- 1 -
„Ale szukajcie najpierw Królestwa Bożego i sprawiedliwo-
ści jego, a wszystko inne będzie wam dodane” (Mat. 6,33).
Wprowadzenie
Każdy lubi opowiadania! Dorośli uda-
ją, że opowiadania są tylko dla dzieci,
ale czy przyjrzeliście się ich twarzom,
gdy słyszą „dziecięce historyjki”? Czę-
sto z większą niecierpliwością niż one
czekają, by usłyszeć ich zakończenie.
Było wielu ludzi, którzy potrafili dobrze
opowiadać różne historie. Być może
mieliście nawet okazję słuchać wspa-
niałych mówców, którzy potrafili spra-
wić, że świat fantastycznych zdarzeń
stawał się tak realny, że niemal czuliście się jednym z bohaterów opowieści.
Na pewno zapamiętaliście takie przeżycie. Ale największy dar przyciąga-
nia uwagi słuchaczy posiadał Jezus, który skupiał na sobie uwagę ludzi opo-
wiadając krótkie historie.
Opowiadania Jezusa często miały formę przypowieści. Przypowieści to opo-
wiadania o podwójnym znaczeniu - faktycznie większość opowiadań jest
przypowieściami. Studenci literatury uczą się dostrzegania drugiego znacze-
nia ukrytego w przypowieściach. Psycholodzy i psychoanalitycy uczą się
słuchania ludzi, by znaleźć w tym, co mówią, głębszy, ukryty sens.
Jezus wykorzystywał opowiadania, przypowieści i porównania, aby najlepiej
i najprościej przekazać Boże prawdy. Jednym z celów nauczania w przypowie-
ściach było jej objawienie. Łącząc duchowe lekcje ze scenami dobrze znany-
mi słuchaczom, Jezus pomagał im zrozumieć i zapamiętać swoje nauki. Posłu-
gując się przypowieściami nigdy nie mówił niczego wprost. Dzięki temu mógł
On przeciwstawiać się grzechowi i błędom w taki sposób, że wrogowie nie
byli w stanie znaleźć w tym nic, co mogliby wykorzystać przeciwko Niemu.
Często wbrew swojej woli przyznawali słuszność Jego słowom; w ten sposób
potępiali samych siebie.
Wiele przypowieści Jezusa zaczyna się słowami: „Podobne jest Królestwo Nie-
bios do...”. Musiał wiedzieć, jak trudno jest nam, żyjącym pod panowaniem
ziemskich królestw, zrozumieć naturę niebiańskiego królestwa.
- 2 -
Jest wiele opowiadań mówiących o tym, jakie są ziemskie królestwa. Nawet
w czasach Chrystusa musiało być wiele historii o królach, którzy siłą egze-
kwowali swoją wolę; złych, samolubnych i opływających w bogactwa kosztem
poddanych. Przez wieki zebrała się niezliczona ilość opowieści o wojnach,
bitwach i podbojach. Były opowiadania o trudach ludzi starających się żyć
pod panowaniem surowych władców. Były historie powstań i buntów okrutnie
tłumionych przez ludzi usiłujących utrzymać swoje panowanie nad ciemiężo-
nym ludem.
Ale w przypowieściach Jezusa otrzymujemy wgląd w niebiańskie królestwo,
które funkcjonuje na zupełnie innych zasadach niż królestwa tego świata. Sły-
szymy, jak Jezus opisuje podstawy mającego nastać królestwa niebios - ale
także królestwa łaski w sercach ludzi, będącego zapowiedzią tego, które na-
stanie w przyszłości.
Jeśli nie czujemy się dobrze w królestwie niebios teraz, to na pewno nie by-
libyśmy zadowoleni z wizji przebywania tam przez całą wieczność. Króle-
stwo niebios oparte jest na darze - królestwa ziemskie na zasługach i zapra-
cowaniu na zapłatę. Królestwo niebios oferuje służenie innym jako największy
przywilej - królestwa ziemskie skłaniają do żądania służby od innych w do-
wód największej czci. Niebiańskie królestwo oparte jest na zasadach wolno-
ści połączonej z miłością - królestwa ziemskie używają siły, by dopiąć swych
celów.
Czy perspektywa wiecznego życia w niebiańskim kraju wydaje ci się zachęca-
jąca? Czy pociąga cię społeczność z Jezusem tu i teraz? Jedną z najprostszych
metod zrozumienia, czym jest królestwo niebios, jest studiowanie przypowie-
ści Jezusa.
Rozdział 1
Siewca, ziarno i gleba
Czy uprawialiście kiedyś ogród? Prawdopodobnie wielu z nas pamięta pracę
na działce, kiedy z pomocą mamy czy taty, staraliśmy się wyhodować chociaż-
by rzodkiewkę. Czy zastanawialiście się, dlaczego była to właśnie rzodkiew-
ka? Po prostu rzodkiewkę mogą uprawiać nawet dzieci i nie wymaga ona spe-
cjalnych warunków.
Kiedy jej nasionka znalazły się już w ziemi, a wieczorem poszliście spać,
pierwsze, co zrobiliście rano, to sprawdziliście w ogródku, jak rosną wasze
rzodkiewki, prawda? Pamiętacie, co pojawiło się najpierw? To nie były rzod-
kiewki - to były chwasty!
- 3 -
Pamiętam, co zrobiłem, gdy na mojej grządce
pojawiły się pierwsze maleńkie kiełki rzod-
kiewki. Być może nie byłem jedyną osobą,
która zrobiła coś takiego. Wyciągnąłem je,
by zobaczyć czy to rzeczywiście rzodkiewka.
Wyciągałem codziennie jeden z kiełków, by
przyjrzeć się, jak rosną - ale to ani trochę nie
pomagało im rosnąć.
Jeśli nasiona nie wschodziły po kilku dniach,
grzebałem w ziemi, by sprawdzić czy jeszcze
tam są. Robiłem tak nawet z nasionami tra-
wy!
Wiele trzeba się nauczyć, by uprawiać ogród,
a Jezus używał wielokrotnie przypowieści za-
czerpniętych właśnie z ogrodu. Był to chyba jeden z Jego ulubionych tematów,
poprzez które przedstawiał prawdę o królestwie niebios.
Zwróćmy uwagę na jedną z Jego najbardziej znanych przypowieści zapisa-
ną w 8 rozdziale Ewangelii Łukasza. „A gdy się zeszło wielu ludzi i z miast
przybywali do Niego, rzekł w podobieństwie: Wyszedł siewca rozsiewać ziar-
no swoje. A gdy siał, jedno padło na drogę i zostało zdeptane, a ptaki nie-
bieskie zjadły je. A drugie padło na skałę, a gdy wzeszło, uschło, bo nie
miało wilgoci. A inne padło między ciernie, a ciernie razem z nim wzrosły
i zadusiły je. A jeszcze inne padło na ziemię dobrą i, gdy wzrosło, wydało plon
stokrotny. To mówiąc, wołał: Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha. I py-
tali Go jego uczniowie, co znaczy to podobieństwo” (w. 4-9).
Jeśli Jezus woła, by ci co mają uszy, słuchali, to poselstwo musi być raczej
ważne. Jezus wypowiedział takie wezwanie kilka razy. Powiedział ludziom:
,Idźcie i nauczcie się, co to znaczy”, gdy mówił: „Nie przyszedłem wzywać
do upamiętania sprawiedliwych, ale grzeszników”. Postarajmy się więc usły-
szeć, co mówi do nas w przypowieści o siewcy, ziarnie i glebie.
Siewca
Kogo przedstawia siewca? Siewcą jest Jezus - mówił On o sobie samym. Przy-
był do obcego kraju jako siewca z miasta, które ma jaspisowe mury i dwana-
ście fundamentów.
W czasach Chrystusa rolnicy nie mieszkali w obrębie swoich gospodarstw.
Mieszkanie poza miastami było zbyt niebezpieczne. Miasta miały chroniące je
mury obronne. W wielu częściach świata są jeszcze pamiątki architektury tam-
tych czasów. Mury chroniły ludzi przed rabusiami, złodziejami i mordercami.
- 4 -
Nieszczęsny człowiek pobity przez zbirów pod Jerychem - uratowany później
przez litościwego Samarytanina - jest przykładem tego, co nagminnie dzia-
ło się w czasach Jezusa. Gospodarze mieszkali więc w obrębie murów mia-
sta i wychodzili w dzień na pola, by siać ziarno.
Jezus opuścił przyjazne niebiańskie miasto, gdzie był uwielbiany przez anio-
łów i gdzie cały stworzony wszechświat oddawał Mu cześć. Przybył do nieprzy-
jaznej krainy, poza murami, tam, gdzie przebywali złodzieje, rabusie i mordercy.
Podjął ryzyko konieczne do tego, by zasiać ziarno. Oto, jaką osobą był siewca.
Czy lubisz myśleć o Jezusie jako gospodarzu? Nie gospodarz Nowak czy go-
spodarz Kowalski, ale Gospodarz Jezus. Jak to brzmi? Nie jest zniewagą na-
zwanie Go Gospodarzem, gdyż w swym życiu na ziemi przyłożył pieczęć swej
aprobaty do ciężkiej fizycznej pracy. Sam pracował osiemnaście lat w warsz-
tacie ciesielskim w Nazarecie, strugał belki i piłował deski.
Cieszę się, że Jezus nie mieszkał w pałacu. Cieszę się, że był biedakiem, który
wiedział, co to ciężka praca. Będąc takim mógł dotrzeć do każdego. Tak więc
wyszedł, aby siać.
Ziarno
Czym jest ziarno? Jezus wyjaśnił tę
przypowieść, a więc jeśli przeczytaliście
resztę 8 rozdziału Ewangelii Łukasza,
wiecie, że ziarnem jest Słowo Boże. Nic
innego. Słowo Boże ma moc wytworzyć
życie, wzrost i owoc w duszy ludzkiej.
Nie inaczej jest dzisiaj. Możemy próbo-
wać wszystkiego poza Słowem Bożym.
Czasem staramy się wyjść ludziom na-
przeciw z filozofią, psychologią, rozrywką czy jeszcze innymi rzeczami. Nie-
raz sądzimy, że musimy dać naszym dzieciom rozrywki i zabawy, by przycią-
gnąć ich uwagę. Może powinniśmy przypomnieć sobie moc Słowa Bożego,
które „żyje i trwa na wieki”. Gdy przyłączamy się do Jezusa w rozsiewa-
niu ziarna ewangelii, musimy pamiętać, że ziarnem jest Słowo Boże. Tyl-
ko Słowo Boże.
Gleba
A co z glebą? Wymienione są cztery rodzaje gleby. Brzmi to jak nauka o prze-
znaczeniu, prawda? Urodziłeś się jako udeptane pobocze drogi czy też jako grunt
skalisty albo porośnięty cierniami? A może urodziłeś się jako dobra gleba? Jak
sądzisz, czy możesz poznać, jaką glebą jest twoje własne serce? Co począć,
- 5 -
jeśli odkryjesz, że nie jest to dobra gleba? Czy możesz cokolwiek na to pora-
dzić? Pamiętaj o tych pytaniach, gdy będziemy omawiać cztery rodzaje gleby
wymienione przez Jezusa w przypowieści.
Pobocze
Pobocze jest zazwyczaj udeptane i twarde. Jest niemal tak samo twarde jak
droga. Walają się po nim papierowe torebki, kawałki szkła z potłuczonych
butelek i papierki po cukierkach. Pełno tam różnych śmieci. Nie jest to atrak-
cyjne miejsce i na pewno nie najlepsze do siewu.
Przedstawia ono rodzaj ludzi, którzy mają mocno wydeptaną ścieżkę
z domu do kościoła, ale pozwolili, aby ich życie wypełniały śmiecie w po-
staci pielęgnowanych grzechów, nawyków i zaniedbań. Pobocze nie poddaje
się zbyt łatwo zmianom - przeciwnie, opiera się im. Słuchacze z pobocza dro-
gi wierzą, że to, co było dobre dla ojca czy matki, jest też wystarczająco dobre
dla nich. Ich religia jest konwencjonalna i składa się z przestrzegania pew-
nych form. Jeśli jest jakaś szczelina, gdzie ziarno może wpaść i zakiełkować,
to i tak przylatują ptaki i wydziobują je, a wiele jest takich ptaków na tym
świecie.
Ziarno, które upadło na pobocze drogi, nie ma więc zbyt wielkich szans. Jezus
nie spodziewał się zbyt wiele po poboczu. Nie ma tam nadziei na żniwa czy owoc
dla Jego chwały. Serce twarde jak udeptane pobocze nie rokuje nic dobrego.
Skalisty grunt
Zastanówmy się nad drugim rodzajem gleby,
glebą skalistą. Pomyślicie pewnie, że ziar-
no, które pada na taką glebę, również nie
ma zbyt wielkich szans. Ale nawet w szcze-
linach między skałami jest nieco gleby
i po deszczu pojawiają się małe zielone
źdźbła tam, gdzie wydawała się być tyl-
ko lita skała. Roślinki te mogą jednak prze-
trwać jedynie dzień lub dwa, bo nie mają
gdzie zapuścić korzeni. Słońce wysusza je albo kolejny deszcz wypłukuje - i już
ich nie ma.
Skalista gleba przedstawia religijne doświadczenie, które dzisiaj trwa, a już
jutro ustaje. Przedstawia ludzi, którzy przeżywają kolejne religijne odrodze-
nie i kolejne odstępstwo w ciągu jednego tygodnia. Skalista gleba to reli-
gia oparta na emocjach, wzruszających pieśniach, sztucznie wytworzonym
nastroju i wyciskających łzy opowiadaniach. Gdy emocjonalny wyż się kończy,
wszystko wraca do poprzedniego stanu.
- 6 -
Ta gleba reprezentuje ludzi reagujących jedynie uczuciowo, co owocuje płyt-
kim, nietrwałym doświadczeniem, wpływ chwilowego impulsu nie trwa dłużej
niż dzień lub dwa. Jest to rodzaj religii działającej na system nerwowy, ale nie
zmieniającej serca. Pod wpływem wzruszenia człowiek wydaje się nawracać,
ale gdy wzruszenie mija, życie duchowe umiera - czasem już po jednym dniu.
Serce wypełnione skałami również nie rokuje nic dobrego.
Gleba ciernista
Niektóre ziarna padły między ciernie. Ciernie i chwasty mogą rosnąć wszę-
dzie. Nie potrzebują uprawiania. Wyrastają spontanicznie. Gdy wraz z rodziną
mieszkałem kilka lat temu w Nebrasce, mieliśmy kilka akrów gruntu zaro-
śniętego ostami. Chwasty wydawały się pomnażać każdej wiosny i lata i nie
wymagały żadnej pracy z naszej strony. Gdybyśmy chcieli uprawiać oset,
wszystko, co powinniśmy robić, to leżeć w hamaku i pozwolić mu rosnąć!
Niektóre ziarna padły więc między ciernie; choć ziemia była może całkiem
urodzajna, zbyt wiele cierni ją porastało. Wielu z nas identyfikuje się chy-
ba z tą glebą. Można mieć wątpliwości czy jest się poboczem, czy skalistym
gruntem, ale nietrudno zauważyć ciernie. Łatwo dostrzec w naszym życiu rze-
czy, które zagłuszają dobre ziarno.
Co jest cierniami w naszym życiu? Mogą nimi być przyjemności tego świata,
nawet niewinne przyjemności - na przykład gra w tenisa! Coś, co z natury jest
dobre, staje się cierniem, gdy zagłusza dobre ziarno. Innego rodzaju ciernie
to troska o życie, zmartwienia i smutki. Wiele z nich zajmuje naszą uwagę.
Osiągnięcie równowagi między ciałem i duszą może wymagać bardzo dużo cza-
su i wysiłku. Biedni boją się niedostatku, a bogaci strat. Jedni i drudzy mogą
zostać nadmiernie opanowani przez troskę o życie.
Ciernie mogą przybrać formę smutku i żalu. Smutek i przygnębienie są znane
ludzkości, ale niektórzy z nas pozwalają diabłu uczynić z nich ciernie - cier-
nie, które zasłaniają nam Jezusa.
Kolejny rodzaj cierni to błędy innych ludzi. Jakże często kamieniem potknię-
cia dla wielu są błędy bliźnich. Wszyscy doświadczyliśmy tego w pewnym
stopniu. Błędy innych ludzi mogą stać się cierniami na naszej ścieżce, je-
śli pozwolimy im odwrócić naszą uwagę od Jezusa i od niebiańskich spraw.
To samo grozi nam ze strony naszych błędów i niedoskonałości.
Co można zrobić z cierniami - chwastami i ostami, które tłumią wzrost ziar-
na ewangelii? Jest ich tak wiele - a gleba porośnięta nimi nie rokuje nic
dobrego.
- 7 -
Dobra gleba
Co jest dobrą glebą? Są nią ci, którzy
przyjmują ziarno sercem szlachetnym i do-
brym. To brzmi interesująco, prawda? Czy
masz szlachetne, dobre serce? Jak wie-
lu ludzi ma takie serce?
Często słyszy się chrześcijan modlących
się za ludzi „szlachetnego serca”. Czy sły-
szeliście kiedyś, żeby ktoś modlił się za lu-
dzi nieszlachetnego serca? Ja nie, dopóki któregoś dnia nie usłyszałem, jak ktoś
modlił się: „Panie, błogosław tych, co nie są szlachetnego serca!” Z pewnością
ci, którzy nie są szlachetnego serca, też potrzebują, by modlić się za nich.
Pewnego razu podczas spotkania namiotowego słyszałem, gdy mówca zapytał:
- Jak wielu z was modliło się za Chruszczowa?
Nikt nie podniósł ręki! Mówca powiedział więc:
- Ja modliłem się ostatnio za Chruszczowa. Wydaje mi się, że on potrzebuje
naszych modlitw. Byłby z niego świetny kaznodzieja, nie sądzicie?
Pamiętacie apostoła Pawła? Przed swoim doświadczeniem na drodze do Da-
maszku nie wydawał się być dobrym kandydatem na przywódcę w Kościele
apostolskim. Pierwsza wzmianka o nim przedstawia go jako człowieka, który
pilnował ubrań tych, którzy kamienowali Szczepana. Ale to był tylko począ-
tek. W swojej dalszej działalności przyczynił się do śmierci i uwięzienia wie-
lu chrześcijan. Sam to później powiedział.
Ale Bóg patrzył na serce i widział w sercu Pawła dobrą glebę. Pewne-
go dnia zstąpił i zatrzymał Saula, i Saul stał się Pawłem, wielkim kaznodzieją
i ewangelistą, pisarzem i misjonarzem.
Jak więc możemy ocenić, co znajduje się w czyimś sercu? Nie znamy moty-
wów postępowania ludzi, z którymi się stykamy. Jedynie Bóg wie, co czyni ser-
ca szlachetnymi. Jedynie On wie, gdzie znajduje się dobra gleba - a w wie-
lu przypadkach miejsce, gdzie ją odkrywa, jest dla nas niespodzianką.
Co to jest dobra gleba? Ma ona kilka cech. Poddaje się przekonywającemu dzia-
łaniu Ducha Świętego i ciągle pielęgnuje dar życia otrzymany od niebiańskie-
go Ogrodnika. Na takiej glebie dojrzewa doskonały owoc wiary, pokory i miłości.
Jak możesz być dobrą glebą? Czy rzeczywiście możesz? Czy zależy to od
przeznaczenia? A jeśli nie, to jak stać się dobrą glebą? Czy jesteś tym zain-
teresowany?
- 8 -
Jezus nigdy nie uczył o przeznaczeniu. Biblia nie zawiera takiej nauki. Ta przy-
powieść dowodzi, że w sercu każdego człowieka są wszystkie cztery rodzaje
gleby.
Wszystkie rodzaje gleby
Czy dostrzegasz wszystkie te rodzaje gleby w swoim sercu? Czy zdajesz sobie
sprawę, że możesz być także glebą z pobocza drogi, zwłaszcza wtedy, gdy
idziesz na kompromis z grzechem? Jeśli ktoś wypowiada się przeciwko pew-
nemu rodzajowi grzechu, którego ja nienawidzę, to mam wówczas wrażenie, że
jestem dobrą glebą. Moi rodzice wychowali mnie z określonymi przyzwyczaje-
niami. Niektóre rzeczy nie są więc dla mnie pociągające po prostu dlatego, że
mam określone gusta i skłonności, osobowość. Tak więc, gdy ktoś potępia to,
czego nie lubię, jestem dobrą glebą.
Ale gdy ktoś wstaje i mówi przeciwko jednemu z moich ukochanych grzechów,
nagle jestem glebą z pobocza.
Można być glebą z pobocza albo skalistym gruntem, albo ciernistą glebą
w jednych sprawach, a dobrą glebą w innych. Wszyscy doświadczyliśmy
tego i odkryliśmy, że nawet jeśli chodzi o samo przyjęcie ewangelii i od-
powiedź na powołanie Jezusa skierowane do naszych serc, nasze reakcje są
różne.
Jednakże w każdym sercu jest dobra gleba. Wielki Gospodarz, Siewca ziarna,
Jezus, stara się dotrzeć do tej dobrej gleby z ziarnem ewangelii. Wykorzy-
sta wszelkie możliwe środki, by dotrzeć do dobrej gleby w twoim sercu i za-
siać ziarno swego Słowa, aby mogło przynieść plon dla Jego chwały.
Wolałbym nie mieć ciernistej gleby. Nie lubię ciężaru troski, jaki nieraz od-
czuwam w moim sercu. Czasami spostrzegam, że trudno mi przychodzi zmie-
nić moje poglądy. Ale czy mogę coś na to poradzić? Co mogę zrobić, by po-
móc Ogrodnikowi oczyścić moje życie z cierni, kamieni i udeptanej, twardej
ziemi?
