Karl R. Popper, Wiedza obiektywna. Ewolucyjna teoria epistemologiczna, PWN 1992
1. WIEDZA HIPOTETYCZNA: MOJE ROZWIĄZANIE PROBLEMU INDUKCJI
Rozwój irracjonalizmu w wieku dziewiętnastym i w minionej części dwudziestego
jest naturalną konsekwencją destrukcji empiryzmu, która była dziełem Hume'a.
Bertrand Russell
Mogę się oczywiście mylić, ale wydaje mi się, że rozwiązałem ważny problem filozoficzny, problem
indukcji. Rozwiązanie to okazało się wyjątkowo owocne i pozwoliło mi rozwiązać wiele innych problemów
filozoficznych.
Niewielu filozofów jednak zechciałoby się zgodzić z tym, że istotnie rozwiązałem problem indukcji.
Rzadko który z nich podjął trud zbadania — czy nawet krytyki — moich poglądów na ten temat, lub choćby
zauważył, że coś w tym zakresie w ogóle zrobiłem. Wiele książek opublikowanych całkiem niedawno w tej
dziedzinie nie powołuje się na żadną z moich prac, chociaż wiele z nich nosi ślady wpływu dalekiego echa
moich myśli. Te prace z kolei, które dostrzegają moje pomysły, przypisują mi zazwyczaj poglądy, których
nigdy nie głosiłem, albo krytykują mnie na podstawie zwykłych nieporozumień lub złego odczytania, czy też
za pomocą nieistotnych argumentów. Niniejszy rozdział jest próbą ponownego wyjaśnienia moich poglądów,
a jednocześnie zawiera w pewien sposób pełną odpowiedź dla moich krytyków.
Pierwsze dwie publikacje na temat problemu indukcji umieściłem w „Erkenntnis” w 1933 roku, gdzie
skrótowo przedstawiłem moje sformułowanie tego problemu i moje jego rozwiązanie, oraz w Logik der
Forschung w roku 1934. Artykuł ten, jak również i książka, były bardzo zwięzłe. Oczekiwałem, może
nazbyt optymistycznie, że moi czytelnicy, dzięki kilku aluzjom historycznym zrozumieją, dlaczego
przedstawione przeze mnie specjalne przeformułowanie tego problemu miało rozstrzygające znaczenie.
Albowiem wydaje mi się, że właśnie przeformułowanie tego tradycyjnego problemu filozoficznego
umożliwiło jego rozwiązanie.
Przez tradycyjny filozoficzny problem indukcji rozumiem pewne sformułowanie, które można wyrazić
następująco (oznaczam je przez „Tr”):
Tr Dzięki czemu przekonanie, że przyszłość będzie (w wielkiej mierze) taka jak przeszłość, jest
uzasadnione? Albo też: Jakie jest uzasadnienie dla wniosków indukcyjnych?
Sformułowania takie są niedobre z kilku powodów. Na przykład pierwsze z nich zakłada, że przyszłość
będzie taka jak przeszłość, a założenie to, ja przynajmniej, uważam za błędne, chyba że określeniu „taka jak”
nadamy tak szeroki sens, że założenie to stanie puste i bezużyteczne. Drugie sformułowanie zakłada, że
istnieją wnioski indukcyjne i reguły wyprowadzania wniosków indukcyjnych, a to znowu jest założenie,
którego nie należy przyjmować bezkrytycznie i które uważam za błędne, a podobne uwagi można również
odnieść do wielu innych sformułowań. Dlatego moim głównym zadaniem będzie ponowne sformułowanie
problemu, który — jak sądzę — kryje się za tym, co nazywam tradycyjnym problemem filozoficznym
indukcji.
Sformułowania, które obecnie uchodzą za tradycyjne, są historycznie całkiem niedawne: wywodzą się
one z Hu-me'owskiej krytyki indukcji oraz wpływu tej krytyki na zdroworozsądkową teorię wiedzy.
Powrócę do bardziej szczegółowej dyskusji nad tymi tradycyjnymi sformułowaniami po przedstawieniu
najpierw poglądu zdroworozsądkowego, następnie poglądu Hume'a, a później moich własnych
przeformułowań i rozwiązań tego problemu.
§ 1. Zdroworozsądkowy problem indukcji
Zdroworozsądkowa teoria wiedzy (którą także nazywam kubłową teorią wiedzy [the bucket theory of
mind]) jest teorią najlepiej znaną w postaci stwierdzenia, że „nie ma nic w umyśle, czego nie było przedtem
w zmysłach”. (Starałem się wykazać, że ten pogląd został po raz pierwszy sformułowany — w żartobliwy
sposób — przez Parmenidesa: Większość śmiertelnych nie ma nic w swych omylnych umysłach, czego nie
było najpierw w ich omylnych zmysłach.)
Niemniej jednak posiadamy pewne oczekiwania i mocno wierzymy w pewne prawidłowości (prawa
natury, teorie). To prowadzi do zdroworozsądkowego problemu indukcji (który nazywam Zr):
Zr W jaki sposób powstać mogły te oczekiwania i przekonania?
1
Zdroworozsądkowa odpowiedź brzmi: W drodze powtarzanych obserwacji poczynionych w przeszłości:
wierzymy, że słońce wzejdzie jutro, ponieważ działo się tak w przeszłości.
Zdrowy rozsądek bierze po prostu za pewnik (nie stawiając żadnych problemów), że nasza wiara w
prawidłowości jest uzasadniona przez te powtarzane obserwacje, które są odpowiedzialne za jej genezę.
(Geneza oraz uzasadnienie — wynikające z powtarzania — są tym, co filozofowie od Arystotelesa i
Cycerona nazywali epagoge lub inductio.)
§ 2 Dwa problemy indukcji Hume'a
Hume badał status wiedzy ludzkiej, albo, jak on by to powiedział, problem, czy którekolwiek z naszych
przekonań — i które z nich — można uzasadnić za pomocą racji dostatecznych.
Postawił dwa problemy: problem logiczny (H
L
) i problem psychologiczny (Hp
s
). Ważną rzeczą jest to,
że obie jego odpowiedzi na te dwa problemy są w pewien sposób wzajemnie sprzeczne.
Oto problem logiczny Hume'a:
H
L
Czy mamy prawo rozumować z [powtarzalnych] przypadków, które znamy z doświadczenia, o
innych przypadkach [wnioskach], których nie znamy z doświadczenia?
Odpowiedź Hume'a na H
L
brzmi: Nie, bez względu na ilość powtórzeń. Hume wykazał także, że
sytuacja logiczna pozostaje dokładnie taka sama, jeśli w H
L
wstawimy słowo „prawdopodobne” przed
„wnioski”, lub jeśli zwrot „o innych przypadkach” zostanie zastąpiony zwrotem „o prawdopodobieństwie
innych przypadków” .
Psychologiczny problem Hume'a brzmi:
H
P
Dlaczego, mimo wszystko, wszyscy rozumni ludzie oczekują i wierzą, że przypadki, co do których
nie mają żadnego doświadczenia, będą zgodne z tymi, o których doświadczenie ich pouczyło? To znaczy,
skąd biorą się w nas oczekiwania, w których pokładamy wielką ufność?
Odpowiedź Hume'a na H
P
jest następująca: Dzieje się tak z „przyzwyczajenia lub nawyku”, to znaczy
dlatego, że jesteśmy warunkowani przez powtórzenia oraz przez mechanizm łączenia idei, tj. mechanizm,
bez którego, mówi Hume, nie moglibyśmy przetrwać.
§ 3. Istotne konsekwencje wyników Hume'a
Z powodu tych wyników Hume —jeden z najbardziej racjonalnych umysłów w dziejach — stał się
sceptykiem, a zarazem wierzącym: uwierzył w irracjonalistyczną epistemologię. Jego wniosek, że
powtórzenia nie mają żadnej mocy jako argumenty, jakkolwiek dominują w naszym życiu poznawczym lub
w naszym „rozumowaniu”, doprowadził go do konkluzji, że argument czy racja odgrywa niewielką rolę w
myśleniu. Nasza wiedza zostaje zdemaskowana jako coś, co posiada naturę mniemania, co więcej
mniemania nie dającego się bronić rozumowo — jest wiarą irracjonalną.
Mam nadzieję, że w § 4 oraz w §§ 10 i 11 uda mi się pokazać, że takich irracjonalnych wniosków nie da
się wyprowadzić z mojego rozwiązania problemu indukcji.
Wnioski Hume'a jeszcze mocniej i w bardziej desperacki sposób wyraził Russell w rozdziale
poświęconym Hume'owi w A History of Western Philosophy, opublikowanej w 1946 roku (trzydzieści cztery
lata po jego Problems of Philosophy, która to książka zawiera znakomite i klarowne sformułowanie
problemu indukcji bez odniesienia do Hume'a), Russell pisze o podejściu Hume'a do problemu indukcji w
następujący sposób: „Filozofia Hume'a [...] reprezentuje bankructwo osiemnastowiecznej racjonalności”, i
„Dlatego też należy zbadać, czy można dać jakąkolwiek odpowiedź Hume'owi w ramach filozofii opartej
całkowicie lub w głównej mierze na doświadczeniu. Jeśli nie, to nie ma żadnej intelektualnej różnicy między
rozsądkiem i szaleństwem. Wariata, który jest przekonany, że jest gotowanym jajkiem, można krytykować
tylko na tej podstawie, że jest w mniejszości...”
Russell twierdzi dalej, że jeżeli odrzucimy indukcję (albo zasadę indukcji), to „każda próba
wyprowadzania wniosków ogólnych z poszczególnych obserwacji okaże się błędna i empiryk nie ma szans
uniknąć Hume'owskiego sceptycyzmu”.
2
Russell podkreśla więc sprzeczność między odpowiedzią Hume'a na H
L
a (a) racjonalnością, (b)
empiryzmem, oraz (c) procedurami naukowymi.
