Annie West
Pamiętna noc
«Romans z szejkiem» - 33
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Maggie zakrywała głowę przed zacinającym lodowatym deszczem, brodząc w
błocie ulicy. Jej lekkie ubranie przywarło do skóry we wszystkich miejscach, gdzie
nie zapięła płaszcza przeciwdeszczowego. Woda ciekła jej po łydkach, spływając
do kaloszy.
Gdyby myślała trzeźwo, wracałaby swoim rozklekotanym dżipem. Jednak
jedno spojrzenie poprzez rozsunięte zasłonki salonu w domu Markusa szybko
rozjaśniło jej umysł.
Zamarła, nie bacząc w ogóle na strugi deszczu. Gdy po chwili konsternacji
dotarło do niej wreszcie to, co zobaczyła, jakiś impuls kazał jej uciekać,
zostawiając samochód przed jego domem.
Czuła ból w gardle od szlochania przerywanego wstrząsającym nią
przerywanym oddechem. Musiała już wracać do domu, zanim emocje całkowicie
zdominują zdolność trzeźwego myślenia.
Cały czas stał jej przed oczami zaskakujący, obezwładniający widok: nagi
Markus w objęciach kochanka. Maggie w jednej chwili zrozumiała jego zacho-
wanie: dlaczego raz był za bardzo zajęty, by się z nią spotykać, a potem opiekuńczy
i kochający.
Jego zainteresowanie było udawane. Maggie poczuła, jak zaciska się jej
żołądek. Była taka łatwowierna. Wierzyła mu, gdy mówił, iż nie chce się spieszyć z
okazywaniem uczuć, że szanuje to, zwłaszcza w świetle niedawnej starty bliskiej
osoby, jaka ją spotkała. Stwierdził, iż musi nabrać pewności, zanim zrobią następny
krok w ich związku.
Postanowiła pokazać mu, że jest dojrzała i gotowa na poważny związek.
Mimo jej wysiłków on wcale o to nie dbał. Nie miała doświadczenia w związkach i
za bardzo potrzebowała odwzajemnionego uczucia, by zorientować się w jego grze.
Kiedy analizowała tę sytuację, zebrało się jej na wymioty, więc schyliła się
R S
nad ziemią i zaczęła głęboko oddychać. Próbowała odegnać myśli od widoku na-
gich kochanków w salonie Markusa. Przed sobą dostrzegła nagle snop światła. Ale
skąd?
- Potrzebujesz pomocy? - Z ciemności dobiegł ją głęboki męski głos.
Podniosła wzrok i oślepiły ją światła reflektorów dużego pojazdu terenowego.
Po chwili dostrzegła sylwetkę mężczyzny. Zarys jego potężnie zbudowanych
ramion i szeroko rozstawionych stóp znamionował człowieka gotowego na
wszystko i mogącego stawić czoła najgorszym kłopotom.
W Maggie odezwała się instynktowna potrzeba wtulenia się w te silne
ramiona i znalezienia oparcia w kimś odpowiedzialnym i czułym.
Otrzeźwienie przyszło natychmiast. Uświadomiła sobie, że po pierwsze, nie
zna tego człowieka, a po drugie, jej ocena Markusa okazała się kompletnie
nietrafiona. Dostrzegła w nim wszystkie cechy, jakich życzyłaby sobie widzieć w
mężczyźnie - kochanka, przyjaciela... Och! W jak wielkim była błędzie.
Mężczyzna zbliżył się do niej.
- Nie czujesz się dobrze. Jak mogę ci pomóc? - Maggie wyłapała w pytaniu
mężczyzny nikły ślad innego akcentu.
- Kim jesteś? - zapytała tak cienkim głosem, że trudno było uwierzyć, że
wydobył się z jej gardła.
- Zatrzymałem się w Stadninie Tallawanta. Wynajmuję tam pokój.
Maggie przyjrzała się bliżej nowoczesnemu samochodowi nieznajomego i
przypomniała sobie, że w tym tygodniu miał się zjawić specjalny gość - szejk z
Szajeharu, który był właścicielem całej Stadniny Tallawanta, przysłał
pełnomocnika na inspekcję swoich włości.
To by wyjaśniało akcent nieznajomego. Władał poprawną angielszczyzną,
charakterystyczną dla wyższych sfer, jak gdyby uczęszczał do jednej z najlepszych
brytyjskich szkół.
- Będziemy stać tu tak długo, aż zupełnie zmokniemy?
R S
W jego głosie nie było nawet nuty zniecierpliwienia.
Maggie zadrżała gwałtownie, powstrzymując galopujące myśli. Co się z nią
działo? Nie mogła się właściwie skoncentrować.
Dopiero teraz dostrzegła, że nieznajomy nie miał na sobie płaszcza. Musiał
zatem zmoknąć bardziej niż ona.
- Przepraszam - powiedziała skołowana.
- Miałaś wypadek? - Znów usłyszała ten spokojny głos.
- Nie. Możesz mnie podwieźć? Proszę.
Maggie nie miała żadnych oporów, żeby go o to prosić. Poznała w nim
szacownego gościa ze stadniny, o którym słyszała dużo dobrego. Znajdowali się na
prywatnej drodze na terenach należących do stadniny.
- Naturalnie - skłonił się nieznajomy i poprowadził ją do samochodu.
Miał pociągły, zdecydowany i wyluzowany chód, jakby zmierzał korytarzem
wyłożonym wykładziną zamiast błotnistą, wyboistą drogą. Maggie podążyła za nim
chwiejnym, niepewnym krokiem.
Otworzył przed nią drzwi samochodu i poczekał, aż wsiądzie.
- Dziękuję - wyszeptała, gdy podtrzymał ją za ramię swoją silną dłonią.
Bez jego oparcia nie dałaby rady sama wdrapać się na wysoko osadzone
nadwozie pojazdu.
Maggie zanurzyła się w wyściełane przyjemnym materiałem siedzenie. Gdy
nieznajomy zamknął za nią drzwi, poczuła rozlewające się po ciele ciepło.
Zamknęła oczy, otulona przyjemną ciszą, z dala od ulewy i błota.
- Weź to, proszę. - Do jej oazy spokoju przedostał się stonowany głos
nieznajomego.
Z ociąganiem otworzyła oczy. Zajmował już siedzenie kierowcy. Dosięgło ją
spojrzenie najciemniejszych oczu, jakie kiedykolwiek widziała. Głęboko
osadzonych, tajemniczych. Mężczyzna przypatrywał się jej wnikliwie.
Jego kruczoczarne włosy odcinały się wyraźnie od opalonej twarzy. Miał
R S
silnie zarysowany, arystokratyczny nos. A skośne kości policzkowe podkreślały
surową linię brwi. Kształt szczęki znamionował silną osobowość i pewność siebie.
Musiała przyznać, że uroda tego człowieka zaparła jej dech w piersi.
Wyglądał egzotycznie, jak z „Baśni tysiąca i jednej nocy".
- Weź to - powtórzył, podając jej miękki wełniany koc. - Jesteś pewna, że nic
ci nie jest?
Przytaknęła, kryjąc twarz w zwojach koca. Ręce się jej trzęsły. Poczuła
zażenowanie na myśl, że mógł to dostrzec.
- Przestań już. - Męska dłoń ujęła jej brodę i stanowczym gestem podniosła ją
ku górze.
Maggie zamrugała, uświadamiając sobie, że jej oczy były mokre nie od
deszczu, tylko od łez, które płynęły po policzkach.
- Mam przestać? - wyszeptała, widząc spojrzenie jego ciemnych,
hipnotyzujących oczu.
- Dostałaś histerii.
Maggie miło było czuć jego dotyk, który tchnął życie w jej skostniałe z zimna
ciało.
- Przepraszam - zachmurzyła się. - Ja... ja doświadczyłam dzisiaj... szoku. Ale
już mi... już mi lepiej - mówiła nieskładnie.
- Za długo chodziłaś na dworze w taką burzę.
Delikatnie wyjął koc z jej zaciśniętych palców i rozwinął go wokół ramion.
Gdy się pochylał, poczuła zapach jego ciała - ciepły, przypominający drzewo san-
dałowe, trochę ostrawy, w każdym razie intrygujący, a przede wszystkim... męski.
- Jak się tu znalazłaś? Długo chodziłaś na deszczu?
Maggie delikatnie się uśmiechnęła i przymknęła sennie oczy. Naprawdę
podobał jej się ten akcent.
Miękko wymawiane spółgłoski i lekko chropawa intonacja działały na nią
usypiająco i... uwodzicielsko.
R S
- Czy ktoś cię skrzywdził? - zapytał mężczyzna.
- Nie! Nie. Wszystko ze mną w porządku. Tylko... - zawiesiła głos zmieszana.
Czuła się naprawdę dziwnie. - Muszę wrócić do domu.
- Dokąd cię zawieźć?
Coś jej podpowiadało, że może mu zaufać.
- Musisz jechać prosto sześć kilometrów, skręcić w prawo. Potem wskażę ci
dalszą drogę.
Maggie obrzuciła wzrokiem luksusowe wnętrze samochodu i uświadomiła
sobie, że postawiła całkiem zabłocone kozaki na tapicerce.
- Wybacz. Mam brudne buty.
- To jest samochód ze stadniny. Jestem pewien, że na co dzień bywa
zabłocony.
Maggie była przekonana, że jej towarzysz nigdy nie musiał czyścić żadnego
pojazdu. A to nie był samochód roboczy, tylko przeznaczony dla specjalnych gości.
- Kim jesteś? - zadała wreszcie pytanie, które nurtowało ją od kilku minut.
- Nazywam się Khalid. A ty?
- Maggie. Maggie Lewis.
- Miło mi cię poznać, Maggie - powiedział poważnym, niemal formalnym
tonem.
Khalid koncentrował się na prowadzeniu, gdyż pogoda pogarszała się z
minuty na minutę. Obawiał się, że Maggie może zapaść w hipotermię z powodu
przeżytego szoku i wyziębnięcia, więc nie chciał ryzykować jazdy po ciemku w
nieznanym terenie. Skierował się więc do Stadniny Tallawanta.
Dziewczyna była dla niego zagadką. Nie miała na sobie zwyczajnego ubrania.
Jego wzrok przesuwał się z uwagą po smukłych nogach wystających spod płaszcza
i spoczął na wyjściowych butach na obcasie, których przeznaczeniem miało być
najwyraźniej uwodzenie mężczyzn w tańcu. Czyżby to właśnie mężczyzna ją
skrzywdził?
R S
Pomimo tego, że była wysoka, wydawała się zupełnie bezbronna. Znamiona
tej kruchości zauważalne były w linii szyi: długiej, szczupłej i delikatnej. Khalid
stwierdził, że nie było jej wśród uczestników dzisiejszej kolacji na cześć
spadkobiercy tronu Szajeharu. Uznał jednak, iż tę kobietę musiała charakteryzować
siła charakteru, skoro odważyła się wyjść w taką pogodę z domu, i to na piechotę.
Zaintrygowała go.
Tym bardziej satysfakcjonował go fakt, że dzisiaj wyjątkowo nie
towarzyszyła mu jego zwyczajowa obstawa oraz asysta usłużnych gospodarzy. Od
sześciu miesięcy Khalid wizytował posiadłości swojego przyrodniego brata w
Europie, Amerykach i Australii. Ale nie podzielał zamiłowania Faruqa do pompy i
luksusów. Odkąd Khalid został spadkobiercą majątku swojego przyrodniego brata,
u którego wykryto śmiertelną chorobę, otrzymał nieodstępujący go na krok orszak
ochrony, którego zupełnie nie potrzebował. Również na życzenie Faruqa miał
harmonogram wypełniony po brzegi wizytacjami, które powoli zaczynały go
męczyć.
Uważał, że więcej dobrego przyniosłaby jego obecność na miejscu w
Szajeharze, gdzie nadzorowałby budowę wodociągu niosącego wodę z gór.
Przynajmniej ten projekt miał przynieść wymierne korzyści dla jego narodu.
Khalid przejechał obok garaży na rozległym terenie stadniny i skierował się w
stronę prywatnych pokoi.
- Jesteśmy na miejscu! - Odchylił się do tyłu ze swojego siedzenia, by móc
lekko potrząsnąć dziewczyną.
Nie zareagowała. Zmarszczył brwi i dotknął jej bladego policzka. Był
lodowaty.
- Maggie! Obudź się!
Znowu ten głos. Ciepły, lekko chropawy i melodyjny. Uśmiechnęła się na
widok, który powstał w jej wyobraźni - egzotycznego księcia w powiewającej
szacie.
R S
- Maggie! - Odsunęła się od ręki, która nią lekko potrząsała, by jej piękny sen
nie został przerwany.
Nigdy nie czuła się tak bezpiecznie, przepełniona wyczekiwaniem... nadejścia
obietnicy, że te głębokie, ciemne oczy mężczyzny przyniosą jej ukojenie.
Gdy otworzyła oczy, odkryła, że niesie ją w swoich ramionach przez
zacinającą ulewę. W mroku dostrzegła oświetloną werandę klasycznie
wyglądającego domku letniskowego. Wróciła myślami do wydarzeń wieczoru. No
tak, została przywieziona do Stadniny Tallawanta.
- Możesz mnie już postawić. - Maggie próbowała wyswobodzić się z objęć
mężczyzny.
Bez skutku.
- Jesteśmy prawie na miejscu - odparł, wkraczając na werandę.
Maggie nie wiedziała, co ma myśleć o tej sytuacji. Pozostać w jego ramionach
i dać się ponieść wyobraźni? Przymknęła oczy.
Nie fantazjowała przecież, wszystko wokół niej, włącznie z egzotycznym
nieznajomym, było realne. Ziewnęła i położyła głowę na jego ramieniu.
Poddała się marzeniom. Khalid. Tak miał na imię. Powtarzała je w myślach,
rozkoszując się jego brzmieniem.
Moment później uścisk mężczyzny rozluźnił się i poczuła, jak spływa wzdłuż
jego silnej klatki piersiowej na podłogę.
- Teraz - wyszeptał uwodzicielsko niskim tonem - czas, byś zdjęła ubrania.
- Słucham? - Oczy Maggie rozszerzyły się ze zdumienia.
W jasnym świetle wypełniającym pokój spostrzegł ich ciekawą barwę -
mieszankę miodu i zieleni. Jakież ona ma fascynujące oczy!
Maggie nieznacznie się od niego odsunęła i w tej samej chwili straciła
równowagę. Widząc to, zastanowił się, czy nie padła ofiarą gwałtu.
- Musisz zdjąć z siebie mokre ubrania!
- Przecież nie zrobię tego przy tobie. - Zaróżowiły jej się policzki, co
R S
podkreśliło rozsiane na nich delikatne piegi. Więc miał do czynienia z istotą, która
potrafi się zawstydzić. Nie pamiętał, kiedy ostatnio obcował z taką kobietą.
- Muszę się upewnić, że nie dostaniesz hipotermii. Twoje ciało mnie nie
interesuje.
Jeszcze bardziej spąsowiały jej policzki i odwróciła od niego wzrok
Wyglądała na naprawdę zawstydzoną.
- Potrafię o siebie zadbać. Nie potrzebuję twojej asysty - wymamrotała.
Khalid zawsze uważał za właściwe podążać za swoim instynktem i za
powinnością. Lata temu, gdy był pogrążony w smutku po stracie Szahiny, tylko
powinność pozwalała mu dalej żyć. Odpowiedzialność za swoich podwładnych
pokazała mu cel, gdy nie pozostało nic innego.
W tej chwili jego instynkt i poczucie powinności dyktowały mu, aby nie
zostawiał Maggie samej.
- Chcesz powiedzieć, że powinienem cię zostawić na pastwę szalejącej burzy?
- Nie. Nie to miałam na myśli. Doceniam, że chciałeś mnie podwieźć. Łatwiej
byłoby jednak zawieźć mnie prosto do domu.
Zwolnił uścisk wokół jej talii, obserwując bacznie, czy da radę stać o
własnych siłach. Po chwili zdjął swoją wyjściową marynarkę i rzucił ją na stojące
obok nich drewniane łóżko.
Maggie wodziła za nim wzrokiem. Miał umięśnione ramiona i idealnie
ukształtowaną klatkę piersiową. Maggie mimowolnie rozchyliła usta, przebiegając
wzrokiem po mokrej koszuli lepiącej się do jego ciała. Uznała je za zupełnie
doskonałe.
Ponownie spłonęła rumieńcem, uświadamiając sobie, jak żenującą musiała
mieć minę. Oczywiście, on się nią fizycznie nie interesował! Jej wygląd, pozba-
wiony powabu, jak jej się wielokrotnie wydawało, nigdy nie wzbudzał
zainteresowania mężczyzn. Poczuła wzbierające zażenowanie, a zaraz po nim
złość.
R S
Zaczęła nerwowo mrugać powiekami. Od dawna wiedziała, że nie jest typem
kobiety mogącej powalić mężczyznę na kolana. Wydarzenia dzisiejszego wieczoru
tylko to potwierdziły.
Khalid udał się do luksusowo urządzonej łazienki i puścił wodę do ogromnej
wanny. W sztucznym oświetleniu Maggie dostrzegła kształty jego mocno
umięśnionych nóg, widoczne przez mokre czarne spodnie. Nawet Markus ze
swoimi roześmianymi, niebieskimi oczami i wysoką, krępą budową nie mógł
dorównać temu mężczyźnie.
- Pozwól, że zdejmę ci płaszcz - powiedział i zaczął ją rozbierać, nie czekając
na zgodę. Z pewnością dlatego, że był przyzwyczajony do absolutnej uległości.
Gdy zdejmował z niej płaszcz, postanowiła skoncentrować się na czarnej
jedwabistej muszce, zamiast na wyeksponowanym przez mokrą koszulę kuszącym
męskim torsie. Zmusiła się do przymknięcia oczu, by odegnać od siebie tę pokusę.
Była zaskoczona, że w obecności Markusa nigdy nie przetoczyła się przez nią
taka fala zmysłowych doznań. Dbała o niego, szanowała go i wierzyła, iż fizyczna
bliskość między nimi to naturalny krok ku kolejnemu etapowi ich związku.
Teraz natomiast czuła się w obecności Khalida niespokojna... Czyżby z
podekscytowania? Czy tak się właśnie odczuwa pożądanie?
Miała tak małe doświadczenie w kontaktach z mężczyznami. Całe swoje
życie spędziła na farmie, trzymana na dystans przez dominującego ojca. Dlatego
też wydawało się jej, że tym bardziej powinna zabiegać o Markusa.
- Teraz zdejmij sukienkę. Zobaczymy, czy z resztą poradzisz sobie sama.
Mógłby równie dobrze recytować nazwiska z książki telefonicznej i jego głos
brzmiałby dla niej w tak samo seksowny i uwodzicielski sposób.
Nie! To musi się skończyć! Im wcześniej sobie pójdzie, tym lepiej.
Maggie instynktownie zagryzła usta, gdy poczuła jego palce na zamku swojej
sukienki. Pulsowanie krwi zagłuszyło nawet dźwięk lecącej z kranu wody. A jej
skóra zareagowała gęsią skórką, odbierając ciepło i bliskość jego ciała.
R S
- Już prawie zrobione... - powiedział sucho.
Maggie uznała, że Khalid mógłby równie dobrze rozbierać sklepowego
manekina. Zabolała ją ta obserwacja. Poczuła, jak łzy wzbierają pod powiekami.
Stała prawie naga, w samej bieliźnie, z której była dumna, a on nie obrzucił jej
nawet spojrzeniem.
Kogóż ona jednak chciała oszukać swoją nową zmysłową bielizną? Nie była
przecież zmysłowa, jak większość kobiet, które znała. Tak przynajmniej uważała.
- Maggie? Dobrze się czujesz? - Jego głębokie, czarne oczy patrzyły na nią
uważnie.
- Tak. Chcę zostać sama. Idź już. Proszę.
Zauważyła, jak jego usta wykrzywia grymas.
- Jak sobie życzysz - powiedział, puszczając jej ramię.
W mgnieniu oka już go nie było. Przez krótki moment chciała go zawołać i
poprosić, by ją przytulił. Jednak odezwała się w niej duma, która przypomniała, że
przez całe życie radziła sobie sama i polegała wyłącznie na sobie.
Obróciła się i weszła pod prysznic. Nawet nie zamknęła na zamek drzwi, bo
przecież nie spodziewała się, by ktoś mógł zakłócić jej prywatność. Ta świadomość
doskwierała jej jednak tak bardzo...
R S
ROZDZIAŁ DRUGI
Maggie wyszła z łazienki owinięta obszernym, mięciutkim ręcznikiem. Nie
zauważyła wcześniej, że Khalid zabrał jej sukienkę. Przechodząc przez pokój,
zamarła. Na dźwięk jego głosu odwróciła się gwałtownie.
- Lepiej się teraz czujesz? - Stał kilka kroków od niej i przyglądał się jej
dokładnie. - Wyglądasz o wiele lepiej. Powrócił kolor na twoich policzkach.
Wiedziała, dlaczego tak jest. Na jego widok krew płynęła dużo szybciej w jej
ciele. Poza tym pod jego lustrującym spojrzeniem wezbrało w niej przyjemne
ciepło. Poczuła nawet mrowienie w sutkach.
- Tak. Czuję się o wiele lepiej. Gorący prysznic może zdziałać cuda. - Odkąd
się spotkali, po raz pierwszy poczuła się naprawdę zakłopotana w jego obecności.
- Podejdź do mnie - powiedział, wyciągając w jej stronę rękę.
Przyjęła jego dłoń. Poprowadził ją do salonu, nie mniej luksusowego niż
łazienka. Zdobiły go lustra w złoconych ramach i eleganckie, antyczne meble. Sa-
lon rozgrzewał ogień z kominka.
- Usiądź. - Wskazał wygodną sofę przed kominkiem. - To trochę potrwa,
zanim wyschną ci ubrania i będziesz mogła je założyć. Wtedy zawiozę cię do
domu.
Maggie zanurzyła się w miękkie poduszki na sofie. Bez słowa podał jej małą
filiżankę z metalowym uchwytem. Wciągnęła wspaniałą woń.
- Co to jest za napój?
- Słodka herbata według szajeharskiego przepisu.
Maggie piła powoli, patrząc na jego sylwetkę rysującą się w świetle ognia.
Widziała w nim naturalną męskość i niezłomność woli. Stał w pozycji człowieka
mającego władzę.
- Jest pyszna!
- Zaskakujące, nieprawdaż?
R S
- Nie to miałam na myśli.
- W porządku. Pij do końca i się zrelaksuj. Za chwilę wrócę.
W sumie tego właśnie potrzebowała - zostać sama - by zebrać myśli,
przeanalizować je i poradzić sobie z nieprzyjemnymi emocjami dzisiejszego
wieczora.
Przede wszystkim zastanawiała ją tak burzliwa reakcja wobec Khalida. Był
obcy, ale jego urok osobisty zapierał dech w piersiach. Jednak nie tylko fizyczność
tego mężczyzny składała się na tak silne wrażenie, pod jakim była, lecz także jego
prostolinijność, mocna osobowość, na której można polegać, oraz sposób, w jaki
przejmował inicjatywę i zabiegał o jej komfort. Nie była do tego przyzwyczajona.
Mogła powiedzieć, że zapomniała, jakim uczuciem jest doznawanie opieki i
zainteresowania. Nie przypominała sobie, by ktoś jej to okazał tak jak Khalid.
Przynajmniej nie od czasu, kiedy ukończyła osiem lat, i przychodząc do domu ze
szkoły, przekonała się, że jej matka zabrała ze sobą młodszą siostrę i uciekła. Bez
niej.
Od tej chwili ani razu nie zaznała ciepła rodzinnego. Jej ojciec był twardym
człowiekiem, wymagającym i surowym. Nawet przed śmiercią, gdy się nim opie-
kowała, nie okazał jej żadnych cieplejszych uczuć.
- Potrzebujesz czegoś jeszcze? - dobiegł ją głos Khalida.
Nie słyszała, gdy wchodził.
- Nie. Dziękuję. - Słowa ledwo przeszły jej przez gardło.
- W takim razie wysuszymy ci włosy.
Maggie miała już zaoponować, gdy zarzucił jej na włosy ręcznik i zaczął
delikatnymi ruchami masować głowę. Było to tak przyjemne, że absolutnie nie
miała zamiaru protestować.
- Nie płacz, maleńka - powiedział ledwo słyszalnym głosem, wycierając łzy z
jej policzków.
R S
Maggie zacisnęła powieki i pomyślała, że dzisiejszego wieczora wezbrały w
niej wszystkie smutki minionych lat. Od tamtego pamiętnego dnia, gdy została
porzucona przez ukochaną matkę, nie płakała w ogóle aż do teraz.
- Zostań ze mną. Nie chcę być sama - wyszeptała.
Khalid wpatrywał się w grę płomieni na kominku. W ułożeniu jego ramion
widać było napięcie. Maggie siedziała wtulona w sofę z podkulonymi nogami.
Jego pierwszą instynktowną reakcją na jej słowa była chęć zbliżenia się do
niej i przytulenia. Choć liczył na coś więcej. Taka bliskość między nimi wystawiała
na próbę jego siłę woli i... honor. Odruch zaoferowania jej fizycznego oparcia nie
był taki bezinteresowny. Może w ogóle nie powinien był jej tu przywozić.
