Winfrey Elizabeth Więcej niż przyjaźń

background image

Rozdział pierwszy

DELIA

Nigdy się nie dowiem, co spowodowało zmianę, jaka zaszła we mnie tego
dnia. Możliwe, że jej powodem było niewiarygodnie błękitne niebo i powie-trze
przepojone odurzającą wonią róży jerychońskie. A może sprawił to fakt, że
przez wszystkie lata liceum obserwowałam, jak uczniowie plotkują, ale sama nie
puściłam w obieg ani jednej płotki. Albo stało się tak, dlatego, że nie widziałam
Caina od prawie trzech miesięcy i czułam się nieco oszołomiona. A może po
prostu chciałam się zakochać. - Wiesz, na czym polega twój problem, Delio

Byrne?

- Wiem. Na tym, że mnie wciąż wypytujesz, na czym polega mój problem -
odpowiedziałam na pytanie Caina Parsona, mojego najlepszego przyjaciela,
także, niestety, najsurowszego krytyka w jednej osobie.

-I znowu się mylisz.

Leżący na trawie Cain pokręcił głową i przekręcił się na drugi bok. Byliśmy
na pikniku nad Stawem Hazardzisty i zdałam sobie sprawę, że Caina nudzi
układna konwersacja na temat minionych wakacji.

Wspólne spędzane Święta Pracy nad stawem weszło już do tradycji. Kiedy
człowiek przyjaźni się

z kimś od ponad trzech lat tworzą się pewne rytuały, i

jeśli się je zlekceważy, obie strony czują, ze stało się coś bardzo złego. Dlatego,
zamiast zostać jeszcze kilka dni na obozie w lasach Sherwood i dobrze się bawić
w towarzystwie innych instruktorów

szkolnych, skróciłam pobyt w Minnesocie

i przyleciałam do domu kilka dni wcześniej.

Nie było to z mojej strony wielkie

poświęcenie

i muszę dodać, że Cain zrezygnował z wyprawy

kajakowej z

Andrew Rice'em, aby spędzić ten dzień

ze mną. to jednak wcale nie oznaczało,

że jestem

przygotowana na to, że będzie się starał zanalizować moje

zachowanie. Westchnęłam najbardziej dramatycznie, jak umiałam, aby mu to
dać do zrozumienia.

- No dobrze, doktorze Parson. Niech mnie pan

oświeci.

Cain usiadł i wyjął spomiędzy zębów źdźbło trawy.

- Ujmując rzecz krotko, jesteś typową przedstawicielką dziewczyn pijących
mrożoną herbatę bez Cukru. Co gorsza, jest to zawsze herbata cytrynowa,

a nigdy brzoskwiniowa czy malinowa.- Tu Cain uśmiechnął się bardzo z siebie
zadowolony i znowu wyciągnął się w trawie. Zachowywał się zupełnie
tak jakby właśnie rozwiązał problem głodu na

świecie, a nie wymamrotał bzdurę

na temat mrożonej herbaty.

Gdybym miała choć trochę rozumu, założyłabym na

uszy słuchawki od walkmana i zlekceważyła Caina. On jednak miał irytującą
umiejętność wciągania mnie w swoje dziwaczne dywagacje.

- I co jeszcze?- spytałam. -A może powinnam zaprzestać picia mrożonej herbaty
i uwierzyć, że

ostatni rok w liceum przyniesie mi sławę, majątek, urodę oraz

miłość?

background image

- No, proszę. Nasza dama pragnie usłyszeć coś więcej - powiedział Cain
dramatycznym tonem i potoczył wzrokiem wokół. Pewnie mu się wydawało, że
towarzyszy nam kilka setek świadków owej pasjonującej rozmowy. - Faktycznie
mam na ten temat coś do dodania - ciągnął. - Wiesz, Delio, kiedy idziemy do
sklepu, możesz wybrać spośród rozmaitych napojów: Nawet mrożona herbata
występuje w dwunastu różnych smakach. -Więc?

Gdybym go nie ponaglała, spędziłabym kilka godzin, wysłuchując, jak Cain
zbacza na różne tematy, gubiąc wątek.

- Dlaczego nie wybierzesz napoju o smaku mango? Albo ponczu owocowego?
Czy choćby zwykłej wody sodowej?

- Nie wydaje mi się, żeby poncz był rodzajem mrożonej herbaty - wtrąciłam.

- Masz rację, ale nie o to chodzi. Chodzi o to, że nigdy nie ulegasz kaprysom.
Nie mówisz: „Ejże, poncz owocowy to ciekawe. Mam go ochotę spróbować".
Wiecznie obnosisz się z mrożoną herbatą bez cukru. Jakby to było twoje jedyne
towarzystwo.

- Mrożona herbata nie jest moim jedynym towarzystwem. Jesteś jeszcze ty.

Cain wyjął mi z ręki na wpół opróżnioną butelkę mrożonej herbaty i pociągnął z
niej długi łyk.

- O rany, Deels, posłużyłem się metaforą. Staraj się za mną nadążać.

- Ależ, ja nadążam - odparłam, wzdychając.

- W każdej sytuacji wybierasz utartą ścieżkę. Boisz się zakosztować czegoś
nowego. Wiedziesz żywot niczym zakonnica, która ślubowała podążać jedną je-
dyną drogą. Zrozum wreszcie, że musisz z niej zejść.

- Dlaczego?
- Dlaczego? Dlaczego? Bo gdy z niej zejdziesz mogą ci się przydarzyć
niewiarygodne rzeczy.

- Na przykład? - Jak już wspomniałam, Cain potrafił mnie wciągnąć w swoje
dywagacje.

- Mogłabyś zostać wynalazcą jak ten, kto wymyślił automat do rozmieniania
pieniędzy. Mogłabyś opracować choreografię do szałowego musicalu na
Broadwayu. Albo, co jeszcze bardziej podniecające, mogłabyś się zakochać lub
znaleźć sobie chłopaka czy przynajmniej pójść na randkę. Jęknęłam. Moje życie
miłosne, a raczej jego całko-wity brak był jednym z ulubionych tematów Caina.
W najbardziej niespodziewanych chwilach, na przy-kład gdy uczyliśmy się
matematyki, potrafił mi za-rzucić, że nie spotykam się z chłopakami. ,,To
równanie jest zupełnie jak twoje życie miłosne - mawiał. - Wiele nic
nieznaczących czynników, które są równe zeru".

Przedstawiam Caina, jakby był pozbawionym serca obserwatorem tego co
oczywiste. Ale on wcale taki nie jest. Ani trochę. Po prostu nie rozumie, jak
zwykli ludzie przeżywają swoje dni. ,,Zwykli to ci spośród nas, którzy nie
mierzą ponad metr osiemdziesiąt, nie mają czarnych włosów, niebieskich oczu

oraz niewiarygodnego ciała. Gdybyście nie zgadli,tak właśnie prezentuje się
Cain. Na dodatek obdarzony jest nieopisanym wdziękiem, talentem do

background image

formułowania zgrabnych powiedzonek i darem natychmiastowego zjednywania
sobie ludzkiej sympatii.

Mówiąc o strachu, Cain miał trochę racji. Nękają mnie różne lęki. Przede
wszystkim boję się odrzucenia. Widuję dziewczyny wypłakujące się w ubikacji,
bo jakiś sportowiec uznał za stosowne porzucić którąś z nich podczas lunchu.
Patrząc na te nieszczęśnice, starannie poprawiające makijaż, aby wystawić się
na dalsze tortury, bardzo im współczuję. Naprawdę. Jednocześnie zastanawiam
się, dlaczego znalazły się w takiej sytuacji. Czy chłopak jest taki ważny? Czy
warto przeżywać ból i mdłości za każdym razem, gdy twój chłopak obejmuje
inną dziewczynę? Według innie stanowczo nie.

Należę do tych dziewczyn, które moja mama nazywa kaktusami. Chodzi jej o
to, że nie pozwalam, by ktokolwiek się do mnie zanadto zbliżył, tak to ujmuje
popularna psychologia. Bezustannie powtarzam mamie, że nienawidzę
popularnej psychologu, która każdemu przylepia etykietkę, jakby nie był niczym
więcej niż pudełkiem tamponów czy jednorazową golarką. Według mnie takie
traktowanie ludzi jest niehumanitarne. Przecież każdy jest inny, a nawet
wyjątkowy. Dlaczego sprowadzać wszystkich do jednego mianownika?

Zgodnie z tym, co powiedział Cain, paraliżuje mnie strach. Ale nie tylko
mnie.

- Uważasz, że jestem strachliwa? - Spojrzałam na Caina zmrużonymi oczami.
Właśnie wrócił z trzymiesięcznej praktyki w szkółce, gdzie hodowano drzewka
na Boże Narodzenie. Musiałam przyznać, że sadzenie świerczków wzmocniło
jego bicepsy i mięśnie klatki piersiowej. Gdybyż nauka tańca, którą
prowadziłam dla garstki dziesięciolatków, podobnie rozwinęła moje mięśnie I

Cain poważnie skinął głową.

- Owszem. Sama powiedz, Delio. Masz siedemnaście lat i nigdy nie byłaś
zakochana. Czy naprawdę chcesz samotnie spędzić ostatni rok szkoły średniej.
Najwyższy czas,

by odwrócić role.

-A ty, Cain? Otacza cię wianuszek dziewczyn, które wybierasz sobie wedle
własnego uznania. Chcesz mi wmówić, że wtedy, gdy zabawiasz się z jedną z
nich na tylnym siedzeniu samochodu, nie czujesz się samotny?
-Przynajmniej próbuję.

- Ja też próbuję - upierałam się przy swoim. - Tylko że nic mi z tego nie
wychodzi.

Cain roześmiał się. - Ot, i cała ty. W końcu pojawi się ten ideał na białym koniu
i tak dalej, a ty go

przeoczysz i pozwolisz mu odjechać.

- Wcale nie - odparłam.

Coraz bardziej nabierałam wrażenia, że Cain zmierza do jakiegoś celu.
Chciałam, żeby wreszcie postawił kropkę nad ,,i" i pozwolił mi zjeść kanapkę
z mielonym kotletem.
- Udowodnij to- powiedział.

background image

- Co mam udowodnić? - Utkwiłam wzrok w ziemi,

myśląc o tym, jak zmienić

temat rozmowy. Zaczęłam

wymyślać zabawne anegdotki na temat

dziesięcioletnich dziewczynek, które podczas wakacji uczyłam

tańca. Wszystko, byle Cain nie poruszał moich spraw osobistych.

- Udowodnij, że naprawdę chcesz się zakochać.
- Jak mam ci to udowodnić?

- Jak to jak? Zakochaj się w kimś, oczywiście.

- Cain, to nie jest to samo co zdobycie szóstki z historii. Nie mogę, ot tak, się
zakochać.

- Skąd możesz wiedzieć, skoro nigdy nie próbowałaś?

To się robiło niesmaczne. Cain nie dawał za wygraną, a ja czułam, że się
rumienię.

Cain uwielbiał, gdy się czerwieniłam. Z jakiegoś powodu uważał to za
wzruszające. Ja sądziłam, że to poniżające.

- Dajmy temu spokój - powiedziałam stanowczo. Ugryzłam kanapkę i
włączyłam walkmana. Jeśli nie będę zwracała uwagi na Caina znudzi się i
przestanie mnie zamęczać.

Ale on wyciągnął rękę i zdjął mi z uszu słuchawki. Usłyszałam dochodzący z
nich przytłumiony głos Arethy Franklin.

- Mówię poważnie, Delio. Idę o zakład, że się nie zakochasz.

Sama sobie byłam winna. Nie miałam wyboru. Zdobyłam się na ostatni
rozpaczliwy wysiłek.

- Dobra. Idę o zakład, że ty się nie zakochasz. I nie chodzi mi o dwutygodniowy
romans z panienką, która pracuje w Minsky's Pizza.

Rozgrzewałam się, obmyślając, jakimi warunkami obwarować to jego
zakochanie się.

- Nie mówię również o kilku randkach z Sarah Fain, tą cheerleaderką z wielkim
przedsięwzięciem. Mam na myśli prawdziwe zaangażowanie się. Braterstwo
dusz.

Cain wzruszył ramionami.

- W porządku. Zgadzam się.

- Co?! - Nie spodziewałam się, że na to pójdzie. Oczekiwałam jakiegoś
sprytnego wybiegu, który zdezaktualizowałby całą dotychczasową rozmowę.

- Ja wyzwałem ciebie. Ty wyzwałaś mnie. Ten, komu się powiedzie, zwycięży -
powiedział Cain z nie-odgadnionym wyrazem twarzy, a ja wciąż się łudziłam,
że cały ten pomysł to tylko żart.

- Naprawdę chcesz się założyć o to, które z nas pierwsze się zakocha?
- A czemu nie? - Cain skrzyżował ramiona na piersi i przybrał niewiarygodnie
zarozumiały wyraz

twarzy.

Wbrew sobie poczułam, że cała sprawa zaczyna

mnie interesować. Może Cain ma rację. Może nadszedł czas, by Delia Byrne
pokazała chłopakom ze

szkoły średniej im. Jeffersona, a przynajmniej jednemu

z nich, co jest warta. Jeżeli zrobię z siebie

skończoną idiotkę, to najwyżej będę

cierpiała przez

cały ostatni rok i nigdy się nie pojawię na szkolnym

zjeździe

background image

koleżeńskim.

Skoro już mam się zgodzić na wariacki pomysł

Caina, to niech

stawka będzie wysoka. Nie miałam

zamiaru łamać sobie serca tylko dlatego, że

Cain

uznał to za słuszne.

Skinęłam głową.

- Masz rację.

- Naprawdę?- Po raz pierwszy glos Caina zabrzmiał troszkę mniej pewnie.

- Jasne. No, to się załóżmy.

Oczy Caina zabłysły. Uwielbiał zakłady.

- Widzę, że to do ciebie rzeczywiście przemówiło.

Wyprostowałam się.

- O co się założymy?
- Przegrany przez cały miesiąc stawia wygranemu lunch?

Pokręciłam głową. Skoro musimy to robić, zróbmy

to naprawdę dobrze. Jeśli

nagroda nie będzie kusząca, zrezygnujemy ze współzawodnictwa i wrócimy

do naszych dawnych przyzwyczajeń.

- Może przegrany będzie musiał przez cały rok

sprzątać raz w tygodniu pokój

wygranego? - zaryzykował Cain.
- To by było niesprawiedliwe - odparłam. - Je jestem pedantką, a z ciebie
niepoprawny bałaganiarz.

- Przegrany będzie musiał przez cały tydzień nosić nalepkę z napisem „Daj mi
kopa"?

- Nie, to za mało oryginalne.
- Pięćdziesiąt dolców?

- Daj spokój, Parsom Stać cię na coś lepszego.
Cain położył się na wznak. Wyprostował ramiona

i nogi i spuścił powieki,

chroniąc oczy przed jaskrawymi promieniami słońca.

- Daj mi się zastanowić - powiedział. - Wymyśle taką stawkę, to włosy zjeżą ci
się na głowie.

Położyłam się na brzuchu i oparłam głowę na rękach, Chciałam się skupić, ale
nie mogłam. Podczas gdy Cain w milczeniu wysilał umysł, dałam upust fantazji,

Wyobraziłam sobie, te jestem na pierwszym tegorocznym meczu futbolu
amerykańskiego i powiewam nad głową flagą Szkoły im, Jeffersona. Patrzę, jak
mój, na razie, anonimowy obiekt uczuć wbiega truchtem na boisko. Ogląda się i
patrzy na widownię, aż jego wzrok napotyka moje spojrzenie. Wtedy unosi
obydwa kciuki i dopiero potem zwołuje za-wodników na naradę.

Roześmiałam się, Piłkarze nie byli w moim guście. Zawsze kojarzyli ml się z
szatnia, gdzie, owinięci ręcznikami, opowiadali sobie sprośne kawały. To nie dla
mnie.

Następnie wyobraziłam sobie, ze jestem na scenie i tańczę w „Jeziorze
łabędzim". Po przedstawieniu, u moich stóp, ląduje bukiet z trzech tuzinów
czerwonych róż. Kłaniam się i posyłam całusa mojemu wspaniałemu
chłopakowi na widowni. Ów piękny scenariusz miał tylko jedno ale: balet
„Jezioro łabędzie" jest stanowczo przereklamowany.

background image

Cain usiadł gwałtownie i klasnął w ręce.
- Mam. Jeśli naprawdę chcesz czegoś wielkiego, to ci się spodoba.
Podparłam się na łokciach.
- Wal!

- Dobra. Jeśli ty przegrasz, będziesz musiała ściąć włosy na krótko i utlenić je na
blond. - Cain spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami.
- Co?! - wrzasnęłam.

Uznałam, że Cain stracił rozum. Doskonale wie-dział, że włosy były moją
jedyną ozdobą. Gęste, czarne i długie. Za każdym razem, gdy poprawia-łam
fryzurę w szkolnej toalecie, skąpo wyposażona przez naturę dziewczyna
zawistnie przypatrywała się moim włosom. Czyżby Cain rzeczywiście chciał
mnie pozbawić jedynego powodu do dumy?

Najwyraźniej spostrzegł moją minę.

- O co chodzi, Delio? Myślisz, że przegrasz zakład?

Nienawidzę fałszywej ambicji. Sprawia, że mówisz

i robisz rzeczy, które

człowiek jej pozbawiony,

uznałby za czyste szaleństwo. W tym przypadku,

fałszywa ambicja doprowadziła do tego, że przyjęłam warunki Caina.

- Dobra, Panie Zbyt Super By Przegrać. A co będzie, gdy ja wygram?

- To proste. Dam sobie przekłuć ucho.

- O, nie! Wciąż powtarzałeś, że sobie przekujesz

ucho. Nie ma mowy.

- W porządku. W takim razie, ty coś wymyśl.

Nieczęsto miewam przebłyski geniuszu, ale gdy już mi się przydarzą, doznaję

prawdziwego natchnienia.
I oto nadeszła taka chwila.

- Jeżeli ja wygram zakład, ty, Cainie Parson, wygolisz sobie na głowie napis
GAMOŃ. Zrobię to własnoręcznie, aby ci osłodzić przegraną.

Cain gwizdnął. Myślę, że nie odpowiadała mu perspektywa ogłoszenia całemu
światu, że jest gamoniem. Nie mógł jednak się wycofać.

- Uściśnijmy sobie ręce - powiedział.

Uczyniliśmy to z wielką powagą i wtedy zdałam sobie sprawę, że nie
ustanowiliśmy limitu czasu. Powinniśmy dać go sobie wystarczająco dużo, żeby
się zakochać, ale nie aż tyle, byśmy się stali obśliniony-mi staruszkami.

Cain musiał czytać w moich myślach.

- Mamy czas do studniówki - oświadczył. - Kto się na niej pokaże ze swoim
obiektem uczuć, wygrywa.

- Ejże! - wykrzyknęłam, bo olśniła mnie nowa myśl. - A co będzie, gdy oboje
się zakochamy? - spytałam.

Cain poklepał mnie po głowie.

- Wtedy oboje wygrywamy. To jasne.

Podczas gdy pakowaliśmy resztę jedzenia, koc i książki, poczułam mdłości. W
czasie nadchodzących miesięcy nie wystarczą mi ciężka praca i łut szczęścia -
potrzebowałam prawdziwego cudu.

background image

Rozdział drugi

CAIN

We wtorek obudziłem się, zaprzątnięty jedną, je-dyną sprawą - owym głupim
zakładem, który zawarłem z Delią. Gdybym przypuszczał, że się zgodzi, nigdy
bym czegoś takiego nie

zaproponował. Niestety; choć byłem przekonany, że

potrafię prze-widzieć każdy jej ruch. Delia zupełnie mnie zaskoczyła. Musiałem
się więc zakochać.
Na pierwszy rzut oka mogłoby się wam wydać, że moje zadanie jest
łatwiejsze od tego, czego miała

dokonać Delia. Nigdy nie miewałem problemów

z umawianiem się na randki. Jestem śmiały i pewny siebie. Natomiast Delia lubi
się trzymać na uboczu. Jest jedną z najładniejszych dziewczyn w szkole ( o ile
nie najładniejszą), ale gdyby ktoś jej to

powiedział, nie odparłaby po prostu:

,,Dziękuję"

i pomyślała, że oszalał. Zaczęłaby rozprawiać o protekcjonalnych

osobnikach, którym się wydaje, że

wmawiając kobiecie rzeczy, które, w sposób

oczywisty, nie mają nic wspólnego z prawdą, sprawią, że

owa kobieta poczuj sie

lepiej. Cóż mogę na to powiedzieć? Może moja najlepsza przyjaciółka ma

kompleksy.

Teraz, gdy zdecydowała, że musi się zakochać możecie być pewni, że tak się
stanie.. Delia potrafi wykonywać zadania. Ja rzuciłem wyzwanie, a ona

nie spocznie, zanim w jej głowie nie zrodzi sie plan.

Ja nie miałem żadnego

planu i nie wiedziałem, jak

się zabrać do rzeczy.

Delia prawdopodobnie rozejrzy się po klasie podczas lekcji historii, wymieni
spojrzenia z jakimś nieudacznikiem i śmiertelnie się w nim zakocha. Tym-
czasem ja będę tkwił na tylnym siedzeniu samochodu (tak jak to wyobrażała
sobie Delia) na randce z jakąś bardzo sympatyczną dziewczyną, której nawet nie
obchodzi, czy jestem żywy, czy umarły. Na domiar złego skończę ze słowem
GAMOŃ wygolonym na głowie.

Wszedłszy do szkoły owego słonecznego wtorkowego poranka, rozglądałem się,
szukając na korytarzach Delii. Kto wie? Może ona także obudziła się, żałując, że
zawarliśmy zakład. Jeśli tak, chętnie ją zwolnię z danego słowa i Delia nigdy się
nie dowie, ze moja pewność siebie została zachwiana. Niestety, Delii nigdzie nie
było.

- Prawdopodobnie zestawia tabelkę z rubrykami: pierwsza randka, pierwszy
pocałunek, pierwsze ,,kocham cię" — wymamrotałem pod nosem,

I, znając Delię, będzie czekała na owe ,,kocham cię" aż do samej studniówki, na
którą wkroczy ze swoim ukochanym. Delia ma zmysł dramatyzmu.

Zacząłem się wspinać na czwarty podest (wiem, bo je policzyłem) do mojej
klasy, gdy dogonił mnie Andrew Rice, mój najlepszy przyjaciel, nie licząc Delii.
Ponieważ nie pojechałem z nim na spływ kajakowy, nie widziałem go od Święta
Niepodległości.

- Hej, Parson —powiedział Andrew - Znalazłeś jakiegoś aniołka na czubku tych
bożonarodzeniowych drzewek?

background image

- Nie, ale znalazłem Scroogea* w osobie mego

* Scrooge — typ zgryźliwego skąpca (przyp. tłum.).

szefa. Wypłacił mi nędzne trzysta dolarów. A ja za-suwałem przez całe lato.

- Witaj w prawdziwym świecie, chłopie. Dlatego zasuwani u własnego ojca. -
Pan Rice jest prawnikiem I Andrew każdego lata pracuje w jego firmie.
Większość czasu spędza, wysyłając faksy i sporządzając fotokopie, co mnie
doprowadziłoby do samobójstwa.
Dotarliśmy na najwyższy podest. Musiałem przy-znać ze złośliwą satysfakcją,
że Andrew się zasapał. Trzy miesiące w klimatyzowanym, sztucznie oświe-
tlonym pomieszczeniu okazały się zgubne dla jego

kondycji.

- Nie patrz tam teraz, ale w prawo w skos stoi Debbie Jackson - powiedział
Andrew, dając mi sójkę w bok.

Jęknąłem. Zeszłej wiosny Debbie Jackson była moją dziewczyną przez ponad

miesiąc. Na początku

bardzo ją lubiłem, ale pod koniec doprowadzała

mnie do

szaleństwa. Cokolwiek mówiła, brzmiało

jak pytanie, z wyjątkiem prawdziwych pytań, bo te

intonowała jak stwierdzenia..

Czułem się, jakbym

brał udział w nieustającym teleturnieju.

Chciałem sie ukryć w szafce, ale Debbie już mnie spostrzegła.

- Cześć, Cain - powiedział całując mnie w policzek. Stwierdziłem, że
prezentuje się jeszcze lepiej

niż w ubiegłym roku. Obcięła na krótko gęste jasne

włosy i jej gładka grzywka ładnie opadała na czoło.

- Cześć, Debbie. Jak tam wakacje? - Zawsze jestem uprzejmy. I może omyliłem
się co do Debbie.

Może to właśnie ona była moją miłością, a ja, zbyt

przejęty jej intonacją, tego nie spostrzegłem.
- Było świetnie? Zostałam ratowniczką na basenie dla maluchów. A ty?

W tej chwili zdałem sobie sprawę, że dla mnie i Debbie nie ma wspólnej
przyszłości. Myślcie, co chcecie, ale lubię rozmowę, która mnie nie męczy.
Słyszałem, że stojący obok mnie Andrew krztusi się ze śmiechu. Jeśli chodzi o
dojrzałość, to znajduje się on na tym samym poziomie co Barney Flinston, bo-
hater „Jaskiniowców".

- Było dobrze. W porządku - mruknąłem. Zerknąłem na zegarek. - Hola. Zaraz
zabrzmi pierwszy dzwonek, a my mamy godzinę wychowawczą z panem
Maughnem.

- Rozumiem? Był moim wychowawcą w drugiej klasie? - powiedziała Debbie,
odwracając się, by odejść. - Chciałbyś się czasem ze mną spotkać.

- Tak? Może kiedyś? - odpowiedział za mnie Andrew. To nie było miłe z jego
strony, ale nie mogłem się powstrzymać i parsknąłem śmiechem. Moja
dojrzałość także pozostawiała wiele do życzenia.

Debbie spojrzała na nas zdziwiona i odeszła.

Kręcąc głową, wślizgnąłem się na ostatnią ławkę w klasie pana Maughna.
Spotykałem się już z wieloma świetnymi dziewczynami, ale zdarzało mi się

background image

również chadzać na randki z kilkoma takimi, które nie powinny się pokazywać
na ulicach, a tym bardziej być moimi przyjaciółkami.

- Rany, w tej szkole nie ma ani jednej przyzwoicie wyglądającej kobiety -
poskarżyłem się Andrew.

Tylko wzruszył ramionami. -Pamiętasz, jak byliśmy w gimnazjum?
Wydawało nam się, że liceum jest pełne pięknych i podniecających dziewczyn.
Musiały zdać maturę, kiedy byliśmy w pierwszej klasie.

-Wypisałem właśnie imiona dwudziestu najładniejszych dziewczyn z wyższych
klas. Mam na tej kartce wszystkie laski, z którymi chciałbym się spotykać w
tym roku. Jak możesz mówić o braku urodzaju?

Znów pokręciłem głową.
- Mówię o kimś wyjątkowym. O dziewczynie w której mógłbym się zakochać.

- Zakochać się? Chyba zwariowałeś. - Andrew przewrócił oczami i dalej
wypisywał nazwiska.

Zajrzałem do jego notesu, przebiegając wzrokiem imiona. Skreślałem w myśli te
dziewczyny, z który-mi już się spotykałem. Nie kusiły mnie odgrzewane
kotlety. Gdy doszedłem do dziewczyny numer jedenaście, zrobiłem wielkie
oczy.
- Delia? - Aż mnie zatkało.

- Jasne - odparł Andrew. - Spełnia wszystkie moje kryteria. - Nakreślił dużą
gwiazdkę obok imienia Delii.

Gapiłem się na tę kartkę. Umieścił Delię pomiędzy Amandą Wright a Carrie
Starks. Nie do wiary. Nie żebym uważał, że Delia nie może się podobać An-
drew, że nie jest atrakcyjna, inteligentna i inne takie. Jednak pomysł, żeby
wypisać jej imię na jakiejś

durnej liście naprawdę mnie poruszył. Zupełnie jak-by Andre nie rozumiał, że
Delia jest jedyna w swoim rodzaju. Delia jest kimś.

- Jesteś chory - przemówiłem wreszcie. - Zdajesz sobie sprawę, jak się
wścieknie, kiedy jej to powiem? - Chwyciłem notes i zamachałem nim przed

nosem Andrew.
Wzruszył ramionami.

- Uważam, że Delię nic a nic nie obchodzi, jak spędzam czas w oczekiwaniu na
początek lekcji. - Uniósł brwi i spojrzał na mnie. - To twój problem,

Parson.

- o co ci chodzi? Andrew pstryknął palcami.

- Jesteś zazdrosny.

- Oszalałeś - odparłem. Ludzie od lat wmawiali mi, że w tajemnicy podkochuję
się w Delii, ale te złośliwości spływały po mnie jak woda po gęsi.

Rozległ się drugi dzwonek. Opadłem na krzesło, patrząc, jak pan Maughn
wyjmuje z teczki notatki. Odchrząknął i zaczął przytruwać o tym, jak źle się
spóźniać na lekcje i przysypiać na zajęciach. Zaliczywszy trzy lata nauki w
liceum, nie miałem zamiaru przejmować się jego nudziarstwami. Po wy-

background image

słuchaniu jednego przemówienia na rozpoczęcie roku szkolnego znało się
wszystkie następne.

Rozmyślając o tym, co powiedział Andrew, poczułem, że się czerwienię. To
prawda, że zawsze broniłem Delii. Dobrze wiedziałem, jacy są faceci. Nie ży-
czyłem sobie, żeby rozmawiali o niej tak samo lubieżnie i ordynarnie jak o
innych dziewczynach.

Po kilku minutach pan Maughn zakończył powitalne przemówienie, w którym
zapewnił nas, że jest w szkole wyłącznie po to, by zatruwać nam życie.
Następnie przystąpił do równie podniecającego odczytywania listy obecności.

Gdy dotarł do litery D, drzwi klasy otwarły się zamaszyście. Spojrzałem na
ściągniętą twarz pana Maughna. Nauczycielom zawsze się wydaje, że jeśli
zapanują nad klasą od pierwszego dnia nauki, to bezproblemowo przebrną przez
cały rok szkolny.

Maughn najwyraźniej nie byt zachwycony, że jego

plan,

dotyczący dyscypliny, legł w gruzach.

Obróciłem się, by rzucić okiem na intruza. Stanęła

w drzwiach, jakby się

wahała, w którą stronę klasy

ma ruszyć. W rękach trzymała stos zeszytów z

których jeden omal się nie ześlizgnął.
Jej jasne włosy były sczesane do tyłu, odsłaniając

zadziwiająco wydatne kości

policzkowe oraz wielkie oczy. Miała na sobie czarną mini spódniczkę i
prążkowany bezrękawnik. Odetchnąłem głęboko, podziwiając długie, opalone
nogi. Nagle lista An-drew przestała mnie interesować.
- Nazwisko? - warknął pan Maughn.

Dziewczyna rozejrzała się po klasie, jakby miała nadzieję, że znajdzie
poparcie. Jej oczy spotkały się z moimi. Przez ułamek sekundy wytrzymałem jej
wzrok. A potem się uśmiechnąłem.

