1
Teresa Southwick
Niewinne kłamstwo
Cykl: „Romans z szejkiem" - 13
2
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Alina Bethia Farrah bała się, że zmierza wprost do piekła.
Zawsze wiedziała, że najlepiej mówić prawdę, by nie znaleźć się w otchłani
potępienia. Niestety okazało się, że nie ceni uczciwości w dostateczny sposób. Choć
nie lubiła kłamać, obiecała swojej siostrze bliźniaczce, że zajmie jej miejsce,
stawiając czoła mężczyźnie, którego ta bardzo się obawiała. Jego wysokość Malik
Hourani, następca tronu Bha'Khar, miał zostać mężem Adiny.
Beth nie miała nikogo bliskiego oprócz niej. Tylko ona zawsze ją kochała.
Dlatego nie mogła odmówić.
Jednak teraz, gdy znalazła się w pałacu, oczekując na spotkanie z księciem,
beztroski nastrój, w jakim wyruszała w podróż do Bha'Khar, nagle ją opuścił. Kiedy
spojrzała na walizki ustawione na eleganckiej marmurowej podłodze, pewność,
która towarzyszyła jej przed wyjazdem z Los Angeles, że to, co zamierza zrobić, jest
szlachetne, bo powodowane wyższymi pobudkami, także ulotniła się jak sen.
Miała udawać, że jest kobietą zaręczoną z szejkiem, gdyż jej siostra pragnęła
uniknąć małżeństwa zaaranżowanego przez ojca.
Rafi Farrah, ambasador Bha'Khar w Stanach Zjednoczonych, zaręczył swoją
córkę Adinę z królewskim synem, mającym wkrótce objąć tron. Teraz Addie była
zrozpaczona, gdyż sądziła, że ukochany ojciec wyrzeknie się jej, jeśli nie poślubi
człowieka, którego kiedyś dla niej wybrał. Perspektywa utraty ojca była równie
przerażająca jak widmo związku z mężczyzną, którego nigdy w życiu nie widziała.
Poza tym niedawno zaczęła spotykać się z Tonym i wszystko wskazywało na to, że
właśnie on jest mężczyzną jej życia.
Już od kilku lat była pełnoletnia i miała nadzieję, że młody szejk zapomniał o
zaplanowanym przez rodziców ślubie. Niestety, parę tygodni temu przysłał
wiadomość, że oczekuje rychłej realizacji kontraktu małżeńskiego. Wtedy Addie
wpadła na pomysł, że na jakiś czas powinna zamienić się rolami z siostrą.
R S
3
W dzieciństwie pewna siebie Beth często zastępowała w różnych sytuacjach
spokojną, introwertyczną Addie. Teraz jednak nie chodziło o drobnostkę, tylko o
sprawę najwyższej wagi, która mogła mieć konsekwencje na skalę światową.
Beth nie lubiła sekretów, ale nie podobało się jej położenie, w jakim znalazła
się ukochana siostra. Ona sama kiedyś zakochała się w mężczyźnie równie bogatym
jak szejk i pochodzącym z rodziny o wielkich koneksjach politycznych. Później
okazało się, że mężczyzna ten uważa, iż ze względu na swoją pozycję ma prawo
mieć i żonę, i kochankę... Addie była zaręczona z jeszcze bardziej wpływowym
człowiekiem, jakim niewątpliwie był przyszły król Bha'Khar, i Beth aż bała się
myśleć, jakie zasady wyznawał następca tronu. To małżeństwo było nie do
przyjęcia, dlatego postanowiła za wszelką cenę ratować siostrę z opresji.
Teraz znajdowała się w pałacowym apartamencie, który miała zajmować do
dnia ślubu. Przemierzała go nerwowym krokiem, oglądając wnętrze. Widny i
przestronny salon ozdabiały cenne dzieła sztuki - obrazy, szklane bibeloty i figurki z
porcelany. Przeszklone drzwi prowadziły na taras, z którego roztaczał się widok na
Morze Arabskie. Kiedy je otworzyła, morska bryza przyjemnie ochłodziła jej
policzki.
Była pewna, że uda jej się udawać siostrę. Obie wyglądały identycznie i nikt,
nawet ojciec, nie potrafił ich odróżnić. To nie powinno być trudne, zwłaszcza że
książę nigdy nie widział żadnej z nich.
Zadrżała, słysząc pukanie. Wzięła głęboki oddech i otworzyła. Przed drzwiami
stał wysoki, ciemnowłosy, niezwykle przystojny mężczyzna. Tego się nie
spodziewała.
- Cześć! - rzuciła, odzyskawszy głos.
- Jestem Malik Hourani. - Skinął głową z szacunkiem.
- Książę?
- Tak. - Uśmiechnął się z błyskiem w oku.
- Witam.
R S
4
- Przepraszam, że nie byłem obecny przy lądowaniu twego samolotu.
- Przecież to twój samolot.
- To prawda - odparł z powagą. - Niestety, obowiązki nie pozwoliły mi
przywitać cię na lotnisku.
- Nie szkodzi - rzuciła lekkim tonem. - Uprzedzono mnie, że do wieczora
będziesz bardzo zajęty.
- Wszystko poszło lepiej, niż się spodziewałem, i cieszę się, że już teraz
mogłem się z tobą spotkać. Adino Farrah, witaj w naszym kraju!
Pierwsza przeszkoda pokonana. Od razu uwierzył, że ma przed sobą Addie.
Serce zaczęło jej bić gwałtownie. Teraz musi zacząć działać. Spojrzała na Malika.
W eleganckim czarnym garniturze jego wysoka, smukła sylwetka prezentowała się
nadzwyczaj atrakcyjnie. Miał szczupłe policzki i zgrabny prosty nos, ale najbardziej
zafascynowały ją usta - zmysłowe, ostro zarysowane, a przy tym delikatne.
Beth nigdy przedtem nie spotkała mężczyzny, którego od pierwszej chwili
pragnęłaby pocałować. Ale nie powinna zapominać, po co się tu znalazła. Trzeba od
razu uzgodnić z nim, jak ma się do niej zwracać.
- Nikt nie mówi do mnie Adina - powiedziała.
- Dlaczego?
Dobre pytanie.
- Wszyscy nazywają mnie Beth, od Bethia.
- O? - zdziwił się.
- To moje drugie imię. Rodzicom zabrakło wyobraźni, więc dostałyśmy z
siostrą podobne imiona. Adina, Alina. - Wzruszyła ramionami.
- Jesteście bliźniaczkami?
- Tak. - Z biciem serca czekała, czy powie, że zauważył jej podstęp. Jednak
nie miał powodu niczego podejrzewać.
- Czyli chcesz, żebym mówił do ciebie Beth?
- Tak.
R S
5
Skinął głową.
- Zgoda.
- Dziękuję, wasza wysokość.
- Nazywaj mnie Malik. Chcę, żebyś czuła się przy mnie swobodnie.
Chyba zauważył, że się denerwowała. Pewnie złożył to na karb niecodziennej
sytuacji.
- Jako córka ambasadora, dość wcześnie nauczyłam się zwracać w
odpowiedniej formie do ważnych osobistości. Teraz trudno mi będzie odzwyczaić
się od nawyków związanych z etykietą.
- To zrozumiałe. Czasem mówią do mnie „wasza wysokość", kiedy indziej
„sir" albo tak, że nie odważę się powtórzyć tego przy damie. - Uśmiechnął się,
ukazując śnieżnobiałe zęby. - Ale prywatnie wolałbym, żebyś zwracała się do mnie
po imieniu.
Czy to tylko złudzenie, że kiedy mówił „prywatnie", jego głos stał się cichy i
seksowny?
Wzięła głęboki oddech, bo w powietrzu nagle zaczęło brakować tlenu.
- Dobrze, Malik - odparła spokojnie. - Cieszę się, że mogę cię wreszcie
poznać.
- Cała przyjemność po mojej stronie, Beth.
Podała mu rękę i poczuła mocny dotyk jego dłoni. Dreszcz przebiegł jej po
ramieniu aż do piersi. Ciemne oczy wpatrywały się w nią z napięciem, jakby jemu
też zrobiło się gorąco.
- Dobrze - powiedziała. - W takim razie prezentację mamy już za sobą. -
Cofnęła dłoń, nie mogąc zebrać myśli. Dotyk tego mężczyzny zdawał się mącić jej
w głowie.
- Rzeczywiście. - Skinął w kierunku drugiego pokoju. - Może usiądźmy i
porozmawiajmy. W końcu powinniśmy lepiej się poznać.
R S
6
- Dobrze. - Na miękkich nogach doszła do sofy. Miała wrażenie, że nawet
gdyby nie była tu jako Addie, to i tak powinna uważać, żeby nie dać się omamić
temu mężczyźnie. Emanowały od niego siła i pewność siebie, które ją fascynowały i
podniecały. Te same cechy, które kiedyś sprawiły, że uległa czarowi człowieka,
który ją oszukał.
- Chciałbym, żebyś opowiedziała mi o sobie.
Czy to rozkaz? Nie spodobał jej się ten władczy ton.
- Przecież jesteśmy zaręczeni. Chyba wiesz już o mnie wszystko?
Rozpiął marynarkę, odsłaniając białą koszulę okrywającą płaski brzuch.
Potem usiadł w pewnej odległości od Beth i spojrzał jej prosto w oczy.
- Na pewno nie wszystko. Wiem, że wychowałaś się w Stanach, chodziłaś do
szkoły w Szwajcarii i studiowałaś historię sztuki we Francji. Jesteśmy zaręczeni
dlatego, że twój ojciec jest zaufanym ambasadorem i przyjacielem króla. Czy mogę
spytać, jak on się czuje?
- Dobrze - odpowiedziała, zastanawiając się, kiedy ostatni raz go widziała.
- Bardzo się cieszę. Twój ojciec wyrażał się o tobie w samych superlatywach.
Ale znam tylko niektóre szczegóły.
Diabeł tkwi w szczegółach. Miała ochotę powiedzieć mu od razu, po co
przyjechała, ale zdecydowała się zaczekać.
- Nie wiem, co powiedzieć - wyznała szczerze.
Spojrzał jej w oczy ze skupieniem malującym się na twarzy.
- Wolałbym zachowywać się tak, jakbyśmy poznali się przypadkiem.
Chciałbym, żeby różne cechy twojej osobowości odkrywały się przede mną
stopniowo. Lubię niespodzianki.
To świetnie. Jeśli kiedyś dowie się, kim jest, czeka go duża niespodzianka.
Kiedy ona i Addie były dziećmi, ubierały się tak samo i nosiły identyczne fryzury,
więc bardzo łatwo było się zamieniać. Obie ukończyły ekskluzywną szkołę dla
R S
7
dziewcząt z wyższych sfer, ale Beth została nauczycielką, a Addie na razie czekała,
kiedy będzie mogła urządzać oficjalne przyjęcia dla połowy królestwa.
- Będziesz miał niespodziankę - powiedziała. Jeśli ich podstęp by się wydał,
Addie poniosłaby ogromną karę. Beth musi kłamać dalej, ale postara się mówić
prawdę, kiedy tylko będzie to możliwe. - Jestem nauczycielką w szkole średniej.
- Tego nie wiedziałem. A więc pracujesz?
- Tak.
- Lubisz uczyć? - spytał z zainteresowaniem.
- Tak.
- Lubisz też dzieci?
- Bardzo. Dlaczego pytasz?
- Ponieważ moim obowiązkiem jest zapewnienie królestwu następcy tronu.
- No to zajdź w ciążę. Wtedy będziesz mógł go urodzić! - wyrwało się jej,
zanim zdążyła ugryźć się w język.
Addie nigdy by się tak nie zachowała. Malik zmarszczył brwi.
- Nie chcesz mieć dzieci?
- Kiedyś tak. - Jeśli się zakocha, co było mało prawdopodobne.
- Będziesz tęsknić za pracą, kiedy wyjdziesz za mąż?
A więc zajmowanie miejsca u boku króla miało być zajęciem w pełnym
wymiarze godzin. Addie była do tego świetnie przygotowana. Tylko że on pytał ją,
Beth. Kochała swoją pracę i była bardzo przywiązana do uczniów.
- Muszę być szczera.
- Właśnie tego oczekuję.
- Bardzo bym tęskniła. Czy to stanowi problem?
Zamyślił się.
- Rozwiążemy go we właściwym czasie.
Jest prawdziwym dyplomatą - pomyślała. W przekładzie na zwykły język:
zrobimy tak, jak zechcę, a ty musisz się dostosować, choćbyś umierała z żalu.
R S
8
Kobieta, którą on poślubi, zawsze będzie traktowana w ten sposób. Na szczęście to
nie Beth jest jego prawdziwą narzeczoną.
- Zgoda.
- Jak ci się podoba Bha'Khar?
- Na razie niewiele widziałam. Ale pamiętam, jak chodziłyśmy z mamą na
targ, kiedy byłam dzieckiem. Moja mama...
Nagle przypomniały jej się zapachy, dźwięki i widoki towarzyszące tym
wyprawom oraz błogie poczucie bezpieczeństwa, gdy matka trzymała ją za rękę.
Potem nagle zniknęła, zostawiając ją i Addie pod opieką surowego i bezwzględnego
ojca. Beth ciężko to przeżyła, ale jej siostra rozpaczała jeszcze bardziej.
- Co się stało? - spytał Malik.
- Nic. - Nie chciała o tym mówić. Podczas pobytu w kraju zamierzała odnaleźć
matkę i powiedzieć jej prosto w twarz, co myśli o kimś, kto porzuca własne dzieci.
Poza tym chciała się dowiedzieć, dlaczego to zrobiła.
Do tej pory to on zadawał pytania, więc uznała, że powinna teraz dowiedzieć
się czegoś o nim. Oczywiście dla dobra Addie, żeby siostra mogła łatwiej wyplątać
się z niechcianego związku, a nie po to, by sama mogła przekonać się, jaki jest
mężczyzna, który dotykiem dłoni przyprawiał ją o drżenie.
- Opowiedz mi o sobie - zaproponowała.
Zastanawiał się przez chwilę.
- Wkrótce zostanę królem. Od dziecka byłem uczony, co powinienem robić,
aby mój naród żył w dobrobycie. Ojciec stanowi dla mnie wzór i zawsze staram się
mu dorównać.
- Gdzie studiowałeś?
- W Wharton School, jednej z najbardziej prestiżowych uczelni
ekonomicznych we wschodniej części Stanów Zjednoczonych. Mam tytuł magistra
ekonomii.
Wspaniale - pomyślała. - A więc jest mądry. Będzie umiał rządzić krajem.
R S
9
To jednak mogło okazać się dla niej niebezpieczne. Mądry, przystojny
mężczyzna z poczuciem humoru był niezwykle pociągający.
- Jakie masz oczekiwania w stosunku do mojej... do mnie? Jaka według ciebie
powinna być żona?
- Czuję się jak na rozmowie o pracę.
- Naprawdę? Byłeś kiedyś na takiej?
- Dlaczego pytasz?
Wzruszyła ramionami.
- Ponieważ jesteś pierwszy w kolejce do tronu, można powiedzieć, że masz
wszystko podane na tacy. Skąd możesz wiedzieć, jak wyglądają rozmowy
kwalifikacyjne?
