chętnie, by słuchać Jezusa. Mateusz nie miał żadnych

sprawiedliwych przyjaciół. Byli to celnicy i grzesznicy, tacy jak on. Ale takiej

właśnie okazji Jezus szukał, więc nie wahał się przyjąć zaproszenia, mimo iż

wiedział, co pomyśleliby o takim zgromadzeniu kapłani i przywódcy.

background image

- 38 -

Wiersze 10-13: „A gdy Jezus siedział w domu za stołem, wielu celników i grzesz-

ników przyszło, i przysiedli się do Jezusa i uczniów jego. Co widząc faryzeusze,

mówili do uczniów jego: Dlaczego Nauczyciel wasz jada z celnikami i grzesz-

nikami? A gdy [Jezus] to usłyszał, rzekł: Nie potrzebują zdrowi lekarza, lecz ci,

co się źle mają. Idźcie i nauczcie się, co to znaczy: Miłosierdzia chcę, a nie

ofiary. Nie przyszedłem bowiem wzywać sprawiedliwych, lecz grzeszników”.
Co Jezus powiedział? Powiedział, że nikt nie będzie szczerze zainteresowany

dobrą nowiną o królestwie, zanim nie uświadomi sobie swojej wielkiej potrze-

by zbawienia.
Pewnego razu młody człowiek z państwowego college’u w Kalifornii przyszedł

na jedno ze spotkań ewangelizacyjnych organizowanych przez mojego tatę.

Chłopiec ten był biegaczem długodystansowym, i to dobrym biegaczem. Przy-

chodził regularnie na spotkania, a Duch Święty przemawiał do jego serca. Był

przekonany co do sabatu i pozostałych spraw, i walczył z sobą mając podjąć

decyzję.
W Liście do Hebrajczyków 12,1 jest mowa o wyścigu do królestwa: „Prze-

to i my (...) złożywszy z siebie wszelki ciężar i grzech, który nas usidla, bie-

gnijmy wytrwale w wyścigu, który jest przed nami”. Ten młody człowiek był

przekonany, że powinien wystartować w wyścigu o wiele ważniejszym niż te,

w których brał dotąd udział. Nie był jednak pewien, czy warto ponieść ko-

nieczne wyrzeczenia.
W tym czasie jeden z ważnych biegów wyznaczony został na sobotę. To był

jego ulubiony dystans. Stanął do biegu i wystartował. Dawał z siebie

wszystko. Ale im szybciej biegł, tym więcej myślał o tym, że siódmy dzień

tygodnia to dzień odpoczynku. Był już blisko mety, gdy nagle zatrzymał się

i zszedł z trasy. Poszedł do domu i przez resztę dnia odpoczywał. Podjął

wreszcie decyzję. Wreszcie zrozumiał, że jego największą potrzebą było zwy-

cięstwo w wyścigu do królestwa i w tym wyścigu wystartował.
Żydowscy przywódcy, którzy potępili Jezusa za to, że przebywa w towarzy-

stwie celników i grzeszników, nie rozumieli tego. Biegli w swoim własnym

wyścigu, dążyli do wyprzedzenia innych w moralności, standardach i zacho-

waniu. Bieg do królestwa nie pasował do ich planów.
Nikt nie ma motywacji do biegu, jeśli sądzi, że już jest zwycięzcą. Żydow-

scy przywódcy uważali, że już wszystko osiągnęli. Byli zadowoleni z siebie.

Czyż nie byli ludem wybranym? Czy nie oddawali dziesięcin, nie pościli i nie

uczęszczali regularnie do kościoła? Czy nie zmawiali swoich długich mo-

dlitw w wyznaczonych porach? Czy nie dokonywali przepisanych obmywań

przed jedzeniem? Czy nie składali właściwych darów na świątynię? Biblia wie-

background image

- 39 -

lokrotnie przypomina, że ludzie przed drugim przyjściem Chrystusa będą bar-

dzo podobni do tych, którzy żyli w czasie Jego pierwszego przyjścia. Możliwe

więc, że dzisiaj znajdą się tacy, którzy uznają poselstwo o wyścigu do króle-

stwa za zbyteczne. Czy mogą być wśród nas tacy, co sądzą, że już wszyst-

ko osiągnęli i nie potrzebują startować w żadnym wyścigu?
Dodajmy do naszego studium jeszcze jeden tekst, Ewangelia Łukasza 7,1-10.

W tym fragmencie czytamy o człowieku, który usłyszawszy o Jezusie, zapra-

gnął aby On uzdrowił Jego sługę. Człowiek ten był rzymskim oficerem, setni-

kiem. Żydowscy przywódcy przyszli do Jezusa, by przekazać prośbę i powie-

dzieli: „Godzien jest tego, bo zbudował nam synagogę”. On zasługuje na twoją

uwagę. Zarobił na to, czego od Ciebie chce.
Jezus ruszył w kierunku domu setnika, ale gdy ten dowiedział się, że Jezus

zamierza do niego przyjść, wysłał posłańców ze słowami: „Nie jestem godzien.

Nie jestem godzien nawet tego, byś wszedł pod mój dach”.
Jezus był zdumiony wiarą tego człowieka, więc wyraziwszy swoje uznanie

dla niej, i rzekł: „A powiadam wam, że wielu przybędzie ze wschodu i zachodu,

i zasiądą do stołu z Abrahamem i z Izaakiem, i z Jakubem w Królestwie Nie-

bios. Synowie Królestwa zaś będą wyrzuceni do ciemności na zewnątrz; tam

będzie płacz i zgrzytanie zębów” (Mat. 8,11.12).
Powiedziane zostało, że ci ze wschodu i zachodu przyjdą i zasiądą. Co to zna-

czy? Watchman Nee w swojej książce Sit, Stand, Walk pisze, że usiąść w Bożym

królestwie znaczy odpocząć od trudu, zaprzestać własnych wysiłków zmierza-

jących do osiągnięcia tego, co tylko Bóg może dla nas zrobić.

Wyścig do królestwa polega więc na siedzeniu! Nie

możemy nawet wystartować, tym bardziej więc za-

kończyć go o własnych siłach. To jest trudna prawda,

której musimy się nauczyć. Nawet Abrahamowi, Iza-

akowi i Jakubowi nie przyszło to łatwo.
Abraham przybył z dalekiego kraju. Nie mie-

li wraz z Sarą dzieci, co bardzo ich martwiło. W tam-

tych czasach wypadało po prostu mieć chociaż jedne-

go Syna. Dla ludzi, których imiona oznaczały „Ojciec

wielu” i „Matka narodów”, była to trudna sytuacja.

Abraham i Sara zaczęli więc działać, by temu jakoś

zaradzić. I wszystko poszło dobrze. Syn się urodził.

Nie taki jednak, jaki miał się urodzić. Przez nie-

go mieli tylko ból serca i kłopoty. Abraham i Sara nie brali jeszcze udziału we

właściwym wyścigu.

background image

- 40 -

Jakub również nie rozumiał, na czym polega wyścig na siedząco. Obieca-

no mu prawo pierworództwa, ale wszystko wskazywało na to, że obietni-

ca ta się nie spełni. Jakub zaczął działać starając się spełnić ją o własnych

siłach i biegł tak dwadzieścia lat, aż pewnej nocy nad potokiem zrozumiał, jak

zacząć wyścig do królestwa.
Ci, którzy zdobyli nagrody w tym wyścigu, musieli dobrze nauczyć się siedzieć.

Nie mogli polegać na swoich wysiłkach. Musieli nauczyć się, że „wyścig wygry-

wa nie najszybszy, a bitwę nie najsilniejszy”. Musieli nauczyć się, że wyścig już

został wygrany, a wszystko, co mają zrobić, to przyjąć zwycięstwo.
Czy to znaczy, że nic nie pozostało nam do zrobienia? Nie, siedzenie to bar-

dzo zajmująca czynność! Obejmuje ono powstrzymywanie się od walki, gdy

instynkt nakazuje walczyć. Lud izraelski miał takie właśnie zadanie w bitwie

opisanej w 20 rozdziale 2 Księgi Kronik. Powiedziano im: „Nie waszą rzeczą

będzie tam walczyć, ustawcie się tylko i stójcie, i oglądajcie ratunek Pana” (w.

