1
Teresa Southwick
Niewinne kłamstwo
Cykl: „Romans z szejkiem" - 13
2
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Alina Bethia Farrah bała się, że zmierza wprost do piekła.
Zawsze wiedziała, że najlepiej mówić prawdę, by nie znaleźć się w otchłani
potępienia. Niestety okazało się, że nie ceni uczciwości w dostateczny sposób. Choć
nie lubiła kłamać, obiecała swojej siostrze bliźniaczce, że zajmie jej miejsce,
stawiając czoła mężczyźnie, którego ta bardzo się obawiała. Jego wysokość Malik
Hourani, następca tronu Bha'Khar, miał zostać mężem Adiny.
Beth nie miała nikogo bliskiego oprócz niej. Tylko ona zawsze ją kochała.
Dlatego nie mogła odmówić.
Jednak teraz, gdy znalazła się w pałacu, oczekując na spotkanie z księciem,
beztroski nastrój, w jakim wyruszała w podróż do Bha'Khar, nagle ją opuścił. Kiedy
spojrzała na walizki ustawione na eleganckiej marmurowej podłodze, pewność,
która towarzyszyła jej przed wyjazdem z Los Angeles, że to, co zamierza zrobić, jest
szlachetne, bo powodowane wyższymi pobudkami, także ulotniła się jak sen.
Miała udawać, że jest kobietą zaręczoną z szejkiem, gdyż jej siostra pragnęła
uniknąć małżeństwa zaaranżowanego przez ojca.
Rafi Farrah, ambasador Bha'Khar w Stanach Zjednoczonych, zaręczył swoją
córkę Adinę z królewskim synem, mającym wkrótce objąć tron. Teraz Addie była
zrozpaczona, gdyż sądziła, że ukochany ojciec wyrzeknie się jej, jeśli nie poślubi
człowieka, którego kiedyś dla niej wybrał. Perspektywa utraty ojca była równie
przerażająca jak widmo związku z mężczyzną, którego nigdy w życiu nie widziała.
Poza tym niedawno zaczęła spotykać się z Tonym i wszystko wskazywało na to, że
właśnie on jest mężczyzną jej życia.
Już od kilku lat była pełnoletnia i miała nadzieję, że młody szejk zapomniał o
zaplanowanym przez rodziców ślubie. Niestety, parę tygodni temu przysłał
wiadomość, że oczekuje rychłej realizacji kontraktu małżeńskiego. Wtedy Addie
wpadła na pomysł, że na jakiś czas powinna zamienić się rolami z siostrą.
R S
3
W dzieciństwie pewna siebie Beth często zastępowała w różnych sytuacjach
spokojną, introwertyczną Addie. Teraz jednak nie chodziło o drobnostkę, tylko o
sprawę najwyższej wagi, która mogła mieć konsekwencje na skalę światową.
Beth nie lubiła sekretów, ale nie podobało się jej położenie, w jakim znalazła
się ukochana siostra. Ona sama kiedyś zakochała się w mężczyźnie równie bogatym
jak szejk i pochodzącym z rodziny o wielkich koneksjach politycznych. Później
okazało się, że mężczyzna ten uważa, iż ze względu na swoją pozycję ma prawo
mieć i żonę, i kochankę... Addie była zaręczona z jeszcze bardziej wpływowym
człowiekiem, jakim niewątpliwie był przyszły król Bha'Khar, i Beth aż bała się
myśleć, jakie zasady wyznawał następca tronu. To małżeństwo było nie do
przyjęcia, dlatego postanowiła za wszelką cenę ratować siostrę z opresji.
Teraz znajdowała się w pałacowym apartamencie, który miała zajmować do
dnia ślubu. Przemierzała go nerwowym krokiem, oglądając wnętrze. Widny i
przestronny salon ozdabiały cenne dzieła sztuki - obrazy, szklane bibeloty i figurki z
porcelany. Przeszklone drzwi prowadziły na taras, z którego roztaczał się widok na
Morze Arabskie. Kiedy je otworzyła, morska bryza przyjemnie ochłodziła jej
policzki.
Była pewna, że uda jej się udawać siostrę. Obie wyglądały identycznie i nikt,
nawet ojciec, nie potrafił ich odróżnić. To nie powinno być trudne, zwłaszcza że
książę nigdy nie widział żadnej z nich.
Zadrżała, słysząc pukanie. Wzięła głęboki oddech i otworzyła. Przed drzwiami
stał wysoki, ciemnowłosy, niezwykle przystojny mężczyzna. Tego się nie
spodziewała.
- Cześć! - rzuciła, odzyskawszy głos.
- Jestem Malik Hourani. - Skinął głową z szacunkiem.
- Książę?
- Tak. - Uśmiechnął się z błyskiem w oku.
- Witam.
R S
4
- Przepraszam, że nie byłem obecny przy lądowaniu twego samolotu.
- Przecież to twój samolot.
- To prawda - odparł z powagą. - Niestety, obowiązki nie pozwoliły mi
przywitać cię na lotnisku.
- Nie szkodzi - rzuciła lekkim tonem. - Uprzedzono mnie, że do wieczora
będziesz bardzo zajęty.
- Wszystko poszło lepiej, niż się spodziewałem, i cieszę się, że już teraz
mogłem się z tobą spotkać. Adino Farrah, witaj w naszym kraju!
Pierwsza przeszkoda pokonana. Od razu uwierzył, że ma przed sobą Addie.
Serce zaczęło jej bić gwałtownie. Teraz musi zacząć działać. Spojrzała na Malika.
W eleganckim czarnym garniturze jego wysoka, smukła sylwetka prezentowała się
nadzwyczaj atrakcyjnie. Miał szczupłe policzki i zgrabny prosty nos, ale najbardziej
zafascynowały ją usta - zmysłowe, ostro zarysowane, a przy tym delikatne.
Beth nigdy przedtem nie spotkała mężczyzny, którego od pierwszej chwili
pragnęłaby pocałować. Ale nie powinna zapominać, po co się tu znalazła. Trzeba od
razu uzgodnić z nim, jak ma się do niej zwracać.
- Nikt nie mówi do mnie Adina - powiedziała.
- Dlaczego?
Dobre pytanie.
- Wszyscy nazywają mnie Beth, od Bethia.
- O? - zdziwił się.
- To moje drugie imię. Rodzicom zabrakło wyobraźni, więc dostałyśmy z
siostrą podobne imiona. Adina, Alina. - Wzruszyła ramionami.
- Jesteście bliźniaczkami?
- Tak. - Z biciem serca czekała, czy powie, że zauważył jej podstęp. Jednak
nie miał powodu niczego podejrzewać.
- Czyli chcesz, żebym mówił do ciebie Beth?
- Tak.
R S
5
Skinął głową.
- Zgoda.
- Dziękuję, wasza wysokość.
- Nazywaj mnie Malik. Chcę, żebyś czuła się przy mnie swobodnie.
Chyba zauważył, że się denerwowała. Pewnie złożył to na karb niecodziennej
sytuacji.
- Jako córka ambasadora, dość wcześnie nauczyłam się zwracać w
odpowiedniej formie do ważnych osobistości. Teraz trudno mi będzie odzwyczaić
się od nawyków związanych z etykietą.
- To zrozumiałe. Czasem mówią do mnie „wasza wysokość", kiedy indziej
„sir" albo tak, że nie odważę się powtórzyć tego przy damie. - Uśmiechnął się,
ukazując śnieżnobiałe zęby. - Ale prywatnie wolałbym, żebyś zwracała się do mnie
po imieniu.
Czy to tylko złudzenie, że kiedy mówił „prywatnie", jego głos stał się cichy i
seksowny?
Wzięła głęboki oddech, bo w powietrzu nagle zaczęło brakować tlenu.
- Dobrze, Malik - odparła spokojnie. - Cieszę się, że mogę cię wreszcie
poznać.
- Cała przyjemność po mojej stronie, Beth.
Podała mu rękę i poczuła mocny dotyk jego dłoni. Dreszcz przebiegł jej po
ramieniu aż do piersi. Ciemne oczy wpatrywały się w nią z napięciem, jakby jemu
też zrobiło się gorąco.
- Dobrze - powiedziała. - W takim razie prezentację mamy już za sobą. -
Cofnęła dłoń, nie mogąc zebrać myśli. Dotyk tego mężczyzny zdawał się mącić jej
w głowie.
- Rzeczywiście. - Skinął w kierunku drugiego pokoju. - Może usiądźmy i
porozmawiajmy. W końcu powinniśmy lepiej się poznać.
R S
6
- Dobrze. - Na miękkich nogach doszła do sofy. Miała wrażenie, że nawet
gdyby nie była tu jako Addie, to i tak powinna uważać, żeby nie dać się omamić
temu mężczyźnie. Emanowały od niego siła i pewność siebie, które ją fascynowały i
podniecały. Te same cechy, które kiedyś sprawiły, że uległa czarowi człowieka,
który ją oszukał.
- Chciałbym, żebyś opowiedziała mi o sobie.
Czy to rozkaz? Nie spodobał jej się ten władczy ton.
- Przecież jesteśmy zaręczeni. Chyba wiesz już o mnie wszystko?
Rozpiął marynarkę, odsłaniając białą koszulę okrywającą płaski brzuch.
Potem usiadł w pewnej odległości od Beth i spojrzał jej prosto w oczy.
- Na pewno nie wszystko. Wiem, że wychowałaś się w Stanach, chodziłaś do
szkoły w Szwajcarii i studiowałaś historię sztuki we Francji. Jesteśmy zaręczeni
dlatego, że twój ojciec jest zaufanym ambasadorem i przyjacielem króla. Czy mogę
spytać, jak on się czuje?
- Dobrze - odpowiedziała, zastanawiając się, kiedy ostatni raz go widziała.
- Bardzo się cieszę. Twój ojciec wyrażał się o tobie w samych superlatywach.
Ale znam tylko niektóre szczegóły.
Diabeł tkwi w szczegółach. Miała ochotę powiedzieć mu od razu, po co
przyjechała, ale zdecydowała się zaczekać.
- Nie wiem, co powiedzieć - wyznała szczerze.
Spojrzał jej w oczy ze skupieniem malującym się na twarzy.
- Wolałbym zachowywać się tak, jakbyśmy poznali się przypadkiem.
Chciałbym, żeby różne cechy twojej osobowości odkrywały się przede mną
stopniowo. Lubię niespodzianki.
To świetnie. Jeśli kiedyś dowie się, kim jest, czeka go duża niespodzianka.
Kiedy ona i Addie były dziećmi, ubierały się tak samo i nosiły identyczne fryzury,
więc bardzo łatwo było się zamieniać. Obie ukończyły ekskluzywną szkołę dla
R S
7
dziewcząt z wyższych sfer, ale Beth została nauczycielką, a Addie na razie czekała,
kiedy będzie mogła urządzać oficjalne przyjęcia dla połowy królestwa.
- Będziesz miał niespodziankę - powiedziała. Jeśli ich podstęp by się wydał,
Addie poniosłaby ogromną karę. Beth musi kłamać dalej, ale postara się mówić
prawdę, kiedy tylko będzie to możliwe. - Jestem nauczycielką w szkole średniej.
- Tego nie wiedziałem. A więc pracujesz?
- Tak.
- Lubisz uczyć? - spytał z zainteresowaniem.
- Tak.
- Lubisz też dzieci?
- Bardzo. Dlaczego pytasz?
- Ponieważ moim obowiązkiem jest zapewnienie królestwu następcy tronu.
- No to zajdź w ciążę. Wtedy będziesz mógł go urodzić! - wyrwało się jej,
zanim zdążyła ugryźć się w język.
Addie nigdy by się tak nie zachowała. Malik zmarszczył brwi.
- Nie chcesz mieć dzieci?
- Kiedyś tak. - Jeśli się zakocha, co było mało prawdopodobne.
- Będziesz tęsknić za pracą, kiedy wyjdziesz za mąż?
A więc zajmowanie miejsca u boku króla miało być zajęciem w pełnym
wymiarze godzin. Addie była do tego świetnie przygotowana. Tylko że on pytał ją,
Beth. Kochała swoją pracę i była bardzo przywiązana do uczniów.
- Muszę być szczera.
- Właśnie tego oczekuję.
- Bardzo bym tęskniła. Czy to stanowi problem?
Zamyślił się.
- Rozwiążemy go we właściwym czasie.
Jest prawdziwym dyplomatą - pomyślała. W przekładzie na zwykły język:
zrobimy tak, jak zechcę, a ty musisz się dostosować, choćbyś umierała z żalu.
R S
8
Kobieta, którą on poślubi, zawsze będzie traktowana w ten sposób. Na szczęście to
nie Beth jest jego prawdziwą narzeczoną.
- Zgoda.
- Jak ci się podoba Bha'Khar?
- Na razie niewiele widziałam. Ale pamiętam, jak chodziłyśmy z mamą na
targ, kiedy byłam dzieckiem. Moja mama...
Nagle przypomniały jej się zapachy, dźwięki i widoki towarzyszące tym
wyprawom oraz błogie poczucie bezpieczeństwa, gdy matka trzymała ją za rękę.
Potem nagle zniknęła, zostawiając ją i Addie pod opieką surowego i bezwzględnego
ojca. Beth ciężko to przeżyła, ale jej siostra rozpaczała jeszcze bardziej.
- Co się stało? - spytał Malik.
- Nic. - Nie chciała o tym mówić. Podczas pobytu w kraju zamierzała odnaleźć
matkę i powiedzieć jej prosto w twarz, co myśli o kimś, kto porzuca własne dzieci.
Poza tym chciała się dowiedzieć, dlaczego to zrobiła.
Do tej pory to on zadawał pytania, więc uznała, że powinna teraz dowiedzieć
się czegoś o nim. Oczywiście dla dobra Addie, żeby siostra mogła łatwiej wyplątać
się z niechcianego związku, a nie po to, by sama mogła przekonać się, jaki jest
mężczyzna, który dotykiem dłoni przyprawiał ją o drżenie.
- Opowiedz mi o sobie - zaproponowała.
Zastanawiał się przez chwilę.
- Wkrótce zostanę królem. Od dziecka byłem uczony, co powinienem robić,
aby mój naród żył w dobrobycie. Ojciec stanowi dla mnie wzór i zawsze staram się
mu dorównać.
- Gdzie studiowałeś?
- W Wharton School, jednej z najbardziej prestiżowych uczelni
ekonomicznych we wschodniej części Stanów Zjednoczonych. Mam tytuł magistra
ekonomii.
Wspaniale - pomyślała. - A więc jest mądry. Będzie umiał rządzić krajem.
R S
9
To jednak mogło okazać się dla niej niebezpieczne. Mądry, przystojny
mężczyzna z poczuciem humoru był niezwykle pociągający.
- Jakie masz oczekiwania w stosunku do mojej... do mnie? Jaka według ciebie
powinna być żona?
- Czuję się jak na rozmowie o pracę.
- Naprawdę? Byłeś kiedyś na takiej?
- Dlaczego pytasz?
Wzruszyła ramionami.
- Ponieważ jesteś pierwszy w kolejce do tronu, można powiedzieć, że masz
wszystko podane na tacy. Skąd możesz wiedzieć, jak wyglądają rozmowy
kwalifikacyjne?
- Masz rację. Nie było takiej rozmowy Dlatego następcy tronu stawiane są
wyższe wymagania niż innym synom.
- Czy tego samego oczekuje się od króla jako męża? A kobieta, którą
poślubisz? Skoro jestem wyznaczona do tej roli od urodzenia, czy to znaczy, że mi
także stawiane będą większe wymagania?
Zmarszczył brwi.
- Nie pomyślałem o tym.
- Zegar bije, wasza wysokość. Najwyższa pora się nad tym zastanowić.
Malik zauważył, że jest zdenerwowana. Miała zaciśnięte usta, nie patrzyła mu
w oczy, a kiedy się przywitali, szybko cofnęła rękę. Gdyby chodziło o inną kobietę,
zacząłby coś podejrzewać. Już raz zrobiono z niego głupca. Przeżył zdradę i teraz
miał się na baczności. Jednak Beth miała powody do zdenerwowania. Pierwsze
spotkanie z narzeczonym wymagało na pewno wiele odwagi.
On też był zdenerwowany. Widział ją tylko na zdjęciach. Spodobała się mu,
ale jego narzeczona nie musiała być piękna; ważniejsza była mądrość i uczciwość.
Jednak na żywo Beth go zachwyciła. Podobały mu się jej błyszczące ciemne włosy
okalające owalną twarz i opadające na szczupłe ramiona. Jedwabna bluzka włożona
R S
10
w spodnie przylegała do piersi, podkreślając ich kształt. Nie tylko uroda go
zaskoczyła. Biła z niej jakaś siła, której zupełnie nie zauważył na zdjęciach
pokazywanych mu przez ojca.
Fotografie nie oddawały w pełni wyglądu tej kobiety. W rzeczywistości miała
w sobie więcej ciepła i energii. Z jakim tupetem powiedziała, że zegar bije i zbliża
się termin zaręczyn!
- Denerwujesz się, że tak nalegam na to małżeństwo? - spytał. - Nie chciałbym
okazać się zbyt natarczywy.
- Od dawna wiedziałam, że jesteśmy zaręczeni - odparła wolno, starannie
dobierając słowa. - Tylko nie było ustalonej daty.
Z jego woli. Stracił serce dla kobiety, która okazała się oszustką. Wieść o jego
błędzie o mało nie przedostała się do wiadomości publicznej i trzeba było
poinformować o wszystkim króla. Ten incydent wprawił Malika w zażenowanie i
rozczarował głęboko jego ojca. Skoro następca tronu wykazał brak umiejętności
oceny ludzi - to nie wiadomo, czy potrafi być skutecznym przywódcą narodu. Po
tym skandalu Malik nie chciał angażować się w żaden inny związek. Jeszcze długo
odwlekałby decyzję o małżeństwie, ale musiał wreszcie udowodnić, że potrafi
sprostać obowiązkom ciążącym na następcy tronu. Kobiety przestały go interesować
i zajął się wyłącznie pracą.
- Mój ojciec chce abdykować - powiedział. - Życzy sobie, żebym jak
najszybciej przejął jego obowiązki.
- Rozumiem. - Beth splotła ręce na brzuchu. - Ale chyba możesz być królem i
nie mieć żony, prawda?
- Masz rację. Ale, jak mówiłem wcześniej, moim obowiązkiem jest
zapewnienie ciągłości sukcesji. Dziecko musi pochodzić z legalnego związku, a to
wymaga zawarcia małżeństwa.
Tak właśnie stwierdził król, gdy Malik chciał dłużej zwlekać ze ślubem.
Ojciec oświadczył stanowczo, że małżeństwo zapewnia mężczyźnie stabilność i
R S
11
szacunek, które to cechy powinien posiadać dobry władca. Ponieważ wybrana
narzeczona miała nieskazitelne pochodzenie i została wychowana w posłuszeństwie,
wiedząc, że powinna przedkładać patriotyczny obowiązek nad sprawy osobiste, nie
było niebezpieczeństwa, że znów zdarzy się jakiś kłopotliwy incydent.
Malik nie wiedział tylko, że Beth jest nauczycielką. Niewątpliwie jej ojciec
uznał to za nieistotny szczegół. W opinii Malika - niesłusznie. Skoro Beth wybrała
zawód nauczycielki, to będzie umiała postępować z dziećmi - bardzo ważna cecha u
kobiety, która będzie rodzić następców tronu.
- Mimo wszystko nie rozumiem, skąd ten pośpiech - powiedziała.
- Król chce złożyć abdykację, a poza tym pora spełnić dawne śluby.
Zostaniesz królową Bha'Khar i zajmiesz miejsce u mego boku, służąc naszemu
narodowi.
Oczy Beth zrobiły się okrągłe ze zdziwienia.
- Ojej!
- Jesteś zaskoczona?
- Tak. Mam być królową Bha'Khar? - W jej oczach pojawiła się panika.
- Nie rozumiem. Sama powiedziałaś, że wiesz o tym od dziecka.
- Tak. - Wstała. - Ale wiedzieć i doświadczyć czegoś, to dwie różne sprawy.
To tak, jak otrzymać wyrok śmierci, ale jeszcze nie siedzieć na krześle
elektrycznym.
- Czy mogę cię o coś zapytać?
- A musisz?
Starał się nie zwracać uwagi na jej zaczepki.
- Czy ucząc cię zasad protokołu dyplomatycznego i wymogów etykiety
dworskiej, nikt nie powiedział ci, że nie wypada porównywać życia w rodzinie
królewskiej do wyroku śmierci?
Beth uniosła głowę.
- Ja też chciałabym coś wyjaśnić.
R S
12
- Z przyjemnością porozmawiam z tobą na każdy temat. - Choć nie
odpowiedziała wcale na jego pytanie. - Czego chcesz się dowiedzieć?
- Czy naprawdę nie przeszkadza ci, że ktoś wybiera dla ciebie narzeczoną jak
krawat albo parę butów?
- Nie przypominasz mi krawatu.
Beth zaczęła nerwowo chodzić po salonie.
- Przecież wiesz, o czym mówię. A może do siebie nie pasujemy? Skąd wiesz,
że nie chrapię? Co będzie, jeśli mamy zupełnie inne poczucie humoru? A może
wcale nie znam się na żartach? Albo...
Uniósł rękę w górę.
- Widzę, że nie jesteś przekonana do naszych zaręczyn.
- Zgadza się - odparła z zadowoleniem. - A ty tak?
- Tak.
Ta kobieta została przygotowana do tego, żeby pełnić rolę królowej. Działając
wspólnie, sprawią, że Bha'Khar zajmie ważne miejsce na mapie świata. To mu
wystarczało. Dziwne tylko, że ani razu nie powiedziała czegoś, co spodziewałby się
usłyszeć od kobiety.
- Nie interesuje cię miłość?
- Nie - odparła z nagłą pasją.
- Nie chcesz się zakochać?
- Za żadne skarby świata. - Odwróciła się i znów zaczęła chodzić po salonie. -
Prawdziwa miłość nie istnieje.
- Zgadzam się z tobą. - Wiedział, dlaczego sam nie chce kochać, ale był
ciekaw, co sprawiło, że ta kobieta negowała to uczucie.
- To dobrze.
- Tak. Zgoda między małżonkami jest wielkim skarbem.
- Chwileczkę!
- Co takiego?
R S
13
- To, że oboje nie chcemy się zakochać, wcale nie znaczy, że jesteśmy ze sobą
zgodni. Miłość to jedna sprawa. Oprócz tego są miliony innych.
- Znów się z tobą zgadzam. Po ślubie będziemy mieli czas, żeby to wszystko
przedyskutować.
Stanęła tuż przed nim.
- Właśnie o to mi chodzi. Kobieta i mężczyzna, którzy chcą spędzić ze sobą
życie, zwykle omawiają takie sprawy przed ślubem.
- W rodzinie królewskiej jest inaczej.
Spojrzała na niego z niedowierzaniem.
- Żartujesz!
- Czy twój ojciec wie, że masz takie wątpliwości?
Odwróciła głowę w bok.
- Ojca bardziej interesuje wydawanie oświadczeń i zarządzeń niż rozmowy z
córkami.
- Skoro nie akceptujesz odwiecznej tradycji zaręczyn obowiązującej w
Bha'Khar, to po co przyjechałaś tu z tak daleka?
- W tym rzecz - powiedziała. - Przyjechałam tutaj namówić cię, żebyś
zrezygnował z tego małżeństwa.
R S
14
ROZDZIAŁ DRUGI
- Przejechałaś pół świata, żeby mnie przekonać, że powinienem zmienić
zdanie i postąpić wbrew tradycji obowiązującej w naszym królestwie?
Skrzywiła się. Przyjechała dlatego, że błagała ją o to siostra. Addie musiała
mieć trochę czasu, żeby zastanowić się, jak zerwać zaręczyny, nie narażając się na
potępienie ze strony ojca. Wiedziała, że jeśli postąpi wbrew jego woli, gotów
zapomnieć o jej istnieniu, a przecież miała tylko jego.
Beth nie była tak posłuszna jak siostra. Zawsze miała własne zdanie, co
doprowadziło do zerwania stosunków z ojcem. Pozbawiona opieki matki, rozumiała,
dlaczego Addie tak bardzo zależy na zachowaniu więzi z jedynym rodzicem, jaki jej
pozostał. Gdyby nie siostra, Beth w ogóle nie wiedziałaby, co to znaczy kochać. Nie
miała co prawda dobrych doświadczeń z mężczyznami, ale przynajmniej zaznała
prawdziwego uczucia. Nie mogła patrzeć bezczynnie, jak siostra traci miłość ojca, w
którego była wpatrzona jak w obraz.
Malik nie powinien upierać się przy swojej decyzji. Skoro nie miał wpływu na
wybór narzeczonej, może uda jej się przemówić mu do rozsądku. Na miłość boską,
przecież miał być królem! Czy nie powinien sam zdecydować, jaka kobieta będzie u
jego boku?
Spojrzała na niego uważnie.
- Czasem dobrze jest coś zmienić.
- A w niektórych sytuacjach lepiej trzymać się tradycji.
- W porządku - odparła, dotykając palcami warg. - Ale nie powiedziałeś mi
jeszcze, czy nie przeszkadza ci, że sam nie zdecydowałeś, kto będzie twoją żoną.
- Ma to pewne plusy, o ile wybór został dokonany obiektywnie.
Spojrzała mu prosto w oczy, opierając dłonie na talii.
- Mówisz tak, jakbyś kupował śliwki na targu.
R S
15
- Bynajmniej. Śliwki są znacznie słodsze i nie prowokują dyskusji. Poza tym -
wzruszył ramionami - jestem zadowolony z wyboru, jakiego dokonał ojciec.
Beth nie wiedziała, czy to miał być komplement, czy obraza. A może jedno i
drugie?
- Oczywiście, że jesteś zadowolony. Dlaczego nie?
- Czy możesz wyrażać się jaśniej? - Skrzyżował ręce na piersiach,
przyglądając się jej uważnie.
- Zaaranżowane małżeństwo jest dla ciebie korzystne, bo masz władzę.
Potrząsnął głową.
- Nie rozumiem, co to ma do rzeczy.
- Masz władzę, więc będziesz panem sytuacji. Niestety nic nie przemawia na
moją korzyść.
- Nic? - Zmarszczył brwi. - Nie podobam ci się?
Ależ tak! - chciała krzyknąć.
- Jesteś bardzo przystojny - odparła spokojnie.
Kąciki jego ust nieznacznie się uniosły.
- A więc może mój charakter?
- Dopiero się poznaliśmy, więc nie mogę tego stwierdzić. Na razie wydajesz
się być w porządku.
Skinął głową.
- Nie chcesz tu mieszkać? Nie podoba ci się pałac?
- Och, przestań. Dobrze wiesz, że jest wspaniały.
- W takim razie nie rozumiem twoich zastrzeżeń.
- Moje wątpliwości wynikają z faktu, że w małżeństwie liczy się coś więcej
niż miła powierzchowność, charakter i pałac. A co z zalotami?
- Czy możesz mi to wyjaśnić?
Wyjaśniać takie rzeczy? Skoro jednak Beth zobowiązała się udawać siostrę,
musi być równie cierpliwa jak Adina.
R S
16
- Owszem. Normalnie dziewczyna spotyka chłopaka, który jej się podoba,
poznaje go lepiej i się zakochuje. Tradycja wyboru królowej w Bha'Khar pozbawia
cię tych doświadczeń.
- Mnie czy ciebie?
- Nas oboje.
- Wiem, że mnie nie znasz, ale podobno jestem całkiem niezłą partią.
Ojciec mówił to samo Adinie.
- Małżeństwo to poważny krok, dość niebezpieczny, jeśli nie ma się zielonego
pojęcia o swoim przyszłym mężu.
Malik zmarszczył brwi i podszedł do okna.
- Nie rozumiem - powiedział, odwracając się do Beth. Przez jego pogodną
twarz przebiegł cień. - Czy nikt nie mówił ci, że po zaręczynach będziemy mogli
lepiej się poznać?
- Tak. - Pewnie mówiono to Adinie. Ale i tak zwykłe reguły zostały
naruszone. Ojciec wybrał córce męża, a zaręczyny zostały ogłoszone, zanim młodzi
mieli okazję się poznać. Teraz szybki ślub i „żyli długo i szczęśliwie"? Takie
zakończenie mają tylko bajki.
Zbliżyła się do drzwi balkonowych. Lekki wietrzyk znad morza pieścił jej
twarz. Kiedy spojrzała w ciemne oczy Malika, zapragnęła dowiedzieć się, co
naprawdę myśli.
- A jeśli się nie uda? Nie spodobam ci się albo ty mi się nie spodobasz? Jeśli...
Przerwał, kładąc palec na jej ustach.
- Zawsze myślisz tak pesymistycznie?
- A jeśli tak? Nie będzie zaręczyn?
Roześmiał się.
- Mógłbym pomyśleć, że specjalnie starasz się mnie do siebie zniechęcić.
- I dobrze mi to wychodzi?
- Nie wiem.
R S
17
- Muszę się bardziej postarać?
- To zależy, co chcesz osiągnąć. Nie wyrobiłem sobie opinii na twój temat i ty
też nie powinnaś z góry nic przesądzać.
- Wcale nie przesądzam.
- Nieprawda. Przyjechałaś tutaj przekonać mnie, żebym się wycofał, co
oznacza, że wykluczyłaś możliwość, że nasze małżeństwo może być szczęśliwe.
Na pewno nie.
- No i co z tego? A nawet jeśli masz rację?
Zbliżył się o krok.
- Pozbądźmy się uprzedzeń - wyszeptał, biorąc ją pod brodę. - Pozwól mi
udowodnić, że naprawdę jestem dobrą partią.
Z wrażenia wstrzymała oddech. Podniecający zapach tego mężczyzny
pobudzał wszystkie zmysły. W jego oczach pojawił się zwycięski błysk. Beth starała
się opanować podniecenie, choć nie było to łatwe.
- Nie wątpię, że jesteś bardzo miły, Malik. Nie miałam zamiaru cię urazić i
przepraszam, jeśli tak to odebrałeś.
- Twoje obawy są zrozumiałe.
To, że był miły, jeszcze bardziej utrudniało sytuację. Choć czarujący i bardzo
przystojny, nie miała powodu sądzić, że ma lepszy charakter niż człowiek, który
porzucił ją, żeby poślubić inną kobietę. W dodatku Malik miał większą władzę,
przez co był jeszcze bardziej niebezpieczny. Gdyby to zależało od niej,
powiedziałaby, żeby dał jej spokój. Jednak Addie prosiła, żeby grać na zwłokę.
Dlatego Beth musiała zachować rozwagę.
- Dziękuję ci za cierpliwość, Malik.
- Byłbym wdzięczny, gdybyś ty także mi ją okazała. Spróbujmy się lepiej
poznać. Jeśli potem będziemy mieć wątpliwości, zastanowimy się, co robić.