- Masz rację. Nie było takiej rozmowy Dlatego następcy tronu stawiane są
wyższe wymagania niż innym synom.
- Czy tego samego oczekuje się od króla jako męża? A kobieta, którą
poślubisz? Skoro jestem wyznaczona do tej roli od urodzenia, czy to znaczy, że mi
także stawiane będą większe wymagania?
Zmarszczył brwi.
- Nie pomyślałem o tym.
- Zegar bije, wasza wysokość. Najwyższa pora się nad tym zastanowić.
Malik zauważył, że jest zdenerwowana. Miała zaciśnięte usta, nie patrzyła mu
w oczy, a kiedy się przywitali, szybko cofnęła rękę. Gdyby chodziło o inną kobietę,
zacząłby coś podejrzewać. Już raz zrobiono z niego głupca. Przeżył zdradę i teraz
miał się na baczności. Jednak Beth miała powody do zdenerwowania. Pierwsze
spotkanie z narzeczonym wymagało na pewno wiele odwagi.
On też był zdenerwowany. Widział ją tylko na zdjęciach. Spodobała się mu,
ale jego narzeczona nie musiała być piękna; ważniejsza była mądrość i uczciwość.
Jednak na żywo Beth go zachwyciła. Podobały mu się jej błyszczące ciemne włosy
okalające owalną twarz i opadające na szczupłe ramiona. Jedwabna bluzka włożona
R S
10
w spodnie przylegała do piersi, podkreślając ich kształt. Nie tylko uroda go
zaskoczyła. Biła z niej jakaś siła, której zupełnie nie zauważył na zdjęciach
pokazywanych mu przez ojca.
Fotografie nie oddawały w pełni wyglądu tej kobiety. W rzeczywistości miała
w sobie więcej ciepła i energii. Z jakim tupetem powiedziała, że zegar bije i zbliża
się termin zaręczyn!
- Denerwujesz się, że tak nalegam na to małżeństwo? - spytał. - Nie chciałbym
okazać się zbyt natarczywy.
- Od dawna wiedziałam, że jesteśmy zaręczeni - odparła wolno, starannie
dobierając słowa. - Tylko nie było ustalonej daty.
Z jego woli. Stracił serce dla kobiety, która okazała się oszustką. Wieść o jego
błędzie o mało nie przedostała się do wiadomości publicznej i trzeba było
poinformować o wszystkim króla. Ten incydent wprawił Malika w zażenowanie i
rozczarował głęboko jego ojca. Skoro następca tronu wykazał brak umiejętności
oceny ludzi - to nie wiadomo, czy potrafi być skutecznym przywódcą narodu. Po
tym skandalu Malik nie chciał angażować się w żaden inny związek. Jeszcze długo
odwlekałby decyzję o małżeństwie, ale musiał wreszcie udowodnić, że potrafi
sprostać obowiązkom ciążącym na następcy tronu. Kobiety przestały go interesować
i zajął się wyłącznie pracą.
- Mój ojciec chce abdykować - powiedział. - Życzy sobie, żebym jak
najszybciej przejął jego obowiązki.
- Rozumiem. - Beth splotła ręce na brzuchu. - Ale chyba możesz być królem i
nie mieć żony, prawda?
- Masz rację. Ale, jak mówiłem wcześniej, moim obowiązkiem jest
zapewnienie ciągłości sukcesji. Dziecko musi pochodzić z legalnego związku, a to
wymaga zawarcia małżeństwa.
Tak właśnie stwierdził król, gdy Malik chciał dłużej zwlekać ze ślubem.
Ojciec oświadczył stanowczo, że małżeństwo zapewnia mężczyźnie stabilność i
R S
11
szacunek, które to cechy powinien posiadać dobry władca. Ponieważ wybrana
narzeczona miała nieskazitelne pochodzenie i została wychowana w posłuszeństwie,
wiedząc, że powinna przedkładać patriotyczny obowiązek nad sprawy osobiste, nie
było niebezpieczeństwa, że znów zdarzy się jakiś kłopotliwy incydent.
Malik nie wiedział tylko, że Beth jest nauczycielką. Niewątpliwie jej ojciec
uznał to za nieistotny szczegół. W opinii Malika - niesłusznie. Skoro Beth wybrała
zawód nauczycielki, to będzie umiała postępować z dziećmi - bardzo ważna cecha u
kobiety, która będzie rodzić następców tronu.
- Mimo wszystko nie rozumiem, skąd ten pośpiech - powiedziała.
- Król chce złożyć abdykację, a poza tym pora spełnić dawne śluby.
Zostaniesz królową Bha'Khar i zajmiesz miejsce u mego boku, służąc naszemu
narodowi.
Oczy Beth zrobiły się okrągłe ze zdziwienia.
- Ojej!
- Jesteś zaskoczona?
- Tak. Mam być królową Bha'Khar? - W jej oczach pojawiła się panika.
- Nie rozumiem. Sama powiedziałaś, że wiesz o tym od dziecka.
- Tak. - Wstała. - Ale wiedzieć i doświadczyć czegoś, to dwie różne sprawy.
To tak, jak otrzymać wyrok śmierci, ale jeszcze nie siedzieć na krześle
elektrycznym.
- Czy mogę cię o coś zapytać?
- A musisz?
Starał się nie zwracać uwagi na jej zaczepki.
- Czy ucząc cię zasad protokołu dyplomatycznego i wymogów etykiety
dworskiej, nikt nie powiedział ci, że nie wypada porównywać życia w rodzinie
królewskiej do wyroku śmierci?
Beth uniosła głowę.
- Ja też chciałabym coś wyjaśnić.
R S
12
- Z przyjemnością porozmawiam z tobą na każdy temat. - Choć nie
odpowiedziała wcale na jego pytanie. - Czego chcesz się dowiedzieć?
- Czy naprawdę nie przeszkadza ci, że ktoś wybiera dla ciebie narzeczoną jak
krawat albo parę butów?
- Nie przypominasz mi krawatu.
Beth zaczęła nerwowo chodzić po salonie.
- Przecież wiesz, o czym mówię. A może do siebie nie pasujemy? Skąd wiesz,
że nie chrapię? Co będzie, jeśli mamy zupełnie inne poczucie humoru? A może
wcale nie znam się na żartach? Albo...
Uniósł rękę w górę.
- Widzę, że nie jesteś przekonana do naszych zaręczyn.
- Zgadza się - odparła z zadowoleniem. - A ty tak?
- Tak.
Ta kobieta została przygotowana do tego, żeby pełnić rolę królowej. Działając
wspólnie, sprawią, że Bha'Khar zajmie ważne miejsce na mapie świata. To mu
wystarczało. Dziwne tylko, że ani razu nie powiedziała czegoś, co spodziewałby się
usłyszeć od kobiety.
- Nie interesuje cię miłość?
- Nie - odparła z nagłą pasją.
- Nie chcesz się zakochać?
- Za żadne skarby świata. - Odwróciła się i znów zaczęła chodzić po salonie. -
Prawdziwa miłość nie istnieje.
- Zgadzam się z tobą. - Wiedział, dlaczego sam nie chce kochać, ale był
ciekaw, co sprawiło, że ta kobieta negowała to uczucie.
- To dobrze.
- Tak. Zgoda między małżonkami jest wielkim skarbem.
- Chwileczkę!
- Co takiego?
R S
13
- To, że oboje nie chcemy się zakochać, wcale nie znaczy, że jesteśmy ze sobą
zgodni. Miłość to jedna sprawa. Oprócz tego są miliony innych.
- Znów się z tobą zgadzam. Po ślubie będziemy mieli czas, żeby to wszystko
przedyskutować.
Stanęła tuż przed nim.
- Właśnie o to mi chodzi. Kobieta i mężczyzna, którzy chcą spędzić ze sobą
życie, zwykle omawiają takie sprawy przed ślubem.
- W rodzinie królewskiej jest inaczej.
Spojrzała na niego z niedowierzaniem.
- Żartujesz!
- Czy twój ojciec wie, że masz takie wątpliwości?
Odwróciła głowę w bok.
- Ojca bardziej interesuje wydawanie oświadczeń i zarządzeń niż rozmowy z
córkami.
- Skoro nie akceptujesz odwiecznej tradycji zaręczyn obowiązującej w
Bha'Khar, to po co przyjechałaś tu z tak daleka?
- W tym rzecz - powiedziała. - Przyjechałam tutaj namówić cię, żebyś
zrezygnował z tego małżeństwa.
R S
14
ROZDZIAŁ DRUGI
- Przejechałaś pół świata, żeby mnie przekonać, że powinienem zmienić
zdanie i postąpić wbrew tradycji obowiązującej w naszym królestwie?
Skrzywiła się. Przyjechała dlatego, że błagała ją o to siostra. Addie musiała
mieć trochę czasu, żeby zastanowić się, jak zerwać zaręczyny, nie narażając się na
potępienie ze strony ojca. Wiedziała, że jeśli postąpi wbrew jego woli, gotów
zapomnieć o jej istnieniu, a przecież miała tylko jego.
Beth nie była tak posłuszna jak siostra. Zawsze miała własne zdanie, co
doprowadziło do zerwania stosunków z ojcem. Pozbawiona opieki matki, rozumiała,
dlaczego Addie tak bardzo zależy na zachowaniu więzi z jedynym rodzicem, jaki jej
pozostał. Gdyby nie siostra, Beth w ogóle nie wiedziałaby, co to znaczy kochać. Nie
miała co prawda dobrych doświadczeń z mężczyznami, ale przynajmniej zaznała
prawdziwego uczucia. Nie mogła patrzeć bezczynnie, jak siostra traci miłość ojca, w
którego była wpatrzona jak w obraz.
Malik nie powinien upierać się przy swojej decyzji. Skoro nie miał wpływu na
wybór narzeczonej, może uda jej się przemówić mu do rozsądku. Na miłość boską,
przecież miał być królem! Czy nie powinien sam zdecydować, jaka kobieta będzie u
jego boku?
Spojrzała na niego uważnie.
- Czasem dobrze jest coś zmienić.
- A w niektórych sytuacjach lepiej trzymać się tradycji.
- W porządku - odparła, dotykając palcami warg. - Ale nie powiedziałeś mi
jeszcze, czy nie przeszkadza ci, że sam nie zdecydowałeś, kto będzie twoją żoną.
- Ma to pewne plusy, o ile wybór został dokonany obiektywnie.
Spojrzała mu prosto w oczy, opierając dłonie na talii.
- Mówisz tak, jakbyś kupował śliwki na targu.
R S
15
- Bynajmniej. Śliwki są znacznie słodsze i nie prowokują dyskusji. Poza tym -
wzruszył ramionami - jestem zadowolony z wyboru, jakiego dokonał ojciec.
Beth nie wiedziała, czy to miał być komplement, czy obraza. A może jedno i
drugie?
- Oczywiście, że jesteś zadowolony. Dlaczego nie?
- Czy możesz wyrażać się jaśniej? - Skrzyżował ręce na piersiach,
przyglądając się jej uważnie.
- Zaaranżowane małżeństwo jest dla ciebie korzystne, bo masz władzę.
Potrząsnął głową.
- Nie rozumiem, co to ma do rzeczy.
- Masz władzę, więc będziesz panem sytuacji. Niestety nic nie przemawia na
moją korzyść.
- Nic? - Zmarszczył brwi. - Nie podobam ci się?
Ależ tak! - chciała krzyknąć.
- Jesteś bardzo przystojny - odparła spokojnie.
Kąciki jego ust nieznacznie się uniosły.
- A więc może mój charakter?
- Dopiero się poznaliśmy, więc nie mogę tego stwierdzić. Na razie wydajesz
się być w porządku.
Skinął głową.
- Nie chcesz tu mieszkać? Nie podoba ci się pałac?
- Och, przestań. Dobrze wiesz, że jest wspaniały.
- W takim razie nie rozumiem twoich zastrzeżeń.
- Moje wątpliwości wynikają z faktu, że w małżeństwie liczy się coś więcej
niż miła powierzchowność, charakter i pałac. A co z zalotami?
- Czy możesz mi to wyjaśnić?
Wyjaśniać takie rzeczy? Skoro jednak Beth zobowiązała się udawać siostrę,
musi być równie cierpliwa jak Adina.
R S
16
- Owszem. Normalnie dziewczyna spotyka chłopaka, który jej się podoba,
poznaje go lepiej i się zakochuje. Tradycja wyboru królowej w Bha'Khar pozbawia
cię tych doświadczeń.
- Mnie czy ciebie?
- Nas oboje.
- Wiem, że mnie nie znasz, ale podobno jestem całkiem niezłą partią.
Ojciec mówił to samo Adinie.
- Małżeństwo to poważny krok, dość niebezpieczny, jeśli nie ma się zielonego
pojęcia o swoim przyszłym mężu.
Malik zmarszczył brwi i podszedł do okna.
- Nie rozumiem - powiedział, odwracając się do Beth. Przez jego pogodną
twarz przebiegł cień. - Czy nikt nie mówił ci, że po zaręczynach będziemy mogli
lepiej się poznać?
- Tak. - Pewnie mówiono to Adinie. Ale i tak zwykłe reguły zostały
naruszone. Ojciec wybrał córce męża, a zaręczyny zostały ogłoszone, zanim młodzi
mieli okazję się poznać. Teraz szybki ślub i „żyli długo i szczęśliwie"? Takie
zakończenie mają tylko bajki.
Zbliżyła się do drzwi balkonowych. Lekki wietrzyk znad morza pieścił jej
twarz. Kiedy spojrzała w ciemne oczy Malika, zapragnęła dowiedzieć się, co
naprawdę myśli.
- A jeśli się nie uda? Nie spodobam ci się albo ty mi się nie spodobasz? Jeśli...
Przerwał, kładąc palec na jej ustach.
- Zawsze myślisz tak pesymistycznie?
- A jeśli tak? Nie będzie zaręczyn?
Roześmiał się.
- Mógłbym pomyśleć, że specjalnie starasz się mnie do siebie zniechęcić.
- I dobrze mi to wychodzi?
- Nie wiem.
R S
17
- Muszę się bardziej postarać?
- To zależy, co chcesz osiągnąć. Nie wyrobiłem sobie opinii na twój temat i ty
też nie powinnaś z góry nic przesądzać.
- Wcale nie przesądzam.
- Nieprawda. Przyjechałaś tutaj przekonać mnie, żebym się wycofał, co
oznacza, że wykluczyłaś możliwość, że nasze małżeństwo może być szczęśliwe.
Na pewno nie.
- No i co z tego? A nawet jeśli masz rację?
Zbliżył się o krok.
- Pozbądźmy się uprzedzeń - wyszeptał, biorąc ją pod brodę. - Pozwól mi
udowodnić, że naprawdę jestem dobrą partią.
Z wrażenia wstrzymała oddech. Podniecający zapach tego mężczyzny
pobudzał wszystkie zmysły. W jego oczach pojawił się zwycięski błysk. Beth starała
się opanować podniecenie, choć nie było to łatwe.
- Nie wątpię, że jesteś bardzo miły, Malik. Nie miałam zamiaru cię urazić i
przepraszam, jeśli tak to odebrałeś.
- Twoje obawy są zrozumiałe.