17). To wymaga pójścia do przodu nawet wtedy, gdy wydaje się to niemożliwe

- nie do walki, ale pójścia do przodu w wierze. Lud izraelski musiał nauczyć

się tego już nad Morzem Czerwonym. Izraelici otoczeni zostali przez wrogów.

Przed nimi było morze nie do przejścia, a Mojżesz powiedział do nich: „Nie

bójcie się, wytrwajcie, a zobaczycie pomoc Pana (...). Pan za was walczyć bę-

dzie, wy zaś milczcie” (2 Moj. 14,13-15). I kazał im, aby ruszyli.
Dlaczego celnicy i prostytutki idą najpierw, wyprzedzając dzieci królestwa?

Bo łatwiej im dostrzec i uznać potrzebę ratunku z zewnątrz. Tak długo walczy-

li i przegrywali, że teraz chcą spróbować w inny sposób. Oto dlaczego łatwiej

im poddać się i polegać na Jedynym, który może dokonać tego, czego pragną.
Dzieci królestwa muszą nauczyć się tej samej lekcji, ale zdarza się, że na-

uka idzie im bardzo opornie. Przed samym końcem, przed przyjściem Jezusa,

nastąpią więc pewne bolesne przesunięcia. Tysiące tych, którzy uważali się

za dzieci królestwa odejdą, porzucą wszystko, co wyznawali, byle tylko nie

upokorzyć się przyjęciem zbawienia jako daru, z łaski.
To stało się po uczcie u Mateusza; to dzieje się dzisiaj. Tysiące popełniają ten

sam błąd co faryzeusze, których Jezus upominał. Ludzie ci ufają sobie samym.

Nie zdają sobie sprawy ze swego duchowego ubóstwa. Upierają się przy tym,

że zostaną zbawieni za coś wielkiego, czego dokonają. A gdy przekonują się,

że tak naprawdę nie są w stanie tego dokonać, odrzucają zbawienie.
Czy przyjmiesz dziś zaproszenie do udziału w wyścigu do królestwa - czy

przyjmiesz zwycięstwo już osiągnięte? Czy chcesz przyłączyć się do celników,

prostytutek, grzeszników i tych ze wschodu, i tych z zachodu, i zasiąść w kró-

lestwie Bożym?

background image

- 41 -

Rozdział 8

Królestwo moje nie jest z tego świata

Był w sali sądowej Piłata. Nie miał odpoczynku tej nocy.

Śmiertelne zmagania w ogrodzie Getsemane, a po nich poca-

łunek zdrajcy. Był popychany i ciągnięty do sądu, przesłu-

chiwany przez Annasza, a potem przez Kajfasza. Teraz stał

przed Piłatem - słabym, chwiejnym Piłatem - czekając

na koniec, który znał wcześniej. Po to właśnie przyszedł,

na tę godzinę.
Piłat zapytał Go o Jego królestwo. Było to dziwne królestwo w oczach ziem-

skiego władcy. Jezus jednak cierpliwie i uprzejmie starał się mu to wyjaśnić.

„Królestwo moje nie jest z tego świata; gdyby z tego świata było Króle-

stwo moje, słudzy moi walczyliby, abym nie był wydany Żydom; bo właśnie

Królestwo moje nie jest stąd” (Jan 18,36).
Królestwo moje nie jest z tego świata. Gdyby było, wtedy słudzy moi wal-

czyliby. To jest trudna do zrozumienia prawda. Była trudna dla Piłata i jest

trudna dla nas, dzisiaj. Nie mogli jej zrozumieć nawet uczniowie Jezusa.
Również Piotr jej nie dostrzegł. Miał miecz i nie bał się go użyć. Choć nie

władał nim najlepiej, nie pozwolił sobie wchodzić w drogę! Gdy więc Jezus

pozwolił się aresztować tłumowi w ogrodzie, Piotr jako pierwszy odwrócił się

i uciekł.
Piotr był pierwszym, który namawiał Jezusa, by uniknął krzyża z jego męką

i haniebną śmiercią, a za te usilne nalegania otrzymał najmocniejszą naganę,

jaką Jezus kiedykolwiek wypowiedział. Piotr wciąż walczył, by ratować siebie

na dziedzińcu pałacu Kajfasza. Walczył, by ratować się od zakłopotania, od

kpin. Skończył zapierając się Jezusa w usiłowaniach ratowania siebie. Nie

rozumiał, że słudzy Jezusa nie potrzebują walczyć.
Jakub i Jan również nie rozumieli tej prawdy. Przyszli wraz z matką prosić

o najwyższe miejsca w królestwie. Byli już w gronie najbliższych uczniów Je-

zusa, w pierwszej trójce, wraz z Piotrem. Ale wydawało się im, że mogą być

tylko dwa, a nie trzy honorowe miejsca - jedno po prawicy, a drugie po lewicy

- i chcieli mieć te miejsca dla siebie. Walczyli, by wysunąć się przed Piotra,

który wydawał się zagrażać spełnieniu ich ambicji, więc przedłożyli Jezuso-

wi swą prośbę.
Podczas ostatniej podróży do Jerozolimy, Jakub i Jan rozgniewali się, gdy

mieszkańcy samarytańskiej wioski odmówili Jezusowi i Jego uczniom gościny.

background image

- 42 -

Jakub i Jan byli gotowi walczyć. Nie byli pewni czy dadzą sobie radę w walce

na pięści z całą wioską, więc poprosili o niebiańską artylerię, by zapewnić

sobie sukces. Zdumieli się, gdy zobaczyli wyraz bólu na twarzy Jezusa, kiedy

usłyszał ich prośbę. Nie rozumieli, że słudzy Jezusa nie potrzebują walczyć.
Judasz także tego nie rozumiał. Był najbardziej inteligentnym z uczniów. Do-

strzegał to, czego żaden inny nie zauważał. Ale nie dostrzegł jednego: uczeń

Jezusa musi zrezygnować z walki. Szukał królestwa, które jest z tego świata.

Uważał Jezusa za nazbyt pokornego, łagodnego i ustępliwego. Czuł, że Jezus

powinien być bardziej agresywnym przywódcą. Sądził, że potrzebuje On do-

brego doradcy, najlepiej samego Judasza, który by zadbał o strategię i kiero-

wałby bitwą.
W dniu nakarmienia pięciu tysięcy Judasz starał się wziąć sprawę w swoje ręce.

Była to doskonała okazja. Nastroje tłumu sprzyjały zainicjowaniu przewrotu.

Jezus, według Judasza, pokazał od najlepszej strony swój boski autrorytet do-

konując rozmnożenia chlebów i ryb. Judasz nie uwierzyłby, że wszystko skoń-

czy się o zachodzie słońca odesłaniem garstki uczniów w małej rybackiej

łódce na drugą stronę jeziora, tak jakby nic szczególnego się nie stało.
Judasz chciał posadzić Jezusa na tronie. Chciał ustanowić królestwo. Ale

chciał tego dokonać siłą, walcząc. A gdy Jezus nie zaakceptował jego planu,

zdecydował się przejść do podziemia.

Ułożył podstępny plan. Poznał już dobrze moc Je-

zusa. Nie tylko oglądał jej działanie, ale znał ją

z własnego doświadczenia - uzdrawiania chorych,

oczyszczania trędowatych, wskrzeszania zmarłych

i wyrzucania demonów. Nie bał się więc o bezpie-

czeństwo Jezusa. I był już zmęczony czekaniem.
Z kapłanami i przywódcami można było się doga-

dać. Judasz zatroszczył się o wszystko. Wyraźnie

ich ostrzegł, by trzymali Go mocno, gdy Go już po-

chwycą. W głębi serca śmiał się z nich na myśl

o tym, jak Jezus zniknął w tłumie, gdy mieszkańcy

Nazaret chcieli Go ukamienować.

Nie wszystko jednak potoczyło się zgodnie z planem. Judasz szedł blisko,

czekając na działanie ze strony Jezusa. Ale On nie uczynił nic, by się obronić.

