34 Southwick Teresa Królewski dar

background image
background image

Teresa Southwick

Królewski dar

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Równie łatwo jest pokochać bogatego mężczyznę, jak

i biedaka. Jeśli tylko ktoś pragnie się zakochać.

Ali Matlock tego nie chciała. Przynajmniej nie teraz. Po­

stanowiła zapomnieć o romansach i skoncentrować się na

karierze zawodowej. Dlatego przemierzyła pół świata z ro­

dzinnego Teksasu, żeby zdobyć pracę, o jakiej marzyła przez

całe życie. Pracowała teraz w szpitalu zbudowanym przez

szejka, który z pewnością nie zaliczał się do biedaków. Za­

rabiała trzy razy tyle co pielęgniarka w USA. Ale najbardziej

cieszyła się z tego, że będzie mogła zwiedzić tajemniczy

i magiczny kraj - El Zafir.

Kiedy robiła inwentaryzację na stanowisku pielęgniarek,

usłyszała, jak niemal bezszelestnie otwierają się drzwi od

windy. Kamal Hassan, następca tronu w El Zafirze, szejk,

o którym przed chwilą myślała, wysiadł z windy. W eleganc­

kim markowym garniturze prezentował się wspaniale. Pra­

wdopodobnie i bez niego także.

Oczywiście nigdy tego osobiście nie sprawdziła, choć pięć

miesięcy temu pocałował ją w blasku księżyca w pałacowym

ogrodzie. Ale życie nauczyło ją, żeby strzec się mężczyzn

- zwłaszcza tych, którzy uwodzą kobietę związaną z innym

mężczyzną.

Zatrzymał się, żeby zamienić parę słów z jednym z robot­

ników dokonujących drobnych poprawek w niedawno

otwartym szpitalu, i dzięki temu miała okazję mu się przyj-

background image

rzeć. Ciemnowłosy, starannie uczesany, miał ponad metr

osiemdziesiąt pięć centymetrów wzrostu i był bardzo przy­

stojny. Czarne, błyszczące oczy, prosty, arystokratyczny nos,

mocno zarysowane kości policzkowe, oliwkowa cera. Serce

zabiło jej mocniej na widok jego kształtnych ust, bo przypo­

mniała sobie tamten pocałunek. Powinna mieć się na bacz­

ności przed książętami w eleganckich garniturach.

W styczniu poznała jego przemiłą ciotkę, księżniczkę Far­

rah Hassan, która przyjechała do Teksasu na zaproszenie

Sama Prescotta, prezesa firmy Prescott International i przy­

jaciela rodziny królewskiej. Z powodu kłucia w piersi, które

okazało się całkiem niegroźne, księżniczka zgłosiła się na

ostry dyżur do szpitala, w którym pracowała Ali. Młoda pie­

lęgniarka tak bardzo spodobała się siostrze króla El Zafiru,

że ta zaproponowała jej pracę w szpitalu, który budował jej

bratanek. Ali nie chciała wyjeżdżać na stałe z Teksasu, ale

zgodziła się wziąć udział w międzynarodowej aukcji na cele

dobroczynne, która odbywała się w El Zafirze.

Choć była zachwycona perspektywą kariery w nowo po­

znanym kraju, nie przyjęła propozycji, którą złożyła jej księż­

niczka Farrah. Po prostu była wtedy zakochana. To już prze­

szłość. Wszystko minęło. Teraz interesowała ją tylko praca.

Skoro nie może mieć miłości, przynajmniej przeżyje wspa­

niałą przygodę w egzotycznym kraju.

Nie mogła się jednak pozbyć przykrego wrażenia, że

główny bohater tej przygody stoi właśnie o parę kroków od

niej. Czy dlatego, że ją kiedyś pocałował? Na to wspomnienie

poczuła skurcz żołądka. Ale dałaby głowę, że od tej pory

książę nie pomyślał o niej ani razu. Z pewnością nie pamiętał

nawet jej imienia. Po co miałby pamiętać? Przecież nie po­

chodziła z jego sfery. W takim razie dlaczego ją w ogóle

pocałował?

background image

Książę Kamal skończył rozmowę i spojrzał w kierunku Ali.

- Dzień dobry.
- Dzień dobry, Wasza Wysokość - odpowiedziała, ścis­

kając w ręku pióro, aż zbielały kostki na jej dłoni.

Podszedł bliżej, nie spuszczając z niej wzroku. Zapach

jego wody po goleniu unosił się nad oddzielającym ich sto­

sem paczek. Czuła ciepło bijące od jego ciała. Jej dłonie

zaczęły się pocić.

- Miło mi panią znów zobaczyć, Aleksandryto.

Ali skrzywiła się.
- Dziękuję. Doceniam pamięć Waszej Wysokości do tak

nieistotnych szczegółów jak imiona, zwłaszcza bardzo wy­

dumane.

- Nie zgadzam się. Pani imię jest urocze. Czy nie tak

nazywa się pewien minerał - aleksandryt?

Skinęła głową.
- Owszem. Ale „Ali" jest o wiele prostsze.
- Wprost przeciwnie. To zdrobnienie jest właśnie skom­

plikowane.

Wpatrywał się w nią jeszcze przez chwilę, a potem rozej­

rzał się wokół.

- Jak się pani podoba szpital?
- Mam powiedzieć jednym słowem? Fantastyczny!
W pierwszym dniu pracy obejrzała cały gmach. Teraz

przypomniała sobie hol przy wejściu z marmurowymi kolu­

mnami i korytarzami, recepcję i punkt informacyjny wykła­

dane wiśniowym drzewem. Na parterze ulokowano oddział

pomocy doraźnej w nagłych przypadkach, laboratorium

i rentgen. Na pierwszym piętrze znajdowała się administra­

cja, a wyżej pokoje pacjentów i znakomicie wyposażony od­

dział intensywnej opieki medycznej. Cały budynek Uczył

sześć pięter i był prawdziwym cudem architektury.

background image

- Dobre określenie. Bardzo trafne - odparł, unosząc

w uśmiechu czarną brew.

Z dumą rozejrzał się dokoła. Ali rozumiała jego zachwyt.

Jasno oświetlone stanowisko pielęgniarek było zaprojekto­

wane nowocześnie i wygodnie. Wokół mieściły się przytulne

sale porodowe. Na podłodze leżał praktyczny nisko strzyżo­

ny dywan, a z holu na prawo przechodziło się do przyjemnie

urządzonych pokojów pacjentek. Ali podziwiała cały gmach,

ale jej największy zachwyt i zdumienie wywoływały pozła­

cane windy. Czy to możliwe, żeby do ich budowy użyto

czternastokaratowego złota?

Właściwie dlaczego nie. Rodzina królewska w El Zafirze

miała więcej złota niż król Midas - takie przynajmniej krą­

żyły plotki. Luksusowe ozdoby wprawiały Ali w zakłopota­

nie, ale mówiono także, że książę nie żałował pieniędzy na

supernowoczesne wyposażenie szpitala. Z uporem zabiegał

o to, by zastosowano w nim najnowsze technologie medycz­

ne dorównujące najwyższym standardom światowym. Jego

pragnienie zapewnienia ludziom najdoskonalszej opieki me­

dycznej graniczyło wręcz z obsesją. Ali zastanawiała się, jaki

jest tego powód.

Podczas pierwszej wizyty często rozmawiała z ciotką

księcia, ale nigdy nie usłyszała ani słowa na temat obsesji jej

bratanka. Kiedy nie przyjęła propozycji pracy w El Zafirze

złożonej przez ciotkę księcia, Kamal sam próbował ją namó­

wić, żeby została. Ale na próżno. Jemu także odmówiła.

Wtedy.

- Ciotka zawiadomiła mnie rano, że pani przyjechała -

powiedział książę, świdrując ją wzrokiem.

- Tydzień temu.
- Czy poznała już pani przełożoną pielęgniarek? - spytał,

marszcząc brwi.

background image

Ali skinęła głową.
- Bardzo mi się spodobała.
- Żałuję, że byliśmy zmuszeni zatrudnić kogoś innego na

stanowisko, które wcześniej proponowaliśmy pani. Ale kiedy

mi pani odmówiła...

- Wasza Wysokość, bardzo się cieszę, że mogłam podjąć

tu pracę. Stanowisko szefowej pielęgniarek na oddziale po­

łożniczym to dla mnie wspaniała perspektywa.

- Nie jest pani rozczarowana, że to nie dość ambitne

wyzwanie? O ile pamiętam, to właśnie było dla pani najbar­

dziej kuszące. - W jego oczach zabłysnął uśmiech, który

wyrażał tak wiele.

Serce zabiło jej szybciej. Naigrywał się z tego, że on sam

nie był dla niej dość kuszący. Ale nie miała zamiaru zdradzać

mu, jak podziałał na nią jego pocałunek. Zresztą pewnie

dobrze o tym wiedział. W końcu miał reputację międzyna­

rodowego playboya.

Wsadziła ręce do kieszeni białego fartucha narzuconego

na zielony uniform.

- Szczerze mówiąc, denerwowałam się trochę przed pod­

jęciem tutaj pracy.

- Nie rozumiem. Ma pani znakomite referencje. Ukoń­

czyła pani studia pielęgniarskie, prawda?

Ali znów była zaskoczona jego fenomenalną pamięcią

do szczegółów.

- Tak. Ukończyłam pięcioletnie studia na wydziale pie­

lęgniarstwa. Ale stopień uniwersytecki nie zastąpi doświad­

czenia. Żeby osiągnąć szczyt kariery, potrzebne mi wykształ­

cenie i praktyka.

- Już zaplanowała pani sobie przyszłość? - spytał z roz­

bawieniem.

Ali wzruszyła ramionami.

background image

- Ukończyłam studia z dobrym wynikiem. Znam się na

swojej pracy. Księżniczka Farrah jest przekonana, że dam

sobie radę. Mam nadzieję, że się nie myli. Ale wydaje mi się,

że zaproponowała mi tę pracę, bo trudno skłonić kogoś, żeby

przeniósł się w tak odległe miejsce. Wiem, że mój wiek może

stanowić pewien problem. Mam dwadzieścia pięć lat i nieła­

two mi będzie zdobyć szacunek pielęgniarek, które zapewne

mają znacznie większe doświadczenie.

- Mój ojciec w tym samym wieku wstąpił na tron.

- To co innego.

- Rzeczywiście - odparł Kamal, wkładając ręce do kie­

szeni spodni. - Kierowanie zespołem pielęgniarek to przy

tym dziecinna igraszka.

- Oczywiście, ale to i tak duże wyzwanie - powiedziała,

starając się, by nie zabrzmiało to żałośnie.

- Nie mam zamiaru się spierać. I nie lekceważę pani pra­

cy. W moim kraju jest za mało specjalistów, którzy mogliby

zatrudnić się w tym szpitalu. To prawda, że nawet za bardzo

dobrą pensję trudno znaleźć zdolnych, wykwalifikowanych

ludzi, którzy chcieliby rzucić wszystko i wyjechać tak dale­

ko. Jestem pani bardzo wdzięczny.

Ali nie musiała rezygnować z osobistych planów. Od

śmierci matki rok temu nie miała żadnej rodziny z wyjątkiem

ojca, który przestał się nią interesować dawno temu.

- Cieszę się, że znalazłam ciekawą pracę.

- Moja ciotka jest przekonana, że poradzi pani sobie ze

wszystkim. *

- Księżniczka Farrah jest bardzo uprzejma.

- I niewątpliwie ma większy dar przekonywania niż ja.

W końcu namówiła panią na przyjazd do El Zafiru.

Ali z roztargnieniem obracała w ręku pióro.

- Prawdę mówiąc, sama zmieniłam zdanie. Zadzwoniłam

background image

do niej kilka tygodni temu i spytałam, czy propozycja pracy

jest jeszcze aktualna. Wtedy księżniczka zaproponowała mi

nowe stanowisko.

- Pani narzeczony na pewno bardzo tęskni. - W głosie

księcia kryła się ciekawość.

Ali była zaskoczona. Na litość boską, przecież ten męż­

czyzna ma być przyszłym królem. Czy nie ma ważniejszych

spraw na głowie, niż pamiętać, co powiedziała prawie pół

roku temu?

- Mój narzeczony?
- Tak. Tego wieczoru, gdy jechaliśmy na aukcję dobro­

czynną, powiedziała pani, że narzeczony nie ucieszyłby się,

gdyby wyjechała pani do pracy na drugi koniec świata.

On ma za dobrą pamięć, pomyślała ponuro Ali. Niestety

po powrocie do domu odkryła, że ona i doktor Turner Ste¬

vens nie mają takich samych planów.

- Prawdę mówiąc, Wasza Wysokość...
- Mów mi Kamal.

Ali zamrugała ze zdziwienia.
- To nie wypada.

- W prywatnej rozmowie, tak jak teraz, to zupełnie do­

puszczalne. W końcu to ja o tym decyduję.

- Kamal - powtórzyła, smakując jego imię. Ciekawe, czy

zawsze dostaje wszystko, czego chce. Jeśli tak, to całkiem

przyjemnie być następcą tronu.

Nie miała pojęcia, jaka etykieta obowiązuje na dworze

królewskim. Czy prywatna rozmowa to tylko rozmowa

w cztery oczy? To z pewnością nie będzie się zdarzać często

- jeśli w ogóle.

- Prawdę mówiąc... - zaczęła znów.

- Co takiego?

Ali westchnęła.

background image

- Wiadomość o moich zaręczynach była przedwczesna.

- Ach, tak?

- Odrzuciłam ofertę pracy w El Zafirze, bo myślałam, że

mężczyzna, z którym spotykałam się bardzo długo, chce mi

się oświadczyć.

- I oświadczył się?

Od złości, bólu i zmieszania jej żołądek zawiązał się

w wielki supeł. W pierwszej chwili pomyślała o tym, żeby

skłamać, ale rozmyśliła się. Z kłamstw opowiadanych przy­

szłemu królowi na pewno nic dobrego by nie wynikło.

- Tak, oświadczył się. Tylko że nie mnie.

Ciemne brwi ściągnięte nad czarnymi oczami nadały jego

twarzy wyraz męskiej satysfakcji. Już miała mu powiedzieć,

co o tym myśli.

- A więc El Zafir skorzystał na głupocie tego łajdaka.

Trzeba przyznać, że Kamal umiał znaleźć odpowiednie

słowa.

- To miło, że tak myślisz.

- Prawdę mówiąc - powiedział, naśladując ją - znam cię

bardzo dobrze.

Kiedyś stwierdził, że nie przyjechałaby odwiedzić jego

kraju, gdyby propozycja pracy była wykluczona. Chyba nie

zna jej tak dobrze, ale miał rację. Nawet księżniczka Farrah

nie namówiłaby jej do przyjazdu, gdyby ta oferta nie była

interesująca. Czy podświadomie wiedziała, że nie jest jej

pisane to małżeństwo? Ale wtedy nie byłaby tak zaskoczona

zdradą. I nie zabolałoby jej to tak bardzo.

- Jak miło, że jeden wieczór wystarczył ci, żeby mnie tak

dobrze poznać.

Zabrzmiało to bardziej złośliwie, niż myślała. Nie powin­

na wyładowywać swojej frustracji na następcy tronu bogate­

go i potężnego kraju.

background image

- Co cię tu dziś sprowadza? - spytała, żeby zmienić te­

mat. Zawsze to lepsze niż rozmowa o pogodzie.

Uniósł do góry brodę, a jego źrenice zwęziły się.

- Jestem tu codziennie.

W takim razie dlaczego nie spotkała go wcześniej? Może

księżniczka Farrah dopiero teraz powiedziała mu o jej przy­

jeździe? Czuła, że się rumieni. Chciała przeżyć przygodę

w egzotycznym kraju, ale nie chodziło jej o romans z męż­
czyzną, który całował prawie zaręczoną kobietę. W końcu
nie była taka głupia. Raz już się sparzyła, wystarczy.

- Rozumiem. - Podniosła jedno z pudełek oddzielają­

cych ich od siebie. - Miło mi było znów cię zobaczyć, Kamal
Przepraszam, ale mam jeszcze dużo pracy.

Skinął głową.

- Postaram się, żebyś była zadowolona z pobytu w na­

szym kraju.

- Dziękuję.

Kiedy się oddalał, żałowała, że jego ramiona są takie

szerokie i ma taki długi krok. Bogacz, biedak, żebrak, zło­

dziej -

wszystko jedno. Miłość była zawsze trudna. I kropka.

Pewnie nieprędko ich drogi się skrzyżują. On miał rządzić

krajem, a ona kierować pracą pielęgniarek na oddziale po­

łożniczym jego szpitala. Poza tym kto powiedział, że przy­
goda w El Zafirze to będzie flirt z przystojnym księciem?

Myśl o Ali Matlock nie dawała mu spokoju.

Spotkanie z ministrami finansów i edukacji przeciągało

się zbyt długo. To wszystko przez nią. Ministrowie po kilka
razy powtarzali mu te same informacje. Kamal nie mógł się
skoncentrować, wciąż rozmyślając o atrakcyjnej Amerykan­
ce. Za wszelką cenę musi zwalczyć w sobie tę słabość.

Wyszedł ze skrzydła pałacu, w którym mieściło się centrum

background image

biznesowe. Zerknął na zegarek i przyśpieszył kroku, zmie­

rzając w stronę skrzydła, w którym mieszkała rodzina króle­

wska. Na pewno nie zdąży zobaczyć się z lekarzem, który

miał przyjść na badanie kontrolne do Johary. Była w ósmym

miesiącu ciąży - niefortunny rezultat jej młodzieńczego bun­

tu. Po pierwszej ostrej konfrontacji król zaczął ignorować

córkę. A ojciec dziecka zabił się na motocyklu, zanim Kamal

zdążył go dopaść i zmusić, by poślubił jego siostrę. To wtedy

Kamal przyrzekł jej, że zawsze może na niego liczyć.

Do tej pory nie złamał danego słowa, ale dziś nie myślał

zbyt często o Joharze.

Zatrzymał się przed drzwiami jej apartamentu i zapukał.

Kiedy ciotka powiedziała, żeby wszedł, ucieszył się, że star­

sza pani dotrzymuje Joharze towarzystwa.

Idąc za głosem kobiet, minął marmurowe foyer i znalazł

się w salonie. Farrah siedziała z dwiema szwagierkami, Pen­

ny i Crystal, na półkolistej sofie, która zajmowała sam środek

pokoju.

- Czy doktor już poszedł? - spytał ciotkę.

Farrah spojrzała na niego znad filiżanki z delikatnej por­

celany. Była elegancką i atrakcyjną kobietą po pięćdziesiąt­

ce, choć mogła uchodzić za znacznie młodszą. Jej czarne

oczy błyszczały inteligencją na pozbawionej zmarszczek

twarzy. Czarne, starannie uczesane i podwinięte do góry wło­

sy sięgały do kołnierzyka jej szmaragdowego kostiumu z je­

dwabiu.

- Tak.
- Przepraszał, że nie może na ciebie czekać - powiedziała

Penny. - Musiał wracać do szpitala.

Ta drobna, delikatna, jasnowłosa i niebieskooka Amery­

kanka przypadła do serca jego młodszemu bratu, gdy podjęła

pracę jako jego asystentka. Rafik, ulubieniec całej rodziny,

background image

był nią oczarowany i szybko wzięli ślub. Choć jej szczupła

figura nic na razie nie zdradzała, jeszcze w tym roku miało

się im urodzić dziecko.

- Przedłużyło mi się spotkanie - wyjaśnił.

- No pewnie - powiedziała z błyskiem w oku Crystal.

- Każda wymówka jest dobra, żeby wykręcić się od babskich

spraw, nieprawdaż?

- Babskich spraw? - zdziwił się.

- No, wiesz. - Jej uśmiech zdradzał, że ma ochotę się

z nim podroczyć. - Opieka prenatalna, niemowlęta, opuch­

nięte nogi i zatrzymanie wody w organizmie.

- Ach, tak - powiedział, uśmiechając się niemrawo.

Kiedyś uważał, że włosy Crystal mają bliżej nieokreślony

kolor. Ale teraz, długie i rozpuszczone, połyskiwały miedzia­

nymi refleksami. Crystal była zatrudniona jako opiekunka do

dwojga bliźniąt Farika, drugiego brata Kamala, Potem się

zakochali. Patrząc na jej zgrabną sylwetkę, trudno byłoby

odgadnąć, że ona także urodzi dziecko przed końcem roku.

Zazdrość ukłuła go prosto w serce. Nie, to nie ma sensu.

Jego bracia byli dalej w kolejce do tronu. Mogli pozwolić

sobie na miłość. On nie. Żadna słabość nie oderwie go od

obowiązków wobec kraju i narodu. Małżeństwo to dla niego

zwykły obowiązek i nie może być mowy o miłości.

- Gdzie jest Johara? - spytał, rozglądając się.

- W pokoju obok - odparła Farrah, wskazując na sypial­

nię jego siostry.

Zza ściany dobiegał cichy i niewyraźny głos kobiecy.

- Co powiedział doktor? - spytał Kamal, spoglądając ba­

dawczo na ciotkę.

- Będzie przychodzić co tydzień aż do rozwiązania.

- Dlaczego?

- To standardowa procedura w ostatnim miesiącu ciąży.

background image

- Jej gładkie czoło teraz zmarszczyło się ze zmartwienia.
- Jest tylko jeden niepokojący objaw - trochę za wysokie

ciśnienie krwi. To na razie nie jest nic groźnego, ale doktor

kazał natychmiast dzwonić, jeśli będziemy mieć jakieś pyta­

nia czy problemy.

Kamal ponuro skinął głową. Ciąża i poród to najbardziej

naturalne rzeczy na świecie. Chyba że są problemy. Matka

Johary zmarła podczas porodu. Ale nie trzeba myśleć o naj­

gorszym. Spojrzał na trzy kobiety siedzące na sofie— dwie

zarumienione w nieomylny sposób.

- A wasze badania?

- W porządku - odparła Penny. - Poranne mdłości już

minęły i czuję się bardzo dobrze.

- Ja też - powiedziała Crystal. - Mam tylko problem

z wagą. Muszę zrezygnować z deserów i jeść więcej białka
- jeśli wybaczysz, że cię zanudzam szczegółami mojej diety.

- Oczywiście. Pięknej kobiecie trzeba przecież wszystko

wybaczyć.

Crystal uśmiechnęła się.

- Jesteś niepoprawnym uwodzicielem, Kamal. Tak jak twój

młodszy brat. Chociaż Farik nie od razu się z tym zdradził.

Penny roześmiała się.

- Bo jeszcze cię tak dobrze nie znał.
To było ciekawe, pomyślał Kamal. Ciotka Farrah pojecha­

ła do Nowego Jorku, żeby zaangażować nianię dla dzieci

swojego bratanka. Najchętniej wybrałaby prostą kobietę, któ­

ra nie wywołałaby w pałacu zbędnego zamieszania. Wróciła

z dwiema kobietami, które oczarowały braci Kamala. Nagle

uświadomił sobie, że jego ciotka przyjęła także do pracy Ali

Matlock. Ale nie miał zamiaru przejmować się drobiazgami.

Ta kobieta przeszkadzała mu tylko w należytym wypełnianiu

obowiązków.

background image

Już niedługo będzie musiał zapewnić sobie następcę. Jak

najszybciej. Aluzje ojca i ciotki Farrah były coraz częstsze

i coraz mniej zawoalowane.

Crystal westchnęła.

- Czy wiesz, że kiedy po raz pierwszy spotkałam Farika,

powiedział, że piękne kobiety wprowadzają niepotrzebny

zamęt?

- Nie - odparł pospiesznie Kamal. Skąd mogła wiedzieć,

że przed chwilą rozmyślał o tym samym. Ali naprawdę wpro­

wadzała w jego głowie zamęt. Na szczęście pracowała

w szpitalu, a nie w pałacu. Mało prawdopodobne, żeby miał

z nią jeszcze bliski kontakt.

Nagle rozległ się kobiecy śmiech i do pokoju weszła, a ra­

czej wtoczyła się księżniczka Johara. A za nią - ostatnia ko­

bieta, którą Kamal chciałby teraz widzieć - Ali Matlock.

- Braciszku! - Johara podeszła, żeby się przywitać.

Pochylił się i pocałował ją w oba policzki.

- Jak się masz, siostrzyczko?

- Dobrze - odparła, kładąc dłonie na sterczącym brzu­

chu. - Czy już wiesz, co doktor powiedział o moim ciśnie­

niu? - spytała, mrużąc śliczne ciemne oczy.

- Tak - odparł, spoglądając na Ali.

Wyglądała tak samo jak w szpitalu kilka godzin wcześ­

niej. Biały fartuch był narzucony na zielony uniform. Kobiety

w El Zafirze ubierały się dość konserwatywnie: długie ręka­

wy, bluzki pod szyję i spódnice sięgające do pół łydki. Ali

miała na sobie strój odpowiedni do wykonywanej pracy. Ale

to, że ubranie zakrywało dosyć szczelnie jej ciało, drażniło

Kamala jeszcze bardziej. Jej kasztanowe włosy, były zacze-

sane do góry, ale kilka kosmyków opadło na policzki i spły-

wało po jej długiej szyi. Duże brązowe oczy z zielono-złoty-

mi cętkami przyglądały mu się z ciekawością.

background image

Sześć miesięcy temu widział, jak ubrała się na bal. Często

o niej później myślał, choć sam nie mógł zrozumieć dlacze­

go. W końcu była taką samą kobietą jak inne. Dlaczego więc

nie mógł o niej zapomnieć?

- Znów się spotykamy - powiedział wreszcie.

- Rzeczywiście. Doktor McCullough chciał, żebym przysz­

ła z nim tutaj jako pielęgniarka. Potem wrócił do szpitala, a po­

nieważ jestem już po dyżurze, księżniczka Johara poprosiła,

żebym została trochę po wizycie domowej. - Rozejrzała się

i roześmiała. - O ile pałac można nazwać domem.

- Kiedy przyszłam tu po raz pierwszy - powiedziała Pen­

ny - chciałam sypać za sobą okruchy, żeby się nie zgubić.

- Rozumiem cię - przytaknęła Crystal - ale możecie mi

wierzyć, że spacery dobrze robią na talię.

- Chyba że ma się przed sobą wielki balon - stwierdziła

Johara z żalem.

- Spacery są bardzo zdrowe w twoim stanie, jeśli nie ma

komplikacji. A raczej w waszym stanie - poprawiła się Ali.

- Jeszcze nigdy nie widziałam tylu księżniczek oczekujących

dziecka.

Wszyscy się roześmiali. Kamal także.
- Powinieneś robić to częściej. - Ali przyglądała mu się

uważnie. - Twoi poddam nie uciekaliby z krzykiem z pałacu.

- Nikt nie krzyczy ani nie ucieka na mój widok.
- Czasem trzeba uciec - powiedziała Penny, wstając. -

Mam spotkanie z ministrem edukacji. Powiedz, że usłyszę

jakąś dobrą wiadomość - dodała, spoglądając na Kamala.

- Twój program wczesnej edukacji dla dzieci otrzymał

odpowiednie dofinansowanie.

- Wspaniale. - Wspięła się na palce i pocałowała go

w policzek. - Do zobaczenia na kolacji.

- Zaczekaj - zawołała Crystal, podnosząc się z sofy. - Ja

background image

też muszę iść. Bliźniaki zaraz skończą lekcję rysunków.

Uwielbiam oglądać ich prace. - Pocałowała Kamala w drugi

policzek. - Do widzenia. Bardzo się cieszę, że cię spotkałam,

Ali. Mam nadzieję, że wkrótce znów się zobaczymy.

- Ja także - odparła z uśmiechem Ali.

- Idę z wami. - Ciotka Farrah odstawiła na stolik pustą

filiżankę i wstała. - Dziękuję ci, że przyszłaś, Ali. Gdybyś

miała jakieś problemy w pracy, koniecznie mnie zawiadom.

- Dziękuję, Wasza Wysokość.

Kiedy wyszły, Kamal został sam z dwiema kobietami.

Jedna była w zaawansowanej ciąży, ale ta druga niepokoiła

go znacznie bardziej. Śmiech, który sprowokowała, rozbroił

go nie na długo.

- Ali poprosiła, żebym pokazała jej mój apartament. Tak

się cieszę, że jest tutaj. Doktor mnie przestraszył. Powiedział,

że wysokie ciśnienie podczas ciąży może stanowić zagroże­

nie dla dziecka.

- Dla ciebie także - ostrzegła Ali. - Ale nie wywołujmy

wilka z lasu. Najważniejsze to zachować spokój.

- Byłam bardzo spokojna - odparła Johara - dopóki nie

powiedział mi o tych wszystkich okropnych rzeczach, które

mogą spotkać moje dziecko. Ale przy tobie czuję się raźniej.

- Cieszę się.

- Przepraszam was na chwilę. Muszę... Muszę teraz...

- Skorzystać z toalety? - dokończyła za nią Ali.

- Tak! - Johara spojrzała z niepokojem na brata. - Bądź

miły i dotrzymaj Ali towarzystwa.

- Zawsze jestem bardzo miły. - Po raz drugi usłyszał

uwagę, że peszy innych ludzi. A przecież starał się tylko być

uprzejmy.

Siostra bez słowa przewróciła oczami i wyszła, zostawia­

jąc go samego z Ali.

background image

- Chcę znać prawdę - powiedział. - Czy to coś poważ­

nego z jej ciśnieniem?

- Doktor McCullough bardzo poważnie traktuje ciążę. Ja

również.

- Ja tak samo. Czy mojej siostrze grozi jakieś niebezpie­

czeństwo?

- W tej chwili nie. Wszystko, co jej powiedziałam, to

szczera prawda. Nie masz się czym niepokoić.

- Wprost przeciwnie. Kiedy kobieta jest w ciąży, zawsze

należy się niepokoić. Matka Johary zmarła wskutek kompli­

kacji porodowych. To się rzadko zdarza, ale tak bywa. Moja

siostra miała wtedy pięć lat.

- Przepraszam - odparła zszokowana Ali. - Nic nie wie­

działam.

- To było dawno temu. Ale wróćmy do mojej siostry. Jest

taka młoda - nie ma jeszcze dwudziestu lat. Wydawało mi

się, że to przemawia na jej korzyść.

- Nic podobnego. W tym wieku jest się bardzo narażo­

nym na nadciśnienie wywołane ciążą. Bez odpowiedniego

leczenia to może wywołać komplikacje.

- Co w takim razie zrobić? - spytał, próbując zachować

spokój.

- Trzeba dużo odpoczywać. Brać lekarstwa, które prze­

pisze lekarz. Opuchlizna jest symptomem...

- Siostrze bardzo puchną nogi w kostkach.

- To normalne. Ale nie powinna puchnąć twarz ani ręce.

Musisz pilnować, czy...

Johara weszła do pokoju z ręką przyciśniętą do pleców.
- Nie mogę uwierzyć, że za parę tygodni będę matką. Tak

bym chciała zobaczyć jak najszybciej moje dziecko. Ale

z drugiej strony bardzo boję się porodu.

- Dasz sobie radę - zapewniła Ali.

background image

- Ciotka Farrah mówi, że to nie boli. Ale sama nie wiem,

czy mam jej wierzyć.

- Ludzie różnie znoszą ból - stwierdziła dyplomatycznie

Ali.

- Ciotka nigdy nie rodziła - rzucił sucho Kamal.

- W takim razie jej zdanie się nie liczy. - Ali objęła wpół

Joharę i poprowadziła ją w kierunku sofy. Potem usiadła przy

dziewczynie. - Ja też nigdy nie rodziłam, ale byłam przy

wielu porodach. Nie mam informacji z pierwszej ręki, ale

mogę opowiedzieć ci moje wrażenia. Jest ból, ale są też

środki, które pomagają go uśmierzyć. W przyszłym tygo­

dniu, kiedy przyjdzie doktor, możemy o tym porozmawiać.

Wiedza to potęga. Im więcej się dowiesz, tym będziesz spo­

kojniejsza.

- Ja też tak myślę - zgodziła się Johara. - A ty co o tym

sądzisz, Kamal?

- W tym, co mówi Ali, jest dużo sensu. To dobrze wy­

kształcona i doświadczona pielęgniarka. Powinnaś się cie­

szyć, że zgodziła się przyjechać do nas do pracy.

- Ależ ja się cieszę. Ale chciałabym... - Johara opuściła

głowę, wpatrując się w ręce oparte na kolanach.

- Co, kochanie? - spytał łagodnie.

- Chciałabym, żeby mama tu była.

Kamal zamyślił się. Sam stracił matkę, kiedy miał zale­

dwie dziesięć lat. Nie pamiętał, jak to jest, kiedy ma się

kogoś, na kim można polegać. Wtedy ojciec po raz pierwszy

stracił opanowanie i siłę. Pięć t później poślubił matkę Jo­

hary, która także zmarła. Utrata drugiej ukochanej żony za­

łamała go. Właśnie wtedy Kamal przysiągł sobie, że nie

pozwoli, by miłość uczyniła go tak słabym.

Usiadł obok siostry i uniósł jej brodę.

- Zrobiłbym wszystko, żebyś mogła ją odzyskać.

la

background image

Na delikatnej twarzy Johary malował się smutek.

- Nie mam ojca.
- Ależ masz...

Potrząsnęła głową.
- Nie. Kiedy dowiedział się, że jestem w ciąży, powie­

dział, że nie jestem już jego córką. Od tej pory odzywa się

do mnie tylko wtedy, gdy to jest konieczne, i zawsze ze

złością. Nigdy mi nie wybaczy, że przyniosłam mu taki

wstyd. Chyba wolałby, żeby mnie nie było.

Kamal obawiał się, że siostra ma rację.

- Daj mu trochę czasu, Joharo. A póki co pamiętaj, że

zawsze możesz na mnie liczyć.

- Jesteś dla mnie taki dobry. Chciałabym cię o coś popro­

sić - powiedziała, biorąc jego dłoń w drobne ręce.

Od dziecka nie opuszczała go na krok. Zawsze patrzyła

w niego jak w obrazek. Kamal bardzo kochał swoją jedyną

siostrę, tę delikatną i piękną kobietę-dziecko, uczuciową

i niezależną.