Chciał zawrzeć rozejm. Byłoby lepiej, gdyby okazał się nudny i odrażający.
Wtedy mogłaby powiedzieć mu, co myśli o zaręczynach. Z drugiej strony, jeśli sam
R S
18
uzna, że nie chce się zaręczać, Addie pozbędzie się kłopotów i ojciec nie będzie
mógł jej nic zarzucić. A więc rozejm.
Uśmiechnęła się.
- Jak mogłabym ci odmówić?
Większość kobiet cieszyłaby się z zaręczyn z następcą tronu w Bha'Khar,
jednak Malik trafił na tę, która nie była z tego zadowolona. Ale, o dziwo, nie
sprawiło mu to przykrości. Posłuszeństwo to miła cecha u kobiety, ale po spotkaniu
z Beth Malik uświadomił sobie, że szybko znudziłby się potulną narzeczoną.
Bardzo zaciekawiła go ta urocza, pewna siebie dziewczyna, która kontrowała
wszystkie jego wypowiedzi. Kiedy powiedziała, że Malik ma władzę, w jej ustach
nie zabrzmiało to wcale jak komplement. Nie mógł się doczekać, kiedy znów ją
spotka. Chciał się dowiedzieć, dlaczego tak obawia się małżeństwa. Postara się ją
przekonać, że powinna zmienić o nim zdanie.
Wszedł do jadalni i przyciemnił górne światło, a potem zapalił świece po obu
stronach ozdobionego kwiatami stołu, na którym stały kryształowe kieliszki, a obok
w srebrnym wiaderku chłodził się wyborny szampan.
Beth zaraz przyjdzie i spędzą razem pierwszy romantyczny wieczór. Dreszcz
przeszedł mu po plecach. Od dawna nie oczekiwał czegoś z takim podnieceniem.
Rzeczywiście dawno nie spotkał tak fascynującej kobiety. Ostatnia ukochana
oszukała go. Jak to dobrze, że taka sytuacja na pewno się teraz nie powtórzy.
Przejrzał się w fazowanym lustrze w pozłacanych ramach wiszącym w
kolistym pasażu między salonem i jadalnią. Miał nienaganną fryzurę i był świeżo
ogolony - na wypadek, gdyby mógł ją pocałować, czego bardzo pragnął. Jedwabna
koszula rozpięta pod szyją i ciemne spodnie sprawiały wrażenie pozornej
niedbałości, co było ważne, gdyż chciał, żeby jego narzeczona nie czuła się
skrępowana.
Wtem rozległo się delikatne pukanie do drzwi. Beth stanęła w progu w białej
lnianej sukni bez rękawów, ściągniętej szerokim czarnym paskiem podkreślającym
R S
19
smukłą talię. Wyglądała elegancko i wytwornie. W jej wielkich brązowych oczach
ozdobionych złotymi punkcikami tliła się nieufność.
Skłonił się lekko.
- Dobry wieczór, Beth. Proszę, wejdź.
- Dziękuję.
Kiedy go mijała, poczuł subtelny kwiatowy zapach, który rozpalił jego
zmysły. Zatrzymała się i rozejrzała po jadalni.
- Witaj w nowym domu - powiedział. - Tu zamieszkamy po ślubie.
- Jeśli chodzi o ślub...
- Beth.
Spojrzała na niego.
- Tak?
- Obiecałaś, że spróbujesz.
- „Obiecałam" to za dużo powiedziane. Stwierdziłam tylko, że nie mogę ci
odmówić.
Uśmiechnął się.
- W każdym razie zgodziłaś się, że powinniśmy się lepiej poznać. Dlatego
proszę, żebyś dziś powstrzymała się od negatywnych komentarzy na temat naszego
małżeństwa.
- Czy to żądanie?
- Serdeczna prośba. Ja nie mam żadnych uprzedzeń.
W jej oczach zamigotały iskierki.
- A więc wasza wysokość chce zachowywać się skromnie?
- Oczywiście. - Wyciągnął rękę w kierunku drzwi prowadzących na taras. -
Usiądź na świeżym powietrzu. Zaraz przyniosę szampana.
- Czy to rozkaz?
W jej głosie wyczuł zdenerwowanie. Z pewnością obawiała się, że zechce ją
uwieść. To był kuszący pomysł, ale Malik miał inne plany. Dziś wieczór musi ją
R S
20
oczarować. Księżyc w pełni, ciepły wietrzyk i zapach jaśminu zmieszany z wonią
morza. Natura zadbała o romantyczny nastrój.
- To nie rozkaz, tylko propozycja. Pomyślałem, że spodoba ci się widok z
góry.
- Ach, tak. - Nie oglądając się za siebie, wyszła na taras.
Malik nalał szampana do kryształowych kieliszków i ruszył za nią.
- Za co wypijemy? - spytał, podając kieliszek Beth.
Zastanawiała się przez chwilę.
- Za lojalność.
Trochę zaskoczony przystał na jej pomysł, wspominając swoje ostatnie
doświadczenia.
- I uczciwość - dodał.
Kryształowe kieliszki brzęknęły melodyjnie. Beth wypiła łyk szampana,
spoglądając na morze. Światło księżyca srebrzyło się na wodzie uderzającej
rytmicznie o brzeg.
- Wspaniały widok - powiedziała oczarowana.
- Tak. - Zamiast patrzeć na morze zastanawiał się, czy jest coś piękniejszego
na świecie niż widok kobiety w świetle księżyca. Kobiety, której z pewnością nie
potrafiłby się oprzeć.
- Powiedz mi coś o sobie - poprosił, wpatrując się w smukły zarys jej długiej
szyi. Zadrżała.
- Co chciałbyś wiedzieć?
- Dlaczego myślisz, że prawdziwa miłość nie istnieje?
- Chyba żartujesz!
- Wręcz przeciwnie. Myślę, że w tym tkwi sekret twojej niechęci do
małżeństwa. - Wypił łyk szampana.
- Dobrze... Był w moim życiu pewien mężczyzna. Poznałam go na studiach.
Bardzo szybko zaczęliśmy się spotykać.
R S
21
- Kochasz go? - spytał, czując dziwne ukłucie w sercu, choć znał Beth
zaledwie od kilku godzin.
- Już nie.
- Ale kochałaś?
- Tak myślałam.
- I co się stało?
- Uwierzyłam, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Potem złamał mi serce, żeniąc
się z inną.
Malik odetchnął z ulgą.
- Chyba zdawałaś sobie sprawę, że jako moja narzeczona nie powinnaś wiązać
się z kimś innym?
- Niestety nie miałam na to wpływu, Malik. Zakochałam się. Na szczęście nie
spałam z tym mężczyzną. - Spojrzała mu odważnie prosto w oczy.
Właśnie wznieśli toast za uczciwość. Nie miał powodu jej nie ufać.
- Wierzę ci.
Usiadła na ozdobionym sztukaterią murku i podziwiała widok roztaczający się
z tarasu.
- Chyba żałujesz, że mnie o to zapytałeś.
- Podoba mi się twoja szczerość. Prawda czasem nie jest łatwa, ale lepsza od
udawania.
Beth zakrztusiła się szampanem. Malik usiadł obok niej.
- Nic ci nie jest? - spytał.
Skinęła głową i zakasłała cicho.
- Nie podoba mi się twój kaszel. I nie podoba mi się, że spotykałaś się z innym
mężczyzną.
- Nic się nie stało, skoro ten związek się rozpadł.
- Nieprawda.
R S
22
- Masz mi to za złe? - spytała z nadzieją w głosie. - Jeśli tak, możemy
zrezygnować ze ślubu. Na pewno to zrozumiem. Powiedz tylko słowo i wrócę do
Ameryki...
- Wykluczone - przerwał. Zauważył, że kiedy była zdenerwowana, mówiła
dużo i bardzo szybko. - Uważam, że kobieta, która poznała miłość, będzie jej znowu
szukać.
- Mimo że powiedziałam ci, że nie chcę się zakochać?
- Tak.
- Mylisz się. - Potrząsnęła głową, zaciskając usta. - Nie chcę już nigdy
przeżywać czegoś takiego.
- Dlaczego?
- Gdybym się nie zakochała, nie musiałabym potem rozpaczać. Przyrzekłam
sobie, że już nigdy nie będę płakać przez mężczyznę.
Rozumiał ją. On też obiecywał sobie, że nie ulegnie urokowi żadnej kobiety.
Ojciec był zdania, że Malik wykazał całkowity brak umiejętności oceny ludzkich
charakterów. To nie mogło się powtórzyć. Jednak jego obowiązkiem było się ożenić
i zapewnić ciągłość sukcesji. Nie powinien kierować się uczuciami. Dlatego ożenek
z kobietą wybraną przez ojca był najlepszym rozwiązaniem. Małżeństwo z Beth
zapewniłoby mu spokój i szacunek.
Siedzieli obok siebie, wpatrując się w romantyczny pejzaż. Kiedy ich ramiona
musnęły się przelotnie, Malikowi zrobiło się gorąco.
- Nasze zaręczyny są dla ciebie korzystne, skoro masz takie doświadczenia.
- Jak to?
- Możesz cieszyć się przywilejami wynikającymi z małżeństwa z królem
Bha'Khar bez narażania się na kłopoty, jakie niesie miłość.
- A więc mogę korzystać z życia jak mężczyzna? - Spojrzała mu w oczy, a
potem uśmiechnęła się tak, że zaparło mu dech.
R S
23
Ujął jej smukłą dłoń i ucałował ją. Zalotne spojrzenie Beth wyostrzyło się. Nie
przejął się tym. On też nie chciał narażać się na kłopoty związane z miłością.
Najważniejsze, żeby doszli do porozumienia, bo jego narzeczona zachwycała go
coraz bardziej charakterem i urodą. Ich małżeństwo było kontraktem, co bardzo mu
odpowiadało.
Pogładził kciukiem dłoń, którą przed chwilą pocałował.
- Nie mogę domagać się czy żądać, żebyś mnie pokochała. Ale nie będziesz
nigdy podobna do mężczyzny, skarbie. I jestem za to wdzięczny losowi.
R S
24
ROZDZIAŁ TRZECI
Następnego ranka Beth stała na balkonie z filiżanką kawy w ręku i
spoglądając na morze rozważała swoją sytuację. Wspomnienia ostatniego wieczoru
przesuwały się w jej pamięci jak w kalejdoskopie. Malik uśmiechający się cza-
rująco, mówiący jej, że cieszy się, że nie jest podobna do mężczyzny i całujący ją w
rękę. Pragnęła, żeby naprawdę ją pocałował, i była rozczarowana, że tego nie zrobił.
Potem ogarnęły ją wyrzuty sumienia. Zapomniała, po co przyjechała do Bha'Khar.
Ciepły wietrzyk muskał jej twarz. Malik Hourani okazał się inny, niż się
spodziewała. Był miły, łagodny i romantyczny. Jeśli tak dalej pójdzie, może mieć to
bardzo przykre konsekwencje. Ta maskarada nie skończy się dobrze. Okłamała go i
powinna zostać ukarana.
Weszła do sypialni. Zadzwoni do Addie i poprosi, żeby siostra zakończyła jej
męki. Zanim zdążyła wystukać jej numer, usłyszała dzwonek telefonu.
- Słucham - powiedziała, podnosząc słuchawkę.
- Dzień dobry - odezwał się znajomy aksamitny głos. - Mam nadzieję, że
dobrze spałaś?
- Wspaniale. - Kłamstwa przychodziły jej z coraz większą łatwością. Co z
tego, że postanowiła jak najczęściej mówić prawdę?
- Cieszę się. Mam dla ciebie niespodziankę.
- Co takiego?
- Nie mogę powiedzieć, bo to nie byłaby niespodzianka. Przyjdę po ciebie za
godzinę.
- Gdzie się wybieramy?
- Koniecznie chcesz zepsuć niespodziankę?
- Muszę wiedzieć, jak mam się ubrać.
- Normalnie.
Normalnie? To mogło oznaczać dżinsy, ale równie dobrze jedwabną suknię.
R S
25
- Mam włożyć sukienkę czy spodnie?
- Dżinsy. I nie powiem ani słowa więcej.
Odłożył słuchawkę. Beth poczuła dreszcz podniecenia. Rzadko spotykały ją
niespodzianki i zwykle były przykre. Matka odeszła, a ojciec nie był miłym,
serdecznym człowiekiem. Mężczyzna, którego kochała, ożenił się z inną kobietą.
Głos Malika brzmiał jednak tak, jakby szykował dla niej coś wyjątkowego.
Godzinę później następca tronu zjawił się u jej drzwi ubrany w dżinsy, luźną
białą koszulę i wysokie buty. Nie chciał zdradzić, gdzie jadą, i zaprowadził ją do
czekającej przed pałacem limuzyny. Chwilę później jechali wzdłuż białego
drewnianego płotu przypominającego zagrodę dla koni. Kiedy samochód zatrzymał
się przed stajnią, Beth straciła nadzieję, że niespodzianka okaże się przyjemna.
- Po co tu przyjechaliśmy? - spytała, gdy podał jej dłoń, pomagając wysiąść z
samochodu.
- Chcę pokazać ci konia, którego kupił dla ciebie Kardahl, gdy był w
odwiedzinach u rodziny żony. Tutejsi mieszkańcy gór hodują najpiękniejsze konie
na świecie.
Przerażona Beth weszła z nim do zacienionego wnętrza stajni. Zaraz wszystko
się wyda. W ekskluzywnej szkole dla dziewcząt, obok zasad etykiety towarzyskiej i
protokołu dyplomatycznego, Addie świetnie opanowała jazdę konną. Ponieważ
wszyscy członkowie rodziny królewskiej byli zagorzałymi zwolennikami
jeździectwa, żona przyszłego króla powinna także posiąść tę umiejętność. Niestety,
Beth nigdy nie dosiadała konia.
- Nie wiem, co powiedzieć. - Po tylu kłamstwach chętnie przyzna się do
prawdy.
- Pokażę ci twoją klacz - powiedział, biorąc ją za rękę. Podeszli do boksu, w
którym stał czarny koń o błyszczącej sierści z białymi plamami na pysku. Addie
byłaby zachwycona tą niespodzianką.
Beth zastanawiała się, jak wybrnąć z sytuacji.
R S
26
- Dziękuję, Malik.
- Bardzo proszę.
Beth położyła dłoń na szyi klaczy.
- Jak ona ma na imię? - spytała.
Malik uśmiechnął się i zaśmiał, gdy koń trącił chrapami jego ramię.
- To twoja klacz, więc sama musisz ją nazwać.
- Jezebel - wymieniła pierwsze imię, jakie przyszło jej do głowy. Ona też
zachowała się fałszywie.
- Jak? - zdziwił się.
Wzruszyła ramionami.
- Podoba mi się to imię.
- W takim razie Jezebel. Każę osiodłać konie i pojedziemy...
- Nie.
Zmarszczył brwi.
- Nie rozumiem. Wydawało mi się, że moja narzeczona lubi jeździć konno?
- Lubi. - Teraz przynajmniej nie skłamała. Addie uwielbiała konną jazdę.
- W takim razie o co chodzi?
- Jestem trochę zmęczona...
- Przecież dobrze spałaś?
To się nazywa wpaść we własne sidła!
- Tak, ale nie przyzwyczaiłam się jeszcze do zmiany czasu. W Ameryce jest
teraz środek nocy.
- W takim razie zaczekamy. Chciałem jak najszybciej pokazać ci ten prezent.
- Nie spodziewałam się tak wspaniałej niespodzianki - odparła, czując do
siebie obrzydzenie. - To bardzo miło z twojej strony. Jednak tak dawno nie
jeździłam konno, że nie wiem, czy potrafię utrzymać się w siodle.
- Najpierw musisz się zaaklimatyzować i dobrze wypocząć.
Do tego czasu, jeśli los będzie jej sprzyjać, Addie wyratuje ją z opresji.
R S
27
- Wspaniale. - Poklepała Jezebel po szyi i wyszła ze stajni. Stanęła na
najniższym szczeblu płotu, wpatrując się w majaczące w oddali góry.
Bha'Khar był pięknym krajem z prawdziwie romantyczną scenerią. Jego
przyszły władca Malik prezentował się równie wspaniale. Nie chodziło jednak tylko
o ucztę dla oczu. Beth od niepamiętnych czasów troszczyła się o siostrę. Jeśli nie
przekona następcy tronu, że należy zerwać z tradycją panującą w królestwie, ojciec
zapewne wyrzeknie się Addie.
Beth uważała, że to i tak byłoby lepsze, niż gdyby jej siostra pokochała Malika
i poślubiła go, bo jak każdy mężczyzna posiadający wielką władzę na pewno zła-
małby jej serce.
Malik stał tak blisko, że czuła ciepło bijące od jego ciała.
- Jesteś bardzo zamyślona - powiedział. - Rozmyślasz o naszych zaręczynach,
mam rację?
- Tak. - Westchnęła. - Wydaje mi się, że to nie w porządku, żeby narzucać
komuś, co ma robić, pozbawiając go wolności wyboru.
- Ja patrzę na to inaczej. Uważam, że tradycja jest istotna. Zwyczaj wybierania
narzeczonej dla króla ma niezwykłą wagę. Jeśli naprawdę sprzeciwiasz się naszemu
małżeństwu, to wystarczy, żebyś mi to powiedziała.
- Gdyby to było takie proste - odparła cicho.
Ojciec byłby wściekły. Ona i Addie od dziecka uczone były posłuszeństwa.
Nieustannie starały się go zadowolić i zasłużyć na rzadkie słowa pochwały. Beth
wcześnie uświadomiła sobie, że ojciec silniej reaguje na jej bunt niż ślepe
wypełnianie poleceń. W końcu doszła do wniosku, że i tak nigdy jej nie pokocha.
Addie zostanie królową, a jej nie spotka z jego strony nic dobrego. Dlatego poszła
za głosem serca i postanowiła zostać nauczycielką. Kiedy ojciec wyrzekł się jej
dlatego, że zdecydowała się pracować zamiast siedzieć w domu i czekać na ślub, tak
jak jej rozkazał, niespodziewanie okazało się, że to jest dla niej straszny cios.
R S
28
Przedtem nie wierzyła, że do tego dojdzie, ale kiedy ojciec zaczął ją
ignorować, okazało się to bardzo bolesne. Rozumiała, że siostra boi się
przeciwstawić jego woli.
Kiedy Addie poprosiła ją, by zamiast niej pojechała do Bha'Khar, by ona w
międzyczasie mogła przekonać się, czy znalazła prawdziwą miłość, za którą warto
byłoby zapłacić tak wysoką cenę, Beth wyraziła zgodę.
Malik spojrzał na nią uważnie, opierając się o płot.
- Nie wiem, czym się martwisz, ale mam nadzieję, że przyjdzie taka chwila,
kiedy zechcesz mi zaufać.
- Dziękuję, Malik. - Nie miał pojęcia, jak bardzo pragnęła mu się zwierzyć.
Gdyby chodziło tylko o nią, nie wahałaby się ani chwili. Niestety nie mogła
powiedzieć mu prawdy, bo siostra poniosłaby tego surowe konsekwencje.
- Muszę ci powiedzieć, że są w życiu gorsze rzeczy niż to, że ktoś decyduje o
naszym losie. Postępowanie zgodnie z planem nie jest niczym złym.
- Tak? Dziwne, że mówi to mężczyzna, który lubi niespodzianki.
- W starannie zaplanowanym życiu jest miejsce i na niespodzianki.
- To znaczy, że lubisz je, jeśli masz wszystko pod kontrolą?
- Mówisz tak, jakby to była wada.
- A nie jest?
- Nie. - Jego oczy błysnęły tajemniczo.
Serce Beth zabiło mocniej.
- I jak ci to wychodzi?
- Dobrze. Skoro już o tym mówimy, czy mógłbym zrobić ci jakąś
niespodziankę?
- Nie wiem, czy to byłaby prawdziwa niespodzianka.
- Czego byś pragnęła?
Tego, co było drugim powodem, dla którego zdecydowała się tu przyjechać.
- Chciałabym odnaleźć matkę.
R S
29
- Mimo że od wielu lat się wami nie interesowała?
A więc wiedział o wszystkim.
- Właśnie dlatego. Muszę z nią porozmawiać.
- Załatwię to - odparł bez wahania.
- Naprawdę?
- Tak.
- Dziękuję. Jestem ci bardzo wdzięczna.
Jego oczy rozbłysły, a usta rozchyliły się w uwodzicielskim uśmiechu.
- Czy w ramach wdzięczności otrzymam pocałunek?
Jakże chętnie dotknęłaby jego warg... Zeskoczyła z płotu, ruszając naprzód.
- Nie.
- Obraziłem cię? - spytał, doganiając ją.
- Nie.
- Ale jesteś zmieszana?
O, tak!
- Wcale nie.
Położył rękę na jej ramieniu i odwrócił do siebie.
- Powiedz prawdę.
- Nie obraziłam się.
- To dobrze. - Jego ogniste spojrzenie przyciągało ją jak magnes. - Bo musisz
o czymś wiedzieć.
- O czym? - szepnęła.
- Wkrótce cię pocałuję.
- Tak? - spytała jeszcze ciszej, tracąc oddech.
- Ale ten pocałunek musi coś oznaczać.
Zapewne to, że Beth pójdzie prosto do piekła. Będzie przeklęta na wieki.
R S
30
- Kiedy cię pocałuję - mówił dalej - nie będziesz mogła o mnie zapomnieć.
Moje usta spoczną na twoich wargach, a ciało przeniknie dreszcz. Ten pocałunek
będzie tak słodki i gorący, że zapragniesz, żeby nigdy się nie skończył.
Beth słuchała ze zdumieniem. Jego pałający wzrok nie pozostawiał żadnych
wątpliwości, że mówi prawdę. Czuła, że nie potrafi mu się oprzeć. Najgorsze, że
tylko zastępuje siostrę!
Malik jest tak cudowny, że coraz trudniej było jej kłamać. Uknucie podstępu
było łatwe, kiedy go nie znała. A teraz... Wiedziała, jak to jest być okłamywanym.
Malik na to nie zasługiwał. Musi porozmawiać z Addie.
Z filiżanką herbaty i telefonem komórkowym w ręku Beth usiadła na sofie w
swoim apartamencie. Sprawdziła, która godzina jest teraz w Los Angeles.
- Przykro mi, Addie - mruknęła. Muszę cię obudzić, bo mam kłopoty.
Wcisnęła szybkie połączenie.
- Słucham? - Po dłuższej chwili odezwała się zaspana Addie.
- Cześć, Ad. To ja.
- Beth - ożywiła się siostra. - Jak się czujesz?
- Fizycznie dobrze, ale poza tym nie najlepiej.
- Co się stało?
- Muszę powiedzieć Malikowi, że jestem twoją siostrą.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
- Co się stało? - spytała wreszcie Addie. - Podejrzewa coś?
Beth chwyciła turkusową poduszkę i przycisnęła ją do piersi.
- Chyba tak. Dał mi - to znaczy tobie - konia i chciał się wybrać na
przejażdżkę.
- Ojej!
- Ojej! Wiesz, jak się boję koni!
- I co zrobiłaś?
- Powiedziałam, że jestem bardzo zmęczona po podróży.
R S
31
- Uwierzył ci?
- Chyba tak. Nie wiem. - Z roztargnieniem skubała poduszkę. - O mały włos
nie powiedziałam mu prawdy.
- Nie możesz tego zrobić, Beth.
- To okropne, Addie. On jest taki miły. Romantyczny, przystojny i uprzejmy.
Pomoże mi odnaleźć matkę.
- Naprawdę chcesz się z nią spotkać?
- Porzuciła nas bez słowa, kiedy byłyśmy całkiem małe. Zostawiła nas z
surowym, apodyktycznym ojcem, który afiszował się ze swoimi kochankami, wysłał
nas do szkół z internatem i rządził nami, tak jak mu się podobało. Mam prawo
domagać się wyjaśnień. Uważam, że zachowała się samolubnie i bezmyślnie, i chcę
powiedzieć jej to prosto w oczy. - Wzięła głęboki oddech, żeby rozluźnić napięte z
nerwów mięśnie.
- Ojciec chce naszego dobra - odparła siostra. - Na swój sposób nas kocha.
- Kocha ciebie.
Addie westchnęła ciężko.
- Tyle ci zawdzięczam, Bethie. Zawsze się mną opiekowałaś i mnie broniłaś.
Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła.
Beth skuliła się na sofie na wspomnienie otrzymanych razów.
- Jesteś moją siostrą. Kocham cię.
- Wiem o tym. Tak mi przykro, że muszę cię prosić, żebyś wytrzymała jeszcze
trochę.
- Zobaczysz, że bardzo polubisz Malika, Addie. - Szkoda, że nie był
prawdziwym potworem, bo wtedy ojciec musiałby pogodzić się z odmową córki.
Jednak następca tronu w Bha'Khar był czarujący i mądry, przez co sytuacja stawała
się jeszcze trudniejsza.
- Nie mogę jeszcze przyjechać.
- Dlaczego?
R S
32
- Muszę lepiej poznać Tony'ego. Bardzo mi się podoba. Nigdy nie byłam
zakochana i chcę się przekonać, jak to jest.
- Wcale nie tak cudownie, jak się wydaje - odparła Beth, przypominając sobie
rozmowę z Malikiem. Czy to dobrze, że podzielał jej niechęć do miłości?
- Proszę cię, zaczekaj jeszcze chwilę.
- Nigdy nie będziesz miała całkowitej pewności, Addie. Będziesz zastanawiać
się przez całe życie.
Sama zastanawiała się, jak mogła być taka głupia, że zakochała się w
mężczyźnie, który uważał, że może mieć żonę i kochankę. Była też ciekawa, czy
Malik byłby zdolny zniszczyć kogoś, kto stanie mu na drodze.
- Gdyby tylko następca tronu nie zdecydował się wezwać mnie tak nagle -
powiedziała Addie. - Wszystko tak dobrze się układało, a on nagle przypomniał
sobie o dawnych zaręczynach.
- Król niedługo abdykuje i Malik ma objąć tron. Do tej pory powinien już być
żonaty - wyjaśniła Beth. - Wiem, że to fatalny moment. - Chyba nic by się nie stało,
gdyby Addie spróbowała jeszcze raz porozmawiać z ojcem? - Wytłumacz ojcu, że
nie możesz się zgodzić na to małżeństwo.
- Najpierw muszę się przekonać, czy Tony jest tego wart.
- Nie o to chodzi. Zrób to dla siebie, a nie ze względu na Tony'ego. Pokaż, że
masz własne zdanie, Addie.
- Nie jestem tak silna jak ty, Bethie. Wiem, że ojciec jest apodyktyczny i
surowy, ale chce mojego dobra.
- Gdybyś nie była ode mnie starsza...
- O dwie minuty!
- Nawet gdyby to były tylko dwie sekundy. Urodziłaś się pierwsza i dlatego
zostałaś narzeczoną następcy tronu. Ojciec nigdy nie potrafił nas odróżnić, ale to
chyba nie miało znaczenia, bo zachowywał się tak, jakby w ogóle nie było mnie na
świecie.
R S
33
- Wiem, że ma wady, ale jest naszym ojcem. Straciłam matkę i nie chcę stracić
też ojca. Potrzebuję trochę czasu, żeby zebrać się na odwagę i porozmawiać z nim.
Beth przymknęła oczy.
- Dobrze. Na razie nie powiem nic Malikowi.
- Dziękuję ci, siostrzyczko.
- Nie ma za co. Postaram się udawać, że jestem tobą do chwili twojego
przyjazdu.
Zgodziła się brnąć dalej w kłamstwo, tłumacząc sobie, że choć postępuje
niewłaściwie, ma szczytny cel. Niestety coraz trudniej było jej w to uwierzyć.
Cierpiała, że musi oszukiwać Malika, i to tym bardziej, im bardziej jej się podobał.
Nigdy nie przypuszczała, że znajdzie się w takiej sytuacji. Wydawało się jej,
że w ogóle nie będzie go lubić. Z drugiej strony powinna pamiętać o tym, że
mężczyźni mający władzę niekoniecznie od razu ujawniają swój prawdziwy
charakter. Czas pokaże, czy Malik jest naprawdę taki, jakim się teraz wydawał.
Może Addie wkrótce przyjedzie i sama rozwiąże tę zagadkę? Byle szybko, bo
sympatia, jaką budził w niej Malik, zaczynała stanowić dla Beth coraz większy
problem.
R S
34
ROZDZIAŁ CZWARTY
- Nie masz nic lepszego do roboty? - Beth stała obok limuzyny przed
portykiem pałacu.
Podczas lunchu król i królowa, oczarowani przyszłą synową, zaproponowali,
żeby Malik pokazał jej miasto. Beth zachowywała się nienagannie, ale on widział w
jej oczach wahanie. Od chwili, gdy kilka dni temu powiedział, że ją pocałuje,
zaczęła zachowywać dystans. Im dłużej ją znał, tym bardziej pragnął spełnić swoją
zapowiedź. Może to właśnie jego słowa wywołały w niej niepokój? Ta myśl
sprawiła mu satysfakcję. Dobrze, że nie jest jej obojętny. To oznacza, że nie tylko
on zaangażował się w ten związek.
Rzeczywiście miał ważne sprawy na głowie. Był przecież następcą tronu w
Bha'Khar i wkrótce przejmie władzę. Ale kiedy jego ojciec, aktualnie panujący król,
wysunął taką propozycję, Malik uznał, że to dobry pomysł.
- Coś lepszego niż co?
- Oprowadzanie mnie po mieście.
- Jesteś moją narzeczoną. Mam obowiązek pokazać ci kraj i zapoznać z
życiem rodziny królewskiej - powiedział, otwierając przed nią drzwi samochodu.
Wsiadła do limuzyny, odsuwając się od niego jak najdalej.
- Rodzina królewska jest niezwykle sympatyczna. Bardzo podobają mi się
twoi rodzice, brat i jego żona. Jednak wydaje mi się, że mogłeś kazać komuś ze
służby oprowadzić mnie po pałacu.
- Chcę ci towarzyszyć - oświadczył.
Spojrzała na niego z wahaniem.
- Pokazałeś mi już pałac. Byłam pod wrażeniem ogromnej liczby rolls-
royce'ów, bentleyów i ferrari.
R S
35
- Nie liczba jest najważniejsza - odparł, przypominając sobie, jak była
zdumiona, gdy zaprowadził ją do pałacowego garażu - tylko to, że w razie potrzeby
zawsze będziesz miała do dyspozycji któryś z nich.
- O ile trafię do garażu.
- Z przyjemnością zaprowadzę cię tam jeszcze raz.
Potrząsnęła głową.
- Nie trzeba.
Wciąż starała się trzymać go na dystans. Wiele razy słyszał, że jest przekorny i
teraz to się potwierdzało. Im bardziej odsuwała się od niego, tym bardziej miał
ochotę się do niej zbliżyć.
- Nie podobają ci się twoje pokoje?