Mam nadzieję, że w § 4 oraz §§ 10-12 uda mi się wykazać, że wszystkie te sprzeczności znikną, jeżeli
zostanie przyjęte moje rozwiązanie problemu indukcji: nie ma żadnej sprzeczności między moją
nieindukcyjną teorią a racjonalnością, empiryzmem i metodami nauki.
§ 4. Moje podejście do problemu indukcji
(1) Uważam rozróżnienie między problemem logicznym i psychologicznym, zawarte w podejściu
Hume'a, za rzecz najważniejszą. Ale nie sądzę, aby można było przyjąć pogląd Hume'a na to, co — według
mnie — jest „logiką”. Hume mówi, w miarę jasno, o procesach poprawnego wnioskowania; lecz uważa je za
procesy „rozumowe” albo świadomościowe.
Natomiast jedną z moich podstawowych metod tam, gdziekolwiek chodzi o problemy logiczne, jest
przekładanie wszystkich terminów subiektywnych lub psychologicznych, zwłaszcza „przekonania” etc., na
terminy obiektywne. Dlatego więc zamiast mówić o „przekonaniu”, wolę mówić na przykład o
„twierdzeniu”, lub o „teorii wyjaśniającej”; zamiast mówić o „wrażeniu”, wolę „zdanie obserwacyjne” lub
„zdanie doświadczenia”, zamiast o „uzasadnieniu przekonania” wolę mówić o „uzasadnieniu twierdzenia, że
teoria jest prawdziwa” etc.
Tę procedurę przekładania na obiektywny, logiczny lub „formalny” sposób mówienia można
zastosować do H
L
, ale nie do H
P
; jednakże:
(2) Po rozwiązaniu problemu logicznego H
L
, rozwiązanie to można przenieść na problem
psychologiczny H
P
według następującej zasady przeniesienia: to, co jest prawdą w logice, jest też prawdą w
psychologii. (Analogiczną zasadę można stosować również w sporej mierze w odniesieniu do „metody
naukowej”, a także historii nauki: to, co jest prawdziwe w logice, jest prawdziwe również w odniesieniu do
metody naukowej i historii nauki.) Jest to bez wątpienia dość śmiałe twierdzenie w psychologii poznania i
procesów myślenia.
(3) Spróbuję pokazać, że moja zasada przeniesienia gwarantuje eliminację irracjonalizmu Hume'a: jeśli
bowiem uda mi się odpowiedzieć na jego główny problem indukcji, w tym też H
P
, bez naruszenia zasady
przeniesienia, to nie dojdzie do sprzeczności między logiką i psychologią i nie wyniknie wniosek, że nasze
rozumowanie jest irracjonalne.
(4) Program taki, połączony z Hume'a rozwiązaniem H
L
, implikuje, że można powiedzieć o logicznych
relacjach między teoriami naukowymi a obserwacjami znacznie więcej, niż to, co zawiera się w H
L
.
(5) Jeden z moich głównych wyników stwierdza, że:
ponieważ Hume miał rację negując istnienie czegoś takiego jak indukcja przez powtarzanie w logice,
dzięki zasadzie przeniesienia nie ma ona również miejsca w psychologii (ani w metodzie naukowej czy
historii nauki): idea indukcji przez powtarzanie musi być błędna, jest czymś w rodzaju złudzenia
optycznego. Krótko: nie istnieje indukcja przez powtarzanie.
§ 5.. Logiczny problem indukcji: przeformułowanie i rozstrzygnięcie
Zgodnie z tym, co powiedziałem powyżej (w punkcie 1 § 4), możemy przełożyć Hume'a problem H
L
na
obiektywny lub logiczny sposób mówienia.
W tym celu zastępuję „przypadki, które znamy z doświadczenia” przez „zdania doświadczenia”, tzn.
przez pojedyncze zdania opisujące zdarzenia obserwowalne („zdania obserwacyjne” albo „zdania bazowe”);
natomiast „przypadki, których nie znamy z doświadczenia” zastępuję przez „uniwersalne teorie
wyjaśniające”.
Logiczny problem indukcji można teraz sformułować następująco:
L1 Czy można uzasadnić twierdzenie, że uniwersalna teoria wyjaśniająca jest prawdziwa za pomocą
„racji empirycznych”, to znaczy przez uznanie za prawdziwe zdań doświadczenia lub zdań obserwacyjnych
(które, można powiedzieć, są „oparte na doświadczeniu”)?
Moja odpowiedź na to pytanie jest taka sama jak Hume'a: Nie, nie można; żadna ilość prawdziwych
zdań doświadczenia nie może uzasadnić twierdzenia, że uniwersalna teoria wyjaśniająca jest prawdziwa.
Ale jest jeszcze drugi problem logiczny, L2, będący uogólnieniem L1. Można go otrzymać z L1 przez
3
zastąpienie słów „jest prawdziwa” przez „jest prawdziwa lub fałszywa”:
L2 Czy można uzasadnić twierdzenie, że uniwersalna teoria wyjaśniająca jest prawdziwa lub fałszywa
za pomocą „racji empirycznych”; to znaczy, czy uznanie prawdziwości zdań doświadczenia może uzasadnić
twierdzenie, że uniwersalna teoria wyjaśniająca jest prawdziwa albo fałszywa?
Na to pytanie moja odpowiedź jest pozytywna: Tak, uznanie prawdziwości zdań empirycznych czasami
pozwala uzasadnić twierdzenie, że pewna uniwersalna teoria wyjaśniająca jest fałszywa.
Odpowiedź ta okazuje się bardzo ważna, jeżeli zastanowimy się nad sytuacją problemową, w której
powstaje problem indukcji. Mam na myśli sytuację, w której stajemy wobec różnych teorii wyjaśniających,
które konkurują ze sobą jako rozstrzygnięcia jakiegoś problemu wyjaśniania — na przykład problemu
naukowego; a także, gdy musimy albo chcemy wybrać jedną z nich. Jak widzieliśmy, Russell mówi, że bez
rozwiązania problemu indukcji nie możemy rozstrzygać między (dobrą) teorią naukową, a (złym) opętaniem
szaleńca. Hume także rozmyślał nad problemem teorii konkurencyjnych. Pisał: „Przypuśćmy, że pewna
osoba wysuwa twierdzenia, z którymi się nie zgadzam, [.,.] że srebro jest bardziej topliwe niż ołów, lub że
rtęć jest cięższa od złota...”.
Ta sytuacja problemowa — wyboru między kilkoma teoriami — nasuwa trzecie przeformułowanie
problemu indukcji:
L3 Czy można uzasadnić preferowanie niektórych teorii uniwersalnych spośród innych, z uwagi na ich
prawdziwość lub fałszywość, za pomocą takich „racji empirycznych”?
W świetle odpowiedzi na L2, odpowiedź na L3 staje się oczywista: Tak; niekiedy nasze preferencje
mogą być uzasadnione, jeżeli będziemy mieli szczęście. Zdarza się bowiem, że zdania doświadczenia
obalają niektóre — choć nie wszystkie — teorie konkurencyjne; a jeżeli szukamy teorii prawdziwej,
będziemy preferować tę, której fałszywość nie została wykazana.
§ 6. Uwagi do mojego rozwiązania problemu logicznego
(1) Według moich przeformułować zagadnieniem centralnym w logicznym problemie indukcji jest
poprawność (prawdziwość lub fałszywość) praw uniwersalnych w świetle pewnych „danych” zdań
doświadczenia. Nie stawiam pytania: „W jaki sposób rozstrzygamy o prawdziwości lub fałszywości zdań
empirycznych?”, tj. pojedynczych opisów zdarzeń obserwowalnych. Tej kwestii nie można, jak sądzę,
uważać za część problemu indukcji, ponieważ Hume pytał o to, czy mamy prawo wnioskować o
przypadkach nieznanych z doświadczenia na podstawie „przypadków” znanych z doświadczenia. Ani Hume,
ani żaden inny autor piszący na ten temat przede mną nie postawił kolejnych pytań: czy możemy uważać
„przypadki znane z doświadczenia” za dane? I czy rzeczywiście są one pierwotne wobec teorii? Jednak, choć
do tych problemów doszedłem dzięki mojemu rozwiązaniu problemu indukcji, wykraczają one poza problem
pierwotny. (Widać to, gdy weźmiemy pod uwagę rzecz, o którą chodziło filozofom poszukującym
rozwiązania problemu indukcji: gdyby można było odkryć „zasadę indukcji” pozwalającą nam wyprowadzić
prawa uniwersalne ze zdań pojedynczych oraz bronić na tej podstawie twierdzenia o jej prawdziwości, wtedy
problem indukcji zostałby uznany za rozstrzygnięty.)
(2) L1 jest próbą przełożenia problemu Hume'a na obiektywny sposób mówienia. Jedyną różnicą jest to,
że Hume mówi o przyszłych (pojedynczych) przypadkach, których nie doświadczyliśmy, a więc o
oczekiwaniach, podczas gdy L1 mówi o uniwersalnych prawach i teoriach. Mam co najmniej trzy powody,
aby wprowadzić tę zmianę. Po pierwsze, z logicznego punktu widzenia, „przypadki” są względne wobec
jakiegoś ogólnego prawa (albo przynajmniej wobec funkcji zdaniowej, którą można uogólnić). Po drugie,
zwykła metoda wnioskowania z „przypadków” o innych „przypadkach” opiera się na teoriach
uniwersalnych. Przechodzimy tym samym od problemu teorii Hume'a do problemu poprawności teorii
uniwersalnych (ich prawdziwości lub fałszywości). Po trzecie, pragnę, podobnie jak Russell, powiązać
problem indukcji z prawami uniwersalnymi lub teoriami naukowymi.
(3) Negatywną odpowiedź na L1 należy interpretować w ten sposób, że wszystkie prawa lub teorie
musimy uważać za hipotetyczne albo koniekturalne, czyli uznawać je jedynie za domysły.