Gdy zaczynało świtać, straszliwy lęk ścisnął serce Judasza. W końcu zdał

sobie sprawę, że sprzedał swego Mistrza na śmierć.
Nagle chrapliwy krzyk rozległ się w sali: „On jest niewinny! Oszczędź Go,

Kajfaszu!”

background image

- 43 -

Judasz przeciskał się przez zatłoczoną salę sądową. Jego pobladła twarz wy-

krzywiona była w niesamowitym grymasie, a czoło pokryte kroplami potu.

Podszedłszy do sędziowskiego krzesła, rzucił przed Kajfasza srebrne monety

- zapłatę za wydanie Pana. Chwytając szatę Kajfasza, błagał go, by uwolnił

Jezusa, gdyż ten nie uczynił nic, czym zasłużyłby na śmierć.
„Zgrzeszyłem - krzyczał Judasz - wydając krew niewinną.” Judasz nie poj-

mował królestwa, o które nie trzeba walczyć. W końcu poczuł się osaczony,

a gałąź i lina wydały mu się w tej sytuacji jedynym wyjściem, jakie mógł

zaakceptować.
Czy kiedykolwiek w życiu myśleliście o tym, by posadzić Jezusa na tronie?

Czy kiedykolwiek walczyliście na swój sposób o wejście do królestwa niebios,

królestwa łaski?
Rozumiemy, że Jezus chce zasiąść na tronie w naszych sercach, ale często za-

pominamy, w jaki sposób chce On się tam znaleźć. Królestwo łaski jest darem,

a o dar nie musicie walczyć.
Ta prawda o królestwie została oznajmiona Piłatowi w trakcie procesu Je-

zusa i jest tak samo aktualna do dziś. Łatwo ją jednak przeoczyć. Uważajcie

więc. Człowiek starający się walczyć z grzechem i diabłem jest w niewłaści-

wym królestwie. Słudzy Boga nie muszą walczyć. Nie oczekuje się tego od

nich. Oni mają tylko Mu pozwolić, by walczył za nich.
Jeśli przez lata walczyliście, by pokonać grzech - zaciskając zęby, starając się

ze wszystkich sił i czyniąc solenne postanowienia - jesteście ofiarami kró-

lestwa tego świata. Jeśli przeoczyliście fakt, że zbawienie jest darem, i że

upamiętanie jest darem, i posłuszeństwo jest darem, jesteście ofiarami króle-

stwa tego świata. Jest to dla niektórych trudna do zrozumienia prawda, a jesz-

cze trudniej jest im wprowadzić w życie wynikające z niej wnioski. Ale nie

zmienia to faktu, że jest to dobra nowina, a ja pragnę was zaprosić do głębo-

kiego jej przestudiowania.
Pewnego razu mój ojciec prowadził publiczne spotkania w jakimś mieście.

Przychodził na nie pewien zapaśnik, słuchał pilnie i był głęboko zaintere-

sowany tym, co słyszał o królestwie niebios. Był jednak głęboko sfrustrowa-

ny problemem grzechu w swoim życiu. Któregoś dnia powiedział memu ojcu:

„Gdyby diabeł wystąpił otwarcie, mógłbym zmierzyć się z nim na macie”.
Jesteśmy ograniczeni przez nasze człowieczeństwo. Nawet gdyby diabeł nie

był silniejszy i mądrzejszy od nas, nie moglibyśmy walczyć z nim, gdyż on

jest duchem, a my nie. A jak można walczyć z duchem? Jedynym sposobem jest

zaangażowanie innego Ducha, aby toczył walkę za ciebie.

background image

- 44 -

Otrzymaliśmy zaproszenie, by toczyć bój wiary, bój polegający na tym, by po-

święcić każdego dnia czas na wspólnotę i łączność z Jezusem, abyśmy przez pa-

trzenie na Niego zmieniali się na Jego podobieństwo, z chwały w chwałę. Czy

odkryliście, jak trudny może być ten bój? Ale nie kazano nam walczyć, gdy

chodzi o walkę z grzechem. Zmaganie się, by pozwolić Bogu walczyć za nas,

może być najcięższym ze wszystkich bojów. Faktycznie, nazwano go najwięk-

szą walką, jaka może być stoczona, walką przeciwko sobie, poleganiu na sobie

i własnych wysiłkach.
Ale dla tych, którzy chcą uczyć się o królestwie niebios, dla tych, którzy chęt-

nie pozwalają Panu walczyć za nich, zwycięstwo jest zapewnione. Możemy

przyłączyć się do uczniów radując się z dobrej nowiny, że słudzy Boga nie

muszą walczyć, bo bitwa już została wygrana.

Rozdział 9

Nie przebaczą wam, jeśli wy nie przebaczycie

Byłem nauczycielem w klasie Dynamicznego Życia Chrześcijańskiego. Pew-

nego dnia jeden z uczniów zapytał:
- Czy byłoby możliwe nie zdać w tej klasie i dostać się mimo to do nieba?
Inny uczeń, nie czekając na odpowiedź, zadał kolejne pytanie: - Czy możliwe

jest dostać w tej klasie najwyższą ocenę i mimo to nie pójść do nieba?
Jakiś czas później doszły mnie słuchy o jednym z moich uczniów, który ukończył

tę klasę z najwyższą oceną. Uczeń ten, wraz ze swoim kolegą, który zawsze

miał duże kłopoty w nauce, zamieszkał w wynajętym mieszkaniu będącym

własnością kościoła. Nie uważał jednak za stosowne płacić we właściwym

czasie czynszu. Poproszono go więc, by zmienił miejsce zamieszkania. Wów-

czas zabrał kilka cennych rzeczy z mieszkania i wyjechał do innego stanu.
Gdy usłyszałem tę historię, byłem zgorszony. Zapytałem ludzi z kościoła,

co zrobili, by pociągnąć tego człowieka do odpowiedzialności. Powiedzieli:
- Nic nie zrobiliśmy. Co można zrobić, gdy ktoś wyjedzie poza granice stanu?
Pomyślałem, że napiszę do niego i powiem, iż jeśli nie załatwi tej sprawy

tak, jak powinien, zmienię mu ocenę z najlepszej na najgorszą. Sądziłem, że

to może przynieść skutek.
Pewna przypowieść Jezusa o królestwie jest nieco podobna do tego epizodu.

Przypowieść ta pochodzi z Ewangelii Mateusza 18,23-35. „Dlatego Króle-

stwo Niebios podobne jest do pewnego króla, który chciał zrobić obrachu-

background image

- 45 -

nek ze sługami swymi. A gdy zaczął robić

obrachunek, przyprowadzono mu jedne-

go dłużnika, który był mu winien dzie-

sięć tysięcy talentów. A ponieważ nie

miał z czego oddać, kazał go pan sprze-

dać wraz z żoną i dziećmi, i wszystkim,

co miał, aby dług został spłacony. Tedy

sługa padł przed nim, złożył mu pokłon

i rzekł: Panie! Okaż mi cierpliwość, a od-

dam ci wszystko. Wtedy pan ulitował

się nad owym sługą, uwolnił go i dług

mu darował.
A gdy ów sługa wyszedł, spotkał jedne-

go ze swych współsług, który był mu wi-

nien sto denarów; i pochwyciwszy, dusił go, mówiąc: Oddaj, coś winien. Wtedy

współsługa jego, padłszy na kolana, prosił go mówiąc: Okaż mi cierpliwość,

a oddam ci wszystko. On jednak nie chciał, lecz odszedł i wtrącił go do wię-

zienia, dopóki nis odda długu.
A współsłudzy jego widząc to, co zaszło, zasmucili się bardzo i poszedłszy,

opowiedzieli panu swemu wszystko, co się stało. Wtedy przywołał go pan

jego i rzekł mu: Sługo zły! Wszystek tamten dług darowałem ci, boś mnie

prosił. Czy i ty nie powinieneś był zlitować się nad współsługą swoim, jak

i ja zlitowałem się nad tobą? I rozgniewał się pan jego, i wydał go katom, żeby

mu oddał cały dług. Tak i Ojciec mój niebieski uczyni wam, jeśli każdy nie

odpuści z serca swego bratu swemu” (Mat. 18,23-34).

Czy król jest godny zaufania?

Czy chętnie zaufałbyś temu królowi? Czy sądzisz, że jest dobrym królem?