- Bardzo. Ale gdybyś chciał zrobić mi znowu niespodziankę, to uprzedzam, że
zamiast konia mogę użyć GPS-u, żeby nie zabłądzić w pałacu. To będzie lepszy
sposób niż wytyczanie sobie drogi za pomocą okruchów rzucanych na ziemię.
- Szybko się przyzwyczaisz do pałacu.
- Mam jeszcze lepszy pomysł - oznajmiła, klaszcząc w dłonie. - Zacznę nosić
nadajnik albo chipa, żeby można było mnie odnaleźć, gdybym nie zjawiła się o
określonej porze. Albo tabliczkę na piersi: „W razie znalezienia proszę zwrócić
do...".
Roześmiał się. Samochód miękko minął bramę pałacu i wyjechał na ulicę.
Promienie słońca odbijały się od beżowo-różowych stiukowych budynków z
białymi kamiennymi dachami i czerwonymi dachówkami, bezlitośnie paląc ziemię.
Choć było lato, w samochodzie panował przyjemny chłód. Beth nigdy nie wyrażała
się krytycznie o Bha'Khar, za to często krytykowała jego przyszłego władcę. Dziś
musi przekonać ją, że małżeństwo z królem Bha'Khar ma swoje dobre strony.
- Pałac nie jest taki wielki - oświadczył.
Spojrzała na niego z ukosa.
- Owszem, jest.
R S
36
- Bywają większe. Miałem zaszczyt gościć u sułtana Brunei, którego pałac ma
dwieście tysięcy stóp kwadratowych. I jest tam dwieście pięćdziesiąt siedem
łazienek.
Zdumiała się.
- Czy to znaczy, że zawsze poruszałeś się po nim w towarzystwie
przewodników?
- Raczej nie. Chodzi mi o to, że...
- Twój pałac jest skromny. Może dla ciebie, bo się w nim wychowałeś i znasz
go na wylot. Dla mnie jest olbrzymi. Byłam zdumiona widokiem tylu sal balowych,
salonów bankietowych i sal konferencyjnych - o, Boże!
Malik uważał to za oczywiste. Od dziecka wychowywał się w pałacu. Tu
bawił się z bratem. To był jego dom, który od kilkuset lat stanowił własność rodziny
królewskiej. Znał wszystkie jego zakamarki i alkowy, w których bawił się w
chowanego z Kardahlem i potrafił ukryć się przed guwernantką czy nianią. Niestety
nie był na tyle duży, by Malik nie spotkał kobiety, która chciała zrobić karierę jego
kosztem. Doskonale wiedział, że jego uprzywilejowana pozycja może przyciągać
oszustów, ale nie spodziewał się, że ktoś taki znajdzie się wśród pracowników
zatrudnionych w jego własnym domu. Gorycz porażki była tym większa, że nie
spodziewał się takiego zachowania ze strony swojej wybranki. Nie chciał po raz
drugi przeżyć takiego upokorzenia.
- Gdzie teraz jedziemy? - spytała Beth. - Poznałam twoją rodzinę, zwiedziłam
pałac i garaże, w których jest tyle samochodów, że mogłyby zapewnić transport dla
całego kraju. Obejrzałam też stajnię. Nie leciałam tylko waszym odrzutowcem. Co
jeszcze może mnie czekać? - Zerknęła przez okno, za którym widać było morze. -
Chyba tylko wycieczka królewskim jachtem.
- Niestety zgadłaś, a więc to już nie jest niespodzianka.
- Macie wiele jachtów?
- Tylko jeden, ale na tyle duży, że może pomieścić całą rodzinę.
R S
37
Chwilę później samochód zaparkował na nabrzeżu i Malik wprowadził Beth
po schodkach na pokład. Kapitan, steward i kucharz przywitali się z nimi, a potem
dyskretnie zniknęli. Malik pokazał Beth mostek nawigacyjny, jadalnie i kabiny
królewskie z mahoniowymi ścianami i wykończeniami z mosiądzu. Ze zdumieniem
Beth oglądała po kolei cztery pokłady stumetrowego jachtu, na którym znajdowały
się nawet siłownia i spa.
Usiedli w głównym salonie, ze ścianami zdobionymi tekowym drewnem.
Malik kazał stewardowi przynieść zimne napoje. Kiedy jacht zakołysał się lekko,
zaproponował, by usiedli na okrągłej skórzanej sofie stojącej naprzeciw wielkich
kwadratowych okien, z których rozciągał się widok na nabrzeże i pełne morze.
- Jak ci się tu podoba? - spytał, siadając obok niej.
- Wspaniały jacht - odparła, spoglądając w okno. Morze połyskiwało w słońcu
jak diament. - I jak cudownie można by stąd uciec.
Intrygująca uwaga. Nie zdążył spytać, co ma na myśli, bo pojawił się steward.
- Czy mam podać coś jeszcze, wasza wysokość? - spytał.
- Dziękuję, Salleh. To wszystko.
Beth wypiła łyk wody i oplotła dłońmi zimną szklankę.
- Muszę ci powiedzieć, że jestem trochę rozczarowana - oznajmiła z powagą.
Malik dostrzegł w jej oczach błysk przekory.
- Tak? Dlaczego?
- Samochody, samoloty, jachty - to wszystko zabawki dla chłopców.
- Nie interesują cię takie rzeczy?
- Nie zrozum mnie źle. Chętnie popływałabym jachtem po otwartym morzu.
Myślę jednak, że zapomniałeś pokazać mi królewski skarbiec.
- Nie sądziłem, że cię to zainteresuje.
- Oczywiście, jeśli są tam brylantowe diademy, rubinowe naszyjniki i
pierścienie ze szmaragdami. Gdzie przechowuje się piękne stroje, buty i biżuterię?
To są rzeczy, które przyprawiają kobietę o zawrót głowy.
R S
38
Malik pragnął zawrócić jej w głowie, ale nie biżuterią i sukniami. Zależało mu
na tym, żeby czuła się tu dobrze, zwłaszcza że pociągała go bardziej, niż się
spodziewał. Ten fakt niepokoił go, gdyż planowane małżeństwo miało być umową
niezwiązaną z żadnym uczuciem.
- Jeśli czegoś pragniesz, powiedz mi o tym. Natychmiast spełnię każde twe
życzenie.
Przesunęła palec po zimnej szklance, zostawiając na niej jasną smugę.
- Chciałabym, żebyś odwołał ślub.
A więc wrócili do punktu wyjścia. Z jednej strony cieszył się, że nie zmieniła
zdania pod wpływem przepychu, który zobaczyła. To dobrze świadczyło o jej
charakterze. Mimo to miał nadzieję, że skala bogactwa, które posiadał, złagodzi
choć trochę jej niechęć do małżeństwa.
- Bardzo mi przykro - powiedział. Kiedyś uważał tak samo jak ona i
sprzeciwiał się kontynuowaniu tradycji, zgodnie z którą król wybierał najstarszemu
synowi żonę. Zawód miłosny sprawił jednak, że zgodził się na to, by ktoś starszy i
mądrzejszy zdecydował za niego. Zaakceptował decyzję ojca, uważając, że spełnia
ciążący na nim obowiązek. Żadne uczucia nie mogły wchodzić w grę. - To jest je-
dyna prośba, której nie mogę spełnić.
- Chyba powinnam cię uprzedzić, że nie przestanę cię o to prosić. -
Westchnęła. - Pomyślałam, że nikomu nie stanie się krzywda, jeśli znów spróbuję.
Krzywda. To słowo go zastanowiło. Beth od chwili narodzin była
wychowywana tak, by godnie pełnić rolę królowej Bha'Khar. Była odpowiednio
przygotowana i wykształcona. Mimo to nie chciała zająć należnego jej miejsca. Czy
to możliwe, że czuje się skrzywdzona, bo mimo wszystko wciąż kocha mężczyznę,
który ją porzucił?
Delikatnie ujął jej zimną dłoń.
- Mam wrażenie, że coś cię dręczy - powiedział, patrząc jej głęboko w oczy.
- Wcale nie - odparła, odwracając wzrok.
R S
39
- Nie tęsknisz za tym draniem, który cię skrzywdził?
Lekki uśmiech pojawił się na jej zmysłowych wargach.
- Prawdę mówiąc, miałam szczęście, że ożenił się z kimś innym.
- Na pewno?
- Oczywiście.
- Jak mówiłem, lubię niespodzianki, ale tylko wtedy, gdy to ja je robię. Nie
lubię być zaskakiwany. Dlatego proszę, żebyś powiedziała mi wszystko, o czym
powinienem wiedzieć.
- Wiesz wszystko, co trzeba, o mojej przeszłości.
Co trzeba? Niestety chciał wiedzieć absolutnie wszystko.
Jej odpowiedź była zgodna z tym, czego oczekiwał, jednak nie podobał mu się
cień, który przemknął po twarzy Beth. Już raz oszukała go kobieta, którą kochał. To
nie może się powtórzyć. Był skłonny ofiarować Beth wszystko, czego zapragnie -
oprócz serca. Nie wolno powtarzać tych samych błędów.
Beth stała obok Malika, uczestnicząc w próbnej ceremonii zaślubin.
Zastanawiała się, dlaczego Kardahl i jego narzeczona zdecydowali się pobrać.
Rodzina królewska pozowała do zdjęć na podium ustawionym przed salą, w której
za dwa dni odbędzie się ślub. W sąsiedniej sali balowej przygotowywano przyjęcie,
na które zaproszono ważnych gości z całego świata. Kardahl i Jessica wpatrywali się
w siebie, trzymając się za ręce. Obok nich stali dziadkowie i dwie ciotki Jessiki, a
także król, królowa i narzeczeni.
Kiedy Kardahl pocałował pannę młodą, rozległ się trzask migawek i błysnęły
flesze. Beth raziło ostre światło, a usta bolały od ciągłych uśmiechów. W dodatku
nie bardzo rozumiała, po co to wszystko, skoro brat Malika zawarł już ślub z Jessicą
per procura. To oznaczało, że Addie jest w jeszcze większym niebezpieczeństwie,
bo mogła zostać żoną następcy tronu, nie składając przysięgi małżeńskiej.
R S
40
Gdyby Beth wzięła ślub jako Addie, to kiedy siostra przyjechałaby tutaj,
Malik sądziłby, że jest jego żoną i oczekiwałby od niej spełniania powinności
małżeńskich.
Na samą myśl Beth przeszedł dreszcz, choć wcale nie było jej zimno. Wręcz
przeciwnie, mężczyzna, który doprowadzał ją do szaleństwa, opisując pocałunek,
musi być wspaniałym kochankiem. Szkoda, że nie będzie miała okazji się o tym
przekonać.
Malik zauważył, że poruszyła się niespokojnie.
- Dobrze się czujesz? - spytał.
- Tak. Tylko trochę nieswojo.
- Przez te zdjęcia?
Uśmiechnęła się. Byłoby dobrze, gdyby to była wina fotografów, a nie tego,
że narzeczony siostry podoba jej się coraz bardziej.
Objął ją w pasie i delikatnie uścisnął.
- Ten pokaz zaaranżowany specjalnie dla prasy wkrótce się skończy. Wszyscy
przedstawiciele mediów zostaną wyproszeni z sali przed rozpoczęciem próbnej
ceremonii ślubnej. Fotograf pałacowy zrobi tylko pamiątkowe zdjęcia do albumu
rodzinnego.
- To dobrze.
Ledwie zdążył to powiedzieć, koordynator uroczystości kazał ochronie
wyprosić fotografów z sali. Beth odeszła na bok, opierając się o jedną z bogato
zdobionych kolumn otaczających salę. Cała rodzina królewska zaczęła zajmować
wyznaczone miejsca.
Malik, który był drużbą pana młodego, stanął obok brata. Druhnami Jessiki
były dwie ciotki, którym wskazano, gdzie powinny stać. Potem przyprowadzono
dziadków panny młodej, a następnie króla i królową. Następnie panna młoda
przeszła pasażem między fotelami, zatrzymując się przed ministrem
sprawiedliwości Bha'Khar, który miał przewodniczyć ceremonii. Państwo młodzi
R S
41
mieli na razie wstrzymać się ze składaniem przysięgi małżeńskiej, ale Kardahl nie
miał zamiaru zrezygnować z pocałunku. Wziął Jessicę w ramiona i zaczął namiętnie
całować.
Beth przyglądała się im, przypominając sobie słowa Malika: „Kiedy moje usta
spoczną na twych wargach, twoje ciało przeniknie dreszcz. Ten pocałunek będzie
tak słodki i gorący, że zapragniesz, żeby nigdy się nie skończył".
Z wrażenia wstrzymała oddech, czując, że zalewa ją fala gorąca.
Kiedy oprzytomniała, rodzina zaczęła opuszczać salę, aby udać się na
uroczystą kolację w jednej z mniejszych sal bankietowych.
Malik szarmanckim gestem podał jej ramię.
- Czy pozwolisz, że będę ci towarzyszyć? - spytał.
- Za chwilę.
Zmarszczył brwi.
- Na pewno dobrze się czujesz?
Jak mogła czuć się dobrze, gdy miała tyle zmartwień?
Niestety musiała zachować to w sekrecie. Nie zdawała sobie sprawy, że
podstęp wymyślony wspólnie z siostrą będzie wymagać tylu kłamstw. Powinny były
lepiej to przemyśleć. Udawanie siostry bliźniaczki wydawało się całkiem łatwe.
Teraz musiała udawać, że lubi swego narzeczonego. A najgorsze było to, że wcale
nie musiała udawać - naprawdę bardzo polubiła Malika. Niestety nie była to sym-
patia, jaką darzy się przyszłego szwagra. Lubiła go tak bardzo, że jej serce biło jak
szalone i pragnęła znaleźć się w jego ramionach. Coraz częściej musiała sobie
przypominać, że przyszły władca może specjalnie zachowuje się tak, żeby się w nim
zakochała. To znaczy nie ona, tylko jej siostra. Beth nie przyjechała do Bha'Khar po
to, by się w nim zakochać. Jednak coraz mniej wierzyła własnemu rozsądkowi,
który nakazywał jej podchodzić nieufnie do Malika, i coraz częściej ponosiły ją
emocje. Jeśli nie zacznie ich wreszcie kontrolować, konsekwencje mogą okazać się
bardzo przykre.
R S
42
- Wszystko w porządku - powiedziała. - Jestem tylko trochę zdezorientowana.
- Wszystko mogę ci wyjaśnić.
- Dobrze. Myślałam, że Jessica i Kardahl są już małżeństwem.
- Tak.
- To dlaczego znów się pobierają?
- Kochają się i chcą, żeby wszyscy widzieli, jak bardzo są szczęśliwi, kiedy
składają uroczystą przysięgę, patrząc sobie w oczy.
- To dlaczego nie zrobili tak od razu?
Malik wsunął ręce do kieszeni ciemnografitowych spodni.
- Ich związek został zawarty per procura.
- Słyszałam. Nie mogę uwierzyć, że takie rzeczy zdarzają się w dzisiejszych
czasach.
Skinął głową.
- To jest zgodne z prawem.
- Mówisz to bez przekonania.
- Wprost przeciwnie.
Przyjrzała mu się uważnie. Chyba nie powiedział jej całej prawdy?
- I to wszystko?
Zastanawiał się przez chwilę, po czym westchnął.
- To długo historia.
Rozejrzała się po opustoszałej sali.
- Mamy czas. Najwyżej spóźnimy się na koktajl.
- Koniecznie musisz się dowiedzieć, prawda?
Pokiwała głową.
- Tak.
- Jak sobie życzysz. - Oparł się o kolumnę. - Jeszcze przed narodzinami Jessiki
uzgodniono, że poślubi mojego brata. Jej matka wyjechała do Stanów
Zjednoczonych. Odnaleziono ją, gdy Kardahl przeżywał trudny okres. Ojciec chciał
R S
43
przyspieszyć to małżeństwo. Specjalny wysłannik pojechał do Stanów, żeby skłonić
Jessicę do przyjazdu do Bha'Khar. Niestety był zbyt nadgorliwy w wykonywaniu
swoich obowiązków.
- Co zrobił?
Malik odwrócił głowę.
- Pełnomocnictwo było napisane w języku bha'kharskim. Wysłannik włożył
ten dokument do sterty papierów, które miała podpisać Jessica, ale zataił jego treść.
- Chciał pokazać królowi, że potrafi skutecznie działać?
- Właśnie.
- Rozumiem.
To potwierdzało jej obawy przed nadużywaniem władzy przez wpływowych
ludzi. Wiedziała, że absolutna władza szybko psuje charakter. Oczywiście nie
posądzała nikogo z rodziny królewskiej o oszustwa czy nieuczciwość, ale bała się
ważnych wpływowych ludzi, którzy sami ustalają reguły postępowania. Dostała w
życiu bolesną nauczkę i za nic w świecie nie zgodziłaby się przeżyć jeszcze raz
takiego upokorzenia. Jak to dobrze, że Addie zdecydowała się zerwać zaręczyny!
Malik wyprostował się i uniósł jej głowę, tak że musiała spojrzeć mu w oczy.
- Myślę, że nic nie rozumiesz.
- Jak to?
- Kardahl i Jessica są dowodem na to, że to dobrze, gdy starsi i mądrzejsi
wybierają młodym partnera.
- Co może być dobrego w tym, że ludzie nie decydują sami o tym, z kim się
zwiążą?
- Jessica i mój brat pokochali się i teraz cieszą się, że są mężem i żoną.
- Mają szczęście.
To przypadek. Jessica i Kardahl rzeczywiście byli bardzo szczęśliwi. Beth
cieszyła się z tego, ale co do starszych i mądrzejszych ludzi miała pewne
wątpliwości. Jej ojca trudno zaliczyć do tej kategorii. Jest człowiekiem zimnym i
R S
44
nieprzystępnym. Nie miał pojęcia, jaki mężczyzna mógłby odpowiadać Addie i
prawdopodobnie wcale go to nie obchodziło. Zależało mu tylko na zdobyciu
większych wpływów na królewskim dworze.
Beth bardzo kochała swoją siostrę. Zrobiłaby wszystko, żeby uchronić ją
przed nieszczęściem. Chciała, by Addie znalazła prawdziwą miłość i była tak
szczęśliwa jak Jessica.
Czy to nie ironia, że tak spodobał jej się Malik?
Co prawda żałowała, że nigdy się nie dowie, czy ta fascynacja mogłaby
przerodzić się w coś głębszego, ale z drugiej strony nie mogła zapominać, że ten
mężczyzna wkrótce będzie królem Bha'Khar. Czuła paniczny strach przed ludźmi
mającymi wielką władzę.
R S
45
ROZDZIAŁ PIĄTY
Malik słuchał toastu wygłaszanego przez brata na cześć żony. Rodzina i
przyjaciele, którzy zasiedli do uroczystej kolacji, unieśli w górę kieliszki z
szampanem. Fotografowie robili zdjęcia, a dziennikarze nagrywali każde słowo.
Przebieg uroczystości zostanie przedstawiony w telewizji i gazetach na całym
świecie. Co za wspaniały romans! Wszyscy widzieli, jak głębokim i szczerym
uczuciem darzy się ta para.
Malik cieszył się, że brat jest tak zakochany i szczęśliwy. Zaaranżowane
małżeństwo, które okazało się udane, dobrze wróżyło jego zaręczynom. Kiedy
obejmie tron po ślubie z Beth, uroczystość będzie jeszcze okazalsza. Z nie-
cierpliwością oczekiwał tej chwili, choć zaplanowane przez ojca małżeństwo nie
powinno wzbudzać w nim głębszych uczuć. W końcu to był zwykły kontrakt.
Rozejrzał się po jasnej udekorowanej kwiatami sali, zastanawiając się, gdzie
może być jego przyszła żona. Nigdzie jej nie było, więc zaniepokojony postanowił
jej poszukać.
Przez otwarte drzwi balkonowe wyszedł na taras. Światła z salonu rozjaśniały
mrok na patio, z którego roztaczał się widok na plażę. W blasku księżyca zobaczył
smukłą postać stojącą nad brzegiem morza.
- Beth - szepnął.
W tej chwili tak bardzo pragnął poczuć jej ciepło, usłyszeć śmiech i zobaczyć
iskierki w ciemnych oczach.
Gdy się do niej zbliżył, zauważył, że zdjęła srebrne sandałki na wysokich
obcasach, w których jej nogi wyglądały niezwykle kusząco. Obcisła czarna sukienka
bez rękawów podkreślała zgrabną figurę. Wcale nie był zachwycony, że tak reaguje
na widok narzeczonej. Takie uczucia sprawiały, że mężczyzna stawał się bezbronny
i zależny od kobiety, która mu się podobała. Oczywiście to nie była miłość. Nigdy
R S
46
więcej nie chciał być zakochany. Przekonał się, że miłość nie istnieje, i nie pozwoli,
by to zepsuło jego stosunki z kobietą, która będzie jego żoną.
- Tutaj jesteś - powiedział, podchodząc bliżej.
Odwróciła się zaskoczona.
- Chciałam zaczerpnąć świeżego powietrza. W sali panował straszny ścisk.
Morska bryza rozwiewała jej włosy. Miał ochotę ich dotknąć. Szybko wsunął
ręce do kieszeni, spoglądając na światło księżyca odbijające się w wodzie.
- Rozumiem cię.
- Naprawdę? - odparła zaskoczona, bo spodziewała się wyrzutów.
- Tak. Rodzina królewska jest pod obstrzałem spojrzeń. Każdy nasz krok jest
obserwowany i komentowany na całym świecie. Wydarzenia z naszego życia
przedstawiane są w gazetach i magazynach. To rzeczywistość, z którą musimy się
pogodzić.
- Czyli przyznajesz, że wspaniałe życie rodziny królewskiej ma jakieś minusy?
- Tak.
- Coś takiego! - Potrząsnęła głową z niedowierzaniem.
- Dlaczego jesteś taka zaskoczona?
- Bo przedtem rozpływałeś się z zachwytu nad zaletami życia w pałacu, żeby
przekonać mnie do małżeństwa. Wygłaszałeś peany na cześć starszyzny, która
zajmuje się swataniem swoich dzieci. Jestem zszokowana, słysząc od ciebie, że ten
system ma jakieś wady.
- Przepraszam, jeśli tak się wyraziłem. Nic nie jest doskonałe. Życie w pałacu
na ogół jest bardzo przyjemne, ale ma też swoje minusy.
Prawdę mówiąc, żył spokojnie oddalony od wścibskich spojrzeń, dopóki
pewna kobieta nie wtargnęła w jego życie. Wykazał brak czujności i rozwagi i
dostał nauczkę na całe życie. Teraz zawsze będzie zachowywać ostrożność, nawet w
stosunku do jego przyszłej żony wybranej przez ojca.
- Czy powinnam wiedzieć coś jeszcze o życiu w pałacu?
R S
47
- Bardzo wiele rzeczy.
- Na przykład?
Zastanawiał się przez chwilę.
- Nie należy nikomu ufać.
- To zabrzmiało bardzo cynicznie.
- Mam powody, żeby tak uważać.
Odwróciła się do niego, bawiąc się rzemykami sandałków.
- Wiem, że jesteś rozsądny, więc wcale w to nie wątpię. Niestety to, co
mówisz, jeszcze bardziej zniechęca mnie do małżeństwa.
Czy naprawdę był rozsądny, skoro im bardziej wzbraniała się przed
poślubieniem go, tym bardziej tego pragnął?
- Mieliśmy nie wracać do tego tematu. - Z uśmiechem pokręcił głową. - Nie
dotrzymujesz danego słowa.
- Nieprawda - odparowała. - Przecież jestem z tobą, prawda?
Rzeczywiście była, tak piękna i czarująca... Niestety sama jej obecność nie
wystarczała, żeby czuł się usatysfakcjonowany.
- Szkoda, że nie przepuścisz żadnej okazji, żeby podkreślić, jak bardzo nie
chcesz zostać członkiem naszej rodziny. Obiecywałaś, że nie będziesz kierować się
uprzedzeniami.
Choć wciąż szukała argumentów, żeby przekonać go, że nie powinni się
pobierać, był nią zafascynowany. Nie chodziło wyłącznie o urodę - zanim
zdecydował się zaręczyć poznał wiele pięknych kobiet. Beth była inteligentna i
dowcipna, ale mądre i wesołe kobiety także spotkał na swej drodze. Więc co w tej
dziewczynie tak bardzo go pociągało? Może właśnie to, co jej zarzucał - bez
przerwy podkreślała, że nie chce za niego wyjść. Ta, która go zdradziła, robiła
wszystko, by zdobyć jego serce, a on nie przejrzał jej gry. Beth była szczera, nie
udawała. Zawsze była wobec niego uczciwa. Jej aksamitne wargi połyskiwały ku-
sząco w świetle księżyca.
R S
48
- Wcale nie jestem uprzedzona - zaprotestowała. - Po prostu korzystam z
okazji, żeby podyskutować z tobą na ważny dla nas obojga temat.
- Czy nie powinnaś raczej docenić tego, że chcę ci szczerze powiedzieć, jakie
są minusy życia w rodzinie królewskiej?
- Przyszło mi do głowy - odparła po chwili - że w twojej sytuacji niełatwo
znaleźć przyjaciół. Chyba nigdy nie możesz być pewien, czy ktoś naprawdę cię lubi,
czy też udaje po to, żeby coś osiągnąć.
To był właśnie największy problem.
- Masz rację. Bardziej niż rygory życia w pałacu przeszkadza mi to, że ludzie
udają sympatię dla osiągnięcia korzyści.
- Czy to ma jakiś związek z historią, którą mi opowiadałeś, z tym, że trafiłeś
na nieodpowiednią kobietę? - Przyjrzała mu się uważnie. - Oho, chyba zgadłam -
dodała, widząc, że się zmieszał.
Rzeczywiście. Na samo wspomnienie obudził się w nim gniew.
- Wolałbym nie rozmawiać na ten temat.
- Wciąż ją kochasz?
- Absolutnie nie - zaprotestował gwałtownie.
- Hmm. Tak się oburzyłeś. Może powinnam być zazdrosna?
- Jak uważasz. Powiedziałem ci prawdę.
- Twoja żona miałaby prawo być zazdrosna, gdybyś po ślubie spotykał się z
kimś innym?
- Obrażasz mnie takimi sugestiami.
- Dlaczego? Mężczyźni często tak robią, zwłaszcza ci, którzy mają wielkie
wpływy. Uważają, że są zbyt ważni, by obowiązywała ich zwykła przyzwoitość.
Nie po raz pierwszy mówiła coś takiego. Zastanawiał się, czy jej wątpliwości
nie wynikają z faktu, że wciąż myślała o mężczyźnie, który złamał jej serce. Czy
przypadkiem to właśnie nie jego przepełniało tak niskie i godne pogardy uczucie,
R S
49
jakim jest zazdrość? Powiedziała mu, że nie kocha tego człowieka. Na pewno nie
kłamała. On też powie jej prawdę i kiedyś na pewno mu uwierzy.
- Tamta kobieta nic już dla mnie nie znaczy - powiedział.
Tyle że nigdy nie zapomni, iż wyszedł przez nią na głupca.
- To dlaczego mnie nie pocałowałeś? - Spuściła wzrok, nie mogąc uwierzyć,
że zadała głośno to pytanie.
- Nie wiem, czy mi uwierzysz - odparł, kładąc dłonie na jej ramionach i
muskając delikatnie aksamitne ciało. Gdy wpatrywał się w jej kuszące zmysłowe
usta, które śniły mu się po nocach, czuł oblewające go fale gorąca. - Od pierwszej
chwili, gdy cię ujrzałem, nie myślę o niczym innym.
- Ale mnie nie pocałowałeś - szepnęła drżącym od emocji głosem.
Poczuł radość, że nie jest jej obojętny. To, co mówiła, mogło nie być prawdą,
ale na pewno nie potrafiłaby udawać, że robi na niej wrażenie, tak samo jak on nie
mógłby ukrywać, że jej nie pożąda. Nie miał zamiaru angażować się uczuciowo w
żaden związek, ale jak najszybciej pragnął spędzić z nią noc.
- Nie pocałowałem cię - przyznał ochrypłym głosem, zbliżając usta do jej
warg.
Chciał, żeby pożądała go tak samo mocno jak on ją. Pocałuje ją wtedy, gdy
Beth zapragnie tego jeszcze bardziej.
- Wkrótce naprawię to przeoczenie - zapewnił z uśmiechem, odchylając się w
tył.
Beth siedziała w limuzynie obok Malika, zastanawiając się, czym zaskoczy ją
tym razem. Znów nie chciał zdradzić, gdzie się wybierają. Lubił niespodzianki.
Zastanawiała się, co jej pokaże, starając się zachować dobry humor.
Generalna próba przed zaślubinami Jessiki i Kardahla oraz zgiełk na przyjęciu
przytłoczyły ją, a spotkanie na plaży z Malikiem zdenerwowało, bo nie mogła się
doczekać pocałunku. Zerknęła na niego z westchnieniem. Czekała niespokojnie na
R S
50
spełnienie obietnicy i się nie doczekała. W nocy długo nie mogła zasnąć.
Najchętniej w ogóle zapomniałaby o spotkaniu na plaży.
Zamyślił się, gdy spytała, czy kocha kobietę, z którą kiedyś się spotykał.
Poczuła ukłucie zazdrości. Jeśli to nie był dowód, że Malik nie był jej obojętny, to
rozczarowanie, że jej nie pocałował, na pewno nim było. Nie mogła się doczekać,
kiedy wreszcie ich usta połączą się w namiętnym pocałunku. Niestety Malik wcale
się nie spieszył. Za to była na niego wściekła.
Kiedy po kilku godzinach przyszedł zaprosić ją na przejażdżkę, powinna
odprawić go z kwitkiem. Zamiast tego ucieszyła się, że go widzi. To niedobrze -
jego towarzystwo nie powinno jej tak cieszyć.
Elegancki samochód zatrzymał się przed białym zdobionym sztukaterią
domkiem z płaskim dachem i ogródkiem skalnym przy wejściu.
Beth spojrzała na Malika.
- Jesteśmy na miejscu? - spytała.
- Tak.
Malik wysiadł i podał jej rękę. Wysiadła z samochodu i się rozejrzała.
- Czyj to dom?
- Twojej matki. Czeka na ciebie.
Spojrzała na niego ze zdumieniem.
- Jak udało ci się ją odnaleźć?
- Mam swoje sposoby. Jestem wpływowym człowiekiem - odparł z
uśmiechem.
Beth się odwróciła. Na progu domu stała kobieta jej wzrostu, wpatrując się w
nią niespokojnym wzrokiem. Miała na sobie kremową suknię z krótkimi rękawami,
sięgającą do połowy łydek. Jej ciemne, przyprószone siwizną włosy były zebrane w
węzeł.
- Twoja matka czeka - powiedział Malik, podając jej ramię.
R S
51
Beth wzięła go pod rękę. Szła na trzęsących się nogach, w milczeniu
wpatrując się w matkę.
