Wieczność nie przemija
Alicja Kozicka
Moje życie nie zawiera marzeń.
S w nim jedynie
ą
dokładne plany w których po drodze do szcz ścia
ę
znalazłam Ciebie.
Opowiadanie dedykowane kochanemu Patrykowi
Pragn złożyć
ę
najszczersze podzi kowania rodzicom, którzy przez swoj cierpliwość
ę
ą
wobec moich
nierozs dnych decyzji, dali mi pocz tek do poznania samej siebie
ą
ą
. Mojemu młodszemu bratu Kubie z
którym dziel wszystkie najlepsze lata swojego dzieciństwa oraz najmłodszemu bratu Stasiowi,
ę
b d cemu sednem szcz ścia w naszym rodzinnym domu.
ę ą
ę
Dzi kuj również grupce moich wspaniałych przyjaciół,
ę
ę
którzy s zawsze przy mnie i wiernie ze mn pozostaj nawet w najgorszych chwilach.
ą
ą
ą
Ruciane-Nida, 2015
16 stycznia 2015r
Drogi Czytelniku!
Życz Ci
ę przyjemnej podróży po wyj tkowym świecie do
ą
którego zabierze Ci
ę
moja ksi żka i twoje marzenia.
ą
Kiedy już wrócisz do rzeczywistości
bardzo ch tnie poznam Twoj opini .
ę
ą
ę
Podziel si ni na mojej stronie:
ę ą
https://www.facebook.com/wiecznosc.nie.przemija
Alicja Kozicka
Rozdział I
„Nie było Ci dane pisanie własnego losu.
W twojej roli leży jedynie odegranie powstałej sztuki.”
„Nie ma zbyt wiele czasu, by być szczęśliwym.
Dni przemijają szybko. Życie jest krótkie. W księdze
naszej przyszłości wpisujemy marzenia, a jakaś
niewidzialna ręka nam je przekreśla. Nie mamy
nawet żadnego wyboru. Jeżeli nie jesteśmy szczęśliwi
dziś, jak potrafimy być nimi jutro?”
Rozkoszuj c si zapachem
ą
ę
nadchodz cej wiosny,
ą
Elizabeth trudziła się
nad kolejnym wpisem do świeżo założonego pami tnika. Uwielbiała
ę
przesiadywać na huśtawce i w odosobnieniu przelewać najskrytsze myśli na
papier. Wszystkie uczucia i przemyślenia kwitły na szorstkich kartkach.
Strony pami tnika były żywe, zawierały pasmo przeżyć i emocji
ę
tkwi cych
ą
bardzo gł boko w Elizabeth. Pisanie zast powało jej rozmow ,
ę
ę
ę której tak
cz sto
ę
było jej brak. Pami tnik był wspaniałym pochłaniaczem czasu, gdyż
ę
nie lubiła pisać w prost. Każde słowo było stokroć przemyślane i kryło za
sob
ą choćby szczypt tajemnicy.
ę
12.03.2014r.
Drogi Pami tniku!
ę
Wszystkie usta zamilkły, głosy ustały. Upajam si
ę wci ż
ą kwitn c cisz ,
ą ą
ą samotnie
potykaj c si ze swymi myślami.
ą ę
Marna egzystencja, przepełniona cierpieniem,
przelana łzami. Czysta rozpacz płyn ca w żyłach.
ą
Miażdż ca serce zgryzota. W
ą
bezimiennym świecie, który nie zaznał litości ni uczucia. Wśród ot piałych ludzi,
ę
którzy żyj jak w pułapce.
ą
Dobrze znaj to, co
ą
nazywam codzienności . Jedynie
ą
jego
obecność przynosi mi ukojenie. Jego nieuchwytny wzrok przez kilka sekund
spoczywaj cy na mnie.
ą
Jego, b d cy rzadkości , promienny uśmiech. Delikatne
ę ą
ą
trawienie mych dłoni przez jego surowe r ce.
ę Pogr żam si .
ą
ę To definitywny i
nieodwracalny
pocz tek miłości.
ą
Niebo stopniowo ciemniało, powoli przybieraj c odcień gł bi oceanu.
ą
ę
Z góry pocz ły mżyć krople świeżego,
ę
marcowego deszczu. W powietrzu
rozprzestrzeniał si rześki zapach wczesnej wiosny.
ę
Elizabeth zamkn ła
ę
oczy i lekko odchyliła głow w tył. Krople
ę
powolnie s czyły si
ą
ę z ciemnych
obłoków, spływaj c po jej twarzy.
ą
Subtelnie osiadały na jej włosach. Trwała
w bezruchu, jakby wokół zatrzymał si czas. Nagle rozległ si rozdzieraj cy
ę
ę
ą
wrzask. Elizabeth zerwała si z miejsca i co tchu pobiegła do domu. Wpadła
ę
do kuchni, sprawdziła wszystkie pokoje lecz nie zastała tam matki. Spieszno
wybiegła z domu, nasłuchuj c jej głosu.