Możesz powiedzieć, że to zależy od tego, kim byłbyś w tej historii. No dobrze,

a kim jesteś w tej historii?
Jeśli jesteś tym, który przyniósł królowi informację o nieprzebaczającym słu-

dze, to jesteś człowiekiem czynu, tak jak król. Od razu zabierasz się do roz-

wiązania problemu.
Jeśli jesteś tym, który był winny sto denarów, to lubisz króla. Z radością uj-

rzysz swego prześladowcę zakutego w dyby. Uważasz, że król jest sprawiedliwy.
Ale jeśli jesteś tym, który był winny dziesięć tysięcy talentów i sądził, że już

uniknął więzienia, to nie byłbyś zadowolony z powtórnego spotkania z kró-

lem, prawda?

background image

- 46 -

Jezus mówi: „W taki sposób mój Ojciec potraktuje was”. To brzmi, jakby Bóg

był surowy, grożący piekłem i siarką, prawda? Czy chciałbyś być wybawiony

od prześladowców przez takiego króla?
Ta przypowieść nie jest łatwa. Jej znaczenie jest głęboko ukryte. Ale zanim za-

czniemy się w nią zagłębiać, wróćmy do tego, co zostało zapisane dwa wiersze

wcześniej. Piotr i Jezus rozmawiają ze sobą. „Wtedy przystąpił Piotr do nie-

go i rzekł mu: Panie, ile razy mam odpuścić bratu memu, jeżeli przeciwko mnie

zgrzeszy? Czy aż do siedmiu razy?” (w. 21).
Lubicie Piotra? On zawsze był na przodzie i otwierał usta zanim wiedział,

co chce powiedzieć! Sądził, że teraz wpadł na świetny pomysł. Faryzeusze

ograniczyli przebaczenie do trzech razy - coś w rodzaju gry w piłkę: trzy

gole i odpadasz. Piotr to podwoił i dodał jeden, żeby otrzymać ładną liczbę,

siedem.
Czekał więc, że Jezus powie: „O, błogosławiony jesteś, Piotrze. Co za wspa-

niała idea!”
Zamiast tego jednak, Jezus pomnożył siedem przez siedemdziesiąt! Najwy-

raźniej miał na myśli nieograniczone przebaczenie. Potem opowiedział histo-

rię o człowieku, który miał do spłacenia dług wartości 10 milionów dolarów.

Darowano mu ten dług, ale on nie chciał darować długu człowiekowi, który

był mu winny około 2000 dolarów. Kr61 wtrącił go więc do więzienia, a Jezus

powiedział: „Tak zrobiłby mój Ojciec”.
Brzmi to trochę niestosownie, prawda? Ale przestudiujmy przypowieść uważ-

nie i spróbujmy wydobyć prawdę, którą Jezus chciał przekazać.
Dramat tej historii składa się z trzech aktów. Przyjrzyjmy się każdemu z nich

osobno.

Akt I - 10 milionów dolarów długu

Człowiek miał do spłacenia dług w wysokości 10 milionów dolarów, a nie

miał skąd wziąć tych pieniędzy. Normalne! Ilu z nas, mając spłacić taki dług,

znalazłoby na to sposób? Ale człowiek ten nie był świadomy swego rozpacz-

liwego położenia. Czytamy, że upadł przed królem wołając: „Panie! Okaż

mi cierpliwość, a oddam ci wszystko”.
Albo musiał być głupcem, albo chciał nabrać króla. Udawał, że oddaje cześć

królowi, ale w gruncie rzeczy chodziło mu tylko o ratowanie własnej skóry.

Sądził, że jest wystarczająco zdolny i mądry, by spłacić dług. W tej przypo-

wieści, która mówi o zbawieniu, człowiek nie zdawał sobie sprawy ani z ogro-

mu swego długu, ani ze swojej bezradności.

background image

- 47 -

Czy jesteś zadłużony? O, nie chodzi mi o raty za dom, za samochód, opłaty

za gaz, prąd i naukę dzieci w szkole. Apostoł Paweł tak mówił o tym w 1

rozdziale Listu do Rzymian: „Jestem dłużnikiem”. Mówił o długu, jaki mamy

wobec Jezusa - długu, jakiego nigdy nie możemy spłacić.
Gdy przychodzimy przed oblicze Króla, jak głupi musimy być, by powiedzieć:

„Okaż mi cierpliwość, a oddam ci wszystko”. Nie możemy oddać. Jesteśmy

dłużnikami Jezusa, a nie mamy nawet jednego grosza, który moglibyśmy wpła-

cić na nasze konto.
Ale człowiekowi z przypowieści zaoferowano darowanie długu. Czyta-

my, że król uwolnił go. Jest jednak coś bardzo ważnego, co musimy za-

uważyć. Przebaczenie jest dwukierunkową drogą. Jeśli przebaczono ci,

musisz przyjąć zaoferowane ci przebaczenie. Sama oferta przebacze-

nia to za mało.
Były takie przypadki w historii naszego systemu prawnego, gdy przestępcy

oferowano przebaczenie, ale on odmawiał przyjęcia go. Gdy zdarzyło się

to po raz pierwszy, wywiązała się dyskusja, ponieważ nie wiedziano jeszcze

jak w takiej sytuacji postąpić. Co zrobić, jeśli ktoś nie chce przyjąć prze-

baczenia? Wniosek był taki, że jeśli ktoś odmawia przyjęcia przebaczenia,

to należy go potraktować tak, jakby mu nie przebaczono. Czy nie jest to lo-

giczne?
Skąd wiemy, że człowiek z przypowieści nie przyjął przebaczenia? Widać

to w jego późniejszym zachowaniu. Jak byś zareagował, gdyby ktoś przyszedł

do ciebie i powiedział: „Wszystkie twoje długi zostają z dniem dzisiejszym

anulowane. Nie jesteś już nic nikomu winien”. Czy odszedłbyś bez słowa po-

dziękowania? Faktem jest, że człowiek z przypowieści nie powiedział nawet

„dziękuję”. Po prostu odwrócił się i odszedł.

Akt II - 2000 dolarów długu

Pierwsze co zrobił dłużnik, któremu król darował dziesięciomilionowy dług,

to zamiast paść królowi do nóg i wyrazić swą wdzięczność i miłość, wyszedł

i udał się do swojego współsługi, który był mu winien sumę stanowiącą rów-

nowartość około 2000 dolarów. Straszył go, a nawet wówczas, gdy jego ko-

lega prosił o darowanie długu tak samo, jak on prosił, króla, jego serce nie

złagodniało ani trochę. Wtrącił swego współsługę do więzienia.
Dlaczego to zrobił? Być może był po prostu chciwy i choć cieszył się, że nie

ciąży na nim dług 10 milionów dolarów, pomyślał, że dobrze byłoby jesz-

cze mieć pełną kieszeń, aby uczcić ten szczęśliwy dzień. Jest jednak jeszcze

inna możliwość. Jeśli w rzeczywistości nie przyjął królewskiego przebaczenia,

to możliwe, że chciał odzyskać co się dało, by zacząć spłacać dług królowi.

background image

- 48 -

Może nie lubił dobroczynności. Może był tak ambitny, że nie chciał być zobli-

gowany do wdzięczności wobec króla.
Człowiek ten miał przed sobą długi i ciężki czas, jeśli postanowił zwracać

10 milionów dolarów w ratach trzydziestodolarowych! Miał więc przed sobą

wiele ciężkiej pracy i wyrzeczeń. Ale jakiekolwiek były motywy jego postępo-

wania, jedno jest jasne. Chociaż stosunek wysokości ich długów wynosił pięć

tysięcy do jednego, to nie potraktował swego współsługi tak, jak sam został

potraktowany przez króla.

