DlaRodziców,którzybyliniezwyklepomocni
DlaBabci,którasłużyładobrąradą
DlaAleksandry,którajakopierwszaprzeczytałacałość
Idlainnychbliskichmiosób,którebyłydlamnieinspiracją
Dziękuję
Prolog
…Iznowutosamo,jestemznim,wmoimśnie,stoimyoboksiebie,
patrzącwgwiazdy.Jestnoc,mrokicisza.Wpatrujemysięwswoje
oblicza.Mamnasobieprzewiewnączerwonąsukienkę,jestbardzo
krótka i ledwo zakrywa mi pośladki. Dobrze dopasowuje się do
mych ponętnych kobiecych kształtów. Ma dekolt, który pokazuje
kawałek moich delikatnych krągłych piersi, i lekko opina się na
biodrach. Moje rozpuszczone włosy lekko falują i są nasączone
deszczem. Wyglądam dziwnie blado. Moje ciemne oczy nadal
wpatrująsięwmegotowarzysza,któryjestwyższyodemnie.Jego
kościpoliczkowesąidealniewykrojone,acałaposturaperfekcyjnie
pasuje do wyrzeźbionych mięśni. Ma prawie kruczoczarne krótkie
włosy,poktórychrównieżspływająkroplełezlecącychznieba.Jest
bardzo przystojny, a jego oczy niebieskie, tak jak ocean, a może
nawetgłębsze,patrzącwnie,możnasięzatracićlubzapaśćgdzieś
głęboko i nie pamiętać już niczego. Jest ubrany tylko w jeansy
z ciemnym, chyba czarnym paskiem. Odkryta klatka piersiowa
ukazuje całą jego męskość. T-shirt luźno zwisa na jego barku.
Stoimy tak razem długi czas. Widać, że nie żywimy do siebie
żadnych uczuć, aczkolwiek mogłabym przysiąc, że patrzy na mnie
takim wzrokiem, jakbym miała zostać postrzelona, a on w każdej
chwili przeciąłby tor lotu kuli swoim ponętnym ciałem tylko po to,
bymnieobronić.Jestmiztymtrochędziwnieiwżadensposóbnie
mogętegozrozumieć.Czujęsięprzynimbezpiecznieitakkobieco
jak nigdy dotąd. Mam wrażenie, że nie jestem tą twardą
dziewczyną, którą inni muszą znosić na co dzień, coś się zmienia,
tak jakbym już nie potrafiła obronić się sama. On do mnie nie
podchodzi, cały czas stoi i mi się przygląda, nic nie mówi, jednak
wyraz jego twarzy pokazuje mi wszystko. Widzę w jego oczach
gniew, zapał, żar i obawę. Najdziwniejsze jest jednak to, że on boi
się, że może mnie skrzywdzić, i dlatego nie podchodzi. Ten sen
powtarza się codziennie od jakichś dwóch miesięcy, ale zawsze
kończy się tym samym, tak jakbym nie mogła go kontrolować
iniczegozmienić.Pamiętamtylko,żeupadam,aonjednymsusem
znajdujesiębliskomnie…
Rozdział1
Bijącsięzmyślami
Jak zwykle jestem spóźniona, zaspałam, ale nawet pięciokrotne
przestawianiebudzikaniepomogłomiwżadensposóbsięwyspać.
Skoczyłam jak oszalała na drewniane schody i mało co nie
przetoczyłam się po nich, tak jak ludzie, którzy grają w filmach
akcji.
Nocóż,trzebaimprzyznać,żemająciekawewejścia.
Niczym
pantera
przeskoczyłam
schody,
żeby
uniknąć
żenującego upadku, ale jakkolwiek bym próbowała, to i tak na
końcu wylądowałam ze zdartą skórą. No nic, jakoś przeżyję,
pomyślałam. Podbiegłam szybko do lodówki, ale już trochę
ostrożniej niż poprzednio, i wzięłam jakiś pierwszy jogurt z górnej
półki i parę orzechów, a ponieważ potrzebuję posiłku, który
zaspokoiłby całą armię, postanowiłam, że kupię coś jeszcze na
mieście. Następnie poszłam do łazienki, żeby się umyć, po czym
podążyłam do pokoju się ubrać. Był poniedziałek i miałam wolne
wszkole,aletonieznaczyło,żemamwolneodtreningów.Ubrana
wsportoweciuchy,topikrótkiespodenkizabrałamzestolikatorbę
i zgarnęłam klucze do mojej hondy civic. Zanim się obejrzałam,
siedziałam już na siedzeniu kierowcy, z odpalonym silnikiem. Od
sali treningowej dzieliło mnie jeszcze jakieś dwadzieścia minut
jazdy, a więc tym bardziej byłam zła, bo wiedziałam, że Mario
będziewściekły.
Mario był moim instruktorem sztuk walki i miał parę swoich
zasad,którychnależałoprzestrzegać.Nienawidziłniesubordynacji.
Mimo że był bardzo młody i przystojny, co mogło zwodzić, szybko
pokazywał wszystkim, co potrafi. Ćwiczyłam z nim od dwóch lat
i byłam pierwszą dziewczyną, którą szkolił. Aby w ogóle się tam
dostać, trzeba było się naprawdę wykazać, na razie mnie się to
udałojakojedynejprzedstawicielcepłcipięknej.
Dziesięćminutjazdyjużminęło.Ucieszyłamsię,widząc,żenie
mazbytwielkiegoruchuizdążęnazajęcia,dziękiczemunienarażę
sięnaględzenienauczyciela.Trochęsięrozluźniłamipodziwiałam
przez szybę mojej hondy przemieszczające się bardzo szybko
widoki.Terazjużmogłamzwolnić.Niechciałam,żebyjeszczeteraz
siedziałaminaogoniepolicja.Mijającbudynkimieszkalneisklepy,
wiedziałam, że już tylko chwila dzieli mnie od spotkania
z przyjaciółmi. Mimo że na macie zachowywaliśmy się jak zabójcy,
w wolnym czasie często ze sobą przebywaliśmy. Był tam Peter, do
niedawna mój chłopak, dopóki nie zrozumiałam, że kocham go jak
brata albo przyjaciela, ale, niestety, nic więcej nie mogę mu dać.
Pomimo żalu i załamania potrafił się z tym pogodzić i nie chciał
mnie do niczego zmuszać. Wysoki, dobrze zbudowany blondynek
z piwnymi oczami, czasami przeskakującymi w bursztyn. Tak, był
bardzo przystojny i męski, często trochę ironiczny i zabawny. Był
idealny,ale,niestety,niedlamnie.Gdybymgokochała,tonigdynie
wypuściłabymgozeswoichobjęć.
Musiałam urwać moje wspominki, bo stałam już przy starym
magazynie, który został przerobiony na salę treningową. Była
siódmarano.Bardzoszybkimkrokiemdotarłamdowielkichdrzwi,
któresięprzedemnąnatychmiastotworzyły.
– Witaj, Katherine – jęknął Mario. – Jak zwykle pierwsza. Nie
wiem, jak ty to robisz, ale bardzo mnie cieszy fakt, że masz taki
zapał.
– Tak jak zawsze – mruknęłam i prawie się roześmiałam, gdy
przypomniałam sobie mój wariacki sprint przez schody i równie
szybkąjazdęsamochodem,zaktórązpewnościąmogłabymdostać
niejedenmandat.
– Widzę, że pozostali się spóźnią, zresztą jak zawsze, ale nie
martwsię,ciebiekaraominie,toonibędąmusielisiępocić.Tyna
razie możesz się rozgrzać i zacząć robić jakieś ćwiczenia, wrócę,
jaktebaranysiępojawią.
– Jasne – odpowiedziałam i ledwie powstrzymałam się od
śmiechu. Wyobrażałam sobie, przez co będą przechodzić moi
koledzy.
Zaczęłam się rozciągać, ale przerwałam, bo usłyszałam tyle
głośnych kroków, że musiałam się odwrócić. Naprzeciwko mnie
stała cała banda, ucieszona jak nigdy, co mnie trochę zdziwiło.
Bardzo za nimi tęskniłam, szczególnie że widzieliśmy się pierwszy
raz od zakończenia roku szkolnego. Każdy gdzieś wyjechał,
niektórzyprzybylidopieroniedawnoiztego,cowiedziałam,Peter
wrócił ostatniego dnia wakacji. Koło niego stał Jake, zaraz za nim
Max, Marcus, Kyle i Joshua. Brakowało mi tylko Scotta, ale
pomyślałam, że ten pewnie od powrotu śpi w łóżku z megakacem,
comnietylkorozbawiło.
– Cześć, piękna, widzę, że humor dopisuje – rzucił Peter
ipocałowałmniewpoliczek,czymmusięodwzajemniłam.
– Tak, najwidoczniej – parsknęłam. – Zastanawiam się tylko,
gdziejestScott–powiedziałamiznowusięzaśmiałam.
Przyjaciele chyba nie chcieli mi odpowiadać, bo rzucili się
wszyscy na mnie jak na zdobycz, obcałowując, podnosząc
i wypytując o wszystkie szczegóły, jednak nie udało mi się nic
powiedziećprzeztozamieszanie.
WtymmomencienasalęwszedłMario.Popatrzyłnawszystkich
zgniewemwoczachipoinstruowałcodowykonywaniaćwiczeń,po
czym prawie już zniknął w małym korytarzu, ale jednak zawrócił
irzuciłdoPetera:
–Niemusiszrobićtychwszystkichćwiczeńcoreszta.Wiem,że
dopiero wróciłeś. Masz taryfę ulgową, jednak nie myśl, że tak
będzie cały czas. Następnym razem wylądujesz ze mną na macie.
DołączdoKatherineipomóżjejsięrozciągać.
– Jasne – odparł Peter z lekkim uśmieszkiem na twarzy, potem
skierowałswójwzrokkumnieizacząłrozmowę:
– Kate, nic się nie zmieniłaś, wysportowana jak zawsze i może
nawetpiękniejsza…
– Daruj sobie – wyszeptałam, podchodząc bliżej i łapiąc go za
koszulę.–Wiesz,żewolęsięrozciągać,apotemskopaćcityłek,niż
gadać.
–Więcjednaknicsięniezmieniłaś,dalejupartaizawzięta.
–Atoźle?–rzuciłam.
–Jasne,żenie–odpowiedział.
Wziąłmniewramionajakmałądziewczynkęiprzyglądałmisię
z uśmiechem, przez który jednak przezierał smutek. Zanim
zdążyłamcośpowiedzieć,dodał:
– Nawet nie wiesz, jak mi ciebie brakowało. Ten wyjazd
zaplanowaliśmy we dwoje, a ja pojechałem sam i nawet chciałem
udawać,żejestmidobrze,aleniebyło.Bezciebietonietosamo.
Chciałam mu przerwać, ale w tej chwili położył swoje usta
delikatnienamoich,całującje.Zaskoczyłmnietymitaknaprawdę
nie wiedziałam, co mam zrobić. Sama zresztą nie przerwałam
pocałunku, ale też go nie odwzajemniłam. Może coś nas jeszcze
łączyło,jednaktoniebyłatasamamiłość.WkońcuPeterzauważył,
że trochę mnie przytłacza, i przerwał pocałunek. Ponownie
popatrzyłnamniechwilę.
– Wiem, że to dla ciebie nie znaczy tyle co dla mnie, ale
musiałemtozrobić,wybacz.Nadaljesteśdlamniewszystkim,będę
naciebieczekał.Jeżelitylkocośsięzmieni,dajmiznać,jestemtu
dlaciebie.
– Dzięki – powiedziałam najmilej, jak się dało, ale unikałam
czułości, żeby nie robić mu nadziei. Chciałam jakoś rozładować
napięcie i uderzyłam go delikatnie w tors. – To co, widzimy się na
macie?
–Jasne,niemogęsiędoczekać–odpowiedział.
Po chwili już każde z nas ruszyło do swoich obowiązków.
Ponieważnawetniezaczęłamćwiczeń,szybkoruszyłamwokółsali,
zrobiłam jakieś dwadzieścia okrążeń, potem podciągałam się na
drążku, a na koniec zaplanowałam spotkanie z moim kochanym
starym workiem treningowym, który tak uwielbiałam. Stanęłam
przodem do wejścia, które było cały czas otwarte, założyłam
rękawice i zrobiłam kilka ruchów „na sucho”, sprawdzając swoją
szybkość, po czym zaczęłam namiętnie okładać worek, jakby był
moim śmiertelnym wrogiem. Na początek ruszyłam pięści: prawy
sierpowy, lewy. Nawet nieźle, pomyślałam. Potem w ruch poszło
całe moje ciało, łokcie, nogi. Wirowałam wokół worka jak bogini
wojny. Po dziesięciu minutach krople potu spływały mi po czole
i brzuchu, świecąc się na nich, ale ja nie chciałam przestawać.
Wkrótce, niestety, musiałam. W pewnym momencie na salę wpadł
jakiśchłopak.Napoczątkuniewidziałamgodobrze,booślepiające
promienie słońca były tuż za nim. Zdążyłam jednak dostrzec jego
ciemne błyszczące eleganckie buty, niebieskie jeansy i czarny
pasek. Jego klatka piersiowa nie była niczym przykryta, czarny T-
shirt trzymał w ręku. Wyobrażałam sobie, jak wyglądałby na nim
i jak pięknie podkreślałby jego idealną muskulaturę. W tej chwili
usłyszałam głos Maria, który wydawał się dobiegać zza moich
pleców. Odwróciłam się. Faktycznie, mój instruktor stał dokładnie
zamną.
– Adrian, jak dobrze cię widzieć. Już myślałem, że się
rozmyśliłeś–powiedział.
–Nie,nierozmyśliłemsię,poprostucośmiprzeszkodziłoinie
mogłemzdążyćnaczas.
– Oczywiście, rozumiem, kuzynie. Jeśli chcesz, możesz zacząć
sięrozgrzewać,apotemdołączyszdoresztywwalce.
W tamtej chwili, gdy podszedł trochę bliżej, po prostu
zamarłam.
– Nie, to niemożliwe – rzuciłam sama do siebie. – To nie może
byćprawda.
Nie wierząc własnym oczom, przetarłam je parę razy
i wpatrywałam się w nowo przybyłego kursanta, który zaczął się
przybliżaćiszepnąłmidoucha:
– Nie musisz się z tym kryć, wiem, jak działam na kobiety. Nic
na to nie poradzę, ale ty chyba musisz się skupić, bo bez tego nie
wygraszżadnejwalki.
– Chciałbyś – mruknęłam. – Wcale mnie nie obchodzisz, po
prostu przypominasz mi kogoś, zresztą nieważne, nie będę się
tłumaczyćprzedkimś,kogonawetnieznam.
–JestemAdrian,miłomi–szepnął.
–AjajestemKatherineiwcaleniejestmimiło.
Boże,
ale
zrobiłam
z
siebie
kretynkę,
pomyślałam.
Wpatrywałamsięwniegojakwbóstwo,aonniewiedziałdlaczego,
jajednakwiedziałam.Toniemogłabyćprawda,tenfacetzmojego
snu nie mógł być Adrianem. Przecież to jest niemożliwe. Nie
przypominałamsobie,żebyworek,naktórymwcześniejćwiczyłam,
uderzył mnie w głowę, ale chyba jednak to przeoczyłam. Jak facet
zesnówmiałsięstaćrzeczywistością?Anawetjeżelibyłbytakina
świecie i wyglądałby tak samo, to co robiłby w Berkeley?
Zastanawiałamsięnadtymjeszczeprzezchwilę,aleitakmusiałam
wrócić do ćwiczeń. Wiedziałam, że zbyt długo tkwiąc w innym
świecie,niezadowolęmojegoinstruktora.Takszczerzemówiąc,to
pierwszy raz w życiu miałam dość worka, wolałam skupić się na
żywym przeciwniku. Niedaleko mnie stał Peter, którego znów
złapałam za koszulę i pociągnęłam w swoją stronę. Ku mojemu
zdziwieniu nie tylko on był uradowany. Z boku sali stał Adrian,
który mi się przyglądał i sprawiał wrażenie rozbawionego. Opierał
sięościanęiwyglądałcudownie…
Cojamówię?Niemogę.Aniechto,widoczniemiałracjęcodo
swojegodziałanianadziewczyny.
Szybko odwróciłam od niego wzrok i zaczęłam walczyć. Peter
jak zwykle mówił coś o tym, że będzie starał się być delikatny, ale
nie zlituje się nade mną. Byłam taka wściekła, choć nie wiem
dlaczego, że nie pozwoliłam mu nawet dokończyć następnego
zdania i uderzyłam go pięścią w twarz. O tak, to było idealne
uderzenie.
– Wow, Katherine, to było nieziemskie, nigdy cię takiej nie
widziałem.
– Nie gadaj, tylko walcz, Peter – mruknęłam. Po chwili
stwierdziłam, że jestem dla niego trochę zbyt szorstka, ale cóż, to
byławalkaichciałamwalczyć,aniegadać.
Jego pierwszy cios poleciał na moje żebra. Idealnie
wyprofilowałpięśćlewejrękiiuderzył,ażprawiezamarłam,ledwo
złapałam powietrze i uderzyłam nogą w jego bok. On także się
trochę podkulił, ale nie był mi dłużny i oddał perfekcyjny cios
wwątrobę.Och,tegobyłozawiele,takmniewkurzył,żebiłamgo
na oślep, rękoma, nogami, łokciem. Przewróciłam go na matę do
parteruidalejokładałampięściami.Tymrazemsiedziałamnanim,
co mu się widocznie spodobało, bo nie bił mnie, tylko się bronił.
Chciał, żebym jak najdłużej utrzymywała swoją pozycję, ale chyba
w końcu okładanie go znudziło, bo przekręcił się, zrzucając mnie
z siebie na matę. Oboje podnieśliśmy się szybko i sprawnie, aby
kontynuowaćwalkę,alecośnamprzerwało.
– A może ja spróbuję zmierzyć się z tak silną kobietą? Ale nie
obiecuję,żedamjejfory,więcmożesięwycofać.
– Hej – rzuciłam. – Po pierwsze, to jestem tu i słyszę cię, nie
musisz mówić do innych ani pytać nikogo o zgodę. Zgadzam się
iwcaleniechcężadnychforów.
– W porządku, ale pamiętaj, że to będzie najtrudniejsza walka
wtwoimżyciu.
–Natoliczę,lubięwyzwania–przerwałammuszybko.
Chciałam mieć ostatnie zdanie i tylko kiwnęłam do niego, by
dać mu sygnał do wejścia na matę. Peter zszedł z niej i życzył mi
powodzenia.Marcusmiałdaćznakrozpoczęciaiodniegomieliśmy
zacząć walczyć, ale ja, nie myśląc długo, wymierzyłam porządny
prawy sierpowy, który szybko znalazł się na twarzy Adriana. Ależ
byłamwtedyzadowolona,należałomusię.
–Tobyłonieczyste,dziewczyno.Terazjużnapewnoniedamci
forów.
–Zasłużyłeśsobieijużcimówiłam,żeniechcężadnychforów.
–Jasne,toco,zaczynamy?
–Zprzyjemnościąskopięcityłek!
–Twojeniedoczekanie–mruknął.
W momencie gdy Marcus dał znak, a my ruszyliśmy ku sobie,
Marioprzerwałtrening.
–Dobrze,dziewczynki,treningsięskończył,ruszaćsię.Acodo
was, to sami na macie nie zostaniecie, jeszcze się pozabijacie
istracęnajlepszychzawodników.
– A skąd wiesz, że on jest taki najlepszy, skoro dopiero dzisiaj
przyszedł? – przerwałam i przypomniałam sobie, jak Mario mówił,
żeAdrianjestjegokuzynem.
Cholera,pomyślałam.Teraztonapewnomniewezmązatotalną
idiotkę.
–Widziałemgokilkarazywakcji,walczyłwparuklubach,ale
nie będę tego roztrząsał. Wasza dwójka jest najlepsza. Chociaż ty,
Katherine, nie wyglądasz dzisiaj dobrze i walczysz bez techniki.
Musisz się skoncentrować, bo teraz tego najwidoczniej nie robisz,
niewiem,skąduciebietakazmiana.
Zanimmuodpowiedziałam,dorozmowywtrąciłsięAdrian.No
jasne,anibydlaczegomiałbytoprzepuścićisiedziećcicho?
– Ona jest najlepsza? – zapytał rozbawiony z ironią w głosie. –
Widziałem ją niedawno na ringu i jakoś nie szło jej najlepiej,
następnymrazempokażęjejparęmoichruchówimożesięczegoś
nauczy.
Cozawrednytyp,pomyślałam.
–Słuchaj,niebędęcisiętłumaczyćporazkolejny,zresztąjeśli
niewierzysz,możeszsięprzekonaćnastępnymrazem,jakbędziesz
leżałnamacieibłagał,żebymprzestała.
Wtedy Mario mi przerwał. Kazał nam się uspokoić. Byłam tak
wściekła, że wolałam odejść, zanim zrobię lub powiem coś, czego
będężałować,poszłamwięcdoszatni,żebysięprzebrać.
Przy chłopakach nie czułam żadnego wstydu i po prostu
zaczęłamsięprzebieraćwjeansy.Tylerazemprzeszliśmyitylejuż
razemćwiczymy,żewidzielimniewsamejtylkobieliźniejużnieraz.
Niestety,niebyłamprzyzwyczajonadoobecnościAdriana,więcgdy
tylko jednym płynnym ruchem ściągnęłam z siebie krótkie szare
spodenki i odwróciłam się, myślałam, że zapadnę się pod ziemię.
Stał z założonymi rękoma i przyglądał mi się z rozbawioną miną.
Jeszcze chwila, a zrobiłabym się czerwona, ale powstrzymałam się
i udawałam, że wszystko jest w porządku. Moje pośladki
przykrywały jedynie delikatne białe koronkowe majtki, a do pary
miałambiałymiękkikoronkowystanik.Wszybkimtempiewłożyłam
spodnieibluzę,którąwyjęłamztorby.Zarzuciłamtorbęnaramię,
poczymwyskoczyłamjakpoparzonazszatniiruszyłamwkierunku
samochodu.Wtedyzorientowałamsię,żenawetniepożegnałamsię
z chłopakami. Ku memu zdziwieniu w moim samochodzie siedział
Peter.Naszczęściezająłmiejscepasażera.Gdybytegoniezrobił,to
jeszczejemubysiędzisiajoberwało.Usiadłamzakierownicą,torbę
rzuciłam do tyłu i spojrzałam na niego. Wpatrywał się w moje
długie ciemnobrązowe włosy, które były trochę w nieładzie, potem
utkwiłwzrokwmoichpiwnychoczachidelikatnieróżowychustach.
Przysunął się do mnie i objął najmocniej, jak mógł. Tylko on
wiedział,żejestemstraszniewściekła.Siedzieliśmytakrazemparę
chwiliprzytulaliśmysiędosiebie,onjedenpotrafiłmniepocieszyć.
– Kate – zaczął – tak sobie myślałem, że moglibyśmy gdzieś
wyjść z chłopakami. Oni chcieli iść na kręgle, ale tak naprawdę to
chcą,żebyśtywybrała,bylebymoglicośtamzjeść.
– W sumie to nawet niezły pomysł. I przyznam, że trochę
zgłodniałam, więc moglibyśmy się gdzieś wybrać, ale nie mam
ochotynakręgle.Możepójdziemynapizzędotwojegotaty?
Otak,pizzauStromówbyłanajlepszawmieście.
– Dobry pomysł, może namówię tatę na zniżkę dla stałych
klientów?
–Ostatnioobiecał,żedostanęgratis.–Zaśmiałamsię.
–Notak,aletonawetjeszczelepiej,możechłopakisięskuszą
nadarmowyobiad.
–Toco,terazczekamynanich?–rzuciłam.
– Tak, czekamy, a jak przyjdą, to powiemy im o naszych
planach.
–Naszych?–zapytałam.–Ztego,cowiem,tojatowymyśliłam,
atysiętylkozgodziłeś,Stroma.
–Nodobrze,Rosenwood,niechcibędzie.
Uśmiechnęliśmysiędosiebieijakbycałazłośćminęła,alegdy
zobaczyłam Adriana przekraczającego wraz z pozostałymi próg
klubu,znówemocjemnązawładnęły.Pomyślałam,żejeżelijedziemy
całąpaczką,toonteżtambędzie.
–Cholera–powiedziałamnagłos,nawetniezdającsobieztego
sprawy.
–Wszystkowporządku?–dopytywalikoledzy.
– Tak, jasne. Po prostu o czymś zapomniałam – skłamałam. –
Hej, wiesz? – zwróciłam się do Adriana. – Idziemy całą paczką na
pizzę,możewybierzeszsięznami?
Choćnieprzypadłmidogustu,niechciałambyćniemiła.
– Nie, dzięki, już się z kimś umówiłem i nie będę wam
przeszkadzać.
Nie powiedziałam do niego nic więcej, ale widziałam w jego
oczachzawód.Zjednejstronyniewiemczemu,alemiałamgodość,
a z drugiej – było mi go żal. Pomyślałam, że będę musiała z nim
wkrótceporozmawiać,bowkońcustałsięjednymznas.
–Dobra,toruszamy–rzuciłMarcus.
Ten dość niski chłopak miał krótkie brązowe włosy i dobrze
zbudowane ciało. Był kochany, podobnie jak cała reszta naszej
paczki. Chwilę jeszcze patrzył swymi zielonymi oczami na
wszystkich po kolei, a potem zatrzymał wzrok na mnie, przykrył
opalonąskóręjakąśbluząiruszyłwstronęswojegojeepa.Pochwili
siedzieliśmyjużwsamochodach.
Peter przybył na trening z Markusem, ale teraz jechał ze mną.
Mijaliśmymałesklepy,alejkiipięknewidoki.Czerwonozłotesłońce
pojawiło się na niebie i prowadziło nas jak zbłąkanych do celu.
Zanim się obejrzałam, byliśmy pod małą pizzerią, która jednakże
świetniesięprezentowała.Nazewnątrzbyłoparęławekistolików,
gdzieusiedliśmy.Dopierozostałaotwarta,więcniekręciłosiętuza
wiele ludzi i nie musieliśmy długo czekać z zamówieniem. Ja
z Peterem zamówiliśmy dużą pizzę, taką, jaką lubiliśmy oboje.
W większości przypadków lubiliśmy to samo, więc mogliśmy się
zawszedzielić.
– Słyszałem, że stary Anthony poszedł na chwilowy urlop
ibędziemymielinowegonauczycielanawuefie–powiedziałPeter.
–Janicniesłyszałamonowymnauczycielu–odparłam.
–Onanicniewie–usłyszałamszeptyinnych.–Notosięzdziwi,
dopierobędziezłanacałyświat–mówilidalej.
–Ocowamchodzi?–krzyknęłam.–Powiedzciemi,ocochodzi
iczemumiałabymbyćnibyzła?–Terazjużwydzierałamsięnanich
na całe gardło. Nie zauważyłam, że w momencie gdy to mówiłam,
wstałam.Pochwiliopanowałamsiętrochęiusiadłamzpowrotem.
– Lepiej, żebyś się nie dowiedziała o tym od nas, bo nas
pozabijasz. Lepiej poczekaj do następnych zajęć, wtedy sama się
przekonasz.
– A żebyś wiedział, że poczekam – warknęłam i wyjęłam plan
lekcji. Zobaczyłam, że zajęcia mam jutro, a zatem dowiem się,
o czym mówi reszta. Po chwili odeszłam od stolika, nie czekając
nawetnazamówienie.
–Jużidziesz?–zapytałPeterbardzozdziwiony.
– Tak, idę, bo widzę, że i tak nic mi nie powiecie, a apetyt już
straciłam.Dozobaczenia.
Mówiąc to, odwróciłam się na pięcie i dość wolnym krokiem
podeszłamdoauta.Usiadłam,zapięłampasyijeszczeprzezchwilę
opierałam się na kierownicy, po czym w mgnieniu oka odpaliłam
silnik i jak najszybciej ruszyłam przed siebie. Nie pamiętam, kiedy
dojechałamdodomu,alewiem,żebyłamspiętairozdrażniona.Od
jakiegoś czasu emocje miały nade mną władzę. Dodatkowo chyba
straciłam rozum. Adrian nie jest tylko moim wytworem sennym
irzeczywiścieistnieje,adotegojeststrasznymdupkiem.
Mój tata, wojskowy, odbywał akurat kilkutygodniową służbę
wjednostceznacznieoddalonejodBerkeley,amamamiaławrócić
z pracy dopiero za parę godzin, wiedziałam zatem, że będę sama
w domu. Nie zjadłam nic na mieście, a więc mój żołądek domagał
się dostawy czegoś dobrego. Ruszyłam szybkim krokiem w stronę
kuchni. Rzuciłam kluczyki na ciemny połyskujący blat kuchenny
i zauważyłam na nim małą kartkę, na której było coś napisane
niebieskim tuszem. Wzięłam ją do ręki i przeczytałam następujące
słowa:
Kochanie, jestem na szkoleniu w Nowym Jorku i nie mam pojęcia,
kiedy wrócę, choć mam nadzieję, że jak najwcześniej. Pieniądze
włożyłamdoTwojejtorby.Wiem,żesobieporadzisz.
Całuję,Mama.
Super,pomyślałam.Miałamwolnydomnaparędniimogłamtrochę
zaszaleć. Nie czułam się jednak na siłach, by dłużej się nad tym
zastanawiać. Organizm uparcie domagał się pożywienia. Wzięłam
z lodówki sałatkę, mój poranny jogurt i skoczyłam na schody, aby
dostać się do swojego pokoju. Sałatkę pochłonęłam niemal bez
gryzienia, również jogurt szybko zniknął. Włączyłam pocztę, żeby
sprawdzić wiadomości. Jak zwykle nie było nic oprócz reklam.
Przejrzałam jeszcze parę stron i weszłam na Twittera. Gdy się
zalogowałam, zobaczyłam nowe zaproszenie do grona znajomych.
Sprawdziłam, kto mi je wysłał, i mało nie spadłam z krzesła. Na
monitorze pojawiło się zdjęcie główne i dane personalne. Był to
Adrian. Wtedy poznałam jego nazwisko. Adrian Kenny Sorano.
Długo się nie zastanawiając, zaakceptowałam zaproszenie. Przez
dłuższą chwilę przeglądałam jego profil, starając się nie przegapić
żadnych szczegółów. Konkretnie interesowało mnie, w jakim jest
wieku, gdzie się uczył i czy ma dziewczynę. Szybko odkryłam, że
jest starszy ode mnie o sześć lat. Ja miałam siedemnaście.
UczęszczałdoszkoływMiami.Wolny.Niewiem,czemumnietotak
interesowało,skorostraszniedziałałminanerwy.Niechciałamjuż
zaprzątać sobie nim głowy i z głośnym klapnięciem zamknęłam
laptop. Położyłam się na łóżku i starałam się już o niczym nie
myśleć.
Spoglądałam na prawo, gdzie okno w moim pokoju wdzięcznie
ukazywało promienie słoneczne. Naprzeciw mnie stało dębowe
biurko, które kiedyś służyło mojemu tacie, obok stały szafki
utrzymujące tony przeczytanych książek. Po lewej stronie miałam
szafę, całkiem obszerną, z wielkim lustrem, w którym często się
przeglądałam. Mimo że wyglądałam na twardą dziewczynę, która
ćwiczy sztuki walki, ubierałam się nadzwyczaj kobieco. Stroje
ukazywały moje krągłości i delikatnie się na nich opinały. Często
zakładałam różnego rodzaju buty na obcasie, które wyszczuplały
moją dość smukłą sylwetkę. W sportowych ciuchach można było
mniezobaczyćtylkonatreningach.
W tamtym momencie pomyślałam, że muszę wzmocnić moje
ciałoiprzygotowaćsięnawalkęzAdrianem,biegając.Byłojużpo
południuisłońceniegrzałotakjakwcześniej,więczamiastszortów
wybrałam dres, ale zrezygnowałam z bluzy, pozostając w topie,
którymiałamnasobiewcześniej.Niechciałambiegaćpotwardym
asfalcie ani po nierównym polu, musiałam zatem przejechać kilka
kilometrów do pobliskiego lasu. Wzięłam klucze od domu, butelkę
wody i iPoda, żeby posłuchać muzyki. Zamknęłam drzwi i udałam
siędosamochodu.
Drogaprzezmiastozajęłamiokołotrzydziestuminut,ruchnie
byłzbytmały.Gdybyłamjużzamiastem,zaparkowałamsamochód
napoboczuiruszyłamprzedsiebie.Przezcałądrogętowarzyszyły
mi śpiew ptaków i niesamowite widoki. Z prawej strony widziałam
jeszcze pojedyncze domy, których mieszkańcy zdecydowali się
odpocząć od miejskiego zgiełku. Z lewej natomiast ujrzałam staw
z małym drewnianym pomostem i bujną wodną roślinnością. Idąc
dalej, zauważyłam pola, gdzie rosły różnego rodzaju zboża i nie
tylko.Gdzieniegdzierozprzestrzeniałysięróżoweiczerwonetrawy,
amiędzynimiłubiny,makiiwrzosyorazinnerośliny,którychnazw
nie znałam. Z czasem ucichło granie świerszczy. Dostałam się
w końcu do punktu docelowego i zaczęłam rozgrzewkę. Byłam
całkiem sama i mogłam troszeczkę ochłonąć. Tylko ćwiczenia
pozwalałymisiękontrolowaćiuwolnićmyśliodrzeczy,któreźlena
mnie wpływały. Po ostatnich wydarzeniach chyba jednak zaczęłam
wątpić w ich cudowną moc. Spędziłam jakąś godzinę na bieganiu,
przestałam dopiero, gdy poczułam, że pot leje się ze mnie
strumieniami. Wtedy właśnie zdecydowałam się na powrót. Nie
wiem, jak dużo czasu zabrało mi dojście do auta, ale zanim się
obejrzałam, byłam już koło niego. Bardzo szybko dostałam się do
domu. Wchodząc, spojrzałam jeszcze na zegar, który pokazywał
godzinę siedemnastą. Nie myśląc długo, poszłam w kierunku
mojego pokoju, zgarnęłam jedną ręką pierwsze ubrania, które
wpadły mi w ręce, i wskoczyłam pod prysznic. Odkręciłam gorącą
wodę i zatraciłam się w tej przyjemności, czując, jak krople wody
dotykają mojego ciała i rozgrzewają mięśnie. Gdy już się umyłam,
wytarłamiprzebrałamwczysteciuchy,pomaszerowałamgrzecznie
wstronęłóżka.Wtymmomencienawetpodłogawydawałabymisię
rajem.Położyłamsiępodciepłąpuchowąkołdrąiusnęłam…
Rozdział2
Oceniającpozory
Tym razem wstałam dość wcześnie. Pierwszy raz od dwóch
miesięcy nie śnił mi się Adrian, w sumie to nawet nie pamiętam,
żeby cokolwiek mi się śniło. Nie zastanawiając się nad tym dłużej,
usiadłam na brzegu łóżka, przeciągnęłam się, po czym poszłam do
łazienki. Odkręciłam ciepłą wodę. Po skończonym prysznicu
włożyłam czyste ciuchy: opiętą czerwoną bluzkę z delikatnym
dekoltem i dobrze dopasowane jeansy. Całość podkreśliłam
czerwonąszminkąibezbarwnymbłyszczykiem.Weszłamdokuchni,
by przygotować sobie lekki koktajl na śniadanie. Miałam jeszcze
dwadzieścia minut do wyjścia, wzięłam więc pilota i przeskakując
z kanału na kanał, sączyłam truskawkowy napój. Wychodząc,
zgarnęłam
jeszcze
torbę
z
książkami,
które
leżały
już
przygotowane, i poszłam do samochodu. Droga do szkoły
zajmowałamijakieśdziesięćminut,azatemchwilępóźniejstałam
jużnaparkinguszkolnym.Wyłączyłamradio,któretowarzyszyłomi
w drodze, i wyszłam z samochodu, kierując się do wejścia. Po
drodzemijałamwieleosób,większośćznichznałam,odpowiadałam
więc na powitania, z niektórymi rozmawiałam dłuższą chwilę. Do
rozpoczęcia pierwszej lekcji zostało pięć minut, ruszyłam w stronę
klasy.Poddrzwiamistałojużparęosób,zktórymirozmawiałamdo
dzwonka. Pierwszą lekcją w tym dniu była fizyka z panią Schmidt.
Niestety, była strasznie nudna. Nigdy nie obchodziło mnie, jak
rozchodzą się fale i jak obliczać natężenie prądu czy inne rzeczy.
Koło mnie siedział Colin. Był przystojny i lubiany. Ja zresztą, tak
samo jak on, cieszyłam się popularnością. Lubiłam go, chociaż
wiedziałam, że nie jestem w jego typie. W sumie to nawet dobrze,
bo dzięki temu mogłam z nim normalnie porozmawiać i nie
spławiaćgopopięciuminutach.
–Hej,Katherine–przywitałsię.
–Cześć,Colin–odpowiedziałam.
–Długocięniewidziałem.Couciebie?
–Niewielesięzmieniło.Auciebie?
– Chyba tak samo. Starałem się cieszyć wakacjami, ale znowu
rzeczywistość powraca. A jak tam na wuefie? Słyszałem, że jest
nowynauczycielnazastępstwo,toprawda?
– Szczerze mówiąc, to nie mam pojęcia, wuef mam dopiero za
godzinę,alesłyszałamotym.Przekonamsiędopiero,gdywyjdęna
salę.
– Słyszałem, że dziewczyny szaleją za nowym nauczycielem. –
Roześmiałsię.–Alejeststraszniewymagający.
–Przekonamysię–rzuciłam.
– A jak tam z Peterem? Wiesz, nie chcę się wtrącać, ale dużo
lasekjestszczęśliwychztegopowodu,żesięrozstaliście.
– Między nami jest dobrze, jesteśmy przyjaciółmi, a inne
dziewczynymnienieinteresują,mogągosobiezabrać.
–O,jakazmiana,kiedyśdałabyśsięzaniegozabić.
– Nie przesadzaj, to wcale nie tak. Może i go kochałam, ale to
sięzmieniło.Serio.Iniezamierzamdotegowracać.
W tym momencie pani Schmidt uspokoiła nas i żadne nie
odezwałosięjużdokońcazajęć.Liczyłamtylkominutydodzwonka,
który mnie wybawił. Po fizyce ruszyłam w stronę przebieralni.
Zawsze lubiłam wysiłek fizyczny i dlatego za każdym razem byłam
pierwsza na sali. Szybko przedostałam się przez zatłoczony
korytarz i weszłam do przebieralni dla dziewczyn. W pośpiechu
włożyłamszarekrótkieszortyiniebieskąkoszulkęnaramiączkach,
na której widniało markowe logo, oraz czarne buty. Związałam
włosy i wyszłam na salę. Tak jak się spodziewałam, nikogo jeszcze
nie było. Zrobiłam parę kółek wokół boiska, kilka przysiadów
i zaczęłam się rozciągać. Z szatni dobiegały głosy innych
dziewczyn, co zasygnalizowało mi, że zaraz wyjdą. Dokończyłam
rozciąganie i stałam już zwarta i gotowa, gdy koleżanki zaczęły
wychodzićnasalę.
Nie chcąc tracić czasu, zrobiłam parę skłonów, gdy nagle
zauważyłam, że ktoś wszedł i podążał w moim kierunku. Miałam
głowę nadal w pobliżu podłogi, a gdy zaczęłam ją unosić,
zobaczyłamczarnespodenkidokolan,szarąbluzęi…Adriana.
Cholera,pomyślałam.
–Tomabyćnasznowynauczyciel?–zapytałamsamasiebie.
Gdy podniosłam się już całkowicie, zobaczyłam, że na jego
twarzymalujesięrówniewielkiezdziwienie.
–Cholera–powiedział,aletakcicho,żeledwojagosłyszałam.
– Nazywam się Adrian Sorano i dopóki wasz nauczyciel nie
wróci,będętunazastępstwie–oznajmiłwszystkim.
Popatrzył na mnie jeszcze chwilę i zarządził rozgrzewkę. Gdy
mojekoleżankisięjużoddaliły,podeszłamdoniego.
–Cześć,niesądziłam,żetutajteżbędzieszmnieprześladował.
–Niemożeszmimówićna„ty”nazajęciach.Iwolałbym,żebyś
dołączyładoreszty.
–Spokojnie,wyluzuj,niesłyszą.Taknamarginesie,rozgrzewkę
mamjużzasobą.
– Nie szkodzi, możesz zrobić jeszcze raz, chyba że nie dajesz
rady,Kate–rzucił.
Zdziwiłam się, że to powiedział, bo dotychczas tylko Peter
używałtegozdrobnienia.
–Jasne,niemasprawy,alemamcicośdopowiedzenia.Możesz
mnieprzezchwilęwysłuchać?Potemdokończęrozgrzewkę,OK?
–Masztrzydzieścisekund.
–Mówiszserio?
–Tak.Terazjużtylkodwadzieściadziewięć.
Kurczę,cozadrań,pomyślałam.Jachcęgoprzeprosić,atenmi
tu wyznacza czas, co za bydlę. Nikt mnie tak wcześniej nie
potraktował. No, ale cóż miałam zrobić? Treningi z nim nie będą
fajne, a teraz jeszcze to. Nie chciałam jednak mieć w nim wroga
istwierdziłam,żeprzeproszęgo,takjakzamierzałamwcześniej.
– Słuchaj, na początku między nami trochę głupio wyszło
i uderzyłam cię. Przepraszam. Ćwiczę sztuki walki i to właśnie ja
powinnam wiedzieć, że nie można dać się ponieść emocjom.
Ijeszczejedno:wcalenaciebienielecę,bynajmniejniedlategotak
ci się przyglądałam. Chcę, żeby między nami było dobrze.
Imoglibyśmyspróbowaćbyćprzyjaciółmi,jesteśmyprzecieżjedną
drużyną.
– Nie ma sprawy, przeprosiny przyjęte, chociaż może nie ty
powinnaśmnieprzepraszać,aletojapowinienemprzeprosićciebie.
Zachowałem się jak dupek i podważyłem twoje umiejętności, nie
powinienem. Przepraszam. A co do bycia przyjaciółmi, to jasne,
moglibyśmy spróbować. A, i jeszcze jedno, mnie też ostatnio
poniosłyemocje,alewinięzatotylkosiebie.
Moja szczęka znajdowała się teraz na podłodze, a ja nie
potrafiłam jej podnieść i zamknąć – byłam w szoku. Myślałam, że
jest strasznie nadęty, a tak naprawdę był zwykłym człowiekiem.
Dziwne,niespodziewałamsięponimtakiejwylewności.
–Nocóż,panieSorano,miłosięrozmawiało,alemuszęwracać
dogrupy.
Nie czekając na odpowiedź, ruszyłam w stronę biegających
dziewczyn, by do nich dołączyć. Gdy się odwróciłam, widziałam
delikatny uśmiech na jego twarzy, który próbował zamaskować.
Chybawcześniejźlegooceniłam.
Powtarzałam wszystkie ćwiczenia, które robiłam wcześniej
sama, moja rozgrzewka zrobiła się więc odrobinę dłuższa, a nie
wiedziałyśmy, co nas jeszcze czeka. Zostało dwadzieścia minut
lekcji,aAdriankazałnampodciągaćsięnadrążkach.Dlamnienie
było to nic specjalnego i z radością wykonywałam jego polecenia,
a dziewczyny, które wcześniej ubóstwiały go za wygląd, teraz
musiały go nienawidzić. Po tym jak Adrian ogłosił krótką przerwę,
zawył dzwonek i wszystkie moje koleżanki rzuciły się do szatni. Ja
jednak zostałam i zmierzałam w stronę mat, bo chciałam jeszcze
poćwiczyć.Zanimsięobejrzałam,stałzamnąAdrian.
–Jestempodwrażeniem,Kate.
–Dziękuję,panieSorano.
– Nie wygłupiaj się – powiedział i uśmiechnął się delikatnie. –
Wcześniej nie miałem się jak wytłumaczyć, ale teraz mamy czas.
Mogęcigotrochęzabrać?
– Jasne – mruknęłam, czekając na to, co będzie chciał mi
powiedzieć.
–Słuchaj,trochęźlezareagowałemnawszystko.Samniewiem
czemu,ostatnioczujęsiętakizły,anawetwściekły.
Niedałammuszansy,byskończyć,iprzerwałam:
– Ja też cały czas jestem wściekła, nigdy nie biłam się tak na
poważnie. Zawsze to był sport i był fair, nie wiem, dlaczego cię
uderzyłam. Faktycznie, trochę mnie zirytowałeś swoimi docinkami,
alewcześniejnigdybymtakniezareagowała.
– Rozumiem cię, ja ostatnio też nie jestem sobą, ale spokojnie,
chybaobydwojedożyjemydonaszegonastępnegopojedynku.
– Oby – powiedziałam i prawie parsknęłam śmiechem,
przypominającsobiemójsierpowynajegotwarzy.
Niespodziewanie Adrian położył dłoń na moim barku,
przytrzymał ją jeszcze chwilę, po czym skinął głową i oddalił się.
Byłam zaskoczona, szczególnie dlatego, że poczułam ciepło
i bezpieczeństwo. – Skup się – powiedziałam do siebie – to, że
między wami jest dobrze, nie znaczy, że musisz się zaraz w nim
zakochać.
