Marinelli Carol
Żarliwy pocałunek
Po jednym nieudanym związku Felicity dochodzi do wniosku, że jest jej
pisana samotność. Teraz stara się o dobrze płatną posadę pielęgniarki w
jednym z arabskich księstw. Podczas spotkania informacyjnego poznaje
Karima, świetnego chirurga i fascynującego mężczyznę. Tego samego dnia
Felicity i Karim spotykają się ponownie, jednak tym razem w bardzo
dramatycznych okolicznościach. Rozwój wydarzeń sprawia, że Karim
proponuje Felicity nocleg w swoim hotelu, a dziewczyna zakochuje się w nim
od pierwszego wejrzenia…
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Hotel wprost oszałamiał luksusem.
Felicity Anderson z chęcią przystanęłaby w holu i dokładnie się rozejrzała, a może nawet
poprawiła zmoczoną deszczem fryzurę i makijaż w damskiej toalecie Jednak nie miała już na to
czasu. Sesja informacyjna zaczynała się o dziesiątej. Felicity zerknęła na zegarek i skrzywiła się
boleśnie; była spóźniona o kwadrans. Zawsze dokładna i punktualna, zamierzała dojechać na
dziewiątą i posiedzieć w kawiarni, lecz koleje pokrzyżowały jej plany. Pociąg z północnej Anglii
miał „nieoczekiwane opóźnienie".
Portier skierował ją do sali konferencyjnej, przed którą siedziała przy biurku ładna kobieta o
imieniu Noor. Machnięciem ręki zbyła przeprosiny Felicity.
- Cieszymy się, że pani zdążyła. - Noor miała na sobie nienagannie uszyty kostium ze spodniami;
w wypielęgnowanej dłoni trzymała długopis, który podsunęła Felicity do podpisu na formularzu
zgłoszenia. - Na razie odbywa się prezentacja na temat szpitala i przyszłego uniwersytetu. -
Ciemnowłosa piękność wręczyła Felicity teczkę z broszurami i formularzami. - Zaprowadzę panią
do sali. Proszę zaczekać na koniec prezentacji, a potem zająć
6
Carol Marinelli
miejsce. Świetnie, że się pani zjawiła. Szpital w mieście Zarakua pilnie potrzebuje dobrych
położnych.
Kobieta była tak miła, że Felicity poczuła lekkie wyrzuty sumienia. Wprawdzie otwarcie się
przyznała, że ma już pracę na Środkowym Wschodzie, natomiast na dzisiejszą sesję przyszła
wyłącznie z ciekawości, ale jako wykwalifikowana położna mogła przebierać w atrakcyjnych
ofertach. Chciała mieć pewność, że dokonała właściwego wyboru, lecz w istocie podjęła już
decyzję.
Gdy wśliznęła się do sali, otoczyła ją ciemność, rozświetlona jedynie pokaźnych rozmiarów
ekranem. Stała bez ruchu, uważnie oglądając złociste śródziemnomorskie plaże, za którymi
rozciągała się bezkresna pustynia. Królestwo Zaraku było wyspą o bogatej tradycji, zamieszki-
waną przez królewski ród, który dążył do umiarkowanego postępu. Zapowiadano rychłe otwarcie
uniwersytetu dla kobiet, żeby nowe pokolenie nie musiało opuszczać kraju, by otrzymać solidne
wykształcenie. Brak koedukacyjności był ukłonem w stronę rodzin konserwatywnych.
Jednak Felicity czekała na informacje o szpitalu. Kamera ukazywała szerokie, widne korytarze,
wygodne pokoje, nowoczesny sprzęt i gabinety, a co ciekawe, opieką zdrowotną byli objęci
wszyscy mieszkańcy królestwa.
Była tak skupiona, że ledwie zauważyła osobę, która po cichu weszła do sali. Nawet nie
odwracając głowy, wiedziała, że stanął przy niej mężczyzna. W nozdrzach poczuła cudowny
zapach piżma i drzewa sandałowego, więc jednak się odwróciła. Skinęła nieznajomemu i
zamierzała dalej patrzeć na ekran, ale nie mogła.
Żarliwy pocałunek
7
Nawet w ciemności poznała, że jest piękny. Niezwykle wysoki, z gładko zaczesanymi gęstymi
włosami, delikatnie rzeźbionymi rysami twarzy, prostym nosem, wydatnymi kośćmi
policzkowymi i świetlistymi oczyma. On także krótko skinął, a wówczas oderwała od niego spoj-
rzenie i dalej patrzyła na ekran. Czuła, że twarz jej płonie. Stała sztywno, pilnując się, by na niego
nie spojrzeć.
Odczuwała jego obecność każdą komórką ciała. Podróżowała wiele godzin, żeby się tu znaleźć i
podjąć przemyślaną decyzję. A teraz równie dobrze mogli wyświetlać kreskówki, bo i tak nie
zwracała uwagi na ekran. Mężczyzna stał o metr od niej, ihimo to czuła się tak, jakby jej dotykał.
Ciemność zwiększała intymność, ona zaś instynktownie wiedziała, że on znów na nią patrzy.
Oddychała z trudem, błogosławiąc ścianę, o którą mogła się oprzeć.
Nigdy dotąd tak się nie czuła.
Nawet namiętne pieszczoty byłego chłopaka Paula nie wprawiały jej w taką ekscytację; ich
związek właśnie przez to się rozpadł. Felicity była wręcz fizycznie niezdolna do oddania tej
najbardziej intymnej cząstki siebie, a jednak teraz czuła wyraźnie, że wszystko się zmieniło. Była
niczym wiosenny kiełek, który wydostał się ze zmarzniętej po zimie gleby.
Zaraz oszaleje.
Gapiła się na ekran, usiłując się skupić i miarowo oddychać. Obawiała się, że traci zmysły. Przez
rok chodziła wraz z Paulem do psychologa, była też u ginekologa, który przerwał jej błonę
dziewiczą i dał zestaw dziwacznych
8
Carol Marinelli
rozwieraczy, które miały sprawić, że jej ciało przywyknie do przyjmowania mężczyzny. Jednak
nic nie działało -ani ciepłe kąpiele, ani spokój i delikatność Paula, środki uspokajające i wino,
prośby i błagania. Nic.
Teraz jednak, czując nieznajomego tak blisko w ciemności, cała płonęła i marzyła, by go
pocałować. Ba, marzyła, żeby w nią wszedł. Zadrżała na samą myśl o tym; a gdyby stał tuż przy
niej? Zorientowała się, że mężczyzna wyszedł.
Dyskretnie się wymknął. Spod drzwi błysnął promień światła, a Felicity mogła wreszcie
oddychać. Wzięła się w garść, w sali zapaliły się jasne lampy, a wówczas zajęła miejsce, choć nadal
kręciło jej się w głowie.
- Niewiele straciłaś! - zagadnął z przyjaznym uśmiechem mężczyzna, który przedstawił się jako
Liam Edwards.
-Tylko kwadrans - skłamała Felicity, choć z winy pięknego nieznajomego opuściła praktycznie
całą prezentację.
- Szczęściara! - Liam teatralnie przewrócił oczami. -Opowiadali o rodzinie królewskiej, królu
Zaraku i jego synach. Sam szpital wygląda fantastycznie. Jestem pielęgniarzem, pracuję w
pogotowiu - wyjaśnił. - Wraz z moją dziewczyną odkładamy pieniądze na wynajęcie tu domu. To
chyba dobry wybór. A ty?
- Jestem położną - odparła sztywno. Żałowała, że zajęła miejsce koło takiego gaduły.
Z radością powitała Noor, która zapowiedziała pierwszą mówczynię, profesorkę medycyny w
średnim wieku.
Żarliwy pocałunek
9
Choć kobieta mówiła ciekawie, Felicity nie mogła się skupić, poruszona tym, co się stało. Potem
zadała sobie pytanie, co takiego właściwie zaszło? Nie umiała tego z niczym porównać.
- Jesteśmy bardzo dumni z uniwersytetu dla kobiet -mówiła profesorka. - Został wybudowany
opodal szpitala w położonym nad oceanem mieście Zarakua. Większą część terytorium kraju
zajmuje pustynia, mimo to wyspa świetnie sobie radzi pod względem ekonomicznym, posiada
własne lotnisko i kilka siedmiogwiazdkowych obiektów turystycznych. Będziecie mieszkali w
sąsiedztwie szpitala i uniwersytetu, gdzie nie zabraknie żadnych wygód. Musicie jednak pamiętać,
że Zarak hołduje tradycji. Choć jest monarchią postępową, nie odstępuje od zasad, które zostały
wyszczególnione w broszurach, jakie wam rozdaliśmy. Te zasady są bezdyskusyjne. Zalecam
wszystkim zapoznanie się z nimi, zanim postanowicie wyruszyć w tę podróż. Szejk Kalik Zarak
chce zapewnić poddanym jak najlepszą opiekę medyczną. W przyszłości być może uda się ją
rozciągnąć na wędrowne plemiona Beduinów, choć to drażliwy temat.
Wraz z upływem dnia poranne spotkanie z nieznajomym ustąpiło w umyśle Felicity pola nowym
planom. Każdy mówca roztaczał wspaniałe wizje. Felicity zamierzała wyjechać na Środkowy
Wschód jako pielęgniarka na okres dwóch lat i za kilka dni miała podpisać kontrakt. Gdy jednak
wpadła na artykuł o nowym uniwersytecie w Zaraku, poszukała więcej informacji w Internecie.
Ujrzała wspaniałą klinikę położniczą. Pod wpływem impul-
10
Carol Marinelli
su zadzwoniła, a gdy zdradziła, że jest położną, zaproszono ją na dzisiejsze spotkanie. Teraz goście
udawali się do bufetu na lunch, ona zaś ciągle miała problem z podjęciem decyzji. Czy powinna się
trzymać wcześniejszych planów, czy zacząć starania o pracę w Zaraku?
-1 co o tym myślisz? - spytał Liam. - Płacą lepiej niż w innych szpitalach...
- Robi wrażenie. Chyba się zdecyduję - odparła. -Mam nadzieję, że procedury nie trwają zbyt
długo. - Nie dodała, że jej rodzina bardzo potrzebowała pieniędzy. Młodsza siostra Georgie od lat
zmagała się z anoreksją, Felicity w końcu wzięła pożyczkę i dziewczyna została wyleczona w
prywatnej klinice. Były to dobrze wydane pieniądze, niemniej jednak bardzo jej ich brakowało.
Dochód z nowej pracy miał pójść na spłatę długu.
Oczywiście nie wyjawiła tego Liamowi, który kontynuował swoje zwierzenia.
- Jeśli wyjedziemy, będziemy musieli się pobrać. - Nie wydawał się tym zbytnio uszczęśliwiony.
- To nie dotyczy tylko Zaraku - zauważyła Felicity. -Wszędzie na Wschodzie tak jest. Sprawdzałeś
to?
- No właśnie! - Liam paplał dalej, ale Felicity przestała go słuchać. Niosła właśnie do ust zgrabną
kanapkę, gdy znów go ujrzała; rozmawiał z Noor. Co gorsza, patrzył w jej stronę, a był nie tylko
przystojny, lecz wręcz oszałamiająco piękny. Miał szczupłą smagłą twarz, pełne zmysłowe usta,
postawę wojownika.
Naturalną rzeczą byłoby kontynuowanie pogawędki z Liamem i wsunięcie do ust cienkiej kromki
chleba. Lecz
Żarliwy pocałunek
11
Felicity była tak skrępowana, tak osobliwie świadoma swych ust, zębów, które miałaby wbić w
kanapkę, języka, żujących szczęk, krtani, poruszającej się przy przełykaniu, że się poddała,
odstawiła talerzyk i chwyciła szklankę wody.
Kim on w ogóle jest, do cholery?
Pytanie miało pozostać bez odpowiedzi. Podczas popołudniowych wystąpień w napięciu
przeszukiwała wzrokiem salę, lecz już się nie pojawił. Gdy o piątej po południu sesja się
zakończyła, musiała z ociąganiem przyznać, że więcej go nie zobaczy. Tajemniczy mężczyzna
miał pozostać zagadką.
-Do zobaczenia! - pożegnał się Liam z szerokim uśmiechem, mijając ją w holu. - Ale nie w Zaraku!
- Ach, więc jednak się nie decydujesz? - rzuciła domyślnie Felicity.
- Nie. Może masz ochotę na kawę? - zaproponował Liam.
Chętnie by skorzystała, w nadziei, że nieznajomy jednak się jeszcze pojawi, ale jej pociąg
odjeżdżał za dwadzieścia minut. Gdyby się na niego spóźniła, nie złapałaby połączenia, a co za
tym idzie, nie dotarłaby na wieczór do domu.
Idąc do wyjścia, patrzyła na szare londyńskie ulice i ciemniejące niebo; zaraz zacznie padać.
Zaczęła szukać w torebce składanej parasolki, gdy wtem zabrzęczała jej komórka.
- Cześć, mamo!
- No i jak było?
12
Carol Marinelli
- Fajnie. - Felicity się uśmiechnęła. - Nawet bardzo. Chyba jednak wyjadę do Zaraku.
- No cóż, dziś nigdzie nie pojedziesz... Felicity jęknęła, matka zaś mówiła dalej:
- Sprawdziłam pociągi, połączenia na twojej linii zostały zawieszone do jutra. Ponoć uruchomili
autobus, ale w połowie drogi trzeba by się przesiąść.
- To zajmie całą wieczność. - W tej sytuacji nie dotrze do domu przed północą.
- Co zamierzasz, Felicity?
- Nie martw się o mnie. - Córka wyczuła niepokój matki i postarała się od razu go uśmierzyć. - Nic
mi nie będzie, mogę przenocować w Londynie.
- Przecież nikogo tam nie znasz! Nie zamówiłaś noclegu!
- Mamo, mam dwadzieścia sześć lat - przerwała Felicity ze spokojem. - Nic mi się nie stanie, jeśli
spędzę jedną noc w Londynie.
Jej karta kredytowa miała na ten temat inne zdanie!
Gdy matka się rozłączyła, Felicity poczuła zadowolenie, że nie ma pociągu. Czas dla siebie był
kuszącą perspektywą, już dawno tego nie miała. Ostatnio stale odwiedzała chorą siostrę albo
wpadała do matki. Nie miała kiedy odpocząć, bo obie nieustannie do niej dzwoniły. Poza tym
dużo pracowała, gdyż rachunki za wizyty u lekarzy i lekarstwa napływały niemal bez przerwy.
Z przyjemnością spędzi jeden wieczór w samotności. Felicity Anderson będzie wreszcie tylko
sobą - nie po-
Żarliwy pocałunek
13
łożną czy pielęgniarką, nie córką, nie siostrą, nie opiekunką czy obrończynią.
Poczuła się bardzo dobrze.
Karim lubił Londyn.
Nie odwiedzał miasta zbyt regularnie, choć ostatnio znacznie częściej niż kiedyś. Nadzorował
proces rekrutacji personelu szpitala i uniwersytetu, wpadał z wizytą do matki, a także pilnował
swoich licznych inwestycji giełdowych. Jednak nie miał aż tylu zajęć co w kraju, i to go
denerwowało. Karim westchnął ciężko.
Trudno było się ekscytować kontraktami wartości miliona dolarów, które stanowiły ledwie
kroplę w morzu niezmierzonego bogactwa jego rodziny. Szpital i uniwersytet były jego
pomysłem, w swoim czasie był nim nawet zafascynowany, ale nie ciekawiło go oglądanie filmów i
broszur o luksusowo wyposażonych szpitalach. Chciał w jednym z nich pracować. Pragnął
wysilać swój błyskotliwy umysł nad skomplikowanymi przypadkami diagnoz albo przeprowadzać
trudne operacje. Niestety, jego pozycja społeczna szalenie to utrudniała.
Jednak lubił względną anonimowość, jaką zapewniał mu Londyn. Tu mógł się nie przejmować
niczym, był jedynie księciem-playboyem, który rzucał się w wir rozrywek. Jakże się to różniło od
jego sztywno zaplanowanego trybu życia w kraju. Tutaj mógł chodzić nierozpoznany po rojnyeh
ulicach, czego, rzecz jasna, nienawidziła jego ochrona. Karim odmawiał z nią współpracy. Ubrany
w ciemny garnitur i długi do kostek płaszcz, cieszył się
14
Carol Marinelli
deszczem i zmiennością pór roku, której tutaj doświadczał. Chyba najbardziej lubił późną jesień.
W ten weekend wyjedzie na wieś, poza mury miasta.
Gdy zabrzęczał jego telefon, sprawdził na wyświetlaczu, kto dzwoni, i przewrócił oczami. Znowu
Leila; postanowił, że poprosi później swego asystenta, Khana, żeby z nią porozmawiał, drażniła go
jej natarczywość.
Tak, wyjedzie z miasta na wieś, i to nie sam...
Karim przypomniał sobie niemiłą rozmowę, jaką odbył z Leilą, swoją stałą kochanką, na początku
tygodnia. Oznajmił jej wówczas, że jej towarzystwo nie jest mu już dłużej potrzebne. Nie przyjęła
tego ze zrozumieniem, ale czegóż można się spodziewać po kobiecie?
Karim sypiał z wieloma kobietami, choć był zdeklarowanym zwolennikiem monogamii.
Ostatecznie zawsze dbał o to, żeby każdy związek został uznany za zakończony, zanim z
przyjemnością przechodził do następnego. Jednak ta idylla nie miała potrwać długo. Jego ojciec
coraz bardziej stanowczo nalegał na jego małżeństwo, czego Karim jak dotąd starał się unikać.
Leila miała złudzenia co do swoich szans - uważała, że trzymiesięczna znajomość upoważnia ją do
tego - i nie chciała słuchać, gdy Karim powiadomił ją, że nigdy nie zamierzał się z nią żenić. W
ciągu ostatnich dwóch tygodni Leila stała się stanowczo zbyt roszczeniowa. Skoro Karim nie
odbierał jej telefonów, naprzykrzała się jego asystentom. Dla niego pewna kwestia była
decydująca - seks z nią przestał być ekscytujący!
Choć nie, niezupełnie o to chodziło - seks był niezły,
Żarliwy pocałunek
15
ale zajmował szalenie dużo czasu! Karim był świetnym kochankiem, co do tego nie miał
wątpliwości, i traktował swoje kobiety z atencją. Robił wszystko, co trzeba, a one błagały go o
więcej. To naprawdę była kwestia czasu. Niekiedy zwyczajnie go brakowało, a Leila nalegała
ostatnio na pełen spektakl, podczas gdy Kadmowi wystarczyłyby nieraz jej usta.
Postanowił, że już dość tego. Ich związek był zakończony, a on osobiście tego dopilnował, ku
niezadowoleniu swego ojca. Ojciec oznajmił synowi bez ogródek, że już najwyższy czas znaleźć
narzeczoną, dlatego Karim przyleciał dziś do Londynu. Miał zamiar ostatni raz się zabawić,
poszaleć, zanim z obowiązku poślubi odpowiednio majętną pannę z arystokratycznego rodu.
Gdy wśliznął się rano do sali konferencyjnej, powitała go oszałamiająca blondynka, do której
natychmiast poczuł olbrzymie pożądanie. W porze lunchu po prostu musiał tam wejść. Jednak
gdy Noor wyjaśniła mu, że dziewczyna rozważa podjęcie pracy na oddziale położniczym szpitala,
Karim uznał, że zaznajomienie się z nią teraz może wprowadzić niepotrzebne zamieszanie, gdyby
potem miał ją widywać w szpitalu. Postanowił wybrać się raczej na spacer, po czym zadzwonił do
Mandy, która niestety nie miała aż tak niebieskich oczu i tak naturalnych blond włosów jak
piękna nieznajoma, i umówił się z nią na wieczór. Nawet jeśli nie była tą tajemniczą nieznajomą,
to przecież on był obdarzony dużą wyobraźnią; gdyby tylko zdołał jeszcze sprawić, że Mandy
zamilknie choć na pół godziny, to na pewno spędzi upojną noc!
16
Carol Marinelli
Zamierzał wrócić do hotelu po zakończeniu sesji, wielce z siebie zadowolony, gdy wtem ujrzał
intrygujący go pierwowzór, nieznajomą blondynkę, wychodzącą z hotelu prosto na niego.
Karim uśmiechnął się i ruszył do niej. Po co właściwie sięgać po kiepską imitację?
Padało już wcześniej, uświadomiła sobie Felicity, i za chwilę znowu zaćznie lać. Niebo było
pokryte burymi chmurami, ponure ulice smagał porywisty wiatr. Wtem ujrzała spotkanego
wcześniej mężczyznę, gdy szedł ku niej w długim powłóczystym płaszczu. Ciemne włosy i strój
powinny sprawić, że nieznajomy wtopi się w tło, ale tak nie było; wprost emanował blaskiem,
rozświetlając szary posępny dzień.
I dobrze widział, że na niego patrzyła.
Wejście do metra znajdowało się po przeciwnej stronie ulicy. Czas jakby stanął na moment,
zagadkowo i niewytłumaczalnie, ona zaś wiedziała, że powinna skręcić w lewo i przejść przez
ulicę, odwracając się plecami do tego, co mogło nastąpić, a jednak nie postąpiła tak i czekała.
Lunął rzęsisty deszcz i przechodnie przyspieszyli kroku albo przystawali, żeby rozłożyć parasole.
Mężczyzna w długim płaszczu kroczył miarowo, nie spuszczając z niej oczu, w których widać
było determinację. Z ukłuciem żalu przyznała w duchu, że to bezcelowe. Gdyby nawet nawiązał z
nią rozmowę, zaprosił ją na kawę lub kolację, gdyby okazał się równie fascynującym rozmówcą
Żarliwy pocałunek
17
jak pięknym mężczyzną, i tak na dłuższą metę czekało go rozczarowanie.
Misja bezcelowa, uświadomiła sobie Felicity, otrząsając się z chwilowego transu. Przeszła przez
ulicę w kierunku wejścia do metra.
Z pobliskiej kawiarni wyłonił się Liam z babeczką w dłoni. Wszyscy wracali do dawnego życia, i
ona również powinna to zrobić. Nacisnęła przycisk przy przejściu dla pieszych, zastanawiając się,
jaką życiową szansę przepuściła, bo przecież nie zamieniła z cudownie męskim zjawiskiem ani
słowa.
Samochody, taksówki, rowery i autobusy zwalniały przed światłami; za moment zapali się
zielone. Zapragnęła poczuć na ramieniu dłoń zagadkowego mężczyzny, który przywołałby ją w
ten sposób do swojego świata.
To nie dłoń na ramieniu, ale instynkt samozachowawczy nakazał jej się cofnąć. Felicity
pociągnęła też do tyłu jakąś starszą panią, zobaczyła bowiem, że jeden samochód nie zwalnia
przed pasami, a nawet przyspiesza. W ułamku sekundy Felicity zobaczyła wszystko. Pojazdem
kierowała kobieta, z głową odchyloną do tyłu szarpała kierownicę, samochód wpadł w poślizg na
skrzyżowaniu, silnik zawył na wysokich obrotach. Auto zachowywało się jak przypadkowo
wystrzelony pocisk Mogło wjechać na zatłoczony chodnik albo do pełnej ludzi kawiarni.
Wszystko dokoła zamarło. Potem rozległ się zgrzyt metalu o metal i huk, gdy mały pojazd uderzył
w autobus i przewrócił się na dach. Koła nie przestawały się obracać, silnik nadal wył.
18
Carol Marinelli
Wtedy ludzie się poruszyli. Zaraz nastąpi wybuch.
Tłum się rozpierzchł, kilka osób - wśród nich hotelowy portier i Liam - podbiegło do autobusu,
żeby otworzyć drzwi i wypuścić pasażerów. Nieznajomy w płaszczu także biegł; do samochodu,
podobnie jak ona.
- Miała atak! - zawołała doń Felicity. Mężczyzna dopadł auta przed nią, więc uświadomiła sobie,
że jej nie usłyszał. - Miała atak! - wrzasnęła, przekrzykując ryk silnika.
Wyłączył go, ale sytuacja nadal była niebezpieczna.
- Cofnij się, może nastąpić wybuch.
Po raz pierwszy usłyszała jego głos. Był niski, naznaczony silnym akcentem, rozkazujący. Liam
pomagał wysiadać pasażerom z autobusu, krzycząc do niej, żeby uciekała.
Spod maski pojazdu wydobywał się gęsty dym. Z oddali dobiegało zawodzenie syren. Na
zatłoczonych ulicach Londynu pomoc przychodziła szybko, tyle że teraz dojazd blokowały
samochody.
- Uciekaj! - Mężczyzna nie odwrócił się do niej; podtrzymywał głowę kobiety, która oddychała,
ale była nieprzytomna. - Cofnij się! Natychmiast!
Posłuchała go niechętnie. Skoro chciał ryzykować swoim życiem, to był jego wybór. Wtem
usłyszała płacz noworodka, w którym nie było strachu, lecz ból zranionego zwierzątka. Nie mogła
teraz odejść, równie dobrze mógłby jej kazać pofrunąć.
Liam wrzeszczał, żeby się nie wygłupiała, ale musia-
Żarliwy pocałunek
19
ła go zignorować. Piękny nieznajomy nie kwestionował jej decyzji; nadal podtrzymując ranną,
rozglądał się, skąd dochodzą przeraźliwe krzyki noworodka.
Felicity z trudem uchyliła drzwi na tyle, by wsunąć głowę do środka.
- Dziecko krwawi. - Noworodek był owinięty niebieskim kocykiem, ale białe śpioszki były
ciemne od krwi. Dostrzegła ostry fragment metalu, sterczący z ramionka dziecka. Choć upływ
krwi nie był duży, dla niemowlęcia było to niebezpieczne.
- Kawałek metalu przebił ramię...
- Felicity. - Zdziwiła się, że on zna jej imię. - Jestem Karim. Czy możesz wsunąć tu ramię?
Dosięgniesz?
To właśnie robiła, bo tylko ona mogła dosięgnąć rannego dziecka.
- Nie mogę!
- Okej. - Mówił spokojnie i miarowo. - Odwróć się i wsuń ramię w tej pozycji. Wtedy dosięgniesz.
- Ale nic nie widzę!
- Będę ci mówił, co masz robić. - Miał piękny głos, soczysty, choć naznaczony akcentem.
Ten głos dodawał jej spokoju i pewności siebie. Musiała go usłuchać. Po raz ostatni popatrzyła na
dziecko; plama krwi na ramionku się rozszerzała. Widziała sterczący metal, który chyba nie da się
łatwo usunąć.
Odwróciła głowę i uniosła ją do góry, deszcz padał jej za kołnierz. Mogła teraz sięgnąć znacznie
dalej w głąb auta.
- Opuść rękę - polecił Karim. - To podstawa kołyski.
20
Carol Marinelli
Kołyski? Siedzenia dla dziecka, przetłumaczyła sobie Felicity.
Nie wypuszczając z rąk głowy rannej kobiety, wsuwał i wysuwał swoją z auta, stając się oczami
Felicity i kierując jej rękami. Zgodnie z jego wskazówkami przesuwała palce cal po calu.
- W prawo. Dotykasz kocyka? To prawa strona. Przesuń rękę wyżej.
Niemowlę było ranne w lewe ramię. Felicity powoli przesuwała dłoń. Dziecko przestało płakać i
tylko cichutko kwiliło, co było jeszcze bardziej niepokojące. Zlokalizowała klatkę piersiową i
szyję, starając się przesunąć rękę w lewo.
- Nie mogę dosięgnąć - sapnęła. - Nie dam rady.
- Jeszcze odrobinę - odrzekł Karim. - Ostrożnie -ostrzegł, ale pamiętała, gdzie tkwi metal.
Popchnęła ramię dziecka w górę.
- Wystarczy?
- Nie wiem - przyznał Karim. - Pchaj dalej. Trwało to chyba całą wieczność.
Nadjechała karetka i ratownicy otworzyli nieco szerzej drzwi auta. Mogła teraz włożyć głowę do
środka. Ponieważ nie była w stanie się poruszyć, Karim wpełzł do auta i nakrył kocem niemowlę,
gdy strażak rozbijał tylną szybę. Ratownicy wyciągnęli ranną matkę.
- Odwróć głowę i nie ruszaj się - polecił Karim, podczas gdy strażacy usiłowali dostać się do
dziecka przez tylną szybę.
Karim został wraz z nią w namiocie z koca.
Żarliwy pocałunek
21
Mówił do niej, a ona, cała odrętwiała, zastanawiała się tylko, czy dziecku udało się przeżyć.
- Strażacy zabezpieczyli oba silniki - uspokoił ją. - To już nie potrwa długo.