Pogląd ten jest obecnie bardzo popularny, ale minęło sporo czasu, zanim się przyjął. Zwalcza go na
przykład w skądinąd znakomitym artykule z 1937 roku Gilbert Ryle. Ryle dowodzi (s. 36), że jest błędem
mówić, „iż wszystkie ogólne stwierdzenia nauki [...] są tylko hipotezami”; terminu „hipoteza” używa on
4
dokładnie w tym samym sensie, w którym ja używałem go zwykle i nadal używam; jest to pewne
„twierdzenie [...], o którym można tylko przypuszczać, że jest prawdziwe” (loc. cit.).
Wbrew tezom takim jak moja stwierdza, że: „Jesteśmy często pewni praw i jest to pewność
usprawiedliwiona” (s. 38). Twierdzi także, że pewne wnioski ogólne są „uznane i dowiedzione”: „Nazywa
się je «prawami», nie «hipotezami»„.
Taki pogląd Ryle'a był istotnie poglądem „uznanym” wówczas, gdy pisałem Logik der Forschung i
nadal jest całkiem żywy. Pierwszym powodem, dla którego wystąpiłem przeciwko temu poglądowi, była
teoria grawitacji Einsteina: nigdy nie było teorii lepiej „dowiedzionej” niż Newtonowska i jest mało
prawdopodobne, aby kiedykolwiek jeszcze taka się pojawiła. Ale bez względu na to, co można myśleć o
statusie teorii Einsteina, to z pewnością każe nam ona uznać teorię Newtona za „zwykłą” hipotezę lub
przypuszczenie.
Drugim powodem było odkrycie deuteru i wody ciężkiej przez Ureya w 1931 roku. W tym czasie woda,
wodór i tlen były substancjami znanymi chemii najlepiej, a ciężar atomowy wodoru i tlenu stanowił
podstawę wszelkich pomiarów chemicznych. Była to teoria, za której prawdziwość każdy chemik gotów był
oddać swoje życie, przynajmniej zanim Soddy nie wysunął hipotezy izotopowej w 1910 roku, a w istocie
także i dużo później. Lecz tu właśnie Urey odkrył coś, co obaliło tę teorię (i potwierdziło teorię Bohra).
Skłoniło mnie to do tego, aby przyjrzeć się dokładniej innym „dowiedzionym prawom”, a szczególnie
trzem typowym przykładom induktywistów:
(a) że słońce wschodzi i zachodzi raz na dwadzieścia cztery godziny (albo na około 90 000 uderzeń
pulsu),
(b) że wszyscy ludzie są śmiertelni,
(c) że chleb jest pożywny.
W każdym z tych trzech przypadków stwierdziłem, że owe utrwalone prawa zostały faktycznie obalone,
przynajmniej w tym sensie, jaki im pierwotnie nadawano.
(a) Pierwsze prawo zostało obalone wówczas, gdy Phyteas z Marsylii odkrył „zamarznięte morze i
słońce o północy”. Jest faktem, że (a) znaczyło pierwotnie: „Gdziekolwiek się znajdziesz, słońce wzejdzie i
zajdzie raz na 24 godziny”; ujawniło się to dzięki temu, że relacja Phyteasa spotkała się z całkowitym
odrzuceniem i zaczęła uchodzić za paradygmat wszelkich bajek podróżniczych.
(b) Drugie prawo, albo raczej teoria Arystotelesa, na której się ono opiera, również zostało obalone.
Predykat „śmiertelni” jest niepoprawnym przekładem z greki; thnetos oznacza „muszący umrzeć” lub
„podlegający śmierci”, nie zaś po prostu „śmiertelny” i (b) jest częścią Arystotelesowskiej teorii, że
wszystkie stworzenia istotnie muszą umrzeć po okresie, który, chociaż jego długość jest częścią istoty tego
stworzenia, może być różny zależnie od przypadkowych okoliczności. Teoria ta została obalona dzięki
odkryciu, że bakterie nie muszą umierać, ponieważ rozmnażanie się przez podział nie jest śmiercią, oraz
dzięki temu, że uświadomiono sobie, że żywa materia jako całość nie podlega procesowi rozkładu i śmierci,
choć istotnie wygląda na to, że wszystkie jej formy można uśmiercić przy użyciu dostatecznie drastycznych
środków. (Komórki raka na przykład mogą kontynuować życie.)
(c) Trzecie — ulubione przez Hume'a — prawo obalono wówczas, gdy ludzie spożywający swój chleb
codzienny zmarli na ergotyzm, jak to miało miejsce nie tak dawno temu w katastrofalnym wypadku w
pewnej francuskiej wiosce. Oczywiście (c) pierwotnie miało znaczyć, że chleb normalnie wypieczony z
mąki, normalnie zmielonej z pszenicy lub żyta, posianego i zebranego zgodnie z dawno ustaloną praktyką,
będzie raczej żywił ludzi niż ich truł. Ale oni zostali otruci.
Stąd też negatywna odpowiedź Hume'a na H
L
i moja odpowiedź na L1 to nie tylko przejaskrawione
postawy filozoficzne, jak suponuje Ryle i zdroworozsądkowa teoria wiedzy, bowiem mają one oparcie w
rzeczywistych zdarzeniach. Strawson, w podobnie optymistyczny sposób jak Ryle, pisze: „Jeśli [...] istnieje
problem indukcji i [...] Hume go postawił, to trzeba dodać, że Hume go też rozwiązał” — tj. poprzez swoją
pozytywną odpowiedź na Hpe, którą Strawson zdaje się akceptować, stwierdzając: „akceptację dla
«podstawowych kanonów» [indukcji] [...] wymusza na nas Natura. [...] Rozum jest i być powinien
niewolnikiem namiętności”. (Hume powiedział: „i winien być tylko”.)
Nigdy nie spotkałem się z czymś, co lepiej ilustrowałoby cytat z Bertranda Russella A History of
Western Philosophy, który wziąłem jako motto do niniejszego rozdziału.
Jasne jest jednak, że „indukcja” w sensie pozytywnej odpowiedzi na H
L
lub L1 jest indukcyjnie
nieprawomocna, a nawet paradoksalna. Pozytywna odpowiedź na L1 implikuje, że naukowy opis świata jest
z grubsza prawdziwy. (Z czym się zgadzam, mimo mojej negatywnej odpowiedzi na L1.) Wynika stąd
jednak, że ludzie to bardzo inteligentne stworzenia, zajmujące niezbyt bezpieczne miejsce w środowisku
bardzo odmiennym od wszystkich innych miejsc we wszechświecie; że są to zwierzęta, które śmiało dążą do
5
odkrywania — taką czy inną metodą — prawdziwych praw, które rządzą wszechświatem i ich otoczeniem.
Widać stąd, że jakąkolwiek metodą się posłużymy, mamy niewielkie szanse na znalezienie prawdziwych
praw, a nasze teorie zawierają wiele pomyłek, przed którymi żaden cudowny „kanon indukcji”, podstawowy
czy inny, nas nie zabezpieczy. Ale to jest właśnie moja negatywna odpowiedź na L1. Zatem, jeżeli
pozytywna odpowiedź na ten problem pociąga za sobą własną negację, to musi być fałszywa.
Gdyby ktoś chciał wydobyć morał z tej historii, mógłby powiedzieć: rozum krytyczny jest lepszy od
namiętności, szczególnie w sprawach logiki. Jestem jednak gotów przyznać, że niczego nie można osiągnąć
bez odrobiny namiętności.
(4) L2 jest tylko uogólnieniem L1, a L3 jest tylko alternatywnym sformułowaniem L2.
(5) Moja odpowiedź na L2 i L3 daje zarazem jednoznaczną odpowiedź na pytanie Russella. Albowiem
mogę powiedzieć; tak, przynajmniej niektóre brednie szaleńca można uważać za obalone przez
doświadczenie, tzn. przez zdania doświadczenia. (Inne mogą być niesprawdzalne, a przez to różne od teorii
naukowych; to zaś stawia problem demarkacji.)
(6) Najważniejszą sprawą jest to, że — jak to podkreślałem w pierwszym artykule o indukcji — moja
odpowiedź na L2 jest w zgodzie z nieco słabszą formą zasady empiryzmu: Tylko „doświadczenie” jest w
stanie nas przekonać o prawdziwości lub fałszywości zdań faktualnych. Okazuje się bowiem, że w świetle
L1 i odpowiedzi na L1, można co najwyżej określić fałszywość teorii; w świetle odpowiedzi na L2 jest to
istotnie możliwe.
(7) Podobnie nie ma sprzeczności między moim rozwiązaniem a metodami nauki. Przeciwnie, dzięki
niemu dochodzimy do podstaw metodologii krytycznej.
(8) Moje rozwiązanie nie tylko rzuca sporo światła na psychologiczny problem indukcji (patrz § 11),
lecz również wyjaśnia tradycyjne sformułowania problemu indukcji oraz przyczynę słabości tych
sformułowań (por. §§ 12, 13).
(9) Moje sformułowania i rozwiązania problemów L1, L2 i L3 mieszczą się całkowicie w ramach logiki
dedukcyjnej. Wykazałem, że uogólniając problem Hume'a można dodać do niego L2 i L3, co pozwala na
sformułowanie nieco bardziej pozytywnej odpowiedzi, niż odpowiedź dana na L1. Jest tak dlatego, że z
punktu widzenia logiki dedukcyjnej istnieje pewna asymetria między weryfikacją a falsyfikacją przez
doświadczenie. Prowadzi to do czysto logicznego rozróżnienia między hipotezami, które zostały obalone, i
tymi, które nie zostały obalone; a także sugeruje preferencje dla tych drugich — przynajmniej z
teoretycznego punktu widzenia — co czyni je teoretycznie szczególnie interesującymi przedmiotami
dalszego sprawdzania.
