Druga twarz Nietoperz

background image

Tytuł: Druga twarz
Autor: Nietoperz
Beta: justusia7850
Ostateczna korekta: anet21j
Do oryginału:

klik

Rating: M ( NC-17)
Romance/Humor
Parring: Harry P. & Tom R. Jr. (Voldemort)
Ilość rozdziałów: 6 + Epilog
Ostrzeżenia: scena erotyczna, mpreg, brak kanonu sex; przemoc, chyba będzie coś takiego…

Miłego czytania!



DRUGA TWARZ





Prolog



Syriusz śnił mu się każdej nocy od dnia wydarzeń w Ministerstwie. Każdej nocy widział jak ten
wpada za zasłonę. Jak umiera. Miał wtedy ochotę krzyczeć, nie tylko z bólu straty, ale i ze złości.
Nie był głupi, zdawał sobie sprawę, że to po części była jego wina. Nawet w sporej części…
Gdyby tylko wiedział wtedy to, co wie teraz wszystko byłoby inaczej. Stary manipulator odebrał
mu Syriusza. Doprowadził do jego odejścia. Wszystkie nadzieje na rodzinę, na opiekuna i dom
odeszły wraz z byłym Gryfonem. Mieli przecież tak wiele wspólnych planów z Blackiem.
Chciał go znów zobaczyć, może przytulić. Ale on odszedł tak jak jego rodzice. I nigdy nie wróci.
Nie mógł przecież tego drążyć! Zdawał sobie sprawę, że Syriusz, jeśli nawet go nie kochał, to na
pewno zależało mu na nim. Jego ojciec chrzestny nie chciałby przecież, żeby ten się za to
wszystko obwiniał.
Pozostały mu tylko wspomnienia i dziura w sercu, którą próbuje teraz zasłonić. Nie pokaże
nikomu, jak bardzo go zranili. I jak bardzo to boli. Jak mantrę powtarzał, że to nic, i trzeba żyć
dalej, przecież sobie poradzi, sam sobie poradzi, prawda? Jak zawsze…?! Bo musi. Może, jeśli
będzie to sobie ciągle powtarzał to w końcu tak się stanie? Jedno jednak było pewne, drugi raz
tak się już nie wystawi kłamliwemu Albusowi Dumbledore’owi.
Oto nadszedł dzień, w którym Złoty Chłopiec odszedł na dobre. Oto dzień, od którego Albus
Dumbledore zacznie płakać nad swoim losem.

background image

***

I zaczął się sezon polowań na kłamstwa.

***



Rozdział 1


— Mam dość – powiedział spokojnym, choć przesiąkniętym nienawiścią głosem.
— Czego masz dość, głupi dziwolągu?! – ryknął na niego wuj.
Przymierzał się już do kolejnego uderzenia. Dziś nic nie robił poza tym, że wyskakiwał
niewiadomo skąd i bił Harry’ego za byle co, mimo, że ten pracował i robił wszystko, co kazała
mu ciotka.
— Was – powiedział beznamiętnie podczas jednej z kłótni.
Miał już pomysł na resztę wakacji. Może nawet na dłużej. Poszedł na górę do swojego pokoju,
żeby spakować rzeczy. Różdżkę włożył do specjalnej kieszeni spodni, które kupił w Hogsmeade,
tuż przed wyprawą do Ministerstwa. Kupił wtedy za namową Hermiony kilka ubrań pasujących
na niego idealnie. Sztylet wcisnął w kieszeń granatowej bluzy, którą zarzucił na szary
podkoszulek. Wszystkie ubrania po Dudleyu zostawił w szafie, natomiast książki i nowo
skompletowaną odzież spakował do kufra.
Kufer dostał od Syriusza na gwiazdkę. To był ostatni prezent od niego. Zamknął wieko,
ukrywając tym samym wszystkie swoje skarby i przycisnął symbol czarnego psa. Kufer
zmniejszył się, dzięki czemu mógł go łatwo włożyć do kieszeni. Później wystarczyło mruknąć
ponurak by kufer wrócił do swoich rozmiarów. Największy problem miał z Hedwigą. Postanowił
wysłać ją do Hermiony z małą karteczką. Czuł się trochę winny, że nakłamie dziewczynie, ale
musi to zrobić. Skoro oni mogli go oszukiwać to, dlaczego on nie mógł tego zrobić? Do tego
donosili na niego dyrektorowi. Jeżeli oni sobie tak pogrywają z nim, to równie dobrze on może
wykorzystać dziewczynę…

Cześć Miona.

U mnie wszystko dobrze, wakacje są nudne i chyba będą jeszcze gorsze. Wujostwo ignoruje mnie,
ale mają problem z Hedwigą. Byłbym ci bardzo wdzięczny, gdybyś zajęła się nią, dopóki nie
przyjdę. Będzie cię słuchać, ale proszę: nie przysyłaj jej do mnie i powiedz Ronowi, żeby nie
przysyłał Świstoświnki. Wuj powiedział, że będzie strzelał do sów.
Już nie mogę się doczekać, kiedy w końcu zacznie się rok szkolny. Opowiecie mi wszystko. Do
zobaczenia na peronie.

Harry


Napisał jej to wszystko, żeby w Kwaterze Zakonu Feniksa nie dowiedzieli się za wcześnie o jego
zniknięciu. Musiał to zrobić, chciał mieć po prostu spokój. Żadnego dyrektora i innych, którzy
zawsze wiedzą wszystko lepiej niż on sam.
— Gdyby ktoś o mnie pytał, mówcie, że nie chcę wychodzić ze swojego pokoju. Dadzą wam

background image

spokój, a ja zapewne nie wrócę już także na następne wakacje – mówił ciotce, gdy ta patrzyła na
niego zdezorientowana. Stał przy drzwiach wyjściowych w swoich nowych ubraniach. –
Żegnajcie! – powiedział do niej jeszcze i zniknął.
Peleryna niewidka okazała się bardzo przydatna. W krzakach nieopodal minął znudzonego i
ziewającego przeciągle nad jakąś kartką pergaminu Snape’a. Uśmiechnął się wrednie. Gdyby
złapali go gdzieś przez przypadek, wina spadnie głównie na Snape’a Przespacerował jeszcze
kilka uliczek, by w jakimś ciemnym kącie zdjąć niewidkę i schować ją do kufra. Założył kaptur
na głowę i postanowił dotrzeć na Pokątną, żeby zabrać trochę pieniędzy na mieszkanie w
mugolskiej części miasta.
W kufrze miał tylko kilka sykli, akurat tyle ile potrzebował na autobus. Starał się być bardzo
ostrożnym, wiedział, że nie może ufać nikomu. Przemknął przez Pokątną do banku i wyjął trochę
mugolskich pieniędzy i galeonów. Nigdy nie wiadomo, co i kiedy się przyda albo, kiedy
następnym razem będzie mógł sobie pozwolić na taki wypad. Zajrzał jeszcze do Madame Malkin
i kupił u niej pelerynę z mnóstwem ukrytych kieszeni, oczywiście czarną.
Harry odetchnął z ulgą, gdy w końcu wyszedł z Dziurawego Kotła. Dopiero teraz do niego
dotarło, że był wolny. Naprawdę wolny. Nikt go nie pilnował, nikt go nie ścigał i nikt nie
wmawiał mu, że wie lepiej, co jest dla niego dobre. Wziął kolejny głęboki wdech i z szerokim
uśmiechem na twarzy ruszył przed siebie, nie oglądając się wstecz.

***

Wynajął sobie pokój na poddaszu, właściciel był bardzo miły i wydawał się go lubić. Harry
postanowił zmienić także jak najbardziej swój wygląd. Wybrał się do mugolskiego fryzjera i
zmienił uczesanie. Teraz grzywka zasłaniała mu połowę twarzy i nachodziła na oczy tylko po to,
aby zasłonić bliznę. Końcówki grzywki pofarbował na zielono i kupił kilka mugolskich
specyfików, które powodowały, że jego włosy nie sterczały we wszystkie strony, a układały się
łagodnie wokół twarzy.
U optyka kupił kilka par soczewek, przez co swoje okulary mógł wcisnąć w ciemny kąt kufra na
czarną godzinę. Miejsc, gdzie mógłby spotkać jakiegoś czarodzieja unikał jak ognia. Jego
urodziny zbliżały się bardzo szybko i wiedział, że to będzie pewnego rodzaju granica. Do swoich
urodzin może mieć jednak pewność, że nikt się nim nie zainteresuje.
W sklepie z bronią kupił kilka sztyletów, a syn sprzedawcy uczył go nimi walczyć. Chłopak
zaczepił Harry’ego, gdy ten tylko wyszedł ze sklepu. Miał na imię Axel i był w jego wieku, a
przynajmniej twierdził, że ma szesnaście lat. Za małą opłatę zaproponował mu szkolenie z
podstaw walki wręcz i walki białą bronią, w tym właśnie posługiwaniem się sztyletami. Miał
dopiero kilka lekcji, ale już czuł się po prostu wspaniale. Ze sztyletem w dłoni i przeciwnikiem,
który wcale nie chce go zabić poczuł, że naprawdę żyje. Axel mówił, że idzie mu wspaniale.

***

— Potter siedzi cały czas w domu – oświadczył Snape, wchodząc na zebranie Zakonu.
— Albusie – zaniepokoiła się Molly. — Jutro są jego urodziny, a my nie widzieliśmy go już od
dwóch tygodni. Jakby nie wychodził w ogóle ze swojego pokoju. Może zabierzemy go od tych
mugoli?
— To nie jest dobry pomysł, moi drodzy – Dumbledore poklepał ją uspokajająco po ramieniu. —
Harry musi zostać ze swoimi krewnymi. Remusie, odwiedzisz Harry’ego i sprawdzisz jak się
czuje – zarządził.

background image

Snape zasiadł tylko na swoim miejscu i przyglądał się jak obłudny, stary dziadyga manipuluje
nimi wszystkimi dla własnych celów. Drwił wiele razy z tych ślepych idiotów. Musiał tu jednak
siedzieć i słuchać wszystkiego, udawać i pomagać tym durniom. Voldemort będzie zadowolony,
że ten staruch lekceważy chłopaka i pozwala zagłębiać mu się w jego rozpaczy. To ułatwi tylko
sprawę Lordowi. Zamiary Voldemorta względem Pottera zmieniły się diametralnie. Gdy tylko
odzyskał swoje dawne ciało, ciało dziewiętnastoletniego młodzieńca, wszyscy śmierciożercy
dostali nowe rozkazy związane z Potterem i mieli się ich trzymać.

***

Harry ziewnął przeciągle i przetarł oczy. Przy jego łóżku siedziało kilka sów, wszystkie miały do
nóg przywiązane paczki albo listy. No tak, jego urodziny, prawie o nich zapomniał. Zebrał
wszystkie podarunki i odesłał ptaki w drogę powrotną. Paczki były od Weasleyów i Hermiony, w
tym roku dostał także prezent od dyrektora. Stary piernik chciał mu się podlizać i tyle, ale Harry
miał postanowił go zignorować. Gdyby nie odesłał sów, kazałby odnieść ten konkretny upominek
nadawcy.
Od Hermiony i Rona dostał jakąś starą księgę z zaklęciami obronnymi. Od pani Weasley tort,
bliźniacy przysłali mu kilka swoich gadżetów, a od Ginny otrzymał ładny futerał na różdżkę.
Wszyscy dołączyli także karteczki z życzeniami. W pozostałych przesyłkach znalazł wyniki
sumów, dwa listy od wicedyrektorki, i ostatni, który przyszedł od Remusa. Szybko rozerwał
kopertę i przeczytał pobieżnie, jakie życzenia składa mu były nauczyciel i przyjaciel jego
rodziców. Zaniepokoiła go jedynie końcówka, Remus zapowiadał się z wizytą u Dursleyów, żeby
sprawdzić jak Harry się miewa. Oznaczało to koniec spokojnej egzystencji, wkrótce zaczną go
szukać.
Obejrzał także urzędowe pisma i odkrył, że całkiem przyzwoicie zdał swoje sumy, choć nie
pozwalały mu one zostać Aurorem. Nie zmartwiło go to prawie wcale, w końcu już tak naprawdę
nie chciał nim zostać. Miał inne plany. Dyrektor jeszcze zobaczy, kim tak naprawdę jest. Koniec
ze słuchaniem tego starego dziadygi
, pomyślał mściwie. Jeżeli dobrze to rozegra, obie strony tej
cholernej wojny dadzą mu spokój i wybiją się nawzajem.
Jego ciekawość była jednak bardzo niedobrą rzeczą. Niezwykle ciężko było nad nią zapanować,
gdy dostało się coś od osoby, której za bardzo się nie lubiło a chciało się wiedzieć, co to jest. Z
westchnieniem rezygnacji zgarnął ostatnią paczkę na kolana i zajrzał do środka. Na wszelki
wypadek wyjął kartkę, dopiero później obejrzał przedmiot.

Mam nadzieję, że przypadnie ci do gustu.

Tak brzmiała notatka. Harry’ego, zaczął trafiać szlag. Cholerny facet! Uniósł czarną, aksamitną
szmatkę, pod którą znajdowało się jajo. Wyczuł, że na całe pudełko rzucony jest czar
ogrzewający, postanowił więc nie wyjmować jaja z pudełka. Nawet nie wiedział, co za
stworzenie przysłał mu dyrektor. Miał tylko cichą nadzieję, że nie jest to smok. Starzec był w
końcu tak szalony jak Hagrid, a ten już kiedyś miał smoka. Harry nawet nie chciał myśleć ile
jeszcze dziwnych i niebezpiecznych stworzeń hoduje.

***

— Albusie! – krzyknął rozgorączkowany Remus, wpadając do gabinetu siwobrodego starca. —
Harry’ego u nich nie ma!

background image

Dyrektor popatrzył na wilkołaka nic nie rozumiejąc. Chwilę zajęło mu dojście do tego, co
mężczyzna do niego mówi.
— Jak to nie ma? – Zdziwienie pobrzmiewało w jego głosie.
— Miałem sprawdzić, co u niego. Petunia nie chciała mnie w ogóle wpuścić, a gdy w końcu
udało mi się wejść… – mówił chodząc nerwowo po pokoju. — Jego pokój był pusty i nigdzie nie
wyczuwałem nawet jego zapachu, jakby już od dawna go tam nie było. Petunia powiedziała mi,
że dwa tygodnie temu po prostu spakował się i wyszedł z domu. Nakazał jej wcześniej mówić
wszystkim, że nie chce z nikim rozmawiać i nie wychodzi ze swojego pokoju…
— Jesteś pewien, że nigdzie go nie zabrali? Albo Harry nie został porwany – zastanawiał się
Dumbledore tłumiąc atak paniki.
Gdzie mógł być ten smarkacz? Cholerny bachor uciekł i ten teraz nie wiedział gdzie go szukać,
nie miał nad nim kontroli a to nie wróżyło dobrze.
— Był cały czas pilnowany i właśnie od dwóch tygodni nikt go nie widział…
— Musimy go znaleźć, powiadom wszystkich o zebraniu, Remusie. Dziś, w moim gabinecie.

***

Harry do pokoju wrócił dopiero późnym popołudniem. Zmierzchało już, gdy wlókł się po
schodach do swojego sanktuarium. Na oparciu krzesła siedział czarny sokół, a tuż obok, na
biurku stał mały koszyk z przywiązanym do niego listem. Podszedł do stworzenia niepewnie, ale
widząc, że ptak tylko go obserwuje, zabrał liścik.

Mam coś dla ciebie, Harry Potterze.

Chciałbym ci także powiedzieć, że moi śmierciożercy nie zrobią ci żadnej krzywdy. Mam
nadzieję, że uda nam się któregoś dnia usiąść spokojnie i porozmawiać.
Na poczet lepszej przyszłości przysyłam ci ten mały prezent.

T.M.R


Harry będąc w głębokim szoku, zdjął z koszyka nakrycie i oniemiał. W środku spał sobie mały,
czarny wąż. Widać było, że jest jeszcze młody. Harry zamrugał kilka razy, ale zarówno wąż,
koszyk jak i cholerny sokół Voldemorta wciąż tu były. Uśmiechnął się diabolicznie. Sprawy szły
całkiem nieźle, teraz tylko musi się chwilę zastanowić. Wąż wciąż spał a sokół czekał. Wyjął
dwie kartki. Za jednym zamachem może załatwić dwie sprawy.

Tom, dzięki za prezent. Jest bardzo… fajny. Czy to jakiś podtekst?
Myślę, że któregoś dnia twoja nadzieja mogłoby się naprawdę spełnić…
Albo i nie.

H.P.
Ps. Pozdrów ode mnie Snape’a. Mam nadzieję, że narobiłem mu sporych kłopotów.


Uśmiechnął się sam do siebie. Tak, może być całkiem zabawnie. Odłożył pergamin, żeby
atrament wysechł i zabrał się za pisanie kolejnego listu.

Profesor McGonagall

background image


Zapewne dotarła już do was wiadomość, że nie do końca znajduję się w miejscu, w którym
powinienem być (według was). Postanowiłem zrobić sobie małe wakacje i nie radzę mnie szukać,
bo mogę być bardzo nieprzyjemny, gdy ktoś będzie chciał zakłócić mój spokój.
Zamierzam kontynuować: transmutację, zaklęcia, OPCM, ONMS, a także, jeżeli będzie taka
możliwość, chciałbym uczęszczać na: starożytne runy i numerologię.
Niech pani przekaże ode mnie podziękowania dla profesora Snape’a. Gdyby nie jego znudzenie,
raczej miałbym trudności z wydostaniem się z domu wujostwa tak spokojnie.

H.P.


Harry przywiązał list dla Voldemorta do nóżki ptaka, a ten dla McGonagall wcisnął mu do
dzioba. Ptak był spokojny i nie interesowało go zbytnio, co nastolatek robi.
— Ten list – wskazał na nogę ptaka — zanieś swojemu panu. A ten – wskazał na pergamin w
jego dziobie. — Zanieś do Minervy McGonagall, do Hogwartu.
Po czym patrzył za sokołem, jak ten odlatuje. Tak, Snape na pewno rozpozna ptaka Voldemorta.
Zaśmiał się. Będzie się działo.

***

— Co teraz zrobimy? – denerwowała się Molly.
— Nie wiemy, gdzie jest. Przypuszczamy, że u wujostwa nie ma go już od dwóch tygodni –
wyliczał dyrektor. — Nie wiemy także, dlaczego uciekł.
— Hermiona dwa tygodnie temu napisała do nas, że Harry przysłał jej Hedwigę. Podobno jego
krewni nie chcieli tolerować sów w pobliżu ich domu, więc prosił także, żeby do niego nie pisać
– mówiła Molly, szlochając cicho.
— Czyli mały to zaplanował i to całkiem dobrze – zagrzmiał Moody.
— Severusie, czy Voldemort wie coś na ten temat? – zapytał nagle dyrektor.
— Nie, zapewniam cię, że nie – zaprzeczył szybko. Musiał zaraz po tym zebraniu pójść i
przekazać dobre nowiny swojemu panu, uśmiechał się diabolicznie w myślach. — Na pewno nie
pozostawiłby tego bez rozgłosu.
— Ale to przecież jeszcze dziecko – lamentowała pani Weasley. — Jak on sobie radził sam przez
dwa tygodnie? – Artur obejmował ją ramieniem i podawał kolejne chusteczki.
Ten właśnie moment wybrał sobie pewien czarny, dostojny sokół na wtargnięcie, przez uchylone
okno do gabinetu dyrektora. Rzucił list przed McGonagall i wyleciał, biorąc w pokoju dużym
łukiem zwrot. Zniknął powtórnie w ciemnej nocy. Snape rozchylił delikatnie usta. Rozpoznał to
zwierzę, należało do Czarnego Pana. Musiał zamrugać kilka razy. Wszyscy wpatrywali się w list
leżący przed nauczycielką transmutacji.
— Zna ktoś tego ptaka? – zapytała w końcu McGonagall.
— To Aceron – wychrypiał Marcus, drugi szpieg w szeregach Voldemorta. Ten akurat był
prawdziwy, z Zewnętrznego Kręgu. — Ptak Czarnego Pana.
Kobieta krzyknęła, podskakując lekko na krześle. Teraz wszyscy siedzieli odchyleni na swoich
krzesłach, byle tylko jak najdalej od koperty. Albus wykonał kilka zaklęć sprawdzających i z nie
małym zaskoczeniem stwierdził, że nic im nie grozi. Podał list pewnym ruchem McGonagall i
kazał jej go otworzyć. Oczy kobiety zrobiły się okrągłe, gdy tylko wyjęła pergamin. Z każdym
przeczytanym przez nią słowem jej usta rozchylały się coraz bardziej. Kiedy skończyła, podała
go bez słowa siedzącemu obok Albusowi. Mina dyrektora była chwilę później prawie identyczna

background image

jak ta Minervy. Dyrektor odchrząknął.
— To list od Harry’ego – oznajmił a na sali podniosły się okrzyki niedowierzania. — Pisze w
nim, żebyśmy nawet nie próbowali go szukać oraz, że uciekł dzięki nieuwadze Severusa. —
Dyrektor zgromił Snape’a wzrokiem. — Oprócz tego, napisał tylko, jakie przedmioty chce
kontynuować.
Wszyscy patrzyli na niego z niedowierzaniem. Po głowach każdego z obecnych krążyła jedna
myśl: [i]Dlaczego list od Harry’ego przyniósł ptak Voldemorta?[/i]
— Snape kłamał – warknął po chwili namysłu Moody. — Potter jest u tego potwora.
Oczy wszystkich zwróciły się w kierunku Snape’a.
— Nie, Alastorze – uciął szybko Dumbledore. — Ufam Severusowi. Poza tym, po dwóch
tygodniach Harry nie byłby w stanie napisać do nas listu…
Snape już niejednokrotnie dziękował Merlinowi za naiwność tego starca. Dziś jednak miał
całkowitą rację. Nie wiedział nic o Potterze, nawet, jeżeli ten rzeczywiście był u Voldemorta.

***

— Mój Panie. – Snape wszedł do gabinetu Riddle’a.
— Och, Severusie! – Ucieszył się tamten.
Siedział w wygodnym fotelu a przy jego nogach wylegiwała się Nagini. Diametralnie jednak
różnił się od Voldemorta, którego Harry widział w czerwcu w Ministerstwie. Teraz wyglądał na
około dziewiętnaście lat. Miał brązowe włosy i piwne oczy, w których błyszczały czerwone
refleksy. Wysportowane i umięśnione ciało kryło się pod eleganckim strojem. Niejedna
dziewczyna miałaby problem z odwróceniem wzroku od tego młodego mężczyzny.
— Dlaczego nie powiedziałeś mi Panie, że Potter jest u ciebie? – zapytał Snape rozsiadając się
wygodnie w fotelu.
— Potter? – zadziwił się Lord. — U mnie?
— Nie ma go u ciebie? – Teraz to Snape niedowierzał.
— Nie! – Zmarszczył brwi. — Wysłałem mu dziś prezent i odpisał…
— Nie ma go tam, gdzie Dumbledore go zostawił na wakacje – zaczął mu wyjaśniać Severus. —
Dzieciak zwiał dwa tygodnie temu.
Tom uśmiechnął się, a jego oczy zabłyszczały radośnie.
— Chłopak nie ufa już temu staremu piernikowi – cieszył się, pokazując Snape’owi liścik od
chłopaka. — Nie powiedział tak, ale nie powiedział także i nie…
— Cholerny smarkacz! – zawarczał Snape.
— Co się stało Severusie? – zainteresował się Voldemort. Nie często zdarzało mu się oglądać
zdenerwowanego Severusa.
— Bachor użył Acerona jak swojej sowy i wysłał przez niego list do McGonagall – warczał
wściekle. — To dlatego wszyscy myślą, że ten jest u ciebie. Napisał im, żeby go nie szukali i, że
to na mojej warcie uciekł – pieklił się. — A po tym, jakby nigdy nic dodał, czego chce się uczyć
w przyszłym roku.
Tom zaśmiał się. To było całkiem zabawne, nie mógł uwierzyć, że chłopak zrobił coś takiego. To
było tak podstępne i po prostu… no cóż, wredne. Ale też, jakie pomysłowe. Może jego plan
przeciągnięcia chłopaka na swoją stronę ma większe szanse niż początkowo myślał? Złapał
czysty pergamin i zaczął pisać, śmiejąc się cicho do siebie.

***

background image

Harry’ego obudziło jakieś ptaszysko skaczące po jego łóżku. Z jękiem przekręcił się na bok,
próbując zrzucić z siebie niechcianego gościa. Przy jego głowie Hessa zasyczała cicho, również
niezadowolona z pobudki. Ptaszysko zaskrzeczało i dziobnęło go delikatnie w dłoń. Harry w
końcu uchylił powieki. Czarny, zniecierpliwiony sokół łypał na niego niezadowolony. Harry
ponownie przymknął powieki. To tylko sokół Voldemorta, nic się nie stało. Jego oczy rozwarły
się w szoku. Sokół Voldemorta?! Wstał szybko i odwiązał od jego nogi list.

Doszły mnie słuchy, że używasz, Acerona, jako swojej sowy. Pewnie sądzisz, że mnie to
zdenerwowało? Mylisz się. Dumbledore uważa, że jesteś u mnie i prawdopodobnie dołączyłeś do
mni, jako śmierciożerca. Wyszło to całkiem korzystnie, przynajmniej dla mnie.
Dosyć zabawne zagranie. Nie powiem, zdobyłeś moje uznanie. Nie ciesz się tym jednak za
bardzo.
Chciałbym, abyś do mnie dołączył, jednak nie mógłbyś zostać śmierciożercą…
Gdybym się czegoś dowiedział, co do ich planów dotyczących ciebie, ostrzegę cię.

T.M.R


Harry osłupiał. Jak to nie mógłby? Nie jest dość dobry na śmierciożercę? Co ten cholerny gad
sobie myśli? Voldemort właśnie wjechał mu nieumyślnie na ambicję. Jak chmura gradowa
dopadł biurka i zaczął pisać.

Panie Wężowa Mordko!

Co to miało znaczyć, że nie mógłbym zostać śmierciożercą? Uważasz, że się nie nadaję? Jeszcze
wielu rzeczy o mnie nie wiesz. Całe szczęście, że wcale nie chcę być twoim pieskiem. Mam
wrażenie, że specjalnie mnie prowokujesz. Ty bezczelny…
Wysyłając Acerona do McGonagall wcale nie myślałem, co sobie na ten temat pomyślisz i nie
bardzo mnie to obchodzi. Skoro wysyłasz tego upierdliwego ptaka do mnie, licz się z tym, że mogę
wysłać przez niego własne wiadomości.
Przerażenie ich, było właśnie moim celem i niezmiernie się cieszę, że tak się stało. Teraz wiedzą,
co może się stać, jak znów będą mnie lekceważyć. Nie ciesz się beznosy dupku, wcale bym do
ciebie nie dołączył. Na pewno nie tak szybko i bezboleśnie… Nie dla ciebie.
Nie potrzebuję twojej pomocy, nie potrzebuję pomocy nikogo, sam sobie świetnie radzę.

H.P
Ps. Hessa jest super, psychopato.