- Marzną mi nogi - poskarżyła się Felicity.
- Zaraz będzie po wszystkim. - Popatrzył na nią ognistymi czarnymi oczami i to pomogło. Słyszała
pomieszane głosy strażaków i ratowników, ale słuchała tylko Kari-ma, który był jej oczami. -
Podali dziecku tlen. Zanim je odwiozą, podłączą je pod kroplówkę. Wytrzymasz jeszcze trochę?
Jej ramię i bark były nie tylko odrętwiałe, lecz także mocno bolały. Było jej tak zimno, że trzęsła
się na całym ciele. Pomyślała o wszystkich matkach podczas ostatnich chwil porodu, kiedy nie
dało się już wytrzymać bólu, a jednak przy odrobinie zachęty udawało im się jeszcze przeć.
- Na pewno dasz radę wytrzymać - sam sobie odpowiedział Karim.
Posłuchała go wbrew swemu ciału, które chciało się poddać.
- Przesuńcie ją powoli do tyłu - powiedział Karim do człowieka, który ją podtrzymywał.
Trzeba ją było wyciągnąć, bo nie mogła wyjść z auta o własnych siłach.
Stała chwiejnie, rozmasowując ramiona, pod powiekami czuła łzy. Karim także wydostał się z
samochodu.
- Udało się. Ale kazałem ci się cofnąć. Na drugi raz pomyśl, zanim zaczniesz działać.
- A ty? - spytała zaczepnym tonem.
22
Carol Marinelli
- Powinnaś być ostrożniejsza, mogło być więcej ofiar.
Felicity skrzywiła się, gdy krew napłynęła do jej zdrętwiałych ramion. Popatrzyła na brudne,
przemoczone ubranie. Miała mokre włosy i twarz, czuła, że zaraz się rozpłacze. Chyba to
dostrzegł, bo zmienił swój oschły ton.
- Wróć do hotelu - polecił Karim. - Zaraz tam przyjdę i porozmawiamy.
- Nic mi nie jest... - zaczęła Felicity, ale urwała, bo Karim i tak jej nie słuchał, skupiony na tym, co
działo się na miejscu wypadku.
Felicity rozejrzała się dokoła. Na ulicy roiło się od strażaków i ratowników. Sprawne ręce
przenosiły niemowlę wraz z fotelikiem do bezpiecznego wnętrza karetki. Ktoś okrył jej drżące
ramiona kocem, ona zaś stała nieruchomo i patrzyła. Karim zachowywał się zupełnie inaczej.
Mimo obecności strażaków i lekarzy krążył po miejscu wypadku, wydając polecenia.
Felicity nie mogła się napatrzeć na tę scenę. Kim był ten niesamowity mężczyzna?
Dopiero gdy zatrzasnęły się drzwi karetki, gdy radiowóz policji z jękiem syreny ruszył przodem,
żeby wyprowadzić ambulans z tłumu, gdy nie było już nic więcej do zrobienia, Karim podszedł do
Felicity i bez słowa zaprowadził ją do hotelu.
Dokładnie tego się po nim spodziewała.
ROZDZIAŁ DRUGI
Siedzieli w luksusowej hotelowej kafeterii, Felicity otulona kocem i drżąca, Karim władczy,
wołający kelnera. Po chwili na stoliku stała parująca filiżanka czekolady. Przemoczona i
zziębnięta, zupełnie nie pasowała do tego olśniewającego przepychem miejsca, lecz skoro Karim
się tym nie przejmował, ona także postanowiła się nie martwić. Na razie.
Posłał jej ciepły uśmiech. Przyszło jej na myśl, że siedzi, popijając czekoladę, w towarzystwie
mężczyzny, który przewija się w pobliżu niej przez cały dzień, a przecież postanowiła go unikać.
Miała prawo do zdenerwowania!
Zerknęła na swojego towarzysza - był doprawdy najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego w życiu
widziała. Kelner zdjął z niego płaszcz, a jej oczom ukazał się doskonale uszyty czarny garnitur,
który, mimo wilgotnych mankietów prezentował się nienagannie. Krótkie czarne włosy
mężczyzny były mokre i lśniące, krawat i kołnierzyk koszuli poluzowane. Mógłby tu przyjść
prosto z posiedzenia zarządu. Krój garnituru podkreślał długość jego nóg, podobnie jak śnieżna
biel koszuli
24
Carol Marinelli
oliwkową cerę. Czarne oczy patrzyły łaskawie, ale nie były przyjazne. Miał w sobie coś
nieuchwytnego, czego Felicity nie potrafiła sprecyzować. Pewien rodzaj wyższości, który
sprawiał, że porzuciła nadzieję, iż uda jej się rozluźnić w jego towarzystwie.
- Pozwól, że ci się przedstawię... jestem Karim. Nadzoruję rekrutację personelu szpitala i
uniwersytetu. Felicity zmarszczyła brwi.
- Jesteś lekarzem? - spytała. Umiał postępować w nagłych wypadkach, kontrolował sytuację
nawet po przybyciu karetki ratunkowej. Z pewnością był kimś więcej niż konsultantem do spraw
rekrutacji, tego była pewna.
- Chirurgiem - potwierdził Karim. - Teraz jednak rzadko praktykuję. Moją działką jest rekrutacja.
A ty jesteś Felicity Anderson - zmienił temat. - Wykwalifikowana położna, która ma już
wszystkie dokumenty i jest gotowa do wyjazdu.
- Skąd wiesz? - zdziwiła się.
- Dowiedziałem się od Noor.
- Och! - To pewnie za sprawą gorącej czekolady zarumieniła się aż po korzonki włosów.
- Poprosiłem, żeby wyłowiła zgłoszenia położnych i pielęgniarek intensywnej opieki medycznej.
Potrzebujemy ich szczególnie.
- Rozumiem. - Felicity skinęła głową. Więc dlatego na nią patrzył. Resztę dopowiedziała jej
wyobraźnia.
Siedziała dziwnie osowiała, czując ogarniające ją znużenie, gdy opadła już popychająca ją do
działania adrenalina.
Żarliwy pocałunek
25
- Dobrze sobie poradziłaś. - Karim patrzył na nią z aprobatą, ale, jak sobie ze smutkiem
uświadomiła, miał na myśli wyłącznie jej kwalifikacje pielęgniarskie. - Bez twojej pomocy dziecko
wykrwawiłoby się na śmierć.
- Mam nadzieję, że zrobiłam to, co trzeba, tak szybko, jak trzeba.
- Później zadzwonię do szpitala i się dowiem - odrzekł Karim, zachwycony perspektywą: może
będą mogli zatelefonować z jego apartamentu! - Czy mieszkasz w Londynie?
- Niestety, nie.
- Niestety? - powtórzył pytająco.
- Mieszkam na północy, a właśnie odwołali pociągi. -Pomyślała ze znużeniem, że trzeba będzie
znaleźć jakiś nocleg. Karim nieoczekiwanie się rozpromienił.
- Więc przenocuj tutaj, w hotelu.
- To się chyba nie uda! - odparła z uśmiechem. Chętnie by tu została, zdjęła wreszcie przemoczone
ubranie i otuliła się puszystym szlafrokiem, zamiast człapać ulicami w poszukiwaniu taniego
pokoju. Jednak było to niemożliwe, kropka, koniec! Nagle zabrzęczał jej telefon. Nie chcąc być
niegrzeczna, nie odebrała, na co Karim zmarszczył lekko brwi.
- To moja mama! - rzuciła tonem wyjaśnienia.
- Czemu z nią nie porozmawiasz?
- Niedawno rozmawiałyśmy - odrzekła Felicity, po czym dodała: - Martwi się o mnie. Zadzwonię
do niej, gdy już znajdę nocleg.
26
Carol Marinelli
- Właśnie go znalazłaś - oznajmił z mocą Karim. - Będziesz naszym gościem.
- Jak to naszym?
- Gościem miasta Zarakua! - Powiedział to takim tonem, jakby miasto było osobą. - Zaprosiliśmy
cię na sesję informacyjną, a ty przez to spóźniłaś się na pociąg i w dodatku uratowałaś życie
rannemu niemowlęciu. Naszym obowiązkiem jest zapewnienie ci bezpiecznego powrotu do
domu. Skoro musisz przenocować w Londynie, to tak właśnie będzie.
- Ależ ja nie mogę.
- Tak będzie - powtórzył Karim. - Przepraszam na moment.
Felicity patrzyła za nim, podobnie jak reszta gości. Był tak niezwykłym mężczyzną, że zwracał na
siebie powszechną uwagę.
- Proszę. - Karim wręczył jej cienki granatowy folder. - Wszystko załatwione.
Otworzyła folder, w którym znajdowały się karta magnetyczna i numer pokoju. Ledwie mogła w
to wszystko uwierzyć. Nie nawykła do takiej opieki, zazwyczaj to ona występowała w tej roli... To
ona opiekowała się innymi. Usiłowała słabo protestować.
- Nie wiem, czy powinnam...
- Nie możesz jechać do domu w mokrych rzeczach. Oddaj je do pralni, idź sobie do spa...
Zasłużyłaś na odpoczynek.
Tak właśnie myślał. Kobieta, która ocaliła życie dziecka, nie powinna się pętać po całym
Londynie.
Żarliwy pocałunek
27
Powinno się ją rozpieszczać. Karim usiłował przekonać samego siebie, że zrobiłby to dla każdego,
ale w głębi ducha wiedział, że Felicity mu się spodobała. Umieścił ją wysoko na swojej skali. Nagle
sobie przypomniał, że ta kobieta tuż przed wypadkiem odwróciła się, by odejść. No cóż,
zobaczymy.
- Bardzo dziękuję - rzekła Felicity, biorąc swoją torbę. - Chętnie zrzucę te rzeczy... - urwała,
zakłopotana niezręcznym doborem słów.
Zamierzała odejść, uświadomił sobie Karim. Nie flirtowała z nim, nie czekała, żeby ją zaprosił na
drinka...
- Napijesz się jeszcze czegoś?
- Nie, dzięki.
- Może później? - Gdy znów potrząsnęła głową, dał za wygraną. Chciał się zabawić, a z nią szanse
były raczej mizerne.
- Czy pan i pańska towarzyszka raczą zjeść u nas kolację, Wasza?...
Umilkł, gdy Karim spiorunował go wzrokiem. Służba miała zakaz używania jego tytułu. Szejk z
królewskiego rodu nie chciał zwracać na siebie uwagi.
Zamierzał odmówić. Czekała na niego Mandy, zawsze wesoła i chętna. Zerknął na Felicity;
zarumieniła się i była tak spłoszona, jakby chciała się zerwać do ucieczki. Poczuł przypływ
pożądania, jak wtedy w sali konferencyjnej. Może jednak warto spróbować.
- Czy chcesz się do mnie przyłączyć? Umknęła oczami, a wówczas dodał uprzejmie:
- Oczywiście nie czuj się zobowiązana.
28
Carol Marinelli
- Wiem... - Felicity szybko przeanalizowała sytuację. Cudownie atrakcyjny mężczyzna zaprasza ją
na kolację. Co z tego, że ich romans nie ma żadnej przyszłości? Od dawna nie spędziła miłego
wieczoru.
- Bardzo bym chciała, ale... - Spojrzała mu w oczy i gestem wskazała swoje pomięte ubranie.
- Obsługa to załatwi. Przy kolacji powiem ci, co z matką i dzieckiem. Spotkamy się tutaj o ósmej -
zaproponował Karim. - Odpowiada ci?
- Odpowiada.
Świetnie, pomyślała Felicity, zerkając na zegarek. Miała nieco ponad godzinę. Po telefonie do
matki, której podała okrojoną wersję swoich planów, kupiła w drogerii rajstopy, pastę i szczotkę
do zębów oraz piankę do włosów, i poszła do pokoju.
Okazał się być obszernym apartamentem. Bukiety kwiatów, czekoladki, drogi szampan w
srebrnym wiaderku z lodem...
Wtem ktoś zapukał do drzwi.
Jej serce przestało bić. Obawiała się, że to Karim, że jego gest jednak nie był bezinteresowny.
W drzwiach stała kobieta z wieszakiem na kółkach, takim, jakiego używają w sklepach z
garderobą. Felicity miała sobie wybrać dowolne ubranie, zaś jej własne, po wyprasowaniu, miało
na nią czekać rano.
Od dawna nie czuła się aż tak rozpieszczana.
Po wyjściu kobiety zdjęła wilgotne rzeczy i przeszła się po apartamencie.
Było tu wszystko, niepotrzebnie robiła zakupy. W ła-
Żarliwy pocałunek
29
zience znalazła nawet małą butelkę odżywki do włosów oraz... prezerwatywy!
Upuściła je, jakby były rozżarzonym węglem. Jeśli nawet Karim czegoś się po niej spodziewa,
przyjdzie mu się gorzko rozczarować.
Przysiadła na brzegu owalnej wanny i patrzyła na siebie w lustrze.
Blond włosy były splątane, twarz zaróżowiona, oczy błyszczały oczekiwaniem. Jednak, jak
przekonał się Paul, mężczyzna nie mógł liczyć na żadną z nią przyjemność. Co będzie, jeśli
wieczór się uda? Jeśli Karim zaprosi ją ponownie? W którym momencie trzeba będzie sprawę
postawić jasno? Wiedziała, że nie ma nadziei na bliższy związek z Karimem, a jednak cieszyła ją
perspektywa wspólnej kolacji.
Był urzekający, mimo to nie czeka ją z nim nic ponad to jedno spotkanie.
ROZDZIAŁ TRZECI
Czekał na nią.
Miała na sobie jasnoszarą wełnianą sukienkę, skromną, ale ładnie podkreślającą szczupłą talię i
pełny biust.
Był ciekaw, jak zdoła się przygotować w ciągu godziny. Jego kochanki nawykły do pełnej
gotowości. Musiał przyznać, że doskonale sobie poradziła. Nikt by się nie domyślił, że niedawno
ratowała czyjeś życie w strugach deszczu.
Związane wcześniej włosy teraz rozpuściła. Świeżo umyte, spływały kaskadą na ramiona. Miała
długie nogi, na stopach ciemnoszare pantofle na wysokich szpilkach.
Pogratulował sobie wyboru i ujął ją za łokieć, prowadząc do stolika. Wzdrygnęła się pod jego
dotykiem; miał jeszcze długą drogę przed sobą! Sprawdził w jej CV, że miała dwadzieścia sześć lat
i była samotna, ale zachowywała się jak nastolatka na pierwszej randce.
Postanowił, że jeśli o jedenastej nie będą już w łóżku, o północy zastuka do Mandy.
Usiedli, gdy zadzwonił jego telefon. Przeprosił i zaczął szybko mówić po arabsku. Po chwili
zakończył rozmowę
i wyłączył aparat.
Żarliwy pocałunek
31
- To mój stary przyjaciel, pracuje w szpitalu, do którego przywieziono ofiary... zawsze rozmawia
w naszym języku.
- Jak oni się czują?
- Matka odzyskała przytomność.
- A dziecko?
- Chirurdzy działają, powinno być dobrze. Jest przytomne. To dziewczynka!
Felicity się roześmiała, Karim także. Miał olśniewająco białe, choć lekko nieregularne zęby. Był
wprost oszałamiający. Zamówił świetne wino i wykwintne zakąski. Był miłym i rozmownym
kompanem, a gdy przyniesiono dania główne, Felicity niemal się rozluźniła.
Niemal, bo jak zwykle jej umysł wybiegł w przyszłość, na koniec wieczoru, następny wieczór i
następny. To była prawdziwa randka.
Takie randki prowadziły do kolejnych spotkań...
Rozmawiali o tym, że Felicity jest zwolenniczką porodów naturalnych. Karim twierdził, że nie po
to urządzają nowoczesny szpital, żeby nie korzystać ze zdobyczy nauki.
- Mam nadzieję, że wiele się nauczę w Zaraku - oznajmiła.
- Nie byłby z ciebie dobry chirurg.
- Za to jestem dobrą położną - odparła z uśmiechem.
- Co powiedziałaś matce?
- Że znalazłam tani nocleg. - Gdy zmarszczył brwi, dodała: - Gdybym opowiedziała o wypadku,
tylko by się martwiła. Nie jestem pewna, czy dobrze robię, wyjeżdża-
32
Carol Marinelli
jąc. Moja siostra choruje od wielu lat. Jej kuracja dużo kosztuje. Wyjazd pokryje wydatki, ale... -
urwała, jeszcze nigdy nie zwierzała się,nieznajomemu.
- Ale? - ponaglił.
- Boję się, że sobie nie poradzą. Siostra ma anoreksję. Teraz jest wyleczona, ale mam obawy, czy
mój wyjazd nie spowoduje nawrotu choroby. - Poruszyła się nerwowo na krześle. - Chyba jednak
nie mam wyboru.
- Za to siostra go ma - odparł Karim. Kelner przyniósł mus z białej czekolady, polany gorącym
sosem malinowym. - Może być zdrowa albo nie, nie zrobisz tego za nią.
Miał rację, ale to nie było takie proste.
- Nie rozumiesz...
- Przeciwnie! - odparł z mocą. - Wiem wszystko o rodzinie i obowiązkach.
Karim zrezygnował z deseru i buszował po desce z wybornymi serami. Podsunął jej krakersa,
którego, ku swemu zdumieniu, przyjęła.
- A twój ojciec?
- Umarł przed kilku laty - odparła.
- Przykro mi, naprawdę.
- Nie ma powodu. To on był wszystkiemu winien. A twoja rodzina?
- Niewiele mam o tym do powiedzenia - odparł, wzruszając ramionami.
Rozsmarował miękki ser na krakersie, położył na wierzch odrobinę galaretki z pigwy i podał jej.
Dla siebie przyrządził to samo.
Żarliwy pocałunek
33
Karim dawał prezenty, ale nigdy nie dzielił się swoją własnością. Dziś zrobił wyjątek.
- Mam dwóch braci. Matka mieszka w Londynie, ojciec w Zaraku.
- Rozwiedli się?
Na jego twarzy pojawiło się napięcie. Przestraszyła się, że powiedziała coś niewłaściwego.
- W Zaraku nie ma rozwodów. Choć matka mieszka w Anglii, dała ojcu czterech synów. Zasługuje
na jego szacunek i wsparcie.
- Czterech? - Zmarszczyła zabawnie nos. - Mówiłeś, że masz dwóch braci.
- Zgadza się.
Teraz na pewno powiedziała coś niewłaściwego.
- Przepraszam...
- Nie mogłaś wiedzieć. - Umilkł, po czym dodał: - Jestem trzecim synem. Achmed był drugim.
Żarak to w większości pustynia. Brat lubił wyścigi, trenował na pustyni. Jego pojazd się zepsuł, a
pomoc nie dotarła na czas.
- Przykro mi - bąknęła. Przytrzymał jej spojrzenie, chciał coś powiedzieć, ale zmienił zdanie.
Nie było płacenia rachunku - tylko dwa osobne pokoje.
Tej części wieczoru zawsze się obawiała. Stanęli przy windach, serce tłukło się jej w piersi.
- Dziękuję - wykrztusiła - za cudowny wieczór. Karim zamierzał oznajmić, że to jeszcze nie
koniec, ale
widząc jej zdenerwowanie, postanowił ją najpierw uspo-
34
Carol Marinelli
koić. Będzie muskał ustami jej włosy, szyję... pojadą następną windą prosto do jego pokoju.
Była jego słodkim deserem; czekał nań dwanaście godzin i pragnął nagrody za dobre
sprawowanie.
Trzymał ją lekko za biodra i delikatnie całował. Było to tak rozkoszne, że postanowiła się temu
poddać. Strach zastąpiła przyjemność, twarda gula w żołądku nieco się rozluźniła. Gdyby poprosił
ją o następne spotkanie, zgodziłaby się bez wahania, choć dzieliła ich tak wielka odległość.
Z ustami na jej ustach przyciągnął ją mocniej do siebie, a ona_oddała mu pocałunek. Był czuły, ale
i namiętny, wsunął jej język w usta, ona zaś nagle się szarpnęła. Jeśli nawet nie dziś, wkrótce
będzie musiała mu wyznać, że jest oziębła. Nie była w stanie się z tym zmierzyć.
Ujrzała zdumienie w jego oczach, gdy wyrwawszy się z jego objęć, wpadła do windy.
- Zostaw mnie - zaszlochała, gdy za nią zawołał. Na ślepo wcisnęła kilka guzików, więc winda
zatrzymywała się niemal na każdym piętrze. Nie bała się, że będzie ją ścigał. Była przerażona
swoim panicznym zachowaniem. Tłumiąc szloch, wbiegła do pokoju.
Zrzuciła piękną suknię na podłogę i w samej bieliź-nie skuliła się w chłodnej pościeli. Czuła wstyd
na myśl o swoim postępowaniu. Zrobiła z siebie idiotkę, Karim całował ją przecież tylko na
pożegnanie.
Jego pocałunek sprawił jej niewysłowioną rozkosz.
Postąpiła głupio, udając, że może być normalna.
I to przed takim mężczyzną jak Karim.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Felicity wyszła na zimną szarą ulicę i skierowała się do metra. Marzyła, by wreszcie znaleźć się w
domu.
Nastawiła budzik na szóstą rano, chcąc uniknąć spotkania z nim przy śniadaniu.
Jej wczorajsza reakcja była stanowczo zbyt przesadna, dobrze o tym wiedziała.
Wystarczyłoby zwykłe „dobranoc".
Lecz to nie jego namiętny pocałunek wprawił ją w panikę, a myśl, do czego on może doprowadzić
z takim mężczyzną jak Karim. Nie zniosłaby hańby kolejnego rozczarowania. Lepiej zawczasu się
wycofać. Erotyzm wprost z niego emanował, nie mogła udawać, że tego nie widzi.
- Dzień dobry! - Nie zauważyła, że podbiega do niej i aż podskoczyła. Miał na sobie szary dres,
jakże odmienny od wczorajszego eleganckiego garnituru, ale równie szykowny. - Śpieszysz się na
pociąg?
- Tak... przywrócono połączenia.
Karim nie był zainteresowany pogawędką. Był zirytowany i chciał jej o tym powiedzieć.
- Naprawdę nie musiałaś wczoraj z płaczem uciekać. Wystarczyło powiedzieć „nie".
36
Carol Marinelli
Skoro wczoraj oddała mu pocałunek, należało to teraz wyjaśnić.
- Wydawało mi się, że wszystko dzieje się zbyt szybko.
- Namiętne pocałunki mają to do siebie - odparł.
Była miłą dziewczyną. Miłe dziewczyny pragnęły romansów, pocałunków, kwiatów, telefonów -
godził się na to z ochotą. Sam jednak pragnął seksu. Patrzył na jej zmartwioną twarz i poczuł
wzruszenie - gdyby miał więcej czasu, byłaby naprawdę warta grzechu.
Ale nie miał.
- Muszę już iść - bąknęła Felicity.
On także się śpieszył; musiał zakosztować wolności, zanim spocznie na nim ciężar korony.
- A gdybym chciał zaprosić cię dzisiaj na kolację? - zawołał, zaskakując samego siebie.
- Czekałaby cię długa droga! - Felicity próbowała się uśmiechnąć, ale spoważniała, gdy Karim
wzruszył ramionami.
- Lubię podróże.
- Dajmy temu spokój. - Łzy napłynęły jej do oczu, gdy patrzyła na tego pięknego mężczyznę,
który nie zasługiwał na odmowę. - Zrozum, nie chodzi o ciebie, tylko o mnie!
Pragnęła zmieszać się z dążącym do metra tłumem. Odwróciła się od Karima i uciekła, choć
przecież miała buty na obcasach, on zaś adidasy. Miała nadzieję, że uda jej się zniknąć w masie
ciemnych garniturów i kostiumów.
Karim był wściekły. Kim była kobieta, która użyła jego
Żarliwy pocałunek
37
wymówki? Odmówiła randki, pocałunków? Czy wiedziała, kim on jest? No właśnie, nie
wiedziała, co było częścią gry - zdobywał kobiety swym wdziękiem, a nie pozycją. Wszystkie poza
nią jedną. - Co to miało znaczyć? - Truchtał obok niej, powodując małe zamieszanie. Wcisnął się
za nią do windy.
- Daj spokój! - syknęła.
- Nie chcę.
- Bo zawsze dostajesz to, co chcesz, tak? - W jej głosie brzmiała taka pogarda, jakby ujrzała w nim
bogatego, zepsutego playboya. - No cóż, nie tym razem.
Wyszli z windy i chwycił ją za przegub.
- Przed czym uciekasz?
- Przed tobą! - odparła gniewnie. - Założyłeś, że prześpię się z tobą, bo zaprosiłeś mnie na kolację...
- Zaproponowałem, że spędzę kilka godzin za kierownicą, żeby znów zjeść z tobą kolację... -
Oczywiście kłamał, jego pilot zająłby się dowiezieniem go na miejsce, niemniej jednak oferował
naprawdę dużo, a ona wciąż odmawiała. - Co w tym przerażającego?
- Nic. Przyjmij do wiadomości, że mnie nie pociągasz. To było czyste kłamstwo, któremu musiał
zaprzeczyć pocałunkiem. Pociąg ze zgrzytem wjechał na peron, tłum ruszył do wagonów, ale on
tego nie widział, wtulony w jej ciało. Wsunął język w jej usta, a wówczas poczuła w sobie
płomień, który rozkosznie lizał jej trzewia. Nigdy dotąd nie czuła czegoś tak cudownego. Karim
całował ją namiętnie, ledwie mogła oddychać, ale go nie odepchnęła, pragnęła jedynie cała się
zatracić.
38
Carol Marinelli
- Pozwól, że się z tobą nie zgodzę. - Spojrzał prosto w jej zamglone oczy.
Rozszlochała się rozpaczliwie.
Karim stał przy niej cierpliwie, po czym podał jej chusteczkę z monogramem, w którą
wydmuchała nos. Powinien teraz odejść, bo wyraźnie miała jakiś problem, który go nie dotyczył.
On zamierzał się po prostu zabawić, zanim stanie się poważną głową państwa.
Jednak czuł się dziwnie odpowiedzialny. Za nią.
Łzy rzadko go poruszały. Tu było inaczej.
Odejdź, szeptał jego głos wewnętrzny. Nie słuchał.
Po chwili wahania wziął ją w ramiona, przekonując się z ulgą, że go nić odtrąca. Jego serce
napełniło się czułością i współczuciem, gdy wyprowadzał ją z metra, komplikując przez to swoje
życie.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Obce ludzkie spojrzenia śledziły ich, gdy wsiadali do windy w hotelu.
Łzy nie płynęły już tak obficie, ale ze wstydem wtuliła twarz w jego pierś. Wzruszyło ją, że dla
niej nie obawiał się narazić na zakłopotanie w miejscu publicznym.
W głębi ducha mu ufała. Po wczorajszym wieczorze wiedziała, że dla Karima „nie" znaczy „nie", a
fakt, że był lekarzem, również miał znaczenie. Było jednak coś więcej. Karim był źródłem tego
cudownego uczucia, o którym tyle słyszała, lecz nie potrafiła doświadczyć. Chciała od niego uciec,
a teraz świadomie wróciła.
W porównaniu z jej olbrzymim apartamentem jego pokoje były wprost królewskie, mimo to czuła
się tam bezpiecznie. Przysiadła na kanapie, on zaś zamówił w recepcji śniadanie, po czym nalał jej
sporą miarkę brandy. Potrząsnęła zdecydowanie głową.
- Jest dopiero siódma rano!
- Wypij, trunek dobrze ci zrobi - poradził.
Upiła łyk, potem jeszcze jeden. Drżała na całym ciele, zupełnie jak wczoraj podczas wypadku,
mimo że w pokoju było ciepło.
40
Carol Marinelli
Mimo tego drżenia ona pierwsza przerwała milczenie.
- Myślę, że nie powinnam była przyjmować twojego zaproszenia.
- Czy spotykasz się z kimś? - spytał Karim. Może tu leżała przyczyna jej dziwnego zachowania.
Nie ulegało wątpliwości, że oboje czuli do siebie silny pociąg od chwili pierwszego spotkania w
sali konferencyjnej.
- Zerwaliśmy ze sobą. -Felicity upiła jeszcze łyk brandy, po czym odstawiła szklaneczkę. Nic jej
nie uspokoi, póki nie wyzna mu prawdy. - Związki niezbyt mi się udają.
- Tak samo jak mnie... - zaczął Karim, ale urwał. Nawet łagodny żart zupełnie teraz nie pasował.
