TMA Rozdział I odc 1 10

background image

1

Take Me

Anywhere

Zabierz mnie gdziekolwiek






















background image

2

Rozdział I

Chcę poczuć znów ciepła choć trochę



Odcinek 1


BPOV


Jest zimno. Nie wiem gdzie się znajduję. Ze wszystkich stron otacza mnie tylko ciemność i
cichy szelest wiatru. Rozglądam się na wszystkie strony, nagle z jednego z ciemnych
zakamarków wynurza się postać. Choć jest zamazana, mogę rozpoznać iż jest to sylwetka
dobrze zbudowanego mężczyzny. Idzie w moim kierunku. Bije od niego poświata, jego ciało
otacza aura. Gdy znajduje się metr przede mną wyciąga rękę w moim kierunku. Szybka
decyzja. Chwytam ją, a przez moje ciało przelewa się radość, że nie jestem już sama otoczona
ciemnościami …

Ciszę jakże spokojnego poranka przerywa moja dzwoniąca komórka. Z niechęcią otwieram
oczy w poszukiwaniu rzeczy odpowiedzialnej za wyrwanie mnie ze snu. Mój wzrok pada na
szafkę nocną, gdzie znajduję się sprawca. Niech to szlag! Zapomniałam o …
-Bello.- Rozległ się jakże znany mi głos w słuchawce.- Wiem, że są wakacje i wiem także, że
codziennie spędzamy czas w nocnych klubach wracając do domu o późnej godzinie. Ale czy
chociaż raz mogłabyś wstać na czas i przyjść do mnie o umówionej porze?! .- Łatwo mu
mówić, pewnie sam obudził się parę minut temu, w tym momencie siedzi z kawą i
papierosem, myśląc jakby mi tu uprzykrzyć życie. Wczoraj zostawił mnie samą w barze.
Pewnie miałabym mu to za złe, ale ma szczęście, że była ze mną Rosalie i Jasper. – Wiesz
Jacob… Masz rację dopiero co otworzyłam oczy i nie mam zamiaru zabawiać się w fast girl
także… miejmy nadzieję, że widzimy się o tej porze co zawsze. Cmoknęłam do słuchawki i
rzuciłam telefon na łóżko. Z westchnieniem popatrzyłam na stan mojego pokoju.

Cholera jasna. Co za syf. Zupełnie jakby tędy przeszło stado koni…

Po całym pokoju walały się ubrania. Z biurka uśmiechała się do mnie sterta talerzy, które
czekały, aby je umyć. Nie wspomnę już o oknie, które było tak brudne, że promienie słońca
miały problem, aby przez nie przebić się do pokoju.
Na Boga, jeśli ojciec wróci wcześniej z delegacji i zobaczy cały ten harmider, będą tu
pierdolone gwiezdne wojny! Także chcąc nie chcąc, założyłam stare rozciągnięte dresy,
krótki top, zaopatrzyłam się w mopa, bojową minę wyrażającą gotowość do walki i
przestrzenne lata świetlne, które zejdą mi na sprzątaniu…

Taa... Życie jest piękne.



EPOV

background image

3

Kolejny dzień wschodzącej mega gwiazdy! Las Vegas konkretnie Elmhurst. Cały wspaniale
zaplanowany harmonogram dnia zniszczył jeden głupi wyjazd do rodzinnej wsi. Dziury
zabitej deskami, na dodatek z wielką tabliczką z napisem „Populacja: 3120” . Pomocy! Nie
mam najmniejszej ochoty znaleźć się właśnie tam, właśnie teraz. Ten wspaniały pomysł
równa się moje wspaniałe rodzeństwo… jakżeby inaczej.

Małpolud i Chochlik wpadli na pomysł odwiedzenia miejsca gdzie dorastaliśmy.
Niech im będzie. Zrobię to dla nich, z przymusu, żeby wreszcie się ode mnie odpierdolili.

Usłyszałem odgłos otwieranych drzwi. Przypomniałem sobie o dziewczynie z bankietu.
Córka jakiegoś prezesa czy coś… Nawet mi się spodobała chociaż z mojego punktu widzenia
należała do Stowarzyszenia Barbie. Mam nadzieję, że była pełnoletnia, bo nie mam w jej
stosunku żadnych planów. Dziewczyna na jedną noc, nic więcej. Stałem tak oparty o blat
przeglądając najnowsze wiadomości w gazecie, gdy jej dłonie owinęły mnie w pasie. Była
naga, czułem bijące od niej ciepło. Jej sztuczne paznokcie zaczęły jeździć po moim równie
nagim torsie. Odwróciłem się w jej stronę odpychając ją lekko do tyłu. Popatrzyła się na mnie
pytającym wzrokiem. – Ile masz lat Tamaro?.- Zapytałem się z nadzieją, że jest dorosła, nie
chciałbym mieć nieprzyjemności, przez jeden z wielu nic nieznaczących numerków. – Mam
19 lat i nie mam na imię Tamara tylko Tanya.- Odetchnąłem z ulgą. Pełnoletnia. Czas zmienić
ton głosu. – Myślę Tanya, że czas się pożegnać, wiesz gdzie są drzwi.- Wskazałem
podbródkiem na schody w dół. Śmieszne, wyglądała jak małe dziecko, któremu zabrało się
lizaka i w afekcie miało zamiar się rozpłakać. Jeszcze scen mi tu potrzeba! – Ale Eddy… co
to znaczy… myślałam, że ci się podobam. Nasza noc nic dla ciebie nie znaczyła? .- Zbliżyła
się do mnie i zaczęła bawić się gumką od bokserek. Irytacja wzięła górę. Odepchnąłem ją,
zachwiała się pod wpływem siły.- Noc nie była zła, ale nie mam w stosunku do ciebie
żadnych planów, także zapomnij o mnie, a teraz spierdalaj.

Dopisać do rzeczy których lepiej nie robić
”Nie sypiać z dziewczynami z bankietów”.

Po dziesięciu minutach rozległo się pukanie do drzwi. Przecież miała iść i dać mi spokój!
Niech to szlag!.- Wynoś się, bo zawołam ochronę! .- Zirytowany wydarłem się na cały dom,
jednak pukanie nie ustało. Zrezygnowany do jakichkolwiek działań zszedłem na dół,
naciągnąłem w między czasie dresy, gdyż w razie czego nie chciałbym paradować w samych
bokserkach na oczach ochrony. Spojrzałem przez wizjer. Emmet.

-O, stary!!! Co to za panna właśnie z piskiem opon odjechała spod twojego domu? .-
Ten to zawsze jest pełen entuzjazmu.- A bo ja wiem, Tamara jakaś. O której jedziemy?.-
Szybko zmieniłem temat.- Czekaj, zapomniałem, zadzwonię do Alice.- Cały Emmet.
-Alice słuchaj, o której jedziemy? Coooo? Możesz powtórzyć?.- Jego twarz zastygła w
bezruchu. Na ten widok wybuchłem spazmatycznym śmiechem.
-Wyglądasz.Jak.Shrek. – Wyrzuciłem z siebie.
-Wyjeżdżamy.Za.Godzinę. – Mój śmiech ucichł w ciągu sekundy.

Emmet, pierdolony Shrek, Cullen.



BPOV

background image

4


Życie jest niesprawiedliwe. Normalnie gdy patrzę na Rosalie, zazdrość mnie zjada. Jest
śliczna, piękna jak modelka! Proporcjonalna sylwetka, długie kręcone blond włosy, brązowe
oczy i te słodkie dołeczki w policzkach gdy się śmieje! Co ja plotę… Nie powinnam być
zazdrosna, to moja najlepsza przyjaciółka od wielu lat. Ona i jej brat Jasper są wspaniałymi
ludźmi. Odkąd tylko pamiętam jesteśmy razem. Bella, Rosalie, Jasper i Jacob.

Kolejna noc spędzona w LA na którejś z dyskotek. Rosalie wywijała się na parkiecie w rytm
Benassiego, oblegana przez czterech facetów na raz. Podeszłam do baru w celu zamówienia
drinków dla całej naszej paczki, jednak ktoś mnie wyprzedził…
- Dwa razy long drink! .- Ten szelmowski uśmiech… tak bardzo znienawidzony. – James co
ty tu robisz?! .- Bella porozmawiajmy, proszę. – Złość, we mnie zawrzała. – Może od razu
przejdziemy do szczegółów, co? Może od razu rzucę ci się na szyję i powiem jak bardzo
tęskniłam? .- Zaśmiałam mu się prosto w twarz. – Wiesz… Szczerze powiedziawszy na to
liczyłem, nie oszukujmy się nadal mnie kochasz, a ja ciebie.- Skończyłam z tobą już dawno
temu, więc czemu się ode mnie nie odczepisz i nie dasz mi żyć! Wracaj do Forks, Jessica
pewnie się stęskniła. – Z impentem odwróciłam się i wybiegłam z dyskoteki. Klapnęłam na
pierwszą, lepszą ławkę, która znajdowała się przed budynkiem. Wyciągnęłam telefon i
wybrałam odpowiedni numer. –Jacob! Halo! Możemy jechać do domu? Spotkałam Jamesa.
Tak… Czekam pod dyskoteką.

Dzięki Bogu, że mam takich przyjaciół. Od razu się zjawili i otoczyli pomocnym ramieniem.
Znają sytuację z Jamesem, wiedzą jak cierpiałam gdy mnie zdradził z moim największym
wrogiem Jessicą, przez co diametralnie się zmieniłam. Przysięgłam sobie w ten dzień, że
nigdy się już nie zakocham. NIGDY. I postaram się dotrzymać słowa.
























background image

5








Odcinek 2


EPOV


Esme i Carlisla – moich starych nie widziałem kupę czasu. Gdy miałem siedemnaście lat
przenieśli się z Las Vegas z powrotem do Forks . Męczyło ich moje wychowanie czy coś. Bo
to przecież ja zawsze byłem tym złym dzieckiem. Ale w pewnym sensie im się nie dziwię, że
mieli mnie dosyć. Byli w stanie wybaczyć mi rozwalenie dwóch samochodów po pijaku,
nocne rozróby na mieście, ale gdy zacząłem miewać przygody z dragami i przyłapali mnie na
obracaniu niuni w ich salonie na stole bilardowym, dla nich to było pewne przegięcie.
Chociaż za wszystkie podjęte i równie nieudane próby wychowania mnie na uroczego
młodzieńca szanuję ich w pewien sposób.

Z resztą czy to ważne? Najwyższy czas się z nimi spotkać!

Jak zwykle, kurwa, zostałem na lodzie. Gdyby nie skleroza tego jakże tępego osiłka, byłbym
już w połowie drogi do celu mojej podróży, siedząc w aucie z moim rodzeństwem.
Chociaż co tam będę narzekać, zdążę przed podróżą wskoczyć do baru wypić kilka drinków i
zapalić papierosa, co znacznie podniesie mnie na duchu. Z zamiarem skoczenia do najbliższej
knajpy, zarzuciłem na siebie podkoszulek odsłaniający moje dość blade ciało i na drogę
spryskałem się jeszcze perfumami Paco Rabanne. Oczywiście mógłbym iść na solarium, jak
każda gwiazda, ale nie chciałem czuć się jak męska dziwka! Wolę zachować naturalny odcień
skóry i wyglądać jak wampir z piekła rodem niż przyjąć ideę współczesnego Kena
korzystającego z promieni UV. Bleh, ohyda! Otrząsnąłem się wchodząc do srebrnego volvo.
Trzy minuty jazdy i byłem na miejscu.
- Jeden Sex On the Beach.- Powiedziałem do dość ładnej barmanki. – Z zalotnym uśmiechem
zatrzepotała rzęsami. – A może chciałbyś spróbować w prawdziwym znaczeniu tego słowa? –
Wymruczała mi do ucha. – Muszę ją spławić, a szkoda, bo chętnie zobaczyłbym tą cizię w
akcji. – Jednak wolałbym drink, strasznie mi się pić chce. – Jej twarz zamarła w bezruchu,
oblała się rumieńcem i w milczeniu przygotowała napój.

Właśnie tego było mi potrzeba. Gdy tylko poczułem dym drażniący moje podniebienie,
poczułem ulgę. Taaa… Chyba jestem uzależniony. Szkoda, bo nie chciałbym w najbliższej
przyszłości zdechnąć na raka płuc lub na inne gówno tego typu. Szybko otrząsnąłem się z
ponurych wizji. Wracając do tej barmanki, właściwie co mi szkodzi, mam jeszcze jakieś dwie
godziny zanim wyjadę. – Jestem Edward, wiesz sorry za tamto. Ciężki dzień, sama
rozumiesz.- Niedbale przeczesałem palcami poczochrane włosy i uśmiechnąłem się
szelmowsko. Mieszanka wybuchowa. Zawsze na nie działa to gówno.

Ahhh, jak dobrze być Edwardem Cullenem!

background image

6








BPOV


Wyglądałam komicznie. Jakbym co dopiero opuściła cyrk. Na popieprzonych szczudłach.
Dosłownie. – Bella, no wyłaź!
Zaszczebiotała moja przyjaciółka. – Ros, Jezus kochany ja nawet nie wiem jak w tym się
poruszać, a co tu dopiero mówić o tańczeniu! – Oh, daj spokój!.- Otworzyła drzwi na oścież i
aż zapiszczała widząc na moich stopach szpilki od Gucciego. –Wiedziałam! Wiedziałam, że
będziesz wyglądać świetnie.- Zwróciłam się do niej błagalnym wzrokiem.
- Nawet nie waż się ich zdejmować! Nuż spotkasz jakiegoś księcia z bajki i będziecie żyli
długo i szczęśliwie, a jeśli zwróci na ciebie uwagę to na pewno nie dzięki trampkom. Także,
zrób to dla mnie i dla pewnego super faceta, która czeka aby cię ujrzeć.
- No okey, niech ci będzie. Raz kozie śmierć. – Nie wspomniałam nic o tym, że mam szlaban
na facetów. I to tak na poważnie. Nie chcę mieć z żadnym gadem z tego gatunku nic do
czynienia. Wszyscy są tak samo obłudni. Jedynymi wyjątkami od tego tytułu są Jasper i
Jacob. Im ufam bezgranicznie. – Wiesz Bella, chociaż jesteśmy przyjaciółkami od tylu lat nie
rozumiem twojego toku myślenia, jest on całkowicie poganistyczny w stosunku do
chłopaków. – Rosalie patrzyła na mnie z politowaniem i smutkiem.- To z Jamesem stało się
dawno temu, myślę, że od nowa możesz się rozejrzeć za nowym samcem, zaczynając od dziś!
.- Skrzywiłam się na dźwięk jego imienia. – Ros łatwo ci mówić, jakbym była blondynką też
by wszystko było mega proste. – Ujrzałam jej obrażoną minę i zwężone oczy. Hm, chyba źle
to ujęłam. – Broń Boże nie chodzi mi o to, że jesteś głupia czy coś. Po prostu jesteś twarda,
nie zakochujesz się i tyle.- Ukryłam trochę prawdy… Dla niej liczyło się tylko zgrzytanie
pochwy na tylnim siedzeniu samochodu. Miejmy nadzieję, że ją kiedyś też dopadnie choroba
o nazwie „miłość”.

W moim wnętrzu rozległ się demoniczny śmiech.

Za dwie godziny odstawiona przez Rosalie wyglądałam lepiej niż Kate Moss. Miałam na
sobie super dopasowane spodnie do kolan. Dopasowane to w pewnym sensie mało
powiedziane, bo jestem pewna, że będzie ciężko mi w nich siedzieć. Również obcisła bluzka
z dekoltem jakiejś znanej firmy, ładnie kontrastowała z moją bladą cerą i brązowymi
włosami, które te z kolei pozostawały w nieładzie, spływając po moich plecach. Musiałam
przyznać wyglądałam nieźle, ale w głębi duszy marzyłam, aby założyć moją czarną bluzę i
wrócić do pseudonimu kapturzyca. Ale cóż. Przyjaciółka, siła wyższa.


EPOV


Dzięki bogu jestem już prawie u celu mej podróży. Mój poziom kofeiny spadł na bardzo
kurwa niski poziom, nie wspominając już o żołądku, który wydziera się, że jest głodny. Nie
mogę się doczekać, bo Esme zawsze robiła dobrą kawę i kurewsko dobrze gotowała.

background image

7

Przejeżdżając przez las ujrzałem biały dom który stał na poboczu. No ta, zawsze cenili sobie
spokój i ciszę. Wysiadając z auta zarzuciłem na ramię plecak podróżny i myślałem jak tu by
się zachować w stosunku do nich podczas przywitania po latach… Zadzwoniłem dzwonkiem,
a po całym domu rozległo się echo. Drzwi otworzyła mi Esme. Gdy tylko mnie zobaczyła
rozpromieniła się najbardziej jak to się dało. Widocznie zapomniała przez te lata o moich
podbojach. No i niepotrzebnie martwiłem się w kwestii przywitania, bo za chwilę była
uwieszona na mojej szyi i ściskała mnie mocno.
-Edward tak się cieszę!
-Cholera jasna, mamo, ja też. Ale za chwilę będę martwy z powodu braku powietrza.-
Spojrzałem na nią znacząco, gdy mnie puściła.
-Tak, tak wybacz mi. Po prostu jestem taka szczęśliwa gdy cała rodzina jest razem!-
Wykrztusiła między łkaniem.
-Witaj Edwardzie.- Ze schodów rozległ się głos Carlisla. Spojrzałem w tamtym kierunku. Jak
dobrze widzieć tego skurczybyka! Nic się nie zmienił! Oboje nic się nie postarzeli, a dom
razem z nimi. Wszystko jak za starych dobrych czasów. Poszedłem do mojego pokoju, który
znajdował się na piętrze domu. Popatrzyłem po ścianach, wszystko tak samo. Półki z płytami,
książki i obrazy. Z westchnieniem rzuciłem się na łóżko. Esme dopiero co wyprała pościel
moim ulubionym proszkiem lawendowym. Gdy odpocząłem, najadłem się i porozmawiałem z
rodzicami, postanowiłem odnaleźć Alice i Emmeta. Wyjąłem z kieszeni telefon.
-Alice, gdzie was kurwa wywiało? Taaa… zaraz tam będę.
Tylko jedno im w głowach. Są na jedynej dyskotece w Forks. Mógłbym się domyśleć.
Zapakowałem swoją dupę do Volvo i za chwilę byłem już na miejscu. Ujrzałem ich od razu
siedzieli przy jedynym stoliku jaki znajdował się na dworzu. Ale nie byli sami. Koło Alice
siedział blondyn, który na pierwszy rzut oka wyglądał jakby pomylił czasy i wyszedł z
średniowiecza. Koło Emmeta siedziała blondynka, która piersi prawie wsadziła mu do oczu, a
on głupi tylko się ślinił i uśmiechał głupkowato, aż mi się go żal zrobiło. Wolnym krokiem
podszedłem do nich.
-Oh, Edward! To jest Jasper, a to Rosalie Halowie. Pamiętasz ich, pamiętasz?- Zaszczebiotała
Alice. A tak… Coś mi świta. Kiedy tu mieszkaliśmy były to jedyne normalne dzieci w
okolicy. – Miło mi was poznać ponownie.- Uśmiechnąłem się patrząc kątem oka na
blondynkę. Była niczego sobie, szkoda, że wpadła w oko Emmetowi, chętnie bym się nią
zajął. Zająłem miejsce między nowo tworzącymi się parami.
-Jacob, słuchaj weź Bellę i chodźcie do nas przed budynek. Mamy gości.- Powiedział Jasper
do słuchawki.