- Powiedz, czego pragniesz, siostrzyczko, a zaraz to zro­

bię. Możesz prosić mnie o wszystko.

- Chcę, żeby Ali przeprowadziła się do pałacu i była ze

mną aż do narodzin dziecka.

Tylko tyle.

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Zamieszkać w pałacu?

Ali nie spodziewała się takiej propozycji. To idiotyczne.

Z wrażenia opadła na pluszową białą sofę. Przecież marzyła

o przygodach. Czy nie dlatego przyjechała do El Zafiru?

A teraz zgodziła się towarzyszyć lekarzowi w wizycie

domowej, a raczej pałacowej. Pokusa zajrzenia do królew­

skiej siedziby była kusząca. Ale mieszkać tam przez całą dobę

siedem dni w tygodniu? To chyba za wiele dla zwykłej

dziewczyny z Teksasu. Czułaby się jak papuga na wystawie.

Kamal patrzył obojętnie, nie okazując reakcji na prośbę

siostry. Potem delikatnie ujął jej rękę.

- Czy to naprawdę konieczne, Joharo? Lekarz pałacowy

jest tutaj i...

- On nie jest położnikiem.

- Ali też nie - zdziwił się Kamal.

- Ale ona pracuje z moim lekarzem. Rozumie te sprawy

i mam do niej zaufanie.

- Sprawiasz mi przykrość, kochanie. Jestem twoim bra­

tem. Chcę być przy tobie. Myślałem, że czujesz się przy mnie

dobrze. Czy uważasz mnie za mięczaka?

- Jesteś mężczyzną, Kamal.

Co za różnica, pomyślała Ali. Kiedy Kamal zmarszczył

brwi, przestraszyła się, że może powiedziała to na głos albo

odgadł jej myśli, Tak czy inaczej, była na straconej pozycji.

Ale nie odezwał się ani słowem.

background image

Księżniczka oparła głowę na jego ramieniu w pojednaw­

czym geście.

- Nie chciałam cię obrazić. Ale w takich chwilach kobieta

woli mieć przy sobie inną kobietę.

- Przecież masz Penny i Crystal - obruszył się. - Jestem

pewien, że chętnie pomogłyby ci we wszystkim.

Johara potrząsnęła głową.

- One niedawno wyszły za mąż i nie mają pojęcia o me­

dycynie. Poza tym nie chcę robić im kłopotu.

- To twoje bratowe i wszyscy bardzo troszczymy się

o ciebie.

- Nie mogę zawracać im głowy swoimi sprawami. Po­

winny myśleć o własnych mężach i dzieciach.

Ali z ciekawością obserwowała rozmowę księcia z sio­

strą. Nigdy wcześniej nie sądziła, że następca tronu może

pocić się lub być zmieszany. O ile jej wzrok nie mylił, tak

właśnie było teraz. Ale na czym polegał problem? Może

chodziło o tę niewidoczną granicę oddzielającą zwykłych

śmiertelników od reprezentantów królewskiego rodu? Kamal

był miły i uprzejmy, ale wolał zachowywać dystans.

Uniosła rękę.

- Przepraszam, ale...
- Może poproszę ciocię Farrah? - Kamal szybko ucało­

wał siostrę w czubek głowy. - Nie ma męża ani dzieci i od

śmierci twojej matki traktowała cię jak córkę.

- Ciocia zawsze była dla mnie bardzo dobra. Ale ona nie

ma pojęcia, czym jest ciąża - zaprotestowała Johara. - Sam

tak powiedziałeś.

- Ali też nie - odparł, obrzucając delikwentkę wzrokiem.

Teraz ona zaczęła się wiercić i pocić. To, co rzadko zda­

rzało się członkom rodu królewskiego, dla prostaków takich

jak ona było przykrą codziennością. Jak zręcznie wycofać

background image

się, żeby brat i siostra mogli porozmawiać sobie w cztery

oczy? To okropne, że dyskutowali o niej tak, jakby była

nieobecna.

Johara spojrzała na brata wielkimi czarnymi oczami.
- Ali jest pielęgniarką przeszkoloną w przyjmowaniu poro­

dów. To dla niej żadna nowość. Ma odpowiednie doświadczenie.

Spałabym spokojniej, gdyby była blisko. A doktor mówił, że

powinnam być spokojna. Dlaczego się wahasz, Kamal?

Dobre pytanie. Ali zastanawiała się nad tym samym. Ka­

mal spojrzał na nią nieprzeniknionym wzrokiem.

- Ali przejechała pół świata i dopiero co zadomowiła się

u siebie - powiedział. - Niegrzecznie byłoby zmuszać ją,

żeby znów przeżywała jakieś zmiany. Poza tym pałac jest

bardziej oddalony od szpitala.

- To tylko pięć minut drogi - zaprotestowała Johara. -

Najwyżej dziesięć.

To samo chciała powiedzieć Ali.
- Zrozum, siostrzyczko, że nie wypada narzucać komuś

swojej woli. Naprawdę masz kogo poprosić o pomoc.

- Czy nie możemy jej chociaż spytać?

Kamal pochylił się i pocałował siostrę w policzek.

- Chyba powinnaś trochę odpocząć. Wyglądasz na zmę­

czoną.

- To prawda - zgodziła się.

- Sam się wszystkim zajmę. Połóż się. Nic ci się nie

stanie. Będę czuwał nad wszystkim.

Johara skinęła głową.

- Dziękuję, że tu przyszłaś, Ali.
Kiedy siostra wyszła, Kamal wstał i okrążył stolik do

kawy pokryty szklanym blatem.

- Przepraszam, jeśli prośba mojej siostry wprawiła cię

w zakłopotanie.

background image

To nie prośba, tylko zachowanie Kamala wywołało nie­

pokój Ali. Ale chyba nie wypadało tego powiedzieć następcy

tronu. Zwłaszcza że szpital, w którym miała pracować, był

oczkiem w głowie księcia. Jeśli nie spodoba mu się jej po­

stawa i zechce ją zwolnić, kto powie mu, że nie ma prawa

tego zrobić?

Oczywiście jej świat nie zawaliłby się od tego, ale z pew­

nością utrudniłoby to rozwój jej kariery. No i gdzie indziej

miałaby szansę przeżyć taką przygodę jak tutaj? Powinna

grzecznie podziękować i przeprosić, że nie może przenieść

się do pałacu, ale korciło ją, żeby podroczyć się z Kamalem.

- Twoja siostra nie ma za co mnie przepraszać.

Uniósł ciemną brew.
- Czy to znaczy, że ja zrobiłem coś niestosownego?

Wolała wykręcić się od bezpośredniej odpowiedzi.
- Księżniczka Johara jest bardzo młoda. Boi się, bo to jej

pierwsza ciąża. Powiedziała tylko, że chce, żebym z nią za­

mieszkała. Nie sprawiło mi to przykrości. Nie wiem za to,

jak mam rozumieć twoją reakcję. Dlaczego nie chcesz, że­

bym się tu przeniosła?

- Nie mam nic przeciwko temu. Próbowałem tylko

uświadomić siostrze, że nie może wymagać, żeby ktoś speł­

niał jej kaprysy. Nie wszyscy będą mieli odwagę przeciwsta­

wić się królewskiej prośbie.

- Nie martw się o mnie. Jestem odważna i nie boję się

odmówić - skłamała.

- W takim razie powiem jej, że nie możesz zamieszkać

w pałacu do chwili narodzin jej dziecka.;

Był tak zadowolony z siebie, że Ali ogarnęła złość.
- Nie to miałam na myśli. Mogę przyjąć to zaproszenie,

tylko nie jestem pewna, czy mam na to ochotę.

Z satysfakcją obserwowała jego zaskoczoną minę.

background image

- Ach tak?
- Wydaje ci się, że najlepiej wiesz, co chcę zrobić. - Gdzie

podziała się jej uprzejmość? I skąd się wzięła ta zjadliwość? To

wszystko przez jego postawę, pomyślała. - Jeśli chcesz znać
moją odpowiedź, dlaczego mnie nie spytasz?

Do licha! Jeśli będzie miała ochotę zamieszkać w pałacu

z jego siostrą, to nic jej przed tym nie powstrzyma!

Jego ciemne brwi uniosły się znacząco. Wstał i wyprosto­

wał się, rozstawiając lekko stopy. Przypominał wojownika
świętującego swe zwycięstwo. Do twarzy było mu w tej po­
zie. Ale z całą pewnością chciał podkreślić, że to on tu rządzi
i wcale nie czuje się speszony.

- Jak sobie życzysz - odparł aksamitnym głosem. - Czy

zgodzisz się zamieszkać w pałacu z moją siostrą, dopóki nie
urodzi dziecka? Zapewniam cię, że nawet jeśli odmówisz,
Johara będzie miała zapewnioną troskliwą opiekę.

Wszystko jasne. Chciał, żeby odmówiła. O, nie! Sama jest

panią swego losu i nikt nie będzie podejmować za nią decyzji.

- Z przyjemnością przyjmę zaproszenie księżniczki Johary.

Źrenice jego oczu zwęziły się, a usta zacisnęły się w wą­

ską kreskę. Ali zrozumiała w jednej chwili - był pewien, że
odmówi. Nie chciał, żeby mieszkała w królewskim pałacu.
Dlaczego miałby tego chcieć? Cóż ona sobą reprezentowała?
Nic nie znaczyła nawet dla własnego ojca, który porzucił ją
i matkę, żeby poślubić kobietę o wyższej pozycji społecznej.

Ale to nieistotne. Nawet jeśli Kamal znał tę historię, nie

miało to związku z obecną sytuacją. O co mu chodziło? Pałac
był tak olbrzymi, że wcale nie musieli się spotykać. Nagle
uświadomiła sobie, jak bardzo pragnęłaby tu zostać. To do­
piero byłaby przygoda!

- Czy mojej siostrze grozi jakieś niebezpieczeństwo? -

spytał Kamal z niepokojem.

background image

- Jeśli chcesz wiedzieć, czy moja obecność jest niezbędna

ze względu na stan zdrowia księżniczki, to moja odpowiedź

brzmi: „Nie". Ale Johara na pewno będzie spokojniejsza,

mając mnie u boku.

- Nie chciałbym, żeby to kolidowało z obowiązkami, ja­

kie musisz pełnić w szpitalu.

- To nie będzie takie trudne. Johara musi tylko pogodzić

się z tym, że mam jeszcze inną pracę i mogę z nią być po

południu i wieczorem.

- W takim razie świetnie.

- W porządku. - Ali skinęła głową. Nie miała co prawda

pojęcia, jak wygląda życie w pałacu, ale to była jedyna szan­

sa, żeby zobaczyć to na własne oczy. Czy nie po to przyje­

chała, żeby mieć ciekawą pracę w tym fascynującym kraju?

A teraz wszystko stało się jeszcze bardziej podniecające. Wi­

taj, przygodo! - miała ochotę krzyknąć.

Jeśli spotka Kamala przypadkiem w holu i serce zabije jej

mocniej, to on i tak o tym się nie dowie. W takim razie nie

będzie jej wcale głupio, prawda?

- Zawiadomię ciotkę, że przenosisz się do pałacu.
- Dobrze.

- Czy coś się stało, Kamal? - Ciotka Farrah siedziała na

eleganckiej sofie, popijając sherry przed kolacją.

- Ależ skąd. Dlaczego pytasz?

Za jej plecami na jasnobeżowej ścianie wisiał gobelin

przedstawiający bohaterskie podboje jednego ze sławnych

przodków. Kamal szczególnie lubił na niego patrzeć, choć

siostra jego ojca miała bogatą kolekcję kosztownych dzieł

sztuki. Historia stanowiła jego pasję. Miał nadzieję, że kiedyś

on sam też będzie opiewany przez historyków.

- Znam cię od dziecka - powiedziała ciotka. - Kiedy by-

background image

łeś małym chłopcem i coś cię gnębiło, zawsze pulsowała ci

żyła na czole. Tak jak teraz.

- Żartujesz - zaśmiał się, dotykając dłonią czoła.

Ciotka uśmiechnęła się pod nosem.

- Co masz tak ważnego do powiedzenia, że nie możesz

zaczekać, aż cała rodzina zbierze się przy kolacji?

- Ali Matlock.
- Najwyższy czas - wymamrotała pod nosem.
- Słucham?
- Wszystko w porządku.

- Nie rozumiem.
- Rozmawiałam z Joharą. Powiedziała, że poprosiła, że­

by Ali zamieszkała z nami w pałacu do chwili narodzin

dziecka. Myślę, że to wspaniały pomysł.

- Naprawdę? - Kamal pomyślał z niepokojem, że

mężczyźni rządzą tylko po to, żeby spełniać zachcianki ko­

biet. Kobiety w jego otoczeniu dysponowały ogromną siłą.

Ale z pewnością przesadzał.

- Po wizycie doktora byłabym spokojniejsza, wiedząc, że

w pałacu jest wykwalifikowana pielęgniarka.

- Przecież mamy tu przez całą dobę bardzo zdolnego

internistę - przypomniał.

- To prawda. Ale obecność pielęgniarki, która ma specja­

lizację z położnictwa, bardzo uspokoi Joharę. Muszę przy­

znać, że choć doktor nie miał zamiaru nas denerwować,

zmartwiłam się tym, co powiedział po badaniu.

- Ja też.

Kamal wciąż rozmyślał o amerykańskiej pielęgniarce. Od

pierwszej chwili zauważył, że ma piękną jasną cerę. Dzisiaj

przekonał się, że ma także i charakter. Nie pozwoli się bez­

karnie lekceważyć. Czy chciał ją sprawdzić? Na pewno nie

świadomie, ale teraz wiedział, że gdyby potulnie zgodziła się

background image

na wszystko, w ogóle nie zaprzątałby sobie nią głowy. Cóż,

teraz to było niemożliwe. Najbliższe miesiące spędzą pod

jednym dachem. Sam nie wiedział, czy to go martwi, czy

cieszy.

- Słyszałeś, co powiedziałam, Kamal?

- Przepraszam, ciociu. Mam bardzo ważne sprawy na

głowie.

- Ja też. Czy Ali zgodziła się?

- Tak.

W oczach ciotki rozbłysła radość.

- Przygotuję pokój obok sypialni Johary - powiedziała,

kiwając głową,

- Świetnie. Jeśli to wszystko, zostawiam sprawy w two­

ich rękach. Do zobaczenia przy kolacji. - Powoli odwrócił

się w stronę drzwi.

- Zaczekaj, Kamal. Mam do ciebie jeszcze jedną sprawę.

- Tak?

- Ojciec pytał mnie o twoją żonę.

- Nie mam żony.

Ciotka westchnęła.

- No tak. W tym cały problem.

- Nie rozumiem, dlaczego musiał rozmawiać z tobą

o moim małżeństwie.

- Bo ty unikasz tego tematu. Ojciec się martwi. - Odsta­

wiła delikatny kryształowy kieliszek do sherry na inkrusto­

wany złotem stolik do kawy. - Już pora, Kamal.

- Nie sądzę.

- Jesteś coraz starszy. Jako następca tronu masz obowią­

zek się ożenić i zapewnić ciągłość królewskiego rodu.

- Znam swoje obowiązki. Ale nie widzę powodu do alarmu.

- Twoje zachowanie świadczy o czymś innym.

- Co masz na myśli?

background image

Ciotka westchnęła.

- Obracasz się w towarzystwie wielu kobiet, ale żadną

z nich nie interesujesz się naprawdę.

To już przeszłość, pomyślał, przypominając sobie, jak

błyszczały oczy Ali podczas sprzeczki. Żałował, że ta dziew­

czyna w niczym nie przypominała kobiet, które znał.

- Nie chcę podejmować pochopnych decyzji. Zależy mi

na tym, żeby moje małżeństwo było trwałe.

- Znam cię od urodzenia, Kamal. Wahasz się, bo jesteś

bardzo wrażliwy.

- Taka cecha świadczyłaby o słabości. To niedopuszczal­

ne u mężczyzny, który ma rządzić całym krajem.

- Jeśli nie będziesz miał potomka, syn twego brata odzie­

dziczy tron. Ale to ostateczność. Jesteś następcą tronu i masz

obowiązek zapewnić ciągłość dynastii.

- Pamiętam o tym, ciociu. Ale kobieta, którą wybiorę,

musi posiadać określone cechy.

Ciocia Farrah pokręciła głową ze smutkiem.

- Kiedy wreszcie zaczniesz szukać sobie narzeczonej?

- Nie martw się, ciociu. Spełnię swój obowiązek.

- Jak mam ci wierzyć, skoro nie zrobiłeś tego do tej pory?
- Bo teraz zażyczył sobie tego ojciec.
- To prawda. Mam dopilnować, żebyś to zrobił szybko.

Jeśli będziesz potrzebował pomocy w znalezieniu odpowied­

niej kobiety...

- Nie. - Wypuścił powietrze, starając się wszakże za­

chować spokój.

- Chcę ci tylko pomóc. Mogłabym przygotować listę od­

powiednich kandydatek.

- Wybór żony przypomina przyjmowanie asystentki. Mu­

si mieć odpowiednie kwalifikacje. Jestem pewien, że sam

znajdę właściwą narzeczoną.

background image

- Jak sobie życzysz - odparła ciotka, nie spuszczając

z niego wzroku. - Jednak musisz zrozumieć, że ojciec jest

bardzo niezadowolony.

- Chyba rozumiem.

Ciotka potrząsnęła głową.
- Nie jestem pewna. Ale posłuchaj. Jeśli nie znajdziesz

narzeczonej tak szybko, jak sobie życzy ojciec, wybór nie

będzie już należeć do ciebie.

- Sądziłem, że aranżowane małżeństwa to w naszym kra­

ju przeszłość - odparł Kamal z irytacją.

Ciotka pociągnęła nosem.
- Tylko dlatego, że przestały być konieczne. Ale w razie

potrzeby łatwo można będzie je przywrócić.

- Rozumiem - rzucił, kryjąc gorycz.

Wrócił do swego apartamentu, żeby przebrać się przed

kolacją/Kiedy był dzieckiem, ojciec wciąż przypominał mu,

że władza niesie ze sobą wielkie obowiązki. Delikatność

charakteru nie jest pożądaną cechą u monarchów. Nikt nie

rozumiał lepiej obowiązków niż Kamal Hassan. Zrobi to, co

do niego należy. Ale przedtem zaszaleje po raz ostatni. Znów

przypomniała mu się Ali Matlock.

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Kolacja w pałacu królewskim była jak skok do głębokiej

wody dla kogoś, kto nie umie pływać. Tak przynajmniej

zdawało się Ali. Rozmowa w cztery oczy z Kamalem też nie

była łatwa, ale spotkanie z rodziną królewską w jadalni wię­

kszej niż całe jej mieszkanie było naprawdę peszące.

W tym bogactwie i luksusie czuła się jak na innej planecie.

Ciche pobrzękiwanie złotych sztućców o porcelanę było ele­

ganckim i dostojnym dźwiękiem, który pamiętała z rzadkich

pobytów w ekskluzywnych restauracjach. Na studiach pie­

lęgniarskich nikt nie uczył jej, jak się zachowywać na przy­

jęciu w pałacu. Ale gdyby ktoś Zakrztusił się grzybami fasze­

rowanymi krabem i potrzebował pierwszej pomocy, z pew­

nością mógłby jej zaufać.

Ali z wrażenia bała się odezwać. Dzięki temu mogła bez

przeszkód obserwować otoczenie. Gdyby miała więcej od­

wagi, żeby wziąć udział w dyskusji toczącej się przy stole,

nie mogłaby podziwiać kryształowego żyrandola nad stołem

ani wdzięcznych kinkietów, które oświetlały salę ciepłym

blaskiem. A te wspaniałe kompozycje ze świeżych kwiatów

na stole i w całej jadalni!

Ali podziwiała misterne wzory na haftowanej serwecie,

która pewnie warta była krocie. Tylko czasem odważała się

sięgnąć po kieliszek, żeby nie uronić kropli płynu na drogo­

cenny materiał. Dlatego jej szklanka z wodą i kieliszek

background image

z szampanem były wciąż pełne i krążący po sali kelnerzy nie

musieli dolewać jej napojów.

Ali spojrzała na księżniczkę Farrah siedzącą na końcu

stołu, który był tak wielki, że można byłoby na nim tańczyć.

Ciotka Kamala dyskutowała z Penny i Rafikiem na temat

największego bogactwa El Zafiru - dzieci. Król Gamil, który

zasiadł u szczytu stołu, omawiał z Crystal i Farikiem zagra­

niczne inwestycje w El Zafirze. Kamal zajmował miejsce

między Ali i Joharą.

Ali czuła się bardzo zagubiona. Towarzystwo Kamala

onieśmielało ją, nawet gdy byli sami, choć umiała sobie

z tym poradzić. Ale teraz bała się otworzyć usta.

Na zajęciach z retoryki dowiedziała się, że łatwiej prze­

zwyciężyć tremę, jeśli osoba, która ma przemawiać, wyob­

razi sobie publiczność w bieliźnie. Jej wzrok przesunął się na

Kamala. W ciemnym garniturze, ciemnoszarej koszuli i kra­

wacie wyglądał elegancko, jak przystało na następcę tronu.

Poczuła przyspieszone bicie tętna. Jeśli wyobrazi sobie Ka­

mala w bieliźnie, to na pewno jej nie uspokoi.

- Ali?
- Mhm? - Spojrzała z roztargnieniem na Kamala. - Słu­

cham, Wasza Wysokość.

- Cieszę się, że zechciałaś przyjąć zaproszenie na kolację.

Mam nadzieję, że pierwszy wieczór w pałacu pozostanie ci

w pamięci.

- Ja... ja... - Odchrząknęła, żeby pozbyć się chrypy. -

Z pewnością nigdy nie zapomnę tego wieczoru - powiedzia­

ła całkiem szczerze.

- Czy twój pokój jest wygodny? - spytała księżniczka.
- Może czegoś potrzebujesz? - Król, z ciemnymi oczami

i srebrnymi włosami, wyglądał jak starzejący się amant fil­

mowy. Istny Omar Sharif.

background image

Ali nie tknęła nawet deseru i odłożyła złoty widelec na

talerzyk z kruchej porcelany. I tak nie mogłaby w tej chwili

niczego przełknąć.

- Moje pokoje są cudowne - odparła, przypominając so­

bie olbrzymi apartament.

Oszklone drzwi w salonie prowadziły na balkon, z które­

go rozciągał się widok na Morze Arabskie. W wielkiej sy­

pialni stało mnóstwo mebli z wiśniowego drzewa. W łazien­

ce była złota armatura i marmurowa posadzka. Czy taki apar­

tament mógł się nie podobać? Jeszcze nigdy nie mieszkała

w podobnym luksusie.

Johara pochyliła się w jej stronę za plecami brata.

- Jestem taka szczęśliwa, że zgodziłaś się z nami zostać.

Będę spokojna, że...

- Farrah - przerwał córce król, spoglądając znacząco na

siostrę. - Czy są jakieś nowe wiadomości w sprawie, o której

rozmawialiśmy wczoraj?

Ali zerknęła na Joharę. Dziewczyna zaczerwieniła się,

wiedząc, że rozmawiają o niej tak, jakby była nieobecna. Jej

usta zacisnęły się w wąską kreskę, a w wielkich ciemnych

oczach błysnął żal. Ali zrobiło się bardzo przykro. Ale zanim

zdążyła zareagować, księżniczka Farrah spojrzała pytająco

na Kamala.

- Rozmawiałam z Kamalem. Mam nadzieję, że teraz już

wszystko będzie dobrze.

- Czy możemy się dowiedzieć, o co chodzi? - zacieka­

wiła się Penny.

Jej mąż Rafik uśmiechnął się do niej czule.
- Chyba nie, kochanie. Raczej zmieńmy temat. Jak się

czujesz, Joharo? - spytał, patrząc na siostrę.

Zachował się naprawdę taktownie, pomyślała Ali. To, że

król ignorował swoją córkę, nie oznaczało, że pozostali

background image

mężczyźni też mieli się tak zachowywać. Dziewczyna spoj­

rzała ponuro na ojca i uniosła dumnie brodę.

- Jak wielki balon - odparła, wpatrując się w brzuch.

- Nie mogę się doczekać, kiedy będzie poród.

- Rozumiem cię - powiedziała Crystal. - Ja mam jeszcze

dużo czasu, ale chciałabym już przytulić swoje dziecko.

Farik spojrzał na nią.
- Moja żona będzie cudowną matką. Udowodniła to,

opiekując się Haną i Nurim.

- Twoje bliźniaki uwielbiają ją - przytaknęła Penny. -

Ale Johara tak się męczy, że proponuję znaczne skrócenie

okresu ciąży.

- Sporządzę w tej sprawie rezolucję - oznajmił poważnie

Kamal - i przedstawię ją rządowi do rozpatrzenia. Może uda

się spełnić twoją prośbę.

- Tak - powiedziała Johara, kręcąc się na krześle. - Po­

pieram to.

Król odchrząknął.

- Czy dobrze się czujecie, Crystal i Penny? Słyszałem, że

wczoraj był tu doktor.

- Obie czujemy się znakomicie - odparła Crystal.
Ali zastanawiała się, jak się wtrącić do rozmowy. W koń­

cu to był temat, na którym się dobrze znała. Król w stosunku

do niej był uprzejmy, choć zachowywał się niegodziwie wo­

bec córki. Powinna spróbować jakoś ich pogodzić.

- Wasza Wysokość z pewnością cieszy się, że w rodzinie

pojawi się niedługo troje wnuków - wydusiła z siebie wreszcie.

Król Gamil zgromił ją wzrokiem.

- Oczekuję dwojga wnucząt.
W oczach Johary zabłysły łzy. Czy nikt nie stanie w jej

obronie? Crystal i Penny wyglądały na równie zszokowane.

Mężczyźni spojrzeli ponuro na ojca, ale nie odezwali się ani

background image

słowem. Ali czuła, że wzbiera w niej złość. Nie mogła tego

przemilczeć.

- Johara jest pana córką. Dziecko, które urodzi już nie­

bawem, będzie również pańskim wnukiem.

- Panno Matlock... Ali - odezwał się król - nie oczekuję,

że pani to zrozumie, ale ja już nie mam córki.

- Chyba nie mówi pan poważnie. Wiem, że jej sytuacja

nie jest idealna, ale...

Król uniósł rękę.
- Siedzi tutaj na prośbę jej braci i ciotki. Ale to ona od­

wróciła się ode mnie, gdy zignorowała wszystkie nauki swo­

ich czcigodnych przodków. Nie mogę tego wybaczyć.

- To nie tak, ojcze. - Johara odłożyła na stół serwetkę.

- Zakochałam się.

Król wypił łyk kawy, jakby w ogóle nie słyszał. Potem

z brzękiem odstawił filiżankę na talerzyk.

- Jak idzie w szpitalu, Kamal?
Ali wstrzymała oddech, wpatrując się w księcia. Złość

i dezaprobata migotały w jego oczach, gdy spojrzał surowo

na króla.

- Ojcze - powiedział. - Czy wiesz, co powiedział do­

ktor? Johara musi na siebie uważać. Nie wolno narażać jej

na stresy. Potrzebuje twojego wsparcia...

- Jest w ciąży, a nie ma męża. Przyniosła mi wstyd.
- Ale Wasza Wysokość - wybuchnęła Ali. To niesamo­

wite, jak napływ adrenaliny rozwiązał jej język. - Ona jest

taka młoda. Czy nigdy nie popełnił pan w jej wieku błędu?

- Pani nie jest mieszkanką tego kraju i nie może pojąć tej

sytuacji. Nieprzestrzeganie zasad honoru pociąga za sobą

określone konsekwencje.

Johara nagle wstała.
- Król ma surowe poglądy. Nie chce zgodzić się z tym,

background image

że czasy się zmieniają nawet w El Zafirze. Nie jestem w sta­

nie go przekonać i muszę skoncentrować swą energię na

dziecku.

Z dumą, na jaką było stać młodą zdenerwowaną kobietę

w zaawansowanej ciąży, wyszła z jadalni. Przy stole zapano­

wała cisza.

- Czasy rzeczywiście się zmieniają - powiedział Kamal,

zaciskając zęby.

Brawo, Kamal, pomyślała Ali. Oczywiście, że ta dziew­

czyna popełniła błąd. Ale płaci za to wysoką cenę. Przeżywa

najważniejsze doświadczenie w życiu kobiety. W normal­

nych warunkach - kiedy para małżeńska oczekuje dziecka,

które jest dowodem ich miłości - to jest radosne wydarzenie.

Johara wie, że będzie sama wychowywać dziecko, i to przy

kompletnej dezaprobacie ojca. Ali zacisnęła palce. Tak prag­

nęła, żeby Kamal wytknął królowi brak zrozumienia i współ­

czucia dla nieszczęsnej córki.

- Pewne sprawy nigdy się nie zmienią - oświadczył król.
- Zdrowie Johary jest osłabione, ojcze. Twój stosunek do

niej wywołuje u niej stres, co może zagrozić jej i dziecku.

- Nie wtrącaj się, Kamal - zgromił go król. - Zawsze

byłeś dla niej zbyt łagodny. To zachowanie nie do przyjęcia

u mężczyzny, który ma objąć po mnie tron.

Ali zauważyła, że król nigdy nie wymieniał imienia Joha­

ry ani nie nazywał jej siostrą Kamala. Zachowywał się tak,

jakby wykluczył ją z rodziny. Ta myśl ją przeraziła. Spojrzała

na Kamala, czekając na jego ripostę. Jego oczy pałały gnie­

wem, a mięśnie pulsowały na policzkach. Ale już się nie

odezwał.

Gdzie się podział ten bohater, którego widziała jeszcze

wczoraj? Ten, który nie dał się postawić pod murem?

background image

Kamal znalazł Ali w pałacowym ogrodzie. Spacerowała

w tę i z powrotem, mrucząc coś do siebie wśród zapachu

jaśminu i magnolii. Gwiazdy migotały na czarnym aksamit­

nym niebie, ale nie było widać księżyca. Jedyne oświetlenie

stanowiły zręcznie porozmieszczane reflektory i małe białe

światełka zawieszone na palmach kokosowych i daktylow­

cach w samym środku parku i na jego obrzeżach. Kwiaty

pięły się po różowych stiukowych ścianach otaczających

dziedziniec. To było jedno z jego ulubionych miejsc w pała­

cu i często przychodził tutaj, żeby ukoić nerwy.

Ale nie dzisiaj, pomyślał, obserwując przechadzającą się

Ali. Jeszcze go nie zauważyła. Jej szybkie kroki przywodziły

na myśl rozdrażnioną kotkę. Jednak kiedy zatrzymała się na

końcu kamiennej ścieżki i odwróciła w jego stronę, złość na

jej twarzy kazała mu zachować tę myśl dla siebie.

- Szukałem ciebie - powiedział.

Momentalnie znalazła się tuż przy nim
- Gzy coś się stało Joharze?
Kamal nie wyglądał na zaniepokojonego.

- Widziałem ją przed chwilą i czuła się bardzo dobrze.

Ali uniosła dumnie brodę.
- W takim razie szukałeś mnie w związku z tym, co się

zdarzyło przy kolacji.

- Tak.
Wyprostowała się, przeszywając go stalowym wzrokiem.

- Muszę ci coś wyjaśnić.

- Słucham.
- Źle znoszę, gdy ktoś obraża przy mnie innych ludzi.

Czuję się w obowiązku stanąć w obronie pokrzywdzonych.

- Zauważyłem - rzucił sucho.
Ali skrzyżowała ręce na piersiach. W białej jedwabnej

sukni z długimi rękawami i głębokim dekoltem w szpic

background image

przedstawiała kuszący widok. Kamal nigdy nie chełpił się

swoim wzrostem, ale w tej chwili cieszył się, że ma tak dobry

widok na jej biust.

Jej śliczne policzki zaczerwieniły się.
- Wiem, że bywam impulsywna, ale naprawdę miałam

rację.

- Tak uważasz?
- To niedobrze, że twój ojciec wyrzeka się własnej córki.

Johara mówiła o tym, ale nie wierzyłam jej, póki nie zoba­

czyłam tego na własne oczy. - Urwała i po jej twarzy prze­

mknął cień. - Wiem, że ona popełniła błąd. Sama się do tego

przyznaje. Ale jeśli król nie może być dla niej oparciem,

niech przynajmniej nie przysparza jej stresów. Skoro jej się

wyrzekł, to dlaczego była zaproszona na kolację? Dlaczego

jej gdzieś nie odesłał?

- O to musiałabyś spytać mego ojca.
- Pewnie myśli, że to byłoby zbyt łatwe. Jeśli ma ją blisko

siebie i bez przerwy ignoruje, Johara co dzień musi pokuto­

wać za swój błąd.

- Myślisz, że jest okrutny?
- Jego postępowanie jest okrutne.
- To bardzo skomplikowane - westchnął Kamal. - Oj­

ciec ją kocha. Prawdę mówiąc, zawsze była jego ulubienicą.

- W takim razie w dziwny sposób okazuje swe uczucia.

Nie mogę uwierzyć, że ktoś może tak traktować ukochaną

córkę.

- Nie zrozumiesz tego. Ale pamiętaj, że zmiany w spo­

sobie myślenia zachodzą bardzo powoli, a mój ojciec repre­

zentuje starsze pokolenie. Jest konserwatystą i sprawy hono­

ru są dla niego najważniejsze.

- A czy to zgodne z honorem, żeby odwracać się od włas­

nej rodziny, którą powinno się kochać?

background image

Ali powiedziała to z takim zacięciem, że zastanawiał się,

czy nie ma własnych powodów, żeby tak bronić jego siostry.

Ale mówiła przecież o miłości. To skomplikowane uczu­

cie, którym wolał się nie zajmować. Miłość do rodziny jest

prosta i nie wymaga uzasadnień. Co innego miłość między

kobietą i mężczyzną. To labirynt, w który nigdy nie zamie­

rzał się zagłębiać.

- Miłość jest oznaką słabości - powiedział. - Zobacz, co

zrobiła z moją siostrą.