- Beth... - wyszeptała kobieta.
Łzy napłynęły Beth do oczu. Matka tak dobrze ją znała, że nie mogła pomylić
jej z Addie. Potem przypomniała sobie lata rozłąki i gniew osuszył jej łzy.
- Dzień dobry, mamo - powiedziała.
Kobieta uniosła ręce, jakby chciała ją uściskać, ale Beth nawet nie drgnęła.
W ciemnych oczach matki pojawił się ból.
- Wejdźcie do środka - powiedziała, odsuwając się na bok. - Jestem Sameera
Farrah, wasza wysokość.
Malik uścisnął jej rękę.
- Cieszę się, że mogę poznać matkę mojej narzeczonej.
Beth zamarła, czując na sobie zdumiony wzrok matki.
Ta kobieta rozpoznała, że ma przed sobą Beth, i dobrze wiedziała, która z
bliźniaczek jest zaręczona z następcą tronu. Potrząsnęła głową, i w oczach matki
błysnęło zrozumienie.
- Czy mogę zaproponować wam coś do picia?
- Ja dziękuję - odparł Malik - Muszę już jechać. - Spojrzał na Beth. - Chciałem
tylko spełnić moją obietnicę i zrobić niespodziankę.
- Zadanie wykonano. - Beth roześmiała się niepewnie.
- Zostawię panie same. Będziecie mogły spokojnie porozmawiać. Potem
kierowca odwiezie Beth do pałacu.
Malik jak zwykle był bardzo miły. Beth uniosła ręce, żeby go uściskać.
- Dziękuję - powiedziała. Przycisnął ją do siebie.
- Proszę bardzo. - Wpatrywał się w nią przez dłuższą chwilę, po czym
wyszedł.
Beth z wypiekami na twarzy rozejrzała się po saloniku. Stała tam biała sofa i
stolik kawowy ze szklanym blatem. Wreszcie musiała spojrzeć na matkę.
R S
52
- Napijesz się czegoś?
Beth potrząsnęła głową.
- W takim razie usiądźmy.
- Dobrze. - Beth opadła na poduszki.
- Rozumiem, że następca tronu nie wie, że nie jesteś Addie? - Matka usiadła
obok niej.
- Nie. - Miała wrażenie, że nie uda jej się ukryć niczego przed matką. - Skąd
wiedziałaś?
Matka wyciągnęła drżącą rękę i przesunęła palec po policzku i szyi córki.
- Masz pieprzyk za uchem. Kiedy się urodziłaś, tak was odróżniałam. Potem to
nie było konieczne, bo miałyście zupełnie różne charaktery.
Beth dotknęła ręką szyi.
- Czy ojciec wie o tym pieprzyku?
- Mówiłam mu, kiedy się urodziłaś.
- Widocznie zapomniał - odparła Beth z goryczą. - Ojciec nigdy nie potrafił
nas odróżnić. Prawdę mówiąc, interesuje się mną tylko wtedy, gdy myli mnie z
Addie. Poza tym przeważnie mnie ignoruje.
- Ty urodziłaś się druga. To twoja siostra została narzeczoną przyszłego króla
Bha'Khar.
- Wcale się nie zdziwiłaś tym, co powiedziałam. - Beth uświadomiła sobie, że
matka dobrze wiedziała, jak ojciec będzie traktować młodszą córkę, a mimo to
odeszła. Z goryczą przypomniała sobie lata żalu i samotności; bólu z powodu tego,
że nikt jej nie kocha. Nikt oprócz siostry.
- Jak mogłaś mnie z nim zostawić? - spytała cicho łamiącym się głosem.
- Nie dostawałaś moich listów? - Na twarzy matki pojawiły się głębsze
zmarszczki.
- Jakich listów? Nie miałyśmy od ciebie żadnych wiadomości. Zostawiłaś nas
na pastwę losu.
R S
53
Sameera potrząsnęła głową ze smutkiem.
- Przez wiele miesięcy, a nawet lat, pisałam do was codziennie.
- Pisałaś do nas? - powtórzyła Beth ze zdumieniem.
- Tego się obawiałam. Przechwytywał moje listy. - Matka westchnęła głęboko.
- Teraz rozumiem, dlaczego nie ucieszyłaś się z naszego spotkania. Musisz
uwierzyć, że kocham cię, Beth. Addie też. Jesteście dla mnie najważniejsze na
świecie. - Matka zacisnęła dłonie i siedziała nieruchomo. - Wcale was nie
zostawiłam. To ojciec mi was zabrał.
- Nic nie rozumiem. Dlaczego? - Beth bezradnie rozłożyła ręce. - Dlaczego to
zrobił?
- Bo miałam zamiar go opuścić.
- Dlaczego? - wyjąkała zszokowana.
Sameera westchnęła. W jej smutnych ciemnych oczach pojawił się ból.
- To było po tym, jak odwiedziła mnie jego kochanka.
- Co takiego?
- Powiedziała, że mój mąż nigdy mnie nie kochał. Ożenił się ze mną dlatego,
że byłam spokrewniona z rodziną królewską. Poznali się przed naszym ślubem i
nigdy nie przestali się spotykać.
- O, Boże! - Beth zakryła usta dłonią.
- Byłam zszokowana, ale nie chciałam jej wierzyć. Jednak kiedy to się
potwierdziło, poczułam się upokorzona. Powiedziałam mu wtedy, że nasze
małżeństwo się skończyło.
- I co? - spytała Beth, domyślając się, co było dalej.
- Twój ojciec robił wielką karierę w dyplomacji. Wykorzystał swoje wpływy,
żeby mi was odebrać.
- I wywieźć nas do Stanów?
Matka skinęła głową.
R S
54
- Dostał skierowanie na placówkę i planował przeprowadzkę. Kiedy
powiedziałam, że chcę się nim rozwieść, zabrał ciebie i Addie i wyjechał beze mnie.
- Nie mogę w to uwierzyć.
- Nie możesz? - Matka spojrzała na nią, przygryzając wargi.
- Przepraszam. Oczywiście wierzę ci, ale dlaczego nie pojechałaś za nami?
Dlaczego o nas nie walczyłaś?
- Próbowałam was odzyskać. Pojechałam do Stanów, ale ojciec nie pozwalał
mi się z wami spotkać. Miał wielkie znajomości, immunitet dyplomatyczny,
ochroniarzy, służbę. Nie mogłam się z wami skontaktować. Czekałam na jakiś cud.
Dowiedziałam się, że wysłał was do szkoły z internatem, ale nie mogłam się
dowiedzieć, gdzie. Wtedy zaczęłam pisać do was listy, mając nadzieję, że może je
otrzymacie. Tylko raz dostałam odpowiedź od ciebie i Addie, że nie chcecie mnie
znać.
Beth otworzyła oczy ze zdumienia.
- Przysięgam, że to nie ja go napisałam. Addie też na pewno nie.
W oczach matki zakręciły się łzy. Beth pragnęła ją pocieszyć.
- Nic o tym nie wiedziałyśmy, mamo. To musiał być podstęp ojca.
Wiedziałam, że jest bez serca, ale nie przypuszczałam, że może posunąć się do
czegoś takiego.
Skrzywiła się. Przecież okłamując Malika, stawała się podobna do ojca.
- Wierzę ci. - Sameera położyła ręce na dłoniach córki. - Ale ty też musisz mi
wierzyć, że nigdy nie przestałam was kochać.
- Nie powinnam była nigdy w to wątpić - odparła Beth. - To wszystko wina
ojca.
- Bardzo dobrze to rozumiem. Na pewno masz ważny powód, żeby udawać, że
jesteś Adiną.
- Tak.
R S
55
Beth musiała podszywać się pod siostrę, żeby Addie miała czas zdecydować
się, czy powinna zgodzić się na zaręczyny z następcą tronu. Co za ironia, że matka i
ona odczuły na własnej skórze, co to znaczy zakochać się w człowieku zajmującym
wysoką pozycję. Po raz pierwszy w życiu czuła, że ktoś naprawdę ją rozumie.
Wzięła głęboki oddech.
- Kiedy następca tronu Bha'Khar przypomniał Addie o ustalonych
zaręczynach, chciała zawiadomić go, że się nie zgadza, ale bała się przeciwstawić
woli ojca, żeby się jej nie wyrzekł.
- Obawiam się, że tak mogłoby się stać. Przekonałam się, że wasz ojciec jest
zdolny do takich czynów.
- Tak. - Beth opowiedziała matce, co musiała przeżyć, gdy dowiedział się, że
córka nie ma zamiaru postąpić zgodnie z jego wolą i oczekiwać bezczynnie na
małżeństwo, tylko chce zostać nauczycielką. Był niezadowolony i przestał w ogóle
ją zauważać.
Sameera położyła rękę na ramieniu córki.
- Nie przejmuj się, kochanie. Jestem dumna, że zachowałaś się tak odważnie.
Dobrze wiem, jakie to musiało być dla ciebie trudne.
- Dziękuję. - Beth uśmiechnęła się do matki. - Poza tym musiałam pomóc
Addie, Poznała człowieka, który bardzo się jej spodobał. Potrzebuje trochę czasu,
żeby zastanowić się, jak porozmawiać o tym z ojcem.
- Krótko mówiąc, przyjechałaś, żeby ją zastąpić. Na pewno zdążyłaś już
trochę poznać Malika Hourani. - Sameera spojrzała przenikliwie na córkę. -
Powiedz mi, jaki jest przyszły król Bha'Khar?
- Jego wysokość? - Beth się zaczerwieniła. - Sama widziałaś, że jest
przystojny. Poza tym miły, mądry, delikatny i rozsądny.
- Wydaje mi się, że nie tylko twoja siostra poznała kogoś, kto się jej podoba. -
Matka uśmiechnęła się porozumiewawczo.
R S
56
- No, tak. Lubię go - przyznała Beth. - Ale to nie tak, jak myślisz. Lubię go
jako człowieka, ale wcale nie jest w moim typie. Nie mogłabym go lubić tak...
naprawdę - wyjąkała.
- Zamierzasz się wkrótce z tego wycofać?
- Oczywiście - odparła bez wahania.
- Czy dobrze zrozumiałam? Nie podoba ci się ten mężczyzna? Jesteś pewna,
że potrafisz rozstać się z nim bez żalu? Czy to nie złamie ci serca?
- Na pewno nie - odparła już nie tak pewnie. Matka miała rację. Najbardziej
wpływowy człowiek w królestwie Bha'Khar - przyszły władca - podobał jej się
coraz bardziej.
Co za szczęście, że nie pocałował jej wczoraj przy księżycu. Miłość od
pierwszego wejrzenia okazała się niebezpieczna. Jednak miłość od pierwszego
pocałunku stanowiłaby znacznie większe zagrożenie. Beth czuła, że następca tronu
Bha'Khar mógłby zrobić z nią to, co zechce. A ona nigdy w życiu nie mogła do tego
dopuścić.
R S
57
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Ślub był wspaniały. Beth siedząc w pierwszym rzędzie, obserwowała, jak
Kardahl mówił, że rodzina jest dla niego najważniejsza. Jessica teraz stała się jej
częścią. W obecności dygnitarzy z całego świata, przyjaciół i rodziny, szczęśliwi
oblubieńcy złożyli sobie przysięgę, że będą kochać się i szanować, dopóki śmierć
ich nie rozłączy. Słowo „posłuszeństwo" zostało usunięte z oficjalnej przysięgi
obowiązującej w królestwie Bha'Khar, jak również z obietnic składanych sobie
osobiście przez państwa młodych.
Wzruszona ceremonią Beth dyskretnie ocierała łzy wciąż napływające do
oczu. Państwo młodzi stali pod altanką oplecioną chińskim jaśminem w sali
zamienionej w magiczny ogród z czerwonymi różami i białymi światełkami
wplecionymi w gęste listowie.
Kardahl świetnie prezentował się w smokingu i eleganckim krawacie. Jessica
wyglądała zachwycająco w bolerku z długimi rękawami i kremowej sukni z
atłasową kokardą w talii. Beth żałowała, że jej marzenie nigdy się nie spełni, bo nie
miała złudzeń, że kiedyś znajdzie prawdziwą miłość.
Nie mogła oderwać oczu od Malika, który stał obok brata. On też był w
czarnym garniturze i wyglądał tak wspaniale, że zapierało dech. Jego oczy żarzyły
się jak węgle, a zmysłowe usta były jeszcze bardziej kuszące. Lekko rozdęte
nozdrza świadczyły o drzemiącym w nim temperamencie, który mógł przyprawić
kobietę o zawrót głowy.
Serce zadrżało jej w piersi, a potem zabiło gwałtownie. Uniosła dłoń i głęboko
odetchnęła. Jej kreacja - długa błękitna suknia ze skromnym dekoltem sprowadzona
z Paryża - była prezentem niespodzianką od Malika. Dzięki królewskiemu krawcowi
leżała na niej jak ulał. Szafirowe kolczyki w kształcie łezki i diadem wysadzany
szafirami przytrzymujący zaczesane do góry włosy, dopełniały całości. Na tę
specjalną okazję Beth otrzymała biżuterię od królowej. Czuła się jak prawdziwa
R S
58
księżniczka i co gorsza, bardzo jej się to podobało. Nie mogła oprzeć się wrażeniu,
że chce sprzedać diabłu własną duszę.
Kiedy ceremonia dobiegła końca, Malik zbliżył się i podał jej ramię, żeby
zaprowadzić ją do wielkiej sali bankietowej na przyjęcie. Beth przyzwyczaiła się już
do jego szarmanckich manier, które przyprawiały ją o szybsze bicie serca. Wzięła go
pod rękę, ale ze zdenerwowania zacisnęła palce w pięść.
Malik zdawał się nie zwracać na to uwagi. Uśmiechnął się i skinął głową do
premiera Wielkiej Brytanii i kanclerza Niemiec. Sekretarz stanu USA także
zaszczycił uroczystość swoją obecnością. Na szczęście ojciec nie mógł pozwolić
sobie na przyjazd z powodu obowiązków związanych z pracą. Lista obecnych gości
przypominała wykaz najważniejszych osobistości w światowej polityce. Beth
cieszyła się, że Malik jest przy niej, bo ze zdenerwowania robiło jej się słabo.
Kobieta, którą poślubi, będzie musiała przyzwyczaić się do obcowania z elitą
polityczną świata.
Beth zatrzymała się przed wejściem do sali bankietowej.
- Muszę poprawić makijaż - powiedziała.
- Zaczekam na ciebie.
Potrząsnęła głową.
- Nie trzeba. Masz obowiązki wobec gości.
- Ty także - powiedział. - Chcę przedstawić cię wszystkim jako moją
narzeczoną.
- Ani chwili odpoczynku - wymamrotała.
- Nie przejmuj się. Masz odpowiednie przygotowanie i szybko przyzwyczaisz
się do dworskiej etykiety.
- Prawdziwe życie to nie to samo co nauka w szkole.
- Przez cały czas będę przy tobie.
- W takim razie muszę dobrze wyglądać - odparła. - Idź. Potem cię znajdę.
Ucałował jej dłoń.
R S
59
- Będę liczyć sekundy do spotkania z tobą.
Chciała spytać, gdzie nauczył się tak mówić do kobiety, ale niespodziewanie
zaschło jej w gardle.
W toalecie dla pań znajdowały się osobne toaletki z lustrami i stołeczkami
pokrytymi pikowanym brokatem. Marmurową podłogę przysłaniał gruby dywan.
Złota armatura ozdabiała kremowe umywalki. Przed jedną z toaletek siedziała
Jessica, zmagając się z nakryciem głowy i welonem.
- Jak to dobrze, że przyszłaś - ucieszyła się na widok Beth.
- A gdzie twoja świta? - spytała, przyglądając się pannie młodej.
- Kazałam im iść na przyjęcie. Myślałam, że poradzę sobie sama, ale to nie
takie proste. - Wskazała na miejsce, w którym długi tiulowy welon był
przymocowany do diademu. - Czy możesz mi pomóc go odczepić, żeby nie
zniszczyć fryzury?
- Postaram się.
Beth pochyliła się i zręcznie odczepiła welon, nie dotykając misternie upiętego
koka.
- Proszę - powiedziała, układając welon na obitym atłasem krześle.
- Uratowałaś mi życie.
Beth usiadła obok Jessiki, która nakładała róż na policzki.
- Nie musisz tego robić - powiedziała. - I tak wyglądasz doskonale.
- Och, proszę. - Oczy Jessiki rozbłysły w uśmiechu. - Wiem, że to nieprawda,
ale dziękuję. Chyba nigdy nie wyglądałam lepiej, ale „doskonale" to za dużo
powiedziane.
- Mylisz się - odparła Beth. - Ceremonia ślubna też była doskonała.
- Tak. Chciałabym przeżyć to wszystko jeszcze raz, tylko bez tych nerwów.
To było jak piękny sen. Moje marzenie się spełniło.
- To znaczy, że jesteś szczęśliwa?
Jess westchnęła.
R S
60
- Nigdy nie przypuszczałam, że mogę być tak szczęśliwa.
Ta kobieta wiedziała, co to znaczy kochać wpływowego człowieka. I wprost
promieniała. A może tylko trzymała się ściśle oficjalnych zaleceń rodziny
królewskiej? Czy minęła się z powołaniem, nie wybierając zawodu aktorki? A może
nic nie udawała i naprawdę była w siódmym niebie?
- Powiedz mi, jak to było, gdy po raz pierwszy spotkałaś Kardahla?
Jess westchnęła.
- To wcale nie było miłe.
- Tak? - Beth pomyślała, że może jednak czegoś się dowie. Nie spodziewała
się usłyszeć bajki, ale słowa Jess raczej ją zaskoczyły.
- Ledwie zdążyłam wysiąść z samolotu, Kardahl poinformował mnie, że
zawarliśmy związek małżeński per procura.
- Malik mi o tym opowiadał. Co wtedy pomyślałaś?
- Dopiero co dowiedziałam się o przeszłości mojej matki. Przyjechałam tu,
żeby sprawdzić, czy uda mi się odnaleźć moją rodzinę. Byłam zszokowana, gdy
okazało się, że mam już męża. - Potrząsnęła głową. - Chyba sobie wyobrażasz, jak
się czułam.
- Nie mam pojęcia.
- Przypomnij sobie najgorszy moment w swoim życiu i pomnóż to przez sto.
Chciałam, żeby winowajca został ukarany za oszustwo w przedstawianiu mi
dokumentów, które sprawiło, że bez mojej wiedzy zmieniłam stan cywilny. Nie
chciałam nawet słyszeć o miłości ani małżeństwie.
- Co sprawiło, że zmieniłaś zdanie?
- Kardahl.
- Czy przekonywał cię, że życie w pałacu jest cudowne?
- Wprost przeciwnie. Powiedział, że jeśli się nie zgadzam, to można anulować
małżeństwo, dopóki nie zostanie skonsumowane.
R S
61
- I oczywiście tak się nie stało... Domyślam się, że zostało skonsumowane, i to
nie raz.
- O, tak. - Jess zarumieniła się uroczo. - Mogę ci powiedzieć, że właśnie
powiedzieliśmy królowi i królowej, że będziemy mieć dziecko. Niedawno
dowiedziałam się, że jestem w ciąży.
Beth poczuła radość, jednocześnie zazdroszcząc Jessice szczęścia. Pochyliła
się, żeby uściskać pannę młodą.
- Gratuluję. Czy Malik o tym wie?
- Chyba tak. - Jess splotła ręce na brzuchu. - Po śmierci matki wychowywałam
się w domu dziecka. Takie dziewczęta jak ja nie są wychowywane na księżniczki,
ale Kardahl i tak mnie kocha. Ja jego też. Kochałabym go nawet jako biedaka.
Wiem, że nawet gdyby nie był członkiem rodziny królewskiej, to i tak traktowałby
mnie jak księżniczkę. Po prostu taki jest.
- W takim razie nie zapytam, czy jesteś zadowolona, że zaręczono cię z
mężczyzną, którego nigdy nie widziałaś.
- Kardahl uważa, że nawet gdyby tradycja zaręczania dzieci nie istniała, to i
tak bylibyśmy razem, bo byliśmy sobie przeznaczeni.
- To bardzo romantyczne - westchnęła Beth.
Jessica dostrzegła tęskną nutę w jej głosie.
- Martwisz się, co będzie z tobą i z Malikiem?
- W pewnym sensie.
Jess wzięła ją za rękę.
- Rozumiem. Mogę ci tylko poradzić, żebyś się nie przejmowała i podjęła
próbę.
- Dobrze. - Beth wstała. - Musisz już wracać do sali.
W oczach Jess pojawiły się łzy szczęścia.
- Jestem tak szczęśliwa, że nie wiem, czy na to zasłużyłam.
R S
62
Historia Jessiki, choć zakończona happy endem, nie zmniejszyła obaw Beth co
do wpływowych mężczyzn, którzy postępują według własnych zasad, nie licząc się
z nikim. Malik był czarujący, troskliwy, przystojny i seksowny.
W sali balowej rozmawiał teraz z najbardziej liczącymi się politykami na
świecie. To była jego praca.
Ona była w toalecie dla pań, rozmyślając o nim i tęskniąc. Kobieta, która go
poślubi, będzie często sama, bo jego kochanką już teraz jest władza. Ta myśl
przygnębiała ją, ale jeszcze bardziej martwiło ją coś innego. Zależało jej na nim tak
bardzo, że stawało się to niepokojące.
Beth nigdy nie była na tak wspaniałym przyjęciu weselnym. Wyborne
jedzenie, białe i czerwone róże symbolizujące czystą i namiętną miłość, stoły
zastawione piękną złotą zastawą. Żyrandole, które jeszcze przed chwilą rzucały
jasny blask, sączyły teraz przyćmione światło na parkiet pośrodku wielkiej sali
bankietowej.
Kobieta, którą poślubi Malik, z pewnością będzie miała jeszcze wspanialsze
wesele. Już niedługo jego narzeczona zawrze oficjalnie związek małżeński z
mężczyzną, który zostanie królem Bha'Khar. Czy będzie dobrym, wiernym i
troskliwym mężem? A może zechce wykorzystywać swą pozycję, by zdobywać
wszystkie kobiety, których zapragnie?
To nie był odpowiedni moment, żeby się nad tym zastanawiać, skoro to ona
teraz z nim tańczyła. W dodatku patrząc na jego pociągającą twarz i cudowne włosy,
pragnęła je dotknąć.
- Świetnie tańczysz - powiedział, przyciągając ją lekko do siebie.
- Dziękuję, ty też.
- Nauczyłaś się tego w szkole dla dziewcząt?
Dotyk jego ciepłej dłoni i muskularnej klatki piersiowej wywoływał w niej
dreszcze. Sprawiał, że wcale nie myślała o tańcu, tylko o innych czynnościach,
których raczej nie wykonywało się w miejscach publicznych.
R S
63
- Tak - szepnęła, tracąc oddech. - Wszyscy musieliśmy się tego nauczyć.
- Przecież to była szkoła wyłącznie dla dziewcząt?
- Nauczyłyśmy się kroków. W pobliżu była szkoła dla chłopców i razem
tańczyliśmy na balach.
- Aha. - Skinął głową. - Trening czyni mistrza.
Błysk w jego oczach i leniwy, seksowny uśmiech jeszcze bardziej wytrąciły ją
z równowagi.
- Jak podobał ci się ślub? - spytała, szukając bezpiecznego tematu do
rozmowy.
- Sądzę, że najważniejsza nie jest sama ceremonia, tylko to, że mój brat jest
bardzo szczęśliwy.
- Myślisz, że na długo? - spytała.
Malik zmarszczył ciemne brwi.
- Jesteś najbardziej sceptycznie nastawioną młodą kobietą, jaką kiedykolwiek
spotkałem.
- Znasz dużo młodych kobiet?
- Oczywiście.
- Czy któraś z nich jest szczególnie ważna?
- Nie.
- I nie są sceptyczne?
- Nie tak jak ty - odparł z uśmiechem. - Mój brat i jego żona bardzo się
kochają. Nie mam żadnych wątpliwości, że ich związek będzie trwał przez całe
życie.
- To tylko pobożne życzenia? A może jesteś romantykiem? Mało
prawdopodobne. Dla mężczyzn takich jak on największym afrodyzjakiem nie jest
miłość, tylko władza.
- Znam dobrze mojego brata. Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby był tak
szczęśliwy. Złożył przysięgę małżeńską na oczach całego świata, a jego miłość do
R S
64
ukochanej przejdzie do historii naszego kraju. - Objął ją mocniej i spojrzał głęboko
w oczy. - Ale dla mnie najważniejsze jest to, co dzieje się teraz.
- Taniec? - Serce zabiło jej mocniej. - Lubisz tańczyć?
- Niespecjalnie.
- To dlaczego mówisz, że to jest najważniejsze?
Uśmiechnął się.
- Twoja naiwność jest tak zaskakująca, że aż urocza.
Nie była pewna, czy to komplement, czy może kpina.
- Myślałam, że jestem najbardziej sceptyczną kobietą na świecie.
- To prawda. Cieszę się, że kobieta, którą poślubię, ma tak wiele twarzy.
Zamrugała, opuszczając głowę.
- Czy taniec nie jest czymś, co odciąga twoją uwagę od spraw wagi
państwowej związanych nieodłącznie z tą uroczystością?
- Z pewnością odciągasz moją uwagę w niezwykle uroczy i czarujący sposób.
On też pochłaniał jej uwagę. Kiedy tylko się zjawiał, była zdenerwowana,
niespokojna, zmieszana i wytrącona z równowagi jego błyskotliwą inteligencją,
poczuciem humoru i urokiem osobistym. Przez to wszystko zapominała, że
zastępuje tylko siostrę, jedyną istotę na świecie, która wyglądała tak samo jak ona.
Jej zadaniem było ochronić Addie przed tym mężczyzną, a nie ulec jego czarowi.
Niestety następca tronu, biorąc ją za swoją narzeczoną, robił wszystko, żeby
się jej spodobać. Ta taktyka była niezwykle skuteczna. Były chwile, że udawało się
jej walczyć, ale czasami miała ochotę po prostu uciec. Kiedy dostrzegła w jego
oczach niebezpieczny błysk, z trudem zdecydowała się przerwać tę rozmowę.
- Przepraszam - powiedziała, cofając rękę. - Muszę odetchnąć świeżym
powietrzem. Ty masz obowiązki wobec gości.
Zanim zdążył odpowiedzieć, odwróciła się i prześlizgnęła przez tłum
tańczących par, podążając ku patio. Odetchnęła z ulgą, gdy znalazła się na zewnątrz.
R S
65
Wnętrze pałacu wyglądało jak z bajki; na zewnątrz panowała magia, jaką mogła
stworzyć tylko natura.
Ciepłe powietrze pachniało jaśminem i tajemniczym aromatem morza. Blask
księżyca srebrzył się na spokojnej toni oceanu.
Beth podeszła do murku, za którym rozciągał się ocean. Zamknęła oczy,
pozwalając, by morska bryza ochłodziła jej rozpalone policzki. Usłyszała, jak z tyłu
otwierają się drzwi. Potem dobiegły ją ciche dźwięki muzyki. Westchnęła, wiedząc,
co ją czeka. Malik nie mógł pozwolić jej odejść tak po prostu.
- Obraziłem cię? - spytał.
Potrząsnęła głową.
- Nie.
- Zdaję sobie sprawę, że na mojej narzeczonej ciążą poważne obowiązki.
Jednak nie powinnaś zapominać, że doświadczenie i pewność siebie przyjdą z
czasem. Będziesz miała pracowników i doradców, którzy będą we wszystkim ci
pomagać.
Myślał, że Beth zastanawia się, czy poradzi sobie z obowiązkami
spoczywającymi na królowej. Chciał ją uspokoić. Czy to nie było słodkie? Gdyby
tylko to było jej zmartwieniem.
- Wszystko w porządku, Malik - powiedziała. - Chciałam tylko chwilę pobyć
sama.
Miała wrażenie, że im bardziej od niego ucieka, tym bardziej go do niej
ciągnie.
- Chciałaś zastanowić się nad rolą, jaką będziesz odgrywać w naszym
małżeństwie?
Nieopatrznie spojrzała mu w oczy i zaraz tego pożałowała. Malik był
przystojny, a w blasku księżyca wyglądał jeszcze bardziej kusząco.
- Chyba każda kobieta przy zdrowych zmysłach by się nad tym zastanawiała.
Skinął głową.
R S
66
- Rozumiem. Jednak muszę cię przeprosić za niedbalstwo.
- Co takiego?
- Powiedziałaś mi wyraźnie, jaki masz stosunek do miłości. Szanuję twoje
zdanie i całkowicie się z tym zgadzam. Jednak to nie znaczy, że nie możemy
traktować się z szacunkiem i sympatią.
- Ale dlaczego wspomniałeś o niedbalstwie?
- Królowa Bha'Khar oprócz obowiązków ma także przywileje. Zlekceważyłem
twoje potrzeby.
- Nie. - Potrząsnęła głową.
Malik nigdy nie zachowywał się lekceważąco. Zawsze bardzo się o nią
troszczył.
- Nie zgadzam się. Często nie ma możliwości, żeby naprawić błąd, ale na
szczęście teraz jest inaczej. - Przysunął się bliżej. - Nie pocałowałem cię, kiedy
miałem okazję.
O, Boże! Po wczorajszym wieczorze myślała, że uda się tego uniknąć.
- Wszystko w porządku - odparła, robiąc krok w tył.
- To nie jest w porządku.
- Mówiłeś, że pierwszy pocałunek ma coś oznaczać. Nie rozumiem, co.
- Oznacza, że zaczynamy nowy rozdział naszej znajomości, że podejmiemy
pierwszy krok, żeby poznać się w sensie fizycznym, porozumieć się, wykrzesać
iskrę, z której wybuchnie płomień. Od tej chwili zaczniemy budować wspólne życie,
które nie będzie bazować na czymś tak ulotnym i niepewnym jak miłość, ale na
wzajemnym szacunku, trosce i zaufaniu.
- Jeśli chodzi o to wszystko...
Zapomniała, co chce powiedzieć, gdy przeciągle spojrzał jej w oczy, a potem
wyciągnął rękę i odgarnął za ucho kosmyk włosów. Delikatnie przesuwał kciuk po
jej szyi, hipnotyzując uwodzicielskim ruchem. Pochylił się i dotknął wargami
miejsca poniżej ucha. Jej siła woli i rozsądek nagle się ulotniły.
R S
67
- Jesteś taka piękna, skarbie - szepnął.
Potem ujął jej twarz w obie dłonie i wpatrywał się w nią. Kiedy musnął
wargami jej usta, delikatny dotyk pobudził zmysły. Poczuła falę gorąca rozchodzącą
się po ciele. Gdy objął ją i przycisnął do siebie, z każdą chwilą czuła coraz większy
żar. Całował ją, oddychając chrapliwie. Jęknęła krótko z rozkoszy. Kiedy wsunął
język do jej ust, imitując akt miłosny, to jeszcze bardziej ją podnieciło i wzmogło
pożądanie.