Intrygujące jest rozważanie, co możemy zrobić w procesie siewu i wzro-
stu w naszym życiu. Czy starałeś się kiedyś wyrywać chwasty z gleby twojej
duszy? Udało ci się? Jak można to zrobić? Oto przypowieść, która pomoże
ci zastanowić się nad tym.
Co może zrobić gleba?
Jest to historia kawałka ziemi, który chciał być ogrodem.
Historia zaczyna się od Gospodarza, który nabył go za wielką cenę. Kupił
potem nasiona doskonałej jakości, które następnie zasiał.
- 9 -
Ów skrawek ziemi ucieszył się. Zawsze chciał być ogrodem. Zaczął więc na-
tychmiast robić wszystko ze swojej strony, by stać się pięknym ogrodem peł-
nym owoców. Przyjrzał się sobie i odkrył ku swemu niezadowoleniu, że jest
pełen brzydkich chwastów. Były tam ciernie i osty, lebioda i perz; kawałek
ziemi zmartwił się tym i zawstydził. Zanim pojawił się Gospodarz, nie przy-
kładał wagi do takich rzeczy, więc chwasty strasznie się rozpleniły. Ich korze-
nie były zapuszczone głęboko w ziemię.
„Czy cokolwiek może wyrosnąć z dobrego ziarna, skoro te chwasty rosną sobie
w najlepsze?” - zastanawiał się kawałek ziemi. „Każdy wie, że ogród musi być
oczyszczony z chwastów, aby dobre ziarno mogło wydać plon.”
Natychmiast więc rozpoczął wysiłek prowadzący do usunięcia chwastów.
Chciał w ten sposób współpracować z Gospodarzem, aby jak najszybciej przy-
szedł ten dzień, kiedy już nie będzie kawałkiem ziemi pełnym wstrętnych
chastów, ale stanie się pięknym ogrodem.
Zmagał się i wysilał. Szczerze pragnął wykorzenić porastające go chwa-
sty, ale oto jaki napotkał problem: wszystkie instrukcje dotyczące usuwa-
nia chwastów wydawały się być niepełne i zawierały sprzeczności. Kawałek
ziemi usłyszał z pewnego źródła, że jeśli zniszczy liście i łodygi chwastów,
Gospodarz chętnie zajmie się korzeniami. Odkrył jednak, że jest zbyt słaby,
by zniszczyć liście i łodygi.
Mówiono, że jeśli kawałek ziemi wykona swoją
część, to wówczas Gospodarz wykona swoją. Ale
kawałek ziemi nie był w stanie wykonać żadnej
części pracy potrzebnej do wykorzenienia chwa-
stów. Mówiono mu często, że musi bardzo się
starać pokonać chwasty, ale on nie wiedział, jak
to zrobić, a gdy chwasty wciąż rosły i rozwijały
się tydzień po tygodniu, ci, którzy przyglądali się
kawałkowi ziemi, a nawet on sam, zaczęli zasta-
nawiać się czy naprawdę szczerze pragnie wyko-
rzenienia chwastów na nim rosnących.
Ktoś mu powiedział, że jeśli nie będzie usiłował
usunąć wszystkich chwastów naraz, ale skoncen-
truje się na usunięciu jednego chwastu co jakiś
czas, będzie mu łatwiej. Ale kawałek ziemi przekonał się, że nie jest w stanie
usunąć nawet jednego chwastu.
Czasami kawałek ziemi był już bliski załamania z powodu braku jakiegokol-
wiek postępu, ale wówczas znów wyobrażał sobie piękny ogród, jakim chciał
- 10 -
się stać i znowu czynił gorliwe wysiłki, by wykorzenić chwasty. Ale wszystkie
jego wysiłki, by oczyścić się z cierni i ostów, spełzały na niczym.
Pewnego dnia kawałek ziemi był zmuszony przyznać, że nigdy o własnych si-
łach nie stanie się pięknym ogrodem i tego dnia Gospodarz odwiedził go przy-
nosząc straszną wiadomość. Gospodarz przychodził wiele razy wcześniej, ale
kawałek ziemi był tak zajęty walką z chwastami, że nie miał czasu go wysłu-
chać. Gospodarz powiedział mu coś, w co trudno było uwierzyć. Na pierwszy
rzut oka wydawało się to przeciwne wszystkiemu, co kawałek ziemi słyszał
o uprawie ogrodu. Ale Gospodarz powiedział wyraźnie: „To nie ogród ma trosz-
czyć się o usuwanie chwastów. To jest zadanie dla Ogrodnika”.
To Ogrodnik usuwa chwasty
Rozumiecie z pewnością, jak wielką trudność sprawiło kawałkowi ziemi zrozu-
mienie tego, co powiedział Gospodarz.
Ale dopóki nie przyjął oferty Gospodarza, musiał pogodzić się z tym, że ni-
gdy nie będzie pięknym ogrodem. Poddał się więc Gospodarzowi i pozwolił
mu usunąć chwasty. Zostały one wyrwane w całości, z korzeniami, łodyga-
mi i liśćmi, a nie stopniowo, i wyrzucone poza ów kawałek ziemi. W ich miejsce
zasiane zostało dobre ziarno i ogród stawał się coraz piękniejszy.
Gdy mijał czas, kawałek ziemi, który teraz był pięknym ogrodem, pozwalał
Gospodarzowi wykonywać jego pracę. A ogród robił to, co należy do niego.
Przyjmował nasiona zasiewane przez Gospodarza, wchłaniał wodę, którą ten
go zraszał, i światło słoneczne płynące z góry. Rośliny w ogrodzie rosły
i przynosiły plon - jedne stokrotny, inne sześćdziesięciokrotny, a jeszcze inne
trzydziestokrotny.
Rozdział 2
Kąkol
Nadchodzi dzień, kiedy wszyscy, którzy kiedykolwiek żyli, spotkają się pierw-
szy i ostatni raz w tak licznym gronie. A gdy ten dzień nadejdzie, wszyscy, od
najmniejszego do największego - a nawet sam diabeł - oddadzą pokłon uzna-
jąc, że Bóg był uczciwy i prawy w swoich poczynaniach w wielkim boju między
dobrem a złem. Nigdy nie zaparł się swoich ideałów. Zawsze pozwalał swoim
stworzeniom wybierać to, co chciały. Nigdy nie mścił się - nawet na swoim
najzacieklejszym wrogu.
Królestwa tego świata nie opierają się na tego rodzaju zasadach. W króle-
stwach tego świata jedyną szansą osiągnięcia czegokolwiek jest dokonanie
- 11 -
tego siłą. Literatura opiewa wyczyny średniowiecznych rycerzy, ale także ich
odpowiedników w naszych czasach. Ludzie nie są znani z ustępowania swoim
przeciwnikom, zwłaszcza gdy mają nad nimi przewagę. Ale królestwo niebios
funkcjonuje na zupełnie innej zasadzie.
Jezus mówił o tym w przypowieści o kąkolu i pszenicy, zapisanej w 13 roz-
dziale Ewangelii Mateusza. „Inne podobieństwo podał im, mówiąc: Podobne
jest Królestwo Niebios do człowieka, który posiał dobre nasienie na swojej
roli. A kiedy ludzie spali, przyszedł jego nieprzyjaciel i nasiał kąkolu między
pszenicę, i odszedł. A gdy zboże podrosło i wydało owoc, wtedy się pokazał
i kąkol. Przyszli więc słudzy gospodarza i powiedzieli mu: Panie, czy nie
posiałeś dobrego nasienia na swojej roli? Skąd więc ma ona kąkol? A on im
rzekł: To nieprzyjaciel uczynił. A słudzy mówią do niego: Czy chcesz więc,
abyśmy poszli i wybrali go? A on odpowiada: Nie! Abyście czasem wybierając
kąkol, nie powyrywali wraz z nim i pszenicy. Pozwólcie obydwom róść razem
aż do żniwa.
A w czasie żniwa powiem żeńcom: Zbierzcie najpierw kąkol i powiążcie
go w snopki na spalenie, a pszenicę zwieźcie do mojej stodoły” (w. 24-30).
Jezus wyjaśnił swoim uczniom znaczenie tej przypowieści, co zapisano w wier-
szach 36-43 tego samego rozdziału. Oddzielenie sprawiedliwych od występ-
nych będzie miało miejsce przy końcu świata. Aż do tego czasu jedni i drudzy
będą rosnąć razem.
W każdej przypowieści Jezusa zawarte są duchowe prawdy sięgające głębiej,
niż wynikałoby to z bezpośredniego znaczenia przypowieści. Jezus postano-
wił, by przypowieści zostały utrwalone i zachowane dla potomnych, aby ci,
którzy będą je studiować, odkrywali w nich wciąż nowe nauki. Przypowieść
jest jak cebula! O, wypowiedziałem teraz przypowieść na temat przypowie-
ści! Ale rzeczywiście, przypowieści Jezusa mają wiele warstw znaczeniowych,
współistniejących, ale różniących się między sobą. Czy zechcecie przyłączyć
się do mnie w „obieraniu cebuli”, jaką jest przypowieść o kąkolu i pszenicy?
Polem jest świat
Jezus wskazał swym uczniom, jak należy studiować tę przypowieść. Najwi-
doczniej nie zrozumieli oni nic z tego, co mówił, kiedy powiedział kilka przy-
powieści jedna po drugiej, jak podaje 13 rozdział Ewangelii Mateusza. Ucznio-
wie nie prosili jednak o wyjaśnienie kilku ostatnich przypowieści, ale właśnie
tej, o kąkolu.
Jezus odkrył przed nimi pierwszą „warstwę cebuli”, by zaczęli analizować to,
o czym opowiadał. Chciał aby samodzielnie przemyśleli jej ukryty sens. Jezus
był Największym Nauczycielem i wiedział, że uczniowie lepiej zapamiętają
- 12 -
to, co sami odkryli i czego sami się domyślili niż to, co im po prostu powie-
dziano.
Gdy byłem w college’u, mój wychowawca zwykł stosować tę metodę. Wie-
lokrotnie po jego wykładach udawaliśmy się do biblioteki, by dalej studio-
wać, a nie na boisko, by czymś wypełnić wolny czas. Pamiętam, jak pewne-
go dnia pewien odważny chłopiec z pierwszej ławki wstał i powiedział:
- No dobrze, profesorze, już dość nas pan zdenerwował. Teraz niech pan nam
powie wszystko do końca.
Nic to nie pomogło. Profesor nie dopowiedział do końca swojej myśli, zmusza-
jąc nas, byśmy sami znaleźli dalszy ciąg.
Takiej metody używał Jezus. Dawał ludziom wystarczająco dużo, by zaczę-
li myśleć i nic więcej. Powiedział więc: Polem jest świat. W świecie są spra-
wiedliwi i występni. Jedni i drudzy będą rosnąć razem aż do żniw - do koń-
ca świata.
Gdy widzicie świat jako pole, czy w waszych umysłach rodzą się jakiekolwiek
wątpliwości co do tego, że wróg działa? Możemy powtórzyć jak echo słowa:
„To nieprzyjaciel uczynił”, gdy widzimy ból i smutek, choroby i śmierć, i zła-
mane serca na świecie pełnym zła. Bóg nie jest odpowiedzialny za istnienie
grzechu na świecie. To nieprzyjaciel ponosi za to winę. Jednakże Bóg pozwala,
by taka sytuacja istniała. On wszak sprawia, że serce bije w piersi tego, który
Go przeklina. On zsyła deszcz na sprawiedliwych i na nieprawych. Bóg nie
egzekwuje bowiem ostatecznego wyroku przed dniem sądu. Pozwala jednym
i drugim rosnąć aż do żniw, gdy charaktery wszystkich zostaną w pełni obja-
wione przed oczami wszechświata. Bóg podtrzymuje życie samego diabła. Nic
dziwnego więc, że prędzej czy później zegnie się każde kolano i każdy język
będzie wyznawał Bożą uczciwość i miłość; dopiero gdy żniwa nastaną w pełni,
Bóg rozkaże, by kąkol z pól tego świata został zebrany i zniszczony.
Polem jest Kościół
Przyjrzyjmy się bliżej przypowie-
ści i rozważmy ją przyjmując, że polem
jest Kościół. Czy przypowieść ma i takie
zastosowanie? Czy i sprawiedliwi, i wy-
stępni znajdują się w Kościele, czy też
nikczemni są tylko „na zewnątrz”? Zna-
cie odpowiedź na to pytanie, prawda?
W Kościele kąkol i pszenica są obecne
równocześnie. Bóg nie postanowił, by
- 13 -
w Kościele znajdowali się fałszywi bracia. Jeszcze raz możemy powiedzieć:
„To nieprzyjaciel uczynił”.
Diabeł jest aktywnym ewangelistą! Pracuje, by nawracać ludzi do Kościoła,
ale jednocześnie utrzymać ich z dala od Chrystusa. Kąkol w Kościele daje
nieprzyjacielowi ogromne korzyści. Hamuje wzrost pszenicy. Powoduje za-
mieszanie, przez co prawda jest ośmieszana. Wyznawcy, którzy wypowiadają
słowa wzbudzające spory, wykonują dzieło szatana o wiele efektywniej niż ci,
którzy otwarcie stoją po jego stronie.
Dobrze wiadomo, że w czasie wojny szpieg może zrobić o wiele więcej, by
zaszkodzić przeciwnikowi, niż najlepszy żołnierz. Narody w czasie wojny są
przygotowane na atak z zewnątrz. Nie zawsze jednak spodziewają się ataku od
wewnątrz i stąd dywersja jest najskuteczniejszym sposobem walki. Wielokrot-
nie diabeł używał i używa tego sposobu usiłując zniszczyć Kościół Boży.
Przypowieść o kąkolu ostrzega nas jednak, byśmy nie starali się oddzielać
pszenicy od kąkolu w Kościele. Jedno i drugie może wyglądać do pewne-
go czasu bardzo podobnie. Jeśli będziemy polegać na naszym własnym osą-
dzie, możemy łatwo popełnić wiele pomyłek.
Przyjrzyjmy się Kościołowi, do którego w pierwszym rzędzie kierował Jezus
tę przypowieść. Składał się on z dwunastu wyznawców. Patrząc z zewnątrz,
mieli oni wiele problemów. Kłócili się i spierali między sobą, który z nich jest
największy. Byli wybuchowi, nierozsądni i pyszni. Jedynym, który wydawał
się nie sprawiać kłopotów, był Judasz. Łatwo nam dziś widzieć, gdzie Ju-
dasz zbłądził, gdyż „żniwa” miały już miejsce w jego życiu. Ale wówczas, gdy
Jezus wypowiadał tę przypowieść, uczniowie musieli uważać Judasza za czy-
stą pszenicę. Na innych każdy z nich patrzył jak na plewy!
Zwróćcie uwagę, co mówi ta przypowieść o sposobie postępowania Jezu-
sa z kąkolem. On nie przychodzi z ostrym sierpem i nie wycina. Czeka. Obser-
wuje. Prosi, byśmy również czekali i obserwowali, aż natura da o sobie znać.
Jezus, pozwalając Judaszowi przyłączyć się do wybranych Dwunastu, wiedział,
że człowiek ten opętany jest przed demona egoizmu. Wiedział, że ten domnie-
many uczeń zdradzi Go, a jednak nie oddzielił Judasza od innych uczniów i nie
kazał mu odejść. Przygotowywał umysły swoich uczniów na swą śmierć
i zmartwychwstanie, i przewidział, że jeśli każe Judaszowi odejść, szatan wy-
korzysta go do szerzenia fałszywych pogłosek o Jezusie, które trudno będzie
zdementować. Przywódcy żydowscy czekali tylko i szukali czegoś, co moż-
na byłoby wykorzystać, by osłabić i zneutralizować wpływ nauki Chrystusa.
Zbawiciel wiedział, że Judasz - jeśli zostanie usunięty spośród Jego uczniów -
tak opacznie przedstawi Jego wypowiedzi, iż Żydzi posłużą się nimi, by bez-
- 14 -
karnie prześladować uczniów i wywrzeć na ludziach wrażenie, że ich dążenie
do zgładzenia Jezusa jest całkiem usprawiedliwione.
Dlatego też Chrystus nie usunął Judasza, ale zatrzymał go przy sobie, dzię-
ki czemu mógł przeciwdziałać złemu wpływowi tego człowieka, który zagrażał
Jego misji.
Jezus przyjmuje nie tylko tych, których szatan przyprowadza do Jego Kościo-
ła, by mu szkodzić, ale robi wszystko, aby ich przy sobie zatrzymać! Oto, jak
funkcjonuje królestwo Boże.
Znana jest historia o tym, jak ktoś zapytał kiedyś Abrahama Lincolna, dla-
czego zawsze dąży do zgody ze swoimi wrogami, a nawet powierza im ważne
stanowiska.
- Dlaczego nie zniszczy pan swych wrogów? - zapytał ów człowiek.
- Czyż nie niszczę moich wrogów czyniąc z nich przyjaciół? - odparł Lincoln.
Jezus niemal pozyskał Judasza! Jedynie wieczność pokaże, jak wielu „szpie-
gów”, których szatan wysłał do Kościoła, zostało pozyskanych przez ewange-
lię dzięki temu, że mieli bliski kontakt z Bogiem!
Polem jest twoje serce
Czy chcecie spróbować dotrzeć do jeszcze jednej warstwy, o której mówi ta przy-
powieść? Niektórzy będą mieli trudności ze zrozumieniem właściwego prze-
słania przypowieści o kąkolu. Rozważcie je jednak, a stwierdzicie, czy odpo-
wiada prawdzie.
Na polu twego serca może rosnąć kąkol i pszenica. Czy zdałeś sobie kiedykol-
wiek z tego sprawę? A może uważałeś, że twoim zadaniem jest wyrwać kąkol?
Przypowieść uczy, że dzieło wyrywania kąkolu jest Bożym dziełem.
Gdy zaczynamy zdawać sobie sprawę, że w naszym sercu jest kąkol (nawet
po tym, jak ziarna ewangelii już się w nim zakorzeniły), to na pewno zgodzimy
się z tym, że został on posiany przez nieprzyjaciela. Bóg nie jest odpowiedzial-
ny za to, że rośnie w nas kąkol. Czy możliwe jest jednak, by Bóg postępował
z kąkolem w naszych sercach tak samo, jak z kąkolem na świecie i w Kościele?
Czy to możliwe, by nawet na tej płaszczyźnie pozwalał na wzrost i rozwój, aby
natura roślin mogła być w pełni rozpoznana?
Nie posuniemy się tak daleko jak ci, którzy twierdzą, że dopiero przy koń-
cu świata wyjaśni się sprawa wszelkich niedoskonałości naszych charakterów.
Nie, żniwa oznaczają bowiem również dojrzewanie owoców Ducha w życiu jed-
nostki, czyli rozwój charakteru. Nie oznacza to jednak, że nie potrzebujemy
czasu, by nauczyć się odróżniać to, co jest złe od tego, co dobre. Czyż więc
- 15 -
nawet na polu serca nie powinniśmy pozostawić wyrywania kąkolu Gospoda-
rzowi?
Zastanawiając się nad tym pytaniem, rozważmy doświadczenie Piotra. Piotr
przyjął Jezusa i poszedł za Nim. Codziennie spędzał z Nim czas. Wspólno-
ta z Chrystusem była jego największą radością. Piotr był nawrócony. W tym
momencie ktoś na pewno przypomni mi słowa Jezusa skierowane do Piotra:
„Gdy się nawrócisz...”. Ale skoro nawrócenie jest sprawą każdego dnia, w tych
słowach Jezus miał na myśli powtórne nawrócenie Piotra, a nie jego pierwsze
doświadczenie nawrócenia.
Piotr został wysłany z dwunastoma, a potem z siedemdziesięcioma ucznia-
mi. Uzdrawiał chorych, oczyszczał trędowatych, wyrzucał demony i wzbudzał
z martwych. Jezus zapewnił go, że jego imię znajduje się w księdze życia (zob.
Łuk. 10,20). Wiemy zaś, że o ile ktoś nie narodzi się na nowo, nie może na-
wet ujrzeć królestwa niebios (zob. Jan 3). Tak więc są dowody, że Piotr był
nawrócony.
Piotr miał jednak problem. Właściwie miał kilka problemów, ale podstawą ich
wszystkich była samowystarczalność.
Nie zdawał sobie sprawy ze swojego prawdziwego stanu. Wiedział, że zda-
rzało mu się grzeszyć. Znajdował się wśród uczniów, którzy pozostali dale-
ko z tyłu za Jezusem w drodze do Kafarnaum, by móc swobodnie kłócić się
i spierać. Piotr sądził jednak, że poradzi sobie ze wszystkim sam. Noc na je-
ziorze, gdy niemal utonął, powinna pozostawić w jego umyśle przestrogę, ale
on nie zwracał uwagi na grożące mu niebezpieczeństwo. Kąkol rósł w ser-
cu Piotra, lecz on uważał, że sam sobie z nim poradzi. Nie wiedział nawet, jak
głęboko tkwią korzenie kąkolu.
Piotr był tak pewny siebie, iż powiedział Jezusowi, że nawet gdyby wszyscy
uczniowie Go opuścili, to on nie. Jego pewność siebie była najgorszym proble-
mem, a on nawet nie zdawał sobie sprawy z jego istnienia.
Co zrobił Jezus? Postąpił z Piotrem tak, jak postępuje z kąkolem w Kościele.
