Wolf Joan Złota dziewczyna

background image

JOAN WOLF

ZŁOTA DZIEWCZYNA

background image

PROLOG

wrzesień 1817 roku

Wieść szerzyła się jak pożar po ekskluzywnych klubach dla panów, skupionych przy

modnej St. James Street w Londynie.

- Powiem ci coś, Lengworth - hrabia West odezwał się do wicehrabiego Lengwortha,

podchodząc do niego w jadalni u Brooksa. - Słyszałeś? Cheviot palnął sobie w łeb.

Wicehrabia Lengworth odstawił kieliszek burgunda tak gwałtownie, że wino wylało

się na obrus z białego adamaszku.

- Nie mówisz poważnie!

West uroczyście skinął łysą głową.

- Właśnie usłyszałem nowinę od Lowry'ego. On dowiedział się od swojego służącego,

który jest przyjacielem służącego Cheviota.

Wicehrabia spojrzał gniewnie na plamę głębokiej czerwieni, jaką jego wino zostawiło

na obrusie.

- Do licha, to dopiero wstrząsające.

Miał na myśli samobójstwo, nie plamę.

Hrabia West ostrożnie usadowił swoją niemałą postać na krześle naprzeciwko

przyjaciela.

- Tak, oczywiście - powiedział. - Można było podejrzewać, że z nim krucho, ale nie

wiedziałem, że było aż tak źle.

- Słyszałem, że któregoś wieczora stracił u Watiera ponad sto tysięcy gwinei -

powiedział chmurnie wicehrabia, odrywając wzrok od obrusa.

- Ponad sto tysięcy?

Dla człowieka, który notorycznie bywał pod kreską, sto tysięcy było kwotą

niebotyczną.

Wicehrabia uniósł znów kieliszek z winem i upił spory łyk.

- To go wykończyło, jak sądzę. Zapewne nie miał gotówki, by zapłacić.

Obaj mężczyźni ponuro na siebie spoglądali.

- A zatem palnął sobie w łeb i zostawił cały bałagan synowi - powiedział West.

- Na to wygląda - odparł wicehrabia. Hrabia mruknął.

Wicehrabia trochę się rozpogodził.

- Cóż, co każemy sobie podać, West? - zapytał, zmieniając temat. - Słyszałem, że

baranina jest dzisiaj całkiem dobra.

background image

* * *

Działo się to na tydzień przed tym, jak wiadomość o śmierci księcia Cheviota dotarła

do jego najstarszego syna. Pułkownik Anthony Selbourne, hrabia Alnwick, przebywał w

Paryżu, gdzie przez kilka lat był związany z ekipą księcia Wellingtona. Wrócił właśnie do

swego domu po kilku godzinach spędzonych w salonie jednej z najbardziej liczących się dam

w Paryżu, kiedy jego kamerdyner poinformował go, że jego ciotka i wuj, lord i lady Linford,

przybyli z Anglii i właśnie znajdują się w jego salonie.

Na moment hrabia zmarszczył pięknie zarysowane brwi. Potem jego twarz przybrała

zwyczajny, pogodny wyraz, i odpowiedział łagodnym głosem:

- Dziękuję, Fanton.

Kamerdyner ukłonił się, odebrał od hrabiego kapelusz i rękawiczki, po czym

przystanął na chwilę, patrząc, jak szczupły młody mężczyzna przechodzi przez hol do salonu.

Otworzył drzwi, wszedł do środka i zamknął je za sobą.

Kamerdyner dał znak lokajowi, by uwolnił go od rzeczy hrabiego, i odszedł, by zająć

się swoimi sprawami.

W salonie hrabia zastał ciotkę Francis i jej męża, siedzących obok siebie na dwóch

złoconych krzesłach w stylu Ludwika XV - Moja droga ciociu - powiedział hrabia z

czarującym uśmiechem. - Cóż za rozkoszna niespodzianka. Nie wiedziałem, że jesteście w

Paryżu.

Przeszedł przez pokój, by cmoknąć ją w policzek.

Popatrzył ze zdumieniem na lorda Linforda, kiedy ów dżentelmen wstał i się ukłonił.

- Anthony - powiedziała lady Linford, spoglądając na bratanka błyszczącymi oczyma.

- Wcale się nie zmieniasz, może poza tym, że stajesz się coraz przystojniejszy.

- Usiądź, mój chłopcze - odezwał się jej mąż. - Cóż, jesteśmy tutaj, bo przynosimy złe

nowiny.

W milczeniu hrabia odwrócił jedno z krzeseł w stylu Ludwika XV; stawiając je

naprzeciwko ciotki i wuja, i usiadł.

- Anthony - powiedziała lady Linford - twój ojciec me żyje.

Przez długą chwilę hrabia milczał. Kiedy wreszcie przemówił, w jego głosie

zabrzmiała nuta ironii.

- Czy oczekujecie ode mnie wyrazów żalu?

- Nie - westchnęła lady Linford. - Mogę cię zapewnić, że nie przyjechałam z tak

daleka tylko po to, by przywieźć ci nowinę, którą, jak wiem, możesz jedynie przyjąć z

radością. Jest znacznie gorzej, Anthony. Obawiam się, że twój ojciec popełnił samobójstwo.

background image

Jasnozielone oczy hrabiego rozszerzyły się.

- Co się stało? - zapytał hrabia, który tak właściwie od tygodnia był księciem.

Lord Linford powiedział bez ogródek:

- Któregoś wieczora wrócił do domu i strzelił sobie w głowę, mój chłopcze. Jego

służący znalazł go rano.

Powoli i z namaszczeniem lord Linford wydobył jakiś papier z wewnętrznej kieszeni

czarnego żałobnego surduta. Podał kopertę księciu.

- Zostawił to dla ciebie.

Książę wziął kopertę i przez długą chwilę wpatrywał się w nią w milczeniu. Potem

rozerwał ją i wyjął pojedynczą kartkę, która znajdowała się w środku.

W pokoju słychać było jedynie tykanie wielkiego złoconego zegara na marmurowej

półce nad kominkiem.

Kiedy wreszcie książę podniósł wzrok, jego nieco roztargnione spojrzenie było jedyną

oznaką, że to, co przeczytał, to coś więcej niż tylko grzecznościowy liścik.

- Co napisał, Anthony? - zapytała lady Linford. Książę bez słowa wręczył jej list.

Trzymając go tak, by mógł go widzieć także jej mąż, dama przeczytała:

„Mój drogi Anthony. Jest mi przykro, że wybieram tak tchórzliwe wyjście, ale

obawiam się, iż po prostu nie potrafię stawić czoła katastrofie, do jakiej doprowadziłem moje

finanse. Tobie pozostawiam wyprowadzenie rodziny z kłopotów. Nie mam wątpliwości, że

tego dokonasz.”

List był podpisany po prostu „Cheviot”.

- Jak jest źle? - zapytał z napięciem książę.

- Jedynie ty będziesz w stanie poznać pełen obraz spustoszenia, mój chłopcze -

powiedział lord Linford. - Tym, co popchnęło Cheviota do ostateczności, była strata ponad

stu tysięcy gwinei u Watiera. Jak rozumiem, nie miał pieniędzy, by spłacić dług.

Z powrotem wręczył pismo księciu. - Sto tysięcy gwinei! - powiedział.

- Większość dla Branforda.

- Dobry Boże - odparł książę.

- Tak - przytaknął wuj.

Książę głęboko zaczerpnął powietrza.

- Co z moimi braćmi?

Lady Linford zauważyła, że nie zapytał o macochę.

- Są wstrząśnięci, oczywiście - odpowiedziała. - Wątpię, aby Lawrence czy Patrick

znali wysokość długów ojca. - Zawahała się, po czym dodała: Księżna jest ... bardzo

background image

zdenerwowana.

Wargi księcia wygięły się z lekką ironią. Teraz przemówił lord Linford:

- Twoja ciotka i ja pomyśleliśmy, że powinieneś usłyszeć tę nowinę od kogoś z

rodziny, Anthony.

Niestety, dość prędko stanie się to powszechnie wiadome w Paryżu. I w Londynie. -

Hrabia wyglądał ponuro.

Książę na moment zamknął oczy.

- Zastanawiałam się nad tym bardzo wnikliwie, Anthony, i jest tylko jedna rzecz, którą

można zrobić - powiedziała hrabina z przekonaniem. - Musisz poślubić dziedziczkę fortuny.

Książę spojrzał na ciotkę i jego kształtne nozdrza zadrgały.

- Czy masz dla mnie jakieś kandydatki, ciociu?

- Jeszcze nie, ale będę mieć - odparła. Jej twarz zdradzała wielką determinację. -

Wierz mi, zanim uporządkujesz swoje sprawy w Paryżu i będziesz gotów do powrotu do

domu, znajdę dla ciebie odpowiednią żonę.

- Dobry Boże.

Linfordowie mogli dostrzec bladość pod jasnozłotą opalenizną księcia. Przyłożył sobie

dłoń do czoła i potrząsnął głową, jakby chciał opróżnić ją z myśli.

- Jest bardzo źle, co do tego nie może być wątpliwości - powiedział z energią w głosie

lord Linford.

- Ale jest przynajmniej jedna rzecz, co do której zgadzam się z twoim ojcem. Jeżeli

ktokolwiek może wydobyć rodzinę z tej ponurej sytuacji, Anthony, to właśnie ty.

background image

ROZDZIAŁ 1

kwiecień 1818 roku

William Patterson był zdumiony, kiedy otrzymał prośbę od hrabiego Linforda, by

zjawić się w jego domu. Patterson wiedział, że lord Linford przewodniczy w rządzie Radzie

Skarbu Państwa, i wszystko, czego kupiec mógł się spodziewać, to to, że hrabia chce jego

porady w sprawie mającej coś wspólnego z państwowymi finansami.

A to dlatego, że William Patterson był niezwykle bogaty. Przyszedł na świat jako syn

ubogiego wieśniaka w Lancashire i mimo tak skromnych początków zbił majątek na handlu

bawełną, a konkretnie tkaninami. Jego skromne początki na zawsze miały mu uniemożliwić

zajęcie stanowiska w rządzie, ale był on z pewnością jedną z najbardziej znaczących

finansowych potęg w całej Anglii.

Kupiec raz jeszcze spojrzał na liścik, który dostarczono do jego biura w centrum

miasta:

Byłbym wielce zobowiązany, gdyby złożył mi pan wizytę na Grosvenor Square pod

numerem 17 jutro o jedenastej rano.

Z wyrazami szacunku, Linford.

Patterson odchylił szerokie ramiona do tyłu, rozpierając się na krześle przy swoim

wielkim biurku, i dumał nad listem, marszcząc krzaczaste brwi. Był po sześćdziesiątce, ale

nadal pozostawał silnie zbudowanym mężczyzną.

„Zaproszenie do domu hrabiego Linforda”, pomyślał. „No, no, no”.

Przez wszystkie te lata, kiedy utrzymywał dom i biuro w Londynie, nigdy nie był na

Grosvenor Square. To miejsce było zarezerwowane wyłącznie dla wyższych klas; kupcy z

miasta, bez względu na to, jak bogaci, nie byli zachęcani do kalania jego nieskazitelności

odorem handlu.

William Patterson był człowiekiem twardym i bezwzględnym. Musiał taki być, aby

osiągnąć to wszystko, co miał. Ale ani na chwilę nie przyszło mu do głowy, że mógłby

odrzucić zaproszenie od hrabiego Linforda.

* * *

Następnego ranka, dokładnie o jedenastej, dorożka przywiozła Williama Pattersona

przed dom hrabiego Linforda. Po poinstruowaniu dorożkarza, by na niego zaczekał, Patterson

wszedł po schodach prowadzących do domu numer 17. Zanim ujął kołatkę przy drzwiach,

zatrzymał się, by rzucić okiem na uświęcone okolice Grosvenor Square.

Ładny, konwencjonalny ogród zajmował środek placu, a wzdłuż czterech boków

background image

ogrodu rozciągała się symetryczna panorama eleganckich domów z brązowej cegły z

czerwonymi wykończeniami i kamiennymi gzymsami. Słońce świeciło jasno i w ogrodzie,

pod okiem niańki, bawiło się dwoje dzieci. Miejska bryczka z hrabiowskim herbem

wymalowanym na drzwiczkach złotą farbą minęła czekającą dorożkę. Poza tym plac był

pusty.

Patterson sięgnął dłonią po wypolerowaną kołatkę i zastukał pewnie w masywne

drzwi.

Niemal natychmiast otworzył mu lokaj ubrany w liberię z niebieskiego atłasu i białą

perukę.

- William Patterson - burknął kupiec. - Mam się spotkać z lordem Linfordem.

- Tak, sir - odparł lokaj. - Jego lordowska mość oczekuje pana. Proszę za mną,

zaprowadzę pana do niego.

Patterson podążył za plecami lokaja po marmurowej posadzce westybulu. Przeszli

szerokim korytarzem, minęli elegancko rzeźbione schody, aż wreszcie lokaj zatrzymał się

przed zamkniętymi drzwiami z wypolerowanej dębiny. Otworzył je i oznajmił donośnie:

- Pan William Patterson, proszę pana.

- Wprowadź - dobiegł go głos hrabiego.

Lokaj przytrzymał drzwi dla Pattersona, który powoli wkroczył do pokoju.

Natychmiast zobaczył, że znajduje się w bibliotece hrabiego, co go zaskoczyło.

Spodziewał się, że zostanie zaprowadzony do gabinetu. Zdziwił się jeszcze bardziej, zastając

w pokoju oprócz hrabiego kobietę. Linford wstał zza biurka i wyciągnął rękę.

- Panie Patterson - odezwał się przyjaźnie. - Jestem wdzięczny, że złożył mi pan

wizytę. Pozwoli pan, że przedstawię mu moją żonę, lady Linford.

Patterson był zbyt bystry, aby pozwolić, żeby zamęt, który miał w głowie, odbił się na

jego twarzy.

Zamiast tego ukłonił się uroczyście hrabinie i mruknął:

- Miło mi panią poznać.

Hrabina po królewsku skinęła głową.

- Panie Patterson.

- Proszę siadać, proszę siadać - powiedział hrabia, wskazując krzesło naprzeciwko

biurka.

Patterson powoli przeniósł na nie swoje wielkie ciało. Miał na sobie staroświecki strój,

który zawsze nosił: rozszerzany u dołu surdut i buty ze sprzączkami. Jego wciąż gęste siwe

włosy były przycięte krótko, jednak już w nowocześniejszym stylu.

background image

- Bez wątpienia zastanawia się pan, dlaczego życzyłem sobie pana widzieć -

powiedział dobrotliwie lord Linford.

- W rzeczy samej, proszę pana - odparł Patterson. Nie mógł się powstrzymać, by nie

rzucić szybkiego spojrzenia na hrabinę. Posłała mu łaskawy uśmiech. Była to kobieta

dobiegająca pięćdziesiątki, wciąż dość urodziwa. Zauważył, że miała wspaniałe piersi.

- Pańska rodzina nie jest mi zupełnie nieznana, panie Patterson - powiedziała

dźwięcznym kontraltem. - Pańska wnuczka przez kilka lat przebywała w szkole w Bath wraz

z moją córką.

- Doprawdy, proszę pani? - odparł Patterson.

- Tak. Pewnego razu Sarah odwiedziła nas nawet w naszym wiejskim domu w Kent.

- Rzeczywiście - powiedział Patterson. - Tak mi się zdaje.

Tak naprawdę doskonale pamiętał, kiedy Sarah odwiedziła Linfordów. Był ogromnie

zadowolony, wiedząc, że jego wnuczka zadaje się z arystokracją, i boleśnie rozczarowany, iż

nie zaproszono jej ponowie.

- To dziewczyna o doskonałych manierach - powiedziała lady Linford z łaskawą

aprobatą.

- Powinna taka być. Otrzymała najlepsze wykształcenie, jakie można nabyć za

pieniądze - odpowiedział śmiało Patterson. - To moja jedyna wnuczka i wychowuję ją, odkąd

jej rodzice zmarli, gdy była małą dziewczynką.

Lady Linford usadowiła się wygodniej na krześle, zupełnie tak jak jej przodkowie

musieli sadowić się na swoich rumakach przed wyruszeniem do boju.

- Panie Patterson, to o Sarah chcieliśmy dziś z panem porozmawiać - powiedziała.

Patterson nie potrafił ukryć zdumienia.

- O Sarah?

- Tak. - Lady Linford wykonała nieokreślony gest.

- Mój mąż i ja mamy propozycję dla pana, i bylibyśmy ogromnie wdzięczni, gdyby

nas pan wysłuchał. - Tak jest, proszę pani - odpowiedział Patterson ostrożnie.

Zerknął na lorda Linforda, ale hrabia siedział spokojnie. Najwyraźniej miał to być

występ lady Linford. - Propozycja dotyczy mojego bratanka, Anthony'ego Selbourne'a, który

jest księciem Cheviot - powiedziała hrabina.

Coś zamigotało w niebieskich oczach Pattersona.

Selbourne z Cheviot to było jedno z najsłynniejszych nazwisk w całej Brytanii. Od

czasów wczesnego średniowiecza przewijało się niemal w każdej bitwie, jaką toczył ten kraj,

a także w składzie wielu rządów.

background image

- Być może ród Cheviot jest panu znany - powiedziała lady Linford.

- Tak jest, proszę pani - odparł zwięźle Patterson. ,,O co tu chodzi, do diabła?”.

- Zatem zna pan pozycję mojego bratanka - kontynuowała lady Linford. - Mogłabym

dodać, że jego matka była francuską księżniczką i poprzez nią jest skoligacony z połową

królewskich rodów Europy.

William Patterson nigdy nie był dobry w owijaniu w bawełnę. Niszczycielskie parcie

naprzód było bardziej w jego stylu.

- Proszę pani - powiedział z niecierpliwością - czy przejdzie pani do sedna?

Przez twarz lady Linford przemknął nieznaczny cień irytacji, ale za chwilę znów się

wygładziła.

- Dobrze więc, panie Patterson. Prawda jest taka, że mój bratanek znalazł się w bardzo

niezręcznej sytuacji. Jego ojciec, zmarły książę, nie zarządzał dobrze swoją własnością. Mój

własny ojciec, dziadek Anthony'ego, także był rozrzutny. W konsekwencji tego, kiedy

Anthony przejął tytuł sześć miesięcy temu, znalazł się na skraju bankructwa.

W głowie kupca zapaliło się światełko.

- Potrzebuje pieniędzy?

Twarz lady Linford przybrała ponury wyraz.

- Bardzo potrzebuje pieniędzy, panie Patterson. Mogę pana zapewnić, że Anthony nie

jest ani trochę taki jak jego ojciec czy dziadek. Był stanowczo przeciwny beztroskiemu

uprawianiu hazardu przez mojego brata. W rzeczy samej, toczyli o to nieustanne spory. Po

ukończeniu nauki Anthony opuścił dom i udał się na Półwysep Iberyjski. Walczył w

Hiszpanii przez kilka lat, a potem był członkiem naszej delegacji na Kongres Wiedeński.

Kiedy Napoleon powrócił z Elby, Anthony ponownie dołączył do swego regimentu i dzielnie

walczył pod Waterloo.

- A cóż ten nieskazitelny książę ma wspólnego z moją Sarah? - zapytał Patterson.

Po raz pierwszy lady Linford zawahała się. Spojrzała na męża.

Lord Linford wkroczył, by odpowiedzieć na pytanie kupca.

- Cheviot musi poślubić zamożną dziewczynę - powiedział. - Nie owijając w bawełnę,

Patterson, on musi poślubić dziewczynę z mnóstwem pieniędzy. Jego długi są ogromne. -

Przerwał, żeby zerknąć na żonę. Kiedy nie odezwała się ani słowem', dodał: - Pomyśleliśmy,

że pańska wnuczka mogłaby być odpowiednią partią.

Patterson poruszył się na krześle.

- Proponujecie swojego bratanka na męża dla mojej Sarah?

Hrabia skinął głową.

background image

- To właśnie nasza propozycja.

Patterson powoli przesunął wzrokiem po wygodnie urządzonym pokoju, w którym

siedział. Nad rzeźbionym drewnianym kominkiem wisiał portret jednego z przodków

Linfordów, przyodzianego w białą perukę. Jeden z rogów pokoju zajmował ogromny globus,

a perski dywan pod stopami kupca był stary, ale imponujący.

Patterson ponownie przeniósł wzrok na mężczyznę siedzącego za wielkim

mahoniowym biurkiem.

- Czemu dziewczyna ze stanu kupieckiego, proszę pana? - zapytał z niekłamaną

ciekawością. - Na pewno muszą być jakieś odpowiednie dziedziczki błękitnej krwi.

Lord Linford westchnął.

- Niestety, Patterson, większość arystokracji ma pieniądze powiązane z ziemią.

Cheviot posiada mnóstwo ziemi. Większość obciążona jest hipoteką. To, czego potrzebuje w

tej chwili, to gotówka.

Kupiec skrzyżował ramiona na potężnej piersi i powiedział bez ogródek:

- Zatem z tego, co pan mówi, książę jest na sprzedaż.

Lady Linford wydała odgłos świadczący o oburzeniu. Lord Linford popatrzył kupcowi

prosto w oczy i odpowiedział również bez ogródek: - Tak.

Oczy Pattersona zwęziły się.

- Ile?

Hrabia wyglądał na nieco cierpiącego.

- To ustalą prawnicy. Ale mówimy tu o milionach, Patterson. Pozwoli pan, że powiem

całkiem jasno. Długi są przytłaczające.

Patterson przechylił nieco swoje krzesło i balansował nim na dwóch nogach. Wiedział,

że trzyma atuty w ręku, i czuł się znacznie bardziej swobodnie.

- Poczyniłem już plany co do Sarah - powiedział.

- Ma poślubić Neville'a Harveya.

- Neville'a Harveya? - Lord Linford zabębnił palcami w wypolerowany blat biurka.

Jego arystokratyczna twarz zachmurzyła się. - Czy ma pan na myśli właściciela Harvey

Mills?

- Tego samego. Od dawna marzę o połączeniu naszych dwóch firm. W wyniku tego

powstanie prawdziwe bawełniane imperium.

- Nie słyszałam o żadnych zaręczynach Sarah z panem Harveyem - powiedziała ostro

lady Linford.

Kupiec postawił przednie nogi krzesła z powrotem na podłodze.

background image

- Cóż, oni nie są tak właściwie zaręczeni, proszę pani. Sarah dopiero co wróciła ze

szkoły.

- Jeżeli nic nie zostało oficjalnie ustalone pomiędzy nimi, sugeruję, aby rozważył pan

naszą propozycję, panie Patterson. - Po twarzy kobiety przemknął nikły wyraz niesmaku. -

Mówiąc po kupiecku, oferujemy panu najlepszy towar na rynku.

Patterson zaczynał dobrze się bawić.

- Cóż, sam nie wiem ... - westchnął z udawanym powątpiewaniem.

- Oferujemy panu szlachetnie urodzonego Anthony'ego George'a Henry'go Edwarda

Selbourne'a, księcia Cheviot i markiza Newcastle, hrabiego . Alnwick, barona Selbourne z

Corbridge i barona Selbourne z Bellingham. Mój bratanek dzierży też dziedziczny tytuł

Strażnika Szkockiego Pogranicza, dziedziczony przez książęta Cheviot od czasów Edwarda

III

1

. - Lady Linford spojrzała na kupca z góry. - Oto, co się panu oferuje, panie Patterson. Oto

krew, jaka będzie płynąć w żyłach pańskich praprawnuków. A co może panu zaoferować ów

Harvey, by mogło się równać z nami?

Miała rację i Patterson o tym wiedział. Był niezwykle dumny z tego, że sam doszedł

do wszystkiego, ale był też Anglikiem do szpiku kości. Wyższość arystokracji to coś, co

wpajano mu od wczesnego dzieciństwa.

Tylko pomyśleć, że Sarah byłaby księżną Cheviot! Ale Patterson był bystrym kupcem

i wiedział swoje na tyle, by nie dać nic po sobie poznać. „Niech się trochę spocą” - pomyślał.

- Powiedziała pani, że jego matka była księżniczką?

- Zgadza się - odparła dumnie hrabina. - Poprzez nią, Sarah będzie miała powiązania z

wielkimi rodami Francji.

Kupiec udawał, że zastanawia się nad tą informacją. Potem zadał pytanie:

- W jakim wieku jest ten książę? Moja Sarah ma dopiero osiemnaście lat.

- Cheviot ma dwadzieścia siedem lat - hrabina odpowiedziała z godnym podziwu

spokojem. - Nie musi się pan obawiać o pańską wnuczkę. Mogę pana zapewnić, że Cheviot

będzie wiedział, jak ją uszczęśliwić.

Kupiec parsknął.

- Kobieciarz, hę?

Na to pytanie odpowiedział hrabia.

- Cheviot będzie wiedział, jaki szacunek należy się jego żonie.

Patterson spróbował z innej strony.

- Czemu są państwo tacy pewni, że moje pieniądze nie powędrują tam, gdzie

1

* Edward III władał Anglią jako król w latach 1327 - 1377 (przyp. tłum.).

background image

pieniądze jego ojca?

- Jak powiedziałem wcześniej, Cheviot zupełnie nie jest podobny do ojca - odparł

spokojnie Linford. - To bardzo odpowiedzialny młody człowiek. Nie będzie się pan musiał

niczego obawiać, zarówno jeżeli chodzi o pańską wnuczkę, jak i o pańskie pieniądze.

- Neville Harvey także jest odpowiedzialnym młodym człowiekiem - powiedział

triumfalnie Patterson.

Lady Linford spięła się w sobie niczym rycerz szykujący się do potyczki w turnieju.

- Być może - odparła lodowato. - Ale mój bratanek może uczynić pańską wnuczkę

księżną, panie Patterson. Czym może ją uczynić pan Harvey? Królową bawełny?

Kupiec zmrużył oczy, przyznając celność jej ciosu. - Jest pan człowiekiem

inteligentnym, panie Patterson - mówiła dalej hrabina. - Nie sądzę, aby odwrócił się pan

plecami do możliwości związania się z jednym z najpotężniejszych rodów w kraju. Proszę

tylko pomyśleć, któregoś dnia pański prawnuk może zostać premierem.

„Jeżeli będzie miał głowę po mnie, to czemu nie” - pomyślał Patterson.

- Ma pani słuszność, proszę pani - powiedział łagodnie. - Nie zaprzeczę.

Hrabina pozwoliła sobie na słaby uśmiech.

- Zatem dobrze - powiedziała. - Sugeruję, abyśmy doprowadzili do spotkania

młodych.

Kupiec spojrzał na nią z namysłem.

- A jak pani proponuje tego dokonać? Odpowiedź lady Linford była natychmiastowa.

- Zaproszę pana i Sarah, byście odwiedzili nas w Kent. Będzie tam moja córka Olivia,

którą Sarah zna. I oczywiście, będzie mój bratanek.

Patterson starał się nie okazywać uszczęśliwienia.

Miał być gościem w wiejskim domu hrabiego Linforda!

- Dobrze, proszę pani - zgodził się, ostrożnie zachowując poważny wyraz twarzy. -

Nie będę się sprzeciwiał spotkaniu młodych. Ale jeżeli Sarah nie spodoba się ten wasz książę,

nie zamierzam zmuszać jej do poślubienia go.

Lady Linford uśmiechnęła się.

- O tym nie ma mowy, panie Patterson. Żadnej kobiecie przy zdrowych zmysłach nie

może nie spodobać się mój bratanek.

Lord Linford zasugerował:

- Być może byłoby rozsądnie nie mówić Sarah o tej rozmowie, panie Patterson.

Mogłaby poczuć się skrępowana, kiedy spotka księcia. Niech go pozna w na pozór

zwyczajnych okolicznościach.

background image

Myślę, że resztę możemy spokojnie pozostawić Cheviotowi.

Kupiec mruknął coś pod nosem. Lord Linford podniósł się z krzesła. Patterson

dźwignął się także.

Uścisnęli sobie ręce.

- Czy możemy uznać, że przyjedzie pan do Hartford Court w ten czwartek? -

powiedziała przyjaźnie hrabina. - Nie ma sensu z tym zwlekać, czyż nie?

„Nie przy tych wszystkich wierzycielach” - pomyślał cynicznie Patterson. „Im

szybciej książę położy rękę na pieniądzach Sarah, tym lepiej dla niego”.

- A zatem czwartek - odpowiedział, i odwróciwszy się, poczłapał do drzwi i opuścił

pokój.

background image

ROZDZIAŁ 2

Maxwell Scott wszedł do biblioteki w londyńskim domu Selbourne'a przy Berkeley

Square i przystanął, widząc przy biurku księcia z twarzą ukrytą w dłoniach.

- Anthony? - odezwał się z troską. - Czy dobrze się czujesz?

Książę podniósł wzrok.

- Nic mi nie jest - zapewnił swojego sekretarza. - Tylko rozmyślałem.

Max przyjrzał się uważnie dobrze znanej, ukochanej twarzy swego pracodawcy.

- Wyglądasz na zmęczonego - powiedział. Słaby uśmiech uniósł kąciki ust księcia.

- Jestem zmęczony - przyznał. - Zmęczony zmaganiem się z długami, z długami i

jeszcze raz długami. Wielka szkoda, że mój ojciec nie umarł dziesięć lat wcześniej. Być może

wtedy coś mogłoby pozostać do uratowania z tego wraku ...

Sekretarz powoli przeszedł przez pokój i zatrzymał się przed biurkiem.

- Siadaj, Maksie - powiedział książę zmęczonym głosem, i wskazał gestem krzesło.

Maxwell Scott nie był zwyczajnym osobistym sekretarzem. Wcześniej był

porucznikiem w regimencie księcia na Półwyspie Iberyjskim, a kiedy niedoświadczony

dwudziestojednoletni kapitan, lord Alnwick, otrzymał dowództwo, starszy i bardziej

doświadczony Max życzliwie pokierował młodzieńcem w czasie jego wkraczania w realia

wojny i dowodzenia. Na dodatek Max najzupełniej dosłownie ocalił księciu życie w bitwie

pod Salamanką, wciągając poważnie rannego oficera na własnego konia i uwożąc go z pola

bitwy do wątpliwie bezpiecznego miejsca, jakim były szpitalne namioty.

Kiedy książę udawał się do Wiednia na konferencję pokojową, poprosił Maksa, by

towarzyszył mu jako jego sekretarz, i od tamtej pory pozostawali w takich relacjach.

Max powiedział:

- To doprawdy ponura sytuacja. - Kiedy zajmował zaoferowane mu krzesło, na jego

twarzy odmalowała się sympatia.

- Zajął nawet wdowie dożywocie mojej macochy - powiedział książę.

Odsunął dłonie od twarzy.

Silnie zarysowane brwi Maksa uniosły się.

- Jak mógł tego dokonać? Myślałem, że miała je zagwarantowane przy zawieraniu

przez nich małżeństwa.

- Tak, ale on jakoś zdołał je przejąć - padła ponura odpowiedź. - Zatem teraz to ja

muszę na nią łożyć, tak samo jak na moich dwóch przyrodnich braci.

Max poczuł chęć, by wyciągnąć rękę i uspokajająco położyć ją na smukłych,

background image

zadbanych palcach księcia, ale powstrzymał się przed tym. Już dawno nauczył się, że jego

chlebodawca nie lubił, by go dotykano.

Przygryzł wargę i powiedział z żalem:

- Obawiam się, że przynoszę więcej złych wieści.

Właśnie spędziłem godzinę z prezesem twojego banku. On uważa, że nie ma

dostatecznego zabezpieczenia, by usprawiedliwić ryzyko pożyczki.

Książę spojrzał na niego niewesoło.

- Niestety, ma rację.

Maksowi ściskało się serce, kiedy zobaczył to spojrzenie. Szukał w myślach jakichś

pokrzepiających słów, ale żadne nie przychodziły mu do głowy. To była naprawdę ponura

sytuacja.

Książę rozsiadł się na krześle.

- Sądzę jednak, że moja ciotka, lady Linford, być może podsunęła rozwiązanie.

- Lady Linford?

- Tak. Znalazła mi dziedziczkę.

Max zamrugał.

- Dziedziczkę - powtórzył powoli.

Oczywiście była to narzucająca się odpowiedź na problemy księcia, ale ...

- Czy mogę spytać kogo?

Wyraz twarzy księcia był nieprzenikniony.

- Nazywa się Sarah Patterson. To wnuczka Williama Pattersona, człowieka od

bawełny.

Max był absolutnie przerażony.

- Córka kupca?

Książę splótł palce na biurku przed sobą i popatrzył na nie w zamyśleniu.

- Dziadek jest niesłychanie bogaty i najwyraźniej jest gotów słono zapłacić, żeby

zobaczyć swoją wnuczkę jako księżnę.

Wyraz przerażenia nie znikał z twarzy Maksa.

- Może nie być aż tak źle, Max. - Zabrzmiało to tak, jak gdyby próbował przekonać

sam siebie. - Według słów mojej ciotki, ta dziewczyna była w szkole razem z moją kuzynką

Olivią. Lady Linford powiedziała, że dziewczyna odwiedziła kiedyś Hartford Court i

zachowywała się zupełnie jak dama.

- Czy nie ma odpowiednich dziedziczek z wyższych klas? - zapytał Max.

- Żadnej z takimi pieniędzmi, jakich potrzebuję - odparł oschle książę.

background image

Zapadła cisza. Książę dalej wpatrywał się w swoje dłonie. Jego twarz była idealnie

pogodna, ale Max, który dobrze go znał, potrafił dostrzec napięcie.

Wreszcie Max odezwał się bezradnie:

- Przykro mi, Anthony. To musi być dla ciebie nieprzyjemne.

- Niczego innego nie można zrobić - powiedział książę z rezygnacją. - Ja po prostu

muszę mieć pieniądze.

Żadnemu z mężczyzn nie przyszło nawet do głowy, że wspomniana dama może nie

być tak skłonna do tego świetnego mariażu, jak wszyscy się po niej spodziewali.

* * *

Tego samego dnia, kiedy książę prowadził tę rozmowę ze swoim sekretarzem, po

drugiej stronie miasta Sarah Patterson wróciła do domu po wizycie w Akademii Królewskiej i

dowiedziała się, że jej dziadek życzy sobie z nią mówić.

Była zaskoczona. Nie była to pora dnia, o której można było zazwyczaj zastać

Williama Pattersona w domu. Sarah zdjęła kapelusz i pelisę i posłusznie udała się do gabinetu

dziadka.

Zapukała do drzwi, a kiedy zawołał „wejść”, wsunęła głowę do pokoju i powiedziała:

- Życzyłeś sobie mnie widzieć, dziadku?

- Tak. Wejdź, Sarah. Mam dla ciebie nowinę, która cię ucieszy, jak sądzę.

Kiedy Sarah weszła do pokoju, William Patterson przyjrzał się uważnie swojej

wnuczce, żałując być może po raz tysięczny, że nie wygląda bardziej imponująco. Jej długie,

brązowe włosy były proste i czesała je w niemodny kok. Oczy nie były, niestety, niebieskie

jak jego własne, lecz brązowe jak oczy jej matki, Walijki. Rysy - delikatne - nie przykuwały

uwagi, skóra nie była tak mlecznobiała jak przystało prawdziwej Angielce, lecz miała lekko

złotawy odcień (kolejny podarunek od walijskiej matki). Sarah była też zbyt niska.

Usiadła na krześle obok jego biurka, splotła ręce na podołku i popatrzyła na niego w

milczeniu.

Pomyślał, że Sarah jest zbyt spokojna, cicha i poważna. Nie miała w sobie

żywiołowości i animuszu, jakich można by się spodziewać po młodej dziewczynie. Nic

dziwnego, że nie zaproszono jej ponownie do Hartford Court.

- Gdzie byłaś? - zapytał z wymuszoną dobrotliwością.

- Poszłam zwiedzić wystawę w Akademii Królewskiej, dziadku.

Zachmurzył się, poirytowany. - Znowu malarstwo?

- Lubię malarstwo, dziadku - padła cicha odpowiedź.

Patterson dobrze wiedział, że jego wnuczka lubi malarstwo i malowanie. Jego

background image

zdaniem spędzała za dużo czasu, oddając się tej płochej czynności. Malowanie! Nikt nigdy

nie zarobił porządnych pieniędzy na malowaniu.

- Masz mi coś do powiedzenia, dziadku? - zagaiła.

- Tak. - Przypomniał sobie swoje dobre wieści i zmarszczka na jego czole wygładziła

się. - Otrzymaliśmy zaproszenie od hrabiego i hrabiny Linford, by ich odwiedzić w wiejskim

domu w Kent.

Tak przyjemnie było mu wypowiadać te słowa. Sarah wyglądała na osłupiałą.

„Czy powinienem jej powiedzieć?” - zastanawiał się William Patterson. Przyjrzał się

uważnie zdumionej twarzy swej wnuczki i uznał, że być może lord Linford miał rację. Gdyby

Sarah wiedziała o propozycji Linfordów, zamarłaby, spotykając księcia.

Nie żeby Patterson żywił jakiekolwiek obawy, iż Cheviot odrzuci jego wnuczkę. Ten

człowiek desperacko potrzebował pieniędzy. Ale duma kazała kupcowi oczekiwać, że jego

wnuczka zrobi dobre wrażenie.

- Linfordowie zaprosili ciebie i mnie? - zapytała ostrożnie Sarah.

- Jakiś czas temu oddałem przysługę lordowi Linfordowi i on w ten sposób mi

dziękuje, jak sądzę - skłamał bez zająknienia. - Mamy jechać w najbliższy czwartek.

Sarah posłała mu zatroskane spojrzenie.

- Nie wiem, czy to taki dobry pomysł, dziadku. Nie sądzę, że będziemy w pełni ...

pasować ... do Linfordów.

- Bzdura - odparował głośno. Jego gęste brwi ściągnęły się. - Już tam przedtem byłaś z

wizytą.

Linford powiedział mi nawet, że jesteś dziewczyną o nienagannych manierach.

- Odwiedziłam Olivię - powiedziała Sarah - i nie czułam się w Hartford swobodnie,

dziadku. Linfordowie bardzo się od nas różnią.

- Używają nocnika tak samo jak my - odpowiedział brutalnie. - Jedyne, czym się od

nas różnią, to to, że trzymają w szufladzie rejestr swoich przodków, a my nie.

Na policzkach Sarah wykwitł blady rumieniec.

Spojrzała na swoje dłonie zaciśnięte na podołku i nie odezwała się. Patterson palnął

dłonią o blat biurka.

- Ty masz coś o wiele lepszego niż spis przodków, moja panno - Patterson powiedział

jej ze złością. - Ty masz pieniądze. Ty możesz kupić i sprzedać tych wydumanych

arystokratów razem z ich spisami przodków, tuzin razy. Nigdy o tym nie zapominaj.

- Tak, dziadku.

- Spójrz na mnie, Sarah!

background image

Jej wzrok przesunął się w górę, na jego twarz.

- Udajemy się z wizytą do Hartford - powiedział.

- Wyjeżdżamy w czwartek.

Rumieniec zniknął, pozostawiając jej twarz bardzo bladą. Kiedy Sarah była blada,

wyglądała nijako, pomyślał Patterson, spoglądając spode łba.

- Tak, dziadku - powiedziała.

Zawsze zdołała go zirytować. Była taką szarą myszą; nie miała w sobie nic z niego.

- No to idź - powiedział niecierpliwie, wyganiając ją machnięciem ręki. - Mam pracę.

- Tak, dziadku - odpowiedziała. Wstała z krzesła i z wdziękiem podeszła do drzwi.

Miała przynajmniej wdzięk; to musiał jej przyznać.

- Jeszcze coś, Sarah! - zawołał.

Odwróciła się.

- Dopilnuj, żeby zabrać. swoje najlepsze łaszki. Chcę, żebyś zrobiła dobre wrażenie na

Linfordach.

- Tak, dziadku.

Poszła na górę do swojego pokoju, czując się tak, jak zawsze po rozmowie z

dziadkiem - jakby przed chwilą miotał nią huragan.

Wiedziała, że nie powinna tak się czuć. Jej dziadek nie był człowiekiem brutalnym.

Jednak sama siła jego bezwzględnej osobowości zawsze ją przytłaczała.

Weszła do sypialni. Pokojówka posprzątała tu już i nałożyła węgla. Napełniła też

wazon na stoliku pod oknem świeżymi kwiatami, które Sarah uwielbiała.

Sarah z roztargnieniem spoglądała na kwiaty, pomyślała o swojej ostatniej wizycie w

Hartford i skrzywiła się. Olivia była miła. Sarah lubiła Olivię. Były przyjaciółkami w szkole i

kiedy Olivia zaprosiła ją do siebie, Sarah nie zastanawiała się ani chwili nad przyjęciem

zaproszenia.

Ale matka Olivii ... Od chwili, gdy Sarah postawiła stopę na progu Hartford Court,

było jasne, że lady Linford nie uważa jej za odpowiednią przyjaciółkę dla swej córki. Hrabina

nigdy nie była nieuprzejma, ale Sarah, wyjątkowo wrażliwa, natychmiast wywnioskowała, że

nie jest mile widziana.

Przetrwała wizytę i odjechała do domu z ulgą. Kiedy Olivia zaprosiła ją ponownie,

Sarah odmówiła. Dziewczęta nie widziały się od tamtej pory. A teraz miała tam wrócić. I to z

dziadkiem!

Usiadła na skraju łóżka i wpatrywała się w grubą welurową tapetę, którą wybrał jej

dziadek, a której ona nienawidziła.

background image

Co hrabina Linford pomyśli o jej dziadku? Nagle Sarah uśmiechnęła się szeroko.

„Jeżeli miałabym postawić moje pieniądze na jedno z nich” - pomyślała z nieodpartym

rozbawieniem, „postawiłabym na dziadka”.

Gdybyż tylko nie musiała tam być jako naoczny świadek.

* * *

William Patterson był w doskonałym humorze przez całe trzy dni dzielące go od

wyjazdu z Sarah do Kent. Sarah nie mogła zrozumieć przyczyny jego nadzwyczaj dobrego

nastroju.

- Dziadek jest niczym dziecko wyczekujące swoich urodzin - powiedziała do Neville'a

Harveya w środowe popołudnie, kiedy siedzieli w czerwonym salonie londyńskiego domu

Pattersonów, popijając herbatę. - Nie miałam pojęcia, że arystokracja tak mu imponuje.

- Cóż, musisz przyznać, że to nie lada wyczyn dla włościańskiego syna, by zostać

zaproszonym do domu hrabiego - odparł Neville z uśmiechem.

Neville był sympatycznie wyglądającym dwudziestodziewięciolatkiem o okrągłej

twarzy, włosach ciemnoblond i niebieskich oczach.

- Tak mi się wydaje - westchnęła Sarah.

- A ty nie wydajesz się być zbytnio pod wrażeniem.

Podniosła dzbanek z porcelany Wedgwood, stojący przed nią na stoliku, i nalała nieco

herbaty do pustej filiżanki Neville'a.

- Już wcześniej byłam z wizytą u Linfordów, Neville. Nie było to doświadczenie,

którego powtórzenia oczekiwałabym z niecierpliwością.

Zmarszczył czoło.

- Dlaczego?

- Za każdym razem, kiedy lady Linford odzywała się do mnie, wyglądała tak, jakby

czuła jakiś nieprzyjemny zapach - powiedziała Sarah. Posłodziła mu herbatę. - Było dla mnie

całkiem oczywiste, że nie uważa mnie za odpowiednią przyjaciółkę dla Olivii. Szczerze

mówiąc, nie mogłam się doczekać wyjazdu.

- Gdyby tak myślała, nie zapraszałaby cię ponownie - rozsądnie zauważył Neville.

Wziął filiżankę ze stolika do herbaty i upił łyk.

- To hrabia, nie hrabina, stoi za tym zaproszeniem - poinformowała go Sarah. -

Najwyraźniej dziadek wyświadczył mu kiedyś przysługę i to jego sposób na okazanie

wdzięczności. - Spojrzała posępnie. Żałuję tylko, że włączyli i mnie.

- Jestem pewien, że doszukiwałaś się w zachowaniu lady Linford czegoś, czego tam

nie było - powiedział Neville. - Jesteś zbyt wrażliwa, Sarah. Nie ma absolutnie żadnego

background image

powodu, by lady Linford cię nie akceptowała.

Sarah uśmiechnęła się.

- Jestem córką i wnuczką kupców, Neville. To aż nadto, by sprawić, żeby lady Linford

mnie nie akceptowała.

Neville prychnął.

- Możesz kupić i sprzedać Linfordów z tuzin razy - powiedział.

Wypił kolejny łyk herbaty. Sarah odparła cicho:

- Nie każdy przykłada tak wielką wagę do pieniędzy, jak to czynicie ty i dziadek.

Dolała herbaty do własnej filiżanki.

- To nieprawda - odparł Neville z naciskiem. Patrzył na wdzięczne wygięcie jej

nadgarstka, gdy nalewała herbatę. - Nic w życiu nie jest równie ważne jak pieniądze, Sarah.

Zapytaj tylko jakiegoś biedaka, który nie ma nic. On ci powie.

Sarah wcisnęła sobie do herbaty odrobinę cytryny. - Zgadzam się, że trzeba mieć dość

pieniędzy, by zapewnić sobie to, co niezbędne do życia - przytaknęła. - To jednak coś innego

niż gromadzenie nadmiernych sum tylko po to, by je posiadać.

- Dobrze więc, powiedz mi, co twoim zdaniem jest ważniejsze od pieniędzy? -

dopytywał się Neville.

Sarah zapatrzyła się w filiżankę.

- Cóż ... Myślę, że malarstwo jest ważniejsze. Neville posłał jej spojrzenie, w którym

mieszały się rozdrażnienie i uczucie.

- Sarah, wszyscy ci wielcy malarze, których tak podziwiasz, wisieli u klamki bogatych

ludzi, by być w stanie wykonywać swój fach.

- Obraz kogoś takiego jak pan Turner jest bezcenny, Neville. Radość, jaką może dać ...

piękno ... to, jak potrafi sprawić, że dostrzegasz ...

Urwała, kiedy zobaczyła w jego oczach rozbawienie.

- Dla mnie jego obrazy wyglądają jak kolorowe plamy.

Sarah upiła łyk herbaty i nie odezwała się.

- To przez tę wyszukaną edukację, którą otrzymałaś - powiedział Neville z

dezaprobatą. - Sprawiła, że myślisz, iż pieniądze są czymś brudnym.

- Nie myślę, że pieniądze są brudne - zaprzeczyła Sarah. - Zdaję sobie sprawę, że są

ważne. Wystarczy tylko spojrzeć na tych biednych nieszczęśników, którzy mieszkają w

slumsach Londynu, by to wiedzieć. Tylko że czasem wydaje mi się, że dziadek jest tak

zaprzątnięty zarabianiem pieniędzy, że nigdy nie poświęcił czasu na to, by zastanowić się nad

korzystaniem z nich.

background image

Neville zmarszczył brwi.

- Bzdura. Spójrz tylko na ten dom, Sarah. Spójrz na konie i powóz, który zabiera cię

dokądkolwiek zechcesz pojechać. Spójrz na posiłki serwowane na waszym stole co wieczór.

Oczywiście, że twój dziadek wie, co to znaczy korzystać z pieniędzy.

W jego głosie pobrzmiewała uraza, jak gdyby poczuł, że jej słowa były oskarżeniem

jego samego tak jak Williama Pattersona.

- Nie miałam zamiaru krytykować - powiedziała cicho Sarah. - Niezmiernie

podziwiam dziadka.

- No cóż, powinnaś. - Niebieskie oczy Neville'a błyszczały, a jego krągłe policzki były

czerwone. - Twój dziadek wie, jak korzystać z życia, równie dobrze jak każdy hrabia.

Raz jeszcze Sarah utopiła wzrok w swojej herbacie. „Ależ nie wie” - pomyślała. -

„Ani ty nie wiesz, Neville. Żaden z was nie ma pojęcia o sztuce, muzyce czy literaturze.

Wszystko, co pojmujecie, to zarabianie pieniędzy”.

Natychmiast zawstydziła się swoich myśli. Pieniądze jej dziadka opłaciły edukację,

która oświeciła Sarah co do subtelniejszych aspektów życia. Nie powinna obwiniać go za to,

że nie dana mu była taka sama możliwość uczenia się, jaką miała ona.

- Nie zamierzałem podnosić na ciebie głosu, Sarah - powiedział sucho Neville. -

Chyba poczułem, że krytykujesz zarówno mnie, jak i swojego dziadka.

Uniosła głowę i zmusiła się do uśmiechu.

- Za jakąż niewdzięcznicę musisz mnie uważać, Neville. Nigdy nie miałam zamiaru

cię krytykować. Pracujesz bardzo ciężko i zasługujesz na to, by czerpać korzyści ze swoich

zdolności i ze swojej pracy.

Odpowiedział jej uśmiechem, udobruchany. Wyjął jej z rąk filiżankę. Potem uniósł jej

dłoń do swoich ust. Zaskoczona Sarah spojrzała mu w oczy.

- Jesteś taka słodka - powiedział lekko ochrypłym głosem. Odsunął jej dłoń od warg,

ale nadal trzymał ją uwięzioną w swojej dłoni. - Jesteśmy idealną parą, ty i ja.

Dłoń Sarah zesztywniała.

- Dlatego, że nasze małżeństwo połączyłoby firmę dziadka z twoją?

Odpowiedział z wyrzutem:

- Moje uczucia do ciebie to coś więcej, Sarah.

Chcę się tobą opiekować.

- Nie jestem dzieckiem ani idiotką, Neville. - Sarah wyrwała dłoń z jego uchwytu. -

Nie potrzebuję opiekuna.

- Nie, kochanie, tym, czego ci potrzeba, jest mąż.

background image

- Uśmiechnął się do niej. - A ja nadaję się do tego idealnie.

background image

ROZDZIAŁ 3

Sarah siedziała obok dziadka w ich dwukółce, przyglądając się przez okno pięknym

wiejskim krajobrazom. Marzec był cieplejszy niż zazwyczaj i zieleniła się wiosenna trawa.

Wzdłuż drogi, po stronie Sarah, płynął mały strumyczek, i dziewczyna z radością spoglądała

na jego brzegi, wspaniale ubarwione dzwonkami i fiołkami.

Sarah uwielbiała wiejskie okolice. Kiedy była dzieckiem, mieszkała w domu w

Lancashire, kupionym przez jej ojca dla matki, która była Walijką i nienawidziła miast. Po

tym, jak jej rodzice zginęli w wypadku, opuściła wieś i wyjechała, by zamieszkać z dziadkiem

- najpierw w jego miejskim domu w Manchesterze, a potem w Londynie.

Pan Patterson nienawidził wsi. Powiedział, że na wsi kicha. W tej chwili jednak nie

kichał. Właściwie wyraźnie tryskał energią. Sarah musiała ukrywać zdumienie, że coś tak

zwykłego jak zaproszenie do odwiedzenia hrabiego Linforda mogło wywołać aż taką euforię

u jej niebawiącego się w sentymenty dziadka.

Powóz zjechał z głównej drogi i zaczął toczyć się mniejszą aleją. Trzy minuty później

skręcił raz jeszcze, tym razem na szeroki, wijący się, wysypany żwirem podjazd, ocieniony

szpalerami wspaniałych lip.

- Czy to tu? - zapytał Patterson.

Sarah rozpoznała wjazd do Hartford Court ze swojej poprzedniej wizyty.

- Tak, dziadku. Jesteśmy na miejscu.

Chociaż ta wizyta ją przerażała, Sarah była też szczęśliwa, że przybyli na miejsce. Nie

lubiła podróżować w zamkniętych powozach, a jej dziadek nie pozwoliłby jej otworzyć okna.

Patterson popatrzył przed siebie. - Nie widzę domu.

- Podjazd ma około mili, dziadku. Wkrótce powinniśmy go zobaczyć.

- Podjazd długi na milę, hę? - powiedział z podziwem Patterson. - Linford posiada

nieliche dobra.

- To piękna posiadłość - odparła Sarah. - Mają całe mile ogrodów, a także jezioro.

Powóz minął zakręt i dom nareszcie ukazał się pożądliwym oczom Pattersona.

- Hm - mruknął przez nos, przyglądając się olbrzymiej budowli, stojącej pośrodku

ogromnego trawnika, utrzymanego tak doskonale, że wyglądał jak dywan. Hartford Court

zbudowano za czasów Wilhelma i Marii

i był to ceglany budynek o doskonałych

proporcjach, z dwoma symetrycznymi skrzydłami po obu stronach centralnej części.

*

* Tzn. za czasów rządów Wilhelma III Orańskiego i Marii Stuart, trwających od 1688 do śmierci

Marii w 1694 i Wilhelma w 1702 roku (przyp. tłum.).

background image

- Jest dosyć prosty - powiedział z powątpiewaniem Patterson.

Jego gusta skłaniały się bardziej w stronę rokoka.

- W środku jest całkiem elegancki - zapewniła go Sarah z uśmiechem. - I mają śliczne

obrazy.

Patterson obrzucił ją pochmurnym spojrzeniem. Powóz podjechał do frontowych

drzwi budowli.

Drzwi otworzyły się i kamerdyner uroczyście przedefilował po ceglanym podejściu aż

na podjazd.

Za nim kroczyli dwaj lokaje w liberiach. Kamerdyner otworzył drzwiczki powozu.

- Witamy w Hartford Court, panno Patterson - odezwał się uroczyście. - Miło znów

panią widzieć. - Dziękuję, Eliot - odparła cicho. - Mój dziadek, pan William Patterson, jest

dziś ze mną.

Kamerdyner zajrzał za Sarah w głąb powozu.

- Witamy w Hartford Court, sir - powiedział. Jeden z lokajów zbliżył się do powozu,

niosąc schodki, i kamerdyner pomógł Sarah wysiąść. Za nią podążył Patterson.

- Rodzina znajduje się w środku - poinformował ich Eliot.

Zaczął iść z powrotem w stronę domu, a Sarah i Patterson ruszyli za nim.

Westybul był wyłożony kwadratowymi czarnymi i białymi marmurowymi płytami, i

przypominał szachownicę. Pośrodku tej szachownicy czekała dziewczyna w wieku około

osiemnastu lat.

- Sarah! - zawołała i ruszyła biegiem po marmurowych płytach, by wziąć w objęcia

swoją znacznie drobniejszą przyjaciółkę.

- Olivio - powiedziała Sarah zdyszanym głosem. - Jak miło cię widzieć.

- Czekam na ciebie od trzech godzin!

Wysuwając się z entuzjastycznego uścisku Olivii, Sarah powiedziała:

- Pozwól, że przedstawię ci mojego dziadka, pana Williama Pattersona. Dziadku, to

lady Olivia Antsley.

Patterson ukłonił się.

- Miło mi panią poznać, lady Olivio.

Jego bystre oczy omiatały dziewczynę, zauważając złote włosy, jasnoniebieskie oczy,

znakomitą sylwetkę.

„Do licha” - pomyślał. - „Przez nią Sarah wygląda jeszcze bardziej jak szara mysz”.

- Jak się pan miewa, panie Patterson? - powiedziała Olivia. Jej oczy błyszczały

figlarnie. - Mój ojciec poprosił mnie, bym przyprowadziła pana do niego, gdy tylko

background image

przyjedziecie. Jest w bibliotece.

- Dziękuję, lady Olivio - odparł Patterson. - Nie mogę się doczekać ponownego

spotkania z pani ojcem.

- Jeżeli zaczekasz tutaj dosłownie chwilkę, Sarah, zaprowadzę twojego dziadka do

biblioteki, a potem zabiorę cię na górę do twojego pokoju - powiedziała Olivia.

- Oczywiście - odparła Sarah.

Już kierowała się w stronę obrazu przedstawiającego wiejską scenkę, wiszącego na

jednej ze ścian.

- Proszę ze mną, panie Patterson - Olivia poprowadziła kupca przez hol i dalej

szerokim korytarzem, wiodącym do lewego skrzydła domu.

Zatrzymali się przed zamkniętymi drzwiami. Olivia odwróciła się do kupca. Jej oczy

figlarnie lśniły, kiedy powiedziała prawie szeptem:

- Czy Sarah wie, dlaczego została zaproszona do Hartford, panie Patterson?

- Nie - odparł kupiec. - Pomyślałem, że najlepiej nie zaskakiwać jej tym zbyt

wcześnie.

Olivia zaśmiała się. Jej wesołość była jak dźwięk dzwoneczków.

Patterson wcale nie był zadowolony, że córka Linfordów okazała się taką pięknością.

W jaki sposób ona nawiązała przyjaźń z Sarah?

Olivia otworzyła drzwi i zaanonsowała:

- Papo, pan Patterson.

- Niech pan wejdzie, Patterson, niech pan wejdzie - powiedział jowialnie hrabia.

I tak, po raz drugi w tym tygodniu, Patterson wszedł do biblioteki należącej do

hrabiego Linforda.

Tak jak poprzednio, zastał Linforda w towarzystwie innej osoby. Tym razem

hrabiemu nie towarzyszyła żona, lecz młody mężczyzna.

- Pomyślałem, że to dobry pomysł, abyście pan i Cheviot poznali się - powiedział lord.

Odwrócił się w stronę szczupłego człowieka stojącego przy oknie. - Anthony, pozwól, że

przedstawię ci pana Williama Pattersona.

Łagodny, czysty głos odpowiedział:

- Jak się pan miewa, panie Patterson? - i młody człowiek wyciągnął rękę.

Ku własnemu zdziwieniu starszy mężczyzna przeszedł przez pokój i podszedł do

młodzieńca.

- Miło mi pana poznać, Wasza Książęca Mość powiedział Patterson, ściskając smukłą

dłoń księcia własną większą dłonią. Po raz pierwszy zobaczył męża zaproponowanego dla

background image

jego wnuczki.

Słońce wpadające przez wielkie okno biblioteki sprawiało, że brązowe włosy księcia

zalśniły jak roziskrzone. Jego jasne oczy spokojnie przyglądały się kupcowi. Jego pięknie

wykrojone usta były poważne.

Dla Pattersona natychmiast stało się jasne, dlaczego lady Linford była tak pewna, że

jej bratanek będzie w stanie oczarować Sarah.

- To miło z pana strony, że przyjął pan zaproszenie lorda Linforda - powiedział książę.

Kupiec był poirytowany, uświadamiając sobie wyraźnie różnicę między własną

ogromną i niemodną postacią a smukłą, elegancką sylwetką księcia. Młody człowiek napotkał

jego wzrok ze spokojną pewnością siebie.

Był inny, niż spodziewał się Patterson.

Po wahaniu nie dłuższym niż mgnienie oka kupiec postanowił, że lepiej wyłożyć

pewne karty na stół.

- Nic nie powiedziałem Sarah o tym, o czym rozmawialiśmy z lordem Linfordem,

Wasza Książęca Mość - zaczął. - Ona myśli, że jest tutaj, ponieważ lord Linford mnie

zaprosił.

Książę przytaknął z powagą.

Linford odezwał się ze swego miejsca za biurkiem:

- Bardzo mądrze. To da Sarah szansę zapoznania się z Cheviotem w bardziej naturalny

i swobodny sposób. Czy ma pan jakieś pytania, które zechciałby pan mi zadać, panie

Patterson?

Oczy kupca zwęziły się. Rzeczywiście, miał pytanie, jedno, które zaprzątało jego

myśli od chwili, kiedy po raz pierwszy ujrzał twarz księcia. William Patterson mógł uważać

swoją wnuczkę za irytującą, ale nie chciał widzieć jej nieszczęśliwą. Albo wystawioną na

pośmiewisko. Postanowił więc mówić bez ogródek:

- Czuję, że muszę powiedzieć panu, iż moja wnuczka nie jest taka jak modne damy,

które zapewne są panu znane, Wasza Książęca Mość. Na przykład została wychowana tak, by

mieć szacunek dla małżeńskiej przysięgi.

Błysk jakiejś niemożliwej do rozpoznania emocji pokazał się na moment w

szarozielonych oczach księcia. Jednak jego głos był idealnie opanowany.

- Cieszę się, słysząc to, panie Patterson. Sam mam wielki szacunek dla małżeńskiej

przysięgi.

„Jakiego rodzaju szacunek?” - miał ochotę zapytać kupiec, ale z jakiegoś powodu się

zawahał. To nie do wiary, w tym młodym człowieku bez grosza przy duszy było coś, co

background image

onieśmielało. Jego, jednego z najbogatszych ludzi w Anglii.

- Dobrze. Sądzę więc, że rozumiemy się, Wasza Książęca Mość - Patterson usłyszał

własny głos.

Zebrał się w sobie i utrzymał rozkazujący ton, starając się zająć dominującą pozycję,

którą, jak mu się zdawało, utracił. - Ale powiedziałem lordowi Linfordowi, że Sarah musi

sama zgodzić się na ten związek.

Książę odpowiedział bladym uśmiechem.

- Oczywiście - prawie wyszeptał. - Oczywiście.

* * *

Lady Linford bardzo sprytnie zaaranżowała wszystko tak, by podczas pierwszego

spotkania książę i Sarah byli sami. Powiedziała Sarah, że towarzystwo zbierze się w salonie

na obiad o szóstej trzydzieści, podczas gdy jedyną osobą, która miała pojawić się szóstej

trzydzieści, był książę.

Wszyscy pozostali mieli zaczekać do siódmej.

Z wyraźną niechęcią książę udał się na dół o wyznaczonej godzinie. Konieczność

spotkania z tą dziewczyną napawała go lękiem. William Patterson był przerażający, a jeżeli

jego wnuczka jest choć trochę do niego podobna ...

„To nie ma znaczenia” - powiedział sobie ponuro, zbliżając się do drzwi salonu na

parterze. - „To nie jest kwestia, w której mam jakikolwiek wybór”.

Drzwi do salonu były otwarte i książę wszedł do środka, rozglądając się, czy

dziewczyna przyszła przed nim. Drobna postać w prostej wieczorowej sukni z białego

muślinu stała przed krajobrazem Ruisdaela, należącym do Linfordów. Wydawała się

całkowicie zaabsorbowana obrazem.

- Mam nadzieję, że pani nie przeszkadzam - powiedział książę.

Drgnęła, po czym obróciła się wokół własnej osi, by stanąć z nim twarzą w twarz.

- Oczywiście, że nie. - Jej głos był zaskakująco chropawy. Miała wyraz twarzy

dziecka przyłapanego na psocie. - Właśnie patrzyłam ... na ten obraz.

Przeszedł przez salon po perskim dywanie, aż stanął obok niej.

- Pani musi być przyjaciółką Olivii - powiedział. Miała drobną, delikatną twarz, którą

niemal wypełniała para ogromnych brązowych oczu. Jej skóra nie przypominała brzoskwiń ze

śmietanką, jak u typowej angielskiej piękności, lecz miała bladozłoty odcień. Gładkie

brązowe włosy były upięte z tyłu głowy w prosty kok. Nie wydawała się ani pospolita, ani

śliczna, ale przynajmniej wyglądała jak dama.

Spojrzała prosto na niego i na jej twarzy nie zobaczył ani śladu oszołomienia, do

background image

jakiego przywykł u osób, widzących go po raz pierwszy.

Jego nastrój zaczął się poprawiać. Dziewczyna nie wydawała się ani trochę podobna

do swego dziadka. - Nazywam się Sarah Patterson - powiedziała.

- Jak się pani miewa, panno Patterson - odparł. - Jestem kuzynem Olivii. Nazywam się

Cheviot.

Jej oczy rozszerzyły się, kiedy rozpoznała to nazwisko.

- Cheviot? Jak ... książę Cheviot?

- Obawiam się, że tak - odparł czarująco. Posłał jej jeden ze swoich najbardziej

ujmujących uśmiechów. - Ale zapewniam panią, że w pełni jestem człowiekiem, tak samo jak

każdy.

Jej wargi drgnęły w uprzejmej odpowiedzi na jego uśmiech, ale oczy pozostały

poważne.

Jak widzę, podziwiała pani tego Ruisdaela - powiedział, odwracając się, by samemu

też spojrzeć na obraz. - Lubi pani malarstwo holenderskie?

- Bardzo - odpowiedziała Sarah.

Poszła za jego przykładem i odwróciła się w stronę obrazu. Było to niemal

monochromatyczne malowidło przedstawiające rzekę płynącą spokojnie przez okolicę pełną

płaczących wierzb.

- Byłem w Holandii i zawsze mnie zdumiewa, jak najlepsi holenderscy malarze zdołali

uchwycić walory tamtejszego światła.

Jej głos ożywił się.

- Ależ dokładnie o to chodzi! - odparła. - To światło sprawia, że obraz taki jak ten jest

tak absolutnie doskonały.

Odwrócił się do niej i zobaczył, że się uśmiecha; i tym razem jej oczy śmiały się tak

samo jak jej usta. Ku jego zdumieniu jej drobna twarz rozjaśniła się pięknem.

- Czy widział pan jakieś prace pana Turnera, Wasza Książęca Mość? - zapytała.

Z żalem pokręcił głową.

- Nie przebywałem w Anglii przez wiele lat. Dopiero co wróciłem i obawiam się, że

byłem zbyt zajęty interesami, by mieć wiele czasu na przyjemności.

Czarujący uśmiech ulotnił się z jej twarzy. „Najwyraźniej lepiej zapoznać się z tym

całym Turnerem” - pomyślał książę, rozbawiony.

- Gdzie pan zamieszkiwał, kiedy nie przebywał w Anglii, Wasza Książęca Mość? -

zapytała grzecznie. - Na kontynencie?

- W pewnym sensie - odparł. - Przez kilka lat z Wellingtonem na Półwyspie

background image

Iberyjskim. Potem byłem w wojskach okupacyjnych w Paryżu.

Skinęła głową i jej drobna twarz przybrała wyraz powagi.

- Wie pan, że niekiedy trudno mi uwierzyć, iż wojna naprawdę się skończyła? Kiedy

dorastałam, zwykłam myśleć, że będzie trwała zawsze albo przynajmniej przez sto lat, jak

wojna między Francją i Anglią w czasach średniowiecza.

Książę, którego przodkowie walczyli pod Crecy i Agincourt, był zaskoczony i

zadowolony, że dziewczyna wiedziała o tym konflikcie sprzed wieków.

- Gdyby nie Wellington, ta wojna mogłaby równie dobrze potrwać sto lat - odparł.

- I tak była już dostatecznie okropna - westchnęła. - Bracia dwóch dziewcząt, z

którymi byłam w szkole, zginęli w Hiszpanii, a kuzyn innej poległ pod Waterloo.

Zanim książę zdołał odpowiedzieć, nagły rumieniec zakwitł na jej policzkach.

- Proszę mi wybaczyć - powiedziała. - Z pewnością nie pragnie pan rozmawiać o

wojennych stratach.

Uśmiechnął się do niej.

- Nie jest to szczególnie radosny temat na tak piękny wieczór.

Wskazał ręką jedno z osiemnastowiecznych wyściełanych krzeseł, które stały w

różnych miejscach w salonie.

- Może pani usiądzie, panno Patterson? Wydaje się, że reszta towarzystwa się spóźnia.

Podeszła z wdziękiem do krzesła, które wskazał, usiadła i popatrzyła na zegar na

marmurowym kominku.

- Byłam pewna, że Olivia mówiła „szósta trzydzieści” - powiedziała z

powątpiewaniem.

- Mnie również powiedziała to samo - odparł książę.

Zajął krzesło tuż obok.

Sarah zerknęła w stronę wejścia i wyglądała na zdziwioną, kiedy zobaczyła, że nikogo

nie ma.

Światło żyrandola lśniło na czubku jej głowy, sprawiając, że ciemnobrązowe włosy

błyszczały jak wypolerowany mahoń. Książę popatrzył na długą, delikatną szyję, odsłoniętą

dzięki upiętym do tyłu włosom.

„Śliczna” - pomyślał z zadowoleniem.

- Czy pan Turner to pani ulubiony malarz? - zapytał.

Wyprostowała się i przeniosła wzrok z drzwi na jego twarz.

- Tak. Powodem, dla którego wspomniałam panu o nim, jest to, że podobnie jak u

malarzy holenderskich, wykorzystanie światła jest bardzo istotnym elementem jego

background image

malarstwa. W jego pracach jest świetlistość, której nie widziałam u żadnego innego malarza.

Książę uniósł brew.

- Jest pani bardzo wykształcona, panno Patterson - powiedział. - Jeżeli będzie pani

kiedyś w Londynie, musi pani odwiedzić Selbourne House, a ja pokażę pani niektóre z

wiszących tam obrazów. Jest tam obraz Canaletta przedstawiający Canale Grande w Wenecji,

który, jak sądzę, uzna pani za szczególnie interesujący.

Jej usta rozchyliły się, a na policzku pojawił się dołeczek.

- Byłabym szczęśliwa, mogąc obejrzeć pańską kolekcję malarstwa, Wasza Książęca

Mość - powiedziała z zapartym tchem.

Zaczynał myśleć, że właściwie może polubić tę dziewczynę.

Pomyślał z ulgą, że w jej ubiorze - skromnej białej muślinowej sukni - i w manierach

nie było niczego, co zdradzałoby fakt, iż nie pochodzi z wyższych sfer:

Mógł niemal dostrzec, jak poszukuje w umyśle nowego tematu do rozmowy. Czekał.