Moją uwagę przykuła dziewczyna, która zmierzała do nas z wysokim przystojnym
mężczyzną. Nie była jak zwykła lala, która starała się zwrócić swoim zachowaniem uwagę
wszystkich facetów w okolicy. – Jestem Jacob Black, a to jest Bella Swan.- Moje rozmyślenia
przerwał jej towarzysz. Podałem mu rękę, a nowej dziewczynie posłałem czarujący uśmiech.
- Nie ciesz się tak, bo ci tak zostanie.- Rzuciła w moją stronę. Nie dość, że piękna to jeszcze
ma temperament. No, no. Zajęła miejsce obok Jacoba i nie zaszczyciła mnie nawet jednym
spojrzeniem, aż do samego końca.

Pobyt w Forks zapowiada się kurewsko interesująco.





background image

8








Odcinek 3


BPOV




Jacob pociągnął mnie w stronę wyjścia szepcząc do ucha, że mamy nowych w Forks, z
zazdrością mówił coś o Las Vegas i bogaczach. Zaciekawiło mnie kim oni są i co robią w tak
mało popularnym miasteczku. Ujrzałam ich od razu po wyjściu z dyskoteki. Jasper zawzięcie
dyskutował na jakiś temat z dziewczyną o urodzie elfa. Była taka delikatna i drobniutka.
Wygląda na miłą. Na pierwszy rzut oka stwierdziłam, że są sobą oczarowani. I dobrze, bo
Jasper będąc tyle czasu samotnym robi się nieznośny. Rosalie właśnie zajmowała się drugim
nieznajomym. Bardzo w jej guście. Także sprawiał wrażenie przyjaznego.
-Jestem Jacob Black, a to jest Bella Swan. – Mój przyjaciel przejął inicjatywę zaraz po
dojściu do stolika. Dzięki mu za to bo w stosunku do nowych jestem dość nieśmiała. Jeden z
nowych wstał i podał rękę Jakowi, a do mnie się uśmiechnął. Uroczo się uśmiechnął. Byłam
pod wrażeniem jego oczu. Niebieskie tęczówki zaskakiwały niezwykle głębokim kolorem.
Włosy niechlujnie powyginane na wszystkie strony świata, na grzebień go nie stać, czy co?
Zanotowałam w pamięci, żeby w najbliższym czasie jakiś mu podarować. Hmm, czerwona
koszula, gdzie dwa guziki szarmancko były odpięte i odsłaniały kawałek idealnie zbudowanej
klatki piersiowej. Momentalnie stanął mi przed oczami obraz Jamesa, mojego ex i jednego z
miasteczkowych wyrywaczy. No tak, ten sam styl.
–Nie ciesz się tak, bo ci tak zostanie. – Rzuciłam w odpowiedzi na jego uśmiech po czym
opadłam lekko na ostatnie wolne krzesło obok Jacoba. Edwarda nie zaszczyciłam nawet
jednym spojrzeniem. Nie mogłam. Wystarczył jeden dupek w moim życiu.

Po kilkunastu minutach spędzonych w nowo-starym towarzystwie zerwałam się na nogi i
pobiegłam na dyskotekę, miałam zamiar oderwać się od rzeczywistości, chciałam popłynąć
razem z muzyką, sama nie wiem gdzie… Zawsze w niej znajdowałam ukojenie. Jednym
haustem opróżniłam pół butelki szampana i pogrążyłam się w tańcu.




EPOV


Niech to szlag! Zaczarowała mnie! Miałem na nią taką ochotę, że oddałbym wszystkie
poprzednie dziewczyny za tą jedną! Gdy tylko opuściła swoje miejsce i ruszyła do budynku,
ja ruszyłem za nią. Widziałem jak opróżniła butelkę z szampana. Widziałem jak wkroczyła na
parkiet i zaczęła się wyginać w rytm muzyki. Wyglądała jakby melodia ją prowadziła…
Po godzinie bezczynnego siedzenia i wpatrywania się w Bellę byłem już gorący z pożądania.

background image

9

Wstałem i przemierzyłem kawałek dzielący ją ode mnie. Oczy miała zamknięte. Przez chwilę
przypatrywałem się jej twarzy. Idealna. Ciekawa jaka jest w dotyku? Nigdy nie
interesowałem się takimi błahostkami, nie interesowała mnie to u dziewczyn które zazwyczaj
tylko i wyłącznie pieprzyłem. Po prostu łączył nas dziki sex, nic więcej. Tym razem było
inaczej.

Jej biodra zataczały kuszące koła, bluzka odsłaniała spory kawałek brzucha, co znacznie
pobudziło moje zmysły. Tego było za wiele. Moje dłonie spoczęły na jej ramionach,
otworzyła oczy i spojrzała na mnie. Uśmiechnęła się przebiegle i jej ręce znalazły się na
moich przedramionach, zaczęły sunąć w górę, aby dotknąć mojego karku. Gdy opuszki jej
palców dotarły do celu, po mojej skórze przeszedł dreszcz. Pożądania? Emocji?
Zauroczenia?... Sam nie wiem i szczerze powiedziawszy w tym momencie to się nie liczyło.
Spojrzałem na jej usta. Oblizała je ze smakiem po czym przyciągnęła mnie mocniej do siebie.
Nasze ciała się złączyły niemal w miłosnym uścisku. Chciałem już ją mieć, w tym momencie,
właśnie tutaj. Uśmiechnąłem się łobuzersko i moja twarz zaczęła zbliżać się do jej twarzy.
Byłem już tak blisko, że mogłem policzyć ile ma rzęs okalających jej brązowe oczy. Moje
dotychczasowe pożądanie teraz zmieniło się w palącą moje ciało gorączkę. Już czułem jej
ciepły oddech na swoich wargach. Dzieliły nas tylko milimetry i wtedy w jej oczach
zobaczyłem złość i strach. Jej mała dłoń odepchnęła mnie do tyłu, a sama zniknęła w tłumie.
Chciałem krzyczeć co ona wyprawia, czemu przerwała tak magiczną chwilę, dlaczego mnie
nie chce?! Ale tylko stałem i tępo wpatrywałem się w miejsce, gdzie przed chwilę stała Bella.

Moje ego poważnie ucierpiało, czułem się jak dureń. Do tej pory mogłem mieć każdą
dziewczynę. Nieważne czy była modelką, aktorką, piosenkarką czy też zwykłą miastową
panienką. Same do mnie lgnęły jak myszy do sera. Ale czy w tym wypadku chodziło tylko o
dumę? Nie sądzę… Analizowałem każdą chwilę z Bellą, co zrobiłem źle?

Niech to szlag! Zamieniam się w czułego Emmeta!


BPOV


Wypiłam o wiele za dużo, kołysałam się w rytm muzyki. Pod wpływem kół zataczanych
biodrami, czułam jak bluzka idzie w górę, odsłaniając mój brzuch. Nie przeszkadzało mi to. Z
transu wyrwały mnie gorące dłonie, które wylądowały na moich ramionach. Pomyślałam, że
to jeden z tych napalonych gówniarzy, którzy ślinili się na mój widok, gdy tylko weszłam na
parkiet. Otworzyłam oczy z zamiarem odepchnięcia natręta. Myliłam się. Właśnie tańczyłam
z Edwardem. Zresztą co mi szkodzi? Uśmiechnęłam się, a moje dłonie powędrowały na jego
przedramienia. Poczułam pokusę, aby dotknąć jego nagiej skóry, powędrowałam więc w górę.
Moje palce spoczęły na jego karku. Oblizałam delikatnie usta, które były spierzchnięte w
wyniku gorąca. Chciałam bardziej pogrążyć się w tańcu więc przyciągnęłam go bliżej siebie.
Nasze ruchy się spowolniły, spojrzałam na jego oczy, które były coraz bliżej mojej twarzy i
zobaczyłam w nich nic więcej jak tylko pożądanie. Alkohol i zmęczenie dały o sobie znać.
Złość i strach. Nie chciałam być znów kolejną zabawką, która po chwili zostanie odrzucona w
najdalszy kąt. Nie miałam ochoty na kolejne love story rodem z brazylijskich telenoweli.
Choć jego usta składały mi kuszącą propozycję, ostatnimi resztkami sił odepchnęłam go i
pognałam do damskiej toalety. Chciałam być od Edwarda jak najdalej, by nie popełnić
kolejnego głupiego błędu, którego będę sowicie żałować…

background image

10

Stanęłam przed lustrem, obraz lekko mi się zamazywał, lecz dzielnie spojrzałam w oczy
brunetce, która patrzyła na mnie z politowaniem z drugiej strony.
-Co się tak patrzysz? Niepotrzebne mi w moim życiorysie kolejna dupna pseudo miłość.-
Wyperswadowałam drugiej ja. Odpowiedziało mi milczenie. – Tak masz rację, najlepiej
uciekać się tylko do milczenia.- Zaśmiałam się szyderczo. Poczułam mocne szarpnięcie
żołądka do góry, mdłości… Jeden z wielu niedobrych aspektów picia! W kieszeni zaczął
wibrować telefon. Jacob dzwoni.
-Mogłabyś chociaż podnieść słuchawkę i okrzyczeć mnie, że podasz moją skromną osobę do
sądu z oskarżeniem o pozostawienie cię na pastwę losu pośród facetów, którzy ślinią się aby,
aby…! Skąd mam wiedzieć, czy nie marnuję pieniędzy na rachunki, bo Ty możesz tego nawet
nie słuchać i mieć głęboko w dupie co mam ci do powiedzenia?.- Mówił to tak szybko, że
ledwo nadążałam za jego słowotokiem.- A czy ty w ogóle panno Swan wiesz kto do ciebie
dzwoni? .- Zagryzłam wargę, ukrywając uśmiech. – Absolutnie tak panie Black. – Świetnie,
założę się, że teraz siedzisz w damskiej toalecie, patrzysz się w lustro i pytasz sama siebie
czemu tak dużo wypiłaś!- Uniosłam znacząco brwi. Nie lubię gdy Jacob wie więcej niż mu
mówię.- Skąd wiesz, że piłam? .- Kochana, ja wiem wszystko! Tak się składa, że Edward był
świadkiem tego w jak rekordowym czasie pochłonęłaś szampana. – Zmroziło mnie. W
myślach próbowałam zabić Edwarda za to, że opowiedział całą sytuację. W duchu modliłam
się, że swą opowieść o naszej znajomości skończył w momencie gdy dopadłam się do
alkoholu. – Wiesz Bella? Ten facet sprawia wrażenie, że bardzo żałuje, iż nie mógł ci
towarzyszyć w procentowym manewrze. – Uff nic nie powiedział. ULGA. Nie miałam ochoty
na retrospekcje ze strony Rosalie. – Nieważne. Wszyscy czekamy na ciebie na zewnątrz. Rusz
swoją pupę i przypałętaj się do nas. – Jake, jacy wszyscy? .- No wiesz. Ja, Rose, Jaz, Emmet,
Alice i Edward. – Niech to szlag!

-Wrócę do domu potem, mam ochotę jeszcze tu zostać i potańczyć. Do usłyszenia-
Powiedziałam ufnie i się rozłączyłam.

Okłamałam przyjaciela. Wcale nie miałam ochoty zostać w tej dusznej dyskotece. Dym
zaczynał działać mi na nerwy, szczypały mnie oczy i do tego jeszcze te mdłości…
Ale nie miałam wyboru, tym razem wrócę sama.


















background image

11








Odcinek 4


BPOV


Powolnym i długim ruchem dłoni przeciągnęłam po gładkiej serwetce, którą delikatnie
uniosłam by otrzeć usta. Ich delikatna barwa zarumieniła się jeszcze bardziej gdy
przejechałam jedwabistym materiałem po wargach. Będąc odległą bardziej od aktualnego
czasu pozwoliłam swoim oczom bezmyślnie błądzić lub bez skupienia trwać w jednym
punkcie. Zauważyłam, że oczy Jacoba starannie obserwują moją postać, a on sam z minuty na
minutę coraz bardziej marszczył brwi w wyniku czego utworzyły mu się małe fałdki na czole.
Uśmiechnęłam się do niego, choć nie potrafiłam przypomnieć sobie jak zrobić to sprawnie i w
odpowiednim momencie.
– Jesteś jakaś dziwna.- Szepnął.- Stało się coś?
-Takie tam, zły dzień.- Odpowiedziałam lekceważąco i upiłam łyk wody mineralnej z
podłużnej szklanki znajdującej się przede mną. –Powinienem się domyśleć, że chodzi o
wczorajszy wieczór. Za dużo szampana. Ale podobno alkohol we krwi potrafi poprawić
humor. – Oj, potrafi. – Mrugnęłam znacząco próbując wyrzucić pewną osobę ze swoich
myśli. – Co sądzisz o tych nowych, podoba ci się ktoś? .- Momentalnie moja dłoń ścisnęła
mocniej srebrny widelec, zaczęłam ciężej oddychać. Gdybym tylko mogła, Cullen ostro by
pożałował za obrazy, które właśnie wytwarzała moja wyobraźnia. Na Boga, mam nadzieję, że
się nie czerwienię! – Na jego pytanie zaprzeczyłam szybkim ruchem głowy. – Zastanawia
mnie tylko dlaczego Edward zerwał się za tobą, gdy ty ruszyłaś na dyskotekę?...- Zabrakło mi
powietrza w płucach i aż, sapnęłam głośno, mierząc go brutalnym spojrzeniem. – Pobiegł? .-
Siliłam się, naprawdę się siliłam na spokojny ton, jednak Jacob zaczął mnie denerwować i
robił to coraz częściej.- Nie widziałam go tam.- O jasne. – Powiedział z ironią. – A ja gdy jest
pełnia zamieniam się w wilkołaka i straszę ludzi. – Miałam nieodpartą ochotę roześmiać się,
tak głośno i bez ograniczeń. Śmiać się i śmiać, byle tylko wyrzucić z siebie uczucia, które
rozpierały mnie od środka. A jak na mnie było ich zbyt wiele i do tego nie mogłam ich opisać.
W drodze powrotnej z obiadu Jacob zadawał mi jakieś głupie, nic nieznaczące pytania, jednak
moje odpowiedzi ograniczały się do kiwnięć głową lub cichych pomruków. Koniec
przejażdżki. Samochód zatrzymał się tuż przed domem. Nie czekając na spieszącego się
Jacoba pchnęłam drzwi i wyszłam na parking. Zlekceważyłam jego osobę, mówiąc ciche
„cześć” i zwyczajnie ruszyłam do drzwi, gdzie on stanął mi na drodze. Przewróciłam oczami i
założyłam ręce na piersi. - Jeśli zdenerwowałem cię czymś, przepraszam, ale naprawdę nie
wiem, co takiego palnąłem - powiedział, próbując rozplątać moje ramiona. – Nie, nie chodzi o
to…- Mruknęłam, wyklinając go w myślach.- Mam zły dzień, marzę tylko o łóżku… -
Dostrzegłam jego chytry uśmieszek, kiedy bez pośpiechu, lecz stanowczo, przyciągnął mnie
do siebie i szczelnie otoczył ramieniem. Czułam się mało komfortowo, gdyż klamra od paska
mojego „przyjaciela”, nieprzyjemnie wbijała mi się w brzuch. Już brałam pod uwagę
poinformowanie go, żeby zabierał części garderoby od mojego ciała, gdy on obrócił mnie,
oparł o frontowe drzwi i zaczął namiętnie całować. Z zaskoczenia otworzyłam usta

background image

12

jednocześnie czyniąc największy błąd w mojej całej żałosnej egzystencji. Zawartość żołądka
podeszła mi do gardła, podczas gdy jego język wirował bardzo finezyjnym ruchem po moim
podniebieniu. Całą siłą ciała odepchnęłam go, marząc o tym, że to co się dzieje to fikcja.
Jacob jak gdyby nigdy nic nadal do mnie przylegał. - Co powiesz na to, by nasz obiad
przeciągnął się, aż do kolacji połączonej ze śniadaniem? – wyjęczał mi do ucha, jakby
przeżywał ostatnią fazę orgazmu.
- Jaa-a-a.- Przeciągnęłam sylabę gdy jego ręka wkradła się pod kusą sukienkę i powędrowała
po udzie do góry. Odchrząknęłam, cofając się – Bardzo ciekawa propozycja, ale niestety
jestem zmuszona odmówić. – Uśmiechnęłam się i wdzięcznie dygnęłam nóżką, by raptownie
się odwrócić i zniknąć za drzwiami, zanim Jacob zorientuje się co się dzieje. Zasunęłam
zamek i przekręciłam klucz w drzwiach, jednak nie usłyszałam żadnych prób wtargnięcia do
środka, a po kilku minutach ruch kół samochodu rozbrzmiał i zniknął tak szybko, jak się
pojawił. Otrząsnęłam się, by za chwilę podskoczyć na widok Jaspera, który wynurzył się z za
firanki. Jego mina wyrażała wszystko to czego nie chciałam usłyszeć. – Ja cię proszę, ty nic
nie mów…
- Jesteś tylko głupia.- Stwierdził wzruszając ramionami.
-Co za wsparcie. Nie ma co. A zresztą czy wyskoczenie na obiad z „przyjacielem” jest aktem
głupoty?
– W twoim przypadku największym, bo –primo- mdli Cię na samą myśli o narządach jego
jamy gębowej, secundo - zamknęłaś mu drzwi przed nosem po, jak mniemam, baaardzo
udanym obiedzie, który skończył się... - zerknął na zegarek. – Godzinę wcześniej niż w
rzeczywistości powinien, tertio – Jak patrzyłem na wasze pożegnanie, nie wyglądaliście jak
para dobrych przyjaciół tylko… -Skwitowałam jego mowę milczeniem. Miał rację. – Lepiej
skończ filozofować i pomyśl razem ze mną co z nim zrobić? – Szczerze mówiąc maleńka nic
mnie to nie obchodzi, zaplątałaś wszystko dwa razy za dużo, więc teraz zacznij rozplątywać.
Sama. Ze złości zacisnęłam wargi, słysząc jak Jasper cicho pogwizduje.