- Nie ma sensu niczego zaczynać. To nie w porządku wobec ciebie... - Jej wyjaśnienia były co
najmniej niejasne. - Byłam z Paulem przez rok i nie mogliśmy... to znaczy, ja nie mogłam... - Nie
potrafiła tego wykrztusić, ale Karim pojął sens jej słów.
- Nie mogliście uprawiać seksu? -Tak
- Wiesz, że jestem lekarzem? - Obserwował uważnie, jak przyjęła jego słowa.
Potaknęła. Może mu zaufa, może dlatego dała się zaprowadzić do jego apartamentu.
- Więc posłuchaj. Nie jesteś oziębła.
Potrząsnęła ze smutkiem głową. Słyszała to już tyle razy.
- Felicity. - Jego głos wyrażał absolutną pewność siebie. Bardzo chciała mu wierzyć. - Nie jesteś
oziębła.
Żarliwy pocałunek
41
Chciała mu wierzyć, to prawda, ale przecież wiedziała lepiej.
- Byłam już u tylu lekarzy i psychologów. Przez rok miałam chłopaka i próbowaliśmy
wszystkiego. Nie czuję nic poza lękiem.
- Czy lekarze ustalili przyczynę? - Nie przejął się, gdy wybuchła gorzkim śmiechem. - Twoja
siostra choruje?
- Jest anorektyczką - odparła Felicity. - Powoli dochodzi do zdrowia.
- Twoja matka wiecznie się niepokoi?
- Słyszałam to już tysiąc razy. - Felicity chwyciła się rozpaczliwie za głowę. Miała już tego dość,
tych wiecznie powtarzanych pytań w nadziei, że tym razem to coś pomoże. Rezultat był zawsze
jednakowy. - Mój ojciec był autorytarnym pijakiem. Nie używał przemocy... nie molestował
mnie... - Nienawidziła tych pytań, podejrzeń, bo nie stosowały się do niej.
- Przemoc nie musi być fizyczna bądź seksualna.
- Wiem... - Felicity odetchnęła z ulgą, że ją zrozumiał. Opresyjny ojciec zniszczył jej psychikę w
inny sposób niż matce czy siostrze. Obawiała się zaufać, stracić kontrolę, trudno to było logicznie
wyjaśnić.
- Nigdy w życiu nie czułaś podniecenia?
- Nie. Nigdy. -Ani razu?
- Nie... - Zerknęła na niego, po czym spuściła wzrok. Właśnie dlatego tu była, bo wczoraj poczuła
podniecenie! Karim włączył w niej taką funkcję. Nie wiedziała, jak to zrobił, ale chciała wiedzieć,
dlaczego.
42
Carol Marinelli
Karim nie mógł się zdecydować. Wzruszyła go ta piękna, pozbawiona egoizmu kobieta, która
przyjmowała dzieci na świat, dzielnie ratowała życie, dla której rodzina była najważniejsza, a
przecież tak bardzo cierpiała. Zegar tykał, mijały ostatnie dni jego wolności. Mógłby z nich
korzystać, a jednak wolał być tutaj, w towarzystwie nieśmiałej, ślicznej kobiety, której z łatwością
mógł pomóc. - Nie mówię teraz jako lekarz - rzekł ze spokojem -lecz jako mężczyzna. Uważam, że
mogę temu zaradzić.
- Paul mówił to samo - odparła drwiąco. Typowa arogancka gadka faceta pyszałka. A już myślała,
że Karim ją zrozumiał!
- Nie jestem Paulem.
Trudno się było z tym nie zgodzić.
- Mówię ci, że nie jesteś oziębła. Zapewniam cię, że można to naprawić.
- Skąd wiesz? - spytała gniewnie. - Skąd wiesz, że nie będę się czuła jeszcze gorzej, gdy
najseksowniejszy facet na świecie... - urwała, a na jego ślicznie wykrojonych ustach pojawił się
lekki uśmieszek. Ona także niemal się uśmiechnęła.
- Przyjmuję komplement - odparł Karim, po czym dodał rzeczowo: - Oziębłość oznacza
niezdolność do odczuwania rozkoszy lub brak chęci współżycia. Sądzisz, że nie jesteś do tego
zdolna, ale jesteś chętna. Gdy w sali konferencyjnej staliśmy obok siebie w ciemności, nie czułaś
podniecenia? - Nie wiem... sama nie wiem... - Chciała się zerwać jak gotowe do ucieczki zwierzę,
ale przytrzymał ją za ręce.
- Powiedzmy, że zrobimy to krok po kroku... - Obser-
Żarliwy pocałunek
43
wował ją spod przymrużonych powiek. - Powiedzmy, że zgodzisz się zjeść ze mną kolację.
W jej oczach znów pokazały się łzy, gdy świadomie mówił nie to, czego się spodziewała, ale
wiedział, że ma rację.
- W takim razie czemu nie mielibyśmy zrobić najpierw t e g o, a potem... - Uniósł jej brodę, żeby
zobaczyła, że się do niej uśmiecha. - Potem będziesz się świetnie bawiła podczas kolacji.
- Nie wiem... co wczoraj czułam.
- Byłaś podniecona - orzekł. - Czułem to całym sobą.
- Jak to?
- Bo ja też byłem podniecony.
A więc to nie była jej wyobraźnia.
Karim wiedział, co powinien teraz uczynić.
- Tak właśnie oboje się czuliśmy - szepnął, dotykając jej dłonią swojego podbrzusza.
Wyczuła pod palcami jego potężną męskość, co jej wcale nie uspokoiło. Chciała cofnąć rękę -
skoro nie potrafiła przyjąć w siebie Paula, z Karimem z pewnością się to nie uda - ale nie
przestawał mówić do niej niskim zmysłowym głosem, który osobliwie ją kołysał.
- Stałem tam i czułem twoją ekscytującą obecność... chciałem do ciebie podejść... - Czuła, jak
twardnieje i porusza się pod jej dotykiem, a jednak nie cofnęła ręki. - Oczywiście nic nie mogłem
wtedy zrobić. Stałem i marzyłem o tym, co będzie później.
- Później?
Zerknął w lewo, gdzie w sypialni stało wielkie łoże.
44
Carol Marinelli
- Wczoraj po kolacji mogłem odwiedzić wiele kobiet, ale pragnąłem ciebie.
Wyczuwała pod palcami moc jego erekcji. Rosło w niej dzikie podniecenie na myśl o nim w
jedwabnej pościeli. Nawet na niego nie patrzyła; trzymała w dłoni jego męskość i gapiła się na
łóżko.
- Miałem cię wczoraj, Felicity.
Och, teraz poczuła strach... choć nie, raczej nerwowe podekscytowanie, które zawsze czuła w
piersi, a nie tak nisko i głęboko w trzewiach.
- Pieściłem się, myśląc o tobie i wiem, że ty robiłaś to samo.
- Nie. - Oderwała od niego rękę. - Wcale nie. Nie mogę.
- Ale czy chcesz? Chciała?
Sytuacja była niebezpieczna, a jednak czuła się spokojnie i pewnie. Była piękna i po raz pierwszy
pomyślała, że może jej się udać.
-Tak...
To była szczera odpowiedź, bo tu i teraz bardzo chciała kochać się z tym mężczyzną, który umiał
ją pieścić, całować, rozumiał ją. Wziął ją za rękę i zaprowadził do hotelu. Jeśli nie zrobi tego z nim,
to przepadło, nie zrobi tego już z nikim.
Ten piękny mężczyzna dawał jej szansę na nowe życie. Nigdy nikt aż tak jej nie pociągał. Nie
tylko fizycznie. Wszystko w nim jej się podobało - bystre oczy, modulowany głos, szczery
uśmiech...
Żarliwy pocałunek
45
- A jeśli mi się nie uda? - spytała bez gniewu; po prostu ta myśl ją dręczyła.
- Martwisz się na zapas - odparł.
Rozległo się pukanie do drzwi i Karim wstał. Zerknęła na niego - nie było widać oznak
wcześniejszego podniecenia. Wszedł kelner, a wraz z nim wdarło się zwyczajne życie. Znów
poczuła lęk na myśl, na co się właśnie zgodziła.
- Wezmę prysznic - oznajmił. - Ty zjedz śniadanie. - Na stole cżekały królewskie potrawy.
Kelner wyszedł, a Felicity stała, niepewna, co ma robić.
- Jedz! - zawołał z łazienki, jakby czytał w jej myślach. Nie miała ochoty na jedzenie, chciała mieć
z głowy
udrękę swojego życia, choć nie powinna tak o tym myśleć. Słyszała szum płynącej wody i przez
moment miała chęć uciec. Karim nie wiedział, jak poważny jest problem, nie znał głębin jej
strachu. Mimo rozpaczliwych prób Paul nie był w stanie w nią wejść.
Karim wziął długi prysznic. Wytarł się ręcznikiem i założył miękki szlafrok, zastanawiając się, czy
Felicity jednak nie uciekła.
Pragnął jej. Wzbudziła jego ciekawość.
Golił się, szczerząc zęby do „najseksowniejszego mężczyzny na świecie". Omal się przy tym nie
zaciął.
Uznał, że dziewczyna jest przemiła.
Karim dobrze znał kobiety, ale Felicity była wyzwaniem, co mu szalenie odpowiadało.
W życiu kochał dwie rzeczy - kobiety i wyzwania. Felicity była obiema.
46
Carol Marinelli
Wiedział, że się bała i nie potrafiła rozluźnić, zwłaszcza gdy czekało na nią „zadanie". Mimo jej
zaprzeczeń wiedział też, że działał na nią jak magnes, że ją podniecał. O tym myślał, gdy wyszedł z
łazienki i zastał ją nerwowo przycupniętą na kanapie, jakby czekała na wyrwanie zęba.
Zrozumiał, że dziewczyna potrafi czuć się swobodniej jedynie wtedy, gdy nie ma już wyboru.
- Muszę załatwić kilka telefonów - powiedział Karim. - Przepraszam cię, ale to bardzo ważne.
- Oczywiście! - Uśmiechnęła się do niego, lecz w głębi serca poczuła rozczarowanie.
Kartkował kalendarz, rozmawiając po arabsku, po czym nagle przeszedł na angielski.
- Powiedz mu, że ma zadzwonić za pięć minut! - rozkazał. - Minuta spóźnienia i nici z biznesu!
Odwrócił się do niej z uśmiechem.
- Może wykąpiesz się i zrelaksujesz, a ja załatwię te telefony? - zaproponował.
Karim sądził, że mówi właściwe słowa, lecz Felicity miała ochotę chwycić swoją torbę i uciec.
Gdyby to było takie proste, pomyślała cierpko. Ile pienistych kąpieli przygotował dla niej Paul?
Nie ma szans na relaks, skoro wiadomo, co ma się potem wydarzyć... Czy to tak trudno zrozumieć?
- Może już lepiej pójdę... - wykrztusiła, zmuszając się do uśmiechu.
- Chwileczkę. - Jego telefon znów dzwonił, a on odebrał, przyciągając ją jednocześnie do siebie.
Rozmawiał, pokrywając jej twarz drobnymi pocałunkami, a gdy skończył, pocałował ją głęboko w
usta.
Żarliwy pocałunek
47
- Miłej kąpieli, a potem będę już wolny...
- Dobrze... - Tak słodko było go całować, świeżo ogolony, pachniał mydłem i wodą kolońską,
włosy miał lekko wilgotne.
- Nie ruszaj się - warknął, gdy telefon zabrzęczał ponownie. Przestawił go na głośnik, położył na
stole i nie przestawał jej całować, podczas gdy nosowy głos huczał w tle. - Zadzwonią jeszcze raz
za chwilę - szepnął, po czym rozkazującym tonem przemówił do telefonu. - Kąpiel! - rzekł do niej;
nie miała ochoty odejść.
Przyciskał się do niej twardym łonem, czuła w ustach jego zwinny język, przeszywał ją prąd jak
wtedy, na stacji metra. W dole brzucha czuła rozkoszne drgania.
- Czy naprawdę?... - Odsunęła się, by na niego spojrzeć. - Wczoraj w nocy... naprawdę o mnie
myślałeś?
- O tak... - odparł ochryple, sadzając ją na stole. Rozsunął jej lekko kolana i podniósł spódnicę.
Felicity poczuła nagły skurcz żołądka. - Kiedy będziesz leżała w wannie, myśl o mnie tak, jak ja
myślałem wczoraj o tobie. Właśnie tak...
Przerażona i jednocześnie zafascynowana, patrzyła, jak rozkłada poły szlafroka. Strach i żal
chwyciły ją za gardło, bo przecież nie ma mowy, by zdołała przyjąć go w siebie. A jednak był taki
piękny. Gładził lekko swój wspaniały penis; ach, jakże pragnęła go dotknąć...
- Myślałem o tobie w ciemnej sali. Wyobrażałem sobie, że nikogo tam nie ma... - Powoli rozsuwał
jej kolana, delikatnie trącając jej krocze czubkiem penisa. - Chciałem ci unieść spódnicę... - Ujął jej
rękę i położył na swej po-
48
Carol Marinelli
tężnej męskości. Zadrżała, czując dotyk ciemnej aksamitnej skóry pod palcami.
- Później - szepnął Karim - gdy nie będę tak zajęty, a ty będziesz rozgrzana kąpielą...
Jednym gładkim ruchem zsunął z niej figi, a potem znów przed nią stanął, gładząc ją
pieszczotliwie czubkiem sztywnego penisa. Rozpiął jej bluzkę i zsunął z ramion, a potem odpiął
haftki stanika i uwolnił piersi. Pochylił głowę i powoli ssał różowy sutek, nie przestając napierać
na jej łono. Jej ciało wiło się pod jego dotykiem. Wrócił ustami do jej warg i pocałował ją głęboko,
wsuwając i wysuwając język niczym przy stosunku.
Karim był zawsze przygotowany, będąc świadomym wartości swojego nasienia. Nie odrywając od
niej ust, otworzył jedną z szuflad i wyjął prezerwatywę.
- Masz.
- Nie możemy teraz...
- Oczywiście, że nie. Mamy czas, nigdzie się nie śpieszymy, ale warto spróbować, jak to się robi. -
Odwinął gumkę. - Później, po kąpieli, założysz mi ją tak... - Ręce trzęsły jej się tak bardzo, że
niemal upuściła śliski przedmiot. - Pokażę ci... - Założył prezerwatywę na czubek penisa i ujął
drżące dłonie Felicity. - Zsuń ją niżej...
Bała się, że go zadrapie, ale zrobiła, jak prosił, rozwijając gumkę na całą imponującą długość.
- Widzisz - szepnął Karim. - To proste.
Wrócił do drażnienia czubkiem penisa jej wilgotnego krocza. Myślał o niej wczoraj, ale o ileż była
słodsza w naturze. Była śliczna, zaróżowiona i chętna, a do tego by-
Żarliwy pocałunek
49
ła dziewicą! Z jej ust wyrwał się cichy jęk rozkoszy, gdy jak najdelikatniej muskał kciukiem źródło
jej przyjemności. Powolutku zsunął palce niżej, ona zaś natychmiast zesztywniała, napięła się w
geście odmowy, lecz on miał nadzieję, że postępuje właściwie.
Poczuła tam jego palce i spanikowała. Jednak gdy je przesunął, znowu się nieco rozluźniła.
Piekielny telefon znów się rozdzwonił i Felicity wiedziała, że Karim musi odebrać, ale nie chciała
mu na to pozwolić, całując go mocno w usta, gdy próbował się odsunąć.
- Muszę odebrać!
- Wiem.
Jednak nie przestawał jej całować, póki telefon nie umilkł i nie zapiszczał sygnał poczty głosowej.
- Oddzwoni... - szepnął Karim. - Idź do wanny, Felicity. Zasługujesz na moją wyłączną uwagę,
więc kiedy już wyjdziesz z kąpieli...
Był tam, dokładnie tam, trącał ją lekko, maleńkie, delikatne pchnięcia, które wiodły donikąd, a
jednak wystrzeliły ją na orbitę, dając jej poznać, co jeszcze może się zdarzyć. Wtem znów
zabrzęczał telefon; najwyraźniej umówione pięć minut właśnie upłynęło.
- Odbiorę... Ty idź i... -Dobrze...
- Naprawdę muszę odebrać.
- Wiem.
Spojrzał z żalem na swój sztywny penis, tuż przy niej, tam, gdzie... Felicity także spojrzała.
50
Carol Marinelli
- Niedługo będę miał cały wolny dzień.
- Wiem.
Telefon umilkł. Karim znalazł się już odrobinę wewnątrz niej, troszeczkę, a ona nadal
obserwowała jego działania. Wkrótce telefon znowu się rozdzwoni i on będzie musiał odebrać, a
ona tego nie chciała.
- Popatrz! - nakazał Karim, choć przecież miała spuszczony wzrok, i wysunął się nieco, a potem
znowu w nią wszedł, odrobinę, samym końcem penisa. Zrzucił szlafrok i stał przed nią,
muskularny i piękny, ona zaś czuła drżenie ud i pulsowanie żądzy, gdy wsunął się w nią nieco
głębiej. Zaczynała odczuwać ból i wiedziała, że dozna skurczu, ale na razie ocalił ją telefon.
- Wybacz, ale naprawdę muszę... - mruknął z prawdziwym żalem. Po czym to zrobił. Nie
spuszczając z niej wzroku, pchnął mocno, zdecydowanie, obserwując, jak na jej twarzy odmalował
się szok, potem zaskoczenie, rozbawienie, a wreszcie podziw. Gdyby był teraz z kimś innym,
doszedłby w tej sekundzie. Opanował się z najwyższym trudem, ale chciał, by w pełni przeżyła tę
chwilę. W jego oczach nie było triumfu, lecz wyłącznie czułość, gdy ujrzał jej zdumioną i
uszczęśliwioną twarz.
Owszem, bolało, ale w sposób przyjemny. Dla Felicity było to jak doświadczenie przebywania
poza ciałem. Patrzyła na to, czuła, ale nie była w stanie pojąć, że dzieje się to wszystko z jej
udziałem. Wypełnił ją sobą, a ona opadła na jego ramię, kąsając je delikatnie, po czym owinęła go
w pasie nogami. A potem to poczuła.
Zaczęło się od słodkiego drżenia ud, po czym płomień
Żarliwy pocałunek
51
wypełnił ją całą, aż zapadła się w sobie. Wtedy porwał ją gwałtownie na siebie, przycisnął, jeszcze
kilka pchnięć, już nie tak delikatnych, ale jakże cudownych, i w końcu doszła. Trzymał ją w
ramionach, podczas gdy jej osłabłe, rozgorączkowane ciało wysyłało słodkie drgnienia jej
pierwszego orgazmu. Chciała krzyczeć, ale się powstrzymała. Potem on zaczął jęczeć i
gwałtownie się w niej poruszać, ona zaś cicho zapłakała, czując jego szczytowanie wewnątrz
siebie.
Karimowi kręciło się w głowie.
Czegoś takiego nigdy dotąd nie przeżył. Czuł się osłabiony, bolały go uda, bolał krzyż.
Wykorzystał ukryte rezerwy, by ją zadowolić. Nie miał siły zanieść ją do łóżka, tylko stał bez
ruchu, opuściwszy ją przedtem na ziemię.
- Dziękuję... - wyszeptała, równie oszołomiona jak on. Pozwoliła mu zanieść się do łóżka, posadzić
na krawędzi i powoli rozebrać. Gdy to czynił, całował każdą część jej obnażonej skóry. - Było
cudownie... - Mówiła już niemal bez zadyszki. - Nigdy, nawet w największych marzeniach...
Powiodła dłonią po jego podbrzuszu. Chciał jej powiedzieć, że nie, że jeszcze za wcześnie, ale
natura znowu go zaskoczyła. Jej chęć była tak widoczna, jej podziw tak rozkoszny, że natychmiast
poczuł erekcję. Dla Felicity - tylko dla niej - mógł to robić bez przerwy.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Od trzech lat Karim wiedział, że nadejdzie ten dzień.
Późnym popołudniem cicho zabrzęczał telefon - nie ten zwykły, który dawno wyłączył, lecz ten,
który musiał być stale włączony.
Odebrał w salonie, słuchał wiadomości i siedział z twarzą ukrytą w dłoniach. Potem wszedł do
sypialni, gdzie spokojnie spała, i zapragnął wtulić się w jej miękkie ciało i też zasnąć. A gdy się
obudzi, roześmieje się z ulgą, że to był tylko sen. Jednak szkoda mu było spać, gdy wiedział, że są
to ostatnie chwile jego wolności.
Jeszcze przez kilka minut będzie Karimem; potem -mimo iż był trzecim synem z kolei - zostanie
królem.
Ten dzień nie powinien był nadejść...
Na następcę tronu sposobiono jego dwóch starszych braci: Hassana - jako pierworodnego,
Achmeda - tak na wszelki wypadek Młodsi, Karim i Ibrahim, mieli więcej swobody. Matka
wywalczyła ją tylko dla młodszych synów. Trzej chłopcy odziedziczyli po niej pewne cechy: naj-
starszy Hassan miał jej bystre niebieskie oczy, ale brakowało mu jej lekkości i radosnego
usposobienia. Achmed
Żarliwy pocałunek
53
miał równie jasną cerę i włosy jak ona, i podobnie, żywy charakter. Karim był trzecim synem, a
więc nie należała mu się sukcesja tronu. Był wolny. Prasa nie interesowała się przystojnym
ciemnoskórym księciem, a raczej jego braćmi. Najmłodszy Ibrahim był zarówno wyniosły i
po-pędliwy jak ojciec, jak i nieobliczalny i dziki jak matka.
Karim natomiast był wykapanym ojcem.
Stary szejk twierdził, że będzie doskonałym królem.
Był stanowczy, arogancki, emanował wewnętrzną siłą. Gdy grzechy jego matki wyszły na jaw, a
ona sama, okryta hańbą, zbiegła do Anglii, Karim, który był jej najbliższy, jako jedyny z braci nie
płakał.*
Nie było przebaczenia, odstępstwa od zasad - była żoną króla, zatem tak właśnie miało się stać.
Dla Karima sprawa była prosta. Również w tym aspekcie, że jako trzeci syn mógł realizować swoje
zainteresowania. Po obowiązkowej służbie w armii jego starsi bracia studiowali historię i
politologię, młody Karim natomiast poświęcił się medycynie. Wyjechał do Anglii, spędzał czas z
matką, pokazywał się w towarzystwie. Londyńska śmietanka jadła z ręki przystojnego arabskiego
księcia.
Kiedy to się zmieniło?
Gapiąc się na ciemniejące londyńskie niebo, Karim oparł czoło o szybę. Pamiętał, kiedy pierwszy
raz poczuł ten lęk, niczym czarne palce ściskający mu serce. Później czuł go już regularnie, a
ostatnio budził się z nim każdego ranka.
Hassan się ożenił, świętował wówczas cały Zarak Ka-
54
Carol Marinelli
rim śmiał się, gdy ojciec napomykał, że już dwa lata nie ma potomstwa.
Minęły trzy lata, cztery, aż wreszcie pojawiła się oczekiwana wieść.
Dziecko miało się urodzić w kwietniu.
Chłopiec przyszedł na świat w lutym. Karim trzymał go w dłoniach ostatniego dnia jego
nieszczęsnego życia. Jako lekarz wiedział, że nic mu nie pomoże. Życie uchodziło z jego
maleńkiego, słabego ciałka.
Wtedy się przeraził. Skoro Hassan nie mógł mieć potomstwa, w przyszłości następcą tronu będzie
Achmed.
Achmed. Karim zawsze wiedział, że jego brat jest rozchwiany emocjonalnie, mimo pozorów
dzielności. Następstwo tronu stało się dla niego nieznośnym ciężarem. Pewnego razu wyjechał
dżipem z napędem na cztery koła na niegościnną pustynię. Samobójstwo było grzechem, więc
nazwano to „wyczerpaniem organizmu wskutek upału".
W listopadzie kraj znów pogrążył się w żałobie.
Nic nie zostało jasno powiedziane.
Karim stopniowo wycofywał się z pracy w szpitalu i przyjmowania pacjentów. Starając się
ignorować swój lęk, zaangażował się w budowę szpitala i uniwersytetu. Bo gdyby przyznał, że lęk
jest uzasadniony...
Dziś tak właśnie się okazało.
Wszystko już było jasne.
Jesteś silny, powiedział sobie Karim. Będziesz dobrym władcą dla poddanych.
Żarliwy pocałunek
55
Wiedział, że jest twardy. I nawet przed samym sobą nie przyzna się do głęboko skrywanej prawdy
. Zamierzał stawić czoło wyzwaniu.
Gdy Felicity się obudziła i rozkosznie się przeciągnęła, w sypialni było cicho i ciemno.
Karim stał przy oknie, wyglądając na ulicę. Już chciała doń zawołać przyjazne słowa, gdy na
widok jego posępnej miny zmilczała. Ciężko zwiesił ramiona i patrzył przed siebie nieobecnym
wzrokiem. Poczuła nagły chłód.
- Karim?
Podszedł do niej z wymuszonym półuśmiechem i przysiadł na krawędzi łóżka.
- Spałaś tak spokojnie, że nie chciałem cię budzić.
- Czy coś się stało?
Kochali się wiele razy w ciągu dnia, dzieląc nie tylko ciała, ale i umysły. Felicity wyznała mu, jak
bardzo kocha rodzinę, jak ciężko było jej z nią się rozstać, że lubi swoją pracę i przyjaciół. Teraz
uświadomiła sobie, że on nie powiedział jej niemal nic o sobie.
- Mój ojciec jest ciężko chory.
- Przykro mi.
- Dowiedziałem się właśnie, że trafił do szpitala. Muszę natychmiast, wyjechać do Zaraku. - Jego
twarz była naznaczona bólem.
Felicity wiedziała, że Karim mówi prawdę, i objęła go mocno ramionami, ale pozostał jakiś
nieobecny. W jego sylwetce widać było napięcie, w głosie nie było czułości.
- Nie wiem, kiedy wrócę.
56
Carol Marinelli
- Zadzwonisz do mnie?
- Nie spodziewam się rychłego powrotu. Felicity... -Było mu bardzo ciężko. Patrzył na nią
uważnie. Była śliczna, chciałby ją zabrać ze sobą, ale przecież nie mógł. Nie wiedziała nawet, kim
on jest, nie mógł zrzucić na jej barki tego ciężaru. Pragnęła romantycznych spotkań, kwiatów,
telefonów. Tęskniła za rodziną i przyjaciółmi oraz marzyła o wyzwoleniu ciała, jakie jej właśnie
ofiarował. Nie mógł, nie chciał jej tego zrobić. - Po powrocie do kraju będę bardzo zajęty. Wiele
się dla mnie zmieni.
- Więc to koniec, czy tak? - Spojrzała na niego gniewnym, zranionym wzrokiem i zaczęła się
ubierać.
W jej ruchach były duma i godność. Było w niej jeszcze coś, co zrodziło się dziś rano. Stała przed
nim dumna, świadoma swej kobiecości osoba, a Karim wiedział, że dzisiejszy dzień się do tego
przyczynił. Felicity także to wiedziała. Była zraniona, gorzko rozczarowana, a jednak czuła się
silna. Karim musiał wracać do ojca. Między nimi nic więcej nie mogło się zdarzyć.
Lecz przecież łączyło ich coś pięknego, więc zamiast wybiec z pokoju, podeszła do niego, a Karim
ją objął. Tulił ją tak, jakby nie chciał wypuścić jej z objęć.
- Mój szofer odwiezie cię do domu.
- Karim, mieszkam daleko stąd...
- Nie będziesz jechała pociągiem. - Telefon zadzwonił, a on tym razem odebrał. Rozmawiał tylko
chwilę. - Przygotowują mój samolot.
- Twój samolot? - powtórzyła z niedowierzaniem.
Żarliwy pocałunek
57
Poprawił się, nie chcąc wprawiać jej w zakłopotanie.
- Przepraszam, czasem źle dobieram" słowa. Zabukowałem bilet, wyjeżdżam za pół godziny.
Nie chciał jechać, widziała to. Świadczyły o tym namiętne pocałunki, pośpieszny stosunek, jaki
jeszcze odbyli, uścisk ręki, gdy odprowadził ją do czekającej pod hotelem limuzyny.
Jazda do domu była długa, ale Felicity to nie przeszkadzało. Musiała się zastanowić nad
wydarzeniami ostatniej doby.
Nie znała nawet jego nazwiska, a jednak ten mężczyzna ją zmienił.
Ktoś mógłby to skrytykować - poszła do łóżka z kimś, kogo więcej nie zobaczy, lecz Felicity nie
czuła wstydu.
Gdy dotarła wreszcie do swego mieszkania, przed drzwiami znalazła olbrzymi bukiet kwiatów.