Niedługo po naszej rozmowie rozbrzmiał dzwonek, który
podniósł wszystkie dziewczyny z siedzeń w szatni. Pierwszy raz
widziałam,żebytakszybkoznalazłysięnasali,gotowedoćwiczeń.
Emma i Rose zawsze były przeciwniczkami tego typu sportów i to
one dwie z całej szkoły miały najwięcej zwolnień lekarskich, ale
teraz obie, wystrojone w profesjonalny sportowy strój, przybierały
flirciarskieminy.Dołączylidonasrównieżchłopcy.Międzynimibył
Peter,któryuśmiechałsięoduchadouchaipatrzyłwmojąstronę.
Adrian zaczął mówić o tym, co będziemy robić, wtedy
spojrzałam na inne dziewczyny, które omal nie mdlały z zachwytu.
Peter w długim granatowym dresie i czarnej koszulce na
ramiączkachstałkołomnie.Jegouchoświeciłosię,gdyżmiałwnim
kolczyk
z
jakimś
białym
kamieniem.
Bez
zastanowienia
powiedziałamdomojegobyłegochłopaka:
– Widzisz je? Zachowują się jak ostatnie kretynki. Mam ochotę
podejść do każdej z nich i walnąć tak mocno, żeby w końcu
przestała.
–Czyżbyśbyłazazdrosna,Kate?–spytał.
–Zazdrosna?Anibyoco?
–Chybaokogo–poprawiłmniePeter.
– A niby dlaczego miałabym być zazdrosna o Adriana? –
żachnęłamsię.–Widziałamgotylkorazinawetgonieznam.
–Widziałem,jaknaciebiepatrzyijaktypatrzysznaniego.
–Jasne,szczególniewtedy,jakmidocinał.
Zaśmiałsię.
–Aniepamiętasz,jakbyłomiędzynami?–zapytał.
–Międzynamitocoinnego,Peter.Jaznałamciębardzodługo,
a jego nie znam w ogóle i nie mam jeszcze zdania na jego temat,
ciężkogorozgryźć,matrudnycharakter.
–Takjakty–powiedział.
–Cotakjakja?
– Ty też masz ciężki charakter i niełatwo cię zrozumieć. Może
nawetniezdajeszsobiesprawy,jakjesteściedosiebiepodobni.
–Niejesteśmydosiebiepodobni!–krzyknęłamnacałąsalę,tak
że wszyscy odwrócili się w moim kierunku. Zdałam sobie sprawę
z tego, co zrobiłam, i od razu się zamknęłam, pozwalając
kontynuowaćAdrianowi.
– Dobrze, już dobrze. Niech ci będzie, ale nie mów mi, że na
niego nie lecisz. Słyszałem, że rozmawialiście dzisiaj ze sobą,
apotemoncieszyłsięjakgłupi.
–Skądtowiesz?Znaczy,rozmawialiśmyprzezchwilęnatemat
treningu,alewcalesięniecieszył.
–Jasne.Uważajnasiebie,onniejestdlaciebiedobry.
–Pytamporazkolejny,ktocitopowiedział,imówięjeszczeraz,
że nie patrzę na niego w ten sposób. Zresztą jest ode mnie dużo
starszy.
–Ktomipowiedział?Chybaktominiepowiedział?Całaszkoła
otymwie,acodowiekuto…
–Toco?–przerwałam.
–Wiektotylkoliczby,dobrzewiesz.
Westchnęłam.
– Rozmawiałam z nim tylko przez chwilę, kilkanaście minut
temu,icałaszkołaotymwie?Acowtymtakiegociekawego?
– Jak myślisz, Kate? Ty jesteś bardzo piękną dziewczyną,
szczupłą i wyćwiczoną, a on jest, no wiesz… Dziewczyny go
kochają.
–Ajakitomazwiązekznasząrozmową?
–Taki,żedziewczynybojąsię,żeimgoodbijesz.
–Ja?Odbiję?Nauczycielaodwuefu?Czyonesąpoważne?
–Niewiem,niemyślałemotym,alewiesz,jakiesądziewczyny.
– Nie, chyba właśnie nie wiem! Ale dlaczego one uważają, że
miałabymmiećcośznimwspólnego?
–Nietylkoonetakuważają–powiedziałizłapałmniezarękę.
Popatrzył na mnie smutnymi oczami. Już nie były takie jak wtedy,
gdyspotkaliśmysięostatniraz.Terazwyrażaływłaśniesmutek,żal
imożenawetobawę,chociażniewiedziałamczemu.
–Peter,mamnadzieję,żetytaknieuważasz…
– Szczerze mówiąc, to właśnie tak uważam. Pilnujesz się przy
nim,aleniemożeszpanowaćnadswoimgniewem.
–I?
– Wiesz, że jak nie będziesz się pilnowała, to zawróci ci
wgłowie.
No,tegotobyłojużzawiele.OdwróciłamsięwstronęAdriana,
niesłuchającjużwięcejtego,cochciałmipowiedziećPeter.Jakon
śmiał mnie tak oceniać? Przecież ja wcale się tak nie
zachowywałam,no,możetrochę,aletotylkoprzeztenseniprzez
to, jaki był dla mnie Adrian. No tak, przecież nie mogłam
powiedzieć Peterowi o śnie. Gdy tak rozmyślałam, nauczyciel
podszedłdomnieipowiedziałpocichu,żebymdołączyładogrupy.
Nie chciałam wzbudzać kolejnych podejrzeń, więc nawet na niego
niepatrząc,posłuchałampolecenia.
Adrian ponownie stanął przed wszystkimi, pokazał ręką na
prawo, a potem na lewo. Z prawej strony byli ustawieni chłopcy,
którychzadaniembyłorobieniesaltistanienarękach.Potemprzez
częśćlekcjimiałybyćzajęciazworkamitreningowymiizapasyczy
coś podobnego. Dziewczyny natomiast stały z lewej strony i miały
robić jakieś fikołki, a potem ćwiczenia gimnastyczne. Zanim
zrobiłam krok w stronę chłopaków, poczułam czyjąś rękę na moim
barku. Spojrzałam na wyraz twarzy małej szczupłej niebieskookiej
blondynki, która nagle zrobiła się czerwona i gniewna, wtedy już
wiedziałam,ktostałzamną.
– Możesz iść do chłopaków – doszedł mnie cichy, lekki
idelikatnyszeptAdriana,któryprawiedotykałpłatkamojegoucha
swoimiustami.
Stałam jak sparaliżowana, a na myśl o jego ustach prawie
drgnęłam. W ostatniej chwili powstrzymałam się i poszłam robić
salta.
Cholera, pomyślałam, czyżby Peter miał rację? Nie, to
niemożliwe. Wymazałam szybko wszystkie dzisiejsze myśli
dotyczące Adriana i wczułam się w moją rolę. Szybko wykonałam
kilkasaltiboksowałamworek,któregomałoconierozerwałamze
złości. Chłopcy byli pod wrażeniem, gwizdali i klaskali, a gdy
przyszła kolej na zapasy, rozwaliłam prawie wszystkich. Został
jeszczePeter.
–Peter,chybaniebędzieszzniąwalczył?–zapytałAdrian.
–Adlaczegonie?–mruknąłwodpowiedzi.
–Ostatniodałacinieźlepopalić,możejakomodelpokażęwam,
jaktosiępowinnorobić?
Chłopcy zaczęli klaskać, a wielu z nich przybrało złowrogą
minę,czekając,ażskopiętyłeknaszemubelfrowi.Chybatakjakja
mielidośćtego,żewywoływałudziewczyntakiestany.
–Jasne–odpowiedziałam.–Ostatnimrazemniemieliśmyszans,
żebysięzmierzyć.
Wszystkie oczy skierowały się na mnie, a ja prawie zamarłam,
gdy spostrzegłam, że chyba zwróciłam się do niego zbyt
bezpośrednio, nie jak do nauczyciela, ale na szczęście chyba nikt
tegoniezauważył.
– Więc może przedstawię parę reguł. Po pierwsze, żadnych
ciosów w twarz. Możemy używać rąk i nóg, ale bez łokci, jasne? –
zapytałiuśmiechnąłsiętakdelikatnie,żeledwietozauważyłam.
–Oczywiście,panieSorano.–Tymrazemużyłamnazwiska.
–No,tozaczynajmy–powiedział.
Ściągnął koszulkę, ukazując swoje przepiękne mięśnie. Jego
muskulatura była nieziemska. Zza moich pleców dobiegły ciche
westchnienia, których mogłam się spodziewać, ale jemu dodały
tylkootuchy.Stanęliśmyobojenamacieipochwilirzuciliśmysięna
siebie jak lwy na swoją zdobycz. Nie czekając chwili dłużej,
kopnęłam Adriana w bok i uderzyłam pięścią w twardą opaloną
klatkę piersiową. On nie pozostał mi dłużny i również nogą zadał
pierwszycios,któryodebrałminiecopowietrzazpłuc.Tańczyliśmy
tak obok siebie przez parę minut, słysząc wiwaty i okrzyki
obserwujących. Jego uderzenia stawały się coraz silniejsze
i zaczęłam je blokować, co sprawiało mi wielką trudność.
Wiedziałam, że go nie pokonam, więc musiałam zrobić coś, co
zremisuje ten pojedynek. Rzuciłam się na niego, jednak on złapał
mnie od tyłu, ściskając pod biustem. To było trochę dziwne, ale
jednak miłe, czułam się tak, jakby mnie przytulał. Wtedy pierwszy
raz niesamowite ciepło wypełniło mnie całą, czułam, że on też się
wzdrygnął, ale perfekcyjnie to ukrył. Nikt z widzów nie dostrzegł
nic, co byłoby niestosowne. Po chwili wypuścił mnie z rąk
ikontynuowaliśmy.Jegociosyniebyłyjużtakiemocne,wydawałsię
być lekko rozproszony, dlatego wykorzystałam sytuację i natarłam
naniegoponownie.Kopnęłamgozcałejsiływbrzuch,takżeupadł
naziemię.Nieczekającdłużejiniezważającnamojąobolałąnogę,
powtórzyłam cios i usiadłam na nim, okładając go. Nie dał się
jednakprzechytrzyćijednymruchemzwaliłmniezsiebie.Terazja
byłam na ziemi, a on siedział na mnie, szykując się do ciosu.
Miałam szczęście – zanim jego ręka się podniosła, usłyszałam
dzwonek. Poczułam wielką ulgę. Patrzyliśmy na siebie jeszcze
chwilę, gdy wszyscy uczniowie już wyszli. Adrian wstał i podał mi
rękę,bymniepodnieść.
–Byłaś…
W tym momencie poleciałam na matę, nie mogąc złapać
równowagi.
–Cosięstało?–zapytałzatroskany.
–Niewiem,chybanoga.
Zanim powiedziałam coś więcej, Adrian wziął mnie na ręce
izaniósłdopokojuznajdującegosięoboksali.
–Myślę,żetokostka–dodałam,gdyposadziłmnienakrześle.
–Spokojnie,będziedobrze–powiedział.–Zarazsiętymzajmę.
Nie zdążyłam zaprotestować, a na mojej kostce znalazł się już
okład z lodu. Adrian kazał mi chwilę na siebie poczekać i poszedł
gdzieś zadzwonić. Po chwili wrócił i powiedział, że zawiezie mnie
dodomu.
– Nie masz zajęć? – zapytałam, gdy kładł moją rękę na swoje
barki i próbował prowadzić mnie tak, bym odczuwała jak
najmniejszyból.
–Nie,skończyłemnadzisiaj–odparłchłodno.
Szliśmytakjeszczechwilę,araczejtoonszedł,ajawlokłamsię
zanimjakkulawypies.Potemzapytałomojeauto.
– Jest tuż za rogiem – powiedziałam i pokazałam palcem
miejsce,gdziebyłsamochód.
–Dobrze–powiedziałiwyciągnąłrękępokluczyki.
Podałammujeijużnicniemówiłam.Potymjakulokowałmnie
wygodnie na siedzeniu pasażera i zapytał o drogę, nastała cisza.
Jechaliśmytakdobrąminutę,nieodzywającsiędosiebie,alemoja
ciekawośćbyłasilniejszaodemnieiwżadensposóbniemogłamjej
pohamować,więczapytałam:
–Czemumnienielubisz?
–Nielubięcię?Czemutaksądzisz?
–Bojesteśaroganckiimaszmojeumiejętnościzanic.
–Dzisiajbyłaśnaprawdęwspaniała.
–Niechodzimiodzisiaj,dobrzeotymwiesz.
–Właśnieniewiem.
–Byłeśstraszniezarozumiałyisądziłeś,żedziałasznamnietak
jaknainnedziewczyny.
–Przepraszam.
–Tylkotyle?Bezżadnegowytłumaczenia?
–Acomamcipowiedzieć?
– Na przykład dlaczego pomyślałeś, że mógłbyś mi się
spodobać,idlaczegobyłeśtakiniemiłydlamnie.
– Nie pomyślałem, że mógłbym ci się spodobać, zresztą ty też
nie byłaś obojętna na to, co mówię, i równie dobrze mi się
odpłacałaś.
–Aha,czylitotylkotakagra:tymniewkurzysz,ajaciebie,tak?
–Nie,nieotochodzi.Samniewiem,ciężkomitoprzyznać,ale
chybamamypodobnecharakteryidlategotakwyszło.
– Ale wcześniej mnie nie znałeś, nie wiedziałeś, jaka jestem,
aitaknieprzepuściłeśokazji,bysięnamniewyżyć.
– Przepraszam, nie wiem, jak to wytłumaczyć, ale mnie
wkurzyłaś.
–Jaciebiewkurzyłam?Czym?Jakcięzobaczyłampierwszyraz,
tosięnawetnieodezwałam,tylkopatrzyłam.
–Nowłaśnie.Tyleżetypatrzyłaśinaczej.
–Toznaczy?
– Po prostu jestem przyzwyczajony, że dziewczyny mnie lubią,
itobardzo,atyniepatrzyłaśnamniezuwielbieniem.
Tumuprzerwałam,alenawetniezauważyłam,żesamochódsię
zatrzymałistaliśmypodmoimdomem.
– To dlatego, że cię nie ubóstwiam, musiałeś się zrewanżować,
tak?
–Tak.Nie.Niewiem,wsumietowyszłosamo.
–Alezciebiedupek,ajużzaczynałamcięlubić!
–Serio?
– Może, nie wiem. Nie mam teraz ochoty z tobą rozmawiać,
jesteśtaki…
Niedokończyłam.Bezpożegnaniawybiegłamzsamochodu,nie
oglądającsięnaniciniezważającnamojąobolałąkostkę,czegoza
chwilę zaczęłam żałować. Idąc po schodach, źle postawiłam nogę
iupadłam.Niezorientowałamsię,wktórymmomenciepodbiegłdo
mnie Adrian. Posadził mnie delikatnie na schodku, wyciągnął rękę
ioddałmikluczeodsamochodu.Wstałamtakszybko,jakmogłam,
istanęłamprzydrzwiach,próbująctrafićkluczemdozamka.Wtej
chwiliAdrianstanąłzamnąidelikatniemnieodwrócił.
–Corobisz?!–krzyknęłam.
–Nic,japoprostu…
Nie dokończył. Przytulił mnie tak, że mój świat teraz był
skierowany tylko na niego, tak jakbym to ja musiała krążyć wokół
niego po orbicie, jak Ziemia wokół Słońca, tak jakby od niego
zależałomojeżycie.Niewiedziałam,copowiedzieć,więcpoprostu
nic nie mówiłam. Jego prawa ręka wplotła się delikatnie w moje
ciemne włosy, a druga przytrzymywała moje plecy. Nagle odsunął
się ode mnie i zmysłowo odgarnął mi włosy z policzka, popatrzył
wmojeciemneoczy,ajawpatrywałamsięwjego.Wtymmomencie
pogłaskałmójpoliczekipocałowałgo,potemzabrałręce,odwrócił
sięipożegnał.Niebyłamwstaniewykonaćżadnegoruchu,stałam
osłupiała.Zanimzdążyłamsięruszyć,onjużzniknął,ajazostałam
sama.Otworzyłamdrzwiipomyślałam,żePetermiałrację,cośnas
dosiebieciągnie.
Rozdział3
Spotkanie
Poprzebudzeniubyłamzdezorientowana,wydarzeniapoprzedniego
dnia wracały do mnie zamazane, jakby spowiła je mgła albo jakby
byłysnem.Niestety,niebyły…Niechciałamwychodzićzłóżkaiiść
doszkoły,anidzisiaj,anijutro,anajlepiejdokońcatygodnia.Byłam
sama i mama pewnie by się nie dowiedziała, nieraz idealnie
fałszowałam jej podpisy na zwolnieniach z lekcji, jednak nie
chciałamsiępoddaćimusiałamprzyjąćnasiebie„ciosy”.Zmarną
miną,straszniewolnymkrokiemposzłamdołazienkiiprzeczesałam
szczotkąpotarganewłosy.Wstałamdośćwcześnie,zrezygnowałam
zatem z prysznica na rzecz kąpieli. Napełniłam wannę, po czym
zdjęłam nocne ciuchy i rzuciłam je do kosza na pranie. Woda była
bardzo gorąca, co pozwoliło ulżyć moim mięśniom w cierpieniu.
Kąpiel nie trwała długo, ale przeciągałam ją chwilę, żeby móc się
odprężyć.Niemiałamochotynaśniadanie,włożyłamwięcdotorby
portfel, żeby kupić coś później. Spakowałam książki, włożyłam
jeansy,krótkiniebieskitopiruszyłamnapodbójszkoły,oilemożna
było to tak ująć. Jedyną rzeczą, która wprawiała mnie w radosny
nastrój,byłoto,żeniemiałamwychowaniafizycznegoażdokońca
tygodnia.Doszkołymusiałam,niestety,iśćpieszo,gdyżmójbakbył
pusty, zapomniałam zatankować, chociaż może i dobrze, bo po
drodze mogłam spokojnie pomyśleć. Po małym westchnieniu
w końcu przekroczyłam próg domu i pokierowałam się w stronę
szkoły. Podczas mojego przymusowego spaceru dużo myślałam
o Adrianie, o jego wcześniejszym zachowaniu i o tym, jak się mną
martwił teraz. Przypomniał mi się również pocałunek w policzek,
którymmniezaszczycił.Fakt,żebyłprzystojny,dobrzezbudowany
i trochę arogancki, sprawiał, że coś mnie do niego przyciągało,
jednak był moim nauczycielem, przynajmniej chwilowo. Takie
zachowanie z jego strony nie było zbyt dobrym posunięciem. Nie
byłamzakochana,tobyłopewne,jakaśczęśćmniegonienawidziła,
adrugachciałaprzebywaćznimwięcejilepiejgopoznać.Jużsama
nie wiedziałam, która przeważa i którą mam wybrać. Niemniej
jednakjegozachowaniebyłodziwne,najpierwmnienawetnielubił,
później całował. Nie chciałam sobie więcej zaprzątać tym głowy
i pomyślałam, że zapomnę o tym wszystkim chociaż na chwilę. Po
kilkudziesięciu minutach byłam już pod szkołą. Cała masa ludzi
siedziałanazielonejtrawielubkręciłasięnieopodal.Niechciałam
nikogo spotkać i ruszyłam korytarzami pod salę. Jak zwykle
odpowiadałamnapowitania,aleniezatrzymywałamsięnadłuższe
pogawędki, nie miałam ochoty z nikim rozmawiać. W tej chwili,
jakby los był przeciwko mnie, zza rogu zobaczyłam dumnie
kroczącegoAdriana.Byłubranywsportowydres,szarąkoszulkęna
ramiączkach i miał obłędne okulary, które bardzo mu pasowały
i podkreślały kształt jego perfekcyjnie zarysowanych kości
policzkowych.
– Dlaczego teraz idzie w moim kierunku, kiedy właśnie chcę
tegouniknąć?–zapytałamsamasiebie.
Przekręciłam głowę w bok i zobaczyłam drzwi do toalety
damskiej,wktórejpochwilijużstałamispoglądałamwlustro.Uff,
możejednakszczęściemisprzyja,pomyślałam.
– Kate, kochana – usłyszałam za sobą głos mojej przyjaciółki
VictoriiHale.
–Cześć–powiedziałamiprzytuliłamjąnajmocniej,jaksiędało.
–Hej,przestań,bozarazmnieudusisz–jęknęła.
–A,tak,sorki–rzuciłam.
– Dawno cię nie widziałam, musimy się spotkać, tak za tobą
tęskniłam.
–Jazatobąteż,Vicky.
Uścisnęłam przyjaciółkę jeszcze raz. Jej drobne ciało było
kruche i musiałam uważać, żeby nie zrobić jej krzywdy. Brązowe
włosyVictoriiprawiezlewałysięzmoimi,azieloneoczydodawały
jej wdzięku. Jej skóra była bardziej opalona niż moja, usta
delikatnie różowe, a kości policzkowe wystawały łagodnie. Miała
zaledwie metr sześćdziesiąt wzrostu, była ode mnie niższa o parę
centymetrów, ale w porównaniu do wysokich dziewczyn z naszej
szkoły była o wiele piękniejsza. Ona była kimś więcej niż moją
przyjaciółką,byłajakmojasiostra.
–Wyglądasz,jakbyśprzedkimśuciekała.Czyżbymoczymśnie
wiedziała?–zagadnęłaVicky.
–No,właśnieuciekam,znaczy,możenieuciekam,aleukrywam
się,takjakby–motałamsię.
–Czyjadobrzezrozumiałam?Katesięprzedkimśukrywa?
–Tak,niestety.
–No,toopowiadaj,cosięstało.
–Chciałabym,znaczy,nieteraz.Lepiejnie,wolałabym,żebyto
zostało między nami, tak jak wszystko inne. Słuchaj, przyjdź do
mniedzisiajposzkole,topogadamy.
– Jasne, ale nie wiem, czy wiesz, tata kupił mi w końcu auto,
więcmogęprzyjechać.
–Serio?–zapytałam.–Tosuper!–Podzielałamjejradość.
–Ajaktwojahonda?
– W sumie dobrze, jeździ jak szalona. A może to ja jeżdżę jak
szalona? – Zaśmiałam się. – Chociaż dziś musiałam przyjść pieszo,
bozapomniałamzatankować.
–Słuchaj,tomożeposzkolepojedziemypopaliwo.Mamjakąś
butelkę w samochodzie. Nie będziesz musiała iść na stację pieszo.
Potem możemy jechać do ciebie – zaproponowała. – Już nie mogę
siędoczekać,ażbędziemymogłyporozmawiać.
– Dzięki, jasne. Może pomogłabyś mi też urządzić przyjęcie,
wiesz,takjakzastarychczasów?–zapytałam.
– No pewnie. Jeszcze pytasz? Będzie super! Zaraz wyślę SMS-
yibędzieniezłaimpreza–odrzekłazentuzjazmem.
– No, to świetnie. Ja też wyślę jakieś zaproszenia. Impreza ma
byćwpiątek,bomamwolnydom,więcniebędzieproblemów.
–OK.Agodzina?
– Może o dwudziestej. I tak wszyscy przychodzą jakąś godzinę
wcześniej,więcchybatodobrapora.
–Super,tojasięzajmęzaproszeniami,aresztędopracujemypo
szkole.
–Wielkiedzięki,Vicky,samabymsobienieporadziła.
–Dousług.
Przerwałnamdźwiękdzwonkaiobiemusiałyśmyiśćnalekcje.
Ja miałam angielski, a Vicky matematykę. Jeszcze raz się
pożegnałyśmyiposzłyśmykażdawinnąstronę.
Dzień minął mi bardzo szybko, więcej już nie napotkałam na
swojej drodze Adriana i z tego względu bardzo mi ulżyło. Szłam
szybkim
krokiem
na
szkolny
parking,
żeby
spotkać
się
z przyjaciółką, jednak dalej miałam się na baczności i starałam się
trzymać wszystkich na dystans, a tym bardziej Adriana. Po kilku
chwilach ujrzałam Victorię opartą o bok swojego samochodu. Tata
kupił jej czerwonego jeepa, nie mogłabym go przegapić. Vicky
pomachała do mnie, uśmiechnęła się szeroko i skinęła głową
zapraszająco. Niepewnie ruszyłam w jej kierunku, oglądając się za
siebie i śledząc każdy ruch osób zmierzających w moim kierunku.
Widząc, że żadna z nich nie jest Adrianem, przyspieszyłam kroku.
Gdyznalazłamsięjużbliskoprzyjaciółki,prawiemniezamurowało.
Adrian pojawił się obok niej, przywitał się i zaczął rozmowę. Nie
mogłam już zawrócić, przecież mnie widzieli. Lekkim krokiem
dotarłamdorozbawionejpary.
–TojestmójwujekAdrian–powiedziałaiskinęławjegostronę.
–Adrianjesttwoimwujkiem?–Tesłowaledwieprzeszłyprzez
mojegardło.
–Tak.Adriantomójwujek,niewidziałamgoodlat.Tojestmoja
przyjaciółkaKatherine.
– Znamy się – odpowiedział. Na jego twarzy pojawił się
uśmiech.
–Znaciesię?–zapytałaVicky.
–Tak–odpowiedzieliśmyzgodnie.
–O,niewiedziałam.
– A ja nie wiedziałam, że masz jeszcze jakiegoś wujka,
wydawałomisię,żewszystkichznam.
– Adrian jest najmłodszym bratem mojego taty, z drugiego
małżeństwa mojej babci. Wiesz, tata się raczej tym nie chwali,
zresztąwydawałomisię,żeciotymmówiłam.
–Niestetynie–syknęłam.
– To może na rozluźnienie atmosfery pojedziemy na kawę, co?
Potemskoczymypopaliwoidociebie.
–OK–odpowiedziałam,niepatrzącnanich.
– Kate, czy coś ci jest? – zapytała. – Ostatnio zachowujesz się
jakośdziwnie.
–Nie,wszystkowporządku–skłamałam.
– Powiedzmy, że ci wierzę – odpowiedziała i odwróciła się
wstronęAdriana.Zapytałago,czychcejechaćznami,ajamałoco
nieupadłam.
–Jasne–rzucił.–OileKatesięzgodzi.
–Jasne–powiedziałamiuśmiechnęłamsiędelikatnie.
–No,towszystkoustalone,aterazkawa.
Po chwili znajdowaliśmy się już w samochodzie Vicky. Siadłam
z tyłu i przysłuchiwałam się ich rozmowie. Sama jakoś nie miałam
ochoty się odzywać. Oczy Victorii mówiły mi, że wie, co się dzieje.
Dojechaliśmypodmałąkafejkę,aAdrianzaproponował,żepójdzie
zamówićnapoje.Potymjakwyszedł,Vickyzaczęłazasypywaćmnie
pytaniami:
–Kate,cosiędzieje,przedkimsiętakukrywasziczemusiętak
dziwniezachowujesz?
–Nieukrywamsię,poprostuunikam–odpowiedziałam.
–Kate,znamcię.Powiedzmi–nalegała.
–Nie,jeśliontujest–ucięłam.
–Przecieżposzedłpokawę.
–No,dobra,niechcibędzie.
–Więccocięgryzie?–dociekała.
–Adrian–odparowałam.
–Co?–zapytałazdziwiona.
–Twójwujek.Tojegounikam.
–Dlaczego?Jestażtakizły?
– Sama nie wiem. Zachowuje się jak dupek, potem się mną
martwi,anakoniecprzytulaicałuje.
–Boże,onciępocałował?–prawiekrzyknęła.
– Tak, znaczy, w policzek. Sama już nie wiem, czego on chce.
Najpierw zachowuje się jak jakiś narcyz, obraża mnie, a potem
takiecoś…
–Rzeczywiściedziwne–odpowiedziała.
–Najgorszejestto,żemamznimtreningiijeszczeterazmam
znimwuef.
– Zaraz – przerwała – pocałował cię jeszcze przed tym, zanim
dostałpracę,tak?
–Nie,jakjużzostałmoimnauczycielem.
–O,dziewczyno,musiałaśmustrasznienamieszaćwgłowie.
–Jakto?–zapytałam.
– Adrian jest takim facetem, co czeka na to, aż dziewczyna
będzie ubiegała się o jego względy. On to lubi. Zresztą sztywno
trzymasięzasadiztego,cowiem,tonigdybyichnienagiął.Nie
takjakztobą.
–Trzymasięzasad–powiedziałamzironiąwgłosie.–Jakjego
kuzynMario.Zaraz,jeżeliAdrianjesttwoimwujkiem,aMariojest
jegokuzynem,tojesteścierodziną?
–Tak,jakąśdaleką.
–No,tosuper.Wszędziewięzykrwi.
–Niedługosiędowiemy,żejesteśmojąsiostrą.
–A,tobyłobynawetciekawe–stwierdziłam.
Naszą rozmowę przerwał Adrian, który dumnie kroczył
z trzema kubkami kawy. Siadł pomiędzy nami, stawiając je na
środkustołu.
–Częstujciesię–powiedział.
Vicky,wykorzystującsytuację,zaczęłapytaćAdrianaoto,skąd
mnie zna. Myślała, że zacznie kłamać i się tłumaczyć. Bardzo
chciałagonatymzłapać.
–Podejrzewam,żeKatecijużwszystkoopowiedziała.
–Wydajemisię,żenie–odpowiedziałaVicky.
–Tozapytajją,napewnocipowie–odparłAdrian,uśmiechając
siędonas.
–Chcętousłyszećodciebie!–niemalkrzyknęła.
–No,OK,jużdobrze.Pierwszyrazspotkaliśmysięnatreningu,
gdzieoberwałemodniejwtwarz.
–Wtwarz,nieźle!Chybamusiałeśsobiezasłużyć.
–Tak,zasłużył.Idobrzewie,zacodostał–uniosłamsię.
–Spokojnie,Kate,wiem.Przeprosiłemcięiniechcętegodłużej
ciągnąć.
–Sorki.–Zaledwietyleudałomisiępowiedzieć.
–Totylkotamjąwidziałeś?–ciągnęładalejVicky.
–Nie,następnymrazemnazajęciach.Jestemjejnauczycielem.
Vickyjużniewytrzymałairzuciładoniegoostro:
–Aha,akażdąswojąuczennicętraktujesztakjakKate?
Jej pytanie tak mnie zaskoczyło, że prawie wyplułam kawę,
którejniezdążyłamjeszczedokońcapołknąć.
–Vicky!–ofuknęłamją.
–Tylkopytam–powiedziałaizrobiłaniewinnąminę.
–Toźle,żesięmartwię?–wtrąciłsięAdrian.–Zawiozłemjądo
domu, bo przez nasz trening nadwyrężyła sobie nogę, przecież nie
mogłemjejtakzostawić.Jaknibymiałasamachodzić?–spytałjuż
lekkopodniesionymgłosem.
–Wiesz,żenieotomichodzi.
–Aococichodzi,Vicky?–dopytywał.
– O to, że mnie pocałowałeś – rzuciłam bez zastanowienia,
czegoodrazuzaczęłamżałować.
Adrianzrobiłzaskoczonąminęizawahałsięchwilę:
–Otocichodzi.
–Tak,oto–powiedziałamojaprzyjaciółka.
–Niewiem,samotakwyszło.Chciałemsiępoprostupożegnać
–tłumaczył.
–Tak,aleterazjesteśjejnauczycielem.
–Wiem–powiedziałzawiedzionymgłosem.
Przez chwilę między nami panowała cisza. Nikt nie chciał się
odezwać i nawet nie próbował. W końcu Adrian opuścił nas
izostałyśmysame.
–Jaksięczujesz,Kate?–szepnęłaVicky.
–Chybadobrze–odpowiedziałam.
Dopiłyśmykawę,zdobyłyśmypaliwoijużwkrótcesiedziałyśmy
nałóżkuwmoimpokoju.
–Niemogęuwierzyć–ciągnęłaVicky.
–Wconiemożeszuwierzyć?–spytałamtrochęzbitaztropu.
–Wto,cozrobiłAdrian.Wiem,żeniepocałowałcięwusta,ale
tojednakbyłocoś,czegoniepowinienbyłrobić.
–Wcześniejmnieprzytulił–dodałam.
–Oncięprzytulił?–zapytałabardzozaskoczona.
–Tak,acowtymtakiegodziwnego?Oprócztego,żenadaljest
moimnauczycielem.
–Żebyśtylkowiedziała.
–Oczym?–zapytałam.
–Niepowiemci,botowszystkozmieni.Takmisięwydaje.
–Mów!–prawiekrzyknęłam.
–Adrianchybanigdynikogonieprzytulał.
–Tomabyćtakiedziwne?
– Trochę. Wszystkim się zawsze wymyka, nie lubi czułości,
dlategotakmnietozdziwiło.Jesteśpewna,żecięprzytulił?
–Vicky,mamoczy,wiem,cowidziałamiczułam,azresztącoto
nibymazmienić?
–Oncośdociebieczuje.
– A, to ciekawe, widział mnie zaledwie dwa razy i coś do mnie
czuje?
–Wiesz,nigdyniesłyszałam,żebysiętakzachowywał,więcto
wszystkotłumaczy.
–Przecieżtojestniemożliwe,onmniewogóleniezna,zresztą
nawetmniechybanielubi.
–Widziałam,jaksięuśmiechał,gdycięzobaczył.
–Zgrzeczności.–Całyczastrwałamprzyswoim.
Przestałyśmy o tym rozmawiać i zajęłyśmy się planowaniem
imprezy. Vicky wysłała zaproszenia chyba do każdego ucznia
w szkole. Moje pieniądze wystarczyłyby, żeby kupić jakiś alkohol
i przekąski. Siedziałyśmy jeszcze dość długo, rozmawiając
o wakacjach i przygodach, które nas spotkały, potem pożegnałam
się z przyjaciółką, która musiała już wracać do domu. Wyjęłam
telefon i podłączyłam go do ładowarki. Gdy chciałam iść pod
prysznic, usłyszałam cichą wibrację. Odblokowałam telefon, a na
ekranie głównym pojawiła się informacja o SMS-ie. Dotknęłam
ekranu i ukazała się wiadomość. Na początku nie wiedziałam, od
kogo była, bo numer był zablokowany. Jednak po przeczytaniu
domyśliłamsię,żenadawcąbyłAdrian.
Przepraszam Cię za dzisiejszy dzień, chciałbym Ci wszystko
wynagrodzić.O19.00nadole.Będęczekał.
Miałam jeszcze godzinę i nie wiedziałam, czy mam iść na to
spotkanie.Zjednejstronycośmniekutemuskłaniało,azdrugiej–
wcaleniemiałamochotysięznimwidzieć.Całągodzinęspędziłam
na analizowaniu ZA i PRZECIW. Zanim się obejrzałam, była już
dziewiętnasta. Usłyszałam warkot silnika. Adrian po chwili zgasił
motor i wyłączył oślepiające światła, jednak nie podchodził
w kierunku mojego domu. Chyba chciał mi dać jeszcze chwilę na
zastanowienie. Czekał na mnie jeszcze jakieś dwadzieścia minut,
gdyż przez moje długie zastanawianie się nie miałam czasu, żeby
się przebrać. Pierwszy raz od miesięcy założyłam jeansy i jakąś
bluzę. Moje długie ciemne włosy zwisały, delikatnie dotykając
pleców. Nie chciałam ich związywać i nie chciałam wyglądać dla
niegoładnie.Toprzecieżniebyłarandka,ajazamierzałamsiętylko
dowiedzieć,czegoodemniechce.Ciekawośćznówzwyciężyła.
Zwartaigotowaruszyłamwstronędrzwi,agdyjeotworzyłam,
prawie zamarłam. Stał tam Adrian w swoich eleganckich czarnych
butach,niebieskichjeansachiczarnej,delikatnierozpiętejkoszuli.
Aleonjestseksowny,przeszłomiprzezgłowę,azachwilęsamasię
skarciłamzato,żemyślęonimwtensposób.
–Cześć,Kate–rzuciłpierwszyipocałowałmniewpoliczek.
–Codo…
Niezdążyłamdokończyć.
– Spokojnie, spotykamy się jako znajomi z treningu, nic
wielkiego.
–Atwójstrój?–zapytałam.
–Chciałemwyglądaćtrochęinaczej.Twójstrójteżjestinnyniż
zazwyczaj.–Spojrzałnamnieizaśmiałsię.
W tym momencie chciałam go skarcić i uderzyć w bok, ale był
szybszyizłapałmojąrękę,zanimtazdążyłagodosięgnąć.
– Chyba nie będziesz biła nauczyciela? – spytał z ironią
wgłosie.
–Niewiem,może,atyzkażdąuczennicąbędzieszsięspotykał?
–zadrwiłam.
–Niekażdajestmoją…
–Moją…co?
– Znajomą – odpowiedział. – Chciałem się zaprzyjaźnić, poznać
lepiej.
–Aha,więcpotomnietuściągnąłeś.
–Niekoniecznie–powiedział.
–Więcocochodzi?
– Zobaczysz. – Uśmiechnął się do mnie swoim pięknym
zniewalającymuśmiechemipokazałnamotor.
–Wybieramysięgdzieś?–zapytałam.
–Tak–odparł.
–Tym?
Miałamnadzieję,żezaprzeczy.
–Tak,tym.Wskakuj–powiedziałiwykonałzapraszającygest.
–Niewiem,czytodobrypomysł.
– Będę jechał ostrożnie, obiecuję. – Złapał mnie za rękę
ipomógłwsiąśćnamotor.
–Wiepan,żenieotomichodzi,panieSorano.
– W twoich ustach brzmi to trochę śmiesznie, ale mógłbym się
dotegoprzyzwyczaić.
–Chybamusisz,skorojesteśmoimnauczycielem.
–Jużnie–powiedział.
–Jakto?Przecieżjesteśnazastępstwie.
– Już nie. Myślałem, że to potrwa trochę krócej, ale masz tyle
pytań,żebędziemytusterczećdoświtu.
–Jużdobrze,możemyjechać.Resztęopowieszminamiejscu.
Adrian założył mi kask i pojechaliśmy. Było strasznie ciemno,
więcniewidziałam,dokądjedziemy.Dopierogdysięzatrzymaliśmy,
zobaczyłamjakiśplac.Byliśmywlesie,adokładniejnajakiejśłące
w lesie. Adrian wziął coś w jedną rękę, drugą mnie objął
izaprowadziłdomałejchatki.
Weszliśmy do środka. Był tam jeden pokój z dużym łóżkiem
i małym kominkiem. Obok niego zauważyłam miejsce na drewno,
które Adrian przygotował. Po lewej stronie znajdowały się dwa
fotele,raczejstare,alebardzopasującedownętrza.Przednimistał
mały stolik do kompletu. Chatka była naprawdę mała, ale bardzo
czystaiprzytulna.Czułamsięwniejbezpiecznie.
–Ipocotowszystko?–zapytałam.
– Dla ciebie. Tak jak mówiłem, chcę ci wszystko wynagrodzić,
agłówniemojezachowanie.
–Niemusiałeśsiętaktrudzić–rzuciłam.–Acozpracą?
–Tochybaniedlamnie.
–Dlategozrezygnowałeś?–dociekałam.
–Byłowielepowodów.
–Jasne–odparłam.
–Ładniedzisiajwyglądasz–powiedział.
–Przecieżmamnasobietylkodresijeansy.Nicszczególnego.
– Tak, ale pasują ci. Chciałem wcześniej zorganizować jakieś
przystawki,alestwierdziłem,żetobędzietrochędziwnei…
Przerwałammu:
–Iwyglądałobytojakrandka?
–Tak,właśnie.Dlategokupiłempizzę.
–Azdajeszsobiesprawęztego,żetoitakwyglądajakrandka?
–Może–odrzekłzuśmiechem.
Długo ze sobą rozmawialiśmy, jedliśmy i śmialiśmy się. Adrian
opowiedziałmi,żeprzyjechałdoBerkeley,bojegorodzicemielico
do niego konkretne plany, którym on był przeciwny. Gdyby nie
uciekł, to musiałby wypełnić ich wolę. Powiedział mi, że tak samo
byłozjegokuzynemMariem,któryuczymniesztukwalki.
Rozmawialiśmy do północy. Pomogłam Adrianowi posprzątać,
potem położyłam się na dużym, wygodnym łóżku. Kątem oka
widziałam, jak przygląda mi się z fotela i delikatnie uśmiecha. Tak
naprawdę nie wiedziałam, jak mam na wszystko reagować. W tym
momencie chciałam, żeby znalazł się obok mnie i przytulił. Coś do
niegoczułam,aleniewiedziałamco.Całemojeciałodomagałosię
jego ciepła i czułości, jednak rozum miał z tym trochę problemów.
Przez natłok myśli w mojej głowie i po ciągłej bitwie, która tam
trwała,byłamzmęczona.Zasnęłam.
Rano obudziłam się ubrana tylko w koszulę. Jego koszulę!
Pachniałatakcudownie…Adrianusiadłobokmnie.
–Spokojnie,totylkokoszula.Rozebrałaśsięwnocy,mówiąc,że
cigorąco.Pomyślałem,żewsamejbieliźniebędziecizimnoi…
–Widziałeśmniewsamejbieliźnie?
– Tak, już drugi raz. Chyba za bardzo na mnie lecisz –
powiedziałizaśmiałsię.
W tym momencie nie wytrzymałam i rzuciłam się na niego
z pięściami. Siedziałam na nim gotowa do uderzenia, a on dolał
jeszczeoliwydoognia,mówiąc:
–Tapozycjamogłabymisięspodobać,Kate.
Niemyślącdługo,spoliczkowałamgotakmocno,żechybasam
byłzaskoczony.
Nie zrzucił mnie z siebie, tylko patrzył swoim uwodzicielskim
wzrokiem,którywtedymniedenerwował.
– Czego ty tak naprawdę chcesz? – rzuciłam. – Miałeś mi
wszystkowynagrodzić,azachowujeszsięjakdupek!
Zaczęłam na niego krzyczeć i robić mu wyrzuty, a on tylko
patrzył. Objął mnie w pasie, przysunął do siebie i podniósłszy,
trzymał w powietrzu. Drgnęłam, nie wiedziałam, czego mam się
spodziewać.Patrzyłammuwoczy,próbująccośznichodczytać,ale
nie zdążyłam. Adrian pocałował moje usta. Najpierw delikatnie,
a potem coraz żywiej i namiętniej. Odsunęłam się od niego, nie
wiedząc,corobić,aleonobdarzyłmnietylkoczułymuśmiechem…
Rozdział4
Wracającdostarychnawyków
–Corobisz?–rzuciłamnagle,odsuwającsięodniego.
– Nie wiem – jęknął, jakby żałował tego, co zrobił. –
Przepraszam–powiedziałpozastanowieniu.
– Twoje zmiany nastroju mnie niepokoją – odparłam
zdezorientowana.–Któragodzina?–zapytałamwkońcu.
–Siódma–odpowiedział.
–Cholera,niezdążęnazajęcia!
– Zdążysz – zapewnił i wskazał moją torbę. – Za tamtymi
drzwiamijestłazienka.Pojechałemranodotwojegodomuiwziąłem
parętwoichrzeczy.Książkiteżmaszspakowane,jakniechceszsię
spóźnić,toleć,będęczekał.
– Dzięki – powiedziałam, nie mogąc wykrztusić ani słowa
więcej.
Zabrałam swoją torbę i ruszyłam do łazienki. Delikatnie
wygładziłam włosy szczotką i wzięłam szybki prysznic. Adrian
chyba dobrze wykonał pracę domową, gdyż w plecaku miałam
krótkibeżowytopiszpilkipodkolor,aczarnaspódniczkapasowała
domojejtorby.Szybkowłożyłamnasiebiekomplet,którydlamnie
wybrał,ibyłamgotowadoszkoły.Adrianpokręciłgłowąipokazał,
że mamy trochę czasu. Postawił na stole talerz z kanapkami. Nie
zastanawiając się dłużej, zjadłam wszystkie, po czym ruszyliśmy
wstronęjegomotoru.Poprzedniegodnianiewidziałamnicoprócz
ciemności, ale jazda motorem wydawała mi się lepsza niż jazda
samochodem. Czułam zimny powiew wiatru na moich gołych
nogach i czułam się wspaniale. Minęła dosłownie chwila i byliśmy
już pod szkołą. Adrian pomógł mi zejść i ściągnął kask. Na
pożegnanie obdarował mnie buziakiem w policzek i pięknym
uśmiechem.
–Ej,niewyobrażajsobiezadużo–jęknęłam.
–Jakżebymśmiał–odpowiedziałzszyderczymuśmiechem.
– Nie wiem, o czym pomyślałeś sobie dzisiaj rano, ale uwierz:
niedziałasznamnietakjaknainneiniechcę,żebytasytuacjasię
powtórzyła,jasne?
–Jasne,rozumiem,alechybamogęcięprzytulićjakoprzyjaciel?
Zanimzdążyłamodpowiedzieć,jegociałoidealnieprzylegałodo
mojego, prawa ręka gładziła moje włosy, a lewa spoczywała
delikatnie na mojej talii. Jego usta dotknęły mojego ucha i wtedy
powiedział:
–Niebędęrobiłnic,czegobyśniechciała.
Nie odpowiadając na to, odwróciłam się na pięcie i ruszyłam
przed siebie. Nie chciałam podnosić głowy, by mieć na sobie
wszystkiespojrzeniagapiów,którzywidzielicałezajście.