Pozwolił, by nadeszły żniwa. Dał Piotrowi czas, by mógł zobaczyć różnicę
między kąkolem a pszenicą po to, by po wyrwaniu kąkolu nie miał żadnych
wątpliwości i nie sądził, że Chrystus pomylił się co do niego.
Pewnego razu rozmawiałem z innym pastorem o szczególnym wyznawcy, który
miał „mocny kręgosłup”. Człowiek ten był pewny, że nie czyni nic złego. Nie
był jednak zainteresowany życiem duchowym. Zadowolił się przestrzeganiem
form i trzymał Boga na odległość wyciągniętego ramienia, prowadząc jedno-
cześnie nienaganne życie bez pomocy Chrystusa.
- 16 -
Tamten pastor powiedział:
- Sądzę, że zanim ten człowiek się nawróci, musi popełnić jakiś straszny
grzech.
Cóż za stwierdzenie, i to z ust pastora! Czyż nie obiecano nam, że nie będzie-
my kuszeni ponad to, co możemy znieść?
Bóg na pewno nie popycha nikogo do popełnienia grzechu po to, by potem
go zbawić. To byłoby bez sensu!
Przypomniałem sobie jednak Piotra! Piotr stał się dobrym człowiekiem do-
piero po swoim najstraszniejszym upadku. Pan pozwolił mu upaść, a jednocze-
śnie obiecał mu przebaczenie, gdy nawróci się powtórnie i będzie pokutował
za swój grzech.
Ci, którzy uznają swoją słabość, łatwiej ufają Mocy większej niż ich własna.
Gdy czekają na Boga, szatan nie ma żadnej władzy nad nimi. Ci jednak, którzy
ufają sobie, z łatwością bywają pokonani. Człowiek, któremu wydaje się, że
jest samowystarczalny i, podobnie jak Piotr, postępujący tak, jakby wiedział
więcej niż jego Pan, nie jest przez Boga ograniczany siłą w swoich poczy-
naniach. Czasami szok wywołany upadkiem sprawia, że taki człowiek uznaje
swoją słabość, co nie byłoby możliwe, gdyby nie popełnił owego „strasznego”
grzechu.
Pragniemy zwycięstwa i mocy w chrześcijańskim życiu, ale często doświad-
czamy upadków uświadamiających nam, że nie jesteśmy doskonali. Jednak
Bóg działa cierpliwie w oparciu o zasadę przyczyny i skutku. Kąkol, który do-
strzegamy, może być tylko objawem głębszych problemów. Bóg pozwala więc,
by sprawy biegły swoim torem, a zło dojrzało, abyśmy mogli zrozumieć nasze
potrzeby. W końcu doprowadza nas do zrozumienia, gdzie tkwią korzenie ką-
kolu i oczekuje, że pozwolimy Mu je wyrwać z naszego życia. To jednak wy-
maga nieraz długiego procesu - nawet na tak małym polu, jak jedno ludzkie
serce.
Naszym zadaniem jest ciągłe przychodze-
nie do Boga, utrzymywanie z Nim wspól-
noty, aby proces wzrostu nieprzerwanie
postępował w naszym życiu. Wówczas
przyłączymy się do Piotra w uznaniu na-
szej bezradności i zupełnej zależności od
Boga. Tak długo, jak oddajemy nasze ży-
cie pod Jego panowanie, On nie pozosta-
wi nas samych, nawet jeśli pozwoli nam
upaść. Jego celem jest doprowadzenie
- 17 -
nas do niebiańskiego miasta, a nie tylko pod jego mury, gdy cały wszechświat
padnie na kolana i wyzna: „Wielkie i dziwne są dzieła twoje, Panie, Boże
Wszechmogący; sprawiedliwe są drogi twoje, Królu narodów; któż by się nie
bał ciebie, Panie, i nie uwielbił imienia twego? Bo Ty jedynie jesteś święty,
toteż wszystkie narody przyjdą i oddadzą ci pokłon, ponieważ objawiły się
sprawiedliwe rządy twoje” (Ap. 15,3.4).
Rozdział 3
Jezus, Dobry Samarytanin
Lubię ryzyko. Jestem hazardzistą Nie takim, który spędza niedziele w kasy-
nach gry. Lubię jednak, na przykład, wybrać się do odległego miasta samo-
chodem z prawie pustym zbiornikiem paliwa. Moi bliscy niezbyt życzliwie
odnoszą się do mojej ryzykanckiej natury, więc gdy jadę z nimi, kontrolują tę
moją cechę. Ale wierzcie lub nie, ta „wegetariańska” forma hazardu pomogła
mi spotkać wielu miłych ludzi. Być może jest ona jednym z moich sposobów
chrześcijańskiego świadczenia!
Pewnego dnia zabrakło mi paliwa na jednej z autostrad w Kalifornii. Stałem
na poboczu i czekałem, aż ktoś mi pomoże. Ludzie w lincolnach continentalach
przejeżdżali obok.
Ludzie w garniturach biznesmenów tak samo. Ludzie w ładnych furgonetkach
mijali mnie bez zmrużenia oka, tak jak ci w wielkich ciężarówkach. Nadjechał
jednak młody człowiek z długimi włosami i brodą, prowadzący starego, poobi-
janego pickupa. Zatrzymał się i nie tylko podrzucił mnie do stacji benzynowej,
ale przywiózł mnie z powrotem i nie odjechał, póki nie upewnił się, że mój
samochód jest sprawny, i będę mógł jechać dalej. Od tego czasu wiele razy
myślałem o tym doświadczeniu.
Dobry Samarytanin jest zaskakującym typem człowieka, prawda? To stara
historia, ale przyjrzyjmy się jej, a może znajdziemy w niej coś nowego. Jezus
opowiedział krótką przypowieść o rzeczach starych i nowych, która została
zapisana w Ewangelii Mateusza 13,52. „A on rzekł do nich: Dlatego każdy
uczony w Piśmie, który stał się uczniem Królestwa Niebios, podobny jest do
gospodarza, który dobywa ze swego skarbca nowe i stare rzeczy.”
Jest to ekscytująca cecha królestwa niebios. Nie jest możliwe wyczerpanie
jego zasobów. Przez całą wieczność studiować będziemy rzeczy stare i nowe.
Czasem odkrycie nowego znaczenia stanowi przełom dla kogoś, kto dostrzegł
prawdę, której nie zauważył wcześniej . Każde nowe odkrycie miłości Zbawi-
ciela jest kolejnym krokiem w duchowym rozwoju.
- 18 -
Poszukajmy więc starych i nowych rzeczy w opowiadaniu o dobrym Samary-
taninie zapisanym w 10 rozdziale Ewangelii Łukasza.
Żydowscy przywódcy mieli zamiar dostać Jezusa w swoje ręce, zaangażowali
więc jednego ze swoich mistrzów, ciętego prawnika, by postarał się złapać Go
na czymś. Czuli, że człowiek ten jest w stanie wdać się z Jezusem w walkę na
słowa. Mieli nadzieję, że dzięki jego bystremu, logicznemu umysłowi wypro-
wadzi Jezusa na cienki lód i utopi z kretesem. Jedyną rzeczą, jaką przeoczyli,
był fakt, że ów prawnik nasłany na Jezusa był szczerym poszukiwaczem praw-
dy. Już wcześniej przysłuchiwał się Jezusowi. Był zadowolony, że wreszcie ma
pretekst, by nawiązać z Nim osobisty kontakt.
Czytajmy od 25 wiersza 10 rozdziału Ewangelii Łukasza:
„A oto pewien uczony w Prawie wystąpił i wystawiając go na próbę, rzekł:
Nauczycielu, co mam czynić, aby zdobyć życie wieczne?” Było to typowe dla
religii tamtych czasów i jest typowe także dzisiaj. Ludzka natura nie zmieniła
się.
Nawet jako chrześcijanie spostrzegamy, iż większość wiernych myśli o życiu
chrześcijańskim w kategoriach czynów raczej, nie zaś w kategoriach wiary.
Jedną z prawd, które Jezus przyszedł wyjaśnić, było to, że życie chrześcijań-
skie i życie wieczne nie są oparte na tym co człowiek czyni, ale na tym, kogo
zna. Czytamy słowa Jezusa z Ewangelii Jana 17,3: „A to jest życie wieczne,
aby poznali Ciebie, jedynego prawdziwego Boga i Jezusa Chrystusa, którego
posłałeś”.
Chrześcijańskie życie opiera się więc nie na zachowaniu, ale na więzi. Można
było oczekiwać, że Jezus wda się w dyskusję na ten temat, ale zamiast tego
powiedział: „Co napisano w Prawie? Jak czytasz?” To brzmi jak odpowiedź
legalisty, czyż nie?
Znawca Pisma Świętego odpowiedział w podobnym stylu. „A ten, odpowiada-
jąc, rzekł: Będziesz miłował Pana, Boga swego, z całego serca swego i z całej
duszy swojej, i z całej myśli swojej, i z całej siły swojej, a bliźniego swego, jak
siebie samego. Rzekł mu więc: Dobrze odpowiedziałeś, czyń to, a będziesz
żył.”
Jeśli studiowaliście metody nauczania Jezusa, wiecie, iż nie miał On zwycza-
ju dawania patowych odpowiedzi. Wiedział, jako Największy Nauczyciel, że
najlepszym sposobem nauczania jest doprowadzenie ucznia do tego, by sam
szukał rozwiązania. Jezus odpowiedział na pierwsze pytanie tego człowieka
innym pytaniem. Pozostał jednocześnie na jego gruncie. Prowadził tego czło-
wieka tak, by sam chciał poznać prawdę na nowo, od innej strony i w taki
sposób, by ją zapamiętał.
- 19 -
Uczony w Piśmie nawet nie spostrzegł, jak sam wyrecytował odpowiedź na
swoje pytanie, był więc z pewnością zakłopotany. Rozmowa nie potoczyła
się tak, jak się wcześniej spodziewał. Tak więc znów chciał ją sprowadzić
z duchowego poziomu na poziom intelektualny, dający możliwość dyskutowa-
nia. Zadał kolejne pytanie. Wiersz 29: „On zaś, chcąc się usprawiedliwić, rzekł
do Jezusa: A kto jest bliźnim moim?”
Kto jest czyim bliźnim; było to powszechną kwestią w tamtych czasach. Żydzi
niechętnie uznawali w innych ludziach swych bliźnich. Znani byli ze swojej
ekskluzywności. Rozprawiali zawsze o tym, z kim można się zadawać, a kogo
należy unikać lista tych drugich była zawsze dłuższa.
Odpowiedzią
Jezusa
na
postawio-
ne pytanie była pewna historia. Czyta-
my od wiersza 30: „A Jezus, nawiązu-
jąc do tego, rzekł: Pewien człowiek szedł
z Jerozolimy do Jerycha i wpadł w ręce
przestępców, którzy go obrabowali, porani-
li i odeszli, zostawiając go na pół umarłego.
Przypadkiem szedł tą drogą jakiś kapłan i zo-
baczywszy go, przeszedł mimo.
Podobnie i Lewita, gdy przyszedł na to miejsce
i zobaczył go, przeszedł mimo. Pewien Samary-
tanin zaś, podróżując tędy, podjechał do niego
i ujrzawszy, ulitował się nad nim. I podszedł-
szy opatrzył rany jego, zalewając je oliwą
i winem, po czym wsadził go na swojego
osła, zawiózł do gospody i opiekował się nim [najwidoczniej całą noc, gdyż...].
A nazajutrz dobył dwa denary, dał je gospodarzowi i rzekł: Opiekuj się nim,
a co wydasz ponad to, ja w drodze powrotnej oddam ci”.
Potem Jezus zapytał swego rozmówcę: „Który z tych trzech, zdaniem twoim,
był bliźnim temu, który wpadł w ręce bandytów? A on rzekł: Ten, który się
ulitował nad nim”. Nie chciał użyć słowa Samarytanin.
Wówczas Jezus powiedział mu: „Idź, i ty czyń podobnie”. Koniec historii. Czy
naprawdę koniec? Czy usłyszałeś kiedyś historię podobną do tej o dobrym
Samarytaninie i byłeś w stanie iść, i czynić podobnie? A może Jezus chciał,
by człowiek ten zgiął swoje kolana?
Nikt nie staje się dobrym Samarytaninem przez zapisanie się do Klubu Do-
brych Samarytan i dobrowolne postanowienie bycia litościwym. Dobry Sama-
rytanin nie może być nikim innym, jak dobrym Samarytaninem. Jedynym spo-
- 20 -
sobem, by ten uczony w Piśmie stał się miłującym i litościwym człowiekiem,
było paść na kolana i bliżej zapoznać się z Tym, kogo reprezentował Jezus.
Wstaw siebie w tę scenę
Najlepszym sposobem wyobrażenia sobie historii biblijnej takiej jak ta, jest
wstawienie siebie w scenę. Gdy czytasz o łotrze na krzyżu, ty jesteś łotrem
na krzyżu. Gdy czytasz o ślepcu siedzącym przy drodze, ty jesteś ślepym
Bartymeuszem wołającym za Jezusem: „Jezusie, Synu Dawida, zmiłuj się nade
mną”. Gdy więc czytasz historię o dobrym Samarytaninie, ty jesteś dobrym
Samarytaninem... Nie, nie jesteś! I ja też nie jestem. W najgorszym przypadku
jesteśmy zbójami, którzy pobili nieszczęsnego podróżnego. W najlepszym zaś
przypadku jesteśmy tym, który został pobity.
Jesteś więc człowiekiem podróżującym z Jerozolimy do Jerycha. Odległość
między tymi miastami wynosi około trzydzieści pięć kilometrów. Jerozolima
położona jest wysoko, tak więc schodzisz w dół. Idziesz szybko, gdyż nie jest
bezpiecznie ociągać się w tej okolicy. Jest tu mnóstwo jaskiń i rozpadlin w
skałach, gdzie mają kryjówki rabusie i złodzieje napadający często na po-
dróżnych. Patrzysz w dół na wąwóz zwany Doliną Krwi i staje się to, czego
się obawiałeś. Grupa uzbrojonych ludzi napada na ciebie od tyłu. Nie masz
żadnych szans, by wyjść z tego cało. Zabierają twoje pieniądze, twój zegarek,
a nawet zdzierają z ciebie ubranie. A potem, jakby tego jeszcze było mało,
walą cię maczugą w głowę i zostawiają nieprzytomnego, leżącego twarzą w
kałuży krwi.
Leżysz tak dość długo. Wreszcie odzyskujesz przytomność. Słońce praży nie-
miłosiernie. Usiłujesz się poruszyć, ale nie możesz nawet podnieść ręki. Ję-
czysz i wysilasz się, ale twoje ciało jest bezwładne i ciężkie, ,jakby ktoś przy-
kuł cię do ziemi. Ale oto dobra nowina. Nadchodzi duchowny. O, duchowny na
pewno ci pomoże! Ale co to?! Przeszedł obok. Nawet nie zwolnił. Przeszedł
na drugą stronę ulicy i ledwie rzucił spojrzenie w twoją stronę.
Nie wiń duchownego
Nie bądź zbyt surowy dla pastora! Może spieszył się, by wygłosić kazanie
w synagodze w Jerychu. Może miał właśnie mówić o braterskiej miłości. Jeśli
zatrzymałby się w Dolinie Krwi, gdzie ktoś już został napadnięty przez ra-
busiów, to samo mogłoby przydarzyć się jemu. Z pewnością mniejszym złem
było pozostawienie tam nieszczęśnika i jak najszybsze dotarcie do Jerycha.
Duchowe potrzeby jego podopiecznych powinny z pewnością stać wyżej niż
potrzeby jednego człowieka, którego prawdopodobnie i tak już nie zdoła się
uratować. Z pewnością kapłan musiał rozumować w ten sposób, gdyż nie za-
trzymując się szedł dalej.
- 21 -
Zaczęło ci się robić zimno. Słońce zachodząc schowało się za skały i leżysz
teraz w cieniu. Boisz się, że już koniec z tobą, gdyż niewielu podróżnych prze-
chodzi tędy o tej porze. Ale oto dobra nowina! Nadchodzi skarbnik kościoła!
On nie tylko pomoże ci dostać się w bezpieczne miejsce, ale może zapłaci za
twoje leczenie i da ci jakieś ubranie. Nadzieja rośnie w twoim sercu, gdy wi-
dzisz, jak skarbnik zbliża się do miejsca, gdzie leżysz.
Starasz się coś powiedzieć, ale z ust wydobywa ci się tylko jęk. Wargi masz
spierzchnięte, nie możesz nimi poruszać. Przybysz przygląda ei się, a potem
niespokojnie rozgląda się dookoła, czy czasem gdzieś w pobliżu nie czają się
rabusie. Potem rusza szybko przed siebie.
Na pewno się spieszył. Niósł torbę pełną pieniędzy pochodzących z darów
składanych na tacę. Nie byłoby właściwe zostając w tym miejscu ryzykować
utratę pieniędzy należących do Pana. Ponadto rodzina czeka na niego, a bę-
dąc dobrym ojcem nie mógł ryzykować osierocenia swoich dzieci. Idąc dalej
oglądał się od czasu do czasu, by upewnić się, czy nikt go nie widział.
Teraz wydaje ci się, że nie masz już żadnej nadziei. Znów starasz się poruszyć,
ale jesteś zbyt słaby. W oczach ciemnieje ci i tracisz dech przy najmniejszym
wysiłku. Zapada noc, a ty jesteś przemarznięty do szpiku kości. Powoli tracisz
przytomność i poddajesz się temu, co musi się stać. Nawet gdyby jeszcze ktoś
przechodził tędy, nie zauważy cię, leżącego na poboczu, w cieniu skał.
Ale oto słyszysz kroki! Czy to już halucynacje zapowiadające agonię? Otwie-
rasz szeroko oczy, by zobaczyć czy słuch cię nie myli - i w tej chwili twoje
serce zamiera. Och, to Samarytanin! Wiesz, jak układają się stosunki Żydów
z Samarytanami. Wiesz jak ty sam traktowałeś Samarytan. Zamykasz oczy
i kurczysz się jak tylko możesz, bo wiesz, że gdyby role były odwrócone, nie
tylko nie pomógłbyś temu człowiekowi, ale jeszcze naplułbyś mu w twarz.
Kto by w to uwierzył?
Samarytanin zwolnił. Zobaczył cię. Przy-
gotowujesz się na najgorsze. On zbliża
się. Mówi do ciebie łagodnie: „Co się sta-
ło człowieku? Jesteś ranny! Pomogę ci”.
Nie możesz w to uwierzyć. On cię dotyka.
Ostrożnie bada ranę, starając się spra-
wić ci jak najmniej bólu. Opatruje twoje
rany zalewając je winem i oliwą. Dotyka-
jąc cię czuje, jak bardzo jesteś zziębnięty.
Zdejmuje z siebie ubranie, choć jest już
naprawdę zimno i ubiera cię. Potem deli-
- 22 -
katnie pomaga ci dojść do stojącego na drodze osiołka, mówiąc jednocześnie,
że wszystko będzie dobrze.
Gdy już leżysz w ciepłym, czystym łóżku w pokoju, który wynajął dla ciebie
dobry Samarytanin, nie możesz uwierzyć w to, co się stało. On czuwa przy
tobie przez całą noc, a rano, gdy już czujesz się lepiej, słyszysz jak prosi
gospodarza, by opiekował się tobą jak długo będzie trzeba - na jego koszt!
Myślisz o swoich przyjaciołach i bliskich, i wiesz, że nie uwierzą w to, gdy im
będziesz opowiadał - ale już nie możesz się doczekać, by powiedzieć im o tym,
co stało się na drodze do Jerycha.
Zobacz, kim jest Dobry Samarytanin!
Powtórzmy teraz całą historię w najbardziej ekscytującej wersji - jako historię
Jezusa. Dawno temu ojciec naszego ludzkiego rodzaju szedł drogą - drogą w
dół. Wyszedł z Ogrodu wraz ze swoją żoną. Szli w dół i odtąd rodzaj ludzki
wciąż idzie w dół, degenerując się fizycznie, umysłowo i moralnie. Złodziej
i rabuś, który odarł ich ze świetlanych szat, zszedł w dół przed nimi, zszedł w
dół z samego nieba. Zranił ich i pozostawił, by umarli. Zranieni ludzie starali
się spleść z figowych liści coś, co zastąpiłoby skradzione szaty. Ale to się nie
udało. Rodzaj ludzki wciąż znajduje się w tym samym rozpaczliwym położeniu,
na ścieżce prowadzącej w dół.
Wtedy nadszedł Dobry Samarytanin. Przypadkiem? Nie, On zaplanował
swoje przyjście. Nadszedł celowo. Widział nas i ulitował się nad nami. Opu-
ścił swój dom, swój piękny, bezpieczny dom, by przyjść na ten pełen nie-
szczęścia świat. Wszedł z nami w kontakt. Dotknął tych, którzy mieli być
pozostawieni sami sobie. Ulitował się widząc naszą bezradność. Okrył nas
swoją szatą i poświęcił swoje życie, by nas ratować. Wylał oliwę i wino,
oliwę Ducha Świętego i wino swojej własnej, przelanej krwi. Jego ranami
jesteśmy uleczeni.
A potem zabrał nas do gospody. Czy wiecie, gdzie to jest? W waszym wła-
snym mieście! Może to być prosty budynek, a może mieć krużganki i witraże.
Dał polecenia gospodarzowi. Jeśli dotąd nie znalazłeś miejsca dla siebie w
tej historii, powinieneś zrobić to teraz! On bowiem powiedział gospodarzowi:
„Troszcz się o niego, troszcz się o nią, a gdy wrócę, odpłacę ci”. A teraz i ty
jesteś jednym z gospodarzy!
Dobry Samarytanin nie pojawił się raz i nie zniknął na zawsze. On powraca!