Kiedy ich usta się rozłączyły, oboje oddychali ciężko, z trudem łapiąc
powietrze.
- Powiedz mi prawdę - powiedział. - Czy to nic dla ciebie nie znaczyło?
Chciała powiedzieć, że nic, ale nie mogła skłamać. Obiecała sobie, że kiedy
tylko będzie mogła, będzie mówić mu prawdę.
- Nie mogę - szepnęła.
Ten pocałunek znaczył o wiele więcej, niż Malik mógł się domyślać. Beth
była oczarowana następcą tronu. Ale to nie wszystko... Co z tego, że przedtem
chciała go przekonać, by zrezygnował z zaręczyn. Malik działał na nią tak, jak
mężczyzna może oddziaływać na kobietę. Ten pocałunek uświadomił jej, że nie
potrafi uciec od prawdy. Nie mogła dłużej udawać, że nie jest zafascynowana
mężczyzną, którego ma poślubić jej siostra.
Znów groziło jej, że przeżyje katastrofę, zakochując się w kimś, kto nie jest jej
przeznaczony.
R S
68
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Malik rozejrzał się po sali balowej. Nie widział Beth od chwili, gdy ją
pocałował. Kiedy zniknęła, uznał, że powinien pozwolić jej na chwilę samotności.
Jednak godzinę później wciąż czuł na wargach słodki smak jej ust. Nie mógł
zapomnieć jej zamglonego spojrzenia. Zrozumiał też, że Beth nie jest zadowolona,
iż rozbudził w niej ogień.
Zrobiło się już późno i na przyjęciu zostało niewielu gości. Jessica i Kardahl
wyjechali w podróż poślubną, ciesząc się, że na świat przyjdzie ich dziecko. Malik
zazdrościł bratu. Choć wiedział, że takie szczęście nie zdarza się często, pragnął, by
Beth była zadowolona z ich związku. Lubił ją, i sądząc po pocałunku, ich związek
na pewno przyniesie im fizyczne spełnienie.
Zobaczył ją na końcu sali. Właśnie stukała się kieliszkiem szampana z jakimś
mężczyzną. Malik przyjrzał mu się i rozpoznał przyjaciela Kardahla z niechlubnych
kawalerskich czasów. Carlo Genovese, znany casanova, który łamał serca kobiet na
całym świecie. Choć nic nie wskazywało na to, żeby między nim i Beth mogło dziać
się coś niestosownego, Malikowi nie podobało się, że jego narzeczona jest w
towarzystwie tego podrywacza, który z pewnością nie zawahałby się jej
wykorzystać. Choć twierdziła, że dostała już nauczkę i zachowuje wielką ostrożność
w kontaktach z mężczyznami, nie wierzył, że jest na tyle doświadczona, by oprzeć
się atakom notorycznego uwodziciela. Niejasno zdawał sobie sprawę, że jego
reakcja wykracza poza zwykłą chęć ochrony tej kobiety. Niespodziewanie musiał
przyznać, że to, co czuje, to zazdrość.
Szybko przemierzył salę, podchodząc do narzeczonej. Stanął między nią i
wysokim, muskularnym mężczyzną z przyczesanymi gładko brązowymi włosami i
niebieskimi oczami. Objął ją w pasie i przytulił, a potem pocałował w policzek.
Beth przeszedł dreszcz.
R S
69
Malik uśmiechnął się do niej czule, po czym spojrzał na jej rozbawionego
towarzysza.
- Carlo, widzę, że poznałeś moją przyszłą żonę.
- O, tak - odparł z zapałem mężczyzna. - Naprawdę masz szczęście.
Carlo spojrzał na Beth z takim podziwem, że Malik miał nieodpartą chęć
zmazać uśmiech zadowolenia z jego twarzy. To prymitywne pragnienie było
zarazem głupie i obce. Zrozumiał, że nie panuje nad swoimi instynktami. Myśl o
użyciu siły była pozbawiona rozsądku. To niedopuszczalne u mężczyzny, który
wkrótce ma rządzić krajem. Powinien zachowywać się inaczej. Przeciętny człowiek
mógł sobie pozwolić na zazdrość, ale nie przyszły król. Taka reakcja oznaczała, że
jego uczucia do Beth wykraczały poza dopuszczalne normy.
- Mam szczęście - powtórzył, patrząc jej w oczy.
Beth była zaskoczona jego ostrym tonem.
- Carlo właśnie opowiadał mi, że jest zaręczony z węgierską hrabiną -
powiedziała.
Z pewnością bardzo bogatą - pomyślał z dezaprobatą Malik.
To tłumaczyło jednak, dlaczego trącali się kieliszkami z szampanem.
- Moje gratulacje. Życzę ci szczęścia.
- Ja tobie też.
Malik znacząco rozejrzał się po sali.
- Może nam ją przedstawisz?
- Niestety nie mogła mi towarzyszyć - odparł Carlo z udawanym
rozczarowaniem.
- Jaka szkoda - powiedziała Beth. - Czy ustaliliście już datę ślubu?
- Jeszcze nie. A wy? - spytał Carlo. - Czy mogę liczyć na to, że wkrótce będę
świadkiem kolejnej wielkiej uroczystości w Bha'Khar?
Na pewno nie, jeśli to będzie zależało ode mnie - pomyślał Malik.
R S
70
- Jeszcze się nie zdecydowaliśmy - powiedział głośno. Ale mam nadzieję, że
nastąpi to bardzo szybko.
Uśmiech zamarł na twarzy Beth. Bez słowa dopiła szampana.
- Dobrze rozumiem, dlaczego tak ci spieszno, żeby ją poślubić. To urocza i
piękna kobieta. - Carlo skłonił się lekko. - A teraz, jeśli mi wybaczycie...
Uważaj, żeby nie przytrzasnęły cię drzwi, kiedy będziesz wychodził - pomyślał
ze złością Malik, a na głos powiedział:
- Oczywiście.
- Beth. - Carlo pocałował ją w rękę. - Bardzo się cieszę, że mogłem cię
poznać.
- Ja także.
Malik z trudem opanował złość. Wziął dwa kieliszki i butelkę szampana od
mijającego ich kelnera, po czym wskazał Beth ustronny stolik w kącie sali.
Przysunął jej krzesło i usiadł naprzeciwko, muskając kolanami jej atłasową błękitną
suknię. Choć było już późno i dzień był wyczerpujący, na twarzy Beth nie znać było
zmęczenia.
- Czy mówiłem ci już, jak pięknie dziś wyglądasz? - spytał, pieszcząc
wzrokiem jej policzki, nos, brodę i długą, smukłą szyję.
- Dziękuję. - Uśmiechnęła się z zadowoleniem. - To dzięki tej sukni i biżuterii.
Gdyby to była prawda!
Moja narzeczona równie pięknie wyglądałaby w T-shircie i dżinsach. Albo w
ogóle bez niczego - pomyślał, opuszczając wzrok na jej dekolt.
Nagły przypływ pożądania zaparł mu dech w piersi i wzburzył krążącą w
żyłach krew.
Podał jej kieliszek szampana i uniósł w górę swój. Może szampan pozwoli mu
się opanować.
- Wypijmy za nowy początek - powiedział, przypominając sobie pierwszy
pocałunek, który miał być początkiem nowego etapu ich znajomości.
R S
71
- Za początek - powtórzyła i wypiła łyk szampana.
Nie mógł oderwać wzroku od jej wilgotnych warg. Coraz bardziej pragnął
poczuć znów ich smak. Gorączkowo starał się znaleźć temat do rozmowy, który
odciągnąłby go od tych myśli.
- Czy teraz możesz już opowiedzieć mi o spotkaniu z matką? - spytał. - Wiem,
że nie chciałaś mówić o tym wcześniej, ale mam nadzieję, że wreszcie zechcesz mi
zaufać.
Beth rozejrzała się po pustej sali, szukając czegoś, co pozwoliłoby jej odwlec
tę opowieść, a potem westchnęła.
- Dużo się dowiedziałam.
- To znaczy?
Jej oczy w jednej chwili straciły blask.
- Przez tyle lat winiłam moją matkę za to, że nas zostawiła.
- Nas?
Spojrzała na niego zaskoczona.
- Mnie i moją siostrę.
- Wciąż zapominam, że masz siostrę.
- Tak - odparła, odwracając głowę w bok. - Okazało się, że matka także padła
ofiarą człowieka, który kierował się własnymi zasadami.
- Ambasadora? Jak to? - dodał, gdy skinęła głową.
- Ojciec miał romans. Spotykał się z pewną kobietą, zanim jeszcze poślubił
moją matkę. Niestety po ślubie nie przestał się z nią spotykać. Kiedy matka się o
tym dowiedziała, oświadczyła, że nie będzie tolerować takiego zachowania i
odejdzie. Jednak to ojciec odszedł pierwszy, zabierając mnie i siostrę. Nie pozwolił
matce nas widywać. Mógł to zrobić, bo miał wielkie wpływy. Przez cały czas
kłamał, że odeszła, bo nas nie kocha.
Malik wiedział, że ambasador jest rozwiedziony, ale nie miał pojęcia o
szczegółach tej sprawy. Beth była rozgoryczona. Miał wrażenie, że nie powiedziała
R S
72
mu wszystkiego. Jej smutne doświadczenia w dużym stopniu tłumaczyły niechęć do
małżeństwa.
- Czy chcesz, żebym odwołał ambasadora, pozbawiając go stanowiska i
władzy?
Beth spojrzała na niego ze zdumieniem.
- Mógłbyś to zrobić?
- Będę królem. Sama mówiłaś, że nic mnie nie powstrzyma, żebym robił to, co
chcę.
- Och! - Jej oczy znów rozbłysły. - A więc to, co się mówi, jest prawdą?
- Co takiego?
- Że władza ma swoje dobre strony.
- Tak. - Wziął ją za rękę i musnął kciukiem wierzch jej dłoni, a potem
pocałował czule. - Powiedz tylko słowo, a twój ojciec pożałuje, że cię skrzywdził.
Westchnęła.
- Doceniam to, że chcesz pomścić moją krzywdę. Gdybyś tylko mógł oddać
mi lata dzieciństwa spędzone bez matki. Niestety na to już za późno. Jestem dorosła.
Nie mógł tego nie zauważyć.
- Nie mogę oddać ci dzieciństwa, ale teraz już nikt nie rozdzieli cię z matką.
- Tak. Dziękuję, że pomogłeś mi ją odnaleźć. - Pochyliła się i pocałowała go w
policzek.
Ten pocałunek sprawił, że Malik poczuł dziwny ucisk w piersi. Nie
przypominał poprzednich pocałunków - był bardziej wzruszający.
Nie zatrzymywał jej, gdy powiedziała, że chce już iść, bo jest zmęczona.
Musiał zastanowić się nad własnymi uczuciami. Spytał ją o matkę, bo chciał
oderwać się od rozmyślań, i poniósł porażkę, bo jej wdzięczność sprawiła, że doznał
jeszcze bardziej oszałamiających uczuć. Za wszelką cenę musiał odzyskać kontrolę
nad emocjami, które nie powinny nim kierować. Jego przeznaczeniem było rządzić
krajem tak, by zapisać się w historii Bha'Khar jako dobry władca. Nie mógł
R S
73
pozwolić sobie na to, by coś go od tego odrywało - nawet miłość. Ale jego
przeznaczeniem było także poślubić tę kobietę. Razem będą sprawować rządy w
zmieniającym się i coraz bardziej niebezpiecznym świecie. To wymagało od nich
wzajemnego zaufania. Niestety w tej chwili Beth mu nie ufała. Kiedy dowiedziała
się, jak haniebnie ojciec potraktował matkę, nieufność jeszcze się pogłębiła. Skoro
Malik złoży przysięgę, że zawsze będzie szanować Beth i dochowa jej wierności, na
pewno jej nie złamie. Musi tylko znaleźć sposób, żeby udowodnić, że w
przeciwieństwie do jej ojca i mężczyzny, którego kiedyś kochała, dotrzymuje słowa.
Wydawało mu się, że już znalazł sposób, żeby to zrobić.
- Naprawdę myślisz, że chciałabym zobaczyć królewski harem? Dlaczego? -
spytała Beth.
- Bo to część historii naszej rodziny.
Nazajutrz po ślubie Jessiki i Kardahla Beth stała z Malikiem w holu przed
apartamentem jego rodziców. Kolacja przygotowana tylko dla ich czworga upłynęła
w swobodnym nastroju. Beth bardzo polubiła króla i królową, którzy traktowali ją
tak serdecznie, jakby już należała do rodziny. Odkąd ojciec odebrał im matkę, w jej
życiu brakowało ciepła. On sam nie miał pojęcia, co ono znaczy. Na myśl o tym
robiło jej się smutno. Męczyło ją też ciągłe udawanie kogoś innego. Niespodzianka,
jaką szykował Malik, rozbudziła jednak jej ciekawość.
- Czy w haremie obowiązuje określony strój? - spytała, spoglądając na swoją
cienką bawełnianą sukienkę. Włożyła rękę do kieszeni, zaciskając ją na telefonie
komórkowym. Nie mogła się doczekać, kiedy wreszcie zadzwoni Addie i uwolni ją
od dalszych spotkań z Malikiem.
- Jak zawsze wyglądasz ślicznie.
Malik prezentował się uwodzicielsko w czarnych spodniach i białej jedwabnej
koszuli z rękawami podwiniętymi do łokci. Z dnia na dzień podobał jej się coraz
bardziej. Był jednak jeszcze bardziej wpływowym człowiekiem niż jej ojciec, który
zrujnował matce życie. Można było współczuć kobiecie, która zakocha się w
R S
74
następcy tronu. Beth za nic w świecie nie chciałaby znaleźć się na jej miejscu.
Wiedziała, że powinna poskromić swoje uczucia, ale bała się, że jeśli dłużej będzie z
nim przebywać, stanie się to niemożliwe.
Nagle poczuła na plecach zimny dreszcz. Przecież bez przerwy okłamuje go i
oszukuje. Jedyną pociechą było to, że robi to dla siostry. Pamiętała pierwszą noc po
zniknięciu matki. Przerażone płakały, przytulając się do siebie. Ona i Addie przeciw
całemu światu. Jeszcze trochę musi wytrzymać. Dobrze, niech będzie harem. Może
dzięki tej przechadzce zapomni na chwilę o dręczących ją wyrzutach sumienia.
Spojrzała na Malika, wyobrażając sobie, jak wybiera kochankę na kolejną noc.
Niestety ta wizja sprawiła jej ból.
Kiedy przyjechała winda, Malik objął ją w pasie i wprowadził do środka.
Ciepły dotyk jego palców sprawił, że zrobiło jej się gorąco.
- Wyprawa do krainy niewierności. - Beth się zamyśliła. - Przyznałam, że
przed zaręczynami powinniśmy się lepiej poznać. Ale może królewski harem nie
powinien odsłaniać przede mną swych tajemnic?
Malik się uśmiechnął.
- A może powinnaś powstrzymać się od wyrażania opinii, do czasu aż go
zobaczysz?
- Nie jestem pewna. Z definicji harem to grupa kobiet związanych z jednym
mężczyzną.
- To prawda - rzucił lekko. Włożył ręce do kieszeni, co sprawiło jej ulgę, a
zarazem przykrość. - Ale w dawnych czasach w haremie przebywały najbliższe
krewne i służące.
- Oraz kochanki.
- Kiedyś określało się je raczej jako konkubiny.
- O, tak. - Westchnęła. - To znacznie bardziej eleganckie. Coraz bardziej mi
się podoba.
Zmarszczył brwi.
R S
75
- Czy nie umknęło twojej uwadze, że szybko wydajesz sądy?
Skrzyżowała ręce na piersiach, wpatrując się w jego poważną twarz.
- To przebiegłe pytanie - odparła. - Jeśli powiem, że tak, to potwierdzę, że
masz rację, mówiąc, że mam uprzedzenia. Jeśli powiem, że nie - tak samo. Jesteś
bardzo sprytny, wiesz?
- Jeśli powiem, że tak, okażę się przemądrzały i arogancki. Jeśli powiem, że
nie... - Wzruszył ramionami. - To nie będzie prawda. Oczywiście, że jestem sprytny.
Potrząsnęła głową z uśmiechem. Jak mogła oprzeć się mężczyźnie, który był
świadom swoich zalet, a jednocześnie umiał żartować na swój temat? Był uroczo
arogancki, a to rzadka cecha.
Drzwi windy otworzyły się i wyszli do holu. Na końcu korytarza znajdowały
się drzwi prowadzące do ogrodu. Ciepłe, parne powietrze było nasycone zapachem
jaśminu. Pałac stał na olbrzymim terenie otoczonym wysokim stiukowym murem
zapewniającym spokój w tym cichym, porośniętym bujną roślinnością miejscu.
Starannie rozmieszczone oświetlenie uwydatniało wysokie palmy, słodko pachnące
kwiaty i rozkwitającą zieleń. Małe białe światełka migotały na krzakach i drzewach.
Beth westchnęła.
- O, Boże! Nie miałam pojęcia, że tu jest tak pięknie.
- Nie pokazałem ci tego od razu, bo chciałem zrobić ci niespodziankę.
- To błąd.
Uniósł brew.
- Jak to? Nie jesteś pod wrażeniem?
- Wprost przeciwnie. Popełniłeś błąd, pokazując mi samochody, odrzutowce i
jachty, zamiast od razu przyprowadzić mnie w to cudowne miejsce.
- Wspaniała sceneria dla haremu.
- Dziękuję za przypomnienie - odparła cierpko. - Prawie o tym zapomniałam.
- Chodź. - Wyciągnął do niej rękę. - Pokażę ci wszystko.
R S
76
Trzymanie się za rękę było bardziej intymnym kontaktem niż chodzenie pod
ramię. Zawahała się, ale nie mogła odmówić sobie przyjemności wzięcia go za rękę.
Szli kamienną ścieżką prowadzącą przez bujny ogród. Beth nie znała nazw
wszystkich kwiatów, ale podziwiała jaskraworóżowe, ciemnoczerwone i
pomarańczowe pąki.
Przystanęli na końcu ścieżki przed budynkiem z bladołososiowymi
stiukowymi ścianami i czerwonym dachem. Okna ozdobione były pięknymi
witrażami. W środku musiało być cudownie, kiedy przez szyby przebijało światło,
ale w tej chwili było ciemno.
- Nie zapłaciłeś za prąd? - spytała.
Zerknął na nią z rozbawieniem, wyjmując z kieszeni wielki klucz.
- Jest zamknięte? Boisz się, że ktoś ukradnie ci kobiety? - Położyła mu rękę na
ramieniu. - A może trzymasz je tu siłą?
Bez słowa nacisnął ozdobną mosiężną klamkę i otworzył drzwi. Żyrandol
rozbłysnął światłem, ukazując okrągły hol z kamienną podłogą, na której widniał
wzór przedstawiający palmy, pawie i księżniczkę w koronie. Ściany były
pomalowane na delikatny jasnobrzoskwiniowy kolor.
Oszołomiona Beth oglądała kolejne pokoje, podziwiając piękną kamienną
podłogę, marmurowe łazienki ze złotą armaturą i wspaniałe, przysłonięte
prześcieradłami meble. Ostatnim pomieszczeniem była sypialnia tak wielka jak jej
całe mieszkanie w Los Angeles. Stało w niej ogromne łoże z baldachimem, szafa i
pokryty złotym brokatem szezlong. To musiało być serce haremu.
- A więc to tu król przychodzi... odpoczywać? - spytała z właściwym sobie
sarkazmem.
Malik z powagą pokręcił głową.
- Harem jest zamknięty od czasów mojego pradziadka.
- Naprawdę?
Rozejrzał się wokół i skinął głową.
R S
77
- Podobno bardzo pokochali się po ślubie. Ojciec opowiadał mi, że prababcia
oświadczyła stanowczo królowi, że go kocha i nie zgadza się, by spał z innymi
kobietami. Gdyby się na to nie zgodził, zaakceptuje jego decyzję, ale na zawsze
usunie się z jego życia. Powiedziała, że nie będzie potulna, wiedząc, że jego serce
nie należy do niej.
- Ojej!
- Naprawdę.
- To musiała być silna i stanowcza kobieta.
- Owszem.
- I co odpowiedział twój pradziadek? - spytała Beth, podziwiając odwagę i
determinację prababki Malika.
Uśmiechnął się lekko.
- Zapewnił ją, że nie pragnie żadnej innej kobiety.
- Obiecanki cacanki.
- Czyny mówią więcej niż słowa - odparował. - Pradziadek zlikwidował
harem. Od tamtej pory stoi pusty.
- Hm.
- Jednak krążą plotki, że pradziadek z żoną często wymykali się tutaj, kiedy
chcieli...
- ...zabawić się w króla i konkubinę?
- Właśnie. - Jego oczy rozbłysły, a serce Beth zabiło mocniej.
Malik potarł kciukiem rzeźbione oparcie łoża.
- Pradziadkowie przeżyli razem ponad pięćdziesiąt lat i zmarli w odstępie paru
tygodni, tak jakby życie bez miłości nie było dla nich nic warte.
Beth westchnęła.
- To piękna historia.
R S
78
- Historia naszej rodziny - podkreślił. - Od tamtej pory, oprócz tradycji
wybierania małżonków przez rodziców, mężczyźni w mojej rodzinie uważają
dochowywanie wierności żonom za swój święty obowiązek.
Na twarzy Malika malowała się uroczysta powaga. Jak na kogoś, kto szybko
wydaje sądy, dziwnie długo nie mogła zdecydować, czy następca tronu mówi
prawdę. Jeszcze chwilę temu po raz setny pomyślała, że nie znosi udawania kogoś,
kim naprawdę nie jest, ale jeszcze bardziej nie cierpiała mężczyzny, który odebrał
jej wiarę w ludzi, i drugiego, który zniszczył jej dzieciństwo. Instynkt podpowiadał
jej, że Malik jest z nią szczery, ale w przeszłości tyle razy popełniała błędy, że nie
mogła już zaufać swojemu instynktowi.
Jednak to nie instynkt mówił jej, że powinna była spotkać go w innych
okolicznościach, tylko serce. Malik patrzył na nią wyczekująco.
- Dlaczego milczysz? - spytał.
- Próbuję wyobrazić sobie niezwykłą sytuację, gdy kobieta kieruje bardzo
wpływowym mężczyzną. Dla mnie to zdumiewające.
- Mężczyzna, nawet król, jest tylko mężczyzną.
- Chcesz, żebym uwierzyła, że król Bha'Khar dobrowolnie zrezygnował z tego
wszystkiego? - Zatoczyła ręką łuk, wskazując wielki, elegancki i bardzo przytulny
pokój urządzony tak, by sprzyjał cielesnym rozkoszom. - Bo kobieta, którą mu
wybrano, tego zażądała?
- Nie był tylko królem Bha'Khar. Był także zakochany.
- Mimo to...
- Nie doceniasz władzy, jaką kobieta ma nad mężczyzną - rzucił ochrypłym
głosem.
Mówił, że kiedyś był zakochany, ale to się nigdy nie powtórzy. Nie powiedział
jednak dlaczego.
- A co ty zrobiłeś dla kobiety, którą kochałeś? - spytała.
- Nie chcę o tym mówić.
R S
79
Wyszedł z sypialni, ale tym razem Beth nie miała zamiaru dać za wygraną.
Dogoniła go, gdy wychodził frontowymi drzwiami do ogrodu.
- Nie powinieneś zostawiać moich pytań bez odpowiedzi, Malik - powiedziała,
stając na kamiennej ścieżce.
Zawahał się, a potem zatrzymał.
- Po prostu chcę zapomnieć.
- Musimy się lepiej poznać. Opowiedziałam ci o sobie. Teraz chcę wiedzieć,
jakie były twoje losy.
Potrząsnął głową.
- Ja nie...
- Prosiłeś mnie o zaufanie. To niemożliwe, jeśli opowiadasz mi rodzinne
historie, ale nie chcesz powiedzieć nic o sobie.
Wbił wzrok w ziemię, a potem spojrzał jej w oczy i westchnął.
- Dobrze. Opowiem ci o kobiecie, która mnie zdradziła.
R S
80
ROZDZIAŁ ÓSMY
- Zakochałem się w kobiecie, która udawała kogoś, kim nie była w
rzeczywistości.
Tak jak kiedyś zrobiło jej się słabo. Może mówi o niej? Czy przejrzał jej grę?
Czy ją kocha? Gdy szum w uszach ustał, mogła zastanowić się spokojnie. To
wyrzuty sumienia sprawiły, że wydawało jej się, że Malik mówi o niej. Był
rozgoryczony, jednak gdyby chodziło o nią, byłby wściekły. Miał na myśli kobietę,
przez którą nie chciał już słyszeć o miłości.
- Gdzie ją poznałeś?
- Tu, w pałacu.
- Tutaj? - szepnęła, rozglądając się po wspaniałym ogrodzie. Migoczące
światełka, palmy i różnobarwne kwiaty. To miejsce tchnęło spokojem; oszustwo
zbezcześciłoby jego magię. Ona ją bezcześciła.
- Nie w ogrodzie - powiedział, podążając za jej wzrokiem. - Pracowała w
biznesowym skrzydle pałacu jako młodsza asystentka.
- Czy nikt nie sprawdza życiorysów pracowników?
- Owszem, ale ona właśnie ukończyła studia. Przedtem nie pracowała
oficjalnie. Nikt nie podejrzewał, kim naprawdę jest.
- A kim była?
- Reporterką brukowca - odparł ponuro.
- I co się stało? - spytała machinalnie, domyślając się odpowiedzi.
- Po raz pierwszy zobaczyłem ją, gdy niosła stertę dokumentów w holu przed
drzwiami mojego biura. - Jego wzrok był lodowaty. - Nie przyszło mi do głowy, że
nie powinna się tam kręcić. Zatrzymałem się, żeby jej pomóc.
Po prostu jest bardzo miły, uprzejmy, troskliwy - pomyślała.
Było jej przykro, że zmusiła go do tych wyznań, ale teraz nie było już
odwrotu.
R S
81
- No i co?
- Jeszcze kilka razy spotkałem ją niby przypadkiem. Spodobała mi się - była
bardzo ładna i sympatyczna. Potem zacząłem jej szukać.
Mimo że byłeś zaręczony? - chciała spytać. Wolała jednak to przemilczeć, bo
ona też się przyznała, że kiedyś była zakochana.
- Nie miała nic przeciwko temu?
- Nie. - Skrzywił się. - Bardzo miło mi się z nią rozmawiało. Podobało mi się,
że potrafi tak uważnie słuchać. Nie zdawałem sobie sprawy, że to typowa cecha
reporterów. Wykorzystywała sytuację. Zadawała pytania. Chętnie zwierzałem się jej
z kłopotów, a ona tymczasem szykowała artykuł zatytułowany „Przyszły król i ja:
seks i szejk".
- I wybuchł publiczny skandal - domyśliła się Beth.
- Prawdę mówiąc, nie. Ponieważ ta kobieta podpisała klauzulę poufności,
użyłem swoich wpływów, żeby zablokować publikację artykułu. Gorzej, że król
wpadł we wściekłość.
Nikt nie mógł rozumieć lepiej niż ona, co to znaczy, gdy zawiodło się
własnego ojca.
- Przecież nie mogłeś tego przewidzieć.
- Powinienem był. Usłyszałem, że wymaga się ode mnie więcej niż od
przeciętnego człowieka. Ta oszustka wkroczyła w moje życie, by ułatwić sobie
dziennikarską karierę.
- To straszne, że ktoś chciał wykorzystać cię w ten sposób.
- W ten sposób? A czy można wykorzystać kogoś w lepszy sposób? - Jego
głos, cichy i na pozór spokojny, zabrzmiał złowieszczo.
Beth znów zrobiło się słabo.
- Chciałam powiedzieć, że w pewnych sytuacjach można znaleźć
usprawiedliwienie dla takich czynów.
R S
82
- Nigdy - rzucił ostro. - To, że ktoś robi coś złego ze szlachetnych pobudek,
nie zmienia faktu, że czyni zło. Wszelkie dyskusje na ten temat są
bezprzedmiotowe. Kłamstwo jest zawsze godne potępienia. Sama powinnaś
wiedzieć o tym najlepiej, przecież przez nie zwątpiłaś w miłość.
No tak. Trudno nie przyznać mu racji. Wyraz jego twarzy ją przeraził.
- O co chodzi, Malik? - spytała. Mięsień drgający na jego policzku uzmysłowił
jej, że musiało stać się coś gorszego niż miłość do wyrachowanej kobiety. - Co
jeszcze się stało?
Położyła rękę na jego ramieniu. To okropne, że jakaś oszustka wykorzystała
go i zraniła. Beth wiedziała, jak się teraz czuje i chciała go pocieszyć.
- Nic.
Przyglądała mu się, przechyliwszy głowę.
- Jak na mężczyznę, który dopiero co wygłosił wywód o konieczności
mówienia prawdy, wydajesz się do tego nie stosować. Dlaczego nie chcesz mi
powiedzieć?
Odetchnął głęboko, a potem ujął jej dłonie w swoje.
- Bardzo zależało mi na tej kobiecie i myśl o małżeństwie z kimś innym była
dla mnie nie do zniesienia. Kiedy zwróciłem się z tym do króla, kazał sprawdzić jej
przeszłość i w ten sposób prawda wyszła na jaw.
- Byłeś gotów zerwać dla niej z odwieczną tradycją rodziny królewskiej?
- Tak. - Zacisnął usta, patrząc przed siebie płonącym wzrokiem.
- Musiałeś bardzo ją kochać.
- Na samo wspomnienie ogarnia mnie wściekłość i czuję się jak głupiec.
- Przecież to nie twoja wina - zaprotestowała.
- A czyja, jeśli to ja byłem tak głupi, że dałem się nabrać na jej podstęp?
Dostałem nauczkę, że kobiety bywają bardzo przebiegłe, i zrozumiałem, jak cenna
jest tradycja, kiedy starsi członkowie rodu wybierają odpowiednią żonę dla
przyszłego króla.
R S
83
Nic dziwnego, że tak zależało mu na tych zaręczynach. Jego obowiązkiem
było się ożenić, a to był dobry sposób, żeby znaleźć sobie żonę, która nie wywoła
skandalu. Beth była tak zdenerwowana, że ścisnął się jej żołądek. Nikt nie mógł
zrozumieć lepiej wahania Malika niż ona. Ją także ktoś oszukał i wykorzystał. Nie
mogła znieść myśli, że teraz ona zachowuje się tak samo w stosunku do następcy
tronu.
Musi wreszcie powiedzieć prawdę. Ta maskarada trwa już za długo.
Otworzyła usta, szukając odpowiednich słów.
Powie mu, kim jest, i w ten sposób najłatwiej przetnie ten gordyjski węzeł.