- Czy mieszka pan w Londynie, Wasza Książęca Mość? - odezwała się wreszcie.

- Nie przez cały czas - odparł. - Moją główną siedzibą jest zamek Cheviot w

Northumberland.

Spojrzała figlarnie i znów na mgnienie oka pojawił się dołeczek.

- Właściwie to wiedziałam o tym. - Jej głos zmienił się nieco, kiedy zacytowała jedną

z najbardziej znanych starych angielskich ballad: - „Dzielny hrabia Selbourne, co mieszka w

zamku Cheviot.”

- Pani uniżony sługa, panno Patterson - powiedział, śmiejąc się.

Spojrzenie, które mu posłała, było ujmująco sceptyczne.

Ku własnemu wielkiemu zdziwieniu powiedział:

- Właściwie to tak naprawdę nie widziałem zamku Cheviot od prawie siedmiu lat, od

czasu, nim jeszcze wyjechałem na półwysep.

Sarah przechyliła głowę i popatrzyła na niego z sympatią.

- Nie ma pan tam rodziny? Odpowiedział nieco z żalem:

- Nie ociągam się dlatego, że nie mam tam rodziny, panno Patterson. Zwlekam,

ponieważ nie palę się przesadnie do spotkania z członkami rodziny, którzy tam mieszkają.

Jej brązowe oczy posmutniały. - Rozumiem - powiedziała.

Od drzwi dobiegł ich radosny głos Olivii. - Czy już się zapoznaliście?

Książę zerknął na kominek i zobaczył ze zdziwieniem, że była już siódma. Odwrócił

się do swej kuzynki.

- Tak, Olivio, panna Patterson i ja sami się sobie przedstawiliśmy. Wygląda na to, że

background image

ktoś podał nam niewłaściwą godzinę zejścia do salonu.

Olivia obdarzyła go promiennym uśmiechem.

- Kochany Anthony, tak mi przykro.

- Nie ma potrzeby przepraszać - odparł. - Panna Patterson i ja odbyliśmy wielce

interesującą rozmowę.

Olivia odwróciła się do przyjaciółki.

- Czy to prawda, Sarah? - zapytała. - Czy on zdołał cię zabawić?

Sarah miała powściągliwy wyraz twarzy.

- Tak - odpowiedziała.

W tej chwili do salonu wszedł William Patterson.

Książę popatrzył na potężnego mężczyznę, ubranego w szokujący czarny surdut i

kolorową kamizelkę, stąpającego ciężko, i stłumił dreszcz.

- Cóż, cóż, cóż - powiedział Patterson z szorstką jowialnością. - Widzę, że przyszłaś

przede mną, Sarah.

Sarah wstała.

- Tak, dziadku - odparła.

Książę wstał również, patrząc, jak niebieskie oczy kupca taksują powściągliwą twarz

jego wnuczki.

Dostrzegł, jak po grubo ciosanych rysach mężczyzny przemyka błysk niecierpliwości.

- Obawiam się, że to ja jestem winna, iż Sarah przyszła za wcześnie, panie Patterson -

stwierdziła Olivia. - Zdawało mi się, że matka powiedziała, iż mamy zebrać się o szóstej

trzydzieści, a potem kiedy zmieniła godzinę na siódmą, zapomniałam powiedzieć o tym

Sarah. - Posłała kupcowi promienny uśmiech. - Jednak mój kuzyn także przyszedł wcześniej,

więc Sarah nie była osamotniona.

- Dobrze, dobrze, dobrze - powiedział Patterson.

Zatarł nawet ręce.

Dalszej konwersacji oszczędziło im pojawienie się lorda i lady Linford. Lady objęła

towarzystwo wzrokiem i zapytała:

- Czy możemy udać się do stołu? Wszyscy przesunęli się w jej kierunku.

- Jako że jesteśmy w niemal rodzinnym gronie, nie ma potrzeby trzymać się

ceremoniału - powiedziała ciepło lady Linford. - Olivio, ty pójdziesz z ojcem, ja pójdę z

panem Pattersonem, a ty, Anthony, możesz towarzyszyć Sarah.

Sarah była zdumiona. Jej, jako damie o najniższej pozycji w tym gronie, nie powinien

towarzyszyć najwyżej stojący dżentelmen.

background image

Książę był poirytowany. Sarah z pewnością wykryje podstęp. Przesunął się do

dziewczyny, ujął jej dłoń i podał jej ramię.

- To dla mnie przyjemność - powiedział i zaczął prowadzić ją w kierunku drzwi.

Pozostali ustawili się za nimi, we właściwym porządku - książę, hrabia i człowiek bez

tytułu.

Kiedy przechodzili korytarzem do jadalni, książę spojrzał w dół, na lśniące brązowe

włosy swojej partnerki i poczuł wdzięczność. Mogło być o wiele gorzej.

background image

ROZDZIAŁ 4

Sarah ugryzła kęs jagnięciny, starając się nie wyglądać na tak zdumioną, jak

rzeczywiście się czuła.

„Dziadek musiał zrobić coś cudownego dla lorda Linforda” - pomyślała, patrząc, jak

lady Linford uśmiecha się z powodu czegoś, co powiedział pan Patterson.

Kontrast między tym, jak była traktowana ostatnim razem, kiedy odwiedziła Hartford,

a sposobem, w jaki traktowano ją tego wieczoru, był zbyt wielki, by mogła tego nie

zauważyć. Podczas poprzedniej wizyty niezmiennie była ostatnią damą, którą prowadzona na

obiad. Siedziała spokojnie, jadła mało i odpowiadała tylko wtedy, gdy się do niej zwracano.

Nie zwracano się do niej często.

Dziś jednak do stołu zaprowadził ją książę. Posadzono ją pomiędzy księciem a

gospodarzem, lordem Linfordem, i obaj jej schlebiali, zwracając na nią wiele uwagi. Po

drugiej stronie stołu lady Linford wdzięczyła się do jej dziadka.

Wszystko to wydawało się tak niewiarygodne, że Sarah miała ochotę się uszczypnąć.

Uwagę lorda Linforda na moment zajęła Olivia, i książę, który siedział po drugiej stronie

Sarah, powiedział łagodnym głosem:

- Czy często bywa pani w teatrze, kiedy przebywa pani w Londynie, panno Patterson?

Odwróciła się ku niemu, i przez głowę przemknęła jej niespodziewana myśl:

„Wyobraź sobie, co Michał Anioł mógłby zrobić z taką twarzą”.

- Ogromnie lubię teatr, Wasza Książęca Mość. Szczególnie podoba mi się, jak pan

Kean gra Shakespeare'a.

Olivia przyłączyła się do rozmowy ze swego miejsca naprzeciwko.

- Pamiętasz, jak oglądałyśmy „Kupca weneckiego”, Sarah? Ja płakałam i płakałam

nad biednym Shylockiem, ale ty wcale go nie żałowałaś. A to ty masz zwykle takie miękkie

serce!

- Nie tylko ty płakałaś, o ile dobrze pamiętam - odpowiedziała z uśmiechem Sarah. -

Pan Kean zagrał Shylocka tak, jak gdyby to był wielki bohater tragiczny. - Zatem dlaczego go

pani nie żałowała, panno Patterson? - zapytał z ciekawością książę.

Sarah popatrzyła chmurnie na swój kryształowy kieliszek z winem.

- Myślę, że gdybym była Żydówką, wielce by mnie irytowało oglądanie mojego ludu

reprezentowanego na scenie przez tak niegodziwą postać.

Książę sięgnął po swój kieliszek. Był już przy trzecim, podczas gdy Sarah nie wypiła

jeszcze ani połowy z pierwszego. .

background image

- Musi pani pamiętać, że Żydzi nie byli zbytnio lubiani w czasach Shakespeare'a -

skomentował łagodnie.

Po drugiej stronie stołu pan Patterson prychnął.

- Nie są lubiani i w naszych czasach, Wasza Książęca Mość.

Palce księcia okrążyły lekko delikatną nóżkę stojącego na stole kieliszka. Miał piękne

dłonie, jak zauważyła Sarah, subtelne i nieskazitelnie zadbane.

Zaskakujące, że tak elegancki drobiazg mógł jednocześnie wyglądać tak bardzo

męsko.

- Cóż, jeśli chodzi o mnie, to z pewnością ich aprobuję - powiedział przyjaźnie książę.

- Gdyby nie starania barona Rothschilda, nigdy nie bylibyśmy w stanie sfinansować ostatniej

wojny.

Mówił najłagodniej ze wszystkich mężczyzn, jakich Sarah kiedykolwiek spotkała, lecz

w jego głosie pobrzmiewała nuta niewątpliwego autorytetu. Wydawało się, że gdy raz

przemówił, kwestia musiała zostać rozstrzygnięta.

A wszystko to z tak nieodpartą kurtuazją!

Sarah spodziewała się, że jej dziadek wybuchnie. Jednak ku jej bezgranicznemu

zdumieniu nic takiego nie zrobił. Właściwie nawet się nie odezwał. Zamiast tego wpatrywał

się w księcia surowymi niebieskimi oczyma z wyrazem, który wydawał się być aprobatą.

Głos lady Linford przerwał ciszę.

- Być może nie wie pan, że mój bratanek walczył na wojnie, panie Patterson. - Dała

znak służbie, że można zebrać talerze obiadowe. - W rzeczy samej, był dwukrotnie ranny: raz

pod Salamanką i raz pod Waterloo.

Sarah zerknęła na księcia i zauważyła, że spogląda na ciotkę z nieskrywaną irytacją.

Olivia powiedziała z wystudiowaną niewinnością: - Ileż to koni zastrzelono pod tobą

pod Waterloo, Anthony? Trzy czy cztery?

Jego idealnie wykrojone usta zacisnęły się.

- Jeżeli nie masz nic przeciwko temu, wolałbym nie poruszać tego tematu.

Lady Linford spojrzała na Sarah.

- Anthony jest taki skromny. On nigdy nawet o tym nie wspomni, ale został

odznaczony za odwagę pod Waterloo.

Sarah mogła dostrzec jego napięcie, gdy palce księcia zacisnęły się na kieliszku z

winem.

„ Co się dzieje z lady Linford i Olivią?” - pomyślała. - „Czyż one nie widzą, że

sprawiają mu przykrość?”.

background image

Mruknęła jakąś uprzejmą, niezobowiązującą odpowiedź do hrabiny, po czym

odwróciła się z powrotem do Cheviota i powiedziała:

- Czy widział pan kiedyś którąś z historycznych sztuk Shakespeare'a na scenie, Wasza

Książęca Mość? Co pan sądzi o ukazanych w nich scenach bitewnych?

Jego palce rozluźniły się nieznacznie.

- Żołnierze z pewnością są w stanie wygłaszać znaczną liczbę kwestii - odpowiedział.

Zaśmiała się.

- Czy któraś spośród sztuk historycznych jest pani szczególnie ulubioną, panno

Patterson? - zapytał, swobodnie podążając za jej wątkiem.

Uniósł kieliszek i upił łyk intensywnie czerwonego burgunda.

- „Henryk V” - odparła z miejsca.

- Ach. - Trzymając przed sobą kieliszek z winem, zacytował z uśmiechem:

Raz jeszcze w wyłom, kochani, raz jeszcze:

Czy ma go zatkać stos ciał naszych braci?

Jego niezwykłe, jasne oczy spotkały jej oczy i Sarah bardzo wyraźnie poczuła się tak,

jak gdyby jej dotknął.

Po chwili powiedział:

- To także mój ulubiony fragment.

Kiedy służba zaczęła ustawiać na stole talerze deserowe, pan Patterson oświadczył

głośno:

- Sarah otrzymała doskonałe wykształcenie, Wasza Książęca Mość. Jest obeznana z

rzeczami takimi jak sztuki, opery i tym podobne.

Sarah wbiła wzrok w talerz z herbem, który właśnie przed nią postawiono. „Proszę,

dziadku” - pomyślała błagalnie. - „Nie”.

- Cóż, zatem lepiej wykorzystała czas spędzony w szkole niż Olivia - odparł książę.

Popatrzył na kuzynkę. - Co to mówiłaś mi dziś rano podczas przejażdżki? Coś o tym, że

Zanzibar leży w Azji? W jego głosie było pełne ciepła przekomarzanie.

- Och, też coś, Anthony - odparła Olivia. Potrząsnęła blond lokami. - Nikogo nie

obchodzi, gdzie znajduje się Zanzibar.

- Znajduje się u wybrzeży Afryki, lady Olivio - powiedział zadowolony z siebie

Patterson. Przy wschodnim brzegu.

Sarah nie podnosiła wzroku znad talerza, kiedy Olivia odpowiadała coś jej dziadkowi.

Potem usłyszała bardzo łagodny głos mówiący jej prawie do ucha:

*

„Henryk V”, Akt III, scena 1 w tłum. Stanisława Barańczaka.

background image

- Czy pani to wiedziała, panno Patterson? Rzuciła mu przelotne spojrzenie. Jego usta

były poważne, ale jego oczy śmiały się. Nieodparcie jej własne usta wygięły się w uśmiechu

w odpowiedzi na to spojrzenie.

- W rzeczy samej, Wasza Książęca Mość, wiedziałam.

- To niewątpliwie przejmujący fragment - zgodziła się. - Ale mój ulubiony to mowa,

którą król wygłasza przed Azincourt: My, garść - szczęśliwy krąg - gromadka braci.

Po obiedzie panie udały się do salonu na parterze, zaś panowie pozostali w jadalni, by

wypić swoje porto.

Zaledwie drzwi zamknęły się za kobietami, pan Patterson utkwił świdrujący wzrok w

księciu i zapytał:

- Cóż, Wasza Książęca Mość, co pan myśli? Nastała chwila ciszy. Potem książę

powiedział z opanowałem:

- Myślę, że pańska wnuczka to prześliczna młoda kobieta.

Kupiec poczuł, jak ogarnia go ulga. Przez cały czas od chwili, gdy dziś po południu

spotkał Cheviota w bibliotece, obawiał się, że książę upokorzy go, odrzucając Sarah.

Mężczyzna, który wyglądał jak Cheviot, nie miałby kłopotu ze znalezieniem sobie

dziedziczki mającej w sobie więcej temperamentu niż taka szara mysz jak wnuczka

Pattersona.

Ulga, jaką czuł, sprawiła, że odezwał się jowialnie.

- Jeszcze nie widziałem Sarah tak ożywionej jak dzisiejszego wieczora. Myślę, że ona

pana lubi, Wasza Książęca Mość.

Wyraz twarzy księcia był nie do rozszyfrowania.

- Mam nadzieję, że tak - odparł. - Ja z pewnością lubię ją.

Lord Linford zerknął na twarz swego bratanka i rzekł pospiesznie:

- Ja zawsze uważałem, że panna Patterson to czarująca młoda kobieta. Wiem, że moja

córka bardzo ją lubi.

Kupiec uśmiechnął się triumfalnie. Obaj nic mogli nachwalić się Sarah. Małżeństwo

miało dojść do skutku.

„Pieniądze zawsze w końcu wygrywają” - pomyślał Patterson z zadowoleniem. -

„Zapewne obrabuje mnie z fortuny, ale to będzie tego warte”.

Gdy pan Patterson poznał księcia, tkwiący w nim bystry kupiec zrozumiał, że jeżeli

kupi tego człowieka dla Sarah, otrzyma za swoje pieniądze coś cennego. Cheviot to

prawdziwa okazja, towar najwyższej próby. Zamiast czuć się urażony bezwiednie władczą

*

„Henryk V”, Akt IV, scena 3 w tłum. Stanisława Barańczaka.

background image

postawą księcia, jak spodziewała się tego Sarah, kupiec właściwie rozkoszował się nią.

Pojmował ją jako oznakę wyższej pozycji swojego przyszłego zięcia.

„Ciekawe, czy założy swoją książęcą mitrę, kiedy będą brali ślub” - zastanawiał się

Patterson.

Rozparł się na krześle i stwierdził z pewnością siebie:

- Z Sarah będzie wspaniała księżna.

- Jestem pewien, że tak - odparł lord Linford.

Książę nie odezwał się.

Lord Linford dolał jeszcze porto do swego kieliszka i wypił je duszkiem, jak gdyby

bardzo tego potrzebował.

- Dobrze więc - odezwał się hrabia, odstawiając kieliszek na stół. - Kiedy powinniśmy

poruszyć temat tego małżeństwa z samą Sarah?

- Powiem jej dzisiaj - oznajmił Patterson.

Siedział rozparty na krześle, z rękoma splecionymi na piersi. Wypił zaledwie jeden łyk

wybornego porto hrabiego.

- Nie wydaje mi się, aby to był dobry pomysł - odparł książę.

Kupiec popatrzył na swojego przyszłego zięcia z osłupieniem.

- Dlaczego nie? - zapytał stanowczo.

- Ponieważ sądzę, że byłoby mądrzej pozostawić Sarah w nieświadomości do końca

jej pobytu. To da mi możliwość sprawienia, by poczuła się w stosunku do mnie swobodnie -

wyjaśnił książę - Wydaje się z natury powściągliwa i nie sądzę, by czuła się swobodnie,

wiedząc, że życzę sobie ją poślubić.

„Powściągliwa!” - Patterson pomyślał drwiąco. „Cóż, otaksował Sarah, to pewne”.

Jego oczy zwęziły się.

Cheviot mówił dalej spokojnie:

- Potem, kiedy wrócimy do Londynu, pomówię z Sarah osobiście.

Jego łagodny, ujmujący głos zdradzał spokojną pewność siebie człowieka, który

spodziewa się, że wszystko stanie się po jego myśli.

Niechętne spojrzenie Pattersona znikło, ale nadal wpatrywał się spod zmrużonych

powiek w młodego człowieka, siedzącego dokładnie naprzeciwko niego przy stole z

wypolerowanego mahoniu.

Lord Linford poruszył się niespokojnie, kiedy starszy i młodszy od niego mężczyzna

wpatrywali się w siebie nawzajem.

Wreszcie Patterson powiedział powoli:

background image

- Dobrze, Wasza Książęca Mość. Zrobimy, jak pan chce.

Cheviot skinął głową i upił łyk porto.

Patterson dalej wpatrywał się w młodego człowieka, słuchając jednym uchem, co

mówi lord Linford.

Cheviot będzie kosztowny, pomyślał Patterson, ale im dłużej go widział, tym bardziej

był przekonany, że książę okaże się tego wart.

* * *

Olivia grała na fortepianie, kiedy panowie weszli do salonu na parterze, by dołączyć

do pań. Sarah siedziała po jednej stronie instrumentu na sofie w stylu cesarstwa rzymskiego,

obitej białym brokatem, zaś lady Linford na złoconym krześle z obiciem w kolorze

płomiennej czerwieni. Książę natychmiast podszedł, by stanąć u boku Olivii przy fortepianie.

Z wyrazu jego twarzy Sarah mogła wyczytać, że był całkowicie pochłonięty muzyką.

Olivia grała znakomicie. Muzyka była tak właściwie jedyną rzeczą w życiu, do której

Olivia podchodziła z najwyższą powagą. To oddanie było podstawą jej przyjaźni z Sarah.

Każda z dziewcząt zawsze rozumiała zaangażowanie tej drugiej w ukochaną formę sztuki.

Kiedy przebrzmiały ostatnie dźwięki sonaty, którą grała Olivia, dziewczyna podniosła

wzrok na swego kuzyna i uniosła idealnie zarysowane brwi.

On uśmiechnął się i powiedział:

- Zagraj coś Mozarta, Olivio.

Skinęła głową i jej palce raz jeszcze przesunęły się nad klawiaturą.

Książę podszedł do sofy, usiadł obok Sarah i wsłuchał się w muzykę.

Po drugiej stronie pokoju pan Patterson niespokojnie poruszył swoje kilogramy na

wybranej przez siebie drugiej sofie w stylu rzymskim. Sarah, która już przed laty nauczyła

się, że należy rozpoznawać wszelkie przelotne nastroje dziadka, zerknęła na mego nerwowo.

Chociaż uwielbiała słuchać, jak Olivia gra, miała nadzieję, że przyjaciółka nie będzie

grała długo.

Pan Patterson nie miał zbyt wiele cierpliwości do Mozarta.

Zdołał jednak zapanować nad sobą do końca utworu. Wtedy lady Linford zaskoczyła

Sarah, mówiąc:

- Bardzo ładnie, Olivio. A teraz zapytajmy pannę Patterson, czy zechciałaby zabawić

nas przez chwilę.

„Do licha” - pomyślała śmiało Sarah .

- Obawiam się, że nie gram tak dobrze jak Olivia - powiedziała do lady Linford.

- Doskonale to rozumiemy - książę odezwał się swoim spokojnym głosem z miejsca

background image

obok niej. - Bardzo niewiele jest osób w Anglii, które grają tak dobrze jak Olivia.

Olivia posłała kuzynowi promienny uśmiech.

- Dziękuję ci, Anthony.

Lady Linford dała córce znak ręką, by odeszła od fortepianu.

- Oddaj pannie Patterson swoje miejsce, moja droga. Sarah podniosła się z rezygnacją,

ale zanim podeszła do instrumentu, zerknęła na księcia.

- W szkole miałyśmy żelazną zasadę, że żadna z nas nie grała po Olivii -

poinformowała go.

- Ona zawsze musiała grać ostatnia.

Uśmiechnął się.

Sarah przeszła przez salon i usiadła na wolnym miejscu przy fortepianie. Wiedziała, że

gra dobrze, ale wcale nie żartowała, mówiąc księciu o tym, jak dziewczęta w szkole nalegały,

by Olivia grała ostatnia.

Kontrast między wirtuozerią jej przyjaciółki a grą każdej innej był zbyt wyraźny.

Kiedy Sarah wygładzała na ławeczce swoje dziewczęce spódnice z białego muślinu,

przyszło jej do głowy, że podczas jej poprzedniej wizyty w Hartford nikt nie okazał

najmniejszej chęci, by posłuchać, jak gra.

Rozprostowała palce, oparła je na klawiaturze i zaczęła grać fragment koncertu

Haydna, który zawsze lubiła.

- Ślicznie, ślicznie - zagrzmiał pan Patterson, kiedy tylko zdał sobie sprawę, że

skończyła. - Powiedziałbym, że byłaś zupełnie tak dobra jak lady Olivia, Sarah.

Sarah zerknęła na Olivię, która puściła do niej oko.

- Dziękuję, dziadku - powiedziała Sarah.

- Jest pani bardzo utalentowana, panno Patterson - powiedziała lady Linford. Na jej

twarzy - malowały się jednocześnie zadowolenie i ulga.

Brew Sarah uniosła się lekko. Nagle przytłoczyło ją uczucie, że wszyscy w tym

pokoju wiedzą coś, czego ona nie wie.

- Co pan sądzi, Wasza Książęca Mość? - zapytał następnie pan Patterson. - Czyż Sarah

nie gra dobrze?

„Do licha” - pomyślała Sarah z zakłopotaniem. - ”Co dziadka dzisiaj naszło?”.

- Gra rzeczywiście bardzo dobrze - odparł zgodnie książę. - To zawsze musi być

przyjemność, słuchać kogoś, kto jest tak biegły w grze na fortepianie, jak panna Patterson.

Dziadek wyglądał, jak gdyby spodziewał się większego komplementu niż te słowa.

Sarah powiedziała stanowczym tonem:

background image

- Dziękuję, Wasza Książęca Mość.

Potem, zamiast powrócić na swoje miejsce u boku księcia, odeszła, by usiąść obok

dziadka.

- Cóż, pomyślałem, że grasz zupełnie tak samo dobrze, jak lady Olivia - powiedział,

rozglądając się prowokująco po pokoju.

Sarah poklepała go po ręce.

- Dziękuję, dziadku. Lubię grać na fortepianie i radzę sobie dosyć dobrze. Ale Olivia

jest prawdziwą pianistką.

Raz jeszcze spojrzała na przyjaciółkę. Twarz Olivii zarumieniła się z zadowolenia.

- Dziękuję, Sarah - odpowiedziała Olivia.

Sarah uśmiechnęła się do niej.

Pamiętając o swojej powinności jako gospodyni, by zabawiać swych gości, lady

Linford odwróciła się do pana Pattersona i zapytała go, czy zechciałby rozegrać partyjkę

wista z nią, Olivią i lordem Linfordem.

Kupiec założył ręce na kamizelce w jaskrawe wzorki.

- Ja nie gram w karty, proszę pani - oświadczył. - Nigdy nie miałem czasu, by uczyć

się takich głupstw.

Lady Linford wyglądała na osłupiałą. Wcześniej sądziła, że karty będą sposobem na

zabawienie pana Pattersona.

- Sarah gra w wista, mamo - powiedziała Olivia z przesadną skromnością. - Może ty i

papa, Anthony i Sarah rozegracie partię, a w tym czasie ja pokażę panu Pattersonowi ogrody?

Sarah popatrzyła na swą przyjaciółkę ze zdumieniem. Co tej Olivii przyszło do

głowy? Jednak Olivia ominęła jej wzrok. Zamiast tego uśmiechnęła się pogodnie do dziadka

Sarah i powiedziała:

- Nasze ogrody są dosyć znane, panie Patterson. Zdumiony wzrok Sarah przesunął się

teraz na lady Linford. Pomyślała, że niewielkie istnieją szanse, by ta dama pozwoliła córce

spacerować po ogrodzie z tak bardzo prostackim panem Pattersonem.

- Cóż za znakomity pomysł, kochanie - lady Linford rzekła z aprobatą. Potem ruszyła

w stronę stolika karcianego, stojącego w rogu salonu, i odezwała się radośnie: - Zaczniemy,

panno Patterson?

Niemal wstrząśnięta Sarah zobaczyła, jak Olivia bierze pana Pattersona pod ramię i

prowadzi go przez oszklone drzwi wiodące na zewnątrz, do ogrodu.

Zajęła miejsce przy stoliku i przeżyła kolejny wstrząs, kiedy zdała sobie sprawę, że jej

partnerem ma być nie lord Linford, lecz książę.

background image

Podnosząc karty i układając je w dłoni, pomyślała:

„Cóż takiego dziadek mógł uczynić dla lorda Linforda?”.

background image

ROZDZIAŁ 5

Kiedy książę wreszcie udał się do łóżka, nie był w dobrym nastroju.

„Ależ galimatias” - pomyślał z rozdrażnieniem, zamykając za sobą ciężkie drzwi

sypialni.

Jego służący, który siedział na stołku oczekując go, zerwał się na równe nogi.

- Dobry wieczór, Clement - powiedział uprzejmie książę. - Czy dali ci dobry obiad?

- Tak, dziękuję, Wasza Książęca Mość - odparł mężczyzna.

Książę stał spokojnie, pozwalając Clementowi zsunąć mu z ramion idealnie skrojony

surdut i rozwiązać idealnie zawiązany krawat.

W trakcie wieczoru książę widział, jak zdumiona i zdezorientowana była Sarah

niezwykłą uwagą, jaką obdarzali ją oboje gospodarze. Książę dostatecznie dobrze znał ciotkę

Frances, by zgadnąć, że jej lordowska mość nie była tak łaskawa podczas poprzedniej wizyty

Sarah w Hartford.

Usiadł, żeby Clement mógł zdjąć mu buty i pończochy.

Jeżeli ciotka Frances nie zaprzestanie starań, by zachwycić nim tę dziewczynę, ona

bardzo prędko się zorientuje, co się dzieje. A tego książę nie chciał.

Sarah była inteligentna; poznał to po tym, jak grała w wista. Jako jego partnerka,

konsekwentnie dopasowywała się do silnych kart, które on miał w ręku, i pewnie

wykorzystała przewagę, jaką dały jej dwa kiery, ponieważ liczyła karty i wiedziała bardzo

dobrze, że wszystkie atuty już zeszły i że te dwa to ostatnie kiery, jakie pozostały.

Z pewnością była inteligentna.

Książę pozwolił służącemu, by pomógł mu nałożyć czarny jedwabny szlafrok, po

czym odesłał go łagodnym „Dobranoc”. Nie położył się jednak do łóżka. Zamiast tego

podszedł do na wpół otwartego okna i stanął tam, wpatrując się w ciemność i wdychając

świeży aromat niedawno skoszonej trawy.

Był zły na swoich krewnych, ale poza tym jego nastrój stał się lepszy niż w ostatnich

miesiącach.

Po raz pierwszy przyznał sam przed sobą, jak ogromnie obawiał się spotkania z

Pattersonówną. Nie wymagał, by jego żona była piękna, ale nie mógłby się zmusić do

intymnego pożycia z kobietą, która byłaby hałaśliwa, wulgarna i pozbawiona ogłady.

Pomyślał o drobnej, delikatnej twarzy Sarah, o dołeczku w jej policzku, który pojawiał się i

znikał tak intrygująco, i wydał z siebie głębokie westchnienie ulgi.

Pragnął tylko, by inni przestali tak jej go narzucać!

background image

Przypomniał sobie, jak ciotka Frances poinformowała Sarah, że został odznaczony

pod Waterloo, i jego wargi zacisnęły się ze złością. Poza tym, że nie podobał mu się pomysł

lady Linford, by przedstawiać go jak gdyby był wyjątkowo godnym pożądania towarem,

któremu Sarah nie powinna pozwolić wyślizgnąć się z rąk, książę zawsze wpadał we

wściekłość, ilekroć ktoś starał się sugerować, że jest bohaterem wojennym. Jak dobrze

wiedział, wszyscy prawdziwi wojenni bohaterowie byli martwi. Tysiące, całe tysiące -

wszyscy martwi.

Książę zawsze czuł, że musiał nie dokonać tam dostatecznie wiele - po prostu dlatego,

że przeżył.

Odciągnął zasłony, tak by okno było odkryte, i podszedł do wielkiego rzeźbionego

łoża z kolumienkami, w którym miał spać.

W domu panowała cisza.

Zrzucił szlafrok i wspiął się do łóżka w samych kalesonach. Tak sypiał przez

wszystkie lata w gorącym klimacie Hiszpanii i Portugalii, i przywykł do swobody tej prawie

nagości. Jedyny raz, kiedy próbował założyć nocną koszulę, wydała mu się niesłychanie

niewygodna.

Zgasił lampę stojącą przy łóżku, położył się na poduszkach i wpatrywał w ciemność

nad sobą, rozmyślając nad swoją sytuacją.

„Mam jeszcze dwa dni tu w Hartford, by oczarować Sarah” - pomyślał.

Nie miał najmniejszych wątpliwości, że uda mu się ją oczarować. Jeszcze nigdy nie

poniósł porażki, oczarowując kobietę, jeżeli się o to postarał.

„Potem, kiedy wrócimy do Londynu, zaproponuję jej małżeństwo”.

Lord Linford powiedział bratankowi, że bardzo jasno dał panu Pattersonowi do

zrozumienia, iż posag ma być olbrzymi. Książę pomyślał o tym, jak wielkie były jego długi, i

zamknął oczy.

„Zamierzam szybko ją skłonić, by za mnie wyszła”. Tylko raz, kiedy po raz pierwszy

przyniesiono mu wieść o śmierci jego ojca, przeszło mu przez myśl, że niepotrzebny mu tytuł.

Miał dość pieniędzy po matce, by godnie żyć. Mógł po prostu zatrzymać swoją pozycję w

wojsku i wieść nadal całkowicie zadowalające życie .

Ale w księciu tkwiły stulecia wpajanej mu odpowiedzialności i tylko nieznacznie się

zawahał, nim dobrowolnie zaakceptował ciężar, jaki nałożył na jego barki ojciec.

Przynajmniej znowu zobaczy Cheviot, pomyślał, wpatrując się w ciemność pomiędzy

swoim łóżkiem i zwieszającym się nad nim baldachimem. Niestety radość, jaką przyniosła

mu ta myśl, zbladła, gdy uświadomił sobie, że w zamku będą też jego macocha i dwaj

background image

przyrodni bracia.

Jak wspominał Sarah, nie było to spotkanie, na które by niecierpliwie czekał. Nie lubił

drugiej żony ojca prawie tak samo, jak ona lubiła jego. Zaś co do jego przyrodnich braci...

Miał z nimi ledwie tyle styczności, żeby wiedzieć, jakie żywi wobec nich uczucia.

„Niech pomyślę” - zastanowił się. - „Lawrence musi mieć dwadzieścia jeden lat, a

Patrick ... „. - Książę przeprowadził w myślach obliczenia. - „Patrick musi mieć trzynaście”.

Patrick był jeszcze małym dzieckiem, kiedy książę wyruszył do Hiszpanii, a Lawrence

przebywał w szkole. Jednak nawet wcześniej rzadko widywał któregoś z nich, gdyż sam

przebywał w szkole w trakcie semestru, a wakacje zawsze spędzał z przyjaciółmi.

Przez wszystkie te lata, kiedy dorastał, robił co tylko w jego mocy, by unikać zamku

Cheviot, który kochał z całego serca.

Najpierw jednak trzeba mieć pewność, że to małżeństwo dojdzie do skutku, pomyślał,

leżąc w wielkim łożu w paradnej sypialni Hartford Court. Nie mógł zrobić niczego, dopóki

nie był posiadaczem pieniędzy.

Zamknął oczy i przywołał w myślach twarz Sarah. Pomyślał, że w przeciwieństwie do

jej dziadka, na niej jego tytuł wyjątkowo nie robił wrażenia.

„Muszę sprawić, by się we mnie zakochała” - pomyślał książę.

Jego ostatnią myślą przed zaśnięciem było: „Jest naprawdę śliczna, kiedy się

uśmiecha”.

* * *

Sarah wstała przed świtem, włożyła stare ubranie i po cichu wymknęła się z domu

bocznymi drzwiami. Miała ze sobą przenośną sztalugę, naciągnięte płótno i farby olejne.

Wiedziała dokładnie, dokąd zmierza: do małego pagórka po zachodniej stronie jeziora. Było

to idealne miejsce, by obserwować z niego słońce wstające nad pokrytymi wiosenną zielenią

drzewami i spokojną taflą jeziora w dole.

Pierwsze promienie właśnie zaczynały dotykać nieba, kiedy Sarah przybyła na

wybrane przez siebie miejsce. Jej buty, brzegi sukni i płaszcza były mokre od rosy, ale ona

nie zwracała na to uwagi. Wprawnie rozłożyła sztalugę i farby, i w chwili, gdy pierwsze fale

koloru rozjaśniły niebo, przystąpiła do pracy.

Była pochłonięta malowaniem jeszcze kilka godzin później, kiedy koń i jeździec

nadjechali galopem ścieżką okalającą odległy brzeg jeziora. Sarah przerwała na moment, by

podziwiać piękny widok: smukłego, eleganckiego kasztana czystej krwi i smukłego,

eleganckiego arystokratę na jego grzbiecie. W blasku wschodzącego słońca nieosłonięte

niczym włosy księcia lśniły jak odlane z błyszczącego brązu, tak samo jak sierść konia.

background image

Barwy doskonale kontrastowały z jasnością nieba, i Sarah żałowała, że nie może zatrzymać

jeźdźca i konia, by móc uchwycić ich na płótnie.

Ale cała esencja człowieka i konia zawierała się w płynnym ruchu. Nie byłoby sensu

ich prosić, by się zatrzymali i pozowali; gdyby Sarah to zrobiła, utraciłaby piękno chwili.

Kasztan i jego jeździec zniknęli wśród drzew i Sarah wróciła do malowania.

Dwadzieścia minut później, kiedy opracowywała partię nieba na swoim olejnym szkicu,

usłyszała tętent końskich kopyt na ścieżce za sobą.

Nie odwróciła głowy. Może on jej nie zauważy. Może nie zada sobie trudu, by się

zatrzymać. Może po prostu odjedzie i zostawi ją w spokoju, by malowała.

Usłyszała, jak tętent staje się wolniejszy. Po chwili łagodny głos powiedział:

- Stój, mały.

„Do licha” - pomyślała Sarah. Spojrzała chmurnie na swój obraz. - „Więc jednak ma

zamiar mnie niepokoić”.

Książę odezwał się:

- Dzień dobry, panno Pattersan. Ociągając się, odwróciła głowę.

- Dzień dobry, Wasza Książęca Mość.

- Proszę malować dalej - powiedział. - Nie zamierzałem pani przeszkadzać.

Sarah nie potrzebowała dalszej zachęty. Chciała ukończyć ten szkic, zanim światło

słoneczne zupełnie się zmieni.

Skinęła głową, podniosła pędzel i wróciła do pracy. Pół godziny później niebo zalało

pełne światło dnia i Sarah westchnęła, odłożyła pędzel i rozprostowała palce i plecy.

- Rozumiem, dlaczego podziwia pani Ruisdaela - książę odezwał się cicho.

Sarah drgnęła. Zapomniała, że on wciąż tam jest. Odwróciła głowę i zobaczyła, że stoi

o kilka kroków od niej, trzymając w dłoni wodze, z oczyma utkwionymi w jej obrazie.

- Tak - odpowiedziała. - Siedemnastowieczni holenderscy malarze krajobrazów

ukazywali naturę taką, jaka jest naprawdę. Zawsze miałam poczucie, że nasza angielska

tradycja malarstwa pejzażowego jest zbyt... konwencjonalna, by być prawdziwa.

Przytaknął, nie odrywając oczu od jej dzieła. Nie odezwał się.

- To tylko szkic - Sarah usłyszała swój własny głos. - Prawdziwy obraz namaluję w

mojej pracowni w domu.

Znów przytaknął.

- Czy ceni pan malarstwo pejzażowe, Wasza Książęca Mość? - odezwała się, siląc się

na swobodny ton. - Jak wiem, nie jest teraz w modzie.

- Gdzie nauczyła się pani tak malować? - zapytał. Jego głos był śmiertelnie poważny.

background image

- Miałam cudownego nauczyciela w Bath - odparła Sarah. - Johna Blake'a. Przez wiele

lat studiował w Royal Academy, miał zatem wielką biegłość w technice. Bardzo dużo mnie

nauczył.

- I taki człowiek uczył w szkole dla dziewcząt?

- On nie uczył w szkole - powiedziała Sarah. - Miał pracownię w Bath i brałam u

niego prywatne lekcje. - Lekko wzruszyła ramionami. - Pragnęłam wiedzieć więcej, niż mógł

mi pokazać nauczyciel ze szkoły.

Wzrok księcia przesunął się z obrazu na jej twarz i z powrotem.

- Ile pani ma lat, panno Patterson? - zapytał. To pytanie ją zaskoczyło.

- Osiemnaście - odpowiedziała i popatrzyła na niego z uprzejmym zaciekawieniem.

Uśmiechnął się lekko.

- Ma pani przed sobą wielką przyszłość, skoro potrafi pani tak malować w wieku

osiemnastu lat.

Zarumieniła się, zaskoczona .

- Dziękuję. To bardzo miło z pańskiej strony. Zawahała się, po czym dodała: - Mój

dziadek sądzi, że marnuję zbyt wiele czasu na ... „zabawę farbkami”, jak on to określa.

- Pani nie jest amatorką - odparł książę. Jego wzrok raz jeszcze spoczął na jej płótnie. -

Pani jest malarką. A malarze powinni malować.

Jeszcze nikt nigdy nie mówił tak do Sarah, poza Johnem Blake'em.

- Posiadam na własność dwa obrazy Claude'a, które, jak myślę, bardzo się pani

spodobają - powiedział książę. - Kiedy wrócimy do Londynu, musi pani przyjść i je zobaczyć.

- Z przyjemnością - odparła szczerze Sarah. Pełnokrwisty kasztan, który wyskubał już

prawie całą trawę, jakiej mógł dosięgnąć, szarpał wodze, próbując nakłonić księcia do

przeniesienia się w nowe miejsce.

- Lepiej zaprowadzę tego biedaka z powrotem do stajni - powiedział książę. - Chciałby

już śniadanie.

Sarah uśmiechnęła się.

- Być może zobaczymy się znowu w domu, Wasza Książęca Mość.

Wsunął stopę w strzemię i ze swobodą wskoczył na siodło.

- Jestem pewien, że tak - powiedział, po czym odwrócił konia i pogalopował ścieżką.

Sarah patrzyła za nim, póki nie zniknął jej z oczu, a potem odwróciła się, by spakować

swoje rzeczy. Jej serce przepełniała radość.

„Powiedział, że jestem malarką!”.

To było dla niej jak manna na pustyni - ktoś potraktował jej pracę poważnie. Dziadek

background image

uważał, że malowanie obrazów to strata czasu. „Nikt nigdy nie zarobił żadnych porządnych

pieniędzy na obrazach, Sarah” - mawiał. A to dla pana Pattersona było wszystkim.

Nawet Neville Harvey, który zawsze był dla niej dobrym przyjacielem, nie rozumiał

jej malarskiej pasji. Ustępował jej, mówił, że to, co namalowała, jest „ładne”, ale ona

wiedziała, że nawet nie dostrzegał piękna, które starała się uchwycić.

Neville był jak jej dziadek. Niezbyt lubił wieś i najszczęśliwszy czuł się, przebywając

w mieście.

Handel to wszystko, na czym się znał. Zmienność światła na niebie była dla niego

sprawą absolutnie obojętną.

Sarah ucieszyła się, że przyjechała do Hartford i poznała księcia. Miała ogromną

nadzieję, że będzie pamiętał o swoim zaproszeniu do obejrzenia jego Claude'ów.

* * *

Książę nie starał się przypochlebić Sarah, nazywając ją malarką. Naprawdę był

nadzwyczaj zaskoczony, kiedy zobaczył, jak dobre było jej dzieło.

Dzięki temu zobaczył ją w zupełnie nowym świetle. Jej wartość jeszcze wzrosła.

Pomyślał: „Ta dziewczyna to ktoś, kogo należy cenić”.

Na płótnie, namalowanym przez nią tego ranka, było coś, czego nie widział nigdy

wcześniej na żadnym obrazie. To nie techniczna biegłość tak go zdumiała; był to raczej walor

emocjonalny. W sposobie oddania rozmaitych odcieni światła barwiącego niebo z wysokimi

chmurami sunącymi przez niebieskoszarą przestrzeń.

„Jakim cudem człowiek taki jak William Patterson ma taką dziewczynę za wnuczkę?”

- zastanawiał się.

Przypomniał sobie, że jego ciotka wspominała coś o tym, iż matka Sarah była Walijką.

Być może to przyczyniło się do tej różnicy, pomyślał. Celtowie zawsze byli wrażliwi na

piękno.

Odprowadził konia do stajni i zaczął właśnie iść w stronę domu, kiedy sobie

uświadomił, że nie widział ani śladu służącego w pobliżu malującej Sarah. Musiała

przytaszczyć nad jezioro sztalugę, płótno i farby zupełnie sama.

Zmarszczył czoło. Pójdzie i pomoże jej przynieść rzeczy do domu - tak postanowił.

Było to miarą jego własnej dżentelmeńskiej postawy, że nie pomyślał o tym jako o

okazji do nadskakiwania dziedziczce. Autentycznie zatrwożyła go myśl o damie niosącej

takie ciężkie przedmioty.

Odwrócił się i zaczął iść w przeciwną stronę.

Na końcu ogrodu wybrał ścieżkę, która miała go zaprowadzić nad jezioro.

background image

Po pięciu minutach marszu przez las napotkał Sarah. Rozłożyła na części sztalugę,

która teraz zwisała jej na pasku przerzuconym przez prawe ramię; płócienna torba, w której

musiały znajdować się przybory malarskie, wisiała na drugim ramieniu. W rękach niosła

mokre płótno.

- Nie powinna pani sama nosić tak ciężkich przyborów, panno Patterson - powiedział

książę. - Dlaczego nie poprosiła pani służącego, by je zaniósł nad jezioro?

- Nie wydawało mi się, bym mogła wykorzystywać służbę lady Linford - odparła

spokojnie Sarah. - I zapewniam pana, Wasza Książęca Mość, że jestem przyzwyczajona do

noszenia swoich rzeczy.

Przystanął przed nią, zastawiając jej drogę, tak że i ona musiała się zatrzymać.

- Cóż, nie powinna pani. Nadwyręży sobie pani plecy. Proszę mi dać sztalugę i farby .

Niewzruszone brązowe oczy spojrzały na mego z wyrzutem.

- Jestem silniejsza, niż na to wyglądam, Wasza Książęca Mość. Ten ciężar mi nie

zaszkodzi. Odpowiedział przyjaźnie:

- Jednakże, panno Patterson, da mi pani sztalugę i farby.

Zawahała się.

- Nie przyszło mi do głowy, dopóki nie dotarłem do stajni, że nie widziałem z panią

służącego - powiedział. - Inaczej powinienem był pomóc pani wcześniej.

Sarah zaczynała się irytować.

- Nie jestem dzieckiem ani kaleką, Wasza Książęca Mość. Kiedy pan Blake i ja

malowaliśmy w plenerze w okolicach Bath, zawsze sama nosiłam swoje rzeczy.

- Tak, cóż, nie jest pani teraz z panem Blake'em, panno Patterson, jest pani ze mną. A

ja nalegam, by zdjąć z pani ten ciężar.

- Och, dobrze więc - Sarah ucięła nieuprzejmie. - Jeżeli chce pan odgrywać juczne

zwierzę, proszę bardzo.

Ostrożnie opuściła płótno na ścieżkę i podparła je kolanami. Potem zdjęła z ramienia

pasek, przytrzymujący sztalugę, i podała księciu, który zarzucił ją sobie na ramię. Następnie

wręczyła mu przybory malarskie.

Sztaluga nie była wcale lekka. Książę zmarszczył brwi i popatrzył na wątłą szyję

Sarah. Wyobraził sobie wgniecenie, które pasek musiał wyżłobić w delikatnej skórze jej

ramienia.

Sarah pochyliła się i podniosła swoje płótno.

- Gotów? - odezwała się do niego.

Jego usta drgnęły. To z pewnością była nowość, żeby dama rozzłościła się na niego za

background image

to, że ośmielił się jej pomóc.

- Gotów - odpowiedział potulnie.

Obrzuciła go chmurnym spojrzeniem i wysuwając brodę, dała mu znak, by szedł.

Szli w milczeniu, aż dotarli do oficjalnej części ogrodu na tyłach domu. Wtedy Sarah

powiedziała ze skruchą:

- Za jakąż prostaczkę musiał mnie pan uznać, Wasza Książęca Mość. Przepraszam.

Dziękuję za przyniesienie moich rzeczy.

- Ależ bardzo proszę - odparł.

Ogrodnik, który przebywał w ogrodzie zajęty porannym pieleniem, przerwał pracę, by

skinąć głową i odsunąć włosy z czoła, kiedy przechodzili. Książę odpowiedział mu łaskawym

skinieniem głowy.

Sarah zapytała stanowczo:

- Czy coś niedobrego dzieje się z pana okiem? Ogrodnik, starszy mężczyzna, odparł

piskliwym głosem:

- Wydobrzeje, panienko.

- Nie, nie jest dobrze - odpowiedziała Sarah. - Jest całe zaropiałe. Czy był pan u

doktora?

- N ... nie, panienko - odparł zdumiony ogrodnik.

- Potrzebne na to jakieś krople - powiedziała Sarah. - Powiem jej lordowskiej mości,

że trzeba pana posłać do doktora. Jak się pan nazywa?

- Jenkins, panienko.

Sarah uśmiechnęła się do niego. Szczerym uśmiechem, którym doceniła go jako

człowieka.

- Ogród jest piękny, Jenkins - powiedziała. - Wspaniale się pan tu spisuje.

Twarz starego człowieka pojaśniała.

- Dzięki, panienko. Dzięki.

Sarah skinęła głową i ruszyła dalej.

Książę spojrzał na nią ze zdumieniem. On nawet nie zauważył chorego oka starego

człowieka.

background image

ROZDZIAŁ 6

Tego ranka Sarah zobaczyła lady Linford dopiero nieco później, ale kiedy tylko jej

lordowska mość wkroczyła do prześlicznego saloniku porannego, w którym siedziała z

Olivią, Sarah opowiedziała jej o ogrodniku.

Lady Linford spojrzała na swojego gościa ze zdziwieniem.

- Jeden z ogrodników ma zaropiałe oko? - powtórzyła.

- Tak, proszę pani. Wygląda bardzo brzydko. Dziwię się, że nikt nie pomyślał, by

posłać go do doktora.

- Cóż - powiedziała lady Linford. - Dopilnuję, by się tym zajęto, panno Patterson.

Sarah, która nie miała pojęcia, jakie ustępstwo właśnie poczyniła jej gospodyni,

odparła:

- Dziękuję, lady Linford. On nazywa się Jenkins. Hrabina zawahała się, ale było

całkowicie jasne, że Sarah oczekuje od niej, iż zrobi coś natychmiast.

Zadzwoniła na służbę.

- Eliot - zwróciła się do kamerdynera, kiedy ten stanął przed nią pół minuty później. -

Zadbaj, proszę, aby jeden z naszych ogrodników, jak mi się zdaje nazwiskiem Jenkins, został

posłany do doktora. Najwyraźniej ma zaropiałe oko.

Eliot był zbyt dobrym służącym, by pozwolić, aby na jego twarzy odmalowało się

zdziwienie.

- Dobrze, proszę pani - powiedział. - Czy to wszystko?

- Tak - odparła lady Linford.

Kamerdyner wyszedł. Olivia odezwała się głosem zmienionym od tłumionego

rozbawienia:

- Pomyślałam, że dziś po południu zabiorę Sarah, by zwiedziła stary saksoński kościół

w Breedon, mamo.

- To uroczy pomysł - odparła hrabina. Z wdziękiem ułożyła swoje fiołkowo różowe

spódnice na delikatnej sofie obitej różowym jedwabiem. - Czy zaprosisz pana Pattersona, by

się do was przyłączył?

Sarah powiedziała ostrożnie:

- Podejrzewam, że dziadek raczej nie będzie zainteresowany starym saksońskim

kościołem.

- Dobrze więc - odparła przyjaźnie lady Linford.

- Czy sądzisz, że chciałby wyjść postrzelać? Lord Linford byłby zachwycony, mogąc

background image

zaprezentować mu nieco sportu, jeżeli to jest co, co woli.

Myśl o dziadku pełzającym po lesie ze strzelbą prawie wywołała uśmiech na twarzy

Sarah.

- Obawiam się, że dziadek także nie strzela, lady Linford - powiedziała.

Hrabina nie wyglądała już tak miło jak przed chwilą. - Cóż więc, co on lubi robić?

Czy lubi czytać? Nasza biblioteka jest ogromna. Mam też wszystkie najnowsze czasopisma,

jeżeli to jest coś, co mu się spodoba.

Sarah z żalem pokręciła głową.

- Obawiam się, że nie, lady Linford. Teraz hrabina zdążyła się już zachmurzyć.

- Być może chciałby spędzić popołudnie, spacerując po ogrodzie.

- Kwiaty sprawiają, że kicha - powiedziała Sarah.

Lady Linford łypnęła na nią gniewnie.

- Doprawdy, Sarah! Co ja mam więc z nim zrobić?

- On lubi jeść - zaproponowała Sarah.

Lady Linford wyglądała na urażoną.

- Oczywiście, zaplanowałam znakomity obiad, ale do zapełnienia jest jeszcze wiele

godzin, zanim go podadzą.

Sarah westchnęła.

- Przykro mi, lady Linford, ale wszystko, co interesuje dziadka, to interesy. On nie

zajmuje się niczym innym.

Gdyby hrabina nie była taką wielką damą, Sarah powiedziałaby, że wyglądała na

otumanioną.

- Zabierzemy go ze sobą na zwiedzanie saksońskiego kościoła, mamo - stwierdziła

stanowczo Olivia. - Anthony też może pojechać.

Sarah musiała stłumić uśmiech na widok wyrazu ulgi na twarzy lady Linford.

- Dziękuję, Olivio - powiedziała jej matka.

Myśl o prawdopodobnych uwagach pana Pattersona podczas zwiedzania saksońskiego

kościoła wystarczyła, by zgasić entuzjazm Sarah dla tej wycieczki. Nic jednak nie dało się

zrobić. Sarah doskonale rozumiała frustrację lady Linford, próbującej wynaleźć jej dziadkowi

jakieś zajęcie.

Po raz setny Sarah zastanowiła się, co takiego skłoniło Linfordów do wystosowania

zaproszenia.

* * *

Uczestnicy wycieczki wyruszyli z Hartford dwoma powozami. Olivia i pan Patterson

background image

jechali powozem kierowanym przez jednego ze stajennych Linfordów, Sarah zaś pojechała z

księciem jego faetonem, którym książę powoził sam.

Popołudnie było śliczne, słoneczne i ciepłe na tyle, by Sarah czuła się najzupełniej

wygodnie w bolerku rdzawej barwy, narzuconym na prostą, brązową suknię podróżną.

Siedziała obok księcia na wysokim siedzeniu faetonu, dłonie w skórzanych rękawiczkach

trzymając skromnie na podołku i zapierając się małymi bucikami o podłogę. Na głowie miała

czapeczkę z rdzawego aksamitu. Doborowe czarne konie księcia były wspaniałe, i Sarah,

która wiedziała wszystko o beztroskim powożeniu młokosów z wyższych klas, była z

początku nieco zaniepokojona. Książę okazał się jednak znakomity w powożeniu. Jego konie

szły gładko i równo, a on w pełni nad nimi panował.

- Jestem zdziwiony, że nie zwiedziła pani saksońskiego kościoła podczas swojej

poprzedniej wizyty w Hartford - skomentował książę, kiedy faeton toczył się pod ogromnymi,

zwieszającymi się gałęziami dębów, które właśnie zaczynały się zielenić. - To dokładnie takie

miejsce, jakie by panią zainteresowało. - Odwrócił się i spojrzał na nią. - Byłoby wspaniałym

malarskim tematem.

Sarah popatrzyła na swojego towarzysza na dzisiejsze popołudnie. Był ubrany w

czarny płaszcz jeździecki, brązowe spodnie i mocno wypolerowane buty z cholewami. W

każdym calu wyglądał jak wycięty z żurnala, oprócz jednego drobiazgu. Nie nosił kapelusza,

a jego krótko ostrzyżone włosy rozwiewała świeża wiosenna bryza.

- Olivia miała mnie tam zabrać poprzednim razem, gdy tu byłam, ale padało, a potem

nie było czasu - wyjaśniła Sarah.

Książę skinął głową i przeniósł wzrok z powrotem na drogę.

Sarah zerknęła przez ramię na drugi powóz, który jechał za nimi, i odezwała się nieco

zmartwiona:

- Zastanawiam się, jak Olivia radzi sobie z dziadkiem.

Była zdumiona doborem par w powozach, spodziewając się, że to ona będzie

towarzyszyć swemu dziadkowi.

- Poradzi sobie doskonale - odparł pogodnie książę. - Poprosi go, żeby opowiedział o

sobie, i to zajmie go przez całą drogę.

Sarah popatrzyła na niego, zadziwiona.

- To prawda - powiedziała. - Skąd pan to wiedział?

Uśmiechnął się i nagle wydał się urzekająco chłopięcy.

- Wszyscy mężczyźni lubią mówić o sobie, panno Patterson. Jesteśmy niepoprawnymi

egoistami. Czyż pani o tym nie wiedziała?

background image

Sarah nie spuszczała z niego oczu.

- Chyba nigdy się nad tym nie zastanawiałam.

- Cóż, przebywała pani w szkole dla dziewcząt i nie ma pani braci - odrzekł,

usprawiedliwiając ją.

- Ale zapewniam panią, że Olivia będzie wiedziała, jak postępować z pani dziadkiem.

- Hmm - mruknęła w zamyśleniu Sarah. Po chwili usiadła wygodniej, rozplotła i

zaplotła dłonie i powiedziała: - A zatem, Wasza Książęca Mość, czy zechciałby pan

opowiedzieć mi o sobie?

Rzucił jej zaskoczone spojrzenie. Potem się roześmiał.

- Musi być pani bardziej subtelna, panno Patterson. Musi mi pani zadawać

naprowadzające pytania.

Po ich lewej pojawiło się pastwisko, pełne owiec i jagniąt śpiących w popołudniowym

słońcu. Trawa była intensywnie zielona, a wzgórze za pastwiskiem złociło się od młodych

wierzbowych liści.

Sarah zmarszczyła brwi.

- Obawiam się, że nie będę w tym zbyt dobra - mruknęła. - W pewnym sensie to

wydaje się po prostu niegrzeczne, tak wypytywać kogoś o niego samego.

- Musi pani robić to taktownie - powiedział książę. Wyglądał, jakby dobrze się bawił.

- Na przykład może mnie pani zapytać, czy lubię konie.

Dwoje jagniąt leżało przytulonych do siebie; wyglądały jak dwa kłębki białej wełny na

trawie.

Sarah uśmiechnęła się na ich widok.

- Czyż te jagnięta nie są zachwycające? - powiedziała.

Książę szybko przeniósł wzrok z białych kłębuszków w trawie na jej twarz,

uśmiechnął się i powiedział łagodnie:

- Tak. Zachwycające.

Z jakiegoś powodu Sarah poczuła, jak gorący rumieniec wykwita jej na policzkach.

Siadła wyprostowana sztywno i powiedziała z afektacją:

- Czy lubi pan konie, Wasza Książęca Mość? Cień uśmiechu pozostał na jego

wargach. Sarah przyłapała się na myśli, że miał najpiękniejsze usta, jakie kiedykolwiek

widziała.

- Tak, lubię konie - odparł. - Bardzo. Nie będę pani zanudzał szczegółami, ale

zapewniam panią, że o moich koniach jestem w stanie mówić przez bite pół godziny.

- Droga do saksońskiego kościoła zajmuje pół godziny - zauważyła Sarah. - Proszę

background image

mówić.

Jego rozbawienie nie malało.

- Co chce pani wiedzieć, panno Patterson? Odpowiedziała z miejsca:

- Jakiego rodzaju konie pan posiada? Ile? Jakie mają osobowości? Czy ma pan

swojego ulubieńca? Ile miał pan lat, kiedy po raz pierwszy dosiadł pan konia ...

- Stop! - Książę podniósł rękę. - Odpowiadanie na te pytania zajmie mi całą godzinę.

- Zatem będziemy mieli o czym rozmawiać także w drodze powrotnej - powiedziała

Sarah.

Chłopski wóz nadjeżdżał drogą w ich kierunku, i kiedy woźnica zobaczył książęcy

faeton, zjechał na bok i zatrzymał się, żeby pozwolić im przejechać.

Książę łaskawie skinął głową. Sarah odezwała się:

- Dzień dobry. Dziękujemy za przepuszczenie nas. Wieśniak rozpromienił się.

- Dzień dobry państwu.

Na wozie obok woźnicy siedziało dziecko, i kiedy odjechali, Sarah powiedziała do

księcia:

- Cóż za śliczny chłopczyk.

Książę spojrzał na nią, nie rozumiejąc.

- Jaki chłopczyk?

- Chłopczyk, który siedział obok woźnicy. Miał oczy wielkie jak spodki.

Chmara kosów wzbiła się z pola pszenicy po lewej.

- Jest pani bardzo spostrzegawcza, panno Patterson.

Wyglądała na zaskoczoną tą uwagą. Po chwili odezwała się z udawaną surowością:

- Bez ociągania, Wasza Książęca Mość. Miał mi pan opowiedzieć o swoich koniach.

- Czy pani też je lubi? - odparował. - Jeździ pani?

Popatrzyła na niego z irytacją.

- Myślałam, że zamierzamy rozmawiać o panu. Dlaczego nagle rozmowa spadła na

moje barki?

Zaśmiał się.

- Nie chcę pani zanudzać - powiedział. - Jeżeli nie lubi pani koni, znajdziemy coś

innego, o czym będę mógł rozprawiać .

- Lubię wszystkie zwierzęta. Kiedy byłam dzieckiem, mieszkałam na wsi i miałam

kucyka, psa i kaczkę, ale kiedy wyjechałam, by zamieszkać z dziadkiem, musiałam je

zostawić. Przez zwierzęta dziadek kicha.

Zbliżali się do zakrętu i książę zwolnił na wypadek, gdyby napotkali jadący z

background image

naprzeciwka powóz.

Sarah w duchu przyklasnęła jego ostrożności.

- Jak wabił się pani pies? - zapytał książę.

- Skoczek, bo przez cały czas podskakiwał. - Sarah westchnęła. - Oddałam go

pewnemu dziecku z wioski. Ten chłopiec był moim przyjacielem i Skoczek go znał. Johnny

obiecał mi, że będzie się nim bardzo dobrze opiekował, i jestem pewna, że tak było.

- Ja także tęsknię za posiadaniem psa - powiedział książę - Miałem dwa spaniele,

kiedy byłem dzieckiem, ale potem wyjechałem do szkoły, a później do armii. Obiecałem

sobie, że kiedy tylko się ustatkuję, będę miał kilka psów.

- To miłe - powiedziała tęsknie Sarah.

- Wydaje mi się, że nasza rozmowa staje się sentymentalna - powiedział.

- Ma pan rację. Proszę mnie rozweselić i opowiedzieć mi o swoich koniach.

Tym razem jej posłuchał.

- Cóż, mój ulubiony koń to kasztanowy wałach imieniem Sam.

- Sam?

- Sam to doskonałe imię.

- Czy to ten koń, na którym jeździł pan dziś rano?

- Tak.

- To zbrodnia nadawać koniowi imię takie jak Sam. Powinien nazywać się ...

Miedziano - jakiś.

Książę pokręcił głową i jego włosy same zalśniły w słońcu jak wypolerowana miedź.

- Gdyby znała pani jego charakter, zobaczyłaby pani, że imię Sam pasuje do niego

idealnie. Wygląda całkiem efektownie, tu się z panią zgodzę, ale właściwie to

najroztropniejsze zwierzę na świecie. Powierzyłbym mu własne życie. Powierzyłem mu

własne życie. Jest bardziej inteligentny i lojalny niż większość ludzi, których znam.

- To doprawdy wyraz najwyższego uznania - przyznała Sarah. - Proszę opowiedzieć

mi więcej. Jakich to roztropnych rzeczy dokonał?

Książę uraczył ją historią, która ją rozśmieszyła. Potem opowiedział jej następną.

Sarah stwierdziła, że do saksońskiego kościoła dotarli zdumiewająco prędko.

Tego wieczoru Sarah leżała w łóżku, nie mogąc spać, i w myślach na nowo

przeżywała wydarzenia popołudnia. Saksoński kościół był piękny, z centralnie umieszczoną

wieżą i transeptem pochodzącym mniej więcej z 1000 roku. Surowe linie kamiennej budowli

poruszały swoją daleką od sztuczności prostotą, zaś jego położenie - na wzniesieniu, w

background image

pewnej odległości od wioski - było urokliwe.

Sarah ułożyła się na boku w ciepłym, wygodnym łóżku i przypominała sobie, jak wraz

z księciem stali pośrodku nawy, a słońce wnikało do środka przez arkadowe okna.

Przypominała sobie słowa, które książę zacytował swoim łagodnym głosem: „Dusza

człowiecza jest niczym jaskółka, co w ciemną i deszczową noc na moment wpada w drzwi

królewskiej siedziby. Znalazłszy się tam, otoczona jest przez chwilę światłem i ciepłem, i

bezpieczna jest od zawieruchy; lecz po krótkiej, czarownej chwili jasności i spokoju przez

kolejne drzwi wypada i znika w mrocznej burzy, z której przybyła. Podobnie i życie

człowieka widoczne jest przez chwilę, lecz to, co Wcześniej było lub co dopiero ma nadejść,

pozostaje niepoznane”.

- Tak - szepnęła Sarah, rozglądając się po przepięknie zachowanym kościele.

Głos Olivii przerwał ciszę.

- Skąd jest ten cytat, Anthony?

Ona i pan Patterson nadeszli w porę, by usłyszeć słowa księcia.

Książę odwrócił się, by spojrzeć na kuzynkę, i odparł:

- To z „Historia ecclesiastica gentis Anglorum „ Bedy.

- Cóż, to musi być jakaś ponura książka, jeżeli to wszystko, co on ma do powiedzenia

o ludzkim życiu - powiedział pan Patterson.

Jego głos zabrzmiał donośnie w małym kościółku. - Ja nie wiem, czy jest ponura, czy

nie - powiedziała Olivia pogodnie. - Nigdy jej nie czytałam.

- Trochę mały ten kościół, co nie? - odezwał się po chwili pan Patterson. - Żadnych

kolorowych szyb ani ładnie rzeźbionych tęczy.

- To saksoński kościół, dziadku - spróbowała wyjaśnić Sarah. - One były bardzo

proste.

- Cóż, jeśli o mnie chodzi, na pewno niewart jest, by jechać całe mile, żeby na niego

popatrzeć - oznajmił pan Patterson. - Jest dosyć nędzny, jak dla mnie.

Sarah dostrzegła spojrzenie, jakie Olivia wymieniła z księciem, i zaczerwieniła się ze

wstydu.

- Być może bardziej gustuje pan w stylu gotyckim, panie Patterson - powiedział książę

z nienaganną uprzejmością.

- Podoba mi się coś większego i bardziej ozdobnego - odparł kupiec. - Jeżeli to styl

gotycki, to ja taki lubię. Nie żebym przepadał za kościołami - dodał, śmiejąc się prostacko. -

Stanowczo wolę banki.

- Banki z pewnością także są ważne - odpowiedział uprzejmie książę.

background image

* * *

„To nie wina dziadka, że nie rozumie” - Sarah mówiła sobie, leżąc w ogromnym łóżku

pośrodku prześlicznej sypialni - o wiele większej i wspanialszej niż ta, którą oddano jej

podczas poprzedniej wizyty.

Książę dorastał w otoczeniu pięknych przedmiotów. Chodził do szkoły i czytywał

Bedę Czcigodnego. Dziadek nie miał żadnej z tych możliwości.

Ale nie zmieniało to faktu, że Sarah martwiła się wyraźnie niedającą się zwalczyć jego

kulturalną ślepotą. To, że sam nie dostrzegał w czymś piękna, to jedno, ale nie powinien

lekceważyć innych ludzi za ich podziw.

Tak jak lekceważył ją, pomyślała.

Szkoła dla Młodych Panien panny Bates była dla Sarah wybawieniem od dziadka. Pan

Patterson posłał ją do tej bardzo modnej placówki, aby poznała osoby należące do

arystokracji i nauczyła się tego, co określał mianem „ładnych manier”.

Dokonała jednego i drugiego, ale w międzyczasie zdobyła także wykształcenie. Sarah

była ulubienicą każdego z nauczycieli, tak gorliwie przyswajała sobie wiedzę.

To w szkole odkryła malarstwo.

Jedyne, w czym zawsze sprzeciwiała się dziadkowi, to jej lekcje malarstwa. Pan

Patterson nie chciał, żeby pobierała nauki u Johna Blake'a. Sarah nalegała. Nakłoniła

nauczyciela rysunków ze szkoły, by napisał list do jej dziadka, zalecający te lekcje. Kiedy to

nie podziałało, poprosiła samą pannę Bates o napisanie listu.

Fakt, że dyrektorka szkoły zrobiła to, świadczył o jej szacunku dla talentu Sarah. Pan

Patterson był wściekły. Poczuł się tak, jakby na niego naciskano, a nikt nie naciska na

Williama Pattersona.

Pojechał, by spotkać się z Sarah w Bath, i wybuchnął.

Ku jego ogromnemu zaskoczeniu Sarah nie uległa.

- Chcę pobierać te lekcje malarstwa, dziadku. Poza tym zrobię wszystko, o co mnie

poprosisz, ale muszę pobierać te lekcje. Będę je pobierać, nawet gdybym musiała zapłacić za

nie sama.

- Zapłacić czym, moja panno? - pogardliwie zapytał dziadek. - Jedyne pieniądze, jakie

masz, to te, które ja ci daję.

- Jakoś znajdę pieniądze - odpowiedziała Sarah. Będę pobierać te lekcje.

W końcu pan Patterson ustąpił i zapłacił. Powtarzał jej raz po raz, że wyrzuca

pieniądze w błoto, ale zapłacił.

Sarah zawsze starała się z całych sił, by odczuwać wdzięczność wobec dziadka, ale

background image

łatwiej było myśleć o nim z życzliwością, kiedy przebywała w szkole w Bath, niż kiedy

mieszkała z nim pod jednym dachem.

W tej kwestii miała jednak ograniczony wybór.

Wiedziała, że dziadek chce, by poślubiła Neville'a Harveya, ale Neville Harvey był

tylko młodszą, bardziej okrzesaną wersją Williama Pattersona.

Neville nigdy nie zrozumie jej malarskiej pasji. Sarah przewróciła się na plecy i

wpatrywała w baldachim o barwie róż, zdobiący jej łóżko.

„Książę rozumie” - pomyślała.

Nieproszony obraz - jego twarz - pojawił się przed jej oczyma jak żywy.

„Jest pani malarką, panno Patterson, a malarz powinien malować”.

„Może być księciem i wyglądać jak bóstwo, ale to także miły człowiek” - myślała. -

„To dziwne, że czuję się bardziej swobodnie przy nim, niż w towarzystwie większości osób,

które znam przez całe życie”.

Nagle Sarah zdała sobie sprawę, w jaką stronę zmierzają jej myśli, i skrzywiła się.

„Nie bądź idiotką, Sarah” - ofuknęła samą siebie. „To książę Cheviot! On jest dla

ciebie tylko uprzejmy, więc nie pozwalaj sobie myśleć, że jest w tym coś więcej” .

