Mojemu mężowi, który bardzo mnie
wspierał przy narodzinach naszych
dzieci i na którym zawsze mogę polegać.
SPIS TREŚCI
ROZDZIAŁ I
– Ty to, kurde, zawsze znajdziesz świetne miejsce do plażowania… –
marudził Daniel, zakrywając twarz czapką, żeby przynajmniej nie widzieć
hałaśliwej grupy dzieci z chorobami genetycznymi.
– Co chcesz? Miejsce było super, jak tu przyszliśmy, nie moja wina, że ta
banda przyczłapała – odpowiedział Robert, patrząc spode łba na przybyłą
zgraję.
– To chyba jakaś kolonia – zauważył Marek.
– Taa… Dla genetycznie zmutowanych.
– No weź. Trochę kultury, Daniel! – oburzył się Marek.
– No właśnie, kultury, kurzy łeb! Przychodzą i zachowują się jak w
cyrku. Zero szacunku dla innych. A może ja bym chciał odpocząć! –
powiedział głośniej Daniel, tak żeby usłyszał go któryś z opiekunów. Tamci
jednak wydawali się zbytnio zafrasowani wydawaniem komend dzieciom
wbijającym w piasek parawany.
– Może by ich tak przegonić? – zastanawiał się głośno Robert.
– Daj spokój! Zwyczajnie my się przenieśmy dalej i już. – Marek jako
jedyny myślał rozsądnie.
– Mnie się nie chce ruszać – stwierdził Daniel. – Byliśmy tu pierwsi.
– Gadacie jak dzieci. Plaża jest dla wszystkich.
– Za rok już mnie nie namówicie, żebym jechał z wami nad polskie
morze. Lepiej wróćmy na basen w hotelu – zaproponował Daniel, ale nie
ruszył się z miejsca.
– No właśnie – zawtórował Marek. – Czegoś bym się już napił!
– O! I tu żeś mądrze powiedział! – wykrzyknął Daniel, podrywając się z
miejsca i właśnie w tym momencie dostał piłką w tył głowy.
Obaj koledzy parsknęli śmiechem, a Daniel odwrócił się, żeby
zwymyślać sierotę, która nie umie grać.
– Ojej! Bardzo przepraszamy! – zawołała prześliczna brunetka w
dżinsowych spodenkach i błękitnej jak niebo górze od stroju kąpielowego, z
której wystawały dwa pięknie wyglądające wzgórki niewielkich piersi.
Danielowi zrzedła mina. Gdzieś także uleciała jego cała złość. Nie mógł
oderwać wzroku od pięknej nieznajomej, która właśnie podeszła do nich
bliżej, żeby schylić się po piłkę.
– To się już nie powtórzy – obiecała długowłosa piękność w durnowatej
zielonej czapeczce z napisem „opiekun”.
– Chodź, Borys! – zwróciła się do chłopca z zespołem Downa i wkładając
sobie piłkę pod pachę, złapała go za rękę. – Przeniesiemy się gdzieś dalej.
– Ależ nie ma takiej potrzeby! – zawołał za nią. – Zupełnie nic się nie
stało. Zdarza się!
Dziewczyna uśmiechnęła się do niego promiennie i mimo wszystko
odeszła kilka metrów, ciągnąc za rękę chłopca.
Koledzy Daniela wybuchnęli śmiechem.
– To co? Wracamy? – zapytał Marek, gdy tylko udało mu się nieco
uspokoić napad śmiechu.
– Może chodźmy tu do baru – zaproponował Daniel, wskazując na budkę
tuż przy plaży. – Chciałbym sobie jeszcze popatrzeć.
– No weź! – Marek się zaśmiał. – Przecież ona zupełnie nie jest w twoim
stylu. Niska brunetka i na dodatek opiekunka na kolonii.
– No niby tak… – przyznał. – Ale jakie ma ciało, ty to widziałeś?
– Ja zostawiłem kasę w hotelu – mruknął zawiedziony Robert, który
wydawał się równie oczarowany wcześniejszym widokiem.
– Ja stawiam! – zaproponował Daniel.
– Skoro tak, to idziemy! – zawołał zadowolony z propozycji Marek. On
jako jedyny w tej grupie nie zarabiał pięciu stów dziennie, więc takiej okazji
nie mógł zmarnować. – Ale że wam się te kobiety nie znudzą! – próbował
dogryźć kolegom. – Codziennie przez wasze gabinety przewija się ich tabun.
A na dodatek każda nogi przed wami rozkłada… – śmiał się.
– To nie to samo – odparł Robert.
– No, nie powiesz mi chyba, że jak taka laska jak ta wchodzi do ciebie do
gabinetu, to nie staje ci na samą myśl o tym, że zaraz będziesz ją widział
nago.
– Tylko od pasa w dół – dołączył się Daniel.
– Mnie to już nie pociąga – odpowiedział Robert.
– Dla nas każda kobieta to tylko przypadek medyczny.
– Właśnie. Zresztą to nie jest tak, jak ci się wydaje. Czasem wchodzi
niezła sztuka do gabinetu i myślisz sobie, że mógłbyś się z taką umówić, a
później przy badaniu okazuje się, że ma krosty na tyłku.
– Albo jest niedokładnie ogolona.
– No, a jak się zdarzy jakaś, która ma wszystko w porządku, to akurat jest
w ciąży.
– Wiecie co, chłopaki? Czego jak czego, ale pracy to wam nie
zazdroszczę. Już wolę tyrać w restauracji do północy, ale za to cieszyć się z
widoku każdej nagiej, nawet tylko do połowy, kobiety – przyznał Marek i
tym stwierdzeniem zakończył temat.
Rozsiedli się pod parasolem – w takim miejscu, żeby mieć dobry widok
nie tylko na piękną opiekunkę, lecz także na inne przechodzące obok kuso
ubrane kobiety. Zamówili sobie piwo i patrząc na wymyślane przez
opiekunki z kolonii zabawy, zaczęli wspominać swoje własne wspólne
wyjazdy na obozy. Daniel musiał przyznać, że być może rzeczywiście tamta
dziewczyna w błękitnym stroju kąpielowym była zupełnie nie w jego stylu,
ale miała w sobie coś takiego, co przyciągało jego spojrzenie. Po jednym
piwie nabrał odwagi, kupił w barze miętowe gumy, żeby nie było od niego
czuć alkoholu i podszedł do nieznajomej. Ona akurat obserwowała razem z
ratownikiem grupkę dzieci kąpiących się w morzu w fioletowych czepkach
na głowach.
– To który z nich tak kiepsko gra w piłkę? – zagadnął.
Dziewczyna najpierw wydała się zaskoczona pytaniem, a później
obdarzyła Daniela promiennym uśmiechem.
– Szczerze to byłam ja… – odpowiedziała, powracając wzrokiem na
morze i kąpiące się dzieci.
– Niemożliwe…
– Naprawdę. Piłka plażowa to nie jest moja mocna strona. W sumie żaden
rodzaj sportów, w których używa się piłki, nie należy do moich ulubionych
zajęć.
– To co robisz na obozie? Przecież sporty drużynowe to podstawa w
dużej grupie.
– Ja jestem od tańca, więc na szczęście nikt ode mnie tutaj nie wymaga,
żebym była sportowcem roku.
– Ooo… – zdziwił się – a jakiego tańca uczysz?
– Głównie nowoczesnego, ale wprowadzam do zajęć również elementy
tańców latynoskich.
– I jak im idzie? – zapytał z ironią w głosie.
– Świetnie – odparła bez namysłu. – Naprawdę świetnie. Niektórzy z nich
mają doskonałe poczucie rytmu.
– Na długo przyjechaliście?
– Dwa tygodnie.
– A który to już dzień obozu?
– Przyjechaliśmy wczoraj. A pan? Na wakacjach?
– Mam na imię Daniel – przedstawił się, podając jej rękę.
Dziewczyna na chwilę oderwała wzrok od morza i uśmiechając się
szeroko, podała mu swoją maleńką, delikatną dłoń.
– Ania.
– Tak, jestem na urlopie z kolegami.
– Gdzie się zatrzymaliście?
– W Marsol.
– U… – wyrwało się jej.
Na pewno słyszała o prestiżu tego hotelu i o cenie za noc, która nigdy nie
schodziła poniżej dwustu złotych. Dwa tygodnie w takim miejscu nie
należały więc do najtańszego sposobu spędzenia urlopu, ale Daniel nawet nie
chciał słyszeć o hotelu niższej klasy. W końcu po wielu miesiącach ciężkiej
pracy należał mu się odpoczynek i relaks, na który tam z pewnością można
było liczyć. Chociaż Marek miał obiekcje, to przekonali go, że jako
właściciel dobrze prosperującej restauracji ma prawo do luksusu. Zresztą
kiedy będzie mógł szaleć, jak nie teraz? Musi korzystać z życia, dopóki jest
kawalerem.
– A wy gdzie się zatrzymaliście?
– Cóż… my w domu kolonialnym Mewa, mają bardzo fajne warunki,
jeśli wyjeżdża się z dużą grupą dzieci, ale Marsol to na pewno nie jest… –
zaśmiała się tak uroczo, że Daniel odetchnął głębiej.
Ania zwróciła się do ratownika, żeby już zakończył dziecięce zabawy w
wodzie. Przez chwilę trwało zamieszanie, bo wychodzący opowiadali, jak
fajnie było się popluskać, oddawali czepki i ustawiali się w rzędzie.
– Oskar – zwróciła się groźnie do jednego z chłopców Ania. – Jeszcze raz
zobaczę, że plujesz wodą w koleżanki, to jutro przez cały dzień nie wejdziesz
do morza.
Chłopiec potulnie schylił głowę i nawet nie próbował się
usprawiedliwiać. Daniel od razu pomyślał, że Ania umie na pewno
zaprowadzić dyscyplinę, nawet w tak licznej grupie, co zapewne świadczyło
o jej silnym charakterze. Nie wiedział jednak w tamtej chwili, czy to jej
zdecydowana zaleta, czy może raczej wada.
– Następna grupa do kąpania! – zawołała donośnym głosem w stronę
wylegujących się na słońcu dzieci. W jednej chwili znaczna liczba osób
poderwała się i ustawiła w równym szeregu, a jakaś inna opiekunka
przeliczyła chętnych, by dopuścić do pluskania tylko dziesięcioro z nich.
Reszta miała czekać na swoją kolej.
Daniel nawet nie próbował przeszkadzać w kolejnym liczeniu dzieci,
rozdawaniu czepków i objaśnianiu przez ratownika zasad kąpieli grupowych.
Sam z zainteresowaniem patrzył na gesty ratownika i słuchał instrukcji,
przypominając sobie czasy swojego dzieciństwa. Kiedy w końcu zrobiło się
spokojnie, powrócił do rozmowy z Anią, która – jak się mu wydawało –
nawet nie zwróciła uwagi na tę dłuższą przerwę w dyskusji.
– A ty sam czy z rodziną?
Okazało się, że nie zapamiętała lub nie usłyszała tego, co mówił
wcześniej.
– Z kolegami.
– O… to taki męski wypad.
– Dokładnie. Taka nasza tradycja. Co roku gdzieś razem wyjeżdżamy.
– Agatka! – zawołała, zupełnie nie zwracając uwagi na zdziwienie
Daniela tym nagłym podniesieniem głosu. – Nie pryskaj innych wodą!
– Może mogłabyś umówić się dziś ze mną na herbatę? – zaproponował,
zdając sobie sprawę, że za chwilę znów zrobi się zamieszanie, kiedy dzieci
będą się zmieniać w morzu.
– Przykro mi, ale jestem w pracy, więc raczej nie uda mi się wyrwać.
– Raczej… więc jest jakaś szansa?
– Cóż… na pewno nie dzisiaj.
– W takim razie będę próbował – zapowiedział, uśmiechając się do niej. –
A teraz już nie przeszkadzam w pracy. Miłego dnia.
– Dziękuję. Wzajemnie – odpowiedziała i nawet na moment nie
odwróciła wzroku od coraz bardziej wzburzonego morza.
Daniel zastanawiał się, co też takiego podoba mu się w tej dziewczynie.
Nie było wątpliwości, że była śliczna i miała nienaganną sylwetkę, ale
dziewczyny, z którymi umawiał się do tej pory i które – jak sądził – mu się
podobały, były długonogimi blondynkami o figurze modelki. Być może
zwyczajnie potrzebował odmiany? A może podświadomie czuł, że
dotychczasowe partnerki miały zaspokoić tylko jego seksualne potrzeby i
żadna z nich, dobrze o tym wiedział, nie nadawała się do stałego związku.
Lubił, co prawda, swój stan, bo przecież życie w pojedynkę miało wiele
uroku, ale coraz częściej jednak brakowało mu czyjejś obecności.
Szczególnie wieczorami, po pracy, kiedy nie miał ochoty wychodzić z domu,
żeby spotkać się z Markiem czy Robertem. Może ta dziewczyna miała stać
się odpowiedzią na jego aktualne potrzeby?
– I jak? Umówiła się z tobą? – zapytał Marek, gdy tylko Daniel podszedł
do swoich kolegów.
– Jeszcze nie. Ale to przecież kwestia czasu. – Zaśmiał się i usiadł przy
stole.
– I jaka jest? – dopytywał Marek.
– Właśnie nie wiem… jest… intrygująca, to na pewno. I piękna. Ma
wspaniały uśmiech. Tylko te dzieci… koszmar. Ja tak nie lubię przebywać z
takimi…
– Przecież to nie z nimi masz się umawiać – stwierdził krótko Robert i
zaproponował kolejne piwo.
Do wieczora wypili jeszcze po trzy i dawnym zwyczajem
przedyskutowali ostatnie wydarzenia w pracy i poza nią. Marek zawsze
opowiadał najciekawsze historie. Do jego restauracji przychodziła przecież
cała śmietanka towarzyska Wrocławia. Ludzie wielu profesji i pasji,
szczególnie prokuratorzy, adwokaci, lekarze, wysoko postawieni urzędnicy,
politycy. Większość z nich po wypiciu morza alkoholu robiła się niezwykle
wylewna i z chęcią opowiadała o absurdach dzisiejszej rzeczywistości.
W ciągu kilku godzin, jakie koledzy spędzili w barze, grupa Ani
wyruszyła z plaży na obiad i chyba kolację, bo nie było ich do dziewiętnastej.
Po tym czasie znów wrócili na plażę, żeby rozłożyć się w innym miejscu i
urządzić rozgrywki siatkówki plażowej. Dwoje mężczyzn zajęło się
sędziowaniem meczów, podczas gdy Ania i jej koleżanki zajmowały resztę
grupy jakimiś pracami plastycznymi. Daniel domyślał się, że dzieci miały
namalować krajobraz wzburzonego morza w wieczornym słońcu, bo z uwagą
wpatrywały się w fale, po czym z wyciągniętymi językami starannie
rysowały coś na kartkach. Ania usiadła nieopodal nich i rozmawiała z
koleżankami. Wyglądała na zmarzniętą, bo owijała się sweterkiem i
podciągała nogi pod brodę. Jej włosy, zebrane tym razem w warkocz, targała
coraz silniejsza bryza. Daniel czuł się zbyt pijany, żeby podejść do niej i
zaproponować użyczenie ręcznika – jedynej rzeczy, którą miał przy sobie, a
która mogła zapewnić jej odrobinę ciepła. Bał się, że jeśli pokaże się Ani w
takim stanie, to zupełnie ją do siebie zniechęci. Postanowił więc, że ulotni się
z plaży, tak aby nie zwracać na siebie jej uwagi. Zaproponował więc
kolegom, by kolację zjedli już w hotelu.
ROZDZIAŁ II
– Co to był za cukieras, z którym dzisiaj rozmawiałaś na plaży przed
obiadem?
– A, nie wiem. Nie znam. Uderzyłam go dzisiaj piłką w głowę. – Ania
zaśmiała się i opowiedziała Magdzie o swojej przygodzie. – Ma na imię
Daniel. Chciał się ze mną umówić na herbatę.
– I co? Zgodziłaś się?
– No co ty? Kiedy miałabym się wyrwać?
– Wieczorem, jak położymy dzieciaki do łóżek.
– Dzisiaj? Chyba bym padła ze zmęczenia i dopiero narobiła sobie
obciachu. Oni na pewno nie położą się spać przed dwudziestą trzecią. Są tak
podekscytowani, że będą biegać z pokoju do pokoju.
– Pewnie tak. Ale jutro się z nim spotkasz? Jest zabójczo przystojny, nie
pozwolę ci zmarnować takiej okazji.
– No nie wiem. Zobaczymy, jaki będzie na jutro plan.
Magda pokręciła głową z dezaprobatą. Znała swoją przyjaciółkę i
wiedziała, że na pewno znajdzie wiele wymówek, byleby tylko nie
skorzystać z tej szansy. Ania zawsze była zbyt spokojna i zbyt skromna. W
przeciwieństwie do Magdy nie dawała się ponosić emocjom i urokom chwili.
Zawsze zajmowała ją jedynie praca i rodzina. Miała trzydzieści lat i nie tylko
nie miała stałego partnera, lecz także nie zdarzały jej się żadne przejściowe
romanse. O nie, nie! Tym razem Magda nie pozwoli jej zmarnować okazji.
Przy odrobinie szczęścia i dzięki jej – jak się wydawało – genialnemu
planowi, facet oszaleje na punkcie Anki i nie da za wygraną, dopóki jej nie
przeleci. W drodze powrotnej z plaży do ośrodka Magda nakręciła
kierownika obozu, żeby kolejnego wieczoru zorganizować zajęcia taneczne
na plaży.
– Rok temu, jak byłam na urlopie, to widziałam, jak jakiś obóz robił coś
takiego. Wszyscy zatrzymywali się, żeby popatrzeć, a nawet dołączali do
tańczących.
– To świetny pomysł, a co Ania na to?
– A nie wiem… – Magda udała głupią. – Nie pytałam, ale na pewno się
zgodzi.
– W sumie poranny rozruch też mogłaby zrobić na plaży? Świeże
morskie powietrze, mewy. Dzieciaki będą zachwycone – podekscytował się
kierownik.
Magda zadowolona z ustaleń zajęła się swoimi sprawami i nawet słowem
nie wspomniała przyjaciółce o tym, co wymyśliła.
ROZDZIAŁ III
Wieczór obozowy był dla wszystkich wychowawców bardzo pracowity.
Zanim nastała cisza nocna, musieli sprawdzić czystość w pokojach, podać
wychowankom leki, pocieszyć i zabawić tych wrażliwszych, którzy od
samego początku mieli problem z rozstaniem z rodziną. Około dwudziestej
trzeciej mieli jeszcze spotkanie z kierownikiem, żeby pokrótce omówić
miniony dzień i ustalić plan na kolejny. Ania była w łóżku dopiero po
dwudziestej czwartej. Tak zmęczona po nieprzespanej pierwszej nocy w
nowym miejscu, że ledwie zamknęła oczy, a od razu odpłynęła.
Poranek obudził ją nie tylko wkurzającym dzwonieniem budzika, lecz
także gwarem na korytarzu. Dzieci okazały się po raz kolejny rannymi
ptaszkami i wstały pół godziny przed rozruchem. Ania podniosła się z łóżka
przed Magdą, żeby wcześniej zająć toaletę. Apel miał się odbyć punktualnie
o siódmej, więc musiała zrobić makijaż i przebrać się w strój sportowy.
Kiedy wróciła do pokoju, Magda była już ubrana i ze zmarnowaną miną
siedziała na swoim łóżku.
– Poranek bez kawy… masakra!
Ania się roześmiała. Ona sama nie pijała kawy, więc nie wiedziała, co
czuje przyjaciółka.
– Ruszaj się, ruszaj! – ponagliła Magdę. – Dziesięć minut do apelu.
Koleżanka wstała z łóżka, ociągając się, a następnie poszła do łazienki
zrobić makijaż. Ania w tym czasie pościeliła zarówno swoje łóżko, jak i
Magdy. Wiedziała, że ta zapewne nie wyrobi się z tym przed apelem. A
przecież zaraz po śniadaniu dzieci będą przychodzić po tabletki i
kieszonkowe, więc ich pokój musi jakoś wyglądać. W końcu powinny dawać
przykład.
Apel został zorganizowany na głównym placu przed ośrodkiem. Dzieci w
większości zjawiły się tam już na długo przed wychowawcami, którym
brakowało ich młodzieńczej energii o tak wczesnej porze. Kierownik krótko i
rzeczowo przeprowadził poranną odprawę, po czym przydzielił grupy do
instruktorów na poranny rozruch. Ania ze swoimi dziećmi od razu truchtem
wybrała się na plażę. Tam wyciągnęła z plecaka telefon i podłączyła go do
małego przenośnego głośnika. Nie był, co prawda, pokaźnych rozmiarów, ale
miał dużą moc i muzyka, która z niego popłynęła, była na tyle głośna, żeby
dzieci słyszały ją pomimo szumu fal.
Pogoda była cudowna, świeże morskie powietrze i poranne słońce
dodawały energii do ćwiczeń. Ania uwielbiała aerobik. Mimo że, nie zjadła
śniadania, pora była wczesna, a piasek utrudniał poruszanie się, czuła, jak
endorfiny uderzają jej do głowy. Była pewna, że zapowiada się wspaniały
dzień. Dzieci również wyglądały na zadowolone. Jedynie mała grupka
marudziła w drodze powrotnej do ośrodka. Reszta wesoło świergotała i,
robiąc duży hałas, weszła na stołówkę, żeby zjeść śniadanie. Ania dotarła
jako ostatnia. Umyła ręce w łazience tuż przy stołówce i weszła na salę,
promieniejąc radością i entuzjazmem. Reszta jej kolegów, łącznie z Magdą,
po rozruchu wyglądała podobnie jak ona. Wszyscy z zadowoleniem i nową
energią nakładali sobie śniadanie. Zupełnie jakby odrobina ruchu o poranku
pełniła funkcję ładowarki – i to na cały dzień.
– Mamy dziś dość napięty plan – przypomniał kierownik, sugerując, żeby
zjeść porządne śniadanie.
Już o dziewiątej miały zacząć się zajęcia profilowe, później odrobina
relaksu przy wykonywaniu prac plastycznych, obiad, wyjście na plażę,
kolacja i znów powrót na plażę, tym razem na kolejne tego dnia zajęcia
profilowe.
Ania dobrze wiedziała, że przy tak napiętym planie pracy będzie miała
niewiele czasu na wypoczynek. Postanowiła więc bez pośpiechu zjeść
śniadanie, relaksując się rozmową i sączeniem słodzonej – w tym przypadku
czy tego chcesz, czy nie – herbaty. Kiedy razem z Magdą wróciły ze stołówki
do pokoju, przed drzwiami stały już ich grupy wychowanków. Wiedziały
jednak, że nie mogą dać im sobą kierować i kazały dzieciom poczekać pod
drzwiami do momentu, gdy one umyją zęby i raz jeszcze sprawdzą, czy w ich
pokoju wszystko jest posprzątane. Po pięciu minutach były już gotowe do
pracy. Wydawały leki, według ściśle określonych zasad, oraz kieszonkowe,
które wręczyli im rodzice dzieci przed wyjazdem, by te otrzymały
odpowiednią kwotę na każdy dzień.
Po dziewiątej każda z dziewczyn była już na innej sali i zaczynała swoje
zajęcia. Ania uwielbiała taniec. Choćby nie wiadomo jak była zmęczona po
całym dniu pracy w szkole specjalnej, to na wieczornych zajęciach
tanecznych z kobietami w klubie fitness już przy pierwszych dźwiękach
muzyki czuła, jak wraca do niej energia i poprawia się jej humor. Żałowała
jedynie, że nie prowadzi tych zajęć codziennie, a tylko dwa razy w tygodniu.
Na tym obozie mogła się w końcu tanecznie wyżyć, bo przewidziano tu
zajęcia co najmniej raz dziennie, a czasami nawet dwa, tak jak dzisiaj.
Podobał się jej pomysł z tańcem na plaży, tym bardziej, że po dzisiejszej
rozgrzewce na chłodnym piasku miała już miłe skojarzenia. Niewątpliwie
uwielbiała górskie krajobrazy, ale pusta plaża i wzburzone morze również
miały w sobie coś wyjątkowego.
Na ten dzień miała przewidziane nauczenie dzieci nowego, krótkiego
układu pokazowego, który mogliby zaprezentować na plaży. Poza tym
chciała wprowadzić nowe kroki do salsy. Z tymi wychowankami, którzy
mieli orzeczenia o niepełnosprawności, pracowało jej się naprawdę
znakomicie. Czuły wielką radość z tego, co robią. Nigdy nie sprawiały
problemów podczas dobierania w pary, bo chłopcy równie chętnie
uczestniczyli w zajęciach, co dziewczyny. Kiedy kilka lat wcześniej
prowadziła podobne zajęcia w centrum kultury z dziećmi ze zwykłych,
państwowych szkół, w zajęciach brały udział głównie dziewczynki, a nawet
jeśli zdarzał się jakiś chłopiec, to kiedy rzuciła pomysł, by tańczyć w parach,
buntował się i przestawał przychodzić. Bywało też, że dziewczyny wówczas
wydziwiały i nie chciały złapać partnera za rękę. Poza tym takie dzieci
znacznie częściej narzekały i nie starały się tak, jak jej obecni uczniowie.
Kierownik obozu przyszedł tego dnia na jej zajęcia dwukrotnie, ale ona
zupełnie nie przejmowała się jego obecnością. Wiedziała, że nawet jeśli
zwróci jej na coś uwagę, to wpłynie to jedynie na poprawę jej pracy.
Podobnie miała w szkole, kiedy na lekcji bez zapowiedzi zjawiała się pani
dyrektor, nie traciła głowy, bo przecież zawsze była przygotowana do pracy.
Uwielbiała nauczać, a poza tym gdyby nie zaplanowała pracy na cały dzień,
to szybko zrobiłoby się nieprzyjemnie, bo znudzeni wychowankowie
zaczęliby rozrabiać. Akurat tym nie różnili się zupełnie od zdrowych dzieci.
W szkole Ania nie prowadziła zajęć tanecznych, była wychowawczynią
nauczania początkowego. Jej praca nie była łatwa, ale za to przynosiła dużo
satysfakcji. Dzieci, pomimo różnych swoich słabości, były raczej pracowite i
chętne do współpracy. Zdarzały się oczywiście nieprzyjemne sytuacje, kiedy
się obrażały na siebie nawzajem albo na swoją wychowawczynię i nawet
czasami reagowały przemocą. Ale z każdym rokiem Ania uczyła się
rozwiązywać błyskawicznie wszelkie konflikty i wyciągać z każdego z
wychowanków to, co najlepsze. Po pięciu latach pracy w tej szkole nie czuła
już zupełnie żadnego obrzydzenia czy strachu, nawet jeśli musiała pomagać
uczniom w sprawach higienicznych.
Tego dnia było przed nią bardzo dużo pracy, ale nie przejmowała się tym.
Wiedziała, że wieczorem znów będzie czuła satysfakcję z tego, co zrobiła.
Zastanawiała się, czy dziś znów spotka przystojnego nieznajomego, którego
trafiła piłką poprzedniego dnia. Musiała przyznać, że zrobił na niej wrażenie.
Był wysoki, dobrze zbudowany i miał niski, bardzo męski, radiowy głos. Nie
była jednak przekonana, czy mu się coś nie pomyliło. Skoro nocował w
hotelu Marsol, to musiał być albo zamożny, albo skrajnie rozrzutny. Ona
nigdy nie pozwoliłaby sobie na tego typu wydatek. U boku takiego
mężczyzny czułaby się pewnie jak szara, stłamszona przez kota mysz. Ale to
nieprawda, co mówiła Magda, że nie miałaby ochoty na przygodę. Chyba
chciałaby się z nim spotkać i poznać go bliżej, ale z drugiej strony znała
swoją kochliwą naturę i bała się, że mogłaby się niepotrzebnie wmieszać w
jakieś miłosne zawirowania, które odbijałyby się jej czkawką przez
najbliższy rok albo nawet parę lat. Do dzisiaj przecież wspomina swój ostatni
związek ze smutkiem, a przecież było to już ładnych parę lat temu. Tak się
wtedy sparzyła na mężczyźnie, który, jak się jej wtedy wydawało, był
miłością jej życia, że do dzisiaj boli ją serce na to wspomnienie. Wiele razy
próbowała wyrzucić go z pamięci, ale ilekroć spotykała go w jakimś miejscu,
chociażby w centrum handlowym, myśli o nim nie dawały jej spać przez
kilka kolejnych nocy. Znała swój charakter. Nie była, tak jak Magda, kobietą,
która wykorzystuje każdą nadarzającą się okazję do tego, by sprawić sobie
nieco rozrywki u boku nowego faceta. Była romantyczką wychowaną na
solidnych wartościach rodzinnych. To tego jej było potrzeba. Mężczyzny, z
którym mogłaby dzielić swój każdy dzień. Takiego, którego śmiało mogłaby
przedstawić rodzicom, dając im nadzieję na to, że pewnego dnia zostaną
dziadkami. Kogoś, z kim nie bałaby się pójść przez życie.
Poza tym jest w pracy. Nie może sobie pozwolić na romansowanie, nawet
jeśli Magda uważa inaczej.
ROZDZIAŁ IV
Daniel obudził się około jedenastej z potwornym bólem głowy. Chyba
poprzedniego wieczoru nieco przesadził z alkoholem. Na śniadanie w hotelu
było zbyt późno, bo serwowali je tylko do dziesiątej. To nie był jednak dla
niego żaden problem, bo przecież mógł zjeść na mieście. Napisał SMS-a do
chłopaków, żeby się przekonać, czy już wstali, ale nie dostawał żadnej
odpowiedzi, więc postanowił pójść popływać.
„Jestem na basenie” – napisał do nich, ubrał slipy i zjechał windą na
ostatnie piętro. Basen był pusty, więc z ogromną przyjemnością mógł z niego
korzystać, tym bardziej że była cisza, więc nie musiał borykać się z
większym bólem głowy. Ten zresztą powoli ustępował po przepłynięciu
kilku kolejnych długości basenu.
Daniel zupełnie nie pamiętał, co wydarzyło się poprzedniej nocy.
Wiedział jedynie, że wybrali się na dyskotekę w hotelu i zamówili kilka piw.
Po jakimś czasie dosiadły się do nich dziewczyny, które przyjechały nad
morze w delegację. Gawędzili z nimi do późnej nocy, a może nawet do rana.
Pół godziny pływania okazało się naprawdę fajną sprawą na kaca. Głowa
bolała go po tym tylko trochę i nawet zgłodniał. Robert zjawił się na dole
akurat w momencie, kiedy Daniel wychodził z wody.
– Idziemy na jakieś śniadanie? – spytał Daniel.
– No pewnie. Marek już też wstał, tylko musi się ogarnąć. Dopiero wrócił
do siebie. Miał dzisiaj ciekawą noc.
– To co? Zaciągnął jakąś panienkę na noc?
– Raczej ona zaciągnęła jego. Wyglądała na mocno napaloną.
Obaj się zaśmiali. Umówili się w głównym holu za dziesięć minut. Daniel
wrócił do swojego pokoju, wziął prysznic, ogolił się i ubrał w swoją ulubioną
wakacyjną koszulę z krótkim rękawem. Pół godziny później siedzieli już w
jakiejś restauracji, gdzie serwowano śniadania, i opowiadali przygody z
poprzedniej nocy. Okazało się, że Marek równie słabo pamięta wydarzenia.
Robert zaśmiewał się z nich, opowiadając, jak się zachowywali poprzedniej
nocy.
– Jedna z tych lasek mocno na ciebie leciała – powiedział do Daniela.
– A ja nie skorzystałem z okazji?
– No nie właśnie. Cały wieczór opowiadałeś o tamtej dziewczynie z plaży
i w końcu ta laska się wkurzyła i poszła szukać kogoś innego.
– A to pech… – Daniel westchnął, udając załamanego.
– Nie masz czego żałować. Nie była zbyt urodziwa.
– A tobie się nic nie trafiło? – zapytał Marek.
– A trafiło się, trafiło, ale nie skorzystałem. Matko, jaka ta baba była
uparta. Chyba jej mąż od dawna nie filtrował, bo wyglądała jakby była na
głodzie.
– A co? Ta też niefajna była? – zapytał Daniel, przegryzając bułkę.
– No nie bardzo – odpowiedział Robert i to wszystko wyjaśniło.
Do obiadu relaksowali się w swoim hotelu. Robert z Markiem wybrali się
do jacuzzi i na saunę, a Daniel skorzystał z usług pięknej masażystki. Na
plażę wybrali się dopiero po czternastej. Z daleka widzieli już grupę dzieci z
obozu Ani, więc dla własnego spokoju rozłożyli się z daleka od nich, ale
jednak na tyle blisko, żeby Daniel mógł przyglądać się pięknej opiekunce.
Ania miała dziś na sobie ten sam strój kąpielowy i króciutką, zwiewną,
błękitną spódniczkę. Włosy zebrane w kucyk i przełożone przez tę jej
głupawą czapeczkę. Cały czas była zajęta zabawą z dziećmi, więc Daniel
nawet nie miał kiedy do niej podejść. Najpierw budowała z nimi zamki z
piasku, później znów pilnowała ich w kąpieli, ale cały czas zagadywał ją
ratownik. W końcu zaczęła grać w piłkę plażową, co rzeczywiście nie
wychodziło jej najlepiej, ale zdawała się tym zupełnie nie przejmować i
każdą wpadkę traktowała jako powód do śmiechu. A wszystko z taką gracją,
jakby robiła błędy celowo. Po kilku godzinach plażowania chłopakom
zrobiło się niedobrze od gorąca i nieprzespanej nocy, więc postanowili
wrócić do hotelu. Zawiedziony Daniel już zbierał się, żeby iść z nimi, ale
właśnie wtedy zobaczył, jak Ania wchodzi do wody, zupełnie sama. Nie
miała już na sobie swojej spódniczki… Daniel z rozkoszą stwierdził, że
dziewczyna ma przepiękne, jędrne pośladki.
– No to ja zostaję – rzucił do kolegów i ruszył w jej stronę.
Ania wchodziła do morza niepewnie, jakby każdy krok w zimnej wodzie
sprawiał jej ból. Naprężała mięśnie pleców i podnosiła ręce w górę przy
każdym uderzeniu fali. Daniel stał chwilę po kolana w wodzie, kilka metrów
od niej i napawał się jej widokiem. W końcu pobiegł na wprost, zanurzając
się w morzu. Dopiero wtedy ruszył w jej stronę. Podpłynął właśnie w
momencie, w którym – jak mu się wydawało – miała zrezygnować z kąpieli.
– Nie masz odwagi? – zapytał ją.
– No, jakby nie – odpowiedziała, rozpromieniając się.
– Może cię obleję? – zaproponował, wstając i grożąc, że za chwilkę
chluśnie w nią wodą.
– Nie! Proszę, nie! – krzyknęła. – Nienawidzę zimna.
– Dobrze. Nie obleję cię, ale tylko jeśli obiecasz mi, że wejdziesz ze mną
głębiej – poprosił, wyciągając rękę w jej stronę.
– No dobrze. – Roześmiała się i skorzystała z propozycji, wkładając
swoją dłoń w jego.
Daniel z zachwytem stwierdził, że jej maleńka rączka była miła w dotyku
i wyglądała na zadbaną. Przy każdej fali ściskała go mocniej i wydawała z
siebie przesłodkie, ciche piski. Daniel śmiał się i patrzył na nią, jakby była
nieziemskim, nadnaturalnym zjawiskiem.
– Chyba nie dam rady… – jęknęła Ania, zatrzymując się w miejscu.
– Ale chyba nie chcesz tam wracać? – zapytał, wskazując brzeg. – Im
wcześniej wrócisz, tym wcześniej skończy się twoja przerwa.
Ania przytaknęła, ale nie zrobiła już żadnego kroku. Wtedy złapał ją za
drugą rękę i delikatnie pociągnął w swoją stronę, pozwalając, by zanurzyła
się po samą szyję.
– Jak mogłeś?! – krzyknęła piskliwie.
– Nie chciałem, żebyś zmarzła. Teraz zaczniesz pływać i od razu zrobi ci
się cieplej.
Ania rzeczywiście odpłynęła od niego, a on skierował się w jej stronę. Po
kilku minutach zatrzymali się i stanęli naprzeciwko siebie.
– I jak z tą herbatką?
– Nie wiem, czy uda mi się wyrwać. Wczoraj położyłam się dopiero
około północy.
– Nie istnieje szansa, że dzisiaj skończysz wcześniej?
– Nie mam pojęcia. W planie mamy dzisiaj zajęcia profilowe do
dwudziestej pierwszej, zanim położymy dzieciaki spać, na pewno będzie
około dwudziestej trzeciej, ale może znów będziemy mieć zebranie kadry o
tej porze.
– Rany! I tak codziennie? Przez dwa tygodnie?
– Raczej tak.
– A kiedy macie czas na jakiś odpoczynek?
– Różnie bywa. To zależy od planu. Zazwyczaj przed lub po posiłkach.
Daniel nie krył rozczarowania. Nie widział szansy na to, by spotkać się z
tą dziewczyną. Może powinien dać sobie z nią spokój? Po co ma sobie psuć
wakacje, biegając bez efektów za jakąś nieznajomą, która w dodatku zupełnie
nie jest w jego typie. Mógłby przecież wykorzystać ten czas zupełnie inaczej,
efektywniej.
– Muszę wracać – powiedziała do niego po dłuższej chwili krępującego
milczenia. – Do zobaczenia.
– Miłej pracy – odparł i odpłynął w swoją stronę.
Był już pewien, że przestanie szukać jej wzrokiem na plaży. Może nawet
namówi kolegów na jakiś wypad do Kołobrzegu? Dawno tam przecież nie
był. Chyba ostatni raz z Klaudią, swoją dawną dziewczyną. Poza tym
ciekawe, co u niej… Nie miał z nią kontaktu od kilku lat, od czasu, kiedy
przedstawiła mu swojego nowego chłopaka. Daniel nie chciał mieszać się w
jej nowy związek, mimo że rozstając się pół roku wcześniej, postanowili
pozostać przyjaciółmi i nawet przez jakiś czas im się to udawało.
Wracając do hotelu, postanowił, że zadzwoni do niej po kolacji. Przecież
nawet jeśli nadal jest z tamtym facetem, to zwykła przyjacielska rozmowa nie
zaszkodzi jej związkowi.
Daniel wspominał okres, kiedy był z Klaudią, z wielkim sentymentem.
Byli wyjątkową parą, bo z racji swojej pracy mieli dla siebie bardzo mało
czasu. Pracowali, co prawda, w tym samym szpitalu, ale zazwyczaj się mijali.
Nie mieszkali ze sobą, nie spotykali się wieczorami w ciągu tygodnia.
Widywali się jedynie w weekendy lub podczas urlopu, ale za to kiedy już
byli razem, nigdy nie brakowało między nimi żaru. Spotykali się nawet kiedy
ona przeniosła się do innego miasta i przestała pracować we Wrocławiu. Z
czasem jednak stwierdziła, że to wszystko nie ma sensu i że ich związek
nigdy nie przerodzi się w nic poważniejszego, bo nie ma silnych podstaw.
Musiał przyznać jej rację i pogodzić się z tym, że urlopy znów będzie musiał
spędzać sam albo z kolegami.
Kiedy Daniel dotarł do hotelu, położył się spać. Obudziła go dopiero
wiadomość od Marka, że umawiają się na kolację za dziesięć minut. Ogarnął
się i zszedł do restauracji. Okazało się, że jego koledzy są jak nowo
narodzeni. Gdy wrócili z plaży, aż do kolacji spali, co przywróciło im siły.
Umówili się, że wieczorem po basenie znów pójdą na dyskotekę, tym razem
gdzieś na mieście. Był w końcu piątek. Danielowi nie chciało się pływać,
więc po kolacji zabrał swój telefon komórkowy i ruszył na spacer. Już przy
wyjściu z hotelu wybrał numer do Klaudii i nawet, ku jego zaskoczeniu,
odebrała po pierwszym sygnale.
– Miło słyszeć twój głos – powiedziała, gdy tylko się przywitał.
– Byłem ciekaw, co tam u ciebie?
– Cóż, w sumie to wszystko dobrze. Poszłam w twoje ślady i odważyłam
się założyć własny gabinet.
– Naprawdę? To świetnie! I jak ci idzie?
– Bardzo dobrze. Mam sporo pacjentek. Umawiają się do mnie na
miesiąc do przodu.
– No to brawo. Jestem z ciebie dumny. A twój gabinet? Gdzieś w
centrum czy na obrzeżach Kłodzka?
– W moim dawnym mieszkaniu. Przerobiłam salon i przedpokój na
gabinet, a w pozostałej części mieszkałam, dopóki nie skończyłam budowy
domu.
– Zaskakujesz mnie. Masz dom? Duży?
– Sporawy. Dwie kondygnacje, siedem pokoi. Ale jest bardzo przytulny.
– Mieszkasz z rodziną czy sama?
– Sama.
– A twój chłopak? Rafał, tak?
– Oj… Z Rafałem to już przeszłość. Zupełnie do siebie nie pasowaliśmy.
Ale nie poddaję się. Szukam nadal. Teraz spotykam się z jednym takim.
Zapowiada się dość interesująco, ale zobaczymy. A co u ciebie?
Daniel zaczął opowiadać o swojej pracy i o tym, że zmienił mieszkanie
na większe. Cały czas maszerował w stronę plaży. Na miejscu usłyszał z
daleka muzykę i zobaczył tańczącą grupę ludzi. Postanowił sprawdzić, co się
dzieje. Ruszył w tamtym kierunku, kontynuując rozmowę. Po kilku metrach
zaczął mieć jednak trudności ze skoncentrowaniem uwagi na tym, o czym
rozmawiał z Klaudią, bo okazało się, że tańczącą grupę prowadzi Ania. Miała
na sobie czarne legginsy podkreślające kształtną pupę i króciutki top
odkrywający brzuch. Poruszała się w taki sposób, że nie można było oderwać
od niej wzroku, a przy tym jej twarz promieniała taką radością, że chyba
nawet największy ponurak poczułby nagłą chęć, by ta dziewczyna podzieliła
się z nim swoją radością. Daniel stał pośród innych ludzi obserwujących
zajęcia. Ania wydawała się go nie zauważać. Miał ochotę podejść bliżej, by
lepiej przyjrzeć się kształtom tej intrygującej dziewczyny, ale głośna muzyka
zakłócałaby jego rozmowę.
– Koniecznie musimy się spotkać – zaproponowała Klaudia.
– No jasne! Odezwę się, jak tylko wrócę, będę miał jeszcze tydzień
urlopu – starał się, by brzmiało to jak najbardziej entuzjastycznie, bo przecież
mimo że teraz chciał zakończyć tę rozmowę jak najszybciej, to nie mógł palić
za sobą mostów. – No dobra, to już ci nie przeszkadzam. Miło było
porozmawiać po tylu latach.
– Masz rację. Cieszę się, że zadzwoniłeś.
– Ja również. Do usłyszenia – pożegnał się i nie czekając na odpowiedź,
rozłączył połączenie.
Teraz mógł w końcu podejść bliżej Ani, która właśnie przełączała utwór
w swoim telefonie, jednocześnie pijąc wodę. Dzieci czekały z
niecierpliwością na moment, kiedy znów popłynie muzyka. Daniel czuł się
chyba tak samo. Usiadł na wydmie nieopodal i nie odrywał wzroku od
instruktorki. Z głośnika popłynęły jakieś radosne, latynoskie rytmy.
– Tego jeszcze nie znacie, ale to bardzo łatwy układ. Róbcie po prostu to,
co ja – krzyknęła i ustawiła się do dzieci plecami.