§ 7. Preferencje dla teorii a poszukiwanie prawdy
Negatywna odpowiedź na L1 oznacza, że wszystkie nasze teorie pozostają domysłami,
przypuszczeniami, hipotezami. Przyjąwszy ten czysto logiczny wynik, stajemy przed pytaniem, czy istnieją
czysto racjonalne argumenty — także argumenty empiryczne — na rzecz preferencji pewnych przypuszczeń
lub hipotez spośród grona innych.
Można na to spojrzeć na wiele sposobów. Odróżniam punkt widzenia teoretyka-poszukiwacza prawdy,
zwłaszcza prawdziwych teorii wyjaśniających — od poglądu praktycznego człowieka czynu; tzn. odróżniam
preferencje teoretyczne od preferencji pragmatycznych. W tym i następnym paragrafie skoncentruję się
wyłącznie na preferencjach teoretycznych i poszukiwaniu prawdy. Preferencje pragmatyczne i problem
„niezawodności” omawiam w jednym z kolejnych paragrafów.
Zakładam, że głównym przedmiotem zainteresowania teoretyka jest prawda, tj. poszukiwanie
prawdziwych teorii naukowych. Ale gdy w pełni zrozumiał fakt, że nigdy nie można uzasadnić empirycznie
— to znaczy za pomocą doświadczenia — twierdzeń, że dana teoria jest prawdziwa, i że dlatego w
najlepszym razie stoimy przed problemem wstępnej preferencji pewnych domysłów spośród innych,
wówczas, jako poszukiwacz prawdziwych teorii, musi odpowiedzieć na pytanie: Jakie powinniśmy przyjąć
zasady preferencji? Czy rzeczywiście niektóre teorie są „lepsze” od innych?
Pytania te prowadzą do następujących rozwiązań:
(1) Jest rzeczą jasną, że pytanie o preferencje powstaje przede wszystkim, czy nawet wyłącznie, w
odniesieniu do zbioru konkurencyjnych teorii, tj. teorii, które przedstawiono jako rozwiązania tego samego
problemu (patrz także (8), poniżej).
(2) Teoretyk, który szuka prawdy, musi także szukać fałszu, ponieważ stwierdzenie, że jakieś zdanie
jest fałszywe znaczy, że jego negacja jest prawdziwa. Dlatego obalenie teorii jest zawsze przedmiotem
teoretycznego zainteresowania. Ale negacja jakiejś teorii wyjaśniającej nie jest teorią wyjaśniającą (i z
6
reguły nie ma ona „empirycznego charakteru”, jaki posiadają zdania empiryczne, z których została
wyprowadzona). Nawet jeśli jest interesująca, nie spełnia oczekiwań teoretyka, który szuka prawdziwych
teorii wyjaśniających.
(3) Jeżeli teoretyk szuka prawdy, to wykrywanie miejsc, w których pewna teoria się załamuje, dając
teoretycznie interesującą informację, stawia także ważny nowy problem dla nowej teorii. Nowa teoria będzie
musiała odnieść sukces nie tylko tam, gdzie powiodło się obalonej poprzedniczce, lecz także tam, gdzie jej
poprzedniczka zawiodła; tzn. tam, gdzie została obalona. Jeśli nowa teoria osiągnie powodzenie i tu, i tam, to
będzie ona w każdym wypadku bardziej udana i dlatego „lepsza” niż stara teoria.
(4) Ponadto zakładając, że ta nowa teoria nie jest obalona w czasie t przez żaden nowy sprawdzian, to
jest ona, przynajmniej w czasie t, „lepsza” od teorii obalonej w jeszcze jednym sensie. Albowiem wyjaśnia
ona nie tylko to, co wyjaśniała teoria obalona, oraz także coś więcej, lecz można ją również uważać za teorię
możliwie prawdziwą, ponieważ w czasie t nie wykazano, że jest fałszywa.
(5) Jednak teoretyk będzie cenił taką nową teorię nie tylko dla jej sukcesu, oraz dlatego, że jest ona być
może prawdziwa, ale także dlatego, że jest ona możliwie fałszywa: jest ona interesująca jako obiekt do
dalszego sprawdzania, tzn. nowych prób obalenia, które, jeżeli się powiodą, będą stanowić nie tylko negację
teorii, ale również nowy problem teoretyczny dla kolejnej teorii.
Punkty (l)-(5) można podsumować następująco: Teorie nie obalone interesują krytyka z kilku powodów,
a zwłaszcza dlatego, że niektóre z nich mogą być prawdziwe. Będzie zatem preferował teorię nie obaloną
nad tę, której fałszywość wykazano, przy założeniu, że wyjaśnia ona sukcesy i niepowodzenia teorii
obalonej.
(6) Ale nowa teoria może być, jak wszystkie nie obalone teorie, fałszywa. Dlatego teoretyk będzie starał
się najlepiej jak potrafi wykryć wszelkie teorie fałszywe wśród nie obalonych konkurentek; będzie chciał
„schwytać” ją. Tzn. w odniesieniu do każdej teorii nie obalonej będzie się starał wymyśleć przypadki lub
sytuacje, w których, jeżeli jest ona fałszywa, można będzie ją obalić. Dlatego będzie konstruował surowe
testy i krzyżowe sytuacje sprawdzające. Jest to równoznaczne z konstrukcją prawa falsyfikującego, czyli
prawa, które, aczkolwiek posiada niski stopień uniwersalności i nie potrafi wyjaśnić sukcesów teorii
testowanej, sugeruje jednak eksperyment krzyżowy, tj. eksperyment, który może, zależnie od wyniku, obalić
albo teorię testowaną, albo teorię falsyfikującą.
(7) Posługując się taką metodą eliminacji możemy natrafić na teorię prawdziwą. W żadnym wypadku
jednak metoda ta nie potrafi dowieść jej prawdziwości, nawet jeżeli jest ona prawdziwa; liczba teorii
możliwie prawdziwych w dowolnym czasie i po wykonaniu dowolnej ilości testów krzyżowych pozostaje
nieskończona. (Jest to negatywny wniosek Hume'a wyrażony w inny sposób.) Ilość faktycznie
zaproponowanych teorii jest oczywiście zazwyczaj skończona; może się też zdarzyć, że obalimy je
wszystkie i nie potrafimy wymyśleć żadnej nowej.
Z drugiej strony, wśród teorii faktycznie przedstawionych może być więcej niż jedna teoria nie obalona
w czasie t, zatem możemy nie wiedzieć, którą z nich należy wybrać. Jeżeli jednak w czasie t pewna ilość
teorii nadal konkuruje ze sobą, teoretyk postara się stwierdzić, jakie eksperymenty krzyżowe można dla nich
zaprojektować, czyli w drodze jakich eksperymentów można sfalsyfikować — a więc wyeliminować —
niektóre z nich.
(8) Opisana procedura może prowadzić do zbioru teorii, które „konkurują” w tym sensie, że proponują
rozwiązania dla co najmniej kilku wspólnych problemów, choć każda z nich proponuje dodatkowo
rozwiązania pewnych innych problemów nie branych pod uwagę przez pozostałe teorie. Choć żądamy od
nowej teorii, aby rozwiązała problemy rozstrzygane przez jej poprzedniczkę, oraz których tamta nie
rozwiązała, zawsze może się zdarzyć, że zostaną zaproponowane dwie lub więcej teorii konkurencyjnych, z
których każda spełnia te wymogi i w dodatku rozwiązuje pewne problemy, których nie rozwiązują inne
teorie.
(9) W dowolnym czasie t teoretyk poszukuje przede wszystkim teorii, która jest najlepiej sprawdzalna w
porównaniu z innymi konkurencyjnymi teoriami; czyni to po to, aby poddać ją nowym sprawdzianom.
Wykazałem, że jest to teoria o największej zawartości informacyjnej i największej mocy wyjaśniającej. Jest
to teoria, która jest najbardziej godna poddania nowym testom; krótko mówiąc, jest „najlepsza” spośród
teorii konkurencyjnych w czasie t. Jeżeli przetrwa testy, to okaże się również najlepiej sprawdzona spośród
wszystkich zbadanych teorii, obejmujących wszystkie jej poprzedniczki.
(10) Mówiąc o „najlepszej” teorii zakładam, że dobra teoria nie jest ad hoc. Idea ad hoc oraz jej
przeciwieństwo, czyli „śmiałość” teorii, jest bardzo ważna. Wyjaśnienia ad hoc to wyjaśnienia, które nie są
niezależnie sprawdzalne. Niezależność znaczy to niezależność od zjawiska, które się wyjaśnia. Wyjaśnienia
ad hoc można prokurować na zawołanie, stąd też są teoretycznie mało interesujące. Problem stopnia
niezależności testów omawiałem w różnych miejscach; jest to problem interesujący i wiąże się z
7
zagadnieniem prostoty i głębi. Podkreślałem również potrzebę odniesienia lub relatywizacji tego zagadnienia
do problemu wyjaśniania, który rozwiązuje, oraz do omawianych sytuacji problemowych, ponieważ
wszystkie te idee zależą od stopnia, „w jakim teorie konkurencyjne są «dobre». Stopień śmiałości teorii
zależy także od jej relacji z poprzednimi teoriami.
Jest sprawą szczególnie interesującą to, że udało mi się, jak sądzę, znaleźć obiektywne kryterium dla
bardzo wysokich stopni śmiałości lub nie-bycia-ad hoc. Polega ono na tym, że nowa teoria, chociaż wyjaśnia
to, co wyjaśniała stara teoria, zarazem koryguje starą teorię w taki sposób, że właściwie jej zaprzecza:
zawiera starą teorię, ale tylko jako aproksymację. Stąd też podkreślałem, że teoria Newtona zaprzecza
zarówno teorii Keplera jak i Galileusza — chociaż zarazem je wyjaśnia — a to dzięki temu, że zawiera je
jako aproksymacje. Podobnie teoria Einsteina zaprzecza teorii Newtona, lecz z drugiej strony — wyjaśnia ją
i zawiera jako przybliżenie.