Bezinteresowność kończyła się tam, gdzie oczami wyobraźni zobaczył
Maggie w koronkowej bieliźnie, pełną dumy i odwagi - po prostu piękną. Coraz
śmielsze obrazy karmiły jego wygłodniałą wyobraźnię, aż zmusił się do wyjścia z
pokoju, gdyż inaczej mógłby pożałować swojego instynktowego zachowania.
Po odejściu Szahiny miał inne kobiety. Były i piękne, i inteligentne. Dawały
mu fizyczne spełnienie. Nie pozwalał jednak swoim emocjom wyjść poza cielesne
zafascynowanie. Nie chciał trwałych związków. Tak postanowił wieść swoje życie
po śmierci żony i nie zamierzał tego zmieniać.
Grymas na jego twarzy był jednak oznaką, że dzisiejszy wieczór z Maggie
Lewis coś w nim przełamał. Oczywiście pożądał jej fizycznie. Ale wezbrały w nim
też emocje, których wcale nie chciał odczuwać.
Wziął głęboki oddech i ponownie wszedł do pokoju.
- Chcesz o czymś ze mną porozmawiać? - Jego mocne postanowienie o
emocjonalnym nieangażowaniu się przełamało żywe zaciekawienie losem tej
intrygującej kobiety. - Czy ktoś cię skrzywdził?
- To była moja wina - wymamrotała ze spuszczonymi oczyma.
- Nie możesz tak mówić.
- Ale to prawda. To ja miałam za duże oczekiwania.
R S
- Jeśli jakiś mężczyzna wykorzystał cię po tym, jak mu odmówiłaś, to nie ma
w tym twojej winy.
- Nie. Nikt mnie nie wykorzystał fizycznie, jeśli to miałeś na myśli. O to nie
musisz się martwić.
- Słucham? - Przerwał swoje fantazje na temat jej nagiego ciała w jego
ramionach.
Dreszczyk podniecenia przeszedł mu wzdłuż brzucha, wywołując mrowienie.
Maggie przemieniła się w krótkiej chwili z bladej i kruchej istotki w zmysłową,
pełną energii kobietę.
- Nic się dzisiejszej nocy nie wydarzyło. A przynajmniej nic istotnego. -
Mimowolny grymas ust zadawał jednak kłam jej stwierdzeniu.
- Powiedziałaś mi, że przeżyłaś szok.
- Ty nigdy się nie pomyliłeś?
- Oczywiście. Każdy się kiedyś pomylił w osądzie sytuacji.
- Właśnie taką omyłkę popełniłam. Dość znaczną. Dzisiaj uświadomiłam
sobie, jaka byłam naiwna - powiedziała to w wyzywający sposób.
Khalid przypomniał sobie widok Maggie sprzed godziny, gdy stała w
strugach deszczu zupełnie zdezorientowana i przytłoczona. Domyślił się, że wciąż
cierpi po tym, co się jej przydarzyło.
- Przynajmniej już jej nie powtórzysz.
- Oczywiście, że nie. Już nigdy tak łatwo nie zaufam mężczyźnie. Dostałam
niezłą nauczkę.
Jej zacięty wyraz twarzy wydał mu się bardzo uwodzicielski. Cała wydawała
mu się niezmiernie atrakcyjna. Charakter jak i pozorna słabość oraz naturalność
intrygowały go niepomiernie.
- Musiał być z niego kompletny głupek, kimkolwiek jest.
- Jaki on? - Podniosła wysoko brwi.
- Mężczyzna, którego dzisiaj widziałaś. Z powodu którego się tak
R S
zamartwiasz.
- Skąd wiesz, że chodzi o mężczyznę? - Maggie nie ukrywała zdziwienia.
- To w związkach damsko-męskich jest najwięcej zmartwień. - Posłał jej
niewinny uśmiech.
- Nie wydaje mi się, byś coś o tym wiedział - zripostowała stanowczo, po
czym zamarła na twarzy jakby pod wrażeniem siły rażenia swoich słów. - Nie
chciałam tego powiedzieć... - wymamrotała, spuszczając oczy.
- Byłabyś zaskoczona. Bogactwo nie jest żadnym wyznacznikiem szczęścia.
Dostrzegła w jego oczach cień. Pożałowała w mig wypowiedzianych słów.
Poczuła, że powinna wziąć go za rękę i pokazać, że może się przed nią otworzyć.
Ale się nie odważyła... Zmieniła za to temat rozmowy.
- Pochodzisz z Szajeharu?
- Owszem - przytaknął.
- Opowiesz mi coś o swoim kraju? Ja nigdy nie podróżowałam, a sama nazwa
brzmi dla mnie wystarczająco egzotycznie.
Zmierzył ją wzrokiem. Maggie przeszedł dreszcz i mimowolnie zapadła się
głębiej w kołnierz szlafroka. Może powinna już sobie pójść. Jednak perspektywa
wyjścia na szalejącą burzę i powrotu do zimnego, pustego domu nie napawała ją
radością.
- Szajehar to kraj kontrastów i naturalnego piękna. Niektóre jego części
wyglądają podobnie do Doliny Hunter. Mamy wiele cennych zasobów, i nie chodzi
tylko o ropę. Mieszka tam naród oddany swoim tradycjom i dumny z nich -
zawiesił głos, spoglądając na nią. W jego oczach malowało się oddanie. - Nigdy nie
wyjeżdżałaś?
- Nie, w zasadzie w ogóle. - Obrzucił ją zaciekawionym spojrzeniem, jakby
poznał, że za tym może się kryć istotna historia jej życia. - Wychowałam się na
małej farmie. Pieniądze zawsze były u nas problemem. Wyjazdy to luksus.
- Kiedy wyprowadziłaś się z domu?
R S
- Nie wyprowadziłam się. Miałam plan, by wynieść się do miasta i zacząć
studia, ale przyszła susza i ojciec mnie nie puścił.
- A teraz?
- Teraz pracuję tutaj.
- Pomagasz w rodzinnym gospodarstwie?
Maggie przypomniała sobie pustą sypialnię w ich starym domu i samotność w
miejscu, które nazywała swoim domem.
- Mieszkałam tam tylko z ojcem. Zmarł kilka miesięcy temu.
- Musi ci go brakować...
Czyżby? Tych surowych pogadanek, dezaprobaty i nieprzyjaznego
usposobienia?
- On nie był łatwym człowiekiem. Powinien mieć syna. Córka była dla niego
rozczarowaniem.
- Przykro mi to słyszeć, Maggie. Nie wszystkim udają się rodzice... - Spojrzał
na nią wzrokiem pełnym zrozumienia.
- Tobie też nie?
Khalid nie odpowiadał przez chwilę, jakby myślał nad odpowiedzią.
- Mój ojciec nigdy nie miał czasu dla swojej rodziny. Dla dzieci też nie. Miał
inne... priorytety. - Ton jego głosu wskazywał, że owe priorytety nie znajdowały u
niego aprobaty. - Był ojcem nieobecnym. Gdy już bywał w domu, to brakowało mu
cierpliwości w stosunku do małych chłopców.
Maggie odczytała między wierszami, że jego intencją było zbudowanie
solidarności między nimi na bazie wzajemnych nienajlepszych doświadczeń z dzie-
ciństwa.
- Przykro mi. Obraz ojca jest szczególnie ważny dla małych chłopców.
- Jak i dla małych dziewczynek...
Zrozumienie i empatia, jakimi ją obdarzył, przełamały twardą skorupę wokół
jej skrywanych emocji. Przez lata zmagała się z poczuciem, że nie umiała
R S
odwzajemniać miłości i to dlatego matka porzuciła ją i uciekła z siostrą Cassie. Od
tamtego czasu nie miała z nimi kontaktu. Czuła się porzucona i odrzucona.
Wydarzenia dzisiejszego wieczoru i rozmowa z Khalidem odsłoniły przed nią
rozmiar cierpienia, jakiego doświadczyła, żyjąc z ojcem. Wspomnienia przyszły
niespodziewanie i przeważyły szalę emocji. Poczuła, jak do gardła podchodzi jej
gula i zaczęła dyszeć, łapczywie chwytając powietrze.
- Maggie? - Khalid dostrzegł zmianę w wyrazie jej twarzy. Przyciągnął ją do
siebie energicznie, tak że znalazła się pod jego ramieniem, i głaskał jej głowę.
- Musiałeś robić to już wcześniej... - wymamrotała, próbując się opanować. -
Masz siostry?
- Nie.
- A... żonę?
- Nie, żony też nie.
Maggie zauważyła zadumę na jego twarzy. Na chwilę zapadła między nimi
cisza wypełniona dziwnym napięciem.
- Przytul się do mnie, Maggie.
Nie musiał jej do tego namawiać. Wiedziała, że za chwilę będzie się czuła z
tego powodu zmieszana, lecz potrzeba wzajemności z jego strony była silniejsza od
jej nieśmiałej natury.
Ich uścisk się zacieśnił. Czuła się, jakby zawieszona w powietrzu,
przytrzymywana siłą jego mięśni.
Oryginalny, ostrawy zapach jego perfum drażnił jej zmysły.
Mogła oddychać już spokojnie i głęboko, upojona niemalże odczuwanym
ciepłem jego ciała i wszelkimi oznakami realności tego mężczyzny. Zarejestrowała
zbliżające się zagrożenie: bliskość Khalida wywoływała w niej ekscytację, tęsknotę
za dotykiem, pożądanie zupełnie inne niż to, które odczuwała przy Markusie.
Prawdę mówiąc, w ogóle nie odczuwała nigdy czegoś podobnego.
- Pora, żebyś się odsunęła.
R S
Musiała się zarumienić. Co sobie właściwie wyobrażała? On ją przecież tylko
pocieszał, a ona pomyślała o seksualnej propozycji. Czy dzisiejsza lekcja niczego
jej nie nauczyła?
- Maggie, przecież nie chcesz zrobić czegoś, czego później będziesz żałować.
- Co masz na myśli? - wyszeptała po dłuższej chwili.
Silne dłonie odsunęły ją delikatnie w róg sofy. Khalid miał ponury wyraz
twarzy.
- Jesteś zdenerwowana. Nie jesteś do końca sobą. Pora to zakończyć. Nie
powinnaś igrać z ogniem.
- Z ogniem?
Zapewne nie miał tego na myśli literalnie. Czyżby chodziło mu o to, że czuł
się tak jak ona? Że też poczuł głód zaznania rozkoszy... ze zwyczajną, beznamiętną
Maggie Lewis?
Jego spojrzenie przebiegło po jej ustach i dalej w dół wyciętego kołnierza
szlafroka. Faktycznie dotknęły ją języki tego ognia, o którym powiedział, aż po
sam brzuch.
- Jestem mężczyzną, Maggie. Jeśli nie zatrzymamy się w tym miejscu, to
moje pocieszanie przeistoczy się w... coś... bardziej intymnego.
Słowa pobrzmiewały w jej głowie poprzez ciszę, która nagle zapadła.
Ponownie poczuła fizyczną ekscytację, pod wpływem której mimowolnie ściągnęły
się jej mięśnie brzucha. Odkryła w sobie uczucie prawdziwego pożądania,
najprawdziwszego - odczuwalnego w każdym zakamarku ciała.
Istniały dwie możliwości - udawać, że nic takiego nie czuje, albo pozwolić się
tym emocjom zmaterializować. Mogła być odważna lub rozsądna. Całe swoje
dorosłe życie kierowała się rozsądkiem i poświęcała swoją prywatność. I dokąd ją
to zaprowadziło?
- A ty nie chcesz, by to się wydarzyło? - Chrapliwość jej głosu zaskoczyła ją
samą. To podniecenie w parze z obawą zablokowały jej gardło. Zganiła się za
R S
próbę ściągnięcia na siebie kolejnej odmowy, ale musiała się dowiedzieć.
- Nie powinno. Nie powinno, ale, na Boga, bardzo bym chciał.
ROZDZIAŁ TRZECI
Nie powinien był. Nie miał prawa. Maggie była zmęczona i nie myślała
trzeźwo. Nie powinien wykorzystywać sytuacji, by nasycić swoje pożądanie. Za-
służyła przecież na jego wsparcie.
- Zostałaś zraniona. Przemawia przez ciebie urażona duma. - Khalid zmusił
się do wypowiedzenia tych słów. - Lecz to nie będzie rozwiązaniem. Potrzebujesz
od mężczyzny czegoś więcej... Więcej niż kilka upojnych chwil.
- A co powiesz na to, że te kilka upojnych chwil to jest dokładnie to, czego
teraz mi potrzeba? Jeśli powiem, że nie szukam mężczyzny, który dałby mi więcej
niż to?
W gruncie rzeczy rozumiał jej potrzebę. Widział w niej seksowną kobietę i
reagował na ten fakt jak rasowy mężczyzna. Jednak rodzaj pożądania, który czuł,
nie był wyłącznie natury seksualnej. Odczuwał je inaczej niż wobec kobiet, jakie
miał przez ostatnie lata.
- Nie mogę. - Słowa z trudem przeszły mu przez gardło.
- Jasne. Rozumiem.
Khalid westchnął głęboko. Uznał, że postąpił właściwie - honorowo. Tyle że
widok jej łabędziej szyi, białych zębów zaciśniętych zmysłowo na dolnej wardze
szybko obudziły dawne pragnienia.
- Dziękuję za okazanie mi uprzejmości - odparła sztywno, uciekając
wzrokiem. - Przykro mi, że poczułeś się zażenowany moim zachowaniem.
Odwróciła głowę, a w tym ruchu jej miękkie włosy koloru toffi opadły na
szyję, błyszcząc w płomieniach ognia.
- Przepraszam - wymamrotała.
R S
- Nie musisz mnie przepraszać.
Khalid miał nadzieję, że los wynagrodzi mu kiedyś ten nadludzki wysiłek,
jakiego właśnie dokonał, nie ulegając pokusie. Jednak czuł się jak zając w sidłach,
uwięziony w urzekającej woni jej perfum i ciała. Widok i bliskość tej kobiety
wywierały na nim powalający efekt.
Maggie wycofała się parę kroków.
- Rozumiem. Dla mnie jest w porządku - wypowiedziała na bezdechu.
Jednak nic nie było w porządku między nimi. Pomyślała sobie, iż w takim
razie skłamał, że jej pożąda. Czyż mogła być bardziej ślepa?
- Myślę, że powinnam już iść. - Broda zadrżała jej lekko.
Widział, jak walczy ze sobą. Musiała mieć dużo determinacji, skoro obróciła
niewinną sytuację w prawie erotyczne zbliżenie. Udało się jej go usidlić. To urok
Maggie, bez makijażu, przemoczonej i zziębniętej, tak na niego podziałał.
Może jeden pocałunek? Tak, pozwoli sobie na ten jeden pocałunek i na tym
koniec. Musiał jej przecież pokazać, że go cholernie pociągała.
- Maggie... - Uniósł jej podbródek i skierował ku swojej twarzy.
Jej oczy się rozszerzyły, a usta rozchyliły, może w oczekiwaniu na to, co
próbował zrobić.
Czuł drżenie jej ust w momencie, gdy spotkały się z jego wargami. W jednej
chwili ich pocałunek spotęgował pokusę dalszego uwodzenia. Musiał zdwoić siły,
by skoncentrować się tylko na pocałunku.
Gibka sylwetka Maggie wydawała się idealnie wpasowywać w jego męskie
ramiona. Ich języki spotkały się i pieściły. Jeszcze jedna chwila tej pokusy...
Maggie zareagowała natychmiast. Przyciągnęła jego głowę ku sobie. Uczucie
pożądania wwiercało się jej w podbrzusze. W tej chwili wymiana oblewającej ich
ciała namiętności była dokładnie tym, czego pragnęła. Gdy dotknął jej piersi,
przyjemność z tego dotyku zelektryzowała ją całą i zamieniła w absolutnie gotową,
by otrzymać więcej.
R S
- Proszę cię...
Nie wiedziała nawet, co powinna odpowiedzieć. Khalid przesunął rękę na jej
dekolt i niżej, tak by dosięgnąć nagiej piersi. Osunęła się na jego ramię, dysząc
głęboko. Spojrzała w jego lśniące z podniecenia czarne źrenice. Zastygł w swojej
pozie, napiętej i w pełni kontrolowanej.
Czy sobie teraz pójdzie? Czy znów dotknie jej piersi? Tak bardzo pragnęła
tego ostatniego. Dał jej poczuć coś wspaniałego, magicznego. Chciała więcej.
Przycisnęła do siebie jego dłoń.
- Proszę, Khalid.
Miał zacięty wyraz twarzy. Prześlizgujące się po niej płomienie podkreślały
stanowczą linię kości policzkowych i arystokratyczny profil nosa.
Uświadomiła sobie, że to spojrzenie oznaczało odmowę. Dzisiejszej nocy
całkowicie odarła się z wszystkich pozorów godności i nie miała nic więcej do stra-
cenia. Rozwiązała górną część szlafroka i odsłoniła nagie piersi.
Dostrzegła napięcie mięśni szyi, gdy przełykał ślinę. Drżała na całym ciele w
oczekiwaniu.
Odsunął rękę. Maggie zrozumiała ponownie, że nie ma o co walczyć: nie
spodobało mu się to, co zobaczył. Zawsze wiedziała, że jej ciało nie jest wystarcza-
jąco kobiece, a kształty mało fantazyjne.
Zasunęła na powrót połę szlafroka. Ku jej zdumieniu Khalid jednak wziął ją
w ramiona i jednym zwinnym ruchem podniósł z sofy.
- Jesteś pewna, że tego chcesz?
Przytaknęła. Zaschło jej w ustach. Wstrzymała oddech, oczekując na jego
kolejny ruch.
- Niech się dzieje twoja wola...
Przeniósł ją do sypialni w błyskawicznym tempie. Nie miała możliwości
przyjrzeć się wnętrzu. Utrwalił się jej jedynie obraz dużego łoża przykrytego
niebiesko-złotą narzutą, którą Khalid energicznym ruchem zrzucił na podłogę i
R S
położył Maggie na pościeli.
Działał teraz jak w amoku. Zerwał z siebie koszulę, nie bacząc na rozpinanie
guzików. Chwilę później reszta jego garderoby znalazła się na podłodze.
Stał przed nią w stroju Adama i musiała przyznać, że nie spotkała do tej pory
doskonalszego okazu piękna niż nagi Khalid. Nie wyobrażała sobie wcześniej, że
nagi mężczyzna może wyglądać tak nieziemsko jak on w tej chwili.
Zawahała się przez chwilę, czy nie wyjawić mu swojej tajemnicy, że jest
dziewicą. Ale na pewno nie wziąłby tego na poważnie, więc się powstrzymała.
Poza tym ostatnią rzeczą, o jakiej myślała, było przerwanie tej chwili. Taki
mężczyzna jak Khalid musiał mieć dotychczas wiele kochanek. Czy będzie nią
rozczarowany?
Obiecała sobie w tej chwili, że przez tę jedną noc puści wodze fantazji i
przeżyje coś niezapomnianego.
Tymczasem on sięgnął do szuflady obok łóżka i wyciągnął prezerwatywę.
Świadomość realnego świata powróciła do niej na chwilę i wywołała nerwowe
napięcie. Choć była mu wdzięczna, że pomyślał o tym elemencie...
- A ty wciąż jesteś w ubraniu...
Jego dłonie sprawnie usunęły z niej szlafrok. Leżała przed nim naga,
bezbronna. Khalid wodził wzrokiem po jej ciele. Znów poczuła nerwowe skurcze
żołądka, zadając sobie pytanie, co może sobie o niej myśleć.
On tylko wciągnął głęboko powietrze i w jednej chwili znalazł się na niej.
Jego napięte mięśnie były wyczuwalne w tym uderzeniu erotyzmu, jakiego nigdy
dotąd nie zaznała. Ich klatki piersiowe złączyły się.
Zaczął całować jej piersi. W miarę, jak bawił się językiem z jej sutkami,
najpierw delikatnie ssąc, potem je gryząc, Maggie zalewała fala rozkoszy.
Przytrzymała jego głowę, wplątując palce w kruczoczarne włosy. Tak bardzo
pragnęła doznać z nim rozkoszy. Dokładnie teraz. Khalidowi się jednak nie
spieszyło.
R S
- Och, Khalid! - wyszeptała.
- Cierpliwości...
Koncentrował się na odkrywaniu jej ciała, badał go kawałek po kawałku,
drażnił się z rozgrzaną skórą od delikatnego miejsca za uchem przez obojczyki do
piersi i napiętych sutków. Niesamowicie ją podniecał. Wydała z siebie znaczące
westchnienie, gdy zszedł niżej i polizał jej pępek.
Wydawało się jej, że minęły całe godziny, zanim zdecydował się sięgnąć po
jakże istotny element ich gry, który wcześniej odłożył na szafkę nocną. Była bliska
szczytu, gdy polizał jej wzgórek łonowy i przyssał się do skóry po wewnętrznej
stronie ud.
- Khalid! - krzyknęła, wpijając się palcami w jego ramiona poniżej linii
swoich bioder. Próbując pokierować nim, by podciągnął się w górę ku jej ustom,
rozwarła odruchowo nogi w gotowości na moment kulminacyjny.
Trochę niezdarnie uwolniła jedną rękę z uścisku wokół jego szyi i zsunęła ją
w dół, by dosięgnąć stwardniałego członka. Zacisnęła na nim palce. Reakcja
Khalida była natychmiastowa.
- Przestań! - zawarczał.
Zwolniła uścisk. Jego usta wyrażały grymas. Bólu czy przyjemności? Oczy
miał rozżarzone niczym w gorączce.
Następny ruch z jego strony nie pozostawił żadnych wątpliwości. Rozłożył
szeroko jej nogi i wszedł w nią głęboko. Maggie przeżyła w tej chwili niezwykłe
odczucia: rozpierającego gorąca, ekscytującego ciągnienia i eterycznej ciężkości
jego ciała. Wprawdzie na początku czuła dyskomfort, lecz gdy zatrzymał się na
moment, dopiero odczuła pełnię jedności ciał.
Przez dłuższą chwilę przypatrywał się jej przez zwężone źrenice. Po czym
wyciągnął dłoń, dotykając najdelikatniej, jak potrafił, jej policzka. Maggie wtuliła
w nią twarz.
- Jesteś skarbem. Taka szczodra...
R S
Ich usta złączyły się w pocałunku i trwały w nim, gdy ruchy jego ciała
wybijały rytm tej nieskończonej rozkoszy. Oddawała mu pocałunek za
pocałunkiem. Napięcie między nimi rosło szaleńczo, aż wewnętrzny ogień zalał jej
świadomość i wydało jej się, że osnuło ją ciepłobiałe światło, jakby wybuchła
eksplozja światła dookoła niej.
Gdy Maggie się obudziła, było jeszcze ciemno. Zawsze wcześnie
rozpoczynała dzień od pracy w stajniach. Czuła się jakby w letargu, choć pełna
energii. Tego poranka czuła się inną kobietą. Poczucie spełnienia wypełniało ją od
wewnątrz. Nie czuła się już tą starą, prozaiczną Maggie Lewis.
Zerknęła w bok. Khalid. Wciąż tam leżał. Sprawił, że poczuła się tej nocy
piękna i niepowtarzalna. Nawet przez chwilę poczuła się zmysłowa i
uwodzicielska.
Ale teraz w szarości poranka nie miała złudzeń, że nie należy do
uwodzicielskich kobiet. Powodem, dla którego Khalid chciał się z nią kochać, było
to, że rzuciła się mu w ramiona niemalże naga. Zapewne widział jej zdesperowanie
i uległ, mimo iż na początku tego nie chciał.
Wczoraj powiedziała sobie, że powinna wykorzystać chwilę i zagrać nawet na
jego współczuciu dla niej po przeżyciach zeszłego wieczora. Teraz jednak nie
miało znaczenia przeżycie z minionej nocy, które dla niej było najwspanialszą
przygodą w ciągu dwudziestu trzech lat. Czuła złość na Markusa za jego dwu-
licowość, za niewygody codziennego życia na farmie i trudną szkołę, jaką zgotował
jej czas dorastania.
Wiedziała, że miała w sobie emocjonalną siłę. Była jak samotny rozbitek.
Jednak opanowała ją panika na myśl, jak powinna się wobec niego zachować tego
ranka.
Ukradkiem obrzuciła go spojrzeniem. Wyobraziła sobie, że pewnie po
przebudzeniu będzie czuł do niej odrazę. Skryła twarz w poduszkę, wciągając
R S
zapach jego egzotycznych perfum i skóry, który przypomniał jej o wydarzeniach
minionej nocy.
Powiedziała sobie, że musi przestać fantazjować.
Niepowtarzalne w jej życiu doświadczenie dobiegło końca i nic się więcej
między nimi nie wydarzy. Lepiej będzie, jeśli się ulotni, zanim on się obudzi. Pew-
nie poczuje ulgę, nie widząc jej przy sobie. Z ciężkim sercem zsunęła się z łóżka.
Khalid obudził się dopiero o brzasku. Minioną noc z Maggie Lewis pamiętał
jak w migawkach. Wciąż czuł się podniecony, co było widoczne przez wzgórek na
powierzchni kołdry. Jeden raz był niewystarczający, by go w pełni zaspokoić.