Daniel zauważył, jak kilka kobiet dołącza się do grupy. Przez chwilę
chciał zrobić to samo, ale oczywiście zabrakło mu odwagi. Układ taneczny
rzeczywiście wyglądał na prosty. Było w nim kilka klaśnięć, obrotów, ze dwa
podskoki. Dzieci potrzebowały pół piosenki, żeby załapać, o co chodzi.
Miały jednak możliwość rozwinięcia skrzydeł, bo Ania puściła ten sam utwór
jeszcze dwa razy.
– No dobrze. Chwila przerwy! – zdecydowała i podeszła do telefonu, by
wyłączyć muzykę i napić się wody. Daniel zastanawiał się, czy to dobry
moment, by do niej podejść. Dzieci wyłożyły się na piasku, śmiejąc się i
rozmawiając między sobą, a Ania usiadła na składanym krześle i szukała
czegoś w telefonie. Wydawało się, że żaden z wychowawców nie ma czasu,
by teraz zawracać jej głowę, więc postanowił podejść i się przywitać.
– Świetnie tańczysz – przyznał, stając niedaleko niej. Dzielił ich jedynie
parawan.
Ania podniosła głowę i uśmiechnęła się jak zwykle.
– Dziękuję. Na spacerku? – zapytała.
– Tak, postanowiłem porozmawiać przez telefon i przy tym zażyć trochę
ruchu. Dzieciaki świetnie się bawią dzięki tobie… – zauważył.
– Taka moja rola. – Zaśmiała się.
– Sam miałem ochotę się dołączyć, ale zabrakło mi odwagi.
– Jeszcze nic straconego – powiedziała, w odpowiedzi uśmiechając się
tajemniczo. – Właśnie brakowało mi osoby do pary. Mogę na ciebie liczyć?
– Ojej… nie wiem, czy podołam – speszył się.
– Na pewno. To będzie bardzo łatwy taniec. Zapraszam – rzekła,
wyciągając dłoń w jego stronę, zupełnie tak samo, jak ostatnio on podawał jej
swoją, oferując pomoc w zanurzeniu się w zimnym morzu.
Czuł, że nie ma innego wyjścia. Nie mógł przecież zmarnować takiej
okazji, by być blisko niej i to na dodatek w tańcu. Przeszedł przez parawan,
podał jej dłoń i stanął tuż obok.
– No dobrze, moi kochani. Koniec przerwy! – zawołała do dzieci, a jemu
poleciła, by ustawił się w danym miejscu. – Nauczę was teraz tańca
belgijskiego. Brakowało nam co prawda jednej osoby do pary, ale pan
Daniel, który spędza tu wakacje, postanowił nam towarzyszyć.
– Dzień dobry – zawołały dzieci chórem, przyglądając mu się bacznie.
Daniel czuł się nieco skrępowany, ale było już zbyt późno, aby się rozmyślić.
Przywitał się z dziećmi, a później wbił wzrok w Anię, by uciec od
ciekawskich spojrzeń.
– A więc dobrze. Dobierzcie się w pary, tylko w miarę możliwości
„chłopiec – dziewczynka” – zarządziła pani instruktor, po czym podeszła do
Daniela i złapała go za rękę. Zrobiła to z taką pewnością siebie, że aż
przeszedł go dreszcz. – Ustawmy się teraz w kole – dyktowała dalej, gdy
dzieci podobierały się w dwójki. – Chłopcy, tak jak pan Daniel, w środku,
dziewczynki na zewnątrz.
Znów nieoczekiwanie puściła jego dłoń i po kolei podchodziła do dzieci,
ustawiając je odpowiednio. Gdy wróciła, podniosła jego rękę w górę i zaczęła
demonstrować, w jaki sposób należy się złapać.
– Dziewczynki, kładźcie swoje dłonie delikatnie, jak damy. Nie próbujcie
przytrzymywać partnerów, jakbyście się bały, że zaraz wam uciekną –
tłumaczyła, wkładając swoje delikatne, krótkie paluszki pomiędzy jego kciuk
i palec wskazujący, jedynie lekko go muskając.
Po chwili zaczęła demonstrować kroki. Okazały się rzeczywiście łatwe.
„Cztery do przody, cztery do tyłu, obrót” i tak dalej. Kiedy Daniel nabierał
już pewności siebie, stało się coś nieoczekiwanego. Ania zostawiła go i
przeszła do następnego partnera. Danielowi omal nie stanęło serce, gdy
okazało się, że będzie miał za zadanie zatańczyć z każdą z
niepełnosprawnych dziewczynek. Wiązało się to przecież z tym, że będzie
łapać je za ręce, co, musiał przyznać, wprawiało go w obrzydzenie. Gdyby
jednak teraz zrezygnował, jego słabość wyszłaby na jaw, a tego przecież nie
chciał. Pocieszał się tym, że po tych wszystkich pulchnych, małych dłoniach
dziewczynek, będzie mógł znów dotknąć delikatnej skóry Ani i być blisko jej
ciała. Kiedy Ania włączyła muzykę, radosne nuty jeszcze bardziej podniosły
go na duchu, a po kilku przejściach prawie już nie pamiętał o swoim
początkowym obrzydzeniu, bo szeroki uśmiech Ani wynagradzał mu
wszystkie niedogodności.
Zatańczyli nowy układ trzy razy, po czym Ania zadecydowała, że czas na
zmianę.
– Pan Daniel sobie odpocznie, a my przypomnimy sobie salsę.
– Uuuu… – wzdychały dzieci z niezadowoleniem. – Chcemy jeszcze raz
belgijkę.
– Do końca obozu zatańczymy ją jeszcze wielokrotnie – obiecała. – Nie
chcę, by wam się znudziła.
Daniel ze zdziwieniem stwierdził, że chyba czuł się tak samo
rozczarowany, jak dzieci, ale kiedy Ania poprosiła, by usiadł na krześle, a
sama zaczęła poruszać się w rytmie salsy, poczuł się jak na prywatnym
przedstawieniu. Wiedział oczywiście, że nie jest jedynym widzem. Widział
przecież wcześniej, że nawet sami wychowawcy obserwowali Anię z
lubością, nie mówiąc już o przechodzących mężczyznach. Kiedy jednak na
nią patrzył, cały świat przestawał się dla niego liczyć. Nie widział ani
ciekawskich przechodniów, ani tańczących dzieci. Był tylko on i Ania. Nie
czuł nawet upływającego czasu. Ale znów się zawiódł, kiedy pani instruktor
zarządziła rozciąganie końcowe.
– A może moglibyśmy umówić się tak, że około dwudziestej drugiej
przyjdę pod twój ośrodek i będę na ciebie czekał do dwudziestej trzeciej, jeśli
uda ci się ze mną spotkać, chociażby na kilka minut, będę zadowolony z
wieczornego spaceru. Co ty na to? – zapytał, gdy pakowała swoje rzeczy do
plecaka, a dzieci ściągały parawany i szykowały się do powrotu do ośrodka.
Wyglądała na zdziwioną.
– Naprawdę chciałoby ci się czekać na mnie przez godzinę? Nawet jeśli
istnieje szansa, że wcale nie przyjdę?
– Jestem optymistą – odpowiedział z uśmiechem. Sam nie rozumiał,
czemu tak bardzo mu na niej zależało. Zachowywał się zupełnie jak jakiś
uczniak.
– No dobrze – odparła po namyśle. – Spróbuję się jakoś wyrwać, chociaż
na dziesięć minut, ale musiałbyś czekać na mnie zaraz przy drzwiach do
naszego skrzydła budynku, żebym w razie czego mogła mieć oko na moich
wychowanków.
– Zgoda.
Ania krótko wytłumaczyła Danielowi, jak trafić w umówione miejsce, po
czym zarządziła zbiórkę, przeliczyła swoją grupę, zgłosiła jakiemuś
mężczyźnie, zapewne kierownikowi obozu, że wracają już do ośrodka i
odeszła. Daniel obrócił się na pięcie i poszedł w swoją stronę, zmagając się
ze stadem motyli we własnym brzuchu.
ROZDZIAŁ V
Ania szybko uwinęła się z kontrolowaniem pokoi, rozdawaniem leków i
pomocą w przygotowywaniu się do snu. Kiedy Magda usłyszała, że ma
przyjść przystojniak z plaży, obeszła wszystkie pokoje, które Ania miała pod
swoją opieką. Zaproponowała też dzieciom cukierki po śniadaniu, jeśli
szybko przyszykują się do spania i będą cichutko siedzieć w swoich pokojach
bez szwendania się po korytarzach.
– Tylko nic nie mówcie pani Ani o naszym układzie – kończyła za
każdym razem, gdy wychodziła.
– Jest jeszcze przed dwudziestą drugą, a u mnie wszyscy już w łóżkach –
opowiedziała jej Ania, gdy spotkały się na korytarzu. – Zupełnie jakby
wiedzieli, że zależy mi na tym, by szybko poszli spać.
– No widzisz?! I jak ty to nazwiesz, jak nie przeznaczeniem? – udawała
zdziwioną Magda.
– Szczęśliwy splot wydarzeń – odrzekła Ania z uśmiechem i wskoczyła
do swojego pokoju, żeby trochę odświeżyć się przed czekającym ją
spotkaniem.
Punktualnie o dwudziestej drugiej ruszyła korytarzem w stronę wyjścia,
ale Magda, która akurat skończyła kontrolowanie swoich pokoi, zastąpiła jej
drogę.
– A ty dokąd?
– Dobrze wiesz. – Ania zaśmiała się, myśląc, że poważna mina koleżanki
to zwyczajny żart.
– Nie powinnaś iść tak wcześnie – powiedziała stanowczo Magda. –
Niech trochę na ciebie poczeka, inaczej wyjdzie na to, że to tobie bardziej
zależy niż jemu.
– No nie wiem… – zastanowiła się Ania. – A później mam niby kłamać,
że dopiero skończyłam?
– To nie będzie kłamstwo. Przespaceruj się jeszcze pod pokojami,
posłuchaj, czy nie wariują, wypełnij jakiś dokument i dopiero pójdź. Zaufaj
mi, im dłużej na ciebie poczeka, tym bardziej doceni to, że jednak przyszłaś.
– Mamy dzisiaj spotkanie kadry? – zawołała Ania przez ramię koleżanki,
widząc kierownika wychodzącego z pokoju.
– Tak, musimy ustalić szczegóły jutrzejszego chrztu obozowego –
odpowiedział, podchodząc do nich i uśmiechnął się tajemniczo. – Będziecie
nimfami. – Zaśmiał się.
– My?! – wykrzyknęła Magda odrobinę za głośno, ale od razu się
zreflektowała, że może pobudzić dzieci i ściszyła głos. – Jakimi nimfami?
– No, morskimi.
– A dlaczego my? – marudziła.
– Bo tylko wy zmieścicie się w stroje nimf, które mi przygotowała
dyrekcja, a zresztą na pewno pięknie będziecie się prezentować przy
Neptunie.
– Kto będzie grał Neptuna? – zapytała tym razem Ania.
– Igor – odpowiedział pewnie kierownik i odszedł zająć się swoimi
sprawami.
– No to chociaż tyle przyjemności. – Magda się zaśmiała.
Igor był wysokim i bardzo dobrze zbudowanym mężczyzną, który od
razu wpadł Magdzie w oko. Ona też chyba nie była mu obojętna, bo przecież
wzajemnie obdarzali się wielokrotnie ukradkowymi spojrzeniami pełnymi
podziwu i lekkimi uśmiechami, które miały zachęcać do rozmowy.
– Będzie okazja bliżej się poznać. – Ania się zaśmiała i puściła oko do
koleżanki.
Większość kadry znały już bowiem z innych obozów, ale Igor pojechał z
nimi po raz pierwszy, bo poprzedni trener od piłki nożnej miał w te wakacje
brać ślub. Ania dobrze znała swoją przyjaciółkę i widziała, jak Magda
zmienia się, gdy tylko dołączał do nich Igor.
– Idź już lepiej podsłuchiwać pod drzwiami. – Magda uśmiechnęła się
porozumiewawczo i weszła do pokoju.
Ania obeszła korytarze prowadzące do pokoi, które miała pod swoją
opieką, z satysfakcją stwierdzając, że jest cisza. Ruszyła więc do siebie, żeby
zgodnie z namową Magdy wypełnić dziennik na miniony dzień i jeszcze
chwilę podyskutować z koleżanką. W końcu po raz ostatni skontrolowała
swój wygląd w małym lusterku wiszącym w przedpokoju i wyszła na
spotkanie. Daniel siedział na ławce przed blokiem – był dobrze widoczny, bo
światło latarni padało wprost na niego.
– Może lepiej przesiądźmy się na drugą ławkę – zaproponowała Ania,
zanim jeszcze zdążyli się przywitać.
Daniel podniósł się ze swojego miejsca i posłusznie ruszył za nią w
stronę ławek, które znajdowały się nieco poza zasięgiem świateł latarni. Ania
rozsiadła się na jednej z nich i wytłumaczyła, że tam nie będzie jej widział
kierownik, bo niby nie robi nic złego, wychodząc z budynku na świeże
powietrze, ale po co rzucać mu się w oczy. Dopiero wtedy Daniel wyciągnął
zza pleców mały niebieski kwiat.
– Niebieska róża? – zdziwiła się Ania.
– Pomyślałem, że będzie do ciebie pasować, bo jest wyjątkowa, zupełnie
tak jak ty.
W pierwszym odruchu Ania chciała powiedzieć, że wcale nie czuje się
wyjątkową kobietą albo coś w stylu „skąd możesz wiedzieć, jaka jestem,
skoro mnie tak naprawdę nie znasz”, ale ostatecznie udało się jej tylko
wykrztusić „dziękuję”. Niebieski kwiat skrywający się nieco w ciemności
nocy zdawał się być zapowiedzią wyjątkowego czasu, który ci dwoje mieli ze
sobą spędzić. Ania w milczeniu czekała, aż Daniel zacznie rozmowę, ale
kiedy ten usiadł przy niej, milczał podobnie jak ona. Być może rozkoszował
się ciszą, która ich otaczała, lub też przyglądał rozgwieżdżonemu niebu, które
rozpościerało się nad nimi.
– Piękna noc – powiedziała w końcu Ania, próbując odgadnąć myśli
swojego towarzysza i przerwać krępującą ciszę.
Jej słowa zadziałały niczym zapalnik i stały się początkiem wyjątkowo
intensywnej i interesującej rozmowy. Ania, siedząc obok Daniela, zupełnie
zapomniała o swoich obowiązkach i dopiero wołanie Magdy przywróciło ją
do rzeczywistości.
– Muszę iść na spotkanie kadry – powiedziała z nieukrywanym
rozczarowaniem, że wspólnie spędzony czas minął tak szybko… Po czym
zerwała się na równe nogi. – Nie wiem, ile to potrwa.
– Jeśli chcesz, mogę zaczekać.
– No nie wiem. A jeśli długo to zajmie? Jutro mamy chrzest obozowy,
więc pewnie będzie sporo do omawiania.
– To nic, zaczekam – zdecydował. – Biegnij już, bo bez ciebie nie zaczną.
Ania nie wiedziała, co na to odpowiedzieć, więc tylko uśmiechnęła się
szeroko i pognała na spotkanie. Okazało się, że zaczęli bez niej.
– Przepraszam za spóźnienie – szepnęła, siadając obok Magdy, ale
zdawało się, że nikt nie zwrócił na nią uwagi.
„Powiedziałam im, że źle się poczułaś i poszłaś zaparzyć sobie herbatę do
recepcji” – napisała jej wiadomość na jakimś skrawku papieru Magda.
„Twoja zdolność do kłamania czasami mnie przeraża” – odpisała Ania. –
„Ale dziękuję. Herbata była wspaniała. Dostałam od niego niebieską różę” –
napisała jeszcze i uświadomiła sobie, że zostawiła swój prezent na ławce. W
sumie na całe szczęście, bo jak wytłumaczyłaby się kolegom i koleżankom?
Że to dodatek do herbaty?
– Dobra, dziewczyny? – zwrócił się nagle do nich kierownik. Ania
uświadomiła sobie w tym momencie, że zupełnie go nie słuchała.
– Tak, tak. Nie ma sprawy – odpowiedziała w ich imieniu Magda, a Ania
tylko niepewnie pokiwała głową. Miała nadzieję, że jej przyjaciółka mimo
wszystko wie, o czym była mowa.
Od tamtej pory Ania próbowała już skoncentrować uwagę na tym, co
przekazywał im kierownik, ale mimo wszystko myśli czasami uciekały jej
gdzieś daleko. Czuła mrowienie w brzuchu i przyjemne podniecenie na myśl,
że Daniel czeka na nią na zewnątrz. Niecierpliwie oczekiwała końca
spotkania, martwiąc się, że obiekt jej westchnień znudzi się i odejdzie. Czas
płynął nieubłaganie, a kierownik marudził i marudził. W końcu podziękował
za spotkanie i rozdał aktorom stroje.
– Ja mam to ubrać? – zawołała Magda, podnosząc kawałek białej tkaniny
do oczu i sprawdzając, czy nie prześwituje. – Mam nadzieję, że masz białą
bieliznę, Aniu – zwróciła się do niej, pokazując, jak materiał przebija kolory.
Ania uśmiechnęła się niepewnie, próbując sobie przypomnieć, czy coś
białego spakowała i odetchnęła głęboko, gdy przypomniała sobie, że tak.
Reszta kadry śmiała się i komentowała strój nimf.
– Mogli was wcześniej uprzedzić… – zawołała jedna z opiekunek.
– Wy przynajmniej macie nieco więcej materiału – zauważył Igor,
podnosząc do góry swoją sukieneczkę z materiału imitującego zielone
morskie glony.
Ania była pewna, że Magda już się rozmarzyła na temat Igora odzianego
w ten wyjątkowy stój. Nie chciała jednak marnować czasu na żarty i zwijając
swoją suknię nimfy, wyszła z sali.
– Już lepiej? – zagadnął ją kierownik tuż przy drzwiach.
– Tak – odpowiedziała niepewnie, nieskora do kłamstwa. – Pójdę się
jeszcze przespacerować przed snem i będzie dobrze.
– Tylko nie odchodź za daleko, żebyśmy mogli cię znaleźć, jakby
przyjechała jakaś kontrola.
– Dobrze – odparła i z suknią nimfy w ręku wyszła do Daniela.
Ucieszył ją jego widok. Jednak czekał, dotrzymując towarzystwa jej
małej róży.
– Długo czekałeś? – zapytała, wyrywając go z rozmyślań albo ze snu, bo
aż podskoczył na dźwięk jej głosu.
– Ponad pół godziny – stwierdził, spoglądając na zegarek.
– Przepraszam. Mówiłam, że może być długo.
– Warto było czekać, żeby znów móc cię zobaczyć. Jestem na urlopie, nie
muszę chodzić spać tak wcześnie.
– Ale masz zapewne inne, ciekawsze zajęcia. Twoi koledzy się nie
niecierpliwią? – zapytała, czując, jak się czerwieni przez to, co powiedział.
– Nie. Są zajęci swoimi sprawami. Co to? Ukradłaś zasłony z ośrodka?
– Prawda, że tak to wygląda? – Ania zaśmiała się i rozłożyła sukienkę, by
mógł ją zobaczyć w całości. – To mój strój nimfy na jutrzejszy chrzest.
– Uuu… W takim razie nie mogę tego przegapić. Gdzie to będzie?
– Na plaży – odpowiedziała bez przekonania, bo przecież nie słuchała
dokładnie.
Na samą myśl o tym, że Daniel miałby ją zobaczyć w tym kusym stroju,
poczerwieniała jeszcze bardziej. Całe szczęście, że było dość ciemno. Istniała
szansa, że chłopak nie zauważył jej reakcji.
– Jesteś już bardzo śpiąca czy posiedzisz ze mną jeszcze chwilę?
– Czekałeś na mnie tak długo… Oczywiście, że z tobą posiedzę –
stwierdziła, zwijając swoją suknię i siadając obok niego.
– Zastanawiałem się, czy nie zechciałabyś podać mi swojego numeru
telefonu… mógłbym wtedy umawiać się z tobą, gdy tylko znalazłabyś dla
mnie chwilkę. Jeśli oczywiście będziesz miała na to ochotę.
– Z pewnością – odparła bez namysłu – masz gdzie zapisać?
Daniel wyciągnął z kieszeni smartfona, zanotował numer, a podpisał go
„Ania z plaży”. Później odwrócił się do niej i przez ponad godzinę
kontynuowali swoją rozmowę, którą wcześniej przerwała Magda, wołając
Anię na spotkanie kadry.
Ania z podziwem stwierdziła, że już od dawna nie rozmawiała z tak
elokwentnym i dobrze wychowanym mężczyzną. Konwersowali tak lekko i
swobodnie, jakby znali się od zawsze. Okazało się, że nie mają zbyt wielu
wspólnych zainteresowań, bo on nie miał pojęcia o tańcu, a ona o
wspinaczce. On uwielbiał teatr, ona ostatni raz na jakimś przedstawieniu była
jeszcze w liceum, nie licząc teatrzyków dla dzieci w szkole. Nie chodzili ani
do tych samych siłowni, ani barów. Ale dla Ani to wszystko nie wydawało
się żadną przeszkodą, bo bardzo chciała poznać jego świat, a on – jak się
wydawało – był ciekaw jej. Umówili się nawet, że kiedy ona wróci z
Karpacza, gdzie miała odwiedzić rodziców tuż po powrocie z obozu, wybiorą
się razem na ściankę wspinaczkową. Czas płynął im tak szybko, że nawet się
nie spostrzegli, kiedy minęła północ. Około pierwszej Danielowi zadzwonił
telefon. Nie odebrał jednak, twierdząc, że koledzy mogą jeszcze trochę
poczekać.
– Już prawie pierwsza – zauważył.
– Ojej! Jutro będę nieprzytomna.
– W takim razie przepraszam, że tak długo cię zatrzymałem.
– Daj spokój! Było bardzo przyjemnie – odpowiedziała i uśmiechnęła się
zalotnie.
– Mnie również – odparł. – Ale teraz biegnij już spać. Mam nadzieję, że
uda nam się spotkać również jutro.
– Ja też mam taką nadzieję – odrzekła, wstając z ławki. On również się
podniósł i podał jej różyczkę.
– Nie zapomnij o niej!
– Dziękuję.
Dłuższą chwilę stali naprzeciwko siebie w milczeniu, jakby próbując
ułożyć w myślach słowa pożegnania. Ania miała ogromną ochotę pocałować
go w policzek, ale wydawało się jej, że nie wypada i być może źle będzie to
wyglądać, jakby zbyt wiele sobie w związku z nim wyobrażała. W końcu
podała mu rękę, co wprawiło go chyba w zakłopotanie, bo wyglądał tak,
jakby nie wiedział, jak ma się zachować.
– Do zobaczenia – powiedział, przytrzymując jej dłoń w swojej dłoni
znacznie dłużej niż zazwyczaj przy pożegnaniach.
– Do zobaczenia – odparła Ania i odeszła, gdy tylko rozluźnił uścisk.
Długo nie mogła zasnąć, wciąż rozmyślając o tym niezwykłym
wieczorze. Była na siebie trochę zła, bo miała przecież nie angażować się
uczuciowo, a po tym spotkaniu nie była już pewna, czy do jej serca nie puka
właśnie niechciany stan ducha – zakochanie.
ROZDZIAŁ VI
Daniel obudził się niewyspany, ale mimo to cały w skowronkach. Tak
przyjemnie było wczoraj spędzić czas z tą dziewczyną. Wydawała mu się
niesamowicie wrażliwa i inteligentna. W jej towarzystwie czuł się jakoś
tak… wyjątkowo, tak jak jeszcze nigdy wcześniej, nawet gdy zaczynał swój
romans z Klaudią. Żałował tylko, że zabrakło mu odwagi, by pocałować ją na
pożegnanie. Jej usta w bladym świetle księżyca i jakimś nikłym blasku
latarni wyglądały tak kusząco… Pół nocy zastanawiał się, dlaczego nie
skorzystał z okazji. Właściwie to miał chyba zamiar ją pocałować, ale wtedy
ona wyciągnęła do niego rękę, więc już nie wypadało.
Od momentu, gdy się z nią rozstał, nie myślał o niczym innym, jak tylko
o tym, by napisać do niej wiadomość. Zastanawiał się jedynie nad tym, co
powinna zawierać i kiedy właściwie powinien ją wysłać. Noc wydawała mu
się mało odpowiednia, bo bał się, że mógłby ją obudzić. Postanowił więc
wysłać jej kilka miłych słów o poranku. Nastawił sobie budzik przed siódmą
rano, żeby mniej więcej obmyślić, jakie słowa będą najodpowiedniejsze, a
następnie wysłał jej SMS-a, aby mogła zobaczyć wiadomość jeszcze przed
wyjściem na apel.
„Bardzo dziękuję, że znalazłaś dla mnie wczoraj czas. To był wspaniały
wieczór, którego nigdy nie zapomnę. Życzę Ci udanego dnia” – napisał
ostatecznie, gdy tylko otworzył oczy. Odpowiedź przyszła już po kilku
minutach i wprawiła go w taką euforię, że już nie mógł zasnąć.
„Mnie również było bardzo miło i mam nadzieję, że niedługo znów się
spotkamy. Dzień na pewno będzie udany, skoro zaczął się wiadomością od
Ciebie. Dziękuję i również życzę wspaniałego dnia”.
– Jak tam wczorajsza randka? – zapytał Marek przy śniadaniu.
– Super – odpowiedział krótko Daniel, chociaż gdyby umiał być w ich
towarzystwie bardziej wylewny, to opisałby ją pewnie jako niesamowitą,
pełną dziwnej energii i pierwiastków chemicznych. Wolał jednak nie wdawać
się w szczegóły. Przecież to do niego niepodobne, żeby czekać na
dziewczynę dwa razy po pół godziny tylko po to, żeby trochę z nią
porozmawiać.
– A wy? Jak spędziliście wieczór?
– Byliśmy nad jeziorem, na molo, na dyskotece – odpowiedział zaspany
Robert, nalewając sobie kawy.
– Wyrwaliście coś?
– Były dwie fajne dziewczyny, ale skończyło się jedynie na odrobinie
całowania. Przynajmniej u mnie – opowiedział Robert.
– Moja była zupełnie cnotliwa, ale za to świetnie tańczyła. Było na co
popatrzeć. – Marek się zaśmiał.
– Jak cnotliwe, to podejrzewam, że dzisiaj tam wrócicie?
– No jasne! Nawet się z nimi umówiliśmy. – Marek był pełen
optymizmu. – Pójdziesz z nami?
– Raczej nie – odpowiedział krótko Daniel. – Dam wam jeszcze znać.
Koledzy wymienili między sobą znaczące spojrzenia i uśmiechnęli się,
ale Daniel wolał nie zwracać na nich uwagi.
– Dzisiaj ma mocno grzać – postanowił zmienić temat. – Jakieś plany?
– Plażing – oznajmił Robert, a Marek tylko pokiwał głową w aprobacie. –
W poniedziałek ma być jakieś załamanie pogody, to wtedy się możemy
wybrać do Kołobrzegu.
– No, możemy – przytaknął Daniel bez zbytniej pewności.
Nie miał przecież pojęcia, jakie plany na poniedziałek będzie miała Ania i
jej grupa. W każdym razie był zadowolony, że będzie mógł wybrać się na
plażę z chłopakami. Miał nadzieję, że Ania też się tam zjawi. Dlatego przed
wyjściem starannie się ogolił i przygotował niezbędne rzeczy. Przed
jedenastą był już gotowy do całodziennego wygrzewania się na słońcu.
Ani nie było na plaży ani przed obiadem, ani po nim. Daniel miał już
dość słońca, więc postanowili z kolegami, że pójdą na miasto czegoś się
napić. Po powrocie do hotelu relaksowali się aż do kolacji, którą poszli zjeść
za namową Daniela do baru na plażę, żeby przypadkiem nie przeoczyć chrztu
obozowego, w którym Ania miała być nimfą.
Już około dwudziestej na plażę przyszło dwóch mężczyzn, których
Daniel kojarzył jako wychowawców z obozu. Zaczęli rozstawiać pochodnie
wzdłuż plaży, a później przy samym brzegu morza wykopali w piasku długie
koryta, które następnie zalali wodą. Po jakimś czasie na plażę wdarło się
głośne śpiewanie i dźwięk dzwonków. Wielu spacerujących z ciekawości
przystawało i wpatrywało się w wydmę, zza której dochodziły tajemnicze
dźwięki. Daniel próbował ukryć przed swoimi przyjaciółmi rosnące
podniecenie na myśl o tym, że za chwilkę znów będzie mógł zobaczyć Anię.
– Chodźcie tam bliżej. Powinno być ciekawie – zaproponował im,
zapłacił rachunek w barze i ruszył w stronę przygotowanego na chrzest
obozowy miejsca.
Marek i Robert ruszyli za nim, uśmiechając się pod nosem. Minęło
dobrych parę minut, zanim w końcu zza wydmy wyłoniła się przedziwnie
wyglądająca grupa ludzi. Na czele pochodu szedł dobrze zbudowany
mężczyzna w zielonej spódniczce, jakby z liści glonów, z trójzębem w ręce.
Po jego obu stronach szczupłe, ubrane na biało kobiety z wiankami na
głowach niosły duże zielone liście, którymi – jak się zdawało – wachlowały
mężczyznę. Tuż za nimi po jednej i po drugiej stronie szły kobiety i
mężczyźni wymalowani na całym ciele czarną farbą, uderzając zielonymi
gałązkami idące wewnątrz pochodu dzieci obwinięte czymś w rodzaju sieci
rybackiej. Dzieci miały wymalowane twarze, a do stóp przyczepione
dzwoneczki, którymi hałasowały przy każdym kroku. Śmiały się, piszczały i
podskakiwały, gdy dosięgła ich jakaś gałązka.
Po paru minutach pochód ustawił się przed drogą z pochodni, prowadzącą
wprost do morza. Czarne postacie zatrzymały dzieci i nie pozwoliły im iść
dalej. Do przodu ruszył za to Neptun wraz ze swoimi nimfami. Dopiero teraz,
gdy przechodzili tuż przy grupie gapiów, wśród których stał Daniel z
kolegami, można było zobaczyć szczegóły strojów tych obozowych aktorów.
Cała trójka miała na głowach wieńce laurowe, z tym że ten mężczyzny był
pokaźniejszy. Kobiety miały wymalowane na twarzach zielone listki, a białe
zwiewne sukienki ledwo przykrywały ich opalone, zgrabne ciała. Mężczyzna
z kolei miał na ciele złote pioruny, czerwone płomienie i niebieskie fale. Cała
trójka wyglądała bardzo profesjonalnie i z zacięciem aktorskim paradowała
wzdłuż ustawionych pochodni, zmierzając w kierunku morza. Zarówno
powiązane w siatkę dzieci, jak i obserwujący całą scenę przechodnie z
ciekawością przyglądali się Neptunowi, który tuż przy morzu zatrzymał się i
wzniósł ręce, jakby próbując rozpętać sztorm. Ten jednak oczywiście nie
przyszedł, może dlatego, że nimfy, skacząc obok boga mórz, błagały go, by
przestał. Za chwilę Neptun wrócił na drogę, którą wyznaczały płomienie
pochodni, a która tym razem prowadziła wzdłuż plaży poprzez długi rów
wypełniony wodą, na którego końcu rozrzucone było coś przypominającego
muszle. Za nimi ustawiony był tron króla mórz, stanowiący zwykłe składane
krzesło ozdobione zielonymi liśćmi i srebrno-niebieskim materiałem, który
poruszał się przy każdym podmuchu wiatru, stwarzając wrażenie, jakby tron
zalewały morskie fale.
Kiedy tylko Neptun usiadł, a nimfy stanęły po obu jego stronach, nie
przestając wachlować go liśćmi, jedna z czarnych postaci ustawiła się na
przodzie związanych siecią rybacką dzieci i przekrzykując szum fal,
zawołała:
– Możecie odzyskać wolność – zabrzmiał zdecydowanie męski głos. –
Pod warunkiem, że przejdziecie próbę i zostaniecie uwolnieni przez króla
mórz, Neptuna. Aby do niego dotrzeć, musicie pokonać trudną drogę,
narażając się na ból i zimno.
Mówiący wskazał na trasę, którą dzieci miały do przejścia, a na której
teraz ustawiła się trójka z wymalowanych na czarno opiekunów. Jakieś
kobiety stanęły w pierwszej części, trzymając w ręce gałązki, którymi miały
zapewne uderzać dzieci. Obok muszel ustawił się mężczyzna, mając w ręce
czerwone wiadro wypełnione zimną morską wodą. Mężczyzna, który
omawiał trasę, zademonstrował dzieciom, w jaki sposób mogą dojść do tronu
króla, oszczędzając sobie jednak chłost czy spotkania z wiadrem zimnej
wody.
– Zaczynajcie! – wrzasnął na koniec, a jakaś kobieta uwolniła pierwszego
chętnego chłopca.
Wbrew wszystkiemu wyglądał na zadowolonego, bo uśmiech nie
schodził mu z twarzy. Kobiety lekko uderzyły go gałązkami, pewnie nawet
nie sprawiając mu żadnego bólu. Przeczołgał się przez wodę zgromadzoną w
wykopanym wcześniej rowie, a gdy dotarł do muszli, spadł na niego zimny
strumień z wiadra, który nie pozostawił na nim ani jednego suchego miejsca.
Chłopiec pisnął, krzyknął, ale nadal śmiał się, przechodząc przez rozsypane
muszle, a raczej gumowe elementy mające te muszle przypominać. Kiedy w
końcu chłopiec dotarł do Neptuna, jedna z nimf krzyknęła, by padł na kolana.
Chłopiec posłusznie wykonał zadanie, a wtedy bóg podniósł się ze swojego
miejsca i trójzębem zaczął pasować chłopca na obozowicza. Od tego
momentu był wolny i mógł usiąść na plaży w wyznaczonym, ogrodzonym
taśmą miejscu, na które cały czas miała oko jedna z opiekunek, rozdająca
dzieciom suche ręczniki, którymi miały się otulić. Gdy pozostali uczestnicy
obozu zobaczyli, że w wyznaczonej trasie nie ma nic niebezpiecznego, a to,
co może je spotkać, to jedynie dobra zabawa, zaczęły się wzajemnie
przekrzykiwać, prosząc, by to one mogły pójść jako następne.
Daniel nie mógł oderwać wzroku od swojej nimfy. Wzbierały w nim
dziwne uczucia, będące jakby pomieszaniem zachwytu, zauroczenia i
zazdrości, że inni mężczyźni mogą również napawać się tym niezwykłym
widokiem.
Kiedy wszystkie dzieci przeszły chrzest obozowy, mężczyzna z wiadrem
postanowił sobie zażartować i oblał zimną morską wodą przepiękne nimfy i
króla Neptuna. Ania, która stała najbliżej morza i była pierwsza na linii
frontu, została zmoczona najmocniej. Dzieci wybuchnęły śmiechem, a Ania z
trudem łapała oddech. Rozzłoszczony Neptun odebrał oprawcy wiadro i
nabrał wody z morza, po czym zaczął gonić po plaży umalowanego na czarno
żartownisia. Wszyscy, oprócz Ani, śmiali się głośno. Ona jedna stała
przemoczona i zawstydzona, patrząc bezradnie, jak przez mokry materiał
prześwituje jej biała bielizna. Daniel zdjął koszulę i nie zwracając uwagi na
to, czy będzie Ani przeszkadzał w pracy, czy nie, podszedł do niej i ją okrył.
Zrozumiał bez słów, jaką poczuła wdzięczność. W tej jednej chwili, pomimo
gwaru panującego wokół, wydawało się im, że są na plaży sami. Żadne z
nich nie wypowiedziało ani jednego słowa. Wpatrywali się tylko w siebie z
uczuciem, które pchało ich ku sobie niczym cząsteczki o przeciwnych
biegunach w polu magnetycznym. Daniel poczuł, że traci panowanie nad
sobą i już miał pocałować przepiękną nimfę, która najwyraźniej zaczarowała
go swoim urokiem, ale wtedy ktoś krzyknął do niej, żeby zbierała swoją
grupę, bo dzieci marzną i trzeba wracać do ośrodka. Odeszła od niego bez
słowa… ani jednego słowa pożegnania. Ale i on nie potrafił zebrać słów w
tamtej chwili…
Ania podeszła do dzieci i poprosiła jakiegoś chłopca, żeby zebrał grupę.
W ten sposób mogła pozostać milcząca i tajemnicza. Przeliczyła dzieci i dała
im znak do powrotu. Odchodząc, spojrzała jeszcze na Daniela i uśmiechnęła
się lekko w taki sposób, że zapamiętał ten widok na zawsze.
ROZDZIAŁ VII
Ania, drżąc z zimna, wysłała najpierw pod prysznic wszystkich swoich
wychowanków, a dopiero później sama poszła do łazienki. Zdjęła z siebie
przemoczone ubrania i stanęła pod prysznicem. Lejąc na siebie gorącą wodę,
przypominała sobie to niezwykłe przeżycie z plaży. Jej zawstydzenie, chłód i
złość, które nagle uleciały w niebyt, kiedy zobaczyła przed sobą Daniela
okrywającego ją bez słów niebieską koszulą w kratę. Był tak zdecydowany i
czuły, że ugięły się pod nią kolana. Patrzył na nią z uwielbieniem i
jednocześnie z jakąś taką troską, której doświadczała do tej pory jedynie ze
strony rodziców. Poczuła się nagle równocześnie zupełnie bezpieczna i
bezbronna, nie mając siły przeciwstawić się uczuciom, które zalewały jej
serce niczym morska fala. Tak bardzo pragnęła znaleźć się w jego objęciach i
zanurzyć w pocałunku jego ciepłych, szerokich warg. Niestety kierownik
przywrócił ją do rzeczywistości i obudził z cudownego snu. Poczuła się
oszołomiona i nie umiała zebrać myśli. Z ledwością poradziła sobie z
policzeniem dzieci i wykonaniem pozostałych obowiązków. Pragnęła znów
znaleźć się przy Danielu i powiedzieć mu o tym, co czuła. Jedyne jednak, co
przychodziło jej do głowy, to wysłać mu wiadomość. Podziękować, że
użyczył jej koszuli i podzielić się, chociaż częściowo, tym, co czuje. Wyszła
spod prysznica i w ręczniku podreptała do pokoju po telefon. Wśliznęła się
pod kołdrę i drżącymi rękoma zaczęła pisać.
„Nie mogę przystać o Tobie myśleć…” – napisała i zmazała, obawiając
się, że to zbyt bezpośrednie. – „Bardzo dziękuję Ci za to, co zrobiłeś. Jestem
Ci naprawdę wdzięczna i… sama nie wiem, co myśleć. Poczułam się bardzo
wyjątkowo przy Tobie. Wciąż o tym myślę” – wysłała i przez najbliższe pięć
minut żałowała swojej decyzji. Po tym czasie przyszła jednak odpowiedź i
omal nie zemdlała, czytając, że on nie może przestać o niej myśleć od dnia,
kiedy zobaczył ją po raz pierwszy, a tego, co czuł na plaży, nie da się opisać.
„Bardzo pragnąłem wziąć cię w objęcia i pocałować” – zakończył.
„Ja również tego pragnęłam” – odpisała i schowała twarz w pościeli, nie
mogąc uwierzyć w to, co się dzieje.
„Będę dziś na ciebie czekał tak jak ostatnio. Może uda nam się pójść na
plażę, chociaż na krótki spacer, gdzieś niedaleko?”
„Postaram się coś załatwić”.
Wyskoczyła szybko z łóżka i zaczęła w pośpiechu ubierać się i suszyć
włosy, żeby ładnie się ułożyły. Później zebrała leki i zrobiła obchód po
pokojach. Dzieci po zdarzeniach na plaży były tak podekscytowane, że było
mało prawdopodobne, by wcześnie zasnęły. Ania odpuściła sobie kontrolę
czystości i wszystkim wstawiła maksymalną liczbę punktów.
– W zamian jednak proszę, byście szybko położyli się do łóżek. Nie
mówię, że musicie spać, możecie oglądać telewizję czy rozmawiać, ale
proszę, byście nie biegali po korytarzach i zachowywali się cichutko. W
przeciwnym razie przyjdę i zrobię bardzo dokładną kontrolę – zagroziła.
Wychowankowie we wszystkich pokojach przystali na propozycję, więc
pozostało jej jedynie rozdać lekarstwa i pomóc mniej sprawnym w kąpieli i
przygotowaniu do snu. Kiedy miała wchodzić do przedostatniego pokoju,
zobaczyła na korytarzu Magdę, która nadal paradowała w stroju nimfy. Ją
widocznie morska woda tylko nieznacznie skropiła, bo sukienkę miała
zupełnie suchą.
– Mam do ciebie ogromną prośbę – wyszeptała, podbiegając do niej i
ciągnąc za ramię do ich pokoju. Kiedy tylko zamknęła za nimi drzwi, w
krótkim sprawozdaniu opowiedziała o tym, co się wydarzyło, a później
zapytała, czy Magda mogłaby zająć się tej nocy jej pokojami, kiedy ona
wybrałaby się na plażę.
– No pewnie – odpowiedziała przyjaciółka bez wahania. – Tylko napisz
mi, proszę, SMS-a, jak będziesz wracała, dobrze? – powiedziała i puściła do
Ani oko.
Ta jednak, zupełnie zajęta własnymi uczuciami, nie zrozumiała, co
miałoby to oznaczać.
– No jasne – odpowiedziała tylko i pobiegła do ostatniego ze swoich
pokoi. Gdy z niego wychodziła, zobaczyła kierownika, który otwierał akurat
drzwi do swojego pokoju.
– Mam pytanie – zawołała do niego. – Jest dzisiaj spotkanie kadry?
– Nie, dzisiaj sobie odpuścimy – odparł ku uciesze Ani. – Wszyscy
jesteśmy zmęczeni i potrzebujemy wypoczynku, bo przecież sporo czasu nam
jeszcze zostało. Trzeba zregenerować siły.
– No właśnie. To super – odpowiedziała, nie ukrywając wdzięczności.
– Świetnie się dzisiaj spisaliście – zawołał za nią kierownik, gdy już
miała wchodzić do siebie.
– Dzięki – rzuciła z uśmiechem i zniknęła, żeby jej przypadkiem nadal
nie zagadywał.
Kiedy weszła do pokoju, łazienka była zajęta.
– Kurczę! – mruknęła niezadowolona, bo w środku miała kosmetyki, a
nie chciała iść na spotkanie z Danielem z rozmazanymi zielonymi liśćmi na
twarzy. – Madzia! Podaj mi, proszę, kosmetyczkę! – zawołała do koleżanki,
gdy tylko usłyszała, że ta wychodzi spod prysznica.
– Jasne – odpowiedziała Magda i już po chwili wysuwała rękę z
kosmetyczką przez szparę w drzwiach.
Ania czym prędzej zmyła stary makijaż, a następnie posmarowała twarz
kremem i podkładem. Później w słabym świetle żarówki w przedpokoju
pomalowała oczy, a na policzki nałożyła odrobinę różu.
– To ja wychodzę – krzyknęła do Magdy, zabierając ze sobą bluzę z
szafy. Ubrała ją na siebie i przeczesała raz jeszcze włosy, po czym wymknęła
się po cichu na korytarz, tak by nikt nie zauważył, że wychodzi z pokoju. Po
kilku chwilach była już na zewnątrz, szukając wzrokiem Daniela. Okazało
się, że czeka na nią tam, gdzie rozstali się poprzedniej nocy. Podeszła do
niego szybko i dopiero gdy stanęła z nim twarzą w twarz, zdała sobie sprawę,
że w tej całej bieganinie gdzieś ulotniły się te niezwykle silne emocje, które
czuła na długo po tym, gdy wróciła z plaży. On chyba również zdążył
ochłonąć, bo nie rzucił się na nią z pocałunkami, tak jak wyglądało to w jej
wyobraźni, a jedynie ucałował lekko w policzek. To i tak wystarczyło, by
znów wezbrały w niej podobne do wcześniejszych uczucia.