- Rebeka Foster - odparła spokojnym tonem, nie przejmując się, że wkroczyła
do klasy pełnej ludzi. Sprawiała wrażenie osoby pewnej siebie i panującej nad
sytuacją.

Maughn powiódł palcem w dół listy.
-Foster. Faster. Foster - mamrotał pod nosem. - Zdajesz sobie sprawę, którą
mamy godzinę, panno Foster?

Zerknęła na zegar ponad biurkiem pana Maughna.
- Mhm... piętnaście po dziewiątej? - powiedziała. - Właśnie - odparł nauczyciel,
skinąwszy głową.

- A lekcje zaczynamy o ósmej piędziesiąt pięć. Co

masz na swoje wytłumaczenie?

Przeszła na środek klasy i podała mu kartkę szarego papieru.
- Byłam w sekretariacie. Jestem nowa w tej szkole. Do gimnazjum chodziłam w
innym mieście.

Maughn się zdenerwował. W klasie zapadła cisza. W obdarzonych niezwykłą
urodą kobietach jest coś takiego, co każe ludziom wpatrywać się w nie w
milczeniu.

- No, dobrze - powiedział Maughn. - Usiądź. Później powtórzę ci, co straciłaś.

background image

Rebeka uśmiechnęła się z wdziękiem i usiadła w pierwszej ławce. Wpatrywała
się w pana Maugh-na, jakby posiadł wszystkie rozumy. Przeklinałem chwilę, w
której zająłem miejsce w ostatniej ławce. Maughn wziął plan zajęć i podjął
przemowę tam, gdzie ją przerwał. Jego ton brzmiał teraz bardziej przyjaźnie.
Widocznie zmienił zamiar. Uznał, że jeśli uczniowie go polubią, to zechcą się
dobrze zachowywać.

Wpatrywałem się w plecy Rebeki tak zawzięcie, że Maughn musiał
dwukrotnie powtórzyć moje nazwisko, zanim mu odpowiedziałem. Może to
tylko wyobraźnia, ale przysiągłbym, że Rebeka wyprostowała się nieco, gdy
odchrząknąłem i powiedziałem: „Obecny".

Andrew przysłał mi liścik, krótki i celny: „Niezły towar. Twarz i reszta!".
Zakłopotany podarłem liścik i wsunąłem strzępy do kieszeni. Nie chciałem,
żeby dopisał Rebekę do swojego spisu imion. Czułem, że Rebeka jest kimś
wyjątkowym. Łaskotanie w brzuchu utwierdziło mnie w przekonaniu, że będzie
moja. Wkrótce.

Przez resztę popołudnia byłem bardzo zamyślony. Jak mam się do niej
zbliżyć? Czy mam się jej wydać silny i agresywny? A może słodki i nieśmiały?
Nic o niej nie wiedziałem i nie miałem pojęcia, jak rozegrać sprawę. Nie
znając jej, nie potrafiłem prze widzieć, w

jakich

facetach gustuje. Nie

wiedziałem czy lubi słuchać muzyki, czy chce być cheerleaderką, czy może
interesuje ją teatr. Możliwe, że ma już chłopaka. Miałem nadzieję, że przeniosła
się do naszej

szkoły

z daleka. Gdyby tak było, chłopak nie stanowiłby

przeszkody.

Nie spotkałem wielu łudzi, którym udałoby się utrzymać związek z kimś, kogo
widywali raz na

miesiąc

łub na dwa miesiące, choćby im się wydawało,

ze

bardzo zakochani. Nazywałem to

syndromem

wakacyjnym. Ludzie jadą na letni

obóz, poznają kogoś, całują się co wieczór pod drzewem albo na kajaku. Pod
koniec wakacji wyznają sobie

miłość

i zapewniają, że czas do następnego obozu

szybko zleci. Po kilku

listach i paru niezręcznych telefonach

cała sprawa

odchodzi w zapomnienie.

A w następnym

roku obydwoje decydują, że i tak są

za starzy na

obóz.

Tak,

mówię to z własnego

doświadczenia,

chociaż nigdy nie

zapomnę tych rozgwieżdżonych nocy

z

Elaine Mason.

Rozmyślanie o

Rebece oraz o

pozbawionych

przyszłości wakacyjnych

romansach

prowadziło donikąd.

Uznałem,

że

będę

po prostu sobą, a wszystko

dobrze się skończy.

Właśnie

tak zazwyczaj postępowałem z dziewczynami.

W

drugiej klasie liceum powiedziałem Ginie Roslin,

lekkoatletce

z drużyny

szkolnej,

że świetnie skacze o tyczce.

Gdy mnie

poprosiła, żebym jej

pokazał,

jak skaczę omal nie zwichnąłem sobie szczęki,

padając na

twarz na

twardą matę, To doświadczenie (oraz kilka rozsądnych słów Delii) sprawiło, że
zdałem sobie sprawę, że większość kobiet jest niewiarygodnie czuła na
kłamstwa. Gdy raz kogoś przyłapią na oszustwie, odnoszą się do niego z odrazą.
Po dzwonku nie ruszyłem się z miejsca. Wciąż nie wiedziałem, czy mam
podejść do Rebeki. I wtedy usłyszałem, że Maughn mówi jej, żeby została w

background image

klasie, bo chce jej pokrótce opowiedzieć; co ją czeka w szkole im. Jeffersona.
To był sygnał, że mam się

wycofać.

Zanim wyszedłem, rzuciłem ostatnie spojrzenie na Rebekę. Przesłała mi lekki
uśmiech i pomachała. Ten gest sprawił, że po plecach przebiegły mi ciarki. Już
wiedziałem, że wygram zakład.

Delia czekała na mnie na korytarzu. W pierwszym okresie mieliśmy wspólne
lekcje fizyki

- Jeśli chodzi o nasz zakład... - zaczęła. Uniosłem dłoń.

- Nie próbuj się wycofać, Byrne - powiedziałem szybko. -Właśnie znalazłem
dziewczynę moich marzeń. Możesz już szukać nożyczek i brać się do tlenienia
włosów.

Skrzywiła się.

- Ha! Nie mam zamiaru się wycofać. Chciałam ci tylko powiedzieć, że
postanowiłam spisać naszą umowę, byś nie próbował się wykręcić od wygolenia
napisu GAMOŃ.

- Niech zwycięży lepszy - powiedziałem.

Idąc do pracowni, liczyłem dni do następnej godziny wychowawczej.




Rozdział trzeci

DELIA

Wiedziałam, że nawet w dobre dni nie będę lubiła

zajęć z fizyki. Przez

najbliższe dziewięć miesięcy

z samego rana, będę się musiała pocić nad

okropnymi równaniami lub doświadczeniami. Według mnie

takie przedmioty

powinny być zabronione przed

przerwą na lunch.

Słuchając, jak pani Gordon przynudza o prędkości

przyglądałam się twarzy

Caina. Jej wyraz uległ

zmianie, jakby rozmyślał o czymś naprawdę

przyjemnym. Przeczuwałam, że zajmuje go nasz zakład,

a arogancki sposób, w

jaki prostował plecy, przyprawiał mnie o mdłości.

To niesprawiedliwe. Cain miał nieprawdopodobne szczęście, a ja miałam

pecha. Pewnego razu namówił mnie, bym poszła z nim i jego babcią do klubu
seniora na grę w bingo. Do końca spotkania Cain

wygrał sto dolców. Kiedy raz

jeden udało mi się trafić, nagrodą nie była gotówka, tylko jedna z tych

beznadziejnych koszulek. Cain upierał się, żebym

nosiła koszulkę za każdym

razem, gdy w pobliżu

znajdowała się jego babcia. Możecie mi wierzyć, że

jaskrawa zieleń nie jest moim ulubionym kolorem!

Gdy wreszcie rozległ się dzwonek, pani Gordon rozdała nam kartki z

pierwszym zestawem pytań. Kartka wyglądała tak, jakby zadania już zostały
rozwiązane. Próżne nadzieje, po prostu tak prezentują się pytania z fizyki.

background image

Zanim nasze drogi się rozeszły, Cain podał mi kartkę, nad którą mozolił się
podczas lekcji. Naszkicował siebie wewnątrz wielkiego serca. Ja znajdowałam
się na zewnątrz i usiłowałam przebić je strzałą. Nad moją głową był dymek z
napisem: „Tlenione blondyny mają więcej szczęścia".

- Ha, ha , bardzo śmieszne. - Masz zamiar myśleć wyłącznie o tym głupim
zakładzie?

Cain uśmiechnął się i poklepał mnie po plecach.

- Jasne, że nie. Niedługo będę taki zakochany, że zabraknie mi czasu nawet na
napawanie się zwycięstwem. - Pociągnął mnie za włosy i odszedł.

Powlokłam się do mojej szafki, dźwigając dwuipółkilogramowy podręcznik
do fizyki, który ciążył mi w ramionach jak ołów. Była dopiero dziesiąta, a już
wyglądało na to, że będzie to najgorszy dzień w mojej karierze licealistki.

Natężając się, by zatrzasnąć drzwiczki szafki, poczułam wibracje w ramieniu,
gdy metalowe drzwi zetknęły się z framugą.

- Zły dzień, no nie? - usłyszałam przyprawiający o mdłości, słodki głos.

- Ellen! - wrzasnęłam. - Dzwoniłam do ciebie z pięć razy.

- Przepraszam. Tata się uparł, żebyśmy się w drodze z Kolorado zatrzymali w
muzeum Buffalo Billa. To wydłużyło podróż o jakieś dwanaście godzin, więc
przyjechaliśmy do domu późną nocą. Wciąż mam zdrętwiały tyłek.

Roześmiałam się i uściskałam Ellen. Jeśli nie liczyć Caina, Ellen Frazier była
moją najlepszą przyjaciółką. Niewiarygodnie chuda i wysoka Ellen miała
wygląd zamorzonej modelki, jakie widuje się na okładkach pism. Ale stąpała
mocno po ziemi i nie widziała w sobie nic nadzwyczajnego. Była nawet
przekonana, że jej zauważalny brak biustu czyni z niej wybryk natury.

- No i jak było na zjeździe rodziny Frazierów?

- spytałam.

Spojrzała w sufit i złożyła dłonie jak do modlitwy.

- Mój tata i jego bracia spędzili całe trzy dni, ścigając się w łowieniu ryb na
muchę. A wieczorami bezustannie grali w szachy, doprowadzając mamę do
szaleństwa. Tymczasem moje małe kuzynięta sikały w pieluszki. I zgadnij, kto
się zajmował niemowlakami?

- Innymi słowy, było dokładnie tak, jak się spodziewałaś? - Sięgnęłam do
kieszeni i wyjęłam z niej czarną frotkę. Wilgotne powietrze sprawiało, że włosy
skręcały mi się w loczki. Wiedziałam, że jeśli nic nie zrobię, moja głowa
upodobni się do kopy siana. Ellen wzięła ode mnie podręcznik do historii, więc
mogłam obydwiema rękami zgarnąć włosy do tyłu. Przez ostatnie dwa lata
powtarzałyśmy tę czynność dzień w dzień.

- Tak, właśnie tego się spodziewałam. Ale zdarzyło się coś nieoczekiwanego.

- Zakochałaś się w instruktorze konnej jazdy?

- zapytałam, odbierając od niej książkę do historii. Ellen uśmiechnęła się
zagadkowo.

- Lepiej.

Wziąwszy pod uwagę, że zakochanie się było dla mnie najważniejsze na
świecie, nie mogłam sobie wyobrazić, by mogło jej się przydarzyć coś jeszcze

background image

lepszego.

- Co? - spytałam.
- Dwa słowa. Cudowny biustonosz. Babcia mi

kupiła.

- Masz obsesję -jęknęłam.
Zielone oczy Ellen zalśniły.

-Już nie. Uwydatniwszy moją kobiecość, poczułam się nowym człowiekiem.

Ruszyłyśmy wzdłuż korytarza. Odwróciłam się, by na nią spojrzeć. Nie
zauważyłam najmniejszej

zmiany.

- Nie chcę ci psuć przyjemności, ale nie widzę

różnicy.

- Bo w tej chwili nie mam go na sobie. Dzisiejszego ranka było tak gorąco, że
nie chciałam nakładać dodatkowej warstwy ubrania. Ale kiedy nastanie jesień,
nic mnie nie powstrzyma!

Zachichotałam. Ellen zawsze potrafiła powiedzieć coś głupiego w taki sposób,
że brzmiało to rozsądnie. Między innymi za to tak bardzo ją lubiłam.

- Jestem pewna, że zaćmisz samą Dolly Parton - powiedziałam.

Ellen odrzuciła długie włosy na ramię.

- Na pewno. A ty sprawisz, że Jane Austen pożałuje, że kiedykolwiek chwyciła
za pióro.

Skierowałyśmy się do klasy, w której odbywały się warsztaty literackie,
zajęcia, na które czekałam od pierwszej klasy liceum. Obie z Ellen
uwielbiałyśmy układać wiersze, a czasami pisywałyśmy razem opowiadania, na
przemian wymyślając ich fragmenty.

- Czy to będzie po, czy przed otrzymaniem nagrody za główną rolę w
najbardziej kasowym musicalu na Broadwayu?

Dotarłyśmy do pracowni pani Heinsohn. Drzwi byty otwarte i zobaczyłam, że
nauczycielka przestawia stojące w rzędach ławki, tak aby utworzyły duży krąg.
Spostrzegła nas i zawołała:

-Świetnie, że jesteście. Będziecie doskonałymi ofiarami na moich pierwszych
zajęciach z pisania w klasie. Tak trudno namówić uczniów, aby pochwalili się
przed resztą klasy, czytając swoje utwory.

- Na mnie proszę nie liczyć - odparła Ellen. - Nie mam zamiaru popisywać się w
pierwszym dniu nauki.

Pani Gordon zwróciła się do mnie.

- A ty, Delio?

Wzruszyłam ramionami. Nie byłam pewna, czy do tego dorosłam.

- Kto wie - powiedziałam enigmatycznie.
Ellen i ja zajęłyśmy miejsca obok siebie. Wyjęłam

swój ulubiony notatnik

(miał lśniącą czarną okładkę z wydrukowanym wewnątrz kalendarzem) i białym
flamastrem wypisałam z przodu „Warsztaty literackie". Właśnie miałam
pomazać flamastrem mój polakierowany na różowo paznokieć, gdy Ellen
szturchnęła mnie łokciem.

background image

Do klasy wszedł James Sutton i skierował się w naszą stronę. Zaparło mi dech
i niechcący położyłam dłoń na wciąż mokrym napisie „Warsztaty literackie,,.
Kochałam się w Jamesie Suttonie od chwili gdy jeszcze jako uczennica
pierwszej klasy, zobaczyłam go na pokazie talentów szkoły im. Jeffersona. Miał
długie, gęste jasne włosy, orzechowe oczy i dołek w policzku. Zawsze się
wyróżniał. Teraz był solistą

zespołu Fale Radiowe i durzyły się w nim dziewczyny ze wszystkich klas. W
ciągu minionych trzech lat

mieliśmy razem niektóre zajęcia, ale rozmawialiśmy bardzo rzadko. Spotykał
się z Tanyą Reed, piękną cheerleaderką z wyższej klasy. Nawet gdyby byt
wolny, nie miałabym szansy u kogoś takiego jak on. Mógł mieć każdą
dziewczynę z naszej szkoły.

Ellen nachyliła się do mnie.

- Krążą słuchy, że Tanya rzuciła Jamesa, kiedy poszła na studia. Jest wolny.

Poczekałam, aż moje serce przestanie galopować, powtarzając sobie, że nie
ma nadziei na to, by James się mną zainteresował. Elektryzująca nowina, którą
przekazała mi Ellen, znaczyła tylko tyle, że będę się musiała przyzwyczaić do
oglądania Jamesa obejmującego inną dziewczynę... nie mnie. Nie było się czym
podniecać. Mimo wszystko podparłam głowę ręką, tak aby palce zakryły
niewielki pryszcz na lewym policzku na wypadek, gdyby James spojrzał w moją
stronę.

Chociaż bardzo lubiłam pisać, większą część lekcji spędziłam podpatrując
Jamesa. Fakt, że wybrał warsztaty literackie, czynił go w moich oczach jeszcze
bardziej tajemniczym i upragnionym. Może miał zostać drugim Hemingwayem.
Długie nogi wyciągnął przed siebie. Uznałam, że dżinsowe spodnie są
fascynujące.

Pani Heinsohn wyjaśniła, na czym polega konstrukcja haiku i dała nam
kwadrans na napisanie jednego wiersza. Zdobyłam się tylko na tyle, by wypisać
swoje nazwisko u góry kartki. Myślę, że pani Heinsohn spostrzegła, jak bardzo
jestem roztargniona i, ulitowawszy się nade mną, wybrała Joego Scaglię, aby na
głos odczytał swój wiersz.

W pewnej chwili Ellen napisała do mnie liścik. „Co z Cainem?" - przeczytałam,
Ellen od dawna interesowała się Cainem, ale nic w tej sprawie nie robiła.

Wiedziała o licznych romansach Caina i sądziła, że nic jest on dobrym
materiałem na stałego chłopaka Miała również dziwaczną teorię, ze ja i Cain
jesteśmy stworzeni dla siebie. Ilekroć powtarzałam jej, że nie umawiałabym się
z Ca i nem, nawet gdyby był jedynym facetem na Ziemi, ona spoglądała na mnie
z chytrym uśmieszkiem.

Pod koniec lekcji pani Heinsohn zadała nam te mat na piątek. Mieliśmy
wybrać wiersz, przeczytać go w klasie, a potem wyjaśnić, dlaczego nam się
spodobał. Przebiegłam w myśli moje ulubione i wiersze, zastanawiając się, co w
nich tak mnie urzekło.

- Spotkamy się w kolejce po lunch! - zawołałam

background image

do Ellen, gdy wybiegła, zmierzając do pracowni

matematycznej.

Pomachała mi na pożegnanie, a ja znowu ruszy

łam w stronę mojej szafki.

Przed przerwą na lunch

miałam jeszcze dwie lekcje. Zanim przeszłam kilka

kroków, poczułam na ramieniu czyjąś dłoń. Krew

odpłynęła mi z twarzy. Choć

nigdy przedtem mnie

nie dotknął, szósty zmysł podpowiedział mi, że,

gdy się odwrócę, stanę twarzą w twarz z Jamesem

Suttonem.

- Cześć, Delio. Jak się masz? - Spojrzenie brązowych oczu było pełne ciepła.
Poczułam się tak, jak-bym miała zaraz zemdleć, zupełnie jak dama z epoki
wiktoriańskiej.

- Nieźle. Zupełnie dobrze. - W tej chwili nienawidziłam samej siebie. James
miał pewnie nie-wiarygodnie poetycką duszę, a ja wybąkałam najmniej liryczne
słowa, jakie można sobie było wyobrazić.
Zbliżył się, a ja poczułam, że ramiona pokrywają mi się gęsią skórką.
Przełożyłam książki z ręki do ręki usiłując zachowywać się swobodnie.

Wyświadczyłabyś mi przysługę? Przez wzgląd na dawne dobre czasy? - zapytał.
Nie miałam pojęcia, o jakie dawne czasy mu chodzi ale byłam bardziej niż
chętna, by wyświadczyć

mu przysługę.

- Jasne - odparłam, nie pytając, co to za przysługa. - Jak mogę ci pomóc?

- Nie za bardzo znam się na poezji. Czy mogłabyś ze mną przeczytać trochę
wierszy? Może pokazałabyś mi, co w nich jest dobre, a co złe i w ogóle?

- Sprawiał wrażenie naprawdę zakłopotanego.

- Nie ma sprawy - odparłam. - Skoro nie znasz się na poezji, dlaczego wybrałeś
takie zajęcia? Skrzywił się i wskazał sekretariat.

- Nieporozumienie.

Skinęłam głową w milczeniu. Nawet jeśli nie miał zostać następnym
Hemingwayem, jego status jednego z najprzystojniejszych facetów w szkole, nie
uległ zmianie.

- Spotkamy się w bibliotece, jutro po lekcjach

- powiedziałam takim tonem, jakby nasza rozmowa nie zrobiła na mnie
najmniejszego wrażenia.

Uścisnął mi lekko rękę i odszedł w przeciwnym kierunku. Patrząc, jakim
wzrokiem obrzucają go dziewczyny, powróciłam myślami do zakładu z Cainem.
Możliwe, że Delia Byrne zaczyna nowe życie. I nie dbałam o to, czy owa
zmiana zaszła na skutek układu planet, losu czy zamieszania w sekretariacie.
James Sutton poprosił mnie o pomoc w pracy domowej.

* * *

Po lekcjach znalazłam Caina na szkolnym stadionie. Powiedział mi kiedyś, że
lubi tutaj biegać, bo bieżnia ma długość czterystu metrów, więc łatwo mu

background image

policzyć, ile kilometrów ma za sobą. Według mnie po prostu lubił, żeby
podziwiały go dziewczyny ze szkolnych drużyn sportowych.

Spostrzegłszy mnie, zwolnił. Moją twarz rozjaśniał szeroki uśmiech.
Nieczęsto się zdarzało, że miałam do przekazania Cainowi nowinę dotyczącą
mego życia uczuciowego.

-Cześć, Deels. - Położył mi dłoń na ramieniu i, ba lansując na jednej nodze,
rozmasował sobie ścięgno podkolanowe. — Co słychać?
- Wprawdzie jestem całkowicie przekonana, że nic z tego nie będzie, ale James
Sutton poprosił mnie, żebym pomogła mu się uporać z lekturą na warsztaty
literackie. - Nie potrafiłam mówić o sprawach, które w jakikolwiek sposób
wiązały się z miłością, me deprecjonując samej siebie. Czekałam na
zapewnienie Caina, że prośba Jamesa to tylko pretekst do czegoś więcej.
Cain milczał przez chwilę. Następnie postawił stopę na ziemi i spojrzał na
mnie.
- James Sutton? Nie mów mi, że ta oferma ci się podoba.
Nie wierzyłam własnym uszom. Cain nazwał Jamesa ofermą.

-Słucham? - powiedziałam podniesionym głosem. -James jest super.
Utalentowany, seksowny...

Cain się roześmiał.
- Daj spokój, Byrne. Jego czaszka nadaje się najwyżej na przycisk do papierów.
A poza tym od dzieciństwa prowadza się z tą pustogłową Tanyą.
Pokręciłam głową. Męski brak zrozumienia, co czyni innych chłopców
atrakcyjnymi w oczach dziewczyn, nie przestawał mnie zadziwiać.

- Otóż dowiedz się, że Tanya wyjechała na studia daleko stąd. James jest do
wzięcia.

- No to masz szczęście. - Cain zaczął truchtać

w miejscu, a ja się zorientowałam,

że nie ma mi

nic więcej do powiedzenia na interesujący mnie

temat.
- Masz rację. Choć raz mi się poszczęściło. A teraz,

pozwól, że cię zostawię.

Muszę iść do biblioteki. - Nie dodałam, że chcę przejrzeć niektóre wiersze,
zanim spotkam się z Jamesem, by mu pomóc w wyborze lektury. Cain by tego
nie zrozumiał.
Opuściłam stadion z podniesioną głową. Cain najwyraźniej był zazdrosny.
Wyprzedziłam go w naszym wyścigu do zwycięstwa, a on nie mógł znieść myśli
o przegranej. Pobiegłam do samochodu, machając plecakiem.

* * *

Wierciłam się w łóżku do północy, starając się zdecydować, który wiersz
będzie najodpowiedniejszy dla Jamesa. Wyobrażałam sobie jego rozpromienio-
ną twarz i radość ze zrozumienia, dlaczego wybrałam właśnie ten utwór.

background image

Weźmie mnie za rękę i przybliży wargi do moich ust. Właśnie gdy miał mnie
namiętnie pocałować, zadzwonił telefon przy łóżku. (Moi rodzice dali za
wygraną i podarowali mi własny aparat i numer na czternaste urodziny, bo
zorientowali się, że blokuję linię na dwadzieścia godzin na dobę). Serce
skoczyło mi do gardła. Czyż bym się komunikowała z Jamesem drogą
telepatyczną?

- Halo?

- To ja. - Poczułam się jak idiotka. Zawsze cieszy łam się, na dźwięk głosu
Caina, lecz tym razem to nie jego miałam nadzieję usłyszeć.

Spojrzałam na zegar przy łóżku.

- Co się dzieje? Jest późno.

- Waśnie. I zgadnij, co ci ma do zakomunikowania twój fantastyczny najbliższy
przyjaciel.

- Zakochałeś się? - To byłoby bardzo w stylu Caina. Znaleźć sobie w ciągu
ośmiu godzin dziewczynę, która według niego jest ideałem.

- Nie. W kinie nocnym pokazują ,,Casablankę". Na czwartym kanale.

- Pozwól, że oddzwonię. - Odłożyłam słuchawkę. Wzięłam z łóżka
prześcieradło i zeszłam do gabinetu, gdzie mieliśmy telefon i telewizor. Moi
rodzice spali, więc nie włączyłam światła. W niebieskawej poświacie, płynącej z
ekranu telewizora, wykręci-łam numer Caina. Podniósł słuchawkę po pierw-
szym sygnale.

- Humphrey Bogart właśnie zobaczył ją po raz pierwszy. Ona słucha, jak Sam
gra na fortepianie.
- Wiem, Cain. Mam ich przed nosem. - Usadowiłam się na kanapie, przyciskając
słuchawkę do ucha. Choć zazwyczaj za dużo nie rozmawialiśmy, lubiliśmy od
czasu do czasu rzucić słówko. „Casablanka" była naszym ulubionym filmem.

Pod koniec usiłowałam stłumić szloch prześcieradłem, chociaż Cain dobrze
wiedział, że za każdym razem, gdy sie okazywało, że Rick i Ilsa nie mogą

być razem, zalewam się łzami.

- Znowu płaczesz, Deels? Widziałaś ten film ze

trzynaście razy.

- Wiem - odparłam, ocierając oczy - ale wydaje mi się coraz smutniejszy -
wyszeptałam, nie chcąc

budzić rodziców.

Cain roześmiał się cicho.
- Jesteś romantyczką, wiesz o tym?

- Po prostu łatwo się wzruszam, oglądając sentymentalne filmy - odparłam.

- Przyjemnych snów, Byrne.

- Nawzajem, Parson. - Odłożyłam słuchawkę i wyłączyłam telewizor. Wracając
do sypialni, zdałam sobie sprawę, że nie zdecydowałam się, który wiersz mam
wybrać dla Jamesa.

* * *

background image

- To się nazywa „Upojna pieśń" - powiedziałam Jamesowi. - Rozumiesz, Yeats
tworzy metaforę na temat upojenia winem i miłością.

Zamilkłam zakłopotana. A jeśli James pomyśli, że wybrałam ten wiersz
specjalnie, by mu dać do zrozumienia, że jesteśmy w sobie zakochani, albo coś
w tym rodzaju? Zaraz jednak przywołałam się do porządku. Większość wierszy
opowiada o miłości. James nie zorientuje się, że mam ukryty motyw.

James wyszczerzył zęby.

- Heinsohn będzie zachwycona. Wciąż nawija o metaforach, porównaniach i o
innych poetyckich chwytach.

- Tak, spodoba jej się. Jeśli chcesz, możemy przed lekcjami porozmawiać o tym,
co autor chciał powiedzieć ...

Zamknął książkę z wierszami i położył mi dłoń na kolanie. Trwało to zaledwie
sekundę, ale poczułam mrowienie na całym ciele.

- Jesteś niezastąpiona, Delio.

Następnie stanął z książką w ręku. Przyglądał mu się, zachwycona długimi
nogami, opiętymi spranymi dżinsami. Czy James kiedykolwiek dojrzy, we mnie
to, co Yeates widział w kobiecie opisanej w wierszu? Czy w ogóle zdarzy mi się
coś takiego? Dotknęłam swego kolana w miejscu, gdzie niedawno James
położy! dłoń i wyobraziłam sobie, co powiedziałby Cain. „Nie przegap okazji,
Deels. Bo życie przemknie obok ciebie".

Nawet jeśli Cain nie myślał o Jamesie, zamierza lam przejąć filozofię życiową
mego najlepszego przyjaciela. Miałam dość sterczenia na bocznicy, gdy wokół
toczyła się gra zwana miłością. Uf! Z całą pewnością naczytałam się za wiele
poezji…


Rozdział czwarty

CAIN

Czwartek, 12 Października, godzina 21.00

Sukces. Minęło sześć tygodni nauki, a czuję się tak, jakby upłynęło nie więcej
niż sześć dni. Nadal nie umówiłem się na randkę z Rebeką, chociaż kilka razy
udało mi się z nią porozmawiać. Nie dalej jak dziś zdarzyło się coś, co
nazwałbym znaczącą wymianą zdań. - Wybierasz się na jutrzejszy mecz
futbolu?- spytałem od niechcenia.

- A powinnam? - Ona na to.

- Ja tam będę - powiedziałem, wzruszając ramionami

Rozciągnęła w uśmiechu te swoje czerwone wargi, które tak bardzo chciałem
pocałować.

- W porządku. W takim razie zajrzę do terminarza - odparła.

Podczas godziny wychowawczej na próżno starałem się podchwycić jej wzrok,
ale przeczuwałem, ze będzie na meczu. Myślę, że jutrzejszy wieczór może być

background image

przełomowy. Delia będzie zdruzgotana, bo to ja wygram zakład, ale to jej
problem. I tak jest przejęta tym Jamesem Suttonem. Wyobraża sobie, że skoro
pomaga mu w pracy domowej, jest w nim zakochana. Z tego, co mi mówiła,
James nie ma wiele do zaofiarowania w dziedzinie stymulującej konwersacji
Niby to przypadkiem podsłuchałem, jak rozmawiali w bibliotece, i musiałem
zasłonić twarz rękami, żeby stłumić śmiech.
Delia (w nawiązaniu do książki, którą trzymała w dłoni):

- Uwielbiam ,,Rok 1984". A ty?

- Też. Świetny rok. Zacząłem wtedy właśnie jeździć na desce.

Delia:

- Miałam na myśli tę książkę. George'a Orwella. Fu turystyczna.

James:

- Och, tak! Chyba widziałem film w telewizji O komputerze imieniem Sal, no
nie?

Delia:

- No, tak...

Kiedy ona wreszcie dostrzeże, że:

1) jedyne, co ten facet ma do zaoferowania, to prze-tłuszczony koński ogon, za
którym tak szaleją dziewczyny

2) on wciąż marzy o Tanyi jak-jej-tam?
Naprawdę muszę z nią pogadać. Życie Delii staje się żałosne.

- Musisz coś zrobić z tym samochodem, Cain - powiedziała Delia, gdy w
piątek wieczorem zajeżdżaliśmy na zatłoczony parking przed naszą szkołą.

- Dlaczego? - spytałem, rozglądając się za miejscem, w którym mógłbym
postawić mój oldsmobil rocznik 1972.

- Obrzydliwość. W tej butelce chyba coś wyrosło. - Uniosła plastikową butelkę,
abym się jej przyjrzał. Na dnie chlupotało trochę jakiegoś zielonkawego płynu.
Następnie Delia spojrzała na podłogę po stronie pasażera, gdzie walały się stare
gazety, drobniaki, brudne podkoszulki i pusta puszka po

napoju gazowanym.