Pragnął przeżyć to jeszcze raz.
Gdyby nie zdawał sobie sprawy, że został jej pierwszym kochankiem, nie
powstrzymałby się przed powtórzeniem tego jeszcze kilkakrotnie... aż do świtu.
Świadomość tego faktu wywoływała w nim poniekąd prymitywny zew posiadania
dziewicy. Parował się do tej pory z kobietami ewidentnie doświadczonymi w łóżku
i nieszukającymi zobowiązań emocjonalnych.
Otrząsnął się już z poczucia winy, że wykorzystał jej niedoświadczenie.
Pożądanie Maggie było ewidentne. Pozwoliła się dotykać niczym ufny kociak. Znał
swoje możliwości. Mógł jej dać dużo więcej. Maggie nie będzie mogła odmówić.
Mógłby zmienić rozkład swoich lotów, by zostać dłużej w stadninie.
Odwrócił się, by wtulić się w jej miękkie ciało. Jej połowa łóżka była pusta.
Jednym zwinnym ruchem stanął na nogach. Nie było jej również w łazience. Nie
było jej ubrań.
Czyżby wyszła bez słowa? Jakby zasłużył na takie potraktowanie! Wciągnął
głęboko powietrze, by opanować rosnące rozdrażnienie. Żadna kobieta nie zo-
stawiła go do tej pory w taki sposób.
Obrzucił sypialnię spojrzeniem w poszukiwaniu jakiejś wiadomości. Nic
takiego nie było. Co mogło ją wygnać z łóżka o tak wczesnej godzinie? Obawa?
R S
Wina?
Wydawało mu się, że dobrze ocenił tę kobietę. Instynkt podpowiadał mu, że
nie mógł się co do niej pomylić. Powinien się upewnić. Wyobraził sobie przez
chwilę, jak Maggie sprzedaje historię minionej nocy tabloidom zgłodniałym
opowieści o nim.
Zadźwięczał jego telefon komórkowy. W czasie rozmowy Khalid opadł
bezwiednie na fotel. Po rozłączeniu się spoglądał ponuro w głąb sypialni. Faruq nie
żył. Został szejkiem Szajeharu. Prawie go nie znał. Nie było między nimi
braterskich uczuć. Jednak ubolewał nad tą nagłą śmiercią.
Lud Szajeharu będzie go w tej chwili potrzebować. Wyruszy bezzwłocznie.
Przechodząc obok łóżka, przystanął i spojrzał na zwichrzoną pościel. Nie miał teraz
czasu szukać Maggie Lewis. Jednak wiedział, że musi ją mieć przy sobie.
Rozwiązanie nasunęło mu się samo. Poleci, by ją odnaleziono i przywieziono
do Szajeharu. Na usta wypełzł mu uśmieszek samozadowolenia. Upatrywał samej
przyjemności w odnowieniu ich stosunków.
R S
ROZDZIAŁ CZWARTY
- No chodźże, Tally. Zabierzmy się do roboty.
Słońce późnego popołudnia przezierało przez bawełnianą koszulę Maggie,
gdy prowadziła Dumę Tallawanty na wybieg. Skwierczący upał, zapach konia,
słomy i trocin przypominały jej typowe australijskie lato.
W Szajeharze wszystko jednak różniło się od domu. Stajnie były zbudowane z
dużo większą fantazją niż w Australii. Szejk najwyraźniej wydawał fortunę na
swoje konie. Jaka szkoda, że takimi dobrodziejstwami nie obłaskawiał ludzi tego
kraju. Odkąd przyleciała tu z końmi, widziała dużą przepaść majątkową między
bogatymi i biednymi - ekstrawaganckie, nowoczesne zabudowania obok slumsów.
- Już prawie tam dotarłyśmy, Tally - wyszeptała jej do ucha Maggie, widząc,
że klacz zapiera się przed dalszym prowadzeniem. Przelot samolotem na Środkowy
Wschód musiał być bardzo męczący dla koni. Dopiero teraz przeszły wszystkie
potrzebne badania weterynaryjne i miały paradować przed oczami szejka.
Maggie czuła napięcie, gdy konie wychodziły na ring. Wzrokiem szukała
wśród widowni mężczyzny, przez którego nie mogła w nocy spać. Wypatrywała
Khalida. Na samo brzmienie jego imienia przeszły ją ciarki.
Nie widziała go od tamtej nocy. Wtedy, następnego dnia po jej ukradkowej
ucieczce od niego, była pełna obawy, że przyjdzie do stajni i spotka się z nim
twarzą w twarz. Usłyszała wtedy, że VIP goszczący w stadninie zmienił plany i
wyjechał o poranku. Nie odczuła jednak ulgi, której się spodziewała. Była
rozczarowana.
Ta bardziej głupiutka część jej osoby łudziła się, że ich przygoda zamieni się
w coś bardziej trwałego. Miała nadzieję, że zaprosi ją do siebie jeszcze raz.
Przyznała jednak sama przed sobą, iż zbłaźniła się tamtego wieczoru.
Maggie zadarła w górę brodę, prowadząc klacz po arenie. Nie dostrzegła
Khalida. Pewnie był na drugim końcu świata, mając u boku damę do towarzystwa.
R S
Na trybuny weszli nowi widzowie.
Zawahała się na widok wysokiego, smukłego mężczyzny ubranego w szatę
skrzętnie maskującą oblicze. Jednak przez białą tkaninę dostrzegła znany jej kształt
ramion i klatki piersiowej oraz posturę, która w swej atletyczności wyróżniała się
wśród towarzyszących mu ludzi.
Nie, to nie mogło być prawdą. Ścisnął się jej żołądek na myśl, że ta postać to
mógł być Khalid. Jeśli to prawda, to co zrobi: powita ją jako znajomą czy uda, że
się nie znają?
Maggie ugryzła się w język. Czy on w ogóle będzie ją pamiętał? Na pewno
otaczały go same piękne i atrakcyjne kobiety, spośród których mógł wybierać.
Energiczne parskanie dochodzące z wybiegu na ring wyrwało ją z zamyślenia.
Zobaczyła, jak czarna Diwa Tallawanty wbiega z impetem na arenę, rozbryzgując
kopytami piasek i trociny nawierzchni. Cholera!
Wiedziała, że nie należy powierzać takiego konia niedoświadczonemu
koniuszemu. Diwa miała charakterek, a do tego była płochliwa i niespokojna. Nie-
właściwym pomysłem było przydzielenie do niej nowej osoby. Lecz zarządca stajni
nalegał. Życzyłaby sobie teraz widzieć go łapiącego nieposłusznego konia na
oczach zgromadzonych widzów.
Maggie wręczyła lejce od Tally miejscowemu trenerowi koni, z którym
pracowała od przyjazdu, i pomaszerowała energicznie tam, gdzie pogalopowała
Diwa.
Klacz zachowywała się jak rozwścieczona bestia. Rzucała wściekle głową na
boki i wierzgała zadem, kopiąc w rozwieszony na bandzie baner.
Maggie nie spuszczała wzroku ze zwierzęcia ani na sekundę. Bardzo dobrze
wiedziała, na co stać tę klacz. Przemawiała do niej kojącym tonem, podchodząc
jednocześnie coraz bliżej. Diwa strzygła uszami, ale wydawała się rozpoznawać jej
głos. Kłapała przy tym paszczą, próbując schwytać w zęby płachtę powiewającego
banera lub zbliżający się cień Maggie.
R S
Usłyszała, jak ktoś na widowni krótko i autorytatywnie odezwał się po
arabsku i widzowie usiedli na swoje siedzenia. Maggie pomyślała sobie, że ten ktoś
musiał dostrzec, iż konia irytują falujące tkaniny ubiorów.
Podeszła już wystarczająco blisko. Utrzymując cały czas kontakt wzrokowy z
klaczą i łagodnie do niej przemawiając, wyciągnęła rękę po uzdę. Już prawie miała
ją w palcach.
Wtem koń stanął dęba i uskoczył na bok. Maggie dojrzała przestrzeń między
Diwą a bandą, gdzie postanowiła przeskoczyć. Jednak klacz ubiegła ją i pchnęła na
drewnianą konstrukcję ringu. Poczuła ból.
Widownia siedziała jak zahipnotyzowana. Diwa w tym czasie przeskoczyła z
wściekłym rżeniem do przeciwległej bandy. Maggie przykucnęła, spuszczając
głowę w dół, by uspokoić oddech.
Osłaniając twarz przed słońcem, dostrzegła kątem oka, że ktoś zbliża się do
Diwy i wyciąga do niej dłoń, a ona staje w miejscu. Maggie uderzyła znajoma kom-
pozycja perfum - drzewo sandałowe przemieszane z wonią męskiej skóry.
To był Khalid!
Wyglądał majestatycznie z zaciętym wyrazem twarzy. Męskość jego oblicza
przyprawiła ją o szybsze tętno. Ciemna karnacja tym bardziej odcinała się na tle
jego śnieżnobiałej tuniki. Sposób trzymania konia wskazywał, że miał duże
doświadczenie z tymi zwierzętami. Diwa wyraźnie się uspokoiła.
Maggie stanęło przed oczami wspomnienie tamtej nocy - jego wspaniałego,
nagiego ciała w ciepłym świetle ognia.
- Maggie? Wszystko w porządku? - Jego beznamiętny głos nie wskazywał, by
myśli zaprzątał mu obraz ich zbliżenia z tamtej burzowej nocy. Poczuła się
zażenowana.
Jego czarne oczy wwierciły się w nią. Serce zabiło jej mocniej. Co sobie teraz
myślał? Nawiedziły go te same wspomnienia?
- Wszystko w porządku - odpowiedziała automatycznie patrząc w bok.
R S
Khalid przywołał głównego koniuszego. Powiedział coś po arabsku, a ten
wyprowadził Diwę z areny.
- Ja mogę się tym zająć... - zawiesiła głos, gdy poczuła jego dotyk na skórze.
Przyłożył dłoń do jej policzka i przesunął po szyi, aż spoczęła na jej ramieniu. Ruch
jego palców wywołał w niej wewnętrzny ogień, jaki pozwolił jej odczuć tamtej
nocy.
- Nie, czuję się dobrze. - Spróbowała wyswobodzić się z jego uścisku.
- Chciałbym się jednak upewnić - uciął tonem nieznoszącym sprzeciwu.
- Masz w zwyczaju pomagać nieznajomym i nietypowym kobietom? -
zapytała ostro.
- Jak dotąd tylko jednej.
Maggie uświadomiła sobie, że nie znajdowali się tam sami. Wtem dostrzegła
zastęp ciekawskich widzów przyglądających się z przejęciem całej scenie.
- Co ty tutaj robisz?
- Oglądałem konie. Zbada cię nasz lekarz.
- Nie ma takiej potrzeby. Nic mi się nie stało. Muszę wrócić do stajni.
- Rozsądnie byłoby tak zrobić.
- Ale...
- Zwłaszcza, że jesteś tutaj gościem. - Tę kwestię wypowiedział dużo bardziej
stanowczo. - Bardzo poważnie traktujemy naszych gości. Musisz być w dobrej
formie, by wykonywać swoją pracę.
- Jaśnie Panie - odezwał się mężczyzna, który wyłonił się z grupy gapiów. -
Przyszedł doktor.
Maggie zmarszczyła czoło. Jak to „Jaśnie Panie"?
- Niepotrzebny mi jest lekarz.
- Pozwól mu się zbadać - powiedział głośno, po czym dodał szeptem
słyszalnym tylko dla Maggie. - Chyba że zależy ci na zrobieniu sceny?
Pokręciła przecząco głową. Jeśli poddanie się oględzinom lekarskim usunie z
R S
niej te wszystkie ciekawskie spojrzenia, zrobi to.
- Brawo. Mądrze postępujesz.
Maggie uświadomiła sobie, że byli sobie zupełnie obcy, mimo intymnych
przeżyć, które dzielili. Khalid był dla niej wciąż tylko nieznajomym. W swojej
długiej tunice i turbanie na głowie wyglądał bardzo egzotycznie. Z jego wyrazu
twarzy nie można było nic wyczytać. A poza wskazywała na autorytatywne
usposobienie. Zauważyła, że zaciekawieni widzowie trzymali się raczej z tyłu.
Lekarz ukłonił się najpierw Khalidowi, zanim przystąpił do oglądania jej
drobnych otarć. Zakomunikował, że ma iść za nim. Uczyniła to bez wahania, gdyż
jak najszybciej chciała wyrwać się z kręgu gapiów.
Khalid podszedł do drzwi gabinetu zabiegowego, uszczęśliwiony, że nie
towarzyszą mu już uniżone spojrzenia ludzi przyzwyczajonych do Faruqa, który za
bardzo był wpatrzony w siebie, żeby zniżyć się do pomagania pracownikom, nie
wspominając o sytuacji, w jakiej Khalid wziął aktywnie udział. Uratował przecież
dziewczynę od stratowania przez konia.
Zastanawiał się, jakie plotki będą teraz o nich krążyć. Już myślał o sobie jako
nietypowym władcy, dużo bardziej pracowitym i poważniejszym niż jego ojciec
czy przyrodni brat. Służba będzie zapewne spekulować, czy jak inni męscy
członkowie rodziny królewskiej ma słabość do pięknych kobiet i czy akurat
Maggie, zgrabną dziewczynę o dużych oczach i pociągającej linii ust, uznał za
kandydatkę na kochankę.
Niech spekulują...
Sięgnął do klamki, ale nie wykonał ruchu. Nie był z nią od czterech tygodni.
Wmawiał sobie, że przecenił intensywność i zmysłowość ich zbliżenia. Jednak
fizyczny kontakt z nią na arenie zrobił na nim piorunujące wrażenie, silniejsze, niż
się spodziewał.
Być może to przyciąganie do Maggie było tak mocne, gdyż ich znajomość nie
miała jakby właściwego końca. Być może doskwierał mu też fakt, iż to ona jako
R S
pierwsza odeszła od niego...
Otworzył wreszcie drzwi. Siedziała na krześle. Czemu nie zdziwiło go to, że
po tak przerażającym przeżyciu nie leży na łóżku?
Włosy o kolorze jasnego toffi opadały zalotnie na ramiona. Była brudna i
potargana, ale w jakiś dziwny do wytłumaczenia sposób wydawała mu się niesły-
chanie pociągająca. Może dlatego, że z łatwością mógł wyobrazić sobie jej
delikatną skórę i seksowny kształt sutków pod bluzką.
Nie chciał sobie tego przypominać. O ile prościej byłoby dla niego, gdyby nic
nie czuł, patrząc na nią. Gdy ją zobaczył na arenie, prowadzącą klacz w giętkich
ruchach i z podniesioną głową, zatrzymał się, by ją obserwować, zanim zajął
miejsce na trybunie.
Jego libido znów się podniosło. Przeszedł go dreszcz pożądania, gdy
zobaczył, jak układa usta w wyraz zaskoczenia. Przypomniał się mu odgłos jej
rozkoszy, gdy doprowadzał ją do gorączki. Od tamtej nocy we śnie powracało to
wspomnienie.
- Co tu robisz? - zapytała, nie kryjąc rozdrażnienia.
Ostatni raz, gdy się widzieli, miała fatalny humor. Teraz znów była w złym
nastroju, zmęczona i grymaśna.
- Cześć Maggie. Mi też miło cię znów widzieć - powiedział spokojnie.
- Cześć Khalid. - Wypowiedzenie na głos jego imienia sprawiło jej dużo
przyjemności, nie wspominając o uczuciu ekscytacji w dołku.
- Co powiedział lekarz?
Wzruszyła ramionami.
- Że nic mi nie jest - powiedziała szybko, ale w odpowiedzi na spojrzenie
Khalida dodała: - Lekarz zlecił kilka rutynowych badań.
- Odeszłaś wtedy bez słowa. Dlaczego?
Maggie wybałuszyła oczy, zbita z stropu zmianą tematu. Od czego powinna
zacząć? Że nic jej z nim nie łączyło, że on był tam specjalnym gościem, VIP-em,
R S
kimś wpływowym, który się nad nią zlitował. Powinna dawno zapomnieć o tamtej
nocy.
- Nie mieliśmy nic do omówienia.
Nie chciała, by myślał, że była płaczliwą dziewczyną, która powraca ze
swoimi żalami do mężczyzny poza zasięgiem jej starań. Uniosła się dumą i wytrzy-
mała jego spojrzenie.
- Nie wspomniałaś nawet, że byłaś dziewicą!
Maggie ciężko westchnęła.
- Skąd wiedziałeś? - Skarciła się tak szybko, jak tylko w pokoju zadźwięczały
jej słowa. Bez wątpienia nieporadne ruchy były tego wystarczającym dowodem.
Nie musiał jej o tym przypominać.
Podszedł na tyle blisko, by powietrze między nimi stężało od napięcia.
- Wyczytałem to z twojego ciała.
Maggie ugryzła się w język, czując, jak policzki jej czerwienieją.
Przynajmniej oszczędził jej porównań z innymi kobietami.
- I co z tego?
- Nie uważasz, że chciałem się upewnić, czy będziesz dobrze się czuła?
- Oczywiście, że czułam się dobrze! Chodziło przecież tylko o seks!
Pąs jej policzków nabrał jeszcze bardziej na intensywności. W środku
najchętniej zwinęłaby się w kłębek.
- Tylko seks... - powtórzył za nią, zwężając źrenice. - Oboje dobrze wiemy, że
chodziło o coś więcej niż tylko seks. Ile masz lat, Maggie?
Pytanie było tak niespodziewane, że odpowiedziała jak z automatu.
- Dwadzieścia trzy. Dlaczego o to pytasz?
- Dwadzieścia trzy i wciąż dziewica. To się rzadko zdarza w obecnych
czasach.
Oczywiście, że znał się na tych sprawach! Już miała wypalić, gdy ugryzła się
w język pod wpływem nagłej myśli, iż faktycznie miał od niej więcej wiedzy na te-
R S
maty damsko-męskie. Mając tak olśniewający wygląd i aurę stonowanej
autorytatywności, mógł owinąć sobie wokół palca każdą napotkaną kobietę.
- Długo oszczędzałaś swoje dziewictwo - wymamrotał tonem, który wywołał
mrowienie na jej skórze.
Maggie wzruszyła ramionami.
- Nawet jeśli tak było, jakie to miało znaczenie? Mężczyzna, którego
uważałam za jedynego, okazał się kimś innym.
Noc spędzona z Khalidem uświadomiła jej, jak mało Markus się dla niej
liczył. Uzmysłowiła sobie, że zakochała się nie w nim, lecz we własnej idei
miłości. Fizyczne zbliżenie z Khalidem napełniło ją w dziwny sposób
wewnętrznym przekonaniem o swojej sile. Nie w głowie jej już były głupiutkie fan-
tazje o prawdziwej miłości. Miejsce starej Maggie zajął ktoś inny.
- Wciąż go kochasz?
Energicznie potrząsnęła głową i odwróciła spojrzenie ku bezchmurnemu
niebu, wstawionemu niczym obrazek we framugę okna.
- Nie sądzę, bym go w ogóle kochała.
Odwróciła się raptownie na dźwięk otwieranych drzwi. Uff... wreszcie wrócił
lekarz.
- Panie, czy mam wrócić później?
- Nie, nie. Panna Lewis na pewno chce poznać wyniki swoich badań.
Maggie zmarszczyła czoło. Już miało jej się wymsknąć pytanie, dlaczego
starszy wiekiem doktor zwraca się do Khalida w tak formalny sposób.
- Oczywiście - odparł lekarz, nachylając się nad Maggie z niesłychanie
poważnym i skoncentrowanym wyrazem twarzy. Przeczuwała, iż na pewno okaże
się z jego oględzin, że coś jest z nią nie w porządku.
- Czy dzieje się ze mną coś złego?
- Nie, nie. Nic złego. - Mimo tego zapewnienia ukradkowe spojrzenie lekarza
w stronę Khalida wydało jej się podejrzane.
R S
- Pozostawię was samych - rzucił spiesznym tonem Khalid.
- Nie!
Obaj mężczyźni zwrócili się ku niej. Maggie ugryzła się w usta. Nigdy nie
bała się stawiać czoła swoim obawom, życie brała takie, jakie dla niej było - z ca-
łym bagażem problemów. Jednak teraz miała nieprzeparte wrażenie, że Khalid
powinien zostać i wysłuchać wiadomości od lekarza, jakakolwiek by ona nie była,
zwłaszcza zła. Znajdowała się w obcym kraju, a on był tu jedyną osobą, którą
znała.
- Zostań, proszę - poprawiła się.
Teraz lekarz wyglądał na zmieszanego, przesuwał spojrzenie od „Jaśnie Pana"
do niej. Maggie była pełna złych przeczuć. Przypomniała jej się diagnoza o raku
ojca i następujące po tym zmagania o utrzymanie go przy życiu.
- Proszę się nie krępować - zapewniła lekarza. Wolała poznać diagnozę
lekarza od razu. - Proszę mi powiedzieć, co ma mi pan do zakomunikowania.
Doktor przytaknął i odchrząknął:
- Jest Pani w świetnej formie, Panno Lewis. Ma Pani kilka sińców po upadku i
nic poza tym. - W tym miejscu lekarz zrobił pauzę, a serce Maggie zamarło. -
Jednak... czy wie już pani, że jest w ciąży?
R S
ROZDZIAŁ PIĄTY
- Ale... ale ja... To niemożliwe! Niemożliwe! - wydusiła z siebie oniemiała
Maggie. - Czy jest pan absolutnie pewien?
Khalid za dobrze znał Aziza, by wątpić w jego słowa. Jeśli oznajmił jej, że
zaszła w ciążę, oznaczało to, iż urodzi dziecko. JEGO dziecko.
Khalid odrzucił ewentualność, że Maggie oddała się innemu mężczyźnie po
ich zbliżeniu. W gruncie rzeczy nawet nie umiał i nie chciał dopuścić do siebie
myśli, że od tamtej nocy była w łóżku z kimś innym.
- Zapewniam, panno Lewis, że wynik jest pozytywny. Gratuluję.
W ciąży! Nigdy nie spodziewał się, że w jego życiu pojawi się ten temat.
Przynajmniej nie od czasu, kiedy stracił ukochaną żonę osiem lat temu. Odtąd
zajmował się przede wszystkim projektami wymagającymi jego pełnego
zaangażowania, a gdy znajdował towarzystwo kobiety, upewniał się, że nie będzie
go musiał znosić zbyt długo. Bez komplikacji, bez zobowiązań.
Dziecko... oznaczało niestety sporo komplikacji w jego życiu. Dziecko
oznaczało rodzinę, emocje i miłość. Khalid przysiągł sobie nie podążać za takimi
uczuciami, by nie narazić się na ryzyko kolejnej emocjonalnej udręki.
Maggie siedziała skulona z palcami zaciśniętymi do białości o oparcie fotela.
Bez zastanowienia Khalid podszedł do zlewu i nalał jej szklankę wody.
- Proszę. Napij się - powiedział, wręczając ją Maggie.
W ciąży? Powtarzał w duchu tę niewiarygodną nowinę. Szahina długo
oczekiwała dziecka. Póki nie otrzymała wiadomości, że nie będzie mogła zajść w
ciążę. Pomimo tych bolesnych wspomnień zapaliło się w nim małe światełko -
Maggie nosiła zarodek jego potomka.
- Ale my się zabezpieczyliśmy - wyszeptała po chwili.
- Każda forma zabezpieczenia jest obarczona ryzykiem, panno Lewis. Natura
ma swoje sposoby, by pomieszać człowiekowi szyki. Teraz chciałbym, żeby pani
R S
wypoczęła. Później możemy porozmawiać o badaniach prenatalnych.
- O badaniach prenatalnych?
- Oczywiście - odparł lekarz. - Poza tym musimy przedyskutować kwestię
pani diety.
- Ale ja będę w tym kraju jeszcze tylko kilka dni.
Aziz patrzył to na Khalida, to na Maggie, próbując domyśleć się, co może
łączyć tę parę. Szejk domyślił się tego. Jego obecność przy Maggie nie była
przecież przypadkowa. Każdemu łatwo by się było tego domyślić. Wyglądało na to,
że zależało mu na tej dziewczynie.
Khalid zbliżył się do Maggie.
- Doktor Aziz przyjdzie do ciebie jutro. Nie wątpię, że do tego czasu będziesz
miała do niego dużo pytań. Jeśli chodzi o twój pobyt w Szajeharze, musiało nastą-
pić nieporozumienie. Będziesz potrzebna na miejscu przez dłuższy czas.
- Ale moja wiza... - zareagowała od razu Maggie.
- Dostaniesz nową. Nie musisz się o to martwić.
W ciąży! Maggie upiła łyczek ze szklanki. Nie do wiary. Dziecko nie
pojawiało się w jej najśmielszych planach. Ogarnęła ją panika. Jak ona sama sobie
poradzi? Nie wiedziała nic o niemowlakach. Nie miała ani znajomych z małymi
dziećmi, ani nie musiała zajmować się własnym rodzeństwem, bo siostra była w
tym samym wieku.
Jej ojciec postarał się o to, by nie prowadziła towarzyskiego życia. Nie miała
więc pojęcia o normalnym rodzinnym domu. Była samotna, niedoświadczona i
nieprzygotowana na takie zmiany.