– Mogę pójść na plażę – szepnęła, czując, jak czerwienieją jej policzki od
tego niezwykłego powitania.
– To świetnie – odpowiedział zadowolony.
– Muszę mieć jednak cały czas włączony telefon, żeby w razie jakiejś
kontroli Magda mogła do mnie zadzwonić.
– Nie ma sprawy. Chodźmy więc – zaproponował i ruszył w stronę furtki
prowadzącej z ośrodka do drogi na plażę.
Szli obok siebie w milczeniu, jakby zupełnie nie wiedzieli, o czym mają
ze sobą rozmawiać. Głowę Ani zaprzątała wciąż jedna uporczywa myśl, by
złapać Daniela za rękę. Ale zupełnie brakowało jej odwagi. W końcu, tuż
przy zejściu na plażę, Daniel przystanął i zupełnie nieoczekiwanie złapał ją w
pasie i przyciągnął do siebie.
– Przepraszam, jeśli to, co teraz zrobię, będzie niestosowne, ale nie chcę
jutro obudzić się z myślą, że znów zabrakło mi odwagi, by cię pocałować –
powiedział i przylgnął do niej w taki sposób, że z podniecenia i emocji
zaczęła drżeć.
Odwzajemniła jego pocałunek, starając się jeszcze mocniej wtulić w jego
pachnące ciało. Trwali tak kilka dobrych minut, zupełnie zapominając o
bożym świecie.
– Cieszę się, że trafiłaś mnie piłką – powiedział cicho, próbując uspokoić
oddech, gdy tylko oderwali od siebie usta. Patrzył jej przy tym głęboko w
oczy, a jego spojrzenie przepełnione było niedającym się jeszcze określić
słowami uczuciem. Ania mogłaby pozostać w jego ramionach do świtu albo i
dłużej, do końca świata. Życie rządziło się jednak innymi prawami i w końcu
pozycja, którą przybrali, zaczęła robić się niewygodna. Daniel złapał ją więc
za rękę i poszli w stronę morza, by w jego pobliżu usiąść na piasku. Objął ją i
pozwolił, by oparła głowę o jego ramię. Długo rozmawiali, znów czując się
tak, jakby znali się od dzieciństwa. W końcu Ania poczuła, że powieki same
jej się zamykają, zupełnie niezależnie od jej woli. Słuchała przecież tego, o
czym opowiadał Daniel, ale mimo to nie umiała zapanować nad własnym
zmęczeniem i niespodziewanie zasnęła na jego ramieniu.
ROZDZIAŁ VIII
Szum fal, roziskrzone gwiazdami niebo i niezwykła, piękna dziewczyna u
boku… Tak, teraz Daniel był pewien, że to właśnie tego podświadomie
pragnął. Pragnął kogoś pokochać i przeżywać emocje, których właśnie teraz
doświadczał. Żaden wcześniejszy związek nie był na początkowych etapach
tak wyjątkowy i intensywny. I to nie było tak, że to kobiety, z którymi się
spotykał, były winne, wręcz przeciwnie, to on był zamknięty na podobne
przeżycia i nie pozwolił sobie iść za głosem serca. Związek z Klaudią
rozpoczął kierowany właśnie raczej rozumem niż sercem. Podobała mu się,
miał z nią dobry kontakt i zwyczajnie chciał spróbować z kimś być na
poważnie. Inne kobiety, które spotykał w życiu, traktował bardziej jako
okazję do przygody czy spełnienia zachcianek seksualnych, wielokrotnie
przy okazji łamiąc im serca. Wiedział o tym, ale nie chciał się przejmować,
bo przecież nikomu nigdy nie dawał żadnej deklaracji, która
zobowiązywałaby go do jakiejś odpowiedzialności za czyjeś życie i uczucia.
Nie rozumiał więc, skąd nagle w nim taki wybuch emocji, których
wcześniej nie doświadczał. Może zwyczajnie musiał do tego dorosnąć. Czyż
nie jest to normalne, że niektórzy dorastają późno albo wcale? Jego ojciec
zdecydował się przecież na ślub dopiero sporo po trzydziestce, pewnie więc
gdzieś ta genetyka ma istotne znaczenie w tym, co się z nim teraz działo.
Daniel od razu zauważył, że Ania zrobiła się milcząca i zerkając na jej
twarz ukradkiem, domyślił się, że zasnęła. W pierwszej chwili chciał obudzić
ją od razu i zaprowadzić do ośrodka, by mogła się porządnie i wygodnie
wyspać, ale nie mógł się przemóc, by tak od razu psuć ten cudowny, błogi
nastrój, który go ogarnął. Pozwolił zatem sobie na odrobinę egoizmu i
napawał się jej bliskością jeszcze przez kilka minut, rozmyślając o tym
wszystkim, co mu się przytrafiło. W końcu dotknął jej twarzy i delikatnie
zaczął gładzić wierzchem dłoni jej gorący policzek, szepcząc jej imię.
Obudziła się po kilku chwilach i zdziwiona rozejrzała wokół.
– Chodźmy do ośrodka. Musisz się wyspać – powiedział czule,
pomagając jej wstać.
Ania zaczęła drżeć z zimna, więc ściągnął z siebie bluzę i okrył jej
ramiona. Uśmiechnęła się i cichutko podziękowała.
– Muszę napisać SMS-a – przypomniała sobie nagle i wyciągnęła telefon.
– Do kogo chcesz pisać o tej porze? – zdziwił się.
– Do koleżanki, mamy razem pokój, prosiła, żebym napisała, jak będę
wracać.
– Pewnie bała się, żebyś nie zastała jej z kimś w waszym pokoju. –
Zaśmiał się.
Ania nie odpowiedziała od razu, ale dopiero gdy schowała telefon.
– Możesz mieć rację. Nie pomyślałam o tym wcześniej – przyznała.
Tuż przed drzwiami do jej skrzydła budynku zatrzymali się na chwilę i
przytulili do siebie. Daniel w przypływie czułości pocałował ją w czoło i
wyszeptał życzenia dobrej nocy.
– Jutro koniecznie musisz położyć się wcześniej. Zdaje się, że jesteś
przemęczona.
Nic nie odpowiedziała. Popatrzyła jednak na niego jakoś tak…
wyjątkowo i nie czekając na jego reakcję, pocałowała go w usta, po czym
odwróciła się i odeszła, cały czas otulona w jego bluzę. Daniela po raz
kolejny przeszedł dreszcz podniecenia.
„Chyba tracę rozum” – pomyślał, zdając sobie sprawę, że najwyraźniej
po raz pierwszy w życiu naprawdę się zakochał.
ROZDZIAŁ IX
Ania z trudem obudziła się rano. Zwlekała z podniesieniem się z łóżka
tak długo, aż w końcu pozostało jej pięć minut, by przygotować się do apelu.
Wyskoczyła z pościeli i pobiegła do łazienki. Magdy nie było już w pokoju.
Ania zrobiła makijaż naprędce i wciągnęła na siebie jakiś strój sportowy, nie
zwracając uwagi, czy poszczególne jego elementy do siebie pasują. Gdy
schylała się po swoją bluzę, zauważyła, że na krześle pod nią leży ta, którą
okrył ją wczoraj Daniel. Uśmiechnęła się do siebie na myśl, że kolekcjonuje
jego rzeczy. Do dziś nie oddała mu przecież jeszcze koszuli, którą dał jej na
plaży.
Zanim udała się na plac przed budynkiem, gdzie codziennie odbywał się
apel, przebiegła jeszcze po pokojach swoich wychowanków, upewniając się,
czy wszyscy wstali, a później biegiem ruszyła w stronę placu. Po drodze
spotkała Magdę.
– Czemu mnie nie obudziłaś? – zapytała ją z wyrzutem.
– Jak to nie obudziłam? Kilka razy mówiłam, żebyś wstała, w końcu
widziałam, że zwlekasz się z łóżka, to wyszłam do swoich dzieci.
– Aha… – Ania się zawstydziła. – To dzięki.
Chciała jeszcze zapytać, jak minął jej poprzedni wieczór, ale ledwie
dotarły na miejsce, kierownik już rozpoczynał apel. Ania szybko przeliczyła
dla pewności swoich wychowanków i odetchnęła z ulgą, że nikogo nie
brakuje. Była z nich dumna, że tak dobrze się sprawowali.
Po śniadaniu mogła w końcu porozmawiać chwilę z Magdą i opowiedzieć
jej o tym, jak wyjątkowo czuła się z Danielem. Przyjaciółka zaśmiewała się z
tego, że Ania zasnęła mu na ramieniu, ale widać było po niej, że bardzo
cieszy się z tego, co się jej przytrafia. W końcu.
– Ja wczoraj również spędziłam wyjątkowy wieczór – przyznała.
– No, domyślam się… – Ania się zaśmiała. – Czyżby Neptun postanowił
spędzić więcej czasu ze swoją nimfą?
– Tak, ale zaskoczę cię. Nie kochaliśmy się.
– Jak to? – Ania była naprawdę zdziwiona, bo chyba nigdy nie zdarzyło
się, żeby Magda przepuściła taką okazję.
– No właśnie nie wiem, jak to się stało. Całowaliśmy się i przytulaliśmy.
Ja nawet chciałam czegoś więcej, ale on stopował mnie, twierdząc, że na to
przyjdzie czas.
– To pewnie się na niego wkurzyłaś?
– Właśnie nie. Wiem, że to dziwne, ale nie. Wręcz przeciwnie. Czuję do
niego jeszcze większy pociąg. Wiesz, jak to jest. Te wszystkie podniety
nagromadzają się, a w końcu człowiek wybucha i się komuś oddaje. Po tym
już nic nie jest takie samo. Igor widocznie wie o tym i być może próbuje
doprowadzić mnie do szaleństwa – zastanawiała się.
Nie zdążyła jednak dokończyć opowiadania, bo do drzwi już pukały
niecierpliwe dzieci, by odebrać kieszonkowe i leki. Przyjaciółki spojrzały na
siebie z rozczarowaniem, jakby właśnie zdały sobie sprawę, że do ich drzwi
puka rzeczywistość. Trzeba wracać do pracy.
ROZDZIAŁ X
Dzień upłynął Ani z wielkim trudem. Pod wieczór ledwie utrzymywała
otwarte powieki. Przez cały ten czas nie widziała się z Danielem, bo pogoda
nie sprzyjała plażowaniu, więc przed obiadem poszli z dziećmi na quady, a
później, gdy rozpadał się deszcz, urządzili kalambury w jednej z wolnych sal.
Wieczorem poprowadziła dyskotekę. Daniel w tym czasie wybrał się
podobno z kolegami do Kołobrzegu. Po dwudziestej drugiej przyszedł pod
ośrodek Ani, ale tylko po to, jak zapowiedział w SMS-ie, żeby ucałować ją
na dobranoc.
– Koniecznie musisz się w końcu wyspać – tłumaczył. – Tym bardziej że
dzisiaj pogoda nie sprzyja spacerom.
– Zobaczymy się jutro? – zapytała, gdy miał odchodzić.
– Dopóki nie będziesz miała mnie dość, będę uparcie szukał twojego
towarzystwa – odpowiedział z uśmiechem.
Okazało się, że nie były to puste słowa, bo rzeczywiście szukał każdej
możliwości, by spędzić z nią chociażby kilka minut dziennie. Postanowił
nawet przedłużyć swój urlop, mimo że jego koledzy już wyjechali. Nie
zdarzyło się jednak, żeby Ania zaprosiła Daniela do pokoju. Ich intymne
zbliżenia ograniczały się jedynie do pocałunków i przytulania. Zupełnie
przeciwnie niż u Magdy, która często spędzała czas z Igorem w pokoju,
kiedy Ania akurat wychodziła. Podobno pomimo tego, że w końcu się ze
sobą przespali, namiętność między nimi nie zniknęła, tak jak obawiała się
tego Magda, ale wręcz przeciwnie, stale rosła. Ania uśmiechała się pod
nosem, patrząc jak tych dwoje udaje przed całym światem, że nic się między
nimi nie dzieje. Igor twierdził, że tak będzie lepiej, bo w końcu są w pracy.
W jadalni siadali daleko od siebie i tylko wymieniali się tajemniczymi
spojrzeniami i uśmiechami, które tylko oni umieli odczytać. Podczas
rozgrywek sportowych celowo ustawiali się na sąsiadujących pozycjach i
niby przypadkowo wpadali na siebie, by choć przez chwilę poczuć się
nawzajem. Z kolei gdy mijali się na korytarzu, chwytali się za ręce na kilka
sekund tak, by nikt nie zauważył. Anię cieszyło szczęście przyjaciółki, ale z
drugiej strony nie miały kiedy podzielić się swoimi miłosnymi przeżyciami.
Nawet w drodze powrotnej do domu Magda siedziała obok Igora, tak by
spędzić z nim jak najwięcej czasu przed czekającym ich rozstaniem. Igor
mieszkał przecież kilkadziesiąt kilometrów od Wrocławia i nie mieli pojęcia,
kiedy uda im się spotkać.
Zaraz po powrocie z obozu, jeszcze tego samego dnia, przyjaciółki
umówiły się na spotkanie w swoim ulubionym lokalu. Zaprosiły jeszcze inne
koleżanki, z którymi nie widziały się od długiego czasu. Kaśka, Marcelina i
Monika z wypiekami na policzkach słuchały o namiętnym romansie Magdy i
Igora.
– To gdzie on mieszka? – spytała lubiąca znać wszystkie szczegóły
Kaśka.
– Gdzieś za Bolkowem. Kamienna Góra.
– Nie wiem, gdzie to jest – przyznała się Marcelina.
– A ja chyba tamtędy przejeżdżałam – zastanawiała się Kaśka.
– Przejeżdżałaś na pewno – stwierdziła Ania. – To jest po drodze do
moich rodziców.
– Żartujesz! – wykrzyknęła Magda. – To daleko od Karpacza?
– Nie, chyba pół godziny, może troszkę dłużej.
– To ja koniecznie muszę odwiedzić góry jeszcze w te wakacje.
– Wiesz, że moja mama chętnie wynajmie ci pokój. – Ania się zaśmiała.
Jej rodzice od lat zajmowali się agroturystyką.
– A ty kiedy do nich jedziesz?
– Jutro wieczorem. Rano mam jeszcze wizytę u lekarza, a później się
pakuję i jadę.
– U tego młodego doktorka, którego ci poleciłam? – zapytała Marcelina.
– Tak. W końcu trzeba sprawdzić, co tam się dzieje. – Ania się zaśmiała,
pokazując palcem na dół brzucha.
– Nie będziesz miała nic przeciwko, żebym się z tobą zabrała w góry? –
zadała pytanie Magda, zupełnie ignorując rozmowę o wizycie kontrolnej.
– Nie miałaś przypadkiem leżeć do góry brzuchem przez resztę urlopu? –
drwiła Monika.
– Będę leżeć. – Magda uśmiechnęła się szelmowsko. – Tyle że nie sama.
– A skąd wiesz, czy ten Igor znajdzie czas, żeby się z tobą spotkać? –
spytała przezornie Kasia.
– Uczy w szkole, więc teraz ma wakacje, co ciekawszego będzie miał do
roboty? – żartowała Magda.
– Lepiej do niego napisz wcześniej – poradziła Kaśka z niepewną miną.
– Napiszę, napiszę. – Magda machnęła ręką. – Już się nie mogę doczekać.
Tylko prania jeszcze nie wstawiłam, to nie wiem, co ze sobą zabiorę.
– Nie przejmuj się. Wstawimy pranie u mojej mamy. To żaden problem.
– Jesteś wielka. – Magda ucałowała przyjaciółkę i zaproponowała toast.
– A ty, Aniu, jak przeżyłaś te dwa tygodnie? – spytała Marcelina.
– Pewnie jedynie na pracy, jak to ona – zażartowała Kasia, jak zwykle
pewna siebie.
– No to się zdziwisz – mruknęła Magda, śmiejąc się z koleżanki i
pociągając łyk mojito.
– Jak to? – krzyknęła Monika. – Anka, poznałaś kogoś?!
– No tak – przyznała skromnie Ania.
– No co ty? Opowiadaj! – zawołały koleżanki niemal chórem.
Ania nigdy nie była zbyt rozgadana, ale tym razem dziewczyny nie dały
jej zakończyć na zwyczajnym „było cudownie”. Każdą z dziewczyn
interesowało co innego. Monika wypytywała o wygląd, Marcelina o
charakter, a Kaśka jak zwykle o sprawy materialne.
– Jak to nie wiesz, gdzie dokładnie pracuje? – zapytała z wyrzutem.
– No nie wiem… tak jakoś nie zapytałam… – Ania się zawstydziła. – A
może pytałam i nie pamiętam, co odpowiedział?
– Albo nie odpowiedział – zgadywała Kaśka z ironią.
– A co to za różnica?! – zdenerwowała się Magda. – Lekarz to lekarz.
Pewnie biedy nie klepie.
– Kasa to jedno, ale żeby znalazł dla niej czas w swoim grafiku. – Kaśka
zazwyczaj podchodziła do wszystkiego pesymistycznie.
– Ty to jak zwykle! – skarciła ją Monika.
– No właśnie. Nie psuj jej nastroju – dodała Marcelina.
Było już jednak za późno, bo Ani nie udało się nie myśleć o tej sprawie.
Kaśka musiała mieć sporo racji. Nieważne, jakiej był specjalizacji, na pewno
spędzał w pracy sporo czasu, jak wszyscy lekarze w tym kraju. Nad morzem
był na urlopie i to raczej ona nie miała czasu dla niego. Teraz, kiedy będzie
musiał wrócić do swoich zajęć, może im być ciężko znaleźć dla siebie czas.
– Nie martw się na zapas – szepnęła Marcelina, widząc, jak koleżanka się
trapi.
Jednak Ania zaczęła się zastanawiać, dlaczego właściwie Daniel nie pisał
do niej, od kiedy się rozstali. Wyjechał przecież z samego rana, kilka godzin
przed nią, więc na pewno dotarł już dawno na miejsce.
– Może miał wypadek? – zwierzyła się Marcelinie.
– Dlaczego do niego nie napiszesz? Będziesz miała pewność.
– A jeżeli to była dla niego tylko przygoda? Boję się, że się wygłupię, jak
napiszę do niego pierwsza.
– Wątpię. Myślisz, że marnowałby urlop na przesiadywanie godzinami
pod twoim ośrodkiem i czekaniem na ciebie? Dlaczego zresztą miałabyś się
wygłupić. Zwyczajnie napisz mu, że dziękujesz za mile spędzony czas i
zapytaj, czy dotarł bezpiecznie.
– Przynajmniej będziesz miała pewność co do jego dalszych planów
związanych z tobą – wtrąciła się Monika, która, jak się okazało,
przysłuchiwała się tej rozmowie.
– No właśnie – zgodziła się Marcelina.
– Pisz! – powiedziała rozkazującym tonem Monika.
Ania posłusznie wyciągnęła telefon i wklepała parę słów w pole
wiadomości. Zanim jednak wysłała SMS-a, wypiła duży łyk swojego drinka
dla nabrania odwagi.
– Wysyłaj! – zawołała znów Monika, próbując dosięgnąć telefonu Ani,
by wcisnąć przycisk za nią. Ania jednak zrobiła unik i zaczęła marudzić, że
to chyba nie najlepszy pomysł. Magda i Kaśka od razu zainteresowały się
sprawą, chociaż wcześniej nie brały udziału w rozmowie.
– Co ma wysłać?
– Wiadomość do Daniela – odpowiedziała Monika.
– Nie odzywa się, od kiedy wróciliśmy – wytłumaczyła Ania ze smutną
miną.
– Poradziłyśmy jej, żeby się pierwsza odezwała – dodała Monika.
– No nie wiem, czy to dobry pomysł – skrytykowała Kaśka. – To jemu
powinno bardziej zależeć.
– A niby dlaczego? – zawołała Magda. – Mamy równouprawnienie!
– No właśnie! – dodała Monika. – Ty to się już lepiej nie odzywaj! Tylko
psujesz jej humor.
– Ja? Zwyczajnie mówię, co myślę.
– Jak zawsze – mruknęła Magda pod nosem, ale i tak nie uszło to uwadze
Kaśki.
– No co jak zawsze?! – zdenerwowała się. – Chyba lepiej, że w stosunku
do swoich przyjaciółek jestem szczera… Wołałybyście, żebym wciskała wam
za każdym razem kit, kiedy zapytacie mnie o zdanie?
– No dobra, dobra. Już się tak nie irytuj – uspokajała ją Monika. –
Magdzie chodziło o to, że zazwyczaj wszystko widzisz w czarnych barwach.
– A ja myślę, że Kasia może mieć dużo racji – próbowała rozładować
napięcie Ania. – Moja mama zawsze mi powtarzała, że kiedy ona była młoda,
to chłopak zabiegał o względy dziewczyny, a nie odwrotnie.
– No i co z tego? Czasy się zmieniają! – zawołała Magda.
– No tak, ale nie wszystko idzie ku lepszemu – dodała Kaśka. – Jak się
facet naganiał za swoją kobietą, to później ją przynajmniej szanował.
– Gadanie! – zawołała Monika.
– Szanował… – prychnęła Magda. – U mnie na wsi było dwóch takich,
co się w młodości podobno nawet zabijać chcieli dla swoich dziewczyn, a
później, po paru latach małżeństwa, urządzali im w domu takie piekło, że
żadnej bym tego nie życzyła.
– A te pewnie pokornie to znosiły? – zapytała z drwiną w głosie Monika.
– No a jak? Mężowie je prali, wracali do domu nachlani jak
y,
wyzywali je przy ludziach, a one nic, tylko schylały głowy i siedziały w
domu jak kwoki. Pewnie dalej tak siedzą.
– Kobiety nie doceniają swojej siły – dołączyła się Marcelina. – Kiedyś
zapytałam mojej cioci, jak to jest, że od trzydziestu lat jest w tak udanym
związku z moim wujkiem. Wiecie, co mi powiedziała?
– Że jak mąż jest niegrzeczny, to mu nie daje dupy? – zapytała jak
zawsze bezpośrednia Magda i wszystkie koleżanki wybuchły śmiechem.
– Nie. – Marcelina próbowała przekrzyczeć salwy śmiechu i pokonać
swoje własne rozbawienie. – Twierdzi, że mężczyzny nie można ani do
niczego zmuszać, ani niczego mu zabraniać, a jedynie należy go subtelnie
ukierunkowywać, tak by w rodzinie panowała harmonia.
– To coś z tą głową, co kręci szyją – zauważyła Magda.
– Chyba odwrotnie. – Ania zaśmiała się i znów zapanowało ogólne
rozbawienie.
W przypływie optymizmu w końcu wysłała wiadomość do Daniela, która
mniej więcej zawierała się w słowach wypowiedzianych przez Marcelinę.
„Mam nadzieję, że dotarłeś na miejsce bezpiecznie i bez przeszkód. My
wróciliśmy parę godzin temu i w końcu mogę cieszyć się wolnym
wieczorem. Dziękuję za bardzo mile spędzony wspólnie czas”.
Odpowiedź jednak nie przychodziła i Ania z każdą minutą robiła się
bardziej posępna. W końcu postanowiła wrócić do domu, tym bardziej że
atmosfera między koleżankami robiła się coraz bardziej napięta, bo Kaśka,
mimo że próbowała to ukryć, najwyraźniej szczyciła się tym, że – jak lubiła
mówić – znowu miała rację. Jej wiele mówiące miny doprowadzały Magdę
do szału i w końcu zaczęły sobie nieprzyjemnie dogryzać. Na dodatek
Marcelina musiała wracać do domu, do dziecka, bo jej mąż wstawał do pracy
wcześnie rano, a mała nie chciała zasnąć. Ciężko się było zebrać na
optymizm.
Kaśka zaproponowała Ani, by jak zwykle wróciły jedną taksówką, bo
mieszkały w jednej dzielnicy, więc jeszcze w drodze Ania musiała walczyć
ze sobą, by się nie rozpłakać na oczach koleżanki, bo to zupełnie
przypieczętowałoby jej triumf. Dopiero w swoim mieszkaniu, na który
składał się jeden mały pokoik, malutka kuchnia i łazienka, mogła poczuć się
swobodnie i dać upust emocjom.
– Wiedziałam, że tak będzie – mówiła do siebie, płacząc. – Tak to się
właśnie kończy, kiedy przestaję nad sobą panować i pozwalam uczuciom
rządzić moim życiem.
Po północy, kiedy już miała kłaść się do łóżka, usłyszała sygnał
przychodzącej wiadomości. Z drżącym sercem sięgnęła po telefon, ale
okazało się, że to tylko Marcelina.
„I jak tam? Odpisał? Jesteście jeszcze w klubie? My już z Zosią w łóżku,
zasnęła jak tylko dostała cycka, ach ta moc kobiecych piersi”.
„Nie odpisał. Już jestem w domu, rozeszłyśmy się chyba godzinę po tym,
jak wyszłaś, bo żadna z nas nie mogła znieść tego, że Kaśka znów miała
rację”.
„E tam! Może jeszcze odpisze. Kto wie, pewnie odsypia podróż albo jest
zajęty jakimiś ważnymi sprawami i nawet nie spojrzał na telefon. Bądź
dobrej myśli”.
„Uwielbiam ten twój optymizm! Mam nadzieję, że masz rację” – odpisała
i przyłożyła głowę do poduszki, która za chwilę zrobiła się mokra od łez.
Ania chciałaby się zwyczajnie wyłączyć i nie myśleć. Tak za każdym
razem radzi jej Magda, mistrzyni w olewaniu spraw, które są nie po jej myśli.
Jednak Ania od zawsze była zbyt emocjonalna i „niemyślenie” zwyczajnie jej
nie wychodziło. Za bardzo się po prostu nakręciła na związek z Danielem.
Już tak długo jest samotna, więc wymyśliła sobie, że w końcu znalazła tego
jedynego, z którym założy rodzinę, tak jak Marcelina. Ania nigdy tego nie
powiedziała na głos i nawet nie dopuszczała takich myśli do siebie, ale gdzieś
w głębi serca zazdrościła przyjaciółce. Marcela poznała Krystiana już w
trzeciej klasie liceum i od tego czasu byli nierozłączni. Zawsze wiedzieli,
czego chcą i krok po kroku do tego dążyli. Trzy lata temu, kiedy Marcelina
skończyła studia, wzięli ślub, kupili własne mieszkanie i zaczęli starać się o
dziecko. Udało się dopiero po ponad dwóch latach, ale ten czas oczekiwania
zbliżył ich do siebie jeszcze mocniej. Monika, Kaśka i Magda cieszyły się ze
szczęścia przyjaciółki, co dawało nadzieję, że udane związki jednak istnieją.
Z kolei Ani starały się wmawiać, że małżeństwo jest zupełnie przestarzałą
instytucją i że powinna cieszyć się z tego, że jest singielką, bo może robić to,
co zechce i realizować się bez ciągłego jojczenia nad głową. Nie domyślały
się jednak, że w przypadku Ani robienie tego, co zechce, ściśle łączyło się z
posiadaniem rodziny.
ROZDZIAŁ XI
Ania obudziła się przed ósmą z podpuchniętymi od płaczu oczami i była
pewna, że jej wygląd jest zapowiedzią nieprzyjemnego dnia. Postanowiła
wziąć się w garść i wrzuciła do prania te rzeczy, których nie potrzebowała u
rodziców, a resztę spakowała z powrotem do torby i dołożyła jeszcze kilka
dodatkowych czystych ubrań, których nie miała ze sobą nad morzem.
Do lekarza była umówiona na dziesiątą, więc miała sporo czasu, by
wystroić się dla własnej przyjemności i rozwiesić pranie. Po powrocie miała
w planie wyskoczyć jeszcze na siłownię, zjeść szybki obiad, ogarnąć
mieszkanie, a później zabrać bagaże z domu i pojechać na stację PKP.
Chociaż z drugiej strony, skoro Magda miała wybrać się w góry razem z nią,
to istniało prawdopodobieństwo, że pojadą samochodem, bo jej koleżanka,
od kiedy zdała prawo jazdy i kupiła sobie samochód, wypowiedziała protest
dźwiganiu ciężkich bagaży i ciśnięciu w autobusie czy pociągu.
W poczekalni u ginekologa Ania wyciągnęła książkę i pogrążyła się w
lekturze, żeby jakoś odwrócić swoją uwagę od obnoszących się brzuchami
ciężarnych kobiet i nieprzyjemnych myśli o badaniu, którego tak nie znosi.
Marcelina co prawda zachwalała tego lekarza. Mówiła, że jest wybitnym
specjalistą, bardzo taktownym, który traktuje pacjentki z ogromnym
szacunkiem. Ale, bądź co bądź, był młodym mężczyzną i Ania martwiła się,
że spali się ze wstydu, jeśli okaże się tak przystojny, jak opisywała go
Marcela.
Kiedy w końcu przyszła jej kolej, schowała książkę do torebki, wzięła
głęboki oddech i udając pewną siebie, weszła do gabinetu. Pielęgniarka
przywitała ją z uśmiechem i zapytała o nazwisko. Ania nigdzie nie widziała
lekarza, ale po hałasach i zapachach dochodzących z pomieszczenia obok
domyślała się, że szykuje sobie kawę.
– Pani u nas pierwszy raz? – upewniła się pielęgniarka.
– Tak.
– Poproszę w takim razie dowód osobisty.
Ania zajrzała do torebki i czuła, jak rośnie jej ciśnienie na dźwięk kroków
zbliżającego się do nich lekarza. Nie podnosiła nawet na niego wzroku i tylko
kątem oka widziała, jak ciężko opada na swoje obrotowe krzesło.
– Ania? – usłyszała znajomy głos.
Omal nie zemdlała, widząc w białym fartuchu lekarskim Daniela
siedzącego naprzeciwko niej.
– To już wiem, jak masz na nazwisko – próbował rozładować napięcie,
które omal nie wywaliło korków w gabinecie. Nawet pielęgniarka
najwyraźniej czuła, że sytuacja, w jakiej znalazła się ta dwójka, jest –
delikatnie mówiąc – niekomfortowa, bo zanurzyła nos w dokumentach, jakby
próbowała rozpłynąć się w powietrzu.
– Nie mówiłeś, że jesteś ginekologiem – wykrztusiła z siebie w końcu
Ania.
– Nie pytałaś.
– Aha – odpowiedziała krótko i zwróciła się do notującej coś skrzętnie
kobiety. – Ja bardzo przepraszam, ale nie skorzystam z wizyty. Oczywiście
zapłacę, ile trzeba. Sto złotych. Prawda? – zapytała, sięgając do portfela.
– Daj spokój! Nie musisz nic płacić – powstrzymał ją Daniel. Widać
było, że i on głupio się czuł w tej sytuacji.
– Dobrze. To dziękuję. Do zobaczenia – wybełkotała Ania i pospiesznie
ruszyła do wyjścia.
– Dowód! – zawołała za nią pielęgniarka.
– Co? A, tak! Przepraszam.
– Ania! – Daniel złapał ją za rękę, zanim zdążyła chwycić za klamkę. –
Wiem, że czujesz się pewnie potwornie, mi też jest głupio, ale nawet nie
wiesz, jak się cieszę, że się tu zjawiłaś! – wyszeptał, odwracając się plecami
do swojej koleżanki z pracy. – Wczoraj ukradli mi telefon na jakiejś stacji
benzynowej. A może zwyczajnie go zgubiłem. Nie wiem, byłem
rozkojarzony… – przerwał, jakby próbował zebrać myśli.
– Bardzo mi przykro – wycedziła Ania przez zęby. Nie wiedziała, skąd u
niej taka złość, ale ledwie powstrzymywała się, żeby mu nie wygarnąć, co o
nim myśli. – Masz rację, to nic przyjemnego dowiedzieć się, że ginekolog, do
którego umówiłam się na wizytę, jest tym samym człowiekiem, z którym
spędziłam wiele wspaniałych chwil i który nawet nie raczył odezwać się do
mnie po powrocie z urlopu – wyrzuciła z siebie, próbując otworzyć drzwi, ale
Daniel przytrzymywał je dłonią.
– Chodzi o to, że kiedy ukradli mi telefon, straciłem wszystkie kontakty,
w tym ten najważniejszy. Do ciebie – powiedział, po czym zamilkł, patrząc
na nią uważnie.
Długo dochodziła do niej wiadomość, że właśnie zachowała się jak
najgorsza kretynka. Chyba aby jej pomóc w szybszym rozeznaniu sytuacji,
Daniel dodał jeszcze, że był dzisiaj rano w jej szkole, bo tylko tak widział
szansę na jej odnalezienie, ale dopiero gdy pociągnął za klamkę, zdał sobie
sprawę, że wszyscy pracownicy mają jeszcze wolne, bo wciąż są wakacje.
Ania kompletnie nie wiedziała, jak ma się zachować. Czuła, że
poczerwieniała na twarzy. Nie umiała znaleźć ani jednego słowa, które
byłoby jakimś wyjściem z tej krępującej sytuacji.
– Dasz mi swój numer… znowu?
Pokiwała głową.
– Umówimy się dziś wieczorem?
Znów przytaknęła.
Daniel sięgnął więc szybko po kartkę i długopis ze swojego biurka.
Poprosił ją, by napisała numer. Z tego wszystkiego nie mogła go sobie
przypomnieć, ale po jakimś czasie w końcu zanotowała koślawe cyfry,
stosując jako podkładkę do pisania własną dłoń.
– Do zobaczenia wieczorem – pożegnał ją, otwierając drzwi.
Nie odpowiedziała. Wyszła z jego gabinetu i zupełnie oniemiała
skierowała się do wyjścia z budynku. Doszła do siebie dopiero, kiedy była
dwie przecznice od miejsca, gdzie się przed chwilą zupełnie
skompromitowała. Znalazła jakąś ławkę i usiadła, czując, że w przeciwnym
razie zemdleje.
– Kurde! – mruknęła do siebie, chowając twarz w dłoniach. – Kurde!
Kurde! Kurde! – powtórzyła jeszcze parę razy, jakby to było jedyne, co w
takiej sytuacji mogłaby powiedzieć.
ROZDZIAŁ XII
Daniel lubił swoją pracę i był przyzwyczajony, że spędza w niej tak dużo
czasu, więc zazwyczaj mu to nie przeszkadzało. Kiedy jednak coś nagle mu
wypadało, jakaś ciekawa propozycja albo coś ważnego do załatwienia, to
złościła go niekończąca się kolejka na korytarzu przed jego gabinetem lub w
przychodni przyszpitalnej. Miał wiele pacjentek, bo słynął ze swojej
uprzejmości i pełnego profesjonalizmu, ale pierwszy dzień po urlopie okazał
się katastrofą, bo nie dość, że był zmęczony podróżą znad morza i
poszukiwaniem kontaktu do Ani, to jeszcze ona w tak beznadziejny sposób
dowiedziała się o jego specjalizacji. Dobrze rozumiał jej zmieszanie, w końcu
sam nie lubił leczyć znajomych. Na dodatek Ania była chyba na niego zła, że
się do niej nie odzywał. To wszystko tak zepsuło mu humor, że nie umiał
grzecznie odnosić się do pacjentek. Wciąż myślał o tym, że musi jak
najszybciej zadzwonić do Ani, a kobiety nie dość, że długo się ubierały, to
jeszcze zadawały mnóstwo pytań. Zdarzało mu się więc odburkiwać
nieuprzejmie albo poganiać panie, żeby szybciej się ze wszystkim uwijały.
Na szczęście pielęgniarka, z którą pracował, znała go od lat i wiedziała, że
takie zachowanie nie jest u niego normalne. Łagodziła zatem cierpliwie
wszystkie nieprzyjemne sytuacje.
W końcu przyszła pora na przerwę obiadową. Daniel poprosił koleżankę
z pracy, by zamknęła gabinet, a sam pospiesznie wybrał się do swojej
ulubionej jadłodajni. Sam nigdy nie gotował, to byłoby nieopłacalne. Tym
bardziej, że miał zazwyczaj tylko dwie godziny, aby zjeść i odpocząć przed
następną turą pacjentek albo, jak w inne dni, przejechać ze szpitala do
swojego gabinetu.
– Ania? – upewnił się po tym, jak w drodze do jadłodajni wykręcił jej
numer telefonu. Miała zmieniony głos, więc nie był pewien, czy to na pewno
ona.
– Tak – odpowiedziała cicho i tym samym tonem głosu.
– Mówi Daniel. Chciałem się upewnić, czy zobaczymy się dzisiaj
wieczorem.
– Bardzo mi przykro, ale jestem umówiona z rodzicami. Kiedy pytałeś
mnie dzisiaj o to spotkanie, nie wiedziałam, co mówię, bo było mi strasznie
głupio. Przepraszam.
– A… tak. Nie ma sprawy. Ja też się okropnie czułem. A o wyjeździe do
rodziców rzeczywiście mi już mówiłaś, jeszcze nad morzem.
– Przepraszam cię też za to, co powiedziałam.
– To już nieważne, nie przejmuj się – odpowiedział. – Ja z kolei
powinienem wytłumaczyć ci, dlaczego nie przyznałem się, że jestem
ginekologiem.
– Nie musisz tłumaczyć. Rzeczywiście nie zapytałam o twoją
specjalizację, więc rozumiem, że sam nie czułeś potrzeby mi o tym mówić.
– Nie do końca tak było… – zająknął się Daniel, a w słuchawce
zapanowała cisza. – Szczerze to pytałaś mnie, Aniu, ale ja celowo
odwróciłem twoją uwagę i szybko zmieniłem temat.
– Nie rozumiem dlaczego.
– Cóż… bałem się, że się wystraszysz i nie będziesz chciała więcej się ze
mną spotkać. A naprawdę bardzo mi na tobie zależy.
Po drugiej stronie słuchawki nie było znaku życia, więc Daniel zaczął się
mocno denerwować.
– Aniu? Jesteś tam?
– Tak, tak. Jestem. Przepraszam cię, ale muszę to sobie wszystko
przemyśleć – odpowiedziała niespodziewanie.
Danielowi omal nie zabrakło tchu. Zatrzymał się więc natychmiast i
łapiąc się za głowę, próbował uspokoić emocje.
– Rozumiem – odpowiedział załamany, próbując jednak zachować
naturalny ton głosu. – Zadzwonisz do mnie, kiedy podejmiesz jakąś decyzję?
– Tak. Zadzwonię – odparła. – Do usłyszenia.
– Do usłyszenia – wybełkotał, a później długo wsłuchiwał się dźwięk w
telefonie świadczący o tym, że połączenie zostało przerwane.
Był zupełnie przygnębiony. Skoro tak powiedziała, to na pewno nie
wróżyło nic dobrego. Często zdarzało mu się, że dziewczyny odmawiały
spotkania z nim, gdy dowiadywały się, jaki wykonuje zawód, ale nigdy tak
bardzo go to nie zabolało. Chyba pierwszy raz w życiu czuł, że ma złamane
serce. Wszystkiego mu się nagle odechciało, zamiast pójść na obiad, zajrzał
do baru i zamówił słabego drinka. Wiedział, że musi wrócić jeszcze do pracy,
ale czuł się tak źle, że nie widział powodu, aby choć trochę nie poprawić
sobie humoru.
ROZDZIAŁ XIII
– Żartujesz! – wykrzyknęła Magda, gdy usłyszała o niecodziennej
przygodzie Ani. Były już w drodze do Karpacza i Magda wjeżdżała akurat na
autostradę. – Ja bym się chyba spaliła ze wstydu.
– A ja właśnie się przekonałam, jak prawdziwe jest to powiedzenie.
Jeszcze nigdy nie było mi tak gorąco. Nie mogłam zebrać myśli. A na
dodatek zrobiłam mu wyrzut, że do mnie nie zadzwonił.
– No właśnie, i co on na to? Czemu się nie odzywał?
– Ktoś mu ukradł telefon i nie miał do mnie numeru.
– No nie gadaj! To dopiero musiało ci być głupio.
– No właśnie. Nie wiedziałam, gdzie się schować. Dzwonił do mnie
później, żeby się ze mną umówić na wieczór.
– I co?
– No i nic. Powiedziałam, że jadę do rodziców.
– Co on na to? Załamał się?
– Nie wiem. Chyba nie. A przynajmniej nie tym.
Magda spojrzała na przyjaciółkę pytająco, więc Ania opowiedziała jej,
jak Daniel celowo ukrywał przed nią swój zawód.
– No a dziwisz się mu? Pewnie nieraz mu się zdarzyło, że jak powiedział
jakiejś lasce, jak pracuje, to przestawała z nim utrzymywać kontakty.
Dziwnie mieć faceta, który na co dzień ogląda dziesiątki nagich kobiet.
– No właśnie. Dziwnie. Dlatego mu powiedziałam, że muszę wszystko
przemyśleć.
– I co on na to?
– Nie wiem. Po głosie wydawało mi się, że jest zawiedziony.
– Ale dasz mu szansę?
– Jeszcze nie wiem. Nigdy nawet przez myśl mi nie przeszło, że
mogłabym być żoną ginekologa.
– Oj tam, od razu żoną. To mogłaby być ciekawa przygoda. Wyobraź
sobie, że kochalibyście się w jego gabinecie, na samolocie. – Magda się
zaśmiała.
– Przestań! Ty jak zwykle tylko o jednym. Wiesz, że ja taka nie jestem.
Nie mogę spotykać się z mężczyzną tylko dla przygody, ja tak nie umiem.
– No dobra, dobra. To co zamierzasz zrobić?
– Gdybym ja to wiedziała… muszę to porządnie przemyśleć.
– Rozmawiałaś już z Marceliną? – zapytała Magda, wiedząc, że rady ich
wspólnej przyjaciółki są zazwyczaj bezcenne.
– Jeszcze nie. Nie miałam kiedy.
– No to zadzwoń teraz. Zobaczymy, co ona na to.
Okazało się, że Marcelina nie potrafiła jednak nic doradzić przyjaciółce.
– Z jednej strony – mówiła – bycie z takim mężczyzną wydaje się mieć
wiele wad, ale z drugiej… Nie przekonasz się, dopóki nie spróbujesz. Może
wcale nie byłoby tak źle?
– Ciekawe, jakby na ciebie patrzył, gdybyś leżała przed nim naga? – nie
mogła powstrzymać się od komentarza Magda. – Może zrobiłby ci od razu
badanie za darmo?
– Magda! – skarciła ją Marcelina, słysząc wszystko po drugiej stronie
słuchawki.
– Przepraszam. Tylko takie głupoty mi do głowy w tym momencie
przychodzą. Wydaje mi się, że masz rację, Marcelina. Oceniamy tę sytuację
po pozorach, a tak naprawdę nie wiadomo, jakby to było.
– Na świecie są tysiące ginekologów – zauważyła Marcelina. – Wątpię,
żeby wszyscy żyli w samotności.
Ania czuła, że ma w głowie jeszcze większy mętlik niż wcześniej i
zupełnie nie wiedziała, jaką powinna podjąć decyzję. Nie ulegało
wątpliwości, że niełatwo byłoby jej zapomnieć o Danielu. Przez to wszystko,
co przeżyli nad morzem, zwyczajnie nie przestawała o nim myśleć. Była w
nim zakochana i tęskniła za jego bliskością. Nie była jednak pewna, czy
powinna angażować się w związek bez przyszłości. Postanowiła dać sobie
czas, może dzień, dwa na przemyślenia. Ale myśli tak bardzo ją męczyły, że
jeszcze tego samego wieczoru, tuż przed kolacją napisała do Daniela
wiadomość.