Obiecał: „Gdy wrócę, odpłacę ci”.
- 23 -
Rozdział 4
Marnotrawni synowie
Wychowywał się w domu swego ojca. Wydawało mu się,
że już zbyt długo tam jest. Powoli, niemal niedostrze-
galnie, z ufnego dziecka trzymającego ojca za rękę, wy-
pełniającego jego polecenia, kochającego, szanującego
go i cieszącego się z jego towarzystwa - zmienił się
w podrostka, którego pragnieniem było opuścić dom
najszybciej jak to tylko możliwe. Wszystko się zmieniło.
Drażniły go ojcowskie zakazy i nakazy, niedobrze robi-
ło mu się od ojcowskich rad i zaleceń. Przez jakiś czas
był marnotrawnym synem pozostającym w domu, ale
wreszcie zechciał odejść. Ojciec wydawał mu się suro-
wy, pedantyczny i nierozsądny. Pewnego dnia powziął
więc zamiar. Poszedł do ojca i odważnie zażądał swojej części majątku.
Potrzebował tych materialnych błogosławieństw, by wygodnie urządzić sobie
życie. Nie był aż tak głupi, by po prostu uciec z domu z pustymi rękami. Nie
chciał więzi z ojcem, ale potrzebował jego pieniędzy.
Według tej przypowieści, zapisanej w Ewangelii Łukasza 15, wkrótce opuścił
dom. Czytamy: „A po niewielu dniach młodszy syn zabrał wszystko i odjechał
do dalekiego kraju, i tam roztrwonił swój majątek, prowadząc rozwiązłe życie”
(w. 13).
Tak więc pierwsze stadium niezależności od ojca przy jednoczesnym pozosta-
waniu w jego domu i drugie stadium związane z opuszczeniem domu i udaniem
się do dalekiego kraju - nie były zbyt odległe od siebie.
Tam, w dalekim kraju, syn odrzucił wszelkie zakazy i nakazy. Nie żałował
swych pieniędzy; nie zajmował się interesami. Na pewno nie pracował na
życie. Po prostu bezmyślnie wydawał to, co miał.
Przy jakiejś okazji jeden z jego przyjaciół zapytał go o rodzinę.
- Jaki jest twój ojciec?
- On jest surowy, staroświecki i drobiazgowy. Taki pedant. Nigdy nie można
go zadowolić.
- A twój starszy brat?
- Eee, to nudziarz! Codziennie jest w polu przed wschodem słońca. Zawsze
stara się robić wszystko, aby podlizać się staremu. Porozmawiajmy o czymś
innym, dobrze?
- 24 -
Ale młodszy marnotrawny syn miał zbyt wielu „dobrych” przyjaciół. Gdy spłu-
kał się do cna, przyjaciele się ulotnili i zaczęło się robić ciężko. „A gdy wydał
wszystko, nastał wielki głód w owym kraju i on zaczął cierpieć niedostatek”
(Łuk. 15,14).
To było coś nowego. Przyjaciele, na których polegał, teraz go nie poznawali.
Po raz pierwszy w swym życiu był naprawdę głodny. Był brudny i obdarty.
Robił więc to, co robili marnotrawni we wszystkich wiekach: próbował sam
poradzić sobie w sytuacji, w którą się wpakował. Poszedł do pracy mając na-
dzieję, że zarobi choćby na zaspokojenie swoich najpilniejszych potrzeb.
Jego ostatnie zasoby wyczerpywały się stopniowo. Pieniądze się skończyły;
sprzedał wszystko, co tylko mógł sprzedać i w końcu, jak czytamy, „wejrzał
w siebie”. Nie tylko zdał sobie sprawę ze swych potrzeb, ale i z całkowitej
bezradności.
Stało się to przy świńskim korycie. A gdy to się stało, jego postawa względem
ojca zaczęła się zmieniać.
Zaczął myśleć o tym, jak jego ojciec traktował swoich służących. Jego ojciec
był o wiele łagodniejszym panem niż człowiek, dla którego teraz pracował.
Słudzy w domu jego ojca mieli pod dostatkiem jedzenia, dobre ubrania i wy-
godne mieszkania. Popatrzył z odrazą na wybieg dla świń. „Słudzy mojego
ojca mają o wiele lepiej niż ja tutaj” - powiedział sam do siebie. I w jego
umyśle zaczął powstawać plan.
Gdy „wejrzał w siebie”, zaczął też przybliżać się do swego ojca. Wciąż jeszcze
nie doceniał jego miłości i akceptacji. Nie uważał go już jednak za tyrana.
Planował więc, co powie, gdy wróci do domu. Poprosi, by ojciec przyjął go
jako sługę. Kto wie? Może nawet ojciec obdarzy go szczególnymi względami?
W ten sposób zrezygnował z życia na
własny rachunek. Nie czekał, aż zarobi
na nowe ubranie i osiołka, którym mógłby
pojechać do domu. Tego samego dnia wy-
ruszył do domu ojca. Jakież było jego zdu-
mienie, gdy jeszcze daleko od domu ujrzał
ojca wybiegającego mu na spotkanie. Ojciec
z bolącym sercem dzień po dniu wyglądał
na drogę. Liczył, że syn wróci, a gdy zo-
baczył go powracającego, wybiegł mu na
spotkanie. Miłość ma dobry wzrok.
Syn rozpoczął swoje starannie przygoto-
wane przemówienie, ale nie dane mu było
- 25 -
go skończyć. Powiedział: „Zgrzeszyłem”. Ojciec zaś zarzucił swój płaszcz na
jego ramiona, by przykryć jego nędzę. Syn powiedział: „Nie jestem nic wart”.
A ojciec włożył na jego rękę pierścień, na znak, że przyjmuje go ponownie do
rodziny. Miał zamiar poprosić ojca o przyjęcie w poczet sług, ale zanim zdążył
to zrobić, ojciec włożył sandały na jego nogi - a słudzy nie nosili sandałów
w tamtych czasach. Został przyjęty i w pełni uznany za syna. A zamiast jeść
strąki, którymi karmiono świnie, ucztował teraz przy obficie zastawionym stole
swojego ojca.
Drugi marnotrawny
„Starszy zaś syn jego był w polu. A gdy wraca-
jąc zbliżył się do domu, usłyszał muzykę i tańce,
i przywoławszy jednego ze sług, pytał, co to jest.
Ten zaś rzekł do niego: Brat twój przyszedł i ojciec
twój kazał zabić tuczne cielę, że go zdrowym odzy-
skał. Rozgniewał się więc i nie chciał wejść. Wtedy
ojciec jego wyszedł i prosił go. Ten zaś odrzekł ojcu:
Oto tyle lat służę ci i nigdy nie przestąpiłem roz-
kazu twego, a mnie nigdy nie dałeś nawet koźlęcia,
bym się mógł zabawić z przyjaciółmi mymi. Gdy zaś
ten syn twój, który roztrwonił twój majątek z prosty-
tutkami, przyszedł, kazałeś dla niego zabić tuczne
cielę. Wtedy on rzekł do niego: Synu, ty zawsze jesteś ze mną i wszystko moje
jest twoim. Należało zaś weselić się i radować, że ten brat twój był umarły,
a ożył, zaginął, a odnalazł się” (w. 25-32).
Który z synów był marnotrawny? Obaj, prawda? Drugi marnotrawny sądził, że
jest w porządku, bo przestrzega przykazań. Powiedział: „Nigdy nie przestą-
piłem rozkazu twego”.
Ale jego posłuszeństwo było tylko legalistyczne, a więc nic nie warte. Ktoś,
kto usiłuje przestrzegać przykazania Boże jedynie z poczucia obowiązku, po-
nieważ tego się od niego wymaga, nigdy nie pozna radości posłuszeństwa.
Nie jest posłuszny naprawdę. Posłuszeństwo jest bowiem sprawą serca, a nie
tylko uczynków.
Starszy brat dał dowód, że był marnotrawny w głębi serca, choć cały czas
pozostawał w domu ojca. Sercem był w dalekim kraju i nie dojrzał jeszcze do
decyzji przy wybiegu dla świń!
Starszy brat był „dobrą latoroślą”. Ale bycie dobrym w ten sposób nie jest
niczym przyjemnym. Od takiego bycia dobrym można nabawić się wrzodów na
żołądku i zmarszczek na twarzy, ponieważ powstrzymywanie się od zła nigdy
- 26 -
nie jest jeszcze dobrem, i nigdy nie będzie. Siedzenie na skrzynce dynamitu,
który ma zaraz eksplodować, jest ciężkim przeżyciem - tym cięższym, im dłużej
się siedzi. A eksplozja nastąpiła w dniu uczty. Cała wrogość, jaką starszy brat
ukrywał, wyszła na jaw.
W milczeniu patrzył przez lata, jak ojciec spędza czas wyglądając na drogę,
zamiast podziwiać pracę starszego syna w polu. Chciał, by ojciec zapomniał
o swoim młodszym synu.
Dla niego młodszy brat był już jak umarły, a nawet gdy ojciec wyszedł z domu,
by z nim porozmawiać, powiedział o nim „ten syn twój” zamiast „mój brat”.
Ale czy ojciec nie troszczył się jednakowo o swoich marnotrawnych synów?
Nie, gdy tylko zdał sobie sprawę, jak wielki dystans wytworzył starszy syn
między sobą a nim, wyszedł mu również na spotkanie. Nie zignorował go,
mimo że ten zachował się bardzo nierozsądnie. Ojciec jednakowo kochał obu
synów i czynił wszystko, by dotrzeć do nich. Zatroszczył się o młodszego
syna, dając mu szatę, pierścień i buty, i wyprawiając dla niego ucztę. Ale nie
pozostawił starszego syna bez opieki.
Byliście kiedyś marnotrawni tak jak młodszy syn? Jest dla was przebaczenie,
akceptacja i szata Jego sprawiedliwości, i miejsce przy stole wspólnoty z Nim.
Czy byliście marnotrawni tak jak starszy syn? Słuchajcie, co Ojciec mówi do
was: „Wszystko moje jest twoim”. Jego przebaczenie, akceptacja, szata spra-
wiedliwości i wspólnota przy Jego stole jest także dla was!
Czy nie przysiądziecie się do uczty? Nie ma znaczenia, którym z marnotraw-
nych jesteście. Wszystko, co ma Ojciec, jest wasze, jeśli tylko chcecie przyjąć.
Ojciec wychodzi wam na spotkanie i zaprasza już dzisiaj do swojej rodziny.
Rozdział 5
Takich jest Królestwo Niebios
Czytaliście kiedyś wiersz o sześciu niewidomych i słoniu?
Jest w nim mowa o sześciu mężczyznach, którzy chcieli dowiedzieć się, jaki jest
słoń, ale mieli pewien problem. Nie mogli go zobaczyć. Tak więc każdy z nich
podszedł do słonia, dotknął pierwszej części jego potężnego ciała, na jaką
natrafił i na podstawie tego doświadczenia każdy wyciągnął swój wniosek.
Jeden z nich chwycił za ogon i powiedział: „Słoń jest jak lina”. Drugi trafił
na ucho i rzekł: „Słoń jest jak wachlarz”. Inny dotknął nogi słonia i powie-
dział: „Słoń jest jak drzewo”. Jeszcze inny oparł się o bok słonia i powiedział:
„Słoń jest jak ściana”. I tak dalej. Długo dyskutowali i spierali się, przy czym
- 27 -
każdy z nich utrzymywał, że jego wniosek był poprawny. Wiersz kończy się
tak: „Choć po części każdy miał rację, wszyscy byli w błędzie!”
Jak możesz opisać coś, czego nie widzisz? To trudne, prawda? Jedynym sposo-
bem jest wówczas szukanie porównań składających się na pełny obraz rzeczy
lub zjawiska.
Posługując się analogiami i przypowieściami należy pamiętać o sześciu niewi-
domych i słoniu, i nie popełniać błędu upierając się, że jedno porównanie może
opisać wszystko. Gdy Jezus przyszedł na tę ziemię i starał się opisać króle-
stwo niebios ludziom, którzy nigdy go nie widzieli, użył do tego celu przypo-
wieści. Żadna z nich nie przedstawia w pełni charakteru królestwa niebios,
ale każda z nich stanowi część pełnego obrazu.
Przyjrzyjmy się niektórym miniprzypowieściom Jezusa i spróbujmy dowiedzieć
się z nich czegoś o królestwie sprawiedliwości, które On starał się przedsta-
wić. Gdy Jezus mówił o swoim królestwie, miał na myśli jedno z dwu pojęć:
albo królestwo łaski, albo działanie łaski Bożej w sercu człowieka. Tak więc
każda z Jego przypowieści o królestwie łaski daje nam wgląd w Jego sprawie-
dliwość, dostępną przez wiarę w Niego. Studiuj uważnie.
Ziarnko gorczycy (Mat. 13,31.32)
„Opowiedział też inną przypowieść: Podobne jest Króle-
stwo Niebios do ziarnka gorczycznego, które wziąwszy czło-
wiek, zasiał na roli swojej. Jest ono, co prawda, najmniejsze
ze wszystkich nasion, ale kiedy urośnie, jest największe ze
wszystkich jarzyn, i staje się drzewem, tak iż przylatują pta-
ki niebieskie i gnieżdżą się w gałęziach jego.”
Czego możemy dowiedzieć się o królestwie niebios, porównując je do ziarn-
ka gorczycy? Jest ono na początku małe, ale rośnie. W Księdze Zacharia-
sza 4,10 jest mowa o tych, „którzy gardzili dniem małych początków”. Ła-
two gardzić czymś małym, prawda? Ale Bóg często działa przez coś, co wydaje
się niewiele znaczyć. Wciąż grozi nam niebezpieczeństwo niedosłyszenia ci-
chego, spokojnego głosu, gdy szukamy wichury i ognia.
Chociaż początek jest mały, nie znaczy to, że tak już zostanie. Rezultat jest
tak wielki jak wieczność. Jezus wiedział o tym i zgodnie z tą zasadą pracował
nad Nikodemem. Zasiał ziarnko w jego sercu i czekał. Przez długi czas nie
było widać żadnych efektów. W końcu jednak Nikodem stał się jednym z dę-
bów sprawiedliwości, szczepem Pana ku Jego sławie.
Oto zasada: zbawienie jest przez wiarę w Niego. Ziarnko może być małe, ale
plon jest pewny, jeśli damy Panu czas, by nad nami pracował.
- 28 -
Kwas (Mat. 13,33)
„Inne podobieństwo powiedział im:
Podobne jest Królestwo Niebios
do kwasu, który wzięła kobieta i roz-
czyniła w trzech miarach mąki, aż się
wszystko zakwasiło.”
Działanie łaski Bożej w sercu jest nie-
widoczne. Zachodzi ono od środka, a nie
z zewnątrz. Bóg wie, że przygotowując
ciasto na chleb trzeba włożyć kwas do środka i czekać, aż ten zrobi swoje.
Gdy wyrabiacie ciasto, nie spryskujecie go kwasem z wierzchu, jeśli chcecie,
by wyrosło.
Plan polegający na zaczynaniu z zewnątrz i dotarciu do środka nigdy się
nie powiódł i nigdy się nie powiedzie. Boży plan dla ciebie zaczyna się od
sedna wszystkich problemów, od serca, a gdy ono stanie się źródłem zasad
sprawiedliwości, nastąpią również zewnętrzne zmiany.
Czy chcesz być pewny, że Bóg działa w twoim życiu? Nie zawsze będziesz mógł
to stwierdzić na podstawie zewnętrznych manifestacji. Możesz być pewny
jedynie tego, czy każdego dnia przyjmujesz „kwas” Jego łaski. Gdy Jego ła-
ska zostanie zaszczepiona w sercu, rezultat jest pewny, nawet jeśli nie będzie
dostrzegalny natychmiast.
Jak kwas - gdy zostanie zmieszany z mąką - działa od wewnątrz na zewnątrz,
tak łaska Boża odnawiająca serce przekształca życie człowieka. Nie wystar-
czą jedynie zewnętrzne zmiany, by doprowadzić nas do harmonii z Bogiem.
Jest wielu ludzi, którzy chcą zmienić swoje życie pozbywając się tych lub in-
nych złych nawyków mając nadzieję, że w ten sposób staną się chrześcijanami.
Zaczęli jednak z niewłaściwej strony. Początek musi być wewnątrz, w sercu.
Przypowieść o dziesięciu pannach z 25 rozdziału Ewangelii Mateusza również
podkreśla tę prawdę. Nie wystarczyło, że miały lampy - zewnętrzną dobroć. Aby
znaleźć się na uczcie weselnej, należało mieć także olej - Ducha Świętego w ser-
cu. W królestwie niebios liczy się to, co jest wewnątrz, nie na zewnątrz.
Najpierw źdźbło, potem kłos (Mar. 4,26-29)
„I mówił: Tak jest z Królestwem Bożym, jak z nasieniem, które człowiek rzu-
ca w ziemię. A czy on śpi, czy wstaje w nocy i we dnie, nasienie kiełkuje
i wzrasta; on zaś nie wie jak. Bo ziemia sama z siebie owoc wydaje, naj-
pierw trawę, potem kłos, potem pełne zboże w kłosie. A gdy owoc dojrzeje,
wnet się zapuszcza sierp, bo nadeszło żniwo.”
- 29 -
Możemy pomóc siać ziarno, ale nie możemy pomóc w jego wzroście. Wzrost
ziarna jest Bożą sprawą. Przypuśćmy, że ktoś zasiałby ziarno, a potem czu-
wał przy nim, by pomóc mu rosnąć. Przypuśćmy, że usiadłby na skraju swe-
go ogrodu i przyglądał się bacznie wszystkiemu. Czy nie zasnąłby, nim pierw-
sze kiełki rzodkiewki wyjrzałyby z ziemi?
Zadaniem gospodarza jest zasianie ziarna, zapewnienie mu odpowiedniej ilo-
ści wody i kultywacja ziemi; resztę musi pozostawić samej naturze. Bóg za-
troszczy się o pozostałą część procesu wzrostu.
Nie mamy przyglądać się sobie, ciągle samych siebie sprawdzać, by stwier-
dzić czy przynosimy owoc. Naszym zadaniem jest zasianie ziarna. Pamiętajcie,
co symbolizuje ziarno - jest nim Słowo Boże. Studiujemy Słowo Boże, przyj-
mujemy Boga dając Mu miejsce w naszym życiu każdego dnia i pozwalamy
Mu wykonać Jego dzieło. Możemy nie rozumieć, jak On działa, ale to nic nie
szkodzi. Ważne, byśmy wiedzieli, jak wykonać to, co do nas należy.
Raz po raz musimy przypominać sobie, że wzrastanie jest stopniowym pro-
cesem. Potrzeba czasu na wzrost. Potrzeba czasu, by kwas wykonał swoje
zadanie. Nawet wtedy, gdy roślina już wyjrzy spod ziemi, gdy ziarno nie jest
już dłużej ukryte pod powierzchnią gleby, wciąż jeszcze potrzeba wiele czasu.
Najpierw pojawia się źdźbło, potem kłos, a na końcu ziarno w kłosie.
Nienawidzimy czekania! Chcemy natychmiastowej sprawiedliwości, już, te-
raz - dzisiaj, jeśli to tylko możliwe. Chcemy jej w skondensowanej postaci -
tylko dodać trochę wody, jak do zupy w proszku albo jak mleka do kukury-
dzianych płatków. Czekanie nie jest ciekawym sposobem spędzania czasu.
Ale właśnie to czekanie, którego tak nie lubimy, ma wielką wartość. Po-
zwala nam dostrzec nasze słabości. Wskazuje, co jest naszą najpilniejszą
potrzebą. Ukazuje nas samych w prawdziwym świetle i naszą potrzebę ła-
ski oferowanej przez Boga. Czekanie jest czasem dojrzewania owoców Du-
cha w naszym życiu, nawet jeśli drażni nas upływ czasu. Bóg jednak wie,
jak działać, zarówno w przyrodzie jak i w ludzkich sercach. Czynnik cza-
su jest zaplanowanym przez Niego sposobem działania. Współpracujemy
z Nim, jeśli akceptujemy Jego ramy czasowe, zamiast próbować zmusić Go,
by zaakceptował nasze. Choć potrzeba czasu, wyniki są pewne, o ile z Nim
pozostajemy.
Skarb ukryty w polu (Mat. 13,44)
„Podobne jest Królestwo Niebios do ukrytego w roli skarbu, który człowiek
znalazł, ukrył i uradowany odchodzi, i sprzedaje wszystko, co ma, i kupuje
to pole.
- 30 -
Drogocenna perła (Mat. 13,45.46)
„Dalej podobne jest Królestwo Niebios do kup-
ca, szukającego pięknych pereł, który, gdy zna-
lazł jedną perłę drogocenną, poszedł, sprzedał
wszystko, co miał, i kupił ją.”
Te dwie przypowieści są podobne i dają cieka-
wy obraz królestwa Bożego. Po wielokrotnym
powtarzaniu, że zbawienie jest za darmo, że
wszystko co możemy, to powiedzieć Bogu, że potrzebujemy Jego zbawienia,
Jezus nagle mówi nam, że królestwo niebios można kupić. Jak to wyja-
śnić?
Czy próbowaliście kiedykolwiek dać coś dziecku, które miało zajęte ręce? Czy
uśmiechaliście się, gdy widzieliście w jego oczach blask zadowolenia na wi-
dok tego, co chcieliście ofiarować? Dzieci zdają sobie sprawę, że nie mogą
wziąć tego, co dajecie, jeśli nie wypuszczą z rąk tego, co w nich trzymają.
Czasem decyzja, co jest ważniejsze, bywa dosyć trudna!