- Myślisz, że Johara okazała słabość, zakochując się?
- Chcę tylko powiedzieć, że król nie może być słaby.

Ali oparła ręce na biodrach. Pod cienkim jedwabiem ry­

sowały się cudownie zaokrąglone kształty.

- Uważasz, że król nie powinien się zakochać?

Kamal wzruszył ramionami.
- To się zdarza, ale wcale tego nie pochwalam.
- A w jaki sposób chciałbyś temu zapobiec? - spytała,

mrużąc oczy.

- Siłą woli. - Oczekiwał chwilę na jej komentarz. Ale

dziewczyna tylko pokręciła głową. - Wróćmy do twego im­

pulsywnego zachowania przy kolacji.

- Nie będę za to przepraszać.
- Nie miałem zamiaru cię o to prosić.
- Jeśli chcesz, żebym po cichu wyprowadziła się z pałacu,

to zaraz to zrobię. Ale nie przeproszę za to, że wyraziłam własne

zdanie... - Jej oczy zaokrągliły się. - Co powiedziałeś?

- Nie musisz wcale przepraszać.
- To dlaczego mnie szukałeś?

- Broniłaś mojej siostry.
- Muszę cię uprzedzić, że zrobię drugi raz to samo w po­

dobnych okolicznościach.

- Chciałem ci podziękować.

background image

- Nie musisz. - Jej zmieszanie ustąpiło miejsca irytacji.

- Zastanawiam się tylko, dlaczego ty jej nie broniłeś. -

Uniosła rękę. - Wiem, że próbowałeś, ale ojciec powiedział

ci, żebyś się nie wtrącał, i zamilkłeś. Dlaczego?

- Nie zrozumiesz.
- Zobaczymy. Byłam świadkiem, jak mówiłeś jej, że za­

wsze może na ciebie liczyć. Ale kiedy ojciec sponiewierał ją,

wcale nie stanąłeś w jej obronie.

Kamal obserwował jej wzburzenie. Kipiała energią. Nie

zrozumie, że trzeba poczekać na odpowiedni moment, żeby

zdziałać jak najwięcej. Niekoniecznie trzeba wygrywać każ­

dą bitwę. Chodzi o to, żeby wygrać wojnę.

- Z szacunku dla ojca musiałem milczeć.
- Nie uważasz tego za słabość?
- To niezbyt miłe, ale to nie słabość.
- Słowa, słowa. Ale mamy prawo mieć inne zdanie. Obie­

cuję, że w przyszłości będę bardziej kontrolować swoje za­

chowanie.

- Wcale tego nie wymagam.

W tym wzburzeniu wyglądała naprawdę pięknie. Chętnie

przyjrzałby się jeszcze raz jej szarży.

Ruchem dłoni wskazał ławkę stojącą obok.

- Usiądziesz ze mną?
- Powinnam wrócić do pałacu. Jutro czeka mnie praca,

a muszę jeszcze zajrzeć do Johary.

- Tylko na chwilę. Moja siostra zawoła cię, jeśli będziesz

jej potrzebna.

Ali skinęła głową.

- Dobrze. Tu jest tak uroczo.

Za jej plecami szkarłatne kwiatuszki bugenwilli wiły się

po ścianie obok krzewów jaśminu. Na tym tle Ali wyglądała

prześlicznie, z ciemnymi włosami i oczami, które zmieniały

background image

kolor z brązowego na niemal zielony w zależności od nastro­

ju. Czasem pojawiały się w nich nawet iskierki złota. Prosty,

zgrabny nos. Fascynujące pełne usta. Kiedyś ją pocałował,

bo nie mógł oprzeć się pokusie. Wciąż pamiętał ten pocału­

nek. Ale dopiero gdy przyjechała tutaj, zawróciła mu całkiem

w głowie.

Kamal ujął jej łokieć i poprowadził ją w kierunku ławki.

Przez niemal przezroczysty materiał sukni czuł ciepło jej ciała.

Usiedli na ławce blisko siebie. W powietrzu unosił się

słodki zapach kwiatów, mieszając się z zapachem jej skóry.

Ale nawet po omacku potrafiłby odnaleźć Ali w tym pach­

nącym ogrodzie.

- Powiedz, jak to jest być królem - poprosiła. - Już

wiem, że nie wolno się zakochać.

- Tak jak w każdym zawodzie są plusy i minusy.
- Na przykład?
- Małżeństwo.
- Jeśli nie wolno się zakochać, to jak można się ożenić?

Przypomniał sobie ostatnią rozmowę z ciotką.
- Rozkaz króla nie pozostawiłby mi wyboru. Muszę mieć

syna, który będzie następcą tronu.

- Jak możesz mieć dzieci, jeśli nie możesz się zakochać?
- Zadziwiasz mnie, Ali. Wszystkie pielęgniarki uczą się

chyba anatomii i biologii.

Jej policzki zaróżowiły się uroczo.

- Uczyłam się o ptakach i pszczołach. Ale...
- Co takiego?
- Samotne matki też mają dzieci. Na przykład Johara.

Albo pary, które nie są małżeństwem. Ale na początku za­

wsze jest miłość. To nie w porządku, żeby prokreacja ogra­

niczała się do praw biologii i wymogów sukcesji.

- Ale tak właśnie jest w moim wypadku.

background image

- Skoro nie czekasz na miłość, czy masz wyznaczony

termin ślubu?

- Już niedługo muszę wybrać pannę młodą. Jeśli nie, ktoś

inny znajdzie dla mnie żonę.

- Myślałam, że aranżowane małżeństwa należą do prze­

szłości tak samo jak pas cnoty.

- Ja też - przyznał. - Ale ciotka powiedziała, że ojciec

niecierpliwie czeka na mój wybór.

- Jak wybiera się tę szczęściarę? Podchodzisz do kogoś na

ulicy i pytasz: „Czy zechce pani zostać przyszłą królową"?

Kamal roześmiał się.
- Nie.

- Czy ogłasza się wiadomość, że następca tronu szuka

żony? A potem jest bal i z uderzeniem zegara o północy

szczęśliwa wybranka wybiega z sali, gubiąc złoty pantofe­

lek? A potem wszystkie panny w El Zafirze muszą zjawić się

w pałacu, żeby go przymierzyć?

- To nie wygląda tak jak w bajce - powiedział.
- W takim razie czy wszystkie zainteresowane kandydat­

ki muszą złożyć CV i list motywacyjny?

Kamal znów przypomniał sobie słowa ciotki. Powiedział

jej, że wybór żony przypomina angażowanie asystentki. Ni­

gdy nie zdarzyło mu się przyjmować do pracy kobiety, która

nadawałaby się na jego żonę. Spojrzał w piękne i tajemnicze

oczy Ali i zrozumiał, że od paru miesięcy myśli o tym, żeby

położyć ją na miękkim łóżku.

- To niepotrzebne.
- No to jak wybierzesz? Czy trzeba mieć jakieś kwalifi­

kacje?

- Tak. To coś więcej niż tytuł. Dużo nad tym rozmyśla­

łem, bo kobieta, która stanie u mego boku, będzie budować

przyszłość tego kraju. To dla mnie ważne.

background image

- A więc musi nie tylko nosić tiarę i umieć zachowywać

się przy stole.

- Oczywiście.
- W takim razie na co czekasz? Jestem bardzo ciekawa

twojego wyboru.

- Kobieta, która zostanie królową, musi dbać o mieszkań­

ców tego kraju. Najważniejsze musi być dla niej ich dobro.

Powinna też być ładna, bo będzie często fotografowana. Inteli­

gencja, humor i wykształcenie to pożądane cechy. Posłuszna,

praktyczna kobieta, która nie wierzy w bajki, byłaby najlepsza.

- A wiec ta ikona kobiecości, która zakończy twój kawalerski

żywot, powinna być skrzyżowaniem Matki Teresy i Grace Kelly.

- Kpisz sobie ze mnie.
- Broń Boże - odparła, przyciskając rękę do piersi. - Ale

uważam, że twoje dni są policzone.

- Mówisz tak, jakbym był skazańcem.
- W moim kraju skazańcowi wolno wybrać ostatni posiłek.
- Słyszałem o tym.

- W twoim wypadku to byłby chyba ostatni flirt.

- Masz rację. - O tym samym pomyślał, gdy rozmawiał

z ciotką.

- Masz już jakieś plany? - spytała, przyglądając mu się

z uwagą.

- Owszem.
- Czy kobiety także muszą się o to starać, czy też masz

już jakąś kandydatkę?

- Prawdę mówiąc, tak.
- Kto jest tą szczęśliwą wybranką?

- T y .

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Ali zerwała się z ławki. Ledwie mogła utrzymać się na

nogach. Czy na pewno dobrze usłyszała? Może to jakieś

nieporozumienie.

- Co powiedziałeś?
- Chcę mieć z tobą romans.
Co mu odpowiedzieć? Gdyby była zainteresowana mał­

żeństwem, mogłaby się obrazić, że Kamal chce mieć z nią

tylko flirt. Ale nie była. Czy w takim razie powinno jej po­

chlebiać, że następca tronu pragnął przeżyć z nią miłosną

przygodę? Może powinna powiedzieć, że nie należy do ta­

kich kobiet i spoliczkować go? Chyba nie. Wiedziała, jak

łatwo wywołać międzynarodowy skandal.

- Nie... nie wiem, jak powinnam zareagować - wykrztu­

siła wreszcie.

- Powiedz, że się zgadzasz - odparł z uśmiechem.
Czuła, że nogi ma jak z waty. Z jednej strony, miała ocho­

tę odrzucić na bok skrupuły i zrobić to, o co prosił. Czy

postąpiłaby wtedy głupio? A jeśli zaangażuje się i będzie

miała złamane serce? Raz już to przeżywała. Nie interesowa­

ła jej powtórka.

Z drugiej strony, jak często dziewczyna może otrzymać

taką propozycję? Kamal był przystojny. Gdyby nie urodził

się w El Zafirze tylko w USA, z powodzeniem mógłby zro­

bić karierę w Hollywood. Jego ciemne oczy kryły w sobie

obietnicę wielkich przeżyć. Wyglądał jak amant filmowy

background image

i miliony rozmarzonych kobiet wzdychałyby do niego, wi­

dząc go na ekranie.

- Kiedy przyjechałam tu po raz pierwszy... - Zawahała

się, czy może spytać o coś, nad czym zastanawiała się od

dawna.

- Tak? - Wstał z ławki i przysunął się do niej.

Przełknęła ślinę, nie mając odwagi spojrzeć mu w twarz.
- Dlaczego mnie pocałowałeś?

- Ali - powiedział aksamitnym głosem. Uniósł do góry

jej brodę, zmuszając, żeby spojrzała mu prosto w oczy. Po­

tem pogładził ją po policzku i włożył za ucho kosmyk wło­

sów. Kiedy przeszedł ją dreszcz, kąciki jego ust uniosły się

delikatnie.

- Naprawdę jesteś taka niewinna? Nie wiesz, jaka jesteś

śliczna i podniecająca?

Skoro tak, to dlaczego nie wyszła do tej pory za mąż?

Doktor Turner Stevens bawił się nią, aż trafiła mu się lepsza

gratka. Ale jakoś dziwnie nie potrafiła teraz żałować jego

zdrady.

- To pytanie z gatunku: „Czy przestałeś już bić swoją

żonę?" - powiedziała, mrużąc oczy.

- Słucham?
- Nie ma dobrej odpowiedzi. Jeśli powiem „tak", to bę­

dzie oznaczać, że jestem egoistką zapatrzoną w siebie. Jeśli

powiem „nie", to znaczy, że dopraszam się komplementów.

- Bardzo chętnie ci je powiem.

Ali potrząsnęła głową.
- Nic nie rozumiesz. Ja...
- To ty nic nie rozumiesz. Jestem mężczyzną, który nie

przyjmuje do wiadomości negatywnej odpowiedzi.

- To dobra cecha u króla - powiedziała, otwierając sze­

roko oczy.

background image

- Raczej tak. Dlatego muszę cię ostrzec.
- Przed czym?
Jego oczy zrobiły się zupełnie czarne.
- Bywam bardzo niecierpliwy. Na przykład teraz uwa­

żam, że czas na dyskusję się skończył i przyszła pora na

działanie.

- Jakie działanie?

- Pocałuję cię, żeby cię przekonać. A potem chcę usły­

szeć, że zgadzasz się na moją propozycję.

W normalnych warunkach poczułaby się obrażona. Ale

jak mogła się oburzać, gdy w powietrzu unosił się zapach

kwiatów, a drzewa i krzewy promieniowały magicznym

światłem. Kamal patrzył na nią tak, jakby była najpiękniejszą

kobietą na kuli ziemskiej. Był taki męski i pociągający. Po­

tem będzie mogła się oburzać. Teraz zamknęła oczy, czekając

na pocałunek.

- Obejmij mnie za szyję - szepnął.
Wspięła się na palce i zrobiła to, o co prosił. Ale nie

dlatego, że tak chciał czy też ją zahipnotyzował. Po prostu

sama tego pragnęła.

Poczuła jego dotyk w talii.
- Jesteś cudowna - szepnął, zanurzając twarz w jej

włosach.

Jej serce zabiło mocniej, gdy przytulił ją do siebie. Pieścił

ustami jej czoło i całował całą twarz. Jęknęła, gdy znalazł

czułe miejsce poniżej ucha.

- Aha - westchnął z satysfakcją.

No tak. Jeden punkt dla niego. Ale było jej tak dobrze.

Tak długo na to czekała. Kiedy pocałuje mnie w usta? - za­

stanawiała się.

Wreszcie pocałował ją delikatnie, choć stanowczo. Mógł­

by całować tak całą wieczność, pomyślała, czując ucisk

background image

w dole brzucha. Gorąco rozlało się po jej całym ciele. Była

bardzo podniecona.

Kiedy rozchyliła usta i wsunął język do środka, zapragnę­

ła być jeszcze bliżej niego. Słyszała jego przyspieszony od­

dech i czuła, jak wzbiera w nim pragnienie.-

W końcu pocałował ją lekko w czoło, potem w policzek,

wziął głęboki oddech i delikatnie zdjął z szyi jej ręce. Przy­

cisnął jej dłoń do ust. Potem zrobił krok w tył i przygładził

ręką włosy.

Przyjrzał się Ali, wciąż oddychając dziwnie szybko. Po­

wiedz coś, pomyślała. Poczułaby się wtedy pewniej. Ale on

po prostu czekał.

- Czy w ten sposób chcesz mnie przekonać? - wydusiła

z siebie wreszcie.

- Czekam, aż powiesz „tak".
Ton jego głosu wcale nie był opanowany i spokojny. Nie

tylko jej ziemia usunęła się spod nóg. Do diabła. Gdyby

w jego słowach była obojętność lub męska arogancja, bardzo

łatwo mogłaby powiedzieć: „Nie, dziękuję. Ty i ja to nie jest

dobry pomysł". Ale wokół sypały się iskry. Sama nie rozu­

miała, co się naprawdę dzieje. Jak w tych warunkach mogła

podjąć decyzję?

- Porozmawiamy o tym później - powiedziała, przełyka­

jąc ślinę. - Muszę zajrzeć do Johary. Dobranoc, Kamal.

Odwróciła się i odeszła szybkim krokiem. Myśli tłukły się

w jej głowie. Powinna zachowywać się spokojniej, ale

jak? Miała tylko nadzieję, że jej zachowanie nie wygląda na

ucieczkę.

Kiedy pocałował ją po raz pierwszy, była prawie zaręczo­

na. Zupełnie ją wtedy zaskoczył. Ale tym razem nie zrobił

nic bez ostrzeżenia. Tylko że to niewiele jej pomogło.

Nie pocieszało jej nawet to, że głównym bohaterem jej

background image

przygody w obcym kraju będzie książę. Kiedy Turner

oświadczył się bogatej kobiecie z elity, Ali czuła się wyko­

rzystana i żałowała straconego czasu. Ale nigdy nie spodzie­

wała się, że inny mężczyzna, który nawet nie udawał, że ją

kocha, zaproponuje jej otwarcie romans. Książę przynajmniej

nie ukrywał swych zamiarów. Nie oszukiwał po to, by ją

zdobyć. A ona była rozsądną kobietą, która nie marzyła

o księciu z bajki. Dlatego ta decyzja nie powinna być trudna.

Ale tylko w teorii.

Kamal wyszedł z narady zarządu szpitala i od razu pomy­

ślał o Ali. Nic nowego. Piękna Amerykanka często gościła

w jego myślach. Cztery dni temu w pałacowym ogrodzie

oznajmił jej, że chce mieć z nią romans. Od tej pory jej nie

widział, choć zamieszkała już w pałacu.

Był zaskoczony, że tak nagle zostawiła go w ogrodzie.

Kobiety nigdy mu nie odmawiały. Z radością spełniały każde

jego życzenie. Ale nie miał zamiaru jej ponaglać. Uśpienie

czujności przeciwnika to była jego kolejna strategia negocja­

cyjna.

Z drugiej strony, powinien pokazać Ali, gdzie jest jej

miejsce, i zapomnieć o niej. Wszystkie romanse szybko go

nudziły. Teraz będzie tak samo. Potem natychmiast wybierze

sobie żonę.

Ale wszystko po kolei. Dowiedział się, że Ali ma prowa­

dzić szkolenie dla nowych pracowników w sali na końcu

korytarza. Nie mógł się doczekać, kiedy ujrzy ją w akcji, i to

niekoniecznie w szpitalnym fartuchu.

Wszedł cicho do pomieszczenia, w którym stało kilka

długich, wąskich stołów z szarymi plastikowymi krzesłami.

Ali stała na przodzie za katedrą. Pięć młodych kobiet słucha­

ło w napięciu jej wykładu. Kamal po cichu przysunął sobie

background image

krzesło i usiadł. Ali od razu dostrzegła go i na jej szyi zaczęła

pulsować żyła.

Sam nie wiedział, co w tej kobiecie pociąga go najbar­

dziej. Była śliczna i podniecająca, tak jak jej powiedział.

Nawet w tej sali bez okien, gdzie paliły się światła jarzenio­

we, które nie dodają twarzy uroku, wyglądała bardzo atrak­

cyjnie. Kamal spotykał się z wieloma pięknymi kobietami,

ale szybko przestawał się nimi interesować. Co takiego było

w Ali, że bez przerwy o niej myślał? To na pewno dlatego,

że do tej pory nie uzyskał od niej potwierdzenia. Ale już

niedługo, pomyślał.

- Na tym zakończymy wykład - powiedziała Ali, prze­

glądając notatki. - Obejrzały panie cały szpital, zapoznały się

z obowiązującymi procedurami, prawami i przywilejami

pracowników. Czy są jakieś pytania?

Pielęgniarki siedziały w bezruchu. Kamal uniósł powoli

rękę.

- Mamy na sali gościa - powiedziała Ali. - Mam za­

szczyt przedstawić Jego Wysokość Kamala Hassana, którego

dziełem jest ten wspaniały szpital.

- Witam panie. - Kamal uśmiechnął się do kobiet, które

odwróciły głowy w jego stronę.

- Czy Wasza Wysokość ma jakieś pytania?
- Czy mogę zamienić z panią kilka słów po zakończeniu

wykładu?

- Oczywiście.
Jej głos był spokojny, niemal chłodny. Pewnie nie miała

pojęcia, że pobudziła jego zmysły. Teraz Kamal zapragnął jej

jeszcze bardziej.

- Drogie panie - powiedziała - na zakończenie chciała­

bym przekazać wam jeszcze jedną uwagę. Jako pielęgniarki

mamy pomagać ludziom, ale to nie jest takie łatwe. Nie

background image

wolno nam podejmować pochopnie decyzji. Pamiętajmy

o zasadzie: po pierwsze nie szkodzić. Czasem najlepiej sta­

nąć z boku i obserwować.

On też trzymał się tej zasady. Miał tylko nadzieję, że

wyczekiwanie zwiększało jego szanse. Na sali zrobił się ruch.

Nowe pracownice szpitala zebrały swoje dokumenty, po

czym wyszły, zerkając z ciekawością na Kamala.

Kiedy zostali sami, wstał i zbliżył się do Ali.

- Wszystko w porządku? - spytał.
Z bliska wyglądała jeszcze bardziej uroczo. Nawet gdy

była w szpitalnym uniformie - zielonej sukni i białym labo­

ratoryjnym fartuchu z tytułem i nazwiskiem wyhaftowanym

na piersi - jej widok burzył w nim krew.

- Oczywiście.

- Dlaczego nie jesz z nami posiłków w pałacu? - spytał,

z trudem kryjąc niezadowolenie.

- Ponieważ twoja siostra odmawia spotkań z ojcem, u-

znałam, że powinnam dotrzymywać jej towarzystwa przy

śniadaniu i kolacji.

- Rozumiem. Twoje przywiązanie do Johary jest godne

pochwały.

- Za kilka tygodni będzie rodzić. Moim zadaniem jest

pilnować, żeby była zdrowa i w dobrym humorze.

- To znaczy, że mnie nie unikasz?
- Nie - odparła, przebierając nerwowo palcami po drew­

nianym pulpicie. - Czy masz do mnie jakąś sprawę?

Tak, pomyślał. Pragnę cię. Ale to nie była odpowiednia

pora na wyznania.

- Owszem.
Żyła na jej szyi zapulsowała. Ali myślała o ich romansie.

On też. Ale lepiej było zwieść jej czujność.

- Co takiego?

background image

- Zakładam Radę Konsultacyjną, która ma pomagać za­

rządowi w rozwiązywaniu problemów.

- Rozumiem. - Wyraźnie odetchnęła z ulgą.
- Rada będzie reprezentować pracowników wszystkich

szczebli - personel pomocniczy i medyczny, menedżerów

i administrację.

- W czym mogę pomóc?
- Chcę, żebyś była wśród reprezentantów menedżerów.
- Czy ta komisja ma tylko funkcję reprezentacyjną?

Kamal potrząsnął głową.
- Ależ skąd. Będziecie mogli usprawniać pracę szpitala.

Masz czas do namysłu. Porozmawiamy o tym później.

Spojrzała mu w oczy. Złote cętki w jej zielonych oczach

pociemniały. Specjalnie zacytował słowa, które wypowie­

działa, zanim uciekła z ogrodu.

- Mogę ci od razu odpowiedzieć. Bardzo cenię możli­

wość dokonywania zmian w szpitalu. Poza tym to świetny

sposób, żeby wzbogacić moje CV.

Kamal skinął głową.
- Doskonale. Zawiadomię cię, kiedy będzie pierwsze ze­

branie.

- Będę czekać.
- Ja też.
Ali zamrugała ze zdziwienia.

- Przyjdziesz tam?

- Oczywiście. Chcę być pewny, że to najlepszy szpital

w tym rejonie. Masz coś przeciwko temu?

- Ależ skąd - obruszyła się. - Twoje zaangażowanie jest

godne pochwały.

- Zwykle angażuję się bez reszty, gdy wyznaczę sobie

jakiś cel - odparł znacząco.

Przygryzła dolną wargę, przyglądając mu się badawczo.

background image

- A propos celów...

- Tak?
- Zauważyłam ostatnio duży ruch w szpitalu. Możesz mi

powiedzieć, o co chodzi?

Kamal skrzyżował ręce na piersiach. Był przekonany, że

Ali odpowie na pytanie, które go dręczyło. Niestety. To nie

jest łatwa dziewczyna, pomyślał o niej z jeszcze większym

podziwem.

- Chcę urządzić oficjalne otwarcie szpitala. Przygotowu­

jemy się do gali, na której będą zbierane fundusze na badania

medyczne.

- Bardzo słusznie. Ochrona zdrowia wymaga wielkich

nakładów. Nawet w tak bogatym kraju jak El Zafir.

- To ważne zwłaszcza dla biednych ludzi. Ale moim celem

jest wykorzystanie najnowszych technologii i badań medycz­

nych dla dobra wszystkich mieszkańców El Zafiru. Zamierzam

sprowadzić najzdolniejszych specjalistów z całego świata.

- Czy masz plan tej medycznej burzy mózgów?
- Tak. Oprócz przyjęcia odbędzie się sympozjum me­

dyczne z udziałem lekarzy z całego świata, a przede wszyst­

kim z USA.

- To wspaniale!
- Chciałbym, żeby takie imprezy odbywały się co roku.

Świat powinien jednoczyć się nie tylko politycznie, ale i me­

dycznie, żeby znaleźć lekarstwo na raka. Trzeba też walczyć

z chorobami dzieci, ograniczyć umieralność niemowląt

i komplikacje okołoporodowe.

- Cudownie! - odparła z uśmiechem.

Kamal przyglądał się jej z zadowoleniem.

- Na początek postanowiłem być egoistą. Pierwsze sym­

pozjum będzie poświęcone sprawnemu działaniu szpitali.

- To dobry pomysł. Nasz szpital niedawno zaczął działać.

background image

Ważne, żeby od początku prowadzić odpowiednią politykę.

A propos, na pierwszym zebraniu Rady Konsultacyjnej

chciałabym poruszyć temat, który zyskuje coraz większą po­

pularność w Stanach. Czy słyszałeś o teorii braku winy?

Kamal potrząsnął głową.
- Nie. Wytłumacz mi, o co chodzi.

- To metoda pomagająca zredukować, a w rezultacie wy­

eliminować błędy.

- Nie rozumiem. Jeśli ktoś popełnił błąd, powinien po­

nieść tego konsekwencje

- No właśnie. Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że jeśli

popełnimy błąd, będziemy za to ukarani. Dlatego ludzie nie­

chętnie przyznają się do błędów. Dzieci kłamią rodzicom,

żeby uniknąć kary. Z tego samego powodu pracownicy szpi­

tali ukrywają swoje błędy.

- Na czym dokładnie polega ta metoda?
- Chodzi o zachęcanie pracowników do zgłaszania pro­

blemów bez obawy poniesienia konsekwencji. Czasem winę

ponosi system, a nie pracownik. Zamiast udawać, że nie ma

problemu, lepiej zidentyfikować go i rozwiązać, żeby nie

powtórzył się w przyszłości.

- Bardzo interesujące.
- Problemy trzeba rozwiązywać za pomocą wiedzy, a nie

dyscypliny.

Kamal pokręcił głową.

- Nie mogę się z tym zgodzić. Według mnie winowajca

powinien ponieść karę. To właśnie zapobiegnie powtórzeniu

się błędu w przyszłości.

Przecież po to zbudował ten szpital. Żeby nikt nie płacił

za błędy życiem.

- Dobrze się czujesz? - spytała, przyglądając mu się ba­

dawczo. - Masz dziwny wyraz twarzy.

background image

- Nic mi nie jest. Zastanawiam się nad twoją teorią. Nie

sądzę, żeby to się udało.

- Nie widzisz, że to ma sens? Jeśli pracownicy będą

mogli zgłaszać problemy bez obawy utraty pracy, codzienne

funkcjonowanie szpitala stanie się o wiele łatwiejsze. Sko­

rzystają na tym pacjenci, którzy będą mieli lepszą opiekę.

- To wszystko jest bardzo interesujące.
Ale nawet nie w połowie tak intrygujące jak blask jej oczu

czy kąciki jej ust podniesione filuternie, kiedy ożywiała się

w rozmowie. Ledwie mógł się powstrzymać, by jej znów nie

pocałować. Ale teraz musiał zniknąć.

Stało się tak, jak sobie zaplanował. Przypomniał o swojej

propozycji. Teraz Ali na pewno czeka, żeby zaczął nalegać

na odpowiedź.

- Oczywiście - przytaknęła skwapliwie. - Jeśli masz kil­

ka minut, możemy porozmawiać o...

Kamal potrząsnął głową.

- Niestety mam ważne spotkanie w pałacu.

- O c h !
Ucieszył się, że jest tak rozczarowana jego odmową.
- Muszę już iść. Miłego dnia, Ali.
- Wzajemnie. Do widzenia, Kamal.
Wyszedł, nie oglądając się. Nie ufał sobie. Gdyby spojrzał

na nią, mógłby ulec pokusie, żeby znów ją pocałować. A to

zepsułoby jego plan na wieczór.

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Ali rozsiadła się wygodnie na miękkim skórzanym siedze­

niu królewskiej limuzyny, która miała ją zawieźć do pałacu.

Kamal uparł się, żeby kierowca woził ją codziennie z domu

do szpitala. Z przyjemnością zgodziła się na ten luksus. Pra­

wie zapomniała o nieprzyjemnej rozmowie, jaką miała

wcześniej z księciem.

Była pewna, że specjalnie robił aluzje, żeby przypomnieć

jej, że czeka na odpowiedź. „Zwykle angażuję się bez reszty,

gdy wyznaczę sobie jakiś cel". Jego spojrzenie, jakby chciał

ją pożreć, mówiło, że to ona jest tym celem. „To wszystko

jest bardzo interesujące". Dałaby głowę, że wcale nie mówił

o teorii braku winy, którą mu przedstawiła. Prawdę mówiąc,

prawie w każdym jego słowie dopatrywała się podtekstów.

Dlaczego zatem wyszedł, nie oglądając się za siebie?

O co tu chodzi? Może powinna się cieszyć, że przestał się

nią interesować. Nigdy jeszcze nie zdarzyło jej się, żeby

mężczyzna przestał się nią interesować po czterech dniach,

ale też żaden z jej znajomych nie był szejkiem. Czy powinna

się martwić, że nie powtórzył swojej propozycji? Ależ nie.

Mimo to była rozczarowana.

Limuzyna sunęła bezszelestnie po ulicach. Skręcili, wjeż­

dżając w bramę ogrodzonego murem pałacowego komple­

ksu. Pałac, wielki i piękny, z różowymi stiukowymi ściana­

mi, stał na końcu długiej alejki porośniętej kwiatami i drze­

wami. Bugenwilla i róże pięły się po murze otaczającym cały

background image

kompleks. Tego pięknego jesiennego popołudnia wciąż świe­

ciło słońce, ale to wcale nie poprawiło nastroju Ali.

Limuzyna zatrzymała się u stóp kamiennych schodów

prowadzących do pałacu. Ali pobiegła do swego pokoju,

mając nadzieję, że nie wpadnie na Kamala przez przypadek.

Na samą myśl o tym uśmiechnęła się. Pałac był tak ogromny,

że nie sposób było spotkać kogoś przez przypadek.

Weszła do swego apartamentu i przebrała się szybko

w dżinsy i podkoszulek. Miała zjeść kolację z Joharą, więc

tym razem niepotrzebny był specjalny strój. Zanim zdążyła

podnieść słuchawkę i wybrać numer do księżniczki, ktoś za­

pukał do drzwi.

Za drzwiami stał Emir, osobisty sekretarz Kamala.
- Dzień dobry, panno Matlock.
- Dzień dobry.

.." - Mam polecenie zaprowadzić panią do następcy tronu.

Serce zabiło jej mocniej. To głupie, przecież Kamal na

pewno chce z nią porozmawiać o pracy w szpitalu. Dobrze,

że pomyślał o tym, żeby zapewnić jej eskortę, bo nie znała

jeszcze zbyt dobrze pałacu. Wiedziała tylko, że biuro Kamala

znajduje się w centrum biznesowym i orientowała się mniej

więcej, gdzie to jest.

Kiedy znaleźli się na parterze, Emir poprowadził ją przez

labirynt korytarzy. Najpierw minęli pomieszczenia salonowe,

a potem ruszyli długim marmurowym holem. Obrazy, gobe­

liny i piękne kryształowe kinkiety ozdabiały ściany holu. Ali

wiedziała, że centrum biznesowe znajduje się na lewo od

skrzyżowania korytarzy. Ale Emir skręcił w prawo.

- Zaczekaj! - zawołała. - Biuro księcia jest tutaj.

Szczupły ciemnooki młody człowiek uśmiechnął się.

- Tak. Ale książę czeka gdzie indziej.

Z podniecenia zakręciło jej się w głowie. Przez chwilę

background image

krążyli po korytarzach w tylnej części pałacu, po czym opu­

ścili pałac tylnym wyjściem. Ali weszła za swoim przewod­

nikiem na parking, gdzie stała cała flota królewskich limu­

zyn. Przy samym wejściu był zaparkowany luksusowy mer­

cedes. Kamal czekał z rękami skrzyżowanymi na piersiach,

oparty o samochód.

Był ubrany w tradycyjny strój El Zafiru - luźne białe baweł­

niane spodnie i koszulę z długimi rękawami z tego samego ma­

teriału. W pasie był przewiązany błękitną królewską szarfą, co

nadawało mu wygląd pirata. Ali starała się udawać, że takie

spotkania zdarzają się jej codziennie, ale stetoskop przytknięty

do jej piersi zdradziłby szalone bicie serca.

Emir skłonił się z szacunkiem.
- Panna Matlock, Wasza Wysokość.
- Dobrze, Emir. Możesz odejść. Miłego wieczoru - po­

wiedział Kamal.

- Dziękuję, Wasza Wysokość. Ja również życzę Waszej

Wysokości miłego wieczoru.

Ali czuła na sobie hipnotyczny wzrok Kamala.

- Co się stało? - spytała.
- Chcę, żebyś zjadła dziś ze mną kolację.

Spojrzała na swoje najstarsze i najwygodniejsze dżinsy.

- Nie jestem odpowiednio ubrana.
- Twój strój jest nieistotny tam, dokąd się udamy,

- To znaczy gdzie?
- Zobaczysz - powiedział, otwierając drzwi samochodu.

- Zechcesz wsiąść?

Czy powinna? Kiedy tylko usłyszała, że ma do niego

przyjść, i zobaczyła, że czeka na nią na parkingu, jej zły

nastrój od razu zniknął. To powinno być ostrzeżenie. Ale ten

scenariusz przewidywał przygody. Najbardziej ucieszyło ją

to, że Kamal o niej nie zapomniał.

background image

- Świetnie. Ale co z Joharą? Nie będzie wiedziała, gdzie

jestem.

- Już wie, że jesteś ze mną. Tam, dokąd jedziemy, komu­

nikacja jest znakomita. W razie potrzeby łatwo cię odnajdzie.

Kamal był bardzo pewny siebie. Ale była zbyt podnieco­

na, żeby się złościć.