„Przepraszam cię za swoją reakcję. Dzisiaj był bardzo dziwny dzień.
Kiedy nie wiedziałam, jaki zawód wykonujesz, wszystko wydawało mi się
prostsze”.
Odpowiedź przyszła niemal natychmiast.
„Aniu, możesz mi nie wierzyć, ale nie mówiłem tego jeszcze żadnej
kobiecie. Wydaje mi się, że zakochałem się w Tobie. Błagam, daj mi szansę”.
Nagle uleciały gdzieś myśli o pacjentkach Daniela i o tym, jak miałby
wyglądać ich seks. W głowie zaczęło jej szumieć od emocji i wciąż w kółko
czytała to, co przed chwilą jej wysłał. W końcu odpisała nie do końca
świadoma tego, czy dobrze robi.
„Ja jestem pewna, że zakochałam się w Tobie. Myślę, że możemy
spróbować być razem. Tylko tak się przekonamy, czy coś z tego wyjdzie”.
„Dziękuję! Nawet nie wiesz, jak się cieszę. Czy nie miałabyś nic
przeciwko, żebym przyjechał do Karpacza na weekend? Czy miałabyś czas,
żeby się ze mną spotkać?”
„Pewnie, że nie miałabym nic przeciwko. Bardzo chciałabym, żebyś
przyjechał. Może wybierzemy się razem w góry?”
„Z tobą choćby nawet na koniec świata”.
ROZDZIAŁ XIV
W środy Daniel zawsze kończył pracę o dziewiętnastej. Był to jeden z
tych dni, które nazwałby najbardziej wykańczającymi. Podobnie pracował we
wtorek i w czwartek, tyle że czwartki miał wolne do południa, więc mógł
zregenerować siły. W piątki z kolei pracował tylko kilka godzin w
przychodni, a wieczory miał już wolne. Ta środa, kiedy przez SMS-y
rozpoczął związek z Anią, wydawała mu się zarówno jednym z najgorszych,
jak i zarazem najpiękniejszych dni w życiu. Od momentu, gdy Ania
zakończyła z nim rozmowę, twierdząc, że musi sobie wszystko przemyśleć,
do samego wieczoru nieustannie zerkał na telefon. Kiedy przyszła pierwsza
wiadomość od Ani, przyjmował akurat ostatnią pacjentkę. Całe szczęście
było już po badaniu i gdy odczytywał wiadomość, kobieta akurat się ubierała.
Kolejne SMS-y przychodziły, gdy wypisywał receptę i umawiał się z
pacjentką na kolejną wizytę. Pierwszy raz w swojej karierze zawodowej
zachowywał się tak nieprofesjonalnie. Przez to pielęgniarka, z którą
pracował, patrzyła na niego podejrzliwie, starając się jednocześnie za każdym
razem odwrócić uwagę pacjentki. Na koniec odetchnęła z ulgą, widząc
swojego pracodawcę w końcu, po całym frustrującym dniu, uśmiechniętego.
– Rozumiem, że wszystko wróciło do normy – zapytała, wskazując na
komórkę Daniela leżącą na biurku.
– Tak – odpowiedział z uśmiechem. – Przepraszam cię za swoje
dzisiejsze zachowanie. To chyba stres.
– Nie ma sprawy. Każdemu się zdarza. Oby tylko nasze pacjentki były
tego samego zdania, co ja.
– Było aż tak źle?
– No, najlepiej ich dziś nie traktowałeś. Wiele z nich wyszło
poirytowanych.
– O kurde! To katastrofa. Możemy stracić sporo pacjentek.
– Może nie będzie tak źle. Każdej z nich dałam karteczkę z napisem:
„Proszę wybaczyć dzisiejsze zachowanie doktora. Ma ciężki dzień – sprawy
prywatne”. Mam nadzieję, że się nie gniewasz. Próbowałam ratować
sytuację.
– Jesteś kochana – powiedział, całując ją w policzek. Wiedział, że taki
gest nie poniesie za sobą żadnych konsekwencji, bo Marta była ponad
połowę starsza od niego i miała dzieci w jego wieku, więc traktowali się
oboje jak rodzina.
– No wiem… – zaśmiała się. – To dowiem się w końcu, kim była ta Anna
Rośko, która na twój widok rozmyśliła się i nie skorzystała z badania?
– Chyba jeszcze za wcześnie, żeby o tym mówić.
– Może choć odrobinę, by zaspokoić ciekawość starej ciotki?
Daniel roześmiał się i wstał od swojego biurka, by ściągnąć fartuch.
– Poznałem ją nad morzem. Jest zupełnie wyjątkowa.
– No! I tyle mi wystarczy. – Marta uśmiechnęła się i poklepała go po
ramieniu. – Powodzenia! A teraz pozwól, że zbiorę się już do domu.
Wyjątkowo boli mnie dziś ręka od pisania.
– Jasne, jasne. Uciekaj. – Daniel znowu się zaśmiał i pożegnał z
koleżanką. Później spakował swoje rzeczy i pieniądze do teczki, po czym
sam zaczął zbierać się do wyjścia. Wcześniej jednak napisał do Ani
kolejnego SMS-a:
„Czy możesz mi polecić jakieś miejsce na nocleg?”
„Skoro chcesz wybrać się ze mną w góry, to noclegiem się nie przejmuj”.
„Może mam zabrać ze sobą namiot i śpiwór?” – napisał, zamykając
gabinet na klucz.
„Nie, nie:-) To nie będzie konieczne” – odpisała dopiero, gdy podjechał
pod swój blok.
W bardzo dobrym humorze wrócił do swojego trzypokojowego,
przestronnego mieszkania położonego na drugim piętrze w bloku na
strzeżonym osiedlu. Tego wieczoru miał pójść spać bardzo późno, bo wciąż
wymieniali się z Anią wiadomościami. Na szczęście wiedział, że rano będzie
mógł odespać.
ROZDZIAŁ XV
Piątek zazwyczaj jest najbardziej wyczekiwanym dniem tygodnia, a co
dopiero, gdy wiemy, że tego właśnie dnia ma się wydarzyć coś wyjątkowego.
Czas dłuży się wtedy niemiłosiernie, zupełnie jakby robił nam na złość. Ania
lubiła odwiedzać rodziców, ale nudziła się za każdym razem już po
pierwszym dniu. Oczywiście wiele czasu poświęcała na pomoc rodzicom w
przygotowaniu pokoi albo posiłków dla gości, czy też na rozmowy z nimi,
ale mimo wszystko wieczory bywały tam długie i nudne. Podobnie było i tym
razem. Cały czwartek Magda spędziła z Igorem. Wróciła dopiero nad ranem,
kiedy Ania już smacznie spała, z kolei w piątek koleżanka spała prawie do
południa. Nic więc dziwnego, że tak dłużył się Ani ten czas oczekiwania na
spotkanie z Danielem. Miał przyjechać dopiero około szesnastej. Do tego
czasu próbowała jak najlepiej przygotować się do zaplanowanej wyprawy w
góry i jednocześnie spędzić jak najwięcej czasu na pogaduszkach z
rodzicami, żeby nie mieli jej za złe, że zniknie na cały weekend.
Trasy podróży nie musiała planować, bo przecież nie raz i nie dwa
pokonywała znane sobie szlaki. Wielu znajomych mieszkających w Karpaczu
prawie wcale nie zapuszczało się w góry, jakby wystarczał im jedynie widok
z okna. Ona jednak od dziecka przemierzała urodziwe szlaki bez względu na
porę roku. Początkowo rodzice martwili się o nią i po każdej dłuższej
nieobecności w domu robili jej awantury, z czasem jednak przyzwyczaili się
do jej włóczykijskiej natury i już w liceum pozwolili na to, by spełniła swoje
marzenie i spędziła noc w jednym ze schronisk.
Nie powiedziała im, że tym razem miała to nie być samotna wyprawa,
oznajmiła tylko, że spędzi w górach dwie noce.
– A Magda nie idzie z tobą? – zapytał tylko ojciec.
– Nie. Ona nie lubi włóczyć się po szlakach. Poza tym ma jakieś inne
plany na weekend.
Daniel miał zaparkować samochód pod wyciągiem i tam właśnie się
umówili. Ania zdawała sobie sprawę, że dla takiego mieszczucha jak on,
pracującego wiele godzin dziennie, kilometry do pokonania w górskim
krajobrazie mogą okazać się nie lada wyzwaniem. Dlatego postanowiła, że na
Kopę wjadą wyciągiem i dopiero stamtąd ruszą piechotą w stronę Samotni –
jej ulubionego schroniska, gdzie zawsze panowała wspaniała, przyjacielska
atmosfera.
– Spóźniłem się dziesięć minut – przyznał ze skruchą Daniel, spoglądając
na zegarek i wysiadając z auta.
– Nic nie szkodzi, przecież miałeś do przejechania sporo kilometrów. Jak
się jechało?
– Cudownie – odparł Daniel, podchodząc do Ani i łapiąc ją w pasie. –
Wspaniale jest podróżować, gdy się wie, że cel podróży to spotkanie z tak
wyjątkową osobą, jak ty.
Ania zaczerwieniła się i żeby to ukryć, wtuliła się w jego tors. Pachniał
cudownie, aż ciężko było się od niego oderwać. W końcu jednak podniosła
wzrok i spojrzała mu w twarz. Uśmiechał się do niej. Miał tak cudownie
zakochane oczy, że nie mogła się powstrzymać, by go nie pocałować.
– Właśnie o tym mówiłem. – Westchnął, gdy ich usta się rozłączyły. –
Najpiękniejsza nagroda za tyle kilometrów w aucie.
– W takim samochodzie pewnie nawet nie odczułeś zmęczenia –
zażartowała, wskazując na jego sportowe bmw.
– Oj tam, oj tam. – Zaśmiał się. – A tak chciałem się wykazać.
– Jeszcze będziesz miał okazję. – Również się zaśmiała i schyliła po swój
plecak.
– Rozumiem, że ciężka przeprawa przede mną?
– Myślę, że sobie poradzisz. Chodźmy już, żebyśmy zdążyli dojść do
schroniska przed zmrokiem.
– Oj, to koniecznie! Nie chciałbym spotkać się z żadnym dzikim
zwierzem.
Ania uśmiechnęła się i ruszyła przed siebie. Daniel schował kluczyki od
samochodu do plecaka i podążył za nią.
– Myślałem, że idziemy w góry, a nie do urzędu pracy. – Uśmiechnął się,
wskazując na kolejkę, w której ustawiła się Ania. Sięgała od budynku kasy
wyciągu aż na drugą stronę ulicy.
– No, takie są uroki bycia wygodnym. W sezonie takie kolejki do
wyciągu są zupełnie normalne.
– A więc jedziemy wyciągiem? A już myślałem, że trochę się dziś
poruszam.
– Jeszcze będziesz miał okazję – odpowiedziała, wiedząc, że mają do
pokonania około dwa kilometry od Kopy do Samotni, a na następny dzień
miała w planie wspiąć się na Śnieżkę, co już stanowiło dla niego wyzwanie.
Czuła się cudownie w towarzystwie Daniela, ale z drugiej strony wiedziała,
że w każdej chwili może zobaczyć ją któryś z jej sąsiadów i zaraz powiedzieć
jej rodzicom, że widzieli ją z jakimś chłopakiem. Na to nie była jeszcze
gotowa.
– Wiem, że to może troszkę głupio zabrzmieć, ale czy możemy kupić
bilety osobno?
– Dlaczego? Ja chętnie ufunduję ci bilet.
– Nie o to chodzi. Tutaj wszyscy mnie znają, nie chciałabym, by
plotkowali na nasz temat.
– Wstydzisz się ze mną pokazywać?
– Daj spokój! Wiesz, że nie. Po prostu wolę sama powiedzieć rodzicom,
że z kimś jestem, a nie, żeby dowiedzieli się od sąsiadów.
– To jeszcze im o mnie nie mówiłaś?
– A ty mówiłeś o mnie swoim rodzicom? – zapytała w odpowiedzi, czym
zawstydziła go na tyle, że zmienił temat.
– No dobrze, a chociaż przepuścisz mnie w kolejce? – zapytał i oboje
ryknęli śmiechem.
Przed wejściem na schody prowadzące do kasy Daniel zobaczył
krzesełko z wyciągu.
– O, pamiętam to. Właśnie takim kiedyś wjeżdżałem na górę z rodzicami,
kiedy byłem jeszcze dzieckiem… – Westchnął z nostalgią, przypominając
sobie dawne czasy.
Pomyślał, że to fajny pomysł, że wystawili to zabytkowe krzesełko przed
kasą. Jakie było jego zdziwienie, kiedy okazało się, że takie same zabytkowe
krzesełka wjeżdżają nadal z turystami na górę. Daniel spojrzał niepewnie na
Anię, ale ona nie wydawała się ani zdziwiona, ani tym bardziej przerażona.
Jemu z kolei robiło się gorąco na samą myśl, że ma wskoczyć na to
ustrojstwo w biegu, bo przecież nie dawano turystom czasu na bezpieczne
usadowienie się. Jakby tego było mało, musiał założyć plecak tak, żeby
przypadkiem nie spadł, przez co pozostałby bez rzeczy niezbędnych na
weekendowy pobyt w górach. Próbował nie okazywać jednak swojego
strachu. Dla pewności przepuścił Anię nawet w kolejce, żeby nie była
świadkiem jego niezgrabnego wsiadania. Kiedy przyszła ich pora, Ania bez
problemu wskoczyła na krzesełko, mając plecak założony z przodu. Poszedł
w jej ślady i odetchnął z ulgą, gdy okazało się, że się nie skompromitował i
krzesełko poniosło go w górę. Wciąż nie czuł się jednak pewnie, wiedząc, że
przed wypadnięciem chroni go jedynie stary system zabezpieczający, a
kamienie i kłody kilka metrów pod nim nie wyglądały na miękkie.
Ania co jakiś czas odwracała się, machając do niego radośnie.
Odmachiwał, zmuszając się do uśmiechu, ale tak naprawdę nie mógł się już
doczekać końca podróży. Niemniej kiedy dotarli na Kopę i jakoś udało mu
się zeskoczyć, nie doprowadzając Ani do śmiechu swoją pokracznością,
stwierdził, że ten przejazd okazał się prawdziwą przygodą. Na górze Ania
zapytała, czy jest gotów do drogi. Nie był tego zbyt pewien, ale po solidnej
dawce adrenaliny czuł przypływ energii i dobrego humoru. Raźnie więc
ruszył za Anią, ciesząc się z każdej minuty, którą z nią spędzał. Przez całą
drogę rozmawiali i śmiali się, wciąż nie mogąc się nadziwić, jak dobrze było
im razem. Okazało się, że Danielowi dwa kilometry, jakie mieli do przejścia,
nie sprawiły większego problemu i dotarli na miejsce już po osiemnastej.
– Muszę przyznać, że nie doceniłam cię – powiedziała Ania, spoglądając
na tryskającego energią Daniela.
– Myślałaś, że padnę w połowie? Mówiłem ci, że uprawiam wspinaczkę i
chodzę na siłownię. Dbam o swoją kondycję.
– Bardzo mnie to cieszy. I jak ci się podoba ten widok? – zapytała, kiedy
ich oczom ukazał się brązowy budynek na niebieskim tle jeziora.
– Cudowny. Muszę przyznać, że nigdy tu nie byłem. Zrobimy sobie
zdjęcie? – zapytał, ściągając plecak i sięgając do jednej z kieszonek po
smartfona. Miał się później katować nieustannym oglądaniem tej fotografii,
gdy Ania była daleko.
Gdy dotarli na miejsce, ona zapłaciła za ich pobyt, szczebiocąc radośnie
ze starszą panią, która – jak mu później objaśniła – pracuje tam od wielu lat.
Idąc do pokoju, sprzeczali się, bo Daniel chciał oddać jej pieniądze nie tylko
za siebie, lecz także za nią, na co ona absolutnie nie chciała się zgodzić. W
końcu stanęło na tym, że miał ufundować kolację.
Ania zamówiła im wspólny pokój z dwoma łóżkami oddzielonymi od
siebie jedynie dwoma pufami. Podobno gdy rezerwowała pokój, wszystkie
jedynki były już zajęte, więc nie miała wyboru. Daniel czuł ogromne
podekscytowanie na samą myśl o wspólnej nocy z Anią w jednym
pomieszczeniu. Ona z kolei martwiła się, jak Daniel zareaguje, gdy zobaczy
ją po raz pierwszy bez makijażu.
– Zamawiam to łóżko – zawołała, wskakując na jedno z nich i próbując
utrzymać radosną atmosferę, która udzielała się im od czasu, gdy zobaczyli
się na parkingu.
– W takim razie ja zajmuję miejsce tuż przy tobie. – Daniel zaśmiał się,
siadając obok niej. – Żartuję, żartuję! – dodał szybko, widząc nieciekawą
minę Ani.
– Mam nadzieję, że lubisz gry towarzyskie? – zapytała, wypakowując z
plecaka karty, jakiś zeszyt i długopisy. Chciał odpowiedzieć, że nie jest
pewny, czy znajdą czas na gry, ale wolał się nie narażać, więc tylko
przytaknął.
Na kolację zeszli do restauracji, która znajdowała się na parterze. Usiedli
w rogu sali, zamówili czerwone wino i szeptali do siebie przez kilka godzin.
W końcu wybrali się na krótki spacer, który zakończyli, siadając nad
jeziorem na niewielkich skałkach tuż przy schronisku. Pogoda była cudowna.
Było przyjemnie ciepło, a niebo rozświetlały miliony gwiazd. W końcu
przestali rozmawiać i zatopili się w pocałunkach. Ania pragnęła go tak samo
mocno jak on pragnął jej, ale wciąż z tyłu głowy pozostawała myśl o tym, że
gdy się przed nim rozbierze, on potraktuje ją jak jedną ze swoich pacjentek, a
tego przecież by nie zniosła. Trzymała go więc na dystans i tej nocy zasnęli
osobno, marząc o sobie wzajemnie.
ROZDZIAŁ XVI
Daniel obudził się dużo wcześniej niż Ania. Usiadł na swoim łóżku i
wpatrywał się w nią dobre dziesięć minut, bojąc się poruszyć, żeby
przypadkiem łóżko nie zaskrzypiało i jej nie obudziło. Słońce niepewnie
zaglądało do ich okien, lekko opromieniając twarz Ani. Wyglądała
przepięknie, mimo że włosy miała zmierzwione, a na skórze ani grama
makijażu. Daniel przypomniał sobie o słynnym powiedzonku, że kiedy
kobieta wstaje rano i dla mężczyzny wygląda przepięknie, to oznacza to, że
on najwyraźniej jest w niej zakochany. Tak… to nie ulegało wątpliwości, bo
jak inaczej opisać tę burzę uczuć, która szalała w jego sercu i przewracała
jego życie do góry nogami? Żałował, że poprzedniej nocy nie mógł zasnąć
przy niej. Mógłby się teraz napawać nie tylko jej widokiem, lecz także
zapachem i ciepłem jej ciała. Ania najwyraźniej bała się zbliżenia z nim i
nawet domyślał się, z czym było to związane. Dobrze wiedział, że nie ma
przed sobą łatwego zadania, by przekonać ją, że wzbudza w nim żądze, które
absolutnie nie mają nic wspólnego z jego pracą. Postanowił, że do wieczora
koniecznie musi coś wymyślić, bo kolejnej nocy bez niej przy sobie może nie
wytrzymać.
Wstał po cichu, ubrał się i wyszedł z pokoju. W restauracji na dole
zamówił śniadanie dla nich obojga. Poprosił o jajecznicę, bułki z sałatą,
szynką, serem i pomidorem. Do tego dwie aromatyczne kawy, których
zapach, jak Daniel sobie wyobrażał, miał obudzić Anię niczym w reklamie.
– Dzień dobry – zawołał radośnie, wchodząc do pokoju i widząc swoją
dziewczynę siedzącą na łóżku już uczesaną, umalowaną i ubraną.
– Cześć – przywitała się, jakby wciąż lekko zaspana.
– Jak ci się spało? – zapytał ją.
– Długo nie mogłam zasnąć, jak zawsze w nowym miejscu, ale nawet w
miarę się wyspałam. A ty?
– Ja nie mogłem zasnąć, bo w kółko myślałem o tym, że mam cię tak
blisko, a nie mogę przytulić – przyznał, czym wywołał na jej twarzy
rumieńce.
– Ta kawa pachnie wspaniale – zauważyła Ania, podchodząc do stolika,
na którym Daniel już rozkładał talerze. – Mmm… jajecznica.
– Lubisz?
– No pewnie. A tutaj jakoś szczególnie mi smakuje.
– To świetnie. Wziąłem również bułki, ale to najwyżej będziemy mieli na
drogę.
– Świetny pomysł. Dzisiaj wchodzimy na Śnieżkę.
– No, tak się właśnie domyślałem. Bardzo się cieszę. Ostatni raz byłem
tam z rodzicami wiele lat temu.
– Od tego czasu trochę się zmieniło – zauważyła Ania, zabierając się do
śniadania.
Nie spieszyli się z jedzeniem. Starali się delektować każdym kęsem i
łykiem. Oboje lubili poranki, bo miały w sobie coś wyjątkowego. A to
właśnie smaki i zapachy poranka najczęściej pozostawały w pamięci
najdłużej. Zupełnie jakby wypoczęty umysł znacznie lepiej przetwarzał dane
i wrzucał je do komórek pamięci.
– Często tu bywasz?
– Staram się co najmniej raz na sezon.
– Na sezon? Czyli w zimie też?
– Tak, w zimie lubię góry chyba nawet bardziej niż w lecie.
– Uuu… ja jestem raczej ciepłolubny, nie wiem, czy bym się odważył.
– To tylko tak się wydaje. Kiedy się maszeruje z plecakiem w dość
dużych śniegowych zaspach, to jest człowiekowi bardzo ciepło, o ile nie
gorąco. Widoki są równie wspaniałe, co latem, a poza tym im gorsze warunki
atmosferyczne, tym większa przygoda. Kiedyś szłam w takiej zadymie, że nie
byłam pewna, czy nie przeoczyłam schroniska, bo niczego nie było widać na
odległość większą niż trzy metry. Na miejsce dotarłam dopiero po zmierzchu.
– I nie bałaś się?
– Bałam, ale nawet nie wyobrażasz sobie, jaka była moja radość, kiedy
gdzieś w oddali zobaczyłam słabe światło w oknach Samotni, a gdy udało mi
się wejść do środka i w końcu zobaczyć inne kolory niż tylko biel,
pomyślałam, że jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Byłam z
siebie bardzo dumna, bo pokonałam swoje słabości i dotarłam do celu. To był
chyba jeden z najszczęśliwszych dni w moim życiu. Poza tym poznałam
wtedy znakomitych ludzi, z którymi do dzisiaj mam kontakt. To byli ludzie z
pasją, którzy tak jak ja kochali góry, tyle że mieli więcej kasy i wolnego
czasu na to, by wędrować nie tylko po naszych Sudetach czy Tatrach, lecz
także po zagranicznych wysokich szczytach.
– Opowiadasz to w taki sposób, że już myślę, jak zaplanować ferie.
– Jeśli wciąż będziemy razem, moglibyśmy wybrać się na nocną
eskapadę zimą, jeśli oczywiście pogoda będzie przystępna, bo w złych
warunkach nocą mogłoby być trochę niebezpiecznie.
– Nawet nie wyobrażam sobie, żebyśmy nie mieli być ze sobą –
odpowiedział szczerze. – Aniu, ja mam w sercu takie uczucia, które nie
zwiastują raczej, by związek z tobą miał być tylko przygodą.
Znów się zaczerwieniła, a oczy zaszkliły się jej ze wzruszenia. Widać
było, że z trudem przełknęła łyk kawy. Daniel zastanawiał się, skąd miał w
sobie tyle odwagi, by mówić o swoich uczuciach. Nigdy dotąd przecież tego
nie robił. Patrząc jednak na Anię, która zwiesiła głowę i w milczeniu grzebała
w talerzu, zmarkotniał. Czyżby ona nie podzielała jego zdania? Czy jej
uczucia różnią się od tych, które on żywi do niej? Być może ona nie jest
pewna, czy ich związek będzie udany, może chodzi o jego pracę… A co, jeśli
nie jest z nim do końca szczera i traktuje go tylko jak przygodnego
znajomego? Te myśli na tyle skutecznie zepsuły mu humor, że nie cieszyła
go już później ani jej obecność, ani wspaniałe widoki, ani nawet przepiękna
pogoda. Maszerowali przed siebie, rozmawiając bez entuzjazmu o jakichś
błahych sprawach. W końcu nie wytrzymał i gdy usiedli na jakiejś ławce na
wierzchołku najwyższego szczytu Karkonoszy, postanowił kontynuować
temat:
– Aniu, kiedy dziś rano powiedziałem ci, co czuję, zmarkotniałaś i nic mi
nie odpowiedziałaś. Czy chodzi o to, że nie chcesz ze mną być?
Wydawała się zdziwiona jego pytaniem, a jednocześnie jakby
zdezorientowana. Potrzebowała dłuższej chwili, by poskładać do kupy myśli
biegające bezładnie w jej głowie.
– Jestem pewna tego, że cię kocham. Z każdym dniem coraz bardziej.
Tym bardziej martwię się, że może nam się nie udać.
– Dlaczego miałoby się nie udać? Skąd takie pesymistyczne myśli? –
zapytał zdziwiony, przysuwając się do niej bliżej i łapiąc za rękę.
– Dobrze wiesz, o co chodzi… – odpowiedziała, uciekając wzrokiem.
– O moją pracę?
– Tak.
Zapadła długa cisza.
– Aniu, ja oczywiście mógłbym z niej zrezygnować dla ciebie, jeśli taka
byłaby twoja decyzja, ale studiowałem tak wiele lat… Poza tym moja praca
jest moim powołaniem, ja czuję się spełniony, robiąc to, co robię.
– Nie, nie! – wykrzyknęła przestraszona. – Nigdy bym nie chciała, żebyś
dla mnie zrezygnował z pracy. Nigdy w życiu byś mi tego nie darował.
– Więc o co chodzi? Nie mam już u ciebie żadnych szans? Czego ode
mnie oczekujesz?
– Nie wiem – odparła zawstydzona. – Nie umiem o tym mówić.
– Ale chyba powinnaś… – odpowiedział zasmucony.
Nigdy nie spodziewał się, że kiedyś może pożałować wyboru swojej
specjalizacji. Na myśl o tym, że może stracić kobietę, która doprowadziła go
do takiego stanu, w którym życie bez niej wydaje się nie mieć sensu, pękało
mu serce. Puścił jej dłoń i podszedł do barierki. Z miejsca, w którym stał,
roztaczał się cudowny widok. Słońce opromieniało lasy, uwydatniając ich
piękny butelkowozielony kolor. Błękitne niebo wydawało się stykać z ziemią
tak delikatnie, jakby zaledwie pieściło ją swoimi barwami. Daniel jednak
zdawał się tego wszystkiego nie zauważać. Smutek coraz mocniej wdzierał
się do jego serca i sprawiał, że odechciewało mu się być tam, gdzie jest. Nie
wyobrażał sobie, by miał spędzić z Anią resztę tego koszmarnego dnia. Nie
wiedział, jak mógłby z nią jeszcze rozmawiać.
– Daniel – szepnęła za jego plecami. – Obiecałam ci, że spróbujemy.
Kocham cię i nie mam zamiaru łatwo odpuścić. Potrzebuję tylko czasu.
Nie mógł się do niej odwrócić. Wzruszenie nie tylko odbierało mu głos,
lecz także sprawiło, że oczy zaszły mu łzami. Nie chciał pokazać jej swojej
słabości. Co ona by sobie pomyślała?
– Daniel – szepnęła ponownie, podchodząc do niego i stając tuż przy nim.
Odwrócił głowę w przeciwną stronę, próbując się opanować. – Proszę…
zapomnijmy na chwilę o tej rozmowie i spędźmy ten weekend jak
najpiękniej. Tak jak do tej pory.
– Nie wiem tylko, czy jest sens się w to zagłębiać – odparł sucho.
Zamilkła. Spędzili na szczycie jeszcze kilka minut, po czym Daniel
postanowił wracać do schroniska. Ania smętnie ruszyła za nim, nie
odzywając się ani słowem.
Kiedy dotarli do pokoju, Ania bezradnie patrzyła, jak Daniel pakuje
swoje rzeczy do plecaka. Miała wrażenie, że za chwilę pęknie jej serce. Nie
płakała, ale łzy już gromadziły się w jej oczach. Bezradnie usiadła na krześle,
próbując wymyślić, jakie słowa powstrzymałyby go przed odejściem.
Kochała go i nie chciała, by zniknął z jej życia. Nie potrafiła jednak zapewnić
go, że będzie z nim szczęśliwa. W końcu skąd mogła wiedzieć, czy zazdrość
o inne kobiety nie będzie niszczyła ich związku. Albo czy będzie potrafiła
kochać się z nim, nie myśląc o tym, że zaraz on odnajdzie jakąś chorobę w jej
pochwie. Nie mogła go zapewnić, że będzie akceptować to, czym on się
zajmuje.
Kiedy Daniel wstał, podniósł swój plecak i założył go na plecy, Ania
wciąż nie znajdowała słów, by załagodzić sytuację. Popatrzył na nią bez
słowa i była gotowa przysiąc, że miał w oczach łzy. To ją dobiło. Rozpłakała
się, zanim zdążył jeszcze wyjść z pokoju. Chwycił za klamkę i chciał odejść
mimo wszystko.
– Daniel! – zawołała za nim i skoczyła w jego stronę.
Chwyciła jego twarz w swoje obie dłonie i długo przyglądała się jego
łzom, nie wypowiadając ani słowa. W końcu poszła za głosem serca i zaczęła
całować go tak namiętnie, jak nigdy dotąd. Odwzajemnił pocałunki i zaczął
szaleńczo ją dotykać, przyciągając coraz bliżej do siebie. Ania pomogła mu
zrzucić plecak i w przypływie namiętności włożyła dłonie pod jego
podkoszulek, dotykając jego muskularnego torsu. To go ośmieliło. Poderwał
do góry jej koszulkę i zaczął pieścić jej delikatną skórę na brzuchu i plecach.
Patrzył na nią niewidzącymi oczami, zupełnie jakby podniecenie odbierało
mu rozum. Ania ściągnęła z siebie bluzkę, pozwalając, by zobaczył jej piersi
w koronkowym, czarnym staniku. Dalej nie było już mowy, by ktokolwiek
ich powstrzymał. Rozebrał ją do naga i zaczął całować jej brzuch i biodra.
Drżała z podniecenia, tym bardziej, że jego wzrok na pewno nie był
wzrokiem lekarza oceniającego stan zdrowia pacjentki. Patrzył na nią jak
dzikie zwierzę niemogące opanować swojego podniecenia. W końcu wziął ją
na ręce i przeniósł na łóżko. Tego, co wydarzyło się później, Ania nie
potrafiłaby porównać z żadnym innym doświadczeniem seksualnym w
swoim życiu.
ROZDZIAŁ XVII
Niedziela obudziła Daniela kroplami deszczu uderzającymi w szybę.
Ania spała tuż przy nim, zupełnie naga i piękna jak poprzedniego poranka. W
nocy kochali się kilkukrotnie, zupełnie nie myśląc o konsekwencjach. Daniel
nawet nie zadał sobie trudu, by wyciągnąć zabezpieczenie z plecaka. Na
samą myśl o tym, że mógłby mieć z nią dziecko, czuł jeszcze większe
podniecenie. Żałował, że musi wracać do Wrocławia i nie może z nią zostać
do końca jej urlopu. Nie wyobrażał sobie, jak przetrwa bez niej te pozostałe
dni.
Ciepło, zapach, smak jej skóry miały pozostać w jego pamięci jeszcze na
długo. Nie miał zamiaru jej budzić. Wyglądała przecież tak słodko, wtulona
w jego ramiona, poza tym była na pewno wykończona, bo zasnęli grubo po
pierwszej. Po śniadanie również się nie wybierał, żeby nie zostawiać jej
samej w łóżku ani na moment. To, co wydarzyło się poprzedniego dnia, było
tak pełne pasji i namiętności, że Daniel do dziś miał zawroty głowy, gdy o
tym myślał. Był pewien, że czegoś podobnego nie przeżył jeszcze z żadną
inną kobietą. Uprawiał seks w wielu miejscach, pozycjach czy
okolicznościach, ale nigdy nie niosło to za sobą żadnych uczuć, więc nie było
„kochaniem się”, jak zdarzało mu się mówić. Dopiero teraz to widział. To, co
Ania z nim wczoraj zrobiła, nie dawało opisać się słowami.
Naprawdę chciał odejść, chociaż sam nie znał nawet drogi powrotnej do
Karpacza. Czuł, że skoro ona nie jest pewna ich związku, to nie ma sensu
dłużej go ciągnąć, bo skończyłoby się na zbyt wielu ranach. Poza tym nie
potrafiłby udawać, że wszystko jest w porządku, podczas gdy serce
rozdzierało mu się na wskroś. Pakując swoje rzeczy, był bardziej
zdenerwowany niż smutny. Zastanawiał się gorączkowo, jak wróci do
samochodu, a później, jak przeżyje zbliżający się tydzień po tak tragicznie
zakończonym weekendzie. Jednak kiedy spakowany stanął naprzeciwko niej,
żeby pożegnać się w jakiś oschły sposób, poczuł, że z oczu ciekną mu łzy.
Zrobiło mu się głupio, bo już drugi raz w ciągu jednego dnia przez nią płakał,
a przecież dotychczas mu się to nie zdarzało. Ostatni raz łzy smutku płynęły
mu z oczu, gdy był jeszcze małym chłopcem.
Stojąc przed nią, poniżony własnymi łzami, poczuł, że nie zdoła
wypowiedzieć ani słowa, więc po prostu odszedł. Kiedy usłyszał swoje imię
wypowiadane jej łamiącym się głosem, serce zaczęło łomotać mu jak
szalone. Poddał się temu, co zrobiła, bo nie miał dość siły, by się
przeciwstawić. Czuł do niej złość za to, jak go traktowała, bo przecież jego
zawód nigdy nie był haniebny, a wręcz przeciwnie – cieszył się szacunkiem.
A ona sprawiła, że zaczął mieć wątpliwości, czy dobrze wybrał i pewnie
nawet czuł nienawiść do wszystkiego, co z tą profesją związane. Miał zamiar
stać zimny jak kamień, pozwalając jej, by się upokarzała, całując go bez
wzajemności. Nie dał jednak rady. Czuł, że krew coraz szybciej krąży mu w
żyłach, a uczucia wędrują po całym ciele. Przestał panować nad tym, co robią
jego ręce, dokąd wędruje wzrok i spragnione jej ciała usta. Był przekonany,
że nie powstrzyma już fali podniecenia, która go ogarniała. Na szczęście nie
musiał, bo Ania poddawała się bezgranicznie jego pieszczotom. Od momentu
gdy ściągnęła z siebie bluzkę, wiedział, że są już razem na drodze do raju.
Kiedy sobie tę scenę przypominał, czuł, że znowu rośnie w nim
podniecenie. Ona wciąż jednak jeszcze spała, nie pozostawało mu więc nic
innego, jak rozgonić myśli i opanować się, co nie było łatwe, mając tak
blisko siebie jej nagie ciało. Odsunął się więc od niej lekko i leżąc na
plecach, zaczął wpatrywać się w sufit.
– Cześć. – Usłyszał po chwili jej lekko ochrypły głos. Natychmiast
podparł się na łokciu, by spojrzeć w jej zaspane oczy.
– Cześć, kochanie – odpowiedział i obsypał ją pocałunkami.
Odwzajemniała jego pieszczoty i wkrótce znów był w niej. Kochali się
lekko i bez pośpiechu, pieszcząc się wzajemnie.
– Kocham cię – szepnęła mu później do ucha, gdy leżała spełniona na
nim.
– Naprawdę? – zapytał, łapiąc jej twarz w obie dłonie, by musiała
spojrzeć mu prosto w oczy. – Naprawdę mnie kochasz?
– Tak – odrzekła z uśmiechem. – I chcę cię kochać bez względu na twoją
pracę. Jakoś się do niej przyzwyczaję.
Danielowi wydawało się, że nigdy nie był szczęśliwszy. Przytulił ją do
siebie i zaczął gładzić jej włosy.
„Dziękuję, dziękuję” – przychodziło mu tylko na myśl, ale ostatecznie
tych słów nie wypowiedział, żeby zachować choć odrobinę godności.
ROZDZIAŁ XVIII
– Wiesz, że jest dwunasta? – zauważyła Ania, odkładając na podłogę
swój telefon.
– Jesteś głodna?
– Jak wilk.
– Pójdę po śniadanie, a ty tutaj na mnie czekaj.
– Nie mogę. Nie chcę, byś zbyt późno wrócił dzisiaj do domu. Jutro
idziesz przecież do pracy.
– To nic. Dam radę. Nie chcę się z tobą jeszcze rozstawać.
– Jeszcze się nie rozstajemy. Chodźmy pod prysznic.
– Razem?
– Przecież nie chcesz się rozstawać?
– No nie. Bardzo podoba mi się twój pomysł. – Daniel zaśmiał się i
powoli, leniwie wstał z łóżka.
Prysznice były na zewnątrz, więc zanim wyszli z pokoju, musieli się
ubrać. Oba z dostępnych były wolne i nawet nikt nie kręcił się po korytarzu.
Pewnie wszyscy turyści byli już w drodze. Kochankowie mogli więc
spokojnie, bez pośpiechu napawać się swoim widokiem, zmywając z siebie
pozostałości namiętnych chwil w łóżku. Gotowi do wyjścia byli dopiero po
czternastej. Już dawno powinni zwolnić pokój, ale widocznie dobre stosunki
Ani z panią prowadzącą schronisko sprawiły, że nikt nawet nie zwrócił im
uwagi. Na śniadanie również było za późno, ale panie z kuchni podsmażyły
im kiełbaski i zaparzyły kawę. Daniel okazał się na tyle czarujący, że od razu
przypadł do gustu wszystkim pracownikom schroniska. Z nostalgią pożegnał
się z tamtym miejscem, wiedząc, że pewnie wróci tam jeszcze nie raz, bo
pozostawia tam swoje najpiękniejsze wspomnienia.
Ania wróciła do domu znacznie później, niż przewidziała, bo gdy zeszli z
Danielem do Karpacza, postanowili zjeść jeszcze wspólnie obiad, a
ostatecznie rozstali się dopiero po podwieczorku.
***
– Martwiliśmy się o ciebie – powiedziała mama z troską w głosie. –
Nigdy nie wracałaś tak późno.
– Przepraszam, mamo, ale nie byłam w górach sama – odpowiedziała
tajemniczo.
– Jak to?
– Poznałam nad morzem pewnego chłopaka i ten weekend spędziłam z
nim.
– Kim on jest? – wtrącił się do rozmowy ojciec.
– Ma na imię Daniel. Jest lekarzem.
– Uuuu! – zawyła z zachwytu mama.
– A jakiej specjalności? – dopytywał ojciec.
– Ginekologia.
– Ginekologia! – zawołali chórem rodzice, a zaraz potem zamilkli, jakby
ważyli słowa.
– No, przynajmniej będziemy spokojni, że nasze wnuki będą się rodziły
w godnych warunkach i pod najlepszą opieką.
– Tato… – Ania westchnęła, a ojciec wyciągnął obie ręce przed siebie w
obronnym geście.
– Ta twoja koleżanka wróciła przed południem – próbowała zmienić
temat mama. – Wyglądała na zapłakaną.
– Od kiedy wróciła, nie wychodzi z pokoju – dodał tata.
Ania od razu zostawiła plecak w swoim pokoju i pobiegła na piętro, gdzie
były pokoje gości. Cichutko zapukała do Magdy, ale koleżanka się nie
odzywała.
– Magda? Jesteś? – zapytała i zapukała raz jeszcze, tym razem głośniej.
Przyjaciółka otworzyła po kilku minutach. Rzeczywiście wyglądała nie
najlepiej. Miała rozmazany makijaż, rozczochrane włosy, a oczy czerwone od
płaczu.
– Co się stało? – spytała z troską Ania.
– On ma żonę i dwoje dzieci – odpowiedziała od razu Magda, po czym
zostawiła koleżankę w drzwiach i położyła się z powrotem do łóżka.
– Igor? – zapytała zdziwiona, ale od razu się zreflektowała, że to głupio
pytać o tak oczywiste sprawy. – Jak się dowiedziałaś?
– Spędziliśmy razem upojny weekend. Wydawało mi się, że on czuje to
samo, co ja, że łączy nas coś więcej niż seks. Myślałam nawet, że mogłabym
dla niego przeprowadzić się do tej całej Kamiennej Góry, ale dzisiaj rano, jak
gdyby nigdy nic, powiedział mi, że musi wracać do domu, do żony i dzieci.
– Nie żartował?
– No właśnie nie. Też tak pomyślałam na początku, że to okrutny żart, ale
pokazał mi zdjęcia swojej szczęśliwej rodzinki i nawet zdziwił się, że ja nie
wiedziałam, że jest żonaty.
– A skąd niby miałaś wiedzieć?
– No właśnie! Skąd!? Wykrzyczałam mu prosto w gębę, że jest świnią i
że mnie oszukał, a przede wszystkim, że zdradził swoją żonę, a ja stałam się
tego udziałem i wiesz co mi odpowiedział?
– Co?
– A jaka to zdrada?
– Jak to, jaka to zdrada? Przecież uprawialiście seks?
– To mało powiedziane. Parzyliśmy się jak króliki, od kiedy przyjechał i
jeszcze wcześniej, nad morzem. Ale dla niego to zwykły przejaw popędu
seksualnego, zupełnie naturalny u mężczyzn. On nie widzi w tym nic złego,
że czasami zabawi się z jakąś inną kobietą. Dzięki temu jest lepszym mężem.
– Kurde! Skąd na świecie biorą się takie palanty! Lepszym mężem?!
Ciekawe, co jego żona na to?
– No właśnie nie zdążyłam zapytać, bo stwierdził, że zachowuję się jak
irracjonalna wariatka, bo przecież niczego mi nie obiecywał ani też nie
mówił, że jest singlem.
– I co mu na to odpowiedziałaś?
– Nic, bo wyszedł. Najgorsze jest to, że nawet nie zapłacił za hotel.
Wydałam przez niego wszystkie swoje oszczędności i teraz do końca
miesiąca zęby w ścianę.
– Nie martw się. Pożyczę ci. A znasz jego adres?
– Nie, a po co ci?
– No wydaje mi się, że ta kobieta powinna dowiedzieć się, z kim żyje.
– Myślisz, że to dobry pomysł?
– No pewnie! Ile jeszcze kobiet tak potraktuje? A ta jego żona? Czy
twoim zdaniem nie powinna wiedzieć? Ja chciałabym wiedzieć, że mój facet
puszcza się na lewo i prawo, i na dodatek wykorzystuje kobiety finansowo.
– A może najpierw napiszę mu SMS-a, że jak nie odda mi kasy za hotel,
to wszystko powiem jego żonie.
– Dobra myśl, a ja zaraz zadzwonię do kierownika i zapytam o jego
adres. Myślę, że nawet, jak odda ci kasę, to odwiedzimy jego żonę.
– Zemsta jest słodka. – W końcu odmieniona Magda się zaśmiała.