Tak samo jest z królestwem Bożym. Obojętnie co was zajmuje, musicie to zo-
stawić, zanim przyjmiecie skarb królestwa niebios. Bardzo ważne jest, byście
„sprzedali” wszystko, co macie. Jesteście bogaci? Jesteście inteligentni? Jeste-
ście wykształceni? Jesteście utalentowani? Jesteście piękni? Jesteście zdol-
ni? Obojętnie co jest waszą mocną stroną, będziecie naprawdę mocni jedynie
wtedy, gdy zdacie sobie sprawę z waszej słabości. Waszą jedyną nadzieją
jest przyjęcie darów, jakie oferuje Jezus. Natomiast tak długo, jak polegacie
na „wszystkim” co macie, obojętnie co to „wszystko” oznacza, nie jesteście
w stanie przyjąć Jego bezcennego skarbu.
Królestwo niebios jest za darmo, ale kosztuje wszystko. Kosztowało wszyst-
ko Jezusa. On nie zostawił nic dla siebie, gdy przeszedł całą drogę ze
swego domu do naszego. Nie oszczędził samego siebie. Jeśli więc przyj-
mujemy Jego zbawienie ofiarowane z łaski, nie możemy zatrzymać niczego.
Jeśli to uczynimy, nasze ręce będą zajęte i nie będziemy mogli wziąć tego,
co On ofiaruje.
Takich jest królestwo niebios (Mar. 10,13-15)
„I przynosili do niego dzieci, aby je błogosławił, ale uczniowie gromili ich.
Gdy Jezus to spostrzegł, oburzył się i rzekł do nich: Pozwólcie dzieciom przy-
chodzić do mnie i nie zabraniajcie im, albowiem takich jest Królestwo Boże.
Zaprawdę powiadam wam, ktokolwiek by nie przyjął Królestwa Bożego jak
dziecko, nie wejdzie do niego.”
- 31 -
Czego możemy nauczyć się od małych dzieci? Czego możemy nauczyć się od
nich o drodze do królestwa niebios?
Po pierwsze, małe dzieci są bezradne. Są zależne. Potrzebują opieki kogoś,
kto jest silniejszy i mądrzejszy od nich.
W tym życiu oczekujemy od dzieci coraz większej niezależności, w miarę jak
dorastają. Jeśli jesteśmy mądrymi rodzicami, zachęcamy je, by uczyły się ży-
cia w świecie, dojrzewały społecznie i radziły sobie coraz lepiej same. Nie
chcemy, by na zawsze pozostały zależne od nas. Wiemy, że jeśli pozostaną
bezradne i zależne, ich rozwój nie będzie pełny.
Jednak w Bożym królestwie jest odwrotnie. Zaczynamy z przekonaniem, że
poradzimy sobie ze wszystkim sami. Na początku jesteśmy więc niezależni,
a Bóg przeprowadza nas przez bolesny proces uświadamiania nam naszej bez-
radności, naszej potrzeby całkowitego polegania na Nim. Dlatego właśnie Je-
zus wskazał małe dzieci jako przykład dla nas.
Jeszcze jedno na temat małych dzieci. Są one
bezpośrednie, nie kierują się w swym postępowa-
niu konwenansami. Nie starają się zasłużyć na to,
co chcą od nas otrzymać. Przychodzą do nas ze
swoimi potrzebami, gdy rzeczywiście czegoś po-
trzebują. Nie przynoszą ze sobą listy dobrych
rzeczy, które zrobiły, aby uzasadnić swoją proś-
bę o pomoc z naszej strony. Wystarczy, że może-
my im pomóc, a one tego potrzebują.
Tak samo jest z Bogiem. Jego motywacją do zbawienia nas nie jest to, co zro-
biliśmy, by na zbawienie zasłużyć.
Naszym największym argumentem jest potrzeba zbawienia.
Nie liczy się to, co zrobiliśmy. Ważne, czego od Niego potrzebujemy.
Małe dzieci nie boją się kochać. Ich serca nie stwardniały przez lata rozczaro-
wań, bólu i odrzucenia. Kochają otwarcie, ufnie i wyzywająco. Jakże łatwo do-
trzeć do dzieci z miłością Jezusa. Gdy On był tu, na ziemi, dzieci chętnie
przychodziły do Niego. Wykrzykiwały Mu na chwałę. To starsi kwestionowa-
li i odrzucali dowody Jego miłości.
Ziarno, kwas, ziarnko gorczycy, ukryty skarb, perła i małe dzieci - wszystko to są
symbole, za pomocą których zostało przedstawione królestwo Boże. Każdy
z osobna nie zupełnie przedstawia jego charakter. Żadna przypowieść nie przed-
stawia całej prawdy. Ale gdy zbierze się je wszystkie, pozwalają zrozumieć posel-
stwo Jezusa o naturze Jego królestwa i o tym, jak możemy się w nim znaleźć.
- 32 -
Rozdział 6
Niebiańska lista płac
Wydarzyło się to w szkole sponsorowanej
przez Kościół. Szkoła znajdowała się Brooklynie.
Uczniowie zostali zachęceni do udziału w tak
zwanej „progresywnej pracy w klasach” - zdoby-
waniu określonych sprawności i umiejętności na-
gradzanych odpowiednimi stopniami. Ci z nas,
którzy osiągali pierwszy stopień, pracowali cięż-
ko przez cały rok, by zdobyć znaczki i przepa-
ski Słonecznych Promyczków i Pracowitych Pszczółek. Starsi uczniowie pra-
cowali, by otrzymać stopień Przyjaciela, Towarzysza i Starszego Towarzysza.
(Było to zanim jeszcze słyszeliśmy o radzieckim komunizmie!)
Nadszedł wreszcie wieczór uroczystego wręczenia zdobytych emblematów.
Patrzyłem na stół, na którym dyrektor młodzieży rozłożył świadectwa, znacz-
ki i opaski, i spostrzegłem, że za moją pracę mam otrzymać małą zieloną chu-
stę. Starsi uczniowie mieli dostać większe chusty z błyszczącymi plastykowy-
mi pierścieniami. My musieliśmy jednak zawiązywać nasze chusty na supeł,
by trzymały się na szyi!
Pilnie się uczyłem, by zdobyć nagrodę i czułem się teraz nieco zawiedziony
tym, co miałem otrzymać. Pamiętam, jak rozpaczliwie uśmiechałem się do dy-
rektora, mając nadzieję, że dostrzeże mnie, zlituje się nade mną i da mi chociaż
jeden z tych błyszczących pierścieni! Ale nie udało się. Tego wieczora odkry-
łem bolesną prawdę, że w tym świecie pracuje się na to, co chce się otrzymać
i otrzymuje się to, na co się zapracowało. Tak już jest. Jeden po drugim wy-
chodziliśmy do przodu i otrzymywaliśmy nasze nagrody, a spotkanie dobiega-
ło już prawie końca, gdy ktoś wpadł na świetny pomysł.
Mój ojciec i wujek byli ewangelistami i właśnie prowadzili spotkania w No-
wym Jorku, więc ktoś powiedział: „Ci pastorzy musieli nauczyć się tych
wszystkich rzeczy, które znają Starsi Towarzysze. Dlaczego by nie nagrodzić
teraz ich i ich żon?”
Tak więc mój ojciec i mama, i wujek, i ciocia wyszli do przodu i otrzymali insy-
gnia Starszych Towarzyszy. A ja dobrze wiedziałem, że nie spełniali wymagań
stawianych choćby Słonecznym Promyczkom czy Pracowitym Pszczółkom!
Wcale nie byłem zadowolony ze sposobu, w jaki okazano szacunek moim rodzi-
com. Oczywiście nadal ich kochałem, ale miałem mieszane uczucia co do dy-
rektora młodzieży. Faktycznie to wydarzenie tak mocno wpłynęło na mnie, że
- 33 -
przestałem się interesować progresywną pracą w klasach - przez kolejnych
dwadzieścia lat. Nie zdawałem sobie sprawy, że wśród przypowieści Jezu-
sa znajduje się historia bardzo podobna do tego, co wydarzyło się owego wie-
czoru w moim życiu.
Historia ta zapisana jest w Ewangelii Mateusza 20,1-5.
„Albowiem Królestwo Niebios podobne jest do pewnego gospodarza, który
wyszedł wczesnym rankiem najmować robotników do swej winnicy. Ugodziw-
szy się z robotnikami na jednego denara dziennie, wysłał ich do swojej win-
nicy. I wyszedłszy około godziny dziewiątej ujrzał innych, stojących na ryn-
ku bezczynnie, więc rzekł do nich: Idźcie i wy do winnicy, a ja, co się należy,
wam zapłacę, i oni poszli.”
Najwidoczniej ufali mu, bo nie wymienili wysokości oczekiwanego wynagro-
dzenia. „Znowu o dwunastej i piętnastej godzinie wyszedł i uczynił tak samo.
A wyszedłszy około siedemnastej znalazł jeszcze innych stojących i mówił
do nich: Dlaczego tutaj bezczynnie przez cały dzień stoicie? Oni na to: Nikt
nas nie najął. Mówi do nich: Idźcie i wy do winnicy” (w.5-7).
Jedno jest pewne. Nie zarobisz wiele, jeśli zaczniesz pracować o 17.00, godzi-
nę przed końcem dnia. Ale może ci ludzie mieli nadzieję, że chociaż napeł-
nią kieszenie winogronami i będą mieli coś na kolację. Poszli więc chętnie
do winnicy.
„A gdy nastał wieczór, mówi pan winnicy do rządcy swego: Zwołaj robotni-
ków i daj im zapłatę, a zacznij od ostatnich aż do pierwszych. Podeszli tedy
najęci o godzinie siedemnastej i otrzymali po denarze” (w. 8.9).
Jedna moneta nie robi na nas wrażenia. Inflacja posunęła się tak daleko, że
ludzie nawet nie schylą się, by podnieść monetę leżącą na ulicy. Ale w cza-
sach Jezusa denar stanowił wynagrodzenie za całodzienną pracę. Pracowni-
cy najęci o godzinie siedemnastej musieli więc być
zdumieni, gdy otrzymali po całym denarze.
Ci, którzy pracowali cały dzień, również byli zdu-
mieni.
Ich nadzieje zaczęły rosnąć i nie mogli się już
doczekać, by podejść do stołu rządcy. „A gdy
podeszli pierwsi, sądzili, że wezmą więcej.
Lecz i oni otrzymali po denarze. Wziąwszy tyle
szemrali przeciwko gospodarzowi, mówiąc: Ci ostat-
ni jedną tylko godzinę pracowali, a zrównałeś ich
z nami, cośmy znosili ciężar dnia i upał.A on od-
- 34 -
rzekł jednemu z nich: Przyjacielu, nie czynię ci krzywdy. Czy nie ugodziłeś się
ze mną na denara? Bierz, co twoje, i idź! Chcę bowiem temu ostatniemu dać,
jak i tobie. Czy nie wolno mi czynić z tym, co moje, jak chcę? Albo czy oko two-
je jest zawistne dlatego, iż ja jestem dobry? Tak będą ostatni pierwszymi,
a pierwsi ostatnimi” (w. 10-16).
Dziwna historia, prawda? Rozumiemy, że pan winnicy symbolizuje Boga,
a to czyni ją jeszcze dziwniejszą. Owszem, zgadzamy się, że On może czynić
co chce z tym, co do Niego należy. Skoro daje ze swego, wolno mu być łaska-
wym. Ale dlaczego nie wyróżnił tych, którzy pracowali tak długo? Jeśli chce
rozdawać swoje dary tym, którzy na nie nie zasłużyli, dlaczego poprzestaje
na tych, którzy pracowali jedną godzinę? Dlaczego nie da tym, co wcale nie
pracowali - po denarze, a nawet po sto denarów? Wygląda tak, jakby był ła-
skawy dla jednych, a dla drugich nie. Coś takiego niezbyt nam się podoba.
Denar
Klucz do zrozumienia tej przypowieści leży w określeniu symbolicznego zna-
czenia denara. Jakie wynagrodzenie otrzymują ci, którzy pracują dla Boga?
Czy otrzymują powodzenie i błogosławieństwo w tym życiu? Czy otrzymują
specjalne wyróżnienie ze złota lub diamentów na swoich koronach i szczegól-
ne miejsce w przyszłym królestwie? A jeśli tak jest, to czy nie lepiej zaczekać
do ostatniej minuty z rozpoczęciem służby dla Boga, by doświadczyć Jego ła-
skawości zamiast rozczarowania?
Jest oczywiste, że Bóg kieruje się zupełnie innym systemem wartości niż my.
A jeśli tak, to dobrze będzie, jeśli skorzystamy z tej przypowieści, by więcej
dowiedzieć się o Jego systemie wartości. Jeśli dzisiaj trudno nam się pogodzić
z Jego metodą płacenia, jutro będzie nam tak samo trudno.
Co jest więc nagrodą? Co reprezentuje denar? Same-
go Jezusa! Nie mógł dać tym, którzy pracowali dwanaście
godzin więcej niż tym, którzy pracowali godzinę, gdyż nie
może dać ani mniej, ani więcej niż samego siebie. Dla-
czego? Bo dając siebie, daje wszystkie bogactwa wszech-
świata.
Jeśli dobrze się zastanowicie, dojdziecie do wniosku, że ci, którzy pracowa-
li dwanaście godzin, otrzymali jednak coś więcej. Bowiem gdy ci, co praco-
wali jedną godzinę, stali bezczynnie na rynku - ci, którzy pracowali od sa-
mego rana, przez cały dzień mieli przywilej współpracowania z właścicielem
winnicy.
Jeśli sądzisz, że nagrodą jest niebo, więcej gwiazd w koronie i wygodniejsze
mieszkanie w niebiańskim królestwie, to będziesz rozczarowany. Ale jeśli zro-
- 35 -
zumiesz, że nagrodą jest Jezus, i że samo niebo nie jest niczym cenniejszym od
Niego, to zaczynasz odbierać nagrodę z chwilą rozpoczęcia służby dla Nie-
go - skoro bowiem przez Jezusa wchodzimy do odpoczynku, niebo zaczyna się
już tutaj dla tych, którzy Go przyjmują.
Odpowiedzieliśmy na Jego zaproszenie: „Chodźcie, uczcie się ode mnie” i w ten
sposób życie wieczne zaczęło się dla nas już tu i teraz. Niebo jest nieustan-
nym przychodzeniem do Boga przez Chrystusa. Im dłużej cieszyć się będziemy
wspaniałością nieba, tym większa chwała otwierać się będzie przed nami;
coraz lepiej poznawać będziemy Boga, coraz większe będzie nasze szczęście.
W 19 rozdziale Ewangelii Mateusza opisane jest spotkanie Jezusa z młodym
przywódcą, który pragnął dowiedzieć się, jak wejść do żywota wiecznego. Je-
zus odpowiedział: „Przestrzegaj przykazań”. Próbował pozbawić go pewno-
ści siebie.
- Przestrzegaj przykazań.
- Przestrzegałem.
- A co z tym przykazaniem?
Hm! To jest problem.
Człowiek odszedł zasmucony. Uczniowie stali obok, patrząc i rozmyślając.
„Oto bogacz nie chce pójść za Jezusem. Odchodzi zasmucony. To bardzo źle.
Ale my postanowiliśmy iść za Jezusem. Dlatego my jesteśmy w porządku,
a ten młody bogacz nie.”
Piotr, który zazwyczaj przemawiał w imieniu wszystkich, i tym razem
jako pierwszy zrobił użytek z języka, i wyrzucił z siebie: „Źle z nim, Panie.
Odszedł od Ciebie. Ale co powiesz o nas? My idziemy za Tobą. Co zatem bę-
dziemy z tego mieli?” Piotr opierał się na naszym systemie wartości, prawda?
„Co będziemy z tego mieli?” Gdybym był Jezusem, odpowiedziałbym: „Zejdź-
cie mi z oczu moi uczniowie. Dajcie mi nowych dwunastu. Zacznę wszystko od
początku. Po trzech latach wciąż niczego nie rozumiecie”.
On jednak zniżył się do ich nędznego poziomu. Wiersz 28: „A Jezus rzekł im:
Zaprawdę powiadam wam, że wy, którzy poszliście za mną, przy odrodzeniu,
gdy Syn Człowieczy zasiądzie na tronie chwały swojej, zasiądziecie i wy
na dwunastu tronach i będziecie sądzić dwanaście pokoleń izraelskich”.
Wyobrażacie sobie uczniów uradowanych zapowiedzią nagrody czekającej ich
za to, że poszli za Jezusem?
Ale Jezus mówił dałej, dodając coś jeszcze. „I każdy, kto by opuścił domy albo bra-
ci, albo siostry, albo ojca, albo matkę, albo dzieci, albo rolę dla imienia mego,
- 36 -
stokroć tyle otrzyma”, a Ewangelia Marka dodaje: „teraz, w doczesnym życiu”
oraz: „a w nadchodzącym czasie żywota wiecznego” (Mar. 10,30).
Skoro nagrodą jest sam Jezus, nagroda stokrotna zaczyna się tu i teraz. A na-
groda pod koniec dnia jest po prostu kontynuacją doświadczenia, które już się
zaczęło. Nagroda w służbie jest tak samo wartościowa, jak nagroda za służbę.
Społeczność z Jezusem jest największą nagrodą, jaką można sobie wyobrazić.
Ci, którzy nie chcą cały dzień stać bezczynnie i bardziej są zainteresowa-
ni służeniem Jezusowi i społecznością z Nim niż ewentualną zapłatą, stwierdzą
w końcu, że nagroda jest wystarczająca, a nawet więcej niż wystarczająca.
Rozdział 7
Bieg do królestwa
Czy startowałeś kiedyś w wyścigu? Sądzę, że większość z nas
miała taką okazję nie raz. Pamiętam szczególnie jeden wy-
ścig. Był to bardzo ważny wyścig, gdyż nagrodą był samochód,
a ja byłem bardzo zainteresowany wygraniem tego samochodu.
Miałem wówczas sześć lat, a samochód był zabawką. Biegłem
jednak tak szybko, jak tylko mogłem - i zdobyłem samochód.
Długo potem bawiłem się nim na podłodze w dużym pokoju.
Potem był wyścig w college’u podczas pikniku. Startowaliśmy na tandemach.
Chłopcy kierowali, a dziewczęta pomagały pedałować, siedząc z tyłu. Tak
bardzo chciałem wygrać, że gdy zacząłem kręcić, nogi dziewczyny, z którą
jechałem, spadły z pedałów i nie mogła ich postawić z powrotem przez cały
wyścig. Nie wiedziałem, dlaczego wszyscy śmiali się, gdy przejeżdżaliśmy
linię mety, ale wygraliśmy!
Wszyscy bierzemy dziś udział w wyścigu - w wyścigu do królestwa. Jezus
opowiedział o tym wyścigu do królestwa przypowieść, która jest zapisa-
na w Ewangelii Mateusza 21,28-32: „A jak się wam wydaje? Pewien człowiek
miał dwóch synów. Przystępując do pierwszego, rzekł: Synu, idź, pracuj dziś
w winnicy. A on, odpowiadając, rzekł: Tak jest, ojcze! Ale nie poszedł. I przy-
stępując do drugiego, powiedział tak samo. A on, odpowiadając, rzekł: Nie
chcę, ale potem zastanowił się i poszedł. Który z tych dwóch wypełnił wolę
ojcowską? Mówią: Ten drugi. Rzecze im Jezus: Zaprawdę powiadam wam, że
celnicy i prostytutki wyprzedzają was do Królestwa Bożego. Albowiem przy-
szedł Jan do was ze zwiastowaniem sprawiedliwości, ale nie uwierzyliście mu,
natomiast celnicy i prostytutki uwierzyli mu; a wy, chociaż to widzieliście, nie
odczuliście potem skruchy, aby mu uwierzyć”.
- 37 -
Ta przypowieść przedstawia dwie kategorie ludzi. Pierwsi to tacy, którzy nie
obiecują, ale w końcu idą do winnicy i pracują. Ci wchodzą do królestwa nie-
bios. Drudzy czynią wielkie oświadczenia, ale na tym poprzestają. A w koń-
cu królestwo zostaje im zabrane.
Jezus opisał tę drugą grupę w jeszcze jednej ze swoich przypowieści o win-
nicy. Ci, którzy mieli być użytkownikami winnicy, zabili nie tylko najemni-
ków właściciela, ale nawet jego własnego syna. A po tym, jak odebrali życie
dziedzicowi, usłyszeli wyrok: „Królestwo Boże zostanie wam zabrane, a dane
narodowi, który będzie wydawał jego owoce” (Mat. 21,43).
Ewangelia o królestwie jest dobrą nowiną dla celników i prostytutek, ale nie
zawsze poczytują ją za dobrą ludzie religijni, czujący się bezpiecznie ze swoją
moralnością i nigdy nie dostrzegający swojej wielkiej potrzeby czegoś więcej niż
tylko podniosłych oświadczeń. Nie wystarczy powiedzieć: „Tak jest, panie!”
Chcąc dowiedzieć się czegoś więcej o tym dziwnym królestwie, które zapra-
sza celników i prostytutki, a zamyka drzwi przed „dobrymi” ludźmi, przyjrzyj-
my się jednemu z uczniów Jezusa, Mateuszowi, który był poborcą podatków.
„I odchodząc stamtąd, ujrzał Jezus człowieka, siedzącego przy cle, imieniem
Mateusz, i rzekł do niego: Pójdź za mną. A on wstał i poszedł za nim” (Mat.
9,9).