–Kate,cotymuzrobiłaś?–usłyszałamgłoszasobą.Toniebył
niktinnytylkomojaprzyjaciółkaVicky.
–Nic,acomiałabymmuzrobić?
–Kate,wszystkowidziałam.
–Dobrze,jużdobrze.Powiemci.
Nasza rozmowa toczyła się do momentu podejścia pod klasę.
Opowiedziałam
jej
wszystko
z
najmniejszymi
szczegółami.
Momentaminajejtwarzymalowałysięzdziwienie,podziw,anawet
radość, co mnie całkowicie zdezorientowało. Vicky nie oceniała
mnie, tylko przytakiwała i słuchała wszystkiego, co miałam do
powiedzenia.Nakoniecprzytuliłamnieistwierdziła,żeAdrianjest
wemniezakochany,zczymsięwogóleniezgadzałam.
Dzień mijał mi powoli, na lunchu siadłam z Vicky i jej nowo
poznanym kolegą Rickiem. Patrzyłam na nich z zazdrością. Moja
piękna koleżanka i jej równie uroczy partner zachowywali się jak
zakochane nastolatki. Tak dokładniej rzecz biorąc, byli nimi, ale
mniejsza o to. Rick był dobrze zbudowanym szatynem. Miał
ciemnozielone oczy i wspaniały uśmiech. Nie był wcale taki
szczupły, za to ładnie umięśniony i wysportowany. Miał delikatną
grzywkę, a jego włosy były w nieładzie. Przypuszczam, że taki
właśnie miał styl. Jego żuchwa i kości policzkowe były idealnie
zaznaczone,wykrojonejakbytylkodlaniego.Napierwszyrzutoka
wyglądałnamodelaalbobardzoprzystojnegoaktora.Miałnasobie
ciemne jeansy i opięty T-shirt z logo zespołu, którego nie znałam.
Dokończyłam sok, a kanapkę pozostawiłam nietkniętą, jakoś nie
miałam ochoty nic przełknąć. Zostawiłam „gołąbeczki” razem
i ruszyłam na następną lekcję. Po angielskim miałam matematykę
ibiologię.Tetrzygodzinyzleciałyminajszybciej.Ucieszonaszłam
w stronę parkingu. Słońce świeciło mi prosto w oczy, więc nie od
razu zauważyłam Petera, który stał oparty o swój samochód,
czekającnamnie.
–Hej,Kate–rzuciłipocałowałmniewpoliczek.Potemprzytulił
się i nie wypuszczał mnie przez chwilę z objęć. – Słyszałem dzisiaj
różneplotkinatwójtemat–dodał.
–Wiesz,jaktojestzplotkami–wymamrotałam.
–Tak,wiem,wkażdejjestziarnoprawdy.
–Nieprzesadzaj.Niewkażdej–odparowałamiuśmiechnęłam
siędoniego.
–Samatakmówiłaś.
–Ludziesięzmieniają–skwitowałampochwilinamysłu.
–Awięctoprawda?–zapytałzlekkimoskarżeniem,ajegogłos
zadrżał.
– Ale co? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie, nie wiedząc,
coPetermożemiećnamyśli.
–TyiAdrian?
–JaiAdrianco?–spytałamniecopoirytowana.
–Czywysięspotykacie?–dopytywałzezłością.
–Chodzicioto,czyjesteśmyparą?
–Poniekąd–rzucił.
– Powiedz mi wreszcie, o co ci chodzi, Peter – odparłam już
lekkozdenerwowana.
– Chodzi mi o to, czy jesteście parą albo czy się spotykacie –
uściślił.
–Nie,anijedno,anidrugie.
–Tociekawe,bosłyszałem,żewczorajsięspotkaliście,adzisiaj
podwiózłciędoszkoły.
– Tak, spotkaliśmy się raz, żeby coś sobie wyjaśnić, a odwiózł
mnie do szkoły, bo prawie zaspałam – wyjaśniłam, nie zdążywszy
ugryźćsięwjęzyk.
NamojąniekorzyśćPeterzrozumiał.
–Spałaśuniego?
–Tak–odrzekłam.–Zasnęłam,aAdrianniechciałmniebudzić.
Tak jakoś wyszło. Zresztą jesteśmy przyjaciółmi i to chyba
normalne.Uciebieichłopakówteżkiedyśnocowałam.
–Aleonniejesttwoimprzyjacielem–rzucił.
–Skądmożesztowiedzieć?–zapytałam,samamyślącotym,że
zAdrianemtakdokładniejeszczeniejesteśmyprzyjaciółmi.
– Masz rację, nie wiem tego na sto procent, ale widzę to
wtwoichoczach,przynasjesteśinna,jesteśsobą.
–Aprzynimnibykimjestem?
–OK,niechcibędzie.Toniemojasprawa,niechcęsięwtrącać.
Tylkomartwięsięociebie,Kate.
Po tych słowach przytulił mnie i pocałował w czoło. Gdy
zobaczył,żenieprotestuję,obdarzyłmnieciepłymuśmiechem.
–Rozumiem,Peter,dziękuję.
–Zacomidziękujesz,Kate?–spytałzaskoczony.
– Za to, że się nie zmieniasz, jesteś taki, jaki byłeś, i między
namijesttak,jakbyło,wiesz,dalejutrzymujemykontaktijesteśmy
przyjaciółmi.
– Jasne, Kate. Nie ma za co. Nie mógłbym cię tak nagle
zostawić.Zawszebyliśmyprzyjaciółmi.Dostałemtwojezaproszenie
–zmieniłtemat.
–Mojezaproszenie?–zapytałamzdezorientowana.
–Tak,naimprezę.
–Faktycznie.
–Chętnieprzyjdę–zapewnił.
–Dzięki,zaprosiłamteżresztęchłopaków,żebybyłoraźniej.
– Czemu organizujesz imprezę? Chcesz podtrzymać kontakty
towarzyskieczywkraśćsięwłaskitych,którzysięjeszczedociebie
nieprzekonali?–Zachichotał.
Popchnęłamgodelikatnieizaśmiałamsię.
–Niewiem,czyjestwtejszkolektoś,ktosięchociażtrochędo
mnieprzekonał–odparłamzuśmiechem.
–Jestwieletakichosób,Kate–powiedziałirównieżuśmiechnął
się do mnie. – Nie będę cię dłużej zatrzymywał, widzimy się na
imprezie.
–Amożewybierzemysięnadjezioro,jakzadawnychczasów?–
zagadnęłam.
Jego oczy zabłysnęły. Dawno nie widziałam go takiego
uradowanego.Nimzdążyłamcośpowiedzieć,siedziałamnamiejscu
pasażera, a Peter odpalał silnik. Czułam się tak jak wtedy, gdy
byliśmyparą,akażdąwolnąchwilęspędzaliśmyrazem,jakbynasze
rozstanie nigdy nie miało miejsca. Do jeziora Anza było około
czterechmil,czylikilkaminutjazdy.
W drodze grało radio i jakaś świetna piosenka w tle umilała
nam podróż. Nadal nie byłam pewna, jak to się stało, że
zaproponowałam Peterowi taki wypad. Kiedyś, jak byliśmy parą,
robiliśmy takie rzeczy, ale teraz oboje byliśmy samotni i mimo że
brakowało mi towarzystwa, nie chciałam mu robić nadziei i go
skrzywdzić. Niestety, już nie mogłam tego wszystkiego odwołać,
byłozapóźno,amójbyłytryskałszczęściem.
Jeziorowcaleniebyłoduże,alelubiłamje.Latempanowałnad
nim tłok, ale teraz było tam cicho i spokojnie. Woda delikatnie
falowała, a melodia natury uspokajała mnie. Dokoła rosło dużo
drzew,abliskowodymożnabyłozobaczyćwysokietrawyitrzciny.
Piasek pod stopami nie był już taki ciepły, ale sprawiał ogromną
przyjemność. Na większych kamieniach i wzniesieniach siedziały
kormorany,którewidzącnas,oddaliłysię.
Bez chwili zastanowienia ściągnęłam ciuchy i stałam już tylko
w bieliźnie. Miałam na sobie czarny komplet. Nie oglądając się na
Petera, dałam nura do wody. Przez chwilę pływałam i zanurzałam
się.Niespodziewanieobjąłmnieramionamiiprzyciągnąłdosiebie.
Wodawokółnasstałasięmętnaiwcaleniewidziałamjegotwarzy.
Wypłynęliśmy razem na powierzchnię i chlapaliśmy się jak małe
dzieci. Spędziliśmy tak dobre dwadzieścia minut, po czym
wyszliśmynapiasek.Żadneznasniemiałoręcznika,azaczęłosię
już robić zimno. Chciałam sięgnąć po ubrania, żeby się nimi
wytrzeć, ale Peter wziął swój T-shirt i zaczął wycierać moje mokre
kosmyki włosów. Gdy już cała byłam sucha, oddałam mu koszulkę,
którą teraz on zaczął się osuszać. Położyłam się w samej bieliźnie
natrawieizamknęłamoczy.Peterposzedłdosamochoduiwróciłze
swoją szarą bluzą. Okrył mnie nią i położył się obok. Cały czas na
mnie patrzył i uśmiechał się. Był bardzo seksowny. W tym
momencie zapomniałam o wszystkim: o Adrianie, o rozstaniu
zPeterem.Nicniemiałodlamnieznaczenia.Liczyłosiętuiteraz.
Mój były chłopak patrzył na mnie jeszcze kilka chwil, po czym
złapałmniezarękę.
– Kocham cię – szepnął, po czym zaczął mnie głaskać po
policzku, odgarniać moje włosy i uśmiechać się tak, że nie byłam
w stanie mu przeszkodzić w tym, co robił. Może nawet nie
chciałam?
–Jeżelichcesz,żebymprzestał,topowiedz–dodałizacząłmnie
całowaćposzyi.
Ja lekko się wygięłam, czerpiąc z tego niewyobrażalną
przyjemność. Gdy całował mnie po policzku i zbliżał się do ust,
miałam zamiar przerwać. To było nie fair w stosunku do niego.
Jednak nie potrafiłam. Coś mi w tym przeszkadzało, ale
niekoniecznie wiedziałam, co to było. Peter był już dosłownie
milimetr od moich warg, prawie jęknęłam na myśl o tym, co ma
zamiar zrobić. Nie myliłam się. Delikatnie dotknął moich ust
swoimi, potem coraz żywiej zaczęliśmy się całować. Objął mnie
lewą ręką, a prawą delikatnie pieścił po policzku. Ja też nie byłam
mudłużna,wzięłamjegotwarzwobiedłonie.Widoczniemusięto
spodobało,boklęknąłprzedemną,nieprzerywającpocałunku.Jego
ręce były wszędzie. Jedna, ta, która znajdowała się wcześniej
wysoko na plecach, teraz była niżej. Druga ręka delikatnie
przesuwałasiępomoimboku,poczymzatrzymałasięnatalii.Moje
ręceteżsięprzemieszczały,dotykającjegopleców,szyiigładzącgo
po klatce piersiowej. Jednak gdy zorientowałam się, że Peter
zamierzamiodpiąćstanik,musiałamprzerwać.
– Przepraszam – rzuciłam. – Nie powinnam… My nie
powinniśmy. Nie chcę ci robić nadziei, naprawdę nie wiem, jak to
sięstało.
– Ja wiem, kochasz mnie – powiedział i uśmiechnął się
delikatnie,jednakwjegogłosiewyczuwałamsmutek.
–Tak,alejakbrata.Znaczy,takbyło,aterazjużsamaniewiem.
Niemogętegozrobić,niechcę,żebysięcośskomplikowałomiędzy
nami.
– Rozumiem, Kate, tak jak mówiłem. Powiedz „nie”,
a przestanę. Nie chcę na ciebie naciskać. Wiesz, że zawsze będę
czekał.Jeżeliczujeszsięnieswojo,możemywracać.
–Tak,lepiejwracajmy–przytaknęłam.
Całądrogępanowałacisza,niedlatego,żeniemieliśmyoczym
rozmawiać, ale dlatego, że nie chcieliśmy, by było bardziej
niezręcznie. Pożegnałam się z nim pod moim domem. Szybko
ruszyłam do swojego pokoju. Byłam strasznie zdziwiona, że Peter
taknamniedziałał,aleiniemiałamwyrzutówsumieniazpowodu
tej sytuacji, która miała miejsce, co też było dla mnie dziwne.
Najbardziej zaskoczyło mnie jednak to, że nie potrafiłam na
początkutegoprzerwać.
Wieczór nie przebiegł tak, jak bym chciała. Cały czas
zastanawiałam się nad tym, co dzisiaj zaszło, a było tego znacznie
więcej,niżbymchciała.NajpierwAdrianijegoporannypocałunek,
apotemmigdaleniesięzPeterem.
Następnedniteżniezapowiadałysięzaciekawie,niewliczając
oczywiście mojej imprezy. Z całych sił starałam się unikać Adriana
iPetera,codziwnymtrafemmisięudawało.
W piątek po szkole spotkałam się z Vicky. Była najlepszą
organizatorkąimprez,jakąznałam.Dostarczyłachybamilionlitrów
alkoholu, chociaż nie wiedziałam, jak to zrobiła. Pomogłam jej
zanieść wszystko do kuchni. Były tam różnokolorowe napoje, soki
i różnego rodzaju alkohole, których nigdy nawet nie widziałam na
oczy.Najważniejszebyłoto,żegościemielicopić,więcimprezanie
mogła być klapą. Jednak przypomniałam sobie o nagłośnieniu
i popadłam w szaleństwo. Biegałam od kuchni do korytarza,
machając rękami i rzucając jakieś przekleństwa. Vicky siedziała
zkolorowymdrinkiem,patrzyłanamnieiśmiałasiędorozpuku,co
tylkozezłościłomniejeszczebardziej.
–Zczegosiętakśmiejesz?–burknęłam.–No,super,niedość,
żeimprezabędzieporażką,tojeszczemojaprzyjaciółkamazemnie
niezłyubaw.
– Czemu impreza ma być klapą? – zapytała. – Mamy przecież
wódkę,soki,napojeicośdojedzeniateżsięznajdzie.
–Możeitak,aleniemamynagłośnienia.Amuzyka?Kompletnie
owszystkimzapomniałam.Nienadajęsiędoorganizowaniaimprez,
nigdymitoniewychodziło–powiedziałambezentuzjazmu.
–Spokojnie,Kate,owszystkimpomyślałam.
–Jakto?–zdziwiłamsię.
Nagle dobiegł nas dźwięk dzwonka. Spojrzałam zaciekawiona,
alewstałamdopieropochwili,byotworzyćdrzwi.Przedemnąstał
Adrian ubrany tylko w sportowe spodenki. Na jego głowie
spoczywały ciemne okulary przeciwsłoneczne, a klatkę piersiową
zdobiłmutylkołańcuszek,któregowcześniejniezauważyłam.Miał
nanimzawieszkęwkształcietrójkąta.
– Podoba ci się, Kate? – zapytał i uśmiechnął się do mnie. –
Pożyczyłbymci,alesamarozumiesz,topamiątkarodzinna.
– Co ty tu robisz? – wykrztusiłam, bo nic innego nie
przychodziłomidogłowy.
–Vickyciniemówiła?–zdziwiłsię.
–Nie–odparłam.
–Vickyustalałalistęgości,tak?–ciągnąłAdrian.
– Poniekąd – odrzekłam. – Po prostu ona zna się na tym –
dodałam.
–Ibrakowałowamnagłośnienia?
–Tak.
Alejestemgłupia,pomyślałam.
–Totyjesteśnaszymkołemratunkowym?–zapytałam.
–Wpewnymsensie,alecośzacoś–szepnął.
–Toznaczy?–Nadalniewiedziałam,ocomuchodzi.
–Załatwiłemnagłośnienie,muzykęinawetmałybonus.
–Bonus?
–Didżeja.
– Super, dzięki – powiedziałam i przytuliłam go. – Z nieba mi
spadłeś–dodałam.
– Niekoniecznie z tej strony – mruknął. – Vicky obiecała mi, że
będęmógłzostać.
Całkiem zbita z tropu zrozumiałam, o co w tym wszystkim
chodziło.Vickychciałasięprzekonaćnawłasneoczy,jaktoAdrian
jestrzekomowemniezakochany.
– No, jasne, że możesz zostać – rzuciłam, choć niezupełnie
byłam z tego zadowolona, szczególnie po naszym ostatnim
spotkaniu.Myślałam,żejużniebędziegorzej,alejednakbyło.
–Hej–zagadnąłPeter,któryzjawiłsięnagleniewiadomoskąd
iprzytuliłmniezcałychsił.
–Hej–jęknęłam,ledwołapiącpowietrze.
–Przyszedłemtylkosprawdzić,jakwamidzie.Zdobyłemjeszcze
paręciekawychpłyt,azadwiegodzinyprzyjdziemójkumpel.
–Twójkumpel?–spytałam.
– Tak, twój didżej na imprezie. Adrian mnie poprosił, żebym
kogośzałatwił.
–Dziękizapomoc.Wamobu.Jesteścienajlepsi.–Pocałowałam
w policzek Petera i Adriana. – Ale teraz wybaczcie, muszę jeszcze
wybraćstrój,więcchybadozobaczenia.
Uśmiechnęlisięwnadzieiipożegnalisięzemnąbardziejczule
niżjaznimi.
Dopiero teraz to do mnie dotarło: Peter z Adrianem na mojej
imprezie.Naszatrójka,Peterwciążwemniezakochany,aAdrian…
cóż?Niewiedziałam,czycośdomnieczuje.Jednaktasytuacjanie
należaładonajbardziejkomfortowych.
Ze złością wpadłam do salonu, w którym siedziała Vicky,
popijająckolejnegodrinka.
–Cośtyzrobiła?!–wrzasnęłam.
–Ococichodzi,Kate?
– Adrian i Peter razem na imprezie! To się nie może dobrze
skończyć!
–Jakto?–zapytała.
Opowiedziałam jej o naszym wypadzie z Peterem, jak zwykle
wszystko ze szczegółami. Momentami jej policzki czerwieniły się
iniemogłauwierzyćwto,comówię.
– Wiesz, nie mogłam się powstrzymać, nie wiem dlaczego. Coś
mi nie pozwalało – tłumaczyłam się, nie wiadomo, czy bardziej
przedniączyprzedsobąsamą.
–AleAdrianaodepchnęłaś–rzuciłazniezadowolonąminą.
–Toniedlatego,żenicdoniegonieczuję.Czujęcoś,alesama
nie wiem, co to dokładnie jest. Jakaś siła przyciąga nas do siebie.
Tyle że to na razie bez znaczenia, ja go w ogóle nie znam, nic
osobieniewiemy.Totrochędziwne,żetakszybkosiętowszystko
dzieje. Sama już nie wiem, co mam robić. Czuję, że codziennie
toczęzesobąwalkę:zjednejstronychcę,zdrugiejnie.Razmyślę
oPeterze,arazoAdrianie.Wiesz,comamnamyśli?
Pokręciłagłową.
– Nigdy tak nie miałam – odparła. – Nie mogę tego do końca
zrozumieć, ale mogę sobie wyobrazić. Zastanawiam się tylko,
dlaczegoPeter,dlaczegoakuratteraz?
–Wydajemisię,żetoprzezAdriana.
–Żeco?–prawiekrzyknęła.
–Niewiem,jaktowytłumaczyć,alewydajemisię,żeprzynim
jesteminnairobięróżnedziwnerzeczy,czasaminatowychodzi,że
głupie.
Impreza się zaczęła, a ja stałam w korytarzu, opierając się
o ścianę i przyglądając wszystkim przybyłym. Było ich naprawdę
sporo.Wsaloniewidziałamtylkoróżnedzikietańceiprzelewający
się alkohol. Po następnym dzwonku dotarła nowa dostawa
imprezowiczów. W ogromnym tłumie zobaczyłam Petera, zaraz za
nim stał Adrian. Wydało mi się trochę dziwne, że współpracują.
Przypomniały mi się oskarżenia ekschłopaka, które dotyczyły
Adriana, i mogłam się tylko domyślać, że raczej nie przepadał za
nim, może i wzajemnie. Chociaż gdy zaczęłam się zastanawiać,
doszłamdowniosku,żeprzecieżtaknaprawdęnieznałamAdriana
zbyt dobrze i nie wiedziałam, co myśli o Peterze. To jest twoja
impreza, wyluzuj, pomyślałam. Postanowiłam nie zaprzątać sobie
nimi głowy. Stwierdziłam, że nie będę dziś myślała o facetach.
Skupięsiętylkonasobie.Pomimoponuregohumoruzrobiłamsobie
drinka i siadłam na fotelu. Obok mnie stała piękna zielona waza
przedstawiającajakieśmaski.Mamabardzojąlubiła.
Dopiłam drinka, po czym sięgnęłam po następny. Po
kilkudziesięciu minutach dołączyła do mnie Vicky, która ledwo już
stałananogach.Jejobecnośćznaczniepoprawiałamihumor.Przez
jakiśczaspiłyśmyrazem,potemdołączylidonaschłopcyzeszkoły,
nie wiedziałam już nawet, ile alkoholu w siebie wlałam. Peter stał
ze swoim znajomym, który był dzisiaj u mnie didżejem, i chyba
ustalał z nim szczegóły dotyczące następnych nagrań. Długo nie
widziałam Adriana i nie wiem dlaczego, ale nagle zaczęłam go
wypatrywaćwśródtłumu.Światłobyłozgaszone,alegdzieniegdzie
migałykolorowelampki.Choćniebyłocałkiemciemno,toitaknie
ułatwiały mi poszukiwań. Siedziałam tak jeszcze parę minut i gdy
zauważyłam, że mój plastikowy kubek jest pusty, stwierdziłam, że
przydamisięnastępnydrink.Jedenzkolegów,któregoimięjakimś
cudem uleciało z mojej pamięci, zaproponował, że pójdzie ze mną.
Wtejchwiliniepanowałamnadtym,corobięimówię,awięctylko
podniosłam ramiona i pokazałam ręką w stronę kuchni. Mój
towarzyszująłmniepodrękęiweszliśmytamrazem.
Kuchnia była dostatecznie oświetlona, żebym mogła zobaczyć,
co się w niej działo. Jakaś niska blondyneczka prawie stała na
palcach i usiłowała dać komuś całusa. Wyglądało to strasznie
komicznie, więc zaczęłam się śmiać, tak że aż łzy nabiegły mi do
oczu.
– Co za wytworność – powiedziałam i zaczęłam się śmiać
jeszczegłośniej.
Dziewczynaprychnęła,odsunęłasięodchłopaka,przeszłakoło
mnieipowiedziała:
–Niezatrzymaszgonadługo,jużprawiemiuległ.–Odwróciła
sięjeszczedochłopakaipomachałamunapożegnanie.
Moje oczy były jeszcze wypełnione łzami, zaczęłam je więc
delikatnie wycierać. Gdy już rozjaśniło mi się nieco widzenie,
prawiezamarłam.
Na środku kuchni stał Adrian. Wpatrywał się we mnie
nonszalancko, ale jego oczy pokazywały złość, wielką złość.
Pomyślałam, że chodzi mu o przerwany pocałunek z jakąś
dziewczyną, ale dla mnie nie miało to wielkiego znaczenia
iwyrzuciłamtozmoichmyśli.Bałamsię.Bałamsię,żegostracę.
–Nie,toniemożliwe–powiedziałamdosiebie.
Uspokoiłam się po chwili, żeby Adrian nie wyczuł mojego
nastroju, i wlałam sobie cały kubek wódki. Byłam już chyba
strasznie pijana, bo zapomniałam nawet o kropli czegoś do
rozcieńczenia.
Jednym
haustem
wypiłam
zawartość
kubka
inalewałamkolejny.
– Może pójdziemy na górę? – zapytał znajomy, o którym
kompletniezapomniałam.
– Jasne – rzuciłam, nie do końca panując nad ruchami, a tym
bardziejnadsłowami.
–Onamadość,wynośsię!–krzyknąłAdrian.
–OK–odparłmójtowarzyszizanimsięobejrzałam,niebyłogo
jużwkuchni.
–Cotyrobisz?–warknąłAdrian.
–Chciałamsięwyluzować–odparłam.
– To chyba nieźle ci idzie, jesteś taka wyluzowana, że ledwo
stoisz. Chodź tu – powiedział, ale zanim zdążyłam coś zrobić albo
powiedzieć,podszedłiwziąłmnienaręce.
–Zaniosęciędopokoju,chybapowinnaśsiępołożyć.
–Nigdyniemyślałam,żeuratujemnieksiążęnabiałymkoniu,
atujednaktakaniespodzianka.
–Chyba–odrzekłAdrianizacząłsięśmiać.
Poparusekundachznalazłamsięnaswoimłóżku.Adrianzdjął
bluzęipowiedział,żebymnaniegoczekała,aonpójdziepowodę.
Niebyłogoparęminut,rozkoszowałamsięwirowaniemświata.
Wszystko było inne, kolorowe, takie śmieszne. Szumiało mi
w uszach, kończyny odmawiały posłuszeństwa, ale czułam się
zaskakująco dobrze. Wyciągnęłam dłonie do góry i zaczęłam je
obracać, tworząc cienie na ścianie, a potem przyglądając się im
dokładnie.
Drzwi otworzyły się, ale zamiast Adriana stanął w nich Peter,
chyba równie pijany jak ja. Postawił swój kubek na parapecie,
a następnie ulokował się koło mnie. Pieścił delikatnie moje ręce
i masował mnie. Potem przesuwał dłońmi po moim policzku
i poprawiał mi włosy. Raptownie przesunął moją głowę w swoją
stronę i zaczął mnie całować. Delikatnie i namiętnie. Podobało mi
się to, ale nie czułam żadnych iskier, motyli w brzuchu czy czegoś
podobnego.Byłamjednakbezsiłipoddałamsięjegopieszczotom.
Nagle poczułam, że coś mnie od niego odciąga, a potem
usłyszałam jakieś słowa, ale nie zdążyłam rozróżnić, co kto mówi.
DopieronakońcudoszedłmniegłosPeteratłumaczącego,żenieto
miał na myśli i nic nie chciał mi zrobić. Chwilę po tym mój były
chłopakulotniłsięgdzieś,aAdrianzostałzemną.
–Cośmisięwydaje,żedzisiajjestcipotrzebnystrażnik.Chyba
nie będziesz miała nic przeciwko temu, żebym przespał się na
podłodzeidopilnowałwszystkiego?–zapytał.
Nic nie mówiłam, tylko skinęłam twierdząco głową, po czym
pociągnęłamgozakoszulkę,takbypołożyłsięnałóżku.Adriannie
spoglądałnamnie,usiłującwymyślić,cokombinuję,alebyłojużza
późno. Złapałam go za kark, przyciskając jego usta do moich.
Zaczęliśmy się całować, powoli i delikatnie. Poczułam, że się
wzdrygnęłam. Jakieś niesamowite uczucie przepełniało mnie całą,
chciałam więcej. Jednak w tym momencie Adrian przerwał
i przysunął usta do mojego czoła, po czym pocałował mnie
delikatnie.
–Niechcę,żebyśpóźniejżałowała–tłumaczył.–Samawidzisz,
w jakim jesteś stanie. Jednak jeżeli będziesz chciała to powtórzyć,
toniemamnicprzeciwko–powiedziałiuśmiechnąłsię.
Rozdział5
Początekczegośnowego
Rano wstałam z wielkim bólem głowy, a miejsce, które zajmował
przy mnie Adrian, było puste. Odwróciłam się, spoglądając na
drzwi. Patrzyłam na nie z nadzieją, a gdy przez chwilę nikt się nie
pojawiał,cisnęłamwniepoduszkąiwtuliłamsięwkołdrę.
– Spokojnie, pijaku – usłyszałam głos wchodzącego do pokoju
Adriana.
–Hej–wykrztusiłamtylko.
– Pomyślałem, że pójdę do miasta po parę rzeczy – powiedział
izacisnąłustawlekkimgrymasie.
Spojrzałam na jego rękę, w której trzymał plastikową butelkę
wodymineralnej.
– Fatygowałeś się dla mnie po wodę? – zapytałam
zniedowierzaniem.
– Nie po wodę – poprawił mnie. – Przyniosłem również
śniadanie–dodałiwyciągnąłpapierowątorbę.
–Dzięki–rzuciłam,niezdobywającsięnaniclepszego.
Adrian wyjął precel i zaczął go jeść, po czym podał mi całą
torbę,żebymijamogłasobiecośwybrać.
– Jak się czujesz? – szepnął mi do ucha, kładąc się na miejscu,
którewcześniejopuścił.
– Niespecjalnie – mruknęłam, biorąc pierwszy kęs brązowego
pączkapokrytegolukrem.
–Takteżmyślałem.–Wyjąłzkieszenipudełkotabletekodbólu
głowy i położył je przede mną. Potem uśmiechnął się, pokazując
swojewszystkieidealnieprosteibiałezęby.
–Pamiętaszcośzwczorajszegowieczoru?–zagadnął.
–Jakprzezmgłę–odparłam.
–Chcesz,żebymcicośopowiedział?–Wtymmomencieprawie
parsknął śmiechem i nie czekając na odpowiedź, zaczął
relacjonować wszystko po kolei, zaczynając od dziewczyny, która
chciała go pocałować, a kończąc na tym, jak wyrzucił Petera
zmojegopokoju,apotemjakzaczęłamgocałować.
– Rany! Przepraszam, nie chciałam ci się narzucać i robić ci
przykrości–próbowałamsiętłumaczyć.
–Wcalemisięnienarzucałaś–powiedziałichwyciłmojądłoń.
–Niebyłototeżprzykre,podobałomisię–dodałipocałowałmnie
wrękę,którąnadaltrzymał.–Mówiłemciwczoraj,żeniechcę,by
to tak wyglądało, dlatego że trochę nie byłaś w formie. – Zaśmiał
się.–Jeżelijednakbędzieszmiałaochotętopowtórzyć,niemamnic
przeciwko.
Nie odpowiedziałam mu, tylko uśmiechnęłam się, ale i tak
poczułam,żenamojejtwarzypojawiasięrumieniec.
–Wiesz,żePeterniezrobiłbyniczłego?–zapytałam.
– Szczerze mówiąc, nie znam go na tyle, żeby móc to ocenić.
Wolałem się upewnić, że nic ci się nie stanie i że będziesz
bezpieczna. Zresztą Peter coś do ciebie czuje i myślę, że nie
chciałby zrobić niczego wbrew twej woli, jednak był równie pijany
jakty.
–Wywaliłeśgostąd,żebymnieniecałował,asam…–Urwałam.
–Kate,totyzaczęłaś,zresztąjaniebyłempijanyiwiedziałem,
corobię.Przerwałemto,jaktylkosięzorientowałem…
–Zorientowałeśsię,że…?
–Żechciałabyśczegoświęcej.
W tym momencie po prostu zamarłam. Umilkłam na chwilę
i poszukiwałam w pamięci jakichś obrazów. Zobaczyłam je, były
trochę zamazane i był w nich Adrian. Faktycznie, miał rację, ja
byłam trochę za bardzo nakręcona, a on nie chciał, żebym później
żałowała,iprzerwał,zanimjeszczecośsięzaczęło.
–Dziękuję–powiedziałam.
Wstałamdelikatniezłóżka,położyłamsiękołoAdrianaikładąc
rękę na jego karku, przyciągnęłam go do siebie. On również się
przytuliłileżeliśmytakdośćdługo.
Objęłamgobardzomocnoiniechciałampuścić.Czułamciepło,
które się we mnie rozchodzi. Byłam przy nim bezpieczna. Myślami
wciążwracałamdowczorajszegodnia,agdyprzypomniałamsobie
naszpocałunek,sercezaczęłomibićmocniejipoczułamdreszcze.
Adrian odchylił nieco głowę i spojrzał na mnie, ale nadal nie
puszczał.
Myślałam, że chce odejść, przytuliłam go więc bardziej do
siebie,chciałampoprosić,żebynieodchodził,żegopotrzebuję,ale
zanimzdążyłamcośpowiedzieć,naszeustaprzywarłydosiebie.
Śniadanie zjadłam dość szybko, popijając wodą, która zniknęła
równie błyskawicznie. Adrian poszedł po następną butelkę. Chyba
wiedział,żebędziemipotrzebna,ikupiłwiększyzapas.
–Byłtuniezłybałagan–powiedział.
– Wyobrażam sobie. Muszę wszystko sprzątnąć, zanim
przyjedziemama.
–Jużtozrobiłem–odparłAdrianipocałowałmniewczoło.
–Alejak?Kiedy?–wydobyłamzsiebie.
– Gdy spałaś. Tak myślałem, że twoja mama niedługo wróci.
Chciałemcipomóc,wiesz,żebyśniemiałakłopotów,alewzamian
zatojesteśmicoświnna.
– Dziękuję, nie musiałeś. Co jestem ci winna? – zapytałam po
chwili.
–Wyjście.
–Wyjście?–zdziwiłamsię.
– Tak, wyjście. Chciałbym cię gdzieś zabrać. Chyba do końca
życiabędęmusiałciwynagradzaćto,jakimbyłemdupkiem.
–Jużtozrobiłeś.
–Niewydajemisię.Zewszystkichdziewczyn,jakiespotkałem,
ty jesteś inna. Nie jesteś natarczywa, nie rzucasz się na mnie.
Mówisz, co myślisz, i… sam nie wiem… podoba mi się to. Jeszcze
nikt dla mnie taki nie był. Jesteś wyjątkowa, Kate, dlatego nie
chciałbymcięstracić.
– Dziękuję – powiedziałam po raz kolejny. – Ty też jesteś inny
niżwszyscy.Napoczątkumyślałam,żejesteśaroganckiizakochany
w sobie, ale teraz wiem, że tak nie jest. To tylko pozory, a tak
naprawdę kryjesz w sobie coś więcej. Coś, co można dostrzec,
poznając cię bliżej. Jesteś niezastąpiony, zrobiłeś dla mnie tak
wiele.Gdybyniety,naprawdęmogłabymżałowaćwczorajszejnocy.
–Dousług–odpowiedział.
–Akiedymaszzamiar„wyjść”zemną?–zapytałam.
–Jaktylkosięubierzesz.
– Tak szybko? – zdumiałam się. – Myślałam, że jesteś bardziej
cierpliwy.
–Jestem,alenieprzytobie,Kate.
– To wszystko wyjaśnia. – Zaśmiałam się. – Dokąd zamierzasz
mniezabrać?Wolębyćprzygotowana.
– To tajemnica. Wyjaśnię ci wszystko w odpowiednim
momencie,alegwarantuję,żebędzieszzadowolona.
–Skorotakmówisz–rzuciłam,idącwstronęłazienki.
Gdy wychodziłam, Adrian rozprostował swoje ciało, usiadł na
krawędzi łóżka, po czym złapał za torbę. Nie zastanawiałam się,
czemu sięga po moją torbę podróżną, bo moje myśli wędrowały
gdzie indziej. Cały czas byłam pod wrażeniem jego uroku,
delikatności, którą widziałam pierwszy raz, jego ciała i emocji,
którymi był owładnięty. Wcześniej fascynował mnie tylko ze
względunaswojąfizyczność,aleterazczułammiędzynamigłębsze
powiązanie.Wchodzącdołazienki,zobaczyłam,żemojeubraniasą
już przygotowane, wskoczyłam do wanny i rozkoszowałam się
chwilą odprężenia. Po wyjściu ubrałam się w zestaw wybrany dla
mnie przez Adriana, rozczesałam włosy i zaczęłam dobierać
dodatki.Wkońcuzdecydowałamsięnasrebrnekolczykiwkształcie
ważki.Dokładniewysuszyłamdługiewłosy,którezrobiłysięprawie
proste, i zostawiłam je rozpuszczone. Wróciłam do mojego pokoju,
w którym został Adrian. Zauważyłam, że przygląda mi się
badawczo. W jednej ręce trzymał moją torbę, a w drugiej – bilety,
którym nie zdążyłam się dokładnie przyjrzeć, ponieważ szybko je
schował. Po chwili obiekt mych westchnień objął mnie ramieniem
i razem zeszliśmy po schodach. Zamknęłam drzwi od domu, a on
wtymmomenciechowałmójmałybagażdosamochodu.Podeszłam
doautaodstronykierowcy,byotworzyć,aleAdrianzjawiłsięnagle
przy mnie i zabrał mi kluczyki. Zupełnie zdezorientowana, jednak
podekscytowana,złapałamgozarękę,którąmipodał,ipodążyłam
za nim. Otworzył przede mną drzwi od strony pasażera i skinął
głową,abymwsiadła.Grzecznieposłuchałam.Adrianzapiąłmipas
i po chwili znalazł się obok na siedzeniu kierowcy. Odpalił silnik
i wyjechał spod mojego domu. Mijając uliczki i okolice, zwracałam
uwagętylkonaAdriana,któryniedość,żeidealnieprowadziłauto,
to jeszcze wyglądał w nim całkiem przyzwoicie. Nie wiedziałam,
dokąd mnie zabiera, ale zamierzałam się dowiedzieć, zanim
nadejdzie moment, w którym zechce mi to oznajmić. Niestety, nie
wszystko szło po mojej myśli. Mimo że byłam wypoczęta i pełna
energii, nagle poczułam się strasznie senna. Moje powieki zrobiły
sięciężkieiniekontrolowałamtego,cobyłodalej.Ostatniąrzeczą,
jakautkwiłamiwpamięci,byłportlotniczyOakland.
Rozdział6
Nieznane
Obudziłam się późnym wieczorem na dużym łóżku. Wokół mojego
ciała zapleciona była jedwabna złota kołdra, a nade mną wisiał
baldachim o takim samym kolorze. Podłoga była pokryta czarnymi
marmurowymi kaflami, które odbijały każdy mebel znajdujący się
w pokoju oraz moją smukłą sylwetkę. Całe pomieszczenie było
ogromne. Na ścianach koloru kości słoniowej wisiały rozmaite
obrazy: od kopii Picassa do mniej znanych artystów. Z prawej
strony łóżka znajdowały się szerokie drzwi, a obok nich – okna.
Wstałam, włożyłam szlafrok, który leżał złożony na krześle,
i podeszłam do drzwi. Gdy je ruszyłam, skrzypnęły nieznacznie
i ustąpiły. Gdy były już szeroko otwarte, a ja zrobiłam delikatny
krok naprzód, znalazłam się na małym tarasie. Poczułam powiew
powietrza. Zapach świeżo skoszonej trawy i deszcz od razu mnie
obudziły. Na tarasie znajdowały się dwa drewniane leżaki i stolik.
Podeszłam bliżej do balustrady, wciągnęłam w płuca więcej
powietrza i spojrzałam na dół. Widok zaparł mi dech w piersiach.
Na zewnątrz, na środku ogrodu, znajdowała się mała fontanna
przedstawiająca młodą kobietę w cienkiej sukni, z dłonią
wyciągniętą ku niebu. Wokół niej rozpościerały się żywopłoty
uformowane w abstrakcyjne kształty. Pomiędzy nimi rosły różnego
rodzaju kwiaty w każdym kolorze. Przeważały odcienie czerwieni,
żółci, różu i fioletu. Całość wyglądała niesamowicie. Upajając się
pięknem, nie zastanawiałam się nawet przez chwilę, gdzie jestem
i co robię w takim miejscu. Nieobecność Adriana również nie
wydawała mi się dziwna. To miejsce pozwoliło mi na moment
zapomnieć o troskach i czerpać radość z tej chwili. Od rozmyślań
oderwało mnie pukanie do drzwi. Służący poinformował mnie
o godzinie śniadania. Zachwycona całym otoczeniem sięgnęłam po
swoją torbę. Wyciągnęłam z niej kosmetyczkę i przyszykowałam
przewiewną kremową sukienkę. Weszłam do łazienki, która była
większaniżsalonwmoimdomu,izaczęłamsięuważnierozglądać,
szukając prysznica. Były tam jedynie pozłacana wanna, zlew
ijacuzzi.Większośćmiejscazajmowałykwiaty.Nieznałamich,ale
wyglądały na tropikalne, to przez nie czułam się jak na innym
kontynencie. Napuściłam wody do wanny i przez chwilę
rozglądałam się jeszcze. W małej szafeczce znalazłam parę rzeczy.
Były tam różnego rodzaju mydła, płyny do kąpieli, pachnące sole,
świeczki i inny asortyment. Wzięłam parę lawendowych świeczek,
sól o zapachu cytrusowym i mydło, którego woń przypominała las
tropikalny. Trzymając wszystko w rękach, podeszłam do wanny.
Położyłam swoje znaleziska na białych kafelkach, rozebrałam się
iweszłamdogorącejwody.Pochwilicałepomieszczeniewypełniło
się zapachem lawendy, cytrusów i tropików. Rozkoszowałam się tą
przyjemnością i przebywaniem w takim miejscu. W pewnym
momencie pomyślałam sobie, że jestem wielką szczęściarą i zanim
siętozmieni,będękorzystaćzprzychylnościlosu.
W kąpieli pozostałam dłużej, niż powinnam. Wytarłam się
miękkim bawełnianym ręcznikiem, który znalazłam w kolejnej
szafce. Po kilkudziesięciu minutach spędzonych w wodzie
pachniałam
nieziemsko.
Jedynym
mankamentem
była
pomarszczona skóra u palców rąk i stóp. Włożyłam na siebie
bieliznęisukienkę,którąwcześniejprzygotowałam.Twarzidłonie
posmarowałam kremem, a później udałam się do pokoju
w poszukiwaniu szczotki i suszarki do włosów. Po ich znalezieniu
przeczesałam delikatnie włosy i wysuszyłam je częściowo.
Włożyłamczarnebutynaniewysokimobcasieipodążyłamwstronę
korytarza,zastanawiającsię,gdzieznajdujesięjadalnia.
Wychodząc na długi korytarz, zauważyłam służącego, który
wcześniej poinformował mnie o godzinie posiłku. Skinął do mnie
głową, a ja ruszyłam za nim. Poruszaliśmy się dość wolno
i zdążyłam zapoznać się z przedmiotami, które po kolei mijałam.
W korytarzu widniała rzeźba przedstawiająca kobietę siedzącą na
pniudrzewa.Przedniąklęczałmężczyzna,któregorękaspoczywała
na jej udzie. Ona z kolei dotykała dłonią jego policzka. Nie
przypominałam sobie z zajęć żadnej rzeźby, która byłaby podobna
do tej, ale pomyślałam, że może to być twórczość nieznanego
jeszcze lokalnego artysty. W miarę jak schodziłam w dół, mogłam
zauważyć zmieniający się wystrój. Na górze był on bardziej
delikatny i stonowany, za to na dole więcej było nowoczesności.
Meble nie były takie, jakie zwykłam widywać. Wyglądało to na
wyposażenienależącedokogośważnegoiwartościowego.Nadole
służący pokierował mnie w lewo. Podziękowałam mu za wskazanie
drogi i odmaszerowałam we wskazanym kierunku. Wchodząc do
jadalni,zauważyłamdwieosoby.Kobieta,nadzwyczajpiękna,miała
długie blond włosy, szczupłą sylwetkę i jaśniejszą karnację niż ja.
Patrzyłam na jej różowe usta, zgrabny nos i niebieskie oczy. Już
takiekiedyświdziałam…uAdriana.Byładoniegopodobna,choćon
nie miał tak bladej cery, mimo wszystko oboje byli piękni. Kobieta
siedziała przy stole z pustą zastawą stołową i rozmawiała z kimś
przeztelefon.Jejminabyłagroźna,alezmieniłasię,gdyzauważyła,
żewchodzędopomieszczenia.Obokniejsiedziałmężczyzna,który
był starszy od niej. Wyglądał na dwadzieścia osiem lat. Miał dość
krótkie brązowe włosy i zielone oczy. Jego blada skóra również
przyciągnęła mój wzrok. Na pierwszy rzut oka wyglądał bardzo
szczupło, ale gdy podeszłam bliżej, zobaczyłam jego dobrze
zbudowanemięśnie.
Kobietawzięłaswojegotowarzyszazarękęirazempodeszlido
mnie. Z bliska wyglądali bardziej promiennie niż z daleka. Nie
wiedziałam,kimsądlasiebie,alechybawyczułamenergię,jakaod
nichbiła.Wtedywłaśniestwierdziłam,żesąparą.
–TymusiszbyćKate–powiedziałakobieta,podającmirękę.–
JajestemMelanieSorano,atomójnarzeczonyJoseHurt.
–JesteśsiostrąAdriana?–zapytałam.
–Tak.Niemówiłci,żewybieraciesiędomnienaTeneryfę?
–Gdzie?–palnęłambezzastanowienia.
–No,wiesz,WyspyKanaryjskie.
– Tak, wiem, gdzie są te wyspy, tyle że ja nie wiedziałam, że
wybieramy się tak daleko. Zresztą Adrian nic mi nie mówił ani
otobie,aniożadnychwyspach.
–Tak,mogłamsiętegospodziewać–odparła.–Adrianitejego
tajemnice… Ale skoro mieliście tyle czasu po drodze, to dlaczego
jesteśtakazdziwiona?–zapytała.
–Bojanicniepamiętam.Ostatnie,cowidziałam,tobyłapodróż
samochodem, a później zasnęłam i obudziłam się dopiero tutaj
jakieśdwiegodzinytemu.