Akt III - W więzieniu

Przyjęte jest w większości szkół, a może i w większości wszelkich instytu-

cji na świecie, żeby nie donosić na kolegów. Młodzi ludzie mają szczególnie

mocno zakodowane normy etyczne zakazujące skarżenia, donoszenia, kablo-

wania i jakkolwiek jeszcze można to nazwać. Mają wiele epitetów dla tych,

którzy się tego dopuszczą, ale żaden z nich nie jest pochlebny! Donoszenie

uważane jest niemal za niewybaczalny grzech.
Ale być może na dworze króla obowiązywały inne normy etyczne albo po pro-

stu są rzeczy tak rażące, tak złe, że nie sposób powstrzymać się i nic nie po-

wiedzieć. Tak więc niektórzy ze sług powiedzieli królowi, co się stało, a król

się rozgniewał.
Kazał przywołać swego dłużnika. Skazał go na więzienie i wydał katom, aż

odda mu cały dług.
Są dziś tacy, którzy nie chcą Boga zdolnego do gniewu.
Nie chcą Boga, który prowadzi sąd. Ale ten król posłał swego sługę do wię-

zienia, wydał go katom. Nie pozostawił go samego, by doświadczył skut-

ków swego złego postępowania. Dołożył starań, by ukarać złoczyńcę.
Czytamy, że dłużnik miał pozostać w więzieniu, aż odda cały dług. To musia-

ło trochę potrwać, prawda? Co za dziwna historia!

Kontrast między dwoma królestwami

Z tej historii możemy się nauczyć, że istnieją dwa królestwa: królestwo nie-

bios i królestwo tego świata. Metody ich funkcjonowania są zupełnie odmien-

ne. W królestwie tego świata dostajesz to, na co zarobisz. Działasz w swój

własny sposób. Przebaczenie i miłosierdzie nie należą do zasad królestwa,

w którym żyjemy.
Ludzie zmagali się, by pojąć tę różnicę. A gdy zrozumieli, że królestwo niebios

oparte jest na zasadzie daru, a zasługi i zarabianie, nagrody i przywileje nie

mają w nim znaczenia; trudno im było to zaakceptować.

background image

- 49 -

W królestwie niebios otrzymujemy przebaczenie za darmo, a w zamian - za dar-

mo mamy przebaczać. Nie ma przebaczenia dla kogoś, kto nie chce przebaczyć

innym. To prowadzi nas do pytania: Czy nasze przebaczanie jest przyczyną

tego, że Bóg nam przebacza? W modlitwie Pańskiej czytamy: „Odpuść nam

nasze winy, jak i my odpuszczamy naszym winowajcom”. Nie „przebacz dlate-

go, że my przebaczamy”. Dostrzegacie różnicę?
Rozważmy dwa możliwe wyjaśnienia. Będziecie mogli zdecydować, do któ-

rej kategorii pasuje człowiek z przypowieści, są bowiem dwie możliwe sytu-

acje, w których ten, kto otrzymał przebaczenie, będzie potraktowany tak jakby

mu nie przebaczono.
Pierwsza, wspomniana wcześniej, ma miejsce wtedy, gdy ktoś nie przyjmie

przebaczenia. Przebaczenie zawsze wymaga zgody dwóch stron. Jeśli do-

szło do zerwania więzi - czy to między dwojgiem ludzi, czy między człowiekiem

a Bogiem obie strony muszą być skłonne do pojednania, jeżeli ma ono nastą-

pić. W przeciwnym razie do pojednania nie dojdzie.
Czy kiedykolwiek w twoich stosunkach z ludźmi pokłóciłeś się z kimś, kogo ko-

chasz? Czy zaoferowałeś przebaczenie i zostałeś odrzucony? Gdy tak się dzie-

je, nawet jeśli zrobiłeś wszystko ze swojej strony, związek umiera, jeżeli prze-

baczenie nie zostanie zaakceptowane.
Gdy Jezus umarł na krzyżu, umożliwił ofiarowanie przebaczenia każdemu -

bez względu na to kim jesteś, co zrobiłeś albo skąd pochodzisz. Dzięki Je-

zusowi możesz mieć przebaczenie. Nieważne, czy jesteś winien 10 milionów,

czy 2000 dolarów. Przebaczenie ofiarowane jest darmo każdemu człowie-

kowi.
Jednakże, choć jest to tak cudowny dar, nie będzie nic wart dla mnie, jeśli go nie

przyjmę. Jeśli więc nie przyjąłem przebaczenia ofiarowanego przez Króla,

to czas sądu i więzienie są nieuniknione.
Czy jest możliwe przyjąć Boże przebaczenie, a potem nie przebaczać innym?

Owszem, tak. A jeśli tak może się zdarzyć, jak można tego uniknąć? Czy mamy

bardzo starać się przebaczać innym, aby Bóg mógł przebaczyć nam?
Jak to się dzieje, że ktoś, komu naprawdę przebaczono, nie chce przebaczyć

swemu bliźniemu? Otóż człowiek przyjął przebaczenie, ale jego niemiłosierny

duch krok po kroku odrzuca Bożą przebaczającą miłość. Człowiek odłącza się

od Boga i znów jest w takim samym stanie, jak przed przyjęciem przebaczenia.

Jeśli wszystko, co trzeba zrobić, polegałoby na jednorazowym nieodwracal-

nym przyjęciu Bożego przebaczenia, niepotrzebne byłoby ostrzeżenie zawarte

w tej przypowieści i w modlitwie Pańskiej.

background image

- 50 -

Możemy więc posłużyć się zasadą „tak długo, jak”. Tak długo, jak jesteśmy

związani z Bogiem i polegamy na Nim, grzech nie ma nad nami mocy. Doty-

czy to każdego grzechu, bez różnicy. Gdy odłączamy się od Boga i Jego pa-

nowania, jesteśmy w takim samym stanie, jakbyśmy w ogóle Go nie znali. Re-

ligia Chrystusa oparta jest na więzi, a nie na poprawnym zachowaniu. Gdy

pierwszy raz przychodzimy do Chrystusa, On przebacza nam grzechy. Całe

nasze złe postępowanie idzie w niepamięć. Ale jeśli decydujemy odłączyć

się od Chrystusa, całe nasze dobre postępowanie nie ma żadnej wartości!

Można o tym przeczytać w Księdze Ezechiela 3,20.
Prostą prawdą jest to, że jeśli jesteśmy związani z Chrystusem i poddani Mu,

będziemy przebaczać innym. Ale jeśli wyłamiemy się z tej zależności, nie

będziemy przebaczać. Przyczyną nie jest brak ducha przebaczania, ale odłą-

czenie się od Boga.
To wynika z przypowieści. Zauważ, że nie wystarczy postępować tak, jakbyś

przebaczał. Co czytamy? Mój Ojciec tak uczyni z wami, jeśli każdy nie odpu-

ści z serca swego bratu swemu” (Mat. 18,35).
Jedynym sposobem dla nas, by przebaczyć z serca, jest poddać serce Ducho-

wi Świętemu. Przebaczenia nie możemy wytworzyć w sobie sami. Nie może-

my zaoferować Bogu naszego przebaczenia - to On oferuje je nam. Należy

ono do nas tak długo, jak je akceptujemy.

I rozgniewał się król

Czy wciąż drżysz przed gniewem Króla? Pamiętaj - w przypowieści nie jest

powiedziane, na kogo król się rozgniewał. Czytamy, że po prostu się rozgnie-

wał i przypuszczamy, że skierował swój gniew na nieprzebaczającego sługę.