(11) Metodę tę można nazwać metodą krytyczną. Jest to metoda prób i eliminacji błędów, eliminacji
proponowanych teorii i poddawania ich możliwie najsurowszym testom. Jeżeli dzięki pewnym założeniom
tylko skończona ilość teorii konkurencyjnych jest możliwa, to metoda ta może naprowadzić nas na jedyną
prawdziwą teorię, poprzez eliminację wszystkich jej konkurentek. Zazwyczaj, tzn. we wszystkich
przypadkach, w których ilość możliwych teorii jest nieskończona, metoda ta nie pozwala sprawdzić, która z
nich jest prawdziwa; lecz nie może tego dokonać żadna inna metoda. Zatem, choć niekonkluzywna, jest
stosowalna.
(12) Rozszerzenie zakresu problemów, uzyskane poprzez obalanie teorii fałszywych, oraz wymogi
sformułowane w punkcie (3), gwarantują nam, że poprzedniczka każdej nowej teorii — z jej punktu
widzenia — będzie miała charakter przybliżenia ku tej nowej teorii. Oczywiście nic nie może nam dać
gwarancji, że dla każdej sfalsyfikowanej teorii znajdziemy „lepszą” następczynię czy lepszą aproksymację,
taką, która spełni te wymogi. Nie ma żadnej gwarancji, że uda nam się posunąć na drodze ku lepszym
teoriom.
(13) Można dodać tutaj jeszcze dwie rzeczy. Po pierwsze, wszystko, co dotąd powiedziano, zawiera się
jak gdyby w dziedzinie czystej logiki dedukcyjnej; tj. logiki, w ramach której postawiono problemy L1, L2 i
L3. Jednakże odnosząc to do praktycznych sytuacji w nauce, natrafiamy na problemy innego rodzaju. Na
przykład związki między zdaniami doświadczenia i teoriami mogą okazać się nie tak jednoznaczne, jej się
tutaj zakłada; albo same zdania doświadczenia mogą podlegać krytyce. Takie problemy powstają zawsze,
gdy stosujemy czystą logikę do sytuacji życiowych. W nauce prowadzi to do przyjęcia tego, co nazywam
zasadami metodologicznymi, zasadami krytycznej dyskusji.
Po drugie, zasady te można uznać za podporządkowane ogólnemu celowi racjonalnej dyskusji, czyli
zbliżaniu się do prawdy.
§ 8. Korroboracja. Zalety nieprawdopodobieństwa
(1) Moja teoria preferencji nie ma nic wspólnego z preferowaniem hipotez „bardziej
prawdopodobnych”. Przeciwnie, wykazałem, że sprawdzalność teorii maleje i wzrasta wraz z jej zawartością
informacyjną, czyli wraz z jej nieprawdopodobieństwem (w sensie rachunku prawdopodobieństwa). Dlatego
„lepsza” lub „bardziej pożądana” hipoteza będzie zazwyczaj hipotezą bardziej nieprawdopodobną. (Nie jest
jednak prawdą, jak pisze John C. Harsanyi, abym kiedykolwiek proponował „kryterium
nieprawdopodobieństwa dla wyboru hipotez naukowych”: nie tylko nie mam ogólnego kryterium, lecz
zdarza się dość często , że nie mogę preferować logicznie „lepszej” i bardziej nieprawdopodobnej hipotezy,
ponieważ ktoś już obalił ją eksperymentalnie.) Wynik ten uznawano za przewrotny, ale moje główne
argumenty są bardzo proste (zawartość = nieprawdopodobieństwo) i przyjęli je nawet niektórzy rzecznicy
induktywizmu i probabilistycznej teorii indukcji, na przykład Carnap.
(2) Najpierw wprowadziłem ideę korroboracji albo „stopnia korroboracji”, aby wykazać, że każda
probabilistyczna teoria preferencji (a przez to każda probabilistyczna teoria indukcji) jest niedorzeczna.
Przez stopień korroboracji teorii rozumiem zwięzłe sprawozdanie oceniające stan (w pewnym czasie t)
krytycznej dyskusji nad teorią, z uwzględnieniem sposobu, w jaki rozwiązuje ona swoje problemy, stopnia
jej sprawdzalności, surowości testów, które przeszła, oraz sposobu,, w jaki przetrwała te sprawdziany. Zatem
korroboracja (albo stopień korroboracji) jest sprawozdaniem oceniającym dotychczasowe zachowanie teorii.
Podobnie jak preferencje, korroboracja jest zasadniczo relatywna : ogólnie tylko można powiedzieć, że teoria
A ma większy (lub mniejszy) stopień korroboracji od innej konkurencyjnej teorii B w świetle krytycznej
dyskusji, obejmującej także testy do określonego czasu t. Jako sprawozdanie z minionego doświadczenia,
korroboracja dotyczy tylko sytuacji, która może nas skłonić do przekładania pewnych teorii nad inne. Nie
8
mówi jednakże nic o przyszłym zachowaniu teorii czy jej „niezawodności”. (Oczywiście nic by się nie stało,
gdyby ktoś wykazał, że można nadać interpretację liczbową moim lub innym sformułowaniom idei stopnia
korroboracji.)
Głównym zadaniem sformułowań przedstawionych jako definicje stopnia korroboracji jest wykazanie,
że w wielu przypadkach hipoteza bardziej nieprawdopodobna (w sensie rachunku prawdopodobieństwa) jest
bardziej pożądana, oraz gdzie zasada ta obowiązuje, a gdzie nie. Można w ten sposób wykazać, że
preferowanie teorii nie jest prawdopodobieństwem w sensie rachunku prawdopodobieństwa. Można
oczywiście nazwać teorię bardziej pożądaną — teorię „prawdopodobną”: słowa nic stanowią problemu,
dopóki nie damy się im omotać.
Podsumowując: Możemy niekiedy mówić o dwóch teoriach konkurencyjnych A i B, że w świetle
krytycznej dyskusji w czasie t i doświadczenia empirycznego (zdań doświadczenia) dostępnego w tej
dyskusji, teoria A jest bardziej pożądana lub posiada wyższy stopień korroboracji niż teoria B.
Oczywiście stopień korroboracji w czasie t (który jest stwierdzeniem, że preferujemy daną teorię w
czasie t) niczego nie mówi o przyszłości — na przykład o stopniu korroboracji w czasie późniejszym od t.
Jest to po prostu raport o stanie dyskusji w czasie t dotyczący logicznej i empirycznej preferowalności teorii
konkurencyjnych.
(3) Podkreślam to, ponieważ poniższy fragment mojej Logiki odkrycia naukowego interpretowano, czy
raczej dezinterpretowano jako świadczący o tym, że korroboracja jest dla mnie wskaźnikiem przyszłego
zachowania teorii: „Zamiast rozważać «prawdopodobieństwo» hipotezy, powinniśmy starać się oszacować,
jakie testy i jakie próby hipoteza przetrwała, powinniśmy starać się oszacować, w jakiej mierze, sprostawszy
testom, dowiodła zdolności do przetrwania. Krótko mówiąc, powinniśmy starać się oszacować, w jakiej
mierze została ona «potwierdzona».
Niektórzy uznali, że zwrot „dowieść zdolności do przetrwania” znaczy, iż miałem na myśli zdolność do
przetrwania w przyszłości, zdolność stawiania czoła przyszłym testom. Przykro mi, jeśli kogoś
wprowadziłem w błąd, lecz mogę tylko stwierdzić, że nie ja ponoszę winę za zniekształcenia Darwinowskiej
metafory. Nikt nie uważa, że gatunek, który przetrwał w przeszłości z tego właśnie powodu, przetrwa w
przyszłości: wszystkie gatunki, którym nie udało się przetrwać pewnego czasu t, przetrwały do czasu i.
Byłoby nonsensem uważać, że Darwinowskie pojęcie przetrwania wiąże się jakoś z oczekiwaniem, że
wszystkie gatunki, które dotychczas przetrwały, przetrwają nadal. (Kto jest w stanie stwierdzić, że szanse na
przetrwanie naszego gatunku są tak wielkie?)
(4) Warto może dodać jeszcze uwagę o stopniu korroboracji zdania s, które należy do teorii T lub
logicznie z niej wynika, ale jest logicznie znacznie słabsze od teorii T. Tak zbudowane zdanie ma mniejszą
zawartość informacyjną niż teoria T. To znaczy, że s, oraz system dedukcyjny S wszystkich zdań
wynikających z s są w mniejszym stopniu sprawdzalne i korroborowalne niż T. Jeśli jednak T została dobrze
sprawdzona, można powiedzieć, że jej wysoki stopień korroboracji dotyczy również wszystkich zdań, które
ona pociąga, a więc tym samym s oraz S, nawet jeśli samo s nigdy nie uzyskałoby samodzielnie tak
wysokiego stopnia korroboracji, jaki może osiągnąć jako część T, lub względem T.
Zasadę tę wspiera fakt, że stopień korroboracji jest środkiem wyrażania preferencji prawdziwości. Jeżeli
jednak preferujemy T z uwagi na twierdzenia o jej prawdziwości, to wraz z nią musimy preferować
wszystkie jej konsekwencje, ponieważ jeżeli T jest prawdziwa, to prawdziwe muszą być również wszystkie
jej konsekwencje, nawet gdy, wzięte oddzielnie, są w mniejszym stopniu sprawdzone.
Dlatego też uważam, że wraz z potwierdzeniem teorii Newtona i uznaniem Ziemi za planetę wirującą,
stopień korroboracji zdania s: „Słońce wschodzi w Rzymie raz na dwadzieścia cztery godziny” znacznie
wzrósł. Samo zdanie s nie jest łatwo sprawdzalne, lecz teoria Newtona i teoria Ziemi jako planety wirującej
są bardzo dobrze sprawdzalne. I jeśli one są prawdziwe, s jest także prawdziwe.