To, że był miły, jeszcze bardziej utrudniało sytuację. Choć czarujący i bardzo
przystojny, nie miała powodu sądzić, że ma lepszy charakter niż człowiek, który
porzucił ją, żeby poślubić inną kobietę. W dodatku Malik miał większą władzę,
przez co był jeszcze bardziej niebezpieczny. Gdyby to zależało od niej,
powiedziałaby, żeby dał jej spokój. Jednak Addie prosiła, żeby grać na zwłokę.
Dlatego Beth musiała zachować rozwagę.
- Dziękuję ci za cierpliwość, Malik.
- Byłbym wdzięczny, gdybyś ty także mi ją okazała. Spróbujmy się lepiej
poznać. Jeśli potem będziemy mieć wątpliwości, zastanowimy się, co robić.
Chciał zawrzeć rozejm. Byłoby lepiej, gdyby okazał się nudny i odrażający.
Wtedy mogłaby powiedzieć mu, co myśli o zaręczynach. Z drugiej strony, jeśli sam
R S
18
uzna, że nie chce się zaręczać, Addie pozbędzie się kłopotów i ojciec nie będzie
mógł jej nic zarzucić. A więc rozejm.
Uśmiechnęła się.
- Jak mogłabym ci odmówić?
Większość kobiet cieszyłaby się z zaręczyn z następcą tronu w Bha'Khar,
jednak Malik trafił na tę, która nie była z tego zadowolona. Ale, o dziwo, nie
sprawiło mu to przykrości. Posłuszeństwo to miła cecha u kobiety, ale po spotkaniu
z Beth Malik uświadomił sobie, że szybko znudziłby się potulną narzeczoną.
Bardzo zaciekawiła go ta urocza, pewna siebie dziewczyna, która kontrowała
wszystkie jego wypowiedzi. Kiedy powiedziała, że Malik ma władzę, w jej ustach
nie zabrzmiało to wcale jak komplement. Nie mógł się doczekać, kiedy znów ją
spotka. Chciał się dowiedzieć, dlaczego tak obawia się małżeństwa. Postara się ją
przekonać, że powinna zmienić o nim zdanie.
Wszedł do jadalni i przyciemnił górne światło, a potem zapalił świece po obu
stronach ozdobionego kwiatami stołu, na którym stały kryształowe kieliszki, a obok
w srebrnym wiaderku chłodził się wyborny szampan.
Beth zaraz przyjdzie i spędzą razem pierwszy romantyczny wieczór. Dreszcz
przeszedł mu po plecach. Od dawna nie oczekiwał czegoś z takim podnieceniem.
Rzeczywiście dawno nie spotkał tak fascynującej kobiety. Ostatnia ukochana
oszukała go. Jak to dobrze, że taka sytuacja na pewno się teraz nie powtórzy.
Przejrzał się w fazowanym lustrze w pozłacanych ramach wiszącym w
kolistym pasażu między salonem i jadalnią. Miał nienaganną fryzurę i był świeżo
ogolony - na wypadek, gdyby mógł ją pocałować, czego bardzo pragnął. Jedwabna
koszula rozpięta pod szyją i ciemne spodnie sprawiały wrażenie pozornej
niedbałości, co było ważne, gdyż chciał, żeby jego narzeczona nie czuła się
skrępowana.
Wtem rozległo się delikatne pukanie do drzwi. Beth stanęła w progu w białej
lnianej sukni bez rękawów, ściągniętej szerokim czarnym paskiem podkreślającym
R S
19
smukłą talię. Wyglądała elegancko i wytwornie. W jej wielkich brązowych oczach
ozdobionych złotymi punkcikami tliła się nieufność.
Skłonił się lekko.
- Dobry wieczór, Beth. Proszę, wejdź.
- Dziękuję.
Kiedy go mijała, poczuł subtelny kwiatowy zapach, który rozpalił jego
zmysły. Zatrzymała się i rozejrzała po jadalni.
- Witaj w nowym domu - powiedział. - Tu zamieszkamy po ślubie.
- Jeśli chodzi o ślub...
- Beth.
Spojrzała na niego.
- Tak?
- Obiecałaś, że spróbujesz.
- „Obiecałam" to za dużo powiedziane. Stwierdziłam tylko, że nie mogę ci
odmówić.
Uśmiechnął się.
- W każdym razie zgodziłaś się, że powinniśmy się lepiej poznać. Dlatego
proszę, żebyś dziś powstrzymała się od negatywnych komentarzy na temat naszego
małżeństwa.
- Czy to żądanie?
- Serdeczna prośba. Ja nie mam żadnych uprzedzeń.
W jej oczach zamigotały iskierki.
- A więc wasza wysokość chce zachowywać się skromnie?
- Oczywiście. - Wyciągnął rękę w kierunku drzwi prowadzących na taras. -
Usiądź na świeżym powietrzu. Zaraz przyniosę szampana.
- Czy to rozkaz?
W jej głosie wyczuł zdenerwowanie. Z pewnością obawiała się, że zechce ją
uwieść. To był kuszący pomysł, ale Malik miał inne plany. Dziś wieczór musi ją
R S
20
oczarować. Księżyc w pełni, ciepły wietrzyk i zapach jaśminu zmieszany z wonią
morza. Natura zadbała o romantyczny nastrój.
- To nie rozkaz, tylko propozycja. Pomyślałem, że spodoba ci się widok z
góry.
- Ach, tak. - Nie oglądając się za siebie, wyszła na taras.
Malik nalał szampana do kryształowych kieliszków i ruszył za nią.
- Za co wypijemy? - spytał, podając kieliszek Beth.
Zastanawiała się przez chwilę.
- Za lojalność.
Trochę zaskoczony przystał na jej pomysł, wspominając swoje ostatnie
doświadczenia.
- I uczciwość - dodał.
Kryształowe kieliszki brzęknęły melodyjnie. Beth wypiła łyk szampana,
spoglądając na morze. Światło księżyca srebrzyło się na wodzie uderzającej
rytmicznie o brzeg.
- Wspaniały widok - powiedziała oczarowana.
- Tak. - Zamiast patrzeć na morze zastanawiał się, czy jest coś piękniejszego
na świecie niż widok kobiety w świetle księżyca. Kobiety, której z pewnością nie
potrafiłby się oprzeć.
- Powiedz mi coś o sobie - poprosił, wpatrując się w smukły zarys jej długiej
szyi. Zadrżała.
- Co chciałbyś wiedzieć?
- Dlaczego myślisz, że prawdziwa miłość nie istnieje?
- Chyba żartujesz!
- Wręcz przeciwnie. Myślę, że w tym tkwi sekret twojej niechęci do
małżeństwa. - Wypił łyk szampana.
- Dobrze... Był w moim życiu pewien mężczyzna. Poznałam go na studiach.
Bardzo szybko zaczęliśmy się spotykać.
R S
21
- Kochasz go? - spytał, czując dziwne ukłucie w sercu, choć znał Beth
zaledwie od kilku godzin.
- Już nie.
- Ale kochałaś?
- Tak myślałam.
- I co się stało?
- Uwierzyłam, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Potem złamał mi serce, żeniąc
się z inną.
Malik odetchnął z ulgą.
- Chyba zdawałaś sobie sprawę, że jako moja narzeczona nie powinnaś wiązać
się z kimś innym?
- Niestety nie miałam na to wpływu, Malik. Zakochałam się. Na szczęście nie
spałam z tym mężczyzną. - Spojrzała mu odważnie prosto w oczy.
Właśnie wznieśli toast za uczciwość. Nie miał powodu jej nie ufać.
- Wierzę ci.
Usiadła na ozdobionym sztukaterią murku i podziwiała widok roztaczający się
z tarasu.
- Chyba żałujesz, że mnie o to zapytałeś.
- Podoba mi się twoja szczerość. Prawda czasem nie jest łatwa, ale lepsza od
udawania.
Beth zakrztusiła się szampanem. Malik usiadł obok niej.
- Nic ci nie jest? - spytał.
Skinęła głową i zakasłała cicho.
- Nie podoba mi się twój kaszel. I nie podoba mi się, że spotykałaś się z innym
mężczyzną.
- Nic się nie stało, skoro ten związek się rozpadł.
- Nieprawda.
R S
22
- Masz mi to za złe? - spytała z nadzieją w głosie. - Jeśli tak, możemy
zrezygnować ze ślubu. Na pewno to zrozumiem. Powiedz tylko słowo i wrócę do
Ameryki...
- Wykluczone - przerwał. Zauważył, że kiedy była zdenerwowana, mówiła
dużo i bardzo szybko. - Uważam, że kobieta, która poznała miłość, będzie jej znowu
szukać.
- Mimo że powiedziałam ci, że nie chcę się zakochać?
- Tak.
- Mylisz się. - Potrząsnęła głową, zaciskając usta. - Nie chcę już nigdy
przeżywać czegoś takiego.
- Dlaczego?
- Gdybym się nie zakochała, nie musiałabym potem rozpaczać. Przyrzekłam
sobie, że już nigdy nie będę płakać przez mężczyznę.
Rozumiał ją. On też obiecywał sobie, że nie ulegnie urokowi żadnej kobiety.
Ojciec był zdania, że Malik wykazał całkowity brak umiejętności oceny ludzkich
charakterów. To nie mogło się powtórzyć. Jednak jego obowiązkiem było się ożenić
i zapewnić ciągłość sukcesji. Nie powinien kierować się uczuciami. Dlatego ożenek
z kobietą wybraną przez ojca był najlepszym rozwiązaniem. Małżeństwo z Beth
zapewniłoby mu spokój i szacunek.
Siedzieli obok siebie, wpatrując się w romantyczny pejzaż. Kiedy ich ramiona
musnęły się przelotnie, Malikowi zrobiło się gorąco.
- Nasze zaręczyny są dla ciebie korzystne, skoro masz takie doświadczenia.
- Jak to?
- Możesz cieszyć się przywilejami wynikającymi z małżeństwa z królem
Bha'Khar bez narażania się na kłopoty, jakie niesie miłość.
- A więc mogę korzystać z życia jak mężczyzna? - Spojrzała mu w oczy, a
potem uśmiechnęła się tak, że zaparło mu dech.
R S
23
Ujął jej smukłą dłoń i ucałował ją. Zalotne spojrzenie Beth wyostrzyło się. Nie
przejął się tym. On też nie chciał narażać się na kłopoty związane z miłością.
Najważniejsze, żeby doszli do porozumienia, bo jego narzeczona zachwycała go
coraz bardziej charakterem i urodą. Ich małżeństwo było kontraktem, co bardzo mu
odpowiadało.
Pogładził kciukiem dłoń, którą przed chwilą pocałował.
- Nie mogę domagać się czy żądać, żebyś mnie pokochała. Ale nie będziesz
nigdy podobna do mężczyzny, skarbie. I jestem za to wdzięczny losowi.
R S
24
ROZDZIAŁ TRZECI
Następnego ranka Beth stała na balkonie z filiżanką kawy w ręku i
spoglądając na morze rozważała swoją sytuację. Wspomnienia ostatniego wieczoru
przesuwały się w jej pamięci jak w kalejdoskopie. Malik uśmiechający się cza-
rująco, mówiący jej, że cieszy się, że nie jest podobna do mężczyzny i całujący ją w
rękę. Pragnęła, żeby naprawdę ją pocałował, i była rozczarowana, że tego nie zrobił.
Potem ogarnęły ją wyrzuty sumienia. Zapomniała, po co przyjechała do Bha'Khar.
Ciepły wietrzyk muskał jej twarz. Malik Hourani okazał się inny, niż się
spodziewała. Był miły, łagodny i romantyczny. Jeśli tak dalej pójdzie, może mieć to
bardzo przykre konsekwencje. Ta maskarada nie skończy się dobrze. Okłamała go i
powinna zostać ukarana.
Weszła do sypialni. Zadzwoni do Addie i poprosi, żeby siostra zakończyła jej
męki. Zanim zdążyła wystukać jej numer, usłyszała dzwonek telefonu.
- Słucham - powiedziała, podnosząc słuchawkę.
- Dzień dobry - odezwał się znajomy aksamitny głos. - Mam nadzieję, że
dobrze spałaś?
- Wspaniale. - Kłamstwa przychodziły jej z coraz większą łatwością. Co z
tego, że postanowiła jak najczęściej mówić prawdę?
- Cieszę się. Mam dla ciebie niespodziankę.
- Co takiego?
- Nie mogę powiedzieć, bo to nie byłaby niespodzianka. Przyjdę po ciebie za
godzinę.
- Gdzie się wybieramy?
- Koniecznie chcesz zepsuć niespodziankę?
- Muszę wiedzieć, jak mam się ubrać.
- Normalnie.
Normalnie? To mogło oznaczać dżinsy, ale równie dobrze jedwabną suknię.
R S
25
- Mam włożyć sukienkę czy spodnie?
- Dżinsy. I nie powiem ani słowa więcej.
Odłożył słuchawkę. Beth poczuła dreszcz podniecenia. Rzadko spotykały ją
niespodzianki i zwykle były przykre. Matka odeszła, a ojciec nie był miłym,
serdecznym człowiekiem. Mężczyzna, którego kochała, ożenił się z inną kobietą.
Głos Malika brzmiał jednak tak, jakby szykował dla niej coś wyjątkowego.
Godzinę później następca tronu zjawił się u jej drzwi ubrany w dżinsy, luźną
białą koszulę i wysokie buty. Nie chciał zdradzić, gdzie jadą, i zaprowadził ją do
czekającej przed pałacem limuzyny. Chwilę później jechali wzdłuż białego
drewnianego płotu przypominającego zagrodę dla koni. Kiedy samochód zatrzymał
się przed stajnią, Beth straciła nadzieję, że niespodzianka okaże się przyjemna.
- Po co tu przyjechaliśmy? - spytała, gdy podał jej dłoń, pomagając wysiąść z
samochodu.
- Chcę pokazać ci konia, którego kupił dla ciebie Kardahl, gdy był w
odwiedzinach u rodziny żony. Tutejsi mieszkańcy gór hodują najpiękniejsze konie
na świecie.
Przerażona Beth weszła z nim do zacienionego wnętrza stajni. Zaraz wszystko
się wyda. W ekskluzywnej szkole dla dziewcząt, obok zasad etykiety towarzyskiej i
protokołu dyplomatycznego, Addie świetnie opanowała jazdę konną. Ponieważ
wszyscy członkowie rodziny królewskiej byli zagorzałymi zwolennikami
jeździectwa, żona przyszłego króla powinna także posiąść tę umiejętność. Niestety,
Beth nigdy nie dosiadała konia.
- Nie wiem, co powiedzieć. - Po tylu kłamstwach chętnie przyzna się do
prawdy.
- Pokażę ci twoją klacz - powiedział, biorąc ją za rękę. Podeszli do boksu, w
którym stał czarny koń o błyszczącej sierści z białymi plamami na pysku. Addie
byłaby zachwycona tą niespodzianką.
Beth zastanawiała się, jak wybrnąć z sytuacji.
R S
26
- Dziękuję, Malik.
- Bardzo proszę.
Beth położyła dłoń na szyi klaczy.
- Jak ona ma na imię? - spytała.
Malik uśmiechnął się i zaśmiał, gdy koń trącił chrapami jego ramię.
- To twoja klacz, więc sama musisz ją nazwać.
- Jezebel - wymieniła pierwsze imię, jakie przyszło jej do głowy. Ona też
zachowała się fałszywie.