Wysłał wiadomość z mściwym uśmiechem na twarzy. Tak, to jest to, co najbardziej go bawiło:
drażnienie tego idioty. To, co napisał mu Voldemort, dało mu też sporo do myślenia. Wiedział
już od jakiegoś czasu, że świat wcale nie jest czarno-biały i, że królują w nim odcienie szarości.
Do tego dyrektor nie był wcale taki święty, na jakiego się kreował. A on miał tego wszystkiego
dość. Pobawi się z nimi oboma i z Voldemortem, i z Dumbledore’em, obaj będą tańczyć jak im
zagra.
— Harry, skup się! – zagrzmiał mu nad głową głos Axela.
Chłopak był od niego, co prawda wyższy, ale w tym momencie Harry leżał na podłodze a
blondyn o błękitnych oczach pochylał się nad nim z niezadowoloną miną. Harry nie mógł
przestać myśleć, czy Voldemort w ogóle odpisze i co kombinuje Dumbledore.

background image

— Nie mogę – zamamrotał wstając z cichym jękiem. — Zorientowali się, że mnie nie ma i
zaczęli mnie szukać – pożalił się.
Powiedział Axelowi kilka dni temu, że tak naprawdę uciekł z domu, bo okropnie go tam
traktowali. Opowiedział o opiekunach i o despotycznych nauczycielach ze szkoły, do której musi
uczęszczać. Opowiedział mu prawie wszystko, ale tak, żeby ten nie wiedział dokładnie, o kogo
chodzi. Axel stał się jego dobrym przyjacielem. Bardzo go lubił, bo potrafił go słuchać a nie
tylko wmawiał mu, co powinien robić, kiedy i po co.
— Są skuteczni? – zapytał nastolatek, siadając na podłodze naprzeciw niego.
— Jak cholera… - wymamrotał pod nosem.
— Pewnie boisz się policji – szturchnął go w ramię. — Po prostu nie rzucaj się w oczy.
— Na pewno nie zawiadomią policji – parsknął. — Mają własne sposoby na to, by mnie
odnaleźć. Dyrektor nie spocznie dopóki nie wrócę do niego.
Był zły, cholernie zły na tego starego dziadygę. Ciągle się mieszał w jego życie i nie pozwalał
podejmować mu własnych decyzji.
— Nie zdziw się, jak któregoś dnia po prostu zniknę – wyszeptał ze spuszczoną głową. — Jeżeli
tylko będę musiał uciekać przed nimi, to za jakiś czas się odezwę. Jeśli jednak mnie znajdą, to
dam znać zapewne dopiero, gdy uda mi się znów wyrwać. Wrócę…
— Harry, daj spokój. – Poklepał go po nodze. — Chodź, stajesz się melancholijny – zażartował.
— Gdzie ty chcesz iść? – zdziwił się.
— Na lody – odparł szczerze z szerokim uśmiechem.
Harry zaśmiał się, ten chłopak po prostu był niesamowity Podniósł się i zarzucając na siebie
bluzę, wyszedł razem z Axelem.
Mała lodziarnia znajdowała się kilka uliczek dalej, wielu ludzi tam przychodziło, bo mieli tam
najlepsze desery w mieście. Podawali tam także od jakiegoś czasu kawę i ciasta, ale wszyscy
wciąż mówili o tym miejscu: lodziarnia. Chłopcy śmiejąc się głośno dotarli na miejsce, jak
zawsze siedziało tam mnóstwo ludzi. Kolejka była ogromna, ale warto było zaczekać.
— Zobacz, nie ma miejsc… - zajęczał Harry.
— Jak nie? – pokręcił głową Axel, ruszając do stolika przy którym siedział o kilka lat starszy od
nich chłopak. — Można się przysiąść?
Chłopak podniósł na nich wzrok, przed nim leżała jakaś gazeta i na wpół wypita kawa. Brązowe
włosy opadały na piwne oczy. Był bardzo przystojny. Gdy Harry zaczął odciągać przyjaciela i
miał zamiar zacząć przepraszać za niego, chłopak skinął głową.
— Proszę. Czekam na kogoś, ale twój kolega jest śliczny, więc czemu nie – uśmiechnął się do
nich rozbrajająco a Harry’emu otworzył usta ze zdziwienia

— No, śliczny – zażartował Axel. — Podnieś szczękę z podłogi i siadaj.
Lekko zdezorientowany zielonooki, usiadł niepewnie wpatrując się w chłopaka. Wydawał mu się
jakiś dziwny…
— Mam na imię Tom. – Uśmiechnął się do nich.
— Axel. – Blondyn uścisnął dłoń nowopoznanego.
Teraz wzrok chłopaka skupił się na Harrym i ten zarumienił się delikatnie. Podał chłopakowi
dłoń i wybąkał imię. Brew chłopaka powędrowała w górę i Harry czuł jak jego rumieniec się
pogłębia. Widząc to Tom uśmiechnął się tylko. Wciąż nie puszczał dłoni Harry’ego a chłopak nie
miał sił by uwolnić się z tego subtelnego i gorącego uścisku.
— Miło mi cię poznać, Harry – powiedział ciepło i puścił jego rękę.
Harry odpowiedział coś cicho, niezrozumiale dla pozostałych i opuścił głowę zawstydzony. Axel
patrzył z rozbawieniem jak jego przyjaciel jest bezwstydnie podrywany.

background image

— Czekasz na chłopaka, Tom? – zagadnął go Axel.
— O nie – zaśmiał się tamten. — Mój znajomy jest za paskudny na mojego chłopaka, poza tym
to straszny heteryk.
— Mamy nadzieję, że nie przeszkadzamy? – Udawał zmieszanie.
— Nie – Tom machnął na niego ręką. — I tak siedziałem sam, a zaczynało mi się nudzić, tak
więc teraz chociaż na śliczną buźkę mogę sobie popatrzeć.
Harry zamarł jak rażony piorunem. Dziękował Merlinowi, że jego grzywka opadała mu w takiej
pozycji na pół twarzy i nie widać jego rumieńca. Musiał się opanować, nie bardzo wiedział, co
się z nim dzieje. Nie mógł też uwierzyć, że ten przystojny, starszy od niego chłopak go
komplementuje i podrywa. Nie był w końcu idiotą, wiedział, co ten robi.
— Nie zawstydzaj go – zrugał Toma żartobliwie Axel, po czym zwrócił się do Harry’ego: – No
już kochanie, to fakt, że jesteś śliczny. — Harry wiedział, że ten się z niego śmieje.
Posłał mu najlepsze mordercze spojrzenie spod swojej zielonej grzywki. Wyglądał w tym
momencie jak rozgniewany kociak. Kociak ten jednak miał ostre pazurki.
— Przepraszam Harry, nie powinienem tak do ciebie mówić – tłumaczył się Tom. — Ale w
takich sytuacjach jestem raczej bezpośredni i nie wiedziałem, że Axel to twój chłopak.
— Pff – prychnął. — Chciałby – posłał blondynowi drwiące spojrzenie. — Nic się nie stało –
wymamrotał cicho patrząc na chłopaka kątem oka.
— Nie jesteście razem? – Tom był wyraźnie najbardziej zainteresowany właśnie tą informacją.
— Ja wolę dziewczynki – zaśmiał się Axel.
— A ja nie powinienem was interesować – wtrącił hardo Harry.
— Przez to chce powiedzieć – zaczął Axel teatralnym szeptem, pochylając się do Toma. — Że
jeszcze się nie określił. – Mrugnął do niego. — I moim zdaniem potrzebuje w tym pomocy.
Harry zarumienił się, a Tom zaśmiał cicho w swoją pięść, gdy Axel rechotał głośno. Pomimo
różnych komentarzy, rozmawiało im się bardzo dobrze. I chodź Harry, co krok przeklinał się za
swoje zdradliwe rumieńce, śmiał się razem z towarzyszami.
— Nie chcę nic mówić – wtrącił się Axel w rozmowę Harry’ego i Toma. — Ale chyba zostałeś
wystawiony do wiatru – zwrócił się do Toma.
— Tak, zauważyłem – pokiwał głową. — Ale to i lepiej, spędziłbym pewnie kilka nudnych albo
denerwujących minut a tak poznałem was…
— Będziemy tu pewnie jutro – zakomunikował cicho Harry.
Bardzo polubił chłopaka i chciał się z nim spotkać jeszcze raz. Jego żarty i propozycje były
krępujące, ale też połechtały ego Gryfona, który ze zdziwieniem zdał sobie sprawę, że tak
naprawdę wcale nie ma aż tak wiele przeciw temiemu zachowaniu. Nie znał Toma dobrze, ale
wiedział, że te wszystkie żarty były właśnie wyłącznie tym i chłopak nie jest dla niego
zagrożeniem. A już na pewno nie zrobiłby nic wbrew jego woli.
— Będziemy? – zadziwił się Axel, ale po chwili chyba załapał i uśmiechnął się do Toma
szeroko. — Tak, prawdopodobnie o trzynastej. – Zamyślił się na chwilę.
— To może nie mielibyście nic przeciwko, gdybym jutro to ja się do was dosiadł, gdyby nie było
wolnego stolika? – zapytał, uśmiechając się czarująco Tom.
— Skoro ty nie miałeś nic przeciwko naszemu towarzystwu – pokiwał głową Harry. — To my
tym bardziej.
— To fajnie – ucieszył się Tom. — Więc jesteśmy… umówieni? – zapytał ich niepewnie.
— Tak – potwierdził szybko Axel. — Ale wiesz, Harry jest tu na wakacjach i ja jestem jedyną
osobą, którą zna… - zawiesił na chwilę głos. — Teraz jesteś jeszcze ty – uśmiechnął się do niego
sugestywnie. — Jutro od około czternastej będę zajęty prawdopodobnie do samego wieczora, a
nie chcę, żeby Harry się sam nudził…

background image

Potter z rozchylonymi ustami patrzył jak jego przyjaciel umawia go na randkę z Tomem. Jemu
przecież chodziło tylko o to, żeby jeszcze go spotkać, ale coś takiego? Chciał już zaprotestować,
kiedy przerwały mu gorliwe zapewnienia Toma:
— Oczywiście, że dotrzymam towarzystwa naszemu ślicznemu koledze. – Pokiwał głową.
— No, to ustalone! – Zakrzyknął Axel podrywając się z miejsca i ciągnąc za sobą otumanionego
Harry’ego.
— To cześć – krzyknął za nimi Tom, a Harry zdołał tylko pomachać mu na pożegnanie.

***



Rozdział 2


— To był Potter! – wymamrotał Severus, siadając obok swojego pana na krześle przed
kawiarenką, w której umówili się ponad godzinę temu. Nie mógł podejść wcześniej i się
zdemaskować.
— Wiem – uśmiechnął się do niego Riddle.
— Ale…
— Jestem umówiony z nim na jutro. – Uśmiechnął się do Snape’a z samozadowoleniem.
Uśmiech zmienił się w ironiczny, gdy usta Severusa rozchyliły się lekko w zaskoczeniu.
— Nie patrz tak na mnie – zaśmiał się cicho. — To bardzo przystojny młodzieniec.
— Ale to Potter! – wytknął mu.
— Jest inny niż się spodziewałem – zadumał się Tom. — I nie wie, kim jestem.
— Nie rozpoznał cię? – zdziwił się Snape. — Widział przecież wspomnienie z twojego
dziennika…
— Chyba uznał, że to niemożliwe – zaśmiał się ponownie. — Wydaje mi się, że może być mną
zainteresowany, gdybym okazał mu swoje względy. Jutrzejsze spotkanie już jest tego efektem…
— Moje gratulacje, Panie. – Severus skinął mu głową w uznaniu.
— Nie mów do mnie: Panie, w miejscach publicznych – zrugał go, widząc zaciekawione
spojrzenie staruszki.
— Dobrze… przepraszam. Ale, Tom? – zaczął niepewnie i kontynuował, gdy Riddle skinął mu
głową. — Postawić przy chłopaku straże?
— Nie! – zdenerwował się. — Absolutnie!
Dał sobie chwilę na opanowanie się. Nie wiedział, dlaczego tak wybuchł na tę prostą propozycję
Severusa.
— Chłopak czuje się tu w pewien sposób bezpiecznie – zaczął tłumaczyć mu swój punkt
widzenia. — Poczekam aż sam do mnie przyjdzie, nawet nieświadomie… To da mi także czas,
aby go poznać… - Nie zwracał już uwagi na Snape’a, przypatrującego mu się z zaciekawionym i
lekko niedowierzającym uśmiechem.
— Tom, a jak on zareaguje, gdy w końcu się dowie? – wtrącił się Severus w rozmyślania i plany
swojego pana. — Bo przecież w końcu się dowie.
— Tak – zasępił się. — Trzeba go na to przygotować.
***

background image


Potter, Potter, Potter…

Zastanawia mnie, kto tu jest bezczelny. Z naszej dwójki to chyba ty pozwalasz sobie na rzeczy, na
które pozwolić nie powinieneś.
Nie mam nic przeciwko wysyłaniu Acerona z twoimi listami. Używaj go wedle uznania. Jedyne
listy, jakie wysyłam są do ciebie, więc trochę więcej ruchu mu nie zaszkodzi.
Mam dla ciebie zupełnie inne miejsce niż zajmują moi śmierciożercy. Jeżeli chcesz dowiedzieć się
jakie, musisz sam zapytać. Twarzą w twarz.
Nie ważne czy potrzebujesz pomocy ani czy jej chcesz. Pokrzyżowałbyś mi plany swoją śmiercią,
więc wybacz, ale mam zamiar utrzymać cię przy życiu tak długo jak zdołam, impertynencki
bachorze.
Paradoks, że do niedawna to ja chciałem cię zabić, skrócić o głowę, lub po prostu ją urwać…

T.M.R

Harry nie wiedział, dlaczego ten list tak go bawił, ale co chwilę śmiał się cicho i czytał go po raz
kolejny. Beznosy dupek, przemknęło mu przez myśl. Wstrętny gnojek wcale nie przejął się tym,
że Wybraniec może wykorzystywać jego ptaszysko do własnych celów. Do tego, wręcz zachęca
go by to robił. Nie wiedział, co ten idiota chce mu zaproponować, o co może mu chodzić. Był
jednak pewien, że te myśli będą często nawiedzać jego umysł. Do tego jeszcze ta deklaracja
ochrony…
***
Następnego dnia, Axel wpadł do niego na godzinę przed spotkaniem. Jak to on określił:
Kochanie ty moje, to jest twoja pierwsza randka z Tomem. Musisz jakoś wyglądać!. Po czym
zniknął w jego szafie. Jego włosom także nie chciał odpuścić, choćby Harry nie wiadomo jak
mocno krzyczał, że to nie jest żadna randka.
Z westchnieniem pokręcił tylko głową, nie miał szans z tym szalonym chłopakiem. Kiedy ten już
sobie coś ubzdurał, nie było na niego mocnych. Siedział właśnie przy stoliku w kafejce. W
obcisłych jak jasna cholera spodniach i dla kontrastu, luźnej koszulce z jakimiś śmiesznymi
nadrukami. Ramiona wystawały mu, kołnierzyk był tak szeroki, że zastanawiał się, czy nie
objąłby jego ramion całkowicie. Bluza leżała na krzesełku obok. Włosy choć w minimalnym
stopniu były jego sukcesem. Nieważne jak Axel protestował i narzekał na jego grzywkę, Harry
nie pozwolił jej zaczesać i odsłonić sobie twarzy, a przy tym i blizny.
— Cześć, wam – usłyszał radosne powitanie za sobą.
— Cześć, Tom – Axel pomachał do niego radośnie. — Dobrze, że już jesteś, bo wiesz, wypadło
mi coś i będę musiał was zostawić samych już teraz…
Harry zamknął rozwarte po wypowiedzeniu powitania usta i wbił niedowierzające spojrzenie w
przyjaciela. Podstępny mały wrzód na dupie. Harry czuł nadchodzący szybko ból głowy. W co
ten dupek go wmanewrował?
— Nic nie szkodzi – Tom machnął uspokajająco dłonią, stając tuż obok ich stolika. — Jestem
pewien, że poradzimy sobie z Harrym.
Potter zmęł w ustach kilka przekleństw i sztyletując przyjaciela spojrzeniem przytaknął.
— To się bardzo cieszę – Axel posłał mu psotny uśmiech i dokończył z błyskiem w oku. —

background image

Tylko nie zapomnij odprowadzić Harry’ego do domu, chyba słyszałeś, jak niebezpieczna zrobiła
się ostatnio ta okolica. – Mrugnął do starszego z chłopców.
Tom parsknął śmiechem, ale skinął mu głową, zapewniając, że tak właśnie zrobi. Przed oczami
Harry’ego stanął jeden z głupich filmów ciotki, w którym to para po randce całuje się na
dobranoc na schodach domu dziewczyny. W Harrym zawrzało, nie jest dziewczyną a to nie była
randka!
— Nie musisz się o nic martwić – zapewniał starszy z chłopców. — Odpowiednio się nim dziś
zajmę…
Czy to tylko dla niego brzmiało tak dwuznacznie? Tętno krwi w jego żyłach przyspieszyło trochę
i czuł jak na twarz wkrada się rumieniec zażenowania.
— Ja tu do cholery jestem i z całą pewnością nie mam kilku lat, że trzeba się mną zajmować i
opiekować. Jestem w stanie zająć się sobą sam…
Axel parsknął, a Tom popatrzył na niego z uniesioną brwią mówiącą: No, co ty nie powiesz?
— Mam nadzieję, że jesteś całkiem dużym chłopcem – uśmiechnął się do niego brunet i
kontynuował mrukliwym tonem. — Ale po co masz się zajmować sobą sam, gdy masz do
dyspozycji całkiem chętnego kolegę…
Harry aż uchylił usta w zaskoczeniu. Nie, to nie mogło być to, o czym właśnie pomyślał. Śmiech
Axela mówił mu jednak coś zupełnie innego.
— Tak, widzę, że sobie z nim poradzisz – pochwalił, klepiąc go lekko po plecach. — Ja już lecę i
miłej zabawy życzę!
Po chwili zniknął, pozostawiając Harry’ego na pastwę Toma.
— To co robimy? – zapytał swobodnie, jakby przed chwilą nie zaproponował mu, co najmniej
małej zabawy sam na sam. — Zamawiamy coś tu i idziemy gdzieś indziej czy od razu stąd
spadamy?
— Możemy zamówić tu – wydusił z siebie.
— Dobrze – ucieszył się posyłając w jego stronę szeroki uszczęśliwiony uśmiech.
***
To był naprawdę zwariowany dzień, przemknęło Harry’emu przez myśl, gdy dość późnym
wieczorem Tom odprowadzał go do domu. Po pierwszych kilku minutach krępującej ciszy Tom
w końcu wciągnął go w rozmowę. Harry zapomniał wtedy całkowicie o zakłopotaniu i rozluźnił
się w towarzystwie starszego chłopca.
Okazało się, że Tom miał cholerny motocykl i przez kilka godzin jeździli po mieście szukając
jakichś fajnych miejsc, w których mogli usiąść, odpocząć i porozmawiać, albo zwyczajnie
pozwiedzać. Chłopak pokazywał Harry’emu wszystkie swoje ulubione miejsca. Zabrał go na
kolację do jednej z miłych knajp w samym centrum Londynu. I chodź ten prawie bez przerwy z
nim flirtował, Harry z niemałym zaskoczeniem odkrył, że to mu wcale nie przeszkadza, a wręcz
rozlewa się ciepłem w jego brzuchu. Nie mógł też poradzić nic na to, że na motorze obejmował
Toma ciaśniej niż to było konieczne. Tylko przez kilka pierwszych minut można to było uznać za
strach przed jazdą. A teraz, na sam koniec nie protestował wcale tak bardzo przed
odprowadzeniem się przez chłopaka do domu, na co uparł się Tom, jak zasugerował mu Axel.
— Nie chcę kończyć jeszcze tego cudownego wieczoru – wyszeptał Tom, przysuwając się do
nastolatka na schodach domu, w którym ten mieszkał. — Ale naprawdę nie wiem, gdzie jeszcze
mógłbym cię zabrać…
— Też tego nie wiem – odmruknął Harry widząc, że starszy chłopak pochyla się nad nim.

background image

Jasna cholera!
Wszystkie zmysły Harry’ego krzyczały. On naprawdę miał zamiar go teraz pocałować, na
cholernych schodach jego domu. No dobra mieszkania, ale to nie ważne! Tom, starszy od niego
chłopak, cholernie przystojny młody mężczyzna właśnie w tym momencie pochylał się nad nim
unosząc jego twarz ku górze i pieszcząc delikatnie jego policzek dłonią. Miał zamiar pocałować
go tu i teraz.
Serce Harry’ego uderzało w jego piersi w zawrotnym tempie i czuł błogie pulsowanie całego
ciała. Jego usta mrowiły pod intensywnością wzroku drugiego chłopca. Zadrżał lekko, czując na
policzku ciepło oddechu Toma i tylko przysunął się do niego bliżej. Chciał więcej tych
przyjemnych doznań rozlewających się po nim dreszczami przyjemności. Przymknął oczy i
chwilę później poczuł gorące i miękkie usta Toma na swoich lekko uchylonych wargach. Harry
nie mógł uwierzyć jak to różniło się od jego pierwszego pocałunku z Cho. Teraz czuł się tak
dobrze.
Zatrząsł się, gdy te usta przyciśnięte do jego, nie spotykając żadnego sprzeciwu zaczęły się
poruszać i pieścić jego własne. Harry nie bardzo wiedział, co ma robić. Oparł, więc dłonie na
klatce piersiowej wyższego chłopaka i pozwalał mu się całować. Tom mruknął, zachęcająco
trącając jego dolną wargę językiem. Harry instynktownie zaczął poruszać ustami i odpowiadać na
pocałunek. Dłoń z policzka zanurzała się powoli we włosach a druga, która niewiadomo jak
znalazła się wcześniej na jego karku teraz obejmowała talię, przyciskając go do wyższego,
wyprężonego ciała.
Harry zagarnął w pięści koszulkę Toma, przyciągając chłopaka jak najbliżej siebie i mrucząc z
zachwytu, gdy jedna z silnych dłoni zaczęła masować jego plecy i okolice bioder. Tom przestał w
końcu muskać ustami wargi Harry’ego i zaczął ssać jego dolną wargę, drażniąc ją od czasu do
czasu językiem. A Harry czuł tylko jak kolana miękną mu i rozpływa się cały pod tym dotykiem.
Z cichym pomrukiem Tom oderwał się od niego lekko zdyszany. Harry wydał z siebie
niezadowolony dźwięk i oparł głowę na barku wyższego chłopaka, oddychając szybko.
Dłonie młodego mężczyzny nie przestały jednak masować pleców Harry’ego. Na twarzy Pottera
rozlał się leniwy uśmiech, gdy ten pocierał policzkiem o bark swojego, jak przypuszczał
przyszłego chłopaka i wtulał się w niego całym ciałem. Szukając ciepła i bezpieczeństwa. Stali
tak jeszcze kilka dobrych minut, żaden z nich nie chciał odchodzić, przynajmniej nie samotnie…
Usta muskały włosy Harry’ego w czułych pocałunkach, nie pozwalając o sobie zapomnieć.
— Może… Może chciałbyś wejść… na górę? – wydusił w końcu Harry, czując jak ten błogi stan
bycia przytulonym sprawia, że ma ochotę zapaść w przyjemną drzemkę.
— Jasne. – Tom skinął głową z delikatnym uśmiechem zadowolenia.
Nastolatek wyjął szybko klucz do pokoju na poddaszu i z Tomem, wciąż obejmującym jego talię
pomaszerował schodami w górę.
— Może zrobię herbaty? – zaproponował, gdy tylko weszli do środka.
Wiele razy w końcu widział, jak ciotka Petunia przyjmowała swoich gości. Zawsze proponowała
coś do picia.
— Może być herbata – gość zgodził się bez najmniejszych zastrzeżeń. — Gdzie masz kuchnię?
— Tam. – Harry wskazał mu kierunek, samemu idąc przodem.
Miał mu zaproponować zostanie w salonie, ale nie miał nic przeciwko, jeżeli chłopak pójdzie z
nim.
— Fajne mieszkanie – zagadnął go Tom, gdy sięgał po kubki.

background image

— Wynajmuję je tylko, właściciel mieszka na dole – poinformował, szukając herbaty w szafce.
— Mieszkasz sam? – zainteresował się Tom.
— Tak. – Harry wzruszył ramionami, nie chcąc kontynuować tego tematu. — A o ciebie nie będą
się w domu martwić, że tak długo nie wracasz?
— Nie. – Chłopak zaśmiał się podchodząc do niego i obejmując w pasie ramionami. – Jestem
jedynakiem a rodzice już dawno nie żyją, ojca nie poznałem a matki nie pamiętam – wyznał mu.
— Moi współlokatorzy wiedzą, że potrafię się sobą zająć i na pewno nie będę miał problemu,
nawet jakbym zniknął na kilka dni. — Musną ustami jego ucho.
— Nie masz żadnej rodziny? – Oparł się o ciało za nim z wielką ochotą.
— Innej nie znam, wychowałem się w sierocińcu.
— Ciężko pewnie było…? – Pytanie zostało niedopowiedziane.
— Tak. – Tom zakołysał się z nim na boki. — Ale to już za mną. A twoja rodzina?
— Rodzice umarli, gdy miałem rok – westchnął przeciągle garbiąc się lekko. — Ja, tak jakby
uciekłem z domu. – Zwiesił głowę zawstydzony. – Wolałbym już chyba trafić do sierocińca po
śmierci rodziców. Wujostwo traktowało mnie jak sługę i trędowatego w jednym, po prostu
miałem dość…
— Obaj wiemy, jak to jest być samemu i musieć liczyć tylko na siebie. – Harry odetchnął. Tom
nie był zły, nie krzyczał i nie namawiał go do powrotu.
— Chyba tak – przyznał z delikatnym uśmiechem, ponownie wtulając się w jego ramiona.
Gotująca się woda zmusiła ich do odsunięcia się od siebie. Dobry humor obu chłopców powrócił
w mgnieniu oka.
— Chcesz z cytryną, czy z mlekiem?
— Z cytryną, nie lubię herbaty z mlekiem. – Tom skrzywił się zabawnie.
— Ja też – przyznał ze śmiechem zielonooki.
— Kolejna cecha, która nas łączy. – Starszy chłopak wyciągnął do niego ramię, żeby Wybraniec
usiadł tuż obok niego na kanapie.
— Ciekawe ile ich jeszcze będzie? – Harry udawał zamyślenie.
— Mam nadzieję, że dużo. – Objął Gryfona w pasie. — Bardzo dużo.
Śmiejąc się i żartując, kątem oka oglądali cicho grający w tle telewizor. Koniec końców, po
wypiciu drugiej porcji herbaty postanowili się położyć. W którymś momencie stanęło na tym, że
Tom nie będzie wracał do domu w środku nocy i zostanie u Harry’ego.
— Będę spał na kanapie – upierał się, gdy Gryfon chciał żeby zajął sypialnie. — To twoje łóżko,
nie mogę cię z niego wygonić.
— Ale jesteś moim gościem. – Harry był już sfrustrowany uporem starszego chłopaka.
— Harry, będzie mi dobrze na kanapie…
— Zaraz cię walnę – wyrwało się Harry’emu.
Tom zaśmiał się, słysząc w jego głosie tę specyficzną nutkę groźby.
— Dobra! – Uniósł ręce w geście kapitulacji. — Będę spał na łóżku. – Harry uśmiechnął się
czując smak wygranej. — Ale ty nie będziesz spał na kanapie.
Potter zmarszczył brwi w zaskoczeniu.
— Nie na kanapie, więc gdzie?
— Na łóżku – oświadczył mu starszy chłopak.
— Ale przecież… - przed chwilą powiedział, że on będzie tam spał… — Och!
— Inaczej zajmuję kanapę – zagroził mu jeszcze.

background image

Krwisty rumieniec oblał jego twarz. Mają spać razem w jednym łóżku? Harry aż zadrżał na tę
wizję.
***
Po prostu musiał się uśmiechnąć, gdy starszy chłopak wyszedł z łazienki. Tom był wyższy od
niego, dużo wyższy. Luźne spodnie od piżamy opinały się na jego biodrach i udach dając jednak
pewien komfort. Nie były za długie i sięgały zaledwie połowy łydki. W żadną jego koszulkę za to
chłopak z pewnością by się nie zmieścił. Harry patrzył jak czarny T-shirt, w którym chłopak dziś
chodził, ładnie opina się na jego umięśnionym torsie i ramionach. Mimowolnie spojrzał na lewe
przedramię, tak na wszelki wypadek. Uśmiechnął się, widząc gładką skórę. Przemknął obok
Toma, gdy ten wychodził z łazienki. Teraz była jego kolej na prysznic.
Szybko wskoczył pod gorący strumień wody samemu nie wiedząc, dlaczego tak się spieszy, żeby
wrócić do swojego gościa. Chłopak nie był małym dzieckiem, poradzi sobie sam przez kilka
minut. Umył się pospiesznie a po jego umyśle wciąż krążyła myśl, że w jego łóżku czeka na
niego przystojny dziewiętnastolatek. Pewne części ciała zamrowiły przyjemnie i Harry
mimowolnie uśmiechnął się trochę szerzej.
— Jestem – zawołał wychodząc z łazienki i potykając się o własne nogi.
Tom leżał na jego łóżku, oparty o poduszki z rękoma odrzuconymi do tyłu, by podeprzeć głowę.
Był przykryty kołdrą do pasa i uśmiechał się do niego ciepło. Nic by takiego dziwnego nie było
w tym widoku, gdyby chłopak miał na sobie koszulkę. Ale nie, ten leżał półnago a przynajmniej
Harry miał nadzieję, że tylko pół…
— Widzę – mruknął w odpowiedzi.
Policzki Harry’ego zapłonęły z zażenowania. Złapał się na tym, że nerwowo kręci się w miejscu.
Zmusił swoje ciało do posłuszeństwa i niepewnymi krokami zbliżył się do łóżka. Tom posłał mu
szeroki uśmiech odchylając dla niego zapraszająco kołdrę.
— No chodź – mruknął ponaglająco.
Harry czuł, że jego dłonie drąż a policzki płoną. Rejestrował to cząstką umysłu, która jeszcze
jako tako działała. Pozostała część zajęta była zwalczaniem zawrotów głowy, gdy za dużo krwi
do niej uderzyło. Bez słowa wślizgnął się na miejsce obok starszego chłopca, drżąc tylko
odrobinę, gdy ten go okrywał, a później pochylał się nad nim, wyciągając swoje ciało by zgasić
lampę stojącą na szafce z jego strony łóżka.
— Dobranoc – życzył mu Harry, gdy ten już wrócił na swoją połowę łóżka.
— Dobranoc.
Harry ułożył się jak najdalej od ciepłego ciała. To łóżko było stanowczo za małe dla nich dwóch.
Powiercił się trochę i znalazł wygodną pozycję. Aż do zaśnięcia czuł rumieńce na twarzy i
mrowienie na plecach spowodowane ciepłem ciała Toma. W półśnie poczuł ramiona oplatające
się wokół niego, zamruczał zachwycony przyjmując to ciepło.
***
Śnił przyjemne sny, obrazy przelatywały mu spokojnie przed oczami. Jeszcze nigdy nie czuł się
tak dobrze. Nie spało mu się tak wspaniale, od kiedy pamiętał, a właściwie od kiedy nie pamiętał.
Powiercił się trochę wtulając się bardziej w poduszkę, która była jednak zbyt ciepła i wygodna.
Rozchylił powieki, widząc tuż przed swoim nosem gładką kremową skórę. Przytulił się bardziej,
zacieśniając uścisk na ciele leżącym obok niego i wspinając się jednocześnie wyżej na klatkę
piersiową Toma. Obejmujące go ramię, na którym zapewne spędził większą część nocy,
przyciągnęło go jeszcze bliżej. Harry uniósł nieco głowę patrząc na wciąż pogrążoną we śnie