Bladoróżowe orchidee musiały kosztować fortunę. Felicity ze łzami w oczach przeczytała
dołączony do nich liścik.
Zawsze pamiętaj.
Karim
Jak mogłaby zapomnieć?
Weszła do saloniku, gdzie na telefonie migotała czerwona lampka. Noor zostawiła wiadomość, że
oferuje jej posadę w Zaraku.
Pensja była hojna, tyle że musiała wyjechać w ciągu tygodnia. Felicity wiedziała, że Karim nie
miał z tym nic wspólnego, bo wiadomość została nagrana natychmiast po zakończeniu sesji
informacyjnej.
58
Carol Marinelli
Druga wiadomość pochodziła od matki - prosiła o telefon, gdy tylko Felicity wróci do domu.
Podeszła do okna i spoglądała w chłodne nocne niebo. Wyobraziła sobie Karima, lecącego do
chorego ojca, i zastanawiała się, czy się z nim jeszcze kiedyś zobaczy. Jeśli nawet jego życie było
skomplikowane, to jej było proste i zwyczajne.
Jeszcze raz przeczytała liścik.
Zawsze pamiętaj.
Och, będzie pamiętała każdą sekundę ich niezwykłego spotkania, które tyle w niej zmieniło. Nie
zapomni, uświadomiła sobie, roniąc obficie łzy, bo się w nim zakochała.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Nie było czasu do stracenia!
Nic nie mogła na to poradzić!
Został jej tylko tydzień, a musiała jeszcze wypełnić dokumenty, zwolnić się z pracy, odwiedzić
rodzinę i przyjaciół, żeby zapewnić wszystkich, że nie wyjeżdża na zawsze.
Choć wiedziała, że wróci, ciężko jej było opuścić dom.
Na lotnisku przytuliła swoją wychudzoną siostrę.
- Opiekuj się mieszkaniem - poprosiła, udając, że wcale się nie martwi, jak siostra sobie poradzi.
- Dobrze, możesz być spokojna.
-1 trzymaj się. - Pragnęła, żeby los uśmiechnął się do siostry tak samo jak do niej, gdy zesłał jej
Karima. -Uhm.
- Zadzwonisz natychmiast, jak wylądujesz? - błagała matka.
- Tak Ale, mamo, nie będę często dzwoniła i ty także nie dzwoń do mnie, nie możemy sobie na to
pozwolić.
- Wiem - mruknęła matka. - Damy sobie radę. Felicity po raz ostatni uścisnęła matkę i siostrę i
ruszy-
60
Carol Marinelli
ła do stanowiska kontroli. Mimo obaw i wątpliwości czuła też podniecenie.
Zaczynała się wielka przygoda.
Miała nadzieję, że dzięki pracy w Zaraku spłaci długi i ze spokojem spojrzy w przyszłość. I
oczywiście spodziewała się spotkać Karima.
Wiedziała, że lot liniami Zarak Air będzie długi, ale nie wątpiła, że będzie także wygodny.
Felicity założyła słuchawki i włączyła film dla turystów o królestwie Zaraku. Oglądała piaszczyste
plaże, pustynie, meczety. Wkrótce znajdzie się w tym pięknym kraju.
Potem była mowa o rodzinie królewskiej. Pokazano przepiękny starożytny pałac, przed którym
maszerowali żołnierze. Król Zarak z rodziną u boku pozdrawiał poddanych z balkonu.
Wtem serce Felicity stanęło.
Uśmiechał się do niej bowiem szalenie przystojny mężczyzna w oficerskim mundurze. Jak
poinformował ją komentator, jest to książę Karim, trzeci syn szejka królestwa Zaraku.
Jej wnętrzności zamieniły się w sopel lodu. Karim był księciem.
Nic dziwnego, że zastrzegł, iż nigdy nie będą mogli być razem. Nie dzieliła ich jedynie przestrzeń,
lecz tysiącletnie dziedzictwo.
Siedziała sztywno, gdy samolot zniżał się do lądowania.
W dole widać było Morze Śródziemne, okolone złoci-
Żarliwy pocałunek
61
stym piaskiem. Maszyna zatoczyła koło, jakby chcąc umożliwić jej dokładne przyjrzenie się
bogactwu kraju.
Piasek ustąpił miejsca starożytnym budowlom miasta Zarakua. Światła w kabinie przygasły, w
dole zaś lśniły średniowieczne meczety, kolorowe bazary, wykładane mozaiką ściany domów. Na
tle morza na sekundę ukazał się pałac.
Dom Karima.
Koła uderzyły o pas startowy, hamulce zajęczały, impet wbił Felicity w fotel.
Wylądowała w świecie Karima.
ROZDZIAŁ ÓSMY
- Leila? - Stała tyłem do drzwi i podskoczyła lekko na dźwięk jego głosu. - Co tu robisz?
- Czekam na ciebie - odparła była kochanka.
- Nie zapraszałem cię.
-1 co z tego? - odparła nadąsana. - Kiedyś ci to nie przeszkadzało. Usłyszałam o chorobie króla i
chciałam cię pocieszyć w tych ciężkich chwilach. - Powiodła dłonią po jego torsie.
- Odejdź.
- Karim... - Drugą ręką sięgnęła do jego krocza, ale ją powstrzymał,
- Odejdź. Nie będę dwa razy powtarzał.
- Ostatni raz - błagała. - Kochaj się ze mną ostatni raz, było nam ze sobą tak dobrze.
Owszem, kiedyś tak myślał. Odkąd jednak poznał Felicity, nie pragnął innych kobiet. Pożądał
wyłącznie jej.
- Odejdź. - W jego głosie zabrzmiała twarda nuta. Jej łzy tylko go rozgniewały. Wezwał straże,
żeby usunęły Leilę z jego życia.
Znajdzie inną, lecz zgodnie z wolą ojca będzie to jego narzeczona.
Żarliwy pocałunek
63
Wzdrygnął się na tę myśl. Łatwo się nudził, a budzenie się co rano przy tej samej kobiecie
zwyczajnie go przerażało. No cóż, będzie jednak musiał mieć kochanki. Jego umysł, jak zwykle
ostatnimi czasy, pomknął do Felicity.
Czuł pokusę, żeby sprawdzić, czy przyjęła pracę w szpitalu. Lecz na razie było to zbyt
niebezpieczne. Gdy minie kilka miesięcy, a w pałacu pojawi się odpowiednia przyszła narzeczona,
pozwoli sobie na tę nieostrożność.
Przyszło mu na myśl, że mógłby utrzymywać Felicity w Londynie.
Po raz pierwszy tego okropnego dnia Karim się uśmiechnął.
Zgodnie z obietnicą na lotnisku czekała na nią angielska pielęgniarka, z którą miała razem
pracować. Z ulgą podeszła do ciemnowłosej kobiety, która przedstawiła się imieniem Helen.
- Bardzo dziękuję, że po mnie wyszłaś... - Nadal szumiało jej w głowie na skutek odkrycia
prawdziwej tożsamości Karima.
- Nie przejmuj Się, niedługo sama będziesz wychodziła po koleżanki. Świetnie to zorganizowali.
Będziemy miały kilka wspólnych dyżurów.
- Od dawna tu jesteś?
- Prawie rok - odpowiedziała Helen. - Za kilka tygodni jadę na kilka dni do domu, a potem
wracam na kolejny rok. Przedłużyłam kontrakt, tak bardzo mi się tu podoba.
Felicity otrzymała małe mieszkanie na tym samym
64
Carol Marinelli
piętrze co Helen. Na terenie obiektu znajdowały się sala gimnastyczna i dwa baseny - jeden dla
kobiet, drugi dla mężczyzn. Helen wyjaśniła, że cudownie jest popływać po ciężkim dniu pracy.
- Jest sporo czasu wolnego - mówiła Helen. - To naprawdę świetne miejsce.
Pierwsze dni były fantastyczne. Helen przedstawiła ją licznym znajomym, pokazała kolorowe
bazary i eleganckie butiki. Felicity uznała, że podjęła doskonałą decyzję. Miała tak wiele
atrakcyjnych zajęć, że niemal zapomniała o Karimie. Dopiero wieczorami jej myśli skupiały się
wokół niego.
Z okna sypialni miała widok na pałac. Tęskniła za nim, a pewnej nocy wstała i wyglądała przez
okno, wyobrażając sobie, że Karim leży bezsennie i myśli o niej...
Felicity nie mogła się już doczekać, kiedy zacznie pracę. Helen przyszła po nią przed pierwszym
dyżurem i razem poszły do szpitala. Był nienagannie czysty i wyposażony jak luksusowy szpital
prywatny, a jednak był dostępny dla wszystkich.
- Poza skrzydłem królewskim - wyjaśniła Helen. -Powinnaś tam kiedyś zajrzeć. Mają własną
ekipę pielęgniarek. Król jest tam teraz pacjentem. - Ruchem brody wskazała miasteczko
namiotów przed szpitalem. - Czuwają przy nim i modlą się za niego. Ponoć jest śmiertelnie chory.
- A jego synowie? - Musiała o to zapytać. - Widziałaś ich kiedyś?
Żarliwy pocałunek
65
- Książę Hassan przychodzi codziennie, zawsze powstaje wtedy zamieszanie...
- Czy jeden z nich nie jest lekarzem? - spytała niewinnie, ale Helen szturchnęła ją łokciem pod
żebro.
- Ręce precz od Karima! On jest mój. - Wyszczerzyła zęby w uśmiechu. - Kto ci o nim powiedział?
- Nie pamiętam. - Felicity się zarumieniła. - Ktoś mi mówił, że syn króla jest chirurgiem.
- Był - poprawiła Helen - teraz rzadko operuje i nie widujemy go tutaj. Ma obowiązki następcy
tronu, niestety.
- Niestety? - zdziwiła się Felicity.
- Brakuje mi jego wizyt - odparła z porozumiewawczym uśmiechem Helen. - Lubiłam go spotykać
na korytarzu. Oczywiście on mnie nie zauważał.
- Bo jest księciem?
- Nie! - roześmiała się Helen. - Bo jest chirurgiem, traktują ich tu jak półbogów. Posłuchaj,
przyniosłaś dokumentację, jak cię prosiłam?
Felicity była wdzięczna za zmianę tematu. Po raz pierwszy w życiu czuła się zazdrosna!
Dyżur upłynął jej głównie na kserowaniu dokumentów. Dla bezpieczeństwa Helen zamknęła
oryginały w szafie. Zdarzyło się ponoć kilka przypadków kradzieży kart kredytowych.
Bladoróżowy pielęgniarski uniform był wygodny i praktyczny, a rodzące kobiety takie same jak
wszędzie na świecie. Jedne uradowane, inne podniecone, kilka zdenerwowanych. Pod koniec
pierwszego tygodnia poznała
66
Carol Marinelli
je wszystkie, a dziś miała dyżur na oddziale przedporodowym.
- Nasza klinika zajmuje się głównie kobietami z Anglii i Ameryki. Jest im łatwiej, gdy spotykają
młode mamy z podobnych środowisk - wyjaśniła Helen. - Podczas pierwszej wizyty ważymy je i
robimy rutynowe badanie moczu oraz test ciążowy.
Felicity sprawdzała daty, zakreślała odpowiednie kratki i starała się ignorować głos wewnętrzny,
który mówił jej, że powinna już dostać okres.
Zerknęła na kalendarz, mówiąc sobie, że przecież nie jest wariatką.
Ucieszyła się, gdy wreszcie nadeszła pora lunchu.
- Jutro pracuję w sali porodowej - oznajmiła, gdy obie z Helen usiadły do posiłku w przestronnym
bufecie. -A pojutrze w operacyjnej.
- A potem działasz na własną rękę. Jestem pewna, że już nie możesz się doczekać.
- Owszem, cieszę się wprawdzie, że nie zostałam od razu rzucona na głęboką wodę, ale chętnie
popracuję samodzielnie.
-1 przyjmiesz poród pierwszego Zarakijczyka! - roześmiała się Helen. - Okej, wracajmy do pracy.
Szturchaniec w żebra kazał Felicity podnieść głowę. Zbladła jak ściana na widok przyczyny
zachowania Helen.
Karim, ubrany w garnitur, pogrążony w rozmowie z kolegą, zmierzał do pokoju chirurgów.
Korytarz był wprawdzie długi, ale Karim ją zobaczył. Zmarszczył brwi,
Żarliwy pocałunek
67
przerwał rozmowę, po czym wszystko wróciło do normy. Minął ją, jakby była powietrzem.
Zachował się jak każdy chirurg, który widzi nieznaną pielęgniarkę.
- Nie mówiłam, że jest fantastyczny? - spytała Helen, ale Felicity nie odpowiedziała. Jej policzki
płonęły, oddychała z trudem.
Karim jasno ustalił zasady. Przecież gdyby tylko zechciał, gdyby ona choć trochę go obchodziła,
mógłby jej posłać ukradkowy uśmiech.
- Idę do toalety. - Powiedziała Felicity. Musiała wziąć się w garść.
- Znowu? - zdziwiła się Helen.
Właśnie, znowu, pomyślała Felicity. Musiała przecież sprawdzić.
Jeszcze raz nic.
Po raz setny nakazała sobie, że ma przestać się tak denerwować.
Karim użył przecież prezerwatywy. Okres spóźniał się o jeden dzień, co nie miało znaczenia,
zważywszy na przelot i przeprowadzkę, jednak musiała mieć pewność. Pobrała próbkę moczu i
schowała pojemnik do kieszeni. Nie chciała zabierać testu do domu, bo gdyby ochroniarze
sprawdzili jej kieszenie, miałaby się z pyszna, ale nie była pewna, czy niezamężna kobieta może go
w ogóle kupić w aptece, więc nie miała wyboru.
Wróciła do pacjentek.
- Ciśnienie w porządku? - Uśmiechnęła się do gadatliwej Jessiki Hammel, która miała czterdzieści
dwa lata,
68
Carol Marinelli
czterech nastoletnich synów, a teraz spodziewała się piątego dziecka.
- A gdzie tam! - Kobieta przewróciła zabawnie oczami. - Nie do wiary, że będę się znów musiała
zajmować niemowlęciem.
Felicity słuchała z uśmiechem.
- No nic, trochę mnie to zaskoczyło. Wszyscy myślą, że chcę mieć córkę.
- A pani?
- Mnie wszystko jedno, byle dziecko było zdrowe -oznajmiła stanowczo kobieta. - Choć po
czterech chłopakach dziewczynka byłaby super. Doktor powiedział, że jeśli do tej pory nic się nie
wydarzy, powinnam zostać przyjęta na wywołanie porodu.
Felicity obserwowała ekran USG. Gdyby to od niej zależało, pozostawiłaby dziecko w łonie.
Zresztą, jak wspomniała Karimowi, nie zamierzała zmieniać świata. Gawędziła dalej z pacjentką,
nie chcąc o nim rozmyślać.
Następnie wykonała test ciążowy u kolejnej pacjentki, wykładowczyni uniwersytetu, która
przechodziła kurację in vitro. Z radością zaznaczyła odpowiednią rubrykę, gdy pokazał się różowy
krzyżyk, po czym włożyła kartę do pojemnika.
Już miała wyjść, ale zmieniła zdanie i otworzyła szafkę z testami. Musiała się dowiedzieć!
Drżącymi rękoma wyjęła pojemnik z moczem i wykonała prosty test. Wzdrygnęła się na widok
Helen, która weszła po baterie do maszyny Dopplera.
Żarliwy pocałunek
69
- Idziemy dziś wieczorem na kolację, mogłabyś się do nas przyłączyć - oznajmiła Helen.
- Powinnam zadzwonić do domu, ale dzięki za zaproszenie.
- Będą jeszcze inne okazje. Trzymamy się tu razem, wszyscy jedziemy na tym samym wózku...
albo raczej wielbłądzie - roześmiała się Helen. - Czyj to test? - spytała obojętnie, zbierając się do
odejścia.
Zapadła niezręczna cisza. Helen jednak tego nie zauważyła, zajrzała do karty pacjentki i sama
sobie odpowiedziała.
- To miła kobieta, prawda? Doktor wyśle ją pewnie na USG, żeby się pozbyła wątpliwości.
- Słucham? - wychrypiała Felicity.
- Pacjentki z in vitro - wyjaśniła cierpliwie Helen - nie wierzą, że zaszły w ciążę, póki nie zobaczą
tego na monitorze.
Mimo klimatyzacji Felicity poczuła się tak, jakby stała w palącym słońcu. Zrobiło jej się słabo i
chwiejnie podeszła do stołu, chcąc sprawdzić, czemu Helen mówiła tak, jakby test wypadł
pozytywnie.
Ciężkie drzwi zamknęły się za koleżanką.
Fehcity gapiła się na różowy krzyżyk, wmawiając sobie, że pomyliła próbki. Lecz to niemożliwe,
była na to zbyt skrupulatna. Poprzednią próbkę wyrzuciła, zanim wyjęła swoją.
Test kłamał, może partia była wadliwa. Umysł Felicity miotał się między rozpaczą i nadzieją.
Przecież nie mogła być w ciąży!
70
Carol Marinelli
Nie mogła się znaleźć w takiej pułapce. Niemożliwe, żeby nosiła w łonie dziecko Karima. Nie
czuła słodyczy macierzyńskich uczuć, tylko dławiący lęk.
Dwa tygodnie temu była jeszcze dziewicą.
Dwa tygodnie temu nawet go nie znała!
Przebywała w kraju, gdzie nie tolerowano nieślubnych dzieci, była w ciąży z członkiem rodu,
który ustanawiał zasady.
Spojrzała na pasek testu i zmartwiała. Była w ciąży.
Z szejkiem księciem Karimem Zarakiem.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Była to najdłuższa i najbardziej samotna noc w jej życiu.
Zadzwoniła do matki, udając radość i zadowolenie. Nigdy nie zdoła się jej przyznać. Albo siostrze.
Będzie musiała pożyczyć pieniądze na bilet powrotny. Albo popracuje kilka tygodni, po czym
zerwie kontrakt i wróci.
Do czego?
Tkwiła po uszy w długach. Leżała z szeroko otwartymi oczami. Spojrzała na pałac, jakże
odmienny od jej maleńkiego mieszkania.
Samotna matka i następca tronu.
Lecz on także był za to odpowiedzialny.
Nie będzie mu robiła kłopotu, zniknie z jego życia wraz z dzieckiem, jeśli tego będzie chciał, ale
miał prawo się dowiedzieć i może mógłby jej pomóc. Powoli się uspokoiła...
Na jakieś dwadzieścia sekund.
72
Carol Marinelll
Niewyspana zjawiła się na porannym dyżurze.
Jessice Hammel podano żel rozszerzający szyjkę macicy, więc ona też spędziła bezsenną noc.
Skarżyła się na skurcze, ale nadal były zbyt słabe. Czekała na wizytę lekarza.
- Miej na nią oko - powiedziała Martha, jedna z pielęgniarek.
Jessica ucieszyła się na widok Felicity.
- Jak się pani czuje? - spytała Felicity, ale kobieta nie odpowiedziała. Z wykrzywioną bólem
twarzą trzymała się za wzdęty brzuch.
- Skurcze są teraz bardziej regularne - powiedział Garth, jej mąż, głaszcząc żonę po ręku.
Felicity dotknęła brzucha rodzącej.
- Żona nie wygląda najlepiej - mruknął Garth, a Felicity w duchu się z nim zgodziła. Helen stała
przy łóżku, asystując nowej położnej. - Ostatni poród był już dość dawno...
Felicity skinęła głową.
Jessica nie miała skurczu, choć wyraźnie czuła ból.
- Helen? - zagadnęła ze znaczącym uśmiechem, znanym pielęgniarkom na całym świecie, który
oznaczał, że potrzebna jest pomoc.
Ciężarna otworzyła oczy, gdy fala bólu przeszła.
- Wzywam doktora Habiba... - mruknęła Helen. Jessica znowu wymiotowała, a jej ciśnienie
znacznie
spadło. Felicity podała jej tlen, starając się jednocześnie uspokoić Gartha.
- Co się dzieje? - pytał.
Żarliwy pocałunek
73
Felicity musiała powiedzieć mu prawdę.
- Nie wiem. Doktor Habib już idzie.
- Co z dzieckiem?
Felicity zerknęła na monitor; serce płodu biło mocno i regularnie.
- Dziecko jest w porządku. Lekarz zaraz tu będzie. Doktor Habib zbadał pacjentkę i nie zwlekając,
wezwał
dyżurnego chirurga.
Felicity zmartwiała na dźwięk imienia chirurga.
Karini zjawił się już po chwili, ubrany w niebieski fartuch, używany przy operacjach.
Natychmiast przejął dowodzenie. Przedtem jednak skinął uprzejmie mężowi pacjentki i wyjaśnił,
kim jest. - Jestem Karim Zarak, dyżurny chirurg.
Felicity patrzyła, jak ze spokojem i opanowaniem bada chorą pacjentkę i podejmuje szybką
decyzję. - Przewieziemy żonę na salę operacyjną. Nie ma czasu na potwierdzenie diagnozy przez
badanie USG, ale wydaje mi się, że doszło do zablokowania jelit. Muszę operować, razem z
doktorem Habibem. - Powiadom personel na sali operacyjnej - Karim skinął na Helen. Felicity
podsunęła leżankę na kółkach do przewiezienia chorej. - Proszę podpisać zgodę na operację -
zwrócił się Karim do męża Jessiki. Wytłumaczył mu też swoją decyzję i obiecał, że zrobi wszystko,
żeby uratować jego żonę i dziecko. Garth podpisał bez wahania.
Felicity i Helen biegiem zawiozły pacjentkę na salę operacyjną. Założyły foliowe czepki i osłony
na buty
74
Carol Marinelli
i pomogły przenieść chorą na stół. Instrumentariusz-ka przygotowywała narzędzia, anestezjolog
podał chorej narkozę.
Sytuacja była pod kontrolą. Personel czynił ostatnie przygotowania do operacji. Podziękowano
obu pielęgniarkom, co oznaczało, że muszą wyjść.
Felicity nie szukała wzrokiem Karima, a jednak go dostrzegła. Szorował ręce przy umywalce,
starannie myjąc każdy paznokieć. Podniósł wzrok i patrzył na nią przez kilka sekund. Milcząco
życzyła mu powodzenia, wyznała mu, że za nim tęskni, że musi z nim porozmawiać, a jego oczy
powiedziały jej to samo.
A potem wrócił do szorowania rąk i do tego, czym się zajmują chirurdzy - ratowania ludzkiego
życia. Jessica urodziła dziewczynkę. Dziecko było zdrowe i mocne, więc szybko wróciło na
oddział położniczy.
Garth niespokojnie czekał na wieści o żonie.
Faktycznie doszło do blokady jelit, jak wyjaśnił doktor Habib, spowodowanej operacją plastyczną
brzucha. Jednak rokowania były dobre, co potwierdził chirurg.
Garth odetchnął z ulgą, podobnie jak Felicity. Dobrze, że Karim nie kazał mu długo czekać.
Felicity regularnie zaglądała do ojca i jego maleńkiej córeczki.
Po kilku godzinach do pokoju wszedł zmęczony, ale zadowolony Karim. Felicity sprawdzała
właśnie temperaturę dziewczynki.
- Żona czuje się dobrze. - Karim przeszedł od razu do rzeczy. - Operacja była trudna, musiałem
usunąć sporo
Żarliwy pocałunek
75
zrostów. Usunąłem też część jelita, alena nie ma kolo-stomii.
Garthowi łzy płynęły po twarzy. Karim po chwili milczenia dodał nieco mniej dobre wieści:
- Żona będzie musiała zostać na moim oddziale pod opieką mojego zespołu. Wiem, że miała
cesarskie cięcie, ale wolę zostawić ją u mnie. Tak będzie lepiej.
Helen szepnęła do Felicity, że może już zrobić sobie przerwę, Felicity wyszła więc z pokoju, a za
nią wyszedł Karim. Jej oddech przyspieszył, gdy usłyszała za sobą jego kroki. Przystanęła, gdy
zawołał za nią:
-Felicity...
Chciała się odwrócić, a wówczas wszystko zwaliło jej się na głowę: szokujący wynik testu,
bezsenna noc, ciepłota sali operacyjnej, czarne oczy Karima. Oblała się zimnym potem i ciężko
oparła o ścianę. Jej twarz poszarzała i byłaby upadła, gdyby Karim jej nie podtrzymał.
Wolno zaprowadził ją do jakiegoś pustego pokoju i zawołał Helen.
Ocknęła się z maską tlenową na twarzy, a Helen mierzyła jej ciśnienie.
- Niskie! - rzekła z uśmiechem. - Powinnam była cię wcześniej wysłać na przerwę.
- Nic mi nie jest. - Felicity próbowała usiąść, ale Helen popchnęła ją delikatnie na łóżko.
- Wszyscy przez to przeszli, zmiana trybu życia, strefy czasowej. Odpocznij... - urwała
gwałtownie na widok wchodzącego Karima.
76
Carol Marinelli
- Rozmawiałem z przełożoną pielęgniarek, zostaniesz przeniesiona na izbę przyjęć. Zdrowie
personelu...
- Nic mi nie jest. - Zakłopotana, znów próbowała wstać, ale Helen popchnęła ją zdecydowanym
ruchem, oczami nakazując milczenie. - Zasłabłam. Nie trzeba... Naprawdę...
- Już powiedziałem - przerwał jej Karim. - Zostaniesz przyjęta do szpitala.
- Ale ja nie chcę - sprzeciwiła się Felicity.
Oczy Helen rozszerzyły się z przerażenia, ale Felicity nie przejmowała się reakcją pielęgniarki na
jej sprzeczkę z chirurgiem, a do tego księciem. Zależało jej tylko na tym, żeby nie iść do szpitala.
Mogło być wiele przyczyn zasłabnięcia, ale ona znała tę prawdziwą.
- Chcę tylko...
- Proszę nas zostawić.
Na twarzy Helen odmalowało się zakłopotanie, lecz nie protestowała. Wymknęła się z pokoju i
zostali sami. Felicity chciała, żeby ją przytulił, żeby ją trzymał w ramionach i mówił, że za nią
tęsknił. Lecz on stał w milczeniu.
Nie uśmiechał się ani nic nie mówił w obawie, że się załamie. Miał za sobą ciężki nocny dyżur.
Ostatnia operacja była długa i trudna, a jednak był szczęśliwy. Pracował z zespołem, który sam
osobiście dobrał. To miał być ostatni dyżur, ostatnia jego praca w szpitalu. Na koniec zajrzał
jeszcze do jednego z pacjentów, rzeźnika z bazaru w Zarakua, który dziękował mu jak lekarzowi, a
nie księciu.
Żarliwy pocałunek
77
Został w szpitalu po dyżurze, nie chcąc jeszcze oddawać pagera, tak bardzo było mu szkoda odejść
stąd. Zamierzał siedzieć do dziewiątej.
Został wezwany o siódmej pięćdziesiąt pięć.
Czując przypływ adrenaliny, biegł korytarzem, po czym ujrzał pacjentkę, jej męża i Felicity, która
pocieszała oboje. Czuł spokój. Gdyby miał wybrać dzień, który zapamięta, to byłby właśnie ten.
A teraz musiał odejść. Patrząc na jej bladą twarz, zastanawiał się, co powiedzieć.
Postanowił nie dawać jej wyboru.
- Powiedz, dlaczego nie chcesz zostać w szpitalu.
- Nie chcę żadnych badań. - Gwałtownie mrugała powiekami.
- Dlaczego? - Nagle zaschło mu w ustach. Pragnął, żeby zaprzeczyła rodzącym się w nim
podejrzeniom.
- Bo jestem w ciąży.
Niemal słyszał szczęk więziennego klucza w drzwiach, które gwałtownie zatrzaskują się za nią i za
jego dzieckiem. Oboje za kratami! Nie mógł tego znieść. Natychmiast przypomniał mu się maleńki
synek brata, którego trzymał w dłoniach, a który powinien żyć tylko dlatego, żeby kiedyś zostać
królem. Śmierć wyzwoliła go od tego losu, który wędług Karima był ciężkim losem nie do po-
zazdroszczenia.
Nie, ona musi odejść, wyjechać, już on tego dopilnuje. Dziecko nie może być jego! Nikt nie może
w to uwierzyć! Nawet ona!
- Nie - rzucił lodowatym tonem. - Nie próbuj tego ze
78
Carol Marinelli
mną, Felicity. Nawet nie myśl, że możesz ze mną tak pogrywać.
- To nie gra... - odparła z rozpaczą, starając się go przekonać.
Nie mógł znieść bólu w jej twarzy.