Tego dnia, żeby zupełnie poprawić Magdzie humor, wybrały się najpierw
na basen, a później na dyskotekę do hotelu. Wcześniej Ania napisała
Danielowi wiadomość, w której krótko streściła to, co przydarzyło się jej
przyjaciółce. Zdradziła również swoje plany na wieczór.
„Kurde! To na świecie naprawdę istnieją takie patałachy?! Urwałbym mu
przyrodzenie, gdybym go spotkał. To musi być jakiś seksoholik, bo żaden
normalny facet się tak nie zachowuje”.
„A więc popęd seksualny to nie jest naturalna cecha wszystkich
mężczyzn?”.
„Chyba powinienem się obrazić… Popęd może jest, ale brak opanowania
występuje jedynie u zwierząt”.
„Nie miałam zamiaru cię obrażać, ale tak półżartem to w sobotę
wieczorem wyglądałeś trochę jak zwierzak :-)”.
„To co innego. Mną kierowały silne uczucia, a nie chuć:-). Baw się dziś
dobrze, ale nie za dobrze:-)”.
„Nie wiem, co masz na myśli, pisząc „za dobrze”, ale zapewniam, że
jestem raczej staromodna i preferuję monogamię. Nad swoimi instynktami
również potrafię zapanować”.
„:-) Kocham cię. Miłego wieczoru”.
„Dziękuję. A ty wypoczywaj. Odezwę się rano, jak tylko się obudzę”.
Ania, pomimo tego, że uwielbiała tańczyć, to nie lubiła chodzić na
dyskoteki, bo pijany tłum ludzi skaczących koślawo w rytm muzyki bardziej
ją przytłaczał, niż zachęcał do rozwinięcia skrzydeł na parkiecie. Mało tego:
zawsze znalazł się ktoś, komu wydawało się, że jest mistrzem dirty dancing i
niejednokrotnie wpadał na nią, deptał lub uderzał rękoma, nad którymi – jak
się wydawało – tracił kontrolę. Kiedy już więc koleżanki namawiały ją na
tego typu spęd, siadała sobie cichutko w kąciku i sącząc drinka, przyglądała
się tańczącym. Często, chcąc nie chcąc, oceniając wyraziste makijaże czy
kuse stroje imprezowiczek. We wrocławskich klubach temperatura zawsze
wydawała się bardzo wysoka, bo dziewczyny niejednokrotnie widywało się
tam w samych stanikach i bardzo krótkich spodenkach lub spódniczkach. Z
obserwacji Ani wynikało jednak, co dziwne, że panowie chętniej szukali
kontaktu z tymi ubranymi paniami, co zgadzałoby się z powszechną opinią,
że mężczyźni wolą używać wyobraźni niż dostawać gotowy obraz na tacy.
– Napisałaś SMS-a? – zawołała Ania, próbując przekrzyczeć muzykę.
Magda pokiwała głową potakująco, siorbiąc przez rurkę swojego drinka.
– I co? Odpisał coś?
– Odpisał, że pod koniec tygodnia będę miała kasę na koncie.
– Co ty na to?
– Że ma być do jutra albo wybiorę się do Kamiennej Góry na ulicę Cichą
i zapoznam się z jego małżonką.
– Ostro! To mi się podoba! – zawołała Ania, unosząc w górę swoją
szklankę, jakby wznosiła toast. Magda zerknęła na telefon i roześmiała się
chytrze. Po czym na dłuższy czas pogrążyła się w składaniu odpowiednich
zdań, które miały zaraz trafić do Igora.
– Co napisałaś? – zaciekawiła się Ania.
Magda podniosła telefon w górę, tak żeby przyjaciółka mogła odczytać
wiadomości. Górna była od Igora i mówiła o tym, że aktualnie nie ma kasy
na koncie, dopiero pod koniec tygodnia dostanie jakiś przelew za zajęcia
dodatkowe i wtedy będzie mógł jej przesłać. Odpowiedź Magdy była
rozbrajająca.
„Jakoś mnie to nie interesuje. W takim razie wpadnę jutro z wizytą, lubię
czarną kawę bez cukru. Do zobaczenia”.
„Weź sobie nie rób jaj!” – zdążył odpisać, zanim Magda zabrała Ani
telefon sprzed oczu.
– To ty zrobiłeś sobie jaja! – powiedziała głośno Magda, równocześnie
wklepując te słowa w telefonie.
– Skąd wiesz, że jutro zastaniesz moją żonę w domu? Może nas nie
będzie – odczytała przyjaciółce jego odpowiedź, a potem zaczęła odpisywać
tak, żeby Ania mogła widzieć.
– „Nie będzie was cały dzień, całą noc, tydzień, miesiąc? To może od
razu pomyśl o przeprowadzce, bo na pewno uda mi się w końcu na was
trafić, no chyba że wyślesz swoją żonę w kosmos. Kasa ma być do jutra do
dwunastej na koncie albo się mnie spodziewaj”.
Ania nie wiedziała, czy powinna się śmiać, czy raczej zwrócić
przyjaciółce uwagę, że sytuacja zrobiła się nieprzyjemna. W końcu wcale się
nie odezwała, tylko podniosła swojego drinka i trochę się napiła. Jakoś nie
widziała Magdy w roli uprawiającej stalking.
– Cześć dziewczyny! – zagadał jakiś podstarzały facet w garniaku. –
Można się dosiąść?
– Nie! – zawołały chórem, po czym wybuchnęły śmiechem.
Około północy Magda skutecznie poprawiła sobie humor alkoholem i
wyglądało na to, że lepiej nie będzie, więc Ania namówiła ją do powrotu. W
domu rodziców pomogła koleżance wpakować się do łóżka i w końcu sama
mogła wybrać się pod prysznic i wyszykować do snu. To był emocjonujący
dzień i wszystko wskazywało na to, że zaśnie, gdy tylko przyłoży głowę do
poduszki. Nie obyło się jednak bez fantazjowania na temat Daniela, bo w
końcu takiego gorącego weekendu nie dałoby się zakończyć bez
kilkukrotnego odtworzenia go w pamięci przed snem.
ROZDZIAŁ XIX
Każde wakacje, chociażby spędzone w najciekawszy z możliwych
sposobów, mają to do siebie, że kiedyś się kończą. Dla Ani powrót do pracy
co roku wiązał się z tym, że trzeba było w końcu zacząć wstawać wcześniej,
kupić nowy kalendarz dla nauczyciela, ustalić plan zajęć dodatkowych i
powoli wdrażać w życie dawną rutynę. Tego roku w jej kalendarzu musiało
znaleźć się dodatkowe miejsce na spotkania z Danielem. Chociaż oboje mieli
sporo zajęć w ciągu tygodnia, to mimo wszystko udało im się znaleźć jeden
dzień dla siebie. Poza tym mieli widywać się w weekendy. Z czasem jednak
stwierdzili, że mają siebie za mało. Wciąż brakowało im wzajemnej
bliskości, a samotność odczuwali z coraz większym bólem serca.
– Może moglibyśmy zamieszkać razem? – zaproponował pewnego
wieczoru Daniel.
– No nie wiem. To wielki krok, a znamy się tak krótko.
– Każda minuta z tobą znaczy dla mnie tyle, co sztabka złota. Gdybyśmy
mieszkali razem, mielibyśmy dla siebie znacznie więcej czasu.
– Muszę się nad tym zastanowić – odpowiedziała, a decyzja nie była dla
niej łatwa.
Mimo, że zawsze marzyła o tym, by dzielić z kimś życie, to przeniesienie
się do Daniela, do jego wielkiego, luksusowego mieszkania, nie było
zwyczajną zmianą. Wiele lat mieszkała sama i nabrała mnóstwa
przyzwyczajeń. Nie była pewna, czy będzie potrafiła zachowywać się przy
nim naturalnie, bez skrępowania i czy odnajdzie się w luksusach, do których
nie przywykła. Była prostą dziewczyną, bardzo skromną i niewymagającą.
Na dodatek nie czuła się pewnie w roli pani domu. Miała przecież
niedościgniony wzór w postaci swojej mamy, któremu – jak jej się wydawało
– nigdy nie dorówna.
Danielowi zaproponowanie wspólnego mieszkania również nie przyszło
łatwo. Nawet na studiach mieszkał sam, bo jego rodziców było stać, żeby
opłacić mu mieszkanie, którego nie musiałby dzielić z innymi studentami.
Był jedynakiem, więc od dziecka nie był przyzwyczajony, żeby cokolwiek z
kimś dzielić. Kiedy był w związku z Klaudią, myśli o wspólnym mieszkaniu
nawet do siebie nie dopuszczał, ale z Anią to zupełnie coś innego. Wiele osób
zwracało mu uwagę, że bardzo się zmienił, od kiedy ją poznał.
– Mówisz tylko o niej – zauważył Marek, kiedy byli razem na siłowni.
– Twój sprzęt do wspinaczki ci w końcu zgnije – śmiał się Robert po
kolejnej odmowie sobotniego wieczoru na ściance.
– Nie wiem, co się z tobą ostatnio dzieje – zauważył ordynator szpitala. –
Od powrotu z urlopu jesteś wciąż rozkojarzony i zachowujesz się jak baba.
Masz zmienność nastrojów jak nasze pacjentki w ciąży.
Musiał przyznać, że wszyscy mieli rację i był przekonany, że coś musi w
tej sytuacji zmienić, ale z drugiej strony nie miał przecież pewności, czy
gdyby z nią zamieszkał, nie byłoby znacznie gorzej.
W końcu Ania podjęła decyzję, że na początek będzie spędzać u niego
całe weekendy, żeby zmiany wprowadzać stopniowo. Daniela ucieszyła jej
decyzja, ale bardzo szybko okazało się, że to nadal zbyt mało. Wspólny
weekend nie miał w sobie nic z normalności, bo poświęcali czas tylko sobie,
a na dodatek kiedy jemu wypadała jakaś weekendowa zmiana w szpitalu, to
Ania wracała do siebie.
– Zostań – powiedział jej kiedyś, gdy w niedzielę szykowała się do
wyjścia. – Na próbę, do następnej niedzieli.
– Nie mam przecież swoich rzeczy, a jutro o ósmej muszę być w pracy –
odpowiedziała, zostawiając pakowanie i pozwalając, by ją do siebie przytulił.
– To może dzisiaj ja przenocuję u ciebie, a jutro po pracy spakujesz się i
przyjedziesz do mnie.
– Ale przecież jutro pracujesz do późna w szpitalu, a ja wracam z klubu
już po dziewiętnastej.
– No właśnie. Miałabyś czas się spokojnie tutaj urządzić i przygotować
na wtorek do pracy. Po południu przyjadę do ciebie i zabierzemy twoje
rzeczy, zjemy obiad i znowu pójdziemy do pracy.
– Sama nie wiem.
– Proszę. Spróbujmy. Nigdy nie dowiemy się, jak nam się będzie
mieszkać razem, jeśli nie spróbujemy.
Ania zgodziła się bez przekonania i następnego dnia zrobili tak, jak jej
zaproponował. Początkowo czuła się bardzo niekomfortowo, otwierając
drzwi do nie swojego mieszkania czy kręcąc się po nim i próbując jakoś
upchnąć swoje rzeczy. Daniel nie miał żadnej wolnej półki w szafie, a ona
nie miała zamiaru czegokolwiek mu zmieniać, bo wiedziała, jak dziwnie
mógłby się poczuć. Położyła więc torbę pod łóżkiem, tak żeby nie było jej
widać, a kosmetyki próbowała zmieścić w jakiejś szafce w łazience. Jej
wysiłki, żeby wszystko wyglądało jak dawniej, spełzły na niczym, bo
przecież wszystkiego nie da się ukryć. Humor poprawił się jej dopiero wtedy,
kiedy z powodzeniem przygotowała lekcję na kolejny dzień pracy i zabrała
się do przygotowywania kolacji. W przestronnej i dobrze wyposażonej
kuchni czuła się niczym prezenterka jakiegoś programu o gotowaniu. Daniel
miał wrócić po dwudziestej drugiej, więc musiała przygotować coś
lekkostrawnego, co nadawałoby się na tak późną porę. Zdecydowała się na
sałatkę z grillowanym kurczakiem i grzankami, której przygotowanie zajęło
jej dosłownie chwilę i sprawiło dużo przyjemności. Miała w planie
wyszykować się jak na elegancką kolację, ale tuż po dwudziestej pierwszej
Daniel zapytał w SMS-ie, jak sobie radzi i dodał, że marzy, by zobaczyć ją w
swoim mieszkaniu w piżamce i kapciach, gotową do snu.
„A skąd ja wezmę kapcie” – pomyślała ze śmiechem. Nie używała ich we
własnym mieszkaniu, a i tu podłoga była bardzo ciepła i nie widziała
potrzeby ich zakupu.
– Nie mam kapci – przyznała, kiedy Daniel stanął w progu. – Ale nie
wydaje ci się, że boso wyglądam seksowniej? – zapytała, demonstrując nagie
stopy i kusą piżamkę.
Kolacja musiała zaczekać parę minut. Najwyraźniej Daniel uznał, że Ania
miała rację co do kapci i nie mógł się powstrzymać, by nie porwać jej w
ramiona i nie zanieść do sypialni.
– Jesteś głodny? – zapytała, gdy zmęczeni łapali oddech.
– Troszkę.
– Przygotowałam dla ciebie kolację.
– Naprawdę?! – zawołał, patrząc na nią z miłością. – Wiedziałem, że
wspólne mieszkanie to dobry pomysł. Nikt oprócz mojej mamy do tej pory
mi nie gotował. Dziękuję. Pozwól, że odwdzięczę się, przygotowując
śniadanie.
Ania rozpromieniła się jeszcze bardziej. Nie lubiła porannego wstawania i
często na śniadanie jadła coś szybkiego albo kupowała dopiero bułkę w
szkolnym sklepiku.
– Nie mam nic przeciwko. – Zaśmiała się w głos. – Może rzeczywiście
wspólne mieszkanie ma swoje zalety.
Daniel położył się na brzuchu i zbliżył swoją twarz do jej twarzy,
spoglądając głęboko w jej oczy.
– Dawno nie miałem żadnych marzeń – przyznał. – Dzięki tobie znów
zacząłem marzyć.
– A o czym? – zapytała ze zdziwieniem.
– Chciałbym codziennie cię uszczęśliwiać – odpowiedział, przez co
kolacja musiała poczekać jeszcze dłuższą chwilę.
ROZDZIAŁ XX
Ania musiała przyznać, że mieszkanie z Danielem miało więcej zalet niż
wad. Kłócili się, co prawda, czasami o różne bzdury, ale przepraszanie było
bardzo przyjemne. Z biegiem czasu coraz lepiej się poznawali i nauczyli nie
wchodzić sobie w drogę. Oboje szanowali potrzebę prywatności i wolnego
czasu, a Daniel specjalnie dla niej zwolnił kilka półek w szafie i zamontował
dodatkową szafkę w łazience. Ania miała namiastkę tego, o czym tak
marzyła, a więc wspólnego, rodzinnego domu. Wiele rzeczy robili razem, ale
był też podział obowiązków. Daniel nie był do końca jak jej tato, bo nawet
nie tyle pomagał Ani sprzątać, co sprzątał sam. Sam też zajmował się
praniem i gotowaniem, zupełnie nie licząc na to, że kobieta, z którą żyje,
zrobi to za niego.
– Ideał – komentowały koleżanki, nieco zazdroszcząc szczęścia, które
spotkało Anię.
– Kiedy nam go w końcu przedstawisz? – dopominały się. Ania musiała
obiecać, że zaprosi go na jakieś ich wspólne spotkanie.
– Ja na babski wieczór?! – zaprotestował Daniel. – A ten mąż Marceliny
będzie?
– Nie. On musi zająć się dzieckiem.
– A więc nie ma mowy.
– Proszę. One naprawdę chcą cię poznać.
– A kiedy?
– W sobotę?
– Marek od miesiąca prosi mnie, żebym z nim w końcu poszedł na
ściankę, właśnie miałem pytać cię, czy nie wybrałabyś się z nami.
– Bardzo chętnie się kiedyś wybiorę, ale ty z chłopakami też już dawno
się nie spotykałeś i moja obecność by was krępowała. Mam taki pomysł: ja
umówię się z dziewczynami, a ty na wspinaczkę, ale ty umówisz się
godzinkę później i wpadniesz poznać dziewczyny. Co ty na to?
– Zgoda.
ROZDZIAŁ XXI
– A gdzie ten twój doktorek? – zapytała Kaśka, gdy tylko Ania pojawiła
się w restauracji. Mimo że zjawiła się wcześniej, jeszcze przed szesnastą, to
okazało się, że przyszła jako ostatnia.
– Miał dzisiaj ranną zmianę w szpitalu i niedawno wrócił do domu.
Zjedliśmy obiad i umówiliśmy się, że ja jadę, a on ma się wykąpać i dołączyć
później.
– Ty gotowałaś obiad? – zapytała Monika, puszczając oko do reszty
koleżanek.
– Tak, ja – odparła z udawaną dumą Ania, uśmiechając się przy tym
szeroko.
– Jesteś teraz panią domu, tak? – Kaśka się zaśmiała. – Pranie, sprzątanie,
gotowanie, a niedługo może i pieluchy?
– Nie czuję się jak kura domowa, jeśli o to ci chodzi. Daniel bardzo
często gotuje i sprząta, i czasami wychodzi na to, że to ja przychodzę na
gotowe.
– To tak jak u nas – zauważyła Marcelina. – My z Krystianem od zawsze
dzieliliśmy się obowiązkami, jakoś tak zupełnie naturalnie nam to przyszło.
Ania uśmiechnęła się do przyjaciółki. Musiała przyznać, że porównanie
jej związku z małżeństwem Marceliny było bardzo przyjemne, bo przecież
zawsze stawiała ich sobie za wzór i marzyła, że kiedyś też stworzy podobny,
ciepły dom.
– Magda, opowiadaj, co tam z tym Igorem w końcu? – zmieniła temat
Marcelina. – Jak było w Karpaczu?
Magda spojrzała porozumiewawczo na Anię, obie wzięły głęboki oddech
i pokręciły głowami.
– Co?! – krzyknęła Monika. – Coś nie tak?
– Wszystko nie tak… – Magda westchnęła i opowiedziała przyjaciółkom
o nieprzyjemnej przygodzie z kolegą z obozu.
– No ale co? Oddał ci w końcu tę kasę? – spytała mocno oburzona całą
historią Kaśka.
– Oddał. Wysłał na konto jeszcze przed południem.
– No, to chociaż tyle – dodała Marcelina.
– Ja i tak bym powiedziała jego żonie – stwierdziła Kaśka, upijając łyk
drinka, którego właśnie przyniósł jej kelner.
Ania znów spojrzała na Magdę i obie prawie chórem powiedziały, że one
tak właśnie zrobiły.
– I co? – zainteresowała się Monika.
– No i nic. Żałuję, że tam pojechałyśmy.
– Ja też – dodała Ania.
– Dlaczego? – zapytały razem pozostałe dziewczyny.
Magda wzięła łyk drinka i zaczęła opowiadać o swojej wizycie w domu
Igora.
– Akurat tak się zdarzyło, że ona była w domu sama z dziećmi, a on był
gdzieś podobno na treningu. Powiedziałam, że jestem jego koleżanką i
chciałabym z nią porozmawiać, więc wpuściła nas do środka.
– Jej dzieciaczki rozsiadły się z nami przy stole i nie było wiadomo, jak o
tym przy nich mówić – dopowiedziała Ania.
– Nie powiedziałyście, że to sprawa nie dla dzieci? – spytała zatroskana
Marcelina, której pomysł z informowaniem tej kobiety o zdradzie męża nie
wydawał się najlepszy.
– Powiedziałyśmy… – Magda westchnęła. – I nawet odesłała je do
pokoju, ale co chwila wracały i słuchały tego, co mówiłam.
– A co mówiłaś? – zapytała Monika.
– No, całą prawdę. O obozie i o tym, jak potraktował mnie w Karpaczu.
– I co ona na to? – dociekała Monika.
Magda zanurzyła usta w swojej szklance i wzrokiem poprosiła Anię, by
ta kontynuowała. Widocznie ją przerastało to, co miała powiedzieć.
– No i co? – dopytywała Kaśka.
– No nic. Wygnała nas z domu.
– Jak to wygnała?
– Zwyczajnie. Powiedziała, że mamy się wynosić.
– Nienormalna! – zezłościła się Kaśka.
– Nie no, daj spokój. – Marcelina jak zwykle nie zgadzała się z
koleżanką. – Skąd wiesz, jak ty byś zareagowała na jej miejscu? Może była w
szoku? A może zwyczajnie nie chciała znać prawdy?
– Tak nam właśnie powiedziała – przyznała rację Ania przyjaciółce.
– Jak to? – zdziwiła się Monika, a Kaśka aż się skrzywiła.
– No, powiedziała, że ona wcale nie prosiła, by ktoś się wtrącał w jej
małżeństwo – odezwała się w końcu Magda.
– „Przychodzicie tutaj i mówicie takie rzeczy o moim mężu, i to jeszcze
przy jego dzieciach!” – udawała głos zdradzanej kobiety Ania. – „Nikt was o
to nie prosił”.
– Nie, no dajcie spokój! – Kaśka wciąż nie mogła przyznać racji
nieznajomej kobiecie.
– Kasia, nie znasz tej osoby. Nie wiesz, w jakiej jest sytuacji – uspokajała
koleżankę Marcelina.
– No, ja się czułam tak, jakbym złamała jej życie – przyznała Magda z
mocno strapioną miną. Wyglądało na to, że mocno przeżywała całą tę
sytuację.
– Ale jak złamałaś życie?! – wykrzyknęła Kasia, nie zwracając uwagi na
to, że patrzą na nią inni goście restauracji. – Gdyby ciebie mąż zdradzał, to
nie wolałabyś się o tym dowiedzieć?
– Wcześniej byłam pewna, że bym wolała, że każda kobieta by wolała.
– Ale jak ona była z nim bardzo szczęśliwa i nagle ktoś przychodzi i
mówi coś takiego, to kto wie, czy nie wolałaby dalej żyć w niewiedzy –
dodała Ania. – Ma przecież z nim dzieci.
– Ja nie wiem. Ja tego nie rozumiem!
– A może ona podejrzewała, że mąż ją zdradza i tylko udawała, że tego
nie widzi, a dziewczyny przyszły i kawa na ławę, wyjawiły całą prawdę –
dołączyła się Monika.
– No właśnie! Tak mogło być – poparła ją Marcelina.
– W każdym razie już nigdy nie będę wtrącać się w czyjeś życie –
zakończyła dyskusję Magda. – Dostałam nauczkę.
Akurat w tym momencie drzwi restauracji otworzyły się i do środka
wszedł elegancko ubrany Daniel.
– Dzień dobry miłym paniom – przywitał się niczym dżentelmen w
starych filmach.
– Cześć – odpowiedziały chórem przyjaciółki Ani i po kolei przedstawiły
się, podając mu dłonie.
Daniel usiadł na wolnym krześle obok swojej dziewczyny i nieco
skrępowany uśmiechnął się do nich.
– Jakieś ciężkie tu powietrze – zauważył. – Pokłóciłyście się?
– Nie – odpowiedziała Ania. – Opowiadałyśmy dziewczynom o Igorze.
– A no tak. Ta sprawa może budzić nieprzyjemne emocje.
– Tak jedziesz na wspinaczkę? – zapytała Ania, wskazując na jego
koszulę.
– Mam ciuchy na zmianę w aucie. Nie wypadało zjawić się wśród was w
stroju sportowym – przyznał, spoglądając na wystrojone koleżanki.
– Co podać? – zapytał kelner, który zjawił się nagle przy ich stoliku.
Daniel zamówił sok i poprosił, by dziewczyny zamówiły kolejne drinki
na jego koszt, czym wywołał entuzjazm i najwyraźniej poprawił wszystkim
humory. Tylko Kaśka milczała, jakby wciąż przejmowała się sprawą Igora.
Marcelina z zainteresowaniem pytała Daniela o ściankę wspinaczkową –
wydawała się zupełnie nieskrępowana tym, że do niedawna był jej lekarzem.
Zaprosiła nawet jego i Anię do ich domu, żeby mógł poznać jej męża. Przez
ponad godzinę wszystkie, z wyjątkiem Kaśki, poświęcały wiele uwagi na
rozmowę z wielką miłością ich przyjaciółki. On również nie pozostawał im
dłużny i wydawał się bardzo zainteresowany ich życiem. Tylko z Kasią nie
udało mu się porozmawiać, bo na jego pytania odpowiadała zdawkowo,
jakby chciała dać mu do zrozumienia, że nie jest zainteresowana dalszą
znajomością.
– A ciebie co ugryzło? – zapytała Monika, gdy tylko Daniel pożegnał się
z nimi i wyszedł na swoje spotkanie.
– Nic.
– Jak to nic? Normalnie nie dałabyś mu żyć, dopóki nie podałby ci
swojego stanu konta – nie dała za wygraną Monika, wskazując na drzwi, w
których przed chwilą zniknął chłopak Ani. – A dzisiaj patrzyłaś na niego,
jakby ci coś zrobił.
– No właśnie – przyłączyła się zaciekawiona Ania. – Coś nie tak?
Kaśka westchnęła głęboko i zamoczyła usta w swoim napoju.
Dziewczyny siedziały w napięciu, przeczuwając, że za chwilę ich
przyjaciółka powie coś, co na dobre zepsuje wszystkim humor.
– Nie wiem, czy powinnam o tym mówić… – zaczęła niepewnie.
Wyglądała przy tym na bardzo zasmuconą, co w jej przypadku było
rzadkim widokiem, bo raczej była znana z wiecznie kwaśnej i
niezadowolonej miny.
– No, już teraz to musisz! – Ania próbowała ukryć zdenerwowanie.
Reszta koleżanek siedziała cicho, nie mając pojęcia, jak zareagować.
– Tak się składa, że znam tego twojego Daniela.
– Skąd?
– No, miałam w swoim życiu taki nieprzyjemny epizod.
Ania miała wrażenie, że zaraz zemdleje. Przecież nie zniosłaby myśli, że
Kaśka mogła być kiedyś kochanką Daniela, nawet jeśli było to dawno temu.
– Spałaś z nim?
– Nie. No skąd?! – odparła obruszona.
– Nawet jej nie poznał – zauważyła Monika, a Ania odetchnęła z ulgą.
– To co to za nieprzyjemny epizod? – niecierpliwiła się Ania.
– To już było wieki temu, byłam na pierwszym roku studiów.
Zakochałam się wtedy w takim chłopaku z akademika i wiecie, jak to młoda i
głupia, zaciągnęłam go do łóżka – opowiadała Kaśka, a reszta dziewczyn
siedziała ze zmarszczonymi brwiami, próbując złapać wątek i zrozumieć,
jaką w tym rolę mógł mieć chłopak Ani. – Myślałam, że go w ten sposób do
siebie zachęcę, że zaczniemy być razem, ale on zupełnie mnie olał. Nawet nie
chciał mnie widzieć. Po jakimś czasie okazało się, że jestem w ciąży. To był
dla mnie szok.
– Byłaś w ciąży?! – wykrzyknęły razem przyjaciółki.
– Jak to? I co się stało z tym dzieckiem? – zapytała Marcelina.
– I jaki związek ma z tym wszystkim Daniel? – Magda nie mogła
powiązać jednego z drugim.
Kaśka nie odzywała się przez chwilę, po czym znów wrócił jej dawny
sposób mówienia i zupełnie chłodne emocje. Wyglądała, jakby miała zaraz
wygłosić jakiś wykład na temat, który znała doskonale i w którym jak zwykle
była nieomylna.
– No wiecie, jak to jest. Miałam niecałe dwadzieścia lat, zero pracy,
studia w powijakach, chłopak wypiął się na mnie, a jakby moja rodzina się o
tym dowiedziała, to pewnie by mnie wydziedziczyli.
– Usunęłaś je?! – spytała Marcelina z przerażeniem.
– A miałam inne wyjście? – zapytała, ale tak naprawdę nie dała nikomu
czasu na odpowiedź. – Zrobiłybyście to samo w tej sytuacji.
Zapanowała grobowa cisza, bo nikt nie miał śmiałości skomentować tego,
co dawniej zrobiła Kasia. Dopiero po dłuższej chwili Magda przerwała ciszę:
– A co z tym Danielem? Dalej nie rozumiem związku.
– On pomógł jej usunąć to dziecko – domyśliła się Ania, czując, jak pęka
jej serce.
Ona od zawsze była przeciwniczką aborcji. Od kiedy tylko się
dowiedziała, na czym polega. A była wtedy nastolatką. Nie przemawiały do
niej nigdy żadne argumenty jej koleżanek, które jeszcze w liceum prowadziły
zagorzałe dyskusje na temat praw kobiet. Nie była pewna, czy po tym, co
usłyszała, była bardziej rozczarowana tym, co zrobiła jej przyjaciółka, czy
tym, że Daniel się do tego przyczynił. Nie potrafiła zapanować nad falą
smutku, która ją ogarniała z coraz większą siłą. W końcu wybuchnęła
płaczem.
– Ty, no weź. Czemu ty płaczesz? – Kaśka wyglądała na zdenerwowaną.
– O co ci chodzi?
– Wiesz… sama nie wiem – wybełkotała Ania przez łzy i zaciśnięte zęby.
– Nie wiem, czy bardziej chodzi mi o to, że pozwoliłaś zabić swoje dziecko,
czy o to, że mój Daniel okazał się mordercą.
– Ty, no weź nie przesadzaj! – warknęła Monika, biorąc w obronę Kaśkę,
która ze złości omal nie wstała od stolika. – Jakie to morderstwo? Zwykły
zabieg.
– Zwykły zabieg?! – wykrzyknęła Ania ze złością. – Ty się zastanów nad
tym, co mówisz! Zwykłym zabiegiem to można nazwać operację wycięcia
migdałków, a nie usunięcie żywego dziecka.
– Jakiego dziecka! – krzyknęła Kaśka, zupełnie tracąc panowanie nad
sobą.
– Anka, ty weź się uspokój! – interweniowała Magda. – Zarodek to
jeszcze żadne dziecko.
– No właśnie! – włączyła się Monika. – Jak możesz tak osądzać Kasię,
nie byłaś w jej sytuacji, skąd wiesz, jak ty byś postąpiła?
– Na pewno nie postąpiłabym tak samo! – wykrzyczała Ania i rozpłakała
się na dobre, chowając twarz w dłoniach.
– Dziewczyny – zaczęła spokojnym głosem Marcelina. – Ania nie
spodziewała się tego po Danielu, stąd taka reakcja. Spróbujcie ją też
zrozumieć… Wiecie, jak ona kocha dzieci.
Zapanowała cisza, w której słychać było tylko szlochającą Anię.
– To było już dawno temu, może Daniel się już tym nie zajmuje… –
spróbowała pocieszyć przyjaciółkę, widząc, że na resztę koleżanek nie może
liczyć.
– Nie przestał – rozwiała jej wątpliwości Kaśka, która najwyraźniej
urażona na wskroś postanowiła dobić Anię, zadając jej ostateczny cios. – Nie
dalej jak dwa miesiące temu zaprowadziłam do niego koleżankę, która była w
tej samej sytuacji, co ja przed laty.
Tego było za wiele. Ania wstała nagle i spojrzała lodowato na Kaśkę.
Niczego więcej już nie powiedziała, ale jej serce krzyczało, wijąc się ze
złości. Kaśka zabiła swoje dziecko i jeszcze pozwoliła na zabicie innego.
Tego nie mogła już znieść. Chwyciła kurtkę z wieszaka i wybiegła z
restauracji, z nikim się nie pożegnała i nawet nie opłaciła rachunku.
ROZDZIAŁ XXII
Daniel dotarł na ściankę wspinaczkową nieco spóźniony i na domiar
złego nie miał gdzie zaparkować, bo mały plac przed halą zupełnie nie
spełniał funkcji parkingu. Samochodów było już tam tak napchane, że nie był
pewien, jak ci kierowcy się później z niego wydostaną. Zaparkował więc
kilka przecznic dalej i napisał wiadomość do Marka, że za chwilę się zjawi.
Czekali na niego w kawiarence tuż przy recepcji, popijając kawę.
– Sorry za spóźnienie – rzucił w ich stronę, rozsiadając się obok Roberta
na drewnianej, podłużnej ławce.
– Spoko… – Marek nie ukrywał ironii. – Ostatnio często zachowujesz się
jak nie ty.
– Daj mu spokój – wtrącił się Robert. – Zakochany jest. Co tam u Ani?
– Wszystko dobrze. Spóźniłem się, bo byłem poznać jej koleżanki i
trochę się zasiedziałem.
– Koleżanki? To czemu nas nie zaprosiłeś? – Marek udawał obrażonego.
– Fajne jakieś?
– Całkiem fajne. Możemy później do nich podjechać, jak nadal będą w
restauracji.
– Dobra myśl – pochwalił Robert. – No, opowiadaj, co tak długo
powstrzymywało cię od spotkania z nami.
– Przecież widywaliśmy się na siłowni – bronił się Daniel.
– Dobrze wiesz, że to nie to samo – zawyrokował Marek, po czym dopił
swoją kawę. – Z najnowszych wiadomości wiemy tylko, że się do ciebie
wprowadziła.
– No właśnie! – wykrzyknął Robert. – Jak znosisz obecność innej osoby
w swoim mieszkaniu? Z tego, co wiem, to twój pierwszy raz.
– No, bywa ciężko. Musiałem zrezygnować z chodzenia po domu bez
gaci czy obżerania się na kanapie w salonie, bo boję się, że mogłoby się jej to
nie spodobać. Poza tym ciężko jest mi się przyzwyczaić do jej rzeczy.
Ostatnio znalazłem maszynkę do golenia pod prysznicem, a żeby jej
podpaski, czy tam coś, nie rzucały mi się w oczy, to zamontowałem specjalną
szafkę, tylko dla niej. Trochę dziwnie wygląda teraz łazienka, ale
przynajmniej nie muszę szukać swoich maszynek pomiędzy jej kosmetykami.
– Ale za to masz ją blisko siebie cały czas – zauważył Marek, a Robert aż
podniósł brwi ze zdziwienia, że przyjaciel zdobył się na takie spostrzeżenie.
– No, i to jest niesamowite… – Daniel westchnął. – Muszę wam się
przyznać, że nigdy nie czułem się tak dobrze. Jak wracam do domu, to wiem,
że ktoś tam na mnie czeka, najczęściej z kolacją. Rano budzę się przy niej,
takiej cieplutkiej i pachnącej. Wspólne śniadania, obiady, zakupy. Naprawdę
nie spodziewałem się, że kiedykolwiek będę umiał do tego przywyknąć.
Wydawało mi się, że jestem już za stary na zmiany.
– A seks? – zapytał Marek, puszczając do Roberta oko.
– No, wrócił stary Marek… – zaśmiał się ten drugi.
Daniel również się roześmiał i bez skrępowania użył jednego z mocnych
słów podkreślających, że bardzo mu się podoba seks z Anią. Opowiedział im
pokrótce, bez wchodzenia w intymne szczegóły, o weekendzie w Samotni i
ich pierwszym razie w łóżku, a później zaznaczył, że nie kochają się z Anią
codziennie, bo często są zbyt zmęczeni i wystarcza im zasypianie w swych
objęciach, ale kiedy już do czegoś dochodzi, to zawsze jest wyjątkowo.
Robert dopił swoją kawę i tym samym dał znać kolegom, że warto już iść się
powspinać. Podali młodej recepcjonistce swoje karnety i ruszyli do szatni,
kontynuując rozmowę.
– Kupiłem pierścionek – przyznał Daniel, gdy szli po schodach.
– No co ty gadasz?! – wykrzyknął Marek.
– Co kupiłeś? – Robert wyglądał na zszokowanego.
– Mam zamiar się oświadczyć.
– No nie. Ja wiedziałem, że się zmieniłeś, ale że aż tak? – Marek również
nie mógł wyjść ze zdumienia.
– Jesteś pewien? – zapytał Robert z troską. Znał przecież swojego kolegę
i był przekonany, że życie w stałym związku nie będzie dla niego łatwe, a tu
nagle taka decyzja.
– Nie wiem – przyznał Daniel zupełnie szczerze. – Jeszcze się waham.
– To po co kupiłeś pierścionek? – zapytał Marek, nie kryjąc zdziwienia.
– Nie wiem. W przypływie emocji.
– Ale powiedziałeś, że chcesz się oświadczyć – zauważył Robert.
– Bo chcę. Tylko nie jestem jeszcze całkowicie pewien, czy to dobra
decyzja.
– Szczerze mówiąc, nigdy nie wyobrażałem sobie ciebie w roli męża –
przyznał Robert.
– Ja też sobie siebie nie bardzo potrafiłem wyobrazić jako tego, który
zakłada rodzinę, ale od kiedy poznałem Anię, dużo się zmieniło.
– To wiemy… – Marek zaśmiał się, zatrzaskując swoją szafkę.
Kiedy wszyscy byli gotowi do wyjścia, zabrali swój sprzęt i poszli na
samą górę hali, gdzie wspina się bez uprzęży. Stanęli w kole i każdy zaczął
od rozgrzania mięśni.
– Ale naprawdę – kontynuował Daniel. – Ona jest zupełnie inna niż
wszystkie dziewczyny, które znałem do tej pory. Ma w sobie tyle ciepła, że w
jej towarzystwie naprawdę łatwo myśli się o rodzinie, o dzieciach. Szczerze
to sama myśl o tym, że mogłaby zajść ze mną w ciążę, mega mnie podnieca.
– Ale nie staracie się jeszcze o dziecko? – Robert wydawał się naprawdę
zatroskany o los przyjaciela. Daniel nie był pewien, czy przyznać się
kolegom, że spał z Anią bez zabezpieczenia wtedy w Samotni. Nie chciał,
żeby go zaczęli oceniać i myśleć, że jest nieodpowiedzialny. Nie
zrozumieliby, że nie myślał wtedy racjonalnie, bo kierowały nim uczucia,
których wcześniej nie znał. Zresztą teraz wrócił rozum i zawsze myślą o
zabezpieczeniu.
– Nie, nie. Chyba na to jeszcze za wcześnie.
Robert najwyraźniej odetchnął z ulgą. Kiedy skończyli rozgrzewkę,
zaczęli od wspinania się bez zabezpieczenia na niskich ściankach, a później
w końcu zeszli na główną halę i założyli na siebie uprzęże. Wspinali się jak
zawsze na zmianę. Jeden asekurował, drugi wchodził, a trzeci stał obok i
czekał na swoją kolej. Czas zawsze upływał im przyjemnie, bo mogli
zarówno sprawdzić swoje umiejętności, jak i porozmawiać. Daniel z
zaciekawieniem słuchał o najnowszych wiadomościach z życia swoich
przyjaciół. Okazało się, że sporo go ominęło, bo na siłowni rzeczywiście
nigdy nie mogli spokojnie pogadać, bo zawsze ktoś się wtrącał. Marek
podobno zatrudnił u siebie jakąś nową dziewczynę i od tego czasu musi
walczyć ze sobą, by nie posądzono go o molestowanie seksualne w pracy, bo
wygląd tej nowej pracownicy był powodem jego ciągłego podniecenia.
– Na dodatek jest inteligentna – opowiadał, gdy trzymał Roberta na lince.
– Staram się unikać rozmów z nią, żeby nie dać się ponieść emocjom, ale
czasami jest ciężko, jak to w pracy.
Robert z kolei poznał jakąś dziewczynę w klubie i nawet spędzili ze sobą
noc, a później okazało się, że ona pracuje u nich w szpitalu jako pielęgniarka.
– Która to? Ta nowa? – zainteresował się Daniel.
– Tak, ta blondynka z patologii ciąży.
– No nie żartuj. Ładna jest. I co? Jak zareagowała, kiedy cię zobaczyła?
– Spaliła raka oczywiście. Ja zresztą też.
– Chciałbym to zobaczyć… – Daniel się zaśmiał. – Szkoda, że nigdy nie
pracujemy razem. Ale nie omieszkam się jej przyjrzeć w piątek.
Robert uśmiechnął się i opowiadał dalej, by zapoznać kolegę z
pozostałymi wiadomościami z jego życia.
– Chyba nie ruszę jutro rękoma – zauważył Daniel po dwóch godzinach
spędzonych na hali. – Po takiej przerwie na pewno będę miał megazakwasy.
– Zbieramy się? – zapytał Marek, mając nadzieję, że jeszcze pojadą do
restauracji, gdzie Ania spędzała czas z koleżankami. – Musisz nas w końcu
oficjalnie przedstawić.
ROZDZIAŁ XXIII
Po wyjściu Ani Marcelina nie wytrzymała zbyt długo z pozostałymi
przyjaciółkami. Cały czas rozmawiały o aborcji, a przecież ona miała
poglądy podobne do Ani i zupełnie nie zgadzała się z tym, co mówią.
Postanowiła się z nimi jednak nie kłócić i wykręcając się potrzebą powrotu
do dziecka, wyszła jakieś pół godziny później.
– A słyszałyście o tym, że chcą wprowadzić całkowity zakaz aborcji? –
zapytała Monika, nie zwracając uwagi na to, że Marcelina się ulatnia.
– Palanty! – zawołała coraz bardziej wstawiona Kaśka.
– Pewnie księża to wymyślili – zgadywała Magda. – Niech sobie
decydują o swoich penisach, a nie o naszych brzuchach!
– No właśnie. Ochrona życia. Dobre sobie. A co z nami? Nasze życie się
nie liczy?
– No weź pozwól przyjść na świat takiemu dziecku z gwałtu! – Monika
wyglądała na mocno wzburzoną. – Przecież nie dość, że sobie niszczysz
życie, to jeszcze jemu, bo nigdy nie będziesz w stanie go pokochać.
– No, a jeszcze jak gwałciciel swoje geny przekaże, to skąd wiadomo, czy
nie będziesz musiała wychowywać małego psychopaty.
– No właśnie.
– Albo chore dzieci, kurde. Nie każda kobieta jest stworzona do tego,
żeby wychowywać chore dziecko, tak jak te matki u was w szkole – mówiła
Kaśka, zwracając się bezpośrednio do Magdy. – Sorry, ale ja nie jestem jakąś
tam Matką Teresą, żeby się tak poświęcać.
– Yhmm… – Magda pokiwała głową ze zrozumieniem. – No ja bym
wychowała.
– Bo ty pracujesz z takimi dziećmi, to co innego.
– Ja nie wiem, im się wydaje, że mogą decydować o naszym życiu.
Powinno być tak jak teraz, że mam prawo zdecydować, czy wolę usunąć
płód, czy ryzykować utratę życia dla czegoś, co w ogóle nie wiadomo, czy
przeżyje.
– No właśnie, to już gruba przesada, żeby nam zabierać prawo do
decydowania o tak ważnych sprawach – zawtórowała Kasi Monika. –
Ciekawa jestem, co taki wielce katolik by powiedział, jakby jego córunia
zaszła w ciążę w wieku dwunastu lat. Czy pozwoliłby się wnusiowi urodzić.
– Ha, ha. – Magda podniosła w górę szkło, zachęcając koleżanki do
wypicia kolejnego łyka.
– Ja tam pójdę na ten protest – zdecydowała Monika.
– Jaki protest? – zainteresowała się Kasia.
– W tym tygodniu, w czwartek mają organizować.
– No, czarny protest – potwierdziła Magda. – Ja nie mogę iść. Mam zakaz
jako nauczyciel.
– Ja idę – zdecydowała Kaśka.
– Trzeba się ubrać na czarno – wyjaśniła Monika.
– Aha, to stąd ta nazwa. No i dobrze. – Kaśka wyglądała na zadowoloną.
– Cieszę się, że kobiety w tych czasach mają swój rozum i nie dają sobą
manipulować.