background image

twarz Toma. Wyglądał zachwycająco rozluźniony i taki spokojny.
Nie miał ochoty wstawać, ale jego pęcherz przypominał o sobie dość boleśnie. Wyplątał się
delikatnie z obejmujących go ramion i pościeli, tak by nie obudzić chłopaka. Uśmiechał się do
niego szeroko i nie mógł powstrzymać ciepłych wibracji rozchodzących się po jego ciele. Wszedł
cicho do łazienki uważając, żeby nie narobić zbyt dużego hałasu i nie obudzić przyjaciela. Było
jeszcze wcześnie, słońce dopiero wschodziło.
Spuścił wodę w toalecie i umył ręce. Odwrócił się by wyjść, potrącając jednak przypadkiem
leżące na szafce ubrania Toma, które rozsypały się po podłodze. Chłopak szybko złapał
rozrzucone rzeczy by je pozbierać, ale różdżka należąca do Toma miała inne plany. Potoczyła się
po podłodze. Harry patrzył na przedmiot sunący po granatowych kafelkach. Jego oczy się
rozszerzyły a usta rozchyliły w zaskoczeniu i niedowierzaniu. To była różdżka. I wypadła z
ubrań Toma. Jego nowopoznany kolega był czarodziejem.
Wczoraj kilka razy chłopak dotykał jego blizny, przesuwając po niej palcami. Harry’emu nie
przeszkadzało to, a nawet było przyjemne. Nikt nigdy nie dotykał jego blizny z taką czułością i
delikatnością. Teraz to wszystko nabrało zupełnie innego znaczenia. Chłopak wiedział, kim on
jest. Harry zastanawiał się jedynie, dlaczego ten nie powiedział mu, że jest czarodziejem. Czego
od niego chciał, jakie plany miał wobec niego? Mógł być wysłannikiem Voldemorta i chcieć go
zabrać do tego podłego Lordziny. Kolejną myślą był Dumbledore. Może to on wysłał Toma, o ile
rzeczywiście tak miał na imię, żeby ten go pilnował? Zadrżał z gniewu i poczucia zdrady.
Po całym cieple w jego brzuchu pozostało tylko blaknące wspomnienie. Za to wokół serca owinął
się zimny pierścień, zaciskając się na nim boleśnie. Zadrżał opadając na podłogę i sięgając po
magiczny patyk. Czuł wilgoć wzbierającą w jego oczach. Więc to była gra, to nie było nic więcej
jak manipulacja ze strony chłopaka. Wcale mu się nie podobał, Tom wcale go nie lubił. Trząsł się
cały. Wszystko… Wszystko, co się do tej pory wydarzyło było tylko częścią planu. Jego życie
nigdy nie należało do niego. Nigdy nie mógł o tym decydować. Wszystko, co go spotykało było
zaplanowane albo przez Voldemorta albo przez Dumbledore’a.
Miał dość! Cały czas wpieprzali się w jego życie. Miał ochotę coś rozwalić! Najchętniej
poturbować Czarnego Pana albo dyrektora. W tym momencie nie miało większego znaczenia,
którego z nich. Mimo to nie miał sił by wstać i wyrzucić za drzwi chłopaka śpiącego teraz w jego
łóżku. Przecież powinien tak postąpić. Ale jak oni go w ogóle znaleźli? Nie mogli wiedzieć,
gdzie jest, wszyscy dowiedzieli się dopiero dwa dni temu, że uciekł. Czy to możliwe, żeby byli
aż tak szybcy? Zaczął wszystko analizować. Dumbledore nie pozwoliłby mu zostać, złapaliby go
i zaciągnęli [i]w bezpieczne miejsce[/i]. Voldemort też zachowywał się ostatnio dziwnie. Pisał,
że będzie go ostrzegał przed działaniami Zakonu w związku z jego osobą, proponował mu
zawieszenie broni i chciał jakiegoś innego porozumienia.
Tom nie miał Mrocznego Znaku, prychnął na siebie w myślach.
Voldemort zapewne jest w stanie zamaskować ten paskudny Znak, gdy wysyła na taką misję
jednego ze swoich ludzi. Bo to przecież niemożliwe, żeby coś tak znaczącego w jego życiu nie
miało związku z żadnym z cholernych manipulatorów. Zadrwił ze swoich głupich,
przepełnionych nadzieją myśli. Dlaczego on w ogóle chciał, żeby Tom nie był związany z żadną
ze stron? Aż tak go polubił? Tom niedługo się obudzi. Harry westchnął, musiał to przemyśleć i
nie wyciągać zbyt szybko wniosków, mógł się w końcu mylić. Nie chciał rzucać się głową na
przód za każdym razem, gdy coś się działo.
Westchnął przeciągle. Musiał sobie to wszystko poukładać. Schował różdżkę do kieszeni kurtki i

background image

odłożył ubrania. Musiał to jakoś przetrwać do wyjścia chłopaka, a później zamknie się w
mieszkaniu i w końcu będzie mógł odreagować. Wymaszerował z łazienki i podszedł do łóżka.
Tom wciąż leżał w nim w tej samej pozycji, ale Harry nie miał już ochoty się do niego przytulać.
Zwinął się w kłębek na samej krawędzi łóżka, znów czując ten nieprzyjemny ucisk w piersi.
Zamknął oczy próbując się jeszcze zdrzemnąć.
— Harry – wychrypiał zaspany głos za nim.
Chwilę później Potter poczuł ciepłą dłoń na swoim boku i klatce piersiowej, przyciągającą go do
ciała za nim. Ale teraz Harry nie czuł już tego ciepła, nie czuł już nic przyjemnego.
— Coś się stało? – zapytał go chłopak, czując pod dłonią spięte mięśnie.
— Nie – zaprzeczył cicho młodszy.
Nie wyrywał się jednak. Zacisnął jedynie oczy nie pozwalając sobie na zdradliwe łzy, które czuł
pod powiekami. To poczucie zdrady było większe i bardziej bolesne niż wcześniej mógłby
przypuszczać. Tom obejmował go przyciągając mocno do siebie, ale Harry nie zrobił nic. Ani go
nie odepchnął ani nie pokazał, że to mu odpowiada. Przez chwilę miał ochotę zapytać towarzysza
jak się nazywa, ale zrezygnował zdając sobie sprawę, że z całą pewnością nie uzyska prawdziwej
odpowiedzi.
Jak on nienawidził swojego życia. Nienawidził go chyba bardziej niż Voldemorta i
Dumbledore’a razem wziętych. Kłamstwo było czymś wszechobecnym w jego życiu. dlaczego
jeszcze się do tego nie przyzwyczaił? Przecież miał na to tyle czasu. Okłamywany od chwili, gdy
był w stanie cokolwiek zrozumieć z otaczającego go świata. Zastanawiał się tylko, dlaczego
sądził, że to się kiedykolwiek może zmienić. Jego życie było jednym, wielkim kłamstwem. Sam
przecież krył się za kłamstwami, no bo komu powiedział, jak traktuje go rodzina, jakie dręczą go
koszmary i, że uczy się czarnej magii, gdy nikt nie widzi? Że potrafi rzeczy, o których nikt nie
słyszał i, że schodzi do Komnaty Tajemnic, gdy nikt go nie obserwuje, bo tylko tam czuje się
naprawdę dobrze? Komu pozwolił się poznać? Prychnął na siebie.
Wszyscy chcieli Harry’ego Pottera — wielkiego bohatera, więc to im dawał. Łatwiej było się
schować za tym sloganem niż pokazać prawdziwego siebie. Tom jeszcze kilkakrotnie pytał go
czy wszystko w porządku. Harry tylko potwierdzał i zastanawiał się, czy w jego głosie naprawdę
pobrzmiewała troska. Przy pożegnaniu był tak samo chłodny i opanowany jak przez cały
poranek. Nie pozwolił się pocałować w usta odwracając głowę w ostatnim momencie. To chyba
najbardziej zaniepokoiło chłopaka, bo rzucił mu zmartwione spojrzenie, gdy wychodził. Wczoraj
całowali się kilkakrotnie i dziś rano nie powinien mieć żadnych obiekcji skoro wczoraj ich nie
miał, ale nie mógł się zmusić, po prostu nie był w stanie. Po wyjściu przyjaciela zwinął się w
kłębek na kanapie i rozmyślał.
— Witaj, Harry. – Usłyszał syczący głos z okolicy podłogi.
— Witaj, Hessa – odpowiedział w mowie węży.
— Coś się stało przyjacielu? – zapytała, wpełzając po jego opuszczonej przed chwilą dłoni. —
Dlaczego jesteś taki smutny?
— Nic się nie stało – zapewnił ją szybko.
— Wczoraj, gdy był Pan wydawałeś się być szczęśliwszy – odsyknęła mu z wyrzutem, że nie
chce jej powiedzieć. — Smucisz się, bo wyszedł?
-— Smucę się, bo mnie okłamał.
— On jest miły, na pewno nie chciał cię zasmucić – pocieszała go. – W końcu pozwolił mi
mieszkać z tobą…

background image

— Pozwolił ci? – Harry podniósł się raptownie do siadu ściskając węża w dłoniach.
— Tak. To on mnie kupił i powiedział, że będę mieszkać z dobrym człowiekiem, który się o
mnie zatroszczy – syczała do niego.
— On cię kupił? – wymamrotał do siebie.
— Tak właśnie powiedziałam.
Harry zaśmiał się gorzko. A więc to samego Voldemorta gościł wczoraj w swoich progach.
Zadrżał zastanawiając się, jak temu potworowi udało się odzyskać dawne ciało. Dopiero teraz do
niego dotarło, że Tom którego poznał, to o kilka lat starsza wersja wspomnienia Voldemorta z
dziennika. To było teraz takie oczywiste. Powiedział mu przecież nawet jak ma na imię. Znów
zaśmiał się nie słysząc swojej małej przyjaciółki syczącej do niego. Spędził wczoraj cały dzień z
Voldemortem. Obściskiwał się z samym cholernym Czarnym Panem! Hessa ześlizgnęła się z
kanapy zostawiając go samemu sobie. Co się stało z Voldemortem? Wydawał się do niego
zalecać, uwodzić go i adorować. Znów zachichotał śmiechem szaleńca. To przecież nie mogło
dziać się naprawdę…
— Harry, jesteś tam? – Walenie w drzwi odwróciło jego uwagę od szaleńczo biegnących myśli.
Poczłapał do drzwi by wpuścić przyjaciela. Gdy tylko zobaczył jego minę znów się zaśmiał. Jego
oczy błyszczały i zdawał się patrzyć przez Axela lub obok niego. Blondyn spojrzał na niego
zaskoczony. Zielonooki bez słowa odwrócił się i zajął swoje poprzednie miejsce na kanapie. Nie
obchodziło go, czy Axel wejdzie do domu czy zostawi go samego.
— Harry? – Opadł obok niego. — Wszystko w porządku?
— Pewnie. – Pozwolił by w jego głos wkradło się rozbawienie.
— To przez Toma? – dociekał.
— Tom, Tom – zaśmiał się cicho. — Ostatnio nie mówisz o niczym innym tylko o nim…
Czyżbyś się zakochał? – zadrwił z niego.
— Daj spokój! Mów, co się stało. — Szturchnął go ramieniem dochodząc trochę do siebie.
— Mówiłem ci, że całe życie ktoś mnie okłamywał? – zapytał i nie czekając na odpowiedź
kontynuował. — Właśnie uświadomiłem sobie, że Tom też mnie okłamał… Jest kimś z mojej
przeszłości, kogo rozpoznałem dopiero teraz. Nie wiem jeszcze, jaki jest jego cel, skoro się mną
interesuje, ale z doświadczenia wiem, że spotkania z takimi ludźmi nie kończą się zbyt dobrze.
— Co ty mówisz?
— To, że chcą mnie zamknąć albo po to, żeby mnie [i]chronić[/i], albo [i]dla większego dobra[/i]
– zadrwił z całego zamieszania wokół niego. — Albo po prostu zabić.
Axel zaśmiał się uznając to za żart, ale zamilkł widząc minę przyjaciela.
— Jak mogą chcieć cię zabić? – dopytywał się lekko zdławionym głosem. — Kim ty jesteś i co
zrobiłeś?
— I tak nie będziesz wiedział. Moje nazwisko i historia rodziny są znane tylko w pewnych
kręgach…
— Przestań mówić zagadkami i przejdź do konkretów – zrugał go żartobliwie. Właśnie to
podejście Harry uwielbiał w nim najbardziej.
— Znalazłem w jego rzeczach coś, co mają tylko określeni ludzie na całej ziemi. – Uśmiechnął
się. — Pewien patyk o specjalnym zastosowaniu…
Coś zabłysło w oczach Axela.
— Nazywam się Harry Potter i wszyscy znają moje nazwisko, bo moja matka rzuciła się przede
mnie by mnie ochronić, przed pewnym złym mężczyzną. Ona zginęła zabierając go ze sobą a ja

background image

zostałem sam, sławny przez coś, co zrobiła ona…
— Taki patyk? – zapytał go Axel wyjmując różdżkę z kieszeni.
Harry poderwał się na równe nogi, patrząc na niego z przerażeniem.
— Jesteś czarodziejem?! – Niedowierzanie i ból zagościły w jego głosie.
- Tak – skinął mu głową z uśmiechem. — Ty także jesteś, prawda?
Harry zamrugał ze zdziwienia. On nie wie, kim jest Harry Potter? To się nie zdarzało zbyt często.
— Tak – odpowiedział ostrożnie. — Nie wiedziałeś o tym?
— Nie bardzo orientuję się w czarodziejskim świecie. Matka uczyła mnie w domu od małego,
nigdy nie chodziłem do szkoły a swoje testy zdawałem w Ministerstwie - wyjaśniał mu. – Matka
umarła i ojciec przeprowadził się do Anglii. On nie ma praktycznie żadnego kontaktu z
magicznym światem, to mugol. Przyjęto mnie do Hogwartu. A ty, do jakiej szkoły chodzisz?
Harry uspokoił się trochę i wrócił na swoje miejsce.
— Do Hogwartu, jestem na szóstym roku w Gryffindorze.
— Co to Gryffindor? – Axelowi oczy aż błyszczały z podekscytowania.
Harry zaśmiał się czując, że humor mu się poprawia. Wygląda na to, że jednak będzie mógł
opowiedzieć przyjacielowi o swoim życiu i wszystkim, co go spotkało. Problem z Tomem zszedł
na razie na dalszy plan.

***


Rozdział 3


Nienawidzę cię! Ciebie i tego cholernego Dropsa!

Przez was moje życie to jedno wielkie bagno! Czy wy wszystko musicie niszczyć? Wszystko, co
sobie zbuduję, co jest dobre w moim życiu! Czy musicie mi to wszystko odbierać?
Nienawidzę kłamstw. A ty jesteś takim samym oszustem jak ten stary piernik! Nienawidzę was!
Nienawidzę!
Zdychajcie w męczarniach!

H.P.


Taki właśnie list Harry wysłał późnym wieczorem przez sowę Axela. Fakt, postanowił niczego
nie pokazać po sobie przy Tomie i kontynuować ich znajomość. Powód był prosty. Chciał się
dowiedzieć, do czego tamten zmierza i gdzie to doprowadzi jego samego. Ale dla Voldemorta
wcale nie musiał być miły. Ani dla Dumbledore’a, przekonywał sam siebie uśmiechając się
szeroko.
Czas zacząć zabawę. W końcu chciał wyplątać się z tego całego zamieszania i postawić
naprzeciw siebie Czarnego Pana i przywódcę Jasnej Strony. Nie miał najmniejszego zamiaru stać
pomiędzy nimi, niech się sami martwią.
Podobny list wysłał do dyrektora za pośrednictwem swojego młodziutkiego feniksa. Ptak wykluł
się kilka dni temu i radził sobie całkiem nieźle na tym świecie. Teraz pozostało mu tylko czekać
na jakąkolwiek reakcje.
Sokół Voldemorta wrócił pierwszy.

background image


Potter!

Mogę wiedzieć, o co ci chodzi? Ja nic nie zrobiłem przynajmniej od jakichś dwóch tygodni, więc
nie wiem, o co mnie oskarżasz.
Jeżeli coś do mnie masz, to mi to po prostu napisz.
Jeżeli moi śmierciożercy zrobili coś, co mogło cię zasmucić lub rozgniewać, napisz kto to był i o
co konkretnie chodzi, a z całą pewnością wyciągnę konsekwencję. Wydałem im rozkaz i jeśli go
zignorowali, to bądź pewien, że dostaniesz ich głowy na tacy. Ja nie łamię danego słowa.
Gdybym to robił, wielu z moich zwolenników odeszłaby ode mnie już dawno, nie uważasz?
Nie okłamałem cię i nie zamierzam kłamać, tego także możesz być pewien. Nie jestem jednak
osobą wszechwiedzącą i mogłem napisać coś, co nie jest zgodne z prawdą, robiąc to
nieświadomie. Miej wiarę w ludzi, Potter. Podobno nigdy jej nie tracisz…

T.M.R.


Harry patrzył na pergamin i mrugał z konsternacją. Tom rzeczywiście nie skłamał. W końcu nie
zapytał o jego nazwisko, a Tom sam z siebie też go nie podał. Pytany o pracę powiedział, że ma
zapędy polityczne i własną działalność, którą zajmują się za niego podwładni. Harry nie naciskał
na więcej, a ten nic więcej nie mówił. Przyznał nawet, że jest sierotą i nigdy nie poznał rodziców.
Wyznał mu też, że wychował się w sierocińcu. Tylko, czy samo nie poinformowanie go o tak
ważnej rzeczy nie było kłamstwem?

Lordzino…

Jak mniemam, ty do śmierciożerców się nie zaliczasz? Jaka szkoda! A więc pomyślmy, co zrobili
mi twoi słudzy…
Peter Pettigrew: zdradził i doprowadził do śmierci moich rodziców, jedynych ludzi, którzy
kochali mnie szczerym uczuciem, bez najmniejszej skazy. Mnie samego próbował zabić
kilkakrotnie. Narażał też na niebezpieczeństwo moich ówczesnych przyjaciół.
Bellatrix Lestrange: doprowadziła do śmierci mojego chrzestnego. Człowieka, który próbował
zastąpić mi ojca i zginął, broniąc mnie przed śmiercią.
Severus Snape: chyba dobrze wiesz, jak traktował mnie przez lata. Ale jego, jako jedynego
potrafię zrozumieć. Widział we mnie mojego ojca a ja pozwalałem mu widzieć to, co chciał. Tak
było łatwiej, poza tym jest mi jeszcze potrzebny, więc jeżeli już zdecydujesz się na coś, to nie
poturbuj go. A przynajmniej nie za bardzo.
Lucjusz Malfoy: cholerny, arystokratyczny dupek. Mało mnie nie zabił na drugim roku, przez ten
twój przklęty dziennik. Ale Malfoy też mi się przyda. Więc tak jak wyżej. Nie przesadź.
Do tego chcę Dolores Umbridge, jej dni są już policzone. Jeżeli ty się nią nie zajmiesz, sam ją
dorwę za jakiś czas. Cholerna Różowa Ropucha…
Na razie innych życzeń nie mam. Jeżeli czegoś będę od ciebie chciał, to na pewno się odezwę. A
teraz daj mi spokój, Gadzino.

H.P.


Odesłał sokoła z odpowiedzią i uśmiechnął się do siebie.
Zobaczymy, czy Czarny Pan rzeczywiście dotrzymuje danego słowa, jak się deklarował.

background image

Uśmiechnął się do siebie perfidnie. Kto by pomyślał, że Voldemort da się tak wmanewrować?
Niedługo później dostał list od dyrektora Hogwaru.

Drogi Harry.

Martwimy się o ciebie wszyscy. Wróć do domu, twoi przyjaciele czekają na ciebie. Wszyscy
tęsknią i szukają cię całymi dniami. Nie chcemy, żeby coś ci się stało.
Bardzo mi przykro, że masz do mnie tak negatywne nastawienie, ale nie mógłbym cię okłamać.
Traktuję cię jak wnuka, mój chłopcze. Wnuka, którego nigdy nie dane było mi posiadać. Cieszę
się, że nic ci nie jest. Obawiam się jednak, że towarzystwo, w którym się obecnie obracasz, źle na
ciebie wpływa.
Wróć do nas, mój chłopcze.

Albus Dumbledore


Wściekły na starca, wysłał mu tylko dwa słowa Pieprz się!. Nic więcej nie było do powiedzenia.

***

Tom wyszedł z mieszkania Harry’ego zaniepokojony. Coś było nie tak. Potter był większą
zagadką niż przypuszczał na początku. Chłopak zaskakiwał go na każdym kroku. Był inny niż się
spodziewał, ale wiedział to już od spotkania w kawiarence. Wczorajszy dzień był jednak czymś,
czego zupełnie się nie spodziewał. Założył, że nie będzie problemem, dowiedzieć się o dzieciaku
jak najwięcej. Odkryć, w jaki sposób najłatwiej go do siebie przekonać.
Tylko, że dzień spędzony z Harrym bardzo mu się podobał. Noc też nie była wcale kiepska.
Ściskał to ciepłe, cudowne ciało i aż do tej pory mruczał z zachwytu. Ale dobry nastrój prysł, gdy
tylko się obudził. Harry wracając do łóżka był inny, trzymał się z daleka od niego i nie chciał
rozmawiać.
List, który od niego dostał sprawił, że prawie spanikował. Gdyby nie Severus siedzący w jego
gabinecie i wysłuchujący jego wątpliwości, zrobiłby coś głupiego. Miał wrażenie, że Snape śmiał
się z niego cicho, gdy mówił o pocałunku i o tym, że później, przy pożegnaniu, chłopak nie
pozwolił na tę pieszczotę. List sugerował, że Potter przynajmniej domyśla się, że coś się dzieje,
że coś jest nie tak jak powinno.
— Tom — Severus mówił tak do niego od upomnienia w kawiarni. Co prawda tylko, gdy byli
sami, ale jednak. A on nie miał nic przeciwko temu. — Chłopak jest zmienny, jak liść na wietrze.
Podejrzewam, że Dumbledore mógł mu coś napisać na twój temat i dlatego jest wściekły. Nie
wiele trzeba, żeby wyprowadzić go z równowagi.
I wtedy Tom się nieco uspokoił, co pozwoliło mu odpisać na list. Kiedy dostał drugą wiadomość,
aż rozchylił usta w zaskoczeniu.
— Co się stało? — Snape zainteresował się jego dziwną miną, gdy ten nie wykazywał chęci
podzielenia się zawartością listu.
Mężczyzna bez słowa podał mu pergamin i patrzył jak zaciekawiona mina Severusa zmienia się
w zaskoczoną i niedowierzającą.
— Cholerny dzieciak! — warknął pod nosem.
— Jesteś pewien, że to Gryfon? — zapytał Riddle.
— Złapał cię… — Snape zmarszczył brwi w zamyśleniu. — Wiesz, że to test?
— Tak — mruknął.

background image

Właśnie dotarło do niego, że został przechytrzony przez Gryfona. Koty nigdy nie były zbyt dobre
w takich rzeczach, ale ten jego zawsze musi okazać się inny.
— Co zamierzasz zrobić?
— A jak myślisz? — sarknął. — Peter i Bella sprawiają same kłopoty, a do tego od dawna nie są
mi potrzebni, od dawna nie są mi potrzebni. Skoro Harry chce tę dwójkę, to ją dostanie. — Tom
wywrócił oczami widząc jego minę. — Chcę tego chłopaka i nic nie stanie mi na drodze.
— On chce jeszcze Umbridge — przypomniał mu.
— Tak i to mnie najbardziej zastanawia. — Tom popatrzył na Snape’a z namysłem. — Masz
jakieś pomysły, dlaczego? Wydaje się zdecydowany, co do niej. Napisał, że ją dorwie, ale to
Gryfońskie Złote Dziecko, co mógłby mieć na myśli?
— Zapytaj. — Severus posłał mu wszystkowiedzący uśmiech. — Wydaje mi się, że mogła go
trochę torturować na swoich szlabanach. Chłopak nigdy nie mówił tego wprost, ale Ropucha w
tamtym roku była numerem jeden na jego liście do zlikwidowania. Jednak w jakim sensie, nie
jestem pewien.
— Wezwij więc Lucjusza i powiedz mu, żeby ją tu przyprowadził — polecił Marvolo.
— Jeszcze dziś?
— Może być jutro. Ma czekać w jednym z lochów na swoją kolej. — Na ustach Voldemorta
zagościł drapieżny uśmiech, gdy Severus wychodził.

Jakiś specjalnie życzenia, co do Ropuchy? Do czego mogę się posunąć?

T.M.R.


Wysłał wiadomość i zapadł się w swoim fotelu. Jutro pójdzie do Londynu, poszuka chłopaka i
dowie się w końcu, co się stało. Powinien też jeszcze pomyśleć, jak zorganizować oddanie Belli i
Petera w łapy Ministerstwa. Będzie musiał usunąć i zmodyfikować im pamięć, albo jeszcze
lepiej… Szyderczy uśmiech wkradł mu się na usta. Zmusi ich do złożenie przysięgi wieczystej.
Obiecają, że nigdy nie zdradzą niczego, co dotyczyłoby jego osoby i swoich współbraci. Tak, aż
zadrżał z oczekiwania, to było tak ślizgońskie, jak tylko mógł sobie wymarzyć.
Do czego są Potterowi potrzebni Lucjusz i Severus? Nagle do jego umysłu wdarła się właśnie ta
myśl. Nie wiedział do czego, a bardzo mu na tej wiedzy zależało. Musiał się dowiedzieć i już.
Wiadomość od nastolatka została dostarczona następnego ranka. Nigdy nie spodziewał się, że coś
takiego mogło wyjść spod ręki samego Harry’ego Pottera.

Zabij!
Na plecach wyryj: Ja nigdy nie kłamię!


Nie było nic ponadto, ale zawartość listu i tak była czymś więcej niż kiedykolwiek mógłby
przypuszczać.
— Dumbledore wezwał mnie do siebie dziś rano — oznajmił Severus, po wparowaniu do
gabinetu. — Dostał od Pottera list, podobny do tego, jaki i ty dostałeś. Musiał napisać
dzieciakowi coś, co mu się nie spodobało, bo jedyną odpowiedzią było Pieprz się!
Tom nie mógł nic na to poradzić, że uśmiechnął się szeroko i zaczął śmiać się jak opętany.
— To znaczy, że z tej bitwy to my wyszliśmy zwycięsko — ucieszył się.
— Na to wygląda. — Severus wykrzywił swoją twarz w drwiącym grymasie. — Dumbledore
martwi się, że Harry wpadł w złe towarzystwo — mówił mu dramatycznym tonem.
— Chyba w lepsze niż kiedykolwiek. — Tom uśmiechnął się drapieżnie pokazując podwładnemu

background image

ostatni z listów, który dostał od Harry’ego.
— Nie możliwe! — sapnął Snape.
— A jednak. — Marvolo ciągle uśmiechał się wrednie.
— Idziesz do niego?
— Dziś? Jak najbardziej. — Pokiwał tylko głową. — Jak wrócę będziesz świadkiem przy
składaniu wieczystej przysięgi przez Petera i Bellę. Nie możemy pozwolić, żeby przez przypadek
Ministerstwo dowiedziało się o nas zbyt wiele.
— Ministerstwo? — Severus zmarszczył brwi w konsternacji. — Obiecałeś mu ich głowy na
tacy. Jak to się ma do Ministerstwa?
— On chce oczyścić swojego ojca chrzestnego ze wszystkich zarzutów. — Tom wywrócił na
niego oczami. — Black wciąż jest oskarżany o liczne morderstwa.
Severus skinął mu tylko głową okazując, że rozumie. Musiał przyznać, że teraz miało to trochę
więcej sensu niż jeszcze przed chwilą. Potter chce pośmiertnie uhonorować kundla i nie zawaha
się przed wykorzystaniem możliwych środków. Dzieciak nie był taki bezbronny i czysty jak mu
się wcześniej wydawało, jak wydawało się im wszystkim. Dowodem na to były z pewnością dwa
ostatnie listy, zarówno ten do Toma i jak i do Dumbledore’a.

***

Stanął przed drzwiami mieszkania Harry’ego. Nie był pewien, czy go tu znajdzie, ale nigdzie w
mieście go nie było. Zapukał i czekał cierpliwie.
— Tom, Matko Boska — wykrzyknął Axel tuż po otwarciu drzwi. — Dobrze, że jesteś. Z
Harrym coś jest nie tak…
— Co mu się stało?! — Przepchnął się obok blondyna, szukając zielonookiego wzrokiem.
— Właściwie to nie jestem pewien. — Axle pociągnął Riddle’a za ramię w kierunku sypialni. —
Przyszedłem do niego wczoraj, byliśmy umówieni, ale się nie zjawił. Od tamtej pory prawie nie
ma z nim kontaktu. Odezwał się do mnie może dosłownie ze dwa, trzy razy od południa. Już nie
wiem, co robić! – Weszli cicho do pomieszczenia, w którym na łóżku leżał Harry i wpatrywał się
w ścianę, niewidzącym wzrokiem. — Na noc wywalił mnie z pokoju i nie pozwolił wejść
wcześniej niż rano — przyznał, mówiąc do niego szeptem. — Już nie wiem, co robić.
W jego wzroku było zmartwienie i rezygnacja. Chłopak naprawdę martwił się o czarnowłosego
Gryfona. Tom wcale mu się nie dziwił, nastolatek wyzwalał nawet w nim instynkty, których
nigdy wcześniej nie czuł. Chciał go chronić i bronić, bo przecież Potter był taki delikatny i
kruchy.
— Harry — zawołał do chłopaka, podchodząc bliżej. Żadnej reakcji.
— Lepiej go nie dotykaj — poradził mu Axel, gdy ten usiadł niedaleko Wybrańca. — Mi chciał
przyłożyć — wyszeptał.
— Harry — spróbował znów łagodnie.
Potter odwrócił od nich twarz. Cichy śmiech, który usłyszeli, Tom wziął na początku za wytwór
swojej wyobraźni. Ramiona chłopaka zatrzęsły się jednak.
— Oni znów to robią — wyszeptał. — Chociaż jestem od nich daleko, oni znów to robią. — Jego
słowa przepełnione były bólem. — Nienawidzę ich! — Dodał.
— Harry, kto i co robi? — Chciał wiedzieć. W końcu od wczorajszego ranka zastanawiał się, co
się stało.
— Oni wszyscy. — Nastolatek odwrócił się do nich, a w jego oczach lśniły łzy. — Kłamią. Znów
mnie okłamują. — Dłonie mu drżały, gdy zaciskał je na pościeli.
— Kto cię okłamuje? — dociekał mężczyzna.

background image

— Wszyscy, Tom. — Dzieciak opuścił głowę. — Moje życie to jedno wielkie kłamstwo…
— Nam możesz zaufać… — Harry znów zaśmiał się zimno.
— Ja nie ufam nikomu. — W jego oczach zabłysła stal. — Nie ufałem nikomu do tej pory, więc
trudno będzie to zmienić — warknął groźnie. — Nie zdołam wam zaufać — przyznał skruszony.
— Każdy kłamie, a ja nie potrafię wybaczyć kłamstwa… Lepsze od kłamstwa jest milczenie. Ale
oni tego nie rozumieją — zaśmiał się gorzko. — Nigdy nie rozumieli i nic tego nie zmieni…
Tom nie miał pojęcia, co powiedzieć. Potter był wrakiem, po zapewne jednym liście
wypełnionym kłamstwami. Westchnął mentalnie, [i]to się robi coraz bardziej skomplikowane[/i].
Wyciągnął rękę, oferując mu pocieszenie. Harry bez słowa i najmniejszego zastanowienia wtulił
się w niego i schował twarz w jego ramieniu. PTom przez kilka minut miał wrażenie, że uścisk
na żebrach zaraz mu je połamie. Axel pokazał na migi, że wychodzi, po czym Riddle został sam
ze swoim małym dramatem w ramionach. Harry zaczął szlochać, gdy tylko usłyszał kliknięcie
zamykanych drzwi.
— Cii… Harry… Cii — uspokajał go, niezgrabnie poklepując po plecach i głaszcząc włosy.
Całe przedstawienie od wejścia Toma było zaplanowane, nawet jego łzy. Ale teraz nie mógł
przestać płakać, nie mógł się powstrzymać. Płakał więc wtulając się w niego. Po prostu płakał.
Tak naprawdę. Do tej pory nie mógł uwierzyć, że to sam Voldemort trzyma go w ramionach i
pociesza. Zrugał się w myślach. Przecież nie powinien czuć się tak dobrze w tych ramionach. Nie
powinien czuć tego cholernego ciepła i zadowolenia. Nie, kiedy tuli go właśnie ten mężczyzna.
Nic nie mógł jednak na to poradzić. W końcu zasnął zmęczony.
Tom patrzył jak Harry wiotczeje w jego uścisku i układa się wygodniej. Obserwował jak dzieciak
zasypia a jego twarz przybiera spokojny wyraz. Dłoń nastolatka spoczywała luźno na jego piersi,
palcami dotykał skóry na szyi. Oddech ogrzewał koszulkę w okolicy sutka i wywoływał
mrowienie w całym ciele. Potter w półśnie zarzucił nogę na jego biodro i wyglądał jak mały,
zagubiony chłopiec, który tęskni za rodzicami.
Złapał jego dłoń i przyciągnął do ust, całując delikatnie. Zaczerwienił się, zdając sobie sprawę,
co właśnie zrobił. Nie to jednak było teraz najważniejsze. Nie będę opowiadać kłamstw drwiło z
niego, odznaczając się wyraźnie na bieli delikatnej skóry Harry’ego. Ja nigdy nie kłamię nabrało
zupełnie innego sensu.
Co też ta wstrętna Ropucha zrobiła temu chłopakowi?
Czuł wzrastającą złość, krew dudniła mu w uszach. Już teraz wiedział, że Dolores Umbridge
będzie bardzo cierpiała przed śmiercią.