- Dobrze.
Poczuła dreszcz, gdy dotknął jej ręki, pomagając jej

wsiąść do mercedesa.

Potem okrążył samochód i usiadł za kierownicą.

Ali spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- A kierowca?

- Chcę prowadzić sam. - Zerknął na nią, po czym zakrył

oczy okularami przeciwsłonecznymi. - Ochrona pojedzie za

nami w bezpiecznej i dyskretnej odległości.

- Rozumiem. Po prostu facet chce zjeść kolację z kobietą.

Włożył kluczyk do stacyjki i uruchomił silnik.
- Dokładnie.
- Akurat w to wierzę.

- Każdy musi jeść, a atrakcyjne towarzystwo jest bardzo

pożądane.

- Słuchaj, Kamal. Chcę mieć zwykłego mężczyznę...
- Nie wierzę.

- Oczywiście. - Wzruszyła ramionami. - Po rozstaniu

z Turnerem zrozumiałam, co jest naprawdę ważne. Facet,

który idzie rano do pracy i wraca wieczorem do mnie i do

dwójki dzieci. Uczciwy, pracowity, normalny mężczyzna,

który na pierwszym miejscu stawia swoją rodzinę.

Wyjechali z dziedzińca pałacu na ulicę. Potem Kamal

skręcił w drogę, która prowadziła na pustynię. Po chwili jak

okiem sięgnąć ciągnęły się wokół owiewane wiatrem wydmy.

Ali nie odzywała się, zerkając czasem na Kamala. Czy

background image

z tej strony miał lepszy profil? Chyba z obu stron miał rów­

nie dobry. Mocno zarysowana szczęka i kwadratowa broda,

która sugerowała wrodzony upór. Kiedy znów spojrzała

przez okno, wciąż widać było tylko piasek. Dokąd oni wła­

ściwie jechali?

- Powiedz, do jakiej idziemy restauracji.
- To nie restauracja.

Oczywiście. To zbyt prozaiczny pomysł jak na takiego

mężczyznę.

- A więc to będzie barbecue?

Spojrzał na nią i uśmiechnął się tajemniczo.

- Nie.

No tak. Sama chciała tajemniczych przygód. Trzeba uwa­

żać, czego się pragnie.

- Dobrze. Pozwól mi odgadnąć. Przekażesz mnie hand­

larzom niewolników w oazie na pustyni.

Spojrzał na nią, błyskając białymi zębami. Jak to miło, że

potrafiła go rozbawić.

- Masz w połowie rację - powiedział.
- W której połowie?
- Sama zobaczysz.

Co za irytujący człowiek! - pomyślała, krzyżując ręce na

piersiach.

- Daleko jeszcze?
- Nie.

Oczywiście nic jej nie powie. Oparła się o fotel i w mil­

czeniu rozkoszowała się przejażdżką luksusowym autem.

Po godzinie jazdy zatrzymali się wreszcie. Teraz się wy­

jaśniło, dlaczego miała w połowie rację. To była oaza. Za­

mrugała kilka razy, żeby się przekonać, że to nie złudzenie.

Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Poniżej, na środku

pustyni, na kilku akrach ziemi palmy i bujna roślinność ota-

background image

czały namiot. Kryształowo czysty strumień wpływał do ma­

łego jeziorka.

Kamal podjechał pod namiot i zgasił silnik.
- Jesteśmy na miejscu.
- Co to jest?
- Mój ojciec, bracia i ja przyjeżdżamy tu, żeby poroz-

myślać.

To tak w rodzinie królewskiej określało się dziś uwodze­

nie kobiet.

- Namiastka domu?
- Właśnie. Chcesz się rozejrzeć?
- Oczywiście.

Kiedy wysiedli z samochodu, ujął jej łokieć i zaprowadził ją

do środka. Po chwili, gdy jej oczy przyzwyczaiły się już do

ciemności, zobaczyła, że całe wnętrze podzielone jest na pokoje.

Kamal pokazał jej salony, sypialnie i pozostałe pomieszczenia.

Na podłodze leżały grube perskie dywany z frędzlami. Na pew­

no były drogie. Gobeliny i kinkiety na ścianach pozwalały za­

pomnieć, że w gruncie rzeczy to był namiot. Namiastka domu,

ale dorównująca standardem pałacowi królewskiemu.

W jadalni centralne miejsce zajmował rzeźbiony stół z por­

celanową zastawą i złotymi sztućcami. Obok stały dwa krzesła

z wiśniowego drzewa. Na tym barbecue nie było plastikowych

sztućców i papierowych talerzyków. W całym pokoju pousta­

wiano kwiaty rozsiewające świeży zapach. Choć Ali wiedziała,

że wystarczyło podnieść słuchawkę, żeby przygotować to wszy­

stko, i tak była pod wrażeniem królewskiego wystroju.

W jadalni pojawił się kelner, niosąc na srebrnej tacy dwa

kieliszki z szampanem.

- Dziękuję - powiedziała, biorąc do ręki kieliszek.

Kamal sięgnął po drugi kieliszek.
- Jaki wzniesiemy toast?

background image

- Za przeciętność.

Uniósł do góry jedną brew i delikatnie trącił się z Ali

kieliszkiem.

Kelner w białym fartuchu pojawił się znowu.
- Czy Wasza Wysokość życzy sobie zjeść teraz kolację?

Kamal spojrzał na Ali, która skinęła głową.

- Umieram z głodu.
- Zjemy teraz - powiedział.
Ali usiadła przy stole i położyła na kolanach piękną lnianą

serwetkę. Kamal także usiadł i natychmiast zjawili się kelne­

rzy z sałatkami i owiniętym w lnianą serwetkę pieczywem

w srebrnym koszyku. Dania zaserwowane na kolację nie

przyniosłyby wstydu najlepszej restauracji na świecie. Niezłe

barbecue, pomyślała Ali.

Po kolacji Kamal odprawił całą służbę. Do tego momentu

Ali przyjmowała z zachwytem kolejne niespodzianki. Ale

teraz zostali sami, a nie zapomniała, że Kamal proponował

jej romans. Kolacja we dwoje z pewnością miała ją zachęcić

do przyjęcia tej oferty.

Wszystko było sprytnie pomyślane. Ale nawet wypity

szampan i wszystkie pozostałe atrakcje nie pozwoliłyby jej

się do czegoś przyznać. Nieważne, gdzie z nim była - w pa­

łacu, szpitalu czy w oazie -jego czar i inteligencja działały

na nią jak magnes. Bawiąc się złotym widelcem na porcela­

nowym talerzyku, martwiła się, że każdy drobiazg przypo­

mina jej, że on jest księciem, a ona nędzarką.

Jednak umiała zachować godność. Nie pasowała do tego

świata i ten mężczyzna nie był dla niej. Gdyby zdecydo­

wała się na romans, miałaby świadomość, że to tylko chwi­

lowy kaprys. Może nawet taka przygoda dobrze by jej

zrobiła.

- Poszukajmy jakiegoś wygodniejszego miejsca.

background image

- Ależ tu jest bardzo wygodnie - odpowiedziała bez

wahania. Mimo wszystko nie była skora do następnego

kroku.

- Jak sobie życzysz - powiedział z błyskiem w oku, do­

lewając jej szampana. - Co chciałabyś teraz robić?

- Porozmawiać - odparła szybko.

- O czym?

Dobre pytanie. Byle nie o sprawach osobistych.

- Jestem ciekawa, dlaczego tak zależało ci na tym, żeby

zbudować szpital.

Zmarszczył czoło, a jego usta zacisnęły się w wąską kres­

kę. Przez chwilę milczał i już myślała, że nie otrzyma odpo­

wiedzi.

- Dziwne, że o to pytasz. Można powiedzieć, że ciągnie

mnie na miejsce zbrodni.

- Jakiej zbrodni? - spytała zszokowana. Ale po chwili

przypomniała sobie jego minę, gdy opowiadała o tym, że nie

należy karać ludzi. Co takiego mógł zrobić?

- Czuję się odpowiedzialny za śmierć drugiej żony mo­

jego ojca.

Nie mogła uwierzyć własnym uszom. Przecież ta kobieta

umarła wskutek komplikacji związanych z ciążą. Chyba lubił

dramatyzować albo miał zbyt wybujałe poczucie odpowie­

dzialności. W milczeniu czekała na wyjaśnienie.

- Właśnie skończyłem studia i wróciłem do domu.

Mój ojciec miał wziąć udział w spotkaniu krajów produku­

jących ropę naftową w tym rejonie. Daria była w siódmym

miesiącu ciąży, ale upierała się, żeby z nim jechać. Wciąż

o tym mówiła.

- I dlaczego nie pojechała?

- Bardzo źle znosiła ciążę, kiedy miała urodzić się Johara.

Lekarze odradzali jej drugie dziecko, ale koniecznie chciała

background image

dać ojcu syna. Daria zapewniała, że czuje się dobrze, i kazała

ojcu jechać. Miał wrócić, zanim nastąpi poród.

- To wszystko wygląda normalnie. I co się stało?
- Daria tęskniła za mężem i czuła się w pałacu jak w wię­

zieniu. Oboje z mężem często przyjeżdżali do oazy. To tutaj mój

ojciec regeneruje siły, studiując przeszłość El Zafiru. Zapro­

ponowałem, żeby Daria spytała lekarza, czy może tu przyjechać.

Ali miała przeczucie, że zaraz usłyszy coś złego.
- Mów dalej - poprosiła.

- Nagle zadzwoniła do mnie jej przerażona pokojówka.

Daria zaczęła krwawić. Wysłałem do nich helikopter z leka­

rzem. Niestety krwawienie było zbyt poważne. Kiedy przy­

wieziono ją do kliniki w mieście, upływ krwi był zbyt znacz­

ny i nie można było uratować jej i dziecka.

- Ale lekarz zgodził się na tę wyprawę. Dlaczego uwa­

żasz, że to twoja wina?

Kamal spojrzał jej w oczy.

- Nie skonsultowała się z lekarzem. I miała - jak to się

określa?

- Plamienia?

- Tak. Jeszcze zanim wyjechała z pałacu.
- Przecież o tym nie wiedziałeś.

Kamal pokręcił głową.
- To nie ma znaczenia. Gdybym nie zaproponował tej

wycieczki, szybciej można byłoby jej pomóc. Przysiągłem

Joharze, że zbuduję najlepszy szpital na świecie, żeby inne

dzieci nie musiały tak cierpieć jak ona. Ale to była słaba

pociecha dla pięcioletniej dziewczynki osamotnionej po

śmierci matki. Nie odstępowała mnie na krok.

- Ciebie? Dlaczego nie ojca?

- Johara jest żywym odbiciem matki. Król nie mógł na

nią patrzeć.

Skan i przerobienie pona.

background image

To wiele wyjaśnia, pomyślała Ali.

- Przykro mi, że twoja rodzina musiała przeżyć taką tra­

gedię.

Kamal przeszył ją pałającym wzrokiem.
- Ale?

Nie chciała pytać, skąd wie, że jest jakieś „ale".

- Wmawiasz sobie, że jesteś winny.

-. Co to ma znaczyć?
- Kiedy dziś rozmawialiśmy o procedurach stosowanych

w szpitalu, powiedziałeś, że jeśli ktoś popełni błąd, powinien

ponieść karę. Nie wiem, dlaczego wmawiasz sobie, że jesteś

winny śmierci Darii. Nie zrobiłeś nic złego.

- To dlaczego czuję się tak okropnie?
- Bo przeżyłeś tragedię. Ale to nie twoja wina, Kamal.

Zaproponowałeś jej wyjazd, żeby miała lepszy nastrój. Mogła

nie jechać. Zresztą nawet gdyby została w pałacu, może i tak

nie dałoby się jej uratować. To było dwanaście lat temu.

Musisz się z tym pogodzić.

Kamal wypił łyk wina i odstawił kieliszek.

- Czy to rozkaz?
- To ty tak powiedziałeś. - Spojrzała na niego z uwagą.

- Nie rozumiem, dlaczego zwlekałeś tak długo z budową

szpitala.

- Planowanie zajęło bardzo dużo czasu. Przede wszyst­

kim trzeba było stworzyć podstawy systemu opieki zdrowot­

nej w El Zafirze. Nie tak łatwo było przekonać kogo trzeba,

żeby wyasygnowano odpowiednie fundusze.

- Ale to się udało.
- Tak - odparł z dumą.
- Odprawiłeś pokutę, dotrzymałeś przysięgi. Czy nie pora

wybaczyć sobie i zapomnieć o przeszłości?

- Łatwo powiedzieć. Kiedy widzę moją siostrę w ciąży,

background image

bez przerwy zastanawiam się, czy doszłoby do tego, gdyby

jej matka była przy niej w trudnym okresie dojrzewania.

W jego ciemnych oczach malował się ból.
- Bardzo kochasz siostrę, prawda?
- Tak - odparł krótko.
Wszystko, co robił, było tego dowodem.
- Wytłumacz mi w takim razie, jak to jest. Kochasz swoją

rodzinę, ale miłość do jednej kobiety zasługuje na pogardę?

- Zgadza się. Cieszę się, że podchodzisz do tego tak ra­

cjonalnie.

Nawet nie wiedział, jak bardzo się myli. Ali potrząsnęła

głową.

- Miłość to nieuchronna reakcja na pewne bodźce. Cza­

sem mówi się, że to chemia albo feromony. Niezależnie od

kryteriów nie da się kontrolować takich uczuć.

Kamal wyprostował się na krześle.
- Jestem następcą tronu w El Zafirze. Muszę panować

nad swoimi uczuciami.

- W porządku.

- Nie wierzysz mi. Dlaczego?

- Bo jesteś mężczyzną.
- Oczywiście. Ale nadal nie rozumiem.
- Moi rodzice rozwiedli się, bo ojciec znalazł sobie inną

kobietę. Miała pieniądze i koneksje, żeby podźwignąć jego

firmę budowlaną, która była w kiepskim stanie. To było tak

bolesne i upokarzające dla mojej matki, że przeniosłyśmy się

do innego miasta. Rzadko potem widywałam ojca. Nie miał

ochoty mnie odwiedzać. Ale zdaje się, że kochał swoją drugą

żonę. Ostatnio słyszałam, że wciąż są razem. Ma dwie córki,

o które się troszczy.

- Człowiek, który porzuca swoje dziecko, jest łajdakiem.

- Jego głos zatrząsł się od złości.

background image

- Twój ojciec też porzucił córkę - przypomniała.

- Ale pozwala jej mieszkać pod swoim dachem. To i tak

dużo jak na człowieka ze starszego pokolenia.

Jego ton był tak ostry, że nie odważyła się zaprzeczyć.

- Może masz rację.
- Miłość i poczucie odpowiedzialności za rodzinę to

święty obowiązek, którego nie wolno zaniedbać. Twój ojciec

postąpił źle. Trzeba unikać romantycznej miłości, która od­

biera człowiekowi siły.

Miał rację co do jej ojca, ale on zawsze był słabego cha­

rakteru. Tak jak Turner. Może Kamal musiał się tak zacho­

wywać jako przyszły król. Albo był perfekcjonistą, Ale wy­

dawał się silniejszy i uczciwszy od wszystkich mężczyzn,

których znała.

Naprawdę wierzył w to, co mówił. AU westchnęła. Po­

dobał się jej i nie było w tym nic złego, dopóki pamiętała, że

ten związek nie ma żadnej przyszłości. Kamal ożeni się

i spłodzi następcę tronu, bo taki ciąży na nim obowiązek.

- Pragnę przeżyć romantyczną miłość - powiedziała,

wstając. - Mam nadzieję, że znajdę kiedyś zwykłego męż­

czyznę, który chce od życia tego samego co ja.

Kamal także wstał i wyciągnął do niej rękę.
- Chodź tutaj.
Dlaczego podała mu dłoń i pozwoliła, by przyciągnął ją

do siebie? Czuła ciepło jego ciała, korzenny zapach wody

kolońskiej. Na jego twarzy nie było ani śladu popołudniowe­

go zarostu, co oznaczało, że ogolił się specjalnie dla niej.

Objął ją w pasie i przysunął jeszcze bliżej.

- Straciliśmy za dużo czasu, rozmawiając o poważnych

sprawach. Teraz chcę cię pocałować.

Nawet gdyby tego nie powiedział, jego pałający wzrok

ostrzegłby ją, że Kamal chce pocałunkiem wymusić na niej

background image

zgodę. Każdą cząstką swego ciała pragnęła powiedzieć „tak".

Porwij mnie. Kiedy jego usta dotknęły jej warg, zamknęła

oczy, wdychając ciepło jego ciała.

Nagle rozległ się dzwonek telefonu. Zirytowany Kamal

uniósł głowę. Za nic w świecie nie chciałaby się znaleźć na

miejscu osoby po drugiej stronie aparatu. Lepiej, żeby to było

coś ważnego, pomyślała, próbując opanować oddech.

- Tak? - warknął do słuchawki.

Kiedy słuchał, złość na jego twarzy ustąpiła miejsca prze­

rażeniu.

- Natychmiast wyślijcie do mnie helikopter - rzucił, roz­

łączając się.

- Co się stało?
- Moja siostra zaczęła rodzić. Za wcześnie.

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Ali ścisnęła go za rękę.
- Teraz będzie inaczej. To nie ma nic wspólnego z jej

matką.

- Za wcześnie - powtórzył.
- Tylko parę tygodni. Poza tym nigdy nie można określić

precyzyjnie daty porodu, zwłaszcza w wypadku pierwszej

ciąży.

- Do diabła, gdzie jest helikopter? - Cofnął rękę i zaczął

miotać się po pokoju jak tygrys w klatce. - Los nie zna

litości. Co za ironia, że jestem tutaj, kiedy zaczęła rodzić.

- Jeśli ktoś powinien czuć się winny, to tylko ja. Johara

tak prosiła, żebym była przy niej, bo się boi. A gdzie ja

jestem?

- Wszystko przeze mnie - powiedział, bijąc się w pierś.
- Posłuchaj mnie, Kamal. - Zagrodziła mu drogę, nie

pozwalając iść dalej. - Nie możesz czuć się odpowiedzialny

za cały świat.

- Właśnie, że tak.
Jak mogła go nie lubić? Chciał troszczyć się o wszystkich

- nawet za cenę własnego szczęścia.

Ali położyła rękę na jego piersi. Był wysoki i silny i gdy­

by chciał, z łatwością mógłby ją odsunąć. Ale nie umiała

wyobrazić sobie, żeby kogoś uraził. Była pewna, że wysłucha

jej do końca.

background image

- Dzięki tobie Johara jest o pięć minut drogi od najlepiej

wyposażonego szpitala na świecie. Jej doktor to najlepszy

specjalista, z jakim kiedykolwiek pracowałam.

- To za mało.

- Wszystko będzie dobrze. Na pewno jest już w szpitalu

pod okiem świetnie wyszkolonego personelu.

- Chcę, żebyś była przy mojej siostrze. Gdzie ten choler­

ny helikopter?!

Ali nigdy nie słyszała, żeby przeklinał. W ciągu ostatnich

paru minut zdarzyło mu się to dwukrotnie. W oddali rozległ

się warkot silnika. Co za ulga. Mężczyzna, który chciał wziąć

odpowiedzialność za wszystko, nie potrafił zrozumieć, że

czasem każdy człowiek jest bezsilny. Tym razem mógł tylko

czekać. To ona powinna pomóc.

- Zaraz przy niej będę - powiedziała, spoglądając na

swój strój. - Choć nie jestem odpowiednio ubrana, żeby iść

do pracy.

Ale była niemal wdzięczna losowi, że zadzwonił ten tele­

fon. To było wybawienie. Gdyby Kamal zrobił jeden ruch,

nie kiwnęłaby nawet palcem, żeby go powstrzymać. Była tak

przejęta pocałunkiem, że pozwoliłaby mu na wszystko. Gdy­

by ten telefon nie zadzwonił...

Miała szczęście.

Kamal nie mógł usiedzieć na miejscu i przechadzał się

nerwowo po korytarzu. Pięć godzin temu wylądowali heli­

kopterem na dachu szpitala, gdzie mieściło się specjalne lą­

dowisko. Bracia Kamala z żonami i ciotka Farrah cicho roz­

mawiali w poczekalni. Wysoko na ścianie był zamontowany

telewizor, w którym nadawano właśnie wiadomości ze świa­

ta. Wszyscy powtarzali Kamalowi, że nie ma powodu do

alarmu. Ale on nie mógł zapomnieć tego, co się kiedyś stało.

background image

Kiedyś już czekał na wiadomość o matce i dziecku. Czy tym

razem skończy się tak samo? Nie mógł znieść poczucia bez­

radności.

Farik wstał i zastąpił mu drogę.
- Zadepczesz ten nowy dywan.

- Nic mnie to nie obchodzi. - Kamal próbował okrążyć

brata.

- Musisz wierzyć, że wszystko będzie dobrze. Johara uro­

dzi piękne dziecko.

- Łatwo ci mówić. Masz dwoje zdrowych dzieci.
- I codziennie jestem za to wdzięczny. Nie zapominaj, że

wszyscy przeżyliśmy tragedię, kiedy umarła ukochana żona

naszego ojca i dziecko, które było naszym bratem. Nikt cię za

to nie obwinia. Ten poród na pewno przebiegnie normalnie.

Kamal przegarnął ręką włosy.
- Nie ma gwarancji.
- To prawda. - Farik wypuścił z płuc powietrze. - Musi­

my poczekać.

Kamal skinął głową. Słowa Ali wciąż krążyły mu po

głowie. Zrobił wszystko, co było w ludzkiej mocy, żeby ten

szpital miał najnowocześniejszą aparaturę na świecie. Perso­

nel medyczny był znakomicie wykształcony. Doktor Johary

miał najwyższe kwalifikacje.

Na wspomnienie tych słów poczuł się trochę raźniej. Ali

pomogła mu i był jej za to wdzięczny. Słabość doprowadzała

go do wściekłości.

Farik położył rękę na jego ramieniu.

- Uwierz mi, braciszku, że ta historia się nie powtórzy.
Kamal skinął głową, ale w głębi serca wcale mu nie wie­

rzył. Historia lubi się powtarzać. Ludzie wciąż popełniają te

same błędy. Był synem swojego ojca. Co będzie, jeśli jeszcze

bardziej zaangażuje się w znajomość z Ali? I jeśli tak jak

background image

jego ojciec przestanie nad sobą panować? Gd dzieciństwa

uczono go, jak być królem. Chciał dobrze sprawować rządy.

Marzył o tym, żeby ludziom żyło się coraz lepiej.

A jeśli straci siły i nie będzie zdolny do pracy tak jak jego

ojciec? Nie mógł na to pozwolić. Musi znaleźć sposób, żeby

uwolnić się od Ali.

Drzwi otworzyły się i do pokoju wszedł doktor McCul¬

lough. Zsunął na czoło okulary i przetarł oczy. Czy to była

oznaka zmęczenia, czy porażki?

- Doktorze - zawołał Kamal, podchodząc do niego - jak

się czuje moja siostra?

Doktor McCullough uśmiechnął się.
- Urodziła pięknego syna.

Twarz Kamala rozpromieniła się ze szczęścia.
- A Johara? - spytał, przy wtórze okrzyków radości

i oklasków. - Czy czuje się dobrze?

Doktor kiwnął głową, pocierając ręką twarz.
- Jest zmęczona i obolała, ale to normalne po porodzie.

- Nie mogę się doczekać - powiedziała Penny.

Rafik otoczył ją ramieniem.
- Będę przy tobie. Gdybym mógł, to chętnie bym cię

zastąpił.

- Tak się tylko mówi - parsknęła, ale przytuliła głowę do

jego piersi.

- Księżniczka urodziła bardzo szybko - powiedział do­

ktor. - Pierwsze dzieci zwykle nie rodzą się tak łatwo.

- Dziękuję, że mnie pan pocieszył, doktorze - skomen­

towała sucho Crystal.

Farik ujął jej dłoń i ucałował.
- Gdyby na świecie był eliksir mogący uśmierzyć twój

ból, zdobyłbym go natychmiast.

Crystal uśmiechnęła się do niego.

background image

- Wiem, że opowiadasz mi bajki, ale jak mogę cię nie

kochać?

Kamal zazdrościł swoim braciom. Kochali swoje żony

z wzajemnością. Ale jako pierworodny syn był przeznaczony

do innej roli. Nie było w niej miejsca na miłość.

- Chcę zobaczyć się z siostrą - powiedział.

Doktor skinął głową.
- Ale tylko na kilka minut. Jest już późno, a poza tym,

jak mówiłem, jest zmęczona. Powinna odpocząć. Wszyscy

państwo mogą zobaczyć się z nią jutro.

Ciotka Farrah wyjęła z kieszeni telefon komórkowy.

- Zawiadomię króla.

Potem cała rodzina podziękowała doktorowi i wysypała

się z poczekalni do limuzyny czekającej przed szpitalem.

Kamal wszedł do sali porodów przeznaczonej dla rodziny

królewskiej. Przestrzeń była zaprojektowana z wielką staran­

nością, aby rodzącej kobiecie było jak najwygodniej. Po

drobnych zmianach zmieniała się w pokój, w którym kobieta

nabierała sił przed powrotem do domu. Sąsiedni pokój był

zarezerwowany dla członka rodziny.

Kiedyś urodzą się tutaj dzieci Kamala. A ich matka...

Wyobraził sobie Ali trzymającą na ręku jego syna.

Wszedł do pokoju, w którym leżała Johara. Obok Ali trzy­

mała w ramionach malutkie niemowlę w niebieskiej czapeczce.

Maleństwo było owinięte w cienki kocyk. Przytulała je, uśmie­

chając się czule. Jak to jest być obiektem jej podziwu? - zasta­

nawiał się.

- Kamal! - ucieszyła się Johara.
Podszedł do elektronicznie sterowanego łóżka, na którym

leżała uśmiechnięta młoda matka.

- Wszystko dobrze, siostrzyczko? - spytał, pochylając

się, by pocałować ją w policzek.

background image

Skinęła głową.

- Widziałeś mojego syna?
Ali stanęła obok łóżka. Delikatny zapach jej perfum mie­

szał się ze sterylnym zapachem szpitala. Kiedy odchyliła

rąbek kocyka, Kamal ujrzał czerwoną, pomarszczoną twarz

dziecka.

- Czyż nie jest piękny? - westchnęła z podziwem Ali.

Kamal spojrzał na nią surowo.

- Takie określenie nie pasuje do chłopca.

Johara roześmiała się.
- Doktor mówi, że to wspaniały i silny chłopak. Chcesz

go potrzymać?

- Tak.

Ali zamieniła dżinsy i podkoszulek na roboczy uniform.

Poczuł lekkie muśnięcie jej piersi, gdy układała mu w ramio­

nach śpiące dziecko. Znów odczuł jakąś dziwną tęsknotę.

- Kamal?

Spojrzał na siostrę, odgadując momentalnie, o czym myśli.

- Król wie o twoim synu - powiedział, zanim zdążyła

spytać.

- Czy jest tutaj? - W jej oczach zamigotała iskierka nadziei.
- Nie.
- Jest późno i musisz odpocząć - rzuciła szybko Ali. -

Twój ojciec przyjdzie do was jutro.

Łzy zabłysły w oczach Johary.
- Nie. On nie przyjdzie.
Kamal był zły, że upór ojca sprawiał ukochanej siostrze

taką przykrość. Cofnął się w kąt pokoju, nie wiedząc, co ma

odpowiedzieć.

Johara otarła łzę z policzka.
- Powiedział mi, że już nie ma córki. Teraz też nie ma

wnuka.

background image

- Na pewno zmieni zdanie. Musisz tylko trochę poczekać

- zaprotestowała Ali.

Johara potrząsnęła głową.

- Znam swojego ojca. Jest uparty. Nigdy nie pozwoli

sobie na to, żeby zmienić zdanie. Uważa, że to byłaby słabość

z jego strony. Nie chcę narażać mojego syna na takie przy­

krości. Nie będę go wychowywać tam, gdzie byłby traktowa­

ny z pogardą za grzech, którego nie popełnił.

- Co masz zamiar zrobić? - spytała Ali.
- Poproszę króla, żeby pozwolił mi wyjechać z dziec­

kiem do Stanów.

Kamal wiedział, że marzyła o tym od dawna. Ale znał też

opinię ojca.

- Nie pozwoli ci na wyjazd.
- To pojadę bez jego zgody.

Ali spojrzała na Kamala.
- Johara ma rację. Jeśli twój ojciec nie zmieni stosunku

do niej i do dziecka, chłopak z pewnością nie powinien tu się

wychowywać.

- Słyszałaś, że król zabronił mi się wtrącać.
- Pamiętam. Powiedział, że zawsze byłeś dla niej zbyt

łagodny. Ale to nieprawda. Zastępowałeś jej ojca, który ją

opuścił.

Kamal nie zamierzał żałować, że zwierzył jej się ze swych

sekretów.

- Braciszku - powiedziała Johara - musisz mi pomóc.
- Tak. - Ali wpatrywała się w niego z nadzieją. - Tylko

ty możesz jej pomóc.

Ali zobaczyła Kamala w szpitalu przed salą konferencyj­

ną. To ciekawe, że spotykała go tu częściej niż w pałacu.
Wciąż jeszcze tam mieszkała. Johara wróciła do domu dwa

background image

tygodnie temu. Jak szybko biegnie czas. Nastolatka błyska­

wicznie wracała do zdrowia. Fizycznie była już w bardzo

dobrej formie, ale boleśnie odczuwała obojętność ojca.

Kamal jeszcze jej nie zauważył. Przeglądał jakieś papiery,

miała więc okazję mu się przyjrzeć. Jego głowa była pochy­

lona, ale Ali widziała zarys policzka, mocno osadzoną szczę­

kę, wysoką, mocną sylwetkę w eleganckim ciemnym garni­

turze. Po raz ostatni oglądała go w tradycyjnym stroju El

Zafiru tego wieczoru, gdy Johara urodziła dziecko.

Ali nadal mieszkała w pałacu na prośbę księżniczki Far­

rah. Siostra króla powiedziała, że jej bratanicy potrzebna jest

pomoc i psychiczne wsparcie. Ale Johara upierała się, że

będzie sama opiekować się synkiem, bo to jej święty obowią­

zek. Jak można było jej nie podziwiać? Niestety król Gamil

do tej pory nie uznał wnuka. A Kamal nie zrobił nic, żeby

pomóc siostrze. Ali była tak pewna, że to zrobi, iż teraz czuła

się bardzo zawiedziona.

Nagle usłyszała cichy szum windy. Odruchowo zerknęła

przez ramię, żeby zobaczyć, kto przyjechał. Król Gamil!

Nigdy dotąd nie widziała go w szpitalu.

Król przeszedł obok, wcale jej nie widząc. Z rozgniewaną

miną wpatrywał się w syna.

- Kamal!
Książę podniósł głowę.

- Ojcze!

- Co zrobiłeś z Joharą? - wyrzucił z siebie z furią.
- A co miałem zrobić?
- Nie ma jej w pałacu.
- Skąd wiesz? Czy poszedłeś ją odwiedzić?

Król wyprostował się, napinając ramiona.
- Jej pokojówka mi powiedziała.
Ali czuła się jak pod obstrzałem. Król stał między nią

background image

i synem, zasłaniając ją. Powoli wycofała się za róg, ale wciąż

słyszała ich głosy. To nie było trudne, bo król krzyczał.

- Dlaczego myślisz, że wiem, gdzie ona jest?
- Nie traktuj mnie jak głupca.

- W porządku. Załatwiłem, żeby moja siostra i jej dziec­

ko znaleźli się tam, gdzie będą bezpieczni i szczęśliwi.

- Powiedz, gdzie to jest.
- Johara prosiła mnie, żebym tego nie robił.

- Jestem jej ojcem. Nie masz prawa tak postępować. Żą­

dam, żebyś mi powiedział.

- Obiecałem mojej siostrze i nie złamię słowa.
- Nie złamiesz słowa? - spytał drwiąco. - Czy to jest

ważniejsze niż rozkaz króla?

- W tym wypadku - tak. Obiecałem Joharze, że zawsze

będę przy niej..

- W jaki sposób, skoro jej tu nie ma?
- Zrobiłem to, o co mnie poprosiła. Dałem jej szansę,

żeby mogła wychować spokojnie syna.

- Wbrew życzeniu jej własnego ojca?

- Od dawna nie jesteś dla niej ojcem.

Choć Kamal powiedział to cicho, Ali poczuła dreszcz na

plecach. Wykazał wiele odwagi, stając po stronie siostry,

choć wiedział, że król będzie oburzony.

- Jesteś słabym człowiekiem, Kamal. Mam poważne wąt­

pliwości, czy nadajesz się na króla - rzucił gniewnie.

Potem minął Ali i wsiadł do windy. Odetchnęła z ulgą

i wychyliła się zza rogu, żeby spojrzeć na Kamala. Stał nie­

ruchomo z ponurą miną.

Zbliżyła się i położyła na jego ramieniu rękę. Miała wra­

żenie, że Kamal tego potrzebuje.

- On się myli.
- Mój ojciec?

background image

Ali skinęła głową.

- Wiem, że nie powinnam była podsłuchiwać. Możesz

mnie za to ukarać zgodnie z waszym prawem.

- W czym się myli?
- Będziesz fantastycznym królem.
- Skąd wiesz? - spytał, świdrując ją wzrokiem.

- Dotrzymałeś słowa, choć wiedziałeś, że to bardzo zde­

nerwuje ojca.

- Są tacy, co powiedzieliby, że jestem głupcem. Może

nawet mieliby rację.

- Nie sądzę. - Wzięła głęboki oddech. - Nie wiem, jakie

będziesz miał obowiązki jako przywódca swego kraju. Ale

wiem, że to, co zrobiłeś dla Johary, było słuszne i sprawied­

liwe. Choć będę tęsknić za nią i jej cudownym synkiem.

- Ja też.
- To oczywiste, że ją bardzo kochasz. Wyobrażam sobie,

jak ciężko było ci pozwolić jej odejść. Dlatego to, co zrobiłeś,

jest takie ważne. Czego jeszcze twój naród mógłby oczeki­

wać od króla?