- Jak? - zdziwił się.
Wzruszyła ramionami.
- Podoba mi się to imię.
- W takim razie Jezebel. Każę osiodłać konie i pojedziemy...
- Nie.
Zmarszczył brwi.
- Nie rozumiem. Wydawało mi się, że moja narzeczona lubi jeździć konno?
- Lubi. - Teraz przynajmniej nie skłamała. Addie uwielbiała konną jazdę.
- W takim razie o co chodzi?
- Jestem trochę zmęczona...
- Przecież dobrze spałaś?
To się nazywa wpaść we własne sidła!
- Tak, ale nie przyzwyczaiłam się jeszcze do zmiany czasu. W Ameryce jest
teraz środek nocy.
- W takim razie zaczekamy. Chciałem jak najszybciej pokazać ci ten prezent.
- Nie spodziewałam się tak wspaniałej niespodzianki - odparła, czując do
siebie obrzydzenie. - To bardzo miło z twojej strony. Jednak tak dawno nie
jeździłam konno, że nie wiem, czy potrafię utrzymać się w siodle.
- Najpierw musisz się zaaklimatyzować i dobrze wypocząć.
Do tego czasu, jeśli los będzie jej sprzyjać, Addie wyratuje ją z opresji.
R S
27
- Wspaniale. - Poklepała Jezebel po szyi i wyszła ze stajni. Stanęła na
najniższym szczeblu płotu, wpatrując się w majaczące w oddali góry.
Bha'Khar był pięknym krajem z prawdziwie romantyczną scenerią. Jego
przyszły władca Malik prezentował się równie wspaniale. Nie chodziło jednak tylko
o ucztę dla oczu. Beth od niepamiętnych czasów troszczyła się o siostrę. Jeśli nie
przekona następcy tronu, że należy zerwać z tradycją panującą w królestwie, ojciec
zapewne wyrzeknie się Addie.
Beth uważała, że to i tak byłoby lepsze, niż gdyby jej siostra pokochała Malika
i poślubiła go, bo jak każdy mężczyzna posiadający wielką władzę na pewno zła-
małby jej serce.
Malik stał tak blisko, że czuła ciepło bijące od jego ciała.
- Jesteś bardzo zamyślona - powiedział. - Rozmyślasz o naszych zaręczynach,
mam rację?
- Tak. - Westchnęła. - Wydaje mi się, że to nie w porządku, żeby narzucać
komuś, co ma robić, pozbawiając go wolności wyboru.
- Ja patrzę na to inaczej. Uważam, że tradycja jest istotna. Zwyczaj wybierania
narzeczonej dla króla ma niezwykłą wagę. Jeśli naprawdę sprzeciwiasz się naszemu
małżeństwu, to wystarczy, żebyś mi to powiedziała.
- Gdyby to było takie proste - odparła cicho.
Ojciec byłby wściekły. Ona i Addie od dziecka uczone były posłuszeństwa.
Nieustannie starały się go zadowolić i zasłużyć na rzadkie słowa pochwały. Beth
wcześnie uświadomiła sobie, że ojciec silniej reaguje na jej bunt niż ślepe
wypełnianie poleceń. W końcu doszła do wniosku, że i tak nigdy jej nie pokocha.
Addie zostanie królową, a jej nie spotka z jego strony nic dobrego. Dlatego poszła
za głosem serca i postanowiła zostać nauczycielką. Kiedy ojciec wyrzekł się jej
dlatego, że zdecydowała się pracować zamiast siedzieć w domu i czekać na ślub, tak
jak jej rozkazał, niespodziewanie okazało się, że to jest dla niej straszny cios.
R S
28
Przedtem nie wierzyła, że do tego dojdzie, ale kiedy ojciec zaczął ją
ignorować, okazało się to bardzo bolesne. Rozumiała, że siostra boi się
przeciwstawić jego woli.
Kiedy Addie poprosiła ją, by zamiast niej pojechała do Bha'Khar, by ona w
międzyczasie mogła przekonać się, czy znalazła prawdziwą miłość, za którą warto
byłoby zapłacić tak wysoką cenę, Beth wyraziła zgodę.
Malik spojrzał na nią uważnie, opierając się o płot.
- Nie wiem, czym się martwisz, ale mam nadzieję, że przyjdzie taka chwila,
kiedy zechcesz mi zaufać.
- Dziękuję, Malik. - Nie miał pojęcia, jak bardzo pragnęła mu się zwierzyć.
Gdyby chodziło tylko o nią, nie wahałaby się ani chwili. Niestety nie mogła
powiedzieć mu prawdy, bo siostra poniosłaby tego surowe konsekwencje.
- Muszę ci powiedzieć, że są w życiu gorsze rzeczy niż to, że ktoś decyduje o
naszym losie. Postępowanie zgodnie z planem nie jest niczym złym.
- Tak? Dziwne, że mówi to mężczyzna, który lubi niespodzianki.
- W starannie zaplanowanym życiu jest miejsce i na niespodzianki.
- To znaczy, że lubisz je, jeśli masz wszystko pod kontrolą?
- Mówisz tak, jakby to była wada.
- A nie jest?
- Nie. - Jego oczy błysnęły tajemniczo.
Serce Beth zabiło mocniej.
- I jak ci to wychodzi?
- Dobrze. Skoro już o tym mówimy, czy mógłbym zrobić ci jakąś
niespodziankę?
- Nie wiem, czy to byłaby prawdziwa niespodzianka.
- Czego byś pragnęła?
Tego, co było drugim powodem, dla którego zdecydowała się tu przyjechać.
- Chciałabym odnaleźć matkę.
R S
29
- Mimo że od wielu lat się wami nie interesowała?
A więc wiedział o wszystkim.
- Właśnie dlatego. Muszę z nią porozmawiać.
- Załatwię to - odparł bez wahania.
- Naprawdę?
- Tak.
- Dziękuję. Jestem ci bardzo wdzięczna.
Jego oczy rozbłysły, a usta rozchyliły się w uwodzicielskim uśmiechu.
- Czy w ramach wdzięczności otrzymam pocałunek?
Jakże chętnie dotknęłaby jego warg... Zeskoczyła z płotu, ruszając naprzód.
- Nie.
- Obraziłem cię? - spytał, doganiając ją.
- Nie.
- Ale jesteś zmieszana?
O, tak!
- Wcale nie.
Położył rękę na jej ramieniu i odwrócił do siebie.
- Powiedz prawdę.
- Nie obraziłam się.
- To dobrze. - Jego ogniste spojrzenie przyciągało ją jak magnes. - Bo musisz
o czymś wiedzieć.
- O czym? - szepnęła.
- Wkrótce cię pocałuję.
- Tak? - spytała jeszcze ciszej, tracąc oddech.
- Ale ten pocałunek musi coś oznaczać.
Zapewne to, że Beth pójdzie prosto do piekła. Będzie przeklęta na wieki.
R S
30
- Kiedy cię pocałuję - mówił dalej - nie będziesz mogła o mnie zapomnieć.
Moje usta spoczną na twoich wargach, a ciało przeniknie dreszcz. Ten pocałunek
będzie tak słodki i gorący, że zapragniesz, żeby nigdy się nie skończył.
Beth słuchała ze zdumieniem. Jego pałający wzrok nie pozostawiał żadnych
wątpliwości, że mówi prawdę. Czuła, że nie potrafi mu się oprzeć. Najgorsze, że
tylko zastępuje siostrę!
Malik jest tak cudowny, że coraz trudniej było jej kłamać. Uknucie podstępu
było łatwe, kiedy go nie znała. A teraz... Wiedziała, jak to jest być okłamywanym.
Malik na to nie zasługiwał. Musi porozmawiać z Addie.
Z filiżanką herbaty i telefonem komórkowym w ręku Beth usiadła na sofie w
swoim apartamencie. Sprawdziła, która godzina jest teraz w Los Angeles.
- Przykro mi, Addie - mruknęła. Muszę cię obudzić, bo mam kłopoty.
Wcisnęła szybkie połączenie.
- Słucham? - Po dłuższej chwili odezwała się zaspana Addie.
- Cześć, Ad. To ja.
- Beth - ożywiła się siostra. - Jak się czujesz?
- Fizycznie dobrze, ale poza tym nie najlepiej.
- Co się stało?
- Muszę powiedzieć Malikowi, że jestem twoją siostrą.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
- Co się stało? - spytała wreszcie Addie. - Podejrzewa coś?
Beth chwyciła turkusową poduszkę i przycisnęła ją do piersi.
- Chyba tak. Dał mi - to znaczy tobie - konia i chciał się wybrać na
przejażdżkę.
- Ojej!
- Ojej! Wiesz, jak się boję koni!
- I co zrobiłaś?
- Powiedziałam, że jestem bardzo zmęczona po podróży.
R S
31
- Uwierzył ci?
- Chyba tak. Nie wiem. - Z roztargnieniem skubała poduszkę. - O mały włos
nie powiedziałam mu prawdy.
- Nie możesz tego zrobić, Beth.
- To okropne, Addie. On jest taki miły. Romantyczny, przystojny i uprzejmy.
Pomoże mi odnaleźć matkę.
- Naprawdę chcesz się z nią spotkać?
- Porzuciła nas bez słowa, kiedy byłyśmy całkiem małe. Zostawiła nas z
surowym, apodyktycznym ojcem, który afiszował się ze swoimi kochankami, wysłał
nas do szkół z internatem i rządził nami, tak jak mu się podobało. Mam prawo
domagać się wyjaśnień. Uważam, że zachowała się samolubnie i bezmyślnie, i chcę
powiedzieć jej to prosto w oczy. - Wzięła głęboki oddech, żeby rozluźnić napięte z
nerwów mięśnie.
- Ojciec chce naszego dobra - odparła siostra. - Na swój sposób nas kocha.
- Kocha ciebie.
Addie westchnęła ciężko.
- Tyle ci zawdzięczam, Bethie. Zawsze się mną opiekowałaś i mnie broniłaś.
Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła.
Beth skuliła się na sofie na wspomnienie otrzymanych razów.
- Jesteś moją siostrą. Kocham cię.
- Wiem o tym. Tak mi przykro, że muszę cię prosić, żebyś wytrzymała jeszcze
trochę.
- Zobaczysz, że bardzo polubisz Malika, Addie. - Szkoda, że nie był
prawdziwym potworem, bo wtedy ojciec musiałby pogodzić się z odmową córki.
Jednak następca tronu w Bha'Khar był czarujący i mądry, przez co sytuacja stawała
się jeszcze trudniejsza.
- Nie mogę jeszcze przyjechać.
- Dlaczego?
R S
32
- Muszę lepiej poznać Tony'ego. Bardzo mi się podoba. Nigdy nie byłam
zakochana i chcę się przekonać, jak to jest.
- Wcale nie tak cudownie, jak się wydaje - odparła Beth, przypominając sobie
rozmowę z Malikiem. Czy to dobrze, że podzielał jej niechęć do miłości?
- Proszę cię, zaczekaj jeszcze chwilę.
- Nigdy nie będziesz miała całkowitej pewności, Addie. Będziesz zastanawiać
się przez całe życie.
Sama zastanawiała się, jak mogła być taka głupia, że zakochała się w
mężczyźnie, który uważał, że może mieć żonę i kochankę. Była też ciekawa, czy
Malik byłby zdolny zniszczyć kogoś, kto stanie mu na drodze.
- Gdyby tylko następca tronu nie zdecydował się wezwać mnie tak nagle -
powiedziała Addie. - Wszystko tak dobrze się układało, a on nagle przypomniał
sobie o dawnych zaręczynach.
- Król niedługo abdykuje i Malik ma objąć tron. Do tej pory powinien już być
żonaty - wyjaśniła Beth. - Wiem, że to fatalny moment. - Chyba nic by się nie stało,
gdyby Addie spróbowała jeszcze raz porozmawiać z ojcem? - Wytłumacz ojcu, że
nie możesz się zgodzić na to małżeństwo.
- Najpierw muszę się przekonać, czy Tony jest tego wart.
- Nie o to chodzi. Zrób to dla siebie, a nie ze względu na Tony'ego. Pokaż, że
masz własne zdanie, Addie.
- Nie jestem tak silna jak ty, Bethie. Wiem, że ojciec jest apodyktyczny i
surowy, ale chce mojego dobra.
- Gdybyś nie była ode mnie starsza...
- O dwie minuty!
- Nawet gdyby to były tylko dwie sekundy. Urodziłaś się pierwsza i dlatego
zostałaś narzeczoną następcy tronu. Ojciec nigdy nie potrafił nas odróżnić, ale to
chyba nie miało znaczenia, bo zachowywał się tak, jakby w ogóle nie było mnie na
świecie.
R S
33
- Wiem, że ma wady, ale jest naszym ojcem. Straciłam matkę i nie chcę stracić
też ojca. Potrzebuję trochę czasu, żeby zebrać się na odwagę i porozmawiać z nim.
Beth przymknęła oczy.
- Dobrze. Na razie nie powiem nic Malikowi.
- Dziękuję ci, siostrzyczko.
- Nie ma za co. Postaram się udawać, że jestem tobą do chwili twojego
przyjazdu.
Zgodziła się brnąć dalej w kłamstwo, tłumacząc sobie, że choć postępuje
niewłaściwie, ma szczytny cel. Niestety coraz trudniej było jej w to uwierzyć.
Cierpiała, że musi oszukiwać Malika, i to tym bardziej, im bardziej jej się podobał.
Nigdy nie przypuszczała, że znajdzie się w takiej sytuacji. Wydawało się jej,
że w ogóle nie będzie go lubić. Z drugiej strony powinna pamiętać o tym, że
mężczyźni mający władzę niekoniecznie od razu ujawniają swój prawdziwy
charakter. Czas pokaże, czy Malik jest naprawdę taki, jakim się teraz wydawał.
Może Addie wkrótce przyjedzie i sama rozwiąże tę zagadkę? Byle szybko, bo
sympatia, jaką budził w niej Malik, zaczynała stanowić dla Beth coraz większy
problem.
R S
34
ROZDZIAŁ CZWARTY
- Nie masz nic lepszego do roboty? - Beth stała obok limuzyny przed
portykiem pałacu.
Podczas lunchu król i królowa, oczarowani przyszłą synową, zaproponowali,
żeby Malik pokazał jej miasto. Beth zachowywała się nienagannie, ale on widział w
jej oczach wahanie. Od chwili, gdy kilka dni temu powiedział, że ją pocałuje,
zaczęła zachowywać dystans. Im dłużej ją znał, tym bardziej pragnął spełnić swoją
zapowiedź. Może to właśnie jego słowa wywołały w niej niepokój? Ta myśl
sprawiła mu satysfakcję. Dobrze, że nie jest jej obojętny. To oznacza, że nie tylko
on zaangażował się w ten związek.
Rzeczywiście miał ważne sprawy na głowie. Był przecież następcą tronu w
Bha'Khar i wkrótce przejmie władzę. Ale kiedy jego ojciec, aktualnie panujący król,
wysunął taką propozycję, Malik uznał, że to dobry pomysł.
- Coś lepszego niż co?
- Oprowadzanie mnie po mieście.
- Jesteś moją narzeczoną. Mam obowiązek pokazać ci kraj i zapoznać z
życiem rodziny królewskiej - powiedział, otwierając przed nią drzwi samochodu.