„A jednak byłoby miło, gdyby zaprosił mnie do obejrzenia obrazów Claude'a”.

background image

ROZDZIAŁ 7

Książę powrócił do Londynu ze znacznie większą dozą optymizmu niż ta, jaką mógł

się cieszyć, wyjeżdżając.

- Panna Patterson jest czarująca - powiedział do swojego sekretarza następnego ranka

po powrocie, kiedy siedzieli razem w bibliotece w Selbourne House, przeglądając rachunki.

Max nie potrafił ukryć zdumienia.

- Czarująca? - powtórzył. - Doprawdy, Anthony?

- Takie odniosłem wrażenie - odparł książę. Uśmiechnął się chłopięco. - Przyznam ci

się, Maksie, byłem śmiertelnie przerażony, zanim ją poznałem. Zwłaszcza po spotkaniu z jej

dziadkiem! Ale to dziewczyna o doskonałych manierach, dystyngowana. Mogło być znacznie,

znacznie gorzej.

Ciemne oczy Maksa złagodniały, kiedy przyglądał się odprężonej twarzy swego

chlebodawcy. Nie widział na niej takiego uśmiechu, odkąd wrócili do Anglii.

- Cieszę się, Anthony - odparł. - Taka dziewczyna musi zdawać sobie sprawę, że to

małżeństwo będzie dla niej niesłychanym zaszczytem. Co się bardzo dobrze składa,

zważywszy, że pozycja, którą będzie jej dane zająć, jest jedną z najznakomitszych w całej

Anglii.

Spojrzenie, jakie książę posłał swemu sekretarzowi, było wyraźnie kwaśne.

- Prawdę mówiąc, nie jestem pewien, czy taki wielki zaszczyt w ogóle ją interesuje,

Maksie. Ona pragnie zostać malarką, a nie księżną.

- Malarką!

Książę skinął głową i słońce, przeświecające przez szyby okna biblioteki, zalśniło

refleksami na jego włosach.

„On nosi własną koronę” - Max pomyślał nieco boleśnie.

- Właściwie to jest bardzo dobrą malarką. Widziałem szkic, który zrobiła podczas

pobytu w Hartford, i był on zdumiewająco dobry.

- Wielkie nieba - odezwał się Max.

Książę się zaśmiał.

- Maksie, jeżeli stary Patterson przekaże mi cztery miliony funtów, będzie sobie mogła

malować cokolwiek dusza zapragnie. Gdybym miał wybór, poślubiłbym dziewczynę z mojej

sfery, dziewczynę, która rozumiałaby wymogi związane z jej pozycją. Ale, jak obaj wiemy,

nie mam wyboru. A ta dziewczyna jest inteligentna. Nauczy się tego, co będzie musiała

wiedzieć.

background image

Max uśmiechnął się i wyciągnął rękę.

- Gratuluję ci, Anthony. Wydaje się, że twoja dobra passa nareszcie powróciła.

Książę wsunął smukłe, silne palce w dłoń Maksa i sekretarz poczuł znajome

oszołomienie, które dotyk Anthony'ego zawsze był w stanie u niego wywołać.

- Mam nadzieję, że tak jest - odparł książę. Zabrał dłoń i położył ją na oparciu fotela. -

Pozostaje jednak jeszcze jedna przeszkoda do pokonania.

Max odchrząknął.

- Cóż to takiego?

- Panna Patterson nie wie o planowanym małżeństwie. Patterson powiedział, że nie

zmusi jej do tego wbrew jej woli, zatem żeby osiągnąć cel, muszę ją nakłonić, by zgodziła się

mnie poślubić.

Max spojrzał na twarz swego chlebodawcy.

- Nie sądzę, abyś napotkał jakikolwiek problem z uzyskaniem jej zgody na poślubienie

cię, Anthony - powiedział.

- Cóż, z pewnością zrobię, co w mojej mocy - odpowiedział żarliwie książę. - Być

może potem będę mógł nareszcie się tego pozbyć!

Uderzył ręką w stertę rachunków, piętrzącą się przed nim na biurku.

* * *

W dniu powrotu z Hartford Court William Patterson jadł obiad ze swoją wnuczką.

- Cóż, muszę przyznać, że Linfordowie traktowali nas dobrze - zauważył nad talerzem

zupy ogonowej.

Powtarzał to spostrzeżenie co dziesięć minut od chwili, kiedy ich powóz opuścił tego

ranka Hartford Coutt.

- Tak, rzeczywiście - Sarah zgodziła się, tak jak zgadzała się przez cały dzień. - Hrabia

i hrabina byli nad wyraz mili.

Jedli o piątej trzydzieści po południu, znacznie wcześniej niż jadali w Hartford, ale

pan Patterson nie lubił, gdy kazano mu czekać na jedzenie. Sarah, która nie była bardzo

głodna, wzięła symboliczny łyk zupy.

Patterson odezwał się:

- Książę z pewnością wydawał się ciebie lubić, Sarah.

- Był bardzo miły - przyznała.

Patterson obrzucił ją przeszywającym spojrzeniem znad łyżki z zupą, którą właśnie

unosił do ust.

- Polubiłaś go więc?

background image

Sarah otarła usta serwetką.

- Oczywiście, że go polubiłam, dziadku. Byłoby niemożliwością nie lubić tak

sympatycznego człowieka.

Pan Patterson z satysfakcją skinął głową.

- Dobrze, dobrze, dobrze - powiedział. - Mnie też się spodobał. To prawdziwy książę,

Cheviot. Zawsze potrafię poznać autentyczny towar, a on taki jest.

Sarah spojrzała na dziadka z rozbawieniem.

- Czyżbyś myślał, że to oszust?

- Oczywiście, że nie - powiedział pogardliwie Patterson. - Ale są książęta i książęta,

jeżeli wiesz, co mam na myśli.

- Obawiam się, że nie wiem, co masz na myśli - Sarah odparła przepraszająco. - Nie

wiedziałam, że znasz jakichś książąt, dziadku.

- Och, spotkałem w życiu paru książąt, moja panno - powiedział William Patterson.

Dokończył już zupę i teraz porządnie łyknął klareta, odstawił kieliszek i odezwał się z

wyraźną dezaprobatą: - I byłem co nieco zaskoczony, kiedy stwierdziłem, że potrafią być

zupełnie tacy sami jak wszyscy.

Sarah nie potrafiła powstrzymać się od uśmiechu.

Nie uważasz, że książę Cheviot jest taki sam jak wszyscy?

Pan Patterson dokończył jeść zupę, więc teraz jedyny usługujący im lokaj podszedł

bliżej, by zabrać talerze.

- Nie - pan Patterson odpowiedział wnuczce. - Od pierwszej chwili wiadomo, że to

książę. Wie się to, nawet jeżeli nikt ci nie powiedział, kto to jest. Jak mówiłem, to

autentyczny towar.

Sarah stwierdziła, że dokładnie rozumie, co Jej dziadek ma na myśli.

- Polubił cię - pan Patterson powiedział raz jeszcze. - To było całkiem jasne, moja

panno.

Przed Sarah pojawił się talerz z bogato złoconego serwisu obiadowego.

Po raz pierwszy doznała niepokojącego uczucia, że się domyśla, dokąd zmierza ta

rozmowa.

Powiedziała ostrożnie:

- Książę był dla mnie uprzejmy, dziadku. To tego rodzaju mężczyzna, który zawsze

będzie uprzejmy wobec kobiety. Proszę, nie doszukuj się zbyt wiele w uwadze, jaką być może

mi poświęcał. Książę Cheviot nigdy nie mógłby się zainteresować dziewczyną taką jak ja.

Jedynym określeniem, jakie Sarah potrafiła znaleźć w myślach na opisanie wyrazu twarzy

background image

dziadka, było zadowolenie z siebie. Poczuła mrowienie na karku.

- Czy powinnam coś wiedzieć w związku z wizytą w Hartford, dziadku? - zapytała.

Pan Patterson zaczekał, aż lokaj skończy ustawiać na stole talerze z potrawami, a

potem dał mu znak ręką, by wyszedł z pokoju.

Sarah siedziała przed pustym talerzem, czując, jak serce zaczyna łomotać jej w piersi.

Pan Patterson podniósł nóż do krajania mięsa i zaczął odkrawać kawałki indyka,

którego przed nim ustawiono.

- Nie wiem, dlaczego mówisz, że książę nie byłby zainteresowany dziewczyną taką

jak ty - powiedział.

- Nie byłby mną zainteresowany, ponieważ to książę, a ja jestem córką kupca - odparła

poważnie Sarah. - Dla niego nie jestem dość wysoko urodzona, żeby uczynił mnie swoją

żoną, ani dość nisko urodzona, by uczynił mnie swoją metresą. On był po prostu uprzejmy dla

gościa swojej ciotki, dziadku.

To wszystko.

- Ty tak sądzisz - powiedział pan Patterson, a wyraz samozadowolenia nie znikał z

jego twarzy. Odciął jeszcze kilka kawałków indyka.

Sarah wpatrywała się w połyskujący nóż i zaczęła odczuwać lekki ucisk w żołądku.

Pan Patterson mówił dalej:

- Ty masz coś, czego książę nie ma, Sarah, i wierz mi, to przekreśla wszelkie różnice

między wysokim a niskim urodzeniem.

Mdlące doznanie w żołądku narastało.

- A cóż to jest, dziadku? - zdołała zapytać.

- Pieniądze, moja panno. Oto co masz - Patterson wycelował nożem do pieczystego w

jej pierś. - I oto czego nie ma książę. Jego ojciec przegrał całą rodzinną fortunę. Cheviot może

być księciem, moja panno, ale wszystko, co teraz posiada, to długi.

Pan Patterson wskazał gestem Sarah, że ma podać mu swój talerz, by mógł jej nałożyć

trochę indyka.

Nie poruszyła się.

- Co ty chcesz mi powiedzieć, dziadku?

- Mówię ci, że książę chce cię poślubić, moja panno - powiedział triumfująco pan

Patterson.

Pochylił się nieco w jej stronę, w jednej garści dzierżąc nóż, a w drugiej wielki

widelec do mięsiwa.

- Obiecałem przekazać mu olbrzymią sumę, a w zamian on uczyni cię księżną.

background image

Księżną, Sarah! I to nie jakąś zwykłą księżną, ale księżną Cheviot! Czy można to przebić?

Sarah tylko wpatrywała się w niego przerażonymi brązowymi oczyma.

- Na pewno nie mówisz poważnie, dziadku - odezwała się wreszcie zduszonym

głosem .

- Oczywiście, że mówię poważnie! Czy myślisz, że żartowałbym z czegoś takiego?

Mówię ci, Linfordowie przyszli do mnie i zapytali, czy byłbym zainteresowany takim

małżeństwem. Na początku kazałem im się wić, powiedziałem im, że zaplanowałem dla

ciebie ślub z Neville'em Harveyem. Potem lady Linford zadarła nosa i poinformowała mnie,

że wszystko, co może Neville, to uczynić cię królową bawełny, podczas gdy jej bratanek

może uczynić cię księżną. - Zachichotał i nareszcie odłożył sztućce. - Niech mnie diabli, jeśli

nie miała racji. W końcu zgodziłem się i poczyniliśmy plany, żebyś mogła spotkać się z

księciem w Hartford.

- Nic mi o tym nie powiedziałeś - wyszeptała Sarah słabym głosem.

Dziadek posłał jej chytre spojrzenie.

- Lady Linford powiedziała, że powinienem to zachować w tajemnicy przed tobą.

Powiedziała, że czułabyś się nieswojo z księciem, gdybyś znała prawdziwy powód naszej

wizyty.

Początkowy wstrząs zaczynał łagodnieć i Sarah zaczynała odczuwać złość.

- Ale książę wiedział? - zapytała kategorycznie.

- Oczywiście, że wiedział. W rzeczy samej on mi powiedział, żeby nic ci nie mówić o

tym planie, że chce powiedzieć ci sam. - Kupiec uśmiechnął się, zadowolony z siebie. - Ale

jak szybko się przekona, William Patterson to nie jest ktoś, komu można tak łatwo

rozkazywać, nawet jeśli jest się księciem.

Sarah odsunęła krzesło i podniosła się.

- Przykro mi, że ty i Linfordowie i książę zmarnowaliście czas, dziadku, ale nie

zamierzam go poślubić.

Pan Patterson wyglądał na oszołomionego.

- Co?

- Nie zamierzam go poślubić - powtórzyła Sarah. - Nie lubię być oszukiwana, i z całą

pewnością nie poślubię mężczyzny, który potraktował mnie tak, jak to zrobił Cheviot!

- Potraktował cię, jakbyś była z królewskiego rodu! - ryknął pan Patterson. - Niech

mnie diabli, co się z tobą dzieje, dziewczyno?

- Nie zamierzam go poślubić - powtórzyła.

A potem wybiegła z pokoju.

background image

Sarah zamknęła się w swojej sypialni i opadła na wyściełane krzesło, stojące przed

białym drewnianym kominkiem. Drżała na całym ciele.

„Wiedziałam, że coś się święci w Hartford” - pomyślała z wściekłością. - „Mogłam to

wyczuć”.

Pomyślała o tym, jak ona i książę przypadkiem spotkali się w salonie pierwszego

wieczoru podczas jej wizyty.

To wszystko zostało zaaranżowane. Wszystko - wycieczka do saksońskiego kościoła,

piknik następnego dnia - wszystko zaaranżowane po to, by dać Cheviotowi okazję do

oczarowania jej.

Sarah przypomniała sobie słowa, które wypowiedział do niej nad jeziorem: „Jest pani

malarką”.

Zamknęła oczy.

To bolało najdotkliwiej ze wszystkiego. Bolało, bo mu uwierzyła. Była taka

szczęśliwa, że znalazła kogoś, kto potwierdził jej talent, jej powołanie. Tuliła jego słowa w

sercu niczym sekretny skarb.

Była wtedy taka szczęśliwa.

„On jest nikczemny. Skrajnie i całkowicie nikczemny. Nie poślubiłabym go, nawet

gdyby to był ostatni mężczyzna na Ziemi”.

Poczuła się tak, jakby ją zdradzono. Polubiła go, a on przez cały czas knuł intrygę.

„Może sobie iść i znaleźć pieniądze gdzie indziej” - pomyślała ze wściekłą pogardą. -

„Ode mnie ich nie dostanie”.

* * *

Kiedy do następnego popołudnia pan Patterson wciąż nie był wstanie przekonać

wnuczki, musiał napisać do księcia i opowiedzieć, co się stało.

Nigdy nie widziałem jej tak poirytowanej - pisał do przyszłego męża Sarah. - Lepiej

niech pan odczeka kilka dni, zanim spróbuje się pan z nią zobaczyć, i da jej okazję, by się

uspokoiła. Ja wkrótce przemówię jej do rozumu.

* * *

- Co się stało, Anthony? - zapytał Max, widząc wyraz twarzy swego chlebodawcy po

przeczytaniu wiadomości od pana Pattersona.

Obaj panowie stali w niewielkim, eleganckim westybulu przy frontowym wejściu w

Selbourne House. Książę miał na sobie płaszcz do konnej jazdy i właśnie zamierzał

wychodzić, kiedy dostarczono wiadomość.

- Prosiłem, żeby nic nie mówił - książę odezwał się z gniewem. Jego oczy przybrały

background image

barwę bardziej zieloną niż szarą, co działo się wtedy, kiedy górę brały emocje.

Max nie wiedział, o czym mówi jego chlebodawca, ale wyraz twarzy księcia ostrzegł

go, że lepiej nie pytać ponownie.

- Chryste! - krzyknął książę. Zmiął kartkę w dłoni i cisnął na czarno - białą

marmurową podłogę. - On może wszystko zrujnować.

- Od kogo był ten list, Anthony?

Płonące zielone oczy spojrzały teraz na twarz Maksa.

- Od Pattersona. Czy wiesz, co on narobił? Powiedział Sarah o zaplanowanym

małżeństwie!

Max nie całkiem rozumiał, dlaczego to miałoby tak rozzłościć księcia, ale miał dość

rozwagi, by nie mówić tego na głos.

Książę kopnął pomięty list, który leżał obok jego stopy.

- Ten nieudolny głupiec może właśnie kosztować mnie cztery miliony funtów -

powiedział z goryczą. Maksowi rozjaśniło się w głowie.

- Pannie Patterson nie podoba się ten pomysł? - odezwał się.

- Oczywiście, że nie podoba jej się ten pomysł. Żadnej kobiecie o odrobinie

wrażliwości by się nie spodobał, a przynajmniej nie to, jak musiał jej to wyłuszczyć Patterson.

Zapewne przedstawił jej to jako umowę handlową!

Max, który cały czas miał wrażenie, że to jest umowa handlowa, nie powiedział ani

słowa. Książę przeczesał palcami włosy - widomy znak, że naprawdę był bardzo poruszony.

Potem zaklął, długo i kwieciście, po hiszpańsku. Wreszcie się odezwał:

- Gdyby zostawił to mnie, myślę, że miałbym sporą szansę, by to doprowadzić do

szczęśliwego końca. Ale teraz ... !

Książę dosłownie trząsł się z wściekłości. Max, który przebywał u boku księcia przez

większą część jego dorosłego życia, nigdy jeszcze nie widział go równie rozgniewanego.

- Jeszcze możesz to doprowadzić do szczęśliwego końca. Musisz spotkać się z panną

Patterson, Anthony. Znasz kobiety. Będziesz wiedział, co jej powiedzieć, jak ją oczarować.

Książę potrząsnął głową. Spojrzał na swego sekretarza oczyma, które nagle stały się

bardzo smutne, i odrzekł:

- Nie rozumiesz, Max. Sarah Patterson różni, się od większości dziewcząt w jej wieku.

Ona jest...

- Zmarszczył czoło, szukając odpowiednich słów. - To jest ktoś.

W umyśle Maksa zabrzmiał dzwonek ostrzegawczy. Ale widok cierpienia księcia

ścisnął mu serce.

background image

„On jest tak doskonały” - pomyślał. - „To oburzające, że dręczą go te wszystkie

przyziemne troski. Kiedy już otrzyma pieniądze, których potrzebuje, znów będzie

szczęśliwy”.

- To konieczne, byś poszedł się z nią zobaczyć, Anthony - powiedział stanowczo. -

Nie zwlekaj. Im dłużej jest wydana na perswazje swego dziadka, tym gorzej dla ciebie.

Książę westchnął.

- Masz rację. - Z małego stolika podniósł kapelusz, który odłożył tam wcześniej, kiedy

odbierał list od pana Pattersona. Uśmiechnął się do swego sekretarza. - Ty zawsze służysz mi

dobrą radą, przyjacielu.

Ten uśmiech jak zwykle zadziałał na Maksa obezwładniająco. Jego głos złagodniał,

gdy odpowiedział księciu:

- Ona nie będzie mogła ci się oprzeć, Anthony. Nikt by nie mógł.

- Mam nadzieję, że się nie mylisz, ale nie postawiłbym na to zamku.

Max podszedł do okna i patrzył, jak książę wskakuje na wysokie siedzenie swojego

faetonu i rusza ulicą, powożąc karymi końmi.

background image

ROZDZIAŁ 8

Kiedy jeden z lokajów zawiadomił Sarah, że przyszedł książę Cheviot i życzy sobie

spotkać się z nią, jej pierwszą myślą było: odmówić. Odłożyła pióro, którym właśnie

zaczynała pisać list, i nabrała w płuca powietrza, by powiedzieć Robertowi, że ma

powiadomić księcia, iż jej nie zastał.

Jednak zanim zdążyła się odezwać, młody lokaj powiedział z niemal komiczną czcią:

- Wprowadziłem go do salonu od frontu, panno Patterson.

Dopiero wtedy Sarah zdała sobie sprawę, że oszołomiony Robert już poinformował

Cheviota, iż panienka jest w domu.

Zastanawiała się przez moment, po czym postanowiła, że i tak zamierza się z nim

kiedyś spotkać - dziadek by na to nalegał - i że być może lepiej będzie od razu mieć to za

sobą.

- Dobrze, Robercie - powiedziała nieco smętnie. - Przyjdę.

Rzuciła okiem na prostą muślinową suknię w roślinny wzór, którą miała na sobie, i

oparła się pokusie przygładzenia włosów, związanych skromnie z tyłu różową wstążką, jak u

małej dziewczynki. Spokojnie wyszła na korytarz i zeszła po schodach do najbardziej

oficjalnego z trzech salonów uświetniających londyński dom pana Pattersona.

Kamerdyner stał u podnóża stopni, oczekując Jej.

- Książę Cheviot tu jest, panno Patterson - powiedział z jeszcze większą czcią w

głosie, niż było słychać u Roberta.

- Dziękuję, Crashaw - odparła.

- Czy mam przynieść coś do salonu, panienko? Może herbatę?

- Nie, dziękuję - powiedziała Sarah do starszego człowieka, którego znała od

dzieciństwa. - Poślę po ciebie, jeżeli będę czegoś potrzebować.

Nie miała zamiaru oferować żadnej gościny podstępnemu księciu. Otworzyła drzwi do

salonu i weszła do środka. Czuła złość i zmagała się z sobą, by ją stłumić. Nie chciała dawać

mu satysfakcji.

Stał obok sofy.

- Wasza Książęca Mość - odezwała się i spojrzała na niego z nieskrywaną wrogością.

Odpowiedziało jej spojrzenie smutnych, szarozielonych oczu.

- Do licha - powiedział. - Jest nawet gorzej, niż się obawiałem.

Jego słowa zaskoczyły ją, ale wiedziała dokładnie, co miał na myśli.

- Tak - odparła, a wrogość była wyczuwalna także w jej głosie. - Tak jest.

background image

Poruszył smukłą dłonią, nieustrojoną w żadne pierścienie.

- To naprawdę nie jest tak okropne jak się wydaje, Sarah. Chciałbym, aby pani to

wiedziała.

- Nie chcę wiedzieć niczego - odparła Sarah. - Chcę tylko, żeby pan sobie poszedł.

- Nie winię pani. Oszukałem panią, i jest pani rozgniewana. Ma pani do tego wszelkie

prawo, ale proszę tylko o poświęcenie mi dziesięciu minut, tak żebym mógł opowiedzieć, jak

do tego wszystkiego doszło.

- Wiem, jak do tego doszło - powiedziała Sarah. - Potrzebuje pan pieniędzy.

- Potrzebuję ogromnej sumy pieniędzy - zgodził się z nią łagodnym, zwodniczo

delikatnym głosem.

- Moim spadkiem po ojcu była góra długów, sięgających ponad dwóch milionów

funtów.

Sarah poczuła, jak jej oczy się rozszerzają, tak wstrząsnęła nią kwota, którą wymienił.

- Dwóch milionów funtów!

- Tak. - Wskazał gestem sofę i krzesła stojące naprzeciwko niej. - Czy moglibyśmy

usiąść? Proszę. Nie zabiorę pani wiele czasu, obiecuję.

Ku własnemu wielkiemu zdumieniu Sarah stwierdziła, że powoli idzie w głąb pokoju.

Książę przystanął przed jednym z ogromnych foteli ustawionych naprzeciw sofy. Po chwili

wahania Sarah zajęła tam miejsce.

Książę usiadł w fotelu. Jego twarz wyglądała na napiętą, ale jego głos jak zwykle

zachował swobodny ton.

- Widzi pani, po tym, jak mój ojciec popełnił samobójstwo, ja ...

Stłumiony odgłos z ust Sarah kazał księciu przerwać. Spojrzał na jej twarz i ze

znużeniem wzruszył ramionami.

- Nie potrafił stawić czoła ruinie, jaką uczynił ze swego życia, wycofał się więc z

niego.

- Pozostawiając tę ruinę panu - powiedziała Sarah. Jego uśmiech był wymuszony.

- Muszę wyznać, że przez krótką chwilę i mnie kusiło, by się wycofać. Ułożyłem

sobie całkowicie satysfakcjonujące mnie życie w armii i wcale nie pragnąłem go porzucać. -

Uśmiech zbladł. - Jednak rzeczywistość jest taka, że jestem teraz głową rodziny i nie mogę

odwrócić się plecami do tego obowiązku. Mam dwóch przyrodnich braci, których życie nie

może zostać zniszczone z powodu rozrzutności mego ojca. Nie wspominając już o macosze,

która została dosłownie bez pensa przy duszy.

Sarah nie miała zamiaru oferować gościny podstępnemu księciu. Poczuła, jak

background image

zdradzieckie współczucie zakrada się do jej serca.

„Nie waż się go żałować” - nakazała sobie. Powiedziała surowym tonem:

- Uznał pan zatem, że jedynym sposobem na naprawienie pańskiej sytuacji finansowej

jest poślubienie dziewczyny, która ma pieniądze.

- Tak - odparł. - Ale muszę podkreślić, panno Patterson, że uważałem takie

małżeństwo za coś, co przyniosłoby korzyści obu stronom. Ja, owszem, otrzymałbym

pieniądze, których tak okrutnie potrzebuję, ale moja żona otrzymałaby jeden z najwyższych

tytułów w kraju. Widzi pani, bycie księżną Cheviot jest coś warte.

- Jestem pewna, że jest... dla niektórych dziewcząt - Sarah odpowiedziała, dając

bardzo wyraźnie do zrozumienia tonem swego głosu, że ona nie jest jedną z tych omamionych

istot.

Skinął głową.

- Dostrzegłem niemal natychmiast, że taki zaszczyt znaczy dla pani niewiele lub zgoła

nic. Dla pani dziadka to był wspaniały interes i obawiam się, że założyłem, iż pani będzie

odczuwała podobnie. Ale ... było dla mnie jasne, że tak nie jest.

Część gniewu, który Sarah starała się trzymać na uwięzi, przebiła się przez maskę

opanowania.

- Dlaczego mi nie powiedziano? - zapytała kategorycznie. - Dlaczego zostałam

zmuszona do przejścia tej żałosnej szarady w Hartford, podczas gdy wszyscy oprócz mnie

wiedzieli, co się dzieje?

Książę spojrzał na nią uważnie, a piękna linia jego ust wyrażała smutek.

- Moja ciotka uznała, że będzie się pani czuła bardziej swobodnie, jeżeli nie będzie

pani znała okoliczności związanych z tą wizytą. Chciała dać pani okazję do poznania mnie

bez towarzyszącego temu bagażu, stającego na drodze.

- To znaczy, że chciała dać panu okazję do oczarowania mnie - oskarżyła go Sarah.

Blady uśmiech wydźwignął w górę kąciki jego smętnych ust.

- Cóż ... tak.

Sarah przeniosła wzrok z jego ust na jego oczy.

- Polubiłam pana - powiedziała. - Myślałam, że jest pan miłym człowiekiem. A pan

przez cały czas mnie okłamywał.

- Nigdy pani nie okłamałem - odparł. Pewnie odpowiedział na jej spojrzenie. - Nie

powiedziałem pani wszystkiego, to prawda, ale nigdy pani nie okłamałem.

Pogardliwe spojrzenie było jedyną odpowiedzią Sarah.

- Sarah, chcę, by posłuchała mnie pani uważnie. Uważam, że powinna mnie pani

background image

poślubić i chcę pani wyjaśnić dlaczego.

Wyraz twarzy Sarah zmienił się z pogardliwego na niedowierzający.

- Proszę mnie tylko wysłuchać - mówił książę. - Błagam panią.

Jego łagodny głos nie zmienił się, ale Sarah poczuła, że za tymi spokojnymi słowami

kryje się desperacja. Zacisnęła wargi.

Zegar odmierzył całe trzydzieści sekund. A potem:

- Dobrze - powiedziała. - Posłucham, ale nic ponad to.

- Dziękuję.

Sarah pomyślała nagle, że książę wygląda na znacznie bardziej znużonego, niż

wydawał się w Hartford. Po raz pierwszy od chwili, kiedy poznała prawdę, przyszło jej do

głowy, że został wplątany w sytuację, która nie była jego winą. Pomyślała, że nie powinna go

winić za próbę wydostania się z tej sytuacji w jedyny dostępny mu sposób.

Tyle że nie zamierzała stać się środkiem, jakim on by się w tym celu posłużył.

Książę powiedział:

- Pojechałem do Hartford Court, by spotkać panią, spodziewając się, że będzie pani

chętna zostać księżną Cheviot. Nie z powodu mojego niezwykłego uroku, ale ponieważ

niemal każda kobieta, jaką znam, pragnęłaby zajmować tak wysoką pozycję. A potem

poznałem panią i stwierdziłem, że pani jest inna. Bycie księżną nie jest dla pani istotne; dla

pani istotne jest malowanie.

Sarah poczuła, jak jej twarz tężeje. Jej zdaniem to właśnie był najgorszy grzech

księcia: fałszywe komplementy na temat jej malarstwa.

Dostrzegł, o czym pomyślała.

- Kiedy zobaczyłem panią tamtego dnia ze sztalugą nad jeziorem, przyznaję, nie

wziąłem pani zbyt poważnie. Zapytałem, czy mogę zobaczyć pani pracę, myśląc, że pochwalę

ją i powiem, jaka jest śliczna. - Jego oczy uwięziły jej spojrzenie, nie pozwalając jej się

uwolnić. - A potem zobaczyłem, co pani tworzy.

Dłonie Sarah zacisnęły się w piąstki. Spojrzała na niego gniewnie, wyzywając go, by

spróbował oszukać ją raz jeszcze.

- W pierwszej chwili byłem wstrząśnięty - powiedział. - Potem poczułem

niewypowiedzianą ulgę.

- Ulgę? - powtórzyła. - Dlaczego miałby pan poczuć ulgę?

- Widzi pani, wtedy wiedziałem, że znalazłem coś, co mógłbym pani zaoferować, a co

mogłoby skłonić panią do zgodzenia się na poślubienie mnie.

Na jej twarzy wypisane było zdumienie.

background image

- Nie rozumiem pana.

- Jest pani dobrą malarką, Sarah, ale aby mogła się pani stać wielką malarką,

potrzebne jest pani kontynuowanie edukacji. Powinna pani oglądać wiele obrazów artystów,

którzy podzielali pani zainteresowanie zagadnieniem światła. Powinna pani jechać do

Amsterdamu, do Paryża, do Włoch ... Do miejsc, gdzie można znaleźć takie obrazy.

Książę pochylił się do przodu, jak gdyby sięgał ku mej.

- Jeżeli mnie pani poślubi, zabiorę tam panią - powiedział.

Piąstki Sarah zaciśnięte były tak mocno, że aż paznokcie wbijały się w jej dłonie. Nie

mogła wykrztusić ani słowa. Po prostu patrzyła na księcia.

- Kto jeszcze ze znanych pani osób zrobiłby to dla pani?

Jego głos wydawał się dochodzić z bardzo daleka.

- Pani dziadek? - mówił dalej. - Ten cały Harvey, którego zamierzała pani poślubić?

Założę się, że żaden z nich nie ma pojęcia o wartości pani prac.

- Oni sądzą, że to marnowanie czasu.

Książę nie wyglądał na zaskoczonego tym wyznaniem .

- Posiada pani potencjał, by stać się doskonałą artystką, jeżeli pani talentowi pozwoli

się rozwijać i dojrzewać. Jeżeli mnie pani poślubi, obiecuję dać pani wszelkie możliwości, by

tak się stało. Mam wstęp do domów, których właściciele posiadają obrazy, które powinna

pani zobaczyć.

Sarah poczuła, jak nagły rumieniec zabarwia jej bladą twarz. Przytknęła drżące dłonie

do ust i wpatrywała się w księcia.

„Paryż” - pomyślała. - „Rzym ... Amsterdam ... być może nawet Wenecja!”.

- Jest pan diaboliczny - wyszeptała. Pokręcił głową.

- Proponuję pani partnerstwo. Jako moja żona może pani jechać dokądkolwiek pani

zapragnie i robić, cokolwiek pani zapragnie. Nikt nie będzie robił zastrzeżeń, jeżeli księżna

Cheviot zażyczy sobie wystawiać swoje obrazy w Akademii Królewskiej. Jak pani sądzi, co

Akademia odpowiedziałaby pannie Sarah Patterson, gdyby ta zgłosiła obraz na wystawę?

- Akademia Królewska nigdy nic by ode mnie nie przyjęła - odpowiedziała Sarah

głosem tak samo słabym jak poprzednio.

- Gdyby obraz był dostatecznie dobry, przyjęliby go od księżnej Cheviot.

Sarah niepewnie westchnęła. On miał rację.

Ale ... małżeństwo?

- Być może ... gdybym miała więcej czasu, żeby pana poznać ...

Wyraz jego twarzy był nieopisanie zasmucony.

background image

- Janie mam czasu, Sarah. Stracę większość moich dóbr, jeżeli natychmiast nie spłacę

hipoteki.

Przygryzła wargę.

- Sarah. - Książę podniósł się z fotela i podszedł bliżej, by usiąść obok niej na sofie.

Wyciągnął rękę i ujął jedną z jej drobnych, drżących dłoni. - Powiedziałaś wcześniej, że mnie

polubiłaś. Cóż, ja lubię ciebie. To wcale nie taki zły początek dla małżeństwa. A ja szczerze

wierzę, że będziesz ze mną szczęśliwsza niż byłabyś z kimś, kto sądzi, że twoje malowanie to

„marnowanie czasu”.

Posiadał niezwykły erotyczny magnetyzm i gdyby postanowił posłużyć się nim w tej

właśnie chwili, straciłby ją. Jednak zamiast tego trzymał jej dłoń i poważnie spoglądał jej w

oczy.

- Ja także myślę, że zapewne byłabym - powiedziała Sarah drżącym głosem.

Zaczął się uśmiechać.

- Czy to oznacza „tak”?

Oczy Sarah zalśniły nagłą przekorą.

- Tak.

* * *

Odjeżdżając powozem spod domu Williama Pattersona książę poczuł, jak od

ogromnej ulgi robi mu się niemal słabo.

„Dzięki Ci, Boże” - pomyślał żarliwie, zręcznie kierując konie w środek ciągu

pojazdów zmierzających w stronę Piccadilly. A potem, z jeszcze większym żarem, dodał:

„Dziękuję ci, Sarah. Nie pożałujesz tego, obiecuję”.

Książę miał bowiem solenny zamiar wypełnić obietnicę, którą właśnie złożył.

Zabierze Sarah w podróż po całej Europie i pokaże jej każdy obraz, jaki będzie chciała

zobaczyć. Jeżeli Sarah zapragnie dalszej edukacji, on, jej mąż, dopilnuje, by ją otrzymała.

Książę dorastał w domach pełnych wspaniałych dzieł sztuki i nie lekceważył talentu

Sarah. Nigdy nie spodziewał się poślubić kobiety, dla której najważniejszą sprawą w życiu

nie będzie po prostu fakt bycia jego żoną, ale pomyślał: „Niech i tak będzie”. Nie zamierzał

się skarżyć. Bądź co bądź, posiądzie jej pieniądze.

Zamiast pojechać do swojego klubu, jak wcześniej planował, zawrócił na Berkeley

Square. Postanowił, że wyśle wiadomość do Pattersona do City, by mu oznajmić, że Sarah

zmieniła zdanie.

Teraz będą musieli wynegocjować intercyzę. Książę miał wrażenie, że te negocjacje

nie będą łatwe ani przyjemne. Patterson wydał mu się człowiekiem, który zwykł targować się

background image

o każdego pensa. Początkowe rozmowy książę mógł zostawić swoim prawnikom, ale

wiedział, że będzie musiał interweniować, jeżeli chce otrzymać potrzebną mu sumę. Nie była

to wcale przyjemna myśl.

Wciąż rozmyślał o czekających go negocjacjach, kiedy wkraczał do biblioteki w

swoim domu. Jego sekretarz właśnie wyjmował papiery z teczki na biurku.

- Anthony! - zawołał Max. - Zamierzałem przejrzeć raz jeszcze te rachunki od

Tattersalls. - Spojrzał uważnie na zaabsorbowaną twarz księcia i zapytał z przerażeniem: -

Nie udało ci się?

Zafrapowany wyraz twarzy księcia natychmiast ustąpił miejsca promiennej radości.

- Zgodziła się wyjść za mnie.

Sekretarz popatrzył na twarz księcia; w pamięci powróciła do niego chwila, kiedy

spotkali się po raz pierwszy.

Max był wówczas porucznikiem dragonów i służył w regimencie, do którego książę

został przydzielony, gdy po raz pierwszy wyjechał na Półwysep Iberyjski jako kapitan lord

Alnwick.

Max wyraźnie pamiętał niechęć, z jaką ludzie z jego jednostki przyjęli wiadomość, że

ma nimi dowodzić dwudziestojednoletni hrabia, który dopiero co opuścił Oxford. Drogą do

awansu w armii Wellingtona było kupowanie stopni, a syn księcia posiadał środki, by jednym

susem przeskoczyć znacznie bardziej doświadczonych żołnierzy.

Max poszedł do namiotu swego nowego dowódcy, spodziewając się spotkać

zarozumiałego, szorstkiego, zbzikowanego na punkcie wojska młokosa, któremu się wydaje,

że wie wszystko, co można wiedzieć o dowodzeniu i o wojnie.

Zamiast tego został powitany przez łagodny i czarujący głos, który powiedział:

- Proszę wejść, poruczniku. Bardzo się cieszę, że mogę pana poznać.

A potem nowy kapitan wyszedł z cienia.

Uroda dwudziestojednoletniego Anthony'ego była tak oszałamiająca, że zwaliła

Maksa z nóg niczym cios prosto w serce. Ujął dłoń młodego kapitana i ledwie zdołał

wykrztusić jakąś zrozumiałą odpowiedź. Zanim dwadzieścia minut później Max opuścił

namiot nowego dowódcy, był już niewolnikiem Anthony'ego. Max postanowił wtedy, że

żaden nowy oficer w dziejach armii nie będzie mógł poszczycić się posiadaniem mentora

równie dokładnego i oddanego jak on dla młodego lorda Alnwicka.

Po chwili przebłysk wspomnienia zbladł i Max nie znajdował się już w namiocie w

Portugalii, lecz w bibliotece w Selbourne House, a Anthony spoglądał na niego nieco

badawczo.

background image

W wieku lat dwudziestu siedmiu książę stracił już ten świeży, młodzieńczy wygląd,

który tak oszołomił Maksa podczas ich pierwszego spotkania. Jednak pod innymi względami

był jeszcze bardziej urodziwy.

Sam jego widok, sam dźwięk jego głosu potrafił doprowadzić Maksa do zawrotu

głowy ze szczęścia. Odczuwał teraz niezmierną ulgę Anthony'ego i cieszył się wraz z nim.

- Wiedziałem, że zdołasz sobie poradzić - powiedział.

Było niemożliwością, by ktokolwiek oparł się Anthony'emu.

- Nie byłem pewien, czy zdołam - książę się zaśmiał. - Będzie z niej niezwykła

księżna, mówiąc oględnie, ale jestem jej bardzo, bardzo wdzięczny.

- Nonsens - odburknął Max. - Nie masz powodu być jej wdzięcznym, Anthony.

Oferujesz jej nagrodę równie cenną jak wszystko, czymkolwiek ona może obdarzyć ciebie.

- Mówiłem ci już. Ona nie dba o bycie księżną.

- Nie mówiłem o tytule - odparł Max. - Mówiłem o tobie.

background image

ROZDZIAŁ 9

Sarah pomyślała najpierw, że najgorsza w jej decyzji poślubienia księcia będzie

konieczność znoszenia euforii dziadka. Ku swemu zaskoczeniu bardziej była zaniepokojona

niespodziewaną reakcją ze strony Neville'a Harveya.

Wpadł do niej rankiem następnego dnia po jej rozmowie z księciem. Wcześniej padało

i Sarah pracowała właśnie w pokoju, w którym urządziła sobie pracownię, kiedy Crashaw

wszedł, informując ją, że pan Harvey przyszedł z wizytą i nalega, by się z nią zobaczyć.

Stała przy sztaludze, ostatnimi pociągnięciami pędzla wykańczając akwarelę

przedstawiającą Green Park, i nie była zadowolona, że jej przerwano. Jednak w tych

okolicznościach uważała, że trudno mu odmówić.

- Dobrze - odpowiedziała z niechęcią. - Powiedz mu, że przyjdę za kilka minut.

- Tak, panno Patterson - powiedział kamerdyner, zwracając się do niej z uroczystą

czcią. Ukłonił się i opuścił pokój.

Crashaw zaczął traktować ją jak osobę z królewskiego rodu, odkąd tylko się

dowiedział, że ma poślubić księcia Cheviot. Dla Sarah było to bardzo irytujące.

Oczyściła pędzle, po czym poszła na górę do swojej sypialni, by umyć ręce i zetrzeć

plamę farby z policzka. Miała na sobie starą sukienkę poplamioną farbą, ale nawet nie

przyszło jej do głowy, by się przebierać. Neville przywykł widywać ją w takim stroju.

Kiedy Sarah skończyła mycie, wyszła na korytarz, udekorowany dwoma wyjątkowo

kiczowatymi i nudnymi pejzażami, i zeszła do holu.

Przez chwilę stała przed drzwiami salonu, nastawiając się na to, że spotka ją

potępienie.

„Neville ma prawo być zdenerwowany” - powiedziała sobie. Bądź co bądź,

spodziewał się, że to on ją poślubi. Będzie głęboko poruszony utratą długo oczekiwanej fuzji

jego firmy i firmy Patterson Cotton.

Wzięła głęboki wdech i weszła do pokoju, przygotowana spotkać się z dezaprobatą i

rozczarowaniem. Nie była przygotowana na wściekłość.

Słowa Neville'a dobiegły ją już na progu.

- Jak mogłaś mi to zrobić, Sarah?

Zamrugała i wpatrywała się w niego, zaskoczona.

Stał dokładnie w tym samym miejscu, w którym dzień wcześniej stał książę, a jego

twarz była pobladła z gniewu.

- Co ... co masz na myśli? - zapytała niemądrze.

background image

- Bardzo dobrze wiesz, co mam na myśli! - Neville zrobił kilka kroków, tak że znalazł

się obok fotela, w którym wcześniej siedział książę. - Twój dziadek powiedział mi właśnie, że

zamierzasz wyjść za mąż za księcia Cheviota!

Sarah zdusiła chęć ucieczki z pokoju.

- Tak - odparła świadomie cichym głosem. - Zamierzam.

- Ależ nie możesz! - Okrągła, sympatyczna twarz Neville'a zamiast bladej była teraz

czerwona. - Obiecałaś, że wyjdziesz za mnie.

Sarah przesunęła się o kilka kroków w głąb pokoju. powiedziała najbardziej

racjonalnie, jak potrafiła:

- Nigdy nie obiecywałam, że za ciebie wyjdę, Neville. To był pomysł twojego ojca i

mojego dziadka, żeby połączyć dwie firmy poprzez nasze małżeństwo. Nie przypominam

sobie, by kiedykolwiek konsultowano się ze mną w tej sprawie.

- Nigdy się nie sprzeciwiałaś - zawołał. - Wiedziałaś, co zostało dla nas zaplanowane,

i ani razu nie powiedziałaś, że nie chcesz wyjść za mnie za mąż.

Sarah musiała przyznać, że to prawda. Rzeczywiście, zawsze mgliście zakładała, że

pewnego dnia poślubi Neville'a. To było coś, o czym dziadek mówił od tak dawna, że niemal

wydawało się faktem dokonanym. Ale małżeństwo zawsze było czymś ze sfery dalekiej

przyszłości i Sarah nie myślała o nim zbyt często.

- Usiądź, Neville - powiedziała - i porozmawiajmy o tym w rozsądny sposób.

Neville rzucił się na fotel, a Sarah przeszła przez pokój, by usiąść na sofie.

Sarah zaplotła ręce na sukni poplamionej farbami i powiedziała cicho:

- Widzisz, Neville, dziadek zmienił zdanie. Teraz chce, żebym poślubiła księcia.

Niebieskie oczy Neville'a płonęły.

- Doskonale o tym wiem, Sarah. Nie mogłem uwierzyć, że człowiek, którego

słuchałem dziś rano, to William Patterson! Cały puchnie z dumy, że zostajesz księżną

Cheviot. Zapytał mnie nawet, czy wiem, że jeden z przodków księcia jest opisany w sztuce

Shakespeare'a!

Z przelotnym rozbawieniem, które szybko stłumiła, Sarah przypomniała sobie, że

wspomniała dziadkowi, iż hrabia Cheviot był postacią występującą w jednej z historycznych

sztuk tego autora.

W głosie Neville'a zabrzmiała nuta goryczy.

- Za nic w świecie nie potrafię zrozumieć, jak dałaś się namówić na taki związek.

Czyżbyś była tak omamiona tytułem, jak twój dziadek?

- Oczywiście, że nie jestem, Neville - odparła Sarah. - Na tyle mnie znasz.

background image

- Myślałem, że cię znam, ale dla tej Sarah, którą znałem, nic nie znaczyłoby bycie

księżną.

- Nic dla mnie nie znaczy bycie księżną - odpowiedziała Sarah.

- Zatem, na miłość boską, dlaczego zgodziłaś się wyjść za niego?

Przez krótką chwilę Sarah pomyślała, że może spróbować wytłumaczyć Neville'owi

swoje motywy, ale wojownicze spojrzenie jego niebieskich oczu sprawiło, iż zmieniła zdanie.

On nigdy by nie zrozumiał.

- Zamierzam wyjść za niego, ponieważ tak życzy sobie dziadek. Wiele zawdzięczam

dziadkowi, Neville. Wychowuje mnie, odkąd skończyłam pięć lat. Jeżeli tylko mogę go

uszczęśliwić dzięki temu małżeństwu, to jestem zobowiązana tak zrobić.

- Sarah ... - W głosie Neville'a pojawiła się nuta desperacji. - Pomyśl o tym, co robisz.

Poślubiając Cheviota, wejdziesz w świat, który jest ci kompletnie obcy. Nie będziesz

szczęśliwa w takiej sytuacji. Będziesz całkowicie oderwana od korzeni. Wyjdź za mnie, a

będziesz mogła żyć w świecie, do którego przywykłaś, w świecie, dla którego zostałaś

wychowana. A ja sprawię, że będziesz szczęśliwa. Przysięgam.

Sarah spojrzała na chłopięco okrągłą twarz, niebieskie oczy i ciemnoblond włosy jej

najdawniejszego przyjaciela. Neville był częścią jej życia od chwili, gdy przyjechała, by

zamieszkać z dziadkiem. Miał wówczas piętnaście lat i był zaskakująco życzliwy i cierpliwy

dla nieszczęśliwej, zamkniętej w sobie wnuczki przyjaciela swego ojca.

Ona polubiła go ogromnie.

Ale on nie rozumiał pasji, która nią kierowała. Zaś książę - tak.

- Chodziłam do szkoły z dziewczętami z arystokracji - powiedziała. - Ten sposób

życia nie jest dla mnie tak obcy, jak przypuszczasz.

Neville uderzył pięścią o udo.

- Czy ty nie rozumiesz? On nie dba o ciebie, Sarah. Żeni się z tobą dla twoich

pieniędzy!

Sarah zaczynała odczuwać gniew.

- Cóż, Neville, ty zamierzałeś ożenić się ze mną dla firmy mojego dziadka -

odparowała. - Nie dostrzegam między wami większej różnicy.

- Nie obchodzi mnie ani trochę firma Pattersona! - wykrzyknął Neville. - Chcę się z

tobą ożenić, bo cię kocham!

Sarah zabrakło tchu w płucach.

W pełnej napięcia ciszy wpatrywali się w siebie na wzajem ponad stolikiem. Wreszcie

Neville odezwał się nieco spokojniejszym tonem:

background image

- Kocham cię od lat. Nie wiedziałaś o tym?

Nadal nie mogąc się odezwać, pokręciła głową.

- Cóż, tak jest. Nigdy nic nie powiedziałem, bo czekałem, aż dorośniesz.

Sarah przesunęła językiem po nagle wyschniętych wargach. Musiała coś

odpowiedzieć, ale nie wiedziała co.

- Neville - zaczęła, ale jej głos był zachrypnięty.

I wtedy Neville szybko przemierzył dzielącą ich przestrzeń i usiadł obok niej na sofie.

Ujął jej dłoń. Cała scena tak bardzo przypominała tę, którą odegrała z księciem poprzedniego

dnia, że aż trudno było w to uwierzyć.

- Czekałem na odpowiedni moment, żeby ci powiedzieć ... a potem taki cios!

Wpatrywała się w niebieskie oczy, w których zobaczyła coś, czego nie widziała nigdy

przedtem.

- Sarah - jęknął. - O Boże, Sarah ...

Wciąż trzymał ją za rękę; nagle pochylił głowę i pocałował Sarah w usta.

Całe jej ciało zesztywniało w jego uścisku. Czuła się tak, jak gdyby nie była w stanie

oddychać.

Jego dłonie na jej ramionach sprawiały jej ból, tak silny był jego uścisk. Próbowała go

odepchnąć, ale jej zmagania wydawały się tylko dodawać mu stanowczości.

- Sarah - mruknął raz jeszcze i nacisk jego ust przybrał na sile.

Starała się odchylić głowę, ale on podążał za nią. Uderzyła go w ramiona pięściami.

Wprost w jego usta wydawała pełne sprzeciwu odgłosy. Aż wreszcie dotarło do Neville'a, że

Sarah nie jest ochoczą uczestniczką tej miłosnej sceny. Puścił ją więc.

Sarah uskoczyła w sam róg sofy i wpatrywała się w niego ciemnymi i przestraszonymi

oczyma.

- Przepraszam - powiedział głosem znacznie bardziej ochrypłym niż zazwyczaj. - Nie

zamierzałem cię wystraszyć.

- Myślę, że powinieneś już iść, Neville. Jego wargi wygięły się. Powoli się podniósł.

- Pomyśl o tym, kochana - powiedział. - Jeżeli tak wystraszyły cię pocałunki

mężczyzny, którego znasz niemal całe życie, jak będziesz się czuła, idąc do łóżka z

mężczyzną, którego nie znasz ani trochę?

Sarah nie odpowiedziała, tylko nieprzerwanie wpatrywała się w niego rozszerzonymi,

pełnymi lęku oczyma.

- Książę będzie chciał od ciebie czegoś więcej niż pocałunków, Sarah. Będzie chciał

dziedzica. Pomyśl o tym i zadecyduj, czy nadal chcesz za niego wyjść. Czy zrobisz to dla

background image

mnie?

- Ja ... tak - odpowiedziała Sarah.

Uśmiechnął się i po raz pierwszy tego ranka wyglądał jak ten dawny, zawsze

zrównoważony, sympatyczny mężczyzna.

- Grzeczna dziewczynka. Nie pozwól dziadkowi rządzić sobą, Sarah. Rób to, co

najlepsze dla ciebie.

Dwukrotnie skinęła głową.

- Sam trafię do wyjścia - powiedział Neville. - Kocham cię - powiedział. - Pamiętaj o

tym.

Zwilżyła obolałe usta.

- Tak, Neville. Będę pamiętać.

Z wyraźnie wyczuwalną niechęcią podszedł do drzwi. Odwrócił się, jak gdyby chciał

powiedzieć coś jeszcze, po czym wzruszył ramionami, otworzył drzwi i wyszedł.

Sarah skuliła się w rogu sofy.

„Książę będzie chciał od ciebie czegoś więcej niż pocałunków, Sarah. Będzie chciał

dziedzica”.

Neville ma rację, pomyślała. Oczywiście, że książę będzie chciał dziedzica. W jego

oczach taka była zapewne najważniejsza rola żony: urodzenie dziedzica jego książęcego

tytułu.

„Dobry Boże” - Sarah pomyślała z desperacją. - ”Co ja zrobiłam?”.

* * *

Sarah była tak wytrącona z równowagi, że nie mogła wrócić do malowania.

Zapragnęła wydostać się z domu i po prostu iść, iść i iść, ale była w Londynie, nie na wsi, a w

Londynie trzeba uważać, dokąd się idzie.

Jakby mało było jej zmartwień, książę przybywał o piątej po południu, by zabrać ją na

przejażdżkę po parku. Formalne zawiadomienie o ich zbliżającym się ślubie ukaże się jutro w

„Post”, ale Sarah wiedziała, że jej pojawienie się u boku księcia dzisiejszego popołudnia

zaalarmuje cały świat o tym, co ma nadejść.

Celowo wybrał tę porę, godzinę piątą po południu.

Wtedy właśnie Hyde Park należał do angielskich wyższych sfer. Jego alejki pełne były

wystawnych powozów i elegancko odzianych jeźdźców na pięknych wierzchowcach. O tej

porze towarzyska śmietanka wkraczała na scenę, by oglądać i być oglądaną.

Pojawienie się Sarah u boku księcia tego popołudnia będzie równie dobre jak oficjalne

ogłoszenie zaręczyn.

background image

„Dlaczego musiałam urodzić się dziewczyną?” - Sarah pytała sama siebie z

desperacją, chodząc w kółko po pokoju. - „Gdybym była chłopcem, mogłabym wstąpić do

Akademii Królewskiej. Mogłabym robić to, co chcę - czyli malować i nie wychodzić za mąż

za nikogo!”.

Aż nazbyt szybko zegar na kominku pokazał czwartą i pokojówka, która pomagała

Sarah przy zapinaniu sukni i czesaniu włosów, zapukała do jej drzwi. Nadszedł czas, by ubrać

się i jechać do parku.

Sarah włożyła pozbawioną ozdób różową popołudniową suknię i bolerko. Krytycznie

przyjrzała się sobie w lustrze i zobaczyła drobną, brązowowłosą, wyjątkowo zwyczajnie

wyglądającą dziewczynę.

Wcale nie księżną. Pomyślała, że jeżeli poślubi księcia, będzie musiała mieć

świetniejszą garderobę.

Jeżeli poślubi księcia ...

Przypomniała sobie, jak usta Neville'a zgniatały jej wargi dziś rano, i zadrżała.

Aż nazbyt szybko pokojówka przypomniała jej, że pora zejść na dół do salonu od

frontu, by czekać.

Punktualnie o piątej Crashaw oznajmił przybycie księcia z takim ukłonem, że Sarah

niemal się uśmiechnęła.

Jej narzeczony wszedł do pokoju z typową dla siebie dyskretną, królewską elegancją

Sarah powiedziała:

- Wywarł pan niesłychane wrażenie na Crashawie, Wasza Książęca Mość. Traktuje

mnie teraz, jak gdybym była księżniczką z królewskiego rodu, a nie męczącą małą

dziewczynką, którą zwykł był łajać, kiedy poplamiła podłogę farbą.

Książę przeszedł przez pokój, by stanąć obok Sarah przed kominkiem. Każdy jego

ruch wydawał się lekki i harmonijny. Książę odezwał się z nutą rozbawienia:

- Czy nie uważasz, że pora, abyś przestała tytułować mnie „Waszą Książęcą Mością”?

Sarah, która nie potrafiła wyobrazić sobie nazywania go inaczej, popatrzyła

niepewnie.

Jego rozbawienie wzrosło.

- Mam na imię Anthony.

Sarah niewzruszenie przypatrywała się podłodze przed kominkiem.

- Tak, wiem.

- Bardzo chciałbym usłyszeć, jak to mówisz.

Poczuła się tak, jakby ktoś zawiązał jej żołądek na supeł.

background image

„Jak mogę poślubić tego człowieka, skoro nie mogę nawet zdobyć się na to, by

wypowiedzieć jego imię?” - pomyślała w panice.

- Co się stało, Sarah? - zapytał cicho.

Nie odrywała wzroku od podłogi. Czekał na odpowiedź. Aż wreszcie odezwała się

cicho i jakby bez tchu:

- Boję się.

Po chwili, kiedy nie odpowiadał, ośmieliła się podnieść wzrok. Ich spojrzenia spotkały

się i już nie oderwały od siebie; w jego jasnych, szarozielonych oczach nie było rozbawienia.

- Rozumiem - powiedział poważnie. Wyciągnął rękę i ujął jej bezwładną dłoń. Uniósł

ją do ust, pocałował wnętrze jej dłoni i powiedział bardzo łagodnie: - Nie masz się czego

obawiać z mojej strony, moja mała Sarah. Daję ci słowo. Wszystko będzie dobrze. - Stulił jej

dłoń, zamykając w środku swój pocałunek. - Zaufaj mi.

Twardy supeł w żołądku zastąpiło jakieś nieznane, rozedrgane uczucie.

Popatrzyła na niego, lekko rozchylając usta. Puścił jej dłoń.

- Wszystko będzie dobrze - powtórzył i uśmiechnął się do niej.

Z jakiegoś powodu serce Sarah zaczęło łomotać.

- Mój faeton stoi przy frontowych drzwiach. Czy jesteś gotowa? Nie lubię, kiedy moje

konie stoją w miejscu.

Sarah dokonała heroicznego wyczynu, by zebrać się w sobie.

- Jestem gotowa - oznajmiła, i śmiałym krokiem towarzyszyła mu do krawężnika,

gdzie pozwoliła się podsadzić do powozu.

Przejażdżka po parku przebiegła prawie zupełnie tak, jak wyobrażała ją sobie Sarah.

- Być może powinniśmy umieścić napis z tyłu powozu: „Jej dziadkiem jest William

Patterson, magnat bawełniany” - powiedziała nieco cierpko, kiedy pożegnali towarzystwo z

ósmego z kolei powozu, jaki ich zatrzymał.

Książę nagle spojrzał ponuro.

- Czy to jest dla ciebie tak niemiłe? Chciałabyś, żebym zabrał cię do domu?

Pożałowała, że nie trzymała języka za zębami.

- Oczywiście, że nie. Przepraszam, Wasza... - Urwała. - Przepraszam ... Anthony. To

było bardzo nieuprzejme z mojej strony.

Pokręcił głową.

- Ty tylko stwierdziłaś fakt. Oczywiście, cała towarzyska śmietanka zna stan moich

interesów. Bankructwo, na którego progu stanęła rodzina Selbourne, jest ulubionym tematem

plotek od chwili, kiedy zmarł mój ojciec.

background image

Głos księcia był spokojny, ale Sarah potrafiła wyczuć gorycz, którą skrywał za

spokojnymi słowami.

- Opowiedz mi o pozostałych członkach twojej rodziny - powiedziała, sądząc, że

zmiana tematu będzie dobrym pomysłem. - Mówiłeś, że masz dwóch przyrodnich braci i

macochę?

- Tak. - Książę patrzył prosto przed siebie, między uszami konia. - Mieszkają w

zamku Cheviot w Northumberland.

- W jakim wieku są twoi bracia? - zapytała zachęcająco.

- Lawrence ma dwadzieścia jeden lat, a Patrick trzynaście.

Książę nie powiedział nic więcej.

- Czy to wszystko, co masz do powiedzenia na ich temat? - spytała.

Westchnął.

- Przepraszam, Sarah, ale ja ledwie znam moich braci. Miałem sześć lat, kiedy urodził

się Lawrence, a kiedy miałem osiem, wyjechałem do szkoły. Potem wstąpiłem do armii.

Wydaje mi się, że nie widziałem swoich braci od ośmiu lat.

Sarah była wstrząśnięta.

- Ale miałeś przecież przepustki, będąc w armii? Nie skorzystałeś z tego, by pojechać

do domu?

- Miałem przepustki - odpowiedział - ale nie jeździłem do domu.

Wprawnym malarskim okiem Sarah dostrzegła napięcie, kryjące się pod idealnie

spokojną fasadą jego twarzy.

- Czy to swego ojca, czy macochy unikałeś? - zapytała.

Obrzucił ją szybkim spojrzeniem.

- Jesteś bardzo spostrzegawcza.

- Nie potrzeba geniusza, by dostrzec, że musiałeś mieć jakiś powód, by tak uparcie

trzymać się z daleka.

Kącik jego ust drgnął.

- Chodziło o oboje, skoro już musisz wiedzieć. Nie mogłem znieść tego, co mój ojciec

robił z posiadłością. Nic, tylko się sprzeczaliśmy, zatem najlepiej dla mnie było wcale nie

przyjeżdżać do domu.

- A twoja macocha?

Książę wzruszył ramionami.

- Ona zawsze miała mi za złe, że istnieję. Gdyby mój ojciec nie miał już syna z

poprzedniego małżeństwa, wówczas to Lawrence byłby kolejnym księciem.

background image

Sarah pomyślała, że rodzinne życie księcia wyglądało bardzo nieprzyjemnie.

On zaś powiedział energicznie:

- A teraz, skoro jesteśmy przy temacie rodziny, sądzę, że powinienem przekazać ci złe

wieści. Po ślubie udamy się od razu do Cheviot. Muszę koniecznie ocenić tamtejszą sytuację i

dopilnować, by poczyniono pewne naprawy. Według mojego zarządcy, ojciec nie zrobił

niczego ani dla dzierżawców, ani dla ziemi przez ponad dwadzieścia lat.

- Dobry Boże - powiedziała Sarah.

- Dobry Boże, w rzeczy samej - zgodził się z nią dość ponuro.

- Nie brzmi to tak, jakbyś miał wiele szczęśliwych wspomnień ze swego domu lat

dziecinnych.

- Miałem zaledwie cztery lata, kiedy moja matka umarła, a wspomnienia z takiego

wieku są mgliste.

Po chwili milczenia Sarah powiedziała:

- Ja miałam pięć lat, kiedy zginęli moi rodzice.

- Jak zginęli?

- W wypadku, jadąc powozem. Jakiś pijany młody panicz zabrał woźnicy wodze

furgonu pocztowego i wjechał prosto na otwarty powóz, którym jechali.

Książę milczał.

- Mam jednak trochę szczęśliwych wspomnień o nich - powiedziała Sarah.

- Domyślam się, że sam też miałbym kilka, gdybym starał się pamiętać.

- Książę! - zawołała do nich radośnie młoda kobieta, siedząca obok elegancko

ubranego dżentelmena w faetonie.

Książę uprzejmie zatrzymał konie.

- Jaki śliczny dzień na przejażdżkę po parku - powiedziała wesoło młoda kobieta.

Miała na sobie modną niebieską suknię podróżną i fantazyjny kapelusik, który tylko

częściowo zakrywał jej złote loki.

- Rzeczywiście - zgodził się książę. - Lady Mario, czy mogę przedstawić pani moją

towarzyszkę, pannę Sarah Patterson. Panno Patterson, oto lady Maria Sloane i jej brat, lord

Henry Sloane.

Sarah przywołała na twarz swój najbardziej uprzejmy uśmiech.

- Jak państwo się miewacie, lady Mario, lordzie Henry.

Dwie pary oczu omiatały ją spojrzeniami od stóp do głów. Sarah nie mogła się oprzeć,

by nie spojrzeć na księcia. Wyglądał na rozbawionego.

- Wszyscy nie możemy się doczekać, kiedy skończy się okres żałoby i będzie pan

background image

mógł oficjalnie powrócić do towarzystwa, książę - powiedziała lady Maria.

- Dziękuję - odparł Anthony.

- Czy podoba się pani przejażdżka, panno Patterson? - zapytał lord Henry.

. - Ogromnie - odpowiedziała Sarah. - Mamy śliczne popołudnie.

Kątem oka zobaczyła, jak mały palec księcia pociąga wodze po lewej. Koń

zaprzężony po zewnętrznej stronie zarzucił głową.

- Lepiej dłużej nie trzymać koni w miejscu - odezwał się Anthony. - Życzę miłego

dnia, lady Mario, lordzie Henry.

- Miłego dnia - Sarah uprzejmie powtórzyła jak echo.

Odjechali.

- Widziałam, jak pociągnąłeś wodze - powiedziała. Zaśmiał się.

- Jak długo, twoim zdaniem, będziemy musieli zostać w Cheviot?

- Co najmniej kilka miesięcy. - Książę odwrócił się, by na nią spojrzeć. - A potem

zabiorę cię do Paryża.

Twarz Sarah rozpromieniła się, czyniąc ją piękną. „Być może dokonałam jednak

dobrego wyboru” - pomyślała, kiedy książę skierował konie rączym kłusem brzegiem jeziora.

Świeże, wiosenne powietrze cudownie pachniało po porannym deszczu i wspaniale było

znajdować się teraz na dworze.

- Zapewne mogę znaleźć dobre tematy do malowania w Northumberland -

powiedziała.

- Jest zamek - odparł książę - I morze, i mur Hadriana, a pastwiska w maju będą pełne

polnych kwiatów.

- Jak uroczo.

- Książę! - znowu zawołał kobiecy głos.

Wstrzymując konie, Anthony uśmiechnął się do Sarah.

Nie wiedząc czemu, poczuła się szczęśliwa.

background image

ROZDZIAŁ 10

Lady Linford była osobą, która poinformowała dziadka Sarah, że ponieważ książę

oficjalnie wciąż jest w żałobie po swym ojcu, jego ślub będzie musiał odbyć się bez rozgłosu.

Ta wieść była ciężkim ciosem dla pana Pattersona, który oczyma duszy widział już

wspaniałą ceremonię ślubną, z księciem odzianym w uroczyste szaty i z książęcą mitrą na

głowie, w asyście całej angielskiej szlachty. Jakież poruszenie wywołałoby to w City!

Tak jednak nie miało się stać. Lady Linford wytłumaczyła mu, najdobitniej jak

potrafiła, że oficjalna żałoba to nie jakaś towarzyska reguła, którą można sobie łamać

bezkarnie.

- Wystawny ślub postawiłby Sarah w bardzo złym świetle, panie Patterson -

powiedziała ciotka księcia.

- A my nie chcemy robić niczego, co mogłoby narazić na szwank zaakceptowanie jej

przez towarzystwo.

Kiedy już pan Patterson z niechęcią przyjął do wiadomości ten fakt z życia wyższych

sfer, zaproponował odłożenie ślubu do czasu, kiedy żałoba księcia się zakończy. Wtedy

książę osobiście wyłuszczył mu, że nie może czekać tak długo. Potem Sarah powiedziała z

naciskiem, że pod żadnym pozorem nie chce mieć wystawnego ślubu, i pan Patterson

stwierdził, że został otoczony ze wszystkich stron.

Niczym sfrustrowany byk został zmuszony do skierowania swojej stłumionej energii

gdzie indziej - w tym przypadku na negocjacje dotyczące intercyzy.

Zażądał zobaczenia listy wszystkich długów księcia.

Zażądał zobaczenia listy wszystkich jego aktywów. Zażądał zobaczenia kopii

wszystkich zapisów hipotecznych.

Zażądał, by książę przedłożył mu finansowy plan, ukazujący przewidywaną

wypłacalność rodziny Selbourne przez następne dwadzieścia lat.

Wszystkie negocjacje były prowadzone w imieniu hrabiego przez Maxwella Scotta i

prawników księcia, ale w końcu - jak książę się spodziewał - został zmuszony, by osobiście

zasiąść do rozmów.

Do furii doprowadzało Maksa, iż musiał patrzeć, jak niezłomnie cierpliwy i uprzejmy

Anthony odpowiada na mnóstwo uwłaczających jego prywatności pytań, stawianych przez

prostackiego kupca bawełnianego i jego równie prostackiego pełnomocnika.

„Są jak muchy brzęczące wokół ogiera czystej krwi” - Max pomyślał ze złością,

obserwując z profilu sylwetkę księcia na tle jasnego okna biblioteki. „Dlaczego on to znosi?

background image

Dlaczego po prostu nie machnie ogonem i nie odpędzi ich?”.

Ale Max znał odpowiedź na te pytania. Książę nie miał innego wyboru, jak tylko być

uprzejmym dla handlarzy z City. Potrzebował ich pieniędzy.

Ostatecznie jednak to książę zwyciężył. Taki wynik nie zaskoczył Maksa, który

wiedział, że za łagodną, pełną wdzięku postawą Anthony'ego kryje się żelazna wola. Nawet

bezwzględny, przebojowy dynamizm pana Pattersona ustąpił w końcu przed zawsze

taktownym naleganiem księcia, że musi mieć cztery miliony funtów albo ustalenia zostaną

odwołane. Potem, kiedy kupiec poddał się i zgodził na tę kwotę, książę zaskoczył Maksa,

postanawiając zamrozić ćwierć miliona tych cennych funtów jako fundusz powierniczy dla

Sarah.

- Myślałem, że potrzebuje pan każdego pensa z tych czterech milionów, żeby spłacić

hipoteki i naprawić zaniedbania na pańskich farmach - powiedział pan Patterson z wyraźnym

sarkazmem po tym, jak książę przedstawił swoje życzenie założenia funduszu.

- Potrzebuję, ale konieczne jest, by Sarah miała własne pieniądze - odparł książę z

idealnym spokojem. - Ja poradzę sobie z trzema i trzema czwartymi miliona reszty.

- Poradzi sobie! - zagrzmiał kupiec. - Pozwoli pan, że mu powiem, Wasza Książęca

Mość, że nie ma drugiego człowieka oprócz mnie na całych Wyspach Brytyjskich, który

mógłby wydać tyle pieniędzy na małżeńską umowę!

- Zapewne ma pan słuszność - zgodził się książę z czarującym uśmiechem. - Jest pan

bardzo hojny, panie Patterson. To dlatego nie prosiłem pana o ćwierć miliona funtów dla

Sarah, ale odejmuję je zamiast tego od moich własnych funduszy.

Ku zaskoczeniu Maksa pan Patterson odrzucił głowę do tyłu i ryknął śmiechem.