Przestanie się bać, że się w nim zakocha, bo Malik ją znienawidzi i zostawi. Jednak
wciąż się wahała, nie mogąc zdecydować się na ten krok. Zanim zdążyła się
odezwać, zadzwonił telefon. Włożyła rękę do kieszeni, ale okazało się, że
dzwoniono do Malika. Powiedział parę słów do słuchawki i zamknął telefon. Potem
spojrzał na nią z żalem.
- Mam coś bardzo pilnego do załatwienia - powiedział.
- Teraz?
Skinął głową.
- Niestety tak. Przepraszam.
- Praca następcy tronu nigdy się nie kończy?
- Właśnie. - Otoczył ją ramieniem. - Odprowadzę cię na górę.
- Jeśli nie masz nic przeciwko temu, to chciałabym tu chwilę zostać. W
ogrodzie jest tak cicho i spokojnie. Chętnie sobie odpocznę.
- Naprawdę?
Skinęła głową.
- Trafię z powrotem.
- Świetnie. - Rozejrzał się. - Ja też lubię tę ciszę.
- Jest wspaniała.
R S
84
Malik kiwnął głową i odszedł. Co za ulga! To miejsce nie było odpowiednie,
żeby powiedzieć mu okropną prawdę. Popełniłaby kolejny grzech, bezczeszcząc
spokój tej cudownej przystani. Jej lista grzechów i tak była bardzo długa.
Minęła harem i długo spacerowała po kamiennej ścieżce, pragnąc odzyskać
spokój. Niestety w końcu zrozumiała, że nie zdobędzie rozgrzeszenia, dopóki nie
wyspowiada się z kłamstwa. Wsiadła do windy, chcąc wrócić do swego
apartamentu, i wtedy usłyszała dzwonek telefonu.
- Słucham?
- Beth? Tu Addie. Jestem w Bha'Khar.
Beth siedziała z tyłu samochodu, który Malik zostawił do jej dyspozycji.
Zjedli razem lunch, a kiedy powiedziała, że chce odwiedzić matkę, zaproponował,
że zawiezie ją kierowca. Tym razem to było tylko częściowe kłamstwo, bo
rzeczywiście miała się spotkać z Addie w domu matki. Mimo to Beth miała już dość
wszystkich tych kłamstw. Skoro siostra już tu jest, wreszcie będzie mogła przestać
oszukiwać Malika.
Nagle uświadomiła sobie, że nie zobaczy go już nigdy więcej. Jej serce
zamarło, a potem zaczęło bić jak oszalałe. Zostaną tylko wspomnienia jego
pocałunków, wyprawy do haremu, pięknego ogrodu, w którym wyznał jej swój naj-
większy sekret.
Przypomniała sobie słowa matki: „Czy nie za bardzo podoba ci się ten
mężczyzna? Jesteś pewna, że potrafisz rozstać się z nim bez żalu? Czy to nie złamie
ci serca?".
Teraz znała już odpowiedzi na te pytania.
Samochód zatrzymał się przed kwadratowym białym domem z czerwonym
dachem. Tym razem zamiast żalu i lęku na myśl o spotkaniu z matką odczuwała
radość i entuzjazm. Oraz miłość.
- Proszę na mnie nie czekać - powiedziała do kierowcy, który otworzył przed
nią drzwi samochodu. - Zostanę tu dłużej.
R S
85
Mężczyzna skłonił się lekko.
- Jak pani sobie życzy.
Kiedy samochód odjechał, podeszła do drzwi i zapukała. Otworzyła Addie,
uśmiechając się promiennie.
- Cześć!
Beth spojrzała na siostrę. Błyszczące ciemne włosy do ramion, brązowe oczy
ze złotymi punkcikami. Identyczne brwi, policzki, usta i broda. Bardzo stęskniła się
za siostrą.
- Tak się cieszę, że cię widzę! - zawołała, ściskając ją.
Sameera stała z tyłu, dyskretnie ocierając łzy.
- Jestem szczęśliwa, że widzę obie moje córeczki razem po tylu latach rozłąki
- powiedziała opanowanym głosem.
- Mama od razu mnie poznała.
Beth parsknęła śmiechem.
- Mnie też. Mam pieprzyk za uchem, a ty nie.
- Mama mi mówiła. - Addie objęła ją ramieniem. - Wiem też, co zaszło
między nią i ojcem.
- Nie wspominajmy przeszłości - powiedziała Sameera. - Usiądźmy i
porozmawiajmy o tym, co jest teraz.
- Dobry pomysł - zgodziła się Beth.
Kiedy usiadły na sofie w salonie z tacą kanapek i lemoniadą, Beth pomyślała,
że to odpowiednia chwila, żeby porozmawiać o zaręczynach.
- Co się stało z twoim Tonym, Addie? Skoro jesteś tutaj, to chyba podjęłaś
jakąś decyzję?
- O, tak. - Ton głosu, westchnienie i błysk bólu w oczach siostry nie oznaczały
niczego dobrego. - Okazało się, że jest żonaty. Byłam głupia.
- A to drań! - oburzyła się Beth.
Sameera zaklęła cicho.
R S
86
Beth zamrugała ze zdziwienia, a potem uśmiechnęła się do siostry.
- Bardzo dobrze to określiłaś, mamo.
- Nie powiedziałabym tego przy mężczyznach, ale jesteśmy tu tylko my trzy -
odparła Sameera, kładąc ręce na ramionach córek.
Beth zacisnęła palce.
- Jesteśmy. Nareszcie. - Zerknęła na siostrę, która kończyła jeść kanapkę. Jak
widać drań pozbawił ją zaufania do mężczyzn, ale nie odebrał apetytu. - Chcesz,
żebym była przy tobie, kiedy powiesz ojcu, że odwołujesz zaręczyny?
- Nie.
- Na pewno wolisz rozmawiać z nim sama? - Dla ukochanej siostry gotowa
była walczyć ze smokiem. Zdążyła się już do tego przyzwyczaić.
- Nie muszę tego robić.
- Co to znaczy, mamo? - Beth spojrzała na Sameerę.
- Nie pytaj mnie - odparła matka.
- Co ty mówisz, Addie?
- Poślubię następcę tronu, tak jak było uzgodnione - odparła Addie. - Nie
muszę rozmawiać z ojcem.
Po raz drugi tego dnia Beth poczuła ogarniającą ją słabość.
- Chcesz wyjść za niego, choć przekonałaś się, że miałam rację? Wpływowi
mężczyźni są pozbawieni zasad moralnych.
- No to co? - Addie wzruszyła ramionami.
- To bardzo źle. - Beth spojrzała na Sameerę. - Wytłumacz jej, mamo.
Sameera pokiwała głową ze smutkiem.
- Nie mogę się wtrącać. Addie jest dorosłą kobietą i musi sama o sobie
decydować.
- To wielki błąd. Nie powinnaś tego robić, Addie - powtórzyła zrozpaczona
Beth.
R S
87
- Wiem, na co się decyduję. Moje oczekiwania są dostosowane do
okoliczności.
- A czego oczekujesz?
- Chcę wyjść za mąż i mieć dzieci.
Malikowi chodziło o to samo. Beth poznała już historię jego rodziny i
wiedziała, że zaaranżowane małżeństwo może być szczęśliwe.
- I to wszystko? - spytała.
Addie otarła usta serwetką.
- W szkole dla dziewcząt z wyższych sfer nauczyłam się zasad dworskiej
etykiety. Wiem, jak zachowywać się w towarzystwie. Miałam zajęcia z protokołów
obowiązujących przy wszystkich możliwych okazjach. Jestem dobrze przy-
gotowana, by sprawować obowiązki królowej Bha'Khar i służyć mojemu narodowi
u boku króla. Jestem pewna, że potrafię pełnić tę funkcję.
- A twoje osobiste szczęście?
Choć jej własne szczęście pękło jak mydlana bańka, martwiła się, że siostra
znajdzie się w sytuacji, w której będzie głęboko nieszczęśliwa.
- Wiele kobiet odnajduje szczęście w wypełnianiu swoich obowiązków. Mam
nadzieję, że ja także. Poza tym być może jego wysokość i ja się polubimy.
Beth była coraz bardziej zrozpaczona. Zastanawiała się, dlaczego tak usilnie
namawia siostrę, by zrezygnowała z małżeństwa z następcą tronu. Ze względu na
Addie czy dla własnego dobra? Może była po prostu samolubną kłamczuchą?
- Zastanów się jeszcze, Addie... Siostra westchnęła głęboko.
- Myślałam o tym przez całą drogę, Bethie. Po wielu bolesnych latach rozłąki
odnalazłam matkę. Wiem, jak to jest, gdy brakuje jednego z rodziców. Teraz mam
ich oboje. Nie chcę popsuć moich stosunków z ojcem. Nie mam złudzeń. Wiem, że
nie jest ideałem. Ale kocham go i chcę, by był obecny w moim życiu.
Beth znała upór siostry i wiedziała, kiedy nie ma sensu się kłócić. Zupełnie
straciła apetyt. Odstawiła talerz z niedojedzoną kanapką i spojrzała na siostrę.
R S
88
- Dobrze - powiedziała. - W takim razie trzeba zamienić się rolami. Nie
musisz zmieniać fryzury. Wystarczy, że się przebierzesz i nikt nie zauważy różnicy.
Zapoznam cię z rozkładem pałacu i powiem, co zdarzyło się od chwili mojego
przyjazdu.
Oczywiście nie o pocałunku. Siostra nie powinna wiedzieć o niektórych
rzeczach. Beth nie mogła myśleć o tym, że Addie będzie całować się z Malikiem.
To było zbyt bolesne.
- Jaki on jest? - spytała z ciekawością Addie.
- Kto?
- Następca tronu.
- Malik - poprawiła ją Beth. - Woli, żeby prywatnie zwracać się do niego po
imieniu.
- Malik - powtórzyła Addie. - Co możesz mi o nim powiedzieć?
Że nie chce kochać żadnej kobiety. Szanuje tradycję aranżowania małżeństw,
gdyż woli, by bardziej doświadczeni członkowie rodu dokonywali wyboru kobiety,
której będzie mógł zaufać. Mówił, że mężczyźni z królewskiego rodu są wierni
żonom przez całe życie. Jest serdeczny, oddany i uroczo zazdrosny. Przyprawia
kobietę o szybsze bicie serca i wspaniale całuje. Beth pragnie go tak, jak jeszcze
nigdy nikogo nie pragnęła. Jego przywiązanie do tradycji złamie jej serce.
- Bethie?
Podniosła głowę. Matka spoglądała na nią, jakby wszystko było oczywiste.
- Przepraszam. Zamyśliłam się.
- Twoja siostra chce dowiedzieć się, jaki jest jej narzeczony.
- Co mam powiedzieć? - Beth wzruszyła ramionami. - Jest przystojny.
- Widziałam jego zdjęcia - powiedziała Addie.
- W rzeczywistości jest jeszcze przystojniejszy.
- Świetnie. Co jeszcze powinnam wiedzieć?
- Jest bardzo miły. O wiele milszy, niż myślałam. - Wręcz przemiły.
R S
89
- Jak to dobrze! Lubisz go, Addie?
Czy go lubi? Nie tylko lubi. Bała się o tym myśleć. Ale słowo „lubi" nie
odzwierciedlało jej stosunku do niego, tak samo jak zdjęcia nie dorównywały
rzeczywistości.
- Najważniejsze, że ty na pewno go polubisz - odparła po namyśle Beth.
Był wymarzonym mężem dla Addie, a ona doskonałą kandydatką na jego
żonę. Będą stanowić idealne małżeństwo w pięknym pałacu ze wspaniałymi
dziećmi. Addie będzie bardzo szczęśliwa, a Beth będzie bardzo cierpieć.
- Dobrze - powiedziała, otrząsając się z przygnębienia. - Zapiszę ci parę
rzeczy, o których powinnaś pamiętać, i narysuję plan pałacu.
- Dziękuję. Ale będę potrzebowała chyba trochę czasu, żeby nauczyć się tego,
co mi zapiszesz. - Addie zerknęła na matkę.
Beth spojrzała na siostrę.
- Ile potrzebujesz czasu? Chyba uda ci się być w pałacu przed kolacją,
prawda?
- Widzisz, Bethie, tak długo nie widziałam mamy...
- Możesz codziennie ją odwiedzać.
- To świetny pomysł. - Addie przygryzła górną wargę. - Ale kiedy zamienimy
się rolami, będę miała tyle zajęć. Trzeba będzie zaplanować wesele, spotykać się z
różnym ludźmi...
- Zostałaś do tego przygotowana - przypomniała siostrze Beth. - Twoje
miejsce jest na królewskim dworze.
- To prawda. I nie mogę się tego doczekać. - Jej głos lekko zadrżał. - Ale
najpierw chciałbym pobyć trochę z mamą.
Beth spojrzała na siostrę. Potrzebowała więcej czasu? Czy zdawała sobie
sprawę, o co prosi? Oczywiście, że nie. Skąd mogła wiedzieć? Przecież nie
powiedziała jej, że całowała się z Malikiem. Nie powiedziała, że pragnie jego
bliskości, że chce rozmawiać z nim przy śniadaniu, lunchu i kolacji. Nie mogła
R S
90
powiedzieć, że jedno spojrzenie mężczyzny, którego ma poślubić jej siostra,
sprawiało, że Beth ogarniało tak silne pożądanie, że zupełnie traciła głowę. Ledwo
znalazła w sobie siłę, by przyjechać tu i porozmawiać z Addie. Jak mogła
powiedzieć jej, w jakich znalazła się tarapatach? Najgorsze, że teraz okłamywała nie
tylko Malika, ale i własną siostrę. Zamiana ról, która wydawała się łatwa i niewinna,
okazała się nieprzemyślanym posunięciem. Beth nie mogła przewidzieć, że zakocha
się w Maliku. Natychmiast powinna z tym skończyć, jeśli nie chce pogrążyć się do
reszty.
- Myślę, że najlepiej byłoby zamienić się już teraz - powiedziała. - Ja też
chciałabym pobyć trochę z mamą.
- Będziesz miała jeszcze dużo czasu - odparła Addie. - Proszę cię tylko o kilka
dni, najwyżej tydzień. Błagam, Beth. Taka okazja może nie zdarzy się już nigdy.
Tyle lat nie widziałam mamy!
Co za okropność! Addie patrzyła tak, że Beth nie potrafiła jej odmówić. Od
dzieciństwa przyzwyczaiła się, że zawsze staje w obronie słabszej siostry, choć teraz
wiedziała, że postąpi źle, ulegając jej namowom. Niestety prawda była dużo gorsza.
Beth była szczęśliwa, że spędzi jeszcze trochę czasu z Malikiem. Była wdzięczna
losowi i jednocześnie odczuwała straszny lęk.
Westchnęła ciężko.
- Dobrze, Addie. Jeszcze tydzień. Nie więcej.
R S
91
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Odrzutowiec Gulfstream przejechał po pasie startowym, nabierając prędkości,
po czym wzbił się w górę. Malik nie spuszczał wzroku z bladej twarzy Beth, która
siedziała obok na skórzanym siedzeniu, wpatrując się w okno.
- Boisz się latać? - spytał.
Spojrzała na niego, unosząc brwi.
- Nie sądzisz, że pytasz mnie o to trochę za późno? - odparła z przekąsem. -
Równie dobrze mógłbyś zamknąć drzwi stodoły, kiedy krowa już uciekła.
To porównanie spodobało mu się, bo było bardzo obrazowe.
- W takim razie uznaję, że się nie boisz.
- I masz rację. - Znów odwróciła się do okna.
Jej kąśliwa odpowiedź sprawiła, że się ucieszył. Przez kilka ostatnich dni Beth
była zamyślona. Może teraz będzie miała lepszy nastrój. Jednak kiedy spojrzał na jej
napiętą smukłą szyję i skulone ramiona, nadzieja znikła. Było mu przykro, że czymś
się martwi. Jeszcze bardziej niepokoiło go to, że się tym przejmował. Aby poprawić
jej humor, zmienił nawet swoje plany i zorganizował tę wycieczkę.
- Nie spytałaś, gdzie się wybieramy - zauważył.
- Lubisz robić niespodzianki, dlatego nie chciałam się dopytywać.
- Nie jesteś ciekawa?
- Oczywiście, że jestem. Kto by nie był? Musiałabym leżeć w śpiączce pod
respiratorem, żeby było mi to obojętne.
- Mam ci zdradzić jakiś szczegół?
- A chcesz to zrobić?
- Czy zawsze odpowiadasz pytaniem na pytanie?
- A ty? - odparowała. Uśmiechnął się. Chyba jest już lepiej..
- Lecimy do pewnego miasta w Europie.
Pochyliła się ku niemu.
R S
92
- Proszę o podpowiedz.
- Kraj, w którym leży to miasto, słynie z dobrego wina, jedzenia, pięknych
widoków i muzeów.
- Zła podpowiedz, wasza wysokość - zbeształa go.
- Nazywane jest miastem świateł.
- Paryż? - Uniosła ze zdumieniem brwi.
- Tak.
- Och, Malik! - Jej oczy rozbłysły jak gwiazdy na atramentowoczarnym
niebie, a kąciki ust rozciągnęły się w szerokim uśmiechu. Potem uśmiech
momentalnie zniknął. - Nie powinieneś robić takich niespodzianek.
- Dlaczego?
- Mogłabym zapytać cię o to samo. Dlaczego? Dlaczego to dla mnie robisz?
- Tak trudno uwierzyć, że chcę zrobić ci miłą niespodziankę?
Kiedy podświetlony napis „Proszę zapiąć pasy" zniknął, Malik wstał i
wyciągnął rękę do Beth.
- Chodź, oprowadzę cię po samolocie - powiedział.
Wtem samolot gwałtownie podskoczył i Beth wpadła na Malika. Objął ją w
pasie, ale ona szybko się odsunęła.
- To nie jest odrzutowiec, którym leciałam do Bha'Khar. Ile masz samolotów?
- Kilka. Tamtym Jessica i Kardahl polecieli w podróż poślubną. Jest większy,
ale ten dużo bardziej przytulny.
Beth spojrzała na dwa rzędy brązowych skórzanych foteli. Dalej znajdował się
stół konferencyjny.
- Bardzo ładny.
- Chodź obejrzeć resztę.
Zaprowadził ją na tył samolotu, gdzie znajdował się salonik z dwoma łóżkami,
które można było połączyć w jedno wielkie łoże. Dalej łazienka z wykładaną
R S
93
marmurem kabiną prysznicową i umywalką ze złotą armaturą. Podłogę wyściełał
ręcznie tkany berberski dywan.
Beth rozejrzała się z zachwytem.
- To zdumiewające, jak można urządzić tak małą przestrzeń.
- Staraliśmy się - odparł Malik.
Stali naprzeciwko siebie w wąskim przejściu prowadzącym do sypialni.
- Dlaczego to zrobiłeś? - spytała.
- Bo chciałem. Poza tym muszę przyznać, że lubię luksus.
- Nie - odparła. - Nie pytam o samolot. Myślę, że to bardzo miło z twojej
strony, że zabierasz mnie do Paryża. Tylko ciągle zastanawiam się dlaczego.
- Chcę ci udowodnić, że naprawdę jestem dobrą partią.
Zamknęła oczy, robiąc smutną minę. Malik nie rozumiał jej reakcji. Specjalnie
prowokował, mając nadzieję, że się z nim posprzecza. Już od kilku dni tęsknił za
tym ich przekomarzaniem się.
- O co chodzi, Beth? Powiedz, czym się martwisz.
- Niczym. Wszystko jest w porządku. Nie chcę być niewdzięczna. Zrobiłeś mi
bardzo miłą niespodziankę. Dziękuję. - Uśmiechnęła się, ale jej oczy wciąż były
smutne.
- Czuję, że coś nie gra. Jesteś zadowolona z wizyty u matki?
Spojrzała na niego żałośnie.
- Oczywiście. Mama ma się dobrze.
- To dlaczego wyglądasz tak, jakby spotkała cię jakaś przykrość?
Była zaskoczona jego spostrzegawczością.
- Wydaje ci się. Na pewno tak nie wyglądam.
- Ależ tak.
- Nie znasz mnie tak dobrze, jak myślisz.
- Znam cię lepiej, niż sobie wyobrażasz. - Zbliżył się o krok. - Znam twoje
miny i humory. Wiem, kiedy jesteś szczęśliwa i kiedy coś ukrywasz.
R S
94
- Tak? - szepnęła.
Skinął głową.
- Teraz chcesz mnie przekonać, że nic cię nie gnębi, a ja wiem, że to
nieprawda i domyślam się, o co chodzi.
- T... tak? - wyjąkała.
Jej ciemne oczy otworzyły się szeroko.
- Chodzi o ślub. Mam rację?
- W pewnym sensie.
W jej oczach wciąż czaił się smutek.
- Nie martw się. Wszystko będzie dobrze.
- Łatwo ci mówić.
Beth była przygnębiona i zestresowana. Martwił się o nią, choć dawno temu
przyrzekł sobie, że nie będzie się przejmować żadną kobietą. Nie mógł znieść tego,
że jest nieszczęśliwa. Postanowił zrobić coś, co mogłoby zmazać smutek z jej
ślicznej buzi.
Przysunął się bliżej i ujął jej twarz w obie dłonie, zanurzając palce w
jedwabistych czarnych włosach.
- Nie martw się, skarbie. Zrobię wszystko, żebyś była ze mną szczęśliwa.
Pochylił głowę i dotknął ustami jej warg. Poczuł nagły przypływ pożądania.
Przesunął język po jej chłodnych wargach. Beth rozchyliła je, mrucząc cicho. Przez
jedwabną bluzkę dotykał jej piersi. Jęknęła, zachęcając go do dalszych pieszczot.
Odchyliła głowę, poddając się pocałunkom. Dotknął jej szyi i uniósł głowę,
spoglądając na jej rozchylone usta i przymknięte powieki. Kiedy usłyszał jej
przyspieszony oddech, nie mógł dłużej się powstrzymywać. Wziął ją w ramiona.
Objęła go za szyję, a on jednym płynnym ruchem położył ją na łóżku.
Westchnęła, gdy położył się obok i zaczął rozpinać jej bluzkę. Potem musnął ustami
jej szyję i uśmiechnął się, czując, że zadrżała.
R S
95
- Jesteś taka piękna! - szepnął, całując pieprzyk pod prawym uchem, którego
wcześniej nie zauważył. Jej słodki zapach odurzył go, podsycając żar.
- Nie mogę się doczekać, kiedy będziesz moja.
Beth momentalnie znieruchomiała w jego ramionach.
- Malik...
Podniósł głowę, patrząc na jej ściągniętą twarz.
- Co się stało?
- Nie mogę... nie możemy...
- Możemy. Pragnę cię.
Wyswobodziła się z jego ramion i usiadła na łóżku.
- Tak nie wolno.
- Dlaczego? - spytał, przegarniając dłonią włosy.
- Ja nie jestem... Powinieneś wiedzieć...
- Co takiego?
Kiedy usiadł, ześlizgnęła się z łóżka i stanęła jak najdalej od niego.
- Myślę, że to... - Wskazała ręką łóżko. - Powinno stać się dopiero po ślubie.
Wziął głęboki oddech. Przez głowę przelatywały mu przekleństwa w różnych
językach.
- A jeśli nie chcę czekać?
- A jeśli ja chcę? - spytała urywanym głosem.
Wziął głęboki oddech.
- Byłbym okrutny, gdybym nie liczył się z twoim zdaniem. Ale chcę coś w
zamian.
- Zgoda - odparła szybko.
- Musimy ustalić datę ślubu, i to jak najszybciej.
- Musiałam długo przekonywać go, że nie możemy jeszcze się pobrać.
- To dlatego zaraz po powrocie z Paryża chcesz, żeby twoja siostra
zamieszkała w pałacu.
R S
96
- Tak.
Ale nie tylko dlatego. Po pocałunku cały pobyt w Paryżu był prawdziwą
torturą. Beth musiała natychmiast zamienić się z siostrą, bo jeszcze chwila i nie
będzie w stanie tego zrobić. Malik starał się ją rozweselić, a to było równie kuszące
jak pocałunki. Dla dziewczyny, która nigdy nie zaznała miłości, to uczucie było
wręcz nieziemskie. Dlatego zanim zmieni zdanie, musi powiedzieć siostrze, że już
pora.
Teraz stała z matką w małej sypialni, w której miała zamieszkać, dopóki nie
wróci do Stanów. Po krótkiej rozmowie, z notatkami i odręcznie narysowanym
planem pałacu w kieszeni, Addie udała się na kolację z narzeczonym.
Beth na próżno starała się opanować zazdrość. Malik był najbardziej
romantycznym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek spotkała. Addie na pewno będzie
zachwycona. I będą bardzo szczęśliwi. Beth postara się cieszyć się ich szczęściem.
Oczywiście będzie musiała nad tym popracować, i to dosyć długo.
Matka usiadła na łóżku obok ubrań Beth.
- Od czego jeszcze uciekasz?
- Nie rozumiem. - Złożyła T-shirt, a potem przycisnęła go do piersi, jakby
chciała się zasłonić przed przenikliwym spojrzeniem matki.
Sameera westchnęła.
- Nie mogę sobie darować, że to moja wina.
- Ależ to bez sensu - obruszyła się Beth. - To nie ty zaaranżowałaś małżeństwo
Addie z przyszłym królem.
- Nie, ale od początku byłam temu przeciwna. Gdybym była bardziej
stanowcza... Gdybym nie pozwoliła ojcu wejść sobie na głowę, można by uniknąć
tylu przykrych rzeczy. - Spojrzała na córkę ze smutkiem. - Zwłaszcza jeśli chodzi o
ciebie i twoją siostrę.
- Jak to? - Beth usiadła na łóżku obok niej.
R S
97
- Powinnam była kategorycznie sprzeciwić się planowanemu małżeństwu, a
także być z wami i wspierać was radą i pomocą. Wtedy może uniknęłabyś bolesnych
przeżyć, które sprawiły, że obawiasz się miłości.
- Nie jestem pewna, czy to by dużo pomogło, mamo.
- Sama nie wiem. - Sameera westchnęła. - Miłość wymaga wzajemnego
szacunku, a twój ojciec nigdy mnie nie szanował.
- Myślę, że on szanuje tylko króla. No i może Malika, bo on także będzie
królem.
- Ojciec ceni tylko ludzi, którzy mają władzę - przyznała matka. - Za wszelką
cenę chciałby się do nich zaliczać.
- Myślę, że właśnie dlatego zależy mu na tym, żeby Addie poślubiła następcę
tronu. Nie obchodzi go, czy jego córka będzie szczęśliwa w tym małżeństwie.
- Obawiam się, że Addie nie posiada takich cech, które sprawiłyby, że będzie
szczęśliwa. Związek z twoim ojcem nauczył mnie, że wpływowi mężczyźni powinni
poślubiać kobiety, które dorównują im siłą charakteru.
Beth się zamyśliła. Odważnie stawiała czoła Malikowi, a on nie miał jej tego
za złe. Prawdę mówiąc, sprawiał wrażenie, że podobały mu się ich słowne utarczki.
To jeszcze nie wszystko. Gorące pocałunki w samolocie i na plaży były nie tylko
przyjemne, ale i namiętne. Świadomość tego doprowadzała ją do rozpaczy.
Przywiązała się do Malika. Zdążyła go dobrze poznać. Władza była częścią jego
dziedzictwa, ale przy tym był dobry i kochany. To, co powiedziała siostrze, było
prawdą. Tyle że nie całą.
Matka położyła rękę na jej ramieniu.
- O czym myślisz, Bethie?
- Addie jest cicha i spokojna. Ma dobry charakter. Masz rację, że podstawą
szczęśliwego związku powinien być szacunek. Malik na to zasługuje. Na pewno
będzie troszczyć się o Addie. - Przypomniało się jej, co mówił o dochowywaniu
R S
98
wierności żonie, i serce ścisnęło jej się z bólu. - Moja siostra wygrała los na loterii.
Myślę, że będzie bardzo szczęśliwa w tym małżeństwie.
Matka spojrzała na nią z uwagą.
- Dręczy mnie inne pytanie: czy ty będziesz szczęśliwa, kiedy się pobiorą?
Beth przypomniała sobie chwilę, gdy siostra wsiadała do limuzyny, którą
pojechała do narzeczonego. Wszystko układało się zgodnie z planem. Mimo to ostry
ból przeszył jej serce. Niestety plan nie przewidywał, że Beth zakocha się w
mężczyźnie, którego miała poślubić jej siostra.
- Oczywiście, że będę się cieszyć z ich szczęścia - odparła, z trudem
zdobywając się na szczerość. - Dlaczego o to pytasz?
- Bo wydaje mi się, że zakochałaś się w następcy tronu.
- Ależ, mamo! Ja miałabym zakochać się w Maliku? Jego wysokość jest
zaręczony z moją siostrą. To nie byłoby w porządku!
Przypomniała sobie spacer po królewskim ogrodzie. Malik powierzył jej
wtedy swój mroczny sekret. Powiedział, że nie ma żadnych usprawiedliwień dla
kłamstwa. Jeśli ktoś kłamie w dobrej wierze, to i tak jego postępowanie zasługuje na
potępienie. Ojciec zachował się niegodnie w stosunku do Sameery. Ona i Addie
straciły przez to matkę. Teraz, gdy ją odzyskały, Beth nie miała prawa ukrywać
przed nią prawdy.
Spojrzała matce w oczy.
- To możliwe, że darzę go uczuciem... Sama nie wiem...
Nie mogła powiedzieć, że go kocha. Bała się używać takich słów.
- Myślę, że powinnaś powiedzieć mu prawdę.
- To wykluczone.
- Dlaczego?
- Dlaczego? Bo moja siostra ma go poślubić. Przeżyła zawód miłosny i
podjęła taką decyzję. Addie będzie dla Malika wspaniałą żoną. Jest posłuszna,
spokojna, a ja uparta. I mam za długi język. Addie potrafi zaplanować przyjęcie na
R S
99
królewskim dworze, a ja ledwie umiem zorganizować kolację z pizzą dla przyjaciół.
Malik będzie dla niej dobrym mężem, a ja nie stanę na drodze do ich szczęścia.
Nawet gdyby miało mnie to zabić. Nie dlatego, że Malik jest wpływowym
człowiekiem, który żyje według własnych zasad i będzie zdradzać żonę. Wręcz
przeciwnie. Mimo pozorów okazał się wspaniałym człowiekiem. Naprawdę jest
znakomitą partią.
- A twoje szczęście? - spytała matka z troską.
- Będę dla niego dobrą szwagierką.
Jeśli się dowie, że go oszukiwała, znienawidzi ją. Serce ścisnęło się z bólu. To
kara za jej kłamstwa. Sprawiedliwa kara, choć nie będzie przez to łatwiejsza do
zniesienia. Addie i Malik byli sobie przeznaczeni. Beth nie miała tu nic do
powiedzenia. Wszystkim byłoby lepiej, gdyby nie wtrącała się w nie swoje sprawy.