Wsiadła do limuzyny, odsuwając się od niego jak najdalej.
- Rodzina królewska jest niezwykle sympatyczna. Bardzo podobają mi się
twoi rodzice, brat i jego żona. Jednak wydaje mi się, że mogłeś kazać komuś ze
służby oprowadzić mnie po pałacu.
- Chcę ci towarzyszyć - oświadczył.
Spojrzała na niego z wahaniem.
- Pokazałeś mi już pałac. Byłam pod wrażeniem ogromnej liczby rolls-
royce'ów, bentleyów i ferrari.
R S
35
- Nie liczba jest najważniejsza - odparł, przypominając sobie, jak była
zdumiona, gdy zaprowadził ją do pałacowego garażu - tylko to, że w razie potrzeby
zawsze będziesz miała do dyspozycji któryś z nich.
- O ile trafię do garażu.
- Z przyjemnością zaprowadzę cię tam jeszcze raz.
Potrząsnęła głową.
- Nie trzeba.
Wciąż starała się trzymać go na dystans. Wiele razy słyszał, że jest przekorny i
teraz to się potwierdzało. Im bardziej odsuwała się od niego, tym bardziej miał
ochotę się do niej zbliżyć.
- Nie podobają ci się twoje pokoje?
- Bardzo. Ale gdybyś chciał zrobić mi znowu niespodziankę, to uprzedzam, że
zamiast konia mogę użyć GPS-u, żeby nie zabłądzić w pałacu. To będzie lepszy
sposób niż wytyczanie sobie drogi za pomocą okruchów rzucanych na ziemię.
- Szybko się przyzwyczaisz do pałacu.
- Mam jeszcze lepszy pomysł - oznajmiła, klaszcząc w dłonie. - Zacznę nosić
nadajnik albo chipa, żeby można było mnie odnaleźć, gdybym nie zjawiła się o
określonej porze. Albo tabliczkę na piersi: „W razie znalezienia proszę zwrócić
do...".
Roześmiał się. Samochód miękko minął bramę pałacu i wyjechał na ulicę.
Promienie słońca odbijały się od beżowo-różowych stiukowych budynków z
białymi kamiennymi dachami i czerwonymi dachówkami, bezlitośnie paląc ziemię.
Choć było lato, w samochodzie panował przyjemny chłód. Beth nigdy nie wyrażała
się krytycznie o Bha'Khar, za to często krytykowała jego przyszłego władcę. Dziś
musi przekonać ją, że małżeństwo z królem Bha'Khar ma swoje dobre strony.
- Pałac nie jest taki wielki - oświadczył.
Spojrzała na niego z ukosa.
- Owszem, jest.
R S
36
- Bywają większe. Miałem zaszczyt gościć u sułtana Brunei, którego pałac ma
dwieście tysięcy stóp kwadratowych. I jest tam dwieście pięćdziesiąt siedem
łazienek.
Zdumiała się.
- Czy to znaczy, że zawsze poruszałeś się po nim w towarzystwie
przewodników?
- Raczej nie. Chodzi mi o to, że...
- Twój pałac jest skromny. Może dla ciebie, bo się w nim wychowałeś i znasz
go na wylot. Dla mnie jest olbrzymi. Byłam zdumiona widokiem tylu sal balowych,
salonów bankietowych i sal konferencyjnych - o, Boże!
Malik uważał to za oczywiste. Od dziecka wychowywał się w pałacu. Tu
bawił się z bratem. To był jego dom, który od kilkuset lat stanowił własność rodziny
królewskiej. Znał wszystkie jego zakamarki i alkowy, w których bawił się w
chowanego z Kardahlem i potrafił ukryć się przed guwernantką czy nianią. Niestety
nie był na tyle duży, by Malik nie spotkał kobiety, która chciała zrobić karierę jego
kosztem. Doskonale wiedział, że jego uprzywilejowana pozycja może przyciągać
oszustów, ale nie spodziewał się, że ktoś taki znajdzie się wśród pracowników
zatrudnionych w jego własnym domu. Gorycz porażki była tym większa, że nie
spodziewał się takiego zachowania ze strony swojej wybranki. Nie chciał po raz
drugi przeżyć takiego upokorzenia.
- Gdzie teraz jedziemy? - spytała Beth. - Poznałam twoją rodzinę, zwiedziłam
pałac i garaże, w których jest tyle samochodów, że mogłyby zapewnić transport dla
całego kraju. Obejrzałam też stajnię. Nie leciałam tylko waszym odrzutowcem. Co
jeszcze może mnie czekać? - Zerknęła przez okno, za którym widać było morze. -
Chyba tylko wycieczka królewskim jachtem.
- Niestety zgadłaś, a więc to już nie jest niespodzianka.
- Macie wiele jachtów?
- Tylko jeden, ale na tyle duży, że może pomieścić całą rodzinę.
R S
37
Chwilę później samochód zaparkował na nabrzeżu i Malik wprowadził Beth
po schodkach na pokład. Kapitan, steward i kucharz przywitali się z nimi, a potem
dyskretnie zniknęli. Malik pokazał Beth mostek nawigacyjny, jadalnie i kabiny
królewskie z mahoniowymi ścianami i wykończeniami z mosiądzu. Ze zdumieniem
Beth oglądała po kolei cztery pokłady stumetrowego jachtu, na którym znajdowały
się nawet siłownia i spa.
Usiedli w głównym salonie, ze ścianami zdobionymi tekowym drewnem.
Malik kazał stewardowi przynieść zimne napoje. Kiedy jacht zakołysał się lekko,
zaproponował, by usiedli na okrągłej skórzanej sofie stojącej naprzeciw wielkich
kwadratowych okien, z których rozciągał się widok na nabrzeże i pełne morze.
- Jak ci się tu podoba? - spytał, siadając obok niej.
- Wspaniały jacht - odparła, spoglądając w okno. Morze połyskiwało w słońcu
jak diament. - I jak cudownie można by stąd uciec.
Intrygująca uwaga. Nie zdążył spytać, co ma na myśli, bo pojawił się steward.
- Czy mam podać coś jeszcze, wasza wysokość? - spytał.
- Dziękuję, Salleh. To wszystko.
Beth wypiła łyk wody i oplotła dłońmi zimną szklankę.
- Muszę ci powiedzieć, że jestem trochę rozczarowana - oznajmiła z powagą.
Malik dostrzegł w jej oczach błysk przekory.
- Tak? Dlaczego?
- Samochody, samoloty, jachty - to wszystko zabawki dla chłopców.
- Nie interesują cię takie rzeczy?
- Nie zrozum mnie źle. Chętnie popływałabym jachtem po otwartym morzu.
Myślę jednak, że zapomniałeś pokazać mi królewski skarbiec.
- Nie sądziłem, że cię to zainteresuje.
- Oczywiście, jeśli są tam brylantowe diademy, rubinowe naszyjniki i
pierścienie ze szmaragdami. Gdzie przechowuje się piękne stroje, buty i biżuterię?
To są rzeczy, które przyprawiają kobietę o zawrót głowy.
R S
38
Malik pragnął zawrócić jej w głowie, ale nie biżuterią i sukniami. Zależało mu
na tym, żeby czuła się tu dobrze, zwłaszcza że pociągała go bardziej, niż się
spodziewał. Ten fakt niepokoił go, gdyż planowane małżeństwo miało być umową
niezwiązaną z żadnym uczuciem.
- Jeśli czegoś pragniesz, powiedz mi o tym. Natychmiast spełnię każde twe
życzenie.
Przesunęła palec po zimnej szklance, zostawiając na niej jasną smugę.
- Chciałabym, żebyś odwołał ślub.
A więc wrócili do punktu wyjścia. Z jednej strony cieszył się, że nie zmieniła
zdania pod wpływem przepychu, który zobaczyła. To dobrze świadczyło o jej
charakterze. Mimo to miał nadzieję, że skala bogactwa, które posiadał, złagodzi
choć trochę jej niechęć do małżeństwa.
- Bardzo mi przykro - powiedział. Kiedyś uważał tak samo jak ona i
sprzeciwiał się kontynuowaniu tradycji, zgodnie z którą król wybierał najstarszemu
synowi żonę. Zawód miłosny sprawił jednak, że zgodził się na to, by ktoś starszy i
mądrzejszy zdecydował za niego. Zaakceptował decyzję ojca, uważając, że spełnia
ciążący na nim obowiązek. Żadne uczucia nie mogły wchodzić w grę. - To jest je-
dyna prośba, której nie mogę spełnić.
- Chyba powinnam cię uprzedzić, że nie przestanę cię o to prosić. -
Westchnęła. - Pomyślałam, że nikomu nie stanie się krzywda, jeśli znów spróbuję.
Krzywda. To słowo go zastanowiło. Beth od chwili narodzin była
wychowywana tak, by godnie pełnić rolę królowej Bha'Khar. Była odpowiednio
przygotowana i wykształcona. Mimo to nie chciała zająć należnego jej miejsca. Czy
to możliwe, że czuje się skrzywdzona, bo mimo wszystko wciąż kocha mężczyznę,
który ją porzucił?
Delikatnie ujął jej zimną dłoń.
- Mam wrażenie, że coś cię dręczy - powiedział, patrząc jej głęboko w oczy.
- Wcale nie - odparła, odwracając wzrok.
R S
39
- Nie tęsknisz za tym draniem, który cię skrzywdził?
Lekki uśmiech pojawił się na jej zmysłowych wargach.
- Prawdę mówiąc, miałam szczęście, że ożenił się z kimś innym.
- Na pewno?
- Oczywiście.
- Jak mówiłem, lubię niespodzianki, ale tylko wtedy, gdy to ja je robię. Nie
lubię być zaskakiwany. Dlatego proszę, żebyś powiedziała mi wszystko, o czym
powinienem wiedzieć.
- Wiesz wszystko, co trzeba, o mojej przeszłości.
Co trzeba? Niestety chciał wiedzieć absolutnie wszystko.
Jej odpowiedź była zgodna z tym, czego oczekiwał, jednak nie podobał mu się
cień, który przemknął po twarzy Beth. Już raz oszukała go kobieta, którą kochał. To
nie może się powtórzyć. Był skłonny ofiarować Beth wszystko, czego zapragnie -
oprócz serca. Nie wolno powtarzać tych samych błędów.
Beth stała obok Malika, uczestnicząc w próbnej ceremonii zaślubin.
Zastanawiała się, dlaczego Kardahl i jego narzeczona zdecydowali się pobrać.
Rodzina królewska pozowała do zdjęć na podium ustawionym przed salą, w której
za dwa dni odbędzie się ślub. W sąsiedniej sali balowej przygotowywano przyjęcie,
na które zaproszono ważnych gości z całego świata. Kardahl i Jessica wpatrywali się
w siebie, trzymając się za ręce. Obok nich stali dziadkowie i dwie ciotki Jessiki, a
także król, królowa i narzeczeni.
Kiedy Kardahl pocałował pannę młodą, rozległ się trzask migawek i błysnęły
flesze. Beth raziło ostre światło, a usta bolały od ciągłych uśmiechów. W dodatku
nie bardzo rozumiała, po co to wszystko, skoro brat Malika zawarł już ślub z Jessicą
per procura. To oznaczało, że Addie jest w jeszcze większym niebezpieczeństwie,
bo mogła zostać żoną następcy tronu, nie składając przysięgi małżeńskiej.
R S
40
Gdyby Beth wzięła ślub jako Addie, to kiedy siostra przyjechałaby tutaj,
Malik sądziłby, że jest jego żoną i oczekiwałby od niej spełniania powinności
małżeńskich.
Na samą myśl Beth przeszedł dreszcz, choć wcale nie było jej zimno. Wręcz
przeciwnie, mężczyzna, który doprowadzał ją do szaleństwa, opisując pocałunek,
musi być wspaniałym kochankiem. Szkoda, że nie będzie miała okazji się o tym
przekonać.
Malik zauważył, że poruszyła się niespokojnie.
- Dobrze się czujesz? - spytał.
- Tak. Tylko trochę nieswojo.
- Przez te zdjęcia?
Uśmiechnęła się. Byłoby dobrze, gdyby to była wina fotografów, a nie tego,
że narzeczony siostry podoba jej się coraz bardziej.
Objął ją w pasie i delikatnie uścisnął.
- Ten pokaz zaaranżowany specjalnie dla prasy wkrótce się skończy. Wszyscy
przedstawiciele mediów zostaną wyproszeni z sali przed rozpoczęciem próbnej
ceremonii ślubnej. Fotograf pałacowy zrobi tylko pamiątkowe zdjęcia do albumu
rodzinnego.
- To dobrze.
Ledwie zdążył to powiedzieć, koordynator uroczystości kazał ochronie
wyprosić fotografów z sali. Beth odeszła na bok, opierając się o jedną z bogato
zdobionych kolumn otaczających salę. Cała rodzina królewska zaczęła zajmować
wyznaczone miejsca.
Malik, który był drużbą pana młodego, stanął obok brata. Druhnami Jessiki
były dwie ciotki, którym wskazano, gdzie powinny stać. Potem przyprowadzono
dziadków panny młodej, a następnie króla i królową. Następnie panna młoda
przeszła pasażem między fotelami, zatrzymując się przed ministrem
sprawiedliwości Bha'Khar, który miał przewodniczyć ceremonii. Państwo młodzi
R S
41
mieli na razie wstrzymać się ze składaniem przysięgi małżeńskiej, ale Kardahl nie
miał zamiaru zrezygnować z pocałunku. Wziął Jessicę w ramiona i zaczął namiętnie
całować.
Beth przyglądała się im, przypominając sobie słowa Malika: „Kiedy moje usta
spoczną na twych wargach, twoje ciało przeniknie dreszcz. Ten pocałunek będzie
tak słodki i gorący, że zapragniesz, żeby nigdy się nie skończył".
Z wrażenia wstrzymała oddech, czując, że zalewa ją fala gorąca.
Kiedy oprzytomniała, rodzina zaczęła opuszczać salę, aby udać się na
uroczystą kolację w jednej z mniejszych sal bankietowych.
Malik szarmanckim gestem podał jej ramię.
- Czy pozwolisz, że będę ci towarzyszyć? - spytał.
- Za chwilę.
Zmarszczył brwi.
- Na pewno dobrze się czujesz?
Jak mogła czuć się dobrze, gdy miała tyle zmartwień?
Niestety musiała zachować to w sekrecie. Nie zdawała sobie sprawy, że
podstęp wymyślony wspólnie z siostrą będzie wymagać tylu kłamstw. Powinny były
lepiej to przemyśleć. Udawanie siostry bliźniaczki wydawało się całkiem łatwe.
Teraz musiała udawać, że lubi swego narzeczonego. A najgorsze było to, że wcale
nie musiała udawać - naprawdę bardzo polubiła Malika. Niestety nie była to sym-
patia, jaką darzy się przyszłego szwagra. Lubiła go tak bardzo, że jej serce biło jak
szalone i pragnęła znaleźć się w jego ramionach. Coraz częściej musiała sobie
przypominać, że przyszły władca może specjalnie zachowuje się tak, żeby się w nim
zakochała. To znaczy nie ona, tylko jej siostra. Beth nie przyjechała do Bha'Khar po
to, by się w nim zakochać. Jednak coraz mniej wierzyła własnemu rozsądkowi,
który nakazywał jej podchodzić nieufnie do Malika, i coraz częściej ponosiły ją
emocje. Jeśli nie zacznie ich wreszcie kontrolować, konsekwencje mogą okazać się
bardzo przykre.