Ale można jeszcze inaczej spojrzeć na gniew króla. Bóg zawsze gniewa się

na grzech. Nienawidzi go, prawda? Zawsze gniewa się widząc zwiedzenie we

wszechświecie, prowadzące Jego stworzenia do separacji od Niego i do śmier-

ci. Czy sądzisz, że Bóg nie powinien gniewać się na to?
Ale jednocześnie możemy zobaczyć Boga, który łka i płacze z żalu za tym, któ-

ry od Niego odchodzi. Bóg jest zobowiązany dać nam wolny wybór. Jednak-

że, gdy odwracamy się od Niego, Jego wielkie kochające serce wypełnia się

bólem, którego nigdy nie będziemy w stanie pojąć. Serce Boga łamie się

na nowo za każdym razem, gdy oferuje On pojednanie i przebaczenie, a jed-

no z Jego dzieci odrzuca tę ofertę.
Nie możemy spłacić długu, jaki jesteśmy Mu winni. Nie możemy spłacić nawet

jednego grosza z tego długu. Jedyne co możemy zrobić, to schylić się do Jego stóp

i powiedzieć: „Jezus zapłacił za mnie. Wszystko Jemu zawdzięczam”. Zaś dług

miłości, który mamy wobec Jezusa, jest tak wielki, jak cała wieczność.

background image

- 51 -

Rozdział 10

Jednemu z tych najmniejszych moich braci

„A gdy przyjdzie Syn Człowieczy w chwale swojej i wszyscy aniołowie z nim,

wtedy zasiądzie na tronie swej chwały. I będą zgromadzone przed nim wszyst-

kie narody, i odłączy jedne od drugich, jak pasterz odłącza owce od kozłów”

(Mat. 25,31.32).
Jedną z nauk na temat królestwa niebios, którą Jezus powtarzał wielokrotnie,

była prawda o sądzie. Mówił o sądzie śledczym, przedstawionym w 22 roz-

dziale Ewangelii Mateusza, gdy król przychodzi, by obejrzeć gości i sprawdzić

czy mają szaty weselne. Mówił też o sieci, która jest zarzucana w morze i wy-

ławia różnego rodzaju ryby (Mat. 13). A gdy sieć zostaje wyciągnięta na brzeg,

rybacy przystępują do oddzielenia dobrych ryb od złych, po czym zatrzymują

dobre, a złe wyrzucają.
W opisie sądu w 25 rozdziale Ewangelii Mateusza znajdujemy wskazówkę,

co będzie decydować o wyroku w tym wielkim dniu decyzji.
Czytajmy dalej opis, od wiersza 33 do 40. „I ustawi owce po swojej prawicy,

a kozły po lewicy. Wtedy powie król tym po swojej prawicy: Pójdźcie, błogo-

sławieni Ojca mego, odziedziczcie Królestwo, przygotowane dla was od za-

łożenia świata. Albowiem łaknąłem, a daliście mi jeść, pragnąłem, a daliście

mi pić, byłem przychodniem, a przyjęliście mnie, byłem nagi, a przyodzialiście

mnie, byłem chory, a odwiedzaliście mnie, byłem w więzieniu, a przychodzi-

liście do mnie. Wtedy odpowiedzą mu sprawiedliwi tymi słowy: Panie! Kie-

dy widzieliśmy cię łaknącym, a nakarmiliśmy cię, albo pragnącym, a daliśmy

ci pić? A kiedy widzieliśmy cię przychodniem i przyjęliśmy cię albo nagim

i przyodzialiśmy cię? I kiedy widzieliśmy cię chorym albo w więzieniu, i przy-

chodziliśmy do ciebie? A król, odpowiadając, powie im: Zaprawdę powiadam

wam, cokolwiek uczyniliście jednemu z tych najmniejszych moich braci, mnie

uczyniliście.”
Tak więc decyzja na sądzie wydaje się być zależna od tego, co uczyniliśmy

dla Chrystusa służąc innym ludziom. Słowa te możnaby odebrać jako wy-

powiedź legalisty. Być może nie zdobywamy naszego zbawienia dobrymi’

uczynkami w walce z grzechem, ale czy mamy zdobywać zbawienie dobry-

mi uczynkami na gruncie humanizmu? Jeśli tak, to czy mają rację ci, co przyj-

mują tylko pozór ewangelii, ewangelię polegającą na tym, by być dobrym

dla bliźnich?
Czy kiedykolwiek porównywałeś swoje życie z listą dobrych uczynków, które

Chrystus zaleca? Czy kiedykolwiek myślałeś o tym, ilu autostopowiczów za-

background image

- 52 -

brałeś i, czy zaprosiłeś na obiad objazdowy zespół śpiewający pieśni religij-

ne? Jak wiele puszek z konserwami kupiłeś dla głodujących z okazji ostatnich

świąt i czy oddałeś swoje całkiem jeszcze niezłe ubrania do opieki społecznej

zamiast wyrzucić je do śmietnika? A co z odwiedzinami w szpitalach i wię-

zieniu? A co z kolportowaniem chrześcijańskiej literatury? Gdzie umieściłbyś

siebie w wielkiej scenie sądu?

Przypowieść o talentach

Pozostawmy na kilka minut scenę sądu i poświęćmy nieco czasu na inną

przypowieść o królestwie - przypowieść o talentach. Z pewnością przypo-

minasz sobie, że pewien człowiek mając udać się do dalekiego kraju (Mat.

25,14), zwołał swoich podwładnych i powierzył im swe dobra. Jednemu dał

pięć talentów, drugiemu dwa talenty, a trzeciemu tylko jeden talent, a sam

wyjechał.
Słudzy, którzy otrzymali pięć lub dwa talenty, poszli do pracy i podwoili ma-

jątek swego pana. Ten jednak, który otrzymał tylko jeden talent, odszedł i za-

kopał pieniądze swego pana w ziemi.
Gdy szef powrócił, był zadowolony z osiągnięć tych, którzy oddali mu pienią-

dze z zyskiem, surowo zaś obszedł się z tym, który przyniósł z powrotem jeden

talent, wykopany z ziemi.
Odebrano mu te pieniądze i dano temu, który miał dziesięć talentów. Potem

czytamy: „Każdemu bowiem, kto ma, będzie dane i obfitować będzie, a temu,

kto nie ma, zostanie zabrane i to, co ma. A nieużytecznego sługę wrzućcie

w ciemności zewnętrzne; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów” (w. 29.30).
Po raz kolejny słychać tu język sądowy, gdy opisywany jest czas oceny wy-

ników i oddawania sprawiedliwości. Przypowieść ta przypomina nam o ab-

solutnej konieczności służenia w chrześcijańskim życiu. Nie wystarczy brać

- musimy także dawać. Jeśli nie wzrastamy, umieramy. To proste. Jedynie zaś

pracując z Chrystusem dla dobra innych, możemy „pracować” na rzecz nasze-

go własnego zbawienia.
Nie powinniśmy zwlekać z rozpoczęciem naszej pracy dla Chrystusa. Powin-

niśmy poddać się pragnieniu dzielenia się z innymi, gdyż nikt nie przycho-

dzi do Jezusa wcześniej niż w jego sercu zrodzi się pragnienie mówienia innym,

jak wspaniałego przyjaciela w Nim znalazł. Zbawiająca i uświęcająca praw-

da nie może zostać zamknięta w sercu. Jeśli jesteśmy odziani w sprawie-

dliwość Chrystusa i napełnieni radością przez Jego Ducha, nie będziemy

w stanie usiedzieć na miejscu. Jeśli spróbowaliśmy i doświadczyliśmy, jak

dobry jest Pan, będziemy mieli coś do powiedzenia o Nim. Jak Filip, gdy

znalazł Zbawiciela, będziemy prowadzić do Niego innych. Tak więc człowiek

background image

- 53 -

nie wcześniej przychodzi do Chrystusa, nim otrzyma pięć, dwa lub jeden

talent. Dostaje coś, z czym może zacząć. Poznaje miłość Chrystusa, więc

ma coś do powiedzenia. Zbawiająca i uświęcająca prawda nie może być

zamknięta w jego sercu. Nie będzie mógł usiedzieć na miejscu.Jak więc

było to możliwe, że ten, który otrzymał jeden talent, zakopał go w ziemi?

Powinien przecież puścić pieniądze w obrót i podwoić otrzymaną sumę. Czyż

nie powinno to się dziać automatycznie? Jeśli impuls, pragnienie świadcze-

nia, przychodzi spontanicznie wraz z nowonarodzeniem, to na pierwszy rzut

oka wydaje się, że ostrzeżenie przed zakopywaniem talentów jest całkowicie

niepotrzebne.
Ale przyjrzyjmy się lepiej. Czy przypowieść mówi, że niemożliwe jest próbowa-

nie ukrycia prawdy, czy też mówi po prostu, że niemożliwe jest, by takie próby

się powiodły? Człowiek z przypowieści sądził, ie może zachować jeden talent

dla siebie, ale przekonał się, że talent jest czymś, czego nie można zachować.

Albo go używasz, albo tracisz.