- Karim, dowiedziałam się wczoraj. Wiem, że byliśmy ostrożni...
- Ostrożni! - prychnął Karim, gniewny, rozwścieczony, bo przecież ona musiała kłamać, nie
mogła mówić prawdy. - Jestem więcej niż ostrożny! Czy wiesz, jak cenne jest moje nasienie? Nie
chodzę do apteki po ochronę. Uważasz, że ryzykowałbym z taką dziwką jak ty?
Nie mogła uwierzyć w brutalność jego słów. Czuły kochanek, który tak łatwo zdobył jej serce,
zmienił się nie do poznania. Każde słowo było ostrzeżeniem, by nie protestowała.
- Czy od początku wiedziałaś, kim jestem? Wykorzystałaś swoją zmyśloną historię, żeby mi
wmówić, że jesteś dziewicą? - Znacznie łatwiej było nienawidzić niż kochać, odesłać ją, zamiast
wysłuchać.
- Jestem... - zaszlochała. - Byłam dziewicą.
- Przestań! - zadrwił. - Nie było żadnego dowodu na twoje rzekome dziewictwo. - Machnął z
lekceważeniem dłonią, ucinając jej szlochy i tłumaczenia, jakby odganiał dokuczliwą muchę. -
Dla takich jak ty nie ma tutaj miejsca. Mógłbym kazać cię aresztować.
Był teraz zupełnie innym człowiekiem, to nie z nim się kochała.
- Karim, proszę cię, wysłuchaj mnie...
Żarliwy pocałunek
79
- Nie. To ty posłuchaj. - Górował nad nią, zmuszając wzrokiem do milczenia. - Nie pozwolę ci
szargać mego nazwiska kłamstwami. Ponieważ wiem, jakie mogą być konsekwencje, zostaniesz
dziś w szpitalu pod moją opieką. Załatwię zerwanie kontraktu. Twoje rzeczy zostaną spakowane i
jutro polecisz do domu. Przyjedzie po ciebie samochód. Zapłacę za twój bilet. - Zmusił się, żeby
dodać: - Zostaniesz szczodrze wynagrodzona za swoje usługi tamtego dnia.
- Karim! - błagała.
Był nieporuszony. Bez względu na to, czy ona mówi prawdę, czy nie, kiedyś mu za to podziękuje.
- Dość tego. Jutro opuścisz Zarak, Felicity. Jeśli zdecydujesz się zostać, będziesz musiała się sama
ze wszystkim uporać.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Nie była pierwszą kobietą, która go okłamała.
Gdy dotarł do przebieralni, był już święcie przekonany, że jest oszustką.
Przecież wszystkie kobiety kłamią, rzekł sobie, biorąc prysznic.
Matka, która wyprawiła go do szkoły i obiecała, że spotka się z nim tamtego popołudnia, kłamała.
Nałożnice ojca udawały zainteresowanie młodym księciem, ale porzucały go natychmiast, gdy
tylko zostały wezwane przez króla.
A później, gdy dorósł, kłamały także jego własne kochanki.
Przysięgały, że był ich pierwszym mężczyzną albo że rozumieją, iż chodzi tylko o seks; kłamały,
bo zawsze chciały czegoś więcej.
A teraz Felicity.
Słodka dziewicza istota, najpiękniejsze ze wspomnień, obecnie zbrukane. Zaszła w ciążę już
wcześniej i szukała ojca. Trafił jej się królewski potomek.
Czy uważała go za głupca?
Żarliwy pocałunek
81
Znacznie łatwiej było odczuwać gniew, znacznie prościej nie wierzyć.
Te myśli wirowały mu w głowie, gdy szybkim krokiem szedł przez korytarz, by zobaczyć się z
ojcem.
Odwiedzał go codziennie, lecz tym razem został wezwany.
Ojciec poprosił pielęgniarki i służących, żeby opuścili pokój. Na widok jego wychudłej, napiętej
twarzy Karim zatęsknił za problemami sprzed godziny; o ileż łatwiej było sobie z nimi poradzić.
- Rozmawiałem z chirurgiem. - Głos ojca, niegdyś silny, był teraz słaby i drżący. Karim stał
wyprostowany, z nieprzeniknioną twarzą. - W tym stanie operacja na nic się nie zda.
- Operacja jest jedynym wyjściem. - Karim mówił stanowczo, jak do każdego pacjenta, który
czeka na wyrok. Złe wieści musi przekazać silny lekarz, silny mężczyzna. -Guz się powiększa,
potrzebujesz operacji, żeby przeżyć.
- Mam zbyt słabe serce. Mogę umrzeć na stole. Karim znał tylko jedno wyjście.
- Ja cię zoperuję.
- Karim! - rzekł z mocą król. - Jesteś chirurgiem, ale nie Bogiem. Nie zrobisz cudu. Nie pozwolę ci
się operować, nie chcę, żebyś się zadręczał, gdy operacja się nie powiedzie. Mam odpoczywać,
odzyskać siły, brać leki, a gdy serce się wzmocni, wtedy poddam się operacji.
- Możesz umrzeć, czekając.
- Nie masz nad tym władzy, synu.
- Nie tak mnie uczyłeś...
82
Carol Marinelli
- Ale taka jest prawda. - Dwaj dumni, silni mężczyźni patrzyli w przyszłość i nie podobało im się
to, co tam widzieli. - Nie boję się śmierci. Boję się o moich poddanych, o synów, o chaos, jaki
pozostawiam.
- Nie ma żadnego chaosu - skłamał Karim.
- Nie czas na kłamstwa i lukrowanie rzeczywistości. Hassan i Jamal, po śmierci ich syna... - urwał
i obaj przypomnieli sobie kruchą istotkę, która żyła tylko dwa dni. - Nadal nie mają potomka, więc
nie ma nadziei dla naszego ludu. Wiem, że nie chcesz być królem, ale jako mój syn będziesz
musiał przejąć koronę. Rozmawiałem z Hassa-nem, który zgadza się ze mną, choć niechętnie, że
Zarak potrzebuje silnego władcy, który spłodzi potomstwo.
- Więc nie umieraj - poprosił Karim. - Po prostu nie zgadzaj się na śmierć.
- Postaram się - oświadczył król - ale byłoby mi łatwiej, gdybym wiedział, że zostawiam po sobie
porządek, że mój naród ma przyszłość. Musisz się ożenić, Karimie. Koniec rozrywkowego życia
playboya... od dzisiaj. Ożenisz się, spłodzisz potomka. Hassan będzie musiał ustąpić. Błaga, bym
tego nie robił, ale rozumie, że to nieuchronne. ..
- A jeśli Hassan spłodzi jednak potomka?
- Obaj wiemy, że to się nie zdarzy. Jamal znowu w tym miesiącu płakała. Naród musi wiedzieć, że
gdy umrze król, linia sukcesji będzie kontynuowana.
Karim nigdy nie poddawał się emocjom. Spoglądał na dziedziniec, gdzie czuwali zaniepokojeni o
swoją przyszłość poddani. W jego umyśle pojawił się zalążek pew-
Żarliwy pocałunek
83
nej idei, który szybko nabierał kształtu. Pomysł nie był wcale nowy. Podobna rozmowa toczyła
się już przed laty; Karim podjął teraz przerwany wówczas wątek.
- A gdyby jednak był potomek?
- Już powiedziałem... Jamal nie może...
- Jest pewna kobieta - przerwał mu Karim. Nie chcąc wyobrażać sobie jej twarzy, gdy to mówił,
wpatrywał się w swego ojca, a zarazem króla i władcę. - Twierdzi, że jest ze mną w ciąży.
Po krótkiej chwili namysłu ojciec odparł:
- Więc się z nią ożeń, a Hassan ustąpi.
- A jeśli dziecko nie jest moje? - spytał Karim w nadziei, że to zakończy rozmowę. Jednak król na
łożu śmierci zgodziłby się nawet na kłamstwo, byle dać ludziom nadzieję.
Nie była to zresztą sytuacja wyjątkowa. Czystą krew, z której Zarak był tak dumny, nieraz zbrukał
starannie skrywany sekret. W rodzinie zdarzały się romanse. Nawet jego brat Achmed miał
przecież znacznie jaśniejszą cerę niż reszta królewskiego potomstwa... choć nigdy się o tym nie
mówiło.
Karim nie mógłby wychowywać dziecka, które nie byłoby jego. Lecz Hassan owszem... pod
warunkiem, że zachowałby koronę.
- Wiem, że postąpisz właściwie, Karimie. Karim nie odpowiedział.
A jeśli dziecko było jego?
Hassan by ustąpił, a Karim byłby lepszym władcą z Felicity u boku. Żadna kobieta nie wywarła na
nim dotąd
84
Carol Marinelli
takiego wrażenia. Przyswoiłby jej obowiązki królewskiej żony, kochałby się z nią, ile dusza
zapragnie... A ich dziecko... Oparł się o framugę, nie chcąc o tym myśleć, nie mógł sobie na to
pozwolić.
Przez chwilę chodził w milczeniu po pokoju, po czym podszedł do okna wychodzącego na
pustynię.
Bezkresne piaski. Nie zmienią się za jego życia.
Oczywiście były ruchome, lśniły w blasku słońca, niemniej jednak pozostawały niezmienne.
Zapatrzył się na głębokie kaniony piasku.
Lepiej, żeby dziecko nie było jego.
Wkrótce przeprowadzi się test, który to potwierdzi. Felicity będzje rozsądna. Jaka uboga samotna
matka nie zechce królestwa dla swojego potomka?
A może ojciec przeżyje? - pomyślał nagle Karim. Jednak nie było to z pewnością możliwe, o ile nie
dostanie zapewnienia od syna, że sprawy toczą się w dobrym kierunku.
- Nie zaznam spokoju, póki się nie dowiem, że przyszłość Zaraku jest bezpieczna - zawtórował
król jego myślom. Karim obserwował, jak powstaje mała burza piaskowa; regularne, choć
przerażające wydarzenie na pustyni. Jeszcze przez moment patrzył na niezmienny bezkres, po
czym przeszedł do drugiego okna z widokiem na ocean. Dostrzegł cofającą się falę, wir na znak
zmiany przypływu, i uznał swój los za przypieczętowany.
- Bądź spokojny - rzekł. - Ja się wszystkim zajmę. Możesz być pewien, że cokolwiek się stanie,
nasz lud i nasz kraj są bezpieczni.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Powiedziała mu.
Felicity czuła ulgę na myśl, że postąpiła właściwie. Dała mu szansę stania się częścią życia jego
dziecka, a on z niej nie skorzystał.
Może to i lepiej, myślała, tłumiąc szloch, gdy Helen przyszła do niej wcześnie rano.
- Twoje rzeczy zostały spakowane... - W oczach Helen lśniły łzy, choć starała się uśmiechać. -
Mam dla ciebie zmianę ubrania, chyba nie chcesz siedzieć w samolocie w mundurku pielęgniarki.
- Nagle spoważniała. - Powinnaś mi była powiedzieć. Mogłabym ci pomóc.
- Domyśliłaś się? - zdziwiła się Felicity.
- No cóż, większość kobiet nie mdleje, po czym nie wyjeżdża po kilku tygodniach bez ważnego
powodu. Dobrze, że to Karim się tobą zaopiekował, spędził dość czasu w Londynie, żeby cię nie
osądzać.
Helen ją uścisnęła, a Felicity pomyślała, że koleżanka nigdy by się nie domyśliła, iż coś ją łączyło z
Karimem.
- Proszę, to twoje dokumenty. Bez nich nie zajechałabyś daleko - powiedziała Helen.
86
Carol Marinelli
Przed obszernym wejściem do szpitala czekała na Felicity limuzyna, która miała ją odwieźć na
lotnisko.
Wsiadła do chłodnego klimatyzowanego wnętrza. Szofer oznajmił, że jej bagaże są z tyłu.
Odwróciła się, chcąc po raz ostatni spojrzeć na szpital. Za kilka godzin już na zawsze opuści Zarak.
Będzie w drodze do ukochanego domu.
Jeszcze jedna samotna matka i kolejny ojciec, który nie chce znać swojego dziecka.
Nie mieszkała tu długo, nikt nie będzie za nią tęsknił. A już na pewno nie Karim.
Pustynny kraj Zarak był doprawdy piękny; Felicity spoglądała przez okno załzawionymi oczami.
Szerokie szosy ciągnęły się skrajem pustyni. Jednak szkoda, że nie mogła tu spędzić całego roku,
zobaczyć tych wszystkich cudów pod bezchmurnym błękitnym niebem. To był przecież
prawdziwy dom jej dziecka. Tu urodził się i żył jego ojciec. Starała się zapamiętać te obrazy, by
pewnego dnia móc o nich opowiedzieć swojemu dziecku. Jego ojciec z pewnością tego nie zrobi.
Nie pamiętała, by jazda z lotniska trwała aż tak długo, więc po dwudziestu minutach zaczęła się
niepokoić.
Tablice drogowe miały arabskie napisy, ale kierunek na lotnisko oznaczony był ikoną samolotu.
Szofer je ignorował; zjechawszy z głównej drogi, skierował się w stronę oceanu.
Może tędy było szybciej? Nie, kolejny szyld pokazywał, że na lotnisko w lewo, szofer zaś jechał
prosto.
- Lotnisko - powiedziała głośno Felicity, niepewna,
Żarliwy pocałunek
87
czy szofer słyszy ją przez szklaną szybę. - Jak daleko do lotniska?
Jechał bez słowa. Felicity uchwyciła w lusterku jego spojrzenie i poczuła zdenerwowanie.
Zastukała w szybę, żeby zwrócić na siebie jego uwagę, ale na próżno, jechał, nie zwalniając.
Nim na horyzoncie zamajaczyła sylwetka oślepiająco białego pałacu, nim pojawił się błękitny
ocean, Felicity już wiedziała, dokąd jadą.
Królewski pałac Zarak.
Widziała go na zdjęciach w broszurach reklamowych, na filmach dla turystów, z okna swojej
sypialni, lecz nie była przygotowana na jego imponującą wielkość, gdy się doń zbliżyli,.
Czego chce Karim?
Bezwiednie dotknęła dłonią brzucha. Ziarenko życia w jej łonie było odpowiedzią.
Jakże była głupia, myśląc, że może mu wyznać prawdę i wyjechać.
To nie mogło być takie łatwe.
Jako położna spodziewała się zawsze, że wszystko pójdzie gładko, ale pochlebiała sobie, że była
także przygotowana na nieoczekiwane trudności. Należało uśmiechać się ze spokojem, nawet gdy
sprawy się komplikowały.
Poczuła na sobie wzrok szofera, który czekał na jej reakcję. Siedziała nieporuszona.
Nie miała dokąd pójść, jej rzeczy były spakowane w bagażniku auta, dokumenty miała w torebce.
Miała też paszport, który był teraz bardzo cenny. Nikt nie wiedział, że
88
Carol Marinelli
go ma. Wszyscy sądzili, że oryginały jej dokumentów są w szafie, ona zaś ma kopie. Instynkt
podpowiadał jej, żeby się nie przyznawać.
Brama otwarła się automatycznie. Limuzyna minęła uzbrojone straże. Felicity pociła się lekko na
myśl, co też Karim mole od niej chcieć. Może chce się pożegnać, pomyślała, gdy szofer podszedł,
by otworzyć jej drzwi.
Przywitała ją ciepło kobieta imieniem Jamal, lecz Felicity pozostała sztywna i zdenerwowana.
Arabka zaprowadziła ją do chłodnego marmurowego pałacu, który przytłaczał przepychem.
Felicity została poczęstowana filiżanką odświeżającej miętowej herbaty. Nie traciła czasu na
zbędne pytania, jaki jest cel jej wizyty.
Wszedł mężczyzna w ciemnym garniturze i powiedział coś po arabsku do Jamal, która szybko
przetłumaczyła.
- Karim chce cię zobaczyć, Khan zaprowadzi cię do niego.
Szli długimi korytarzami, gdzie na ścianach wisiały portrety przodków.
Gdy weszła, podniósł się z niskiej sofy. Miał na sobie tradycyjną czarną szatę i kiffaya w
biało-czarną kratkę. Wysoki i posępny, zupełnie nie przypominał mężczyzny, który żartował,
śmiał się i trzymał ją w ramionach.
Stał przed nią władca - następca tronu szejk książę Karim Zarak.
Mierzył ją ponurym, władczym spojrzeniem. Posłał jej uśmiech, który nie był szczery.
- Usiądź.
Żarliwy pocałunek
89
Machnięciem ręki odprawił mężczyznę w garniturze. Gdy Khan wyszedł, Karim popatrzył jej
prosto w oczy.
- Zatem twierdzisz, że to moje dziecko?
- Tak - odparła stanowczo. Nagle wstąpiła w nią nadzieja, że może uda jej się wszystko mu
wyjaśnić. - Posłuchaj, wiem, że to trudne i nie spodziewam się...
- Wobec tego weźmiemy ślub - przerwał jej Karim. -Dziś, za godzinę, będziemy już poślubieni.
-Nie musimy brać ślubu! - krzyknęła. - Żyjemy w dwudziestym pierwszym wieku! Spędziliśmy ze
sobą zaledwie jedną noc... Nie musisz się ze mną żenić. Potrzebuję jedynie twojej pomocy, żeby
wrócić do domu. Może uda nam się ustalić...
- Jeśli to mój syn, nosisz w łonie księcia krwi. To oczywiste, że musimy się pobrać.
- Nie... - Felicity potrząsnęła głową, przeklinając swoją głupotę.
Powinna była wyjechać po cichu i zawiadomić Kari-ma dopiero z Anglii, uświadomiła sobie z
rosnącą paniką. Pałac był olbrzymi, lecz nagle skurczył się do rozmiarów więziennej celi, do
której dobrowolnie wkroczyła.
- Jeśli to moje dziecko, bezwzględnie musimy się pobrać, im szybciej, tym lepiej. Trzeba mieć
nadzieję, że dziecko urodzi się z lekkim opóźnieniem. - Posłał jej ponury uśmiech. -
Przypuszczam jednak, że raczej pojawi się wcześniej. Dowiemy się wszystkiego za kilka tygodni.
- Jak to?
- Zrobimy test DNA.
90
Carol Marinelli
- Nie. - Wstała gwałtownie. - To wykluczone. Nie! Karim wzruszył ramionami.
- Chodź, dokumenty są już przygotowane. Przystroisz się teraz do ślubu. Hassan i jego żona będą
świadkami.
- Karim, nie!
- Felicity! - warknął, co ją uciszyło. - Nie dyskutuj ze mną. Nie muszę ci niczego wyjaśniać. Wiem,
że nie znasz jeszcze naszych zwyczajów, więc powiem ci co nieco. Zaopiekuję się twoją rodziną. -
Spojrzał na nią chłodno. -Nasze małżeństwo przyniesie spokój mojemu ojcu, który leży na łożu
śmierci. W zamian za to, bez względu na wynik testu DNA, zapewnię finansową przyszłość twojej
matce i siostrze... i oczywiście tobie.
- Nie będzie żadnego testu - odparła. - To twoje dziecko, Karim.
- Wobec tego musisz tu zostać - wyjaśnił cierpliwie.
Rozmawiała z kimś obcym. Wrażliwy, rozsądny mężczyzna, który ją trzymał w ramionach, został
zastąpiony przez swego sobowtóra.
- Jesteś w naszym kraju i będziesz tu żyć według naszych zasad. Jeszcze dzisiaj się pobierzemy. W
razie pytań powiemy, że dziecko jest owocem miodowego miesiąca. Jeśli zaś nie jest moje... -
zawiesił głos. Kiedy indziej wyjaśni jej, co zamierza zrobić z nieślubnym bękartem!
- Czy twoja rodzina nie oczekuje hucznego wesela? Jak im to wyjaśnisz?
- Cały kraj czeka na wieści o stanie zdrowia króla. Wszyscy martwią się, że może umrzeć w każdej
chwili. W takiej atmosferze żadna wesoła impreza nie wchodzi
Żarliwy pocałunek
91
w grę. Weźmiemy cichy ślub, a za kilka tygodni wykonamy test.
- Nie. - Nie zamierzała się ugiąć w tej kwestii. - To niebezpieczne dla płodu.
- To rutynowa procedura.
- Nie. - Wiedziała, że skoro się upiera, Karim nabiera podejrzeń, że to nie on jest ojcem. Jednak nie
zaryzykuje zdrowia ich dziecka, żeby mógł jej uwierzyć.
-Felicity... - zaczynał być już zniecierpliwiony. -Twierdzisz, że jesteś ze mną w ciąży, żądasz, bym
ci uwierzył, a potem odrzucasz moje oświadczyny. - Karim naprawdę nie mógł tego pojąć.
Oświadczył się, zaproponował małżeństwo, przecież nie mogła mu odmówić.
Miał rację. Powoli do niej docierało - nosiła w łonie królewskiego potomka. Nie było o czym
dyskutować.
Jej rzeczy zostały wniesione do obszernej sypialni. Całe jej życie mieściło się w walizie i torbie
podróżnej, które służąca umieściła w garderobie. Przygotowała jej pachnącą kąpiel, rozebrała i
podała cienki szlafroczek.
Gromadka młodych dziewczyn paplała w podnieceniu, szykując narzeczoną dla szejka. Namaściły
jej ciało i głowę olejkami, włosy zaś splotły w luźny warkocz, spuszczony z jednego ramienia.
Umalowały jej wargi i uróżowały policzki, nałożyły na powieki cienie i podkreśliły tuszem rzęsy,
po czym ubrały ją w ślubne szaty - białą, ręcznie haftowaną koralikami suknię, która okazała się
zadziwiająco lekka. Na głowie miała gęsty welon, stopy wsunęła w wyszywane koralikami płaskie
pantofelki.
92
Carol Marinelli
Była gotowa na spotkanie z narzeczonym.
Wstała i usiadła, jak jej kazano.
Nie miała wyboru, lecz jej umysł pracował na pełnych obrotach.
Karlm był ojcem jej dziecka.
Mimo jego brutalnych słów, mimo chłodnego zachowania wierzyła, te w głębi serca jest tym samym
mężczyzną, W którym Ile bez pamięci zakochała. Wiedziała, że muli do niego dotrzeć, a to był chyba
jedyny sposób. Gdy weszła do obszernej komnaty, mocno odczuła absurdalność sytuacji, w jakiej
się tak nagle znalazła.
Jamal uśmiechała się do niej ciepło, mężczyzna, pewnie to był Hassan, skinął na powitanie. Karim
spojrzał i tylko lekko schylił głowę.
Nie wpłynęło to na nią uspokajająco.
- Karim... - Ich oczy się spotkały, była pewna, że odmówi jej prośbie. - Czy mogę najpierw
zadzwonić do matki?
- Oczywiście.
Znowu źle odczytała jego nastrój; pomógł jej nawet wybrać numer. Stała w swej strojnej szacie, ze
służką u boku, słuchając podekscytowanego głosu matki. Przymknęła oczy i wiedziała, że nie
może wyjawić jej prawdy. Najpierw musi się dogadać z Karimem.
Po kilku minutach była już mężatką. Uroczystości weselne zostały przełożone na później. Złożyła
odcisk kciuka na dokumencie i stała się własnością Karima. A teraz nie miała wyboru, jeśli nie
chciała wyskoczyć na pustynię,
Żarliwy pocałunek
93
musiała siedzieć w helikopterze, który leciał w głąb królestwa Zaraku.
Jej pierwsze zetknięcie z pustynią nastąpiło o zmierzchu. Gdy wyszła z helikoptera, poczuła na
twarzy ukłucia drobnego piasku, świst wiatru w uszach i żar, który wydzielała nagrzana ziemia.
Karim ujął ją za łokieć i poprowadził do wielkiego namiotu. Gdy weszli do środka, pouczył ją,
żeby zdjęła pantofle.
- Załóż te. - Wsunęła stopy w parę wyszywanych koralikami klapek.
Podłoga i ściany namiotu były wyłożone grubą warstwą wzorzystych dywanów. Naftowe lampy
rzucały długie cienie.
Karim rozsunął jedwabne tkaniny i poprowadził ją w głąb swej pustynnej siedziby.
Przedstawił ją swej służbie - kobiecie imieniem Bedra i jej mężowi Aarifowi. Powiedli ich jeszcze
głębiej, gdzie czekała na nich bogata uczta.
Zasiedli naprzeciw siebie na poduszkach, a Bedra podawała im potrawy i napoje na niskim stoliku.
Karim poinstruował Felicity, że ma wypić filiżankę słodkiego i mocnego naparu z mięty. Każdy
łyk, jak wyjaśnił, był ważną częścią rytuału.
Wszystkie potrawy należało jeść rękoma: beduiński chleb z oliwkami i serem z wielbłądziego
mleka, jagnięcinę w plackach pitta. Miała ściśnięty żołądek, mimo to starała się jeść, żeby nie
wydać się niegrzeczną. Karim jadł z apetytem, ale dla niej uczta nie chciała się skończyć.
94
Carol Marinelli
- Karim. - Przełknęła nerwowo ślinę. - To smakuje cudownie, ale... - Nie mogła wspomnieć o
ciąży w obecności Bedry, jeśli jednak natychmiast nie przestanie jeść, obrazi go w niewyobrażalny
sposób.
Karim, wyniosły książę, który nie chciał jej uwierzyć, a ożenił się z nią dla swoich własnych
celów, obdarzył ją teraz uśmiechem.
- Najadłaś się już?
- Tak! - szepnęła. - Nie przełknę ani kęsa więcej. Nie chcę być niegrzeczna... - Karim przywołał
Bedrę, żeby sprzątnęła talerze. - Ale ty jedz, jeśli jesteś głodny.
- Ja również już się najadłem. - Znów się uśmiechnął. - Lecz nie wolno pośpieszać gościa. Nasz
zwyczaj wymaga, żeby jeść, dopóki narzeczona albo gość się nie naje.
Ona także się uśmiechnęła.
- Mogłeś mi o tym powiedzieć przed serem z wielbłądziego mleka!
Miała przed sobą tego samego mężczyznę, który ją urzekł i w którym się zakochała. Ojca swego
dziecka. W głębi ducha wiedziała; że może im się udać.
Bedra podeszła cicho i wzięła ją za ręce.
- Teraz Bedra namaluje ci henną pomyślne znaki -wyjaśnił Karim.
Beduinka pomalowała jej dłonie i stopy w piękne kwiatowe wzory. Jednak Felicity pragnęła
zostać sam na sam z Karimem.
- Wkrótce zostaniemy sami - rzekł Karim, jakby czytał w jej myślach. Ujął ją za rękę i wsunął na
palec pleciony srebrny pierścień, wysadzany agatami i turkusami. - To
Żarliwy pocałunek
95
symbol dwóch rodzin, które są ze sobą związane - wyjaśnił poważnym tonem.
- A dokładnie? - Chciała wiedzieć, co to naprawdę znaczy, żeby go lepiej rozumieć.
- To znaczy, że cieszę się twoją radością i pomagam w kłopotach. - Patrzył jej w oczy. - Twoja
rodzina jest moją. Dzielimy każdy ciężar. To właśnie oznacza miłość.
Czuła się absolutnie spokojna. Oto witała ją miłość. On był ojcem jej dziecka. Tak, tu był inny niż
w Londynie, tradycja była bardzo silna, gdy jednak Bedra natarła jej ciało wonnymi olejkami,
odziała w muślinową szatę i powiodła do komnaty Karima, była dziwnie spokojna. W końcu będą
we dwoje.
Patrzył, jak do niego podchodzi, ze lśniącymi niebieskimi oczami, cudownie kobieca w cienkim
muślinie. Będzie ją miał każdej nocy.
Musi być delikatny, napomniał się w duchu, gdy dreptała ku niemu. Jego żądze musiały ulec w
obliczu wyższej racji stanu. Nie może zapomnieć, że Felicity nosi dziecko w swym łonie.
Stała tuż przy nim. Zawstydzona i zdenerwowana, lecz przystrojona dla niego, jego piękna żona.
Pociągnął ją do siebie. Całując ją, czuł woń olejku na włosach, dotykał ciała, które tak go
podniecało. Choć raz obowiązek był przyjemnością.
Felicity poczuła się doskonale spokojna w jego objęciach. Zsunął z niej szatę i pieścił wargami jej
piersi. Powiódł ustami wzdłuż jej smukłej szyi i począł całować, mocno, głę-
96
Carol Marinelli
boko. Czuła, że w łóżku potrafią się porozumieć. Odkrywali siebie na nowo, zasypując to, co ich
różniło.
Rozkosz była im wspólna. Rozsunął jej lekko kolana, ona zaś się rozluźniła. Nosiła w łonie jego
dziecko. Był jej mężem.
