Take me Anywhere
By Bella1993
Rozdział II
Zasłonięte rolety, zapach nikotynowego dymu w powietrzu. To tak się robi, gdy się za kimś
tęskni...
Próbowałem wielu ludziom pokazać obraz zadziwiających zmian w moim życiu, jednak nie
potrafiłem. Potem uświadomiłem sobie, że ja to ja.
Zrozumiałem, że nie muszę pokazywać innym jaki naprawdę jestem. A komu na mnie zależy,
sam będzie próbował dociec prawdy. A prawda...
Prawda jest najważniejsza. Bez niej? Bez niej nie ma nic.
Czasami życie wywija jakiś pieprzony numer, którego zupełnie się nie spodziewamy i wtedy
zdajemy sobie sprawę jacy naprawdę jesteśmy...
Na co dzień boimy się czułych gestów, ciepłych uśmiechów, a przechodząc koło miłości,
wzruszamy pogardliwie ramionami.
Na pozór jesteśmy silni i cyniczni ze swoimi zasadami, nie rozumiejących własnych wad.
Dopiero gdy samotność nam doskwiera szczelnie zamykamy okna i drzwi, by z bólu gryźć
paznokcie i psychicznie umierać.
Odcinek 1
BPOV
- Bello czy Phil wie o tym, że jesteś u mnie?...
- Mhm, tak... Ale chyba powinnam wracać do domu. Pewnie się zaczyna niepokoić.
Edward odwrócił się w moją stronę ukazując idealny tors. O tak idealny. Niezbyt umięśniony
i niezbyt wychudzony.
Bello. Daj spokój. Nie rozczulaj się.
- Odwiozę cię - Zaproponował.
- Nie. Nie trzeba - Odmówiłam grzecznie.
- To może Emmet...?
Znów zaczyna.
- Jesteś zazdrosny?
- Nie - Odpowiedział twardo.
- Nawet trochę? - Zachichotałam, drocząc się z nim i widząc jego zaciśniętą szczękę.
- No, może odrobinkę. Nie jesteś przecież moją własnością - Wciągnął przez głowę szarą
koszulę.
- Muszę już iść. Angela mówiła, żebym do niej wpadła z rana.
Gówno prawda. Chciałam jak najszybciej się stąd wyrwać i mieć chwilę zastanowić się co
właściwie stało się wczoraj.
Miałam ochotę zaszyć się w swoim pokoju i już nigdy nie wyjść. Wstałam więc z wielkiego
łóżka, założyłam buty i skierowałam się w kierunku drzwi.
- Bella? - Głos Edwarda przywołał mnie do rzeczywistości, tak, że momentalnie
przystanęłam.
- Tak?
Edward podszedł do mnie i złożył na moim policzku delikatny pocałunek.
- Do zobaczenia mała... - Wyszeptał mi do ucha, a od jego zapachu zakręciło mi się w głowie,
serce znalazło się gdzieś w okolicy gardła.
- Umm... Ta... Narazie.
Szybko wyskoczyłam przez drzwi, zamykając je za sobą i bez życia opadając na nie całym
ciałem. Zamknęłam oczy, a moje usta bez udziału mej woli wygięły się w uśmiech. Ciszę
przerwało czyjeś chrząknięcie. Otworzyłam oczy, przede mną stał Emmet.
- Jak leci? - Zapytał.
- Nieźle, a u ... - Przerwał mi.
- Proszę, nie pytaj co u mnie, bo wolałbym już dzisiaj nie przeklinać.
- Przepraszam - Wyszeptałam cicho.
- Nie. To ja cię powinienem przeprosić, ale nie chcę. Czy wspomnienie można z siebie zmyć,
Bello?
- Powiedz mi jak to się stało? O co tu chodzi Emmet...? Dlaczego?
Chłopak wyraźnie zmieszany przybliżył się do mnie i spojrzał mi głęboko w oczy.
Wystraszyłam się. Co jeśli Edward znów nas zobaczy razem? To wszystko dzieje się przed
jego pokojem.
- Umm... Może chodźmy na dół? - Zaproponowałam.
- Chodzi o Edwarda? Strasznie mi z Twojego powodu wszystko jedno. Ostatnio wszystko jest
inaczej. Ostatnio wszystko się pieprzy -
Emmet opuścił głowę, już na mnie nie patrzył.
- Nabałaganiłeś mi w życiu... A ja bardzo nie lubię bałaganu.
- Myślałem, że mnie chciałaś.
- Myślałeś? Twój umysł był zamroczony przez alkohol. Zresztą tak samo jak mój! Sama nie
wiem. Daj mi chwilę. Muszę z tego wybrnąć, zastanowić się...
To taki moment życia w którym mam ochotę, trzasnąć drzwiami i nie wiedzieć co się dzieje.
Zwinnie wyminęłam chłopaka i za chwilę już zbiegałam po schodach.
- On nie jest dla ciebie, Bello!
Usłyszałam za plecami, jednak nie przystanęłam. Choć mój mózg wariacko kazał mi
krzyczeć, że nie chcę nikogo prócz Edwarda, że tylko on,
że najważniejszy, że z nim, za nim.
