Teresa Southwick
Królewski dar
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Równie łatwo jest pokochać bogatego mężczyznę, jak
i biedaka. Jeśli tylko ktoś pragnie się zakochać.
Ali Matlock tego nie chciała. Przynajmniej nie teraz. Po
stanowiła zapomnieć o romansach i skoncentrować się na
karierze zawodowej. Dlatego przemierzyła pół świata z ro
dzinnego Teksasu, żeby zdobyć pracę, o jakiej marzyła przez
całe życie. Pracowała teraz w szpitalu zbudowanym przez
szejka, który z pewnością nie zaliczał się do biedaków. Za
rabiała trzy razy tyle co pielęgniarka w USA. Ale najbardziej
cieszyła się z tego, że będzie mogła zwiedzić tajemniczy
i magiczny kraj - El Zafir.
Kiedy robiła inwentaryzację na stanowisku pielęgniarek,
usłyszała, jak niemal bezszelestnie otwierają się drzwi od
windy. Kamal Hassan, następca tronu w El Zafirze, szejk,
o którym przed chwilą myślała, wysiadł z windy. W eleganc
kim markowym garniturze prezentował się wspaniale. Pra
wdopodobnie i bez niego także.
Oczywiście nigdy tego osobiście nie sprawdziła, choć pięć
miesięcy temu pocałował ją w blasku księżyca w pałacowym
ogrodzie. Ale życie nauczyło ją, żeby strzec się mężczyzn
- zwłaszcza tych, którzy uwodzą kobietę związaną z innym
mężczyzną.
Zatrzymał się, żeby zamienić parę słów z jednym z robot
ników dokonujących drobnych poprawek w niedawno
otwartym szpitalu, i dzięki temu miała okazję mu się przyj-
rzeć. Ciemnowłosy, starannie uczesany, miał ponad metr
osiemdziesiąt pięć centymetrów wzrostu i był bardzo przy
stojny. Czarne, błyszczące oczy, prosty, arystokratyczny nos,
mocno zarysowane kości policzkowe, oliwkowa cera. Serce
zabiło jej mocniej na widok jego kształtnych ust, bo przypo
mniała sobie tamten pocałunek. Powinna mieć się na bacz
ności przed książętami w eleganckich garniturach.
W styczniu poznała jego przemiłą ciotkę, księżniczkę Far
rah Hassan, która przyjechała do Teksasu na zaproszenie
Sama Prescotta, prezesa firmy Prescott International i przy
jaciela rodziny królewskiej. Z powodu kłucia w piersi, które
okazało się całkiem niegroźne, księżniczka zgłosiła się na
ostry dyżur do szpitala, w którym pracowała Ali. Młoda pie
lęgniarka tak bardzo spodobała się siostrze króla El Zafiru,
że ta zaproponowała jej pracę w szpitalu, który budował jej
bratanek. Ali nie chciała wyjeżdżać na stałe z Teksasu, ale
zgodziła się wziąć udział w międzynarodowej aukcji na cele
dobroczynne, która odbywała się w El Zafirze.
Choć była zachwycona perspektywą kariery w nowo po
znanym kraju, nie przyjęła propozycji, którą złożyła jej księż
niczka Farrah. Po prostu była wtedy zakochana. To już prze
szłość. Wszystko minęło. Teraz interesowała ją tylko praca.
Skoro nie może mieć miłości, przynajmniej przeżyje wspa
niałą przygodę w egzotycznym kraju.
Nie mogła się jednak pozbyć przykrego wrażenia, że
główny bohater tej przygody stoi właśnie o parę kroków od
niej. Czy dlatego, że ją kiedyś pocałował? Na to wspomnienie
poczuła skurcz żołądka. Ale dałaby głowę, że od tej pory
książę nie pomyślał o niej ani razu. Z pewnością nie pamiętał
nawet jej imienia. Po co miałby pamiętać? Przecież nie po
chodziła z jego sfery. W takim razie dlaczego ją w ogóle
pocałował?
Książę Kamal skończył rozmowę i spojrzał w kierunku Ali.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry, Wasza Wysokość - odpowiedziała, ścis
kając w ręku pióro, aż zbielały kostki na jej dłoni.
Podszedł bliżej, nie spuszczając z niej wzroku. Zapach
jego wody po goleniu unosił się nad oddzielającym ich sto
sem paczek. Czuła ciepło bijące od jego ciała. Jej dłonie
zaczęły się pocić.
- Miło mi panią znów zobaczyć, Aleksandryto.
Ali skrzywiła się.
- Dziękuję. Doceniam pamięć Waszej Wysokości do tak
nieistotnych szczegółów jak imiona, zwłaszcza bardzo wy
dumane.
- Nie zgadzam się. Pani imię jest urocze. Czy nie tak
nazywa się pewien minerał - aleksandryt?
Skinęła głową.
- Owszem. Ale „Ali" jest o wiele prostsze.
- Wprost przeciwnie. To zdrobnienie jest właśnie skom
plikowane.
Wpatrywał się w nią jeszcze przez chwilę, a potem rozej
rzał się wokół.
- Jak się pani podoba szpital?
- Mam powiedzieć jednym słowem? Fantastyczny!
W pierwszym dniu pracy obejrzała cały gmach. Teraz
przypomniała sobie hol przy wejściu z marmurowymi kolu
mnami i korytarzami, recepcję i punkt informacyjny wykła
dane wiśniowym drzewem. Na parterze ulokowano oddział
pomocy doraźnej w nagłych przypadkach, laboratorium
i rentgen. Na pierwszym piętrze znajdowała się administra
cja, a wyżej pokoje pacjentów i znakomicie wyposażony od
dział intensywnej opieki medycznej. Cały budynek Uczył
sześć pięter i był prawdziwym cudem architektury.
- Dobre określenie. Bardzo trafne - odparł, unosząc
w uśmiechu czarną brew.
Z dumą rozejrzał się dokoła. Ali rozumiała jego zachwyt.
Jasno oświetlone stanowisko pielęgniarek było zaprojekto
wane nowocześnie i wygodnie. Wokół mieściły się przytulne
sale porodowe. Na podłodze leżał praktyczny nisko strzyżo
ny dywan, a z holu na prawo przechodziło się do przyjemnie
urządzonych pokojów pacjentek. Ali podziwiała cały gmach,
ale jej największy zachwyt i zdumienie wywoływały pozła
cane windy. Czy to możliwe, żeby do ich budowy użyto
czternastokaratowego złota?
Właściwie dlaczego nie. Rodzina królewska w El Zafirze
miała więcej złota niż król Midas - takie przynajmniej krą
żyły plotki. Luksusowe ozdoby wprawiały Ali w zakłopota
nie, ale mówiono także, że książę nie żałował pieniędzy na
supernowoczesne wyposażenie szpitala. Z uporem zabiegał
o to, by zastosowano w nim najnowsze technologie medycz
ne dorównujące najwyższym standardom światowym. Jego
pragnienie zapewnienia ludziom najdoskonalszej opieki me
dycznej graniczyło wręcz z obsesją. Ali zastanawiała się, jaki
jest tego powód.
Podczas pierwszej wizyty często rozmawiała z ciotką
księcia, ale nigdy nie usłyszała ani słowa na temat obsesji jej
bratanka. Kiedy nie przyjęła propozycji pracy w El Zafirze
złożonej przez ciotkę księcia, Kamal sam próbował ją namó
wić, żeby została. Ale na próżno. Jemu także odmówiła.
Wtedy.
- Ciotka zawiadomiła mnie rano, że pani przyjechała -
powiedział książę, świdrując ją wzrokiem.
- Tydzień temu.
- Czy poznała już pani przełożoną pielęgniarek? - spytał,
marszcząc brwi.
Ali skinęła głową.
- Bardzo mi się spodobała.
- Żałuję, że byliśmy zmuszeni zatrudnić kogoś innego na
stanowisko, które wcześniej proponowaliśmy pani. Ale kiedy
mi pani odmówiła...
- Wasza Wysokość, bardzo się cieszę, że mogłam podjąć
tu pracę. Stanowisko szefowej pielęgniarek na oddziale po
łożniczym to dla mnie wspaniała perspektywa.
- Nie jest pani rozczarowana, że to nie dość ambitne
wyzwanie? O ile pamiętam, to właśnie było dla pani najbar
dziej kuszące. - W jego oczach zabłysnął uśmiech, który
wyrażał tak wiele.
Serce zabiło jej szybciej. Naigrywał się z tego, że on sam
nie był dla niej dość kuszący. Ale nie miała zamiaru zdradzać
mu, jak podziałał na nią jego pocałunek. Zresztą pewnie
dobrze o tym wiedział. W końcu miał reputację międzyna
rodowego playboya.
Wsadziła ręce do kieszeni białego fartucha narzuconego
na zielony uniform.
- Szczerze mówiąc, denerwowałam się trochę przed pod
jęciem tutaj pracy.
- Nie rozumiem. Ma pani znakomite referencje. Ukoń
czyła pani studia pielęgniarskie, prawda?
Ali znów była zaskoczona jego fenomenalną pamięcią
do szczegółów.
- Tak. Ukończyłam pięcioletnie studia na wydziale pie
lęgniarstwa. Ale stopień uniwersytecki nie zastąpi doświad
czenia. Żeby osiągnąć szczyt kariery, potrzebne mi wykształ
cenie i praktyka.
- Już zaplanowała pani sobie przyszłość? - spytał z roz
bawieniem.
Ali wzruszyła ramionami.
- Ukończyłam studia z dobrym wynikiem. Znam się na
swojej pracy. Księżniczka Farrah jest przekonana, że dam
sobie radę. Mam nadzieję, że się nie myli. Ale wydaje mi się,
że zaproponowała mi tę pracę, bo trudno skłonić kogoś, żeby
przeniósł się w tak odległe miejsce. Wiem, że mój wiek może
stanowić pewien problem. Mam dwadzieścia pięć lat i nieła
two mi będzie zdobyć szacunek pielęgniarek, które zapewne
mają znacznie większe doświadczenie.
- Mój ojciec w tym samym wieku wstąpił na tron.
- To co innego.
- Rzeczywiście - odparł Kamal, wkładając ręce do kie
szeni spodni. - Kierowanie zespołem pielęgniarek to przy
tym dziecinna igraszka.
- Oczywiście, ale to i tak duże wyzwanie - powiedziała,
starając się, by nie zabrzmiało to żałośnie.
- Nie mam zamiaru się spierać. I nie lekceważę pani pra
cy. W moim kraju jest za mało specjalistów, którzy mogliby
zatrudnić się w tym szpitalu. To prawda, że nawet za bardzo
dobrą pensję trudno znaleźć zdolnych, wykwalifikowanych
ludzi, którzy chcieliby rzucić wszystko i wyjechać tak dale
ko. Jestem pani bardzo wdzięczny.
Ali nie musiała rezygnować z osobistych planów. Od
śmierci matki rok temu nie miała żadnej rodziny z wyjątkiem
ojca, który przestał się nią interesować dawno temu.
- Cieszę się, że znalazłam ciekawą pracę.
- Moja ciotka jest przekonana, że poradzi pani sobie ze
wszystkim. *
- Księżniczka Farrah jest bardzo uprzejma.
- I niewątpliwie ma większy dar przekonywania niż ja.
W końcu namówiła panią na przyjazd do El Zafiru.
Ali z roztargnieniem obracała w ręku pióro.
- Prawdę mówiąc, sama zmieniłam zdanie. Zadzwoniłam
do niej kilka tygodni temu i spytałam, czy propozycja pracy
jest jeszcze aktualna. Wtedy księżniczka zaproponowała mi
nowe stanowisko.
- Pani narzeczony na pewno bardzo tęskni. - W głosie
księcia kryła się ciekawość.
Ali była zaskoczona. Na litość boską, przecież ten męż
czyzna ma być przyszłym królem. Czy nie ma ważniejszych
spraw na głowie, niż pamiętać, co powiedziała prawie pół
roku temu?
- Mój narzeczony?
- Tak. Tego wieczoru, gdy jechaliśmy na aukcję dobro
czynną, powiedziała pani, że narzeczony nie ucieszyłby się,
gdyby wyjechała pani do pracy na drugi koniec świata.
On ma za dobrą pamięć, pomyślała ponuro Ali. Niestety
po powrocie do domu odkryła, że ona i doktor Turner Ste¬
vens nie mają takich samych planów.
- Prawdę mówiąc, Wasza Wysokość...
- Mów mi Kamal.
Ali zamrugała ze zdziwienia.
- To nie wypada.
- W prywatnej rozmowie, tak jak teraz, to zupełnie do
puszczalne. W końcu to ja o tym decyduję.
- Kamal - powtórzyła, smakując jego imię. Ciekawe, czy
zawsze dostaje wszystko, czego chce. Jeśli tak, to całkiem
przyjemnie być następcą tronu.
Nie miała pojęcia, jaka etykieta obowiązuje na dworze
królewskim. Czy prywatna rozmowa to tylko rozmowa
w cztery oczy? To z pewnością nie będzie się zdarzać często
- jeśli w ogóle.
- Prawdę mówiąc... - zaczęła znów.
- Co takiego?
Ali westchnęła.
- Wiadomość o moich zaręczynach była przedwczesna.
- Ach, tak?
- Odrzuciłam ofertę pracy w El Zafirze, bo myślałam, że
mężczyzna, z którym spotykałam się bardzo długo, chce mi
się oświadczyć.
- I oświadczył się?
Od złości, bólu i zmieszania jej żołądek zawiązał się
w wielki supeł. W pierwszej chwili pomyślała o tym, żeby
skłamać, ale rozmyśliła się. Z kłamstw opowiadanych przy
szłemu królowi na pewno nic dobrego by nie wynikło.
- Tak, oświadczył się. Tylko że nie mnie.
Ciemne brwi ściągnięte nad czarnymi oczami nadały jego
twarzy wyraz męskiej satysfakcji. Już miała mu powiedzieć,
co o tym myśli.
- A więc El Zafir skorzystał na głupocie tego łajdaka.
Trzeba przyznać, że Kamal umiał znaleźć odpowiednie
słowa.
- To miło, że tak myślisz.
- Prawdę mówiąc - powiedział, naśladując ją - znam cię
bardzo dobrze.
Kiedyś stwierdził, że nie przyjechałaby odwiedzić jego
kraju, gdyby propozycja pracy była wykluczona. Chyba nie
zna jej tak dobrze, ale miał rację. Nawet księżniczka Farrah
nie namówiłaby jej do przyjazdu, gdyby ta oferta nie była
interesująca. Czy podświadomie wiedziała, że nie jest jej
pisane to małżeństwo? Ale wtedy nie byłaby tak zaskoczona
zdradą. I nie zabolałoby jej to tak bardzo.
- Jak miło, że jeden wieczór wystarczył ci, żeby mnie tak
dobrze poznać.
Zabrzmiało to bardziej złośliwie, niż myślała. Nie powin
na wyładowywać swojej frustracji na następcy tronu bogate
go i potężnego kraju.
- Co cię tu dziś sprowadza? - spytała, żeby zmienić te
mat. Zawsze to lepsze niż rozmowa o pogodzie.
Uniósł do góry brodę, a jego źrenice zwęziły się.
- Jestem tu codziennie.
W takim razie dlaczego nie spotkała go wcześniej? Może
księżniczka Farrah dopiero teraz powiedziała mu o jej przy
jeździe? Czuła, że się rumieni. Chciała przeżyć przygodę
w egzotycznym kraju, ale nie chodziło jej o romans z męż
czyzną, który całował prawie zaręczoną kobietę. W końcu
nie była taka głupia. Raz już się sparzyła, wystarczy.
- Rozumiem. - Podniosła jedno z pudełek oddzielają
cych ich od siebie. - Miło mi było znów cię zobaczyć, Kamal
Przepraszam, ale mam jeszcze dużo pracy.
Skinął głową.
- Postaram się, żebyś była zadowolona z pobytu w na
szym kraju.
- Dziękuję.
Kiedy się oddalał, żałowała, że jego ramiona są takie
szerokie i ma taki długi krok. Bogacz, biedak, żebrak, zło
dziej -
wszystko jedno. Miłość była zawsze trudna. I kropka.
Pewnie nieprędko ich drogi się skrzyżują. On miał rządzić
krajem, a ona kierować pracą pielęgniarek na oddziale po
łożniczym jego szpitala. Poza tym kto powiedział, że przy
goda w El Zafirze to będzie flirt z przystojnym księciem?
Myśl o Ali Matlock nie dawała mu spokoju.
Spotkanie z ministrami finansów i edukacji przeciągało
się zbyt długo. To wszystko przez nią. Ministrowie po kilka
razy powtarzali mu te same informacje. Kamal nie mógł się
skoncentrować, wciąż rozmyślając o atrakcyjnej Amerykan
ce. Za wszelką cenę musi zwalczyć w sobie tę słabość.
Wyszedł ze skrzydła pałacu, w którym mieściło się centrum
biznesowe. Zerknął na zegarek i przyśpieszył kroku, zmie
rzając w stronę skrzydła, w którym mieszkała rodzina króle
wska. Na pewno nie zdąży zobaczyć się z lekarzem, który
miał przyjść na badanie kontrolne do Johary. Była w ósmym
miesiącu ciąży - niefortunny rezultat jej młodzieńczego bun
tu. Po pierwszej ostrej konfrontacji król zaczął ignorować
córkę. A ojciec dziecka zabił się na motocyklu, zanim Kamal
zdążył go dopaść i zmusić, by poślubił jego siostrę. To wtedy
Kamal przyrzekł jej, że zawsze może na niego liczyć.
Do tej pory nie złamał danego słowa, ale dziś nie myślał
zbyt często o Joharze.
Zatrzymał się przed drzwiami jej apartamentu i zapukał.
Kiedy ciotka powiedziała, żeby wszedł, ucieszył się, że star
sza pani dotrzymuje Joharze towarzystwa.
Idąc za głosem kobiet, minął marmurowe foyer i znalazł
się w salonie. Farrah siedziała z dwiema szwagierkami, Pen
ny i Crystal, na półkolistej sofie, która zajmowała sam środek
pokoju.
- Czy doktor już poszedł? - spytał ciotkę.
Farrah spojrzała na niego znad filiżanki z delikatnej por
celany. Była elegancką i atrakcyjną kobietą po pięćdziesiąt
ce, choć mogła uchodzić za znacznie młodszą. Jej czarne
oczy błyszczały inteligencją na pozbawionej zmarszczek
twarzy. Czarne, starannie uczesane i podwinięte do góry wło
sy sięgały do kołnierzyka jej szmaragdowego kostiumu z je
dwabiu.
- Tak.
- Przepraszał, że nie może na ciebie czekać - powiedziała
Penny. - Musiał wracać do szpitala.
Ta drobna, delikatna, jasnowłosa i niebieskooka Amery
kanka przypadła do serca jego młodszemu bratu, gdy podjęła
pracę jako jego asystentka. Rafik, ulubieniec całej rodziny,
był nią oczarowany i szybko wzięli ślub. Choć jej szczupła
figura nic na razie nie zdradzała, jeszcze w tym roku miało
się im urodzić dziecko.
- Przedłużyło mi się spotkanie - wyjaśnił.
- No pewnie - powiedziała z błyskiem w oku Crystal.
- Każda wymówka jest dobra, żeby wykręcić się od babskich
spraw, nieprawdaż?
- Babskich spraw? - zdziwił się.
- No, wiesz. - Jej uśmiech zdradzał, że ma ochotę się
z nim podroczyć. - Opieka prenatalna, niemowlęta, opuch
nięte nogi i zatrzymanie wody w organizmie.
- Ach, tak - powiedział, uśmiechając się niemrawo.
Kiedyś uważał, że włosy Crystal mają bliżej nieokreślony
kolor. Ale teraz, długie i rozpuszczone, połyskiwały miedzia
nymi refleksami. Crystal była zatrudniona jako opiekunka do
dwojga bliźniąt Farika, drugiego brata Kamala, Potem się
zakochali. Patrząc na jej zgrabną sylwetkę, trudno byłoby
odgadnąć, że ona także urodzi dziecko przed końcem roku.
Zazdrość ukłuła go prosto w serce. Nie, to nie ma sensu.
Jego bracia byli dalej w kolejce do tronu. Mogli pozwolić
sobie na miłość. On nie. Żadna słabość nie oderwie go od
obowiązków wobec kraju i narodu. Małżeństwo to dla niego
zwykły obowiązek i nie może być mowy o miłości.
- Gdzie jest Johara? - spytał, rozglądając się.
- W pokoju obok - odparła Farrah, wskazując na sypial
nię jego siostry.
Zza ściany dobiegał cichy i niewyraźny głos kobiecy.
- Co powiedział doktor? - spytał Kamal, spoglądając ba
dawczo na ciotkę.
- Będzie przychodzić co tydzień aż do rozwiązania.
- Dlaczego?
- To standardowa procedura w ostatnim miesiącu ciąży.
- Jej gładkie czoło teraz zmarszczyło się ze zmartwienia.
- Jest tylko jeden niepokojący objaw - trochę za wysokie
ciśnienie krwi. To na razie nie jest nic groźnego, ale doktor
kazał natychmiast dzwonić, jeśli będziemy mieć jakieś pyta
nia czy problemy.
Kamal ponuro skinął głową. Ciąża i poród to najbardziej
naturalne rzeczy na świecie. Chyba że są problemy. Matka
Johary zmarła podczas porodu. Ale nie trzeba myśleć o naj
gorszym. Spojrzał na trzy kobiety siedzące na sofie— dwie
zarumienione w nieomylny sposób.
- A wasze badania?
- W porządku - odparła Penny. - Poranne mdłości już
minęły i czuję się bardzo dobrze.
- Ja też - powiedziała Crystal. - Mam tylko problem
z wagą. Muszę zrezygnować z deserów i jeść więcej białka
- jeśli wybaczysz, że cię zanudzam szczegółami mojej diety.
- Oczywiście. Pięknej kobiecie trzeba przecież wszystko
wybaczyć.
Crystal uśmiechnęła się.
- Jesteś niepoprawnym uwodzicielem, Kamal. Tak jak twój
młodszy brat. Chociaż Farik nie od razu się z tym zdradził.
Penny roześmiała się.
- Bo jeszcze cię tak dobrze nie znał.
To było ciekawe, pomyślał Kamal. Ciotka Farrah pojecha
ła do Nowego Jorku, żeby zaangażować nianię dla dzieci
swojego bratanka. Najchętniej wybrałaby prostą kobietę, któ
ra nie wywołałaby w pałacu zbędnego zamieszania. Wróciła
z dwiema kobietami, które oczarowały braci Kamala. Nagle
uświadomił sobie, że jego ciotka przyjęła także do pracy Ali
Matlock. Ale nie miał zamiaru przejmować się drobiazgami.
Ta kobieta przeszkadzała mu tylko w należytym wypełnianiu
obowiązków.
Już niedługo będzie musiał zapewnić sobie następcę. Jak
najszybciej. Aluzje ojca i ciotki Farrah były coraz częstsze
i coraz mniej zawoalowane.
Crystal westchnęła.
- Czy wiesz, że kiedy po raz pierwszy spotkałam Farika,
powiedział, że piękne kobiety wprowadzają niepotrzebny
zamęt?
- Nie - odparł pospiesznie Kamal. Skąd mogła wiedzieć,
że przed chwilą rozmyślał o tym samym. Ali naprawdę wpro
wadzała w jego głowie zamęt. Na szczęście pracowała
w szpitalu, a nie w pałacu. Mało prawdopodobne, żeby miał
z nią jeszcze bliski kontakt.
Nagle rozległ się kobiecy śmiech i do pokoju weszła, a ra
czej wtoczyła się księżniczka Johara. A za nią - ostatnia ko
bieta, którą Kamal chciałby teraz widzieć - Ali Matlock.
- Braciszku! - Johara podeszła, żeby się przywitać.
Pochylił się i pocałował ją w oba policzki.
- Jak się masz, siostrzyczko?
- Dobrze - odparła, kładąc dłonie na sterczącym brzu
chu. - Czy już wiesz, co doktor powiedział o moim ciśnie
niu? - spytała, mrużąc śliczne ciemne oczy.
- Tak - odparł, spoglądając na Ali.
Wyglądała tak samo jak w szpitalu kilka godzin wcześ
niej. Biały fartuch był narzucony na zielony uniform. Kobiety
w El Zafirze ubierały się dość konserwatywnie: długie ręka
wy, bluzki pod szyję i spódnice sięgające do pół łydki. Ali
miała na sobie strój odpowiedni do wykonywanej pracy. Ale
to, że ubranie zakrywało dosyć szczelnie jej ciało, drażniło
Kamala jeszcze bardziej. Jej kasztanowe włosy, były zacze-
sane do góry, ale kilka kosmyków opadło na policzki i spły-
wało po jej długiej szyi. Duże brązowe oczy z zielono-złoty-
mi cętkami przyglądały mu się z ciekawością.
Sześć miesięcy temu widział, jak ubrała się na bal. Często
o niej później myślał, choć sam nie mógł zrozumieć dlacze
go. W końcu była taką samą kobietą jak inne. Dlaczego więc
nie mógł o niej zapomnieć?
- Znów się spotykamy - powiedział wreszcie.
- Rzeczywiście. Doktor McCullough chciał, żebym przysz
ła z nim tutaj jako pielęgniarka. Potem wrócił do szpitala, a po
nieważ jestem już po dyżurze, księżniczka Johara poprosiła,
żebym została trochę po wizycie domowej. - Rozejrzała się
i roześmiała. - O ile pałac można nazwać domem.
- Kiedy przyszłam tu po raz pierwszy - powiedziała Pen
ny - chciałam sypać za sobą okruchy, żeby się nie zgubić.
- Rozumiem cię - przytaknęła Crystal - ale możecie mi
wierzyć, że spacery dobrze robią na talię.
- Chyba że ma się przed sobą wielki balon - stwierdziła
Johara z żalem.
- Spacery są bardzo zdrowe w twoim stanie, jeśli nie ma
komplikacji. A raczej w waszym stanie - poprawiła się Ali.
- Jeszcze nigdy nie widziałam tylu księżniczek oczekujących
dziecka.
Wszyscy się roześmiali. Kamal także.
- Powinieneś robić to częściej. - Ali przyglądała mu się
uważnie. - Twoi poddam nie uciekaliby z krzykiem z pałacu.
- Nikt nie krzyczy ani nie ucieka na mój widok.
- Czasem trzeba uciec - powiedziała Penny, wstając. -
Mam spotkanie z ministrem edukacji. Powiedz, że usłyszę
jakąś dobrą wiadomość - dodała, spoglądając na Kamala.
- Twój program wczesnej edukacji dla dzieci otrzymał
odpowiednie dofinansowanie.
- Wspaniale. - Wspięła się na palce i pocałowała go
w policzek. - Do zobaczenia na kolacji.
- Zaczekaj - zawołała Crystal, podnosząc się z sofy. - Ja
też muszę iść. Bliźniaki zaraz skończą lekcję rysunków.
Uwielbiam oglądać ich prace. - Pocałowała Kamala w drugi
policzek. - Do widzenia. Bardzo się cieszę, że cię spotkałam,
Ali. Mam nadzieję, że wkrótce znów się zobaczymy.
- Ja także - odparła z uśmiechem Ali.
- Idę z wami. - Ciotka Farrah odstawiła na stolik pustą
filiżankę i wstała. - Dziękuję ci, że przyszłaś, Ali. Gdybyś
miała jakieś problemy w pracy, koniecznie mnie zawiadom.
- Dziękuję, Wasza Wysokość.
Kiedy wyszły, Kamal został sam z dwiema kobietami.
Jedna była w zaawansowanej ciąży, ale ta druga niepokoiła
go znacznie bardziej. Śmiech, który sprowokowała, rozbroił
go nie na długo.
- Ali poprosiła, żebym pokazała jej mój apartament. Tak
się cieszę, że jest tutaj. Doktor mnie przestraszył. Powiedział,
że wysokie ciśnienie podczas ciąży może stanowić zagroże
nie dla dziecka.
- Dla ciebie także - ostrzegła Ali. - Ale nie wywołujmy
wilka z lasu. Najważniejsze to zachować spokój.
- Byłam bardzo spokojna - odparła Johara - dopóki nie
powiedział mi o tych wszystkich okropnych rzeczach, które
mogą spotkać moje dziecko. Ale przy tobie czuję się raźniej.
- Cieszę się.
- Przepraszam was na chwilę. Muszę... Muszę teraz...
- Skorzystać z toalety? - dokończyła za nią Ali.
- Tak! - Johara spojrzała z niepokojem na brata. - Bądź
miły i dotrzymaj Ali towarzystwa.
- Zawsze jestem bardzo miły. - Po raz drugi usłyszał
uwagę, że peszy innych ludzi. A przecież starał się tylko być
uprzejmy.
Siostra bez słowa przewróciła oczami i wyszła, zostawia
jąc go samego z Ali.
- Chcę znać prawdę - powiedział. - Czy to coś poważ
nego z jej ciśnieniem?
- Doktor McCullough bardzo poważnie traktuje ciążę. Ja
również.
- Ja tak samo. Czy mojej siostrze grozi jakieś niebezpie
czeństwo?
- W tej chwili nie. Wszystko, co jej powiedziałam, to
szczera prawda. Nie masz się czym niepokoić.
- Wprost przeciwnie. Kiedy kobieta jest w ciąży, zawsze
należy się niepokoić. Matka Johary zmarła wskutek kompli
kacji porodowych. To się rzadko zdarza, ale tak bywa. Moja
siostra miała wtedy pięć lat.
- Przepraszam - odparła zszokowana Ali. - Nic nie wie
działam.
- To było dawno temu. Ale wróćmy do mojej siostry. Jest
taka młoda - nie ma jeszcze dwudziestu lat. Wydawało mi
się, że to przemawia na jej korzyść.
- Nic podobnego. W tym wieku jest się bardzo narażo
nym na nadciśnienie wywołane ciążą. Bez odpowiedniego
leczenia to może wywołać komplikacje.
- Co w takim razie zrobić? - spytał, próbując zachować
spokój.
- Trzeba dużo odpoczywać. Brać lekarstwa, które prze
pisze lekarz. Opuchlizna jest symptomem...
- Siostrze bardzo puchną nogi w kostkach.
- To normalne. Ale nie powinna puchnąć twarz ani ręce.
Musisz pilnować, czy...
Johara weszła do pokoju z ręką przyciśniętą do pleców.
- Nie mogę uwierzyć, że za parę tygodni będę matką. Tak
bym chciała zobaczyć jak najszybciej moje dziecko. Ale
z drugiej strony bardzo boję się porodu.
- Dasz sobie radę - zapewniła Ali.
- Ciotka Farrah mówi, że to nie boli. Ale sama nie wiem,
czy mam jej wierzyć.
- Ludzie różnie znoszą ból - stwierdziła dyplomatycznie
Ali.
- Ciotka nigdy nie rodziła - rzucił sucho Kamal.
- W takim razie jej zdanie się nie liczy. - Ali objęła wpół
Joharę i poprowadziła ją w kierunku sofy. Potem usiadła przy
dziewczynie. - Ja też nigdy nie rodziłam, ale byłam przy
wielu porodach. Nie mam informacji z pierwszej ręki, ale
mogę opowiedzieć ci moje wrażenia. Jest ból, ale są też
środki, które pomagają go uśmierzyć. W przyszłym tygo
dniu, kiedy przyjdzie doktor, możemy o tym porozmawiać.
Wiedza to potęga. Im więcej się dowiesz, tym będziesz spo
kojniejsza.
- Ja też tak myślę - zgodziła się Johara. - A ty co o tym
sądzisz, Kamal?
- W tym, co mówi Ali, jest dużo sensu. To dobrze wy
kształcona i doświadczona pielęgniarka. Powinnaś się cie
szyć, że zgodziła się przyjechać do nas do pracy.
- Ależ ja się cieszę. Ale chciałabym... - Johara opuściła
głowę, wpatrując się w ręce oparte na kolanach.
- Co, kochanie? - spytał łagodnie.
- Chciałabym, żeby mama tu była.
Kamal zamyślił się. Sam stracił matkę, kiedy miał zale
dwie dziesięć lat. Nie pamiętał, jak to jest, kiedy ma się
kogoś, na kim można polegać. Wtedy ojciec po raz pierwszy
stracił opanowanie i siłę. Pięć t później poślubił matkę Jo
hary, która także zmarła. Utrata drugiej ukochanej żony za
łamała go. Właśnie wtedy Kamal przysiągł sobie, że nie
pozwoli, by miłość uczyniła go tak słabym.
Usiadł obok siostry i uniósł jej brodę.
- Zrobiłbym wszystko, żebyś mogła ją odzyskać.
la
Na delikatnej twarzy Johary malował się smutek.
- Nie mam ojca.
- Ależ masz...
Potrząsnęła głową.
- Nie. Kiedy dowiedział się, że jestem w ciąży, powie
dział, że nie jestem już jego córką. Od tej pory odzywa się
do mnie tylko wtedy, gdy to jest konieczne, i zawsze ze
złością. Nigdy mi nie wybaczy, że przyniosłam mu taki
wstyd. Chyba wolałby, żeby mnie nie było.
Kamal obawiał się, że siostra ma rację.
- Daj mu trochę czasu, Joharo. A póki co pamiętaj, że
zawsze możesz na mnie liczyć.
- Jesteś dla mnie taki dobry. Chciałabym cię o coś popro
sić - powiedziała, biorąc jego dłoń w drobne ręce.
Od dziecka nie opuszczała go na krok. Zawsze patrzyła
w niego jak w obrazek. Kamal bardzo kochał swoją jedyną
siostrę, tę delikatną i piękną kobietę-dziecko, uczuciową
i niezależną.