– To rzeczywiście dziwne. Może zjesz śniadanie? Pewnie jesteś
strasznie głodna, skoro nic od wczoraj nie jadłaś. Adriana jeszcze
niema,wyszedłgdzieśwcześnierano,aimymusimycośzałatwić.
Jeżeli będziesz czegoś potrzebowała, to wołaj Paola, chyba go już
poznałaś, jak mniemam? Pokaże ci wszystko, co będziesz chciała.
Pokój,którysłużyzanaszeprywatnekino,czymałąbibliotekę.Na
zewnątrz jest też basen, z którego możesz skorzystać, a jeżeli
chcesz zrobić zakupy, to nasz szofer Antwon jest do twojej
dyspozycji.Czujsięjakusiebiewdomu,Kate.
– Dziękuję ci, Melanie – jęknęłam. – To chyba nie będzie
konieczne. Sam fakt, że pozwalasz mi tu być, jest po prostu
spełnieniemmoichmarzeńiniewiem,jakcisięodwdzięczę.
– Spokojnie, Kate, to Adrian mi się odwdzięczy – powiedziała
iuśmiechnęłasiędelikatnie.–Acodosłużby,topowinnaśrozważyć
moją propozycję. Tymczasem naprawdę muszę iść, już jestem
spóźniona.Bawsiędobrze.
PotychsłowachMelanieiJosewyszli,ajazostałamsama.Nie
liczącsłużącegoPaola,którybyłnakażdemojezawołanie,taksamo
jak Antwon. Faktycznie, siostra Adriana miała rację, byłam
straszliwie głodna. Przydzielony do mnie służący przyniósł
odpowiednią zastawę stołową, chleb i inne dodatki. Obok dżemu,
sera i wyśmienitych wędlin na tacy znajdowały się winogrona,
pomarańcze, brzoskwinie i banany. Obok Paolo postawił trzy
dzbanki. W każdym z nich znajdował się inny sok. Zanim wszyscy
odeszli, zostałam poinformowana o tym, że oprócz ich zdaniem
podstawowego menu, które znajdowało się przede mną, mogę
dostaćrównieżinnedodatki,naktóremamochotę.
Gdyjużzostałamsama,sięgnęłampokromkęchleba,potempo
następną i kolejne trzy. Pomimo tak pysznego posiłku mój żołądek
nadaldomagałsięwięcej.Wciągunastępnychparuminutzjadłam
jeszczemałąporcjęowoców.
Nadal byłam sama i nie wiedziałam, czy mam się udać do
swojego pokoju czy może zwiedzić całą rezydencję. Wyszłam
z jadalni i podążyłam korytarzem do salonu. Pod ścianą, z prawej
strony, stały dwa drewniane krzesła, a pomiędzy nimi – stolik do
kawy. Na wprost wejścia i z lewej strony były sofy. Na środku
salonu leżał kremowo-brązowy dywan. Na suficie znajdował się
piękny żyrandol. Był złoty, a z jego końców zwisały szklane łezki.
Zanim Paolo przyszedł, długo jeszcze podziwiałam szkatułki, które
siętamznajdowały,dużyzegariinneprzedmioty.Gdyskończyłam,
poprosiłam służącego, aby zaprowadził mnie do biblioteki, która
znajdowała się na drugim piętrze. Nie była duża, na środku stało
parę półek na książki, a z boku – jeden mały fotel i stary stolik.
Podziękowałam
służącemu
i
zaczęłam
rozglądać
się
po
pomieszczeniu. Chodziłam wokół półek, szukając odpowiedniej
pozycji, jednak to, co się tam znajdowało, w żadnym stopniu nie
odpowiadało moim gustom. Na pierwszej półce znalazłam takie
tytułyjak:Upadłyanioł,Zemstaaniołów,Księgarozpaczy,Przegląd
istot, Zmiennokształtni, Kły, Dracula i jego pobratymcy, Czarna
magia, Połączenie i inne. Reszta książek była w innych językach,
jedne po łacinie, a inne… nawet nie zgadywałam. Wiedziałam
jednak, że żadnej z nich nie zabiorę do pokoju. Wzięłam z półki
jedną pozycję, na którą wcześniej nie zwróciłam uwagi:
Pochodzenieistot.Otworzyłamjąnasamympoczątkuiusiadłamna
mało wygodnym fotelu. Pierwsza strona była mocno wyblakł,
przedstawiała parę postaci, których, niestety, nie byłam w stanie
zidentyfikować. Na następnej stronie ukazał się tekst i historia
jednejzistot:
„Zdziczałepsyspotkająsięzhienami
ikozłybędąsięprzyzywaćwzajemnie;
cowięcej,tamLilitprzycupnie
iznajdziesobiezaciszenaspoczynek”
.
Na początku historii były ukazane losy Adama, który chodząc
po raju i widząc, że każde boskie zwierzę ma swoją partnerkę, był
nieszczęśliwy i poskarżył się Bogu, że on jako jedyny był
pozbawiony żeńskiej towarzyszki. Bóg usłuchał go i z gliny oraz
nieczystości stworzył kobietę – Lilit. Oboje nie byli ze sobą
szczęśliwi.Spłodziliwieledemonów,którenadalnawiedzająświat.
Lilit nie chciała się podporządkować Adamowi, wolała dominować.
Jedna wersja, która zwróciła moją uwagę, była o tym, że Lilit
opuściła Eden, jednakże zdążyła wydać na świat następnego
potomka–Kaina.Adamzostałsam,lecznienadługo.Bógobdarzył
go kobietą – Ewą, która powstała z jego żebra, przez co była mu
uległa. Historia opowiadała również o tym, że Ewa urodziła
Adamowisyna–Abla,któryzostałzabityprzezprzyrodniegobrata.
Kain był wampirem, a źródła nie donosiły, ile lat stąpał po ziemi.
JegostanczyniłzLilitmatkęwszystkichpotępionych.
Pierwszy raz w życiu czytałam coś takiego. To była historia
owampirach.Poprzewertowaniuparustronwychwyciłamztekstu
parę nazw. Były tam również informacje o pochodzeniu czarownic,
łowcówwampirów,aniołówizmiennokształtnych,czymkolwiekbyli
ciostatni.Zastanawiałamsię,pocoMelaniemiałabytrzymaćtakie
książki w swojej bibliotece. W dodatku wyłącznie takie książki,
ponieważ na żadnej półce nie znalazłam Romea i Julii czy Dumy
i uprzedzenia. Wydało mi się to dziwne. Siostra Adriana musiała
byćbardzozainteresowanatakątematyką,skorobyłojejtupełno.
– Tu jesteś – wyrwał mnie z zadumy głos Adriana. – Widzę, że
zapoznajeszsięzesztuką–dodałizaśmiałsię.
– Niekoniecznie. Tu są tylko jakieś wymyślone historie, nic, co
mogłobymniezainteresować.
–Alekiedyśmożesięprzydać.
– Ciekawe, w jakiej sferze życia? Żebym wiedziała, jak się
bronić,gdybymnienapadłwampir?
–Niewykluczone–odpowiedziałzuśmiechem.
– Gdzie byłeś? Czemu nie powiedziałeś mi, że odwiedzamy
twojąsiostręnaTeneryfie?
– Chciałem ci zrobić niespodziankę. Potem zasnęłaś i nie
zdążyłemciwyjawićmojegoplanu,awydawałaśsiętakazmęczona,
żenieośmieliłbymsięcięobudzić.
–Agdziebyłeś?
–Nazakupach.
–Nazakupach?–zapytałamzlekkimniedowierzaniem.
– Tak, chciałem cię zabrać na plażę Las Teresitas, a całkiem
zapomniałemostroju.
–Kupiłeśmistrój?
–Tak,dwa,boniewiedziałem,którybardziejcisięspodoba.
– Nie mogę ich przyjąć. Nie powinieneś kupować mi takich
prezentów.
– Spokojnie, sam cię wyciągnąłem i nie miałaś czasu, żeby się
spakować, więc pomyślałem, że ci to zrekompensuję. Mam
nadzieję,żewybrałemodpowiednirozmiar.
– Nie przekonam cię, żebyś je zwrócił? – spytałam, choć i tak
byłampewna,coodpowie.
– Nigdy – odparł i obdarzył mnie szerokim uśmiechem. –
Śmiało,idźjeprzymierzyć.Pojedziemynaplażę.
–OK–powiedziałamizabrałamodniegodwawieszaki.–Zaraz
wrócę.
Od razu wiedziałam, że obydwa bikini będą na mnie pasowały.
Zastanawiało mnie tylko, skąd Adrian ma takie rozeznanie w tym
temacie, przecież żaden przeciętny facet nie podołałby temu, ale
musiałamprzyznać–Adrianniebyłprzeciętny.Jedenzestrojówbył
czarny z delikatnymi odcieniami złota. Gdy go przymierzyłam,
wyglądał niesamowicie, jakby był zrobiony specjalnie dla mnie.
Drugi był granatowy, a na środku biustonosza miał srebrne
zdobienia, w które wplatały się małe diamenciki. Ostatecznie
wybrałamwłaśnieten.Byłprzepiękny.Możeniedokońcapasował
do odcienia mojej skóry, ale i tak miałam nadzieję na nabranie
kolorytu. Po przymiarce zorientowałam się, że zapomniałam
zadzwonić do Vicky, która nie miała pojęcia o mojej wyprawie. Na
bikini nałożyłam sukienkę, którą miałam wcześniej na sobie, na
bose stopy wsunęłam karmelowe klapki. Wróciłam do swojego
pokoju i po paru chwilach znalazłam telefon. Niestety, był
rozładowany.Zwściekłościąrzucałampoduszkami,usiłującznaleźć
ładowarkę. Po paru nieudanych próbach zajrzałam do torby.
Pomyślałam, że jeżeli Adrian spakował tam wszystko, to tam
właśnie powinna się ona znajdować. W bocznych kieszeniach
znalazłam tylko portfel, prawo jazdy, klucze od samochodu i inne
rzeczy.Nigdzieniebyłoładowarki.Przeszukałamjeszczekieszenie
wśrodkuiwyciągnęłamwszystkieciuchy.Ponownieprzegrzebałam
całątorbęiwkońcusiępoddałam,wiedząc,żenicnieznajdę.
Adrian wyszedł z łazienki i spoglądając na bałagan, który był
wcałympokoju,zrobiłzdziwionąminęizapytał:
–Przeszłotędytornado?Amożeczegośszukasz?
– Bardzo śmieszne – jęknęłam. Usiadłam na łóżku, a ręce
oparłam o brodę. – Szukam ładowarki, której jakimś dziwnym
trafem nie wziąłeś, a mogłam przysiąc, że do tej torby włożyłeś
wszystko, jest tam nawet suszarka. – Spojrzałam w jego stronę ze
smutnąminą.
– Prawie wszystko, nie tylko zapomniałem twojej, ale moja też
gdzieśzginęła.
–ChciałamzadzwonićdoVickyipowiedziećjej,gdziejestem.
– To może jak wrócimy, poproszę Melanie, żeby pożyczyła ci
swój.ZnasznumerVickynapamięć?
– Tak, znam. I chyba masz rację, jedźmy na plażę, a jak
wrócimy,tozadzwonię.
Na tę wyprawę Adrian zabrał samochód, który należał do
Melanie. Tak naprawdę był to jeden z wielu jej samochodów.
W garażu znajdowały się jeszcze limuzyna, jaguar i ferrari, które
Adrian zarezerwował dla nas. Powiedział mi wcześniej, że uciekł
zdomurodziców,aleniechciałsięzagłębiaćwszczegóły.Zsiostrą
wcześniej też nie miał dobrych kontaktów, a więc nie wiedziałam,
skąd ta nagła zmiana, jednak w większym stopniu zaszokowało
mnie to, jak bardzo zamożna jest jego rodzina. Naszym środkiem
transportubyłosportoweczarneferrari.Adrianodmówiłszoferowi,
który zaproponował, że nas zawiezie. Sam chciał pokazać mi
miasto.DomMelanieznajdowałsiębardzobliskoplaży,aleAdrian
chciał chociaż przejazdem pokazać mi okolicę, ponieważ
musieliśmy wylecieć najwcześniej w poniedziałek wieczorem. Nie
mieliśmyzbytwieleczasu.
Podczasprzejażdżkimiałamokazjępodziwiaćprzezszybęauta
niesamowitewidoki,którerozciągałysięiprzesuwałyprzedmoimi
oczyma.Niektórebudynkibyłystarsze,aleniekonieczniegorsze.To
one nadawały temu miejscu dużo uroku i kształtowały je w taki
sposób. Odzwierciedlały jego historię i osobowość. Część
zabudowań była z czerwonej cegły, inne miały kolor jasnej
pomarańczy, jeszcze inne były białe. Widziałam również bardzo
zmodernizowane i nowoczesne budynki, o różnych kształtach
irozmiarach,jednakprzeważniebyłydośćwysokie–jakwieżowce
w Nowym Jorku. Największe wrażenie zrobiła na mnie roślinność.
W mieście zauważyłam parę miejsc przeznaczonych na piękne
zielone trawniki, które pokrywały też rozmaite rodzaje kwiatów,
wyglądające tak samo fantastycznie jak te w ogrodzie Melanie.
Równieżpalmyikaktusypięknieprezentowałysięwpełnymsłońcu.
To miasto było inne, nie takie, do jakich przywykłam. Nigdy nie
byłam poza krajem, a nawet niewiele razy poza moim rodzinnym
miastem. Tutaj, pomimo tłoku, było tak spokojnie. Istny raj na
ziemi, pomyślałam. Tutaj każdy mógł odpocząć od kłębiących się
problemów, zająć się sobą, ale tak naprawdę nie odkładać nic na
później,tylkozastanowićsięnadswoimżyciem.Jasiętamwłaśnie
tak czułam. Jakby wszystko było na swoim miejscu, jakbym była
właśnie tam, gdzie powinnam, nie myślałam o błahostkach ani
o wymaganiach, które muszę spełnić. Pierwszy raz chciałam być
wyłącznie sobą i robić wszystko, na co mam ochotę, na swoich
zasadach.
Po objechaniu miasta Adrian zabrał mnie na plażę. Niebo było
cudowne, delikatne i niebieskie, promienie słońca dotykały moich
ramion i rozjaśniały ciemne kosmyki włosów, a lazurowe wody
połyskiwałyzapraszająco.
–Pięknietu,co?–wyrwałmniezzadumyAdrian.
– Tu nie jest pięknie, tu jest cudownie, niesamowicie… Ty i ja
tutajtopoprostucud–odpowiedziałam.
–Wiedziałem,żecisięspodoba–odparł.
–Jużtubyłeś?–zapytałamzdziwiona.
–Tak,paręrazy.Siostramieszkatuodkilkulat.
–Przecieżonajeststarszaodciebiemożejakieśdwalata.
–Dokładnietosiedem.
–Aleona…–Niezdążyłamdokończyć.
–Wiem,niewygląda.Jakmiaładwadzieścialat,pracowałajako
kelnerka. Oszczędzała i w końcu tu przyjechała, poznała swojego
obecnego narzeczonego i zaczęła pracę jako modelka. Zamierzała
zostaćtuniecodłużej,możekilkamiesięcy,jednakprzeciągnęłyjej
się one do kilkunastu lat. Teraz ma zamiar otworzyć własną firmę
ijaknaraziejesttunastałe.
–Twojasiostramaciekaweżycie–stwierdziłam.–Acoztobą,
wracaszdorodziców?
–Nie,niemogę.Chcęzacząćwszystkoodnowa.
Po tych słowach Adrian przysunął się do mnie i musnął
delikatniemojeusta.Pochwilibiegaliśmyrazempogorącympiasku
i obejmowaliśmy się. W pewnym momencie zrobiło się bardzo
gorąco i poszliśmy do wody. Adrian nadal miał swój łańcuszek
zdziwnązawieszką,widocznienigdysięznimnierozstawał.Oboje
pluskaliśmy się jak dzieci w ciepłej wodzie, co chwilę uśmiechając
się do siebie i wyczekując momentu, w którym mielibyśmy okazję
się dotknąć lub pocałować. Z każdą chwilą spędzoną w jego
towarzystwieczułamsięlepiej.Wiedziałam,żecorazbardziejsiędo
siebie zbliżamy, i byłam już pewna, że go kocham. Pierwszy raz
zagościłowemnietakieuczucieibałamsię,żejeżeligostracę,to
zginę. Jego nieskazitelne niebieskie oczy wyrażały to samo,
wiedziałam to, od kiedy go spotkałam, a z każdym dniem uczucie
w jego oczach rosło coraz bardziej. W tamtym momencie Adrian
złapał mnie za rękę i spojrzał mi głęboko w oczy, tak jakby
dokładnie wiedział, o czym myślę. Oparł twarz o mój policzek,
a z jego mokrych włosów skapywały krople wody. Jego zapach
dotarł do moich nozdrzy, a on pozwolił mi się nim chwilę
rozkoszować. W tym momencie wiedziałam już, że jesteśmy sobie
przeznaczeni, że chcę tego bardziej niż wszystkiego innego na
świecie,iwiedziałam,żeonteżtegopragnie.
PochwiliAdrianodsunąłsiędelikatnieodemnie,byponownie
wziąć mnie w objęcia. Później pocałował mnie tak namiętnie, że
przeszłymnieciarki,ajapogrążyłamsięwtymuczuciu.Ocknęłam
siędopiero,słyszącjegosłowa.
– Kocham cię, Kate – wyznał. – Zakochałem się w tobie już na
samym początku, dlatego byłem takim kretynem. Nigdy nie
przeżywałem czegoś podobnego, nie wiedziałem, jak mam się
zachować.Późniejbałemsię,żecięstracę,aniechciałem.
W tamtym momencie coś we mnie pękło, w moich oczach
pojawiłysięłzy,jednakAdrianstarłjedelikatniezmojegopoliczka
ipocałowałgo.
–Niemusiszmiodpowiadać,Kate–powiedział.–Topewniedla
ciebie za szybko, ledwie się poznaliśmy, ale ja czuję, że jesteśmy
przypisanidosiebiewjakiśsposób.
–Jateżciękocham–szepnęłam.Powiedziałamto,bonaprawdę
takczułam.
Na te słowa Adriana ogarnęła fala radości, jego twarz
pojaśniałaipojawiłsięnaniejuśmiech,taki,jakiegojeszczenigdy
niewidziałam.Ująłdłońmimojątwarzizacząłmniecałować.Tym
razem zrobił to inaczej niż poprzednio, nie władała nim żądza,
pierwszyrazczułam,żejegopocałunekkierowanyjestmiłościądo
mnie.
Szkoła była zamknięta do końca tygodnia, ponieważ trwał
remont, więc tym bardziej ucieszyłam się, że możemy spędzić na
wyspie trochę więcej czasu. Codziennie chodziliśmy na plażę
iwkońcumojaskóranabrałakolorytu.DziękiAdrianowiwszystko
byłoinne,lepsze.Sądziłam,żewszystko,cozdarzyłosiędotejpory
w moim życiu, było tylko etapem przejściowym, teraz tak nie
uważałam.Korzystałamzpięknawyspyiniezastanawiałamsięnad
niczym.
JednegodniawybraliśmysięzAdrianem,bynurkować.Wynajął
doświadczonego nurka, dzięki czemu byłam bardziej rozluźniona.
Pod błękitną falą wszystko wydawało się magiczne, jak nie z tego
świata. Podwodne rośliny i ryby były przepiękne. Ich ciała miały
rozmaitekolory,którychwidoknapełniałmnieszczęściem.Pierwszy
raznurkowałamtakdługo,nigdyniewyobrażałamsobie,jaktojest
móc oddychać pod wodą i nie musieć zaraz wypływać na
powierzchnię.Czułamsięwspaniale.
Następnego dnia popłynęliśmy kawałek dalej i czekała nas
niespodzianka. Chciałam nauczyć się też surfingu, bo bardzo mnie
doniegociągnęło,jednakzniechęciłamsiępochwili,widzącpłetwę
przecinającąwodę.Spięłamsięjaknigdydotądimiałamjużzacząć
krzyczeć, ale Adrian przysunął się do mnie i złapał mnie za rękę.
Kazałmiwyciągnąćnogizwodyidługoprzyglądałsięwmilczeniu
jej powierzchni. Na szczęście nie był to rekin, lecz młody delfin
butlonosy, który mnie tylko śmiertelnie wystraszył. Na początku
krążyłwokółnas,cotakżeniebyłodobrymznakiem,alepóźniejjuż
zabawiał nas swoim słodkim śpiewem. Za każdym razem, gdy
w ciągu tych paru dni wracaliśmy w to miejsce, on pojawiał się
dosłownie znikąd. Był bardzo towarzyski i pozwalał nam ze sobą
pływać. Trzymałam go za płetwę, a on zwinnie przemieszczał się
pod powierzchnią wody. Żegnał się z nami dopiero, gdy
znajdowaliśmysięwodległościpięćdziesięciumetrówodbrzegu.
Mój ukochany, który od tej pory nazywał mnie swoją
dziewczyną,zabierałmniewewszystkiemiejscanawyspie.Chociaż
niemieliśmyzbytwieleczasu,zdążyłamzobaczyćwiększośćznich,
choćbyprzezparęminut.Przeztenczasmiałamokazjędośćdobrze
poznać mojego chłopaka. Wcześniej dużo podróżował i mieszkał
nawetnaHawajach.Nigdyniemiałstałejdziewczynyiżadnagonie
zainteresowała–ażdotejpory.Jaktwierdził,byłaminnaiodrazu
wiedział,żejestemmiłościąjegożycia.Nawetzaczęłammyśleć,że
to jest zbyt piękne, żeby było prawdziwe. Dni płynęły bardzo
szybko, bałam się, że po powrocie nie będzie tak samo. Myślałam,
że tylko tu wszystko się tak układa. Ostatni dzień na wyspie
wywoływał u mnie koszmarne uczucia i choć nie chciałam się
głośnodotegoprzyznać,towolałamniewracaćdoBerkeley.
Ostatnie godziny naszego pobytu spędziliśmy na najwyższym
szczycieSantaCruzdeTenerife,apóźniejwdrodzenalotnisko.
KsięgaIzajasza34,14,PismoŚwięteStaregoiNowegoTestamentu,Poznań-Warszawa
1990.
Rozdział7
Złewieści
Dodomuwróciłamwsobotęrano,aponieważprzespałamcałylot,
a ponadto jeszcze ucięłam sobie drzemkę w aucie, nie byłam już
zmęczona.Niemartwiłamsięreakcjąmamynamójniespodziewany
wypad, ponieważ Adrian powiedział mi o mailu, który wysłała – że
ma jeszcze masę pracy i nieprędko wróci. Nie mogła się ze mną
skontaktować, bo bateria w moim telefonie padła, a ja byłam tak
zauroczona tą wycieczką, że w końcu nawet sama zapomniałam
o mamie i o tym, że miałam zadzwonić do najlepszej przyjaciółki.
Gdytylkosobieotymprzypomniałam,zaczęłamsięwścieklerzucać
po pokoju w poszukiwaniu ładowarki. Znalazłam ją, a gdy telefon
się włączył, wybrałam numer Vicky. Dzwoniłam parę razy, ale cały
czas włączała się poczta głosowa. Trochę mnie to zdziwiło,
postanowiłamwięcodwiedzićjąwdomu.
Wyjechałam ze swojej okolicy Berkeley – Claremont i udałam
się na południową stronę Berkeley, w której mieszkała Vicky.
Przejechałam dwie mile i znalazłam się na ulicy Derby. Wysiadłam
z samochodu i stanęłam przed domem najlepszej przyjaciółki.
Mieszkała w jednorodzinnym domu, który rozmiarami przypominał
mój. Nie myśląc dłużej, poszłam na ganek i znalazłam się tuż przy
ciemnobrązowych drzwiach. Stałam tam dość długo, wielokrotnie
pukałam do drzwi i dzwoniłam, lecz nikt nie odpowiadał.
Wyciągnęłam z kieszeni jeansów telefon i płynnie manewrowałam
palcem w poszukiwaniu jakiejś pomocy. Na liście kontaktów
ujrzałam numer mamy Vicky. Wybrałam go i po paru dźwiękach
usłyszałamgłospodrugiejstroniesłuchawki.
–Taksłucham?–powiedziałaNora,mamaVicky.
– Dzień dobry – przywitałam się. – Tutaj Kate, nie mogę
dodzwonićsiędoVicky,czycośsięstało?
–Dobrze,żedzwonisz,kochanie.Vickycałyczasociebiepyta.
Jesteśmywszpitalu.
–Wszpitalu?–zapytałamzdezorientowanainiecowystraszona.
–Wjakimszpitalu?Cosięstało?Nicjejniejest?–zasypywałamją
pytaniami.
– Spokojnie Kate, nic jej nie jest. Jesteśmy w szpitalu Pamięci
Świętego Franciszka w San Francisco. Vicky ma złamaną nogę
iparęinnychobrażeń,alenicjejniebędzie.Taknaprawdętonikt
nie wie, co się stało, a Vicky nic nie pamięta. Znalazł ją jej ojciec,
zawiózłdoszpitalaiodrazuzadzwoniłdomnie.Gdybysytuacjasię
zmieniła, zadzwonię do ciebie. Dziś jeszcze nikt spoza rodziny nie
może jej odwiedzić, więc jeżeli chcesz, to jutro możesz do niej
wpaść.
– Ale jak to nic nie pamięta, przecież to jakieś chore! –
wykrzyknęłam.–Chcęjązobaczyćdzisiaj!
– Wiem, Kate, rozumiem cię, też nie jest mi łatwo, sama bym
chciała,żebyśmogłająodwiedzićdzisiaj,możewtedycośbysobie
przypomniała.
–Kiedytosięstało?
–Sześćdnitemu.
–AAdrian?Onjestprzecieżjejrodziną,janiemogęwchodzić,
alepewnielepiejbymsięczuła,jakbyzniąporozmawiałiprzekazał
mi,cosięzniądzieje.
– Tak, moglibyście przyjechać i zrobić tak, jak mówisz, ale
myślę, że jakby ci wszystko opowiedział, to i tak chciałabyś
dowiedzieć się wszystkiego sama od niej, ode mnie i od lekarzy.
Poczekajdojutraisamawszystkousłyszysz.Zapewniamcię,żenie
grozijejjużniebezpieczeństwo.
– Dobrze, postaram się nie umrzeć z nieświadomości –
zachichotałam.–NiechpanipozdrowiVickyipowiejej,żejutroją
odwiedzę.
–Dobrze,Kate,takzrobię.
Pożegnałyśmysię,byponowniezająćsięswoimisprawami.Ona
wróciła do mojej przyjaciółki, a ja… tak naprawdę do niczego. Nie
robiłamniciniewiedziałam,jakzabićczas,żebytylkoniemyśleć,
ilegodzindzielimnieodmomentu,kiedywreszciejązobaczę.
Adrian miał mnie odwiedzić dopiero wieczorem, a więc
zostałam sama. Chodziłam po pokoju i nie wiedziałam, co mam ze
sobą zrobić. Zaczęłam się martwić. Wiedziałam tylko, że Vicky ma
złamaną nogę. Pomimo zapewnień jej mamy miałam wątpliwości.
Jej głos był inny niż zazwyczaj, wiedziałam, że dzieje się coś
jeszcze… Albo działo się, a ona nie chce mi o tym powiedzieć.
Byłamnastoprocentprzekonana,żeNoracośprzedemnąukrywa.
Nieprzyszłojejtołatwo,aleprawiedałamsięnabrać,jejtongłosu
byłlekkozachrypnięty,chybaodpłaczu,alektóramatkapłaczenad
złamanąnogądziecka?Żadna,botoniezagrażażyciu,cośmusisię
za tym kryć, tylko co? Momentami jej głos się załamywał i mówiła
tak, jakby ćwiczyła to już godzinami. Miałam pewność, że mnie
okłamała.
Bez zastanowienia wstukałam na klawiaturze komputera kilka
zdań i po paru minutach znalazłam informację. Na stronie
internetowej był opis wydarzenia, o które mi chodziło. Data,
miejsce zamieszkania, płeć i wiek – wszystko się zgadzało. Gdy
przeczytałam całość, wstrzymałam oddech, a łzy napłynęły mi do
oczu. Moja przyjaciółka została napadnięta. Straciła przytomność
i znalazł ją jej tata, po czym niezwłocznie zawiadomił szpital
o stanie córki. W artykule przeczytałam również o obrażeniach,
które zataiła przede mną jej matka. Vicky oprócz złamanej nogi
miała połamane żebra, stłuczone kości miednicy, wstrząs mózgu
iwewnętrznykrwotok.Lekarzereanimowalijąkilkakrotnieitracili
nadzieję na to, że przeżyje, jednak cud odsunął ją od śmierci i ku
zdziwieniu lekarzy – przeżyła. Na stronie były również zdjęcia
domu.KrótkikorytarzwdomuHale’ówbyłwidealnymstanie.Mała
komoda i sofa wyglądały tak jak zazwyczaj. Reszta domu też
wyglądałacałkiemnormalnie,jednaknapodłodzewidaćbyłoślady
walki.Wparumiejscachpodłogamiałarysyiwgłębienia,aczarne
panele w salonie były podrapane. Pod spodem znalazłam
informację,żepolicjawykluczyławłamaniewcelachrabunkowych,
ponieważ po oględzinach domu rodzice Vicky nie stwierdzili, aby
cośzostałoskradzione.Niewiedziałamnawet,jakmamsięczuć.Po
co ktoś miałby włamywać się do ich domu i zrobić coś takiego
Vicky,nieniszczącprawieniczegoinicniezabierając?Przestałam
się jednak zadręczać pytaniami i zaczęłam z powrotem myśleć
o Vicky. Tym razem nie martwiłam się. Byłam wściekła
i przerażona, panikowałam i bałam się o to, że skoro wcześniej
lekarze mieli rację, to jej stan zdrowia w każdym momencie może
sięzmienić.
Prawie nic nie było w stanie oderwać mnie od myśli
o najgorszym. Cały czas przypominałam sobie całą historię,
tworzyłamwgłowieprzebiegzdarzeniaistarałamsięwyobrazić,co
taknaprawdęzaszłoijakczułasięmojaprzyjaciółka.Przecieżona
mogła umrzeć, nawet sami lekarze stwierdzili, że to cud, że ona
żyje.Tylkoczemujejmamaniepowiedziałamiprawdy?Mogłasię
domyślić,żedowiemsięprędzejczypóźniej,chociażbyzgazetalbo
zinternetu.
Zawsze prysznic dawał ukojenie mojemu ciału i psychice,
dlatego też zdjęłam z siebie ubranie i poszłam oddać się tej
przyjemności. Kochałam gorącą wodę, jednak wtedy musiałam się
trochę obudzić. Lodowata woda płynęła delikatnie po moim ciele.
Po paru chwilach na skórze pojawiła się gęsia skórka i poczułam
dreszcze. Wreszcie mogłam zacząć myśleć trzeźwo. Skoro lekarze
twierdzili,żenajgorszejużminęło,totakmusiałobyćinictegonie
zmieni.Dałamsobiespokójzrozmyślaniemotym,cosięstałoalbo
co by było gdyby, bo to nic nie zmieniało. Przeszłość pozostaje
przeszłościąiniktniemożejejcofnąć.
Z objęć Morfeusza wyrwał mnie głośny, szybki oddech.
Musiałamzasnąć,cowydałomisiędziwne,gdyżbyłamwypoczęta
jak nigdy dotąd. Obok mnie na łóżku siedział Adrian. Był strasznie
niespokojny,jakbynieobecny.Jegotwarzprzybraławściekływyraz,
a żyły na rękach wędrowały jak jadowite węże. Było ciemno, ale
zdołałam dostrzec jego dziwne zachowanie, on natomiast nagle
wyrównał oddech i próbował mi pokazać, że wszystko jest
w porządku. Wcale tak nie było. Widziałam to i czułam, ale sama
byłam tak nieobecna i zdezorientowana, że nie miałam siły, by
zwrócićmunatouwagę.
Przezchwilęleżałamjeszczenałóżkuiniemiałamzamiarusię
podnosić.Adrianpołożyłsięobokmnieiwplótłswojądłońwmoje
włosy,adrugąobejmowałmniewtalii.Patrzyłamwjegoniebieskie
oczyiprzysunęłamsiębliżej,poczymonułożyłmnietak,żenasze
ciała się stykały. Widziałam, że chciał mnie pocieszyć, żebym choć
na chwilę zapomniała o świecie, przyjaciółce i nie obwiniała się
o wszystko, co zaszło, jednak to nie pomagało. Jego pocałunki
wędrowały po moim ciele, policzkach, ustach, ramionach. Gdy
schodził niżej, pod linię obojczyków, wzdrygnęłam się delikatnie,
a on się odsunął. Jednak po chwili wrócił do tego, co robił,
ipodarowałmijedenzeswoichuśmiechów.Byłjużobecny,nicnie
zaprzątałomugłowyijegonastrójpowolimisięudzielał.Nigdynie
byłamzmężczyzną,nigdytaknaprawdęniestałamsiękobietą,aza
chwilę miało to nastąpić. Byłam wystraszona, nie czułam wstydu,
aledomyślałamsię,żeonmao„tychsprawach”większepojęcieniż
ja. Widział po mojej minie, że walczę ze sobą, i przestał. Wówczas
poczułamżal,zorientowałamsię,żejestemgotowaichcętegojak
nigdy dotąd. Choć nie znałam go długo, wiedziałam już, że to on
jest mi przeznaczony i to przy nim mam stać się kobietą.
Zauważyłam, że Adrian siada na łóżku plecami do mnie i chce
wyjść. Nie mogłam się na to zgodzić. Nie wiem, czemu nigdy nie
zrobiłam tego z Peterem, nawet nie przyszło mi to na myśl, ale
z Adrianem było inaczej. Moje myśli były skierowane na niego,
amojeciałowariowało,gdytylkosięoddalał.Niemogłampozwolić
mu odejść. To był najlepszy czas na to, co chodziło mi po głowie.
Usiadłam za nim i zdjęłam z niego czarną koszulę, po czym
delikatniezaczęłammuskaćustamijegoidealniewyrzeźbioneplecy.
Onodwróciłsięwmojąstronęzezdziwieniemwoczach,jednaknic
niemówił.Naszeustaznowusięspotkały,aradośćprzenikałamoje
ciało.Naszesercazaczęłybićjednymrytmem,byliśmyjakjedność.
On delikatnie całował mnie jak poprzednio, ale było w tym coś
więcej, żądza i namiętność. Wiedziałam, że tego chcę. On też tego
pragnął.Wiedziałam,żebędziemoimpierwszym.
Było już po wszystkim. Po najlepszej chwili w moim życiu
czułam się tak dobrze, spokojnie i bezpiecznie. Tylko przy nim
mogłam się tak czuć. Leżeliśmy na łóżku przykryci kołdrą
i wpatrywaliśmy się w siebie z uwielbieniem. Co jakiś czas
posyłałam Adrianowi mój przepełniony miłością uśmiech. Tak,
kochałamgo,terazwiedziałamtonapewno.Onuśmiechałsięcały
czas, jakby ta chwila była najlepszą chwilą w jego życiu. Nie
wiedziałam, czym to wszystko było dla niego, ale dla mnie na
pewno było wszystkim. Cały czas leżałam w jego objęciach, nie
wypuszczał mnie z rąk, tak jakby myślał, że zaraz zniknę. Ja też
miałam takie wrażenie, dlatego długo jeszcze pozostawaliśmy
przytuleni.Ondelikatniecałowałmojepoliczkiiusta,ajagładziłam
palcami jego ciało. Było mi cudownie, tak bardzo, że bałam się
zamknąćoczy,żebyniezniknął.
Przez cały czas czułam między nami więź, coś nas do siebie
przyciągało. Peter miał rację, tylko ja nie chciałam tego przyznać.
Pomimotrudnegopoczątkumiędzynamiwiedziałam,żejestwnim
coś więcej, niż widzą inni. Dla nich był czymś w rodzaju bóstwa.
Tajemniczy nowy facet, który wzbudzał kontrowersje i zachwyt
u kobiet. Nie był tylko idealnym ciałem, przystojnym facetem. On
coś skrywał, coś, co mnie od niego odrzucało i jednocześnie doń
przyciągało. To on był paradoksem w moim życiu. To dlatego nie
lubiłam go na początku, za to, że tak bardzo go pragnęłam.
Pragnęłam go podświadomie, wiedziałam to, ale nie chciałam tego
przyznać. To dlatego za nim nie przepadałam, bo inni tego
wymagali, Peter myślał, że Adrian coś dla mnie znaczy. To dlatego
wmawiałam sobie, że tak nie jest, bo nie lubiłam spełniać
oczekiwań innych, ale teraz jest inaczej. Patrzyłam na to z innej
strony. Może ludzie są spostrzegawczy, choć czasami nie
dostrzegają najistotniejszych rzeczy, niemniej jednak mieli rację
imusiałamimtoprzyznać.
– O czym myślisz, Kate? – wyrwał mnie z zadumy Adrian,
wktóregoobjęciachcałyczasspoczywałam.
–Onasiowszystkim,cobyłonapoczątku.Totakiedziwne,że
niechciałam,żebynascośłączyło,aleterazjestinaczejilepiej,niż
przypuszczałam.
– Początki są trudne – powiedział i uśmiechnął się do mnie
bardziejłobuzerskoniżdotejpory.
–Niewydurniajsię–jęknęłam.–Mówiępoważnie.
–Jateż.Odpoczątkuwiedziałem,żejesteśinna.Dlategomnie
nie polubiłaś od razu, bo ty, nie tak jak pozostali, patrzysz na
wnętrze i duszę, a nie na wygląd. Jednak coś we mnie znalazłaś,
sam nie wiem co, bo raczej nie zmieniłem się od czasu naszego
pierwszego spotkania, ale cieszę się, że to znalazłaś, bo nie wiem,
jakmiałbymżyćbezkogośtakiegojakty.
– Znalazłam. Małą cząsteczkę człowieczeństwa. Ty też jesteś
innyniżwszyscy.Dawnoniespotkałamkogośtakiego.
–Tylkomałą?Możewystarczy.–Uśmiechnąłsięizłapałmnieza
rękę.
Niemówiliśmyjużnicwięcej.Obojedobrzewiedzieliśmy,czego
nam teraz trzeba. Chcieliśmy być razem, tylko we dwoje. Nie
musieliśmyrozmawiać,żebywiedzieć,comyślimy.Przynajmniejon
nie musiał, bo część jego duszy wciąż była tajemnicza i tak krótki
czas nie pozwolił mi jej do końca odkryć, jednak bardzo mnie to
fascynowało.Miałamdośćosób,któreodrazumożnarozszyfrować.
W życiu zawsze wiedziałam, co nastąpi. Domyślałam się, jaki ruch
wykona mój przeciwnik w walce albo osoba, z którą rozmawiam.
Zawsze wiedziałam, jak ktoś zareaguje, dlatego byłam tak dobra.
Przewidywałamkolejneruchyiniedałamsiępokonać.Jednakznim
było inaczej, czasami tylko mogłam się domyślić, co zrobi, ale
bardzo często mnie zaskakiwał. Był jedyną osobą, o której prawie
nic nie wiedziałam. Ale jednak kochałam. Bezwarunkowo i bez
względu na wszystko. Nigdy nie śniłam o takiej miłości, nigdy nie
marzyłam nawet, że taka znajdzie i mnie. Nie wierzyłam w taką
miłość,zawszewyśmiewałaminnych,którzytaktwierdzili,apotem
cierpielizpowoduzłamanegoserca.Terazchybazmieniłamzdanie
i zaczęłam wierzyć, że istnieje coś takiego jak prawdziwa miłość,
czysta jak kryształ, która napędza nasze życie i daje nadzieję.
Nawet pomyślałam sobie o tym, że te zranione osoby, które
cierpiały, miały ode mnie lepiej, bo przeżyły to, czego ja
doświadczam dopiero teraz. I mogłabym przysiąc, że jeżeli
miałabymwybór:doświadczyćtegoicierpiećalboniedoświadczyć
niczego, wolałabym to pierwsze. Gdyby Adrian mnie zranił,
przeżyłabym to, ale nie przeżyłabym, gdyby w ogóle nie zagościł
wmoimżyciu.
Długojeszczetakleżeliśmyobydwoje.Wtulałamsięwjegosilne
ramiona,którymimnieobejmował,aonbardzoczęstoobdarowywał
mniepocałunkami.
–Amożechciałabyśsięgdzieśwybrać?–przerwałciszę.
– Teraz? – zapytałam zdumiona, spoglądając na zegarek. Była
osiemnasta, a mnie byłoby żal, gdybym musiała wyswobodzić się
zjegoobjęćchoćbynamoment.
Jednak Adrian nic nie mówił i wpatrywał się we mnie. Czekał,
ażdammujakąśodpowiedź.Niechciałampsućtakpięknejchwili,
ale zdałam sobie sprawę, że miał rację, za długo siedzieliśmy
wpokojuiprzydałobynamsiętrochępowietrza.
Uśmiechnęłamsiędoniego,pocałowałamwpoliczekizłapałam
zarękę.Onodwzajemniłsiętymsamym,ajegotwarzrozpromieniła
się jeszcze bardziej. Wstał i pociągnął mnie za sobą. Zapytał mnie
tylkoojedno:
–Ufaszmi?
– Ufam – odpowiedziałam niepewnie. Nie miałam pojęcia,
dlaczegochcetowiedziećicozamierzazrobić.
– Chyba nie powinnaś – powiedział i obdarzył mnie swoim
szelmowskimuśmiechem,zacozarobiłmałeuderzeniewbiceps.–
Przypuszczam, że może ci się to nie spodobać, bo tam właśnie
uknułemplanwstosunkudociebie.
–Planwstosunkudomnie?
No tak, nie mogłam liczyć na to, że Adrian nagle się zmieni
i będzie potulny jak baranek. Nadal mnie czasem irytował, ale
myślę, że to był jeden z czynników, które sprawiły, że tak go
pokochałam,azresztąnawetchybaniechciałam,bytozmieniał.
Rozdział8
Dom
Adrian nie musiał mi mówić o swoim planie, gdyż dobrze
wiedziałam,ocomuchodziło.Jużnapoczątkuchciał,żebyśmybyli
razem.Gdyzatrzymaliśmysięnadużejpolanie,areflektorymojego
samochoduoświetliłyścianędużegodomu,ułatwiającmiwidzenie,
olśniło mnie. Ten widok był mi bardzo znajomy i jednocześnie tak
inny niż wtedy, gdy byłam tu ostatni raz. To była chatka, w której
spędziłam noc i w której Adrian pocałował mnie po raz pierwszy,
tak prawdziwie. A więc to dokładnie miał na myśli, wypowiadając
słowo „plan”. Niekoniecznie chciał mnie uwieść czy wykorzystać,
alechciał,żebymsiędoniegoprzekonała,comusięwkońcuudało.
Teraz chatka, o ile mogę ją jeszcze tak nazwać, wcale nie
przypominała tego, czym była wcześniej. Poprzednim razem była
mała,skromnaidrewniana,ateraz–owielewiększa.Zauważyłam,
że zostały do niej dobudowane inne pomieszczenia. Drewno, które
wcześniej pokrywało zewnętrzne ściany, zniknęło, ustępując
miejsca nowemu. Na zewnątrz zobaczyłam tylko betonowe ściany
pokryte bordową farbą, która lekko migotała w blasku reflektorów
mojego auta. Mały ganek przerodził się teraz w znacznie większy,
ametaloweporęczezastępowaływcześniejsze,drewniane.
Mój ukochany objął mnie delikatnie w talii, uśmiechnął się, po
czym pocałował mnie czule i pociągnął delikatnie w stronę
budynku, zachęcając, bym do niego weszła. Otworzył przede mną
drzwi i pokazał ręką na całkiem nowe wnętrze. Pokój, do którego
weszłam,byłciemnyiniemogłamwnimnicdostrzecopróczcieni,
które ukazywały się za każdym razem, gdy zrobiłam krok. Nie
mogłam w nich jednak rozpoznać nic, co byłoby znajome. Adrian
zauważył mój niepokój i podszedł bliżej. Zapalił świece stojące na
stole i zbliżył się do miejsca, które okazało się kominkiem. Gdy
wpomieszczeniuzrobiłosięjużjaśniej,wróciłdomnieiobjąłmnie
tak jak wcześniej. Teraz zobaczyłam, jak zmienił się wystrój tego
miejsca. Staliśmy w salonie. Ściany były pomalowane na
ciemnoczerwony kolor, a na nich wisiały obrazy. Usiadłam na
brązowej kanapie i zaczęłam się dokładniej przyglądać. Wokół
panowała przyjemna atmosfera, która spowodowała, że moje
zmysły wariowały. Było tu przytulnie i pięknie, a zapach był taki,
jakilubiłamnajbardziej–lawenda.Gdyjużrozejrzałamsiędobrze,
Adrian zabrał mnie do kuchni, łazienki i sypialni, których tu
wcześniej nie było. Na pierwszy rzut oka były bardzo zbliżone
wyglądem do salonu, ale w każdej było coś innego, choć nie
umiałam powiedzieć co. Jednak czułam się tu jak w domu, jak
w takim prawdziwym domu – starym i jednocześnie nowym,
z rodziną, która zawsze ma dla siebie czas i wspólnie spędza
niedzielnepopołudnia,orazzbabcią,którarozpieszczaswojewnuki
i opowiada ciekawe bajki. Nagle zdałam sobie sprawę z tego, jak
bardzo mi tego brakowało. Tak bardzo, że poczułam nieprzyjemny
uciskwżołądku,któryminąłdopierowtedy,gdyAdrianwczepiłsię
dłońmiwmojewłosyizacząłmniecałować.