- Masz rację, ja podwiozłem cię na mecz, a ty po-

sprzątaj mi samochód. Będziemy kwita. Wmanewrowałem oldsmobil pomiędzy
małą toyotę i fiata, a Delia odpięła pas.
- Ale mi się trafiło. Pewnie złapię jakąś zarazę i skończę szpitalu.

Zatrzasnęliśmy drzwi i ruszyliśmy w stronę boiska. Wyglądało na to, że na
pierwszym w tym sezonie meczu Raidersów zjawili się wszyscy byli, obecni i
przyszli uczniowie liceum im. Jeffersona, mieszkający w promieniu dziesięciu
kilometrów od szkoły.
Delia przepychała się przez tłum uczniów młodszych klas, którzy ustawili się
obok trybun. Poprowadziła mnie na górę, gdzie siedzieli Ellen Frazier i Mikę
Feldman.

- Hej, wy! - zawołała Delia. - Dopingujecie Raidersów?

- Nie mogę się doczekać, kiedy pojawią się cheerleaderki - skrzywiła się Ellen. -
Uwielbiam patrzeć, jak Amanda Wright wymachuje pomponami.

background image

- To ci dopiero zbieg okoliczności Ja także - powiedział Mikę, unosząc ciemne
brwi.

- Właściwie nie wiem, co tutaj robimy - powiedziała Delia, siadając obok mnie.
- Przecież futbol nic nas nie obchodzi.

-Jesteśmy tutaj z tego samego powodu co wszystkie inne dziewczyny - odparła
Ellen. - Mamy nadzieję, że na trybunach spotkamy naszą wymarzoną

miłość.

Nie przysłuchując się rozmowie Delii i Ellen, rozglądałem się dookoła.
Chociaż nie wierzyłem, że Rebeka Foster przyjdzie na mecz, miałem nadzieję
ujrzeć w tłumie jej jasne włosy i niebieskie oczy.

W ciągu ostatniego tygodnia codziennie rozmawiałem z Rebeką. Uśmiechała
się do mnie zalotni prowokacyjnie odrzucała włosy i obdarzała mnie
spojrzeniami przeznaczonymi wyłącznie dla mnie. Ale po godzinie
wychowawczej znikała na korytarzu i nie miałem okazji zaprosić jej na randkę.
Miałem jednak pewność, że to nastąpi. Widząc, jak staje na progu klasy pana
Maughna z miną zdobywczyni czułem, że nie spocznę, dopóki jej nie pocałuję.

Gdy dostrzegłem Rebekę na trybunie po przeciwnej stronie boiska, siedzącą w
pojedynkę z programem w ręce, serce skoczyło mi do gardła. W ogrodniczkach i
obcisłej czarnej koszulce, nawet z odległości sześćdziesięciu metrów
prezentowała się przepięknie. A co najważniejsze, była sama. Nadarzała mi się
wspaniała sposobność.

Wstałem i poczułem, że Delia ciągnie mnie za kieszeń dżinsów.

- Dokąd to? Dopiero przyszliśmy.

- Tam jest Andrew - odparłem, wskazując na kiosk po przeciwnej stronie boiska.
- Chcę z nim pogadać. - Nie czułem się na siłach opowiadać przyjaciołom, że
mam zamiar usiąść obok potencjalnej ukochanej. Nie byłem pewny, czy Rebeka
ucieszy się na mój widok i czy po chwili do nich nie wrócę, a nie życzyłem
sobie, aby ktokolwiek komentował ten fakt przez resztę wieczoru.

Zanim zdążyli zaprotestować, zszedłem z trybun, nie spuszczając oka z
Rebeki. Na wypadek gdyby Delia na mnie patrzyła, ruszyłem w stronę kiosku

i na chwilę przystanąłem w kolejce. Spojrzałem na tablicę i zobaczyłem, że
Raidersi prowadzą siedem do zera. Następnie wbiegłem na trybuny i ruszyłem

w stronę Rebeki.

Wieczorem wyglądała jeszcze lepiej niż rano. Lśniące w świetle jupiterów
włosy spływały jej na

ramiona. Na mój widok uśmiechnęła się i przesunęła,

robiąc mi miejsce obok siebie. Uznałem, że chce,

abym usiadł.

- Co u ciebie, Kajmak? - spytała, gdy podszedłem bliżej. Ludzie nazywali mnie
tak już wcześniej, myśląc że to zabawne. Zazwyczaj dostawałem wtedy gęsiej
skórki. Ale w jej ustach to głupie przezwisko zabrzmiało pieszczotliwie.

- Nic nadzwyczajnego. Po prostu udaję, że oglądam mecz.

Usiadłszy obok niej, postarałem się, aby nasze kolana się zetknęły. Chociaż
był to tylko dżins koło dżinsu, po mojej nodze przebiegł prąd.

Rebeka spojrzała na boisko, po czym westchnęła.

background image

- Zamierzałam zostać wieczorem w domu, ale czułam się taka samotna. Miałam
do wyboru Davida Lettermana albo wideo.

Skinąłem głową, nie wierząc własnemu szczęściu. Rebeka najwyraźniej
szukała kogoś, z kim mogłaby spędzać wolny czas. Pewnie była nieśmiała i
wrażliwa i dlatego tak szybko wychodziła z klasy po godzinie wychowawczej.

-Już nie jesteś sama. Chętnie zostanę twoim osobistym przewodnikiem.

Zachichotała cicho i przysunęła się odrobinę bliżej.

- Słyszałam, jak jakieś dziewczyny mówiły, że po

meczu jest impreza w domu

Patricka Mayora - powiedziała.

Zdusiłem westchnienie. Pomyślałem, że moglibyśmy pójść razem na
hamburgera albo na pizzę, a potem przejechać się za miasto. Patrick Mayor był
bezmózgim futbolistą. Ale jeśli Rebeka chce poznać tutejszego osiłka, nie będę
jej mówił, że jej życzenie nie jest dla mnie rozkazem.

- Doskonale - powiedziałem. - Powiem kilku moim przyjaciołom i zabierzemy
ich ze sobą. Poznasz trochę ludzi.

- Z kim się przyjaźnisz?

- Znasz już Andrew Rice'a. Chodzi z nami na godzinę wychowawczą.

- Wiem. Gra w piłkę nożną.

Skinąłem głową, zaskoczony, że Rebeka wie, jaką dziedzinę sportu uprawia
Andrew. Musiał próbować z nią swoich sztuczek, gdy mnie nie było w pobliżu.
Typowe.

- Tak. Jest napastnikiem.

- Z kim jeszcze? - spytała, spoglądając na mnie wyczekująco. A ja uznałem, że
nigdy w życiu nie widziałem takich długich rzęs.

Przez chwilę się wahałem. Jakoś nie miałem ochoty wspominać jej o Delii.
Wielu ludzi błędnie interpretowano nasza znajomość i nie chciałem, żeby Re-
beka coś sobie wyobrażała. Ale jeśli nie powiem jej o Delii, a Rebeka dowie się,
że jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi, sprawa wyda jej się podejrzana. .
- Delia Byrne jest moją najlepszą przyjaciółką - powiedziałem obojętnym
tonem. - Siedzi teraz po drugiej stronie boiska z kilkorgiem przyjaciół.
Rebeka spojrzała na trybuny naprzeciw nas.

- Nie jest cheerleaderką?

Roześmiałem się. Myśl, że Delia mogłaby być w zespole cheerleaderek
wydała mi się równie śmieszna, jak pomysł, że ja mógłbym rozgrzewać
publiczność. Delia nie należała do dziewczyn, które lubiły paradować w
króciutkiej spódniczce i wywrzaskiwać nazwisko rozgrywającego, aby
rozruszać widzów. Wolałaby raczej siedzieć na uboczu i wypowiadać cyniczne
uwagi na temat banalności szkolnego życia Pokręciłem głową.

-Nie, ale jest tancerką. Podczas wakacji uczyła tańca na obozie w Minnesocie.

Rebeka zmarszczyła nosek.

- Jak... miło - powiedziała.

-Dość na temat Delii. Opowiedz mi o sobie, panno Foster.

Rebeka milczała przez chwilę, jakby porządkowała myśli.

background image

- No, dobrze. Mówiłam ci już, że przyjechałam z Nowego Jorku.

- Tak - Usiłowałem skupić się na jej słowach, ale rozpraszał mnie jasny kosmyk,
który opadał jej na oczy. Nie mogłem się powstrzymać i odgarnąłem niesforne
pasemko za ucho Rebeki.

- Mówiłam ci, że moi rodzice przenieśli się tutaj, aby zapewnić mnie i mojemu
młodszemu bratu wszystkie korzyści płynące z uczęszczania do prowincjonalnej
szkoły?

- Tak - Rozmyślałem o tym, jak jedwabiste są jej włosy. Nie wzdrygnęła się,
gdy ich dotknąłem, co uznałem za dobry znak.

-Mówiłam ci, jak bardzo mi się podobasz?
- Przygryzła wargę i spojrzała na mnie spod długich rzęs.

Byłem tak wstrząśnięty, że mnie zamurowało.
-Nie, tego mi nie mówiłaś - wykrztusiłem wreszcie.

Wzruszyła ramionami.

- Przypomnij mi na imprezie, to ci powiem.

Uśmiechnąłem się, wyobrażając sobie Delię maszerującą do szkoły z włosami
utlenionymi na okropny blond. Byłem bliski zwycięstwa.

* * *

Mecz skończył się wynikiem dwadzieścia jeden do siedmiu. Raidersi popisali
się w pierwszej tegorocznej rozgrywce i kibice wdzierali się na boisko, by im
pogratulować. Przedzierając się przez tłum, chwyciłem Rebekę za rękę. Było
oczywiste, że Delia może wrócić do domu z Mike'em i Ellen, ale wolałem
sprawdzić, czy na mnie nie czeka.

Nie znalazłem jej na trybunie i, okrążywszy jesz-cze raz boisko, stwierdziłem,
że nigdzie jej nie ma. Rebeka nie była zadowolona, że się tak kręci-my, więc
uznałem, że Deels musi sobie poradzić sama.

- Czy możemy wpaść po drodze do mnie, bo chcę się przebrać? - zapytała
Rebeka, gdy zmierzaliśmy przez parking do samochodu.

- Wyglądasz świetnie w tych ciuchach - powiedziałem, zachwycony.

- Dzięki. Ponieważ nikogo tam nie znam, poczuję się lepiej, kiedy zrzucę te
niechlujne łachy. - Wsunęła do samochodu, kończąc rozmowę.
Jadąc w stronę domu Rebeki, zdałem sobie sprawę, że jeśli teraz wygląda
niechlujnie, to wystroiwszy się, zakasuje miss Ameryki.
Dwadzieścia minut później siedziałem na sofie w salonie Fosterów, czekając,
aż Rebeka zejdzie na dół. Jej rodzice wyszli z domu i panowała w nim cisz.
Pokój był obszerny, miał wysoki sufit i wielkie drzwi balkonowe. Pani Foster
zdążyła przykryć podłogę grubym dywanem kremowej barwy oraz powiesić
kilka obrazów.

background image

- Mój mały braciszek zaświni ten dywan - usłyszałem głos Rebeki. Stała w
drzwiach i prezentowała się zachwycająco. Miała na sobie krótką czerwoną
sukienkę z głębokim dekoltem. Ramiączka były wąziutkie, i pomyślałem, że w
każdej chwili mogą pęknąć Westchnąłem głęboko.

- Żegnaj, niechlujo - powiedziałem, starając się nie chrypieć.

Obróciła się wkoło, a potem wzięła mnie pod rękę.

- Uznaję to za komplement - odparła pogodnie.

- Takie były moje intencje.

Wyszliśmy na dwór. Jak na tę porę roku wieczór był bardzo ciepły. Rebeka
zamknęła drzwi dużego domu w stylu Tudorów. Gdy zmierzaliśmy do mego
oldsa, wysokie obcasy Rebeki cicho stukały o chodnik. Pośród aksamitnej
ciemności każdy jej krok brzmiał jak obietnica. Choć powietrze było rozgrzane,
przebiegł mnie dreszcz.

Gdy dojechaliśmy do domu Patricka Mayora, okazało się, że jego ulica jest
zastawiona samochodami. Zaparkowaliśmy w odległości jakichś dziesięciu
domów i ruszyliśmy za ludźmi, zmierzającymi do drzwi państwa Mayorów.
Zanim dotarliśmy do trawnika przed domem, usłyszałem dudnienie

mocnych

głośników. Rebeka zacisnęła dłoń na moim ramieniu. Wyobrażałem sobie, jakie
denerwujące będzie wejście do domu pełnego nieznanych osób.

Nagle z domu Mayorów wytoczył się Andrew. Za

nim wypadła wrzeszcząca

dziewczyna, trzymają

ca pistolet na wodę.

- Dopadnę cię! - krzyczała, przebiegając obok nas.
Andrew przystanął, chowając się za mną.

- To jest neutralne terytorium! - odkrzyknął. - Za Cainem zaczyna się
Szwajcaria.

Dziewczyna, którą w końcu rozpoznałem jako Carrie Starks (numer dwa na
liście Andrew), opuściła pistolet.

- Dobrze - powiedziała - ale zaczekam na ciebie w domu.

Andrew wyszedł spoza mnie i klepnął mnie w ramię.

- Świetna impreza - oświadczył.

- Z całą pewnością świetna - odparłem.
Andrew pochylił się, aby zawiązać sznurowadło.

- Gdzie się podziałeś podczas meczu? Delia powie-działa, że poszedłeś mnie
szukać, a ty się nie pokazałeś. Kiedy jej wyjaśniłem, że nie widziałem cię przez
cały wieczór, spojrzała na mnie dziwnymi wzrokiem i zaczęła mówić o jakimś
zakładzie.

Nagle poczułem się winny. Zostawiłem Delię. Teraz jednak nie warto było się
tym przejmować. Jutro zatelefonuję do niej i przeproszę. Zamiast od-powiedzieć
Andrew, zwróciłem się do Rebeki.
- Już się znacie, prawda?

Andrew spojrzał sponad swego buta.
- Jasne, że znam Rebekę Foster. Każdy, kto robi idiotę pana Maughna, jest
moim przyjacielem.

background image

W ubiegłym tygodniu Rebece udało się przyprawiać Maughna o rumieniec
niemal dzień w dzień. Dwukrotnie, kiedy zwracał się do niej, zaprzeczył
samemu sobie.

Adrew skłonił się przed Rebeką i pocałował jej dłoń.

- Nie upokarzam go celowo - wyjaśniła. - Po pro-stu ma dar mówienia głupot.

Andrew i ja roześmieliśmy się. Delikatnie powiedziane!

- W każdym razie Delia jest w środku - zakomunikował Andrew. - Ona i Ellen
królują na parkiecie.

- Naprawdę? - Nie wiem, dlaczego tak mnie zaskoczyła obecność Delii. Pewnie
dlatego, że zazwyczaj musiałem ją wyciągać na wszystkie ważniejsze imprezy.
Zwykle zżymała się i kazała odwozić do domu, nim upłynęła godzina.

- Tak. Sam sprawdź, człowieku. - Andrew popędził do środka, wykrzykując
powitania do wszystkich wyprzedzanych osób.

Prowadziłem Rebekę, mówiąc, jak kto się nazywa i dodając to i owo o
każdym z nich. Chłonęła moje słowa, kiwając głową i wpatrując się w każdego
po kolei.

Gdy weszliśmy do środka, Rebeka poprowadziła mnie prosto na parkiet. Ktoś
zwinął dywan w salonie Mayorów, a wszystkie kanapy i fotele zostały odsunięte
pod ściany.

Zmieniła się muzyka. Usłyszałem starą melodię

Eltona Johna i uznałem, że

jest to sygnał, żebym objął Rebekę. Wydawała sie uszczęśliwiona, więc

przytuliłem ją jeszcze mocniej.
Sunąc po parkiecie, spostrzegłem Delię. Tańczyła

tuż obok nas, niemal ramię

w ramię.
Miała przymknięte oczy, a głowę opierała o pierś Jamesa Suttona. Nie byłbym
bardziej zdumiony, gdyby do pokoju wkroczył słoń. Delia nie należała do osób,
które skupiają na sobie uwagę, tańcząc wolne kawałki (prawdę powiedziawszy,
raczej stała obejmując Jamesa) wśród tłumu.

Delia otworzyła oczy i przyłapała mnie na tym, że się w nią wpatruję.
Spodziewałem się, że będzie za kłopotana i odsunie się od Jamesa, ale się
omyliłem. Mrugnęła do mnie, unosząc kciuk triumfalnym gestem.

- Cześć, Cain - powiedziała, bardzo z siebie dumna, jakby taniec z Jamesem
Suttonem był wart tyle co Nagroda Nobla albo coś w tym rodzaju. - Cześć -
odparłem.

- Jak tam, Parson? - zapytał James, poklepując mnie po plecach.
- Jak się nazywa twoja nowa przyjaciółka?
Przez chwilę nie mogłem sobie przypomnieć imienia Rebeki. Ale na szczęście
odezwała się Delia.
- Rebeka, prawda? Jestem Delia, a to James. Zobaczyłem, że Delia przyciąga
Jamesa do siebie, jakby nie chciała, by Rebeka zaczęła coś podejrzewać.
- Cześć, James - odparła Rebeka. Nie odezwała się do Delii.
Nastąpiła długa chwila milczenia, którą rozpaczliwie chciałem zakończyć.
- Może pogadamy później - powiedziałem, odciągając Rebekę.

background image

- Może - odparta Delia. Nawet na mnie nie spojrzała. Wpatrywała się w Jamesa
i nagle poczułem, że dzieje się coś ważnego, jakby Delia mnie prześcignęła.

Musnąłem brodą miękkie włosy Rebeki, wyobrażając sobie własną głowę z
wygolonym napisem GAMOŃ.

Nie był to miły obrazek.

* * *



W niedzielę wieczorem zatelefonowała do mnie

Delia.

- Jak tam cudowna Rebeka? - zapytała, gdy podniosłem słuchawkę.

- Cudownie - odparłem sucho. Czekałem, że powie coś na temat tego, jak się
wygłupiła, klejąc się do Suttona.

- Czyż ta impreza nie była niewiarygodna?

- Była - odparłem. Nie reagowała na moje sygnały.

- Szkoda tylko, że Rebeka nie jest dziewczyną, w jakiej mógłbyś się zakochać.
Przypuszczam, że prowadzę w naszym wyścigu. Ja pierwsza znalazłam partnera
doskonałego.

- Co?! - wrzasnąłem. - Niby dlaczego nie miałbym się zakochać w Rebece?!

- Nie widziałeś, jak patrzyła na Jamesa? Najwyraźniej strzelała oczami. Mam
nadzieję, że James się z nią nie umówi. Jest okropnie ładna.

- Opanuj się. Rebeka nigdy by się nie umówiła z Jamesem. On przecież ustępuje
mi pod każdym względem. - Chyba mam rację, no nie?

Delia się roześmiała.
- Przepraszam, zapomniałam, z kim rozmawiam. Jesteś najwspanialszym
facetem na świecie.

- Nie podoba mi się twój sarkazm - powiedziałem, dotknięty.

Delia milczała przez chwilę.

- Mówię poważnie, Cain. Jesteś najlepszy. By się

o tym przekonać, wystarczy

popatrzeć, kto jest twoją najlepszą przyjaciółką.

Jak zwykle, nie mogłem się gniewać na Delię.

- Przyjemnych snów, Deels.

- Przyjemnych snów, doktorze Parson - odpowie działa.

Odkładając słuchawkę, uśmiechałem się. Delia Byrne była jedyna w swoim
rodzaju - Bogu niech będą dzięki.



Rozdział piąty

background image

DELIA

Środa, 18 października

Tak, tak, tak! Dziś było wspaniale; nie wiem, czy zdołam zasnąć. Zanim
przejdę do szczegółów, powiem, że

póki w zeszły weekend nie zatańczyłam z

Jamesem na

imprezie u Patricka, nasza znajomość nie była zbyt

obiecująca. Prawdę rzekłszy,

przedstawiała się fatalnie.

Przykład: Po kilku tygodniach pomagania Jamesowi

w pracy domowej, kiedy pewnego dnia spoglądałam

na niego sponad książki z poezjami Wallace'a Stevensa, podchwycił mój wzrok i
zapytał:

- Co? Mam brudną twarz?

A ja nie mogłam się powstrzymać i odparłam:

- Och, rozmarzyłam się na temat nadchodzącego weekendu. Co robisz w sobotę
wieczorem? - Wydawałoby się, idealne zagajenie. Otóż nie.

- Mamy próbę zespołu. - On na to.

- Och - odparłam i wróciłam do lektury Stevensa.

- Z kim się spotykasz? - zapytał James po kilku sekundach.

-Z kim się spotykam? - wykrztusiłam.

-No, tak. Powiedziałaś, że się rozmarzyłaś na temat weekendu. Uznałem, że
masz randkę. Ja zazwyczaj fantazjuję na ten temat

-Hm. Nie znasz go - odparłam bez przekonania. I to by było tyle o subtelnych
aluzjach.

Minął tydzień. James zapytał mnie, jak mi się układa z moim tajemniczym
nieznajomym, a ja uśmiechnęłam się zagadkowo (mam nadzieję) i odrzekłam ,że
źle. James przeszył mnie płonącym wzrokiem, a po chwili powiedział:

- Zmieniłaś się, Delio. Do tej pory byłaś dziewczyną kumplem,

a teraz jesteś... sam nie wiem... bardziej kobieca. - Wyszedł

z biblioteki, nie zdając sobie sprawy, że moje serce galopuje z prędkością
kilometra na minutę.

A potem, po dzisiejszych warsztatach literackich, Ja mes wziął mnie za rękę i
wprowadził do pustej pracowni. Objął mnie i zaczął tańczyć, zupełnie jak w
ostatni piątek wieczorem. Zatrzymał się i zaproponował:

-A może posłuchamy muzyki w sobotę wieczorem?

Banalne zagajenia przyznaję, ale kto by się przejmował? Najważniejsze, że
James zaproponował mi randkę. Oczywiście, opowiadając o tym Cainowi, ją-
kałam się, a on się ze mnie nabijał. Ale, powiem to jeszcze raz, kto by się
przejmował? Teraz muszę do czekać soboty...

Czy zauważyliście że tempo życia wzrasta i maleje wbrew wszelkiej logice?
Zaraz to wyjaśnię. Trzy pierwsze lata liceum wlokły się niemiłosiernie, jakby
czas był jakimi średniowiecznym narzędziem tortur. Każda lekcja ciągnęła się

background image

całe wieki, piątkowe wieczory nie miały końca, a sobotnie popołudnia
spędzałam uwięziona w bibliotece.

A w ostatniej klasie wszystko się zmieniło. Kilka

pierwszych tygodni

października minęło w niewiarygodnym tempie, przyprawiając mnie o zawroty
głowy.

Coraz bardziej zajęta Jamesem, spotkaniami z Cainem i odrabianiem

lekcji, czułam się tak, jakbym była w ruchu przez dwadzieścia cztery godziny.
Zauważyłam także, że przy odrobinie makijażu moje oczy rzeczywiście stają się
tak wyraziste, jak uważał Cain. Na dodatek przez kilka dni w tygodniu, po
lekcjach, pilnowałam dziecka, a co mi płacono (chociaż były to zmięte
dolarówki, a nie gładziutkie, urzędowo wyglądające czeki), wiec czułam się jak
osoba dorosła.
W czwartek rano obudziłam się, zanim zadzwonił budzik. Prawie po ciemku
wyskoczyłam z łóżka i spojrzałam na ledwo widoczny kalendarz ścienny.
Odnalazłam w szufladzie biurka stary perfumowany marker (pachnący
malinami, żeby nie pominąć żadnego szczegółu) i zaznaczyłam na kalendarzu
datę 21 października. Nie, żebym bała się zapomnieć, kiedy idę na randkę z
Jamesem, po prostu chciałam skreślać dni, w miarę jak będą upływały,
przybliżając mnie do tego wydarzenia.
Kiedy nadeszła sobota (oczekiwałam, że przed weekendem nastąpi koniec
świata), miałam zaciśnięty żołądek. Około szóstej zamknęłam się w łazience i
zwymiotowałam. Tyle na temat mego opanowania.

Kiedy już było po wszystkim, przystanęłam przed kalendarzem, Wpatrując się
w zaznaczony dzień. Oczywiście wiedziałam, że będę świętować rocznicę
naszego pierwszego spotkania w bibliotece. Od owej chwili nabrałam pewności
(no, może nie całkowitej), że wygram zakład z Cainem. Po kilku miesiącach
znudzi się Rebeką, a nasza miłość z Jamesem rozkwitnie. Po warsztatach
literackich wpatrywałam się w niego, wyobrażając sobie nas starych i
posiwiałych, otoczonych wnukami. Ellen nie mogła uwierzyć, że tak głupio się
zachowuję; nigdy

nie widziała mnie tak rozmarzonej. Dla ścisłości, nigdy

przedtem taka nie byłam.
Około ósmej wieczorem stanęłam przed dużym lustrem w moim pokoju.
Miałam na sobie niebieską sukienkę i niebieskie pantofle na płaskim obcasie
Długie włosy okalały moją twarz, a wargi umalowałam ciemnoczerwoną
szminką. Usłyszawszy klak son, chwyciłam torebkę i zbiegłam po schodach.

- To pa! - wrzasnęłam w stronę rodziców, którzy oglądali telewizję.

- Cain zawsze czekał na ciebie w drzwiach! - zawołała mama.

- Cain to głupek! - odkrzyknęłam.
James siedział w czerwonym dżipie. Chociaż było zimno, dach był odsunięty
i silne podmuchy rozwiewały mu długie, związane w koński ogon włosy. James
był zabójczo przystojny i przez chwilę nie mogłam uwierzyć, że naprawdę
umówił się ze mną na randkę.

James wychylił się i uśmiechając się do mnie, otworzył drzwiczki. Wsiadłam,
zdając sobie sprawę, że mogę zemdleć z wrażenia. Dotychczas bywaliśmy sami

background image

tylko w miejscach publicznych. Siedząc obok Jamesa, spoglądając na jego dłoń,
zaciśniętą na gałce przekładni biegów, miałam wrażenie, że jesteśmy jedynymi
ludźmi na świecie.

- Pomyślałem, że wpadniemy do pizzerii „U Jona" - powiedział James, kiedy
drżącymi palcami zapięłam pas.

-Wspaniale - odparłam słabym głosem.

Przez kilka minut jechaliśmy w milczeniu. Nad naszymi głowami mrugały
gwiazdy. Odchyliłam głowę i wybrałam najjaśniejszą z nich. Gwiazdko,
gwiazdko, pierwsza gwiazdko, jaką dziś ujrzałam na niebie, spraw, żebym
wygrała zakład z Cainem. Jestem gotowa się zakochać, pomyślałam. Dla
lepszego efektu zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie rozgwieżdżone niebo.

Gdy uniosłam powieki, stwierdziłam, ze James spogląda na mnie rozbawiony.

- Spojrzałem na ciebie i westchnąłem - powie-dział. - Jesteś taka piękna.

Serce zabiło mi szybciej. James zacytował wers z ,,Upojnej pieśni" Williama
Butlera Yeatsa, utworu, który kilka tygodni temu pomogłam mu wybrać na
warsztaty literackie. Głos Jamesa miał głębokie i ochrypłe brzmienie i
przyprawił mnie o dreszcz.

„U Jona" podają fantastyczną pizzę prosto z ceglanego pieca i jest to świetne
miejsce na randki. Byłam tam z milion razy z Cainem i z Ellen i zawsze
zazdrościłam parom, siedzącym we wnękach wzdłuż ścian restauracji. Czułam,
że moja twarz promienieje, kiedy ja i James weszliśmy do środka. Wszystkie
dziewczyny będą się na mnie gapiły i pękały z zazdrości.

James położył mi dłoń na plecach i poprowadził do narożnej wnęki. Poprzez
materiał sukienki czułam ciepło jego ręki.

- Lubię pepperoni - powiedział James, gdy usiedliśmy.

Przejrzałam pokryte plastikiem menu. Cain i ja zawsze zamawialiśmy
niezwykle wymyślną kombinację. Nasz ulubiony zestaw dodatków obejmował
bakłażana, bekon i pieczarki.

- Może być - powiedziałam.
James odchylił się na oparcie krzesła i splótł dłonie na blacie stołu. Nie
wiedząc, co powiedzieć zrobiłam to samo. Nagle nachylił się ku mnie.
- Więc ty i Cain Parson nie kręcicie ze sobą? - zapytał.

Zmartwiałam.
- Co? - zapytałam.
- Ty i Parson. Wszyscy w szkole wiedzą, ze macie się ku sobie.

Nie mogłam powstrzymać śmiechu. W ciągu ubiegłych dwóch lat Cain miał
ze dwadzieścia dziew czyn. Czyżby James wyobrażał sobie, że jestem osobą,
która pozwoliłaby, aby mój chłopak miewał randki na boku?

- Cain ma wiele dziewczyn, ale ja z całą pewnością nie jestem jedną z nich. Po
prostu się przyjaźnimy.

James złożył zamówienie, po czym uniósł brwi.

- Nie sądzę, żeby przedstawiciele odmiennych płci mogli się przyjaźnić -
oświadczył. - Zawsze jest to... napięcie.

background image

- Nie w moim przypadku - odparłam szybko.

Za wszelką cenę chciałam zmienić temat rozmowy, ale jednocześnie ciekawiło
mnie, co ludzie sądzą o mojej przyjaźni z Cainem. Czy naprawdę wszyscy
wyobrażali sobie, ze jestem w nim zakochana? Czy zakładali, ze siedzę
spokojnie, kiedy on prowadza się z dziewczynami z naszej szkoły? Poczułam się
upokorzona. Zawsze uważałam siebie za silną i stanowczą kobietę, która musi
być na pierwszym miejscu. Być może inni postrzegali mnie inaczej. Może mieli
mnie za zakochaną smarkulę.

- Wtem jedno - powiedział James, biorąc mnie za rękę.
- Co? - Natychmiast przestałam myśleć o Cainie, poczuwszy dotyk jego silnych
palców. - My nie możemy być przyjaciółmi. - Orzechowe oczy Jamesa lśniły,
czerwone usta były nieodparcie

pociągające.

- Dlaczego? - wyszeptałam. - Bo zawsze będę chciał cię pocałować tak jak teraz.
Właśnie wtedy podeszła kelnerka z zamówionymi

napojami. Jej obecność

sprawiła, że czar prysnął,

ale i tak byłam pewna, że moje policzki płoną.

Nie wiedziałam, jak mam rozumieć słowa Jamesa.

Z jednej strony nigdy nie

pozwalałam sobie marzyć

o takiej chwili. Z drugiej sytuacja wydawała mi się

nierealna. Zawsze sobie wyobrażałam, że miłość będzie czymś w rodzaju gromu
z jasnego nieba. Oczekiwałam poetycznych słów i gorących spojrzeń. James,
prawie mnie nie znając, mówił rzeczy niezwykle intymne. Czy rzeczywiście tak
myślał?