Poza tym pieniądze też stanowiły problem. Musiałaby odłożyć na bliżej
nieokreślone później plany o studiach. Mimo tych wszystkich trudności Maggie
była przekonana, że pragnie urodzić to dziecko. Pierwsze iskierki ekscytacji
wypierały z niej szok.
Nie miała wprawdzie pojęcia, jak sobie poradzi, ale wiedziała, że będzie
R S
miała czas na pomyślenie o wszystkim. Będzie musiała oszczędzać, ciężko pra-
cować i równolegle się uczyć. W sumie to dla niej nic nowego. Wyczekiwane
dziecko, namiastka własnej rodziny, jej to na pewno wynagrodzi.
Nieśmiały uśmieszek przemknął przez jej usta.
I choć wydało się to zupełnym szaleństwem, wstąpiła w nią determinacja i
radość oczekiwania.
- Cieszysz się na wieść o dziecku? - Z natłoku myśli wyrwał ją głos Khalida,
który wrócił do pokoju po rozmowie z lekarzem.
- Wprost powalająca nowina - wymamrotała, napotykając na jego ciężkie
spojrzenie.
Czy ich dziecko też będzie miało tak samo czarne oczy? ICH dziecko. Nie do
wiary. Nie mogła nic wyczytać z jego intensywnego spojrzenia, oprócz kamiennego
spokoju i braku emocji.
- Ty się z kimś... spotykasz? Masz kogoś? Narzeczoną?
- Nie. Kiedyś miałem żonę. Ale już nie mam - odpowiedział spokojnie.
A zatem był już raz żonaty. Najwyraźniej nie chciał, by stało się to
przedmiotem rozmowy.
- Dlaczego pytasz? Oświadczasz mi się?
- Oczywiście, że nie! - zareagowała bez namysłu. - Zastanawiałam się... Nie
chcę przysparzać ci kłopotów. Nikt nie musi wiedzieć o dziecku.
Khalid zmarszczył brwi i mimowolnie zacisnął pięści.
- Sugerujesz, że zamierzasz pozbyć się naszego dziecka?
Maggie nie spuszczała z niego wzroku.
- Nie. Jak możesz w ogóle coś takiego insynuować?
- Nie znam cię.
- Więc uwierz mi, że żadna przeszkoda nie sprawi, że usunę to dziecko.
Maggie przesunęła dłoń na brzuch w obronnym geście. Była zaskoczona
swoim instynktem samozachowawczym, który dyktował jej taką determinację w
R S
obronie nowego życia.
- Chcę zatrzymać dziecko - dodała.
Nie odważyła się powiedzieć: „nasze dziecko".
- Dlaczego? - zapytał surowo.
Khalid nie przypominał jej w ogóle uczuciowego, urzekającego mężczyzny,
w którego ramionach zaznała raju.
- Ja... - Cóż mogła powiedzieć, skoro sama nie znała odpowiedzi na to
pytanie. Wszystko, co wiedziała, to że dziecko było częścią niej samej i za wszelką
cenę chciała je ochronić. - Nie wierzę w niechciane dzieci - odparła w końcu. -
Każde dziecko należy pokochać.
Przez większą część swojego życia była przekonana, iż nie była kochana oraz
że ojciec pozwolił jej mieszkać u siebie tylko z obowiązku. Nikomu nie życzyłaby
takich stosunków rodzinnych. Jej własne dziecko otrzyma bezwarunkową miłość.
- Postaram się, by to dziecko było kochane i miało właściwą opiekę.
- Opieka nad dzieckiem nie należy tylko do ciebie.
- Słucham?
- Należy do nas obojga.
Do niej i Khalida? Poczuła, jak ramiona opadają jej mimowolnie z racji
doznanej ulgi. Chociaż przez moment była przekonana, że powie o jej
niedojrzałości i nieprzygotowaniu do roli matki.
- Chcesz mieć udział w wychowywaniu dziecka?
- Chcę być zaangażowany w opiekę nad naszym dzieckiem - wyrecytował
każde słowo oddzielnie.
Maggie pokręciła głową. Z pewnością korzyści z roli ojca na odległość
przeważają nad trudnościami, jakie niesie.
- Chyba nie chcesz odebrać mi praw rodzicielskich?
Khalid podszedł bliżej, by przeszyć ją stanowczym spojrzeniem. Bijące od
niego ciepło i charakterystyczny zapach przeniosły ją na powrót do chwil spędzo-
R S
nych tamtej nocy. Przypomniała sobie jego pieszczoty, zapach drzewa sandałowego
i potu młodego, zdrowego mężczyzny oraz chwilę wspaniałego szczytowania w
jego objęciach.
Zamknęła oczy, by przywołać trzeźwość umysłu.
- Nie uda się tego pogodzić. Twoja propozycja przyniesie same trudności.
Skierował jej głowę do góry, by na niego spojrzała. Jego oczy wyrażały ciepło
i coś jeszcze. Przez jedną chwilę wydało jej się, że w tym spojrzeniu może się czaić
jakieś kiełkujące uczucie, cieplejsze niż tylko współczucie.
- Nic nie jest niemożliwe, Maggie. Znajdziemy sposób, by nam się udało.
Jego umiejętność w wydobywaniu z niej emocjonalnych słabości i dotyk,
który powodował, iż zamierało jej serce, stanowiły jednak zagrożenie, że nie będzie
umiała się mu przeciwstawić.
- Nic nie jest proste.
- Wytłumacz mi w takim razie, dlaczego obstajesz przy tym, że nie
powinienem brać odpowiedzialności za moje dziecko. Chodzi o to, że nie pochodzę
z twojego kraju? Bo jestem obcokrajowcem?
- To nie ma nic do rzeczy. Chodzi o to, że...
Jak miała mu wytłumaczyć, że znajdują się na dwóch biegunach zamożności i
statusu społecznego, doświadczenia i oczekiwań?
- Ty jesteś tu, ja będę w Australii...
- Niekoniecznie.
- Słucham?
- Nie musimy żyć oddzielnie. Dla dobra naszego dziecka rozsądnie byłoby
zamieszkać razem tutaj.
- Razem? To nie jest wyjście. Ja muszę wrócić do domu.
- Może uda mi się ciebie przekonać.
- Ja będę mieszkać w Australii.
- Naprawdę myślisz, że to rozwiązanie najlepsze dla dziecka? Jeden rodzic w
R S
Australii, drugi w Szajeharze?
- Wydaje ci się, że wiesz, co jest najlepsze dla dziecka? Stałeś się ekspertem
we wszystkich tematach?
- Nie udaję eksperta, Maggie - powiedział niskim, spokojnym głosem. -
Uważam, że nasze dziecko zasługuje na miłość nas obojga.
Uderzył w jej najczulszy punkt. Co ona mogła wiedzieć o rodzicielskiej
miłości? Tak mało jej zaznała. Przez moment poczuła, jak ogarnia ją panika w oba-
wie, czy brak tej miłości w dzieciństwie położy się cieniem na jej własne
macierzyństwo. Czy brak umiejętności rodzicielskich można odziedziczyć?
Zapewne nie. Tym bardziej będzie musiała się mocniej starać, żeby być dobrą
matką.
- Maggie, co się z tobą dzieje? - zapytał Khalid, patrząc na nią uważnie.
Czuła się bardzo klaustrofobicznie. Małe pomieszczenie i dominujące
usposobienie Khalida bardzo ją przytłaczały. Miała w zwyczaju być na zewnątrz, w
ruchu.
- Możemy stąd wyjść i dokończyć ten temat później? Muszę wrócić do stajni.
Maggie przesunęła się w stronę drzwi, rozpaczliwie chcąc uciec spod
świdrującego spojrzenia Khalida. Nie usunął się jednak z przejścia.
- Posłuchaj... - zaczęła niepewnie. - Na pewno mamy wiele spraw do
omówienia. Nie próbuję cię unikać. Czy nie lepiej byłoby jednak porozmawiać
później? W bardziej ustronnym miejscu? Jeśli nie wrócę teraz do pracy, mój szef
będzie na mnie wściekły. Dziwię się, że jeszcze nie wpadł tutaj jak burza z
awanturą. Sprawy, które powinniśmy omówić, są na tyle ważne, że nikt nie
powinien nam przeszkadzać.
- Masz rację. - Khalid przytaknął w końcu po długiej chwili przyglądania się
Maggie. - To nie jest miejsce na omawiania tego typu spraw. Co do przeszkadzania
nam w rozmowie, nie obawiaj się, nikt nie odważyłby się tu wejść.
- Nie znasz zarządcy stajni. On...
R S
- Nie musisz się nikogo obawiać.
Khalid na pełny zaskoczenia wyraz twarzy Maggie zareagował szerokim
uśmiechem, który od razu przyspieszył jej tętno. Ten mężczyzna miał
niezaprzeczalny urok osobisty. Było w nim coś magnetycznego.
- Widzę, Maggie, że nie słuchałaś najnowszych wiadomości. Nie wiesz, kim
jestem?
- Nazywasz się Khalid. Kiedy się spotkaliśmy, byłeś przedstawicielem szejka.
- Tak, byłem. Cztery tygodnie temu zostałem mianowany szejkiem Szajeharu.
Jesteś moim gościem honorowym. W moim pałacu i w moim kraju.
Maggie usiadła w pawilonie ogrodowym, a Khalid podziękował służącemu za
przyniesienie napojów. Wciąż była w szoku po usłyszeniu nowiny. Patrząc na
niego, dziwiła się sama sobie, że nie dostrzegła w nim króla; przecież jego władcza
postawa, jak również nakazujący i autorytatywny styl bycia wskazywały na jego
pochodzenie.
Rozglądając się, Maggie miała nieprzeparte wrażenie, że nie tu jest jej
miejsce. Bogato zdobiony pawilon z jedwabnymi dywanami i znakomitymi
freskami otwierał się na widok majaczących w błękicie nieba odległych gór.
Nigdy nie widziała poprzedniego szejka, ale słyszała, że posiadał srebrnego
rolls-royce'a, nie takiego w kolorze srebra, lecz wykonanego ze srebra. Słyszała, że
był właścicielem wielu kurortów na całym świecie i sam wydawał prawa w swoim
kraju. Miał opinię władcy absolutnego. Tak jak teraz Khalid. Ojciec jej dziecka.
Człowiek o wpływach i bogactwie przechodzących jej wyobrażenie.
Ogarnął ją strach o losy dziecka. Skoro może kupić sobie, co tylko dusza
zapragnie, czy zechce odebrać jej prawa do dziecka?
- Nie oddam dziecka - wypowiedziała te słowa, zanim jeszcze opadły w niej
emocje.
Khalid zamarł.
R S
- Nikt od ciebie tego nie wymaga.
- To dobrze. - Maggie poczuła ulgę. - Pomyślałam, że powiem ci o tym
wprost na samym początku.
- Chcę, byś wiedziała, że ja też nie zamierzam porzucać naszego dziecka -
powiedział, podając jej szklankę. - Wypij. Dobrze ci to zrobi.
Maggie poczuła znajomy zapach tutejszej herbaty.
- Mogę zaproponować ci też ciastka.
Spojrzała na złotą tacę wypełnioną delikatesowymi wypiekami. Czy była ze
złota?
- Nie, dziękuję. Nie mam ochoty. - Ukryła twarz w parze aromatycznej
herbaty, uciekając przed jego bacznym spojrzeniem.
- Nie masz powodu, by się mnie obawiać, Maggie. Jestem człowiekiem
zachodniej cywilizacji.
- ...i władcą całego kraju, który może nająć najlepszych prawników na całym
świecie. - Znów to zrobiła, za szybko chlapnęła językiem. Powiedziała sobie, że
musi uważać, bo inaczej faktycznie sprowokuje go do takich czynów.
- Ja nie działam w ten sposób! - Wyczytała napływającą pasję w jego oczach,
zanim uciekł wzrokiem w stronę przepięknego widoku gór. - Nie prosiłem się o
zostanie szejkiem. Nawet tego nie oczekiwałem. Ale mój przyrodni brat umarł
bezpotomnie i mnie powierzono tę funkcję.
- Przykro mi słyszeć o twoim bracie. Nie wyglądasz na usatysfakcjonowanego
swoją nową rolą w tym państwie.
- Nie będę się uchylał od powierzonej mi funkcji. W moim kraju jest dużo do
zrobienia. W przeszłości z mojej rodziny wywodzili się liderzy i wizjonerzy z
prawdziwego zdarzenia. Lecz... od odkrycia ropy władcy tego państwa zaczęli
trwonić jego bogactwa. Moim zadaniem pozostaje odpracowanie za nich tych
straconych lat. Taką misję upatruję w swoich rządach.
Teraz Maggie ujrzała tego mężczyznę w zupełnie innym świetle: dostrzegła
R S
człowieka honoru, oddanego swoim obowiązkom.
- Postrzegasz nasze dziecko jako odpowiedzialność. Moralną powinność.
- Na nas obojgu ciąży odpowiedzialność za to nowe życie wykluwające się w
środku ciebie. Dlatego też razem musimy omawiać sprawy dotyczące przyszłości
naszego dziecka. Widzę tylko jedno możliwe rozwiązanie tej sytuacji.
- Czyżby?
- Naturalnie. Weźmiemy ślub, tak szybko, jak to możliwe.
R S
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Khalid był przygotowany na reakcję Maggie. Wiedział, że w jej świecie
ludzie zawierali małżeństwa z miłości, a dzieci często były płodzone bez małżeń-
stwa.
Czyż on sam nie ożenił się właśnie z miłości? Jednak przerażenie wyzierające
ze spojrzenia Maggie zirytowało go na dobre. Spośród kobiet, które znał, każda bez
namysłu przyjęłaby jego propozycję.
- Mówisz poważnie? - wykrztusiła po chwili.
- Nie ma bardziej stosownego rozwiązania.
- Stosownego... - odparła cicho, wykrzywiając usta.
- Pomyśl o tym, Maggie. Nasze dziecko urodzi się w pełnej rodzinie, przy
dwojgu kochających rodzicach. Będzie dorastało w ustabilizowanym otoczeniu, a
nie rozdarte między krajami i kulturami. A ty będziesz się mogła cieszyć
bogactwem, bezpieczeństwem i statusem społecznym.
- A jeśli mnie nie interesuje ani bogactwo, ani status?
- Rozważ jednak, co to będzie oznaczać dla naszego dziecka. Czy to nie jego
dobro liczy się najbardziej? Powiedziałaś, że ojciec wychowywał cię sam i że nie
byłaś z tego powodu szczęśliwa. O ile zatem lepiej będzie dla naszego dziecka, gdy
będzie miało przy sobie dwoje rodziców?
- Nie ma gwarancji, że to się uda. Co, jeśli teraz weźmiemy ślub, a później się
rozwiedziemy? Dzieci nie znoszą dobrze rozwodów.
Khalid sięgnął po dłoń Maggie i zaczął gładzić ją opuszkami palców. Uznał
za swoje małe zwycięstwo, że jej nie zabrała.
- Maggie, masz moje słowo, że nigdy cię nie opuszczę. Zobowiązuję się
stworzyć naszemu dziecku ciepły i kochający dom. Jako że nie bierzemy ślubu z
miłości, nie będą nami kierować złe emocje, jak to się dość często zdarza między
kochankami.
R S
- A co, jeśli ty się w kimś zakochasz? Małżeństwo w naszym wypadku jest
skazane na niepowodzenie.
Khalid zastanowił się, dlaczego nie zasugerowała, że to ona mogłaby się w
kimś zakochać. Choć, prawdę mówiąc, wcale się tego nie obawiał. Wiedział, jak
uszczęśliwić kobietę, więc Maggie nie miałaby powodu spotykać się z innymi
mężczyznami.
- Nie należę do tych, którzy się łatwo zakochują. Możesz być tego absolutnie
pewna. - Determinacja wypisana na jego twarzy stanowiła najlepsze potwierdzenie
tego zapewnienia.
- Więc dlaczego chcesz się ze mną ożenić? Chodzi o to, żebyś miał
pełnoprawnego potomka z małżeńskiego łoża? - dopytywała się Maggie, nie czując
się usatysfakcjonowaną jego tłumaczeniem.
- Uważasz, że jest w tym coś złego, by zapewnić naszemu dziecku
bezpieczeństwo i opiekę ze strony obojga rodziców oraz status wynikający z
mojego nazwiska? - Khalid zaczął unosić się gniewem.
Jak mogła nie dostrzegać niezłomności jego argumentów? W tej propozycji
nie było nic zdrożnego.
- Nie, oczywiście, że nie - odpowiedziała spokojnie Maggie.
- Dobrze. Nie mam powodu chcieć, by nasze dziecko było nieślubne.
Khalid bardzo dobrze znał tego konsekwencje. Jeżeli jego wujek Husajn
urodziłby się ślubnym dzieckiem, a nie jako owoc krótkiego romansu dziadka
Khalida i tancerki, zostałby szejkiem. Koronę otrzymał niestety jego młodszy brat,
nieodpowiedzialny i nieporadny władca. Przez niego Szajehar utracił swoje
bogactwa.
- Zatem tobie potrzebny jest dziedzic - skomentowała zniesmaczona Maggie.
- Jeżeli nie będę miał potomka, władza przejdzie na kogoś innego z rodziny.
Jednak urodzi mi się potomek... Nie możesz przecież odmówić naszemu dziecku
praw wynikających z urodzenia i możliwości poznania mojej kultury.
R S
Niewłaściwym byłoby odbierać mu jego prawowite miejsce w tym kraju.
- Zakładasz, że to będzie chłopiec.
- Nie, to ty zakładasz z góry, co się wydarzy. Będę kochał nasze dziecko bez
względu na płeć. Najważniejsze jest to, że wszystko będziemy czynić dla dobra
naszego dziecka.
Khalid skarcił się w duchu za tendencję do podejmowania natychmiastowych
działań. Gdy miał określoną wizję drogi przed sobą, nigdy nie wahał się, by na nią
wkroczyć. Może jednak tym razem nie powinien był wygłaszać gotowych
twierdzeń i pozwolić Maggie zastanowić się nad jej własną wizją ciąży i tego, co
nastąpi później?
Podszedł do niej i delikatnie wyjął szklankę z jej ręki.
- Chodź, Maggie. Porozmawiamy o tym później. Czas, byś wypoczęła.
Maggie było duszno. Czuła się zmęczona. We wczorajsze rewelacje wciąż
trudno jej było uwierzyć. Kiełkujący w niej entuzjazm z powodu wejścia w rolę
przyszłej matki przyćmiewała mieszanina różnych emocji.
Nastrój wcale nie uległ poprawie, gdy przyszła rano do stajni, by się
dowiedzieć, że przydzielono jej proste prace pomocnicze. Na to nałożyły się
ciekawskie spojrzenia ludzi. Podglądano ją w pracy i odprowadzono wzrokiem.
- Chodź, Tally.
Maggie prowadziła klacz do basenu dla koni. Tally zastrzygła uszami i
napełniła nozdrza zapachem wody.
- Maggie!
Zatrzymała się na ten pełen nakazu głos. Khalid. Poczuła na sobie jego wzrok,
jak gdyby przykładał do jej pleców zimne ostrze noża. Odwróciła się powoli.
Obiecywała sobie wcześniej, że nigdy nie będzie z mężczyzną pokroju ojca:
człowiekiem nieempatycznym i narzucającym swoją wolę. Nie mogła jednak
oderwać oczu od tego mężczyzny. Jego obecność stawała się dla niej prawdziwą
R S
przyjemnością, odczuwaną fizycznie w całym ciele.
- Cześć Khalid.
- Poprosiłem cię, byś przyszła się ze mną zobaczyć.
Spróbowała opanować głos i odpowiedzieć nonszalancko.
- Naprawdę? Dziwię się, bo wiadomość posłana przez ciebie wcale nie
brzmiała jak zaproszenie, lecz bardziej jak królewski rozkaz.
Musiała się bardzo skupić, by wytrzymać ciężar jego spojrzenia.
- A mimo to postanowiłaś nie przyjść.
Wyczuła gniew w jego postawie, gdy się zbliżył na wyciągnięcie ręki. Nawet
Tally ruszyła pośpiesznie w stronę basenu, wyczuwając napięcie.
- Nie jestem kimś, komu się rozkazuje.
- Ale jesteś moim pracownikiem. Czy to się nie liczy?
Maggie uświadomiła sobie, że użył ciężkiego do odparcia argumentu,
wykorzystując jej podrzędną pozycję w jego stajniach. To, co działo się między ni-
mi, istniało na płaszczyźnie osobistej.
- Przepraszam, szefie. Nie wiedziałam, że chcesz rozmawiać ze mną o pracy.
- Przykro mi, Maggie, że moja prośba zabrzmiała jak rozkaz. Przepraszam.
- Przyjmuję przeprosiny - odparła bez zastanowienia. - I tak miałam przyjść
do ciebie, jak oporządzę Tally. Moją pracę traktuję naprawdę poważnie. Wydawało
mi się, że to nic pilnego, skoro wezwałeś mnie dopiero po całym dniu pracy.
Khalid milczał długo.
- Ponownie muszę prosić cię o wybaczenie, Maggie - powiedział w końcu. -
Miałem spotkanie z ważnymi urzędnikami z dwóch sąsiednich krajów. Chciałem
się z tobą widzieć wcześniej, ale mi się to nie udało.
- Czy masz coś przeciwko temu, żebym odprowadziła teraz Tally do basenu?
Ona uwielbia wodę.
- Jasne, ale będzie to ostatnia rzecz, jaką dziś zrobisz - oznajmił bez pytania
jej o zdanie. - Odprowadzę cię.
R S
Maggie poprowadziła klacz po rampie, aż Tally weszła do tunelu i rozbrykała
się w orzeźwiającej wodzie.
- Małżeństwo to najlepsze rozwiązanie. Przecież o tym wiesz, Maggie.
Bez ogródek, bez zbędnych wstępów. Zastanowiła się, czy Khalid we
wszystkich sprawach był tak przekonany o swojej nieomylności.
- Z mojej perspektywy wygląda to zupełnie inaczej - odpowiedziała, wodząc
oczami za koniem.
- Mój zarządca nie rozmawiał z tobą jeszcze o planach, jakie mam względem
stajni, prawda?
- O jakich planach? - zapytała przejęta.
- Twoja praca w Tallawancie dobiega końca.
Zaschło jej w ustach.
- Jak to?
- Chcę się pozbyć tego majątku, tamtejszych nieruchomości. Nie mam ani
czasu, ani potrzeby utrzymywać stajni tak daleko od Szajeharu. - Zawiesił głos,
przypatrując się jej uważnie. - Co oznacza, że nie będziesz już miała pracy w
Australii. Nowi właściciele stajni mogą zatrzymać ciebie z resztą personelu lub
zatrudnić własnych pracowników.
Poczuła, jak po karku spływa jej zimny pot. Mając w perspektywie samotne
wychowywanie niemowlaka, tak bardzo potrzebowała teraz pewnej pracy. Nie
umiała robić nic innego.
- Jeszcze zanim się poznaliśmy, postanowiłem sprzedać stajnie w Australii,
jak i niektóre inne posiadłości Faruqa.
- Ale mi jest potrzebna praca, zwłaszcza teraz, gdy dowiedziałam się o ciąży.
Muszę oszczędzać i pójść na studia weterynaryjne.
Mówiąc głośno o swoich planach, uświadomiła sobie, jak nierealnie brzmią.
- W Szajeharze mamy bardzo dobry uniwersytet, między innymi ze
specjalizacją weterynaryjną.
R S
- Mam zatem tu zostać, bo będzie to łatwiejsze niż szukanie nowej pracy w
Australii? - Starała się, żeby zgryźliwość była słyszalna w jej głosie.
Maggie chciała uciec spod kurateli Khalida i móc decydować o swoich
krokach w samotności. Zorientowała się jednak, że ten mężczyzna nie da jej spoko-
ju. Wiązało ich teraz nowe życie, życie ich nienarodzonego dziecka.
- Będziesz miała dużo pracy przy dziecku, czy ci się to podoba, czy nie. Taka
jest kolej rzeczy. Zajmowanie się dzieckiem to też praca.
- Uważasz, że mi będzie łatwo przenieść się tu, poślubić kogoś, kogo wcale
nie znam, i stać się członkiem rodziny królewskiej?
Bała się utracenia namiastki życia, które mimo wszystko ciężko wypracowała
na farmie u ojca w znanej sobie Australii. Miała wrażenie, że traci właśnie swoją
niezależność.
- Nie pasuję do twojego świata. Nie pasuję do pałacu. Jestem przyzwyczajona
do tego, że sama zarabiam na swoje utrzymanie.
- Tak samo jak ja.
- Tak... wiem. Przepraszam, że tak to ujęłam. Jednak nasze światy są tak
różne.
Nadarzyła się jej właśnie świetna okazja, by uciec przed jego wwiercającym
się w nią spojrzeniem. Tally wynurzyła się, parskając wesoło, i wdrapała się z po-
wrotem na rampę, komunikując Maggie, że czas kąpieli minął.
- Będziesz pasowała, Maggie. Uwierz mi. Przecież cały czas będę przy tobie.
Serce zabiło jej mocniej.