–Mamdlaciebieniespodziankę,Kate–szepnąłmidoucha.
– Naprawdę? – zapytałam. – Wiesz, że bardzo lubię
niespodzianki,ijeżelimiszybkoniepokażesz,cotojest,tobędziesz
bardzogorzkożałował–parsknęłam.
–Jakbardzogorzko?–dociekał.
–Bardzo,bardzogorzko–syknęłammuuwodzicielskodoucha.
– Chodź, Kate – poprosił. Pocałował mnie jeszcze w rękę
ipoprowadziłdosypialni.
–Czyżbyśmiałcośnamyśli?–zasugerowałam.
–Nie,Kate.Poczekajtunamniechwilę.Zarazwrócę.
–Alejakto?Zostawiszmnietusamą?
– Sama mówiłaś, że jeżeli nie pokażę ci niespodzianki, to będę
żałował.
–Gorzko–dodałam.
–Bardzo,bardzogorzko–poprawiłmnie.
Zanim się obejrzałam, Adrian zniknął w przedsionku
i rzeczywiście zostałam sama w sypialni. Usiadłam na krawędzi
łóżka i rozglądałam się nieco. Gdy byłam tu parę chwil temu,
miałam okazję dostrzec przedmioty, które się tu znajdowały, ale
teraz oglądałam je uważnie. Łóżko, na którym siedziałam, było
bardzo wielkie i miękkie – takie jak lubiłam, pośrodku leżała
złożona narzuta z cieniutkiego materiału. Poszewki były jednolite,
w kolorze fioletu. Na przeciwległej ścianie wisiała półka
z książkami, a w rogu stał czarny fotel. Jak zwykle mój wzrok
przykuły książki i zaczęłam się im baczniej przyglądać. Wyglądały
na dość stare, a takie lubiłam najbardziej. Miały swój
niepowtarzalny urok i zapach. Chwyciłam jedną zgrabnie w dłonie
izledwościąprzeczytałamnapis,któryjużoddawnasięwycierał–
Ucieczka. Nie wiedziałam, czyjego autorstwa była książka, nigdzie
nie mogłam tego znaleźć. Dopiero na ostatniej stronie znalazłam
jakąśposzlakę:
MAMNADZIEJĘ,ŻEZNAJDZIESZJĄSZYBKO.
WNIEJJESTDUŻOZAWARTE.
ONAPOMOŻECIPRZEJŚĆPRZEZWSZYSTKIEPRZESZKODY.
PRZECZYTAJJĄUWAŻNIE,
AMOŻEJAKOPIERWSZYUNIKNIESZNIEUNIKNIONEGO.
DLAUKOCHANEGOSYNAADRIANA
MAMA
Tekst bardzo mnie zdziwił. Przecież Adrian mówił, że musiał uciec
od rodziców, by nie spełnić ich woli, a tymczasem mogłabym
przysiąc, że jego mama wcale nie chce, by tę wolę spełnił. Ona
wyraźniemunapisała,żechce,bywybrałswojąwłasnądrogę.Ona
jestpojegostronie.Takmisięwydawało.Tak,onachcemupomóc,
to jest pewne. Ale czemu wydawało mi się, że ten tekst wyszedł
spodpiórapisarki?
W tym momencie drzwi od sypialni zaskrzypiały, a ja
wypuściłamzrąkksiążkę,którazdośćdużymhukiempoleciałana
podłogę.
–Ciii,bogowystraszysz–powiedziałAdrian.
Na początku nie zrozumiałam, kogo mam wystraszyć, więc
patrzyłam na niego poirytowana, czekając, aż on mi to wyjaśni.
Chyba zorientował się, o co mi chodzi, bo nagle wyciągnął ręce
i pokazał mi coś małego. Było czarne i dziwnie pomrukiwało.
DopierogdyAdrianpołożyłmitonarękach–zorientowałamsię.To
był kot! Malutki, czarny, piękny kot, który nieziemsko miauczał.
Gdy już miałam zacząć się sprzeciwiać co do wzięcia go do domu,
on nagle otworzył swoje duże zielone oczy i spojrzał na mnie,
przekrzywiając głowę to w prawą stronę, to w lewą. Po jego
pierwszym spojrzeniu wiedziałam, że muszę go zabrać. Byłam nim
zauroczona. Tak zajęłam się karmieniem nowego pupila i zabawą
z nim, że całkowicie zapomniałam zapytać Adriana o tajemniczą
książkę.Gdyjużmisięprzypomniało,mójukochanyzakryłmioczy
i zaprowadził do salonu, gdzie czekała na mnie druga
niespodzianka–romantycznakolacja.
Na stole stały świece i pięknie ułożona zastawa stołowa wraz
z serwetkami w kształcie kwiatów. O mało co nie padłam
z zachwytu. Zobaczyłam też, że na stoliku stało czerwone wino.
Domyślałam się, że słodkie, ponieważ tylko takie lubię, a Adrian
dobrzeotymwiedział.
Adrian odsunął mi krzesło, bym mogła usiąść, po czym zajął
miejscenaprzeciwkoizacząłnalewaćwinodokieliszków.Wzięłam
pierwszy łyk i poczułam, że tego również mi brakowało. Mój
ukochany zręcznie poruszał się w kuchni, najpierw przyniósł
sałatkę, a potem krewetki, jednakże nie były one takie zwyczajne.
Milion razy je jadłam, ale tym razem mogłabym przysiąc, że jeżeli
nie widziałabym ich wcześniej, nie zgadłabym, co jem. Były
przepyszne. Wszystko wydawało się idealne, zatracałam się w tej
rzeczywistości, odpychając troski na bok. Przy kolacji dużo
rozmawialiśmy, śmialiśmy się i poznawaliśmy jeszcze lepiej. Gdy
chciałam zapytać Adriana o jego rodzinę, przypomniałam sobie
otekście,którynapisałajegomamawjednejzksiążek.
–OBoże!–jęknęłam.
– Kate, co się stało? – wystraszył się Adrian i w mgnieniu oka
znalazł się blisko mnie, ale ja, zamiast mu tłumaczyć, szarpnęłam
gozarękę.
–Chodź–powiedziałam.
–Czycośsięstało?–zapytałzatroskany.
–Nie,poprostuzapomniałamcioczymśpowiedzieć.Możenie
jesttodlaciebiejakośstrasznieważne,alepewnienawetniewiesz,
coznalazłam.
Patrzyłnamniepytającoiczekał,ażcośdodam,aleniemiałam
zamiaru.Pociągnęłamgotylkozasobąigdydoszliśmydosypialni,
pokazałammuleżącąnaziemiksiążkę,którąwcześniejupuściłam.
Adrian podniósł ją, a koło mnie zjawił się nowy pupil, którego
odrazupokochałam.
– Powinnaś go jakoś nazwać – oznajmił Adrian, zbliżając się
wmojąstronęidrapiąckotazauchem.
–Wszystkopokolei–oświadczyłam.–Czytaj.
Czekałam na chwilę, aż Adrian znajdzie tekst, który napisała
jego mama, i spoglądałam na niego wyczekująco. Pomyślałam, że
się ucieszy, że mama stoi za nim murem, ale jego reakcja była
trochęinna.
–Cholera!–krzyknął.
–Czycośsięstało?–zapytałam,obejmującgodelikatnie.
– Kate! Czy ty nie rozumiesz? Może właśnie zmieniłaś moje
życieito,comasięstać,możewcalesięniestanie!
Fala jego emocji spłynęła na mnie, byłam zdezorientowana.
Myślałam,żemożesięucieszy,aleonbyłpoprostutakzadowolony,
żetrudnotowypowiedzieć.
–Nierozumiem…–zaczęłam.
– Kate, nie potrafię ci tego wytłumaczyć, zresztą nie mogę,
awierzmi,żechcę,bardzochcę.Totakarodzinnatajemnica,której
niepowinniśmyujawniać,alejeżelimamamaracjęitomipomoże–
skinąłnaksiążkę–towszystkotoniebędziemiałoznaczenia.
–OK–powiedziałamtrochęzdezorientowana.–Myślę,żeitak
niechcęnicwiedzieć.
– Jesteś nieziemska – odparł z zachwytem i pocałował mnie
namiętnie.–Toco,jaknazwieszkota?
–Atoonaczyon?–zapytałam.
–On–odrzekłzuśmiechemnatwarzy.
Miałam nieodpartą chęć nazwać kota Rocky, choć było to
dziwne,gdyżtoimiępowinnobyćraczejzarezerwowanedlapsów,
tak mi się wydawało. Jednak nic innego nie przychodziło mi do
głowy i miałam wrażenie, że pomimo wszystko to imię coś znaczy
ijestperfekcyjnedlamojegopupila.
–Ijaktamidziewymyślanieimienia?Maszjużcoś?–dopytywał
zadowolony.
–Mam,aletojestbezsensu.
–Jeślitytakuważasz,totakjest.
–Co?–zdziwiłamsię.
– Słuchaj, jeżeli uważasz, że powinien mieć jakieś konkretne
imię, to go tak nazwij, to twój kot, ale jak ci się nie podoba, to
poszukajinnego.
–Nieotochodzi,podobamisię,tylkożejesttrochędziwne.
Adrian zmarszczył brwi i czekał, aż wyjawię mu, co mi chodzi
pogłowie.
–No,dobra,Rocky–przyznałamsię.
–Podobacisię?
–Tak–odpowiedziałam.
–Pasujedoniego?
–Wedługmniebardzo,chociażniewiemczemu.
–No,toniechbędzieRocky–zgodziłsięzuśmiechem.–Taksię
teraznazywatwójnowypupil–dodał.
Wtymmomenciekotekmiauknąłdelikatnieizacząłsięocierać
omojąrękę.
– Widzisz, spodobało mu się – powiedział Adrian, po czym
wybuchnąłśmiechem,aijawkrótcezaczęłamsięśmiać.
Zaniosłam Rocky’ego do małego kartonu wyściełanego
mięciutkim kocem, a on przeciągnął się, obszedł w kółko swoje
miejsce,poczymułożyłsiędospania.
Naglewmojejgłowiepojawiłosiępytanie.
– Właściciel nie ma nic przeciwko temu, że tutaj jesteśmy? –
zapytałam.
– Nie, nie będzie miał nic przeciwko, Kate, a nawet mogę
powiedzieć,żebardzosięcieszy–odpowiedział.
–Adrian–ciągnęłam–czyjjesttendom?
–Mój–odrzekłzlekkimzadowoleniem.
– Twój? – zdziwiłam się. – Jak udało ci się tak szybko go
wyremontowaćidobudowaćresztępomieszczeń?
– Zostało mi trochę pieniędzy z konta, na którym kwota
powiększałasięcoroku.Rodzicewpłacalinaniepieniądze,alegdy
dowiedzieli się, że ich plany wcale mi się nie podobają, przestali
wysyłaćprzelewy.Tonic,przeztelatatrochęgotówkisięuzbierało
i starczyło na mały remont, zresztą jeszcze mam trochę pieniędzy,
żebysięutrzymać,zanimznajdępracę.
–Todlaczegozrezygnowałeśzpracyjakonauczyciel?
–Bobyłaśmojąuczennicą–odpowiedział.
–Tylkodlatego?
– Kate, wiedziałem, że jeżeli zostanę twoim nauczycielem
choćbydzieńdłużej,totyniebędzieszchciałasięzemnąumówić,
bobędzieto…–Szukałodpowiednichsłów.
–Niestosowne–dokończyłam.
–Dokładnietomiałemnamyśli.Zawszeczułem,żejesteśinna,
ale tak naprawdę inna. Coś w tobie jest, że czuliśmy do siebie
nienawiść.Cośwśrodkumniemówiło,żeniepowinienemsięztobą
umawiać,bojesteśmoimwrogiem.
–Todlaczegorobisztonadal?–zapytałamzirytowana.
– Ponieważ ten drugi głos mówił coś innego i jego wolałem
posłuchać.
Przez chwilę panowała cisza, w końcu Adrian powiedział, że
pójdziepodrzewo,abyrozpalićwkominku.Faktycznie,miałrację.
Nagle zerwał się wiatr i kołysał dość mocno konarami drzew
znajdujących się nieopodal. Zrobiło mi się strasznie zimno, jakby
wiatrbyłobecnywdomu.Nazewnątrzpanowałmrokimogłamsię
tylkodomyślać,żebyłojużbardzopóźno.Spojrzałamnamojągęsią
skórkęiprzykryłamsiękocem,któryleżałnakanapie.Wypiłamłyk
wina i zamurowało mnie. Na parapecie wylądował wielki kruk.
Uderzajączhukiemwokno,obudziłRocky’ego,któryzacząłsyczeć
i pomrukiwać. Ptak uniósł swoje długie skrzydła i uderzał nimi
oszybę.Krakałstraszniezłowieszczo.Mójstrachzacząłsiępowoli
wycofywać.Zaczęłammówićsobie:
–Kate,przecieżtotylkoptak,uspokójsię.
W tym momencie kruk zniknął, a obok okna zauważyłam cień.
Wiedziałam, że była to ludzka postać. Od razu pomyślałam, że
Adrian wrócił, aby przegonić natarczywego ptaka, ale gdy
spoglądałam na ten cień, Adrian pojawił się w drzwiach. Był
wystraszony, nigdy go takiego nie widziałam i mogłabym przysiąc,
żepowiedział:–Znaleźlinas.
Rozdział9
Wizja
Wstałam bardzo wcześnie. Zauważyłam to, bo słońce zaczęło
dopiero wschodzić. Przeciągnęłam się lekko i spojrzałam na fotel.
Zobaczyłam na nim Adriana. Był strasznie blady, jak antyczna
rzeźba, i nawet siedział tak nieruchomo, jakby naprawdę stał się
posągiem.Spojrzałamnajegotwarz,aletaniepokazywałażadnych
emocji. Był skupiony i poważny. Przez chwilę pomyślałam, że
wczorajszanocbyłatylkosnemiżadnezwydarzeńwcaleniemiało
miejsca.
–Jużwstałaś–powiedział.
Nadal siedział do mnie tyłem i nie obrócił się w moją stronę.
Niemiałampojęcia,skądwiedział,żejużnieśpię.
W jego dłoniach spoczywała książka, którą podarowała mu
mama.Ścisnąłjąmocniejiodwróciłtwarzwmojąstronę.
–Niewiedziałem,żejąmam–ciągnął.
–Niewiedziałeś,żemasztęksiążkę?–zapytałamzdziwiona.–
Przecieżtwojamama…–Niedokończyłam.
– Tak, wiem, ale pamiętam też doskonale, że nie brałem jej ze
sobą.Niemiałemnawetpojęciaojejistnieniu.
– Może mama włożyła ci ją do torby, gdy się pakowałeś –
powiedziałam,usiłującodgadnąć,doczegozmierza.
– Nie – odparł stanowczo. – Nikt nie wiedział, że wyjeżdżam.
Dowiedzielisiędopiero,gdyjużmnieniebyło.
–Och…–wydobyłamzsiebie,niewiedząc,copowiedzieć.Może
i cała sytuacja była trochę dziwna, ale nie na tyle, by się nią
przejmować, dlatego zastanawiałam się, dlaczego Adrian tak tego
docieka.
– Powinienem cię odwieźć – rzekł dziwnie szorstko. – Mam do
załatwienia parę spraw, w tym jedną, która dotyczy tego, co
znalazłaś.
– Dobrze. – Nie sprzeciwiałam się. – A to wczoraj –
kontynuowałam – miałam wrażenie, że ktoś stoi za oknem, a ty
powiedziałeś,żenasznaleźli.Ocochodziło?
– Kate, czy wszystko w porządku? – zapytał troskliwie. – Nikt
wczoraj nie stał za oknem – zapewnił po chwili. – Trochę za dużo
wypiłaś, mówiłaś o jakimś kruku, który uderzył w okno, byłaś
wystraszona. Położyłem cię do łóżka, próbując ci to wytłumaczyć,
alezasnęłaś.
– To niemożliwe. Widziałam kruka, który uderzył w okno,
a potem jakiś cień, ktoś stał za oknem, a ty powiedziałeś, że nas
znaleźli, a reszty już nie pamiętam, tak jakby ktoś wymazał mi
pamięć.
– Kate, poszedłem po drzewo, a gdy wróciłem, ty leżałaś na
podłodzeipłakałaś.Bardzomniewystraszyłaś.Chciałemcięzabrać
do szpitala, ale stanowczo mi tego zabroniłaś, jednak gdy
powiedziałaśmioptakuireszcie,stwierdziłem,żetopowinie.Ile
wypiłaś,jakwyszedłem?
– A ile miałam wypić przez pięć minut? Przez cały wieczór
wypiłamkieliszek,możedwa.
– Przez pięć minut? Nie było mnie dobrą godzinę, dzwoniłem
przecieżdociebie,żemuszęjechaćdoVicky.Tysięuparłaś,żebym
pociebiewrócił,alelekarzniepozwolił.
–Niedzwoniłeśdomnie–upierałamsię.
– Dzwoniłem – powiedział stanowczo. Podszedł do mnie bliżej,
złapał mnie opiekuńczo za ramiona. – Kate, czy aby na pewno
wszystko w porządku? – zapytał. – Wiesz, mam masę spraw, ale
mogęzadzwonićdoMaria,żebyztobąposiedział,jeślichcesz.
–Nie,wszystkowporządku–skłamałam.–Apocojechałeśdo
Vicky?
–Niepamiętasz?–spytałjużprzestraszonynienażarty.
–Nie,niepamiętam–syknęłam.
– Wiem, że miałaś ją dzisiaj odwiedzić, ale to nie będzie
możliwe.Przykromi.
–Jakto?!–wrzasnęłam.–Boże,nicjejniejest?Powiedz,żenic
jejniejest,proszę–mówiłam,ałzyspływałypomoichpoliczkach.
– Nie, Kate, w porządku. Wszystko z nią w porządku.
Przepraszam, że tak to zabrzmiało, nawet nie miałem pojęcia.
Z Vicky jest wszystko dobrze, ale jej mama nalegała, by pojechała
dokuzynkiwypocząć.
– Cholera! – zaklęłam. – A gdzie mieszka jej kuzynka? Muszę
tamzarazpojechać,muszęjązobaczyć.
–Niewiem.
–Czegoniewiesz?–Tymrazemwrzasnęłamnaprawdęgłośno.
–Byłeśtam!
– Nie wiem, gdzie mieszka jej kuzynka. Jej mama zadzwoniła
tylkopoto,bympomógłVickywsiąśćdosamochoduiwziąłbagaże,
nicwielkiego.Gdyzapytałem,gdziemieszkatakuzynka,niechciała
nicpowiedzieć.
–Przecieżniewyrobiłbyśsięwgodzinę.
–Nierozumiem,przecieżstąddomiastajestniedaleko.
–AleVickybyławszpitalu.–Cośmituniepasowało.
Spojrzał na mnie. Widziałam w jego oczach, że ma wyrzuty
sumienia.
–Dodiabła!Onabyłajużtutaj,byławdomu,atymniedoniej
niezabrałeś!
– Kate, to nie tak, to nie zależało ode mnie. Gdyby tak było,
zabrałbymciędoniej,nawetjakbyśniechciała.
–Alejachciałaminadalchcę–jęknęłam.
–Przepraszam.
–Tonietwojawina–odparłamwkońcu.–Ztego,cowiem,to
maszparęrzeczydozałatwienia.
– Tak, mam, ale jeżeli mam to odwołać, to nie ma sprawy –
powiedziałczule.
–Nie,jestwporządku,naprawdę,damsobieradę.Zobaczymy
siępóźniej.
Gdy wróciłam do domu, byłam strasznie zdenerwowana. Już
sama zaczynałam się zastanawiać, czy mam zwidy, jednak coś we
mnie mówiło, że wszystko, co widziałam, było prawdą, tylko że to
się jeszcze nie stało. Wtedy dotknęło mnie dziwne uczucie
wypełnieniaipustkijednocześnie.Cośściskałomniewżołądkuijuż
wiedziałam, że nie jestem normalną nastolatką. Gdy już chciałam
wszystkozostawićistwierdzić,żetonerwyczyinnerzeczytworzą
takieobrazywmojejgłowie,nagleprzypomniałamsobie,żezanim
spotkałam Adriana, miałam o nim sen. Sen, który ciągnął się parę
miesięcy, dopóki on nie pojawił się w moim mieście. Gdy to zrobił,
senprzestałmnienawiedzać.
–Cholera!–krzyknęłam,amójgłosrozniósłsiępocałymdomu.
– Czy ja jestem jakimś prorokiem? Nie, to niemożliwe –
powiedziałam sama do siebie i położyłam się na łóżku. Jednak im
więcej rozmyślałam na ten temat, tym bardziej czułam, że jestem
nienormalna,cowcalemnieniepocieszało.
Jeszcze raz wróciłam do snu o Adrianie. Nie było w nim tak
naprawdęnicszczególnego,niebiorącoczywiściepoduwagęfaktu,
że później go spotkałam w rzeczywistości, a teraz jest moim
chłopakiem.
Niewiedziałam,czegouosobieniembyłtensen.Najdziwniejsze
byłoto,żeAdrianstałtamiwpatrywałsięwemnie,niezmiłością,
ale
z
kompletnym
oddaniem,
tak
jakbym
miała
być
wniebezpieczeństwie,takjakbyonjednocześniemiałmnieobronić
i był również źródłem moich kłopotów. Nie miałam też pojęcia,
dlaczegoniewidziałamwjegopięknychniebieskichoczachuczucia
do mnie. Takiego co dopiero od niedawna nas porywało. Przecież
sen się spełnił, prawie wszystko było tak jak w nim. Spotkałam
Adriananatreningu.Jegoklatkapiersiowabyłaodsłonięta.Jednak
weśnieniebyłouczuć,byłoto,żemartwisięomnie.Acooznaczał
ten upadek? Wiedziałam już, że nie znajdę niczego pomocnego
w sennikach, musiałam sama się z tym zmierzyć i to ja sama
musiałam wyodrębnić z podświadomości potrzebne informacje.
Potrzebowałam ich, bo następna wizja mogła przynieść coś
niedobrego.Czułamtocałąsobąimimożeniewiedziałam,czyma
nam to zagrozić, wolałam się upewnić i nie dopuścić, by obrót
zdarzeńprowadziłdoczegośzłego.
Spojrzałam na zegarek. Była dziesiąta rano. Pomyślałam, że
mamjeszczesporoczasu.Zszafkiobokbiurkazabrałammałynotes
i długopis. Chciałam zanotować wszystkie ważne informacje
idowiedziećsięczegośnowego,coprzybliżyłobymniechoćtrochę
do tego, co dzieje się w moim życiu. Jeżeli wszystkie dobre dni
miałysięzakończyć,chciałambyćokrokprzedtym.Niepotrafiłam
powiedzieć, dlaczego chcę to zrobić, przecież moje sny czy wizje
mogłybyćcałkowitymprzypadkiem,jednakwewnętrznygłosmówił
micoinnego,ajaniepotrafiłamsięmuprzeciwstawić.
Otworzyłam przeglądarkę internetową i wpisałam „wizje
przyszłości”.
Na
pierwszej
stronie
przeczytałam
wszelkie
zamieszczone informacje. Dokładnie dotyczyły one zjawiska
jasnowidzeniainiewniosłydomojegożycianic,czegobymjużnie
wiedziała.Wpisywałamróżnehasłaiprzeglądałamrozmaitestrony,
aż w końcu znalazłam jedną, która dała mi wgląd w całą sprawę.
Według osób, które doznają jasnowidzenia, zjawisko to może
występować w różnych stanach świadomości, jak sen, trans
i medytacja. Sen występował u mnie za pierwszym razem przez
jakieś dwa miesiące, a podejrzewałam, że trans wystąpił wczoraj
wieczorem, nie pamiętałam bowiem większości zdarzeń, o których
opowiadał mi Adrian, za to wizja zapisała mi się w pamięci
doskonale.
Niestety, poza tymi informacjami nie znalazłam nic innego,
a fora internetowe wcale mi nie pomagały i nie były dobrym
źródłeminformacji.Znówstanęłamwpunkciewyjścia.
Intuicja kazała mi zostawić wszystko i spojrzeć na to z innej
perspektywy. Zaufać swoim uczuciom. Przyjrzałam się paru
zdarzeniomwmoimżyciu,któreniedawnozauważyłam.Potrafiłam
przewidzieć ruch przeciwnika i mogłam wtedy zastosować
odpowiednią technikę i dobry cios, który pozwalał mi na wygraną.
Mogłamtakrobićzewszystkimi–opróczAdriana.Pierwszysensię
spełnił, co do drugiej wizji miałam wątpliwości, ale wyrzuciłam
z głowy wszystkie wahania i skupiłam się na sobie i na wizjach.
Wmawiałam sobie, że potrafię przewidywać przyszłość, i starałam
siętegoniekwestionować.
Zaczęłam myśleć o tym, co stanie się za chwilę. Zamknęłam
oczy, skumulowałam wszystkie myśli i skupiłam się tylko na jednej
rzeczy. Obraz w mojej głowie zanikł. Widziałam tylko ciemność,
którą zaczęła przerzedzać mgła. Nagle ujrzałam otwierające się
okno i napływ świeżego powietrza. Mogłam przysiąc, że nawet
czułamtopowietrze,iwtedyotworzyłamoczy.
Spojrzałam w stronę okna. Było otwarte, a firanki z lekkością
powiewały. Wiatr delikatnie je unosił i wpadał do mojego pokoju.
Cholera,pomyślałam,naprawdęjestemwariatką!
Próbowałamtejsamejmetodyjeszczeparęrazy,aleopróczpsa,
który zaraz zaszczeka, albo dzieci, które zaraz będą biegły obok
mojegodomu,nicwięcejniezobaczyłam.Wizjeniebyłytakiejakte,
które zwiastowały nadejście Adriana, lub ta ostatnia, gdy Adrian
mówił, że nas znaleźli. To nie miało sensu, zresztą dlaczego te
wizje,którebyływażniejsze,dotyczyływłaśniejego?
Nagle poczułam, jak moje ciało ogarnia zmęczenie. Zaczęły
mnie boleć mięśnie, głowa również nie dawała mi spokoju.
Starałam się dojść do kuchni, tak aby ból nie nasilał się z każdym
krokiem, ale nie udało mi się. Stałam w kuchni i zdołałam wziąć
tabletkęprzeciwbólową.Potembyłojużtylkogorzej.
Czułam, jak moje bezwładne ciało opada na podłogę, szklanka
rozbijasiękołomojejgłowy,zostawiającmałąwodnąkałużę,która
zabarwia się na różowo. Moje myśli zrobiły się czarne, nie
widziałamnicopróczciemności.Dopieropóźniejpojawiłasięmgła,
aponiejobrazy,którewywołaływemniepanikę.Byłamprzerażona
nienażarty.
Pierwsze obrazy ukazywały mój ostatni trans, podczas którego
w okno uderza kruk, zaraz za nim pojawia się jakaś postać, a na
końcuAdrianosuwasięnapodłogęimówi,żenasznaleźli.
Kolejne obrazy pokazywały, że Adrian wstał, otworzył książkę
iczymprędzejzacząłczytać,nieprzejmującsiętym,żepoddomem
stoi ktoś, kto – jak przewidywałam – nie był dobrą osobą. Dalsza
częśćurwałasię,przenoszącmniedoinnychzdarzeń.
Znalazłam się w jakimś ciemnym miejscu, nie mogłam się mu
dobrze przyjrzeć, gdyż mój wzrok przyciągnęło coś innego. Na
krzesłachsiedzielimoirodzicie.Byliczymśprzywiązaniiwyglądali
strasznie. Tata miał zakrwawioną szyję i ciężko sapał, mama
wyglądała trochę lepiej. Jej kasztanowe włosy były zabarwione
krwią, ale nigdzie na jej ciele nie widziałam ran, podejrzewałam
więc, że to nie była jej krew. Ciemne oczy mamy wyrażały strach,
ciało również, jednak nie krzyczała, zachowywała spokój. Tata
chyba nie czuł strachu. Choć siedział sztywno, widziałam, że jest
zmartwiony, ale nie martwił się o siebie, bał się o moją mamę. Po
chwili wszystko się zmieniło. Usłyszałam trzaśnięcie drzwi
iwpomieszczeniuktośsięzjawił.Moirodzicezaczęlizachowywać
siędziwnie.Krzyczeli,amamarównieżpłakała.Jedenzprzybyłych
odezwałsiędoinnych.
–Jużtujadą,wiedząonich.
–Tocomamyznimizrobić,Panie?
–Dotrzymaliswoichwarunkówumowy–powiedziałdrugi.
–Zabić.Niesąnamjużpotrzebni–syknął.
Wizja nagle się urwała. Otworzyłam oczy i zobaczyłam
klęczącegoobokmnieAdriana.
– Proszę, nie rób mi tego. Jesteś moim całym światem, nie
możeszodejść,nietak.–Płakał.
–Niezamierzamnigdzieodejść–odpowiedziałam.
Jego twarz się rozweseliła. Przytulił mnie do siebie, lecz nie
dość mocno, i pocałował w usta bardzo namiętnie. Odzyskałam
władzę w całym ciele, więc wczepiłam się palcami w jego włosy
i odwzajemniłam pocałunek, który powodował, że na mojej skórze
tańczyłyiskry.
–Zawiozęciędoszpitala–powiedział.
– Nic się nie stało, naprawdę – tłumaczyłam. – Ja nie upadłam
z powodu głowy, tylko byłam bardzo zmęczona przez to, że
próbowałamprzywołaćwizje.Agłowęskaleczyłamoszkło.
Adrian spojrzał na mnie niepewnym wzrokiem, ale nie
kwestionowałtego,copowiedziałam.
Zaczęłam opowieść o śnie, który miałam przez dwa miesiące,
a on był jego głównym bohaterem. Wyjawiłam również, że sen
skończył się dzień przed tym, jak zobaczyłam go na sali
treningowej. Później już opowiedziałam mu o kruku, krótkich
wizjachwpokojuioostatniej,którąmiałamprzedchwilą.
Przezmomentjegomyśliszukałyzwiązkupomiędzywszystkimi
moimiwizjami,jednaknieskomentowałtego,przytuliłmniejeszcze
mocniej i zaczął opatrywać moją głowę. Ku mojemu zdziwieniu –
uwierzył mi. Ja sama do końca sobie nie wierzyłam, ale on mi
uwierzył! Poczułam wyrzuty sumienia i powiedziałam sobie, że
nigdyjużniebędęwątpićwmojegoukochanego.
– Jeżeli twoja pierwsza wizja się sprawdziła, obawiam się, że
reszta też się niedługo ziści, więc chyba powinienem wrócić do
lektury,aty–odpocząć.
– Chyba masz rację – stwierdziłam. – A co jest takiego w tej
książce?Jakonacipomożezmienićto,comasięwydarzyć?
–Niemogęzmienićtychwizji,to,cowidziałaś,wydarzysię,ale
konsekwencjemogąbyćinne,jeślidowiemsięczegoświęcej.
–Alejakto?Mojewizjesięspełnią?Toniemożebyćprawda!–
krzyknęłam, a łzy spływały po moich policzkach. – Jeżeli one się
spełnią,tomoirodzice…
–Zginą–dokończył.
– Dlaczego mi uwierzyłeś? – zapytałam po kilku minutach
milczenia.
–Wzwiązkuzwizjami?
–Tak.
– Bo na świecie jest o wiele więcej pokręconych rzeczy, nawet
niewiesz,jakbardzo.Sammampojęcietylkooczęściiniechcęcię
wtowplątywać.
–Acoztwoimirodzicami?
–Toteżjestpokręcone,bardziej,niżmożesięwydawać.
Niewiedziałam,comanamyśliAdrian,alejegospojrzenieiton
głosumówiłymi,żejaniejestemnajdziwniejsząosobą,jakąwżyciu
spotkał.Nagledopadłmnieniespotykanygniew.Chciałam,żebyte
wizjeniemiałymiejscaalbożebymmogłazmienićbiegprzyszłości.
–Pójdęponich!–wrzasnęłam.
–Niemożesz,tozbytniebezpieczne!Gdybyśtylkowiedziała…
–Notomipowiedzto,czegoniewiem–warknęłam.
–Niemogę,chciałbym,aleniemogę.
– A dlaczego nie mogę iść po rodziców? Im grozi
niebezpieczeństwo. To jest chore. Zresztą co oni robią z tymi
ludźmi? Mama przecież zostawiła mi kartkę. – Przerwałam, gdy
zobaczyłam wzrok Adriana. – O Boże! To ty zostawiłeś tę kartkę!
Wiedziałeś, że coś się z nimi stało, i nie chciałeś, żebym o tym
wiedziała! Nienawidzę cię! – krzyknęłam, a do moich oczu
ponownienapłynęłyłzy.Próbowałamwyszarpaćsięzjegoobjęć,ale
wiedziałam, że nie dam rady. Po pierwsze, nie byłam w pełni sił,
a po drugie, nawet gdybym czuła się znakomicie, on i tak był
silniejszy.
–Kate,przysięgam.Jategoniezrobiłem.
–Todlaczegopatrzyłeśtak,jakbyśtyzatymstał?
– Bo chyba wiem, kto to zrobił. Jednak to teraz nie ma
znaczenia, twoi rodzice są w niebezpieczeństwie, a ty chcesz po
nichpójść.
–Nietylkochcę.Jatozrobię!
–Kate,niemożesz.
–Nienawidzę,gdyktośmówimi,comogę,aczegonie.Tojest
mójwybór.Doczwartkupowinnamjużwyruszyć.
–Kate–szepnąłidotknąłdelikatniemojegopoliczka.
–Niezmienięzdania–powiedziałam.
Nadal nie wiedziałam, w czym Adrianowi ma pomóc książka,
którą znalazłam. Przecież to tylko głupia książka, pomyślałam.
Zostałamsama,zupełniesamaztymwszystkim,comnieotaczało.
Adrian pojechał do domu zająć się czytaniem. A ja? Co ja
miałam niby robić, pozostawiona sama sobie z durnymi wizjami,
któremiałysięspełnić?Adrianmiałrację,onesięspełnią,taksamo
jaksenonim.Wmojejgłowieażhuczało,niemogłamskupićsięna
niczym innym. Nie wiedziałam, skąd mam te wizje i dlaczego te
rzeczy przytrafiają się właśnie mnie. Ja chciałam tylko trenować,
znaleźć miłość i spędzać czas z przyjaciółką. A stało się zupełnie
inaczej: moi rodzice byli porwani, mieli zginąć, moja przyjaciółka
otarłasięośmierćinawetniemogłamjejzobaczyć,tymczasemja
siedziałamwswoimpokojuiniewiedziałam,comamrobić.Czułam
wtedy,żejestemzbytsłaba.Chciałamodnaleźćrodzicówiwyrwać
ich ze szponów tych ludzi, ale nie miałam żadnego planu, nie
wiedziałam, jak to zrobię, i nie wiedziałam nawet, gdzie są, tak
samo jak nie wiedziałam, gdzie przebywa Vicky. Nagle moje
normalne życie zamieniło się w koszmar, z którego chciałam się
obudzić. Nigdy tak bardzo nie pragnęłam być normalna jak w tej
chwili.
Rozdział10
Blizna
W nocy moje myśli nie dawały za wygraną. Nie pamiętam
dokładnie, ile spałam, ale byłam wykończona jak nigdy dotąd. Coś
wewnątrz mnie mówiło mi, że to, co ma się stać, stanie się – bez
względu na to, co zamierzam z tym zrobić. Nie mogłam się z tym
pogodzić, chciałam za wszelką cenę odzyskać rodziców i żyć tak,
jak żyłam do tej pory, bez większych komplikacji. Wolałam cofnąć
siędotegomomentu,kiedybyłamszczęśliwa,każdydzieńbyłpełen
wrażeń, działy się dobre rzeczy, nie było ataków na przyjaciółkę,
problemów z osobami, które przychodziły po mnie i Adriana, oraz
przyszłegomorderstwarodziców.
Nie mogłam wyrzucić z głowy obrazów i myśli, wszędzie było
ich pełno i wydawało mi się, że walczę z nimi tak, jakbym rękoma
próbowałaodgonićpowietrze,czylibezszanspowodzenia.Ostatnio
nic nie było po mojej myśli, a ja nie mogłam tego zmienić, ale nie
zamierzałamsięztympogodzić.
Całyczaswracałamdowizji,patrzyłamnaminymoichrodziców
i ich strach. Wszystko to mnie przerastało. Usiadłam w kącie na
podłodze i ukryłam twarz w dłoniach. Płakałam. Od niedawna
zdarzało mi się to coraz częściej. To była moja reakcja na niemoc,
którą teraz w sobie miałam. Nic i nikt nie potrafił tego zmienić.
Nawetjaniemogłam.
Po godzinie szlochania wstałam w końcu z podłogi. Całe moje
ciało domagało się wypoczynku, którego nie mogłam mu obiecać.
Głowa rozbolała mnie niesamowicie i nagle zrobiło mi się ciemno
przedoczami.Ostatkiemsiłoparłamsięościanę,żebyniezemdleć.
Wiedziałam już, że coś jest nie w porządku. Poszłam do łazienki
iprzemyłamtwarzzimnąwodą.Trochęsiętymrozbudziłam,alenic
niewskazywałonato,żemojedolegliwościustąpią.Zeszłamnadół
do salonu i włączyłam telewizor. Była dopiero czwarta rano,
aprogramyniezapowiadałysięciekawie.
Siedziałam tak jeszcze dziesięć minut. Do mojej głowy zaczęły
przedostawać się nowe obrazy. Zobaczyłam scenę walki, ale nie
byłatoprzyszłość,niewiemdlaczego,aleczułam,żetowydarzenie
miało miejsce w przeszłości. Młody chłopak, może w moim wieku,
walczył z jakąś bestią. Tak, to była bestia. Miała przekrwione
czarneoczy,jednakniewidziałamdokładniejejtwarzy.Byłazakryta
kapturem,awalkatoczyłasięnocą.Niewidziałamutegopotwora
nicwięcejopróczzębów.Boże,jegozębybyłynadnaturalniedługie!
Jaku…wampira.Onbyłwampirem!Alekimbyłtendrugi?Onbył
łowcą, łowcą wampirów! Na dodatek bardzo młodym. Tego
drugiego widziałam już dokładniej. Miał piwne oczy i bardzo
zmysłowe usta, po jego policzkach spływały krople potu, które
delikatnie zmieniały kierunek, napotykając lekko wystające kości
policzkowe. Jego żuchwa też była ładnie zarysowana, przez co
wyglądał na starszego, jednak przeczucie mówiło mi, że ma około
osiemnastu lat. Był ubrany w skórzaną czarną kurtkę i ciemne
jeansy, w jednej dłoni trzymał coś na kształt kołka. Przez chwilę
oglądałamichtaniecnatlenocy.Widziałamgniewiból.Niezdając
sobie sprawy, że wstrzymuję oddech, dalej oglądałam to, co
wlatywało do mojej głowy. Patrzyłam i zobaczyłam tę potęgę, gdy
młodychłopakzabijałwampira.Gdyskończył,niebyłwcalezsiebie
zadowolony, czułam, że on traktuje to jako swoją powinność. Gdy
odchodził, spojrzał jeszcze na swojego martwego przeciwnika
i wtedy to zobaczyłam. W blasku księżyca ujrzałam znak,
a właściwie bliznę na jego szyi. Była to długa wygięta linia
sięgającakarku.Wtejsamejchwili,gdytoujrzałam,szyjazaczęła
mnie palić. Ból był nie do zniesienia, krzyczałam i złapałam się za
nią, jakby brakowało mi powietrza. Było mi jednocześnie słabo
i byłam też silna, jednak ból wzmógł się bardziej i czułam się tak,
jakbyktośrozpaliłsobieogniskowmoimciele.Ruszyłamwstronę
schodówiwspinałamsięnanie,chwytającsięwszystkiego,cobyło
w zasięgu moich rąk. Gdy stanęłam przed lustrem, zobaczyłam
krew wypływającą ze świeżej rany. Wtedy okropnie mnie zemdliło.
Zamoczyłam ręcznik w lodowatej wodzie i przyłożyłam do niej.
Ręcznikzabarwiłsięnaczerwono,abólzniknął,ustępującmiejsca
siłom witalnym, które wróciły, tyle że były większe niż wcześniej.
Nigdy nie czułam się tak silna, rześka i gotowa… na walkę.
Zabrałamręcznikikumojemuzdziwieniuskórabyłaczysta,jedynie
zabarwionynaczerwonomateriałprzypominałokrwotoku.Zamiast
świeżej rany ujrzałam bliznę. Była to długa, cienka i biała linia,
zupełnietaka,jakąmiałtenchłopak,któryzabiłwampira.
– Czyżbym ja też była łowcą wampirów? – zapytałam sama
siebie.
Nie,toniemożebyćprawda.Popierwsze,wampirynieistnieją,
a po drugie, to pewnie jakiś przypadek albo po prostu kolejny
skutek uboczny moich wizji, pomyślałam. Obym się nie myliła. Od
tamtej pory cały czas czułam mrowienie przechodzące przez moją
nowonabytąbliznę,czasamimniebolało.
Było jeszcze wcześnie. Jak zwykle w poniedziałki miałam
trening i jak nigdy – energia rozpierała mnie całą. Miałam ochotę
wyjść choćby zaraz, żeby jak najszybciej znaleźć się w magazynie.
Odrzuciłam te myśli na bok i poszłam do łazienki. Stanęłam przed
lustrem i spojrzałam po raz kolejny na dziwne znamię. Wcześniej
zauważyłam jego podobieństwo do znaku młodego łowcy, lecz gdy
dłużejspoglądałamwlustro,zauważyłam,żeonewcaleniesątakie
podobne.Jegoliniebyłyjasne,bardzojasne,nawetmogłabymrzec,
żeprawiebiałe,ibyłojewidaćzdaleka,mojenatomiastbyłyoton
jaśniejsze od mojej skóry, ale teraz, żeby je zobaczyć, trzeba było
dobrze im się przyjrzeć. Tak naprawdę nie rzucały się w oczy,
jednak zaczęły mnie napawać dumą i nagle zechciałam, by
wyglądały tak samo jak u chłopaka z wizji. Nadal stałam przed
lustrem, ale tym razem nie spoglądałam już na moją szyję i kark,
wzięłam w dłoń czarną szczotkę i zaczęłam przeczesywać swoje
długie ciemne włosy. Od razu zauważyłam, że stały się bardziej
falisteniżwcześniej,ichgrubośćrównieżsięzmieniła.Byłygęstsze
i mocniejsze, a może nawet trochę ściemniały. To pewnie przez
wizje,pomyślałam.
Ściągnęłam ubrania. Niektóre były jeszcze poplamione krwią,
wrzuciłam je więc do kosza na pranie. Teraz stałam naga przed
lustrem i uświadomiłam sobie, że moje ciało również się zmieniło.
Zawsze byłam wysportowana i bardziej było mi widać mięśnie, ale
teraznawetjastałamzotwartymiustami,przyglądającsięnowemu
odkryciu. Moje uda stały się zgrabniejsze, jednak zarys mięśni był
bardziej widoczny, widać to było również na łydkach i brzuchu.
Wyglądałamterazlepiejniżkiedykolwiekiczułamsięlepiejniżdo
tejpory,doczasu.
Wzięłam gorącą kąpiel, jednak nie siedziałam długo w wodzie,
ponieważdopadłmniestraszliwygłód.Wyszłamzwanny,wytarłam
się, a pierwsze konsekwencje zmian dały o sobie znać tak szybko,
jak zauważyłam swój nowy wygląd. Nie czułam się zmęczona,
jednakmięśniestraszniemniebolały,czułamsię,jakbymprzebiegła
maraton.Jednakjakimścudemdoszłamdokuchniiprzygotowałam
sobieśniadanie.Dopieroponimpoczułamsięwkońcusobą,aból
ustał.
Dawno już nie jadłam tak obfitego posiłku, byłam zdumiona
swoimapetytem.Spoglądającnapustetalerze,poczułam,żeznowu
dopadłmnielekkigłód.
– Czy teraz zawsze będę tak jadła? – zapytałam sama siebie.
Otworzyłamlodówkęporazkolejny,leczopróczmałegopomidora,
kremu czekoladowego i połówki cytryny nie znalazłam nic więcej.
Przydałyby się zakupy, pomyślałam. Burczenie w brzuchu znowu
wróciło, zdecydowałam się więc w końcu na krem czekoladowy,
któryskonsumowałamszybciejniżwminutę.
Nowym, pewniejszym krokiem ruszyłam do przodu. Moje
mięśnie zapragnęły wysiłku, tak bardzo, jak ja tego pragnęłam.
Włożyłam szorty i dość grubą bluzę, gdyż o piątej trzydzieści rano
nie było jeszcze ciepło. Wyszłam na zewnątrz. Było nadal ciemno,
a drogę oświetlały mi tylko latarnie. Poczułam, że moje ciało nie
potrzebuje rozgrzewki. Było dostatecznie rozgrzane. Moja żądza
wysiłkumnieprzerosła,niekontrolowałamjej.Mojenogirwałysię
doszaleńczegobiegu,ajasamakipiałamenergią,czułamnawetto
ciepło rozchodzące się po moim ciele i uczucie pustki, którą
musiałamzapełnićchwiląsportu.