***

— Mój Panie — zająknął się Rookwood.
Voldemort wpadł do jednego z salonów z morderczą miną. Oczy ciskały błyskawice.
— Dawać tę sukę do Sali Tronowej! — wydarł się na całe gardło i prawie wszyscy śmierciożercy
zbledli gwałtownie. — Natychmiast!
Czterech śmierciożerców wypadło z salonu jakby ich coś goniło.
— Glizdogon! — Złość wcale nie minęła.
Harry obudził się jakiś czas temu i wydawało się, że wszystko wraca do normy. Poprosił go, żeby
przyszedł jutro to pójdą na spacer. Tom chętnie się zgodził i zostawił go pod opieką Axela. Potter
upierał się, że dla niego Tom nie może zaniedbywać pracy. Obiecał, że już nie będzie się
załamywał i ten może być spokojny. Ale on wcale nie był spokojny. Blizna, którą zobaczył na
dłoni chłopaka, nakręcała go od tamtej pory i w tej chwili był już bliski wybuchu. Wezwał
wszystkich śmierciożerców. Pomści Wybrańca.

background image

— Panie? — To Snape jako jedyny odważny podszedł do niego, gdy wstrętny Szczur schował się
w kącie pokoju. Tylko Wewnętrzny Krąg mógł przebywać w kwaterze bez wezwania.
— Zabiję ją! — warknął Riddle. — Wypruję jej flaki i wy mi w tym pomożecie! — Znów zaczął
się wydzierać.
— Panie — Severus podszedł do niego bliżej. Szaty wokół nich szarpały się od niespokojnej
magii emanującej od Toma. — Może porozmawiamy w gabinecie? — zasugerował.
— Tak, masz rację — westchnął, uspokajając się lekko. — Potrzebuję eliksiru Severusie, inaczej
zabiję ją zbyt szybko — wyznał jakby zawstydzony.
— Dobrze — skinął mu głową. — Walsch! — Nathaniel Walsch był uczniem Severusa w
dziedzinie eliksirów już od ponad roku. Chłopak całkiem nieźle sobie radził. — Eliksir
uspokajający i cały zestaw torturujących — zarządził. — Weź też ten nowy, na który pomysł mi
podrzuciłeś. — Uśmiechnął się do niego wrednie.
Chłopak bez słowa protestu skinął im głową i pognał do pracowni swojego mentora.
— Masz coś nowego, Severusie? — zapytał go zainteresowany.
— O tak – potwierdził zachwycony. — Gwarantuję, że ci się spodoba.
— Chodźmy do gabinetu — skinął mu, by ten podążył za nim. — Wszyscy mają czekać w Sali
Tronowej.
Gdy tylko drzwi zamknęły się za nimi w salonie rozgorzała rozmowa.
— Snape robi się coraz bardziej bezczelny! — piszczał Avery.
— Tak, nie tytułuje Pana i uchodzi mu to płazem — przytakiwał mu Nott.
— On praktycznie zażądał tej rozmowy w gabinecie! — Bella była bliska furii.
— Snape i Czarny Pan mają jakieś swoje tajemnice — wtrącił się cicho Glizdogon. — Snape
ostatnio często u niego bywa, nawet bez wezwania. I zostaje długo.
— To nie wasza sprawa, co się dzieje! — warknął na nich Lucjusz ,uciszając protesty i
spekulacje.
— Ani trochę cię to nie interesuje Lucjuszu? — dociekała Bella z drapieżnym uśmiechem na
ustach.
— Dowiemy się, gdy nadejdzie czas — zbył ją.
Fuknęła niezadowolona, ale poprowadziła wszystkich do Sali Tronowej.

***

— Co się stało, Tom?
— Byłem dziś u Harry’ego. — Opadł twardo na miękki fotel. — Był w fatalnym stanie… —
Severus posłał mu zaintrygowane spojrzenie. — Nie pytaj — powiedział, kręcąc głową. —
Chłopak jest dla mnie całkowitą zagadką. Załamał się i płakał pół dnia w moje ramię. Nie wiem,
co mu napisali, ale to nie mogło być nic miłego.
— Co zamierzasz zrobić?
— Już z nim lepiej, gdy wychodziłem nawet się uśmiechał. — Z jego ust wyrwało się
westchnienie ulgi. — Nawet nie protestował przy pożegnaniu… — uśmiechnął się do rozmówcy
sugestywnie.
Harry po przebudzeniu, zanim Axel wrócił, pozwolił mu na kilka pocałunków. I wcale się nie
bronił, gdy w drzwiach Tom wyściskał go za wczoraj.
— Wszystko więc dobrze się skończyło. — Skinął mu głową zadowolony.
— Powiedział, że lepiej nic nie mówić, jeżeli ma się skłamać. — Zgarbił się nieznacznie,
masując czoło.
— Musisz mu jakoś powiedzieć — zasugerował Severus. — Lepiej przed pierwszym września.

background image

— Wiem, później trudniej będzie wszystko wyjaśnić i ugłaskać go…
— Też tak uważam. — Uśmiechnął się do Riddle’a. — Nie zrażaj się jednak. On zawsze był
impulsywny i najpierw robił później myślał.
— Panie — ktoś zastukał w drzwi, wołając zza nich.
— Wpuść tego idiotę, Severusie. — Riddle znów poczuł narastający gniew.
— Wchodź, Walsch! — zawołał Snape.
— Mój Panie. — Chłopak skłonił się przed Marvolo. — Mistrzu.
Postawił drewnianą kasetkę na biurku przed swoim Mistrzem i ponownie ukłonił się nisko
wyjmując dodatkowe fiolki z kieszeni. Severus złapał jedną uspokajającą miksturę, po czym
sprawdził jej jakość i konsystencję zanim zakorkował ponownie i rzucił nad stołem w stronę
Toma.
— Jest dobra — powiedział wypijając swoją porcję. — Wszyscy już dotarli?
— Nie, Mistrzu. Brakuje braci Lestrange i kilku osób z Zewnętrznego Kręgu.
— Możesz odejść. — Tom odprawił go skinieniem dłoni.
— Pomogło? — zapytał Snape po wyjściu ucznia.
— Trochę. Ale wciąż czuję furię, gdy sobie przypomnę…
— Jeszcze mi nie powiedziałeś, co cię tak zdenerwowało.
— Dzieciak zasnął dziś, praktycznie na mnie leżąc — przyznał z cichym warknięciem. — Na
jego dłoni zauważyłem pewną ciekawą bliznę. — Zamknął oczy, czując jak coś w jego piersi
szarpnęło chcąc się wyrwać. — Ta suka użyła na nim przeklętego pióra!
— Krwawego? — nie dowierzał Severus.
— Tak — skinął mu tamten. — Nie będę opowiadał kłamstw. To zostanie mu na zawsze,
Severusie. Tej blizny nie da się usunąć żadnym sposobem.
— Przecież to uczeń! — Snape zrobił głupią minę. — On nikomu o tym nie powiedział…
— Nikomu nie ufa, Severusie. Powiedział mi dziś, że nikomu nie ufa…
Obaj pogrążyli się w milczeniu na kilka dobrych minut. Myśleli o pewnym problematycznym
chłopcu.
— Sugerujesz więc, że Harry Potter, którego wszyscy znają tak naprawdę… Nie istnieje? —
Severus w końcu wypowiedział na głos to, co obaj myśleli.
— Już od tego dnia w kawiarni wiedziałem, że coś jest nie tak. Już wtedy był zbyt różny od tego,
co zawsze pokazywał innym.
— Był anonimowy, więc nie musiał się martwić o zdemaskowanie i mógł być sobą.
Jeden przez drugiego dorzucali wnioski.
— Kazał ją zabić. Nie jest Złotym Rycerzykiem na jakiego kreuje go Dumbledore.
— Uciekł. Jest zły na dyrektora i Zakon.
— Nas sprawdza. — Tom uśmiechnął się drapieżnie.
— Jeszcze wszystko może być dobrze.
Ktoś ze śmierciożerców zastukał do drzwi.
— Wejść! — zaprosił go Voldemort.
Malfoy zajrzał do środka, wchodząc spokojnie.
— Już wszyscy są, Mój Panie.
— Lucjuszu. — Voldemort skinął mu głową.
— Wydaje mi się, że Lucjusz może nam się przydać później. I jutro… — Severus popatrzył na
niego sugestywnie.
Voldemort podparł na dłoni głowę i zapatrzył się chwilę w dal.
— Trzeba by było go wtajemniczyć, Severusie — zauważył Riddle. — Ufam Lucjuszowi, ale nie
wiem, komu mogę zaufać w tej kwestii…

background image

Blondyn z delikatnie rozchylonymi ustami patrzył na swojego przyjaciela i ich Pana. Snape
rozmawiał z nim jak z przyjacielem. Żaden z nich tak się do niego nigdy nie odzywał, a to
przecież oni byli najbliżej Voldemorta.
— Ja mu ufam w tej kwestii, zrobi wszystko by pomóc — oznajmił cicho mistrz eliksirów. —
Jeden z ostatnich listów sugerował, że on także będzie zamieszany…
Lord uśmiechnął się na to stwierdzenie i skinął Snape’owi głową. Bez żadnego słowa więcej
wstał i skierował się do Sali Tronowej. Severus z małą skrzyneczką w dłoni szedł prawie równo z
nim. Malfoy obserwował swojego przyjaciela, który właśnie podniósł jego pozycję w szeregach
ich Pana, z dowódcy jego oddziałów na doradcę i prawą rękę tuż obok niego. Nic nie mógł
poradzić na fakt, że czuł wdzięczność.
Voldemort pchnął drzwi i wmaszerował do sali wypełnionej postaciami w czarnych płaszczach.
Różowe ubranie Umbridge kontrastowało z morzem czerni i sprawiało, że była ona pierwszą
osobą, na którą patrzono po wejściu do pomieszczenia. Stała drżąca i niepewna pod wzrokiem
tych wszystkich ludzi. Lord zasiadł na swoim miejscu, przywołując Nagini cichym sykiem. Jak
zawsze nosił swoją pelerynę z głębokim kapturem. Tylko Wewnętrzny Krąg wiedział o jego
nowym wyglądzie, w Zewnętrznym mieli szpiega, ale żeby nie zdemaskować własnego, musieli
go tolerować.
Snape stanął po prawej stronie tronu, zatrzymany przez Toma skinieniem dłoni. Jego nowa
pozycja została pokazana wszystkim śmierciożercom.
— Lucjuszu. — Malfoy poderwał głowę, słysząc głos przyjaciela. Zdążył już zająć swoje miejsce
w Kręgu.
Czarny Pan skinął mu głową a Severus wskazał miejsce obok siebie. Oto i jego awans został
zaanonsowany. Na lekko drżących nogach podszedł do przyjaciela i stanął tuż obok. Zewnętrzny
Krąg zaszemrał a Wewnętrzny patrzył na obu zazdrośnie. Nagini owinęła się wokół stóp Lorda
posykując groźnie. Voldemort syknął coś do niej i ta uspokoiła się, wpełzając powoli na jego
kolana.
— Jest kilka rzeczy, które trzeba teraz załatwić. — Riddle zwrócił swoje spojrzenie na
Zewnętrzny Krąg.
Umbridge wciąż stała pod wpływem kilku zaklęć i nie wtrącała się.
— Severusie, daj mi godnego następcę. — Voldemort odwrócił na niego swój wzrok.
— To ma być Mistrz, Panie? — zapytał pokornie.
— Tak, potrzebuję kogoś takiego w Wewnętrznym Kręgu.
— Nathaniel! — wywołał go.
— Daj mu swoją maskę, Severusie — polecił Voldemort, gdy chłopak podszedł chwiejnie do
tronu. Wypieki na podekscytowanej twarzy ukazały poziom jego szczęścia, kiedy zdjął
czysto-białą maskę z twarzy by przyjąć lekko srebrną, należącą jeszcze przed momentem do
Snape’a. — Zajmij swoje miejsce w Wewnętrznym Kręgu — polecił mu Lord.
Wśród młokosów zapanowało podekscytowanie. Zaszemrali i kręcili się ożywieni. W końcu było
jeszcze jedno wolne miejsce do zajęcia, jeżeli to, co działo się na ich oczach miało być prawdą.
— Lucjuszu — zakapturzona postać odwróciła się w stronę Malfoya.
Blondwłosy arystokrata był niemal pewien, że wszyscy w sali słyszą bicie jego serca. Został
właśnie wyróżniony i wyniesiony na piedestał dzięki zaufaniu swojego przyjaciela.
— Twoja rodzina wyświadczyła mi wiele przysług, Lucjuszu. — Voldemort wyciągnął do niego
dłoń.
— Maska — syknął Snape.
Lord chwilę patrzył na przedmiot w swoich dłoniach. Połyskiwała lekko, srebrnym blaskiem.
Wyciągnął ją do niego z powrotem.

background image

— Oddaj ją swojemu synowi, jeśli uważasz, że jest gotowy do nas dołączyć — polecił.
— Mój Panie, on jeszcze chodzi do Hogwartu…
— Nie naznaczę go na razie Znakiem, Lucjuszu — zaprzeczył szybko. — Mam dla niego trochę
inne zadanie i nie będzie potrzebował do tego Mrocznego Znaku. Chcę go w Wewnętrznym
Kręgu już teraz. Będziesz go przyprowadzał ze sobą na spotkania, kiedy będzie to możliwe. Ale
na razie tylko na narady.
— Dobrze, mój Panie. — Lucjusz aż promieniał z emocji.
Voldemort ze swoich przepastnych płaszczy wyjął dwie czarne maski i podał Severusowi i
Lucjuszowi.
— Zaczynajmy więc. — Wskazał różdżką na zakneblowaną ropuchę. — Każdy ma jedną szansę
— warknął rozeźlony. — Plecy mają zostać nietknięte.
Kobieta zaczęła coś wrzeszczeć, ale nie dane było jej skończyć. Wewnętrzny Krąg rozpoczął
swoją zabawę. Nie bez powodu w tym Kręgu było niewiele osób, tylko najwierniejsi i najlepsi
mogli tu trafić. Nikt z niego nie odchodził, mogli jedynie zginąć lub dostać nowe obowiązki.
Marvolo nie lubił szaleńców w swoich szeregach i choć sam nie był ostatnio zbyt poczytalny, to
teraz już wszystko było z nim dobrze.
Czas najwyższy zrobić czystki, pomyślał. By nie narażać pozostałych.
Zewnętrzny Krąg ustawił się w oczekiwaniu, ale Lord podniósł dłoń.
— Severusie. — Skinął na niego dłonią.
Snape drgnął i popatrzył na mężczyznę siedzącego obok.
— Tak, Panie?
— Pora spełnić drugie z życzeń — oznajmił mu.
— Ja mam to zrobić? — upewnił się, ale Voldemort zaprzeczył.
— Też chcę pobawić się różdżką.
— Lucjuszu. — Snape spojrzał na towarzysza i wyszedł na środek, łapiąc urzędniczkę
Ministerstwa za jedno z ramion. Czekał aż przyjaciel złapie za drugie.
Podeszli z kobietą do swojego pana, który wstał już ze swojego miejsca. Severus odwrócił ją
plecami do Toma, dyrygując także przyjacielem. Jeden ruch różdżką i całe plecy były odsłonięte.
Voldemort uniósł swóją i uśmiechnął się diabolicznie, ale to widzieli tylko dwaj stojący najbliżej
czarodzieje. Smagnął kilka razy magicznym patykiem, wywołując krzyk z krtani kobiety.
Głębokie, krwawe rozcięcia ułożyły się w napis: Ja nigdy nie kłamię!. Po chwili uśmiechnął się
drapieżnie i wykonał kolejny, spokojny ruch. Ścianki każdego z cięć zapłonęły żywym ogniem,
wywołując jeszcze głośniejszy wrzask Różowej Wiedźmy.
— Kto ma jej różdżkę?
Lucjusz wyjął przedmiot z kieszeni, wyciągając go w kierunku Riddle’a.
— Zniszcz ją — polecił mu. — Połam na kawałeczki.
Lucjusz skinął głową i zaczął niszczyć różdżkę tuż przed twarzą Dolores Umbridge.
— Wiesz, co masz wyryte na plecach? — zapytał Czarny Pan syczącym głosem.
Zaprzeczyła, szlochając.
— Lucjuszu. — Voldemort wyczarował srebrną tacę i podał ją arystokracie. — Chcę jej język —
syknął.
Malfoy przywołał jednego z członków Zewnętrznego Kręgu i czekał aż ten poradzi sobie z
wrzeszczącą kobietą. W końcu na tacę spadł zakrwawiony, mięsisty organ. Łzy płynęły jej po
twarzy, a krew z poranionych ust i innych rozcięć na całym ciele.
— Ja nigdy nie kłamię — warknął do niej Marvolo z satysfakcją. — Właśnie to masz wyryte na
plecach. I chyba już wiesz, za co umrzesz, Ropucho! — Zaśmiał się okrutnym śmiechem. —
Severusie, podaj jej kilka eliksirów, chcę żeby długo cierpiała…

background image

Snape bez słowa skinął na Walscha, nakazując mu do siebie podejść i pomóc.
— Ma cierpieć — polecił jeszcze Tom. — Jak najdłużej ma cierpieć a później umrzeć w
męczarniach!
Rozsiadł się ponownie na swoim miejscu i patrzył jak młodzi sprawdzają swoje możliwości, by
mu się przypodobać. Ta kobieta nie umrze od Avady. Nie zasłużyła na spokojną śmierć.


***


Rozdział 4



Tom niezwykle zadowolony z siebie aportował się do Londynu. Jutro prześle chłopakowi
Proroka z artykułem o Umbridge. Do Ministerstwa wysłał kobietę już wczoraj, ale
dziennikarzom zajmie trochę czasu zwietrzenie nowości.
Axel musiał w końcu wrócić do domu, więc kiedy zapukał zamaszyście i czekał aż drzwi zostaną
mu otwarte, ku jego zdziwieniu stanął w nich Harry. Wyglądał okropnie. Czerwone oczy,
podkrążone ciemnymi cieniami, blade policzki i sinawe usta. Zmarszczył brwi, łapiąc go
asekuracyjnie za łokieć.
— Co się stało?
— Nie mogłem spać, mam czasami koszmary… — wyznał drżąc.
— Koszmary? — Zdziwił się, wchodząc do mieszkania.
Podprowadził chłopaka do kanapy uznając, że wygląda na naprawdę chorego.
— Gdzie Axel?
— Wysłałem go jakieś pół godziny temu do domu — mruknął, opadając na jego ramię.
— Co ci się śniło? — zapytał delikatnie chwilę później.
Głaskał chłopaka po włosach i plecach, przyciągając jednocześnie do siebie. Na tę delikatną
pieszczotę Harry wyraźnie się odprężył.
— Takie tam — zbył go, przytulając się bardziej.
Tom postanowił nie naciskać. Przecież miał zdobyć jego zaufanie. Bez pośpiechu dostać
dobrowolnie to, co Dumbledore chciał zabrać siłą.
— Więc nici dziś z naszego spaceru… — zażartował, dmuchając ciepłym powietrzem we włosy
chłopaka.
— W najbliższych minutach raczej nie — przyznał.
— Może przeniesiemy się do sypialni? — zaproponował Tom, biorąc chłopaka na ręce. Już
wcześniej zauważył, jak ten jest bardzo szczupły i lekki.
— Mogę iść, jeśli pójdziesz ze mną. — Harry uśmiechnął się ze zmęczeniem.
— O nie, mój panie! — Ścisnął nastolatka lekko, gdy ten chciał wyswobodzić się z jego ramion i
iść samemu. — Jesteś teraz pod moją opieką. — Podrzucił go do góry i przerzucił przez ramię.
— Hej!
Riddle zaśmiał się z pełnego oburzenia pisku, który wydał z siebie chłopak.
— Jesteś strasznie lekki — rzucił do niego, gdy już leżeli w łóżku.
— Tak. — Harry wyglądał na zakłopotanego. — Wiem, że wyglądam jak anorektyk, ale ja
naprawdę jem i jestem zdrowy…
— Ja wcale nie mówię, że jesteś chory ani tym bardziej, że jesteś anorektykiem…

background image

Zamilkł, nie chcąc tworzyć jeszcze bardziej napiętej atmosfery.
— To moje wujostwo — wymamrotał Harry w jego pierś. — Nie dawali mi zbyt dużo do
jedzenia, przez większość mojego życia.
— Jak to ci nie dawali…? — Głos miał bezbarwny.
— Mówiłem ci, kim dla nich byłem — przypomniał mu.
— Myślałem, że żartujesz… Nie mogli się nad tobą tak po prostu znęcać. Mówiłeś komuś?
— Nie, nikomu. Po co? — Zastanowił się. — Nie ufam nikomu.
— Mi powiedziałeś — zauważył Tom, po chwili ciszy.
— Bo to już przeszłość — szepnął i popatrzył mu w oczy. — Poradziłem sobie sam i nie możesz
już nic z tym zrobić. Nigdy tam nie wrócę...
Lord westchnął przeciągle. Zapowiadała się jazda kolejką górską. I to bez trzymanki.
— Śpij! — polecił mu. — Podobno nie spałeś, musisz być więc bardzo zmęczony.
— Dzięki, Tom. — Chłopak przytulił się do niego i zamknął oczy.
— Śpij, śpij — zamruczał, samemu układając się wygodniej.

***

Harry obudził się późnym popołudniem czując z kuchni zapachy, od których ciekła mu ślinka.
Jego brzuch zaburczał głośno, domagając się jedzenia. Wczoraj przez całą noc miał koszmary z
Voldemortem i tą starą Ropuchą. Nie odczuwał co prawda wszystkich klątw, ale i tak był
wyczerpany. A gdy w końcu udało mu się pozbyć Axela, przyszedł Tom. Nie czuł się do końca
bezpiecznie w jego towarzystwie, był jednak zbyt zmęczony i zasnął niemal natychmiast. Po
przebudzeniu wciąż był w swoim mieszkaniu, a Cholerny Czarny Pan robił mu coś do jedzenia,
w jego małej kuchni.
Moje życie jest popieprzone…
— Część — zamruczał w drzwiach do rzeczonej kuchni, przeciągając się leniwie.
— Cześć, śpiochu — odpowiedział Tom i uśmiechnął się do niego. — Dobrze, że już wstałeś,
obiad gotowy.
— Obiad? Poważnie? — Harry także uśmiechnął się niedowierzająco.
— Umiem gotować. — Wywrócił oczami, widząc jego minę. — Nauczyłem się w sierocińcu.
Nie było, co robić a ja lubiłem, no cóż… jeść.
Harry zaśmiał się głośno siadając przy stole, a Voldemort królujący w kuchni znów zachichotał.
Tom podał mu talerz pełen ziemniaków, jakiejś surówki i wspaniale pachnącego kotleta. Chłopak
aż zamruczał z przyjemności, czując te zapachy. Zaczął jeść, gdy Tom zajął miejsce naprzeciw
niego. Wszystko wręcz rozpływało mu się na języku. Tak nie gotowały nawet skrzaty w
Hogwarcie.
Popatrzył z uwielbieniem na brązowookiego. Nigdy nawet przez myśl by mu to nie przeszło! Bo
kto pomyślałby, że Riddle potrafi gotować i to tak dobrze? Na jego usta wkradł się uśmieszek.
Kiedy odstawili talerze i Tom postawił przed nimi zupę, teraz to Harry przejął rolę gospodarza i
nalał jej do ich talerzy. Ciepły wywar z drobnym makaronem, pachniał wspaniale. Potter był
pewien, że Marvolo dodał do zupy jeszcze jakichś ziół.
— Matko! — Uśmiechnął się do Riddle’a, odchylając się na krześle i głaskając po brzuchu. —
Jeszcze nigdy tak się nie najadłem. Tom, to było przepyszne…
— Mam dla ciebie jeszcze deser. — Riddle postawił przed nim talerzyk z ciastem i filiżankę z
gorzkim kakao lub czekoladą, tego Harry nie był do końca pewien.
— Chyba chcesz, żebym się w tobie zakochał — mruknął, wdychając zapach ze swojej filiżanki.
Tom zerknął na niego niepewnie, ale Harry nie mógł tego dostrzec spod swoich przymkniętych

background image

powiek. Na jego policzkach wykwitł jednak rumieniec zawstydzenia, gdy zdał sobie sprawę, że
to właściwie może być prawda. Wpatrując się nieśmiało w swoje ciasto zastanowił się, co dałoby
Voldemortowi rozkochanie go w sobie? Westchnął mentalnie postanawiając, że nad tym
zastanowi się później i rzucił chłopakowi zawstydzone spojrzenie spod rzęs. Riddle wydawał się
nerwowo kręcić na swoim miejscu.
Och! Jednak trafiłem w sedno.
— Przepraszam — szepnął, chcąc go uspokoić. — To było głupie, to tylko takie powiedzenie.
Wiesz: przez żołądek do serca i… To po prostu nie miało tak zabrzmieć… — Wiedział, że się
pląta, ale to tylko nadawało jego wypowiedzi autentyczności.
— Czemu to miałby być taki zły pomysł? — zapytał cicho Tom.
Wydawał się być spokojniejszy i zaczynał z nim flirtować.
— Tylko wtedy, gdybyś i ty się we mnie zakochał. — Harry pomimo krwistych rumieńców
patrzył hardo w oczy młodego mężczyzny.
— Co powiesz na spacer po obiedzie? — Marvolo zgrabnie zmienił temat.
— Nie mam nic przeciwko. — Skinął potwierdzająco głową.
— To dobrze. — Tom uśmiechnął się psotnie. — Bo Axel był jakąś godzinę temu i jesteśmy z
nim umówieni.
— Axel?
— Tak — skinął mu głową, uśmiechając się nieznacznie w swoją filiżankę. — Powiedziałem mu,
że śpisz i, że spotkamy się z nim… — spojrzał na zegarek. — Za pół godziny. A później
wywaliłem go za drzwi, żeby nie przeszkadzał przy obiedzie.
— Wywaliłeś go? — nie dowierzał Harry.
— Tak, przecież spałeś a ja byłem zajęty…
— Nigdy więcej tego nie rób! — przerwał mu chłopak ostro.
— Eee… — Riddle wyraźnie nie wiedział, co powiedzieć.
— Przepraszam. – Nastolatek niepewnie opuścił głowę. — Po prostu wydaje mi się, że nie będę
już mógł udawać, iż nie widzę tych wszystkich kłamstw moich przyjaciół, czy raczej ludzi,
których do niedawna za kogoś takiego miałem. Zgadaliśmy się z Axelem, że chodzimy do tej
samej szkoły — rzucił mimochodem, wiedząc, że Marvolo domyśli się, o czym mówi. — Nawet,
jeśli nie będę mógł zaufać mu całkowicie, to przynajmniej będę miał kogoś nastawionego
przyjaźnie…
— Nie wiedziałem, że wracacie do tej samej szkoły… — Harry widział jak delikatnie Tom stara
się podejść do tego tematu.
— Ja też nie, on nie jest stąd i to będzie jego pierwszy rok w mojej szkole, przeniósł się.
— Och, naprawdę? — Tom wydawał się nieco uspokojony tą wiadomością.
— Tak — chłopak rozbawiony, skinął głową. — Jest jak dziecko we mgle, jeżeli chodzi o tę
szkołę, będę musiał się nim zająć. Przynajmniej na początku.
— To miło z twojej strony — Riddle wydawał się być trochę zamyślony, jakby nieprzytomny.
Harry podejrzewał, że każe sprawdzić, kim jest Axel.
— On zajął się mną tutaj…
— Chodźmy już — kiwnął głową w kierunku zegara, pokazując mu w ten sposób, że niedługo
się spóźnią.

***

Następnego ranka Aceron obudził go, skacząc po nim z samego rana. Harry mruknął na niego
zaspany.

background image

Ptaszysko miało ze sobą Proroka, ale Potter doskonale wiedział, co w nim będzie. Ostatecznie
odczuł kilka tych zaklęć, którymi potraktowano kobietę na sobie. Przypuszczał, że widział i
odczuwał wszystkie te rzeczy, bo Tom był wściekły w chwili rzucania klątw.
Odebrał gazetę i popatrzył na sokoła złym wzrokiem. Ptaszysko napuszyło się tylko, oburzone
takim potraktowaniem jego ptasiej osoby i odleciało. Chłopak rozłożył gazetę na pierwszej
stronie, na której tytuł głosił: Krwawe morderstwo na urzędniku Ministerstwa! Mroczny znak
nad ciałem.
Harry wywrócił tylko oczami.
Mają kiepskich ludzi w tym Proroku, pomyślał. Jakby nie mogli wymyślić czegoś lepszego niż to
coś…

U dołu zdjęcia pismo było jednak odręczne. Zielony atrament aż błyszczał, gdy się na niego
patrzyło: Mówisz, masz!, napisane dłonią Czarnego Pana.
Odrzucił gazetę, nie mając ochoty czytać artykułu i zagrzebał się ponownie w pościeli. Dał mu
Umbridge, ale co z resztą? Czy Tom dziś przyjdzie? Nie mówił… O której przyjdzie Axel i czy
da mu się wyspać? — Zasnął, z takimi właśnie pytaniami.