Jakże on nic nie rozumiał! Jak mogła wyjść za kogoś, kto widział w ich
małżeństwie sposób rozwiązania patowej sytuacji? Kto nie kochał jej i nigdy nie
będzie?
- Mam na myśli, że musisz ożenić się z kimś, kto będzie pasował do twojego
świata, z kobietą elegancką i piękną... z arystokratycznej rodziny.
Maggie nie próbowała chować się pod płaszczykiem zwyczajowej kobiecej
R S
dwuznaczności. Jej słowa były szczere. Dla niego była wartościową kobietą. Po-
stanowił się z nią ożenić za wszelką cenę.
Małżeństwo z Maggie było konieczne z punktu widzenia obowiązku wobec
jego nienarodzonego dziecka. Miał silne postanowienie stać się nieodłączną częścią
tego nowego życia. Życia Maggie także. Myśl o tym w gruncie rzeczy go
uszczęśliwiała.
- Nikt nie uwierzy, że faktycznie chcesz mnie za żonę - powiedziała ze
stoickim spokojem.
Rzeczywiście tym razem małżeństwo nie oznaczałoby dla niego
ukoronowania związku z miłości. Jednak pragnął tego. Pożądał Maggie. Przez
ostatnie tygodnie, gdy czynności związane z przejmowaniem władzy w kraju
zajmowały całą jego uwagę, tęsknił za nią, za jej idealnym ciałem, wspomnieniem
długich nóg oplatających go w akcie miłości.
Tęsknił za kobietą, którą poznał w jedną noc. W małżeństwie widział swój
obowiązek - oczywisty i nie do uniknięcia, jednak nie tak prosty w swej naturze.
Rozmyślał o wigorze tej kobiety, ich wspólnych uniesieniach tamtej nocy, o tym,
jak umiała go rozpalić i zaspokoić fizycznie oraz sprawić, że pożądał jej tak
intensywnie przez te wszystkie dni, które minęły od ich pierwszej nocy.
W ich małżeństwo wpisana byłaby również przyjemność, o czym mogła się
wkrótce z łatwością przekonać.
- Nikt nie będzie podważać mojej decyzji, Maggie. Dla wszystkich będzie to
jasne, gdy zobaczą, że pragnę mieć cię przy sobie.
- Wystarczy na nas spojrzeć, żeby stało się oczywiste, że tak nie jest.
Czy ona nie przeglądała się w lustrze? Przecież w kształty jej ciała wpisana
jest zmysłowość. Czy nie zdawała sobie sprawy, że obcisłe spodnie i naturalny
wygląd dodawały jej niewyobrażalnej seksowności?
- Obdarzę cię szacunkiem. Zajmiesz w moim życiu miejsce przypisane żonie.
Nikt nie będzie miał co do tego wątpliwości. Obiecuję ci szacunek i lojalność. Czy
R S
to za mało, by cię przekonać? Do czego ty właściwie chcesz wracać? Czy oczekuje
cię tam tyle dobrego, że nie możesz tego poświęcić na korzyść nowego życia tutaj,
u mojego boku?
Powiedział prawdę. Nikt nie czekał na nią w rodzinnym domu w Australii.
- Ale my nie mamy ze sobą nic wspólnego...
Khalid uśmiechnął się przebiegle. Wiedział, że już prawie ją przekonał, mimo
że nie zdawała sobie z tego sprawy. Powstrzymał się od przypomnienia jej o ogni-
stych chwilach, które razem spędzili. W łóżku świetnie do siebie pasowali.
- Z czasem odnajdziemy wspólne rzeczy - zapewnił ją. - Na razie powinien
nam wystarczyć fakt, że spodziewamy się dziecka, oraz postawa szczerości u nas
obojga. To wystarczy na dobry początek.
- Weź cukierka, kochanie - powiedziała Maggie, podsadzając małego chłopca
do siodła krępego kucyka.
Nie miało znaczenia, że nie mówili w jednym języku. Gdy sięgnęła po lejce,
by poprowadzić kucyka, chłopiec odezwał się, protestując, jak domyśliła się z tonu
jego uniesionego głosu.
- Nie zwracaj na niego uwagi, Maggie - dobiegł ją głos Khalida. - Hamed
dobrze wie, że nie może jeszcze sam ujeżdżać kucyka.
Maggie puściła luzem lejce i spojrzała wymownie na chłopca, który w mig
zrozumiał, że bez niej nigdzie nie pojedzie.
- Uspokoi się. Uniósł się dumą. Dam mu chwilę na ochłonięcie.
Khalid obdarował ją ciepłym uśmiechem. To popołudnie spędziła z nim i
gromadką dzieci jego kuzyna, co przysporzyło jej więcej zabawy, niż się spo-
dziewała. Khalid w tym czasie w ogóle nie wrócił do tematu małżeństwa.
- Widzę, że znasz się na małych chłopcach. Czyżby otrzymała jego aprobatę?
- W Australii pomagałam jako wolontariuszka przy programie ochronnym dla
upośledzonych jeźdźców. Spotykaliśmy się co drugą sobotę. Większość
podopiecznych to były dzieci. Miałam okazję, by się tego i owego nauczyć.
R S
- Zatem lubisz spędzać czas z dziećmi?
- Oczywiście.
- Zawsze chciałaś zostać matką?
- Tak... myślę - odpowiedziała, a Khalid przytrzymał jej wzrok, więc nie
mogła uciec ze spojrzeniem. - Jednak nie planowałam wejść w tę rolę już teraz. Ale
zawsze zakładałam, że założę prawdziwą rodzinę, gdy tylko spotkam na swojej
drodze.
- ... właściwego mężczyznę?
Przytaknęła mu. Rozdźwięk pomiędzy jej zamierzeniami a rzeczywistością
przeraził ją ponownie. Najwyższy czas, by zapomniała o mężczyźnie, który
pokochałby ją dla niej samej.
- A ty? Od dawna chciałeś zostać ojcem?
- Tak, zawsze wiedziałem, że chcę mieć potomstwo... - odpowiedział wolno.
Maggie dostrzegła cień, który zasnuł jego spojrzenie. Nie rozumiała dlaczego.
Khalid nie był mężczyzną, którego łatwo było zrozumieć.
Uśmiechnęła się zachęcająco do Hameda i poprowadziła go wokół na kucyku.
Ukradkiem przyglądała się jednak Khalidowi, który trzymał na rękach małą Ayiszę,
pokazując dziewczynce, jak podawać konikowi marchewkę. Chichotała na widok
rozdziawionej końskiej paszczy.
Widząc tę scenę, Maggie poczuła ciepło pod sercem. Khalid był wobec
dziewczynki cierpliwy, czuły i opiekuńczy. Wydawało się jej, że będzie również
troskliwym ojcem. Jeśli tylko wyjdzie za niego za mąż...
Spodziewała się, że w roli ojca będzie ustalał ich dziecku granice, ale również
obdarzał je dużą miłością. Tego właśnie pragnęła. Nie chciała zaś życia pełnego
wyrzeczeń, które wiodła u boku swojego ojca na farmie, póki jeszcze żył. Khalid
go na szczęście nie przypominał. Przy tym wielkim bogactwie i władzy, jakie
posiadał, wierzyła, że w przyszłości będzie wspierać młodzieńcze ambicje ich
dziecka. A nie, jak jej ojciec, okazywać najczęściej niezadowolenie.
R S
Czy mogłaby poświęcić się dla małżeństwa bez miłości, podczas gdy przez
całe życie jej nie zaznała i tak bardzo pragnęła ją otrzymać od „właściwego
mężczyzny"? Nie powinna w ogóle zadawać sobie tego pytania. Dobro jej dziecka
jest w tej chwili najważniejsze.
Zdawała sobie sprawę, że Khalid nie pokocha jej i będzie w niej widział tylko
matkę swojego dziecka. Kiedy składał jej propozycję małżeństwa, przemawiały
przez niego honor, poczucie obowiązku i pragnienie oszczędzenia dziecku
przykrości.
Jak do tej pory jej nie dotknął, nie podjął nawet takiej próby. Zrozumiała, że
musi pozbyć się tej tęsknoty za jego ciałem i fizyczną bliskością. Odkąd przestała
być dziewicą, nie mogła odpędzić od siebie snów, które nawiedzały ją co noc.
Łudziła się, że z czasem przestaną się pojawiać.
- Wyglądasz na bardzo zamyśloną. - Do rzeczywistości przywołał ją głos
Khalida, który zastąpił jej drogę, wciąż trzymając Ayiszę
- Tak, rzeczywiście rozmyślałam - odparła Maggie.
- Myślałaś o nas i o naszym dziecku? Wydaje mi się, że się zdecydowałaś.
Powiedz mi.
Był tak bardzo pewny siebie, że kusiło ją, by mu zaprzeczyć. Ale jaki byłby w
tym sens? Przecież o niczym innym od kilku dni nie rozmyślała. Miała wybór: albo
oddać się w posiadanie obcemu mężczyźnie, albo nie przyjmować wszystkich tych
dobrodziejstw, które czekałyby na ich dziecko, jeśli zostałaby w Szajeharze.
- Tak, zgadzam się wyjść za ciebie.
R S
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Niecałe dwa tygodnie później Maggie zamieszkała w luksusowym
apartamencie pałacowym składającym się z kilku pokoi - wszystkie były do jej wy-
łącznego użytku. Nie mogła się nadziwić, jaka fortuna utopiona została w tej masie
ubrań i biżuterii, jaką miała do dyspozycji, nie wspominając o zastępie służby na jej
zawołanie.
Przyglądała się kobiecie w lustrze - swojemu odbiciu - szata utkana perłami,
szmaragdy we włosach. Ciężar tej biżuterii był odczuwalny.
Miała motyle w brzuchu. Czy uda jej się odegrać rolę królewskiej panny
młodej? Jeśli tak, to może któregoś dnia osiągnie poziom, jaki powinna sobą repre-
zentować żona króla Szajeharu.
- Wspaniale! - Odwróciła się automatycznie w kierunku, skąd dobiegał głos.
- Khalid! Co ty tutaj robisz?
Wyglądał jak książę z jej fantazji: smukły, urokliwy i niebezpiecznie
przystojny. Jego męskie kształty były idealnie wyeksponowane przez królewską
szatę.
- Podziwiam pannę młodą.
- Ale nie powinno cię tu być...
- A gdzie powinienem być w dniu naszego ślubu?
Wodził po niej wzrokiem: od cieniutkiego jak papier jedwabnego welonu do
długiej białej sukni ślubnej. Uśmiechnął się do niej szeroko, co jej schlebiało.
- Nie słyszałeś o przesądzie, że pan młody nie powinien widzieć swojej
wybranki w sukni przed ślubem?
- Przesądzie? - zapytał kpiąco. - Sami doszliśmy do tego, co się ma dzisiaj
wydarzyć. - Podszedł bliżej i wziął ją za rękę. - W tym dniu nie będzie tu nikogo z
twojej rodziny. Nie zaprosiłaś także żadnych przyjaciół. Przyszedłem ci ich
zastąpić. Nie chciałem, byś się w takim dniu czuła samotna, Maggie.
R S
- Dziękuję, że o tym pomyślałeś. Masz rację, nie powinnam się dziś tak czuć.
Mimo wciąż wchodzących i wychodzących kobiet, pomagających jej w
przygotowaniu się do ślubu, czuła się faktycznie bardzo samotna. Przeżywała brak
swojej matki i siostry na własnym ślubie. Musiała się pogodzić, że nie będzie tak,
jak sobie wyobrażała: Cassie, jej siostra, byłaby druhną. Nie udało jej się, mimo
wysiłków, otrzymać przed dniem ślubu żadnych wiadomości o miejscu ich
zamieszkania.
- Zyskuję nową rodzinę. To będzie dla mnie nowy początek. - Położyła rękę
na wysokości brzucha, gładząc delikatną tkaninę sukni ślubnej.
- Szanuj mnie, Maggie, a dołożę wszelkich starań, byś nie żałowała swojej
decyzji.
Jakże inaczej wyglądał ten dzień dla Khalida w porównaniu z jego pierwszym
ślubem. On i Maggie zawierali coś w rodzaju aktu, zobowiązania wobec siebie dla
dobra dziecka. Mimo to miał zamiar uczynić ją szczęśliwą, gdyż przekonał się, jak
mało miłości zaznała dotychczas.
Przysunął się do niej jeszcze bliżej, ujął za brodę i spojrzał jej głęboko w
oczy. Błyszczały jaśniej niż klejnoty, które zdobiły jej głowę i dekolt. Nie mógł się
doczekać nocy poślubnej. Od tylu tygodni łaknął jej ciała.
- Zaufaj mi. Odpręż się i o nic się nie martw.
- A więc, moja żono, co myślisz o uroczystości weselnej w Szajeharze?
Słowo „żono" wypowiedział tak ponętnie, że przyspieszyło jej tętno, a sutki
stwardniały. Siedział tak blisko, iż czuła ciepło jego oddechu na policzku. Znajomy
zapach erotycznie drażnił jej powonienie.
- Zaparło mi dech w piersiach. To było po prostu niesamowite. Nie
spodziewałam się niczego podobnego.
Odkąd zgodziła się go poślubić, Khalid trzymał się od niej na dystans.
Widzieli się tylko w obecności osób trzecich. Nie było między nimi prywatnych,
intymnych rozmów. Ku swojej konsternacji Maggie odkryła, że takie relacje jej nie
R S
wystarczają. Naprawdę pragnęła, by ich małżeństwo nie było tak formalne.
- Cieszę się, że ci się podoba - wymamrotał.
Maggie nigdy nie widziała tylu ludzi w jednym miejscu. Było gwarno i
tłumnie. Nie tylko na terenie otwartego z wszystkich boków ogromnego namiotu,
lecz i na zewnątrz. Ludzie rozłożyli się na dywanikach tak daleko, dokąd mogła
sięgnąć wzrokiem. Intensywny zapach pieczonego mięsa i przypraw unosił się w
powietrzu. Muzyce wtórowały spontaniczne wybuchy śmiechu, dając świadectwo
wybornemu nastrojowi przybyłych.
- Nikomu nie przeszkadza twój wybór panny młodej - powiedziała niepewnie
dla podtrzymania rozmowy. - Wszyscy byli dla mnie mili.
- To oczywiste. Nikt nie odważyłby się kwestionować mojego wyboru.
Dostrzegają w tobie kobietę godną żony szejka. Pięknie dziś wyglądasz.
- Nie musisz mi tego mówić, Khalid. Nie musisz mnie pocieszać.
- Pocieszać? Musisz się nauczyć, Maggie, że ja nigdy nie kłamię - powiedział,
po czym pochylił się ku niej i wyszeptał: - Twoje oczy są jak gwiazdy, a usta
słodkim zaproszeniem do pocałunku. A szyja tak delikatna jak...
- Khalid! Proszę! Nie musisz! - natychmiast zaoponowała Maggie.
- Nie muszę czego? - Jego ton wskazywał na poirytowanie.
- Proszę, nie mów mi takich rzeczy.
- Jak sobie życzysz. - Wyczekał chwilę, aż podniesie na niego wzrok. - To o
czym mamy rozmawiać?
O co mu chodzi? Była prawie pewna, że przemawia przez niego gniew. To, co
mu powiedziała, miało udaremnić kwestie wypowiadane normalnie przez
zauroczonego kochanka. Miała jednak świadomość, że raczy ją nimi na pokaz. Jego
próby wcielenia się w tę rolę ugodziły w jej sekretny głód bycia dostrzeżoną.
- Ile czasu trwają te uroczystości? - zapytała, chcąc skierować rozmowę na
inne tory.
Sam ślub odbył się zaskakująco szybko. Natomiast świętowanie trwało już
R S
cały dzień. Nagle dopadło ją zmęczenie. Całymi godzinami witali przybyłych. Na-
stępnie odbyły się pokazy zręcznościowe, między innymi jeździectwa. Sam Khalid
wykonał jeden z nich, co powaliło ją z nóg.
- Kilka dni.
- Dni? Nie wydaje mi się, żebym była w stanie tyle wytrzymać.
- My, Szajehańczycy, szczycimy się naszą kondycją fizyczną i wigorem. -
Zabrzmiało to poważnie w jego ustach, jednak w oczach zaświecił się dziki błysk
zwycięzcy.
- Czy naprawdę mamy ucztować z tymi ludźmi przez kilka dni?
- Nie. Nasze obyczaje się zmieniły. Przez następne kilka dni będzie szereg
uroczystości. Dzisiejsze świętowanie potrwa do późna. Oczekuje się ode mnie, że
zjawię się na większości z nich. Jeśli jesteś zmęczona, możesz się oddalić. Nie
będzie to źle widziane.
- Naprawdę? - Wizja wygodnego łóżka była teraz dla Maggie nie do
odrzucenia.
- Chodź.
Khalid podniósł się z siedzenia, a gwar wokół nich ucichł. Wyciągnął do niej
dłoń i nie miała innego wyjścia, jak podać mu swoją. Poprowadził ją w dół podium,
na którym siedzieli. Wtem zerwały się krzyki, wiwaty i zagrała muzyka.
- Co się dzieje? - zapytała Maggie niepewnie.
Nic nie mogła wyczytać z jego twarzy. Jedynie oczy były wymowne, świecąc
niczym dwa czarne oszlifowane kamienie szlachetne.
- Wiwatują, żeby dodać mi sił. - Maggie miała wrażenie, że uśmiechnął się
niepostrzeżenie. - Pochwalają, że zabieram cię do łóżka.
R S
ROZDZIAŁ ÓSMY
Szli przez pałacowy ogród. Maggie zastanawiała się, co powinna powiedzieć
na to, co usłyszała, ale usta całkowicie jej wyschły, a oddech przyspieszył.
Wszystko przez to, że on kroczył tuż obok, trzymając ją za rękę. Wkroczyli do
pałacu. Zreflektowała się, że jeszcze nie była w tej części.
- Gdzie jesteśmy?
Khalid wskazał gestem mosiężne drzwi.
- Nasz apartament.
- Nasz apartament? - powtórzyła cicho. Czy ten chrapliwy głos naprawdę
należał do niej? Serce waliło jej w piersi. - Ale ja mam gdzie spać.
Khalid ponaglił ją do przestąpienia progu. Od jego dotyku czuła mrowienie na
całym ciele.
- Tak było przed ślubem, Maggie. Teraz nie wypada nam spać w dwóch
końcach pałacu. Będziesz ze mną dzielić ten sam apartament.
Przemierzyli rozległy salon, potem trochę mniejszy i bardziej kameralny,
najwyraźniej do prowadzenia ważnych rozmów na osobności, aż podeszli do drzwi
zdobionych wzorem pnącej winorośli. Khalid przycisnął jej dłoń do swoich
rozgrzanych ust.
Maggie westchnęła, czując, jak uginają się pod nią kolana.
- Świetnie dałaś sobie radę podczas ceremonii i uroczystości weselnej.
- Dziękuję. Nie udałoby mi się to bez wsparcia i pomocy twojej ciotki Zeinab.
Przed ślubem zabierała mnie do swoich znajomych i dzięki temu znałam niektórych
gości. Łatwiej mi było z nimi rozmawiać.
- Jednak to ty byłaś w roli głównej i spisałaś się wyśmienicie.
No tak, odgrywała przecież tylko swoją rolę. Wzmianka o pozorach ich ślubu
sprowadziła ją szybko na ziemię. Byli sobie zupełnie obcy. Obcy małżonkowie.
Świadomie zgodziła się na taki układ.
R S
- To jest twój pokój, Maggie. Mam nadzieję, że będzie ci w nim wygodnie. -
Ukłonił się z gracją, jakby miał przed sobą gościa, a nie żonę.
W tej chwili Khalid włożył cały wysiłek w zachowanie dystansu. Nie tak
wyobrażał sobie noc poślubną z Maggie. Jeżeli pozwoliłby sobie jednak spuścić z
tego formalnego tonu, zapewne natychmiast chwyciłby ją w ramiona i przywarł do
niej przy drzwiach.
- Wyglądasz na zmęczoną. Musisz odpocząć. - Niemalże siłą wydusił z siebie
te słowa.
Wytłumaczył sobie jednak, że musiałby być brutalem, gdyby nie pozwolił jej
teraz zostać samej. Musi zaczekać. Na kolejną noc.
- Zadzwoń, jeśli byś czegoś potrzebowała.
- Nie zostaniesz tu? Czy to nie będzie wyglądać dziwnie, jeśli wrócisz tam tak
szybko?
- Nie martw się, Maggie. Nie wrócę od razu do namiotu.
Pomyślał, że najlepszym pomysłem byłoby wskoczenie do basenu z zimną
wodą i przepłynięcie kilku długości. Może buzująca w nim gorączka ustałaby choć
na chwilę.
- Idź prosto do łóżka i się wyśpij, moja mała.
Gdy Maggie została sama w nowym pokoju, czuła się jak zdjęta z krzyża. W
ogóle nie przejęła się rozmachem tego pomieszczenia, eleganckim wyposażeniem i
łóżkiem z baldachimem. Usiadła na jego skraju, podciągając kolana pod brodę, nie
bacząc na perfekcję jej ślubnego stroju.
W sumie nie powinna czuć się rozczarowana. Zgodziła się wziąć ślub z
Khalidem z powodu dziecka, a nie dlatego, że byli udaną parą. Czego oczekiwała?
Że uda jej się ukryć w misternej sukni ślubnej swoją przeciętność? Jego chłodne
pożegnanie przed drzwiami mówiło samo za siebie, że nie była dla niego wy-
starczająco atrakcyjna. Uniesienia, jakie czuła w jego obecności, seksualne
podniecenie sięgające aż do stóp, były i są efektem jej nadmiernej wyobraźni. Jed-
R S
nak tak jawny dowód odrzucenia rozdarł jej serce.
Maggie obudziła się dopiero koło południa po tym, jak udało jej się zasnąć
przed świtem. Czy był tutaj? Czy czekał, aż się obudzi? Czy na dzisiaj też mieli za-
planowane jakieś uroczystości? Pokoje były puste. Khalida nie było. Pomimo
otaczającego ją przepychu, czuła się jak pozostawiony samemu sobie bagaż.
Khalida doszedł zapach jej ciała, gdy siedział przy biurku pogrążony w
lekturze dokumentów. Zapach olejku różanego rozgrzanego na jej kobiecym ciele.
Erotyzm unosił się w powietrzu.
Podniósł głowę. Maggie stała w progu, ubrana w złoto-zielonkawą tunikę,
wyszytą opalizującymi koralikami, które odbijały promienie słoneczne, gdy
zmierzała ku niemu, poruszając swoją gibką talią.
Uśmiechnął się, choć z wrażenia zaschło mu w ustach.
- Cześć Maggie.
Stanęła przed masywnym biurkiem, krzyżując ramiona na piersi, jakby
chciała ukryć przed nim ich kształt. Miała rześko wyglądające policzki. Był dumny,
że poślubił taką kobietę.
- Cześć Khalid. Nie słyszałam, jak wszedłeś.
- Właśnie wróciłem. Czujesz się lepiej? Odpoczęłaś po wczorajszych
wydarzeniach?
- Tak. - Ściągnęła brwi. - Czuję się bardzo dobrze. Wczoraj byłam zmęczona.
Tylko tyle.
- Cieszę się. Proszę, usiądź. - Wskazał jej krzesło.
- Musimy porozmawiać. To udawanie, że jesteśmy prawdziwym
małżeństwem... - urwała, nie wiedząc, jak zwerbalizować swoje obawy.
Khalid wyprostował się w oczekiwaniu na dalszą część.
- To nie żadne udawanie. Nasze małżeństwo jest jak najbardziej ważne,
R S
Maggie. Nie ma odwrotu.
- Nie to miałam na myśli. - Z ułożenia jej ust wyczytał zawstydzenie. -
Powinniśmy ustalić zasady współżycia - powiedziała, rozkładając ręce.
- Zasady współżycia?
- A czego się spodziewasz? Jak mamy zachowywać się wobec siebie na co
dzień? Do tej pory o tym nie rozmawialiśmy. - Wyprostowała się, eksponując w ten
sposób swoje małe, kształtne piersi. Khalid niemalże zawył. - Tak jak dzisiaj na
przykład - ciągnęła, chodząc przed biurkiem. - Co miałam zrobić? Czy mogłam
wyjść sama z pałacu? Nie byłam pewna, czy chcesz się ukrywać z pozorem, że
oboje spędziliśmy noc w tym samym pokoju. Ale skoro zostawiłeś mnie samą, to
wydaje mi się, że nie zależy ci na utrzymywaniu takich pozorów i że nie martwisz
się, iż ludzie łatwo się domyślą, że nasze małżeństwo nie jest normalne.
- Nie jest normalne?
- Byłoby normalne, gdyby pan młody chciał widzieć swoją dopiero co
poślubioną żonę na drugi dzień.
Khalid wybałuszył oczy. Czy ona naprawdę myślała, że on chciał ją zostawić
samą zeszłej nocy?
- Ja przyszedłem do ciebie po południu. Ale ty jeszcze spałaś. Pomyślałem, że
najlepiej będzie cię nie budzić. Gdybym wiedział, że już się obudziłaś, przy-
szedłbym do ciebie wcześniej.
- Dlaczego chciałeś mnie widzieć?