Sięgnął ponad jej głową, a Felicity początkowo nie wiedziała, po co. Otworzył małą szufladkę i
wyjął z niej prezerwatywę. Patrzyła oszołomiona.
- Chyba się trochę spóźniłeś... - wyjąkała.
- Nie chodzi tylko o... - Nie pozwoliła mu skończyć, wymierzając siarczysty policzek.
- Jak śmiesz? - wycedziła. Skuliła się na widok jego miny, ale nie mogła pozwolić, żeby ją tak
obrażano.
- Skąd mam wiedzieć? - odparł. - Czy wiesz, ile kobiet już tego próbowało? - Potrząsnął z
niedowierzaniem głową. - Przecież byłem zabezpieczony.
- Więc czemu się ze mną ożeniłeś? - spytała, ale Karim nie odpowiedział.
Zakryła się muślinową koszulą, twarz miała gniewną, w jej oczach błyszczały łzy. Chciał jej
wierzyć, ale nie mógł sobie na to pozwolić, bo jeśli dziecko naprawdę było jego, wszystko będzie
musiało się zmienić.
Musiał pamiętać, że dziecko będzie w przyszłości potomkiem Hassana. Nie wolno mu się do niego
przywiązać. Jej także nie, bo pewnego dnia będzie musiała się z nim rozstać.
Wyszedł z łóżka, a gdy ujrzała, że trzyma w dłoni sztylet, śmiertelnie się przeraziła. Byli na
pustyni, pomiędzy jego ludźmi, któż usłyszy jej krzyk?
Żarliwy pocałunek
97
Przesunął palcem wzdłuż ostrza, aż trysnęła krew, po czym spojrzał na nią i zauważył, że się boi.
Jego twarz stwardniała na granit.
- Ponosi cię wyobraźnia. Nie jesteś więźniem. Nie będę cię zmuszał - zakpił. Odłożył sztylet i
poplamił prześcieradło krwią. - Kryję twoje kłamstwa.
- Czemu nie przyznasz, że to twoje dziecko?
- Uwierzę, jak zobaczę wynik testu.
- Nie będzie żadnego testu.
- Nie spieraj się ze mną.
- Przeciwnie, Karim. Dokonałeś wyboru i pojąłeś mnie za żonę. Zamierzam szanować'w
miejscach publicznych twoje zwyczaje i tradycję, ale nie zanikniesz mi ust, gdy będziemy na
osobności. Będę się sprzeciwiać, bo taka jestem. Nie zagrożę życiu dziecka, żeby zaspokoić twoją
ciekawość, i nie zgodzę się na prezerwatywę, bo ty nie potrafisz mi zaufać i uwierzyć, że byłeś
moim jedynym mężczyzną. W takim razie - zakończyła drżącym głosem - wydaje się, że nasze
małżeństwo nie zostanie skonsumowane.
- Nie wyjdziesz stąd, zanim tak się nie stanie.
- Więc umrzemy na pustyni - odparła z uporem.
- Powiedziałem ci, jak będzie - rzekł, wzruszając ramionami. Położył się do łóżka i odwrócił się do
niej plecami. - Przyjdź do mnie, gdy będziesz gotowa.
ROZDZIAŁ DWUNASTY
Może naprawdę będą musieli umrzeć na pustyni.
Wraz z upływem dni stawało się jasne, że żadne z nich nie zamierza ustąpić.
Ona na pewno się nie podda - nie będzie spała z mężczyzną, który ją obraził.
Karim był nieugięty jak skała.
Czasem zabierał ją na przejażdżkę. Po drodze wyjaśniał, że naga pustynia kryje w sobie skarby,
jeśli ktoś umie ich szukać. Pokazał jej piaszczyste wąwozy, grę światła i cienia, słońce, które
zawsze było drogowskazem.
Na pustyni były także oazy, oddalone od siebie o dzień drogi.
Pewnego razu pojechali tam jego dżipem na piknik.
- Oazy dowodzą, że ta ziemia jest żyzna - rzekł Karim, leżąc z rękami pod głową. - Trzeba tylko
wiedzieć, jak ją traktować.
Miała na końcu języka kąśliwą ripostę, ale zmilczała. Czekała na powrót tego Karima, którego
pokochała.
Bedra była dla niej dużą pomocą w przetrwaniu tych trudnych dni. Wesoło gawędziły podczas
ubierania i czesania włosów. Dziewczyna zawsze zakrywała twarz czar-
Żarliwy pocałunek
99
ną abayą. Felicity żałowała, że nie może zobaczyć twarzy swojej towarzyszki. Pewnego dnia
zapytała ją, dlaczego w jej obecności zasłania twarz.
- Tylko w domu nie noszę burki. Tam mogę być sobą
- wyjaśniła Bedra. - Ale tu, w pracy... nie mogę pokazywać twarzy.
Jej słowa sprawiły Felicity przykrość. Mimo pozornie bliskich stosunków dla Bedry była to tylko
praca. Jej mąż Aarif usługiwał Karimowi, a więc też był w pracy.
Gdy Karim wyruszył na pustynię, a ona w tym czasie odpoczywała, często słyszała, jak Bedra i
Aarif głośno się śmieją. Zauważyła, że Aarif traktował żonę prawie jak boginię. Jakże pragnęła, by
Karim też tak samo był dla niej miły i dobry.
Pewnego razu Felicity postanowiła zapytać Karima, skąd się bierze taki wręcz bałwochwalczy
stosunek Aarifa do żony.
- Dlaczego nie miałby być dla niej miły? - zdziwił się Karim. - To dobra kobieta, ładna i miła.
Czemu miałby ją źle traktować?
- Ty nie jesteś dla mnie zbyt miły.
- Póki małżeństwo nie zostanie skonsumowane, nie jesteś moją żoną - wyjaśnił Karim, wzruszając
ramionami.
- Gdy tylko zechcesz, będziesz się mogła przekonać, jaki miły potrafię być dla mojej żony.
Czasem ze sobą rozmawiali, a nawet się śmiali, ale nie poruszali najważniejszej kwestii. Im więcej
wiedziała o nim i zwyczajach jego przodków, tym bardziej zdawało się to niemożliwe.
100
Carol Marinelli
- Biedny Hassan. - Leżała na miękkich poduchach, jedząc figi, które wprost uwielbiała. Zaczynała
już mieć poranne mdłości i napady niepohamowanego apetytu, a świeże soczyste figi najlepiej jej
służyły. W głowie jej się to nie mieściło, gdy Karim wyjawił, jakie są oczekiwania wobec jego
rodziny. - Dlaczego biedny?
- Bo musi być królem.
- To zaszczyt służyć narodowi. Nie ma wyższego zaszczytu - odparł ostro Karim.
- W takim razie biedna Jamal. - Ciągnęła temat, choć wiedziała, że go drażni. - Nie mam im za złe,
że nie chcą dzieci. To byłoby okropne.
- Jak śmiesz? - warknął Karim. - Jak możesz nazywać nasze zwyczaje okropnymi? Ich dziecko
urodziłoby się następcą tronu.
- A dla mnie - rzekła z uśmiechem Felicity - to właśnie byłoby okropne. Jestem naprawdę
wdzięczna, że kiedy ukryłeś swoją tożsamość... - ugryzła kęs figi.
- Nie ukryłem.
- Kiedy zapomniałeś napomknąć, że jesteś księciem, nie okazało się, że nazywasz się Hassan. -
Potrząsnęła z przerażeniem głową. - To byłoby straszne. A tak jesteś wolny, możesz pracować...
No właśnie, czemu już nie praktykujesz?
- To nie dla mnie.
- Ale miałeś praktykę?
- Krótko. Potem się przekonałem, że lepiej przysłużę się ludziom, nadzorując budowę szpitala i
uniwersytetu.
Żarliwy pocałunek
101
- Brakuje ci tego? Milczał.
- Jesteś chirurgiem...
- Dość - Karim zakończył rozmowę. -Ja tylko...
- Więc przestań - warknął. - Kiedy mąż mówi dość, kiedy książę pan mówi dość, nie dyskutujesz.
- Przeciwnie. Mówiłam ci wiele razy: uszanuję twoje zwyczaje i w miejscach publicznych będę
milczała, ale nie w domu, którym jest teraz ten miły namiot. Mój mąż w domu obdarzy mnie
zaufaniem, szacunkiem i rozmową - posłała mu chłodny uśmiech - a jeśli nie zechce, to obawiam
się, że do niczego nie dojdziemy.
Spała w jego łóżku, żeby nie powodować plotek, ale nie chciała mu się oddać. Osłona, przy jakiej
się upierał, broniła dostępu do jej serca. Czasem budziła się w jego ramionach, zastanawiając się,
czy może zmienił zdanie, ale nie, do niczego nie doszło.
Pewnej nocy leżała przy nim, słuchając jego spokojnego oddechu, i rozmyślała, że po raz pierwszy
w życiu czuje się bezpieczna, mimo jego oskarżeń i braku zaufania.
Karim także się nad tym zastanawiał.
Wyczuł, że nie śpi, i zaciekawił się, o czym rozmyśla. Pewnie tęskni za rodziną, jest samotna i
przestraszona.
Przyciągnął ją nieco bliżej.
Czy dziecko mogło być jego?
Chciał ją pogłaskać po brzuchu, ale się powstrzymał. Nie mógł się poddać emocjom, jeśli bowiem
dziecko nie było jego...
102
Carol Marinelli
Zapatrzył się w ciemność. Jej głowa leżała tuż przy jego twarzy. Pragnął całować jej szyję, zatopić
twarz we włosach. Czuł na brzuchu jej ciepłe pośladki. Miał erekcję. Chciał głaskać jej piersi...
A jeśli dziecko było jego?
Karim nie przejawiał sentymentalnych uczuć.
W rozmowie z ojcem jego bystry umysł wymyślił szybkie rozwiązanie.
Dla dobra narodu uniesie ciężar kłamstwa, tak samo jak Hassan, a ojciec zabierze tajemnicę do
grobu. Gdy wynik testu pokaże, że dziecko nie jest Karima, brzuch Jamal zacznie rosnąć ku
radości poddanych.
Felicity była rozwiązaniem.
A teraz będzie się musiał głupio przejmować, jaki to będzie miało na nią wpływ. Codziennie
dostarczała mu radości, choć starał się tego nie okazywać. Cudownie było budzić się obok niej.
Oczywiście wiele ich różniło, ale już się tym nie trapił.
Jak miałby jej powiedzieć, że teraz nie jest już tylko księżniczką, lecz pewnego dnia może być
królową, a wtedy skończy się dla niej wolność?
Poruszyła się obok niego, a wówczas po raz pierwszy w życiu poczuł, że nie dba o naród, lecz
wyłącznie o nią. Nie obchodzi go, czy dziecko jest dziewczynką, czy chłopcem, byle było jego, tak
jak Felicity. Jej oddech stał się płytki i szybszy. Zsunął dłoń ku ciepłemu spojeniu jej ud, które
odrobinę rozwarła.
Postanowił, że dziś będzie się z nią kochał, a jutro wyzna jej prawdę. A jeśli nie będzie mogła lub
nie będzie
Żarliwy pocałunek
103
chciała tego zrobić, może uda im się wspólnie coś wymyślić.
Był tuż przy niej, czując, że jest chętna i gotowa tak jak on.
Nie padły żadne słowa, nie było pocałunku, mimo to czuła mu się bardzo bliska. Wiedziała, że
jego działania są celowe, że Karim nie śpi i dobrze wie, dokąd zmierza. Była pewna, że o niej
myśli, że jego serce przepełnia czułość i miłość.
Rozsunęła szerzej uda, czując jego erekcję, pragnąc go, pożądając jak nigdy dotąd.
- Kochaj się ze mną, Karim...
- Wasza Wysokość! Proszę o wybaczenie... - Aarif za-szlochał bezradnie.
Karim zaklął z pasją po arabsku.
Jak sługa śmiał mu przeszkadzać? Gdyby ojciec miał się gorzej, zadzwoniłby jego kamerdyner.
Nikt nie miał prawa wtargnąć do jego komnaty.
- Błagam o wybaczenie... Bedra umiera, krwawi...
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
Ubrał się błyskawicznie i popędził do kwater służby. Felicity pobiegła jego śladem.
Bedra leżała bezwładnie, z rozszerzonymi strachem oczami. Karim obmacał jej brzuch, a Felicity
uświadomiła sobie, że kobieta była w ciąży. Burka ukrywała jej stan.
- Jest w szóstym miesiącu. - Krew była wszędzie, a Karim wygłosił miażdżącą diagnozę. - Abruptio
placentae.
W szpitalu Felicity wiedziałaby, co robić. Bedra i dziecko mieliby szansę. Na pustyni krwotok
oznaczał pewną śmierć.
Felicity przewróciła Bedrę na bok, Karim zaś wydawał zapłakanemu Aarifowi krótkie rozkazy.
- Mamy ją zawieźć do szpitala?
- Nie ma na to czasu. - Chwycił nieszczęsną w ramiona i wyniósł przed namiot w chłodne
powietrze pustyni. Ku zdumieniu Felicity Aarif podjechał wielkim dżi-pem, a Karim podbiegł i
ułożył Bedrę z tyłu. Felicity stała w rozwianej muślinowej koszuli, nie mając pojęcia, co się
właściwie dzieje.
- No chodź.
Głos Karima wyrwał ją z bezruchu. Nałożył Bedrze
Żarliwy pocałunek
105
opaskę uciskową, podczas gdy Aarif otwierał pudła z etykietami i wyjmował bandaże. Pośrodku
pustyni zaczynała działać sala operacyjna.
- Musimy natychmiast operować.
Był wprawdzie chirurgiem, ale cesarskie cięcie tutaj...
- Wiem, co robię. - Karim spojrzał jej prosto w oczy.
Aarif, który działał jak automat w nadziei ocalenia żony i dziecka, szukał żyły na jej ramieniu.
Felicity wreszcie się włączyła. Zrozumiała, że Karim będzie operował na pustyni w czymś w
rodzaju ambulansu!
Karim przemywał brzuch Bedry jodyną, Aarif bez słowa podał Felicity strzykawkę. Był to silny
środek przeciwbólowy i uspokajający, który powoduje chwilową utratę świadomości. Tak silna
dawka może jednak zaburzyć proces oddychania.
- Podaj - polecił Karim. - Aarif będzie pilnował oddechu. Felicity, przygotuj się na odebranie
dziecka. Władczy ton Karima był bardzo przydatny. Felicity zrobiła zastrzyk i poszukała
najmniejszego zestawu do reanimacji. Aarif dostarczał żonie zbawczego tlenu.
Operacja była szybka i prosta, tak jak wymagały tego okoliczności. Było to klasyczne cesarskie
cięcie, wykonane pionowo ze względu na pośpiech. Już po chwili Felicity trzymała w dłoniach
maleńką istotkę, a Karim wyjął łożysko, które odkleiło się od ściany macicy. Był to jedyny sposób,
żeby powstrzymać śmiertelnie niebezpieczny krwotok.
Felicity pracowała automatycznie, rutynowo, starając się nie myśleć, bowiem jakikolwiek proces
myślowy za-
106
Carol Marinelli
kłócałby teraz koncentrację na najważniejszych czynnościach, które miała opanowane do
perfekcji i mogła je wykonywać z zamkniętymi oczami.
Niemowlę było słabe, ale zareagowało na reanimację.
Ukradkiem obserwowała Aarifa. Z pozornym spokojem wykonywał polecenia, całkowicie
ukrywając swoje emocje.
Karim w skupieniu, szybko i precyzyjnie zaszył brzuch Bedry, po czym Aarif przygotował ją do
przewiezienia.
Z oddali dobiegł warkot lądującego helikoptera.
Felicity nie mogła uwierzyć - Karim uratował dwa życia w warunkach pustynnych, a teraz
nadeszła zbawienna pomoc.
Po kilku minutach przybiegli lekarz i... Helen.
Karim wykrzykiwał po arabsku polecenia lekarzowi, którego pamiętała ze szpitala. Na szczęście
doktor Habib nawet na nią nie spojrzał, biegnąc prosto do Bedry. Jako pediatra miał się zająć
wcześniakiem.
Aarif chyba dojrzał lęk w oczach Felicity i być może zinterpretował go błędnie jako wstyd, że stoi
tu półnaga, gdyż rzucił jej burkę. Felicity szybko wciągnęła ją przez głowę, ale i tak się spóźniła.
Na twarzy Helen ujrzała absolutny szok. Pokręciła szybko głową i położyła palec na ustach na
znak, że musi to pozostać tajemnicą, po czym obie kobiety zajęły się przygotowaniem wcześniaka
do transportu. Dziecko nabrało nieco koloru i płakało, ale było to raczej słabe kwilenie. Felicity
oceniała je na dwudziesty szósty tydzień, z czym pediatra się zgodził.
Żarliwy pocałunek
107
Karim odprężył się dopiero wtedy, gdy Bedra została podłączona do kroplówki z krwią.
Przysiadłszy na potężnym kole dżipa, patrzył na przenośny inkubator i rozmyślał o swoim
bratanku. Pamiętał szloch Jamal i łzy swego ojca; cały kraj płakał po zmarłym potomku Hassana.
Zerknął na Felicity, która nie spuszczała oka z inkubatora, i wiedział, że umrze, jeśli będzie
musiała oddać swoje dziecko.
Wyprostował się, odpędzając emocje. No cóż, być może będzie musiała.
Gdy matka i dziecko byli już bezpieczni w helikopterze, którego śmigła wirowały coraz prędzej,
Felicity wybąkała do Helen:
- Skontaktuję się z tobą.
ROZDZIAŁ CZTERNASTY
Wspólne przeżycie powinno ich było zbliżyć do siebie, ale chyba tak się nie stało. Felicity była
pewna, że Karim miał zamiar się z nią kochać tej nocy. Przeszkodził im Aa-rif. Gdy jednak po
odlocie helikoptera Karim w milczeniu po raz pierwszy w życiu sam przygotował sobie kąpiel,
jego milczenie było wymowne. Gdy przyszła po kąpieli do łóżka, udawał, że już śpi.
- Karim? - przemówiła do szerokich barków. - Wspaniale sobie poradziłeś.
Tak, udawał, że śpi, bo w odpowiedzi na jej uwagę głośno zachrapał, a przecież nie miał tej
niemiłej przypadłości.
Było to gorsze, niż gdyby kazał jej umilknąć.
Wymyśliła własny sposób przetrwania. Dni mijały powoli, byli na pustyni zupełnie sami, ona zaś
nabrała zwyczaju gawędzenia sama ze sobą.
- Zacięłam się - oznajmiła, leżąc na poduchach i czytając kolorowe czasopisma. Była to maleńka
ranka, ale postanowiła ją sobie opatrzyć. - Ciekawe, czy są jakieś plastry... - Karim czytał grubą
księgę w czarnych okład-
Żarliwy pocałunek
109
kach i nie zareagował. - Wiem! - zawołała. - Wyjdę i poszukam w naszej mobilnej sali operacyjnej,
która przecież stoi tu niedaleko.
Na jego wargach igrał tłumiony uśmieszek.
- Nie, nie trudź się, Karim, sama znajdę.
Chwycił ją za kostkę, gdy przechodziła obok, i uśmiechnął się do niej promiennie.
- Za dużo mówisz. - Nadal trzymał ją za kostkę.
- A ty za mało.
- Usiądź. - Puścił jej nogę i poklepał poduchę obok siebie, ale nie zwolniła kroku. - Felicity - rzekł
z ciężkim westchnieniem - czemu nie usiądziesz i nie porozmawiasz ze mną? Na przykład o twojej
ukochanej pracy...
Poczuła się lekko skrępowana, prawie jak w czasie ich pierwszego spotkania. Pamiętała, że unikają
niezręcznych tematów, jak seks czy dzieci, i rozmawiają tylko o tym, co ich łączy, czyli o pracy.
- Zawsze chciałam mieć taką pracę - odpowiedziała na jego pytanie. - Chyba urodziłam się z
pragnieniem zostania położną. Uwielbiam kobiety w ciąży, kocham niemowlęta... - urwała. O-o,
dzieci... Trudny temat... a właściwie zakazany. Unikali go, ale przecież nie mogła mu opowiedzieć
o swoim marzeniu o pracy w ośrodku porodów naturalnych w Anglii, gdyż musiałaby przyznać,
że są na to teraz niewielkie szanse. Nie mogła też zacząć mówić o swoim ojcu alkoholiku i jego
ponurym testamencie, bo to by znaczyło, że mu ufa.
A nie ufała.
110
Carol Marinelli
Zaczęli rozmawiać o Karimie, co też nie było dobre, bo im więcej się o nim dowiadywała, tym
bardziej go kochała. I już sama nie wiedziała, co ma o tym wszystkim myśleć. To jest chyba
syndrom sztokholmski, powiedziała sobie Felicity. Klasyczny przykład na to, że ofiara może
zakochać się w swoim porywaczu.
Na szczęście ona pokochała Karima już wcześniej, zanim ją tu przywiózł i uwięził. I z każdą
chwilą coraz bardziej ją intrygował.
- Więc teraz tu, na pustyni, praktykujesz medycynę?
- zapytała, gdy opowiedział jej o swojej pracy.
- Tak. Z pomocą Bedry. To mobilny szpital - wyjaśnił Karim. - Nie wypada mi dłużej pracować w
zwykłym szpitalu. To niemożliwe.
- Ale przecież kształciłeś się na chirurga. Pracowałeś w tym zawodzie... - Felicity nic nie
rozumiała.
- W mojej obecnej sytuacji zwykli ludzie nie powinni mieć do mnie łatwego dostępu - odparł. -
Poddani mojego ojca nie mogą być moimi pacjentami, ponieważ...
- urwał i zamilkł.
Nie sprzeczała się z nim, nie ponaglała go, wolała poczekać, aż sam zapragnie dalej mówić i wtedy
spokojnie go wysłucha. Tak rzadko ostatnio udawało im się spokojnie ze sobą rozmawiać.
Po długiej chwili milczenia uczynił pierwsze bardzo szczere wyznanie.
- Naprawdę czasem mi tego brakuje.
Zamrugała gwałtownie, zdumiona jego szczerością, przyznaniem się do emocji i uczuć.
Żarliwy pocałunek
111
- Nie wybierasz zawodu chirurga, to on wybiera ciebie. Jednak z powodów, których nie
zrozumiesz, nie mogę go wykonywać, bo mój kraj przeznaczył dla mnie inne obowiązki. Ale tu,
na pustyni... - urwał, wsłuchując się w gwizd wiatru. - Tu mogę pełnić obie role. Mogę być
księciem i leczyć. Bedra jest lekarką, kształciła się za granicą. Dlatego ją tu sprowadziłem. Służba
w pałacu myśli, że ona i Aarif to para zwykłych służących. Beduini są dumni i nieufni, nie staną w
kolejce pod namiotem, żeby uzyskać pomoc lekarza, więc Bedra sama idzie do nich i ofiarowuje
im pomoc. We w pełni wyposażonym mobilnym szpitalu jest GPS, przez który można wezwać
helikopter. Bedra nie jest chirurgiem, więc jeśli trzeba, to jej pomagam...
- Prowadzisz klinikę?
- Moja rodzina o tym nie wie. Nie wolno ci tego zdradzić - ostrzegł. - Pracuję nad projektem
rotacyjnego wysyłania lekarzy na pustynię. Na razie działam jeszcze nieoficjalnie.
Brzmiało to tak, jakby prowadził dom schadzek, a nie szpital. Czemu ratowanie życia ma być
tajemnicą?
- Zmiany następują powoli - mówił dalej - ale nieuchronnie. Mamy uniwersytet, nowy szpital.
Kobiety nie będą musiały wyjeżdżać na studia do innych krajów. Mogę działać jako chirurg, a jako
książę z rodziny królewskiej stopniowo wprowadzać nowoczesne programy.
Pomyślał, że jako władca kraju mógłby to po prostu zadekretować. Jednak szybko odpędził tę
kuszącą, ale niewygodną myśl.
112
Carol Marinelii
Jako król mógłby forować postęp; jego ojciec czy brat nigdy by tak nie działali. Kochał swój kraj,
tradycję, zwyczaje. Lecz czasem go one złościły. Postęp był zbyt wolny. Jako król miałby na to
wpływ.
Lecz nie chodziło o to, czego on chciał, i nie miało to nic wspólnego z Fełicity. Postanowił
zakończyć tę rozmowę. Stała się dla niego zbyt trudna.
Felicity miała mędik w głowie. Za każdym razem widziała innego Karima - playboya w Anglii,
wyniosłego księcia w pałacu, lekarza na pustyni. Lecz ona pragnęła go całego. Chciała, żeby ten
potrójny obraz zespolił się w jeden spójny wizerunek.
Pragnęła go całym sercem.
- Muszę jutro wyjechać. - Nie wyjaśnił nic więcej, lecz tym razem Felicity postanowiła zapytać go,
gdzie i po co wyjeżdża. Nie po raz pierwszy tak czynił; zdradzał swoje sekrety, odsłaniał się przed
nią, a potem tego żałował i krył się w swojej skorupie.
- Dokąd się wybierasz?
- To nie twoja sprawa.
- Karim, proszę...
- Za kilka dni mój ojciec będzie miał operację.
-1 nie zamierzałeś mi o tym powiedzieć? Przecież jestem twoją żoną.
- Żona, która odmawia seksu, jest niedobra.
- Mąż, który nie ufa żonie, także jest niedobry! - odpaliła.
- Kiedy przyleci po mnie helikopter, przywiezie służbę dla ciebie.
Żarliwy pocałunek
113
- Nie! - Rzuciła się do niego, przerażona perspektywą utkwienia na pustyni w towarzystwie
obcych. - Nie, Karim. Nie zostanę tu sama!
- Zrobisz, jak kazałem.
- Nie! - krzyknęła z rozpaczą w głosie. - Przecież żona zawsze powinna być przy tobie! Twoja
rodzina chyba tego oczekuje, prawda?
Jego rodzina niczego od niej nie oczekiwała. Wpatrując się w nią czarnymi oczyma, chwycił ją za
nadgarstki. Czyż nie mogła pojąć, że jego rodzina o nią nie dba, że potrzebne jest tylko jej dziecko
- potomek jego albo Hassana, wszystko jedno.
Jego.
Na moment złagodniał i puścił jej ręce. Ona ich nie obchodziła, on zaś musi nauczyć się odczuwać
tak samo jak oni.
- Pozwól mi jechać z tobą. Karim, przecież ja... Uciszył ją pocałunkiem. Jak przyjemnie było
smakować
jej miękkie usta. Trzymał ją mocno w ramionach i całował. Gdy chciała się wyrwać, tulił ją jeszcze
mocniej. Miała poczuć, co traciła z każdym dniem, poczuć żar jego stęsknionego ciała. Kiedy w
końcu do niego przyjdzie, a stanie się tak nieuchronnie, jakże słodki będzie smak zwycięstwa.
Jej usta były tak miękkie, jej ciało nie stawiało oporu... wtem znów zesztywniała, a wówczas
wypuścił ją z objęć.
- Już ci mówiłem... pustynia jest naszym domem, póki małżeństwo nie zostanie skonsumowane. A
to zależy wyłącznie od ciebie.
ROZDZIAŁ PIĘTNASTY
Musi wrócić do Zarakua. Nie zostanie sama na pustyni.
Chciała zapewnić dziecku kochającego ojca i radosny dom, ale to Karim powinien skorzystać z tej
szansy - powinien jej zaufać.
Nienawidziła go. A jednak nie mogła...
Na wspomnienie czułych chwil chciało jej się płakać.
Karim musi uwierzyć, że to jego dziecko. Co do tego Felicity nigdy nie ustąpi. Albo będzie się z nią
kochać bez prezerwatywy, albo jutro zostanie sam.
W czasie, gdy Karim modlił się za ojca i kraj, Felicity przygotowała sobie kąpiel.
Nie umiała uwodzić, ale pamiętając wskazówki Bedry, nalała do wanny wody różanej. Rozgrzana
parującą kąpielą wyszła z wanny i osuszyła się miękką tkaniną.
Potem natarła sobie olejkami miejsca na ciele, gdzie puls był szczególnie wyczuwalny. Mieszanina
ambry, drzewa sandałowego i piżma pachniała kusząco.
-Postawiłabym też przy łóżku naczynie z olejkiem migdałowym - powiedziała Bedra, gdy
któregoś dnia rozmawiały na ten temat.
Żarliwy pocałunek
115
- Dla zapachu? - spytała podejrzliwie Felicity, na co Bedra tylko się roześmiała.