Musiało to być zaskoczenie, prawda? Mateusz musiał być zdumiony zaprosze-
niem, ale nie wahał się. Możemy przypuszczać, że już wcześniej wiele słyszał
o Jezusie. Jego serce było poruszone, był przekonany, że jest grzesznikiem.
Był przecież oszustem i kłamcą.. Celnicy byli z tego znani. Tak właśnie za-
rabiali na życie - zdzierając ze swoich bliźnich. Ale mimo tak nieobiecujące-
go stanu, Mateusz był otwarty na ewangelię o królestwie. Sądził jednak, że
nie ma nawet cienia szansy, by zostać dopuszczonym do wyścigu. Z bólem
uświadamiał sobie, jak wielka przepaść dzieli jego styl życia od stylu ży-
cia żydowskich przywódców, których uważał za co najmniej tak świętych, jak
dobre wrażenie wywierał na nim ich wysoki poziom moralny. Mateusz nigdy
więc nie przypuszczał, że otrzyma zaproszenie do wzięcia udziału w wyścigu,
aż któregoś dnia usłyszał z ust Jezusa pełne zachęty słowa: „Pójdź za mną”.
Mateusz zostawił wszystko i poszedł. To była jego życiowa szansa. Pra-
gnął tego bardziej niż czegokolwiek innego. Szybko rozeszła się po mieście
wiadomość o tym, co przydarzyło się Mateuszowi. Inni celnicy i grzesznicy
nabrali nadziei. A gdy Mateusz wyprawił ucztę i zaprosił wszystkich swoich
przyjaciół, przyszli chętnie, by słuchać Jezusa. Mateusz nie miał żadnych
sprawiedliwych przyjaciół. Byli to celnicy i grzesznicy, tacy jak on. Ale takiej
właśnie okazji Jezus szukał, więc nie wahał się przyjąć zaproszenia, mimo iż
wiedział, co pomyśleliby o takim zgromadzeniu kapłani i przywódcy.
- 38 -
Wiersze 10-13: „A gdy Jezus siedział w domu za stołem, wielu celników i grzesz-
ników przyszło, i przysiedli się do Jezusa i uczniów jego. Co widząc faryzeusze,
mówili do uczniów jego: Dlaczego Nauczyciel wasz jada z celnikami i grzesz-
nikami? A gdy [Jezus] to usłyszał, rzekł: Nie potrzebują zdrowi lekarza, lecz ci,
co się źle mają. Idźcie i nauczcie się, co to znaczy: Miłosierdzia chcę, a nie
ofiary. Nie przyszedłem bowiem wzywać sprawiedliwych, lecz grzeszników”.
Co Jezus powiedział? Powiedział, że nikt nie będzie szczerze zainteresowany
dobrą nowiną o królestwie, zanim nie uświadomi sobie swojej wielkiej potrze-
by zbawienia.
Pewnego razu młody człowiek z państwowego college’u w Kalifornii przyszedł
na jedno ze spotkań ewangelizacyjnych organizowanych przez mojego tatę.
Chłopiec ten był biegaczem długodystansowym, i to dobrym biegaczem. Przy-
chodził regularnie na spotkania, a Duch Święty przemawiał do jego serca. Był
przekonany co do sabatu i pozostałych spraw, i walczył z sobą mając podjąć
decyzję.
W Liście do Hebrajczyków 12,1 jest mowa o wyścigu do królestwa: „Prze-
to i my (...) złożywszy z siebie wszelki ciężar i grzech, który nas usidla, bie-
gnijmy wytrwale w wyścigu, który jest przed nami”. Ten młody człowiek był
przekonany, że powinien wystartować w wyścigu o wiele ważniejszym niż te,
w których brał dotąd udział. Nie był jednak pewien, czy warto ponieść ko-
nieczne wyrzeczenia.
W tym czasie jeden z ważnych biegów wyznaczony został na sobotę. To był
jego ulubiony dystans. Stanął do biegu i wystartował. Dawał z siebie
wszystko. Ale im szybciej biegł, tym więcej myślał o tym, że siódmy dzień
tygodnia to dzień odpoczynku. Był już blisko mety, gdy nagle zatrzymał się
i zszedł z trasy. Poszedł do domu i przez resztę dnia odpoczywał. Podjął
wreszcie decyzję. Wreszcie zrozumiał, że jego największą potrzebą było zwy-
cięstwo w wyścigu do królestwa i w tym wyścigu wystartował.
Żydowscy przywódcy, którzy potępili Jezusa za to, że przebywa w towarzy-
stwie celników i grzeszników, nie rozumieli tego. Biegli w swoim własnym
wyścigu, dążyli do wyprzedzenia innych w moralności, standardach i zacho-
waniu. Bieg do królestwa nie pasował do ich planów.
Nikt nie ma motywacji do biegu, jeśli sądzi, że już jest zwycięzcą. Żydow-
scy przywódcy uważali, że już wszystko osiągnęli. Byli zadowoleni z siebie.
Czyż nie byli ludem wybranym? Czy nie oddawali dziesięcin, nie pościli i nie
uczęszczali regularnie do kościoła? Czy nie zmawiali swoich długich mo-
dlitw w wyznaczonych porach? Czy nie dokonywali przepisanych obmywań
przed jedzeniem? Czy nie składali właściwych darów na świątynię? Biblia wie-
- 39 -
lokrotnie przypomina, że ludzie przed drugim przyjściem Chrystusa będą bar-
dzo podobni do tych, którzy żyli w czasie Jego pierwszego przyjścia. Możliwe
więc, że dzisiaj znajdą się tacy, którzy uznają poselstwo o wyścigu do króle-
stwa za zbyteczne. Czy mogą być wśród nas tacy, co sądzą, że już wszyst-
ko osiągnęli i nie potrzebują startować w żadnym wyścigu?
Dodajmy do naszego studium jeszcze jeden tekst, Ewangelia Łukasza 7,1-10.
W tym fragmencie czytamy o człowieku, który usłyszawszy o Jezusie, zapra-
gnął aby On uzdrowił Jego sługę. Człowiek ten był rzymskim oficerem, setni-
kiem. Żydowscy przywódcy przyszli do Jezusa, by przekazać prośbę i powie-
dzieli: „Godzien jest tego, bo zbudował nam synagogę”. On zasługuje na twoją
uwagę. Zarobił na to, czego od Ciebie chce.
Jezus ruszył w kierunku domu setnika, ale gdy ten dowiedział się, że Jezus
zamierza do niego przyjść, wysłał posłańców ze słowami: „Nie jestem godzien.
Nie jestem godzien nawet tego, byś wszedł pod mój dach”.
Jezus był zdumiony wiarą tego człowieka, więc wyraziwszy swoje uznanie
dla niej, i rzekł: „A powiadam wam, że wielu przybędzie ze wschodu i zachodu,
i zasiądą do stołu z Abrahamem i z Izaakiem, i z Jakubem w Królestwie Nie-
bios. Synowie Królestwa zaś będą wyrzuceni do ciemności na zewnątrz; tam
będzie płacz i zgrzytanie zębów” (Mat. 8,11.12).
Powiedziane zostało, że ci ze wschodu i zachodu przyjdą i zasiądą. Co to zna-
czy? Watchman Nee w swojej książce Sit, Stand, Walk pisze, że usiąść w Bożym
królestwie znaczy odpocząć od trudu, zaprzestać własnych wysiłków zmierza-
jących do osiągnięcia tego, co tylko Bóg może dla nas zrobić.
Wyścig do królestwa polega więc na siedzeniu! Nie
możemy nawet wystartować, tym bardziej więc za-
kończyć go o własnych siłach. To jest trudna prawda,
której musimy się nauczyć. Nawet Abrahamowi, Iza-
akowi i Jakubowi nie przyszło to łatwo.
Abraham przybył z dalekiego kraju. Nie mie-
li wraz z Sarą dzieci, co bardzo ich martwiło. W tam-
tych czasach wypadało po prostu mieć chociaż jedne-
go Syna. Dla ludzi, których imiona oznaczały „Ojciec
wielu” i „Matka narodów”, była to trudna sytuacja.
Abraham i Sara zaczęli więc działać, by temu jakoś
zaradzić. I wszystko poszło dobrze. Syn się urodził.
Nie taki jednak, jaki miał się urodzić. Przez nie-
go mieli tylko ból serca i kłopoty. Abraham i Sara nie brali jeszcze udziału we
właściwym wyścigu.
- 40 -
Jakub również nie rozumiał, na czym polega wyścig na siedząco. Obieca-
no mu prawo pierworództwa, ale wszystko wskazywało na to, że obietni-
ca ta się nie spełni. Jakub zaczął działać starając się spełnić ją o własnych
siłach i biegł tak dwadzieścia lat, aż pewnej nocy nad potokiem zrozumiał, jak
zacząć wyścig do królestwa.
Ci, którzy zdobyli nagrody w tym wyścigu, musieli dobrze nauczyć się siedzieć.
Nie mogli polegać na swoich wysiłkach. Musieli nauczyć się, że „wyścig wygry-
wa nie najszybszy, a bitwę nie najsilniejszy”. Musieli nauczyć się, że wyścig już
został wygrany, a wszystko, co mają zrobić, to przyjąć zwycięstwo.
Czy to znaczy, że nic nie pozostało nam do zrobienia? Nie, siedzenie to bar-
dzo zajmująca czynność! Obejmuje ono powstrzymywanie się od walki, gdy
instynkt nakazuje walczyć. Lud izraelski miał takie właśnie zadanie w bitwie
opisanej w 20 rozdziale 2 Księgi Kronik. Powiedziano im: „Nie waszą rzeczą
będzie tam walczyć, ustawcie się tylko i stójcie, i oglądajcie ratunek Pana” (w.
17). To wymaga pójścia do przodu nawet wtedy, gdy wydaje się to niemożliwe
- nie do walki, ale pójścia do przodu w wierze. Lud izraelski musiał nauczyć
się tego już nad Morzem Czerwonym. Izraelici otoczeni zostali przez wrogów.
Przed nimi było morze nie do przejścia, a Mojżesz powiedział do nich: „Nie
bójcie się, wytrwajcie, a zobaczycie pomoc Pana (...). Pan za was walczyć bę-
dzie, wy zaś milczcie” (2 Moj. 14,13-15). I kazał im, aby ruszyli.
Dlaczego celnicy i prostytutki idą najpierw, wyprzedzając dzieci królestwa?
Bo łatwiej im dostrzec i uznać potrzebę ratunku z zewnątrz. Tak długo walczy-
li i przegrywali, że teraz chcą spróbować w inny sposób. Oto dlaczego łatwiej
im poddać się i polegać na Jedynym, który może dokonać tego, czego pragną.
Dzieci królestwa muszą nauczyć się tej samej lekcji, ale zdarza się, że na-
uka idzie im bardzo opornie. Przed samym końcem, przed przyjściem Jezusa,
nastąpią więc pewne bolesne przesunięcia. Tysiące tych, którzy uważali się
za dzieci królestwa odejdą, porzucą wszystko, co wyznawali, byle tylko nie
upokorzyć się przyjęciem zbawienia jako daru, z łaski.
To stało się po uczcie u Mateusza; to dzieje się dzisiaj. Tysiące popełniają ten
sam błąd co faryzeusze, których Jezus upominał. Ludzie ci ufają sobie samym.
Nie zdają sobie sprawy ze swego duchowego ubóstwa. Upierają się przy tym,
że zostaną zbawieni za coś wielkiego, czego dokonają. A gdy przekonują się,
że tak naprawdę nie są w stanie tego dokonać, odrzucają zbawienie.
Czy przyjmiesz dziś zaproszenie do udziału w wyścigu do królestwa - czy
przyjmiesz zwycięstwo już osiągnięte? Czy chcesz przyłączyć się do celników,
prostytutek, grzeszników i tych ze wschodu, i tych z zachodu, i zasiąść w kró-
lestwie Bożym?
- 41 -
Rozdział 8
Królestwo moje nie jest z tego świata
Był w sali sądowej Piłata. Nie miał odpoczynku tej nocy.
Śmiertelne zmagania w ogrodzie Getsemane, a po nich poca-
łunek zdrajcy. Był popychany i ciągnięty do sądu, przesłu-
chiwany przez Annasza, a potem przez Kajfasza. Teraz stał
przed Piłatem - słabym, chwiejnym Piłatem - czekając
na koniec, który znał wcześniej. Po to właśnie przyszedł,
na tę godzinę.
Piłat zapytał Go o Jego królestwo. Było to dziwne królestwo w oczach ziem-
skiego władcy. Jezus jednak cierpliwie i uprzejmie starał się mu to wyjaśnić.
„Królestwo moje nie jest z tego świata; gdyby z tego świata było Króle-
stwo moje, słudzy moi walczyliby, abym nie był wydany Żydom; bo właśnie
Królestwo moje nie jest stąd” (Jan 18,36).
Królestwo moje nie jest z tego świata. Gdyby było, wtedy słudzy moi wal-
czyliby. To jest trudna do zrozumienia prawda. Była trudna dla Piłata i jest
trudna dla nas, dzisiaj. Nie mogli jej zrozumieć nawet uczniowie Jezusa.
Również Piotr jej nie dostrzegł. Miał miecz i nie bał się go użyć. Choć nie
władał nim najlepiej, nie pozwolił sobie wchodzić w drogę! Gdy więc Jezus
pozwolił się aresztować tłumowi w ogrodzie, Piotr jako pierwszy odwrócił się
i uciekł.
Piotr był pierwszym, który namawiał Jezusa, by uniknął krzyża z jego męką
i haniebną śmiercią, a za te usilne nalegania otrzymał najmocniejszą naganę,
jaką Jezus kiedykolwiek wypowiedział. Piotr wciąż walczył, by ratować siebie
na dziedzińcu pałacu Kajfasza. Walczył, by ratować się od zakłopotania, od
kpin. Skończył zapierając się Jezusa w usiłowaniach ratowania siebie. Nie
rozumiał, że słudzy Jezusa nie potrzebują walczyć.
Jakub i Jan również nie rozumieli tej prawdy. Przyszli wraz z matką prosić
o najwyższe miejsca w królestwie. Byli już w gronie najbliższych uczniów Je-
zusa, w pierwszej trójce, wraz z Piotrem. Ale wydawało się im, że mogą być
tylko dwa, a nie trzy honorowe miejsca - jedno po prawicy, a drugie po lewicy
- i chcieli mieć te miejsca dla siebie. Walczyli, by wysunąć się przed Piotra,
który wydawał się zagrażać spełnieniu ich ambicji, więc przedłożyli Jezuso-
wi swą prośbę.
Podczas ostatniej podróży do Jerozolimy, Jakub i Jan rozgniewali się, gdy
mieszkańcy samarytańskiej wioski odmówili Jezusowi i Jego uczniom gościny.
- 42 -
Jakub i Jan byli gotowi walczyć. Nie byli pewni czy dadzą sobie radę w walce
na pięści z całą wioską, więc poprosili o niebiańską artylerię, by zapewnić
sobie sukces. Zdumieli się, gdy zobaczyli wyraz bólu na twarzy Jezusa, kiedy
usłyszał ich prośbę. Nie rozumieli, że słudzy Jezusa nie potrzebują walczyć.
Judasz także tego nie rozumiał. Był najbardziej inteligentnym z uczniów. Do-
strzegał to, czego żaden inny nie zauważał. Ale nie dostrzegł jednego: uczeń
Jezusa musi zrezygnować z walki. Szukał królestwa, które jest z tego świata.
Uważał Jezusa za nazbyt pokornego, łagodnego i ustępliwego. Czuł, że Jezus
powinien być bardziej agresywnym przywódcą. Sądził, że potrzebuje On do-
brego doradcy, najlepiej samego Judasza, który by zadbał o strategię i kiero-
wałby bitwą.
W dniu nakarmienia pięciu tysięcy Judasz starał się wziąć sprawę w swoje ręce.
Była to doskonała okazja. Nastroje tłumu sprzyjały zainicjowaniu przewrotu.
Jezus, według Judasza, pokazał od najlepszej strony swój boski autrorytet do-
konując rozmnożenia chlebów i ryb. Judasz nie uwierzyłby, że wszystko skoń-
czy się o zachodzie słońca odesłaniem garstki uczniów w małej rybackiej
łódce na drugą stronę jeziora, tak jakby nic szczególnego się nie stało.
Judasz chciał posadzić Jezusa na tronie. Chciał ustanowić królestwo. Ale
chciał tego dokonać siłą, walcząc. A gdy Jezus nie zaakceptował jego planu,
zdecydował się przejść do podziemia.
Ułożył podstępny plan. Poznał już dobrze moc Je-
zusa. Nie tylko oglądał jej działanie, ale znał ją
z własnego doświadczenia - uzdrawiania chorych,
oczyszczania trędowatych, wskrzeszania zmarłych
i wyrzucania demonów. Nie bał się więc o bezpie-
czeństwo Jezusa. I był już zmęczony czekaniem.
Z kapłanami i przywódcami można było się doga-
dać. Judasz zatroszczył się o wszystko. Wyraźnie
ich ostrzegł, by trzymali Go mocno, gdy Go już po-
chwycą. W głębi serca śmiał się z nich na myśl
o tym, jak Jezus zniknął w tłumie, gdy mieszkańcy
Nazaret chcieli Go ukamienować.
Nie wszystko jednak potoczyło się zgodnie z planem. Judasz szedł blisko,
czekając na działanie ze strony Jezusa. Ale On nie uczynił nic, by się obronić.
Gdy zaczynało świtać, straszliwy lęk ścisnął serce Judasza. W końcu zdał
sobie sprawę, że sprzedał swego Mistrza na śmierć.
Nagle chrapliwy krzyk rozległ się w sali: „On jest niewinny! Oszczędź Go,
Kajfaszu!”
- 43 -
Judasz przeciskał się przez zatłoczoną salę sądową. Jego pobladła twarz wy-
krzywiona była w niesamowitym grymasie, a czoło pokryte kroplami potu.
Podszedłszy do sędziowskiego krzesła, rzucił przed Kajfasza srebrne monety
- zapłatę za wydanie Pana. Chwytając szatę Kajfasza, błagał go, by uwolnił
Jezusa, gdyż ten nie uczynił nic, czym zasłużyłby na śmierć.
„Zgrzeszyłem - krzyczał Judasz - wydając krew niewinną.” Judasz nie poj-
mował królestwa, o które nie trzeba walczyć. W końcu poczuł się osaczony,
a gałąź i lina wydały mu się w tej sytuacji jedynym wyjściem, jakie mógł
zaakceptować.
Czy kiedykolwiek w życiu myśleliście o tym, by posadzić Jezusa na tronie?
Czy kiedykolwiek walczyliście na swój sposób o wejście do królestwa niebios,
królestwa łaski?
Rozumiemy, że Jezus chce zasiąść na tronie w naszych sercach, ale często za-
pominamy, w jaki sposób chce On się tam znaleźć. Królestwo łaski jest darem,
a o dar nie musicie walczyć.
Ta prawda o królestwie została oznajmiona Piłatowi w trakcie procesu Je-
zusa i jest tak samo aktualna do dziś. Łatwo ją jednak przeoczyć. Uważajcie
więc. Człowiek starający się walczyć z grzechem i diabłem jest w niewłaści-
wym królestwie. Słudzy Boga nie muszą walczyć. Nie oczekuje się tego od
nich. Oni mają tylko Mu pozwolić, by walczył za nich.
Jeśli przez lata walczyliście, by pokonać grzech - zaciskając zęby, starając się
ze wszystkich sił i czyniąc solenne postanowienia - jesteście ofiarami kró-
lestwa tego świata. Jeśli przeoczyliście fakt, że zbawienie jest darem, i że
upamiętanie jest darem, i posłuszeństwo jest darem, jesteście ofiarami króle-
stwa tego świata. Jest to dla niektórych trudna do zrozumienia prawda, a jesz-
cze trudniej jest im wprowadzić w życie wynikające z niej wnioski. Ale nie
zmienia to faktu, że jest to dobra nowina, a ja pragnę was zaprosić do głębo-
kiego jej przestudiowania.
Pewnego razu mój ojciec prowadził publiczne spotkania w jakimś mieście.
Przychodził na nie pewien zapaśnik, słuchał pilnie i był głęboko zaintere-
sowany tym, co słyszał o królestwie niebios. Był jednak głęboko sfrustrowa-
ny problemem grzechu w swoim życiu. Któregoś dnia powiedział memu ojcu:
„Gdyby diabeł wystąpił otwarcie, mógłbym zmierzyć się z nim na macie”.
Jesteśmy ograniczeni przez nasze człowieczeństwo. Nawet gdyby diabeł nie
był silniejszy i mądrzejszy od nas, nie moglibyśmy walczyć z nim, gdyż on
jest duchem, a my nie. A jak można walczyć z duchem? Jedynym sposobem jest
zaangażowanie innego Ducha, aby toczył walkę za ciebie.
- 44 -
Otrzymaliśmy zaproszenie, by toczyć bój wiary, bój polegający na tym, by po-
święcić każdego dnia czas na wspólnotę i łączność z Jezusem, abyśmy przez pa-
trzenie na Niego zmieniali się na Jego podobieństwo, z chwały w chwałę. Czy
odkryliście, jak trudny może być ten bój? Ale nie kazano nam walczyć, gdy
chodzi o walkę z grzechem. Zmaganie się, by pozwolić Bogu walczyć za nas,
może być najcięższym ze wszystkich bojów. Faktycznie, nazwano go najwięk-
szą walką, jaka może być stoczona, walką przeciwko sobie, poleganiu na sobie
i własnych wysiłkach.
Ale dla tych, którzy chcą uczyć się o królestwie niebios, dla tych, którzy chęt-
nie pozwalają Panu walczyć za nich, zwycięstwo jest zapewnione. Możemy
przyłączyć się do uczniów radując się z dobrej nowiny, że słudzy Boga nie
muszą walczyć, bo bitwa już została wygrana.