Po kilku minutach kelnerka postawiła przed nami pizzę. Ogarnęły mnie

wątpliwości, gdy patrzyłam, jak James zgina kawałek pizzy i odgryza ogromny
kęs. Jeżeli James jest taki wspaniały, jak mi się wydaje, to dlaczego chce
właśnie mnie? Nikt inny jakoś nie chciał.

Choć wciąż bolał mnie żołądek, sięgnęłam po kawałek pizzy. Omal nie
udławiłam się serem czując na sobie natarczywy wzrok Jamesa. Miałam tak peł-
ne usta i ściśnięte gardło, że z trudem chwytałam oddech. Zakaszlałam, po czym
łyknęłam haust dietetycznej coli. Pomyślałam, że jeśli James jest mną
zainteresowany, teraz straciłam wszelkie szanse.

I to mnie podkręciło. Zawsze

lubiłam wyzwania.
- A co myślisz o warsztatach literackich? - spytałam, chcąc skierować rozmowę
na bezpieczniejsze tory.

- Pisanie jest całkiem fajne - odparł James.

- Naprawdę?

- Jasne. Myślę, że zacznę pisywać teksty dla naszego zespołu. Zwykle robi to
Mark, ale jego wiersze są głupie. - Sięgnął po następny kawałek pizzy i
serwetkę.

- To świetnie,. Chętnie przeczytam twoje wiersze... oczywiście, jeśli zechcesz.

- Może napiszę piosenkę o tobie.

Znów się zarumieniłam. Spojrzałam na talerz i skupiłam się na jedzeniu. Nie
miałam pojęcia o flirtowaniu i na próżno wytężałam umysł, by znaleźć jakąś
milutką odpowiedź.

background image

James wydawał się zadowolony, że może jeść w milczeniu, więc nadstawiłam
ucha, by posłuchać rozmów innych. Ilekroć byłam zdenerwowana, pomagało mi
skoncentrowanie się na czymś poza

mną. Tego triku nauczyła mnie mama.

Słuchałam, co mówią ludzie we wnęce za nami. Pierwszy głos należał do ładnej
dziewczyny, którą spostrzegłam, wchodząc do pizzerii.

- Tata zabrał mi kartę kredytową. Na miesiąc.

Zląkł się, kiedy w zeszłym tygodniu kupiłam sobie skórzaną kurtkę. Straszne z
niego skąpiradło.

Gdybym ja skorzystała z karty mojego taty, zamknąłby mnie w moim pokoju
na cały rok

- To niesprawiedliwe - odpowiedział chłopak. - Nie zdaje sobie sprawy, że bez
karty jesteś praktycznie nikim?

- Co ja na to mogę? On nie ma pojęcia, co to znaczy być młodym. Może go
powinnam oskarżyć o zaniedbanie.

Zachichotałam.. Para za nami prowadziła rozmowę żywcem z kiepskiej
telenoweli. Mówili to poważnie? - Słyszysz, co mówią? - wyszeptałam do
Jamesa.

Pokręcił głową.
- O czym rozmawiają?

Odchrząknęłam, przygotowując się do naśladowania brzmienia głosu tamtej
dziewczyny. Nazywałam

go głosem bogaczki. Była to kombinacja sposobu

mówienia pani Howell z ,,Gilligan lsland" oraz przesadnych tonów,
przybieranych przez angielską arystokrację.

- To nazbyt okropne - oznajmiłam, małpując dziewczynę. - Tatuś zabrał mi
Rolls royce'a. Chce, żebym jeździła beamerem. Czuję się taaaka upokorzona.

- I znowu się roześmiałam.
James siedział z kamiennym wyrazem twarzy. Usłyszawszy, że para znów
rozmawia, powiedziałam:

- Słuchaj.

- Podoba mi się to, co zrobili w klubie. Chociaż mahoniowa boazeria w
pomieszczeniu do grilla jest

nieco pretensjonalna - oświadczyła dziewczyna.

Mrugnęłam do Jamesa, ale on spoglądał na mnie jak na wariatkę. Najwyraźniej
nie uważał mojego naśladownictwa za zabawne. Westchnęłam. Gdyby Cain
teraz siedział tu ze mną, naśladowałby tego chłopaka. Prawdopodobnie
spędzilibyśmy cały wieczór na wymyślaniu nowych kwestii. I przez cały

czas

pękalibyśmy za śmiechu.

Poważny wyraz twarzy Jamesa wprawiał mnie w za

kłopotanie. Nieładnie z

mojej strony, że naśmiewam się z innych. Uznałam, że dla Buffy (tak w
myślach

nazwałam tę dziewczynę) pozbawienie karty przez tatusia było

prawdziwą tragedią.

James odsunął swój pusty talerz.

- Fale Radiowe będą mogły nagrywać i wydawać płyty w niezależnej wytwórni.
W przyszłym roku o tej porze będziemy mieli CD.

background image

Byłam pod wrażeniem. Natychmiast wyobraziłam sobie siebie w roli
dziewczyny gwiazdy rocka. Będę mogła chodzić za kulisy, rozjeżdżać się
limuzyną, dostawać darmowe koszulki.

- Naprawdę? Będę mogła posłuchać z tobą waszego albumu? - spytałam,
trzepocząc rzęsami i uśmiechając się szeroko.

No, i proszę. Na tym właśnie polega flirtowanie. Nie było mi łatwo, czułam
się głupio, ale jakoś to

przeżyłam. Może od czasu wydania płyty Jamesa

stanę się prawdziwą specjalistką w tej dziedzinie.
Sięgnął pod stół i poklepał mnie po kolanie.
- Kiedy tylko zachcesz, Delio. W każdej chwili.


***



Było około jedenastej, gdy zajechaliśmy pod mój

dom. Zdenerwowana,

natychmiast chwyciłam za

klamkę. James położył mi dłoń na ramieniu i przy

ciągnął do siebie

- Jesteś zabawna, Delio - wyszeptał. Zabawna?

Nie takiego określenia oczekiwałam. Liczyłam na

coś w rodzaju: Chętnie

spotykałbym się z tobą częściej.

A on pochylił się i niespodziewanie pocałował mnie w usta. W pierwszej

chwili pomyślałam

tylko tyle: O rany, całuję się z Jamesem Suttonem. Gdy

nieco

ochłonęłam, skupiłam się na cieple jego delikatnych

warg. Cieszyłam się,

że siedzę, ponieważ zmięły

mi kolana, więc na stojąco z pewnością straciłabym

równowagę.

Oddałam mu pocałunek, starając się nie myśleć o tym, że spotniały mi dłonie,
a w moim oddechu prawdopodobnie czuć pepperoni. Gdy się odsunął, byłam
rozdygotana i zdezorientowana. - Przyjemnych snów, Delio - mruknął. Idąc
ścieżką w stronę drzwi domu, zdałam sobie sprawę, że ,,przyjemnych snów"
zawsze życzył mi Cain. Z cała pewnością w ustach faceta, który właśnie mnie
pocałował brzmiało to zupełnie inaczej…


***



W niedzielę rano poszłam do Johnsonów. Kilka razy w tygodniu zostawałam z
ich dziesięcioletnią córką, Niną. Zastałam ją na trawniku przed domem,
ćwiczyła kroki taneczne. Od chwili gdy się dowiedziała, że uczę tańca,

background image

twierdziła, że taniec jest jej największą pasją. Pasją numer dwa było
prowadzenie rozmów o chłopakach ze szkoły podstawowej

im. Lincolna.

- Cześć, Nino! - zawołałam. - Jak sobie radzisz z tym nowym krokiem, którego
uczyłam cię w czwartek? - Weszłam na trawnik i usiadłam. Przez większość
nocy rozmyślałam o randce z Jamesem i niedostatek snu dawał mi się we znaki

- Świetnie! Chcesz zobaczyć, jak mi idzie przy muzyce? - Podskakiwała
niecierpliwie, czekając na

moją odpowiedź.

- Z przyjemnością. Przynieś magnetofon. Poczekam tutaj. - Zamknęłam oczy,
wystawiając twarz do słońca, zadowolona, że jest wystarczająco ciepło, by
zostać na dworze.

Po minucie Nina wróciła w towarzystwie rodziców i z magnetofonem.
Johnsonowie wykrzykiwali ostatnie polecenia, a Nina przewijała taśmę, którą
dla niej nagrałam.

Wykonywała ćwiczenia po raz piętnasty, kiedy przyjechał Cain. Lubił
odwiedzać mnie u Johnsonów, ponieważ Nina całowała ziemię, po której stąpał.
Nina przerwała w pół kroku i pobiegła do Caina

- Chcesz zobaczyć mój nowy taniec? - zapytała. Cain podszedł do frontowych
schodków i usiadł.

- Jasne, że chcę. Chyba nie wyobrażasz sobie, że przyszedłem tutaj, by spotkać
się z Delią?

Nina zachichotała i pobiegła, by znów przewinąć taśmę. Usiadłam obok
Caina. Czasami dziesięcioletnia dziewczynka może cię zadręczyć nadmiarem
energii.

- Jak się udała randka? - zapytał Cain, patrząc na Ninę, pląsającą na trawniku.

- Nadzwyczajnie - odparłam, zastanawiając się, czy Cain pozna, że James mnie
pocałował. Wciąż czułam na wargach delikatny dotyk jego ust.

- Jesteś pewna, że nie mówisz tak tylko dlatego, że chcesz wygrać zakład? -
zapytał, unosząc brwi.

- Oświadczam ci, że nasz głupi zakład jest ostatnią rzeczą, o jakiej w tej chwili
myślę. - Było to kłamstwo, ale miałam dość podejrzeń Caina.

- I Sutton nie wydał ci się ani trochę nudny? -

Cain nagrodził popis Niny

oklaskami. - Jeszcze! - zawołał, kiedy Nina dygnęła.

Dałam znak Ninie, żeby zaczęta od nowa, i zwróciłam się do Caina.

- Przyjmij do wiadomości, że Fale Radiowe wkrótce wydadzą płytę. -
powiedziałam wzburzona. Cain prychnął.

- Po pierwsze James powtarza to od przeszło roku. Te chłopaki mają taką samą
szansę zrobienia kariery muzycznej, jak ja. Po drugie nie odpowiedziałaś na
moje pytanie. Jest nudny?

- Jest fascynujący. A co ważniejsze, jest mną zafascynowany.

- Nie wątpię - odparł Cain. - Po Tanyi Reed musisz mu się wydawać geniuszem.

- Dziękuję za komplement. - Cain zaczynał mnie irytować. Pomimo naszego
zakładu miałam nadzieję, że ucieszy go mój romans. W dniu Święta Pracy

background image

zachowywał się tak, jakby znalezienie przeze mnie chłopaka było czymś
absolutnie niemożliwym.

- Przepraszam. Naprawdę. Powiedz mi jedno.

- Co? - spytałam, ciężko wzdychając.

- Ile razy spojrzał w lustro?

Musiałam się roześmiać. James był naprawdę próżny. Przyłapałam go nawet
na przeglądaniu się w pustym naczyniu po pizzy.

Cain zaczął naśladować Jamesa wdzięczącego się przed dużym lustrem i było
po nas. Kiedy Nina skończyła taniec, pomyślała, że coś jest z nami nie w
porządku.

Odprowadziłam Caina do samochodu, zostawiając Ninę. Miała pozbierać
sprzęt, żebyśmy mogły pójść do domu i przygotować lunch. Wiedziałam, że jest
rozczarowana odjazdem Caina. Lubiła się przed nim popisywać.
- Poważnie, jak bardzo lubisz Jamesa? - zapytał

Cain. Otworzył drzwiczki i patrzy! na mnie wyczekująco.

Zastanawiałam sie przez chwilę. Nigdy bym nie przypuszczała, że James
Simon spędzi ze mną wieczór, a może nawet zostanie moim chłopakiem. By
łabym głupia, tracąc taką okazję. Nawet jeśli ma mi złamać serce, wchodzę w
to.

- Bardzo go lubię - odpowiedziałam. - To może być facet w sam raz dla mnie.

Cain pokręcił głową.

- Jeszcze nie szykuj tej golarki. Do czasu studniówki może sie mnóstwo
wydarzyć. Mnóstwo.

Patrząc, jak samochód Caina znika za rogiem, miałam przeczucie, że mój
najbliższy przyjaciel coś knuje. Czy kiedykolwiek bywało inaczej ?


Rozdział szósty

Cain

Wtorek, 24 października, po lekcjach

Nie mogę przestać myśleć o Delii i Jamesie. W ciągu ostatnich dwóch dni
wciąż widywałem ich flirtujących. Parę razy trzymali się nawet za ręce. Delia
zachowuje się tak głupio. Nie poznaję jej. Nie jestem pewien, czy mi się to
podoba. Kiedy powiedziałem jej we wrześniu, że powinna się zakochać, nie
przypuszczałem, że tak się z tym pospieszy.
Jasne, James jest bardzo przystojny -jeśli lubi się typ ładnego chłopca. I z całą
pewnością ma wielkie powodzenie. Ale jego osobowość pozostawia wiele do

życzenia. Nie widziałem , żeby Delia śmiała sie w jego towarzystwie. A kiedy jest
ze mną, śmieje się bez przerwy.

W ostatni weekend Rebeka wyjechała z rodzica-mi, ale umówiliśmy się na
sobotę. I jeśli sprawy nie potoczą się po mojej myśli, będę naprawdę w
kłopocie...

background image

Zacząłem się obawiać, że przegram zakład. Jeśli przegram, wyjdę na
kompletnego idiotę, i Delia nigdy, przenigdy nie pozwoli mi o tym zapomnieć.
Andrew nie popuści mi przez najbliższe pól wieku. No i jest jeszcze sprawa
znalezienia prawdziwej miłości. Mam dość samotności i spotykania się z
przypadkowymi dziewczynami. Chcę czegoś więcej niż miło spędzony czas.
Jestem stanowczo gotowy na to, by zmienić charakter znajomości z Rebeką.
To jedna z najpiękniejszych dziewczyn, jakie widziałem. I taka mądra. I
wyrobiona. I pełna seksu. Jednym słowem, idealna.

Nie wiem, dlaczego byłem taki zdenerwowany, kiedy w sobotę po południu
zajechałem przed jej dom. Czyżby dlatego, że znalazłem dziewczynę, na której
mi naprawdę zależy, i paraliżował mnie lęk przed odrzuceniem? A może
wyszedłem z wprawy? W każdym razie wymyłem samochód i wyczyściłem
wewnątrz, co zdarzyło mi się pierwszy raz. Na tylnym siedzeniu miałem
piknikowy kosz z kanap kami, chipsami, ciasteczkami i piciem (przygotowany
przez moją zapobiegliwą mamę). Podchodząc do drzwi domu Fosterów,
pogwizdywałem pod nosem. Gdy już oczaruję Rebekę, Delia będzie musiała
wywiązać się z zakładu.

Drzwi otworzył jasnowłosy chłopczyk. Miał na sobie koszulkę Power Rangers
i wyglądał tak, jakby się bawił w błocie.

- Kim jesteś? - zapytał, spoglądając na mnie z ukosa.

- Cain Parson, proszę pana. Mieszka pan w tym domu? - zapytałem tonem
domokrążcy, a mały się roześmiał. Otworzył drzwi szerzej i zaprosił ranie do
środka.

- Jesteś chłopakiem mojej siostry? - zapytał, przyglądając mi się, jakbym był
ciekawym okazem zwierzęcia.

- Nie wiem. Może powinniśmy ją zapytać.

- Jason, znów jesteś nieznośny? - zawołała Rebeka, zbiegając po schodach. W
czarnych dżinsach i obcisłym zielonym sweterku, prezentowała się
zachwycająco. Włosy uczesała w luźny kok, ale kilka kosmyków wymknęło się
z niego, okalając twarz.

- Nie! - wrzasnął Jason, cofając się przed nią.

Wynoś się stąd. Wracaj do swego błocka.

Jason podbiegł do siostry, nadepnął jej na stopę i uciekł długim korytarzem.

- Miły dzieciak - powiedziałem. - A jego siostra jest jeszcze milsza.

Rebeka pocałowała mnie w policzek.

- To prawdziwy potwór: Dlaczego dzieci nie mogą przychodzić na świat
dorosłe? - Rebeka najwyraźniej nie przepadała za dziećmi.

- To mogłoby być uciążliwe dla matek.

- Skoro mowa o matkach. Zmywajmy się, zanim moja mama cię zobaczy. Jak
cię dorwie, ani się obejrzysz, a będziesz z nią siedział w kuchni, popijając kawę.
- Rebeka złapała wypłowiałą kurtkę dżinsową i przerzuciła ją sobie przez ramię.
Ruszyliśmy i Rebeka nastawiła radio.

background image

- Ile stacji muzycznych ma ta dziura? Na Manhattanie coś takiego byłoby nie do
pomyślenia.

- Jest jedna stacja z dobrą muzyką jazzową - powiedziałem, przyciskając guzik.

Wzruszyła ramionami.

- Może być.

Na czerwonym świetle obróciłem się ku niej.

- Masz ochotę na piknik?

- Jasne. Żebym tylko nie musiała jeść mrówek. - Odpięła pas i przysunęła się do
mnie. - Dokąd jedziemy?

- Nad Staw Hazardzisty - odparłem dumnie. Nieczęsto zabieram tam
dziewczyny, ale ponieważ Rebeka była kimś niezwykłym, chciałem pokazać jej
to miejsce.

- Nazwa jak z piosenki Kenny'ego Rogersa. Roześmiałem się. Gdy jechaliśmy
tam po raz pierwszy, Delia powiedziała to samo.

- Piękny zakątek. Przekonasz się,

- Równie piękny jak Central Park?

- Nie zobaczysz tam powozów, ale za to nie ma

ścieków. - Położyłem rękę na

ramieniu Rebeki. Za

powiadał się cudowny dzień.

Skręciłem w polną drogę, która prowadziła nad

staw.

- Jak ci się żyje w liceum imienia Jeffersona?
- Nieźle. Podlizałam się kilku cheerleaderkom,

więc pewnie w przyszłym

sezonie załapię się do ich zespołu. I z tego, co widziałam w samorządzie
szkolnym, mam szansę zostać przewodniczącą.

- No, no. Jesteś bardzo ambitna. - Jakoś nigdy nie

pomyślałam, że Rebeka jest

typem samorządowca.

- Lubię być zauważona. Pomyśl, jak dobrze byłoby mieć taki wpis w podaniu na
studia.

- Myślę, że odzywa się w tobie prawdziwa mieszkanka Nowego Jorku. -
Zatrzymałem samochód na skraju pola w sąsiedztwie Stawu Hazardzisty.
Chociaż dzień był pogodny i ciepły, tylko my przyjechaliśmy nad wodę.

- Muszę przyznać, że naprawdę jest pięknie - powiedziała Rebeka takim tonem,
jakby się spodziewała, że zabiorę ją na śmietnisko.

- Panno Poster, oto Staw Hazardzisty.

Zachichotała, a ja pomogłem Jej wysiąść z samo chodu. Sięgnąłem po kosz
piknikowy i koc. Podbiegłem, by ją dogonić.
- Jak zaciszne - powiedziała Rebeka, gdy się z nią zrównałem.

- Tak. Tylko ty, ja i słońce. - Strzepnęliśmy koc, który wydymał się na wietrze.

Przycisnąłem jego rogi kamykami i usiadłem.

Opartem się na łokciu i poklepałem miejsce obok

siebie.

- Nakryto do stołu, madame.

Rebeka uklękła przy mnie i uniosła wieko kosza. - Och, masło orzechowe i
galaretka.

- Chciałem kupić kawior, ale nie mieli świeżego.

background image

- Kawior nie bardzo pasuje na lunch. Masło orzechowe i galaretka będą w sam
raz. - Zaczęła wypakowywać jedzenie z kosza. Zachowywała się tak
swobodnie, jakbyśmy piknikowali razem od lat.

- Może kiedyś zabierzemy tutaj Jasona - odezwałem się. - Tylko pomyśl, ile
wspaniałych babek z piasku mógłby zrobić.

Rebeka spojrzała na mnie, jakbym postradał zmysły.

- Lepiej nie - powiedziała krótko. - Nie tak sobie wyobrażam idealną randkę.

Otworzyłem puszkę z napojem gazowanym i napełniłem nim plastikowe
kieliszki do szampana, które ze sobą przywiozłem.

- Może wzniesiemy toast? - zaproponowałem.

- Chętnie, pod warunkiem, że nie będzie dotyczył mojego młodszego brata.

Na ziemię wokół nas opadały żółte i czerwone liście. Staw był błękitny, a jego
powierzchnia lśniła

w słońcu. Brakowało tylko faceta ze skrzypcami,

a Staw Hazardzisty byłby najromantyczniejszym

miejscem na ziemi.

Uniosłem kieliszek.
- Za Staw Hazardzisty. I, cytując Johna Denvera, za ciepło słońca na ramionach.
- Za nas i za moje nowe życie w rodzinnej Ameryce. - Rebeka stuknęła się ze
mną, spoglądając spod długich rzęs.

Odstawiłem kieliszek i przysunąłem się do Rebeki. Nasze usta zetknęły się i
pocałowałem ją delikatnie. Jej usta smakowały jeszcze lepiej, niż wyglądały.
Puls mi przyspieszył, przysiadłem się jeszcze bliżej. Gdy pogłębiliśmy
pocałunek, zacząłem żałować, że nie widzi nas Delia. W dziedzinie miłości
została daleko z tyłu. A potem Rebeka pogłaskała mnie po włosach i przestałem
myśleć o czymkolwiek.

* * *


- Było świetnie - oświadczyłem Andrew. - Zaprosiłem Rebekę na imprezę z
okazji zjazdu absolwentów szkoły. - Właśnie rozegraliśmy partię koszykówki na
szkolnym boisku. Pochłodniało, ale byłem zlany potem i z trudem chwytałem
oddech.

- Zgodziła się? - zapytał Andrew, obracając piłkę na czubku wskazującego
palca. Tę sztuczkę doskonalił od dwóch lat.

- Jasne. Czy jakaś dziewczyna oparła się moim wdziękom?

- Znam taką - odparł Andrew, rzucając piłką prosto w mój brzuch. Jęknąłem.

- Niby kogo? - Wstałem z ławki, na której siedzieliśmy i zakozłowałem piłką.

- A jak myślisz? Chodzi mi o Delię.

- Co takiego? - Chwyciłem piłkę i przystanąłem bez ruchu.
- Delia Byrne. Dziewczyna, której nie dajesz spokoju. Jakoś nigdy nie uległa
twojemu czarowi.

background image

- Delia i ja jesteśmy przyjaciółmi. Jeśli nie wiesz, co to znaczy, zajrzyj do
słownika.

- Zobacz w słowniku, co oznacza odmowa. Twój przypadek jest beznadziejny. -
Myślałem, że rozmawiamy o Rebece. - Zabraliśmy plecaki i ruszyliśmy na
parking.

- Bo tak jest. Prawdę powiedziawszy, nie rozumiem, czemu koniecznie chcesz
sobie znaleźć dziewczynę. Do studniówki jeszcze mnóstwo czasu. Może trafisz
na kogoś lepszego.
Pokręciłem głową. Całkowity brak wrażliwości An-drew nie przestawał mnie
zadziwiać. Choć byłem chłopakiem, uważałem, że obraźliwie traktuje
dziewczyny.

- Posłuchaj, Andrew. Istnieje jeszcze coś takiego jak miłość, spełnienie i
szczęście.

-I? - zapytał Andrew, przystając.
-Co i?

-Wyobrażasz sobie, że to wszystko znajdziesz dzięki Rebece? - Andrew odebrał
mi piłkę. Znowu obracał ją na palcu.

- Jasne. Czemu nie?

Andrew uniósł dłonie obronnym gestem.

- Po prostu nie rozumiem, jak możesz twierdzić, że jesteś zakochany w
dziewczynie, którą znasz zaledwie od kilku miesięcy.

-Posłuchaj, szukam prawdziwego uczucia. Nie widzę, w tym nic złego. -
Ruszyłem naprzód, a Andrew podążył za mną.

- Jeśli chcesz znać moje zdanie, uważam, że dziewczyny to tylko kłopot.
-Nie chcę znać twego zdania.

- Lepiej, żebyś je poznał. Rebeka tylko szuka rozrywki Nie jest typem
dziewczyny, w której chciał byś się zakochać.

- Wezmę to pod uwagę. Może mi oddasz moją piłkę?

- Weź sobie piłkę - odparł i dodał: - Pakujesz się w kłopoty.

Przyłożyłem Andrew w ramię.
Bo i cóż on wie o kobietach?


Rozdział siódmy

DELIA

Środa, 1 listopada, 10 wieczorem

Wczoraj James zaprosił mnie na tańce z okazji zjazdu absolwentów! W
Halloween byliśmy na imprezie u Caroline Sung. (Przebrałam się za
czarownicę, a Ja- mes za pirata). James zaprowadził mnie do czarnego
pomieszczenia, które urządziła. Wcześniej tego wieczoru trochę mnie wkurzył,
opowiadając o tym, jak spędzili zeszłoroczny Halloween z Tanyą (na szaleńczej

background image

jeździe na wozie z sianem — jeśli chcecie wiedzieć.) Byłam w nie najlepszym
nastroju, ponieważ Cain się nie pokazał. Poszedł z Rebeką do domu jednego z
futbolistów.

Najważniejsze jest to, że James zaprosił mnie na

tańce. Spotkanie

absolwentów będzie pierwszą okazją, na którą przyjdę z moim oficjalnym
chłopakiem.

Czy to oznacza, że jesteśmy zakochani?

PS Me mogę się doczekać, kiedy podzielę się z Cainem

tą nowiną. Wydaje mi

się, że nie rozmawialiśmy całe

wieki.

Do liceum im. Jeffersona zawitała zima. Wszyscy wbili się w swetry i
rozprawiają o tym, że wydychają kłęby pary. Nocą zamykani okno w moim
pokoju i zastanawiam się, czy nie włączyć elektrycznego koca. Kiedy uczę tańca
Ninę Johnson, nie robimy tego na trawniku przed domem, lecz w pomieszczeniu
w suterenie. Ellen Frazier uznała, że czas włożyć osławiony cudowny
biustonosz.

Chociaż nie zmieniłam zdania na temat szkolnych potańcówek i nadal
uważam je za głupie, nie mogę się doczekać chwili, gdy wkroczę na salę,
otoczona ramieniem Jamesa. Mały bukiecik z czerwonych róż, będzie przypięty
do mojej sukienki, tuż ponad ramionami będą się kołysały kolczyki z kryształu
górskiego, a na nogach będę miała wieczorowe sandałki na wysokich obcasach.

Niestety, będą grać Fale Radiowe, więc nie będę miała wiele okazji, żeby bawić
się w towarzystwie Jamesa. Pocieszałam się myślą, że wszystkie dziew czyny na
sali gimnastycznej będą zazdrościć, że to właśnie ja przyszłam z seksownym
solista ze społu.

W piątkowe popołudnie wybrałyśmy się z Ellen do centrum handlowego, żeby
wybrać odpowiednie sukienki. Choć bez entuzjazmu, Ellen zgodziła się pójść na
tance z jednym z kolegów Jamesa.

- Co myślisz o tej? - spytała mnie. Chichocząc, oglądała sukienkę z różowej
tafty o spódnicy w kształcie bombki. Przy ramionach powiewały pióra.
Sukienka była ohydna.

- Gdybym się wystroiła w to okropieństwo, to można

by mnie zawinąć w kartki

z jakiegoś głupiego komiksu, a wyglądałabym jak balonowa guma

do żucia.

Podeszłam do innego stoiska i wybrałam krótką czarną sukienkę. Miała
bolerko wyszywane paciorkami i była absolutnie doskonała.

Ellen znalazła zielony futerał z jedwabiu i ruszyłyśmy do przymierzalni.

- Wszystko wskazuje na to, że Cain i Rebeka są

z sobą na poważnie -

powiedziała Ellen. Zdejmowała przez głowę sweter, więc jej głos byt
przytłumiony, ale dobrze ją zrozumiałam. Zajęłam się rozwiązywaniem butów.

- Idą razem na tańce. - Zdjęłam buty i grube czarne skarpety; nie pasowałyby do
sukienki.

background image

Ellen obróciła się plecami do mnie, żebym zapięła

jej suwak. Muszę

stwierdzić, że jej „pomocnik matki natura", jak nazwała nowy stanik, uczynił
cuda.

- Wiem. Cain zaprosił ją całe wieki temu. A ta bransoletka, którą jej podarował,
wygląda na bardzo drogą. Andrew Rice powiedział mi, że Cain wydał na nią
sporą część zarobionej w lecie kasy. Moje dłonie znieruchomiały w połowie
suwaka.

-O czym ty mówisz, na Boga? Jaka bransoletka?

Zobaczyłam w lustrze, że Ellen unosi brwi.

- Nic nie wiesz?

Pokręciłam głową, usiłując wyglądać beztrosko.

-Nie. Chyba zapomniał mi o tym wspomnieć. Drobiazg.
- Jest złota z opalem. Opal to jej szczęśliwy kamień. Zobaczyłam tę bransoletkę,
kiedy wczoraj byłyśmy razem w toalecie. Trzymała rękę w taki sposób, że
musiałabym być ślepa, żeby jej nie zauważyć.

Udawałam, że wcale mnie to nie interesuje.
- Nie wiedziałam, że Cain jest facetem, który może zrobić coś tak głupiego, jak
ofiarować dziewczynie jej szczęśliwy kamień. To trąci latarni sześćdziesiątymi.

-Jestem pewna, że opowie ci o tej bransoletce. Po prostu nie miał jeszcze
okazji.- Ellen wspięła się na palce, usiłując sobie wyobrazić, czy sukienka
będzie pasowała do czółenek.

- Tak, na pewna Po prostu wypadło mu z głowy.
Byłam wściekła. Jak Cain mógł nie powiedzieć o czymś tak ważnym swojej
najlepszej przyjaciółce? Na pewno pochwalił się Andrew. Może nawet naradzał
się z nim, co ma jej kupić. Cain nigdy nie da wał prezentów swoim
dziewczynom, a już na pewno nie kosztowną biżuterię. Jedyne, co od niego do
stałam, to złota rybka (która zresztą po kilku dniach zdechła).

Może Cain naprawdę zakochał się w Rebece. Jeśli tak, nasz zakład zakończy
się remisem, ponieważ jestem pewna, że kocham Jamesa. Czy teraz, gdy znalazł
sobie kogoś, Cain mnie porzuci? Dawniej nasza przyjaźń zawsze była na
pierwszym miejscu, Cain opowiadał mi wszystko, nie pomijając życia
osobistego. Chyba teraz przestałam mu być potrzebna. Może straciłam
najlepszego przyjaciela. Ta myśl mnie przygnębiła.

Ellen okręciła się przed trzyskrzydłowym lustrem wygładzając na biuście
zielony jedwab. Wyglądała tak, jakby nosiła co najmniej rozmiar B.

- Uważam, że Cain głupio robi spotykając się z Rebeką Foster. Ona jest do
niczego.