- A niech mnie, Wasza Książęca Mość, podoba mi się to! Pańskie własne fundusze! - -

Kupiec zdjął okulary, które nosił, by patrzeć na cyfry, i otarł łzy rozbawienia. - Coś panu

powiem. Niech pan dołączy do mnie w Patterson Cotton, a obaj zrobimy taki majątek, że te

pańskie własne cztery miliony będą wyglądały blado.

Max zatrząsł się na samą myśl. Anthony się roześmiał.

- To bardzo hojna oferta, panie Patterson, ale nie sądzę, abym miał czas, by poświęcać

się tak wymagającemu przedsięwzięciu.

Patterson nałożył okulary.

- Prawda, prawda. A książęta nie zakładają interesów z kupcami bawełnianymi. -

Łypnął znad okularów na przyszłego męża swej wnuczki. - Ale byłby z pana piekielnie dobry

kupiec, Wasza Książęca Mość. Piekielnie dobry.

- Dziękuję, sir - powiedział książę, i rzeczywiście zdołał zrobić taką minę, jak gdyby

background image

doceniał ten komplement.

* * *

Sarah, oczywiście, była świadoma, że trwają negocjacje dotyczące posagu, ale nie

pytała o nic ani swego dziadka, ani narzeczonego. Nie był to temat, nad którym chciałaby się

rozwodzić. Bardzo dobrze wiedziała, że Anthony żeni się z nią dla pieniędzy jej dziadka; po

prostu nie uważała, że koniecznie musi wciąż przypominać sobie o tym fakcie. Lady Linford

przejęła pieczę nad zakupami garderoby dla przyszłej księżnej i zaciągnęła Sarah, wraz z

Olivią udzielającą moralnego wsparcia, dosłownie do każdego sklepu przy Bond Street,

sprzedającego damskie ubiory.

Kupowały suknie poranne, suknie popołudniowe, suknie na przejażdżki i suknie

wieczorowe, pelisy, żakiety, kapelusze, mufki, pończochy, torebki i ozdoby do włosów. Sarah

podejrzewała, że ponieważ to jej dziadek miał płacić za jej panieńską wyprawę, lady Linford

chciała dopilnować, by dziewczyna miała co na siebie włożyć przez kilka następnych lat.

Sarah stwierdziła, że pod pewnymi względami hrabina Linford bardzo przypomina jej

dziadka.

Była, oczywiście, arystokratką, ale bezwzględna siła jej osobowości nękała ducha

Sarah w taki sam sposób, jak w przypadku dziadka. Łatwiej było poddać się niż sprzeczać -

zwłaszcza że Sarah nie zależało tak naprawdę na strojach, które dla hrabiny były sprawą

absorbującą ją bez reszty.

Jedyną wyprawą na zakupy, na której Sarah zależało, była ta, gdy kupiła przybory do

malowania.

Chciała przygotować kompletną przesyłkę do zamku Cheviot w Northumberland

zawierającą wszystko, czego będzie potrzebowała, i nakłoniła księcia, by towarzyszył jej w

tym szczególnym zadaniu. Pomyślała, że jest on jedyną osobą zdolną zrozumieć, iż ta sprawa

ma dla niej największe znaczenie. Nie mogłaby malować, gdyby nie miała materiałów.

Dotarli do swego celu w Knightsbridge wczesnym popołudniem. Książę zostawił

stajennego, by przytrzymał konie, podczas gdy sam towarzyszył Sarah w sklepie z

przyborami malarskimi i w małej galerii, którą odwiedzała od pięciu lat.

- To może zająć mi chwilę, Anthony - Sarah uprzedziła swego towarzysza.

- Nie martw się o mnie - odpowiedział spokojnie. - Nie będę się nudził, porozglądam

się.

Tak jak powiedział, odszedł, by popatrzeć na ramy i obrazy, które właściciel

powywieszał w nadziei, że je sprzeda. W połowie składania zamówienia Sarah rozejrzała się i

poczuła wdzięczność, widząc, że książę wydaje się oglądać te rzeczy z całkowitym

background image

zadowoleniem.

Pomyślała, że jej dziadek albo lady Linford niecierpliwiliby się, żądając, by się

pospieszyła.

Rozsądnie zrobiła, prosząc Anthony'ego, by ją przywiózł.

Kiedy skończyła składać zamówienie, wzięła od kupca listę materiałów i przejrzała ją

uważnie, by się upewnić, że o niczym nie zapomniała.

- Wyślę pani te rzeczy jutro rano, panno Patterson - powiedział kupiec.

Sarah spojrzała na niego, zaskoczona. potem się roześmiała.

- Wydaje mi się, że to nie będzie takie proste, panie Shields. Tym razem nie mają

trafić do domu mojego dziadka. Widzi pan, wychodzę za mąż i chcę, by wysłano je do

mojego nowego domu.

Niski, siwowłosy sklepikarz wyglądał na zadowolonego.

- Za mąż? Cóż, panno Patterson, a któż jest tym szczęśliwcem?

- Ja - dobiegł ich łagodny głos księcia, gdzieś zza pleców Sarah. Po chwili książę

stanął u jej boku.

Pan Shields spojrzał na przyszłego męża Sarah i jego oczy rozszerzyły się.

- Pozwól, że przedstawię ci pana Shieldsa, Anthony. Jest on właścicielem tego

pięknego sklepu.

- Spojrzała z powrotem na kupca. - Panie Shields, Jego Wysokość książę Cheviot.

Już i tak rozszerzone oczy pana Shieldsa omal nie wyszły z orbit.

- Wielkie nieba - powiedział.

Książę zachowywał niezłomnie uprzejmy wyraz twarzy, ale Sarah mogła dostrzec, jak

rozbawienie unosi kąciki jego ust.

- Jak się pan miewa, panie Shields - powiedział.

Kupiec skłonił się i powiedział z zapartym tchem:

- Jak się pan miewa, proszę pana.

Książę nie sprostował jego błędnego sposobu zwracania się do siebie. Zamiast tego

powiedział:

- Ten pakunek z materiami ma zostać wysłany do księżnej Cheviot do zamku Cheviot

w Northumberland.

- Tak jest, proszę pana. Dopilnuję, żeby tak się stało.

Powoli zdumione spojrzenie kupca przeniosło się z księcia na Sarah. Posłała mu

ciepły uśmiech.

- Jeżeli o czymś zapomniałam, napiszę do pana i może zechce mi pan to przysłać?

background image

Mam jak najlepszą opinię o jakości pana towarów, panie Shields. - Oczywiście że wyślę,

panno Patterson - odparł z zapałem kupiec.

- A zatem, jeżeli skończyłaś zakupy, Sarah, może moglibyśmy już iść - powiedział

książę.

Kiedy skierowali się w stronę wyjścia, Sarah powiedziała:

- Byłeś dla mnie bardzo cierpliwy. Ani razu nie skarżyłeś się, że twoje konie muszą

stać w miejscu.

- To dlatego, że powiedziałem Holmesowi, by pojeździł z nimi, kiedy ty będziesz

robić zakupy - odparł z niewzruszoną pogodą. - Do tej pory jednak powinien już wrócić.

I rzeczywiście, faeton księcia i lśniące, kare konie zajechały właśnie przed sklep,

kiedy Sarah i Anthony pojawili się na trotuarze. Stajenny księcia, mężczyzna w średnim

wieku o zdecydowanie wojskowym wyglądzie, uśmiechnął się i powiedział:

- Są dzisiaj narowiste, Wasza Książęca Mość. Książę pomógł narzeczonej zająć

miejsce z przodu, po czym obszedł powóz i usiadł na miejscu powożącego. Holmes podał mu

wodze i wdrapał się na miejsce dla służby za nimi.

- Co powiedziałabyś na małą przejażdżkę po parku? - zaproponował swojej

narzeczonej książę.

- Holmes ma rację, te konie potrzebują trochę ruchu.

Sarah, która już dawno przestała się denerwować, kiedy jechała z Anthonym, posłała

mu promienny uśmiech.

- Bardzo chętnie - powiedziała.

Odpowiedział jej uśmiechem i zawrócił konie w stronę Hyde Parku.

* * *

Zaślubiny księcia Cheviota i panny Sarah Patterson odbyły się trzeciego maja przy

Grosvenor Square, w domu hrabiego i hrabiny Linfordów. Wśród obecnych gości znaleźli się:

lady Olivia Antsley - która była druhną panny Patterson, hrabia i hrabina Linfordowie,

dziadek panny młodej - pan William Patterson, oraz drużba - pułkownik Colin Melville,

przyjaciel księcia, który przyjechał aż z Paryża, aby stanąć u jego boku.

Pan Patterson był gorzko rozczarowany skromną ceremonią. Książę nie miał nawet na

głowie mitry, nie mówiąc już o uroczystych szatach. Zamiast tego stanął przed wielebnym

Allensbym odziany w zwykły czarny strój wieczorowy i śnieżnobiałą koszulę z krawatem. Co

prawda strój leżał na nim bardzo ładnie, jak pomyślał posępnie pan Patterson, ale żadna

skromna elegancja nie mogła być dla kupca pocieszeniem przy braku mitry.

Panna młoda była ubrana w wieczorową suknię z woalu w najbledszym odcieniu różu,

background image

nałożoną na spodnią suknię z białej satyny. Włosy miała zaczesane gładko do tyłu, a różany

wieniec okalał lśniący kok na jej karku.

Biorąc pod uwagę oburzającą cenę, pan Patterson uważał, że suknia Sarah była zbyt

skromna. Sarah powiedziała mu, że jest za niska, by nosić dużo ozdób, ale on się z tym nie

zgadzał. Miał też nadzieję, że Sarah założy diamentową tiarę Cheviotów, która - jak

powiedział książę - będzie należała do niej, ale ona nie zrobiła i tego.

W sumie wyglądali jak każdy, myślał zrzędliwie pan Patterson, słuchając, jak

wymieniali małżeńskie przysięgi. To było gorzkie rozczarowanie.

A jednak Sarah stała się księżną. Nie było w City drugiego człowieka, który mógłby

poszczycić się posiadaniem wnuczki zajmującej tak wysoką pozycję.

Ta myśl pocieszyła go i nawet wzniósł szampanem toast za świeżo zaślubioną parę.

W weselnym śniadaniu uczestniczyło może i mało osób, ale jadła zapewnionego przez

lady Linford było mnóstwo. Pan Patterson obserwował, jak Sarah zręcznie radzi sobie z

talerzem, jednocześnie odpowiadając ze swobodą na uwagi lorda Linforda, i pomyślał, że jej

edukacja - która kosztowała go tak wiele - jednak się opłaciła.

„A niech mnie, jeśli ta dziewczyna nie wie, jak się zachowywać. Zupełnie jak

księżna!”.

Jedzenie było wyśmienite i pan Patterson rozchmurzył się do tego stopnia, że wziął

sobie drugi kieliszek szampana.

Godzinę później, rozmawiając wielkodusznie z lordem Linfordem o jakichś akcjach,

które jego zdaniem hrabia powinien kupić, Patterson rozejrzał się i zauważył, że jego wnuczki

nie ma w pokoju.

- Gdzie jest Sarah? - zapytał hrabiego.

- Przebiera się, jak sądzę - odparł lord Linford. - Wie pan, że młoda para ma spędzić

weekend w małej posiadłości należącej do jednego z przyjaciół, Cheviota w Sussex. Jeżeli

chcą tam dojechać na obiad, muszą wkrótce wyruszyć.

- Chyba tak - kupiec zgodził się burkliwie.

Raz jeszcze rozejrzał się po pokoju i zobaczył, że książę także zniknął.

- Nie zamierzają się pożegnać?

- Jestem pewien, że się pożegnają, panie Patterson - odpowiedział uspokajająco hrabia.

Po dziesięciu minutach książę pojawił się ponownie, ubrany w płaszcz do konnej

jazdy i mocno wypolerowane wysokie buty z cholewami. Przystanął, by porozmawiać z

Olivią.

Pięć minut po powrocie swego świeżo zaślubionego męża do salonu weszła Sarah.

background image

Jako strój podróżny miała na sobie elegancką batystową suknię o barwie zielonych

migdałów, z pasującym do niej kapelusikiem i parą niesłychanie kosztownych francuskich

rękawiczek z koźlęcej skórki.

Pan Patterson wcześniej wybuchnął na widok rachunku za te rękawiczki, ale lady

Linford powiedziała mu, że francuska skóra koźlęcia jest niezbędna dla kobiety opozycji tak

wysokiej jak pozycja Sarah.

Zapłacił olbrzymi rachunek za ślubną wyprawę swojej wnuczki i pomyślał z

satysfakcją, że od tej chwili koszta wysokiej pozycji Sarah będzie musiał ponosić jej mąż.

Sarah dołączyła do księcia i Olivii, która teraz ściskała ją i śmiała się. Pan Patterson

ruszył przez pokój w stronę swojej wnuczki i jej męża.

- Cóż, cóż, cóż - powiedział dobrotliwie, gdy już dotarł do małego zgromadzenia przy

wazie z ponczem. - Szykujemy się do wyjazdu, co?

- Tak, dziadku - powiedziała Sarah słabym głosem.

Pan Patterson popatrzył na nią krytycznym okiem. „Jest taka blada” - pomyślał. -

„Dziewicze obawy, zapewne” - pomyślał cynicznie. Mrugnął okiem do księcia. Cheviot

będzie wiedział, jak się tym zająć.

- Ponieważ będziemy jechać otwartym powozem, chciałbym dotrzeć do Hamilton Hall

zanim zacznie robić się chłodno, Sarah - powiedział książę ze spokojem. - Sądzę, że najlepiej

będzie, jeżeli wyruszymy natychmiast.

- Dlaczego jedziecie otwartym powozem? - burknął pan Patterson. - Nie wydaje mi się

to zdrowe.

- Czasami robi mi się niedobrze, kiedy jestem zamknięta w powozie, dziadku -

powiedziała Sarah.

- Dla mnie lepiej jest, gdy przebywam na powietrzu.

Pan Patterson przypomniał sobie kilka sytuacji z dzieciństwa Sarah, kiedy

udowodniła, że posiada taką przypadłość.

- Też coś! Dalej ci się cofa, kiedy jeździsz? - zapytał z niedowierzaniem. - Myślałem,

że z tego wyrosłaś.

Sarah zaczerwieniła się i pan Patterson pomyślał, że od razu wygląda ładniej.

- Cóż, nie wyrosłam, dziadku - powiedziała.

- Nie robiło ci się niedobrze, kiedy jechaliśmy moim powozem do Hartford Court ...

- To była krótka jazda - odpowiedziała.

- Nie ma powodu, by martwić się o Sarah, panie Patterson. Dobrze się nią zaopiekuję -

powiedział książę.

background image

Dziadek Sarah mrugnął do jej młodego męża.

- Jestem tego pewien, Wasza Książęca Mość. Oczy księcia zabłysły, ale wyraz jego

twarzy nie zmienił się.

- Czy jesteś gotowa, moja droga? - zapytał łagodnie.

- Tak. - Jej głos zabrzmiał niemal komicznie stanowczo. - Tak, jestem.

Książę wziął ją pod rękę.

- A zatem jedźmy.

- Do widzenia, dziadku - Sarah pochyliła się, by pocałować go w policzek.

- Do widzenia, księżno - odparł rozradowany pan Patterson.

Potem książę pokierował swoją młodą żonę do drzwi. Już za moment wyszli do holu i

zniknęli z oczu tych, którzy zostali w salonie Linfordów .

„Stało się” - pan Patterson pomyślał z satysfakcją. Jego prawnuk będzie księciem.

background image

ROZDZIAŁ 11

Sarah siedziała u boku męża na przednim siedzeniu faetonu i czuła, że obrączka na

palcu pali ją żywym ogniem. Złote kółko ukryte było w skórzanej rękawiczce, ale ona

wiedziała, że tam jest.

Rozedrganymi nerwami odczuwała ją jak rozpaloną do czerwoności podkowę, która

właśnie wyszła z kuźni kowala. Kątem oka ostrożnie zerknęła na profil księcia.

Skupiał się na drodze przed nimi, na której jak zwykle po południu panował spory

ruch.

Uroczyste słowa przysięgi, które wypowiedziała zaledwie kilka godzin temu, na nowo

zabrzmiały w głowie Sarah:

„Ja, Sarah Elizabeth, biorę sobie ciebie, Anthony'ego George'a Henry'ego Edwarda za

prawowitego małżonka, by trwać z tobą na dobre i złe, w bogactwie i w biedzie, w zdrowiu i

w chorobie, i przysięgam kochać cię, wspierać i być ci posłuszną, dopóki śmierć nas nie

rozłączy”.

Przyrzekła kochać, wspierać i być posłuszną mężczyźnie, który różnił się od niej tak

jak noc różni się od dnia. Czując ucisk w żołądku, pomyślała, że poślubiając Anthony'ego

George'a Henry'ego Edwarda Selbourne'a, poślubiła też sposób życia, który był jej równie

obcy jak protokół dyplomatyczny na dworze Sulejmana Wspaniałego.

„Nic się nie liczy” - mówiła sobie śmiało, patrząc prosto przed siebie na ruchliwą

londyńską ulicę. „Wszystko, co ma znaczenie, to to, że obiecał pomóc mi malować”.

„Mogę przetrwać wszystko, dopóki mogę malować”.

Ani razu nie przyszło jej do głowy, że mógłby nie dotrzymać swojej obietnicy.

* * *

Zatrzymali się po drodze w słynnym zajeździe, by dać odpocząć koniom i napić się.

Książę zabrał Sarah do prywatnej jadalni i zamówił dla niej lemoniadę, a dla siebie piwo.

Potem wrócili do powozu.

Była piąta po południu, kiedy dotarli do posiadłości przyjaciela księcia, i Sarah była

ogromnie zmęczona. Nie spała dobrze poprzedniej nocy, a mając za sobą ślub i podróż do

Sussex czuła się tak, jak gdyby ten dzień trwał całe wieki.

Zaś najgorsze miało dopiero nadejść.

- Jak uroczo - mruknął książę, wjechawszy na podjazd małej rezydencji Hamilton

Hall.

Miejsce, w którym miała spędzić noc poślubną. Hamilton Hall był to dwór o ścianach

background image

pięknie zwieńczonych szczytami, położony w urokliwym otoczeniu łąk i lasów. Dom

zbudowano z szarozielonego kamienia i drewna, a wysokie kominy były z cegły o

intensywnej barwie. Nie była to wielka posiadłość, jak książę powiedział Sarah, i to dlatego

wybrał ją na ich krótką podróż poślubną.

- Mały dom będzie bardziej przytulny - takie było jego wyjaśnienie.

Sam nie widział wcześniej Hamilton Hall, ale jego sekretarz pojechał do Sussex, by

obejrzeć posiadłość i oświadczył, że się nadaje.

Patrząc na przyjemny widok przed sobą, Sarah zrozumiała, że jej mąż nie chciał

przytłaczać jej niewątpliwą pompą własnych posiadłości, i poczuła przypływ wdzięczności za

jego troskę.

Wiedziała, że nie jest jeszcze gotowa stawić czoło splendorowi książęcego pałacu.

Najpierw musiała stawić czoło temu, że jest mężatką.

Książę zatrzymał konie przed frontowym wejściem. Potem obszedł powóz, by znaleźć

się przy Sarah. Nie prosząc jej, by wysiadła, wyciągnął ręce, objął ją w talii i postawił na

ziemi. Sarah poczuła, jak rumieniec oblewa jej policzki.

Książę nie robił tego wcześniej.

Kiedy jej stopy dotknęły ziemi, drzwi frontowe otworzyły się i dwoje służących

szybko zeszło po schodach.

- Witamy w Hamilton Hall, Wasza Książęca Mość - oboje zawołali jednocześnie,

zatrzymując się przed Sarah i księciem.

Gospodyni - gdyż nie mogła być nikim innym - była pulchną, siwowłosą,

sympatycznie wyglądającą kobietą, której okrągła, zaróżowiona twarz promieniała, kiedy

gospodyni ukłoniła się nisko. Mężczyzna obok niej był chudy jak pogrzebacz i łysy jak kula

bilardowa.

Sarah, która wciąż czuła dotyk dłoni księcia na swojej talii, zmagała się z sobą, by

odzyskać zimną krew.

- Dzień dobry - powiedział książę z urzekającym uśmiechem. - Na pewno pan i pani

Watson. Pan Lawton mówił mi, że mogę na was polegać, iż zatroszczycie się o moją żonę i o

mnie przez kilka najbliższych dni.

- Oczywiście, może pan, Wasza Książęca Mość - zapewniła go pani Watson. Jej twarz

promieniała radością.

Sarah zdołała się odezwać:

- Cóż za śliczny dom, pani Watson. Musi być bardzo stary.

- Zbudowano go w 1634 roku, Wasza Książęca Mość - oznajmiła z dumą gospodyni.

background image

Książę rozglądał się z zaciekawieniem.

- Myślałem, że mój stajenny przyjechał przede mną, ale nie widzę ...

- Tutaj jestem, Wasza Książęca Mość - zawołał ktoś, i Sarah odwróciła się, by

zobaczyć mężczyznę biegnącego w ich stronę z odległej części domu. Kiedy się zbliżył,

rozpoznała w nim stajennego o żołnierskim wyglądzie, który zajmował się końmi księcia

poprzedniego dnia, gdy pojechali do sklepu z farbami.

- Ach, Holmes. Już się bałem, że się zgubiłeś - powiedział książę.

Głos księcia był najzupełniej przyjazny, ale stajenny wyglądał na zdenerwowanego.

- Byłem w stajni i nie widziałem, jak pan zajechał, Wasza Książęca Mość.

Książę skinął głową.

- Cóż, możesz zabrać konie do stajni. Mają za sobą długą drogę i są zmęczone.

- Tak zrobię, Wasza Książęca Mość. Natychmiast.

- Holmes wspiął się zwinnie na siedzenie faetonu, ujął lejce umocowane przez księcia,

cmoknął na konie i ruszył” nimi w stronę tylnej części domu.

Pani Watson posłała Sarah uśmiech pełen słodyczy.

- Na pewno jest pani zmęczona, Wasza Książęca Mość. Pani pokojówka jest tu i

wypakowała wszystkie pani ubrania. Pozwoli pani, że zaprowadzę panią i lego Wysokość do

waszych pokoi.

Jestem pewna, że będą się państwo chcieli odświeżyć i przebrać po takiej długiej

podróży.

- Dziękuję, pani Watson - powiedziała Sarah z wdzięcznością, i ruszyła za gospodynią

do frontowego holu ozdobionego belkami na suficie i ciemną boazerią na ścianach.

Sarah pomyślała, że dwieście lat temu dom zapewne wyglądał tak samo.

Odruchowo zanotowała w pamięci, że na ścianach wisiały tam zegar, lustro i gobelin,

ale brak było obrazów.

Gospodyni poprowadziła ich przez hol i po pięknie rzeźbionych dębowych schodach

na drugie piętro, gdzie skręciła na prawo i otworzyła drzwi.

Odwróciła się do młodej pary i powiedziała:

- Tutaj jest główna sypialnia, pan Lawton powiedział, że państwo ją zajmiecie.

Sarah powoli weszła do pokoju, który miała dzielić ze swoim mężem. Ten pokój także

wyłożony był boazerią, ale była znacznie jaśniejsza niż na parterze, gdyż pomalowano ją na

śliczny bladozielony kolor. Dębową podłogę z szerokich desek przykrywał częściowo

przyciągający oko dywan, było tam też urokliwe miejsce do siedzenia wbudowane w alkowę

utworzoną przez cztery wysokie okna. Szezlong stał przed kominkiem, w którym płonął

background image

ogień.

- Czy jest tylko jedna sypialnia? - zapytał książę.

- Tak jest, ale są dwie garderoby, jedna dla pana i jedna dla pani, Wasza Książęca

Mość - wyjaśniła zaniepokojona gospodyni, i wskazała parę dębowych drzwi w dwóch

przeciwległych ścianach sypialni.

- Rozumiem. Bardzo tu ładnie, pani Watson - powiedział książę.

Uśmiechnęła się, uspokojona, i odwróciła się do Sarah.

- Zaraz przyślę na górę gorącą wodę, Wasza Książęca Mość.

Sarah zdołała skinąć głową.

- Chcielibyśmy, aby obiad podano o siódmej, jeżeli to nie kłopot - powiedział książę.

- Ależ to żaden kłopot, Wasza Książęca Mość! Żaden kłopot!

Z kolejnym promiennym uśmiechem gospodyni pospiesznie wyszła z pokoju,

zostawiając młodą parę samą.

Sarah nie spojrzała na męża od chwili, kiedy przybyli do tego domu. Teraz usłyszała,

jak mówi sympatycznym głosem, w którym - jak była pewna - pobrzmiewała leciutka nuta

rozbawienia:

- Moja droga, mówiłem ci, żebyś się nie martwiła. Wszystko będzie dobrze.

Sarah wyprostowała ramiona, odwróciła się, by na niego spojrzeć, i oznajmiła

zdecydowanie:

- Nie martwię się.

Z całą pewnością iskierka wesołości zabłysła w tych szarozielonych oczach.

- Bardzo mnie to cieszy, bo nie ma powodu, żebyś miała się martwić.

„Być może dla ciebie” - pomyślała z niechęcią Sarah. Jego wesołość drażniła ją.

Na głos zaś powiedziała z godnością:

- Jestem dosyć ubrudzona po podróży i zmęczona, Anthony. Myślę, że powinnam

udać się do mojej garderoby i odpocząć przed obiadem.

Kiedy odpowiedział, jego głos zabrzmiał najzupełniej poważnie. „Zbyt poważnie” -

pomyślała z irytacją.

- Bardzo dobry pomysł. Chyba powinienem zrobić tak samo.

- Dobrze więc - Sarah zadarła podbródek. - Zobaczymy się później.

Przytaknął.

- Przy obiedzie.

Zdecydowanym krokiem pomaszerowała w stronę drzwi po lewej i otworzyła je

jednym ruchem.

background image

W środku znajdował się mężczyzna.

- Czy to ty, Currier? - łagodny głos księcia zapytał zza jej pleców.

- Tak, Wasza Książęca Mość - odpowiedział służący.

- Musiałaś otworzyć drzwi do mojej garderoby, moja droga - powiedział książę. -

Twoja jest tam.

Sarah nawet na niego nie zerknęła, przechodząc przez pokój do drzwi po przeciwnej

stronie.

Otworzyła je i zastała za nimi pokojówkę, którą najęła dla niej lady Linford.

Bez słowa Sarah wkroczyła do swojego sanktuarium i energicznie zamknęła drzwi.

Książę nie odpoczywał w swojej garderobie, lecz zamiast tego wybrał się na spacer do

stajni, by zobaczyć, w jakich warunkach trzymane są jego konie. Holmes energicznie

wyczesywał jednego ze wspaniałych wałachów, i książę uciął sobie ze stajennym

sympatyczną pogawędkę o zabudowaniach, które były niewielkie, lecz najzupełniej

wystarczające. Potem książę wybrał się na obchód posiadłości, do której należał też stary,

otoczony murem ogród i prześliczny staw. Kiedy wrócił do domu, była już pora, by przebrać

się do obiadu.

Kiedy przywdział już odpowiedni strój, na który złożyły się czarny surdut i eleganckie

bryczesy, przyszło mu do głowy, żeby pójść do garderoby Sarah i zobaczyć, czy jest gotowa.

Po chwili uznał, że jego pojawienie się tylko by ją zaniepokoiło, i zamiast tego zszedł na dół,

by poczekać na nią w wyłożonym boazerią salonie, umeblowanym wielkimi dębowymi

meblami, zapewne pochodzącymi z czasów Jakuba II.

Książę tak naprawdę wcale nie czekał niecierpliwie na swoją noc poślubną. Był

mężczyzną o bogatym doświadczeniu, ale wszystkie jego partnerki były kobietami dobrze już

zaznajomionymi z cielesną rozkoszą. Nigdy przedtem nie miał do czynienia z dziewicą.

Książę pomyślał, że to tylko niedogodność. Zamierzał być bardzo ostrożny. Nie chciał

zranić ani wystraszyć Sarah. Gdyby tak zrobił, konsekwencje dla ich przyszłych relacji

byłyby doprawdy fatalne.

Zastanawiał się, czy ona w ogóle wie, co ma się stać między nimi, kiedy już znajdą się

razem w łóżku. Nie miała matki. Ani żadnej krewnej, która mogłaby poinstruować ją w

kwestii małżeńskich powinności. To była jedna z tych rzeczy, które naznaczały ją jako

dziewczynę ze sfery kupieckiej.

Dziewczyna z jego własnej sfery nigdy nie byłaby tak samotna.

Usłyszał szelest spódnicy; odwrócił się i zobaczył w drzwiach swoją żonę. Miała na

sobie kremową suknię wieczorową, wyciętą głębiej niż wszystko, w czym ją widział do tej

background image

pory. Zauważył z zainteresowaniem, że jej piersi nie są tak małe, jak wcześniej mu się

zdawało, i że jej skóra lśni niczym blade złoto na tle kremowego jedwabiu.

- Czy udało ci się trochę odpocząć? - zapytał uprzejmie, kiedy powoli weszła do

pokoju.

- Tak - odpowiedziała Sarah. - Dziękuję.

- Uznałem, że pójdę rozprostować nogi; wybrałam się na spacer po posiadłości. Jest

bardzo ładna. Jutro zwiedzimy ją wspólnie.

- To byłoby miłe - powiedziała Sarah.

Książę, który przez lata radził sobie z wystraszonymi rekrutami na Półwyspie

Iberyjskim, stwierdził, że najlepszy sposób, w jaki może stawić czoło tej sytuacji, to

odciągnąć jej uwagę od tego, czego się obawiała, i skupić ją na czymś innym. Dlatego zaczął

jej opowiadać o jednym ze swoich kuzynów, księciu Margaux, który w swoim chateau

posiadał imponującą kolekcję obrazów, i o tym, że zorganizuje wszystko tak, by Sarah je

obejrzała.

Jego wybieg okazał się skuteczny i pomógł im miło spędzić czas przy obiedzie.

Anthony opowiadał, jak ojciec księcia Margaux wysyłał przed rewolucją obrazy do Anglii,

chroniąc je tym samym przed zniszczeniem przez republikańską tłuszczę, i jak powróciły do

chateau po pierwszej abdykacji Napoleona. Sarah słuchała uważnie, zadawała inteligentne

pytania, i nawet zjadła nieco swojego bażanta a la braise.

Kiedy jednak podano deser, całe ożywienie uleciało z jej twarzy i przestała patrzeć mu

w oczy.

Książę westchnął. „Równie dobrze można by już mieć to za sobą” - pomyślał, patrząc

na drobną, pełną napięcia twarz żony.

Im dłużej zwleka, tym bardziej będzie wystraszona. Powiedział więc łagodnym

głosem:

- Może pójdziesz na górę i przebierzesz się, Sarah? Ja przyjdę za jakieś pół godziny.

Podniosła wzrok i na ułamek chwili ich oczy się spotkały.

- Dobrze - powiedziała.

Wstała od stołu i wyprostowała ramiona. Nawet nie zerknąwszy na księcia, opuściła

pokój.

Zaś jej mąż westchnął raz jeszcze i w zadumie powoli upił łyk wina.

Od kiedy miał czternaście lat i matka szkolnego kolegi, którego odwiedzał, uwiodła

go, kobiety chciały z nim sypiać. Nie miał doświadczenia w postępowaniu z niechętną

partnerką.

background image

Dokończył wino i ruszył na górę do garderoby, gdzie jego służący czekał, by pomóc

mu się rozebrać i nałożyć jedwabny szlafrok.

Uporawszy się z przebieraniem, książę odesłał służącego i czekał cierpliwie, aż

usłyszy Sarah wchodzącą do sypialni obok. Dał jej pięć minut, po czym otworzył drzwi

swojej garderoby i także przeszedł do sypialni.

Sarah siedziała na ogromnym, bogato rzeźbionym łożu z kolumienkami, z kołdrą z

zielonego atłasu podciągniętą po piersi. Jej długie włosy były rozpuszczone i leżały niczym

lśniące wstążki na nagich ramionach. Nocna koszula miała barwę kości słoniowej i była

głęboko wycięta; książę podejrzewał, że tego wyboru dokonała jego ciotka.

Podszedł do Sarah powoli i ostrożnie, niczym myśliwy zbliżający się do jelenia,

którego nie chce spłoszyć.

Sarah nie poruszyła się. Siedziała nieruchomo, obserwując go ogromnymi brązowymi

oczyma.

Usiadł na skraju łóżka, w pewnej odległości od niej, i spojrzał w te oczy.

Nagle wydała mu się niesłychanie krucha i dzielna.

Powiedział cicho:

- Sarah, czy wiesz, co wydarzy się dziś między nami?

Przełknęła ślinę, ale jej spojrzenie pozostało niewzruszone.

- Niektóre dziewczęta w szkole mówiły takie rzeczy ... ale to nie może być prawda.

- Co mówiły?

Zaczerwieniła się.

- Nie mogłabym ci powiedzieć.

„Cudownie” - pomyślał z rezygnacją, naznaczoną rozbawieniem. Ktoś niewątpliwie

opisał jej seksualny akt i to ją przeraziło.

Powiedziała słabym głosikiem:

- Nie chcę wydać się tchórzliwa, Anthony, ale, sam rozumiesz, nie znam cię zbyt

dobrze.

Przez ułamek sekundy miał pełny obraz tego, jak musiała się czuć.

- Nie myślę, że jesteś tchórzliwa - powiedział. Wręcz przeciwnie, sądzę, że jesteś

bardzo dzielna.

Przygryzła wargę i obrzuciła go powątpiewającym spojrzeniem.

- Wiesz co - powiedział. - Może porozmawiamy przez chwilę, a ja postaram się

wyjaśnić ci to, co powinnaś wiedzieć?

Popatrzyła na niego czujnie.

background image

- Dobrze.

Rozejrzał się po pokoju i dostrzegł szezlong stojący przed kominkiem. Wyciągnął

rękę.

- Chodź. Usiądźmy razem przy ogniu.

Posłała mu nieśmiały uśmiech. Najwyraźniej pomysł wydostania się z łóżka spodobał

się jej.

Anthony poprowadził ją do szezlonga, a gdy usiadła, otoczył ją ramieniem.

Cała zesztywniała z przejęcia. Ani razu nie użył słowa „powinność”. Zamiast tego

mówił o miłości, o tym jak mężczyzna i kobieta są jedynie dwiema połowami całości, o tym

jak przez małżeństwo te połowy jednoczą się i stają kompletne.

Ogromnie się starał, by nie być zbyt dosłownym. I przez cały czas, kiedy mówił, jego

dłoń powoli pieściła jej nagie ramię. Poczuł, że zaczęła się odprężać. Przestał mówić i

pochylił głowę, by lekko pocałować jej skroń.

- Nigdy bym cię nie skrzywdził, Sarah. Proszę, uwierz w to ...

Oparła policzek na jego ramieniu.

- Masz dla mnie tak wiele cierpliwości, Anthony. Dziękuję.

Palcami wolnej dłoni przeczesywał jej rozpuszczone włosy, od miejsca poniżej ucha

aż po lśniące pasma spoczywające na wypukłości jej piersi. Jego palce musnęły jej ucho, a

potem sutek.

- Popatrz - powiedział łagodnie i podniósł rękę, trzymając ją przed nimi. Jedwabisty

kosmyk brązowych włosów sam owinął się wokół jego nadgarstka.

Sarah wpatrywała się jak urzeczona w tę smukłą dłoń i wąski nadgarstek. Rękaw jego

szlafroka zsunął się, odsłaniając twarde i muskularne przedramię. Włoski na jego ramionach

miały barwę złota.

Pochylił głowę i pocałował ją w usta.

Nie był to delikatny, przyjacielski pocałunek, jakim obdarzył ją wcześniej. Pocałunek

zaczął się czule, ale po chwili, kiedy Anthony poczuł, że mu się poddaje, posunął się głębiej.

Zamarła, a potem znów się poddała. Całował ją coraz mocniej. Kiedy podniósł wreszcie

głowę, mógł poczuć subtelny ciężar jej ciała, rozluźnionego i wspartego o niego.

Wyszeptał:

- Czy myślisz, że teraz jesteś gotowa przejść ze mną do łoża?

Skinęła głową.

Zaskoczył ją, biorąc ją na ręce. Objęła go za szyję i roześmiała się.

Ułożył ją na jedwabnych prześcieradłach i wślizgnął się do łóżka tuż obok niej. Nie

background image

dał jej czasu na myślenie o tym, co się dzieje, tylko znowu zaczął ją całować.

Tym razem jej usta rozchyliły się natychmiast pod naciskiem jego warg, najpierw się

poddając, a potem - nareszcie - reagując. Delikatnie przesunął palcem wzdłuż jej ciała i

poczuł, jak napina się i drży.

- Wszystko jest w porządku - wyszeptał i pocałował ją raz jeszcze.

Był wytrawnym kochankiem; uczył ją przyjemności, jaką jej ciało mogło znaleźć w

dotyku mężczyzny. Jej odpowiedź była taką mieszanką zdumienia, zachwytu i zadowolenia,

że był tym szczerze zachwycony.

„Żaden mężczyzna nie dotykał jej w ten sposób do tej pory” - uzmysłowił sobie nagle.

Zdziwił się, jak ta myśl go podniecała.

Już przed chwilą zdjął z nich obojga ubranie i z zadowoleniem odkrył, że jej ciało,

choć drobne, było doskonałe - piersi rozkosznie ukształtowane, talia wąska, biodra szczupłe,

lecz krągłe. Jej skóra lśniła jak złoto.

Poczuł, jak jej palce wbijają się w jego umięśnione ramiona, gdy jego palec delikatnie

masował miejsce między jej nogami. „Lepiej pozwolić jej osiągnąć zaspokojenie, zanim

wejdę” - pomyślał, i nie przestawał umiejętnie przesuwać palcem dokładnie tam, gdzie - jak

dobrze wiedział - Sarah miała odczuć to najmocniej. Mówił do niej łagodnie, zachęcająco, w

sposób, w jaki przemawiałby do źrebięcia, które pragnąłby uspokoić.

Kiedy tylko poczuł najlepszy moment, przygotował się do wejścia.

- Sarah, to może nieco boleć - powiedział. Wpatrywała się w niego z wyrazem

całkowitego oszołomienia. Zrozumiał nagle, że nie może czekać ani chwili dłużej.

Uniósł jej biodra i wszedł w nią powoli, zatrzymując się, kiedy dotarł do bariery jej

dziewictwa. Głęboko zaczerpnął powietrza i przedarł się przez nią.

Sarah się wzdrygnęła, ale nie próbowała się cofnąć. Pocałował ją i zaczął się poruszać.

Była wilgotna l ciasna.

Absolutnie cudowne doznanie.

Serce waliło mu jak młotem; zamknął oczy. Zdał sobie sprawę, że sprawia jej ból.

„Najlepiej mieć to już za sobą” - pomyślał, i pchnął. I znowu, znowu i znowu, aż

ukołysała go słodka, znajoma eksplozja własnego zaspokojenia.

Dokonał bohaterskiego wyczynu, by wziąć się w karby i się wycofać.

Wtedy jej ramiona uniosły się, by go objąć.

- Wszystko w porządku, Anthony - powiedziała. - Nic mi nie jest.

- Jesteś pewna?

Jej wargi dotknęły jego policzka w pocałunku lekkim jak muśnięcie piórkiem.

background image

- Najzupełniej.

Zamknął oczy, czując ulgę, że na razie nie został jeszcze wygnany z raju.

Nieco później, kiedy leżeli jedno przy drugim, Sarah opierając głowę na ramieniu

księcia - powiedziała:

- Wiesz, Anthony, to stało się dokładnie tak, jak mówiły dziewczęta w szkole. Ale ja

w to nie wierzyłam ...

Zaśmiał się.

- Sposób, w jaki ty mi to wytłumaczyłeś, jest o wiele milszy ... Bliższy prawdy.

„Jak ja to wytłumaczyłem?” - zadumał się. A potem przypomniał sobie swoją

taktowną mowę o mężu i żonie jako dwóch połowach jednej całości.

Ujął dłoń Sarah i podniósł ją do ust.

- Cieszę się, że tak myślisz - powiedział.

background image

ROZDZIAŁ 12

Książę leżał na plecach, z rękoma zaplecionymi za głową, i wpatrywał się w

wyszywany złotem zielony baldachim nad łóżkiem z kolumienkami. Sarah spała obok.

Zamierzał nie zasypiać przez resztę nocy i nie był pewien, czy mu się to uda. Jego

ciało było tak ociężałe, tak zaspokojone. Pomyślał z ogromnym zdumieniem, że wcześniej nie

marzył nawet o tym, iż noc poślubna przyniesie mu tak intensywną rozkosz.

Popatrzył na swoją śpiącą żonę. Ponieważ zawsze sypiał przy odsłoniętych oknach i

światło księżyca wlewało się do pokoju, mógł widzieć ją całkiem wyraźnie.

Sarah odwróciła się na bok i jej długie, brązowe włosy spłynęły na atłasową kołdrę i

wystające spod niej nagie ramię. Długie włosy nie były już w modzie, ale książę się cieszył,

że Sarah nie obcięła swoich. Wyglądały ślicznie. Była śliczna. Była dzielna. Pomyślał, że

będzie też namiętna.

„Co za szczęście” - przyszło mu do głowy. - „Co za niesłychane szczęście mieć

dziewczynę taką jak ona”.

Pomyślał o tym, co mogło mu się trafić, i zadrżał.

Opuścił ramiona i podciągnął się do siedzącej pozycji, opierając o poduszki.

„Nigdy nie przyszło mi do głowy, że dom ma tylko jedną sypialnię” - pomyślał z

niesmakiem. - „Głupiec ze mnie. Tak się skupiłem na tej przeklętej umowie małżeńskiej ...

Mogłem powiedzieć Maksowi, żeby sprawdził, jak wygląda sytuacja z sypialniami, ale po

prostu o tym nie pomyślałem”.

Nigdy nie zaakceptowałby wypożyczenia Hamilton Hall, gdyby wiedział, że tak tu

rozplanowano pomieszczenia.

Odtwarzał w myślach każdy cal zamku Cheviot, domu swych lat chłopięcych. Od

wielkiej sali po pokój dziecinny wędrował w myślach po zamku, wyobrażając sobie każdy z

pokoi, jego meble, obrazy, dywany, ozdoby. A potem przeszedł do okolicy.

To znajome ćwiczenie zajęło go przez większą część nocy. Dopiero tuż przed świtem

zmorzył go sen.

Sarah obudziła się i zobaczyła światło słońca wlewające się przez okno sypialni.

Anthony spał obok niej. Odwróciła głowę, by na niego popatrzeć.

Spał na brzuchu, z twarzą zwróconą w jej stronę, z jedną ręką wyciągniętą nad głową,

a drugą lekko zaciśniętą w pięść na poduszce. Włosy opadały mu do brwi, a długie rzęsy

opierały się na wyraźnych kościach policzkowych. Kołdra zakrywała go do pasa.

Wzrok Sarah skupił się na szerokich plecach, które odsłoniło bezlitosne słońce.

background image

Anthony był o wiele bardziej muskularny, niż wydawał się w ubraniu, ale jej spojrzenie

przykuła długa blizna o nierównych krawędziach. Biegła od góry prawego barku aż pod

prawą pachę.

„To musiała być okropna rana” - pomyślała. Jej spojrzenie przeniosło się na jego

twarz.

Obserwował ją.

Bardzo delikatnie dotknęła blizny.

- Waterloo? - zapytała.

- Nie. Salamanka - odparł.

- Miałeś szczęście, że nie straciłeś władzy w ręce.

Coś zamigotało w jego oczach.

- Wiem.

Uśmiechnęła się.

- Nie będę ciągnąć tego tematu, Anthony. Wiem, że nie lubisz o tym rozmawiać.

Uśmiechnął się do niej smutno.

- Żałuję, że moi krewni nie są tak spostrzegawczy jak ty.

Sięgnął po jej dłoń. Sarah poczuła, jak jej puls bije mocniej pod jego dotykiem.

Tej nocy zdumiało ją to, jak się dzięki niemu poczuła. Robił z nią takie rzeczy ... a ona

mu na to pozwoliła, co więcej, nawet nie czuła się zawstydzona!

- Połóż się obok mnie - powiedział.

Intensywne pulsowanie przeniosło się teraz gdzieś między nogi.

„Co się ze mną dzieje?” - pomyślała ze zdumieniem i niepokojem zarazem.

Przesunęła się w dół, tak że leżeli twarzami zwróceni do siebie, spoglądając sobie

nawzajem w oczy.

- Jak się czujesz? - zapytał łagodnie. - Czy nie jesteś zbyt obolała? .

Poczuła, że pragnie, by znowu jej dotykał. Przygryzła wargę i wpatrywała się w niego

wielkimi oczyma.

- Nie - wyszeptała. Uśmiechnął się.

- Jak to miło ... Dźwignął się tak, by pochylić się nad nią, podpierając na rękach.

Zaczął ją całować, a ona - instynktownie - podniosła ramiona, by mocno go objąć.

* * *

Dla Sarah reszta dnia minęła niczym we śnie. Poszli na spacer po posiadłości

Hamilton Hall, oglądać ogrody, staw i stary młyn wodny na małej rzeczułce niedaleko domu.

Przy młynie Sarah poczuła przelotne ukłucie żalu, że nie ma ze sobą farb. Młyn i

background image

rzeczka stanowiłyby taki doskonały temat dla pejzażu.

Później książę zabrał ją na przejażdżkę po najbliższej okolicy. Swoim malarskim

okiem Sarah dostrzegała wszystko: zielone łąki upstrzone złotymi pierwiosnkami, sady

obsypane płatkami bieli i delikatnego różu, białe jagnięta na zielonych polach, kosy żerujące

w wysokiej trawie nad brzegiem rzeki.

Znalezienie się w otoczeniu takiego piękna było niczym balsam dla jej duszy.

- Czy czytałeś kiedykolwiek Wordswortha, Anthony? - zapytała, kiedy jechali - wąską

wiejską dróżką wśród pól uprawnych ciągnących się po obu stronach.

W powietrzu unosiła się woń obornika używanego jako nawóz.

- Oczywiście, czytałem go - odpowiedział książę.

- Jest tak bardzo angielski, że znalazłem w nim ogromną pociechę w ciągu lat, kiedy

przebywałem daleko stąd.

Sarah zadumała się nad tą odpowiedzią.

- Mogę to zrozumieć - powiedziała.

Książę odezwał się łagodnie do konia, który, przestraszony, zarzucił głową, kiedy

królik przebiegł przez drogę tuż pod jego kopytami, a potem powiedział do Sarah:

- . Muszę jednak powiedzieć, że wolę Coleridge'a od Wordswortha.

Uznała to za ciekawą uwagę.

- Och? A czy masz ulubiony wiersz Coleridge'a?

- Uważam „Pieśń o starym żeglarzu” za poruszający absolutnie do głębi.

„Poruszający do głębi?” - Sarah pomyślała ze zdumieniem, i zanotowała sobie w

pamięci, by koniecznie raz jeszcze przeczytać ten utwór.

Ton Anthony'ego zmienił się z poważnego na przekorny.

- Nie mów mi, że wolisz Wordswortha od Byrona.

Myślałem, że wszystkie młode damy szaleją na punkcie Byrona.

- Znacznie bardziej wolę Wordswortha od Byrona - odparła z naciskiem. - Byron

potrafi być okropnie niemądry.

Książę zachichotał.

- Nie będę się z tobą spierał na ten temat. Pasemko włosów wymknęło jej się z koka, i

Sarah sięgnęła ręką, by je utknąć z powrotem.

- Wordsworth to poeta, którego lubię najbardziej - powiedziała. - Chciałabym

malować tak, jak on pisze.

Książę wyglądał na zaintrygowanego.

- To znaczy jak?

background image

Przyciszonym głosem Sarah zacytowała kilka swoich ulubionych wersów z „Opactwa

w Tintern”:

Nie umiem

Malować tego, czym byłem. Wodospad

Mnie jak namiętność nawiedzał; szczyt skały,

Góry i lasy, głębokie, posępne,

Ich barwy, kształty, były dla mnie wtedy

Łaknieniem; były uczuciem, miłością,

Którym nie trzeba wdzięków odleglejszych,

Jakich dostarcza myśl, ni ciekawości,

Nie pożyczonej od oka

.

Książę nic nie odpowiedział, lecz pozwolił słowom zawisnąć w powietrzu pomiędzy

nimi.

- On ma takie wyczucie natury - powiedziała Sarah. - To właśnie w nim kocham, i to

jest to, co powinien zawierać dobry pejzaż: uczucia takie jak radość aż do bólu i

oszałamiający zachwyt, o których pisze.

Nadal milcząc, książę skinął głową ze zrozumieniem.

Sarah wydała z siebie ciche westchnienie czystej satysfakcji. Tak miło było móc

rozmawiać o malarstwie z kimś, kto rzeczywiście rozumiał to, co miała na myśli.

Książę powiedział:

- Zanim opuściliśmy Londyn, poczyniłem pewne poszukiwania i dowiedziałem się, że

sir John Trainor mieszka tu niedaleko. Jest bardzo znanym kolekcjonerem dzieł sztuki i ma w

swoim posiadaniu dwa wyśmienite obrazy Ruisdaela. Postarałem się, byśmy jutro mogli do

niego pojechać i je obejrzeć.

Sarah podskoczyła na siedzeniu.

- Naprawdę to zrobiłeś, Anthony?

- Tak, naprawdę to zrobiłem. Sir John zapewnił mojego sekretarza, że będzie

zachwycony, goszcząc nas na popołudniowej herbatce i pokazując nam swoje obrazy.

Łagodny powiew wiosennego wiatru poruszył jego brwiami, a słońce odbijało się na

lśniącej czarnej sierści dwóch koni ciągnących powóz. Sarah podniosła wzrok na intensywnie

niebieskie niebo i powiedziała z głębi serca:

- Bardzo się cieszę, że mnie przekonałeś, bym wyszła za ciebie, Anthony. To była

najszczęśliwsza rzecz, jaka mogła mi się przydarzyć.

*

Przekład Stanisław Kryński (fragment z: „Angielscy poeci jezior”, Wrocław 1963).

background image

Uśmiechnął się szeroko.

- Jak sam czuję się szczęściarzem, moja kochana. Myślę, że bardzo spodoba mi się

posiadanie żony. Coś w jego tonie wywołało lekki rumieniec na policzkach Sarah i lekkie

wzburzenie jej krwi.

Powiedział do niej „kochana”. Bardzo jej się to spodobało.

* * *

Książę był naprawdę zadowolony ze swego małżeństwa. Właściwie to zdał sobie

sprawę, że wyczekuje nadchodzącego wieczora z niecierpliwością, która go zaskoczyła.

Kochanie się z Sarah było nadspodziewanie miłe.

Nie posiadała ani krzty umiejętności kobiet, do których przywykł, ale był zdumiony i

poruszony ogromem jej zaufania. Swobodnie dzieliła się z nim swoją radością i była

bezgranicznie hojna w swoim pragnieniu zadowolenia go tak bardzo, jak on zadowalał ją.

Jej niewinność wywoływała w nim pragnienie otoczenia jej opieką i wzięcia jej w

posiadanie, których nigdy wcześniej nie zaznał w stosunku do kobiety. Należała do niego.

Nigdy nie należała do nikogo innego. Była jego żoną. Będzie matką jego dzieci.

Kiedy myślał o Sarah, sześć stuleci dynastycznego instynktu buzowało w jego żyłach.

* * *

Wizyta u sir Johna Trainora następnego dnia przebiegła bardzo dobrze. Ich gospodarz

okazał się wytwornym mężczyzną po pięćdziesiątce, którego żona zmarła i który mieszkał

samotnie w małym, eleganckim domu usytuowanym w uroczej dolinie w Sussex Weald. Sir

John był miłośnikiem sztuki, który nabył kilka znakomitych obrazów podczas niedawnych

niepokojów we Francji, i był podekscytowany możliwością zaprezentowania swojej kolekcji

osobom tak znamienitym jak książę i księżna Cheviot.

Księciu podobało się oglądanie obrazów, ale jeszcze bardziej podobało mu się

obserwowanie Sarah.

„Kiedy spogląda na obraz, to naprawdę patrzy” pomyślał z szacunkiem i

rozbawieniem jednocześnie, przyglądając się, jak Sarah uważnie przypatruje się energicznym

pociągnięciom pędzla na jednym z obrazów sir Johna Ruisdaela.

Przez całe pół godziny pozostała przed obrazem Ruisdaela przedstawiającym

Bentheim Castle, po prostu patrząc. Książę i sir John także stanęli przed obrazem, i żaden z

nich nie odezwał się ani słowem, by nie rozpraszać głębokiego skupienia, z jakim studiowała

malowidło. Kiedy wreszcie zaspokoiła ciekawość, wypili herbatę ze swoim gospodarzem,

który uraczył ich opowieściami o tym, jak nabywał dzieła sztuki. Gdy wyruszyli w drogę

powrotną, było już znacznie później, niż książę planował, i chmury zasłaniały słońce.

background image

- Mam nadzieję, że nie zacznie padać - powiedział, zerknąwszy w górę na ołowiane

niebo. - Gdybym zdawał sobie sprawę, że pogoda się zmieniła, nalegałbym na wcześniejszy

wyjazd.

Sarah nie zgodziła się z nim.

- Nieuprzejmie byłoby wyjechać wcześniej. Sir John był taki wspaniałomyślny i

życzliwy.

Musieliśmy spędzić z nim trochę czasu i pozwolić mu opowiedzieć jego historie.

Książę uniósł lejce i kare konie pokłusowały szybciej.

- Nie chcę, żebyś zmokła.

- Nonsens - powiedziała rześko Sarah. - Jeżeli zmoknę, to obiecuję, że się nie roztopię.

Zmarszczył brwi, ale nic nie odpowiedział. Deszcz zaczął padać, kiedy byli pięć mil

od domu.

- Popędzę konie, jeżeli nie będziesz się obawiać - powiedział książę.

- Nie ma najmniejszej potrzeby ich popędzać odparła Sarah. - Mogą poślizgnąć się na

drodze. Nie przeszkadza mi, że zmoknę. Tak właściwie to całkiem lubię deszcz.

Obrzucił ją spojrzeniem pełnym niedowierzania.

Siedziała z twarzą zwróconą ku niebu, niczym spragniony kwiat wchłaniający wilgoć,

potrzebną mu, by rozkwitać. Kropelki zawisły na jej rzęsach i Sarah zatrzepotała powiekami,

by je strząsnąć.

Potem zdjęła kapelusz.

Książę się roześmiał.

- Właśnie miałem zaoferować ci mój płaszcz.

- Nie chcę go - odparła. - Nie mamy daleko do domu, więc nie musisz się martwić, że

przemarznę.

Wciągnęła głęboko powietrze w płuca. - Czyż wiosenne powietrze nie pachnie

cudownie, kiedy pada deszcz? Kiedy byłam dzieckiem i mieszkałam z rodzicami, moja matka

zwykła zabierać mnie na werandę na tyłach domu, kiedy padało, i wdychałyśmy powietrze.

- Zaczekaj, aż poczujesz powietrze w Northumberland - powiedział.

- Kiedyś złapał nas deszcz, gdy byłam z Neville'em - wyznała. - Był taki biedny!

Ciągle powtarzał, że na pewno się przeziębi.

Książę pomyślał o deszczu i błocie, które przetrwał na Półwyspie Iberyjskim.

- Nie przeziębię się, jeżeli obiecasz, że ty też się nie przeziębisz.

- Ja nigdy nie choruję - odpowiedziała Sarah zadowolonym tonem. - Jestem odporna

jak wół.

background image

Książę pomyślał o jej delikatnych kościach i uśmiechnął się, rozbawiony.

- Byłabyś dobrą żoną dla żołnierza - powiedział.

- Przyjmuję to jako komplement - odparła sprytnie.

- Bo tak jest - powiedział. - Tak jest.

Pozostali w Hamilton Hall przez trzy noce, i to podczas ostatniej nocy w trakcie ich

pobytu wydał się sekret księcia. Zmęczony brakiem snu zdrzemnął się zaraz potem, jak

zasnęła Sarah, zapadając głęboko w mrok ogromnego wyczerpania.

Dwa osobne koszmary nawiedzały jego sny, i tej nocy książę śnił ten o swojej ręce.

Znajdował się w szpitalnym namiocie pod Salamanką. Wiedział, że jest przytomny,

ponieważ mógł słyszeć głosy wokół siebie i mógł czuć palący ból, od którego cała prawa

część jego ciała cierpiała katusze. Ale wydawało się, że nie może otworzyć oczu ani poruszyć

ustami, by cokolwiek powiedzieć.

Głęboki, nieskończenie zmęczony głos odezwał się w ciemności:

- Tę rękę trzeba będzie amputować.

Od razu wiedział, że to lekarz mówi o nim.

„Nie!” - wrzasnął w myślach. - „Nie, nie możecie odciąć mi ręki!”.

Potem usłyszał głos rozsądku, głos zbawienia głos Maksa:

- Czy pan wie, kto to taki, Clements? To jest hrabia Alnwick, dziedzic księcia

Cheviota. Nie może pan odciąć mu ręki.

- Nie dbam o to, kim jest - odpowiedział niecierpliwie głęboki głos. - Rana jest zbyt

rozległa. Jeżeli nie odetnie się tej ręki, wda się infekcja i on umrze. Lepiej być księciem

jednorękim niż martwym.

„Nie! Nie! Nie! Nie moja ręka! Maksie, nie pozwól im odciąć mi ręki!”.

Książę rzucał się niespokojnie przez sen. Pot wystąpił mu na czoło. Serce waliło jak

młotem.

Znów rozległ się głos Maksa:

- Dlaczego po prostu jej pan nie zaszyje i nie zobaczy, czy się zagoi?

- Czy pan wie, jak groźne są te polowe warunki? - zapytał ostro lekarz. - Nie ma

możliwości, by otoczyć go taką opieką, jakiej by potrzebował. Nie, tę rękę trzeba uciąć.

Książę rzucał głową w przód i w tył w geście rozpaczliwej odmowy.

I wtedy nowy głos pojawił się w tym śnie, głos, którego nie słyszał nigdy wcześniej:

- Anthony! Anthony! Obudź się, Anthony. Wszystko jest w porządku. Z tobą

wszystko w porządku. Obudź się.

background image

Poczuł na swoim ramieniu dłoń; ktoś nim potrząsał. Jego oczy otworzyły się i

poderwał się, roztrzęsiony, zlany potem, z sercem łomocącym mu w piersi. Przez krótką

chwilę zaskoczenia patrzył na zmartwioną twarz swojej żony. Potem zamknął oczy i oparł

mokre czoło na podciągniętych kolanach.

- Chryste! - powiedział, po czym zamilkł.

Całe jego ciało poruszało się w rytm jego ciężkiego oddechu.

Powoli, z rozmysłem, otworzył oczy i zacisnął prawą dłoń, tak jak to zawsze robił

zaraz po przebudzeniu, by upewnić się, że ręka nadal tam jest.

Jedynym dźwiękiem w cichym pokoju był odgłos jego urywanego oddechu, ale książę

czuł, że była tam przy nim. Wreszcie niechętnie podniósł głowę i zmusił się do spojrzenia na

nią.

Powiedziała cicho:

- Czy to wojna?

- Tak - odpowiedział i zacisnął zęby.

- Czy chciałbyś mi o tym opowiedzieć? Nie musisz, jeżeli nie chcesz.

Już miał powiedzieć, że nigdy z nikim o tym nie rozmawia, ale wtedy pomyślał, że

należy jej się jakieś wyjaśnienie. To musi być wstrząs odkryć, że poślubiła mężczyznę, który

miewa koszmary.

Stwierdził, że zasłużyła na to, by usłyszeć całą tę ponurą historię.

Raz jeszcze oparł czoło o kolana, zamknął oczy i matowym, beznamiętnym głosem

zaczął opisywać swój sen.

Sarah milczała przez długą chwilę, kiedy skończył.

Otworzył oczy i odwrócił głowę, by na nią spojrzeć, spodziewając się zobaczyć odrazę

i przerażenie na jej twarzy. Wyglądała na zamyśloną.

- Kiedy zobaczyłam bliznę - powiedziała - pomyślałam, że to musiał być niemal cud,

że nie straciłeś tej ręki.

- To Max ją ocalił - odpowiedział. - Był porucznikiem w moim regimencie. Najpierw

uratował mi życie, wynosząc mnie z pola bitwy, a potem uratował moją rękę, kategorycznie

się sprzeciwiając, by chirurg ją amputował. Max kazał mu zaszyć ranę, a potem sam się mną

opiekował. Miałem ogromne szczęście, że rana zagoiła się tak czysto.

- Czy powróciła ci cała władza w ręce?

- Tak. Musiałem nad tym trochę popracować, ale w końcu wróciła.

- To szczęście mieć takiego przyjaciela jak Max.

Przytaknął.

background image

- Przepraszam, że wyrwałem cię ze snu, Sarah. To już się nie powtórzy.

- Nie ma za co przepraszać. Jestem pewna, że nie jesteś jedynym byłym żołnierzem,

którego nękają złe sny.

„Zapewne” - pomyślał z goryczą. - „Ale inni byli żołnierze nie są Selbourne'ami z

Cheviot”.

Odezwał się z fałszywą beztroską:

- Tak sądzisz?

- Nie sądzę, aby to było normalne, by przeżyć wojnę i nie mieć o niej koszmarów -

odparła.

Postarał się ją uspokoić, że nie poślubiła kompletnego wariata.

- Jest coraz lepiej. Dawniej miewałem je niemal każdej nocy, ale teraz to zdarza się

tylko raz czy dwa razy w tygodniu.

- Jestem pewna, że nadal będzie coraz lepiej. Po prostu musisz dać sobie czas. Rany na

duszy wymagają więcej czasu, by się zagoić, niż rany na ciele.

Potarł sobie oczy.

- Zapewne masz rację.

Pochyliła się i książę poczuł, jak jej usta dotykają blizny na jego plecach.

- Nie chcę myśleć, że coś może cię zranić - wyszeptała.

Jej delikatny pocałunek rozpalił w nim coś pierwotnego, z czego istnienia nawet nie

zdawał sobie sprawy. Wiedział, że pragnienie, jakie czuł, musiało być wypisane na jego

twarzy. Jego niewinna młoda żona popatrzyła na niego i uśmiechnęła się.

- Chciałbyś mnie pocałować? - zapytała łagodnie. Nie odpowiedział. Zamiast tego

delikatnie pchnął ją na łóżko i ruszył za nią; jego usta były wyschnięte i wygłodniałe, a jego

dłonie niecierpliwe, gdy pozbywał się jej nocnej koszuli.

Nie odczuwał tego rodzaju ślepej potrzeby od czasu, kiedy miał szesnaście lat.

Wiedział tylko, że jej pragnie, że jej potrzebuje, że jest pod nim tak delikatna, że jest jego

błogim spełnieniem.

Leżał z twarzą wtuloną w jej ramię, z mocno bijącym sercem. Ramiona Sarah

otoczyły go i przytrzymały mocno.

- Wszystko dobrze, Anthony - powiedziała. - Zaśnij. Ja postaram się, żebyś był

bezpieczny, obiecuję.

Zamknął oczy. Był taki zmęczony, tak bardzo, bardzo zmęczony ... Zasnął w

ramionach swojej żony.

Sarah przez długi czas leżała, nie śpiąc. Czuła na sobie ciężar ciała męża i to ją

background image

cieszyło. Nigdy przedtem nie marzyła nawet, że możliwe jest odczuwanie takiej bliskości

drugiej ludzkiej istoty. I to nie tylko fizyczne podniecenie seksem tak ją zadziwiało; to było

poczucie spełnienia, jedności.

Czuła się kochana. Kiedy trzymał ją w ramionach i pieścił, i kiedy wlewał nasienie w

jej drżące ciało, czuła się kochana. A jednak on robił to z tyloma innymi kobietami, że

wiedziała, iż ona przykłada znacznie większą wagę do tego, co działo się między nimi, niż on.

„Nie powinnam się w nim zakochiwać” - pomyślała. - „To może przynieść tylko

cierpienie”.

Ten jego sen ... Walczyła z sobą, by nie pokazać, jak była przerażona. Anthony był

taki niezależny, tak pewny siebie, że wcześniej nie podejrzewała nawet, jakie pokłady

cierpienia kryją się pod tą powierzchnią bez skazy.

Ten sen go upokarzał. Dostrzegła to natychmiast.

Anthony uważał za swoją słabość to, że nie potrafi zostawić tego wydarzenia za sobą.

Ale ... dobry Boże ... groźba utraty ręki dla młodego mężczyzny. I to nie tylko dla

jakiegoś młodego mężczyzny, lecz dla idealnego młodego mężczyzny.

„Dzięki Ci, Boże, za tego Maksa” - pomyślała. Anthony poruszył się i Sarah spojrzała

na niego niespokojnie, gotowa obudzić go, gdyby senny koszmar powrócił. Ale spał

spokojnie.

Przytuliła męża i zastanawiała się, czy kiedykolwiek będzie w stanie dotykać go tak,

jak on dotykał jej.

background image

ROZDZIAŁ 13

Sarah byłaby najzupełniej uszczęśliwiona, pozostając w Hamilton Hall przez dwa

tygodnie, ale książę miał sprawy, którymi musiał zająć się w Londynie. Tak więc późnym

rankiem słonecznego wiosennego dnia Sarah i jej mąż wyjechali z uroczego domu, w którym

spędzili swój bardzo krótki miodowy miesiąc.

Sarah była znacznie bardziej zrelaksowana w drodze powrotnej do Londynu, niż jadąc

trzy dni wcześniej do Sussex. Siedziała u boku Anthony'ego w faetonie, rozmyślając o lękach,

które dręczyły ją podczas poprzedniej podróży, i uśmiechnęła się.

Jednak kiedy zbliżyli się do Londynu, dopadł ją innego rodzaju niepokój. Kiedy dotrą

do Selbourn House, będzie się od niej oczekiwać, że zacznie pełnić swoją rolę - rolę księżnej

Cheviot, do czego nie miała ani przygotowania, ani zapału.

Przed ślubem nie martwiła się o to, czy uda jej się być dobrą księżną. Teraz czuła się

inaczej.

Odnalazła w sobie gorączkowe pragnienie, by przysłużyć się Anthony'emu.

Na szczęście książę nadal był oficjalnie w żałobie, nie będzie zatem musiała pełnić

żadnych towarzyskich funkcji. Anthony nie zamierzał też pozostawać w Londynie. Kiedy

tylko dopilnuje swoich najbardziej palących interesów, wyjadą na północ.

Nim zajechali przed Selbourne House, usytuowany w arystokratycznej okolicy

Berkeley Square, nadciągnęły chmury, przesłaniając słońce. Miejska rezydencja księcia była

wysoką, wąską, kamienną budowlą, która - jak pomyślała Sarah - nie różniła się od domu, w

którym mieszkał jej dziadek. Jedyną różnicą był piękny ogród pośrodku placu, pełen

jaskrawych wiosennych kwiatów.

Gdy tylko książę zatrzymał powóz przy numerze 10, drzwi otworzyły się i starszy

wiekiem służący sztywno zszedł po frontowych schodach, by ich powitać.

- Moja droga - powiedział książę. - Pozwól, że przedstawię ci Woodly'ego, który jest

naszym kamerdynerem od czasów, kiedy byłem dzieckiem.

Woodly uśmiechnął się dobrotliwie do księcia, po czym skłonił się sztywno przed

Sarah.

- Czy wolno mi w imieniu służby powitać panią w Selbourne House, Wasza Miłość?

- Dziękuję, Woodly - odpowiedziała Sarah. - Jesteś bardzo uprzejmy.

- Powóz z Holmesem, Currierem i pokojówką Jej Miłości jedzie za nami, Woodly -

oznajmił książę.

Wyglądaj go, dobrze?

background image

- Oczywiście, Wasza Miłość.

Książę przesunął dłoń, biorąc Sarah pod rękę.

- Wejdź do środka - polecił.

Razem weszli po schodach i przez frontowe drzwi, które usytuowane były w lewej

części domu i zwieńczone bardzo dekoracyjnym świetlikiem.

Wnętrze domu zupełnie nie wyglądało tak jak u pana Pattersona. Hol od frontu miał

posadzkę z czarno - białego marmuru, nisze wypełnione greckimi rzeźbami wzdłuż jednej

ściany i greckie kolumny wzdłuż drugiej.

Chuda kobieta o siwawych blond włosach oczekiwała ich pośrodku holu.

- Ach, pani Crabtree, tu pani jest - powiedział książę ze swobodą.

Zmęczona twarz kobiety rozjaśniła się nagłą radością.

- Moja droga, pozwól, że przedstawię ci twoją gospodynię, panią Crabtree.

- Jak się pani miewa, pani Crabtree - powiedziała Sarah cicho.

- Witam w Selbourne House, Wasza Miłość - odparła kobieta, dygając uprzejmie.

W tym momencie wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna wszedł do holu z tylnej

części domu.

- Max! - zawołał książę z wyraźną satysfakcją. - Chodź tutaj, niech cię przedstawię

mojej żonie.

Sarah popatrzyła z zaciekawieniem na ciemnowłosego mężczyznę o sztywnej,

wojskowej postawie, podchodzącego w jej kierunku.

- Sarah, pozwól, mój sekretarz i przyjaciel, Maxwell Scott.