- A dlaczego każdy mąż chce widzieć swoją żonę na drugi dzień po ślubie?
- Nie baw się ze mną w kotka i myszkę. Proszę.
- Chciałaś rozmawiać o zasadach współżycia. Zgadzam się z tobą. Najwyższy
czas o tym porozmawiać.
- Może porozmawiamy o tym jutro. Robi się późno.
- Nie ma potrzeby czekać z tym do jutra.
Khalid powstał zza biurka, mierząc ją spojrzeniem.
R S
Zamarł w niej oddech. Zaczęła oddychać płytko i pośpiesznie. W piersi
łomotało jej serce.
- Naprawdę musimy? - Maggie wodziła za nim oczami, jak przechadzał się
przed nią miarowym krokiem.
Po raz pierwszy poczuła się w jego obecności zagrożona i chciała uciec. W tej
chwili nie mogła doszukać się w nim współczującego mężczyzny.
- Tak. Musimy o tym porozmawiać jeszcze dzisiaj - niemalże wycharczał.
Gdy tak przed nią stał, obserwując, jak w szybkich ruchach klatki piersiowej
unoszą się jej piersi, a w oczach połyskują płomyki ognia, odezwało się w nim tak
dzikie pożądanie, że przechodziło niemalże w fizyczny ból.
- Jest tylko jedna podstawowa zasada między nami, Maggie. Ty jesteś moją
żoną, a ja twoim mężem.
Zastawił jej drogę ucieczki, ustawiając się pomiędzy nią a biurkiem,
wymuszając, by się do niego przysunęła.
- Naprawdę? - powiedziała prawie na bezdechu.
Jej dyszenie przypominało mu to z chwili ich szczytowania tamtej nocy.
- Tak. Będę cię traktował tak, jak mąż powinien traktować żonę.
Maggie zamarła, czując, że znalazła się w potrzasku. Przesunął ustami po jej
wonnej od olejku różanego, niewypowiedzianie miękkiej szyi. Szczypał dalej jej
skórę aż do czubka ucha i wciągał w nozdrza zapach perfum.
- Khalid! Co ty robisz?
- Nie podoba ci się to? - Zatrzymał usta w powietrzu. Jednak reakcja jej ciała
mówiła co innego. Czuł na swojej koszuli jej stwardniałe sutki. - Na pewno tego
oczekuje panna młoda od swojego poślubionego męża.
Wrócił do całowania jej szyi, zagięcia pod kością policzkową, kącików ust.
Maggie zadrżała na całym ciele, gdy przywarł do niej. Skradł jej tak wyczekiwany
pocałunek. Fala rozkoszy oblała go, potęgowana przez smukłe kształty, które
wcinały się erotycznie w muskularną klatkę piersiową. Oplótł ręce wokół jej talii i
R S
jednym ruchem przeniósł na biurko. Pieścił następnie piersi. Maggie poddała się
temu całkowicie. Na jego dotyk odpowiadała stłumionym jękiem. Zmysłowość
chwili ogarnęła ich oboje. Khalid pragnął jej bezzwłocznie, teraz.
- Khalid... proszę - wyszeptała, z trudem łapiąc powietrze.
- Cicho!
- Nie powinniśmy!
Khalid nie zważał na jej słowa. Odsunął materiał z jej ud.
- Oczywiście, że powinniśmy. Przecież jesteś moją żoną. - Odsłonił
koronkową bieliznę. Przesunął po niej palcem. Maggie syknęła z rozkoszy. - Nosisz
w łonie moje dziecko. - Maggie odchyliła się do tyłu, ułatwiając mu zdjęcie
koronkowych majtek.
Khalid rozsunął jej nogi i stanął między nimi.
Miała przymknięte oczy i ślady na tunice po jego pocałunkach. Wyglądała
bosko i czekała na więcej.
- Otwórz oczy, Maggie - wyszeptał, a ona natychmiast posłuchała i oplotła
ręce na jego ramionach. - Unieś trochę nogi.
Ułożył dłonie na jej biodrach i powoli w nią wszedł. To uczucie było
dokładnie takie, jak je zapamiętał z ich pierwszych uniesień. Maggie zacisnęła
palce na jego ramionach. Nie przypominał sobie, by czuł się tak ekstatycznie z
jakąkolwiek kobietą. Obiecał sobie, że później będą się kochać wolniej. Teraz
jednak nie potrafił się powstrzymać. Zacisnął oczy, próbując wytrzymać jeszcze
trochę.
W ciemności przymkniętych powiek słyszał tętniącą w swoich żyłach krew i
jej podniecający oddech. Napięcie w mięśniach było nie do wytrzymania. Maggie
przytrzymała go mocniej, a ich oczy pełne zaskoczenia, że przeżyją tę chwilę
najwyższej ekscytacji razem, spotkały się.
R S
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Khalid zdjął z Maggie tunikę i zaniósł do łóżka. Do sypialni zawitał już
księżyc, więc nie było potrzeby zapalania światła. Miał ją przed sobą, zupełnie
nagą, niewinnie ułożoną na łóżku w zapraszającej pozie.
Głód rozkoszy znów zawładnął jego emocjami. Po pierwszym razie
spodziewał się częściowej ulgi i wewnętrznego spokoju. Jednak się mylił. Nagie
ciało Maggie wywierało na nim ogromne wrażenie. Obserwował, jak przy oddechu
unoszą się jej krągłe piersi, które tak szaleńczo całował jeszcze chwilę temu.
Bez słowa rozebrał się i wdrapał na łóżko. Maggie usunęła się na bok,
ubiegając jego zamiar przytulenia się. Pociągnęła za rąbek prześcieradła, by się
przykryć.
- Nie. Zostaw - zganił ją.
Maggie puściła materiał.
No tak, była przecież niedoświadczona, nietknięta. Khalid zdusił w sobie
niecierpliwość. Jej brak doświadczenia w seksie sprawiał, że tym mocniej jej
pragnął. To od niego zaznawała pierwszej w życiu rozkoszy. Dla mężczyzny
takiego jak on był to szalenie podniecający fakt.
Maggie potrzebowała czasu, by nauczyć się luzu. Jednak nie może pozwolić,
by ukrywała przed nim uroki swojej cielesności. Położył dłoń na jej obojczyku i
wyczuł przyspieszony puls, co było dla niego kolejnym powodem do dumy.
- Nie musisz tego dla mnie robić - wyszeptała Maggie ledwie słyszalnym
tonem.
- Robić czego? - zapytał, skupiając się na poznawaniu zagłębień między jej
obojczykiem a piersią.
- Nie musisz mnie dotykać w ten sposób. Nie przyszłam do ciebie po seks.
- Ale był cudowny, czyż nie?
Khalid spochmurniał. Widział w Maggie dumę i delikatność zarazem.
R S
Przypomniał sobie, że miała nawet odwagę odmówić przyjęcia od niego
podarunków z okazji zaręczyn, gdyż były dla niej zbyt kosztowne.
Większość kobiet, które spotkał, fascynowało bogactwo jego rodziny. Nie
wiedział do niedawna, że pozna kobietę, dla której to nie będzie miało większego
znaczenia. Mimo różnic Szahina była podobna do Maggie. Pierwsza żona wiodła
życie u jego boku w świadomości śmiertelnej choroby, nie pozwalając jej jednak na
odbieranie sobie radości. Dlatego też dbała o rzeczy, których nie można kupić za
pieniądze - przyjaźń, widok wschodzącego w górach słońca, uśmiech na twarzy
dziecka.
- Rozkażę przynieść tu jutro twoje rzeczy.
Nie było sensu, by Maggie korzystała z pokoju obok. Nie łączyła ich miłość,
więc rozsądnym było dać każdemu trochę prywatności.
Khalid przeniósł dłoń z jej piersi na udo, krążąc po nim i lekko uciskając
skórę. Wsunął palce między nogi, dotykając serca jej kobiecości. Maggie poruszyła
się energicznie, co zadowoliło jego rosnące na powrót pożądanie.
- Proszę! Przestań! - Zdecydowanie i siła, z jaką odsunęła jego dłoń, zdziwiły
go i dotknęły do żywego. - Nie musisz udawać, Khalid.
- O czym ty mówisz?
- Było mi bardzo przyjemnie kochać się z tobą. Było... naprawdę miło. Teraz
nasze małżeństwo można uznać za skonsumowane. Stało się ważne. Więc nie
musisz... - Zatrzymała się w pół zdania i przygryzła nerwowo wargę. - Czy możesz
się przesunąć? Chciałabym wstać... proszę.
- Nie tak szybko!
Khalid nie wierzył temu, co usłyszał. Że było jej z nim miło. Tylko tyle!
Zaraz mu wyda ocenę na skali od jednego do dziesięciu. Zagrodził jej umyślnie od-
wrót, kładąc na jej nodze swoją. Przez chwilę próbowała się wyswobodzić, ale w
końcu się poddała. Nie patrzyła na niego.
- Uważasz, że to, co między nami właśnie zaszło, seks, który przeżyliśmy, był
R S
tylko formalnością?
- Khalid, proszę...
- Nie, nie mogę ci popuścić. Nie zadowala mnie to, co od ciebie usłyszałem.
Po prostu nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Co innego miało się teraz
dziać między nimi, zamiast tej pretensjonalnej konwersacji.
Robił się szczerze wściekły na Maggie. Choć nie myślał na tyle jasno, by
zapytać, czy był to gniew na samego siebie, że tak długo zwlekał z ich ponownym
zbliżeniem, czy faktycznie na nią za jej ślepotę. A może jednak zaczął dostrzegać
jakiś błąd po swojej stronie - nie poświęcił w ogóle czasu na zaloty, flirt, grę
wstępną, tylko rzucił się na nią jak na ofiarę, zakładając, że jej odpowiada takie
tempo i pośpiech.
- To, co się między nami wydarzyło, nie ma nic wspólnego z legalizowaniem
naszego małżeństwa, ani tym, jak widzi to prawo.
- Nie kłam, Khalid. Ja myślę, że to wszystko, co tyczy się naszych stosunków,
jest z tym związane. Wiem, że mnie nie pragniesz. Wcale nie chciałeś mnie zoba-
czyć ponownie po naszym pierwszym spotkaniu.
Khalid pokręcił energicznie głową. Miał świadomość, że w młodości Maggie
odniosła emocjonalne rany, ale nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo były głębokie.
- Wydaje ci się, że kochałem się z tobą, bo było mi ciebie żal? I po to, żeby
uprawomocnić zawarty z tobą związek małżeński? Naprawdę myślisz, że to było
moją pobudką, skoro i tak jesteś już ze mną w ciąży?
- Nie wiem... już sama... nie wiem, jak było.
- Jeśli chodzi o to, kto kogo nie chciał widzieć ponownie po naszym
pierwszym spotkaniu, to ty uciekłaś ode mnie, zanim się obudziłem, Gdy
dowiedziałem się o śmierci Faruqa, musiałem bezzwłocznie wyjechać. W innym
wypadku nie pozwoliłbym ci się tak po prostu zapaść pod ziemię - zniżył głos. -
Musiałem czekać na ciebie aż kilka tygodni, zanim przyjechałaś do Szajeharu. Jak
ci się wydaje, kto sprawił, że dostałaś pracę przy koniach tu na miejscu? - Podniósł
R S
jej brodę, tak by w końcu na niego spojrzała. Miała spuszczone powieki. - Wciąż
cię nie przekonałem? A jak wyjaśnisz to?
Przysunął się do niej. Jego rozpalone ciało zetknęło się z jej miękką skórą.
- Wydawało mi się, że... - Przełknęła głośno ślinę. - Wydawało mi się, że
musiałeś myśleć o innej kobiecie, gdy się kochaliśmy.
Gdyby nie zdawał sobie sprawy z tragicznego rozmiaru niedowartościowania,
jakie w niej odkrył, roześmiałby się na całe gardło.
- Uwierz mi, Maggie. O nikim innym wtedy nie myślałem. Wyobraź sobie, że
posiadam skrupuły i nie jest mi obojętne to, z kim sypiam. Zranionym kobietom nie
oferuję taniego pocieszenia. Tamtej nocy odmówiłem ci na początku, bo nie
chciałem wykorzystać sytuacji. Widziałem, że byłaś zdenerwowana i... nieswoja.
- Och.
Tylko tyle ma do powiedzenia?!
- Spałem z tobą, bo cię pożądałem. Wciąż cię pożądam, Maggie. Musisz się
nauczyć mi ufać, moja żono. Już ci powiedziałem, że nie kłamię. Nigdy tego nie
robiłem. Czy ty mnie pożądasz, Maggie?
Ujął jej rękę i przycisnął do swojego rozgrzanego ciała. Pod dotykiem Maggie
było niczym rozżarzone węgle. Była podniecona tym odkryciem. Potrzebowała
jego bliskości i czułości.
- Tak... pragnę cię.
- Ja ciebie też, Maggie. - Obsypał jej usta, policzek i brodę słodkimi
pocałunkami. Erotycznie drażnił ucho zębami. - Jesteś taka seksowna. I piękna. -
Przejechał językiem po jej szyi. Na skórze wyczuł dreszcz przyjemności. - Każdy
mężczyzna na naszym weselu mi ciebie zazdrościł.
Całował ją namiętnie dalej, schodząc niżej, do pępka. Jego ciepły oddech
doprowadzał ją do ekstazy. Przycisnął usta do najbardziej gorącego miejsca w jej
ciele. Dotyk jego języka rozpalił w niej niewypowiedziany ogień przyjemności.
- Pragę ujrzeć cię znów szczytującą - wymamrotał, dosięgając znów jej pępka.
R S
- Jesteś taka piękna. Chcę patrzeć na ciebie, jak poddajesz się ze mną rozkoszy.
- Khalid, proszę... ja... - próbowała coś powiedzieć w udawanej desperacji.
Tak naprawdę pragnęła tej rozkoszy. Patrzył na nią wyczekująco. - Pragnę cię,
Khalid - dokończyła.
- Ja też cię pragnę, moja piękna żono.
Khalid uniósł się nad nią na umięśnionych ramionach. Powietrze stężało
między nimi, aż przeszedł ją dreszcz, gdy poczuła go między nogami. Ich oddechy
zamieniły się w erotyczne sapanie w przyspieszającym tempie wzajemnej gry ciał.
Oboje mieli pełną jasność, że była między nimi nie tylko fizyczna nić.
Uzupełniali się w dawaniu sobie i braniu. Gdy nadeszła fizyczna ulga, chwila naj-
wyższego spojenia ich ciał, mieli wrażenie, że ulecieli razem do innego świata,
gdzie byli tylko we dwoje, a reszta się nie liczyła.
- Och tak... - wyrwało się jej bezwiednie.
- Nigdy nie wątp w moje pożądanie, Maggie.
Zamknęła oczy, czując, jak delikatnie gładzi ją po włosach, i odpłynęła w
objęcia Morfeusza.
Maggie obudziła się z uśmiechem na ustach, czując ciepłe promienie słońca
na policzkach. Była wdzięczna Khalidowi za radość i rozkosz, jakie jej wczoraj
sprawił. Nie była to tylko fala uniesień, jedna po drugiej. On ją docenił, dostrzegł w
niej atrakcyjną kobietę. Zrozumiał, ile miała w sobie niepewności. Teraz nie miała
wątpliwości, że naprawdę jej pożądał i doceniał jej urodę.
- Mam dla ciebie niespodziankę. - Khalid patrzył prosto na Maggie
święcącymi czarnymi oczami.
- Niespodziankę? Dla mnie?
- Tak. Chodź! - Pociągnął ją i wybiegli z pałacu do ogrodu, w stronę stajni.
Khalid wskazał na budynek, do którego jeszcze do tej pory nie wchodziła.
Gdy weszli do środka, poprowadził ją do przegrody na końcu. Maggie
R S
powitała para dużych, czarnych i rozwodnionych oczu klaczy arabki. Była piękna.
Po prostu piękna. Przysunęła łeb do wyciągniętej dłoni Maggie.
- Jest idealna - wymamrotała, nie mogąc ukryć porażającego wrażenia.
Odsunęła się, by móc objąć całą sylwetkę klaczy. - Mogę wejść?
- Jasne.
- Tutaj ją chowano? - zapytała, wodząc ręką po sierści konia. - Jakaż ona
piękna.
- Nie, w górach - odparł.. - Jest tu od kilku dni.
- Musisz być z niej bardzo dumny.
- A zatem wyrażasz swoją aprobatę?
- A co tu jest do zaaprobowania? Masz dobre oko - powiedziała rzeczowo.
- Cieszę się, że tak uważasz. Jest twoja - dodał ciepło.
- Słucham? - Maggie odwróciła się raptownie, by odszukać jego spojrzenie.
- Afra jest twoja. To mój prezent ślubny dla ciebie.
- Moja?
Maggie nie mogła w to uwierzyć. Khalid przytaknął spokojnie. Nie wiedziała,
co ma powiedzieć Otworzyła bezgłośnie usta, ale poddała się, nie mogąc znaleźć
odpowiednich słów na oddanie stanu jej emocji.
- Maggie... coś jest nie tak? - Khalid zmarszczył brwi.
Nie pamiętała, kiedy otrzymała jakikolwiek prezent. A on dał jej konia czystej
krwi. Ojciec uważał, że w urodziny i święta też powinna pracować i nie dawał jej
żadnych prezentów. Może dostawała coś od matki gdy jeszcze z nimi była, ale tego
mu nie mogła powiedzieć. Zabrzmiałoby to tak pretensjonalnie.
- Wszystko jest OK. Dziękuję, Khalid. Klacz jest prześliczna. Nazywa się
Afra, tak?
- Z racji białego kołnierzyka.
- Urocze imię. Naprawdę wspaniały koń. Dziękuję ci.
Potajemnie wyobraziła sobie, że pada w ramiona Khalida i całuje go
R S
entuzjastycznie, nie hamując emocji. Jednak nie dostrzegła, by się do niej zbliżył,
więc bolesna nauka otrzymana od ojca skutecznie powstrzymała ją od ujawnienia
tego, co czuła.
- Będziemy musieli zapytać lekarza, czy w ciąży możesz jeździć konno.
Nawet jeśli powinnaś zaczekać z tym do rozwiązania, ona będzie tu na ciebie cze-
kać. - Zawiesił głos. - Ja wiem, Maggie, że to trudne dla ciebie zrezygnować ze
swojej pracy, opuścić znane otoczenie w Australii i dostosować się do tutejszego
świata. Chcę, byś była tu szczęśliwa.
- Obawiam się, że nie mogę ci nic dać na prezent ślubny.
Maggie przyjęła wyciągniętą do niej dłoń i schowała się w jego ramionach,
gdy ją do siebie przyciągnął.
- Nie musisz mi nic dawać - odpowiedział, wodząc palcami po jej brzuchu. -
Nosisz moje dziecko. Czegóż więcej mógłbym chcieć?
Przemawiały przez niego typowa męska duma i potrzeba posiadania. Maggie
zamarła pod zawłaszczającym dotykiem jego palców. W jednej chwili jasnym
wydało jej się, że nie chodziło mu o nią, tylko o dziecko. Właśnie to powiedział, że
nic innego nie mogła mu dać, nic, czym on byłby zainteresowany. Oprócz seksu -
oczywiście.
Maggie poczuła się, jakby została przytłoczona kamieniem. Ból i zimno, tak
bardzo kontrastujące z ciepłem popołudniowego słońca przedostającego się do
wnętrza stajni, uderzyły w nią ze zdwojoną siłą, gdyż już zaczęła wierzyć w
prawdziwość jego słów poprzedniej nocy. Oto otrzymała kolejny dowód na to, że
ich małżeństwo miało wyłącznie pragmatyczne i czysto rozsądkowe podłoże.
R S
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
- Opowiedz mi o swojej szkole.
- Słucham? - Pytanie Khalida zupełnie ją zaskoczyło.
- Opowiedz mi o szkole, którą ukończyłaś.
- Dlaczego chcesz o niej usłyszeć?
Wstał od biurka i się przeciągnął. Maggie, siedząc na sofie, śledziła go
wzrokiem. Uśmiechnął się do siebie na myśl, że zwraca uwagę na jego atrakcyjność
przy każdej okazji.
Podszedł do niej i usiadł obok.
- Zajmuję się teraz opracowaniem programu edukacji początkowej dla dzieci
w wyizolowanych obszarach kraju i interesuje mnie, jak wyglądała twoja edukacja
w Australii.
Maggie odłożyła czasopismo o tematyce jeździeckiej.
- Nic wyjątkowego. To była mała wiejska szkółka.
- Jak mała? Rozpatruję dwa modele: albo żeby postawić placówki, albo żeby
wysyłać nauczycieli, którzy podróżowaliby od miejsca do miejsca.
- Nie spotkałam się do tej pory z koncepcją podróżujących nauczycieli. W
buszu funkcjonuje edukacja na odległość, gdzie uczniowie porozumiewają się z
nauczycielami przez radio i Internet.
- To mogłoby być rozwiązanie, ale dopiero gdy osiągniemy zasięg sieci w
całym kraju. A jaka była ta szkoła, Maggie?
Khalid był z siebie dumny, że udało mu się zaangażować ją w rozmowę, gdyż
od rana bardzo zmieniła swoje zachowanie wobec niego. Najpierw widział ją w
skowronkach, gdy się dowiedziała, że Afra jest dla niej. A chwilę później była
oziębła i zdystansowana.
- Mała, z jednym pomieszczeniem na lekcje. Był tylko jeden nauczyciel od
wszystkiego do momentu, aż uczniowie nie przeszli do liceum.
R S
- Czy taki system się sprawdził?
- Było świetnie. - Dostrzegł uśmiech powracający na jej twarz.
- Zakładam, że byłaś wzorową uczennicą, taką z paskiem na świadectwie.
- Niestety nie.
- Zaskoczyłaś mnie.
- Miałam daleko do tej szkoły, a ojciec potrzebował mnie nieraz na farmie, i
musiałam opuszczać lekcje.
- Twój ojciec przymuszał cię do pracy? Wydawało mi się, że w Australii
uczęszczanie do szkoły podstawowej to ustawowy obowiązek.
- I tak jest. Mój ojciec jednak zatrzymywał mnie na farmie w taki sposób,
bym wystarczająco często była w szkole i żeby nie było podstawy do złożenia na
niego skargi do władz.
- Mogli przecież równie dobrze pomyśleć, że w tym czasie wagarowałaś. Tak
często robią nastolatki.
- Och, te niby-wagary zaczęły się, gdy miałam osiem lat.
Osiem! Zawrzało w nim, że nikt się wtedy za nią nie ujął.
- Twój ojciec powinien był się o ciebie troszczyć! - Khalid zdawał sobie
sprawę, że przykład Maggie jest jednym z tysięcy, ale mimo to nie mógł nie dać po
sobie poznać, jak bardzo rozwścieczyło go jej opowiadanie.
- Uważał, że ma prawo robić ze mnie użytek. Nigdy nie rozumiał, że chciałam
się kształcić.
- Na weterynarza?
Maggie przytaknęła.
- I tak by mi się nie powiodło. Nie miałam czasu na realizację planów. Ani
pieniędzy, by wyjechać i zapisać się na studia.
- Teraz masz taką okazję.
- Mówisz poważnie? Naprawdę mogłabym podjąć tu studia? Założyłam, że
jako twoja żona nie powinnam się... wywyższać.
R S
- Zapewne nie mogłabyś się zapisać na dzienne studia. Bo musisz pojawiać
się także na oficjalnych spotkaniach. I z czasem dojdzie więcej dzieci, którym
będziesz musiała poświęcić swój czas. Ale w gruncie rzeczy nie widzę powodów,
dla których nie mogłabyś zacząć wymarzonych studiów.
- Khalid... - Oczy Maggie rozżarzyły się entuzjazmem i na nowo wstępującym
w nią życiem. - To wspaniała wiadomość. Dziękuję.
- Cieszę się, że mogę cię w ten sposób uszczęśliwić. Zasługujesz na to. -
Khalid zapragnął dowiedzieć się więcej o jej przeszłości, by móc lepiej zrozumieć,
dlaczego tak trudno się na niego otwierała. Pociągnął urwany temat. - Wydaje mi
się, że byłoby dla ciebie lepiej, gdybyś nie została z ojcem po śmierci twojej mamy.
Nikt z rodziny nie mógł cię wtedy przyjąć do siebie?
- Moja matka nie umarła. - Po uśmiechu na jej twarzy nie pozostał nawet cień.
Głos pozostał jednak łagodny. - A przynajmniej z tego, co mi wiadomo.
- To co się wydarzyło?
- Odeszła z domu z moją młodszą siostrą. Miałam wtedy osiem lat. Pewnego
dnia wróciłam ze szkoły i jej już nie zastałam.
- Tak mi przykro, Maggie.
Wiedział, że te słowa były niestosowne i mocno spóźnione. Jednak w swojej
bezsilnej reakcji na usłyszaną od niej prawdę nie umiał powiedzieć nic więcej.
- Od tamtej chwili nie słyszałam o żadnej z nich. Matka nie zaczekała, aż
wrócę do domu, i uciekła tylko z Cassie.
Maggie wpatrywała się w jakiś odległy punkt. Nie miała łez w oczach.