***

— Mam dla was specjalne zadanie — ogłosił Bellatrix i Peterowi Voldemort, gdy już jego
podwładni złożyli Wieczystą Przysięgę.
Uśmiechał się ironicznie, myśląc o genialnym pomyśle Snape’a, by powiedzieć tej dwójce, że
chce mieć ich blisko siebie, by zajęli miejsce obok Severusa i Lucjusza. Ta deklaracja zamknęła
im oczy i poszli za nimi jak dwa baranki. Przecież skoro Lord ma im zaufać bezgranicznie, to
musi mieć do tego podstawy. Tom wywrócił oczami na szaleńców, byli tacy… naiwni!
— Jakie, nasz Panie? — Bella klęczała przed nim tak pokorna i służalcza, że aż zrobiło mu się jej
szkoda. Ale kiedy uniosła oczy, a on zobaczył w nich szaleństwo i tę butną dumę mówiącą, że
jest lepsza niż wszyscy inni wokół niej, szybko przestał jej współczuć.
— Wasza czwórka włamie się do Ministerstwa — powiedział dobitnie. — Przyniesiecie mi coś,
co muszę mieć…
Peter wyglądał na spanikowanego. Severus i Lucjusz mieli beznamiętne miny a Bella, lekko
zaskoczona, otworzyła szeroko oczy.
— To coś bardzo ważnego, dlatego wysyłam was w parach… — Zawiesił na chwilę głos,
markując brak zainteresowania nimi. — Severus i Peter pójdą do Archiwum, Severus wie, czego
szukać, więc powie ci na miejscu, jakich dokumentów potrzebujemy. Ty, Bello, pójdziesz z
Lucjuszem. Macie zabić Ministra… Drażni mnie ten głupiec. — Kobieta popatrzyła na niego z
głupią miną. — Zostawicie w jego biurze zaklęty przedmiot – wyjaśnił jej. — Zrobicie to dziś po
południu, Lucjusz dowiedział się, że Minister ma dziś spotkanie i nie będzie go w gabinecie
przez godzinę. O trzeciej wychodzi, więc musicie zacząć całą akcję jednocześnie. Nie będą się
spodziewać ataku w biały dzień…
— Genialny plan, mój Panie. — Skłoniła się przed nim z uwielbieniem w oczach.
— Ale, Panie…? — Glizdogon wydawał się mieć jakieś wątpliwości. — Jak się tam dostaniemy?
— Peter, jesteś animagiem! — Czarny Pan zdawał się niecierpliwić. — Severus przeniesie cię w
kieszeni, rzucając wcześniej specjalne zaklęcie. Sprawdziliśmy, nawet czarnomagiczne
przedmioty nie zostały wykryte — wyjawił szczurowi, uspokajając go nieznacznie. — Bella
natomiast przejdzie w pelerynie niewidce, po południu nie ma wielu urzędników w
Ministerstwie. Do tego będzie w towarzystwie Lucjusza, więc nikt nie będzie się do niego
zbliżał, nie chcąc się narażać Malfoyom… — Machnął na nich niedbale dłonią. — Idźcie już —
polecił. — Ustalcie wszystko pomiędzy sobą.

background image

Miał już dość zarówno Belli, jak i Petera, nie chciał ich więcej oglądać.
Na szczęście już nie wrócą.

***

Peter Pettigrew i Bellatrix Lestrange złapani w Ministerstwie Magii.

Harry uśmiechnął się szeroko, wyraźnie zadowolony. Tak, Tom Marvolo Riddle będzie tańczył,
jak on mu zagra. Potter nigdy nie przypuszczał, że to może być takie łatwe i przyjemne. Wrócił
do Proroka przyniesionego przez Acerona. Ze zdjęcia łypała na niego szalona Bella i przerażony
Glizdogon.
Syriusz! Syriusz zostanie oczyszczony z zarzutów, myślał z radością.

Dwójka śmierciożerców włamała się do Ministerstwa Magii w biały dzien. Lestrange próbowała
się dostać do gabinetu Ministra i zabić go. Nie przedostała się jednak przez straż aurorską przy
gabinecie Ministra Knota. Szalona kobieta zabiła dwóch aurorów, zanim kilku innych z dużą
pomocą Lucjusza Malfoya obezwładniło uciekinierkę z Azkabanu.


Harry uniósł w zdziwieniu brew. A więc Lucjusz Malfoy? pomyślał. Musiał przyznać, że kiedy
Tom już coś robi, to z polotem. Pisząc tamten list nie zdawał sobie sprawy, że to będzie miało aż
taki rozmach.

Pan Malfoy zgodził się z nami porozmawiać:
— Bellatrix jest siostrą mojej żony, to prawda, ale jest wyjęta spod prawa. Malfoyowie to
praworządna, szanowana w społeczeństwie rodzina. Państwo Lestrange przestali być jej częścią,
gdy trafili do Azkabanu. Nie mogłem pozwolić, by Bellatrix wciąż wykraczała poza literę prawa,
ponieważ wciąż była wiązana z moją rodziną.
Lucjusz Malfoy odmówił przyjęcia pieniężnej nagrody za swoje czyny, Minister zamierza
nagrodzić Pana Malfoya Orderem za Zasługi na kolejnym zebraniu Wizengamotu.

Harry wywrócił na to oczami. Wiedział, że Malfoy dostanie wystarczającą nagrodę od Toma ale
ten prestiż też z całą pewnością nie będzie mu przeszkadzał. Przerzucił kolejną stronę, chcąc
zobaczyć artykuł o Glizdogonie.

Peter Pettigrew żyje!
Były Gryfon przez wiele lat uznawany był za zamordowanego przez swojego kolegę ze szkoły,
Syriusza Blacka. Black został wtrącony do Azkabanu za zdradzenie tajemnicy Potterów i
morderstwo kilkunastu mugoli oraz Petera Pettigrew. Czyżby Black był jednak niewinny?
Po zatrzymaniu, Pettigrew przesłuchiwany był przez aurorów z Ministerstwa. Okazało się, że to
on

został

Strażnikiem

Tajemnicy

Potterów

i

zdradził

miejsce

ich

pobytu

Temu-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać! Zabił także dwunastu mugoli i jest zamieszany w
kilka innych morderstw. Mężczyzna został skazany na pocałunek dementora
.
Syriusz Black został pośmiertnie uniewinniony. Jak niewielu wie, były więzień najlepiej strzeżonej
do niedawna twierdzy — Azkaban, zginął w czerwcu w Ministerstwie Magii podczas ataku
Sami-Wiecie-Kogo.

Harry uśmiechnął się wniebowzięty. Syriusz został uniewinniony. Choć nadal cierpiał z powodu

background image

jego straty, to przynajmniej teraz wszyscy wiedzieli, że był niewinny. W lekkich podskokach
wyskoczył z łóżka i pomknął do kuchni. Dzień zapowiadał się wspaniale. Zjadł śniadanie, wpadł
w rozpędzie do łazienki i ubrał się pospiesznie. Musiał iść i opowiedzieć wszystko Axelowi.
Dodatkowo, przyjaciel obiecał mu, że wznowią w końcu ich lekcje samoobrony.
Toma co prawda wczoraj nie było, ale Harry był całkowicie pewien, że dziś się pokaże. W końcu
miał pracowity dzień.
Żeby tak wkopać swoich śmierciożerców…[/i] Nadal nie mógł wyjść z podziwu.

***

— Severusie. — Dumbledore nie tracił czasu. — Usiądź — nakazał mu, gdy ten wszedł do jego
gabinetu. — Powiedz mi, co się dzieje z Tomem?
Snape usiadł na wskazanym miejscu. Wiedział, że ta rozmowa nadejdzie, mimo to przyszła
szybciej, niżby chciał.
— On oszalał — westchnął zrezygnowany mężczyzna. — Nie wiem, o co mu chodzi, nie potrafię
go nawet zrozumieć ani przewidzieć kolejnego posunięcia… — wyznał mając nadzieję, że brzmi
przekonująco.
— Co masz na myśli mówiąc, że oszalał? — Dumbledore wyglądał na zaintrygowanego.
— Wezwał naszą czwórkę do siebie — zaczął opowiadać Snape. — Kazał nam złożyć przysięgi
a później wysłał do Ministerstwa… Lucjusz pokazał mi notkę, którą dostał od niego w
międzyczasie. Mieliśmy ich tam zostawić — wyznał. — Petera i Bellę — uściślił. — On ich
wystawił z nasza pomocą.
— Hm… — Staruszek zapadł się w fotelu zamyślony. — To musi coś oznaczać, ale co?
— Nie mam pojęcia — wtrącił się cicho mistrz eliksirów. — Staram się być jak najbliżej niego,
ale nie mówi mi wiele. Gram najwierniejszego sługę Czarnego Pana, ale to nic nie daje. Robię
wszystko tak jak on chce, ale tylko dostaję nowe zadanie. Głównie szkolenie młodych.
— A Lucjusz? — podchwycił dyrektor.
— Ufa mi całkowicie, bo to, tak jakby ja go wciągnąłem bliżej Voldemorta i mówi mi wszystko a
przynajmniej tak sądzę…
— On także nic nie wie?
— Nic więcej niż ja — zgodził się.
— A w związku z Harrym? — Dumbledore zmienił temat. — Wiesz już coś na ten temat?
— Nic konkretnego — zaprzeczył ruchem głowy. — Wiem tylko, że wysłał do niego wiadomość
lub dwie przez Acerona, ale dzieciak mu chyba nie odpisał — skłamał. — Śmierciożercy go nie
szukają.
— Nie szukają? — Albus aż podskoczył na swoim fotelu. – Myślałem, że tylko nieliczni dostali
takie zadanie!
— Kazał zostawić Pottera w spokoju, nawet jakbyśmy spotkali go na ulicy mamy się odwrócić i
odejść, nie oglądając się za siebie. Ten rozkaz się nie zmienił…
— Tom coraz bardziej mnie zaskakuje, Severusie. — Staruszek zapatrzył się w ścianę. — Ja
także przestaję go rozumieć. Wydaje mi się jednak, że Riddle wysłał trochę więcej listów do
Harry’ego niż te dwa, o których wiesz, to by wyjaśniało złość chłopaka…
Severus siedział spokojnie na swoim miejscu, czekając na odprawę. Miał jeszcze kilka ważnych
rzeczy do zrobienia. Musiał iść do twierdzy i sprawdzić Walscha, czy przypadkiem nie rozwalił
jego pracowni, a przy okazji porozmawiać z Marvolo, jeśli ten będzie obecny. Ze słów
Dumbledore’a można by wywnioskować, że on sam nie pisał listów do chłopaka, skupiając się
tylko na szukaniu go.

background image

— Możesz odejść, Severusie. – Skinął mu głową i wstał ze swojego miejsca.
Snape cieszył się, że rozmowę o Umbridge mają już za sobą. Czasami miał serdecznie dość tych
gierek i bycia podwójnym agentem.

***

Wszystko wróciło do normy. Jaka by ona nie była, w końcu Harry miał trochę spokoju. Ćwiczył
z Axelem i chodził na randki z Tomem. Chłopak zostawał na noc u Harry’ego bardzo rzadko.
Potter tymczasem uczył się i bawił. Dużo się bawił! A Tom szalał u jego boku wraz z Axelem.
To był najlepszy miesiąc wakacji w jego życiu. Wciąż wymieniał z Voldemortem kąśliwe i
trochę żartobliwe listy. Do Dumbledore’a nie odzywał się ani słowem nawet, gdy ten pisał. Raz,
w akcie heroizmu, wysłał wiadomość do przyjaciół. Tak naprawdę był to pomysł przyjaciela, ale
zawsze. Znaleźli jakąś pocztówkę z Indii, Harry napisał krótkie pozdrowienia, zapewnił, że
zobaczą się w pociągu i wysłał liścik przez Iskierkę.
Zostały im dwa dni do powrotu do szkoły i wszystko było już przygotowane. Nie mógł nic
poradzić na to, że chociaż nie wiadomo, jak bardzo by się przed tym nie bronił, polubił Toma.
Chłopak z resztą nie tracił czasu i choć Harry wiedział, że ten chce go w sobie po prostu
rozkochać, to… Przecież on mógł zrobić to samo. Bliskość Czarnego Pana wcale nie była zła, a
Harry z delikatnym zaskoczeniem odkrył, że jego ciało także nie ma nic przeciwko niej. Ciepłe
ciało tuż przy jego skórze, brak koszmarów z torturami, bo Marvolo przecież był zajęty nim.
Widział w tym stanie rzeczy dużo korzyści.
— Już się nie mogę doczekać tej szkoły! — Harry wiedział, że Axel nawet nie wie, co mówi, ale
pozwolił na to przyjacielowi.
— Szkoła, szkoła — mamrotał Tom. — Wy sobie pojedziecie, a ja zostanę tu sam. — Zrobił
smutną minę i objął Harry’ego w pasie. — Kiedy tak właściwie wyjeżdżacie?
— Pierwszego września mamy pociąg — wtrącił Harry.
— Mam ważne spotkanie — Harry wiedział, że ten przecież nie będzie chciał się zdemaskować i
musiał coś wymyślić.
— To nic. — Harry cmoknął go delikatnie w usta. — Dziwnie byś wyglądał machając nam białą
chusteczką na pożegnanie.
Zaśmiali się wszyscy. Tom był jednak zdenerwowany. Potter nie miał żadnych wątpliwości, że
nie w smak mu, że traci go ze swojego zasięgu.
— Wiesz? — Axel szturchnął go ramieniem. — Zabawnie by było, gdybyś pojechał tam z
nami… — zawiesił na chwile głos. — Wcisnęlibyśmy cię w nasze mundurki. To wcale nie byłby
taki zły pomysł. Mógłbyś udawać jakiegoś ucznia z wymiany.
Harry parsknął. Już widział, jak oczy Dumbledore’a robią się okrągłe z zaskoczenia. Nie było
szans, żeby ten go nie poznał. Tom mógł być nierozpoznawany na ulicy przez zwykłych
czarodziei, ale dyrektor to już, co innego.
— Tak wyrośnięty szesnastolatek?? — Wskazał na siebie, pokazując im średniej wielkości
bicepsy.
— Późno już — zauważył w końcu Axel, ziewając szeroko. — Czas na mnie.
— Tak… — Harry pokazał mu język. — Do zobaczenia jutro.
Marvolo skinął mu tylko głową, gdy wychodził.
— Musisz jechać? — zapytał go po chwili, którą spędzili w ciszy.
— Do szkoły? — upewnił się Gryfon. — Tak, niestety muszę.
— Harry, muszę powiedzieć ci coś ważnego. — Riddle odsunął się od niego dość
niespodziewanie.

background image

[i]Nie![/i] Przemknęło Harry’emu przez myśl. Nie wiedział właściwie, dlaczego nie chce
usłyszeć tego, co chłopak ma mu do powiedzenia. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jaka
jest prawda. Do tej pory jednak traktował Toma i Lorda Voldemorta jak dwie całkowicie różne
osoby. Tak było mu łatwiej i chyba nie był jeszcze gotowy spojrzeć prawdzie w oczy.
— Ja też — podjął spontanicznie, nie wiedząc do końca, co papla. — Ja tam, tak jakby, nie będę
mógł do ciebie nawet pisać ani tym bardziej spotykać się z tobą w święta czy w weekendy…
— Och… — Tom wydawał się stracić całą odwagę, jaką posiadał.
— Do Londynu wrócę dopiero w czerwcu, nie będziemy się widzieć przez cały ten czas. Nie ma
żadnych szans, żeby coś z tym zrobić i ja… — Wziął głęboki wdech, postanawiając pograć
trochę na jego uczuciach. Wiedział, że ten naprawdę go polubił, więc mógł sobie pozwolić na coś
takiego. — Zrozumiem, jeśli nie będziesz chciał czekać na mnie tyle czasu…
— Harry, co ty mówisz?
— Tom, ja wiem, że jesteś dorosłym mężczyzną i możesz kogoś spotkać. — Odwrócił od niego
wzrok, zdając sobie sprawę, że zaczyna mówić to, co naprawdę myśli. — Kogoś, kto ci się
spodoba, na kogo nie będziesz musiał czekać i kto będzie na wyciągnięcie ręki, blisko i… —
zaciął się, czując łzy w oczach. — Nie zdradzę cię Tom, jeżeli naprawdę będziesz chciał na mnie
zaczekać. Bądź pewien, że ja cię nie zdradzę.
— Harry…
— Nie zrobię tego, obiecuję.
— Zaczekam na ciebie — szepnął i przygarnął go do siebie, całując w skroń. — Oczywiście, że
na ciebie zaczekam, mały.
Tom zaczął nazywać go jakiś czas temu mały i choć Harry wiedział, że jest szczupły i niski, nikt
nie musiał mu o tym przypominać. Z drugiej strony wiedział, że to było pieszczotliwe i nawet mu
się podobało.
Obrócił się w ramionach Czarnego Pana, zaczynając delikatnie całować jego twarz. Muskał
powieki i szczękę, obrysowując palcami nos i policzki. Pchnął go, moszcząc się wygodniej na
jego kolanach. Dwa silne ramiona objęły jego szczupłe ciało. Tę asekurację powitał z
mruknięciem aprobaty. Przycisnął się do Toma mocniej, zdając sobie sprawę, że naprawdę tego
chce. Chce oddać się Riddle’owi z własnej, nieprzymuszonej woli. Chłopak był dla niego taki
cudowny, taki kochany i w tej chwili nie miało najmniejszego znaczenia, że część z tego mogła
być sprytnie wyreżyserowana. Wiedział, że Marvolo będzie dla niego dobry i zatroszczy się o
niego. To dziwne, że swój pierwszy raz chce przeżyć właśnie z tym mężczyzną.
— Harry — wyspał Tom, gdy ten zaczął odpinać guziki jego koszuli. — Co ty robisz?
— Mamy tylko dwa dni. — Harry odsunął się od niego trochę, ale nie patrzył mu w twarz. —
Tom, za dwa dni wyjadę na prawie cały rok bez możliwości zobaczenia cię wcześniej, niż po
zakończeniu roku szkolnego — przypominał mu. — Byłeś dla mnie tak cudowny, jak nikt inny.
Nie chcę z tym czekać, dodam tylko, że prawie cały rok! — Uśmiechnął się nieznacznie. — I
zastanawiać się, jakby to było…
— O mój Boże! — głos Toma był łamliwy i drżący. Harry wiedział, że wygrał.
Rzucił się ponownie do ust chłopaka, gdy tylko dostrzegł niebezpieczeństwo rozmowy i tematu
prawdy. To skutecznie odwiodło Toma od chęci wyjawienia swojej tożsamości i mogli wrócić do
dotykania, wzdychania i drżenia. Czarny Pan z warknięciem zerwał się z kanapy, z nim w
ramionach i przeniósł ich do sypialni. Harry aż zamruczał czując to ciepłe i silne ciało na sobie.
Odrzucił głowę w tył, odsłaniając szyję i pozwalając się po niej całować. Wyginając plecy w łuk,
otarł się o Toma całym ciałem.
— Och tak… Mmm… Proszę…
Był przyciśnięty do pościeli. Czuł się zadziwiająco bezpiecznie w ramionach kochanka. Po raz

background image

pierwszy poczuł się naprawdę chciany. Oplótł starszego chłopaka rękami i nogami, przyciskając
się do niego jeszcze bardziej. Chciało mu się śmiać z samego siebie, kiedy poczuł to dławiące
ciepło w klatce piersiowej. Zakochał się! Czyżby to było to? Tak czuje się miłość?
— Tom — zamruczał, gdy Riddle zdejmował jego koszulkę.
Chłopak był cudowny. Gorące usta zaczęły błądzić po jego chudej piersi i wrażliwym brzuchu.
Delikatne palce muskały niespokojnie jego boki. Drżał, czując pieszczoty na całym ciele, ale
Tom trzymał go mocno w swoich ramionach, kiedy Harry wił się pod nim w potrzebie. Krew
zapulsowała w jego skroniach, gdy jego partner musnął językiem jego sutek. Zajęczał, czując te
gorące usta zamykające się na twardniejącej szybko brodawce i złapał chłopaka za włosy
przyciągając jego głowę do swojej piersi. Gdy ten przygryzł i possał stwardniały sutek, Porter
wygiął się w łuk, ocierając się ponownie o Toma.
— Taki słodki. — Usłyszał szept Riddle’a przy swoim uchu. — Taki chętny…
Przerwał mu ten jego irytujący monolog, łącząc ich usta. Nie chciał już tych delikatnych, czułych
pocałunków. Potrzebował teraz zupełnie czegoś innego.
Lord ponownie ułożył się wygodnie pomiędzy jego udami, ocierając o siebie wybrzuszenia w ich
spodniach. To było tak przyjemne! Harry jęczał wprost w usta Toma i krzyknął, gdy ten ścisnął,
tym razem delikatnie, jeden z jego sutków.
Chwilę później Marvolo zszedł pocałunkami na jego szczękę i szyję, by ostatecznie possać
wrażliwy punkt za uchem. Chłopak pojękiwał i mruczał z przyjemności. Nie przypuszczał nigdy,
że jego ciało może być tak wrażliwe na pieszczoty Toma. Stawał w ogniu, gdy jego skóra była
przygryzana i lizana. Uwielbiał być całowany przez tego mężczyznę.
Zwinny, śliski język zanurzył się w jego pępku z całą swoją wilgocią i ciepłem. Nastolatek
szarpnął się nerwowo, pragnąc by chłopak zszedł jeszcze niżej. Chciał, aby w końcu całe to
napięcie znalazło ujście z jego ciała. To Tom był źródłem tego pragnienia, i jednocześnie
jedynym lekarstwem. Przyciągnął jego głowę do siebie, całując go zachłannie. Nagląco. Przez
kilka minut walczyli o dominację w pocałunku, przygryzali i ssali mocno swoje wargi. Dłonie we
włosach szarpały kosmyki, przyciągając ich twarze jeszcze bliżej siebie.
Harry poddał się dopiero, gdy jedna z dłoni Toma zsunęła się na jego krocze i ścisnęła jego
członka przez materiał spodni. Krzyknął, pozwalając swojemu kochankowi przejąć kontrolę nad
pocałunkiem. Ich języki ocierały się o siebie w zmysłowym tańcu. Ciekawski język badał całe
jego usta, przesuwał się po zębach i podniebieniu, by po chwili ponownie znaleźć się na
zmaltretowanych wargach. Potter zaplótł dłonie na karku partnera, przyciągając go do siebie z
całych sił.
— Jesteś mój! — zawarczał mu do ucha Tom.
Harry zadrżał, słysząc ten władczy ton. Nie docierał jeszcze do nie niego sens słów jego
chłopaka, ale chciał słyszeć tego więcej, więc jęknął głośno, przyciskając usta do obojczyka
Riddle’a.
— Powiedz to, słyszysz!?
— Mmm…
— Powiedz, że jesteś mój!
— Twój — zaskomlał nastolatek, gdy ten ponownie otarł się o niego całym ciałem. — Tom,
twój…
Gorąca dłoń mężczyzny szybko odszukała pasek jego spodni, by chwilę później wsunąć się za
materiał jego bielizny. Ciasnej, niewygodnej i przemoczonej. Zatrząsł się, czując te gorące palce
owijające się wokół jego penisa. Czarne plamki pokazały mu się przed oczami, gdy usta rozwarły
się w niemym krzyku. Spodnie i bokserki szybko zostały zsunięte z wąskich bioder Harry’ego, a
on sam patrzył szeroko rozwartymi oczyma jak Tom pochyla się nad nim i wtula twarz w jego

background image

pachwinę. Nos chłopaka znajdował się bardzo blisko podstawy jego członka i przesuwał się
niespiesznie po wrażliwej skórze.
—- Wiesz, jak ślicznie pachniesz?
Ciepły oddech owiał delikatną żołądź i Harry zajęczał czując gorąco oraz wilgoć w miejscu,
gdzie jeszcze chwilę temu był nos chłopaka. Otworzył przymrużone z rozkoszy oczy, widząc jak
jego kochanek otwiera szeroko usta i opuszcza je na główkę jego penisa. Po chwili krzyknął,
czując delikatne ssanie i muśnięcia języka.
— Och…! — sapnął.
Zwinne palce otoczyły pośladki Harry’ego jak pajęczyna i ścisnęły je lekko. Chwilę później
ześlizgnęły się pomiędzy nie i przejechały po delikatnej skórze zahaczając o wejście, by
ostatecznie potrzeć wrażliwy punkt za jądrami. Nastolatek szarpnął się reagując żywo, podczas
gdy usta Toma przemieściły się niżej, biorąc go głębiej w gardło. W końcu silna dłoń otoczyła
jego jądra ściskając je przy tym lekko i nie był w stanie wytrzymać już dłużej. Skomlał i wił się
w żelaznym uścisku dłoni kochanka, kiedy jego usta zacisnęły się na nim mocniej powodując, że
penis chłopaka został zassany w gorącą wilgoć. Jednak to nie obezwładniające ciepło, a
wibrujące dźwięki, jakie przy pomrukach Czarnego Pana otoczyły jego męskość, doprowadziły
go do spełnienia. Wytrysnął wprost w usta Marvolo, ale ten nie przestawał go ssać i pieścić. Jego
mięśnie drżały a orgazm nie odchodził, gdy w spazmach jęczał i skomlał.
Uchylił oczy rejestrując, że Toma nie ma obok niego.
Przecież przed chwilą klęczał pomiędzy moimi nogami i…
Zarumienił się zawstydzony. Riddle miał jego penisa w ustach chwilę temu i nadal go ssał, gdy
ten dochodził. Ceglasty rumieniec wykwitł na jego policzkach i szyi, gdy uświadomił sobie, że
kochanek połknął jego spermę.
Chłopak jednak po chwili wrócił do łóżka, nie dając Harry’emu pogrążyć się całkowicie w
zawstydzeniu.
— Wróciłeś do mnie — zażartował, układając się obok. Nie miał już na sobie koszuli i Harry nie
mógł oderwać oczu od jego piersi.
— Eee… A gdzie byłem? — spytał mało inteligentnie.
Tom zaśmiał się, przytulając go do siebie.
— Odpłynąłeś troszeczkę — wyszeptał mu do ucha. — Ale spokojnie, uznam to za komplement.
Zemdlał? Czy to właśnie sugerował Tom, że zemdlał? Był przykryty prześcieradłem, ale tego też
nie pamiętał, więc może naprawdę tak było…
Czyli Tom tak mnie wymęczył, że straciłem kontakt ze światem żywych? Uśmiechnął się
rozleniwiony na samą myśl o tym.
— Jesteś cudowny — wyznał Gryfon w swoim oszołomieniu.
— Nie — chłopak przysunął się do niego, przyciskając swoje krocze do jego biodra. — Ty jesteś
cudowny…
Harry przerwał mu, ocierając się o niego zachłannie. Z błyszczącymi oczami przewrócił Riddle’a
na plecy siadając przy tym na nim okrakiem. Zaczerwienił się przytulając się do ciepłego ciała
poniżej, gdy zdał sobie sprawę z tego, co zrobił. Tom jednak nie miał nic przeciwko, chwycił
tylko jego biodra i zostawiał mu pole do popisu. Ośmielony Harry badał skrupulatnie jego klatkę
piersiową, szyję i brzuch, szukając czułych punktów, które mógłby ssać, lizać i całować.
Zatracił się w tych pieszczotach nagradzany jękami zadowolonego Marvolo. Dłoń, która pojawiła
się po jakimś czasie na jego pośladkach była zaskoczeniem, ale wcale nie nieprzyjemnym. Ciężar
ciała przeniósł na dłonie wypinając się bardziej, gdy zwinne palce zaczęły przesuwać się w
kierunku jego wejścia. Znów został przewrócony na plecy. Coś kliknęło i chwilę później śliski
palec przemknął powoli od jego kości ogonowej, po jądra. Krzyknął ze zdziwienia, czując nacisk

background image

i elektryzujący prąd wybuchający z tego miejsca.
— Och… Tom!
Śliski palec muskał pierścień mięśni, by chwilę później wsunąć się do środka samym opuszkiem.
Uczucie było dziwne, ale Harry nie mógł powiedzieć, że bolesne. Zakręcił biodrami, gdy palec
wsunął się nieco głębiej i przestał się poruszać.
— Proszę! Nie baw się ze mną — zajęczał przeciągle chłopak.
Wygiął się w łuk a palec Riddle’a zaczął poruszać się w jego wnętrzu powoli i ostrożnie,
rozciągając go przy tym metodycznie. Kilka minut później, do pierwszego palca bez
najmniejszego problemu dołączył drugi. Harry w tym czasie tkwił już na skraju i był pewien, że
przez swoją potrzebę straci rozum. Tom niestety nie był skłonny zbyt szybko podarować mu
prezentu w postaci trzeciego palca. Ale Gryfom chciał więcej! Więcej tego tarcia i rozkoszy.
Popatrzył na kochanka morderczym wzrokiem, gdy ten uśmiechając się niewinnie potarł jego
prostatę, nie robiąc jednocześnie nic by mu ulżyć.
— Tom! Cholera, pospiesz się!
Tak jak i wcześniej, jego prośby były ignorowane. To samo działo się z niezadowolonym z tego
powodu członkiem, który stojący na baczność oczekiwał uwagi. Zestresowany Harry przyciągnął
Riddle’a za głowę do swoich spragnionych ust i trzymając go mocno przy sobie, zachłannie
pocałował. Nic to jednak nie dało, ponieważ Tom wciąż go torturował, nie chcąc dać mu więcej
przyjemności. Potter wbił mu paznokcie w plecy drapiąc boleśnie rozpaloną skórę. Uśmiechnął
się diabolicznie słysząc syk zaskoczonego Marvolo.
Ha! Nie spodziewałeś się tego, draniu.
— Jeżeli zaraz nie włożysz we mnie kolejnego palca, to bądź pewien, że gorzko tego pożałujesz!
— Groźba pomogła i w końcu dostał to, czego chciał.
Riddle śmiał się cicho, gdy nastolatek wił się pod nim i sam nabijał na jego dłoń, chcąc choć
trochę sobie ulżyć. Spalał się od pragnienia, by Tom wziął go w końcu i nie bawił się z nim w
kotka i myszkę.
— Tom, proszę… Och, jeszcze! — skomlał. — Chcę więcej! Mocniej… Głębiej…
Błagał i jęczał cicho. Tom jednak zawisł nad nim niewzruszony. Harry zerknął w dół pomiędzy
ich ciałami patrząc na czerwoną, wyprężoną męskość Riddle’a. Sączyła się i błyszczała. Uchylił
lekko usta. Tom był ogromny. Nie duży a ogromny! Palce potarły po raz niewiadomo który jego
prostatę nie pozwalając jednak dojść. Gryfom złapał małą tubkę lubrykantu, wylewając trochę
oleistej cieczy na dłoń i owijając ją wokół penisa Czarnego Pana. Diaboliczny, szeroki uśmiech
zagościł na jego ustach, gdy mężczyzna krzyknął i zajęczał w jego szyję.
— Chcę cię poczuć w sobie, Tom! — prosił, mrucząc wprost do ucha chłopaka nad sobą.
— Jeszcze nie. Nie jesteś gotowy…
— Jestem! Do cholery, weź mnie!
— Muszę cię… — Zadrżał, gdy Harry ścisnął jego erekcję mocniej. — Przygotować, dobrze
przygotować…
— Jestem gotowy. Do cholery… Jestem…
Palce wysunęły się z Gryfona z cichym mlaśnięciem a jego biodra zostały uniesione w górę.
Tępa, śliska główka naparła delikatnie na jego wejście i Harry pchnął w tył, nadziewając się na
Toma, chcąc jak najszybciej poczuć go w sobie. Zacisnął mięśnie wokół Riddle’a wyrywając z
jego ust kolejny jęk przyjemności. Marvolo nie poruszył się jednak, ściskając jedynie jego biodra
w żelaznym uścisku. Nastolatek widział pot spływający po jego skroni i zaciśnięte mocno oczy.
Dłonie na jego biodrach nie pozwalały mu się ruszać i zaczynał być trochę zdenerwowany.
Wiedział, że będzie miał w tym miejscu jutro siniaki.
— No rusz się. Słyszysz?!