R S
42
- Wszystko w porządku - powiedziała. - Jestem tylko trochę zdezorientowana.
- Wszystko mogę ci wyjaśnić.
- Dobrze. Myślałam, że Jessica i Kardahl są już małżeństwem.
- Tak.
- To dlaczego znów się pobierają?
- Kochają się i chcą, żeby wszyscy widzieli, jak bardzo są szczęśliwi, kiedy
składają uroczystą przysięgę, patrząc sobie w oczy.
- To dlaczego nie zrobili tak od razu?
Malik wsunął ręce do kieszeni ciemnografitowych spodni.
- Ich związek został zawarty per procura.
- Słyszałam. Nie mogę uwierzyć, że takie rzeczy zdarzają się w dzisiejszych
czasach.
Skinął głową.
- To jest zgodne z prawem.
- Mówisz to bez przekonania.
- Wprost przeciwnie.
Przyjrzała mu się uważnie. Chyba nie powiedział jej całej prawdy?
- I to wszystko?
Zastanawiał się przez chwilę, po czym westchnął.
- To długo historia.
Rozejrzała się po opustoszałej sali.
- Mamy czas. Najwyżej spóźnimy się na koktajl.
- Koniecznie musisz się dowiedzieć, prawda?
Pokiwała głową.
- Tak.
- Jak sobie życzysz. - Oparł się o kolumnę. - Jeszcze przed narodzinami Jessiki
uzgodniono, że poślubi mojego brata. Jej matka wyjechała do Stanów
Zjednoczonych. Odnaleziono ją, gdy Kardahl przeżywał trudny okres. Ojciec chciał
R S
43
przyspieszyć to małżeństwo. Specjalny wysłannik pojechał do Stanów, żeby skłonić
Jessicę do przyjazdu do Bha'Khar. Niestety był zbyt nadgorliwy w wykonywaniu
swoich obowiązków.
- Co zrobił?
Malik odwrócił głowę.
- Pełnomocnictwo było napisane w języku bha'kharskim. Wysłannik włożył
ten dokument do sterty papierów, które miała podpisać Jessica, ale zataił jego treść.
- Chciał pokazać królowi, że potrafi skutecznie działać?
- Właśnie.
- Rozumiem.
To potwierdzało jej obawy przed nadużywaniem władzy przez wpływowych
ludzi. Wiedziała, że absolutna władza szybko psuje charakter. Oczywiście nie
posądzała nikogo z rodziny królewskiej o oszustwa czy nieuczciwość, ale bała się
ważnych wpływowych ludzi, którzy sami ustalają reguły postępowania. Dostała w
życiu bolesną nauczkę i za nic w świecie nie zgodziłaby się przeżyć jeszcze raz
takiego upokorzenia. Jak to dobrze, że Addie zdecydowała się zerwać zaręczyny!
Malik wyprostował się i uniósł jej głowę, tak że musiała spojrzeć mu w oczy.
- Myślę, że nic nie rozumiesz.
- Jak to?
- Kardahl i Jessica są dowodem na to, że to dobrze, gdy starsi i mądrzejsi
wybierają młodym partnera.
- Co może być dobrego w tym, że ludzie nie decydują sami o tym, z kim się
zwiążą?
- Jessica i mój brat pokochali się i teraz cieszą się, że są mężem i żoną.
- Mają szczęście.
To przypadek. Jessica i Kardahl rzeczywiście byli bardzo szczęśliwi. Beth
cieszyła się z tego, ale co do starszych i mądrzejszych ludzi miała pewne
wątpliwości. Jej ojca trudno zaliczyć do tej kategorii. Jest człowiekiem zimnym i
R S
44
nieprzystępnym. Nie miał pojęcia, jaki mężczyzna mógłby odpowiadać Addie i
prawdopodobnie wcale go to nie obchodziło. Zależało mu tylko na zdobyciu
większych wpływów na królewskim dworze.
Beth bardzo kochała swoją siostrę. Zrobiłaby wszystko, żeby uchronić ją
przed nieszczęściem. Chciała, by Addie znalazła prawdziwą miłość i była tak
szczęśliwa jak Jessica.
Czy to nie ironia, że tak spodobał jej się Malik?
Co prawda żałowała, że nigdy się nie dowie, czy ta fascynacja mogłaby
przerodzić się w coś głębszego, ale z drugiej strony nie mogła zapominać, że ten
mężczyzna wkrótce będzie królem Bha'Khar. Czuła paniczny strach przed ludźmi
mającymi wielką władzę.
R S
45
ROZDZIAŁ PIĄTY
Malik słuchał toastu wygłaszanego przez brata na cześć żony. Rodzina i
przyjaciele, którzy zasiedli do uroczystej kolacji, unieśli w górę kieliszki z
szampanem. Fotografowie robili zdjęcia, a dziennikarze nagrywali każde słowo.
Przebieg uroczystości zostanie przedstawiony w telewizji i gazetach na całym
świecie. Co za wspaniały romans! Wszyscy widzieli, jak głębokim i szczerym
uczuciem darzy się ta para.
Malik cieszył się, że brat jest tak zakochany i szczęśliwy. Zaaranżowane
małżeństwo, które okazało się udane, dobrze wróżyło jego zaręczynom. Kiedy
obejmie tron po ślubie z Beth, uroczystość będzie jeszcze okazalsza. Z nie-
cierpliwością oczekiwał tej chwili, choć zaplanowane przez ojca małżeństwo nie
powinno wzbudzać w nim głębszych uczuć. W końcu to był zwykły kontrakt.
Rozejrzał się po jasnej udekorowanej kwiatami sali, zastanawiając się, gdzie
może być jego przyszła żona. Nigdzie jej nie było, więc zaniepokojony postanowił
jej poszukać.
Przez otwarte drzwi balkonowe wyszedł na taras. Światła z salonu rozjaśniały
mrok na patio, z którego roztaczał się widok na plażę. W blasku księżyca zobaczył
smukłą postać stojącą nad brzegiem morza.
- Beth - szepnął.
W tej chwili tak bardzo pragnął poczuć jej ciepło, usłyszeć śmiech i zobaczyć
iskierki w ciemnych oczach.
Gdy się do niej zbliżył, zauważył, że zdjęła srebrne sandałki na wysokich
obcasach, w których jej nogi wyglądały niezwykle kusząco. Obcisła czarna sukienka
bez rękawów podkreślała zgrabną figurę. Wcale nie był zachwycony, że tak reaguje
na widok narzeczonej. Takie uczucia sprawiały, że mężczyzna stawał się bezbronny
i zależny od kobiety, która mu się podobała. Oczywiście to nie była miłość. Nigdy
R S
46
więcej nie chciał być zakochany. Przekonał się, że miłość nie istnieje, i nie pozwoli,
by to zepsuło jego stosunki z kobietą, która będzie jego żoną.
- Tutaj jesteś - powiedział, podchodząc bliżej.
Odwróciła się zaskoczona.
- Chciałam zaczerpnąć świeżego powietrza. W sali panował straszny ścisk.
Morska bryza rozwiewała jej włosy. Miał ochotę ich dotknąć. Szybko wsunął
ręce do kieszeni, spoglądając na światło księżyca odbijające się w wodzie.
- Rozumiem cię.
- Naprawdę? - odparła zaskoczona, bo spodziewała się wyrzutów.
- Tak. Rodzina królewska jest pod obstrzałem spojrzeń. Każdy nasz krok jest
obserwowany i komentowany na całym świecie. Wydarzenia z naszego życia
przedstawiane są w gazetach i magazynach. To rzeczywistość, z którą musimy się
pogodzić.
- Czyli przyznajesz, że wspaniałe życie rodziny królewskiej ma jakieś minusy?
- Tak.
- Coś takiego! - Potrząsnęła głową z niedowierzaniem.
- Dlaczego jesteś taka zaskoczona?
- Bo przedtem rozpływałeś się z zachwytu nad zaletami życia w pałacu, żeby
przekonać mnie do małżeństwa. Wygłaszałeś peany na cześć starszyzny, która
zajmuje się swataniem swoich dzieci. Jestem zszokowana, słysząc od ciebie, że ten
system ma jakieś wady.
- Przepraszam, jeśli tak się wyraziłem. Nic nie jest doskonałe. Życie w pałacu
na ogół jest bardzo przyjemne, ale ma też swoje minusy.
Prawdę mówiąc, żył spokojnie oddalony od wścibskich spojrzeń, dopóki
pewna kobieta nie wtargnęła w jego życie. Wykazał brak czujności i rozwagi i
dostał nauczkę na całe życie. Teraz zawsze będzie zachowywać ostrożność, nawet w
stosunku do jego przyszłej żony wybranej przez ojca.
- Czy powinnam wiedzieć coś jeszcze o życiu w pałacu?
R S
47
- Bardzo wiele rzeczy.
- Na przykład?
Zastanawiał się przez chwilę.
- Nie należy nikomu ufać.
- To zabrzmiało bardzo cynicznie.
- Mam powody, żeby tak uważać.
Odwróciła się do niego, bawiąc się rzemykami sandałków.
- Wiem, że jesteś rozsądny, więc wcale w to nie wątpię. Niestety to, co
mówisz, jeszcze bardziej zniechęca mnie do małżeństwa.
Czy naprawdę był rozsądny, skoro im bardziej wzbraniała się przed
poślubieniem go, tym bardziej tego pragnął?
- Mieliśmy nie wracać do tego tematu. - Z uśmiechem pokręcił głową. - Nie
dotrzymujesz danego słowa.
- Nieprawda - odparowała. - Przecież jestem z tobą, prawda?
Rzeczywiście była, tak piękna i czarująca... Niestety sama jej obecność nie
wystarczała, żeby czuł się usatysfakcjonowany.
- Szkoda, że nie przepuścisz żadnej okazji, żeby podkreślić, jak bardzo nie
chcesz zostać członkiem naszej rodziny. Obiecywałaś, że nie będziesz kierować się
uprzedzeniami.
Choć wciąż szukała argumentów, żeby przekonać go, że nie powinni się
pobierać, był nią zafascynowany. Nie chodziło wyłącznie o urodę - zanim
zdecydował się zaręczyć poznał wiele pięknych kobiet. Beth była inteligentna i
dowcipna, ale mądre i wesołe kobiety także spotkał na swej drodze. Więc co w tej
dziewczynie tak bardzo go pociągało? Może właśnie to, co jej zarzucał - bez
przerwy podkreślała, że nie chce za niego wyjść. Ta, która go zdradziła, robiła
wszystko, by zdobyć jego serce, a on nie przejrzał jej gry. Beth była szczera, nie
udawała. Zawsze była wobec niego uczciwa. Jej aksamitne wargi połyskiwały ku-
sząco w świetle księżyca.
R S
48
- Wcale nie jestem uprzedzona - zaprotestowała. - Po prostu korzystam z
okazji, żeby podyskutować z tobą na ważny dla nas obojga temat.
- Czy nie powinnaś raczej docenić tego, że chcę ci szczerze powiedzieć, jakie
są minusy życia w rodzinie królewskiej?
- Przyszło mi do głowy - odparła po chwili - że w twojej sytuacji niełatwo
znaleźć przyjaciół. Chyba nigdy nie możesz być pewien, czy ktoś naprawdę cię lubi,
czy też udaje po to, żeby coś osiągnąć.
To był właśnie największy problem.
- Masz rację. Bardziej niż rygory życia w pałacu przeszkadza mi to, że ludzie
udają sympatię dla osiągnięcia korzyści.
- Czy to ma jakiś związek z historią, którą mi opowiadałeś, z tym, że trafiłeś
na nieodpowiednią kobietę? - Przyjrzała mu się uważnie. - Oho, chyba zgadłam -
dodała, widząc, że się zmieszał.
Rzeczywiście. Na samo wspomnienie obudził się w nim gniew.
- Wolałbym nie rozmawiać na ten temat.
- Wciąż ją kochasz?
- Absolutnie nie - zaprotestował gwałtownie.
- Hmm. Tak się oburzyłeś. Może powinnam być zazdrosna?
- Jak uważasz. Powiedziałem ci prawdę.
- Twoja żona miałaby prawo być zazdrosna, gdybyś po ślubie spotykał się z
kimś innym?
- Obrażasz mnie takimi sugestiami.
- Dlaczego? Mężczyźni często tak robią, zwłaszcza ci, którzy mają wielkie
wpływy. Uważają, że są zbyt ważni, by obowiązywała ich zwykła przyzwoitość.
Nie po raz pierwszy mówiła coś takiego. Zastanawiał się, czy jej wątpliwości
nie wynikają z faktu, że wciąż myślała o mężczyźnie, który złamał jej serce. Czy
przypadkiem to właśnie nie jego przepełniało tak niskie i godne pogardy uczucie,
R S
49
jakim jest zazdrość? Powiedziała mu, że nie kocha tego człowieka. Na pewno nie
kłamała. On też powie jej prawdę i kiedyś na pewno mu uwierzy.
- Tamta kobieta nic już dla mnie nie znaczy - powiedział.
Tyle że nigdy nie zapomni, iż wyszedł przez nią na głupca.
- To dlaczego mnie nie pocałowałeś? - Spuściła wzrok, nie mogąc uwierzyć,
że zadała głośno to pytanie.
- Nie wiem, czy mi uwierzysz - odparł, kładąc dłonie na jej ramionach i
muskając delikatnie aksamitne ciało. Gdy wpatrywał się w jej kuszące zmysłowe
usta, które śniły mu się po nocach, czuł oblewające go fale gorąca. - Od pierwszej
chwili, gdy cię ujrzałem, nie myślę o niczym innym.
- Ale mnie nie pocałowałeś - szepnęła drżącym od emocji głosem.
Poczuł radość, że nie jest jej obojętny. To, co mówiła, mogło nie być prawdą,
ale na pewno nie potrafiłaby udawać, że robi na niej wrażenie, tak samo jak on nie
mógłby ukrywać, że jej nie pożąda. Nie miał zamiaru angażować się uczuciowo w
żaden związek, ale jak najszybciej pragnął spędzić z nią noc.
- Nie pocałowałem cię - przyznał ochrypłym głosem, zbliżając usta do jej
warg.
Chciał, żeby pożądała go tak samo mocno jak on ją. Pocałuje ją wtedy, gdy
Beth zapragnie tego jeszcze bardziej.
- Wkrótce naprawię to przeoczenie - zapewnił z uśmiechem, odchylając się w
tył.
Beth siedziała w limuzynie obok Malika, zastanawiając się, czym zaskoczy ją
tym razem. Znów nie chciał zdradzić, gdzie się wybierają. Lubił niespodzianki.
Zastanawiała się, co jej pokaże, starając się zachować dobry humor.
Generalna próba przed zaślubinami Jessiki i Kardahla oraz zgiełk na przyjęciu
przytłoczyły ją, a spotkanie na plaży z Malikiem zdenerwowało, bo nie mogła się
doczekać pocałunku. Zerknęła na niego z westchnieniem. Czekała niespokojnie na
R S
50
spełnienie obietnicy i się nie doczekała. W nocy długo nie mogła zasnąć.