– Powinni całkowicie znieść ten zakaz – zauważyła Magda. – I tak
kobiety łażą do gina nielegalnie albo jeżdżą za granicę, żeby pozbyć się
problemu.
– A ile mniej by było tej patologii.
– No, widzą, kurde, że matka chleje, zabiorą jej jedno dziecko, drugie,
trzecie, a ta znowu w ciąży. To albo niech ją podwiążą czy coś, albo
refundują zabiegi, bo potem się dziwią, że domy dziecka przepełnione, że w
szkołach tyle problemów z tymi dziećmi, aż się serce kraje.
– Masz rację – przyznała Magda. – Moja koleżanka pracuje w jedynce, to
mówi, że u niej te dzieci z tych patologicznych rodzin to zawsze takie ogony.
I chociaż nie wiem, jakby się starała, to ich nie podciągnie do poziomu reszty
klasy, bo przecież jak rodzic w domu nie popracuje, to takie dziecko nie ma
szans, żeby nadążyć z materiałem.
– A zresztą powiedzmy sobie szczerze! Genów nie zmienisz! – zawołała
Kaśka.
– Napijmy się – zaproponowała Monika. – Jak wprowadzą te przepisy, to
ja się wyprowadzam.
– Ja też. – Kaśka się zaśmiała.
***
Przyjaciele przebrali się i umówili pod restauracją, żeby wejść razem.
Robert z Markiem przyjechali jednym samochodem, więc nie mieli
większych problemów z zaparkowaniem. Weszli do środka i od razu
skierowali się do stolika, gdzie Daniel zostawił dziewczyny przed trzema
godzinami. Okazało się, że zostały tylko trzy z nich.
– Nie ma już Ani? – zapytał Daniel, podchodząc do ich stolika.
– Nie. Już pojechała – odpowiedziała jedna z nich, ta, którą znał z obozu.
– Coś się stało? Źle się czuła?
– Można tak powiedzieć.
Daniel nie ukrywał zmartwienia i był pewien, że nie zostanie z nimi,
skoro Ania pojechała już do domu. Przedstawił więc swoich kolegów.
– Mieliśmy w planie się do was przysiąść, ale skoro nie ma Ani…
– Nie ma sprawy, miejsce jest. Siadajcie – powiedziała ta, która przed
kilkoma godzinami wyglądała na obrażoną. Teraz najwyraźniej była już w
dobrym humorze.
– No, ja nie skorzystam. Przepraszam, pojadę do Ani. A wy, chłopaki?
Zostajecie?
– No jasne, z takimi miłymi paniami zawsze. – Marek zaśmiał się,
rozsiadając się na sofie naprzeciwko trzech przyjaciółek.
Daniel pożegnał się więc ze wszystkimi i wyszedł, zastanawiając się, co
też stało się jego dziewczynie.
***
Kiedy Ania wyszła z restauracji, ruszyła prosto w stronę przystanku. Noc
była zimna, a z nieba padał drobny deszcz, jeszcze bardziej nawilżając jej i
tak już mokre oczy. Kiedy schowana pod wiatą czekała na autobus,
zastanawiała się, w którą stronę pojechać. Chciałaby się od razu zaszyć w
swoim mieszkaniu, ale przecież większość swoich rzeczy miała u Daniela. W
pierwszej chwili pomyślała, że pojedzie tam teraz i dopóki go nie ma, spakuje
się, a później zniknie z jego życia raz na zawsze. Rozum jednak
podpowiadał, że to nierozsądne rozstawać się tak bez podania przyczyny. Ale
jak miała z nim rozmawiać? „Daniel, czy to prawda, że mordujesz
nienarodzone dzieci?” albo „Kaśka powiedziała mi, że za jej przyzwoleniem
zabiłeś jej nienarodzone maleństwo”, a może „Daniel, przykro mi, ale nie
mogę żyć z mordercą”. Wiedziała, że na pewno się oburzy i będzie bronił
swojego stanowiska. „Może nawet ma się za obrońcę uciśnionych kobiet” –
myślała ze złością.
Podjechał jeden autobus, później drugi, a Ania wciąż nie mogła
zdecydować, w którą stronę pojechać. Siedziała więc na przystanku, trzęsąc
się z zimna. Po jakimś czasie zobaczyła, jak drugą stroną ulicy idzie
Marcelina. Szła pewnie na przystanek, żeby pojechać do domu. Ania nie
chciała z nią rozmawiać. Nie potrafiłaby wydusić z siebie choć jednego
słowa, nie płacząc przy tym. Podniosła się więc szybko i prawie pobiegła w
przeciwną stronę do kierunku, z którego nadchodziła jej przyjaciółka. Później
wlokła się smętnie ulicami Wrocławia, nie mogąc odgonić złych myśli, które
ją nachodziły. Telefon dzwonił w jej kieszeni, ale nawet nie zadawała sobie
trudu, by zobaczyć, kto tak usilnie próbuje się z nią połączyć. Nawet nie
zauważyła, kiedy minęła godzina, a później kolejna. W końcu telefon zaczął
dzwonić bez przerwy, więc postanowiła go wyłączyć. Gdy zerknęła na
wyświetlacz, okazało się, że dzwoni Daniel. Odrzuciła połączenie i wyłączyła
telefon, by po chwili znów schować go do kieszeni. Kilka minut później tuż
obok niej z piskiem opon zahamował jakiś samochód. To wystraszyło ją i na
chwilę wyrwało z zadumy. Spojrzała na niego i z przerażeniem stwierdziła,
że to Daniel.
– Ania! – zawołał przez otwarte od strony pasażera okno. – Co się stało?
Czemu nie odbierasz telefonu?
Stała jak zamurowana. Nie miała pojęcia, co mu odpowiedzieć. Czuła w
sobie tylko rosnącą odrazę i gniew.
– Wsiądź, proszę, do samochodu – zawołał, przekrzykując trąbiących na
niego innych kierowców, którzy musieli zwalniać, omijać go sąsiednim
pasem i na nowo włączać się do ruchu.
Ania niepewnie ruszyła w jego stronę. Wiedziała, że nie może w
nieskończoność włóczyć się ulicami, tym bardziej, że już była cała mokra i
zmarznięta.
– Co się z tobą dzieje? – zapytał ją, gdy tylko zamknęła za sobą drzwi.
Ruszył przy tym, bo akurat kolejny samochód zatrzymał się za nim, czekając,
aż zwolni się sąsiedni pas.
– Nic – odpowiedziała ze złością.
– Jak to nic?! – prawie krzyknął na nią Daniel. – Dziewczyny
powiedziały mi, że wyszłaś z restauracji, w mieszkaniu cię nie było, telefonu
nie odbierałaś. Umierałem ze strachu.
Ania postanowiła milczeć. Nie wiedziała, w jakie słowa ubrać to, co
miała mu do powiedzenia.
– Co ty robiłaś? Jesteś przemoczona i trzęsiesz się z zimna. – Daniel nie
dawał za wygraną. – Aniu, proszę cię, odpowiedz mi.
– Porozmawiamy u ciebie – odpowiedziała, by odłożyć w czasie
czekającą ich kłótnię.
– Dobrze – zgodził się z pokorą i więcej już nic nie mówił. Cały czas
zerkał tylko na nią z przerażoną miną. Wyglądał na naprawdę przejętego, ale
Ania wcale się tym nie martwiła. Kiedy wysiedli na parkingu na jego osiedlu,
Ania od razu skierowała się do drzwi. Wyprzedził ją, by jej otworzyć, a
później przywołać windę. Cały czas upewniał się, czy idzie za nim. W
mieszkaniu poczekał, aż ściągnie przemoczoną kurtkę i buty. Ze smutkiem
patrzył, jak siada na krzesło w kuchni, kuląc się w sobie niczym zbity pies.
Kucnął przy niej i spojrzał jej głęboko w oczy.
– Aniu, powiesz mi wreszcie, o co chodzi?
Chyba przeraziło go jej spojrzenie, bo od razu usiadł na krześle tuż obok.
– Dowiedziałam się dzisiaj o tobie czegoś, z czym nie mogę sobie
poradzić – wydusiła w końcu, nie ukrywając znów narastającej w niej złości.
– Czy to prawda, że wykonujesz nielegalne zabiegi aborcji?
– Kto ci tak powiedział? – zapytał asekuracyjnie, ani się nie przyznając,
ani nie negując.
– Kaśka wykonywała u ciebie ten zabieg. A jakiś czas temu była u ciebie
z koleżanką w tej samej sprawie.
Daniel zamilkł na dłużą chwilę, a później wstał od stołu.
– Aniu – powiedział spokojnie, opierając się o blat mebli kuchennych. –
Takie zabiegi są wpisane w mój zawód.
– O czym ty mówisz? – rozpłakała się. – Zabijanie dzieci jest wpisane w
pracę ginekologa?
– Nie zabijanie dzieci, tylko usuwanie wadliwych płodów.
– Wadliwych płodów?
– No tak, aborcja płodów z poważnymi zmianami genetycznymi albo
zagrażającymi życiu matki…
– Przestań ściemniać! – wrzasnęła zupełnie nieoczekiwanie chyba
pierwszy raz w ich związku. – Twoim zdaniem dziecko, którego matka nie
chce, jest wadliwym płodem? Kaśka nie wiedziała, czy jej dziecko urodzi się
zdrowe, czy chore, zwyczajnie chciała się go pozbyć, bo tak było jej
wygodniej.
Daniela najwyraźniej zatkało.
– A twoim zdaniem kobieta nie powinna mieć prawa do takiej decyzji? –
zaczął się jąkać.
– Wiedziałam! Wiedziałam, że tak powiesz! I co? Może masz się za
bohatera wyciągającego piękne damy z opresji?!
– Nie mów tak. Zupełnie cię nie poznaję.
– Może zwyczajnie od tej strony mnie nigdy nie znałeś, tak jak ja nie
znałam ciebie. Ja wiem, wiem, że w dzisiejszych czasach tacy jak ja są
uważani za szaleńców, za katoli, którym się wydaje, że życie polega na
poświęceniu. Ale mam to gdzieś. Dla mnie jesteś zwyczajnym mordercą.
– No nie! – Daniel nie wytrzymał. Podniesionym głosem powiedział: –
Tego już za wiele. Najpierw oceniałaś moją wartość po tym, jaką wykonuję
pracę, a teraz jeszcze nazywasz mnie mordercą!
– Tak! Tak właśnie cię nazywam i wiesz co? Żałuję, że dałam nam
szansę! Bardzo żałuję! – zawołała i jeszcze mocniej się rozpłakała.
Potem wybiegła z kuchni i zaczęła w sypialni pakować swoje rzeczy.
Daniel przyszedł tam po dłuższej chwili, ale za to już zupełnie spokojny.
Widocznie potrzebował czasu, by ochłonąć.
– Co ty robisz? – zapytał ze zdziwieniem.
– Jak to co? Nie zostanę tutaj ani minuty dłużej – warknęła i podniosła z
łóżka swoją torbę. Chciała ominąć go w drzwiach sypialni, ale zatarasował
jej drogę.
– Nie chcę, byś odchodziła. Proszę, porozmawiajmy spokojnie. – W jego
oczach widać było ból i strach.
– Puść mnie! – wycedziła przez zęby. – Nie mamy o czym rozmawiać.
– Aniu, zrozum, to moja praca. Ja wiem, że ty może jesteś wrażliwa…
– Gówno prawda! – wykrzyknęła i popatrzyła mu prosto w oczy z taką
złością, o którą nigdy by się nie podejrzewała. – Aborcja zdrowych dzieci
jest w Polsce wciąż zakazana, więc nie jesteś lekarzem, tylko zwykłym
kryminalistą. Mordercą! – podkreśliła dobitnie i przeszła obok niego, czując,
że opór w jego ręce się zmniejsza, jakby po jej słowach opadł z sił.
Spakowała swoje kosmetyki, szczoteczkę i inne drobiazgi, o których
udało się jej nie zapomnieć i zaczęła zakładać swoją mokrą kurtkę. Daniel
stanął za nią bezszelestnie.
– Chyba nie chcesz teraz wychodzić, w samym środku nocy? – zapytał,
zerkając na zegarek. Dochodziła północ. – O tej porze w sobotę nie kursują
już od nas żadne tramwaje.
– A więc pójdę piechotą!
– Zwariowałaś. To pięć kilometrów do najbliższego przystanku, z którego
coś może jechać.
– Poradzę sobie.
– Aniu, błagam, zostań! – Usłyszała jeszcze, zanim zatrzasnęła drzwi.
Nie poszedł za nią. W windzie wciąż jeszcze była pewna swojej decyzji,
ale kiedy wyszła na zewnątrz i zobaczyła, że mżawka zamieniła się w deszcz,
wybuchnęła płaczem i zrezygnowana usiadła na ziemi. Mogła wprawdzie
zadzwonić po taksówkę, ale ani nie znała numeru, bo nigdy nie było jej stać,
by korzystać z takich usług, ani nie miała Internetu w telefonie.
***
Daniel miał wrażenie, że za chwilę pęknie mu serce. Nie miał pojęcia, co
myśleć o tej sytuacji, ale wiedział, że na pewno nie chce pozwolić jej odejść.
Kiedy zatrzasnęła za sobą drzwi, w pierwszej chwili zaczął kląć do siebie i
mówić, że to bardzo dobrze, że odeszła. Później jednak otworzył okno w
kuchni, żeby zobaczyć, jak daleko jest i czy zdąży ją dogonić. Wtedy
spostrzegł, że leje, a ona siedzi na chodniku tuż pod jego blokiem i głośno
płacze. Ubrał się szybko i wziął kluczyki od samochodu.
– Skoro nie chcesz zostać u mnie, to przynajmniej pozwól, że cię
odwiozę – powiedział, gdy stanął już obok niej. Nigdy o nikogo tak bardzo
się nie martwił. Nigdy nie przejmował się kimś, kto właśnie go olał. Ania
popatrzyła na niego z ulgą, ale w jej spojrzeniu można było dostrzec o wiele
więcej. Podniósł z ziemi jej torbę i pomógł jej wstać. W samochodzie
popatrzył na nią, zupełnie przemoczoną i drżącą z zimna. – Jesteś pewna, że
chcesz odejść?
– Tak – odpowiedziała, odwracając twarz od niego. W szybie pasażera
zobaczył, że cierpienie wykrzywia jej twarz. Nie umiał znaleźć słów, które by
ją zatrzymały albo chociaż przyniosły ulgę. Sam miał wrażenie, że za chwilę
pęknie mu serce. Całą drogę do jej mieszkania milczeli, a Daniel odezwał się
dopiero pod jej drzwiami.
– Aniu, błagam cię. Zastanów się.
Nie odpowiedziała. Spojrzała tylko na niego smutno, a później zamknęła
drzwi, zostawiając go na korytarzu. Stał tam kilka minut w ciemności. Miał
nadzieję, że jeszcze wyjrzy, że może zmieni zdanie. Nic takiego się jednak
nie stało. Ich wspólne życie dobiegało końca.
ROZDZIAŁ XXIV
Daniel wziął tydzień zwolnienia, żeby jakoś dojść do siebie po tym, co
mu się przydarzyło. Jego uczucia mieszały się, błądząc od nienawiści po
współczucie. Z jednej strony wiedział, że Ania jest przecież zupełnie
wyjątkowa, bo nawet pracuje z chorymi dziećmi, których mogłoby nie być, a
jednak ich rodzice nie zdecydowali się na aborcję. Z drugiej strony nie
rozumiał jej. W telewizji kobiety głośno domagały się swoich praw,
protestując przeciwko pełnemu zakazowi aborcji, a nawet postulując, by był
to zabieg legalny w Polsce, a ona miała mu za złe, że pomagał tym kobietom,
które były przekonane o tym, że nie będą w stanie wychować swojego
dziecka ze względów finansowych, przez sytuację życiową albo zwyczajnie
przez przekonanie, że nie nadają się na matki. Był daleki od panującej opinii,
że każda kobieta w ciąży po urodzeniu dziecka odczuje instynkt
macierzyński. W jego rodzinnym domu często mówiło się o tym, że
niektórzy nie nadają się do wychowywania dzieci, a rodziny wielodzietne
uważane były za szalone. Jego rodzicom często brakowało czasu dla niego
samego. Matka zawsze wyrażała się pozytywnie o aborcji i nawet teraz w
związku z protestami umieściła na swoim profilu na portalu
społecznościowym zdjęcie w czarnym stroju i z napisem „ręce precz od
kobiet”. Daniel, wykonując zabiegi, nigdy nie miał poczucia, że robi coś
złego, no może pod względem prawa – często bał się, że ktoś na niego w
końcu doniesie, ale pieniądze za zabiegi rekompensowały wszystko.
Wyciągając płód z łona kobiety, starał się nie myśleć o tym, co robi i nie
zastanawiać się nad częściami jego ciała, które można już było wskazać. To
była jego praca, zawsze tak sobie to tłumaczył. Zresztą nie był jedynym,
który dokonywał takich zabiegów, bo i Robert w swoim gabinecie
przyjmował kobiety z niechcianą ciążą. Nigdy nie rozmawiali jednak na ten
temat. Ale Daniel nie widział po Robercie, żeby się kiedykolwiek
przejmował tym, co robi. Teraz, nawet gdy dowiedział się o powodzie jego
rozstania z Anią, skrzywił się z niechęcią, ale chyba wolał się nie
wypowiadać, żeby nie dobijać przyjaciela.
Mijały dni, później tygodnie i z czasem Daniel przestał wysyłać do Ani
wiadomości z prośbą o rozmowę. Często jednak nadal jeździł pod jej szkołę,
żeby chociaż przez chwilkę z nią porozmawiać. Do czasu, gdy pewnego dnia,
kiedy zaparkował tuż pod szkołą i opierał się o maskę swojego samochodu,
podszedł do niego chłopiec o rysach twarzy wyraźnie zmienionych przez
trisomię i z zupełną szczerością zapytał go, czy aby nie jest pedofilem.
– Nie! No coś ty?! – wystraszył się. – Ja po prostu czekam na
przyjaciółkę.
– A jak się nazywa?
– Ania Rośko.
– Pani Ania! – zawołał radośnie chłopiec. – To ja ją zawołam –
zaproponował i pobiegł do budynku szkoły. Wrócił po chwili z wyraźnie
strapioną miną. – Pani Ania powiedziała, że nie chce z panem rozmawiać.
Coś pan nabroił?
– Tak. To znaczy chyba nie, ale pani Ania jest na mnie zła.
– Czyli musiał pan narozrabiać, bo ona nigdy nie jest zła bez powodu –
zauważył błyskotliwie chłopiec. – Ale proszę się nie martwić. Przejdzie jej! –
powiedział z pewnością i machnął ręką. Wyglądał przy tym tak zabawnie, że
Daniel aż się roześmiał.
– Mam nadzieję, że masz rację.
– Mam na imię Dorian. A pan?
– Daniel.
– Miło mi pana poznać.
– Mnie również.
– Lubi pan grać w piłkę nożną?
– Chyba tak.
– To może kiedyś pogramy razem? Ja jestem mistrzem.
– Nie wątpię.
– To przyjedzie pan dzisiaj na stadion o piętnastej?
– Niestety będę w pracy.
– Aha… – Chłopak się zasmucił. – To może innym razem.
– Tak. Innym razem. Muszę lecieć. Cześć.
– Cześć – odpowiedział chłopiec, ale nie ruszył się z miejsca, tylko
wpatrywał w Daniela, śledząc każdy jego ruch, gdy ten wsiadał do
samochodu. Daniel musiał przyznać, że chłopiec wydał mu się naprawdę
sympatyczny i być może nawet gdzieś uleciał jego wstręt do dzieci z tą
chorobą, bo gdy spotykał jakieś, już zupełnie nie zwracał na nie uwagi. Co do
Ani, to po jakimś czasie udało mu się nie wariować z jej powodu. Miał
wrażenie, że pogodził się z myślą o życiu w samotności, bo nie miał zamiaru
już nigdy więcej związać się z kimś takim jak ona.
ROZDZIAŁ XXV
Ania długo nie mogła pogodzić się z myślą o rozstaniu z Danielem, z
drugiej jednak strony nie wyobrażała sobie, żeby żyć z nim, wiedząc, czym
się zajmuje. Przestała również odzywać się do Kaśki i Moniki, a z Magdą
wymieniały się tylko suchymi powitaniami w pokoju nauczycielskim. Było
jej z tym okropnie ciężko, ale po tym, jak przy nich wybuchła, nie potrafiła
zdobyć się na uprzejmości, a już tym bardziej nie umiałaby rozmawiać z
Kaśką. Może i mogłaby ją zrozumieć, że wykonała zabieg, gdy była młoda i
w trudnej sytuacji, ale drażniło ją, że nie okazywała w związku z tym
żadnego poczucia winy, a jeszcze teraz na dodatek, jakby na przekór,
wrzucała do Internetu swoje zdjęcia z czarnego protestu i jakieś artykuły
popierające taką filozofię.
Jedynym oparciem okazała się Marcelina, która przyjechała do niej
jeszcze tej samej nocy, gdy Ania rozstała się z Danielem.
– Marcela, zupełnie nie wiem, co robić – przyznała się jej kiedyś,
dzwoniąc do niej z samego rana w sobotę.
– Co się stało?
– Właśnie uświadomiłam sobie coś strasznego… – Zapłakała do
słuchawki. – Półtora miesiąca, albo i więcej… sama nie wiem. Tyle się
działo.
– Ale co?
– Nie miałam miesiączki.
W słuchawce zapadła cisza. Marcelina widocznie pomyślała to samo, co
Ania. Gdyby okazało się, że zaszła w ciążę, byłby to w tej sytuacji
niesmaczny żart ze strony losu.
– Byłaś już w toalecie?
– Ale jak w toalecie?
– No, czy siku robiłaś?
– Nie, chyba nie jeszcze, a co?
– To nie idź, dopóki nie przyjadę, zrozumiano? Zaraz u ciebie będę.
Na Marcelinę zawsze można było liczyć. Nieważne, że miała swoje
sprawy, pracę, dziecko, męża. Nigdy nie zapominała o przyjaciółce i potrafiła
znaleźć dla niej czas. Szczególnie gdy Ania bardzo potrzebowała jej
wsparcia, tak jak w tej sytuacji.
– Trzymaj – powiedziała, zjawiając się po pół godzinie i jeszcze w progu
wręczając Ani test ciążowy.
– Ale ja nie wiem, jak to się robi.
Ania miała łzy w oczach. Mimo swoich trzydziestu lat nigdy nie miała
powodu, by robić sobie taki test.
– No daj. – Marcelina znów zabrała od Ani opakowanie.
Wyciągnęła ze środka srebrne opakowanie z testem i podała je z
powrotem przyjaciółce, a sama rozłożyła instrukcję obsługi.
– Rozerwiesz to opakowanie i nasiusiasz na ten pasek – powiedziała,
wskazując koleżance obrazek. – To jest test strunowy, to znaczy, że nie
musisz sikać do pojemniczka, tylko od razu na ten pasek. Jak nasiusiasz, to
go odłożysz i otworzysz mi drzwi. OK?
Ania przytaknęła niepewnie i weszła do łazienki. Wykonała instrukcję
przyjaciółki i po chwili wpuściła ją do środka.
– Chodź do pokoju, tam jest lepsze światło – zakomenderowała
Marcelina i zniknęła Ani z oczu.
Podczas gdy przyjaciółka stała pod oknem, Ania usiadła na sofie. Czuła,
jak nogi się pod nią uginają. Po minucie, może dwóch, które dla Ani
wydawały się wiecznością, Marcelina spojrzała na nią ze wzruszeniem.
– Aniu, nie mogę w to uwierzyć… Będziesz mamą!
Ania nie wiedziała, czy to dobra, czy zła wiadomość. Zawsze marzyła o
dziecku, ale w takiej sytuacji…
– Ania, proszę cię… powiedz coś… – Marcelina kucnęła naprzeciwko
przyjaciółki, łapiąc ją za kolana i zaglądając w oczy. – To, co ci się
przydarzyło, jest straszne, potworne, ale dziecko to dar od Boga. Wiesz o
tym! Błagam cię, nie smuć się, bo to bardzo niedobrze dla dziecka. Być może
tak właśnie miało być.
Ania pokiwała głową potakująco, by dać koleżance do zrozumienia, że
się z nią zgadza, po czym się rozpłakała.
– Błagam cię, nie płacz. Twoje dziecko musi czuć, że je kochasz, a nie
twój strach i smutek.
– Ja muszę się po prostu z tą myślą oswoić – wychlipała Ania. – Ono jest
chciane. Bardzo chciałam mieć dziecko z Danielem, ale to było zanim
dowiedziałam się, kim jest.
– Ja wiem, kochanie, wiem. Ale wszystko będzie dobrze. Poradzisz sobie
z tym wszystkim. Będziesz mamą. Tak jak zawsze marzyłaś.
– Ale zobacz na moje mieszkanie, nawet nie zmieszczę tu łóżeczka. Nie
chcę wracać do rodziców. Kocham swoją pracę.
– Będzie dobrze. Zobaczysz. Wszystko tak urządzimy, że będzie dobrze.
– Proszę cię, tylko nie mów nikomu! Kaśka pękłaby chyba z radości,
gdyby się dowiedziała, że znalazłam się w takiej sytuacji jak ona.
– No jasne, nie martw się. Nikomu nie powiem.
ROZDZIAŁ XXVI
Ania od rana była bardzo zestresowana, podobnie jak wszyscy
nauczyciele w jej szkole. Ogólne napięcie potęgowała jeszcze pani dyrektor,
która biegała jak szalona, sprawdzając, czy wszystko jest dopięte na ostatni
guzik przed przyjazdem aktorów z Teatru Komedia. Mieli nie tylko wystawić
swoją sztukę u nich w szkole, ale jeszcze spędzić czas z wychowankami i
podzielić się swoimi doświadczeniami.
Aktorzy zjawili się w szkole tuż po drugiej lekcji i od razu zgromadzili
się w auli, żeby przygotować się do występu. Dzieci w tym czasie czekały już
niecierpliwie na korytarzu, przebierając nogami z podniecenia. Wielu z tych
aktorów, których za chwilę mieli zobaczyć, znali z telewizji. Byli więc
bardzo podekscytowani tym, że za chwilę zobaczą ich na żywo. W końcu
drzwi do auli otworzyły się i kiedy tylko wszyscy zajęli miejsca, rozpoczęło
się przedstawienie. Ania usiadła w kąciku, tak by mieć swoją grupę w
zasięgu wzroku i jednocześnie móc obejrzeć przedstawienie, nie rzucając się
zbytnio w oczy pani dyrektor. Już za chwilę śmiała się wraz z dziećmi,
zapominając na moment o Danielu i o tym, w jakiej znalazła się sytuacji.
Jedną z męskich ról odgrywał przystojny, może czterdziestoparoletni aktor,
który – jak wydawało się Ani – patrzył tylko na nią. Po przedstawieniu to
właśnie on prowadził zajęcia z dziećmi i dziwnym trafem najczęściej do
różnych zadań wybierał jej podopiecznych. Po dwudziestu minutach jego
miejsce zajęła jakaś aktorka, a on stanął obok Ani i zupełnie bez skrępowania
zapytał, czy dałaby się zaprosić na kawę.
– O której kończy pani pracę? – zapytał jeszcze, by dać jej do
zrozumienia, że nie żartuje.
– O dwunastej trzydzieści – odpowiedziała zmieszana.
– Świetnie, w takim razie będę czekał na panią przed szkołą.
Anię zamurowało. Nie zdążyła nawet powiedzieć temu mężczyźnie, że
nie jest pewna, czy może się z nim spotkać, bo zniknął gdzieś za drzwiami
auli. Później pojawił się jeszcze na chwilę wraz ze wszystkimi aktorami, żeby
pożegnać się z dziećmi.
– Do zobaczenia – szepnął jej do ucha, gdy schylał się po leżącą przy jej
nogach walizkę, a odchodząc, puścił do niej oko.
– On cię podrywał! – zawołała Magda, gdy wyprowadzały swoje grupy z
auli.
– Być może – odpowiedziała sucho Ania. Była nieco zdziwiona tym, że
Magda w końcu powiedziała do niej coś więcej niż „cześć”.
– Ania, dajmy już spokój tej głupiej kłótni.
– A kto się kłóci?
– No wiesz, o co mi chodzi. Pogódźmy się. Ja tak dalej nie mogę.
Spotkamy się dzisiaj po pracy?
– Nie mogę. Jestem umówiona – odpowiedziała Ania, w głębi serca
ciesząc się, że ma wymówkę. Nawet tak niespodziewaną.
– To może wieczorem.
– Mam zajęcia.
– Wiem. Przyjdę dzisiaj. Dawno mnie nie było – przyznała Magda. – Ale
może po zajęciach.
– Nie wiem. Zobaczę – odparła zdawkowo i poszła do swojej klasy.
Nie była przekonana, czy chce rozmawiać z Magdą. Nie chodziło tylko o
to, że miały inne przekonania, ale raczej o strach przed tym, że mogłaby się
wygadać co do swojej ciąży. Wtedy Kaśka na pewno by się o tym
dowiedziała, bo Magda nigdy nie umiała utrzymać języka za zębami.
Po skończonych lekcjach Ania pożegnała się z dziećmi i ich rodzicami,
spakowała swoje rzeczy i wyszła z klasy. Zamykając drzwi, zobaczyła w
końcu korytarza Magdę walczącą z psującym się zamkiem w drzwiach. Ania
przypomniała sobie, że tego dnia rzeczywiście kończyły o tej samej porze.
Szybko przekręciła klucz w swoich drzwiach i chowając go do torebki,
ruszyła w stronę wyjścia z nadzieją, że Magda jej nie zawoła. Na szczęście
tego nie zrobiła, ale za to szła za nią kilka kroków z tyłu i na pewno widziała,
z kim Ania spotkała się przed budynkiem szkoły.
– Piękny kwiat dla pięknej kobiety – wyrecytował aktor, wręczając Ani
czerwoną różę. Od razu mimo woli przypomniała sobie o Danielu i o jego
pięknej niebieskiej róży, a wyciągając dłoń po czerwony kwiat, zaczerwieniła
się, prawie przybierając jego kolor.
– Jaki pan szarmancki – zauważyła. – Dziękuję. Ale tak właściwie to
dlaczego chce się pan ze mną umówić na kawę?
– Uwielbiam poznawać nowych, ciekawych ludzi. A pani dodatkowo jest
bardzo piękną kobietą.
– Dziękuję. – Ania znów się zaczerwieniła.
– To jak? Może napijemy się kawy tu za rogiem? Trochę już zmarzłem,
czekając na panią.
– No dobrze, chodźmy – zgodziła się Ania, była bardzo ciekawa, czego
może dowiedzieć się o mężczyźnie, którego zna z telewizji.
Usiedli w kawiarence, do której czasami chodziła z Magdą, gdy obie
miały okienko lub kończyły pracę o tej samej porze. Zajęli miejsca w rogu
sali i zamówili kawę oraz ciasto.
– Bardzo podobała mi się pana dzisiejsza rola. Jest pan świetnym
aktorem.
– Mam prośbę. Ja wiem, że może wyglądam już trochę staro, ale tak się
nie czuję. Czy moglibyśmy mówić sobie po imieniu?
– Ależ skąd! – zawołała Ania i od razu zrobiło jej się głupio. – To znaczy
oczywiście, miałam na myśli, że wcale nie wygląda pan staro. Może tak
około czterdziestki.
– Dziękuję. – Zaśmiał się. – Mam czterdzieści dziewięć lat, a nazywam
się Leszek.
– Ania – odpowiedziała z uśmiechem i podała mu rękę. – Ja mam
trzydzieści.
– Ooo… To spora różnica między nami. – Zaśmiał się, pokazując rząd
równych, białych zębów zupełnie jak z reklamy jakiejś pasty. Nawet przeszło
Ani przez myśl, że może i widziała go kiedyś w reklamie. – Ale wiek to tylko
kilka więcej siwych włosów i doświadczeń, w niczym nie przeszkadza, gdy
się chce kogoś poznać, prawda?
Ania nie do końca rozumiała, co ten aktor miał na myśli, więc jedynie
kiwnęła potakująco głową. Okazało się, że nowego znajomego bardzo
interesuje jej praca z chorymi dziećmi. Opowiedziała mu więc kilka
ciekawych, jej zdaniem, historii i nawet umówili się, że on kiedyś wpadnie na
jej lekcję, żeby nauczyć dzieci recytacji.
– Pan, to znaczy ty, chyba lubisz dzieci?
– Tak, bardzo – odpowiedział, udając, że nie zauważył jej pomyłki.
– Masz własne?
– Niestety nie. Nie dorobiłem się. Pierwsza żona nie chciała mieć dzieci.
Była aktorką, tak jak ja i w głowie jej była tylko kariera. Często wyjeżdżała
za granicę, bo grywała w Niemczech i w Austrii. O dzieciach nie chciała
nawet słyszeć. Rozwiedliśmy się jakieś pięć lat po ślubie. Nie układało się
nam. Ciągle osobno, ona podobno z kimś się spotykała za moimi plecami. To
tak się musiało skończyć. Długo cierpiałem po tym rozstaniu, nie mogłem się
pozbierać. Po kilku latach, może byłem w twoim wieku, może nieco starszy,
poznałem Sylwię, moją drugą żonę. Uwiodła mnie właśnie swoją miłością do
dzieci, była nauczycielką, tak jak ty… w sumie to nawet była do ciebie
podobna… – przyznał, zamyślając się na dłuższą chwilę.
Ania poczuła się nieco skrępowana. Ale na szczęście nie dała tego po
sobie poznać.
– Tak więc Sylwia kochała dzieci i tak jak ja pragnęła założyć rodzinę…
– znów przerwał i pogrążył się w myślach.
– Dlaczego się nie udało? – odważyła się zapytać Ania.
– Zmarła pół roku po naszym ślubie. Miała wypadek samochodowy.
– Tak mi przykro – przyznała, chwytając Leszka za rękę w geście
pocieszenia. Spojrzał na nią wzruszony jej reakcją.
– Była w ciąży. W trzecim miesiącu – dopowiedział, a Ani łzy stanęły w
oczach. Zawsze była bardzo wrażliwa, a teraz na dodatek buzowały w niej
hormony, więc z ledwością powstrzymała się, by nie rozpłakać się niczym
małe dziecko. – Przepraszam. – Leszek chyba zorientował się w sytuacji. –
Nie zaprosiłem cię tu po to, by cię zasmucać. Zmieńmy temat.
– Czy później jeszcze z kimś byłeś? – zapytała go.
– Byłem w kilku związkach, ale żaden nie był na tyle poważny, żeby
układać sobie wspólnie życie. Poza tym chyba za bardzo się bałem, że znów
będę przechodzić przez to samo.
– Życie w samotności nie jest łatwe, prawda? – zastanawiała się głośno,
mając na uwadze fakt, że właśnie została samotną przyszłą mamą.
– Co racja, to racja. Jeszcze parę lat temu miałem na świecie oboje
rodziców, ale z czasem poumierali i zostałem na świecie zupełnie sam, bo nie
mam rodzeństwa.
– A przyjaciele?
– Przyjaciele… – zamyślił się. – Dobrze, że są. Naprawdę powinniśmy
zmienić temat, bo chciałbym, byśmy wyszli stąd oboje w dobrych humorach.
– No dobrze, w takim razie może opowiesz mi o swojej pracy. Jestem
bardzo ciekawa, jak wygląda twój dzień.
Ania z ciekawością słuchała Leszka, który oprócz talentu aktorskiego
miał również ogromny talent do opowiadania. Spędziła z nim ponad dwie
godziny i zupełnie nie uważała tego czasu za zmarnowany. Cieszyła się, że
mogła go poznać i nawet umówiła się z nim na kolejną kawę. Kiedy wracała
do domu, była w znakomitym humorze. Złe myśli o samotności i
trudnościach wynikających z bycia jedynym rodzicem gdzieś się rozpłynęły
pomiędzy ten czas spędzony z nowym znajomym. Zaplanowała sobie, że
właśnie z takim humorem i nową energią wejdzie dziś na zajęcia taneczne,
żeby przekazać swoim klientkom jak najwięcej pozytywnych emocji.
Niestety kiedy weszła na drugie piętro swojego bloku, zobaczyła, że na
schodach siedzi Daniel. Od razu wiedziała, że coś złego musiało się
wydarzyć, bo wyglądał tak, jakby zawalił mu się świat. Przez chwilę nawet
pomyślała, że ktoś najwyraźniej powiedział mu o jej stanie i przestraszyła się,
że przyszedł namawiać ją do aborcji.
– Dziś rano zmarł mój tato – powiedział, zanim zdążyła zapytać. – Aniu,
ja wiem, że nie chcesz mnie widzieć, ale błagam cię… pozwól mi zostać.
Chociaż chwilę. Tylko przy tobie poczuję się lepiej.
Nie miała pojęcia, co mu odpowiedzieć. Wiedziała, że każda chwila z
nim będzie dla niej niczym ostra szpilka wbijająca się we wciąż zranione
serce. Z drugiej jednak strony nie potrafiłaby odmówić. W jego oczach
widziała cierpienie, którego raczej nie udawał.
– Za kilka godzin wychodzę na zajęcia.
– Wystarczy. Niedługo i tak jadę do Wałbrzycha.
– Wejdź – zaproponowała, przechodząc obok niego, by otworzyć mu
drzwi swojego mieszkania.
Usiedli naprzeciwko siebie. Wcześniej Ania przyniosła Danielowi wodę,
o którą poprosił.
– Jak to się stało? – zapytała w końcu.
– Miał zawał – odpowiedział i schował twarz w dłoniach, żeby ukryć
emocje. – Trzeci. Po wcześniejszych wiele razy prosiłem go, żeby przeszedł
na emeryturę, ale zupełnie nie chciał mnie słuchać… – Daniel zapłakał.
Ania nie wiedziała, jak ma na to zareagować. Normalnie usiadłaby mu na
kolanach i wtuliła jego głowę w swoje piersi, żeby choć trochę ukoić jego
ból, ale nie mogła przecież sobie na to pozwolić w obecnej sytuacji.
– Przepraszam cię… nie wiem, co się ze mną dzieje. Pierwszy raz płaczę,
od kiedy się dowiedziałem. Chyba po prostu teraz to do mnie dotarło.
Jego słowa poruszyły ją głęboko. Skoro przy niej płakał, to pewnie
znaczyło, że jej ufa i jej potrzebuje. Być może nie miał z kim podzielić się tą
okropną wiadomością, a ona przecież jakiś czas temu była mu najbliższą
osobą, tak przynajmniej wtedy twierdził. Podniosła się z miejsca i podeszła
do niego. Nie miała pojęcia, jak może go pocieszyć.
– Nie przejmuj się swoimi łzami – powiedziała, siadając obok niego i
łapiąc go za dłoń. – To, że płaczesz, wskazuje tylko na to, jak bardzo go
kochałeś.
– Ogromnie. Był dla mnie wzorem… Sporo pracował i miał dla mnie
mało czasu, ale za to gdy był ze mną, dawał mi całego siebie. Był
wspaniałym ojcem… zawsze mogłem na niego liczyć… – wykrztusił z
siebie, po czym skulił się w sobie i płakał już zupełnie bezgłośnie.
Objęła go ramieniem w milczeniu, nie potrafiąc znaleźć słów pocieszenia.
Wtedy wtulił się w nią tak, jakby wcale się nie rozstali, jakby to wszystko, co
mu powiedziała, nie miało znaczenia. Pozwoliła mu na to, bo bała się go
odepchnąć. Wiedziała jednak, że to doprowadzi ją do sytuacji, z której nie
będzie potrafiła wybrnąć i się nie myliła. Spędził w jej ramionach jakieś pół
godziny, dopóki nie uspokoił się zupełnie, a później, patrząc jej w oczy,
zapytał, czy przyjedzie na pogrzeb.
– Wiem, że go nie znałaś i że może będziesz czuła się skrępowana, ale
błagam cię… przyjedź. Tak bardzo potrzebuję twojej obecności…
– Do Wałbrzycha? Ale ja… – chciała się wykręcić.
– To będzie po południu, w piątek, nie masz w tym dniu zajęć. A
pojedziesz i wrócisz z moim kolegą, na pewno nie będzie miał nic przeciwko.
– Daniel, ale my przecież…
– Wiem. Wiem, że nie chcesz mnie znać i rozumiem to. Obiecuję, że nie
będę cię do niczego zmuszał, tylko bądź blisko. Błagam. Bądź blisko w tym
ciężkim dla mnie dniu.
– No, dobrze. Przyjadę – odpowiedziała, mimo że była pewna, że to
bardzo zły pomysł.
ROZDZIAŁ XXVII
W dniu pogrzebu ojca Daniel od rana włóczył się po domu rodziców bez
celu. Uroczystość zaplanowana była na popołudnie, żeby jak najwięcej osób
mogło wziąć w niej udział, ale Daniela ogromnie męczył ten czas
oczekiwania. Podobnie było z jego mamą, która od czasu śmierci ojca nie
mogła sobie znaleźć miejsca w domu, w którym nagle zabrakło jego
dowcipów i śmiechu. Około południa odezwała się komórka. To był Robert.
– Co się stało? – zapytał Daniel, przeczuwając, że przyjaciel nie
dzwoniłby bez powodu.
– Daniel, kurczę, nie wiem, jak mam cię przepraszać. Nie przyjadę
dzisiaj, Marek właśnie odwozi mnie do domu. Złamałem nogę.
– Jak to się stało?
– Śpieszyłem się do domu, bo przed wyjazdem miałem jeszcze do
pozałatwiania parę spraw i pośliznąłem się na schodach przed szpitalem.
Noga mi się wygięła i na takiej zjechałem na sam dół. Złamana w trzech
miejscach. Marek mógłby mnie przywieźć do Wałbrzycha, i tak mieliśmy
jechać razem, ale to tak pioruńsko boli.
– Nie no, daj spokój. Rozumiem. Nie możesz nią zbytnio teraz ruszać. A
ma się kto tobą dzisiaj zająć?
– Wiesz, że nie. Ale to nieważne. Jakoś sobie poradzę… Nie przejmuj
się. Daniel… jest jeszcze jedna sprawa… – Robert zawiesił głos, jakby nie
wiedział, jak dobrać słowa.
– No, mów. O co chodzi?
– Słyszałem, że Ania ma dzisiaj jechać tam do ciebie.
– Z Markiem. A co?
– Chodzi o to, że… pomyślałem, że chciałbyś wiedzieć…
– Robert, nie denerwuj mnie, o co chodzi?
– Wiesz co, nie wiem, czy powinienem ci to dzisiaj mówić. To w końcu
niełatwy dzień dla ciebie, ale skoro Ania do ciebie przyjeżdża, to myślę, że
lepiej cię uprzedzić…
– Powiedz wreszcie…
– Ania była u mnie w gabinecie.
Zapadła długa cisza, w czasie której Daniel próbował sobie poukładać w
głowie, że nie ma żadnego powodu do zazdrości, bo przecież była to tylko
relacja pacjentka –lekarz.
– Badałem ją. Ona jest w ciąży…
Pod Danielem ugięły się nogi. Nadal się nie odzywał, tym razem jednak,
po tym co usłyszał, zwyczajnie próbował wyjść z szoku. Robert najwyraźniej
zdawał sobie sprawę z tego, jak może czuć się jego przyjaciel, więc nadal
ważył każde słowo.
– Jest w piętnastym tygodniu… Ostatnią miesiączkę miała pod koniec
lipca, więc bardzo prawdopodobne, że zaszła w ciążę w czasie waszego
wypadu w góry.
– Jak to możliwe, że nie zauważyłem – odezwał się w końcu, chociaż
chyba bardziej do siebie niż do Roberta.