Gdy byłam już za miastem, ciemność wcale mi nie
przeszkadzała, czułam, jak napływają do mnie siły, a energia
jeszcze bardziej wzrasta. Stawiałam nogę za nogą, nie wiem, jak
długo,aletopomogłomiwyrzucićwszystkiestrasznewspomnienia
z głowy. Nieoczekiwanie dla mnie poczułam się spełniona,
zadowolona i nawet wolna. Miałam wrażenie, że to właśnie
powinnam robić – ćwiczyć i zabijać wampiry. Co? Nie, to
niemożliwe, przecież ja wcale o tym nie pomyślałam, prawda?
Amoże…
Jeszczebardziejspięłammięśnieiruszyłamwszybki,szaleńczy
bieg, który kiedyś pozbawiłby mnie płuc. Teraz wcale tego nie
czułam. Nie byłam zmęczona i tak naprawdę miałam ochotę na
więcej,owielewięcej.
Jakiś przypadek sprawił, że sprint skończyłam pod drzwiami
magazynu,agdyspojrzałamnazegarek,byłasiódmarano,czasna
trening.
Na sali uformowała się już mała grupa, która czekała na
polecenia trenera, ja jednak nie chciałam czekać. Może nawet nie
chodziłooto,żeniechciałam,japoprostuniemogłam.Musiałam
zacząć ćwiczenia, choć wcześniej już biegałam. Moje ciało zaczęło
się prężyć i sztywnieć, potrzebowałam ruchu, pożądałam go
wszystkimiswoimikomórkami.
Miałam już dość biegania, wolałam się ruszać w inny sposób.
Postawiłam na stary dobry boks. Znalazłam w kącie worek
treningowyizaczęłamsię„dobrzenimzajmować”.Niewiedziałam,
ileczasuprzynimspędziłam,alechybasporo,boresztagrupybyła
już po rozgrzewce. Nagła cisza uzmysłowiła mi, że coś się stało.
Spojrzałam na moje pokrwawione dłonie i uświadomiłam sobie, że
zapomniałam włożyć rękawice. Spoglądając na chłopaków,
wychwyciłam ich niepokój i zdziwienie. Chodziło o coś jeszcze,
jednakniewiedziałamoco,dopókisamategoniezobaczyłam.
Obróciłamgłowęzpowrotemwstronęworka.Napoczątkunie
widziałam nic niezwykłego, lecz po chwili moim oczom ukazał się
nietypowywidok.Worekbyłzniszczony,oczywiścieniedoszczętnie,
alebyłrozpruty,aześrodkawysypywałsiępiasekwprostnamoją
nogę.
–Jakmogłamtegoniezauważyć?–zapytałamsamasiebie.
To zjawisko nie byłoby dziwne, gdyby worek był stary
i używany, jednak jak zrozumiałam z szeptów, worek był nowy,
jeszczeniktnanimnietrenował–zwyjątkiemmnie.
Moich uszu dobiegł dźwięk kroków, mogłam się domyślić, że
reszta jeszcze go nie słyszy, bo nadal wpatrywali się we mnie
iwworek.NaśrodkustanąłMario.Pojegominiewidziałam,żenie
był zbytnio zachwycony tym, co zrobiłam przed chwilą, ale nie był
też aż tak zły. Jego oczy pokazywały zdumienie i jednocześnie
podziw,comnietrochęzaskoczyło.
Potreninguchłopcyprzebralisięijaknigdywcześniej–szybko
opuścili salę. Zanim ja również wyszłam, Mario złapał mnie za
przedramię.
–Muszęztobąporozmawiać–zaczął.
–Dobrze–powiedziałamiprzewidywałamjużscenariusz,który
miałmnieczekać.
Trener zaprowadził mnie do swojego prowizorycznego biura
i zaczął zaparzać kawę, prosząc, bym się rozgościła. Myślałam, że
od razu przejdzie do rzeczy, będzie krzyczał i każe odkupić worek,
alenictakiegonienastąpiło.
WczasiegdyMarioprzygotowywałnapoje,rozglądałamsiępo
pomieszczeniu,wktórymnigdyjeszczeniebyłam.Ścianybyłygołe,
widziałamtylkobiałecegły.Naśrodkustałostarebiurko,ananim
były porozrzucane papiery i telefon. Wokół leżały także stare
sprzęty: bieżnia, atlas do podnoszenia ciężarów i różnego rodzaju
hantle. Na ścianach wisiały plakaty z wizerunkami osób, które
liczyły się w sporcie: Brock Lesnar
, Matt Horwich
Zauważyłam też, że było wielu zawodników niezwiązanych
z mieszanymi sztukami walki, jak Rocky Marciano
, Władimir
Kliczko
czyJoeLewis
.Zawszemyślałam,żedlamojegotrenera
licząsiętylkomieszanesztukiwalki,alechybasięmyliłam.
Mario przyniósł dwa czerwone kubki wypełnione brązowym
napojem. Mój nos od razu wyczuł nutę gorzkiego zapachu. Ku
mojemu zdziwieniu – Mario przesunął swój fotel i teraz siedział
obok mnie, popijając. Jego oczy nie pokazywały złości ani
zmartwienia, czułam, że jest ze mnie zadowolony, ale zupełnie nie
wiedziałamdlaczego–przecieżzepsułammunajnowszyworek.On
tylkospojrzałmiwoczyipołożyłswojądłońnamojej.
–Nieprzejmujsię,Kate,wiem,żeniezrobiłaśtegospecjalnie,
jednakże twoja siła musiała wzrosnąć, skoro spowodowałaś takie
zniszczenia.–Zaśmiałsię.
–Janaprawdęcięprzepraszam,niechciałam,poprostu…sama
nie wiem, jakoś tak wyszło. Ostatnio strasznie ciągnie mnie do
ćwiczeń, jeszcze bardziej niż wcześniej. I wydaje mi się, że stałam
sięsilniejszaiwytrzymalsza.
–Tociekawe–podchwyciłMario.–Niechciałabyśmożezostać
trochę dłużej, żeby zaprezentować mi swoje nowe umiejętności? –
zapytałzzaciekawieniem.
–Tak,mogętozrobić–powiedziałam.
Oboje skończyliśmy już pić, a ja spojrzałam na plakaty, które
wisiały na ścianach, i wtedy mnie olśniło. Sam sport jest ważny.
Nieważne,jakądyscyplinęwybieramy,bowkażdejtrenujemyswoje
ciało,szkolimyumysł,aprzedewszystkimcierpliwośćiwytrwałość.
TodlategoMariopodziwiałteżzawodnikówinnychdyscyplin.Mimo
iż dzieliło ich wiele, mogłam zobaczyć, jak na każdego patrzy
zszacunkiem.Tobyłopiękne.
Niespodziewanie dla mnie, jak również dla mojego trenera,
powiedziałamcoś,przezcojegooczypowiększyłysięnieznacznie.
–Chcętrenowaćwszystkiedyscypliny.
– Wszystkie? – zapytał zdezorientowany. – Przecież one
występująwmieszanychsztukachwalki.
–Chcęjezgłębić.Boks,kick-boxing,karateiinne.
– Ale ja nie znam wszystkich dyscyplin aż tak dobrze –
powiedział, potem spojrzał na moją szyję, na której widniał znak.
Jego oczy powiększyły się jeszcze bardziej niż poprzednio
i zobaczyłam w nich delikatny błysk. – Znam kogoś, kto chętnie ci
pomoże,atymczasempokażmi,copotrafisz.
Na dźwięk jego słów poczułam dumę i zadowolenie, potęga
przeszyła całe moje ciało, a ja chciałam udowodnić, jakie mam
możliwości. Zrobiłam wszystko, o co mnie prosił. Dość długo
biegałamnabieżni,podnosiłamciężary,robiłampompkiiprzysiady
oraz uderzałam w worek, tym razem inny, starając się go nie
zniszczyć. Na koniec stoczyłam pojedynek z moim mistrzem,
pierwszyrazwżyciu.
Oboje włożyliśmy rękawice, by nie zrobić sobie krzywdy,
i wtedy zaczęła się cała zabawa. Zanim on zdołał wykonać jakiś
ruch, ja poczęstowałam go prawym sierpowym i kopnęłam
w brzuch. Mario spiął wszystkie swoje mięśnie i też zaczął
atakować, ale ku mojemu i jego zdziwieniu zdołałam z łatwością
odeprzeć jego ciosy. Później udało mu się jedynie kopnąć mnie
wbrzuchzwyskoku,alenawettoniezrobiłonamniewrażenia.Nie
czułambólu,byłytylkowściekłośćifuria,żeudałomusiędomnie
dostać.Musiałamgopokonać.
Nie wiedziałam, jak długo walczyliśmy, ale stosując ciągle
prawie te same ciosy, musiałam w końcu przyznać, że byłam już
znudzona. Widziałam, jak twarz Maria się zmienia. Była teraz
zmęczona, ale wyrażała dumę, wzruszenie i radość. Jego czoło
ipoliczkipokrywałpot.
W końcu dotarły do mnie jego słowa, które przerwały nasz
pojedynek.
–Stop!–krzyknął.–Jesteśgotowa.
– Gotowa? – zapytałam, nie wiedząc, o co chodzi mojemu
mentorowi.
– Tak, gotowa. Znam dzieciaka, który nauczy cię więcej niż ja.
Masz talent, potencjał i niewiarygodny zapał. Znasz wszystkie
ruchy mieszanych sztuk walki, ale myślę, że przydadzą ci się inne
dyscypliny. Dokładniej poznasz wszystkie ruchy i chwyty, tak jak
mówiłaś. Sama praca nie wystarczy, musisz je poznać, obcować
znimiidowiedziećsię,codlaciebieznaczykażdazosobna.
–Czylimogętrenowaćkażdązosobna?–zapytałam.
– Tak, możesz. Będziesz miała wiele dodatkowych lekcji, nie
tylko w poniedziałki, jednakże nie będziesz już trenowała z grupą.
Gdybędęwiedziałcoświęcej,odezwęsiędociebie.
–Dzięki–powiedziałam.–Dozobaczenia.
Amerykańskizapaśnik,wrestlerizawodnikmieszanychsztukwalki–MMA.Jego
największymosiągnięciembyłomistrzostwoNationalCollegiateAthleticAssociation
wzapasachorazmistrzostwoUltimateFightingChampionshipwwadzeciężkiej.
Amerykańskizawodnikmieszanychsztukwalki–MMA.WcześniejwalczyłdlaPortland
WolfpackwInternationalFightLeague,gdziezdobyłmistrzostwowwadześredniej.
WalczyłteżwBAMMA,Strikeforce,BellatoriUFC.Nigdyniezostałznokautowany
wzawodachMMA.
Amerykańskibokser,jedynyniepokonanymistrzświatawwadzeciężkiej.Jegobilans
wynosiłczterdzieścidziewięćwygranychwalknaczterdzieścidziewięćpojedynków,wtym
czterdzieścitrzyprzeznokaut.
Ukraińskibokserwagiciężkiej,aktualnymistrzświataorganizacjiIBF,WBO,IBOoraz
superczempionWBA.
Byłamerykańskimkickboxerem.Dwukrotnienominowanydotytułunajwiększego
zawodnikakaratewhistorii.Zdobyłtytuły:UnitedStatesHeavyweightKickboxing
Champion,WordHeavyweightKarateChampioniUnitedStatesNationalBlackBeltKata
Champion.
Rozdział11
Łowca
Po treningu wróciłam do domu. Mój zapał nie był już taki jak
przedtem. Obniżył się znacznie, a i moje ciało stało się
spokojniejsze.Pokonałammojegomistrza,zktórymtrenowałamod
dwóchlat.Dopierotodomniedocierało.Todlategomojeciałonie
prężyłosięjużiniepotrzebowałowięcejwysiłku–ponieważkogoś
pokonałam. Chyba zaczęłam rozumieć, o co w tym wszystkim
chodzi. Gdy kogoś pokonałam, czułam ulgę. To właśnie powinnam
robić – pokonywać moich przeciwników, tylko to zapewniało mi
spokój i dobre samopoczucie. Moje ciało było odprężone
i wiedziałam, czego mi potrzeba, abym czuła się spełniona. Choć
miałamsięwyśmienicie,doznałamjednaklekkiegoniedosytu,który
mówiłmi,żetozamało.Powinnamsięszkolić,żebyzabijać.Zabijać
straszne, mroczne stworzenia, które wysysają życie z ludzi. Tylko
gdzie ja miałam takie znaleźć? I jakie miałyby być te stworzenia?
Nagledomoichmyśliwdarłsięobrazzabijanegowampira,którego
widziałam w wizji. Byłam już pewna, że to właśnie takie istoty
powinnamzabijać,aleniemiałampojęcia,czyoneistnieją.
Faktycznie, nie wiedziałam, czy na świecie żyją nieumarli,
jakkolwiekdziwniebytobrzmiało.
–Jaknieumarlimogążyć?–zapytałamsiebienagłos.
–Nieumarlipowiadasz?–wyrwałmniezzadumygłosAdriana,
któryzakradłsiębardzocicho.
–Jezuuu!–jęknęłam.–Chcesz,żebymdostałaprzedwczesnego
atakuserca?–spytałamznutkąironiiwgłosie.
–Nie,jasne,żenie–odpowiedziałizaśmiałsiętak,żemiałam
ochotęgouderzyć.
–Mógłbyśjakośuprzedzić,żetujesteś,albochociażzadzwonić.
–Przepraszam,myślałem,żebędzieszzadowolona.
–Nie,nieotochodzi.Cieszęsię,alemniewystraszyłeś.
–Niesłyszałaśmnie?–zdziwiłsię.
–Nie,skorosiętakzakradasz.
–Pukałem–odpowiedziałiprzytuliłsiędomnie.
–Niesłyszałam–odparłamwkońcu.
–Acocięskłoniło,byszukaćinformacjionieumarłych?
–Paręrzeczy.
Nie odpowiedział. Przyglądał mi się badawczo. Wkrótce
zobaczyłbliznęnamojejszyi.
–Skądtomasz?–zapytałostro.
– A bo ja wiem? Miałam wizję, zobaczyłam tę samą bliznę
umłodegochłopaka,apotemonapojawiłasięumnie.
Przezchwilęprzesuwałpalceposwojejbrodzie,poczymutkwił
wzrokwjakimśpunkcienaścianie.
–Opowiedzmi–rzekłwkońcu.
Wyłuszczyłam mu całą historię ze szczegółami, nawet tymi, że
bliznałowcybyławidoczniejszaniżmojainajpierwpowstałarana,
którapochwilizmieniłasięwbliznę.
–Jesteśłowcą–powiedziałspokojnie.
–Tak,napoczątkusamatakpomyślałam,aletojestniemożliwe.
Nakogomiałabympolować?–zapytałamzrozbawieniem.
–Nawampiry–powiedziałrówniespokojniejakprzedchwilą.
–Jasne,nieżartuj.Przecieżwampirówniema.
–Więcpocosprawdzasz,czymsięcharakteryzują?
– Co? – spytałam, spoglądając jednocześnie na komputer
iotwartestrony,któremnieinteresowały.Niemiałampojęcia,kiedy
usiadłamprzedlaptopemiwpisałamhasło.
– A, to. Nawet nie wiem, kiedy to zrobiłam, ale nieważne,
przecieżtakiebestienieistnieją.
–Nieistnieją?–zapytał.–Istnieją,chybawkażdymmiejscuna
świecie. Dobrze to wiesz, twoja nowa intuicja ci to podpowiada.
Chociażsamamaszjeszczewątpliwości,towgłębiduszywiesz,że
twojepodejrzeniasąsłuszne.
–Skądwieszomojejintuicji?–zainteresowałamsię.
–Samamipowiedziałaśowizjiłowcy.
–Tak,aleskądwieszointuicjiiotym,żemamwątpliwości?
– Znałem jednego łowcę, był moim przyjacielem. Gdy się
zmieniał,zapisywałwszystkieinformacjeidzieliłsiętymzemną.
– Znałeś łowcę? Czekaj, chwila. Musisz mi pomóc, musisz mi
powiedzieć,jaksięczuł.Iwszystko,cowiesz!
–Dobrzespokojnie,aMariociniepomoże?
– A co miałam mu niby powiedzieć: że jestem łowcą? Chociaż
jeszcze dziś rano nie wiedziałam, że to jest możliwe. Zresztą jak
zobaczyłmojąbliznę,topatrzyłtakjakośdziwnie.
–Zdumą?
–Może,aco?
–Marioteżbyłłowcą.
–Jużniejest?
–Nie,niejest.Niestety,jesttostannacałeżycie,aonporzucił
to,cootrzymał,więcterazmusisięliczyćzkonsekwencjami.
– A w czym miałby mi pomóc, skoro już nie jest łowcą? –
zapytałamlekkozdziwiona.
– No, wiesz, może i nie jest już taki jak ty, ale ma znajomości.
Przez chwilę myślałem, że może zadzwoni i sprowadzi kogoś, kto
mógłbycipomócprzejśćprzeztowszystkoiciętrenować.
–Szczerzemówiąc,towspominałokimś.
–Czyliniemyliłemsię.Wiedziałem,żeMariocipomoże.Uwierz
mi,jesteśwdobrychrękach,niezostanieszztymsama.
–Aczemutyniemożeszmipomóc?
–Bojataknaprawdęniewiemzbytdużonatentemat,aitak
większość z tych rzeczy zapomniałem. Zresztą my potrafimy
przewidzieć swoje ruchy, a ty potrzebujesz takiej osoby, której
ruchównieprzewidzisz,tobędzienajlepszeszkolenie.
–Alejaprzewidujęruchywszystkich.
–Nieinnegołowcy,atymbardziejwampira.
– Poczekaj, zaraz, mówisz to wszystko z takim spokojem,
tymczasem ja wariuję. Tyle rzeczy naraz, a ja nie wiem, na czym
mam się skupić. Sama nawet nie wiem, dlaczego ci wierzę z tą
historiąołowcachiwampirach,nadaljakośnieczuję,żetoprawda.
Powinnamsięztegośmiać,aniepytaćoszczegóły.
–Dobrzewiesz,żetojestprawda.Jużcimówiłemointuicji.Mój
przyjacielprzeżywałdokładnietosamoparęlattemu.
– Ale wampiry? OK, widziałeś łowcę. I co z tego? Wampira
chybaniewidziałeś,więcjakmaszwniewierzyć?
– Wierzę w wampiry, ponieważ często je spotykałem –
wykrztusiłwreszcie.
–Alejakto?
– To długa historia. Powinnaś się teraz skupić na sobie. Twoje
ciało się zmienia i potrzebujesz kogoś, kto pomoże ci przez to
przebrnąć.Mariojużsiętymzajął,nieprzejmujsię.Niemartwsię
też o mnie, ja sobie poradzę. Myślę też, że powinnaś pobyć sama
przezparędni,tocidobrzezrobi,przemyśliszsprawy,ułożyszsobie
wszystko.Będziedobrze.
– Chcesz sobie zrobić przerwę, tak jakbyśmy nie byli razem? –
wykrzyczałam. Czułam, jak w oczach zbierają mi się łzy. On nie
mógł tego zrobić, był pierwszą osobą, którą kochałam, gdyby
odszedł,jabymsięniepozbierała.
– Nie, oczywiście, że nie, Kate! Jak możesz tak myśleć? Sądzę
poprostu,żemusiszpobyćztymsama,tymbardziejżejaniemogę
cipomóc.Musiszsięprzyzwyczaićdonowejsiebie,dotego,kimsię
stajesz.Iwiem,żetoniejestproste.
Jużwięcejnicniepowiedziałam,boAdrianprzyłożyłswojeusta
do moich. Gdy był przy mnie, wszystko stało się trochę prostsze.
Niechciałambyćsama,aleintuicjapodpowiadałami,żeAdrianma
rację. Potrzebowałam samotności, dopóki nie zjawi się mój nowy
mentor. Chciałam poznać nową siebie i swoje nowe możliwości.
Musiałam wiedzieć, do czego jestem zdolna. Gdybym bardziej
przyglądała się mojemu ciału i nowej sile, nie popsułabym worka
treningowego. A jeśli przez moją siłę mogłabym zrobić komuś
krzywdę?
Po krótkiej chwili Adrian wyszedł i pozostawił mnie samą. Nie
zastanawiałam się nad tym, w jakich okolicznościach mógł poznać
wampiry i jak wkroczył do tego szalonego świata, o którym
wcześniejniemiałampojęcia,tobyłobezznaczenia,towszystkojuż
się dla mnie nie liczyło. Ważne było to, co mogłam zrobić z moimi
umiejętnościami i jak nad nimi panować. Miałam jeszcze trochę
czasu,byodzyskaćrodziców.Przecieżjedenzporywaczymówił,że
przybywamy – ja i jeszcze ktoś, a nie mogłam ich odbić, nie mając
planu, więc jak długo nie opuszczałam Berkeley, moi rodzice byli
bezpieczni.Tenczaspowinnamwykorzystaćnanaukęwszystkiego,
czego tylko mogłabym się nauczyć, pomyślałam. Może jednak
wszystko zależało ode mnie, ale potrzebny był mi mały bodziec,
który by mi to uświadomił. Wiedziałam, że mi się uda. Chciałam
ocalić rodziców. Nagle wszystko stało się takie jasne i proste.
Dlaczego?Wtedywydawałomisię,żetylkoludziekomplikująsobie
życie, doprowadzając do kłopotliwych sytuacji, a nawet jeżeli oni
sami do nich nie doprowadzili, to zawsze, ale to zawsze mają siłę,
bytopokonać.Tak,imteżmożesięudać,takjakmnie.Wystarczył
tylkozapałiwiara,którychmiałamażnadto.
Przez to, że moja głowa cały czas była zajęta, zapomniałam
o tym, że mam kota. Sam mi o tym przypomniał, gdy podszedł do
mnie bliżej i pomrukiwał. Domyśliłam się, że jest głodny, więc
zeszłamnadół,bycośmuprzygotować.
– Przepraszam cię, Rocky – jęknęłam i popatrzyłam na niego
z żalem. – Pewnie musisz być strasznie głodny. Chyba nie jestem
odpowiednimopiekunem,malutki–powiedziałam.
Kotekzbliżyłsiędomnieizacząłocieraćsięomojąnogę.
–Czytoznaczy,żejednakmiwybaczasz?–zapytałam.
Otworzyłam szafkę, żeby znaleźć coś zjadliwego, przynajmniej
do czasu, gdy się jakoś zaopatrzę, ale ku mojemu zdziwieniu
znajdowałysiętamróżnekarmydlakota.Wpuszkachipudełkach.
Patrzyłamnawszystkozdziwionaitaknaprawdęniewiedziałam,po
którąmamsięgnąć.Wzięłampupilanaręceistwierdziłam,żemoże
sam sobie wybierze śniadanie. Rocky zrzucił łapką jedno
opakowanie,awięckarmazniegowylądowaławjegomisce.Pupil
zająłsięswoimjedzeniem,ajamusiałamwkońcujechaćnazakupy.
Przebrałam się szybko i zabrałam klucze ze stolika. W torbie
i na koncie miałam jeszcze sporo pieniędzy, nie bałam się więc, że
ich nie wystarczy. Mogłam jeszcze żyć za nie przez kilka miesięcy.
Byłamnieźleustawiona.Wmgnieniuokaznalazłamsięnaparkingu
przed sklepem. Dość wolno przemierzałam alejki. Musiałam się
przecież dobrze zastanowić, co jest mi potrzebne. Postawiłam na
zdrową żywność – żadnych przetworzonych produktów. Musiałam
być silna i gotowa. Gdy mój cały wózek był już zapełniony,
skierowałamsięwstronękasy.
–Hej–usłyszałamzzapleców.
–Cześć,Peter–rzuciłam.
–Dawnosięniewidzieliśmy–stwierdził.
– No tak, nie było cię dzisiaj na treningu – odparłam
oskarżycielskimtonem.
–Niestety,niemogęchodzićnatreningi,przynajmniejnarazie.
Nadwyrężyłem sobie bark i muszę na chwilę odpuścić, ale
w przyszłym tygodniu powinienem się już pojawić, więc wtedy się
zobaczymy.
– Nie sądzę. Teraz będę ćwiczyć pod okiem innego trenera,
częściej i raczej w innych dniach niż wy, więc chyba odpadam
zgrupy.
–Nieżartuj,Kate,bezciebieniebędzietaksamo–powiedział
smutnymgłosem.
–Teżżałuję,aletojestjedynerozwiązanie.
–Jedynerozwiązanie?Przecieżmożeszprzychodzićnatreningi
teżdonas.
– Może i mogłabym, ale potrzeba mi teraz więcej wysiłku
iobciążenia,tobędziezaawansowanytrening.
–AconatoMario?Przecieżonniemożeciętakpuścić.
–Jużtozrobił,załatwiłmitrenera.
– To wszystko przez Adriana, tak? Nie chce, żebym był blisko
ciebie.
– Nie, to nie przez Adriana, zresztą on nie miał wcześniej nic
przeciwkotemu,więcdlaczegomiałbymiećteraz?Pozatymonsam
teżniebędzieprzymnie.Mamtrudnechwileimuszępobyćztym
sama.
–Mogęcijakośpomóc?
–Nie,Peter,niktniemoże,serio.Poprostumuszęzająćsiętym
sama,aleniemartwsię,damradę,tonicwielkiego,możekwestia
przyzwyczajenia,niewiem,przekonamsię.
–OK,alecotojest,ocochodzi?
–Przepraszamcię,Peter,aleniemogęciotympowiedzieć,nie
zrozumiesz.
–Aleonwie.
–Wie,aletozupełniecoinnego,onsięztymspotkał,atynie.
Zresztąniechciałabymcięobciążać.
–Nieobciążyszmnie.
–Niemogę,przepraszam.
Odwróciłam się i poszłam szybko do kasy, tak by nie zdążył
mnie dogonić. Wiedziałam, że teraz będzie inaczej. Będę musiała
unikać przyjaciół, żeby oszczędzić im tego, z czym musiałam się
zmagać.Toniebyłoproste,ale,niestety,takichybabyłjużmójlos.
Niemogłamichnanicnarażać.Terazniebyłożadnegozagrożenia,
ale co będzie, jak może kiedyś będę zabijać wampiry? Jeśli nadal
będę się z nimi przyjaźnić, oni będą cały czas ze mną, więc coś
mogłobyimsięstaćprzezemnie,tylkodlatego,żemnieznają.
Wróciłam do domu nie w humorze. Miałam sobie za złe, że
muszę odrzucić przyjaciół, ukrywać przed nimi samą siebie.
Wyciągnęłamzszafyhantleićwiczyłamznimiciosyproste,potem
spróbowałam pompek na pięściach, które zawsze chciałam umieć
robić.Wkońcumisięudało.Niezważającnanic,włączyłamgłośną
muzykę w radiu. Leciał kawałek The Bravery – Above and Below.
Kontynuowałam trening. Dokończyłam pompki, potem zaczęłam
robić brzuszki, wyskoki, ćwiczenia ze skakanką i rozciąganie.
Wkońcupodniosłamsięzpodłogiispojrzałamnamojepięści,które
miały zdartą skórę. Nie przejęłam się tym, tylko zabandażowałam
ręce, by krew mi nie przeszkadzała. Po godzinie ćwiczeń wzięłam
prysznic.
Woda obmywała moje ciało, które było inne niż wcześniej.
Pomimo dość intensywnego wysiłku, tak jak rano, nie spociłam się
prawie w ogóle. Użyłam mojego ulubionego żelu i dopiero przed
wyjściem ściągnęłam bandaże, które owijały moje ręce. Na białej
tkaninie widziałam jeszcze resztki krwi, ale gdy całkowicie
odsłoniłam ręce, nie było na nich żadnych oznak otarć. Wtedy
nabrałampewności,żemojeranygojąsiębardzoszybko.
Nie wiedziałam, od czego to zależało, ale pomyślałam, że było
to następnym dodatkiem do mojego ekwipunku łowcy, włączając
wtolepsząwytrzymałość,siłęiczęstsząchęćnaćwiczenia.Zanim
się obejrzałam, było już popołudnie, a ja zaczęłam się czuć
strasznie. Zmógł mnie sen i mięśnie zaczęły mi o sobie
przypominać.Mojalewarękateżniebyłacałkiemsprawna,bardzo
mnie bolała, czułam, że ją nadwyrężyłam. Całe moje świetne
samopoczucie nagle gdzieś zniknęło, a ja byłam strasznie słaba,
nawet moja głowa wariowała od bólu. Wiedziałam, że czegoś mi
potrzeba. Jedzenia i snu. Przyrządziłam sobie obiad, w którego
skład wchodziły kawałki smażonego kurczaka, ziemniaki i zielona
sałata.Jadłamwszystkodośćmozolnie,gdyżniemiałamnawetsiły,
by trzymać widelec. Gdy skończyłam, włożyłam talerz do zlewu
i przyglądałam się jednej półce. Były tam witaminy. Może tego
właśnie było mi trzeba. Sięgnęłam po parę kapsułek i popiłam je
całą szklanką wody. Jeszcze nie czułam żadnych zmian, poszłam
więcdoswojegopokoju,bypogrążyćsięwgłębokimśnie.
Obudziłam się o dwudziestej. Długo spałam, pomyślałam. Nie
wydałoby mi się to dziwne, gdybym nie sięgnęła po telefon i nie
zobaczyła aktualnej daty. Była środa! O, cholera, jak ja mogłam
przespać trzy dni? Zupełnie jakbym zapadła w śpiączkę. Wstałam
złóżka.Poczułamsięwyśmienicie.Możetensensprawił,żebyłam
wpełnisił,amożewitaminy,którewzięłamwponiedziałek.Nadal
nie mogłam zrozumieć, jak mogłam przespać tyle dni. Moje włosy
byływtotalnymnieładzie.Zanimjerozczesałam,odkręciłamwodę.
Po kąpieli czułam się jeszcze lepiej. Przyglądałam się swojemu
odbiciu w lustrze. Nic się nie zmieniło. Wyglądałam tak samo jak
ostatnio. Ubrałam się dość szybko, nakarmiłam kota – który nie
jadł…odtrzechdni!Naprawdęmusiałambyćokropnąwłaścicielką.
Potem znów sięgnęłam po telefon. Zastanawiałam się, czy Adrian
do mnie dzwonił. A może tu był? Jednak nie miałam żadnych
nieodebranych połączeń ani wiadomości. Super, nikt za mną nie
tęsknił. Nie, może jednak ktoś tęsknił, przecież umówiłam się
z Adrianem, że muszę pobyć sama, pewnie dlatego nie dzwonił,
pomyślałam. Dopadła mnie chęć, by go odwiedzić, toteż bez
zastanowieniawsiadłamzakółkoipopędziłamdojegodomu.
Drzwibyłyotwarte.Przeszukałamwszystkiepomieszczenia,ale
właściciela nigdzie nie było. Na pewno nikt go nie porwał, bo
wszystkobyłouprzątnięte.Niezabrałswoichrzeczy,awięcsięnie
wyprowadził.Komórkiteżniebyło,musiałjązatemzabraćzesobą.
Nie pozostawało mi nic więcej, jak tylko do niego zadzwonić.
Wyciągnęłam telefon z tylnej kieszeni spodni i zadzwoniłam.
Mogłam się tego spodziewać – poczta głosowa. Wybrałam jeszcze
numer Maria, ale on tak jak ja nie wiedział, gdzie może być mój
ukochany.
–Cholera!–krzyknęłamisiadłamzrezygnowananafotelu.Tak
naprawdęniewiedziałamonimdużo,niewiedziałam,dokądmiałby
pójść i dlaczego. Gdy chciałam się już poddać i zadzwonić na
policję, żeby oni się tym zajęli, w okno uderzył sporych rozmiarów
kruk,amnieprzypomniałosię,cowidziałam,gdybyłamtuostatnim
razem.Dodiabła!Onposzedłpomoichrodziców!
Bałam się o Adriana i byłam jednocześnie wściekła. Sam
wcześniej zabraniał mi po nich iść, a teraz coś takiego. Skoro
twierdził, że wyprawa jest taka niebezpieczna, no, może nie sama
wyprawa, ale ci ludzie są niebezpieczni, to dlaczego poszedł sam?
Nie rozumiałam tego. Wiedział, że stałam się łowcą, byłam teraz
silniejszaiwytrzymalsza,więcdałabymradętymludziom.–Notak!
– wykrzyknęłam po chwili zastanowienia. Skoro byli tacy
niebezpieczni, to wcale nie byli ludźmi! To kim byli? Wampirami?
A może są jeszcze inne kreatury, o których istnieniu nie mam
pojęcia.MusiałamodnaleźćAdrianaimoichrodziców.
Wypadek
Wsiadłam z powrotem do samochodu i usiłowałam sobie
przypomnieć obrazy, które jeszcze niedawno kłębiły się w mojej
głowie. Chciałam wiedzieć, gdzie mogli przebywać moi rodzice.
Niestety,
próbowałam
bezskutecznie.
Nie
zobaczyłam
nic
konkretnego, nic, co mogłoby mnie zbliżyć do miejsca, w którym
przebywali. Widziałam tylko ciemność, ciemność i moich rodziców.
Mogłam się tylko domyślać, że byli przetrzymywani w piwnicy.
Nigdzie nie było okien, tylko dwa krzesła na środku, te, które
zajmowali. Nie było żadnego adresu, numeru. Niczego, co byłoby
pomocne, a więc nie miałam pojęcia, skąd Adrian wiedział, gdzie
ich szukać. W tamtym momencie wpadł mi do głowy genialny
pomysł – kruk. Widziałam go w wizji, widziałam go na żywo. Coś
podpowiadałomi,żeonwskażemidonichdrogę.
Wróciłam do domu Adriana i przeszukiwałam jego okolice.
Chodziłamwokółdomuirozglądałamsięuważnie,przeczesywałam
krzaki i ciskałam kamieniami w cienie, które wydawały mi się
wielkimi czarnymi ptakami. Nic! Nigdzie nie było tego cholernego
kruka, a moja cierpliwość została wystawiona na próbę – której
chyba nie przeszła. Uderzyłam pięścią w konar drzewa i osunęłam
się na ziemię. Nie wiedziałam, co mam robić, znowu poczułam
bezsilność. Gdy tak rozpaczałam, nagle coś uderzyło mnie w bark,
jakby ktoś wbijał mi w niego szpony. Przekręciłam głowę w prawą
stronęizobaczyłamkruka,któryjakbynicsięniestało,siedziałna
moim barku i czyścił sobie pióra. Po chwili spojrzał na mnie
i sfrunął na ziemię kilka kroków ode mnie. Wpatrywał się
dziwacznie w moje oczy, a ja próbowałam odgadnąć, jaki będzie
jego następny ruch. Moje skrzydlate wybawienie rozpostarło
skrzydła i wzbiło się w powietrze. Bez chwili zastanowienia
ruszyłam w stronę samochodu i zaczęłam podążać za bystrym
ptakiem.
Tym razem byłam przygotowana. Bak był pełny, a ponadto
w bagażniku miałam zapas paliwa. Wiedziałam, że nieważne, jak
daleko zaprowadzi mnie ptak, ja będę w stanie tam dotrzeć bez
dłuższegopostoju.
Nie wiedziałam, dokąd jadę, i niezbyt mnie to interesowało.
Ważnebyłoto,bypomócAdrianowiuwolnićmoichrodziców.Onbył
w końcu tylko zwykłym człowiekiem, to ja miałam w przyszłości
zabijaćbestie.
Jechałam dość długo, widoki za szybą przemieszczały się
z zawrotną prędkością, a to pewnie dlatego, że jechałam bardzo
szybko,byniezgubićmojegoprzewodnika.Niemiałampojęcia,że
te ptaki potrafią tak szybko latać. Nie patrzyłam na drogowskazy
czy znaki ograniczenia prędkości. Nic się nie liczyło, a gdyby
zaczęła ścigać mnie policja, byłam pewna, że musiałabym złamać
jeszczekilkaprzepisów,byichzgubić.
Była już późna noc i mimo świateł i wyostrzonego zmysłu
wzroku, jaki teraz miałam, ledwo widziałam niebo. Jednak kruk
mnie nie zawiódł i zniżył się nieco, bym mogła nadal za nim
podążać.Jedyneświatło,jakiedochodziłoznieba,dawałmipiękny
pełnyksiężyc.
Moja podróż trwała już dobrych kilka godzin, zauważyłam to,
ponieważ słońce zaczęło wschodzić. Chwyciłam za kawę, którą
kupiłampodrodze,iwypiłamjąparomałykami.Taknaprawdęnie
lubiłamkawy,aleniemiałamwyjścia–niemogłamzasnąć.Czułam,
żejestemjużniedaleko.Emocje,któresięwtedypojawiły,byłynie
doopisania.Byłampodnieconatym,żeniedługouwolnięrodziców,
ale też pełna obaw, bo nie wiedziałam, co zastanę na miejscu.
ByłamnadalwściekłanaAdrianazato,żewybrałsiętamsam,nie
mówiącmiotym.Denerwowałomnieteżto,żemusiałwybraćsobie
akurattakimoment,kiedyniebyłamjeszczeprzygotowana.Mojego
trenera miałam spotkać dopiero w poniedziałek, a nic nie
wiedziałam o tym, kim jestem, co powinnam robić i jak to
wykorzystać. To wszystko, czego jeszcze nie poznałam, było moim
minusemistawiałomniewniekorzystnejsytuacji.Jeżelitamcibyli
wampirami, to jak miałam ich zabić? Nikt mnie nigdy tego nie
uczył, dopiero miałam się szkolić, a nie przewidziałam, że będę
musiała to robić na własną rękę, i to bez żadnego doświadczenia.
Mimoiżbyłamświadomaswojejsiłyinowychumiejętności,bałam
się.
Robiłosięcorazjaśniej,amniezaczęłyzalewaćpoty–czułam,
żecośjestnietak.Mijałaminnesamochodyimarzyłamjużotym,
by być na miejscu. Ruch stawał się coraz większy, a mnie coraz
trudniej było utrzymać koncentrację. Mój żołądek domagał się
jedzenia, sięgnęłam więc do torby, gdzie znajdowała się mała
paczka chipsów. Droga wydawała mi się coraz dłuższa i zaczęły
mniebolećmięśnie,chybaodbrakuruchu.Dużeptaszyskorównież
nie leciało już tak szybko, jakby zorientowało się wtedy, jak się
czuję,amojesamopoczucieniebyłowyśmienite.
W pewnym momencie poczułam mrowienie na bliźnie
i nieświadomie przeniosłam się do mojej głowy. Tym razem nie
czułam,żetowizjaprzyszłości.Dotyczyłaonamomentuobecnego.
Widziałamwniejparęosób,Adrianaijakąśpostać,którastałakoło
niego – ale nie rozpoznałam jej, natomiast pozostali, którzy stali
naprzeciw nich, byli odpowiedzialni za porwanie moich rodziców.
Po chwili Adrian i jego towarzysz rzucili się na oprawców. Tamci
odpowiedzieli na wyzwanie i zrobił się totalny chaos. Zauważałam
tylko szybko przemieszczające się czerwone oczy i długie kły. Byli
naprawdę szybcy. Mój ukochany nie miał szans, gdyż było ich
sześciu, a teraz jeszcze do grupy dołączyło dwóch innych. Przez
chwilę wydawało mi się, że wspólnik Adriana też jest wampirem.
Myślałam, że u niego też widziałam kły, jednak nie mogłam
przysiąc, że to prawda, więc przestałam skupiać się na nim
i patrzyłam, jak potoczy się walka. Nie musiałam długo czekać.
Zostalizłapaniizwiązani,aoprawcymieliwolnąrękę.
–Myślałeś,żecisięuda,Adrianie?–zapytałjedenzwampirów.
Skądonznajegoimię,pomyślałam.
–Może–powiedziałAdrianłagodnymtonem.
– Nie udałoby ci się nawet wtedy, gdybyś zjawił się tu
złowczynią.Itakmieliśmyzabićjejrodziców,zanimsiętupojawi.
– Zostawcie ich! – krzyknął. – Oni nie są niczemu winni, wam
zależy tylko na mnie i Kate, ich możecie wypuścić! – Jego złość
przybrałanasile.
– Nie możemy ich wypuścić, Adrianie, oni za dużo wiedzą –
odpowiedziałmudrugi.
– Przecież możecie to załatwić – odparł Adrian, a jego
obrzydzeniezaczęłorosnąć.
– Za dużo zachodu – zachichotał tamten. – Ale możemy ci
pokazaćinnąsztuczkę–dodał,poczymprzeciąłpaznokciemklatkę
piersiową Adriana, tak mocno, że ten jęknął z bólu. – Przywiążcie
ichmocniejsząliną–krzyknął.
Nie minęło parę sekund, a obaj byli związani i nie mogli nic
zrobić. Wszystkie wampiry odwróciły się tyłem do nich – oprócz
jednego,któryichpilnował.
Pierwsza była moja mama, najpierw jeden z nich rozciął jej
policzek,apotemwymierzyłpotężnycios,odktóregonajejtwarzy
odrazuwyskoczyłrumień.Słyszałamkrzykitaty,aleniepotrafiłam
go zrozumieć, może nawet nie chciałam. Nie chciałam nawet tu
być,niewiedziałam,jakmamwyjśćzmojejgłowyiuwolnićsięod
strasznejwizji.Mamapłakała,błagała,żebyjązostawiliwspokoju.
Wkońcuzlitowalisięnadniąiskończyłazeskręconymkarkiem.–
Moja kochana mamusia – powiedziałam do siebie na głos i łkałam
jakmałedziecko.Następnybyłmójtata,jednaknieprosiłichonic.
Onteżpłakał,aleniezbólualbodlatego,żesiębał.Płakał,botak
jak ja stracił miłość swojego życia. Wszyscy bawili się z nim po
kolei. Jedni go tylko zadrapywali, inni przecinali skórę dosyć
mocno. Wkrótce cała jego koszula była we krwi. Jeden z nich nie
mógłsięoprzećiwbiłkływciałomojegoojca.Niewiedziałam,jak
długototrwało,alewidziałam,jakpowolijegociałotracimoc.Nie
miał już siły się bronić. I w końcu stało się to, czego chciałam
uniknąćzawszelkącenę–moirodzicezostalizamordowani.
Gdy w końcu wydostałam się z mojej głowy, pragnęłam
owszystkimzapomnieć.
Poczułam się nieswojo i przypomniałam sobie, że wizja
nawiedziła mnie podczas jazdy samochodem. – Cholera! –
krzyknęłamwmomencie,gdywprostnamojąhondęwjechaładuża
ciężarówka.Ostatnie,copamiętałam,toświatłaidźwiękiklaksonu.
Rozdział12
Noweżycie
Gdy się przebudziłam, byłam świadoma wszystkiego, co się stało.
Niestety, to, co widziałam, było prawdą. Czułam pustkę, ogromną
pustkę. Już nie byłam tą samą dziewczyną. Teraz straciłam
rodziców, a mój ból był nie do opisania. Pierwsza myśl, jaka
przyszła mi do głowy, dotyczyła tego, że ich zawiodłam. Nie
potrafiłam ich ustrzec przed złem. Oni zawsze się mną opiekowali
i chronili mnie, a ja nie mogłam zrobić tego samego dla nich. Te
myśli mnie przytłaczały i dołowały jednocześnie. Chciałam cofnąć
czas i zrobić wszystko inaczej, dotrzeć do nich, zanim było za
późno.Jednakteraztobyłonanic,niemogłamcofnąćczasu,choć
tak bardzo chciałam to zrobić. Nikt nie mógł zrozumieć tego, co
czułam,tobyłostraszne.Naglezrozumiałam,żejużnigdyniezdążę
się z nimi pożegnać. Nigdy już ich nie ujrzę. Nie usłyszę ich
serdecznych słów i nie zobaczę pełnych miłości uśmiechów. Już
nigdy nie pogratulują mi zdobytych tytułów czy świetnych ocen.
Nigdy nie będę mogła przytulić się do mamy, opowiedzieć jej
o problemach, a ona nigdy nie pomoże mi ich rozwiązać. Nigdy
więcej nie usiądę z tatą i nie będę czytała z nim gazet. Zostały mi
tylko pustka, samotność i świadomość, że to wszystko moja wina.
Jak głupia wmawiałam sobie, że wszystko zależy ode mnie i jeżeli
będę chciała i mocno się starała, to poradzę sobie ze wszystkim.
Byłamnaiwnaigłupia.Skorowszystkomiałomisięudać,dlaczego
pozwoliłam,byimsiętoprzytrafiło?Byłambeznadziejna.Oniliczyli
na mnie, a ja nie zrobiłam nic, by im pomóc. To wszystko było
wyłącznie moją winą. Łzy zaczęły wypływać z moich oczu, a ja nie
fatygowałam się nawet, by je wytrzeć. Chciałam cierpieć, bo na to
zasługiwałam. Nic teraz nie miało dla mnie znaczenia, kompletnie
nic.Zawszebyłamsamolubnaimyślałamtylkoosobie.Dopieropo
takiej tragedii uświadomiłam sobie, że inni liczą się bardziej.