Najchętniej w ogóle zapomniałaby o spotkaniu na plaży.
Zamyślił się, gdy spytała, czy kocha kobietę, z którą kiedyś się spotykał.
Poczuła ukłucie zazdrości. Jeśli to nie był dowód, że Malik nie był jej obojętny, to
rozczarowanie, że jej nie pocałował, na pewno nim było. Nie mogła się doczekać,
kiedy wreszcie ich usta połączą się w namiętnym pocałunku. Niestety Malik wcale
się nie spieszył. Za to była na niego wściekła.
Kiedy po kilku godzinach przyszedł zaprosić ją na przejażdżkę, powinna
odprawić go z kwitkiem. Zamiast tego ucieszyła się, że go widzi. To niedobrze -
jego towarzystwo nie powinno jej tak cieszyć.
Elegancki samochód zatrzymał się przed białym zdobionym sztukaterią
domkiem z płaskim dachem i ogródkiem skalnym przy wejściu.
Beth spojrzała na Malika.
- Jesteśmy na miejscu? - spytała.
- Tak.
Malik wysiadł i podał jej rękę. Wysiadła z samochodu i się rozejrzała.
- Czyj to dom?
- Twojej matki. Czeka na ciebie.
Spojrzała na niego ze zdumieniem.
- Jak udało ci się ją odnaleźć?
- Mam swoje sposoby. Jestem wpływowym człowiekiem - odparł z
uśmiechem.
Beth się odwróciła. Na progu domu stała kobieta jej wzrostu, wpatrując się w
nią niespokojnym wzrokiem. Miała na sobie kremową suknię z krótkimi rękawami,
sięgającą do połowy łydek. Jej ciemne, przyprószone siwizną włosy były zebrane w
węzeł.
- Twoja matka czeka - powiedział Malik, podając jej ramię.
R S
51
Beth wzięła go pod rękę. Szła na trzęsących się nogach, w milczeniu
wpatrując się w matkę.
- Beth... - wyszeptała kobieta.
Łzy napłynęły Beth do oczu. Matka tak dobrze ją znała, że nie mogła pomylić
jej z Addie. Potem przypomniała sobie lata rozłąki i gniew osuszył jej łzy.
- Dzień dobry, mamo - powiedziała.
Kobieta uniosła ręce, jakby chciała ją uściskać, ale Beth nawet nie drgnęła.
W ciemnych oczach matki pojawił się ból.
- Wejdźcie do środka - powiedziała, odsuwając się na bok. - Jestem Sameera
Farrah, wasza wysokość.
Malik uścisnął jej rękę.
- Cieszę się, że mogę poznać matkę mojej narzeczonej.
Beth zamarła, czując na sobie zdumiony wzrok matki.
Ta kobieta rozpoznała, że ma przed sobą Beth, i dobrze wiedziała, która z
bliźniaczek jest zaręczona z następcą tronu. Potrząsnęła głową, i w oczach matki
błysnęło zrozumienie.
- Czy mogę zaproponować wam coś do picia?
- Ja dziękuję - odparł Malik - Muszę już jechać. - Spojrzał na Beth. - Chciałem
tylko spełnić moją obietnicę i zrobić niespodziankę.
- Zadanie wykonano. - Beth roześmiała się niepewnie.
- Zostawię panie same. Będziecie mogły spokojnie porozmawiać. Potem
kierowca odwiezie Beth do pałacu.
Malik jak zwykle był bardzo miły. Beth uniosła ręce, żeby go uściskać.
- Dziękuję - powiedziała. Przycisnął ją do siebie.
- Proszę bardzo. - Wpatrywał się w nią przez dłuższą chwilę, po czym
wyszedł.
Beth z wypiekami na twarzy rozejrzała się po saloniku. Stała tam biała sofa i
stolik kawowy ze szklanym blatem. Wreszcie musiała spojrzeć na matkę.
R S
52
- Napijesz się czegoś?
Beth potrząsnęła głową.
- W takim razie usiądźmy.
- Dobrze. - Beth opadła na poduszki.
- Rozumiem, że następca tronu nie wie, że nie jesteś Addie? - Matka usiadła
obok niej.
- Nie. - Miała wrażenie, że nie uda jej się ukryć niczego przed matką. - Skąd
wiedziałaś?
Matka wyciągnęła drżącą rękę i przesunęła palec po policzku i szyi córki.
- Masz pieprzyk za uchem. Kiedy się urodziłaś, tak was odróżniałam. Potem to
nie było konieczne, bo miałyście zupełnie różne charaktery.
Beth dotknęła ręką szyi.
- Czy ojciec wie o tym pieprzyku?
- Mówiłam mu, kiedy się urodziłaś.
- Widocznie zapomniał - odparła Beth z goryczą. - Ojciec nigdy nie potrafił
nas odróżnić. Prawdę mówiąc, interesuje się mną tylko wtedy, gdy myli mnie z
Addie. Poza tym przeważnie mnie ignoruje.
- Ty urodziłaś się druga. To twoja siostra została narzeczoną przyszłego króla
Bha'Khar.
- Wcale się nie zdziwiłaś tym, co powiedziałam. - Beth uświadomiła sobie, że
matka dobrze wiedziała, jak ojciec będzie traktować młodszą córkę, a mimo to
odeszła. Z goryczą przypomniała sobie lata żalu i samotności; bólu z powodu tego,
że nikt jej nie kocha. Nikt oprócz siostry.
- Jak mogłaś mnie z nim zostawić? - spytała cicho łamiącym się głosem.
- Nie dostawałaś moich listów? - Na twarzy matki pojawiły się głębsze
zmarszczki.
- Jakich listów? Nie miałyśmy od ciebie żadnych wiadomości. Zostawiłaś nas
na pastwę losu.
R S
53
Sameera potrząsnęła głową ze smutkiem.
- Przez wiele miesięcy, a nawet lat, pisałam do was codziennie.
- Pisałaś do nas? - powtórzyła Beth ze zdumieniem.
- Tego się obawiałam. Przechwytywał moje listy. - Matka westchnęła głęboko.
- Teraz rozumiem, dlaczego nie ucieszyłaś się z naszego spotkania. Musisz
uwierzyć, że kocham cię, Beth. Addie też. Jesteście dla mnie najważniejsze na
świecie. - Matka zacisnęła dłonie i siedziała nieruchomo. - Wcale was nie
zostawiłam. To ojciec mi was zabrał.
- Nic nie rozumiem. Dlaczego? - Beth bezradnie rozłożyła ręce. - Dlaczego to
zrobił?
- Bo miałam zamiar go opuścić.
- Dlaczego? - wyjąkała zszokowana.
Sameera westchnęła. W jej smutnych ciemnych oczach pojawił się ból.
- To było po tym, jak odwiedziła mnie jego kochanka.
- Co takiego?
- Powiedziała, że mój mąż nigdy mnie nie kochał. Ożenił się ze mną dlatego,
że byłam spokrewniona z rodziną królewską. Poznali się przed naszym ślubem i
nigdy nie przestali się spotykać.
- O, Boże! - Beth zakryła usta dłonią.
- Byłam zszokowana, ale nie chciałam jej wierzyć. Jednak kiedy to się
potwierdziło, poczułam się upokorzona. Powiedziałam mu wtedy, że nasze
małżeństwo się skończyło.
- I co? - spytała Beth, domyślając się, co było dalej.
- Twój ojciec robił wielką karierę w dyplomacji. Wykorzystał swoje wpływy,
żeby mi was odebrać.
- I wywieźć nas do Stanów?
Matka skinęła głową.
R S
54
- Dostał skierowanie na placówkę i planował przeprowadzkę. Kiedy
powiedziałam, że chcę się nim rozwieść, zabrał ciebie i Addie i wyjechał beze mnie.
- Nie mogę w to uwierzyć.
- Nie możesz? - Matka spojrzała na nią, przygryzając wargi.
- Przepraszam. Oczywiście wierzę ci, ale dlaczego nie pojechałaś za nami?
Dlaczego o nas nie walczyłaś?
- Próbowałam was odzyskać. Pojechałam do Stanów, ale ojciec nie pozwalał
mi się z wami spotkać. Miał wielkie znajomości, immunitet dyplomatyczny,
ochroniarzy, służbę. Nie mogłam się z wami skontaktować. Czekałam na jakiś cud.
Dowiedziałam się, że wysłał was do szkoły z internatem, ale nie mogłam się
dowiedzieć, gdzie. Wtedy zaczęłam pisać do was listy, mając nadzieję, że może je
otrzymacie. Tylko raz dostałam odpowiedź od ciebie i Addie, że nie chcecie mnie
znać.
Beth otworzyła oczy ze zdumienia.
- Przysięgam, że to nie ja go napisałam. Addie też na pewno nie.
W oczach matki zakręciły się łzy. Beth pragnęła ją pocieszyć.
- Nic o tym nie wiedziałyśmy, mamo. To musiał być podstęp ojca.
Wiedziałam, że jest bez serca, ale nie przypuszczałam, że może posunąć się do
czegoś takiego.
Skrzywiła się. Przecież okłamując Malika, stawała się podobna do ojca.
- Wierzę ci. - Sameera położyła ręce na dłoniach córki. - Ale ty też musisz mi
wierzyć, że nigdy nie przestałam was kochać.
- Nie powinnam była nigdy w to wątpić - odparła Beth. - To wszystko wina
ojca.
- Bardzo dobrze to rozumiem. Na pewno masz ważny powód, żeby udawać, że
jesteś Adiną.
- Tak.
R S
55
Beth musiała podszywać się pod siostrę, żeby Addie miała czas zdecydować
się, czy powinna zgodzić się na zaręczyny z następcą tronu. Co za ironia, że matka i
ona odczuły na własnej skórze, co to znaczy zakochać się w człowieku zajmującym
wysoką pozycję. Po raz pierwszy w życiu czuła, że ktoś naprawdę ją rozumie.
Wzięła głęboki oddech.
- Kiedy następca tronu Bha'Khar przypomniał Addie o ustalonych
zaręczynach, chciała zawiadomić go, że się nie zgadza, ale bała się przeciwstawić
woli ojca, żeby się jej nie wyrzekł.
- Obawiam się, że tak mogłoby się stać. Przekonałam się, że wasz ojciec jest
zdolny do takich czynów.
- Tak. - Beth opowiedziała matce, co musiała przeżyć, gdy dowiedział się, że
córka nie ma zamiaru postąpić zgodnie z jego wolą i oczekiwać bezczynnie na
małżeństwo, tylko chce zostać nauczycielką. Był niezadowolony i przestał w ogóle
ją zauważać.
Sameera położyła rękę na ramieniu córki.
- Nie przejmuj się, kochanie. Jestem dumna, że zachowałaś się tak odważnie.
Dobrze wiem, jakie to musiało być dla ciebie trudne.
- Dziękuję. - Beth uśmiechnęła się do matki. - Poza tym musiałam pomóc
Addie, Poznała człowieka, który bardzo się jej spodobał. Potrzebuje trochę czasu,
żeby zastanowić się, jak porozmawiać o tym z ojcem.
- Krótko mówiąc, przyjechałaś, żeby ją zastąpić. Na pewno zdążyłaś już
trochę poznać Malika Hourani. - Sameera spojrzała przenikliwie na córkę. -
Powiedz mi, jaki jest przyszły król Bha'Khar?
- Jego wysokość? - Beth się zaczerwieniła. - Sama widziałaś, że jest
przystojny. Poza tym miły, mądry, delikatny i rozsądny.
- Wydaje mi się, że nie tylko twoja siostra poznała kogoś, kto się jej podoba. -
Matka uśmiechnęła się porozumiewawczo.
R S
56
- No, tak. Lubię go - przyznała Beth. - Ale to nie tak, jak myślisz. Lubię go
jako człowieka, ale wcale nie jest w moim typie. Nie mogłabym go lubić tak...
naprawdę - wyjąkała.
- Zamierzasz się wkrótce z tego wycofać?
- Oczywiście - odparła bez wahania.
- Czy dobrze zrozumiałam? Nie podoba ci się ten mężczyzna? Jesteś pewna,
że potrafisz rozstać się z nim bez żalu? Czy to nie złamie ci serca?
- Na pewno nie - odparła już nie tak pewnie. Matka miała rację. Najbardziej
wpływowy człowiek w królestwie Bha'Khar - przyszły władca - podobał jej się
coraz bardziej.
Co za szczęście, że nie pocałował jej wczoraj przy księżycu. Miłość od
pierwszego wejrzenia okazała się niebezpieczna. Jednak miłość od pierwszego
pocałunku stanowiłaby znacznie większe zagrożenie. Beth czuła, że następca tronu
Bha'Khar mógłby zrobić z nią to, co zechce. A ona nigdy w życiu nie mogła do tego
dopuścić.
R S
57
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Ślub był wspaniały. Beth siedząc w pierwszym rzędzie, obserwowała, jak
Kardahl mówił, że rodzina jest dla niego najważniejsza. Jessica teraz stała się jej
częścią. W obecności dygnitarzy z całego świata, przyjaciół i rodziny, szczęśliwi
oblubieńcy złożyli sobie przysięgę, że będą kochać się i szanować, dopóki śmierć
ich nie rozłączy. Słowo „posłuszeństwo" zostało usunięte z oficjalnej przysięgi
obowiązującej w królestwie Bha'Khar, jak również z obietnic składanych sobie
osobiście przez państwa młodych.
Wzruszona ceremonią Beth dyskretnie ocierała łzy wciąż napływające do
oczu. Państwo młodzi stali pod altanką oplecioną chińskim jaśminem w sali
zamienionej w magiczny ogród z czerwonymi różami i białymi światełkami
wplecionymi w gęste listowie.
Kardahl świetnie prezentował się w smokingu i eleganckim krawacie. Jessica
wyglądała zachwycająco w bolerku z długimi rękawami i kremowej sukni z
atłasową kokardą w talii. Beth żałowała, że jej marzenie nigdy się nie spełni, bo nie
miała złudzeń, że kiedyś znajdzie prawdziwą miłość.
Nie mogła oderwać oczu od Malika, który stał obok brata. On też był w
czarnym garniturze i wyglądał tak wspaniale, że zapierało dech. Jego oczy żarzyły
się jak węgle, a zmysłowe usta były jeszcze bardziej kuszące. Lekko rozdęte
nozdrza świadczyły o drzemiącym w nim temperamencie, który mógł przyprawić
kobietę o zawrót głowy.
Serce zadrżało jej w piersi, a potem zabiło gwałtownie. Uniosła dłoń i głęboko
odetchnęła. Jej kreacja - długa błękitna suknia ze skromnym dekoltem sprowadzona
z Paryża - była prezentem niespodzianką od Malika. Dzięki królewskiemu krawcowi
leżała na niej jak ulał. Szafirowe kolczyki w kształcie łezki i diadem wysadzany
szafirami przytrzymujący zaczesane do góry włosy, dopełniały całości. Na tę
specjalną okazję Beth otrzymała biżuterię od królowej. Czuła się jak prawdziwa
R S
58
księżniczka i co gorsza, bardzo jej się to podobało. Nie mogła oprzeć się wrażeniu,
że chce sprzedać diabłu własną duszę.