Sarah uraczyła promiennym uśmiechem człowieka, który ocalił Anthony'ego.

- Jak się pan miewa, panie Scott. Tak bardzo się cieszę, że mogę pana poznać.

Twarz, która zwróciła się w jej stronę, cechowały wyraźne kości policzkowe i ciemne

oczy, usytuowane nadzwyczaj daleko od siebie.

Max nie odpowiedział uśmiechem, lecz skłonił się i powiedział głębokim głosem:

- Dziękuję, księżno. Jestem zaszczycony.

Szeroko osadzone oczy natychmiast zwróciły się z powrotem ku księciu.

- Mam nadzieję, że Hamilton Hall spełnił twoje oczekiwania, Anthony.

Sarah poczuła wstrząs, słysząc, jak z ust sekretarza pada imię jej męża.

- Było ślicznie - książę odparł ochoczo. - Miałeś rację, kiedy mówiłeś, że miejsce

będzie doskonałe.

Twarz Maksa złagodniała.

- Cieszę się.

background image

- Może zabierze pani Jej Miłość na górę, pani Crabtree, i zaprowadzi ją do jej pokoi? -

książę powiedział do gospodyni.

Sarah omal nie wykrzyknęła: „Ty nie idziesz?” ale w porę ugryzła się w język.

Książę uśmiechnął się i powiedział:

- Na pewno jesteś zmęczona i chciałabyś trochę odpocząć.

- Tak. Chciałabym.

- Po obiedzie pokażę ci Claudey - obiecał.

- To byłoby miłe.

- Tędy, Wasza Miłość - powiedziała gospodyni.

Kiedy Sarah wychodziła za panią Crabtree z holu, usłyszała, jak książę mówi do

swego sekretarza:

- Chodź ze mną do biblioteki, Max, opowiesz mi, co się działo podczas mojej

nieobecności.

* * *

Apartament należący do księżnej znajdował się na drugim piętrze, w skrzydle w tylnej

części domu. To dodatkowe skrzydło było czymś, czego nie posiadał dom pana Pattersona.

Skrzydło nie tylko dodawało Selbourne House przestrzeni, ale ponieważ zajmowało tylko

połowę szerokości domu, pokoje, które mieściło, mogły mieć okna z dwóch stron. Dom pana

Pattersona, jak większość londyńskich rezydencji, stał tak blisko swoich sąsiadów, że okna

mogły się znajdować tylko od frontu i od tyłu budynku.

Kiedy już znalazły się na górze, pani Crabtree przeprowadziła Sarah przez przedpokój,

potem przez dwa salony mniej więcej równej wielkości. Jeden z nich używany był wyłącznie

przez rodzinę, a drugi był przeznaczony na pokój muzyczny.

Pierwszym pokojem w dodatkowym skrzydle był olbrzymi i bardzo elegancki salon.

Tego pokoju, jak powiedziała pani Crabtree, rodzina używała na bale i innego typu rozrywki.

Drzwi z salonu prowadziły do kolejnego pokoju, którym okazała się damska

garderoba. Nie można się było omylić co do płci właścicielki pokoju: ściany pokrywał

bladoróżowy jedwab, a biurko i toaletka były wyrafinowanymi mebelkami o wyraźnie

francuskim pochodzeniu. W pokoju znajdowało się też wysokie lustro i dwa tapicerowane

paradne krzesła.

Gospodyni podeszła do ogromnej szafy, która stała przy jednej z różowych ścian, i

otworzyła drzwi.

W środku, schludnie poukładana, znajdowała się panieńska wyprawa, którą Sarah

kupiła z lady Linford.

background image

Najwyraźniej miała to być garderoba tylko dla niej. Rozejrzała się po różowych

ścianach i zdołała wykrztusić:

- Bardzo ładnie, pani Crabtree.

- Sypialnia jest tam, Wasza Miłość.

Sarah posłusznie podążyła za gospodynią przez wąskie drzwi do olbrzymiej sali, która

- co było niezwykłe jak na londyńskie warunki - posiadała okna po dwóch stronach. Ściany

pokrywał taki sam różowy jedwab, a kotary w oknach także były różowe. Baldachim nad

łożem z kolumienkami, większym niż to, które Sarah dzieliła z mężem w Hamilton Hall, były

z przezroczystego materiału o barwie różu. Wazy różowych róż stały na wszystkich trzech

stolikach w pokoju. Sarah pomyślała, że poprzednia księżna najwyraźniej uwielbiała róż.

Jedyne drzwi w sypialni, oprócz tych, przez które weszły, znajdowały się na ścianie po lewej i

prowadziły na korytarz. Sarah zmarszczyła czoło i zapytała gospodynię:

- Czy Jego Miłość nie ma także własnej garderoby?

- Sypialnia i garderoba Jego Miłości są bezpośrednio pod nami, na pierwszym piętrze -

odparła pani Crabtree. - Jeżeli pani zechce, Wasza Miłość, z radością oprowadzę panią po

domu. Sarah starała się, by na jej twarzy nie odbiła się konsternacja.

„Piętro niżej?” - pomyślała. - „Anthony zamierza sypiać piętro niżej i zostawiać mnie

tu na górze samą?”.

Odczekała chwilę, aż nabrała pewności, że panuje nad swoim głosem, po czym

powiedziała:

- Bardzo chciałabym zobaczyć resztę domu, pani Crabtree. Dziękuję.

Przeszły z powrotem przez salony drugiego piętra i na dół, wielkimi schodami do

frontowego holu.

Pani Crabtree rozpoczęła swój obchód od małego przedpokoju, oddzielonego od holu

rzędem kolumn, które Sarah zauważyła wcześniej, wchodząc do domu. Za nim rozciągał się

olbrzymi salon, udekorowany błękitem i złotem. Pierwszym pokojem w dodatkowym

skrzydle był ogromny, niezwykle elegancki pokój jadalny ze wspaniałym kryształowym

żyrandolem i imponującą kolekcją sreber na kredensie.

- Niektóre z tych sreber są w rodzinie od setek lat, Wasza Miłość - powiedziała pani

Crabtree.

- Ślicznie tu - odparła Sarah.

- Następny pokój to biblioteka. - Gospodyni spojrzała na Sarah pytająco.

Sarah odpowiedziała:

- Wydaje mi się, że książę jest w bibliotece, i nie chcę mu przeszkadzać. Mogę

background image

obejrzeć ten pokój innym razem.

Wyraz twarzy pani Crabtree zmienił się, wyrażając aprobatę.

- A zatem proszę tędy, Wasza Miłość - powiedziała i poprowadziła Sarah wąskim

korytarzem, tak że ominęły drzwi do biblioteki i podeszły do innych drzwi, które gospodyni

otworzyła.

Była to garderoba księcia, identyczna jak ta na górze, należąca do księżnej. Sypialnia

także była taka sama. Istniały jednak wyraźne różnice między apartamentem księcia i żony.

Jego pokoje były pomalowane na żółto, zaś meble ciężkie i rzeźbione, a nie delikatne i

wyrafinowane.

Gospodyni zabrała potem Sarah na trzecie piętro domu, gdzie mieściły się sypialnie

dla członków rodziny i gości. Na ostatnim piętrze znajdował się pokój dziecięcy oraz

pozostałe sypialnie dla służby.

Przez cały czas, kiedy obchodziły pokoje, Sarah celowo powstrzymywała się od

spoglądania na jakiekolwiek obrazy. Postanowiła, że zaczeka, aż Anthony sam je jej pokaże.

Zanim zakończyły zwiedzanie, przybyła pokojówka Sarah. Ponieważ Anthony nadal

był zamknięty w bibliotece ze swym sekretarzem, wróciła do swojej sypialni i pozwoliła, by

pokojówka rozebrała ją i przebrała w szlafrok.

Wyciągnęła się na różowym szezlongu w swojej sypialni, z książką w ręce, ale nie

mogła skupić myśli na słowach, które przed sobą widziała.

Zdała sobie sprawę, że desperacko pragnie znów być z Anthonym w Hamilton Hall.

* * *

Obiad podawano w Selbourne House o ósmej, zgodnie z modą. O siódmej czterdzieści

pięć Sarah, ubrana w wieczorową suknię z jedwabiu o barwie pierwiosnków, cicho zeszła po

schodach na pierwsze piętro, gdzie mieściła się jadalnia.

Woodly oczekiwał na nią u podnóża stopni.

- Jego Miłość jest w salonie - poinformował. Salon na pierwszym piętrze urządzony

był w klasycznym stylu spopularyzowanym przez Roberta Adama. Złocone drewniane krzesła

miały głęboko rzeźbione zaplecki i przednie nogi zakończone lwimi łapami. Dwie sofy

pokryte niebieskim jedwabiem wspierały się na nogach, z których wyrastały uskrzydlone

łapy, a komody z ciemnego drewna zdobiły lwie maski z brązu. Kotary na oknach od frontu

wykonano z ciężkiego niebieskiego jedwabiu. Portret nad kominkiem przedstawiał

mężczyznę w rycerskim stroju; obrazy wisiały rzędem na długiej, pozbawionej okien ścianie

naprzeciwko drzwi.

Książę stał przed alabastrowym kominkiem, rozmawiając z innym mężczyzną, ale

background image

kiedy weszła Sarah, obaj panowie natychmiast zwrócili się w jej stronę.

- Jesteś - powiedział książę. Wyciągnął do niej rękę. - Nakłoniłem Maksa, by zjadł

dzisiaj z nami obiad. Miło by było, gdybyście poznali się bliżej.

Sarah poczuła igiełkę rozczarowania, że nie będzie mieć męża tylko dla siebie, ale

uśmiechnęła się i powiedziała:

- Jak uroczo.

Książę ujął jej dłoń i podniósł do ust. Ich oczy się spotkały.

- Czy dobrze wypoczęłaś?

- Tak - odpowiedziała.

Sarah znała ten ton jego głosu i poczuła, jak rumieniec oblewa jej policzki. Szybko

zerknęła na Maksa, żeby zobaczyć, czy zauważył.

On jednak patrzył na księcia, nie na nią. Między jego wyraźnymi brwiami pojawiła się

ledwie widoczna kreska.

Anthony delikatnie ścisnął dłoń Sarah, nim ją puścił.

- Czy zakończyliście już swoje sprawy na dzisiaj? zapytała Sarah, starając się mówić

normalnie.

- W rzeczy samej, tak, Wasza Książęca Mość - Max odpowiedział głębokim głosem.

- Max jest moją prawą ręką - powiedział książę. - Nie mógłbym nic zdziałać bez

niego.

Sarah pamiętała, że to on ocalił jej mężowi życie, i pomyślała, że Max naprawdę jest

prawą ręką Anthony'ego. W jej oczach pojawiło się ciepło, kiedy popatrzyła na najlepszego

przyjaciela swego męża.

Szeroko osadzone oczy Maksa były całkowicie pozbawione wyrazu. Sarah poczuła

leciutkie ukłucie niepokoju.

Max nie wydawał się zbyt przyjazny.

„On mnie nie zna” - powiedziała sobie Sarah. „Ja jestem nastawiona do niego jak

najlepiej, bo wiem, co zrobił dla Anthony'ego. Wszystko, co on wie o mnie, to to, że Anthony

musiał mnie poślubić, żeby ratować się przed bankructwem. Trochę potrwa, zanim

zostaniemy przyjaciółmi”.

Obiad okazał się przyjemniejszy, niż się Sarah obawiała, przede wszystkim dlatego, że

Anthony był w tak doskonałym nastroju, że udzielało się to pozostałej dwójce.

Przy obiedzie usługiwało czterech lokajów. Rozmaitość jedzenia także była ponad

normę, i wiele przystawek wróciło do kuchni prawie nietkniętych. Posiłek był jednak

wyśmienity. Kiedy zabrano talerze, Sarah skomentowała wyborną jakość potraw. Książę

background image

uśmiechnął się z zadowoleniem.

- Gaston to nadzwyczajny kuchmistrz. Kiedy mieszkałem w Paryżu, zdołałem zwabić

go do siebie od księżniczki de Lieve. Wymagało sporo wysiłku, by namówić go na przyjazd

ze mną do Anglii, ale udało mi się.

Sarah wpatrywała się w męża ze zdumieniem. Ten człowiek był praktycznie

bankrutem, a jednak sprowadził szefa kuchni aż z Paryża. I do posiłków usługiwali mu czterej

lokaje, a wszystkich przecież musiał opłacać!

Kiedy dokończono deser, Max z wdziękiem wymówił się i odszedł. Zamiast pozostać

sam na sam w wytwornym otoczeniu, by dopić porto, książę zabrał żonę na spacer po domu i

pokazał jej obrazy.

Było tam mnóstwo portretów jego przodków i ich przyjaciół, ale dopiero dwa obrazy

Claude'a przykuły jej uwagę. Oba były pejzażami włoskiej wsi; jeden namalowany wczesnym

rankiem, a drugi późnym popołudniem. Zamglona, świetlista atmosfera tych pór dnia

sprawiała, że przestrzeń wydawała się rozciągać, a kształty roztapiać i niemal tracić swoją

materialną konkretność. Sarah była urzeczona.

Lekką kolację podano im na górze, w salonie dla rodziny, umeblowanym stosunkowo

mniej elegancko, a bardziej wygodnie niż dwa wielkie salony.

Sarah wypiła herbatę i skubnęła biszkopt, starając się nie urazić kuchmistrza. Zjadła

na obiad więcej niż była przyzwyczajona i wcale nie czuła się głodna.

Wreszcie Anthony odstawił filiżankę i powiedział łagodnie:

- Sądzę, że pora udać się do łóżka.

Sarah spojrzała na niego i nic nie odpowiedziała.

- O co chodzi?

- Nasze sypialnie nie są na tym samym piętrze - rzekła.

Jego czoło wygładziło się.

- Och. - Siedział obok niej na sofie obitej niebieskim aksamitem; pochylił się teraz i

pocałował żonę w czubek nosa. - Są prywatne schody - powiedział, patrząc jej w oczy.

- Jakie to dogodne.

- Nieprawdaż? - Wyciągnął rękę i pomógł jej wstać. - Pokażę ci - powiedział.

Przeszli do wielkiego salonu tuż za drzwiami, ale zamiast iść dalej do garderoby

Sarah, książę podszedł do małych bocznych drzwi w ścianie po lewej. Otworzył je i Sarah

znalazła się w korytarzu, którego istnienie podejrzewała.

- Widzisz? - powiedział książę, pokazując jej wąskie schody łączące pierwsze i drugie

piętro.

background image

- Rzeczywiście, widzę - odpowiedziała.

- To są drzwi do twojej sypialni.

Sarah popatrzyła na ogrom różowej przestrzeni, który się przed nią odsłonił.

- A więc to tak.

Książę cmoknął ją w czoło.

- Będę u ciebie za pół godziny.

background image

ROZDZIAŁ 14

Książę wspinał się po schodach, które miały zaprowadzić go do żony, i pozwolił sobie

smakować swój sukces. Miliony, które zostały przekazane na jego konto w banku w chwili

ślubu, już objawiły swoje magiczne działanie. Max pokazał mu listę hazardowych długów

ojca, które spłacił w ciągu kilku ostatnich dni, i świadomość, że nie jest już dłużej winien

żadnych pieniędzy ludziom równym sobie była niczym olbrzymi ciężar zdjęty z jego barków.

Cztery miliony funtów, i nie musiał nic oddać w zamian! Ta myśl wciąż go

zdumiewała. Nie tylko otrzymał olbrzymią kwotę, której potrzebował, ale miał też żonę, która

naprawdę mu się spodobała.

A teraz, mając z powrotem swoją sypialnię, mógł oczekiwać na to, że znowu wyśpi się

w nocy.

Uśmiechał się, otwierając drzwi do sypialni Sarah.

Jego spojrzenie pobiegło natychmiast do wielkiego łoża, które dominowało w pokoju,

ale było ono puste. Zastał Sarah stojącą przy oknie, wychodzącym na niewielki ogród na

tyłach domu. Miała na sobie tylko nocną koszulę, a jej stopy były bose.

- Zaziębisz się, jeżeli będziesz tam stać zbyt długo - powiedział. - Gdzie twój szlafrok

i pantofle?

- Anthony. - zwróciła ku niemu twarz.

Miała na sobie tę samą nocną koszulę, co w noc poślubną. Jej ramiona były obnażone,

piersi ledwie zasłonięte, a smukłe nogi wyraźnie rysowały się pod cienkim jedwabiem.

Pomyślał, że jest tak szczupła i tak doskonale proporcjonalnie zbudowana, że nie wygląda na

tak niską, jak naprawdę jest.

Spojrzał na jej bose stopy i zachmurzył się.

- Chodź - powiedział, podchodząc do niej. - Pozwól, że zabiorę cię z powrotem do

łóżka.

- Jestem w stanie sama dostać się do łóżka - od parła z nutą irytacji.

Nie zwrócił uwagi na jej protest, tylko wziął ją na ręce. Ważyła niewiele więcej niż

dziecko.

Spojrzał w dół, na wypukłość jej piersi, odsłoniętą przez nocną koszulę. „Ale ona nie

jest dzieckiem” - pomyślał z satysfakcją.

Ułożył ją na łóżku.

- Nie mogę znieść tych okropnych różowych ścian - powiedziała.

Książę rozejrzał się po pokoju.

background image

- Wielkie nieba. Rozumiem, co masz na myśli.

- Nawet toaleta jest pomalowana na różowo.

- Jeżeli nie lubisz różu, to każ przemalować pokoje na taki kolor, jaki się tobie podoba.

Zmarszczyła brwi.

- To byłoby bardzo kosztowne.

Anthony przeszedł na drugą stronę łóżka i zaczął rozwiązywać pasek szlafroka.

- Pieniądze nie mają znaczenia - powiedział. Chcę, żeby ci było wygodnie.

Zsunął szlafrok z ramion i wszedł do łóżka, sadowiąc się obok niej.

Przyglądała mu się poważnie.

- O co chodzi, Sarah? - zapytał. - Czy coś jeszcze ci przeszkadza?

Zdobyła się na nieśmiały uśmiech.

- To chyba tylko przez to, że wszystko jest takie nowe.

Jej włosy były takie piękne, kiedy były rozpuszczone. Lśniły niczym delikatny jedwab

w świetle lampy na nocnym stoliku.

- Nigdy nie obcinaj włosów - powiedział. Wyglądała na zaskoczoną.

- Nie zamierzałam.

Książę wyciągnął rękę i zatopił palce w błyszczących pasmach, które spływały jej na

ramiona.

- Chodź tutaj.

Przez moment był zaskoczony, czując jej opór. Potem westchnęła i poddała się, i już

była w jego ramionach.

* * *

Książę leżał na brzuchu; jego prawa dłoń spoczywała tuż poniżej piersi żony, a na

lewym ramieniu opierał głowę. Całe jego ciało było rozleniwione i przepełnione rozkosznym

znużeniem seksualnego zaspokojenia.

Tak przyjemnie było leżeć w łóżku obok niej. Żałował, że musi odejść. Rozespany,

otworzył oczy.

- Jestem szczęściarzem - powiedział.

- Doprawdy? - Jej głos zabrzmiał bardzo miękko.

- Uhm.

Poczuł, jak odpływa w niebyt, i ogromnym wysiłkiem woli wrócił do świadomości.

- Jest już późno, a ty jesteś zmęczona - powiedział. - Zostawię cię, żebyś mogła dobrze

się wyspać.

Ciało pod jego dłonią nagle zesztywniało.

background image

- Co się dzieje?

Drobna, delikatna twarz zwrócona ku niemu wydawała się składać wyłącznie z

ogromnych brązowych oczu.

- Zastanawiałam się tylko ... - Urwała na chwilę. - Czy ktoś jeszcze sypia na tym

piętrze, Anthony, czy jestem zupełnie sama?

Patrzył na nią ze zdziwieniem. - Obawiasz się zostać sama?

- Widzisz, chodzi o to, że jestem przyzwyczajona mieć kogoś w pobliżu. W szkole

miałam inne dziewczęta, a w domu pokój dziadka był w pobliżu mojego.

Księciu nigdy nie przyszło do głowy, że może pojawić się jakiś problem z rozkładem

sypialni w Selbome House.

- Może sprowadzimy jedną z pokojówek, żeby spała w twojej garderobie - powiedział.

- Nie! - Teraz wyglądała na zdenerwowaną. - Nie chciałam wydać się dziecinna,

Anthony. Nie chcę niepokoić domowników. Poradzę sobie.

Było dla niego najzupełniej jasne, że Sarah sobie nie poradzi. Pomyślał, że wygląda

tak młodo, leżąc tam wsparta na poduszkach, z włosami opadającymi na ramiona i

spojrzeniem przestraszonego dziecka.

Powiedział ostrożnie:

- Zostałbym sam, Sarah, ale nie chcę cię niepokoić moimi sennymi koszmarami.

W jej oczach zabłysła nadzieja.

- Och, Anthony, nie przeszkadzają mi twoje senne koszmary! Będę spała o wiele

lepiej z tobą i twoimi koszmarami, niż gdybym została sama.

Stwierdził, że nie ma serca jej zostawiać. Poza tym, prawdę mówiąc, chciał zostać.

„Dziwne” - pomyślał. - „Nigdy wcześniej me chciałem zostawać z kobietą na noc”

Był człowiekiem bardzo ceniącym sobie prywatność, i kiedy już obdarował kogoś

fizyczną rozkoszą, zawsze pragnął powrócić do samotni własnego łóżka. Ale nie mógł

zaprzeczyć, że byłby najzupełniej zadowolony, pozostając wygodnie w łóżku swej żony.

- Jesteś pewna? - zapytał.

- Jestem pewna!

„Biedna dziewczynka” - pomyślał z czułością - „Naprawdę boi się zostać sama”.

- Dobrze. Ale jeżeli mam spać w tym pokoju, różowy kolor zdecydowanie musi stąd

zniknąć.

Zafascynowało go, jak nagle uśmiech rozświetlił tę drobną twarz, czyniąc ją piękną.

- Dziękuję, Anthony - powiedziała gorliwie. Zauważył, jak jej piersi rysowały się pod

przejrzystą tkaniną nocnej koszuli. Były śliczne, wysoko uniesione, krągłe i jędrne, dokładnie

background image

takie, jakie mu się podobały.

Oczy zwęziły mu się.

- Oczywiście, mogę domagać się zapłaty za moją nieustanną obecność.

Wyglądała na zbitą z tropu; po chwili coś zaświtało jej w głowie.

Patrzył, jak twarz Sarah przybiera wyraz przekornej powagi.

- To mi wygląda na szantaż.

- Tak - odparł z zadowoleniem. - To jest szantaż.

Dołeczek, który czasami pojawiał się na jej policzku i znikał, teraz stał się widoczny.

- Och, dobrze, chyba będę. musiała się poddać ...

- Mądra decyzja - powiedział i wyciągnął się w łóżku, by do niej dołączyć.

* * *

Znowu był w samym środku oblężenia Badajoz, stał na wprost miejsca, w którym

oddziały Wellingtona dokonały wyłomu w murach twierdzy. Przed nim leżała sterta ciał stu

pięćdziesięciu brytyjskich żołnierzy; martwi zmieszani ze śmiertelnie rannymi. W stosie

trupów spalone i sczerniałe zwłoki tych, którzy polegli od wybuchów, przemieszały się z

tymi, którzy zostali rozdarci na strzępy przez salwy karabinowe, granaty lub ogień z

muszkietów. Sztywniejąc w rozlanej posoce, ciała na stercie splotły się w jeden odrażający

kłąb masakry. Odór palącego się ciała był przemożny i obrzydliwy.

Na szczycie stosu zobaczył poruszającą się dłoń Ktoś jeszcze żył. Zaciskając zęby,

książę wdarł się w krwawą ludzką masę.

- Anthony! Anthony, obudź się!

Zmagał się z sobą, by uchwycić się tego głosu, by uciec z koszmaru. Ktoś nim

potrząsał.

Zamruczał przekleństwo po hiszpańsku i otworzył oczy. Spojrzał w zatroskaną twarz

żony.

Potrzebował chwili, by zdać sobie sprawę, gdzie jest, by zrozumieć, że nie stoi po pas

w stosie spalonych i zakrwawionych ciał.

Jego pierś poruszała się ciężko, serce łomotało, a ciało pokrywał pot. Poczuł się jak

żałosny, płaczliwy tchórz.

Kiedy się odezwał, w jego głosie zabrzmiała gorycz.

- Cóż, nie możesz powiedzieć, że cię nie ostrzegałem.

Pochyliła się i łagodnie pocałowała go w policzek.

- Cieszę się, że tu byłam. Z takiego snu ktoś powinien cię obudzić.

Książę zamknął oczy, żeby nie musieć widzieć w jej oczach współczucia. Powinien

background image

był wrócić do własnego łóżka i sprowadzić pokojówkę, żeby spała w garderobie.

Chociaż miał zamknięte oczy, czuł jej spojrzenie na sobie. Zacisnął usta.

- Potrafię zrozumieć, że dręczą cię takie koszmary. Nie potrafię jednak zrozumieć,

dlaczego czujesz się przez nie upokorzony.

Otworzył oczy i wbił wzrok w baldachim nad łóżkiem. „Oczywiście, że nie potrafi

tego zrozumieć” - pomyślał ze złością.

- Nie jest to na ciekawsza z przypadłości - powiedział chłodno.

W głosie Sarah zabrzmiała troska:

- Ale nie jest to powód, by czuć się upokorzonym, Anthony. Nie jesteś jedynym

mężczyzną, którego wojenne wspomnienia prześladują we śnie.

„Jestem jedynym Selbourne'em” - pomyślał. Zasłonił sobie oczy ręką i odpowiedział z

ostrożną obojętnością:

- Z pewnością masz słuszność.

Nastała bardzo długa cisza. Anthony miał już powiedzieć, że lepiej pójdzie do

własnego pokoju, kiedy Sarah zdumiała go, mówiąc:

- Nie wydaje ci się, że ten Selbourne, który walczył pod Agincourt, zapewne też

miewał koszmarne sny?

Książę spojrzał na nią osłupiały.

- Oczywiście, że nie.

Wzruszyła ślicznymi, nagimi ramionami.

- Bitwa pod Agincourt może wydawać się ekscytująca, kiedy czyta się o niej u

Shakespeare'a, ale w rzeczywistości walczono w morzu błota i tysiące ludzi zostało

rozsiekanych na śmierć. Nie uwierzę, że człowiek, który to przeżył, nie miewał sennych

koszmarów.

Książę pokręcił głową z dezaprobatą. Był zupełnie pewien, że poprzedni hrabiowie i

książęta z jego rodu, którzy walczyli tak dzielnie w licznych bitwach, nie byli ludźmi, których

nękałyby tak dziecinne koszmary.

- Założę się, że twoi przodkowie, którzy walczyli pod Crecy i Flodden i w

jakiejkolwiek innej okropnej bitwie, którą mógłbyś wymienić ... Założę się, że widzieli we

śnie martwych ludzi, tak jak ty. - Pochyliła się, uwięziła go spojrzeniem i zapytała poważnie:

Czy powiesz swojemu synowi, że miewałeś koszmary?

Popatrzył na nią, jak gdyby straciła rozum. - Oczywiście, że nie powiem ...

- I nigdy nie przyszło ci do głowy, że twoi przodkowie zapewne także trzymali swoje

sny w tajemnicy?

background image

Zapadła cisza; spoglądali sobie nawzajem w oczy.

Wreszcie Anthony powiedział burkliwie:

- Nonsens.

Ale zaczynał myśleć o tym, co mówiła Sarah. Sarah z irytacją machnęła ręką.

- Zobacz, co przydarzyło się Makbetowi po tym, jak zabił Duncana! Sądzę, że

każdego człowieka, który nie jest kompletnie niewrażliwy, dręczyłyby okropności, jakich był

świadkiem podczas wojny.

Anthony'emu przyszedł do głowy cytat ze sztuki, którą przywołała: Makbet zabija

sen, niewinny sen

.

Sarah mówiła dalej:

- To wystarczająco źle, że musisz znosić te okropne sny, ale jeszcze obwiniać się za

to, że je miewasz?! Tego nie mogę znieść. Jesteś normalnym człowiekiem, Anthony, i to

zwykła arogancja myśleć, że powinieneś różnić się od wszystkich innych ludzi.

W jej wyglądzie i głosie było tyle zawziętości, że prawie się uśmiechnął.

- Dobrze, Sarah. - Jego głos zabrzmiał łagodnie. - Zrozumiałem.

Jej twarz odprężyła się. Sarah delikatnie odsunęła mu włosy z czoła.

- Jestem pewna, że będzie coraz lepiej, Anthony. Czas to wspaniały uzdrowiciel.

- Tak mówią.

Podobał mu się dotyk jej dłoni gładzącej jego włosy. Nie chciał, by przestała.

- Mówią tak, bo to prawda - oznajmiła mu. Jej dłoń nadal pieściła jego włosy. -

Tymczasem lepiej sypiaj ze mną, żebym mogła cię budzić, kiedy zaczniesz się rzucać. Po co

przechodzić przez te całe okropności, skoro nie musisz?

Otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale zanim zdołał się odezwać, położyła mu palec

na ustach.

- Nie mów mi, że nie chcesz mnie niepokoić. Bardzo łatwo udaje mi się na nowo

zasnąć, jeżeli obudzę się w środku nocy. Po prostu przywołuję w myślach jakiś krajobraz, i

już śpię.

- Dobrze. Udowodnij mi to. Zobaczmy, czy tak zrobisz.

Odsunęła rękę, zagryzła wargę i popatrzyła na niego niezdecydowana.

- Nie wymkniesz się, kiedy będę spała?

- Nie, obiecuję, że tego nie zrobię.

- No ... zatem dobrze.

Anthony patrzył, jak Sarah zwija się w kłębek na boku, niczym kociak. Minutę później

*

Przeł. Józef Paszkowski .

background image

jej oczy zamknęły się.

Czekał, obserwując ją. Nim upłynęło dziesięć minut, Sarah już spała. Sprawiła, że

poczuł się lepiej, jeśli chodzi o senne koszmary. Nigdy nie czuł się z nimi dobrze, ale

zdecydowanie poczuł się lepiej. Pomyślał, że być może miała rację co do tych innych hrabiów

i książąt z jego rodu. Nie wszyscy, ale przynajmniej niektórzy z nich mogli miewać złe sny. A

jednak przeszli do historii jako dzielni i niestrudzeni wojownicy.

„Oczywiście, że nie chcieliby, by ktokolwiek wiedział o ich snach” - pomyślał. - „Ja z

pewnością bym nie chciał”.

Popatrzył na śpiącą żonę. Skąd ona wiedziała, co czuł? I, co być może jeszcze

dziwniejsze, dlaczego mu to nie przeszkadzało?

background image

ROZDZIAŁ 15

William Patterson był człowiekiem, który przywykł do wygrywania, i mimo że czuł

zadowolenie z małżeństwa, jakie zaaranżował dla wnuczki, nadal miał małostkowe poczucie,

że Cheviot okpił go w negocjacjach. Kiedy tylko małżeństwo zostało zawarte, Patterson

poświęcił wiele godzin na badanie możliwości, jak mógłby odegrać się na arystokratycznym

mężu swej wnuczki. Wymyślenie planu nie zajęło mu wiele czasu i któregoś dnia po

powrocie książęcej pary do Londynu kupiec złożył im wizytę.

Stary kamerdyner księcia wprowadził go do salonu od frontu i powiedział, że

poinformuje Jej Miłość o przybyciu pana Pattersona.

„Jej Miłość” - pan Patterson pomyślał z zadowoleniem. To była jego wnuczka. Jej

Miłość.

Patterson powiedział jowialnie:

- Zrób tak. I powiedz księciu, że z nim też chcę się widzieć.

Kamerdyner popatrzył na niego z góry.

- Oczywiście, sir - odpowiedział sztywno.

Pan Patterson parsknął, kiedy służący wyszedł do holu.

Czekając na Sarah i księcia, skracał sobie czas, bacznie przyglądając się meblom w

pokoju. Nie podobały mu się ani trochę smukłe, klasyczne krzesła i sofy.

„Ha, wyglądają, jakby miały się połamać, jeśli ktoś siądzie na nich zbyt gwałtownie” -

pomyślał lekceważąco, porównując je z pogardą do solidnych mebli, zapełniających salon w

jego domu.

- Dziadku!

Odwrócił się i zobaczył Sarah. Miała na sobie poranną muślinową suknię w roślinne

wzory, w której wyglądała bardzo młodzieńczo.

- Jak miło cię widzieć - powiedziała i wspięła się na palce, by pocałować go w

policzek.

- Niech no na ciebie popatrzę, dziewczyno - zawołał, chwytając jej podbródek silnymi

palcami i odwracając ku sobie jej twarz.

Od razu rzucało się w oczy, że książę spełnił swój obowiązek względem Sarah.

Patterson pomyślał, że jego wnuczka wygląda promiennie. „Niech mnie, wygląda prawie

pięknie”. Jak przypuszczał Patterson, książę wyraźnie wiedział, jak sobie radzić z kobietą.

- Dobrze wyglądasz, Sarah - powiedział.

- Dziękuję, dziadku. Usiądziesz?

background image

Wskazała ręką sofę i Patterson ostrożnie zajął tam miejsce, nie ufając delikatnej

konstrukcji, iż ta go utrzyma. Utrzymała jednak i kupiec rozmawiał z wnuczką, kiedy drzwi

otworzyły się i wszedł przez nie książę.

Pan Patterson dźwignął się z sofy i uścisnął dłoń męża swej wnuczki.

- Jak miło z pana strony, że odwiedza nas pan tak szybko - książę powiedział

uprzejmie, wskazując gestem panu Pattersonowi, by wrócił na miejsce. Sam książę zasiadł

obok żony na drugiej sofie.

- Cóż, chciałem zobaczyć, jak Sarah sobie radzi, i jest jasne jak słońce, że bardzo

dobrze - odparł gorliwie Patterson.

Policzki Sarah oblał rumieniec.

- Cieszę się, że tak pan uważa - powiedział książę wesoło.

- Mam też sprawę dotyczącą interesów, którą chciałem z wami omówić - ciągnął dalej

Patterson.

To ma związek ze spadkiem Sarah.

Książę wyglądał na zaledwie uprzejmie zainteresowanego.

- Tak?

Pan Patterson czekał, delektując się chwilą. Potem powiedział do wnuczki:

- Sądzę, że wiesz wszystko o funduszu powierniczym, jaki Cheviot ustanowił dla

ciebie, Sarah.

Sarah wyglądała na zaskoczoną.

- Nie, dziadku. - Zerknęła na męża, ale jego wyraz twarzy, zdradzający wciąż tylko

uprzejme zainteresowanie, nic jej nie podpowiedział. - Nic nie wiem o funduszu

powierniczym.

Kupiec był zaskoczony, że książę nie opowiedział jej o tym. Zawsze zakładał, że

Cheviot ustanowił go, by kupić sobie przychylność Sarah.

Patterson zaczął więc wyjaśniać wnuczce tę sprawę.

- Z kwoty posagu twój mąż ustanowił dla ciebie fundusz powierniczy wysokości

ćwierć miliona funtów. Będziesz mogła korzystać z dochodów do końca swego życia. To

powinno wystarczyć, żeby zapewnić ci wygody, moja panno.

Oczy Sarah rozszerzyły się; posłała mężowi pytające spojrzenie.

- Och - powiedziała.

Patterson przeniósł przeszywające spojrzenie na księcia.

- Ponieważ Sarah została zabezpieczona, skupiłem uwagę na reszcie mojego majątku,

Wasza Książęca Mość.

background image

Książę nadal wyglądał na ledwie uprzejmie zainteresowanego.

- Tak? - powtórzył.

Pan Patterson przygotował się, by zmieść ten uprzejmy wyraz z twarzy męża swej

wnuczki.

- Wydaje mi się, Wasza Książęca Mość, że posag, jaki wynegocjowaliśmy, jest

bardziej niż wystarczający na pańskie potrzeby i na potrzeby Sarah. W związku z tym

postanowiłem, że kiedy umrę, reszta mojego majątku ... - Zrobił przerwę, by zrobić bardziej

dramatyczne wrażenie - ... który obliczany jest na jakieś osiemnaście milionów funtów,

zostanie przeznaczona na rozwój mojego interesu. Patterson Cotton to moje życie i chcę, żeby

żyło dalej jako mój pomnik, kiedy mnie już nie będzie.

Wyraz pogodnego zaciekawienia na twarzy księcia nie zmienił się.

- Czy chce nam pan powiedzieć, że nie zostawi reszty swojego majątku Sarah?

- Właśnie - powiedział kupiec z satysfakcją. Utkwił spojrzenie w twarzy męża swej

wnuczki. - To właśnie chcę powiedzieć.

- Ma pan pełne prawo zostawić swoje pieniądze zgodnie ze swoim wyborem, sir.

Dziękuję za hojny posag, jestem najzupełniej zdolny zabezpieczyć finansowo moją żonę. Nie

musi się pan obawiać o jej dalszy byt.

Pan Patterson spojrzał wilkiem. To nie była reakcja, jakiej się spodziewał. Spodziewał

się, że książę spróbuje namówić go, by zostawił pieniądze Sarah.

- Cóż, posag to wszystko, co pan ode mnie dostanie - odpowiedział bez ogródek. -

Chciałem tylko, żeby to było jasne.

- Wyjaśnił pan to najzupełniej jasno - odparł książę. - A teraz czy możemy

zaproponować panu coś do picia?

Patterson wpatrywał się w męża swej wnuczki, a na jego twarzy wyraźnie malowała

się frustracja.

„Niech mnie, ten chłopak wygląda na kompletnie spokojnego. Na pewno nie wygląda,

jak gdyby właśnie oszukano go na osiemnaście milionów funtów!”.

- Czy mam kazać podać herbatę, dziadku? - zapytała Sarah.

- Nie - odpowiedział kupiec. Był pewien, że usłyszał trzask mizernej sofy, kiedy się z

niej dźwigał. - Muszę już iść. Interesy.

- Rozumiem. - Książę także wstał, a Sarah nieco wolniej podniosła się za nim.

- Miło było znów pana widzieć, sir - powiedział książę i wyciągnął rękę. - Wkrótce

musi pan zjeść z nami obiad. Niedługo wyjedziemy do Northumbeland, jak pan wie.

- Hm - odpowiedział Patterson.

background image

Ujął smukłą, elegancką, zaskakująco muskularną dłoń męża swej wnuczki w swoje

wielkie łapsko.

Potem zwrócił się do wnuczki:

- Uważaj na siebie, moja panno. I pamiętaj, wkrótce będę czekał na prawnuka.

Dziewczyna wymieniła spojrzenia ze swym mężem i powiedziała potulnie:

- Tak, dziadku.

- Postaramy się, sir - powiedział poważnie książę.

- Hm - znowu odezwał się kupiec. Potem, kiedy książę ruszył, by mu towarzyszyć do

wyjścia, dodał: Nie, nie. Sam potrafię wyjść.

Książę nie ugiął się.

- Oczywiście, że pana odprowadzę - powiedział uprzejmie.

„Niech mnie” - Patterson pomyślał z goryczą, odprowadzany przez męża swej

wnuczki do drzwi.

„Czy nic nigdy nie wytrąci tego chłopaka z równowagi?” .

* * *

Kiedy panowie opuścili pokój, Sarah znów usiadła na sofie i zamyśliła się nad tym,

czego się właśnie dowiedziała.

„Dlaczego, na Boga, dziadek poczuł konieczność poinformowania nas, że wykluczył

mnie z testamentu?” - myślała, mając zamęt w głowie.

Jak zawsze, motywy postępowania dziadka były dla niej zagadką.

Jej mąż wrócił do pokoju, ale nie usiadł ponownie obok niej. Stanął tyłem do kominka

i przypatrywał jej się posępnie.

- Przykro mi, Sarah - powiedział. - To z mojego powodu twój dziadek podjął takie

kroki.

- Nic z tego nie rozumiem, Anthony - odpowiedziała.

Motywy Pattersona nie były zagadką dla księcia.

- Twój dziadek sądzi, że wycisnąłem z niego zbyt wiele pieniędzy i to jest jego zemsta

- wyjaśnił. - Wyklucza cię z testamentu, żeby odegrać się na mnie, ale to ty na tym cierpisz.

Przykro mi, ale obawiam się, że niewiele mogę zrobić w tej sprawie. Jego duma została

urażona i trochę potrwa, zanim on się z tego otrząśnie.

Sarah milczała, rozmyślając o tym, co powiedział. Potem westchnęła.

- Dziadek nigdy nie zrozumie, że ludzie mogą mieć wystarczającą ilość pieniędzy. On

myśli, że zawsze muszą chcieć więcej.

- Mam nadzieję, że uważasz, iż masz wystarczającą ilość pieniędzy, moja droga, bo

background image

jeżeli twój dziadek nie zmieni zdania, to może być wszystko, co otrzymasz ...

- Nie sądziłam, że w ogóle mam jakieś pieniądze. Co to jest ten fundusz powierniczy,

o którym mówił?

- Chciałem, żeby Max ci to wyjaśnił - odparł książę. - To doprawdy całkiem proste.

Wydzieliłem ćwierć miliona funtów z kwoty, którą przekazał mi twój dziadek, i umieściłem

ją w funduszu powierniczym dla ciebie. Są wyłącznie twoje, Sarah. Ja nie mogę ich tknąć.

Bez względu na to, co może się wydarzyć, zawsze będziesz miała te pieniądze.

Odpowiedziała mu równie niewzruszonym spojrzeniem.

- Czy tak się zwykle robi, kiedy mężczyzna poślubia kobietę?

- Z pewnością robi się tak, że pewną sumę przeznacza się dla kobiety jako wdowie

dożywocie.

- Ale fundusz powierniczy to coś innego niż wdowie dożywocie?

- Poniekąd. Pieniądze zostały zainwestowane i dochód z tych inwestycji będzie do

ciebie spływał przez całe twoje życie.

- Co sprawiło, że podjąłeś decyzję o funduszu? - zapytała po pewnej chwili.

Wzruszył ramionami.

- Pomyślałem, że to dla ciebie ważne, by mieć własne pieniądze. Jeżeli zażyczysz

sobie kupić obraz, będziesz mogła to zrobić bez zwracania się do mnie. Jeżeli zażyczysz sobie

pojechać do Paryża, a ja nie będę mógł cię zabrać, będziesz miała środki, by jechać sama. To

zabezpieczenie dla ciebie, moja droga. Oznacza to, że nie jesteś całkowicie zależna ode mnie.

- Rozumiem - powiedziała Sarah.

Książę uśmiechnął się do niej.

- Wyznaczę spotkanie, żebyś porozmawiała z Maksem, i on przejrzy z tobą

wyliczenia.

Dłonie Sarah poruszyły się nerwowo.

- Zupełnie nie znam się na tym, jak postępować z pieniędzmi, Anthony - powiedziała.

- Wszystko, co miałam, to kieszonkowe. Ćwierć miliona funtów to zbyt wiele.

- Nie będziesz miała całej kwoty, tylko dochód. Jeżeli nie wydasz całego, możesz go

ponownie zainwestować. Nie będziesz musiała nic robić - uspokoił ją. - Max zajmie się tym

za ciebie.

- Zatem dziadek miał na myśli to, że będę zabezpieczona przez fundusz powierniczy,

więc nie ma potrzeby, by zostawiał mi więcej pieniędzy?

- Zgadza się. Bardzo mi przykro. Nigdy nie spodziewałem się takiej reakcji, kiedy

nalegałem na ustanowienie dla ciebie funduszu.

background image

- Nie zależy mi na pieniądzach, Anthony - powiedziała z niecierpliwością.

Uśmiechnął się gorzko.

- Osiemnaście milionów funtów to sporo pieniędzy, na których ci nie zależy, Sarah.

Pokręciła głową.

- Wszystko, na czym mi zależy, to swoboda malowania. A ty mi ją dałeś.

Posłał jej swój najpiękniejszy uśmiech.

- Jesteś perłą pośród kobiet, moja żono - powiedział pogodnie. Odsunął się od

kominka. - A teraz, jeżeli mi wybaczysz, mam spotkanie z moim bankierem.

- Oczywiście - odpowiedziała Sarah.

Siedziała sama w salonie przez następne pół godziny, dumając nad tym, że chociaż jej

nie zależało na osiemnastu milionach funtów, być może zależało na nich Anthony'emu.

* * *

Tego popołudnia Neville Harvey przyszedł odwiedzić Sarah.

W przeciwieństwie do Williama Pattersona, docenił elegancję i kosztowność

umeblowania salonu, do którego go wprowadzono.

„Trudno uwierzyć, że książę był prawie bankrutem, skoro ma taki dom” - pomyślał,

przyglądając się znakomitemu otoczeniu. - „Zapewne nigdy nie przyszło mu do głowy, że

mógł sprzedać ten dom za prawdziwą fortunę”.

Studiował właśnie chińską wazę, która musiała być warta majątek, kiedy do pokoju

weszła Sarah. Odwrócił się, by ją powitać, i natychmiast uderzyło go to samo, co dostrzegł

pan Patterson. Sarah promieniała.

Na chwilę Neville zaniemówił. Zawsze uważał, że Sarah jest śliczna, ale teraz ...

Tego się nie spodziewał. Jeżeli już, to raczej czegoś wręcz przeciwnego. Pamiętał jej

reakcję na pocałunek i ostrzeżenie o okropnościach pójścia do łóżka z mężczyzną, którego

prawie nie znała.

Najwyraźniej bardzo jej się to doświadczenie spodobało.

„Oczywiście, że jej się spodobało” - pomyślał z niesmakiem. - „Mężczyzna, który zna

kobiety tak jak on ... wie, jak ją oczarować”.

- Neville! - zawołała, podchodząc bliżej. - Jak to miło z twojej strony, że przyszedłeś

mnie odwiedzić.

Ujął jej dłoń i spojrzał w ogromne brązowe oczy.

W tych oczach był wyraz, którego nie widział nigdy wcześniej. Dziewczęca

niewinność ulotniła się.

Dzisiaj spoglądała na niego kobieta.

background image

Ból, nagły i dotkliwy, ścisnął serce Neville'a. Był zakochany w Sarah, odkąd miała

dziesięć lat. A teraz ... widzieć ją taką ... I to nie on był tym, który tego dokonał. To nie dla

niego miała tę świetlistą aurę.

Powiedział ze ściśniętym gardłem:

- Nie muszę pytać, jak ci się wiedzie. Wyglądasz cudownie.

Blady rumieniec zabarwił jej policzki.

- Dziękuję, Neville. Zawsze uwielbiałam wieś. „To nie wieś sprawiła, że tak

wyglądasz” - pomyślał z goryczą.

Został u niej przez pół godziny, rozmawiając o rzeczach, o których zawsze

rozmawiali: o jego interesach, o problemach z pracownikami i ogólnie o sytuacji na rynku

bawełny.

Akurat kiedy stał z Sarah przy drzwiach, gotów do odejścia, do pokoju wszedł książę.

Twarz Sarah rozjaśniła się.

- Wybacz proszę, moja droga - powiedział książę łagodnym głosem. - Nie miałem

pojęcia, że masz towarzystwo.

- Znasz Neville'a Harveya, nieprawdaż? - zapytała Sarah.

- Spotkaliśmy się - odparł książę. Skinął głową Neville'owi i powiedział przyjaźnie: -

Jak się pan miewa, Harvey?

Neville spojrzał na piękną twarz męża Sarah i poczuł, jak nienawiść przeszywa jego

serce.

- Bardzo dobrze, Wasza Książęca Mość - odpowiedział drętwo.

Książę odwrócił się do żony.

- Zastanawiałem się, czy miałabyś ochotę na przejażdżkę po parku o piątej, Sarah. Do

tej pory powinienem być wolny.

- Z rozkoszą z tobą pojadę.

Neville odwrócił wzrok, by nie widzieć wyrazu jej twarzy.

- Każę wyprowadzić faeton około piątej - powiedział książę.

- Będę gotowa - obiecała.

Książę posłał jej przelotny uśmiech. Potem raz jeszcze spojrzał na Neville'a i

powiedział:

- Miło widzieć pana znowu, Harvey.

- Dziękuję, Wasza Książęca Mość - odparł Neville.

Wszystkie mięśnie jego twarzy zastygły. Zdołał wydostać się z domu, nie zdradzając

swoich uczuć przed Sarah. Był jej najlepszym przyjacielem od czternastu lat, a teraz jedyną

background image

osobą, która dla niej istniała, był ten pięknolicy fircyk, którego poślubiła.

„On ją zrani” - pomyślał Neville. - „Taki mężczyzna nie jest zdolny pozostać wiernym

żadnej kobiecie, a niewierność zabije Sarah. Kiedy to się stanie” - pomyślał śmiało - „ja będę

stał obok, by pozbierać to, co zostanie”.

* * *

Następnego ranka Sarah spóźniła się na spotkanie z Maksem. Stało się tak, ponieważ

mężowi udało się ją przekonać, że jego potrzeby są ważniejsze niż potrzeby jego sekretarza.

Kiedy tylko Sarah weszła do biblioteki, Max wiedział, co ją zatrzymało.

„Rozkoszujesz się swoją nową zabawką, czyż nie, Anthony?” - pomyślał ze starannie

skrywanym rozbawieniem.

Sarah uśmiechnęła się, podeszła do biurka i przeprosiła za spóźnienie. Nie starała się

wytłumaczyć, co ją zatrzymało, ale Max pomyślał, że zdradza ją rozmarzony wyraz oczu.

Powiedziała:

- Jak rozumiem, Jego Miłość przydzielił panu zadanie nie do pozazdroszczenia, by

wytłumaczyć mi zasady tego funduszu powierniczego, panie Scott. Mam nadzieję, że nie będę

mało pojętną uczennicą.

Odpowiedział przyjaźnie i zaprosił ją, by usiadła na krześle, które przystawił do

biurka. Potem sam usiadł i pozwolił sobie przypatrzeć się bliżej nowej księżnej Anthony'ego.

Kiedy po raz pierwszy spotkał Sarah, nie zrobiła na nim wielkiego wrażenia, i nie

zrobiła go także teraz. Kiedy się uśmiechała, była dość ładniutka, jak mu się zdawało, ale była

niczym w porównaniu z pięknościami, które kochały księcia w przeszłości. Anthony szybko

się nią znudzi.

Zawsze tak było.

Max żył ze swoją zazdrością niemal od pierwszego dnia, kiedy poznał Anthony'ego,

ale jego zazdrość nigdy nie była skierowana przeciwko kobietom księcia. Nigdy nie żałował

Anthony'emu jego erotycznych rozkoszy, ani z wysoko urodzonymi Hiszpankami, z którymi

sypiał na Półwyspie Iberyjskim, ani z eleganckimi francuskimi damami, od których roiło się

wokół niego w Paryżu.

Zazdrość Maksa była skierowana przeciwko wszelkim przyjaciołom Anthony'ego,

którzy wydawali się mu bliscy. A przede wszystkim zazdrościł tym, którzy byli równi

Anthony'emu - temu małemu, wąskiemu gronu młodych arystokratów, przyjaciół ze szkoły.

Ich swobodne żarty, to, jak z beztroskim brakiem ceremoniału traktowali księcia, ich postawa

przynależności do ekskluzywnego klubu, z którego obcy, tacy jak Max, musieli być

wykluczeni na zawsze - wszystkie te rzeczy niemal doprowadzały Maksa do utraty zmysłów z

background image

zazdrości .

Tym, co pozwalało mu zachować pozory normalności, była świadomość, że to on

wyniósł Anthony'ego z bitwy pod Salamanką; to on sprzeciwił się, kiedy chirurg chciał

amputować Anthony'emu rękę; to do niego Anthony się zwracał, szukając porady; to jego

Anthony nazywał swoim przyjacielem.

Choć jednak był tak blisko księcia, pragnął być jeszcze bliżej, zawsze świadom

granicy, którą książę utrzymywał wokół siebie; granicy, której nikt nie ośmielał się

przekroczyć - ani jego kochanki, ani przyjaciele z lat szkolnych, ani nawet Max.

To była jedna z fascynujących cech Anthony'ego. Największym życiowym

pragnieniem Maksa było stać się osobą, która ją przekroczy. Nie dokonał tego jeszcze, ale

przynajmniej pocieszał się świadomością, że nikt inny nie zbliżył się do Anthony'ego bardziej

niż on.

Zupełnie nie przyszło mu do głowy, kiedy tak siedział z młodą księżną w bibliotece w

słoneczny wiosenny poranek, że w Sarah może znaleźć najgroźniejszą rywalkę w staraniach o

miłość Anthony'ego.

background image

ROZDZIAŁ 16

Po dwóch tygodniach w Londynie Anthony zakończył swoje sprawy i był gotów

wyjechać do Northumberland. Kryty powóz, należący do jego ojca, zabrał Sarah i księcia, zaś

Max i służba ruszyli za nimi rzędem powozów, wiozących też całe góry bagażu.

Sarah miała nadzieję, że pojadą faetonem, ale jej mąż spokojnie poinformował ją, że

nie wypadałoby jej podróżować otwartym powozem po publicznych drogach. Sam prowadził

faeton każdego dnia po parę godzin, ale resztę czasu spędzał w powozie z Sarah, starając się

ją zabawiać, by nie było jej niedobrze.

To właśnie towarzystwo męża uczyniło tę długą podróż znośną dla Sarah. Jak zawsze,

jej żołądek źle reagował na kołysanie powozu, ale Sarah uznała troskę Anthony'ego o jej stan

za niezmiernie uroczą.

Książę ubarwiał wielce nużącą podróż opowiadaniem o zamku Cheviot, ujawniając

przy tym głęboką miłość domu swoich przodków.

Zamek, jak książę powiedział żonie, został wzniesiony w latach 1313 - 1316 jako

forteca Henry'ego Selbourne'a, pierwszego hrabiego Cheviot. Niestety, pierwszy hrabia

niedługo mógł cieszyć się zamkiem, gdyż został stracony zaledwie sześć lat po jego

ukończeniu, po porażce w bitwie pod Boroughbridge.

Okres największej świetności zamku przypadł na późniejsze lata tego samego stulecia,

kiedy twierdza stała się jednym z najważniejszych punktów obrony Anglii przed szkockimi

najazdami. To wtedy pierwszy Selbourne otrzymał tytuł Strażnika Szkockiego Pogranicza;

zaszczyt ten pozostał w rodzinie, aż odziedziczył go sam Anthony.

Jedna z potyczek między Anglikami i Szkotami z tego okresu stała się kanwą dla być

może najbardziej znanej i lubianej angielskiej ballady „Polowania w Cheviot”.

- Bitwa rozegrała się 13 sierpnia 1388 roku - powiedział książę Sarah. - Mały oddział

Szkotów pod dowództwem hrabiego Douglasa kierował się do domu po zbójeckim najeździe

na Anglię, kiedy mój przodek, Thomas Selbourne, hrabia Cheviot, napadł na nich i pobił,

zabijając przy tym hrabiego Douglasa. - Książę uniósł brew. - Sama ballada jednak niewiele

ma wspólnego z historią. Została znacznie upiększona, żeby gloryfikować Anglików, a

zwłaszcza, muszę wyznać, ród Selbourne'ów.

Sarah znała słynną balladę. Roześmiała się na komentarz księcia i zacytowała mu

kilka wersów:

A Cheviot rzekł: „Douglasie, nie! Gardzę ja twymi słowy;

Szkot taki nie zrodził jeszcze się Bym przed nim chylił głowy!”

background image

Książę uśmiechnął się kwaśno.

- Zabijanie ludzi wydaje się całkiem szlachetne, kiedy słucha się o tym w balladach.

Robienie tego naprawdę to jednak nic przyjemnego.

Sarah poczuła nagłe, nieodparte pragnienie, by go przytulić. Powstrzymała się jednak,

mocno zaplotła palce i patrzyła prosto przed siebie. Poznała już Anthony'ego na tyle dobrze,

by wiedzieć, że jej współczucie nie byłoby mu miłe.

Po chwili milczenia podjął znów opowieść o dziejach zamku.

- Obronne walory zamku Cheviot sprawdziły się w ogniu bitwy w czasach „Wojny

Róż”, kiedy wojska Lancasterów oblegały go w 1462 i w 1464 roku. Tak właściwie ostatni

atak na jego mury miał miejsce podczas wojny domowej, kiedy Cheviot stanął po stronie

króla Karola, oblegany przez Cromwella.

- Teraz to nie jest już prawdziwy zamek? - zapytała Sarah. - To znaczy z murami,

wieżami i blankami?

- Och, to jest prawdziwy zamek - zapewnił ją książę. - Mur kurtynowy jest niemal w

idealnym stanie, i są wbudowane w niego wieże. Sądzę, że uznasz mury za całkiem

imponujące. Otaczają ponad jedenaście akrów.

Oczyma duszy Sarah ujrzała obraz surowego średniowiecznego stołpu otoczonego

pierścieniami zewnętrznych murów obronnych połączonych groźnie wyglądającymi

zwodzonymi mostami.

Przełknęła ślinę.

- Na pewno część pomieszczeń została unowocześniona od czternastego wieku -

zaryzykowała.

- Co nieco - odparł książę beztrosko. - Kilka lat temu zainstalowaliśmy toalety.

Sarah starała się ukryć przerażenie na myśl o rezydencji o ścianach wzniesionych z

zimnego szarego kamienia, z meblami wyłącznie z twardej dębiny i udekorowanej głównie

zbrojami i mieczami.

Ale Anthony ją kochał. Sarah mogła to stwierdzić po tonie jego głosu.

„Chyba powinnam się do tego przyzwyczajać” pomyślała odważnie. - „No i, dzięki

Bogu, są tam toalety”.

Zatrzymywali się na noc w zajazdach po drodze, i ku niezmiernemu zadowoleniu

Sarah Anthony ani razu nie miał koszmarnego snu.

Wreszcie, po trzech dniach od wyruszenia z Londynu, dotarli do granicy hrabstwa

Northumberland.

Książę, który właśnie wsiadł do powozu, żeby dołączyć do Sarah, powiedział z

background image

goryczą:

- Nie wiem, które uczucie u mnie przeważa ... radość na myśl o zobaczeniu znowu

Cheviot czy lęk na myśl o spotkaniu z moją macochą.

Wtedy po raz pierwszy wspomniał o księżnej - wdowie. Wszystkie jego wylewne

opowieści o Cheviot dotyczyły jego poprzednich mieszkańców; o macosze i braciach nie

powiedział ani słowa.

- Czy ona naprawdę jest taką zmorą? - zapytała Sarah.

Jego odpowiedź była krótka, ale stanowcza:

- Tak.

Sarah nie wypytywała go więcej. Wyjrzała przez okno na niebo o barwie głębokiego

błękitu, przetykane białymi chmurami. „Wygląda inaczej niż niebo na południu” - pomyślała

Sarah. Było wyższe ... w pewien sposób bardziej dramatyczne. Wspomniała o tym księciu,

który wyglądał na zadowolonego.

- Zobaczysz, że wszystko wygląda na północy inaczej - powiedział. - Światło jest tu

inne. Myślę, że to cię zainteresuje.

Po obu stronach drogi niskie kamienne murki rozdzielały pola. Sarah zauważyła

firletkę i lnicę pospolitą, rosnące w szczelinach między kamieniami, zaś w trawie wzdłuż

krawędzi obficie pleniły się macierzanka i żółty srebrnik.

Zatrzymali się na krótko w Newcastle, by dać odpocząć koniom, a potem ruszyli

bezpośrednio na północ. Wkrótce po minięciu Alnwick skręcili z głównej drogi na mniejszą,

biegnącą na wschód, w stronę morza.

Po bokach drogi ciągnęły się pastwiska, nakrapiane plamkami owiec i rozrzuconych

zabudowań.

Książę poinformował Sarah, że wszystkie te farmy należą do zamku Cheviot.

Okna powozu przez cały czas były otwarte, by Sarah mogła mieć świeże powietrze, i

książę powiedział:

- Wystaw na chwilę głowę przez okno i popatrz prosto przed siebie.

Zrobiła tak; w oddali, ze swego gniazda na poszarpanym bazaltowym klifie wyłoniły

się szare kamienne wieże i mury wspaniałego średniowiecznego zamku, górując nad płaskimi

pastwiskami.

Na każdej z wież powiewała szkarłatna chorągiew ze złotym żbikiem, którego Sarah

rozpoznała jako herb rodu Selbourne'ów. Cała scena widowiskowo rysowała się na tle

dramatycznego, intensywnie niebieskiego northumberlandzkiego nieba.

To był widok, od którego zapierało dech w piersiach.

background image

- Muszę to namalować - westchnęła Sarah. Siedzący obok niej Anthony powiedział:

- Pomyślałem, że ci się spodoba.

- Spodoba? - Odwróciła się do niego z rozpłomienionymi oczyma. - To jest cudowne!

Książę wciągnął w płuca nieco słonawe powietrze, napływające przez otwarte okna

powozu.

- Też tak uważam.

Minęli niewielki zagajnik, zostawiając za sobą pastwiska i owce. Po krótkiej jeździe

raz jeszcze wyjechali na otwartą przestrzeń, i Sarah rozejrzała się wokoło, oczarowana.

Jechali przez elegancki park, który bardzo przypominał jej park w Hartford Court .

- Mój dziadek, szósty książę, ponosi za to odpowiedzialność - powiedział książę,

wskazując ręką otoczenie. - Chciał „ucywilizować” zamek, sprowadził więc Capability

Browna

, by stworzył park.

- Jest piękny - powiedziała cicho Sarah słabym głosem, spoglądając na rozległą połać

trawnika wokół ogromnego, stworzonego ludzką ręką stawu, po którym dostojnie pływały

dwa łabędzie.

Kontrast pomiędzy tą wytworną sceną a górującymi nad nią blankowanymi

kamiennymi murami był zaskakujący.

- Trzeba przystrzyc trawnik - powiedział książę. Droga dotarła do podnóża wzgórza,

na którym wzniesiono zamek, i konie zwolniły, kiedy zaczęły wspinać się pod górę.

Sarah zerknęła na Anthony'ego, po czym odwróciła wzrok, by zapewnić mu

prywatność.

Wjechali na szczyt i powóz zaczął zbliżać się do olbrzymiej kamiennej kurtyny

zamkowych murów.

Sarah wyobrażała sobie, ile odwagi musieli mieć w sobie ludzie, by porywać się na

taką wydawałoby się niezdobytą twierdzę, i zadrżała. Wyjrzała raz jeszcze przez okno i

zobaczyła, że już prawie dojechali do otwartej bramy, strzeżonej przez masywne wieże po

obu stronach.

Przed jedną z wież stał starszy mężczyzna, odziany w szkarłatno - złotą liberię

Cheviotów.

Sarah pomyślała, że wyglądałby bardziej na miejscu, gdyby miał na sobie kolczugę.

Powóz mijał mężczyznę, który wprost promieniał na twarzy, i Sarah powiedziała

łagodnie:

*

Capability Brown (właśc. Lancelot Brown; 1715 - 1783) - urodzony w Northumberland -

najsłynniejszy angielski architekt krajobrazu, zaprojektował wiele słynnych parków i ogrodów (przyp. tłum.).

background image

- Anthony, jest tu ktoś, kto pragnie cię powitać.

- Wielkie nieba - zawołał książę, zauważając starszego człowieka. - Zdaje mi się, że to

Narton.

Książę zawołał na stangreta, by zatrzymał powóz, i staruszek podszedł do okna.

- Och, Wasza Książęca Mość - powiedział drżącym głosem. - Witamy w domu!

- Norton - odpowiedział książę z ujmującym uśmiechem. - Jak cudownie widzieć cię

wciąż na posterunku.

Pomarszczona, stara twarz promieniała szczęściem.

- Dziękuję, Wasza Książęca Mość. Pamiętam pana dobrze z czasów, kiedy był pan

małym chłopcem. Dobrze znów mieć pana wśród nas.

Staruszek ukłonił się raz jeszcze i oddalił od okna.

Stangret znowu ruszył konie i Sarah znalazła się w ponurych murach ukochanego

zamku Anthony'ego - Cheviot.

Główna część zamku wyglądała dokładnie tak, jak się tego spodziewała: jak masywny

stołp w normańskim stylu, z trzema sterczącymi wieżami wznoszącymi się ku blankowanej

linii murów.

„Ale ... „.

Przed zamkiem znajdowało się kilka wspaniałych barokowych tarasów, wykutych w

litej skale. Te tarasy wdzięcznie opadały ku ogromnej połaci trawnika. Sarah rozejrzała się

wokół. Cały teren, otoczony przez ponure, nieprzyjazne mury, wypełniały zielone trawniki i

ogrody kwiatowe.

- Wielkie nieba - powiedziała, zaskoczona.

W tej chwili powóz zatrzymał się. Sarah wyjrzała na zewnątrz i zobaczyła, że stanęli

przed szerokimi schodami, wiodącymi wprost do frontowego wejścia do zamku. Na stopniach

stało mnóstwo ludzi, a wszyscy mieli na sobie liberie różnego rodzaju służby.

- Kim są ci ludzie, Anthony? - zapytała cichym głosem.

Brwi księcia uniosły się w wyrazie zdumienia.

- Nie sądziłem, że moja macocha zada sobie trud, by zaznaczyć moje przybycie w tak

formalny sposób - powiedział. - To oficjalny orszak powitalny. To cała służba zamku,

ustawiona na frontowych schodach. - Widząc, że wygląda na zaniepokojoną, dodał: Nie

martw się. Musisz się tylko uśmiechać i wyglądać łaskawie. Nikt nie oczekuje od ciebie

niczego więcej.

- Chyba sobie z tym poradzę - odparła, starając się nie wyglądać na tak przytłoczoną,

jak się czuła.

background image

Mężczyzna o majestatycznej posturze, odziany w formalną czerń, podszedł, by

otworzyć drzwi powozu. Lokaj ubrany w szkarłat i złoto szedł tuż za nim, by rozłożyć

schodki.

Książę wysiadł pierwszy, po czym odwrócił się, by podać rękę Sarah. Kiedy stanęła

obok niego, powiedział do starszego mężczyzny w czerni:

- Jak wspaniale widzieć cię znowu, Jarvis. Minęło sporo czasu.

- Zbyt wiele, Wasza Książęca Mość - odparł mężczyzna, kłaniając się z szacunkiem. -

Czy wolno mi powiedzieć, jak wszyscy jesteśmy szczęśliwi, że bezpiecznie wrócił pan do

domu?

- Dziękuję - odparł książę i zwrócił się do Sarah.

- Moja droga, to jest Jarvis, który jest tu kamerdynerem od czasów mego dzieciństwa.

Sarah uśmiechnęła się i przywitała.

Poczuła, jak jego dłoń - spoczywająca na jej ramieniu tuż powyżej łokcia - napina się,

i spojrzała wraz z nim w kierunku trzech osób, tworzących pierwszy szereg grupy powitalnej.

- Anthony - powiedziała kobieta, ubrana w żałobną suknię z czarnego jedwabiu. Jej

głos zabrzmiał chłodno i pusto. - Jak miło znowu cię widzieć .

- Dziękuję, madam - odparł książę głosem spokojnym i niewzruszonym. - Dobrze

znów być w domu.

Sarah dostrzegła, jak na dźwięk słowa „dom” wargi księżnej - wdowy zacisnęły się.

Była to chuda kobieta średniego wzrostu, o włosach, które niegdyś były

granatowoczarne, a dziś przyprószone siwizną.

- Ledwie znasz swoich braci, wyrośli od czasu, kiedy widziałeś ich po raz ostatni -

powiedziała.

Wskazała dłonią na postać stojącą obok niej. - To jest Lawrence.

Lord Lawrence Selbourne był wysokim, czarnowłosym mężczyzną o orlim nosie i

płomiennych niebieskich oczach. Wyciągnął rękę do Anthony'ego, ale się nie uśmiechnął.

- Witamy w domu, Cheviot - powiedział.

Sarah poczuła, jak zimny dreszcz przenika ją do szpiku kości. Wyraz twarzy

Lawrence'a całkowicie kontrastował z jego słowami.

- A to jest Patrick - powiedziała następnie księżna - wdowa.

Lord Patrick był trzynastoletnim młodzikiem o włosach tak samo czarnych jak u matki

i starszego brata. Jego wciąż dziecinna twarz była jednak mniej surowa niż twarz Lawrence'a,

a postawa nieśmiała i defensywna.

- Jak się miewasz - powiedział sztywno do najstarszego brata.

background image

Kiedy książę przedstawił ją swej rodzinie, Sarah starała się ukryć konsternację.

Nic dziwnego, że Anthony nigdy nie chciał przyjeżdżać do domu.

Powitanie przez służbę zgromadzoną na frontowych schodach było znacznie

cieplejsze niż to, które otrzymał od rodziny. Wielu starszych służących wspominało go z

wielką czułością i niejeden z nich zwierzył się, że modlił się za księcia, gdy ten przebywał na

Półwyspie Iberyjskim.

Książę był ujmujący. Sarah była życzliwa. A potem, nareszcie, mogli wejść do domu.

Kiedy tylko Sarah minęła próg, poczuła się tak, jakby trafiła do innego świata.

Westybul - zamiast olbrzymiej kamiennej komnaty wypełnionej zbrojami, jakiej się

spodziewała - okazał się wspaniałym osiemnastowiecznym dziełem, zwieńczonym wysokim

plafonem z malowidłem, w którym Sarah rozpoznała kopię „Apoteozy Wenecji” Veronese'a.