Rozdział 9
Nie przebaczą wam, jeśli wy nie przebaczycie
Byłem nauczycielem w klasie Dynamicznego Życia Chrześcijańskiego. Pew-
nego dnia jeden z uczniów zapytał:
- Czy byłoby możliwe nie zdać w tej klasie i dostać się mimo to do nieba?
Inny uczeń, nie czekając na odpowiedź, zadał kolejne pytanie: - Czy możliwe
jest dostać w tej klasie najwyższą ocenę i mimo to nie pójść do nieba?
Jakiś czas później doszły mnie słuchy o jednym z moich uczniów, który ukończył
tę klasę z najwyższą oceną. Uczeń ten, wraz ze swoim kolegą, który zawsze
miał duże kłopoty w nauce, zamieszkał w wynajętym mieszkaniu będącym
własnością kościoła. Nie uważał jednak za stosowne płacić we właściwym
czasie czynszu. Poproszono go więc, by zmienił miejsce zamieszkania. Wów-
czas zabrał kilka cennych rzeczy z mieszkania i wyjechał do innego stanu.
Gdy usłyszałem tę historię, byłem zgorszony. Zapytałem ludzi z kościoła,
co zrobili, by pociągnąć tego człowieka do odpowiedzialności. Powiedzieli:
- Nic nie zrobiliśmy. Co można zrobić, gdy ktoś wyjedzie poza granice stanu?
Pomyślałem, że napiszę do niego i powiem, iż jeśli nie załatwi tej sprawy
tak, jak powinien, zmienię mu ocenę z najlepszej na najgorszą. Sądziłem, że
to może przynieść skutek.
Pewna przypowieść Jezusa o królestwie jest nieco podobna do tego epizodu.
Przypowieść ta pochodzi z Ewangelii Mateusza 18,23-35. „Dlatego Króle-
stwo Niebios podobne jest do pewnego króla, który chciał zrobić obrachu-
- 45 -
nek ze sługami swymi. A gdy zaczął robić
obrachunek, przyprowadzono mu jedne-
go dłużnika, który był mu winien dzie-
sięć tysięcy talentów. A ponieważ nie
miał z czego oddać, kazał go pan sprze-
dać wraz z żoną i dziećmi, i wszystkim,
co miał, aby dług został spłacony. Tedy
sługa padł przed nim, złożył mu pokłon
i rzekł: Panie! Okaż mi cierpliwość, a od-
dam ci wszystko. Wtedy pan ulitował
się nad owym sługą, uwolnił go i dług
mu darował.
A gdy ów sługa wyszedł, spotkał jedne-
go ze swych współsług, który był mu wi-
nien sto denarów; i pochwyciwszy, dusił go, mówiąc: Oddaj, coś winien. Wtedy
współsługa jego, padłszy na kolana, prosił go mówiąc: Okaż mi cierpliwość,
a oddam ci wszystko. On jednak nie chciał, lecz odszedł i wtrącił go do wię-
zienia, dopóki nis odda długu.
A współsłudzy jego widząc to, co zaszło, zasmucili się bardzo i poszedłszy,
opowiedzieli panu swemu wszystko, co się stało. Wtedy przywołał go pan
jego i rzekł mu: Sługo zły! Wszystek tamten dług darowałem ci, boś mnie
prosił. Czy i ty nie powinieneś był zlitować się nad współsługą swoim, jak
i ja zlitowałem się nad tobą? I rozgniewał się pan jego, i wydał go katom, żeby
mu oddał cały dług. Tak i Ojciec mój niebieski uczyni wam, jeśli każdy nie
odpuści z serca swego bratu swemu” (Mat. 18,23-34).
Czy król jest godny zaufania?
Czy chętnie zaufałbyś temu królowi? Czy sądzisz, że jest dobrym królem?
Możesz powiedzieć, że to zależy od tego, kim byłbyś w tej historii. No dobrze,
a kim jesteś w tej historii?
Jeśli jesteś tym, który przyniósł królowi informację o nieprzebaczającym słu-
dze, to jesteś człowiekiem czynu, tak jak król. Od razu zabierasz się do roz-
wiązania problemu.
Jeśli jesteś tym, który był winny sto denarów, to lubisz króla. Z radością uj-
rzysz swego prześladowcę zakutego w dyby. Uważasz, że król jest sprawiedliwy.
Ale jeśli jesteś tym, który był winny dziesięć tysięcy talentów i sądził, że już
uniknął więzienia, to nie byłbyś zadowolony z powtórnego spotkania z kró-
lem, prawda?
- 46 -
Jezus mówi: „W taki sposób mój Ojciec potraktuje was”. To brzmi, jakby Bóg
był surowy, grożący piekłem i siarką, prawda? Czy chciałbyś być wybawiony
od prześladowców przez takiego króla?
Ta przypowieść nie jest łatwa. Jej znaczenie jest głęboko ukryte. Ale zanim za-
czniemy się w nią zagłębiać, wróćmy do tego, co zostało zapisane dwa wiersze
wcześniej. Piotr i Jezus rozmawiają ze sobą. „Wtedy przystąpił Piotr do nie-
go i rzekł mu: Panie, ile razy mam odpuścić bratu memu, jeżeli przeciwko mnie
zgrzeszy? Czy aż do siedmiu razy?” (w. 21).
Lubicie Piotra? On zawsze był na przodzie i otwierał usta zanim wiedział,
co chce powiedzieć! Sądził, że teraz wpadł na świetny pomysł. Faryzeusze
ograniczyli przebaczenie do trzech razy - coś w rodzaju gry w piłkę: trzy
gole i odpadasz. Piotr to podwoił i dodał jeden, żeby otrzymać ładną liczbę,
siedem.
Czekał więc, że Jezus powie: „O, błogosławiony jesteś, Piotrze. Co za wspa-
niała idea!”
Zamiast tego jednak, Jezus pomnożył siedem przez siedemdziesiąt! Najwy-
raźniej miał na myśli nieograniczone przebaczenie. Potem opowiedział histo-
rię o człowieku, który miał do spłacenia dług wartości 10 milionów dolarów.
Darowano mu ten dług, ale on nie chciał darować długu człowiekowi, który
był mu winny około 2000 dolarów. Kr61 wtrącił go więc do więzienia, a Jezus
powiedział: „Tak zrobiłby mój Ojciec”.
Brzmi to trochę niestosownie, prawda? Ale przestudiujmy przypowieść uważ-
nie i spróbujmy wydobyć prawdę, którą Jezus chciał przekazać.
Dramat tej historii składa się z trzech aktów. Przyjrzyjmy się każdemu z nich
osobno.
Akt I - 10 milionów dolarów długu
Człowiek miał do spłacenia dług w wysokości 10 milionów dolarów, a nie
miał skąd wziąć tych pieniędzy. Normalne! Ilu z nas, mając spłacić taki dług,
znalazłoby na to sposób? Ale człowiek ten nie był świadomy swego rozpacz-
liwego położenia. Czytamy, że upadł przed królem wołając: „Panie! Okaż
mi cierpliwość, a oddam ci wszystko”.
Albo musiał być głupcem, albo chciał nabrać króla. Udawał, że oddaje cześć
królowi, ale w gruncie rzeczy chodziło mu tylko o ratowanie własnej skóry.
Sądził, że jest wystarczająco zdolny i mądry, by spłacić dług. W tej przypo-
wieści, która mówi o zbawieniu, człowiek nie zdawał sobie sprawy ani z ogro-
mu swego długu, ani ze swojej bezradności.
- 47 -
Czy jesteś zadłużony? O, nie chodzi mi o raty za dom, za samochód, opłaty
za gaz, prąd i naukę dzieci w szkole. Apostoł Paweł tak mówił o tym w 1
rozdziale Listu do Rzymian: „Jestem dłużnikiem”. Mówił o długu, jaki mamy
wobec Jezusa - długu, jakiego nigdy nie możemy spłacić.
Gdy przychodzimy przed oblicze Króla, jak głupi musimy być, by powiedzieć:
„Okaż mi cierpliwość, a oddam ci wszystko”. Nie możemy oddać. Jesteśmy
dłużnikami Jezusa, a nie mamy nawet jednego grosza, który moglibyśmy wpła-
cić na nasze konto.
Ale człowiekowi z przypowieści zaoferowano darowanie długu. Czyta-
my, że król uwolnił go. Jest jednak coś bardzo ważnego, co musimy za-
uważyć. Przebaczenie jest dwukierunkową drogą. Jeśli przebaczono ci,
musisz przyjąć zaoferowane ci przebaczenie. Sama oferta przebacze-
nia to za mało.
Były takie przypadki w historii naszego systemu prawnego, gdy przestępcy
oferowano przebaczenie, ale on odmawiał przyjęcia go. Gdy zdarzyło się
to po raz pierwszy, wywiązała się dyskusja, ponieważ nie wiedziano jeszcze
jak w takiej sytuacji postąpić. Co zrobić, jeśli ktoś nie chce przyjąć prze-
baczenia? Wniosek był taki, że jeśli ktoś odmawia przyjęcia przebaczenia,
to należy go potraktować tak, jakby mu nie przebaczono. Czy nie jest to lo-
giczne?
Skąd wiemy, że człowiek z przypowieści nie przyjął przebaczenia? Widać
to w jego późniejszym zachowaniu. Jak byś zareagował, gdyby ktoś przyszedł
do ciebie i powiedział: „Wszystkie twoje długi zostają z dniem dzisiejszym
anulowane. Nie jesteś już nic nikomu winien”. Czy odszedłbyś bez słowa po-
dziękowania? Faktem jest, że człowiek z przypowieści nie powiedział nawet
„dziękuję”. Po prostu odwrócił się i odszedł.
Akt II - 2000 dolarów długu
Pierwsze co zrobił dłużnik, któremu król darował dziesięciomilionowy dług,
to zamiast paść królowi do nóg i wyrazić swą wdzięczność i miłość, wyszedł
i udał się do swojego współsługi, który był mu winien sumę stanowiącą rów-
nowartość około 2000 dolarów. Straszył go, a nawet wówczas, gdy jego ko-
lega prosił o darowanie długu tak samo, jak on prosił, króla, jego serce nie
złagodniało ani trochę. Wtrącił swego współsługę do więzienia.
Dlaczego to zrobił? Być może był po prostu chciwy i choć cieszył się, że nie
ciąży na nim dług 10 milionów dolarów, pomyślał, że dobrze byłoby jesz-
cze mieć pełną kieszeń, aby uczcić ten szczęśliwy dzień. Jest jednak jeszcze
inna możliwość. Jeśli w rzeczywistości nie przyjął królewskiego przebaczenia,
to możliwe, że chciał odzyskać co się dało, by zacząć spłacać dług królowi.
- 48 -
Może nie lubił dobroczynności. Może był tak ambitny, że nie chciał być zobli-
gowany do wdzięczności wobec króla.
Człowiek ten miał przed sobą długi i ciężki czas, jeśli postanowił zwracać
10 milionów dolarów w ratach trzydziestodolarowych! Miał więc przed sobą
wiele ciężkiej pracy i wyrzeczeń. Ale jakiekolwiek były motywy jego postępo-
wania, jedno jest jasne. Chociaż stosunek wysokości ich długów wynosił pięć
tysięcy do jednego, to nie potraktował swego współsługi tak, jak sam został
potraktowany przez króla.
Akt III - W więzieniu
Przyjęte jest w większości szkół, a może i w większości wszelkich instytu-
cji na świecie, żeby nie donosić na kolegów. Młodzi ludzie mają szczególnie
mocno zakodowane normy etyczne zakazujące skarżenia, donoszenia, kablo-
wania i jakkolwiek jeszcze można to nazwać. Mają wiele epitetów dla tych,
którzy się tego dopuszczą, ale żaden z nich nie jest pochlebny! Donoszenie
uważane jest niemal za niewybaczalny grzech.
Ale być może na dworze króla obowiązywały inne normy etyczne albo po pro-
stu są rzeczy tak rażące, tak złe, że nie sposób powstrzymać się i nic nie po-
wiedzieć. Tak więc niektórzy ze sług powiedzieli królowi, co się stało, a król
się rozgniewał.
Kazał przywołać swego dłużnika. Skazał go na więzienie i wydał katom, aż
odda mu cały dług.
Są dziś tacy, którzy nie chcą Boga zdolnego do gniewu.
Nie chcą Boga, który prowadzi sąd. Ale ten król posłał swego sługę do wię-
zienia, wydał go katom. Nie pozostawił go samego, by doświadczył skut-
ków swego złego postępowania. Dołożył starań, by ukarać złoczyńcę.
Czytamy, że dłużnik miał pozostać w więzieniu, aż odda cały dług. To musia-
ło trochę potrwać, prawda? Co za dziwna historia!
Kontrast między dwoma królestwami
Z tej historii możemy się nauczyć, że istnieją dwa królestwa: królestwo nie-
bios i królestwo tego świata. Metody ich funkcjonowania są zupełnie odmien-
ne. W królestwie tego świata dostajesz to, na co zarobisz. Działasz w swój
własny sposób. Przebaczenie i miłosierdzie nie należą do zasad królestwa,
w którym żyjemy.
Ludzie zmagali się, by pojąć tę różnicę. A gdy zrozumieli, że królestwo niebios
oparte jest na zasadzie daru, a zasługi i zarabianie, nagrody i przywileje nie
mają w nim znaczenia; trudno im było to zaakceptować.
- 49 -
W królestwie niebios otrzymujemy przebaczenie za darmo, a w zamian - za dar-
mo mamy przebaczać. Nie ma przebaczenia dla kogoś, kto nie chce przebaczyć
innym. To prowadzi nas do pytania: Czy nasze przebaczanie jest przyczyną
tego, że Bóg nam przebacza? W modlitwie Pańskiej czytamy: „Odpuść nam
nasze winy, jak i my odpuszczamy naszym winowajcom”. Nie „przebacz dlate-
go, że my przebaczamy”. Dostrzegacie różnicę?
Rozważmy dwa możliwe wyjaśnienia. Będziecie mogli zdecydować, do któ-
rej kategorii pasuje człowiek z przypowieści, są bowiem dwie możliwe sytu-
acje, w których ten, kto otrzymał przebaczenie, będzie potraktowany tak jakby
mu nie przebaczono.
Pierwsza, wspomniana wcześniej, ma miejsce wtedy, gdy ktoś nie przyjmie
przebaczenia. Przebaczenie zawsze wymaga zgody dwóch stron. Jeśli do-
szło do zerwania więzi - czy to między dwojgiem ludzi, czy między człowiekiem
a Bogiem obie strony muszą być skłonne do pojednania, jeżeli ma ono nastą-
pić. W przeciwnym razie do pojednania nie dojdzie.
Czy kiedykolwiek w twoich stosunkach z ludźmi pokłóciłeś się z kimś, kogo ko-
chasz? Czy zaoferowałeś przebaczenie i zostałeś odrzucony? Gdy tak się dzie-
je, nawet jeśli zrobiłeś wszystko ze swojej strony, związek umiera, jeżeli prze-
baczenie nie zostanie zaakceptowane.
Gdy Jezus umarł na krzyżu, umożliwił ofiarowanie przebaczenia każdemu -
bez względu na to kim jesteś, co zrobiłeś albo skąd pochodzisz. Dzięki Je-
zusowi możesz mieć przebaczenie. Nieważne, czy jesteś winien 10 milionów,
czy 2000 dolarów. Przebaczenie ofiarowane jest darmo każdemu człowie-
kowi.
Jednakże, choć jest to tak cudowny dar, nie będzie nic wart dla mnie, jeśli go nie
przyjmę. Jeśli więc nie przyjąłem przebaczenia ofiarowanego przez Króla,
to czas sądu i więzienie są nieuniknione.
Czy jest możliwe przyjąć Boże przebaczenie, a potem nie przebaczać innym?
Owszem, tak. A jeśli tak może się zdarzyć, jak można tego uniknąć? Czy mamy
bardzo starać się przebaczać innym, aby Bóg mógł przebaczyć nam?
Jak to się dzieje, że ktoś, komu naprawdę przebaczono, nie chce przebaczyć
swemu bliźniemu? Otóż człowiek przyjął przebaczenie, ale jego niemiłosierny
duch krok po kroku odrzuca Bożą przebaczającą miłość. Człowiek odłącza się
od Boga i znów jest w takim samym stanie, jak przed przyjęciem przebaczenia.
Jeśli wszystko, co trzeba zrobić, polegałoby na jednorazowym nieodwracal-
nym przyjęciu Bożego przebaczenia, niepotrzebne byłoby ostrzeżenie zawarte
w tej przypowieści i w modlitwie Pańskiej.
- 50 -
Możemy więc posłużyć się zasadą „tak długo, jak”. Tak długo, jak jesteśmy
związani z Bogiem i polegamy na Nim, grzech nie ma nad nami mocy. Doty-
czy to każdego grzechu, bez różnicy. Gdy odłączamy się od Boga i Jego pa-
nowania, jesteśmy w takim samym stanie, jakbyśmy w ogóle Go nie znali. Re-
ligia Chrystusa oparta jest na więzi, a nie na poprawnym zachowaniu. Gdy
pierwszy raz przychodzimy do Chrystusa, On przebacza nam grzechy. Całe
nasze złe postępowanie idzie w niepamięć. Ale jeśli decydujemy odłączyć
się od Chrystusa, całe nasze dobre postępowanie nie ma żadnej wartości!
Można o tym przeczytać w Księdze Ezechiela 3,20.
Prostą prawdą jest to, że jeśli jesteśmy związani z Chrystusem i poddani Mu,
będziemy przebaczać innym. Ale jeśli wyłamiemy się z tej zależności, nie
będziemy przebaczać. Przyczyną nie jest brak ducha przebaczania, ale odłą-
czenie się od Boga.
To wynika z przypowieści. Zauważ, że nie wystarczy postępować tak, jakbyś
przebaczał. Co czytamy? Mój Ojciec tak uczyni z wami, jeśli każdy nie odpu-
ści z serca swego bratu swemu” (Mat. 18,35).
Jedynym sposobem dla nas, by przebaczyć z serca, jest poddać serce Ducho-
wi Świętemu. Przebaczenia nie możemy wytworzyć w sobie sami. Nie może-
my zaoferować Bogu naszego przebaczenia - to On oferuje je nam. Należy
ono do nas tak długo, jak je akceptujemy.
I rozgniewał się król
Czy wciąż drżysz przed gniewem Króla? Pamiętaj - w przypowieści nie jest
powiedziane, na kogo król się rozgniewał. Czytamy, że po prostu się rozgnie-
wał i przypuszczamy, że skierował swój gniew na nieprzebaczającego sługę.
Ale można jeszcze inaczej spojrzeć na gniew króla. Bóg zawsze gniewa się
na grzech. Nienawidzi go, prawda? Zawsze gniewa się widząc zwiedzenie we
wszechświecie, prowadzące Jego stworzenia do separacji od Niego i do śmier-
ci. Czy sądzisz, że Bóg nie powinien gniewać się na to?
Ale jednocześnie możemy zobaczyć Boga, który łka i płacze z żalu za tym, któ-
ry od Niego odchodzi. Bóg jest zobowiązany dać nam wolny wybór. Jednak-
że, gdy odwracamy się od Niego, Jego wielkie kochające serce wypełnia się
bólem, którego nigdy nie będziemy w stanie pojąć. Serce Boga łamie się
na nowo za każdym razem, gdy oferuje On pojednanie i przebaczenie, a jed-
no z Jego dzieci odrzuca tę ofertę.
Nie możemy spłacić długu, jaki jesteśmy Mu winni. Nie możemy spłacić nawet
jednego grosza z tego długu. Jedyne co możemy zrobić, to schylić się do Jego stóp
i powiedzieć: „Jezus zapłacił za mnie. Wszystko Jemu zawdzięczam”. Zaś dług
miłości, który mamy wobec Jezusa, jest tak wielki, jak cała wieczność.
- 51 -
Rozdział 10
Jednemu z tych najmniejszych moich braci
„A gdy przyjdzie Syn Człowieczy w chwale swojej i wszyscy aniołowie z nim,
wtedy zasiądzie na tronie swej chwały. I będą zgromadzone przed nim wszyst-
kie narody, i odłączy jedne od drugich, jak pasterz odłącza owce od kozłów”
(Mat. 25,31.32).
Jedną z nauk na temat królestwa niebios, którą Jezus powtarzał wielokrotnie,
była prawda o sądzie. Mówił o sądzie śledczym, przedstawionym w 22 roz-
dziale Ewangelii Mateusza, gdy król przychodzi, by obejrzeć gości i sprawdzić
czy mają szaty weselne. Mówił też o sieci, która jest zarzucana w morze i wy-
ławia różnego rodzaju ryby (Mat. 13). A gdy sieć zostaje wyciągnięta na brzeg,
rybacy przystępują do oddzielenia dobrych ryb od złych, po czym zatrzymują
dobre, a złe wyrzucają.
W opisie sądu w 25 rozdziale Ewangelii Mateusza znajdujemy wskazówkę,
co będzie decydować o wyroku w tym wielkim dniu decyzji.