Kiedy ceremonia dobiegła końca, Malik zbliżył się i podał jej ramię, żeby
zaprowadzić ją do wielkiej sali bankietowej na przyjęcie. Beth przyzwyczaiła się już
do jego szarmanckich manier, które przyprawiały ją o szybsze bicie serca. Wzięła go
pod rękę, ale ze zdenerwowania zacisnęła palce w pięść.
Malik zdawał się nie zwracać na to uwagi. Uśmiechnął się i skinął głową do
premiera Wielkiej Brytanii i kanclerza Niemiec. Sekretarz stanu USA także
zaszczycił uroczystość swoją obecnością. Na szczęście ojciec nie mógł pozwolić
sobie na przyjazd z powodu obowiązków związanych z pracą. Lista obecnych gości
przypominała wykaz najważniejszych osobistości w światowej polityce. Beth
cieszyła się, że Malik jest przy niej, bo ze zdenerwowania robiło jej się słabo.
Kobieta, którą poślubi, będzie musiała przyzwyczaić się do obcowania z elitą
polityczną świata.
Beth zatrzymała się przed wejściem do sali bankietowej.
- Muszę poprawić makijaż - powiedziała.
- Zaczekam na ciebie.
Potrząsnęła głową.
- Nie trzeba. Masz obowiązki wobec gości.
- Ty także - powiedział. - Chcę przedstawić cię wszystkim jako moją
narzeczoną.
- Ani chwili odpoczynku - wymamrotała.
- Nie przejmuj się. Masz odpowiednie przygotowanie i szybko przyzwyczaisz
się do dworskiej etykiety.
- Prawdziwe życie to nie to samo co nauka w szkole.
- Przez cały czas będę przy tobie.
- W takim razie muszę dobrze wyglądać - odparła. - Idź. Potem cię znajdę.
Ucałował jej dłoń.
R S
59
- Będę liczyć sekundy do spotkania z tobą.
Chciała spytać, gdzie nauczył się tak mówić do kobiety, ale niespodziewanie
zaschło jej w gardle.
W toalecie dla pań znajdowały się osobne toaletki z lustrami i stołeczkami
pokrytymi pikowanym brokatem. Marmurową podłogę przysłaniał gruby dywan.
Złota armatura ozdabiała kremowe umywalki. Przed jedną z toaletek siedziała
Jessica, zmagając się z nakryciem głowy i welonem.
- Jak to dobrze, że przyszłaś - ucieszyła się na widok Beth.
- A gdzie twoja świta? - spytała, przyglądając się pannie młodej.
- Kazałam im iść na przyjęcie. Myślałam, że poradzę sobie sama, ale to nie
takie proste. - Wskazała na miejsce, w którym długi tiulowy welon był
przymocowany do diademu. - Czy możesz mi pomóc go odczepić, żeby nie
zniszczyć fryzury?
- Postaram się.
Beth pochyliła się i zręcznie odczepiła welon, nie dotykając misternie upiętego
koka.
- Proszę - powiedziała, układając welon na obitym atłasem krześle.
- Uratowałaś mi życie.
Beth usiadła obok Jessiki, która nakładała róż na policzki.
- Nie musisz tego robić - powiedziała. - I tak wyglądasz doskonale.
- Och, proszę. - Oczy Jessiki rozbłysły w uśmiechu. - Wiem, że to nieprawda,
ale dziękuję. Chyba nigdy nie wyglądałam lepiej, ale „doskonale" to za dużo
powiedziane.
- Mylisz się - odparła Beth. - Ceremonia ślubna też była doskonała.
- Tak. Chciałabym przeżyć to wszystko jeszcze raz, tylko bez tych nerwów.
To było jak piękny sen. Moje marzenie się spełniło.
- To znaczy, że jesteś szczęśliwa?
Jess westchnęła.
R S
60
- Nigdy nie przypuszczałam, że mogę być tak szczęśliwa.
Ta kobieta wiedziała, co to znaczy kochać wpływowego człowieka. I wprost
promieniała. A może tylko trzymała się ściśle oficjalnych zaleceń rodziny
królewskiej? Czy minęła się z powołaniem, nie wybierając zawodu aktorki? A może
nic nie udawała i naprawdę była w siódmym niebie?
- Powiedz mi, jak to było, gdy po raz pierwszy spotkałaś Kardahla?
Jess westchnęła.
- To wcale nie było miłe.
- Tak? - Beth pomyślała, że może jednak czegoś się dowie. Nie spodziewała
się usłyszeć bajki, ale słowa Jess raczej ją zaskoczyły.
- Ledwie zdążyłam wysiąść z samolotu, Kardahl poinformował mnie, że
zawarliśmy związek małżeński per procura.
- Malik mi o tym opowiadał. Co wtedy pomyślałaś?
- Dopiero co dowiedziałam się o przeszłości mojej matki. Przyjechałam tu,
żeby sprawdzić, czy uda mi się odnaleźć moją rodzinę. Byłam zszokowana, gdy
okazało się, że mam już męża. - Potrząsnęła głową. - Chyba sobie wyobrażasz, jak
się czułam.
- Nie mam pojęcia.
- Przypomnij sobie najgorszy moment w swoim życiu i pomnóż to przez sto.
Chciałam, żeby winowajca został ukarany za oszustwo w przedstawianiu mi
dokumentów, które sprawiło, że bez mojej wiedzy zmieniłam stan cywilny. Nie
chciałam nawet słyszeć o miłości ani małżeństwie.
- Co sprawiło, że zmieniłaś zdanie?
- Kardahl.
- Czy przekonywał cię, że życie w pałacu jest cudowne?
- Wprost przeciwnie. Powiedział, że jeśli się nie zgadzam, to można anulować
małżeństwo, dopóki nie zostanie skonsumowane.
R S
61
- I oczywiście tak się nie stało... Domyślam się, że zostało skonsumowane, i to
nie raz.
- O, tak. - Jess zarumieniła się uroczo. - Mogę ci powiedzieć, że właśnie
powiedzieliśmy królowi i królowej, że będziemy mieć dziecko. Niedawno
dowiedziałam się, że jestem w ciąży.
Beth poczuła radość, jednocześnie zazdroszcząc Jessice szczęścia. Pochyliła
się, żeby uściskać pannę młodą.
- Gratuluję. Czy Malik o tym wie?
- Chyba tak. - Jess splotła ręce na brzuchu. - Po śmierci matki wychowywałam
się w domu dziecka. Takie dziewczęta jak ja nie są wychowywane na księżniczki,
ale Kardahl i tak mnie kocha. Ja jego też. Kochałabym go nawet jako biedaka.
Wiem, że nawet gdyby nie był członkiem rodziny królewskiej, to i tak traktowałby
mnie jak księżniczkę. Po prostu taki jest.
- W takim razie nie zapytam, czy jesteś zadowolona, że zaręczono cię z
mężczyzną, którego nigdy nie widziałaś.
- Kardahl uważa, że nawet gdyby tradycja zaręczania dzieci nie istniała, to i
tak bylibyśmy razem, bo byliśmy sobie przeznaczeni.
- To bardzo romantyczne - westchnęła Beth.
Jessica dostrzegła tęskną nutę w jej głosie.
- Martwisz się, co będzie z tobą i z Malikiem?
- W pewnym sensie.
Jess wzięła ją za rękę.
- Rozumiem. Mogę ci tylko poradzić, żebyś się nie przejmowała i podjęła
próbę.
- Dobrze. - Beth wstała. - Musisz już wracać do sali.
W oczach Jess pojawiły się łzy szczęścia.
- Jestem tak szczęśliwa, że nie wiem, czy na to zasłużyłam.
R S
62
Historia Jessiki, choć zakończona happy endem, nie zmniejszyła obaw Beth co
do wpływowych mężczyzn, którzy postępują według własnych zasad, nie licząc się
z nikim. Malik był czarujący, troskliwy, przystojny i seksowny.
W sali balowej rozmawiał teraz z najbardziej liczącymi się politykami na
świecie. To była jego praca.
Ona była w toalecie dla pań, rozmyślając o nim i tęskniąc. Kobieta, która go
poślubi, będzie często sama, bo jego kochanką już teraz jest władza. Ta myśl
przygnębiała ją, ale jeszcze bardziej martwiło ją coś innego. Zależało jej na nim tak
bardzo, że stawało się to niepokojące.
Beth nigdy nie była na tak wspaniałym przyjęciu weselnym. Wyborne
jedzenie, białe i czerwone róże symbolizujące czystą i namiętną miłość, stoły
zastawione piękną złotą zastawą. Żyrandole, które jeszcze przed chwilą rzucały
jasny blask, sączyły teraz przyćmione światło na parkiet pośrodku wielkiej sali
bankietowej.
Kobieta, którą poślubi Malik, z pewnością będzie miała jeszcze wspanialsze
wesele. Już niedługo jego narzeczona zawrze oficjalnie związek małżeński z
mężczyzną, który zostanie królem Bha'Khar. Czy będzie dobrym, wiernym i
troskliwym mężem? A może zechce wykorzystywać swą pozycję, by zdobywać
wszystkie kobiety, których zapragnie?
To nie był odpowiedni moment, żeby się nad tym zastanawiać, skoro to ona
teraz z nim tańczyła. W dodatku patrząc na jego pociągającą twarz i cudowne włosy,
pragnęła je dotknąć.
- Świetnie tańczysz - powiedział, przyciągając ją lekko do siebie.
- Dziękuję, ty też.
- Nauczyłaś się tego w szkole dla dziewcząt?
Dotyk jego ciepłej dłoni i muskularnej klatki piersiowej wywoływał w niej
dreszcze. Sprawiał, że wcale nie myślała o tańcu, tylko o innych czynnościach,
których raczej nie wykonywało się w miejscach publicznych.
R S
63
- Tak - szepnęła, tracąc oddech. - Wszyscy musieliśmy się tego nauczyć.
- Przecież to była szkoła wyłącznie dla dziewcząt?
- Nauczyłyśmy się kroków. W pobliżu była szkoła dla chłopców i razem
tańczyliśmy na balach.
- Aha. - Skinął głową. - Trening czyni mistrza.
Błysk w jego oczach i leniwy, seksowny uśmiech jeszcze bardziej wytrąciły ją
z równowagi.
- Jak podobał ci się ślub? - spytała, szukając bezpiecznego tematu do
rozmowy.
- Sądzę, że najważniejsza nie jest sama ceremonia, tylko to, że mój brat jest
bardzo szczęśliwy.
- Myślisz, że na długo? - spytała.
Malik zmarszczył ciemne brwi.
- Jesteś najbardziej sceptycznie nastawioną młodą kobietą, jaką kiedykolwiek
spotkałem.
- Znasz dużo młodych kobiet?
- Oczywiście.
- Czy któraś z nich jest szczególnie ważna?
- Nie.
- I nie są sceptyczne?
- Nie tak jak ty - odparł z uśmiechem. - Mój brat i jego żona bardzo się
kochają. Nie mam żadnych wątpliwości, że ich związek będzie trwał przez całe
życie.
- To tylko pobożne życzenia? A może jesteś romantykiem? Mało
prawdopodobne. Dla mężczyzn takich jak on największym afrodyzjakiem nie jest
miłość, tylko władza.
- Znam dobrze mojego brata. Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby był tak
szczęśliwy. Złożył przysięgę małżeńską na oczach całego świata, a jego miłość do
R S
64
ukochanej przejdzie do historii naszego kraju. - Objął ją mocniej i spojrzał głęboko
w oczy. - Ale dla mnie najważniejsze jest to, co dzieje się teraz.
- Taniec? - Serce zabiło jej mocniej. - Lubisz tańczyć?
- Niespecjalnie.
- To dlaczego mówisz, że to jest najważniejsze?
Uśmiechnął się.
- Twoja naiwność jest tak zaskakująca, że aż urocza.
Nie była pewna, czy to komplement, czy może kpina.
- Myślałam, że jestem najbardziej sceptyczną kobietą na świecie.
- To prawda. Cieszę się, że kobieta, którą poślubię, ma tak wiele twarzy.
Zamrugała, opuszczając głowę.
- Czy taniec nie jest czymś, co odciąga twoją uwagę od spraw wagi
państwowej związanych nieodłącznie z tą uroczystością?
- Z pewnością odciągasz moją uwagę w niezwykle uroczy i czarujący sposób.
On też pochłaniał jej uwagę. Kiedy tylko się zjawiał, była zdenerwowana,
niespokojna, zmieszana i wytrącona z równowagi jego błyskotliwą inteligencją,
poczuciem humoru i urokiem osobistym. Przez to wszystko zapominała, że
zastępuje tylko siostrę, jedyną istotę na świecie, która wyglądała tak samo jak ona.
Jej zadaniem było ochronić Addie przed tym mężczyzną, a nie ulec jego czarowi.
Niestety następca tronu, biorąc ją za swoją narzeczoną, robił wszystko, żeby
się jej spodobać. Ta taktyka była niezwykle skuteczna. Były chwile, że udawało się
jej walczyć, ale czasami miała ochotę po prostu uciec. Kiedy dostrzegła w jego
oczach niebezpieczny błysk, z trudem zdecydowała się przerwać tę rozmowę.
- Przepraszam - powiedziała, cofając rękę. - Muszę odetchnąć świeżym
powietrzem. Ty masz obowiązki wobec gości.
Zanim zdążył odpowiedzieć, odwróciła się i prześlizgnęła przez tłum
tańczących par, podążając ku patio. Odetchnęła z ulgą, gdy znalazła się na zewnątrz.
R S
65
Wnętrze pałacu wyglądało jak z bajki; na zewnątrz panowała magia, jaką mogła
stworzyć tylko natura.
Ciepłe powietrze pachniało jaśminem i tajemniczym aromatem morza. Blask
księżyca srebrzył się na spokojnej toni oceanu.
Beth podeszła do murku, za którym rozciągał się ocean. Zamknęła oczy,
pozwalając, by morska bryza ochłodziła jej rozpalone policzki. Usłyszała, jak z tyłu
otwierają się drzwi. Potem dobiegły ją ciche dźwięki muzyki. Westchnęła, wiedząc,
co ją czeka. Malik nie mógł pozwolić jej odejść tak po prostu.
- Obraziłem cię? - spytał.
Potrząsnęła głową.
- Nie.
- Zdaję sobie sprawę, że na mojej narzeczonej ciążą poważne obowiązki.
Jednak nie powinnaś zapominać, że doświadczenie i pewność siebie przyjdą z
czasem. Będziesz miała pracowników i doradców, którzy będą we wszystkim ci
pomagać.
Myślał, że Beth zastanawia się, czy poradzi sobie z obowiązkami
spoczywającymi na królowej. Chciał ją uspokoić. Czy to nie było słodkie? Gdyby
tylko to było jej zmartwieniem.
- Wszystko w porządku, Malik - powiedziała. - Chciałam tylko chwilę pobyć
sama.
Miała wrażenie, że im bardziej od niego ucieka, tym bardziej go do niej
ciągnie.
- Chciałaś zastanowić się nad rolą, jaką będziesz odgrywać w naszym
małżeństwie?
Nieopatrznie spojrzała mu w oczy i zaraz tego pożałowała. Malik był
przystojny, a w blasku księżyca wyglądał jeszcze bardziej kusząco.
- Chyba każda kobieta przy zdrowych zmysłach by się nad tym zastanawiała.
Skinął głową.
R S