- Niby czemu? - Musiałam przyznać, że ja także nie przepadałam za Rebeką. Za
każdym razem, gdy ją spotykałam, wiało od niej chłodem. Przywykłam do tego,
że dziewczyny Caina odnoszą się do mnie bez sympatii i wcale się tym nie
przejmowałam. Nawet mnie to podkręcało. A jednak dziwiło mnie, że Ellen ma
tak złe zdanie o ostatnim podbój Caina.

background image

- Ta dziewczyna to snobka. Słyszałam, jak rozprawiała o Cainie damskiej
toalecie. Wciąż powtarzała, jaki jest przystojny, a nie powiedziała ani słowa o
jego niezwykłej osobowości. - Ellen rozpięła suwak i zdjęła sukienkę.
-Naprawdę? - Wciąż przeglądałam się w lustrze. Czarna sukienka jakoś straciła
urok. Czułam się tak, jakbym miała ciężar w żołądku i raptem zakupy przestały
mnie interesować.

- A potem usłyszałam, jak mówiła Amandzie Wright, że Cain to jej bilet do
zdobycia popularności. Każdy wie, kim jest Cain, więc automatycznie będzie
wiedział, kim ona jest. Powiedziała, że zanim przejdzie do ostatniej klasy,
zostanie cheerleaderką i będzie spotykała się z rozgrywającym. Widzisz, jaka
jest powierzchowna?
Powiesiłam sukienkę i bolerko na wieszaku.
- Nie jesteś chyba zazdrosna o Rebekę? Wiem, że Cain ci się podoba, ale to nie
jest dobry materiał na stałego chłopaka. Jest zbyt kapryśny. Ellen zmarszczyła
brwi.
-Nie jestem zazdrosna, Delio. A ty?
-Nie rozśmieszaj mnie - powiedziałam oburzona. - Za żadne skarby nie
umawiałabym się z Cainem. Powtarzam ci to ciągle od nowa.

- Owszem, powtarzasz. - Ellen włożyła dżinsy i sięgnęła po buty. - Nigdy mi nie
powiedziałaś, dlaczego właściwie nie chcesz się z nim spotykać?

Westchnęłam.

- Jestem teraz z Jamesem. A poza tym Cain do mnie nie pasuje.

- Jaśniej, proszę - zażądała Ellen, unosząc brwi.

- On jest dla mnie jak brat, jest arogancki, lubimy inne smaki lodów, bijemy się
o to, kto będzie zdalnie sterował zabawkami...

Wiedziałam, że gadam bzdury ale pytanie Ellen sprawiło mi kłopot. Miałam
trudności z poważną rozmową na temat Caina.

Ellen się roześmiała.
-Widzę, że jesteście parą z piekła rodem. Zostawmy to. Wiem, że nie lubisz
rozmawiać o Cainie.
- Dziękuję. A teraz spadajmy. Tutaj nie ma mojej wymarzonej sukienki.

Wciąż nie mogłam uwierzyć, że Cain nie powiedział mi o bransoletce, którą
kupił Rebece. Po powrocie do domu od razu do niego zadzwonię. Będzie się
musiał tłumaczyć.

***


Owijałam kabel wokół palca, czekając, aż ktoś u Parsonów podniesie
słuchawkę. Po trzecim sygnale usłyszałam ciepły głos pani Parson.

background image

- Dzień dobry Czy mogę rozmawiać z Cainem? - zapytałam, zrzucając kapcie i
kładąc się na wznak.

- Delia! Miło cię słyszeć. Bardzo dawno cię nie widziałam.

- Jestem straszliwie zajęta. Myślę, że Cain także - Bardzo lubiłam panią Parsom.
Była dla mnie nie omal jak druga matka.

- Deels? - Cain podniósł inną słuchawkę i jego mama się rozłączyła.

- Cześć! - Z jakiegoś powodu moje serce galopowało. Cain wydał mi się jakiś
obcy.

- Co robisz dzisiaj wieczorem? - Słyszałam, że coś pogryza. Po chrupaniu
poznałam, że to pewnie kukurydziane chipsy- Pochłaniał prawie całą paczkę

dziennie.

- Mam randkę z Jamesem. - Podeszłam z telefonem do szafy. James miał po
mnie przyjechać za pół godziny, a ja nie wiedziałam, w co się ubrać.
- Wygląda na to, że nasz zakład pozostanie nierozstrzygnięty. - Cain mówił
zmęczonym głosem, jakby nie miał ochoty ze mną rozmawiać.
- Tak słyszałam - oznajmiłam gorzkim tonem.
- Co masz na myśli? - Wyczułam, że jest zirytowany, ale nie dbałam o to.

- Ty i Rebeka jesteście prawdziwą parą. Cała szkoła trąbi o ekstrawaganckiej
bransoletce, którą uznałeś za stosowne jej kupić.
-Miała urodziny. I co z tego?

- Dlaczego mi nie powiedziałeś, że jesteś na tyle zakochany, by wydać na swój
obiekt wakacyjne zarobki? Nie jestem dla ciebie wystarczająco ważna, żebyś
podzielił się ze mną taką nowiną? - Ogarniała mnie coraz większa złość. Cain
mógł mnie przynajmniej poprosić o pomoc w wyborze prezentu. Miałam lepszy
gust niż on.

- Przepraszam, że w moim życiu w ogóle coś się dzieje. Myślałem, że jesteś
zbyt zajęta obcałowywaniem tego gogusia Jamesa, by dbać o to, co ja robię. -
Teraz Cain także był zły i czułam, że nasza rozmowa zmierza donikąd.

-A ty tak przyssałeś się do Rebeki, że sprawiacie wrażenie syjamskich bliźniąt!

Nagle Cain przestał chrupać chipsy.

- Chyba się boisz, że wygram zakład. Boisz się,

że twoja miłość do Jamesa nie

dotrwa do studniówki.

Wyciągnęłam z szafy spodnie i golf.

- Jestem po uszy i bez pamięci zakochana w Jamesie Suttonie. A ty nie masz
pojęcia o prawdziwym uczuciu. Zależy ci tylko na ładnej twarzy. Wolną ręką
zdjęłam z siebie dżinsy. Czas naglił a ja jeszcze się nie przebrałam. Z trudem
opanowałam chęć rzucenia słuchawki.

- Nic o mnie nie wiesz, Delio. Ostatnie trzy lata ni czego cię nie nauczyły.

-Najwyraźniej - odpowiedziałam ironicznie. - A teraz, jeśli pozwolisz, muszę
się przygotować do randki. Udanego życia uczuciowego.
- Nawzajem - odburknął Cain.
- Żegnam. - Z trzaskiem odłożyłam słuchawkę. Byłam bliska łez, a za dziesięć
minut miał pojawić się James.

background image

Nie mogłam uwierzyć, że moja rozmowa z Cainem tak źle się potoczyła.
Nigdy przedtem nie bywaliśmy wobec siebie złośliwi i bałam się, że już się nie

pogodzimy.

Próbowałam cieszyć się z randki, ale łzy popłynęły mi po policzkach. Miałam
bladą twarz i zaczerwienione oczy. Może i byłam zakochana, ale wszystko
wskazywało na to, że straciłam najlepszego przyjaciela.

***



- Jesteś taka piękna - powiedział James, przyciągając mnie do siebie.

Oparłam głowę na jego piersi, wsłuchując się w przyspieszone bicie serca.

- Ty też jesteś niczego sobie.
Spałaszowaliśmy sutą kolację i teraz staliśmy pod drzwiami mojego domu.
Przez cały wieczór James był bardzo troskliwy, czułam się jak księżniczka.
- Tak się cieszę,, że jesteśmy razem, Delio. Na początku roku szkolnego byłem
naprawdę ogłupiały. Kiedy Tanya odeszła, myślałem, że będę sam przez resztę
życia. Wtedy przyszedłem na warsztaty literackie i spotkałem ciebie.

- Myślę, że to przeznaczenie - powiedziałam, spoglądając w orzechowe oczy
Jamesa. Chciałam się

w nich zatracić bez reszty. Czułam się jak księżniczka z

bajki.

- Też tak myślę. - Wargi Jamesa były tak blisko

moich, że raczej wyczułam, niż

usłyszałam jego słowa. Objęłam go za szyję, przyciągając jeszcze bliżej.
Pogłaskał mnie po policzku, a ja pogładziłam go po ciepłej skórze na karku i
poczułam, że zadrżał.

Przez chwilę wpatrywaliśmy się w siebie. A potem James pocałował mnie w
usta, rozchylając je swymi wargami. Poczułam mrowienie na całym ciele, ale
jednocześnie ogarnęło mnie zakłopotanie. Miałam to, czego pragnęłam, a mimo
to prześladowało mnie dziwne poczucie rozczarowania. Dlaczego?

Odrzucając wątpliwości, przylgnęłam jeszcze bliżej i zamknęłam oczy przed
przymglonym światłem latarni nad drzwiami.

Nie wiem, jak długo staliśmy razem, tuląc się do siebie. Kiedy wreszcie się
rozdzieliliśmy, brakowało nam tchu.

Lampa nad drzwiami zamrugała kilkakrotnie. Najwyraźniej moja mama
wiedziała, że stoję na zewnątrz i uznała, że mam dość emocji jak na jeden
wieczór. Roześmiałam się z zakłopotaniem.
James uśmiechnął się, głaszcząc mnie po włosach. Pochylił się i przelotnie
cmoknął mnie w czoło a potem wyszeptał mi do ucha:
- Na zabawie zaśpiewam piosenkę specjalnie dla ciebie.

Wślizgnęłam się do domu, zauważając, że mama dyskretnie wycofała się z
holu. Podeszłam do okna w salonie i odsunęłam muślinową firankę. James

background image

wsiadł już do dżipa i jego twarz była niewidoczna w mroku. Usłyszałam ciche
pogwizdywanie i opuściłam firankę.

Wchodząc po schodach, czułam, że jakaś cząstka mnie znajduje się w
siódmym niebie. Osiągnęłam cel, który sobie wyznaczyłam. Przed nami dopiero
jesienny zjazd absolwentów, a ja już zakochałam się po raz pierwszy w życiu.
Kto by przypuszczał, że cyniczna Delia Byrne zdoła rozniecić taką namiętność
w oczach Jamesa? Naprawdę zdarzył się cud.
Ale pozostała część mnie była zdruzgotana. Chociaż mogłam zatelefonować
do Ellen i zdać jej dokładnie relację z namiętnego wieczoru z Jamesem, drzwi
Caina dla mnie się zamknęły. Ponieważ nie mogłam się podzielić szczegółami
życia uczuciowego z osobą, na której zależało mi najbardziej na świecie, było
tak, jakby nic się nie wydarzyło.



Rozdział ósmy

Cain

W poniedziałek rano poszedłem do pracowni fizycznej, nie mogąc się
doczekać, kiedy zobaczę Delię. Po owej katastrofalnej rozmowie telefonicznej
w sobotę wieczorem nie zamieniliśmy ani słowa i właściwie nie byłem pewny,
co spowodowało taką okropną kłótnię. W jednej chwili rozmawialiśmy jak
normalni ludzie, a zaraz potem wrzeszczeliśmy na siebie jak najzacieklejsi
wrogowie. Byłem bardzo zdenerwowany i wciąż myślałem o tym, co zaszło.

Delia weszła do klasy po mnie i usiadła w sąsiedniej ławce. Ponieważ było
kilka wolnych miejsc, uznałem to za znak, że chce się ze mną pogodzić.

Kiedy pani Gordon zaczęła wykład o zrzucaniu monet z Empire State
Building, wydarłem kartkę z notesu. „ZAWIESZENIE BRONI?" napisałem
wielkimi drukowanymi literami. (Chciałem zrobić pierwszy krok, ale nie
miałem zamiaru przepraszać).

Od jakiegoś kwadransa Delia urządzała przedstawienie, odwracając głowę ode
mnie. Postukałem ją długopisem w ramię i pokazałem kartkę. Spojrzała w moją
stronę. Zobaczywszy, co napisałem, uśmiechnęła się lekko. Pociągnąłem ją za
włosy i schowałem liścik. Poczułem się tak, jakby z mego serca spadł
dwutonowy głaz.

Gdy rozległ się dzwonek, Delia wstała i podeszła do mnie. Oparła mi dłonie
na ramionach.

- Nadal jesteśmy przyjaciółmi? - spytała.

Skinąłem głową, ściskając jej ręce.
- Zawsze. Wyszliśmy z klasy

-Może po lekcjach wpadniemy do Winsteada? Przekąsimy nachos i
przypomnimy sobie dawne dobre czasy.

background image

- Świetny pomysł, Parson. Spotkamy się o trzeciej. Na korytarzu czekała na
mnie Rebeka. Na nadgarstku połyskiwała bransoletka, którą jej podarowałem.
Zerknąłem na Delię. Miała na twarzy szeroki uśmiech.

- Cześć wam - powiedziała Rebeka, promieniejąc.

- Cześć, Rebeko - odparła Delia. - Piękna bransoletka. - Mówiła takim tonem,
jakby rozmawiała z najlepszą przyjaciółką. Ucieszyłem się, że stara się być miła
dla Rebeki.

Rebeka uniosła rękę.

- Dzięki, Delio. Kajmak mi ją podarował. Czyż nie jest słodki?

Chwyciła mnie za rękę i podeszła bliżej.

Zobaczyłam, że Delia wywraca oczami. Nie wie działem, co sobie myśli.

- Słodki jak cukierek - powiedziała. - Do zobaczenia, gołąbeczki.

***


Delia oddaliła się korytarzem, a Rebeka pocałowała mnie w policzek.
- Zgadnij? - powiedziała.
- Co? - Nie spuszczałem oka z Delii, która stała z Jamesem przy wyjściu
przeciwpożarowym. Śmiała się i trudno było uwierzyć, że to ta sama
dziewczyna, która tak bardzo złościła się w sobotę wieczorem.
- Rozmawiałam z Carrie Starks. Powiedziała, że ona i Patrick wybiorą się z
nami na sobotnie tańce.

Zmarszczyłem brwi na myśl o tym, jak okropny bywał Patrick na szkolnych
imprezach. Nie należał do osób z którymi chciałbym się afiszować. A odkąd
zaczął się spotykać z Carrie Starks, nie mogłem patrzeć na ich publicznie
demonstrowane wzajemne czułości. Sposób, w jaki zwalisty futbolista na
oczach wszystkich obmacywał swoją dziewczynę, budził niesmak. Rebeka
zdawała się nie zauważać, że nie jestem zachwycony.

- Będzie wspaniale - zapewniała. - Będziemy się razem świetnie bawić. Jeśli
zaprzyjaźnię się z Carrie, pomoże mi się dostać do zespołu cheerleaderek.

Jeśli naprawdę chciała iść z Patrickiem i Carrie, niech jej będzie. Im lepszy
będzie miała humor, tym bardziej będzie skłonna do romansów. A przecież po
to są szkolne zabawy

- Pojedziemy moim samochodem - powiedziałem, obejmując ją ramieniem.

Zostawiłem Rebekę przed jej klasą i przeskakując po dwa stopnie naraz,
pobiegłem do biblioteki. Ja

i Andrew przygotowywaliśmy referat z historii.

Znalazłem go przy stole. Przed nim piętrzyło się ze dwadzieścia opasłych
tomów. Trzymał w zębach ołówek i sprawiał wrażenie poważnego ucznia,
którym wcale nie był.

-Jak tam, Rice? - spytałem, sadowiąc się obok niego.

background image

-Ciii, jesteśmy w bibliotece. - Andrew przyłożył palec do ust, nakazując mi
milczenie.

Pochyliłem się w jego stronę.

-Co jest? - wyszeptałem, rozglądając się, czy nie patrzy na nas bibliotekarka.
Andrew wskazał na dziewczynę za biurkiem. W bibliotece odbywali praktykę
różni uczniowie, ale

Andrew nigdy się nimi nie przejmował. Dziewczyna

o

drugich brązowych włosach miała na sobie rozpinaną z przodu bluzkę. Andrew
powiedział:

- Obiecałem Rachel, że będziemy cicho.

Uniosłem brwi. Czyżby przybysze z kosmosu uprowadzili Andrew i zastąpili
go klonem? Nigdy przed

tern nie przejmował się pomocnicami bibliotekarki.

- No i co z tego?

- To wspaniała dziewczyna. Okażmy jej trochę szacunku - wyszeptał Andrew i
wrócił spojrzeniem do Rachel, która wpisywała coś do komputera.

Dotknąłem jego czoła.

- Masz gorączkę czy straciłeś rozum? Odepchnął moją rękę.

- Bierzmy się do pracy. Rachel była tak miła, że znalazła dla nas książki.
Skorzystajmy z nich.

Otworzyłem najbliżej leżący tom i przekartkowałem kilka stron. Po chwili
zwróciłem się do Andrew, pytając, jak ma zamiar podzielić pracę. Z otwartymi
ustami gapił się na Rachel. Pomachałem mu ręką przed oczami, usiłując zwrócić
na siebie uwagę.
Na widok rumieńca, oblewającego policzki Andrew, doznałem olśnienia. Bez
względu na to, czy zdawał sobie z tego sprawę, czy nie, ten renegat Andrew
zakochał się w dziewczynie z biblioteki.

***


- Ma na imię Rachel - zakomunikowałem Delii, przytrzymując dla niej oszklone
drzwi, prowadzące do Winsteada. - Pracuje w bibliotece.
Winstead był jedyny w swoim rodzaju. Można tam było dostać wszystko od
hamburgerów po burritos, chociaż większość dań smakowała tak samo. Stoliki
były zniszczone, a w rogu stała szafa grająca. Myślę, że Delia i ja spędziliśmy
tam większość wolnego czasu, zwłaszcza zanim dostaliśmy prawa jazdy. Było
to popularne miejsce spotkań uczniów pierwszej i drugiej klasy, bo prawie
każdy mógł tam dojechać na rowerze.

- Rachel Hall? - spytała Delia, zmierzając do naszego ulubionego stolika. Stał
tuż przy szafie grającej. Ilekroć tam byliśmy, Delia okupowała szafę, narzucając
innym swój gust muzyczny - Chyba tak. Andrew mówił o niej po prostu Rachel.
Za każdym razem, gdy wypowiadał jej imię, miał durnowaty wyraz twarzy. -

background image

Powiesiłem nasze kurtki na wieszaku obok sąsiedniego stolika, a potem ciężko
usiadłem na krześle. Miałem za sobą trudny dzień.

- Bardzo interesujące. Wydawało mi się, że Rachel nie figuruje na liście
Andrew.
Delia otworzyła menu, a ja wykręciłem szyję, żeby móc je czytać do góry
nogami.

- Ale najwyraźniej wpadła mu w oko.

- Zastanawiam się, czy on jej także - powiedziała Delia, popychając jadłospis w
moją stronę. - Weźmiemy nachos do spółki?

- Marzę o nachos od czasu lunchu z sałatką z tuńczyka - odparłem. - Nie
wyglądają na dobraną parę, ale miłość nie pyta.

- Z nami też tak było - zgodziła się Delia. Złożyła zamówienie u kelnerki.
Następnie pochyliła się, żeby wsunąć dolara do szafy grającej.
- To prawda. Jeszcze trzy miesiące temu nie mieliśmy pojęcia, że się
zakochamy. I stało się. - Uśmiechnąłem się do Delii, a ona do mnie. Kelnerka
przyniosła nachos prawie natychmiast. Składają się one głównie z kupnych
chipsów, oblanych topionym serem. Obok nich piętrzył się stosik małych
papryczek. Krótko mówiąc, nachos u Winsteada były moim ulubionym daniem.

Delia sięgnęła po rozmoczonego chipsa i wepchnęła do ust w całości.

- Wiesz, Cain, muszę ci się do czegoś przyznać.

- Do czego?

- Jestem naprawdę zadowolona, że namówiłeś mnie na ten głupi zakład. Nie
wiem, czy wysyłała-bym do Jamesa miłosne sygnały, gdyby nad moja głową nie
zawisła groźba utlenionych włosów.

- Cieszę się z twojej nowej roli zakochanej dziewczyny, ale nadal uważam, że
James jest ofiarą losu.

- Zjadłem nachos, rozkoszując się smakiem topionego

sera.

- Mówisz tak tylko dlatego, że chcesz wygrać zakład. Nie satysfakcjonuje cię
remis?

Wiedziałem, że Delia nie przyjmie mojej rady, ale nie mogłem się
powstrzymać od wygłoszenia opinii.
Taką już mam naturę.

- Nie mówię tego, żeby wygrać zakład. Mówię to, co myślę.

- A jeśli ja powiem, że Rebeka nie jest wystarczająco dobra dla ciebie? - Zaczęła
się jedna z wybranych melodii i Delia kołysała się w jej rytmie.

- Odpowiem, żebyś pilnowała własnego nosa - odparłem.

- Otóż to.
- Więc mówisz mi, żebym pilnował własnego

nosa?

- Tak, Sherlocku.
Pomachałem białą flagą z serwetki.

- Masz rację

Delia skinęła głową.

-Wiedziałam, że się ze mną zgodzisz.

background image

Delia odsunęła talerz z nachos i sięgnęła po szklankę z wodą, którą wychyliła
jednym haustem.Patrząc na nią, musiałem się roześmiać. Delia była jedna na
milion.


* * *


Zjazd absolwentów wypadał w sobotę, 11 listopada. Dzień był zimny i
słoneczny. W piątek po południu uporałem się z wszystkimi przygotowaniami.
Mama pomogła mi wybrać bukiecik z czerwonych róż dla Rebeki, odebrałem z
pralni mój jedyny garnitur, a nawet umyłem samochód. Byłem gotowy.

Ponieważ Patrick należał do drużyny futbolowej, a Carrie była cheerleaderką,
ja i Rebeka mieliśmy pojechać po nich na mecz Raidersów. Potem wrócić do
domu, żeby się przebrać, a około ósmej miałem zabrać wszystkich moim
samochodem. Nadal nie piałem z zachwytu, że będziemy się bawić w nud-
nawym towarzystwie Patricka i Carrie, ale pogodziłem się z tą myślą.

Gdy przyjechaliśmy na mecz, Rebeka zaprowadziła mnie do sektora trybuny
dokładnie naprzeciw cheerleaderek.

- Usiądźmy tutaj - powiedziała. - Stąd będzie widać wszystkich naszych
przyjaciół. - Pomachała do Carrie, która w odpowiedzi potrząsnęła czerwonym
pomponem.

Kątem oka zauważyłem Andrew. Był sam, więc przywołałem go gestem dłoni.
Miał żałosny wyraz twarzy, co było do niego całkiem niepodobne.

Rebeka wstała i uściskała go, zanim usiadł.

- Jak leci, Andy?

Andrew podrapał się w głowę i potarł rudawą szczecinę, porastającą jego
policzki.

- Prawdę mówiąc, bywało lepiej.
Rebeka jakby nie usłyszała jego odpowiedzi.

- Kogo zabierasz na tańce? Andrew pokręcił głową.

- Nie idę - odparł.

- Myślałem, że idziesz z Rachel Hall - powiedziałem. Od dwóch dni zbierał się
na odwagę i przysięgał, że ją zaprosi w piątek po lekcjach.

- Uznałem, że to będzie obraźliwe. Nie można zaprosić dziewczyny na dzień
przed imprezą. Będzie wyglądało na to, ze myślę, że ona nie ma z kim pójść.

- Rachel Hall? - spytała Rebeka, marszcząc nos.

- Ta nijaka dziewczynina z

biblioteki? Szturchnąłem Rebekę w żebra. Była piękna i inteligentna, ale
dyplomacja nie należała do jej mocnych stron.

- Uważam, że jest bardzo ładna - powiedziałem. Andrew wzruszył ramionami

background image

- Może Rebeka ma rację. Co mam wspólnego z laską, która pracuje w
bibliotece?

- To nie jest dziewczyna dla ciebie - oświadczyła Rebeka stanowczym tonem. -
Jestem pewna, że znajdziesz sobie kogoś o wiele atrakcyjniejszego.
- Delia lubi Rachel - powiedziałem. - W zeszłym roku, razem chodziły na
angielski i cały czas rozmawiały o książkach. - Zerknąłem na Rebekę, dając jej
do zrozumienia, żeby dała spokój Andrew. Rachel była pierwszą dziewczyną, na
której naprawdę mu zależało i me chciałem, żeby Rebeka wszystko po

psuła.

- To, że Delia ją lubi, o niczym nie świadczy. Ona nie trzyma dłoni na pulsie
szkolnego życia - powiedziała Rebeka słodkim tonem, ale jej słowa przyprawiły
mnie o mdłości.

- Co chcesz przez to powiedzieć? - zapytałem, nieomal zapominając, że Andrew
jest tuż obok. Całą moją uwagę pochłonęła Rebeka.

- Uważam, że Delia nie ma pojęcia, kto spośród uczniów ostatniej klasy cieszy
się popularnością. Ona jest miła, ale... - Rebeka zawiesiła głos.

- Ale co? Deels nie ma czasu, bo ma do roboty coś lepszego: taniec, pisanie,
spotykanie się ze mną.

Wiedziałem, że nie powinienem tego mówić, ale nie mogłem się
powstrzymać. Krew uderzała mi do głowy, ilekroć usłyszałem, że ktoś źle się
wyraża o Delii. Mogłem całymi godzinami rozprawiać, jak bardzo mnie wkurza,
ale gdy ktoś inny ośmielał się ją krytykować, miałem ochotę coś rozwalić.

- Wybacz, Cain. To tylko moja opinia - powiedziała Rebeka urażonym tonem, a
ja natychmiast zdałem sobie sprawę, że przesadziłem. W końcu żyjemy w
wolnym kraju. Rebeka może mówić, co się jej podoba. A poza tym Delia nie
potrzebowała adwokata.

- Przepraszam - odezwałem się skruszony. - Myślę, że w przypadku Byrne
zachowuję się jak starszy brat. Andrew wie, o co mi chodzi, prawda?
Spojrzałem w jego stronę, spodziewając się, że rozładuje sytuację jakimś
żartem. Niestety, już go nie było. Zobaczyłem jego plecy w czarnej skórzanej
kurtce, gdy zmierzał w stronę kiosku.
- Nie szkodzi - powiedziała Rebeka, kładąc mi dłoń na kolanie. - Myślę, że jest
mnóstwo znacznie zabawniejszych tematów niż rozmowa o Delii. Skinąłem
głową w milczeniu i objąłem Rebekę.
- Masz racje. Pomówmy o nas.
Podczas gdy Rebeka rozwodziła się na temat swojej nowej sukienki, którą
włoży na tańce, ja omiotłem wzrokiem trybuny.
Na prawo od nas, o kilka rzędów wyżej, siedziała Delia z Jamesem. Byli
okryci wielkim kocem i nie było widać, czy ona i Goguś (tak nazywałem go w
myśli) trzymają się za ręce. Nie, żeby mnie to obchodziło, ale po prostu byłem
ciekawy.
Za Jamesem i Delia siedziała Ellen Frazier. Jestem pewien, że facet obok niej
był tym, z którym miała pójść na tańce, ale dzieliła ich odległość co najmniej

background image

metra. Ellen miała pogardliwy wyraz twarzy, a ja nie mogłem powstrzymać się
od śmiechu. Delia po wiedziała mi o jej cudownym biustonoszu. Zmrużyłem
oczy, by mu się lepiej przyjrzeć. Według mnie wyglądała tak samo jak zawsze.
Ale miała na sobie gruby sweter. Postanowiłem sprawdzić podczas

tańców.

Mój wzrok powędrował ku Delii. Koniecznie chciałem wiedzieć, co dzieje się
pod kocem. Właśnie wtedy spojrzała na mnie. Otworzyła szeroko oczy,

a potem odwróciła głowę. Poczułem, że się rumienię. Czyżby sobie pomyślała.
że sie na nią

gapię?

- Mój tata powiedział, że mogę wrócić o dwie godziny później niż zwykle dotarł
do mnie głos Rebeki. - Wspaniale, no nie?

Przysunąłem się do niej i uściskałem mocno.

- Wspaniale. Po prostu świetnie.

- Wiem- Zwłaszcza że jedna z gwiazd drużyny koszykówki robi imprezę u
siebie. Tylko za zaproszeniami, ale jestem przekonana, że będziemy na jego

liście.

Jęknąłem bezgłośnie, znowu zwracając głowę w stronę Delii. Nasze spojrzenia
spotkały się na chwilę i zobaczyłem, że się wzdrygnęła. Koc zsunął się z jej
kolan i w końcu zobaczyłem, że ona i Goguś rzeczywiście trzymają się za ręce.

Zamknąłem oczy, zastanawiając się, czy ona, podobnie jak ja, uważa, że
prawdziwa miłość nie jest wcale łatwa. Chyba jednak nie.


Rozdział dziewiąty

DELIA

Czy zauważyliście, że zabawy

w liceum mają temat

przewodni? Nie jest to

po

prostu impreza w

sali gimnastycznej z bajeranckim

oświetleniem,

zespołem i

ponczem. Istnieje

niepisane prawo, nakazujące

uczniom dostosowanie się do

zachcianek specjalnego

komitetu, zajmującego się

dekoracjami.

Na tegoroczny

zjazd absolwentów

komitet

wybrał „Wieczór w Paryżu".

Muszę przyznać, że sala

gimnastyczna liceum

im. Jeffersona wyglądała nawet

ładnie. Na

ścianach

i suficie umocowano sznury białych

lampek.

Ustawiono

rzędy maleńkich stolików,

wokół których

stały krzesełka z kutego żelaza. Na

każdym

stole

płonęła świeczka. Na ścianach wisiały ogromne, wykonane przez

uczniów malowidła, przedstawiające słynne widoki Paryża. A pod tablicą z
koszem,

wznosiła

się wieża Eiffla z papier-mache. Nie był to

może

Paryż jak

żywy, ale rzeczywiście komitet się

postarał.

Powieszenie tych wszystkich

lampek musiało

im

zająć wiele godzin.

Przyjechaliśmy z Jamesem przed czasem,

ponieważ

chłopcy z Fal Radiowych

musieli rozstawić instrumenty i sprzęt nagłaśniający. Wkrótce zespół

był

background image

gotowy, chociaż brakowało jeszcze wiele osób.

Pa

trzyłam na śpiewającego

Jamesa i na dziewczyny, przyglądające się śpiewającemu Jamesowi. Uwiel-
białam ten ich napięty wyraz twarzy; ich maślane oczy przypominały mi moje
własne.

- Jak ci się podoba wesoły Paryż? - spytała Ellen.

Ucieszyłam się na jej widok. Chociaż James na scenie prezentował się
doskonale, doskwierała mi samotność.

- Piękny widok, ale gdzie jest Sekwana?

Ellen się roześmiała.

-Jeżeli rozleje się wystarczająco dużo ponczu, przez środek sali gimnastycznej
popłynie rzeka.

-

A

gdzie jest Sam?

Parą Ellen był kolega Jamesa, Sam. Przyjechali do szkoły razem z nami, ale
Sam zniknął z pola widzenia.

- Jest na parkingu z kilkoma kumplami. Myślę, że nie nadaje się na księcia z
bajki.

- Ale ty wyglądasz pięknie. Może powinnaś się rozejrzeć za kimś
odpowiedniejszym.