ą
Wiatr smagał deszczem we
wszystkie strony. Ponownie rozległ si krzyk, tym razem wołaj cy o pomoc.
ę
ą
Elizabeth pobiegła za nim na tył domu. Zobaczyła gł bok dziur w ziemi.
ę
ą
ę
Spostrzegła, że pół metra pod ziemi leżały deski, które musiały zarwać si
ą
ę
pod ci żarem matki.
ę
- Mamo, jesteś tam? - Krzykn ła wystraszona.
ę
- Tak Kochanie. Nic mi nie jest – uspokoiła j drż cym głosem – ale
ą
ą
musisz pomóc mi si st d wydostać.
ę ą
Przynieś drabin !
ę
- Już biegn ! - Rzuciła z pośpiechem.
ę
Pod nieobecność Eliz jej matka zauważyła, że nie stoi na piachu lecz na
starej, d bowej podłodze. Wyci gn ła r ce
ę
ą ę
ę
przed siebie i w ciemności
próbowała dotkn ć czegokolwiek, aby zaspokoić
ą
sw
ą ciekawość. Jej dłonie
poczuły szorstkość. Rozpoznała zapach starych ksi żek. Była ich tam cała
ą
masa. Stały na ogromnym drewnianym regale.
Nagle usłyszała głos Elizabeth.
- Mamo, mam drabin ! - Krzykn ła podaj c j w dół.
ę
ę
ą ą
- Eliz! Przynieś jeszcze latark !
ę Pospiesz si !
ę - Rozkazała pełna
ekscytacji.
Dziewczyna zastanawiaj c si co znalazła matka, zrobiła krok w przód.
ą
ę
Wówczas rozległ si trzask kolejnych desek i ziemia pod ni zapadła si pi ć
ę
ą
ę ę
metrów w dół.
- Elizabeth! - Wrzasn ła z przej ciem matka – Coś ci si stało?
ę
ę
ę
- Nie, chyba nic mi nie jest – odparła obolała, podnosz c si z ziemi -
ą
ę
gdzie my jesteśmy?
- Też chciałabym wiedzieć. To chyba jakaś stara piwnica – rzekła
rozgl daj c si .
ą ą
ę
- Co tutaj jest? I czemu tak strasznie śmierdzi? - Zapytała
zdegustowana, zakrywaj c nos – Tr ci zgnilizn .
ą
ą
ą
- Może przechowywano tutaj jakieś jedzenie. Musimy iść po latark .
ę
Bez światła niczego si nie dowiemy.
ę
- Dobrze, ja pójd –
ę rzuciła bez namysłu – za moment wracam!
Kiedy Elizabeth wróciła z latark , okazało si , że znajduj si w
ą
ę
ą ę
pachn cej naftalin piwnicy. Było to nieduże pomieszczenie, około pi tnastu
ą
ą
ę
metrów kwadratowych. Ściany były wypełnione pi knymi
ę
wiśniowymi
regałami na których stały nadszarpni te z bem czasu
ę
ę
ksi żki.
ą
Po środku stał
pokaźny żłobiony w drewnie stół i trzy krzesła. Wsz dzie panował
ę
rozswawolony bałagan. Z boku mieściło się odgrodzone pomieszczenie,
które pełniło rol spiżarni.
ę
Wewn trz pozostały słoiki z przetworami i dwie
ą
skrzynie z resztkami rozkisłych jabłek. Natalie była przytłumiona.
Zachwycała si
ę tym niezwykłym odkryciem.
- Mamo.. Co z tym zrobimy? - Zapytała niepewnie Elizabeth.
- Powinnyśmy wrócić do domu i zaczekać na Richarda. Kiedy Twój
ojciec wróci wszystko mu opowiemy. Poza tym nie wiem na ile jest tu
bezpiecznie. Sufit tego pomieszczenia może si za
ę paść. Deski s praktycznie
ą
gnij ce – oświadczyła.
ą
- Też tak uważam. Nie jest tu zbyt bezpiecznie. Poza tym już
przestaje padać. Zaczekajmy na tat w domu.
ę
Elizabeth i Natalie wspi ły si po drabinie i
ę
ę
wróciły do domu.
Nastolatka poszła do swojego pokoju. Cały czas miała w głowie szkatułk ,
ę
któr zobaczyła na
ą
wiśniowym regale. Były ich trzy, ale tylko ta jedna
zapadła jej w pami ć. Przenikała j ciekawość, jak tajemnic może za
ę
ą
ą
ę
sob kryć niezgł bione pudełeczko.
ą
ę
Podczas gdy matka zajmowała si czymś w kuchni, Eliz wymkn ła
ę
ę
si z domu i pr dko pobiegła na miejsce zapadliny. Pr żnie zeszła drabin
ę
ę
ę
ą
w dół. Wł czyła latark i pochwyciła szkatułk , po czym wartko wspi ła
ą
ę
ę
ę
si do góry
ę
i niezauważalnie wróciła do pokoju. Gł boko odetchn
ę
wszy
ą
usiadła na łóżku. Zacz ła bez pośpiechu badać kasetk
ę
ę opuszkami
drobnych palców. Poznawać ją w najdrobniejszych szczegółach.