- Powiedz, czego pragniesz, siostrzyczko, a zaraz to zro
bię. Możesz prosić mnie o wszystko.
- Chcę, żeby Ali przeprowadziła się do pałacu i była ze
mną aż do narodzin dziecka.
Tylko tyle.
ROZDZIAŁ DRUGI
Zamieszkać w pałacu?
Ali nie spodziewała się takiej propozycji. To idiotyczne.
Z wrażenia opadła na pluszową białą sofę. Przecież marzyła
o przygodach. Czy nie dlatego przyjechała do El Zafiru?
A teraz zgodziła się towarzyszyć lekarzowi w wizycie
domowej, a raczej pałacowej. Pokusa zajrzenia do królew
skiej siedziby była kusząca. Ale mieszkać tam przez całą dobę
siedem dni w tygodniu? To chyba za wiele dla zwykłej
dziewczyny z Teksasu. Czułaby się jak papuga na wystawie.
Kamal patrzył obojętnie, nie okazując reakcji na prośbę
siostry. Potem delikatnie ujął jej rękę.
- Czy to naprawdę konieczne, Joharo? Lekarz pałacowy
jest tutaj i...
- On nie jest położnikiem.
- Ali też nie - zdziwił się Kamal.
- Ale ona pracuje z moim lekarzem. Rozumie te sprawy
i mam do niej zaufanie.
- Sprawiasz mi przykrość, kochanie. Jestem twoim bra
tem. Chcę być przy tobie. Myślałem, że czujesz się przy mnie
dobrze. Czy uważasz mnie za mięczaka?
- Jesteś mężczyzną, Kamal.
Co za różnica, pomyślała Ali. Kiedy Kamal zmarszczył
brwi, przestraszyła się, że może powiedziała to na głos albo
odgadł jej myśli, Tak czy inaczej, była na straconej pozycji.
Ale nie odezwał się ani słowem.
Księżniczka oparła głowę na jego ramieniu w pojednaw
czym geście.
- Nie chciałam cię obrazić. Ale w takich chwilach kobieta
woli mieć przy sobie inną kobietę.
- Przecież masz Penny i Crystal - obruszył się. - Jestem
pewien, że chętnie pomogłyby ci we wszystkim.
Johara potrząsnęła głową.
- One niedawno wyszły za mąż i nie mają pojęcia o me
dycynie. Poza tym nie chcę robić im kłopotu.
- To twoje bratowe i wszyscy bardzo troszczymy się
o ciebie.
- Nie mogę zawracać im głowy swoimi sprawami. Po
winny myśleć o własnych mężach i dzieciach.
Ali z ciekawością obserwowała rozmowę księcia z sio
strą. Nigdy wcześniej nie sądziła, że następca tronu może
pocić się lub być zmieszany. O ile jej wzrok nie mylił, tak
właśnie było teraz. Ale na czym polegał problem? Może
chodziło o tę niewidoczną granicę oddzielającą zwykłych
śmiertelników od reprezentantów królewskiego rodu? Kamal
był miły i uprzejmy, ale wolał zachowywać dystans.
Uniosła rękę.
- Przepraszam, ale...
- Może poproszę ciocię Farrah? - Kamal szybko ucało
wał siostrę w czubek głowy. - Nie ma męża ani dzieci i od
śmierci twojej matki traktowała cię jak córkę.
- Ciocia zawsze była dla mnie bardzo dobra. Ale ona nie
ma pojęcia, czym jest ciąża - zaprotestowała Johara. - Sam
tak powiedziałeś.
- Ali też nie - odparł, obrzucając delikwentkę wzrokiem.
Teraz ona zaczęła się wiercić i pocić. To, co rzadko zda
rzało się członkom rodu królewskiego, dla prostaków takich
jak ona było przykrą codziennością. Jak zręcznie wycofać
się, żeby brat i siostra mogli porozmawiać sobie w cztery
oczy? To okropne, że dyskutowali o niej tak, jakby była
nieobecna.
Johara spojrzała na brata wielkimi czarnymi oczami.
- Ali jest pielęgniarką przeszkoloną w przyjmowaniu poro
dów. To dla niej żadna nowość. Ma odpowiednie doświadczenie.
Spałabym spokojniej, gdyby była blisko. A doktor mówił, że
powinnam być spokojna. Dlaczego się wahasz, Kamal?
Dobre pytanie. Ali zastanawiała się nad tym samym. Ka
mal spojrzał na nią nieprzeniknionym wzrokiem.
- Ali przejechała pół świata i dopiero co zadomowiła się
u siebie - powiedział. - Niegrzecznie byłoby zmuszać ją,
żeby znów przeżywała jakieś zmiany. Poza tym pałac jest
bardziej oddalony od szpitala.
- To tylko pięć minut drogi - zaprotestowała Johara. -
Najwyżej dziesięć.
To samo chciała powiedzieć Ali.
- Zrozum, siostrzyczko, że nie wypada narzucać komuś
swojej woli. Naprawdę masz kogo poprosić o pomoc.
- Czy nie możemy jej chociaż spytać?
Kamal pochylił się i pocałował siostrę w policzek.
- Chyba powinnaś trochę odpocząć. Wyglądasz na zmę
czoną.
- To prawda - zgodziła się.
- Sam się wszystkim zajmę. Połóż się. Nic ci się nie
stanie. Będę czuwał nad wszystkim.
Johara skinęła głową.
- Dziękuję, że tu przyszłaś, Ali.
Kiedy siostra wyszła, Kamal wstał i okrążył stolik do
kawy pokryty szklanym blatem.
- Przepraszam, jeśli prośba mojej siostry wprawiła cię
w zakłopotanie.
To nie prośba, tylko zachowanie Kamala wywołało nie
pokój Ali. Ale chyba nie wypadało tego powiedzieć następcy
tronu. Zwłaszcza że szpital, w którym miała pracować, był
oczkiem w głowie księcia. Jeśli nie spodoba mu się jej po
stawa i zechce ją zwolnić, kto powie mu, że nie ma prawa
tego zrobić?
Oczywiście jej świat nie zawaliłby się od tego, ale z pew
nością utrudniłoby to rozwój jej kariery. No i gdzie indziej
miałaby szansę przeżyć taką przygodę jak tutaj? Powinna
grzecznie podziękować i przeprosić, że nie może przenieść
się do pałacu, ale korciło ją, żeby podroczyć się z Kamalem.
- Twoja siostra nie ma za co mnie przepraszać.
Uniósł ciemną brew.
- Czy to znaczy, że ja zrobiłem coś niestosownego?
Wolała wykręcić się od bezpośredniej odpowiedzi.
- Księżniczka Johara jest bardzo młoda. Boi się, bo to jej
pierwsza ciąża. Powiedziała tylko, że chce, żebym z nią za
mieszkała. Nie sprawiło mi to przykrości. Nie wiem za to,
jak mam rozumieć twoją reakcję. Dlaczego nie chcesz, że
bym się tu przeniosła?
- Nie mam nic przeciwko temu. Próbowałem tylko
uświadomić siostrze, że nie może wymagać, żeby ktoś speł
niał jej kaprysy. Nie wszyscy będą mieli odwagę przeciwsta
wić się królewskiej prośbie.
- Nie martw się o mnie. Jestem odważna i nie boję się
odmówić - skłamała.
- W takim razie powiem jej, że nie możesz zamieszkać
w pałacu do chwili narodzin jej dziecka.;
Był tak zadowolony z siebie, że Ali ogarnęła złość.
- Nie to miałam na myśli. Mogę przyjąć to zaproszenie,
tylko nie jestem pewna, czy mam na to ochotę.
Z satysfakcją obserwowała jego zaskoczoną minę.
- Ach tak?
- Wydaje ci się, że najlepiej wiesz, co chcę zrobić. - Gdzie
podziała się jej uprzejmość? I skąd się wzięła ta zjadliwość? To
wszystko przez jego postawę, pomyślała. - Jeśli chcesz znać
moją odpowiedź, dlaczego mnie nie spytasz?
Do licha! Jeśli będzie miała ochotę zamieszkać w pałacu
z jego siostrą, to nic jej przed tym nie powstrzyma!
Jego ciemne brwi uniosły się znacząco. Wstał i wyprosto
wał się, rozstawiając lekko stopy. Przypominał wojownika
świętującego swe zwycięstwo. Do twarzy było mu w tej po
zie. Ale z całą pewnością chciał podkreślić, że to on tu rządzi
i wcale nie czuje się speszony.
- Jak sobie życzysz - odparł aksamitnym głosem. - Czy
zgodzisz się zamieszkać w pałacu z moją siostrą, dopóki nie
urodzi dziecka? Zapewniam cię, że nawet jeśli odmówisz,
Johara będzie miała zapewnioną troskliwą opiekę.
Wszystko jasne. Chciał, żeby odmówiła. O, nie! Sama jest
panią swego losu i nikt nie będzie podejmować za nią decyzji.
- Z przyjemnością przyjmę zaproszenie księżniczki Johary.
Źrenice jego oczu zwęziły się, a usta zacisnęły się w wą
ską kreskę. Ali zrozumiała w jednej chwili - był pewien, że
odmówi. Nie chciał, żeby mieszkała w królewskim pałacu.
Dlaczego miałby tego chcieć? Cóż ona sobą reprezentowała?
Nic nie znaczyła nawet dla własnego ojca, który porzucił ją
i matkę, żeby poślubić kobietę o wyższej pozycji społecznej.
Ale to nieistotne. Nawet jeśli Kamal znał tę historię, nie
miało to związku z obecną sytuacją. O co mu chodziło? Pałac
był tak olbrzymi, że wcale nie musieli się spotykać. Nagle
uświadomiła sobie, jak bardzo pragnęłaby tu zostać. To do
piero byłaby przygoda!
- Czy mojej siostrze grozi jakieś niebezpieczeństwo? -
spytał Kamal z niepokojem.
- Jeśli chcesz wiedzieć, czy moja obecność jest niezbędna
ze względu na stan zdrowia księżniczki, to moja odpowiedź
brzmi: „Nie". Ale Johara na pewno będzie spokojniejsza,
mając mnie u boku.
- Nie chciałbym, żeby to kolidowało z obowiązkami, ja
kie musisz pełnić w szpitalu.
- To nie będzie takie trudne. Johara musi tylko pogodzić
się z tym, że mam jeszcze inną pracę i mogę z nią być po
południu i wieczorem.
- W takim razie świetnie.
- W porządku. - Ali skinęła głową. Nie miała co prawda
pojęcia, jak wygląda życie w pałacu, ale to była jedyna szan
sa, żeby zobaczyć to na własne oczy. Czy nie po to przyje
chała, żeby mieć ciekawą pracę w tym fascynującym kraju?
A teraz wszystko stało się jeszcze bardziej podniecające. Wi
taj, przygodo! - miała ochotę krzyknąć.
Jeśli spotka Kamala przypadkiem w holu i serce zabije jej
mocniej, to on i tak o tym się nie dowie. W takim razie nie
będzie jej wcale głupio, prawda?
- Zawiadomię ciotkę, że przenosisz się do pałacu.
- Dobrze.
- Czy coś się stało, Kamal? - Ciotka Farrah siedziała na
eleganckiej sofie, popijając sherry przed kolacją.
- Ależ skąd. Dlaczego pytasz?
Za jej plecami na jasnobeżowej ścianie wisiał gobelin
przedstawiający bohaterskie podboje jednego ze sławnych
przodków. Kamal szczególnie lubił na niego patrzeć, choć
siostra jego ojca miała bogatą kolekcję kosztownych dzieł
sztuki. Historia stanowiła jego pasję. Miał nadzieję, że kiedyś
on sam też będzie opiewany przez historyków.
- Znam cię od dziecka - powiedziała ciotka. - Kiedy by-
łeś małym chłopcem i coś cię gnębiło, zawsze pulsowała ci
żyła na czole. Tak jak teraz.
- Żartujesz - zaśmiał się, dotykając dłonią czoła.
Ciotka uśmiechnęła się pod nosem.
- Co masz tak ważnego do powiedzenia, że nie możesz
zaczekać, aż cała rodzina zbierze się przy kolacji?
- Ali Matlock.
- Najwyższy czas - wymamrotała pod nosem.
- Słucham?
- Wszystko w porządku.
- Nie rozumiem.
- Rozmawiałam z Joharą. Powiedziała, że poprosiła, że
by Ali zamieszkała z nami w pałacu do chwili narodzin
dziecka. Myślę, że to wspaniały pomysł.
- Naprawdę? - Kamal pomyślał z niepokojem, że
mężczyźni rządzą tylko po to, żeby spełniać zachcianki ko
biet. Kobiety w jego otoczeniu dysponowały ogromną siłą.
Ale z pewnością przesadzał.
- Po wizycie doktora byłabym spokojniejsza, wiedząc, że
w pałacu jest wykwalifikowana pielęgniarka.
- Przecież mamy tu przez całą dobę bardzo zdolnego
internistę - przypomniał.
- To prawda. Ale obecność pielęgniarki, która ma specja
lizację z położnictwa, bardzo uspokoi Joharę. Muszę przy
znać, że choć doktor nie miał zamiaru nas denerwować,
zmartwiłam się tym, co powiedział po badaniu.
- Ja też.
Kamal wciąż rozmyślał o amerykańskiej pielęgniarce. Od
pierwszej chwili zauważył, że ma piękną jasną cerę. Dzisiaj
przekonał się, że ma także i charakter. Nie pozwoli się bez
karnie lekceważyć. Czy chciał ją sprawdzić? Na pewno nie
świadomie, ale teraz wiedział, że gdyby potulnie zgodziła się
na wszystko, w ogóle nie zaprzątałby sobie nią głowy. Cóż,
teraz to było niemożliwe. Najbliższe miesiące spędzą pod
jednym dachem. Sam nie wiedział, czy to go martwi, czy
cieszy.
- Słyszałeś, co powiedziałam, Kamal?
- Przepraszam, ciociu. Mam bardzo ważne sprawy na
głowie.
- Ja też. Czy Ali zgodziła się?
- Tak.
W oczach ciotki rozbłysła radość.
- Przygotuję pokój obok sypialni Johary - powiedziała,
kiwając głową,
- Świetnie. Jeśli to wszystko, zostawiam sprawy w two
ich rękach. Do zobaczenia przy kolacji. - Powoli odwrócił
się w stronę drzwi.
- Zaczekaj, Kamal. Mam do ciebie jeszcze jedną sprawę.
- Tak?
- Ojciec pytał mnie o twoją żonę.
- Nie mam żony.
Ciotka westchnęła.
- No tak. W tym cały problem.
- Nie rozumiem, dlaczego musiał rozmawiać z tobą
o moim małżeństwie.
- Bo ty unikasz tego tematu. Ojciec się martwi. - Odsta
wiła delikatny kryształowy kieliszek do sherry na inkrusto
wany złotem stolik do kawy. - Już pora, Kamal.
- Nie sądzę.
- Jesteś coraz starszy. Jako następca tronu masz obowią
zek się ożenić i zapewnić ciągłość królewskiego rodu.
- Znam swoje obowiązki. Ale nie widzę powodu do alarmu.
- Twoje zachowanie świadczy o czymś innym.
- Co masz na myśli?
Ciotka westchnęła.
- Obracasz się w towarzystwie wielu kobiet, ale żadną
z nich nie interesujesz się naprawdę.
To już przeszłość, pomyślał, przypominając sobie, jak
błyszczały oczy Ali podczas sprzeczki. Żałował, że ta dziew
czyna w niczym nie przypominała kobiet, które znał.
- Nie chcę podejmować pochopnych decyzji. Zależy mi
na tym, żeby moje małżeństwo było trwałe.
- Znam cię od urodzenia, Kamal. Wahasz się, bo jesteś
bardzo wrażliwy.
- Taka cecha świadczyłaby o słabości. To niedopuszczal
ne u mężczyzny, który ma rządzić całym krajem.
- Jeśli nie będziesz miał potomka, syn twego brata odzie
dziczy tron. Ale to ostateczność. Jesteś następcą tronu i masz
obowiązek zapewnić ciągłość dynastii.
- Pamiętam o tym, ciociu. Ale kobieta, którą wybiorę,
musi posiadać określone cechy.
Ciocia Farrah pokręciła głową ze smutkiem.
- Kiedy wreszcie zaczniesz szukać sobie narzeczonej?
- Nie martw się, ciociu. Spełnię swój obowiązek.
- Jak mam ci wierzyć, skoro nie zrobiłeś tego do tej pory?
- Bo teraz zażyczył sobie tego ojciec.
- To prawda. Mam dopilnować, żebyś to zrobił szybko.
Jeśli będziesz potrzebował pomocy w znalezieniu odpowied
niej kobiety...
- Nie. - Wypuścił powietrze, starając się wszakże za
chować spokój.
- Chcę ci tylko pomóc. Mogłabym przygotować listę od
powiednich kandydatek.
- Wybór żony przypomina przyjmowanie asystentki. Mu
si mieć odpowiednie kwalifikacje. Jestem pewien, że sam
znajdę właściwą narzeczoną.
- Jak sobie życzysz - odparła ciotka, nie spuszczając
z niego wzroku. - Jednak musisz zrozumieć, że ojciec jest
bardzo niezadowolony.
- Chyba rozumiem.
Ciotka potrząsnęła głową.
- Nie jestem pewna. Ale posłuchaj. Jeśli nie znajdziesz
narzeczonej tak szybko, jak sobie życzy ojciec, wybór nie
będzie już należeć do ciebie.
- Sądziłem, że aranżowane małżeństwa to w naszym kra
ju przeszłość - odparł Kamal z irytacją.
Ciotka pociągnęła nosem.
- Tylko dlatego, że przestały być konieczne. Ale w razie
potrzeby łatwo można będzie je przywrócić.
- Rozumiem - rzucił, kryjąc gorycz.
Wrócił do swego apartamentu, żeby przebrać się przed
kolacją/Kiedy był dzieckiem, ojciec wciąż przypominał mu,
że władza niesie ze sobą wielkie obowiązki. Delikatność
charakteru nie jest pożądaną cechą u monarchów. Nikt nie
rozumiał lepiej obowiązków niż Kamal Hassan. Zrobi to, co
do niego należy. Ale przedtem zaszaleje po raz ostatni. Znów
przypomniała mu się Ali Matlock.
ROZDZIAŁ TRZECI
Kolacja w pałacu królewskim była jak skok do głębokiej
wody dla kogoś, kto nie umie pływać. Tak przynajmniej
zdawało się Ali. Rozmowa w cztery oczy z Kamalem też nie
była łatwa, ale spotkanie z rodziną królewską w jadalni wię
kszej niż całe jej mieszkanie było naprawdę peszące.
W tym bogactwie i luksusie czuła się jak na innej planecie.
Ciche pobrzękiwanie złotych sztućców o porcelanę było ele
ganckim i dostojnym dźwiękiem, który pamiętała z rzadkich
pobytów w ekskluzywnych restauracjach. Na studiach pie
lęgniarskich nikt nie uczył jej, jak się zachowywać na przy
jęciu w pałacu. Ale gdyby ktoś Zakrztusił się grzybami fasze
rowanymi krabem i potrzebował pierwszej pomocy, z pew
nością mógłby jej zaufać.
Ali z wrażenia bała się odezwać. Dzięki temu mogła bez
przeszkód obserwować otoczenie. Gdyby miała więcej od
wagi, żeby wziąć udział w dyskusji toczącej się przy stole,
nie mogłaby podziwiać kryształowego żyrandola nad stołem
ani wdzięcznych kinkietów, które oświetlały salę ciepłym
blaskiem. A te wspaniałe kompozycje ze świeżych kwiatów
na stole i w całej jadalni!
Ali podziwiała misterne wzory na haftowanej serwecie,
która pewnie warta była krocie. Tylko czasem odważała się
sięgnąć po kieliszek, żeby nie uronić kropli płynu na drogo
cenny materiał. Dlatego jej szklanka z wodą i kieliszek
z szampanem były wciąż pełne i krążący po sali kelnerzy nie
musieli dolewać jej napojów.
Ali spojrzała na księżniczkę Farrah siedzącą na końcu
stołu, który był tak wielki, że można byłoby na nim tańczyć.
Ciotka Kamala dyskutowała z Penny i Rafikiem na temat
największego bogactwa El Zafiru - dzieci. Król Gamil, który
zasiadł u szczytu stołu, omawiał z Crystal i Farikiem zagra
niczne inwestycje w El Zafirze. Kamal zajmował miejsce
między Ali i Joharą.
Ali czuła się bardzo zagubiona. Towarzystwo Kamala
onieśmielało ją, nawet gdy byli sami, choć umiała sobie
z tym poradzić. Ale teraz bała się otworzyć usta.
Na zajęciach z retoryki dowiedziała się, że łatwiej prze
zwyciężyć tremę, jeśli osoba, która ma przemawiać, wyob
razi sobie publiczność w bieliźnie. Jej wzrok przesunął się na
Kamala. W ciemnym garniturze, ciemnoszarej koszuli i kra
wacie wyglądał elegancko, jak przystało na następcę tronu.
Poczuła przyspieszone bicie tętna. Jeśli wyobrazi sobie Ka
mala w bieliźnie, to na pewno jej nie uspokoi.
- Ali?
- Mhm? - Spojrzała z roztargnieniem na Kamala. - Słu
cham, Wasza Wysokość.
- Cieszę się, że zechciałaś przyjąć zaproszenie na kolację.
Mam nadzieję, że pierwszy wieczór w pałacu pozostanie ci
w pamięci.
- Ja... ja... - Odchrząknęła, żeby pozbyć się chrypy. -
Z pewnością nigdy nie zapomnę tego wieczoru - powiedzia
ła całkiem szczerze.
- Czy twój pokój jest wygodny? - spytała księżniczka.
- Może czegoś potrzebujesz? - Król, z ciemnymi oczami
i srebrnymi włosami, wyglądał jak starzejący się amant fil
mowy. Istny Omar Sharif.
Ali nie tknęła nawet deseru i odłożyła złoty widelec na
talerzyk z kruchej porcelany. I tak nie mogłaby w tej chwili
niczego przełknąć.
- Moje pokoje są cudowne - odparła, przypominając so
bie olbrzymi apartament.
Oszklone drzwi w salonie prowadziły na balkon, z które
go rozciągał się widok na Morze Arabskie. W wielkiej sy
pialni stało mnóstwo mebli z wiśniowego drzewa. W łazien
ce była złota armatura i marmurowa posadzka. Czy taki apar
tament mógł się nie podobać? Jeszcze nigdy nie mieszkała
w podobnym luksusie.
Johara pochyliła się w jej stronę za plecami brata.
- Jestem taka szczęśliwa, że zgodziłaś się z nami zostać.
Będę spokojna, że...
- Farrah - przerwał córce król, spoglądając znacząco na
siostrę. - Czy są jakieś nowe wiadomości w sprawie, o której
rozmawialiśmy wczoraj?
Ali zerknęła na Joharę. Dziewczyna zaczerwieniła się,
wiedząc, że rozmawiają o niej tak, jakby była nieobecna. Jej
usta zacisnęły się w wąską kreskę, a w wielkich ciemnych
oczach błysnął żal. Ali zrobiło się bardzo przykro. Ale zanim
zdążyła zareagować, księżniczka Farrah spojrzała pytająco
na Kamala.
- Rozmawiałam z Kamalem. Mam nadzieję, że teraz już
wszystko będzie dobrze.
- Czy możemy się dowiedzieć, o co chodzi? - zacieka
wiła się Penny.
Jej mąż Rafik uśmiechnął się do niej czule.
- Chyba nie, kochanie. Raczej zmieńmy temat. Jak się
czujesz, Joharo? - spytał, patrząc na siostrę.
Zachował się naprawdę taktownie, pomyślała Ali. To, że
król ignorował swoją córkę, nie oznaczało, że pozostali
mężczyźni też mieli się tak zachowywać. Dziewczyna spoj
rzała ponuro na ojca i uniosła dumnie brodę.
- Jak wielki balon - odparła, wpatrując się w brzuch.
- Nie mogę się doczekać, kiedy będzie poród.
- Rozumiem cię - powiedziała Crystal. - Ja mam jeszcze
dużo czasu, ale chciałabym już przytulić swoje dziecko.
Farik spojrzał na nią.
- Moja żona będzie cudowną matką. Udowodniła to,
opiekując się Haną i Nurim.
- Twoje bliźniaki uwielbiają ją - przytaknęła Penny. -
Ale Johara tak się męczy, że proponuję znaczne skrócenie
okresu ciąży.
- Sporządzę w tej sprawie rezolucję - oznajmił poważnie
Kamal - i przedstawię ją rządowi do rozpatrzenia. Może uda
się spełnić twoją prośbę.
- Tak - powiedziała Johara, kręcąc się na krześle. - Po
pieram to.
Król odchrząknął.
- Czy dobrze się czujecie, Crystal i Penny? Słyszałem, że
wczoraj był tu doktor.
- Obie czujemy się znakomicie - odparła Crystal.
Ali zastanawiała się, jak się wtrącić do rozmowy. W koń
cu to był temat, na którym się dobrze znała. Król w stosunku
do niej był uprzejmy, choć zachowywał się niegodziwie wo
bec córki. Powinna spróbować jakoś ich pogodzić.
- Wasza Wysokość z pewnością cieszy się, że w rodzinie
pojawi się niedługo troje wnuków - wydusiła z siebie wreszcie.
Król Gamil zgromił ją wzrokiem.
- Oczekuję dwojga wnucząt.
W oczach Johary zabłysły łzy. Czy nikt nie stanie w jej
obronie? Crystal i Penny wyglądały na równie zszokowane.
Mężczyźni spojrzeli ponuro na ojca, ale nie odezwali się ani
słowem. Ali czuła, że wzbiera w niej złość. Nie mogła tego
przemilczeć.
- Johara jest pana córką. Dziecko, które urodzi już nie
bawem, będzie również pańskim wnukiem.
- Panno Matlock... Ali - odezwał się król - nie oczekuję,
że pani to zrozumie, ale ja już nie mam córki.
- Chyba nie mówi pan poważnie. Wiem, że jej sytuacja
nie jest idealna, ale...
Król uniósł rękę.
- Siedzi tutaj na prośbę jej braci i ciotki. Ale to ona od
wróciła się ode mnie, gdy zignorowała wszystkie nauki swo
ich czcigodnych przodków. Nie mogę tego wybaczyć.
- To nie tak, ojcze. - Johara odłożyła na stół serwetkę.
- Zakochałam się.
Król wypił łyk kawy, jakby w ogóle nie słyszał. Potem
z brzękiem odstawił filiżankę na talerzyk.
- Jak idzie w szpitalu, Kamal?
Ali wstrzymała oddech, wpatrując się w księcia. Złość
i dezaprobata migotały w jego oczach, gdy spojrzał surowo
na króla.
- Ojcze - powiedział. - Czy wiesz, co powiedział do
ktor? Johara musi na siebie uważać. Nie wolno narażać jej
na stresy. Potrzebuje twojego wsparcia...
- Jest w ciąży, a nie ma męża. Przyniosła mi wstyd.
- Ale Wasza Wysokość - wybuchnęła Ali. To niesamo
wite, jak napływ adrenaliny rozwiązał jej język. - Ona jest
taka młoda. Czy nigdy nie popełnił pan w jej wieku błędu?
- Pani nie jest mieszkanką tego kraju i nie może pojąć tej
sytuacji. Nieprzestrzeganie zasad honoru pociąga za sobą
określone konsekwencje.
Johara nagle wstała.
- Król ma surowe poglądy. Nie chce zgodzić się z tym,
że czasy się zmieniają nawet w El Zafirze. Nie jestem w sta
nie go przekonać i muszę skoncentrować swą energię na
dziecku.
Z dumą, na jaką było stać młodą zdenerwowaną kobietę
w zaawansowanej ciąży, wyszła z jadalni. Przy stole zapano
wała cisza.
- Czasy rzeczywiście się zmieniają - powiedział Kamal,
zaciskając zęby.
Brawo, Kamal, pomyślała Ali. Oczywiście, że ta dziew
czyna popełniła błąd. Ale płaci za to wysoką cenę. Przeżywa
najważniejsze doświadczenie w życiu kobiety. W normal
nych warunkach - kiedy para małżeńska oczekuje dziecka,
które jest dowodem ich miłości - to jest radosne wydarzenie.
Johara wie, że będzie sama wychowywać dziecko, i to przy
kompletnej dezaprobacie ojca. Ali zacisnęła palce. Tak prag
nęła, żeby Kamal wytknął królowi brak zrozumienia i współ
czucia dla nieszczęsnej córki.
- Pewne sprawy nigdy się nie zmienią - oświadczył król.
- Zdrowie Johary jest osłabione, ojcze. Twój stosunek do
niej wywołuje u niej stres, co może zagrozić jej i dziecku.
- Nie wtrącaj się, Kamal - zgromił go król. - Zawsze
byłeś dla niej zbyt łagodny. To zachowanie nie do przyjęcia
u mężczyzny, który ma objąć po mnie tron.
Ali zauważyła, że król nigdy nie wymieniał imienia Joha
ry ani nie nazywał jej siostrą Kamala. Zachowywał się tak,
jakby wykluczył ją z rodziny. Ta myśl ją przeraziła. Spojrzała
na Kamala, czekając na jego ripostę. Jego oczy pałały gnie
wem, a mięśnie pulsowały na policzkach. Ale już się nie
odezwał.
Gdzie się podział ten bohater, którego widziała jeszcze
wczoraj? Ten, który nie dał się postawić pod murem?
Kamal znalazł Ali w pałacowym ogrodzie. Spacerowała
w tę i z powrotem, mrucząc coś do siebie wśród zapachu
jaśminu i magnolii. Gwiazdy migotały na czarnym aksamit
nym niebie, ale nie było widać księżyca. Jedyne oświetlenie
stanowiły zręcznie porozmieszczane reflektory i małe białe
światełka zawieszone na palmach kokosowych i daktylow
cach w samym środku parku i na jego obrzeżach. Kwiaty
pięły się po różowych stiukowych ścianach otaczających
dziedziniec. To było jedno z jego ulubionych miejsc w pała
cu i często przychodził tutaj, żeby ukoić nerwy.
Ale nie dzisiaj, pomyślał, obserwując przechadzającą się
Ali. Jeszcze go nie zauważyła. Jej szybkie kroki przywodziły
na myśl rozdrażnioną kotkę. Jednak kiedy zatrzymała się na
końcu kamiennej ścieżki i odwróciła w jego stronę, złość na
jej twarzy kazała mu zachować tę myśl dla siebie.
- Szukałem ciebie - powiedział.
Momentalnie znalazła się tuż przy nim
- Gzy coś się stało Joharze?
Kamal nie wyglądał na zaniepokojonego.
- Widziałem ją przed chwilą i czuła się bardzo dobrze.
Ali uniosła dumnie brodę.
- W takim razie szukałeś mnie w związku z tym, co się
zdarzyło przy kolacji.
- Tak.
Wyprostowała się, przeszywając go stalowym wzrokiem.
- Muszę ci coś wyjaśnić.
- Słucham.
- Źle znoszę, gdy ktoś obraża przy mnie innych ludzi.
Czuję się w obowiązku stanąć w obronie pokrzywdzonych.
- Zauważyłem - rzucił sucho.
Ali skrzyżowała ręce na piersiach. W białej jedwabnej
sukni z długimi rękawami i głębokim dekoltem w szpic
przedstawiała kuszący widok. Kamal nigdy nie chełpił się
swoim wzrostem, ale w tej chwili cieszył się, że ma tak dobry
widok na jej biust.
Jej śliczne policzki zaczerwieniły się.
- Wiem, że bywam impulsywna, ale naprawdę miałam
rację.
- Tak uważasz?
- To niedobrze, że twój ojciec wyrzeka się własnej córki.
Johara mówiła o tym, ale nie wierzyłam jej, póki nie zoba
czyłam tego na własne oczy. - Urwała i po jej twarzy prze
mknął cień. - Wiem, że ona popełniła błąd. Sama się do tego
przyznaje. Ale jeśli król nie może być dla niej oparciem,
niech przynajmniej nie przysparza jej stresów. Skoro jej się
wyrzekł, to dlaczego była zaproszona na kolację? Dlaczego
jej gdzieś nie odesłał?
- O to musiałabyś spytać mego ojca.
- Pewnie myśli, że to byłoby zbyt łatwe. Jeśli ma ją blisko
siebie i bez przerwy ignoruje, Johara co dzień musi pokuto
wać za swój błąd.
- Myślisz, że jest okrutny?
- Jego postępowanie jest okrutne.
- To bardzo skomplikowane - westchnął Kamal. - Oj
ciec ją kocha. Prawdę mówiąc, zawsze była jego ulubienicą.
- W takim razie w dziwny sposób okazuje swe uczucia.
Nie mogę uwierzyć, że ktoś może tak traktować ukochaną
córkę.
- Nie zrozumiesz tego. Ale pamiętaj, że zmiany w spo
sobie myślenia zachodzą bardzo powoli, a mój ojciec repre
zentuje starsze pokolenie. Jest konserwatystą i sprawy hono
ru są dla niego najważniejsze.
- A czy to zgodne z honorem, żeby odwracać się od włas
nej rodziny, którą powinno się kochać?
Ali powiedziała to z takim zacięciem, że zastanawiał się,
czy nie ma własnych powodów, żeby tak bronić jego siostry.
Ale mówiła przecież o miłości. To skomplikowane uczu
cie, którym wolał się nie zajmować. Miłość do rodziny jest
prosta i nie wymaga uzasadnień. Co innego miłość między
kobietą i mężczyzną. To labirynt, w który nigdy nie zamie
rzał się zagłębiać.