Ellen rzeczywiście prezentowała się fantastycznie. Muszę dodać, że
wróciłyśmy do sklepu i zdecydowałyśmy się na sukienki, które zwróciłyśmy po
przymierzeniu. Ellen była prawdziwą królową balu, chociaż nie byłam
przekonana, czy rzeczywiście konieczny jest ten cudowny biustonosz.

- Poznałam już pewnego chłopaka. O, stoi sam niedaleko wieży Eiffla. Myślę,
że do niego podejdę. Piękne widoki są jeszcze piękniejsze, gdy się je ogląda w
miłym towarzystwie.

Gdy Ellen odeszła, zlękłam się, że będę podpierać ścianę. Sala gimnastyczna
zapełniła się, a ja tkwiłam samotnie. Byłam znudzona i poirytowana. Fale
Radiowe miały występować do końca wieczoru, a wszyscy znajomi chłopcy
tańczyli na parkiecie.

Nowe czółenka piły mnie w pięty, więc postanowiłam zająć miejsce przy
jednym ze stolików. Z dogodnego punktu obserwacyjnego, siedząc na krzesełku,
zobaczyłam, że Cain przyszedł na zabawę z Rebeka, Patrickiem Mayorem i
Carrie Starks. Zawsze wyczuwałam obecność Caina. W ciągu minionych lat
rozwinęło się u mnie coś w rodzaju radaru, który informował mnie o miejscu
jego pobytu. Czasami nawet odczuwałam z nim łączność telepatyczną, o jakiej
w telewizji opowiadają bliźnięta.
Zobaczywszy, że Cain i Rebeka kierują się na parkiet, oparłam głowę o ścianę
i zamknęłam oczy. Miałam za sobą długi dzień i wiele godzin do końca zabawy.

Nagle usłyszałam głos Jamesa, mówiącego do mikrofonu i uniosłam powieki.
- Chciałbym zadedykować tę piosenkę Delii Byrne - powiedział niskim,
gardłowym głosem. - Jest moją brązowooką dziewczyną.

Wszystkie spojrzenia natychmiast skupiły się na mnie. Wstałam i pomachałam
Jamesowi, czując, że się rumienię. Byłam pewna, że mój puls bije dwa razy

background image

szybciej niż zwykle. Nigdy przedtem nie dedykowano mi piosenki. Pomysł był
niesłychanie romantyczny. Patrząc na uśmiechniętą twarz Jamesa, poczułam
dreszcz podniecenia. Fale Radiowe zaczęły grać własną wersję „Dziewczyny o
brązowych oczach" Vana Morrisona. Rytm był powolny i duszny. W sam raz na
„Wieczór w Paryżu".
Chociaż słuchałam piosenki, którą wykonywano specjalnie dla mnie, byłam
przygnębiona, bo ani razu nie zatańczyłam i do końca wieczoru miałam

przyglądać się zabawie innych.

- Czy mogę panią prosić do tańca, madame?

Odwróciłam się. Obok mnie stał Cain. Jego niebieskie oczy lśniły.

W

granatowym garniturze i w krawacie w turecki wzór prezentował się bardzo
elegancko i wytwornie. Zupełnie jak model z okładki.

- Zatańczę z przyjemnością, proszę pana - odparłam i wtuliłam się w jego
rozwarte ramiona.

Cain rozejrzał się po parkiecie i uznałam, że wypatruje Rebeki. Myliłam się.

- A więc Andrew nie przyszedł.

- Rachel Hall także się nie pokazała. Szukałam jej.
Cain pokręcił głową.

- Szkoda. Pewnie każde z nich siedzi teraz samotnie w domu.

- Dobrze, że to nie my.

Cain przyciągnął mnie trochę bliżej.

- Dzięki Bogu - odparł. Zamilkliśmy.

Cain i ja często tańczyliśmy razem. Ukończył wszystkie szkolne kursy tańca, a
ja tylko kilka z nich, przy czym zazwyczaj, zaraz po przyjściu na lekcję,
starałam się pozbyć partnera i dać nogę. Jak wspominałam, nigdy nie miałam
szczęścia w miłości.

- Świetnie wyglądasz, Deels - powiedział Cain, patrząc mi w oczy.
Przesunęliśmy się na środek parkietu i zdawałam sobie sprawę, że Cain mocno
mnie obejmuje. Ale nie z wyboru - tańczyliśmy wolny kawałek, więc musiał
mnie trzymać blisko siebie.

- Naprawdę tak uważasz? - spytałam. Cain nigdy nie prawił mi komplementów,
woleliśmy się czule przekomarzać.

-Tak.

-

Dzięki. Dlaczego jesteś taki miły? To denerwujące.

W tle rozbrzmiewał bardzo męski głos Jamesa, ale

moją uwagę pochłaniał

Cain.
- Jestem miły? - roześmiał się. - Niemożliwe. - Obrócił mnie, a potem przygiął
niemal do podłogi.
Wyraz powagi całkowicie zniknął z jego twarzy.

- Uważasz, że ta sukienka jest wystarczają co obcisła? Wygląda tak, jakby ją
zszyto na tobie.

Takiego Caina dobrze znałam.

background image

- Tak? Więc teraz ja ci coś powiem. Ile tubek brylantyny zużyłeś? - spytałam,
chichocząc. - Trzy? A może cztery?

Wybuchnęliśmy śmiechem. A gdy James przyspieszył rytm piosenki,
zaczęłam prowadzić Caina w tańcu podobnym do tanga. Mknęliśmy po
parkiecie, zmuszając inne pary; by się rozstępowały.
Gdy muzyka ucichła, znajdowaliśmy się w przeciw ległym końcu sali
gimnastycznej. Było tam znacznie ciemniej. Cain znów przyciągnął mnie bliżej,
a ja zarzuciłam mu ręce na szyję.
Nagle zabrakło mi tchu. Poczułam silne mięśnie karku Caina i mój puls
przyspieszył do stu uderzeń na sekundę.

Gdy odchyliłam głowę, aby spojrzeć na jego twarz, zobaczyłam wargi Caina
kilka milimetrów ponad moimi. Czas się zatrzymał, nie mogłam oderwać
wzroku od jego oczu. Pewnie widzą to inne dziewczyny, pomyślałam. Oto Cain,
jakiego nie znałam.
Zbliżyłam głowę do jego głowy i zamknęłam powoli oczy. Dziwnie się
czułam, ale nie mogłam się powstrzymać.

- Odbijany! - usłyszałam piskliwy głos nad uchem.

- Rebeka! - powiedział Cain, gwałtownie odsuwając się ode mnie. - Właśnie
zamierzałem cię szukać.

- A więc jestem - stwierdziła, zupełnie mnie lekceważąc.

- A więc jesteś - powiedziałam, odsuwając się jeszcze dalej od Caina. - Na razie,
Parson.
Przepchnęłam się przez tłum par i ruszyłam na poszukiwanie Ellen.
Potrzebowałam cynicznego komentarza na temat głupoty szkolnych zabaw.
Gdy znalazłam się na środku sali gimnastycznej, obejrzałam się, żeby zerknąć
na Caina. Patrzył na mnie, ale znajdował się zbyt daleko, bym mogła odczytać
wyraz jego oczu. Zabrakło mi tchu i poczułam się jak sparaliżowana.
W tej samej chwili Rebeka przyciągnęła głowę Caina, aby go pocałować, i
czar prysnął. Nie byłam pewna, co zaszło pomiędzy mną a Cainem, ale łudziłam
się i modliłam, żeby, cokolwiek to było, nie powtórzyło się nigdy więcej.

* * *


- Podobało się - powiedział James kilka godzin później. - Moje miłosne piosenki
zawsze się podobają.

Była niemal pierwsza w nocy. Przed godziną zatelefonowałam do mamy, by
jej powiedzieć, że wrócę później niż zwykle. Zabawa się skończyła, ale James i
Fale Radiowe musieli zostać dłużej i spakować sprzęt.

background image

- Byliście świetni - pochwaliłam, chowając do płóciennej torby kłąb
przedłużaczy. - Ludzie was uwielbiają.

- Cóż mogę odpowiedzieć? Mam rock and rolla we krwi. - James chwycił gitarę
i przysiadł na jednym z krzesełek. Zagrał dwunastotaktowy rytm, nucąc pod
nosem.

- Co jeszcze mogę zrobić? - zapytałam, rozglądając się po pustej estradzie.
Byłam wykończona, a jutro miałam wcześnie wstać i pilnować Niny.
James chwycił mnie za rękę i pociągnął na krzeseł ko obok siebie.

-Oto blues „Nie chcę odwozić Delii do domu" - zaśpiewał przy
akompaniamencie gitary. Roześmiałam się.

- Daj spokój, Micku Jaggerze. Jeśli zaraz nie wrócę do domu, mój tata naśle na
nas Gwardię Narodową.
Gdy zajechaliśmy przed mój dom, nad gankiem świeciło się światło. Poprzez
firanki dostrzegłam za rys sylwetki mamy, która siedziała na kanapie czekając
na mnie.

James wyłączył silnik i zgasił światła. Odwrócił się do mnie i położył dłonie
na moich biodrach. Przyciągnął mnie do siebie i pocałował mocniej niż zwykle.
W mroku nocy poczułam się jak owinięta w ciepły kokon. Zapomniałam o
minionym meczu, zabawie i o czekającej na mnie matce. Istniały tylko nasze
usta, ręce

i

ciche oddechy.

Po plecach przebiegły mi ciarki i każdy mój nerw dygotał z podniecenia.

- Cain - wyszeptałam, czując miękkie włosy pod palcami.
Zaraz potem otworzyłam oczy, nie wierząc w to, co przed chwilą
wyszeptałam. Przerażona, zdałam sobie sprawę, że nazwałam Jamesa Cainem.
Jak mogłam? I czy on to usłyszał?
Odsunęłam się i spojrzałam na Jamesa. A wtedy on przytulił mnie mocniej.
Najwyraźniej nie usłyszał, że wypowiedziałam imię Caina. Odczułam wielką
ulgę, ale nie mogłam się skupić

na

pocałunkach Jamesa. W mojej głowie

rozbrzmiewało imię Caina, Dlaczego je wypowiedziałam? Co się ze mną dzieje?
Lekko potrząsnęłam głową, starając się pozbierać

myśli. Wmawiałam sobie, że wypowiedzenie imienia Caina nic nie znaczy.
Niedawno go widziałam, więc utkwił mi w głowie. Przecież jestem zachwycona
że tak dobrze układa mi się z Jamesem.
- Mógłbym cię całować bez końca - powiedział James, czule ujmując w dłonie
moją twarz.

- Kocham cię - wyszeptałam, wtulając twarz w jego ramię.

Nigdy przedtem nie wypowiedziałam tych słów do chłopaka (z wyjątkiem
Caina, ale to było co innego), i zawsze wyobrażałam sobie, że gdy ta chwila w
końcu nadejdzie, rozdzwonią się dzwony, a na niebie rozbłysną fajerwerki. Nic
takiego się nie stało, ale pomyślałam, że oczekuję zbyt wiele. W tym momencie
byłam pewna, że dałam wyraz prawdziwym uczuciom. James Sutton jest moim
przeznaczeniem. I kropka.

background image

Dopiero gdy zgasiłam lampkę na nocnym stoliku, zdałam sobie sprawę, że
James nie zrewanżował mi się tymi samymi słowami. Byłam pewna, że to uczy-
ni. Wkrótce.

***


- Przetańczyłaś całą noc? - zapytała mnie Nina, wyciągając pudełko lodów z
zamrażalnika.

Przygotowałam dwa talerzyki i dwie łyżeczki. - Nie. James grał z zespołem,
więc nie miałam z kim tańczyć.

Nina głośno westchnęła.

- Taniec jest taki romantyczny. Tak bardzo chciałabym pójść na zabawę.
W ciągu ostatnich kilku miesięcy Nina zaczęła się interesować chłopcami i
randkami. Zadawał mi mnóstwo pytań dotyczących Caina i Jamesa, chcąc
zrozumieć, jaka jest różnica pomiędzy chłopcem, z którym się spotykam, a
chłopcem, z którym się przyjaźnię.

Gdy dotarłam do jej domu, podskakiwała, nie mogąc się doczekać opowieści o
zabawie. Czułam się jak stara, zgorzkniała kobieta, patrząc na jej uszęśliwioną
twarzyczkę.

- Jeszcze się wytańczysz. Jestem przekonana, że wszyscy chłopcy z twojej klasy
na wyścigi będą cię zapraszali na zabawę.

Wyłożyłam porcje lodów na miseczki i jedną z nich podsunęłam Ninie.

- Czy Cain był na zabawie? - Odkąd dziewczynki z jej klasy zaczęły się
interesować chłopcami, Nina jeszcze bardziej zwariowała na punkcie Caina.

- Tak. Przyszedł ze swoją dziewczyną, Rebeką.
Nina zmarszczyła brwi. Nie podobało jej się, że

Cain spotyka się z

dziewczyną, której nigdy nie widziała.

- Zatańczyłaś z nim chociaż?

- Tak. Raz. - Miałam nadzieję, że Nina nie zauważyła moich rumieńców.
Czułam, że na samo wspomnienie napięcia, które zaistniało między mną a
Cainem, gdy tańczyliśmy przy „Dziewczynie o brązowych włosach", moja
twarz purpurowieje. Nie chciałam o tym rozmawiać z Niną.

- Jak myślisz, czy Cain zechce mnie zabrać na tańce?

Roześmiałam się.

- A nie jest dla ciebie trochę za stary?
Nina wzruszyła ramionami.
- Jak na swój wiek jestem dojrzała. Wpakowałam do ust pełną łyżeczkę lodów.
- Wstawię się za tobą - obiecałam z uśmiechem. Przez chwilę Nina jadła w
milczeniu, a potem spojrzała na mnie z poważnym wyrazem twarzy.

- Czy ty i Cain pobierzecie się kiedyś? Omal się nie zadławiłam.

background image

- Nie! - Nina i ja setki razy rozmawiałyśmy o tym, że z Cainem łączy mnie tylko
przyjaźń, ale ona nie chciała przyjąć do wiadomości, że nie jest on moim
ideałem mężczyzny.

Nina spojrzała na mnie w zamyśleniu.

- A ja uważam, że powinnaś zostać jego żoną. Będę twoją druhną.

Wiedziałam z doświadczania, że sprzeczanie się z Niną nie ma sensu, więc
tylko pokręciłam głową. Dziewczynki w jej wieku muszą się wiele nauczyć o
miłości.



Rozdział dziesiąty

CAIN

Ja i Rebeka wygrzewaliśmy się w promieniach słoń ca, leżąc na kocu nad
Stawem Hazardzisty. Spoglądałem na wodę, rozmyślając o tym, jak dobrze być
młodym i zakochanym.

Odwróciłem głowę, słysząc perlisty śmiech dziewczyny. Lecz to nie Rebeka się
śmiała. To była Delia. Osłaniała oczy przed słońcem. Jej umięśnione, opalone
na brąz nogi leżały na kocu obok mnie.
Nie zastanawiając się nad tym, skąd się tam wzięła, położyłem głowę na jej
kolanach. Uśmiechnąłem się, spoglądając w jej błyszczące oczy. Delia pochyliła
się powoli i musnęła wargami moje ucho. A potem przybliżyła wargi do moich
ust, a ja wsunąłem palce w jej gęste czarne włosy. Usiadłem i całowaliśmy się,
przywierając do siebie tak mocno, jakbyśmy byli dwiema połówkami całości...

Nagle się obudziłem. Serce waliło mi jak młotem,

a na skronie wystąpiły

kropelki potu. Co się ze mną

działo?

Oczywiście Delia śniła mi się wiele razy. Każdy, kogo znałem, od czasu do
czasu, pojawiał się w moich

snach. Ale nigdy się nie całowaliśmy! Poczułem

się

tak, jakby ktoś wymierzył mi policzek. Powinienem

przecież fantazjować o

Rebece! To ona jest moją

dziewczyną i w niej jestem zakochany. Ale pocałunek

z Delią był taki realny, że wciąż czułem go na wargach.

Zegarek przy łóżku wskazywał kwadrans po południu. Zawstydzony, że tak
zaspałem, powlokłem się

do łazienki, żeby wymyć zęby i pozbyć się myśli na

temat Delii.

Każdy wie, że nie można serio traktować snów. Chociaż przyśniło mi się, że

całuję się z Delią, nie oznacza to, że chcę się z nią całować. Poprzedniego
wieczoru przydarzyła nam się romantyczna chwila podczas tańca i stąd ten sen.

Oblałem twarz lodowatą wodą i zadecydowałem, że najlepiej będzie, jak pójdę
porzucać piłką do kosza. Potrzebowałem ruchu. Sen o Delii nie ma znaczenia.

background image

- Najmniejszego - powiedziałem do mego odbicia

w lustrze. - Znaczy tyle, co

nic. Zero.

* * *


- Jak było na tańcach, Parson? - zagadnął mnie Andrew w poniedziałek rano.

Siedzieliśmy w bibliotece, męcząc się nad referatem. Tematem były egipskie
piramidy. Ja opracowywałem tło historyczne, a Andrew zbierał dane na temat
samych piramid i grobów, które się w nich mieściły.

- Zespół był do bani, ale i tak dobrze się bawiłem - odparłem.

Andrew uniósł brwi.

- Dziwne. Słyszałem, jak grają Fale Radiowe, i uważam, że to zupełnie dobry
zespół.

- Są gusta i guściki - odpowiedziałem, wzruszając ramionami, i otworzyłem
książkę. - Nawiasem mówiąc, Rachel nie przyszła.
Zgodnie z moimi przewidywaniami Andrew natychmiast zapomniał o Jamesie
Suttonie i jego głupim zespole. Spojrzał na biurko bibliotekarki i jak na
zawołanie Rachel Hall weszła do środka i usiadła przy komputerze.
Zobaczyłem, że spojrzała w naszą stronę i szybko odwróciła wzrok.
Andrew odsunął krzesło.

- Właśnie mi się przypomniało, że muszę oddać książkę. Zaraz wracam.

Odchyliłem się na poręcz krzesła, by popatrzeć jak Andrew zabiera się do
rzeczy. Chciałem, żeby umówił się z Rachel i przestał się zadręczać. Andrew
podał jej książkę, a potem sterczał tam jeszcze z minutę, wykręcając sobie palce.
Wymienił z nią kilka zdań i powlókł się do naszego stołu.

- Jak poszło? - zapytałem, grzmocąc go w plecy.

- Beznadziejnie. Czuję się przy niej jak idiota.

- Ukrył twarz w dłoniach, ale

zauważyłem, że zerka pomiędzy palcami w kierunku Rachel.

Przestałem się przejmować problemami Andrew i wróciłem do książki Referat
miał być gotowy za tydzień, a ja musiałem się wiele nauczyć o faraonach.

***


- Jestem tu krócej niż semestr, a już zaprzyjaźniłam się z wszystkimi, którzy coś
znaczą - oświadczyła Rebeka w środę po południu. Siedzieliśmy w moim
samochodzie, całując się od dobrego kwadransa.

Jak zawsze, gdy Rebeka chwaliła się swoją popularnością, poczułem niemiły
skurcz w żołądku. Na początku myślałem, że chce poznać nowych ludzi.

background image

Ale ona miała jakąś obsesję. Widziałem nawet, że bywa niegrzeczna dla
uczniów, którzy nie wydają

jej się wystarczająco atrakcyjni.

- To wspaniale - powiedziałem bezbarwnym tonem - Teraz masz wszystko,
czego pragniesz.

Rebeka skwapliwie skinęła głową.

- Tak, i zawdzięczam to tobie. - Odrzuciła długie

włosy na ramię i rzuciła mi

zalotne spojrzenie.

- Dziękuję Bogu, że cię znalazłam.
- Co masz na myśli?
- Wszyscy cię lubią, więc automatycznie polubili

i mnie. Jesteś moim aniołem.

Od kilku tygodni utwierdzałem się w przekonaniu,

że Rebeka naprawdę mnie

kocha i... że ja ją kocham. Ale wątpliwości, które starałem się zagłuszyć, znowu
mnie opadły...

Rebeka wcale nie chciała poznać moich przyjaciół. Wyjątek robiła dla
cheerleaderek albo sportowców. Za każdym razem, gdy zapewniała mnie, jak
bardzo mnie kocha, w następnym zdaniu mówiła coś o popularności. Traktowała
mnie raczej jak zdobycz niż

jak chłopaka.

Jak błyskawica poraziła mnie myśl, że zakochałem się w Rebece na siłę po to,
by wygrać zakład z Delią. Moje motywy wcale nie były czystsze od jej mo-
tywów, mimo że ona chciała przede wszystkim zostać kimś w szkole.

- Uważam, że jesteśmy najładniejszą parą w całej szkole - dobiegł mnie pełen
ożywienia głos Rebeki.
- A ty?
Skinąłem głową w milczeniu, czując się tak, jakby mój świat rozpadł się.


***


W czwartkowy wieczór Delia i siedzieliśmy w gabinecie w jej domu,
oglądając „Pamiętny romans". Był to jeden z naszych ulubionych filmów i po
raz pierwszy, odkąd Rebeka nazwała mnie swoim „aniołem", czułem się
odprężony.

Delia w milczeniu wpatrywała się w telewizor, pogryzając popcorn. Chociaż
nie paliłem się do tego, by Delia naśmiewała się ze mnie, że przegram za kład,
chciałem z nią porozmawiać o Rebece. W końcu była moją najlepszą
przyjaciółką i wiedziała o kobietach znacznie więcej niż ja.

- Wiesz, co, Deels. Uważam, że Rebeka jest typem karierowiczki -
powiedziałem, sięgając po prażoną kukurydzę.

- Nie żartuj - odparła Delia z westchnieniem.

- Chyba nie jestem w niej aż tak zakochany, jak mi się wydawało.

- Hm - mruknęła Delia z roztargnieniem.

background image

- Deels, czy ty mnie w ogóle słuchasz? - spytałem, dając jej kuksańca.

- Myślisz, że James wciąż może kochać Tanyę? - spytała, zamiast odpowiedzieć
na moje pytanie.

- Delio, powiedziałem ci, że chyba nie jestem zakochany w Rebece.

Odsunęła popcorn i spojrzała na mnie.

- Chodzi o to, że pani Heinsohn wywołała Jamesa, żeby odczytał wiersz, który
nam zadała. - Delia najwyraźniej nie interesowała się tym, co jej powiedziałem.

-I co z tego?
Zmarszczyła brwi.
- To był wiersz miłosny. - Daruj mi szczegóły. - Nie byłem w nastroju do
słuchiwania opowieści na temat poezji Jamesa

Gogusia.

- Ten wiersz nie był o mnie.

- Co? - Musiałem przyznać, że pobudziła moją ciekawość. - Było w nim o
rozłące i o ,,okrutnym dystansie",

jak to ujął. - Delia przygryzła wargę, kręcąc

głową.
- I? - Czułem, że do czegoś zmierza.

- Myślę, że napisał ten wiersz dla Tanyi, co oznacza że wcale nie jest we mnie
zakochany. -

Przysiągłbym, że spostrzegłem łzy w jej oczach.

- Ten facet to kanalia. Szybko się wycofaj, póki wciąż jest zakochany w Tanyi.

Nagle zdałem sobie sprawę, że jeśli Delia zerwie z Jamesem, a ja zerwę z
Rebeką, będzie po równo. Kto wie? Może zdążę się zakochać przed
studniówką? Wszystko jest możliwe.

- James nie jest kanalią! - wrzasnęła Delia. - Jeśli powiesz to jeszcze raz, ukręcę
ci głowę. Lepiej się zamknij!

Zaczynałem mieć dosyć Delii. Przed chwilą powiedziała mi, że James wciąż
kocha swoją byłą. A teraz złości się, że nazwałem go kanalią. Przecież na to
zasłużył, no nie?

- Dobra. Więc co mam ci powiedzieć?
Delia rzuciła się na oparcie kanapy.

- Tanya wraca do domu na Święto Dziękczynienia. Jak myślisz, powinnam się
niepokoić?

- Skoro nie życzysz sobie, żebym nazywał Jamesa kanalią, nie mam ci nic do
powiedzenia - odparłem trochę zły.
Delia zakryła twarz poduszką.
- Mógłbyś sobie pójść, Cain? Chciałabym zostać sama.

Wypadłem z jej domu bez pożegnania. Chciałem z Delią poważnie
porozmawiać, a ona przejmuje się tylko sobą i tym mięczakiem, którego nazywa
swoim chłopakiem.

Jadąc do domu, ujrzałem Rebekę w całkiem nowym świetle. Ma pewne
niedostatki, ale któż ich nie ma? Przynajmniej zawsze chętnie mnie widzi i ni
gdy nie wyrzuciła mnie ze swojego domu.
Zawróciłem wpół drogi Teraz też na pewno ucieszy się na mój widok.

background image

Rozdział jedenasty

DELIA

Sobota, 19 listopada

W trakcie nudnego popołudnia

Jest okropny ziąb. Mój nastrój niewiele lepszy. Odkąd James odczytał na
warsztatach swój sławetny utwór, ja i Ellen wciąż od nowa analizujemy jego
znaczenie. Teraz, gdy nad moją głową zawisła groźba powrotu Tanyi Reed,
stałam się bardzo zaborcza w stosunku do Jamesa. Nie lubię siebie w tej roli.

Ostatnio James nie wypowiada jej imienia, a ja nie wypytywałam go o wiersz.
Nie chcę się upokarzać. Muszę wyznać, ze właśnie obawa przed podobnymi
sytuacjami powstrzymywała mnie od uczuciowego zaangażowania. Mam.
nadzieje, że wszystko dobrze się skończy.


* * *

W środę przed Świętem Dziękczynienia lekcje skończyły się w południe i
mamy wolne do poniedziałku. Po szkole zastałam Jamesa przy jego szafce,
gdzie wystawał z kolegą z zespołu. Gdy pode- szłam, obydwaj zamilkli i
odwrócili się, by na mnie spojrzeć.

- Jutrzejszy wieczór jest wciąż aktualny? - zapytałam, obejmując Jamesa w
pasie.

- Za nic bym z niego nie zrezygnował - odparł James, całując mnie w czoło. W
czarnych dżinsach i w koszuli w jaskrawą kratę wyglądał wprost nie

wiarygodnie.

- Do zobaczenia o ósmej - rzuciłam i czując się nieco lepiej, odeszłam
korytarzem.

Gdyby James miał zamiar spędzić czas z Tanyą, nie przyjąłby mego
zaproszenia na świąteczną kolację. Ellem miała rację, twierdząc, te popadam w
paranoję.

***

W czwartkowy wieczór nakrywałyśmy do stołu przed tradycyjną świąteczną
kolacją.

background image

- Cain dzisiaj nie przyjdzie? - zapytała moja ma-ma, podając mi stertę naszych
lepszych talerzy.

Pokręciłam głową. Cain zwykle przychodził do nas na wszystkie ważniejsze
święta, ale w tym roku za rzuciliśmy tą tradycję. Od czasu zeszłotygodniowej
kłótni, która, wybuchła podczas oglądania „Pamiętnego romansu", nasza
przyjaźń nie była jut taka sama jak dawniej.

- Cain i James nie przepadają za sobą - wyjaśniłam, ustawiając talerze na stole w
taki sposób, by zostało dużo miejsca na srebrne świeczniki, które mama
wyjmowała na specjalne okazje.

- Szkoda -powiedziała, - Babcia bardzo się cieszyła, że zobaczy Caina. Mówi, że
on zawsze potrafi ją rozśmieszyć, dzięki czemu zapomina o artretyzmie.

Wzruszyłam ramionami.
- Powinna się cieszyć, że pozna Jamesa. To on jest moim chłopakiem.

- Nie jeż się tak, córeczko, Jestem pewna, że babcia i dziadek nie mogą się
doczekać, kiedy poznają Jamesa. Napomknęłam tytko, że lubią Caina.
- Może odwiedzi nas w święta Bożego Narodzenia, mamo.

Gdy zadzwonił telefon, poczułam bolesny skurcz żołądka. To musiała być
moja kobieca intuicja. Poszłam do kuchni i drżącą ręką podniosłam słuchawkę.

- Halo?

- Cześć, Delio - powiedział James, Jego glos brzmiał jak zwykle bardzo męsko.

- Cześć, James. - Odetchnęłam głęboko. Może dzwoni, żeby zapytać, czy ma
coś przynieść.

- Posłuchaj, nie będę mógł przyjść dziś wieczorem.

- Szkoda - powiedziałam, starając się nie okazać, jak bardzo jestem
rozczarowana. - A co się stało? Rodzice nie chcą cię puścić?

Spojrzałam na mamę, która udawała, że nie

słucha.

- Tak, właśnie. Wiesz, jak to bywa. Przyjeżdżają dziadkowie i w ogóle.

- No tak. Moi dziadkowie także będą na kolacji. - Naciągnęłam kabel, ile tylko
się dało, żeby znaleźć się poza zasięgiem słuchu mamy.

- Mogę do ciebie zatelefonować w weekend? - zapytał.

-Jasne. - Odłożyłam słuchawkę, zbierając siły przed indagacjami mamy.
Spodziewałam się, że wytknie mi przynajmniej tyle, że Cain nigdy nie odwołał
wizyty w ostatniej chwili.

Ale mama otworzyła wahadłowe drzwi jadalni i zawołała:

- Kolacja gotowa! Przerwijcie grę!

Usiadłam na moim miejscu i nałożyłam sobie na talerz górę pokrojonego w
plastry indyka, który znajdował się na półmisku obok nakrycia taty. Ten biedny
indyk był w niewiele lepszym stanie niż ja. Nagle straciłam apetyt.


* * *

background image

Gdy rozległ się dzwonek, zerwałam się od stołu i pomknęłam ku drzwiom.
Spodziewałam się, że zobaczę Jamesa, może nawet z bukietem kwiatów w
dłoni. Zamiast niego ujrzałam Caina. Przyniósł dyniowe ciasto. Miał kurtkę
przyprószoną śniegiem.

- Specjalna dostawa dla rodziny Byrne - powiedział, wchodząc.
Pod wpływem impulsu rzuciłam mu się na szyję. Jak mogłam zapomnieć, że
na Caina mogę liczyć w każdej sytuacji? Cain potrafił rozproszyć mój smutek
nawet wtedy, gdy postanowiłam pogrążyć się w rozpaczy.

- Wydawało mi się, że miałeś zanieść ciasto twojej mamy do domu Rebeki -
powiedziałam.

Cain rozpiął suwak i zdjął parkę.

- Pojechali do Nowego Jorku odwiedzić przyjaciół. A poza tym chyba nie
myślałaś, że zapomnę o naszej tradycji? - Pociągnął mnie za koński ogon i
wszedł do jadalni.

-Cain Parson! - wykrzyknęła babcia. - Czyżby padał śnieg?

Cain podszedł do babci i ucałował ją w policzek.

- Właśnie zaczął, pani Byrne. Matka natura musiała się zwiedzieć, że zawita
pani do naszego miasta.

Jak już wspominałam, Cain miał dar wprawiania ludzi w dobry nastrój. Bez
względu na to, jak kiepskie były jego żarty, babcia śmiała się z nich, jakby
słuchała samego Johnny'ego Garsona.
- Oj,

dzieciaki - powiedziała. - Tak się cieszę, że

cię tu widzę. Delia snuła się po

domu smętna, jakby zgasł dla niej ostami promyk słońca.