EPOV


Dzień nie zaczął się jakoś wyjątkowo. Właściwie to zataczał się jak każdy nudny, parny
poranek w sierpniu, który przynosił kolejne promienie słońca i litry potu. Emmet spokojnie
pił kawę narzekając na upały, które go wykańczały i specjalnie nie przejął się widokiem, gdy
stałem przed lustrem i wybierałem bluzkę, przykładając każdą po kolei prowizorycznie do
mojej klatki piersiowej. Może i coś tam majaczył pod nosem, gdzie to szanowny pan się
wybiera, ale nie zwróciłem na to uwagi i nie zamierzałem uraczyć go odpowiedzią.
Obserwował mnie gdy z niebywałą dokładnością przeczesywałem włosy. Emm spojrzał
jeszcze raz na zegarek, zastanawiając się gdzie zamierzam jechać o jedenastej rano w
sobotnie popołudnie, przesadnie wyszykowany. Mruknął coś pod nosem o zanieczyszczaniu
środowiska freonami, gdy wyperfumowałem się zbyt dużą ilością męskiego dezodorantu i
oparł głowę na dłoni.
- Ciocia Hannah przyjeżdża?
- Ja nic o tym nie wiem. – Odparłem jeszcze raz wygładzając materiał bluzki na którą w
końcu się zdecydowałem.
- To gdzie się tak stroisz? W Forks dziewczyny o tej porze jeszcze śpią, także odpuść sobie.
Żadnej foczki nie wyrwiesz.

background image

13

– Może jakaś sztunia się nawinie, a jak nie to zabiorę Alice na zakupy. - Właśnie w tym
momencie Emmet wypluł zawartość swoich ust, po czym zaczął się teatralnie dusić, kaszleć i
tracić oddech. Uniosłem brew i spojrzałem na niego z lustrzanego odbicia.- Coś nie tak?
- Edward. Ty nienawidzisz zakupów, choć jesteś modelem. – Zauważył trzeźwo. – Nigdy nie
widziałem byś z własnej woli, wszedł do centrum handlowego. – Skubaniec miał rację,
nienawidziłem całego tego główna. - Ja może i nie, ale Alice owszem. Poprosiła mnie, żebym
z nią poszedł, więc idę. Wiesz jaka ona jest.- Emmet przybrał dziwny wyraz twarzy. - Toż to
żmija na obcasach i z makijażem - szepnął. – Zamieni mojego jedynego brata w pudelka. –
Wyszczerzyłem do niego zęby. Gdy poszedłem do przedpokoju w celu założenia białych
adidasów, on poszedł za mną. Oparł się plecami o futrynę i uważnie zaczął mi się przyglądać.
– Ciekawi mnie po co to do cholery robisz? Mnie siłą Alice nie zaciągnie na zakupy. Choćby
nie wiem jakby się starała. – Powiedział z bojową miną i z ukrywaną dumą. Przez chwilę
zastanawiałem się czemu się zgodziłem, gdy sumienie krzyknęło „Bella!” … Miałem
nadzieję, że może Alice zabierze nową koleżankę na zakupy, bo miałem nieodpartą chęć
znów popatrzeć na jej kształtny tyłek i poczuć palącą moje ciało gorączkę. Nie chciałem sam
przed sobą się przyznać, że ta laska działała na mnie jak magnes. I co raz bardziej zaczęło mi
się podobać to, że z nią nie będzie tak łatwo. Nie odda mi się jak pierwsza lepsza tylko tym
razem będę musiał mieć jakiś skuteczny plan działania.

Alice chciała skrzętnie wykorzystać czas jaki dano jej spędzić w moim towarzystwie.
Opowiadała więc o wszystkim, o czym tylko mogła: O zakupach, o Jasperze, o wakacjach, o
Jasperze, o nowej płycie i znów o Jasperze. Kiwałem z potakiwaniem głową, nie chcąc
przerywać jej jakże fascynującej wypowiedzi. Gdy przejeżdżaliśmy obok jednego z domków
jednorodzinnych wtedy ją ujrzałem. Obiekt mojego pożądania. Bella w krótkiej, niebieskiej
sukience, która idealnie była dopasowana do jej cery i włosów opierała się o drzwi, a chłopak
który namiętnie ją całował napierał na nią całym swym ciałem. Moje długie, blade palce
zacisnęły się mocniej na czarnej kierownicy, by przez jasną skórę przebiła się biel kości.
Zamaszystym ruchem odgarnąłem włosy opadające mi na czoło i przycisnąłem mocniej pedał
gazu. Nie wiedziałem, że Bella ma chłopaka. Poczułem złość, bo wiem, że to znacznie
pokomplikuje moje plany w stosunku do niej, ale postanowiłem się tym zbytnio nie
przejmować.

Edward Cullen zawsze dostaje to, czego chce.
















background image

14











Odcinek 5



BPOV



W środku nocy obudziłam się z myślą, że jutro Jacob obchodzi swe osiemnaste urodziny. Po
ostatnich wydarzeniach, a dokładniej po ostatnim wydarzeniu miałam mętlik w głowie, który
z dnia na dzień stawał się coraz większy. Nawet rozważałam pomysł, aby się rozchorować na
jutrzejszą imprezę. Jednak postanowiłam, że muszę stawić czoło całej tej sytuacji i po za tym
miałabym sobie za złe, że nie było mnie na osiemnastych urodzinach mojego przyjaciela na
dobre i na złe. Choć ostatnio kwestia określenia Jacoba słowem „przyjaciel” wisiała na
włosku.
Po ostatnim incydencie to miano powinnam mu odebrać bezpowrotnie. Jeden pocałunek
zatrząsł całą codziennością i wszystkimi otaczającymi mnie normami.
W myślach zaczęłam układać mowę na okazję, jaką była super ciężka rozmowa z Jacobem na
temat naszych uczuć. Właściwie co ja do niego czułam? Lojalność, sympatię, przywiązanie,
Umm.. przyjaźń. Jak gdyby wszystko razem zsumować, równa się – Zero szans na miłość.
Więc powiem: „Jacob, sorry ale jesteś dla mnie jak brat więc nigdy nie będziemy razem w
tym sensie w jakim byś chciał. Nie licz także na łóżkowe eskapady, bo nie pieprzę się z
przyjaciółmi.”
Na zegarku wybiła godzina trzecia. Momentalnie pomyślałam o filmie „Egzorcyzmy Emilly
Rose” , a moje serce szybciej zabiło. Otuliłam się szczelnie puchową kołdrą, by nie patrzeć na
mój pokój. W nocy wyglądał strasznie ponuro. Sara szafa była uchylona i pogrążona w
mroku, a okno między podmuchami wiatru, złowieszczo skrzypiało, na co moja wyobraźnia
zareagowała i do głowy zaczęły nadchodzić przerażające sceny.
Stuk Puk. Wynurzyłam jedno ucho z pod kołdry. Stuk Puk Puk. Odsłoniłam połowę twarzy i
spojrzałam w ciemność. Nic nie dostrzegłam. Puk Stuk Puk. Dźwięki najwyraźniej dochodziły
z dołu. Było to zdecydowanie szuranie butów więcej niż jednej osoby.
Rozległo się skrzypienie schodów, ktoś wchodził na górę. Złapałam kij baseballowy, który na
wszelki wypadek spoczywał koło mojego łóżka i zaczaiłam się do drzwi prowadzących na
korytarz. Odgłos kroków był coraz bliżej, więc przyjęłam odpowiednią pozycję. Gdy tylko
nic niespodziewająca się postać przekroczyła próg mojej sypialni, siłą umysłu i ciała,
przywaliłam napastnikowi w łeb, wydając przy tym okrzyk, który z pewnością nie należał do
ludzi cywilizowanych.
Chciałam szybko światło w celu przyjrzenia się osobie, którą właśnie być może zabiłam,
jednak ktoś mnie uprzedził. Jasper, którego ujrzałam stojącego przede mną miał tak samo

background image

15

zdezorientowaną minę jak ja. Musiałam jednak wyglądać wyjątkowo komicznie, bo po chwili
wybuchnął donośnym śmiechem.
Zaraz… Jeżeli to Jasper był w moim domu, nie żaden włamywacz, morderca czy gwałciciel,
to który z jego towarzyszy leży teraz nieprzytomny na podłodze?
Ze strachem odwróciłam się w stronę bezwładnie leżącego ciała.
– NIECH TO SZLAG!
Edward. Poprawka: Nieprzytomny Edward. Z nerwów nawet nie pamiętałam, gdzie leżą sole
trzeźwiące.
Zajęłam miejsce obok niego na podłodze.
- Hej, Edward! – Powiedziałam płynnie, choć zanim to zrobiłam przełknęłam ogromną gulę,
zalegającą w gardle. Nie widziałam go od czasu dyskoteki, kiedy nasze ciała połączyły się w
tańcu. Szybko starałam się usunąć to wydarzenie z pamięci. Zapamiętałam go Ala ’Jamesa i
nie chciałam mieć z nim nic do czynienia. Mimo to poczułam dziwne ukłucie w żołądku gdy
dotknęłam jego ramienia.
- Wstawaj. – Szepnęłam. Jaspera jakieś dziesięć minut temu wysłałam do swojego domu, aby
przyniósł sole trzeźwiące w razie, gdyby Edward długo się nie budził. Jeszcze nie wracał.
Dziwne. Nachyliłam się nad jego twarzą, aby sprawdzić czy nie ma żadnego siniaka albo
guza. Gdy nasze twarze dzieliła od siebie minimalna odległość, Edward otworzył oczy. Przez
chwilę zatonęłam w jego niebieskich tęczówkach.
- Ja chciałam zapytać, jak się czujesz... bo ja... no po prostu pomyślałam, że cię zabiłam.
- Jest okey.- Jednym ruchem chwycił mnie w tali i położył na sobie. – Tak chciałbym się
budzić z każdego snu.
- Pieprz się. – Próbowałam wstać, nie patrząc nawet w jego kierunku. Jednak znów mnie
zatrzymał.
- Nie wściekaj się, nie mogłem się opanować. Żałuj, że nie widziałaś swojej zdezorientowanej
miny, gdy otworzyłem oczy. Pewnie miałaś nadzieję, że zabiłaś mnie… właściwie to czym
dostałem? – Wstając, przeczesywał włosy, jak mniemam w poszukiwaniu guza.
-Ach tak? – Pokazowo uniosłam jedną brew do góry i wskazałam na kąt gdzie leżał
porzucony dowód zbrodni, metalowy kij. – Wiem Bella, że mnie nie lubisz, ale to to już była
lekka przesada. Chociaż muszę przyznać, że zamach to ty masz niezły. – Powiedział z
nieukrywanym podziwem. – Ale ja cię nie nie lubię! To znaczy… - Przez chwilę
zastanawiałam się co właściwie myślę o chłopaku stojącym przede mną. Przeszłam już chyba
wszystkie fazy emocjonalne podczas naszych, raptem dwóch spotkań. Najpierw zauroczenie,
potem rozczarowanie, złość, pożądanie, a teraz nawet strach, że go zabiłam. Byłam zła na
niego, że pojawił się w Forks, a teraz… na szczęście żył, i byłam mu za to wdzięczna. Czułam
się winna.
- Porozmawiajmy tak bez zobowiązań, tak normalnie. Może... może usiądź? – Wskazałam
głową na puste łóżko. – Chcesz coś do picia? – Zapytałam gdy tylko zajął miejsce. Kiwnął
głową – Chętnie napiłbym się herbaty, najlepiej z sokiem malinowym. – Oh, okey. Rozgość
się, zaraz wracam. – W kuchni zaparzyłam dwie herbaty. Jedną dla mojego gościa, taką o jaką
prosił, a drugą dla mnie. W międzyczasie wystukałam sms-a do Jaspera.

Rusz swoje kościste cztery litery, zanim towarzystwo Edwarda zacznie mnie irytować.

Nowa wiadomość tekstowa.

Nic z tego. Matka mnie uziemiła.

Skrzywiłam się. Chyba się pogniewamy.

background image

16

Jaz! Już nie żyjesz! Porozmawiamy jutro!

Za minutę dostałam odpowiedź.

Cała Ty! Musisz Edwardowi wynagrodzić to, że go prawie zabiłaś! I pociesz się tym, że to nie
Jacob i jego narządy gębowe. Miłej zabawy!

Zaklęłam po cichu, obrzucając blondyna wszystkimi wyzwiskami, jakie tylko przyszły mi na
myśl.
- Stało się coś? – Baryton Edwarda wyrwał mnie z wymyślania zemsty.
- Nie, nic. Chodźmy na górę. Jutro są urodziny Jacoba, wiesz coś o tym? To znaczy czy
będziesz na jego urodzinach?
- Coś mi się o biło o uszy, ale nie wiem czy powinienem się tam zjawić.
- Dlaczego? – Spytałam, przekrzywiając jedną brew.
- Nie przypadliśmy sobie do gustu… Miał miejsce jeden głupi incydent, na który zupełnie nie
miałem wpływu. – Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem. – Nie chciałbym o tym
opowiadać, to głupie. – Powiedział z miną niewiniątka. – Och, powiedz. – Wywrócił oczami.
- No powiedz. – Poprosiłam go błagalnym tonem. To zawsze działa.
- No dobrze, a co dostanę w zamian? – Odparł.
- Jeśli mi powiesz, co się wydarzyło. Ja zdradzę ci jeden niezręczny sekret związany z
Jacobem. Umowa stoi? – Zaaprobował mój pomysł przez kiwnięcie głową. Zajęliśmy
wygodne miejsca na łóżku w mojej sypialni, trzymając w rękach kubki z ciepłą herbatą.
W pokoju paliła się tylko jedna mała lampka co sprawiało, że nie widzieliśmy dokładnie
naszych twarzy, do tego po całym pomieszczeniu rozchodził się aromat maliny pomieszanej z
miętą co wprowadziło mnie w dobry nastrój.
- Więc gdy ostatnio byłem z Alice w centrum na zakupach, zaczęła się do mnie migdalić
pewna dziewczyna. Zupełnie nie była w moim typie. Przysiadła się do nas w kafejce i zaczęła
rozmowę. Dowiedziałem się, że jest z La Push i przyjechała na zakupy z młodszym bratem i
starszą siostrą. Miała na imię Rachel. – Na moją twarz wstąpił grymas. Nie przepadałyśmy za
sobą, była strasznie wredna. Zupełne przeciwieństwo swojej siostry Rebeccy.
- Zachowywała się jakby wpoiła sobie miłość do mnie. Mówiła coś o dalszym życiu ze mną i
pytała się mnie czy wierzę w przeznaczenie. Usiadła mi na kolanach, otaczając swoimi
nogami mój tors i wepchnęła język do ust.- Poczułam dreszcz przebiegający po moim ciele.
- Zachowywała się jak popieprzona kretynka, która co dopiero uciekła z wariatkowa. Nagle
poczułem szarpnięcie i wylądowałem na podłodze. To wtedy było moje drugie spotkanie z
Jacobem. Gdy zobaczył, że całuje się z jego siostrą, choć prawda była odwrotna, bo to ona
mnie całowała, wpadł w szał i zaczął coś wrzeszczeć, żebym nigdy nie zbliżał się do żadnej z
jego sióstr, bo nie chce mieć do czynienia z kolejnym skurwielem. Zaśmiałem mu się prosto
w twarz. I Tak to się skończyło. – Wiedziałam, że Rachel jest głupia, ale nie wiedziałam, że
jest zdolna do urządzenia takich scen w miejscu publicznym. Więc wybałuszyłam tylko oczy,
gdy zakończył swą wypowiedź.
- A Ty, co chciałaś mi powiedzieć o Jacobie? – No tak czas na mnie.
- Ach… umm… no więc ostatnio Jake zabrał mnie na obiad. – Nie zamierzałam nic
wspomnieć o obrazach nakrapianych erotyką, nasuwanych przez mój umysł z Edwardem w
roli głównej. – Zaczął działać mi na nerwy więc w drodze powrotnej w ogóle nie
rozmawialiśmy. To znaczy ja milczałam, a on mówił. Gdy zajechaliśmy pod dom, szybko
ruszyłam w kierunku drzwi, kiedy on staranował mi drogę. Wszystko potoczyło się tak
szybko! Przytaszczył mnie do drzwi i zaczął całować. Zaproponował mi, abyśmy
nadchodzącą noc spędzili wspólnie. Ugh, to było obrzydliwe. – Edward zachichotał. Czułam

background image

17

jak moje policzki się rumienią, a gdy zobaczyłam, że się na mnie gapi odruchowo
przygryzłam dolną wargę.
- Popieprzona rodzinka. Siostra wariatka, a Jacob zboczeniec. – Przytaknęłam.
Nastała niezręczna cisza. Gdy spojrzałam na chłopaka, uświadomiłam sobie, że zasnął.
Powieki miał zamknięte, a jego klatka piersiowa unosiła się rytmicznie. Nagle z jego ust
wydobyło się ciche westchnienie, obwieszczające, że to co mu się śni, na pewno nie jest
koszmarem. Ułożyłam się koło niego, jednak w bezpiecznej odległości. Spojrzałam ostatni
raz na twarz chłopaka.