- Miłość jest oznaką słabości - powiedział. - Zobacz, co
zrobiła z moją siostrą.
- Myślisz, że Johara okazała słabość, zakochując się?
- Chcę tylko powiedzieć, że król nie może być słaby.
Ali oparła ręce na biodrach. Pod cienkim jedwabiem ry
sowały się cudownie zaokrąglone kształty.
- Uważasz, że król nie powinien się zakochać?
Kamal wzruszył ramionami.
- To się zdarza, ale wcale tego nie pochwalam.
- A w jaki sposób chciałbyś temu zapobiec? - spytała,
mrużąc oczy.
- Siłą woli. - Oczekiwał chwilę na jej komentarz. Ale
dziewczyna tylko pokręciła głową. - Wróćmy do twego im
pulsywnego zachowania przy kolacji.
- Nie będę za to przepraszać.
- Nie miałem zamiaru cię o to prosić.
- Jeśli chcesz, żebym po cichu wyprowadziła się z pałacu,
to zaraz to zrobię. Ale nie przeproszę za to, że wyraziłam własne
zdanie... - Jej oczy zaokrągliły się. - Co powiedziałeś?
- Nie musisz wcale przepraszać.
- To dlaczego mnie szukałeś?
- Broniłaś mojej siostry.
- Muszę cię uprzedzić, że zrobię drugi raz to samo w po
dobnych okolicznościach.
- Chciałem ci podziękować.
- Nie musisz. - Jej zmieszanie ustąpiło miejsca irytacji.
- Zastanawiam się tylko, dlaczego ty jej nie broniłeś. -
Uniosła rękę. - Wiem, że próbowałeś, ale ojciec powiedział
ci, żebyś się nie wtrącał, i zamilkłeś. Dlaczego?
- Nie zrozumiesz.
- Zobaczymy. Byłam świadkiem, jak mówiłeś jej, że za
wsze może na ciebie liczyć. Ale kiedy ojciec sponiewierał ją,
wcale nie stanąłeś w jej obronie.
Kamal obserwował jej wzburzenie. Kipiała energią. Nie
zrozumie, że trzeba poczekać na odpowiedni moment, żeby
zdziałać jak najwięcej. Niekoniecznie trzeba wygrywać każ
dą bitwę. Chodzi o to, żeby wygrać wojnę.
- Z szacunku dla ojca musiałem milczeć.
- Nie uważasz tego za słabość?
- To niezbyt miłe, ale to nie słabość.
- Słowa, słowa. Ale mamy prawo mieć inne zdanie. Obie
cuję, że w przyszłości będę bardziej kontrolować swoje za
chowanie.
- Wcale tego nie wymagam.
W tym wzburzeniu wyglądała naprawdę pięknie. Chętnie
przyjrzałby się jeszcze raz jej szarży.
Ruchem dłoni wskazał ławkę stojącą obok.
- Usiądziesz ze mną?
- Powinnam wrócić do pałacu. Jutro czeka mnie praca,
a muszę jeszcze zajrzeć do Johary.
- Tylko na chwilę. Moja siostra zawoła cię, jeśli będziesz
jej potrzebna.
Ali skinęła głową.
- Dobrze. Tu jest tak uroczo.
Za jej plecami szkarłatne kwiatuszki bugenwilli wiły się
po ścianie obok krzewów jaśminu. Na tym tle Ali wyglądała
prześlicznie, z ciemnymi włosami i oczami, które zmieniały
kolor z brązowego na niemal zielony w zależności od nastro
ju. Czasem pojawiały się w nich nawet iskierki złota. Prosty,
zgrabny nos. Fascynujące pełne usta. Kiedyś ją pocałował,
bo nie mógł oprzeć się pokusie. Wciąż pamiętał ten pocału
nek. Ale dopiero gdy przyjechała tutaj, zawróciła mu całkiem
w głowie.
Kamal ujął jej łokieć i poprowadził ją w kierunku ławki.
Przez niemal przezroczysty materiał sukni czuł ciepło jej ciała.
Usiedli na ławce blisko siebie. W powietrzu unosił się
słodki zapach kwiatów, mieszając się z zapachem jej skóry.
Ale nawet po omacku potrafiłby odnaleźć Ali w tym pach
nącym ogrodzie.
- Powiedz, jak to jest być królem - poprosiła. - Już
wiem, że nie wolno się zakochać.
- Tak jak w każdym zawodzie są plusy i minusy.
- Na przykład?
- Małżeństwo.
- Jeśli nie wolno się zakochać, to jak można się ożenić?
Przypomniał sobie ostatnią rozmowę z ciotką.
- Rozkaz króla nie pozostawiłby mi wyboru. Muszę mieć
syna, który będzie następcą tronu.
- Jak możesz mieć dzieci, jeśli nie możesz się zakochać?
- Zadziwiasz mnie, Ali. Wszystkie pielęgniarki uczą się
chyba anatomii i biologii.
Jej policzki zaróżowiły się uroczo.
- Uczyłam się o ptakach i pszczołach. Ale...
- Co takiego?
- Samotne matki też mają dzieci. Na przykład Johara.
Albo pary, które nie są małżeństwem. Ale na początku za
wsze jest miłość. To nie w porządku, żeby prokreacja ogra
niczała się do praw biologii i wymogów sukcesji.
- Ale tak właśnie jest w moim wypadku.
- Skoro nie czekasz na miłość, czy masz wyznaczony
termin ślubu?
- Już niedługo muszę wybrać pannę młodą. Jeśli nie, ktoś
inny znajdzie dla mnie żonę.
- Myślałam, że aranżowane małżeństwa należą do prze
szłości tak samo jak pas cnoty.
- Ja też - przyznał. - Ale ciotka powiedziała, że ojciec
niecierpliwie czeka na mój wybór.
- Jak wybiera się tę szczęściarę? Podchodzisz do kogoś na
ulicy i pytasz: „Czy zechce pani zostać przyszłą królową"?
Kamal roześmiał się.
- Nie.
- Czy ogłasza się wiadomość, że następca tronu szuka
żony? A potem jest bal i z uderzeniem zegara o północy
szczęśliwa wybranka wybiega z sali, gubiąc złoty pantofe
lek? A potem wszystkie panny w El Zafirze muszą zjawić się
w pałacu, żeby go przymierzyć?
- To nie wygląda tak jak w bajce - powiedział.
- W takim razie czy wszystkie zainteresowane kandydat
ki muszą złożyć CV i list motywacyjny?
Kamal znów przypomniał sobie słowa ciotki. Powiedział
jej, że wybór żony przypomina angażowanie asystentki. Ni
gdy nie zdarzyło mu się przyjmować do pracy kobiety, która
nadawałaby się na jego żonę. Spojrzał w piękne i tajemnicze
oczy Ali i zrozumiał, że od paru miesięcy myśli o tym, żeby
położyć ją na miękkim łóżku.
- To niepotrzebne.
- No to jak wybierzesz? Czy trzeba mieć jakieś kwalifi
kacje?
- Tak. To coś więcej niż tytuł. Dużo nad tym rozmyśla
łem, bo kobieta, która stanie u mego boku, będzie budować
przyszłość tego kraju. To dla mnie ważne.
- A więc musi nie tylko nosić tiarę i umieć zachowywać
się przy stole.
- Oczywiście.
- W takim razie na co czekasz? Jestem bardzo ciekawa
twojego wyboru.
- Kobieta, która zostanie królową, musi dbać o mieszkań
ców tego kraju. Najważniejsze musi być dla niej ich dobro.
Powinna też być ładna, bo będzie często fotografowana. Inteli
gencja, humor i wykształcenie to pożądane cechy. Posłuszna,
praktyczna kobieta, która nie wierzy w bajki, byłaby najlepsza.
- A wiec ta ikona kobiecości, która zakończy twój kawalerski
żywot, powinna być skrzyżowaniem Matki Teresy i Grace Kelly.
- Kpisz sobie ze mnie.
- Broń Boże - odparła, przyciskając rękę do piersi. - Ale
uważam, że twoje dni są policzone.
- Mówisz tak, jakbym był skazańcem.
- W moim kraju skazańcowi wolno wybrać ostatni posiłek.
- Słyszałem o tym.
- W twoim wypadku to byłby chyba ostatni flirt.
- Masz rację. - O tym samym pomyślał, gdy rozmawiał
z ciotką.
- Masz już jakieś plany? - spytała, przyglądając mu się
z uwagą.
- Owszem.
- Czy kobiety także muszą się o to starać, czy też masz
już jakąś kandydatkę?
- Prawdę mówiąc, tak.
- Kto jest tą szczęśliwą wybranką?
- T y .
ROZDZIAŁ CZWARTY
Ali zerwała się z ławki. Ledwie mogła utrzymać się na
nogach. Czy na pewno dobrze usłyszała? Może to jakieś
nieporozumienie.
- Co powiedziałeś?
- Chcę mieć z tobą romans.
Co mu odpowiedzieć? Gdyby była zainteresowana mał
żeństwem, mogłaby się obrazić, że Kamal chce mieć z nią
tylko flirt. Ale nie była. Czy w takim razie powinno jej po
chlebiać, że następca tronu pragnął przeżyć z nią miłosną
przygodę? Może powinna powiedzieć, że nie należy do ta
kich kobiet i spoliczkować go? Chyba nie. Wiedziała, jak
łatwo wywołać międzynarodowy skandal.
- Nie... nie wiem, jak powinnam zareagować - wykrztu
siła wreszcie.
- Powiedz, że się zgadzasz - odparł z uśmiechem.
Czuła, że nogi ma jak z waty. Z jednej strony, miała ocho
tę odrzucić na bok skrupuły i zrobić to, o co prosił. Czy
postąpiłaby wtedy głupio? A jeśli zaangażuje się i będzie
miała złamane serce? Raz już to przeżywała. Nie interesowa
ła jej powtórka.
Z drugiej strony, jak często dziewczyna może otrzymać
taką propozycję? Kamal był przystojny. Gdyby nie urodził
się w El Zafirze tylko w USA, z powodzeniem mógłby zro
bić karierę w Hollywood. Jego ciemne oczy kryły w sobie
obietnicę wielkich przeżyć. Wyglądał jak amant filmowy
i miliony rozmarzonych kobiet wzdychałyby do niego, wi
dząc go na ekranie.
- Kiedy przyjechałam tu po raz pierwszy... - Zawahała
się, czy może spytać o coś, nad czym zastanawiała się od
dawna.
- Tak? - Wstał z ławki i przysunął się do niej.
Przełknęła ślinę, nie mając odwagi spojrzeć mu w twarz.
- Dlaczego mnie pocałowałeś?
- Ali - powiedział aksamitnym głosem. Uniósł do góry
jej brodę, zmuszając, żeby spojrzała mu prosto w oczy. Po
tem pogładził ją po policzku i włożył za ucho kosmyk wło
sów. Kiedy przeszedł ją dreszcz, kąciki jego ust uniosły się
delikatnie.
- Naprawdę jesteś taka niewinna? Nie wiesz, jaka jesteś
śliczna i podniecająca?
Skoro tak, to dlaczego nie wyszła do tej pory za mąż?
Doktor Turner Stevens bawił się nią, aż trafiła mu się lepsza
gratka. Ale jakoś dziwnie nie potrafiła teraz żałować jego
zdrady.
- To pytanie z gatunku: „Czy przestałeś już bić swoją
żonę?" - powiedziała, mrużąc oczy.
- Słucham?
- Nie ma dobrej odpowiedzi. Jeśli powiem „tak", to bę
dzie oznaczać, że jestem egoistką zapatrzoną w siebie. Jeśli
powiem „nie", to znaczy, że dopraszam się komplementów.
- Bardzo chętnie ci je powiem.
Ali potrząsnęła głową.
- Nic nie rozumiesz. Ja...
- To ty nic nie rozumiesz. Jestem mężczyzną, który nie
przyjmuje do wiadomości negatywnej odpowiedzi.
- To dobra cecha u króla - powiedziała, otwierając sze
roko oczy.
- Raczej tak. Dlatego muszę cię ostrzec.
- Przed czym?
Jego oczy zrobiły się zupełnie czarne.
- Bywam bardzo niecierpliwy. Na przykład teraz uwa
żam, że czas na dyskusję się skończył i przyszła pora na
działanie.
- Jakie działanie?
- Pocałuję cię, żeby cię przekonać. A potem chcę usły
szeć, że zgadzasz się na moją propozycję.
W normalnych warunkach poczułaby się obrażona. Ale
jak mogła się oburzać, gdy w powietrzu unosił się zapach
kwiatów, a drzewa i krzewy promieniowały magicznym
światłem. Kamal patrzył na nią tak, jakby była najpiękniejszą
kobietą na kuli ziemskiej. Był taki męski i pociągający. Po
tem będzie mogła się oburzać. Teraz zamknęła oczy, czekając
na pocałunek.
- Obejmij mnie za szyję - szepnął.
Wspięła się na palce i zrobiła to, o co prosił. Ale nie
dlatego, że tak chciał czy też ją zahipnotyzował. Po prostu
sama tego pragnęła.
Poczuła jego dotyk w talii.
- Jesteś cudowna - szepnął, zanurzając twarz w jej
włosach.
Jej serce zabiło mocniej, gdy przytulił ją do siebie. Pieścił
ustami jej czoło i całował całą twarz. Jęknęła, gdy znalazł
czułe miejsce poniżej ucha.
- Aha - westchnął z satysfakcją.
No tak. Jeden punkt dla niego. Ale było jej tak dobrze.
Tak długo na to czekała. Kiedy pocałuje mnie w usta? - za
stanawiała się.
Wreszcie pocałował ją delikatnie, choć stanowczo. Mógł
by całować tak całą wieczność, pomyślała, czując ucisk
w dole brzucha. Gorąco rozlało się po jej całym ciele. Była
bardzo podniecona.
Kiedy rozchyliła usta i wsunął język do środka, zapragnę
ła być jeszcze bliżej niego. Słyszała jego przyspieszony od
dech i czuła, jak wzbiera w nim pragnienie.-
W końcu pocałował ją lekko w czoło, potem w policzek,
wziął głęboki oddech i delikatnie zdjął z szyi jej ręce. Przy
cisnął jej dłoń do ust. Potem zrobił krok w tył i przygładził
ręką włosy.
Przyjrzał się Ali, wciąż oddychając dziwnie szybko. Po
wiedz coś, pomyślała. Poczułaby się wtedy pewniej. Ale on
po prostu czekał.
- Czy w ten sposób chcesz mnie przekonać? - wydusiła
z siebie wreszcie.
- Czekam, aż powiesz „tak".
Ton jego głosu wcale nie był opanowany i spokojny. Nie
tylko jej ziemia usunęła się spod nóg. Do diabła. Gdyby
w jego słowach była obojętność lub męska arogancja, bardzo
łatwo mogłaby powiedzieć: „Nie, dziękuję. Ty i ja to nie jest
dobry pomysł". Ale wokół sypały się iskry. Sama nie rozu
miała, co się naprawdę dzieje. Jak w tych warunkach mogła
podjąć decyzję?
- Porozmawiamy o tym później - powiedziała, przełyka
jąc ślinę. - Muszę zajrzeć do Johary. Dobranoc, Kamal.
Odwróciła się i odeszła szybkim krokiem. Myśli tłukły się
w jej głowie. Powinna zachowywać się spokojniej, ale
jak? Miała tylko nadzieję, że jej zachowanie nie wygląda na
ucieczkę.
Kiedy pocałował ją po raz pierwszy, była prawie zaręczo
na. Zupełnie ją wtedy zaskoczył. Ale tym razem nie zrobił
nic bez ostrzeżenia. Tylko że to niewiele jej pomogło.
Nie pocieszało jej nawet to, że głównym bohaterem jej
przygody w obcym kraju będzie książę. Kiedy Turner
oświadczył się bogatej kobiecie z elity, Ali czuła się wyko
rzystana i żałowała straconego czasu. Ale nigdy nie spodzie
wała się, że inny mężczyzna, który nawet nie udawał, że ją
kocha, zaproponuje jej otwarcie romans. Książę przynajmniej
nie ukrywał swych zamiarów. Nie oszukiwał po to, by ją
zdobyć. A ona była rozsądną kobietą, która nie marzyła
o księciu z bajki. Dlatego ta decyzja nie powinna być trudna.
Ale tylko w teorii.
Kamal wyszedł z narady zarządu szpitala i od razu pomy
ślał o Ali. Nic nowego. Piękna Amerykanka często gościła
w jego myślach. Cztery dni temu w pałacowym ogrodzie
oznajmił jej, że chce mieć z nią romans. Od tej pory jej nie
widział, choć zamieszkała już w pałacu.
Był zaskoczony, że tak nagle zostawiła go w ogrodzie.
Kobiety nigdy mu nie odmawiały. Z radością spełniały każde
jego życzenie. Ale nie miał zamiaru jej ponaglać. Uśpienie
czujności przeciwnika to była jego kolejna strategia negocja
cyjna.
Z drugiej strony, powinien pokazać Ali, gdzie jest jej
miejsce, i zapomnieć o niej. Wszystkie romanse szybko go
nudziły. Teraz będzie tak samo. Potem natychmiast wybierze
sobie żonę.
Ale wszystko po kolei. Dowiedział się, że Ali ma prowa
dzić szkolenie dla nowych pracowników w sali na końcu
korytarza. Nie mógł się doczekać, kiedy ujrzy ją w akcji, i to
niekoniecznie w szpitalnym fartuchu.
Wszedł cicho do pomieszczenia, w którym stało kilka
długich, wąskich stołów z szarymi plastikowymi krzesłami.
Ali stała na przodzie za katedrą. Pięć młodych kobiet słucha
ło w napięciu jej wykładu. Kamal po cichu przysunął sobie
krzesło i usiadł. Ali od razu dostrzegła go i na jej szyi zaczęła
pulsować żyła.
Sam nie wiedział, co w tej kobiecie pociąga go najbar
dziej. Była śliczna i podniecająca, tak jak jej powiedział.
Nawet w tej sali bez okien, gdzie paliły się światła jarzenio
we, które nie dodają twarzy uroku, wyglądała bardzo atrak
cyjnie. Kamal spotykał się z wieloma pięknymi kobietami,
ale szybko przestawał się nimi interesować. Co takiego było
w Ali, że bez przerwy o niej myślał? To na pewno dlatego,
że do tej pory nie uzyskał od niej potwierdzenia. Ale już
niedługo, pomyślał.
- Na tym zakończymy wykład - powiedziała Ali, prze
glądając notatki. - Obejrzały panie cały szpital, zapoznały się
z obowiązującymi procedurami, prawami i przywilejami
pracowników. Czy są jakieś pytania?
Pielęgniarki siedziały w bezruchu. Kamal uniósł powoli
rękę.
- Mamy na sali gościa - powiedziała Ali. - Mam za
szczyt przedstawić Jego Wysokość Kamala Hassana, którego
dziełem jest ten wspaniały szpital.
- Witam panie. - Kamal uśmiechnął się do kobiet, które
odwróciły głowy w jego stronę.
- Czy Wasza Wysokość ma jakieś pytania?
- Czy mogę zamienić z panią kilka słów po zakończeniu
wykładu?
- Oczywiście.
Jej głos był spokojny, niemal chłodny. Pewnie nie miała
pojęcia, że pobudziła jego zmysły. Teraz Kamal zapragnął jej
jeszcze bardziej.
- Drogie panie - powiedziała - na zakończenie chciała
bym przekazać wam jeszcze jedną uwagę. Jako pielęgniarki
mamy pomagać ludziom, ale to nie jest takie łatwe. Nie
wolno nam podejmować pochopnie decyzji. Pamiętajmy
o zasadzie: po pierwsze nie szkodzić. Czasem najlepiej sta
nąć z boku i obserwować.
On też trzymał się tej zasady. Miał tylko nadzieję, że
wyczekiwanie zwiększało jego szanse. Na sali zrobił się ruch.
Nowe pracownice szpitala zebrały swoje dokumenty, po
czym wyszły, zerkając z ciekawością na Kamala.
Kiedy zostali sami, wstał i zbliżył się do Ali.
- Wszystko w porządku? - spytał.
Z bliska wyglądała jeszcze bardziej uroczo. Nawet gdy
była w szpitalnym uniformie - zielonej sukni i białym labo
ratoryjnym fartuchu z tytułem i nazwiskiem wyhaftowanym
na piersi - jej widok burzył w nim krew.
- Oczywiście.
- Dlaczego nie jesz z nami posiłków w pałacu? - spytał,
z trudem kryjąc niezadowolenie.
- Ponieważ twoja siostra odmawia spotkań z ojcem, u-
znałam, że powinnam dotrzymywać jej towarzystwa przy
śniadaniu i kolacji.
- Rozumiem. Twoje przywiązanie do Johary jest godne
pochwały.
- Za kilka tygodni będzie rodzić. Moim zadaniem jest
pilnować, żeby była zdrowa i w dobrym humorze.
- To znaczy, że mnie nie unikasz?
- Nie - odparła, przebierając nerwowo palcami po drew
nianym pulpicie. - Czy masz do mnie jakąś sprawę?
Tak, pomyślał. Pragnę cię. Ale to nie była odpowiednia
pora na wyznania.
- Owszem.
Żyła na jej szyi zapulsowała. Ali myślała o ich romansie.
On też. Ale lepiej było zwieść jej czujność.
- Co takiego?
- Zakładam Radę Konsultacyjną, która ma pomagać za
rządowi w rozwiązywaniu problemów.
- Rozumiem. - Wyraźnie odetchnęła z ulgą.
- Rada będzie reprezentować pracowników wszystkich
szczebli - personel pomocniczy i medyczny, menedżerów
i administrację.
- W czym mogę pomóc?
- Chcę, żebyś była wśród reprezentantów menedżerów.
- Czy ta komisja ma tylko funkcję reprezentacyjną?
Kamal potrząsnął głową.
- Ależ skąd. Będziecie mogli usprawniać pracę szpitala.
Masz czas do namysłu. Porozmawiamy o tym później.
Spojrzała mu w oczy. Złote cętki w jej zielonych oczach
pociemniały. Specjalnie zacytował słowa, które wypowie
działa, zanim uciekła z ogrodu.
- Mogę ci od razu odpowiedzieć. Bardzo cenię możli
wość dokonywania zmian w szpitalu. Poza tym to świetny
sposób, żeby wzbogacić moje CV.
Kamal skinął głową.
- Doskonale. Zawiadomię cię, kiedy będzie pierwsze ze
branie.
- Będę czekać.
- Ja też.
Ali zamrugała ze zdziwienia.
- Przyjdziesz tam?
- Oczywiście. Chcę być pewny, że to najlepszy szpital
w tym rejonie. Masz coś przeciwko temu?
- Ależ skąd - obruszyła się. - Twoje zaangażowanie jest
godne pochwały.
- Zwykle angażuję się bez reszty, gdy wyznaczę sobie
jakiś cel - odparł znacząco.
Przygryzła dolną wargę, przyglądając mu się badawczo.
- A propos celów...
- Tak?
- Zauważyłam ostatnio duży ruch w szpitalu. Możesz mi
powiedzieć, o co chodzi?
Kamal skrzyżował ręce na piersiach. Był przekonany, że
Ali odpowie na pytanie, które go dręczyło. Niestety. To nie
jest łatwa dziewczyna, pomyślał o niej z jeszcze większym
podziwem.
- Chcę urządzić oficjalne otwarcie szpitala. Przygotowu
jemy się do gali, na której będą zbierane fundusze na badania
medyczne.
- Bardzo słusznie. Ochrona zdrowia wymaga wielkich
nakładów. Nawet w tak bogatym kraju jak El Zafir.
- To ważne zwłaszcza dla biednych ludzi. Ale moim celem
jest wykorzystanie najnowszych technologii i badań medycz
nych dla dobra wszystkich mieszkańców El Zafiru. Zamierzam
sprowadzić najzdolniejszych specjalistów z całego świata.
- Czy masz plan tej medycznej burzy mózgów?
- Tak. Oprócz przyjęcia odbędzie się sympozjum me
dyczne z udziałem lekarzy z całego świata, a przede wszyst
kim z USA.
- To wspaniale!
- Chciałbym, żeby takie imprezy odbywały się co roku.
Świat powinien jednoczyć się nie tylko politycznie, ale i me
dycznie, żeby znaleźć lekarstwo na raka. Trzeba też walczyć
z chorobami dzieci, ograniczyć umieralność niemowląt
i komplikacje okołoporodowe.
- Cudownie! - odparła z uśmiechem.
Kamal przyglądał się jej z zadowoleniem.
- Na początek postanowiłem być egoistą. Pierwsze sym
pozjum będzie poświęcone sprawnemu działaniu szpitali.
- To dobry pomysł. Nasz szpital niedawno zaczął działać.
Ważne, żeby od początku prowadzić odpowiednią politykę.
A propos, na pierwszym zebraniu Rady Konsultacyjnej
chciałabym poruszyć temat, który zyskuje coraz większą po
pularność w Stanach. Czy słyszałeś o teorii braku winy?
Kamal potrząsnął głową.
- Nie. Wytłumacz mi, o co chodzi.
- To metoda pomagająca zredukować, a w rezultacie wy
eliminować błędy.
- Nie rozumiem. Jeśli ktoś popełnił błąd, powinien po
nieść tego konsekwencje
- No właśnie. Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że jeśli
popełnimy błąd, będziemy za to ukarani. Dlatego ludzie nie
chętnie przyznają się do błędów. Dzieci kłamią rodzicom,
żeby uniknąć kary. Z tego samego powodu pracownicy szpi
tali ukrywają swoje błędy.
- Na czym dokładnie polega ta metoda?
- Chodzi o zachęcanie pracowników do zgłaszania pro
blemów bez obawy poniesienia konsekwencji. Czasem winę
ponosi system, a nie pracownik. Zamiast udawać, że nie ma
problemu, lepiej zidentyfikować go i rozwiązać, żeby nie
powtórzył się w przyszłości.
- Bardzo interesujące.
- Problemy trzeba rozwiązywać za pomocą wiedzy, a nie
dyscypliny.
Kamal pokręcił głową.
- Nie mogę się z tym zgodzić. Według mnie winowajca
powinien ponieść karę. To właśnie zapobiegnie powtórzeniu
się błędu w przyszłości.
Przecież po to zbudował ten szpital. Żeby nikt nie płacił
za błędy życiem.
- Dobrze się czujesz? - spytała, przyglądając mu się ba
dawczo. - Masz dziwny wyraz twarzy.
- Nic mi nie jest. Zastanawiam się nad twoją teorią. Nie
sądzę, żeby to się udało.
- Nie widzisz, że to ma sens? Jeśli pracownicy będą
mogli zgłaszać problemy bez obawy utraty pracy, codzienne
funkcjonowanie szpitala stanie się o wiele łatwiejsze. Sko
rzystają na tym pacjenci, którzy będą mieli lepszą opiekę.
- To wszystko jest bardzo interesujące.
Ale nawet nie w połowie tak intrygujące jak blask jej oczu
czy kąciki jej ust podniesione filuternie, kiedy ożywiała się
w rozmowie. Ledwie mógł się powstrzymać, by jej znów nie
pocałować. Ale teraz musiał zniknąć.
Stało się tak, jak sobie zaplanował. Przypomniał o swojej
propozycji. Teraz Ali na pewno czeka, żeby zaczął nalegać
na odpowiedź.
- Oczywiście - przytaknęła skwapliwie. - Jeśli masz kil
ka minut, możemy porozmawiać o...
Kamal potrząsnął głową.
- Niestety mam ważne spotkanie w pałacu.
- O c h !
Ucieszył się, że jest tak rozczarowana jego odmową.
- Muszę już iść. Miłego dnia, Ali.
- Wzajemnie. Do widzenia, Kamal.
Wyszedł, nie oglądając się. Nie ufał sobie. Gdyby spojrzał
na nią, mógłby ulec pokusie, żeby znów ją pocałować. A to
zepsułoby jego plan na wieczór.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Ali rozsiadła się wygodnie na miękkim skórzanym siedze
niu królewskiej limuzyny, która miała ją zawieźć do pałacu.
Kamal uparł się, żeby kierowca woził ją codziennie z domu
do szpitala. Z przyjemnością zgodziła się na ten luksus. Pra
wie zapomniała o nieprzyjemnej rozmowie, jaką miała
wcześniej z księciem.
Była pewna, że specjalnie robił aluzje, żeby przypomnieć
jej, że czeka na odpowiedź. „Zwykle angażuję się bez reszty,
gdy wyznaczę sobie jakiś cel". Jego spojrzenie, jakby chciał
ją pożreć, mówiło, że to ona jest tym celem. „To wszystko
jest bardzo interesujące". Dałaby głowę, że wcale nie mówił
o teorii braku winy, którą mu przedstawiła. Prawdę mówiąc,
prawie w każdym jego słowie dopatrywała się podtekstów.
Dlaczego zatem wyszedł, nie oglądając się za siebie?
O co tu chodzi? Może powinna się cieszyć, że przestał się
nią interesować. Nigdy jeszcze nie zdarzyło jej się, żeby
mężczyzna przestał się nią interesować po czterech dniach,
ale też żaden z jej znajomych nie był szejkiem. Czy powinna
się martwić, że nie powtórzył swojej propozycji? Ależ nie.
Mimo to była rozczarowana.
Limuzyna sunęła bezszelestnie po ulicach. Skręcili, wjeż
dżając w bramę ogrodzonego murem pałacowego komple
ksu. Pałac, wielki i piękny, z różowymi stiukowymi ściana
mi, stał na końcu długiej alejki porośniętej kwiatami i drze
wami. Bugenwilla i róże pięły się po murze otaczającym cały
kompleks. Tego pięknego jesiennego popołudnia wciąż świe
ciło słońce, ale to wcale nie poprawiło nastroju Ali.
Limuzyna zatrzymała się u stóp kamiennych schodów
prowadzących do pałacu. Ali pobiegła do swego pokoju,
mając nadzieję, że nie wpadnie na Kamala przez przypadek.
Na samą myśl o tym uśmiechnęła się. Pałac był tak ogromny,
że nie sposób było spotkać kogoś przez przypadek.
Weszła do swego apartamentu i przebrała się szybko
w dżinsy i podkoszulek. Miała zjeść kolację z Joharą, więc
tym razem niepotrzebny był specjalny strój. Zanim zdążyła
podnieść słuchawkę i wybrać numer do księżniczki, ktoś za
pukał do drzwi.
Za drzwiami stał Emir, osobisty sekretarz Kamala.
- Dzień dobry, panno Matlock.
- Dzień dobry.
.." - Mam polecenie zaprowadzić panią do następcy tronu.
Serce zabiło jej mocniej. To głupie, przecież Kamal na
pewno chce z nią porozmawiać o pracy w szpitalu. Dobrze,
że pomyślał o tym, żeby zapewnić jej eskortę, bo nie znała
jeszcze zbyt dobrze pałacu. Wiedziała tylko, że biuro Kamala
znajduje się w centrum biznesowym i orientowała się mniej
więcej, gdzie to jest.
Kiedy znaleźli się na parterze, Emir poprowadził ją przez
labirynt korytarzy. Najpierw minęli pomieszczenia salonowe,
a potem ruszyli długim marmurowym holem. Obrazy, gobe
liny i piękne kryształowe kinkiety ozdabiały ściany holu. Ali
wiedziała, że centrum biznesowe znajduje się na lewo od
skrzyżowania korytarzy. Ale Emir skręcił w prawo.
- Zaczekaj! - zawołała. - Biuro księcia jest tutaj.
Szczupły ciemnooki młody człowiek uśmiechnął się.
- Tak. Ale książę czeka gdzie indziej.
Z podniecenia zakręciło jej się w głowie. Przez chwilę
krążyli po korytarzach w tylnej części pałacu, po czym opu
ścili pałac tylnym wyjściem. Ali weszła za swoim przewod
nikiem na parking, gdzie stała cała flota królewskich limu
zyn. Przy samym wejściu był zaparkowany luksusowy mer
cedes. Kamal czekał z rękami skrzyżowanymi na piersiach,
oparty o samochód.
Był ubrany w tradycyjny strój El Zafiru - luźne białe baweł
niane spodnie i koszulę z długimi rękawami z tego samego ma
teriału. W pasie był przewiązany błękitną królewską szarfą, co
nadawało mu wygląd pirata. Ali starała się udawać, że takie
spotkania zdarzają się jej codziennie, ale stetoskop przytknięty
do jej piersi zdradziłby szalone bicie serca.
Emir skłonił się z szacunkiem.
- Panna Matlock, Wasza Wysokość.
- Dobrze, Emir. Możesz odejść. Miłego wieczoru - po
wiedział Kamal.
- Dziękuję, Wasza Wysokość. Ja również życzę Waszej
Wysokości miłego wieczoru.
Ali czuła na sobie hipnotyczny wzrok Kamala.
- Co się stało? - spytała.
- Chcę, żebyś zjadła dziś ze mną kolację.
Spojrzała na swoje najstarsze i najwygodniejsze dżinsy.
- Nie jestem odpowiednio ubrana.
- Twój strój jest nieistotny tam, dokąd się udamy,
- To znaczy gdzie?
- Zobaczysz - powiedział, otwierając drzwi samochodu.
- Zechcesz wsiąść?
Czy powinna? Kiedy tylko usłyszała, że ma do niego
przyjść, i zobaczyła, że czeka na nią na parkingu, jej zły
nastrój od razu zniknął. To powinno być ostrzeżenie. Ale ten
scenariusz przewidywał przygody. Najbardziej ucieszyło ją
to, że Kamal o niej nie zapomniał.