Zdanie s, dedukowalne z dobrze sprawdzonej teorii T, o ile uważa się je za część T, posiada stopień
korroboracji teorii T; a jeśli s nie jest dedukowalne z T, lecz z koniunkcji dwóch teorii, np. Tl i T2, to jako
część dwóch teorii ma ten sam stopień korroboracji, co teoria mniej sprawdzona spośród tych dwóch.
Jednakże s wzięte oddzielnie może mieć bardzo niski stopień korroboracji. (5) Podstawowa różnica
pomiędzy podejściem moim a podejściem „induktywistycznym” polega na tym, że ja kładę nacisk na
argumenty negatywne, takie jak negatywne przypadki lub kontrprzykłady, obalenia i próby obaleń — na
krytykę — podczas gdy induktywista podkreśla „przypadki pozytywne”, z których wyprowadza
„rozumowania niekonkluzywne”, dzięki którym chce zagwarantować „niezawodność” wniosków tych
rozumowań. Według mnie wszystko, co można uznać za pozytywne w naszej wiedzy naukowej, jest
pozytywne tylko o tyle, o ile pewne teorie w określonym czasie są przekładane nad inne w świetle
krytycznej dyskusji, która składa się z próbnych obaleń, obejmujących także sprawdziany empiryczne.
Dlatego też nawet jeśli coś można uznać za „pozytywne”, to tylko ze względu na negatywne metody.
9
Moja negatywna teoria objaśnia wiele zagadnień, na przykład trudności w wyjaśnianiu we właściwy,
adekwatny sposób, czym jest „przypadek pozytywny”, lub „przypadek potwierdzający” jakieś prawo.
§ 9. Preferencje pragmatyczne
Jak dotąd mówiłem o tym, dlaczego preferencje teoretyka — jeśli ma on jakiekolwiek — dotyczą teorii
„lepszej”, czyli lepiej sprawdzalnej i lepiej sprawdzonej. Oczywiście teoretyk może nie mieć żadnych
preferencji: może się zniechęcić „sceptycznym” rozwiązaniem problemu H
L
i L1 Hume'a i moim własnym, i
uznać, że jeśli nie może uzyskać pewności, że znalazł teorię prawdziwą wśród teorii konkurencyjnych, nie
obchodzi go żadna taka metoda — nawet jeśli metoda ta daje mu rozsądną pewność, że jeżeli prawdziwa
teoria jest wśród zaproponowanych, to znajdzie się wśród tych, które przetrwają proces sprawdzania, które
są preferowane i zyskują potwierdzenia. Inny, bardziej optymistyczny lub bardziej ciekawski „czysty”
teoretyk znajdzie może w naszej analizie zachętę do tego, aby proponować coraz to nowe teorie
konkurencyjne, w nadziei, że któraś z nich okaże się prawdziwa, nawet jeśli nigdy nie będziemy mogli się co
do tego upewnić. Dlatego czysty teoretyk ma więcej możliwych sposobów działania. Wybierze więc metodę
prób i błędów tylko wtedy, gdy jego ciekawość będzie silniejsza od jego rozczarowania z powodu
nieuniknionej niepewności i nie-pełności naszych wysiłków.
Inaczej sprawa się ma z nim jako z człowiekiem czynu praktycznego. Człowiek czynu zawsze musi
wybrać międdzy pewnymi, bardziej lub mniej określonymi możliwościami, ponieważ nawet poniechanie
działania jest rodzajem czynu.
Ale każde działanie zakłada zbiór oczekiwań; czyli teorii o świecie. Którą teorię winien wybrać
człowiek czynu? Czy istnieje wybór racjonalny?
To nas prowadzi do pragmatycznych problemów indukcji:
Pr1 Na której teorii — z racjonalnego punktu widzenia — powinniśmy polegać w działaniu
praktycznym?
Pr2 Którą teorię — z racjonalnego punktu widzenia — winniśmy preferować w działaniu praktycznym?
Moja odpowiedź na Pr1 brzmi: Z racjonalnego punktu widzenia nie powinniśmy „polegać” na żadnej
teorii, bo nie wykazano i nie da się wykazać prawdziwości żadnej teorii.
Moja odpowiedź na Pr2 brzmi: Powinniśmy jednak preferować jako podstawę działania teorię najlepiej
sprawdzoną.
Innymi słowy, nie ma żadnej „absolutnej niezawodności”, ale ponieważ musimy wybierać, jest rzeczą
„racjonalną” wybrać teorię najlepiej sprawdzoną. Jest to „racjonalne” w najbardziej oczywistym ze znanych
mi sensów tego słowa. Teoria najlepiej sprawdzona to ta, która w świetle naszej krytycznej dyskusji wydaje
się najlepsza, a nie wiadomo mi o istnieniu niczego bardziej „racjonalnego” niż dobrze przeprowadzona
krytyczna dyskusja.
Oczywiście wybierając najlepiej sprawdzoną teorię jako podstawę działania „polegamy” na niej w
pewnym sensie. Można ją nawet nazwać w pewnym sensie najbardziej „niezawodną” z możliwych. Ale nie
znaczy to, że ona jest „niezawodna”. Nie jest ona „niezawodna” w tym sensie, że dobrze jest zawsze
przewidywać — nawet w działaniu praktycznym — pewne zakłócenia w naszych oczekiwaniach.
Nie chodzi jednak o trywialną ostrożność, która wynika z negatywnych odpowiedzi na L1 i Pr1. Dla
zrozumienia całego tego problemu, a szczególnie problemu tradycyjnego najważniejsze jest to, że mimo
„racjonalności” wyboru najlepiej sprawdzonej teorii jako podstawy działania, wybór ten nie jest „racjonalny”
w tym znaczeniu, że nie ma dostatecznych racji, aby się spodziewać, że w praktyce będzie to wybór
właściwy. W tym sensie nie mogą istnieć żadne dostateczne racje, a jest to dokładnie wniosek Hume'a. (Co
do tego nasze odpowiedzi na H
L
, L1 i Pr1 są zgodne.) Przeciwnie, nawet gdyby nasze teorie fizyczne były
prawdziwe, jest możliwe, że świat, jakim go znamy wraz z wszystkimi istotnymi pragmatycznie
prawidłościami, może ulec destrukcji w najbliższej sekundzie. Dzisiaj powinno to być oczywiste dla
każdego. Ja twierdziłem tak zanim doszło do Hiroszimy; istnieje nieskończenie wiele możliwych lokalnych,
częściowych lub totalnych katastrof.
Jednakże z pragmatycznego punktu widzenia nie warto sobie zawracać głowy tymi ewentualnościami,
ponieważ nie można im zapobiec: są one poza zasięgiem naszego działania. (Nie zaliczam oczywiście wojny
atomowej do katastrof znajdujących się poza zasięgiem działania ludzkiego, chociaż większość z nas tak
właśnie sądzi, a to dlatego, że większość z nas ma na to wpływ w takim samym stopniu jak na dzieło boże.)
Wszystko to byłoby prawdą nawet gdybyśmy mieli pewność, że prawdziwe są wszystkie nasze teorie
10
fizyczne i biologiczne. Tego jednak nie wiemy. Przeciwnie, mamy powody do podejrzeń, że nawet najlepsze
z nich nie są prawdziwe. Go z kolei dodaje kolejne nieskończoności do nieskończonej ilości możliwych
katastrof.
Dlatego właśnie negatywna odpowiedź Hume'a i moja są tak ważne. Widać bowiem jasno, dlaczego
powinniśmy się pilnować, aby nasza teoria wiedzy nie dowodziła zbyt wiele. Mówiąc precyzyjniej: żadna
teoria wiedzy nie powinna zabiegać o wyjaśnienie, dlaczego odnosimy sukcesy w naszych próbach
wyjaśniania świata.
Nawet gdy założymy, że się nam udało — że nasze teorie fizyczne są prawdziwe — możemy się
zarazem dowiedzieć z własnej kosmologii, jak nieskończenie nieprawdopodobny jest ten nasz sukces. Nasze
teorie mówią, że świat jest prawie zupełnie pusty i że tę pustkę wypełnia chaotyczne promieniowanie. I że
prawie wszystkie miejsca, które nie są puste, są zajęte przez równie chaotyczny pył, gaz lub bardzo gorące
gwiazdy — wszystko to dzieje się w warunkach, które czynią stosowanie jakiejkolwiek metody zdobywania
wiedzy fizycznej czymś lokalnie niemożliwym.
Podsumowując, istnieje wiele światów, możliwych i rzeczywistych, w których poszukiwanie wiedzy i
prawidłowości mogłoby się nie powieść. I nawet w tym świecie, znanym z obecnej nauki, wystąpienie
warunków, w których życie oraz poszukiwanie wiedzy doszło do skutku — i odnosi powodzenie — wydaje
się czymś niemal nieskończenie nieprawdopodobnym. Co więcej, wydaje się, że nawet jeżeli warunki takie
już wystąpiły, to będą musiały znowu zaniknąć w bardzo krótkim — mówiąc kosmologicznie — czasie.