Nie wszystkim. Jej. Dzięki niej Addie mogła sama zadecydować o swym losie.
- A jeśli on też darzy cię uczuciem? - spytała matka.
Beth potrząsnęła głową.
- On myśli, że jestem Addie.
- A jeśli zorientuje się, że jest inaczej?
- Już kiedyś zamieniałyśmy się rolami i nikomu nie udało się nas rozpoznać.
- Zawsze jest ten pierwszy raz.
- Nie sądzę. Nawet nasz ojciec nie potrafi nas odróżnić.
Matka ścisnęła jej dłoń.
- Nikomu?
- Nikomu oprócz ciebie.
- No właśnie - odparła matka ze zmartwioną miną.
- Ty to co innego. Jesteś moją matką.
- Co innego? Nie widziałam was od dziecka, ale rozpoznałam cię w jednej
chwili, nawet nie sprawdzając, czy masz pieprzyk pod prawym uchem.
- Bo jesteś naszą mamą.
R S
100
- Bo was kocham - poprawiła ją matka. - Miłość pozwala zauważyć to, co jest
niedostrzegalne dla oczu. Dwie osoby mogą wyglądać identycznie, ale ten, kto
kocha, potrafi je odróżnić.
- Mam nadzieję, że się mylisz.
Matka nie mogła pochwalić się wielkim doświadczeniem w sprawach
miłosnych. Beth także nie. Zdecydowała się podjąć grę po to tylko, by uchronić
siostrę przed nieszczęściem. Nigdy nie przyszło jej do głowy, że przez to sama
znajdzie się w kłopotach. Teraz było za późno, żeby coś zmienić. Przynajmniej
Addie powinna spełnić swe pragnienia. Ponieważ Malik nie chciał nikogo kochać,
ich podstęp się nie wyda. Nie kocha jej, a więc nie potrafi dostrzec tego, co widzi
zakochany człowiek.
Beth wiedziała, że Addie będzie wspaniałą królową. Łzy popłynęły jej po
policzkach.
R S
101
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Gdzie jest Beth?
Z czerwoną różą w ręku Malik jak tygrys w klatce krążył po kamiennej
ścieżce przed haremem. Nigdy się nie spóźniała. Zadzwonił do niej, żeby zmienić
miejsce, w którym mieli się spotkać. Zgodziła się. Potem ogarnął go niepokój. Jej
głos był jakiś dziwny. Nie rzuciła żadnej zgryźliwej uwagi na temat haremu - czego
nie mógł się doczekać. Potulność nie leżała w jej naturze. Najwyraźniej wciąż
dręczyła ją niepewność.
Była przerażona, gdy w samolocie do Paryża poprosił, żeby szybko ustalili
datę ślubu. Pobyt w stolicy Francji nie osłabił jego pożądania. Wręcz przeciwnie.
Nie mógł się doczekać, kiedy naprawdę będzie z nią blisko. Niestety Beth była tak
zdenerwowana, że bał się, że zamierza zerwać zaręczyny.
Zacisnął dłoń na łodydze róży. Kolec zranił go prawie tak boleśnie jak myśl o
rozstaniu z Beth. Bardzo pragnął ją poślubić. Kiedy to wreszcie nastąpi, przestanie
przejmować się uczuciami i znów będzie mógł wieść spokojne życie.
Na kamiennej ścieżce rozległ się stukot obcasów. Odetchnął z ulgą,
jednocześnie zły na siebie, że nie potrafi kontrolować swoich uczuć. Powinien
bardziej nad sobą pracować. Król zawsze pouczał go, że wszystkie problemy można
rozwiązać ciężką pracą.
Czekał na nią, stojąc w otwartych drzwiach haremu.
- Beth...
- Wasza wysokość. - Skłoniła uprzejmie głowę, splatając dłonie.
Malik ściągnął brwi. Nigdy nie zwracała się do niego tak oficjalnie - chyba że
droczyła się z nim tak jak kilka dni temu w samolocie. Wtedy jednak jej słowa nie
były nacechowane szacunkiem tylko sarkazmem. Przekomarzali się ze sobą jak
normalni ludzie, jak kobieta i mężczyzna. Zwykła gra wstępna.
Kobieta stojąca przed nim zachowywała się z chłodną rezerwą.
R S
102
- Czy obraziłem cię swoim zachowaniem? - spytał.
Spojrzała na niego z przerażeniem, jakby popełniła jakiś błąd.
- Nie. Oczywiście, że nie - Malik.
Jego imię ledwo przeszło jej przez usta. Inaczej szeptała do niego, kiedy ją
całował. Znów ukłuł się w palec, co przypomniało mu, że trzyma różę.
Wyciągnął rękę.
- Proszę, to dla ciebie.
- Dziękuję. - Uśmiechnęła się.
- Uważaj na kolce. Obawiam się, że nie wszystkie zostały usunięte.
Powąchała lekko rozwinięty czerwony pąk.
- Cudowna róża. To bardzo miło z twojej strony.
- W ogóle jestem miły. - Na próżno czekał na ciętą ripostę.
- O, tak. - Uśmiechnęła się z przymusem.
- Pozwoliłem sobie zamówić tu kolację.
- Jak sobie życzysz.
Spodziewał się energicznej reakcji i był głęboko rozczarowany, że nic takiego
nie nastąpiło. Skonsternowany otworzył drzwi, wpuszczając ją do środka. Nie
rozumiał, dlaczego Beth tak się zmieniła. Nigdy nie traciła okazji, żeby się z nim
podroczyć, a co dopiero teraz, gdy specjalnie ją sprowokował.
Rozejrzała się, jakby nigdy przedtem tu nie była.
- Jak tu pięknie, Malik. Kolory z witraży odbijają się na marmurowej
posadzce.
- Tak samo jak wtedy, gdy byliśmy tu po raz pierwszy.
- T... tak. Wciąż nie mogę się napatrzeć.
Przyglądał się jej, zachodząc w głowę, dlaczego zachowuje się tak dziwnie.
Weszli do jadalni, gdzie czekał ozdobiony kwiatami stół zastawiony do kolacji.
Połyskujący diamentami żyrandol był romantycznie przyciemniony. Malik wyjął ze
srebrnego wiaderka otwartą butelkę szampana i nalał do kieliszków złocisty płyn.
R S
103
- Za nasze zdrowie - powiedział.
- Za długie i szczęśliwe życie.
- Rozumiem, że nie masz nic przeciwko temu, żebyśmy zjedli kolację w
haremie.
- Oczywiście, że nie. - Addie wypiła mały łyk szampana.
Żadnych dosadnych komentarzy o niewolnicach uwięzionych w przybytku
rozkoszy? Ani cierpkich uwag na temat oddawania się „relaksowi" i dowcipnych
pytań, czy będą zabawiać się w króla i konkubinę?
Malik wpatrywał się z uporem w narzeczoną. Widział ją w blasku słońca, przy
świetle księżyca i we wszelkim możliwym sztucznym oświetleniu. Wiele razy
widział jej twarz.
Teraz Beth wyglądała trochę inaczej. Policzki były bardziej kanciaste. Broda
zarysowana mniej ostro. Oczy miały ten sam odcień, ale brakowało w nich ciepła i
błysku dodającego żaru złotym punkcikom. Może to skutek innego makijażu?
Wiedział, że kobiety potrafią zmienić wygląd, używając odpowiednio różu i cieni do
powiek.
- Dziwnie mało się odzywasz - zauważył.
- Przepraszam. Czy chciałbyś ze mną o czymś porozmawiać?
Kiedy ostatnio powiedział coś podobnego, długo rozmawiali i przyznał się jej
do błędów, jakie popełnił w przeszłości. Nagle ogarnęło go złe przeczucie. Musi coś
sprawdzić.
Odstawił kieliszki na stół. Potem ujął jej twarz w obie dłonie i zbliżył usta do
jej warg. Narzeczona nawet nie drgnęła. Odgarnął jej włosy za prawe ucho, chcąc
pocałować pieprzyk, który niedawno zauważył. Skóra na szyi była nieskazitelnie
gładka.
Uniósł głowę, spoglądając jej w oczy.
- Kim jesteś? - spytał.
- Nie wiem, o co ci chodzi, Malik. Ja...
R S
104
- Nie jesteś Beth. Wyglądasz jak ona, ale... - Nagle zrozumiał. - Jesteś jej
siostrą!
Skuliła ramiona, jakby chciał ją uderzyć. Patrzyła jak zbrodniarz przyłapany
na gorącym uczynku.
- Tak, siostrą bliźniaczką.
Ale nie identyczną - pomyślał. Zimny dreszcz przeszedł mu po plecach.
- Co to za podstęp? - zawołał. - Czy Beth była tak przeciwna zaręczynom, że
zmusiła cię, żebyś zajęła jej miejsce?
- Nie, wasza wysokość. Wcale tak nie było.
- W takim razie zechciej mi wyjaśnić, o co chodzi.
Jej usta zadrżały, kiedy splotła dłonie.
- Jestem Adina Farrah.
Malik osłupiał ze zdumienia.
- To ty jesteś moją narzeczoną? - spytał po chwili.
- Tak.
- A Beth?
- To moja siostra Alina. Od dziecka nazywano ją Beth, bo nasze imiona były
zbyt podobne.
- Przynajmniej to nie było kłamstwem - wymamrotał.
- Nie miej do niej pretensji - poprosiła. - To wszystko moja wina.
- Tak? - To cud, że zachowywał się tak spokojnie, gdy szok i świadomość
zdrady wywołały w nim taki gniew.
- Kiedy postanowiłeś sfinalizować kontrakt ślubny, błagałam siostrę, żeby
zastąpiła mnie i przyjechała tutaj. Chciałam mieć trochę czasu, żeby załatwić ważne
sprawy osobiste.
- Jakie sprawy? - zapytał chłodno.
- Poznałam kogoś.
- Rozumiem.
R S
105
- Obawiam się, że nic nie rozumiesz. Nigdy nie byłam zakochana i chciałam
przekonać się, jak to jest.
- W takim razie niepotrzebnie się wysilałaś. Miłość nie istnieje - odparł
zdławiony bólem.
- Masz rację. Ten mężczyzna okazał się draniem.
- I teraz chcesz wyjść za mnie? To bardzo szlachetnie z twojej strony.
Wstała wyprężona jak struna, spoglądając mu prosto w oczy.
- Jestem gotowa spełnić swój obowiązek. Mojemu ojcu bardzo zależy na tym
małżeństwie. Rozumiem, że tobie także.
Beth przekazała jej tę informację. Teraz wiedział, skąd wzięła się jej panika.
Oszukiwała go.
Kiedy został okłamany po raz pierwszy, pogodził się z myślą, że to jego wina,
i postanowił już nigdy nie poddawać się uczuciom. Był tak pewny, że narzeczona
wybrana przez ojca nie stanowi zagrożenia, że nie przyszło mu do głowy, żeby
traktować ją nieufnie. Wiedział, że ma siostrę bliźniaczkę, ale urok, mądrość i uroda
Beth sprawiły, że to było nieistotne. Okazał się prawdziwym głupcem!
Ból i gniew zapłonęły w jego sercu. Znów został oszukany przez kobietę, na
której bardzo mu zależało. Teraz było jeszcze gorzej, gdyż nawet nie wiedział, kiedy
się zakochał. Czuł się jak ostatni głupiec. Tym razem zdrada nie tylko złamała mu
serce, lecz także odebrała wiarę we własny rozsądek.
Beth weszła do biura Malika, mijając po drodze dyrektora działu public
relations, asystentkę i jego osobistą sekretarkę, którzy wskazywali jej drogę, biorąc
ją za jego narzeczoną. Kiedy zamknęła za sobą drzwi i zbliżała się do jego biurka,
Malik ani na sekundę nie odrywał od niej wzroku. Addie powiedziała jej, co się
stało, więc musiała coś mu wyjaśnić.
- Czego chcesz, Beth?
R S
106
Poznał ją od razu. Do tej pory tylko matka potrafiła je rozpoznać. Serce zabiło
jej jeszcze mocniej. Musi się opanować. Choć nie miała już nic do stracenia, chciała,
żeby zrozumiał, że miała powody, żeby go okłamać. Poza tym ojciec zawiadomił
Addie, że za tydzień przyjedzie do Bha'Khar. Dla dobra siostry wszystko powinno
zostać wyjaśnione wcześniej.
- Ładne biuro - powiedziała, siląc się na lekki ton. Serce biło jak oszalałe, ale
nie miała zamiaru okazać zdenerwowania. - Powinieneś był mi je pokazać.
Rozejrzała się wokół, szczęśliwa, że nie musi na niego patrzeć. Regały z
ciemnego drzewa, pluszowy zielony dywan i biurko zawalone papierami. To tu
pracował. W drugim gabinecie spotykał się z zagranicznymi dygnitarzami i odbywał
narady ze swoimi ministrami.
Nie mogła dłużej odwlekać tej rozmowy. Bała się na niego spojrzeć, bo
bardzo za nim tęskniła, a teraz na jego twarzy malowała się tylko niechęć. Kiedy
wreszcie zebrała się na odwagę, zadrżała, widząc wrogość w jego ciemnych oczach.
Nogi się pod nią ugięły, ale na szczęście zauważyła dwa krzesła stojące przed jego
biurkiem.
- Mogę usiąść?
Zawahał się, ale w końcu skinął głową. Kiedy tylko usiadła, poczuła znajomy
zapach wody po goleniu zmieszany z zapachem jego ciała. To połączenie zawsze
przyprawiało ją o zawrót głowy, choć teraz, gdy miała misję do spełnienia, powinna
raczej zachować trzeźwość umysłu.
- Muszę porozmawiać z moimi pracownikami na temat wpuszczania
nieproszonych gości.
Nie odwracając głowy, szybko wciągnęła powietrze.
- Nie miej do nich pretensji. Nie mam zamiaru tego powtarzać.
- Udawać kogoś, kim nie jesteś? - rzucił lodowatym tonem.
- Tak. - Zacisnęła dłonie, żeby nie zauważył ich drżenia. - Muszę ci wyjaśnić,
dlaczego to zrobiłam.
R S
107
- To dla mnie bez znaczenia.
- Wiem, że jesteś rozsądny. Proszę cię tylko, żebyś wysłuchał, co mam do
powiedzenia.
- Mów szybko.
Skinęła głową, zastanawiając się, jak ma opowiedzieć szybko o tylu latach
nieszczęścia, tak aby Malik to zrozumiał.
- Moja siostra i ja wychowywałyśmy się bez matki i prawdę mówiąc, prawie
bez ojca. Addie była jedyną osobą, która mnie kochała. Ojciec jest człowiekiem
pozbawionym wyższych uczuć. Nigdy nie zwracał na mnie uwagi, chyba że
przypadkiem pomylił mnie z Addie i myślał, że to ja mam poślubić króla.
- Często go oszukiwałaś?
- Nie musiałam. - Beth roześmiała się z goryczą. Bezwiednie przesunęła ręką
po pieprzyku na szyi. - Ojciec nigdy nie mógł nas odróżnić. Kiedy zobaczył którąś z
nas, przypuszczał po prostu, że ma przed sobą Addie. Ja dla niego nie istniałam.
- Po co to mówisz? - spytał, prostując się w fotelu. Wciąż patrzył na nią
lodowatym wzrokiem.
- Szczęście mojej siostry nie było jego celem.
- Adina mówiła mi, że prosiła cię, żebyś na pewien czas zajęła jej miejsce. Ale
nie rozumiem, dlaczego ty zdecydowałaś się na oszustwo.
- Kocham ją - odparła krótko Beth. - Zawsze mogłyśmy liczyć tylko na siebie.
- Nie uszło mojej uwadze, że troszczysz się o nią na tyle, żeby kłamać -
parsknął.
- Możesz mi nie wierzyć, ale nienawidzę kłamać.
Splótł dłonie na brzuchu.
- Masz rację. Nie wierzę ci.
Niestety rozumiała go bardzo dobrze. Nie miał powodu sądzić, że jest inna niż
kobieta, która go oszukała i wykorzystała. Ale tak nie było.
R S
108
- Opowiadałam ci o mężczyźnie, który mnie okłamał. Wstydziłam się tylko
dodać, że zadzwonił do mnie tuż po ślubie.
- W jakim celu? - Mięsień na jego twarzy drgnął.
- Powiedział, że nie powinniśmy pozwolić na to, żeby taki drobiazg jak ślub
przeszkodził nam się spotykać. Kiedy stwierdziłam, że to nie w porządku, odparł, że
jego rodzina ma koneksje polityczne i on sam ma zająć ważne miejsce w dynastii.
Tacy ludzie jak on żyją według innych zasad. Prosił, żebym została jego kochanką.
Malik zmarszczył brwi.
- Pomimo to chętnie zgodziłaś się uczestniczyć w innym kłamstwie, które
byłoby niemożliwe bez twojego udziału. Tylko ty mogłaś udawać moją narzeczoną.
Utkwiła wzrok w swoich dłoniach.
- Zrobiłam to tylko po to, żeby chronić siostrę.
- Na pewno bym jej nie skrzywdził.
- Świadomie nie. Teraz jestem tego pewna. Ale nie wiedziałam tego,
zgadzając się na tę rolę. Przekonałam się na własnej skórze, że wpływowi
mężczyźni nie przejmują się, czy kogoś skrzywdzą, żeby uzyskać to, czego chcą.
Skąd mogłam wiedzieć, że jesteś inny? Jak mogłam być pewna, że moja siostra nie
będzie nieszczęśliwa i nie zmarnuje sobie życia? Powiedziałam prawdę, że chcę
namówić cię, żebyś zrezygnował z tego małżeństwa, bo Addie bała się
przeciwstawić ojcu i ryzykować, że go utraci, skoro straciła matkę.
- To nie jest wytłumaczenie. Zignorowała jego uwagę.
- Teraz wiem, że jesteś uczciwym i honorowym człowiekiem.
Nie tylko to - pomyślała, przypominając sobie, jak potrafił zahipnotyzować ją
jednym spojrzeniem, i dotyk jego rąk, który wyzwalał w niej nieokiełznane
pożądanie. Nie do końca żałowała, że postąpiła nieuczciwie. W głębi serca cieszyła
się, że dzięki temu mogła go poznać. Był człowiekiem szczerym i
odpowiedzialnym. O takim mężczyźnie marzyła przez całe życie.
R S
109
- Wiem, że nie możesz wyobrazić sobie, jak głęboka i nierozerwalna więź
może łączyć bliźnięta. Ale masz brata i wiem, że go kochasz. Jak byś się czuł,
gdyby jego szczęście było zagrożone? Co byś zrobił, gdyby poprosił cię o pomoc?
Czy zgodziłbyś się skłamać, gdyby od tego zależało szczęście najbliższej ci osoby?
- Wydaje mi się, że kiedyś już rozmawialiśmy na ten temat. Powiedziałem
wtedy to samo, co powtórzę teraz: kłamstwo, nawet popełnione ze szlachetnych
pobudek, nie przestaje być kłamstwem.
W dalszym ciągu spoglądał na nią twardo. Nie zmienił zdania. Nie wzruszyły
go jej słowa. Choć odsłoniła przed nim duszę, to w niczym nie poprawiło sytuacji.
Nie chciała myśleć o tym, że może nie uda jej się przekonać Malika. Kiedy nadzieja
zgasła, poczuła bolesny ciężar w piersi.
Nagle ogarnął ją strach.
- Co teraz zrobisz? - spytała.
- Spełnię swój obowiązek.
- Masz zamiar poślubić moją siostrę?
- Tak.
Zamknęła oczy i ciężko westchnęła.
- Wiem, że nie mam prawa cię o nic prosić. Ale jesteś dobrym i prawym
człowiekiem. Błagam cię, żebyś nie wykorzystywał tego, co się stało, przeciwko
Addie.
- Masz rację. Nie masz prawa mnie o nic prosić. - Wstał, dając znak, że
rozmowa się skończyła.
Beth z godnością podeszła do drzwi, starając się opanować drżenie. Położyła
rękę na klamce, a potem spojrzała Malikowi w oczy.
- Wasza wysokość, łatwo sądzić innych, kiedy samemu nie musiało się
walczyć o swoje miejsce na świecie. Łatwo okazywać dumę, kiedy nie trzeba się
zastanawiać, czy ktoś nas kocha i czy będzie za nami tęsknić, jeśli odejdziemy. Po
zniknięciu mamy przez całe życie opiekowałam się moją siostrą. - Wzruszyła
R S
110
ramionami, zaciskając drżącą rękę na klamce. - Mama odeszła niespodziewanie.
Addie często płakała. Biegłam wtedy do jej pokoju, żeby ją pocieszyć. Kiedy ojciec
to widział, nigdy nie pozwalał mi z nią zostać. Jeśli nie chciałam wyjść,
wyprowadzał mnie siłą. Kazał Addie przestać płakać i mówił, że już nigdy nie
zobaczy mamy. - Wzięła głęboki oddech, czując w sercu ból. - Kiedy ojciec
wychodził na spotkania z kochankami, znów zakradałam się do jej pokoju.
Płakałyśmy razem wtulone w siebie.
- Nie rozumiem, co to ma wspólnego z twoim oszustwem.
- Nie będę przepraszać za to, że starałam się ochronić siostrę. Kocham ją nad
życie. Gdyby to wszystko zdarzyło się jeszcze raz, postąpiłabym tak samo. - Uniosła
w górę brodę. - Jeśli to znaczy, że jestem zła, trudno. A ty powinieneś dziękować
własnemu losowi.
- Jak to?
- Gdybym urodziła się dwie minuty wcześniej, to ja byłabym twoją żoną.
Niech się nad tym zastanowi - pomyślała, wychodząc z gabinetu. Z
podniesioną głową zamknęła za sobą drzwi i roztrzęsiona opuściła pałac.
Rozpoznał ją od razu. Nie musiał sprawdzać, czy ma na szyi pieprzyk.
Momentalnie przypomniała sobie słowa matki: „Miłość pozwala zauważyć to, co
jest niedostrzegalne dla oczu. Dwie osoby mogą wyglądać identycznie, ale ten, kto
kocha, potrafi je odróżnić".
Z wrażenia zaparło jej dech w piersi. Wszystko stało się zupełnie jasne.
Znalazła swoją drugą połowę. Niestety los nie był sprawiedliwy i nie mogli się
połączyć.
To była cena, jaką musiała zapłacić za swojego pecha, głupotę i przywiązanie
rodziny królewskiej do tradycji. W dodatku ten sam los spotykał ją po raz drugi w
życiu: mężczyzna, którego kochała, zamierzał ożenić się z kimś innym. Niestety tym
razem było o wiele gorzej niż kiedyś; Beth była śmiertelnie zakochana w
mężczyźnie, który nigdy nie zechce jej wybaczyć.
R S
111
ROZDZIAŁ JEDENASTY
- Witamy w domu, panie ambasadorze! - Król uniósł w górę kieliszek
szampana i wszyscy goście zebrani przy okrągłym stole w prywatnej jadalni pałacu
uczynili to samo. Malik również.
W salonie oprócz króla, królowej i ich starszego syna znajdował się jeszcze
ambasador z córkami, które siedziały po jego obu stronach. Malik nie powiedział
rodzicom ani słowa o kłamstwie, jakiego dopuściły się bliźniaczki. Wiedział, że
Beth złożyła mu wizytę w biurze po to, by ojciec nie dowiedział się, że jego córki
popełniły tak naganny czyn.
Nie był pewien, co zadecydowało o tym, że zachował dla siebie ich sekret. Z
jednej strony nie chciał robić przykrości ojcu, który wybrał dla niego narzeczona.
Poza tym wolał przeżywać upokorzenie w samotności. Jeszcze bardziej niż wstyd i
zakłopotanie, że komuś udało się go oszukać, dręczył go fakt, że on sam nie potrafił
uchronić się przed miłością.
Musi zwalczyć w sobie tę słabość, nawet gdyby miało go to zabić.
Ani razu nie spojrzał na Beth. Wpatrywał się w jej ojca, który prezentował się
dostojnie z ciemnymi włosami siwiejącymi na skroniach. Jego czarne oczy
znamionowały mądrość i inteligencję. Oczywiście Malik spotykał go kiedyś przy
różnych okazjach, ale odkąd poznał jego córki, ambasador stał się dla niego kimś
ważniejszym. Ta myśl sprawiła, że jego wzrok odruchowo przeniósł się na Beth.
To nie z jego woli została zaproszona na kolację. Malik starał się nawet
odwieść matkę od tego zamiaru. Jednak kiedy królowa dowiedziała się, że obie
córki ambasadora są w kraju, żadna siła nie mogła jej powstrzymać od zorgani-
zowania spotkania z przyszłą synową i jej siostrą.
Ambasador Rafi Farrah uniósł w górę kieliszek.
- Za moją córkę Adinę - przyszłą żonę następcy tronu! Wszyscy, z wyjątkiem
Malika, przyjęli toast z aplauzem.
R S
112
Zanim dowiedział się o podstępie, uparcie dążył do tego, by ślub odbył się jak
najszybciej. Jakim był głupcem!
- Malik? - Matka spojrzała na niego pytająco.
Rozejrzał się po twarzach zebranych. Wszyscy oprócz Beth spoglądali na
niego z oczekiwaniem.
- Za Adinę - powtórzył. - Oby naszemu szczęściu zawsze towarzyszyły
szczerość i uczciwość. - Popatrzył na Beth i zauważył z satysfakcją, że zadrżała,
słysząc jego słowa.
- Proszę się nie martwić, wasza wysokość - powiedział ambasador. - Ona jest
równie posłuszna jak piękna.
Królowa spojrzała na siostry, potrząsając głową.
- Pana córki są niesłychanie urocze.
- Ale Adina to prawdziwy klejnot - odparł dumnie ojciec i poklepał po ręku
Beth.
Malik zastanawiał się, czy bliźniaczki specjalnie ubrały się tak samo, żeby
zmylić ojca. W jego wypadku ta sztuczka się nie uda.
- Pana córki wyglądają identycznie - stwierdził król.
Nie dla mnie - pomyślał Malik. Niemal od razu zorientował się, że Adina nie
jest Beth. Pocałunek ostatecznie udowodnił mu, że to nie jest kobieta, którą znał i...
kochał? Znów ogarnęła go niechęć i wyrzuty sumienia. Jak mógł darzyć uczuciem
kobietę, która świadomie i celowo uczyniła z niego głupca?
- Uważam tak samo, panie ambasadorze - dołączyła się królowa. - Jak udaje
się panu odróżnić córki?
- Po zachowaniu. - Rafi Farrah spojrzał na Beth. - Ona na pewno nie
zawiedzie waszej wysokości. Kształciła się w najlepszych szkołach na świecie.
Znakomicie opanowała znajomość protokołu dyplomatycznego. Oprócz
bha'kharskiego i angielskiego zna biegle jeszcze trzy języki. W jednej chwili potrafi
zorganizować wielkie przyjęcie.
R S
113
Beth wyprostowała się, spoglądając krytycznie na ojca. Malik znał ją na tyle
dobrze, żeby wiedzieć, że ma ochotę sarkastycznie skwitować jego przechwałki.
Jednak nie odezwała się raczej dlatego, żeby nie zepsuć humoru siostrze, a nie po to,
by oszczędzić zarozumiałego ojca.
Malik wciąż miał nadzieję, że Beth jednak się odezwie. Nigdy nie zdawał
sobie bowiem sprawy z tej wady ambasadora. Charakter i osobowość tego
człowieka być może były przydatne, gdy prowadził rozmowy z innymi aroganckimi
reprezentantami obcych krajów, ale niewątpliwie dyskwalifikowały go jako rodzica.
Adina położyła rękę na ramieniu ojca.
- Jestem ci wdzięczna, ojcze, że zapewniłeś mi takie wykształcenie. To będzie
dla mnie olbrzymia pomoc w wypełnianiu roli, jaką niebawem na siebie przyjmę.
Liczę na kontynuowanie mojej edukacji pod kierunkiem jej wysokości.
Królowa się uśmiechnęła.
- Kolejny dyplomata w rodzinie, Rafi? A twoja druga córka?
Beth uśmiechnęła się do pary królewskiej.
- Jestem nauczycielką...
- Ona nie pracuje dla dobra naszego kraju - wtrącił ojciec. - I nie ma nic
istotnego do powiedzenia.
Zdumiony Malik nie mógł pojąć, że ambasador z takim lekceważeniem i
arogancją odnosi się do córki, zamiast docenić jej pracę, która z pewnością
zasługiwała na szacunek. Nie dowierzał Beth, kiedy opowiadała mu o głębokiej wię-
zi, jaka łączyła ją z siostrą, i o ojcu, który je terroryzował. Teraz powstrzymał się od
riposty ze względu na szacunek dla pary królewskiej, ale miał zamiar porozmawiać
później z rodzicami o tym mężczyźnie.
Beth posmutniała, pochylając głowę. Malik miał ochotę zmusić siłą głupiego i
zarozumiałego ojca, żeby przyznał, że Alina Bethia Farrah jest piękną, inteligentną i
energiczną kobietą, którą niejeden mężczyzna chciałby mieć za żonę.
R S
114
- Ale Adina - ciągnął dalej ambasador, klepiąc córkę po ręku - potrafi
rozmawiać z zagranicznymi dygnitarzami z Francji, Niemiec i Hiszpanii w ich
ojczystych językach.
Adresatka peanów miała dosyć niewyraźną minę. Zerknęła na Beth i
powiedziała:
- Moja siostra ma niezwykły dar nawiązywania kontaktów z nastolatkami,
których uczy. Niektórzy uważają, że to też jest obcy język.
Ambasador lekceważąco wzruszył ramionami.
- Moja druga córka nie chciała mnie słuchać. Uparła się, że będzie pracować, i
nie chciała czekać cierpliwie na małżeństwo. Nie przypomina w niczym swojej
siostry.
- Nie chciała marnować swoich umiejętności - powiedziała Addie. - Beth ma
talent do mobilizowania uczniów do nauki. To niezwykły dar.
Beth uśmiechnęła się do siostry, wykonując głową lekki ruch, jakby chciała
ostrzec ją, że za dużo ryzykuje, stając w jej obronie. Jak zwykle bardziej myślała o
niej niż o sobie.
Malikiem targały sprzeczne uczucia. Z jednej strony wciąż był zły na Beth, że
go oszukała, ale z drugiej podziwiał za to, że nie chciała przyjąć biernej postawy,
tylko wolała żyć aktywnie.
Ambasador uśmiechnął się do Adiny.
- To najwspanialsza córka, jaką można sobie wyobrazić.
- I najwspanialsza siostra - dodała Beth.
Widać było, że bliźniaczki są do siebie bardzo przywiązane, choć samolubny,
nieczuły ojciec lekceważył jedną z nich, zachwycając się tą, która miała zostać
królową Bha'Khar. Ludzie nie zmieniają raptem charakteru. Malik był pewien, że
Rafi Farrah przez całe życie faworyzował jedną córkę kosztem drugiej. Beth mówiła
prawdę. Ten podły człowiek najpierw odebrał jej matkę, a potem odepchnął ją od
R S
115
siebie, bo liczyła się dla niego tylko ta córka, dzięki której mógł zdobyć większe
wpływy, gdyż była zaręczona z królem.