- Świetnie. Ale co z Joharą? Nie będzie wiedziała, gdzie
jestem.
- Już wie, że jesteś ze mną. Tam, dokąd jedziemy, komu
nikacja jest znakomita. W razie potrzeby łatwo cię odnajdzie.
Kamal był bardzo pewny siebie. Ale była zbyt podnieco
na, żeby się złościć.
- Dobrze.
Poczuła dreszcz, gdy dotknął jej ręki, pomagając jej
wsiąść do mercedesa.
Potem okrążył samochód i usiadł za kierownicą.
Ali spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- A kierowca?
- Chcę prowadzić sam. - Zerknął na nią, po czym zakrył
oczy okularami przeciwsłonecznymi. - Ochrona pojedzie za
nami w bezpiecznej i dyskretnej odległości.
- Rozumiem. Po prostu facet chce zjeść kolację z kobietą.
Włożył kluczyk do stacyjki i uruchomił silnik.
- Dokładnie.
- Akurat w to wierzę.
- Każdy musi jeść, a atrakcyjne towarzystwo jest bardzo
pożądane.
- Słuchaj, Kamal. Chcę mieć zwykłego mężczyznę...
- Nie wierzę.
- Oczywiście. - Wzruszyła ramionami. - Po rozstaniu
z Turnerem zrozumiałam, co jest naprawdę ważne. Facet,
który idzie rano do pracy i wraca wieczorem do mnie i do
dwójki dzieci. Uczciwy, pracowity, normalny mężczyzna,
który na pierwszym miejscu stawia swoją rodzinę.
Wyjechali z dziedzińca pałacu na ulicę. Potem Kamal
skręcił w drogę, która prowadziła na pustynię. Po chwili jak
okiem sięgnąć ciągnęły się wokół owiewane wiatrem wydmy.
Ali nie odzywała się, zerkając czasem na Kamala. Czy
z tej strony miał lepszy profil? Chyba z obu stron miał rów
nie dobry. Mocno zarysowana szczęka i kwadratowa broda,
która sugerowała wrodzony upór. Kiedy znów spojrzała
przez okno, wciąż widać było tylko piasek. Dokąd oni wła
ściwie jechali?
- Powiedz, do jakiej idziemy restauracji.
- To nie restauracja.
Oczywiście. To zbyt prozaiczny pomysł jak na takiego
mężczyznę.
- A więc to będzie barbecue?
Spojrzał na nią i uśmiechnął się tajemniczo.
- Nie.
No tak. Sama chciała tajemniczych przygód. Trzeba uwa
żać, czego się pragnie.
- Dobrze. Pozwól mi odgadnąć. Przekażesz mnie hand
larzom niewolników w oazie na pustyni.
Spojrzał na nią, błyskając białymi zębami. Jak to miło, że
potrafiła go rozbawić.
- Masz w połowie rację - powiedział.
- W której połowie?
- Sama zobaczysz.
Co za irytujący człowiek! - pomyślała, krzyżując ręce na
piersiach.
- Daleko jeszcze?
- Nie.
Oczywiście nic jej nie powie. Oparła się o fotel i w mil
czeniu rozkoszowała się przejażdżką luksusowym autem.
Po godzinie jazdy zatrzymali się wreszcie. Teraz się wy
jaśniło, dlaczego miała w połowie rację. To była oaza. Za
mrugała kilka razy, żeby się przekonać, że to nie złudzenie.
Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Poniżej, na środku
pustyni, na kilku akrach ziemi palmy i bujna roślinność ota-
czały namiot. Kryształowo czysty strumień wpływał do ma
łego jeziorka.
Kamal podjechał pod namiot i zgasił silnik.
- Jesteśmy na miejscu.
- Co to jest?
- Mój ojciec, bracia i ja przyjeżdżamy tu, żeby poroz-
myślać.
To tak w rodzinie królewskiej określało się dziś uwodze
nie kobiet.
- Namiastka domu?
- Właśnie. Chcesz się rozejrzeć?
- Oczywiście.
Kiedy wysiedli z samochodu, ujął jej łokieć i zaprowadził ją
do środka. Po chwili, gdy jej oczy przyzwyczaiły się już do
ciemności, zobaczyła, że całe wnętrze podzielone jest na pokoje.
Kamal pokazał jej salony, sypialnie i pozostałe pomieszczenia.
Na podłodze leżały grube perskie dywany z frędzlami. Na pew
no były drogie. Gobeliny i kinkiety na ścianach pozwalały za
pomnieć, że w gruncie rzeczy to był namiot. Namiastka domu,
ale dorównująca standardem pałacowi królewskiemu.
W jadalni centralne miejsce zajmował rzeźbiony stół z por
celanową zastawą i złotymi sztućcami. Obok stały dwa krzesła
z wiśniowego drzewa. Na tym barbecue nie było plastikowych
sztućców i papierowych talerzyków. W całym pokoju pousta
wiano kwiaty rozsiewające świeży zapach. Choć Ali wiedziała,
że wystarczyło podnieść słuchawkę, żeby przygotować to wszy
stko, i tak była pod wrażeniem królewskiego wystroju.
W jadalni pojawił się kelner, niosąc na srebrnej tacy dwa
kieliszki z szampanem.
- Dziękuję - powiedziała, biorąc do ręki kieliszek.
Kamal sięgnął po drugi kieliszek.
- Jaki wzniesiemy toast?
- Za przeciętność.
Uniósł do góry jedną brew i delikatnie trącił się z Ali
kieliszkiem.
Kelner w białym fartuchu pojawił się znowu.
- Czy Wasza Wysokość życzy sobie zjeść teraz kolację?
Kamal spojrzał na Ali, która skinęła głową.
- Umieram z głodu.
- Zjemy teraz - powiedział.
Ali usiadła przy stole i położyła na kolanach piękną lnianą
serwetkę. Kamal także usiadł i natychmiast zjawili się kelne
rzy z sałatkami i owiniętym w lnianą serwetkę pieczywem
w srebrnym koszyku. Dania zaserwowane na kolację nie
przyniosłyby wstydu najlepszej restauracji na świecie. Niezłe
barbecue, pomyślała Ali.
Po kolacji Kamal odprawił całą służbę. Do tego momentu
Ali przyjmowała z zachwytem kolejne niespodzianki. Ale
teraz zostali sami, a nie zapomniała, że Kamal proponował
jej romans. Kolacja we dwoje z pewnością miała ją zachęcić
do przyjęcia tej oferty.
Wszystko było sprytnie pomyślane. Ale nawet wypity
szampan i wszystkie pozostałe atrakcje nie pozwoliłyby jej
się do czegoś przyznać. Nieważne, gdzie z nim była - w pa
łacu, szpitalu czy w oazie -jego czar i inteligencja działały
na nią jak magnes. Bawiąc się złotym widelcem na porcela
nowym talerzyku, martwiła się, że każdy drobiazg przypo
mina jej, że on jest księciem, a ona nędzarką.
Jednak umiała zachować godność. Nie pasowała do tego
świata i ten mężczyzna nie był dla niej. Gdyby zdecydo
wała się na romans, miałaby świadomość, że to tylko chwi
lowy kaprys. Może nawet taka przygoda dobrze by jej
zrobiła.
- Poszukajmy jakiegoś wygodniejszego miejsca.
- Ależ tu jest bardzo wygodnie - odpowiedziała bez
wahania. Mimo wszystko nie była skora do następnego
kroku.
- Jak sobie życzysz - powiedział z błyskiem w oku, do
lewając jej szampana. - Co chciałabyś teraz robić?
- Porozmawiać - odparła szybko.
- O czym?
Dobre pytanie. Byle nie o sprawach osobistych.
- Jestem ciekawa, dlaczego tak zależało ci na tym, żeby
zbudować szpital.
Zmarszczył czoło, a jego usta zacisnęły się w wąską kres
kę. Przez chwilę milczał i już myślała, że nie otrzyma odpo
wiedzi.
- Dziwne, że o to pytasz. Można powiedzieć, że ciągnie
mnie na miejsce zbrodni.
- Jakiej zbrodni? - spytała zszokowana. Ale po chwili
przypomniała sobie jego minę, gdy opowiadała o tym, że nie
należy karać ludzi. Co takiego mógł zrobić?
- Czuję się odpowiedzialny za śmierć drugiej żony mo
jego ojca.
Nie mogła uwierzyć własnym uszom. Przecież ta kobieta
umarła wskutek komplikacji związanych z ciążą. Chyba lubił
dramatyzować albo miał zbyt wybujałe poczucie odpowie
dzialności. W milczeniu czekała na wyjaśnienie.
- Właśnie skończyłem studia i wróciłem do domu.
Mój ojciec miał wziąć udział w spotkaniu krajów produku
jących ropę naftową w tym rejonie. Daria była w siódmym
miesiącu ciąży, ale upierała się, żeby z nim jechać. Wciąż
o tym mówiła.
- I dlaczego nie pojechała?
- Bardzo źle znosiła ciążę, kiedy miała urodzić się Johara.
Lekarze odradzali jej drugie dziecko, ale koniecznie chciała
dać ojcu syna. Daria zapewniała, że czuje się dobrze, i kazała
ojcu jechać. Miał wrócić, zanim nastąpi poród.
- To wszystko wygląda normalnie. I co się stało?
- Daria tęskniła za mężem i czuła się w pałacu jak w wię
zieniu. Oboje z mężem często przyjeżdżali do oazy. To tutaj mój
ojciec regeneruje siły, studiując przeszłość El Zafiru. Zapro
ponowałem, żeby Daria spytała lekarza, czy może tu przyjechać.
Ali miała przeczucie, że zaraz usłyszy coś złego.
- Mów dalej - poprosiła.
- Nagle zadzwoniła do mnie jej przerażona pokojówka.
Daria zaczęła krwawić. Wysłałem do nich helikopter z leka
rzem. Niestety krwawienie było zbyt poważne. Kiedy przy
wieziono ją do kliniki w mieście, upływ krwi był zbyt znacz
ny i nie można było uratować jej i dziecka.
- Ale lekarz zgodził się na tę wyprawę. Dlaczego uwa
żasz, że to twoja wina?
Kamal spojrzał jej w oczy.
- Nie skonsultowała się z lekarzem. I miała - jak to się
określa?
- Plamienia?
- Tak. Jeszcze zanim wyjechała z pałacu.
- Przecież o tym nie wiedziałeś.
Kamal pokręcił głową.
- To nie ma znaczenia. Gdybym nie zaproponował tej
wycieczki, szybciej można byłoby jej pomóc. Przysiągłem
Joharze, że zbuduję najlepszy szpital na świecie, żeby inne
dzieci nie musiały tak cierpieć jak ona. Ale to była słaba
pociecha dla pięcioletniej dziewczynki osamotnionej po
śmierci matki. Nie odstępowała mnie na krok.
- Ciebie? Dlaczego nie ojca?
- Johara jest żywym odbiciem matki. Król nie mógł na
nią patrzeć.
Skan i przerobienie pona.
To wiele wyjaśnia, pomyślała Ali.
- Przykro mi, że twoja rodzina musiała przeżyć taką tra
gedię.
Kamal przeszył ją pałającym wzrokiem.
- Ale?
Nie chciała pytać, skąd wie, że jest jakieś „ale".
- Wmawiasz sobie, że jesteś winny.
-. Co to ma znaczyć?
- Kiedy dziś rozmawialiśmy o procedurach stosowanych
w szpitalu, powiedziałeś, że jeśli ktoś popełni błąd, powinien
ponieść karę. Nie wiem, dlaczego wmawiasz sobie, że jesteś
winny śmierci Darii. Nie zrobiłeś nic złego.
- To dlaczego czuję się tak okropnie?
- Bo przeżyłeś tragedię. Ale to nie twoja wina, Kamal.
Zaproponowałeś jej wyjazd, żeby miała lepszy nastrój. Mogła
nie jechać. Zresztą nawet gdyby została w pałacu, może i tak
nie dałoby się jej uratować. To było dwanaście lat temu.
Musisz się z tym pogodzić.
Kamal wypił łyk wina i odstawił kieliszek.
- Czy to rozkaz?
- To ty tak powiedziałeś. - Spojrzała na niego z uwagą.
- Nie rozumiem, dlaczego zwlekałeś tak długo z budową
szpitala.
- Planowanie zajęło bardzo dużo czasu. Przede wszyst
kim trzeba było stworzyć podstawy systemu opieki zdrowot
nej w El Zafirze. Nie tak łatwo było przekonać kogo trzeba,
żeby wyasygnowano odpowiednie fundusze.
- Ale to się udało.
- Tak - odparł z dumą.
- Odprawiłeś pokutę, dotrzymałeś przysięgi. Czy nie pora
wybaczyć sobie i zapomnieć o przeszłości?
- Łatwo powiedzieć. Kiedy widzę moją siostrę w ciąży,
bez przerwy zastanawiam się, czy doszłoby do tego, gdyby
jej matka była przy niej w trudnym okresie dojrzewania.
W jego ciemnych oczach malował się ból.
- Bardzo kochasz siostrę, prawda?
- Tak - odparł krótko.
Wszystko, co robił, było tego dowodem.
- Wytłumacz mi w takim razie, jak to jest. Kochasz swoją
rodzinę, ale miłość do jednej kobiety zasługuje na pogardę?
- Zgadza się. Cieszę się, że podchodzisz do tego tak ra
cjonalnie.
Nawet nie wiedział, jak bardzo się myli. Ali potrząsnęła
głową.
- Miłość to nieuchronna reakcja na pewne bodźce. Cza
sem mówi się, że to chemia albo feromony. Niezależnie od
kryteriów nie da się kontrolować takich uczuć.
Kamal wyprostował się na krześle.
- Jestem następcą tronu w El Zafirze. Muszę panować
nad swoimi uczuciami.
- W porządku.
- Nie wierzysz mi. Dlaczego?
- Bo jesteś mężczyzną.
- Oczywiście. Ale nadal nie rozumiem.
- Moi rodzice rozwiedli się, bo ojciec znalazł sobie inną
kobietę. Miała pieniądze i koneksje, żeby podźwignąć jego
firmę budowlaną, która była w kiepskim stanie. To było tak
bolesne i upokarzające dla mojej matki, że przeniosłyśmy się
do innego miasta. Rzadko potem widywałam ojca. Nie miał
ochoty mnie odwiedzać. Ale zdaje się, że kochał swoją drugą
żonę. Ostatnio słyszałam, że wciąż są razem. Ma dwie córki,
o które się troszczy.
- Człowiek, który porzuca swoje dziecko, jest łajdakiem.
- Jego głos zatrząsł się od złości.
- Twój ojciec też porzucił córkę - przypomniała.
- Ale pozwala jej mieszkać pod swoim dachem. To i tak
dużo jak na człowieka ze starszego pokolenia.
Jego ton był tak ostry, że nie odważyła się zaprzeczyć.
- Może masz rację.
- Miłość i poczucie odpowiedzialności za rodzinę to
święty obowiązek, którego nie wolno zaniedbać. Twój ojciec
postąpił źle. Trzeba unikać romantycznej miłości, która od
biera człowiekowi siły.
Miał rację co do jej ojca, ale on zawsze był słabego cha
rakteru. Tak jak Turner. Może Kamal musiał się tak zacho
wywać jako przyszły król. Albo był perfekcjonistą, Ale wy
dawał się silniejszy i uczciwszy od wszystkich mężczyzn,
których znała.
Naprawdę wierzył w to, co mówił. AU westchnęła. Po
dobał się jej i nie było w tym nic złego, dopóki pamiętała, że
ten związek nie ma żadnej przyszłości. Kamal ożeni się
i spłodzi następcę tronu, bo taki ciąży na nim obowiązek.
- Pragnę przeżyć romantyczną miłość - powiedziała,
wstając. - Mam nadzieję, że znajdę kiedyś zwykłego męż
czyznę, który chce od życia tego samego co ja.
Kamal także wstał i wyciągnął do niej rękę.
- Chodź tutaj.
Dlaczego podała mu dłoń i pozwoliła, by przyciągnął ją
do siebie? Czuła ciepło jego ciała, korzenny zapach wody
kolońskiej. Na jego twarzy nie było ani śladu popołudniowe
go zarostu, co oznaczało, że ogolił się specjalnie dla niej.
Objął ją w pasie i przysunął jeszcze bliżej.
- Straciliśmy za dużo czasu, rozmawiając o poważnych
sprawach. Teraz chcę cię pocałować.
Nawet gdyby tego nie powiedział, jego pałający wzrok
ostrzegłby ją, że Kamal chce pocałunkiem wymusić na niej
zgodę. Każdą cząstką swego ciała pragnęła powiedzieć „tak".
Porwij mnie. Kiedy jego usta dotknęły jej warg, zamknęła
oczy, wdychając ciepło jego ciała.
Nagle rozległ się dzwonek telefonu. Zirytowany Kamal
uniósł głowę. Za nic w świecie nie chciałaby się znaleźć na
miejscu osoby po drugiej stronie aparatu. Lepiej, żeby to było
coś ważnego, pomyślała, próbując opanować oddech.
- Tak? - warknął do słuchawki.
Kiedy słuchał, złość na jego twarzy ustąpiła miejsca prze
rażeniu.
- Natychmiast wyślijcie do mnie helikopter - rzucił, roz
łączając się.
- Co się stało?
- Moja siostra zaczęła rodzić. Za wcześnie.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Ali ścisnęła go za rękę.
- Teraz będzie inaczej. To nie ma nic wspólnego z jej
matką.
- Za wcześnie - powtórzył.
- Tylko parę tygodni. Poza tym nigdy nie można określić
precyzyjnie daty porodu, zwłaszcza w wypadku pierwszej
ciąży.
- Do diabła, gdzie jest helikopter? - Cofnął rękę i zaczął
miotać się po pokoju jak tygrys w klatce. - Los nie zna
litości. Co za ironia, że jestem tutaj, kiedy zaczęła rodzić.
- Jeśli ktoś powinien czuć się winny, to tylko ja. Johara
tak prosiła, żebym była przy niej, bo się boi. A gdzie ja
jestem?
- Wszystko przeze mnie - powiedział, bijąc się w pierś.
- Posłuchaj mnie, Kamal. - Zagrodziła mu drogę, nie
pozwalając iść dalej. - Nie możesz czuć się odpowiedzialny
za cały świat.
- Właśnie, że tak.
Jak mogła go nie lubić? Chciał troszczyć się o wszystkich
- nawet za cenę własnego szczęścia.
Ali położyła rękę na jego piersi. Był wysoki i silny i gdy
by chciał, z łatwością mógłby ją odsunąć. Ale nie umiała
wyobrazić sobie, żeby kogoś uraził. Była pewna, że wysłucha
jej do końca.
- Dzięki tobie Johara jest o pięć minut drogi od najlepiej
wyposażonego szpitala na świecie. Jej doktor to najlepszy
specjalista, z jakim kiedykolwiek pracowałam.
- To za mało.
- Wszystko będzie dobrze. Na pewno jest już w szpitalu
pod okiem świetnie wyszkolonego personelu.
- Chcę, żebyś była przy mojej siostrze. Gdzie ten choler
ny helikopter?!
Ali nigdy nie słyszała, żeby przeklinał. W ciągu ostatnich
paru minut zdarzyło mu się to dwukrotnie. W oddali rozległ
się warkot silnika. Co za ulga. Mężczyzna, który chciał wziąć
odpowiedzialność za wszystko, nie potrafił zrozumieć, że
czasem każdy człowiek jest bezsilny. Tym razem mógł tylko
czekać. To ona powinna pomóc.
- Zaraz przy niej będę - powiedziała, spoglądając na
swój strój. - Choć nie jestem odpowiednio ubrana, żeby iść
do pracy.
Ale była niemal wdzięczna losowi, że zadzwonił ten tele
fon. To było wybawienie. Gdyby Kamal zrobił jeden ruch,
nie kiwnęłaby nawet palcem, żeby go powstrzymać. Była tak
przejęta pocałunkiem, że pozwoliłaby mu na wszystko. Gdy
by ten telefon nie zadzwonił...
Miała szczęście.
Kamal nie mógł usiedzieć na miejscu i przechadzał się
nerwowo po korytarzu. Pięć godzin temu wylądowali heli
kopterem na dachu szpitala, gdzie mieściło się specjalne lą
dowisko. Bracia Kamala z żonami i ciotka Farrah cicho roz
mawiali w poczekalni. Wysoko na ścianie był zamontowany
telewizor, w którym nadawano właśnie wiadomości ze świa
ta. Wszyscy powtarzali Kamalowi, że nie ma powodu do
alarmu. Ale on nie mógł zapomnieć tego, co się kiedyś stało.
Kiedyś już czekał na wiadomość o matce i dziecku. Czy tym
razem skończy się tak samo? Nie mógł znieść poczucia bez
radności.
Farik wstał i zastąpił mu drogę.
- Zadepczesz ten nowy dywan.
- Nic mnie to nie obchodzi. - Kamal próbował okrążyć
brata.
- Musisz wierzyć, że wszystko będzie dobrze. Johara uro
dzi piękne dziecko.
- Łatwo ci mówić. Masz dwoje zdrowych dzieci.
- I codziennie jestem za to wdzięczny. Nie zapominaj, że
wszyscy przeżyliśmy tragedię, kiedy umarła ukochana żona
naszego ojca i dziecko, które było naszym bratem. Nikt cię za
to nie obwinia. Ten poród na pewno przebiegnie normalnie.
Kamal przegarnął ręką włosy.
- Nie ma gwarancji.
- To prawda. - Farik wypuścił z płuc powietrze. - Musi
my poczekać.
Kamal skinął głową. Słowa Ali wciąż krążyły mu po
głowie. Zrobił wszystko, co było w ludzkiej mocy, żeby ten
szpital miał najnowocześniejszą aparaturę na świecie. Perso
nel medyczny był znakomicie wykształcony. Doktor Johary
miał najwyższe kwalifikacje.
Na wspomnienie tych słów poczuł się trochę raźniej. Ali
pomogła mu i był jej za to wdzięczny. Słabość doprowadzała
go do wściekłości.
Farik położył rękę na jego ramieniu.
- Uwierz mi, braciszku, że ta historia się nie powtórzy.
Kamal skinął głową, ale w głębi serca wcale mu nie wie
rzył. Historia lubi się powtarzać. Ludzie wciąż popełniają te
same błędy. Był synem swojego ojca. Co będzie, jeśli jeszcze
bardziej zaangażuje się w znajomość z Ali? I jeśli tak jak
jego ojciec przestanie nad sobą panować? Gd dzieciństwa
uczono go, jak być królem. Chciał dobrze sprawować rządy.
Marzył o tym, żeby ludziom żyło się coraz lepiej.
A jeśli straci siły i nie będzie zdolny do pracy tak jak jego
ojciec? Nie mógł na to pozwolić. Musi znaleźć sposób, żeby
uwolnić się od Ali.
Drzwi otworzyły się i do pokoju wszedł doktor McCul¬
lough. Zsunął na czoło okulary i przetarł oczy. Czy to była
oznaka zmęczenia, czy porażki?
- Doktorze - zawołał Kamal, podchodząc do niego - jak
się czuje moja siostra?
Doktor McCullough uśmiechnął się.
- Urodziła pięknego syna.
Twarz Kamala rozpromieniła się ze szczęścia.
- A Johara? - spytał, przy wtórze okrzyków radości
i oklasków. - Czy czuje się dobrze?
Doktor kiwnął głową, pocierając ręką twarz.
- Jest zmęczona i obolała, ale to normalne po porodzie.
- Nie mogę się doczekać - powiedziała Penny.
Rafik otoczył ją ramieniem.
- Będę przy tobie. Gdybym mógł, to chętnie bym cię
zastąpił.
- Tak się tylko mówi - parsknęła, ale przytuliła głowę do
jego piersi.
- Księżniczka urodziła bardzo szybko - powiedział do
ktor. - Pierwsze dzieci zwykle nie rodzą się tak łatwo.
- Dziękuję, że mnie pan pocieszył, doktorze - skomen
towała sucho Crystal.
Farik ujął jej dłoń i ucałował.
- Gdyby na świecie był eliksir mogący uśmierzyć twój
ból, zdobyłbym go natychmiast.
Crystal uśmiechnęła się do niego.
- Wiem, że opowiadasz mi bajki, ale jak mogę cię nie
kochać?
Kamal zazdrościł swoim braciom. Kochali swoje żony
z wzajemnością. Ale jako pierworodny syn był przeznaczony
do innej roli. Nie było w niej miejsca na miłość.
- Chcę zobaczyć się z siostrą - powiedział.
Doktor skinął głową.
- Ale tylko na kilka minut. Jest już późno, a poza tym,
jak mówiłem, jest zmęczona. Powinna odpocząć. Wszyscy
państwo mogą zobaczyć się z nią jutro.
Ciotka Farrah wyjęła z kieszeni telefon komórkowy.
- Zawiadomię króla.
Potem cała rodzina podziękowała doktorowi i wysypała
się z poczekalni do limuzyny czekającej przed szpitalem.
Kamal wszedł do sali porodów przeznaczonej dla rodziny
królewskiej. Przestrzeń była zaprojektowana z wielką staran
nością, aby rodzącej kobiecie było jak najwygodniej. Po
drobnych zmianach zmieniała się w pokój, w którym kobieta
nabierała sił przed powrotem do domu. Sąsiedni pokój był
zarezerwowany dla członka rodziny.
Kiedyś urodzą się tutaj dzieci Kamala. A ich matka...
Wyobraził sobie Ali trzymającą na ręku jego syna.
Wszedł do pokoju, w którym leżała Johara. Obok Ali trzy
mała w ramionach malutkie niemowlę w niebieskiej czapeczce.
Maleństwo było owinięte w cienki kocyk. Przytulała je, uśmie
chając się czule. Jak to jest być obiektem jej podziwu? - zasta
nawiał się.
- Kamal! - ucieszyła się Johara.
Podszedł do elektronicznie sterowanego łóżka, na którym
leżała uśmiechnięta młoda matka.
- Wszystko dobrze, siostrzyczko? - spytał, pochylając
się, by pocałować ją w policzek.
Skinęła głową.
- Widziałeś mojego syna?
Ali stanęła obok łóżka. Delikatny zapach jej perfum mie
szał się ze sterylnym zapachem szpitala. Kiedy odchyliła
rąbek kocyka, Kamal ujrzał czerwoną, pomarszczoną twarz
dziecka.
- Czyż nie jest piękny? - westchnęła z podziwem Ali.
Kamal spojrzał na nią surowo.
- Takie określenie nie pasuje do chłopca.
Johara roześmiała się.
- Doktor mówi, że to wspaniały i silny chłopak. Chcesz
go potrzymać?
- Tak.
Ali zamieniła dżinsy i podkoszulek na roboczy uniform.
Poczuł lekkie muśnięcie jej piersi, gdy układała mu w ramio
nach śpiące dziecko. Znów odczuł jakąś dziwną tęsknotę.
- Kamal?
Spojrzał na siostrę, odgadując momentalnie, o czym myśli.
- Król wie o twoim synu - powiedział, zanim zdążyła
spytać.
- Czy jest tutaj? - W jej oczach zamigotała iskierka nadziei.
- Nie.
- Jest późno i musisz odpocząć - rzuciła szybko Ali. -
Twój ojciec przyjdzie do was jutro.
Łzy zabłysły w oczach Johary.
- Nie. On nie przyjdzie.
Kamal był zły, że upór ojca sprawiał ukochanej siostrze
taką przykrość. Cofnął się w kąt pokoju, nie wiedząc, co ma
odpowiedzieć.
Johara otarła łzę z policzka.
- Powiedział mi, że już nie ma córki. Teraz też nie ma
wnuka.
- Na pewno zmieni zdanie. Musisz tylko trochę poczekać
- zaprotestowała Ali.
Johara potrząsnęła głową.
- Znam swojego ojca. Jest uparty. Nigdy nie pozwoli
sobie na to, żeby zmienić zdanie. Uważa, że to byłaby słabość
z jego strony. Nie chcę narażać mojego syna na takie przy
krości. Nie będę go wychowywać tam, gdzie byłby traktowa
ny z pogardą za grzech, którego nie popełnił.
- Co masz zamiar zrobić? - spytała Ali.
- Poproszę króla, żeby pozwolił mi wyjechać z dziec
kiem do Stanów.
Kamal wiedział, że marzyła o tym od dawna. Ale znał też
opinię ojca.
- Nie pozwoli ci na wyjazd.
- To pojadę bez jego zgody.
Ali spojrzała na Kamala.
- Johara ma rację. Jeśli twój ojciec nie zmieni stosunku
do niej i do dziecka, chłopak z pewnością nie powinien tu się
wychowywać.
- Słyszałaś, że król zabronił mi się wtrącać.
- Pamiętam. Powiedział, że zawsze byłeś dla niej zbyt
łagodny. Ale to nieprawda. Zastępowałeś jej ojca, który ją
opuścił.
Kamal nie zamierzał żałować, że zwierzył jej się ze swych
sekretów.
- Braciszku - powiedziała Johara - musisz mi pomóc.
- Tak. - Ali wpatrywała się w niego z nadzieją. - Tylko
ty możesz jej pomóc.
Ali zobaczyła Kamala w szpitalu przed salą konferencyj
ną. To ciekawe, że spotykała go tu częściej niż w pałacu.
Wciąż jeszcze tam mieszkała. Johara wróciła do domu dwa
tygodnie temu. Jak szybko biegnie czas. Nastolatka błyska
wicznie wracała do zdrowia. Fizycznie była już w bardzo
dobrej formie, ale boleśnie odczuwała obojętność ojca.
Kamal jeszcze jej nie zauważył. Przeglądał jakieś papiery,
miała więc okazję mu się przyjrzeć. Jego głowa była pochy
lona, ale Ali widziała zarys policzka, mocno osadzoną szczę
kę, wysoką, mocną sylwetkę w eleganckim ciemnym garni
turze. Po raz ostatni oglądała go w tradycyjnym stroju El
Zafiru tego wieczoru, gdy Johara urodziła dziecko.
Ali nadal mieszkała w pałacu na prośbę księżniczki Far
rah. Siostra króla powiedziała, że jej bratanicy potrzebna jest
pomoc i psychiczne wsparcie. Ale Johara upierała się, że
będzie sama opiekować się synkiem, bo to jej święty obowią
zek. Jak można było jej nie podziwiać? Niestety król Gamil
do tej pory nie uznał wnuka. A Kamal nie zrobił nic, żeby
pomóc siostrze. Ali była tak pewna, że to zrobi, iż teraz czuła
się bardzo zawiedziona.
Nagle usłyszała cichy szum windy. Odruchowo zerknęła
przez ramię, żeby zobaczyć, kto przyjechał. Król Gamil!
Nigdy dotąd nie widziała go w szpitalu.
Król przeszedł obok, wcale jej nie widząc. Z rozgniewaną
miną wpatrywał się w syna.
- Kamal!
Książę podniósł głowę.
- Ojcze!
- Co zrobiłeś z Joharą? - wyrzucił z siebie z furią.
- A co miałem zrobić?
- Nie ma jej w pałacu.
- Skąd wiesz? Czy poszedłeś ją odwiedzić?
Król wyprostował się, napinając ramiona.
- Jej pokojówka mi powiedziała.
Ali czuła się jak pod obstrzałem. Król stał między nią
i synem, zasłaniając ją. Powoli wycofała się za róg, ale wciąż
słyszała ich głosy. To nie było trudne, bo król krzyczał.
- Dlaczego myślisz, że wiem, gdzie ona jest?
- Nie traktuj mnie jak głupca.
- W porządku. Załatwiłem, żeby moja siostra i jej dziec
ko znaleźli się tam, gdzie będą bezpieczni i szczęśliwi.
- Powiedz, gdzie to jest.
- Johara prosiła mnie, żebym tego nie robił.
- Jestem jej ojcem. Nie masz prawa tak postępować. Żą
dam, żebyś mi powiedział.
- Obiecałem mojej siostrze i nie złamię słowa.
- Nie złamiesz słowa? - spytał drwiąco. - Czy to jest
ważniejsze niż rozkaz króla?
- W tym wypadku - tak. Obiecałem Joharze, że zawsze
będę przy niej..
- W jaki sposób, skoro jej tu nie ma?
- Zrobiłem to, o co mnie poprosiła. Dałem jej szansę,
żeby mogła wychować spokojnie syna.
- Wbrew życzeniu jej własnego ojca?
- Od dawna nie jesteś dla niej ojcem.
Choć Kamal powiedział to cicho, Ali poczuła dreszcz na
plecach. Wykazał wiele odwagi, stając po stronie siostry,
choć wiedział, że król będzie oburzony.
- Jesteś słabym człowiekiem, Kamal. Mam poważne wąt
pliwości, czy nadajesz się na króla - rzucił gniewnie.
Potem minął Ali i wsiadł do windy. Odetchnęła z ulgą
i wychyliła się zza rogu, żeby spojrzeć na Kamala. Stał nie
ruchomo z ponurą miną.
Zbliżyła się i położyła na jego ramieniu rękę. Miała wra
żenie, że Kamal tego potrzebuje.
- On się myli.
- Mój ojciec?
Ali skinęła głową.
- Wiem, że nie powinnam była podsłuchiwać. Możesz
mnie za to ukarać zgodnie z waszym prawem.
- W czym się myli?
- Będziesz fantastycznym królem.
- Skąd wiesz? - spytał, świdrując ją wzrokiem.
- Dotrzymałeś słowa, choć wiedziałeś, że to bardzo zde
nerwuje ojca.
- Są tacy, co powiedzieliby, że jestem głupcem. Może
nawet mieliby rację.