background image

Potrzebował go. Chciał, aby Tom zaczął się w nim poruszać. Głęboko w jego wnętrzu.
Rozpychając go i rozciągając. Chciał czuć się pełny. Mieć męskość partnera w sobie. W całości.
Biodra kochanka zakołysały się, a jego penis zaczął trzeć delikatnie o ścianki wnętrza Harry’ego.
Chłopak zajęczał z przyjemności wychodząc mu naprzeciw. Nie czuł praktycznie żadnego bólu
czy dyskomfortu. Kołysanie, chociaż delikatne, stało się rytmiczne i członek Toma wchodził w
niego coraz głębiej. Na tę subtelność mógł się zgodzić, ale na brak jakichkolwiek działań z całą
pewnością nie!. Marvolo pchnął po raz kolejny, delikatnie uderzając w jego prostatę i wyrywając
z jego ust głośny jęk. Nastolatek zacisnął się na nim silnie, w zamian dostając kilka trochę
mocniejszych ruchów bioder i skomlące dźwięki z ust kochanka, które teraz znajdowały się tuż
przy jego uchu. Wbił ponownie paznokcie w plecy partnera, przyciągając go bliżej siebie.
Ich ciała przylegały do siebie ciasno. Razem byli idealni.
— Jesteś taki… — Riddle jęczał wprost w jego ucho. — Ciasny… Gorący… Wspaniały…
Harry!
Wsunął się w chłopaka z większą siłą, penetrując go głębiej i mocniej. Tak, jak chciał od
początku. Ciasno do siebie przyciśnięci, poruszali się coraz szybciej. Marvolo złapał biodra
nastolatka oplatając swoje, jego nogami. Teraz wchodził w jego ciało pod innym kątem,
uderzając nieustannie w jego prostatę.
Harry przyciągał biodra Toma do siebie stopami, które wbijał w pośladki kochanka. Objął jego
szyję, niemal stapiając ich ciała w jedność, gdy czuł jak penis w jego wnętrzu porusza się coraz
szybciej i mocniej. Zadrżał, czując gorące usta na swoim stwardniałym sutku i krzyknął
przeciągle, gdy śliskie palce ścisnęły jego członka.
— Mój… Mój… Mój… — mruczał Tom.
Gryfom doszedł szarpiąc się mocno, gdy tylko główka penisa otarła się ponownie o węzeł mięśni
w jego wnętrzu. Przed oczami zobaczył czarne plamki a orgazm wygiął jego ciało w łuk, gdy
wytrysnął na dłoń i klatkę piersiową Riddle’a. Słyszał krzyk w swoich uszach, ale dopiero po
chwili zdał sobie sprawę z tego, że to on krzyczy. Cała ta przyjemność jednak nie odchodziła,
ponieważ penis Toma wciąż poruszał się wewnątrz niego. Mężczyzna wciąż pieprzył jego tyłek
szybkimi, rytmicznymi pchnięciami a Harry drżał i skomlał, kiedy jego prostata wciąż wysyłała
do jego umysłu fale rozkoszy.
— Aaa… Tom!
Sapnął, gdy kochanek dochodził głęboko w jego wnętrzu.. Czuł to gorąco, które Tom mu dał.
Czuł lepką spermę osiadającą na ściankach jego mięśni.
Obaj opadli ledwie przytomni na pościel. Marvolo jęczał jeszcze długi czas po tym jak obaj byli
w stanie ruszać się na tyle, by ułożyć się wygodniej.
Harry był niesamowicie senny i jednocześnie niewyobrażalnie szczęśliwy. Przeżył coś
wspaniałego i miał przy sobie chłopaka, którego kochał. Ciepłe ramiona obejmowały jego
szczupłe ciało i dawały poczucie bezpieczeństwa, którego tak naprawdę nigdy nie zaznał. Czy
mógł chcieć w tym momencie czegoś więcej? Uśmiechał się szeroko z twarzą przy sercu Toma.
Nie mógł powstrzymać uczucia szczęścia i chyba wcale nie chciał.
— Chyba czas się wyczyścić — zaproponował Riddle, gdy Harry zaczął powoli przysypiać.
— Mmm… Yhym… — zamruczał tylko w odpowiedzi.
Usłyszał ciche westchnienie i ciepłe ciało obok niego zniknęło. Warknął cicho w proteście.
Tom! Wracaj, do cholery! Nie miał jednak siły powiedzieć tego na głos. Po chwili coś ciepłego i
mokrego przesunęło się po jego piersi i w akcie heroizmu uchylił powieki. Okazał się, że to Tom
wycierał go wilgotnym ręcznikiem, więc zamknął oczy ponownie i przewrócił się na plecy. To
było przyjemne, ta troska była przyjemna.
Ręcznik przesunął się na jego brzuch i Harry ponownie otworzył oczy podejrzewając, że jego

background image

kochanek ma zamiar zaraz dotknąć jego miękkiego członka. Zarumienił się na samą myśl o tym.
Gdy był podniecony to było normalne, ale teraz? Próbował się odsunąć, ale silne ręce jego
chłopaka zatrzymały go w miejscu. Nie mógł się też zasłonić dłońmi, więc skrępowany poddał
się zabiegom tych delikatnych palców.
Purpura oblała policzki nastolatka, gdy Tom uniósł jego nogi przekręcając go delikatnie na bok.
Co się dzieje?
Schował głowę w ramię, czując jak dłonie partnera przesuwają ostrożnie ręcznik pomiędzy jego
pośladkami. Zadrżał, czując się onieśmielonym i zawstydzonym.
— Co? Co ty robisz? — Jego uszy paliły, kiedy zastanawiał się co też ten chłopak wyprawiał.
— Chcę zobaczyć, czy wszystko z tobą dobrze — wyjaśnił Riddle rozsuwając niespiesznie jego
pośladki. Ciepłym oddechem owiał jego wejście, na chwilę zanim wsunął w niego jeden palec.
—- Tom?! Cholera! — krzyknął cicho Harry w reakcji na jego zabiegi. Nic nie mógł poradzić na
to, że jego członek pomimo zmęczenia drgnął w odpowiedzi.
— Tylko sprawdzam. — Pocałował lekko jego plecy usatysfakcjonowany, że nie wyczuwa
żadnych problemów. — Chciałem tylko spojrzeć, czy nie masz żadnych zranień…
Harry wcisnął twarz głębiej w poduszkę. Senność odeszła i podejrzewał, że teraz długo nie
będzie mógł zasnąć. Marvolo ułożył się za nim, obejmując go w pasie ramionami. Gryfon
przylgnął plecami do ciepłego torsu i odprężył, czując delikatne pocałunki na karku. Zasnął nie
wiedząc nawet kiedy.


Harry budził się powoli wtulony w pierś Toma i obejmowany bardzo ciasno przez jego ramiona.
Wczorajsza noc była wspaniała. Mężczyzna długo się nim wczoraj zajmował zanim dał się
namówić na coś więcej. Wtedy był strasznie sfrustrowany, ale dziś czuł tylko mrowienie mięśni,
zwłaszcza w miejscach, w których nie dotykał go jeszcze nikt, tak jak wczoraj Tom. Potter
westchnął cicho, mógł uznać swój pierwszy raz za niezwykle udany i satysfakcjonujący. Aż się
zarumienił przypominając sobie, jak wczoraj długo krzyczał dochodząc. Uśmiech wypłynął na
jego usta, gdy przypomniał sobie jak Riddle drżał w jego ramionach i postękiwał przy każdym,
nawet najmniejszym ruchu. Nasłuchał się też wczoraj, jaki to jest ciasny, gorący i wspaniały.
Otworzył oczy i pierwsze, co zobaczył okazało być się malinką, którą zostawił wczoraj na
obojczyku Toma. Tak, był całkiem pewien, że chłopak ma całe plecy podrapane jego
paznokciami. Sam czuł kilka otarć na udach, ale wystarczy maść łagodząca i wszystko wróci do
normy. W delikatnej pieszczocie docisnął usta do siniaka, którego sam powołał do życia. Był
pewien, że też miał kilka takich na swoim ciele.
— Dzień dobry, Kocie — usłyszał nad głową głos kochanka, zdając sobie sprawę z tego, że ten
już nie śpi.
— Dzień dobry. — Potarł jego obojczyk nosem, obejmując większego chłopaka ramionami w
pasie. — Dlaczego niby: kocie?
— Zapewniam cię, że czułem wczoraj twoje paznokcie na moich plecach — zamruczał mu do
ucha, muskając je delikatnie ustami.
Harry zaśmiał się cicho uszczęśliwiony, ale i zawstydzony tym faktem.
— Mam nadzieję, że z twoimi plecami wszystko dobrze… — odpowiedział nastolatek wciąż się
uśmiechając.
— Ja mam za to nadzieję, że… — zawiesił na chwilę głos, zjeżdżając dłonią powoli po jego
plecach na pośladki. — Tu jest z tobą wszystko w porządku.
Harry czuł, jak jego uszy i policzki pieką niemiłosiernie. Był potwornie zażenowany. Chyba
nawet bardziej niż wtedy, gdy Tom postanowił go sobie pooglądać.

background image

— Tak — wyszeptał.
— To dobrze. — Znów zaczął wtulać twarz w jego włosy. Dłoń została na tyłku, ale nie robiła
nic więcej, poza głaskaniem wrażliwej skóry.
— Zjadłbym coś — zamruczał Harry, wypychając trochę biodra do tyłu, gdy dłoń Marvolo się
zatrzymała.
— Nic dziwnego — odpowiedział i uśmiechnął się do niego. — Zważając na to, że w nocy
spaliłeś całkiem sporo kalorii.
Potter wyszczerzył się do niego. Uwielbiał kuchnię Toma.
— Zważywszy na to, że mi w tym pomogłeś, to mógłbyś zadbać teraz o ich dostarczenie do
mojego organizmu. — Zatrzepotał na niego rzęsami. — Proszę — zamruczał jeszcze jak kot,
opierając się na klatce piersiowej Czarnego Pana. Zrobił dodatkowo dziubek z ust i patrzył na
niego swoimi dużymi, zielonymi oczami.
— Szantażysta — westchnął Tom, wstając niechętnie i całkiem nago z łóżka.
Gryfon poczuł rumieńce na policzkach, ale nie mógł oderwać oczu od tego odsłoniętego,
cudownego ciała, które dane było mu teraz oglądać. Skóra zaczęła jednak znikać, gdy Riddle
znalazł spodnie, po czym całując Harry’ego delikatnie w usta opuścił sypialnie. Chłopak
westchnął uszczęśliwiony, że ominął całe to zakłopotanie z wstawaniem z łóżka całkowicie nago.
Można by powiedzieć, że podstępem wywalił swojego kochanka z sypialni, by móc się
przemknąć do łazienki, a później spokojnie się ubrać. Odrzucił kołdrę, zamierzając wziąć czystą
bieliznę z szafy stojącej niedaleko.
— Och! I Harry? — Usłyszał od strony drzwi. Odwrócił się gwałtownie by móc spojrzeć w
brązowe oczy Riddle’a. — Tak się tylko zastanawiałem — ciągnął, dokładnie lustrując jego
młode ciało. — Co byś chciał na śniadanie? — Uśmiechnął się do Pottera diabolicznie, widząc
głębokie rumieńce na policzkach i nerwowe ręce próbujące się jakoś zasłonić.
— Zjem, co tylko zrobisz… — wymamrotał speszony.
— Mówiłem ci, że ładnie ci w tym wdzianku? — zamruczał Tom odwracając się powoli.
Nastolatek nie wątpił, że mu się strasznie podobało to wdzianko, w końcu żadnego nie miał… —
I zapewniam cię, że nie pozwolę się pozbawić takiego widoku, tak słabym podstępem — Gryfon
widział jak na usta młodego mężczyzny wypływa zadowolony z siebie uśmieszek.
Gdy tylko został sam, zakrył dłońmi twarz i jęknął. Jego chytry plan spalił na panewce. Gorzej,
on po prostu został przejrzany i rozłożony na łopatki.
Do kuchni wszedł już po prysznicu i przebraniu się w czyste rzeczy, z mokrych włosów kapała
jeszcze od czasu do czasu woda. Tom stał przy kuchence w samych spodniach i smażył bekon.
Na drugiej, przykrytej patelni coś wspaniale pachniało. Porter usiadł na krześle przy stole, nie
spuszczając wzroku z Marvolo zgrabnie manewrującego w jego kuchni. Chłopak zdejmował już
bekon, gdy Harry w końcu się opanował i zaczął wyjmować z szafek talerze i przygotowywać
stół do śniadania. Przesunął dłonią po nagich plecach kochanka, sięgając po dwa kubki z górnej
szafki wiszącej nad kuchenką.
— Ktoś tu się chyba o mnie ociera. — Tom popatrzył na niego sugestywnie.
— Nie myśl sobie, że jesteś taki wspaniały. — Harry z szerokim uśmiechem pokazał mu język.
— Teraz o wiele atrakcyjniejsze jest dla mnie twoje śniadanie — dodał szybko.
— Jeszcze sobie pomyślę, że chcesz mnie tu tylko dla tego śniadania — ostrzegł go.
— Nie tylko, ale to wcale nie przeszkodziło a raczej było dużym plusem — Gryfon wiedział, że
Marvolo żartuje i na pewno nie obrazi się za jego słowa.
— No, tak. — starszy chłopak wywrócił oczami. — Pokonany przez swój talent! — Wyrzucił
ręce w geście niedowierzania.
— I to jeszcze, jaki talent. — Potter rozpromienił się, pochylając głowę nad kuchnią i wdychając

background image

wspaniałe zapachy.
— A dostanę jakąś nagrodę za te moje wybitne umiejętności? — zapytał Riddle obejmując go w
pasie i przyciągając do swojego gorącego ciała.
— Musze sprawdzić czy zasłużyłeś! A to mogę ocenić dopiero, gdy spróbuję.
Tom parsknął urywanym śmiechem ściskając go mocniej i wracając do kuchenki. Na patelnię po
bekonie wlał trochę oleju i wrzucił cebulę, gdy ten się nagrzał. Zielonooki robił spokojnie herbatę
dla nich obu, gdy Tom mieszał warzywa na patelni i wrzucał kolejno do cebuli, drobno pokrojoną
wędlinę i pomidory. W międzyczasie wbił jajka do miseczki i podał Harry’emu do roztrzepania,
po czym dorzucił kilka ziół i przypraw, i ponownie wymieszał. Uwielbiał gotować, zwłaszcza dla
Gryfona. Czuł się wtedy tak normalnie, właściwie i prawdziwie.
— Musisz dziś wracać do pracy? — zapytał go chłopak, stając obok i opierając się o szafkę.
— Nawet gdybym musiał, nie poszedłbym. — Pochylił się do niego po krótki pocałunek. —
Poradzą sobie równie dobrze beze mnie — zakomunikował mu, gdy w końcu dostał to, czego
chciał.
Przelał jajka na patelnię i mieszał wolno by nie przypalić. Harry w tym czasie wyjmował
warzywa na duży talerz. Wyjął także chleb i włożył pierwszą porcję do tostera. Obaj uwielbiali
jeszcze ciepłe pieczywo, tylko delikatnie zarumienione, więc zawsze robili sobie tosty w trakcie
śniadania. Toster zajmował honorowe miejsce na stole, tuż obok kontaktu.
— Co chciałbyś dziś robić? — zapytał go Tom, stawiając przed nim talerz z jajecznicą.
— Nie wiem, trzeba zaczekać na Axela. Może on coś zaproponuje… — odpowiedział nastolatek
z widelcem w połowie drogi do ust.
Riddle wiedział, że teraz lepiej Gryfonowi nie przerywać, więc jadł i obserwował. Chłopak przed
nim wydawał się być zadowolony i po prostu szczęśliwy. W jego towarzystwie był rozluźniony i
spokojny. Jeżeli to miał być prawdziwy Potter to naprawdę bardzo mu się podobał. Uroczy
dzieciak, który wczoraj wysłał go w kosmos i ściągnął z powrotem. Tom poczuł jak pewna
specyficzna część jego ciała drży na to wspomnienie. Wiedział jednak, że Harry nawet, jeżeli nic
nie odczuwa, to druga runda skończyłaby się o wiele gorzej. A on nie chciał sprawiać mu bólu.
Prawda wisiała jednak nad nim, niczym topór kata. Wczoraj chciał Gryfonowi w końcu
powiedzieć, wyznać całą prawdę, ale odwaga szybko poszła w zapomnienie, gdy tylko pomyślał
o możliwych reakcjach. Do tego nastolatek szybko i skutecznie odwrócił jego uwagę i jeszcze
teraz Marvolo nie był w stanie uwierzyć, że ten mu się wczoraj oddał. Wciąż nie docierało do
niego, że to wcale nie był sen. A do tego deklaracja chłopaka, że z nikim go nie zdradzi, gdy
wyjedzie od swojego mugolskiego chłopaka na prawie rok bez chociażby jednego słowa w tym
czasie. Miał też całkowitą świadomość tego, że to był pierwszy raz dzieciaka. Potter był do
wczoraj stuprocentowym prawiczkiem, słodkim i niewinnym.
Sam nie wiedział jak to się stało, chciał po prostu przeciągnąć chłopaka na swoją stronę. Co
prawda liczył na bliższy, fizyczny kontakt z nim, ale chciał go przede wszystkim poznać i
przekonać się, jaki naprawdę jest. Wybraniec zawsze go intrygował, ale od niedawna zaczął
zdawać sobie sprawę z tego, że prawdopodobnie się w nim zakochał.
Wczorajsza noc rozwiała jego wszystkie wątpliwości. Taki czuły i delikatny nie był w łóżku z
żadnym swoim kochankiem. Jednak wszystko, co dotyczy zielonookiego Gryfona musi być inne
niż zawsze. Z jego uczuciami włącznie…


***

background image

Rozdział 5

Tom, w wynajmowanym przez Harry’ego mieszkaniu, został także na kolejną noc. To były ich
ostatnie godziny razem i żaden z nich nie miał zamiaru spać. Choć i to było nieuniknione. Ich
wspólny drugi raz był dla Gryfona jeszcze bardziej frustrujący niż pierwszy. Tom chciał
zachować całkowitą ostrożność i mieć pewność, że go nie skrzywdzi. Potter za to nie dawał za
wygraną i doprowadził także do kolejnego zbliżenia. Po tym jednak opadł na pierś Toma ledwie
przytomny i zasnął chwilę później.
Marvolo z kolei długo nie mógł zasnąć. Trzymał w ramionach to drobne ciało i bał się, strasznie
się bał, że to ostatni raz, gdy może przytulać Harry’ego. Nie wiedział, jak się dalej wszystko
potoczy i pierwszy raz naprawdę bał się dnia następnego. W końcu doszedł do wniosku, że
najwyżej porwie chłopaka i będzie po wszystkim. Gryfon leżąc na nim, uśmiechał się przez sen.
Wyglądał tak cudownie, że Riddle w końcu zasnął nie wypuszczając Złotego Dzieciaka z ramion.
Pobudka nie była już tak przyjemna. Axel wpadł do sypialni z głośnym krzykiem i rzucił się na
nich, przygniatając ich swoim ciężarem.
Marvolo lubił chłopaka właśnie za to, że był taki nieobliczalny. Zapytał go nawet kiedyś, czy nie
przeszkadza mu to, że spotyka się z Harrym. Odpowiedział mu wtedy, że gdy jeden śliczny
chłopiec zdejmie z rynku drugiego ślicznego chłopca, to wtedy będzie więcej panienek dla niego.
Nie widział żadnego problemu. A Tom po tych słowach nie miał już więcej pytań.
— Łał — uśmiechnął się do nich, wciąż leżąc na ich nogach. — Wyglądacie tak, jakbyście
wczoraj się nieźle bawili…
Tom parsknął śmiechem.
O tak, ten chłopak był wspaniałym kumplem!
Potter za to zarumienił się, niczym panna na wydaniu.
— Wynoś się, Axel! — Harry pokazał mu drzwi, próbując się bardziej okryć kołdrą. — Co ci
przyszło do głowy, żeby tu tak wpadać?! — denerwował się.
— A, nic takiego, — Uśmiechnął się do nich niewinnie, podnosząc się z łóżka. — Po prostu
pomyślałem, że mogliście zaspać. Zwłaszcza, że już za godzinę mamy pociąg a od was ani
słowa…
— Za godzinę! — Harry zrobił taki ruch, jakby chciał wyskoczyć z łóżka, ale w porę się
opanował, widząc uśmieszek przyjaciela.
— Chyba zrobię kawę. — Blondyn zawiesił na chwilę głos, unosząc wzrok na sufit i głaszcząc
się po brodzie. — Tak, kawa jest niezłym pomysłem… — powiedział, po czym wyszedł z pokoju
nie oglądając się za siebie.
— On jest niemożliwy. — Marvolo pokręcił na to wszystko głową.
— Jakbym jeszcze tego nie zauważył — wymamrotał gniewnie Harry, wstając szybko z łóżka i
zbierając swoje rzeczy w pośpiechu.
Tom złapał go w ramiona, powstrzymując od pakowania na szybko ostatnich ubrań i książek.
— Idź pod prysznic — polecił. — W końcu wracasz do szkoły — przypomniał mu, delikatnie
zaciągając się zapachem seksu na jego ciele. — Ja zrobię szybkie śniadanie i przyślę tu Axela,
żeby się wziął do roboty.
— Dzięki. — Potter cmoknął go szybko w usta. — Jesteś kochany.
— Wiem. — Posłał mu szelmowski uśmiech, gdy nastolatek znikał już w drzwiach łazienki.
Bagaże Axela stały w przedpokoju a za pół godziny miała przyjechać taksówka, którą zamówił

background image

oczywiście blondyn. Tom zajrzał do lodówki i wyjął pierwszą rzecz, którą zauważył. Potter
umówił się z gospodarzem, że zostawi wszystko w mieszkaniu w jak najlepszym porządku, ale
nie będzie miał, co zrobić z całym jedzeniem, które mu zostanie. Właściciel bez przeszkód
zgodził się zabrać całą żywność. Riddle przypuszczał także, że Harry po wyjściu z łazienki
wstawi pościel do pralki oraz będzie nalegał na włączenie zmywarki lub pozmywanie talerzy
ręcznie. Chciał zostawić po sobie jak najlepsze wrażenie. Marvolo już teraz widział, że stare
małżeństwo uwielbia tego chłopaka.
W międzyczasie, gdy jajka smażyły się już na patelni, Tom postanowił zrobić jeszcze chłopakom
kanapki do pociągu. Sam doskonale wiedział, jak długa jest podróż do Hogwartu. Westchnął,
uświadamiając sobie, że od samego przebudzenia czuł ucisk w piersi. Wydawało mu się
momentami, że nie jest w stanie złapać oddechu.
Porwę go! Po prostu go porwę, postanowił ponownie. Wiedział, że nie byłby w stanie wytrzymać
bez Pottera dłużej niż do zakończenia jego szóstego roku w szkole. Ta mała wredna istota, co
prawda pisała do niego, ale nawet o tym nie wiedziała.
Czas płynął nieubłaganie. Mężczyzna zapakował kanapki i dorzucił po dwie butelki coli, po
czym położył na stole przygotowane torebeczki z prowiantem. Zabrał się za tosty, gasząc w
międzyczasie gaz pod patelnią z jajkami i wrzucił chleb do tostera. Po przełożeniu jajecznicy na
talerze uznał, że masło i dżem też mogą się dziś przydać. Przy nakryciach postawił jeszcze po
kubku herbaty.
Wszystko było gotowe dziesięć minut przed przyjazdem taksówki. Gdy nie chcesz, czas płynie
szybko a gdy chcesz, żeby dzień się skończył jak najszybciej, wtedy czas ciągnie się
nieubłaganie.
— Śniadanie! — krzyknął, wychodząc z kuchni.
— Już, już. — Obaj chłopcy szli od strony przedpokoju, prawdopodobnie zataszczywszy tam
uprzednio bagaż Harry’ego.
— Za dziesięć minut podjedzie taksówka — przypomniał im, siadając do stołu.
— Wszystko już zrobione. — Potter skinął mu głową. — Za chwilę przyjdą też państwo Holmes.
— Ciężko ci się stąd wyprowadzić? — zapytał Gryfona Tom. Był przy tym autentycznie
zainteresowany.
— Trochę tak — przyznał. — Spędziłem tu w końcu swoje najlepsze wakacje. — Uśmiechnął się
szczęśliwy. — Drugich takich nie będzie…
— Nie, nie będzie — zgodził się z nim Axel.
Później wszystko potoczyło się błyskawicznie. Taksówkarz zatrąbił, dzwonek zadzwonił…
Znosili bagaże, Harry żegnał się z gospodarzami oddając im klucze, a oni pakowali wszystko do
taksówki. Zaraz potem Axel podał Czarnemu Panu rękę i zniknął na tylnym siedzeniu.
Harry wpadł w ramiona Riddle’a ściskając go mocno. Tom szarpnął się do niego, gdy ten nagle
zniknął z jego rąk, podchodząc do taksówki. Jego mina musiała mówić więcej niż on byłby w
stanie wyrazić kiedykolwiek słowami, bo Potter wrócił, znów przytulając się do niego mocno i
całując w potrzebujące usta.
Gdy Harry wsiadł do samochodu, Czarny Pan poczuł się tak samotny jak jeszcze nigdy
wcześniej. Samochód ruszył, a on nie był w stanie nawet drgnąć. Okno otworzyło się ukazując
mu rozczochraną głowę Harry’ego.
— Tom! Dwudziesty trzeci czerwca o szesnastej! King’s Cross, czekaj tam na mnie!
Westchnął przeciągle odwracając się do państwa Holmes. Mugole, mili i ciepli ludzie, bardzo

background image

tolerancyjni. Marvolo nawet ich polubił przez ten miesiąc.
— Chciałbym kupić państwa dom — oznajmił niespodziewanie.
Harry uwielbiał te cztery kąty i zamierzał mu je dać. Będzie płacił za wszystko, ale pozwoli
zostać staruszkom. Dom straciłby bez nich cały klimat.
— Ale, chłopcze… — Wiedział, że mają tylko ten dom. Sprawdził ich, gdy sprawdzał Axela. Nie
mieli także żadnej żyjącej rodziny.
— Pozwolicie państwo, że wyjaśnię wcześniej wszystko, dopiero później państwo zdecydują, czy
chcą się zgodzić na moją propozycją, czy nie.
Skinęli mu głowami zaintrygowani i zaprosili do środka.