Zrobiwszy wszystko według jej wskazówek, położyła się i czekała, zdenerwowana niczym panna
młoda w noc poślubną.
Karim przyszedł do łóżka i jak zwykle był zmęczony. Legł, odwrócony do niej plecami, i udał, że
śpi, lecz ona wyczuwała jego napięcie. Gdy wreszcie naprawdę usnął, przetoczył się na drugi bok i
objął ją, kładąc dłoń na jej brzuchu.
Felicity wiedziała, że mężczyzna, w którym się zakochała, nie naraziłby życia płodu. Karim po
prostu nie był sobą. Popatrzyła na niego uważnie.
Dotknęła jego ciepłego ciała, napiętego nawet w czasie snu.
- Nie zrobię testu, Karim - szepnęła w ciemności. Nie była pewna, czyją słyszy, ale chciała go
ostrzec. - Nie podejmę ryzyka, żeby uspokoić...
- Felicity. - Był zły na siebie, że w czasie snu przysunął się do niej, więc natychmiast znów się
odwrócił. - Czy możemy porozmawiać o tym później?
Marzył, żeby sen powrócił. W głowie huczało mu od problemów, odbył trudną rozmowę z
bratem, ojca czekała operacja. Lecz gdy położył się przy niej, zmęczony, poirytowany, nagle
otoczyły go ciemność i cisza, owionął słodki zapach piżma. Łagodnie i stopniowo przeniósł się w
krainę snu.
Zasypiając, pomyślał, że być może przyszłość byłaby mniej straszna, gdyby ona dzieliła z nim łoże.
Nie spał długo, bo nagle go obudziła.
116
Carol Marinelli
A teraz nie mógł zasnąć.
On także nie chciał testu, nie chciał poznać prawdy. Znosił ten trudny okres wyłącznie dzięki
obecności Felicity. Jej zapach oszałamiał go, nie mógł udać przed sobą, że nie zwraca na nią uwagi,
jej zapach ciągle przypominał mu, że u jego boku leży kobieta spragniona czułości.
- Nie mogę spać - przyznał po kilkunastu minutach milczenia.
- Czy to ci pomoże?
W jej głosie usłyszał napięcie.
- Co? - zapytał nieufnie.
- To. - Pogładziła delikatnie jego barki. Czuła mięśnie, napięte pod aksamitną skórą, wygiętą w łuk
szyję, gdy masowała twardy węzeł. - Teraz lepiej?
Łagodnie skłoniła go, by się przewrócił na brzuch. Pragnęła bliskości, chciała przekonać Karima
zarówno w sprawie testu, jak i używania prezerwatywy. Chciała to zrobić, zanim nadejdzie ranek.
Zanurzyła palce w olejku migdałowym i zaczęła masować mu plecy, i wtedy zrozumiała, o co
chodziło Be-drze, do czego ten olejek ma służyć. Przesuwała dłońmi aż do pach, po czym wracała
wzdłuż kręgosłupa. Czuła, jak z wolna napięcie mięśni ustępuje, a gdy już się całkowicie rozluźnił,
zdjęła muślinową koszulę i obróciła go na plecy. Zanurzyła palce w olejku i powiodła nimi ku kęp-
ce sztywnych czarnych włosów, po czym delikatnie ujęła w dłoń jego nabrzmiałą męskość.
- Za dużo wiesz - szepnął, chwytając jej nadgarstki. - Jak na dziewicę, stanowczo za dużo.
Żarliwy pocałunek
117
- Nic nie wiem - poprawiła go Felicity - poza tym, co podpowiadają mi moje ciało i twoje reakcje.
Dotąd bała się seksu, ale z Karimem działała instynktownie, jej ręce kierowały się jakąś pierwotną
wiedzą.
Pieściła go śliskimi od olejku dłońmi, czując, jak rośnie i twardnieje z każdą chwilą, jego umysł zaś
systematycznie słabnie. Spojrzał na nią przymglonym wzrokiem.
- Twoje ciało się zmienia. - Po raz pierwszy odniósł się do jej odmiennego stanu, co ją wzruszyło.
- Poczuj je - szepnęła, bo dotyk oznaczał bliskość. Natarł ręce olejkiem, który zostawiła na jego
skórze,
i powiódł nimi po jej zaokrąglonych teraz biodrach. Zapamiętał, że tamtej nocy były szczuplutkie.
Potem dotknął jej bujnych piersi i masował je krągłymi ruchami. Zsunął dłonie na brzuch,
stykając kciuki na wysokości pępka, pod którym żyło ich dziecko. Gładził jej jasną skórę i przez
moment zapomniał o swoich obowiązkach i przyszłości kraju. Nie mógł pozwolić, by igła wbiła
się w jej miękkie ciało, zakłócając sen maleństwa. Sen ich dziecka.
- Nie będzie testu - rzekł stanowczo, a potem powtórzył: - Nie będzie testu.
Poczuła, że przynajmniej w łóżku mogą być sobie równi. Że jako kobieta także ma nad nim
władzę. A na tym można już było budować.
- Felicity... - Jej ręce miały magiczną moc. Pieściła go tak cudownie, że zapragnął zapłakać. Lecz
królowie nie płaczą, podobnie jak książęta i w ogóle mężczyźni. A jednak teraz mógłby się
rozszlochać. - Nie chcę zostać królem.
118
Carol Marinelli
Uśmiechała się do niego bez słowa, nie przerywając pieszczoty.
- Oddałbym wszystko, bylebym nie musiał zostać królem.
- Nie musisz...
Nie rozumiała, a on nie mógł jej teraz tego wyjaśnić. Jednak sięgnęła gdzieś głęboko i wydostała
prawdę z jego trzewi. Doznał olbrzymiej ulgi i mimo twardych faktów wierzył, że ona ma rację, że
jedyną jego powinnością jest być z nią.
Jej ręce nie wystarczały. Pragnął jej całej.
Uniósł jej śliskie od olejku biodra i wszedł w nią z tłumionym jękiem. Nigdy dotąd nie miał
kobiety, która oddałaby mu się bez żadnych zahamowań, z całkowitą ufnością i słodyczą; gdy
poczuł ucisk jej ciepłych mięśni wokół swego penisa w stanie silnej erekcji, przez chwilę myślał,
że umrze z rozkoszy. Poruszał się w niej delikatnie, wyczuwając każde drgnienie. Czuł, że mógłby
natychmiast skończyć, ale powstrzymywał się, patrząc na kobietę, która postawiła jego życie na
głowie, a jednak był jej za to nieskończenie wdzięczny. Bardzo pragnął jej zaufać.
Felicity nie potrzebowała już jego rąk, które nadawały rytm, unosząc jej biodra. Poruszała się teraz
z własnej potrzeby. Czuła niewysłowioną rozkosz, marzyła, by doszedł wraz z nią, by jej zaufał...
- Chcę poczuć twoją rozkosz. Nadal trzymał się w ryzach.
Poczuła orgazm tak silny, że aż krzyknęła. To właśnie z nią robił. Zabierał jej wszystko, ale
niczego z siebie nie
Żarliwy pocałunek
119
dawał. Wyszeptała jego imię, błagając, by uwierzył, że jest jedyny, że dziecko jest jego.
Wreszcie się poddał. Mógłby to robić co dzień, co noc, zawsze, gdyby tylko uwierzył.
Trzymał ją potem w objęciach, zmagając się z demonami swego umysłu.
Ojciec nigdy nie wybaczył matce; żył samotnie.
Po co?
Karim źle spał od kilku nocy, był tego świadomy. Słowo „miłość" tłukło mu się po głowie, lecz
powiedział sobie, że to nie może być miłość, że to tylko żądza.
Znów wsunął dłoń między jej gorące uda. Na skutek żądzy znowu poczuje erekcję i obudzi ją z tak
potrzebnego jej snu, ale jeszcze nie teraz...
Teraz chciał ją tylko trzymać w objęciach.
ROZDZIAŁ SZESNASTY
Dobrze, że z nim przyjechała.
Karim dotrzymał słowa i przywiózł ją ze sobą do miasta; nie wiedział jeszcze, na jak długo.
Odwiedził ojca, ona zaś została w luksusowej poczekalni, co było dla niego przyjemną odmianą.
Nie był pewien, na czym to polega, gdy jednak wyszedł z pokoju, szybko poszukał jej wzrokiem.
Dwa błękitne klejnoty błysnęły ze szpary w abayi, którą uparła się założyć.
- Jak on się czuje?
- Jest słaby - odparł Karim. - Powinni go operować wcześniej, tak jak mówiłem. Hassan i Jamal
wracają do pałacu, a ja chcę się jeszcze spotkać z chirurgiem.
- Poczekam na ciebie.
- To może potrwać.
- Poczekam.
Zgodził się po chwili namysłu.
- Czy mogę odwiedzić Bedrę? Potrząsnął głową.
- Ktoś cię może rozpoznać... - Spojrzał w jej oczy i zmiękł. - Na chwilę. Powiedz jej, że się za nią
modlę.
Żarliwy pocałunek
121
Na oddziale położniczym kręcił się spory tłumek. Dzięki burce nie została rozpoznana, jednak
Aarif ukłonił się głęboko na jej widok, wzruszony, że przyszła. Poprosiła cicho, żeby nie zwracał
na nią uwagi, i podeszła do Bedry.
- Dziękuję! - szepnęła kobieta ze łzami w oczach. -Uratowałaś naszego syna.
- Jak on się czuje?
- Jest maleńki, ale bardzo dzielny. Lekarz mówi, że ma w sobie ducha walki. Nazwaliśmy go
Karim.
Felicity pożegnała się, ale nie tylko dlatego, że Bedra potrzebowała spokoju.
- Helen! To ja.
Koleżanka odwróciła się zaskoczona.
- Och, nareszcie! Kręcę się co dzień przy królewskim skrzydle. Co się, na Boga, dzieje?
- Nie wiem.
Usiadły w małej poczekalni pod oddziałem położniczym, gdzie dzięki burce Felicity nikt nie
zwracał na nie uwagi.
- To mój ostatni dyżur - rzekła Helen. - Jutro wyjeżdżam do kraju. Mogę dać znać twojej
rodzinie...
- Nie chcę ich martwić. - Głos Felicity drżał, gdy opowiedziała koleżance, co zaszło. Było jej
przykro, że stawia Karima w złym świetle. - Teraz jest już lepiej. Powiedział, że nie muszę robić
testu. - Skoro jesteś pewna, że to jego dziecko, czemu się bronisz?
- Nie zaryzykuję zdrowia dziecka, bo facet nie chce mi
122
Carol Marinelli
uwierzyć. Nie wiem, co się tak naprawdę dzieje. Powiedział mi, że powinnam wrócić na pustynię,
gdy już będzie po operacji... że będzie lepiej, gdy naród się o mnie na razie nie dowie. Mam
wrażenie, że on chce zataić moje istnienie.
- Nie możesz z nim o tym porozmawiać? Jej pełen goryczy uśmiech był odpowiedzią.
- Przepraszam. Czasem zapominam, że tu panują inne zwyczaje.
- Karim jest teraz zupełnie inny niż w Anglii. Choć czasem... - urwała na wspomnienie
wczorajszej nocy i jego czułości, lecz była zbyt zmęczona, by się nad tym dłużej zastanawiać. -
Muszę wyjechać. Wszystko sobie przemyśleć. Gdy już będzie po operacji...
- Czy zabrał ci paszport?
- Nie. Wciąż go mam. Ale brak mi pieniędzy. - Zaśmiała się kpiąco. - Opływam w niewyobrażalne
luksusy, ale nie mam ani centa.
- Nie mogę ci pomóc - rzekła Helen. - Gdyby się to wydało, nie mogłabym już tu pracować.
- Rozumiem. - Przybita Felicity wstała. - Dzięki, że mnie wysłuchałaś.
- Usiądź. Zmieniłam zdanie - szepnęła Helen. - Jutro jest operacja króla. To twoja jedyna szansa.
Będzie urwanie głowy. W tym zamieszaniu uda ci się wyjechać.
- Powiedziałaś, że nie możesz mi pomóc - odparła Felicity. - Ja to rozumiem, nie mam do ciebie
żalu.
- Wiem, ale nie masz tu nikogo. Tylko na mnie możesz polegać, więc postanowiłam ci pomóc, ale
musimy
Żarliwy pocałunek
123
działać ostrożnie. Ta rozmowa się nie odbyła. Potrzebna ci walizka, musisz wyglądać, jakbyś
leciała do domu w nagłej sprawie.
- Kiedy?
- Gdy będziesz kupowała bilet na lotnisku. - Helen zaczęła chodzić po pokoju. - Jutro pożegnam
się ze wszystkimi. W południe zostawię tu walizkę z pieniędzmi dla ciebie. Tylko błagam, nie
wydaj mnie. - Nie mogę jutro wyjechać - sprzeciwiła się Felicity. - Nie zostawię Karima w takiej
chwili. - Uważam, że nie masz wyboru... - Helen nerwowo przeczesała włosy palcami. -
Zastanowisz się nad wszystkim. Musisz myśleć o dziecku.
- Właśnie myślę. Zasługuje na ojca.
- Czy Jamal jest w ciąży? - Helen spojrzała na nią z niepokojem. - Wiem, że nie powinnam o to
pytać, ale możesz mi zaufać, nikomu nie powiem. Czy Jamal spodziewa się dziecka?
- Nie. - Jamal była szczupła, właśnie dziś rano z płaczem mówiła Felicity o wstydzie, jakim się
okryła, kiedy się okazało, że nie jest w stanie dać Hassanowi potomka. Oznajmiła też, że jest
wdzięczna, iż Felicity ją rozumie. - Chodzą plotki, że jest ciężarna - rzekła Helen.
- To nieprawda.
- Te plotki kolportuje pałac.
- Ale czemu?... - urwała. Przyszło jej do głowy coś tak strasznego, że nie odważyła się tego
roztrząsać.
- Skoro Karim uważa, że to nie jego dziecko... - Helen wzruszyła ramionami. - Potrzebują
następcy tronu.
124
Carol Marinelli
Czasy są niepewne, naród musi wiedzieć, że jest prawowity następca.
- Nie. - Nie wierzyła, że byłby zdolny do czegoś takiego, pamiętając jego czułe ręce na swym
brzuchu. - Przecież powiedział, że nie muszę robić testu. Powiedział...
Nagle przypomniała sobie coś jeszcze. „Oddałbym wszystko, bylebym nie musiał zostać królem".
Co Karim miał na myśli? Czy miotany falami rozkoszy wyznał posępną prawdę? Że oddałby
własne ciało i krew, byle nie być królem?
Czy tego właśnie człowieka pokochała?
- Pożyczysz mi pieniądze? - Felicity nie mogła uwierzyć, że mówi tak twardym tonem. - Przecież
ledwo mnie znasz.
- Ale ci wierzę - odparła Helen. - Chcę ci pomóc, inaczej sobie nie poradzisz. - Uśmiechnęła się
blado. - Postaraj się z nim porozmawiać dziś wieczorem, poznaj jego plany. Ale nie trać
opanowania. Jeśli wyczuje, że zamierzasz uciec, będzie cię strzegł jak jastrząb. - Helen objęła ją na
moment. - Do zobaczenia w Anglii.
ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY
Nie było czasu na rozmowy.
Nikt nie zauważył jej dłuższej nieobecności.
Karim wrócił ze spotkania z chirurgiem i oboje pojechali do pałacu, gdzie przybył już młodszy
brat.
Był sympatyczny, ale bracia szybko wycofali się do pokoju obok, by przedyskutować stan zdrowia
ojca i sprawy państwa, kobiety zaś zasiadły do pogawędki, prowadzonej głównie po arabsku. Z
rzadka tłumaczyły Felicity swoje słowa, co było tym bardziej denerwujące, że wszystkie świetnie
mówiły po angielsku.
Potem poszła do sypialni i położyła się w łożu Karima. Długo leżała, rozważając swoją przyszłość.
Czy aż tak się w stosunku do niego pomyliła? Musnęła ręką brzuch; stawał się wyraźnie
zaokrąglony.
Kochała swoje dziecko tak mocno, że ją samą to zaskoczyło.
Teraz dopiero zrozumiała, że matka jest w stanie nawet podnieść samochód, jeśli jej dziecko
uwięźnie pod spodem. Moc matczynego instynktu niemal ją przerażała.
Gdy Karim wrócił do sypialni, nie chciał z nią rozma-
126
Carol Marinelli
wiać. Powiedział, że ma dość dyskusji z braćmi, teraz tylko pragnie kochać się z nią w ciszy i
spokoju.
Zdjął z niej koszulę.
Pozwoliła mu.
Pozwoliła mu na pośpieszny, namiętny stosunek. Gdy ją przytulał, nie mogła uwierzyć, że słowa
Helen mogą być prawdą. Mężczyzna, który jęczał z rozkoszy w jej ramionach, nie mógł chcieć
zrobić czegoś tak okrutnego ich dziecku.
Przeżyła intensywny orgazm. Wtuliła się w Karima, jakby walczyła o życie. Potem leżała przy
nim, starając się mówić spokojnie, jak jedna z wielu przyszłych matek.
- Jakie masz nadzieje, Karim? - spytała. - Czego pragniesz dla naszego dziecka?
- Wszystkiego - odparł stanowczo. - Wszystkiego, co najlepsze.
Jego słowa nie przyniosły jej żadnego pocieszenia.
ROZDZIAŁ OSIEMNASTY
Karim musiał pomyśleć.
Modlił się rano za ojca - żeby wybaczył przeszłość, spotkał się z kobietą, która nie przestała go
kochać, mimo iż go zdradziła.
Siedział na tarasie, obserwując pustynię; powoli pozbywał się kontroli, która mu zawsze
towarzyszyła w obecności Felicity.
Spojrzał na nią. Była blada, popijała drobnymi łykami herbatę, nieśmiało spuściła oczy. Chciał jej
wszystko wyznać, ale obawiał się, że sprawi jej ból.
Nie pragnął tego największego honoru, jaki mógł go spotkać w życiu, naprawdę nie chciał być
królem. A to, co teraz rozważał, przyprawiało go o zawrót głowy - po śmierci ojca powstanie w
kraju kompletny chaos.
Zeszłej nocy wyjawił swój plan Hassanowi i wybuchła straszliwa kłótnia.
Czuł zew pustyni. Musi tam wrócić i poradzić się prastarej ziemi, żeby podjąć właściwą decyzję.
Nie tylko dla siebie i dla kraju. Spojrzał na Felicity i poczuł gniew. Był zły na nią, bo gdyby nie
ona, nie musiałby teraz podejmować takiej trudnej decyzji.
128
Carol Marinelli
Gdyby nie ona, obowiązek wobec kraju nie ciążyłby mu tak bardzo.
- Karim... - szepnęła, odstawiając maleńką filiżankę. - Powiedziałeś wczoraj...
- Felicity - przerwał jej - dziś mój ojciec ma operację. Nie jest to czas na rozmowy na jakikolwiek
inny temat.
- Co się później stanie? - spytała; musiała mieć pewność. Zbyt się bała, by mu zaufać. - Czy
odbędzie się ceremonia naszego ślubu? Czy zostanę przedstawiona narodowi?
- Mówiłem ci, że teraz nie ma czasu na dyskusje -warknął Karim. Nikt nigdy mu się nie
sprzeciwiał. Nikt oprócz niej. Stanowiła wieczne wyzwanie. - Musimy przetrwać ten dzień. A
potem... - Przymknął oczy i zmusił się, żeby dodać: - Powiem ci wszystko wieczorem.
- Co mi powiesz?
Czas biegł nieubłaganie i bez względu na to, czy ojciec umrze, czy przeżyje, on będzie musiał
wyznać jej prawdę.
- Wszystko, co musisz wiedzieć.
Musiała wiedzieć teraz - nie miała więcej czasu. Tyle zrozumiała.
Służąca weszła i oznajmiła, że jego bracia są gotowi do wyjazdu do szpitala. Karim odprawił ją, po
czym rzekł:
- Porozmawiamy wieczorem. Teraz muszę jechać. Trzeba pokazać narodowi, że nasza rodzina jest
zjednoczona i silna. Zaczekasz na mnie tutaj.
- Jadę z tobą - odparła Felicity. - Chcę być przy tobie.
Żarliwy pocałunek
129
Znieruchomiał; zawsze myślał, że będzie musiał sam zmierzyć się z tym dniem. O ileż łatwiej było
znosić ból z nią przy boku.
- Dobrze.
Służki włożyły jej abayę przez głowę i ruszyli do szpitala.
Po drodze Felicity intensywnie rozmyślała. Wczorajsze lęki w blasku dnia zdawały się mniej
istotne. Lecz nadal nie wiedziała, jaki los ją czeka. Obiecał porozmawiać z nią wieczorem, ale co
chciał jej przekazać?
Chyba miała jednak coś do powiedzenia. Była żoną Karima.
Helen musiała coś źle zrozumieć.
- Karim?
Nawet nie odwrócił głowy, zatopiony we własnych myślach.
Nikt nie zwrócił na nią uwagi, gdy znaleźli się już w szpitalu. Hassan i Jamal celowo unikali jej
wzroku. Napięcie było wprost nieznośne. Nie była pewna, czy miało to związek wyłącznie ze
zbliżającą się operacją króla. Żaden z braci się nie przywitał. Nawet Ibrahim siedział z głową w
dłoniach.
Felicity miała ochotę wstać i wyjść, żeby tylko przerwać ciążące jej milczenie. Wtem poczuła, że
Karim ujął jej rękę. Było to coś tak nieoczekiwanego, że aż wstrzymała oddech.
Ten silny mężczyzna szukał u niej wsparcia. A więc nie powinna dziś wyjechać, nie może
powiększać jego frustracji i bólu. Musi ufać, że pod sztywną skorupą kryje się Karim, którego
pokochała, i że postąpi on właściwie.
130
Carol Marinelli
Mocno uścisnęła jego rękę. Okazanie uczucia było czymś tak niezwykłym w tym kraju, że poczuła
się wzruszona.
- Król pragnie przemówić do swoich synów.
Wstał Hassan, spojrzał na Karima i rzekł kilka słów po arabsku. Jego ton był wyniosły, ale Karim
siedział w kamiennym milczeniu.
Hassan wszedł pierwszy, a gdy wyszedł, jego twarz była biała jak kreda.
Przyszła kolej Karima. Nie okazał żadnych emocji. Gdy wyszedł, jego oblicze przypominało
maskę. Felicity znów ujęła go za rękę. Czuła, że potrzebował jej.
Na końcu wszedł Ibrahim. Przebywał tam bardzo długo, a gdy wyszedł, rzucił Kadmowi gniewne,
pełne złości spojrzenie.
Karim siedział sztywno ze wzrokiem utkwionym w przestrzeń. Drgnął jedynie, gdy Khan
przemówił do jego żony.
- Król pragnie rozmawiać z tobą, Felicity. Karim uścisnął jej dłoń. Zerknęła na niego.
- Pójdę z tobą - rzekł Karim.
- Król pragnie rozmawiać z Felicity na osobności.
- Pójdę z nią. - Karim wstał, ale Khan potrząsnął głową.
- Powtarzam: król chce rozmawiać z nią na osobności. Taki wydał rozkaz.
Khan pouczył ją, jak ma powitać króla i że musi powiedzieć, iż będzie się za niego modliła, i że
król na pewno wyzdrowieje.
Żarliwy pocałunek
131
Król był znacznie starszy niż na portretach. Spoczywał w łożu blady i osłabiony. Był sam. Z
trudem skupił wzrok, mówił trochę niewyraźnie. Pewnie z powodu leków.
- Jesteś dobrą kobietą - rzekł. - Widzę to. Karim mi powiedział.
- Dziękuję, Wasza Wysokość.
- Nosisz w sobie wielki dar. Musisz dbać o dziecko. Wiedział! Spojrzała w oczy czarne jak węgle i
ucieszyła
ją myśl, że Karim wyznał ojcu prawdę. Umierając, powinien wiedzieć o istnieniu wnuka.
- Mam nadzieję, że to będzie syn.
Felicity się uśmiechnęła. Nie zamierzał jej obrazić. Tyle już wiedziała.
- Nasz naród potrzebuje syna, następcy tronu... - Przymknął na moment oczy, a Felicity poczuła
pierwsze ukłucie niepewności. - Musisz wiedzieć, że po mojej śmierci nastanie nowy król. Hassan
był wychowywany do pełnienia tej roli. Karim oczywiście nigdy nie powie, że naród nie jest jego
pierwszym obowiązkiem. Ale ja wiem, że nie chce być królem. Dzięki twemu darowi nasz naród
dostanie dziedzica korony, a Karim będzie mógł żyć, tak jak chce. Wiem, że Hassan będzie
dobrym ojcem dla twego potomka.
- Hassan? - Zrobiło jej się niedobrze. A więc to, co podejrzewała Helen, to była prawda. Wszystko
postanowione.
- Będę się modlił za przyszłego króla... - urwał. Stracił świadomość, a Felicity stała jak
wmurowana. Chciała nim potrząsnąć i zapytać, co to w ogóle znaczy. Choć przecież już wiedziała.
132
Carol Marinelli
Dla nich to nie było jej dziecko. To było rozwiązanie ich problemu.
Czy właśnie to Karim zamierzał jej dziś oznajmić?
Zamarła, gdy stopniowo docierała do niej gorzka prawda. Karim wyznał jej, że nie chce być
królem. Wcale nie zmienił zdania w kwestii testu, jak jej się wydawało. Jego wynik nie miał
znaczenia - jej dziecko było po prostu rozwiązaniem ich problemu.
Nie było odrębną, czującą istotą, a dziedzicem tronu, i to za wszelką cenę.
To właśnie planował Karim - ukryć ją, póki nie urodzi.
0 tym chciał jej dziś powiedzieć.
I to jest mężczyzna, którego pokochała. Straszne... Musi bezwzględnie wyjechać, ale na razie
powinna zachowywać się zupełnie normalnie, jakby nigdy nic...
- Co mówił? - zapytał szeptem. W jego oczach widniał niepokój.
Jakże cenna okazała się abayal Widać było tylko jej oczy i tylko one musiały ukryć kłamstwo.
- Żeby się tobą opiekować.
- Tak powiedział? - zdziwił się Karim. - I co jeszcze powiedział?
- Nic... - Spuściła wzrok. - Niestety zasnął... jest pod wpływem leków... - Dla dobra dziecka
musiała być opanowana i musiała jak najszybciej wyjechać.
Po chwili król został przewieziony na salę operacyjną
i zaczęło się czekanie. Jeśli lekarz zjawi się niedługo, będzie wiadomo, że operacja się nie
powiodła.
Żarliwy pocałunek
133
Minęła godzina i zaświtała słaba nadzieja - ale nie dla Felicity.
Wskazówki zegara przesunęły się na wpół do dwunastej. To była jej szansa.
- Karim... - szepnęła. - Czuję mdłości...
Felicity nie udawała. Było jej tak niedobrze, że obawiała się, iż zwymiotuje. Ze zdenerwowania
oddychała płytko i szybko. Zmartwił się, ale była pewna, że o dziecko, nie
o nią. Zaproponował, że samochód odwiezie ją do pałacu.
- To poranne mdłości - wyjaśniła. - Przejdę się po ogrodzie, tak jak wczoraj. To mi pomoże. Potem
wrócę
i dowiem się, co słychać.
- To może potrwać wiele godzin... - zaczął Karim, ale go powstrzymała.
- Jeśli uznam, że powinnam wrócić do pałacu, sama wezwę szofera. Ty martw się o ojca. -
Faktycznie był zmartwiony, bo zazwyczaj posyłał z nią eskortę. A może po ostatniej nocy sądził,
że nie tylko ją zdobył, lecz zdobył także jej pełne zaufanie...
Niemal mu się udało.
Zgodnie z obietnicą Helen w jednym z pustych pomieszczeń Felicity znalazła walizkę. W środku
były ubrania, spakowane w wyraźnym pośpiechu, a także gruby plik banknotów.
Zdjęła burkę i powiesiła na haku. Chwyciła walizkę i wyszła.
Od tej chwili była jedną z wielu Europejek, blondynką, za którą odwróciło się kilka głów, nic
nadzwyczajnego.
134
Carol Marinelli
Wsiadła do taksówki i kazała się zawieźć na lotnisko. Kierowca włączył silnik. Z radia płynęły
wiadomości o królu Zaraku.
To był dobry moment na ucieczkę, bo obsługa lotniska również oglądała wiadomości. Mętne
tłumaczenia Felicity, że musi natychmiast lecieć do kraju, nieszczególnie ją obeszły.
Po chwili miała bilet w ręku i przeszła przez bramkę.