- Nie sądzę. - Wzięła głęboki oddech. - Nie wiem, jakie
będziesz miał obowiązki jako przywódca swego kraju. Ale
wiem, że to, co zrobiłeś dla Johary, było słuszne i sprawied
liwe. Choć będę tęsknić za nią i jej cudownym synkiem.
- Ja też.
- To oczywiste, że ją bardzo kochasz. Wyobrażam sobie,
jak ciężko było ci pozwolić jej odejść. Dlatego to, co zrobiłeś,
jest takie ważne. Czego jeszcze twój naród mógłby oczeki
wać od króla?
- Chcę być dobrym królem, uczynić potęgę z mego kraju.
Słaby człowiek nie będzie w stanie osiągnąć takich celów.
Dostrzegła przygnębienie w jego głosie i westchnęła. Bo
gacz, biedak, żebrak, złodziej - to było bez znaczenia. Ro
dzice mieli ogromny wpływ na swoje dzieci. Czasem nie
wychodziło to na dobre.
- Twój ojciec był zły i sfrustrowany. Powiedział tak, dla
tego że cierpi. Sam w to nie wierzy.
- Wierzy. - Kamal zacisnął usta.
- Wiedziałeś, że będzie się złościł. Skoro uważasz, że
powiedział prawdę, to dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego po
mogłeś siostrze wyjechać z kraju?
- Bo to było słuszne. I Johara mnie prosiła. - Spojrzał na
Ali płonącym wzrokiem i położył rękę na jej dłoni. - I dla
tego, że ty tego chciałaś.
Ścisnął jej palce, po czym odwrócił się i wszedł do sali
konferencyjnej.
Ali zamrugała ze zdziwienia. Chyba śni. A może źle usły
szała. Pomógł siostrze wyjechać z kraju, bo ona, Ali, tego
chciała? Serce zabiło jej mocno w piersi.
Przycisnęła palce do tętniących skroni. Johara i dziecko
byli już daleko, w takim razie jej obecność w pałacu na nic
się nie przyda. Trzeba spakować manatki. Pałac to nie jest
miejsce dla niej - i nigdy nie będzie. Musi uciekać od Ka
mala. Nawet na inny kontynent.
Udawał, że traktuje z dystansem sprawy rodziny, honoru,
kraju. Ali była jednak przekonana, że człowiek, który poświę
ca się tak dla siostry, na pewno pragnie ciepła domowego
ogniska. Myśl o tym, że mu na niej zależało, że darzył ją
uczuciem i gotów byłby do poświęceń, była jak narkotyk.
Co za głupota! Choćby pragnęła tego najbardziej na świe-
cie, nie była dla niego odpowiednią kobietą. On też o tym
wiedział i dlatego zaproponował jej tylko romans. Jeśli bę
dzie dalej nalegał, Ali wpadnie w kłopoty. Nie była pewna,
co powinna zrobić. Wcześniej mogła traktować go z bez
piecznym dystansem.
Ale jego heroiczny gest wszystko zmienił.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Ali chodziła po swym apartamencie, patrząc, czy nie zo
stawiła gdzieś jakichś drobiazgów. Po wczorajszym zebraniu
Rady Konsultacyjnej zawiadomiła księżniczkę Farrah, że
wraca do swego poprzedniego mieszkania w kompleksie
amerykańskim. Kiedy dziś była w pracy, służba pałacowa
spakowała jej rzeczy.
Potem zaniknęła walizkę i kuferek i postawiła je w holu.
Kiedy usłyszała pukanie do drzwi, pomyślała, że to kie
rowca, którego obiecała przysłać jej księżniczka. Ale to była
sama księżniczka. Za nią stał kelner z wózkiem.
- AU, kochanie, nie mogłam pozwolić, żebyś wyjechała,
nie wypijając ze mną herbaty.
Ali nie spieszyła się, żeby wracać do pustego mieszkania.
Ucieszyła się, że będzie miała towarzystwo. Może okazja
wypicia filiżanki herbaty w pałacu nie powtórzy się już
nigdy.
- Proszę wejść do środka.
Księżniczka uśmiechnęła się i weszła. Ruchem ręki kazała
kelnerowi wtoczyć wózek do środka. Kelner postawił porce
lanowe filiżanki i śliczny dzbanek do herbaty na stoliku
w salonie. Potem położył miniaturowe kanapki, owoce i cia
steczka na dwupoziomowej kryształowej paterze ozdabianej
złotem. Na koniec zdjął z wózka przyprawy i serwetki.
- Czy Wasza Wysokość ma jeszcze jakieś życzenia?
- Nie. Dziękuję, Khalid.
Kelner skinął głową i wyszedł.
- Chcę ci podziękować, Ali, za pomoc Joharze - powie
działa księżniczka, siadając na środku półkolistej sofy. -
Mam nadzieję, że pobyt tutaj nie sprawił ci kłopotu.
Ali usiadła na końcu sofy.
- Księżniczko Farrah, nie chcę być niegrzeczna, ale by
łabym głupia, gdyby pobyt w pałacu mógł mi sprawiać kło
pot. - Rozejrzała się po pięknie urządzonym salonie z wido
kiem na Morze Arabskie.
Księżniczka roześmiała się.
- Z pewnością nie jesteś niegrzeczna ani głupia. Wręcz
przeciwnie, urocza. Będziemy za tobą tęsknić. Najbardziej
chyba Kamal.
- Dlaczego Kamal? Tak rzadko go widuję. - Ali wiedzia
ła, że będzie tęsknić nie tylko za pałacem. Słowa księżniczki
ucieszyły ją. Tak chciała, żeby to była prawda.
- Wiem, że wczoraj pokłócił się z królem.
Ali skinęła głową.
- Czy sądzi pani, że Kamal postąpił źle? Pomógł siostrze
wyjechać - czy to godne potępienia?
Księżniczka nalała herbatę do filiżanek. Potem podała
filiżankę AU i nasypała cukru do swojej herbaty.
- Będzie mi brakowało mojej bratanicy. I jej dziecka...
Ali ze zdziwieniem dostrzegła w jej oczach łzy.
- Przepraszam, Wasza Wysokość, nie powinnam była py
tać. Jeśli woli pani o tym nie rozmawiać...
- Nie szkodzi. Przykro mi, że nie mogę wziąć na ręce
dziecka, na które czekaliśmy tak długo - powiedziała z wes
tchnieniem. - Ale trzeba się z tym pogodzić.
- Czy nie może pani pojechać do Johary?
- Kamal nie chce zdradzić, gdzie ona jest. Nawet mnie.
Już go pytałam. - Uśmiechnęła się z przymusem. - Jego sio-
stra nie chce, żeby ojciec ją odszukał. Boi się, żeby jej nie
zmusił do powrotu.
- Zrobiłby to?
- Wiem, że tego nie zrozumiesz, ale on bardzo kocha
Joharę. Możliwe, że tak.
Ali przyglądała się zmartwionej twarzy kobiety.
- Nie chciałaby pani tego?
- Tak i nie. Bardzo za nimi tęsknię. Ale zgadzam się
z moją bratanicą, że to nie są odpowiednie warunki, żeby
wychowywać dziecko. Gamil musi zrozumieć, że stare me
tody nie zawsze są najlepsze. Są tylko wygodniejsze. Moja
bratanica popełniła błąd. Ale potępianie jej za to zmarnowa
łoby życie nie tylko jej, ale i dziecku. Wierzę, że dostała
nauczkę i będzie teraz dobrą matką. Gdziekolwiek jest. -
Księżniczka uśmiechnęła się. - Cieszę się, że byłaś z Kama¬
lem, kiedy posprzeczał się z ojcem.
- Nie byłam z nim. Słyszałam przypadkiem tę rozmowę.
- Kamal bardzo liczy się z ojcem. Przejął się słowami
Gamila. Ale bardzo podniosło go na duchu to, co mu później
powiedziałaś.
- Czy ich stosunki na tym ucierpią?
Miała nadzieję, że nie. Zwłaszcza że pomógł uciec Joha
rze, żeby spełnić jej życzenie.
- Pogodzą się. Kamal powie ojcu, że zrobił to, co uważał
za słuszne, ale nie chciał go urazić. Gamil odpowie, że mężczy
zna powinien kierować się uczciwością. I na tym się skończy.
Ali zamrugała oczami.
- To naprawdę takie proste?
- Mężczyźni są czasem bardzo naiwni - odparła księżnicz
ka, wzruszając ramionami.
Ali roześmiała się. Nie mogła oprzeć się pokusie, żeby nie
zadać jeszcze jednego pytania.
- Czy to król Gamil przekonał Kamala, że nie będzie
dobrym królem, jeśli się zakocha?
Księżniczka westchnęła, odstawiając filiżankę i spodeczek.
- To nie było powiedziane wprost, ale tak to wyglądało.
Mój brat dwa razy był bardzo zakochany i obie jego żony
umarły. Pierwsza żona, matka moich bratanków, zmarła na
raka.
- Kamal mówił mi, jak umarła matka Johary.
Wzrok księżniczki sposępniał.
- Śmierć Darii zaskoczyła nas. Daria była młoda, i to
było tym trudniejsze dla Gamila. Wpadł w ciężką depresję
i przez pewien czas nie mógł nawet wypełniać swych obo
wiązków. Kamal zastępował go.
- I wtedy dowiedział się, że dobry władca nie powinien
się zakochać?
- Tak - przyznała księżniczka. - Miłość jest słabością
i człowiek, który ma odziedziczyć tron w El Zafirze, nie
może się jej poddać.
- To takie smutne - powiedziała Ali. Myślała nie tylko
o królu, który stracił żonę. Czwórka dzieci utraciła także
matki. Jednym z tych dzieci był Kamal. Dostał od życia
podwójny cios.
- Obawiam się, że mój bratanek zbyt dobrze zapamiętał
tę lekcję. Wychował się w przeświadczeniu, że pewnego dnia
będzie rządzić krajem. Chce być dobrym władcą i raczej nie
pozwoli, żeby uczucia przeszkodziły mu w wykonywaniu
obowiązków.
- Ma chyba obowiązek spłodzić następcę tronu?
- Tak.
- Idealną matką będzie zatem kobieta z królewskiego
rodu.
Księżniczka Farrah w zamyśleniu przechyliła głowę.
- Mój brat prosił mnie o pomoc w przygotowaniu listy
odpowiednich kandydatek na żonę dla jego syna.
- To brzmi bardzo formalnie.
- Dziedziczenie tronu to bardzo poważna sprawa - wy
jaśniła księżniczka. - W twoim kraju macie prezydenta
i wiceprezydenta. Sprawy sukcesji są określone w konstytu
cji. My od setek lat mamy monarchię i król zawsze przeka
zuje władzę najstarszemu synowi. Kamal ma obowiązek oże
nić się i spłodzić następcę tronu. Miał wiele okazji, żeby
wybrać sobie narzeczoną, ale tego nie zrobił. A czas ucieka.
- Ale dlaczego? - Głupie pytanie. Kamal powiedział, że
się nie zakocha. Po co w takim razie miałby się śpieszyć do
małżeństwa. - On jest młody, Wasza Wysokość. Chyba ma
jeszcze dużo czasu?
Księżniczka potrząsnęła głową.
- Ojciec chce abdykować, a nie może tego zrobić, dopóki
Kamal się nie ożeni.
Ali poczuła chłód, choć w pałacu było całkiem ciepło.
Procedura wyboru żony dla Kamala była bezlitosna. Jakie
szczęście, że jej nazwisko nie może znaleźć się na liście. Ale
w głębi duszy czuła, że okłamuje samą siebie. Przecież coś
łączyło ją z Kamalem. Można to nazwać chemią. Ale po co
się nad tym zastanawiać. Jej nazwisko nigdy nie znajdzie się
na liście kandydatek na żonę dla Kamala.
Księżniczka wstała.
- Muszę iść. Jeszcze raz dziękuję ci za to, że pomogłaś
Joharze.
Ali także wstała.
- Naprawdę nie ma za co. To Kamal pomógł jej najbardziej.
- Jeszcze się nie żegnam - powiedziała księżniczka,
otwierając drzwi. - Mam nadzieję, że zobaczymy się na uro
czystości oficjalnego otwarcia szpitala.
- Na pewno.
- A propos - dodała księżniczka. - Lekarze zaproszeni
na sympozjum zaczynają już się zjeżdżać. Jeden z nich pra
cuje chyba w twoim szpitalu w Teksasie. Może go znasz? To
doktor Turner Stevens.
- Tak. - Serce zabiło jej mocno w piersi, ale starała się
zachować spokój.
- To miło, że spotkasz kogoś znajomego. Do widzenia,
kochanie.
Ali zamknęła drzwi. Dobrze, że księżniczka nie zauważy
ła jej zdenerwowania. Czy go zna? Można tak powiedzieć.
Świat jest mały. Na świecie jest tyle krajów, które mają złoża
ropy naftowej, ale musiał przyjechać właśnie tu. Nie chciała
się z nim widzieć. Czy nie dlatego wyjechała na koniec świa
ta, żeby od niego uciec?
Ali stanęła przy drzwiach prowadzących do szpitalnego
baru. Właśnie skończyły się poranne sesje i zwiedzanie szpi
tala. Ali zgodziła się udzielać informacji i kierować nowo
przybyłych lekarzy na lunch. W kuchni urzędował sam ku
charz rodziny królewskiej; stoły w wielkiej sali były zasta
wione jak w najlepszej pięciogwiazdkowej restauracji. Por
celana, kryształy, kwiaty i świece. Wszystko było starannie
przygotowane na powitanie uczestników pierwszego sympo
zjum medycznego w El Zafirze.
Młody, wysoki i przystojny Turner Stevens wysiadł
z windy. Wiedziała, że zaraz ją zauważy.
Zatrzymał się i skierował w jej stronę swój gwiazdorski
uśmiech.
- Witaj, Ali.
- Jak się masz, Turner - zmusiła się do uśmiechu.
- Świetnie, a ty?
A ona? Kiedy ostatnio rozmawiała z nim w Teksasie,
oznajmił, że właśnie oświadczył się córce dyrektora szpitala.
Była tak zszokowana, że nawet nie pamiętała swoich słów.
Ale na pewno odeszła, zanim zdążył zobaczyć łzy w jej
oczach. Nie chciała, żeby widział, jak jest zraniona i upoko
rzona, dlatego że on znalazł sobie lepszą partię. Jej ojciec
zachował się tak samo wobec matki. Jak się teraz czuła?
- Doskonale - odparła. - Po prostu znakomicie.
Trochę przesadziła, ale Turner nie musiał o tym wiedzieć.
- Wyglądasz wspaniale. Chyba praca tutaj bardzo ci od
powiada.
- To prawda. Czy miałeś już okazję zwiedzić El Zafir?
- Troszeczkę - powiedział.
- Jest wspaniały. W pobliżu budynków rządowych znaj
duje się cudowne muzeum. Wiem, jak lubisz muzea, a w tym
można dowiedzieć się sporo o historii tego kraju. Jak odkryto
ropę naftową i jaki to miało wpływ na gospodarkę. Myślę,
że będzie ci się podobało.
- Dziękuję za informację. Na pewno je odwiedzę.
Przez chwilę patrzyli na siebie w niezręcznym milczeniu.
Turner nic się nie zmienił. Jego oczy były wciąż niebieskie
i zdradzieckie. Był jak dawniej wysportowany i muskularny.
Miał krótko przycięte, gładko przyczesane włosy.
- Doktor McCullough powiedział, że zgłosiłaś się na
ochotnika, żeby oprowadzić nas dziś rano po szpitalu. Byłem
trochę zaskoczony.
- Z powodu tego, co nas łączyło?
- Szczerze mówiąc - tak.
Zrobiła to całkiem świadomie. Kierowała oddziałem po
łożniczym, a spora grupa lekarzy, którzy przyjechali na sym
pozjum, specjalizowała się właśnie w tym zakresie. Byłoby
dziwne, gdyby Ali chciała w tym czasie wziąć parę dni urlo-
pu. W tej sytuacji i tak musiała się spotkać z Turnerem, wo
lała więc sama dyktować warunki. To był jej teren. Nie mogła
pozwolić, by ich pierwsze spotkanie po tak długim czasie
wypadło źle. Będzie przygotowana i opanowana. Nie da mu
tej satysfakcji, żeby myślał, że wciąż za nim tęskni. Niedo
czekanie...
Wzięła głęboki oddech.
- Ty i ja to stara historia. Jestem bardzo dumna, że tu
pracuję. Ten szpital jest chyba najbardziej nowoczesnym
i najlepiej wyposażonym miejscem, w jakim kiedykolwiek
pracowałam. Książę Kamal Hassan nie szczędził sił ani środ
ków, żeby osiągnąć swój cel. Takie sympozja pozwalają być
na bieżąco z najnowszymi osiągnięciami w medycynie.
Książę planuje organizować je co roku.
Turner uśmiechnął się.
- Rozsądny facet.
- To prawda.
- Dziękuję. - Kamal wyrósł jak spod ziemi.
- Nie widziałam cię - powiedziała zaskoczona AU.
- Bo jesteś zajęta. Przedstaw mnie swojemu przyjacie
lowi.
- Och, nie jesteśmy przyjaciółmi - wypaliła bez namysłu.
- To już nieaktualne.
- Tak? - Kamal uniósł jedną brew.
Miała wrażenie, że się domyślił.
- Turner Stevens, a to Jego Wysokość Kamal Hassan,
następca tronu w El Zafirze i gospodarz tej uroczystości.
Turner wyciągnął rękę.
- Bardzo mi miło.
- Mnie również - odparł Kamal. - Witam pana w moim
kraju.
- Dziękuję. Jestem pod wrażeniem tego szpitala. I perso-
nelu - dodał, zerkając na Ali. - Mogę pana zapewnić, że Ali
świetnie zna swój zawód.
- Wiem o tym. - Kamal wpatrywał się nieruchomo
w Turnera, ale królewski uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Królewska rodzina ostatnio się powiększyła i pomoc Ali
była nieoceniona.
Dwaj mężczyźni prowadzili kurtuazyjną rozmowę, a Ali
wydawało się, że obserwuje mecz na korcie tenisowym. Jak
wiele ich różni, myślała. Kiedyś wydawało jej się, że cały
świat obraca się wokół Turnera. Był przystojny, inteligentny
i ambitny. Tak ambitny, że oświadczył się kobiecie, która
mogła pomóc mu w karierze.
Ciemnooki Kamal miał gęste, czarne, kręcone włosy, któ
rych miało się ochotę dotknąć. Był także pracowity, inteli
gentny i przystojny. Nie wybrał jeszcze kobiety, która będzie
mu pomocna w pracy, ale wkrótce to zrobi. Tylko że jego
motywy nie były egoistyczne. Prawdę mówiąc, chciał po
święcić własne szczęście dla dobra swego kraju i narodu.
Kiedyś myślała, że Turner jest prawdziwym ideałem -
pragnącym miłości i rodzinnego ciepła, dbającym o dobro
innych ludzi. Kiedy porównywała tych dwóch mężczyzn,
Turner wypadał znacznie gorzej. Miał trochę jaśniejsze wło
sy, ale nie od słońca. To były pasemka zrobione w salonie
fryzjerskim.
Bardziej od rodziny interesowała go kariera. Kamal tro
szczył się o swój naród. Odmawiał sobie prawa do miłości,
aby móc skoncentrować się na sprawach państwa. Niestety
Ali wiedziała, że powinna poślubić zwykłego człowieka, któ
ry oczekuje od życia tego samego co ona.
Spoglądając na tych dwóch mężczyzn, uświadomiła sobie,
że żaden jej nie odpowiada. Ale przez chwilę żałowała, że
Kamal jest aż tak oddanym władcą.
- Doktorze Stevens, nie chciałbym, żeby pan spóźnił się
na lunch. Zapewniam pana, że jest bardzo smaczny.
- Nie wątpię, Wasza Wysokość. - Turner spojrzał na Ali.
- Dotrzymasz mi towarzystwa?
Ali potrząsnęła głową.
- Mam ważne sprawy do przygotowania na popołudnie
i na jutro.
- O, właśnie - wtrącił się Kamal. - Muszę omówić z tobą
jutrzejszą ceremonię.
- Dobrze. Kiedy?
- Przyślę po ciebie samochód, kiedy skończysz pracę.
Chciała powiedzieć mu, że wszelkie dyskusje powinny się
odbywać w godzinach pracy, a nie wieczorem. Ale Turner
stał obok i słuchał. Następca tronu bogatego kraju cenił jej
zdanie. Miała ochotę spojrzeć Turnerowi w oczy i spytać:
„Jak ci się to podoba?". Szkoda, że nie mogła powiedzieć
Kamalowi, że czas po pracy należy do niej i nie ma ochoty
go z nim spędzać. Ale to byłoby zwykłe kłamstwo.
Może więc miała jednak za co dziękować Turnerowi.
Gdyby nie on, palnęłaby teraz jakieś głupstwo.
- Dobrze, Wasza Wysokość. Do zobaczenia.
- Czekam z niecierpliwością na spotkanie.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Kamal chodził niespokojnie po pokoju, czekając na przy
bycie Ali. Już trzy kwadranse temu wysłał po nią limuzynę.
Jej apartament nie był tak daleko od pałacu. Kiedy podniósł
słuchawkę, żeby do niej zadzwonić, usłyszał pukanie do
drzwi. Ali stała w holu. Tylko lata ćwiczeń w kontrolowaniu
emocji pozwoliły mu nie zdradzić, z jaką niecierpliwością na
nią czekał.
- Dlaczego tak późno? - spytał.
- Przepraszam - powiedziała, wchodząc do apartamentu.
- Przecież jazda w obie strony nie trwa tak długo.
- Nie, ale wyszłam późno z pracy i musiałam się odświe
żyć. Nie martwiłeś się chyba o mnie, prawda?
- Oczywiście, że nie - odburknął. - Hm, warto było po
czekać. Wyglądasz czarująco.
Ali miała na sobie białą sukienkę z dzianiny i taki sam
żakiet. Miękki materiał przylegał szczelnie do jej ciała, ku
sząc zaokrągleniami kształtów. Jej włosy były ułożone tak
swobodnie, że wyobraził sobie, jak przegarnia je palcami,
gdy ich ciała leżą splątane na pościeli. Nagle krew zatętniła
mu w żyłach.
Ali uśmiechnęła się w odpowiedzi na komplement.
- Jesteś bardzo miły, ale wiem, że wyglądam jak zganiany
pies. Miałam dzisiaj sądny dzień. Tak samo jak cały personel
oddziału położniczego, bo odbieraliśmy kilka porodów na
raz. Te dzieciaki najwyraźniej nie chciały zaczekać na ofi-
cjalne otwarcie szpitala. Proste porody z wyjątkiem jednego,
z małymi komplikacjami.
Kamal delikatnie uniósł jej brodę i zajrzał w oczy. Fioletowe
smugi pod oczami wyraźnie świadczyły o zmęczeniu. Ali zaw
sze była tak dzielna i życzliwa, kiedy ktoś potrzebował jej po
mocy. Ale do kogo ona zwracała się o wsparcie?
- Chodź. Napijemy się wina - powiedział, podając jej
ramię.
- Świetny pomysł.
Kamal zaprowadził ją do salonu i posadził na sofie na
przeciw otwartych drzwi balkonu, przez które napływało do
środka rześkie morskie powietrze. Na stoliku ze szklanym
blatem stało wiaderko z lodem, w którym chłodziło się wy
śmienite wino Sauvignon Blanc. Kamal otworzył butelkę
i napełnił dwa kieliszki. Podał jeden z nich Ali i usiadł obok
niej na sofie. Jego biodro musnęło jej ciało, gdy kładł rękę
na oparciu sofy. Nie dotknął Ali, chociaż bardzo tego pragnął.
- Jak się czuje ta matka i jej dziecko? - spytał.
- Dobrze - odparła Ali. - Jeśli już musiało dojść do kom
plikacji, to stało się to w najbardziej odpowiednim momencie.
- Jak to?
- Dzięki sympozjum mamy tu czołowych światowych
specjalistów z dziedziny położnictwa. Doktor McCullough
poprosił Turnera, żeby zademonstrował najnowszą metodę
kauteryzacji laserowej stosowaną w tamowaniu krwotoków.
- Turnera? Czy to ten mężczyzna, z którym cię dziś wi
działem? - Musiał włożyć dużo wysiłku, by jego głos za
brzmiał obojętnie.
Ali wypiła łyk wina i uniosła jedną brew.
- Nie udawaj, że nie wiesz, kto to jest.
- Oczywiście, że wiem. To ten łajdak, któremu zawdzię
czamy twoją obecność w El Zafirze.
Ali uśmiechnęła się.
- Ten, który oświadczył się innej kobiecie.
Kamal był mu za to szczerze wdzięczny. Ale nie podobał
mu się podziw, z jakim doktor spoglądał na Ali. Był zazdros
ny, że pracowała razem z nim w szpitalu.
- To człowiek, który cię skrzywdził. Jak możesz go
chwalić?
- Wcale go nie chwalę, tylko jego umiejętności jako le
karza.
- Uważasz, że jest wspaniały?
- Jako lekarz - tak. Ale jako człowiek - podły. Ale
o czym chciałeś ze mną porozmawiać?
Kamal gwałtownie zamrugał.
- Co takiego? - Był tak przejęty myślą o Ali i jej byłym
kochanku, że nie od razu zrozumiał pytanie.
- Poprosiłeś mnie, żeby coś omówić.
- Tak. Jaka szkoda, że nie mieszkasz już w pałacu!
- To znaczy, że naprawdę ci mnie brakuje?
- Dlaczego pytasz?
- Twoja ciotka wspominała o tym. Wypiłyśmy razem
herbatę, zanim wyprowadziłam się z pałacu. Powiedziała, że
z całej rodziny ty najbardziej będziesz za mną tęsknić.
- Naprawdę?
Ali skinęła głową.
- Podobno opowiedziałeś jej o kłótni z ojcem na temat
Johary. I podobno cieszyłeś się, że tam byłam.
- Tak. - Pamiętał tę kłótnię i złość, jaką wzbudził w nim
ojciec. Król nie potrafił rozsądnie myśleć, gdy w grę wcho
dziła jego córka. Zarzucił Kamalowi, że okazuje słabość
w stosunku do siostry. Gdyby wiedział, jak jego najstarszy
syn jest wdzięczny Ali za jej pomoc, zupełnie zwątpiłby, że
Kamal jest zdolny do rządzenia krajem.
- Dlaczego mnie tu wezwałeś?
Żebyś była dalej od doktora, pomyślał Kamal. Chciał ją
mieć tylko dla siebie. Poza tym nigdy nie pozwoli, żeby ten
mężczyzna znów ją zranił.
- Mamy wiele spraw do omówienia. Chcę, żebyś towa
rzyszyła mi podczas jutrzejszej ceremonii.
Oczy Ali zrobiły się ogromne ze zdziwienia. Znów przy
pomniał sobie, jak są piękne. Brązowe z zielonymi cętkami,
kiedy była zadowolona i szczęśliwa, złote, gdy się denerwo
wała. Teraz były ciemne, więc nie wiedział, co ona czuje.
Sam też nie był pewien swoich uczuć. Od chwili, gdy zoba
czył ją z innym mężczyzną, dręczyła go niepewność.
- No - powiedział, przybierając surowy ton - przecież
poprosiłem tylko, żebyś mi towarzyszyła. To zwykłe pytanie,
a nie operacja mózgu. Dlaczego tak długo się namyślasz?
- Ponieważ jesteś mężczyzną i reprezentantem rodziny
królewskiej.
- Nie rozumiem, co to ma do rzeczy.
Ali wypiła kolejny łyk wina, przyglądając się uważnie
Kamalowi.
- Zaraz ci to wyjaśnię. Ta uroczystość ma charakter ofi
cjalny, co wymaga specjalnego stroju. Jesteś następcą tronu,
więc w twoim wypadku to szczególnie ważne.
- Będziesz wyglądać pięknie we wszystkim. - Albo bez
niczego, pomyślał, czując, że oblewa go gorąco.
- Dziękuję za komplement, ale najlepiej będzie, jeśli tam
nie pójdę.
Gdyby chodziło tylko o ubranie, Kamal mógłby się tym
zająć. Jeśli zaś nie była pewna, czy chce, by ich związek
nabrał bardziej osobistego charakteru - to już zupełnie inna
sprawa. Dziwne uczucia, jakie nim targały, gdy obserwował
ją dzisiaj z innym mężczyzną, przekonały go, że musi jak
najszybciej mieć z nią romans, a potem natychmiast zapo
mnieć o wszystkim.
Odstawił kieliszek na stół, a potem wyjął Ali z ręki pusty
kieliszek i postawił obok.
- Nie dokończyliśmy pewnej sprawy.
- Naprawdę? Nie pamiętam...
Pochylił się ku niej, zanurzył palce w jej włosach i patrzył,
jak pulsuje żyła na jej szyi. Brązowe, zielone i złote cętki
tańczyły w jej szeroko otwartych oczach.
- Wydaje mi się, że w tym momencie przerwaliśmy, gdy
moja siostra wybrała sobie bardzo niefortunny moment, żeby
urodzić dziecko.
- Och - odparła Ali, z trudem łapiąc oddech. - O to ci
chodzi.
- Tak, o to. - Kamal uśmiechnął się. - Nie lubię niedo
kończonych spraw.
- Czy tym dla ciebie jestem?
- Jesteś wspaniałą kobietą - powiedział, pocierając je
dwabisty kosmyk jej włosów.
- A ty jesteś złotoustym diabłem.
Kamal uśmiechnął się.
- To mi się podoba.
- Nie myśl, że jestem łasa na twoje pochlebstwa.
- Nawet nie przyszło mi to do głowy - odparł, ujmując
ją pod brodę. Przesunął kciukiem po jej rozchylonych war
gach. Słyszał jej przyspieszony oddech.
Nagle nie mógł już dłużej czekać. Zapragnął znów ją
pocałować. Pochylił głowę i jego wargi spoczęły na jej
ustach. Ali westchnęła i zadrżała. Przesunął rękę na jej talię
i przyciągnął ją do siebie. Zarzuciła mu ręce na szyję, przy
ciskając się do niego.
Na chwilę stracił oddech, a potem serce zaczęło mu bić
szybciej. Przesunął językiem po jej wargach. Potem odchylił
się do tyłu i położył rękę na jej piersi. Ali jęknęła, poddając
się jego pieszczotom.
Kamal z trudnością łapał powietrze. Co takiego było w tej
kobiecie, że tak bardzo jej pragnął? Do tej pory zawsze
udawało mu się lekko traktować związki z kobietami, ale
przy Ali zapominał o całym świecie. Pragnął kochać się z nią
tak długo, aż i ona zapomni o wszystkich mężczyznach, któ
rych znała.
Chciał leżeć przy niej i poznawać wszystkie zakamarki jej
powabnego ciała. Marzył o tym, żeby trzymać ją w objęciach
przez całą noc.
Nie pozwoli jej odejść.
Ta myśl przyszła do niego tak nagle, że zapragnął odpo
wiedzi. Okrywał pocałunkami jej oczy, nos, policzki i malut
kie wgłębienie pod uchem.
- Zostań dziś ze mną, Ali - szepnął przy jej ustach.
- Kamal - westchnęła. - Nie mogę myśleć, kiedy mnie
tak całujesz.
- Cieszę się - odparł z uśmiechem.
Zdjęła ramiona z jego szyi i wciągnęła głęboko powietrze.
- Muszę iść - powiedziała, wstając.
Kamal także wstał.
- Przecież dopiero przyszłaś. Zaplanowałem kolację...
- Nie tylko to zaplanowałeś. - Odwróciła się i podeszła
do drzwi.
Stanął za nią, przytrzymując drzwi, żeby nie mogła otwo
rzyć ich szerzej. Pochylił się, muskając ustami jej szyję. Ali
westchnęła.
- Powiedz, że nie chcesz moich pieszczot.
- Kamal - szepnęła błagalnie. - Nie wiem, czy to w po
rządku.
- Oczywiście, że tak
- Może dla ciebie. Ale ja nie jestem pewna.
- Wyleczę twoje rany.
Jej ramiona zesztywniały. Wiedziała, co Kamal ma na
myśli.
- Nie chodzi o to, co zrobił Turner. Chodzi o mnie.
- Powiedz mi. Chcę wiedzieć o tobie wszystko. Wtedy
przekonam cię, że będzie nam dobrze razem.
- Nie jestem pewna, czy to ci się uda.
Przyglądał się jej smukłej szyi, którą pragnął pocałować.
- Pozwól mi spróbować.
- A co będzie jutro? Nie mogę. Powinnam odejść.
- Dobrze. Ale to jeszcze nie koniec. - Z westchnieniem
cofnął rękę, pozwalając Ali wyjść.
- Dobranoc - powiedziała i odeszła szybkim krokiem.
Kamal zamknął drzwi. Wszedł do salonu i wziął do ręki
kieliszek, na którym był odciśnięty ślad jej ust. Miała takie
kuszące, zmysłowe wargi. Znał kobiety i dałby głowę, że
pragnęła go tak samo jak on jej. Co ją powstrzymywało? Czy
zatęskniła za dawnym kochankiem? Czy wciąż coś czuje do
tego łajdaka?
Jak ją przekonać, żeby mu uległa? Potem szybko zapomni
o niej i rzuci się w wir pracy.
Ali wpuściła właśnie Penny Hassan, żonę księcia Rafika
Hassana, do gabinetu doktora McCullougha na kontrolne
badanie prenatalne. Księżniczka była już w połowie ciąży.
Dzisiejsza wizyta ograniczała się tylko do rozmowy, więc Ali
zostawiła Penny z lekarzem, a sama czekała na stanowisku
pielęgniarek.