Rozdziawiła usta, zobaczywszy klasyczne piękno pomieszczenia, w którym się

znalazła. Potem odwróciła się oskarżycielsko do męża.

- Zrobiłeś to celowo! Świadomie kazałeś mi myśleć, że mam mieszkać w stercie

średniowiecznych kamieni!

Uśmiechnął się i wyglądał przy tym jak mały chłopiec, który właśnie dokonał czegoś

niesłychanie sprytnego.

- Mogę panią zapewnić, księżno, że zamek Cheviot nie przypomina sterty

średniowiecznych kamieni - księżna - wdowa powiedziała chłodnym, rzeczowym tonem. -

Sądzę, że mogę powiedzieć absolutnie szczerze, iż może się on równać z każdą wielką

rezydencją w tym kraju.

Jak gdyby dla zademonstrowania prawdziwości swoich słów, księżna - wdowa

nalegała, by zabrać Sarah i księcia na krótką wycieczkę po domu. Protekcjonalny sposób, w

jaki wskazywała i opisywała rozmaite zestawy bogatych angielskich, francuskich i włoskich

mebli, wyraźnie zdradzał, że uważała nową księżną niemalże za niewykształconą

parweniuszkę.

Kiedy na pierwszym piętrze przechodzili przez szereg pokoi ze złoconymi stolikami i

tapicerowanymi krzesłami, książę kilkakrotnie pytał macochę, co stało się z chińską wazą, z

francuską figurką z porcelany, z obrazem Rubensa lub Van Dycka ...

Kiedy po raz szósty księżna - wdowa odpowiedziała: „Twój ojciec to sprzedał” -

książę przestał pytać.

Mimo że Sarah była w stanie zauważyć puste miejsca na ścianach i stolikach, dom i

tak zrobił na niej przytłaczające wrażenie wspaniałości. Najbardziej okazałym pokojem ze

wszystkich była odświętna sypialnia, która - jak powiedziała księżna - wdowa wciąż czekała

background image

na wizyty królewskich gości.

- W tym łóżku spało kilku królów - oznajmiła wyniośle.

W tym miejscu Anthony wtrącił jeden z niewielu swoich komentarzy:

- Pamiętam, że mój dziadek, który nie był królem, lecz księciem krwi, zwykł sypiać w

tym pokoju, kiedy przyjeżdżał z wizytą. Za wielką przyjemność uważałem, kiedy pozwalał mi

wślizgnąć się do niego do łóżka o poranku.

Księżna - wdowa skrzywiła się; wyraźnie nie lubiła, gdy jej przypominano, że w

żyłach jej pasierba płynie królewska krew.

Sarah rozejrzała się po komnacie. Cała sypialnia udekorowana była obficie

siedemnastowiecznymi złoceniami. Odświętne łoże z baldachimem ozdabiały ciężkie,

czerwone kotary i złocone detale, i na wzór francuskiego dworu było oddzielone od reszty

pokoju misternie rzeźbioną balustradą.

Meble w pokoju pokryto aksamitem, a na ścianach wisiały bogate gobeliny. Tego

rodzaju komnatę Sarah spodziewałaby się ujrzeć w Wersalu Ludwika XIV Przypatrując się

otaczającemu ją bogactwu, pomyślała gorączkowo: „Dzięki Bogu, że nie muszę tu spać”.

Pomieszczenie, które najbardziej przypadło jej do gustu, było długą galerią w kształcie

litery „T” na drugim piętrze - jak poinformowała ją księżna - wdowa - jedynym ocalałym

wnętrzem elżbietańskim. Ściany galerii ozdobiono dosyć nudnymi portretami rodzinnymi, ale

misterna sztukateria na suficie była śliczna; przedstawiała młode drzewka i pnącza, zaś długie

ściany urozmaicał szereg pięknych srebrnych świeczników.

Kiedy już księżna - wdowa pokazała dwa z salonów na drugim piętrze, oznajmiła

lodowato:

- Oczywiście, zwolniłam apartament książęcy do pani użytku. Jeżeli pani pozwoli,

zaprowadzę tam panią teraz.

Nagle Sarah zadecydowała, że nie chce oglądać swoich prywatnych pokoi w

towarzystwie macochy swego męża.

- Dziękuję, księżno - powiedziała przyjaźnie - ale Anthony może mi pokazać

apartament. Dość już zajęłam pani czasu.

Niebieskie oczy księżnej - wdowy zapłonęły nienawiścią.

- To żaden kłopot - powiedziała z determinacją. Sarah zerknęła na męża. Jego twarz

była najzupełniej bez wyrazu. Wezbrał w niej instynkt opiekuńczy, którego nie odczuwała

nigdy przedtem.

Odwróciła się do księżnej - wdowy i powiedziała:

- Prawdę powiedziawszy, jestem dosyć zmęczona i chciałabym odpocząć. Mam

background image

nadzieję, że mi pani wybaczy.

Księżna - wdowa groźnie zmarszczyła brwi.

- Sam zajmę się żoną, madam - rzekł cicho książę. - Proszę mnie zawiadomić, kiedy

przybędą powozy z resztą naszej służby.

Księżna - wdowa zacisnęła wargi, skinęła głową i oddaliła się.

- Twoja sypialnia jest tam - powiedział książę i Sarah weszła za nim najpierw do małej

bawialni, a potem przez kolejne drzwi do pokoju, który był kobiecą garderobą. Książę nie

zatrzymał się, by dać jej czas na rozejrzenie się, lecz energicznie przeszedł przez pokój, by

otworzyć drzwi prowadzące do sypialni. Sarah podążyła za nim. Kiedy znaleźli się w środku,

odwróciła się do męża i powiedziała:

- Anthony, ona jest okropna.

Nie odpowiedział.

Przypatrywała mu się z niepokojem. Jego twarz była tą samą maską nie do

rozszyfrowania, którą nosił od chwili, gdy spotkał się z rodziną.

- Czy wiesz, kogo ona mi przypomina? - zapytała.

Pokręcił głową.

- Lady Makbet.

- Lady Makbet?

- Tak. Ciągle myślę o mowie, którą wygłasza, kiedy dowiaduje się, że król wybiera się

do niej z wizytą. Anthony lekko zmarszczył brwi, wyraźnie starając się skupić uwagę na tym,

co mówiła żona.

- No wiesz. Tę, kiedy wzywa złe moce, by odebrały jej kobiecość i napełniły ją od

stóp do głowy nieubłaganym okrucieństwem

.

Nadal wyglądał na zbitego z tropu.

- Wydaje mi się, że złe duchy wysłuchały błagania księżnej - wdowy - dodała Sarah.

Przez chwilę - wydawało się, że bardzo długą - Anthony tylko na nią patrzył. Potem

jego twarz zmieniła się w uśmiechu.

Śmiał się tak bardzo, że aż musiał usiąść na jednym z obitych jedwabiem krzeseł.

Kiedy wreszcie złapał oddech, wyciągnął do niej rękę i powiedział:

- Chodź tutaj.

Usiadła mu na kolanach. Otoczył ją ramionami.

- Nienawidziłem jej niemal przez całe życie - powiedział. - Zrobiła wszystko, co w jej

mocy, żeby sprawić, bym czuł się jak intruz w moim własnym domu. Aż wreszcie udało jej

*

Prze!. Józef Paszkowski.

background image

się i wyjechałem.

- Wiem, że była nieprzyjazna - mruknęła Sarah. - Ma najzimniejsze oczy ze

wszystkich ludzi, jakich spotkałam. Jak to się stało, na miłość boską, że twój ojciec ją

poślubił?

- Była bardzo piękna, kiedy była młoda - odpowiedział Anthony. - Jak wielu ludzi,

mój ojciec nie umiał spojrzeć głębiej poza zewnętrzną fasadę. - Jego głos znów przybrał ten

pozbawiony wyrazu ton, który tak martwił Sarah.

Po chwili powiedziała:

- Wielu pejzażystów też jest takich. Dostrzegają tylko ładną powierzchnię, nigdy nie

spoglądają na istotę rzeczy.

- Czemu się spodziewałem, że temat malarstwa pojawi się gdzieś w tej rozmowie?

Uśmiechnęła się.

- Jakie obrazy sprzedał twój ojciec?

Dosłyszała gorycz, którą Anthony starał się ukryć.

- Wszystko, co miało jakąś wartość. Mieliśmy kilka znakomitych obrazów, które

chciałem ci pokazać, ale ... wydaje się, że zniknęły.

- Anthony, czy ona musi mieszkać tu z nami?

- Dobry Boże, nie. - Wydawało się, że przeraziła go ta myśl. - Mam solenny zamiar

oddać jej wdowie dożywocie, które było jedną z wielu rzeczy, jakie mój ojciec przegrał.

Obejmowało między innymi zobowiązanie, że będzie miała dom w Newcastle, w którym

będzie mogła mieszkać do końca życia, i tam właśnie się uda.

- A twoi bracia?

Przez długą chwilę książę milczał. Potem powiedział:

- Nie wydają się bardzo cieszyć na mój widok, nieprawdaż?

- Nie, nie wydają się.

Westchnął.

- Przypuszczam, że nie mogę ich za to winić. Według słów ciotki Linford, moja

macocha przez lata zapewniała ich, że zginę na wojnie i że Lawrence zostanie następnym

księciem. To musiał być dla nich niemały wstrząs, kiedy się dowiedzieli, że przeżyłem.

Sarah poczuła dreszcz przebiegający jej po plecach.

- Jestem pewna, że nie życzą ci śmierci, Anthony. Raz jeszcze jego usta dotknęły jej

skroni.

- Cieszę się, że tu jesteś, Sarah - powiedział. Poczuła się tak, jakby czymś ją

obdarował.

background image

ROZDZIAŁ 17

Sarah naprawdę była utrudzona podróżą i książę zostawił ją w jej sypialni, by

wypoczęła i wróciła potem na dół sama.

W holu zastał swojego sekretarza, który właśnie przyjechał.

- Max! - powiedział książę z nieskrywaną ulgą. - Jakże się cieszę, że cię widzę.

Maxwell Scott podszedł bliżej; w jego szeroko osadzonych oczach widać było

wesołość.

- Na pewno nie jest aż tak źle. Książę uśmiechnął się żałośnie.

- Księżna porównała moją macochę do lady Makbet, i muszę powiedzieć, że to trafne

spostrzeżenie.

W tym momencie z drugiego końca holu dobiegł do ich uszu zimny głos księżnej -

wdowy.

- Jarvis poinformował mnie, że przybył jeden z twoich służących, Anthony.

Książę odwrócił się.

- To nie służący, madam - powiedział. - Pozwoli pani, że przedstawię swojego

osobistego sekretarza, kapitana Maxwella Scotta.

Księżna - wdowa nadpłynęła po zielonej marmurowej podłodze z szelestem spódnic.

- Twojego sekretarza? - powtórzyła.

Udało jej się zadrzeć chudy, kościsty nos i spojrzeć na Maksa z góry, choć był on od

niej znacznie wyższy.

- Mojego sekretarza i przyjaciela - odparł książę. Nos księżnej - wdowy zatrząsł się,

jak gdyby poczuła jakiś nieprzyjemny zapach.

- Jak się pan miewa, kapitanie Scott - powiedziała ozięble.

Max się ukłonił.

- Księżno. Teraz jestem tylko panem Scottem. Wystąpiłem z wojska wkrótce po

Waterloo.

Księżna - wdowa wydawała się w najwyższym stopniu niezainteresowana tą

informacją. Powiedziała do księcia:

- Każę jednej z pokojówek zaprowadzić pana Scotta do jego pokoju.

- Który pokój mu pani wyznaczyła, madam? Wyglądała na zdumioną takim pytaniem.

- Może zająć któryś z pokoi na czwartym piętrze.

- Chciałbym, żebyś dała panu Scottowi żółtą sypialnię - rzekł książę przyjaźnie. -

Będzie mu tam wygodniej.

background image

- Żółtą ... - Niebieskie oczy księżnej - wdowy przypominały dwie bliźniacze bryły

lodu. - Anthony, żółta sypialnia to jeden z naszych najlepszych pokoi gościnnych.

- Wiem o tym. Właśnie dlatego chcę, aby dostał ją pan Scott.

Głos księcia brzmiał najdelikatniej, jak to możliwe. Anthony położył dłoń na ramieniu

Maksa w geście zarówno sympatii, jak i nakazu.

- Chodź ze mną, Max, sam zaprowadzę cię na górę. - A przez ramię powiedział do

swej macochy:

- Czy może pani kazać któremuś z lokai zanieść bagaże pana Scotta do żółtej sypialni?

Księżna - wdowa wyglądała na bezgranicznie wściekłą. Książę pokierował Maksa ku

schodom i zaczął go wypytywać o jego podróż.

* * *

Przed przebraniem się do obiadu książę zaszedł do stajni, które mieściły się w tym

samym miejscu od czasów średniowiecza, czyli wzdłuż kurtynowego muru na południe od

stołpu.

Jednak chociaż znajdowały się w tym samym miejscu, zostały całkowicie

przebudowane przez dziadka Anthony'ego. Szósty książę był też sprawcą powstania parku, a

także ulepszeń w oficjalnych pokojach na zamku. Niestety, wszystkie te renowacje

kosztowały sporo pieniędzy, a ponieważ szósty książę poczynił też pewne bardzo nierozsądne

inwestycje, zmuszony był zapłacić za nie, uszczuplając główny kapitał z rodzinnego majątku.

Jak lady Linford mówiła panu Pattersonowi, zarówno jej ojciec, jak i jej brat ponosili

odpowiedzialność za finansową ruinę rodu Selbourne'ów.

Anthony szedł ścieżką prowadzącą do stajni i przyglądał się mewom, krążącym po

niebie nad odległą częścią zamku. Wciągał w płuca chłodne, wilgotne, pachnące solą

powietrze i czuł radość.

Był w domu. Cheviot nareszcie był jego.

Tym razem to macocha będzie musiała wyjechać. Pierwotne średniowieczne stajnie

wznosiły się tuż przy południowym murze; ale kiedy je przebudowywano, budynek odsunięto

od muru, by zmniejszyć wilgotność. Sama budowla powstała z cegły, nie z kamienia, i księciu

wydało się, że wszystkie okna i drzwi otrzymały niedawno świeżą warstwę farby.

Pierwszymi osobami, jakie książę zobaczył wchodząc do stajni, byli jego dwaj bracia,

którzy stali przed jedną z przegród. Górna część drzwi została otwarta i obaj młodzieńcy

spoglądali na mieszkańca boksu.

Kiedy książę zbliżył się do nich, zobaczył, że w boksie stał Rodrigo, ciemnogniady

młody koń czystej krwi, którego kupił dwa lata temu. Koń stał w tylnej części przegrody,

background image

spoglądając na swoich dwóch wielbicieli z wyniosłą arogancją, jaką tylko konie pełnej krwi

potrafią z siebie wykrzesać.

Cała jego postawa głosiła: „Ja jestem tu istotą wyższą, a wy tylko pastuchami”.

Książę gwizdnął cicho. Koń zastrzygł idealnie wykrojonymi uszami i z wdziękiem

podszedł do przodu.

- Jak się masz, przyjacielu? - odezwał się książę. Koń dmuchnął łagodnie przez nos.

Teraz, kiedy jego głowa była dobrze oświetlona, wyraźnie mógł dostrzec jej piękny kształt.

Anthony wyjął z kieszeni kawałek marchwi i podał go zwierzęciu. Z niewyobrażalną gracją

Rodrigo wyciągnął dumną szyję i przyjął daninę potem wycofał się na tył swojego boksu.

- Boże, co za cudo - powiedział Lawrence.

Jego podziw był entuzjastyczny i szczery.

- On też na pewno tak myśli - odparł książę z rozbawieniem.

- Co z nim robisz? - zapytał Lawrence, nie odrywając wzroku od konia.

- Właściwie to we Francji wystawiałem go w wyścigu. Jest bardzo szybki.

Słysząc to, Lawrence odwrócił - się, by spojrzeć na brata.

- Wystawiłeś go w wyścigu? Jak sobie poradził?

- Wygrał.

Niebieskie oczy Lawrence'a rozszerzyły się.

- Ile ma lat?

- Cztery.

Teraz oczy Lawrence'a zapłonęły. Odwrócił się, by popatrzeć na Rodriga, i zapytał:

- Będziesz wystawiał go do wyścigów w Anglii?

- Wątpię, żebym w tym roku miał na to czas.

Zapadła cisza; wszyscy trzej zapatrzyli się na lśniącego ciemnego wierzchowca, który

odwrócił w ich stronę smukły, umięśniony zad i zaczął skubać siano.

Wreszcie Lawrence powiedział burkliwie, wciąż patrząc na konia:

- Twoja żona ... według ciotki Linford, poślubiłeś dziewczynę z pieniędzmi, Cheviot.

Czy to prawda?

- Tak - książę odpowiedział bez zająknienia. - To prawda.

- Cóż, to już przynajmniej coś - powiedział krótko Lawrence. - Na pewno

powiedziano ci, jak ciężka jest sytuacja. Papa roztrwonił wszystko. Jeżeli zastanawiasz się,

dlaczego stajnie są takie puste, to jest tak dlatego, że papa sprzedał wszystkie konie oprócz

mojego wierzchowca, kucyka Patricka i kilku starych podjezdków do powozu dla matki.

Wreszcie Lawrence odwrócił się, by popatrzeć na starszego brata.

background image

- Hipoteki są na wszystkim - powiedział z goryczą.

- Gdyby sam Cheviot nie był majoratem, papa zapewne zastawiłby i zamek.

- Spłaciłem hipoteki - powiedział książę.

Po ciemnej twarzy Lawrence'a przemknął wyraz niedowierzania.

- Co do jednej?

- Co do jednej.

- Nawet hipoteki na farmy?

- Tak. Część dóbr należących do innych domów już zostało sprzedanych, ale farmy

związane z zamkiem są teraz oddłużone.

Lawrence wyglądał na oszołomionego.

- Twoja żona musi mieć mnóstwo pieniędzy. Książę nie odpowiedział.

Lawrence zaczerwienił się.

- Proszę o wybaczenie. Jak sądzę, nic mi do twoich finansów.

Teraz, kiedy ludzie nie składali mu już dłużej hołdów, Rodrigo postanowił podejść do

drzwi przegrody, żeby zobaczyć, co się stało. Patrick wyciągnął rękę i niepewnie pogłaskał

jego delikatne chrapy. Rodrigo łaskawie na to pozwolił.

- Uprzedzam, Cheviot - powiedział Lawrence - Kiedy rozejrzysz się po posiadłości,

zobaczysz, że farmy są w opłakanym stanie. Robiłem, co mogłem, ale papa wydzielał mi

bardzo niewiele pieniędzy. Ziemia jest zaniedbana, a wszystkie domy wymagają nowych

dachów, nie mówiąc już o innych większych naprawach.

Książę popatrzył na brata z zadumą.

- Myślałem, że Williams był zarządcą w Cheviot.

- Williams to stara baba. Nie był w stanie przeciwstawić się papie.

- Lawrence pracował za trzech dla Cheviot, kiedy ciebie nie było, Anthony -

powiedział żarliwie Patrick. - Gdyby nie naciskał bezustannie kilkorga służby, otoczenie i

stajnie zniszczałyby tak samo jak farmy.

Twarz Patricka była blada i spięta. Dla księcia było zupełnie jasne, co chłopiec

pomyślał: to niesprawiedliwe, że jego najstarszy brat otrzymał to, nad czego ocaleniem

Lawrence tak ciężko pracował.

- Rozumiem - powiedział cicho książę. Odwrócił się do Lawrence'a. - Ty i ja musimy

usiąść i powiesz mi, jakie twoim zdaniem są najpilniejsze potrzeby. Rozmawiałem już z

Williamsem, oczywiście, ale najwyraźniej to ty jesteś osobą, która trzyma tu rękę na pulsie.

Po raz pierwszy Lawrence wyglądał mniej nieprzyjaźnie.

- Mogę ci niejedno powiedzieć, Cheviot - odparł. Książę skinął głową.

background image

- Może spotkamy się jutro.

W tej chwili zegar w stajni zaczął wybijać godzinę.

- Dobry Boże - powiedział Lawrence. - Spójrzcie, która to! Matka będzie wściekła,

jeżeli spóźnimy się na obiad.

Książę zmarszczył czoło.

- Jest dopiero piąta.

- My jadamy o szóstej - poinformował go Patrick.

- W Cheviot nie trzymamy się takich godzin jak w mieście - rzekł Lawrence; wrogość

znów była obecna w jego głosie. - Oczywiście, możesz to zmienić, jeśli chcesz. Teraz możesz

tu robić wszystko, co tylko chcesz. Jesteś księciem.

- Myślę, że zostawię sprawę godziny obiadu mojej żonie - odparł z niewzruszonym

spokojem jego brat. - Jeżeli jednak rzeczywiście mamy dziś jeść za godzinę, lepiej wracajmy

do zamku i przebierzmy się.

Lawrence burknął jakieś potwierdzenie. Książę powiedział do Patricka:

- Jutro chciałbym zobaczyć twojego kucyka.

- Tucker jest teraz za mały dla Patricka, ale papa nie kupiłby mu nowego konia -

wyjaśnił Lawrence.

- Nie chcę nowego konia - Patrick odpowiedział z uporem. - Ja chcę Tuckera.

Trzej bracia wspólnie skierowali się w stronę ścieżki do zamku.

- Dlaczego nie jesteś w szkole, Patricku? - zapytał książę. - Semestr jeszcze się nie

skończył.

- Nie można było sobie na to pozwolić - padła lakoniczna odpowiedź. - Uczę się u

tutejszego proboszcza.

Książę ściągnął brwi. Popatrzył na Lawrence'a.

- Ale ty wyjechałeś do szkół, Lawrence.

- Wyjechałem na kilka lat, potem skończyły się pieniądze i musiałem wrócić do domu.

Jesteś jedynym z nas, który skorzystał z dobrodziejstwa pełnej edukacji, Cheviot.

Zapadła cisza, kiedy we trzech wspinali się wysypaną żwirem ścieżką prowadzącą do

domu. Na koniec książę powiedział łagodnie:

- Wasza matka sprzedałaby swoją ślubną obrączkę, żeby tylko pozbyć się mnie z

Cheviot.

- Nie podobało ci się tutaj - powiedział Patrick. Nigdy nie przyjechałeś do domu,

kiedy byłeś ranny. - Nie zostałem zaproszony.

Piwne oczy Patricka rozszerzyły się i chłopiec wyglądał na zakłopotanego.

background image

- Nie potrzebowałeś zaproszenia - powiedział. To twój dom.

Dziękuję, Patricku - odparł książę. - Miło to słyszeć.

* * *

Obiad nie przebiegł przyjemnie. Zaczęło się od tego, że księżna - wdowa powiedziała

do Sarah złowróżbnym głosem, iż ma nadzieję, że nowa księżna nie ma nic przeciwko temu,

by Patrick jadał wraz z rodziną.

Sarah była zakończona.

- Oczywiście, że lord Patrick musi jadać z nami odparła. - Nie jest małym dzieckiem.

Książę zaprosił Maksa, by ten dołączył do towarzystwa przy stole, i księżna - wdowa

nie była tak łaskawa wobec tego gościa przy stole jak Sarah była wobec Patricka. Kiedy

macocha przepytywała go w salonie, książę odparł łagodnym, dobrotliwym głosem,

podkreślającym jednak całkowity autorytet, że spodziewa się, iż jego sekretarz będzie stałym

biesiadnikiem podczas rodzinnych obiadów.

Zwykły zimny wyraz twarzy księżnej - wdowy stał się jeszcze bardziej lodowaty, ale

nie ośmieliła się sprzeciwić.

Jedli w reprezentacyjnym pokoju jadalnym. Sarah zasiadła na jednym końcu długiego

stołu, a książę na drugim. Sarah spojrzała w górę na dwa ogromne kryształowe żyrandole,

które oświetlały stół. Złote ściany pokoju obwieszone były wszechobecnymi portretami

rodzinnymi, a nad białym marmurowym kominkiem wisiało wspaniałe złocone francuskie

lustro.

Sarah zastanawiała się, jak to lustro ocalało przed sprzedaniem przez poprzedniego

księcia.

Wypolerowana podłoga była naga. Sarah podejrzewała, że dywan, który przykrywał ją

kiedyś, nie miał tyle szczęścia co lustro.

W kominku nie rozpalono ognia i w pokoju było zimno.

Popatrzyła na ludzi, którzy siedzieli tak dziwacznie daleko od siebie, i stłumiła

dreszcz. Jeżeli miałaby jadać w ten sposób każdego wieczora, nie byłaby w stanie nic

przełknąć.

Spojrzała ponad długim stołem w kierunku swojego męża i zobaczyła, że ją

obserwuje.

Kiedy zobaczył, że żona na niego patrzy, mrugnął. Sarah wpatrywała się w niego

bezgranicznie zdumiona.

„Anthony do mnie mrugnął” - pomyślała.

Ulotny dołeczek pojawił się na moment na jej policzku i odwróciła się, by powiedzieć

background image

coś do Lawrence'a ze znacznie większą pewnością siebie niż przedtem.

Zdawało się jej, że obiad trwa bez końca. Właściwie poczuła wdzięczność dla księcia,

że przywiózł ze sobą na północ tego niesłychanie kosztownego szefa kuchni, bo jedzenie

zaserwowane przez zamkowego kucharza nie było dobre. Jej żołądek wciąż jeszcze nie

doszedł całkiem do siebie po długiej podróży i zapach gotowanej brukselki i rozgotowanej

jagnięciny przyprawiał ją o mdłości.

Bracia księcia jedli ze skupieniem typowym dla głodnych młodzieńców.

Rozległ się zimny głos księżnej - wdowy: - Nie jest pani głodna, księżno?

- Niezbyt - wyznała Sarah. - Nadal czuję się trochę niedysponowana po długiej

podróży.

- Ja nigdy nie cierpię na żadne przypadłości z powodu podróży - oznajmiła księżna -

wdowa.

Powiedziała to tak, jak gdyby choroba lokomocyjna była jakąś moralną skazą.

- Ma więc pani szczęście - mruknęła Sarah.

- Moi synowie odziedziczyli to po mnie - ciągnęła księżna - wdowa. - Prawie w ogóle

nie chorowali przez całe swoje życie.

- Mają więc szczęście - powiedziała Sarah.

- Jak się pani podoba nasz pokój jadalny? Czyż nie jest wspaniały?

- Wielce wspaniały - odparła Sarah. - Jest jednak nieco zbyt przytłaczający jak na

obiad w rodzinnym gronie. Czy nie ma tu innego, mniejszego pokoju, w którym moglibyśmy

jadać?

- Jest mniejsza jadalnia - powiedział cicho Anthony. - Powiem służbie, żeby od tej

pory tam podawano posiłki.

- Zazwyczaj jadamy w mniejszej jadalni - wtrącił Patrick. - Nie używaliśmy tego

pokoju od stu lat.

Księżna - wdowa łypnęła gniewnie na młodszego syna.

- Wybrałam to miejsce, ponieważ uznałam, że jest odpowiednie do okoliczności.

Patrick otworzył usta, żeby odpowiedzieć, posłał szybkie, zdumione spojrzenie

Lawrence'owi, zamknął usta i nie odezwał się.

Sarah podejrzewała, że Lawrence kopnął go pod stołem.

- Żyrandole są wyjątkowo piękne, Wasza Książęca Mość - Max powiedział do

księżnej - wdowy.

Odwróciła się do niego z chłodnym uśmiechem, wdzięczna za poparcie, nawet jeśli

udzielił go tylko bezczelny sekretarz Anthony'ego.

background image

* * *

Sarah wcześnie udała się do łóżka.

Apartament książęcy składał się z dwóch osobnych sypialni połączonych z

garderobami. Był też prywatny salonik dla księżnej i prywatna biblioteka ze studiem dla

księcia.

Sarah siedziała samotnie w łóżku, z narzutą podciągniętą pod szyję z powodu zimna, i

kontemplowała wspaniałość swej sypialni.

Ściany pokrywała kolekcja znakomitych gobelinów. Zanim Sarah położyła się do

łóżka, przyjrzała im się dokładnie i zobaczyła, że przedstawiają las ze wszystkim, co się tam

może pojawić - polowaniem na jelenie, rolnikami zbierającymi plony, jednorożcem i boginią

wraz z jej orszakiem.

W każdej innej chwili byłaby zachwycona pięknem gobelinów, ale tej nocy sprawiły

tylko, że poczuła się samotna i przygnębiona.

Po raz pierwszy, odkąd Anthony kochał się z nią, Sarah żałowała, że za niego wyszła.

Jak uda jej się znieść życie z tą okropną kobietą?

Czy Anthony będzie oczekiwał od żony, że narzuci przysługujące jej prawa swojej

poprzedniczce?

Sarah pomyślała o wydawaniu poleceń służącym księżnej - wdowy i zadrżała.

Pragnęła spokoju i ciszy, żeby móc malować; nie chciała znaleźć się w wirze wojny

domowej.

Reszta domowników była niewiele lepsza od wdowy. Bracia księcia byli ponurzy i

wrogo nastawieni. Sekretarz Anthony'ego wydawał się dość sympatyczny, ale z jakiegoś

powodu Sarah nie sądziła, by ją lubił.

Jedyną osobą, z którą mogła rozmawiać w tym strasznym miejscu, był jej mąż, a on

zamierzał sypiać w osobnym pokoju. Będzie go zapewne widywała tylko w towarzystwie

innych ludzi albo kiedy wstąpi do jej sypialni, by spełnić swoje małżeńskie powinności. W

oczach Sarah wezbrały łzy. „Dosyć tego” - powiedziała sobie. - „Zachowujesz się jak

dziecko”. Ale łzy nie przestawały płynąć. Pomyślała, że z ochotą zobaczyłaby dziadka. Jego

przynajmniej rozumiała. Jak mogła się łudzić, że zrozumie tych arystokratów, wśród których

teraz żyła? Poddała się i rozpłakała na dobre, kompletnie mocząc przy tym poduszkę. Potem

wydmuchała nos i obmyła twarz, wróciła do łóżka i zgasiła lampy. Już prawie zasypiała,

kiedy drzwi prowadzące do sypialni księcia otworzyły się i zamigotała świeca.

Sarah otworzyła oczy i patrzyła, jak Anthony przechodzi przez pokój, odsuwa kotary,

którymi pokojówka zasłoniła okno, a potem podchodzi, by postawić swoją świecę na stoliku

background image

przy łóżku.

Rozwiązał pasek szlafroka, pozwolił mu opaść na podłogę i położył się do łóżka obok

Sarah.

- Która godzina? - zapytała.

- Powinnaś już spać - odparł. - Jest po północy. Ziewnął. - Zaśnij. Rano poczujesz się

lepiej.

Uklepał sobie poduszkę tak, jak lubił, naciągnął nakrycie na nagie ramiona i umościł

się obok żony.

Samotność Sarah ulotniła się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

* * *

Kiedy Sarah obudziła się rano, Anthony jeszcze spał.

„Pięć nocy z rzędu bez sennych koszmarów” - pomyślała z radością.

Leżał na brzuchu; samo patrzenie na niego wywoływało u Sarah dreszcz.

„Kocham go” - pomyślała. Ta myśl ją przeraziła.

Miłość nie była częścią umowy, którą zawarli. On chciał dostać pieniądze jej dziadka,

a ona chciała mieć swobodę, by malować. Zgodzili się wziąć ślub, aby każde z nich

otrzymało to, czego potrzebowało.

A ona się w nim zakochała. „Jakżeby inaczej?” - pomyślała. Był jedyną osobą, poza

jej nauczycielami, która ją rozumiała. I rozbudził w niej namiętność. Spojrzała na jego kark i

poczuła, jak przeszywa ją pożądanie. Wzięła głęboki, niepewny wdech, usiadła i oparła brodę

o kolana.

„Wstydź się, Sarah” - pomyślała.

Ale nie mogła zaprzeczyć temu, co czuła w ciele i duszy.

- Dzień dobry. Popatrzyła w oczy męża.

- Dzień dobry - odpowiedziała, starając się, by jej głos zabrzmiał rześko i radośnie.

- Dobrze spałaś?

- Bardzo dobrze, dziękuję.

Na jego brodzie i policzkach pojawił się ślad zarostu. Z jakiegoś powodu sprawiło to,

że mąż wydał jej się jeszcze bardziej atrakcyjny.

- Połóż się obok mnie - poprosił.

Tak bardzo tego pragnęła, że aż ją to przeraziło. Przełożył nogę nad jej nogami, jego

palce pieściły jej pierś, a usta spoczęły na jej ustach.

Sarah zadrżała i poddała mu się.

Później, kiedy zakładał szlafrok i przygotowywał się do przejścia do swej garderoby,

background image

Sarah powiedziała:

- Zamieniłeś mnie w rozpustnicę, Anthony.

Jego palce, zawiązujące właśnie pasek od szlafroka, zastygły w bezruchu.

- Rozpustnicę? Myślisz, że jesteś rozpustna?

- A nie jestem?

Zaczął się śmiać.

Sarah spiorunowała go wzrokiem. Poczuła się nieco urażona. Wrócił do łóżka,

pocałował ją w czoło.

- Nigdy się nie zmieniaj, moja kochana. Proszę.

Nadal śmiał się pogodnie, wychodząc z pokoju.

background image

ROZDZIAŁ 18

Max chodził niecierpliwie tam i z powrotem po bibliotece. Czekał na księcia, który się

spóźniał, co było do niego niepodobne. Umówili się na spotkanie o dziewiątej, żeby razem

objechać włości i sprawdzić stan farm, a była już dziesiąta trzydzieści.

Kiedy Anthony nie pojawił się do za dziesięć dziesiąta, Max zapytał jednego ze

służących, czy książę zszedł już na śniadanie.

Powiedziano mu, że Jego Miłość właśnie przed chwilą pojawił się w mniejszej jadalni.

Max opuścił bibliotekę i poszedł do pokoju, w którym sam jadł śniadanie półtorej

godziny wcześniej.

Zastał księcia i jego żonę przy stole. Księżna jadła mufinkę, a książę pałaszował

ogromną porcję smażonych jajek.

Oboje podnieśli wzrok, kiedy wszedł sekretarz.

- Ach, Max - powiedział książę. - Przyłącz się do nas.

- Dziękuję, Anthony, już zjadłem śniadanie - odparł Max z godnością. - Czyżbyś

zapomniał, że mieliśmy objechać dziś rano posiadłość?

- Na niebiosa, zapomniałem. - Książę posłał sekretarzowi uśmiech, od którego serce

Maksa zawsze topniało. - Byłem bardziej zmęczony po tej długiej podróży, niż mi się

zdawało .

To nie fatyga go zatrzymała, pomyślał Max, przypatrując się twarzy księcia okiem

znawcy. Te nieco ociężałe powieki zdradzały bez dwóch zdań, co Anthony robił.

Max pomyślał z goryczą: „Teraz, kiedy już z nią skończył, być może poświęci

chwilkę i dla mnie”.

- Czy mam kazać przygotować dla nas konie za pół godziny? - zapytał sztywno.

- Nie - odparł Anthony. - Zmieniłem zdanie. Dziś rano zamierzam oprowadzić Jej

Miłość po zamkowych murach. Ty i ja możemy objechać posiadłość później, po południu.

Max poczuł, jak jego dłonie zwijają się w pięści, i zmusił się, by je rozluźnić.

- Dobrze - powiedział powoli, z wymuszonym spokojem. - Będę w bibliotece. Możesz

posłać po mnie, kiedy będziesz mnie potrzebować.

Kiedy odwrócił się, by odejść, usłyszał, jak książę mówi do żony:

- Widok z murów na morze jest cudowny. Nie zdziwiłbym się, gdybyś znalazła coś, co

będziesz chciała namalować.

- Cóż, kiedy już skończysz jeść to ogromne śniadanie, będziemy mogli pójść i

przekonać się oboje - odparła księżna.

background image

Książę nabrał na widelec jeszcze trochę jajka i potrząsnął głową w zadziwieniu.

- Nie mam pojęcia, dlaczego dzisiejszego ranka jestem taki głodny.

To nie słowa Anthony'ego sprawiły, że Maksowi ścisnęło się gardło; to intymna nuta,

która zabrzmiała w jego głosie.

Max nigdy wcześniej nie słyszał u księcia takiego tonu. Sekretarz zadarł głowę, a jego

nozdrza rozszerzyły się jak u dzikiego zwierzęcia, które zwietrzyło zagrożenie.

* * *

Po śniadaniu książę towarzyszył Sarah w drodze przez trawniki w kierunku schodów

prowadzących do przejścia na szczyt murów, gdzie dawniej rozmieszczano obrońców.

Stopnie wiodące na mury były zbyt wąskie, żeby obydwoje mogli iść obok siebie, i książę

wskazał gestem żonie, by poszła przodem.

- Żebym mógł cię złapać, jeżeli się potkniesz - powiedział z poważną miną.

Skrzywiła się, uniosła rąbek spódnicy i zwinnie pomknęła na górę.

Kiedy weszła na mury, roztoczył się przed nią zapierający dech w piersiach widok na

niespokojne szare wody Morza Północnego, naznaczone białymi grzywami fal. Przemierzyła

piętnaście stóp kamiennej połaci, aż do drugiej krawędzi muru kurtynowego, i spojrzała w

dół. Klif wysoki na sto stóp opadał stromo ku falom, które rozbijały się o skały w dole. Słony

wiatr wiał dostatecznie mocno, by wyszarpnąć kilka pasemek włosów z jej koka, a mewy

wrzeszczały, opadając i wznosząc się w powietrzu nad skałami. Cała ta dzika scena miała w

sobie niesłychaną siłę i piękno.

Tuż obok ucha Sarah odezwał się łagodny głos męża:

- Co o tym sądzisz?

Popatrzyła na szare morze, na białe fale, intensywnie niebieskie niebo, na którego tle

rysowały się białe sylwetki mew, i potrząsnęła głową, nie mogąc znaleźć słów.

Książę otoczył ją ramieniem, a Sarah oparła się o niego, nie odrywając wzroku od

morza, które miała zamiar namalować.

* * *

Max niecierpliwił się w bibliotece, aż wreszcie otrzymał długo wyczekiwane

wezwanie od Anthony'ego. Skwapliwie pomaszerował na dół do stajni, lecz zastał księcia w

towarzystwie Lawrence'a i Patricka.

Frustracja ukłuła Maksa do żywego. Wyczekiwał na to, że będzie miał Anthony'ego

dla siebie, a teraz wyglądało na to, że zostaną obarczeni towarzystwem tych jego dwóch źle

wychowanych, gburowatych braci.

- Poprosiłem lorda Lawrence'a i lorda Patricka, by nam towarzyszyli - powiedział

background image

książę, rozkosznie nieświadom gorzkiego rozczarowania Maksa. - Najwyraźniej lord

Lawrence więcej tu działał jako zarządca niż Williams.

- Dobrze - powiedział krótko Max. Potem skrzywił się, kiedy chłopak stajenny

przyprowadził wspaniałego kasztanowego wałacha, na którym zawsze jeździł książę.

- Nie, nie - odezwał się z niepokojem, ale książę mu przerwał:

- Dziś ty dosiądziesz Sama, Maksie. Max wytrzeszczył oczy.

- A na jakim koniu ty pojedziesz, Anthony?

- Na Rodrigo - padła pogodna odpowiedź.

- Na Rodrigo? - powiedział przerażony Max.

- Obawiam się, że nie mamy dodatkowego wierzchowca dla pana, panie Scott -

wyjaśnił lord Patrick.

- Rodrigo to koń wyścigowy, a nie pod siodło - powiedział Max do księcia. Anthony

był znakomitym jeźdźcem, ale Maksowi nie spodobała się myśl, że miałby jechać na

niespokojnym rumaku czystej krwi po nieznanych drogach .

- Nic mu nie będzie - odparł beztrosko książę, i Max zacisnął usta, by powstrzymać się

od dalszych protestów.

Lawrence dosiadał mocno zbudowanego gniadego wałacha, a Patrick silnego kucyka,

którego siwa sierść dawno już stała się biała. Trzej towarzysze księcia dosiedli swych koni

bez problemów, ale kiedy tylko Anthony znalazł się w siodle, Rodrigo stwierdził, że nie

podoba mu się widok chłopca stajennego niosącego wiadro z wodą, i gwałtownie podskoczył,

kopiąc nieszczęsnego chłopaka kopytem.

Anthony, który nie włożył jeszcze drugiej stopy w strzemię, utrzymał się w siodle z

łatwością, roześmiał się i poklepał smukły mahoniowy kark rumaka.

Rodrigo zarzucił głową, ale się uspokoił.

Kiedy odwrócili się w stronę wyjazdu ze stajni, książę zauważył:

- Widzę, że jedną z pierwszych rzeczy, które powinienem zrobić, jest zakup kilku

koni.

Na te słowa Lawrence się ożywił.

- Mój przyjaciel ma do sprzedania bardzo ładnego konia do polowań.

Potem zaczął się rozwodzić nad tym zwierzęciem, podając mnóstwo - zdaniem Maksa

nudnych - szczegółów. Mimo że Max był niegdyś kawalerzystą, z zasady nie interesowały go

konie.

Książę słuchał brata z przyjacielską atencją. Przez cały czas, kiedy jechali przez park

w kierunku mozaiki farm, ciągnącej się aż do Cheviot, Lawrence mówił o koniu swego

background image

przyjaciela. Max, który wiedział, jak wybredny był książę, jeśli chodzi o konie, głęboko

wątpił, by był zainteresowany zwierzęciem, które Lawrence opisywał tak nużąco dokładnie.

Ale rozumiał, do czego zmierzał książę poświęcając Lawrence'owi tyle uwagi. Starał się

zjednać sobie młodszego brata.

„Jest zbyt tolerancyjny” - pomyślał Max z dezaprobatą; taki osąd formułował

wcześniej już wiele razy. - „Myśli, że z każdego może uczynić swojego przyjaciela” .

Farmy należące do dóbr Cheviot były rozległe, ale jak uprzedził ich Lawrence,

budynki znajdowały się w kiepskim stanie. Max patrzył na wszystko trzeźwym okiem i

obliczał, że potrzeba będzie ogromnej sumy pieniędzy, by przywrócić posiadłość do stanu, w

jakim musiała być niegdyś.

Oczywiście, dzięki panu Pattersonowi, Anthony był teraz w posiadaniu ogromnego

bogactwa.

Wszyscy dzierżawcy w Cheviot witali Lawrence'a z szacunkiem i sympatią. Max

pomyślał z oburzeniem, że brat Anthony'ego wydawał się przejąć dla siebie rolę, która

prawnie należała się samemu Anthony'emu.

Jednak na twarzy księcia ani przez chwilę nie pojawiła się jakakolwiek wskazówka, że

uznawał popularność Lawrence'a za niepokojącą. Zamiast tego uśmiechał się i podawał rękę

dzierżawcom, którzy przypatrywali mu się z mniejszym lub większym oszołomieniem i

zdumieniem. Kilku z nich zauważyło, że jest bardzo podobny do matki.

Wszyscy mówili, w ten czy inny sposób, że lord Lawrence robił co mógł dla ich farm.

- Cieszę się, słysząc to - odpowiadał książę niezmiennie. - Będzie mógł poradzić mi,

jakie naprawy są najpilniej potrzebne.

Na dźwięk tych magicznych słów twarze wyraźnie się rozpromieniały.

Rodrigo sunął bokiem i tańczył właściwie przez całe popołudnie; książę spokojnie

ignorował to zachowanie. Max kilkakrotnie pomyślał, że ogier zaraz wybuchnie, ale Anthony

jakoś zdołał utrzymać go w ryzach.

Kiedy nareszcie znów znaleźli się w przyzamkowym parku, książę zapytał

Lawrence'a:

- Czy droga wokół murów jest nadal w dobrym stanie? Nie jest zarośnięta?

- Da się nią jeździć, jeżeli o to ci chodzi - odpowiedział chłodno Lawrence.

- Dobrze, Rodrigo musi rozprostować nogi. Zawrócił konia i pozwolił mu biec.

- Mój Boże - powiedział Lawrence niemal z czcią.

- Jest naprawdę szybki.

- W zeszłym roku wygrał francuski odpowiednik derby - Max poinformował brata

background image

Anthony'ego. - Jak Anthony go zdobył? - zapytał Patrick.

- Jego wuj, książę Varonne, podarował mu Rodriga, kiedy koń był źrebakiem - odparł

Max.

Ze strony braci Selbourne dało się zauważyć wyraźnie nieprzyjazne milczenie na

wzmiankę o księciu Varonne.

Milczenie przeciągało się. Gdy Anthony wreszcie się pojawił, robiąc pełne okrążenie

wokół parku, na jego policzkach widniał rumieniec, a włosy były w nieładzie. Wyglądał na

szczęśliwego.

„Jest taki doskonały” - Max pomyślał z bólem. „Dlaczego kłopocze się tymi swoimi

gburowatymi braćmi?”.

Lawrence odezwał się tak, jak gdyby ktoś wyciągał z niego słowa siłą:

- Niezgorszy z ciebie jeździec, Cheviot.

- Dziękuję - odparł - spokojnie książę.

Rodrigo był spocony i przez resztę drogi do domu szedł nad wyraz spokojnie.

* * *

Kiedy maj przeszedł w czerwiec, a na dworze zrobiło się cieplej, życie domowników

w Cheviot zaczęło stabilizować się w określonym rytmie. Książę pracował nad

przywróceniem porządku w posiadłości, a Sarah stworzyła sobie pracownię malarską.

Miejscem, które wybrała, była Wieża Małgorzaty w południowo - wschodniej części

murów. Wieża wzięła swą nazwę od żyjącej dawno temu księżnej, która została zmuszona do

urodzenia dziecka w tych bezpiecznych murach podczas oblężenia zamku przez Olivera

Cromwella. Kiedy już pracownia została urządzona zgodnie z jej życzeniem, Sarah zaczęła

pracować nad marynistycznym pejzażem.

Ku swemu zdziwieniu i obopólnemu zadowoleniu, Anthony i Sarah stwierdzili, że są

niezmiernie szczęśliwi.

Po tak wielu latach wygnania książę znów był w domu swego dzieciństwa, pracując

ciężko, by uczynić go tym, czym pragnął go widzieć. Sarah zaś miała wspaniały widok do

malowania i niezakłócony niczym czas. Wieczorami każde z nich znajdowało w drugim

zainteresowanego i życzliwego słuchacza, któremu można było zrelacjonować swoje

osiągnięcia. A w nocy z czułością i namiętnością spotykali się w wielkim łożu z kolumnami

w pokoju Sarah.

Książę i księżna byli zadowoleni z życia. Niestety, ich spokoju ducha nie podzielali

inni domownicy w Cheviot. Księżna - wdowa nie potrafiła zaakceptować faktu, że jest teraz

księżną - wdową i że musi grać drugie skrzypce przy żonie Anthony'ego. Mimo że Sarah

background image

pozostawiła większość spraw domowych w jej rękach, macochę księcia nadal niepomiernie

irytował fakt, że ilekroć młoda księżna wyraziła jakiekolwiek, choćby najdrobniejsze

życzenie, wszyscy prześcigali się, by jej usłużyć. Złościło ją, że cała domowa służba wyraźnie

uwielbiała nową panią. Ponieważ księżna - wdowa nie uznawała okazywania sympatii ani

życzliwości służbie, uważała zachowanie Sarah w stosunku do sług za pożałowania godną

burżuazyjność. Służba istniała po to, żeby usługiwać; nie byli tu po to, by liczono się z ich

opinią, na jaki kolor chcieliby mieć pomalowaną swoją jadalnię. Księżna - wdowa wcale nie

uważała też za konieczne, by Sarah zakupiła dwa tuziny nowych materacy do łóżek służby.

Te poprzednie były w użyciu zaledwie przez dwie dekady; skoro były dość dobre dla służby

w przeszłości, dlaczego nie miałyby być dość dobre dla obecnych służących.

I każdego wieczora, kiedy Sarah zasiadała u szczytu stołu albo kiedy udawała się na

spoczynek do książęcego apartamentu, księżna - wdowa zgrzytała zębami. Nie doceniała ani

trochę tego, że Sarah wyraźnie starała się być z nią w dobrych stosunkach; właściwie to wręcz

gardziła młodą księżną za to, że jest tak uprzejma.

Robiła wszystko, co tylko zdołała wymyślić, by utrudnić życie żonie swego pasierba, i

nienawidziła tego, że Sarah wydawała się wciąż szczęśliwa.

Nerwy Lawrence'a były także coraz bardziej napięte. Cieszył się, że jego ukochane

Cheviot nareszcie zostanie otoczone troską, jakiej tak rozpaczliwie potrzebuje, ale

nienawidził myśli, że to Anthony wprowadza ulepszenia. Nienawidził tego, że Anthony

zdobywa sympatię dzierżawców w Cheviot. Nienawidził tego, że Anthony jest księciem, a on

nie.

Przez lata Lawrence spodziewał się usłyszeć wiadomość, że jego brat zginął na

wojnie. Jego matka prawie zapewniała go, że tak się stanie.

Przez lata Lawrence bez zastrzeżeń się spodziewał, że to on, a nie Anthony, zostanie

kolejnym księciem.

Świadomość tego, co się naprawdę stało, była dla niego gorzką pigułką do

przełknięcia.

Patrick był rozdarty. Kochał Lawrence'a i uważał, że to okropnie niesprawiedliwe, by

Anthony zajmował pozycję, którą - jak wszyscy się spodziewali odziedziczy Lawrence. Ale

Patrick przekonywał się też, że lubi Anthony'ego. Coraz trudniej było mu żałować, że jego

brat nie zginął na wojnie.

To wewnętrzne rozdarcie sprawiało, że Patrickowi było bardzo nieswojo. Czuł, że

zdradza Lawrence'a przez to, że lubi Anthony'ego, ale czuł także, że nie jest w porządku

obwiniać Anthony'ego tylko dlatego, że urodził się pierwszy. Patrick zaczynał też

background image

podejrzewać, że Anthony nie był dobrze traktowany przez swoją macochę. Wcześniej pytał

księżną - wdowę, dlaczego Anthony nie przyjechał do domu, kiedy został ranny pod

Salamanką, a księżna - wdowa odparła, że Anthony nigdy nie lubił Cheviot. To nie była

prawda. Patrick dostrzegał, że Anthony kocha Cheviot. Zamierzał wydać mnóstwo pieniędzy,

by przywrócić posiadłości dawną świetność.

Patrick pamiętał jego słowa, że nie wracał do Cheviot dlatego, iż nie został

zaproszony, i martwił się.

Patrick znajdował się w nieszczęsnej pozycji kogoś, komu znany obraz świata nagle

rozpada się na kawałki.

Ale zdecydowanie najbardziej nieszczęśliwą osobą w Cheviot był Max.

Wcześniej wyczekiwał wyjazdu do Northumberland z ogromną nadzieją. Oczyma

duszy widział siebie nieustannie u boku Anthony'ego, doradzającego, pomagającego,

będącego dla niego tym, kim był, kiedy książę po raz pierwszy przyjechał na Półwysep

Iberyjski.

Tak się jednak nie stało.

Anthony wydawał się zdecydowany, by włączać swego brata niemal we wszystko, co

robił. Ilekroć objeżdżali włości, Lawrence im towarzyszył. Nawet kiedy książę i Max

siadywali razem, by popracować nad finansami, był z nimi Lawrence. Max rozumiał, co

Anthony stara się zrobić, ale uważał to za daremny i poniżający wysiłek. Lawrence był tylko

ponurym, kapryśnym, niewdzięcznym chłopakiem, i Anthony nigdy by go nie zmienił.

Chociaż nieustanna obecność Lawrence'a zdecydowanie irytowała Maksa, tak

naprawdę nie uważał go za rywala. Uczucia Anthony'ego dla brata brały się z poczucia

obowiązku, nie z serca.

Lawrence mógł być konkurentem, jeżeli chodzi o uwagę Anthony'ego, ale nigdy

rywalem do jego miłości.

Jednak księżna to co innego.

Max nigdy nie widział Anthony'ego tak zauroczonego kobietą. Dla jego sekretarza

było nie do pojęcia, że wybredny książę może być tak zafascynowany dziewczyną, która nosi

okropne stare ubrania i palce bezustannie ma poplamione farbą. Wcześniej Maksowi udawało

się powściągać zaborczą zazdrość o Anthony'ego, ponieważ nigdy przedtem nie wyczuwał

poważnej rywalki do serca księcia. Tolerował przyjaciół księcia, gdyż widział, że żaden z

nich nie posiadł tego kawałka duszy Anthony'ego, którego Max pożądał dla siebie.

To, czego chciał Max, było całkiem proste. Chciał być najważniejszą osobą w życiu

Anthony'ego.

background image

Myśl, że ktokolwiek inny może zajmować to miejsce, doprowadzała go do dręczącej

furii.

W miarę upływu czasu widział, jak Anthony i jego żona stają się sobie coraz bardziej

bliscy, i uczucia Maksa dla księżnej zaczęły zmieniać się z niechęci w nienawiść.

Było tylko kwestią czasu, by wrzący tygiel emocji eksplodował, wtrącając

mieszkańców Cheviot w piekło lęku, podejrzeń i zamętu.

background image

ROZDZIAŁ 19

Sarah zaczęła swój nowy obraz tak jak zwykle, od wstępnego olejnego szkicu. Aby

uchwycić światło wczesnego poranka, rozstawiła sztalugę na murach i przez tydzień

pracowała dokładnie od siódmej rano.

Max w ponurym nastroju obserwował tę drobną postać usadowioną na blankach i jego

zaciekawienie jej zdolnościami rosło, aż osiągnęło poziom graniczący z obsesją. Dręczyło go,

że Anthony wydawał się traktować malarstwo żony z takim szacunkiem. Sekretarz wmawiał

sobie, że respekt księcia to tylko kolejny przykład jego błędnie skierowanej

wspaniałomyślności, ale desperacko pragnął zobaczyć prace Sarah, by móc się uspokoić co

do ich przeciętności.

Okazja nadarzyła się pewnego ranka, kiedy niebo pokryło się olbrzymimi, kłębiącymi

się białymi chmurami, a powietrze było ciężkie od wilgoci zwiastującej nadchodzącą burzę.

Max wychodził właśnie z zamku przez tylne drzwi, kiedy zobaczył Sarah nadchodzącą od

strony ogrodu. Zaczekał, przytrzymując dla niej drzwi.

- Dzień dobry, Wasza Książęca Mość - powiedział, kiedy się z nim zrównała.

Miała na sobie sukienkę poplamioną farbami, a kilka długich kosmyków zwisało jej

niechlujnie na szyi.

„Jak Anthony może ją znieść?” - Max pomyślał z dreszczem obrzydzenia.

Uśmiechnęła się do niego.

- Dzień dobry, panie Scott.

- Znów przy pracy, jak widzę - odparł.

- Tak. - Jej brązowe oczy promieniały, a na czole i policzkach złociła się lekka

opalenizna. - Jednak powiedziałam Jego Miłości, że zjem z nim śniadanie.

Zazdrość skręciła trzewia Maksa niczym wąż.

Książę i księżna nabrali zwyczaju jadania śniadania podawanego w saloniku księżnej

na górze; kolejna oznaka intymności, którą Max miał za złe tej drobnej dziewczynie.

Kiedy Sarah zniknęła w zamku, Max odwrócił się i skierował do Wieży Małgorzaty.

Skoro Sarah przez chwilę tu nie będzie - pomyślał, złoży wizytę w jej pracowni i rzuci okiem

na jej prace.

Poszczęściło mu się, nikogo nie było w pobliżu; podszedł do wejścia do wieży i

zniknął wewnątrz. Przez chwilę stał nieruchomo, pozwalając oczom przywyknąć do

ciemności. Jedyne światło wpadało przez wąskie otwory strzelnicze w grubym kamiennym

murze. Powietrze na zewnątrz było gorące i parne, ale wewnątrz wieży było chłodno i

background image

wilgotno.

Kiedy jego wzrok przyzwyczaił się, Max wspiął się po stromych spiralnych schodach

z kamienia, ostrożnie stawiając stopy w najszerszym miejscu wąskich stopni. Kiedy dotarł na

półpiętro, zobaczył dwoje kolejnych drzwi. Pchnął te znajdujące się najbliżej szczytu

schodów. Pierwszą rzeczą, jaką zobaczył, była sztaluga ustawiona przy ogromnym,

rozświetlonym oknie. Podłoga została wyszorowana, a kamienne ściany oczyszczone. Do

ogrzewania przyniesiono piecyk na węgiel drzewny. Pokój był surowy i profesjonalnie

urządzony. Płótna były poukładane w stosy pod ścianą, a na długim stole spoczywał zestaw

farb i pędzli. Max poczuł ukłucie niepokoju. To nie wyglądało jak miejsce pracy amatorki.

Powoli, niemal z ociąganiem, zbliżył się do sztalugi i popatrzył na płótno, które się na niej

opierało. Malowidło było ledwie zaczęte. Sarah dopiero wypełniała partie nieba i morza

smugami błękitu i szarości.

Max zmarszczył czoło z irytacją, ale po chwili jego oko dostrzegło drugi, mniejszy

obraz, oparty na krześle obok sztalugi. Był to olejny szkic, który Sarah malowała na

zamkowych murach, a który teraz służył jej za wzór.

Spojrzał na szkic, dobrze oświetlony przez promienie słońca wpadające przez okno.

Szybkie, wprawne pociągnięcia pędzla malarki doskonale uchwyciły nastrojowy efekt

zmieniającego się światła na porannym niebie. Max mógł niemalże zobaczyć ruch chmur i

fale rozbijające się o skały.

Potęga rzeczywistości oddanej w tym małym szkicu była przytłaczająca.

Lęk i wściekłość, a nade wszystko bezgraniczna nienawiść targnęły nim z całą

nieubłaganą siłą rozszalałego morza, które Sarah namalowała. Przez chwilę kręciło mu się w

głowie i nawet powietrze przybrało barwę rozmytej czerwieni.

Ona potrafiła malować.

Nieproszone, przyszły mu na myśl słowa, które Anthony powiedział do niego kilka

tygodni wcześniej. „To jest ktoś” - tak książę powiedział o Sarah Patterson.

Był głupcem, nie zrozumiał wtedy zagrożenia, ukrytego w tym prostym zdaniu. Znów

zabrzmiał mu w uszach ton czułej intymności w głosie księcia, kiedy mówił do swojej żony, i

Max dosłownie zatrząsł się z wściekłości.

Przez wszystkie te długie lata to on stał u boku Anthony'ego, zawsze gotów mu

pomóc, wskazać drogę, kochać go. On, Max, był tym, który ocalił Anthony'emu życie pod

Salamanką, ocalił jego rękę! I na co to wszystko? Żeby zostać odrzuconym na bok dla głupiej

kobiety, córki kupca?!

Wchodząc do pokoju, zostawił drzwi pracowni otwarte i teraz - mimo ryku w uszach -

background image

dosłyszał z oddali odgłos otwierania na dole ciężkich drzwi do wieży.

Zamarł. Nie chciał dać się złapać w tym miejscu. Ktokolwiek wszedł do wieży,

wchodził teraz po schodach.

Max szybko pomknął do sąsiedniego pokoju.

To pomieszczenie było znacznie mniejsze i chociaż zostało sprzątnięte, stało puste,

jeśli nie liczyć kilku pojemników rozpuszczalnika do farb i sterty poplamionych farbami

szmat.

Po chwili wydało mu się, że słyszy odgłos zamykania drzwi do pracowni.

„Widocznie księżna wraca do pracy” - pomyślał.

Teraz nadszedł dla niego moment na ucieczkę.

Powoli i ostrożnie otworzył drzwi swojej kryjówki ... i zamarł z przerażenia.

Sarah stała u szczytu spiralnych schodów, odwrócona do niego plecami. Trzymała

płótno, które właśnie przekładała z jednej ręki do drugiej.

Na moment Max zastygł bez ruchu, niczym jeleń złapany niespodziewanie w snop

światła latarni.

A potem, zanim jeszcze zdał sobie sprawę z tego, co robi, skoczył, wyciągnął rękę i

zepchnął żonę Anthony'ego ze schodów.

Krzyknęła i upuściła płótno, chwytając się ściany i próbując się ratować. Płótno

odbijało się, spadając po schodach, a potem ona runęła za nim, znikając z pola widzenia

Maksa, za zakrętem.

Usłyszał, jak jej spadające ciało uderza o ściany i stopnie.

Stał zesztywniały u szczytu schodów, oddychając ciężko. Serce waliło mu tak mocno,

że słyszał je w głowie. Oblał go pot.

„Boże, co ja zrobiłem?”.

Nasłuchiwał, ale z dołu nie dobiegał żaden dźwięk.

„Zabiłem ją?”.

Odczekał chwilę, która wydawała się wiecznością, ale księżna nie wydała żadnego

odgłosu. Max zaczął schodzić po schodach.

Znalazł ją w połowie drogi, rozciągniętą w poprzek, z głową przyciśniętą do

kamiennej ściany.

Była zupełnie nieruchoma.

Poruszając się bardzo ostrożnie, pochylił się i spojrzał na jej twarz. Miała zamknięte

oczy, ale w słabym świetle, wpadającym przez otwory strzelnicze poniżej, wydawało mu się,

że widzi, jak Sarah oddycha. Wyprostował się i przeszedł nad jej ciałem, by podnieść płótno,

background image

które upadło niżej.

To był szkic przedstawiający Rodrigo. Koń był naszkicowany tak dokładnie, że

natychmiast go rozpoznał.

Szczęki Maksa zacisnęły się, kiedy otworzył dłoń i pozwolił małemu obrazkowi

ponownie upaść na schody. Potem, nie rzuciwszy nawet okiem na Sarah, szybko zszedł na

dół. Okrążył wewnątrz wieżę, wyglądając przez otwory strzelnicze, by się upewnić, że nikogo

nie ma w pobliżu. Potem bardzo ostrożnie otworzył drzwi i wyszedł wprost w duszne,

wilgotne powietrze.

Poruszając się najszybciej jak potrafił, ale nie biegnąc, skierował się do stajni.

* * *

Pół godziny później przed szerokimi schodami wiodącymi do frontowego wejścia

zamku Cheviot zatrzymał się powóz podróżny i wysiadł z niego Neville Harvey. Polecił

woźnicy, by zaczekał, i podszedł do frontowych drzwi. podał swoje nazwisko wysokiemu

lokajowi, który mu otworzył, i zażyczył sobie, by zaanonsowano go księżnej.

Zaprowadzono go do salonu pełnego złoconych francuskich mebli i poproszono, aby

zaczekał. Po dziesięciu minutach nadszedł mąż Sarah.

- Mój drogi Harvey - powiedział książę. - Cóż za miła niespodzianka. - W jego

łagodnym, kulturalnym głosie nie dało się usłyszeć ani śladu sarkazmu.

- Byłem w Newcastle w interesach i pomyślałem, że skoro jestem tak daleko na

północy, zatrzymam się, żeby się przywitać z Sarah - powiedział Neville.

Bardzo ciężko pracował, żeby zorganizować interesy właśnie w Newcastle, ale z

pewnością nie zamierzał wyznać tego księciu.

- Sarah jest w swojej pracowni - odparł książę. - Posłałem już kogoś, by jej

zaanonsował, że tu jesteś. Będzie zachwycona, widząc swego starego przyjaciela. - Książę

wskazał eleganckie złocone krzesło obite żółtym atłasem. - Proszę usiąść. Kazałem jednemu z

naszych służących, by pokazał twojemu stangretowi drogę do stajni, więc nie musisz się

niepokoić o konie.

Neville usiadł.

Zdążył już zapomnieć, jak przystojny był książę.

- Pański dom robi wielkie wrażenie, Wasza Książęca Mość - powiedział sztywno. W

duchu nie potrafił sobie wyobrazić, jak ktokolwiek mógłby chcieć mieszkać w takiej

olbrzymiej kupie kamieni.

- Dziękuję - odparł książę. - Czy mogę zaoferować coś do picia? Może kieliszek wina?

Neville wyglądał na przerażonego. Czyżby ten typ pijał wino o wpół do jedenastej

background image

rano?

- Nie, dziękuję - odpowiedział Neville. - Niczego mi nie trzeba.

Książę usiadł na sofie.

- Jak minęła podróż?

Neville marzył, by książę sobie poszedł. Nie chciał spotykać się z Sarah w

towarzystwie jej męża.

- Była długa - odparł bez ogródek. - Drogi na północy pozostawiają wiele do życzenia.

- Są znacznie lepsze niż kiedyś - odrzekł książę. Czyżby Neville wyczuł cień

wesołości w głosie tego człowieka?

Miał właśnie obrzucić księcia nieprzyjaznym spojrzeniem, kiedy do pokoju wpadł

potężnie zbudowany lokaj.

- Wasza Książęca Mość! Wasza Książęca Mość! Księżna jest ranna!

Książę poderwał się na równe nogi.

- Gdzie ona jest?

- W Wieży Małgorzaty. Sim znalazł ją leżącą na schodach. Musiała spaść.

Zanim służący skończył mówić, księcia już nie było w pokoju. Neville wybiegł za

nim.

W holu Neville zauważył, jak Cheviot znika w tylnej części domu, i bez wahania

ruszył za nim.

Kiedy wybiegł przez tylne drzwi zamku, zobaczył, jak książę pędzi po trawie w

kierunku jednej z kamiennych wież. Neville wyciągał silne nogi i biegł najszybciej jak

potrafił, starając się za nim nadążyć.

Książę zniknął we wnętrzu wieży, a minutę później także i Neville. Pierwszym, co

usłyszał, był natarczywy głos Cheviota:

- Sarah! Sarah, moja kochana! Czy wszystko w porządku? Słyszysz mnie?

Zasapany Neville pospiesznie wbiegł po schodach.

Znalazł księcia za pierwszym zakrętem, siedzącego na schodach obok żony,

trzymającego ją za nadgarstek, z palcami na jej pulsie. Książę na moment podniósł wzrok i

jego spojrzenie powędrowało gdzieś ponad głową Neville'a.

- Poślij po doktora - powiedział. Miał pobladłą twarz.

- Już to zrobiłem, Wasza Książęca Mość - dał się słyszeć głos lokaja, który wcześniej

był z nimi w salonie. - Na miłość boską, podnieś jej głowę, Cheviot! Jest przygnieciona do

ściany.

- Nie poruszę jej, dopóki nie będę pewien, że nie zraniła pleców ani szyi - odparł

background image

książę..

Pochylił się raz jeszcze, tak że jego usta znalazły się tuż przy uchu żony.

- Sarah!

Neville zobaczył, jak jej głowa poruszyła się lekko.

- Nie ruszaj się jeszcze - polecił książę. - Leż całkiem nieruchomo. Czy mnie słyszysz,

Sarah?

- Ja ... - Jej rzęsy zatrzepotały. - Anthony?

- Tak. Czy możesz na mnie spojrzeć, Sarah? Nie, nie ruszaj jeszcze głową. Tylko

otwórz oczy i spójrz na mnie.

Oczy Sarah otworzyły się; utkwiła wzrok w twarzy męża.

- Anthony - powiedziała słabym głosem. - Ktoś ... ktoś mnie popchnął.

Neville ze świstem wciągnął powietrze.

- Popchnął cię? - powiedział książę.

- Tak. - Jej oczy wyglądały jak wielkie posiniaczone jeziora w ściągniętej, białej

twarzy. - Głowa mnie boli.

- Dowiedzmy się, czy czegoś nie złamałaś. Spróbuj poruszyć nogami - powiedział

rzeczowo książę.

Nastała chwila ciszy, po czym Sarah powiedziała:

- Mogę nimi poruszać.

- Dobrze. Teraz porusz głową. Powoli.

Lekko zachłysnęła się z bólu, i Neville zaklął pod nosem.

- Mogę nią ruszać. - Neville zobaczył, jak Sarah zgina palce. - Moje ręce też są całe,

dzięki Bogu.

- Dzielna dziewczyna. W porządku, zamierzam cię podnieść i zanieść do zamku.

Doktor jest już w drodze. Myślę, że możesz mieć wstrząśnienie mózgu, i jestem pewien, że

cała jesteś posiniaczona, ale wydaje się, że nie połamałaś żadnych kości.

Neville zmarszczył czoło, spoglądając na szczupłego księcia.

- Cheviot, może lepiej każ temu rosłemu lokajowi nieść Sarah.

- Nie - odpowiedziała Sarah. - Chcę Anthony'ego.

- Obejmij mnie za szyję - poprosił książę i pochylił się, by wsunąć ręce pod jej kolana

i barki.

Potem, najwyraźniej bez żadnego wysiłku, wstał. Schody były wąskie i zdradliwe, ale

szedł po nich bez wahania. Po chwili byli na zewnątrz, w wilgotnym powietrzu.

Sarah skrzywiła się i wtuliła twarz w ramię męża. Przeszli przez rozległy trawnik, a

background image

książę niósł Sarah jak piórko. Kiedy tylko znaleźli się w zamku, powiedział do służących,

którzy ustawili się przy drzwiach:

- Przynieście lodu do sypialni Jej Miłości.

Zaczął iść w stronę wielkich schodów. Neville ruszył za nim.