Nienawidziłam się tak bardzo, że nie chciałam na siebie patrzeć,
jednak samobójstwo nie wchodziło w grę, to byłoby za łatwe.
Śmierćbyłabyrozwiązaniemmoichproblemówiucieczkąoduczuć,
byłaby tchórzostwem. Ja tego nie chciałam, wiedziałam, że
zasługujęnacierpienie,dlategopostanowiłam,żewyrzutysumienia
powinnynawiedzaćmnieprzezcałeżycie.Tobędziemojakara.Nic
więcejniemogłamzrobić.
Byłam wściekła, miałam ochotę znów płakać i rozerwać
wszystko, co tylko było na mojej drodze, miałam ochotę pozabijać
wszystkich, którzy stanęliby mi na przeszkodzie. Tyle że na
przeszkodzie w czym? Nie miałam pojęcia. Przeszkodą tak
naprawdę byłam ja sama i moje myśli, których nie odważyłam się
wypowiedzieć na głos. Wszystko to urosło do takich rozmiarów, że
niemiałamjużsiłykontrolowaćagresjiizłychemocji.Zerwałamsię
na nogi i uderzyłam z całej siły pięścią w ścianę, która, mimo że
wyglądałanasolidną,wgięłasię.Ataknaprawdętoniewgięła,nie.
To byłoby zbyt delikatne określenie. Moja ręka przeszyła ją na
wylot.Stawałamsięcorazsilniejszapodwpływemniekontrolowanej
złości.Usiadłamzpowrotemnałóżkuiwsunęłamdłoniewewłosy.
Siedziałam tak jeszcze pół godziny w milczeniu i starałam się
ochłonąć, co wcale nie przychodziło tak szybko i łatwo. Nadal się
we mnie kotłowało, jednak zaczęło mi stopniowo przechodzić. Gdy
już stwierdziłam, że przetrwam to, co nastąpi, skupiłam się na
powrocie do zdarzenia ubiegłego. Na początku przypomniałam
sobie tylko śmierć rodziców, ale teraz zaczęły do mnie powracać
także inne rzeczy, jak wypadek. Pamiętałam tylko urywki, a to
pewnie dlatego, że nie widziałam drogi ani samochodu, bo w tym
czasie zawitała do mnie wizja. Miałam wypadek! Oprzytomniałam.
Szybko zaczęłam oglądać całe swoje ciało. Nie wyglądało tak
strasznie, jak przypuszczałam. Zderzyłam się przecież czołowo
z ciężarówką z dość dużą prędkością i nie powinnam wyjść z tego
bezszwanku.Ludzieztakichzdarzeńwychodząjużwtrumniealbo
co najmniej z połamanymi kończynami. Ja miałam tylko zawinięte
wokół kostki bandaże, które były nasączone krwią, poza tym
zauważyłam jeszcze kilka drobnych siniaków, zadrapań i rozcięty
łukbrwiowy.Tobyłoniczymwporównaniuztym,comogłobysięze
mną stać. Może była to zasługa tego, kim byłam? Nie wiedziałam,
alezawszelkącenęchciałamsiędowiedzieć.Pierwsze,cozrobiłam,
towybrałamnumerdoMaria.Chciałamobejrzećmójsamochód.
Zdziwiło mnie, że Mario nie zabrał mnie na złomowisko czy
w inne miejsce, gdzie powinno znajdować się teraz moje auto.
Pojechaliśmydoklubumieszanychsztukwalki.Wysiedliśmyzjego
auta i po chwili stałam już przy prawie doszczętnie zniszczonym
samochodzie. Jeszcze lekko utykałam i ledwo stałam na nogach,
dlategonapoczątkuMarioniebyłzachwyconymoimpomysłem,ale
moja nieugiętość w końcu się przydała i zgodził się. Nie musiałam
podchodzić bliżej, żeby zobaczyć zniszczenia. To było nie do
pomyślenia! Od początku wiedziałam, że nie powinnam była
przeżyć tej całej kraksy, ale jeżeli miałam wcześniej jakieś
wątpliwości,toterazodpłynęłyonebezpowrotnie.
– Przecież to jest fizycznie niemożliwe, żebym przeżyła –
rzuciłamdoMaria,takjakbymmiałapretensjeoto,żeżyję.
–Teoretycznietak–odpowiedziałzespokojem.
– Jasne, teraz wszystko w moim życiu będzie tylko w teorii, bo
wpraktycesięniesprawdzam–powiedziałamoburzonaiwsiadłam
ponowniedojegoauta.
–Corobisz,Kate?–zapytałmniezezdziwieniem.
– Nic, odwieziesz mnie do domu – zakomunikowałam, jakby
opiekanademnąmiałabyćjegoobowiązkiem.
Nieodpowiedziałnic.Wsiadłdosamochodu,odpaliłgoiruszył
przed siebie. Odwiózł mnie do domu i pożegnał zmartwionym
spojrzeniem.
Zignorowałam
jego
zachowanie
i
tylko
się
pożegnałam.
Ostatnie tygodnie nie należały do najłatwiejszych w moim życiu.
Cały ten okres spędziłam na zdrowieniu. Już po dwóch tygodniach
musiałam wrócić do szkoły, by nadrobić zaległości, jednak Mario
zabroniłmitrenować.Niemogłamrównieżrobićżadnychprostych
ćwiczeń w domu, co spowodowało tylko, że miałam w sobie coraz
więcej agresji, która nie miała żadnego ujścia. Mój były trener
często mnie odwiedzał i za każdym razem dostawałam od niego
nowezalecenia,jakodpowiedniewitaminy,dużadawkasnuiinne.
Znałamjużwszystkonapamięć.
Wszkoleteżniebyłozbytciekawie.Mojaprzyjaciółkanadalnie
wracała i nawet nie wiedziałam, czy pojawi się do końca roku
szkolnego.Niewidziałamjejodczasunapaduiniemiałamodniej
żadnych wieści. Raz nawet pojechałam do jej domu, ale jej mama
zbyła mnie i krążyła wokół tematu, a więc do tej pory nie
wiedziałam, gdzie przebywa Vicky. Już nie było tak przyjemnie.
Oczywiście to nie było tak, że wszyscy się ode mnie odwrócili, ale
nie czułam się tak dobrze jak kiedyś. Na przerwach siedziałam
sama, miałam więc dużo czasu na dumanie i wiele tematów do
przemyślenia. Jednym z nich był Adrian. Jego także długo nie
widziałam. Od czasu jego wyprawy. Jednak wiedziałam, że żyje.
Kontaktował się z Mariem i to od niego wiedziałam, że mojemu
chłopakowi nic nie jest. A może raczej ekschłopakowi, bo jeśli
zależałomunamnie,toczemugotuniebyło?Dlaczegosięzemną
nie skontaktował? Nie miałam od niego żadnych wieści, nawet nie
wiedziałabym,czyżyje,gdybyMariomnienieuspokoił.Towszystko
było tragedią. Każdy dzień przebiegał tak samo, te same myśli
kłębiłysięwmojejgłowie:acobybyłogdyby?Niepotrafiłamsobie
na nie odpowiedzieć, a nawet nie chciałam, bo nic tak nie rozbija
człowiekajakprawda,aprawdąbyłoto,żezawaliłam.
Z upływem czasu zaczęłam się przyzwyczajać do samotności
i mogłabym powiedzieć, że nawet ją trochę polubiłam. Nie byłam
już taka popularna jak kiedyś, chociaż był w tym wszystkim jeden
plus–niemusiałamprzybieraćsztucznychuśmiechówiminwstylu
„wszystko jest w najlepszym porządku”. Chodziłam po szkole jak
cień albo duch. Nikt nie zwracał już na mnie większej uwagi
i mogłam w końcu być sobą, prawdziwą sobą, i okazywać uczucia.
Od kiedy zmieniło się moje życie, czyli odkryłam, że jestem łowcą
wampirów,zmieniłamsię.Gdytojastanęłampotejdrugiejstronie,
czyli po stronie istot nadnaturalnych czy dziwaków (sama nie
potrafiłam określić, kim byłam) zdałam sobie sprawę z tego, jak
kiedyś krytykowałam bohaterów filmów – ludzi, którzy wierzyli
w takie istoty. Ktoś powiedział im, że jest wilkołakiem, a oni bez
zastanowienia wierzyli we wszystko. Teraz ja taka byłam.
Zobaczyłamcośiodrazuuwierzyłam.Mogłosiętowtedywydawać
śmieszne, ale miałam doświadczenia z proroctwem, więc chyba
dlatego uwierzyłam. Przecież i tak już byłam strasznie pokręcona,
ajedenłowcawięcejniesprawiłby,żebyłabymbardziejdziwaczna,
niżmyślałam.
Byłamjużwtedycałkowiciezmieniona.Szkołaniestanowiłajuż
dla mnie tego samego miejsca co wcześniej. Nie zadawałam sobie
trudu, by wyglądać jak najlepiej. Przestałam się malować i nie
ubierałam się tak stylowo jak dotychczas. Rozpuszczone włosy
zniknęły, a ich miejsce zajmował kucyk. Nie wiedziałam, dlaczego
tak postępowałam, chciałam tylko czuć się swobodnie, być gotową
na wszystko, co może mnie czekać. Tylko co miało mnie czekać
w szkole? Tu nie było żadnego niebezpieczeństwa, mimo to i tak
zmieniłam
swoje
przyzwyczajenia,
czując,
że
muszę
być
przygotowana zawsze, już do końca życia. Może dlatego nikt nie
zwracał na mnie takiej uwagi jak kiedyś? Ubierałam się teraz
w sportowe ciuchy i wyglądałam jak przeciętna dziewczyna, ale
wgłębiduszywiedziałam,żeniąniejestem.
Brakowało mi przyjaciół, ale wiedziałam, że nie mogę narażać
ich na niebezpieczeństwo. Tylko jakie niebezpieczeństwo miało na
nich czyhać? Nie miałam pojęcia, jednak domyślałam się, że
mogłabym sprowadzić na nich tylko same kłopoty, a tego nie
chciałam.
Minęły następne tygodnie i następne. Zaczęłam się już gubić,
ileczasuminęłooddniaśmiercimoichrodziców.Marioudzieliłmi
w końcu pozwolenia na treningi, zatem czekałam już tylko, aż mój
nowytrenerzawitadoBerkeley.
Moje przemyślenia wzmogły się w trakcie lunchu, zawsze tak
było. Siedziałam wtedy sama, z nikim nie rozmawiałam, tylko
jadłam.Chciałam,żebytenczastrochęsięskrócił,awięcmyślałam.
Były to różne rzeczy, ale za każdym razem te, które wywoływały
umniesmutek.
Siedziałam na swoim miejscu i rozglądałam się dookoła. Moi
rówieśnicy przechodzili obok, nawet nie zwracając na mnie uwagi,
takjakjananichkiedyś.LiczyłasiętylkoVicky,aczasamichłopcy,
których teraz rzadko widywałam. Brakowało mi tej ucieszonej
twarzyPetera,którazawszebyładlamniejakąśpodporą…Inagle
zrozumiałam! Wszystko stało się takie proste – że też wcześniej
mnienieolśniło.
Nigdy wcześniej, aż do teraz, nie zdawałam sobie sprawy
zmocymiłości.Toonadawałamiwiarę,napędzaładodziałaniaito
dzięki niej tak naprawdę wiedziałam, że mogę osiągnąć wszystko.
Toonabyłakluczemdosukcesu,amniejejbrakowało.Dlategonie
miałamchęcidożycia,niemiałamdlakogosiępoświęcićicierpieć,
todlategowszystkowydawałomisiępozbawionesensu.Obiecałam
więcsobie,żezemszczęsięzarodziców–wimięmiłości.
Zaczynałam rozumieć swoje odczucia i przekonywałam się do
tego, że to wszystko nie było moją winą, po prostu tak się stało,
a może musiało się stać. Może każdy ma swoje przeznaczenie?
Jednakże musiałam zabić tych, przez których moi rodzice stracili
życie, a Adrian odszedł. Przecież powiedziałam sobie, że nigdy już
w niego nie zwątpię, a nieświadomie robię to od paru tygodni. On
by mnie nie zostawił, a jeżeli miałby taki zamiar, powiedziałby mi.
Odrzuciłam od siebie poczucie winy, bo nie zasługiwałam na to,
żeby się obwiniać. Byłam dobrą córką, zrobiłam wszystko, by im
pomóc, jednak mi się nie udało. To nie ode mnie zależało, lecz od
tychbestii,któreniechciałyoszczędzićmojejrodziny.Tak,zemsta
podobno jest słodka. Czułam jej słodycz. Miałam nadzieję, że uda
mi się wypełnić przyrzeczenie, jednak by to zrobić, musiałam się
wiele nauczyć, musiałam jak najszybciej poznać łowcę, który mi
pomoże.
Pierwszytrening
Nawetgdywygrywasz,
traktujprzeciwnikatak,jakbytoonmiałprzewagę.
Wkażdejchwilirolemogąsięodwrócić.
Moje modlitwy zostały wysłuchane w piątkowe popołudnie:
dostałamwiadomośćodMaria.Mówiłaotym,żetreningzaczniesię
odwudziestej.Miałamjeszczetrochęczasu,zjadłamwięcporządny
posiłek i przygotowałam strój. Chciałam być jak najlepiej
przygotowana, by moi trenerzy byli ze mnie dumni. Tak naprawdę
byłam egoistką, ponieważ chciałam, by byli ze mnie zadowoleni,
bym była najlepsza, ale nie dla samej satysfakcji, tylko po to, bym
mogłajaknajszybciejprzejśćdonastępnychetapówtreningu,abym
mogła oczyścić świat z tego zła, które zabrało mi to, co kochałam.
Tylkotosięliczyłoinicwięcej.
W klubie pojawiłam się przed czasem. Byłam już przebrana
igotowadoćwiczeń.Stanęłamwwejściuiprzyglądałamsiędwóm
rozmawiającym osobom. Nie chciałam im przeszkadzać, nie
ujawniałam więc jeszcze swojej obecności. Byłam bardzo ciekawa,
kim był mój nowy nauczyciel, dlatego też dokładnie mu się
przyjrzałam.
Chłopak był w moim wieku, tak przynajmniej wyglądał. Miał
jakieś metr osiemdziesiąt pięć i był niezwykle wysportowany.
Wnioskowałam po tym, jak były zarysowane jego mięśnie. Było
widać, że ćwiczy je codziennie, nigdy bowiem nie widziałam tak
idealnejmuskulaturyumężczyzny,niewliczającAdriana,wktórym
byłamnadalzakochana.Miałamskrytąnadzieję,żedomniewróci.
MójrówieśniknadalrozmawiałzMarieminadalobajniezwracali
na mnie uwagi, lecz po chwili młodszy wyciągnął coś z kieszeni
i pokazał to Mariowi. Potem obaj stanęli bokiem do mnie, mogłam
więc kontynuować obserwację. Wtedy bardzo dobrze widziałam
nowego przybysza. Miał piękne piwne oczy i wystające kości
policzkowe, a delikatny zarost tylko dodawał mu uroku. Jego usta
były bardzo zmysłowe, na ich widok szybko się rozkleiłam.
Powtórka, serio? – zapytałam się w myślach. Nie był przeciętnym
facetem, był taki jak Adrian. Chyba tylko tacy mnie przyciągali.
Było
w
nim
coś
mrocznego,
tajemniczego,
intrygującego
ifascynującego.Nigdyniespotkałamnikogo,ktomógłbydorównać
sileAdriana,alejeżeliktośmiałbyszansęwygraćznimpojedynek,
to szczerze wierzyłam, że mój nowy mentor dałby sobie radę.
Studiowałam go jeszcze parę minut i nie zauważyłam nic, co
mogłoby jeszcze bardziej przyciągnąć mój wzrok. Jednak parę
minut później, gdy zrezygnowana siedziałam na podłodze
iczekałamnatrening–zobaczyłamto.Miałbliznę!Dokładnietaką
jak ja! Tylko że jego była bardziej widoczna, była prawie całkiem
biała. Nie do wiary, że nie zobaczyłam jej wcześniej! Nagle
wszystkie szczegóły zaczęły składać się w jedną całość. Jego
wygląd, kolor oczu, nawet trochę dłuższe, roztrzepane włosy, no
i blizna! To jego widziałam w wizji, dokładnie jego! Ale ja jestem
głupia! – znów powiedziałam sobie w myślach. Jak mogłam go nie
rozpoznać? No, może trochę się zmienił, ale jego twarz była
dokładnie taka sama. Zaraz, czekaj! – kontynuowałam rozmowę
sama ze sobą. – Przecież to znowu się dzieje. Tak samo było
z Adrianem. A teraz widzę tego chłopaka tutaj, w Berkeley. To
chyba było moje przekleństwo. Ciekawe, czy jak będę miała wizję
z Ashtonem Kutcherem, to on pojawi się w mojej sypialni? –
zapytałamzironią.
Przez moment byłam tak zajęta swoimi przemyśleniami, że nie
zauważyłam zakończenia rozmowy. Mój błąd. Facet, o którym tak
rozmyślałam, w jednej chwili znalazł się przy mnie. Jedną ręką
zablokowałmojeręce,takżeniemogłamsięruszyć.Jegouściskbył
takimocny,żeledwieudałomisięporuszyćpalcemomilimetr,ale
i tak wiedziałam, że jestem na przegranej pozycji. Drugą ręką
natomiast wykręcił moją szyję, na której znajdowała się ledwo
widoczna blizna. W tej pozycji bez problemu mógł zrobić mi
krzywdę,byłampodanajaknatacy,aonmógłtowykorzystać.
– Cholera! – krzyknęłam. – Nigdy nikt mnie nie pokonał –
dodałamwmyślach.
– Już byś nie żyła – powiedział. – Pamiętaj, że z każdej pozycji
możeszsięuwolnićinictaknaprawdęnieprzesądzaoprzegranej,
botozależytylkoodciebie,właśnietegozamierzamcięnauczyć–
dodał.Pochwiliwypuściłmniezeswojegouściskuiuśmiechnąłsię.
–TojesttwójnowytrenerPerryHyde–wtrąciłsięMario.
– Cześć, jestem Perry. Ty jesteś Kate, tak? – zapytał, nie
czekającnamojąodpowiedź.
–Tak–ledwowykrztusiłam,rozmasowującsobiedłonie.
– Chciałem sprawdzić twoją zdolność uwagi. Niestety, nie
zdałaś mojego testu. Widzimy się jutro, wtedy przedstawię ci plan
naszychtreningów.
Później skinął tylko głową w moją stronę i wrócił do Maria. To
miałochybaznaczyć,żebymwyszła,zatemzrobiłamto.
Gdy wróciłam do domu, zdałam sobie sprawę z tego, że to był
sprawdzian – zresztą tak powiedział mój nowy mentor. To nie miał
być trening. Oni mnie oszukali. Chcieli sprawdzić moją zdolność
koncentracji i oceny zagrożenia, a ja nie zdałam testu. Byłam na
siebie wściekła. Poza tym i tak cały czas chodziłam zła. Moje
emocje brały nade mną górę, a ja starałam się je jakoś opanować,
choć czasami mój trud był daremny. Starałam się wyłączyć myśli
i się uspokoić, ale to nigdy nie dawało pożądanych rezultatów,
uciekałam się więc do treningów, żeby wyładować swoją agresję.
Niestety, po wypadku nie miałam okazji, by ćwiczyć, toteż emocje
narastały.
BrakowałomirodzicówiVicky.Byłamsama,cholerniesama,co
nie wpływało dobrze na moje samopoczucie. Zadręczałam się tym,
żeAdrianmniezostawił.
Jegogłębokieniebieskieoczyjakmorskatońzakażdymrazem
nadawałysensmemużyciu.
Jego szczery, zniewalający uśmiech sprawiał, że i ja się
uśmiechałam.
Zawszewiedział,kiedyjestemsmutnaicośmnietrapi.
Jak nikt inny wiedział, co dzieje się w mojej głowie, tak jakby
czytałwmoichmyślach.
Potrafił mnie zaskakiwać i dawać to, o czym tylko mogłabym
marzyć.
Zawszebyłtylkoon.
Mójpierwszyprzyjaciel.
Mojaprawdziwapierwszamiłość…
Tak właśnie o nim myślałam – jak o moim najlepszym przyjacielu.
Gdy miałam wizje, był przy mnie i martwił się, ale rozumiał, przez
co przechodzę. Nie miałam pojęcia, dlaczego mnie rozumiał
i wierzył we wszystko, co mu opowiadałam, ale był ze mną i nie
zostawił mnie. Nawet chciał pomóc moim rodzicom, ja go o to nie
prosiłam,ajednak.Byłdlamniezawsze.Choćnapoczątkunicsię
nieukładałotak,jakpowinno,tocośnaspołączyło–pomimoróżnic.
Dlaczego więc tak łatwo przyszło mu mnie zostawić? Przecież
miłość miała wytrzymać wszystkie przeciwności losu, bez względu
na wszystko, a on przy pierwszej okazji poddał się i nie zrobił nic,
byśmynadalbylirazem.
Wtedygdyemocjepotrafiłycałkowiciemnązawładnąć,bólbył
nie do zniesienia. Nie miałam nikogo, kto stałby po mojej stronie,
broniłmnie,opiekowałsięmnąipoprostukochał.Odwielutygodni
nie miałam nikogo, komu mogłabym się wyżalić, kto mógłby mnie
przytulić. Nagle zorientowałam się, że jestem sama, po prostu
samotna, a to bolało mnie najbardziej. Nie spodziewałabym się, że
inni ludzie mogą być tak potrzebni w naszym życiu, ale tak
naprawdę bez nich nic nie ma znaczenia. Po co byłoby nasze
istnienie, gdyby nie było miłości? Wszystko zostałoby pozbawione
sensu i piękna, którego szukamy przez całe życie. Wiedziałam, że
nie jest mi dobrze samej ze sobą. Parę dni temu wszystko było…
może nie w najlepszym porządku, bo straciłam rodziców, ale było
jużtrochęlepiej,apotemznówsiępogorszyło.Przeztencałyczas
moje uczucia: pretensje, smutek, samotność, żal, tęsknota
i nienawiść skumulowały się. Myśląc o tym, cały czas płakałam,
a oczy stały się czerwone. Nagle wszystko znowu przestało mnie
interesować,niebyłonicważniejszegoodludzi,którychstraciłam.
Obwiniałam o to samą siebie i Boga. Miałam pretensje do
wszystkich o to, że to ja musiałam przeżyć taką ogromną stratę.
Chociaż obiecałam sobie, że się zemszczę, teraz wcale nie miałam
na to ochoty. Pytałam siebie w myślach: co da mi ta zemsta?
Przecieżitakniemamjużzakogosięmścićiocowalczyć…
W następnej chwili powiedziałam sobie: Przestań! Nie możesz
obwiniać się o wszystko, co dzieje się na świecie, może i jesteś
samotna, ale zawsze można to zmienić. Nie załamuj się i nie
poddawaj. Chociaż nie do końca wierzyłam w te słowa –
postanowiłam spróbować. Mogło mi się nie udać, byłam tego
świadoma, ale to nie było wtedy ważne. Najważniejsze było to, że
starałamsięiobiecałamsobie,żechociażspróbuję.
Rano wstałam rześka i gotowa na trening. Zjadłam
wysokobiałkoweśniadanieiodprężyłamsięwwannie.Wiedziałam,
żeniebędziełatwoijeżelisiępoddamalboniebędęsięstarała,to
Perrymożezrezygnowaćzuczeniamnie.Wkońcuniktmuzatonie
płacił,mógłzostawićmniesamą,gdybychciał.
ZupełnieinaczejwyobrażałamsobiepierwszytreningzPerrym.
Miałam nadzieję na trochę praktyki, walki, jakichś nowych
zabójczychruchów,ale,niestety–nicztego.Perrymiałinneplany.
Zaczęliśmy od biegu – jako mój jedyny trener ćwiczył razem ze
mną, przez co mój entuzjazm nieco się zwiększył i byłam w stanie
wytrzymać o wiele więcej. Następnie pomógł mi się rozciągać
irobiłzemnąpompkizobciążeniem.Potemznowubiegaliśmy.Cały
trening trwał jakieś półtorej godziny i nie spodziewałam się tego,
ale byłam naprawdę zmęczona i zaczynały mnie boleć mięśnie.
Udawałamjednak,żewszystkojestwporządku.Ostatnimzadaniem
było wspinanie się po drabinkach. Moje ciało było już na skraju
wyczerpania, nie miałam siły chwytać szczebelków i zaciskać na
nichrąkdośćmocno.Całenapięciezeszłodopiero,gdymójtrener
stwierdził,żewystarczy.
–Niebyłotakźle–zaczął.
–Aledobrzeteżnie.Przezparętygodnizabronionomićwiczyć,
awięcmojakondycjatrochępodupadła–powiedziałam.
–Bierzeszwitaminy?–zapytał.
–Tak,odjakiegośczasubiorę.
– To dobrze, a wiesz, jakie zmiany przechodzi twoje ciało? Co
powinnaśjeść?Jakćwiczyć?
–
Zorientowałam
się,
jednak
czasami
mam
problemy
zemocjami,częstosięwkurzamiciężkominadtympanować.
–Niestety,takinaszurok–skwitowałiprawiesięuśmiechnął.–
Łowcyzawszemająztymproblem.Nigdyniepozbędzieszsięzłości
iagresji,takajużnaszanatura,alemogępomóccitokontrolować.
–Jasne,dzięki–odparłamiszerokosięuśmiechnęłam.Pierwszy
raz czułam, że komuś zależy na mnie, na tym, by pomóc mi
wszystkoprzetrwać.
– Nie martw się. Wszystko będzie dobrze – pocieszył mnie. –
Teraz jest ci ciężko i pewnie masz różne myśli. Nie ufaj im do
końca,boczasemsamijewyolbrzymiamy.
–Nierozumiem.Doczegozmierzasz?
–Ktościkiedyśtłumaczył,naczymtopolega?
–Nie,niktniemiałokazji.
– Dobrze, przyjdę więc dzisiaj do ciebie i wszystko ci
wytłumaczę.Możewtedylepiejtozrozumiesz.
Odwudziestejusłyszałamdzwonekdodrzwi.Domyśliłamsię,że
toPerry,któryobiecał,żeprzyjdzie,bywytłumaczyćmiparęrzeczy.
–Cześć–przywitałsię.–Gotowa?
– Tak, chyba tak – powiedziałam i zaprosiłam go do środka. –
Napijeszsięczegoś?–zaproponowałam.
–Nie,dzięki.Lepiejzaczynajmy,trochętozajmie.
–OK–odpowiedziałamizaprosiłamgodosalonu.
– Więc zauważyłaś już, że stałaś się silniejsza, twoje mięśnie
bardziejsięzarysowałyijesteśbardziejwytrzymała?
–Tak,zauważyłam.
– W takim razie przejdźmy dalej. Zapewne domyślasz się,
dlaczegotwojabliznajestmniejwidocznaodmojej?
–Nie–odrzekłamiutkwiłamwnimwzroktakprzenikliwie,by
on odwrócił swój i w końcu wytłumaczył mi różnicę między
znakami.
Zamiast tego Perry zbliżył się do mnie i delikatnie przekręcił
mojągłowęwswojąstronę,takbydokładniejprzyjrzećsiębliźnie.
Potemopuszkamipalcówwodziłponiejprzezminutęiburczałcoś
podnosem,coś,czegoniezrozumiałam.
–Takjakmyślałem–powiedziałwkońcu.
–Cotakjakmyślałeś?–Zaczynałamsiędenerwować.
–Niezabiłaśjeszczeanijednegowampira.
– To chyba jasne, ale nie odpowiedziałeś mi, czym różnią się
naszeznaki–wypomniałammu.
– No tak, przepraszam. Jest wiele rzeczy, które muszę ci
opowiedzieć,awięcpewniebędęsięgubił.Trudnomitowszystko
ciwyjaśnić,boniewiem,cowiesz,aczegonie.
–Dobrze,więczacznij–odrzekłamzniecierpliwiona.
–Mójznakjestbardziejwidoczny,ponieważzabijałemwampiry,
dużowampirów,todlatego.
– A co z Mariem? Przecież on nie może być łowcą, nie ma
znaku,awieowszystkim.Przecieżsamcięwezwałiszeptaliściedo
siebie,żebymnieusłyszała.
– Mario wyrzekł się swojego dziedzictwa, ale był łowcą przez
jakiśczas.
–Jakto?Onmógłsiętegowyrzec?Dasiętakzrobić?
–Dasię,jeżelijesteśpółłowcą.
–Toznaczy?
– To znaczy, że jedno z rodziców musiało być łowcą, a drugie
zwykłym człowiekiem, wtedy masz wybór, bo należysz do dwóch
światów.
–Ajakobojerodzicebyliludźmi,tokimjestem?
– To niemożliwe. Zanim weszłaś na salę, wyczułem cię. Jesteś
łowcą,twoirodziceniemówiliciotym?
– Nie mówili, bo nie byli żadnymi łowcami. Nie mieli żadnych
blizn!
–Toniemożliwe.Niejesteśmyjakwampiry,myniepowstajemy,
mysięrodzimy,ażebytakbyło,chociażjednozrodzicówmusibyć
łowcą.
–Przecieżmówiłam,żeżadneniebyło.
–Jaktoniebyło?
–Moirodzicenieżyją.
– Przykro mi – powiedział szczerze. – Czy twoi rodzice pisali
jakieśnotatkialboinnepodobnerzeczy?
–Nie.
–Przypomnijsobie,inaczejniebędęwstaniecipomóc.Zwykle
gdy rodzice nie są w stanie opowiedzieć dzieciom o ich dziejach,
zapisująjeiprzekazują.
–Niewiem,naprawdę.
– W porządku. Nie chcę ci teraz za wiele mówić. Myślę, że
znajdzieszcoś,cocipomoże.Musisztylkosiętrochęwysilić,jeżeli
wiesz,comamnamyśli.
–Wizjeprzyszłości?–zapytałam.
– Nie tylko, Kate. Jeżeli potrzebujesz coś znaleźć, możesz się
oczyścić, a potem wysilić umysł. Wówczas znajdziesz to, czego
szukasz.
–Oczyścićsię?
–Proponujęmedytację,aletyrób,jakchcesz.
– Czyli jeżeli się skupię, oczyszczę i te inne brednie, to będę
mogłaznaleźćto,cochcę?
– Tak, ale to nie są brednie i to naprawdę działa, jednak
potrzeba do tego trochę umiejętności, talentu i przede wszystkim
praktyki,więcniewiem,kiedycisiętoudaiczywogóletonastąpi.
Mamyjeszczetrochęczasu,poszukajczegoś,conależałodotwojej
rodziny, tam znajdziesz wszystko dokładnie wyjaśnione. Zresztą
lepiejbędzie,jeżelidowieszsiętegoodnich.
–Tak,tylkokimsąmoirodzice?Samtwierdzisz,żeniemożliwe
jest bycie łowcą, kiedy ma się oboje rodziców ludzi. Czekaj, zaraz,
skorowszyscydookołasąludźmi,tokimmyjesteśmy,docholery?!
– Spokojnie, Kate – powiedział Perry i zaśmiał się. – My
jesteśmyczymśwrodzajuistotnadnaturalnych–dokończył.
–Co?–zapytałam,raczejniewierzącwjegosłowa.
– A jaki człowiek w naszym wieku jest tak wytrzymały, tak
szybko rosną mu mięśnie, i to prawie bez żadnego wysiłku? A jaki
człowiek,zabijającwampiry,możeżyć?–Tutajurwałipodniósłsię,
apotemskierowałsiędowyjścia.
– Poczekaj, Perry! – krzyknęłam i złapałam go delikatnie za
ramię.–Comiałeśnamyśli?–dociekałam.
– Nie chcę ci tego mówić. I tak już powiedziałem za dużo.
Poszukaj zapisków, a znajdziesz informacje. Lepiej będzie, jak to
przeczytasz,niżjakusłyszyszodemnie.
Przez chwilę trwaliśmy w bezruchu i wpatrywaliśmy się
w siebie. Moje emocje, jak nigdy, stały się prawie okiełznane.
Wzięłamparęgłębszychoddechówiwiedziałam,żewtejchwilinic
mną nie zawładnie. Uspokoiłam się. Staliśmy tak jeszcze chwilę,
a ja dopiero zauważyłam, że moja ręka nadal spoczywała na
ramieniu Perry’ego, który niespodziewanie dla mnie przykrył ją
swoją.Trochęwpanicezabrałamszybkodłońischowałamzaplecy.
Czułam się jak malutka dziewczynka przyłapana na kradzieży
wsklepiezcukierkami.Żadneznassięnieodzywało,apowietrze
wokółgęstniałocorazbardziej.Tobyłodziwne,nawetjaknamnie.
JednakPerryprzerwałtęciszęirzucił:
–Cześć.
Odwrócił się plecami i zrobił parę kroków do wyjścia. Ja
zrobiłam to samo i udałam się do kuchni. Po chwili jednak Perry
wrócił. Stanął przede mną, popatrzył mi w oczy, po czym chwycił
obiemarękamimojątwarzipocałowałmniebardzonamiętnie.Nie
byłobytodziwne,gdybymniezorientowałasię,żebardzomisięto
spodobało.PokilkusekundachPerrypuściłmojątwarz,powiedział:
„Przepraszam” i wyszedł, jakby nigdy nic się nie stało, przez co
sprawił, że strasznie się wściekłam. Jak on śmiał przyjść i mnie
całowaćpotymwszystkim,comniespotkało?Ijakmógłtaksobie
wyjść, może jeszcze o tym zapomni? A to dupek… Jak oni wszyscy
mogąmniecałowaćirozkochiwaćwsobie,apotemtakodchodzić?
Gniewirozpaczwygrały.Siedziałamskulonawfotelu,ałzypłynęły
swobodniepomoimpoliczku.
Taknaprawdęniemiałampretensjidomojegotrenerazato,co
zrobił,botobyłoczystofizyczne,nicwięcej,aleprzezto,cozrobił,
znowuprzypomniałamsobieoAdrianie.Niebyłogotyleczasu,tyle
się zmieniło. Chciałam tylko, by wziął mnie w ramiona, wysłuchał
wszystkiego,coleżyminasercu,ipoprostubył.Jednaknicztego
nie było możliwe, a im bardziej to rozumiałam, tym bardziej schło
mojeserce.
Rozdział13
Dzieje
Zeszłam na dół i zrobiłam śniadanie. Jak zwykle wracałam do
zdarzeń minionego dnia i myślałam o nich więcej, niż powinnam.
Nieraz usiłowałam wyperswadować sobie takie głupie zachowanie,
jednakdotejporyjakośmisiętonieudało.Nibybyłamtwarda,ale
chyba tylko fizycznie, bo jeżeli chodziło o sferę emocjonalną,
stawałam się strasznie miękka. Zawsze moje prywatne klęski były
czymś, co stawało mi na przeszkodzie, by osiągnąć szczęście.
Chciałam czasem o wszystkim zapomnieć albo przejąć się tylko
przez chwilę i wrócić do codzienności, niestety, moja natura była
inna–odzawsze.Aleterazbyłogorzej–odkądbyłamłowcą,moje
emocjedopadałymniechybazezdwojonąsiłąinicniemogłamna
toporadzić.
Po śniadaniu postanowiłam zrobić porządki. I nie chodziło mi
o sprzątanie swojego pokoju czy całego domu. Miałam zamiar
spakować rzeczy rodziców do kartonów, przynajmniej większość.
Te, z którymi nie mogłam się rozstać, zostały. Jedną z nich był
naszyjnik, który mama dostała od taty na pierwszą rocznicę ślubu.
Zawiesiłam go na szyi i miałam nadzieję, że zawsze będzie przy
mnie, bym nie zapomniała o niej. Następnym drogim dla mnie
znaleziskiem była bransoletka taty. Była dość cienka jak na męską
biżuterięiwiedziałam,żetatanienosiłjejjużoddawna,jednaknie
zostało mi po nim nic bardziej osobistego, gdyż nie lubił żadnych
błyskotek.
Na początku nie wiedziałam, co mam zrobić z kartonami, ale
w końcu przypomniało mi się, że mamy w domu piwnicę.
Całkowicieoniejzapomniałam.Rodzicenieużywalijejodlat,była
więczamknięta,ajaniewiedziałam,gdziejestklucz.Kiedymiałam
jakieśdziesięćczyjedenaścielat,lubiłamtamprzebywać.Byłotam
dużo starych rzeczy, którymi może bawić się mała dziewczynka.
Parę półek, fotel, serwis do kawy, stary stolik i inne. To było moje
wymarzonemiejscedozabawy.Jednakgdyzaczęłamprzynosićtam
świeczkiiudawać,żeczaruję,mamabardzosięnamnierozzłościła
iodtamtejporypiwnicabyłazamknięta,ajaniezastanawiałamsię
dlaczego.
Usiadłam na podłodze w małej spiżarni. Przyglądałam się
wszystkiemudookoła.Przypomniałomisięwtedy,żewpiwnicybyło
dużostarychksiążekijakichśzapisków.Pomyślałam,żejeżelimam
znaleźćcoś,oczymmówiłPerry,tonajprędzejwłaśnietam.Bałam
się, tak naprawdę strasznie się bałam. Chciałam znaleźć coś, co
mówiłobymiotym,kimjestem,iwytłumaczyłopewnesprawy,ale
mogłabymznaleźćcoś,cobymisięniespodobało.Niewiedziałam
do końca, czy chcę wiedzieć więcej, niż wiem. Może lepiej byłoby,
gdybym zadzwoniła do Perry’ego i nie szukała czegoś, co pewnie
nawetnieistnieje…
Niemogłamzapomniećotym,comówiłomnie.Jestemłowcą,
a więc moi rodzice też musieli nimi być. Ale oni nie mogli być
łowcami, nie mieli blizn. Nic nie rozumiałam. To wszystko mnie
przerastało,toniebyłomożliwe,musiałazajśćjakaśpomyłka,może
to przeszło w genach od dziadków, bo rodzice przecież nie mogli
daćmitegoprezentu.
Nie chciałam dzwonić ani do Perry’ego, ani do Maria.
Myślałam,żewezmąmniezasłabą,alepodłuższymzastanowieniu
uznałam, że właśnie taka jestem. Podniosłam się z podłogi
i zaczęłam pukać w drewniane panele, aż w końcu usłyszałam ten
dźwięk, na który czekałam. Zaczęłam odrywać je od ściany,
a przede mną pokazały się drzwi. Były stare, drewniane i bardzo
zakurzone.Nicdziwnego:niktichnieotwierałoddobrychparulat.
Złapałam za klamkę, a drzwi zaskrzypiały. Przekroczyłam próg
iznalazłamsięwzimnym,ciemnym,pachnącymkurzemiwilgocią
pomieszczeniu. Zeszłam na schody i szukałam światła, jednak nie
mogłamgoznaleźć.Drzwizamnązamknęłysię,amnieprzeniknął
straszliwydreszcz.Ciałoirozumkazałybraćnogizapas.Wróciłam
do góry i chwyciłam klamkę, ale nawet nie drgnęła. No, super,
awięcjestemskazananatęstarąpiwnicę,pomyślałam.
Zadzwoniłam do Perry’ego, jednak przywitała mnie poczta
głosowa,apotembateriawmoimtelefoniepadła.
– Ekstra, zanim ktoś zorientuje się, gdzie jestem, pozostaną ze
mnie tylko kości – powiedziałam sama do siebie. – Co ja mam tu
nibyrobić?Dzieje,muszęjeznaleźć!–przypomniałamsobie.
Zeszłam na dół i wyciągnęłam z kieszeni zapalniczkę, którą na
szczęście wzięłam ze sobą. Podpaliłam nią cztery białe świece,
którestałynamałymstoliku.Piwnicaodrazupojaśniałaiodsłoniła
micałewyposażenie.
Zdołałam ujrzeć parę starych mebli. Były tam orzechowy
kredens i mała szafa, oprócz tego stolik w kolorze beżu i półka
wypełniona książkami, papierami oraz starymi dokumentami
rodziców.
Idąc za wskazówkami Perry’ego, usiłowałam skupić się na
przedmiocie,któregoszukam,mimoiżniewiedziałam,jakwygląda.
Gdytominiewychodziło,usiadłamnapodartejszarejkanapie.
– Szkoda, że nikt nie dał mi instrukcji obsługi – marudziłam. –
Perrypowiedziałtylko,żetobędzietrudnealbomożesięwcalenie
udać.Cozapociecha–burknęłampodnosem.
Z minuty na minutę ogarniał mnie coraz większy strach,
chociażniewiedziałam,dlaczegomiałabymsiębać.Jednakufałam
mojej psychice, gdyż nigdy mnie jeszcze nie zawiodła, a teraz
mówiłami,bymskończyłato,cozaczęłam,ijaknajszybciejopuściła
tomiejsce.Takteżpostanowiłamzrobić.
Usiadłam wygodnie na kanapie i starałam się jak najbardziej
rozluźnić. Zamknęłam oczy i modliłam się, by nie napadł mnie
szczur mutant. Gdy tylko wyobraziłam sobie stwora, zaczęłam się
głośno śmiać, a powietrze wokół mnie momentalnie się zagęściło.
To był znak, bym wzięła się w końcu w garść. Przez następne pół
godziny nie myślałam o niczym. Skupiłam się na oddechu
i oczyszczeniu myśli, a pod koniec wyobraziłam sobie, pod jaką
postacią miałyby być dzieje. Nie zobaczyłam nic oprócz malującej
sięwmojejgłowieczerwieni.
Otworzyłamoczy…inic.Nicsięniestało.Niewyleciałazpółki
żadna książka ani nie pojawił się żaden czarodziejski pył. To
wszystko było na nic. Nic nie znalazłam. Postanowiłam, że
zrezygnuję, byłam już zmęczona. Wstałam z kanapy i zrobiłam
jedenkrok,gdypowietrzewokółmniezrobiłosięstraszniechłodne,
a moje włosy zaczęły się unosić. Spanikowałam! Świeczki zgasły
i zrobiło się ciemno, a ja miałam wrażenie, że oprócz mnie
w pomieszczeniu jest ktoś jeszcze. Gdy drzwi się otworzyły,
wpuszczając trochę światła, nie miałam zamiaru tego sprawdzać.
Skoczyłamszybkonapierwszystopień,wnadziei,żejaknajszybciej
opuszczę to miejsce, jednak mój plan legł w gruzach, gdy beton
zapadł się pod moim ciężarem, tworząc pułapkę. Zaczęłam
wyciągaćpowolinogę,rozwalającprzytymbetonjeszczebardziej.
W końcu po dziesięciu minutach udało mi się. Obejrzałam się
jeszcze raz za siebie, wyglądając wroga, jednak nie było tam
nikogo. Powietrze zrobiło się cieplejsze, a świeczki zaczęły się
zapalać jedna po drugiej, pozwalając mi ujrzeć czerwono-bordowy
przedmiot. Podniosłam go i pospiesznie wyszłam z piwnicy.
Zabrałam znalezisko do pokoju i dopiero tam dokładniej mu się
przyjrzałam.
Miało twardą okładkę, a po bokach widniały złote zdobienia,
jednak moją uwagę przykuł tytuł. Na początku czcionka nie
pozwoliłamiodczytaćimienia,jednakpoparupróbachdomyśliłam
się,żezłoteliteryprzedstawiałyimię:KATHERINE.
Byłam zdumiona! Jednak mi się udało! Znalazłam! Byłam
bardzo zadowolona z siebie i chciałam przy pierwszej okazji
powiedziećPerry’emu,jakbardzosięmyliłiżezapierwszymrazem
można odnaleźć to, czego się poszukuje. W końcu jednak radość
i zdumienie mnie opuściły, po czym nadeszła fala pytań. Czy
powinnam to przeczytać? Co tam znajdę? Chciałam znać prawdę,
ale obawiałam się, że nie będzie ona dla mnie przyjemna.
Wiedziałam, że moi rodzice, którzy mnie wychowywali, nie byli
łowcami, co skreślało ich z listy rodziców biologicznych i było dla
mnie ciosem. Chyba właśnie dlatego nie chciałam otwierać
tajemniczego kajetu – wiedziałam, jaka jest prawda, ale jak mała
dziewczynka wciąż miałam nadzieję, że to wszystko jest jedną
wielkąpomyłką.
Położyłam notes na łóżku i przyglądałam mu się, próbując
podjąć decyzję. Chodziłam po pokoju przez parę minut
i zastanawiałam się nad wieloma sprawami, biorąc pod uwagę
również te, które zdarzyły się parę minut temu. – Czy to, co
widziałam, było prawdziwe? Przecież takie rzeczy się nie dzieją –
mówiłamdosiebie.
Następną moją myślą było to, że chciałam, by Adrian był ze
mną. Na jego wspomnienie moje oczy wypełniły się łzami. Jednak
pomimo łez byłam szczęśliwa, a na moich ustach malował się
uśmiech. Mogłam tylko dziękować losowi, że znałam tak
wspaniałych ludzi jak on i moi rodzice. Byli dla mnie podporą
i zależało im na mnie. Czego można sobie więcej życzyć? Pomimo
uśmiechubyłomibardzosmutno.Wiedziałam,żeongdzieśjest,że
może się ze mną spotkać… Urwałam moje przemyślenia. Chciałam
go zapamiętać jako dobrego człowieka, świetnego faceta
i najlepszego przyjaciela, a więc przestałam się już zastanawiać,
dlaczegoniewrócił.Chciałam,bybyłtuterazzemnąipoznałmoją
historię,jednaktoniebyłomożliwe.