Cain spojrzał na mnie ponad głowami zebranych. Uniósł brwi. Wzruszyłam
ramionami.

- Nie stój tak z deserem w ręce - wtrącił się mój tata. - Weź sobie talerz i siadaj.

Cain posłusznie poszedł do kuchni, a ja wróciłam na swoje miejsce przy stole.
Dyniowe ciasto wydało mi się doskonałym lekarstwem na moje zmartwienia.

* * *


- Chodźmy się przejść po śniegu - zaproponował Cain godzinę później.

Skończyliśmy ciasto, które przyniósł Cain, oraz wypieki mojej mamy i
siedzieliśmy wszyscy przy kominku. Dziadek i babcia drzemali w fotelach, a
tata wyglądał jak ktoś, kto także zaraz zaśnie. Na dworze padał gęsty śnieg i
nasz trawnik pokrył się warstwą lśniącej bieli.

- Idźcie koniecznie - powiedziała mama. - Do jutra zostanie z niego tylko ciapa.

background image

- Po tych wszystkich ciastach przyda mi się trochę ruchu - orzekłam, zrzucając
kraciasty pled, którym się przykryłam.

Cain poszedł za mną do holu i przyniósł nasze parki. Podczas gdy się
ubierałam, Cain pogrzebał w szafie, gdzie znalazł koszyk pełen czapek,
szalików rękawiczek i łapawic. Wybrał starą wełnianą czapkę w czerwone i
zielone paski i nasadził mi ją na głowę.
- Ejże, w tym nie wyjdę - zaprotestowałam. -Nie chcę z siebie robić
pośmiewiska.

- Jeśli ty wyjdziesz w tym, ja włożę to - powiedział i wyjął zza pleców rękę, w
której trzymał jaskrawo pomarańczową czapkę, którą mój tata kupił na swoje
jedyne polowanie. Miała zwisające nauszniki i napis na daszku: Uwaga, jeleń!

Zachichotałam, obwiązując sobie szyję starym szalikiem.

- Skoro tak, nie mogę odmówić! Lećmy wystraszyć sąsiadów!
Cain otworzył drzwi i wypadliśmy na dwór, wzniecając spod nóg śniegową
zamieć. Na ulicy skręciliśmy w lewo. Kilka przecznic od mego domu znajdo-
wała się prawie nieuczęszczana droga i wiedziałam, że do niej idziemy.

Przez chwilę szliśmy w milczeniu. Sypał, gęsty śnieg, ale ponieważ nie było
wiatru, czułam się przytulnie w mojej puchówce. Wystawiłam język, żeby
skosztować świeżego śniegu. Cain dreptał zakosami, starając się zostawić jak
najwięcej śladów.
-Może powinniśmy zatelefonować do Andrew - powiedziałam, żeby przerwać
milczenie. Cain wzruszył ramionami.

- Pewnie i tak by nie wyszedł. Myślę, że w tajemnicy spędza czas, wpatrując się
w zdjęcia Rachel Hall w rocznikach z ubiegłych lat.

- Czemu jeszcze się z nią nie umówił? - spytałam, kopiąc kamień.

- Twierdzi, że nie chce się wiązać, ale na mój gust obawia się odrzucenia.
Przedtem było mu wszystko jedno, czy dziewczyna zgodzi się z nim spotkać.

Skinęłam głową.
- Znam to uczucie.

- Wolałabyś teraz być z Jamesem? - nagle zapytał Cain, obchodząc mnie
szerokim łukiem.

Nie od razu odpowiedziałam. Przez ostatnie półtojej godziny zdążyłam
zupełnie zapomnieć o moim rozczarowaniu. Radowałam się śniegiem i
świątecznym nastrojem w towarzystwie Caina.

- Nie. Cieszę się, że jestem z tobą - odparłam wreszcie. - Czemu pytasz?
Tęsknisz za Rebeką?

Cain podniósł garść śniegu i ulepił z niego kulkę.

- Nie, Rebeka nie nadaje się do obrzucania śniegiem!

Cain rzucił we mnie śnieżką i roześmiał się głośno w ciemności nocy. Trafił
mnie prosto w twarz, a ja wrzasnęłam przenikliwie. Natychmiast uklękłam i
nabrałam tyle śniegu, ile mogłam unieść. Dogoniłam Caina i zwaliłam całą
stertę na jego plecy.

Krzyknął, usiłując otrzepać kurtkę.

background image

- Traktuję to jako wypowiedzenie wojny! - zawołał.

Dobiegliśmy do pustej drogi, gdzie było pełno świeżego śniegu. Przez
kwadrans zachowywaliśmy się jak kompletni wariaci, obrzucając się śniegiem i
turlając się po ziemi. Przez cały czas śmiałam się do rozpuku.

Wreszcie opadliśmy z sił. Leżałam na ziemi wykończona, wpatrując się w
niebo i ciężko dysząc. Kiedy zdałam sobie sprawę, że mam przemoczone
spodnie i zziębnięte pośladki, powiedziałam:

- Było fajnie, ale teraz musimy się rozgrzać gorącą czekoladą.

- Ale najpierw odciśnijmy orła - zaproponował Cain. - Od lat tego nie robiłem. -
Położył się obok mnie na wznak i zaczął uklepywać śnieg rękami i nogami.

- Za mało śniegu - zaoponowałam. - Potrzeba co najmniej paru centymetrów,
żeby zrobić porządne orły.

Cain wpakował sobie do ust garść śniegu i głośno siorbnął.

- No i co z tego? Liczy się pomysł. Z takim argumentem nie mogłam
dyskutować więc wykonałam najlepszego orła, na jakiego po zwalały warunki
atmosferyczne, i wstałam, żeby podziwiać rezultat.

- Zupełnie nieźle - stwierdziłam.

- Zaryzykowałbym, że bardzo dobrze - zgodził się Cain. - Czy mi się wydawało,
czy ktoś wspomniał o gorącej czekoladzie, z naciskiem na określenie gorąca?

Po chwili zadyszani staliśmy w mojej kuchni. Ściągaliśmy z siebie
przemoczone buty, skarpetki i swetry. Mokre włosy Caina sterczały na
wszystkie strony, a jego wargi miały sinawy odcień.
Wszyscy położyli się spać, więc na palcach poszłam do pralni i przyniosłam
Cainowi dres taty. Potem w moim pokoju włożyłam flanelową piżamę. Kiedy z
gorącą czekoladą zasiedliśmy przed dogasającym kominkiem, byliśmy
wysuszeni i rozgrzani.
Nagle Cain westchnął.
- Czemu tak ciężko wzdychasz? - zapytałam.

- Sam nie wiem. Pomyślałem, że dzisiejszy wieczór jest bardzo romantyczny.

Wpatrzyłam się w kominek, zastanawiając się, czy James siedzi gdzieś z
Tanyą, popijając gorącą czekoladę i opowiadając jej, jak bardzo za nią tęsknił.
Poczułam ucisk w gardle i z trudem przełknęłam ślinę.

- Tak - odparłam. - Wiem, co masz na myśli.

Kiedy Cain odwrócił się w moją stronę, jego oczy

były niemal czarne.

Przysunął się bliżej i owinął sobie moje włosy wokół wskazującego palca. Serce
zabiło mi szybciej i poczułam to samo zakłopotanie,

które ogarnęło mnie

podczas tańca na zabawie.

- Znasz tę piosenkę? - zapytał mnie cicho.
Pokręciłam głową, nie mogąc oderwać od niego

wzroku.

- Jaką piosenkę?

- Jeśli nie możesz być z tym, kogo kochasz...

- Pokochaj tego, z kim jesteś - dokończyłam. Mój wzrok padł na czerwone
wargi Caina i zahipnotyzowała mnie ich bliskość.

background image

Cain położył dłoń na moim karku i delikatnie przyciągnął mnie do siebie.
Zamknęłam oczy, pragnąc, by dotknął moich ust wargami.

Gdy mnie pocałował, poczułam się tak, jakby spłynęło we mnie roztopione
żelazo. Bez zastanowienia chwyciłam kurczowo za jego bluzę, nie chcąc, by się
odsunął. W mojej głowie rozbłysły fajerwerki, które miałam nadzieję zobaczyć,
gdy całował mnie James. Skóra na całym ciele płonęła, jakbym brała udział w
reakcji rozszczepienia jądra atomowego. Świat zewnętrzny przestał istnieć i
jedyną istotą oprócz mnie był Cain.

Po chwili odsunął się ode mnie.

Gdy nasz pocałunek się skończył, poczułam się upokorzona. Naprawdę to
zrobiłam? Całowałam się z Cainem, moim najlepszym przyjacielem?
- Rany, nie wiedziałem, że będzie tak gorąco -powiedział Cain, rozczesując
palcami włosy.

Oszołomienie ustąpiło miejsca złości.

- Dlaczego to zrobiłeś? - wysyczałam.

- Ja? - zapytał. - Ty też tutaj byłaś. Zacisnęłam pięści.

- To był twój pomysł. Nie zaprzeczaj. - Starałam się mówić cicho, ale chyba
wrzeszczałam.

Cain przeszył mnie gniewnym spojrzeniem.

- Cóż, najwyraźniej był to zły pomysł - powie dział, waląc pięścią w kanapę.

- Po prostu nie możesz znieść myśli, że jest w tym mieście dziewczyna, która
nie ma ochoty z tobą chodzić.

- Nie pochlebiaj sobie, Delio. To się już nigdy więcej nie zdarzy.

- I bardzo dobrze! - zawołałam, krzyżując ramiona na piersi.

- Pewnie, że dobrze! - odparł Cain, wstając. - Podziękuj tacie za ubranie. Oddam
je przy najbliższej okazji.

- Nie musisz się nam odwdzięczać - powiedziałam, idąc do holu.

- Nie obawiaj się. Nie będę. - Chwycił wciąż mokrą kurtkę i włożył ją na siebie.

-I bardzo dobrze. - Otworzyłam drzwi, patrząc na Caina. Ręce mi dygotały.
Czułam, że się zaraz rozpłaczę.

- Pozdrów babcię i dziadka - powiedział Cain i wyszedł w śnieżną noc, a ja
zatrzasnęłam drzwi. Tym razem nie przejmowałam się, że mogę obudzić
wszystkich w domu. To był najgorszy dzień w moim życiu. Chciałam się
położyć i porządnie wypłakać.
Słuchając, jak Cain uruchamia samochód i odjeżdża, poczułam łzy na
policzkach. Wpadłam do swego pokoju, szlochając rozdzierająco. Znowu
narozrabiałam.

- Dlaczego ja? - wyszeptałam w ciemności. - Dlaczego to się zdarzyło właśnie
mnie?



background image

Rozdział dwunasty

CAIN

Gdy w piątek rano otworzyłem oczy, wiedział że coś jest nie w porządku.
Potrzebowałem dłuższej chwili, żeby poskładać razem wszystkie zdarzenia?
poprzedniego wieczoru. A potem przypomniało mi się, że całowałem się z
Delią.

Jęknąłem, waląc głową w ścianę przy łóżku. Jednym głupim pociągnięciem
złamałem kardynalną zasadę platonicznej przyjaźni. Delia mnie znienawidziła i
nic mogłem na to poradzić.

Odtwarzałem w pamięci tamtą scenę wciąż od nowa. Co mi strzeliło do
głowy, żeby ją pocałować? Czy to z powodu śniegu? A może z siedzenia przy
komin-ku? Pokręciłem głową. To zbyt bolesne i w gruncie rzeczy nieistotne.
Popsułem coś pięknego i rozpamiętywanie tego nie zmieni.
Była jeszcze sprawa Rebeki. Technicznie rzecz ujmując, oszukałem ją. Nawet
jeśli pocałowałem Delię w chwili niepoczytalności, nie mogłem zaprzeczyć, że
zdradziłem Rebekę.
Męczyła mnie jeszcze jedna wątpliwość. Czy Rebeka by się przejęła, gdyby
się o tym dowiedziała? Oczywiście ucierpiałaby jej duma. Ale czy byłaby
naprawdę zmartwiona, czy tylko zła? Obiecała mi, ze zadzwoni z Nowego
Jorku, ale jak dotąd się nie odezwała. Czy odwiedziła swego byłego chłopaka?

Myśl, że mogła się całować z kimś innym, była, o dziwo, pocieszająca.
Chociaż wyobrażając sobie moją dziewczynę w ramionach cwanego
nowojorczyka, nie ucieszyłem się, to ten obraz uśmierzał poczucie winy.
Rebeka i ja byliśmy młodzi, więc nic dziwnego, że obydwoje popełniliśmy
błędy.
Uporawszy się z tym problemem, znowu zacząłem myśleć o Delii. Zanim
zdążyłem sformułować sensowne przeprosiny, do drzwi zastukała mama.
- Cain, obudziłeś się już?
- Niestety, tak. - Przekręciłem się na brzuch, mając nadzieję, że pojmie aluzję i
odejdzie.

- Przyszła Delia, kochanie.

- Delia? - Usiadłem gwałtownie, zrzucając z siebie kołdrę. - Daj mi dwie minuty
i przyślij ją na górę.

Skacząc po pokoju, włożyłem dżinsy i uczesałem włosy. Gdy zapinałem
koszulę, otworzyły się drzwi i Delia wsunęła głowę do pokoju.

- Czy mój były najlepszy przyjaciel może mi poświęcić trochę czasu? - zapytała.

Całe złe samopoczucie zniknęło jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Głos Delii brzmiał przyjaźnie, więc wszystko będzie dobrze.

- Tylko pod warunkiem, że opuścisz słowo „były" - odparłem, otwierając drzwi
na oścież.

background image

- Przyniosłam coś na zgodę - powiedziała, podając mi pudełko pączków, po
czym usiadła na starym leżaku, który trzymałem w pokoju.

- Wiesz, Delio, obudziłem się dziś z ochotą na pączki. I oto jesteś.

- Widzisz, jak dobrze cię znam - powiedziała Delia i dodała: - Kiepsko dziś
spałam.

- Ja także. - Wziąłem pączka i podałem pudełko Delii.

Odgryzła połowę pączka.
- Nie możemy zaprzepaścić naszej przyjaźni. Oby dwoje przesadziliśmy.

- Całkowicie się z tobą zgadzam - odparłem.
W dziennym świetle incydent wydawał się mniej

katastrofalny.

Pocałowaliśmy się. Jeden pocałunek to jeszcze nie koniec świata. W końcu
jesteśmy gorąco krwistymi amerykańskimi nastolatkami. Nastolatki całują się
bez przerwy. Nie popełniliśmy zbrodni.
Przez chwilę Delia jadła w milczeniu, po czym odezwała się:

- Uważam, że kłopot byłby dopiero wtedy, gdyby ten pocałunek sprawił nam
przyjemność.
Skinąłem głową, zastanawiając się, dokąd zmierza. Zawsze wiedziałem, kiedy
Delia ma zamiar teoretyzować.

- Kiedy się pomyśli o całej sprawie w sposób racjonalny, można dojść do
wniosku, że pocałunek wyszedł nam na dobre. - Przerwała, czekając na moją
reakcję. - Jesteśmy przyjaciółmi różnych płci. To naturalne, że odczuwamy w
stosunku do siebie pewną, hm, ciekawość.

- Ciekawość - powtórzyłem, tylko po to, by potwierdzić, że jej słucham.

- Właśnie. A teraz, gdy mamy pocałunek za sobą, możemy go zaliczyć do
przeszłości. Już wiemy, że nie zrobimy tego nigdy więcej. Koniec pieśni.

Byłem trochę zawiedziony, że tak łatwo przeszła do porządku nad moim
pocałunkiem. Dla mnie było to jak lot w kosmos na zderzaku rakiety między-
planetarnej. Gdy się w końcu odsunąłem od Delii, potrzebowałem dłuższej
chwili, by się przekonać, że grawitacja nadal istnieje. Nie mogłem zaprzeczyć,
że Delia mnie podnieca, i to bardzo!
Ale nie miałem zamiaru się z nią wykłócać. Przyznałbym jej rację, nawet
gdyby twierdziła, że Ziemia jest płaska. Za wszelką cenę chciałem to zamknąć i
pójść naprzód.

- Koniec pieśni — potwierdziłem.

Delia podała mi rękę, a ja nią silnie potrząsnąłem.

- Cieszę się, że już po kłopocie - powiedziała takim tonem, jakby chodziło o
sprzeczkę na temat tego, kto ma pozmywać naczynia.

Uśmiechnąłem się.

- Ja też, Deels. Jestem pewien, że tej nocy będzie nam się lepiej spało.

- Och, tak, z pewnością.

- Bez wątpienia. - Opadłem na poduszki, czując się jak nowo narodzony. Mój
świat nie legł w gruzach i byłem za to bardzo wdzięczny.

background image

* * *


Byłem bardzo niespokojny, jadąc w sobotę wieczorem do Rebeki.
Zatelefonowała do mnie zaraz po powrocie z Nowego Jorku i teraz tylko minuty
dzieliły mnie od chwili, gdy ujrzę jej piękną twarz. Chciałem usłyszeć jej głos,
zwłaszcza że czułem się tak, jakbyśmy mieli zacząć wszystko od początku. Od
czasu epizodu z Delią uznałem, że brak mi Rebeki bardziej, niż oczekiwałem.
Najwyraźniej przeniosłem swoje uczucia na Delię, która z kolei przeniosła na
mnie uczucia, jakie żywiła do Jamesa, i w sumie doprowadziło to do znanego
epizodu.

W niedzielę temperatura nadal utrzymywała się

poniżej zera. Więc, gdy

Rebeka zapytała, czy nie

chciałbym pójść na łyżwy do parku Hamiltona,

pomyślałem, że to świetny pomysł. Wyobraziłem

sobie nas dwoje, trzymających

się za ręce i mknących po zamarzniętej tafli. Będziemy tam sami, nie

licząc

kilkoro dzieciaków. A potem pójdziemy do jej

domu, napijemy się gorącej

czekolady (choć, po namyśle, gorący jabłecznik wydał mi się lepszym
pomysłem) i pocałujemy się na dobranoc. Nie mogłem

się tego doczekać.

Gdy dojechałem do domu Fosterów, Rebeka natychmiast mi otworzyła. Zanim
zdążyłem ją pocałować na powitanie, zawirowała w holu.

- Jak ci się podoba mój nowy strój do jazdy na łyżwach? - zapytała.

- No, no! - Lepszej odpowiedzi nie potrafiłem wymyślić.

Rebeka włożyła króciutką różową sukienkę, która musiała być uszyta z lycry,
ponieważ opinała ją jak druga skóra. Na nogach miała cielistej barwy trykoty, a
w ręku trzymała nieskazitelnie białe buty z łyżwami. Prawdę powiedziawszy,
moi znajomi ślizgali się w dżinsach i w swetrach, i nie przyszło mi do głowy, że
Rebeka wystroi się jak na rewię na lodzie. Ale nie miałem powodu, by się
skarżyć. Wyglądała jak mistrzyni olimpijska, która została supermodelką.

- Chodźmy. Wszyscy zaraz tam będą. - Chwyciła wiatrówkę i wyszła.

Nie miałem pojęcia, kogo miała na myśli, mówiąc „wszyscy", ale nie
zapytałem, bo zamurowało mnie na widok jej stroju i obawiałem się, że gdy
otworzę usta, wydobędzie się z nich skrzek.
W zaciszu samochodu przygarnąłem Rebekę. Nasz pocałunek położy kres tej
okropnej historii z Delią. Święto Dziękczynienia odejdzie w niepamięć. Przy-
najmniej taką miałem nadzieję. Rebeka była ciepła i pełna życia, a gładki
materiał jej sukienki przypominał w dotyku jedwab. Ucałowałem jej usta, potem
policzek, wreszcie czoło. Nie mknąłem przez wszechświat z szybkością światła,
ale czułem wrzenie hormonów.
Pocałowałem Rebekę mocniej, starając się zniweczyć wrażenie, jakie
pozostawił pocałunek z Delią. Po kilku, pozbawiających tchu, minutach,
doszedłem do wniosku, że wybuch, który poczułem przy Delii, był wynikiem
tęsknoty za moją dziewczyną oraz obawą, że spędza ona czas ze swym byłym

background image

chłopakiem. Istniało na to mnóstwo psychologicznie uzasadnionych wyjaśnień.
Umysł ludzki ma wielką siłę... czyż nie to właśnie powtarzali ludzie?
Rebeka rozwichrzyła mi włosy.

- Nie było mnie zaledwie cztery dni, a ty zachowujesz się jak facet, który umiera
z pragnienia po przebyciu pustyni.

- I właśnie tak się czuję - odparłem, całując ją znowu.

- Cieszę się, że mnie doceniasz. Nie każda dziewczyna potrafiłaby się spotkać ze
swoim byłym chłopakiem i oprzeć się jego błaganiom.

Zerknąłem na Rebekę, zastanawiając się, skąd kobiety wiedzą, co powiedzieć,
żeby facet poczuł się jak kompletny idiota. Cieszyłem się, że na dworze szybko
zapada zmrok, ponieważ miałem czerwone policzki ze wstydu.
- Lepiej już jedźmy - powiedziałem.
Parking przed parkiem Hamiltona był w połowie zastawiony samochodami.
Rozpoznałem kilka z nich.
Nagle pojąłem, kogo miała na myśli Rebeka, mówiąc ,,wszyscy".

- Cała banda już jest! - wykrzyknęła uradowana gdy szliśmy wokół
zamarzniętego stawu. -Nie powiedziałaś mi, że zastanę na lodowisku połowę
szkoły - odparłem trochę ostrzej, niż

chciałem.

- To wspaniale, prawda? Tak się cieszę, że ich wszystkich zobaczę!
Wyprzedziła mnie biegiem i zniknęła za budką, w której wypożyczano łyżwy.
Po chwili usłyszałem jej pisk. Następnie wyłoniła się, obściskując Carrie
Starks, jakby odnalazła dawno utraconą siostrę. Poczułem niesmak. Mimo
uwielbienia, jakie Rebeka żywiła dla cheerleaderek w rodzaju Carrie Starks i
Amandy Wright, uważałem, że obydwie są głupie i powierzchowne, zwykłe
plotkarki i manipulantki. Zmuszały człowieka do tego, żeby na powitanie
całował je w policzek. Ale były zbyt niecierpliwe, by poczekać, aż przytkniesz
usta do ich skóry i w końcu twój pocałunek lądował w powietrzu.

Oczywiście Carrie podbiegła do mnie.
- Nie pocałujesz mnie, Cain? - zapytała. Nachyliłem się w jej stronę. Zgodnie z
moimi oczekiwaniami ucałowałem miejsce, w którym jeszcze przed chwilą
znajdował się jej policzek.

Rebeka pociągnęła mnie w stronę stawu. Wyjąłem

z torby hokejówki. Gdy

spostrzegłem Patricka Mayora, Barta Langleya i Josha Nielsona, wiedziałem,

że

moje marzenia o romantycznym wieczorze z Rebeką się nie spełnią. Od czasu
owej imprezy, na której ujrzałem Delię tańczącą w ramionach Jamesa, nie
przepadałem za Patrickiem. I wprost nie znosiłem Josha Nielsona.

Josh leciał na Delię, gdy byliśmy w drugiej klasie liceum. Raz poszła z nim na
randkę, znienawidziła go i nigdy więcej się do niego nie odezwała. A ten
neandertalczyk, Josh, zaczął się na niej okrutnie mścić. Gdy nie zareagowała na
jego kąśliwe zaczepki, wypisywał o niej obraźliwe słowa w męskiej
przebieralni. Raz przyłapałem go na gorącym uczynku, co stało się powodem
jedynej walki na pieści, jaką stoczyłem. Po tym, jak rozdzielił nas trener,
obiecałem sobie, że nigdy więcej nikogo nie uderzę. Następnego roku rodzice

background image

Josha przeprowadzili się do innej dzielnicy i Josh przeniósł się do innej szkoły,
dzięki czemu nie widywałem go aż do dzisiaj. (Nawiasem mówiąc, Delia nigdy
nie dowiedziała się o naszej bójce).
Szybko zasznurowałem buty, mówiąc sobie, że przez półtora roku Josh
pewnie stał się człowiekiem i, jeśli będę dla niego miły, nie będzie powodu do
bijatyki.

Rebeka już była na lodzie i ślizgała się, zataczając ogromne ósemki. Zrobiłem
kilka głębokich wdechów i dogoniłem ją, zdecydowany zachować spokój.
Wziąłem ją za rękę i okrążyliśmy ślizgawkę. Zaczynałem dobrze się bawić,
ponieważ nie zwracałem uwagi na Josha Nielsena.

- Jest tak romantycznie - powiedziała Rebeka, spoglądając na rozgwieżdżone
niebo i księżyc

w pełni.

- Dlatego, że ty tutaj jesteś - odparłem, ujmując

obie dłonie Rebeki i obracając

się z nią w koło.
Kątem oka spostrzegłem Josha i zatrzymałem się w miejscu. Z szyderczym
uśmiechem mknął prosto na nas. Zacisnąłem zęby, starając się, aby mimo to
wyraz mojej twarzy pozostał pogodny i przyjazny.
- Cześć, Josh - powiedziałem. - Znasz Rebekę Foster?
Zmierzył ją od stóp do głów i uśmiechnął się obleśnie.

- Jak dotąd tylko ze słyszenia. Miło mi cię poznać, Rebeko.

Uśmiechnęła się do niego zalotnie.

- Jak to możliwe, że dotąd się nie spotkaliśmy?

- Chodzę do liceum Rosedale'a., ale lubię się spotykać z kumplami z dawnej
budy. - Josh spojrzał na mnie i po złośliwym błysku w jego spojrzeniu
poznałem, że umiera z chęci zakomunikowania mi czegoś.

Ponieważ nie byłem zainteresowany, znowu wziąłem Rebekę za rękę.

- Nie stójmy w miejscu - powiedziałem, żegnając Josha skinieniem głowy.

Ale on zatrzymał mnie, kładąc mi dłoń na ramieniu.

- Skoro mowa o dawnych kumplach, Mayor powiedział mi, że nasza wspólna
sympatia, Delia Byrne, spotyka się z Jamesem Suttonem.

Zobaczyłem, że Rebeka zmrużyła oczy i nie miałem jej tego za złe. Josh
powiedział to w taki sposób, jakbyśmy ja i Delia stanowili parę. Nie chciałem
rozwijać tematu. Postanowiłem, że wyjaśnię to Rebece kiedy indziej.

- Wiem. Są w sobie zakochani do nieprzytomności - powiedziałem,
zadowolony, że jego szyderczy uśmiech zmienia się w grymas.

- Przekaż jej ode mnie wiadomość.
- Co takiego? - spytałem, czując, że sztywnieją mięśnie karku. Postanowiłem
jednak, że nie dam po sobie poznać, jak bardzo mnie zdenerwował.

- Przedwczoraj wieczorem widziałem Jamesa z Tanyą Reed w pizzerii „U
Jona". Czulili się w zacisznym kątku - powiedział, uśmiechając się złośliwie.
- Kłamiesz. - Nie zależy mi na tym, byś mi uwierzył, Parson.

Powinieneś jednak powtórzyć swojej przyjaciółce, że

ten Sutton wykorzystuje ją

na czas rozłąki z Tanyą.

background image

Podszedłem do Nielsona dygocząc ze złości. Bez

względu na to, czy mówił

prawdę, chciałem zetrzeć

z jego twarzy ten obmierzły uśmiech.

- Po prostu jesteś zazdrosny, bo Delia nie interesowała się twoją żałosną osobą.

- Delia to ofiara losu - odparł Josh. - Spytaj, kogo zechcesz.

Rebeka uznała za stosowne wtrącić swoje trzy grosze.

- On ma rację, Cain. Każdy wie, że Delia jest trochę... dziwna.

- Dzięki za twoją opinię, Rebeko, ale rozmawiam z Joshem.

- Chcesz się bić, Parson? - zapytał Josh.

- Nie mam z kim - odparłem. Spostrzegłem, że Patrick i Bart podjeżdżają do
nas, wymieniając porozumiewawcze spojrzenia.

Josh wykorzystał moją nieuwagę. Ni stąd, ni zowąd, rąbnął mnie pięścią w
szczękę. Upadłem, lądując na siedzeniu.

- Delia jest najfajniejszą dziewczyną, jaką znam! - wrzasnąłem. - Bije na głowę
każdą, którą uda ci się namówić na randkę.
Gdy usiłowałem się podnieść, Josh zamachnął się znowu, ale nim zdążył mi
przyłożyć Patrick i Bart chwycili go za ramiona i odciągnęli go ode mnie.
- Masz dość na dzisiaj - orzekł Bart. On i Patrick zjechali z tafli, holując Josha.

Stanąłem na lodzie. Byłem wściekły. Odwrócił wzrok od Josha i spojrzałem
na Rebekę. Wzięła się pod boki i mierzyła mnie gniewnym wzrokiem.
- Skoro tak przepadasz za Delią, może powinieneś się z nią spotykać! -
wrzasnęła. - Pasujecie do siebie!
Patrzyłem na Rebekę, zbyt wstrząśnięty, by jej od powiedzieć. Uśmiechnęła
się do mnie lodowato.

- Między nami skończone.

Patrząc na jej oddalającą się sylwetkę, poczułem się jak przekłuty balon.
Rebeka dojechała do skraju tafli, odpięła łyżwy i pobiegła w stronę parkingu.

- Josh, zaczekaj! - Usłyszałem jej krzyk. A potem zniknęła mi z oczu.

Usiadłem na lodzie, zbyt zmęczony, żeby się poruszyć. Czułem się zraniony
zerwaniem Rebeki, ale w głębi duszy zdawałem sobie sprawę, że nasza
znajomość była skazana na niepowodzenie. Rebeka zawsze miała więcej
wspólnego z Carrie i z Amandą, niż chciałem przyznać. Teraz przekonałem się,
jak bardzo była powierzchowna.

Świąteczna przerwa i moja znajomość z Rebeką Foster dobiegła końca.

Rozejrzałem się wokół po pustej ślizgawce i pokręciłem głową.

- Wygląda na to, że przegrałem zakład - powiedziałem głośno.







background image

Rozdział trzynasty

DELIA

Gdy w poniedziałek rano wraz z Ellen przyszłam do pracowni na warsztaty
literackie, miałam spocone dłonie i ściskało mnie w żołądku. Od Święta
Dziękczynienia nie rozmawiałam z Jamesem i niedzielny wieczór spędziłam na
zastanawianiu się dlaczego do mnie nie zatelefonował. Przyjechali jego
dziadkowie. Wiedziałam również, że Fale Radiowe miały wkrótce wystąpić w
miejscowej uczelni, więc James z pewnością codziennie ćwiczył. Wzięłam pod
uwagę również czwartkową śnieżycę -możliwe, że w piątek James odśnieżał
podjazd przed ich domem.

Ale i tak na myśl, że go zobaczę, drżały mi ręce. Doszła do głosu Delia
pesymistka. Prawie się spodziewałam, że przyjdzie, niosąc transparent z napi-
sem: SPĘDZIŁEM WEEKEND Z TANYĄ REED.