***


— Nie zostawiaj mnie samego nawet na chwilę — polecił Axelowi i weszli na peron
czarodziejskiej kolei.
Przywitał ich ogłuszający wrzask tłumu. Do odjazdu pozostało około dziesięciu minut i wszyscy
byli jeszcze na peronie. Płaczące matki, wrzeszczące dzieci i krzyczące nastolatki. Potter aż się
skrzywił. Taros za to podskakiwał zadowolony u jego boku. Obaj mieli zaciągnięte kaptury od
swoich peleryn, zdążyli się przebrać przed wejściem na peron. Harry miał nadzieję na
jakąkolwiek prywatność w drodze do szkoły, chciał porozmawiać z przyjacielem.
— Ron, widzisz go?! — Potter usłyszał dziewczęcy głos gdzieś z lewej strony, zanim zobaczył
swoich starych przyjaciół.
Stali niedaleko barierki i wyczekiwali jego przybycia. Z niesmakiem dostrzegł, że trzymają się za
ręce. A więc jednak to się stało, pomyślał. Pociągnął Axela za sobą w kierunku pociągu.
— Zjawił się?
— Nie. Jeszcze nie, ale powinien niedługo być…
Gryfon dostrzegł, że członkowie Zakonu kręcą się pomiędzy uczniami, szukając zapewne jego
skromnej osoby. Przecisnęli się jak najszybciej do drzwi ostatniego wagonu zajmowanego
zazwyczaj przez Ślizgonów. Potter uznał ten plan za genialny, bo kto będzie go szukał w zielonej
sekcji? Przedział był jeszcze wolny, co dało im wiele możliwości. Pociąg w końcu ruszył a wśród
członków Zakonu Feniksa zapanował armagedon. Zupełnie nie wiedzieli, co mają robić. Harry
zaczął się zastanawiać, jakie dokładnie mieli rozkazy. Pilnować go przez całą podróż, czy
zaciągnąć od razu do gabinetu dyrektora? Odetchnął z ulgą wiedząc, że teraz będą dyskretnie
przeszukiwać Londyn i cały pociąg.
— Hej! To nasz przedział — zaprotestował ktoś, tuż po tym jak drzwi się otworzyły.
— Miejsca jest dość — odpowiedział spokojnie Gryfon, nawet nie podnosząc wzroku na
intruzów.
— Ale to nasz przedział!
— O ile sobie przypominam, to my go zajęliśmy — wtrącił się Axel.
— A kim ty w ogóle jesteś? — Ślizgoni nie lubili intruzów na swoim terenie.
— Axel, siadaj — polecił mu Harry, przenosząc swoje szmaragdowe tęczówki na Parkinson,
stojącego za nią Malfoya, jego goryli i Zabiniego.
W przeciwieństwie do kompana, nie zdjął jeszcze kaptura. Malfoy przyglądał mu się przez
chwilę bardzo uważnie. Potter nie miał jednak ochoty na kłótnie. Szukali go i właśnie dobiegło
końca coś bardzo dla niego ważnego.

background image

— Wchodź, Pansy — polecił jej, popychając dziewczynę do środka.
— Ale, Draco…
— Zamknij się, Parkinson! — fuknął na nią, zajmując miejsce naprzeciwko Pottera.
Dziewczyna już bez słowa protestu usiadła, wyglądając przy tym na lekko obrażoną. Pozostali
zrobili to samo i w przedziale zapanowała niczym niezmącona cisza. Jedni przypatrywali się
drugim. Harry jednak nie wyglądał na zaniepokojonego, czy zdenerwowanego towarzystwem.
Malfoy w końcu zaryzykował:
— Szukają cię…
— Pff! — prychnął Harry, patrząc przez okno. — Powiedz mi coś, czego nie wiem. Robią to od
połowy wakacji…
— Co? — Malfoy rozchylił delikatnie usta w zaskoczeniu. Jego oczy były okrągłe i patrzył na
chłopaka niedowierzająco. — Uciekłeś im?
— Miałem trochę inne plany, niż oni by chcieli… — Gryfon zerknął na niego uśmiechając się
drwiąco i pozwolił, żeby ten to zobaczył. — Nie masz najlepszych informatorów — sarknął.
— To nie twoja sprawa!
— Skoro tak twierdzisz… — Odwrócił się ponownie w stronę okna, nie zainteresowany dalszą
rozmową.
Ponownie zapadła krępująca cisza, przerywana jedynie odgłosem kół pociągu na torach.
Parkinson śmigała wzrokiem od niego do Malfoya. W końcu nie wytrzymała.
— Draco, kto to jest?
— Pansy… — Malfoy popatrzył na nią z westchnieniem rozpaczy. — Nie bądź blondynką!
Axel parsknął głośno. Już od dłuższego czasu chciał dziewczynie trochę dogadać i się z niej
pośmiać, ale wolał nie denerwować Harry’ego.
— Wydaje mi się, że farbowanie włosów na czarno to za mało. — Mrugnął porozumiewawczo
do Malfoya. — Trzeba mieć, chociaż troszkę rozumu, żeby to coś dało.
Zabini dusił się już ze śmiechu. Crabbe i Goyle wyglądali tak samo mało inteligentnie jak
zawsze, do tego nie wiedzieli, co się dzieje. Pansy miała minę, jakby chciała się rzucić na Axela,
a Potter siedział niewzruszony. Malfoy za to wręcz siłą powstrzymywał się, żeby się nie zaśmiać.
Jedno obrażone spojrzenie dziewczyny wystarczyło jednak, aby i on parsknął. Ten właśnie
moment wybrali sobie gryfońscy prefekci by wejść do przedziału. Śmiech uciął się w momencie,
gdy drzwi stanęły otworem.
— Miona, to Malfoy — marudził Ron, marszcząc nos. — Tu Harry’ego na pewno nie będzie…
— Ale, Ron! — Dziewczyna wyglądała na naprawdę przestraszoną. — To ostatni przedział, jego
nie ma w pociągu.
— Wiewiór Weasley i Wszystkowiedząca Granger! — powitał ich Malfoy, stając przed Harrym i
Axelem. Reszta poszła zaraz w jego ślady.
— Spadaj, Malfoy! Nic od ciebie nie chcemy. — Ron uniósł głowę wysoko i zadziornie.
— Ale wpadacie do naszego przedziału jak do własnego — wtrącił się Blaise. — Spływać,
jesteśmy zajęci — odprawił ich władczym skinieniem ręki, z kpiącym uśmiechem na ustach.
Harry patrzył, jak Ron czerwienieje ze złości i jest wyciągany przez Hermionę za ramię,
złorzecząc głośno. Ślizgoni zajęli swoje miejsca, wyraźnie z siebie zadowoleni. Malfoy czekał na
reakcję Pottera, ten skinął mu tylko głową ni to w uznaniu, ni w podziękowaniu.
— Gryfońska sierotka. — Pansy uśmiechnęła się sardonicznie. — Czyżby się zgubiła?
— Pansy — Blaise wywrócił na nią oczami. — Ty chyba naprawdę jesteś blondynką…

background image

Parkinson popatrzyła na niego z niedowierzaniem i już miała się na niego zamachnąć, gdy
wreszcie coś do niej dotarło.
— Nie! — szepnęła, przenosząc swoje ogromne oczy na Pottera. — To nie możliwe…
— Merlinie! — Axel bawił się wyśmienicie. Złożył dłonie i popatrzył w górę. — Dzięki ci. Jest
dla niej jeszcze nadzieja…
Zabini znów się zaśmiał, a Malfoy uśmiechnął ledwie widocznie, podczas gdy jego goryle
patrzyli na siebie niewiele rozumiejącym wzrokiem. Parkinson łypała na Wybrańca, otwierając i
zamykając usta. Zupełnie nie wiedziała, co powiedzieć, ale Harry i tak nie zwracał na nią
najmniejszej uwagi.
— Draco Malfoy — blondyn przedstawił się, wyciągając dłoń w stronę żartownisia.
— Axel Taros — przywitał się z blondynem, a później Zabinim, Crabbe’em i Goyle’em, którzy
skinęli mu tylko głowami. — Jak myślicie? — zagadnął ich. — Ile im zajmie uświadomienie
sobie, że ten tu to Harry?
— Przypuszczam, że niewiele — zaryzykował, Malfoy. — Nawet, gdy znów ich wyrzucimy,
uznają po prostu, że go porwaliśmy i przetrzymujemy.
— No, co ty! — Axel pokręcił głową. — Dwa tygodnie zajęło im odkrycie, że go nie ma tam,
gdzie myśleli, że jest…
— Dwa tygodnie? — nie dowierzał Zabini.
— Harry mówił, że patrolowali i pilnowali miejsce jego rzeczonego pobytu przez cały ten czas.
— Axel cieszył się, że ma bardziej rozmownych kompanów niż Potter.
— Ale dwa tygodnie? — Malfoy chciał się upewnić.
— Tylko dlatego, że to były moje urodziny — wtrącił się niespodziewanie Gryfon. — Chcieli
mnie odwiedzić i zorientowali się, że mnie nie ma.
— Szybcy są. — Blaise uśmiechnął się, kręcąc głową.
— Jak woda w klozecie — odburknął.
— Wybaczcie mu — usprawiedliwiał go Axel, ściągając na siebie ich uwagę towarzyszy. — Ma
dziś trochę zły humor, bo…
— Odwal się, Axel! — przerwał mu szybko, domyślając się, co ten chce powiedzieć.
— Dobra — uśmiechnął się do niego perfidnie. — Wiem, że nie spałeś za dużo tej nocy i jesteś
zmęczony…
Krwisty rumieniec na policzkach Harry’ego widoczny był nawet spod kaptura. Potter odwrócił
się do Tarosa z zamiarem walnięcia blondyna dosyć mocno w ramię. Ten złapał go jednak za
rękę, powstrzymując przed agresywnym zachowaniem.
— Harry, dobra! Już nie będę — udobruchał go, przytulając do siebie. Wiedział, że to całkowicie
powstrzyma Wybrańca od prób nabicia mu siniaków. Chłopak był bezbronny po każdym
okazaniu mu cieplejszych uczuć, łaknął ich jak powietrza. — Chodź tu. — Poklepał swoje uda w
zapraszającym geście.
— Axel — ostrzegł go.
— Wiem, że to wszystko cię denerwuje i jesteś śpiący. — Też bym był po tak długiej nocy,
pomyślał. — I nie możesz zasnąć. Ale jak położysz głowę, to cię trochę pomiziam. —
Uśmiechnął się do niego zuchwale. — Wiem, że to nie to samo, ale będziesz musiał się tym
zadowolić przez jakiś czas.
— Och! Zamknij się! — burknął, ale ułożył się twarzą do niego obejmując, go w pasie
ramieniem.

background image

— Jak coś to cię obudzę — zapewnił, głaszcząc go po plecach pod płaszczem.
Harry chwilę pokręcił się, układając wygodnie na jego kolanach. Axel okrył go w tym czasie
swoją peleryną i włożył dłoń pod kaptur, by głaskać głowę Pottera.
— Draco…
— Cii! — Axel wciął się dziewczynie z psotnym uśmiechem na ustach.
— Ale… — zaczęła ponownie Pansy.
— Och! Zamknij się, Parkinson. — Malfoy także uśmiechnął się nieznacznie.
Z kolan Tarosa dobiegło ich ciche westchnienie i Harry zdawał się odpłynąć.

***


Wejście do Wielkiej Sali wcale nie było takie proste, jakby się wszystkim wydawało. W powozie
Harry i Axel mieli obstawę Malfoya, Zabiniego i ich goryli. Dla Parkinson było to jednak za
dużo i postanowiła się ulotnić. Teraz stali ramię w ramię, otoczeni Ślizgonami. Wszyscy
wpatrywali się w wejście i Gryfon miał wrażenie, że mają nadzieję zobaczyć jego rozczochraną,
roześmianą i naiwną twarzyczkę.
Niedoczekanie!
— Możecie usiąść z nami — zaproponował, stojący obok niego Malfoy.
— Możemy, możemy? — prosił Axel. Chłopak wyraźnie bardzo polubił dwóch Ślizgonów.
— Lepiej nie — mruknął Wybraniec w odpowiedzi. — Zwróciłoby to zbyt dużo uwagi i
wywołało podejrzenia — przypomniał im.
— Nie cierpię, gdy masz rację. — Axel opadł na jego ramię, wyraźnie zniechęcony. — Nie mów
mi, że będziemy musieli usiąść z tymi idiotami…
— Możesz ich ignorować — poradził mu.
— To na razie — mruknął do nich Malfoy, zmuszając do zwrócenia na siebie uwagi.
Harry przez chwilę oceniał go, patrząc jak Axel ściska jego dłoń. Draco odwrócił się do niego by
unieść dłoń, ale ten zaskoczył ich obu, wyciągając ją do chłopaka w przyjaznym geście. Uśmiech
Ślizgona mówił mu sam za siebie: wszystko się zmieniło. Wiedział to już wcześniej, ale teraz,
gdy Malfoy patrzył na niego przyjaźnie…
Usiadł, ciągnąc na miejsce obok siebie Tarosa. Większość Gryfonów patrzyła na nich dziwnie.
— Co wy tu robicie? — zaczepił ich jakiś siódmoklasista.
— Siedzimy. — Axel posłał mu szeroki uśmiech.
— Nie jesteście Gryfonami — warknął na nich.
— Ja nie jestem — sprostował blondyn. — Ale za chwilę będę, więc się nie stresuj, bo to
podobno szkodliwe. — Harry nie mógł już wytrzymać ze śmiechu. — Mówiłem, że powinniśmy
usiąść gdzie indziej — mruknął tak, że Potter nie miał najmniejszych wątpliwości, gdzie ten
chciał siedzieć. Czy raczej, z kim. — Mówiłeś, że lwy są tolerancyjne.
Wzruszył tylko ramionami nie mając ochoty się odzywać.
— Kim ty jesteś? — Pytanie starszego od nich Gryfona było skierowane teraz bezpośrednio do
niego.
Nie musiał jednak odpowiadać, bo do Wielkiej Sali wleciała pewna bardzo stęskniona, biała
sowa. Z impetem wylądowała na jego ramieniu i wtedy właśnie się zaczęło. Nawet nie zdążył
przywitać się z Hedwigą, gdy w sali rozległy się wrzaski.
— Harry! Harry…! — Aż skrzywił się z niechęci.

background image

Usłyszał jeszcze tylko denerwujące chichotanie Axela, zanim kilku Gryfonów i jego dawnych
przyjaciół rzuciło się na niego. Wieczór już wcześniej zapowiadał się okropnie, ale teraz doszła
do tego murowana migrena od tych wrzasków i pisków.
Jego kaptur opadł w międzyczasie i teraz wszyscy patrzyli na jego opanowaną twarz. Nie
szpeciły już jej żadne okulary, a włosy wciąż były zielone przy końcach grzywki. Nowe, ładne
ubrania też nie pozostały niezauważone. Jak on nie lubił, gdy wszyscy się na niego gapili!
Skrzywił się nieznacznie.
— Jeżeli zaraz się ode mnie nie odsuniecie wyciągnę różdżkę — zagroził zimnym głosem.
— Dajesz, Harry — dopingował go Axel, na którego notabene nikt nie zwracał aktualnie uwagi.
Zbiegowisko odsunęło się od niego, widząc jego zimny wzrok. Zostali tylko Hermiona i Ron.
Niezrażeni i niezwykle drażniący w samej swojej obecności. [i]Dwulicowe gnidy[/i], przemknęło
mu przez myśl.
— Harry, mój chłopcze. Jak dobrze cię widzieć! — Dumbledore zdołał się przepchnąć przez
tłum uczniów i teraz stał przed Potterem z szerokim uśmiechem.
— Już panu chyba pisałem, co myślę o tym zwrocie — warknął zirytowany całym tym
zamieszaniem.
— No cóż, no cóż… Chciałbym z tobą porozmawiać… — zawiesił na chwilę głos, sądząc
zapewne, że Gryfon pobiegnie za nim jak grzeczny piesek.
— Wydawało mi się, że powiedzieliśmy sobie wszystko przed zakończeniem roku i w tych
nielicznych listach, które wymieniliśmy — sarknął. — Ale skoro ma pan jeszcze coś do
powiedzenia mojej skromnej osobie, to słucham?
— Wolałbym przenieść naszą pogawędkę do mojego gabinetu. — Wesołe iskierki w oczach
starca wyprowadzały go z równowagi.
— Ale ja bym nie wolał — uciął szybko Harry. — Jestem zmęczony po długiej podróży i
chciałbym iść spać. Poza tym nie przypominam sobie, bym zrobił w tym roku szkolnym coś, co
wymagałoby interwencji dyrektora tej jakże szacownej placówki, zważając na to, że wyżej
wymieniony rok jeszcze się nie zaczął. A o ile mi wiadomo, nasze występki podczas wakacji nie
powinny interesować nikogo poza naszymi opiekunami i przedstawicielami Ministerstwa. O ile
sobie przypominam, nie jest pan ani jednym ani drugim. — Zmrużył gniewnie oczy, gdy wszyscy
słuchali go oniemiali.
— Ależ, panie Potter — wtrąciła się McGonagall.
— Nie, Minervo. — Dumbledore powstrzymał ją ruchem dłoni. — Wydaje mi się, że czas zacząć
przydział do Domów.
Harry odetchnął z ulgą, wiedząc, że przez jakiś czas będzie miał spokój.

***


— Ależ, Albusie! — McGonagall nie dawała spokoju.
Wszyscy siedzieli już przy stole prezydialnym, a kobieta wciąż nie mogła się uspokoić. Severus
był w stanie wywrócić tylko oczami. Potter zionął ogniem jak najprawdziwszy smok na samą
wzmiankę o starcu. Tom będzie zachwycony tymi informacjami…
— Chłopak jest na mnie zły. Trzeba mu dać czas, żeby ochłonął — zapewniał ją. — Pan Weasley
i panna Granger się nim zajmą. — Patrzył w przyszłość optymistycznie.
Snape uśmiechnął się tylko diabolicznie pod nosem. Przeoczyli tego nieobliczalnego blondyna, o

background image

którym Tom opowiadał. To chyba będzie największy błąd Albusa.

***


— Hej, Harry! — Axel biegał po całej gryfońskiej wieży jak oszalały. Lwy w końcu zebrały się
w Pokoju Wspólnym, by przesłuchać Harry’ego. — Jest wolna dwuosobowa sypialnia. W
pozostałych są już kufry, a w pokoju szóstej klasy są tylko cztery łóżka.
— Tamten pokój jest mój i Harry’ego! — wydarł się rudzielec.
— Pff! — Axel zszedł na dół z diabolicznym uśmiechem na ustach. — Tak ci się tylko wydaje
Ryży Chłopcze — odpowiedział, bezwstydnie pakując się Potterowi na kolana. — Prawda
kochanie? Będziemy mieszkać sami — zakomunikował wszystkim.
Harry bez słowa podał mu swój zmniejszony kufer, który miał w kieszeni. Blondyn wyjął drugi
taki pakunek i cmokając go w policzek, zszedł z jego kolan.
— Rozpakuję nas — zawołał jeszcze, znikając na schodach.
— Śpię przy oknie — przypomniał mu Wybraniec.
Uśmiechnął się sadystycznie, widząc te wszystkie zaskoczone miny jego kolegów z domu.
Wiedział, że teraz lawina pytań będzie o niebo większa.
— Harry… — usłyszał głos Hermiony, ale to Ron zadał pytanie pierwszy.
— Jesteś pedałem?
Nastolatek posłał mu niechętne spojrzenie, co zdziwiło wszystkich jeszcze bardziej niż pocałunek
Axela.
— To chyba nie twoja sprawa, prawda? — zadrwił z niego. — Chyba, że czujesz się zazdrosny?
— dodał i zawiesił na chwilę głos.
Chciał ich po prostu do siebie zniechęcić. Chciał, żeby dali mu upragniony spokój. Ron
zaczerwienił się, gdy kilka osób zachichotało.
— Harry, ten blondyn jest twoim chłopakiem? — zapytała go niepewnie Hermiona.
— To wciąż nie jest wasza sprawa, ale skoro potraficie zadać jakieś kulturalne pytanie to
zaspokoję waszą ciekawość. — Popatrzył na nich spod powiek. — Nie, Axel nie jest moim
chłopakiem i nigdy nie będzie.
— Kochanie! — Axel wpadł ponownie do pokoju. — Mamy własną łazienkę z ogromną wanną
— zakomunikował mu, przecinając pomieszczenie w kilku krokach i wskakując na miejsce obok
niego.
— To dobrze — Harry skinął spokojnie głową.
— Chodźmy już spać, co? — Przytulił go do swojej piersi, opierając policzek na jego głowie. —
To był ciężki dzień, a jutro zapewne będzie jeszcze gorzej. A ty musisz odespać jeszcze noc,
którą ostatnio zarwałeś. — Zamyślił się przez chwilę. — Lub dwie, jakby tak obiektywnie na to
spojrzeć… W pociągu to była tylko drzemka.
Potter bez słowa zabrał tego łotra na górę, pozostawiając oniemiałych Gryfonów.


***

Chłopak jest w szkole…

Postawił się Dumbledore’owi i na razie ma spokój, choć nie umiem stwierdzić, jak długo tak

background image

będzie. Syn Kwiatu wykonuje zadanie, już zdołał się trochę do nich zbliżyć. Niestety obaj
wyglądają, jakby byli w dość zażyłych stosunkach. Blondyn obejmuje i całuje Małego na każdym
kroku. Nie wiem jednak, co to oznacza.

Twoje oczy i uszy.

***

Mój panie

Zyskałem zaufanie jego przyjaciela, ale sam Obiekt jest bardzo nieufny. Potrzebuję jeszcze trochę
czasu by się zbliżyć wystarczająco. Jestem już w stanie skutecznie go chronić. Axel wydaje się być
mną zainteresowany, co nie powinno zaszkodzić w naszych planach. Nie bardzo pojmuję, na
jakiej zasadzie działa ich relacja, ale na pewno nie są parą.

Syn Kwiatu

***

Cześć Gadzinko

Nudno się jakoś ostatnio zrobiło i tak się zastanawiam, co ty kombinujesz, że o tobie nie słychać?
Nie piszesz, nie dzwonisz…
A tak na poważnie, to zaczynam się martwić. Znów chcesz mnie zabić i wypatroszyć, żeby
wypchać i ustawić w swoim salonie?

H.P.

***

Witaj przyjacielu

Nie będę ukrywał, że czekałem na wiadomość od ciebie. Szkoła i przyjaciele mogli cię po prostu
pochłonąć i nie chciałem ci przeszkadzać. Ale skoro znalazłeś dla mnie czas, więc mogę znów
wesprzeć cię swoim poczuciem humoru i inteligencją. Czekam, więc wyżal się, co też chciał ten
twój Stary Drops? Albo napsiocz na swojego nowego, ślicznego, blondwłosego chłopaka, jeśli to
ci poprawi humor.

T.M.R.

***


Dni mijały i w końcu wszyscy zaczęli się uspokajać. Przestali także zwracać tak dużą uwagę na
Axela i Harry’ego. List od Toma zaniepokoił jednak Gryfona. Wszyscy byli przekonani, że Axel

background image

jest jego chłopakiem. Wynikało to oczywiście z tego, że blondyn wziął sobie za punkt honoru
ochronę jego osoby i uparł się, że będą udawać parę. Na nic zdawały się prośby, kłótnie i
zaprzeczenia Harry’ego. Ale Potter w końcu obiecał, że nie zdradzi Toma, a miał już dowód na
to, że wieści do niego dotarły. Uśmiechnął się nieznacznie pod nosem. Gdy teraz o tym
pomyślał…
Tom mógł być po prostu zazdrosny i dlatego o tym napisał…
Jeszcze tego wieczora, zaciągnął Axela do starego, nieużywanego korytarz a, gdzie, jak wiedział
dzięki Mapie Huncwotów, za chwilę miał pojawić się Snape. Podejrzewał, że to będzie
najszybsza sowa z wiadomością, jaką kiedykolwiek wysłał. Był pewien, że Riddle za godzinę lub
dwie, będzie znał przebieg rozmowy.
— Axel, mam dość — zajęczał na tyle głośno, by mężczyzn go usłyszał.
— Ale, o co ci chodzi? Plan działa idealnie! — Axel miał na twarzy niebotyczny uśmiech,
uwielbiał takie akcje. — Wszyscy myślą, że jesteśmy parą i dają nam święty spokój.
— Te plotki mnie denerwują — fuknął na niego.
— Plotki? Czy to, że nie możesz się zobaczyć z Tomem? — zapytał Axel, siląc się na
współczujący ton.
— Spieprzaj — warknął Harry według scenariusza.
— Przestań się wściekać — burknął blondyn. — Wiem, że za nim tęsknisz…
— Powrót był chyba złym pomysłem. — Uderzył pięścią w ścianę. — Dobrze przynajmniej, że
do Toma te plotki nie dotrą, tego chyba bym już nie przeżył…
— Nie musimy wracać tu w przyszłym roku, Harry — przypomniał mu zauważając, że nastrój
chłopaka się zmienił.
— To nie rozwiąże moich problemów z Voldemortem…
— Nawet jak będziesz miał Toma przy sobie? — Uśmiechnął się do niego diabolicznie.
— Chyba zwłaszcza wtedy — westchnął zrezygnowany.
— Musimy wracać, wiesz? — Axel szturchnął jego ramię. — Wiesz już, kto założył zaklęcia
szpiegujące w naszym pokoju…?
— Tak mi się wydaje. — Poczuł się lepiej wiedząc, że to już koniec przedstawienia. — I chyba
wiem jak tego kogoś zniechęcić. Co byś powiedział na wyemitowanie mu odgłosów ostrego
seksu…?
Zaśmiali się szczerze, idąc szybko korytarzem. Kropka Snape’a na Mapie pognała do jego kwater
a potem zniknęła.
Wiadomość wysłana, pomyślał Harry. Uśmiechnął się do siebie. To zdecydowanie była
najszybsza sowa, jaką kiedykolwiek wysłał.
Musiał jeszcze napisać list do Voldemorta. Aceron wciąż czekał w ich pokoju.


***


Rozdział 6

Harry zaczął czuć się dziwnie pod koniec października. Odnosił wrażenie, że coś się zmieniło,
było inne niż wcześniej. Nie wiedział jeszcze jednak, co to takiego.
Nie zdziwił go brak apetytu. Po kuchni Toma potrawy skrzatów smakowały jak z jakiegoś
podrzędnego baru.

background image

Nie zdziwiły go zawroty głowy. W końcu nigdy nie jadł zbyt dużo. Obiecywał wtedy
narzekającemu Axelowi jeść więcej.
Nie zdziwiły go także wymioty każdego ranka. Uznali wspólnie, że coś po prostu mu zaszkodziło
i razem uwarzyli eliksir łagodzący.
Nie zdziwiły go nawet wybuchy magii wokół niego i jej sporadyczna niestabilność. Zwalił to na
rzecz stresu.
Zdziwiło go jednak, gdy jego brzuch zaokrąglił się pod koniec lutego i zaczął rosnąć. Szybko
rosnąć. Tak. To go zdziwiło i wówczas zaczął szukać przyczyny.
Musieli być ostrożni. Axel już wtedy spotykał się z Malfoyem w ciemnych korytarzach.
Ułatwiała mu to peleryna Harry’ego i jego Mapa. Zielonooki wiedział, że są już od jakiegoś
czasu kimś w rodzaju pary, ale wciąż nie mógł sobie pozwolić na zaufanie blondynowi. Lubił go,
ale nie ufał za grosz.
— Axel, brzuch mi urósł. — Harry, po prysznicu, wyskoczył z łazienki w samych bokserkach.
— Wcale nie jesteś gruby — zapewnił go przyjaciel, nawet na niego nie patrząc.
— Nie o to chodzi — warknął. — Brzuch mi urósł!
Blondyn położył go na łóżku, przyglądając się z psotnymi iskierkami w oczach. Potter wiedział,
że chłopak chce z niego zażartować, ale w chwili, w której Axel położył mu dłoń na brzuchu coś
się w nim poruszyło.
— Łoł! — krzyknął blondyn, odskakując jak oparzony.
— O Merlinie! O Merlinie… — mamrotał Harry patrząc niewidzącym wzrokiem w baldachim
łóżka Tarosa.
— Co to było? — szepnął zdezorientowany Axel.
— Nie mam pojęcia i chyba nawet boję się pomyśleć o możliwych odpowiedziach na to pytanie
— wymamrotał Potter, kładąc dłonie na brzuchu i znów czując jak coś się w nim porusza.
— Co robimy?
— Biblioteka? — zapytał.
Axel opadł na łóżko, patrząc na brzuch Harry’ego tak, jakby zaraz miał mu coś zrobić.
— Przepraszam, że pytam, ale… Czy ty jesteś w ciąży?
Absurd tej sytuacji zrobił swoje i Harry zaczął się śmiać. Głośno i opętańczo. Śmiał się tak, że aż
z oczu pociekły mu łzy.
— Tak — parsknął po kilku minutach. — Wydaje mi się, że tak… — zamilkł na chwilę, by się
uspokoić. — Nawet nie chcę wiedzieć, jakim cudem… Normalnie zapytałbym Hermionę, ale to
nie jest dobry pomysł w tym przypadku.
— Draco by wiedział, on… — Axel w końcu go przytulił i pozwolił mu się w siebie wtulić.
Wybraniec trząsł się z szoku. Axel rozumiał, że ten potrzebuje teraz bliskości i właśnie to starał
się dać przyjacielowi.
— Nie ufam mu…
— Więc zaufaj mnie — poprosił, patrząc Harry’emu prosto w oczy.
— Spróbujmy wcześniej samemu, co? — Axel skrzywił się trochę, ale ustąpił.
— Skoro tak chcesz…

***

Ich poszukiwania spełzły jednak na niczym. W bibliotece nie było książek, które mogłyby

background image

zakrawać o seksualność i ciążę. Pewna drugoroczna Krukonka wyjaśniła Axelowi, że to są
nieprzyzwoite książki i że o takich rzeczach należy rozmawiać tylko z rodzicami i opiekunami.
Ręce im opadły. Nie pozostawało nic, poza Malfoyem.
— Draco, no chodź. — Harry usłyszał głos Tarosa zza drzwi.
Stał właśnie w łazience Jęczącej Marty i czekał na swojego przyjaciela oraz jego chłopaka.
Blondyn uważał się wcześniej za heteroseksualistę ale, jak przewidział Potter, wylądował z
Malfoyem. Nastolatek śmiał się często, że miesiąc wakacji spędzony z dwoma gejami w związku
zrobił swoje.
— Po co mnie tam ciągniesz? To damska toaleta — marudził Ślizgon.
— Właź, Malfoy. — Wybraniec otworzył im drzwi i wciągnął zaskoczonego blondyna.
— Ale… Ale o co chodzi…?
— Wcześniej musisz złożyć przysięgę — wciął się szybko, nie pozostawiając żadnych
wątpliwości, jakie są jego oczekiwania.
— Przysięgę?
— Wieczystą — uściślił. — Axel ci ufa, ale ja nie bardzo. — Skrzywił się lekko.
— Musisz przysiąc, że nie zdradzisz sekretów Harry’ego. — Axel stanął obok blondyna z
proszącą miną. — Potrzebujemy twojej pomocy, ale on jest uparty jak osioł.
— Dobra. — Chłopak skinął po chwili zastanowienia. — Zaczynajmy.
Przysięga była krótka i treściwa. Zabraniała mu przekazywać dalej faktów nieznanych w
szerszych kręgach. To powinno wystarczyć. Harry pierwszy raz widział jak ktoś składał
Wieczystą Przysięgę i zachwycił go widok falującej wokół nich magii.
— Powiecie mi teraz, co to za sprawa?
— Nie tu. — Potter pokręcił głową, odwracając się do kranu o kształcie węża. — [u]Otwórz
się![/u]
Umywalki przesunęły się z cichym kliknięciem i ukazało się zejście do Komnaty Tajemnic.
— Na Merlina! — Usłyszał jeszcze mamrotanie Draco, po czym wskoczył w tunel i zniknął w
jego czeluściach.
— Ale…? Co to jest? — krzyczał przestraszony Ślizgom, zjeżdżając w dół tuż przed Axelem.
— Komnata Tajemnic — wyjaśnił mu Harry, zapalając wszystkie światła w długim tunelu.
Szli około pięć minut, aż ich oczom ukazał się niezwykle piękny widok. To miejsce nie było już
takie samo jak podczas jego drugiego roku. Wiele tu, zmienił adaptując na swoje własne
potrzeby. Przerażające, ciemne i zimne pomieszczenie, teraz zamieniło się w przytulny, pełen
koloru i ciepła rozległy salon. Miękkie dywany zagłuszały chłód a woda w basenikach cały czas
była podgrzewana zaklęciami. Miał tu bardzo wiele rzeczy, których nie chciałby oddać nikomu i
nigdy.
— Komnata?
— Tak — Axel wstał, otrzepując szatę na tyłku, na który upadł. — Fajne miejsce…
Taros rozwalił się na kanapie, zadowolony ze swojego położenia. Uwielbiał przebywać w tym
miejscu.
— Siadaj, Malfoy — polecił Harry, wskazując miejsce obok Axela.
— No chodź, kochanie. — Taros zachęcająco poklepał miejsce obok siebie.
— My pytamy, ty odpowiadasz. Później ty możesz zadać kilka pytań… — Arystokrata skinął
głową. — Czy mężczyzna może zajść w ciążę?
Harry parsknąłby śmiechem w tym momencie, gdyby nie powaga sytuacji. Malfoy siedział z

background image

szeroko otwartymi oczami i rozchylonymi ustami.
[i]Jaka Malfoyowska postawa[/i], przemknęło mu przez myśl.
— Czyli? – ponaglił go ciekawski Axel. — Nic nie ma na ten temat w bibliotece…
— Bo to tak jakby temat tabu, ciąża i ogólnie seks… — Na blade policzki chłopaka wypłynął
rumieniec. — Ale tak, matka tłumaczyła mi kiedyś, że męska matka musi mieć w tym przypadku
bardzo silny rdzeń magiczny.
— Zatem… — Axel posłał Potterowi uśmieszek. — Moje gratulacje, kochanie…