Obok komputera leżała jakaś gazeta. Na pierwszej stronie
wyróżniał się tytuł: „Kto zostanie żoną księcia?".
Ali przebiegła wzrokiem artykuł. Był to wywiad z księż
niczką Farrah na temat uroczystości otwarcia szpitala. Księż
niczka chwaliła bratanka za bezinteresowną pracę dla dobra
ludzi. Uważał on, że każdy człowiek ma prawo do opieki
zdrowotnej. W połowie wywiadu dziennikarz zmienił temat
i spytał o małżeńskie plany "najatrakcyjniejszego kawalera
w El Zafirze".
Księżniczka odparła, że jej bratanek jest bardzo zajęty,
więc ona i król Gamil sporządzają listę kandydatek na żonę
księcia. Już wkrótce zapadnie decyzja, kogo poślubi następca
tronu. Ali była tak zaczytana, że nawet nie zauważyła, kiedy
podeszła do niej Penny.
- Ciekawy artykuł - powiedziała, wskazując na gazetę.
- Tak.
Ali oddychała z trudnością. Miała wrażenie, że jej serce
przygniata ogromny kamień. Rozumiała, że Kamal musi się
ożenić. Ale ta informacja wydrukowana czarno na białym
była, nie wiedzieć czemu, ogromnie bolesna.
- Wyglądasz na zszokowaną.
Ali odłożyła na bok gazetę, a potem spokojnie spojrzała
na Penny. W oczach drobnej blondynki malowała się nie
kłamana sympatia.
- Dlaczego tak myślisz? - spytała.
- To nie sekret, że Kamal stracił dla ciebie głowę.
A to niespodzianka! Czy to możliwe, że wszyscy o tym
wiedzą?
- To nie jest tak - powiedziała.
- Wiem, co mówię. Zauważyłam to już wtedy, gdy po raz
pierwszy spotkałam was w pałacowym ogrodzie. Tego wieczo
ru odbywała się aukcja dobroczynna Kamal próbował cię prze
konać, żebyś podjęła tutaj pracę. Był tobą zaintrygowany.
Ali również pamiętała ten wieczór. Tuż po spotkaniu
z Penny i Rafikiem Kamal pocałował ją przy blasku księży
ca. A ona oświadczyła, że ma narzeczonego. Nie wiedziała
jeszcze, że Turner znalazł sobie lepszą partię. Tego wieczoru
Kamal zaskoczył ją, ale i podniecił. Była zdumiona jego
zuchwałością. Pocałował ją, wiedząc, że jest zaręczona z in
nym mężczyzną, Była podniecona, ale nigdy nie spodziewała
się, że go jeszcze kiedyś ujrzy.
- Może interesował się mną dlatego, że odrzuciłam jego
propozycję. Podejrzewam, że nieczęsto słyszy słowo „nie".
Ale wczoraj wieczorem usłyszał to całkiem głośno
i wyraźnie. Skąd wzięła siłę, żeby wyjść z jego apartamentu?
Jak mogła nie chcieć pocałunków, które rozpalały ją jak
ogień?
Penny oparła łokieć na kontuarze.
- To prawda. Myślę, że słowo „nie" w ogóle nie istnieje
w królewskim słowniku. W końcu przecież tu jesteś. Księż
niczka Farrah przekonała cię, żebyś przyjęła jej ofertę.
- Tak. - Ali nie chciała wyjaśniać, że przyjechała do El
Zafiru, bo po tym, jak ją zdradził Turner, nie wyobrażała
sobie pracy w tym samym szpitalu. Nie mogłaby znieść ta
kiego upokorzenia. - Oprócz wysokiego wynagrodzenia
i możliwości przeżycia przygody ta praca jest ogromną szan
są w mojej karierze zawodowej.
- Pamiętam, że tego wieczoru Rafik powiedział, że jego
ciotka powinna kierować działem zasobów ludzkich, bo ma
talent do znajdowania wykwalifikowanego personelu. Cry
stal i ja poznałyśmy ją w Nowym Jorku, kiedy szukała kan
dydatki na nianię dla bliźniaków Farika. Kiedy przyszłam na
rozmowę kwalifikacyjną, Crystal była już przyjęta na to sta
nowisko. Ale księżniczka Farrah zaproponowała mi pracę
w charakterze swojej asystentki.
- Nie wiedziałam o tym.
Penny uśmiechnęła się.
- Po przyjeździe do El Zafiru przydzielono mnie do pracy
w biurze Rafika. Zastąpiłam jego asystentkę, którą wziął dla
siebie jego ojciec. Dopiero później zorientowaliśmy się, że
jego ojciec i ciotka zrobili to wszystko specjalnie, żeby nas
wyswatać. Podobnie było z Crystal.
- Jak to?
- Król był bardzo niezadowolony, bo w pałacu wybuchł
skandal. Poprzednia niania zakochała się w Rafiku. Wcale się
jej nie dziwię. Kiedy go poznałam, wpadłam jak śliwka
w kompot. - Penny uśmiechnęła się. - Król rozkazał, żeby
zatrudniono jakąś mało atrakcyjną kobietę na to stanowisko,
żeby uniknąć nowych kłopotów. Farik się nie sprzeciwiał, bo
miał dość kłopotów w miłości. Crystal bardzo potrzebowała
pracy, więc ucharakteryzowała się na brzydulę - grube oku
lary, ani śladu makijażu, niemodne ubrania.
- I Farik zorientował się, że to gra?
- Chyba żartujesz. To tylko mężczyzna - odparła
z uśmiechem Penny. - Ale księżniczka Farrah od razu się
domyśliła. Później dowiedzieliśmy się, że natychmiast po
stanowiła, że Crystal będzie żoną Farika, i zatrudniła ją, żeby
ich ze sobą poznać.
- To bardzo interesujące.
- Najciekawsze jest to, że księżniczka Farrah także ciebie
zatrudniła.
Ali zamrugała oczami.
- Nie rozumiem.
- Szuka żony dla Kamala - wyjaśniła Penny.
- Tak jest napisane w gazecie. Ale to nie ma hic wspól
nego ze mną.
- Dlaczego tak myślisz?
- Bo tu jest napisane, że król i jego siostra prowadzą
negocjacje w sprawie narzeczonej dla następcy tronu z kró
lewskimi rodami sąsiednich krajów.
- No i?
- Chcą, żeby Kamal ożenił się z księżniczką. Twoja teoria
jest fałszywa.
- Crystal i ja jesteśmy Amerykankami. Nie pochodzimy
z królewskich rodów. Ale nasi mężowie to książęta. Uwa
żam, że moja teoria jest słuszna.
- Ale wasi mężowie nie odziedziczą tronu. Poza tym syn
Kamala będzie następnym władcą El Zafiru. Kobieta, która
urodzi to dziecko, musi być księżniczką.
- Kiedyś ja i Crystal myślałyśmy tak samo - powiedziała
z zadumą Penny. - Tego wieczoru, gdy miała się odbyć au
kcja dobroczynna, Crystal pomagała mi zrobić makijaż i uło
żyć włosy. Byłam zbyt zdenerwowana, żeby się zastanawiać,
jak ktoś, kto ściąga włosy do tyłu w nietwarzowy koczek i
w ogóle nie stosuje makijażu, potrafi zdziałać cuda, jeśli
chodzi o mój wygląd. - Westchnęła z rozmarzeniem. -
W każdym razie, gdy byłam już uczesana i umalowana, Cry
stal ostrzegła mnie, żebym nie zakochała się na balu jak
Kopciuszek. „Życie to nie bajka - powiedziała. - Kiedy
zegar wybije północ, nic się nie zmieni. Wróć do swego
pokoju, zdejmij suknię balową i rano idź do pracy. Dziew
czyny takie jak my nie poślubiają książąt z bajki". A jednak
tak się stało.
- Do czego zmierzasz? - spytała Ali.
- Na pewno podoba ci się Kamal. To żaden sekret, że on
cię wyróżnia. Możesz być także narzeczoną księcia. A które
goś dnia - żoną króla.
Ali potrząsnęła głową. Nie miała ochoty mówić, że Kamal
wybrał ją sobie tylko na przelotny romans.
- Może masz rację, Penny. Ale Kamal jest następcą tronu.
Może ze mną flirtować, ale zaręczam ci, że ożeni się z księż
niczką. Matka jego dzieci musi mieć królewską krew.
Penny pokręciła głową, przerzucając do tyłu długie pasmo
włosów.
- Nie jestem taka pewna. Crystal i ja pochodzimy ze
zwykłych rodzin. Moim zdaniem księżniczka Farrah specjal
nie wybrała takie kobiety dla swoich bratanków, żeby nie byli
zbyt zarozumiali. Pracujesz tak samo jak kiedyś ja i Crystal.
Ali skinęła niechętnie głową.
- I tak myślę, że się mylisz. Kiedy Kamal wstąpi na tron,
będzie miał u swego boku księżniczkę z królewskiego rodu.
Penny wzruszyła ramionami.
- To się okaże. - Spojrzała na zegarek. - Ta rozmowa jest
fascynująca, ale muszę biec na spotkanie z moim mężem.
Chce się dowiedzieć, co powiedział lekarz.
- A jak się czujesz?
- Oczywiście świetnie.
- Cieszę się.
- Czy będziesz na ceremonii otwarcia szpitala?
- Nie.
- Szkoda. Myślałam, że się spotkamy. Pa, Ali.
Ali patrzyła, jak smukła Penny wsiada do windy. Po co
miała jej mówić, że Kamal nie będzie chciał jej tam widzieć
po tym, jak wyszła od niego wczoraj wieczorem. Nie chciała
romansu bez uczucia.
Na cóż mogłaby liczyć, skoro nie jest kobietą odpowied
nią dla takiego mężczyzny. Turner dał jej nauczkę. Musi
sobie znaleźć kogoś zwykłego tak jak ona. A Kamal nie jest
zwykłym mężczyzną.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Następnego dnia do apartamentu Ali przywieziono stos
pudeł z balowymi sukniami. Kamal prosił, żeby je przymie
rzyła. W końcu dała się namówić, choć wiedziała, że strój nie
będzie jej potrzebny. Nie wybierała się wcale na uroczystość,
która miała się odbyć za pięć dni.
Przejrzała się w wielkim lustrze na drzwiach szafy w swo
jej sypialni. Kloszowy dół sukni otarł się o białą patchwor-
kową narzutę, która przykrywała łóżko.
Kiedy dwa dni temu zostawiła go w pałacu, myślała, że
Kamal zrozumiał, iż nigdy nie zgodzi się na romans. Ale po
wyjściu Penny jakaś kobieta zjawiła się w biurze Ali, mó
wiąc, że musi wziąć miarę. Wyjaśniła, że otrzymała rozkaz
od księcia Kamala Hassana, żeby wysłać pannie Ali Matlock
komplet balowych sukien, i musi znać jej rozmiary. Ali miała
wybrać spośród nich tę, w której będzie towarzyszyć księciu
podczas ceremonii oficjalnego otwarcia szpitala. Ali była tak
zaskoczona, że nie zdążyła zaprotestować. Za to przed chwi
lą, gdy nie chciała przyjąć sukien, została całkowicie zigno
rowana.
Kamal był coraz bardziej natarczywy. Czy nigdy nie da
jej spokoju? Choć, prawdę mówiąc, nie odebrała mu złudzeń.
Ale to, co zrobił teraz, było szantażem. I to bardzo skutecz
nym, pomyślała, patrząc na swoje odbicie w lustrze. Jak
oprzeć się księciu, skoro w różowej tiulowej sukni z kwieci-
stą aplikacją ozdobioną srebrnymi cekinami czuła się jak
prawdziwa księżniczka?
Nagle przypomniała sobie artykuł w gazecie. Kamal już
wkrótce będzie musiał pogodzić się z porażką. Kiedy się
ożeni, nie będzie mógł jej adorować. Chyba że na królewskim
dworze wszystko było dozwolone.
Kiedy po raz pierwszy wspomniał o romansie, AU myśla
ła, że po prostu się zabawi. Ale już wkrótce zrozumiała, że
nie potrafi być wyrachowana. Nie umie poświęcić swoich
zasad dla przygody, która będzie tylko epizodem.
Kręciła się przed lustrem, oglądając się ze wszystkich
stron. Westchnęła z żalem, że nikt nie zobaczy jej w tak
wspaniałej kreacji. Nawet gdyby mogła sobie pozwolić na jej
kupno, i tak nie miałaby gdzie pokazać się w niej po powro
cie do Teksasu.
Była tak pochłonięta marzeniami, że przez chwilę nie
słyszała pukania do drzwi. Kiedy wreszcie dotarł do niej ten
dźwięk, otworzyła oczy ze zdumienia. Przecież nie oczeki
wała żadnej wizyty. Może to jakiś akwizytor. Czy w tym
kraju byli domokrążcy? Może powinna to zignorować.
Unosząc ostrożnie spódnicę, pobiegła krótkim korytarzem,
skręcając w lewo za barem oddzielającym salon od kuchni.
Stanęła przed drzwiami, niepewnie przygryzając wargę. Kiedy
pukanie rozległo się znowu, Ali podskoczyła do góry z przera
żenia. Nieproszony gość nie miał zamiaru odejść. Ale nie mogła
otworzyć drzwi w balowej sukni. To wyglądałoby zbyt głupio.
Znów pukanie. Chyba musi się odezwać.
- Kto tam?
- Kamal.
Westchnęła, spoglądając w górę. Czuła się jak Ewa w raj
skim ogrodzie. Za drzwiami czekał przystojny diabeł, który
zamiast jabłkiem kusił ją najpiękniejszymi sukniami na świe-
cie. Dlaczego nie przyszło jej do głowy, że Kamal zechce tu
przyjść? Teraz wiedział, że jest w domu, nie miała więc już
wyboru. Nie mogła dłużej trzymać go za drzwiami. To było
by niegrzecznie. Musi pozwolić, żeby zobaczył, że uległa
pokusie i przymierza suknie.
Przylepiła do twarzy szeroki uśmiech i otworzyła drzwi.
- Cześć.
Wyglądał jak z reklamy w miesięczniku „Elita Biznesu".
W ciemnym garniturze, białej koszuli i czerwonym krawacie
znakomicie pasował do roli diabła, o którym przed chwilą
myślała. I to bardzo przystojnego.
Przyglądał jej się z leniwym uśmieszkiem, od którego
zarumieniła się aż po dekolt. Musiał to zauważyć, bo wpa
trywał się w odsłonięte ciało nad gorsetem. Potem obrzucił
wzrokiem kloszową spódnicę i bose stopy wystające spod
sukni.
- Czy mogę wejść? - spytał, uśmiechając się z satysfakcją.
- Oczywiście. - Cofnęła się, wpuszczając go do środka.
Serce waliło jej młotem. Dziwne, że tego nie usłyszał.
- Bardzo przyjemne mieszkanie - powiedział, odwraca
jąc ku niej głowę.
- Całkiem wygodne.
Rozejrzała się, próbując ocenić wnętrze jego oczami. Na
prawo od drzwi stał stół z kredensem od kompletu. Wzdłuż
długiej ściany umieszczona była sofa, przed nią stolik do
kawy ze szklanym blatem i dwa stoliczki po obu stronach
sofy. Telewizor był zawieszony na pochyłej ścianie vis-a-vis
baru. To było najzwyklejsze mieszkanie, co bardzo odpowia
dało Ali. Ale te dwie sypialnie, łazienka, kuchnia, salon i ja
dalnia z łatwością zmieściłyby się w salonie apartamentu,
który zajmowała w pałacu. Najbardziej brakowało jej wido
ku na ocean.
Skan i przerobienie pona.
- Wyglądasz czarująco - powiedział. Skrzyżował ręce na
piersi i przyglądał się jej z zainteresowaniem.
Ali chciała zakryć czymś nagi dekolt, ale nie mogła zdradzić
się, że jego wzrok tak ją peszy. Oparta ręce na biodrach, starając
się nie myśleć, z jak cudownego materiału uszyta jest ta suknia.
- Nie myśl, że nie wiem, o co ci chodzi.
Rozpostarł ręce w niewinnym geście.
- Ależ o nic mi nie chodzi.
- Kiedy ostatnio się widzieliśmy...
- Tak? - Jedna ciemna brew uniosła się, a oczy zapłonęły
blaskiem. Dobrze pamiętał ich ostatni pocałunek.
Ali też pamiętała dokładnie każdy szczegół. Na swoje
nieszczęście, bo miała ochotę znów się z nim całować. Ma
rzyła o tym, żeby znaleźć się w jego ramionach i przytulić
się do niego. Chciała czuć jego dotyk na całym ciele. A to
wszystko było niemożliwe.
- Mówiłam ci, że nie mam eleganckiej sukni, która była
by odpowiednia na tę uroczystość.
- Pamiętam.
- Przysyłasz kobietę, żeby wzięła moją miarę, i za chwilę
mam w sypialni dziesięć sukien!
- Czy to ci przeszkadza?
- Tak.
- W takim razie jesteś pierwszą kobietą, jaką znam, która
nie lubi ładnych sukien.
- Nie chodzi o suknie, tylko o to, że to oczywista mani
pulacja.
- Nie rozumiem.
- Próbujesz wymóc na mnie, żebym się zgodziła na ten
romans.
Jego oczy zapłonęły oburzeniem. Ali od razu wiedziała,
że popełniła nietakt.
- Chciałem tylko usunąć przeszkody, żebyś mogła pójść
ze mną na tę uroczystość. Masz prawo nie przyjąć mojego
zaproszenia.
- Wiedziałeś, że nie oprę się pokusie, żeby przymierzyć
te suknie.
Ten mężczyzna był naprawdę diabłem. Jaka kobieta nie
włożyłaby tak wspaniałej kreacji? To nie byłoby normalne.
Ale nie o suknię tu chodziło. To był kolejny sposób, żeby
podnieść temperaturę, wzmóc ciśnienie, skłonić ją, by my
ślała o nim częściej. O Boże! To działało. Ali chciała z nim
pójść na przyjęcie.
- Myślałem, że ucieszysz się z tych sukien. To wszystko.
Nie zmuszałbym cię nigdy, żebyś robiła coś wbrew sobie.
- Ale po co mi taka piękna suknia? Przecież nie powie
działam, że pójdę z tobą na przyjęcie.
- Ale też nie powiedziałaś, że nie pójdziesz. Mówiłaś
tylko, że nie masz odpowiedniego stroju na tę uroczystość,
prawda?
A więc łapał ją za słówka.
- Bo nie mam - odparła. - Jestem pewna, że ta suknia
i wszystkie pozostałe są w cenie, która znacznie przekracza
moje możliwości.
- A jeśli nic nie kosztują?
- Jak to? - Ali spojrzała na niego ze zdumieniem. - To
niemożliwe.
- Możliwe, jeśli projektantka chce ci zrobić prezent.
- Dlaczego?
- Jeśli włożysz tę suknię na oficjalną uroczystość i bę
dziesz fotografowana u mego boku, projektantka będzie mia
ła wspaniałą reklamę za darmo.
- Dlaczego miałabym się zgodzić?
- Ta projektantka to młody talent, który odkryła ciocia
Farrah. Dopiero zaczyna karierę i odpowiednia suknia na
odpowiedniej kobiecie może jej zapewnić sukces.
- A więc nie mogę ci odmówić, bo moja decyzja dotknę
łaby księżniczkę Farrah i kogoś, kogo ona wzięła pod swoje
skrzydła?
- No właśnie.
Ali potrząsnęła głową. Co teraz? Bała się spotykać z nim
prywatnie. Kamal tak na nią działał, że to było niebezpieczne.
Miała mu delikatnie odmówić, ale wytrącił jej z ręki wszy
stkie argumenty. Skłamałaby, mówiąc, że nie chce iść na
przyjęcie. Ale zanim się zgodzi, musi mu coś powiedzieć.
- Pamiętasz, jak powiedziałam, że porozmawiamy
później o twojej propozycji?
- Oczywiście - odparł. Jego oczy jarzyły się jak węgle.
- Muszę powiedzieć „nie".
Jego usta zacisnęły się w wąską kreskę.
- Rozumiem.
- Obawiam się, że nie. Nie należę do takich osób. To nie
w moim stylu. Szukam kogoś na stałe, zwykłego człowieka.
- A ja nie jestem zwykłym człowiekiem?
Ali roześmiała się.
- Na pewno nie.
Kamal skinął głową.
- Myślisz, że teraz cofnę swoje zaproszenie?
- Sądziłam, że powinnam cię uprzedzić.
- Nadal chcę, żebyś mi towarzyszyła.
- W takim razie się zgadzam.
- Włóż tę suknię. - Spojrzał na jej dekolt i jego oczy
zrobiły się jeszcze ciemniejsze.
- Jest bardzo wydekoltowana.
- Możesz zakryć się szalem
- Skąd wiesz, że jest do niej szal?
- Sam to wszystko wybierałem - odparł z uśmiechem.
Jej serce zabiło szybciej. Zawsze gdy z nim była, czuła się
jak źrebak schwytany na lasso przez kowboja. Czy znajdzie
siłę, żeby się wyrwać, zanim Kamal chwyci na lasso jej serce?
Od wizyty Kamala AM widywała go tylko z daleka. Teraz,
po pięciu dniach, szykowała się na bal. Choć miała jechać
limuzyną, a nie dynią zamienioną w powóz, czuła się prawie
jak Kopciuszek.
Zjawił się punktualnie. O Boże! Jeszcze nigdy nie wyglądał
tak przystojnie jak dziś w klasycznym czarnym smokingu.
Nie była nawet zbyt zdenerwowana, biorąc Kamala za
rękę, gdy wysiadała z samochodu. Może ten piękny strój
naprawdę dodał jej odwagi? Kto by przypuszczał, że różowy
kolor kryje w sobie taką siłę? Nie będzie nigdy księżniczką,
ale w tej sukni miała wrażenie, że nią jest.
Kamal zacisnął palce, ujmując jej dłoń w białej rękawicz
ce. Chciał dodać jej otuchy.
- Wyglądasz czarująco - powiedział.
- Ty też.
- Uznam to za komplement - roześmiał się.
- I słusznie.
Ale serce załopotało w jej piersi, gdy spojrzał na nią roz
palonym wzrokiem.
- Pora stawić czoło całemu światu. Jesteś gotowa? - spy
tał. - Nie denerwuj się.
- Czy to królewski rozkaz?
Jego zęby błysnęły bielą.
- O, tak.
Za chwilę opadła ich chmara fotografów i reporterów.
Pracownicy ochrony odsuwali tłum do tyłu, robiąc przejście
dla niej i Kamala. Ali słyszała zewsząd szepty: „Kim ona
jest? Nigdy jej nie widziałam. Słyszałam, że książę wkrótce
się ożeni. Czy to przyszła królowa?". Gdyby wiedzieli, że to
tylko Ali Matlock, panna Nikt z Teksasu. Uśmiechnęła się na
tę myśl i znów rozbłysły flesze.
Kamal zaprowadził ją do budynku przylegającego do szpitala,
w którym mieściło się centrum administracyjne i szkoleniowe.
W wielkiej sali stało podium, przed którym ustawiono
stoły. Kiedy przechodzili przez tłum, który zdążył się zebrać
w sali, Ali rozpoznawała twarze lekarzy biorących udział
w trwającej od tygodnia serii wykładów. Obok nich -jak się
domyślała - siedziały żony lub może narzeczone. Nagle zo
baczyła Turnera - stał z kieliszkiem szampana w dłoni.
Był sam. Widywała go czasem, ale specjalnie unikała
rozmowy na temat jego narzeczonej. Po pierwsze, nie miała
ochoty o niej słuchać, a po drugie, wolała udawać, że to już
jej nie dotyczy.
Ale teraz było oczywiste, że narzeczona Turnera nie przy
jechała z nim do El Zafiru. Co się stało? Kiedy ich spojrzenia
się spotkały, uśmiechnął się i uniósł kieliszek. Skinęła głową,
a potem spojrzała na Kamala. Zacisnął usta i odwrócił głowę
w bok.
Później zaprowadził ją na środek sali. Cała rodzina królew
ska siedziała już przy stole. Po chwili zaproszeni goście usiedli
na swoich miejscach i podano kolację. Ali była zbyt podnie
cona, żeby jeść. Starała się zapamiętać kryształowe kinkiety
na ścianach i zapach kwiatów zmieszany z zapachem świec.
W kącie sali na podium grało trio smyczkowe, wnosząc po
wiew subtelnej elegancji. Okrągłe stoły przykryto nieskazi
telnie białymi obrusami, na których stały porcelanowe nakry
cia ozdabiane złotem i leżały złote noże i widelce. To był
świat, jakiego już nigdy nie zobaczy. Na tę myśl zrobiło jej
się trochę smutno.
Potem zapowiedziano wystąpienie Kamala. Wygłosił parę
uwag, a następnie rozejrzał się po sali i powiedział: „Mam za
szczyt nazwać ten szpital imieniem mojej nieżyjącej macochy
Darii Hassan. Obiecuję, że wykorzystamy wszystkie środki na
walkę z chorobami i troskę o zachowanie życia. Dziękuję wszy
stkim państwu za przybycie na dzisiejszą uroczystość".
Na sali rozległy się oklaski. Ali spojrzała ze wzruszeniem
na Kamala. W jego oczach była duma. Osiągnął swój cel.
Kosztowało go to wiele czasu i wysiłku. Ale nie poddał się.
Tylko człowiek zdolny do wielkich uczuć mógł odnieść taki
sukces. Starał się ukrywać swoje emocje, ale z czasem to się
zmieni. Wierzyła, że teraz, gdy jego marzenie stało się rze
czywistością, na pewno będzie mógł się zakochać: Jednak
przyszły król nie obdarzy miłością nieodpowiedniej kobiety.
Takiej jak ona.
Znów ogarnęła ją fala smutku. Wokół Kamala tłoczyli się
dziennikarze, pragnąc usłyszeć kilka słów, które będą mogli
zamieścić w swoich gazetach, radiu i telewizji. Nikt nie bę
dzie jej szukać. Może wyjść na zewnątrz. Skierowała się do
drzwi i wyszła do ogrodu.
Powietrze było ciężkie od zapachu kwiatów. Pośrodku ogro
du stała pięknie oświetlona rzeźba, a obok tablica pamiątkowa
poświęcona matce Kamala. Wokół ogrodu ustawiono kamienne
ławki. Dyskretne białe światełka rozjaśniały ogród jak w bajce.
Chłodne powietrze przyjemnie owiewało jej rozgrzane ciało.
Spokój tego miejsca koił jej skołataną duszę.
- Witaj, Ali.
Odwróciła się.
- Turner!
Spokój zniknął.
- Wyglądasz cudownie. - Zbliżył się i stanął przed nią.
- Dziękuję.
Chciała odwzajemnić komplement, ale słowa uwięzły jej
w krtani. W ciemnym garniturze, grafitowej koszuli i krawa
cie Turner prezentował się całkiem nieźle. Kiedyś ten męż
czyzna był dla niej najważniejszy. Myślała, że go kocha.
Jasnowłosy, niebieskooki, przypominał Roberta Redforda
z czasów młodości. Był zdolnym, utalentowanym i po
wszechnie poważanym lekarzem, który wielu ludziom urato
wał życie. Czekała, aż żołądek podskoczy jej do góry i spocą
się ręce. Ale nic takiego się nie stało.
Bo to nie był Kamal.
Inteligentny, przystojny jak gwiazdor filmowy, troszczył
się o dobro wszystkich ludzi w swoim kraju. Kiedy porów
nywała ich ze sobą, Turner wypadał bardzo blado.
- Jak się czuje twoja narzeczona, Turner? Jak ona ma na
imię? Lynnda?
- Świetnie. - Wzruszył barczystymi ramionami. - W na
szym szpitalu nie uwierzą, jak wysoko zaszła mała Ali.
Spróbowała się uśmiechnąć.
- Czy ustaliliście już datę ślubu?
Turner pokręcił głową.
- Powiedz mi, co cię łączy z księciem?
- Jesteśmy przyjaciółmi. - Czuła, że to kłamstwo, ale nie
wiedziała, co powiedzieć. Na pewno nie są kochankami, i to
nie dlatego, że Kamal o to nie zabiegał.
- Byłem zaskoczony, że zdecydowałaś się na tak daleki
wyjazd. Czy jesteś szczęśliwa w El Zafirze?
- Bardzo. - To była szczera prawda. Kochała swoją pracę,
ludzi, z którymi pracowała, i pacjentów. W sprawach zawodo
wych nigdy nie była bardziej usatysfakcjonowana. A jeśli cho
dzi o sprawy osobiste... To zupełnie inna historia i nie zamie
rzała się nią dzielić. - Ale ty... - Wyciągnęła ku niemu rękę.
- Musisz być bardzo szczęśliwy. Małżeństwo to wspaniała
przygoda. Codziennie odbierasz porody. Chyba nie możesz
się doczekać, kiedy będziesz miał własne dziecko?
- Nie spieszy mi się. - Zacisnął usta. - Wolę porozma
wiać o tobie. Jak to jest poznać bliżej rodzinę królewską?
Przypomniała sobie te momenty, gdy „poznawała bliżej"
Kamala. Jego pocałunki. Ale nie miała zamiaru zwierzać się
Turnerowi.
- To interesujące - odparła krótko.
- Byłaś już w pałacu?
Skinęła głową.
- Mieszkałam tam przez kilka tygodni.
- Jestem pewien, że książę się z tego bardzo cieszył - rzu
cił z sarkazmem Turner.
- Byłam tam służbowo - odparła lodowatym tonem.
- Jako pielęgniarka? Dlaczego?
- To tajemnica. Opowiedz mi lepiej o sobie i Lynndzie.
Czy ona nie chce mieć dzieci?
- Nie wiem - rzucił krótko. Ten temat najwyraźniej nie
sprawiał mu przyjemności.
Nagle Ali zrozumiała.
- Rzuciła cię.
W oczach Turnera zabłysła złość.
- To ja zerwałem. Nie miałem racji. Zrozumiałem to, gdy
uciekłaś.
- Wcale nie uciekłam. Skorzystałam z ciekawej oferty
pracy.
- Którą najpierw odrzuciłaś - przypomniał - dlatego że
byliśmy razem.
- I wyszło mi to na dobre.
Turner potrząsnął głową.
- Wcale nie. Bardzo tęskniłem za tobą. - Położył dłonie
na jej ramionach. - Powinienem był poprosić cię o rękę.
- Nie, Turner.
- Byłem głupi. Myślisz, że przyjechałem tutaj na sympo
zjum? Jestem tu przez ciebie, Ali. - Pochylił się ku niej,
patrząc błagalnie. - Daj mi jeszcze jedną szansę. Powiedz,
że nie jest za późno.
Nie mogła uchylić się od jego pocałunku, bo Turner trzy
mał ją w uścisku. Kiedy jego usta dotknęły jej warg, czekała,
aż tak jak kiedyś ciarki przejdą jej po plecach. Ale nie czuła
nic oprócz żalu i smutku.
- Puść mnie! - Z trudem wyszarpnęła się z jego uścisku.
-Już za późno.
- Nie mówisz tego poważnie. - Jego oczy były okrągłe
ze zdumienia.
- Jestem tak poważna jak nigdy w życiu.
- Ale dlaczego? Czy jest ktoś inny?
- Nie. Po prostu już się skończyło.
- To przez księcia - powiedział oskarżycielskim tonem.
- Coś was łączy, prawda?
- Nie.
Chciała mu powiedzieć, że jest karierowiczem i cieszy się,
że nie wpadła w jego ręce. Tylko po co? Zranił ją, lecz nie
miała zamiaru się odgrywać. Nie czuła do niego zupełnie nic.
Nigdy nie kochała go naprawdę.
- Kłamiesz, Ali. Mała panna Nikt chwyta pawia za ogon.
Taki mężczyzna wykorzysta cię i rzuci. On nie jest dla ciebie.
Miał rację, ale to wcale nie usprawiedliwiało jego zacho
wania. Jak mogła kiedykolwiek myśleć, że kocha tego czło
wieka? Na szczęście w końcu przejrzała na oczy. Nie byłaby
nigdy szczęśliwa z kimś, kto miał do niej taki lekceważący
stosunek. Turner nie był wart jej uwagi.
- Muszę wracać - odparła chłodno.
Zastąpił jej drogę.
- Mam jeszcze coś do powiedzenia.
- Ali? - Głos Kamala dobiegł z dalszej części ogrodu. Po
chwili książę był już obok.
- Kamal... Wasza Wysokość - poprawiła się, przypomi
nając sobie, jak powinna się do niego oficjalnie zwracać.
Kamal miał ochotę rozszarpać tego człowieka gołymi rę
kami. Słyszał trochę z tego, co Turner powiedział Ali. Chyba
ją też pocałował. Krew zawrzała mu w żyłach. Żałował, że
to nie są dawne czasy, a poza tym był dobrze wychowany.
Za dużo włożył wysiłku w przygotowania do tej uroczysto
ści, żeby zakończyć dzisiejszy wieczór skandalem.
Ujął jej dłoń i ucałował.
- Tak długo cię nie widziałem - powiedział, prostując się.
- Nie zniosę tej rozłąki ani chwili dłużej. Wybaczy nam pan,
doktorze? - dorzucił z pogardą.
Nie czekając na odpowiedź, podał Ali ramię i wyprowa
dził ją z ogrodu. Ale nie miał zamiaru wejść z nią od razu do
środka. Za oknami sali, w której odbywała się uroczystość,
znajdowało się patio. Tu też słychać było muzykę.
Zatrzymał się i spojrzał na Ali.
- Zatańczysz ze mną?
- Oczywiście. Jesteś moim zbawcą. Rycerzem w lśniącej
zbroi. Moim bohaterem.