– Nie mieszkasz z nią od miesiąca. Zresztą jak mogłeś zauważyć? Nie
jesteś jej lekarzem przecież.
– Co ja mam teraz zrobić? Przecież nie mogę pozwolić, by moje dziecko
wychowywało się z daleka ode mnie.
– Może teraz uda ci się ją jakoś przekonać, żeby wróciła. Ideały ideałami,
a życie życiem.
Daniel się zamyślił. Mógłby przecież zrezygnować dla niej z tych
zabiegów. Miał jeszcze tylko umówioną jakąś pacjentkę na przyszły tydzień,
a później by już odmawiał i kierował kobiety do Roberta. Może Ania to
wszystko przemyśli i być może będzie chciała wrócić. Przecież na pewno jej
dziecko będzie ważniejsze, niż dawno zapomniane, usunięte przez niego
płody.
– Daj mi Marka! – powiedział rozkazującym tonem.
– No, co tam stary?
– Musisz coś dla mnie zrobić. Nadal masz klucze do mojego mieszkania?
– No mam, a co?
– Musisz coś mi przywieźć.
ROZDZIAŁ XXVIII
Ania stała przed swoją szafą od dziesięciu minut, zastanawiając się, co
powinna na siebie włożyć. Jedyna czarna sukienka, która pasowałaby na tę
przykrą uroczystość, za bardzo podkreślała jej już zaokrąglający się brzuszek.
Do tej pory, co prawda, nikt nie zauważył zmian, jakie w niej zachodziły,
sama przecież zorientowała się zupełnie niedawno, ale Daniel znał jej ciało i
na pewno te parę centymetrów w talii zwróciłoby jego uwagę. Dżinsy, w
których była tego dnia w pracy, zaczęły nieprzyjemnie uciskać brzuch, więc
bała się, że utrudni jej to kilkugodzinną jazdę samochodem, pozostały więc
legginsy, których ze względu na nieprzyjemną listopadową aurę musiała
włożyć dwie pary. Na górę założyła brązową, luźną tunikę i gruby sweter,
żeby nie zmarznąć. Był jasnozielony, ale co miała zrobić? Kurtka też była w
jasnych odcieniach, no ale trudno. Nie kupi przecież nowej specjalnie na tę
okazję.
Kolega Daniela podjechał pod blok Ani przed trzynastą. Okazał się
bardzo sympatyczny, ale mimo to rozmowa jakoś się im nie kleiła. Do
Wałbrzycha dotarli dwadzieścia minut przed czasem, ale w samym mieście
spędzili sporo w korkach, więc ostatecznie spóźnili się na pogrzeb kilka
minut. Uroczystość odbywała się najpierw w kościele, gdzie okazało się, że
przyszło tak dużo ludzi, że ciężko było znaleźć nawet dogodne miejsca
stojące. Marek wypatrzył jednak jakieś schody prowadzące na chór i
zaproponował jej, żeby tam usiadła. Była mu wdzięczna, bo już od samego
widoku tego tłumu robiło jej się słabo.
Ania zauważyła, że przyjaciel Daniela co chwila rzuca na nią okiem,
jakby kontrolował, czy wszystko z nią w porządku. Może bał się, że ucieknie
i będzie musiał świecić oczami przed Danielem, że jej nie dopilnował. Po
mszy zebrani goście ruszyli piechotą za karawanem wiozącym trumnę. Ania
zobaczyła Daniela, kiedy wychodził z kościoła główną bramą. Wyglądał,
jakby kogoś szukał, przy czym jego wyraz twarzy wyrażał ogromny ból. Pod
ramię trzymał starszą kobietę, która kurczyła się w sobie, jakby cierpienie ją
przygniatało. Widać było, że silne ramię syna jest dla niej prawdziwym
oparciem i gdyby nie ono, pewnie przewróciłaby się przy pierwszym kroku.
Uroczystość na cmentarzu przedłużała się niemiłosiernie. Ania miała
wrażenie, że za chwilkę z zimna odpadnie jej nos. Dziwnie się czuła pośród
ludzi, których zupełnie nie znała. Jedyną bliską jej osobą był przecież Daniel.
Nie wiedziała, jak powinna się zachować w stosunku do niego. Nie byli już
razem, ale nie mogła zaprzeczyć, że wciąż był jej bliski, wciąż go kochała, a
gdy widziała go tak załamanego, miała jedynie ochotę przytulać go i
całować, dopóki nie zasnąłby spokojnie w jej ramionach. Wciąż miała
świadomość, że wszyscy właśnie żegnają dziadka maleństwa, które rozwija
się w jej brzuchu. Dziadka, którego miało nigdy nie poznać, bez względu na
to, czy kiedykolwiek pozna swojego ojca. Pewnie dlatego, kiedy podeszła, by
zgodnie z przyjętym w Polsce zwyczajem złożyć kondolencje najbliższej
rodzinie zmarłego, łzy same napłynęły jej do oczu. Najpierw uścisnęła dłoń
żonie zmarłego, później podeszła do Daniela, by zrobić to samo. On jednak
nie chciał, by na tym poprzestała. Przyciągnął ją do siebie i wtulił twarz w jej
zmarznięty policzek.
– Przemarzłaś?
– Nie jest tak źle, jestem ciepło ubrana, tylko nos mi zamarza.
– Zobaczymy się za chwilę w restauracji. Kiedy zjesz coś ciepłego, na
pewno twój nosek wróci do normy.
– W restauracji? – zapytała zdziwiona. Czuła się bardzo nieswojo, gdy
tak się do niej przytulał. Co on sobie myślał? Przecież nie byli już razem.
– Tak, na stypie.
– Ale jak to? Przecież ja zupełnie nie znam twojej rodziny.
– To poznasz.
– Daniel… ale ja nie chcę…
Chyba naprawdę zwariował. Jak mógł stawiać ją w takiej sytuacji? Jako
kogo ją przedstawi? Byłą dziewczynę?
– Proszę cię. To dla mnie bardzo ważne, żebyś była tam ze mną…
Ania westchnęła.
– Ale nie zostanę długo – zapowiedziała i oddaliła się od Daniela,
próbując w tłumie odnaleźć Marka, z którym przyjechała.
Już przy samym wejściu zaczęła zwracać na siebie uwagę rodziny
Daniela.
– O… witamy! – zawołał jakiś starszy pan palący papierosa w
przedsionku. – Panienka to zapewne narzeczona naszego Daniela.
– Nie. Jestem tylko jego koleżanką – odparła nieuprzejmie. Była zła na
Daniela, że znalazła się przez niego w takiej sytuacji.
– Wciąż tylko koleżanką? – zapytał zaskoczony i jakby rozczarowany. –
Zaraz mu nagadam, co on się tak ślimaczy. Chciałbym zdążyć jeszcze za
mojego życia pobawić się na weselu.
Ania miała już odpowiedzieć, że żadnego wesela nie będzie, ale właśnie
w tej chwili drzwi się otworzyły i do środka weszła mama Daniela.
– Ty musisz być Ania? – zapytała, podchodząc do niej i całując ją w
policzek. Ania czuła, że zaczyna się czerwienić. – Daniel sporo mi o tobie
opowiadał. Bardzo się cieszę, że w końcu mogę cię poznać. Żałuję tylko, że
w tak nieprzyjemnych okolicznościach.
Tego było już za wiele. Ani wydawało się, że za chwilę spali się ze
wstydu. Nie wiedziała, co ma odpowiedzieć tej kobiecie, bo przecież nie była
pewna, co Daniel o niej mówił. Czy wiedziała, że nie są już razem? A jeśli
nie, to czy dzisiaj był odpowiedni czas, żeby ją uświadamiać? Bąknęła więc
coś tylko pod nosem i pomaszerowała grzecznie za kobietą, która
najwyraźniej nie znosiła odmowy.
– Chodźmy usiąść, za chwilę będzie obiad. Daniel poszedł jeszcze coś
załatwić i zaraz tu będzie.
Kiedy Daniel wszedł na salę razem z Markiem, zaraz przed tym, jak
podali rosół, wyglądał już zupełnie inaczej niż na cmentarzu. Widocznie
najgorsze już minęło i teraz nadszedł czas, by robić dobrą minę do złej gry.
Usiadł obok niej i szepnął na ucho, że jest jej wdzięczny, że przyjechała. Nie
potrafiła mu nic odpowiedzieć. Zaraz po obiedzie poprosił ją, by ubrała
kurtkę i wyszła razem z nim. Nie wiedziała, gdzie i po co, ale wolała spełnić
jego prośbę, niż znosić te wszystkie wścibskie spojrzenia i uwagi ze strony
jego rodziny. Okazało się, że zabrał ją do swojego rodzinnego domu.
– Daniel, po co mnie tu przywiozłeś? – zapytała coraz bardziej
zirytowana.
– Chciałbym z tobą spokojnie porozmawiać.
– Ale o czym? – zezłościła się. – Daniel, dlaczego stawiasz mnie w takiej
sytuacji. Twoja rodzina traktowała mnie, jakbym była twoją kobietą, a dobrze
wiesz, że tak nie jest i nigdy nie będzie.
Daniel stanął na środku pokoju, podczas gdy ona wciąż stała w progu.
Przez krótką chwilę nie ruszał się ani nie odzywał. Później odwrócił się nagle
i podszedł do niej bardzo szybko. W jego gestach widać było zdecydowanie.
– Właśnie chodzi o to, że ja nie chcę tego „nigdy”. Kocham cię i
potrzebuję. Nie mogę żyć bez ciebie.
– A ja nie mogę żyć z kimś takim jak ty! – krzyknęła, coraz bardziej się
denerwując.
– Mówiłem ci, że w tych zabiegach nie widzę nic złego.
– Ale ja widzę.
– Dlatego jestem w stanie zrezygnować z tego dla ciebie.
Nie wiedziała, co mu odpowiedzieć. Przecież to, że nie będzie dokonywał
aborcji, wcale nie zmieni jego poglądów. Nadal będzie bezduszny. Nie czuje
się przecież winny temu, co robi i robił. Jak mogłaby żyć z potworem?
– Aniu – szepnął jej na ucho, sięgając do kieszeni spodni. – Chcę byś
wiedziała, że nie wyobrażam sobie bez ciebie życia. Przysięgam, że już nigdy
nie przyjmę nikogo na taki zabieg.
Uklęknął przed nią i otworzył pudełeczko, w którym błyszczał piękny
pierścionek.
– Wyjdź za mnie, Aniu, obiecuję zaopiekować się wami – powiedział
wzruszony, po czym przytulił się do jej brzucha.
Skąd wiedział o dziecku? Ania poczuła, że robi jej się słabo. Czyżby
Marcelina nie dotrzymała obietnicy? Przecież nikt nie wiedział oprócz niej. A
może zauważył… W końcu jest lekarzem… Może po tylu latach pracy jest w
stanie stwierdzić, że kobieta jest w ciąży nawet bez badania. Widocznie
domyślił się, gdy był u niej ostatnio.
Ania zaczęła oddychać z trudem, do oczu cisnęły jej się łzy.
– Wszystko w porządku? Może się położysz? – zaproponował, patrząc na
nią z niepokojem.
Skinęła głową, więc podniósł się z kolan i zaprowadził ją na sofę.
– Co się dzieje?
– Nic – odpowiedziała krótko. – Tylko zrobiło mi się słabo.
Daniel się uśmiechnął. Uklęknął przy niej i złapał ją za dłoń. Ania miała
ochotę uciec, ale czuła się zbyt słaba. Może powinna to wszystko raz jeszcze
przemyśleć. Przecież kochała Daniela. Był dla niej wszystkim. A dziecko?
Przecież dziecku potrzebny jest ojciec.
– Nie wyobrażasz sobie, jak jestem szczęśliwy – wyszeptał, głaszcząc ją
po brzuchu. – Obiecuję, że zajmę się naszym dzieckiem najlepiej jak będę
potrafił.
– Dzieckiem? – zapytała, czując, że znów wzbiera w niej złość. –
Przecież to tylko płód.
Widać było, że zrobiło mu się głupio.
– Na razie płód, ale już niedługo urośnie i będzie naszym maleństwem.
– A no widzisz, płody, które zabiłeś, też mogłyby być kiedyś dziećmi.
Niektóre z nich pewnie byłyby teraz szczęśliwymi dorosłymi, prawda?
– Albo i nie. Skoro matki ich nie chciały, nie byłyby w stanie dać im
miłości i spieprzyłyby im życie.
– Skąd możesz to wiedzieć? Może z czasem pogodziłyby się z tym, że
będą miały dziecko i może pokochałyby je.
– Może tak, a może nie – mruknął, odsuwając się od niej. – Aniu, już ci
mówiłem, że to tylko moja praca, nic więcej. To nie ja podejmowałem
decyzję o tym, czy dany płód ma się dalej rozwijać, czy nie.
– Ale ty dokonywałeś wyroku! – krzyknęła Ania, podnosząc się na
łokciach. – A gdybym ja przyszła do ciebie, prosząc cię o usunięcie ciąży?
– Daj spokój!
– Jakie daj spokój? Może ja też nie nadaję się na matkę? Usuńmy to
dziecko i będzie po kłopocie. Nie będziesz czuł się odpowiedzialny za jego
wychowanie.
Wstała szybko i zostawiła go na podłodze. Wybiegła na ulicę, zalewając
się łzami.
„Dlaczego on jest taki uparty? – zastanawiała się. – I co ja mam teraz
zrobić? Dokąd pójść? Gdzieś tu w tym mieście musi być jakaś stacja”.
Rozejrzała się wokół siebie. Była na jakimś osiedlu. Jak okiem sięgnąć
same domki jednorodzinne i garaże. Żadnego przystanku autobusowego ani
nawet postoju taksówek. Postanowiła się nie zatrzymywać, żeby jak
najszybciej zniknąć Danielowi z pola widzenia. Nie miała ochoty już z nim
więcej rozmawiać. Chciała wymazać go ze swojego życia. Prawie biegiem
przemierzała nieznane sobie uliczki, zupełnie nie wiedząc, w którą stronę ma
się kierować. W końcu, chyba po kwadransie, zobaczyła wysokie bloki i
sklepy. W pierwszym zapytała o stację autobusową.
– Nie ma w Wałbrzychu PKS-u. Jest tylko PKP.
– Daleko stąd?
– Oj tak, spory kawałek. Najlepiej, jak weźmie pani taksówkę. Tu za
rogiem jest postój.
– Dziękuję.
Taksówkarz zawiózł ją na stację główną. Okazało się, że najbliższy
pociąg do Wrocławia jest za godzinę. Jakaś kobieta powiedziała jej, że z
Wałbrzycha odjeżdżają busy do Wrocławia, ale musiałaby podjechać w inne
miejsce. Ania czuła się zbyt zmęczona, aby znów gdzieś jechać, więc
postanowiła, że jednak zaczeka. W jej torebce co chwilę wibrował telefon.
Nawet nie próbowała go wyciągać. Nie chciała wiedzieć, kto dzwoni.
Marzyła jedynie o tym, żeby zaszyć się w swoim mieszkaniu i udawać, że nie
ma jej dla świata.
ROZDZIAŁ XXIX
– Nie przyszedł Mahomet do góry, to przyszła góra do Mahometa –
zawołała Magda, stojąc w progu mieszkania Ani i machając jej przed oczami
butelką z winem. Tuż za nią stała Kaśka i Monika. Marcelina czekała na
schodach i kiedy tylko złapała z Anią kontakt wzrokowy, bezgłośnie
wypowiedziała „przepraszam”.
– No, co? Nie wpuścisz nas? – zapytała Monika ze zniecierpliwieniem.
– Jasne. Wchodźcie. Przepraszam, po prostu jestem jeszcze w szoku.
Dziewczyny rozsiadły się w niewielkim salonie Ani i jak gdyby nigdy nic
zaczęły dyskutować o pracy i facetach. Zupełnie jakby nigdy się nie
pokłóciły. Tylko Marcelina siedziała cicho w rogu pokoju, z niepokojem
obserwując zmieszaną przyjaciółkę. Ania nie wiedziała bowiem, jak powinna
się w stosunku do nich zachowywać. Nie umiała udawać, że nic się nie stało.
– Trochę cię, Aniu, ominęło – zaczęła świergotać Monika, nalewając
wina do podanych przez nią kieliszków. – Wyobraź sobie, że byłyśmy z
Kasią na któryś weekend w Krakowie i poznałyśmy tam świetnych facetów.
– Tak? – Ania próbowała zachować dobrą minę. – To opowiadajcie.
Obie koleżanki nieomal przekrzykiwały się w opowiadaniu o tym, co
przydarzyło im się w Krakowie, a później we Wrocławiu, gdy po raz drugi
spotkały się ze swoimi nowymi znajomymi. Później Magda zaczęła
opowiadać o swojej ostatniej kłótni z rodzicami, kiedy odwiedziła ich z
okazji Wszystkich Świętych.
– A dlaczego ty nie pijesz? – pytały ją co chwilę, jakby zapominając, że
już im przecież odpowiadała, że źle się czuje.
– Daj spokój! Nie ma przecież nic lepszego na dobre samopoczucie niż
kieliszek wina – tłumaczyła Kaśka, gdy Ania odmówiła po raz trzeci.
– No dobra, daj jej żyć! – zawołała Magda, która po dwóch lampkach
wyglądała na pijaną. Musiała się widocznie zaprawić, jeszcze zanim przyszła
do Ani. – Ty lepiej, Anka, opowiadaj, jak było na spotkaniu z tym aktorzyną?
Kurde, ona to ma szczęście do facetów – zwróciła się do koleżanek. –
Najpierw lekarz, teraz aktor, same wyższe sfery.
– Jaki aktor? – zdziwiła się Kaśka.
– No ten… jak mu tam. Leszek Bursztyn – odpowiedziała Magda,
zupełnie nie zwracając uwagi na to, że Ania nie odzywa się ani słowem.
– Spotkałaś się z Leszkiem Bursztynem?! – zawołały prawie chórem
Monika i Kasia. – Nie żartuj!
– Byłam z nim na kawie – odpowiedziała w końcu.
– Ale jak? Jak się poznaliście? – dopytywała Monika.
– Był w naszej szkole.
– Wystawiali przedstawienie i Ania chyba wpadła mu w oko. Co chwilę
się do niej uśmiechał, a później nawet ją zagadywał – dopowiedziała Magda.
– I umówiliście się na kawę? Tak po prostu? – niedowierzała Monika.
– No, zaprosił mnie, a ja nie umiałam odmówić.
– I jaki on jest?
– Bardzo sympatyczny – odpowiedziała krótko.
– Tylko tyle? – Monika nie ukrywała rozczarowania. – Opowiadaj!
Opowiadaj wszystko od początku.
Nie było wyjścia. Ania musiała przynajmniej pokrótce opowiedzieć o
spotkaniu z Leszkiem, ale ominęła szczegóły dotyczące jego życia, czując, że
nie powinna o nich nikomu mówić. Kiedy w końcu udało się jej zaspokoić
ich ciekawość, postanowiły wejść na temat Daniela, co od razu
wyprowadziło ją z równowagi. Wiedziała, że prędzej czy później będzie
musiała im powiedzieć, że jest z nim w ciąży, a skoro on i tak już wiedział, to
mogła zrobić to od razu.
– Nie jesteśmy już razem.
– Ale to już nie ma szans, żebyś do niego wróciła? – zapytała Monika. –
To taki fajny chłopak.
– No, raczej nie ma szans. Może jest i fajny, ale nie dla mnie.
– To można się za niego brać? – zapytała Magda ze śmiechem.
– Magda! – warknęła na nią Marcelina.
– No, co? Skoro ona nie chce. – Zaśmiała się. – Żartuję, żartuję.
– Jak chcesz, to możesz się za niego brać. – Ania udawała obojętność,
chociaż strasznie ją denerwowała gadka Magdy. – Mnie już na nim nie
zależy.
– To może teraz weźmiesz się za tego podstarzałego aktora? – zapytała ze
śmiechem Kaśka.
– Może i się wezmę. Nie przeszkadza mi jego wiek. Przynajmniej ma
dobre serce.
– Dobre serce! – prychnęła Magda. – W łóżku dobre serce nie ma
znaczenia.
– Nie dla wszystkich sprawy łóżkowe są najważniejsze. – Marcelina
również nie ukrywała zdenerwowania.
– No co ty, Magda, przecież on nie jest jeszcze taki stary. Ile on może
mieć lat?
– Około pięćdziesiątki – odpowiedziała Ania.
– No właśnie. Byłam kiedyś z takim po pięćdziesiątce. Było cudownie –
rozmarzyła się Monika.
– To czemu nie jesteś z nim do dziś, skoro był taki dobry? – zadrwiła
Magda.
– Miał żonę i dzieci.
– A no tak… – Magda zaczęła się głośno śmiać.
– Ale ja czytałam, że ten Leszek nie może mieć dzieci, a przecież Ani tak
bardzo na nich zależy – zwróciła uwagę Kaśka.
– No właśnie, dziewczyny – odważyła się w końcu powiedzieć Ania. Nie
miała zamiaru mówić Kaśce, jaka jest prawda z Leszkiem, więc wolała
zmienić temat. Przecież wreszcie musiała im o tym jakoś powiedzieć.
Wykorzystała więc nadarzającą się okazję. – Muszę wam o czymś
powiedzieć. Tak się składa, że jestem w ciąży.
Zapadła długa cisza. Nawet Magda nie wiedziała, jak się odezwać.
– Z Danielem? – spytała w końcu Kaśka.
– Tak. Z Danielem.
– To ja nie rozumiem. Jesteś z nim w ciąży i nie chcesz do niego wrócić?
– No, tak się akurat głupio składa.
– I co zamierzasz zrobić? Chcesz je urodzić?
– Oczywiście, że zamierza je urodzić! – warknęła Marcelina.
– To ty wiedziałaś? – Magda wyglądała na urażoną.
– Tak. Wiedziałam od początku.
– Dlaczego nic nie mówiłaś?
– Wolałam wam powiedzieć osobiście… – Ania starała się zmienić temat.
– I tak… zamierzam je urodzić i dać mu szczęście.
– Bez ojca? – Monika nie ukrywała zdziwienia.
– A mało jest matek, które wychowują dzieci samotnie?
– No, nie mało. Ale mało takich, które odbierają dziecku ojca z tak
błahego powodu!
– Co nazywasz błahym powodem?
– No a dlaczego się z nim rozstałaś?
– Przecież dobrze wiesz! – zirytowała się Ania.
– No, właśnie wiem. I nie rozumiem.
– Nie musisz wszystkiego rozumieć.
– Moim zdaniem powinnaś to jeszcze przemyśleć – włączyła się Kaśka. –
Co w tym złego, że pomaga kobietom pozbyć się niechcianej ciąży? Ważne,
żeby zaopiekował się tobą i twoim dzieckiem. Jak ty sobie poradzisz sama?
– No właśnie! – Monika nie dawała za wygraną. – Z twoją pensją nawet
nie będzie cię stać, żeby stworzyć mu odpowiednie warunki. Gdzie go
będziesz wychowywać, w tym twoim miniaturowym mieszkanku?
– Poradzę sobie. Nie kasa jest w życiu najważniejsza.
– Ciekawe, czy twoje dziecko będzie tego samego zdania…
– Na pewno łatwiej będzie mi mu wyjaśnić, dlaczego jesteśmy biedni, niż
to, dlaczego pozwoliłam, by wychowywał je morderca.
– Nienormalna jesteś! – warknęła Monika. – Jaki morderca?
– A jak inaczej nazwałabyś kogoś, kto morduje dzieci?
– Jakie dzieci? Ty naprawdę żyjesz w jakimś innym świecie. Kobiety
wychodzą na ulicę, bronią swoich praw do decydowania o własnym ciele i
życiu, a ty jedna jak z jakiegoś zaścianka uważasz, że płód to już dziecko.
– Nie ona jedna, nie ona jedna – włączyła się w końcu do dyskusji
Marcelina. – Jest ogromna grupa obrońców życia poczętego.
– Grupa popaprańców, którym się wydaje, że mogą decydować za kogoś
– zagrzmiała Kaśka.
– No właśnie. I to w czasach, kiedy ludzie są tak świadomi swoich praw.
– Praw nie zawsze zgodnych z ludzkim sumieniem – powiedziała
Marcelina, zerkając ukradkiem na Anię.
Nie wyglądała zbyt dobrze. Zdawało się, że ze zdenerwowania źle się
poczuła, bo zamilkła i pobladła.
– Ja osobiście uważam – kontynuowała Marcelina – że prawo, o którym
wielu ludzi, z wami włącznie, zapomina, to prawo do wolności przekonań.
Ania, podobnie jak ja, myśli w innych kategoriach niż wy. I w życiu
doszukuje się czegoś więcej niż zainteresowania własnym ciałem, karierą czy
przyjemnościami. Może was to zdziwi, ale są ludzie wrażliwi na los innych.
– Weź, przestań ściemniać, bo już cię słuchać nie mogę. Mówisz jak
jakaś Matka Teresa z Kalkuty.
– Cieszę się, że mnie porównujesz do tej świętej kobiety. Wiecie co…
wydaje mi się, że powinnyśmy już zakończyć to spotkanie. – Marcelina
wskazała na Anię, która nabierała z trudem powietrza. – To nie fair z naszej
strony, żebyśmy kłóciły się w jej towarzystwie, bo nie można jej
denerwować.
Wszystkie koleżanki zamilkły nagle, ale nie wyglądały na zawstydzone.
Były wściekłe, że Marcelina nie pozwoliła im wypowiedzieć ostatniego
słowa. Kaśka z Moniką były tak złe, że nawet nie pożegnały się z Anią, tylko
zebrały swoje rzeczy i wyszły. Magda z trudem podniosła się z sofy.
– Szkoda, że znów nasze spotkanie skończyło się kłótnią – przyznała. –
Może następnym razem nie będziemy poruszać tego tematu? Marcelina ma
rację, że każdy ma prawo do własnego zdania, ale ta sprawa zdaje się
wywoływać zbyt duże emocje. Pa, Aniu… – pożegnała się z milczącą
przyjaciółką Magda, podchodząc do niej i całując ją w policzek. – Dbaj o
siebie. Do zobaczenia w pracy. Może umówimy się na herbatkę?
– Zobaczymy – odparła cicho Ania i nawet nie wstała, żeby zamknąć za
Magdą drzwi.
Marcelina pożegnała się chłodno z koleżankami i zamknęła drzwi na
zamek. Nie chciała, żeby którejś z nich przyszło do głowy wrócić. Sama
poszła do Ani, aby się nią zająć. Kiedy weszła do pokoju, przyjaciółka była
zalana łzami.
– Ty też uważasz, że przesadzam? – zapytała, łkając.
– Nie, nie uważam. Myślę, że decyzja, którą podjęłaś, była bardzo trudna,
ale właściwa. Chyba zrobiłabym tak samo w twojej sytuacji. Nie wiem, czy
przyszłoby mi do głowy, żeby nazywać Daniela mordercą, ale w sumie jak
się nad tym zastanowić, to tak to wygląda. Gdyby zabił noworodka, wszyscy
podnieśliby krzyk, że to niemoralne, bo niemowlę łatwiej sobie wyobrazić
niż kilkutygodniowy płód, któremu tak samo bije już serduszko. Myślę, że
gdybyś dała Danielowi szansę na wspólne życie, to zawsze widmo tych
usuniętych przez niego dzieci by do ciebie wracało.
Ania przytuliła się do Marceliny. Cieszyła się, że ma ją przy sobie.
Opowiedziała jej o tym, co wydarzyło się na pogrzebie ojca Daniela, a
później o swojej ostatniej wizycie u ginekologa.
– Już wygląda jak miniaturowy noworodek. Mam nawet zdjęcie. –
Podniosła się, żeby wyjąć z torebki swoje dokumenty ciążowe ze zdjęciem z
USG.
Marcelina ze wzruszeniem oglądała maleństwo. Zdjęcie było bardzo
dokładne, tak że można było rozpoznać główkę, rączki i nóżki. Marcelina,
wychodząc do domu, była spokojna, że zostawia przyjaciółkę, w miarę
dobrym humorze. Ania czuła się tak zmęczona tym pełnym przeżyć dniem,
że nie miała nawet siły płakać i zasnęła od razu, gdy położyła się do łóżka.
ROZDZIAŁ XXX
Daniel spędził weekend z mamą, bo bał się zostawić ją samą w pustym
domu. Kiedy jednak przyszedł poniedziałek, oboje wrócili do pracy, żeby jak
najszybciej mieć chociaż wrażenie normalności. Niełatwo mu było pogodzić
się z tym, że mama zaplanowała pracować więcej w szpitalu, żeby jak
najrzadziej bywać w domu. Miała przecież już swój wiek i Daniel martwił się
o jej zdrowie. Dopiero co stracił ojca. Nie chciał, by i matka rozchorowała się
z przepracowania.
Gdy wracał do pracy po obiedzie, postanowił zajść do drogerii, żeby
kupić sobie kosmetyki do golenia, bo już prawie mu się pokończyły.
Przechodząc obok kawiarni, z ciekawości zerknął do środka i westchnął
głęboko, patrząc na zadowolonych ludzi, którzy siedzieli w środku, sącząc
kawę lub zajadając się słodkościami. Kiedy zorientował się, że jedną z
klientek kawiarni jest Ania, natychmiast zatrzymał się i zaczął wpatrywać się
w nią w zdumieniu. Siedziała zawstydzona naprzeciwko jakiegoś mężczyzny,
który złapał ją za dłoń. Daniel poczuł, jak rośnie w nim gniew. Jak ona może
tak się zachowywać?! Przecież rozstali się zupełnie niedawno, a na dodatek
ona nosi przecież jego dziecko. Miał ochotę wejść do środka i zrobić im
awanturę, ale przecież nie powinien zachowywać się jak niezrównoważony.
Zdecydował więc, że pojedzie do Ani, jak tylko skończy pracę i powie jej, co
o tym myśli.
Ania musiała przyznać, że ucieszyła się na propozycję spotkania z
Leszkiem, bo potrzebowała porozmawiać z kimś, kto będzie ją traktował
normalnie. Leszek przecież nie wiedział o jej przekonaniach w sprawie
aborcji. Weekend spędziła w Karpaczu z rodzicami i wróciła w jeszcze
gorszym nastroju, niż pojechała. Od kiedy przyznała im, że jest w ciąży,
powietrze między nimi zrobiło się ciężkie niczym naładowane ołowiem. Na
dodatek omal nie zemdleli, gdy powiedziała im, że wychowa swoje
maleństwo sama. Miała wrażenie, że cały świat ocenia ją i wydaje wyrok,
mimo że to przecież nie na jej rękach była krew nienarodzonych.
– Gdzie ty masz głowę? – złościła się matka. – Ideały ideałami, a życie
życiem. Chcesz pozwolić, by twoje dziecko wychowywało się bez ojca?!
– Co ludzie powiedzą, jak dojdzie do nich, że jesteś panną z dzieckiem?
Będą cię mieli za najgorszą! – ojciec jak zwykle był bardziej zatroskany o
reputację niż o to, co czuła jego córka.
Nie przemawiały do nich żadne argumenty w sprawie ciemnych sprawek
Daniela, bo bardziej martwili się o swojego wnuka niż o jakieś tam
niechciane płody. Ani wydawało się, że pęknie jej serce. Nigdy nie
spodziewała się, że jest tak wielu bezdusznych ludzi i że na dodatek jej
rodzice okażą się podobni do innych. Stwierdziła, że świat zupełnie już
zatracił wszelkie wartości w tym ciągłym pędzie do szczęścia, spełnienia i
kariery. Wielu z jej znajomych tak bardzo buntowało się i okazywało
sprzeciw w sprawach dotyczących zakładania rodziny, że z czasem wszystko
stanęło na głowie. To ci, którzy postanowili zostać rodzicami, stawali się
obiektem kpin i współczucia, bo przecież w ich życiu miała się od tej pory
liczyć tylko praca, dom i dzieci, a nie przyjemności. Podróże, pasje, kariera
zawodowa, imprezy, poznawanie ciekawych ludzi – zdaniem wielu miało nie
dotyczyć tych, którzy zdecydowali się założyć rodzinę. Ani oczywiście nie
przeszkadzało, że ktoś wybierał życie tylko dla siebie, bo przecież każdy ma
do tego prawo, ale złościło ją to, że tak bardzo nastawali na tych, którzy
bronili życia poczętego i wartości rodzinnych.
Z Leszkiem umówiła się w poniedziałek po pracy. Znów spędzili ze sobą
bardzo miło czas. Chciała tylko słuchać ciekawych opowieści kolegi, ale w
końcu nie udało się jej dłużej ukrywać prawdy o własnym życiu i o tym, co
właśnie przeżywa. Powiedziała Leszkowi, że była do niedawna bardzo
szczęśliwa i że pragnęła stworzyć z Danielem rodzinę, mieć dzieci. Wszystko
jednak rozsypało się w związku z jednym faktem z jego życia… Nie chciała
mówić Leszkowi, o co dokładnie chodziło. Nie znała go przecież zbyt
dobrze, a to co Daniel robił w swoim gabinecie, było nielegalne. Nie mogła
tak po prostu opowiadać każdej napotkanej osobie o jego przestępstwach, bo
nie chciała, by skończył w więzieniu.
– Na pewno poradzisz sobie bez niego – stwierdził z przekonaniem. –
Jesteś mądrą kobietą, pełną dobroci. Nie wyobrażam sobie nawet, żeby taka
kobieta jak ty miała zostać samotną matką.
– Ale wszystko do tego zmierza.
– Oj tam, oj tam! – Leszek pokręcił głową. – Bo to jeden Daniel na
świecie. Nie zdążysz nabrać brzuszka, jak znajdzie się ktoś inny.
– Nie wiem, czy jakikolwiek mężczyzna przy zdrowych zmysłach będzie
chciał wiązać się z kobietą w ciąży.
– No to chyba mnie w takim razie trzeba byłoby wysłać do psychiatry, bo
twój stan sprawił właśnie, że nie będę mógł pozbyć się marzeń o tobie.
Ania poczuła, jak na jej policzkach pojawiają się rumieńce.
– Od pierwszej chwili, kiedy cię poznałem, zacząłem żałować, że nie
jestem młodszy o co najmniej dziesięć lat. A teraz, gdy wiem o twoim
dziecku, to już w ogóle nie będę mógł marzyć o niczym innym niż tylko o
tym, by się wami zaopiekować…
Ania spuściła wzrok, bo nie mogła znieść spojrzenia, którym ją obdarzał.
Było w nim tak wiele miłości i zainteresowania, a ona przecież nie była na to
gotowa. Zupełnie nie chodziło o wiek Leszka, ale o to, że przecież wciąż
kochała Daniela. Wydawało jej się nawet, że pozwalając na to, by łapał ją za
rękę i patrzył z takim uczuciem w jej oczy, w jakiś sposób zdradza Daniela.
Chociaż nie byli już razem.
– Leszek… – zaczęła niepewnie, zabierając swoją dłoń. – Przepraszam
cię, ale nie jestem gotowa na takie słowa.
– Tak, tak. Przepraszam. – Zmieszał się. – Ja jak zwykle gadam, co mi
ślina na język przyniesie. Wiem, że jestem zbyt stary dla ciebie i nawet nie
powinienem mówić ci o takich rzeczach.
– Tu nie chodzi o twój wiek. Naprawdę. Po prostu za dużo ostatnio się w
moim życiu wydarzyło, a rany są wciąż świeże. Nie potrafiłabym tak po
prostu zapomnieć o tym wszystkim, odgrodzić się od tego murem i pozwolić
sobie na poufałości z kimś innym.
– Rozumiem. – Pokiwał głową nieco zasmucony. – Czy pomimo tego, co
powiedziałem, będziesz miała ochotę czasem się ze mną spotkać?
– Oczywiście, że tak. – Uśmiechnęła się promiennie. – Cieszę się, że
mogłam cię poznać. Bardzo dobrze czuję się w twoim towarzystwie.
– Pod warunkiem, że nie gadam zbyt dużo.
Ania się zaśmiała.
– Pod warunkiem, że nie mówisz o uczuciach. A twoje gadanie bardzo
lubię.
Leszek uśmiechnął się i zaproponował Ani spacer. Pogoda była
sprzyjająca, bo od rana świeciło słońce.
– Może wybierzemy się do ogrodu botanicznego? – zapytał, gdy
wychodzili z kawiarni.
– Świetna myśl! – ucieszyła się.
Uwielbiała tam spacerować. Wśród tej całej wyjątkowej roślinności czuła
się prawie tak jak w swoich kochanych górach. Często zabierała tam
dzieciaki z klasy, żeby mogły nie tylko poznać tamtejszą faunę, lecz także po
to, by się wyciszyły i mogły nacieszyć oczy.
Leszek nie przyjechał samochodem, bo jak twierdził, zdecydowanie wolał
życie ekonomiczne i ekologiczne, więc gdzie tylko mógł, dojeżdżał
komunikacją miejską. Wskoczyli więc do tramwaju, żeby spędzić razem
kolejną godzinę, śmiejąc się i dyskutując na różne tematy. Jak się okazało,
pochodził z Bukowiny Tatrzańskiej i chociaż od dzieciństwa mieszkał z
rodzicami we Wrocławiu, to bardzo często odwiedzał dziadka w rodzinnych
stronach. Prawie co roku urządzał sobie długą górską wyprawę, by nacieszyć
oczy wspaniałościami natury. Obiecał Ani, że jak tylko oboje znajdą wolny
czas, to zabierze ją ze sobą, żeby pokazać jej swoje ulubione zakątki Tatr.
Ona z kolei, żeby nie pozostawać dłużną, zaproponowała wyprawę w
Karkonosze, które co prawda rozmiarami są od Tatr nieporównywalnie
mniejsze, ale za to równie urodziwe.
– Może następnym razem zoo? – zaproponował jej, gdy odprowadzał ją
pod jej blok.
– Czemu nie? – uśmiechnęła się na samą myśl o kolejnym czekającym ją
spotkaniu.
Rozstali się późnym popołudniem, więc Ania miała niewiele czasu, żeby
zjeść obiad i przygotować na wieczorne zajęcia. Była jednak w doskonałym
nastroju i wcale nie stresowała się brakiem chwili na odpoczynek. Poza tym
czuła się przecież dobrze. Zupełnie nie doskwierały jej żadne ciążowe
dolegliwości, a czasami zdawało się jej nawet, że ten wyjątkowy stan dodaje
jej jakiejś wewnętrznej energii. W drodze do klubu fitness dostała od Leszka
SMS-a, w którym dziękował za mile spędzony czas. „Szkoda, że poznałam
go o parę miesięcy za późno” – pomyślała sobie, odpisując mu równie
uprzejmie.
Musiała przyznać, że naprawdę dobrze się czuła w jego towarzystwie.
Wydawało się, że są niczym dwie pokrewne dusze, bo przecież łączyło ich
tak wiele wspólnych zainteresowań. Nie potrafiła jednak nawet myśleć o nim
jak o kimś więcej niż przyjacielu. Daniel skradł jej przecież serce i do tej
pory trzymał je w niewoli.
ROZDZIAŁ XXXI
Kolejny raz Daniel nie mógł skupić się na pracy. Znów był nerwowy i
rozkojarzony, a wszystko, jak zawsze ostatnio, miało związek z Anią.
Wiedział, że jak tak dalej pójdzie, to straci wszystkie pacjentki, ale z drugiej
strony nie mógł tak zwyczajnie zapomnieć o tym wszystkim i zachowywać
się profesjonalnie jak parę miesięcy wcześniej. Marta kilka razy zaczynała z
nim rozmowę, żeby zwrócić mu uwagę na zmianę, jaka w nim nastąpiła, ale
nie miał zamiaru jej słuchać. Dobrze wiedział, że nie jest już tak, jak
wcześniej. Ale był przekonany, że dopóki sprawa z Anią się nie unormuje, to
i on będzie rozchwiany.
Wciąż nie mógł przestać myśleć o tym, co zobaczył za szybą kawiarni.
Był wściekły, bo do tej pory nawet przez myśl mu nie przechodziło, że Ania
mogłaby być z kimś innym i to w dodatku w tak krótkim czasie po rozstaniu.
Z niecierpliwością patrzył na zegarek i układał w głowie hipotetyczne
dialogi, jakie mógłby przeprowadzić z Anią, kiedy tylko skończy pracę. Miał
nadzieję, że uda mu się być opanowanym, żeby jeszcze bardziej jej do siebie
nie zniechęcać, a jednocześnie da jej do zrozumienia, że nie życzy sobie, by z
kimkolwiek się spotykała. Ostatnią pacjentką, którą przyjął tego wieczoru,
była osiemnastolatka – jak się okazało – w ciąży. Kiedy powiedział jej, że
wyraźnie widzi pęcherzyk, rozpłakała się i zaczęła żalić, że nie jest jeszcze
gotowa na dziecko. Zwykle w takich sytuacjach dawał swoim pacjentkom do
zrozumienia, nigdy wprost, że mogą rozwiązać swój problem, ale tym razem
przemilczał sprawę. Miał nadzieję, że Ania doceni to i uwierzy, że jest w
stanie dla niej zrezygnować z dodatkowych, niemałych pieniędzy. Marta nie
zwróciła uwagi na tę niewielką zmianę, bo przecież nie wiedziała o
dodatkowych zabiegach, które Daniel przeprowadzał zwykle w weekendy
pod jej nieobecność.
– Do jutra – pożegnała się z nim, wychodząc z gabinetu. – Wypoczywaj!
– Do zobaczenia – odpowiedział pospiesznie i zaczął szybko zgarniać
swoje rzeczy.
Dochodziła dwudziesta i z tego, co wiedział, Ania powinna być już w
domu. Podjechał pod jej blok i wbiegł po schodach na górę. Ze zdziwieniem
stwierdził, że dłoń, która naciska na dzwonek, cała drży. Nigdy wcześniej,
może poza niektórymi egzaminami, nie widział u siebie takiej reakcji na
stres. Kiedy Ania otworzyła drzwi i stanęła w progu piękna jak zwykle, w
jego ulubionej czerwonej piżamie z zaokrąglonym – jak na drugi trymestr
przystało – brzuszkiem, zupełnie zapomniał, po co przyjechał.
– Mogę wejść? – zapytał, bo nie miał pojęcia, jak zacząć rozmowę.
– Nie – odpowiedziała stanowczo, co jeszcze bardziej wybiło go z
równowagi.
– Chciałbym z tobą porozmawiać – próbował ją przekonać.
– Nie mamy o czym.
– Jak to nie mamy o czym? A nasze dziecko? – zdenerwował się. –
Widziałem cię dzisiaj z jakimś facetem. Kto to był?
– Nie muszę ci się tłumaczyć – odparła z dziwnym spokojem. – Nie
jesteśmy już razem.
– Ale przyznasz, że jednak wciąż coś nas łączy! – krzyknął, zupełnie
tracąc nad sobą panowanie.
Nie wiedział, skąd u niego taka reakcja. Próbował się jakoś uspokoić, ale
jej zimne spojrzenie i opanowanie działało na niego nie najlepiej.
– Nosisz w sobie moje dziecko! Moje dziecko! – zwrócił jej uwagę już
nieco ciszej. – Nie życzę sobie, żeby wychowywał je jakiś fagas. To ja jestem
ojcem!
– Po pierwsze… – odpowiedziała bez cienia emocji – nie masz prawa
decydować o moim życiu i obrażać moich przyjaciół, a po drugie nie
będziesz żadnym ojcem, bo nie ma żadnego dziecka.
– Jak to nie ma dziecka, co ty pierdzielisz?! – znów krzyczał.
– Usunęłam ciążę.
– Nie opowiadaj bzdur! – wrzasnął. – Na takim etapie?