Czytajmy dalej opis, od wiersza 33 do 40. „I ustawi owce po swojej prawicy,
a kozły po lewicy. Wtedy powie król tym po swojej prawicy: Pójdźcie, błogo-
sławieni Ojca mego, odziedziczcie Królestwo, przygotowane dla was od za-
łożenia świata. Albowiem łaknąłem, a daliście mi jeść, pragnąłem, a daliście
mi pić, byłem przychodniem, a przyjęliście mnie, byłem nagi, a przyodzialiście
mnie, byłem chory, a odwiedzaliście mnie, byłem w więzieniu, a przychodzi-
liście do mnie. Wtedy odpowiedzą mu sprawiedliwi tymi słowy: Panie! Kie-
dy widzieliśmy cię łaknącym, a nakarmiliśmy cię, albo pragnącym, a daliśmy
ci pić? A kiedy widzieliśmy cię przychodniem i przyjęliśmy cię albo nagim
i przyodzialiśmy cię? I kiedy widzieliśmy cię chorym albo w więzieniu, i przy-
chodziliśmy do ciebie? A król, odpowiadając, powie im: Zaprawdę powiadam
wam, cokolwiek uczyniliście jednemu z tych najmniejszych moich braci, mnie
uczyniliście.”
Tak więc decyzja na sądzie wydaje się być zależna od tego, co uczyniliśmy
dla Chrystusa służąc innym ludziom. Słowa te możnaby odebrać jako wy-
powiedź legalisty. Być może nie zdobywamy naszego zbawienia dobrymi’
uczynkami w walce z grzechem, ale czy mamy zdobywać zbawienie dobry-
mi uczynkami na gruncie humanizmu? Jeśli tak, to czy mają rację ci, co przyj-
mują tylko pozór ewangelii, ewangelię polegającą na tym, by być dobrym
dla bliźnich?
Czy kiedykolwiek porównywałeś swoje życie z listą dobrych uczynków, które
Chrystus zaleca? Czy kiedykolwiek myślałeś o tym, ilu autostopowiczów za-
- 52 -
brałeś i, czy zaprosiłeś na obiad objazdowy zespół śpiewający pieśni religij-
ne? Jak wiele puszek z konserwami kupiłeś dla głodujących z okazji ostatnich
świąt i czy oddałeś swoje całkiem jeszcze niezłe ubrania do opieki społecznej
zamiast wyrzucić je do śmietnika? A co z odwiedzinami w szpitalach i wię-
zieniu? A co z kolportowaniem chrześcijańskiej literatury? Gdzie umieściłbyś
siebie w wielkiej scenie sądu?
Przypowieść o talentach
Pozostawmy na kilka minut scenę sądu i poświęćmy nieco czasu na inną
przypowieść o królestwie - przypowieść o talentach. Z pewnością przypo-
minasz sobie, że pewien człowiek mając udać się do dalekiego kraju (Mat.
25,14), zwołał swoich podwładnych i powierzył im swe dobra. Jednemu dał
pięć talentów, drugiemu dwa talenty, a trzeciemu tylko jeden talent, a sam
wyjechał.
Słudzy, którzy otrzymali pięć lub dwa talenty, poszli do pracy i podwoili ma-
jątek swego pana. Ten jednak, który otrzymał tylko jeden talent, odszedł i za-
kopał pieniądze swego pana w ziemi.
Gdy szef powrócił, był zadowolony z osiągnięć tych, którzy oddali mu pienią-
dze z zyskiem, surowo zaś obszedł się z tym, który przyniósł z powrotem jeden
talent, wykopany z ziemi.
Odebrano mu te pieniądze i dano temu, który miał dziesięć talentów. Potem
czytamy: „Każdemu bowiem, kto ma, będzie dane i obfitować będzie, a temu,
kto nie ma, zostanie zabrane i to, co ma. A nieużytecznego sługę wrzućcie
w ciemności zewnętrzne; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów” (w. 29.30).
Po raz kolejny słychać tu język sądowy, gdy opisywany jest czas oceny wy-
ników i oddawania sprawiedliwości. Przypowieść ta przypomina nam o ab-
solutnej konieczności służenia w chrześcijańskim życiu. Nie wystarczy brać
- musimy także dawać. Jeśli nie wzrastamy, umieramy. To proste. Jedynie zaś
pracując z Chrystusem dla dobra innych, możemy „pracować” na rzecz nasze-
go własnego zbawienia.
Nie powinniśmy zwlekać z rozpoczęciem naszej pracy dla Chrystusa. Powin-
niśmy poddać się pragnieniu dzielenia się z innymi, gdyż nikt nie przycho-
dzi do Jezusa wcześniej niż w jego sercu zrodzi się pragnienie mówienia innym,
jak wspaniałego przyjaciela w Nim znalazł. Zbawiająca i uświęcająca praw-
da nie może zostać zamknięta w sercu. Jeśli jesteśmy odziani w sprawie-
dliwość Chrystusa i napełnieni radością przez Jego Ducha, nie będziemy
w stanie usiedzieć na miejscu. Jeśli spróbowaliśmy i doświadczyliśmy, jak
dobry jest Pan, będziemy mieli coś do powiedzenia o Nim. Jak Filip, gdy
znalazł Zbawiciela, będziemy prowadzić do Niego innych. Tak więc człowiek
- 53 -
nie wcześniej przychodzi do Chrystusa, nim otrzyma pięć, dwa lub jeden
talent. Dostaje coś, z czym może zacząć. Poznaje miłość Chrystusa, więc
ma coś do powiedzenia. Zbawiająca i uświęcająca prawda nie może być
zamknięta w jego sercu. Nie będzie mógł usiedzieć na miejscu.Jak więc
było to możliwe, że ten, który otrzymał jeden talent, zakopał go w ziemi?
Powinien przecież puścić pieniądze w obrót i podwoić otrzymaną sumę. Czyż
nie powinno to się dziać automatycznie? Jeśli impuls, pragnienie świadcze-
nia, przychodzi spontanicznie wraz z nowonarodzeniem, to na pierwszy rzut
oka wydaje się, że ostrzeżenie przed zakopywaniem talentów jest całkowicie
niepotrzebne.
Ale przyjrzyjmy się lepiej. Czy przypowieść mówi, że niemożliwe jest próbowa-
nie ukrycia prawdy, czy też mówi po prostu, że niemożliwe jest, by takie próby
się powiodły? Człowiek z przypowieści sądził, ie może zachować jeden talent
dla siebie, ale przekonał się, że talent jest czymś, czego nie można zachować.
Albo go używasz, albo tracisz.
Nie możesz utrzymać papugi w sokowirówce
Przypuśćmy, że powiedziałbym ci, że nie możesz utrzymać swojej papu-
gi w pracującej sokowirówce. Czy pomyślałbyś wtedy, że papuga jest tak silna,
iż potrafi wyrwać się nawet z sokowirówki? A może gdybyś był na tyle nie-
rozsądny, by spróbować, przekonałbyś się, że zamiast papugi będziesz miał
tylko kupkę piórek.
Podobnie jest w życiu chrześcijańskim. Nie powinniśmy próbować zachować
spokój, bo jeśli będziemy to czynić, wówczas go utracimy. Nie możemy za-
mknąć prawdy w naszych sercach, gdyż stracimy ją, jeśli nie będziemy się nią
dzielić. Jeśli nie będziemy mówili, co Pan uczynił dla nas, gdy rzeczywiście
mamy coś do powiedzenia, to wkrótce nie będziemy mieli już nic do powiedze-
nia. Ci, którzy czynią mało albo nic dla Chrystusa, są w niebezpieczeństwie.
Łaska Boża nie pozostanie zbyt długo w sercu człowieka, który mając wielkie
możliwości i okazje, milczy. Taki człowiek spostrzeże niebawem, że właściwie
nie ma nic do powiedzenia.
Jedną z głównych przesłanek religii chrześcijańskiej jest to, że wszyscy są
pracownikami. Możemy pracować w różny sposób, nasze talenty mogą nie
być jednakowe, ale mamy wspólny cel. Mamy coś do powiedzenia o Jezusie.
Nieraz ludzie mówią o cichym świadczeniu. Jest to nawet całkiem popular-
na idea! Każdy chce być cichym świadkiem. Słyszałem, jak pewni wierzący
ludzie mówili:
- Jeśli upiekę bochenek dobrego chleba i podaruję go mojej chorej sąsiadce,
wydaję świadectwo. Jeśli dbam, by mój samochód był czysty, a podwórze wy-
- 54 -
sprzątane, wydaję świadectwo. Jeśli ciężko pracuję i jestem uczciwy w intere-
sach, wydaję świadectwo.
Czy te rzeczy są ważne? O tak, z pewnością. Ale czy możliwe jest, by ate-
ista upiekł bochenek dobrego chleba i dał go swojemu sąsiadowi? Czy nie-
wierzący nie myją swoich samochodów i nie przystrzygają trawników wokół
swoich domów? A czy agnostyk nie może ciężko pracować i być uczciwy w in-
teresach?
Różnica między chrześcijaninem, a tym, który przyjmuje tylko pozory ewange-
lii, polega na tym, że chrześcijanin ma coś do powiedzenia!
Co powiedziałeś o Jezusie w tym tygodniu? Czy uczyniłeś coś więcej ponad
bycie miłą osobą, dobrym sąsiadem, moralistą? Czy spróbowałeś i doświad-
czyłeś, jak dobry jest Pan? Od tego powinieneś zacząć. W twoim poko-
ju, zapoznając się z Nim. Ale nie jest twoim celem pozostawanie w poko-
ju przez cały dzień. Masz iść do swoich obowiązków. Teraz jednak masz coś
do powiedzenia. Masz poselstwo, którego nie mają ci, co Boga nie znają.
I to czyni różnicę.
Z powrotem do sądu
Pamiętając o tym, wróćmy do sceny sądu. Czy to Chrystus mówi swoim uczniom,
że wyrok będzie wydany w oparciu o to, czy odwiedzali chorych, karmili głod-
nych i ubierali nagich? Nie! Wszystkie te rzeczy są dobre same w sobie. Ale
chodzi tu o coś więcej. Sam Chrystus powiedział nam, byśmy nie troszczyli się
o rzeczy przemijające, ale o życie wieczne. Jak więc może teraz opierać decyzję
dotyczącą wiecznego życia na tym, ile rozdano żywności czy odzieży? Cieka-
we pytanie, prawda?
Spójrzmy nieco głębiej, by dostrzec duchowe znaczenie przypowieści o są-
dzie. Jezus mówi, że służąc innym ludziom, służymy Jemu samemu. Powiada:
„Byłem głodny, a daliście mi jeść”. Czy mówi o rzeczywistym chlebie, czy też
ma na myśli Chleb Żywota? Czyż nie powiedział kiedyś, w Ewangelii Jana 6:
„Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a krew moja jest prawdziwym na-
pojem”? „Tu natomiast jest chleb, który zstępuje z nieba, aby nie umarł ten,
kto go spożywa” (w. 55.50). Co czynisz, by dzielić się z ludźmi chlebem życia?
Oto jest pytanie.
Jezus powiedział: „Pragnąłem, a daliście mi pić”. Czy Jezus mówił o wodzie
tego świata? On to powiedział kiedyś: ”Każdy, kto pije tę wodę, znowu pra-
gnąć będzie; ale kto napije się wody, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął
na wieki, lecz woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody wytry-
skującej ku żywotowi wiecznemu” (Jan 4,13.14).
- 55 -
„Byłem przychodniem, a przyjęliście mnie.” Gdy przyprowadzamy kogoś
do Chrystusa, możemy powiedzieć: „Tak więc już nie jesteście obcymi i przy-
chodniami, lecz współobywatelami świętych i domownikami Boga” (Efez.
2,19).
„Byłem nagi, a przyodzialiście mnie.” Gdy sami zostaliśmy odziani w szatę
sprawiedliwości Chrystusa, możemy zaoferować ją innym, dzieląc z nimi „szaty
białe, aby nie wystąpiła na jaw haniebna nagość” (Ap. 3,18).
„Byłem chory, a odwiedzaliście mnie.” Ci, którzy nigdy nie poznali dobrej
nowiny o Chrystusie, są śmiertelnie chorzy. Ich stan jest naprawdę opłakany.
„Cała głowa chora i całe serce słabe. Od stóp do głowy nic na nim zdrowego:
tylko guzy i sińce, i świeże rany” (Izaj. 1,5.6).
„Byłem w więzieniu, a przychodziliście do mnie.” Ci, którzy poddani są pa-
nowaniu szatana, są jego więźniami. O szatanie powiedziano: „Czy to jest
ten mąż, który (...) swoich jeńców nie wypuszczał na wolność?” (Izaj. 14,16.17).
Najgorszą niewolą jest niewola grzechu, a największą wolnością jest ta, którą
daje Chrystus. Są ludzie, którzy wtrąceni do więzienia - tak naprawdę po-
zostają wolni. Więcej jednak jest takich, którzy nigdy więzienia nie widzieli,
a jednak są więźniami.
W dniu sądu, gdy zapisy życia wszystkich ludzi zostaną wyciągnięte na świa-
tło dzienne, co będzie się liczyło? Jedynie to, czy trwaliśmy w społeczno-
ści z Chrystusem i czy służyliśmy Mu. Nie możemy zaś pozostawać z Nim
w społeczności, jeśli z Nim nie współdziałamy w Jego służbie dla świata.
Służąc innym, nie tylko znajdujemy nasze własne zbawienie, ale czynimy
szczęśliwszym nasze doczesne życie.
Rozdział 11
Głupiec i jego pieniądze
Łatwo przypisywać głupotę marnotrawnemu synowi, który udawszy się do da-
lekiego kraju, przepuścił wszystko co miał. Jezus opowiedział jednak kolejną
przypowieść o innym głupcu, którego głupota nie polegała na trwonieniu pie-
niędzy, ale na ich oszczędzaniu!
Historia ta jest zapisana w Ewangelii Łukasza 12,16-21. „I powiedział im
podobieństwo: Pewnemu bogaczowi pole przyniosło obfity plon. I rozważał
w sobie: Co mam uczynić, skoro nie mam już gdzie gromadzić moich plonów?
I rzekł: Uczynię tak: Zburzę moje stodoły, a większe zbuduję i zgromadzę tam
wszystko swoje zboże i swoje dobra, i powiem sobie: Mam wiele dóbr złożo-
nych na wiele lat; odpocznij, jedz, pij, wesel się. Ale rzekł mu Bóg: Głupcze, tej
- 56 -
nocy zażądają duszy twojej; a to, co przygotowałeś, czyje będzie? Tak będzie
z każdym, który skarby gromadzi dla siebie, a nie jest w Bogu bogaty.”
Łatwo być głupcem, gdy jest się bogaczem. Jezus powiedział na ten temat jed-
ną ze swych miniprzypowieści, zapisaną w 19 rozdziale Ewangelii Mateusza:
„Zaprawdę powiadam wam, że bogacz z trudnością wejdzie do Królestwa Nie-
bios. A nadto powiadam wam: Łatwiej wielbłądowi przejść przez ucho igielne
niż bogatemu wejść do Królestwa Bożego” (w. 23.24).
Bogaci ludzie nie mają więc zbyt dobrych perspektyw, prawda? A może ty je-
steś bogaty? Twoja odpowiedź na to pytanie uzależniona będzie od tego, z kim
się porównasz. Czy jesteś bogaty porównując się do Johna D. Rockefellera?
A czy jesteś bogaty porównując się do sieroty z ulicy w Bombaju?
Jak byś przedstawił swoje bogactwo? Czasem ci, co mieszkają w ładnych do-
mach i jeżdżą kosztownymi samochodami, mają olbrzymie długi i parę do-
larów w portfelach. Gdy liczysz swoje dobra, czy uwzględniasz tylko to,
co masz na koncie w banku? A może również wszystkie rzeczy, które posia-
dasz? A może nawet twoje potencjalne możliwości? Ludzie ze świata finansjery
uwzględniają przynajmniej te trzy składniki.
Jeśli zechcesz dodać to, co ma większą wartość niż pieniądze, a więc zdrowie,
szczęście, miłość i przyjaźń, wówczas stwierdzisz, że naprawdę jesteś bogaty.
Jednak przypowieść o bogatym głupcu zawiera przynajmniej trzy ostrzeżenia pod
adresem bogaczy - a ostrzeżenia te, tak czy inaczej, dotyczą każdego z nas.
Moneta poza obiegiem jest bez wartości
Nie używane pieniądze nie mają żadnej wartości. Kobieta z przypowie-
ści o zgubionej drachmie skwapliwie poszukiwała monety, która zgubiwszy się
została wyłączona z obiegu. Gdyby nie została znaleziona, gdyby na zawsze
pozostała wśród kurzu i śmieci, nie miałaby żadnej wartości dla właściciel-
ki ani dla kogokolwiek innego.
Tak więc pierwszym błędem, jaki popełnił bogaty głupiec, było to, iż chciał
zatrzymać swoje bogactwo. Nie zainwestował go w nic. Nie dzielił się nim.
Nie chciał go wydać w jakikolwiek sposób. Nie był w stanie wydać go tyl-
ko dla siebie. Tak więc zatrzymał je, bezużyteczne.
Niektórzy z nas decydują się odłożyć coś - na wszelki wypadek. Inni wydają
wszystko co zarobią, mają trudności z oszczędzaniem pieniędzy. Ta przypo-
wieść mówi jednak o czymś więcej niż dolary czy złotówki. Jak zauważyliśmy
w poprzednim rozdziale, głupotą jest oszczędzanie łaski Bożej. Jest ona prze-
znaczona do dzielenia.
- 57 -
Gdy otrzymujemy obfite błogosławieństwo od Pana, ostatnią rzeczą, jaką.
powinniśmy wówczas zrobić, jest zachowanie go tylko dla siebie. Jezus powie-
dział, że błogosławieństwo dawane jest po to, by zostało przekazane dalej.
„Darmo wzięliście, darmo dawajcie” (Mat. 10,8). Dając to, co otrzymaliśmy,
przygotowujemy nasze serca na przyjęcie jeszcze obfitszych darów nieba.
Drugim błędem bogatego głupca było to, że gromadził skarby dla siebie.
Myślał tylko o sobie. Posiadanie bogactwa nie jest grzechem. Abraham był
bardzo bogaty (zob. Rdz. 13,2), podobnie Hiob (zob. Hiob 1). Biblia przy-
znaje, że to Bóg daje siłę do zdobywania bogactwa (zob. Pwt. 8,18). Bo-
gaty głupiec z przypowieści nie musiał pozbywać się od razu wszystkiego,
co miał i żyć w ubóstwie, aby być użytecznym dla innych. Mógł jednak rozdać
to, co mu zbywało, zamiast budować nowe stodoły i magazyny, a wówczas
jego bogactwo stałoby się bogactwem wielu.
Z drugiej strony, nie tylko pieniądze mogą zostać wykorzystane w egoistyczny
sposób. Talenty, wykształcenie, wpływy czy materialne środki, które posiada-
my, będą miały prawdziwą wartość jedynie wtedy, gdy będziemy ich używać
służąc naszym bliźnim. Jeśli jakakolwiek część naszego bogactwa przeznaczo-
na będzie tylko dla nas samych, straci wówczas znaczenie w świetle ewange-
lii królestwa niebios.
Po trzecie, ów bogaty głupiec nie starał się być bogatym w doświadczenie
z Bogiem. Chciał tylko jeść, pić i weselić się. Nie interesowało go królestwo;
nie starał się gromadzić w niebiańskim skarbcu. Wystarczyło mu to, że może
zatrzymać swoje bogactwo w ziemskim skarbcu.
Wkrótce jednak przyszło mu rozstać się z całym swoim majątkiem. Tej samej
nocy stracił dostęp do wszystkich swoich pieniędzy. Złożył swój skarb w ziem-
skim skarbcu, a gdy czas jego pielgrzymowania na tej ziemi dobiegł końca,
cały skarb przepadł dla niego na zawsze.
Musiało być wielu biednych ludzi w kraju, gdzie mieszkał ów bogaty głupiec.
Może byli tacy nawet wśród jego sąsiadów. Może wołali do Boga o pomoc,
a Bóg wysłuchał ich modlitw dając środki w ręce owego bogacza. Ale bo-
gacz nie chciał współpracować z Bogiem. Bóg każdemu zsyła takie błogosła-
wieństwo, jakiego człowiek najbardziej potrzebuje. Dla bogacza największym
błogosławieństwem jakie mógł otrzymać, było zaangażowanie w dzielenie się
swoimi dobrami z potrzebującymi.
Nie jest ważne, ile wynoszą twoje roczne dochody. Nieważne, jaką sumę
masz na koncie w banku. W ten lub inny sposób jesteś bogaty. Najważ-
niejszą rzeczą jest jednak to, w jaki sposób używasz swego bogactwa. Czy
chcesz, aby Bóg działał przez ciebie w odpowiedzi na modlitwy tych, którzy
- 58 -
proszą Go o pomoc, jakiej możesz im udzielić? Czy jesteś gotów złożyć swój
skarb w niebie, gdzie mól ani rdza nie niszczą, ani złodzieje nie podkopują
i nie kradną? Czy jesteś bogaty nie tylko na tym świecie, ale również bogaty
w Bogu? Czy otrzymując pragniesz dawać innym z tego, co dostałeś?
Mędrzec powiedział: „Jeden daje hojnie, lecz jeszcze więcej zyskuje; inny nad-
miernie skąpi i staje się tylko uboższy” (Prz. 11,24).
Dla aniołów dawanie jest radością. W całej przyrodzie zachodzi nieustanny
proces dzielenia się, dawania. Królestwo niebios oparte jest na dawaniu, da-
waniu i jeszcze raz dawaniu. Największy dar nieba, oddanie Jezusa za grzesz-
nego człowieka, daje nam możliwość wyzwolenia z głupoty, jaką jest służenie
samym sobie. Czy zechcesz przyjąć ten dar królestwa niebios i dzielić się nim
z tymi, którzy żyją w tym świecie? W żaden inny sposób nie wyrazisz lepiej
swojej wdzięczności Bogu za Jego niewypowiedziany dar.