- Zaczekaj w salonie, Harvey - poprosił książę. - Dam ci znać, jak Sarah się czuje.

Potem zaniósł żonę po schodach na górę, znikając Neville'owi z oczu.

Powoli i niechętnie Neville wszedł do pokoju, w którym siedział zaledwie pół godziny

temu. W głowie miał zamęt, ale trzy słowa wciąż rozbrzmiewały mu w uszach.

„Ktoś mnie popchnął”.

* * *

Przyjazd zajął doktorowi kolejne dwadzieścia minut, a potem był na górze u Sarah

przez pół godziny. Przez cały ten czas Neville siedział i rozmyślał o tym, co właśnie

przydarzyło się Sarah.

Wniosek, do jakiego doszedł, był równie przerażający co nieunikniony. Ktoś próbował

ją zabić. Kiedy tylko Neville to stwierdził, nie zajęło mu wiele czasu ustalenie, kim był

winowajca.

Neville wiedział o zmianie w testamencie pana Pattersona. Wiedział, że książę dostał

już wszystkie pieniądze Sarah, które miał dostać.

W rzeczy samej w tej chwili Neville wydedukował, że Sarah była właściwie więcej

warta dla Cheviota martwa niż żywa. Gdyby jego żona zmarła, miałby dostęp do ćwierci

miliona funtów z funduszu powierniczego Sarah. I byłby wolny, by móc poślubić kolejną

dziedziczkę.

Zgodnie z tym, jak Neville Harvey postrzegał świat, wszystko zawsze sprowadzało się

do pieniędzy. I o ile się orientował, jedyną osobą, która zyskiwała finansowo na śmierci

Sarah, był jej mąż.

- Mój Boże, mój Boże - Neville mruczał do siebie, chodząc tam i z powrotem po

wypolerowanej podłodze eleganckiego salonu. - Muszę przekonać Sarah, że grozi jej

niebezpieczeństwo. Muszę ją przekonać, żeby wyjechała ze mną. To jedyny sposób, żeby ją

ochronić.

background image

ROZDZIAŁ 20

Sarah nie była w stanie powiedzieć doktorowi, ile palców pokazywał, i lekarz zgodził

się z diagnozą księcia, że to wstrząs mózgu. Ramiona Sarah były bardzo posiniaczone,

podobnie jak jej żebra i plecy. Nic jednak nie zostało złamane.

- Miała pani ogromne szczęście, Wasza Książęca Mość - powiedział doktor Seton,

starszy mężczyzna mówiący z wyraźnym szkockim akcentem. - Upadek taki jak ten mógł

panią zabić.

Teraz najlepszym lekarstwem dla pani jest sen - zalecił.

Uśmiechnęła się blado.

- Głowa boli mnie tak bardzo, że nie wiem, czy będę w stanie zasnąć.

- Zostawię pani nieco laudanum - powiedział doktor Seton. - To pomoże pani usnąć.

- Dziękuję, doktorze.

Książę wyprowadził doktora z pokoju, a kiedy wrócił, miał w ręku jakieś paczuszki.

- Czy przygotujesz dla mnie laudanum, Anthony? - Sarah zapytała nieco ochryple.

Książę zmarszczył brwi, uniósł jej podbródek i popatrzył w oczy. Nie była w stanie

skupić na nim wzroku.

- Nie - powiedział stanowczo. - Jest mi niezmiernie przykro, moja droga, ale laudanum

przy wstrząsie mózgu jest niebezpieczne.

Sarah zachmurzyła się. - Ale doktor. ..

- Lekarze wojskowi widzieli więcej obrażeń niż doktor Seton w całym swoim życiu.

Jest mi bardzo przykro, że musisz cierpieć, ale nie zamierzam podawać ci tego środka.

Sarah wpatrywała się w niego, starając się zobaczyć wyraźnie jego twarz. Jej wargi

drżały i zacisnęła je, by nad nimi zapanować. Po chwili powiedziała słabym głosem:

- Dobrze.

- Zuch dziewczyna. - Książę pochylił się, by delikatnie cmoknąć jej włosy. - Wiesz,

sądzę, że zaśniesz.

Pociągnęła nosem.

- I rano poczuję się lepiej?

- Taką mam nadzieję.

- Wszystko jest takie niewyraźne! - powiedziała niespokojnie.

- Wiem. Postaraj się zasnąć, Sarah.

Zamknęła oczy i ułożyła się ostrożnie na poduszce. Ból rozłupywał jej czaszkę.

Pomyślała o okropnej ranie, przez którą Anthony omal nie stracił ręki, i powiedziała sobie:

background image

„Przestań być takim dzieciuchem. Ten ból głowy to nic w porównaniu z tym, co musiał

wytrzymać on”.

Usłyszała cichy odgłos zamykających się drzwi; jej mąż opuścił pokój.

Dwadzieścia minut później Sarah już spała.

* * *

Książę zszedł po wielkich schodach. Wiedział, że rano Sarah nie będzie czuła się

lepiej. Głowa może boleć ją mniej, ale stłuczenia będą dokuczały znacznie bardziej. Czuł

jednak ogromną ulgę, że jej obrażenia nie są gorsze.

Jak powiedział doktor Seton, taki upadek mógł ją zabić.

Jego umysł kamieniał na tak okropną myśl, i książę skupił się na tym, co powiedziała

Sarah - ktoś ją popchnął.

„Musi się mylić” - pomyślał. - „To wstrząśnienie mózgu sprawiło, że wyobraziła to

sobie”.

Wszedł do salonu, by zdać relację Neville'owi Harveyowi, i zastał tam nie tylko

Harveya, ale też swoją macochę i obu braci.

Wszyscy podnieśli się, kiedy wszedł. Książę widział odbicie całej czwórki w wielkim

złoconym lustrze, przez co zdawało się, że musi stawić czoło każdemu z nich podwójnie.

- Jak ona się czuje? - zapytał ostro Harvey. Zabrzmiało to niemal wrogo, i książę

popatrzył na niego ze zdziwieniem. Wcześniej nie był zachwycony, widząc Neville'a

Harveya. Pomyślał, że obecność kupca w jego domu była wyraźnym narzucaniem się, ale

odparł z nieskazitelną uprzejmością:

- Księżna ma wstrząśnienie mózgu i stłuczenia.

Doktor powiedział, że najlepszy jest dla niej teraz odpoczynek.

- Co się stało, Anthony? - księżna - wdowa zapytała władczo. - Według tego ...

dżentelmena - łypnęła na Neville'a, jak gdyby był kawałkiem nasmołowanego drewna, które

jakaś fala przyniosła do jej eleganckiego domu - Sarah spadła ze schodów w Wieży

Małgorzaty.

- Tak właśnie się stało, madam - odparł książę. - Musiała nie trafić w stopień. Te

schody są bardzo wąskie.

- Ale ten człowiek powiedział, że została popchnięta! - odezwał się Patrick.

Książę popatrzył na drobną, napiętą twarz młodszego brata i odpowiedział łagodnie:

- Sarah tak pomyślała, ale musi się mylić, Patricku. Nikt nie zrobiłby czegoś tak

okropnego.

- Ktoś mógł, jeżeli miał dostateczny powód - powiedział Harvey.

background image

Wrogość w jego głosie była bardzo wyraźna. Książę spojrzał na młodego kupca i po

raz pierwszy na jego twarzy zaznaczyła się irytacja.

- Jaki powód mógłby mieć ktoś, by skrzywdzić moją żonę?

- Pan mógł mieć powód, Wasza Książęca Mość - Harvey odparł z naciskiem. -

Mówiąc bez ogródek, jest pan jedyną osobą, jaka przychodzi mi do głowy, która mogłaby

skorzystać na śmierci Sarah.

Książę wpatrywał się w kupca, jak gdyby ten stracił rozum.

- Wielkie nieba, człowieku! - zawołał Lawrence. - Chyba nie mówisz poważnie. Sarah

oznacza dla Cheviota mnóstwo pieniędzy. Nie zraniłby jej.

- Dziękuję, Lawrence - odrzekł książę z ironią.

- On lubi Sarah - powiedział Patrick. - My wszyscy lubimy Sarah. Jest miła.

Księżna - wdowa spojrzała na kupca.

- A właściwie jak Cheviot skorzystałby na śmierci Sarah, panie Harvey?

- Jej fundusz powierniczy przeszedłby na niego, Wasza Książęca Mość - powiedział. -

A to oznacza ćwierć miliona funtów.

Książę uniósł brew.

- Zapewne nie zdaje pan sobie sprawy, że to ja byłem osobą, która stworzyła ten

fundusz, panie Harvey - rzekł. - I utworzyłem go z pieniędzy, które przekazał mi pan

Patterson. Gdyby to ćwierć miliona funtów było dla mnie takie ważne, przede wszystkim po

prostu bym je zatrzymał.

- Założył pan ten fundusz, żeby przypodobać się dziadkowi Sarah - krzyknął Harvey. -

I pozbył się pan tych pieniędzy, kiedy jeszcze pan myślał, że Sarah odziedziczy wszystkie

miliony Pattersona, kiedy on umrze.

Twarz księcia zastygła.

- Co pan sugeruje? - zapytał.

- Mówię, że wiem, iż Patterson powiedział panu, że nie zostawi swoich pieniędzy

Sarah. Te wszystkie miliony, na które pan na pewno liczył, mają pójść na jego firmę, nie dla

wnuczki. - Harvey obrócił się, żeby spojrzeć na Lawrence'a. - Widzi pan więc, lordzie

Lawrence, że Sarah nie oznacza dla Cheviota mnóstwa pieniędzy. On już dostał wszystko, co

miał dostać z tego małżeństwa. Z drugiej strony, gdyby Sarah umarła, on byłby wolny, żeby

ożenić się z kolejną dziedziczką.

W pokoju zapadła pełna napięcia cisza. Patrick odezwał się pierwszy:

- Myśli pan, że Anthony próbuje zabić Sarah?

- Ktoś ją popchnął - odpowiedział Harvey. - Sarah to nie taka dziewczyna, co wymyśla

background image

historyjki. Ktoś ją popchnął, i myślę, że tym kimś jest jej mąż.

- To niedorzeczne - powiedział Lawrence.

Ale w jego głosie pojawiła się wątpliwość. Książę stał za jedną z sof. Harvey,

Lawrence, Patrick i księżna - wdowa stali naprzeciwko niego, niemal w szeregu. Przez krótką

chwilę rozumiał, jak musi się czuć więzień na ławie oskarżonych.

Wreszcie odezwała się księżna - wdowa:

- Sądzę, że wojna może odebrać człowiekowi wrażliwość. Życie traci wartość dla

kogoś, kto widział tak wiele śmierci.

- Wręcz przeciwnie - odparł książę ponuro. - Wojna sprawia, że życie wydaje się

jeszcze cenniejsze. - Spojrzał na Harveya, a jego oczy były zimne jak morze oblewające

zamek Cheviot. - Zaś co do pana, sir, pozwoli pan, że powiem, iż nie pochwalam pańskich

oskarżeń i jestem pewien, że obaj poczujemy się lepiej, jeżeli natychmiast opuści pan

Cheviot.

Ton jego głosu był inny od wszystkiego, co kiedykolwiek wcześniej każde z nich

słyszało z ust księcia. Rozpoznali jednak natychmiast głos człowieka, który dowodził

regimentem podczas wojny.

Wielkiej odwagi wymagało od Neville'a Harveya, by powiedzieć:

- Nie wyjadę, dopóki Sarah jest w niebezpieczeństwie.

Księżna - wdowa położyła dłoń na ramieniu młodego kupca.

- Oczywiście, że może pan pozostać w Cheviot, panie Harvey. Jestem pewna, że droga

Sarah ucieszy się z obecności przyjaciela.

Zapadła katastrofalna cisza. Patrick wbił wzrok w podłogę, Lawrence spoglądał na

pierścień na swoim palcu, a księżna - wdowa i książę patrzyli jedno na drugie.

Wreszcie książę powiedział:

- Dobrze, madam. Jeżeli tego sobie pani życzy.

l, odwróciwszy się, opuścił pokój.

* * *

Było popołudnie, kiedy Max wreszcie wrócił do domu. Objechał farmy, dopilnowując,

by porozmawiać z kimś w każdym miejscu, w którym się zatrzymał, aby zapamiętano, iż tam

był.

Wszedł bocznym wejściem i ruszył w stronę biblioteki. Kiedy się tam znalazł,

zobaczył księcia stojącego przy jednym z okien i wyglądającego na zewnątrz. W jego postaci

dostrzegł pewną sztywność, która powiedziała Maksowi, że coś było bardzo nie w porządku.

„Chryste. Czy ją zabiłem?”.

background image

Chwilę potrwało, nim poczuł się dostatecznie opanowany, by powiedzieć:

- Dzień dobry, Anthony.

Książę odwrócił się powoli.

- Max - powiedział i umilkł.

Max przybrał zatroskany wyraz twarzy.

- Nie wyglądasz najlepiej. Czy coś się stało?

- Nie słyszałeś?

Max przełknął ślinę.

- Byłem na farmach przez cały dzień, O niczym nie słyszałem.

Książę stał nieruchoma jak posąg.

- Księżna spadła ze schodów w Wieży Małgorzaty.

- Dobry Boże. - Max wszedł głębiej do pokoju. - Czy nic poważnego jej się nie stało?

- Nie.

Max nie wiedział, czy gwałtowne uczucie, które poczuł w głębi, to rozczarowanie czy

ulga. Książę mówił dalej:

- Ma wstrząśnienie mózgu i jest cała posiniaczona, ale wyzdrowieje.

- Bardzo się cieszę, słysząc to.

Książę stał nieruchomy i milczący; jego postać wpasowała się między karmazynowe

aksamitne draperie, zdobiące okno biblioteki. „Wygląda jak obraz” - pomyślał Max. -

„Niewiarygodnie piękny obraz”.

- Księżna sądzi, że ktoś ją popchnął.

Tętno Maksa przyspieszyło. - Popchnął ją? - wychrypiał. Książę przytaknął.

- Ale kto zrobiłby coś takiego?

Oczy księcia spoczęły na Maksie. Wyglądały na bardziej zielone niż szare, co zawsze

oznaczało, że księcia coś trapiło.

- Według pana Neville'a Harveya, ja.

Tym razem zaskoczenie Maksa było Szczere.

- Ty? - Zmarszczył czoło. - Ten człowiek musi być obłąkany, żeby mówić coś takiego.

- Właściwie - odezwał się książę chłodnym, obojętnym głosem - w tym, co mówi, jest

sporo sensu.

To niedorzeczne, Anthony. Dopiero co poślubiłeś tę dziewczynę. Dlaczego, na miły

Bóg, miałbyś chcieć się jej pozbyć?

- Ponieważ jej dziadek wykluczył ją z testamentu, a tym samym nie jest już dla mnie

warta więcej pieniędzy. - Co?

background image

Książę podniósł dłoń i potarł sobie czoło, jak gdyby go bolało.

- Dobrze usłyszałeś - powiedział. - Kiedy wróciliśmy z podróży poślubnej, pan

Patterson spotkał się z księżną i ze mną i oznajmił nam, że nie zostawi jej swojego majątku.

Pomyślałem, że jest zły, bo zdołałem z niego wycisnąć tak wiele pieniędzy w ramach umowy

małżeńskiej, i że to jego sposób, by się na mnie odegrać.

- Zapewne tak - Max powiedział posępnie. - Dałeś mu popalić, Anthony.

- Tak, cóż, najwidoczniej krok Pattersona dał mi powód, bym życzył mojej żonie

śmierci.

- Nadal nie rozumiem - powiedział Max. - Dlaczego wykluczenie przez Pattersona

księżnej ze swojego testamentu sprawia, że miałbyś chcieć ją zabić?

Książę odparł matowym głosem:

- Według Harveya, żebym mógł potem ożenić się z kolejną dziedziczką. Nie

wspominając już o fakcie, że jej fundusz powierniczy także na mnie przejdzie.

Max poczuł, jak ogarnia go fala zdrowego gniewu.

- Chcesz mi powiedzieć, że Harvey miał czelność naprawdę oskarżyć cię o te rzeczy?

- W moim własnym salonie, w obecności mojej macochy i moich braci ... którzy, jak

muszę dodać, wydawali się uważać, że on może mieć rację ...

Książę wyglądał tak smutno, że Max zapragnął podbiec do niego. Ale znał księcia na

tyle dobrze, by zdawać sobie sprawę, iż nie może być tym, kto zrobi pierwszy krok.

- Pozbądź się go, Anthony - Max powiedział dobitnie. - Wyrzuć tego człowieka z

domu.

- Próbowałem, ale moja macocha zaprosiła go, by został.

Max skrzywił się.

- To nie jest jej dom, jest twój. On nie może tu zostać, jeżeli ty go tutaj nie zechcesz.

- Być może będzie lepiej, jeżeli zostanie na jakiś czas - powiedział książę zmęczonym

głosem. - Kiedy zobaczy, że nic więcej nie przydarzy się Sarah, zrozumie, że jej upadek był

nieszczęśliwym zdarzeniem. Naprawdę nie chcę, żeby wrócił do Londynu i poinformował

Pattersona, iż próbuję zamordować jego wnuczkę.

- Dobry Boże, nie.

Książę wzruszył ramionami.

- Zatem przez jakiś czas pozostawimy sprawy tak, jak są. Teraz najważniejsze, by

księżna poczuła się lepiej.

Max spojrzał na swoje dłonie.

- Czy ona naprawdę myśli, że ktoś ją popchnął?

background image

- Tak powiedziała. Ale ona ma silne wstrząśnienie mózgu, Maksie. Jestem pewien, że

jej wspomnienie o tym, co się wydarzyło, nie jest wyraźne.

- Oczywiście, że nie jest - Max odpowiedział skwapliwie. - To niedorzeczne sądzić, że

ktoś ją popchnął. Cóż, wszyscy w zamku dosyć ją lubią, jak mi się zdaje.

- Tak. Sądzę, że ją lubią.

Max wpatrywał się długo i intensywnie w twarz, którą kochał od siedmiu lat.

Wreszcie powiedział:

- Nie pozwól, by dręczyło cię to, że twoi bracia uważają cię za zdolnego do takiego

czynu, Anthony. Pamiętaj, oni nie znają cię zbyt dobrze. Każdy, kto cię zna, wie, że nigdy byś

nie pozwolił, aby księżnej spadł włos z głowy.

Oczy księcia zaczęły zmieniać barwę z zielonej na szarą.

- Ty to wiesz?

Max odrzekł z największą szczerością:

- Oczywiście, że tak.

Wtedy książę wreszcie się poruszył. Przeszedł przez pokój, położył dłoń na ramieniu

Maksa i powiedział żarliwie:

- Dziękuję Bogu za przyjaciela takiego jak ty.

Max pozwolił swoim palcom nakryć szczupłą dłoń, która tak wspaniałomyślnie

spoczęła na jego ramieniu.

- Ja zawsze będę twoim przyjacielem - powiedział.

Anthony uśmiechnął się, patrząc mu w oczy.

- A ja twoim.

Książę wyjął dłoń spod dłoni Maksa i westchnął.

- Czy możesz sobie wyobrazić, jaki przyjemny obiad będziemy musieli znieść dziś

wieczorem?

Max zadrżał wymownie. Anthony się roześmiał.

- Wiesz, coś ci powiem, stary druhu. Pojedźmy, ty i ja, do Alnwick i zjedzmy razem

obiad w „Alnwick Arms”.

- To wspaniały pomysł - odpowiedział Max.

- Każę wyprowadzić faeton około siódmej.

- Doskonale.

Książę ruszył w stronę drzwi.

- Teraz chyba pójdę sprawdzić, co u księżnej. Przy odrobinie szczęścia nadal śpi.

Obawiam się, że kiedy się obudzi, nie będzie jej zbyt wygodnie.

background image

- Zawsze najgorszy jest następny dzień po stłuczeniach - powiedział Max.

Anthony przytaknął.

- Wiem. - Otworzył drzwi biblioteki. - Zobaczymy się o siódmej - powiedział i

wyszedł.

Max przez długą chwilę wpatrywał się w drzwi, rozmyślając nad wszystkim, czego się

właśnie dowiedział.

* * *

Książę miał tej nocy koszmarny sen. Obudził się na dźwięk własnego głosu. „Nie, nie,

nie możecie uciąć mi ręki!”.

Oddychał ciężko, a jego ciało pokrywał pot. Burza, która przez cały dzień wisiała w

powietrzu, nie rozpętała się i było nieprzyjemnie parno.

Anthony postanowił tej nocy spać we własnej sypialni, żeby nie przeszkadzać Sarah, i

zdał sobie sprawę, jak bardzo mu jej brakuje, jak bardzo zaczął polegać na niej, iż będzie przy

nim, kiedy nawiedzi go jeden z tych snów. Była bardzo dobra w budzeniu go wkrótce po tym,

jak tylko sen się rozpoczynał. Już od dawna nie śnił koszmaru tak długo. Leżał w łóżku,

wpatrywał się w złoty gobelinowy baldachim nad sobą i czuł się bardzo samotny. W oddali

rozległ się odgłos gromu. Burza nareszcie nadchodziła. Niebo widoczne przez otwarte okno

rozświetliła błyskawica. Po chwili znów dał się słyszeć grom. Książę wstał z łóżka i nałożył

szlafrok. Chciał pójść do sąsiedniego pokoju, by się upewnić, że z Sarah wszystko w

porządku. Delikatnie otworzył drzwi łączące ich sypialnie.

Znowu rozległ się grom.

- Anthony?

- Tak, to ja. - Podszedł do łóżka żony. - Chciałem się tylko upewnić, że u ciebie

wszystko w porządku. Chcesz, żebym zamknął okna?

- Dlaczego nie jesteś w łóżku ze mną?

Błyskawica za oknem pokazała mu jej drobną, bladą twarz. Jej oczy wyglądały, jakby

zajmowały przynajmniej połowę tej twarzy.

- Śpię tuż za drzwiami. Nie chciałem ci przeszkadzać - wyjaśnił. - Jesteś ranna, moja

droga. Potrzebujesz odpoczynku.

- Nie mogę odpoczywać, kiedy ciebie tutaj nie ma - odpowiedziała drażliwie.

Serce mu załomotało.

- Obawiam się, że mógłbym się obrócić i niechcący cię uderzyć.

Niespokojnie poruszyła głową na poduszce.

- Czekałam na ciebie i czekałam. Nie wiedziałam, że jesteś za drzwiami.

background image

- Cóż ... Położę się z tobą, jeżeli to sprawi, że poczujesz się lepiej.

- Tak.

Przeszedł na drugą stronę łóżka, zsunął szlafrok i wszedł pod nakrycie.

Poczuł, że jej dłoń go dotyka.

- Wszystko mnie boli - powiedziała. .

- Wiem. Bardzo mi przykro, kochanie. Żałuję, że nie mogę ci pomóc.

- Potrzymaj mnie za rękę, dopóki nie zasnę.

- Oczywiście.

Kiedy burza szalała na zewnątrz, książę, z dłonią swej żony bezpiecznie schowaną w

jego dłoni, zapadł w niezakłócony koszmarami sen.

background image

ROZDZIAŁ 21

Kiedy Sarah obudziła się następnego ranka, czuła się okropnie. Bolała ją nie tylko

głowa, ale i całe ciało, ilekroć próbowała się poruszyć. Nie protestowała, kiedy Anthony

nalegał, by została w łóżku.

Kolejnego dnia poczuła się nieco lepiej. Nadal miała bóle głowy, ale już nie tak

dotkliwe. Nalegała, by wyjść z łóżka i spędzić popołudnie w swoim saloniku.

O trzeciej Neville Harvey zapytał, czy może złożyć jej wizytę.

Sarah nie ucieszyła się zbytnio perspektywą spotkania ze starym przyjacielem. Była w

bardzo kiepskim nastroju, rozmyślając o tym, ile czasu traci, zamiast malować, i nie miała

ochoty na towarzystwo. Ale biedny Neville przyjechał z tak daleka, by się z nią zobaczyć, i

Sarah czuła, że musi zdobyć się na wysiłek.

Uśmiechnęła się więc, kiedy pojawił się w drzwiach, i wyciągnęła rękę.

- Neville. Jak miło cię widzieć. Przykro mi, że przyjechałeś w tak złym momencie.

Jakież to głupie z mojej strony spaść ze schodów.

Neville podszedł do sofy, na której Sarah leżała wsparta na poduszkach. Ujął dłoń

Sarah w obie dłonie i poważnie popatrzył jej w oczy.

- Masz siniec na czole - powiedział.

- Wiem. - Delikatnie wysunęła dłoń. - Przysuń sobie krzesło, Neville'u, żebyśmy

mogli porozmawiać.

Zrobił tak, jak zaproponowała: wybrał mahoniowe krzesło z oparciem w kształcie

tarczy i przeniósł je w pobliże sofy.

Usiadł.

- Anthony mi powiedział, że byłeś w Newcastle w interesach i postanowiłeś nas

odwiedzić - powiedziała Sarah. - Nie wiedziałam, że prowadzisz jakieś interesy w Newcastle,

Neville'u.

- Prowadzę od czasu do czasu.

- Och. - Spojrzała na niego z zakłopotaniem. Neville zazwyczaj nie ignorował pokusy

porozmawiania o swoich interesach. Sarah spodziewała się, że uraczy ją wszelkimi

szczegółami swoich poczynań w Newcastle.

- Byłem w salonie z twoim mężem, kiedy nadeszła wiadomość, że spadłaś ze schodów

w wieży - powiedział.

Jej usta wygięły się w kwaśnym uśmiechu.

- Och, rety, cóż za powitanie dla ciebie, Neville'u.

background image

Nie uśmiechnął się w odpowiedzi.

- Pobiegłem za nim do wieży, Sarah, i słyszałem, jak mówiłaś, że ktoś cię popchnął.

Skubała bawełniany koc, leżący jej na kolanach. Po burzy znacznie się ochłodziło.

- Tak pomyślałam, ale musiałam się mylić. Mam wstrząśnienie mózgu, jak wiesz.

Anthony mówi, że to bardzo mało prawdopodobne, bym pamiętała okoliczności mojego

upadku.

Twarz Neville'a była bardzo posępna, kiedy przypatrywał się Sarah.

Zmarszczyła czoło.

- o co chodzi, Neville'u? Nic mi nie będzie. Nie ma powodu, żebyś patrzył na mnie

tak, jakbyś brał udział w moim pogrzebie.

Przeczesał sobie włosy palcami, zostawiając kilka rozwichrzonych jasnych

kosmyków.

- Sarah ... Nie za bardzo wiem, jak ci to powiedzieć, ale czuję, że muszę cię ostrzec.

Popatrzyła na niego z mieszaniną niepokoju i zaintrygowania.

- Ostrzec mnie? Przed czym?

- Przypuśćmy, że naprawdę ktoś cię popchnął - powiedział.

- Nikt nie ma powodu, by mnie skrzywdzić, Neville'u. Musiało mi się zdawać, że

zostałam popchnięta. - Jest jedna osoba, która mogła chcieć cię skrzywdzić.

Delikatnie zarysowane brwi Sarah ściągnęły się, zdradzając jej zdumienie.

- Kto?

- Cheviot.

Oczy Sarah rozszerzyły się z oburzenia.

- To, co mówisz, jest okropne.

- Mówię bardzo poważnie, Sarah.

Zrobiła ruch ręką, jak gdyby chciała go odpędzić.

- Nie chcę tego słuchać, Neville'u. Jeżeli nie potrafisz rozmawiać o czymś rozsądnym,

to lepiej wyjdź.

Pochylił się w jej stronę.

- Musisz mnie wysłuchać, Sarah. Od tego może zależeć twoje życie ..

- Och, przestań być taki melodramatyczny - odparowała. - Mogę cię zapewnić, że

Anthony nie zepchnął mnie ze schodów.

- Czy zechcesz choćby posłuchać? - Neville pochylił się jeszcze bardziej, przybliżając

twarz do jej twarzy. Ton jego głosu był napięty i natarczywy.

- Pomyśl o tym - powiedział. - Kiedy Cheviot ożenił się z tobą, miał wszelkie prawo

background image

spodziewać się, że któregoś dnia odziedziczysz majątek dziadka. A potem, kiedy wróciliście z

podróży poślubnej, dowiedział się, że twój dziadek przeznacza pieniądze na coś innego. Ta

nowina musiała być dla niego niemałym ciosem.

Sarah z niecierpliwością potrząsnęła głową.

- Anthony nie przejął się tym. Otrzymał aż nadto pieniędzy od dziadka w ramach

umowy małżeńskiej.

- Nie słyszałem o żadnym człowieku, który nie przejąłby się utratą osiemnastu

milionów fantów powiedział złowieszczo Neville.

- Anthony martwił się tylko o mnie - odpowiedziała Sarah. - Pomyślał, że dziadek

zrobił to, by odegrać się na nim, bo przechytrzył dziadka przy umowie małżeńskiej. On nie

dba o pieniądze dla siebie. Troszczy się tylko o mnie.

Neville odrzekł tak samo posępnym głosem jak poprzednio:

- Tak powiedział tobie.

Blade policzki Sarah oblał rumieniec. - Tak powiedział i ja mu wierzę.

Niebieskie oczy Neville'a zwęziły się.

- Zatem pomyśl o tym - powiedział. - Gdyby cokolwiek ci się stało, Cheviot byłby

wolny, by znaleźć sobie kolejną dziedziczkę. I nadal miałby wszystkie pieniądze, które dał

mu twój dziadek, na dokładkę do twojego funduszu powierniczego.

Sarah otworzyła usta, żeby gniewnie odeprzeć ten zarzut, ale zanim zdążyła się

odezwać, od strony drzwi rozległ się głos jej męża.

- Wystarczy tego, Harvey. Może pan opuścić ten pokój.

Kiedy zobaczyła wyraz twarzy Anthony'ego, zaschło jej w gardle, a serce zaczęło

łomotać jak oszalałe.

Neville zrobił się bardzo blady. Powoli podniósł się z krzesła.

- Uważałem, że to ważne dla Sarah, by znała fakty - odrzekł niewzruszenie.

- Precz - powiedział Anthony. Dłonie, które trzymał przy bokach, powoli otwierały się

i zaciskały w pięści.

Sarah była przerażona tym, jak wyglądał jej mąż. - Zrób jak mówi, Neville'u.

Neville popatrzył na nią i dostrzegła jego niepewność. Zerknęła raz jeszcze na

Anthony'ego; poczuła, jak serce podchodzi jej do gardła.

- Idź - powtórzyła.

Neville przygryzł wargę, ale ruszył w kierunku drzwi. Przez jedną okropną chwilę

Sarah obawiała się, że Anthony nie zamierza go wypuścić. W ostatniej chwili jednak usunął

się na bok i pozwolił Neville'owi przejść przez próg, nie czyniąc mu krzywdy.

background image

Zostali sami. Sarah wypuściła powietrze. Popatrzyła na męża, który stał tuż przy

drzwiach. Groźny wyraz, który tak ją przeraził, zniknął z jego twarzy. Teraz Anthony

wyglądał na zamkniętego w sobie.

- Obawiam się, że biedny Neville musi być o ciebie zazdrosny, Anthony -

powiedziała, starając się znaleźć wytłumaczenie dla niezwykłego zachowania swego

przyjaciela. - Widzisz, on myślał, że mnie poślubi.

Anthony nie odpowiedział, stał tylko, spoglądając na Sarah z tym nieobecnym

wyrazem twarzy.

- Anthony? - odezwała się niepewnie. - Co się stało? Chyba nie myślisz, że

uwierzyłabym w taki nonsens?

Wyraz jego twarzy nie zmienił się.

- A nie uwierzyłaś?

Wszystkie emocje, których doświadczyła Sarah, nagle zamieniły się w gniew.

- Za jakiego pokroju idiotkę mnie masz? Oczywiście, że nie zepchnąłeś mnie z tych

schodów!

Problem Neville'a polega na tym, że on uważa, iż każdy jest tak zaprzątnięty kwestią

pieniędzy, jak on.

Na dźwięk jej słów twarz księcia zmieniła się. Wypowiedział jej imię bezgłośnym

szeptem i szybkim krokiem przeszedł przez pokój, by usiąść obok niej na sofie. Sięgnął po

dłonie żony i mocno zacisnął je w swoich.

Popatrzyła na niego z troską.

- Nie mogę uwierzyć, że pozwalasz, by Neville aż tak cię zmartwił - powiedziała. -

Nikt nie uwierzyłby w taki nonsens.

- Ty nie uwierzyłaś - powiedział książę. - Max nie uwierzył. Ale moja macocha i moi

bracia mają wątpliwości.

Sarah zamrugała.

- Księżna - wdowa chętnie uwierzyłaby, że przypiekałeś ogniem małe dzieci, gdyby

ktoś jej tak powiedział. - Zachmurzyła się i dodała z dezaprobatą: Ale spodziewałabym się, że

Lawrence i Patrick będą mieli więcej zdrowego rozsądku.

- Max mówi, że to dlatego, iż wciąż nie znają mnie zbyt dobrze.

Jej serce cierpiało wraz z nim.

- Max ma rację - oznajmiła twardo. - Nikt, kto cię zna, nie uwierzyłby, że byłbyś

zdolny do tak strasznej rzeczy.

- Mam mnóstwo pieniędzy - powiedział z napięciem. - Nie potrzebuję więcej.

background image

- Ja wiem, że nie potrzebujesz, Anthony - odpowiedziała. - Proszę, nie pozwól, by to

cię niepokoiło. Wkrótce wszyscy się przekonają, jacy byli niemądrzy .

Nareszcie Anthony podniósł wzrok. Jego oczy mocno błyszczały.

- Zawsze wydajesz się mnie pocieszać - powiedział.

- Nie wiesz? - odparła. - To jest coś, czego oczekuje się od żony.

- Doprawdy? W takim razie bardzo się cieszę, że jedną mam.

Sarah poczuła niewypowiedzianą ulgę, widząc, jak znajomy błysk rozbawienia

powraca do jego oczu.

- Powinieneś się cieszyć - powiedziała pogodnie. - Powinieneś.

* * *

Upłynął tydzień i stłuczenia Sarah zaczęły się goić. Nadal czuła się nieco sztywno, ale

najgorszy ból minął i z głową było już w porządku. Osiem dni po wypadku powróciła do

swojej pracowni i znowu zaczęła malować.

Kiedy weszła do Wieży Małgorzaty po raz pierwszy, zdziwiła się, widząc, że do

kamiennej ściany spiralnej klatki schodowej przymocowano poręcz. Najwyraźniej Anthony

starał się dopilnować, żeby znowu nie spadła.

Był dla niej cudowny przez ten tydzień, kiedy siedziała zamknięta w domu. Sarah

wiedziała, jak bardzo książę lubił przebywać na dworze, a jednak każdego popołudnia spędzał

po kilka godzin z nią w saloniku, czytając jej, grając z nią w karty i w ogóle starając się ją

zabawiać.

Każdego wieczora jadali też razem obiady w jej salonie. Książę sprawiał, że Sarah się

śmiała, mówiąc jej, że jej obrażenia są znakomitą wymówką dla uniknięcia smętnego

towarzystwa w jadalni.

I tak, zamiast ich od siebie oddalić, jej wypadek tylko przysłużył się jeszcze

większemu zbliżeniu między nimi. To sprawiało, że zazdrość Maksa rozgorzała z jeszcze

większą mocą. Tego pierwszego wieczora po wypadku, kiedy wspólnie z księciem pojechali

na obiad, Max pomyślał, że w ich relacjach nastała nowa era. Anthony nareszcie zaczynał

zdawać sobie sprawę, że Max jest jego jedynym prawdziwym przyjacielem, że Max jest

jedyną osobą, której może całkowicie zaufać.

A potem księżna pokazała, że nie wierzy w oskarżenia Harveya, i oddanie Maksa

zeszło na dalszy plan. Anthony bez skrupułów skazał Maksa na przenikliwy chłód jadalni,

podczas gdy sam co wieczór jadał sobie przyjemnie z księżną w jej saloniku na górze.

Max czuł ogromne rozgoryczenie, że odsunięto go na bok w taki sposób. Bądź co

bądź, czyż to nie on wspierał wojskową karierę Anthony'ego? Bez Maksa, który nim

background image

kierował, kto wie, jakie błędy popełniłby niedoświadczony młody kapitan?

Czy to nie Max ocalił życie Anthony'ego? I jego rękę? To wracało jak obsesja.

Co kiedykolwiek zrobiła dla niego księżna, że przedkładał jej towarzystwo nad

towarzystwo swego najbardziej oddanego przyjaciela?

Pełne zazdrości oburzenie Maksa sięgnęło szczytu pewnego popołudnia, kiedy wszedł

do biblioteki i zastał księcia i księżną siedzących razem przy ogromnym biurku. Książę

trzymał w dłoni pióro, i oboje nisko pochylali głowy nad papierem, na którym książę coś

zapisywał.

- Proszę o wybaczenie - Max powiedział sztywno.

- Nie byłem świadom, że ten pokój jest zajęty .

Książę i księżna podnieśli na niego wzrok; na ich twarzach odmalował się identyczny

wyraz zaskoczenia.

- Och, Maksie - powiedział książę. - Księżna i ja właśnie przygotowujemy listę ludzi,

których trzeba będzie nająć do służby.

Maksa przebiegł zimny dreszcz.

- Sądziłem, że to coś, co my mieliśmy zrobić - powiedział.

Księżna zmarszczyła czoło w zadumie i wskazała na listę.

- Wiesz co, Anthony, sądzę, że zamiast najmować głównego ogrodnika, dobrym

pomysłem byłoby powierzenie tej funkcji młodemu Johnowi Kirklandowi. Wykonuje

znakomitą pracę przy bardzo niewielkiej pomocy, i myślę, że zasługuje na awans.

Książę spojrzał na nią z uśmiechem.

- Zdumiewasz mnie - powiedział. - Ja nawet nie wiem, kim jest ten John Kirkland.

- Jaka szkoda, że wszyscy twoi służący to nie konie. Mogę się założyć, że wtedy

zapamiętałbyś każdego z imienia - odparowała księżna.

Książę zaczął się śmiać. Trzewia Maksa skręciła agonia. Dystans, który Anthony

zawsze utrzymywał między sobą a innymi ludźmi, nie istniał między nim a jego żoną.

Po bólu nadeszła wściekłość.

Dla Maksa nie miało znaczenia, że Anthony przyjął ubogiego kapitana i dał mu

nadzwyczaj dobrze płatne i odpowiedzialne stanowisko swojego osobistego sekretarza. Dla

Maksa nie miało znaczenia, że Anthony dał mu kontrolę nad własnymi finansami. Dla Maksa

nie miało znaczenia, że Anthony, który dzierżył jeden z najwyższych tytułów w całej

Brytanii, uważał go za przyjaciela.

Max chciał czegoś więcej.

Pamiętał, jak cudowne były te dwa dni, kiedy był jedyną osobą, jaka wierzyła w

background image

Anthony'ego. Pamiętał dotyk dłoni na swoim ramieniu i sposób, w jaki książę powiedział:

„Dziękuję Bogu za przyjaciela takiego jak ty”.

A potem księżna dowiodła, że także wierzy w męża, i ukradła miejsce Maksa.

Max zaczynał się zastanawiać, czy nie ma jakiegoś sposobu, by mógł sprawić, że

znowu będzie tym jedynym, który wierzy w Anthony'ego.

* * *

Sarah zakładała, że po swojej konfrontacji z księciem Neville opuści Cheviot. Młody

kupiec był jednak zdeterminowany, by pozostać, a Anthony powiedział, że zapewne lepiej,

żeby sam się przekonał, iż w Cheviot nie dzieje się nic nikczemnego.

- Nie chcemy, żeby pojechał do twojego dziadka i naopowiadał mu, iż próbuję cię

zabić - powiedział. - Wielkie nieba. Nie, z pewnością tego nie chcemy. I tak Neville pozostał

w Cheviot, stając się członkiem wesołej kompanii, zbierającej się co wieczór w jadalni.

* * *

„Przynajmniej jedzenie jest dobre” - pomyślała Sarah, siedząc u szczytu stołu i jedząc

jedno z magicznych kulinarnych dzieł Gastona. Na moment zamknęła oczy, pozwalając, by

kęs poularde a la Conde rozpływał jej się w ustach. Kiedy znów otworzyła oczy, spoglądał na

nią Patrick.

- Sarah, czy chciałabyś jutro pójść i zobaczyć mój domek na drzewie? - zapytał.

Sarah spojrzała w pełne nadziei piwne oczy Patricka. Często myślała, że chłopiec musi

czuć się samotny, będąc jedynym dzieckiem w zamku. Jego matka poświęcała mu niewiele

uwagi, a Lawrence był albo zajęty w posiadłości, albo przebywał gdzieś poza domem ze

swymi przyjaciółmi.

Teraz więc uśmiechnęła się i odpowiedziała:

- Z radością obejrzę twój domek na drzewie, Patricku. Gdzie on jest?

Jego twarz się rozpromieniła.

- W parku. Sam go zbudowałem tej wiosny.

- Całkiem sam? - zapytał Lawrence z przekąsem.

- Cóż, w większej części sam - poprawił Patrick. - Davey trochę mi pomógł.

Davey był potężnie zbudowanym lokajem, który przyniósł wiadomość o wypadku

Sarah.

- Gdzie dokładnie jest ten domek? - zapytał od niechcenia Max. - Myślałem, że

zwiedziłem każdy cal tej okolicy.

- Jest na tym wielkim drzewie pokrytym bluszczem nad stawem - powiedział Patrick. -

Zapewne nie widział go pan z powodu całego tego listowia.

background image

- Jak się wchodzi do tego domku? - zapytał książę.

- Przybiłem drewniane szczeble do drzewa - powiedział z dumą Patrick. - Są zupełnie

jak drabina.

Brwi księcia zmarszczyły się lekko.

- Być może to nie jest dobry pomysł, by zabierać tam Sarah ... wziąwszy pod uwagę

jej przygodę ze stromymi schodami.

Patrick wyglądał na rozczarowanego.

- Oczywiście, Anthony - powiedział. - Przepraszam, nie pomyślałem ...

Sarah zaprotestowała.

- Nonsens. Bardzo bym chciała zobaczyć ten domek na drzewie. I mogę cię zapewnić,

Anthony, że jestem najzupełniej w stanie wejść po drabinie. Kiedy byłam w szkole, bez

przerwy wspinałyśmy się do stryszku na siano w sąsiednim domu, żeby oglądać kocięta.

Uśmiechnęła się do Patricka i zaproponowała: - Może moglibyśmy urządzić sobie piknik.

Twarz chłopca znów się rozjaśniła.

- Byłoby zabawnie!

- Zapowiada się, że będzie zabawnie. Pójdę z wami - oznajmił Neville.

Z wyrazu twarzy Patricka można było całkiem jasno wyczytać, że chłopiec wolałby

mieć Sarah tylko dla siebie.

- Jeżeli pan sobie życzy, sir - odpowiedział chłodno.

Sarah współczuła Patrickowi, ale niemożliwością było z wdziękiem uwolnić się od

towarzystwa Neville'a. - Będzie bardzo miło - powiedziała i zerknęła na drugi koniec stołu,

skąd jej mąż przyglądał się jej, lekko marszcząc brwi.

- Nie spadnij - powiedział.

- Nie spadnę - zapewniła go.

- Anthony - odezwała się księżna - wdowa swoim najbardziej władczym tonem. -

Chcę wiedzieć, co robisz u Cole' ów. Przejeżdżałam tamtędy wczoraj i wszędzie było tam

pełno robotników. Nic złego nie dzieje się z tą farmą. Uważam, że mógłbyś lepiej wydać

nieco swoich pieniędzy tu na miejscu, w Cheviot.

To była śpiewka, którą powtarzała niemal co wieczór.

Sarah z trudem powstrzymała się od przewrócenia oczami. Żeby się pocieszyć,

przełknęła kolejny kęs poularde a la Conde .

* * *

Padało przez całą noc, ale rankiem niebo było już niebieskie i świeciło słońce. Sarah

kazała w kuchni, by przygotowano piknikowy lunch, który ona, Patrick i Neville mogliby

background image

zjeść w domku na drzewie.

Szli w stronę parku, i zamiast zabrać ze sobą lokaja, Sarah ukarała Neville'a za jego

wtrącanie się, każąc mu nieść kosz z jedzeniem.

Przeszli wzdłuż podjazdu aż do stróżówki, a potem w dół zbocza do parku. Przez całą

drogę Sarah ignorowała Neville'a i zachęcała Patricka do rozmowy.

Opowiedział jej o swoim kucyku. Opowiedział jej o swojej nauce u miejscowego

proboszcza. Opowiedział jej o tym, jak ciężko pracował Lawrence, żeby uchronić Cheviot od

kompletnej ruiny.

- Wiem, że Lawrence nie był zbyt miły dla Anthony'ego - powiedział. - Cóż, może i ja

nie byłem dla niego miły. Ale jakoś to nie wydaje się sprawiedliwe, że przyjeżdża i zajmuje

miejsce Lawrence'a, ot tak. Nie kiedy Lawrence pracował tak bardzo, bardzo ciężko.

- Ale z pewnością obaj wiedzieliście, że macie starszego brata - odparła łagodnie

Sarah. - Powrót Anthony'ego nie mógł być takim wielkim wstrząsem. - Wiedzieliśmy o

Anthonym, oczywiście, ale ... - Patrick urwał i obrzucił Sarah zażenowanym spojrzeniem. -

Być może nie spodziewaliście się, że przeżyje wojnę - powiedziała Sarah.

Patrick przygryzł wargę. .

- Przez wszystkie te lata on ani razu nie przyjechał nas odwiedzić.

- Rzeczywiście - zgodziła się Sarah.

Przez chwilę szli w milczeniu, Sarah i Patrick ramię przy ramieniu, a Neville wlokąc

się za nimi, obładowany koszem. Po chwili Patrick powiedział:

- Nie sądzę, że moja matka bardzo lubiła Anthony'ego.

- Z pewnością nigdy się nie kochali - odparła Sarah. - Wiesz, myślę, że to dlatego

Anthony trzymał się z daleka. To nie dlatego, że nie chciał widzieć ciebie i Lawrence'a, ale

dlatego, że nie był w dobrych stosunkach z waszą matką.

- Zapytałem go, dlaczego nie przyjechał do domu, kiedy został ranny pod Salamanką,

a on odpowiedział, że nie został zaproszony.

Sarah westchnęła.

- Nie wydaje mi się, aby był też w szczególnie dobrych stosunkach z waszym ojcem,

Patricku.

- Lawrence nie był w dobrych stosunkach z papą Patrick przyznał poważnie. - Zawsze

krzyczał na niego za wyprzedawanie rodzinnych obrazów i innych rzeczy.

- Wiesz, co myślę? - powiedziała Sarah. - Myślę, że powinniśmy wszyscy zostawić

przeszłość za sobą i żyć teraźniejszością. Wiem, że Anthony chce przyjaźnić się ze swoimi

braćmi. Był samotnikiem przez większą część swego życia. Bardzo by chciał mieć rodzinę.

background image

- Ma ciebie - powiedział Patrick.

Sarah podniosła dłoń i rozwichrzyła jedwabiste włosy chłopca.

- Tak - odparła. - Ma mnie.

O pierwszej dotarli do domku na drzewie i Sarah z obawą przyjrzała się

imponującemu drzewu, które dźwigało dzieło Patricka.

- Widzisz? - zapytał Patrick, wskazując podest wśród gałęzi, hen nad ich głowami. -

Nie jest tak bardzo wysoko.

- Dla mnie to wygląda na całkiem wysoko - odparła Sarah, wyciągając szyję.

- Ale wejdziesz na górę, prawda? - zapytał Patrick z przejęciem.

- Oczywiście, że tak - odparła.

- Czy mogę coś zaproponować? - wtrącił Neville.

- Może zjemy tu na dole? Nie mam ochoty próbować wnieść ten kosz, który jest

strasznie ciężki, aż na to drzewo.

- Jago wezmę, sir - powiedział Patrick przekornie.

- Nie, nie weźmiesz - zaprotestowała Sarah. - Neville ma rację. Poza tym umieram z

głodu i nie chcę czekać ani chwili dłużej na lunch.

- Ja też jestem głodny - przyznał Patrick.

Bez dalszych ceregieli Sarah rozłożyła obrus, zapakowany przez jedną z pomywaczek,

i zaczęła wykładać zimne mięsa, ser i chleb, które miały się złożyć na ich posiłek.

Zapadła cisza; wszyscy troje jedli z apetytem. Wreszcie, zdając sobie sprawę, że nie

może dłużej zwlekać, Sarah oznajmiła, że jest gotowa wspiąć się na drzewo.

- Panowie przodem - powiedziała stanowczo.

- Patrick pierwszy - powiedział Neville. - On wie, co robi.

- Dobrze - odparł Patrick. Postawił stopę na pierwszym drewnianym szczeblu, który

kiedyś przybił do drzewa, i zaczął się wspinać.

Za nim ruszył Neville, a potem Sarah, która najpierw podkasała spódnicę, żeby się o

nią nie potknąć.

Kiedy dotarła na szczyt, Neville wyciągnął rękę, by pomóc jej wejść na podest. Sarah

rozprostowała spódnicę, a potem się rozejrzała.

Domek na drzewie Patricka składał się z wielkiej drewnianej platformy, na której

znajdował się mały brezentowy namiot.

- Jak zdołałeś wnieść tutaj całe to drewno? - Neville zapytał ze zdumieniem, wpatrując

się w deski pod nogami.

- Davey wniósł je dla mnie - przyznał Patrick. - Ale ja wszystko pozbijałem

background image

gwoździami.

- Bardzo dobrze się spisałeś - powiedziała Sarah z podziwem, i zaczęła iść w stronę

namiotu, znajdującego się na drugim końcu podestu.

Nagle drewno pod jej stopami złamało się.

Z niedowierzaniem pomyślała, że zaraz spadnie. I wtedy Neville chwycił ją za ramię i

na wpół wciągnął, na wpół zaniósł w bezpieczne miejsce.

Skuliła się obok niego, wpatrując się z przerażeniem w dziurę, która pojawiła się w

podeście. - Mój Boże - powiedziała drżącym głosem.

- To drewno nie mogło się złamać - odezwał się przerażony Patrick. - Byłem tu ze sto

razy. Było całkiem bezpiecznie, Sarah, przysięgam!

- Chwileczkę - powiedział Neville.

Na czworakach podpełzł do krawędzi dziury. Potem zaklął.

- O co chodzi? - zapytała Sarah przestraszonym głosem.

Neville podniósł się, patrząc w dół na ziejący otwór w połamanych deskach.

- Reszta podestu jest najzupełniej bezpieczna - powiedział. - Ten kawałek załamał się,

bo drewno zostało podpiłowane.

background image

ROZDZIAŁ 22

Kiedy we troje szli z powrotem w kierunku domu, Neville starał się przekonać Sarah,

że to książę musi być odpowiedzialny za podpiłowanie desek w domku na drzewie.

- Nie wierzę w to - powiedziała cicho.

- Cóż, ktoś je podpiłował - odparł Neville ze złością. - A nie sądzę, żeby to był

Patrick.

- Każde z nas trojga mogło wypaść przez tę dziurę - zauważyła Sarah. - To czysty

przypadek, że akurat mnie pierwszej przydarzyło się stanąć w tym miejscu.

- To prawda - powiedział Patrick.

Szedł blisko Sarah i zarówno jego twarz, jak i głos zdradzały, że się martwi. Sarah

objęła jego wąskie ramiona i uściskała go na pocieszenie.

- Życie mało znaczy dla człowieka takiego jak Cheviot - powiedział posępnie Neville.

- Opłacało mu się zaryzykować, że to będziesz ty.

- Nie chcę tego więcej słuchać - ostrzegła go Sarah.

Nagle Neville przeszedł do przodu, tarasując ścieżkę i zmuszając pozostałych do

zatrzymania się.

- Posłuchaj, Sarah. Jesteś w wielkim niebezpieczeństwie. Chcę, żebyś opuściła to

miejsce i wróciła ze mną do Londynu. Czy ty nie rozumiesz? Musisz od niego uciec, zanim

będzie za późno.

Szaleńcza natarczywość Neville'a zrobiła wrażenie na Patricku.

- Być może pan Harvey ma rację - powiedział. Być może powinnaś wyjechać ...

Wiesz, tylko na trochę. Dopóki sprawy się nie wyjaśnią.

Sarah spojrzała na zmartwioną twarz Patricka.

- Pomyślę o tym - odpowiedziała z napięciem. Kiedy dotarli do domu, zastali księżnę -

wdowę z robótką w salonie. Kiedy Neville zapytał, gdzie są pozostali, odparła, że Anthony i

Lawrence znajdują się w biurze z Maksem.

- Sądzę, że powinniśmy po nich posłać, Wasza Książęca Mość - Neville powiedział

ponuro. - Zaszło coś, co trzeba przedyskutować.

Początkowo księżna - wdowa próbowała odkryć, co zaszło, ale kiedy stało się jasne,

że będzie musiała czekać na przybycie pozostałych, posłała służącego, by sprowadził jej

pasierba i syna.

* * *

Max przez całe popołudnie siedział jak na szpilkach, czekając na wieści o tym, co się

background image

wydarzyło w domku na drzewie; Poszedł do parku o czwartej nad ranem, kiedy niebo dopiero

zaczynało się rozjaśniać, i wykonał niezbędne nacięcia na drewnie. Wiedział, że deski nie

utrzymają nikogo dłużej niż sekundę.

Coś musiało się stać.

Kiedy lokaj przyszedł do biura z życzeniem, by książę i Lawrence zjawili się w

salonie, Max wiedział, że nadeszła chwila wyrównania rachunków. Nie pytając o pozwolenie,

podążył za braćmi. Lawrence maszerował pierwszy, nie zdając sobie sprawy, że Max też z

nimi idzie, zaś książę, który go widział, nie odezwał się.

Kiedy Max wszedł do pokoju, zobaczył Sarah na krześle przy oknie i Patricka na

otomanie u jej stóp. Księżna - wdowa i Neville Harvey siedzieli na sofie przed kominkiem.

Neville wstał, kiedy do pokoju weszły kolejne osoby.

„Nikt nie został ranny” - pomyślał Max, kiedy jego wzrok przesuwał się z Sarah na

Patricka i na Neville'a.

Nie miało to dla niego żadnego znaczenia, czy ktokolwiek został ranny, czy nie.

Liczyło się to, że wszyscy pozostali będą podejrzewać Anthony'ego o próbę zaaranżowania

nieszczęśliwego wypadku.

Surowym i gniewnym głosem Neville Harvey zdawał relację z tego, co wydarzyło się

w domku na drzewie.

- Deski były podpiłowane, Wasza Książęca Mość - powiedział z naciskiem. -

Obejrzałem je dokładnie, i lord Patrick też je oglądał. Nie może być co do tego wątpliwości.

Ktoś majstrował przy deskach w nadziei, że jedno z nas spadnie.

- Mój Boże - odezwała się księżna - wdowa. - Jakież to niegodziwe.

- Kolejny wypadek? - zapytał Lawrence. - To robi się nieprzyjemnie podejrzane.

- Tak - odpowiedział Harvey. - Gdybym nie stał dostatecznie blisko, żeby ją chwycić,

runęłaby na ziemię. To drzewo jest bardzo wysokie. Łatwo mogłaby się zabić.

Trzy pary oczu spojrzały na Anthony'ego. - Czy nic ci nie jest? - zapytał żonę.

- Nic - odparła cicho. - Nic mi się nie stało.

Max podszedł do Harveya.

- Mam nadzieję, że nie implikuje pan, że Jego Miłość miał cokolwiek wspólnego z

tym psikusem - powiedział.

- Psikusem? - odparł Harvey niedowierzająco. - Ja nazwałbym to raczej usiłowaniem

morderstwa.

Max podszedł bliżej do Anthony'ego, milcząco zapewniając go, że jest po jego stronie.

Głos Anthony'ego zabrzmiał tak, jak gdyby docierał z bardzo daleka:

background image

- Każę przepytać służbę, żeby sprawdzić, czy któreś z nich nie widziało kogoś w

pobliżu domku na drzewie.

- Tak jakby mieli donieść na swego chlebodawcę - powiedział pogardliwie Neville.

Max zerknął na Anthony'ego, którego kamienna twarz niczego nie zdradzała. Książę

powiedział tak samo nieobecnym tonem, jak poprzednio:

- W przeciwieństwie do powszechnego mniemania, nie miałem nic wspólnego z

uszkodzeniem domku na drzewie.

- Oczywiście, że nie miałeś - powiedział żarliwie Max.

Po raz pierwszy, odkąd weszli do pokoju, Anthony spojrzał na swojego sekretarza.

- Dziękuję - szepnął.

Sarah powoli podniosła się z miejsca.

- Boli mnie głowa. Jeżeli państwo pozwolą, udam się do swojego pokoju i położę.

- Oczywiście - odezwała się księżna - wdowa.

Ledwie maskowała nutę triumfu w głosie.

Nie odzywając się więcej ani słowem, Sarah odwróciła się i wyszła przez drzwi

prowadzące do kolejnego salonu.

- Dopilnuję, by służba została przepytana. Maksie, może będziesz mi asystował -

zaproponował książę.

- Oczywiście że będę, Anthony.

„Odwróciła się do niego plecami” - pomyślał triumfująco, wychodząc za księciem z

pokoju. - „Teraz będzie wiedział, które z nas naprawdę go kocha”.

Sarah siedziała przy oknie w swojej sypialni, spoglądając na starannie wystrzyżony

ogród. John Kirkland, młody ogrodnik, przycinał jeden z żywopłotów.

„Bardzo dobrze poradzi sobie jako główny ogrodnik” - pomyślała Sarah. - „To bardzo

sumienny młody człowiek”.

Potarła sobie oczy. Poczuła zapach żółtych róż w wazie na stoliku obok.

„Muszę postarać się zrozumieć, co się tutaj dzieje” - powiedziała sobie. - „Muszę o

tym pomyśleć”.

Ale nie chciała o tym myśleć. Zaczynała drżeć za każdym razem, kiedy sobie

przypominała, jak bliska upadku była dzisiejszego popołudnia. Gdyby nie Neville ... Neville

sądził, że Anthony próbuje ją zabić.

„Nie mogę w to uwierzyć. Nie uwierzę”. Popatrzyła niewidzącym wzrokiem na

żywopłoty ciągnące się w ogrodzie za oknem i pomyślała, że bądź co bądź - nie myliła się co

do swojego upadku ze schodów. Ktoś próbował ją zepchnąć.

background image

Pamiętała wyraźnie dotyk dłoni na plecach. Było to wspomnienie, które próbowała

zdławić. Przedtem starała się sobie wmówić, że Anthony miał rację, iż to wspomnienie to

tylko efekt wstrząśnienia mózgu.

Teraz już tak nie uważała.

„Kto jeszcze w tym domu mógłby chcieć mnie skrzywdzić?” - zastanawiała się,

oszołomiona. Nie potrafiła znaleźć odpowiedzi.

Odwróciła się od okna i spojrzała na łóżko. Pomyślała o czułości Anthony'ego, o jego

namiętności.

Po prostu nie mogła uwierzyć, że mężczyzna, który potrafił kochać się z nią w taki

sposób, życzyłby jej źle.

„Tak, a ty akurat dużo wiesz o mężczyznach i o seksie, Sarah” - pomyślała drwiąco. -

„Ile innych kobiet Anthony obejmował i kochał w sposób, w jaki obejmował ciebie i kochał

się z tobą? Tuziny, jeśli nie więcej”.

Ta myśl zabolała ją do żywego.

Znów odwróciła się w stronę okna, oparła czoło o szynę i patrzyła, jak John Kirkland

starannie strzyże cisowy żywopłot. Serce podpowiadało, że mąż nigdy by jej nie skrzywdził,

ale rozum wciąż powtarzał:

„Jeżeli to nie Anthony, to kto?” - powiedziała Neville'owi, że pieniądze nie były dla

księcia istotne. Ale książę poślubił ją dla jej pieniędzy. Nie powinna zapominać o tym

drobnym fakcie. Nie poślubił jej z miłości, poślubił ją dla pieniędzy. I całkowicie się

spodziewał, że po śmierci jej dziadka do jego kufrów spłynie ich jeszcze więcej.

Sarah wiedziała, jak bardzo książę kochał Cheviot. Przywrócenie jego najdroższej

siedzibie dawnej świetności pochłonie mnóstwo pieniędzy. Znała wystawny tryb jego życia -

służba, francuski kuchmistrz, konie, które zamierzał kupić ... Na to także potrzeba było

mnóstwa środków.

Czyżby Neville mógł mieć rację?

- Nie - wyszeptała boleśnie. - Nie. Nie uwierzę w to nigdy.

Usłyszała odgłos otwieranych drzwi i odwróciła się; zobaczyła męża wchodzącego od

strony sypialni. Nie ruszył jednak w głąb pokoju, lecz stał w progu i spoglądał na nią.

- Nikt ze służby nie widział nikogo w pobliżu domku na drzewie - powiedział.

Wyraz jego twarzy był bardzo powściągliwy, nieobecny. Jego oczy wyglądały na

szare i smutne.

- Nieoczekiwanie Sarah nasunęło się na myśl kilka wersów z „Pieśni o starym

żeglarzu” Coleridge'a wiersza, który Anthony określił kiedyś jako „poruszający do głębi”.

background image

Sam, sam, samotny, całkiem sam,

A w krąg - bezmierne morze!

Czyż który święty litość miał

Nad duszą, która gorze?

Pomyślała o wierszu i o tym, jak zatrwożona była jego wizjami śmierci, osamotnienia

i rozpaczy.

Przeraziło ją to, że ten wiersz przemawiał do duszy Anthony'ego.

Pomyślała o jego sennych koszmarach, o horrorze, jaki wciąż przeżywał z powodu

ogromu śmierci, jakiego był świadkiem.

I w jednej chwili wiedziała bez cienia wątpliwości, że on nie stał za tymi wypadkami.

Tak naprawdę stał się ich ofiarą niemal tak samo jak ona. Jej oczy rozszerzyły się, kiedy

uderzyła ją pewna myśl.

- Anthony - wyszeptała. - A co, jeżeli ktoś próbuje mnie zranić, żeby skrzywdzić

ciebie?

Wyraz jego twarzy nie zmienił się.

- Co masz na myśli?

- Pomyśl o tym. Te zaaranżowane wypadki są takie oczywiste. Najpierw zostałam

celowo popchnięta. Potem, dzisiaj, nie postarano się wcale, żeby ukryć fakt, iż deski zostały

podpiłowane.

Źrenice Sarah rozszerzyły się, kiedy uświadomiła sobie, co się stało.

- Ktoś stara się sprawić, żeby to wyglądało, jak gdybyś to ty próbował mnie zabić -

powiedziała. I zadrżała.

Książę odparł dziwnym głosem:

- Czy to znaczy, że nie myślisz, iż jestem winien?

- Oczywiście, że nie jesteś winien - odpowiedziała - Gdybyś rzeczywiście próbował

mnie zabić, zabrałbyś się za to o wiele sprytniej.

Słysząc to, książę odsunął się od drzwi i przeszedł przez pokój do miejsca przy oknie,

gdzie siedziała Sarah. Ukląkł przed nią i wtulił twarz w jej kolana.

- Dzięki Bogu - mruknął. - Dzięki Bogu.

Sarah dotknęła jego jasnych włosów delikatnymi palcami.

- Tak się o ciebie boję - powiedział; spódnica Sarah stłumiła jego głos. - Musisz

opuścić Cheviot, Sarah. Wracaj do dziadka do Londynu, dopóki się nie dowiem, co się tutaj

dzieje.

*

Przekład Stanisław Kryński (fragment z: „Angielscy poeci jezior”, Wrocław 1963).

background image

- Nie - powiedziała. - Nie opuszczę cię.

Słysząc to, podniósł głowę i popatrzył żonie w twarz. Jego własna zdradzała napięcie.

- Czy nie rozumiesz? Dlaczego, twoim zdaniem, ktoś zadaje sobie tyle trudu, żeby

sprawić wrażenie, iż to ja próbuję cię zabić?

- Nie mam pojęcia - odparła bezradnie.

- Dlatego, żebym to ja, kiedy ty zginiesz, został aresztowany za morderstwo. A kiedy

ja przestanę stać mu na drodze, Lawrence zostanie księciem.

- Och, nie - szepnęła Sarah. - Czy ty myślisz, że Lawrence ...

- Możliwe - odparł posępnie książę. - Albo może to być moja droga macocha,

walcząca dla swego syna. Jednak którekolwiek z nich to jest, ty jesteś w niebezpieczeństwie.

A ja nie mogę na to pozwolić.

Zapadła cisza. Potem Sarah powiedziała powoli:

- Czy wiesz, że to mógłby być nawet Neville. Był bardzo poruszony, kiedy się

dowiedział, że zamierzam wyjść za ciebie. Być może próbuje mnie wystraszyć, żebym

rozwiodła się z tobą i wyszła za niego.

- To jest możliwe - przyznał książę. - Z pewnością zgadza się, że żaden z tych

wypadków nie miał miejsca, nim on pojawił się na scenie.

- Musimy dowiedzieć się prawdy. Ale jak?

- Planowałem, że każę śledzić Lawrence'a i moją macochę - odrzekł. - Być może

powinienem dodać do tej listy Harveya.

- Ale kto będzie ich śledził? Nie możesz sprowadzić detektywów. Jeżeli Lawrence i

księżna - wdowa dowiedzą się, że są śledzeni, postarają się, żeby ich nie nakryto.

- Pomyślałem, że zaangażuję kilkoro służących. Posłał jej zagadkowy uśmiech. -

Zapewne ty możesz polecić tych, którym możemy zaufać. Znasz ich lepiej niż ja.

Sarah, w zadumie, zmarszczyła brwi. Przytaknęła. Książę wstał, spojrzał na jej twarz i

dotknął małym palcem czubka jej nosa.

- Co ja bym bez ciebie zrobił? - zapytał łagodnie. Jego słowa, jego spojrzenie, jego

dotyk sprawiły, że wszystkie udręczone emocje Sarah rozgorzały niczym suche drwa

gorącym płomieniem pożądania. Wstała, zarzuciła mu ramiona na szyję i podniosła ku niemu

twarz. Pocałunek rozniecił ogień w obojgu. Po chwili książę pochylił się, podniósł Sarah i

zaniósł na łóżko.

Położył ją na plecach, nachylił się i pocałował raz jeszcze. Wygięła się ku niemu.

Powiedział ochryple:

- Zaczekaj chwilkę.

background image

Serce waliło jej jak młotem; leżała nieruchomo i patrzyła, jak Anthony zdejmuje

ubranie.

Rozpaczliwie pragnęła obejmować go ramionami, obejmować go udami, żyjącego,

oddychającego, wlewającego w nią własne życie. Zrzucił na podłogę ostatni fragment

garderoby, a potem podszedł do łóżka, żeby rozebrać Sarah. Już po chwili leżała przed nim

naga. Ich głodne usta spotkały się, połączyły się ich ciała. Zamknęła oczy, skupiając się na

jego dotyku, na jego zapachu. Jej dłonie sunęły po jego plecach w górę i w dół, i czuła jego

gładką skórę, twarde muskuły, mocne kości. Cała ta siła wydawała się taka niewrażliwa na

ciosy, ale Sarah wiedziała, że to nieprawda. Przytuliła go mocniej.

Jego głos wibrował w jej uszach. Anthony wsuwał się w nią głębiej i głębiej. Zaczął

całować ją znowu, a jego włosy muskały jej twarz. Sarah czuła, jak się roztapia, poddaje i

drży, zbliżając się do szczytu. Wyciągnęła nogi i przyjęła go jeszcze głębiej, zamykając się

wokół niego, jak gdyby przez to mogła go ochronić i sprawić, by zawsze był bezpieczny.

Przesuwał ją po pościeli, aż jej głowa przycisnęła się do zagłówka. Ciało Sarah

konwulsyjnie wygięło się z rozkoszy, kiedy i on odrzucił głowę do tyłu, wykrzykując własne

zaspokojenie z triumfem i radością.

Leżeli razem w pomiętej pościeli, splatając rozgrzane ciała. Sarah przycisnęła czoło

do jego ramienia. Otworzyła usta i posmakowała słonego potu, który zrosił jego skórę.

- Tak bardzo cię kocham - powiedziała.

Poczuła, jak Anthony się napina. Uniósł jej podbródek, tak by móc spojrzeć jej w

oczy. To, co w nich zobaczył, najwyraźniej go zadowoliło, gdyż oparł jej głowę na swoim

ramieniu i zaczął gładzić długie, rozpuszczone włosy.

- Przedtem zawsze byłem sam. Teraz jesteś ty.

- Jest wielu ludzi, którzy cię kochają, Anthony.

Jego palce nie przerywały delikatnego głaskania.

- Jest wielu ludzi, którzy kochają mój wizerunek, jaki sobie stworzyli - odrzekł.

„To prawda” - pomyślała.

Anthony był tak piękny, że niewielu ludzi potrafiło wejrzeć poza oszałamiającą

powierzchnię, na człowieka.

- I pomyśleć, że nigdy bym cię nie poznał, gdyby nie to, że potrzebowałem pieniędzy -

powiedział. Ton zdumienia w jego głosie sprawił, że łzy napłynęły jej do oczu.