Jego wargi były ułożone na kształt uśmiechu.






EPOV


Uśmiechnąłem się szeroko do jasnego promienia słońca, który padł na moje zamknięte
powieki, ogrzewając twarz. Naprężyłem mięśnie rąk i nóg, przeciągając się z cichym
pomrukiem. Dość duży materac łóżka pozwalał na wszelkie kombinacje, miejsca nie było
brak. Kokosiłem się na nim kilka minut, czerpiąc niebywałą przyjemność z nagrzanego
prześcieradła okrywającego łóżko. Zanim otworzyłem oczy, wziąłem głęboki oddech i
westchnąłem, zakładając ramiona za kark. Rozglądając się na prawo i lewo, upewniłem się, że
nadal znajduję się w sypialni Belli. Pierwszy raz spędziłem noc z dziewczyną – Na spokojnie.
Zero seksu, zero pocałunków lub przytulania. I muszę przyznać, że nie przeszkadzało mi to.
Dobrze czułem się w jej towarzystwie. Powinienem mieć jej za złe to, że zostawiła mnie już
drugi raz. Najpierw na parkiecie, a teraz w łóżku. Odruchowo przesunąłem lewą dłonią po
wygniecionej poduszce, zaciskając na niej palce. Zszedłem po schodach. Zbyt długie nogawki
spodni, plątały się przy stopach, nie przeszkadzało mi to, idąc nuciłem pod nosem jakąś znaną
melodię. Bella ubrana w szorty i podkoszulek siedziała przy stole w kuchni, wertując
wzrokiem złożoną, kolorową gazetę, a para unosiła się z nad kubka gorącej herbaty, jak
mniemam z miętą, ginąc w jej gęstych włosach.
- Dzień dobry. – Wyszeptałem jej do ucha, na co podskoczyła przerażona.
- Chcesz mnie zabić, człowieku? – Warknęła w moją stronę.
- Aż, tak strasznie wyglądam rano? – Spojrzałem na nią z udawanym strachem. Chyba trochę
się udobruchała. Przez kolejne dwadzieścia minut prowadziliśmy rozmowę jak para dobrych
znajomych, zajadając kurewsko dobre, chrupiące tosty z szynką i żółtym serem, które nam
przygotowała. Towarzyszyło nam ciche przyjemne, bulgotanie czajnika, w którym gotowała
się woda na kawę.
Nagle wydarzyło się kilka rzeczy na raz. Na podjeździe przed domem zatrzymał się
samochód. Bella zerwała się z krzesła z wyrazem przerażenia na twarzy, zaczęła chaotycznie
wymachiwać rękami, przez co dostałem z łokcia w nos. Szybko złapałem się za niego, aby
zatamować krwawienie. Przez głowę ściągnąłem koszulkę, bo nie chciałem mieć jej całej we
krwi. Nagle zauważyłem, że Bella się krztusi. Nadal wymachując rękami, wskazała na drzwi
frontowe.
- Chyba nie chcesz, żebym zostawił cię w takiej chwili?! – Dziewczyna nie mogąc już prawie
zupełnie oddychać usiadła na podłodze. Podbiegłem do niej i złapałem ją od tyłu i zacząłem
ściskać jej przeponę. –Bella! Zaraz będzie po wszystkim!

background image

18

Usłyszałem odgłos otwieranego zamka, co niezmiernie mnie zdziwiło. Do kuchni wpadł
policjant, mierząc we mnie bronią. Teraz zdałem sobie sprawę jak przedstawia się sytuacja w
której się znaleźliśmy. Byłem cały wymazany w krwi, która nie tylko znajdowała się na moim
nagim torsie, ale także podłoga była cała ubrudzona w „czerwonej farbie”. Obejmując Bellę w
ten sposób w jaki ją obejmowałem, wyglądało to tak co najmniej jakbym ją dusił. Spojrzałem
ostatni raz na złowrogo nastawioną twarz policjanta.
-ZOSTAW MOJĄ CÓRKĘ!!! - Z jego gardła wydobył się głośny ryk.


Oho, właśnie poznałem tatuśka.

Odcinek

6



EPOV



Dlaczego nikt mi nie powiedział ?! – Krzyczał bez opamiętania. – Jestem twoim bratem!
Powinienem wiedzieć! Mogłeś zadzwonić, wysłać maila, zrobić COKOLWIEK, ale ty
udawałeś człowieka, który panuje nad sytuacją! CZY TY JESTEŚ NIENORMALNY? Wiesz
na co się naraziłeś ?!
- Agh, Emmet. Czy ty mógłbyś się zamknąć? Zrozum, siedziałem w celi osiem godzin. OSIEM
GODZIN. Dopiero co zasnąłem, a taki głupowaty goguś jak ty wpada tutaj ze zranioną dumą, budząc
mnie, bo ja-nic-nie-wiedziałem?! To co się stało to nic strasznego! Bella wcale nie umiera, a dzięki jej
ojcu, który zabawił się w supermana, to ja jestem znów poszkodowany! Spójrz tu, no spójrz. –
Podszedłem do niego wskazując na moje zazwyczaj piękne oko, które teraz zdobiła wielka fioletowa
śliwa. -Więc oszczędź sobie przemowy, bo Cię walnę. – Uderzyłem paluchem w klatkę Emmeta, co
doprowadziło go do zupełnego zapowietrzenia.
- Dobra, już dobra! Poniosło mnie, luuuz – Pociągnął swoją koszulkę w dół, naciągając ją
prawie do połowy ud. Wyglądał trochę na zagubionego - Czyli... nie wzywać wojska?
- Pewnie, że nie – Powiedziałem z naciskiem, wytrzeszczając na niego śmiesznie oczy.
- I Ty już nie wrócisz do więzienia i z Bellą wszystko dobrze? Czyli, że wszystko jest okey?
- Ja w najbliższym czasie nie planuję wrócić do celi, natomiast z Bellą gorzej. Ma szlaban.
- Ale Bella nie może mieć szlabanu! – wypalił. – A to niby dlaczego?
- Bo ona musi być na urodzinach Jacoba! – W jego oczach znów pojawił się strach - Nie
może tego opuścić, nie może.
- Jakiś racjonalny powód?...
- Eee... - Zmarszczył brwi. - Czekaj no. Mam to na końcu języka. Moment, chwila! - Zaczął
dreptać w kółko, zawzięcie tupiąc nogami. - Uuu! Wieeeem! To jest przecież osiemnastka jej
prawie najlepszego przyjaciela! - Krzyknął entuzjastycznie, podskakując.

Hałas to coś, co by mi się teraz bardzo przydało. Brakuje mi tego. Głośnej muzyki,
papierosowego dymu, przelotnych spojrzeń. To coś za czym tęsknię odkąd się znalazłem w tej
małej mieścinie.

.

- Cholera, Edward. Nie myślisz chyba, że komendant Charlie będzie zadowolony na twój
widok?

background image

19

- Nic się nie bój! Nawet się nie spostrzeże, a ja już będę w sypialni Belli. - Odpowiedziałem
Emmetowi.
- Stary, nie lepiej załatwić to, dzwoniąc do niej? - Próbował przemówić mi do rozsądku. Bez
skutku.
- Pieprzyć to! - Wykrzyknąłem. - Idę. Życz mi szczęścia.
- Jasne, do zobaczenia. - Widzimy się w La Push! - Rzuciłem na odchodne, zmierzając w
stronę podwórka Belli. Udało mi się cicho przedostać na tyły domu. Połowę drogi miałem za
sobą, najgorsze przede mną. Spojrzałem w górę. Rolety w dużym przestronnym oknie, były
zasłonięte, a przez nie przebijało się światło, palące się w jej pokoju. Nie spała. Nigdy nie
pozwól, aby strach przed działaniem wykluczył Cię z gry.
Powtórzyłem po raz ostatni w
myślach przysłowie często powtarzane przez Alice. Było to jedno z tych, które nieznacznie
zachęcały mnie do działania. Zręcznie obiema dłońmi złapałem się gałęzi należącej do dużego
drzewa rosnącego pod jej oknem. Całą siłą podciągnąłem się wyżej i usiadłem na niej. Nie
było to zbyt wysoko, ale i tak szaleńczo się bałem. Gdybym upadł narobiłbym mega hałasu,
jednocześnie wyciągając szeryfa z domu, czego bardzo, ale to bardzo nie chciałem.
Wykonałem znak krzyża i kontynuowałem wspinaczkę.
Gdy dotarłem do okna, próbowałem dopatrzeć się sylwetki majaczącej za nim. Niestety
nikogo nie ujrzałem. Wsadziłem rękę w przerwę pod oknem i pchnąłem je do góry. Ustąpiły
bez trudu. Rozejrzałem się ostatni raz po pokoju, dłuższej chwili przyglądając się szafie.
Miałem nadzieję, że za moment nie wyskoczy z niej Char-Super-Man z karabinem
maszynowym.
I tak na wszelki wypadek postanowiłem do listy najbliższych zakupów donotować kamizelkę
kuloodoporną.

Skoczyłem na podłogę, mając nadzieję, że nie narobiłem przy tym większego hałasu. Jak
dobrze czuć stały grunt pod nogami.
Na dole słyszałem komentarze spikerów, co oznaczało,
że pan domu najwyraźniej ogląda mecz. Postanowiłem poczekać na Bellę, więc wygodnie
rozłożyłem się na jej łóżku. Powąchałem kołdrę, przyjemnie było czuć jej zapach. Zaśmiałem
się z samego siebie. Zachowywałem się jak zboczeniec, który włamuję się do pokoju
dziewczyny i zaczyna wąchać jej pościel.
Miałem teraz okazję przyjrzeć się bliżej jej sypialni. Przy drzwiach stała duża, mahoniowa
szafa, z malowanymi kwiatami, wyglądała jakby miała co najmniej sto lat. Choć była już
stara, zniszczona i farba nieładnie się łuszczyła, widać było, że ma swą historię.
Podejrzewam, że przed Bellą należała jeszcze do prababci, albo kogoś w tym rodzaju. Po
całym pomieszczeniu walały się jakieś pamiątki z dzieciństwa, które zazwyczaj normalni
ludzie magazynują na strychu, choć tam te przedmioty pokrywa tylko kolejna warstwa kurzu,
pogłębiając ich przeszłość. Można by powiedzieć, że pokój był wyraźnie podzielony na dwie
części. Na jednej stronie, na ścianie znajdowała się korkowa tablica o dość dłużej
powierzchni, pokryta cała zdjęciami. Duże, szare oczy błyskały z każdej strony, a kasztanowe
włosy lśniły nawet w półmroku pokoju. Z drugiej strony walały się porozwalane kartony
rysunkowe, pogniecione kartki i mnóstwo ołówków i kredek.
Wstałem z łóżka i leniwym krokiem podreptałem w kierunku biurka. Zaciekawiła mnie
książka, która leżała okładką do góry.
"Pamiętnik nimfomanki" -No, no. - Szepnąłem sam do siebie. Nie spodziewałem się, że Bella
może czytać takie książki. Prędzej bym ją posądził o "Wichrowe Wzgórza" czy coś tego
pokroju. Otworzyłem książkę na stronie, gdzie znajdowała się zakładka.

"14 kwietnia 1997
Zachwycam się intensywnością naszych spotkań. Rafael daje mi tyle szczęścia, że sam chyba
tego nie podejrzewa. Motywuje mnie i inspiruje.

background image

20

Za pierwszym razem, gdy się spotkaliśmy, zastanawiałam się, czy jego skóra jest słonawa, czy
nie. Później odkryłam, że pachnie jak laska wanilii, taka której używa się do aromatyzowania
potraw (...)"

Obok czcionki, zauważyłem pismo Belli. Na górze strony napisała literę "C", a na dole literę
"E".

Odłożyłem książkę na swoje miejsce, a do ręki wziąłem pierwszy szkicownik jaki wpadł mi w
oko. Jak widać Bella miała nadzwyczaj artystyczną duszę.

Na pierwszej stronie widniał podpis "Bella Swan". Przekręciłem na drugą. Rysunek był
idealny. Dziewczyna zdecydowanie miała talent. Ujrzałem Bellę, tylko trochę starszą. Jej
oczy błyszczały szczęściem, a usta unosiły się w szerokim uśmiechu. Napis w prawym
dolnym rogu wyjaśnił mi, że się pomyliłem. Kobietą na rysunku wcale nie była Bella, tylko
prawdopodobnie jej matka, Renee Swan. Następne rysunki przedstawiały z kolei Charliego,
Jaspera Rosalie, Jacoba i ku mojemu zaskoczeniu - MNIE!
Gdy dokładnie przyglądałem się swojej osobie, drzwi otworzyły się na oścież.

Bella mnie zobaczyła, a jej oczy przybrały rozmiar co najmniej talerzy deserowych, gdy jej
wzrok powędrował na moje dłonie i spostrzegła co w nich trzymam, otworzyła usta, jednak za
chwilę je zamknęła. Zabrakło jej słów. Zachichotałem. Na jej policzki wstąpiły rumieńce.
- Do diaska! Co ty tu robisz? - Prawie krzyknęła. - B ą d ź ciszej kobieto. A tak w ogóle to
liczyłem na choć trochę kultury i na jakieś ciepłe przywitanie. Nie pogardziłbym także
zwykłym "Cześć" - Odparowałem.
- Cześć. Jeśli liczysz na jakieś mini sex party to... - Przerwałem jej - Zapomnij, nie
przyszedłem tutaj po to... ale tak właściwie możemy kiedyś spróbować tych rzeczy z twojej
ulubionej książki - Skinąłem głową na biurko - I jeśli jestem twoim ulubionym obiektem do
rysowania. Mogę zapozować ci nago. - Wykonałem gest zdejmowania spodni, wydając przy
tym gardłowy dźwięk -Arghhhh. - Nie szalej tygrysie, a teraz się wynoś - Podeszła do mnie,
wyrywając mi z ręki szkicownik.
- Ani mi się śni. - Usiadłem na łóżku i zapaliłem papierosa, którym od dłuższego czasu
bawiłem się w dłoniach. Zamknąłem oczy, pozwalając jednocześnie by dym miło drażnił me
podniebienie.


BPOV



- Hej, Edward. - Zamaszystym ruchem zwaliłam wszystko z szafki nocnej. Jego powieki
powolnym tempem uniosły się do góry i spojrzały na mnie. Zmierzył mnie wzrokiem od góry
do dołu, a jego usta rozszerzyły się ukazując rząd równych, śnieżno-białych zębów. Nim
zdążyłam zareagować jego silne ręce powędrowały szybko w moją stronę. Złapał mnie w
pasie i przysunął do siebie, umieszczając mnie na swoich kolanach. Siedzieliśmy na wprost
siebie więc nasze czoła i nosy stykały się, a na ustach czułam jego ciepły oddech. Mimo
półmroku mogłam dostrzec błysk w jego oczach, a gdy rozpiął pierwszy guzik mojego
czarnego sweterka, w pokoju zrobiło się niezrozumiale gorąco. - Przestań. - Szepnęłam, gdy
kolejne guziki ponowiły los pierwszego, a jego dłonie znalazły się na moim brzuchu i
biodrach. Gdy zaczął opuszkami palców, delikatnie pieścić okolice pępka, nie panując nad

background image

21

sytuacją, z moich ust wydobyło się głębokie mruknięcie, a plecy bez udziału mojej woli
wygięły się w zgrabny łuk. Mój niezwykle wiotki kark huśtał się to w prawo, to w lewo, jak
gdyby został pozbawiony twardej konstrukcji z kości, a palce zacisnęły się bezwiednie w
pięści, gdy przytulił mnie mocno do siebie. Moje dłonie, które znajdowały się pod jego
koszulką, rysując fikuśne wzorki na jego plecach, momentalnie zamarły, gdy zorientowałam
się, że jego usta są w bardzo niebezpiecznej odległości od moich ,a jego dłonie wylądowały
na moim tyłku.
- Co ty wyprawiasz? - Zapytałam nagle, przerywając brutalnie namiętną atmosferę.
- Bella, no ja cię proszę! - Edward morderczo zmrużył powieki, żując własny język.
Nieumiejętnie zaczęłam zapinać swój sweter. Gdy byłam przy ostatnim guziczku, Edward
zaczął rozpinać pierwszy, a gdy zaczęłam je od nowa zapinać, on dalej je rozpinał.
- Czy ty nie rozumiesz aluzji zapinania tych przeklętych guzików? Nie mam najmniejszego
zamiaru uprawiania z tobą seksu w moim pokoju, gdy na dole czai się Charlie gotowy do...
- A może wejdziemy do szafy? - Przerwał mi. - NIE. W ogóle nie mam zamiaru kiedykolwiek
uprawiać z tobą seksu i wszystkich rzeczy podchodzących pod tą kategorię. – Dobra! -
powiedział twardo i raptownie rozszerzył nogi sprawiając, że sturlałam się z brzegu łóżka,
upadając na podłogę. Oburzona próbowałam wstać, ale Edward utrudniał mi to przez pięć
pierwszych prób, trzymając mnie za kostki i wyjąc ze śmiechu. - I kto jest górą? No kto? -
Zapytał zabawnie, na co ja fuknęłam groźnie.
- Świetnie!
- Świetnie!
- Świetnie!
- Pieprz się! - warknęłam szeptem. - Sama się pieprz! - Puścił moje nogi i niespodziewanie
złapał mnie za ramiona ciągnąc do góry. W bardzo szybkim tempie zapiął mój sweter i
popchnął w kierunku uchylonego okna, śmiejąc się szaleńczo. Spojrzałam na niego kątem
oka.
- I z czego się tak śmiejesz? - Zapytałam - No jak to z czego? Pieprz się, to się pieprz, nie?
Mam zamiar się pieprzyć do pieprzonego rana. - Powiedział wyraźnie i roześmiał się. - A
teraz skacz! - CO? - Skacz. - Powtórzył stanowczo. - Mam siedemnaście lat, chcę jeszcze żyć.
- Słuchaj Primadonno, mam cię dostarczyć do La Push na urodziny Jacoba... wiesz, tego z
giętkim językiem. Także nie marudź tylko... skacz! -

.