- Chcę być dobrym królem, uczynić potęgę z mego kraju.

Słaby człowiek nie będzie w stanie osiągnąć takich celów.

Dostrzegła przygnębienie w jego głosie i westchnęła. Bo­

gacz, biedak, żebrak, złodziej - to było bez znaczenia. Ro­

dzice mieli ogromny wpływ na swoje dzieci. Czasem nie

wychodziło to na dobre.

- Twój ojciec był zły i sfrustrowany. Powiedział tak, dla­

tego że cierpi. Sam w to nie wierzy.

- Wierzy. - Kamal zacisnął usta.

- Wiedziałeś, że będzie się złościł. Skoro uważasz, że

powiedział prawdę, to dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego po­

mogłeś siostrze wyjechać z kraju?

- Bo to było słuszne. I Johara mnie prosiła. - Spojrzał na

background image

Ali płonącym wzrokiem i położył rękę na jej dłoni. - I dla­

tego, że ty tego chciałaś.

Ścisnął jej palce, po czym odwrócił się i wszedł do sali

konferencyjnej.

Ali zamrugała ze zdziwienia. Chyba śni. A może źle usły­

szała. Pomógł siostrze wyjechać z kraju, bo ona, Ali, tego

chciała? Serce zabiło jej mocno w piersi.

Przycisnęła palce do tętniących skroni. Johara i dziecko

byli już daleko, w takim razie jej obecność w pałacu na nic

się nie przyda. Trzeba spakować manatki. Pałac to nie jest

miejsce dla niej - i nigdy nie będzie. Musi uciekać od Ka­

mala. Nawet na inny kontynent.

Udawał, że traktuje z dystansem sprawy rodziny, honoru,

kraju. Ali była jednak przekonana, że człowiek, który poświę­

ca się tak dla siostry, na pewno pragnie ciepła domowego

ogniska. Myśl o tym, że mu na niej zależało, że darzył ją

uczuciem i gotów byłby do poświęceń, była jak narkotyk.

Co za głupota! Choćby pragnęła tego najbardziej na świe-

cie, nie była dla niego odpowiednią kobietą. On też o tym

wiedział i dlatego zaproponował jej tylko romans. Jeśli bę­

dzie dalej nalegał, Ali wpadnie w kłopoty. Nie była pewna,

co powinna zrobić. Wcześniej mogła traktować go z bez­

piecznym dystansem.

Ale jego heroiczny gest wszystko zmienił.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Ali chodziła po swym apartamencie, patrząc, czy nie zo­

stawiła gdzieś jakichś drobiazgów. Po wczorajszym zebraniu

Rady Konsultacyjnej zawiadomiła księżniczkę Farrah, że

wraca do swego poprzedniego mieszkania w kompleksie

amerykańskim. Kiedy dziś była w pracy, służba pałacowa

spakowała jej rzeczy.

Potem zaniknęła walizkę i kuferek i postawiła je w holu.

Kiedy usłyszała pukanie do drzwi, pomyślała, że to kie­

rowca, którego obiecała przysłać jej księżniczka. Ale to była

sama księżniczka. Za nią stał kelner z wózkiem.

- AU, kochanie, nie mogłam pozwolić, żebyś wyjechała,

nie wypijając ze mną herbaty.

Ali nie spieszyła się, żeby wracać do pustego mieszkania.

Ucieszyła się, że będzie miała towarzystwo. Może okazja

wypicia filiżanki herbaty w pałacu nie powtórzy się już

nigdy.

- Proszę wejść do środka.

Księżniczka uśmiechnęła się i weszła. Ruchem ręki kazała

kelnerowi wtoczyć wózek do środka. Kelner postawił porce­

lanowe filiżanki i śliczny dzbanek do herbaty na stoliku

w salonie. Potem położył miniaturowe kanapki, owoce i cia­

steczka na dwupoziomowej kryształowej paterze ozdabianej

złotem. Na koniec zdjął z wózka przyprawy i serwetki.

- Czy Wasza Wysokość ma jeszcze jakieś życzenia?
- Nie. Dziękuję, Khalid.

background image

Kelner skinął głową i wyszedł.

- Chcę ci podziękować, Ali, za pomoc Joharze - powie­

działa księżniczka, siadając na środku półkolistej sofy. -

Mam nadzieję, że pobyt tutaj nie sprawił ci kłopotu.

Ali usiadła na końcu sofy.

- Księżniczko Farrah, nie chcę być niegrzeczna, ale by­

łabym głupia, gdyby pobyt w pałacu mógł mi sprawiać kło­

pot. - Rozejrzała się po pięknie urządzonym salonie z wido­

kiem na Morze Arabskie.

Księżniczka roześmiała się.

- Z pewnością nie jesteś niegrzeczna ani głupia. Wręcz

przeciwnie, urocza. Będziemy za tobą tęsknić. Najbardziej

chyba Kamal.

- Dlaczego Kamal? Tak rzadko go widuję. - Ali wiedzia­

ła, że będzie tęsknić nie tylko za pałacem. Słowa księżniczki

ucieszyły ją. Tak chciała, żeby to była prawda.

- Wiem, że wczoraj pokłócił się z królem.

Ali skinęła głową.
- Czy sądzi pani, że Kamal postąpił źle? Pomógł siostrze

wyjechać - czy to godne potępienia?

Księżniczka nalała herbatę do filiżanek. Potem podała

filiżankę AU i nasypała cukru do swojej herbaty.

- Będzie mi brakowało mojej bratanicy. I jej dziecka...

Ali ze zdziwieniem dostrzegła w jej oczach łzy.
- Przepraszam, Wasza Wysokość, nie powinnam była py­

tać. Jeśli woli pani o tym nie rozmawiać...

- Nie szkodzi. Przykro mi, że nie mogę wziąć na ręce

dziecka, na które czekaliśmy tak długo - powiedziała z wes­

tchnieniem. - Ale trzeba się z tym pogodzić.

- Czy nie może pani pojechać do Johary?
- Kamal nie chce zdradzić, gdzie ona jest. Nawet mnie.

Już go pytałam. - Uśmiechnęła się z przymusem. - Jego sio-

background image

stra nie chce, żeby ojciec ją odszukał. Boi się, żeby jej nie

zmusił do powrotu.

- Zrobiłby to?
- Wiem, że tego nie zrozumiesz, ale on bardzo kocha

Joharę. Możliwe, że tak.

Ali przyglądała się zmartwionej twarzy kobiety.

- Nie chciałaby pani tego?
- Tak i nie. Bardzo za nimi tęsknię. Ale zgadzam się

z moją bratanicą, że to nie są odpowiednie warunki, żeby

wychowywać dziecko. Gamil musi zrozumieć, że stare me­

tody nie zawsze są najlepsze. Są tylko wygodniejsze. Moja

bratanica popełniła błąd. Ale potępianie jej za to zmarnowa­

łoby życie nie tylko jej, ale i dziecku. Wierzę, że dostała

nauczkę i będzie teraz dobrą matką. Gdziekolwiek jest. -

Księżniczka uśmiechnęła się. - Cieszę się, że byłaś z Kama¬

lem, kiedy posprzeczał się z ojcem.

- Nie byłam z nim. Słyszałam przypadkiem tę rozmowę.
- Kamal bardzo liczy się z ojcem. Przejął się słowami

Gamila. Ale bardzo podniosło go na duchu to, co mu później

powiedziałaś.

- Czy ich stosunki na tym ucierpią?
Miała nadzieję, że nie. Zwłaszcza że pomógł uciec Joha­

rze, żeby spełnić jej życzenie.

- Pogodzą się. Kamal powie ojcu, że zrobił to, co uważał

za słuszne, ale nie chciał go urazić. Gamil odpowie, że mężczy­

zna powinien kierować się uczciwością. I na tym się skończy.

Ali zamrugała oczami.
- To naprawdę takie proste?
- Mężczyźni są czasem bardzo naiwni - odparła księżnicz­

ka, wzruszając ramionami.

Ali roześmiała się. Nie mogła oprzeć się pokusie, żeby nie

zadać jeszcze jednego pytania.

background image

- Czy to król Gamil przekonał Kamala, że nie będzie

dobrym królem, jeśli się zakocha?

Księżniczka westchnęła, odstawiając filiżankę i spodeczek.
- To nie było powiedziane wprost, ale tak to wyglądało.

Mój brat dwa razy był bardzo zakochany i obie jego żony

umarły. Pierwsza żona, matka moich bratanków, zmarła na

raka.

- Kamal mówił mi, jak umarła matka Johary.

Wzrok księżniczki sposępniał.
- Śmierć Darii zaskoczyła nas. Daria była młoda, i to

było tym trudniejsze dla Gamila. Wpadł w ciężką depresję

i przez pewien czas nie mógł nawet wypełniać swych obo­

wiązków. Kamal zastępował go.

- I wtedy dowiedział się, że dobry władca nie powinien

się zakochać?

- Tak - przyznała księżniczka. - Miłość jest słabością

i człowiek, który ma odziedziczyć tron w El Zafirze, nie

może się jej poddać.

- To takie smutne - powiedziała Ali. Myślała nie tylko

o królu, który stracił żonę. Czwórka dzieci utraciła także

matki. Jednym z tych dzieci był Kamal. Dostał od życia

podwójny cios.

- Obawiam się, że mój bratanek zbyt dobrze zapamiętał

tę lekcję. Wychował się w przeświadczeniu, że pewnego dnia

będzie rządzić krajem. Chce być dobrym władcą i raczej nie

pozwoli, żeby uczucia przeszkodziły mu w wykonywaniu

obowiązków.

- Ma chyba obowiązek spłodzić następcę tronu?

- Tak.
- Idealną matką będzie zatem kobieta z królewskiego

rodu.

Księżniczka Farrah w zamyśleniu przechyliła głowę.

background image

- Mój brat prosił mnie o pomoc w przygotowaniu listy

odpowiednich kandydatek na żonę dla jego syna.

- To brzmi bardzo formalnie.

- Dziedziczenie tronu to bardzo poważna sprawa - wy­

jaśniła księżniczka. - W twoim kraju macie prezydenta

i wiceprezydenta. Sprawy sukcesji są określone w konstytu­

cji. My od setek lat mamy monarchię i król zawsze przeka­

zuje władzę najstarszemu synowi. Kamal ma obowiązek oże­

nić się i spłodzić następcę tronu. Miał wiele okazji, żeby

wybrać sobie narzeczoną, ale tego nie zrobił. A czas ucieka.

- Ale dlaczego? - Głupie pytanie. Kamal powiedział, że

się nie zakocha. Po co w takim razie miałby się śpieszyć do

małżeństwa. - On jest młody, Wasza Wysokość. Chyba ma

jeszcze dużo czasu?

Księżniczka potrząsnęła głową.

- Ojciec chce abdykować, a nie może tego zrobić, dopóki

Kamal się nie ożeni.

Ali poczuła chłód, choć w pałacu było całkiem ciepło.

Procedura wyboru żony dla Kamala była bezlitosna. Jakie

szczęście, że jej nazwisko nie może znaleźć się na liście. Ale

w głębi duszy czuła, że okłamuje samą siebie. Przecież coś

łączyło ją z Kamalem. Można to nazwać chemią. Ale po co

się nad tym zastanawiać. Jej nazwisko nigdy nie znajdzie się

na liście kandydatek na żonę dla Kamala.

Księżniczka wstała.

- Muszę iść. Jeszcze raz dziękuję ci za to, że pomogłaś

Joharze.

Ali także wstała.
- Naprawdę nie ma za co. To Kamal pomógł jej najbardziej.
- Jeszcze się nie żegnam - powiedziała księżniczka,

otwierając drzwi. - Mam nadzieję, że zobaczymy się na uro­

czystości oficjalnego otwarcia szpitala.

background image

- Na pewno.

- A propos - dodała księżniczka. - Lekarze zaproszeni

na sympozjum zaczynają już się zjeżdżać. Jeden z nich pra­

cuje chyba w twoim szpitalu w Teksasie. Może go znasz? To

doktor Turner Stevens.

- Tak. - Serce zabiło jej mocno w piersi, ale starała się

zachować spokój.

- To miło, że spotkasz kogoś znajomego. Do widzenia,

kochanie.

Ali zamknęła drzwi. Dobrze, że księżniczka nie zauważy­

ła jej zdenerwowania. Czy go zna? Można tak powiedzieć.

Świat jest mały. Na świecie jest tyle krajów, które mają złoża

ropy naftowej, ale musiał przyjechać właśnie tu. Nie chciała

się z nim widzieć. Czy nie dlatego wyjechała na koniec świa­

ta, żeby od niego uciec?

Ali stanęła przy drzwiach prowadzących do szpitalnego

baru. Właśnie skończyły się poranne sesje i zwiedzanie szpi­

tala. Ali zgodziła się udzielać informacji i kierować nowo

przybyłych lekarzy na lunch. W kuchni urzędował sam ku­

charz rodziny królewskiej; stoły w wielkiej sali były zasta­

wione jak w najlepszej pięciogwiazdkowej restauracji. Por­

celana, kryształy, kwiaty i świece. Wszystko było starannie

przygotowane na powitanie uczestników pierwszego sympo­

zjum medycznego w El Zafirze.

Młody, wysoki i przystojny Turner Stevens wysiadł

z windy. Wiedziała, że zaraz ją zauważy.

Zatrzymał się i skierował w jej stronę swój gwiazdorski

uśmiech.

- Witaj, Ali.

- Jak się masz, Turner - zmusiła się do uśmiechu.

- Świetnie, a ty?

background image

A ona? Kiedy ostatnio rozmawiała z nim w Teksasie,

oznajmił, że właśnie oświadczył się córce dyrektora szpitala.

Była tak zszokowana, że nawet nie pamiętała swoich słów.

Ale na pewno odeszła, zanim zdążył zobaczyć łzy w jej

oczach. Nie chciała, żeby widział, jak jest zraniona i upoko­

rzona, dlatego że on znalazł sobie lepszą partię. Jej ojciec

zachował się tak samo wobec matki. Jak się teraz czuła?

- Doskonale - odparła. - Po prostu znakomicie.

Trochę przesadziła, ale Turner nie musiał o tym wiedzieć.
- Wyglądasz wspaniale. Chyba praca tutaj bardzo ci od­

powiada.

- To prawda. Czy miałeś już okazję zwiedzić El Zafir?

- Troszeczkę - powiedział.
- Jest wspaniały. W pobliżu budynków rządowych znaj­

duje się cudowne muzeum. Wiem, jak lubisz muzea, a w tym

można dowiedzieć się sporo o historii tego kraju. Jak odkryto

ropę naftową i jaki to miało wpływ na gospodarkę. Myślę,

że będzie ci się podobało.

- Dziękuję za informację. Na pewno je odwiedzę.

Przez chwilę patrzyli na siebie w niezręcznym milczeniu.

Turner nic się nie zmienił. Jego oczy były wciąż niebieskie

i zdradzieckie. Był jak dawniej wysportowany i muskularny.

Miał krótko przycięte, gładko przyczesane włosy.

- Doktor McCullough powiedział, że zgłosiłaś się na

ochotnika, żeby oprowadzić nas dziś rano po szpitalu. Byłem

trochę zaskoczony.

- Z powodu tego, co nas łączyło?
- Szczerze mówiąc - tak.

Zrobiła to całkiem świadomie. Kierowała oddziałem po­

łożniczym, a spora grupa lekarzy, którzy przyjechali na sym­

pozjum, specjalizowała się właśnie w tym zakresie. Byłoby

dziwne, gdyby Ali chciała w tym czasie wziąć parę dni urlo-

background image

pu. W tej sytuacji i tak musiała się spotkać z Turnerem, wo­

lała więc sama dyktować warunki. To był jej teren. Nie mogła

pozwolić, by ich pierwsze spotkanie po tak długim czasie

wypadło źle. Będzie przygotowana i opanowana. Nie da mu

tej satysfakcji, żeby myślał, że wciąż za nim tęskni. Niedo­

czekanie...

Wzięła głęboki oddech.
- Ty i ja to stara historia. Jestem bardzo dumna, że tu

pracuję. Ten szpital jest chyba najbardziej nowoczesnym

i najlepiej wyposażonym miejscem, w jakim kiedykolwiek

pracowałam. Książę Kamal Hassan nie szczędził sił ani środ­

ków, żeby osiągnąć swój cel. Takie sympozja pozwalają być

na bieżąco z najnowszymi osiągnięciami w medycynie.

Książę planuje organizować je co roku.

Turner uśmiechnął się.
- Rozsądny facet.
- To prawda.
- Dziękuję. - Kamal wyrósł jak spod ziemi.
- Nie widziałam cię - powiedziała zaskoczona AU.

- Bo jesteś zajęta. Przedstaw mnie swojemu przyjacie­

lowi.

- Och, nie jesteśmy przyjaciółmi - wypaliła bez namysłu.

- To już nieaktualne.

- Tak? - Kamal uniósł jedną brew.

Miała wrażenie, że się domyślił.
- Turner Stevens, a to Jego Wysokość Kamal Hassan,

następca tronu w El Zafirze i gospodarz tej uroczystości.

Turner wyciągnął rękę.
- Bardzo mi miło.

- Mnie również - odparł Kamal. - Witam pana w moim

kraju.

- Dziękuję. Jestem pod wrażeniem tego szpitala. I perso-

background image

nelu - dodał, zerkając na Ali. - Mogę pana zapewnić, że Ali

świetnie zna swój zawód.

- Wiem o tym. - Kamal wpatrywał się nieruchomo

w Turnera, ale królewski uśmiech nie schodził mu z twarzy.

- Królewska rodzina ostatnio się powiększyła i pomoc Ali

była nieoceniona.

Dwaj mężczyźni prowadzili kurtuazyjną rozmowę, a Ali

wydawało się, że obserwuje mecz na korcie tenisowym. Jak

wiele ich różni, myślała. Kiedyś wydawało jej się, że cały

świat obraca się wokół Turnera. Był przystojny, inteligentny

i ambitny. Tak ambitny, że oświadczył się kobiecie, która

mogła pomóc mu w karierze.

Ciemnooki Kamal miał gęste, czarne, kręcone włosy, któ­

rych miało się ochotę dotknąć. Był także pracowity, inteli­

gentny i przystojny. Nie wybrał jeszcze kobiety, która będzie

mu pomocna w pracy, ale wkrótce to zrobi. Tylko że jego

motywy nie były egoistyczne. Prawdę mówiąc, chciał po­

święcić własne szczęście dla dobra swego kraju i narodu.

Kiedyś myślała, że Turner jest prawdziwym ideałem -

pragnącym miłości i rodzinnego ciepła, dbającym o dobro

innych ludzi. Kiedy porównywała tych dwóch mężczyzn,

Turner wypadał znacznie gorzej. Miał trochę jaśniejsze wło­

sy, ale nie od słońca. To były pasemka zrobione w salonie

fryzjerskim.

Bardziej od rodziny interesowała go kariera. Kamal tro­

szczył się o swój naród. Odmawiał sobie prawa do miłości,

aby móc skoncentrować się na sprawach państwa. Niestety

Ali wiedziała, że powinna poślubić zwykłego człowieka, któ­

ry oczekuje od życia tego samego co ona.

Spoglądając na tych dwóch mężczyzn, uświadomiła sobie,

że żaden jej nie odpowiada. Ale przez chwilę żałowała, że

Kamal jest aż tak oddanym władcą.

background image

- Doktorze Stevens, nie chciałbym, żeby pan spóźnił się

na lunch. Zapewniam pana, że jest bardzo smaczny.

- Nie wątpię, Wasza Wysokość. - Turner spojrzał na Ali.

- Dotrzymasz mi towarzystwa?

Ali potrząsnęła głową.

- Mam ważne sprawy do przygotowania na popołudnie

i na jutro.

- O, właśnie - wtrącił się Kamal. - Muszę omówić z tobą

jutrzejszą ceremonię.

- Dobrze. Kiedy?

- Przyślę po ciebie samochód, kiedy skończysz pracę.

Chciała powiedzieć mu, że wszelkie dyskusje powinny się

odbywać w godzinach pracy, a nie wieczorem. Ale Turner

stał obok i słuchał. Następca tronu bogatego kraju cenił jej

zdanie. Miała ochotę spojrzeć Turnerowi w oczy i spytać:

„Jak ci się to podoba?". Szkoda, że nie mogła powiedzieć

Kamalowi, że czas po pracy należy do niej i nie ma ochoty

go z nim spędzać. Ale to byłoby zwykłe kłamstwo.

Może więc miała jednak za co dziękować Turnerowi.

Gdyby nie on, palnęłaby teraz jakieś głupstwo.

- Dobrze, Wasza Wysokość. Do zobaczenia.
- Czekam z niecierpliwością na spotkanie.

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Kamal chodził niespokojnie po pokoju, czekając na przy­

bycie Ali. Już trzy kwadranse temu wysłał po nią limuzynę.

Jej apartament nie był tak daleko od pałacu. Kiedy podniósł

słuchawkę, żeby do niej zadzwonić, usłyszał pukanie do

drzwi. Ali stała w holu. Tylko lata ćwiczeń w kontrolowaniu

emocji pozwoliły mu nie zdradzić, z jaką niecierpliwością na

nią czekał.

- Dlaczego tak późno? - spytał.
- Przepraszam - powiedziała, wchodząc do apartamentu.
- Przecież jazda w obie strony nie trwa tak długo.
- Nie, ale wyszłam późno z pracy i musiałam się odświe­

żyć. Nie martwiłeś się chyba o mnie, prawda?

- Oczywiście, że nie - odburknął. - Hm, warto było po­

czekać. Wyglądasz czarująco.

Ali miała na sobie białą sukienkę z dzianiny i taki sam

żakiet. Miękki materiał przylegał szczelnie do jej ciała, ku­

sząc zaokrągleniami kształtów. Jej włosy były ułożone tak

swobodnie, że wyobraził sobie, jak przegarnia je palcami,

gdy ich ciała leżą splątane na pościeli. Nagle krew zatętniła

mu w żyłach.

Ali uśmiechnęła się w odpowiedzi na komplement.

- Jesteś bardzo miły, ale wiem, że wyglądam jak zganiany

pies. Miałam dzisiaj sądny dzień. Tak samo jak cały personel

oddziału położniczego, bo odbieraliśmy kilka porodów na­

raz. Te dzieciaki najwyraźniej nie chciały zaczekać na ofi-

background image

cjalne otwarcie szpitala. Proste porody z wyjątkiem jednego,

z małymi komplikacjami.

Kamal delikatnie uniósł jej brodę i zajrzał w oczy. Fioletowe

smugi pod oczami wyraźnie świadczyły o zmęczeniu. Ali zaw­

sze była tak dzielna i życzliwa, kiedy ktoś potrzebował jej po­

mocy. Ale do kogo ona zwracała się o wsparcie?

- Chodź. Napijemy się wina - powiedział, podając jej

ramię.

- Świetny pomysł.
Kamal zaprowadził ją do salonu i posadził na sofie na­

przeciw otwartych drzwi balkonu, przez które napływało do

środka rześkie morskie powietrze. Na stoliku ze szklanym

blatem stało wiaderko z lodem, w którym chłodziło się wy­

śmienite wino Sauvignon Blanc. Kamal otworzył butelkę

i napełnił dwa kieliszki. Podał jeden z nich Ali i usiadł obok

niej na sofie. Jego biodro musnęło jej ciało, gdy kładł rękę

na oparciu sofy. Nie dotknął Ali, chociaż bardzo tego pragnął.

- Jak się czuje ta matka i jej dziecko? - spytał.
- Dobrze - odparła Ali. - Jeśli już musiało dojść do kom­

plikacji, to stało się to w najbardziej odpowiednim momencie.

- Jak to?
- Dzięki sympozjum mamy tu czołowych światowych

specjalistów z dziedziny położnictwa. Doktor McCullough

poprosił Turnera, żeby zademonstrował najnowszą metodę

kauteryzacji laserowej stosowaną w tamowaniu krwotoków.

- Turnera? Czy to ten mężczyzna, z którym cię dziś wi­

działem? - Musiał włożyć dużo wysiłku, by jego głos za­

brzmiał obojętnie.

Ali wypiła łyk wina i uniosła jedną brew.
- Nie udawaj, że nie wiesz, kto to jest.
- Oczywiście, że wiem. To ten łajdak, któremu zawdzię­

czamy twoją obecność w El Zafirze.

background image

Ali uśmiechnęła się.
- Ten, który oświadczył się innej kobiecie.
Kamal był mu za to szczerze wdzięczny. Ale nie podobał

mu się podziw, z jakim doktor spoglądał na Ali. Był zazdros­

ny, że pracowała razem z nim w szpitalu.

- To człowiek, który cię skrzywdził. Jak możesz go

chwalić?

- Wcale go nie chwalę, tylko jego umiejętności jako le­

karza.

- Uważasz, że jest wspaniały?

- Jako lekarz - tak. Ale jako człowiek - podły. Ale

o czym chciałeś ze mną porozmawiać?

Kamal gwałtownie zamrugał.
- Co takiego? - Był tak przejęty myślą o Ali i jej byłym

kochanku, że nie od razu zrozumiał pytanie.

- Poprosiłeś mnie, żeby coś omówić.
- Tak. Jaka szkoda, że nie mieszkasz już w pałacu!
- To znaczy, że naprawdę ci mnie brakuje?
- Dlaczego pytasz?

- Twoja ciotka wspominała o tym. Wypiłyśmy razem

herbatę, zanim wyprowadziłam się z pałacu. Powiedziała, że

z całej rodziny ty najbardziej będziesz za mną tęsknić.

- Naprawdę?

Ali skinęła głową.
- Podobno opowiedziałeś jej o kłótni z ojcem na temat

Johary. I podobno cieszyłeś się, że tam byłam.

- Tak. - Pamiętał tę kłótnię i złość, jaką wzbudził w nim

ojciec. Król nie potrafił rozsądnie myśleć, gdy w grę wcho­

dziła jego córka. Zarzucił Kamalowi, że okazuje słabość

w stosunku do siostry. Gdyby wiedział, jak jego najstarszy

syn jest wdzięczny Ali za jej pomoc, zupełnie zwątpiłby, że

Kamal jest zdolny do rządzenia krajem.

background image

- Dlaczego mnie tu wezwałeś?
Żebyś była dalej od doktora, pomyślał Kamal. Chciał ją

mieć tylko dla siebie. Poza tym nigdy nie pozwoli, żeby ten

mężczyzna znów ją zranił.

- Mamy wiele spraw do omówienia. Chcę, żebyś towa­

rzyszyła mi podczas jutrzejszej ceremonii.

Oczy Ali zrobiły się ogromne ze zdziwienia. Znów przy­

pomniał sobie, jak są piękne. Brązowe z zielonymi cętkami,

kiedy była zadowolona i szczęśliwa, złote, gdy się denerwo­

wała. Teraz były ciemne, więc nie wiedział, co ona czuje.

Sam też nie był pewien swoich uczuć. Od chwili, gdy zoba­

czył ją z innym mężczyzną, dręczyła go niepewność.

- No - powiedział, przybierając surowy ton - przecież

poprosiłem tylko, żebyś mi towarzyszyła. To zwykłe pytanie,

a nie operacja mózgu. Dlaczego tak długo się namyślasz?

- Ponieważ jesteś mężczyzną i reprezentantem rodziny

królewskiej.

- Nie rozumiem, co to ma do rzeczy.

Ali wypiła kolejny łyk wina, przyglądając się uważnie

Kamalowi.

- Zaraz ci to wyjaśnię. Ta uroczystość ma charakter ofi­

cjalny, co wymaga specjalnego stroju. Jesteś następcą tronu,

więc w twoim wypadku to szczególnie ważne.

- Będziesz wyglądać pięknie we wszystkim. - Albo bez

niczego, pomyślał, czując, że oblewa go gorąco.

- Dziękuję za komplement, ale najlepiej będzie, jeśli tam

nie pójdę.

Gdyby chodziło tylko o ubranie, Kamal mógłby się tym

zająć. Jeśli zaś nie była pewna, czy chce, by ich związek

nabrał bardziej osobistego charakteru - to już zupełnie inna

sprawa. Dziwne uczucia, jakie nim targały, gdy obserwował

ją dzisiaj z innym mężczyzną, przekonały go, że musi jak

background image

najszybciej mieć z nią romans, a potem natychmiast zapo­

mnieć o wszystkim.

Odstawił kieliszek na stół, a potem wyjął Ali z ręki pusty

kieliszek i postawił obok.

- Nie dokończyliśmy pewnej sprawy.
- Naprawdę? Nie pamiętam...

Pochylił się ku niej, zanurzył palce w jej włosach i patrzył,

jak pulsuje żyła na jej szyi. Brązowe, zielone i złote cętki

tańczyły w jej szeroko otwartych oczach.

- Wydaje mi się, że w tym momencie przerwaliśmy, gdy

moja siostra wybrała sobie bardzo niefortunny moment, żeby

urodzić dziecko.

- Och - odparła Ali, z trudem łapiąc oddech. - O to ci

chodzi.

- Tak, o to. - Kamal uśmiechnął się. - Nie lubię niedo­

kończonych spraw.

- Czy tym dla ciebie jestem?
- Jesteś wspaniałą kobietą - powiedział, pocierając je­

dwabisty kosmyk jej włosów.

- A ty jesteś złotoustym diabłem.

Kamal uśmiechnął się.

- To mi się podoba.
- Nie myśl, że jestem łasa na twoje pochlebstwa.

- Nawet nie przyszło mi to do głowy - odparł, ujmując

ją pod brodę. Przesunął kciukiem po jej rozchylonych war­

gach. Słyszał jej przyspieszony oddech.

Nagle nie mógł już dłużej czekać. Zapragnął znów ją

pocałować. Pochylił głowę i jego wargi spoczęły na jej

ustach. Ali westchnęła i zadrżała. Przesunął rękę na jej talię

i przyciągnął ją do siebie. Zarzuciła mu ręce na szyję, przy­

ciskając się do niego.

Na chwilę stracił oddech, a potem serce zaczęło mu bić

background image

szybciej. Przesunął językiem po jej wargach. Potem odchylił

się do tyłu i położył rękę na jej piersi. Ali jęknęła, poddając

się jego pieszczotom.

Kamal z trudnością łapał powietrze. Co takiego było w tej

kobiecie, że tak bardzo jej pragnął? Do tej pory zawsze

udawało mu się lekko traktować związki z kobietami, ale

przy Ali zapominał o całym świecie. Pragnął kochać się z nią

tak długo, aż i ona zapomni o wszystkich mężczyznach, któ­

rych znała.

Chciał leżeć przy niej i poznawać wszystkie zakamarki jej

powabnego ciała. Marzył o tym, żeby trzymać ją w objęciach

przez całą noc.

Nie pozwoli jej odejść.
Ta myśl przyszła do niego tak nagle, że zapragnął odpo­

wiedzi. Okrywał pocałunkami jej oczy, nos, policzki i malut­

kie wgłębienie pod uchem.

- Zostań dziś ze mną, Ali - szepnął przy jej ustach.
- Kamal - westchnęła. - Nie mogę myśleć, kiedy mnie

tak całujesz.

- Cieszę się - odparł z uśmiechem.
Zdjęła ramiona z jego szyi i wciągnęła głęboko powietrze.
- Muszę iść - powiedziała, wstając.

Kamal także wstał.
- Przecież dopiero przyszłaś. Zaplanowałem kolację...

- Nie tylko to zaplanowałeś. - Odwróciła się i podeszła

do drzwi.

Stanął za nią, przytrzymując drzwi, żeby nie mogła otwo­

rzyć ich szerzej. Pochylił się, muskając ustami jej szyję. Ali

westchnęła.

- Powiedz, że nie chcesz moich pieszczot.
- Kamal - szepnęła błagalnie. - Nie wiem, czy to w po­

rządku.

background image

- Oczywiście, że tak

- Może dla ciebie. Ale ja nie jestem pewna.

- Wyleczę twoje rany.

Jej ramiona zesztywniały. Wiedziała, co Kamal ma na

myśli.

- Nie chodzi o to, co zrobił Turner. Chodzi o mnie.

- Powiedz mi. Chcę wiedzieć o tobie wszystko. Wtedy

przekonam cię, że będzie nam dobrze razem.

- Nie jestem pewna, czy to ci się uda.

Przyglądał się jej smukłej szyi, którą pragnął pocałować.

- Pozwól mi spróbować.

- A co będzie jutro? Nie mogę. Powinnam odejść.

- Dobrze. Ale to jeszcze nie koniec. - Z westchnieniem

cofnął rękę, pozwalając Ali wyjść.

- Dobranoc - powiedziała i odeszła szybkim krokiem.

Kamal zamknął drzwi. Wszedł do salonu i wziął do ręki

kieliszek, na którym był odciśnięty ślad jej ust. Miała takie

kuszące, zmysłowe wargi. Znał kobiety i dałby głowę, że

pragnęła go tak samo jak on jej. Co ją powstrzymywało? Czy

zatęskniła za dawnym kochankiem? Czy wciąż coś czuje do

tego łajdaka?

Jak ją przekonać, żeby mu uległa? Potem szybko zapomni

o niej i rzuci się w wir pracy.

Ali wpuściła właśnie Penny Hassan, żonę księcia Rafika

Hassana, do gabinetu doktora McCullougha na kontrolne

badanie prenatalne. Księżniczka była już w połowie ciąży.

Dzisiejsza wizyta ograniczała się tylko do rozmowy, więc Ali

zostawiła Penny z lekarzem, a sama czekała na stanowisku

pielęgniarek.

Obok komputera leżała jakaś gazeta. Na pierwszej stronie

wyróżniał się tytuł: „Kto zostanie żoną księcia?".

background image

Ali przebiegła wzrokiem artykuł. Był to wywiad z księż­

niczką Farrah na temat uroczystości otwarcia szpitala. Księż­

niczka chwaliła bratanka za bezinteresowną pracę dla dobra

ludzi. Uważał on, że każdy człowiek ma prawo do opieki

zdrowotnej. W połowie wywiadu dziennikarz zmienił temat

i spytał o małżeńskie plany "najatrakcyjniejszego kawalera

w El Zafirze".