Ujrzała Helen; ich oczy spotkały się na moment, lecz Felicity szybko odwróciła wzrok. Siedziała,
postukując nogą, nastawiona na mękę nerwowego oczekiwania.
Gdyby do niej zadzwonił, wpadłaby w panikę - nieodebranie telefonu oznaczało alarm. Jeśli
odbierze, w tle będzie słychać odgłosy lotniska. Wszędzie stały uzbrojone straże. Miała wrażenie,
że wszyscy patrzą tylko na nią.
Z pozorną swobodą poszła do toalety, zamknęła się w kabinie i spędziła w niej godzinę.
Jeśli ma dzwonić, to teraz. Zadzwonił.
- Felicity?
Napominała się, że musi znać swoje miejsce, nie pytać, lecz czekać na informacje. Nie, to nie było
w jej stylu, a Karim zauważyłby zmianę.
- Jak on się czuje? - spytała, jak zrobiłaby to dawna Felicity. Ta, którą to obchodziło.
- Minęły trzy godziny. - W jego głosie słychać było napięcie, ale jej to nie wzruszyło. Nakryła
dłonią brzuch, tylko to się liczyło. - Jak się czujesz? - spytał.
- Zmęczona - odparła, gapiąc się na ścianę przed sobą. - Straszliwie zmęczona.
Żarliwy pocałunek
135
Nastała przedłużająca się cisza, a potem Karim przemówił.
- Felicity, ja...
Jego słowa stłumił dźwięk spuszczanej w sąsiedniej kabinie wody. Jednak Karim o nic nie pytał,
chyba uznał, że ona nadal źle się czuje.
- Posłuchaj, postaraj się odpocząć. Gdybyś czegoś potrzebowała. ..
Gdy już się z nim pożegnała, miała nieodparte wrażenie, że rozmawiała z mężczyzną, który jej
bezgranicznie ufał.
Ona zaś uciekała od niego. Uciekała, porywając jego dziecko.
Gdy samolot toczył się po pasie startowym, wciąż spodziewała się, że zostanie zatrzymany, a
policja lub wojsko wpadnie na pokład.
Gdy byli już w powietrzu i zniknął napis nakazujący zapięcie pasów, dopiero wtedy to sobie
uświadomiła.
Nie była bezpieczna.
I nigdy nie będzie.
Porwała im króla.
ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY
- Dobrze się czujesz?
Stały w kolejce do pokładowej toalety, gdy Helen po raz pierwszy się do niej odezwała.
- Czuję mdłości - przyznała Felicity. - Nie jestem pewna, czy to zdenerwowanie, czy poranna
norma.
- Niedługo będziesz w domu.
Tak jak i Karim. Zamykając się w kabinie, Felicity pomyślała, że może jednak przesadza. Jego
matka odeszła, może Karim zaakceptuje też jej ucieczkę...
Wtem jej procesy myślowe zamarły. Ujrzała czerwień na majtkach, o którą wcześniej tak się
modliła. Strach przed gniewem Karima był niczym w porównaniu z lękiem i żalem, gdy poczuła
bolesny skurcz w podbrzuszu.
Traciła dziecko. Uciekła, żeby je chronić, a teraz je traciła i nic nie mogła na to poradzić.
Nic.
- Co się stało? - spytała z niepokojem Helen, gdy Felicity opuściła toaletę.
-Nic.
- Felicity, coś się dzieje, jesteś blada jak kreda.
- Krwawię.
Żarliwy pocałunek
137
Stewardesy zachowały się wspaniale. Przeniosły ją do klasy biznesowej, gdzie mogła leżeć, i
otoczyły parawanem. Czuła bolesne skurcze, i jako położna dobrze wiedziała, że to koniec.
Nie chciała się rozpłakać, bała się, że jak zacznie, to już nie będzie potrafiła powstrzymać łez. Musi
być twarda. Nie wolno jej płakać. Trudno. Stało się.
Samolot wylądował, ona zaś musiała poczekać, aż pasażerowie wyjdą i zostaną podstawione nosze.
Należało odebrać walizkę i załatwić formalności paszportowe. Na szczęście stało się to bardzo
szybko. Była w Anglii, była w domu.
Karetka czekała, podano jej kroplówkę, bo miała niskie ciśnienie. Nadal nie uroniła łzy.
Krwawienie zostało zatrzymane, więc karetka nie jechała na syrenie. Gdy lotnisko znikło jej z
oczu, odważyła się włączyć telefon. Raz po raz rozlegał się piskliwy dźwięk przychodzących
esemesów, nieodebranych połączeń i nagrań poczty głosowej, które na nią czekały. Po chwili
telefon zadzwonił i dopiero wtedy Felicity się rozkleiła.
- Poroniłam. - Nienawidziła go teraz tak straszliwie, że zaczęła wrzeszczeć w słuchawkę. -
Poroniłam w samolocie! Możesz mnie nienawidzić, możesz mnie szukać, ale mam to gdzieś!
Nienawidzę cię, Karim! Nienawidzę za to, że nigdy mi nie ufałeś!
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY
Felicity.
Siedział w szpitalu, czekając na wieści o ojcu, lecz nie przestawał o niej myśleć. Dała mu siłę.
Inną niż ta, do której przywykł. Jej uścisk dłoni dużo mu dziś pomógł.
Operacja była długa i trudna. Na dwanaście godzin cały kraj stanął, znieruchomiał, podobnie jak
Karim.
Pościł, pijąc jedynie wodę. Hassan z nim nie rozmawiał, Ibrahim siedział pogrążony we własnych
myślach, słudzy i personel zachowywali milczenie.
Miał czas na przemyślenia.
Zadzwonił do niej, ale odpoczywała. Będzie potrzebowała sił na wieczorną rozmowę. Musi jej
wyjawić plany, jakie poczyniono. Postąpił lekkomyślnie z ich dzieckiem, podjął złą decyzję.
Ich dziecko.
Myślał o nim, rozmawiając z chirurgiem. Nie odezwał się do braci ani sług. Wyszedł ze szpitala z
godnością, ale w środku czuł się zbrukany. Chciał upaść na łóżko i trzy-
Żarliwy pocałunek
139
mać ją w ramionach, zamiast wyznawać jej prawdę. Zarazem nie mógł już tego dłużej ukrywać.
Ale ona odeszła.
W sypialni nie unosił się jej świeży zapach, łóżko było puste. Wypytał ochronę, szoferów, kazał
sprawdzić na lotnisku, w kwaterach uniwersytetu i szpitala. Czyniąc to, wiedział, że odeszła.
Dzwonił do niej co minutę. Gdy wreszcie odebrała, omal nie postradał zmysłów.
Utracił dziecko, zanim zdążył je pokochać. Utracił też Felicity. Oboje odeszli, by nigdy nie
powrócić.
Linie lotnicze potwierdziły - tak, panna Felicity Anderson poroniła w samolocie.
Czy gdyby zatrzymał ją na pustyni, zawiadomił lotnisko, oboje nadal by tu byli?
- Może to i lepiej. - Hassan znów z nim rozmawiał. -Była słaba. Ujawniłaby...
Ibrahim zablokował cios Karima.
- Muszę do niej pojechać.
- Po co? - mruknął Hassan. - Naród cię potrzebuje. Nawet nie wiesz, gdzie ona jest. Byłaby głupia,
gdyby wróciła prosto do domu. Niech policja ją wyśledzi, a potem zdecydujesz, jak ją ukarać.
- Właśnie straciła dziecko.
- Pewnie nawet nie było twoje...
Tym razem Ibrahim nie zdążył. Karim powalił Hassana na ziemię, wymierzając mu w szczękę
potężny cios.
Później zadzwonił do matki.
140
Carol Marinelli
Jego matka była łaskawsza niż bracia, jej głos niósł ukojenie.
- Naprawdę tego dla niej chcesz? Ukryć ją na pustyni albo zamknąć w pałacu? To nie jest miłość.
Może tak zdołasz ją utrzymać, ale to nie jest uczucie. Pozwól jej odejść, Karim. Przez dwa lata
żyłam w strachu, że twój ojciec mnie odnajdzie. Jeśli naprawdę ją kochasz, zadzwoń do niej albo
napisz, że pozwalasz jej odejść. Zwyczaje Zaraku są dla niektórych zbyt surowe. Kochałam twego
ojca, starałam się dopasować, ale nie mogłam. Wstydzę się tego, co zrobiłam, ale byłam znudzona,
nieszczęśliwa. Twój ojciec zawsze kazał mi milczeć. Czy takiego życia pragniesz dla ukochanej
kobiety?
- Zmieniłbym się, Felicity miałaby inaczej niż ty...
- Twój ojciec obiecywał mi to samo.
Miękki głos matki sprawił, że był bliski łez, jak jeszcze nigdy w życiu.
- Przykro mi, że straciłeś dziecko.
Wątpił w prawdomówność Felicity, a teraz musiał za to zapłacić. Ale miał tyle kobiet i ani jednej
wpadki. Wtem uderzyła go pewna myśl.
Wyjął z szuflady prezerwatywę, napełnił ją wodą i ze zgrozą patrzył, jak powoli przecieka.
Leila. Pamiętał, jak podskoczyła, gdy ją przyłapał w sypialni, zrozumiał namowy, żeby kochał się z
nią po raz ostatni. Przekłuwała prezerwatywy w nadziei, że zajdzie z nim w ciążę i zostanie jego
żoną.
Jaka szkoda, że wcześniej się tego nie domyślił.
Że od razu nie zaufał Felicity.
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIERWSZY
Zatrzymali ją w szpitalu przez dwa dni.
Leżąc w łóżku, postanowiła zadzwonić do matki i skłamać, że wszystko u niej w porządku, lecz w
połowie rozmowy załamała się i rozszlochała żałośnie. Matka natychmiast przyjechała do szpitala,
roztrzęsiona i zdenerwowana. Razem z nią przyjechała Georgie, młodsza siostra Felicity, i teraz
obie płakały. Georgie w objęciach pielęgniarki, a Felicity w objęciach matki.
Jak dobrze było znów się znaleźć w ramionach matki. Felicity poczuła wielką ulgę.
Po południu zatelefonowała do niej Georgie. Dzwoniła z jej mieszkania z informacją, że przyszedł
mężczyzna, który mówi, że ma na imię Karim. Chce poczekać w mieszkaniu na powrót Felicity ze
szpitala. Pytała, co ma zrobić. Czy ma go wpuścić, czy wezwać policję?
- Wpuść go - oznajmiła ze spokojem Felicity. - Powiedz mu, że jak będę gotowa, to z nim
porozmawiam. Jak chce, niech czeka w moim mieszkaniu. A ty przenocuj u mamy. Powiedz, żeby
nie dzwonił. Ja sama do niego zadzwonię.
Zakończyła rozmowę i przymknęła oczy. Czuła się bardzo zmęczona.
Żarliwy pocałunek
143
Ze szpitala pojechała do matki i pozwoliła się sobą zaopiekować. Nie zadzwoniła do Karima, a on
usłuchał jej prośby i nie nękał jej telefonami. Zabawa w grę pod tytułem „kto kogo przeczeka",
którą rozpoczęli na pustyni, była kontynuowana w najlepsze.
- Proszę. - Siostra przyniosła jej tacę ze śniadaniem: grzanki, jajecznica, duży kubek herbaty. -
Masz to wszystko zjeść.
Felicity pomyślała, że przyjemnie jest słyszeć te słowa z ust siostry, którą jeszcze tak niedawno
sama musiała namawiać do jedzenia. Widziała lepszą przyszłość przed sobą, a także przed matką i
siostrą. Uważała, że wszystkie kobiety z rodu Andersonów wkrótce staną się silniejsze - i miała
nadzieję, że ten dzień niebawem nadejdzie.
Ale najpierw musiała się jeszcze z czymś uporać.
Dopiero piątego dnia po wyjściu ze szpitala wróciła do swojego mieszkania, gotowa stanąć twarzą
w twarz z Karimem. Nie była pewna, czy czeka na nią, ale czekał i wyglądał strasznie.
Siedział na sofie, w dżinsach i podkoszulku, i miał twarz człowieka, który nie spał co najmniej od
tygodnia, a do tego się nie golił.
- Nigdy tam nie wrócę - oznajmiła od progu. Upuściła torebkę na podłogę obok nierozpakowanej
walizki Helen i dodała: - Nic, co powiesz, nie zmusi mnie do powrotu, musiałbyś mnie przedtem
zabić.
- Naprawdę sądzisz, że mógłbym to zrobić?
- Wolałabym, żebyś mnie nie zabijał - odparła. - Choć
144
Carol Marinelli
szczerze mówiąc, jestem teraz tak bardzo zmęczona, że mam to w nosie.
- Przykro mi z powodu dziecka...
- Nienawidzę cię za to, co zaplanowałeś. - Widziała, że wyraźnie drgnął. - Jeśli nadal chciałbyś
zrobić swój bezcenny test DNA, żeby się w końcu przekonać, to proszę... jest to możliwe w
szpitalu. - Po jej policzkach toczyły się obfite łzy. - To było twoje dziecko, a ty oddałbyś je bratu,
byle tylko nie zostać królem!
- Nie! - Karim zerwał się na równe nogi. - Rozmawialiśmy o tym wówczas, gdy sądziłem, że może
to być dziecko innego mężczyzny...
-1 co z tego? - przerwała mu zimno. - Zrobiłbyś mi to! Wyrwałbyś mi dziecko z ramion i oddał
Hassanowi, żeby tylko Zarak miał swojego dziedzica.
- Nie zrobiłbym tego.
- Twój ojciec wyjawił mi twoje plany.
- Nie zrobiłbym tego - powtórzył Karim z niezwykłym spokojem. - Myślałem, że tak, że mógłbym
to zrobić. Ale nie. Tej nocy, gdy byliśmy ze sobą, przekonałem się, że nie potrafię...
- Przestań - fuknęła Felicity. - Powiedziałeś mi, że nie chcesz być królem, a bez potomka, bez
naszego dziecka, Hassan także nie mógłby nim być.
- Nie! - Wpatrywał się w nią płonącymi czarnymi oczami. Jednak nie było w nich gniewu, a
uczucie, którego nie potrafiła zinterpretować. - Nie chciałem być królem. Czy masz pojęcie, jak
ciężko to powiedzieć? Gdybym nie oddał dziecka, Hassan musiałby ustąpić, ja zaś zostać
Żarliwy pocałunek
145
królem. To był mój obowiązek, a zarazem ostatnia rzecz, jakiej pragnąłem. A jeśli nie chciałem
tego dla siebie, jak mógłbym pragnąć takiego losu dla swojego syna?
Po raz pierwszy w życiu Karim musiał powstrzymywać łzy. Przecież nie mógł się rozpłakać w
obecności kobiety.
- Nie chciałem dla niego takiej przyszłości - mówił zduszonym głosem. - Nie chciałem tego, bo
wiedziałem, jaki to ciężar, nie tylko dla niego, ale i dla ciebie.
Gdy Felicity usłyszała te słowa, nagle uwierzyła, że Karim mówi prawdę.
- Powiedziałem moim braciom w przeddzień operacji ojca, że dziecko zostaje ze mną. Hassan i
Jamal byli wściekli. Pożądają władzy, byli do niej wychowywani, ja zaś odbierałem im ostatnią
szansę. Powtarzali mi, że przecież dziecko nie jest moje... - Karim umilkł na moment. -
Odpowiedziałem, że nawet jeśli nie jest moje, wolałbym je pokochać, niż utracić ciebie.
Spojrzała na jego dumną twarz, na której cierpienie pozostawiło ślad, i pomodliła się w duchu, by
już więcej nie oglądać tak zmienionej twarzy Karima. Za nic nie chciała widzieć tego dumnego
mężczyzny złamanego przez jej poczynania.
- Powiedziałem im też, że nie zamierzam być królem.
- W takim razie kto? - spytała z niepokojem, przypomniawszy sobie miażdżące spojrzenie jego
najmłodszego brata Ibrahima. - Ibrahim?
- Nie wiemy - odparł Karim, potrząsając głową. - Postanowiliśmy nie niepokoić ojca przed
operacją, lecz kiedy odzyskał przytomność, wyjawiliśmy mu, co się stało.
146
Carol Marinelli
- Czy on żyje?
- Mam nadzieję, że ma przed sobą jeszcze wiele lat -oznajmił z mocą Karim. - A Hassan jeszcze
więcej.
- Hassan?
- On naprawdę kocha Jamal. Ten sztywniak ma w sercu uczucia i będzie ją kochał, choćby nigdy
nie dała mu syna. Bezpłodność może się zdarzyć każdemu, a jeśli naród Za-raku nie potrafi tego
zaakceptować, zostało wiele czasu na znalezienie dobrego rozwiązania i jednocześnie edukowanie
narodu na temat różnych sposobów zapłodnienia. - Spojrzał na nią z czułością. - Wiesz przecież,
jako wysoko kwalifikowana położna, że jest wiele sposobów działania.
Chciała mu wierzyć, ale była zbyt zmęczona, żeby jasno myśleć i zaufać własnemu sercu.
Szejk Karim Zarak będzie się musiał nauczyć cierpliwości, jeśli naprawdę zależy mu na niej.
- Jestem bardzo zmęczona. Muszę trochę się przespać - powiedziała i dodała: - Jeśli chcesz,
zaczekaj, a jeśli nie możesz, zrozumiem...
Przespała dzień i noc we własnym łóżku, a potem jeszcze dobę. Oczywiście co jakiś czas budziła
się na kilka minut i człapała wtedy do kuchni albo łazienki, a on nie ruszał się z jej mieszkania.
Cierpliwie czekał, aż wypocznie, wyśpi się i wróci do niego.
Mimochodem widziała, jak seksowny, nagi do pasa szejk, ubrany tylko w dżinsy, usiłował
zaparzyć sobie herbatę.
Innym razem stłumiła uśmiech, gdy zastała go przy próbie wymiany rolki papieru toaletowego.
Żarliwy pocałunek
147
Nie wiedział, co powiedzieć, gdy cicho płakała, więc trzymał ją tylko w ramionach, a gdy nie
chciała go widzieć, wsuwał jej pod drzwiami papierowe chusteczki. Potem, gdy zaczęła
wychodzić z sypialni na nieco dłuższy czas, siadali w milczeniu na sofie i oglądali film.
Uleczyła jego złamane serce, bo to właśnie potrafią kochające kobiety.
Ona sama nadal jeszcze wymagała leczenia, lecz poczuła, że jest z nią lepiej, gdy pewnego ranka
roześmiała się z jakiegoś dowcipu Karima. A później wyjrzała przez okno i uśmiechnęła się do
żonkila.
Zdrowiała, on zaś pozwalał jej to robić w jej własnym tempie, ale pewnego wieczoru wyrzekł
jednak te dwa słowa, których nie była chyba gotowa usłyszeć.
- Kocham cię.
Gapiła się na ulubiony serial telewizyjny, zastanawiając się, czy emitują go w Zaraku. A potem
sobie przypomniała, że przecież Karim jest szejkiem, może wszystko. Oczywiście, że zdobyłby dla
niej ten program i ten serial. Właśnie ofiarował jej swoje serce.
- Zostanę tu tak długo, jak zechcesz. Zostanę na zawsze, jeśli tego będziesz chciała. Mam
obowiązki i ważne sprawy, ale one się teraz nie liczą. Najważniejsza jesteś ty. - A potem
powtórzył, dodając tym razem jej imię: - Kocham cię, Felicity.
- Powiedz to jeszcze raz. - Nie odrywała wzroku od ekranu, a jej niezdecydowanie, którym
dręczyła się od kilku dni, malało z każdą chwilą, bo Karim raz za razem powtarzał:
148
Carol Marinelli
- Kocham cię... Felicity, kocham cię... kocham cię, Felicity. ..
Odwróciła się i popatrzyła mu prosto w oczy.
- Tak powinno być, jako że jestem twoją żoną. - Przyjęła jego skinienie, a potem dodała ze łzami w
oczach: -I przyszłą matką twojego dziecka.
- Przecież poroniłaś. -Nie.
- Powiedziałaś mi...
- Myślałam, że straciłam dziecko... - Przełknęła z trudem. - Gdy rozmawiałam z tobą przez
telefon, byłam pewna, że je straciłam!
- Pozwoliłaś mi cierpieć. Cały czas się martwiłem, że straciłem potomka!
- Prawie straciłeś - odparła gniewnie, pragnąc, by zauważył, jak blisko był utraty ich obojga. -
Częściowo odkleiło mi się łożysko, tak jak u Bedry, tylko nie było to aż tak poważne. Powiedziano
mi, że mam dużo odpoczywać, a jeśli chcę urodzić zdrowe dziecko, nie mogę mieć żadnych
stresów.
Przymknął oczy. Zrozumiał powody jej postępowania, czemu aż tak długo biła się z myślami, czy
mu o tym powiedzieć.
- Podczas badania, kiedy powiedziano mi, że był to groźny krwotok, ale dziecko przeżyło,
obiecałam jej, że już nigdy nie wrócę do Zaraku, że zrobię wszystko, żeby była bezpieczna.
Przyrzekłam, że nigdy ci o niej nie powiem...
- To jest ona?
Żarliwy pocałunek
149
Nie przyszło mu ani razu do głowy, że to może być dziewczynka!
Dotknął dłonią jej zaokrąglonego brzucha.
- Poznaj swoją córkę. - Podała mu zdjęcie z ultrasonografu i obserwowała, jak twarz mu mięknie i
pojawia się na niej łagodny uśmiech.
Uśmiech przeznaczony dla córeczki, która pewnie kiedyś owinie go sobie wokół palca.
- Jestem chyba jedynym następcą tronu, który woli mieć córkę niż syna.
Wziął ją w ramiona i zaniósł na łóżko, żeby ją mocno przytulić. Przypomniał sobie tę noc, gdy
uświadomił sobie, że chyba ją kocha. Trzymał ją wtedy z czułością, bez cienia żądzy, podobnie jak
teraz.
Tulił ją, ciesząc się, że jest mu to dane.
W pewnej chwili zadzwonił telefon. Felicity drzemała, więc Karim odebrał.
Po raz pierwszy rozmawiał ze swoją teściową.
Matka Felicity bez cienia nieśmiałości zaczęła pouczać go, jak powinien traktować jej córkę, która
wymaga teraz wyjątkowo czułej opieki.
Felicity obudziła się i wyciągnęła rękę po słuchawkę.
Karim przytknął ją do ucha Felicity. Usłyszała słowa matki i zaczęła się śmiać.
- Daj mi aparat.
Rozmawiała z matką, podczas gdy Karim położył się przy niej i patrzył na nią z czułością. Ścisnęło
go w krtani, gdy usłyszał jej słowa. Zrozumiał, jak bardzo Felicity go kocha.
150 Carol Marinelli
- Naprawdę, mamo, jak tylko dziecko się wzmocni... - Uśmiechnęła się do swojego mężczyzny. -
Zamieszkam w królestwie Zaraku.
EPILOG
- Nie mogę, już nie mogę! Nie wytrzymam tego bólu!
- krzyczała Jamal.
Być może została wychowana na królową, ale gdy zaklęła siarczyście, Felicity i doktor Habib
wymienili dyskretne uśmiechy.
- Powinnam leżeć w skrzydle królewskim! - krzyknęła.
- Właśnie je malują - wyjaśniła po raz setny Felicity.
- Na przyjęcie twojego dziecka!
- Ono chyba już idzie - stęknęła Jamal z pociemniałą twarzą.
Przyszły król Zaraku chce urodzić się pięć tygodni za wcześnie!
Królewskie skrzydło nie było malowane, ale Jamal nie musiała teraz o tym wiedzieć. Powinna
leżeć i skoncentrować się na swoim oddechu.
Felicity chciała być przy niej. W ciągu ostatniego roku ona i Jamal stały się prawdziwymi
przyjaciółkami. Felicity zbierała się na odwagę, by zapytać Karima, czy będzie mogła odebrać
królewski poród, a tu - proszę - potomek Jamal i Hassana sam wybrał godzinę i dzień swego, naro-
dzenia. I gdy nagle zaczął się poród, była przy Jamal tyl-
152
Carol Marinelli
ko Felicity, która natychmiast wezwała do pomocy doktora Habiba.
Karim właśnie operował, Hassan wygłaszał mowę na drugim końcu kraju, król przebywał w
Londynie, co ostatnio czynił nader często. Zatem Felicity nie tylko musiała sama odebrać poród,
lecz także powiadomić Khana, że jeśli Hassan chce być przy porodzie, powinien się stanowczo
pośpieszyć.
- Szejk Hassan właśnie przyleciał samolotem! - oznajmił podekscytowany Khan.
- Dopiero za kilka minut będzie mógł wejść... - odparł doktor Habib, bo tradycyjnie mężczyźni
byli wpuszczani w ostatnim "momencie.
Jednak Jamal postanowiła inaczej.
- Hassan! - wrzasnęła, przyzywając swego męża. -Chcę Hassana!
Przed wejściem do szpitala pracowały kamery, zgromadzony tłum poddanych wykrzykiwał coś w
niezwykłym podnieceniu, ale w sali porodowej zapadła cisza w momencie, gdy urodził się nowy
człowiek.
Jego losem było rządzenie krajem. Lecz gdy zdyszana matka, a potem zapłakany ojciec wzięli go w
ramiona, był tylko niemowlęciem, cudem świata. Felicity miała łzy w oczach. Gdy Karim wszedł i
otoczył ją ramieniem, oboje przypomnieli sobie, jak niedawno oni sami trzymali w dłoniach swój
boski dar.
Karim pogłaskał policzek bratanka, modląc się o jego zdrowie.
Siostra Felicity przyjechała do niej, żeby pomóc zajmo-
Żarliwy pocałunek
153
wać się dzieckiem. Felicity nie chciała niani ani służącej, pragnęła obecności Georgie.
Mała Aziza kwiliła i gulgotała w ramionach cioci. Felicity wzięła ją na ręce, zaskoczona ciężarem
małej w porównaniu z synkiem Jamal. Imię Aziza zostało starannie wybrane. Oznaczało cenny i
radosny dar, co odczuwała każdego dnia.
Ciąża Felicity miała trudny przebieg. Karim uparł się przy cesarskim cięciu, a potem doktor Habib
powiedział Felicity, że miał rację.
Oboje uczyli się od siebie nawzajem.
Karim mógł być księciem i chirurgiem zarazem, jeśli tylko w domu jego jedynym obowiązkiem
było kochanie Felicity.
- Mam nadzieję, że zdążyłem? - spytał Ibrahim, który właśnie wszedł do sali.
Pachniał mocno perfumami, a na szyi miał świeżą malinkę.
- Przebierz się! - ofuknął młodszego brata Karim. Na widok skupionej twarzy Felicity domyślił się,
co zaraz usłyszy. - Dobrze się czujesz? - spytał.
- Tak. Możemy porozmawiać?
- Jasne.
- Popilnujesz Azizy? - spytała Felicity siostry, która wpatrywała się w drzwi, za którymi znikł
piękny Ibrahim. - Nawet o tym nie myśl - dodała ostrzegawczo.
- Nie myślę - odparła siostra. - Podaj mi dziecko. Felicity i Karim w milczeniu ruszyli do ogrodu.
On
miał na sobie niebieski fartuch chirurga, ona różowy
154
Carol Marinelli
mundurek położnej. Wyglądali jak lekarz i pielęgniarka na spacerze.
- Chcesz wrócić do zawodu. - To Karim poruszył drażliwy temat, za co była mu wdzięczna.
- Dziś było cudownie. Wiedziałam, że tak będzie.
- Brakuje ci tego?
- Tak. To dziwne, bo Aziza ma dopiero trzy miesiące i uwielbiam spędzać z nią czas, a jednak
praca mnie ciągnie. .. Może wezmę choć jeden dyżur w tygodniu...
Przed rokiem Karim odparłby, że to wykluczone. Jednak wiele się zmieniło.
Rano szedł do szpitala, wieczorem wracał do domu, do rodziny, dzięki czemu jego obowiązki
szejka nie ciążyły mu już tak bardzo jak wcześniej, gdy nie było przy nim Felicity.
- To jest możliwe - odrzekł Karim. - Wszystko jest możliwe.
Jego słowa jej nie uspokoiły. Potrzebowała jego rady.
- Czy poradzę sobie ze wszystkim? - spytała. - Czy mogę być żoną, matką, położną?
Wziął ją za rękę i dodał jeszcze kilka określeń do tej listy.
- Siostrą, córką, kochanką i przyjaciółką...
W jego duszy panował doskonały spokój, gdy spojrzał jej prosto w oczy.
- Felicity, możesz być wszystkim, czym tylko zechcesz. To prawda... byle Karim stał zawsze przy
niej.