Zrozumiał, że już dawno musiała uporać się z przeżywaniem tego bólu. Zapragnął
zdjąć go tak po prostu z jej barków. Wyciągnął do niej ramiona. Tym razem
Maggie się nie opierała. Sama wsunęła się z głową pod jego brodę, a on przytulił ją
mocno.
Miał teraz pełną jasność, dlaczego tak szybko zgodziła się zostać jego żoną.
Chodziło jej o bezpieczeństwo dla dziecka. Bezpieczeństwo, którego sama nigdy
R S
nie zaznała. Obiecał sobie dbać o nią ponad wszystko.
- Znajdziemy je - powiedział po chwili.
- Nie sądzę, by było to możliwe. Pewnie zmieniły nazwisko.
- To zatrudnimy prywatnego detektywa.
- Dziękuję ci, Khalid.
- Rodzina jest ważna w naszym życiu. Dzięki niej wiemy, kim naprawdę
jesteśmy.
- A jeśli chodzi o twoją rodzinę? Jaki ona miała wpływ na ciebie?
- Niezależności nauczyłem się właśnie na łonie rodziny. Mój ojciec był typem
człowieka ubóstwiającego przepych i luksusy. Bardziej skoncentrowany na swoich
utrzymankach niż na rodzinie. Miało to swoje dobre strony - gdy dorastałem,
zajmowała się mną prawie wyłącznie matka i wujek Husajn. Ona obdarzała mnie
bezwarunkową miłością, a od wujka uczyłem się odpowiedzialności i powinności,
jak i miłości do mojego kraju. We właściwym wieku wyjechałem do szkoły z
internatem. Nie miałem wtedy tytułu spadkobiercy tronu, więc mój ojciec nie miał
wobec mnie żadnych oczekiwań.
- Z tego, co mówisz, nie wydaje mi się, żeby ci to przeszkadzało.
Maggie zamarzyło się od razu, żeby to jej trafił się taki ojciec. Jej własny
nigdy nie pozwalał jej decydować o sobie.
- To mój przyrodni brat, Faruq, był oczkiem w głowie ojca. Rozpieszczał go i
wynosił na piedestał. Od niego nie wymagano odpowiedzialności ani gotowości do
podjęcia pracy. - Khalid uśmiechnął się ukradkiem. - Zamiast więc siedzieć w kraju
i czekać, aż tron się zwolni, obrałem swoją własną drogę. Zdobyłem tytuł inżyniera
w Anglii, potem ukończyłem studia z zarządzania w Stanach Zjednoczonych. Na-
stępnie zająłem się projektami architektonicznymi na całym świecie. Aż do
momentu, gdy poznałem ciebie i sprowadziłem do Szajeharu. Teraz tutaj jest moje
miejsce... u twojego boku.
Położył w znaczącym geście rękę na jej brzuchu i zatoczył nią koło. Maggie
R S
odwdzięczyła się, przykrywając jego dłoń swoją. Przemknęła jej szybka, ulotna
myśl, że może z czasem wykiełkuje między nimi prawdziwe uczucie.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
- Proszę się ustawić tam. Będzie pan widział monitor.
Khalid uśmiechnął się do Maggie.
- Wszyscy są gotowi? - zapytała lekarka.
Khalid i Maggie przytaknęli.
- Cieszę się, że tu ze mną przyszedłeś.
- Nie darowałbym sobie, gdybym przepuścił taką okazję - odparł Khalid.
- Rozsmaruję teraz żel na brzuchu, aby ultrasonograf mógł odtworzyć obraz. -
Lekarka usadowiła się obok Maggie i rozsmarowała zimną maź na jej brzuchu. -
OK? No to zaczynamy.
Maggie wydawało się, że pojawienie się jakiegokolwiek obrazu na ekranie
zajmuje całą wieczność. I oto się ukazało: żywe, jak najbardziej realne i przede
wszystkim jej, jej i Khalida. Maggie wstrzymała oddech.
- Khalid! Czyż to nie jest najwspanialsza rzecz, jaką kiedykolwiek widziałeś?
Odruchowo poszukała spojrzenia swojego męża i sięgnęła po jego dłoń. Nie
zwrócił na to uwagi. Miał kamienny wyraz twarzy. O czym mógł myśleć?
Przywołała jego imię. Tym razem zareagował. Miał w oczach coś, czego jeszcze w
nich nie widziała. Odwzajemnił w końcu uścisk jej dłoni.
- Czy dziecko miewa się dobrze? Czy rozwija się normalnie?
- Tak, Wasza Wysokość. Płód wygląda prawidłowo.
Mogąc zobaczyć swoje dziecko, cud nowego życia, odetchnął z ulgą, że
pozostawi przynajmniej jednego potomka na tym świecie. Przeżywał burzę emocji
- od smutku z powodu braku takiego cudu, gdy Szahina jeszcze żyła osiem lat
temu, po absolutną ekscytację odkryciem tej malutkiej istotki w ciele Maggie.
R S
Gdy wracali do pałacu, Khalid nie uśmiechał się już jak rano, ani nie
podejmował rozmowy. Nie rozumiała jego zachowania. Założyła, że się
przestraszył, że w gruncie rzeczy, gdy dziecko zmaterializowało się już na jego
oczach, żałował, że się urodzi. Zacisnęła kurczowo palce na fotografii z USG,
tłumiąc wzbierające w niej łkanie.
Gdy weszli do ich małżeńskiego apartamentu, zapytał wreszcie:
- Może chcesz się położyć? Wyglądasz na zmęczoną.
Maggie wzruszyła ramionami.
- Zostawię cię, żebyś odpoczęła.
Miała wrażenie, że usłyszała w jego głosie ulgę, iż może się oddalić. Stał
kilka kroków od niej. Nie drgnął, by do niej podejść. Maggie skuliła ramiona, jakby
chroniąc się przed chłodem.
- Wszystko w porządku? - zapytał sucho.
Nie wiedziała, dlaczego zaszła w nim taka zmiana, odkąd wyszli z kliniki, ale
wpłynęła na jej własne samopoczucie. Czuła się znowu samotna i zdana tylko na
siebie.
- Tak, naturalnie - wydusiła z siebie odpowiedź.
Chcąc ukryć swoje emocje, podeszła do biblioteczki w drugim końcu salonu.
Przypomniała sobie, że trzyma w rękach zdjęcie. To jest bezpieczny temat
rozmowy! -
- Pozwolisz, że wsadzę tutaj zdjęcie USG? - Wskazała na rząd książek. - Jutro
kupię album... na zdjęcia naszego dziecka.
Nie czekając, wysunęła masywną książkę, by umieścić za jej okładką
drogocenne zdjęcia. Na półce dostrzegała odwróconą fotografię. Wyjęła ją bez na-
mysłu. Szybko zreflektowała się, że nie powinna była tego robić. Odwróciła się, by
sprawdzić, czy zobaczył jej ruch. Stał bez ruchu przy biurku i mierzył ją wzrokiem.
Maggie domyśliła się, że dotknęła sfery jego prywatności. Domyśliła się także, kto
był na tej fotografii. Odłożyła ją szybko na miejsce.
R S
- Jak miała na imię? - Maggie postanowiła odsłonić rąbka tajemnicy, skoro
już włamała się do jego przeszłości.
- Szahina. To zdjęcie zrobiono w dniu naszego ślubu dziesięć lat temu. Była
piękną panną młodą. - Starał się zapewne, by w jego głosie nie pobrzmiewały
żadne emocje, jednak dla niej słyszalna była głęboko skrywana boleść.
Maggie po raz drugi dzisiaj poczuła się znowu mała i bez znaczenia.
Oczywistym stało się dla niej, że Khalid nie wyrzucił z serca wspomnień po
Szahinie i że w jego głowie będzie zawsze dla niego jedyną i najwspanialszą żoną.
Nie ma u niego szans. Nigdy nie miała.
- Miałem wtedy dwadzieścia lat, ona - osiemnaście. Ale znaliśmy się całe
życie. Wychowaliśmy się razem.
Maggie pogrążyła się w jeszcze większym smutku. Ich łączyło tak wiele,
natomiast ją z Khalidem oprócz dziecka w zasadzie nic. Maggie czuła tym większą
żałość, że pragnęła już jego miłości. Dając jej posmak partnerskiego towarzystwa,
szacunku i oczywiście niebiańskiego seksu, pokazał tym samym, jakie ekscytujące
może być życie.
- Co się jej przydarzyło?
- W młodości zapadła na ciężką astmę. Jej rodzice dowiedzieli się, że może
nie osiągnąć wieku dorosłego. Lekarstwa i opieka medyczna utrzymywały jej
chorobę pod kontrolą. Jednak, gdy raz wyjechaliśmy na przejażdżkę z dala od
stolicy, dostała ataku i... - Przełknął ślinę z dławiącym odgłosem. - Lekarstwa,
które mieliśmy, nie pomogły jej ustabilizować, musiała trafić bezzwłocznie do
szpitala. Ale nie udało się jej uratować... To było osiem lat temu. - Dokąd się
wybierasz? - Otrząsnął się z zamyślenia, gdy Maggie szybko zmierzała w stronę
drzwi.
- Do stajni. Nie widziałam dzisiaj Afry. Poza tym dzieci chciały ją zobaczyć.
- Zapomniałem. Pójdę z tobą.
- A co z twoją pracą? Wziąłeś sobie wolne na całe przedpołudnie, by pójść ze
R S
mną na USG.
- Królestwo nie rozpadnie się, jeśli zadecyduję spędzić jeden dzień z moją
rodziną.
Maggie poczuła dotyk ciepła w swoim wyziębionym wnętrzu, gdy wziął ją za
rękę i poprowadził do drzwi.
ROZDZIAŁ DWUNASTY
Khalid wyszedł z biura i skierował się do korytarza, podążając za dźwiękiem
donośnych kobiecych głosów i śmiechu. Zajrzał do środka przez otwarte drzwi. W
pokoju pełno było kobiet w kolorowych tunikach, barwnych jak egzotyczne motyle.
Wyłowił wzrokiem najważniejszą dla niego kobietę ubraną w jedwabną suknię w
kolorze bursztynu.
Maggie mówiła po arabsku powoli, ale płynnie.
- Mam szczęście, że wykazujecie tyle cierpliwości dla moich żałosnych prób
uczenia się waszego języka.
Kobiety zachichotały. Khalid przyglądał się tej scenie w zdumieniu. Wiedział,
ile Maggie wkłada trudu i wysiłku w przyswajanie sobie arabskiego ze swoim
nauczycielem. Jednak nigdy dotychczas nie widział jej przemawiającej z taką
pewnością siebie.
- To dla mnie ważne, żeby nauczyć się arabskiego, gdyż mój dom jest teraz
pośród was. Poza tym w przyszłości chcę zacząć tu studia i do tego czasu muszę
opanować perfekcyjnie arabski.
Kobiety zarzuciły ją pytaniami: czy kobieta naprawdę może pójść na studia?
Czy przyjmowany jest każdy? Jak wygląda studiowanie? W odpowiadaniu na ich
pytania pomagał jej urzędnik, którego miała u boku.
W ferworze dyskusji na temat kwestii, że ojcowie sceptycznie odnoszą się do
studiowania swoich córek, Maggie dostrzegła męża przy drzwiach i urwała w
R S
połowie zdania. Kobiety też zwróciły się w tę stronę i również ucichły. Khalid
usunął się z widoku, by nie czuły się skrępowane jego obecnością.
- Khalid! - zawołała Maggie, doganiając go w połowie korytarza.
Przyjrzał się jej olśniewającej tunice, w której wyglądała uroczo. Każdego
dnia nabierała coraz więcej wdzięku. Wziął ją za rękę i skierował się w stronę ich
apartamentu.
- Nie spodziewałem się ciebie tutaj. Myślałem, że się położysz.
- Nie potrzebuję tyle odpoczywać.
- Wczoraj na pewno się nie wyspałaś - powiedział, nawiązując do wczorajszej
nocy, którą spędzili, kochając się namiętnie.
Dostrzegł, jak pąsowieją jej policzki.
Maggie odsunęła się od niego, jakby nie czuła się bezpiecznie. Niestety obraz
erotycznej, pociągającej kochanki, jaką była dla niego nocami, nie przekładał się na
zachowanie za dnia: była odległa, w zasadzie oziębła, pochłonięta lekcjami
arabskiego i programem zajęć społeczno-kulturalnych, który jego ciotka, Zeinab,
skwapliwie wcielała w życie w ramach wolnego czasu Maggie.
Khalidowi nie wystarczała w niej tylko wspaniała kochanka, chciał dzielić się
z nią wiadomościami, po prostu być z nią blisko. Choć jemu też niełatwo było
przełamać swoją emocjonalną rezerwę do kobiet, którą umyślnie nabył po śmierci
Szahiny, dystans między nimi powiększał się, gdyż za dnia oboje uciekali przed
sobą w znaną sobie najlepiej samotność.
- Chodź. Chcę ci coś pokazać - powiedział Khalid, wprowadzając ją do salonu
i zamykając ukradkiem drzwi na zasuwkę, co jednak nie umknęło uwadze Maggie.
- Dlaczego się tak uśmiechasz? - zapytała.
- Wydaje mi się, że mógłbym zaoszczędzić fortunę na zatrudnianiu
ekspertów, gdybym powierzył tobie i Zeinab projekt budowania nowych placówek
szkolnych. Twoje informacje ze spotkań z ludnością, w szczególności z kobietami,
okazały się dla mnie nieocenione.
R S
- Naprawdę? To głównie zasługa Zeinab. Ona umie rozmawiać z kobietami, a
one jej ufają. - Na twarzy Maggie zajaśniał szeroki uśmiech.
Khalid żałował, że praca dla dobra publicznego napawała ją takim
entuzjazmem, którym jednak nie obdarzała swojego męża.
- Dziś mojej ciotki jednak nie było, Maggie.
- Kobiety były dla mnie po prostu uprzejme - wzruszyła ramionami.
- A może chciały spędzić ten czas właśnie z tobą? Pomyślałaś o tym?
Pokręciła energicznie głową.
- Chciały dowiedzieć się, jak mogą zapewnić swoim dzieciom wykształcenie.
- Chciałbym, żebyś zobaczyła najnowsze plany nowych szkół. - Bez
oczekiwania na jej odpowiedź, Khalid posadził ją na krześle przed swoim biurkiem.
- Widzisz, jak główny architekt zaprojektował dodatkową przestrzeń.
Maggie nachyliła się nad planami, a Khalid odpowiadał na jej pytania,
pokazując na rysunkach co gdzie będzie. Nie mógł się powstrzymać przed doty-
kaniem jej. Masował niewinnie skórę na jej żebrach.
Maggie zesztywniała.
- Khalid, co ty robisz?
- Pragnę cię. Tu i teraz - wymruczał.
Stanął do niej przodem i odgiął szyję, by wpić się głęboko w jej usta.
- Nie! Nie teraz - próbowała protestować.
- Właśnie że teraz.
- Zawsze dostajesz wszystko, kiedy tylko przyjdzie ci na to ochota? -
Zjadliwość w jej głosie była wyczuwalna. Gdyby nie reakcja piersi na jego dotyk
lub spazm ciała pod wpływem muskania jej za uchem, zwątpiłby w jej pożądanie.
- Chcesz mi powiedzieć, że ty nie pragniesz teraz tego, co ja?
- Ja...
- Powiedz mi, że nie pożądasz mnie teraz, moja żono, a przestanę.
- Khalid, proszę cię, ja...
R S
Głos jej zamarł, gdy odsłonił kawałek bielizny i przekonał się, sondując jej
wnętrze palcami, że to jednak on ma rację.
- Powiedz to. Powiedz, że mnie pragniesz.
- Ja... tak, pragnę cię, Khalid. - W jej głosie pobrzmiewała nagła potrzeba
zbliżenia. - Ktoś może tu wejść - wyszeptała, poddając się bez oporu lekkiemu
kołysaniu miednicy, gdy pod wpływem jego placów czuła wewnątrz rozpierającą
rozkosz.
- Nikt tu nie wejdzie - odpowiedział, zsuwając spodnie. - Maggie, pozwól mi
zabrać się do raju.
- Po raz kolejny, mój przyjacielu, przyjmij ode mnie gratulacje. Dokonałeś
znakomitego wyboru.
Khalid podążył za wzrokiem króla Osmana w kierunku Maggie pochłoniętej
rozmową z dyrektorem międzynarodowego koncernu naftowego, który prowadził
aktualnie odwierty na granicy Szajeharu i sąsiedniego królestwa.
Maggie odnajdywała się świetnie w roli królewskiej pierwszej damy. Dla
Khalida był to widok róży rozkwitającej piękniej każdego dnia.
- Dzięki ci, Osmanie. Doceniam twoje słowa.
Maggie była już w siódmym miesiącu ciąży, a wyglądała bardziej pociągająco
niż kiedykolwiek wcześniej. Trudno było mu spuścić ją z oczu.
- Nie dziwię ci się, że nie zainteresowałeś się w końcu ręką mojej córki -
dodał król Osman.
- Twoja córka jest urodziwą kobietą. Byłem zaszczycony, że przyjąłeś wtedy
propozycję mojego brata, by pożenić ze sobą w ten sposób nasze rodziny.
- Widzę twoją żonę i rozumiem, że Fatina nie pasowałaby do ciebie. Miałem z
Maggie miłą pogawędkę. Odniosłem wrażenie, że jest bardzo rozumną kobietą.
Wie, jak należy słuchać i kiedy odpowiadać.
- Nie mogę się z tobą nie zgodzić. Nie mogłem wybrać lepiej.
R S
- Chodź, Maggie. - Głos Khalida zabrzmiał miękko i ciepło. Przyciągnął ją do
siebie i objął wpół. - Czas na spanie.
Goście właśnie opuścili pałac po udanej kolacji, na której Maggie doskonale
odnajdywała
się
w
rozmowach
między
dyplomatami,
menedżerami
przedsiębiorstwa naftowego i kilkoma wujkami i ciotkami. Król Osman udał się do
gościnnego apartamentu.
Gdy dotarli do salonu w ich części pałacu, Maggie zwolniła i ku jego
zaskoczeniu uwolniła się z jego ramion.
- Maggie? Co się stało? - zapytał zaniepokojony.
Zastanowiła się, jak ma zamknąć w jednym zdaniu całą swoją zgryzotę, która
trawiła ją bezustannie od miesięcy. Powiedziała sobie, że musi zakończyć ich grę w
dobranych kochanków, podczas gdy na płaszczyźnie uczuć Khalid widział w niej
jego pierwszą małżonkę. Uważała, że po tylu staraniach w dopasowaniu się do
nowego otoczenia i obyczajowości tego kraju, zasługuje na więcej lojalności.
Niezależnie od tego, jak bardzo by się starała, on pozostawał poza jej
zasięgiem. Miała świadomość, że sprzedała się w ich małżeństwo dla
bezpieczeństwa i dobra dziecka w nadziei, że Khalid po którejś nocy może ją
pokocha. Zgadzając się na utrzymywanie takiej niepisanej umowy, skazywała się
na brak szczęścia. Dłużej już nie mogła tego znieść.
- Idę się położyć - powiedziała spokojnie. - Chce mi się spać. - Widziała, jak
Khalid zmienia się na twarzy - nie przywykł, by mu odmawiano, nawet w tak
subtelny sposób.
- To musiał być dla ciebie wyczerpujący wieczór. Może masz ochotę na
kąpiel?
- Nie. - Maggie wciągnęła głęboko powietrze, ufając, że lepiej jej pójdzie
odmowa. - Chcę iść prosto do łóżka. Położę się w drugiej sypialni.
Khalid zmarszczył brwi.
- Nie ma takiej potrzeby. Rozumiem, że jesteś zmęczona. Nie będę cię nękał
R S
dzisiejszej nocy...
- Od dzisiaj chcę, byśmy sypiali oddzielnie.
Jedyny rodzaj reakcji, na jaki potrafił się w tej chwili zdobyć, to okazać
Maggie kpiące niedowierzanie. Jednak dłonie same zacisnęły mu się w pięści.
- Jeśli dla ciebie w siódmym miesiącu ciąży seks ze mną to dyskomfort,
powinnaś mi była o tym dawno powiedzieć. Przecież nie wezmę cię siłą. Nie
jestem napalonym ogierem. - Był wyraźnie rozwścieczony.
- Nie chodzi mi o dziecko, Khalid. Chodzi o mnie. Nie chcę, żebyśmy się
kochali. - Wewnętrzny głos krzyczał w niej, że kłamie jak z nut i powinna przestać.
- Ja... ja cię nie pragnę...
Khalid oniemiał. Widział, że się od siebie oddalają. Ale nie podejrzewał, że
między nimi rozwarła się taka przepaść niezrozumienia. Nie był w ogóle przygoto-
wany na coś takiego. Miał jednak pewność, że Maggie kłamie w żywe oczy,
przecząc swojemu pożądaniu.
- Chyba nie mówisz poważnie! - przemówił wreszcie.
- Jeszcze nigdy w życiu nie byłam tak poważna jak teraz - oznajmiła Maggie
sucho.
Khalid zrozumiał, że mówi prawdę. Duma przemieszana ze złością z powodu
tak niespodziewanego ciosu na chwilę odebrały mu głos.
- Zapominasz, że jesteśmy małżeństwem. W Szajeharze nikt nie bierze
rozwodów. Jesteś moja i tak zostanie. Nie pozwolę ci odejść. - W uszach szumiało
mu jego własne galopujące bicie serca.
Maggie przybrała buńczuczną pozę z wymalowaną na twarzy determinacją.
- Nie zamierzam opuszczać Szajeharu. Wiem, na co się pisałam, godząc się na
małżeństwo. Wiem także, że nie mogę od niego uciec.
W Khalidzie zagotowało się wobec stwierdzenia, że zawarła z nim pakt
przede wszystkim na piśmie. Do tego poczuł uderzenie bolesnego uczucia, czegoś
w rodzaju zranionej miłości. Nie mógł uwierzyć, że go nie pragnie. Czasami
R S
wydawało mu się, że ona też żywi do niego skrywane uczucie, o którym nie chce,
by się dowiedział. Czyżby jej słowa zadawały temu kłam?
- Powiedz mi zatem, czego ode mnie oczekujesz.
Ze spokojem przyjęła jego pełne wyrzutu spojrzenie.
- Potrzebuję przestrzeni. Dystansu. Pozostanę twoją żoną. Jednak nie chcę z
tobą żyć jak kobieta z mężczyzną. Będziemy wychowywać nasze dziecko, tak jak
wcześniej uzgodniliśmy. Będę sumiennie wypełniać moje obowiązki królewskiej
żony, ale...
- ...ale nie będziesz dzielić ze mną łoża - dokończył za nią.
Nie odpowiedziała, tylko wpatrywała się w niego rozszerzonymi oczami.
Wyglądała blado. Czyżby z niewyspania? Splotła ręce na brzuchu, co podsunęło
mu myśl, że cała ta farsa bierze się z jej nierozsądnego strachu o dziecko.
- Dlaczego, Maggie?
- Ożeniłeś się ze mną z rozsądku. Więc tego się trzymajmy, Khalid. Zajęło mi
dużo czasu dostrzeżenie faktu, że nie mogę sypiać z mężczyzną, który nie darzy
mnie miłością.
R S
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
- Daleko jeszcze?
Khalid spojrzał na Maggie. Podróż stromą górską drogą wydawała się jej nie
męczyć.
- Myślę, że dojedziemy za jakieś dwadzieścia minut.
Po tej krótkiej wymianie zdań nastąpiła, jak zwykle, cisza. Od jakiegoś czasu
prowadzili tylko nienaturalnie krótkie rozmowy. Zastanawiał się, czy dobrze zrobił,
pozwalając jej cieszyć się dystansem, o który go poprosiła.
Wtedy zakomunikowała mu również, że nie pragnie być jego małżonką. To
go najbardziej przeraziło, że nie było w niej uczuć. Mógł to sobie wytłumaczyć
tylko w ten sposób, że Maggie musiała czuć na sobie za dużą presję i to pozbawiło
ją zdolności okazywania emocji.
Przecież była w ciąży i na pewno hormony powodowały jej podenerwowanie.
Do tego musiała się zadomowić w pałacu i odnaleźć w społeczności o nieznanej
obyczajowości, nauczyć zwyczajów i języka arabskiego.
Niestety nie pozostawiła mu wątpliwości co do tego, że nie darzyła go
miłością. Od tamtej chwili, gdy padły te słowa, poczuł w sobie prawdziwą pustkę.
Pocieszył się tym, że skoro tak dobrze odnajdywała się w jego kraju i była
zwolniona z roli kochanki, ich wzajemne relacje powinny się poprawić.
- Co sądzisz na temat wiejskiej szkoły? - przerwał w końcu swoje smutne
rozmyślania.
- Bardzo mi się podobała! - odparła Maggie entuzjastycznie, a Khalid poczuł
się zirytowany, że jemu nie okazuje takich emocji.
- Dzieci cię pokochały i bardzo się spodobałaś ich rodzicom. Opowiedz mi, co
kobiety mówiły o nowej szkole w ich górskiej miejscowości.
Maggie opowiadała, a oni tymczasem wjechali na wąski zwodzony most,
który prowadził do wynurzającego się spomiędzy gór majestatycznego zamku.