– A znalazł się jakiś popieprzony doktorek, któremu było bez różnicy,
czy to jeszcze w waszym uznaniu płód, czy już jednak dziecko.
– Nie wierzę ci! – wrzeszczał, nie zwracając uwagi na to, że słyszy go
zapewne cały blok. – Kłamiesz!
– Nie musisz mi wierzyć, mam to głęboko w… – nie dokończyła, bo
akurat ktoś wchodził po schodach. – Nie interesuje mnie, co teraz o tym
myślisz, ale wbij sobie do głowy, że nic już nas nie łączy i nie chcę cię więcej
oglądać – wycedziła przez zęby i zamknęła mu drzwi przed nosem.
Daniel czuł się tak, jakby ktoś właśnie napluł mu w twarz. To było
niemożliwe. Niemożliwe, żeby ktoś usunął ciążę, która przechodziła już w
trzeci trymestr. Zresztą w tym mieście prawdopodobnie tylko on i Robert
wykonywali takie zabiegi, to niemożliwe, żeby…
Zbiegł natychmiast po schodach. Czuł, jak wzrasta w nim furia.
– Gdzie jesteś? – zapytał Roberta przez telefon, próbując choć odrobinę
ukryć swoje emocje.
– Jak to gdzie? W domu. Z tym kikutem złamanym nigdzie się nie
ruszam. Coś się stało?
Daniel nie odpowiedział. Wskoczył do samochodu i nie zważając na
żadne przepisy ruchu drogowego, pomknął na drugi koniec miasta, do domu,
który kilka lat temu wybudował sobie jego przyjaciel. Drogę, która zwykle
zajmowała nawet pół godziny, pokonał w piętnaście minut, wciąż
powtarzając sobie w głowie, że zabije Roberta, jeśli ośmielił się bez jego
zgody usunąć płód Ani. Zaparkował na podjeździe i wyskoczył z auta
zamroczony złością… Ledwo Robert otworzył drzwi, Daniel wparował do
środka, o mało go nie przewracając.
– Jak mogłeś! – krzyknął, tracąc wszelki rozsądek i rzucając się na
przyjaciela z pięściami.
Robert był w szoku. Próbował bronić się przed ciosami, ale z nogą w
gipsie było mu ciężko odskoczyć.
– O co ci chodzi! – wrzasnął. – Daniel, cholera, o co ci chodzi?!
– Jak mogłeś zabić moje dziecko?! – Daniel zupełnie już nie panował nad
emocjami. – Zabiję cię, gnoju, zabiję!
– Jakie dziecko, o co ci chodzi? Nie zabiłem żadnego dziecka! Uspokój
się, człowieku! – Robert próbował przemówić przyjacielowi do rozsądku. –
Przestań, Daniel, cholera, ja nic nie zrobiłem!
Daniel opuścił ręce i zrezygnowany usiadł na drewnianych schodach
prowadzących na piętro. Schował twarz w dłoniach i próbował głęboko
oddychać.
– Tylko my wykonujemy w tym mieście te zabiegi. Skoro nie przyszła do
mnie, to musiała być u ciebie – wytłumaczył wciąż podniesionym głosem.
– Kto? Ania? Ania usunęła ciążę? – Robert wyglądał na zdziwionego, co
z jednej strony uspokoiło Daniela, a z drugiej wprawiło w ogromne poczucie
winy.
– Sorry, stary… – Podszedł do przyjaciela i objął go po męsku
ramieniem. – Nie wiem, co się ze mną dzieje… Kurde! Ona powiedziała mi,
że je usunęła. Usunęła moje dziecko! – wykrzyczał łamiącym się głosem.
– Skąd wiesz, że to zrobiła? Może kłamie… – Robert próbował myśleć
logicznie.
– Też mi się tak wydawało, że to za późno, bo to już trzeci trymestr, ale z
drugiej strony… gdybyś widział jej twarz… Wyglądała jak Królowa Śniegu,
miała takie lodowate spojrzenie, że zupełnie mnie zdezorientowała.
Zapomniałem wszystko, co chciałem jej powiedzieć… Myślisz, że znalazła
lekarza poza tobą, który by jej to zrobił?
– Nie wiem. Wiesz, jak to działa. Nikt ci się nie przyzna. A jak
wyglądała?
– No, nie wiem. Pięknie, jak zawsze. Ale wiesz, że niektóre babki szybko
do siebie dochodzą po tej operacji.
– Myślę, że cię okłamała. Nie przejmuj się. Z tego, co pamiętam, to mam
ją zapisaną na wizytę za dwa tygodnie.
– Dwa tygodnie… – Daniel ciężko westchnął. – Co ja mam robić?
Czekać? Cholera, Robert, ja ją kocham, a ona kazała mi spadać…
– Nie będziemy tu tak stać. Chodź, napijemy się czegoś – zaproponował
Robert i pokuśtykał do kuchni, żeby wyciągnąć z lodówki piwo.
Daniel czuł się tak, jakby ktoś zadał mu ostateczny cios. Najpierw Ania
go zostawiła, później zmarł mu ojciec, a teraz dowiaduje się, że
prawdopodobnie stracił też dziecko.
– Dziecko… – Zamyślił się. Nigdy wcześniej nie mówił tak o
rozwijającym się płodzie. Pewnie właśnie ze względu na to, czym się
zajmował. – Robert… może Ania ma rację… może jestem zwykłym
mordercą…
Przyjaciel spojrzał na niego z wyrzutem, a Daniel zdał sobie sprawę, że
przecież to dotyczy również jego.
– Robert… Ja nigdy nie dopuszczałem do siebie tej myśli, ale może
rzeczywiście…
– Daj spokój! Nie myśl o tym.
– Jak mam nie myśleć? Robert… to było moje dziecko! Moje dziecko! A
jakiś palant je usunął.
– Mówisz jak nie ty!
– Wiem. Bo nigdy wcześniej nie myślałem o tym, że sam mogę znaleźć
się w takiej sytuacji jak ojcowie tych dzieci, które decydowałem się usuwać.
– Dzieci? Daniel!
– No właśnie. Sam słyszysz, jak mówię… Coś się zmieniło, Robert… Ja
nie wiem, jak ja wrócę do pracy… co ja mam robić.
– Weź parę dni wolnego.
– Nie mogę… W domu zwariuję!
– To pojedziemy gdzieś razem. Nie wiem, jak ja z tym kikutem dam radę,
ale jakoś to będzie. Pojedziemy do jakiegoś hotelu, odprężymy się…
– No nie wiem. Chyba nie mogę wziąć wolnego. Jutro mam dyżur, wiesz,
że tak w ostatniej chwili nikt się nie zamieni. A moje pacjentki… Jak znowu
odwołam wizyty, to w końcu się wkurzą i już nie wrócą.
– To nie wiem, co ci doradzić. Pij. Może chociaż na chwilę zapomnisz.
Ale z każdym łykiem alkoholu Daniel pogrążał się w jeszcze większym
mroku. Około północy, kiedy Robert zasnął na sofie, Danielowi wydawało
się, że słyszy płacz dzieci.
– Tracę zmysły… – Zapłakał.
Był tak pijany, że nie miał nawet siły podnieść się z fotela. Zaczął sobie
wyobrażać, jak ktoś rozczłonkowuje płód Ani i zapłakał głucho, zdając sobie
sprawę, jak bardzo zabolała go ta strata. Przecież jeszcze niedawno, gdy
dowiedział się, że Ania będzie miała z nim dziecko, czuł, że prędzej czy
później wszystko wróci do normy, że ona zmieni zdanie, że dobro jej
maleństwa okaże się ważniejsze niż jakieś tam ideały. Już nawet wyobrażał
sobie, że kupi dom za miastem. Z ogrodem, w którym urządzi dla swojego
dziecka prywatny plac zabaw. Wyobrażał sobie Anię karmiącą jego
maleństwo. To przy niej odkrył w sobie instynkt ojcostwa, nigdy wcześniej
nie patrzył na noworodki w szpitalu z taką czułością. Nie wyobrażał sobie, że
sam mógłby kiedyś zająć się takim maleństwem. Do tej pory był zupełnie
zobojętniały na dzieci. Kiedy wchodził do sal poporodowych, nawet nie
zwracał na nie uwagi. To nie była jego działka, on miał zajmować się
kobietami. Teraz cały jego świat odwracał się do góry nogami. Wszystko
powoli traciło sens.
ROZDZIAŁ XXXII
Każda godzina w pracy była dla Daniela ogromną męczarnią. Z
wyrzutem patrzył na uśmiechniętych mężów głaszczących swoje żony po
brzuchach. Słyszał, jak pielęgniarki plotkują na jego temat, zwracając uwagę
na to, jak się zmienił i jak nieprzyjemnie odnosi się do pacjentek. To jeszcze
bardziej potęgowało jego złość, tak że momentami tracił nad sobą panowanie.
Na sobotę miał umówioną tę ostatnią, jak sobie obiecywał, pacjentkę do
zabiegu aborcji. Nie mógł spać pół nocy, zastanawiając się, czy nie powinien
jej od razu odwołać, a kiedy rano wyjeżdżał do gabinetu, zauważył, że trzęsą
mu się ręce.
– Dzień dobry – przywitała go młoda dziewczyna, zaglądając do jego
gabinetu na pięć minut przed wyznaczonym czasem wizyty. – Można? –
zapytała niepewnie.
Nie odpowiedział. Skinął tylko głową i wskazał miejsce obok siebie, żeby
usiadła.
– Jest pani przekonana, że chce to zrobić?
– Tak – odpowiedziała, kiwając potakująco głową, ale w wyrazie jej
twarzy widać było strach, zupełnie tak samo jak u wszystkich jego
poprzednich pacjentek.
– Dlaczego właściwie się pani na to decyduje?
– Nie jestem jeszcze gotowa na dziecko.
– Ma pani dwadzieścia lat. To przecież nie koniec świata.
– Tak, ale nie mam umowy na stałe. A mój chłopak nie zarabia. Jak stracę
pracę, to sobie nie poradzimy finansowo.
– Czy on wie, że jest pani w ciąży?
– Nie. Nie chciałam go martwić.
– Aha… – mruknął i pokazał dłonią fotel ginekologiczny, dając pacjentce
do zrozumienia, żeby przygotowała się do zabiegu.
– Może powinien wiedzieć? – zapytał, zanim do niej podszedł. – To w
końcu również jego dziecko.
„Dziecko” – pomyślał. Znów to samo…
Podszedł do dziewczyny i podłączył obraz USG, żeby wiedzieć, w
którym miejscu usadowiony jest płód. Przyjrzał się bijącemu sercu i zupełnie
niezgodnie z własnymi zasadami odwrócił monitor w stronę pacjentki.
– To pani maleństwo. – Wskazał na punkt na monitorze i zaczął
opowiadać o nim, zupełnie jakby miał do czynienia z osobą, która akceptuje
swój stan, a nie z taką, która planuje pozbyć się niechcianego dziecka.
Dziewczyna wyglądała na zdezorientowaną.
– Po co mi pan to pokazuje? – zapytała w końcu.
Daniel spojrzał na nią i omal nie stracił oddechu. Wydawało mu się, że
jest podobna do Ani.
„Co się ze mną dzieje? – pomyślał. – Ja naprawdę tracę rozum”.
– Pokazuję to pani, bo wydaje mi się, że źle pani robi. To pani dziecko.
– Ale ja go nie chcę – odpowiedziała, prawie płacząc.
– Dzisiaj się tak pani wydaje. Za kilka miesięcy je pani pokocha, a za rok
będzie pani się zastanawiała, jak mogło przyjść pani do głowy, żeby je zabić
– znów użył słowa, o którym wcześniej nawet by nie pomyślał. – A pani
chłopak? Ma prawo wiedzieć… Może pragnie mieć z panią potomstwo, tylko
do tej pory nigdy sobie tego nie uświadamiał.
– Ale jak my je wychowamy? – rozpłakała się na dobre.
– Poradzicie sobie. Na pewno sobie poradzicie – przekonywał ją, znów
wskazując na serduszko maleńkiej istoty. – Proszę spojrzeć. To serce pani
dziecka. Ono chce bić…
Nie zapytał jej o zdanie, tylko odłączył USG.
– Proszę się ubrać i iść do domu. Powinna pani wszystko jeszcze raz
przemyśleć i porozmawiać z chłopakiem.
– Dziękuję – powiedziała nieoczekiwanie i Daniel poczuł w sercu gorąco,
którego nigdy wcześniej nie doświadczał.
Kiedy wyszła z gabinetu, odczuł niewypowiedzianą ulgę, ale stan ten
trwał tylko przez chwilę, bo nagle zdał sobie sprawę, że w ten sam sposób
mogło się zakończyć wiele wcześniejszych wizyt. Po raz pierwszy w swoim
życiu zawodowym poczuł wyrzuty sumienia. Usiadł na swoim krześle i
opierając łokcie o biurko, schował twarz w dłoniach, znów myśląc o Ani. „Że
też musiałem ją spotkać…” – pomyślał, kręcąc głową.
Dawniej, zanim poznał Anię, wiódł spokojne, zorganizowane życie.
Jedyne uczucia, jakie mu wtedy towarzyszyły, to poczucie zadowolenia z
siebie i samotność. Teraz czuł tak skrajne emocje, że zupełnie nie potrafił nad
nimi zapanować, a wszystko miało jakiś związek właśnie z nią. Czy była tego
warta? Czy nie lepiej było mu dawniej? Tego nie wiedział. Był jednak prawie
pewien, że po tym wszystkim nigdy już nie będzie tym samym człowiekiem,
co wcześniej. Chociażby w pracy. Czy kiedykolwiek uda mu się znów
zupełnie chłodno podchodzić do kobiet w ciąży i proponować im aborcję? Co
jeżeli Ania miała rację… jeżeli to nie były tylko płody, tak jak zawsze starał
się o nich myśleć. A jeśli jednak istnieje jakieś życie po śmierci… czy te
dzieci mogły mieć już duszę?
– Kurde! – ryknął sam do siebie, nie mogąc znieść tego, co się w nim
działo. Skąd te uczucia? Te dziwne przemyślenia?
Spakował swoje rzeczy i wyszedł z gabinetu. Nie wsiadł jednak do
samochodu, ale ruszył przed siebie zupełnie bez celu. Nigdzie mu się
przecież nie spieszyło, nikt na niego nie czekał. Jego przestronne i dobrze
urządzone mieszkanie samo w sobie przedstawiało jedynie wartość
materialną i nic więcej. Nie było w nim ciepła i miłości, do których chciałoby
się wracać. Nie… nie będzie już potrafił żyć jak dawniej. Tylko z nią mógł
być szczęśliwy, a bez niej wszystko traciło sens.
Kiedy mijał sklep papierniczy, pomyślał, że mógłby wszytko to, co czuł,
przelać na kartkę papieru, że może byłoby mu wtedy łatwiej i właśnie
wówczas przyszła myśl, by napisać do niej list. Nie wiadomość SMS, nie e-
mail, ale tradycyjny list, jakich się już od dawna nie wysyłało. Wszedł do
sklepu i poprosił o zeszyt, koperty i kilka długopisów, po czym wstąpił do
najbliższej restauracji, zamówił coś do picia i zaczął pisać. A z każdym
słowem coraz mocniej do niego docierało, kim tak naprawdę jest.
ROZDZIAŁ XXXIII
Ania wróciła z kolejnego spotkania z Leszkiem w bardzo dobrym
nastroju. Dawno nie była w zoo. Zawsze wybierała się tam jedynie z grupą
dzieci, ale wtedy nie mogła tak zwyczajnie się odprężyć, bo musiała mieć
oczy wokół głowy, w razie jakby któremuś z wychowanków coś głupiego
przyszło na myśl. Z Leszkiem mogła się w końcu odprężyć i nacieszyć oko
atrakcjami, które proponowało wrocławskie zoo. Pospacerowali, zjedli razem
obiad i jak zwykle rozmawiali na wszelkie możliwe tematy.
Kolację miała już jednak zjeść w domu sama. Planowała zrobić sobie
długą, odprężającą kąpiel, obejrzeć jakiś film albo poczytać książkę i położyć
się wcześniej spać. Było przed osiemnastą, kiedy zaczęła przygotowywać dla
siebie jedzenie. Zdążyła tylko wyciągnąć chleb i nastawić wodę na herbatę,
kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Zerknęła przez judasza, obawiając się,
że to znów mógłby być Daniel, z którym przecież nie chciała się widzieć. Na
korytarzu stał jednak tylko jakiś chłopiec, trzymając w ręce kopertę.
– To dla pani – powiedział, kłaniając się grzecznie, gdy tylko otworzyła
drzwi.
– Co to takiego?
– Nie wiem. Ja miałem tylko dostarczyć.
– Dziękuję – odpowiedziała.
Była przekonana, że to albo jakieś zaproszenie na przedstawienie z
udziałem dzieci, albo reklama. Kiedy jednak otworzyła kopertę, okazało się,
że w środku znajdował się list. Zerknęła na jego koniec, żeby przekonać się,
kto go napisał i w pierwszej chwili, gdy tylko zobaczyła podpis Daniela,
wrzuciła list do kosza. Ciekawość jednak zwyciężyła. Otworzyła szafkę i
wyciągnęła list ze śmieci, po czym usiadła w salonie w fotelu i z
zaciekawieniem zaczęła czytać.
Najdroższa Aniu, jakoś staram się przyjąć do wiadomości, że nie
chcesz mnie już więcej widzieć i szczerze mówiąc, powoli nawet
zaczynam rozumieć, dlaczego. Każdego dnia umieram z bólu, że nie ma
Ciebie przy mnie. Dzięki Tobie uświadomiłem sobie, że moje
dotychczasowe życie było puste i bezwartościowe. Kiedyś wydawało mi
się, że jestem szczęśliwy, ale to była tylko iluzja. Dopiero z Tobą
poznałem, czym jest prawdziwe szczęście. Wtedy, w górach, gdy
kochaliśmy się po raz pierwszy, marzyłem o tym, żeby mieć z Tobą
dziecko. Dziwiłem się sam sobie, ale tak właśnie było. Budzisz we mnie
emocje, których dotychczas nie znałem. Kiedy dowiedziałem sie, że
jesteś w ciąży, byłem pewien, że spełniło się to, na co skrycie liczyłem.
Pewnie dlatego tak zabolała mnie ta wiadomość, że naszego maleństwa
już nie ma. Jednak wciąż mam nadzieję, że mnie okłamałaś.
Dzisiaj była u mnie w gabinecie młoda dziewczyna, która chciała,
żebym wykonał jej zabieg. Po raz pierwszy w swoim życiu zawodowym
nie potrafiłem tego zrobić. Pokazałem jej obraz USG i zacząłem
opowiadać o jej dziecku. To było dla mnie dziwne przeżycie, bo nigdy
dotychczas nie próbowałem przekonać żadnej z pacjentek, żeby zmieniła
zdanie. Udało się. Odeszła, pozostawiając swoje maleństwo przy życiu i
co najdziwniejsze, jeszcze mi podziękowała. Najpierw odczułem
ogromną ulgę, a zaraz później ogromny ból, bo uświadomiłem sobie, że
miałaś rację. Kochana moja, naprawdę miałaś rację… Tak wiele dzieci
mogłoby dzisiaj żyć, a ja je zabiłem. Zabiłem je, Aniu… Nie wiem, co ja
mam teraz ze sobą zrobić. Czuję się tak, jakby ktoś wyrwał mi serce.
Moje życie straciło sens. Mimo to chcę, żebyś wiedziała, że jestem Ci
wdzięczny, bo gdyby nie Ty, dalej robiłbym to, co do tej pory. Ty
pokazałaś mi, kim tak naprawdę jestem. Dziękuję. Nie wiem, co z tą
wiedzą zrobię, ale naprawdę dziękuję.
Kocham cię.
Daniel
W połowie listu Ania rozpłakała się, zalewając kartkę łzami. Z jednej
strony cieszyła się, że w końcu dotknęło go poczucie winy, o to jej przecież
chodziło. Z drugiej jednak tak bardzo bolało ją jego cierpienie, któremu w
żaden sposób nie umiała ulżyć. Postanowiła zadzwonić do niego i poprosić,
żeby przyjechał, żeby razem coś wymyślili. Sięgnęła po telefon i odnalazła
jego numer. Nie odebrał. Spróbowała kolejny raz. Znów bez odpowiedzi.
Wybrała kolejne połączenie, i kolejne, wciąż bez skutku. Zaczęła się o niego
poważnie martwić. Ubrała się i wyszła z domu. Udało się jej dość szybko
wsiąść do tramwaju, więc była u niego już po około pół godzinie. Drzwi do
klatki były zamknięte, więc wcisnęła guzik domofonu. Nikt nie odpowiadał.
Rozejrzała się po parkingu. Nie było jego samochodu.
– Zupełnie nie wiem, co mam robić – pożaliła się Marcelinie.
Rozmawiając z nią, wciąż natrętnie naciskała na dzwonek domofonu do
mieszkania Daniela. – Daniel napisał mi list – tłumaczyła. – Pisał w nim, że
zrozumiał, co robił i odkrył, kim tak naprawdę jest. Teraz nie wie, co ma ze
sobą zrobić… Zrozumiałam to tak, jakby nie chciało się mu już żyć…
martwię się o niego. Nie odbiera telefonu, nie ma go w domu, właśnie stoję
pod jego klatką.
– A samochód jest?
– Nie ma właśnie.
– Może gdzieś pojechał i nie wziął telefonu. Wiem, że to kiepsko
wygląda, ale może nie ma powodu do zmartwień. Wiesz, że nie wolno ci się
denerwować.
– Wiem, ale jakoś w tej sytuacji nie umiem nad sobą zapanować. Bardzo
się o niego martwię.
– Aniu, może on jest już pod twoimi drzwiami. Jedź do domu i czekaj.
Zaraz zrobi się późno i żaden tramwaj nie będzie kursował od niego, a
przecież nie możesz w taki ziąb iść piechotą. Pomyśl o dziecku.
– Masz rację. Wrócę do domu.
– Dobrze. To się cieszę. I nie martw się. Na pewno wszystko się wyjaśni.
Daniel jest rozsądny, na pewno nie zrobi sobie krzywdy, tym bardziej że wie,
że jesteś w ciąży.
– Właśnie z tym jest problem…
– Jak to, mówiłaś, że wie.
– Powiedziałam mu w nerwach, że usunęłam.
– Co takiego? Ania, czyś ty zwariowała?!
– Nie krzycz na mnie. Wiem, że źle zrobiłam. Chciałam mu zrobić
przykrość.
– Przepraszam. No może w sumie dzięki temu przejrzał na oczy.
– Może tak, ale jeśli on sobie coś zrobi, to ja chyba umrę z bólu.
– Nie martw się na zapas. Będzie dobrze. Idziesz na przystanek.
– Tak. Idę. Wiesz, rozłączę się i spróbuję znowu do niego zadzwonić.
– OK. Tylko proszę cię, myśl o dziecku i nie denerwuj się.
– Dobrze. Dzięki. Pa.
Ania rozłączyła się szybko i podbiegła w stronę przystanku, bo z daleka
widziała nadjeżdżający tramwaj. Zdążyła prawie w ostatniej chwili. Kiedy
tylko zajęła jedno z wolnych miejsc, od razu wyszukała w telefonie numer
Daniela i znów próbowała kilkukrotnie się z nim połączyć. Bez skutku
niestety. Wróciła do domu załamana i zmęczona. Wchodząc po schodach,
próbowała wysłać do Daniela wiadomość, ale miała tak zmarznięte ręce, że z
trudem wciskała literki na klawiaturze.
– Dobry wieczór, proszę pani… – usłyszała chłopięcy głos. Podniosła
wzrok i z ulgą stwierdziła, że to ten sam chłopiec, który przyniósł jej
wcześniej list. I tym razem trzymał w ręku białą kopertę.
– Gdzie jest ten pan, który daje ci te listy?
– Teraz to nie wiem. Był tu jakieś pół godziny temu.
– Masz dla mnie list? – zapytała, wskazując na kopertę.
– Tak. Prosił, żebym przekazał.
– A gdybym ja miała list dla niego? Mógłbyś mu przekazać?
– Jak przyjdzie do mnie z kolejnym listem, to tak, ale za stówę.
– Jaką stówę? – spytała zdziwiona, z trudem zbierając myśli.
– No za sto złotych.
– Ile?
– Tyle dostaję od tego pani chłopaka.
– Ode mnie tyle nie dostaniesz, bo nie mam – zmartwiła się Ania. Był
przecież koniec miesiąca i w portfelu niewiele jej zostało.
– A ile pani może dać?
– Dwadzieścia złotych?
– Za mało. Pięć dych.
– Kurczę, chłopaku… to tylko przekazanie listu, nawet nie musisz
nigdzie chodzić.
– No dobra. Niech stracę. To kiedy mi pani go da?
– Jak napiszę. Mieszkasz gdzieś tutaj?
– Tak, pod jedynką.
– OK. To przyniosę.
– Dobra.
Chłopak zbiegł ze schodów i mijając się z Anią, podał jej kopertę z listem
od Daniela. Ania jeszcze na korytarzu rozerwała ją i wyciągnęła zawartość.
Moja Aniu,
przepraszam, że znów piszę, ale przelewanie słów na papier jakoś
pomaga mi łagodzić ból. Od czasu ostatniego listu włóczyłem się po
mieście bez celu. Nie wiem, ile kilometrów zrobiłem, ale w końcu
zatrzymałem się przed katedrą i usłyszałem, że w środku jest msza.
Wiesz, ja nie jestem wierzący. Mama wysłała mnie do Komunii Świętej,
bo wszyscy z mojej klasy szli i ja też bardzo chciałem, ale ani wcześniej,
ani później w naszym domu nie praktykowało się religii. Rodzice
uważali się za katolików, ale ja już nie. Poza tą przygodą z komunią
nigdy jakoś nie myślałem o Bogu. Stąd zupełnie nie wiem, dlaczego
postanowiłem wejść do katedry. Coś jakby mnie tam ciągnęło. Usiadłem
w jednej z ostatnich ławek. Okazało się, że trafiłem na rekolekcje. Młody
ksiądz stał przed ołtarzem i opowiadał coś o jakiejś dziewczynce. Nie
wiedziałem od razu, o co chodzi, bo nie słyszałem przecież początku jego
wypowiedzi, ale z czasem zrozumiałem, że ta dziewczynka, o której
mówił, żyje współcześnie i nie mogę jakoś do końca w to uwierzyć, ale
podobno widzi Jezusa i rozmawia z nim. Pewnie normalnie wyśmiałbym
to wszystko i wyszedł z kościoła, ale ten ksiądz powiedział coś, co mnie
zaciekawiło. Mówił o tym, jak matka dziewczynki zapytała córkę, co
narysowała. Ona odparła, że mamusię i jej dzieci. Na co ta kobieta
odrzekła, że ona ma przecież tylko dwoje dzieci – ją i jej młodszą
siostrzyczkę. Wiesz, co odpowiedziała ta mała? Że mama nie ma racji,
bo na ziemi ma dwoje i jedno w niebie. Podobno ta kobieta oniemiała z
wrażenia, bo nigdy nie mówiła swojej córce, i nikt inny też nie mógł jej
tego powiedzieć, że kiedyś straciła dziecko. Poroniła. Wyobrażasz
sobie? Jeśli więc to, co opowiadał ten ksiądz, było prawdą, to znaczy, że
maleństwa, które zabiłem, miały duszę?
Siedziałem w ławce, nie mogąc skupić się na niczym. Myślałem tylko
o tych dzieciach, które usunąłem. Miałem wrażenie, że za chwilę wpadnę
do jakiegoś głębokiego dołu. Robiło mi się ciemno przed oczami i wtedy
usłyszałem pukanie. Dochodziło z konfesjonału. Kiedy spojrzałem w
tamtą stronę, zobaczyłem, że w środku pali się żarówka, co oznaczało, że
trwała spowiedź. Stanąłem w kolejce i nie mogłem uwierzyć w to, co
robię. Przecież nawet nie pamiętałem, jak się spowiadać. Gdy przyszła
moja kolej, wszedłem do środka i zupełnie mnie zamurowało. Nie
wiedziałem, co mam powiedzieć, po co ja tam poszedłem, ale ten ksiądz
jakoś tak do mnie mówił… już nie pamiętam nawet, co, ale wiem, że
jakoś dodał mi otuchy i dzięki temu w końcu zacząłem opowiadać o
sobie. Powiedziałem wszystko, o tym, że nie jestem wierzący, że
przyszedłem, bo czułem się tak, jakby mnie ktoś wołał do środka i do
spowiedzi też nie uczęszczam. Przyznałem się do tego, co robiłem i
rozpłakałem się… kurde, rozpłakałem się jak dziecko. Na pogrzebie ojca
nie uroniłem żadnej łzy, a tam w konfesjonale płakałem tak, jak wtedy
przy Tobie. To takie dziwne. Skąd te łzy? Chciałabyś pewnie wiedzieć,
co powiedział mi ksiądz? Właściwie to bardzo długo mówił, a ja
zapamiętałem niewiele, ale chyba to, co najważniejsze. Powiedział, że to
nie był przypadek, że się tam znalazłem akurat w tym czasie, ani też to
nie był przypadek, że poznałem Ciebie i straciłem własne dziecko. To
wszystko według niego szansa dla mnie, żebym ocalił swoją duszę. Nie
wiem, czy wierzę w duszę, ale powiedział mi, że mogę odkupić swoje
winy, że mam jeszcze szansę żyć inaczej, tylko muszę teraz podjąć
właściwe kroki. Powiedział mi nawet, co powinienem zrobić, ale to tak
nierozsądne, że nie wiem, czy znajdę odwagę…
Widziałem, że dzwoniłaś. Nie odebrałem, bo nie wiem, jak mógłbym
z Tobą rozmawiać. Bałem się, że powiesz mi coś, co zupełnie mnie
załamie, do tego stopnia, że nie będę miał już innego wyjścia, jak tylko
się zabić. Coś w mojej głowie ciągle mi to powtarza, ale jeszcze umiem z
tym walczyć. Bałem się, że jak usłyszę Twój głos, to się poddam.
Kocham cię, Aniu, Daniel
Nawet nie zauważyła, że usiadła na zimnych schodach, gdy była gdzieś w
połowie listu. Dopiero gdy doczytała go do końca, zorientowała się, że
bardzo jej zimno i wtedy weszła do swojego mieszkania. Pospiesznie
napisała do Daniela SMS-a i dla pewności to samo napisała w liście, który
zaniosła chłopakowi spod jedynki.
Daniel,
dzwoniłam do Ciebie, bo chciałam, żebyś do mnie przyjechał.
Bardzo chciałabym z Tobą porozmawiać i… kocham Cię, Daniel. Nigdy
nie przestałam. Przyjedź, proszę, do mnie jak najszybciej. Obiecuję, że
nie będę Cię już ranić. Chcę być z Tobą.
Ania
ROZDZIAŁ XXXIV
Daniel z drżącym sercem otworzył w telefonie wiadomość od Ani. Kiedy
ją jednak przeczytał, natychmiast wstał i wprost wybiegł z kawiarni,
zapominając zapłacić za herbatę, której nawet nie wypił. Jego samochód
został pod gabinetem, na drugim końcu miasta, ale był od mieszkania Ani
zaledwie kilka przecznic, więc postanowił do niej pobiec.
„Chce ze mną być… chce ze mną być…” – myślał wciąż
rozgorączkowany, a te słowa były jak balsam dla jego zbolałego serca.
Zdyszany stanął przed jej drzwiami i już miał nacisnąć dzwonek, kiedy
usłyszał gdzieś w swojej głowie dziwny głos: „Odejdź stąd. Ona ci nie
wybaczy. Nigdy nie wybaczy”.
Opadł więc z sił i ściągnął rękę z dzwonka, po czym odwrócił się i zaczął
schodzić po schodach. W tym momencie drzwi jej mieszkania się otworzyły.
Ania wybiegła do niego boso, tylko w jakiejś cienkiej sukience.
– Daniel! – krzyknęła, stając u szczytu schodów. – Dokąd idziesz?
Odwrócił się i spojrzał na nią… Wyglądała pięknie, ale cała była we
łzach.
– Wystraszyłem się – odpowiedział cicho, spuszczając głowę tak, żeby
nie widziała bólu na jego twarzy.
– Czego się wystraszyłeś?
– Że mi nie wybaczysz – odparł jeszcze ciszej, łamiącym się głosem.
Zbiegła do niego i kładąc dłonie na jego policzkach, zmusiła go, żeby
spojrzał jej w oczy.
– Wybaczę ci, Daniel. Wybaczę ci, tylko wróć do mnie i przekonaj, że
jesteś godny mojego wybaczenia.
– A jeśli nie jestem?
– Pozwól, że ja o tym zdecyduję. Wejdź do środka – poprosiła, ale nie
ruszył się z miejsca. Wydawało mu się, że nie zdoła pokonać tych kilku
schodków dzielących go od jej mieszkania.
– Daniel, proszę cię… Ja również muszę prosić cię o wybaczenie –
powiedziała i rozpłakała się. – Okłamałam cię. Nie usunęłam ciąży.
Popatrzył na nią z niedowierzaniem. Czuł się tak, jakby za chwilę miał
postradać zmysły. Spojrzał na jej krągły brzuszek, a w jego oczach pojawiły
się łzy.
– Naprawdę?
– Naprawdę. Proszę wejdźmy do środka, jest mi bardzo zimno.
Popatrzył na jej bose stopy i gęsią skórkę na ciele. W nieoczekiwanym
przypływie siły wziął ją na ręce i wniósł do mieszkania. Tam nie
wypuszczając jej z ramion, zaczął całować jej usta, szyję, dekolt. Ona
odwzajemniała pocałunki, płacząc i śmiejąc się równocześnie. Położył ją na
sofie i nie przestając całować, ściągnął z niej ubranie. Spojrzał na jej piękne,
powiększone piersi z brązowymi brodawkami i okrąglutki brzuszek okryty
delikatną, błyszczącą skórą. Zatrzymał się na chwilę, jakby pytając o
pozwolenie, a ona przyciągnęła go do siebie, rozpinając mu kurtkę. Rozebrał
się pospiesznie i położył obok niej. Na wąskiej sofie było im niewygodnie,
ale to wszystko nie miało znaczenia, kiedy namiętność rozpalała ich ciała.
Wszedł w nią delikatnie, jakby bał się skrzywdzić swoje maleństwo, po czym
kochali się długo, poddając się uniesieniom, których wcześniej nie znali.
– Dziękuję ci – wyszeptał jej do ucha, gdy tylko odzyskał zdolność
mówienia. – Dziękuję, że tego nie zrobiłaś.
– Nie potrafiłabym.
– Wiem. Jesteś moim zupełnym przeciwieństwem. Jest w tobie tyle
dobra. Ten ksiądz musiał mieć rację. To nie był przypadek, że ciebie
spotkałem.
– Co ci powiedział? Jak masz odkupić swoje winy? – spytała, poważnie
głaszcząc go po policzku.
– Jego zdaniem powinienem przyznać się do swoich zbrodni, tak to
nazwał, pewnie słusznie, i ponieść karę.
– To znaczy, zgłosić się na policję?
– Tak.
– Przecież zamkną cię za to do więzienia. W Polsce aborcja jest karalna.
– Wiem.
– I byłbyś w stanie to zrobić?
– Wciąż o tym myślę… Straciłbym też prawo do wykonywania zawodu.
Zostałbym bez pracy, bez pieniędzy. Wszystkie lata studiów poszłyby na
marne, a moja mama… nie wiem, jak ona na to by zareagowała.
– Daniel, ja… nie chciałabym, żebyś poszedł do więzienia, ale
chciałabym żyć z człowiekiem o dobrym sercu. Nic więcej się dla mnie nie
liczy. Nie muszę mieszkać w pięknym mieszkaniu ani ubierać się w markowe
ciuchy. To, co dla mnie najważniejsze, to twoje wnętrze. To, czym się
zajmowałeś, było okrutne i niewybaczalne, ale… ja jestem gotowa ci
wybaczyć, bo widzę, że w końcu poczułeś skruchę.
– A więc twoim zdaniem powinienem się przyznać?
– Nie wiem, Daniel. To trudna decyzja. Jeśli zostanie tak, jak jest, to czy
kiedykolwiek będziesz umiał sobie wybaczyć to, co zrobiłeś? Może Bóg w
tym wypadku to twoja jedyna szansa…
– Może tak… – zamyślił się. – A ty? Czekałabyś na mnie? A nasze
dziecko? Jak ono zniosłoby to, że jego ojciec siedzi w więzieniu?
– Wydaje mi się, że byłoby z ciebie dumne.
– Jak to? O czym ty mówisz, jak można być dumnym z mordercy?
– Wszyscy popełniamy błędy, niektórzy mniejsze, inni większe, ale
najważniejsze to umieć się do niech przyznać i ponieść zasłużoną karę… A
ja… czekałabym, Daniel. I chociaż świat by ze mnie pewnie drwił, ja
chodziłabym z podniesioną głową, że człowiek, którego kocham, był gotowy
na ogromne poświęcenie, żeby nie pozostawiać naszemu dziecku ciężaru
tego, co zrobił.
Daniel zamilkł i milczał tak do rana. Ania początkowo całowała go i
pieściła, w końcu przykryła ich oboje kocem i zasnęła. Daniel całą noc
rozmyślał nad jej słowami, próbując ułożyć w głowie jakiś plan na dalsze
życie.
Rano cichutko wyśliznął się z łóżka, zostawił Ani kartkę, że wróci
niedługo, po czym wymknął się do kościoła. Była niedziela i w katedrze, do
której podjechał tramwajem, akurat trwała msza. Uklęknął gdzieś w progu i
zrobił coś, czego nie robił nigdy wcześniej, nawet będąc dzieckiem. Zaczął
się modlić. Własnymi słowami, tak jak potrafił. Nie zauważył nawet, kiedy
skończyła się msza i został sam w kościele. Wtedy podszedł do niego jakiś
ksiądz. Nie był pewien, czy to ten sam, z którym rozmawiał wczoraj w
konfesjonale, ale miał podobny głos, więc kiedy zapytał, czy może mu jakoś
pomóc, poprosił go o radę. Kapłan zaprosił go na herbatę do jakiegoś
pomieszczenia, które było zapewne kancelarią parafialną. Rozmawiali długo i
Daniel czuł z każdą minutą, że powinien tak właśnie zrobić, jak radził mu ten
człowiek w sutannie, którego zapewne jeszcze miesiąc temu wyśmiałby za
takie słowa.
Kiedy wrócił do Ani, wiedział już, że niedługo rozstanie się z nią na
długo, ale był spokojny i pogodzony z tą myślą. Ona najpierw rozpłakała się,
ale w głębi serca ucieszyła z jego decyzji. Spędzili razem całą niedzielę i
prawie nie wychodzili z łóżka. W poniedziałek, korzystając jeszcze ze swoich
praw, które wkrótce miał utracić, wypisał Ani zwolnienie z pracy na cały
tydzień i pojechali do Wałbrzycha, żeby porozmawiać z jego mamą. Nie była
to łatwa rozmowa. Można powiedzieć, że jedna z najtrudniejszych, jakie
mieli przeprowadzić w swoim życiu. Matka z trudem pogodziła się z myślą,
że jej syn chce przyznać się do czegoś, co w jej mniemaniu nie było aż tak
złe i przez to stracić nie tylko pracę, lecz także wolność i reputację. Musiało
minąć sporo czasu, zanim zupełnie się z tym pogodziła, ale w tym ostatnim
tygodniu, który mieli spędzić razem przed jego zgłoszeniem się na policję,
akceptowała wszystkie jego decyzje. Tylko nocami płakała, bo nie mogła
zrozumieć, dlaczego los ją tak doświadcza.
ROZDZIAŁ XXXV
Ania była ogromnie podekscytowana tym, że za kilka godzin miała wyjść
za mąż. Nigdy, co prawda, nie marzyła, że jej ślubna uroczystość odbędzie
się w środku tygodnia, tylko w towarzystwie świadków i obrażonych
rodziców, ale gdzieś w głębi serca czuła, że tak właśnie będzie najlepiej.
Serce krwawiło jej na myśl, że przez kilka kolejnych lat będzie samotnie
wychowywać swoje dziecko, ale z drugiej strony czuła się gotowa na
poświęcenie, skoro tylko w taki sposób Daniel miał kiedykolwiek wybaczyć
sobie to, co zrobił.
Marcelina, która pełniła funkcję świadka, pomogła jej wybrać
odpowiednią sukienkę. Skromną, kremową, zakrywającą rosnący brzuszek, a
w dniu wesela poszła z nią do fryzjera i makijażystki. Ślub wzięli w katedrze,
ale nie w Karpaczu, jak zawsze marzyli jej rodzice. Oboje z Danielem tego
dnia czuli się wyjątkowo blisko Boga, którego nigdy wcześniej tak bardzo
nie szukali. Tuż po nocy poślubnej, którą spędzili w mieszkaniu Daniela,
zaraz po tym, jak rodzice i świadkowie rozjechali się do domów, Ania i
Daniel pojechali tramwajem do najbliższego komisariatu. Ania skrycie
ocierając łzy, z bolącym sercem czekała na wiadomości.
***
Wyrok sądu był łaskawszy, niż wszyscy się spodziewali. Daniel miał
spędzić w więzieniu cztery lata, jednak wyszedł za dobre sprawowanie już po
trzech. Nie był to ten sam człowiek, którego Ania poznała nad morzem,
trafiając go niechcący piłką w głowę. Stał się cichy i skromny, zawsze chętny
do pomocy potrzebującym. Po wyjściu z więzienia pracował jako kelner w
nowej restauracji Marka, ale nigdy nie wstydził się tego, co robi. Anię z kolei
i swoją maleńką Tosię traktował jak dwa najcenniejsze w jego życiu skarby.
Każdego dnia starał się wynagrodzić im swoją trzyletnią nieobecność.
Kiedy Daniel był w więzieniu, Ania zamieszkała w jego mieszkaniu i gdy
tylko była w trudnej sytuacji materialnej, mogła liczyć na jego oszczędności,
do których dał jej dostęp jeszcze przed zgłoszeniem się na policję. Nie czuła
się samotna, gdyż zawsze mogła liczyć nie tylko na Marcelinę i Leszka, który
okazał się jej prawdziwie bliski, lecz także na przyjaciół Daniela, którzy
wspierali ją jak tylko mogli. Nigdy, co prawda, nie dowiedziała się, że Robert
ma na sumieniu takie same grzechy jak jej mąż, ale ze strachu nigdy ich nie
wyjawił, a jedynie zaprzestał zgubnych działań.
Anię odwiedzała często mama Daniela, z którą się szczerze zaprzyjaźniła.
Mogła też liczyć na własnych rodziców, którzy przed jej ślubem może raz
byli we Wrocławiu. Poza tym prawie codziennie dostawała list od swojego
męża. Bywały dni, że nie nadążała z odpisywaniem. Kiedy urodziła się Tosia,
zadzwoniła do więzienia i poprosiła o rozmowę z Danielem. Płakał ze
szczęścia i prosił, by przesłała mu jej zdjęcia, gdy tylko będzie mogła. Trzy
lata szybko minęły, a dzień, w którym Daniel wrócił do domu, był jednym z
tych, które oboje nazywali najszczęśliwszymi w życiu. Od tego momentu
zaczęli zupełnie nowe życie.
Nowe życie
Wydanie pierwsze, ISBN: 978-83-8083-773-7
© Ewelina Kościelniak i Wydawnictwo Novae Res 2017
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek
fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody
wydawnictwa Novae Res.
REDAKCJA: Ewelina Ambroziak
KOREKTA: Kinga Dolczewska
OKŁADKA: Anna Gręda