Księżniczka odparła, że jej bratanek jest bardzo zajęty,

więc ona i król Gamil sporządzają listę kandydatek na żonę

księcia. Już wkrótce zapadnie decyzja, kogo poślubi następca

tronu. Ali była tak zaczytana, że nawet nie zauważyła, kiedy

podeszła do niej Penny.

- Ciekawy artykuł - powiedziała, wskazując na gazetę.
- Tak.
Ali oddychała z trudnością. Miała wrażenie, że jej serce

przygniata ogromny kamień. Rozumiała, że Kamal musi się

ożenić. Ale ta informacja wydrukowana czarno na białym

była, nie wiedzieć czemu, ogromnie bolesna.

- Wyglądasz na zszokowaną.

Ali odłożyła na bok gazetę, a potem spokojnie spojrzała

na Penny. W oczach drobnej blondynki malowała się nie­

kłamana sympatia.

- Dlaczego tak myślisz? - spytała.
- To nie sekret, że Kamal stracił dla ciebie głowę.
A to niespodzianka! Czy to możliwe, że wszyscy o tym

wiedzą?

- To nie jest tak - powiedziała.
- Wiem, co mówię. Zauważyłam to już wtedy, gdy po raz

pierwszy spotkałam was w pałacowym ogrodzie. Tego wieczo­

ru odbywała się aukcja dobroczynna Kamal próbował cię prze­

konać, żebyś podjęła tutaj pracę. Był tobą zaintrygowany.

Ali również pamiętała ten wieczór. Tuż po spotkaniu

background image

z Penny i Rafikiem Kamal pocałował ją przy blasku księży­

ca. A ona oświadczyła, że ma narzeczonego. Nie wiedziała

jeszcze, że Turner znalazł sobie lepszą partię. Tego wieczoru

Kamal zaskoczył ją, ale i podniecił. Była zdumiona jego

zuchwałością. Pocałował ją, wiedząc, że jest zaręczona z in­

nym mężczyzną, Była podniecona, ale nigdy nie spodziewała

się, że go jeszcze kiedyś ujrzy.

- Może interesował się mną dlatego, że odrzuciłam jego

propozycję. Podejrzewam, że nieczęsto słyszy słowo „nie".

Ale wczoraj wieczorem usłyszał to całkiem głośno

i wyraźnie. Skąd wzięła siłę, żeby wyjść z jego apartamentu?

Jak mogła nie chcieć pocałunków, które rozpalały ją jak

ogień?

Penny oparła łokieć na kontuarze.
- To prawda. Myślę, że słowo „nie" w ogóle nie istnieje

w królewskim słowniku. W końcu przecież tu jesteś. Księż­

niczka Farrah przekonała cię, żebyś przyjęła jej ofertę.

- Tak. - Ali nie chciała wyjaśniać, że przyjechała do El

Zafiru, bo po tym, jak ją zdradził Turner, nie wyobrażała

sobie pracy w tym samym szpitalu. Nie mogłaby znieść ta­

kiego upokorzenia. - Oprócz wysokiego wynagrodzenia

i możliwości przeżycia przygody ta praca jest ogromną szan­

są w mojej karierze zawodowej.

- Pamiętam, że tego wieczoru Rafik powiedział, że jego

ciotka powinna kierować działem zasobów ludzkich, bo ma

talent do znajdowania wykwalifikowanego personelu. Cry­

stal i ja poznałyśmy ją w Nowym Jorku, kiedy szukała kan­

dydatki na nianię dla bliźniaków Farika. Kiedy przyszłam na

rozmowę kwalifikacyjną, Crystal była już przyjęta na to sta­

nowisko. Ale księżniczka Farrah zaproponowała mi pracę

w charakterze swojej asystentki.

- Nie wiedziałam o tym.

background image

Penny uśmiechnęła się.
- Po przyjeździe do El Zafiru przydzielono mnie do pracy

w biurze Rafika. Zastąpiłam jego asystentkę, którą wziął dla

siebie jego ojciec. Dopiero później zorientowaliśmy się, że

jego ojciec i ciotka zrobili to wszystko specjalnie, żeby nas

wyswatać. Podobnie było z Crystal.

- Jak to?

- Król był bardzo niezadowolony, bo w pałacu wybuchł

skandal. Poprzednia niania zakochała się w Rafiku. Wcale się

jej nie dziwię. Kiedy go poznałam, wpadłam jak śliwka

w kompot. - Penny uśmiechnęła się. - Król rozkazał, żeby

zatrudniono jakąś mało atrakcyjną kobietę na to stanowisko,

żeby uniknąć nowych kłopotów. Farik się nie sprzeciwiał, bo

miał dość kłopotów w miłości. Crystal bardzo potrzebowała

pracy, więc ucharakteryzowała się na brzydulę - grube oku­

lary, ani śladu makijażu, niemodne ubrania.

- I Farik zorientował się, że to gra?
- Chyba żartujesz. To tylko mężczyzna - odparła

z uśmiechem Penny. - Ale księżniczka Farrah od razu się

domyśliła. Później dowiedzieliśmy się, że natychmiast po­

stanowiła, że Crystal będzie żoną Farika, i zatrudniła ją, żeby

ich ze sobą poznać.

- To bardzo interesujące.
- Najciekawsze jest to, że księżniczka Farrah także ciebie

zatrudniła.

Ali zamrugała oczami.
- Nie rozumiem.
- Szuka żony dla Kamala - wyjaśniła Penny.

- Tak jest napisane w gazecie. Ale to nie ma hic wspól­

nego ze mną.

- Dlaczego tak myślisz?
- Bo tu jest napisane, że król i jego siostra prowadzą

background image

negocjacje w sprawie narzeczonej dla następcy tronu z kró­

lewskimi rodami sąsiednich krajów.

- No i?

- Chcą, żeby Kamal ożenił się z księżniczką. Twoja teoria

jest fałszywa.

- Crystal i ja jesteśmy Amerykankami. Nie pochodzimy

z królewskich rodów. Ale nasi mężowie to książęta. Uwa­

żam, że moja teoria jest słuszna.

- Ale wasi mężowie nie odziedziczą tronu. Poza tym syn

Kamala będzie następnym władcą El Zafiru. Kobieta, która

urodzi to dziecko, musi być księżniczką.

- Kiedyś ja i Crystal myślałyśmy tak samo - powiedziała

z zadumą Penny. - Tego wieczoru, gdy miała się odbyć au­

kcja dobroczynna, Crystal pomagała mi zrobić makijaż i uło­

żyć włosy. Byłam zbyt zdenerwowana, żeby się zastanawiać,

jak ktoś, kto ściąga włosy do tyłu w nietwarzowy koczek i

w ogóle nie stosuje makijażu, potrafi zdziałać cuda, jeśli

chodzi o mój wygląd. - Westchnęła z rozmarzeniem. -

W każdym razie, gdy byłam już uczesana i umalowana, Cry­

stal ostrzegła mnie, żebym nie zakochała się na balu jak

Kopciuszek. „Życie to nie bajka - powiedziała. - Kiedy

zegar wybije północ, nic się nie zmieni. Wróć do swego

pokoju, zdejmij suknię balową i rano idź do pracy. Dziew­

czyny takie jak my nie poślubiają książąt z bajki". A jednak

tak się stało.

- Do czego zmierzasz? - spytała Ali.
- Na pewno podoba ci się Kamal. To żaden sekret, że on

cię wyróżnia. Możesz być także narzeczoną księcia. A które­

goś dnia - żoną króla.

Ali potrząsnęła głową. Nie miała ochoty mówić, że Kamal

wybrał ją sobie tylko na przelotny romans.

- Może masz rację, Penny. Ale Kamal jest następcą tronu.

background image

Może ze mną flirtować, ale zaręczam ci, że ożeni się z księż­

niczką. Matka jego dzieci musi mieć królewską krew.

Penny pokręciła głową, przerzucając do tyłu długie pasmo

włosów.

- Nie jestem taka pewna. Crystal i ja pochodzimy ze

zwykłych rodzin. Moim zdaniem księżniczka Farrah specjal­

nie wybrała takie kobiety dla swoich bratanków, żeby nie byli

zbyt zarozumiali. Pracujesz tak samo jak kiedyś ja i Crystal.

Ali skinęła niechętnie głową.
- I tak myślę, że się mylisz. Kiedy Kamal wstąpi na tron,

będzie miał u swego boku księżniczkę z królewskiego rodu.

Penny wzruszyła ramionami.

- To się okaże. - Spojrzała na zegarek. - Ta rozmowa jest

fascynująca, ale muszę biec na spotkanie z moim mężem.

Chce się dowiedzieć, co powiedział lekarz.

- A jak się czujesz?
- Oczywiście świetnie.
- Cieszę się.
- Czy będziesz na ceremonii otwarcia szpitala?

- Nie.
- Szkoda. Myślałam, że się spotkamy. Pa, Ali.
Ali patrzyła, jak smukła Penny wsiada do windy. Po co

miała jej mówić, że Kamal nie będzie chciał jej tam widzieć

po tym, jak wyszła od niego wczoraj wieczorem. Nie chciała

romansu bez uczucia.

Na cóż mogłaby liczyć, skoro nie jest kobietą odpowied­

nią dla takiego mężczyzny. Turner dał jej nauczkę. Musi

sobie znaleźć kogoś zwykłego tak jak ona. A Kamal nie jest

zwykłym mężczyzną.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Następnego dnia do apartamentu Ali przywieziono stos

pudeł z balowymi sukniami. Kamal prosił, żeby je przymie­

rzyła. W końcu dała się namówić, choć wiedziała, że strój nie

będzie jej potrzebny. Nie wybierała się wcale na uroczystość,

która miała się odbyć za pięć dni.

Przejrzała się w wielkim lustrze na drzwiach szafy w swo­

jej sypialni. Kloszowy dół sukni otarł się o białą patchwor-

kową narzutę, która przykrywała łóżko.

Kiedy dwa dni temu zostawiła go w pałacu, myślała, że

Kamal zrozumiał, iż nigdy nie zgodzi się na romans. Ale po

wyjściu Penny jakaś kobieta zjawiła się w biurze Ali, mó­

wiąc, że musi wziąć miarę. Wyjaśniła, że otrzymała rozkaz

od księcia Kamala Hassana, żeby wysłać pannie Ali Matlock

komplet balowych sukien, i musi znać jej rozmiary. Ali miała

wybrać spośród nich tę, w której będzie towarzyszyć księciu

podczas ceremonii oficjalnego otwarcia szpitala. Ali była tak

zaskoczona, że nie zdążyła zaprotestować. Za to przed chwi­

lą, gdy nie chciała przyjąć sukien, została całkowicie zigno­

rowana.

Kamal był coraz bardziej natarczywy. Czy nigdy nie da

jej spokoju? Choć, prawdę mówiąc, nie odebrała mu złudzeń.

Ale to, co zrobił teraz, było szantażem. I to bardzo skutecz­

nym, pomyślała, patrząc na swoje odbicie w lustrze. Jak

oprzeć się księciu, skoro w różowej tiulowej sukni z kwieci-

background image

stą aplikacją ozdobioną srebrnymi cekinami czuła się jak

prawdziwa księżniczka?

Nagle przypomniała sobie artykuł w gazecie. Kamal już

wkrótce będzie musiał pogodzić się z porażką. Kiedy się

ożeni, nie będzie mógł jej adorować. Chyba że na królewskim

dworze wszystko było dozwolone.

Kiedy po raz pierwszy wspomniał o romansie, AU myśla­

ła, że po prostu się zabawi. Ale już wkrótce zrozumiała, że

nie potrafi być wyrachowana. Nie umie poświęcić swoich

zasad dla przygody, która będzie tylko epizodem.

Kręciła się przed lustrem, oglądając się ze wszystkich

stron. Westchnęła z żalem, że nikt nie zobaczy jej w tak

wspaniałej kreacji. Nawet gdyby mogła sobie pozwolić na jej

kupno, i tak nie miałaby gdzie pokazać się w niej po powro­

cie do Teksasu.

Była tak pochłonięta marzeniami, że przez chwilę nie

słyszała pukania do drzwi. Kiedy wreszcie dotarł do niej ten

dźwięk, otworzyła oczy ze zdumienia. Przecież nie oczeki­

wała żadnej wizyty. Może to jakiś akwizytor. Czy w tym

kraju byli domokrążcy? Może powinna to zignorować.

Unosząc ostrożnie spódnicę, pobiegła krótkim korytarzem,

skręcając w lewo za barem oddzielającym salon od kuchni.

Stanęła przed drzwiami, niepewnie przygryzając wargę. Kiedy

pukanie rozległo się znowu, Ali podskoczyła do góry z przera­

żenia. Nieproszony gość nie miał zamiaru odejść. Ale nie mogła

otworzyć drzwi w balowej sukni. To wyglądałoby zbyt głupio.

Znów pukanie. Chyba musi się odezwać.

- Kto tam?
- Kamal.
Westchnęła, spoglądając w górę. Czuła się jak Ewa w raj­

skim ogrodzie. Za drzwiami czekał przystojny diabeł, który

zamiast jabłkiem kusił ją najpiękniejszymi sukniami na świe-

background image

cie. Dlaczego nie przyszło jej do głowy, że Kamal zechce tu

przyjść? Teraz wiedział, że jest w domu, nie miała więc już

wyboru. Nie mogła dłużej trzymać go za drzwiami. To było­

by niegrzecznie. Musi pozwolić, żeby zobaczył, że uległa

pokusie i przymierza suknie.

Przylepiła do twarzy szeroki uśmiech i otworzyła drzwi.

- Cześć.

Wyglądał jak z reklamy w miesięczniku „Elita Biznesu".

W ciemnym garniturze, białej koszuli i czerwonym krawacie

znakomicie pasował do roli diabła, o którym przed chwilą

myślała. I to bardzo przystojnego.

Przyglądał jej się z leniwym uśmieszkiem, od którego

zarumieniła się aż po dekolt. Musiał to zauważyć, bo wpa­

trywał się w odsłonięte ciało nad gorsetem. Potem obrzucił

wzrokiem kloszową spódnicę i bose stopy wystające spod

sukni.

- Czy mogę wejść? - spytał, uśmiechając się z satysfakcją.
- Oczywiście. - Cofnęła się, wpuszczając go do środka.

Serce waliło jej młotem. Dziwne, że tego nie usłyszał.

- Bardzo przyjemne mieszkanie - powiedział, odwraca­

jąc ku niej głowę.

- Całkiem wygodne.
Rozejrzała się, próbując ocenić wnętrze jego oczami. Na

prawo od drzwi stał stół z kredensem od kompletu. Wzdłuż

długiej ściany umieszczona była sofa, przed nią stolik do

kawy ze szklanym blatem i dwa stoliczki po obu stronach

sofy. Telewizor był zawieszony na pochyłej ścianie vis-a-vis

baru. To było najzwyklejsze mieszkanie, co bardzo odpowia­

dało Ali. Ale te dwie sypialnie, łazienka, kuchnia, salon i ja­

dalnia z łatwością zmieściłyby się w salonie apartamentu,

który zajmowała w pałacu. Najbardziej brakowało jej wido­

ku na ocean.

Skan i przerobienie pona.

background image

- Wyglądasz czarująco - powiedział. Skrzyżował ręce na

piersi i przyglądał się jej z zainteresowaniem.

Ali chciała zakryć czymś nagi dekolt, ale nie mogła zdradzić

się, że jego wzrok tak ją peszy. Oparta ręce na biodrach, starając

się nie myśleć, z jak cudownego materiału uszyta jest ta suknia.

- Nie myśl, że nie wiem, o co ci chodzi.

Rozpostarł ręce w niewinnym geście.
- Ależ o nic mi nie chodzi.

- Kiedy ostatnio się widzieliśmy...
- Tak? - Jedna ciemna brew uniosła się, a oczy zapłonęły

blaskiem. Dobrze pamiętał ich ostatni pocałunek.

Ali też pamiętała dokładnie każdy szczegół. Na swoje

nieszczęście, bo miała ochotę znów się z nim całować. Ma­

rzyła o tym, żeby znaleźć się w jego ramionach i przytulić

się do niego. Chciała czuć jego dotyk na całym ciele. A to

wszystko było niemożliwe.

- Mówiłam ci, że nie mam eleganckiej sukni, która była­

by odpowiednia na tę uroczystość.

- Pamiętam.

- Przysyłasz kobietę, żeby wzięła moją miarę, i za chwilę

mam w sypialni dziesięć sukien!

- Czy to ci przeszkadza?

- Tak.

- W takim razie jesteś pierwszą kobietą, jaką znam, która

nie lubi ładnych sukien.

- Nie chodzi o suknie, tylko o to, że to oczywista mani­

pulacja.

- Nie rozumiem.
- Próbujesz wymóc na mnie, żebym się zgodziła na ten

romans.

Jego oczy zapłonęły oburzeniem. Ali od razu wiedziała,

że popełniła nietakt.

background image

- Chciałem tylko usunąć przeszkody, żebyś mogła pójść

ze mną na tę uroczystość. Masz prawo nie przyjąć mojego

zaproszenia.

- Wiedziałeś, że nie oprę się pokusie, żeby przymierzyć

te suknie.

Ten mężczyzna był naprawdę diabłem. Jaka kobieta nie

włożyłaby tak wspaniałej kreacji? To nie byłoby normalne.

Ale nie o suknię tu chodziło. To był kolejny sposób, żeby

podnieść temperaturę, wzmóc ciśnienie, skłonić ją, by my­

ślała o nim częściej. O Boże! To działało. Ali chciała z nim

pójść na przyjęcie.

- Myślałem, że ucieszysz się z tych sukien. To wszystko.

Nie zmuszałbym cię nigdy, żebyś robiła coś wbrew sobie.

- Ale po co mi taka piękna suknia? Przecież nie powie­

działam, że pójdę z tobą na przyjęcie.

- Ale też nie powiedziałaś, że nie pójdziesz. Mówiłaś

tylko, że nie masz odpowiedniego stroju na tę uroczystość,

prawda?

A więc łapał ją za słówka.

- Bo nie mam - odparła. - Jestem pewna, że ta suknia

i wszystkie pozostałe są w cenie, która znacznie przekracza

moje możliwości.

- A jeśli nic nie kosztują?
- Jak to? - Ali spojrzała na niego ze zdumieniem. - To

niemożliwe.

- Możliwe, jeśli projektantka chce ci zrobić prezent.
- Dlaczego?
- Jeśli włożysz tę suknię na oficjalną uroczystość i bę­

dziesz fotografowana u mego boku, projektantka będzie mia­

ła wspaniałą reklamę za darmo.

- Dlaczego miałabym się zgodzić?
- Ta projektantka to młody talent, który odkryła ciocia

background image

Farrah. Dopiero zaczyna karierę i odpowiednia suknia na

odpowiedniej kobiecie może jej zapewnić sukces.

- A więc nie mogę ci odmówić, bo moja decyzja dotknę­

łaby księżniczkę Farrah i kogoś, kogo ona wzięła pod swoje

skrzydła?

- No właśnie.

Ali potrząsnęła głową. Co teraz? Bała się spotykać z nim

prywatnie. Kamal tak na nią działał, że to było niebezpieczne.

Miała mu delikatnie odmówić, ale wytrącił jej z ręki wszy­

stkie argumenty. Skłamałaby, mówiąc, że nie chce iść na

przyjęcie. Ale zanim się zgodzi, musi mu coś powiedzieć.

- Pamiętasz, jak powiedziałam, że porozmawiamy

później o twojej propozycji?

- Oczywiście - odparł. Jego oczy jarzyły się jak węgle.
- Muszę powiedzieć „nie".
Jego usta zacisnęły się w wąską kreskę.
- Rozumiem.
- Obawiam się, że nie. Nie należę do takich osób. To nie

w moim stylu. Szukam kogoś na stałe, zwykłego człowieka.

- A ja nie jestem zwykłym człowiekiem?

Ali roześmiała się.
- Na pewno nie.

Kamal skinął głową.
- Myślisz, że teraz cofnę swoje zaproszenie?

- Sądziłam, że powinnam cię uprzedzić.

- Nadal chcę, żebyś mi towarzyszyła.
- W takim razie się zgadzam.
- Włóż tę suknię. - Spojrzał na jej dekolt i jego oczy

zrobiły się jeszcze ciemniejsze.

- Jest bardzo wydekoltowana.
- Możesz zakryć się szalem
- Skąd wiesz, że jest do niej szal?

background image

- Sam to wszystko wybierałem - odparł z uśmiechem.
Jej serce zabiło szybciej. Zawsze gdy z nim była, czuła się

jak źrebak schwytany na lasso przez kowboja. Czy znajdzie

siłę, żeby się wyrwać, zanim Kamal chwyci na lasso jej serce?

Od wizyty Kamala AM widywała go tylko z daleka. Teraz,

po pięciu dniach, szykowała się na bal. Choć miała jechać
limuzyną, a nie dynią zamienioną w powóz, czuła się prawie

jak Kopciuszek.

Zjawił się punktualnie. O Boże! Jeszcze nigdy nie wyglądał

tak przystojnie jak dziś w klasycznym czarnym smokingu.

Nie była nawet zbyt zdenerwowana, biorąc Kamala za

rękę, gdy wysiadała z samochodu. Może ten piękny strój

naprawdę dodał jej odwagi? Kto by przypuszczał, że różowy

kolor kryje w sobie taką siłę? Nie będzie nigdy księżniczką,

ale w tej sukni miała wrażenie, że nią jest.

Kamal zacisnął palce, ujmując jej dłoń w białej rękawicz­

ce. Chciał dodać jej otuchy.

- Wyglądasz czarująco - powiedział.

- Ty też.
- Uznam to za komplement - roześmiał się.
- I słusznie.
Ale serce załopotało w jej piersi, gdy spojrzał na nią roz­

palonym wzrokiem.

- Pora stawić czoło całemu światu. Jesteś gotowa? - spy­

tał. - Nie denerwuj się.

- Czy to królewski rozkaz?

Jego zęby błysnęły bielą.
- O, tak.
Za chwilę opadła ich chmara fotografów i reporterów.

Pracownicy ochrony odsuwali tłum do tyłu, robiąc przejście

dla niej i Kamala. Ali słyszała zewsząd szepty: „Kim ona

background image

jest? Nigdy jej nie widziałam. Słyszałam, że książę wkrótce

się ożeni. Czy to przyszła królowa?". Gdyby wiedzieli, że to

tylko Ali Matlock, panna Nikt z Teksasu. Uśmiechnęła się na

tę myśl i znów rozbłysły flesze.

Kamal zaprowadził ją do budynku przylegającego do szpitala,

w którym mieściło się centrum administracyjne i szkoleniowe.

W wielkiej sali stało podium, przed którym ustawiono

stoły. Kiedy przechodzili przez tłum, który zdążył się zebrać

w sali, Ali rozpoznawała twarze lekarzy biorących udział

w trwającej od tygodnia serii wykładów. Obok nich -jak się

domyślała - siedziały żony lub może narzeczone. Nagle zo­

baczyła Turnera - stał z kieliszkiem szampana w dłoni.

Był sam. Widywała go czasem, ale specjalnie unikała

rozmowy na temat jego narzeczonej. Po pierwsze, nie miała

ochoty o niej słuchać, a po drugie, wolała udawać, że to już

jej nie dotyczy.

Ale teraz było oczywiste, że narzeczona Turnera nie przy­

jechała z nim do El Zafiru. Co się stało? Kiedy ich spojrzenia

się spotkały, uśmiechnął się i uniósł kieliszek. Skinęła głową,

a potem spojrzała na Kamala. Zacisnął usta i odwrócił głowę

w bok.

Później zaprowadził ją na środek sali. Cała rodzina królew­

ska siedziała już przy stole. Po chwili zaproszeni goście usiedli

na swoich miejscach i podano kolację. Ali była zbyt podnie­

cona, żeby jeść. Starała się zapamiętać kryształowe kinkiety

na ścianach i zapach kwiatów zmieszany z zapachem świec.

W kącie sali na podium grało trio smyczkowe, wnosząc po­

wiew subtelnej elegancji. Okrągłe stoły przykryto nieskazi­

telnie białymi obrusami, na których stały porcelanowe nakry­

cia ozdabiane złotem i leżały złote noże i widelce. To był

świat, jakiego już nigdy nie zobaczy. Na tę myśl zrobiło jej

się trochę smutno.

background image

Potem zapowiedziano wystąpienie Kamala. Wygłosił parę

uwag, a następnie rozejrzał się po sali i powiedział: „Mam za­

szczyt nazwać ten szpital imieniem mojej nieżyjącej macochy

Darii Hassan. Obiecuję, że wykorzystamy wszystkie środki na

walkę z chorobami i troskę o zachowanie życia. Dziękuję wszy­

stkim państwu za przybycie na dzisiejszą uroczystość".

Na sali rozległy się oklaski. Ali spojrzała ze wzruszeniem

na Kamala. W jego oczach była duma. Osiągnął swój cel.

Kosztowało go to wiele czasu i wysiłku. Ale nie poddał się.

Tylko człowiek zdolny do wielkich uczuć mógł odnieść taki

sukces. Starał się ukrywać swoje emocje, ale z czasem to się

zmieni. Wierzyła, że teraz, gdy jego marzenie stało się rze­

czywistością, na pewno będzie mógł się zakochać: Jednak

przyszły król nie obdarzy miłością nieodpowiedniej kobiety.

Takiej jak ona.

Znów ogarnęła ją fala smutku. Wokół Kamala tłoczyli się

dziennikarze, pragnąc usłyszeć kilka słów, które będą mogli

zamieścić w swoich gazetach, radiu i telewizji. Nikt nie bę­

dzie jej szukać. Może wyjść na zewnątrz. Skierowała się do

drzwi i wyszła do ogrodu.

Powietrze było ciężkie od zapachu kwiatów. Pośrodku ogro­

du stała pięknie oświetlona rzeźba, a obok tablica pamiątkowa

poświęcona matce Kamala. Wokół ogrodu ustawiono kamienne

ławki. Dyskretne białe światełka rozjaśniały ogród jak w bajce.

Chłodne powietrze przyjemnie owiewało jej rozgrzane ciało.

Spokój tego miejsca koił jej skołataną duszę.

- Witaj, Ali.

Odwróciła się.
- Turner!

Spokój zniknął.

- Wyglądasz cudownie. - Zbliżył się i stanął przed nią.
- Dziękuję.

background image

Chciała odwzajemnić komplement, ale słowa uwięzły jej

w krtani. W ciemnym garniturze, grafitowej koszuli i krawa­

cie Turner prezentował się całkiem nieźle. Kiedyś ten męż­

czyzna był dla niej najważniejszy. Myślała, że go kocha.

Jasnowłosy, niebieskooki, przypominał Roberta Redforda

z czasów młodości. Był zdolnym, utalentowanym i po­

wszechnie poważanym lekarzem, który wielu ludziom urato­

wał życie. Czekała, aż żołądek podskoczy jej do góry i spocą

się ręce. Ale nic takiego się nie stało.

Bo to nie był Kamal.
Inteligentny, przystojny jak gwiazdor filmowy, troszczył

się o dobro wszystkich ludzi w swoim kraju. Kiedy porów­

nywała ich ze sobą, Turner wypadał bardzo blado.

- Jak się czuje twoja narzeczona, Turner? Jak ona ma na

imię? Lynnda?

- Świetnie. - Wzruszył barczystymi ramionami. - W na­

szym szpitalu nie uwierzą, jak wysoko zaszła mała Ali.

Spróbowała się uśmiechnąć.

- Czy ustaliliście już datę ślubu?

Turner pokręcił głową.
- Powiedz mi, co cię łączy z księciem?
- Jesteśmy przyjaciółmi. - Czuła, że to kłamstwo, ale nie

wiedziała, co powiedzieć. Na pewno nie są kochankami, i to

nie dlatego, że Kamal o to nie zabiegał.

- Byłem zaskoczony, że zdecydowałaś się na tak daleki

wyjazd. Czy jesteś szczęśliwa w El Zafirze?

- Bardzo. - To była szczera prawda. Kochała swoją pracę,

ludzi, z którymi pracowała, i pacjentów. W sprawach zawodo­

wych nigdy nie była bardziej usatysfakcjonowana. A jeśli cho­

dzi o sprawy osobiste... To zupełnie inna historia i nie zamie­

rzała się nią dzielić. - Ale ty... - Wyciągnęła ku niemu rękę.

- Musisz być bardzo szczęśliwy. Małżeństwo to wspaniała

background image

przygoda. Codziennie odbierasz porody. Chyba nie możesz

się doczekać, kiedy będziesz miał własne dziecko?

- Nie spieszy mi się. - Zacisnął usta. - Wolę porozma­

wiać o tobie. Jak to jest poznać bliżej rodzinę królewską?

Przypomniała sobie te momenty, gdy „poznawała bliżej"

Kamala. Jego pocałunki. Ale nie miała zamiaru zwierzać się

Turnerowi.

- To interesujące - odparła krótko.
- Byłaś już w pałacu?

Skinęła głową.

- Mieszkałam tam przez kilka tygodni.
- Jestem pewien, że książę się z tego bardzo cieszył - rzu­

cił z sarkazmem Turner.

- Byłam tam służbowo - odparła lodowatym tonem.
- Jako pielęgniarka? Dlaczego?
- To tajemnica. Opowiedz mi lepiej o sobie i Lynndzie.

Czy ona nie chce mieć dzieci?

- Nie wiem - rzucił krótko. Ten temat najwyraźniej nie

sprawiał mu przyjemności.

Nagle Ali zrozumiała.

- Rzuciła cię.
W oczach Turnera zabłysła złość.
- To ja zerwałem. Nie miałem racji. Zrozumiałem to, gdy

uciekłaś.

- Wcale nie uciekłam. Skorzystałam z ciekawej oferty

pracy.

- Którą najpierw odrzuciłaś - przypomniał - dlatego że

byliśmy razem.

- I wyszło mi to na dobre.

Turner potrząsnął głową.

- Wcale nie. Bardzo tęskniłem za tobą. - Położył dłonie

na jej ramionach. - Powinienem był poprosić cię o rękę.

background image

- Nie, Turner.
- Byłem głupi. Myślisz, że przyjechałem tutaj na sympo­

zjum? Jestem tu przez ciebie, Ali. - Pochylił się ku niej,

patrząc błagalnie. - Daj mi jeszcze jedną szansę. Powiedz,

że nie jest za późno.

Nie mogła uchylić się od jego pocałunku, bo Turner trzy­

mał ją w uścisku. Kiedy jego usta dotknęły jej warg, czekała,

aż tak jak kiedyś ciarki przejdą jej po plecach. Ale nie czuła

nic oprócz żalu i smutku.

- Puść mnie! - Z trudem wyszarpnęła się z jego uścisku.

-Już za późno.

- Nie mówisz tego poważnie. - Jego oczy były okrągłe

ze zdumienia.

- Jestem tak poważna jak nigdy w życiu.

- Ale dlaczego? Czy jest ktoś inny?
- Nie. Po prostu już się skończyło.
- To przez księcia - powiedział oskarżycielskim tonem.

- Coś was łączy, prawda?

- Nie.

Chciała mu powiedzieć, że jest karierowiczem i cieszy się,

że nie wpadła w jego ręce. Tylko po co? Zranił ją, lecz nie

miała zamiaru się odgrywać. Nie czuła do niego zupełnie nic.

Nigdy nie kochała go naprawdę.

- Kłamiesz, Ali. Mała panna Nikt chwyta pawia za ogon.

Taki mężczyzna wykorzysta cię i rzuci. On nie jest dla ciebie.

Miał rację, ale to wcale nie usprawiedliwiało jego zacho­

wania. Jak mogła kiedykolwiek myśleć, że kocha tego czło­

wieka? Na szczęście w końcu przejrzała na oczy. Nie byłaby

nigdy szczęśliwa z kimś, kto miał do niej taki lekceważący

stosunek. Turner nie był wart jej uwagi.

- Muszę wracać - odparła chłodno.

Zastąpił jej drogę.

background image

- Mam jeszcze coś do powiedzenia.

- Ali? - Głos Kamala dobiegł z dalszej części ogrodu. Po

chwili książę był już obok.

- Kamal... Wasza Wysokość - poprawiła się, przypomi­

nając sobie, jak powinna się do niego oficjalnie zwracać.

Kamal miał ochotę rozszarpać tego człowieka gołymi rę­

kami. Słyszał trochę z tego, co Turner powiedział Ali. Chyba

ją też pocałował. Krew zawrzała mu w żyłach. Żałował, że

to nie są dawne czasy, a poza tym był dobrze wychowany.

Za dużo włożył wysiłku w przygotowania do tej uroczysto­

ści, żeby zakończyć dzisiejszy wieczór skandalem.

Ujął jej dłoń i ucałował.

- Tak długo cię nie widziałem - powiedział, prostując się.

- Nie zniosę tej rozłąki ani chwili dłużej. Wybaczy nam pan,

doktorze? - dorzucił z pogardą.

Nie czekając na odpowiedź, podał Ali ramię i wyprowa­

dził ją z ogrodu. Ale nie miał zamiaru wejść z nią od razu do

środka. Za oknami sali, w której odbywała się uroczystość,

znajdowało się patio. Tu też słychać było muzykę.

Zatrzymał się i spojrzał na Ali.

- Zatańczysz ze mną?

- Oczywiście. Jesteś moim zbawcą. Rycerzem w lśniącej

zbroi. Moim bohaterem.

Dreszcz radości przeszedł mu po plecach.

- Jak to? - spytał, siląc się na spokój.

Podała mu dłoń i położyła na jego ramieniu drugą rękę.

Przyciągnął ją do siebie i zaczęli tańczyć w rytm walca.

- Chciał, żebym do niego wróciła - wyznała.

Kamala ogarnął gniew. Nie potrafił znieść myśli, że Ali

mogłaby znaleźć się w ramionach innego mężczyzny.

- Nie zgodziłaś się? - spytał, pilnując się, żeby nie wy­

buchnąć.

background image

- Nie. On już nie ma szans.

Kąciki ust Kamala uniosły się lekko w uśmiechu.