Chwyciłam telefon i przejrzałam kontakty. Najpierw wyświetlił
się Perry, a później Peter i choć chciałam zadzwonić do tego
drugiego,wiedziałam,żeonniezrozumie.Choćmiałamochotęmu
wszystko wyjawić, wiedziałam, że nie mogę narazić go na
niebezpieczeństwo. W końcu zadzwoniłam do Perry’ego, który nie
pytał o szczegóły, po prostu powiedział, że będzie ze mną, a tego
byłomitrzeba.
Dopiero gdy jego dłoń spoczęła na moim barku, poczułam się
bardziejpewnasiebieigotowanato,comiałosięstać,nato,jaką
prawdęmiałamodkryć.Jegoobecnośćbyładlamniezbawienna.
– Jak ci się udało to odnaleźć? – pytał dociekliwie, obracając
wdłonimałą,dośćcienkąksiążeczkę.
– Koncentracja – powiedziałam. – Jednak nie było łatwo i tak
naprawdę nie wiedziałam, że coś znalazłam, dopóki się na to nie
natknęłam.Długahistoria…
Perrykiwnąłporozumiewawczo,dającmiznać,żeniechcesię
zagłębiać w szczegóły, a jego delikatny uśmieszek mówił mi, że
poczeka,ażsamazdecydujęsięwyjawićmuto,coskrywam.
–Jesteśpewna?Wiem,żechciałaś,żebymcięwspierał,alejak
zmieniszzdanie,topowiedz.Zrozumiem.
–Tak,wporządku.Chcę,żebyśtubył–odparłam.
WtedyPerryprzytuliłmnie,apotemdodał:
– Cokolwiek przeczytasz, cokolwiek się stanie, wiedz, że będę
tutaj.Niedajsięponieśćemocjom.
–Zapamiętam–powiedziałamiotworzyłamdzieje.
Na pierwszej stronie znowu ujrzałam moje imię, ale zdziwiło
mnieto,żeniebyłomojegonazwiska,aninaokładce,aniwśrodku.
Było tam jednak coś innego, coś, co w żadnym stopniu nie
przypominało mojego nazwiska. Były to znaki, których nigdy
wcześniejniewidziałam.Niepotrafiłamichrozpoznać:
–Cierpienie–usłyszałamnaglezzapleców.
–Wiesz,cotoznaczy?–zapytałamzaciekawiona.
– Starożytny znak łowców, pierwszy, od kiedy istniejemy. Nikt
taknaprawdęniejestpewien,zjakichczasówsięwywodzi.
Zabrałamsiędowertowaniakartek,byzobaczyć,cojestdalej,
jednakPerrymniezatrzymał.
– Poczekaj, ten znak jest używany dosyć często. Jest
grawerowany na różnych rzeczach, jednak najczęściej spotyka się
gonabroni.Niesłyszałemjeszcze,żebybyłdrukowanywdziejach
rodziny, i to taką czcionką. Jeżeli miałby być wydrukowany,
czcionka na pewno byłaby mniejsza, gdyż każdy zasługuje na znak
i żadna rodzina nie powinna się wywyższać, a tu znak jest zbyt
duży.
–Cotoznaczy?
– Nie wiem, Kate, ale postaram się to sprawdzić. A ty dalej
chceszsięczegośdowiedzieć?–zapytałztroską,jednakwydawało
misię,żewidziałammalującesięnajegotwarzyzawstydzenie.
– Tak, idziemy dalej – powiedziałam twardo i utkwiłam wzrok
wnastępnejstronie.
Niewiem,jakdługozajęłonamczytaniecałości,naprawdęnie
miałampojęcia,jednakksiążeczkaniebyłanatylegruba,byzająć
cały dzień, ale wbrew temu, co myślałam na początku, stało się
inaczej. Znalazłam w niej wiele informacji, które już były
zakodowane w mojej głowie, oraz takie, o których nie miałam
pojęcia.
Co do doznań – dowiedziałam się, że są bardziej odczuwalne,
nawet zwielokrotnione. Wściekłość przeradza się w furię,
niewyobrażalny gniew – w agresję, a to wszystko po to, by nasi
wrogowie mieli mniejsze szanse w walce, o ile to w ogóle było
możliwe.Jakdowiedziałamsiępóźniej,wieluznas,łowców,ginie.
Wspomniano również o tym, że nasz zapach jest specyficzny,
dlatego potrafimy się nawzajem wyczuć, a nawet zlokalizować. To
akurat Perry zdążył mi przekazać, jednak ja nie zdążyłam się
nauczyćtejciekawejumiejętności.Byłobynaprawdęsuperznaleźć
zapomocąwęchutakichjakmy.
Ciekawa była również teoria na temat naszego wyglądu. Nie
wiedziałam, czy była słuszna czy nie, jednak skoro nie byliśmy
ludźmi, to chyba wszystko było możliwe. Każde z nas miało być
bardzoatrakcyjne:twarz,ciałoinawetpięknopowinnobyćczymś,
co współgra z naszym życiem, wszystko tylko po to, byśmy mogli
przekazywaćnaszedziwnegeny.
Interesującabyłaadnotacjaobrązowychoczach–każdyłowca
miałwłaśnietakie,jednakniktniepotrafiłwyjaśnićdlaczego.
Mój wzrok przykuł wers, w którym była wzmianka o wizjach.
Każdy łowca je miał, jednak były to wizje przyszłości. Nie mogłam
znaleźćnicwięcejowidzeniurzeczyteraźniejszychlubprzeszłych,
gdyniebrałosięwnichudziału.
Pomocnedlamniebyłorównieżto,żedowiedziałamsięopracy
przy kształtowaniu umiejętności. Aby stać się silniejszą, szybszą
i wytrzymalszą, musiałam dużo trenować. Gdybym przestała,
zrobiłabymsięsłabsza.
Jednak to wszystko nie było najdziwniejsze. Niespotykane było
to,coprzeczytałamdalej:
„Jakołowcamaszobowiązekoczyszczaćświatzciemnychistot.
Im więcej ich zabijesz, tym bardziej uwydatni się Twoja blizna,
a starzenie ustąpi, jednak to nie znaczy, że będziesz żyć wiecznie.
Trudniej będzie Cię zabić, rany będą się szybciej goić, śmiertelne
dla ludzi – nie będą śmiertelne dla Ciebie. Jednak musimy Cię
ostrzec.Uważaj!Niebędzieszniezniszczalna.
Przykronam,żeniemanasprzyTobie,byCitoprzekazać”.
I to tyle… nic więcej. Żadnego podpisu, ale ja wiedziałam, kto
to był – moi rodzice. Nie mogłam jednak zrozumieć, dlaczego się
niepodpisali.Możeniechcielizostaćznalezieni.
Niemusiałamnicmówić,boPerrybyłjużbliskomnie.
–Niemyślterazotym–powiedziałiprzytuliłmniedosiebie.–
Masz ważniejsze sprawy na głowie, a tym zajmiesz się później –
dokończyłipocałowałmniewczoło.
Czułam się dziwnie: z jednej strony chciałam tego,
potrzebowałam wsparcia, brakowało mi bliskości, a z drugiej
miałamwrażenie,jakbymzdradzałaAdriana.Tobyłoniedorzeczne.
Uciekłam z uścisku i usiadłam na łóżku. Perry usiadł obok mnie
ibył,towszystko–nicniemówił,niepocieszałmnie,poprostubył.
Gdy w końcu wyszedł, mogłam odetchnąć. Coś mnie do niego
przyciągało jak magnes. Tak jak w przypadku Adriana, on też miał
wsobiecośtakiego,cowzbudzałoumniecorazwiększąciekawość.
Nie mogłam o nim tak myśleć, nie teraz. On miał mnie uczyć
walczyć,anierozpraszać.Oj,tak,rozpraszałmnie,zresztątakjak
większość przystojnych facetów. Mogłabym cały czas się za nimi
oglądać i gwizdać w dowód uznania, naprawdę byłam wrażliwa na
piękno,szczególniewmęskimwydaniu,nawłosy,skóręimięśnie.
– Cholera, o czym ja myślę? Już całkiem mi się poprzewracało
w głowie – skarciłam się. Najgorsze jednak było to, że wszystko,
oczymmyślałam,byłoprawdą.
–Cosięzemnądzieje?Muszęwziąćsięwgarść.
W pewnym momencie pożałowałam, że pozwoliłam Perry’emu
odejść. Siadłam przy biurku i wzięłam w ręce srebrną ramkę na
zdjęcia. Zapomniałam tylko, co przedstawiała ta fotografia. Adrian
i ja na Teneryfie. Odłożyłam zdjęcie z powrotem i starałam się
odgonić wszystkie myśli, co nie było łatwe, w szczególności gdy
przede mną leżały dzieje. Przynajmniej tak się tylko nazywały, bo
żadnychwzmianekomojejrodzinieniebyło.
Zezdenerwowaniacisnęłamksiążkąwścianę,aona,spadając,
rozpłaszczyła się na podłodze. Podniosłam ją i otworzyłam
ponownie. Wtedy zobaczyłam coś, czego nie dostrzegłam za
pierwszym razem. Klej, który łączył dwie strony, puścił, a jakaś
luźnakartkazleciałanapodłogę.
Perry już wyszedł, a nie chciałam go fatygować, by wrócił,
postanowiłam więc przeczytać tekst sama, bez wsparcia mentora.
Kartka była złożona na pół, a na niej widniał znak łowców.
Otworzyłamjąizaczęłamczytać:
„Twój tata urodził się w Wielkiej Brytanii, a ja urodziłam się
w Melbourne. Spotkaliśmy się w 1995 roku. Rok później na świat
przyszłaśTyiwtedyzaczęłosiępiekło.NiechcieliśmyCięoddawać,
ale nie mieliśmy wyboru. Znaleźliśmy odpowiednich ludzi –
Rosenwoodów,którzymiesiącwcześniejstracilicóreczkę.Miałana
imię Katherine. Gdy zobaczyli Cię pierwszy raz, od razu wiedzieli,
że chcą, byś była ich. Naszym jedynym warunkiem było to, by
nazwali Cię imieniem zmarłej córki. Wiem, że nic nie rozumiesz,
jednak na razie mogę przekazać Ci tylko tyle informacji, jeżeli
wiedziałabyświęcej–byłabyśwniebezpieczeństwie.
CałeżyciekochającaMama”.
Czylijednaksięczegośdowiedziałam.Możeniebyłotowiele–
alezawszecoś.Tylkoczemunienapisała,gdziemieszkająteraz,jak
się nazywają i jakie piekło zaczęło się po moich narodzinach? Co
byłobydlamnietakimniebezpieczeństwem?Ijeżelichcielimnieod
niego uchronić, to powinnam wiedzieć, czego mam się obawiać,
powinnipowiedziećmiowszystkim.Byłamzła,żedowiedziałamsię
czegoś więcej, że rodzice, którzy mnie wychowywali, nie są
rodzicami biologicznymi, tak jak się obawiałam. Byłam też zła, że
miałam już jakiś trop, a cały czas stałam w miejscu. Może jednak
chcieli mnie poznać? Może ja sama chciałam ich odnaleźć? Tylko
niemiałaminformacji,którebymiwtympomogły.
Wiedziałam,żegdzieśtambyliimyśleliomnie,amożenawet
nade mną czuwali? Nic chyba już nie byłoby mnie w stanie
zaskoczyć.
Rozdział14
Pierwszasłabość
Było już późno, a ja nadal czekałam na Perry’ego. Wszystko
wskazywało na to, że znowu spóźnię się do szkoły, co było bardzo
„pomocne”, biorąc pod uwagę moje wszystkie nieobecności
izaległości,jakieterazmiałam.
– Wiesz, która godzina? – warknęłam, gdy tylko otworzyłam
drzwiizobaczyłamminęPerry’ego.
– Nie mam pojęcia. Zwykle wstaję o jedenastej, a ty obudziłaś
mnieosiódmejrano.Czegosięspodziewałaś?
– Tego, że może przyjdziesz tu jak najszybciej, bo zechcesz
zobaczyć,coznalazłam.
–Chcęzobaczyć,coznalazłaś,alenieosiódmejrano.
– Dobra, więc ja idę do szkoły, a ty wróć tu o piętnastej. Może
wtedypokażęcicoś,comożecięzainteresować.
– Nie wygłupiaj się – powiedział słodkim głosem. – Tylko się
droczę.
–Dzieje…
–Coznimi?
– Nic, byłam zła, że nie znalazłam niczego o moich
biologicznych rodzicach, skąd pochodzę, ale jednak coś mam.
Niewiele,alejednak.Chceszzobaczyć?
Podsunęłam mu kartkę, którą sama wcześniej czytałam. Tę,
którą ukryła moja mama. Perry wziął ją delikatnie i obejrzał ze
wszystkichstron,potemsięskrzywiłiburknąłcośpodnosem.
–Cośnietak?–zapytałamzdziwiona.
– Chyba sobie żartujesz, przecież tutaj nic nie ma. Dałaś mi
czystąkartkę.
– To niemożliwe! Patrz tutaj, widzisz? Tu jest podpis mojej
mamy.
–Nicniewidzę,Kate,naprawdę.
–Tojestdziwne.Jakmożesztegoniewidzieć,skorojawidzęto
doskonale?
–Zaklęcie.
–Cotakiego?Terazchybatyżartujesz?
–Mówiępoważnie,ktoś,ktotonapisał,chciał,byśzobaczyłato
tylkoty,byniewpadłotowniepowołaneręce.
–Dziwne.Niewiedziałam,żetakierzeczyistnieją.
– Istnieje wiele rzeczy, o których jeszcze nie wiesz. Chociaż
dziwi mnie to, że wierzysz w wampiry, a nie wierzysz
wczarowników–powiedziałisięzaśmiał.–Powieszmi,cotamjest
napisane?–dodał.
–Tak,jasne–odparłamiprzytoczyłammutekstnapisanyprzez
mamę.
– Coś ci zagraża, dlatego twoja mama cię chroniła, oddała
obcym ludziom i ma przed tobą tajemnice. Wskazuje też na to
zaklętakartka.
–Tegodomyśliłamsięsama,aleczegomamsięobawiać,cojest
dlamniezagrożeniem?Jakmamsiętegodowiedzieć?
–Musiałabyśznaleźćbiologicznychrodziców…
Znaleźć rodziców, ciekawe… Nie potrafiłam nazwać swoich
emocji, bo co chwilę się zmieniały. Byłam zła, nawet wściekła,
a potem wystraszona. Błądziłam korytarzem i nie mogłam się
odnaleźć.Byłamwszkole,aletaknaprawdęwcaleniechciałamtam
być.Ludzieprzechodzącyobokpatrzylinamniedrwiąco,ajaszłam
przed siebie i nieraz wpadałam na jakiegoś ucznia, który nie był
ztegopowoduzachwycony–miałamwszystkichzanic.Cośsięze
mną działo. Moje ciało stało się niepokojąco gorące, a ja miałam
ochotęrozwalićwszystkodookoła.
– Cholera! – krzyknęłam, uderzając pięścią w biurko. Oczy
przestałymniepiec,ajazaczęłamjepowoliotwierać.
Byłam w bibliotece. Wokół nie było nikogo, to pozwoliło mi się
trochę uspokoić. Usiadłam na krześle i wzięłam kilka głębszych
oddechów, które miały mi pomóc. Słońce wpadało przez okno
i jeszcze bardziej rozgrzewało moją skórę, ale to ciepło było
przyjemnie kojące. Nagle zdałam sobie sprawę, że muszę wyjść
z budynku, nie mogłam tam pozostać. Potrzeba mi było światła
iświeżegopowietrza.
Wyszłamzbiblioteki,rozejrzałamsięizdecydowałamsiępójść
najmniejuczęszczanądrogą.
–Cześć–usłyszałamzasobą.
–Cotutajrobisz?–zapytałam.
Jednak nie otrzymałam odpowiedzi. Zamiast tego Perry wziął
mniezarękę.Oboknasprzechodziłydwiemłodedziewczyny.Jedna
była przepiękną blondynką, druga – brunetka – prawie
dorównywała jej urodą. Gdy się wreszcie uspokoiłam, one musiały
wszystkozepsuć.
– Widzisz to co ja? – zapytała blondynka. – To ta dziewczyna,
któraumawiałasięzAdrianemSorano,ateraztenprzystojniak.Co
oni w niej widzą? Zobacz, jak jest ubrana, dres, związane włosy,
nawet nie ma makijażu. Tylu facetów. Może niech zajmie się
Peterem,przecieżtonimsiępocieszała,jakjązostawiłtenAdrian.
Obiezaczęłysięśmiać.
Nie wytrzymałam. Choć wiedziałam, że to nieprawda, jednak
mnie to zabolało. Furia, która mnie ogarnęła, nie miała granic.
Moja głowa zaczęła pulsować, zrobiło mi się gorąco i uderzyłam
mojegotrenera,tylkopoto,bysięuwolnić.
Po chwili stałam twarzą w twarz z blondynką, widziałam jej
zdziwienieistrach,atodziałałonamniecorazbardziej.Jejźrenice
się rozszerzyły, a ja złapałam ją za gardło i podniosłam do góry.
Byłam bardzo silna, a agresja strasznie mi się podobała, kręciło
mnie to, że ktoś się mnie boi. Po paru jej piskach i tłumaczeniach
niemiałamochotyjejsłuchać.Rzuciłamniąoszafkiiuśmiechnęłam
sięszyderczo.Tryumfowałam,tegomibyłotrzeba.
Perry podbiegł do dziewczyny, szepnął jej coś na ucho, a mnie
złapał za nadgarstki tak mocno, że nie mogłam się wyswobodzić,
aletoniemiałojużznaczenia,osiągnęłamto,cochciałam.
–Cocistrzeliłodogłowy?–krzyczałnamniezwyrzutem.
–Słyszałeś,comówiła?Należałojejsię.
–Nieważne,comówiła,onajestczłowiekiem.Ichmamybronić,
aniezabijać.Niezapominaj!
Wtedypierwszyrazwidziałamuniegotęminę.Byłzawiedziony,
strasznie zawiedziony i miał do mnie żal. Nawet zrobiło mi się
przykroiwtedyoprzytomniałam.
–Boże,nicjejniebędzie?Cojazrobiłam?Cholera!
–Terazciętoobchodzi?–zapytałrozzłoszczony.
Po chwili jednak wypuścił mnie z uścisku i dał mi do
zrozumienia, że coś do niego dotarło, toteż starałam się mu nie
przeszkadzaćiczekałam,ażsamcośpowie.
–Jakdługoniećwiczysz?
–Co?–spytałamzdziwiona.
–Jakdługo?Tylkotochcęwiedzieć.
– Przecież ćwiczyliśmy ostatnio, to chyba wiesz, kiedy ostatni
razćwiczyłam.
–Niechodzioto,kiedymyćwiczyliśmy.Mamnamyślito,kiedy
tyostatnioćwiczyłaśwdomu.
–Niepamiętam.
– I mamy winnego. Od dzisiaj codziennie ćwiczysz sama
wdomu,aoprócztegocodzienniewidzęcięnatreningach.
–Codziennie?–zdziwiłamsię.–Nieprzesadzasz?
–Nie!–krzyknął.–Widzisz,cosiędzieje,jakniećwiczysz?Nie
potrafisz zapanować nad siłą i emocjami. Ta dziewczyna miała
szczęście, że nie rozwaliłaś jej czaszki i że przyszedłem do szkoły.
Gdybymcinieprzeszkodził,pewniedokończyłabyśswojedzieło.
–Pocoprzyszedłeś?Maszmicośdopowiedzenia?–zapytałam.
– Chcesz znaleźć swoich rodziców i dowiedzieć się czegoś
więcej?
–Może.
–Księgacieni.
–Co?
– To księga, w której są opisane wszystkie nadnaturalne
rodziny, wszystkie istoty. Stamtąd możesz dowiedzieć się, kim są
twoirodziceidojakiegokręgunależą.
Przez parę następnych tygodni Perry’emu udało się wszczepić
mi konsekwencję, która ostatnio stała się mniej ważna. Znowu
wracałam do dawnej kondycji i radości z treningów. Mogłam już
czućsiębardziejswobodnieikontrolowałamswojeemocje.Chociaż
nie tylko to potrafiłam trzymać na wodzy, moja siła także była
odpowiednio dozowana, przez co więcej już nikogo nie
skrzywdziłam. Dziewczyna jednak miała uraz głowy, przez co
zapomniała o wszystkim, co jej się przydarzyło. Nie byłam z tego
dumna.
Moja współpraca z Perrym stała się bardziej owocna
i widziałam już pierwsze rezultaty, a nasze relacje poprawiły się.
Dobrze się ze sobą dogadywaliśmy i czułam, że mogę na nim
polegać.
–Zmęczona?–zapytał,rzucającmiwodę.
Chwyciłam ją w locie i pociągnęłam potężny łyk. Przez chwilę
moje rozgrzane i suche gardło zostało ukojone, jednak czułam, jak
ciśnienie rozsadza moją głowę, a ubrania są nasiąknięte potem.
Zledwościąłapałampowietrze,byodpowiedziećPerry’emu.
– Bardzo, nie pamiętam już, kiedy ostatni raz tak się czułam.
Ledwooddycham.
–Spokojnie.–Podszedłdomnieioparłrękęnamoimbarku.–
Teraz pochyl się do przodu i dotknij dłońmi podłogi. Czujesz? –
spytał.
–Chyba–odpowiedziałamniepewnie.
–Teraztwojemięśniesięrozciągają,niezwracajuwaginaból,
tylko oddychaj cały czas. To mają być głębokie oddechy, a nie
szybkieipłytkie.
Gdy już czas treningu dobiegł końca, oboje usiedliśmy na
podłodze,żebyomówićto,cozrobiłamźle.Tojużbyłarutynaitak
zawszekończyliśmyspotkanie.
– Już jest lepiej. Jesteś bardziej wytrzymała i rozciągnięta,
jednak martwi mnie czasami twój brak tchu. Musimy popracować
nad twoim oddychaniem – tłumaczył Perry, po czym dał mi parę
konkretnychwskazówek.
TaknaprawdęPerrytrenowałzemnątylkotrzyrzeczy.Niebyło
mowy o samej walce i zmierzeniu się z nim czy innymi
przeciwnikami. On pragnął mi pokazać, że sama walka nie jest
najważniejsza. Ważne są siła, szybkość i wytrwałość, a do tego
jeszcze inteligencja, która z czasem może przesądzić o wyniku
decydującegostarcia.
Zgadzałam się z jego poglądami i właśnie tak chciałam
trenować. Nie chciałam walczyć bez należytego przygotowania, to
niebyłodlamnie.Najpierwzamierzałamprzygotowaćmojeciałona
wszystko,staćsięlepsza,atosamodoskonaleniesięniepolegałona
wygrywaniuwalkzludźmi,lecznaprzezwyciężeniuswoichsłabych
stron, zbieraniu wyników i toczeniu walk, ale niekoniecznie
z ludźmi. Tu Perry miał rację i podobały mi się nasze ćwiczenia.
Pokazałmisięznajlepszejstrony–niestałiniemówiłmi,comam
robić, lecz był tam ze mną, ćwiczył ze mną, pokazał mi, że się da,
gdy ja nie byłam tego pewna. Był moją motywacją i gdy mówił, że
cośjestzbytsłabe,jajaknajszybciejstarałamsiętopoprawić,gdy
więc mówił, że nie podoba mu się mój oddech, ja miałam zamiar
dowiedziećsię,jakgokontrolować,takbysięwięcejniemęczyć.
***
–Chceszdotegopapryki?–zapytałktóregośdnia,gdygotował
obiad.
–Świeżej?
–Nielubisz?
–Nie–odpowiedziałam.
–Apieprz,curry?
–Nopewnie.
Nasze relacje zdecydowanie się poprawiły, a ja całkowicie
zapomniałamostracierodziców,orodzicachbiologicznych.Nicsię
jużdlamnienieliczyło,przynajmniejwchwili,gdybyłon,gdymnie
rozśmieszał i nie chciał zostawiać samotnej, nie chciał, abym się
smuciła. Często mnie odwiedzał i czasami przygotowywał posiłki –
byłwtymcałkiemniezły.Robiłtoszczególniewtedy,gdywidział,co
mam zamiar zjeść. Bardzo często uświadamiał mi, jak istotne są
w naszym życiu różne rzeczy. Już nie tylko ćwiczenia były ważne,
liczyłasiętakżedieta.
***
–Boks,bokstajski,wrestling,jujitsu,judo.
– Wiem, co wchodzi w skład mieszanych sztuk walki –
powiedziałam.
–Awiesz,dlaczegojesttonajlepszatechnikawalki?
– Wykorzystuje wiele ruchów i kombinacji, całe ciało pracuje
izawszemożnazaskoczyćprzeciwnika.
–Jakwyglądałytwojepoprzednietreningi?–zapytał,jakbynie
wiedział,coodpowiem.
– Bieganie, rozciąganie, podnoszenie hantli, ćwiczenia
zworkiemipartneramisparingowymi.Tochybatyle.
– Teraz to się zmieni. Musisz mieć bardziej zróżnicowany
trening.Chodź,cościpokażę–zachęciłmnie.
Mój mentor nawet się nie rozgrzał. Stanął naprzeciw mnie
izdjąłkoszulkę,odsłaniającswojemięśnieidwieblizny–dwamałe
wgłębienia. Ułożył swoje pięści po przeciwnych stronach i w nie
uderzył.Tochybamiałoznaczyć,żejestgotowy,alezanimjabyłam
–onjużmnieobalił.
Pokazałmi,jakimłowcąniebyć–czylimną.Najpierwwykonał
kombinację ciosów, a później mocne kopnięcie w nogę. Gdy ja
zastanawiałam się, jak uciec, on zrobił przewrót, a potem już nie
miałamszans.
– Tego od ciebie oczekuję – powiedział, pomagając mi wstać. –
Niemartwsię,nieopanujeszwszystkiegowjedendzień.
– Łatwo ci mówić, tak mnie załatwiłeś, że Mario się mnie
wstydzi.
– Wręcz przeciwnie, jest z ciebie dumny. Zresztą ja też, nie od
razubędzieszmiałatakąsiłęjakja.
–Wy?Zemnie?Dumni?Niewierzę.
–Apowinnaś–powiedziałizłapałmniezarękę.
Znowu to zrobił, a ja nie umiałam się oprzeć. Wcześniej mnie
pocałował,ateraztrzymałmniezarękę.Możenieprzeniknęłymnie
dreszcze, ale czułam się dobrze, nawet wyśmienicie. Od razu
stałam się spokojniejsza. Przyjrzałam się dokładniej jego twarzy
i zauważyłam, że jest piękny. Jak mogłam wcześniej tego nie
widzieć?
Coś nas do siebie ciągnęło. Byliśmy jak dwa magnesy i choć
żadneniezdawałosobieztegosprawy,jakaśsiładbałaoto,byśmy
wkońcutozauważyli.Chybatakjużmiałobyć.Tanićporozumienia
była głęboka, taka jak moja z Adrianem, jednak nie potrafiłam
powiedzieć, która była mocniejsza, silniejsza. Każda z nich była
innaidawałamicośinnego,coś,czegopotrzebowałam.
Choćbardzochciałamsiępoddaćtemu,comnązawładnęło,nie
mogłam. Byłam w świecie wielu niewyjaśnionych spraw, które
trzeba było załatwić, żeby ruszyć dalej, a ja nie zakończyłam tego,
cobyłozAdrianem.
Puściłam jego rękę i powoli skierowałam się do wyjścia. Cały
czas myślałam o tym, czy robię dobrze, zawsze rozum wysyłał mi
innesygnałyniżserce.Zastanawiałamsię,cobędziedalej.Mimoiż
byłmoimprzyjacielem,bardzomniepociągałinawetprzezchwilę
chciałam czegoś więcej. Chciałam się odwrócić i paść mu
w ramiona, by poczuć się bezpiecznie, jednak nie mogłam.
Obróciłam się tylko po to, by zapytać o godzinę treningu, nic
więcej, ale gdy to zrobiłam, on wyrósł przede mną jak spod ziemi
imnieobjął.Następne,copamiętałam,tobyłdelikatnypocałunek,
któryspowodował,żechciałamwięcej.Jegoustabyłynieskazitelne,
niechciałam,bykiedykolwiekoderwałjeodmoich…
Rozdział15
Narodziny
Rano miałam wyśmienity humor i bez żadnych narzekań
spakowałam książki. Zjadłam śniadanie i wyglądałam przez okno.
Pogoda nie była idealna i przeczuwałam, że spadnie deszcz.
Włożyłamciemnejeansyiczarnąskórzanąkurtkę,awłosyupięłam
w kok. Przekraczając próg domu, jeszcze raz przyjrzałam się
ciemnym chmurom, ale nie zamierzałam wracać po parasol. Jak ja
żałowałam, że nie mam samochodu. Niestety, przez tę małą
niedogodnośćwszędziemusiałamchodzićpieszo.
Byłam już prawie pod szkołą, gdy zaczęło padać. Większość
uczniów weszła już do środka lub tam się właśnie kierowała, a ja
szłam powoli i łapałam krople deszczu. W rezultacie weszłam do
budynkulekkoprzemoczona.
Pod koniec dnia pogoda się zmieniła i było nawet słonecznie,
a ja miałam bardzo dobry humor, którego chyba nikt nie był
wstaniepopsuć.
–Cześć,Kate–usłyszałam.
–Cześć–powiedziałam,odwracającsięipatrzącnaPetera.
–Dawnosięniewidzieliśmy–zaczął.
–Jużtrochęminęło–zauważyłam.
–Cośsięzmieniło?
–Nie,auciebie?
–Odkądodeszłaśzgrupy,jajestemnajlepszy.–Uśmiechnąłsię.
–Gratulacje–odparłamszczerze.
–Musiałaśodchodzić?Przecieżwiesz,żedlaciebienieistnieje
życiebeztreningówzMariem.Tojestcoś,cokochasz–dodał.
–Janieodeszłam.–Uśmiechnęłamsię.–Zmieniłamtrenera,po
prostu potrzebuję teraz innych treningów i nieważne, kto mnie
trenuje.Ważnyjestsamsport.
–Urządzamwsobotęimprezę,przyjdziesz?
–Jakośostatnioniejestemwnastrojudoimprezowania.
–Notak,przepraszam.
–Wporządku,nietwojawina,alezastanowięsię.
– A może chciałabyś się spotkać? Naprawdę strasznie za tobą
tęsknię,chciałbym,żebybyłotakjakdawniej.
–Słuchaj,przepraszam,aleterazmamzadużonagłowieinie
chcęcięwtomieszać.
– Kiedyś mówiliśmy sobie wszystko, przecież dalej tak może
być.
–Może,alejeszczenieteraz.Przykromi.
***
PospotkaniuzPeteremcośwemniepękłoijeszczerazprzyjrzałam
sięswojemuzachowaniu.Zmieniłamsięniedopoznania,stałamsię
bardziejtwardaiodpornanaból,oczywiścietenpsychiczny.
– Dawno nie odwiedziłam rodziców – powiedziałam sama do
siebie.
Wszystkobyłoważniejsze,tylkonieoni.Nawetjakaśszczenięca
miłośćdotrenera.
Po tych przemyśleniach dopadły mnie wyrzuty sumienia, które
w końcu zaprowadziły mnie na miejsce ich spoczynku. Spojrzałam
na
pomnik
i
ponownie
zobaczyłam
pięknie
wyrzeźbione
w marmurze imiona moich rodziców: James i Miranda. Wszystko
niewyglądałojużtakdobrzejakwówczas,gdywidziałamtoostatni
raz.Trawabyłajużzawysoka,apomniktrochęubrudzony.Byłomi
wstyd.Onidlamnietylepoświęcili,ajasięimtakodpłacałam…
Strata rodziców. Żadne moje słowa nie były w stanie wyrazić
uczuć, które tkwiły we mnie po ich odejściu. Wszystkie wydawały
mi się niedostatecznie dobrze opisane i zbyt małe. Czasem nie
sposób sobie tego wyobrazić. Żal, pustka, tęsknota, ogromny ból,
smutek,świadomość,żenigdyjużniespotkasiętejdrugiejosoby–
totylkowierzchołekgórylodowej.Resztaspoczywatam,gdzienie
jestwidocznadlaoczu–wnas.Rzeczywistośćjestpodła,rządzisię
swoimiprawamiiczasemniedajenamzapomnieć…
Jacałyczasniemogłam.
***
– Już jesteś! – przywitał się podekscytowany Perry, po czym
pocałowałmniewpoliczek.
–Tak,jużjestem–powiedziałamrównieroześmianajakon.
W ten dzień dużo ćwiczyliśmy. Kombinacje ciosów i kopnięcia,
podnoszenia na drążku, wspinanie się po linie, przewroty, obejścia
i inne. Najbardziej jednak polubiłam ciosy proste z hantlami oraz
pompki na pięściach. Gdy Perry stwierdził, że jest coraz lepiej,
mogliśmyzakończyćtrening.
Kiedy wróciłam do domu, byłam zmęczona. Zmęczona, ale
szczęśliwa. Wzięłam prysznic i zeszłam na dół oglądać telewizję,
a potem zasnęłam. Obudziłam się koło północy i miałam dziwne
przeczucie.
Wiedziałam, że to cisza przed burzą. Czułam już to napięcie
w powietrzu. Na początku było spokojnie, ale wiedziałam, że
niedługo coś eksploduje z ogromną siłą. Byłam tego pewna
iświadoma.
Moje zmysły wariowały, a ja poddawałam się im w tym samym
stopniucomojejintuicji.Cościągnęłomnienazewnątrz.
Gdy zbliżałam się coraz bardziej, mogłam wyczuć tę słodką
woń,którawabiłamniedosiebie.Wpewnymmomenciestałosięto
irytujące, gdyż nie mogłam się jej oprzeć. Musiałam iść za nią,
podążać tam, gdzie ona chciała, abym szła. To było coś więcej niż
magia.Tocośbyłoniewątpliwiemojąsłabością.
Wkońcujązobaczyłam.Tobyłapierwszabestiawmoimżyciu.
Od razu wiedziałam, że chcę ją zabić. Na początku schowałam się
zagrubymdrzewemiobmyślałamplan.Chciałamprzedostaćsiędo
niejniezauważonainiesłyszalna,cobyłoprawieniemożliwe.
Stawiałam małe kroki, tak by mnie nie słyszała, a gdy już
znalazłamsiętużzanią–przemówiła.
–Wiem,żetoty,Kate,słyszałemcię.
Kolanasiępodemnąugięły,poczułamściskwżołądku,aserce
wmojejpiersiwaliłojakoszalałe.Tobyłon!Mójchłopak,araczej
ekschłopak.Byłwampirem!
Jego słowa pieściły moje uszy, jednak ja wiedziałam, że muszę
zareagować, nie mogłam dać się przechytrzyć. Mimo że istota
wyglądała jak Adrian, wcale nim nie była. Jego dusza nie była tą
duszą, którą znałam. Jednak widząc go, czułam, że pęka mi serce.
Wszystko wyglądało tak, jakbyśmy rozstali się tylko na chwilę,
jednak ja nie dałam się nabrać. Widziałam przecież jego
przekrwione oczy i kły. To nie był już ten sam chłopak, którego
kochałam. Zanim zdążył powiedzieć coś więcej, bez namysłu
wysiliłam wszystkie moje mięśnie i pobiegłam do domu z nadzieją,
żemnieniedogoni.
Niemogłamzłapaćtchu,gdystałampoddrzwiami,jednakgdy
przekręciłam klucz w zamku, poczułam się bezpieczniej i oddech
stał się bardziej równomierny. Weszłam do pokoju, a moim oczom
ukazałasięciemnapostać,dopieropochwilizrozumiałam,ktotam
stał.
–Pozwólmi…
–Przyszedłeśmniezabić?–przerwałammu.
– Zawsze lubiłem twoje poczucie humoru – powiedział, nie
ukrywającłobuzerskiegouśmiechu.
Nasząrozmowęprzerwałhałas.Odwróciłamsię,azamnąstał
jużPerry,którypowiedziałcośowizji.
–Perry?
–Adrian?
–Towysięznacie?–wtrąciłamsię,nieukrywajączaskoczenia.
– Pamiętasz, jak mówiłem ci, że miałem przyjaciela łowcę? –
zacząłAdrian.
–MiałeśnamyśliPerry’ego–układałamsobiewgłowie.
To spotkanie było ciekawe. Dwóch byłych przyjaciół, jedna
miłość, jedno zauroczenie. Zrobiło się wyjątkowo niezręcznie,
jednakpochwiliAdrianzacząłrozmowę.Wytłumaczyłnam,żejego
łańcuszek z zawieszką oznaczał jego los – to, że stanie się
wampireminictegoniezmieni.Onjednakstarałsięzewszystkich
sił,bytonienastąpiło.Opowiedziałmirównieżomoichrodzicach,
którzybyliprzynętąnaniegoinamnie.Wtamtymmomencienawet
Perryzacząłsiębaczniejprzysłuchiwać.Adrianniewiedział,czego
ich oprawcy mogliby chcieć ode mnie. Próbował się tego
dowiedzieć,jednakżezmarnymskutkiem.
GdyAdrianjużwyszedł,Perryostrzegłmnie,bymmunieufała,
ponieważ był naszym wrogiem, a nasza natura wymagała tego,
byśmygozabili.Janiechciałamnawet,żebyotymmyślał–tonie
było w naszym stylu, zresztą zaczęłam chyba ufać Adrianowi
i przekonywać się, że nadal jest tą samą osobą, o ile wampira
możnataknazwać.Perrybyłinnegozdania,twierdził,żeAdriannie
jest taki jak dawniej. Nie wiedziałam, czy mówił to z troski o moje
bezpieczeństwo, czy też dlatego, że był zazdrosny o Adriana.
W końcu Adrian musiał wspomnieć coś o naszym związku i wtedy
Perry stał się uważniejszy, szczególnie wówczas, gdy zostawałam
samazAdrianemisłuchałamwszystkiego,comiałdopowiedzenia.
Mijałykolejnetygodnie,znówzbliżyłamsiędoAdrianaiczułam
siętakjakwcześniej.Naszamiłośćchybanigdyniewygasła,jednak
żadne z nas nie wykonało pierwszego kroku. Bałam się, on był
wampirem, a ja łowcą – nie wiedziałam, czy to mogłoby się udać.
Trudnobyłomisiępowstrzymać,gdybyłobok,odchęcizabiciago
i… pocałunku. Sama do końca nie wiedziałam, co przeważało,
a Adrian chyba mnie rozumiał, nie podejmował więc pochopnej
decyzji. Często widziałam w jego oczach smutek, ale nie
dowiedziałamsię,cobyłojegoprzyczyną.
Pewnego dnia nasza miłość jednak wygrała i daliśmy się
ponieśćuczuciu.Znowubyłotakjakdawniej,czułamsięspełniona
i szczęśliwa, ale miałam świadomość, że ranię Perry’ego, chociaż
bardzodobrzesięmaskował.
–Jaksięczujesz?–zapytałampewnegodnia.
–Szczęśliwyjaknigdy.Nawetniemarzyłem,żetomniespotka.
Bałem się, że przez to, czym jesteśmy, nigdy więcej się nie
zobaczymy, że stracę cię na zawsze. Nawet nie wiesz, co
przeżywałem, będąc z daleka od ciebie, chciałem cię zobaczyć,
zadzwonić, wiedziałem, że to wszystko popsuje, bo i tak dowiesz
się,kimjestem,imnieznienawidzisz.
–Ciebieniedasięnienawidzić,bezwzględunato,czymjesteś
– powiedziałam, a oczy zaszły mi łzami, gdy przypomniałam sobie
tenokres,kiedyniebyłogowmoimżyciu.
Od tej pory miałam już pewność, że nasza miłość jest
niezniszczalna. Wiedziałam, że Adrian nie krzywdzi ludzi, znajduje
inne sposoby na picie krwi – to pozwalało mi jeszcze bardziej go
kochać.Byłtakisamjakwcześniej,niemogłamgoodtrącić…
–Mojeżyciebezciebienicbynieznaczyło,Kate–wyznał.–To,
że jestem wampirem, samo w sobie jest dla mnie karą, ale
wiecznośćbezciebiebyłabynajgorszympiekłem.
Obudziłam się i zobaczyłam, że obok nie ma Adriana. Wpierw
ogarnęła mnie panika, ale gdy zeszłam i zobaczyłam go
krzątającego się po kuchni, znów stałam się spokojna. Obdarzył
mnieswoimcudnymuśmiechemiprzyciągnąłdosiebie.
–Chciałemcizrobićniespodziankę.
– Nie potrzeba mi niespodzianek. Mam wszystko to, o czym
tylko mogłabym marzyć – powiedziałam i pocałowałam go
delikatnie.
Oboje zjedliśmy śniadanie i rozmawialiśmy. Pamiętam, że było
bardzo wesoło, jego uśmiech dawał mi nadzieję na to, że będzie
coraz lepiej, że może jednak nie jestem całkowicie skazana na
cierpienie.Ubraliśmysięipostanowiliśmy,żewyjdziemynaspacer.
Nie pamiętam dokładnie, gdzie zaszliśmy, ale udaliśmy się do
parku. Zapach drzew powodował, że moje nozdrza wariowały.
Lubiłam ten zapach, ale teraz, gdy zmieszał się z zapachem
Adriana, był nie do opisania. Tak jak wtedy, gdy wabił mnie do
siebie.Terazteżczułamdoniegosłabość.
Adrian cały czas trzymał mnie za rękę i równie mocno cieszył
sięzmojejobecnościjakjazjego.Radowaliśmysięsobąnawzajem
i tym dniem, tym, że przetrwaliśmy mimo przeciwności, jednak to
byłdopieropoczątekkolejnegopiekła,którezgotowałmilos.
Usłyszałamjakiśhałas.Wiedziałam,żecośjestnietak.Pominie
Adrianamogłamwywnioskować,żeto,coporuszałosiętakszybko,
byłotym,czymonjest.Mójukochanystanąłprzedemnąizasłaniał
mnie. Gdy tylko to coś ruszyło w naszą stronę, on gotów był mnie
obronić,jednakwtymmomencieusłyszałznajomygłos.
– Spokojnie, bracie – powiedziała Melanie. – Miło cię znowu
widzieć,Katherine–dodała.
Melanierównieżbyławampirem,takjakjejnarzeczony.Adrian
zdążył mi o tym wspomnieć, jednak nie mówił, że jego siostra ma
zamiarodwiedzićBerkeley.
–Coturobisz?–zapytałAdrian.
Zauważyłam,żebyłtaksamozaskoczonyjakja.
– Chciałam wam coś przekazać. Niestety, nie będą to dobre
wieści. Przepraszam was, już wcześniej miałam jakieś podejrzenia,
alewolałamtosprawdzićosobiście.
–Ocochodzi?–zapytałamzdenerwowana.
– Twój tata jest spokrewniony z naszą matką, jest naszym
wujkiem, więc ty jesteś naszą kuzynką, Kate. Ty i Adrian jesteście
rodziną.
Gdy usłyszałam słowo „rodzina”, obok którego imiona moje
i Adriana były w parze, chciałam puścić jego rękę, ale on dalej
mocno trzymał moją. Jednak po chwili rozluźnił uścisk, jego twarz
pobladła i spojrzał na mnie. W jego oczach malował się
niewyobrażalny smutek. Po policzku popłynęła mu łza, a ja nadal
stałam nieruchomo. Dopiero po paru sekundach zdałam sobie
sprawę,oczymmówiłaMelanie.Wtedyogarnąłmniestrasznyból.
Miałamnadzieję,żetozłysen,zktóregozarazsięobudzę,przecież
to nie mogła być prawda. Teraz moje łzy spływały po policzkach
ikapałynaziemię,naktórejstałam.
Jednak to była prawda, a ja znowu nie mogłam nic na to
poradzić. Gdy Adrian podszedł i przytulił mnie, czułam, że on też
jestbezradny.Takjakjaniemógłniczrobić.
Po chwili zostałam sama. Adrian zniknął, a wraz z nim – błysk
w oku, który dotychczas go nie opuszczał… aż do tamtej chwili.
Obojestraciliśmysensżycia,którybyłdlanaswyznaczonądrogą–
tą,którąmieliśmypodążać.
REDAKCJA:MAŁGORZATANOWAK
KOREKTA:BEATAGORGOŃ-BOREK
OKŁADKA:ANNACYWIŃSKA
KONWERSJADOEPUB/MOBI:
©DariaMilkoiNovaeRess.c.2014
Wszelkieprawazastrzeżone.Kopiowanie,reprodukcjalubodczytjakiegokolwiek
fragmentutejksiążkiwśrodkachmasowegoprzekazuwymagapisemnejzgody
wydawnictwaNovaeRes.
Wydaniepierwsze
ISBN978-83-7942-207-4
NOVAERES–WYDAWNICTWOINNOWACYJNE
al.Zwycięstwa96/98,81-451Gdynia
tel.:586982161,e-mail:
Publikacjadostępnajestwksięgarniinternetowej
.
WydawnictwoNovaeResjestpartnerem
PomorskiegoParkuNaukowo-TechnologicznegowGdyni.