Tytoniowy dym uderzył mnie w twarz, a głośna muzyka pomieszana z hałasem telewizora
buchnęła w uszy. Gdy tylko weszłam do mieszkania solenizanta od razu zaczęłam być
częstowana alkoholem. Poczynając od zwykłego piwa, a kończąc na drinkach i wytrawnym
winie.
No ta, dla każdego coś dobrego. Zaczęłam rozglądać się za Jacobem, jednak nigdzie nie
mogłam go dostrzec. Postanowiłam sprawdzić w jego pokoju. Gdy przepychałam się przez
tłum gości, w myślach ćwiczyłam przemowę. Stanęłam przed drzwiami jego sypialni. Z
westchnieniem przekręciłam mosiężną kulkę służącą jako klamka. Na łóżku 'kokosiły się'
dwie osoby. Szybko rozpoznałam Jacoba, który był bardzo zajęty swoją 'nową' koleżanką.
Omijając szczegóły wybuchłam dość gwałtownie i agresywnie, zupełnie bez potrzeby... Gdy
chłopak spostrzegł, że drzwi zostały otwarte, zdziwiony odwrócił się w ich stronę. Jego oczy
zamarły nagle, gdy nasze spojrzenia się spotkały. Warknęłam na niego, a potem przyrżnęłam
szklanką o podłogę. Zanim trzasnęłam drzwiami, rzuciłam tylko - Wszystkiego najlepszego!


Mając przed oczami całą zaistniałą sytuację, elementy puzzli same układały się w jedną

background image

22

całość. Czy ja także czułam do niego coś więcej niż przyjaźń? Jeśli kochałam go jak brata, to
czemu poczułam zazdrość? Oparłam się o zimną ścianę, by chwilę potem się po niej osunąć
na ziemię.
Nie wiem ile tak siedziałam, ale czułam, że ilość ludzi przybyła. W pomieszczeniu zrobiło się
o wiele bardziej duszno. Ktoś zajął miejsce obok mnie, wręczając mi butelkę piwa. Nie
patrząc się na osobę koło mnie wzięłam piwo i złapałam szybkiego łyka. Położyłam głowę na
ramieniu mojego towarzysza. Przeszył mnie przyjemny dreszcz. Edward. Dałam mu znak
oczyma, aby mnie zabrał do domu. Było już późno. Wstaliśmy nic nie mówiąc i udaliśmy się
do drzwi frontowych. Po chwili jechaliśmy już do mojego domu. Spojrzałam na zegarek,
22:00! Jeśli Charlie sprawdzi czy jego córka śpi smacznie we własnym łóżku, dostanie
zawału, bo jego córki wcale tam nie będzie!
- Edward, wolę "Szybkich i wściekłych", a nie "Wożąc Panią Daisy", także przyśpiesz. -
Przerwałam ciszę, jaka panowała w samochodzie. Edward zachichotał pod nosem, nadal nic
nie mówiąc i przyspieszył na moje żądanie. Zaparkował na tyłach domu i wysiadł z auta, aby
otworzyć mi drzwi.

MUZYKA

Podobno przez alkohol, można wiele zdziałać. Decyzje nie są już trudne i podejmowanie ich
przychodzi dużo prościej. Ilość odwagi znacznie się zwiększa, a my już nie czujemy
nieśmiałości. Czas płynie dużo szybciej, a my nie możemy stwierdzić czy przez podjęte decyzje
zyskamy coś, czy stracimy. Czasami dzieje się to ot tak. Coś zrobimy zanim pomyślimy, a
potem tego żałujemy- często, aż zbyt mocno. W takim stanie niezupełnie sporadycznie mówimy
coś, czego nie chcemy, słyszymy coś, o czym nigdy nie chcieliśmy się dowiedzieć. No i po co to
wszystko? Ta wiedza zupełnie nie jest nam potrzebna...

Przez dłuższy moment staliśmy objęci w zupełnym milczeniu. Moje palce przesuwały się po
jego ramieniu, którym mnie otaczał, a jego oddech czułam na moich włosach. - Właściwie co
się stało? - Przerwał pasjonującą ciszę. Nadal nie patrząc na niego wyszeptałam. - Ja... Gdy
weszłam do pokoju Jacoba, zastałam go w środku czegoś... z jakąś dziewczyną. - Przez
dłuższą chwilę Edward nic nie odpowiadał. Uniosłam głowę do góry, by na niego spojrzeć. -
Czujesz coś do niego? - Pytając, patrzył w niebo i mogłabym przysiąc, że drżał mu głos. -
Nie. - Odpowiedziałam szybko. - Tak. To znaczy sama nie wiem. Bo ja... - Edward
wpatrywał się we mnie, jakby dokładnie wiedział co mam na myśli.

Isabello Swan, milcz. Zamilcz, zanim palniesz jakąś głupotę. OPANUJ SIĘ.

- Bella... ta chwila jest taka, jak my. Jak to, co nas łączy. Jest piękna, silna i jedyna. - Szepnął
mi do ucha, przytulając mnie mocniej do siebie. Gdy spojrzałam w jego oczy, tym razem nie
dostrzegłam już tylko pożądania. Dostrzegłam w jego oczach błysk.
Nie chcąc popełnić błędu z całowaniem, stanęłam na palcach i musnęłam go delikatnie w
czubek nosa. Ani razu się nie oglądając poszłam w stronę otwartego okna.







background image

23

Odcinek 7


BPOV


-Umm, Jacob. Ja przepraszam za ostatni napad nerwów. Tym bardziej, że to były Twoje
urodziny. Ja sama nie wiem czemu tak zareagowałam. Może dlatego, że nigdy nie widziałam
Cię ż żadną dziewczyną i no... sama nie wiem. - Wyperswadowałam biednego Jacobowi,
który zajmował miejsce na jedynej ławce w jego garażu. Ja kręciłam się w kółko, byle tego
nie patrzeć mu w oczy.

Postanowiłam tą sprawę załatwić raz na zawsze! Powinno zostać tak jak jest od zawsze.
Jacob i Bella to przyjaciele.

Usiadłam koło niego i położyłam rękę na jego dużej dłoni.
- Wiem, że mnie lubisz. - Powiedziałam powoli.
- Ja... Chryste... - Jacob w sprawach uczuciowych był niemowlakiem. Zupełnie nie umiał
mówić na ten temat.
- Kocham Cię Jake. - Chłopak z nadzieją w oczach spojrzał na mnie i przekręcił swoją dłoń,
tak by mógł ścisnąć moją.
- Ale bardziej jak... - Ja Cię proszę Bella.
- Jak brat i siostra...
- Kurwa. - Westchnął i zabrał dłoń. Wydał się zmieszany. Przybliżyłam się do niego i
delikatnie musnęłam go w usta.
- Jeden na szczęście.- Wyszeptałam mu do ucha, poczym wróciłam do poprzedniej pozycji.
- Tak, jasne. Wiesz, Bells? Moglibyśmy być jak walijskie rodzeństwo. Zamknięci na farmie, z
niczym poza owocami i obelżywym ojcem.
- Zabawne Jake.

Zaśmialiśmy się cichutko.


EPOV



Nienawidzę niedziel. Szczególnie takich jak ta, gdy się budzę z głową pełną zawikłanych
przemyśleń i wspomnień. Z reguły nie jestem człowiekiem, który dużo wspomina. Jest chwila
i za chwilę jej nie ma. Idę przez życie dalej, nie patrząc w tył.

W Las Vegas zazwyczaj budziły mnie ciche pomruki jakiejś małolaty, która poleciała na

mnie, ze względu na kasę lub mój zawód. Witany namiętnym pocałunkiem, czekałem na
Morgan – moją służącą, aby przygotowała mi wykwintne śniadanie, gdy ja z kolei udawałem
się do garderoby wybrać ciuchy z najbardziej znanych i najdroższych firm na świecie. Dzień
mijał mi jak typowej gwieździe. Pokazy mody na których zazwyczaj ja byłem jedną z
atrakcji, bankiety, sesje, wywiady. Podobało mi się to i soczyście dziękowałem Victorii, za to,
że mnie w to wszystko zaangażowała. Z czasem jednak wszystko straciło sens i takie życie
stało się nudne. Sława przestała mnie już cieszyć, a nawet zaczęła mnie irytować. Wiele
jednak zawdzięczam mojej agentce i nadal jestem jej własnością...

background image

24

Na zegarze wybiła dwunasta. Momentalnie rozległ się dźwięk mojego telefonu.
- Mmm, jak zwykle punktualna.- Wymruczałem do słuchawki. - To się ceni Victorio.
- Witaj Edwardzie. Mam nadzieję, że nacieszyłeś się rodziną... W środę oczekuje Cię

Thomas. Ma Ci coś bardzo ważnego do powiedzenia, a wieczorem jesteś zaproszony na
bankiet. Musisz tam być. Nawet nie próbuj się wykręcać. - Ostrzegła mnie z góry.

- Czy Thomas nie może powiedzieć tego Tobie, albo porozmawiać ze mną przez

telefon?

- Nie, to naprawdę coś ważnego. – Zaakcentowała wyraźnie każde słowo. Wiedziałem,

że nie żartuje, znam ją na tyle, że mogę stwierdzić to po tonie jej głosu.

- Do zobaczenia w środę. - Rozłączyłem się. Nienawidziła gdy to ja kończyłem

rozmowę.


Dzięki za zepsucie humoru, kochana.

Po chwili patrzenia przez okno, wstałem i skierowałem się do pokoju Alice. Gdy

dotarłem, zza drzwi dobiegło mnie ciche męskie stękanie, jak mniemam Jaspera. – Nie chcę
się ruszyć. Aaa. – Na litość boską Jasper co z Tobą?! No dalej. – Zaciekawiony przywarłem
uchem do drzwi. – Chryste, Aliceee! – O Boże, daj ja potrzymam! – Modlitwa podczas
seksu? Tego jeszcze nie było. Zachichotałem sam do siebie, dalej się przysłuchując. – Alice,
szybciej. O tak, tak. TAAAK!

Gdy znaczna wymiana zdań dobiegła końca, a jęki ustały, drzwi się otworzyły i wyszedł

Jasper. Wyglądał na zmieszanego

Jesteś obrzydliwy. – Powiedziałem, unosząc znacząco brwi do góry. Blondyn z
pytaniem przyklejonym do twarzy powąchał swoje ubranie. – To Lynx. –
Zauważyłem, że trzymał się za kciuka. – Co wy tam do diabła robiliście? –
Zachichotałem. – Um... Alice, kupiła nową sukienkę, która miała zapięcie z tyłu. I
próbowałem jej pomóc... – Pokazał mi swojego sinego palca, który kolorem i
rozmiarem był jak bakłażan. – Oh, naprawdę znasz się na kobietach. – Serio
Edward? – Nie. – Chłopak wydał z siebie przytłumiony jęk. – Wiesz Jasper... Ja nie
chcę stawać wam na drodze. Broń Boże, nic z tych rzeczy... Ale my nie jesteśmy tu
na stałe. Wyjeżdżamy za parę dni i nie wiem kiedy wpadniemy tu następnym
razem.

Umm... To takie oczywiste, że ja do... Alice, ymm... oh, no wiesz. – wyjąkał.

Taaa... Dzieli was spora odległość, to trochę dziwne. Jak chcesz to wszystko
pogodzić?

Jestem Edward, uwielbiam męskie rozmowy Zadzwoń pod bezpłatną infolinię...

-

Um... cóż... okey, dobra. Wychodzimy gdzieś, nie? Ona jest kompletnie
pijana, wiesz, totalnie nawalona! I myli mnie w ciemności z kimś
atrakcyjnym i jej dłonie są wszędzie. – Zaczął chaotycznie wymachiwać
rękoma. – Wszędzieee. Na całym moim ciele. I szaleje, kiedy orientuje się
jaki mój język jest zwinny. Ale wtedy jest już za późno i oboje zamieniamy
się w zwierzęta dopóki...

Na moją twarz wstąpił grymas. Udałem odruch wymiotny.
-

Do kurwy nędzy! Jasper to moja siostra jest!

-

Cóż... na przyszłość nie pytaj jak nie chcesz wiedzieć. – Uśmiechnął się
szeroko. – Żartowałem, przecież wiesz. Myślę, że Alice też mnie lubi, więc
takie sceny nie będą miały miejsca.

-

Taa... Wyglądasz na gościa, któremu można zaufać. Po jej ostatniej miłości
przez miesiąc towarzyszył mi odgłos płaczu i „Życie-jest-brutalne-Oh,
Edward chcę umrzeć.” Zabiłbym skurwysyna. Serio.

background image

25

-

Um, tak. Rosalie jest twarda. To ona rzuca facetów i nigdy przez żadnego
nie płakała, ale Bella jest inna...

-

Inna to znaczy? Też jakiś facet ją zranił...? – Udawałem nieporuszonego,
jednak zaciekawiło mnie to. Może to wyjaśni dlaczego mi się opiera?

-

Tak... Um... Miał na imię James. Wiesz, obiecywał jej wszystko co
najlepsze. Wspólną przyszłość, spełnione marzenia. Bella się w nim
zakochała. To było coś poważnego, przez jakiś czas... Powiem Ci, że nawet
go lubiłem. Ufałem mu, tak samo jak Bells. Dopóki jej... – Przerwał,
odwracając wzrok.

-

Nie zdradził? – Dokończyłem. Jasper skinął głową. – Ona po tym radykalnie
się zmieniła. Kiedyś była rozgadana... Ciągle uśmiechnięta. Cieszyła się
życiem, a ta gnida... On... wszystko zniszczył. Zepsuł ją całą. Zabrał jej cały
świat. A potem zamiast zniknąć, nie dawał jej spokoju. Bella gdy zastała ich
razem w jego sypialni... Pobiegła prosto przed siebie, do lasu. Szukaliśmy ją
bardzo długo. Jej ojciec się zaniepokoił, gdy nie wracała do domu.
Znaleźliśmy ją pod drzewami. Leżała zwinięta w kłębek i łkała cichutko –
Widać było, że rozmowa na ten temat sprawia mu wyraźny ból. Był
oddanym przyjacielem. Idealny chłopak dla mojej siostry. – Przysięgła, że
nigdy, przenigdy się nie zakocha. Nie chce być znowu oszukana. Nie chce
cierpieć – Dopowiedział po chwili, po czym odszedł w kierunku pokoju
Alice.


Zrozumiałem, że postawiłem wczoraj Bellę w bardzo, niezręcznej sytuacji. Jednak

chciałem... Co chciałem? Chciałem, znów poczuć jej ciepłe wargi na swojej zimnej skórze.
Chciałem znów pić z nią herbatę u niej w pokoju i czuć jej słodki zapach. Znów chciałem
zatańczyć z nią na parkiecie i zjeść z nią wspólne śniadanie. Zamknąłem oczy. Kilka scen
pojawiło się szybko w mojej głowie. Tak jak opisywał to Jasper dostrzegłem uśmiechniętą
Bellę.


Wyszła ze szkoły. Jej włosy były w niewielkim nieładzie, targał nimi wiatr. Na ramieniu

miała zawieszoną skórzaną torbę z książkami. Przewiewna bluzka, odkrywała kawałek jej
ciała. Na jej twarz wstąpił uśmiech, gdy podszedł do niej jej chłopak. Podając jej rękę,
pocałował ją z uczuciem w policzek – Cześć kochanie – Powiedziała rzucając mu się na szyję.
Z jej oczu biło szczęście. Bang. Inna scena. Romantyczna kolacja we dwoje w kosztownej
restauracji. Bang. Wspólna noc – gorące pocałunki, seks, przelotne spojrzenia... Bang.
Wspólne śniadanie.
-Kocham Cię.

Bang. Nieszczęsny wieczór... Bella wchodzi do jego mieszkania. Panuje tam ciemność i cisza.
Byli przecież umówieni, dlaczego go nie ma? Kieruje się do sypialni, skąd dochodzi jedyne
światło w domu. Otwiera drzwi. BANG. Jej mężczyzna z inną kobietą w ich łóżku. Stoi chwilę,
nie mogąc się ruszyć. Za chwilę zrywa się i wybiega z mieszkania. Dławi ją płacz. Serce
ściska jej się z bólu. Biegnie do lasu. Biegnie ile sił w nogach. Potyka się o kamień. Upada.

-

A było tak dobrze...

-

Nic nie trwa wiecznie, maleńka.


Usłyszałem odgłos otwieranych drzwi i ciche stąpanie w moim kierunku. Ktoś się

zatrzymał. W moje nozdrza wpłynął słodkawy zapach. Tylko jedna osoba może posiadać taką
wspaniałą woń. Pośpiesznie otworzyłem oczy. – Um, cześć. – Wymamrotała pośpiesznie i
chciała mnie wyminąć, najwyraźniej bym nie dostrzegł na jej twarzy coraz bardziej
widocznych rumieńców. Gdy postawiła nogę na trzecim schodku, prowadzącym na piętro,

background image

26

drugą stopą zaplątała się w rozwiązane sznurówki swoich tenisówek. Niebezpiecznie
zachwiała się, a jej ręce w ostatnim momencie złapały poręcz – Głupie schody. - syknęła –
Kurewsko, przeokropne, oczywiście. – Poparłem ją. – Bella, Jaspera tu nie ma. Pojechał z
Alice yhm... Na zakupy. Wiesz jak to jest. – W myślach modliłem się tylko, aby blondyn
właśnie nie wynurzył się z pokoju mojej siostry. – Może skusisz się na obiad? Ze mną? –
Wyszczerzyłem się do niej.