- Słusznie - powiedział, przytulając ją do siebie.
Ale co on, Kamal, powinien zrobić, żeby nie stracić u niej

szansy? Nie chciała mieć z nim romansu. Ale to wcale nie

ostudziło jego zapału. Przeciwnie, pragnął jej teraz jeszcze

bardziej.

Patrzył na jej śliczną buzię, myśląc, jak pokonać swą

bezsilność.

Żadna inna kobieta nie fascynowała go tak bardzo. Na

pewno znajdzie sposób, żeby poradzić sobie z Ali.

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Ali leżała na łóżku w szlafroku, zwinięta w kłębek. Ktoś

zapukał do drzwi, ale nie miała zamiaru mu otwierać. Nieważne,
kto stoi pod drzwiami. Wciąż nie mogła otrząsnąć się z szoku
po wiadomościach telewizyjnych na CNN. W migawkach
z uroczystości otwarcia szpitala skoncentrowano się na planach
małżeńskich Kamala.

Ta relacja ją zaskoczyła i ogłuszyła, ale na dnie serca czaił

się ból. Na szczęście w szpitalu było tyle pracy, że jej uwaga
skupiała się na czym innym. Ale ledwie wróciła do domu,
znów ogarnęły ją czarne myśli.

Gdyby istniało lekarstwo, które mogłoby ukoić jej ból

. Na

razie potrafiła tylko włożyć szlafrok i kapcie i zwinąć się na
łóżku w pozycji embrionalnej. Ach, te głupie myśli! Chyba
nigdy nie dadzą jej spokoju.

Pukanie do drzwi zrobiło się bardziej natarczywe. Ktoś

koniecznie chciał, żeby mu otworzyć. Ostatnim razem to był
Kamal. Znów poczuła ból i łzy napłynęły jej do oczu. To
niemożliwe, żeby to był on. Zgodnie z krążącą plotką nie
miał teraz czasu na flirt.

Usiadła na łóżku i postawiła nogi na podłodze. Po chwili

ciszy miała nadzieję, że nieproszony gość już poszedł. Ale
pukanie rozległo się znowu. Gość chyba nie był zachwycony,
że tak długo musi czekać.

- Ja też mam dosyć - wymamrotała pod nosem.
Przeszła z sypialni przez salon i zbliżyła się do drzwi wej-

background image

ściowych. Nie miała ochoty otwierać, ale bała się, że hałas

obudzi sąsiadów, którzy o różnych porach kończyli dyżury

w szpitalu.

Na wszelki wypadek chciała wyjrzeć przez wizjer. Ale ten,

kto go zakładał, musiał mieć dwa metry wzrostu. Nie chciało

jej się przynosić stołka z kuchni. Zdjęła łańcuch, przekręciła

klucz w zamku i uchyliła drzwi. Serce zabiło jej szybciej.

- Jesteś chora? - spytał Kamal, wpatrując się w jej biały

szlafrok i żółte mechate kapcie.

- Nie. - Chyba że miał na myśli jej podły nastrój. Ale

z drugiej strony dzięki temu nie przejmowała się, że jest taka

zaniedbana.

Miała ochotę zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, ale to by

nie było fair. Kamal nie zrobił nic złego. Nie okłamywał jej.

Od początku był z nią całkiem szczery. Szkoda, że nie mogła

go nienawidzić. Nie jego wina, że go pokochała.

Przez cały czas myślała, że jest zbyt mądra, żeby się

zakochać. To, co z nim robiła, uważała za przygodę. Ale

chociaż była tak ostrożna, to jednak liczyła na coś więcej.

Tak samo jak on próbowała kontrolować swe uczucia. Tylko

że jej się to zupełnie nie udało.

Od wykrochmalonego kołnierzyka białej koszuli i nobli­

wego granatowego krawata aż po elegancki garnitur w prążki

Kamal w każdym calu był mężczyzną, który nadawał się na

króla. A ona miała słabość do człowieka, który troszczył się

tak bardzo o swych poddanych, że nie mógł jej pokochać.

- Co się stało? - spytał troskliwie.

Ali znów miała ochotę się rozpłakać.
- Dlaczego sądzisz, że coś się stało?
- Kładziesz się spać, chociaż jest tak wcześnie?
- Miałam bardzo ciężki dzień - odparła, wzruszając ra­

mionami. - Muszę odpocząć.

background image

Tak właśnie było. Zawsze jest ciężko, kiedy człowiekowi

pęka serce. Trzeba udawać przed pacjentami i koleżankami

z pracy.

Chciała położyć się i zasnąć, żeby osiągnąć upragniony

spokój.

- Powinnaś była mnie uprzedzić, że nie przyjdziesz na

kolację wydaną na cześć pracowników szpitala.

- Po co miałabym cię uprzedzać?

Kamal uniósł lekko głowę.
- Bo jestem następcą tronu.

To nie był akurat żaden powód, ale nie miała siły z nim

dyskutować.

- Zapomniałam - skłamała.

Wiedziała, że Kamal przyjdzie wygłosić parę słów do

pracowników. Nie miała odwagi spojrzeć mu w twarz. Łzy

napłynęły jej do oczu. Była wściekła na siebie, że nie potrafi

ich powstrzymać.

- Dosyć! - Kamal pchnął drzwi, które otworzyły się sze­

roko, i zatrzasnął je za sobą. - Co się stało?

- Nic.
- Nie wierzę. - Chwycił ją tak mocno, że nie miała siły

mu się wyrwać. - Chcę wiedzieć, dlaczego płaczesz.

Wzruszyła ramionami, próbując wykrzesać z siebie

uśmiech.

- Mam małą chandrę. Takie babskie smutki. Czasem mnie to

nachodzi i wtedy najlepiej zostawić mnie w spokoju. Przepra­

szam, że mnie nie było. Dziękuję, że wpadłeś, ale nic mi nie jest...

- Przestań! - Potrząsnął nią lekko. - Nie jesteś kapryśną

kobietą, która bez powodu zaniedbuje swoje obowiązki. Mu­

sisz mi się przyznać. Czy coś stało się w szpitalu? Czy ten

łajdak przyszedł do ciebie? Chcę wiedzieć, dlaczego jesteś

zdenerwowana. I to zaraz.

background image

Nie mogła powiedzieć Kamalowi, że to przez niego. By­

łoby jeszcze gorzej. Dlaczego sobie nie pójdzie i nie zostawi

jej w spokoju?

- To osobista sprawa, Kamal.
- A więc to przez Turnera. Co ci zrobił?
Jej oczy zrobiły się okrągłe ze zdziwienia. Sympozjum

skończyło się dwa tygodnie temu. Od tego czasu nie widziała

Turnera. Nie mogła przez niego płakać.

- Nie. - Pokręciła głową. - Turner Stevens nie może już

mnie zranić.

Co za ironia! Tamtego wieczoru w ogrodzie Kamal był jej

bohaterem. Łzy znów napłynęły jej do oczu. Jedna wielka łza

stoczyła się po policzku i spadła na miękki kołnierzyk szlafroka.

Kamal przegarnął ręką włosy.
- Nie doprowadzaj mnie do szaleństwa, Ali. Powiedz, kto

cię skrzywdził.

- Mylisz się.
- Nie chcesz powiedzieć prawdy. Wcale nie zapomniałaś

o tym spotkaniu. Nie potrafisz kłamać, co zresztą bardzo

cenię. Wiem, że uciekasz od czegoś, co sprawia ci ból.

- Uciekam? - Ali zamrugała ze zdziwienia. - O czym ty

mówisz?

Uniósł jedną brew.
- Zdecydowałaś się podjąć pracę w moim kraju, bo chcia­

łaś uciec od mężczyzny, który cię zdradził. Widziałaś, jak po

rozwodzie twoja matka uciekła od ojca, zrywając z nim kon­

takty. Teraz uciekłaś ze szpitala.

Ali oparła ręce na biodrach.
- Kto nafaszerował cię tą głupią psychoanalizą?

- Nie trzeba być psychologiem, żeby zauważyć tę pra­

widłowość. Już jako dziecko nauczyłaś się uciekać od tego,

co boli.

background image

Wiedziała, że Kamal ma rację.

- No i?
- Chcę wiedzieć, kto cię skrzywdził. Jeszcze pożałuje, że

się urodził. - Jego oczy pociemniały ze złości. - Jak on się

nazywa, Ali?

Nie mogła oderwać od niego wzroku. Zawsze podziwiała

jego żelazny upór. Nie da jej spokoju, dopóki nie dowie się

prawdy.

- To Kamal Hassan.

- Ja? - Cofnął się pół kroku, jak rażony gromem. - Nie

rozumiem.

- Muszę usiąść. - Nie miała siły utrzymać się na nogach.

Podeszła do beżowej sofy i usiadła.

Kamal przysiadł obok niej.
- Wytłumacz mi.

- Dziś w telewizji powiedzieli, że zamierzasz ogłosić za­

ręczyny z księżniczką Mikalią Sharif z jakiegoś kraju, które­

go nazwy nie pamiętam. Chyba wypada złożyć ci gratulacje.

- Myślisz, że jestem zaręczony?

- To żadna niespodzianka. Przez cały czas wiedziałam,

że niedługo się ożenisz.

- To dlaczego jest ci przykro?
Zachowywał się jak typowy mężczyzna. Albo nawet go­

rzej. Chciał sobie z nią porozmawiać. Od kiedy mężczyźni

dyskutują na tak delikatne tematy? W takim razie powie mu

wszystko bez ogródek, a potem niech zostawi ją w spokoju.

- Jest mi przykro, bo chcesz poślubić inną kobietę, a ja

się w tobie zakochałam. To wszystko.

Kamal był tak samo zdumiony jak wtedy, gdy powiedzia­

ła, że to on ją dręczy. Pokiwał głową w zamyśleniu.

- Wiem, jak rozwiązać twój problem - oznajmił po

chwili.

background image

- To niemożliwe. Nie mów, że czas wyleczy moje rany.

Nie jesteś mi nic winien. Nigdy mnie nie okłamywałeś ani

nie obiecywałeś nic oprócz romansu. Powiedzmy sobie, że

było miło, a teraz każde z nas pójdzie swoją drogą.

- Mam lepszy pomysł.
- Oczywiście - westchnęła. - Jaki?

- Wyjdziesz za mnie.
- Co? - Teraz ona była zdumiona. Nie mogła uwierzyć

własnym uszom.

- Chcę, żebyś była moją żoną. To najlepsze rozwiązanie.

- Ale jesteś już zaręczony. A król, twoja ciotka? Słysza­

łam, że wybrali dla ciebie narzeczoną.

Kamal potrząsnął głową.
- Nic mi o tym nie wiadomo. Gdyby ojciec mi kogoś

wybrał, to nie dowiadywałbym się o tym z mediów. Teraz

wybrałem. Chcę, żebyś za mnie wyszła.

Przyglądała się skupionej twarzy Kamala.
- Można by pomyśleć, że mówisz to poważnie.

- Jak najpoważniej, Ali. To nie jest temat do żartów.

Nie. Chyba mówił szczerze. Nagle ogarnęła ją ogromna

radość.

Kamal ujął jej dłonie i ucałował. Serce o mało nie wysko­

czyło z jej piersi.

- Wyjdź za mnie, Ali - poprosił, patrząc jej w oczy.

Marzyła o tych słowach, ale nie spodziewała się, że kiedyś

je usłyszy. Co mogła mu odpowiedzieć?

- Tak - szepnęła.

Uśmiechnął się z satysfakcją.
- Weźmiemy jak najszybciej ślub.
Wstał i pociągnął ją do góry, a potem przytulił.

- Będziesz najwspanialszą królową na świecie.

Pochylił głowę i przycisnął usta do jej warg. Ali czuła, że

background image

świat wiruje wokół niej. Nawet nie wyobrażała sobie, iż

kiedyś będzie tak szczęśliwa.

Kamal siedział za biurkiem, uśmiechając się do siebie.

Wczoraj wieczorem Ali przyjęła jego oświadczyny. W tej

samej chwili zniknęła niepewność, która dręczyła go od

chwili, gdy zobaczył ją z innym mężczyzną.

Ali należała teraz do niego. Na tę myśl uśmiechnął się

jeszcze szerzej.

W drzwiach jego biura stanął Emir.

- Wasza Wysokość, panna Matlock chce się pilnie z pa­

nem widzieć.

To wspaniale, że nie musi czekać na to spotkanie do

wieczora.

- Wprowadź ją, Emir.

Chwilę później Ali była już w pokoju. Jak zawsze wyglą­

dała ślicznie w zielonej długiej sukience, przepasana pa­

skiem w smukłej talii. Kamal poczuł się tak, jak spragniony

wędrowiec, który zobaczył oazę na pustyni. Czy potrafił je­

szcze kontrolować swe uczucia?

Wstał i okrążył biurko.

- Co się stało, że tu przyszłaś? Oczywiście cieszę się, że

cię widzę - dodał szybko.

- Muszę z tobą porozmawiać - powiedziała, uśmiechając

się niepewnie.

Kamal spojrzał w jej wielkie, wyraziste oczy, których bar­

wa była barometrem jej nastroju. Dominował w nich ciemny

brąz z ledwo dostrzegalnymi iskierkami złota. A więc dener­

wowała się.

- O czym?

- Ja... - Urwała i przełknęła ślinę. - Ja... - Splotła palce

obu rąk.

background image

Wziął ją za rękę i zaprowadził do skórzanego fotela, który

stał naprzeciw jego biurka.

- Usiądź. Możesz mi wszystko powiedzieć. Wkrótce bę­

dziemy małżeństwem.

- No właśnie... - W jej oczach czaiła się ciemność. - By­

łam taka szczęśliwa, kiedy poprosiłeś mnie o rękę.

- To dobrze.

Ali zesztywniała.

- Ale teraz wszystko przemyślałam. Ani razu nie powie­

działeś, co do mnie czujesz.

Myślał, że powiedzieli sobie wszystko, co było konieczne.

O co jej chodziło?

- Dlaczego masz wątpliwości? Poprosiłem cię o rękę

i zgodziłaś się. Nie ma już o czym mówić.

- Owszem, jest.
- W takim razie słucham. - Oparł się biodrem o biurko

i skrzyżował ręce na piersiach.

- Dlaczego mi się oświadczyłeś?
- A dlaczego o to pytasz?

- Nie odpowiadaj pytaniem na pytanie. - Ali westchnęła

ciężko. - Może to dobra metoda w prowadzeniu negocjacji

z innym krajami, ale nie w rozmowie ze mną. Dlaczego po­

prosiłeś, żebym za ciebie wyszła?

- Bo masz wszystkie cechy idealnej żony.

Jej oczy były ciemne jak otchłań.

- Czy możesz to sprecyzować?

- Troszczysz się o moich poddanych. Widzę, z jakim en­

tuzjazmem podchodzisz do pracy w szpitalu. Mam prawo

przypuszczać, że tak samo będziesz się troszczyć o przy­

szłość tego kraju. Jesteś bardzo ładna i fotogeniczna.

- I mam dobry gust - dorzuciła z sarkazmem.

Kamal nie wiedział, jak zareagować. Doszedł do wniosku,

background image

że najlepszy będzie komplement. Nie miał pojęcia, dlaczego

Ali jest rozdrażniona, ale z doświadczenia wiedział, że tak

najłatwiej zdobyć przychylność kobiety.

- Bardzo dobry. Po przyjęciu reporterzy koniecznie

chcieli dowiedzieć się, kim jest ta piękna kobieta, która mi

towarzyszyła.

- Coś jeszcze? - spytała.

Komplementy nie zadziałały. Ali wciąż miała surowy wy­

raz twarzy.

- Tak. Jesteś inteligentna.
Niestety. W innym wypadku bardzo szybko by się nią

znudził. Ale jej dowcip i bystry umysł sprawiały, że intrygo­

wała go coraz bardziej.

Wygładziła suknię na kolanach.
- Skończyłeś?
Chyba tak. O, nie! - pomyślał, widząc jej kamienną twarz.
- Będziesz dobrą żoną.
- Choć nie mam w sobie królewskiej krwi? Jestem zwy­

kłą dziewczyną z Teksasu.

Gdyby jej oczy nie pociemniały jeszcze bardziej, a jej pełne

usta nie zacisnęły się w wąską kreskę, Kamal może by zapro­

testował. Ali Matlock wcale nie była zwykłą dziewczyną.

- Królewska krew nie jest koniecznością w wypadku żo­

ny. Nie gwarantuje zdrowego, silnego potomstwa.

- Sądzisz, że urodzę zdrowe i silne dzieci?

- Tak - odparł stanowczo. - Poza tym nie ma o czym

mówić. Są względy znacznie ważniejsze niż więzy krwi.

- Jakie?
Ali była nieubłagana. Co ma jej powiedzieć, żeby odzy­

skała dobry humor? A, humor. Zapomniał o tym.

- Jesteś bardzo zabawna.
- Naprawdę? - Uśmiechnęła się z nadzieją.

background image

Poddawała się. Trzeba to wykorzystać. Pochylił się i po­

łożył obie dłonie na oparciu jej fotela.

- Tak - powiedział cicho, wodząc wzrokiem po jej sku­

pionej twarzy.

Musnął wargami jej usta, policzek i zagłębienie pod

uchem. Kiedy Ali zadrżała, spojrzał jej w oczy.

- Nie mogę się doczekać, kiedy będziesz moja. Jesteś

idealną kandydatką na żonę.

Znów zaczął ją całować, ale Ali położyła palec na jego

ustach.

- Nie. Nie mogę normalnie myśleć, kiedy mnie całujesz.

- Lepiej nie myśleć, tylko czuć.

Uniósł jej rękę i całował po kolei koniuszek każdego pal­

ca. Z satysfakcją słuchał jej szybkiego oddechu.

Nagle zerwała się z fotela, odtrącając go od siebie.

- Co się stało? - spytał.

- Kochasz mnie?

Zezłościł się, bo znów ogarnęła go niepewność.

- To nie ma nic do rzeczy - parsknął.

- Dla mnie ma. - Wzięła głęboki oddech. - Kiedy wczo­

raj mnie spytałeś, czy wyjdę za ciebie, byłam bardzo szczęś­

liwa.

- To dobrze. W takim razie...

- Jeszcze nie skończyłam. To dla mnie zbyt ważne, żebyś

mnie uciszał.

Założył ręce na piersiach i oparł się o biurko.

- Dobrze. Mów dalej.

- Byłam zrozpaczona, gdy się dowiedziałam, że je­

steś z kimś zaręczony i nasza znajomość niebawem się skoń­

czy. Potem poprosiłeś mnie o rękę i myślałam, że oszaleję ze

szczęścia.

- No i co?

background image

- Nigdy nie powiedziałeś, że mnie kochasz.
- Powiedziałem ci, co o tobie myślę.
- Wyliczyłeś moje zalety jak w CV. Chcę wiedzieć, co do

mnie czujesz.

- Jesteś dla mnie kimś wyjątkowym. Tak przynajmniej

czułem, zanim zaczęła się ta głupia rozmowa.

- Nie chcesz rozmawiać na tematy osobiste?
- Nie. - Widział, że go zrozumiała, choć nie była prze­

konana. - Jesteś kobietą, z którą chcę spędzić całe życie.

- Będziesz mi wierny? - spytała, unosząc brew.
- Jak możesz w to wątpić? Jestem uczciwym człowie­

kiem, który ma stanowić wzór dla swego narodu. Złożę przy­

sięgę, że będę ci zawsze wierny.

- Dlatego że mnie kochasz?
- Dlatego że będziesz moją żoną i matką moich dzieci.
- Spełnisz swój obowiązek?
- Tak - odparł zadowolony, że go zrozumiała. Ale kiedy

jej oczy pociemniały, wiedział, że się pomylił.

Ali uniosła brodę.

- W takim razie muszę zmienić zdanie i odrzucić twoje

oświadczyny.

- Dlaczego? - spytał zaskoczony.
- Nie zrezygnuję ze swoich marzeń. Zasługuję na coś

więcej.

- Oczekujesz deklaracji miłości - odparł ze złością. -

Wczoraj wieczorem nie pytałaś o to, choć od wielu tygodni

znałaś moją opinię na ten temat.

- Miłość nie jest kwestią opinii. Małżeństwo bez niej jest

tylko spełnianiem obowiązków. Wczoraj wieczorem byłam

podekscytowana. Dzisiaj widzę wszystko wyraźniej.

- Twoje zachowanie świadczy o czymś innym.
- Może masz rację. Ale dla mnie jest jasne, że traktujesz

background image

małżeństwo jako obowiązek i będziesz oczekiwać ode mnie

tego samego. Dla mnie to za mało. Pragnę czegoś więcej.

- Nie wystarczy ci, że będziesz królową? Mogę dać ci

wszystko - majątek, bogactwo, namiętność...

- Bez miłości to nic nie znaczy. Wolałabym poślubić

hydraulika, który mnie kocha, niż księcia, który spełnia tylko

swoje obowiązki. - Odwróciła się w stronę drzwi. - Do wi­

dzenia, Kamal.

- Czy masz zamiar zerwać kontrakt i wrócić teraz do

domu?

- Pytasz, czy chcę uciec?

- Tak,
Ali westchnęła.
- Nie. Mimo wszystko jestem ci wdzięczna. Zwróciłeś mi

uwagę na to, że wciąż uciekam. Pora z tym skończyć. Choć

będzie mi trudno spotykać się z tobą po tym wszystkim,

zostanę tu do końca kontraktu.

Mimo gniewu Kamal dostrzegł na jej twarzy ból. He wy­

siłku musiało ją kosztować, żeby powiedzieć mu to wszystko.

Była wspaniała. Jej charakter i siła woli to były cechy, jakie

również chciałby widzieć u swoich dzieci. Ale była też upar­

ta. To nie jest zła cecha, jeśli odpowiednio się ją wykorzysta.

Jednak w tym wypadku jej upór do niczego nie prowadził.

Co właściwie Ali chciała od niego usłyszeć? Przecież nie

mógł ulec słabości i powiedzieć, że ją kocha.

Skinął głową.
- Cieszę się, że zostajesz.
Cofnęła się, jakby otrzymała cios. Ostatnia iskierka na­

dziei na jej twarzy zgasła.

- Szkoda, że nie mogę powiedzieć tak samo.

Kamal wyprostował się.

- Przykro mi, że sprawiłem ci zawód.

background image

- Zawód? - Ali roześmiała się z goryczą. - Czuję się go­

rzej niż wtedy, gdy mój ojciec porzucił mnie i matkę. I gdy

Turner złamał mi serce, bo oświadczył się innej kobiecie.

Najgorsze, że nie ma żadnego lekarstwa na ten ból.

- To twoja decyzja.

Ali wciągnęła głęboko powietrze.

- Nie. Twoja. Ale muszę z tym żyć. Ty także.

Odwróciła się i wyszła z pokoju.
Kamal wpatrywał się w miejsce, gdzie jeszcze przed

chwilą stała jego niedoszła żona, i pragnął, żeby wróciła

dręcząca go niepewność. Wolał to niż tę czarną otchłań, która

majaczyła przed nim teraz.

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Kamal spojrzał na zegarek stojący na biurku i westchnął.

Już po dziesiątej. Znów się spóźnił na kolację. Potarł oczy

i odłożył na bok sprawozdania finansowe. Wyprostował się

na krześle i skrzywił się z bólu. Za długo siedział zgarbiony

nad pracą. Ale ból fizyczny był niczym w porównaniu z tę­

sknotą, jaka dopadała go natychmiast, gdy przerywał pracę.

Wciąż myślał o Ali. Przecież nie mógł pracować dwadzie­

ścia cztery godziny na dobę, żeby o niej nie myśleć. Życie

bez niej stawało się nieznośne. Musi znaleźć jakiś sposób,

żeby pogodzić się z nią i zacząć wszystko od początku.

- Jeszcze pracujesz?
W przyćmionym świetle lampy zobaczył ciotkę Farrah

i stojącego obok ojca.

- Jest późno, ciociu. Co wy tu robicie?
- To prawda, synu - odparł ojciec. - Dlatego przyszliśmy

zobaczyć, co się z tobą dzieje.

- Wszystko w porządku.

Król i jego siostra podeszli bliżej.

- Twoja ciotka i ja martwimy się o ciebie - powiedział

ojciec.

Kamal zrobił parę obrotów ramionami, napinając mięśnie

szyi i pleców skurczone od siedzenia przy biurku przez wiele

godzin.

- Nie rozumiem. Wszystko w porządku. Nie ma się o co

martwić.

background image

- Wprost przeciwnie - powiedział król. - Twoi pracow­

nicy powiedzieli...

- Kto? - spytał ostro Kamal. Jego głos zdradzał emocje,

które nie powinny być widoczne.

- Wszyscy. Od dwóch tygodni pracujesz jak szalony

i oczekujesz tego samego od swoich asystentów.

- Nie oczekuję od nikogo więcej niż od samego siebie

- zaprotestował Kamal.

- No właśnie - włączyła się do rozmowy ciotka. - Wykoń­

czysz się, jeśli będziesz tak harować. To niedopuszczalne, żebyś

zamęczał przy tym cały zespół. Odgrażają się, że rzucą pracę.

- Czuję się świetnie. I załatwię to z moimi pracownikami.

A teraz, jeśli to wszystko... - Pochylił się nad biurkiem,

biorąc znów do ręki sprawozdanie. Ale ojciec ani ciotka się

nie poruszyli. - O co chodzi? - spytał, czując ich wzrok na

sobie.

Ciotka usiadła w skórzanym fotelu naprzeciw jego biurka,

tym samym, w którym siedziała Ali, kiedy była tu dwa tygo­

dnie temu. Od tej pory życie Kamala stało się wielką czarną

pustką.

Noce były jeszcze gorsze - zwłaszcza niepokój, który za­

lewał go jak ocean. Kiedy wreszcie udawało mu się zasnąć,

prześladowały go koszmarne sny.

Kilka razy widział ją z daleka, kiedy przyjeżdżał do szpi­

tala w interesach. Wciąż nie mógł zapomnieć ich ożywio­

nych dyskusji i brakowało mu mądrych uwag Ali. Tęsknił za

jej zapachem i dotykiem, za ciepłem jej ciała. Przyzwy­

czaił się do codziennych spotkań i gorących pocałunków. To

wszystko było niemożliwe na odległość. Ale żeby to mieć,

musiałby jej oddać swoją duszę. Przecież to niemożliwe.

- Jeszcze nie skończyliśmy - powiedziała ciotka. - Jesteś

w złym humorze, opryskliwy i zgorzkniały. Najmniejsze

background image

głupstwo wyprowadza cię z równowagi. Zachowujesz się jak

zupełnie inny człowiek.

- Jestem taki jak zawsze - odparł, wiedząc, że to niepra­

wda. Jednak nie miał zamiaru przyznać, że ich niepokój jest

uzasadniony. Domyślał się, o co im naprawdę chodzi. Wcale

nie miał ochoty o tym rozmawiać. Ani o Ali. Sam sobie

poradzi. Choć jeszcze nie zdecydował się, jak ją przekonać,

żeby zrezygnowała ze swego żądania.

Ciotka Farrah spojrzała na brata.

- On się nie przyzna,. Gamil. Myślę, że konieczna jest

bardziej skuteczna interwencja.

- Zgadzam się - odpowiedział król.
- O czym wy mówicie? - zdenerwował się Kamal.

Farrah spojrzała mu prosto w oczy.
- Jeszcze dwa tygodnie temu spotykałeś się z Ali Matlock...

- Skąd wiesz?
- Daj spokój, Kamal. - Ciotka skrzywiła się z niesma­

kiem. - Przecież to niemożliwe, żeby w pałacu nie wiedzia­

no, co robisz.

- Ale o co chodzi?
- Dwa tygodnie temu - ciągnęła dalej - przekazałam pra­

sie wiadomość o twoich zaręczynach.

- Dlaczego? - Pamiętał łzy w oczach Ali, gdy mu o tym

powiedziała. A potem radość, gdy się jej oświadczył. Podczas

ostatniego spotkania powiedziała, że sprawił jej ogromny

ból. Było mu wtedy bardzo przykro. - Dlaczego wmieszałaś

w to media?

- Nie mogłam się doczekać, kiedy ty i Ali zdecydujecie,

co ma być dalej.

- Dalej? Nie rozumiem.
- Twoja ciotka jest urodzoną swatką - zauważył król.

- Małżeństwa twoich braci to jej dzieło.

background image

Ciotką pokiwała głową.

- Pamiętasz, że po podróży do Nowego Jorku, gdzie przy­

jęłam do pracy Crystal i Penny, zatrzymałam się w Austin,

w Teksasie, żeby odwiedzić naszych przyjaciół Prescottów?

- Tak.
Co to miało z nim wspólnego? Może ciotka podejrzewała,

że Johara i jej dziecko byli teraz pod opieką właśnie tej

rodziny? Sam Prescott, syn przyjaciela jego ojca, miał wobec

niego dług wdzięczności i przysiągł, że nie zdradzi nikomu,

gdzie jest księżniczka z dzieckiem. Ale sądząc po wyrazie

twarzy ciotki, chyba myślała o czymś innym. Chciała go

wyswatać. Ciekawe, jak czcigodna ciotka przyjmie porażkę,

gdy się dowie, że Kamal postanowił załatwić wszystko sam.

- Podczas wizyty miałam bóle w klatce piersiowej, które

okazały się niegroźne. Ale Prescottowie nalegali, żebym po­

jechała do szpitala. Ali zajmowała się właśnie jakąś kobietą,

która zaczęła rodzić. Tak się skrzyżowały nasze drogi.

- Nie rozumiem, co to ma do rzeczy - stwierdził Kamal.
- Bardzo dużo. Jak tylko ją poznałam, byłam przekonana,

że będzie dla ciebie świetną żoną.

- I zaproponowałaś jej pracę w szpitalu, żeby mogła mnie

poznać - domyślił się.

- Tak. I miałam rację. Zakochałeś się w Ali.

Kamal potrząsnął głową.
- Robiłem wszystko, żeby do tego nie doszło.

- Tylko głupcy sądzą, że mogą kontrolować swe uczucia

- zaprotestowała ciotka.

- Tak mnie uczono.
- To przeze mnie, synu, prawda? - Ojciec spojrzał na

niego ze smutkiem. - Widziałeś, co było, gdy utraciłem moje

żony. Myślisz,, że mężczyzna, który ma rządzić swoim naro­

dem, nie może folgować uczuciom?

background image

- Następca tronu w El Zafirze nie może pozwolić sobie

na słabość.

Ojciec pokręcił głową.
- To żaden wstyd kochać kobietę. Jeśli to odpowiednia

kobieta. Miłość do niej da ci więcej siły.

- A jeśli ją utracę? - wypalił Kamal.

Ojciec pochylił się do przodu.

- Nad tym nie mamy kontroli. To jest przeznaczenie.

Mogę ci tylko powiedzieć, że mężczyzna jest lepszy i silniej­

szy, gdy kocha go wartościowa kobieta. Na pewno słyszałeś

o królu angielskim, który zrzekł się tronu, gdy nie pozwolono

mu poślubić kobiety, którą kochał.

- Jaki stąd wniosek, ojcze?
- Po pierwsze, nikt nie musi sam dźwigać ciężaru odpo­

wiedzialności. W razie potrzeby znajdzie się ktoś do pomocy.

Tak jak ty pomogłeś mnie.

- A po drugie?
- Są sprawy, na które nie mamy wpływu. Ale odwracać

się od kobiety, którą kochasz i która ciebie kocha, jest głupotą

- a to cecha niedopuszczalna u władcy kraju.

- Ale, ojcze...

Król podniósł rękę.
- Nikt nie wie tego lepiej ode mnie: Lepiej kochać i utra­

cić miłość, niż nie kochać nigdy.

Kamal poczuł, że ogarnia go złość.

- Nawet jeśli ta miłość sprawia, że odwracasz się od

ukochanej córki?

Król oparł łokcie na kolanach i opuścił głowę. Długo mil­

czał zasępiony, a wreszcie wyznał:

- To był dla mnie trudny okres. Nie chciałem już żyć.
- A ona tak bardzo przypominała matkę, że jej widok nie

pozwalał ci zapomnieć, jaką poniosłeś stratę?

background image

- Tak. - Król pokręcił głową. - Nie jestem z tego dumny.

Ponoszę winę za jej bunt i wszystkie tego skutki.

- Te skutki to jej dziecko, twój wnuczek - powiedział

Kamal.

- Tak.
- Świadomie odsunąłeś ją, ojcze, bo po śmierci jej matki

bałeś się prawdziwych uczuć. Dlatego ponosisz odpowie­

dzialność za to, co się z nią stało.

- Teraz to rozumiem - odparł król, pochylając głowę.
- Ale nigdy jej tego nie powiedziałeś. - Kamal czuł, że

uchodzi z niego złość. Smutek na twarzy ojca świadczył

o wysokiej cenie, jaką król płacił za swój upór.

- Czy kontaktowałeś się z siostrą?
- Tak.
- Wszystko w porządku z nią i z dzieckiem?

Kamal skinął głową.
- Johara szykuje się, żeby zacząć studia na uniwersytecie.

Chce studiować zarządzanie.

Król skinął głową.

- Zawsze mówiła, że chce się uczyć dalej w Stanach.

Domyślam się, że tam jest.

- Obiecałem jej, że nie zdradzę nikomu, gdzie przebywa.
- Nawet jej ojcu?

- Boi się, że każesz jej wracać. Nie chce wychowywać

dziecka w takiej atmosferze, jaka panowała przed wyjazdem.

- Tęsknię za nią - szepnął król.
Kamal przyglądał się ojcu. W jego oczach widać było, że

kocha córkę. Utracił ją, bo bał się do tego przyznać.

- Twój ojciec nie jest ideałem - powiedziała ciotka Far­

rah. - Popełnił błąd, źle traktując swoją córkę. Ale prawdzi­

wy mężczyzna, silny władca, wyciąga wnioski ze swoich

błędów.

background image

- Twoja ciotka ma rację - powiedział król, uśmiechając

się do niej smutno.

Farrah uniosła brodę.

- Oczywiście, że tak. Pora, żebyś wyciągnął wnioski ze

swoich błędów i naprawił swoje życie, Kamal.

