15 listopada 2009 r.
Trzydziesta trzecia Niedziela
zwykła
Dn 12,1-3; Ps 16,518.9-10.11; Hbr 10,11-14.18; Mk
13,24-32
Ewangelia według świętego Marka
Jezus powiedział do swoich uczniów: „W owe dni, po
wielkim ucisku słońce się zaćmi i księżyc nie da swego blasku.
Gwiazdy będą padać z nieba i moce na niebie zostaną
wstrząśnięte. Wówczas ujrzą Syna Człowieczego,
przychodzącego w obłokach z wielką mocą i chwałą. Wtedy pośle
On aniołów i zbierze swoich wybranych z czterech stron świata,
od krańca ziemi aż do szczytu nieba.
A od drzewa figowego uczcie się przez podobieństwo.
Kiedy już jego gałąź nabiera soków i wypuszcza liście,
poznajecie, że blisko jest lato. Tak i wy, gdy ujrzycie, że to się
dzieje, wiedzcie, że blisko jest, we drzwiach. Zaprawdę
powiadam wam: Nie przeminie to pokolenie, aż się to wszystko
stanie. Niebo i ziemia przeminą, ale moje słowa nie przeminą.
Lecz o dniu owym lub godzinie nikt nie wie, ani aniołowie w
niebie, ani Syn, tylko Ojciec”.
To, co nie przeminie
„Niebo i ziemia przeminą…” – mówi nam dziś Jezus. Świat,
który znamy, nie jest wieczny. Każdy z nas doświadcza – na różne
sposoby – jego przemijalności, i to na różnych obszarach. To, co
wczoraj było pewnikiem – dziś jest przestarzałą, błędną tezą.
Wczorajsi przyjaciele dziś mogą być już zagorzałymi wrogami, zaś
wrogowie – przyjaciółmi. Wydłuża się lista zmarłych, za których się
modlimy – ale też jednocześnie docierają do nas informacje o
osobach, które cieszą się z narodzin dziecka… Wszystko to da się
zawrzeć w słowach: „Przemija postać tego świata…”.
Jednak wśród całej tej różnorodności zmian, szukamy czegoś
stałego. Jakiegoś punktu oparcia. Podziwiamy piękne zabytki – dzieła
ludzkiej myśli, które przetrwały kilkaset lub nawet kilka tysięcy lat…
Ale i one podlegają niszczeniu. A może w takim razie ziemia, po
której codziennie stąpamy? Również ona potrafi jednak zawieść –
osunąć się, zatrząść, rozstąpić…
Rozmawiałem kiedyś z
człowiekiem, który przeżył katastrofę kopalni soli w miejscowości
Nowe Wapno. Było to w latach siedemdziesiątych XX wieku. Zalana
przez wodę kopalnia zaczęła się zapadać, wciągając w gigantyczne
leje na powierzchni ziemi całe domy, drzewa… Ziemia rozstępowała
się dosłownie na oczach idących, tworząc głębokie na kilkaset
metrów szczeliny – zaś gdzieś, w dole, słychać było huk wody, która
zalewała kolejne poziomy kopalni… Za cud można uznać to, że nikt
nie zginął.
Słuchając tego opisu, można było poczuć jakby przedsmak końca świata. Tego
świata, który tak dobrze znamy i – mimo jego licznych niedoskonałości – chyba
kochamy… Ale pragnienie jakiegoś punktu oparcia, czegoś pewnego i stałego
tkwi w nas i ciągle się odzywa. A Jezus mówi dalej: „…ale moje słowa nie
przeminą”. Co to dla nas znaczy?
W tych słowach jest zawarta obietnica. Obietnica, że śmierć nie jest końcem.
Śmierć nie zwycięży. Wszak Słowo Jezusa jest Życiem – tak, jak On sam jest
Życiem. I to właśnie Życie zwycięży, do Niego należy wieczność. Wieczność – to
nie kosmiczna cisza, to nie pustka, nie nicość. Wieczność – to pełnia Życia z
Jezusem. Abstrakcja? Tak się może wydawać – tak się wydaje za każdym razem,
kiedy dotykamy spraw, przerastających nasz umysł. Ale to od tej decyzji –
wierzyć, nie wierzyć? Zaufać, nie zaufać? – zależy kształt naszej wieczności.
Jednak ta decyzja dotyka także naszego życia tu, na ziemi. Uczciwość czy życie
w kłamstwie, korupcji, nieprawości? Miłość czy nienawiść? Błogosławić czy
przeklinać bliźnich? Aby wytrwać w dobrym, muszę wiedzieć dlaczego i dla Kogo
to robię. Muszę całe swoje życie – wszystkie decyzje i wybory, zamiary i czyny
podporządkować Temu, którego słowa jako jedyne nigdy nie przeminą.
Ks. Andrzej Adamski