Mimo tak podłego traktowania Beth wyrosła na mądrą i szlachetną kobietę,
która ceniła dobro siostry bardziej niż swoje własne. Lęk, że ukochana siostra może
być nieszczęśliwa w małżeństwie sprawił, że zdecydowała się udawać, że jest jego
narzeczoną, a potem przekonać go, że powinien zerwać zaręczyny. Dzięki temu
ojciec, na którym z niewiadomych powodów tak zależało Adinie, nie miałby jej tego
za złe. Malik nie uważał już, że Beth zachowała się niegodnie, kłamiąc, lecz że
wykazała niezwykłą odwagę, chcąc ratować siostrę.
Spojrzał na jej twarz. Wyglądała tak mizernie. Podniosła głowę i dostrzegł jej
oczy pełne smutku. Gniew w jednej chwili się ulotnił i nagle ogarnęło go bezbrzeżne
szczęście.
Był tylko jeden problem wagi państwowej: jeszcze nigdy w długiej i
szacownej historii Bha'Khar żaden następca tronu nie wyrzekł się tradycji,
wybierając sobie żonę po prostu dlatego, że się zakochał.
- Czy to nie jest ciekawe, że mama uparła się mieć w domu dwa bliźniacze
łóżka, choć nie widziała nas przez tyle lat? - Addie oparła się o poduszki ułożone u
wezgłowia łóżka.
Kiedy ich podstęp się wydał, narzeczona następcy tronu postanowiła nocować
na neutralnym terytorium.
- Tak się cieszę, że tu jestem - westchnęła Beth, opierając się o identyczne
wezgłowie drugiego łóżka. Między nimi stał stolik z lampą i abażurem z
kryształkami.
- Jaka szkoda, że nie wiedziałam, że przez cały czas próbowała się z nami
skontaktować.
Beth się uśmiechnęła.
- Mama zawsze bardzo nas kochała.
- Skoro mowa o miłości, powiedz, czy ta kolacja nie była nieudana?
R S
116
- Na szczęście już po wszystkim - stwierdziła z ulgą Beth.
Nieudana to mało powiedziane. Straszna! Za każdym razem, gdy Malik na nią
spoglądał - a obserwował ją bez przerwy - Beth czuła się jak na piekielnych mękach.
Miała nadzieję, że w jego oczach ujrzy znajomy przyjazny błysk, ale jej ciało co
chwila przeszywał ból, bo uświadamiała sobie, że to już nigdy nie nastąpi. Nigdy
więcej Malik nie uśmiechnie się do niej ani nie weźmie jej w ramiona.
- Trudno byłoby wyobrazić sobie okropniejszy wieczór - powiedziała.
- Tak mi przykro, że wciągnęłam cię w to wszystko, Bethie.
- Nie chcę już więcej o tym słyszeć. - Wycelowała palec w siostrę. - Zawsze
będę ci pomagała, bo cię kocham.
- Ja też cię kocham. Wiem, jak bardzo się o mnie troszczysz. Jedyny plus
dzisiejszego wieczoru to to, że wreszcie otworzyły mi się oczy na zachowanie ojca.
- Niewątpliwie ojciec był dziś w formie - stwierdziła z goryczą Beth. Przez
cały czas ją ignorował, chyba że przypadkiem pomylił ją z siostrą. Wychwalał
Addie, bo dzięki temu zamierzał zdobyć większe wpływy na królewskim dworze. -
Niemal zacierał ręce z radości, że będzie skoligacony z rodziną królewską.
- Zauważyłam to - odparła z powagą Addie. - Myślisz, że król i królowa
dowiedzieli się o naszej zamianie?
Beth zastanawiała się przez chwilę, po czym potrząsnęła głową.
- Byli bardzo mili. Zdążyłam ich trochę poznać i zauważyłabym, gdyby coś
się zmieniło. Wydaje mi się, że Malik nic im nie powiedział.
Pewnie dlatego, że wstydził się przyznać, że znów został oszukany. Beth nie
miała do niego żalu. Dobrze wiedziała, co to znaczy przeżyć upokorzenie.
- Nie wyjdę za niego, Beth.
- Co takiego? - Beth zerwała się z łóżka i usiadła obok siostry. - Dlaczego,
Addie? Boisz się, że będzie dla ciebie niedobry po tym, co się stało? Na pewno nie.
Znam go dobrze. Zapomni o tym.
- Nie zapomni.
R S
117
Na pewno nie traktowałby źle jej siostry, ale też nigdy nie miałby do niej
zaufania. Szczęśliwe małżeństwo musi opierać się na zaufaniu.
- Masz rację - westchnęła. - Nie zapomni.
Addie skinęła głową.
- Ale nie dlatego nie chcę go poślubić.
- Nie boisz się narazić ojcu?
- Dzisiaj zrozumiałam, że odnosi się do ciebie w okrutny sposób. Zawsze się
bałam, że przestanie mnie kochać. Ale nie mogę pogodzić się z tym, jak cię dzisiaj
potraktował. - Addie zmarszczyła brwi. - Poza tym widać, że nie może się doczekać,
kiedy będzie teściem nowego króla Bha'Khar. On kocha tylko władzę, a nie swoje
córki. - Potrząsnęła głową. - Zrozumiałam, że nie mogę utracić tego, czego nigdy
nie miałam.
- Przynajmniej coś dobrego wynikło z tego spotkania - powiedziała Beth. -
Czy chcesz, żebym poszła z tobą porozmawiać z ojcem?
Addie potrząsnęła głową.
- Najwyższy czas, żebym nabrała odwagi. Muszę umieć sama o siebie
walczyć. Nie mogę prosić cię o pomoc przez całe życie. Mimo wszystko chcę mieć
z nim kontakt. Ale jeśli on tego nie zechce, nic na to nie poradzę.
Beth wzięła siostrę za rękę.
- Zasługujesz na to, żeby być z człowiekiem, który będzie cię kochać i
szanować. Cieszę się, że to zrozumiałaś, zanim było za późno.
- Ja też - odparła Addie. - Ale co będzie z tobą? - spytała smutno.
- Nie rozumiem, o czym mówisz.
- Czy znalazłaś mężczyznę, który mógłby dać ci szczęście?
Tak, ale ta znajomość już się skończyła.
- Nie martw się o mnie, Addie.
- Nie mów tak. Oczywiście, że się o ciebie martwię i także dlatego
zdecydowałam się porozmawiać z ojcem.
R S
118
- O czym ty mówisz?
- Nie mogę poślubić mężczyzny, w którym jesteś zakochana.
Beth potrząsnęła głową.
- Mylisz się.
- Nieprawda. Znam cię bardzo dobrze. Widziałam, jak patrzysz na Malika.
Straciłaś dla niego głowę.
- Nawet gdybyś miała rację - czego wcale nie twierdzę - przez całe życie
przygotowywałaś się do tego, by zostać królową Bha'Khar. Masz wspaniałe
wykształcenie. Jesteś spokojna i posłuszna, a ja obcesowa i zgryźliwa. Pomijając to,
że nie ma najmniejszej szansy, żeby Malik mógł wybaczyć mi to, co mu zrobiłam,
nie nadaję się na żonę króla.
- Mogłabyś się wszystkiego nauczyć.
- Owszem. Tylko po co? On mnie nienawidzi.
- Nieprawda - odparła Addie, krzyżując ręce na piersiach. - Dzisiaj nie mógł
oderwać od ciebie oczu.
- Pewnie wyobrażał sobie sto sposobów, żeby mnie zamordować -
wymamrotała Beth.
Addie się roześmiała.
- Nie przesadzaj.
- Nie przesadzam,
- Widzisz, Bethie, nie robię tego tylko ze względu na ciebie. Nie mogłabym
poślubić mężczyzny, który jest zakochany w innej kobiecie.
- Oczywiście, że nie. To nie przyniosłoby nic dobrego. Ale Malik...
- On cię kocha.
Beth spojrzała na siostrę. Świadomość, że straciła szansę na miłość, była
okropna. Ale jeszcze gorzej było łudzić się nadzieją na odzyskanie ukochanego,
kiedy w głębi serca wiedziała, że to niemożliwe. Popełniła zbyt wielki grzech.
Siostra wzięła ją za rękę.
R S
119
- On od pierwszej chwili wiedział, że nie jestem tobą.
- Jest inteligentny, dlatego umie nas odróżnić.
- Ojciec też jest inteligentny, a nigdy mu się to nie udaje.
Beth wzruszyła ramionami.
- Może trochę podobałam się Malikowi, ale stracił do mnie zaufanie.
- Miłość zawsze zwycięża - powiedziała Addie.
- Kiedyś byłam na tyle głupia, że w to wierzyłam. - Beth opuściła głowę. - Ale
to już przeszłość.
Dostała nauczkę, że w życiu należy postępować uczciwie. Choć chciała
wierzyć, że Malik mógłby kochać ją tak mocno jak ona jego, wiedziała, że to
niemożliwe. On nigdy nie zrozumie, dlaczego skłamała. Dlatego nie może jej
wybaczyć.
Powinna spojrzeć prawdzie w oczy. Na zawsze straciła swoje szczęście.
R S
120
ROZDZIAŁ DWUNASTY
Po bezsennej nocy, przed którą nie uchroniła go nawet najlepsza whisky na
świecie, Malik postanowił, że musi porozmawiać z ojcem. Skoro już podjął decyzję,
najlepiej było nie odwlekać tej trudnej rozmowy. Ignorując protesty królewskiego
sekretarza, wtargnął do gabinetu ojca.
- Muszę porozmawiać z tobą w bardzo ważnej sprawie - powiedział.
Sekretarz stanął tuż za nim.
- Wasza wysokość - oświadczył podniesionym głosem - mówiłem następcy
tronu, że...
Król podniósł głowę i spojrzał na syna.
- Czy nie możesz z tym zaczekać, Malik? - spytał.
- Nie, ojcze.
Król odłożył okulary na bok i uśmiechnął się do sekretarza.
- W porządku, Sharif. Możesz nas zostawić.
- Tak jest, wasza wysokość.
Kiedy zostali sami, Malik rozejrzał się dookoła. Gabinet króla był taki sam jak
jego, tylko większy. Ciemne meble, pluszowy dywan, cenne obrazy na ścianach i
bogato zdobiona witryna ze wspaniałą kolekcją dzieł sztuki.
- Zastanawiasz się, gdzie postawić biurko, kiedy przejmiesz po mnie ten
gabinet? - spytał król.
Malik spojrzał na uśmiechniętego ojca.
- O tym także chciałbym z tobą porozmawiać.
- Usiądź, mój chłopcze. Przekazanie tobie władzy w państwie to dosyć pilna
sprawa.
- Nie chcę przyspieszać twojej rezygnacji, ojcze - wyjaśnił Malik. - Jednak
pragnę zasięgnąć twojej rady w sprawie, która się z tym wiąże.
R S
121
Król pochylił się i oparł ręce na biurku. Choć był dopiero wczesny ranek,
rękawy jego śnieżnobiałej koszuli od fraka były podwinięte, a krawat na szyi
poluzowany. Malik zawsze podziwiał pracowitość ojca i starał się go naśladować.
Król bardzo mądrze rządził krajem i niełatwo będzie go zastąpić. Malik starał się
udowodnić, że kiedy przejmie rządy, mieszkańcy Bha'Khar będą równie zadowoleni
z nowego władcy. Pragnął, by ojciec był z niego dumny. Co prawda zdarzyło mu się
popełnić parę pomyłek, ale to, co zamierzał teraz powiedzieć, przyćmi wszystkie
jego poprzednie niedociągnięcia.
- O co chodzi, synu? Zanim odpowiesz, muszę powiedzieć ci, że nie
wyglądasz dobrze.
- Nie wątpię. Sen nie służy mi od chwili przyjazdu mojej narzeczonej.
- To urocza kobieta. Królowa i ja rozmawialiśmy o tym. Twoja matka jest
przekonana, że naprawdę macie się ku sobie.
Oczywiście królowa miała na myśli Beth. Jednak nie mogła nawet się
domyślać, jak gwałtowną burzę uczuć wyzwalała w jej synu młodsza córka
ambasadora.
- Rzeczywiście - odparł Malik.
Ojciec uśmiechnął się z zadowoleniem.
- To bardzo dobrze.
- Nie tak bardzo.
- Dlaczego tak mówisz?
- Ona nie jest moją narzeczoną.
- Nie rozumiem. Oczywiście, że jest.
Malik potrząsnął głową.
- Sam powiedziałeś, że ona i jej siostra wyglądają identycznie i nie możesz ich
odróżnić.
- Ich podobieństwo jest zdumiewające. Ale to nie tłumaczy, dlaczego nie
cieszysz się, że coś was łączy.
R S
122
- Kobieta, którą poznałem - ta, o której myślałem, że jest moją narzeczoną i
którą obdarzyłem uczuciem - nie jest tą, którą mam poślubić. Ona i jej siostra
zamieniły się rolami.
Zszokowany król w milczeniu rozważał słowa syna.
- Beth nie jest twoją narzeczoną?
- Nie. Na prośbę siostry zgodziła się udawać, że nią jest. - Po kolacji zjedzonej
w towarzystwie ambasadora Malik nie mógł potępiać jej zachowania. - Zrobiła źle,
ale motywy jej postępowania są szlachetne.
Król zmarszczył brwi.
- Nie zgadzam się.
Kiedyś Malik był tego samego zdania. Powiedział jej, że żadne powody nie
mogą usprawiedliwić kłamstwa. Teraz żałował swoich słów.
- Poznałem ją dobrze - powiedział. - To nie jest kobieta, która lubi oszukiwać.
- Ale kłamstwo udało jej się znakomicie. Bardzo zręcznie udawała kobietę,
którą masz poślubić. Skąd możemy być pewni, że to nie wytrawna oszustka?
- Ojcze, wiem, że ambasador jest twoim przyjacielem. Jednak wczoraj
wieczorem spojrzałem na niego innymi oczami dzięki temu, co powiedziała mi jego
córka.
- Jak to?
- Chce wykorzystać Adinę, która urodziła się jako pierwsza, by zdobyć
większe wpływy w naszym królestwie. Beth martwiła się, że jej ukochana siostra
padnie ofiarą wygórowanych ambicji ambasadora. Zrobiła to, co uważała za słuszne.
- Skłamała. Jak możesz mówić, że postąpiła słusznie?
- Nie mam żadnych wątpliwości, że to nie jest kobieta, która lubi kłamać. -
Wstał, nie spuszczając wzroku z ojca. Nie mogę ci wyjaśnić, dlaczego nabrałem do
niej zaufania, ale zapewniam cię, że intencje były czyste. Nie mogę pochwalić jej
zachowania, ale też nie potrafię go potępić.
- Jak możesz tak mówić?
R S
123
Malik oparł dłonie na biurku i spojrzał ojcu w oczy.
- Wasza wysokość był moim najlepszym nauczycielem i mentorem. Darzę
wielkim szacunkiem mądrość waszej wysokości. Jednak proszę mnie dobrze
zrozumieć. Nie mogę znieść słów krytyki pod adresem Beth. Wasza wysokość
powinien zaufać mojej ocenie.
- Kochasz ją - stwierdził król.
- Tak. - Malik się wyprostował. - Kiedyś uważałem, że nie będę mógł dobrze
wypełniać swoich obowiązków jako władca, jeśli zdecyduję się na miłość.
- A teraz? - Król zmrużył oczy.
- Teraz uważam wprost przeciwnie. Od dzieciństwa powtarzałeś mi, ojcze, że
król powinien koncentrować się na pracy. Starałem się być wierny tej zasadzie. Ale
bez Beth, która służyłaby mi wsparciem i radą, dawałaby radość i miłość, nie
potrafię być mądrym i skutecznym władcą. Nie wierzę, że potrafiłbym zastąpić cię i
sprawić, by nasz kraj zdobył mocną pozycję na świecie. Nie mógłbym być takim
królem, jakiego oczekuje i na jakiego zasługuje mój naród.
Król w milczeniu rozważał słowa syna.
- Miłość nigdy nie jest przeszkodą w pracy - powiedział wreszcie. - To jest
dar. Jeśli kiedykolwiek dałem ci do zrozumienia, że władza i miłość się wykluczają,
to muszę cię prosić o wybaczenie.
- To nie twoja wina, ojcze. Sam popełniłem głupie błędy.
- Masz na myśli tę nieuczciwą dziennikarkę? - Król westchnął. - Nie można
podejrzewać wszystkich ludzi o złe zamiary. Twoja postawa jest słuszna. Zaufaj
sobie, tak jak ja ci zaufałem. Serce podpowie ci, co należy zrobić.
- Właśnie dlatego tu przyszedłem. Nie mogę poślubić kobiety, którą
wyznaczyłeś mi na żonę.
- Rozumiem. - Król oparł łokcie na poręczy fotela i złożył palce pionowo w
górę. - Co w takim razie proponujesz?
R S
124
- Kardahl postąpił zgodnie z tradycją i miał szczęście poślubić kobietę, którą
pokochał. Myślę, że powinienem usunąć się na bok i pozwolić memu bratu objąć
tron.
- Chcesz zrzec się tronu dla Beth? Czy ona tak wiele dla ciebie znaczy?
- Najwięcej na świecie.
Dopiero teraz pozwolił sobie wyznać otwarcie, co do niej czuje. Był
przekonany, że to prawda. Nieważne dlaczego ani jak do tego doszło. Czuł, że
oddałby wszystko, co posiada, żeby mieć przy sobie tę kobietę do końca życia.
- Rozumiem.
- Przepraszam, że cię rozczarowałem, ojcze. Nie mam dla siebie
usprawiedliwienia, a nawet gdyby było inaczej, nie ośmieliłbym się o tym mówić.
Masz pełne prawo być na mnie zły.
- Czy Beth cię kocha?
- Nie wiem.
Wolał tak odpowiedzieć niż wyznać prawdę. Nie chciał jej słuchać. Jeśli
kiedyś go kochała, to na pewno jej miłość się skończyła. Serce ścisnęło mu się z
żalu. Nie miał innego wyjścia niż się z tym pogodzić.
- I mimo to dla tej kobiety zrzekłbyś się tronu?
- Nie dla niej. Wolę być sam niż poślubić inną po to, by dochować wierności
tradycji.
- Jako król muszę ci powiedzieć, że nie wolno lekceważyć tradycji. Ale jako
ojciec pragnę, żebyś był szczęśliwy.
- Te dwie rzeczy wykluczają się nawzajem. Jedyne wyjście dla mnie, to zrzec
się tronu.
- Nie spiesz się tak, mój synu. Być może znajdzie się inne rozwiązanie.
Ocierając łzy, Beth sprawdziła, czy w komodzie nie zostały jej ubrania, a
potem zamknęła walizkę i postawiła ją na podłodze. Jutro wraca do domu z tym
R S
125
samym bagażem, jaki przywiozła do Bha'Khar, ale bagaż emocjonalny był znacznie
cięższy. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że coś tu zostawiła.
No, tak! Serce.
Czy to nie ironia, że zgodziła się na podstęp, żeby uchronić siostrę przed
człowiekiem, w którym sama się zakochała? Co za głupota! Nie mogła nawet
powiedzieć, że straciła ukochanego, bo tak naprawdę nigdy go nie miała.
Słysząc ciche pukanie, Sameera otworzyła drzwi. Westchnęła na widok
walizek ustawionych na podłodze.
- Beth?
- Cześć, mamo. - Zrobiło jej się jeszcze bardziej przykro, gdy w oczach matki
dostrzegła smutek.
- Proszę, zastanów się jeszcze, czy naprawdę powinnaś wracać do Stanów.
Mogłabyś pracować tutaj jako nauczycielka. A ja... - Głos uwiązł jej w krtani. - Nie
chcę, żebyś wyjeżdżała. Martwi mnie, że znów będziesz na drugim końcu świata.
Beth uściskała ją mocno.
- Mnie też. Ale zobacz, ile dobrego się zdarzyło. Odnalazłyśmy się i teraz
możemy być w kontakcie. Będziemy pisać e-maile. Kiedy zechcę z tobą
porozmawiać, wystarczy, że podniosę słuchawkę.
Sameera dotknęła delikatnie jej policzka i spojrzała błagalnie.
- Będziesz nas odwiedzać?
To było trudne pytanie. Z Bha'Khar wiązały się bardzo przykre wspomnienia.
Malik uważał ją za oszustkę, choć tak naprawdę wcale nie chciała ukrywać prawdy.
- Możesz przyjeżdżać do mnie do Stanów - zaproponowała.
- Oczywiście. Nikt nie odbierze mi już moich córek.
- A mi matki - odparła Beth, ściskając jej rękę przytuloną do policzka. Kiedy
nabierze sił po tym, co ją spotkało, znów przyjedzie do Bha'Khar.
- To dobrze. Teraz przestańmy się martwić w ten ostatni wspólny wieczór.
Zaraz zjemy dobrą kolację i napijemy się pysznego wina.
R S
126
- Bardzo się cieszę.
- Addie przyjedzie za chwilę, żeby świętować z nami.
- Ciekawa jestem, jak zareagował Malik, kiedy powiedziała mu, że nie będzie
ślubu.
Sameera zmarszczyła brwi.
- Niedługo się dowiemy.
Matka powiedziała, że da sobie sama radę w kuchni, i poprosiła, żeby Beth
odpoczęła w salonie. Kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi, Beth poszła otworzyć.
- Cześć - rzuciła Addie. Uściskała siostrę, a potem wskazała na kieliszek. -
Macie jeszcze trochę wina?
Beth dostrzegła zdenerwowanie na twarzy siostry.
- Dobrze się czujesz?
- Tak.
- Jak poszło z Malikiem?
- Wszystko w porządku. - Addie odwróciła głowę.
- To co się stało? Zachowujesz się jakoś dziwnie.
- Nic. Chciałabym się napić wina. - Ruszyła do kuchni. - Musisz obejrzeć
wiadomości.
Zaintrygowana Beth włączyła telewizor i usiadła na sofie, biorąc do ręki
pilota. Właśnie zaczęły się wiadomości. Addie i Sameera zjawiły się po chwili i
usiadły obok niej.
Piękna ciemnowłosa spikerka o skośnych oczach oświadczyła, że studio
telewizyjne otrzymało właśnie nagranie wideo z pałacu. Chwilę później na ekranie
ukazała się twarz Malika. Beth zamarła. Jedno spojrzenie na utraconego ukochanego
sprawiło, że znów powrócił dawny ból.
- Zobaczę, czy kolacja jest już gotowa - powiedziała, wstając.
Siostra chwyciła ją za rękę.
- Zostań. Musisz to obejrzeć.
R S
127
Malik zaczął czytać oświadczenie.
- Będę miał zaszczyt służyć memu narodowi, kiedy mój ojciec, król Bha'Khar,
zrezygnuje z rządzenia państwem. Moim obowiązkiem jest poślubienie kobiety
wybranej przez króla. Ta tradycja panuje od dawna w naszym kraju, ale wybór żony,
to poważniejsza sprawa niż zakup owoców na targu. Król podziela moje zdanie, że
nadeszła pora, by zmienić prastarą tradycję, pozwalając następcy tronu na
poślubienie kobiety, która będzie dla niego najbardziej odpowiednią żoną.
Sameera i jej córki popatrzyły na siebie, słysząc dzwonek do drzwi.
- Kto to może być? - zdziwiła się matka. - Nie spodziewam się dzisiaj gości.
Beth spojrzała na siostrę, która wypiła duży łyk wina.
- Nie wiesz, Addie? - spytała.
- Myślisz, że jestem medium?
- Nie, ale wciąż wyglądasz dziwnie.
Dzwonek zadzwonił ponownie. Sameera wstała.
- Ktoś wybrał sobie zupełnie nieodpowiednią porę na wizytę.
- O co chodzi, Addie? - spytała Beth, gdy zostały same.
- Słyszałaś, co powiedział Malik. Chce zerwać z tradycją dawnych zaręczyn.
- Czy był bardzo zły? - Beth z troską spojrzała na Addie. - Dobrze się czujesz?
Addie uśmiechnęła się pogodnie.
- Bardzo dobrze. Kamień spadł mi z serca. Malik był bardzo miły i
wyrozumiały.
- Wiedziałaś, co się szykuje?
Addie potrząsnęła głową.
- Nie znałam żadnych szczegółów. Widziałam tylko, że do pałacu przyjechała
telewizja.
- Beth - rozległ się znajomy głos.
Zaskoczona spojrzała w kierunku drzwi. W progu stał Malik. Zbliżył się do
sofy i usiadł obok Beth.
R S
128
Jak to możliwe, że tak bezbłędnie odróżniał ją od siostry bliźniaczki?
Addie bezszelestnie wyszła z salonu, zostawiając ich samych. Malik wziął do
ręki pilota i wyłączył telewizor.
- Chcę z tobą porozmawiać - powiedział.
- Słyszałam twoje oświadczenie.
- No i? - Spojrzał na nią wyczekująco.
- Co, do diabła, zamierzasz zrobić?
- Zamierzam sam wybrać kobietę, z którą spędzę resztę życia.
- Czy król był bardzo zły? - spytała z obawą.
- To on zaproponował, żeby odstąpić od tradycji.
- Ale dlaczego?
- Bo wiedział, że nie byłbym szczęśliwy, gdybym zastosował się do jego
planów.
Położyła rękę na jego czole.
- Nie masz gorączki?
- Chyba nie, ale jak zawsze rozpalasz we mnie ogień.
Chciała mu wierzyć, ale może nie myślał wcale o tym samym co ona? Być
może chciał tylko, żeby wiedziała, że jej imię przejdzie do historii Bha'Khar,
ponieważ swoim postępkiem własnoręcznie obaliła wielowiekową tradycję? Łatwiej
było zakładać gorszą ewentualność niż cieszyć się na zapas, a potem cierpieć.
- I nie przeraża cię, że skłamałam?
- To wina okoliczności.
- Nie jestem potulna.
- Wiem o tym. Nie chcę takiej kobiety. Chcę ciebie.
- Dlaczego?
- Dzięki tobie dowiedziałem się, co to znaczy kochać. - Ujął jej dłonie. -
Jestem pewny, że kłamstwo nie leży w twojej naturze i gardzisz oszustwem tak
samo jak ja. Twój postępek był podyktowany miłością. - Wzruszył ramionami,
R S
129
jakby to było dostatecznym wyjaśnieniem. - Trudne sytuacje odsłaniają charakter
ludzi. Poznałem cię bardzo dobrze. Kiedy ktoś, kogo kochasz, będzie mieć kłopoty,
zrobisz wszystko, żeby mu pomóc - nawet jeśli to będzie wymagało złamania
twoich zasad. Mam nadzieję, że zaliczam się do tych wybrańców.
- Zaliczasz się? Jesteś wśród nich liderem.
Jego oczy pociemniały. Jeszcze mocniej ścisnął jej dłonie.
- Czy to znaczy, że mnie kochasz?
- Z całego serca - wykrztusiła przez ściśnięte gardło.
Łzy napłynęły jej do oczu. Malik miał rację. Nie umiała kłamać, a teraz
odkryła przed nim swój największy sekret.
Ujął ją pod brodę i uniósł głowę tak, żeby spojrzała mu prosto w oczy.
- Nie martw się, skarbie. Jesteś kobietą, która nie boi się postąpić źle, żeby
bronić słusznej sprawy. Chcę cię mieć u swojego boku przez całe życie.
- Czy to dla mnie zrezygnowałeś z tradycji? - Siła tego gestu przytłaczała ją.
Beth wystrzegała się wpływowych mężczyzn, ale okazało się, że nie wszyscy są
tacy sami.
Malik wykorzystywał władzę, aby czynić dobro. Czyny mówią głośniej niż
słowa, a to, co robił, ukazywało, że ma dobre serce.
- Może działam z egoistycznych pobudek, ale staram się myśleć rozsądnie. Na
przywódcach ciąży olbrzymia odpowiedzialność.
- Skoro o nich mówimy - odparła, przechylając głowę w bok. - Wydaje mi się,
że mój ojciec nie będzie tym zachwycony.
Twarz Malika stężała.
- Zaakceptuje mój wybór i będzie traktować cię z szacunkiem. Jeśli nie, może
łatwo zostać odwołany ze stanowiska.
- Albo wysłany na Antarktykę. Czy Bha'Khar utrzymuje stosunki
dyplomatyczne z tą częścią świata?
Uśmiechnął się.
R S
130
- Uwielbiam twoje poczucie humoru. Nie wątpię, że jesteś dla mnie
najbardziej odpowiednią kobietą i dlatego tak cię potrzebuję. Tylko niezwykła osoba
może pomóc dźwigać ciężar rządzenia państwem. A ty jesteś najbardziej niezwykłą
osobą, jaką spotkałem w życiu.
- Nie otrzymałam odpowiedniego przygotowania, żeby być królową. Boję się,
że jestem daleka od ideału.
- Każdy może nauczyć się pełnienia królewskich obowiązków. Ale tylko ty
będziesz dla mnie idealną żoną. Wkrótce obejmę rządy w Bha'Khar i chciałbym,
żebyś wtedy była przy mnie. Jesteś panią mego serca.
- Och, Malik! Nie wiem, co powiedzieć.
Ukląkł przed nią i wyjął z kieszeni pudełeczko z pierścionkiem.
- Powiedz, że za mnie wyjdziesz.
- Tak.
- Ten klejnot należał do mojej prababci. - Wsunął jej na palec wspaniały
pierścień ze szmaragdem i brylantami.
Potem wstał, wziął ją w ramiona i długo całował. Kiedy uniósł głowę,
spojrzała mu w oczy zdumiona własnym szczęściem.
- Wasza wysokość...
- Lubię, kiedy się tak do mnie zwracasz.
Uśmiechnęła się.
- Uczciwość nakazuje mi powiedzieć, że nie robi na mnie wrażenia to, że mam
zostać królową. Ale ponieważ bardzo cię kocham, przyjmuję i to. Pragnę tylko być
twoją żoną. A nowe dziecko w królewskiej rodzinie będzie dla mnie największym
szczęściem.
- Dziecko z charakterem odziedziczonym po mamie? - Zastanawiał się przez
chwilę. - Prawdę mówiąc, wolałbym bliźniaki. Po tylu kłopotach, jakie przypadły mi
w udziale, mam nadzieję, że zrządzeniem losu zaznam podwójnego szczęścia.
- Zgadzam się z tobą w stu procentach.
R S
131
Znów ją pocałował, potwierdzając, że mówił szczerą prawdę. Beth wiedziała,
że Malik bardzo ją kocha, i pragnęła zostać jego żoną. To było ważniejsze niż
oficjalny dokument. Szejk i jego narzeczona rozpoczynali razem długie i szczęśliwe
życie.
R S