.- Nie mam czego naprawiać - zaprotestował, wpatrując

się w ciotkę i ojca. Spiskowali razem, pomyślał, ale nie miał

zamiaru ich potępiać. - Przekazaliście prasie wiadomość

o moich zaręczynach, żeby zmusić mnie do działania?

- Tak - przyznała ciotka. - Chcę wiedzieć, jaką krzywdę

zrobiłeś Ali. Dlaczego odsunęła się od ciebie?

- Ja? Dlaczego to ja miałbym ją skrzywdzić?

- Bo jesteś mężczyzną. I następcą tronu. Na pewno coś

zrobiłeś.

- Problem w tym, czego nie mogłem zrobić.
- To znaczy?
- Nie mogłem jej kochać.
- Myślę, że to nieprawda, synu - odparł król z westchnie­

niem. - Miłości nie trzeba się wstydzić. Dzięki takim wspo­

mnieniom przetrwałem najczarniejszy okres. Moja słabość

nie polegała na tym, że kochałem, tylko że nie poprosiłem

nikogo o pomoc.

- Zgadzam się z tobą, bracie - powiedziała ciotka. Potem

odwróciła głowę do Kamala. - Zakochałeś się od razu w Ali,

prawda?

Ciotka miała chyba rację.

Król wyprostował się w fotelu.
- Twoja matka powiedziała mi kiedyś: "Jesteś dla mnie

całym światem". Mój świat rozpadł się dwa razy. Za drugim

razem byłeś na tyle dorosły, żeby mnie zastąpić. Twoi bracia

zawsze ci pomogą. Jeśli nie popełnisz moich błędów, nie ponie­

siesz takich strat jak ja. Nie odwracaj się od kobiety, która -jak

background image

mi się zdaje - jest dla ciebie całym światem. Dobry władca

nie ucieka od problemów, tylko stawia im czoło.

- Praca ponad siły to w gruncie rzeczy ucieczka - wtrą­

ciła ciotka. - Poza tym jeśli nie użyjesz słowa „kocham", to

wcale nie znaczy, że to uczucie zniknie.

Kamal odchylił się w fotelu. Wiedział, że oboje mają ra­

cję. Próbował wszystkich sposobów, żeby zapomnieć o Ali.

Pracował tak długo, aż w końcu wyczerpany padał na łóżko.

Ale odpoczynek nie nadchodził. Śniła mu się i rana była

coraz głębsza.

- Nie twierdzę, że macie rację, ale co według was powi­

nienem zrobić?

- Musisz pójść do Ali i powiedzieć, że się myliłeś- za­

proponowała ciotka.

- To niemożliwe - zaoponował ojciec.
- Właśnie - zgodził się Kamal. - Nigdy się nie mylę.
- Rozum nakazuje odłożyć tę dyskusję na później - od­

parła z westchnieniem ciotka. - Mogłam się domyślać, że wy

dwaj będziecie trzymać wspólny front.

- Masz inną propozycję, ciociu?
- Musisz się do niej zalecać. - Ciotka uśmiechnęła się.

- To chyba nawet lepszy pomysł niż przyznanie się do błędu.

- Zalecać się? - Kamal oparł łokcie na biurku.

- Tak. Zabierz ją do Paryża. To miasto miłości. - Postu­

kała palcem po dolnej wardze. - Albo jeszcze lepiej do Rzy­

mu - miasta wiecznej miłości. Bądź romantyczny. Zawróć

jej w głowie.

Kamal wolał zataić fakt, że już raz zawrócił jej w głowie

i nic z tego nie wyszło. Pragnął ożenić się z nią i spędzić

razem resztę życia. Troszczyłby się o nią i miał z nią dzieci.

Zawsze byłby jej wierny. Dlaczego jedno krótkie słowo było

ważniejsze niż to wszystko?

background image

- Czy zwykły człowiek uzyskałby w ten sposób jej zgo­

dę? - spytał.

Ojciec i ciotka spojrzeli po sobie. Król potrząsnął głową.
- Zwykłemu człowiekowi to by się chyba nie udało.
- Zgadzam się - przytaknęła ciotka i zastanawiała się przez

chwilę. - W zalotach przydadzą się kwiaty i czekoladki.

- I klejnoty - dodał ojciec. - Kobiety lubią klejnoty, pra­

wda, Farrah?

Ciotka uśmiechnęła się i kiwnęła głową.

- O, tak. To świetny pomysł, Gamil. Naszyjnik, branso­

letka albo jeszcze lepiej pierścionek. To na pewno ci pomoże.

- Mam dla niej pierścionki - powiedział ojciec. - Ten,

który dałem matce Johary. I ten, który dałem twojej matce,

kiedy przyjęła moje oświadczyny. To piękny szmaragd - do­

dał z dumą.

- Czy zwykli mężczyźni nie dają swoim wybrankom bry­

lantów? - spytał Kamal.

Ciotka i ojciec znów wymienili spojrzenia.
- Nie wiem, co robią zwykli mężczyźni. Dlaczego to dla

ciebie takie ważne?

- Ali powiedziała, że chce poślubić zwykłego człowieka.

Jeśli mam ją przekonać, żeby za mnie wyszła, to powinienem

tak się zachowywać.

Ciotka skinęła głową.

- Rozumiem. W takim razie kwiaty, czekoladki i mały

ładny brylant będą najodpowiedniejsze.

Kamal znów poczuł się niepewnie. Ale przy odrobinie

szczęścia może udowodni Ali, że nie różni się od zwykłych

mężczyzn.

background image

ROZDZIAŁ DWUNASTY

- Czy ty ogłuchłaś, Ali?

Ali czekała w kolejce, żeby zapłacić za sałatkę w przy­

szpitalnym barze. Po długim dyżurze chciała kupić coś na

kolację i wrócić szybko do domu. Musi zebrać siły na jutrzej­

szy wieczór. Jutro ma się spotkać się z Kamalem na cotygo­

dniowym zebraniu Rady Konsultacyjnej. Postanowiła, że nie

będzie robić uników, i poszła na poprzednie spotkanie, ale to

było bardzo trudne. Jutro czeka ją powtórka. Kamal zwrócił

jej uwagę, że ucieczka jest tchórzostwem i trzeba umieć sta­

wić czoło przeciwnościom.

Teraz obejrzała się za siebie. Crystal Hassan stała przed

nią z filiżanką herbaty w ręku.

- Cześć, Crystal. Przyszłaś na badanie?

- Nie. Odwiedziłam moją asystentkę, która właśnie uro­

dziła dziecko.

- O Boże - jęknęła Ali. - Czy wszystkie kobiety w tym

kraju są w ciąży albo rodzą?

- Sama wiesz najlepiej. - Crystal uniosła jedną brew.

I nie próbuj mnie oszukać. Dlaczego wyglądasz tak, jakby to

był najgorszy dzień w twoim życiu?

Bo każdy dzień, w którym uświadamiała sobie, że Kamal

jej nie kocha, był gorszy od poprzedniego. W końcu osiągnie

dno. Wtedy będzie pewnie wyglądała jak stratowana przez

karawanę wielbłądów.

- Naprawdę tak źle wyglądam?

background image

- Nie - odparła szybko Crystal.

Ali wiedziała, że Crystal kłamie. Była przekonana, że

potrafi zręcznie ukrywać złamane serce. Ale to nie było wcale

takie łatwe.

- Dziś rano przy śniadaniu księżniczka Farrah powiedzia­

ła, że Kamal niedługo ogłosi swoje zaręczyny.

- Ale jaki to ma związek ze mną?

Crystal wzruszyła ramionami.

- Myślałam, że to cię zaciekawi.
- Dlaczego tak sądzisz?
- Och, daj spokój, Ali. Myślisz, że nikt nie widzi, jak na

niego patrzysz?

- A on jak na mnie patrzy? - odparła atak.
- Oczywiście tak samo. Tylko ślepy by nie zauważył, że

Kamal jest w tobie zakochany.

- Ale my jako stuprocentowe realistki wiemy, że nie po­

zwoli sobie na miłość.

Crystal parsknęła śmiechem.

- Usiądźmy na chwilę - zaproponowała.

Ali skinęła głową. Zapłaciły przy kasie, a potem wybrały

stolik z widokiem na ogród, w którym stał pomnik.

Zły ruch, pomyślała Ali. Znajome miejsce zbrodni. To tu

Kamal zachował się jak bohater i zrozumiała, że go kocha.

Lepiej usiąść tyłem do okna. Naprzeciw niej Crystal piła

herbatę ziołową i wyglądała ślicznie. Czy to tylko przesąd,

że kobiety w ciąży mają rumieńce? Nie wiadomo. Sama tego

nie sprawdzi. Nie wyjdzie za mąż bez miłości, co oznaczało,

że zostanie starą panną. Bez małżeństwa nie będzie miała

dzieci. Dobrze wiedziała, jakim piętnem obdarzone są dzieci

wychowywane przez samotną matkę. I jak ciężko podołać

podwójnym obowiązkom. Bardzo pragnęła mieć dziecko, ale

nigdy nie skazałaby go na tak trudne życie.

background image

- No to powiedz - odezwała się Crystal - co jest między

tobą i Kamalem.

- Nic. Naprawdę nic.
- Dałabym głowę, że romans wisi w powietrzu.

- Czy księżniczka Farrah powiedziała, kim jest jego na­

rzeczona? - spytała Ali, siląc się na obojętność.

- Nie. Myślałam, że ty mi to powiesz.
- Znów myślałaś. To cię nie męczy?

Crystal roześmiała się.
- Mówiłam, że wszystko wskazywało, iż to ty. No, przy­

znaj się! Przecież go lubisz, prawda?

Ali westchnęła i kiwnęła żałośnie głową.

- Niestety. On panicznie boi się okazywania uczuć.
- Nic nie rozumiem. Mogłabym przysiąc, że się tobą inte­

resuje. Poza tym jedna rzecz mnie zdziwiła. Księżniczka Farrah

wypytywała mnie i Penny, jak zalecają się zwykli mężczyźni.

Ali wyprostowała się na krześle.
- Dlaczego?

- Bo Penny i ja jesteśmy zwykłymi dziewczynami, które

poślubiły członków rodziny królewskiej. Sądzę, że od nas naj­

prędzej mogła dowiedzieć się, jak się zalecają zwykli faceci.

- Ale dlaczego w ogóle o to spytała?

Crystal wzruszyła ramionami.
- Chyba dlatego, że Kamal będzie się zalecać.

Ali poczuła kamień w piersi. Najlepiej będzie jak najszyb­

ciej wykreślić Kamala ze swego życia. Kiedy się ożeni, to

nie będzie takie trudne.

- To dobrze.

- Nie rozumiem - obruszyła się Crystal, - Sądziłam, że

będziesz o niego walczyć.

- Ale jak? Jestem zwykłą kobietą, która powinna się

związać z najzwyklejszym w świecie mężczyzną.

background image

- Nie zgadzam się z tobą. - Crystal bawiła się uszkiem

filiżanki. - Penny i ja też pochodzimy ze zwykłych rodzin,

ale się zakochałyśmy, i to z wzajemnością.

- Ciekawa jestem, co ty i Penny powiedziałyście księż­

niczce Farrah o zalotach zwykłych mężczyzn?

Twarz Crystal rozjaśnił uśmiech.

- Powiedziałyśmy, że randki na kręgielni i w pizzerii

gwarantują skuteczny podbój.

Ali wybuchnęła śmiechem.
- Jesteście okropne.
- Tak. - Crystal zachichotała. - Księżniczka najpierw po­

traktowała to poważnie. Ale potem przyznałyśmy, że to żart.

- I powiedziałyście w końcu prawdę?

Crystal skinęła głową.
- Powiedziałyśmy, że mężczyzna powinien przynosić

kwiaty, czekoladki i biżuterię. Przeciętny chłopak pamięta

o tych trzech rzeczach, jeśli chce być romantyczny.

- Co odpowiedziała księżniczka?
- Że ona i król powiedzieli Kamalowi to samo.

Ali westchnęła.
- Nieważne, co on zrobi. Jestem pewna, że kobieta, do

której będzie się zalecać, na pewno mu ulegnie.

- Chyba tak. Wszyscy mężczyźni z rodu Hassanów są

wspaniali. Miałam dużo szczęścia. - Crystal wstała. - A pro­

pos, czeka mnie właśnie romantyczna randka z moim mę­

żem. Muszę już iść. Do zobaczenia, Ali.

- Do zobaczenia.
- Ale pamiętaj, że powinnaś o niego walczyć. Powiedz

Kamalowi, co do niego czujesz.

Ali patrzyła na odchodzącą Crystal. Jakże zazdrościła tej

kobiecie! Miała męża, który ją uwielbiał, a niedługo przyj­

dzie na świat ich dziecko. Znów zrobiło jej się ciężko na

background image

sercu. Bardzo lubiła i szanowała Crystal i Penny. Przez krót­

kie dwanaście godzin cieszyła się nawet, że będzie ich szwa­

gierką. Czy miała posłuchać rady Crystal? Kamal wiedział,

co do niego czuła, i to niczego nie zmieniło.

Nie mógł jej kochać.

Ali wróciła do swego apartamentu i włożyła sałatkę do

lodówki. Nie była głodna. Od dwóch tygodni nie miała wcale
apetytu. Wszystko układało jej się źle, odkąd rozstała się
z Kamalem. Czy kiedyś w ogóle będzie lepiej?

Miała pracę, którą kochała. Ale to nie ogrzeje jej pustych

wieczorów.

Do licha! Rozmowa z Crystal pogorszyła jeszcze jej na­

strój. Jednak podjęła decyzję, że zostanie w El Zafirze do

końca kontraktu, co oznacza, iż od czasu do czasu będzie

musiała spotykać się z członkami rodziny królewskiej. Musi

jakoś sobie z tym poradzić.

Pora zdjąć służbowe ubranie i znaleźć jakieś miłe zajęcie

na wieczór. Włożyła dżinsy, zielony sweter i mechate kapcie.

W biblioteczce było mnóstwo romansów, których nigdy nie

miała czasu przeczytać. Skoro nie może przeżyć wielkiej

miłości, to poczyta o niej w książkach. Albo obejrzy roman­

tyczną komedię na wideo. Czy to nie żałosne?

Nagle ktoś zapukał do drzwi. Kamal! To okropne, że od razu

pomyślała o nim. Ta huśtawka uczuć - nadzieja, rozczarowanie,

a potem ból - mogła naprawdę doprowadzić do obłędu.

Podeszła do drzwi, spoglądając bezradnie na wizjer.
- Kto tam? - spytała, przeklinając siebie w duchu za to,

że pragnęła usłyszeć głos Kamala.

- Mam przesyłkę. - To nie on.
Nie zdejmując łańcucha, otworzyła drzwi i wyjrzała.

Przed nią stał jakiś mężczyzna z koszem kwiatów.

background image

- Panna Ali Matlock?
- Tak, ale...

Nieznajomy zerknął przez ramię.
- Przynieś resztę - powiedział do kogoś stojącego z tyłu.

Ali zdjęła łańcuch i otworzyła szeroko drzwi,

- Resztę czego?

Mężczyzna minął ją i postawił na barze piękną kompozy­

cję z różowych lilii, żółtych chryzantem i białych goździków.

Potem spojrzał na nią.
- To nie wszystko.
- Ale kto to przysłał?

Posłaniec skinął na trzech mężczyzn, którzy wnieśli róż­

nokolorowe pachnące bukiety.

- Czy jest jakiś bilecik? - spytała.
Mężczyźni wyszli bez słowa. Chwilę później wrócili z no­

wymi bukietami kwiatów. Ali straciła rachubę. W końcu po­

słaniec położył na stoliku do kawy ogromny bukiet przepięk­

nych czerwonych róż.

- Oto bilecik - powiedział, wręczając jej małą kopertę

zaadresowaną na jej nazwisko.

Mężczyźni ruszyli do wyjścia.
- Proszę zaczekać - zawołała - muszę dać coś panom za

fatygę.

Posłaniec potrząsnął głową.
- Wszystko już załatwione. Życzę pani miłego dnia - po­

wiedział, kłaniając się.

Zniknęli i Ali została sama. Jej apartament wyglądał i pach­

niał jak prawdziwy ogród.

Ali wyciągnęła z koperty bilecik i przeczytała słowa na­

pisane znajomym charakterem pisma:

„Piękno tych kwiatów blednie w porównaniu z Twoją

urodą. Kamal".

background image

Serce zabiło jej mocniej w piersi. Stała, czując dreszcze.

W tej samej chwili rozległo się ponowne pukanie do drzwi.

- Kamal - szepnęła.
Wybiegła do holu, ale za drzwiami stał mężczyzna, któ­

rego widziała po raz pierwszy w życiu.

- Panna Ali Matlock?

- T-tak.
- Przesyłka dla pani - powiedział, wręczając jej eleganc­

kie pudełko owinięte w złotą folię.

Ali spojrzała na paczkę.

- Co to jest?

Mężczyzna uśmiechnął się.
- Dwa kilogramy najlepszych szwajcarskich czekoladek.

Książę Kamal sprowadził tę bombonierkę specjalnie dla pani.

Ojej! Kwiaty, a teraz czekoladki! Co się dzieje? Męż­

czyzna skierował się do wyjścia.

- Proszę zaczekać. Dam panu napiwek.
- Wszystko załatwione - zaprotestował, unosząc gwał­

townie rękę.

- Oczywiście. - Pokręciła głową. - Dziękuję.

- Proszę bardzo. Życzę pani miłego dnia.
Ali zamknęła drzwi i oparła się o framugę. Co za dzień!

O co Kamalowi chodzi? Na pewno ma jakiś plan. Czy pró­

buje ją przekupić, żeby zgodziła się na romans? A może chce,

żeby zrezygnowała ze swoich żądań?

Aż podskoczyła do góry, kiedy znów rozległo się pukanie

do drzwi.

Tym razem to był Kamal. Trzymał w ręku ogromną skórzaną

szkatułę, w której zmieściłyby się sztućce dla tuzina osób.

- Cześć.
- Cz-cześć. - Nie odzywała się przez chwilę, wzruszona

jego widokiem.

background image

- Nie masz mi nic więcej do powiedzenia?

Ali wzruszyła ramionami.

- Zaniemówiłam z wrażenia.
- Muszę chyba z tej okazji ogłosić jakieś święto - odparł

z uśmiechem.

- Bardzo zabawne.

- Czy mogę wejść?
Ali obejrzała się za siebie. Wszędzie było pełno kwiatów.
- Nie wiem, czy się zmieścisz.

Minął ją, rozejrzał się i skinął głową.
- Wspaniale.
Ali zamknęła drzwi i weszła za nim do salonu.

- Masz ochotę na czekoladki? Właśnie przyleciały ze

Szwajcarii.

- Tak sobie zażyczyłem - odparł zmieszany. - Denerwu­

jesz się?

- Sama nie wiem - odparła szczerze. - Nie mów, że masz

tam biżuterię - dodała, wskazując na szkatułkę.

- Tak - odparł z dumą. - To królewskie klejnoty.

Poszukał wzrokiem miejsca, gdzie mógłby postawić szka­

tułkę, ale na wszystkich stolikach piętrzyły się kwiaty.

W końcu umieścił ją na jednym z barowych stołków. Pod­

niósł wieko i odsłonił wyłożone czarnym aksamitem wnę­

trze. Na miękkim materiale leżała wysadzana diamentami

tiara, naszyjnik z brylantów i pereł, bransoletka z brylantami

i szmaragdami oraz kolczyki.

- To tylko drobna część kolekcji.
Oczy Ali zrobiły się okrągłe ze zdziwienia.

- Ja...ja...
- Znów zaniemówiłaś z wrażenia? - Kiedy kiwnęła gło­

wą, spytał: - Skąd wiedziałaś, że to biżuteria?

Ali przełknęła ślinę.

background image

- Kwiaty, czekoladki, biżuteria - to takie romantyczne.
- Właśnie.
Ali wciągnęła głęboko powietrze.
- Nic nie rozumiem - powiedziała.

Kamal zmarszczył brwi.

- Nie podobają ci się kwiaty?

- Oczywiście, że mi się podobają. Uwielbiam kwiaty.

- W takim razie to te czekoladki. Powiedz, jakie lubisz,

a każę ci je przysłać... - Urwał, przyglądając się jej uważnie.

- Wciąż jesteś zła?

Uniosła ręce.

- Znów zadajesz mi pytanie w stylu: „Czy przestałeś już

bić swoją żonę?". Jeśli odpowiem „tak", to znaczy, że jestem

niewdzięczna. Jeśli powiem, że nie, to skłamię. Chyba po­

winnam odpowiedzieć, że nie wiem. Nie wiem, co o tym

myśleć. O co ci chodzi?

- Chcę, żebyś została moją żoną. - Wskazał na drogocen­

ne klejnoty spoczywające w szkatule. - To dar dla kobiety,

która będzie moją żoną.

- Chcesz mnie przekupić?

Kamal wyprostował się, przeszywając ją wzrokiem. Wy­

dawał się urażony.

- Nie wiem, jak ci to w ogóle mogło przyjść do głowy.

Ali postawiła na stole bombonierkę. Jak łatwo byłoby

chwycić szczęście, które jej ofiarował Kamal. Z całego serca

chciała powiedzieć „tak". Ale nie mogła zrezygnować ze

swoich zasad.

- Po co to wszystko robisz? - spytała.
- Zalecam się do ciebie. Czy to nie jest jasne? - Skrzy­

żował ręce na piersi. - Podobno tak robią normalni męż­

czyźni, kiedy chcą zdobyć kobietę.

- Kto ci to powiedział?

background image

- Mój ojciec i ciotka Farrah. Czytałem też na ten temat

w Internecie - dodał z dumą.

A więc zadał sobie trochę trudu. Był bardzo miły, ale to

za mało.

- Go do mnie czujesz? - spytała.

Kamal spochmurniał.
- Z tego, co wiem, największą przyjemność sprawiają

kobietom konkretne dowody przywiązania. Ważniejsze, co

człowiek robi, niż to, co mówi.

- Słowa są puste?
- Właśnie.

Ali wzięła głęboki oddech. To decydujący moment. Jeśli

Kamal jej nie zrozumie, taka okazja nie zdarzy się po raz

trzeci. Był dumny. Nie poprosi jej jeszcze raz o rękę. A ona

nie mogła go poślubić, jeśli jej nie kochał. Szukała odpowied­

nich słów, żeby dobrze ją zrozumiał.

- Chcę, żebyś wiedział, że bardzo mi na tobie zależy

- powiedziała, przygryzając górną wargę. Kamal ruszył ku

niej, ale ruchem dłoni powstrzymała go. - Nie. Pozwól mi

dokończyć. Mój ojciec mnie nie kochał. Wszystko, co zrobił,

świadczyło o tym, że jestem mu całkiem obojętna. Znalazł

sobie lepszą żonę i lepszą rodzinę.

- Idiota.
Ali uśmiechnęła się blado.
- Potem Turner zrobił to samo. Spotykaliśmy się przez

kilka lat, ale wybrał sobie odpowiedniejszą kobietę na żonę.

Kocham cię - powiedziała - ale nie mogę wyjść za ciebie,

jeśli nie będę przekonana, że ty też mnie kochasz. Muszę

usłyszeć te słowa.

Kamal westchnął głośno i przegarnął palcami włosy. Po­

tem spojrzał na nią pałającym wzrokiem.

- Nie jestem przyzwyczajony do takich wyznań.

background image

- Wiem - odparła.
- Znałem wiele kobiet - powiedział. - Nie mówię tego

po to, żeby cię zranić, ale to prawda. Wiele z nich rzucało się

na mnie z niskich, egoistycznych pobudek. Żadna nie zasłu­

giwała na to, żeby zostać moją żoną.

- Rozumiem.

- To nie wszystko. Jak wiesz, pragnę być mądrym i sil­

nym władcą. Ojciec zapewnił mnie, że można rządzić krajem

i być z kobietą. To jest nawet wskazane.

Miała ochotę pocałować go lub udusić. Kiedy wreszcie

rozstrzygnie się jej los?

- Ale uważasz, że miłość jest słabością? - spytała.

Kąciki jego ust uniosły się lekko.
- Naprawdę miałem w czym wybierać.

- No i?

- Chcesz, żebym powiedział, że cię kocham, ale nigdy

nie używałem takich słów. - Zbliżył się i wziął ją za ręce.

Potem spojrzał jej w oczy, ale już się nie śmiał. - Ale mogę

ci powiedzieć, że nigdy nie znałem takiej kobiety jak ty.

Jesteś niezwykła. Nikt nigdy nie był mi tak bliski. Bez ciebie

wszystko traci kolor. Kiedy odeszłaś, zabrałaś ze sobą światło

i ciepło. Moje życie jest puste bez twego śmiechu i radości,

bez twojej mądrości i wsparcia. Poruszyłaś moją duszę i za­

brałaś moje serce. Błagam cię, żebyś oddała mi swoje w za­

mian. Ojciec powiedział mi, że gdybym cię zostawił, popeł­

niłbym największy błąd w swoim życiu.

- Och, Kamal. - To, co powiedział, było cenniejsze niż

wszystkie kwiaty, czekoladki i klejnoty na świecie. Nie mu­

siał już mówić, że ją kocha. Nigdy nie spodziewała się, że

usłyszy takie słowa z głębi serca.

Delikatnie, choć stanowczo, uścisnął jej ręce.
- Nie mogę utracić miłości, którą mi ofiarowałaś. Chcę

background image

ją odwzajemnić. Kocham cię, Ali. Bądź moją żoną. I matką

moich dzieci. Uczyń mnie najszczęśliwszym mężczyzną na

świecie.

Spojrzała na niego przez zasłonę łez.

- Tak - szepnęła.

Kamal zamknął oczy i odetchnął głęboko.

- Czy to chciałaś usłyszeć?

- O, tak - odparła. - Nigdy nie robisz nic połowicznie,

prawda? - Spojrzała na kwiaty wypełniające jej mieszkanie

i roześmiała się.

- Zgodzisz się poślubić kogoś, kto nie jest całkiem zwy­

kły i przeciętny?

Skinęła głową, ocierając łzy.

- Tak, jeśli to będziesz ty.
- Będziesz ze mną szczęśliwa. - Ujął jej twarz w swoje

dłonie i otarł jej policzki kciukiem. - Nie płacz, kochanie.

Delikatnie musnął wargami jej usta.
Kiedy uniósł głowę, uśmiechnęła się do niego.
- To ze szczęścia.

- Mam nadzieję, że nie zamierzasz płakać przez całe ży­

cie. Musisz przyzwyczaić się, że tak będzie codziennie.

- Ty też.
Czy tak się czuje ktoś, kto wygrał milion na loterii? - za­

stanawiała się Ali. O, nie. Ona zdobyła większy skarb. Miłość

tego niezwykłego mężczyzny.

background image

EPILOG

Kamal patrzył, jak jego synek, który urodził się trzy dni

temu, ssie pierś Ali. Ten widok wzbudzał w nim tyle uczuć:

wdzięczność, zadowolenie, radość, dumę, ale przede wszyst­

kim miłość. Ali była jego żoną, przyjaciółką, kochanką, a te­

raz matką jego dziecka. Nawet gdy drzemała, karmiąc synka,

trzymała małego z instynktowną siłą, która nie przestawała

zdumiewać i zachwycać Kamala.

Otworzyła oczy i jej usta rozchyliły się w uśmiechu.
- Hej.

- Hej. - Kamal usiadł na brzegu łóżka, ocierając się o nią

biodrem. - Nie chciałem ci przeszkadzać.

Ujął jej dłoń leżącą na pościeli i ucałował, a potem potarł

kciukiem wielki szmaragdowy pierścionek, obok którego była

złota obrączka obwieszczająca całemu światu, że Ali jest jego -

i tylko jego. Ta myśl zawsze sprawiała mu ogromną radość.

- Wcale mi nie przeszkadzasz. - Uścisnęła jego palce

i spojrzała na niego czule. - Bardzo tęsknię, gdy cię tu nie ma.

- Ja też. Nasz syn ma dobry apetyt - powiedział, wska­

zując na ciemnowłose dziecko, które smacznie spało.

- Tak. Je ładnie i często.
Zmarszczki przecięły mu czoło, gdy patrzył na jej podkrą­

żone oczy. Mimo zapewnień, że w szpitalu, który zbudował,

jest najlepsza opieka medyczna na świecie, martwił się, gdy

Ali była w ciąży. Wiedziała o tym i robiła wszystko, żeby go

uspokoić. Na szczęście poród odbył się bez komplikacji.

background image

Przesunął palcem po jej policzku.
- Wiem, że wolisz sama się nim zajmować, ale...

- Jesteś kochany, że się o mnie martwisz, ale naprawdę

nie ma powodu. Jeśli będę potrzebować pomocy, na pewno

ci o tym powiem.

- Kocham cię.

Ali uśmiechnęła się.
- Możesz mi to mówić bez przerwy.

- Taki mam zamiar.

Ta lekcja nie przyszła mu łatwo, ale w końcu ją opanował.

Słabość ojca nie polegała na tym, że kochał. Może tylko nie

umiał ocenić sytuacji. Kamal bardzo uważał, żeby nie powtó­

rzyć błędów ojca. Za kilka miesięcy król chciał abdykować,

a wtedy on przejmie rządy w kraju. Życie jest pełne niespo­

dzianek, ale planował przeżyć szczęśliwie każdy dzień ze

swą żoną i synem. Jeśli urodzi im się więcej dzieci, na pewno

nie zabraknie im miłości.

- Chcesz go potrzymać? - spytała.

- Tak.

Ali podała mu synka. Wiedziała, że Kamal nauczył się

obchodzić z dziećmi, bo jego dwie bratanice urodziły się pół

roku wcześniej.

Kamal spoglądał z dumą na dziecko.

- Cała rodzina przyszła go zobaczyć.
- A ja się nie liczę?

- Och, nie. - Spojrzał na nią z rozbawieniem. - Ale po­

wiem im, że jesteś jeszcze zbyt zmęczona, żeby przyjmować

gości.

- Wcale nie - zaprotestowała. - Chcę ich wszystkich wi­

dzieć. To także moja rodzina.

Nie mogła się nimi nacieszyć. Tak długo była sama. Kró­

lewska rodzina nie tylko sekundowała jej w romansie z wy-

background image

marzonym szejkiem, ale przywitała ją z otwartymi ramiona­

mi. Nigdy im tego nie zapomni.

- Dobrze. - Kamal wstał, trzymając na ręku dziecko. -

Wszyscy czekają w salonie. Kocham cię - powtórzył.

Ali zsunęła się z łóżka i włożyła szlafrok. Trzy dni po

porodzie czuła się trochę lepiej, choć jej ciało było jeszcze

obolałe. Ale szczęście tłumiło ból. Jej serce wypełniała mi­

łość do męża i dziecka. Kamal był dla niej ogromnym opar­

ciem przez całą ciążę.

Martwiła się, że nie będzie mu się podobać, kiedy zacznie

tyć. Ale potrafił ją przekonać, że jest dla niego jeszcze pięk­

niejsza. Dzięki niemu nigdy już nie zwątpi w siebie. Wspo­

minała czasy, zanim wyszła za mąż, i dziękowała losowi za

to, że miała tyle złych doświadczeń. Przez to, że poznała kilku

małowartościowych mężczyzn, umiała docenić tego, który

zasługiwał na jej miłość.

Weszła do salonu. Księżniczka Farrah siedziała na kana­

pie, trzymając na ręku niemowlaka. Rafik i Penny usadowili

się obok ze swoją córeczką Fareezą. Po drugiej stronie sie­

dzieli Crystal i Farik z córeczką Janeen i sześcioletnimi

bliźniakami. Hana i Nuri byli zachwyceni swoimi nowymi

kuzynami. Król stał obok, uśmiechając się promiennie. Już

pogodził się z Joharą i po abdykacji wybierał się do Teksasu,

żeby odwiedzić córkę i wnuczka.

Ali zdobyła męża i syna. Miała braci, siostry, siostrzenice

i bratanka.

Kamal zbliżył się i objął ją w pasie. Przytuliła się do niego.
- Nie żałujesz, że się w to wpakowałaś? - szepnął jej do

ucha.

Potrząsnęła głową i uśmiechnęła się.
- Nigdy.

- Czy podziękowałem ci za mojego syna?

background image

Pomyślała o naszyjniku z diamentem bez skazy, który już

dostała, i drugim, który będzie prezentem za następne dziecko.

- O, tak.

Kamal skinął głową do synka śpiącego w objęciach księż­

niczki Farrah.

- Ty i ja będziemy rządzić tym krajem w nowym tysiąc­

leciu. Jesteś gotowy?

- Tak - odparła Ali. - Razem możemy zrobić wszystko.

Może nawet przekonać cię, że czasem się mylisz.

- Nigdy. - Kamal uśmiechnął się. - Dobrze wiedziałem,

że będziesz najwspanialszą żoną, matką i królową. Nie żału­

jesz, że powiedziałaś „tak"?

- Nigdy. Nie potrafiłabym żyć bez ciebie. Nigdy nie po­

żałuję swej decyzji, żeby poślubić szejka.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
34 Romans z Szejkiem Southwick Teresa Królewski dar 5
590 Southwick Teresa Przepis na szczęście
13 Southwick Teresa Niewinne kłamstwo
Southwick Teresa Imperium rodzinne 06 Zaręczyny we Florencji(1)
Southwick Teresa Harlequin Romans 590 Przepis na szczęście
R928 Southwick Teresa Różowy płomień
13 Southwick Teresa Niewinne kłamstwo
Southwick Teresa Niewinne klamstwo(1)
606 Southwick Teresa Ostatni kawaler z rodu
13 Southwick Teresa Bracia z Bha Khar 02 Niewinne kłamstwo (Romans z szejkiem 13)
Southwick Teresa Trzeba je tulić i kołysać
Southwick Teresa Harlequin Romans 1007 Idealny partner
590 Southwick Teresa Przepis na szczęście
Papi Teresa Jadwiga DWORZANIN KRÓLEWICZA JAKÓBA
Teresa Southwick Klejnot pustyni
Teresa Southwick Niewinne kłamstwo
34 BAGNA, TORFOWISKA

więcej podobnych podstron