Nie możesz utrzymać papugi w sokowirówce

Przypuśćmy, że powiedziałbym ci, że nie możesz utrzymać swojej papu-

gi w pracującej sokowirówce. Czy pomyślałbyś wtedy, że papuga jest tak silna,

iż potrafi wyrwać się nawet z sokowirówki? A może gdybyś był na tyle nie-

rozsądny, by spróbować, przekonałbyś się, że zamiast papugi będziesz miał

tylko kupkę piórek.
Podobnie jest w życiu chrześcijańskim. Nie powinniśmy próbować zachować

spokój, bo jeśli będziemy to czynić, wówczas go utracimy. Nie możemy za-

mknąć prawdy w naszych sercach, gdyż stracimy ją, jeśli nie będziemy się nią

dzielić. Jeśli nie będziemy mówili, co Pan uczynił dla nas, gdy rzeczywiście

mamy coś do powiedzenia, to wkrótce nie będziemy mieli już nic do powiedze-

nia. Ci, którzy czynią mało albo nic dla Chrystusa, są w niebezpieczeństwie.

Łaska Boża nie pozostanie zbyt długo w sercu człowieka, który mając wielkie

możliwości i okazje, milczy. Taki człowiek spostrzeże niebawem, że właściwie

nie ma nic do powiedzenia.
Jedną z głównych przesłanek religii chrześcijańskiej jest to, że wszyscy są

pracownikami. Możemy pracować w różny sposób, nasze talenty mogą nie

być jednakowe, ale mamy wspólny cel. Mamy coś do powiedzenia o Jezusie.

Nieraz ludzie mówią o cichym świadczeniu. Jest to nawet całkiem popular-

na idea! Każdy chce być cichym świadkiem. Słyszałem, jak pewni wierzący

ludzie mówili:
- Jeśli upiekę bochenek dobrego chleba i podaruję go mojej chorej sąsiadce,

wydaję świadectwo. Jeśli dbam, by mój samochód był czysty, a podwórze wy-

background image

- 54 -

sprzątane, wydaję świadectwo. Jeśli ciężko pracuję i jestem uczciwy w intere-

sach, wydaję świadectwo.
Czy te rzeczy są ważne? O tak, z pewnością. Ale czy możliwe jest, by ate-

ista upiekł bochenek dobrego chleba i dał go swojemu sąsiadowi? Czy nie-

wierzący nie myją swoich samochodów i nie przystrzygają trawników wokół

swoich domów? A czy agnostyk nie może ciężko pracować i być uczciwy w in-

teresach?
Różnica między chrześcijaninem, a tym, który przyjmuje tylko pozory ewange-

lii, polega na tym, że chrześcijanin ma coś do powiedzenia!
Co powiedziałeś o Jezusie w tym tygodniu? Czy uczyniłeś coś więcej ponad

bycie miłą osobą, dobrym sąsiadem, moralistą? Czy spróbowałeś i doświad-

czyłeś, jak dobry jest Pan? Od tego powinieneś zacząć. W twoim poko-

ju, zapoznając się z Nim. Ale nie jest twoim celem pozostawanie w poko-

ju przez cały dzień. Masz iść do swoich obowiązków. Teraz jednak masz coś

do powiedzenia. Masz poselstwo, którego nie mają ci, co Boga nie znają.

I to czyni różnicę.

Z powrotem do sądu

Pamiętając o tym, wróćmy do sceny sądu. Czy to Chrystus mówi swoim uczniom,

że wyrok będzie wydany w oparciu o to, czy odwiedzali chorych, karmili głod-

nych i ubierali nagich? Nie! Wszystkie te rzeczy są dobre same w sobie. Ale

chodzi tu o coś więcej. Sam Chrystus powiedział nam, byśmy nie troszczyli się

o rzeczy przemijające, ale o życie wieczne. Jak więc może teraz opierać decyzję

dotyczącą wiecznego życia na tym, ile rozdano żywności czy odzieży? Cieka-

we pytanie, prawda?
Spójrzmy nieco głębiej, by dostrzec duchowe znaczenie przypowieści o są-

dzie. Jezus mówi, że służąc innym ludziom, służymy Jemu samemu. Powiada:

„Byłem głodny, a daliście mi jeść”. Czy mówi o rzeczywistym chlebie, czy też

ma na myśli Chleb Żywota? Czyż nie powiedział kiedyś, w Ewangelii Jana 6:

„Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a krew moja jest prawdziwym na-

pojem”? „Tu natomiast jest chleb, który zstępuje z nieba, aby nie umarł ten,

kto go spożywa” (w. 55.50). Co czynisz, by dzielić się z ludźmi chlebem życia?

Oto jest pytanie.
Jezus powiedział: „Pragnąłem, a daliście mi pić”. Czy Jezus mówił o wodzie

tego świata? On to powiedział kiedyś: ”Każdy, kto pije tę wodę, znowu pra-

gnąć będzie; ale kto napije się wody, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął

na wieki, lecz woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody wytry-

skującej ku żywotowi wiecznemu” (Jan 4,13.14).

background image

- 55 -

„Byłem przychodniem, a przyjęliście mnie.” Gdy przyprowadzamy kogoś

do Chrystusa, możemy powiedzieć: „Tak więc już nie jesteście obcymi i przy-

chodniami, lecz współobywatelami świętych i domownikami Boga” (Efez.

2,19).
„Byłem nagi, a przyodzialiście mnie.” Gdy sami zostaliśmy odziani w szatę

sprawiedliwości Chrystusa, możemy zaoferować ją innym, dzieląc z nimi „szaty

białe, aby nie wystąpiła na jaw haniebna nagość” (Ap. 3,18).
„Byłem chory, a odwiedzaliście mnie.” Ci, którzy nigdy nie poznali dobrej

nowiny o Chrystusie, są śmiertelnie chorzy. Ich stan jest naprawdę opłakany.

„Cała głowa chora i całe serce słabe. Od stóp do głowy nic na nim zdrowego:

tylko guzy i sińce, i świeże rany” (Izaj. 1,5.6).
„Byłem w więzieniu, a przychodziliście do mnie.” Ci, którzy poddani są pa-

nowaniu szatana, są jego więźniami. O szatanie powiedziano: „Czy to jest

ten mąż, który (...) swoich jeńców nie wypuszczał na wolność?” (Izaj. 14,16.17).

Najgorszą niewolą jest niewola grzechu, a największą wolnością jest ta, którą

daje Chrystus. Są ludzie, którzy wtrąceni do więzienia - tak naprawdę po-

zostają wolni. Więcej jednak jest takich, którzy nigdy więzienia nie widzieli,

a jednak są więźniami.
W dniu sądu, gdy zapisy życia wszystkich ludzi zostaną wyciągnięte na świa-

tło dzienne, co będzie się liczyło? Jedynie to, czy trwaliśmy w społeczno-

ści z Chrystusem i czy służyliśmy Mu. Nie możemy zaś pozostawać z Nim

w społeczności, jeśli z Nim nie współdziałamy w Jego służbie dla świata.

Służąc innym, nie tylko znajdujemy nasze własne zbawienie, ale czynimy

szczęśliwszym nasze doczesne życie.

Rozdział 11

Głupiec i jego pieniądze

Łatwo przypisywać głupotę marnotrawnemu synowi, który udawszy się do da-

lekiego kraju, przepuścił wszystko co miał. Jezus opowiedział jednak kolejną

przypowieść o innym głupcu, którego głupota nie polegała na trwonieniu pie-

niędzy, ale na ich oszczędzaniu!
Historia ta jest zapisana w Ewangelii Łukasza 12,16-21. „I powiedział im

podobieństwo: Pewnemu bogaczowi pole przyniosło obfity plon. I rozważał

w sobie: Co mam uczynić, skoro nie mam już gdzie gromadzić moich plonów?

I rzekł: Uczynię tak: Zburzę moje stodoły, a większe zbuduję i zgromadzę tam

wszystko swoje zboże i swoje dobra, i powiem sobie: Mam wiele dóbr złożo-

nych na wiele lat; odpocznij, jedz, pij, wesel się. Ale rzekł mu Bóg: Głupcze, tej

background image

- 56 -

nocy zażądają duszy twojej; a to, co przygotowałeś, czyje będzie? Tak będzie

z każdym, który skarby gromadzi dla siebie, a nie jest w Bogu bogaty.”
Łatwo być głupcem, gdy jest się bogaczem. Jezus powiedział na ten temat jed-

ną ze swych miniprzypowieści, zapisaną w 19 rozdziale Ewangelii Mateusza:

„Zaprawdę powiadam wam, że bogacz z trudnością wejdzie do Królestwa Nie-

bios. A nadto powiadam wam: Łatwiej wielbłądowi przejść przez ucho igielne

niż bogatemu wejść do Królestwa Bożego” (w. 23.24).
Bogaci ludzie nie mają więc zbyt dobrych perspektyw, prawda? A może ty je-

steś bogaty? Twoja odpowiedź na to pytanie uzależniona będzie od tego, z kim

się porównasz. Czy jesteś bogaty porównując się do Johna D. Rockefellera?