- A ja nigdy bym za ciebie nie wyszła, gdyby nie to, że obiecałeś pomóc mi zostać

malarką - odparła.

- Ty jesteś malarką. Ja tylko obiecałem, że pomogę ci stać się lepszą malarką.

background image

Uśmiechnęła się.

- Nadal uważam, że to dobry pomysł, abyś wróciła do Londynu, Sarah. Tutaj obawiam

się o twoje bezpieczeństwo.

- Jeżeli wrócę do Londynu, ataki się skończą, a my nie będziemy w stanie dowiedzieć

się, kto za nimi stał. A jeżeli nie znajdziemy winowajcy, Anthony, żadne z nas nigdy nie

będzie bezpieczne.

Nastała długa cisza. Wreszcie książę powiedział: - Zapewne masz rację.

Nastała kolejna chwila ciszy. Potem książę rzekł: - Pozwolę ci zostać, jeżeli ty

pozwolisz mi, by ktoś służył ci jako osobista ochrona.

Westchnęła.

- Dobrze. Czy zamierzasz przydzielić jednego ze służących także i mnie?

- Nie - odpowiedział. - Zamierzam przydzielić to zadanie komuś, o kim wiem, że

mogę mu zaufać. Powierzę je Maksowi.

background image

ROZDZIAŁ 23

Sarah i książę zeszli na obiad i - ku zdziwieniu wszystkich - zachowywali się jak

gdyby po południu nic się nie stało. Po obiedzie książę dołączył do żony w pokoju

muzycznym, gdzie grała dla niego Mozarta.

Ilekroć odzywali się do siebie, ich głosy były łagodne i czułe.

Ten pokaz małżeńskiej jedności wywarł różne wrażenia na reszcie domowników.

Przekonał Neville'a, że książę jest mistrzem uwodzenia i poważnym zagrożeniem dla

swojej żony. Neville, sfrustrowany poddaniem się Sarah mężowi, mógł myśleć tylko o tym,

by pozostać w Cheviot i z całych sił starać się ją chronić.

Reakcja Patricka była odwrotna niż Neville'a. Siedząc w pokoju muzycznym i patrząc,

jak Anthony słucha gry Sarah, nagle nabrał całkowitej pewności, że jego brat nie próbował

zabić swojej żony. „Sądzę, że to pan Harvey” - pomyślał w nagłym olśnieniu. „On chce Sarah

dla siebie i próbuje sprawić, żeby myślała, iż Anthony chce ją skrzywdzić”. Wzrok Patricka

przesunął się na twarz Neville'a i chłopiec przypomniał sobie, jak kupiec nalegał, żeby

towarzyszyć jemu i Sarah w domku na drzewie. Przypomniał sobie, jak dziwnie blisko stał

Neville, by uratować Sarah, kiedy deski złamały się pod jej ciężarem. „Będę trzymać się

blisko pana Harveya” - postanowił Patrick. - „Nie pozwolę, żeby zrobił coś jeszcze, by

skrzywdzić Sarah” .

Lawrence również był pod wrażeniem wyraźnej zgody pomiędzy Sarah i Anthonym, i

kiedy położył się tej nocy do łóżka, nie zapadł jak zwykle natychmiast w głęboki,

pozbawiony wizji sen. Leżał, raz po raz zadając sobie w myślach pytanie, kto mógł chcieć

skrzywdzić Sarah. Jego matka była przekonana o winie Cheviota, ale Lawrence robił się coraz

mniej pewien. Jego opinia o Cheviocie zmieniła się od czasu przyjazdu księcia. Krótko

mówiąc, jego brat nie okazał się człowiekiem, jakiego Lawrence się spodziewał. Na przykład,

dla każdego, kto tylko miał oczy, było oczywiste, że książę kocha swój dom. To Lawrence'a

zaskoczyło, bo matka mu zawsze powtarzała, że Anthony nienawidzi Cheviot. Ale wyraz

oczu jego brata, kiedy spoglądał na zamek, nie mógł mylić. No i nie dało się pominąć

oczywistego faktu, że książę nie wkładałby tylu pieniędzy i pracy w Cheviot, gdyby o niego

nie dbał. Książę pokazał też, że jest chętny włączyć Lawrence'a we wszystkie swoje plany

odnowienia posiadłości. Właściwie to stale konsultował się z Lawrence'em. Książę i

Lawrence odbyli kilka bardzo satysfakcjonujących rozmów o tym, jak zabrać się za budowę

stajni. Cheviot pojechał nawet obejrzeć konia, którego polecał Lawrence, i go kupił.

Lawrence zapamiętał też gorące popołudnie, kiedy zdjęli koszule i w samych spodniach

background image

weszli do wody, żeby się ochłodzić. Zobaczył wtedy szramę na ramieniu brata.

- To musiała być paskudna rana - burknął, stojąc obok Cheviota wśród chłodnych,

skłębionych fal Morza Północnego.

- Bardzo paskudna - odparł spokojnie książę. Miałem jednak szczęście i dobrze się

zagoiła.

- Ile czasu trwało, nim mogłeś powrócić do swego regimentu?

- Sześć miesięcy.

- Nie przyjechałeś do domu - powiedział Lawrence. - Gdzie przebywałeś na

rekonwalescencji?

- W Hartford Court - Cheviot odparł pogodnym tonem.

Pojechał do domu swej ciotki, a nie do domu, który nosił w sercu. Lawrence pomyślał,

że wie dlaczego.

- Pamiętam, że zwykle sporo spierałeś się z papą powiedział.

Mokra twarz Anthony'ego posmutniała.

- Miałem ochotę go wychłostać za to, co robił z Cheviot.

Książę stał zanurzony po pas w spienionym morzu, spoglądając w górę, na ogromny

kamienny zamek, którego sylwetka dramatycznie rysowała się na tle nieba. Lawrence

popatrzył na zaskakująco muskularny tors brata i pomyślał, nieco z niechęcią, że Anthony to

brat, z którego można być dumnym.

- Ja też miałem ochotę go wychłostać - powiedział Lawrence.

Słysząc to, Cheviot odwrócił się i uśmiechnął.

- Cóż, teraz, kiedy już go nie ma, my możemy uczynić Cheviot tym, czym powinien

być.

Powiedział „my”. I tak teraz, kiedy Lawrence miał przed sobą, wydawałoby się,

niezaprzeczalne dowody, że ktoś próbuje Sarah zabić, trudno było mu uwierzyć, że jego brat

uczyniłby coś takiego . „A poza tym Cheviot uwielbia Sarah. Każdy głupiec by to dostrzegł.

Gdybym nie wiedział, że ożenił się z nią dla pieniędzy, pomyślałbym, że ożenił się z miłości”.

A jeżeli to nie Cheviot, zatem kto? „To mógłby być Harvey” - pomyślał Lawrence. Sarah nie

była obojętna młodemu kupcowi. Lawrence przypomniał sobie, że to Harvey był pierwszą

osobą, która oskarżyła księcia. Być może starał się zniszczyć małżeństwo Cheviota, by móc

mieć Sarah dla siebie.

„Będę miał oko na Harveya” - pomyślał Lawrence. Może będzie w stanie znaleźć coś,

co pomoże rozwiązać tajemnicę, kto kryje się za tymi przerażającymi wypadkami.

Jeśli zaś chodzi o Maksa, im więcej widział bliskości między Anthonym i jego żoną,

background image

tym silniejsza narastała jego udręka i wściekłość. Pełna zazdrości nienawiść do Sarah

pęczniała, aż wreszcie nie było w nim miejsca na żadne inne myśli. „Jeżeli ona umrze, to

Anthony zwróci się do mnie”.

Ta myśl coraz usilniej nawiedzała jego szalejący umysł. Kiedy Anthony go poprosił,

by wcielił się w rolę osobistego strażnika księżnej, Max powstrzymał się, by nie wybuchnąć

dzikim śmiechem. Za każdym razem, kiedy widział, jak Anthony dotyka swojej żony, miał

ochotę wrzeszczeć z bólu. Będzie musiał coś zrobić albo oszaleje.

* * *

Upłynęło kilka dni i John Kirkland, młody ogrodnik, któremu książę powierzył

zadanie obserwowania Lawrence'a, doniósł swemu chlebodawcy, że lord Lawrence wydaje

się śledzić pana Harveya.

Książę i John spotkali się w biurze posiadłości, które mieściło się tuż za tylnym

wejściem do zamku. Książę spojrzał z niedowierzaniem na ogrodnika, stojącego przed jego

biurkiem.

- Lord Lawrence śledzi pana Harveya? - powtórzył.

- Tak jest, na to wygląda, Wasza Książęca Mość. Książę zmarszczył czoło.

- Dlaczego tak uważasz?

- Wszędzie, gdzie idzie pan Harley, lord Lawrence też idzie - odparł John. - Znam

lorda Lawrence'a na tyle dobrze, Wasza Książęca Mość, by wiedzieć, że nie interesuje się

oglądaniem młynów.

Niedowierzanie księcia wzrosło.

- Lord Lawrence ogląda młyny?

Czarnowłosy młody ogrodnik skinął głową.

- Tak jest, Wasza Książęca Mość, ogląda. Wczoraj pojechał z panem Harveyem do

Newcastle, żeby oglądać młyn, a dzień wcześniej poszedł z nim do parku na całe popołudnie.

- Powiedz któremuś z lokai, żeby znalazł lorda Lawrence'a i poprosił go, by przyszedł

tu do mnie do biura - powiedział książę.

- Tak jest, Wasza Książęca Mość.

Pół godziny później Lawrence pojawił się w praktycznie i skromnie urządzonym

pokoju, służącym za biuro posiadłości.

- Chciałeś się ze mną widzieć, Cheviot? - zapytał, wchodząc.

- Tak - odparł książę. Usiadł wygodniej na krześle, opierając dłonie na skraju biurka, i

rzeczowo spojrzał na Lawrence'a. - Chcę wiedzieć, czy to prawda, że śledzisz pana Harveya.

Ciemną twarz Lawrence'a oblał rumieniec.

background image

- Kto ci o tym powiedział?

- Wiem z najbardziej pewnego źródła, że wczoraj pojechałeś z nim do Newcastle,

żeby oglądać młyn, a przedwczoraj spędziłeś z nim całe popołudnie, spacerując po parku.

Jedyny powód twojej nagłej skłonności do dotrzymywania towarzystwa Harveyowi, jaki

przychodzi mi do głowy, to ten, że go śledzisz.

Lawrence skrzywił się i zbliżył do biurka.

- Czy nigdy nie przyszło ci do głowy, Cheviot, że to właśnie Harvey może być tym

człowiekiem, który stoi za wypadkami Sarah?

Na chwilę zapadła cisza, po czym książę wskazał ręką krzesło, stojące po drugiej

stronie biurka.

- Usiądź, Lawrence - powiedział.

Lawrence spojrzał na brata z niepokojem, ale usiadł.

- Dlaczego pan Harvey miałby chcieć skrzywdzić Sarah? - zapytał książę; ton jego

głosu zdradzał ledwie cień zainteresowania.

- Nie wiem, czy on naprawdę chcę skrzywdzić Sarah, czy bardziej chce, żeby myślała,

iż to ty próbujesz ją skrzywdzić. Sarah powiedziała mi kiedyś, że ona i Harvey byli zaręczeni

właściwie od dzieciństwa, a potem ona go odrzuciła i poślubiła ciebie. - Pochylił się do

przodu i utkwił spojrzenie intensywnie niebieskich oczu w twarzy księcia. - Przypuśćmy, że

on stara się zniszczyć twoje małżeństwo, Cheviot. Przypuśćmy, że zaaranżował te wypadki,

aby rzucić podejrzenie na ciebie. Musisz przyznać, że jeżeli ktoś rzeczywiście chce, by Sarah

zginęła, to zabiera się za to w niesłychanie niezdarny sposób. Mógł z nią skończyć, kiedy

leżała bezbronna na schodach w wieży.

I z pewnością mógł uszkodzić deski w domku w taki sposób, żeby wyglądało na to, iż

to gwoździe zawiodły. Nie musiał ich piłować.

Książę napotkał stanowczy wzrok młodszego brata, a jego własne oczy mocno

błyszczały.

- Myślałem, że podejrzewasz mnie - powiedział. Słysząc to, Lawrence odwrócił wzrok

i spojrzał w dół, na biurko.

- Cóż, z początku tak było. Ale poznałem cię lepiej i naprawdę nie potrafię wyobrazić

sobie ciebie próbującego zabić żonę. - Poruszył się niespokojnie na krześle. - W rzeczy samej,

wydaje się, że za nią szalejesz.

Kąciki ust księcia uniósł blady uśmiech. - Szaleję za nią, to prawda.

- Tak, cóż, im więcej o tym myślałem, tym bardziej jasne stawało się dla mnie, że to

Harvey jest winowajcą. Pamiętasz, że przyjechał tego samego dnia, kiedy Sarah spadła ze

background image

schodów. Jeżeli to nie jest podejrzane, to nie wiem, co jest.

- Dziękuję, Lawrence, że wierzysz we mnie - powiedział książę spokojnym,

opanowanym głosem. - Twoje zaufanie wiele dla mnie znaczy.

Z jakiegoś powodu Lawrence nagle stwierdził, że trudno mu oddychać. Po chwili

zdołał wykrztusić:

- Zdaję sobie sprawę, że nie zachowywałem się w stosunku do ciebie zbyt dobrze,

Cheviot, i przepraszam.

- Masz wszelkie powody, żeby mnie nie znosić. Zawsze to rozumiałem.

- Widzisz, myślałem, że ty nienawidzisz Cheviot, i zabijała mnie myśl, że ty, a nie ja,

masz mieć wpływ na jego przyszłość. - . Przerwał kontemplowanie biurka i podniósł wzrok. -

Ale to nie jest prawdą, czyż nie? Ty kochasz Cheviot.

- Tak - powiedział książę łagodnie. - Kocham.

- Przyłapałem też Patricka na śledzeniu Harveya - odezwał się po chwili Lawrence. -

Doszedł do takiego samego wniosku, co ja. Kazałem mu jednak zająć się własnymi sprawami.

Nie potrzeba nam, by Patrickowi coś się stało.

Oczy księcia zabłysły jeszcze mocniej.

- Patrick też? - zapytał.

- Przepraszam, że cię podejrzewałem, Anthony. To było głupie z mojej strony.

- Cóż, ja też podejrzewałem ciebie - przyznał książę.

- Co takiego? - Lawrence wyglądał na tak zdumionego, że książę się uśmiechnął.

- Tak. Pomyślałem, że może starasz się rzucić na mnie podejrzenie, tak by - gdyby

Sarah rzeczywiście zginęła - skazano mnie za morderstwo.

Lawrence rozdziawił usta.

- Ale dlaczego ja miałbym to zrobić?

- Ze by zostać następnym księciem - odparł sucho Anthony. - Zatem sam widzisz. Ja

także muszę prosić cię o wybaczenie, Lawrence.

Nagle Lawrence roześmiał się.

- Wygląda na to, że jedynymi osobami, których nie podejrzewaliśmy, są Patrick i moja

matka.

- Rzeczywiście - odparł książę.

* * *

Tego wieczora po obiedzie panowie pozostawali w jadalni niecodziennie długo.

Książę miał przed sobą butelkę porto i wraz z Lawrence'em raczyli się nią hojnie,

jednocześnie dyskutując o różnych sposobach zwiększenia liczby koni w stajniach.

background image

- Moglibyśmy nabyć kilka klaczy, żeby pokrył je Rodrigo - zaproponował Lawrence,

wychylając kolejny kieliszek porto.

- Rzeczywiście - odparł Anthony, i wdał się z Lawrence'em w długą i zawiłą dysputę o

tym, jakiego rodzaju klacz byłaby dobrą partnerką dla Rodrigo.

Max, ciągle nad swoim pierwszym kieliszkiem porto, przysłuchiwał się od niechcenia

rozmowie, którą uznał za wyjątkowo nudną. Neville Harvey siedział obok niego, rzucając

pełne dezaprobaty spojrzenia na księcia i jego brata.

W miarę jak robiło się coraz później, a porto krążyło między Anthonym i

Lawrence'em, ich plany stawały się coraz to wspanialsze. Zdesperowany Max odwrócił się do

Neville'a i zaczął z nim rozmowę o polityce.

Wtedy ktoś dotknął jego rękawa. Max odwrócił głowę i spojrzał wprost w roziskrzone

oczy Anthony'ego. Blask tych oczu i rumieniec na policzkach były jedynymi oznakami, że

pił.

- Mój braciszek nie radzi sobie z winem - powiedział.

Max przesunął wzrok i zobaczył, że głowa Lawrence'a leży na stole. Wydawało się, że

Lawrence śpi.

- Wypił bardzo dużo - powiedział Max z dezaprobatą.

- Chciałem się upić, a on był dobrym towarzystwem.

Max zacisnął usta i nie odezwał się ani słowem.

Anthony wyglądał na rozbawionego.

- Nie pochwalasz tego, prawda? Czy ty nigdy się nie upijasz, Max? Jesteś tak idealnie

cnotliwy i trzeźwy przez cały czas? .

- Staram się być - odpowiedział.

Książę podniósł drugą butelkę porto, która przed nim stała, i napełnił kieliszek Maksa

po brzegi.

- Pij - powiedział.

- Anthony ... - Max posłał mu poirytowane spojrzenie. - Naprawdę nie chcę twojego

porto.

Ale książę mówił nieubłaganie:

- Wypij to.

Max pokręcił głową. Anthony rozparł się na krześle i skrzyżował ramiona.

- Nie mogę pozwolić, żeby człowiek, który nie pija porto, był moim osobistym

sekretarzem.

Max wytrzeszczył na niego oczy. Anthony odpowiedział spojrzeniem. Mówił

background image

poważnie. Z jakiegoś powodu był zdeterminowany, by Max z nim wypił.

Max podniósł kieliszek. Wstrzymał oddech. Wypił. Odstawił kieliszek i powiedział:

- Zadowolony?

- Porządny człowiek - odrzekł Anthony. Wyprostował się na krześle i na oczach

przerażonego Maksa nalał więcej porto do kieliszka swojego sekretarza. Raz jeszcze pochylił

się na krześle i skrzyżował ramiona.

- No dalej - powiedział. - Wypij jeszcze odrobinę.

Max westchnął.

- Tylko jeżeli ty wypijesz ze mną. Anthony wyglądał na zachwyconego.

- Dobrze - odparł i nalał sobie.

* * *

Następnego ranka przy śniadaniu Max był w opłakanym stanie. Zatrząsł się na widok

jajek na bekonie i szynki, ustawionych z boku na kredensie, i wziął sobie tylko filiżankę

kawy. Siedział nad kawą, z podkrążonymi oczami i cierpiąc na mdłości, kiedy do pokoju

wszedł Anthony.

Wyglądał nieskazitelnie.

- Czy ciebie nie boli głowa? - zapytał Max.

- Niespecjalnie - odpowiedział książę. - Zawsze miałem mocną głowę, jeżeli chodzi o

wino.

Max jęknął. Książę położył dłoń na ramieniu swego sekretarza.

- Biedny Max. Ale wczorajszego wieczora potrzebowałem kogoś, by ze mną

świętował, a któż nadawałby się do tego lepiej niż mój najlepszy przyjaciel?

On zawsze potrafi to zrobić, pomyślał Max. Zawsze potrafi znaleźć takie słowa, żeby

rozbroić i uwieść.

- Co takiego świętowaliśmy? - zapytał.

Książę uśmiechnął się szeroko i nie udzielił odpowiedzi. U Maksa nagle ożyło

poczucie zagrożenia.

„Ona spodziewa się dziecka” - pomyślał. - „To musi być to”.

W trzewiach Maksa panika zastąpiła mdłości. Kiedy Sarah da księciu dziedzica, jej

władza nad Anthonym będzie całkowita.

„Nie mogę pozwolić, by tak się stało” - pomyślał z desperacją Max. - „Muszę prędko

coś zrobić”.

background image

ROZDZIAŁ 24

Sarah dokończyła swój obraz i stwierdziła, że teraz chciałaby namalować widok na

Wzgórza Cheviot. Dlatego też ona, Anthony i Patrick spędzili kilka popołudni jeżdżąc po

okolicy w poszukiwaniu dobrego miejsca. Wreszcie Sarah wybrała jedno na szczycie

wzniesienia, skąd rozciągał się piękny widok na zamglone zielone pastwiska Northumberland

i błękitne Wzgórza Cheviot w oddali.

Szczególnie podobało jej się to, że pastwiska i wzgórza wyglądały na skąpane w

rozmytym popołudniowym świetle.

W dniu, kiedy miała rozpocząć pracę przy wstępnym szkicu, Anthony zapytał Maksa,

czy nie zawiózłby dwukółką księżnej i jej malarskich przyborów i nie zaczekał na nią, aż

będzie gotowa, by wrócić do zamku.

- Jesteś jedynym człowiekiem, któremu ufam na tyle, by powierzyć mu swoją

najcenniejszą własność - powiedział książę z tym swoim łamiącym serce uśmiechem. -

Zabrałbym ją sam, ale dziś po południu przyjeżdża adwokat z Newcastle, żeby sfinalizować

ustalenia dotyczące wdowiego dożywocia dla mojej macochy, i muszę być tutaj, by się z nim

spotkać.

„Jego najcenniejsza własność”. Max omal nie zazgrzytał zębami.

- Oczywiście, chętnie to zrobię, Anthony - odpowiedział.

- Co ja bym bez ciebie począł, Max? - powiedział książę pogodnie i ruszył w swoją

stronę.

Było wpół do jedenastej, kiedy Sarah zapakowała wszystkie farby i sztalugę do

dwukółki, którą miał prowadzić Max. Powóz był cięższy i lepiej wyważony niż faeton

Anthony'ego, a także posiadał więcej miejsca na bagaże. Sarah dołączyła do Maksa na

przednim siedzeniu i posłała mu nieśmiały uśmiech.

- To bardzo uprzejmie z pana strony, że mi pan towarzyszy, panie Scott. Przykro mi,

że muszę tak pana zajmować, ale książę jest nieugięty, że powinnam pozostawać w zasięgu

pana wzroku dopóki ta nieprzyjemna sprawa nie zostanie wyjaśniona.

Szeroko osadzone oczy Maksa zabłysły.

- Anthony ma powód, by się niepokoić, Wasza Książęca Mość - powiedział.

Westchnęła.

- Wiem.

Przejechali przez wysoką bramę i dalej dróżką prowadzącą do parku. Kwiaty na

obrzeżu drogi pyszniły się pełną gamą letnich barw: różowe łubiny, intensywnie fioletowe

background image

ostróżki, białe peonie i fiołkowoniebieskie irysy. Samo obrzeże było wyczyszczone z

chwastów i zadbane. Sarah zanotowała sobie w pamięci, by pochwalić Johna Kirklanda za

jego fachowość.

Kilkakrotnie próbowała nawiązać rozmowę z Maksem, ale on pozostawał obojętny; po

chwili poddała się i po prostu napawała wiejskim krajobrazem.

Wjechali właśnie w gęsty zagajnik, porastający wzniesienie, które wybrała Sarah,

kiedy księżna odezwała się, oddychając nieco z trudem:

- Czy zechciałby pan zatrzymać się na moment, panie Scott?

Droga była zbyt stroma i wąska, żeby zjechać na pobocze, więc Max zatrzymał powóz

tam, gdzie stanął. Spojrzał na Sarah i zobaczył, że księżna siedzi z twarzą schowaną w kolana.

- Czy dobrze się pani czuje, Wasza Książęca Mość? - zapytał.

Jej głos był przytłumiony.

- Tak. Po prostu nagle zrobiło mi się słabo. Za chwilę dojdę do siebie.

Popatrzył na jej pochyloną głowę.

- Jest pani pewna? Może powinniśmy zawrócić do zamku?

- Nie. Nie ma powodu do niepokoju, panie Scott.

- Po chwili podniosła głowę i wzięła długi i głęboki wdech. - Ostatnio zdarzało mi się

to kilkakrotnie, ale wkrótce czułam się najzupełniej dobrze.

„Tak, ona jest w ciąży”.

Ta myśl była jak nóż wbity w serce Maksa. „Wiedziałem, że to dlatego Anthony

świętował tamtego wieczora”.

Nic dziwnego, że nazwał ją swoją najcenniejszą własnością. Miała dać mu dziedzica.

Max nie mógł tego znieść. Nie mógł znieść, że ta drobna, niczym niewyróżniająca się

dziewczyna jest osobą, która budzi się rano i widzi twarz Anthony'ego na poduszce obok

siebie. Nie mógł znieść, że to ona jest osobą, której Anthony oddał swoje ciało. Nie mógł

znieść, że to ona jest osobą, której Anthony oddał swoją miłość.

Nienawiść i rozpacz rozdzierały Maksa jak huragan, nad którym nie dało się

zapanować.

Tygodniami balansował nad przepaścią. Jego podejrzenie co do ciąży Sarah było tym,

co ostatecznie popchnęło go poza jej krawędź.

Patrick się nudził. W pobliżu nie było nikogo, z kim mógłby porozmawiać. Lawrence

pojechał gdzieś z Neville'em Harveyem, Anthony siedział zamknięty w bibliotece z nudnym

adwokatem, a matka pisała listy.

background image

Ona zawsze pisała listy. Sarah pojechała malować.

Patrick siedział na kamiennej ławce obok wodospadu w parku. Dzień dłużył mu się w

nieskończoność. Od czasu wypadku Sarah ogłoszono mu zakaz wstępu do domku na drzewie.

Zawsze mógł pojeździć na kucyku, ale nie było dokąd jechać. Przez chwilę myślał, żeby

pojechać do Alnwick w odwiedziny do znajomego chłopca, ale uznał, że to byłoby nudne.

Pomyślał, że może nie byłoby takie nudne spędzić popołudnie na obserwowaniu, jak

Sarah maluje. Patrick lubił Sarah. Ona słuchała go tak, jak gdyby to, co mówił, było ważne. I

wydawała się rozumieć, co czuł, choć nie musiał jej tego mówić.

Zawsze mógł wziąć kucyka i pojechać za nią. Przebywał z nią i Anthonym tego dnia,

kiedy postanowiła, gdzie rozstawi sztalugę. Wydawało mu się, że pamięta, jak tam trafić.

„Ona się ucieszy na mój widok” - powiedział sobie Patrick. - „Ten głupi stary Max to

nudziarz”. Patrick zerwał się na równe nogi, zadowolony z podjęcia decyzji, co zrobić z tym

dniem. Sarah rozstawiła sztalugę i porozkładała farby.

Jak miała w zwyczaju, zamierzała zrobić olejny szkic, by wykorzystać go potem jako

podstawę dla większego obrazu, który namaluje w swojej pracowni.

Była od godziny bezgranicznie zaabsorbowana pracą, bezgranicznie nieświadoma

obecności Maksa i tego, co w międzyczasie mógł robić. Musiał powtórzyć dwukrotnie, zanim

usłyszała:

- Wstań, księżno, i odwróć się.

Sarah, poirytowana, zmarszczyła brwi, odwróciła głowę i - ku swemu kompletnemu

osłupieniu - zobaczyła Maksa stojącego o sześć stóp od niej, z pistoletem wycelowanym w jej

serce.

Wpatrywała się w niego, wstrząśnięta. Uśmiechnął się.

I wtedy już wiedziała.

To Max był odpowiedzialny za jej wypadki.

„To nie może być prawda!” - pomyślała gorączkowo. - „On jest najlepszym

przyjacielem Anthony'ego”. Spojrzała raz jeszcze w twarz Maksa.

- Wstań - powiedział.

Przełknęła ślinę. Serce zaczęło jej łomotać w piersi.

- Na miłość boską, co ty robisz, Maksie?

Miała nadzieję, że jej głos jest spokojny i rzeczowy.

- Wstań - powiedział jeszcze raz. Bardzo powoli zrobiła, co jej kazał.

- Chcesz wiedzieć, co robię? Zamierzam cię zabić, księżno, oto co robię.

Jego głos brzmiał groźnie monotonnie. Serce Sarah zabiło mocniej i szybciej.

background image

- Ty ... na pewno nie mówisz poważnie.

- Mówię bardzo poważnie, księżno.

- Ale ... - Gardło Sarah było tak wyschnięte, że ledwie zdołała wydobyć głos. - Ale

dlaczego?

Max obnażył zęby w przerażającym uśmiechu.

- To bardzo proste - odpowiedział. - Anthony cię kocha.

Serce Sarah łomotało tak mocno, że dzwoniło jej w uszach. Jeszcze nigdy w życiu nie

była tak przerażona. Instynkt podpowiadał jej, by podtrzymywać rozmowę. Max jej nie

zastrzeli, jeżeli będzie do niej mówił.

- Ja ... ja nie rozumiem - wyjąkała.

- Oczywiście, że nie rozumiesz, ty głupia suko - powiedział Max. Irytacja nareszcie

ożywiła jego monotonny głos. Szeroko osadzone oczy były czarne i błyszczące.

- I pomyśleć, że prawie się cieszyłem, kiedy miał się z tobą ożenić. Nigdy nie

pomyślałem, że będę musiał obawiać się czegokolwiek ze strony wnuczki kupca.

W jego głosie zabrzmiała bezgraniczna pogarda, kiedy mówił „wnuczka kupca”.

- Nigdy nie zrozumiem, co Anthony w tobie widzi. Sarah lekko przesunęła dłoń w

stronę otwartego słoika z zieloną farbą olejną, stojącego za nią na sztaludze.

- Anthony kocha także ciebie - powiedziała. - Jesteś jego najdroższym przyjacielem.

- Byłem, dopóki ty się nie pojawiłaś - odparł Max. Jego oczy błyszczały jak okruchy

czarnego obsydianu.

- Robiłem dla niego. wszystko. Byłem jego doradcą na Półwyspie Iberyjskim,

ocaliłem jego życie pod Salamanką. Ocaliłem jego rękę. I oto jak mi odpłaca: odrzucając

mnie dla wysmarowanej farbą wnuczki kupca.

Gniew Sarah przebił się przez potężną bezwładną ścianę jej przerażenia.

- Odpłacił ci hojnie - odparowała. - Uczynił cię swoim osobistym sekretarzem, swoim

doradcą finansowym, swoim najlepszym przyjacielem. Uczynił z ciebie członka rodziny.

Czego jeszcze mógłbyś od niego chcieć?

- Chcę, żeby mnie kochał - odpowiedział Max.

- On cię kocha!

Max pokręcił głową.

- Nie - powiedział. - Chcę, żeby kochał tylko mnie. Nikogo innego. Tylko mnie.

Jego twarz była zimna i zawzięta. Jego oczy przerażały.

„On jest obłąkany” - pomyślała Sarah. - „Kompletnie obłąkany”. Przesunęła rękę

nieco bliżej słoika z farbą.

background image

- Nie możesz się łudzić, że to ci ujdzie na sucho. Głos jej drżał. - Wszyscy wiedzą, że

to ty mi dzisiaj towarzyszysz.

Śmiech Maksa zabrzmiał szczerze.

- Jestem jedynym, którego nikt nie podejrzewa! Czy to nie ironia? Kiedy opowiem

Anthony'emu, jak ktoś mnie postrzelił i porwał ciebie, on mi uwierzy. A kiedy znajdą twoje

ciało, nikt nie będzie bardziej zasmucony niż ja.

„Niech mówi” - pomyślała Sarah.

- Postrzelił ciebie? - zapytała. - czym ty mówisz?

Zbliżyła dłoń do słoika.

- Zło konieczne - odparł. - Będę musiał postrzelić się w ramię. Ranny przy

wypełnianiu swoich obowiązków. Jestem pewien, że Anthony dobrze się mną zaopiekuje, tak

jak kiedyś ja dobrze opiekowałem się nim.

Sarah zwilżyła wargi.

- Nie możesz mnie zabić - powiedziała. - Wszyscy będą winić Anthony'ego. Z

pewnością tego nie chcesz.

- Ach ... ale ja nie będę winił Anthony'ego - odrzekł Max. - Pozostanę jego

niezłomnym przyjacielem, jedynym, który mu wierzy. Wtedy on będzie wiedział, kto

naprawdę zasługuje na jego miłość.

- Ale on może zostać aresztowany za morderstwo! - krzyknęła.

- To się nigdy nie stanie. Nie ma dowodów, a on jest księciem Cheviot. Mogą być

plotki, ale nie zostanie aresztowany.

Max najwyraźniej wierzył w każde wypowiadane przez siebie słowo.

„Mój Boże, mój Boże, co ja mam zrobić?”. Max odbezpieczył broń.

- Odsuń się od tej sztalugi. Ty i ja pójdziemy na mały spacerek.

Sarah nie poruszyła się.

- Co zamierzasz ze mną zrobić?

Uśmiechnął się, a Sarah starała się ukryć przed nim, że drży.

- W tych lasach jest kilka możliwości. Coś wymyślę. Czysty, młodzieńczy głos, który

właśnie zaczął zmieniać wysokość, przedarł się przez strach Sarah.

- Sarah! Jesteś tu gdzieś? To ja, Patrick!

Głowa Maksa odruchowo odwróciła się w kierunku, z którego dobiegał głos. Sarah

podniosła słoik z farbą, cisnęła nim w twarz Maksa i ruszyła biegiem, by skryć się w lesie.

Padł strzał.

Kula musnęła jej prawy rękaw. Po chwili Sarah była już pod osłoną gęstych drzew.

background image

- Patricku! - krzyknęła z całych sił. - Uciekaj! To Max! Max próbuje mnie zabić!

- Sarah! Gdzie jesteś? - zawołał chłopiec. Usłyszała odgłos kopyt jego kucyka,

miażdżącego gałęzie.

- Sprowadź Anthony'ego! - wrzasnęła. - Jedź! Przez cały czas, gdy krzyczała,

jednocześnie pędziła wśród drzew. Unosząc spódnice aż do kolan i łamiąc suche gałęzie.

Rozległy się jeszcze dwa strzały, ale nic jej nie trafiło. Patrick pojechał po Anthony'ego. Nie

myśląc, na ślepo, gnała przed siebie, przeciskając się przez las na stromym zboczu, schodząc

po odsłoniętych skałach, ześlizgując się mokrymi i błotnistymi żlebami. Ręce miała zajęte

przytrzymywaniem spódnic, nie mogła więc osłaniać twarzy przed podrapaniem przez nisko

wiszące gałęzie.

Wreszcie nie mogła już biec dalej. Zgięła się wpół, obejmując się ramionami, walcząc

o powietrze.

Nasłuchiwała.

Nic.

Gdzie jest? Czyżby jej nie gonił? Jedynym dźwiękiem, jaki słyszała, innym niż jej

własny ciężki oddech, był długi trel ptaka gdzieś nad jej głową.

Sarah powoli wróciła w gęstwinę zarośli i przysiadła na piętach. Postanowiła tu

zostać, w ciszy, dopóki nie nadjedzie Anthony.

* * *

Kiedy Max usłyszał głos Patricka, przez jedną straszliwą chwilę poczuł się jak

człowiek wiszący nad przepaścią i słyszący trzask pękającej gałęzi, której się uczepił.

Potem słoik z farbą trafił go w twarz i Sarah zaczęła uciekać. Niemal odruchowo Max

podniósł pistolet i wystrzelił. Potem strzelił jeszcze dwukrotnie.

Usłyszał, jak Patrick woła do Sarah. Usłyszał słowa Sarah: „Max chce mnie zabić!

Sprowadź Anthony'ego!”.

Max upuścił pistolet na ziemię i wpatrywał się w niego niewidzącym wzrokiem.

Chłopiec ucieknie. Anthony się dowie.

Max powoli podniósł głowę i spojrzał na krajobraz, który Sarah wybrała na temat

swego obrazu. Ciągnące się zielone pastwiska i niebieskawe wzgórza w oddali skąpane były

w rozmytym popołudniowym świetle.

Max nie miał wątpliwości, co się stanie, kiedy tylko Anthony odkryje dwulicowość

swego przyjaciela. Wyrzeknie się go, odwróci się do niego plecami, nie będzie chciał go

widzieć nigdy więcej. Max pomyślał, że jeżeli zostanie pozbawiony światła obecności

Anthony'ego, zginie, tak jak zginęłaby roślina bez życiodajnego słonecznego ciepła.

background image

Poruszając się sztywno, niczym starzec, pochylił się i podniósł pistolet. Potem

odwrócił się i zaczął iść, powoli i pewnie, w głąb lasu. Nawet ciężar broni w dłoni nie

sprawił, by jego serce przyspieszyło swój ociężały rytm. Trudziło się posłusznie dalej - łup,

łup, łup - nie zdając sobie sprawy, że ciało, któremu starało się dodać sił, jest już martwe.

* * *

Sarah usłyszała wystrzał, ale nie wiedziała, co on oznacza. Pozostawała skulona wśród

zarośli, drżąc, jeszcze długo potem, aż usłyszała głos Anthony'ego wołającego ją po imieniu.

Wtedy wyczołgała się ze swojej kryjówki i zawołała do niego. W pobliżu była mała polanka, i

tam Sarah poszła, żeby zaczekać.

Zejście do niej zajęło mu dziesięć minut. Stała na polance, wołając do niego od czasu

do czasu, dopiero teraz uświadamiając sobie, że włosy ma w nieładzie, twarz podrapaną i

zakrwawioną, a ubranie podarte. Kiedy nareszcie zobaczyła znajomą postać, podbiegła i

rzuciła się w ramiona Anthony'ego.

Przytulił ją mocno.

- Czy nic ci nie jest?

Przyciskając twarz do jego ramienia, skinęła głową.

- Patrick powiedział, że ... że Max ... próbował cię zabić?

- Tak - powiedziała. Wzięła głęboki wdech i jeszcze mocniej wcisnęła twarz w

bezpieczne schronienie jego ramienia. Rękoma mocno obejmowała go w pasie. - On miał

pistolet, Anthony. Kiedy uciekałam, próbował mnie zastrzelić. - Podniosła nieco głowę i

skinieniem wskazała rozdarty rękaw. - Zobacz!

- Tak - odparł Anthony. - Widzę.

Po raz pierwszy Sarah zauważyła, jak dziwnie brzmiał jego głos. Książę był bardzo

blady, a jego twarz przybrała nieobecny wyraz, jak zawsze, kiedy chciał trzymać ludzi na

dystans.

Poklepał ją po ramieniu.

- Chodź - powiedział. - Każę komuś odwieźć cię do zamku.

- Co ... co zamierzasz zrobić? - zapytała.

Nie odpowiedział, tylko odwrócił się i zaczął wspinać z powrotem tą samą drogą,

którą przyszedł.

Sarah szła za nim.

Na szczycie wzgórza czekała grupka mężczyzn. Wszyscy mieli przy sobie broń.

Patrick był tam także; wyglądał bardzo poważnie.

- Sarah! - To właśnie Neville był osobą, która wybiegła jej naprzeciw. - Czy nic ci nie

background image

jest?

- Nic - odparła. - Jestem cała i zdrowa.

- Masz podrapaną twarz.

Sarah uniosła dłoń i dotknęła palcami policzka.

- To nic takiego.

Książę odezwał się szorstko:

- Harvey, czy mógłbyś odwieźć księżnę do Cheviot? I zabierz ze sobą Patricka.

- Oczywiście - odpowiedział Neville. Położył dłoń na ramieniu Sarah. - Chodź, moja

droga, zabiorę cię do domu.

- Pozwól mi zostać i pomóc ci, Anthony - poprosił Patrick.

Sarah spojrzała na męża. Jego twarz nadal miała ten sam nieobecny wyraz. Nie

odpowiedział chłopcu, tylko na niego popatrzył. Patrick zaczerwienił się i ruszył w stronę

powozu. Sarah zapytała raz jeszcze:

- Co?

- Zamierzam poszukać Maksa.

Odwrócił się i skinął na czterech czekających mężczyzn.

- Najpierw przeszukamy las. On jest pieszo. Nie mógł odejść daleko.

Mężczyźni z bronią posłusznie ruszyli tyralierą do lasu. Książę, który jako jedyny nie

był uzbrojony, nie oglądając się na żonę, odwrócił się i także zniknął między drzewami. Sarah

stała, patrząc za nim. Żal, który czuła, był zbyt straszliwy, by mogła znaleźć ukojenie we

łzach.

* * *

Księżna - wdowa wyszła do frontowego holu, by spotkać się z Sarah.

- Co się tutaj dzieje? - zapytała ostro. A potem: Twoje włosy! I twarz, cała podrapana!

Zabrzmiało to tak, jak gdyby nieporządne uczesanie Sarah było jej największym

zmartwieniem.

- Odkryliśmy, kto próbował zabić Sarah, mamo - wyjaśnił Patrick lekko drżącym

głosem. - To pan Scott.

Oczy księżnej - wdowy zabłysły niebieskim płomieniem.

- Pan Scott? To niedorzeczne. Dlaczegóż on miałby chcieć wyrządzić krzywdę Sarah?

- Jeżeli mi pani wybaczy, madam - powiedziała Sarah - zamierzam udać się do swego

pokoju.

Neville popatrzył na nią z niepokojem.

- Czy nic ci nie będzie?

background image

- Nic. Muszę tylko położyć się na chwilę.

Księżna - wdowa powiedziała piskliwie:

- Mam nadzieję, że ktoś mi wreszcie powie, co się tutaj dzieje!

- Ja ci powiem, mamo - zaoferował się Patrick. Sarah odwróciła się do niej plecami i

weszła na górę.

* * *

Popołudnie ciągnęło się w nieskończoność.

O siódmej Lawrence wrócił do domu z wieścią, że znaleziono Maksa.

- Zabił się - powiedział do Sarah, kiedy spotkał się z nią na osobności w jej saloniku. -

Znalazłem jego ciało.

- Mój Boże. - Sarah zamknęła oczy.

- Tak. To nie był piękny widok. Jednak Anthony nawet okiem nie mrugnął. Jak sądzę,

przywykł do gorszych rzeczy.

Lawrence najwyraźniej był wstrząśnięty.

- Czy on do siebie strzelił? - zapytała Sarah. Poniewczasie Lawrence uświadomił

sobie, że nie powinien mówić w ten sposób do Sarah.

- Tak - powiedział ostrożnie.

- W głowę? - spytała.

Lawrence wyglądał tak, jakby mu było niedobrze.

- Tak.

„Kolejne koszmary” - Sarah pomyślała ze znużeniem.

- Gdzie jest teraz Anthony?

- Wiezie ciało Scotta do Alnwick. Nie chciał przywozić go tutaj.

Pochyliła głowę.

- Jednego nie rozumiem: dlaczego Scott miałby chcieć cię zabić - powiedział

Lawrence. - Nie miał nic do zyskania na twojej śmierci.

- Myślę, że musiał być obłąkany - odrzekła. Lawrence skrzywił się,

nieusatysfakcjonowany jej odpowiedzią.

- Naprawdę nie czuję się zbyt dobrze, Lawrence. Jeżeli nie masz nic przeciwko, zjem

tylko trochę zupy w swoim pokoju i położę się do łóżka.

Lawrence pospiesznie wstał.

- Oczywiście. Masz za sobą okropne przeżycie. Zostawię cię, żebyś odpoczęła.

* * *

Nie położyła się do łóżka. Stała przy oknie, wypatrując powrotu Anthony'ego.

background image

Było wpół do dziesiątej wieczorem, kiedy nareszcie zobaczyła w bramie Sama.

Anthony nawet nie rzucił okiem na jej okno, tylko pojechał prosto do stajni.

Minęły dwie godziny. Wreszcie Sarah pozwoliła pokojówce, by ją rozebrała i położyła

do łóżka. Nie zasnęła jednak, tylko leżała z otwartymi oczyma, nasłuchując odgłosów za

drzwiami. O północy usłyszała głos Curriera w sąsiednim pokoju. Upłynęła kolejna godzina,

a Anthony wciąż nie nadchodził.

Zamierzał spać w swoim pokoju. Jedyne, o czym mogła myśleć, to ten okropny

nieobecny wyraz twarzy, który zobaczyła u niego dzisiejszego popołudnia. To ona była

odpowiedzialna za zdradę Maksa. Czy Anthony miał zamiar odwrócić się także od niej? Nie

mogła tego znieść. Nie mogła znieść tego, że jest od niego odcięta w taki sposób. Po raz

pierwszy dotarło do niej mgliste wyobrażenie o tym, jak musiał czuć się Max.

Rozpaczliwie pragnęła pójść do Anthony'ego. „Nie chcę, żeby dźwigał to sam.

Właśnie stracił najbliższego przyjaciela. Nie można zostawiać go z tym samego”.

Ale nie mogła do niego pójść. Jeżeli ich małżeństwo miało cokolwiek znaczyć, to

Anthony musiał przyjść do niej.

Zegar odmierzał minuty. Sarah wpatrywała się w małą lampę na nocnym stoliku.

Wpatrywała się w nią, aż oczy zaczęły ją piec od łez, których nie wylała.

* * *

O drugiej nad ranem drzwi między sypialniami otworzyły się i Anthony cicho wszedł

do pokoju. Spojrzał najpierw na wciąż zapaloną lampę, a potem na łóżko. Powiedział

łagodnie:

- Nie śpisz jeszcze?

- Nie. - Poprawiła sobie poduszki pod plecami i usiadła. - Nie mogłam spać.

Skinął głową, podszedł do kominka i usiadł na skraju krzesła. Dzielił ich cały pokój.

- On nie żyje - powiedział książę dziwnie matowym głosem. - Zabił się.

- Wiem, Anthony - odparła.

- Lubiłem go bardziej niż jakiegokolwiek innego człowieka - powiedział, wciąż tak

samo bezbarwnym głosem. Wpatrywał się we własne bose stopy, wystające spod czarnego

jedwabnego szlafroka. - On wydawał się ... tyle rozumieć. Wydawał się rozumieć mnie.

- On cię kochał - powiedziała Sarah.

Krótki śmiech Anthony'ego wcale nie był przyjemny. - Naprawdę - powtórzyła z

naciskiem.

- To nie była miłość. - Teraz w jego głosie był gniew. - Nikt, kto kocha, nie postąpiłby

tak jak on.

background image

- Wydaje mi się, że w jakiś dziwny sposób ja go rozumiem.

Anthony powoli podniósł wzrok.

- Co masz na myśli?

- Mam na myśli to, że potrafię zrozumieć, co doprowadziło go do tego okropnego

czynu. On był zazdrosny, Anthony. Dostrzegał, że ty ... że zależy ci także na mnie, i nie mógł

znieść dzielenia się tobą. Zazdrość potrafi skłonić człowieka do czynów, o których

popełnieniu normalnie nawet by nie pomyślał.

Spojrzenie Anthony'ego było jednocześnie gniewne i zaciekawione.

- Na wszystkich świętych niebieskich, czy miało mi nie zależeć na nikim prócz

Maksa?

- Myślę, że on tego właśnie pragnął. - Sarah nie potrafiła się zdobyć, by na niego

patrzeć, i pochyliła głowę. - Pan Blake opowiedział mi kiedyś o pewnego rodzaju

kolekcjonerze, dla którego posiadanie jest wszystkim. Taka osoba nie potrafi cieszyć się

obrazem, jeżeli należy on do kogoś innego. On musi go mieć dla siebie. Musi posiadać go na

własność, nim będzie mógł czerpać z niego jakąkolwiek przyjemność. - Podniosła wzrok znad

pościeli i napotkała spojrzenie męża.

- Myślę, że właśnie to Max czuł w stosunku do ciebie. On chciał cię mieć na własność.

Nie chciał, żeby jakakolwiek część ciebie należała do kogoś innego.

Anthony wpatrywał się w nią bardzo ciemnymi oczyma. Potem powiedział:

- Boże! - Ukrył twarz w dłoniach. - Co jest ze mną nie tak, że przyciągam taką

wynaturzoną miłość?

Serce Sarah ścisnęło się z żalu. Odrzuciła nakrycie, zsunęła nogi z łóżka i ruszyła boso

po dywanie. Powiedziała łagodnie:

- To dlatego, że jesteś o tyle lepszy, o tyle piękniejszy od wszystkich innych ludzi. Oni

cię ubóstwiają albo ci zazdroszczą, albo są zazdrośni o ciebie. To nie twoja wina.

Na oślep wyciągnął do niej ręce, objął ją w talii i przycisnął twarz do zagłębienia

między jej piersiami.

- On nie żyje, Sarah - powiedział. - On nie żyje.

Drżał. Sarah objęła go mocno i oparła policzek na jego gładkich włosach.

- Wiem, mój ukochany - powiedziała. - Nie chciałbyś stawiać go przed sądem.

- Musiałbym.

- Wiem. A to rozdarłoby ci serce.

Milcząc, pozostali spleceni przez długą chwilę. Ramiona Anthony'ego nie drżały, ale

nocna koszula Sarah powoli robiła się mokra. Wreszcie Sarah powiedziała:

background image

- Kiedy dzisiaj w nocy nie przychodziłeś, bałam się, że odwróciłeś się ode mnie.

Bałam się, że być może obwiniasz mnie o to, co zrobił Max.

Anthony podniósł głowę i spojrzał na żonę. Jego rzęsy były mokre.

- Nigdy nie mógłbym się od ciebie odwrócić - powiedział. - Gdybym to zrobił,

samotność byłaby nie do zniesienia.

- Anthony - wyszeptała. Jej serce cierpiało wraz z nim, ale jakaś głęboko ukryta

cząstka jej duszy zaśpiewała z radości.

Zamknął oczy i raz jeszcze oparł głowę na jej piersi.

- Obejmij mnie, Sarah - powiedział. - Obejmij mnie.

I tak zrobiła.

background image

EPILOG

wrzesień 1818 roku

Popołudnie było cudownie słoneczne i ciepłe, kiedy powóz podróżny księcia i księżnej

Cheviot zatrzymał się przed wejściem do Chateau de Vienne, domu hrabiego de Vienne,

jednego z kuzynów księcia. Chateau było wytworną renesansową budowlą, wzniesioną w

malowniczej wiejskiej okolicy w pobliżu Honfleur. Za czasów rządów Napoleona pałac

należał do jednego z marszałków cesarza, ale po Waterloo nowy król Francji przywrócił

prawa do rodowej siedziby hrabiemu de Vienne, który spędził lata wojny na wygnaniu w

Anglii.

Sarah i Anthony wysiedli na brzeg w Hawrze dzień wcześniej, spędzili noc w

zajeździe i rano wyruszyli do Honfleur. Uczynili Chateau de Vienne pierwszym przystankiem

w swojej podróży dlatego, że hrabia posiadał obrazy, które zdaniem Anthony'ego Sarah

powinna zobaczyć. Hrabia był mężczyzną koło sześćdziesiątki, wysokim i eleganckim, o

długim i wąskim nosie. Jego żona była do niego tak podobna, że Sarah pomyślała, iż muszą

być spokrewnieni. Hrabina wspaniałomyślnie sama zaprowadziła gości do ich pokoi, przez

cały czas gawędząc z Anthonym po francusku o ludziach, których Sarah nie znała.

Obserwując wyraz twarzy hrabiny, kiedy mówiła do księcia, Sarah pomyślała z

rozbawieniem, że nawet starsze kobiety w pewien sposób rozpromieniały się, przebywając w

pobliżu Anthony'ego.

- To będzie twój pokój, moja droga - hrabina powiedziała do Sarah, otwierając drzwi i

gestem zapraszając, by weszła do środka.

Sypialnia była ogromna, z oszklonymi drzwiami wychodzącymi na coś, co wyglądało

jak prywatny balkon. Sarah rozejrzała się po pokoju, jasnym i przestronnym, elegancko

urządzonym wyjątkowo pięknie malowanymi meblami.

- Jak ślicznie - powiedziała płynną francuszczyzną, której nauczyła się w szkole panny

Bates dla młodych dam.

- Przyślę dziewczynę z wodą i odświeżającym naparem z rumianku - obiecała hrabina.

- Pani mąż będzie tuż za drzwiami.

- Merci, madame - odparła Sarah i stanęła pośrodku pięknego pokoju, podczas gdy

hrabina energicznie wyprowadziła Anthony'ego.

W drzwiach książę mrugnął do żony.

Sarah obeszła pokój, przyglądając się obrazom wiszącym na ścianach pomalowanych

na kolor kości słoniowej. Większość z nich przedstawiało widoki okolicy. Rozpoznała port w

background image

Honfleur, otoczony przez wysokie domy o dachach krytych łupkiem, i jeszcze inny widok na

ujście rzeki Seine, nad którą zbudowano Honfleur. Obrazy były ładne, ale banalne.

Do pokoju weszła pokojówka, niosąc tacę, a na niej dzbanek z wodą i obiecany napar

z rumianku. Za nią nadeszła osobista pokojówka Sarah, Helena, która zaczęła instruować

jednego z lokajów hrabiego, gdzie ma postawić walizę Sarah.

Aby zejść Helenie z drogi przy rozpakowywaniu, Sarah podeszła do drzwi

prowadzących na balkon, otworzyła je i wyszła na popołudniowe słońce. Wąski balkon

wychodził na oficjalny ogród, urządzony wokół czegoś, co wyglądało na posąg młodego

greckiego boga. Identyczny balkon znajdował się przy pokoju obok. Sarah wyciągnęła

ramiona w górę i wzięła głęboki wdech.

„Jestem we Francji!” - pomyślała, i dreszcz emocji przebiegł jej po plecach. -

„Naprawdę, naprawdę jestem tutaj”.

Oparła ręce na gładkiej kamiennej balustradzie i wróciła myślami do wydarzeń kilku

ostatnich miesięcy w Cheviot.

Dla Anthony'ego był to czas powolnego powracania do zdrowia. Zdrada Maksa

pozostawiła po sobie okropną ranę, ale pomagała mu rosnąca bliskość między nim a

Lawrence'em. Ich miłość do Cheviot stanowiła naturalną więź, ale bracia mieli też wiele

innych wspólnych zainteresowań.

Sarah niekiedy groziła im żartem, że jeżeli usłyszy jeszcze choćby raz o koniach

podczas obiadu, każe im jadać w stajni.

Potem, w połowie sierpnia, Anthony zapytał Lawrence'a, czy zechciałby zarządzać dla

niego posiadłością Cheviot.

- Nie chodzi mi o to, żebyś był moim zarządcą - powiedział. - Oczywiście, zatrudnię

kogoś na to stanowisko. Ale zapewne będę dość często przebywał z dala od domu, i powinien

być tu ktoś, by podejmować decyzje. Nie przychodzi mi do głowy nikt, kto byłby lepszy niż

ty, Lawrence, jeżeli zechcesz się tego podjąć.

Początkowo Lawrence był zaskoczony tą propozycją, ale potem wzruszająca była jego

gorliwość, by ją przyjąć.

- Na Jowisza, nic nie odpowiadałoby mi bardziej - oznajmił z szerokim uśmiechem.

Była to umowa korzystna dla obu braci. Lawrence mógł pozostać w swoim

ukochanym Cheviot, wykorzystując swoje zdolności organizacyjne, a Anthony mógł opuścić

dom, nie martwiąc się, że jego plany rozwoju posiadłości nie będą wprowadzane w życie.

Patrick został zapisany do Eton, dawnej szkoły Anthony'ego. Z początku nie był

zbytnio uszczęśliwiony tym pomysłem, ale Sarah zasugerowała, by Anthony zaprosił do

background image

Cheviot kilku przyjaciół, mających młodszych braci. Patrick stwierdził, że chłopcy, którzy

przyjechali z wizytą, są jak należy, i od tej pory znacznie radośniej przyjmował perspektywę

szkoły.

Niestety, księżna - wdowa oznajmiła stanowczo, że nie ma zamiaru zamieszkać w

domu w Newcastle, który był częścią jej wdowiego dożywocia. Zaś Anthony, który już liczył

dni do pozbycia się macochy, poczuł, że nie może usunąć jej z Cheviot, dopóki jej synowie

wciąż tu mieszkają.

- Po prostu nie mogę powiedzieć moim braciom, że ich matka nie jest mile widziana w

ich domu - wyjaśnił Sarah.

Ze smutkiem zgodziła się z nim.

W miarę jak upływały kolejne tygodnie, domownicy coraz bardziej zwracali się o

przewodnictwo do Sarah, i księżna - wdowa robiła się coraz bardziej nieszczęśliwa. Jej

temperament nie pozwalał zaakceptować stania na drugim miejscu tam, gdzie niegdyś była na

pierwszym. Wkrótce po tym, jak zapadła decyzja o posłaniu Patricka do szkoły, księżna -

wdowa poinformowała Anthony'ego, iż wolałaby, żeby zamiast dawać jej dom w Newcastle,

zapłacił za wynajęcie domu w Bath.

Powiedziała, że ma przyjaciół w Bath i że chciałaby zamieszkać tam na stałe.

Książę z radością jej w tym pomógł.

Sarah wystawiła twarz na ciepłe promienie słońca, i zamknęła oczy. Po obiedzie

hrabia pokaże jej obrazy. I będzie mogła popatrzeć na nie znowu jutro, przy pełnym

słonecznym świetle. A potem, za dwa dni, będą z Anthonym w Paryżu. Uśmiechnęła się i

zadumała, jak to możliwe, żeby ktoś był tak szczęśliwy.

* * *

Książę słuchał słów żony swego kuzyna, przytakiwał, udzielał odpowiednich

odpowiedzi i marzył, żeby sobie poszła.

Rozpierało go poczucie szczęścia. Nareszcie zabrał Sarah do Francji.

Nigdy nie myślał, że będzie się cieszył z opuszczenia Cheviot, ale z całego serca

szczerze pragnął mieć przez jakiś czas żonę tylko dla siebie. Całkiem sami byli tylko podczas

swojej nazbyt krótkiej podróży poślubnej. Od tamtej pory przez cały czas otaczali ich inni

ludzie. To właśnie dlatego odrzucił wszystkie zaproszenia od krewnych i przyjaciół do

zatrzymania się u nich w Paryżu, i wynajął pokój w hotelu.

Miło będzie pobyć sam na sam. Poza tym też od chwili ślubu wydawał pieniądze

Sarah na ratowanie swojej rodziny i swojego domu, i desperacko pragnął jakoś się jej

zrewanżować. Chciał jej pokazać skarby Paryża. Chciał rozsypać je przed nią niczym perły

background image

przed księżniczką. Chciał podarować jej cały świat.

- Oui, madame - zgodził się z hrabiną. Zerknął w stronę drzwi do sypialni i z ulgą

zauważył, że wchodzi jego służący.

Hrabina nareszcie wycofała się, pozostawiając księcia samego z Currierem. Po

uprzejmym zapytaniu, jak jego służący zniósł podróż powozem, Anthony podszedł do

podwójnych drzwi prowadzących na balkon i otworzył je na oścież, wpuszczając złociste

francuskie powietrze.

Wyszedł na zewnątrz, czując, jak radość pulsuje w jego żyłach.

A więc byli tu. Obiecał jej, że zabierze ją do Francji, i dokonał tego.

- Pomyślałam, że ten balkon musi należeć do ciebie.

Anthony odwrócił się i zobaczył swoją żonę stojącą na sąsiednim balkonie.

Uśmiechała się do niego. Nagle znalazł cel dla rozpierającej go energii.

- Przejdę tam - powiedział.

Na moment na jej policzku pokazał się dołeczek. Potem, kiedy zobaczyła, jak

Anthony mierzy wzrokiem odległość między nimi, i zdała sobie sprawę, że zamierza przejść z

jednego balkonu na drugi, zawołała ostro:

- Anthony, nie bądź niemądry! To zbyt niebezpieczne. Przejdź korytarzem.

Ale on nie chciał iść korytarzem. Całymi dniami tłoczył się w powozie lub na statku i

teraz pragnął działania, pragnął niebezpieczeństwa. Ocenił wzrokiem ścianę i uznał, że

ozdobny kamienny gzyms pomiędzy dwoma balkonami jest dość szeroki, by mógł po nim

przejść.

- Anthony! - Sarah krzyknęła, przerażona. - Nie!

Adrenalina buzowała w jego żyłach. Zerknął w dół, żeby sprawdzić, czy przestrzeń

pod nim jest wolna. Nie chciał spaść i kogoś zabić. Ogród poniżej był pusty, jeżeli nie liczyć

dwóch ogrodników, którzy znajdowali się w bezpiecznej odległości, przycinając żywopłoty.

Książę przeszedł nad balustradą, postawił stopę na gzymsie i wypróbował go. Postawił

drugą stopę, a potem puścił balustradę i przycisnął się do ściany.

Gzyms był węższy, niż na to wyglądał, i książę musiał balansować na czubkach

palców.

Nareszcie poczuł przy biodrze balustradę drugiego balkonu. Ostrożnie sięgnął i

uchwycił się jej prawą ręką. Przesunął prawą stopę, wsunął ją między kamienne tralki i

odepchnął się od ściany w kierunku balustrady.

Przeskoczył ją.

- Oszalałeś? - zawołała Sarah. Miała ogromne oczy i Anthony patrzył, jak strach

background image

zamienia się w nich w gniew. - Co ten wyczyn miał na celu? Mogłeś się zabić!

Bała się o niego. Uśmiechnął się szeroko i odparł beztrosko:

- Balkon nie jest aż tak wysoko, Sarah. Mógłbym złamać nogę, gdybym spadł, ale nie

zabiłbym się.

To bardzo rozsądne oświadczenie wcale jej nie zadowoliło.

- Mogłeś skręcić sobie kark!

- Cóż, nie skręciłem. - Podszedł do drzwi balkonu i zajrzał do sypialni. Pokojówka

zajęta była wypakowywaniem rzeczy; stała odwrócona plecami do wyjścia na balkon. Książę

powiedział:

- Możesz odejść.

Pokojówka nie dała po sobie znać zaskoczenia na dźwięk jego głosu, tylko odwróciła

się, dygnęła i wyszła z pokoju. Książę wrócił do Sarah.

- Helena też pomyśli, że oszalałeś - powiedziała słabym głosem.

Nie raczył odpowiedzieć, tylko podniósł rękę i palcem wskazującym przesunął po

nosie Sarah, zaróżowionym od słońca na statku. Teraz odczuwał wyłącznie czyste, nieodparte

pożądanie. Przesuwał palcem w dół, z jej nosa na wargi, szyję, pomiędzy piersiami i dalej w

dół, aż dotknął jej w najczulszym miejscu. Wciąż stała bez ruchu, ale jej usta rozchyliły się, a

oczy pociemniały. Przesunął dłonią w górę, na jej biodro, i delikatnie ją popchnął.

- Do środka - powiedział.

Weszła do sypialni. Anthony zatrzymał się, by otworzyć podwójne drzwi na balkon

tak, aby słoneczne światło zalało pokój. Kiedy odwrócił się znowu, zobaczył, że Sarah stoi

przy łóżku i patrzy na niego. W ciszy, jaka zapadła, wibrowało pożądanie.

Stanął w snopie słonecznego światła wpadającego z balkonu i zaczął zdejmować

ubranie. Sarah usiadła na łóżku, jak gdyby nogi nie były w stanie jej utrzymać. Zdjęła buty i

zaczęła rozpinać suknię.

Anthony skończył się rozbierać i podszedł do niej.

Siedziała na skraju łóżka i patrzyła, jak nadchodzi. Jej oczy były ogromne i bezdennie

głębokie. Wyciągnął do niej ręce, położył dłonie na jej ramionach i popychał ją, aż położyła

się na plecach, a on pochylał się nad nią. Oddychała delikatnie i płytko i Anthony mógł

dostrzec puls na jej szyi. Jej ręce uniosły się, by go dotknąć; jedna z nich przesunęła się w dół

po jego plecach wzdłuż długiej blizny rysującej się łukiem od prawego ramienia aż do pachy.

Ich twarze były tak blisko siebie.

- Powiedz moje imię - zażądał.

- Anthony. - Jej głos był ochrypły z namiętności.

background image

Zaczął podciągać jej spódnicę do talii. Sarah uniosła się, by mu pomóc. Wreszcie

ściągnął z niej całą suknię, tak że Sarah została tylko w halce. Odgarnął ją, by mu nie

zawadzała, i wszedł w Sarah.

Jej nogi owinęły się wokół jego bioder. Oboje zadrżeli, a potem znieruchomieli,

rozkoszując się tą chwilą, doznaniem pierwszej chwili złączenia .

Przyjęła go w siebie jeszcze głębiej niż poprzednio.

Namiętność buzowała w ich żyłach niczym natarczywe bicie wielkiego dzwonu.

Anthony mówił do niej bez tchu po francusku, kiedy kołysali się we wspólnym rytmie; serce

łomoczące tuż przy sercu, śliska skóra na śliskiej skórze, jego ciało zanurzone w jej ciele, gdy

wznosili się w potężnym zauroczeniu ku wstrząsającym wyżynom zaspokojenia.

Jakiś czas później Sarah powiedziała:

- Mam nadzieję, że nie zamierzasz wracać do swojego pokoju w taki sam sposób, w

jaki go opuściłeś.

Anthony leżał na plecach, Sarah umościła się w zagłębieniu jego ramienia. Pasemka

długich włosów rozsypały się na jego pierś. Mogła dosłyszeć rozbawienie w jego głosie,

kiedy odpowiedział:

- Nie mam takiej samej motywacji. Wrócę korytarzem.

Sarah wyobraziła sobie tę scenę i rumieniec oblał jej policzki.

- Co wszyscy sobie pomyślą, kiedy zobaczą, jak wychodzisz z mojego pokoju?

Anthony ziewnął.

- Jakie to ma znaczenie, co sobie pomyślą?

Sarah pomyślała o ogrodnikach, którzy zapewne widzieli księcia wspinającego się na

jej balkon. Pomyślała o Helenie, odesłanej tak pospiesznie. Jej rumieniec pogłębił się.

- Służba to też ludzie - powiedziała.

- Sarah - mówił bardzo cierpliwym tonem. - Jesteś moją żoną. Nie ma niczego

dziwnego w tym, że wychodzę z twojego pokoju.

- Chyba tak - mruknęła z powątpiewaniem. Przesunął dłoń tak, by spoczęła na jej

brzuchu. - Robi się coraz bardziej okrągły - powiedział.

- Twój syn albo córka rośnie.

- Życie - powiedział z zadumą.

Dotyk jego dłoni był tak delikatny, że aż łzy napłynęły jej do oczu. Ich dziecko

pojawiło się we właściwym czasie. To była jedna z rzeczy, które pomogły mu przestać

myśleć o Maksie. Odwróciła nieco twarz i pocałowała jego nagie ramię.

- Lepiej poślę po Curriera, żeby przyszedł mnie ubrać - powiedział.

background image

- Co?!

Sarah poderwała się i spiorunowała go wzrokiem. Anthony śmiał się.

- Spodziewasz się, że książę Cheviot sam się ubiera?

Wyglądał na zrelaksowanego i szczęśliwego, i tak młodego jak gdyby miał nie więcej

niż osiemnaście lat.

- Jestem pewna, że książę Cheviot, który potrafi wspinać się na balkony, jest

najzupełniej zdolny ubrać się sam - odrzekła.

Anthony też usiadł, ziewnął raz jeszcze, a potem wyciągnął ramiona nad głową i

przeciągnął się. Sarah patrzyła na jego silne muskuły, prężące się pod gładką skórą.

- Dobrze - powiedział. Oczy mu rozbłysły. - Ale ty będziesz musiała mi pomóc.

- Jesteś niemożliwy - odpowiedziała Sarah. Zaplotła ręce na nagich piersiach,

częściowo zakrytych przez opadające włosy.

- Oczywiście, jeżeli nie chcesz się ubierać, mogę wymyślić nam inne zajęcie -

powiedział łobuzersko.

Sarah wyskoczyła z łóżka i podała mu koszulę.

- Wkładaj to - rozkazała. - Musimy ubrać się na obiad. Co powiedzą hrabia i jego

żona, jeżeli się spóźnimy?

- To Francuzi - odparł. - Będą doskonale wiedzieli, co myśleć.

Sarah spojrzała gniewnie.

- Anthony! Ubieraj się.

Uśmiechnął się szeroko. Doskonale się bawił, drocząc się z nią. Sarah musiała

przygryźć wargę, żeby powstrzymać się przed uśmiechnięciem się w odpowiedzi i

sprowokowaniem czegoś, co sprawiłoby, że spóźnią się na obiad.

- Dobrze - powiedział. - Dobrze. - Wysunął rękę po koszulę.

Oczy mu błyszczały, skórę nadal miał lekko zaróżowioną, i Sarah popełniła błąd,

pochylając się, by cmoknąć jego potarganą jasną czuprynę.

Spóźnili się na obiad, ale hrabia i hrabina byli zbyt dobrze wychowani, by to

skomentować.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Wolf Joan Złota dziewczyna
Złota dziewczyna Wolf Joan
Alistair MacLean,Simon Gandolfi Zlota dziewczyna
Alistair MacLean Złota dziewczyna
MacLean Alistair, Gandolfi Simon Złota dziewczyna
Wolf Joan Tajemnica Silverbridge
Opiekun Wolf Joan
Wolf Joan We mgle pozorów
Opiekun Wolf Joan
MacLeod Joan DZIEWCZYNA JAK INNE
Joan Wolf We mgle pozorów
Joan Wolf Opiekun
Joan Wolf Opiekun
Opiekun Joan Wolf
Joan Wolf Tajemnica Silverbridge
ZWIAZKI ZLOTA
egz dziewcz rok1 2013 14

więcej podobnych podstron