R S
Wyglądał na ponurą, opuszczoną fortecę z potężnymi ćwiekowymi drzwiami i
częściowo zakratowanymi oknami.
Powitał ich lokaj.
- Podaj, proszę, Jej Wysokości herbatę do małego salonu - polecił Khalid, po
czym wprowadził Maggie do środka i posadził na miękko wyściełanym fotelu.
Skierowała swój wzrok na roztaczający się z okna widok połączonych dolin u
stóp gór.
- W słoneczny dzień roztacza się przejrzysty widok na setki kilometrów -
Khalid przerwał nieznośną ciszę. - Muszę dopilnować tu kilku spraw. Niedługo
wrócę i pojedziemy wizytować kolejną wioskę. Ty tymczasem napij się herbaty.
Zostawił ją w luksusowo wyposażonym salonie, wyściełanym historycznie
wyglądającymi dywanami.
Po godzinie lokaj przyniósł jeszcze jedną słodką i wonną herbatę, bardzo
popularną w Szajeharze.
Maggie poczuła w sobie przypływ energii i postanowiła wyruszyć bez zwłoki
do wioski, skoro ich wizyta została zapowiedziana, nie mogła się tam nie pojawić i
zawieść zaufanie tubylców.
- Gdzie jest mój mąż? - zapytała zaskoczonego jej pytaniem lokaja.
- Jego Wysokość ma spotkanie z lordem Husajnem.
- Gdzie?
- W ogrodzie lady Szahiny.
Zadrżała na dźwięk tego imienia.
- Możesz mnie tam poprowadzić? - zapytała chłodno.
Maggie energicznie podeszła do drzwi, w których zatrzymał się lokaj, więc
nie mógł jej odmówić. Szli kamiennym korytarzem.
- Czy lady Szahina zaprojektowała ten ogród? - zapytała.
- Nie, Wasza Wysokość. Pani mąż zlecił wykonanie go po tym, jak...
R S
- Rozumiem. Po jej śmierci - wtrąciła szybko Maggie.
Więc to ogród ku jej pamięci. A Khalid wybrał miejsce spotkania z wujkiem
akurat tam. Coraz bardziej przekonywała się o słuszności swojego postanowienia.
Nigdy jej nie pokocha, gdyż serce oddał bezpowrotnie swojej zmarłej żonie.
Poczuła, jak konwulsyjnie ściska się jej własne serce.
- Daleko jeszcze? Mogłabym pójść tam sama.
- Cały czas prosto, przez drzwi na dziedziniec i od razu w pierwsze drzwi po
prawej.
- Dziękuję - uśmiechnęła się z wysiłkiem i poczekała, aż lokaj odejdzie, po
czym przeszła spiesznie przez dziedziniec.
Wtedy usłyszała głos wujka Husajna.
- Nie uważasz, że powinieneś o tym porozmawiać z Maggie?
- Wiem, co jest dla nas najlepsze, Husajn. Nie zrozumiesz tego...
- Rozumiem, Khalid. Pamiętam ciebie i Szahinę i widzę cię teraz z Maggie.
Rozumiem, jak możesz się czuć.
- Nie o to chodzi. Wiem, co robię.
- Ona nie jest Szahiną i nigdy nią nie będzie. Musisz o tym pamiętać.
- Myślisz, że o tym nie wiem? - zapytał urażonym głosem. - Za każdym
razem, kiedy ją widzę, gdy jej dotykam, dostrzegam różnice. Czuję je w sercu -
Khalid uderzył się w pierś, biorąc nagły, niecierpliwy zamach pięścią.
Maggie miała wrażenie, że poczuła na twarzy podmuch powietrza. Ten gest
był tak wymowny, że najlepiej dawał świadectwo jego słowom.
- Mówiłeś jej o tym, co czujesz? To wymaga cierpliwości, by jej twoje
uczucia wytłumaczyć.
Maggie wcale nie potrzebowała więcej wyjaśnień. Uciekła od drzwi, przy
których podsłuchiwała ich rozmowę, nie dostrzegając, że jej szalik zatrzymał się na
gałązce krzewu róży.
Usłyszała prawdę o tym, co Khalid myślał na jej temat, gdyż nie miał powodu
R S
kłamać wujkowi. Kochał tylko swoją pierwszą żonę i za nią tęsknił.
Musiała wyjść na świeże powietrze. Przytrzymując się jedną ręką zimnej
kamiennej ściany, a drugą obejmując swój wielki brzuch, wybiegła na główny dzie-
dziniec przed zamkiem.
Spojrzała na zegarek. Musi już wyruszyć, by zdążyć do wioski, gdzie
oczekiwała jej tutejszą ludność. Khalid najwyraźniej zapomniał o ich wizytacji.
Czy powinna poprosić kogoś ze służby, by jej towarzyszył?
Był środek dnia. Wioska mogła być oddalona o około piętnaście minut drogi
samochodem. Miała doświadczenie z Australii w prowadzeniu samochodu po
żwirowych drogach. Khalid łatwo się domyśli, dokąd pojechała.
Podeszła do samochodu ustawionego najbliżej bramy wyjazdowej. Na
szczęście kluczyki były w stacyjce. Kilka chwil później wspinała się po górskiej
drodze, przejechawszy bez oglądania się przez zwodzony most, uszczęśliwiona, że
wydostała się z klaustrofobicznego zamku, w którym wciąż panowała Szahina.
Pocieszała się, że wkrótce będzie miała w swoich ramionach dziecko i wciąż
pozostaje jej praca z szajehańskimi kobietami jako ucieczka od samotności. Zawsze
tak było w jej życiu, więc i tym razem praca okaże się wybawieniem od
zadręczania się brakiem miłości.
Gdy wyjeżdżała zza ostrego zakrętu, z gmatwaniny myśli wyrwał ją widok
przebiegających kozic. Nacisnęła mocno na pedały. Samochód obsunął się na bok.
Szamotała się z kierownicą, by opanować ślizgające się na żwirze koła.
Mijały sekundy, w których samochód przybliżał się niebezpiecznie do
gardzieli przepaści. Do jej uszu dobiegł złowrogi dźwięk obcierającego się o skałę
metalu i poczuła, jak samochód opuszcza się powoli w dół. Zatrzymał się w
nachyleniu około czterdziestu pięciu stopni od martwej skały.
Dopiero teraz zauważyła, że podczas podskoku samochodu zraniła sobie
głowę. Wyłączyła silnik. Czuła ból w okolicy skroni. Przymknęła oczy, ale zaraz
przywołała się do porządku.
R S
Musiała wydostać się na zewnątrz. Nagle uświadomiła sobie, że nie czuje
żadnych ruchów dziecka. Na myśl o swojej lekkomyślności zaczęła płakać.
Schwyciła za rączkę w drzwiach, windując się jednocześnie do góry przy
pomocy uchwytu w tapicerce dachu. Wydarzyły się naraz dwie rzeczy: przeszył ją
ból w lewej nodze oraz poczuła ciepło w okolicach krocza. Dotknęła swojego uda i
zobaczyła krew. Krwawiła dość mocno, co poważnie zagrażało płodowi. Pomimo
pulsującego bólu w czaszce zdołała nacisnąć klakson i nie puszczała go.
R S
ROZDZIAŁ CZTERNASTY
Maggie usłyszała jak przez mgłę zbliżające się głosy. Czuła tylko ból i strach
o dziecko. Z letargu wyrwały ją mocne, pewne dłonie. Słyszała jeszcze ogłuszające
turkotanie. Czy to był puls w jej uszach? A może obracanie się śmigieł helikoptera?
Czyżby nadszedł ratunek? Próbowała zawołać, odpowiedzieć na ciągle wymawiane
gdzieś nad głową swoje imię.
Do świadomości przywołał ją znów ból, tym razem pochodzący z nad wyraz
silnie uciskanych palców. To musiał być Khalid. Teraz już wszystko będzie w
porządku.
Maggie próbowała dać znak, że go widzi. Nie przedarła się jednak przez
osnuwającą ją mgłę, gdy traciła przytomność. Słyszała zbliżające się głosy:
wydający instrukcje, którego nie poznała, i szorstki, niecierpliwy ton Khalida.
- Rób, co musisz, by uratować życie mojej żony. To się liczy dla mnie
najbardziej.
Gdy się wybudziła, nie czuła nic - żadnego bólu, żadnego dyskomfortu. Miała
rozgrzaną od uścisku dłoń. A więc to prawda. Khalid był z nią przez cały czas.
Spróbowała poruszyć powiekami i otworzyć buzię.
- Khalid... - Pokonała wreszcie z niemałym wysiłkiem suchość w gardle.
- Maggie! Maggie! Kochanie, wybudziłaś się. - To nie był jednak głos
Khalida, tylko Zeinab. - Wszystko jest w porządku. Jesteś bezpieczna.
- Co z dzieckiem?
- Masz śliczną córeczkę. Urodziła się przez cesarskie cięcie. Jest na oddziale
intensywnej opieki dla noworodków.
- Jak ona się ma? - Maggie poczuła ukłucie żalu, że to ona ponosi
odpowiedzialność za przedwczesne urodzenie się dziecka.
- Jest malutka, dlatego potrzebuje specjalistycznej opieki. Były komplikacje
przy operacji. Ale jej stan polepsza się z godziny na godzinę. - Zeinab miała smutne
R S
oczy. Widocznie chciała coś przed Maggie ukryć. - Khalid był z tobą cały czas. Nie
chciał cię opuścić ani na chwilę. Poszedł tylko zajrzeć do dziecka.
Ale nie było go z nią teraz i miała podejrzenie co do prawdziwości słów
Zeinab, gdyż jej skruszona mina zdawała się mówić co innego. Wiedziała przecież,
że nie należała do priorytetów Khalida, więc jak mogła oczekiwać, że będzie stał u
jej boku, gdy się obudzi? Dziecko było dla niego dużo ważniejsze.
Łzy napłynęły jej do oczu. Nie miała siły, by je obetrzeć. Odkąd jej mózg
pracował na szybszych obrotach, czuła się obolała.
- Maggie - powiedziała Zeinab kojącym tonem. - Ty i twoja mała jesteście
bezpieczne pod najlepszą opieką medyczną - zawiesiła głos, jakby szukając
właściwych słów. - Khalid się niezmiernie ucieszy, gdy zobaczy, że odzyskałaś
przytomność. On się zamartwiał o was na śmierć.
Maggie uśmiechnęła się słabo, żeby nie zrobić Zeinab przykrości. Ale nic nie
powiedziała. Bo cóż było do dodania? Dla niej stało się jasne, że nie będzie dobrze
między nimi. Ich małżeństwa nie da się już odbudować.
Zamknęła oczy i zapadła w samotny sen, gdzie nie było miejsca ani na ból,
ani na rozczarowanie.
Khalid stał w półmroku pokoju szpitalnego Maggie i przyglądał się jej bladej
twarzy.
Zapewnienie lekarza, że już się wybudziła i miała zdrowe odruchy, mu nie
wystarczało. Musiał się o tym przekonać na własne oczy. Najbardziej chciał ją
wziąć w ramiona i przytulić, wtulić się w jej miękkie włosy i wyszeptać do ucha
słowa skruchy. Czuł się winny zaistniałej sytuacji.
Wydawało mu się, że o bólu i cierpieniu wie wszystko. Jednak nie był
przygotowany na wielki strach i bliskie agonii wyczekiwanie na wieści od lekarza o
jej stanie. Powinien tam być z nią. To on powinien był prowadzić i dbać o jej
bezpieczeństwo.
Co więcej, nie powinien się był w ogóle godzić na separację, o którą
R S
poprosiła. Powinien był już dawno przedrzeć się przez tę beznadziejnie
niepotrzebną zasłonę jego prawdziwych uczuć do niej. Okazał się zbyt tchórzliwy,
żeby przyznać, że się w niej zakochał.
Gdy patrzył na nią ocalałą z wypadku w górach, gdy zobaczył swoją
córeczkę, ściskał go dojmujący strach, że mógł stracić je obie.
Maggie poruszyła powiekami. Przysunął się bliżej. Czyżby się budziła?
Zamarł, widząc jej szeroko otwarte zielono-złote oczy. Jakaż to ulga!
- Khalid - wyszeptała.
Chwycił dzbanek i nalał jej wody.
- Proszę - uniósł lekko jej plecy, by mogła się napić. - Jak się czujesz,
Maggie?
- Żyję - odpowiedziała, starając się uśmiechnąć.
- Ależ ja się zamartwiałem. - Właściwszym było powiedzieć, że umierał z
niepokoju o nią i o dziecko.
- Jak się miewa dziecko?
- Z czasem staje się silniejsza. Jest piękna jak... jej matka.
- Naprawdę? Ma się dobrze?
Khalid przytaknął.
- Nie miała łatwych narodzin, ale wykazuje wszystkie zdrowe reakcje. Chcesz
ją zobaczyć? - Przysunął się bliżej, wyciągając z kieszeni telefon komórkowy.
Podał jej go po otworzeniu folderu ze zdjęciami.
Maggie westchnęła ze zdumienia, a w kącikach oczu pojawiły się łzy.
- Taka śliczna. I malutka. Jesteś pewien, że będzie zdrowa?
- Lekarze są zadowoleni z jej stanu... w obecnej chwili.
- Chcę ją zobaczyć.
- Zobaczysz. Niedługo.
Ponownie zmroziła go świadomość, że mógł utracić chwile oglądania swojej
narodzonej córki. Gdyby nie zawiódł Maggie, nie musiałaby uciekać sama z
R S
zamku. Nie było go wtedy przy niej. Nie zasłużył na jej zaufanie. Pozwolił rozpaść
się ich więzi, bo oczekiwał od niej zaangażowania, uczucia, erotyki, nie dawał jej
jednak nic wartościowego w zamian, nic, co by związało ich jeszcze bardziej. Nic
dziwnego, że chciała być sama.
- Maggie. - Sięgnął po jej rękę.
Poczuł, że chce ją cofnąć, więc automatycznie zacisnął mocniej palce.
Przeżywał chwilę grozy na nowo. Szalik Maggie powiewający jak sztandar.
Ryk silnika, gdy opuszczała dziedziniec zamku. Gdy wybiegł, oczywiście już jej
nie widział. Odkrył wtedy, że nikt z nią nie pojechał w tę ryzykowną drogę. A
potem mógł tylko czekać, aż przyleci śmigłowiec, i trzymać ją za rękę, jak teraz, i
zapewniać, że wszystko się między nimi ułoży.
- To boli, Khalid.
- Przepraszam. - Uniósł jej dłoń i obsypał ją pocałunkami.
Maggie zadrżała.
- Proszę, Khalid, nie rób tego - wyszeptała roztrzęsionym głosem i zaszkliły
jej się oczy.
- Nie płacz, Maggie. Zawiodłem cię. Nie zapewniłem ci bezpieczeństwa. Nie
zapewniłem go mojej rodzinie - mówił napiętym, chropowatym głosem.
- Już wszystko w porządku. Nie musisz się martwić. To już za nami. Nasze
dziecko jest bezpieczne.
Przecież to dziecko się właśnie najbardziej dla niego liczyło. To była jedyna
emocjonalna więź między nimi. Mimo to kochała go. Pokochała go już dawno na
przekór dojmującej świadomości, że nie ma dla niej miejsca w jego sercu.
- Ty jesteś bezpieczna. To dla mnie najważniejsze. Myślałem, że mogłem was
obie stracić. - Miał nabrzmiały od wstrzymywanych emocji głos. - Widziałem cię
nieprzytomną w samochodzie... - Uniósł na nią wzrok. Był szczerze poruszony, w
wyrazie twarzy malowało się nieskrywane cierpienie na myśl o najgorszym. -
Przeżyłem koszmar przywołujący przeszłość.
R S
No tak. Jak mogła zapomnieć o jego przeszłości? O cierpieniu po stracie
Szahiny?
- Szahina - wymamrotała.
- Jak mogłem do tego dopuścić? Ona umarła w odległości dziesięciu
kilometrów od miejsca twojego wypadku.
Maggie dostrzegła horror sytuacji, którą sprowokowała. Co on musiał
przeżywać, gdy czekał na helikopter, zastanawiając się, czy tym razem zdąży z
ratunkiem?
- W ogóle nie powinienem cię był zabierać w góry. Tak daleko od pomocy.
Do tej pory Maggie widziała Khalida w pełni opanowanego. Emocje, które
odsłonił, dotknęły ją do żywego. Widząc jego cierpienie, nie miała możliwości czuć
złości za to, że ukochał tylko jedną kobietę.
- Nie zasługuję na ciebie, Maggie. Nigdy sobie tego nie wybaczę. Nawet nie
wiem, jak mam cię prosić o wybaczenie.
- Nie musisz mnie o nie prosić.
- Co z naszym małżeństwem?
- Proszę, nie mówmy o tym.
Nie miała siły usłyszeć, że pomylił się, biorąc ją za żonę, bo nie może dać jej
miłości. Czyżby zmienił zdanie co do rozwodu?
- Muszę ci coś powiedzieć, Maggie. Nie dbałem o ciebie. Gorzej - sprawiłem,
że czułaś się niewartościowa. Długo cieszyłem się urokami naszego małżeństwa,
rozkoszowałem się seksem z tobą. Nic nie dawałem ci w zamian. Było to bardzo
egoistyczne z mojej strony. Nie okazywałem ci żadnych emocji, bo nie chciałem
uwierzyć, że mogę tak samo mocno pokochać inną kobietę. A ty na to zasługujesz.
Dopiero gdy zabroniłaś mi ze sobą sypiać, odmówiłaś mi swojej uwagi, wtedy
zrozumiałem, co naprawdę do ciebie czuję. Wstyd mi za to, Maggie. Że nie
zrozumiałem tego wcześniej.
Uścisnął mocniej jej dłoń.
R S
- Nie musisz mówić nic więcej. Wiem, co czujesz.
Jej serce biło w szaleńczym tempie.
- Rozumiesz zatem dużo więcej niż ja. Zabrało mi za dużo czasu, by dostrzec,
jak bardzo jesteś mi droga, jak bardzo pokochałem w tobie siłę charakteru i piękno
zewnętrzne, twój urok osobisty i wrażliwość, ciepłe usposobienie, ale i
determinację. Wszystko to sprawia, że jesteś dla mnie wyjątkowa.
Maggie zdumiała się, widząc szczerość w jego oczach.
- Myślałem, że w naszym małżeństwie chodziło o rozsądne działanie,
sympatię, szacunek, niebotyczne pożądanie. Wszystko inne poza miłością. Na
początku pożądałem cię fizycznie, bo byłaś i jesteś jak z fantazji każdego
mężczyzny. Wiedziałem, że jesteś wspaniałą towarzyszką, bo potrafisz słuchać i
pokazywać inne sposoby rozwiązywania problemów. Szanowałem cię także za
twoje samozaparcie w uczeniu się zwyczajów i języka mojego kraju.
- Lub za to, że nosiłam twoje dziecko?
Przytaknął.
- To był oczywiście kolejny logiczny powód przemawiający za małżeństwem.
Ale w gruncie rzeczy tylko wymówka.
- Jak to wymówka?
- Gdyż już dawno postanowiłem, że chcę się z tobą związać. Wiedziałem już
po jednej nocy z tobą, że pragnę cię spotkać ponownie. Dlatego ściągnąłem cię do
Szajeharu.
- Khalid, nie ma powodu, byś mnie okłamywał. Powiedz mi prawdę!
- Chcesz usłyszeć prawdę? Prawda jest taka, że uwielbiam cię taką, jaką
jesteś. Od początku cię wielbiłem. Jednak powstrzymywały mnie upór i tchórzo-
stwo przed poddaniem się uczuciu do ciebie. Husajn to wiedział, Zeinab też. Jednak
dopiero wuj skonfrontował ze mną tę prawdę wtedy w zamku.
- Husajn powiedział, że pamięta ciebie i Szahinę razem i że zasłużyłam, by
poznać prawdę.
R S
- Więc słyszałaś naszą rozmowę?
Maggie przytaknęła.
- Ty powiedziałeś, że różnię się od Szahiny. Że czujesz tę różnicę w sercu za
każdym razem, gdy mnie widzisz.
Była na krawędzi płaczu.
- I tak właśnie, moja droga, jest. Szahina była moją pierwszą miłością.
Znaliśmy się od dziecka. A romantyzm przyszedł wraz z czasem, gdy dorastaliśmy.
To, co do siebie czuliśmy, było wyjątkowe i nie myślałem, że mogę obdarzyć
kogoś tak wielkim uczuciem jeszcze raz. - Potarł dłonią o jej policzek i brodę,
musnął palcami jej rozgrzane usta. - Ty sprawiłaś, że skończyłem z przeżywaniem
przeszłości. Maggie, kocham cię całym sobą. Mam tę miłość w sercu. Wiem, czego
oczekuję od życia. Pragnę ciebie i to na zawsze. Ale czy ty czujesz cokolwiek do
mnie? Przynajmniej tyle, by dać namówić się do pozostania ze mną i przyjęcia
przeprosin z powodu mojej głupoty i zaślepienia?
- Jesteś jeszcze w szoku, bo mój wypadek w górach przypomniał ci śmierć
Szahiny.
- Nie możesz tak mówić, ukochana. Obawiałem się wtedy wyłącznie o ciebie.
I nasze dziecko. Wszystko, co powiedziałem, jest prawdą. Bez ciebie w moim życiu
czuję się nikim.
- Ale to, co słyszałam... - Zamknął jej usta czułym pocałunkiem.
- Słyszałaś, jak mój wujek strofował mnie za mój ośli upór i za to, że
doprowadziłem do takiego impasu w naszym małżeństwie. Bardzo dobrze
zrozumiałem, że nic ci do tej pory nie dawałem, tylko brałem. Wiarę, lojalność,
namiętność. Gdy odkryłem, jak bardzo stałaś mi się droga i że bez ciebie moje
życie już nigdy nie będzie pełne, przestraszyłem się. Przestraszyłem się uczucia,
jakim do ciebie zapałałem. I nie wiedziałem już, jak mam przekonać cię, że możesz
mi zaufać. Obleciał mnie strach, że za bardzo się ode mnie odsunęłaś, a ja nie
umiałem cię na powrót odzyskać. Czy możesz mi to wybaczyć, Maggie? Że nie
R S
zaoferowałem ci mojej miłości wcześniej. Tak bardzo chciałbym to zmienić...
Ukrył głowę w dłoniach.
- Nie musisz mnie prosić o wybaczenie, Khalid.
Ich oczy się spotkały. Patrzył na nią z nadzieją, desperacją i oczekiwaniem.
Maggie uśmiechnęła się do niego niepewnie. Nie mogła się zdobyć na więcej słów.
Wciąż była zbyt zaskoczona, by coś odpowiedzieć na jego wyznanie.
- Powiedz mi więc to, co chcę usłyszeć.
- Kocham cię, Khalid. - Po raz pierwszy w życiu wyznała mężczyźnie miłość.
Gdy
w
jego
oczach
zobaczyła
odbicie
swoich
słów,
poczuła
niewypowiedzianą radość.
Khalid przyciągnął ją do siebie i już więcej nie rozmawiali.
R S
ROZDZIAŁ PIĘTNASTY
Maggie pożegnała się z ostatnią kobietą ze społeczności. Spotkanie się udało.
Wszystkie wyraźnie zainteresowały się pomysłem wybudowania szkoły w dolinie.
Jedna wspomniała nawet o potrzebie wprowadzenia programu alfabetyzacji dla
dorosłych.
Khalid w tym czasie miał za zadanie omówić ze starszyzną lokalnej
społeczności temat posyłania dziewcząt do szkoły i nie dopuścić do zawetowania
tego pomysłu. Najwięcej wysiłku musiał jednak włożyć w przekonanie ich, że ich
żonom też potrzebna jest edukacja.
Maggie uśmiechnęła się na myśl o tym, jak Khalid umiejętnie używa
perswazji.
- Dlaczego się tak uśmiechasz, moja żono?
Odwróciła się, by napotkać go wynurzającego się z cienia. W silnych
ramionach leżała sześciomiesięczna Jasmina. Miała okrągłe poliki, ciemne włosy i
teraz chichotała radośnie, rozglądając się niespokojnie, co oznaczało, że jest
głodna.
Maggie przyglądała się, jak Khalid układa ją sobie na ramieniu. Byli dla niej
wszystkim.
- Myślałam o tym, jakie sposoby stosujesz, gdy czegoś, Wasza Wysokość,
pragniesz. - Przewróciła zalotnie oczami.
- O to chodzi. Mnie się jednak wydaje, że to masz dar przekonywania.
Khalid uszczypnął ustami skórę na jej szyi, gdy zbliżyła się, by wziąć
Jasminę. Trudno jej byłoby zlekceważyć dreszcz wiele obiecującej przyjemności,
gdyby go nie skarciła.
- Khalid...
- Tak, wiem... - odpowiedział, przyglądając się, jak Jasmina chwyta ustami
materiał stanika Maggie. - Ale gdy nakarmisz już naszą córeczkę, to może po-
R S
zwolisz mi użyć trochę mojej perswazji na tobie?... - powiedział, po czym objął
czule swoje kobiety.
Maggie westchnęła głęboko. Czuła niewypowiedzianą ulgę, gdyż kochała i
była kochana. Miała wszystko, o czym zawsze marzyła.
R S