Dreszcz radości przeszedł mu po plecach.
- Jak to? - spytał, siląc się na spokój.
Podała mu dłoń i położyła na jego ramieniu drugą rękę.
Przyciągnął ją do siebie i zaczęli tańczyć w rytm walca.
- Chciał, żebym do niego wróciła - wyznała.
Kamala ogarnął gniew. Nie potrafił znieść myśli, że Ali
mogłaby znaleźć się w ramionach innego mężczyzny.
- Nie zgodziłaś się? - spytał, pilnując się, żeby nie wy
buchnąć.
- Nie. On już nie ma szans.
Kąciki ust Kamala uniosły się lekko w uśmiechu.
- Słusznie - powiedział, przytulając ją do siebie.
Ale co on, Kamal, powinien zrobić, żeby nie stracić u niej
szansy? Nie chciała mieć z nim romansu. Ale to wcale nie
ostudziło jego zapału. Przeciwnie, pragnął jej teraz jeszcze
bardziej.
Patrzył na jej śliczną buzię, myśląc, jak pokonać swą
bezsilność.
Żadna inna kobieta nie fascynowała go tak bardzo. Na
pewno znajdzie sposób, żeby poradzić sobie z Ali.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Ali leżała na łóżku w szlafroku, zwinięta w kłębek. Ktoś
zapukał do drzwi, ale nie miała zamiaru mu otwierać. Nieważne,
kto stoi pod drzwiami. Wciąż nie mogła otrząsnąć się z szoku
po wiadomościach telewizyjnych na CNN. W migawkach
z uroczystości otwarcia szpitala skoncentrowano się na planach
małżeńskich Kamala.
Ta relacja ją zaskoczyła i ogłuszyła, ale na dnie serca czaił
się ból. Na szczęście w szpitalu było tyle pracy, że jej uwaga
skupiała się na czym innym. Ale ledwie wróciła do domu,
znów ogarnęły ją czarne myśli.
Gdyby istniało lekarstwo, które mogłoby ukoić jej ból
. Na
razie potrafiła tylko włożyć szlafrok i kapcie i zwinąć się na
łóżku w pozycji embrionalnej. Ach, te głupie myśli! Chyba
nigdy nie dadzą jej spokoju.
Pukanie do drzwi zrobiło się bardziej natarczywe. Ktoś
koniecznie chciał, żeby mu otworzyć. Ostatnim razem to był
Kamal. Znów poczuła ból i łzy napłynęły jej do oczu. To
niemożliwe, żeby to był on. Zgodnie z krążącą plotką nie
miał teraz czasu na flirt.
Usiadła na łóżku i postawiła nogi na podłodze. Po chwili
ciszy miała nadzieję, że nieproszony gość już poszedł. Ale
pukanie rozległo się znowu. Gość chyba nie był zachwycony,
że tak długo musi czekać.
- Ja też mam dosyć - wymamrotała pod nosem.
Przeszła z sypialni przez salon i zbliżyła się do drzwi wej-
ściowych. Nie miała ochoty otwierać, ale bała się, że hałas
obudzi sąsiadów, którzy o różnych porach kończyli dyżury
w szpitalu.
Na wszelki wypadek chciała wyjrzeć przez wizjer. Ale ten,
kto go zakładał, musiał mieć dwa metry wzrostu. Nie chciało
jej się przynosić stołka z kuchni. Zdjęła łańcuch, przekręciła
klucz w zamku i uchyliła drzwi. Serce zabiło jej szybciej.
- Jesteś chora? - spytał Kamal, wpatrując się w jej biały
szlafrok i żółte mechate kapcie.
- Nie. - Chyba że miał na myśli jej podły nastrój. Ale
z drugiej strony dzięki temu nie przejmowała się, że jest taka
zaniedbana.
Miała ochotę zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, ale to by
nie było fair. Kamal nie zrobił nic złego. Nie okłamywał jej.
Od początku był z nią całkiem szczery. Szkoda, że nie mogła
go nienawidzić. Nie jego wina, że go pokochała.
Przez cały czas myślała, że jest zbyt mądra, żeby się
zakochać. To, co z nim robiła, uważała za przygodę. Ale
chociaż była tak ostrożna, to jednak liczyła na coś więcej.
Tak samo jak on próbowała kontrolować swe uczucia. Tylko
że jej się to zupełnie nie udało.
Od wykrochmalonego kołnierzyka białej koszuli i nobli
wego granatowego krawata aż po elegancki garnitur w prążki
Kamal w każdym calu był mężczyzną, który nadawał się na
króla. A ona miała słabość do człowieka, który troszczył się
tak bardzo o swych poddanych, że nie mógł jej pokochać.
- Co się stało? - spytał troskliwie.
Ali znów miała ochotę się rozpłakać.
- Dlaczego sądzisz, że coś się stało?
- Kładziesz się spać, chociaż jest tak wcześnie?
- Miałam bardzo ciężki dzień - odparła, wzruszając ra
mionami. - Muszę odpocząć.
Tak właśnie było. Zawsze jest ciężko, kiedy człowiekowi
pęka serce. Trzeba udawać przed pacjentami i koleżankami
z pracy.
Chciała położyć się i zasnąć, żeby osiągnąć upragniony
spokój.
- Powinnaś była mnie uprzedzić, że nie przyjdziesz na
kolację wydaną na cześć pracowników szpitala.
- Po co miałabym cię uprzedzać?
Kamal uniósł lekko głowę.
- Bo jestem następcą tronu.
To nie był akurat żaden powód, ale nie miała siły z nim
dyskutować.
- Zapomniałam - skłamała.
Wiedziała, że Kamal przyjdzie wygłosić parę słów do
pracowników. Nie miała odwagi spojrzeć mu w twarz. Łzy
napłynęły jej do oczu. Była wściekła na siebie, że nie potrafi
ich powstrzymać.
- Dosyć! - Kamal pchnął drzwi, które otworzyły się sze
roko, i zatrzasnął je za sobą. - Co się stało?
- Nic.
- Nie wierzę. - Chwycił ją tak mocno, że nie miała siły
mu się wyrwać. - Chcę wiedzieć, dlaczego płaczesz.
Wzruszyła ramionami, próbując wykrzesać z siebie
uśmiech.
- Mam małą chandrę. Takie babskie smutki. Czasem mnie to
nachodzi i wtedy najlepiej zostawić mnie w spokoju. Przepra
szam, że mnie nie było. Dziękuję, że wpadłeś, ale nic mi nie jest...
- Przestań! - Potrząsnął nią lekko. - Nie jesteś kapryśną
kobietą, która bez powodu zaniedbuje swoje obowiązki. Mu
sisz mi się przyznać. Czy coś stało się w szpitalu? Czy ten
łajdak przyszedł do ciebie? Chcę wiedzieć, dlaczego jesteś
zdenerwowana. I to zaraz.
Nie mogła powiedzieć Kamalowi, że to przez niego. By
łoby jeszcze gorzej. Dlaczego sobie nie pójdzie i nie zostawi
jej w spokoju?
- To osobista sprawa, Kamal.
- A więc to przez Turnera. Co ci zrobił?
Jej oczy zrobiły się okrągłe ze zdziwienia. Sympozjum
skończyło się dwa tygodnie temu. Od tego czasu nie widziała
Turnera. Nie mogła przez niego płakać.
- Nie. - Pokręciła głową. - Turner Stevens nie może już
mnie zranić.
Co za ironia! Tamtego wieczoru w ogrodzie Kamal był jej
bohaterem. Łzy znów napłynęły jej do oczu. Jedna wielka łza
stoczyła się po policzku i spadła na miękki kołnierzyk szlafroka.
Kamal przegarnął ręką włosy.
- Nie doprowadzaj mnie do szaleństwa, Ali. Powiedz, kto
cię skrzywdził.
- Mylisz się.
- Nie chcesz powiedzieć prawdy. Wcale nie zapomniałaś
o tym spotkaniu. Nie potrafisz kłamać, co zresztą bardzo
cenię. Wiem, że uciekasz od czegoś, co sprawia ci ból.
- Uciekam? - Ali zamrugała ze zdziwienia. - O czym ty
mówisz?
Uniósł jedną brew.
- Zdecydowałaś się podjąć pracę w moim kraju, bo chcia
łaś uciec od mężczyzny, który cię zdradził. Widziałaś, jak po
rozwodzie twoja matka uciekła od ojca, zrywając z nim kon
takty. Teraz uciekłaś ze szpitala.
Ali oparła ręce na biodrach.
- Kto nafaszerował cię tą głupią psychoanalizą?
- Nie trzeba być psychologiem, żeby zauważyć tę pra
widłowość. Już jako dziecko nauczyłaś się uciekać od tego,
co boli.
Wiedziała, że Kamal ma rację.
- No i?
- Chcę wiedzieć, kto cię skrzywdził. Jeszcze pożałuje, że
się urodził. - Jego oczy pociemniały ze złości. - Jak on się
nazywa, Ali?
Nie mogła oderwać od niego wzroku. Zawsze podziwiała
jego żelazny upór. Nie da jej spokoju, dopóki nie dowie się
prawdy.
- To Kamal Hassan.
- Ja? - Cofnął się pół kroku, jak rażony gromem. - Nie
rozumiem.
- Muszę usiąść. - Nie miała siły utrzymać się na nogach.
Podeszła do beżowej sofy i usiadła.
Kamal przysiadł obok niej.
- Wytłumacz mi.
- Dziś w telewizji powiedzieli, że zamierzasz ogłosić za
ręczyny z księżniczką Mikalią Sharif z jakiegoś kraju, które
go nazwy nie pamiętam. Chyba wypada złożyć ci gratulacje.
- Myślisz, że jestem zaręczony?
- To żadna niespodzianka. Przez cały czas wiedziałam,
że niedługo się ożenisz.
- To dlaczego jest ci przykro?
Zachowywał się jak typowy mężczyzna. Albo nawet go
rzej. Chciał sobie z nią porozmawiać. Od kiedy mężczyźni
dyskutują na tak delikatne tematy? W takim razie powie mu
wszystko bez ogródek, a potem niech zostawi ją w spokoju.
- Jest mi przykro, bo chcesz poślubić inną kobietę, a ja
się w tobie zakochałam. To wszystko.
Kamal był tak samo zdumiony jak wtedy, gdy powiedzia
ła, że to on ją dręczy. Pokiwał głową w zamyśleniu.
- Wiem, jak rozwiązać twój problem - oznajmił po
chwili.
- To niemożliwe. Nie mów, że czas wyleczy moje rany.
Nie jesteś mi nic winien. Nigdy mnie nie okłamywałeś ani
nie obiecywałeś nic oprócz romansu. Powiedzmy sobie, że
było miło, a teraz każde z nas pójdzie swoją drogą.
- Mam lepszy pomysł.
- Oczywiście - westchnęła. - Jaki?
- Wyjdziesz za mnie.
- Co? - Teraz ona była zdumiona. Nie mogła uwierzyć
własnym uszom.
- Chcę, żebyś była moją żoną. To najlepsze rozwiązanie.
- Ale jesteś już zaręczony. A król, twoja ciotka? Słysza
łam, że wybrali dla ciebie narzeczoną.
Kamal potrząsnął głową.
- Nic mi o tym nie wiadomo. Gdyby ojciec mi kogoś
wybrał, to nie dowiadywałbym się o tym z mediów. Teraz
wybrałem. Chcę, żebyś za mnie wyszła.
Przyglądała się skupionej twarzy Kamala.
- Można by pomyśleć, że mówisz to poważnie.
- Jak najpoważniej, Ali. To nie jest temat do żartów.
Nie. Chyba mówił szczerze. Nagle ogarnęła ją ogromna
radość.
Kamal ujął jej dłonie i ucałował. Serce o mało nie wysko
czyło z jej piersi.
- Wyjdź za mnie, Ali - poprosił, patrząc jej w oczy.
Marzyła o tych słowach, ale nie spodziewała się, że kiedyś
je usłyszy. Co mogła mu odpowiedzieć?
- Tak - szepnęła.
Uśmiechnął się z satysfakcją.
- Weźmiemy jak najszybciej ślub.
Wstał i pociągnął ją do góry, a potem przytulił.
- Będziesz najwspanialszą królową na świecie.
Pochylił głowę i przycisnął usta do jej warg. Ali czuła, że
świat wiruje wokół niej. Nawet nie wyobrażała sobie, iż
kiedyś będzie tak szczęśliwa.
Kamal siedział za biurkiem, uśmiechając się do siebie.
Wczoraj wieczorem Ali przyjęła jego oświadczyny. W tej
samej chwili zniknęła niepewność, która dręczyła go od
chwili, gdy zobaczył ją z innym mężczyzną.
Ali należała teraz do niego. Na tę myśl uśmiechnął się
jeszcze szerzej.
W drzwiach jego biura stanął Emir.
- Wasza Wysokość, panna Matlock chce się pilnie z pa
nem widzieć.
To wspaniale, że nie musi czekać na to spotkanie do
wieczora.
- Wprowadź ją, Emir.
Chwilę później Ali była już w pokoju. Jak zawsze wyglą
dała ślicznie w zielonej długiej sukience, przepasana pa
skiem w smukłej talii. Kamal poczuł się tak, jak spragniony
wędrowiec, który zobaczył oazę na pustyni. Czy potrafił je
szcze kontrolować swe uczucia?
Wstał i okrążył biurko.
- Co się stało, że tu przyszłaś? Oczywiście cieszę się, że
cię widzę - dodał szybko.
- Muszę z tobą porozmawiać - powiedziała, uśmiechając
się niepewnie.
Kamal spojrzał w jej wielkie, wyraziste oczy, których bar
wa była barometrem jej nastroju. Dominował w nich ciemny
brąz z ledwo dostrzegalnymi iskierkami złota. A więc dener
wowała się.
- O czym?
- Ja... - Urwała i przełknęła ślinę. - Ja... - Splotła palce
obu rąk.
Wziął ją za rękę i zaprowadził do skórzanego fotela, który
stał naprzeciw jego biurka.
- Usiądź. Możesz mi wszystko powiedzieć. Wkrótce bę
dziemy małżeństwem.
- No właśnie... - W jej oczach czaiła się ciemność. - By
łam taka szczęśliwa, kiedy poprosiłeś mnie o rękę.
- To dobrze.
Ali zesztywniała.
- Ale teraz wszystko przemyślałam. Ani razu nie powie
działeś, co do mnie czujesz.
Myślał, że powiedzieli sobie wszystko, co było konieczne.
O co jej chodziło?
- Dlaczego masz wątpliwości? Poprosiłem cię o rękę
i zgodziłaś się. Nie ma już o czym mówić.
- Owszem, jest.
- W takim razie słucham. - Oparł się biodrem o biurko
i skrzyżował ręce na piersiach.
- Dlaczego mi się oświadczyłeś?
- A dlaczego o to pytasz?
- Nie odpowiadaj pytaniem na pytanie. - Ali westchnęła
ciężko. - Może to dobra metoda w prowadzeniu negocjacji
z innym krajami, ale nie w rozmowie ze mną. Dlaczego po
prosiłeś, żebym za ciebie wyszła?
- Bo masz wszystkie cechy idealnej żony.
Jej oczy były ciemne jak otchłań.
- Czy możesz to sprecyzować?
- Troszczysz się o moich poddanych. Widzę, z jakim en
tuzjazmem podchodzisz do pracy w szpitalu. Mam prawo
przypuszczać, że tak samo będziesz się troszczyć o przy
szłość tego kraju. Jesteś bardzo ładna i fotogeniczna.
- I mam dobry gust - dorzuciła z sarkazmem.
Kamal nie wiedział, jak zareagować. Doszedł do wniosku,
że najlepszy będzie komplement. Nie miał pojęcia, dlaczego
Ali jest rozdrażniona, ale z doświadczenia wiedział, że tak
najłatwiej zdobyć przychylność kobiety.
- Bardzo dobry. Po przyjęciu reporterzy koniecznie
chcieli dowiedzieć się, kim jest ta piękna kobieta, która mi
towarzyszyła.
- Coś jeszcze? - spytała.
Komplementy nie zadziałały. Ali wciąż miała surowy wy
raz twarzy.
- Tak. Jesteś inteligentna.
Niestety. W innym wypadku bardzo szybko by się nią
znudził. Ale jej dowcip i bystry umysł sprawiały, że intrygo
wała go coraz bardziej.
Wygładziła suknię na kolanach.
- Skończyłeś?
Chyba tak. O, nie! - pomyślał, widząc jej kamienną twarz.
- Będziesz dobrą żoną.
- Choć nie mam w sobie królewskiej krwi? Jestem zwy
kłą dziewczyną z Teksasu.
Gdyby jej oczy nie pociemniały jeszcze bardziej, a jej pełne
usta nie zacisnęły się w wąską kreskę, Kamal może by zapro
testował. Ali Matlock wcale nie była zwykłą dziewczyną.
- Królewska krew nie jest koniecznością w wypadku żo
ny. Nie gwarantuje zdrowego, silnego potomstwa.
- Sądzisz, że urodzę zdrowe i silne dzieci?
- Tak - odparł stanowczo. - Poza tym nie ma o czym
mówić. Są względy znacznie ważniejsze niż więzy krwi.
- Jakie?
Ali była nieubłagana. Co ma jej powiedzieć, żeby odzy
skała dobry humor? A, humor. Zapomniał o tym.
- Jesteś bardzo zabawna.
- Naprawdę? - Uśmiechnęła się z nadzieją.
Poddawała się. Trzeba to wykorzystać. Pochylił się i po
łożył obie dłonie na oparciu jej fotela.
- Tak - powiedział cicho, wodząc wzrokiem po jej sku
pionej twarzy.
Musnął wargami jej usta, policzek i zagłębienie pod
uchem. Kiedy Ali zadrżała, spojrzał jej w oczy.
- Nie mogę się doczekać, kiedy będziesz moja. Jesteś
idealną kandydatką na żonę.
Znów zaczął ją całować, ale Ali położyła palec na jego
ustach.
- Nie. Nie mogę normalnie myśleć, kiedy mnie całujesz.
- Lepiej nie myśleć, tylko czuć.
Uniósł jej rękę i całował po kolei koniuszek każdego pal
ca. Z satysfakcją słuchał jej szybkiego oddechu.
Nagle zerwała się z fotela, odtrącając go od siebie.
- Co się stało? - spytał.
- Kochasz mnie?
Zezłościł się, bo znów ogarnęła go niepewność.
- To nie ma nic do rzeczy - parsknął.
- Dla mnie ma. - Wzięła głęboki oddech. - Kiedy wczo
raj mnie spytałeś, czy wyjdę za ciebie, byłam bardzo szczęś
liwa.
- To dobrze. W takim razie...
- Jeszcze nie skończyłam. To dla mnie zbyt ważne, żebyś
mnie uciszał.
Założył ręce na piersiach i oparł się o biurko.
- Dobrze. Mów dalej.
- Byłam zrozpaczona, gdy się dowiedziałam, że je
steś z kimś zaręczony i nasza znajomość niebawem się skoń
czy. Potem poprosiłeś mnie o rękę i myślałam, że oszaleję ze
szczęścia.
- No i co?
- Nigdy nie powiedziałeś, że mnie kochasz.
- Powiedziałem ci, co o tobie myślę.
- Wyliczyłeś moje zalety jak w CV. Chcę wiedzieć, co do
mnie czujesz.
- Jesteś dla mnie kimś wyjątkowym. Tak przynajmniej
czułem, zanim zaczęła się ta głupia rozmowa.
- Nie chcesz rozmawiać na tematy osobiste?
- Nie. - Widział, że go zrozumiała, choć nie była prze
konana. - Jesteś kobietą, z którą chcę spędzić całe życie.
- Będziesz mi wierny? - spytała, unosząc brew.
- Jak możesz w to wątpić? Jestem uczciwym człowie
kiem, który ma stanowić wzór dla swego narodu. Złożę przy
sięgę, że będę ci zawsze wierny.
- Dlatego że mnie kochasz?
- Dlatego że będziesz moją żoną i matką moich dzieci.
- Spełnisz swój obowiązek?
- Tak - odparł zadowolony, że go zrozumiała. Ale kiedy
jej oczy pociemniały, wiedział, że się pomylił.
Ali uniosła brodę.
- W takim razie muszę zmienić zdanie i odrzucić twoje
oświadczyny.
- Dlaczego? - spytał zaskoczony.
- Nie zrezygnuję ze swoich marzeń. Zasługuję na coś
więcej.
- Oczekujesz deklaracji miłości - odparł ze złością. -
Wczoraj wieczorem nie pytałaś o to, choć od wielu tygodni
znałaś moją opinię na ten temat.
- Miłość nie jest kwestią opinii. Małżeństwo bez niej jest
tylko spełnianiem obowiązków. Wczoraj wieczorem byłam
podekscytowana. Dzisiaj widzę wszystko wyraźniej.
- Twoje zachowanie świadczy o czymś innym.
- Może masz rację. Ale dla mnie jest jasne, że traktujesz
małżeństwo jako obowiązek i będziesz oczekiwać ode mnie
tego samego. Dla mnie to za mało. Pragnę czegoś więcej.
- Nie wystarczy ci, że będziesz królową? Mogę dać ci
wszystko - majątek, bogactwo, namiętność...
- Bez miłości to nic nie znaczy. Wolałabym poślubić
hydraulika, który mnie kocha, niż księcia, który spełnia tylko
swoje obowiązki. - Odwróciła się w stronę drzwi. - Do wi
dzenia, Kamal.
- Czy masz zamiar zerwać kontrakt i wrócić teraz do
domu?
- Pytasz, czy chcę uciec?
- Tak,
Ali westchnęła.
- Nie. Mimo wszystko jestem ci wdzięczna. Zwróciłeś mi
uwagę na to, że wciąż uciekam. Pora z tym skończyć. Choć
będzie mi trudno spotykać się z tobą po tym wszystkim,
zostanę tu do końca kontraktu.
Mimo gniewu Kamal dostrzegł na jej twarzy ból. He wy
siłku musiało ją kosztować, żeby powiedzieć mu to wszystko.
Była wspaniała. Jej charakter i siła woli to były cechy, jakie
również chciałby widzieć u swoich dzieci. Ale była też upar
ta. To nie jest zła cecha, jeśli odpowiednio się ją wykorzysta.
Jednak w tym wypadku jej upór do niczego nie prowadził.
Co właściwie Ali chciała od niego usłyszeć? Przecież nie
mógł ulec słabości i powiedzieć, że ją kocha.
Skinął głową.
- Cieszę się, że zostajesz.
Cofnęła się, jakby otrzymała cios. Ostatnia iskierka na
dziei na jej twarzy zgasła.
- Szkoda, że nie mogę powiedzieć tak samo.
Kamal wyprostował się.
- Przykro mi, że sprawiłem ci zawód.
- Zawód? - Ali roześmiała się z goryczą. - Czuję się go
rzej niż wtedy, gdy mój ojciec porzucił mnie i matkę. I gdy
Turner złamał mi serce, bo oświadczył się innej kobiecie.
Najgorsze, że nie ma żadnego lekarstwa na ten ból.
- To twoja decyzja.
Ali wciągnęła głęboko powietrze.
- Nie. Twoja. Ale muszę z tym żyć. Ty także.
Odwróciła się i wyszła z pokoju.
Kamal wpatrywał się w miejsce, gdzie jeszcze przed
chwilą stała jego niedoszła żona, i pragnął, żeby wróciła
dręcząca go niepewność. Wolał to niż tę czarną otchłań, która
majaczyła przed nim teraz.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Kamal spojrzał na zegarek stojący na biurku i westchnął.
Już po dziesiątej. Znów się spóźnił na kolację. Potarł oczy
i odłożył na bok sprawozdania finansowe. Wyprostował się
na krześle i skrzywił się z bólu. Za długo siedział zgarbiony
nad pracą. Ale ból fizyczny był niczym w porównaniu z tę
sknotą, jaka dopadała go natychmiast, gdy przerywał pracę.
Wciąż myślał o Ali. Przecież nie mógł pracować dwadzie
ścia cztery godziny na dobę, żeby o niej nie myśleć. Życie
bez niej stawało się nieznośne. Musi znaleźć jakiś sposób,
żeby pogodzić się z nią i zacząć wszystko od początku.
- Jeszcze pracujesz?
W przyćmionym świetle lampy zobaczył ciotkę Farrah
i stojącego obok ojca.
- Jest późno, ciociu. Co wy tu robicie?
- To prawda, synu - odparł ojciec. - Dlatego przyszliśmy
zobaczyć, co się z tobą dzieje.
- Wszystko w porządku.
Król i jego siostra podeszli bliżej.
- Twoja ciotka i ja martwimy się o ciebie - powiedział
ojciec.
Kamal zrobił parę obrotów ramionami, napinając mięśnie
szyi i pleców skurczone od siedzenia przy biurku przez wiele
godzin.
- Nie rozumiem. Wszystko w porządku. Nie ma się o co
martwić.
- Wprost przeciwnie - powiedział król. - Twoi pracow
nicy powiedzieli...
- Kto? - spytał ostro Kamal. Jego głos zdradzał emocje,
które nie powinny być widoczne.
- Wszyscy. Od dwóch tygodni pracujesz jak szalony
i oczekujesz tego samego od swoich asystentów.
- Nie oczekuję od nikogo więcej niż od samego siebie
- zaprotestował Kamal.
- No właśnie - włączyła się do rozmowy ciotka. - Wykoń
czysz się, jeśli będziesz tak harować. To niedopuszczalne, żebyś
zamęczał przy tym cały zespół. Odgrażają się, że rzucą pracę.
- Czuję się świetnie. I załatwię to z moimi pracownikami.
A teraz, jeśli to wszystko... - Pochylił się nad biurkiem,
biorąc znów do ręki sprawozdanie. Ale ojciec ani ciotka się
nie poruszyli. - O co chodzi? - spytał, czując ich wzrok na
sobie.
Ciotka usiadła w skórzanym fotelu naprzeciw jego biurka,
tym samym, w którym siedziała Ali, kiedy była tu dwa tygo
dnie temu. Od tej pory życie Kamala stało się wielką czarną
pustką.
Noce były jeszcze gorsze - zwłaszcza niepokój, który za
lewał go jak ocean. Kiedy wreszcie udawało mu się zasnąć,
prześladowały go koszmarne sny.
Kilka razy widział ją z daleka, kiedy przyjeżdżał do szpi
tala w interesach. Wciąż nie mógł zapomnieć ich ożywio
nych dyskusji i brakowało mu mądrych uwag Ali. Tęsknił za
jej zapachem i dotykiem, za ciepłem jej ciała. Przyzwy
czaił się do codziennych spotkań i gorących pocałunków. To
wszystko było niemożliwe na odległość. Ale żeby to mieć,
musiałby jej oddać swoją duszę. Przecież to niemożliwe.
- Jeszcze nie skończyliśmy - powiedziała ciotka. - Jesteś
w złym humorze, opryskliwy i zgorzkniały. Najmniejsze
głupstwo wyprowadza cię z równowagi. Zachowujesz się jak
zupełnie inny człowiek.
- Jestem taki jak zawsze - odparł, wiedząc, że to niepra
wda. Jednak nie miał zamiaru przyznać, że ich niepokój jest
uzasadniony. Domyślał się, o co im naprawdę chodzi. Wcale
nie miał ochoty o tym rozmawiać. Ani o Ali. Sam sobie
poradzi. Choć jeszcze nie zdecydował się, jak ją przekonać,
żeby zrezygnowała ze swego żądania.
Ciotka Farrah spojrzała na brata.
- On się nie przyzna,. Gamil. Myślę, że konieczna jest
bardziej skuteczna interwencja.
- Zgadzam się - odpowiedział król.
- O czym wy mówicie? - zdenerwował się Kamal.
Farrah spojrzała mu prosto w oczy.
- Jeszcze dwa tygodnie temu spotykałeś się z Ali Matlock...
- Skąd wiesz?
- Daj spokój, Kamal. - Ciotka skrzywiła się z niesma
kiem. - Przecież to niemożliwe, żeby w pałacu nie wiedzia
no, co robisz.
- Ale o co chodzi?
- Dwa tygodnie temu - ciągnęła dalej - przekazałam pra
sie wiadomość o twoich zaręczynach.
- Dlaczego? - Pamiętał łzy w oczach Ali, gdy mu o tym
powiedziała. A potem radość, gdy się jej oświadczył. Podczas
ostatniego spotkania powiedziała, że sprawił jej ogromny
ból. Było mu wtedy bardzo przykro. - Dlaczego wmieszałaś
w to media?
- Nie mogłam się doczekać, kiedy ty i Ali zdecydujecie,
co ma być dalej.
- Dalej? Nie rozumiem.
- Twoja ciotka jest urodzoną swatką - zauważył król.
- Małżeństwa twoich braci to jej dzieło.
Ciotką pokiwała głową.
- Pamiętasz, że po podróży do Nowego Jorku, gdzie przy
jęłam do pracy Crystal i Penny, zatrzymałam się w Austin,
w Teksasie, żeby odwiedzić naszych przyjaciół Prescottów?
- Tak.
Co to miało z nim wspólnego? Może ciotka podejrzewała,
że Johara i jej dziecko byli teraz pod opieką właśnie tej
rodziny? Sam Prescott, syn przyjaciela jego ojca, miał wobec
niego dług wdzięczności i przysiągł, że nie zdradzi nikomu,
gdzie jest księżniczka z dzieckiem. Ale sądząc po wyrazie
twarzy ciotki, chyba myślała o czymś innym. Chciała go
wyswatać. Ciekawe, jak czcigodna ciotka przyjmie porażkę,
gdy się dowie, że Kamal postanowił załatwić wszystko sam.
- Podczas wizyty miałam bóle w klatce piersiowej, które
okazały się niegroźne. Ale Prescottowie nalegali, żebym po
jechała do szpitala. Ali zajmowała się właśnie jakąś kobietą,
która zaczęła rodzić. Tak się skrzyżowały nasze drogi.
- Nie rozumiem, co to ma do rzeczy - stwierdził Kamal.
- Bardzo dużo. Jak tylko ją poznałam, byłam przekonana,
że będzie dla ciebie świetną żoną.
- I zaproponowałaś jej pracę w szpitalu, żeby mogła mnie
poznać - domyślił się.
- Tak. I miałam rację. Zakochałeś się w Ali.
Kamal potrząsnął głową.
- Robiłem wszystko, żeby do tego nie doszło.
- Tylko głupcy sądzą, że mogą kontrolować swe uczucia
- zaprotestowała ciotka.
- Tak mnie uczono.
- To przeze mnie, synu, prawda? - Ojciec spojrzał na
niego ze smutkiem. - Widziałeś, co było, gdy utraciłem moje
żony. Myślisz,, że mężczyzna, który ma rządzić swoim naro
dem, nie może folgować uczuciom?
- Następca tronu w El Zafirze nie może pozwolić sobie
na słabość.
Ojciec pokręcił głową.
- To żaden wstyd kochać kobietę. Jeśli to odpowiednia
kobieta. Miłość do niej da ci więcej siły.
- A jeśli ją utracę? - wypalił Kamal.
Ojciec pochylił się do przodu.
- Nad tym nie mamy kontroli. To jest przeznaczenie.
Mogę ci tylko powiedzieć, że mężczyzna jest lepszy i silniej
szy, gdy kocha go wartościowa kobieta. Na pewno słyszałeś
o królu angielskim, który zrzekł się tronu, gdy nie pozwolono
mu poślubić kobiety, którą kochał.
- Jaki stąd wniosek, ojcze?
- Po pierwsze, nikt nie musi sam dźwigać ciężaru odpo
wiedzialności. W razie potrzeby znajdzie się ktoś do pomocy.
Tak jak ty pomogłeś mnie.
- A po drugie?
- Są sprawy, na które nie mamy wpływu. Ale odwracać
się od kobiety, którą kochasz i która ciebie kocha, jest głupotą
- a to cecha niedopuszczalna u władcy kraju.
- Ale, ojcze...
Król podniósł rękę.
- Nikt nie wie tego lepiej ode mnie: Lepiej kochać i utra
cić miłość, niż nie kochać nigdy.
Kamal poczuł, że ogarnia go złość.
- Nawet jeśli ta miłość sprawia, że odwracasz się od
ukochanej córki?
Król oparł łokcie na kolanach i opuścił głowę. Długo mil
czał zasępiony, a wreszcie wyznał:
- To był dla mnie trudny okres. Nie chciałem już żyć.
- A ona tak bardzo przypominała matkę, że jej widok nie
pozwalał ci zapomnieć, jaką poniosłeś stratę?
- Tak. - Król pokręcił głową. - Nie jestem z tego dumny.
Ponoszę winę za jej bunt i wszystkie tego skutki.
- Te skutki to jej dziecko, twój wnuczek - powiedział
Kamal.
- Tak.
- Świadomie odsunąłeś ją, ojcze, bo po śmierci jej matki
bałeś się prawdziwych uczuć. Dlatego ponosisz odpowie
dzialność za to, co się z nią stało.
- Teraz to rozumiem - odparł król, pochylając głowę.
- Ale nigdy jej tego nie powiedziałeś. - Kamal czuł, że
uchodzi z niego złość. Smutek na twarzy ojca świadczył
o wysokiej cenie, jaką król płacił za swój upór.
- Czy kontaktowałeś się z siostrą?
- Tak.
- Wszystko w porządku z nią i z dzieckiem?
Kamal skinął głową.
- Johara szykuje się, żeby zacząć studia na uniwersytecie.
Chce studiować zarządzanie.
Król skinął głową.
- Zawsze mówiła, że chce się uczyć dalej w Stanach.
Domyślam się, że tam jest.