Proszę, zgódź się, zgódź się.
- Sama nie wiem... – Oh, Bello daj spokój. To nie randka. – Powiedziałem przyciszonym

głosem. – Niech Ci będzie. Mam ochotę na kuchnię meksykańską. – Przytaknąłem i
skierowałem się w kierunku wyjścia, szarmańsko otwierając jej drzwi. Dzisiejszego dnia chcę
jej pokazać, że nie każdy facet jest świnią, ale prawda jest taka, że ja... jestem zły. Przebieram
między dziewczynami. Pożądam je przez jedną noc, a potem wykorzystane ze zranionym
sercem wyrzucam na bruk. Jestem chamem, ale sam sobie nie chcę się do tego przyznać.

Pojechaliśmy do knajpy z meksykańskim żarciem. Bella cały czas objaśniała mi drogę,

wymachując palcami w różnych kierunkach i śmiejąc się gdy myliłem drogi. Ona jest taka
naturalna. Spędzanie z nią czasu jest bardzo proste i przyjemne.

Zanim zająłem miejsce, odsunąłem jej krzesło, by swobodnie mogła usiąść. – Na co masz

ochotę Bello? – Spytałem gdy podeszła do nas kelnerka - Um, może Chillis, dużo coli i na
deser super podwójną czekoladową niespodziankę z posypką? – Moje oczy znacznie się
powiększyły, a kelnerka zachichotała. – Dla mnie to samo – Powiedziałem szybko. Na nic
innego nie mogłem się zdecydować.

-

Jesteś inna niż wszystkie dziewczyny, które znam. Niż te, które obracają się
w moim towarzystwie.

-

Po prostu nie wymiotuję po każdym posiłku i piję hektolitry coli.

-

Bello w sobie sama jesteś niesamowita.

-

Nie znasz mnie... – Mówiąc to włosy przegarnęła na prawe ramię i spojrzała
mi w oczy. – Czy Ty w ogóle coś o mnie wiesz Edwardzie? – Gdy
wypowiedziała moje imię po moim ciele przebiegł szybki dreszcz.
Powiedziała je z... niebywałą fascynacją?

-

Jesteś bardzo delikatną kobietą, choć starasz się to kryć w sobie. Ubierasz
się w luźne bluzy i trampki. – Spojrzałem znacząco na jej ubranie. – Tylko
po to, aby nie wyróżniać się z tłumu. Odziewasz się szczelnie kapturem, by
nikt nie mógł dostrzec smutku w Twoich oczach. Przeraża Cię bliższy
kontakt z mężczyzną, bo kiedyś jeden z nas Cię zranił. Mimo Twojego
wizerunku cechuje Cię niezwykła kobiecość i zmysłowość. Twój zapach
mnie przyciąga, jest dla mnie jak ulubiony gatunek heroiny. Twoje usta z
mojej perspektywy są idealnie wykrojone i wręcz ociekają seksem.
Wydajesz z siebie śmieszne dźwięki, gdy się potykasz, a zdarza się to często,
bo jesteś straszną niezdarą.

Bella przez chwilę przypatrywała mi się uważnie, przeszywając mnie wzrokiem.
Zapewne uznała to wszystko za żart.
– Ah, no i. Masz niezłe uderzenie kijem. – Dodałem masując się po głowie.
Oboje wybuchliśmy śmiechem, na wspomnienie wydarzeń z pamiętnej nocy.
Kelnerka przyniosła nasze zamówienie. Było tego naprawdę... dużo.
– Zamierzasz to wszystko zjeść? – Um, tak. To jest nic. Potrafię pochłonąć
większe ilości. – Podziwiam Cię... Serio- Dodałem gdy zobaczyłem minę Belli.
Ale zanim zaczniesz wchłaniać jedzenie, powiedz mi co Ty o mnie myślisz. – Oh,
daj spokój Edwardzie. – Oj no wal. Śmiało. Przyjmę każdą krytykę. No dalej.
- Jesteś bardzo przystojny. Twoja skóra w dotyku jest jak marmur. Twarda, ale
za

background image

27

to ciepła. Masz najpiękniejsze oczy jakie kiedykolwiek widziałam. Zwróciłam
na nie uwagę, już wtedy przed dyskoteką. Podoba mi się ich głęboki, morski
kolor. Można by w nich zatonąć. Boję się tego. Twój dotyk jest wspaniały, taki
delikatny. Koi moje zmysły... – Bella przerwała wypowiedź na chwilę i spojrzała
na mnie z bólem w oczach. – Myślę, że przybierasz rolę twardziela lecz w
rzeczywistości jest to maska przykrywająca ciągły strach przed akceptacją. Jesteś
cichym, nieszczęśliwym człowiekiem, który chciałby wiele zmienić w swoim
życiu. Masz dobrą duszę... Edwardzie przypominasz mi... – Wszystko co
powiedziała było szczerą prawdą. Umiała widzieć prawdziwe oblicze ludzi. Jej
wzrok przeszywał mnie na wylot.
-Jesteś jak James.

Siedziałem tak tylko wstrząśnięty. Naprawdę nie chciałem tego usłyszeć. Ale wiem, że

ona ma rację.


Moja mądra dziewczynka.


Uczucia, takiego faceta jak ja nigdy nie są stałe. Byłbym jej kolejnym złym
wspomnieniem. Byłbym człowiekiem odpowiedzialnym za jej cierpienie, a tego nie chciałem.
Oczywiście mogłem tylko się z nią zabawić, bo wiem, że prędzej czy później by mi uległa,
ale szybko wybiłem to sobie z głowy.

Powiedz jej to, no dalej. To dla jej dobra.

-

Bello, nie mam dobrej duszy. Nie powinniśmy się przyjaźnić. Jestem złym
gościem.

-

Nie jesteś. To wszystko maska, jak już powiedziałam wcześniej.

-

Jeśli jesteś mądra, będziesz trzymać się ode mnie z daleka. W środę wracam
do domu Bello. Do Las Vegas. Prawdopodobnie to nasze ostatnie spotkanie.
– Wyjąłem z portfela kilka banknotów i położyłem je na stole. – Smacznego.

Tak będzie najlepiej... Szybkim krokiem przemierzyłem odległość, która dzieliła mnie z
wyjściem. Cały czas czułem na sobie spojrzenie Belli. Po chwili znalazłem się na zatłoczonej
uliczce, wyciągnąłem zapalniczkę i odpaliłem papierosa. Zaciągnąłem się porządnie,
przystając na chwilę. Spojrzałem na knajpę, w której przed chwilą z nią siedziałem. Nadal
tam była. Wciąż w tej samej pozycji. Nie przesunęła się nawet milimetr. Tępo patrzyła się w
przestrzeń gdzie przed chwilą zajmowałem miejsce.

Victorio, przekaż Thomasowi, że w środę zjawię się u niego w biurze. Zaplanuj mi cały
przyszły miesiąc. Wracam do Las Vegas.

Wiadomość doręczono.









background image

28

BPOV




- Prawdopodobnie to nasze ostatnie spotkanie. – Kilka jego banknotów wylądowało na
stoliku. – Smacznego. - Powiedział cicho i zdecydowanym krokiem wycofał się w kierunku
wyjścia. Oszołomiona wpatrywałam się w Edwarda, gdy znikał za drzwiami. "Wracam do
domu Bello. Do Las Vegas.
"
Poczułam łzy napływające do oczu. Po chwili jedna z nich spłynęła mi na wargi
pozostawiając ślad na policzku. Przez chwilę przypatrywałam się miejscu, na którym on
przed chwilą siedział. Na sofie zobaczyłam pudełko. Gdy wzięłam je do ręki, okazało się, że
trzymam płytę CD-ROOM. Chciałam mu to oddać, wyjrzałam przez okno, srebrne volvo
odjechało.

Chcę poczuć znów ciepła choć trochę. Wróć.

































background image

29

Odcinek 8


BPOV

Jest czwarta nad ranem, a moja głowa wciąż pełna Edwarda. Gdy powiedział, że wraca do
domu, a konkretnie do Las Vegas - coś wtedy we mnie pękło. Chciałam paść mu do stóp i
zacząć błagać, żeby został, że przecież tu w Forks jest jego dom. Jednak byłoby to żądanie
zupełnie bezpodstawne wystawione z mojej strony, na które Edward napewno by nie przystał.
Bo po co?
Pozatym nie znalazłabym, w sobie tyle pokładów energii, aby coś takiego uczynić. Owszem
byłam kobietą, która umie dopiąć swego, do tego posiadałam ostry charakterek i cięty język -
co dodawało mojej postaci wiele pikanterii, ale z pewnością nie byłam Joanną D'arc.
Właściwie to nawet nie znałam Edwarda, ale jakiś cichy głosik w mojej głowie, szeptał, że
powinnam go poznać, że w jakiś sposób coś nas łączyło. Czułam, że byliśmy do siebie
podobni, tylko jeszcze nie wiedziałam pod jakim względem.
Powłóczając za sobą nogami ruszyłam w kierunku okna. Jednym szybkim ruchem dłoni
odsunęłam rolety. Na dworze było już jasno. Zza horyzontu powoli wynurzało się słońce.
Nagle świat wydał mi się taki piękny. Wszystkie troski odpłynęły w dal. Otworzyłam okno i
wystawiłam głowę na dwór, jednocześnie zamykając powieki i pozwalając, aby do moich
nozdrzy dotarł zapach świeżo skoszonej trawy, który tak lubiłam.
Słońce tutaj było rzadkim zjawiskiem, także zawsze się nim rozkoszowałam. Dwa razy do
roku opuszczałam Forks. Ba! Opuszczałam nawet cały półwysep Olimp i leciałam do mojej
kochanej i lekko zwariowanej mamy, która mieszkała ze swym drugim mężem Philem.
Renee bez wątpienia była wspaniałą kobietą i wymarzoną matką, ja z kolei starałam się być
dobrą córką, więc postanowiłam przeprowadzić się do mojego biologicznego ojca i dać
odsapnąć Renee od macierzyństwa. Na początku stanowczo się sprzeciwiła, ale ja mając
wtedy dziesięć lat i wspaniałych przyjaciół w Forks okazałam się siłą wyższą i biedna mama
musiała mi ustąpić.
Tęsknię za nią, ale nie żałuję dokonanej decyzji, pozatym utrzymujemy regularny kontakt.
Zaczynając od telefonów, kończąc na e-mailach, listach itp. Renee jest wniebowzięta, móc
podróżować z Philem w poszukiwaniu szczątków prastarych dinozaurów. To była ich
wspólna praca i hobby - Archeologia. Zawsze wydawało mi się to nadzwyczaj śmieszne, że
moja mama może mieć taki poważny zawód. Była strasznym lekkoduchem. Po części jej tego
zazdrościłam. Była moim zupełnym przeciwieństwem. Mimo tego odziedziczyłam po niej
kilka okropnych cech, mianowicie - Byłam wielką niezdarą z niepohamowanym językiem i
uległym sercem. Uległym, tzn : często padałam ofiarą zauroczenia. Nienawidziłam w sobie
tego.
Usłyszałam odgłos kropel rozbijanych o parapet i ginących gdzieś w trawie. Świetnie. Jak
zwykle wszystko co dobre szybko się kończy. Spojrzałam w szare niebo wydając z siebie
krótkie, stłumione - Ehhh.

.

- Tato, ale ja naprawdę nie chcę iść do domu Cullenów po to, aby się spotkać z Edwardem.
Nie w głowie mi takie miłosne schadzki. Chciałam tylko... - Charlie przerwał mi wpół zdania
zrywając się z kanapy i wymachując wściekle rękoma - Po moim trupie Bello! Wiesz, że ten
chłopak jest u mnie na przegranej pozycji! Ile on właściwie ma lat? - Szczerze zaskoczył mnie

background image

30

tym pytaniem - Umm... Edward jest w wieku Jaspera. Ma osiemnaście lat. -Ojciec wyglądał
na mocno zdziwionego - Myślałem, że jest starszy - Bo pewnie jest - Przemilczałam - To, że
on ma osiemnaście lat, to absolutnie nie zmienia mojego stosunku do niego. To nie jest
chłopak dla Ciebie Bells. Jakoś źle mu z oczu patrzy - Wywróciłam oczami. - Tato...
Opatrznie to wszystko zrozumiałeś. Ja się z nim wcale nie spotykam. Pozatym nawet nie jest
w moim typie. - Charlie zrobił się czerwony, zaczął dyszeć i syczeć jakby miał za chwilę
wybuchnąć. - Więc to tak! - Jego oczy ciskały we mnie piorunami. - To facet na jedną noc!
Bello. Nie posądziłbym Cię, że jesteś dziewczyną tego pokroju. Ja... Ja... - No dalej. Wyrzuć
to z siebie. - Zawiodłem się na Tobie! - Jego spojrzenie przeszywało mnie na wskroś. Jak mój
własny ojciec mógł pomyśleć o mnie coś takiego?... Poczułam ogromną niewysłowioną złość,
która z mózgu spłynęła prosto do stopy, a ona wściekle z całej siły tupnęła o podłogę. - Jak
mogłeś?! To ja się na Tobie zawiodłam! Nie Ty. JA! - Pod napływem nerwów zwężyły mi się
oczy, a usta wygięły w podkówkę. Zacisnęłam zęby. - Zawsze przemyśl tysiąc razy, zanim
coś powiesz... Tato. - Zarzuciłam torbę na ramię, chwyciłam telefon i wyszłam z domu.
Powinnam trzasnąć drzwiami, ale nie zrobiłam tego. Mam w sobie jeszcze choć odrobinę
kultury.
Deszcz ani trochę nie ustał, wręcz przeciwnie - wzmógł się. Zimna krople spływające po
mojej twarzy i po całym moim ciele podziałały na mnie orzeźwiająco i nakłoniły do
trzeźwego myślenia. Wiedziałam już, gdzie iść. Spojrzałam jeszcze ostatni raz na dom i
wsiadłam do mojej furgonetki.


EPOV

Leżąć na kanapie, wyciągnięty niczym król, wciskałem kolorowe przyciski pilota,
sprawiając, że obraz w telewizorze co chwilę ulegał zmianie. Wow. Dobry jestem.
Alice, która opierała głowę na moich kolanach, a nogi miała zarzucone na oparcie czerwonej
sofy, zawzięcie wpatrywała się w sufit i dylematowała, którą bluzkę założyć na dzisiejszy
wieczór z Jasperem. Ta to ma problemy. Gdy przejrzałem wszystkie programy i wciskanie
guziczków na pilocie mi się znudziło, udałem się do kuchni. Wnętrze lodówki wiało
nieprzyjemną pustką. No tak, Esme nie wróciła jeszcze z zakupów. Zakląłem pod nosem i
sięgnąłem po mleko, które i tak za chwilę wylądowało w koszu, stwierdziwszy, że jest
przeterminowane. Nie miałem ochoty wychodzić na dwór. Było nieprzyjemnie. Strasznie
padało, a do tego wiał straszny wiatr. Mamo no gdzie jesteś! Jakby w odpowiedzi na moje
nieme pytanie rozległo się ciche pukanie do drzwi. Jak zwykle zapomniała kluczy. -
Jedzenie!!! - Ucieszyłem się i szybko pobiegłem w kierunku drzwi. Jednym ruchem
przekręciłem zamek i pociągnęłam za klamkę.

To wcale nie były siatki z pachnącym jedzeniem. To nawet nie była Esme. Przede mną stała
Bella. Jej ubranie było tak mokre, że przykleiło jej się do ciała. Przez cienką białą bluzeczkę
dostrzegłem zarys bioder i brązowy biustonosz dziewczyny. Widząc moje spojrzenie wzrok
przeniosła na czubki swoich butów. Wyglądasz tak niewinnie i słodko. Jesteś piękna.

Szybko doszedłem do ładu i składu i przestałem się ślinić na widok jej kształtów. - Bello, czy
wszystko w porządku? - zapytałem, czekając na rumieńce na jej policzkach. Oto i one. -
Edwardzie, a czy gdy jest wszystko w porządku wygląda się tak jak ja? - Uniosła głowę do
góry - Chyba płakała, ponieważ miała zaczerwienione oczy. - Nie - Powiedziałem i zrobiłem
miejsce w drzwiach tak by mogła wejść do środka. Wahała się. - Wejdź Bello. - Nie będę
przeszkadzać? - Uśmiechnąłem się zawadiacko i skinąłem zapraszająco głową w kierunku
pomieszczenia.

background image

31

Nieśmiało przekroczyła próg i zaczęła rozglądać się po domu. - Przecież już tu byłaś. - Tak,
ale wtedy nie byłam zmokłą kurą. Czy jest ktoś w domu, oprócz Ciebie? - zapytała. - Alice,
ale ona jest w łazience i prędko z niej nie wyjdzie. Chyba ma randkę. - Skinęła głową. -
Pójdziemy do jej pokoju, żebyś mogła wybrać dla siebie jakieś suche ciuchy, w porządku? -
Tak, dziękuję Edwardzie. - Pokonaliśmy schody i za chwilę wręczałem Belli karmazynową
koszulę i krótkie jeansowe spodenki. Wyszedłem, aby nie poczuła się zawstydzona, że musi
przebierać się w mojej obecności. Za chwilę moim oczom ukazała się Bella przebrana i nadal
niesamowicie seksowna. Zaparzyłem w kuchni dwie herbaty. Jak kiedyś u niej. Usiadłem na
sofie i wskazałem jej głową miejsce obok mnie. Wyglądała na smutną, postanowiłem
dowiedzieć się o co chodzi.

- Co się stało? -zapytałem, jednocześnie upijając łyk ciepłego napoju z kubka. - Ile masz lat
Edwardzie? - Zakrztusiłem się i przeniosłem wzrok z kubka na Bellę - A co to ma do rzeczy?
- Nic, po prostu chcę wiedzieć. - Mam 22 lata - Czekałem na jej reakcję. Nic nie
odpowiedziała tylko skinęła głową na znak, że rozumie. - To powiesz mi co się stało?
Bella jak gdyby w odpowiedzi na moje pytanie szybko pokonała odległość nas dzielącą i jej
małe ramiona mocno mnie przytuliły. Moje mięśnie na chwilę zesztywniały, a ja poczułem się
wspaniale jak nigdy dotąd. Ten gest z jej strony odebrał mi mowę i do tego nie mogłem się
ruszyć. Ale i tak bałbym się wykonać jakkolwiek najmniejszy gest w obawie, że zniszczę coś
tak pięknego jak ta chwila.