Zamkn ła oczy. Na paluszkach poczuła muśni cie wiekowej przeszłości.
ę
ę
Przeszedł j dreszcz pradziejowej tajemnicy. Zapragn ła j zgł bić.
ą
ę
ą
ę
Otworzyła oczy i zerwała kluczyk przymocowany do zamka. Uchyliła
antyczn
ą skrzyneczk , a jej ocz
ę
om ukazała si masa starych listów
ę
znaczonych łzami, drobna biżuteria i treściwy pami tnik pisany r cznie.
ę
ę
Zaintrygowana swoim odkryciem postanowiła zrobić kolejny krok. Liczyła
na to, że odkryje coś niebywałego. Otworzyła pierwszy list i zachłannie
zagł biła si w jego treść.
ę
ę
14 sierpnia 1819r.
Luba Camille, wybranko mego serca!
Jesteś dla mnie niczym feblik niebłahy. Brn za Tob w otchłań, wci ż
ę
ą
ą
niepowstrzymanie mkn c
ą za Twym sercem. Nieznane mi wcześniej słowa
przychodz wielokroć na myśl i pragn Ciebie jedn nimi darzyć. Jesteś dla mnie
ą
ę
ą
Pani
ą Krainy Wiecznego Szcz ścia. Niezrównane Twe pi kno i cała nadobność.
ę
ę
Uśmiechem swym olśniewasz, ujmuj c mnie bez końca. Daj mi jedn dłoń
ą
ą
Umiłowana, bym serce mógł w niej złożyć i poświ cić si jedynie dla tego afektu.
ę
ę
Wraz z sercem całego mnie weź, abyśmy mogli dokonać razem wiecznego
szcz ścia.
ę
Oddany Twemu najdroższemu sercu
Raphael McLain
Zaintrygowana tym pi knym wyznaniem zacz ła przegl dać kolejne
ę
ę
ą
listy. Autorem każdego kolejnego także był Raphael McLain. W pierwszym
liście, który napisał okazało si , że adresatk była Camille Craven. Te
ę
ą
nazwisko zainteresowało Eliz, gdyż nosiła takie samo. Do głowy zacz ły
ę
napływać jej przeróżne myśli. Czyżby Camille mogła być jej prawiekową
krewn ? Skupiała myśli ogl daj c ponadczasow biżuteri , która z
ą
ą ą
ą
ę
pewności stanowiła rodzinn pami tk rodu Cravenów.
ą
ą
ą ę
W oko wpadł jej
jeden z pierścionków. Nie był to nadzwyczajny pierścień wysadzany
cennymi kamieniami, lecz w gruncie rzeczy była to zwykła srebrna
obr czka. Elizabeth przygl dała si jej w skupieniu, obracaj c j w
ą
ą
ę
ą
ą
dłoniach. W środku obr czki dostrzegła drobniutki napis:
ą
„Wieczność nie
przemija”. Przeczytawszy sentencj jej twarz rozpromieniła si
ę
ę
uśmiechem, a chwil później obr czka zdobiła dłoń dziewczyny. W tym
ę
ą
momencie Eliz usłyszała kroki na schodach. W pośpiechu wrzuciła
wszystkie listy do kasetki i wepchn ła j pod łóżko. Wtedy drzwi uchyliły
ę
ą
si i stan ła w nich Natalie. Uśmiechn ła si i nieśpiesznie usiadła obok
ę
ę
ę
ę
córki, mówi c:
ą
- Tata musiał zostać dłużej w pracy – sugeruj c
ą nonsens dłuższego
czekania.
- Nie wróci dzisiaj na noc? - Zapytała zawiedziona Eliz.
- Powiedział, że najszybciej uda mu si być koło 5:00
ę
nad ranem. Nie
b dziemy na niego czekać kochanie. Jest już późno. Powinnaś wzi ć k piel
ę
ą ą
i położyć si .
ę
- Dobrze – odparła zgodnie, ale w jej głosie wyraźnie było słychać
zniech cenie.
ę
- Co robiłaś przez tyle czasu w pokoju?
Zmieszana Elizabeth pocz tkowo zawahała si przy odpowiedzi
ą
ę
ostatecznie tłumacz c, że pochłon ła j nauka.
ą
ę
ą
Natalie jeszcze raz
rozejrzała si po pokoju, uśmiechn ła si do Eliz i życz c jej miłych snów
ę
ę
ę
ą
,
zamkn ła za sob drzwi.
ę
ą
Chwil później dziewczynka leżała już w łóżku. Zm czonymi
ę
ę
oczkami patrzyła jeszcze na obr czk zdobi c jej paluszek. Zm czenie
ą
ę
ą ą
ę
nie pozwoliło jej na długie rozmyślenia. Niedługo pogr żyła si w
ą
ę
beztroskim śnie, który otulił j aż do samego poranka.
ą