§ 10. Tło dla przeformułowania psychologicznego problemu indukcji Hume'a
Moje nowe rozwiązanie psychologicznego problemu indukcji Hume'a znalazłem, zanim rozwiązałem
problem logiczny: właśnie tu zauważyłem po raz pierwszy, że indukcja — czyli formowanie przekonań
wskutek powtórzeń — jest mitem. Najpierw u zwierząt i dzieci, a później także u dorosłych,
zaobserwowałem ogromnie silny głód prawidłowości — potrzebę, która każe im szukać prawidłowości i
która pozwala im niekiedy doświadczać ich tam nawet, gdzie nie istnieją. Jest to potrzeba, która każe im
kurczowo trzymać się oczekiwań na prawidłowości i która ich unieszczęśliwia, wpędza w rozpacz lub obłęd,
jeżeli pewne przypuszczalne prawidłowości załamią się. Kant miał rację, gdy mówił, że nasz rozum narzuca
swe prawa naturze, ale nie zauważył, jak często mu się w tych próbach nie wiedzie: prawa, które próbujemy
narzucać są psychologicznie a priori, ale nie ma najmniejszego powodu twierdzić, że są one prawomocne a
priori, jak sądził Kant. Potrzeba narzucania prawidłowości na otoczenie jest nam wyraźnie przyrodzona i
bierze się ze skłonności czy instynktów. Jest to ogólne pragnienie, aby świat zgadzał się z naszymi
oczekiwaniami. Istnieje wiele innych bardziej konkretnych pragnień, na przykład potrzeba regularnych
kontaktów społecznych lub potrzeba uczenia się jakiegoś języka razem z regułami budowy zdań opisowych
(i innych). Przekonało mnie to najpierw, że oczekiwania mogą powstawać bez jakichkolwiek powtórzeń lub
przed nimi. Następnie dokonałem analizy logicznej, która wykazała, że oczekiwania nie mogą powstawać
inaczej, ponieważ powtarzalność zakłada podobieństwo, a podobieństwo zakłada jakiś punkt widzenia —
jakąś teorię lub oczekiwanie.
Stwierdziłem więc, że indukcyjna teoria Hume'a o formowaniu się przekonań nie może być prawdziwa
z powodów logicznych. Dzięki temu zauważyłem, że rozważania logiczne można przenieść na
psychologiczne; następnie wysunąłem heurystyczne przypuszczenie, że — mówiąc ogólnie — to, co jest
prawdą w logice, jest też — pod warunkiem, że dokonamy prawidłowego przeniesienia — prawdą w
psychologii. (Tę heurystyczną zasadę nazywam „zasadą przeniesienia”.) Wydaje mi się, że właśnie dzięki
temu wnioskowi porzuciłem psychologię i zwróciłem się w stronę logiki odkrycia naukowego. Czułem
ponadto, że psychologię należy uważać za dyscyplinę biologiczną; dotyczy to zwłaszcza wszelkiej
psychologicznej teorii zdobywania wiedzy.
Jeżeli przeniesiemy metodę preferencji wynikającą z naszego rozwiązania L3 do psychologii ludzkiej i
zwierzęcej, uzyskamy oczywiście dobrze znaną metodę prób i błędów: kolejne próby odpowiadają
formowaniu się konkurencyjnych hipotez; eliminacja błędów odpowiada eliminacji lub obalaniu teorii za
pomocą testów.
Stąd właśnie wywodzę następujące twierdzenie: główna różnica między Einsteinem i amebą (jak ją
przedstawił Jennings jest taka, że Einstein stara się świadomie wyeliminować swój błąd. Próbuje on
uśmiercić swoje teorie, jest wobec nich świadomie krytyczny i dlatego stara się formułować je raczej ostro
niż niejasno. Ameba natomiast nie może być krytyczna wobec własnych oczekiwań czy hipotez, ponieważ
nie może stanąć naprzeciw nich, one są jej częścią. (Tylko wiedza obiektywna jest krytykowalna: wiedzę
subiektywną można krytykować wtedy, gdy zostanie zobiektywizowana. A staje się obiektywna, gdy
11
mówimy to, co myślimy, a jeszcze lepiej, gdy napiszemy lub wydrukujemy to.)
Jest oczywiste, że metoda prób i błędów jest w znacznej mierze oparta na instynktach wrodzonych. Jest
również jasne, że niektóre instynkty wiążą się z tym nieuchwytnym zjawiskiem zwanym przez niektórych
filozofów „przekonaniem”.
Jestem dumny z tego, że nie jestem filozofem przekonań: przede wszystkim interesują mnie myśli i
teorie i nie jest według mnie specjalnie istotne, czy jest kto do nich „przekonany”, czy nie. Podejrzewam, że
filozoficzne zainteresowanie przekonaniami wynika z błędu filozofii, którą nazywam „induktywizmem”.
Teoretyzując o wiedzy induktywiści wychodzą od subiektywnego doświadczenia i nie odróżniają wiedzy
subiektywnej od obiektywnej. Stąd też wierzą w przekonanie, którego pewnym gatunkiem jest wiedza, zaś
„uzasadnienie” lub „kryterium prawdy”, takie jak jasność i wyraźność, żywość lub „racja dostateczna” mają
stanowić jej różnicę specyficzną.)
Dlatego właśnie, jak E. M. Forster, nie jestem przekonany co do przekonań.
Ale są inne jeszcze, bardziej istotne powody, aby strzec się przekonań. Zgadzam się z tym, że istnieją
pewne psychiczne stany, które można nazwać „oczekiwaniami” i że mają one różne stopnie nasilenia,
począwszy od żywego oczekiwania psa, który ma być zabrany na spacer, do niemal nie istniejącego
oczekiwania chłopca, który wie, choć nie całkiem jest przekonany, że jeśli będzie żył dostatecznie długo,
zostanie pewnego dnia starcem. Nie sądzę jednak, aby filozofowie posługiwali się słowem „przekonanie”,
aby opisywać tego rodzaju stany psychiczne. Wydaje się, że używają tego słowa, aby oznaczać nie chwilowe
stany, ale takie, które można nazwać „przekonaniami utrwalonymi”, w tym także te niezliczone,
nieuświadamiane oczekiwania, które składają się na nasz horyzont oczekiwań. Ale stąd daleka jeszcze droga
do sformułowanych hipotez, czyli do zdań o postaci: „Jestem przekonany, że...”.
Niemal wszystkie sformułowane w ten sposób zdania można poddać krytyce, a stany psychiczne, które
wynikają z krytycznych rozważań, wydają się bardzo odmienne od nieświadomego oczekiwania. Zatem
nawet „utrwalone” przekonania zmieniają się w trakcie formułowania i potem znowu, już po sformułowaniu.
Jeśli wynikiem takich krytycznych rozważań jest „akceptacja”, to można ją mierzyć na skali rozpoczynającej
się od akceptacji fanatycznej, która chce uciszyć wszystkie wątpliwości i wahania, a kończącej się na
akceptacji próbnej, gotowej do przymyśleń i rewizji w każdej chwili, która może łączyć się z aktywnym
staraniem o znalezienie obaleń.
Nie sądzę, aby rozróżnienia pomiędzy różnymi rodzajami „przekonań” miały znaczenie dla mojej
obiektywistycznej teorii wiedzy. Ale powinny mieć znaczenie dla każdego, kto traktuje poważnie
psychologiczny problem indukcji. Ja nie.
§11. Przeformułowanie psychologicznego problemu indukcji
Z powyższych powodów nie uważam psychologicznego problemu indukcji za część mojej
(obiektywistycznej) teorii wiedzy. Uważam jednak, że zasada przeniesienia nasuwa następujące pytania i
odpowiedzi.
Ps1 Patrząc krytycznie na teorię, z punktu widzenia racji dostatecznych, nie zaś z pragmatycznego
punktu widzenia, czy rzeczywiście posiadamy zawsze poczucie całkowitej niezawodności lub pewności, że
jest prawdziwa, nawet gdy jest to teoria najlepiej sprawdzona, że np. słońce wschodzi każdego dnia?
Myślę, że należy odpowiedzieć: Nie. Uważam, że poczucie pewności — silne przekonanie — które
Hume chciał wyjaśnić, jest przekonaniem pragmatycznym, ściśle powiązanym z działaniem i wyborem
między członami alternatywy, albo z naszą instynktowną potrzebą i oczekiwaniem prawidłowości. Ale jeżeli
przyjmiemy, że jest nam znane doświadczenie oraz to, co pozwala nam ono wywnioskować, musimy
przyznać, że słońce może nie wzejść jutro nad Londynem — na przykład dlatego, że za pół godziny
eksploduje i jutra nie będzie. Nie możemy oczywiście brać tej możliwości „poważnie” — tzn. pragmatycznie
— ponieważ nie nasuwa nam ona żadnych ewentualnych działań: po prostu nic nie możemy na to poradzić.
Dochodzimy tym samym do rozważań o przekonaniach pragmatycznych. A te mogą być oczywiście
bardzo silne. Zapytajmy więc:
Ps2 Czy te „silne przekonania pragmatyczne”, które wszyscy posiadamy, np. że będzie jakieś jutro, są
irracjonalnym rezultatem powtórzeń?
Moja odpowiedź brzmi: Nie. Teoria powtórzeń jest w ogóle nie do utrzymania. Przekonania są po
12
części wrodzone, po części zaś są modyfikacjami wrodzonych przekonań wynikających z metody prób i
błędów. Ale metoda ta jest doskonale „racjonalna”, ponieważ odpowiada ściśle metodzie preferencji, której
racjonalność już omawialiśmy. Dokładnie mówiąc, pragmatyczne przekonania co do wyników nauki nie są
irracjonalne, ponieważ nie ma nic bardziej „racjonalnego” niż metoda krytycznej dyskusji, która jest metodą
nauki. I chociaż byłoby irracjonalne uznanie jakichś jej wyników za pewne, nie ma nic „lepszego”, kiedy
stoimy w obliczu konieczności praktycznego działania: nie ma żadnej innej bardziej racjonalnej metody.
§ 12. Tradycyjny problem indukcji i nieprawomocność wszystkich zasad i reguł indukcji
Wracam teraz do tradycyjnego problemu indukcji. Problem ten, jak sądzę, wynika ze zrozumienia faktu,
że Hume zakwestionował potoczny pogląd na indukcję przez powtarzanie, a zarazem stąd, że faktu tego nie
bierze się dostatecznie poważnie, jak na to zasługuje. Ale w końcu nawet Hume pozostał induktywistą, nie
można więc się spodziewać, że każdy induktywistą skrytykowany przez Hume'a zauważy, że Hume rzuca
wyzwanie całemu induktywizmowi.