Dziewczyna puściła mnie i oparła głowę o moje ramię, a ręce zaplotła na swoich stopach. -
Chcę Cię gdzieś zabrać. - Wyszeptała.- Nie wiem czy to dobry pomysł Bello. - Dlaczego? -
Mówiłem, że lepiej będzie jak nie będziemy się spotykać. - Daj spokój. To nie randka. -
Wykorzystała moje słowa. - Zgoda. - Uśmiechnęła się promiennie. Świat zawirował.

.

- Jestem pewien, że moim samochodem dojechalibyśmy dużo szybciej. - Marudziłem. Jej
Chevrolet Pickup Truck naprawdę był staruszkiem. Ciężko mu było pokonywać takie drogi
jak ta, którą właśnie jechaliśmy. Na domiar złego jechaliśmy pod górę, co znacznie utrudniało
sprawę.
Po trzydziestu minutach jazdy, zatrzymaliśmy się. Nie miałem pojęcia gdzie się
znajdowaliśmy. Bella wywiozła mnie za miasto i do tego byliśmy głęboko w lesie. - Och, to
tutaj. - Wysiadła z samochodu i czule poklepała jego maskę. - Dobrze się spisałeś - W tym
momencie wydała mi się nieco dziwna.- Chodź. - Powiedziała do mnie i ruszyła krętą ścieżką.
Gdy dotarliśmy do celu wycieczki zaparło mi dech w piersiach. Byliśmy na górze, a pod nami
było całe miasteczko Forks. Dziewczyna usiadła na ziemi, opierając się plecami o głaz.
Zrobiłem to samo. Stykaliśmy się ramionami. - Muszę przyznać, że niebo po burzy wygląda
pięknie. - Mmm... - zamruczała. - Edwardzie, czemu nie chcesz się ze mną przyjaźnić?
Czemu wyjeżdżasz? ... - Spojrzałem na nią. Wzrokiem błądziła gdzieś w chmurach. - Bello.
Moje miejsce jest w Las Vegas. Mam tam pracę, dom... - Rodzinę? Masz żonę ... dzieci? -
Przerwała mi. jej głos drżał. Bała się usłyszeć odpowiedzi - Nie Bello. Jestem zupełnie sam.
Ja po prostu... Nie chcę nigdy sprawić Ci przykrości. Zraniłem już wiele kobiet. Jestem zły. -
Edwardzie, przestań! - Położyła swoją małą rączkę na mojej dłoni i spojrzała mi w oczy. - Nie
chcę słuchać jaki jesteś zły, bo to kłamstwo! Nie wierzę w to. Jesteś dobrym człowiekiem,
choć może trochę zagubionym. - Bello, nie masz pojęcia co mówisz. - Wyrwałem swoją rękę
spod jej. Targało mną mnóstwo uczuć.
- Ja... zabiłem człowieka.- Co? - To była zima. Dwudziesty siódmy grudzień. Miałem wtedy
19 lat. Byłem na urodzinach mojej przyjaciółki. Wypiłem kilka drinków i... - Odwróciłem

background image

32

wzrok, nie chciałem na nią patrzeć. - I zamiast wsiąść na miejsce pasażera, usiadłem za
kierownicą. Drogi były oblodziałe, wszędzie był śnieg. Zobaczyłem przechodnia i jego
przerażone spojrzenie, gdy moje auto wpadło poślizg. Z niego nic nie zostało... Pociągnąłem
go za sobą, a sam spadłem na skały. Ponoć miałem wielkie szczęście, że przeżyłem... Ale
wolałbym umrzeć niż mieć tak straszne wyrzuty sumienia i ból... -Kto to był Edwardzie? – Jej
głosik był cichutki - Student medycyny. Miał zaledwie 21 lat zaplanowany ślub i w drodze
dziecko. Jestem potworem Bello... - Na wspomnienie tych wydarzeń poczułem w oczach łzy,
za chwilę kilka spłynęła po moim policzku. Nie wstydziłem się tego. Też byłem człowiekiem.
Miałem prawo płakać. - To nie Twoje wina!- Znów znalazłem się w jej ramionach.
Wyrwałem się i stanąłem na jednej ze skał, patrząc w dół. Na twarzy Belli pojawił się strach.
- Nie bój się. Nie zamierzam skoczyć Bello. Odwróciłem się do niej tyłem i zacząłem
rozpinać koszulę. Po chwili bluzka opadła na ziemię. Dziewczyna musiała ujrzeć blizny
szpecące moje ciało, które zostały po wypadku, bo wyrwało jej się ciche - Ohhh... -
Odwróciłem się powoli w jej stronę.

- Oto czym jestem. - Jesteś piękny Edwardzie. - Co ona wygaduje? Naiwna i głupia...

- Piękny? To skóra mordercy, Bello. - Chwyciłem koszulę i ruszyłem do lasu. Poszła za mną.
Przystanąłem na jakiejś polanie, rozkoszując się zapachem kwiatów. Bella podeszła do mnie i
dotknęła moich pleców opuszkami palców. Powinna się brzydzić mną. Powinna zacząć
uciekać po tym co jej powiedziałem. A ona stoi tu i... Poczułem jej ciepłe wargi, którymi
musnęła miejsca na plecach, gdzie moje ciało było pokryte bliznami. - Nie jesteś mordercą
Edwardzie. Nie jesteś... - Wzięła z rąk moją koszulę i zaczęła mnie ubierać.
Jedna ręka, druga... Pierwszy guzik, drugi... Stałem tam sparaliżowany, bo ona robiła to z
wielkim uczuciem.

- Czas wracać, Bello.
























background image

33

Odcinek 9

EPOV



Gorąca woda spływała po moich napiętych mięśniach dając im tym samym rozluźnienie.
Odkręciłem butelkę i zacząłem wmasowywać we włosy arbuzowy szampon. Ten zapach
podziałał na mnie niezwykle kojąco, a mój humor przybrał kierunek odwrotny do tego jaki
miałem do tej pory.
Bella była jedną z niewielu osób która wiedziała najważniejsze i zarazem najgorsze momenty
mojego życia. Czemu się przed nią otworzyłem i wyjawiłem najgorszą tajemnicę? Chciałem
ją przed sobą ostrzec, aby przestała mnie unikać i nie chciała mieć ze mną nic do czynienia?
Aczkolwiek Bellę najwyraźniej coś do mnie ciągnęło i nie chciała odpuścić znajomości ze
mną. Ja tymczasem, aby zaoszczędzić jej niepotrzebnego płaczu i rozczarowania, będę usilnie
udawał, że jest mi ona zupełnie obojętna.

- Edwardzie Cullen, czy mógłbyś łaskawie zadzwonić do Rosalie i ją zaprosić? - Dźwięczny
głos mojej siostry wyrwał mnie z drzemki. Zdenerwowany podniosłem głowę i napotkałem
jej spojrzenie. Nie odpowiadając na jej pytanie wstałem i poszedłem do kuchni. Sięgnąłem z
lodówki zimną kawę i otworzyłem puszkę, jednocześnie upijając łyka i zaspokajając
pragnienie.
- Czemu Emmet tego nie zrobi? - Spytałem, gdy wróciłem do salonu. Alice stała na drabinie i
zawieszała przy suficie migające lampeczki. Które mi, bynajmniej kojarzyły się z świętami
bożego narodzenia. A przecież było lato.
- A czemu on miałby to zrobić? - Uniosła brew do góry jednocześnie obdarowując mnie
świecidełkami, zachęcając bym jej pomógł
- Nie odpowiadaj pytaniem na pytanie. Wiesz, że tego nie lubię - Chwyciłem lampki z jej
dłoni i stanąłem na krześle - Myślałem, że są parą.
- Najwyraźniej się myliłeś braciszku. Nigdy nie wyciągaj pochopnym wniosków - Alice
zręcznie zeskoczyła z drabiny i uśmiechnęła się do mnie
- A Tobie ktoś wpadł w oko?
- Nie. Nikim nie jestem zainteresowany - Odparłem, modląc się w duchu by głos mi nie
zadrżał.
- Och, myślałam, że może Bella... - Kurwa.
- Nigdy nie wyciągaj pochopnym wniosków, siostrzyczko - Użyłem zdania, które Alice
powiedziała przed paroma minutami. Dziewczyna zachichotała.
- Miałam na myśli, że jest w porządku. Nic więcej. Tak pozatym cieszę się, że tu
przyjechałam. - To co powiedziała zabrzmiało w jej ustach bardzo szczerze - I zastanawiam
się czy tu nie zostać - Odchrząknąłem cicho - Na stałe - dodała po chwili.
Nie chciałem, aby tak się stało. Lubiłem mieć swoją siostrę przy sobie i nie chciałem się z nią
rozstawać. W Las Vegas mimo, że mieszkała tylko przecznicę dalej, była w moim domu
stałym gościem. Jednak, nie zamierzałem stanąć jej na drodze do szczęścia.
- Jasper?- Mruknąłem, schodząc z krzesła. Przytaknęła głową - Umm, to... - Alice wyglądała
jakby czekała na moją zgodę lub opinię.
- Lubię go. Jazz jest naprawdę ... w porządku - Alice z wdzięcznością przytuliła się do mnie
mocno, a ja z czułością pocałowałem ją w czubek głowy. W czasie gdy trwaliśmy w
rodzinnym uścisku, po domu rozniosło się echo pukania do drzwi.

background image

34

- Idź otwórz, to pewnie on - Wyrwałem się z jej uścisku, bo szybko pobiegła do wejścia.
Postawiłem krzesło na swoje miejsce i sięgnąłem do kieszeni, sięgając po telefon. Z pisania
sms-a do Rosalie wyrwał mnie głos Jaspera.
- Cześć. - Podniosłem wzrok. Chłopak stał obejmując Alice. Trzymał ją za rękę, a ona głowę
miała opartą o jego pierś. I na Boga... Otaczała ich aura miłości. Gdy tylko na nich
spojrzałem, zapragnąłem by móc tak objąć Bellę i patrzeć na nią z tak wielką i
odwzajemnioną miłością. Potrząsnąłem głowę jakbym chciał się pozbyć tych wszystkich
obrazów, które na widok pary przede mną nasunęły mi się na myśl.
- Cześć - Mruknąłem. Jasper wypakowywał na stół Fast Food, a Alice właśnie podawała mu
kawę. Zajęli miejsce w jadalni. Usiadłem na przeciwko nich. Alice opowiadała właśnie o
planach wieczornej imprezy. Tak, zaplanowała imprezę. Esme i Carlisle wyjechali na kilka
dni na Alaskę więc Alice zaprosiła większą część młodszej populacji na " Hot night Party ".
Przyozdobiła dom lampionami i różnymi świecidełkami. Kupiliśmy alkohol lecz w umiarze.
Nikt z nas nie miał ochoty na późniejszą renowację domu.
- Czy Ty mnie w ogóle słuchasz Jasperze Hale? - Powiedziała moja siostra z przekąsem.
- Umm, przepraszam Alice. Rano jestem do dupy - O tak, szczera prawda. Podkrążone oczy,
zarost na twarzy i jeszcze to obfite śniadanie.
- Ty zawsze jesteś do dupy Jazz. Zero ćwiczeń, syfiaste jedzenie i za dużo kofeiny -
Powiedziałem chichocząc. - I to dla tego faceta moja siostra chce zostać w Forks. Do diaska.
Godne podziwu - Skłoniłem się zabawnie w kierunku Alice, jednak szybko powróciłem do
poprzedniej pozycji, bo usłyszałem ciche charczenie. Jasper zachłysnął się kawą - O stary nie
chciałem Cię zabić. - Mówiłem, klepiąc go po plecach.
Na jego bladą buzię wpełzło pełne zdziwienie, za chwilę jednak jego twarz wyglądała jakby
była zupełnie wyprana z wszelkich emocji, tylko po to aby w jego dużych zielonych oczach
można było zobaczyć iskierkę nadziei.
- Zostajesz? - Wyszeptał cicho, odkładając kawę i patrząc z miłością na Alice. Z ich oczu biło
ciepło i wielkie uczucie, któremu teraz nie chciałem przeszkadzać. Wykradłem się cicho z
jadalni zostawiając ich samych. Wystukałem na telefonie numer Rosalie. Wieczorem na
imprezie będę w szampańskim nastroju.

BPOV



- Zgadnij kto dziś do mnie zadzwonił? - Powiedziała uradowana Rosalie, wręczając mi
kolejną bluzkę do przymierzenia.
- Nie mam pojęcia - Odparłam, wciągając przez głowę, tym razem białą tunikę.
- Edward! - Odpowiedziała szybko, przyglądając się z dumą swojemu odbiciu w lustrze.
Czyżby Edwardowi podobała się Rosalie? Może właśnie dlatego specjalnie się mną nie
przejmował?
- Myślę, że powinnaś iść w tej tunice, Bello. Wyglądasz niesamowicie gorąco.
- Oh, okey, jeśli tak uważasz - Zobaczyłam zdziwioną minę mojej przyjaciółki - Co?
- Pierwszy raz zgodziłaś się na jakiś ciuch bez żadnej kłótni lub choćby słowa sprzeciwu.
- Umm - Z mojego wnętrza wydobył się nerwowy chichot - A co chciał Edward?
- Mówiłam Ci o tej imprezie u Cullenów, prawda? - Kiwnęłam głową - No więc. Edward
zadzwonił i mnie zaprosił.
Rosalie najwyraźniej się cieszyła. Czy nie mogła się trzymać Emmeta, potrzebny jej jeszcze
drugi Cullen?...

background image

35

Bello, przestań! Nie wolno tak myśleć o przyjaciółce. Skarciłam się w duchu, zakładając
swoje codzienne ubranie i wiążąc koński ogon.
- Czy to nie wspaniale, Bells?
- Ja... umm... Nie wyciągaj pochopnym wniosków, Rosalie.
- Och, no tak. Masz rację.

Sprowadziłam przyjaciółkę na ziemię, choć nawet to nie zepsuło jej humoru. No tak, przecież
jej myśli w końcu zaprzątał nie kto inny jak gorący Edward Cullen...


Prostolinijnym krokiem wkroczyłyśmy z Rosalie do rezydencji Cullenów. Muszę przyznać,
że plan Alice wypalił. Lampiony i inne ozdoby spisały się świetnie. Dom wyglądał
olśniewająco, a w salonie gromadziło się co raz więcej znajomych osób. Co rusz podawałam
komuś rękę lub całowałam w policzek w geście przywitania. Wzięłam jednego drinka i
wypiłam jednym haustem. Usiadłam na czerwonej kanapie, na której wczoraj przytulona
siedziałam z Edwardem. I wtedy go ujrzałam. Wyglądał jak model. Stał, luźno oparty o
ścianę, a z jego nozdrzy właśnie wylatywał szary dym. Jego wzrok bez cienia zainteresowania
przesuwał się po gościach i mogłabym przysiądź, że traktuje ich wszystkich jak intruzów.
Wyglądał niesamowicie. Miał na sobie czarny obcisły podkoszulek i za duże podarte na
kolanach spodnie, które zsunęły mu się ukazując białe bokserki i kawałek seksownego
brzucha. Edward zgasił papierosa i niechlujnie przeczesał palcami włosy, patrząc w kierunku
drzwi, po czym spojrzał na zegarek, który znajdował się na jego ręce. Jeszcze raz rozejrzał się
dookoła. Chłopak sprawiał wrażenie jakby na kogoś czekał, a ta osoba, by się spóźniała. Był
bardzo zirytowany. Po chwili patrzenia na młodego Boga, chciałam wyjść na świeże
powietrze, aby ochłonąć.
W pewnym momencie poczułam jak siedzenie ugięło się pod ciężarem nie znanej mi dotąd
osoby.
Przeszedł mnie dreszcz.
Jak nigdy dotąd czułam jak wpatruje się we mnie z chorym zauroczeniem.
Jego dłoń... opuszki palców zaczęły krążyć po moim ramieniu...
- Emmet?
- Czemu nie tańczysz?
- Jestem zmęczona ... właśnie miałam iść się przewietrzyć- Spojrzałam się w kierunku
Edwarda... zamyślony odpalał kolejnego papierosa.
- Chodź muszę ci coś pokazać
Nie odmówiłam... wodząc za jego ręką podążyłam w kierunku wyjścia na taras.
- Dziś możemy podziwiać perseidy - powiedział.
- Słucham?
Z małym zakłopotaniem spojrzałam w jego oczy.
- To najsłynniejszy rój meteorytów. Gdy Ziemia, wędrując po swojej orbicie, przetnie
strumień meteoroidów na niebie możemy podziwiać spektakl spadających gwiazd.
- Prowadził mnie dalej w ciemność. Bezkres czarnej otchłani otoczonej przez rój meteorytów
o których nie miałam wcześniej pojęcia.
- W przypadku Perseidów, matką roju jest kometa SwiftTuttle. To jej fragmenty będą wpadać
przez najbliższe dni w atmosferę.
- Przepraszam bardzo, Emmet. Czy Ty połknąłeś całą encyklopedię?
Oniemiałam z zachwytu. Może do końca nie wiedziałam o czym do mnie mówi... Jednak
teatr moich zmysłów tonących w tonie jego głosu zagłuszały wątpliwości o jego
niezwykłości.

background image

36

Zatrzymaliśmy się spory kawałek od domu.
Było to nadal na terenie ich posiadłości.
- Trampolina ?
Emmet pociągnął mnie kolejny raz stanowczo za dłoń.
Przez chwilę poczułam się jak małe dziecko, gdy moje ciało unosiło się wysoko nad ziemią.
Czułam jak krew przelewa mi się przez z żyły w sposób wolny tak męczący, że aż szybko
wirujący.
Za swój cel obrałam skoczyć wyżej niż mój kompan.
Odbiłam się mocno do góry.
W pewnym momencie zaczęłam lecieć w złym kierunku.
Próbowałam złapać Emmeta chcąc się uratować, więc pociągnęłam go mocno, upadając się
razem z nim.
Moje ręce opierały się o trampolinę, a pode mną leżał przystojny Emmet.