- Obiecałem jej, że nie zdradzę nikomu, gdzie przebywa.
- Nawet jej ojcu?
- Boi się, że każesz jej wracać. Nie chce wychowywać
dziecka w takiej atmosferze, jaka panowała przed wyjazdem.
- Tęsknię za nią - szepnął król.
Kamal przyglądał się ojcu. W jego oczach widać było, że
kocha córkę. Utracił ją, bo bał się do tego przyznać.
- Twój ojciec nie jest ideałem - powiedziała ciotka Far
rah. - Popełnił błąd, źle traktując swoją córkę. Ale prawdzi
wy mężczyzna, silny władca, wyciąga wnioski ze swoich
błędów.
- Twoja ciotka ma rację - powiedział król, uśmiechając
się do niej smutno.
Farrah uniosła brodę.
- Oczywiście, że tak. Pora, żebyś wyciągnął wnioski ze
swoich błędów i naprawił swoje życie, Kamal.
.- Nie mam czego naprawiać - zaprotestował, wpatrując
się w ciotkę i ojca. Spiskowali razem, pomyślał, ale nie miał
zamiaru ich potępiać. - Przekazaliście prasie wiadomość
o moich zaręczynach, żeby zmusić mnie do działania?
- Tak - przyznała ciotka. - Chcę wiedzieć, jaką krzywdę
zrobiłeś Ali. Dlaczego odsunęła się od ciebie?
- Ja? Dlaczego to ja miałbym ją skrzywdzić?
- Bo jesteś mężczyzną. I następcą tronu. Na pewno coś
zrobiłeś.
- Problem w tym, czego nie mogłem zrobić.
- To znaczy?
- Nie mogłem jej kochać.
- Myślę, że to nieprawda, synu - odparł król z westchnie
niem. - Miłości nie trzeba się wstydzić. Dzięki takim wspo
mnieniom przetrwałem najczarniejszy okres. Moja słabość
nie polegała na tym, że kochałem, tylko że nie poprosiłem
nikogo o pomoc.
- Zgadzam się z tobą, bracie - powiedziała ciotka. Potem
odwróciła głowę do Kamala. - Zakochałeś się od razu w Ali,
prawda?
Ciotka miała chyba rację.
Król wyprostował się w fotelu.
- Twoja matka powiedziała mi kiedyś: "Jesteś dla mnie
całym światem". Mój świat rozpadł się dwa razy. Za drugim
razem byłeś na tyle dorosły, żeby mnie zastąpić. Twoi bracia
zawsze ci pomogą. Jeśli nie popełnisz moich błędów, nie ponie
siesz takich strat jak ja. Nie odwracaj się od kobiety, która -jak
mi się zdaje - jest dla ciebie całym światem. Dobry władca
nie ucieka od problemów, tylko stawia im czoło.
- Praca ponad siły to w gruncie rzeczy ucieczka - wtrą
ciła ciotka. - Poza tym jeśli nie użyjesz słowa „kocham", to
wcale nie znaczy, że to uczucie zniknie.
Kamal odchylił się w fotelu. Wiedział, że oboje mają ra
cję. Próbował wszystkich sposobów, żeby zapomnieć o Ali.
Pracował tak długo, aż w końcu wyczerpany padał na łóżko.
Ale odpoczynek nie nadchodził. Śniła mu się i rana była
coraz głębsza.
- Nie twierdzę, że macie rację, ale co według was powi
nienem zrobić?
- Musisz pójść do Ali i powiedzieć, że się myliłeś- za
proponowała ciotka.
- To niemożliwe - zaoponował ojciec.
- Właśnie - zgodził się Kamal. - Nigdy się nie mylę.
- Rozum nakazuje odłożyć tę dyskusję na później - od
parła z westchnieniem ciotka. - Mogłam się domyślać, że wy
dwaj będziecie trzymać wspólny front.
- Masz inną propozycję, ciociu?
- Musisz się do niej zalecać. - Ciotka uśmiechnęła się.
- To chyba nawet lepszy pomysł niż przyznanie się do błędu.
- Zalecać się? - Kamal oparł łokcie na biurku.
- Tak. Zabierz ją do Paryża. To miasto miłości. - Postu
kała palcem po dolnej wardze. - Albo jeszcze lepiej do Rzy
mu - miasta wiecznej miłości. Bądź romantyczny. Zawróć
jej w głowie.
Kamal wolał zataić fakt, że już raz zawrócił jej w głowie
i nic z tego nie wyszło. Pragnął ożenić się z nią i spędzić
razem resztę życia. Troszczyłby się o nią i miał z nią dzieci.
Zawsze byłby jej wierny. Dlaczego jedno krótkie słowo było
ważniejsze niż to wszystko?
- Czy zwykły człowiek uzyskałby w ten sposób jej zgo
dę? - spytał.
Ojciec i ciotka spojrzeli po sobie. Król potrząsnął głową.
- Zwykłemu człowiekowi to by się chyba nie udało.
- Zgadzam się - przytaknęła ciotka i zastanawiała się przez
chwilę. - W zalotach przydadzą się kwiaty i czekoladki.
- I klejnoty - dodał ojciec. - Kobiety lubią klejnoty, pra
wda, Farrah?
Ciotka uśmiechnęła się i kiwnęła głową.
- O, tak. To świetny pomysł, Gamil. Naszyjnik, branso
letka albo jeszcze lepiej pierścionek. To na pewno ci pomoże.
- Mam dla niej pierścionki - powiedział ojciec. - Ten,
który dałem matce Johary. I ten, który dałem twojej matce,
kiedy przyjęła moje oświadczyny. To piękny szmaragd - do
dał z dumą.
- Czy zwykli mężczyźni nie dają swoim wybrankom bry
lantów? - spytał Kamal.
Ciotka i ojciec znów wymienili spojrzenia.
- Nie wiem, co robią zwykli mężczyźni. Dlaczego to dla
ciebie takie ważne?
- Ali powiedziała, że chce poślubić zwykłego człowieka.
Jeśli mam ją przekonać, żeby za mnie wyszła, to powinienem
tak się zachowywać.
Ciotka skinęła głową.
- Rozumiem. W takim razie kwiaty, czekoladki i mały
ładny brylant będą najodpowiedniejsze.
Kamal znów poczuł się niepewnie. Ale przy odrobinie
szczęścia może udowodni Ali, że nie różni się od zwykłych
mężczyzn.
ROZDZIAŁ DWUNASTY
- Czy ty ogłuchłaś, Ali?
Ali czekała w kolejce, żeby zapłacić za sałatkę w przy
szpitalnym barze. Po długim dyżurze chciała kupić coś na
kolację i wrócić szybko do domu. Musi zebrać siły na jutrzej
szy wieczór. Jutro ma się spotkać się z Kamalem na cotygo
dniowym zebraniu Rady Konsultacyjnej. Postanowiła, że nie
będzie robić uników, i poszła na poprzednie spotkanie, ale to
było bardzo trudne. Jutro czeka ją powtórka. Kamal zwrócił
jej uwagę, że ucieczka jest tchórzostwem i trzeba umieć sta
wić czoło przeciwnościom.
Teraz obejrzała się za siebie. Crystal Hassan stała przed
nią z filiżanką herbaty w ręku.
- Cześć, Crystal. Przyszłaś na badanie?
- Nie. Odwiedziłam moją asystentkę, która właśnie uro
dziła dziecko.
- O Boże - jęknęła Ali. - Czy wszystkie kobiety w tym
kraju są w ciąży albo rodzą?
- Sama wiesz najlepiej. - Crystal uniosła jedną brew.
I nie próbuj mnie oszukać. Dlaczego wyglądasz tak, jakby to
był najgorszy dzień w twoim życiu?
Bo każdy dzień, w którym uświadamiała sobie, że Kamal
jej nie kocha, był gorszy od poprzedniego. W końcu osiągnie
dno. Wtedy będzie pewnie wyglądała jak stratowana przez
karawanę wielbłądów.
- Naprawdę tak źle wyglądam?
- Nie - odparła szybko Crystal.
Ali wiedziała, że Crystal kłamie. Była przekonana, że
potrafi zręcznie ukrywać złamane serce. Ale to nie było wcale
takie łatwe.
- Dziś rano przy śniadaniu księżniczka Farrah powiedzia
ła, że Kamal niedługo ogłosi swoje zaręczyny.
- Ale jaki to ma związek ze mną?
Crystal wzruszyła ramionami.
- Myślałam, że to cię zaciekawi.
- Dlaczego tak sądzisz?
- Och, daj spokój, Ali. Myślisz, że nikt nie widzi, jak na
niego patrzysz?
- A on jak na mnie patrzy? - odparła atak.
- Oczywiście tak samo. Tylko ślepy by nie zauważył, że
Kamal jest w tobie zakochany.
- Ale my jako stuprocentowe realistki wiemy, że nie po
zwoli sobie na miłość.
Crystal parsknęła śmiechem.
- Usiądźmy na chwilę - zaproponowała.
Ali skinęła głową. Zapłaciły przy kasie, a potem wybrały
stolik z widokiem na ogród, w którym stał pomnik.
Zły ruch, pomyślała Ali. Znajome miejsce zbrodni. To tu
Kamal zachował się jak bohater i zrozumiała, że go kocha.
Lepiej usiąść tyłem do okna. Naprzeciw niej Crystal piła
herbatę ziołową i wyglądała ślicznie. Czy to tylko przesąd,
że kobiety w ciąży mają rumieńce? Nie wiadomo. Sama tego
nie sprawdzi. Nie wyjdzie za mąż bez miłości, co oznaczało,
że zostanie starą panną. Bez małżeństwa nie będzie miała
dzieci. Dobrze wiedziała, jakim piętnem obdarzone są dzieci
wychowywane przez samotną matkę. I jak ciężko podołać
podwójnym obowiązkom. Bardzo pragnęła mieć dziecko, ale
nigdy nie skazałaby go na tak trudne życie.
- No to powiedz - odezwała się Crystal - co jest między
tobą i Kamalem.
- Nic. Naprawdę nic.
- Dałabym głowę, że romans wisi w powietrzu.
- Czy księżniczka Farrah powiedziała, kim jest jego na
rzeczona? - spytała Ali, siląc się na obojętność.
- Nie. Myślałam, że ty mi to powiesz.
- Znów myślałaś. To cię nie męczy?
Crystal roześmiała się.
- Mówiłam, że wszystko wskazywało, iż to ty. No, przy
znaj się! Przecież go lubisz, prawda?
Ali westchnęła i kiwnęła żałośnie głową.
- Niestety. On panicznie boi się okazywania uczuć.
- Nic nie rozumiem. Mogłabym przysiąc, że się tobą inte
resuje. Poza tym jedna rzecz mnie zdziwiła. Księżniczka Farrah
wypytywała mnie i Penny, jak zalecają się zwykli mężczyźni.
Ali wyprostowała się na krześle.
- Dlaczego?
- Bo Penny i ja jesteśmy zwykłymi dziewczynami, które
poślubiły członków rodziny królewskiej. Sądzę, że od nas naj
prędzej mogła dowiedzieć się, jak się zalecają zwykli faceci.
- Ale dlaczego w ogóle o to spytała?
Crystal wzruszyła ramionami.
- Chyba dlatego, że Kamal będzie się zalecać.
Ali poczuła kamień w piersi. Najlepiej będzie jak najszyb
ciej wykreślić Kamala ze swego życia. Kiedy się ożeni, to
nie będzie takie trudne.
- To dobrze.
- Nie rozumiem - obruszyła się Crystal, - Sądziłam, że
będziesz o niego walczyć.
- Ale jak? Jestem zwykłą kobietą, która powinna się
związać z najzwyklejszym w świecie mężczyzną.
- Nie zgadzam się z tobą. - Crystal bawiła się uszkiem
filiżanki. - Penny i ja też pochodzimy ze zwykłych rodzin,
ale się zakochałyśmy, i to z wzajemnością.
- Ciekawa jestem, co ty i Penny powiedziałyście księż
niczce Farrah o zalotach zwykłych mężczyzn?
Twarz Crystal rozjaśnił uśmiech.
- Powiedziałyśmy, że randki na kręgielni i w pizzerii
gwarantują skuteczny podbój.
Ali wybuchnęła śmiechem.
- Jesteście okropne.
- Tak. - Crystal zachichotała. - Księżniczka najpierw po
traktowała to poważnie. Ale potem przyznałyśmy, że to żart.
- I powiedziałyście w końcu prawdę?
Crystal skinęła głową.
- Powiedziałyśmy, że mężczyzna powinien przynosić
kwiaty, czekoladki i biżuterię. Przeciętny chłopak pamięta
o tych trzech rzeczach, jeśli chce być romantyczny.
- Co odpowiedziała księżniczka?
- Że ona i król powiedzieli Kamalowi to samo.
Ali westchnęła.
- Nieważne, co on zrobi. Jestem pewna, że kobieta, do
której będzie się zalecać, na pewno mu ulegnie.
- Chyba tak. Wszyscy mężczyźni z rodu Hassanów są
wspaniali. Miałam dużo szczęścia. - Crystal wstała. - A pro
pos, czeka mnie właśnie romantyczna randka z moim mę
żem. Muszę już iść. Do zobaczenia, Ali.
- Do zobaczenia.
- Ale pamiętaj, że powinnaś o niego walczyć. Powiedz
Kamalowi, co do niego czujesz.
Ali patrzyła na odchodzącą Crystal. Jakże zazdrościła tej
kobiecie! Miała męża, który ją uwielbiał, a niedługo przyj
dzie na świat ich dziecko. Znów zrobiło jej się ciężko na
sercu. Bardzo lubiła i szanowała Crystal i Penny. Przez krót
kie dwanaście godzin cieszyła się nawet, że będzie ich szwa
gierką. Czy miała posłuchać rady Crystal? Kamal wiedział,
co do niego czuła, i to niczego nie zmieniło.
Nie mógł jej kochać.
Ali wróciła do swego apartamentu i włożyła sałatkę do
lodówki. Nie była głodna. Od dwóch tygodni nie miała wcale
apetytu. Wszystko układało jej się źle, odkąd rozstała się
z Kamalem. Czy kiedyś w ogóle będzie lepiej?
Miała pracę, którą kochała. Ale to nie ogrzeje jej pustych
wieczorów.
Do licha! Rozmowa z Crystal pogorszyła jeszcze jej na
strój. Jednak podjęła decyzję, że zostanie w El Zafirze do
końca kontraktu, co oznacza, iż od czasu do czasu będzie
musiała spotykać się z członkami rodziny królewskiej. Musi
jakoś sobie z tym poradzić.
Pora zdjąć służbowe ubranie i znaleźć jakieś miłe zajęcie
na wieczór. Włożyła dżinsy, zielony sweter i mechate kapcie.
W biblioteczce było mnóstwo romansów, których nigdy nie
miała czasu przeczytać. Skoro nie może przeżyć wielkiej
miłości, to poczyta o niej w książkach. Albo obejrzy roman
tyczną komedię na wideo. Czy to nie żałosne?
Nagle ktoś zapukał do drzwi. Kamal! To okropne, że od razu
pomyślała o nim. Ta huśtawka uczuć - nadzieja, rozczarowanie,
a potem ból - mogła naprawdę doprowadzić do obłędu.
Podeszła do drzwi, spoglądając bezradnie na wizjer.
- Kto tam? - spytała, przeklinając siebie w duchu za to,
że pragnęła usłyszeć głos Kamala.
- Mam przesyłkę. - To nie on.
Nie zdejmując łańcucha, otworzyła drzwi i wyjrzała.
Przed nią stał jakiś mężczyzna z koszem kwiatów.
- Panna Ali Matlock?
- Tak, ale...
Nieznajomy zerknął przez ramię.
- Przynieś resztę - powiedział do kogoś stojącego z tyłu.
Ali zdjęła łańcuch i otworzyła szeroko drzwi,
- Resztę czego?
Mężczyzna minął ją i postawił na barze piękną kompozy
cję z różowych lilii, żółtych chryzantem i białych goździków.
Potem spojrzał na nią.
- To nie wszystko.
- Ale kto to przysłał?
Posłaniec skinął na trzech mężczyzn, którzy wnieśli róż
nokolorowe pachnące bukiety.
- Czy jest jakiś bilecik? - spytała.
Mężczyźni wyszli bez słowa. Chwilę później wrócili z no
wymi bukietami kwiatów. Ali straciła rachubę. W końcu po
słaniec położył na stoliku do kawy ogromny bukiet przepięk
nych czerwonych róż.
- Oto bilecik - powiedział, wręczając jej małą kopertę
zaadresowaną na jej nazwisko.
Mężczyźni ruszyli do wyjścia.
- Proszę zaczekać - zawołała - muszę dać coś panom za
fatygę.
Posłaniec potrząsnął głową.
- Wszystko już załatwione. Życzę pani miłego dnia - po
wiedział, kłaniając się.
Zniknęli i Ali została sama. Jej apartament wyglądał i pach
niał jak prawdziwy ogród.
Ali wyciągnęła z koperty bilecik i przeczytała słowa na
pisane znajomym charakterem pisma:
„Piękno tych kwiatów blednie w porównaniu z Twoją
urodą. Kamal".
Serce zabiło jej mocniej w piersi. Stała, czując dreszcze.
W tej samej chwili rozległo się ponowne pukanie do drzwi.
- Kamal - szepnęła.
Wybiegła do holu, ale za drzwiami stał mężczyzna, któ
rego widziała po raz pierwszy w życiu.
- Panna Ali Matlock?
- T-tak.
- Przesyłka dla pani - powiedział, wręczając jej eleganc
kie pudełko owinięte w złotą folię.
Ali spojrzała na paczkę.
- Co to jest?
Mężczyzna uśmiechnął się.
- Dwa kilogramy najlepszych szwajcarskich czekoladek.
Książę Kamal sprowadził tę bombonierkę specjalnie dla pani.
Ojej! Kwiaty, a teraz czekoladki! Co się dzieje? Męż
czyzna skierował się do wyjścia.
- Proszę zaczekać. Dam panu napiwek.
- Wszystko załatwione - zaprotestował, unosząc gwał
townie rękę.
- Oczywiście. - Pokręciła głową. - Dziękuję.
- Proszę bardzo. Życzę pani miłego dnia.
Ali zamknęła drzwi i oparła się o framugę. Co za dzień!
O co Kamalowi chodzi? Na pewno ma jakiś plan. Czy pró
buje ją przekupić, żeby zgodziła się na romans? A może chce,
żeby zrezygnowała ze swoich żądań?
Aż podskoczyła do góry, kiedy znów rozległo się pukanie
do drzwi.
Tym razem to był Kamal. Trzymał w ręku ogromną skórzaną
szkatułę, w której zmieściłyby się sztućce dla tuzina osób.
- Cześć.
- Cz-cześć. - Nie odzywała się przez chwilę, wzruszona
jego widokiem.
- Nie masz mi nic więcej do powiedzenia?
Ali wzruszyła ramionami.
- Zaniemówiłam z wrażenia.
- Muszę chyba z tej okazji ogłosić jakieś święto - odparł
z uśmiechem.
- Bardzo zabawne.
- Czy mogę wejść?
Ali obejrzała się za siebie. Wszędzie było pełno kwiatów.
- Nie wiem, czy się zmieścisz.
Minął ją, rozejrzał się i skinął głową.
- Wspaniale.
Ali zamknęła drzwi i weszła za nim do salonu.
- Masz ochotę na czekoladki? Właśnie przyleciały ze
Szwajcarii.
- Tak sobie zażyczyłem - odparł zmieszany. - Denerwu
jesz się?
- Sama nie wiem - odparła szczerze. - Nie mów, że masz
tam biżuterię - dodała, wskazując na szkatułkę.
- Tak - odparł z dumą. - To królewskie klejnoty.
Poszukał wzrokiem miejsca, gdzie mógłby postawić szka
tułkę, ale na wszystkich stolikach piętrzyły się kwiaty.
W końcu umieścił ją na jednym z barowych stołków. Pod
niósł wieko i odsłonił wyłożone czarnym aksamitem wnę
trze. Na miękkim materiale leżała wysadzana diamentami
tiara, naszyjnik z brylantów i pereł, bransoletka z brylantami
i szmaragdami oraz kolczyki.
- To tylko drobna część kolekcji.
Oczy Ali zrobiły się okrągłe ze zdziwienia.
- Ja...ja...
- Znów zaniemówiłaś z wrażenia? - Kiedy kiwnęła gło
wą, spytał: - Skąd wiedziałaś, że to biżuteria?
Ali przełknęła ślinę.
- Kwiaty, czekoladki, biżuteria - to takie romantyczne.
- Właśnie.
Ali wciągnęła głęboko powietrze.
- Nic nie rozumiem - powiedziała.
Kamal zmarszczył brwi.
- Nie podobają ci się kwiaty?
- Oczywiście, że mi się podobają. Uwielbiam kwiaty.
- W takim razie to te czekoladki. Powiedz, jakie lubisz,
a każę ci je przysłać... - Urwał, przyglądając się jej uważnie.
- Wciąż jesteś zła?
Uniosła ręce.
- Znów zadajesz mi pytanie w stylu: „Czy przestałeś już
bić swoją żonę?". Jeśli odpowiem „tak", to znaczy, że jestem
niewdzięczna. Jeśli powiem, że nie, to skłamię. Chyba po
winnam odpowiedzieć, że nie wiem. Nie wiem, co o tym
myśleć. O co ci chodzi?
- Chcę, żebyś została moją żoną. - Wskazał na drogocen
ne klejnoty spoczywające w szkatule. - To dar dla kobiety,
która będzie moją żoną.
- Chcesz mnie przekupić?
Kamal wyprostował się, przeszywając ją wzrokiem. Wy
dawał się urażony.
- Nie wiem, jak ci to w ogóle mogło przyjść do głowy.
Ali postawiła na stole bombonierkę. Jak łatwo byłoby
chwycić szczęście, które jej ofiarował Kamal. Z całego serca
chciała powiedzieć „tak". Ale nie mogła zrezygnować ze
swoich zasad.
- Po co to wszystko robisz? - spytała.
- Zalecam się do ciebie. Czy to nie jest jasne? - Skrzy
żował ręce na piersi. - Podobno tak robią normalni męż
czyźni, kiedy chcą zdobyć kobietę.
- Kto ci to powiedział?
- Mój ojciec i ciotka Farrah. Czytałem też na ten temat
w Internecie - dodał z dumą.
A więc zadał sobie trochę trudu. Był bardzo miły, ale to
za mało.
- Go do mnie czujesz? - spytała.
Kamal spochmurniał.
- Z tego, co wiem, największą przyjemność sprawiają
kobietom konkretne dowody przywiązania. Ważniejsze, co
człowiek robi, niż to, co mówi.
- Słowa są puste?
- Właśnie.
Ali wzięła głęboki oddech. To decydujący moment. Jeśli
Kamal jej nie zrozumie, taka okazja nie zdarzy się po raz
trzeci. Był dumny. Nie poprosi jej jeszcze raz o rękę. A ona
nie mogła go poślubić, jeśli jej nie kochał. Szukała odpowied
nich słów, żeby dobrze ją zrozumiał.
- Chcę, żebyś wiedział, że bardzo mi na tobie zależy
- powiedziała, przygryzając górną wargę. Kamal ruszył ku
niej, ale ruchem dłoni powstrzymała go. - Nie. Pozwól mi
dokończyć. Mój ojciec mnie nie kochał. Wszystko, co zrobił,
świadczyło o tym, że jestem mu całkiem obojętna. Znalazł
sobie lepszą żonę i lepszą rodzinę.
- Idiota.
Ali uśmiechnęła się blado.
- Potem Turner zrobił to samo. Spotykaliśmy się przez
kilka lat, ale wybrał sobie odpowiedniejszą kobietę na żonę.
Kocham cię - powiedziała - ale nie mogę wyjść za ciebie,
jeśli nie będę przekonana, że ty też mnie kochasz. Muszę
usłyszeć te słowa.
Kamal westchnął głośno i przegarnął palcami włosy. Po
tem spojrzał na nią pałającym wzrokiem.
- Nie jestem przyzwyczajony do takich wyznań.
- Wiem - odparła.
- Znałem wiele kobiet - powiedział. - Nie mówię tego
po to, żeby cię zranić, ale to prawda. Wiele z nich rzucało się
na mnie z niskich, egoistycznych pobudek. Żadna nie zasłu
giwała na to, żeby zostać moją żoną.
- Rozumiem.
- To nie wszystko. Jak wiesz, pragnę być mądrym i sil
nym władcą. Ojciec zapewnił mnie, że można rządzić krajem
i być z kobietą. To jest nawet wskazane.
Miała ochotę pocałować go lub udusić. Kiedy wreszcie
rozstrzygnie się jej los?
- Ale uważasz, że miłość jest słabością? - spytała.
Kąciki jego ust uniosły się lekko.
- Naprawdę miałem w czym wybierać.
- No i?
- Chcesz, żebym powiedział, że cię kocham, ale nigdy
nie używałem takich słów. - Zbliżył się i wziął ją za ręce.
Potem spojrzał jej w oczy, ale już się nie śmiał. - Ale mogę
ci powiedzieć, że nigdy nie znałem takiej kobiety jak ty.
Jesteś niezwykła. Nikt nigdy nie był mi tak bliski. Bez ciebie
wszystko traci kolor. Kiedy odeszłaś, zabrałaś ze sobą światło
i ciepło. Moje życie jest puste bez twego śmiechu i radości,
bez twojej mądrości i wsparcia. Poruszyłaś moją duszę i za
brałaś moje serce. Błagam cię, żebyś oddała mi swoje w za
mian. Ojciec powiedział mi, że gdybym cię zostawił, popeł
niłbym największy błąd w swoim życiu.
- Och, Kamal. - To, co powiedział, było cenniejsze niż
wszystkie kwiaty, czekoladki i klejnoty na świecie. Nie mu
siał już mówić, że ją kocha. Nigdy nie spodziewała się, że
usłyszy takie słowa z głębi serca.
Delikatnie, choć stanowczo, uścisnął jej ręce.
- Nie mogę utracić miłości, którą mi ofiarowałaś. Chcę
ją odwzajemnić. Kocham cię, Ali. Bądź moją żoną. I matką
moich dzieci. Uczyń mnie najszczęśliwszym mężczyzną na
świecie.
Spojrzała na niego przez zasłonę łez.
- Tak - szepnęła.
Kamal zamknął oczy i odetchnął głęboko.
- Czy to chciałaś usłyszeć?
- O, tak - odparła. - Nigdy nie robisz nic połowicznie,
prawda? - Spojrzała na kwiaty wypełniające jej mieszkanie
i roześmiała się.
- Zgodzisz się poślubić kogoś, kto nie jest całkiem zwy
kły i przeciętny?
Skinęła głową, ocierając łzy.
- Tak, jeśli to będziesz ty.
- Będziesz ze mną szczęśliwa. - Ujął jej twarz w swoje
dłonie i otarł jej policzki kciukiem. - Nie płacz, kochanie.
Delikatnie musnął wargami jej usta.
Kiedy uniósł głowę, uśmiechnęła się do niego.
- To ze szczęścia.
- Mam nadzieję, że nie zamierzasz płakać przez całe ży
cie. Musisz przyzwyczaić się, że tak będzie codziennie.
- Ty też.
Czy tak się czuje ktoś, kto wygrał milion na loterii? - za
stanawiała się Ali. O, nie. Ona zdobyła większy skarb. Miłość
tego niezwykłego mężczyzny.
EPILOG
Kamal patrzył, jak jego synek, który urodził się trzy dni
temu, ssie pierś Ali. Ten widok wzbudzał w nim tyle uczuć:
wdzięczność, zadowolenie, radość, dumę, ale przede wszyst
kim miłość. Ali była jego żoną, przyjaciółką, kochanką, a te
raz matką jego dziecka. Nawet gdy drzemała, karmiąc synka,
trzymała małego z instynktowną siłą, która nie przestawała
zdumiewać i zachwycać Kamala.
Otworzyła oczy i jej usta rozchyliły się w uśmiechu.
- Hej.
- Hej. - Kamal usiadł na brzegu łóżka, ocierając się o nią
biodrem. - Nie chciałem ci przeszkadzać.
Ujął jej dłoń leżącą na pościeli i ucałował, a potem potarł
kciukiem wielki szmaragdowy pierścionek, obok którego była
złota obrączka obwieszczająca całemu światu, że Ali jest jego -
i tylko jego. Ta myśl zawsze sprawiała mu ogromną radość.
- Wcale mi nie przeszkadzasz. - Uścisnęła jego palce
i spojrzała na niego czule. - Bardzo tęsknię, gdy cię tu nie ma.
- Ja też. Nasz syn ma dobry apetyt - powiedział, wska
zując na ciemnowłose dziecko, które smacznie spało.
- Tak. Je ładnie i często.
Zmarszczki przecięły mu czoło, gdy patrzył na jej podkrą
żone oczy. Mimo zapewnień, że w szpitalu, który zbudował,
jest najlepsza opieka medyczna na świecie, martwił się, gdy
Ali była w ciąży. Wiedziała o tym i robiła wszystko, żeby go
uspokoić. Na szczęście poród odbył się bez komplikacji.
Przesunął palcem po jej policzku.
- Wiem, że wolisz sama się nim zajmować, ale...
- Jesteś kochany, że się o mnie martwisz, ale naprawdę
nie ma powodu. Jeśli będę potrzebować pomocy, na pewno
ci o tym powiem.
- Kocham cię.
Ali uśmiechnęła się.
- Możesz mi to mówić bez przerwy.
- Taki mam zamiar.
Ta lekcja nie przyszła mu łatwo, ale w końcu ją opanował.
Słabość ojca nie polegała na tym, że kochał. Może tylko nie
umiał ocenić sytuacji. Kamal bardzo uważał, żeby nie powtó
rzyć błędów ojca. Za kilka miesięcy król chciał abdykować,
a wtedy on przejmie rządy w kraju. Życie jest pełne niespo
dzianek, ale planował przeżyć szczęśliwie każdy dzień ze
swą żoną i synem. Jeśli urodzi im się więcej dzieci, na pewno
nie zabraknie im miłości.
- Chcesz go potrzymać? - spytała.
- Tak.
Ali podała mu synka. Wiedziała, że Kamal nauczył się
obchodzić z dziećmi, bo jego dwie bratanice urodziły się pół
roku wcześniej.
Kamal spoglądał z dumą na dziecko.
- Cała rodzina przyszła go zobaczyć.
- A ja się nie liczę?
- Och, nie. - Spojrzał na nią z rozbawieniem. - Ale po
wiem im, że jesteś jeszcze zbyt zmęczona, żeby przyjmować
gości.
- Wcale nie - zaprotestowała. - Chcę ich wszystkich wi
dzieć. To także moja rodzina.
Nie mogła się nimi nacieszyć. Tak długo była sama. Kró
lewska rodzina nie tylko sekundowała jej w romansie z wy-
marzonym szejkiem, ale przywitała ją z otwartymi ramiona
mi. Nigdy im tego nie zapomni.
- Dobrze. - Kamal wstał, trzymając na ręku dziecko. -
Wszyscy czekają w salonie. Kocham cię - powtórzył.
Ali zsunęła się z łóżka i włożyła szlafrok. Trzy dni po
porodzie czuła się trochę lepiej, choć jej ciało było jeszcze
obolałe. Ale szczęście tłumiło ból. Jej serce wypełniała mi
łość do męża i dziecka. Kamal był dla niej ogromnym opar
ciem przez całą ciążę.
Martwiła się, że nie będzie mu się podobać, kiedy zacznie
tyć. Ale potrafił ją przekonać, że jest dla niego jeszcze pięk
niejsza. Dzięki niemu nigdy już nie zwątpi w siebie. Wspo
minała czasy, zanim wyszła za mąż, i dziękowała losowi za
to, że miała tyle złych doświadczeń. Przez to, że poznała kilku
małowartościowych mężczyzn, umiała docenić tego, który
zasługiwał na jej miłość.
Weszła do salonu. Księżniczka Farrah siedziała na kana
pie, trzymając na ręku niemowlaka. Rafik i Penny usadowili
się obok ze swoją córeczką Fareezą. Po drugiej stronie sie
dzieli Crystal i Farik z córeczką Janeen i sześcioletnimi
bliźniakami. Hana i Nuri byli zachwyceni swoimi nowymi
kuzynami. Król stał obok, uśmiechając się promiennie. Już
pogodził się z Joharą i po abdykacji wybierał się do Teksasu,
żeby odwiedzić córkę i wnuczka.
Ali zdobyła męża i syna. Miała braci, siostry, siostrzenice
i bratanka.
Kamal zbliżył się i objął ją w pasie. Przytuliła się do niego.
- Nie żałujesz, że się w to wpakowałaś? - szepnął jej do
ucha.
Potrząsnęła głową i uśmiechnęła się.
- Nigdy.
- Czy podziękowałem ci za mojego syna?
Pomyślała o naszyjniku z diamentem bez skazy, który już
dostała, i drugim, który będzie prezentem za następne dziecko.
- O, tak.
Kamal skinął głową do synka śpiącego w objęciach księż
niczki Farrah.
- Ty i ja będziemy rządzić tym krajem w nowym tysiąc
leciu. Jesteś gotowy?
- Tak - odparła Ali. - Razem możemy zrobić wszystko.
Może nawet przekonać cię, że czasem się mylisz.
- Nigdy. - Kamal uśmiechnął się. - Dobrze wiedziałem,
że będziesz najwspanialszą żoną, matką i królową. Nie żału
jesz, że powiedziałaś „tak"?
- Nigdy. Nie potrafiłabym żyć bez ciebie. Nigdy nie po
żałuję swej decyzji, żeby poślubić szejka.