Wsiadłam do Chevrlota i jak najszybciej chciałam się znaleźć w moim pokoju.
EPOV
Na moim ciele wciąż znajduje się jej słodki zapach.
- Bella...
Wydawać się by mogło, że jesteśmy źle dobrani, a ja się czuję... jakbym upił się szczęściem.
Wydarzenia ostatniej nocy dały mi wiele do myślenia, ale rano dzięki jej towarzystwie, nic
nie miało znaczenia. Właściwie nadal wszystko jest
skomplikowane. Między mną, Bellą stoi Emmet i moje życie.
Na pozór wszystko wydaje się proste lecz w rzeczywistości wszystko jest inne. Pozatym
okłamałem ją, gdy ona cały czas w stosunku do mnie
była szczera. Jestem od Belli starszy o osiem lat, nie o pięć.
W obawie przed tym, że nie będzie mnie brała jako potencjalnego kandydata na miejsce jej
partnera życiowego. Mój mózg uknuł plan i trochę
niestety zmieniłem swój wiek. Mam nadzieję, że to zrozumie.
Pozatym Victoria nie będzie zadowolona. Muszę zjawić się w Vegas i jej wszystko wyjaśnić.
Przynajmniej spróbować.
- On nie jest dla ciebie Bello! - Donośny głos mojego brata przebił się przez drzwi do mojego
pokoju. Szybko pchnąłem klamkę i wypadłem na
korytarz. Rozejrzałem się dookoła, a moje spojrzenie uchwyciło kawałek Belli zbiegającej po
schodach. Za chwilę usłyszałem trzask drzwi.
Szczęście stopniowo było spychane na dalszy plan mojego umysłu poprzez złość.
Ogromną złość na mojego brata. Moje dłonie automatycznie zacisnęły się w pięści.
Podszedłem do Emmetta i stanąłem z nim twarzą w twarz.
- Do cholery! Co to wszystko ma być ?!
BPOV
Wjeżdżając na parking przed domem, modliłam się by Charlie spał, a nie czekał na mnie ze
strzelbą, gotową do użycia.
Nawet mój wymarzony czas na przemyślenia, odsunęłam na dalszy tor. Teraz mnie to nie
interesowało.
Najciszej jak się dało przekręciłam klucz w zamku i na palcach przekroczyłam próg
mieszkania.
Uff, nie ma go. Skierowałam się najszybciej jak mogłam do mojego pokoju.
- ISABELLO MARIE SWAN! - Stanęłam jak wryta.
- Charlie, z góry zastrzegam, że nic złego nie zrobiłam i... to w ogóle nie moja wina!
- Gdzieś ty była całą noc?!
- Byłam u Alice.
- BYŁAŚ U TEJ PIJAWKI?! - Wykrzyczał, a stróżki jego śliny ochlapały mi twarz.
- Pijawki?! Alice nie jest pijawką ! - Zaczęłam bronić przyjaciółkę.
- Wiesz o kim mówię! Byłaś u Edwarda! Całą noc!... Co robiłaś?!
- Napewno chcesz wiedzieć? - Zobaczyłam przerażoną minę ojca - Szukałam sensu w
bezsensie całego świata.
Charlie przybliżył się do mnie i chwilę tak stał patrząc na mnie.
- Czuję alkohol... Bells... Ja już nie mam do ciebie siły. Kiedyś byłaś taka grzeczna, wzorowa
uczennica, a teraz patrz co się porobiło... Masz jakieś kłopoty, problemy? Jeśli tak to możesz
mi powiedzieć. Razem to rozwiążemy. W pojedynkę zawsze jest wszystko cięższe...
- Tato... - Zrobiło mi się przykro. Sama nie wiem dlaczego
- Po prostu dzieci kiedyś wyrastają. Nikt nie jest idealny. Pozatym są wakacje - Czułam, że
moje oczy się zaszkliły.
- Idę na górę. O szlabanie porozmawiamy potem.
Zamknęłam drzwi na klucz. Zdjęłam ciuchy. Zasłoniłam rolety. Odkręciłam ciepłą wodę, by
wanna się napełniła. Odpaliłam czekoladowego papierosa, a on tak cholernie zaczął mi
przypominać jego...
Po pokoju rozległo się pukanie do drzwi.
- Bella! Mogę wejść?
- Jasper! - Zarzuciłam szybko jakieś ubranie i dopadłam do klamki.
- Jak dobrze, że jesteś ! - Przytuliłam się do niego, a jego silne ramiona przycisnęły mnie z
uczuciem do siebie.
- Przecież ty nie palisz - Powiedział zdziwiony widząc kłębki dymu unoszące się po
pomieszczeniu.
- Palę.
- Dlaczego?
- Żeby zrozumieć.
- Co się stało kruszynko? Opowiadaj. - Zapytał, gdy pierwsza łza spłynęła po moim policzku.
- Oh, Jazz! Jestem taka zagubiona. Wczoraj u Cullenów...