Jego oczy odnalazły moje.
Moje oczy odnalazły jego.
Moja ramiona bezwładnie opadły.
Poczułam jego twardą klatkę piersiową pod sobą.
On nadal trwał w bezruchu, wokół nas ta cisza.
Jego spojrzenie padło na moje usta.
Jego wargi ułożyły się w nieme pytanie.
Skinęłam głową, jednocześnie łamiąc jakiekolwiek zasady ustalone przeze mnie co do
facetów.

W jednym momencie jego gorące wargi delikatnie dotknęły moich zimnych. Z uczuciem i
romantyzmem. Poczułam jego ciepły oddech w moich ustach, co podziałało na mnie
pobudzająco.
Mój mózg zawirował, zdrowy rozsądek odszedł i na Boga, chciałam więcej. Odwzajemniając
pieszczotę mocno przywarłam ustami do jego i naparłam językiem na jego wargi. Rozchylił
usta i nasze języki połączyły się w gorącym tańcu. Miał niesamowicie zwinny język, a ja
zapragnęłam jeszcze więcej. Jakby w odpowiedzi na moją prośbę poczułam jego dłonie na
moich plecach. Emmet zaczął całować mnie zachłanniej niż do tej pory, a jego język drażnił
się z moim, doprowadzając mnie do ekstazy. Przekręcił mnie tak, bym znajdowała się pod
nim i przygwoździł moje nadgarstki do trampoliny. Moje ciśnienie było u kresu
wytrzymałości, a serce biło tak głośno, że jestem pewna, że mogli usłyszeć je w domu.
Nadal go całując lub nadal będąc całowana, wyswobodziłam się z jego uścisku i zdjęłam mu
przez głowę koszulkę. Mała ilość światła i tak umożliwiła mi ujrzenie jego idealnych mięśni
brzucha, torsu i ramion. Chłopak nie pozostał mi dłużny. Ściągnął ze mnie białą tunikę,
pozostawiając mnie w staniku i krótkich spodenkach.

Pragnę Cię Emmet.

Mój język zachłannie szarpał jego, a moje dłonie błądziły po jego plecach, wbijając co
chwilę paznokcie w jego skórę. Jego ręce chwilę badały moje ciało po czym Emmet jednym
sprawnym ruchem rozpiął mój stanik i zrzucił go na ziemię. Jego duża dłoń wylądowała na
mojej piersi ściskając ją i bawiąc się sutkiem. Byłam gorąca z pożądania. Wiłam się pod nim.
Chciałam więcej. Chciałam w tym momencie doświadczyć największego spełnienia. Może to
zauroczenie, może tylko ciekawość, albo alkohol - nie obchodzi mnie to. Moje dłonie rozpięły
mu pasek, a następnie rozporek. Chłopak wyswobodził się ze spodni. Oplotłam go nogami w
pasie i wtedy ... Poczułam jego twardego penisa, który na mnie napierał. Był naprawdę bardzo

background image

37

duży. Emmet rozpiął mi spodenki i ściągnął sprawnie przez nogi. Jego język wyszedł z moich
ust, a on sam zakończył pocałunek, delikatnym muśnięciem. Nadal znajdował się na de mną i
delikatnie smerał miejsce nad gumką od moich majtek.
- Bello? - Jego głos ociekał seksem.
- Tak? - Oh, Emmet jestem mokraaaa. Zróbmy to.
- Wiesz ile mam lat? - Zapytał.
- Nie. - Odpowiedziałam szczerze, muskając go w usta.
- Mam dwadzieścia jeden lat, a Ty masz zaledwie siedemnaście.
- Nikt się nie dowie - Obiecałam, ponownie go całując.
- Czy jesteś dziewicą? - A więc dziewictwo. To, aż tak poważnie brzmi. Nagle zdałam sobie
sprawę i moje pożądanie zmalało. Czy to, aby napewno odpowiedni facet? W głowie pojawił
się obraz ukochanych, niebieskich oczu.
- Tak - Odpowiedziałam cicho.
- Czy chcesz to zrobić, Bello? - Zapytał, czule mnie całując. Mogę podjąć dobrą decyzję,
jeszcze mogę się wycofać...
- Tak, chcę tego.
Emmet odnalazł w mroku swoje spodnie i wyjął prezerwatywę. Pogłębiliśmy swój pocałunek
i ... O Boże. On był taki seksowny i taki gorący i tak cudownie całował. Chłopak zsunął swoje
bokserki i przykrył nas kocem. Pewnie po to bym nie czuła się niezręcznie. Emmet ... To
było już blisko i zsunął już moje majtki i włożył prezerwatywę, wiłam się z podniecenia i ...
Wtedy w mojej głosie usłyszałam piękny baryton Edwarda

Bello, nie. Nie rób tego. To wszystko jest złe. Kochasz mnie, nie jego. To nie może się stać.

Przerwałam pocałunek i uniosłam głowę do góry. W świetle jednego z lampionów ujrzałam
postać. Był to Edward, a na jego twarzy malowało się wiele niedorzecznych emocji.
Poczynając od bólu, kończąc na zdziwieniu i rozczarowaniu. Dlaczego? Skoro byłam mu
obojętna. Skąd jego głos w mojej głowie, ostrzegający mnie. Nim zdążyłam wyswobodzić się
z uścisku Emmeta, Edward zniknął między drzewami, zostawiając mnie samą z wielką
pustką.


"Nie ma znaczenia którą drogą pójdziesz

Nie ma znaczenia na której drodze zostaniesz

Jesteś poza moim umysłem, poza moim umysłem"














background image

38

Odcinek 10


EPOV


Bella właśnie przechodziła przez drzwi, które prowadziły na taras z moim bratem -
Emmetem. Moje spojrzenie padło na ich złączone dłonie. W moim ciele rozpalił się ogień, a
oczy zaszły gęstą mgłą.
Czy tak właśnie wygląda zazdrość? Najprawdopodobniej tak.
Postanowiłem poczekać chwilę, bo być może poszli tylko porozmawiać. Wypaliłem więcej
papierosów niż zwykle, a w głowie targały się niebezpieczne myśli.
Czy możliwe jest to bym nie dostrzegł, że coś ich łączy? Emmet ostatnimi czasy był dziwnie
podejrzany. Jakby odurzony... zauroczony.
Po dwudziestu minutach, ciągłego zerkania na drzwi, szybkim krokiem wyszedłem na taras.
Nie dostrzegłem ani Belli ani Emmeta.
Przeszedłem wkoło dom dwa razy i nigdzie ich nie było. Poszedłem w lewo, zagłębiając się
bardziej w ciemność. Wytężyłem wzrok i spojrzałem przez gąszcze. Na ziemi stał jeden
lampion, a jego światło padało na starą trampolinę, która stała w rogu naszego podwórka.
Usłyszałem cichy jęk i momentalnie przyspieszyłem kroku. Panicznie pragnąłem by między
nimi nie doszło do najgorszego. Nie chciałem tego!

Emmet leżał nad Bellą, a trampolina miarowo unosiła się pod ich ciężarem. Byli nadzy, choć
od pasa w dół przykrywał ich koc. Zastygłem w bezruchu, bo moje ciało odmówiło
posłuszeństwa.
Bella uniosła lekko głowę, tym samym przerywając ich namiętny pocałunek. I spojrzała w
moim kierunku, jakby zupełnie się spodziewała, że tu będę. Gdy tylko na nią spojrzałem,
moja twarz wykrzywiła się w grymasie bólu. Poczułem rozczarowanie, bo myślałem, że coś
nas łączy. Jak widać - myliłem się.

Skoro woli Emmeta, nie jestem jej do niczego potrzebny. Jednak cała ta sytuacja zabolała, bo
ja naprawdę chciałem z nią być.

"Tak mocno chciałem Twoich oczu, Twojej skóry

Tak bardzo chciałem Twoich dłoni

Tak mocno czułem to, tak bardzo chciałem obok być nie myśląc

Ile to kosztuje"

Po chwili zaskoczyło mnie, że moje stopy się poruszają. Zastanawiałem się jak zaczęły, bo
jeszcze przed chwilą były jakby wrośnięte w ziemie. Szybkim krokiem ruszyłem w kierunku
domu.
Pokonałem schody i wszedłem, a raczej wbiegłem do swojego pokoju, zamykając drzwi na
klucz. Chwilę rozejrzałem się dookoła, po ścianach. A w wyniku złości podszedłem do
niskiego stolika i zwaliłem całe jedzenie na ziemię.
To była niespodzianka. Przygotowałem dla Belli romantyczną kolację z jej ulubioną
meksykańską kuchnią. Chciałem jej dzisiaj powiedzieć, że zostaję. Że w dupie mam całe
życie w Las Vegas i, że dla niej gotowy jestem całą moją karierę poświęcić, uprzednio
opowiadając jej o całym moim życiu. Tak bardzo pragnąłem powiedzieć jej, że możemy być
przyjaciółmi, a jeśli pozwolimy sobie na więcej, to wszystko zależy od niej. Zmienię się, dla
niej. Dla nas.

background image

39

Teraz wszystko wydało mi się tylko nic nieznaczącymi planami, które złamały się na pół z
chwilą gdy wybrała Emmeta.
Wbrew sobie, nie mogłem jej mieć tego za złe. Każdy z nas codziennie podejmuje decyzje, by
nasze życie mogło się toczyć zgodnie z naszymi wyborami.
Podszedłem do biurka i otworzyłem szufladę. Wyciągnąłem jointa i odpaliłem go. Muzyka na
dole, grała cicho, delikatnie wpływając w moje uszy. Spojrzałem na zegarek było lekko po
trzeciej.
Położyłem się na łóżku i zamknąłem oczy. Mimo iż byłem osobą, która ciągle musiała
obracać się w towarzystwie i bywać na głośnych imprezach. Lubiłem ciszę i spokój, w
zwłaszcza w takich momentach.
Odpływając w błogi stan, który zapewnił mi joint - Odprężyłem się i popłynąłem z własnymi
chaotycznymi myślami.
Naglę ciszę przerwało ciche pukanie do drzwi. Otworzyłem oczy i śmiesznymi oczami
rozejrzałem się po pokoju. Stukanie do drzwi się ponowiło. Niechętnie wstałem i podszedłem
do nich.
- Czego? - Powiedziałem lekko z nerwami, wściekły na osobę, która przerwała mój błogi stan.
- Edward?... - Rozpoznałem głos Belli. Odpowiedziałem jej milczeniem.
- Mogę wejść? - Odezwała się. Chyba mam rozdwojenie jaźni, bo jeden Edward chciał usilnie
ją wpuścić, a drugi Edward nie chciał na nią patrzeć.
- Po co?
- Chyba... Musimy porozmawiać - Odpowiedziała po chwili ciszy.
- Nie. Wcale nie musimy. Idź sobie.

Usłyszałem jak Bella osuwa się po drzwiach i siada na podłodze. Czułem się bardziej niż
otępiały niż zwykle. Zrobiłem to samo co ona. I serio. Jestem pewien, że mogłem poczuć
ciepło bijące od niej przez drewno, dzielące nas.

- Potrzebuję kogoś - Powiedziała cicho.
- I?
- Potrzebuję Ciebie Edwardzie. A Ty potrzebujesz mnie. Potrzebujemy siebie nawzajem. -
Głos jej drżał - Kiedy jestem z Tobą czuję się lepszą osobą - Mówiła dalej - Jestem
szczęśliwsza i nie czuję się taka samotna.
- Ale to nie takie proste być z kimś, prawda Bello? - Odpowiedziałem.
- Wiem - Usłyszałem za drzwiami ciche łkanie. Ona płakała. Tego nie mogłem znieść, więc
wstałem i przekręciłem klucz w zamku. Gdy otworzyłem drzwi, Bella już stała. Taka jakby
skulona i mniejsza niż zwykle. Bała się mi spojrzeć w oczy. Czarny tusz zmieszał się z jej
łzami i spływał po jej twarzy. Dotknąłem jej policzka dłonią, ocierając cały płacz. Szybko ją
jednak cofnąłem, na wspomnienie, że jeszcze niedawno dotykał jej mój brat. Bella
niezgrabnie przekroczyła próg pokoju i usiadła obok mnie na łóżku. Sięgnąłem po papierosa,
jak zawsze w takiej chwili, odpalając go. Podsunąłem go w kierunku Belli.

- Oh, um. Nie, dzięki. Nie palę - Odpowiedziała.
- Nigdy? Próbowałaś chociaż?
- Nie. Ale widziałam i wiem, że jest do dupy - Odparowała szybko. Zachichotałem
- No dalej. Wszystkiego trzeba spróbować - Spojrzałem na nią i moja dłoń przybliżyła się
wraz z papierosem do jej ust.
- Jebać to. Odpalaj i zaczaruj mnie - Bella używa przekleństw? - Dotknęła moją dłoń, a mnie
przeszedł przyjemny dreszcz. Usiedliśmy wygodnie na przeciwko siebie. I Bella wzięła bucha
z mojego papierosa.
Nie krztusiła się. Widocznie spodobało jej się to wzięła jeszcze jednego i odłożyła papierosa

background image

40

do popielniczki, rozsiadając się wygodnie.




BPOV





Leżeliśmy koło siebie na jego dużym łóżku, w totalnym bezruchu, stykając się ramionami.
- Chyba powinienem się coś Ciebie zapytać - Powiedział łagodnie. Jego niebieskie oczy
otworzyły się i spojrzały na mnie bezmyślnie.
- Więc pytaj - Odpowiedziałam.
- Czy Ty kochałaś się z Emmetem? - Powiedział spokojnie, jak gdyby nigdy nic. Jakby się
pytał o to jakie jest moje ulubione danie. Zmieszana, odsunęłam się i spojrzałam się na niego.
Patrzył łagodnie w sufit.
- Ta cała sytuacja jest skomplikowana, ale nie. Nie spałam z nim - Odpowiedziałam cichutko,
a jego usta wykrzywił uśmiech - Zresztą odkąd Cię to obchodzi. Odkąd obchodzę Cię ja? - To
pytanie bardziej skierowałam sama do siebie.
Edward już się nie uśmiechał. Patrzył na mnie z pustką w oczach.
- Czy Ty nic, kurwa nie rozumiesz? - Zdenerwował się.
- Nie! Edwardzie! Nie rozumiem Twojego postępowania. Najpierw jestem Ci obojętna.
Chcesz mnie tylko i wyłącznie przelecieć, a teraz nagle zaczynasz się mną interesować? -
Mówiąc to, emocje wzięły górę. Zerwałam się na równe nogi, a moje oczy ciskały w niego
piorunami - Nie jesteś tym, za kogo Cię uważałam. Jesteś pustym, jadowitym uśmiechem -
Złość przemieniła się w pustkę i ból. Zaczęłam płakać i opadłam bez sił na kanapę pod oknem
- Więc, wyjaśnij mi to... Bo ja tego nie pojmuję - Powiedziałam już spokojnie, łkając
cichutko.

- Co chcesz żebym powiedział? Dzięki Tobie, po raz pierwszy w życiu poczułem się jak ktoś,
komu zależy. I dlatego się Tobą interesuję! A teraz... - Edward stanął nade mną, patrząc mi
głęboko w oczy.
- Zrobiłbym kurwa największą kanapkę na świecie, gdybyś mnie o to poprosiła. Poszedłbym
na koniec świata. Wypełniłbym rzeki Tymbarkiem. To nie jest koleżeństwo, to nie jest
przyjaźń. To jest coś więcej Bello - Zawirowało mi w głowie - Jesteś całym moim światem...
A teraz masz gila na twarzy - Szczęśliwa zaśmiałam się. Edward wyciągnął chusteczkę z
kieszeni i wytarł mi nos.
Usiadł koło mnie i przytulił mocno.

Nic nie pamiętam.

Wszystko zapomniałam.

Jest on i jestem ja.

Tworzymy całość.


background image

41

EPOV



Leżeliśmy na moim łóżku, w moim pokoju. Muzyka na dole już nie grała, wokół nas trwała
nieprzerwana cisza. Nikt z nas się nie odezwał. Bella wtuliła się we mnie mocno, jak gdyby
nigdy nie chciała już mnie opuścić. Podobało mi się to.
Włosy opadły jej na twarz, a spod grzywki wystawał śliczny malutki nosek i brzoskwiniowe
usta, które wręcz się prosiły o to, by je pocałować.
Dziewczyna spała, bo jej klatka piersiowa unosiła się i opadała w rytmicznym tempie.
Spojrzałem na zegarek. Było lekko po piątek, a na dworze było już jasno.
Delikatnie odsunąłem Bellę, by jej nie zbudzić i okryłem ją kocem. Wyszedłem na balkon,
odpalając papierosa.

W najbliższym czasie muszę rzucić to świństwo, bo to mnie wykończy.

Lekki zarys słońca widniał już na niebie, a delikatny wietrzyk muskał mą twarz i goły tors.
Gdy podziwiałem piękno świata, poczułem gorące dłonie oplatające mnie w pasie.
Moim ciałem wstrząsnął dreszcz. To mogła być tylko jedna osoba.
Tylko ona tak na mnie działa.

-Bella.














Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
TMA Rozdział II odc 1
Kuchnia francuska po prostu (odc 10) Mrożony nugat
Mahabharata Księga 2 Rozdziały 01 10
(odc 10) steki z tuńczyka z gorącą sałatką z młodych ziemniaków
(odc 10) portugalskie tarteletki czekoladowe
(odc 10) risotto z pieczonym czosnkiem, podawane z grzaneczkami
Mahabharata Księga 1 Rozdziały 01 10
10.Necka rozdzial 6, Psychologia USWPS Warszawa, Psychologia różnic indywidualnych
rozdział 10 Tożsamość indywidualna i zbiorowa, Wstęp do filozofii współczesnej A.Nogal
Kanicki Systemy Rozdzial 10 id Nieznany
zintegrowane rozdzial 10
WzM 10 - Bite Club - 1 rozdział, Wampiry z Morganville 10
10 Rozdział 24
10. Obliczanie objętości oraz zasad rozdziału i wyrównywania, pdu
rozdzial7 (10)
Rozdziały 6 10
WSFiZ zad+rozw, ROZDZIAŁ 10
2007, 9 pervin r10, Rozdział 10: emocje, zdolności adaptacyjne i stan zdrowia

więcej podobnych podstron