***

Brzuch rósł i rósł a Harry musiał z tym żyć. Okazało się, że to będą bliźniaki. Dwóch chłopców.
Ubrania robiły się za małe i Axel niemal codziennie rzucał na nie zaklęcia powiększające. Magia
Harry’ego zawodziła coraz częściej, ale problem sam się rozwiązał, gdy pod wpływem emocji
rzucił w kierunku dzieci coś, co przypominało runiczny okrąg. Było to w połowie marca. Do tej
pory – a był już koniec kwietnia – Harry opanował to do perfekcji. Zdołał także ukryć okrąg.
Bez zaklęć maskujących Potter chodził swobodnie tylko w ich pokoju i Komnacie Tajemnic, w
której coraz częściej spędzał wolny czas. Draco, jako jego osobisty magomedyk (Kto by
pomyślał, że Malfoy się tym interesuje?), wyznaczył poród na koniec maja. Tuż przed
egzaminami. Wplątanie w to wszystko Ślizgona okazało się dobrym posunięciem. Chłopak był
ich skarbem, dużo wiedział i dużo potrafił, a do tego był lojalny. Nawet, jeśli nie w stosunku do
Harry’ego, to na pewno do Axela.
Obaj blondyni stali się jego cieniami, co nie podobało się prawie nikomu w Zakonu. Listy od
Voldemorta stały się częstsze i Tom próbował w nich wyciągnąć od chłopaka jakieś szczegóły
dotyczące tego, co dzieje się w szkole. Ostatecznie Malfoy, zobowiązany Wieczystą Przysięgą,
nie mógł mu teraz nic powiedzieć.
— Potter, ty wielorybie — Harry opadł na sofę tuż po dotarciu do Komnaty.
Malfoy wiele razy pytał, z kim zaszedł w ciążę, ale zielonooki nie chciał mu tego powiedzieć.
Cały czas byli też obserwowani przez Hermionę i Rona. Jakiś tydzień temu zaczął szukać sobie
miejsca, gdzie mógłby spokojnie żyć po zakończeniu tego roku. Teraz wiedział już na pewno, że
nie wróci tu po wakacjach. Będzie w końcu ojcem. Lub matką, jak często śmiał się z niego
Ślizgon.
— Nie drażnij go — polecił Taros.
— Muszę z wami porozmawiać…
Obaj patrzyli na niego wyczekująco. Westchnął przeciągle i odwzajemnił spojrzenie.
— Po zakończeniu roku wyjeżdżam i podejrzewam, że nie zobaczycie mnie już nigdy więcej…
— Jadę z tobą! — wpadł mu w słowo Axel.
Draco patrzył tylko na nich, otwierając i zamykając usta w wyrazie niedowierzania.
— Nie, nie jedziesz — powiedział spokojnie Harry. — Masz tu ojca i Draco.
— Draco pojedzie z nami, jeśli będzie chciał — oznajmił z całkowitą pewnością Axel. — Jesteś
moim przyjacielem, do tego w ciąży z bliźniakami. Będziesz potrzebował pomocy…
— Mam Zgredka i Mróżkę — wyjaśnił. — Znalazłem dom dla siebie i dzieci. Ze skrzatami
rozmawiałem kilka dni temu i pójdą ze mną, dokąd tylko zechcę.
— A ja z tobą… — upierał się blondyn.
— Axel! — Pokręcił głową.

background image

— Wiem, co mówię…
— Ja też z wami pójdę, jeśli mi pozwolicie — odezwał się blady ze zdenerwowania Malfoy.
Wszyscy zdawali sobie sprawę, ile dla niego znaczyła rodzina i opuszczenie jej. Harry nie
wiedział, że darzy Axela aż tak silnym uczuciem.
— Jakoś się ułoży. — Taros objął blondyna ramionami, przyciągając delikatnie do siebie.
Harry poczuł, jak jego serce szarpie się boleśnie. Też chciałby być tak przytulany, ale jemu nigdy
nie dane były takie rzeczy na zbyt długo.
— Zanim zdecydujesz, musisz wiedzieć, kim jest ojciec dzieci. — Potter westchnął, przeczesując
dłońmi włosy.
— Chociaż jedna dobra rzecz z tego całego zamieszania z wyjazdem. — Draco swoje
zdenerwowanie chciał pokryć zwyczajowym sarkazmem.
— No… Nie wiem, czy będziesz się tak cieszył, gdy usłyszysz wszystko. — Harry popatrzył na
niego z powagą i blady uśmiech Malfoya znikł całkowicie.
— Daj spokój, Potter — wykrzywił się do niego protekcjonalnie. — Kto mógłby być ojcem tych
twoich dzieci?
Harry popatrzył na niego udając zamyślonego.
— Voldemort…
To jedno słowo zawisło pomiędzy nimi na długie minuty. Później było dużo krzyku i jeszcze
więcej wyjaśnień.

***


— Tom! — Severus wpadł do dworu Riddle’a zdyszany. — Tom!
— Severusie — zasyczał tamten, przecierając oczy.
Było już późno w nocy. Depresja, w którą zapadł po rozstaniu się z chłopakiem, została w końcu
wyleczona przez Snape’a. Był już koniec maja i pocieszał się myślą, że został mu już tylko
miesiąc. Po miesiącu zobaczy kochanka ponownie.
— Potter zniknął! — Ta wiadomość wybudziła go bardzo szybko.
— Jak to zniknął? — zdenerwował się.
— Od dwóch dni nikt go nie wiedział. Dumbledore był tak zdenerwowany, że w końcu kazał
skrzatom go znaleźć… — wziął głęboki oddech i mówił dalej: — Wraz z nim zniknęli też
Malfoy i Taros…
— Nie mogli od tak zniknąć! — Nie był teraz w stanie myśleć. Jego Harry mógł być w
niebezpieczeństwie.
— Już od jakiegoś czasu działo się coś dziwnego. — Severus poprowadził Riddle’a do jednego z
foteli w jego salonie. — Cała trójka często znikała, ale zawsze tylko na kilka godzin. Potter przez
sowę Tarosa wysyłał jakieś listy i dostawał w zamian paczki… Nie byłem jednak w stanie
sprawdzić, co w nich jest. Chłopak oddawał je od razu pod opiekę blondynów i najczęściej zaraz
po tym, znikali.
— Znajdź ich, Severusie! — nakazał Tom. — Jesteś pewien, że nie ma ich w szkole?
— Skrzaty by ich znalazły — zaprzeczył ruchem głowy. — Musieliby znaleźć takie miejsce, do
którego nawet one nie mogą wchodzić.
— Znasz takie?
— Nie, w szkole takich miejsc nie ma, choć z drugiej strony czujniki dyrektora pokazują, że ci

background image

wciąż są w Zamku.
— Masz ich znaleźć! — polecił. — Weź do pomocy, kogo chcesz, ale masz ich znaleźć!
Nerwy powróciły. Bardzo podobne do tych sprzed kilku miesięcy. Nawet myśli miały podobny
wydźwięk. Czyżby naprawdę w sierpniu widział się z chłopakiem ostatni raz?

***


W Komnacie rozbrzmiał płacz, płacz małego dziecka.
— Dobrze, Harry — mamrotał ktoś do ucha spoconego, ciemnowłosego nastolatka.
— Dawaj, nie możesz teraz przestać — ponaglał ktoś inny, stając obok niego chwilę później.
Małe zawiniątko przestało płakać. Myte ciepłą wodą i otulane w miękkie koce przez dwa skrzaty,
nie potrzebowało niczego więcej.
— Aaa…! — Kolejny krzyk rozbrzmiał w Komnacie.
— Świetnie ci idzie. — Włosy z czoła zostały odgarnięte, ukazując bliznę w kształcie
błyskawicy.
— Jeszcze trochę — drugi blondyn pogłaskał pocieszająco jego biodro.
Chwilę później małe dziecko zapłakało żałośnie a zielonooki opadł na łóżko wyczerpany i ledwie
przytomny.
— Męski poród jest bardzo trudny i wyczerpujący — powiedział Draco, podając płaczącego
malca jednemu ze skrzatów. — Trzeba się nimi zająć.
Pamiętał, że potem był delikatnie i wręcz pieszczotliwie dotykany. Ciche marudzenie
noworodków dobiegało do niego gdzieś z prawej strony. Krzątanina i szepty przebijały się do
półprzytomnego chłopaka, jak przez grubą szybę.
— Niech odpoczną. — Dłoń powróciła na jego czoło, głaszcząc delikatnie głowę i spocone
włosy. — Dobrze, że mamy jeszcze dwa dni wolnego.
— I tak wszyscy już z całą pewnością zauważyli nasze zniknięcie.
— To było konieczne.
Drzwi zamknęły cię niezauważenie. Słychać było tylko cichutkie oddechy dwójki dzieci i jego
własny – ciężki i przemęczony. Zasnął nie będąc w stanie poruszyć nawet palcem.

***


Ze snu wyrwał Pottera płacz. Otworzył oczy w momencie, gdy dwa skrzaty aportowały się do
jego pokoju, by uspokoić płaczące dzieci. Harry nie wiedział nawet, czy obaj chłopcy zaczęli
płakać w tym samym momencie, czy jeden obudził drugiego.
— Och, Pan Harry już nie śpi, sir. — Zgredek podreptał do niego z jednym z dzieci w ramionach.
— Dzień dobry, Zgredku — zacharczał. Podczas porodu zdarł sobie gardło i był pewien, że
będzie potrzebował na to eliksiru.
— Panie Harry. — Mróżka pojawiła się zaraz obok Zgredka. — Panicze są głodni — oznajmiła.
Dobrze, że Malfoy był taką skarbnicą wiedzy, bo w innym razie nie wiedziałby, co ma zrobić w
tym przypadku. Poprawił się, układając wygodniej na łóżku podczas gdy skrzaty podały mu jego
synów, by mógł ich nakarmić. Jego piersi na szczęście nie urosły, ale był w stanie nimi karmić.
To była kolejna z tajemnic magii.
— Gdzie Axel i Draco?

background image

— Panowie są w salonie, Zgredek zaraz ich powiadomi, że Pan Harry Potter, sir już się obudził
— odpowiedział, po czym zniknął z trzaskiem.
Wybraniec westchnął, układając sobie dzieci w ramionach i przykładając je do brodawek, by
mogły ssać. Jego małe skarby miały niewielkie, czarne kępki włosów na głowach.
Takie delikatne.
Zadrżał, zdając sobie sprawę, że tak łatwo je skrzywdzić.
— Cześć, Harry. — Axel od razu wpakował mu się do łóżka, chcąc przypatrzyć się uważnie jak
ten karmi dzieci.
Chłopak nic nie mógł poradzić na to, że oblał się szkarłatem. Przypomniał sobie jednak, że
wczoraj widzieli go jeszcze bardziej roznegliżowanego.
— Harry. — Malfoy skinął mu głową.
— Jak długo spałem? — zapytał tym samym, zmaltretowanym głosem.
— Za mało — odpowiedział Draco. — Zaraz przyniosę ci eliksir.
— Jak się czujesz? — Axel troskliwie objął go ramionami.
— Dobrze, nie musisz się o nic martwić — zbył go szybko.
— Ale mogę — nastolatek uśmiechnął się do niego pocieszająco. — Naprawdę nie chcesz mu
powiedzieć?
— Nie. — Potter pokręcił przecząco głową. Obaj wiedzieli, o kogo chodzi.
— Co w takim razie zamierzasz z tym zrobić?
— Zniknąć — wyszeptał, podając dzieci skrzatom.

***


Jego powrót wywołał niemałe poruszenie w szkole. Wszyscy chcieli wiedzieć, gdzie był.
Gryfonom mówił, że porwał go Voldemort, a Axel i Draco ruszyli mu z odsieczą. Puchonom, że
zrobili sobie we trójkę jedną, wielka orgię. Krukonom, że szukali w innym kraju jakiejś starej i
bardzo cennej księgi. A Ślizgonom, że robili coś nielegalnego. Na nauczycieli niestety nic nie
miał.
— Harry, gdzie byliście? — zaatakował go Dumbledore, tuż po przekroczeniu przez niego sali w
towarzystwie blondynów.
— To nie pana interes. — Wyprostował się hardo pomimo zmęczenia.
— Będę musiał nalegać, mój chłopcze…
— Dobra, którą wersje pan sobie życzy? Dla Gryfonów o Voldemorcie, dla Puchonów o seksie,
Krukonów o starych księgach, czy Ślizgonów i czymś nielegalnym?
— Wolałbym tą prawdziwą — uściślił.
— Tą, którą mam dla przyjaciół? — Uśmiechnął się diabolicznie. Starzec skinął tylko głową
zadowolony, że w końcu posunęli się w swojej rozmowie o krok dalej. — To jak, chłopaki? —
Mrugnął do blondynów, odwracając się w ich stronę. — Wersja z samobójstwem, czy porodem?
— Harry, poród to już za dużo! — Axel zaczął grać i odezwał się do niego teatralnym szeptem.
— Nikt ci w to nie uwierzy, a że jesteś trochę niezrównoważony psychicznie, to już samobójstwo
byłoby bardziej realne. Poza tym, nawet nie myśl wrabiać mnie w domniemane ojcostwo w tak
młodym wieku.
— Tak, masz rację. Jesteśmy jeszcze za młodzi na dzieci. — Skinął mu głową, szczerząc się
szeroko. — Czyli mówisz, że samobójstwo?

background image

— Tak! — Kiwnął pospiesznie głową.
— Dyrektorze… Chciałem popełnić samobójstwo, ale przyjaciele mnie znaleźli i odratowali.
Później była jeszcze akcja o nazwie przekonać Harry’ego, by się nie zabijał.
— Panie Potter! — Dumbledore nie lubił, gdy z niego kpiono. Bardzo nie lubił.
— Nic innego pan od nas nie usłyszy — wysyczał nagle Harry powodując, że staruszek się
cofnął. — Nic pan ode mnie nie dostanie!
Harry nabierał po prostu wody w usta, gdy ktoś chciał wleźć mu w życie z buciorami. Powinni
się już do tego przyzwyczaić. Był zmęczony. Musiał zająć się jeszcze swoimi dziećmi i odpisać
na listy Voldemorta – Toma.

***


— Napisz do niego.
— Jutro!
— Dlaczego?
— Bo do jutra ma czas o wszystkim mi powiedzieć. Jutro będzie już za późno.


***

Chciałbym się z tobą spotkać. Przed bramą Hogwartu. O Dwunastej.

H.P.

***


Harry miał wszystko zapięte na ostatni guzik. Jutro wszyscy mieli wrócić ekspresem do Londynu
na wakacje. On wyjeżdżał dziś. Zabrał wszystkie swoje rzeczy i pomniejszając je, ukrył w
kieszeni płaszcza. Szedł opustoszałymi korytarzami szkoły, wiedząc, że wszyscy znajdują się na
obiedzie.
— Idźcie — wydał ciche polecenie i dwa skrzaty domowe zniknęły, aby pojawić się w Wielkiej
Sali.
Już widział jak dwaj blondyni bez zwłoki wstają ze swoich miejsc i nawet najkrótszego słowa,
opuszczają czarodziejski świat. Poprawił swoich miesięcznych synów w ramionach i szedł dalej.
Dzieci po raz pierwszy znajdowały się poza Komnatą Tajemnic.
Skrzaty wróciły chwilę po tym, jak wysłał je po przyjaciół. Miał nadzieję, że chłopacy są już
gotowi. Wiatr zawirował jego peleryną, ukazując dwa małe zawiniątka, które zaczęły cicho
kwilić. Jednym z zaklęć, których nauczył się podczas ciąży zasłonił dzieci peleryną, chroniąc je
przed wiatrem. Mimo, że wiatr był ciepły, to jednak dla nich był czymś zupełnie nowym.
— Jesteśmy.
Podał przyjaciołom chłopców, kiwając głową na powitanie. Blondyni odebrali dzieci i teraz
każdy z nich trzymał swojego własnego chrześniaka. Gdy zasłonili je swoimi pelerynami, cała
trójka zarzuciła kaptury na głowy i ruszyła ścieżką do bramy.
Starszy, Serpens Tom, był chrześniakiem Axela. Młodszy, Nathaniel Marvolo został oddany w
ręce Draco. Wybraniec był pewien, że to dobry wybór. Ich pielgrzymkę niestety dostrzegł Filch i

background image

pognał do dyrektora. Harry nie oglądał się nawet za siebie i nie był w stanie tego zauważyć. Nie
zamierzał się tu więcej pokazywać. Bez najmniejszego problemu, z pomocą skrzatów otworzył
bramę. Tom już na nich czekał. Stał w płaszczu z głębokim kapturem i kordonem
śmierciożerców wokół. Szedł powoli, pozwalając by peleryna owijała się wokół jego stóp.
Zatrzymał się dopiero, gdy o krok dalej miał tarcze ochronne szkoły.
— Potter — zasyczał, podchodząc do nich i zostawiając swoich popleczników z tyłu.
— Voldemort. — Skinął mu głową.
— Co takiego ode mnie chciałeś, że musiałem się tu zjawić?
— Chciałem ci po prostu powiedzieć, że nie zamierzam brać udziału w tej wojnie, ona nie jest
moja,
— Nie musimy walczyć. — Ucieszył się Riddle.
— Nie zrozumiałeś mnie. — Przechylił głowę na bok. — Odchodzę z magicznego świata. Na
dobre.
— Odchodzisz? I dokąd pójdziesz? — pytał zaciekawiony. Czyżby nastolatek chciał odejść i iść
do swojego chłopaka Toma?
— Znalazłem miejsce dla swojej rodziny — odpowiedział. — Nie będę waszą kartą przetargową.
Ani twoją, ani Dumbledore’a.
Grupa nauczycieli spieszyła właśnie przez błonia wraz z dawnymi przyjaciółmi Harry’ego.
— Znikniesz ze swoim chłopakiem z powierzchni ziemi?
— Akurat chłopaka nie zamierzam brać ze sobą. — Harry zdjął kaptur i uśmiechnął się
diabolicznie, nie mógł jednak ukryć błyszczących od łez oczu.
— Czyżbym się pomylił? — Tom przechylił głowę w bok zastanawiając się, co tu tak właściwie
się dzieje. — Nie stoją za tobą Taros i Malfoy?
— Stoją. — Harry przeniósł wzrok na dwóch śmierciożerców w czarnych maskach. — Ale ty
chyba wiesz najlepiej, że żaden z nich nie jest moim chłopakiem — kontynuował, widząc jak ten
drgnął z zaskoczenia.
— A ja niby skąd mam wiedzieć coś takiego?
— Pamiętaj, że nie lubię kłamstw — ostrzegł go. — Lepiej przemyśl to, co chcesz mi
powiedzieć.
— Harry! — Przerwało mu wołanie Dumbledore’a.
— Znowu on — warknął, odwracając się do starca. — Czy ktoś tu pana zapraszał? — krzyknął
zdenerwowany. — Zgredek, Mróżka trzymajcie ich z daleka od nas.
Skrzaty skinęły tylko głowami, tworząc tarcze niepozwalającą delegacji Hogwartu wyjść poza
bramę. Odwrócił się do zaskoczonych śmierciożerców i Riddle’a.
— Masz mi coś do powiedzenia, czy nie? — syknął do Toma.
— Od kiedy wiesz? — zapytał w końcu, zaskakując zbiegowisko.
— Ranek po pierwszej randce. — Tyle mógł powiedzieć.
— Na Merlina… — wyszeptał Riddle, odrzucając kaptur. — Harry… — Postąpił krok do przodu
i odbił się od tarcz szkoły.
— Nie bądź śmieszny, Tom. — Wybraniec pokręcił głową, widząc te próby. — Przyszedłem się
tylko pożegnać i dać ci szansę się wytłumaczyć, nie mógłbym tak zniknąć bez słowa
— Przepraszam! — Mężczyzna położył dłonie na osłonach. — Harry, ja chciałem cię po prostu
poznać i nawet nie wiem, kiedy się zakochałem. — Widział jak Potter drgnął niespokojnie.
— Teraz mam ci uwierzyć? — Podszedł do niego i dzieliło ich już tylko kilka centymetrów. —

background image

Nie powiedziałeś mi o tym przez tyle czasu, nie przyznałeś się!
— Bałem się — wyszeptał przymykając na chwilę oczy. — Bałem się, że już nie będę mógł cię
przytulić, że odejdziesz nie oglądając się za siebie.
— I właśnie do tego doprowadziłeś. — Oddech Harry’ego owiał jego usta. — Bo nie będziesz
miał szansy mnie przytulić. — Usta Pottera muskały jego własne i w końcu Gryfon pozwolił na
delikatny pocałunek.
Po policzkach Riddle’a popłynęły łzy. Zrozumiał, że Harry odejdzie, a on nie ma nic, by móc go
powstrzymać. Zaszlochał, wciskając się głębiej w tarczę, by móc skosztować choć chwilę dłużej
ust chłopaka.
— Nie rób mi tego — poprosił Harry, patrząc na jego łzy. — Ja muszę odejść, nie ma teraz dla
nas miejsca w twoim życiu. Prowadzisz wojnę. Zabijasz a ja nie mógłbym patrzyć na śmierć
niewinnych. Zabij tych, którzy na to zasługują, ale nigdy tych, którzy bronią swoich domów i
rodzin.
— Harry! Proszę, zostań.
Potter cofnął się kilka kroków, podchodząc do zakapturzonych blondynów.
— Jeśli naprawdę mnie kochasz to pokażesz to, wtedy pozwolę ci nas znaleźć. — Z jego oczu
spłynęły dwie, słone łzy, znacząc drogę w dół po jego bladych policzkach.
— Nie chcę was, chcę tylko ciebie! — Uderzył pięścią w tarczę.
— Ja jestem w pakiecie. — Harry zerknął na Axela, który skinął mu głową odpowiadając na nie
zadane pytanie. — Serpens i Nathaniel to część mnie — powiedział wiedząc, że blondyni
pokazują właśnie chłopców Tomowi i śmierciożercom.
— To… O Merlinie! — Zamieszanie powstałe wśród zamaskowanych postaci pokazało, że są
zaskoczeni tak samo jak ich Pan.
— Dwudziesty drugi maja — zakomunikował Harry, podając datę ich narodzin.
Po tych słowach skrzaty skoczyły do jego stóp, łapiąc się peleryny a blondyni podeszli, kładąc
dłonie na jego barkach. Wiatr zerwał się falując w małych wirach, co kilka centymetrów
wytyczając okrąg wokół nich. Zabłysło światło łącząc liniami złota, środki owych okręgów. Cały
zaznaczony obszar rozbłysnął, a oni zniknęli. Bez śladu i powrotu. Bez odwrotu.
Tom zaciągnął kaptur, odwracając się zamaszyście i także znikając bez słowa. Śmierciożercy
poszli chwilę później w jego ślady.

***


— Harry? — Axel objął przyjaciela ramieniem. — Wszystko dobrze?
Potter skinął tylko głową, zasłaniając twarz dłońmi. Nie był w stanie powstrzymać łez.
— A jeśli on naprawdę mnie kocha? — wyszeptał jakiś czas później.
— Przekonamy się, dałeś mu szansę, — Malfoy stał obok dwóch małych kołysek, w których
leżały dzieci.


***


Epilog

background image

Trzy lata później.

— Śpacel, Śpacel! — krzyczało dwóch czarnowłosych chłopców do swojego, zaledwie
dziewiętnastoletniego ojca.
Niespełna trzy lata temu opuścili Anglię. Trzy lata temu zaczęła się tam prawdziwa wojna. Wraz
z ich odejściem odszedł spokój. Harry nie mógł o tym jednak myśleć. Nie miał czasu. Opieka nad
dwójką ruchliwych dzieciaków była pracą na pełen etat. Zaledwie trzy lata temu widział ostatni
raz swoją miłość.
— Oczywiście — zgodził się szybko. — Zawołajcie wujków — polecił.
Zaledwie cztery lata temu jadł swój ostatni porządny posiłek. Nikt tak nie gotował, jak Tom.
Dwaj mali chłopcy zaczęli dreptać nieporadnie na swoich krótkich nóżkach do salonu.
— Śpacel! Śpacel! — Śpiewka się powtórzyła.
Dwa tygodnie temu skończyła się wojna. Skończyła się wygraną Toma i klęską Dumbledore’a.
Dwa tygodnie temu, w przegranym pojedynku z Tomem zginął Albus. Riddle wprowadzał
właśnie nowe Ustawy, między innymi te, zapewniające bezpieczeństwo dzieciom z
niemagicznych rodzin. Robił wiele dobrego. Harry sam najlepiej wiedział, jak to jest wychować
się w rodzinie, która cię nie chce i nie akceptuje. Niezrozumienie było najgorsze. Marvolo
oszczędzał w ten sposób wiele istnień. Chłopak wiedział, że to wszystko dla niego. Mężczyzna
krzyczał tym w świat: Kocham Cię! Wróć do mnie.
Zaledwie trzy dni temu Harry zdjął część zaklęć ochronnych. Mógł go znaleźć tylko ktoś, kto
naprawdę szukał, komu na nim zależało.
— Oć tata! Oć — ponaglał go jeden z jego synków.
Nie mógł się nadziwić, jak bardzo są podobni do niego i Toma. Złapał kurtkę wiedząc, że Draco i
Axel zajmą się wszystkimi istotnymi sprawami.
— Twiatki! — zapiszczał jeden z chłopców, widząc jakieś polne kwiaty w parku.
Mieszkali tu od wyjazdu z Anglii. Małe miasteczko w Stanach. Spokój i cisza, wszyscy
wszystkich znają. Idealne miejsce by wychować dzieci. Harry zerwał dwie stokrotki podając po
jednej chłopcom. Mały plac zabaw w samym środku parku świecił pustkami. W okolicy nie było
zbyt wiele małych dzieci, raczej nastolatki uzależnione od internetu i gier, całe dnie spędzające
przed komputerem. Jak wielokrotnie wcześniej, podziękował Merlinowi za Axela i Draco.
Jego przyjaciele zajmowali się chłopcami dając mu odetchnąć. Usiadł na ławce, by wszystko
mieć na oku. Uśmiechał się i odprężał słysząc wesołe śmiechy swoich dzieci, swoich chłopców.
Nie zwrócił uwagi na to, że ktoś opadł na ławkę obok niego, zareagował dopiero gdy dotarły do
niego ciche słowa.
— Witaj, mój śliczny. — Drgnął słysząc ten głos i powitanie.
— Tom — wydusił, nie będąc w stanie na niego spojrzeć.
— Śliczni chłopcy — powiedział Riddle, pochylając się nad nim. — Tak samo śliczni jak ich
matka.
— Tom… — Wiedział, że się powtarza.
Jego twarz została chwycona w delikatne i ciepłe dłoni. Westchnął na to elektryzujące, niemal
zapomniane doznanie. Jego skóra stykająca się ze skórą Toma, jego usta tak blisko warg
kochanka.
— Kocham cię — wyszeptał Marvolo.
— Na Merlina! Tom! — Potter zarzucił mu ręce na szyję, całując go zachłannie. Mocno, nagląco

background image

i z potrzebą. Tak bardzo za nim tęsknił. A teraz miał go w końcu przy sobie.
—Tata! — Usłyszał, kiedy dotarło do niego coś, poza odgłosem ich pocałunków.
Oderwał się od zachwyconego mężczyzny i popatrzył na swojego syna stojącego przed nimi.
Harry zorientował się, że siedzi na kolanach Toma, ściskając go za szyję. Po policzkach spływały
mu łzy. Czarny Pan był zarumieniony a serca ich obu biły szaleńczym tempem.
— Co się stało? — zapytał chłopców, gdy młodszy dołączył do brata.
— A wujek mówi, ze to nas tata! — Wskazał na Riddle’a, po czym wepchnął sobie kciuk do ust.
— Chodźmy na kolację. — Wyciągnął do chłopców ręce i poczekał aż do niego podejdą.
— Jus? — Zdziwili się.
— Wasz tata będzie gotował a my mu w tym pomożemy. — Uśmiechnął się do swoich synów.
W końcu będą mieli drugiego tatę. Pełną rodzinę. Wiedział przecież z własnego doświadczenia
jak trudno jest wychować się w nieprawdziwej. Nie mogła być prawdziwa, skoro nie była pełna.
Dla swoich dzieci chciał wszystkiego, co najlepsze. A poza tym… Tom świetnie gotował!
Riddle parsknął śmiechem i wstał, obejmując ich ramionami i przytulając do siebie.
— Moje dzieci — mruknął jeszcze, całując ich w główki. — Moja rodzina.
Ruszyli w stronę domu.
— Harry? — Marvolo przystanął na chwilę, biorąc na ręce jednego z bliźniaków. — Jest coś, co
nie dawało mi spokoju przez cały ten czas…
— Co takiego? — zaciekawił się chłopak, ściskając silniej dłoń Toma.
— W jednym z listów napisałeś, że Severus i Lucjusz będą ci do czegoś potrzebni.
Potter zaśmiał się dźwięcznie.
— Snape był moją sową w szkole. — Posłał mu rozbawiony uśmiech. — Żadna wiadomość,
wysłana przez jakiekolwiek zwierzę, nie docierała do ciebie tak szybko… — Dalszą wypowiedź
zagłuszył śmiech Riddle’a. — Oczywiście nie mógł o tym wiedzieć z wiadomych względów.
— A Lucjusz? — wysapał wciąż się śmiejąc.
— Czy ja kiedykolwiek wspominałem, że to o Lucjusza mi chodzi? — Popatrzył na niego
sugestywnie, przecież nie mógł skazać ojca Draco na śmierć i próbować go potem przeciągnąć na
swoją stronę.
— O cim wy mówicie? — Bliźniacy byli wyraźnie zainteresowani ich dyskusją.
— O przeszłości — Harry przytulił się do Toma. — O zabawnych chwilach…

Koniec.






Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Druga twarz 6
Druga twarz Epilog
Druga twarz anoreksji
Druga twarz tlenu Wolne rodniki w przyrodzie Bartosz Grzegorz
Druga twarz
Mazowiecki Tadeusz Druga twarz Europy 2
0519 Darcy Emma Druga twarz anioła
Interakcje wyklad Pani Prof czesc pierwsza i druga 2
bazy danych druga id 81754 Nieznany (2)
druga strona
Platon - interpretacja (wersja druga), Testy
Twarz-zmarszczki-Jodłą w zmarszczki, ZDROWIE-Medycyna naturalna, Kosmetyki naturalne
BOROWINA - zabiegi na twarz i ciało, KOSMETYKA
Technologia remediacji druga ściąga na 2 koło całość, Studia, Ochrona środowiska
3 - Droga do Sukcesu - strona druga, fm, 45 sekundowa prezentacja, sekrety, teczka fm
DRUGA ŚCIĄGA

więcej podobnych podstron