A czy jesteś bogaty porównując się do sieroty z ulicy w Bombaju?
Jak byś przedstawił swoje bogactwo? Czasem ci, co mieszkają w ładnych do-

mach i jeżdżą kosztownymi samochodami, mają olbrzymie długi i parę do-

larów w portfelach. Gdy liczysz swoje dobra, czy uwzględniasz tylko to,

co masz na koncie w banku? A może również wszystkie rzeczy, które posia-

dasz? A może nawet twoje potencjalne możliwości? Ludzie ze świata finansjery

uwzględniają przynajmniej te trzy składniki.
Jeśli zechcesz dodać to, co ma większą wartość niż pieniądze, a więc zdrowie,

szczęście, miłość i przyjaźń, wówczas stwierdzisz, że naprawdę jesteś bogaty.
Jednak przypowieść o bogatym głupcu zawiera przynajmniej trzy ostrzeżenia pod

adresem bogaczy - a ostrzeżenia te, tak czy inaczej, dotyczą każdego z nas.

Moneta poza obiegiem jest bez wartości

Nie używane pieniądze nie mają żadnej wartości. Kobieta z przypowie-

ści o zgubionej drachmie skwapliwie poszukiwała monety, która zgubiwszy się

została wyłączona z obiegu. Gdyby nie została znaleziona, gdyby na zawsze

pozostała wśród kurzu i śmieci, nie miałaby żadnej wartości dla właściciel-

ki ani dla kogokolwiek innego.
Tak więc pierwszym błędem, jaki popełnił bogaty głupiec, było to, iż chciał

zatrzymać swoje bogactwo. Nie zainwestował go w nic. Nie dzielił się nim.

Nie chciał go wydać w jakikolwiek sposób. Nie był w stanie wydać go tyl-

ko dla siebie. Tak więc zatrzymał je, bezużyteczne.
Niektórzy z nas decydują się odłożyć coś - na wszelki wypadek. Inni wydają

wszystko co zarobią, mają trudności z oszczędzaniem pieniędzy. Ta przypo-

wieść mówi jednak o czymś więcej niż dolary czy złotówki. Jak zauważyliśmy

w poprzednim rozdziale, głupotą jest oszczędzanie łaski Bożej. Jest ona prze-

znaczona do dzielenia.

background image

- 57 -

Gdy otrzymujemy obfite błogosławieństwo od Pana, ostatnią rzeczą, jaką.

powinniśmy wówczas zrobić, jest zachowanie go tylko dla siebie. Jezus powie-

dział, że błogosławieństwo dawane jest po to, by zostało przekazane dalej.

„Darmo wzięliście, darmo dawajcie” (Mat. 10,8). Dając to, co otrzymaliśmy,

przygotowujemy nasze serca na przyjęcie jeszcze obfitszych darów nieba.
Drugim błędem bogatego głupca było to, że gromadził skarby dla siebie.

Myślał tylko o sobie. Posiadanie bogactwa nie jest grzechem. Abraham był

bardzo bogaty (zob. Rdz. 13,2), podobnie Hiob (zob. Hiob 1). Biblia przy-

znaje, że to Bóg daje siłę do zdobywania bogactwa (zob. Pwt. 8,18). Bo-

gaty głupiec z przypowieści nie musiał pozbywać się od razu wszystkiego,

co miał i żyć w ubóstwie, aby być użytecznym dla innych. Mógł jednak rozdać

to, co mu zbywało, zamiast budować nowe stodoły i magazyny, a wówczas

jego bogactwo stałoby się bogactwem wielu.
Z drugiej strony, nie tylko pieniądze mogą zostać wykorzystane w egoistyczny

sposób. Talenty, wykształcenie, wpływy czy materialne środki, które posiada-

my, będą miały prawdziwą wartość jedynie wtedy, gdy będziemy ich używać

służąc naszym bliźnim. Jeśli jakakolwiek część naszego bogactwa przeznaczo-

na będzie tylko dla nas samych, straci wówczas znaczenie w świetle ewange-

lii królestwa niebios.
Po trzecie, ów bogaty głupiec nie starał się być bogatym w doświadczenie

z Bogiem. Chciał tylko jeść, pić i weselić się. Nie interesowało go królestwo;

nie starał się gromadzić w niebiańskim skarbcu. Wystarczyło mu to, że może

zatrzymać swoje bogactwo w ziemskim skarbcu.
Wkrótce jednak przyszło mu rozstać się z całym swoim majątkiem. Tej samej

nocy stracił dostęp do wszystkich swoich pieniędzy. Złożył swój skarb w ziem-

skim skarbcu, a gdy czas jego pielgrzymowania na tej ziemi dobiegł końca,

cały skarb przepadł dla niego na zawsze.
Musiało być wielu biednych ludzi w kraju, gdzie mieszkał ów bogaty głupiec.

Może byli tacy nawet wśród jego sąsiadów. Może wołali do Boga o pomoc,

a Bóg wysłuchał ich modlitw dając środki w ręce owego bogacza. Ale bo-

gacz nie chciał współpracować z Bogiem. Bóg każdemu zsyła takie błogosła-

wieństwo, jakiego człowiek najbardziej potrzebuje. Dla bogacza największym

błogosławieństwem jakie mógł otrzymać, było zaangażowanie w dzielenie się

swoimi dobrami z potrzebującymi.
Nie jest ważne, ile wynoszą twoje roczne dochody. Nieważne, jaką sumę

masz na koncie w banku. W ten lub inny sposób jesteś bogaty. Najważ-

niejszą rzeczą jest jednak to, w jaki sposób używasz swego bogactwa. Czy

chcesz, aby Bóg działał przez ciebie w odpowiedzi na modlitwy tych, którzy

background image

- 58 -

proszą Go o pomoc, jakiej możesz im udzielić? Czy jesteś gotów złożyć swój

skarb w niebie, gdzie mól ani rdza nie niszczą, ani złodzieje nie podkopują

i nie kradną? Czy jesteś bogaty nie tylko na tym świecie, ale również bogaty

w Bogu? Czy otrzymując pragniesz dawać innym z tego, co dostałeś?
Mędrzec powiedział: „Jeden daje hojnie, lecz jeszcze więcej zyskuje; inny nad-

miernie skąpi i staje się tylko uboższy” (Prz. 11,24).
Dla aniołów dawanie jest radością. W całej przyrodzie zachodzi nieustanny

proces dzielenia się, dawania. Królestwo niebios oparte jest na dawaniu, da-

waniu i jeszcze raz dawaniu. Największy dar nieba, oddanie Jezusa za grzesz-

nego człowieka, daje nam możliwość wyzwolenia z głupoty, jaką jest służenie

samym sobie. Czy zechcesz przyjąć ten dar królestwa niebios i dzielić się nim

z tymi, którzy żyją w tym świecie? W żaden inny sposób nie wyrazisz lepiej

swojej wdzięczności Bogu za Jego niewypowiedziany dar.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Morris L Venden Grona
Morris L Venden Aby poznać Boga
Morris L Venden Jak poznać wolę Bożą w swoim życiu
Morris L Venden Oto przychodzę gotowy albo nie
Morris Venden W mocy Ducha
Morris L Venden Grona
Morris L Venden Aby poznać Boga
Morris L Venden Twój przyjaciel Duch Święty
tezy vendena 20 Jezus
tezy vendena 9 pewnosc zbawienia
tezy vendena 8 krzyz
tezy vendena 6 skrucha
tezy vendena 19 doskonalosc
tezy vendena 2 grzech
przyporządkowania

więcej podobnych podstron