Podstawową strukturę problemu tradycyjnego można przedstawić na różne sposoby, na przykład:
Tr1 Jak można uzasadnić indukcję (wbrew Hume'owi)?
Tr2 Jak można uzasadnić zasadę indukcji (tzn. zasadę pozalogiczną uzasadniającą indukcję)?
Tr3 Jak można uzasadnić pewną szczególną zasadę indukcji, np., że „przyszłość będzie podobna do
przeszłości”, albo tak zwaną „zasadę stałości natury”.
W mojej Logik der Forschung wskazałem krótko, że problem Kanta, „Jak możliwe są zdania
syntetyczne a priori?” był próbą uogólnienia Tr1 lub Tr2. Dlatego też uważam Russella za kantystę,
przynajmniej gdy chodzi o niektóre fazy jego twórczości, ponieważ próbował on znaleźć rozwiązanie Tr2
poprzez swego rodzaju uzasadnienie a priori. Na przykład w Problems of Philosophy sformułował Tr2
następująco: „jakiego rodzaju przekonania ogólne wystarczyłyby, aby, jeżeli byłyby prawdziwe,
uprawomocnić sąd, że słońce jutro wzejdzie?”.
Z mojego punktu widzenia, wszystkie te problemy są źle postawione. (Dotyczy to również również ich
wersji probabilistycznych, np. wersji zasady indukcji Thomasa Reida: „To, co nastąpi, będzie
prawdopodobnie takie samo jak to, co działo się dotychczas w podobnych okolicznościach”.) Autorzy tych
problemów nie traktują logicznej krytyki Hume'a dostatecznie poważnie, oraz nigdy nie rozważali poważnie
możliwości, że możemy i musimy radzić sobie bez indukcji przez powtarzanie, i że faktycznie obchodzimy
się bez niej.
Wydaje mi się, że wszystkie znane mi obiekcje przeciwko mojej teorii biorą się z pytania o to, czy
rozwiązuje ona tradycyjny problem indukcji, to znaczy, czy znalazłem uzasadnienie dla wniosków
indukcyjnych. Oczywiście, że nie znalazłem. Z tego moi krytycy dedukują, że nie rozwiązałem problemu
indukcji Hume'a.
Z różnych powodów, a zwłaszcza z powodów podanych w §9, tradycyjne sformułowania zasady
indukcji należy odrzucić. Zakładają one bowiem nie tylko, że nasze poszukiwanie wiedzy jest skuteczne, ale
też że należy wyjaśnić, dlaczego jest ono skuteczne.
Jednak założywszy nawet, że nasze poszukiwanie wiedzy jest skuteczne i że wiemy już coś o
wszechświecie (z czym się zgadzam), sukces ten jest niezwykle nieprawdopodobny i dlatego niewyjaśnialny.
(Jedyne, co możemy zrobić, jak sądzę, to badać niewiarygodną ewolucyjną historię tych szczęśliwych
przypadków, od powstania pierwiastków do powstania organizmów.)
Gdy zdamy sobie z tego sprawę, oczywista staje się nie tylko teza Hume'a, że odwoływanie się do
prawdopodobieństwa nie jest w stanie zmienić odpowiedzi na H
L
(a zatem również na L1 i Pr1), ale także
nieprawomocność jakiejkolwiek „zasady indukcji”.
Cała idea zasady indukcji polega na tym, że ma ona być zdaniem — uznanym za zasadę metafizyczną
lub za zdanie prawdziwe a priori, albo za prawdopodobne, lub też za zwykłe przypuszczenie — które, jeżeli
jest prawdziwe, daje racje dostateczne po temu, aby polegać na prawidłowościach. Jeśli przez „poleganie”
rozumie się tylko poleganie pragmatyczne (w sensie Pr2) na racjonalności naszych preferencji
teoretycznych, to jasne jest, że w tym celu nie jest potrzebna żadna zasada indukcji. Nie musimy polegać na
prawidłowościach — tzn. na prawdziwości teorii — aby uzasadnić te preferencje. Jeśli z drugiej strony
„poleganie” rozumieć w sensie Pr1, to każda zasada indukcji byłaby po prostu fałszywa. Może być nawet
paradoksalna w następującym sensie: pozwalałaby nam polegać na nauce; natomiast nauka dzisiejsza mówi,
że tylko w bardzo szczególnych i nieprawdopodobnych warunkach mogą powstać sytuacje, w których
13
można zaobserwować prawidłowości, czy przypadki prawidłowości. W istocie nauka mówi, że warunki takie
w ogóle nie występują nigdzie we Wszechświecie, a gdy gdzieś się wydarzą (powiedzmy na Ziemi), to
pojawiają się na okres, który jest z kosmologicznego punktu widzenia bardzo krótki.
Krytyka ta dotyczy oczywiście nie tylko każdej zasady, która miałaby uzasadniać wnioski indukcyjne
oparte na powtórzeniach, ale również każdej zasady, która miałaby uzasadnić „poleganie” — w sensie Pr1
— na metodzie prób i błędów lub jakiejkolwiek innej możliwej metodzie.
§ 13. Poza problemem indukcji i demarkacji
Rozwiązanie problemu indukcji przyszło mi do głowy po tym, gdy rozwiązałem — przynajmniej dla
siebie — problem demarkacji (demarkacji nauk empirycznych od pseudonauki, a zwłaszcza metafizyki).
Dopiero po rozwiązaniu problemu indukcji uznałem problem demarkacji za istotnie ważny, bowiem
wcześniej myślałem, że jego rozwiązanie daje jedynie definicję nauki. Zaś definiowanie nauki wydawało mi
się mieć wątpliwe znaczenie (być może z powodu mojego negatywnego stosunku do definicji), mimo tego,
że bardzo mi to pomogło w wyjaśnieniu sobie własnego stosunku do nauki i pseudonauki.
Spostrzegłem, że należy porzucić poszukiwanie uzasadnień w sensie uzasadnień dla twierdzeń o
prawdziwości teorii: wszystkie teorie są hipotezami, wszystkie mogą być obalone.
Z drugiej strony, byłem daleki od przekonania, że należy zarzucić poszukiwanie prawdy: nasze
krytyczne dyskusje teorii są podporządkowane idei znalezienia prawdziwej (i mocnej) teorii wyjaśniającej.
Nasze preferencje natomiast uzasadniamy przez odwołanie się do idei prawdy: prawda odgrywa rolę idei
regulatywnej. Sprawdzamy po to, aby odnaleźć prawdę, eliminując fałsz. Fakt, że nie możemy uzasadnić —
lub wskazać racji dostatecznych — dla naszych domysłów nie znaczy, że nie odgadliśmy prawdy; niektóre
nasze hipotezy mogą być z powodzeniem prawdziwe.
Uświadomienie sobie, że cała nasza wiedza jest hipotetyczna, prowadzi do odrzucenia „zasady racji
dostatecznej”, która stwierdza, że „można podać rację dla każdej prawdy” (Leibniz), lub w silniejszej postaci
Berkeleya i Hume'a, że istnieje racja dostateczna, aby nie wierzyć, jeżeli „nie widzimy żadnej racji
[dostatecznej], aby wierzyć”.
Po rozwiązaniu problemu indukcji i uświadomieniu sobie jego silnego związku z problemem
demarkacji, posypały się nowe problemy i nowe rozwiązania. Przede wszystkim zdałem sobie sprawę, że
problem demarkacji i moje rozwiązanie podane powyżej były nieco formalne i nierealistyczne: obaleń
empirycznych można zawsze uniknąć. Zawsze można „immunizować” teorię w obliczu krytyki. (Ten
znakomity termin podał Hans Albert i wydaje mi się, że powinien zastąpić moje terminy „wybieg
konwencjonalistyczny” i „konwencjonalistyczny wykręt”.)
W ten sposób doszedłem do idei zasad metodologicznych i uświadomiłem sobie ogromną wagę postawy
krytycznej, postawy, która stroni od uodpornienia teorii na obalenia. Uświadomiłem sobie zarazem coś
odwrotnego: pozytywną wartość postawy dogmatycznej: ktoś musi bronić teorii przed krytyką, bo w
przeciwnym wypadku teoria może ulec zbyt łatwo i nie zdąży się przyczynić do rozwoju nauki.
Kolejnym krokiem było odniesienie postawy krytycznej do zdań doświadczenia, czyli „bazy
empirycznej”: podkreślałem hipotetyczny i teoretyczny charakter wszystkich obserwacji i wszystkich zdań
obserwacyjnych.
W ten sposób zrozumiałem, że wszystkie języki są przesiąknięte teorią, co oznacza oczywiście
radykalną rewizję empiryzmu. Postawę krytyczną uznałem za charakterystyczną cechę postawy racjonalnej.
To zaś z kolei zwróciło mi uwagę na znaczenie argumentacyjnej (krytycznej) funkcji języka. Nasunęło mi to
ideę uznania logiki dedukcyjnej za narzędzie krytyki, a także pozwoliło podkreślić fakt przenoszenia fałszu z
wniosków na przesłanki (co jest konsekwencją zasady przechodzenia prawdy od przesłanek do wniosków). I
dalej uświadomiłem sobie, że tylko sformułowana teoria (w przeciwieństwie do teorii, do której jestem
przekonany) może być obiektywna; że to formułowanie czy obiektywizowanie umożliwia krytykę; a to
doprowadziło mnie do teorii „trzeciego świata” (lub jak woli sir John Eccles, „świata 3”). To zaledwie kilka
spośród wielu problemów, które, wynikły z nowego podejścia. Pozostaje jeszcze wiele zagadnień o bardziej
technicznym charakterze, m. in. problemy związane z teorią prawdopodobieństwa i jej rolą w teorii
kwantów, czy związki między moją teorią preferencji a Darwinowską teorią doboru naturalnego.
14