- Jestem pewna, że po prostu nie miał czasu - powiedziała Ellen, starając się
mnie pocieszyć. - Tanya nie umywa się do ciebie. To pozerka.

- Od razu poczułam się lepiej - odparłam ironicznie. - Każdy wie, że
siedemnastoletni chłopak najbardziej ceni w dziewczynie autentyczność. Jesteś
kompletnie niedzisiejsza.

- Przynajmniej staram się dostrzec jaśniejszą stronę - odparła Ellen, wzruszając
ramionami.

- Nie ma żadnej jaśniejszej strony - mruknęłam posępnie.

Usiadłyśmy w ławkach, James się nie pokazał.
Pani Heinsohn kazała nam zajrzeć do nowelek, więc otworzyłam zeszyt, nie
spuszczając oka z drzwi.

- O czym jest twoja nowela? - zapytała Ellen, za puszczając żurawia do mego
zeszytu.

- O niczym- Takie tam głupoty - zbyłam ją.
Moja nowelka opowiadała o chłopaku i dziewczynie, którzy się przyjaźnili.
Pewnego romantycznego wieczoru pocałowali się, siedząc przy kominku, i to
omal nie zniszczyło ich przyjaźni. Jednak w końcu się pogodzili. Intryga nie
była szczególnie oryginalna, ale wszyscy mówili, że pisanie ma przynosić
catharsis. Pomyślałam, że przelanie na papier tego co zaszło miedzy mną a
Cainem, może się okazać dobrą terapią, i rzeczywiście tak się stało.
- A twoja? - zwróciłam się do Ellen.
- Moja także jest głupia - odparła.
Zerknęłam do jej zeszytu. U góry strony widniał tytuł, napisany drukowanymi
literami RATUNKU! PODKOCHUJĘ SIĘ W NAJLEPSZYM PRZYJACIELU
MOJEJ NAJLEPSZEJ PRZYJACIÓŁKI! To wy-starczyło, bym miała pojęcie o
tym, czego dotyczyła jej nowela. Jeśli pani Heinsohn ma choć trochę oleju w
głowie, dopatrzy się uderzającego podobieństwa łączącego bohaterów obydwu
opowiadań. Westchnęłam. Poniedziałek nie zapowiadał się zbyt dobrze.

background image

Pięć minut po dzwonku do klasy wszedł James. Uśmiechnął się przepraszająco
do pani Heinsohn i usiadł na krześle przy drzwiach. Usiłowałam pod-chwycić
jego spojrzenie, ale wpatrywał się w konspekt, który nauczycielka położyła na
jego pulpicie.
Przez następny kwadrans omijałam Jamesa wzrokiem. Jeśli on mnie me
zauważa, nie mam zamiaru robić do niego słodkich oczu. To koniec,
powtarzałam sobie ciągle na nowo. On wciąż kocha Tanyę.

Gdy Ellen klepnęła mnie w ramię, podskoczyłam na krześle. Podała mi
złożony liścik i wskazała głowa Jamesa.

Z bijącym sercem rozłożyłam karteczkę i przeczytałam: ,,Delio, czy spotkasz
się ze mną po lekcjach? Kochając James".

Zerknęłam w jego stronę i przekonałam się, że na mnie patrzy. Skinęłam
głową z uśmiechem i znów zwróciłam się ku nauczycielce. Może James na-
prawdę miał powody, by do mnie nie dzwonić. Teraz byłam pełna nadziei.

***


- Nie mogę długo rozmawiać - oświadczyłam Jamesowi, zamykając drzwi dżipa.
- Za pół godziny muszę być u Niny Johnson.

W czarnym swetrze z golfem i w spranych dżinsach James był jak zwykłe
zabójczo przystojny. Jego oczy lśniły. Cieszy się na mój widok! - powiedziałam
sobie. Poczułam miłe łaskotanie wzdłuż kręgosłupa. Nareszcie wszystko wraca
do normy.

- Przepraszam, że nie zatelefonowałem w czasie weekendu - odezwał się cicho.

Wzruszyłam ramionami, jakbym w ogóle nie zauważyła, że milczący telefon
śmiał się ze mnie przez trzy dni.

- Och, nic nie szkodzi. Byłam bardzo zajęta. Opiekowałam się babcią i
dziadkiem.

James skinął głową.

- Taaa, ja też byłem bardzo zajęty...
Uznałam, że trzeba spojrzeć niebezpieczeństwu prosto w twarz i zapytać
Jamesa o jego byłą dziewczynę. Jeśli należała już do przeszłości, nie miałam się
czego obawiać.

- Spotkałeś się z Tanyą w czasie weekendu? - zapytałam od niechcenia. -
Słyszałam, że przyjechała do domu.

James przygryzł wargę i wlepił wzrok w kierownicę, jakby to był obraz
Picassa, a nie metal i plastik.

- Tak. Właśnie dlatego byłem taki zajęty - powiedział wreszcie.

- Och - wybąkałam. Powinnam była wysiąść z samochodu i nigdy więcej nie
rozmawiać z Jamesem. Poczucie winy i pobrzmiewające w jego głosie pod-

background image

niecenie, powiedziały mi wszystko, co chciałam wiedzieć. Zlękłam się, że
zwymiotuję.

Tkwiłam w samochodzie jak idiotka, czekając, aż James powie coś więcej.

- Nie poznała nikogo na studiach. I naprawdę bardzo za mną tęskniła... Ja chyba
także za nią tęskniłem.

- Och - powtórzyłam. Do oczu napłynęły mi łzy, więc zamrugałam gwałtownie,
by je powstrzymać. Nie zamierzałam okazać Jamesowi Suttonowi, jak bardzo
jestem upokorzona i zraniona.

- Postanowiliśmy spróbować związku na odległość - ciągnął James. - To nie
znaczy, że cię nie kocham... Uważam, że jesteś wspaniała. Ale Tanya i ja
jesteśmy sobie przeznaczeni.

Przełknęłam ślinę i wyprostowałam się na tyle, na ile było to możliwe na
siedzeniu dżipa.
- To cudowne, Jamesie. - Mój głos zabrzmiał zupełnie naturalnie.

- Naprawdę? - zapytał zaskoczony.
- Ja także chciałam ci coś powiedzieć. - Wsunęłam dłonie do kieszeni kurtki,
żeby nie zauważył, że drżą.

- Co takiego? - Uniósł swoje piękne brwi i spojrzał mi prosto w oczy.

- Podczas tego weekendu ja i Cain zdaliśmy sobie sprawę, że jesteśmy w sobie
zakochani. - Wypowiadając te słowa, nie wierzyłam własnym uszom.
Przepraszam, Cain, pomyślałam.

- Och. - Na widok wyprowadzonego z równowagi Jamesa poczułam odrobinę
satysfakcji.

- Czyż to nie jest niewiarygodny zbieg okoliczności? - spytałam pogodnie. -
Obydwoje możemy się cieszyć, że nie zraniliśmy tej drugiej osoby.

- Taaa - zgodził się James. Sprawiał wrażenie zmieszanego.

- Myślę, że będziemy się widywali. - Pochyliłam się i pocałowałam go w
policzek. Następnie otworzyłam drzwi i wysiadłam z samochodu.

- Do widzenia, Delio.

- Do widzenia, Jamesie - powiedziałam, zatrzaskując za sobą drzwi.

Dopiero gdy James odjechał z parkingu, ugięły się pode mną kolana i
upadłam na ziemię, szlochając.

* * *

Zazwyczaj lubię zostawać z Niną, ale tego popołudnia moja praca wydawała
mi się czymś w rodzaju kary. Nina zasypywała mnie pytaniami. Większość z
nich dotyczyła stosunków łączących chłopaka

i dziewczynę.

background image

- W ten piątek Marcy Grey organizuje imprezę - oświadczyła Nina.
Siedziałyśmy w gabinecie Johnsonów i pomagałam jej w odrabianiu lekcji.

- To miło - odparłam, nieobecna duchem. Nie miałam nastroju na rozmowy o
imprezach.

- I zaprosi chłopców - ciągnęła Nina. Nieomal wstrzymywała oddech, czekając
na moją odpowiedź

- Niesamowite. - Zdałam sobie sprawę, że jestem dla Niny niemiła, a jej urażona
mina rozbudziła we mnie poczucie winy.
- Przepraszam - powiedziałam, przytulając ją. - Jestem pewna, że będziecie się
świetnie bawili.

Nina była mała, ale niegłupia. Wiedziała, że coś przed nią ukrywam.

- Co się stało, Delio? Jesteś jakaś smutna. Wzruszyłam ramionami,
powstrzymując łzy.

- Zerwaliśmy z Jamesem. Wyczułaś pismo nosem.
-I tak nie lubiłam Jamesa - oświadczyła, jakby to

załatwiało sprawę.

- Przecież nigdy go nie widziałaś - zauważyłam.

- Wiem, ale Cain mi o nim opowiadał. - Wycięła z kartonu serce i wypisała na
nim swoje inicjały.

- Co ci powiedział?

- Mówił, że James to mięczak i że ty zasługujesz na kogoś lepszego.

Omal się nie roześmiałam. Odkąd to Cain rozprawia o moim życiu
uczuciowym z dziesięciolatką?

- Cain nie powinien mówić czegoś takiego. Nie jego sprawa, z kim się
spotykam. I nie twoja. - Patrzyłam, jak Nina dopisuje na sercu inne inicjały.
Domyśliłam się, że H. R. To jej najnowsza sympatia.

- Ale miał rację, prawda? - Spojrzała na mnie, otwierając szeroko ufne
niebieskie oczy.

- Tak - westchnęłam. - Myślę, że miał.


***


Stałam na schodkach przed domem Parsonów, dygocząc z zimna. Wyszłam w
takim pośpiechu, że nie zdążyłam zabrać kurtki.

- Delia! - Cain natychmiast mnie objął. - Przykro mi - wyszeptał mi wprost do
ucha. Otarłam łzy o jego sweter i zajrzałam mu w oczy.
- Skąd wiedziałeś?

- Poznałem po wyrazie twojej twarzy, że albo umarł ktoś z twojej rodziny, albo
zerwałaś z Jamesem. A ponieważ twoja mama była w dobrym nastroju, gdy
przed chwilą rozmawiałem z nią przez telefon, wyciągnąłem odpowiednie
wnioski. Zakryłam twarz rękami i padłam na sofę w salonie.

- Czuję się okropnie.

background image

- Wiem, jak się czujesz - powiedział, siadając obok mnie i niezręcznie
poklepując mnie po ramieniu.

- Skąd możesz wiedzieć? - zapytałam, pociągając nosem.

- W niedzielę poszliśmy z Rebeką na łyżwy i zerwała ze mną - odparł
obojętnym tonem.

- Dlaczego? - Ta nowina wstrząsnęła mną do tego stopnia, że zapomniałam o
własnym nieszczęściu.

- Kto to wie? - Cain odchylił się na oparcie kanapy. Wyglądał na zakłopotanego.

- Nigdy jej nie lubiłam. - Współczułam Cainowi, ale nie żałowałam, że już nie
muszę być miła dla Królowej Rebeki.

- A ja nigdy nie lubiłem Jamesa.

- Skoro mowa o Jamesie, powiedziałam mu coś okropnie głupiego. - Uznałam,
że mogę wyznać Cainowi prawdę. W końcu miał prawo wiedzieć.

- Co takiego? - zapytał.
- Obiecaj, że się nie wściekniesz.

- Co takiego? Powiedz mi - ponaglił mnie pełnym irytacji głosem i nie chciałam,
żeby rozgniewał się jeszcze bardziej, zanim stracę odwagę.

- Kiedy James powiedział, że on i Tanya się schodzą, poczułam się straszliwie
upokorzona...

- I? - naciskał Cain.

- I, żeby zachować twarz, powiedziałam, że ty i ja jesteśmy w sobie zakochani. -
Utkwiłam wzrok w wazonie stojącym na półce ponad kominkiem czekając na
wybuch wściekłości. Ku memu zaskoczeniu, Cain się roześmiał.

- I co to szkodzi?

- Naprawdę? - Przynajmniej ten kłopot miałam z głowy.

- Jasne. Ludzie wciąż rozpowiadają, że są zakochani, sama wiesz. Za tydzień
powiemy, że znów wolimy być tylko przyjaciółmi, i po sprawie.

Uśmiechnęłam się po raz pierwszy, odkąd James ze mną zerwał.

- Masz rację! To, co robimy, nie powinno nikogo obchodzić.

Cain skinął głową.

- I nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę minę Rebeki! To będzie chwila warta
uwiecznienia na fotografii.




Rozdział czternasty

CAIN

Czwartek, 30 listopada
11.30 wieczorem

background image

Widziałem dziś na korytarzu Rebekę, flirtującą z Patrickiem Mayorem. I
wiecie co? Nic nie poczułem; no, może litość dla Patricka (to byt żart). Prawdę
mówiąc, byłem odrobinę dotknięty. Czy nic dla niej nie znaczyłem? I jeszcze
jedno, czy ona znaczyła coś dla mnie? Może Delia przez cały czas miała rację.
Może ja rzeczywiście nie mam pojęcia o prawdziwej miłości Ale któż je ma?

W piątek wieczorem ja i Delia topiliśmy nasze smutki w koktajlu bananowym
u Swensona. Był z nami Andrew, ale siedział w milczeniu. Gapił się w swój
pucharek, jakby była w nim wypisana jego przyszłość. Wszyscy troje byliśmy w
ponurym nastroju.

- Wiesz, na czym polega twój problem, Delio Byrne? - zapytałem.

- Wiem. Na tym, że wciąż mnie pytasz, na czym polega mój problem -
odpowiedziała automatycznie. Odbyliśmy milion rozmów, które zaczynały się w
ten sposób.

- Otóż, nie. Twój problem polega na tym, że zbyt łatwo się zakochujesz.

- Ha! I to mówi facet, który zarzucał mi, ze nie potrafię się zakochać. Cóż za
hipokryzja!
- Teraz jestem starszy i mądrzejszy niż wtedy - od parłem. - Uznałem, że miłość
jest zakazana.

Delia postukała łyżeczką w pięknie udekorowaną szklankę z koktajlem.

- A ja mam pewną sugestię, która zachęci do miłości nawet kogoś tak
znudzonego jak ty. Zlizałem trochę koktajlu z łyżeczki.

- Wątpię, ale spróbuj.

- Powinieneś umówić się z Ellen. - Delia odchyliła się na oparcie z bardzo
zadowoloną miną,

- Z Ellen Frazier? - zapytałem zaskoczony, wiedziałem, że Ellen trochę na mnie
leci, ale nawet do głowy mi nie przyszło, by się z nią umówić. Ellen była
najlepszą przyjaciółką Delii. Sam pomysł wydawał mi się dziwaczny.

- Jasne, że z Ellen Frazier. Jest ładna, inteligentna i dziesięć razy fajniejsza niż
inne dziewczyny, z którymi się umawiałeś.

Pokręciłem głową.

- Myślę, że zostanę przy swoim. Dziękuję bardzo. Wtedy Andrew uniósł głowę
znad pucharka z lodami.

- Zgadzam się z Delią. Co masz do stracenia? Spojrzałem na niego.

-I to mówi facet, który od początku semestru nie był ani razu na randce? -
spytałem.

- To co innego.

- Niby dlaczego? - Spojrzałem na niego wyczekująco. Mógłbym przysiąc, że
Delia także była ciekawa. Ostatnio Andrew był bardzo tajemniczy.

Oblizał do czysta łyżeczkę i otarł usta serwetką.

- Ponieważ mam zamiar umówić się z Rachel Hall. Wkrótce. Bardzo niedługo.
Wzniosłem oczy do nieba.

background image

- Tak, jasne. Tak samo jak umówiłeś się z nią dwanaście razy w ciągu ostatnich
dwóch miesięcy. Andrew lekko poczerwieniał.

- Zaprosiłbym ją, ale byłem zajęty procesem eliminacji. Teraz, odrzuciwszy
kandydatury czterdziestu dwóch dziewczyn z naszego liceum, doszedłem do
wniosku, że warto się umówić tylko z Rachel Hall. Bez obrazy, Delio.

Delia wzruszyła ramionami. Była przyzwyczajona do zgryźliwych uwag pod
adresem dziewczyn.

- Ale z ciebie kłamczuch - powiedziałem. - Nie próbowałeś się z nią umówić ze
strachu, że ci odmówi.

Andrew położył na stole kilka monet.

- Myśl sobie, co chcesz, Cain. Po prostu przyjmij radę Delii i umów się z Ellen.
Przesiadywanie samemu w domu w sobotni wieczór nie należy do
przyjemności. - Wstał. - Zobaczymy się później.

Gdy Andrew wyszedł, Delia odłożyła łyżeczkę.

- Nie mów potem, że nie próbowałam. Jeśli ci przyjdzie umrzeć w samotności,
pamiętaj, że Delia usiłowała ci pomóc.

- Zastanowię się nad tym - ustąpiłem. - Teraz całą energię włożę w to, by
zapomnieć, że Rebeka Foster kiedykolwiek istniała. To praca na pełnym etacie.

- Chyba zatrudnia nas ten sam pracodawca. Ciężka praca, mała płaca -
zauważyła sentencjonalnie Delia, - Skończ to za mnie. - Podsunęła mi prawie
pustą szklankę.

Wyskrobałem z dna resztki.

- Może sprawdzimy, co dają w nocnym kinie?
- Dobry pomysł - zgodziła się Della. - Na czwartym kanale jest tydzień z Cary
Grantem.
Wstała. Pomogłem jej włożyć parkę. Zerknąłem na nasze odbicie w
staroświeckim lustrze na ścianie.
Uśmiechaliśmy się. Spostrzegłem, że niczym się nie różnimy od innych par u
Swensona. Gdybym nie znał prawdy, pomyślałbym, że jesteśmy stałą para;
młodą i zakochaną.

* * *


Dwie godziny później Delia włączyła pilotem telewizor w gabinecie w swoim
domu. Wiele razy oglądaliśmy „Filadelfijską historię" i za każdym razem na jej
twarzy gościł wyraz rozmarzenia. Pomimo szorstkiego sposobu bycia Delia
miała słabość do romansów.

- Myślisz, że jakiś facet pokocha mnie kiedyś tak, jak Jimmy Stewart kochał
Katherine Hepburn w tym filmie?

background image

- Głupie pytanie - odparłem.

- Bo myślisz, że to niemożliwe? - spytała ze smutkiem.

Delia leżała na sofie, opierając łydki na moich kolanach. Stwierdziłem, że nie
jest już rozmarzona,

lecz posępna.

- Nie, Deels. Jestem pewien, że jest co najmniej tysiąc facetów, którzy mogliby
cię pokochać tak, jak Jimmy kochał Kate.

Uśmiechnęła się.

- Naprawdę tak myślisz?

- Delio, przecież jesteś najwspanialszą laską w całej szkole. Na całym świecie.
Facet musiałby mieć nie po kolei w głowie, żeby się w tobie nie zakochać.

Usiadła i objęła mnie ramionami. Uściskałem ją, zadowolony, że znów się
uśmiecha.
- Tak się cieszę, że jesteś moim najlepszym przyjacielem - powiedziała
stłumionym głosem.
- Nie tak bardzo jak ja - odparłem i uściskałem ją jeszcze mocniej.
- Kocham cię - wyznała, tuląc się do mnie.
- Ja także cię kocham.

Delia i ja często wypowiadaliśmy owo magiczne słowo „kocham", aby
określić nasze przyjazne uczucia. Tego wieczoru jednak nasze słowa nabrały
głębszego sensu niż zazwyczaj. Myślę, że spowodowały to ciężkie przejścia,
dzięki którym zdaliśmy sobie sprawę, jak bardzo polegamy na łączącej nas
trwałej przyjaźni.
Delia cmoknęła mnie w policzek. Ja także pocałowałem ją w policzek. Wtedy
ona pocałowała mnie w drugi policzek. I ja pocałowałem ją w drugi policzek. I
tak na przemian, chyba ze dwadzieścia razy.

W końcu, kiedy znów miałem pocałować ją w policzek, moje wargi
niechcący, a zarazem naumyślnie znalazły się na jej ustach. Zamiast się szybko
odsunąć, pocałowałem ją w usta, a ona oddała mi pocałunek. I nagle zdałem
sobie sprawę, że ją całuję i całuję i nie mam dosyć.
Delia rozchyliła ciepłe wargi. Wsunąłem palce w jej włosy, a ona wczepiła się
w moją koszulę. Straciłem poczucie czasu, wydało mi się, że jesteśmy połówka-
mi całości.
Delia odsunęła się raptownie. Wstała i opadła na fotel obok kominka. Bez
ostrzeżenia zalała się łza mi. Ukryła twarz w dłoniach i cicho chlipała.
Obezwładniło mnie poczucie bezradności. Podniosłem się z sofy. Poklepując
ją po plecach, mamrotałem słowa pociechy.

Po jakiejś minucie Delia zaczęła mówić.
- Z Jamesem... pocałunek... nigdy... ja nie...
Rozumiałem jedno słowo na dziesięć, ale nie trze ba było geniusza, by pojąć,
że jest zdenerwowana z powodu Jamesa. Stało się dla mnie jasne, że moje
pocałunki przypomniały jej, że facet, którego naprawdę kochała, zostawił ją na
lodzie.

background image

-Nie martw się, Delio. Wszystko będzie dobrze - powiedziałem, żeby ją
pocieszyć.
- Naprawdę? - zapytała, spoglądając na mnie mokrymi od łez oczami.

Skinąłem głową.

- Posłuchaj, obydwoje jesteśmy roztrzęsieni po zerwaniu. Nic dziwnego, że
szukamy pociechy. Przyrzekam, że nic się między nami nie zmieni.

- Masz rację - powiedziała, ocierając łzy rękawem.

- Po prostu jestem podenerwowana z powodu Jamesa. To wszystko.

Wyglądało na to, że się pozbierała. Ucieszyłem się, choć czułem się przybity,
że wciąż myślała o Gogusiu. Na mnie nasze pocałunki zrobiły kolosalne
wrażenie. Ale nadal, z biegłością aktora nagrodzonego Oscarem, odgrywałem
rolę najlepszego przyjaciela.

- Jesteśmy przyjaciółmi. Jak zawsze - podkreśliłem stanowczo.

Delia uśmiechnęła się radośnie, a potem podała mi rękę.

- Przyjaciele - powiedziała.
Wymieniliśmy uścisk dłoni, jakbyśmy dobijali targu.

- Oto najpiękniejsze słowo w słowniku - zauważyłem tonem profesora.

Delia spuściła wzrok.

- Taaa - powiedziała do siebie. - Po prostu smutno mi z powodu Jamesa...

Nagle poczułem, że muszę uciec od Delii i jej chlipania z żalu po Jamesie.
Chciałem znaleźć się w domu i móc się zastanowić.

- Chyba obydwoje przegraliśmy zakład - powiedziałem, starając się sprowadzić
rozmowę na inny temat.

- Masz rację - przyznała Delia głosem, w którym pobrzmiewał smutek i
rozbawienie, ale wyraz jej twarzy pozostał obojętny.

Prawdę mówiąc, nie bardzo wiedziałem, jak wybrnąć z sytuacji.

* * *


W drodze do domu rozmyślałem o Delii opłakującej rozstanie z Jamesem. Nie
mogłem pojąć, co mogła w nim widzieć oprócz urody modela.
Gdy się rozebrałem i położyłem do łóżka, byłem pewien jednego:
przywiązanie Delii do Gogusia okropnie mnie irytowało. Obrażało mnie.
Wpatrując się w sufit, rozmyślałem o wszystkich dziewczynach, z którymi się
całowałem. Wszystkie cokolwiek warte dziewczyny z naszej szkoły spotykały
się ze mną. Rebeka była jedyną, która ze mną zerwała. Ale nawet ona rozstała
się ze mną z powodu dumy. Poczuła się urażona, że wstawiłem się za Delią.
Choć nie powiedziałem tego Delii, byłem pewien, że Rebeka wróciłaby do

background image

mnie, gdybym ją poprosił. Przez cały tydzień posyłała mi powłóczyste
spojrzenia.

Ale ja nie zamierzałem umawiać się z Rebeką. Jedyne czego pragnąłem, to
uświadomić Delii, jak wiele dziewczyn chciałoby się znaleźć na jej miejscu. I
żadna z nich nie wybuchłaby płaczem z powodu moich pocałunków. Wprost
przeciwnie.

Usiadłem i walnąłem pięścią w poduszkę. Pora działać. Fakt, że pocałowałem
Delię i że zamartwiałem się teraz, ponieważ ona wciąż zamartwiała się z
powodu Jamesa, świadczył o tym, iż nie mam zbyt wiele czasu. Gdy tylko
umówię się z inną dziewczyną (z mocnym postanowieniem, że się nie
zakocham), moje życie powróci do normy.
Natychmiast przypomniało mi się, że Delia radziła, abym się umówił z Ellen.
Przedtem nie miałem zamiaru iść z nią na randkę, ale Delia była taka za-
chwycona tym pomysłem, że może powinienem spróbować. Przynajmniej
udowodnię jej, że podczas gdy ona zalewa się łzami po stracie tego frajera,
którego nazywa swoim chłopakiem, ja posuwam się naprzód. Z pewnością nie
musi się obawiać, że jeszcze kiedyś ją pocałuję.
Zamknąłem oczy, czując, że w końcu zasnę. Z samego rana zatelefonuję do
Ellen Frazier. Spotkam się z przyjaciółką Delii i przyjemnie spędzę czas; choćby
mnie to miało zabić.



Rozdział piętnasty

DELIA

Sobotni ranek spędziłam, snując się z kąta w kąt. Rodzice pojechali na
kiermasz wyrobów rzemieślniczych i w domu panowała głucha cisza. Miałam
pilnować Niny, ale na razie nie wiedziałam co z sobą zrobić. Uznałam, że życie
nastolatki, która nie może się doczekać wieczoru z dziesięciolatką, jest na-
prawdę beznadziejne.

Koło południa zasiadłam przed komputerem, żeby napisać pracę na warsztaty
literackie, ale nie miałam nic do powiedzenia. W głowie kłębiły mi się myśli na
temat wczorajszego wieczoru, nie potrafiłam jednak nadać im żadnego
sensownego kształtu. Czułam się jakby zawieszona w przestrzeni. Czekałam, aż
coś się wydarzy, ale nie miałam pojęcia, co by to mogło być.
Gdy odezwał się dzwonek u drzwi, zbiegłam po schodach. W tej chwili
uszczęśliwiłaby mnie nawet rozmowa z domokrążcą. Byle tylko się czymś
zająć.
Na widok samochodu Ellen natychmiast poweselałam. Postanowiłam, że
opowiem jej, co zaszło wczorajszego wieczoru między mną a Cainem.

background image

- Mam nowinę. Jak usłyszysz, padniesz z wrażenia - oświadczyła, gdy tylko
otworzyłam drzwi.

- Napadli na nas najeźdźcy z kosmosu? - spytałam, wieszając jej kurtkę w
groszki

- Najeźdźcy z kosmosu to pestka w porównaniu z tym, co mnie spotkało -
odparła z błyskiem oku.
Weszłyśmy do kuchni i wyjęłam z lodówki dwie puszki coli.

- Nie trzymaj mnie w napięciu! Opowiedz wszystko!

Elien otworzyła puszkę.

- Dziś rano w najlepsze czytałam gazetę, niczego się nie spodziewając. Niczego.

- Do rzeczy - przerwałam jej. - Nie mogę się doczekać.

- Zadzwonił Cain i umówił się ze mną na dzisiejszy wieczór.

Zachłysnęłam się colą i odkaszlnęłam.

- Żartujesz. Pokręciła głową.

- Nie. Idziemy razem na kolację.

- No, no. - Poczułam się tak, jakbym dostała obuchem w głowę.

Ellen spojrzała na mnie.

- Nie przeszkadza ci to? To znaczy domyśliłam się, że mu to podszepnęłaś i...

Zmusiłam się do uśmiechu.

- Ani trochę. Po prostu jestem zaskoczona, że nic mi nie powiedział. To
wszystko.

-Jesteś jakaś zielonkawa - stwierdziła Ellen, przyglądając mi się uważnie.

- Zawsze uważałam, że będzie z was zachwycająca para. Jestem taka
uradowana, że odebrało mi mowę.

Ellen znów się rozpromieniła.

- Skoro tak mówisz. W takim razie czy możesz mi pożyczyć jakiś odpowiedni
ciuch?

- Znajdziemy coś ekstra. Gdy Cain cię w tym zobaczy, Rebeka Foster stanie się
bladym wspomnieniem.
Czułam się okropnie. To prawda, że pomysł, aby Cain umówił się z Ellen,
pochodził ode mnie. Jakoś nigdy nie wierzyłam, że Cain wprowadzi go w czyn.
Jedno było pewne. Nie mogłam powiedzieć Ellen o pocałunkach Cain a.
Wyobrażałam sobie ich dwoje, żartujących ze mnie podczas kolacji. „Nieszczę-
sna Delia - powie Cain. - Nigdy nie znajdzie sobie chłopaka".

Zadrżałam. Za żadną cenę nie mogę pozwolić, by Cain albo Ellen domyślali
się, że przejmuję się ich randką.

- Chodźmy na górę - powiedziałam, wstając. - Nie mamy ani chwili do
stracenia.

- Dzięki, Delio. Wiedziałam, że mnie wesprzesz. - Ellen uściskała mnie.
Widziałam, że nie posiada się z radości.

Gdy znalazłyśmy się w moim pokoju, zaczęłam przeszukiwać szafę. Wyjęłam
zieloną sukienkę z bufiastymi rękawami i podałam ją Ellen.

- Przymierz to - powiedziałam.

background image

- Patrząc na mnie, miej na względzie, że wieczorem włożę mój cudowny
biustonosz - przypomniała Ellen. - Dodaj pięć centymetrów w obwodzie.

Usiadłam na łóżku i patrzyłam, jak się przebiera.

- Ten biustonosz to jakby koło ratunkowe - rzuciłam.

Zachichotała.

- No, i jak wyglądam?

- Świetnie. - Sukienka prezentowała się na niej znacznie lepiej niż na mnie. -
Daję ci ją. Ten fason jest odpowiedniejszy dla ciebie.

Ellen obróciła się przed lustrem.

- Myślisz, że Cainowi się spodoba?
- Z całą pewnością.

Ellen podeszła do lustra i przyjrzała się swojej twarzy.

- Chyba robi mi się pryszcz na brodzie.

- Wcale nie - starałam się, żeby mój głos za brzmiał wesoło i zachęcająco.

Ellen usiadła na krześle przy biurku.

- Jestem zdenerwowana - wyznała.

- Nie ma powodu. Jesteś sto razy fajniejsza od dziewczyn, z którymi spotykał
się Cain.

Nagle Ellen podskoczyła na krześle.

- Znasz Caina lepiej niż ktokolwiek inny. Co powinnam zrobić, żeby mu się
spodobać?

Przymknęłam oczy i zastanawiałam się przez chwilę. Jak ująć wszystko, co
wiem o Cainie,w kil ku treściwych zdaniach? Przelatywałam w myślach istotne
szczegóły, o których mogłabym jej powiedzieć. Nabrałam powietrza w płuca.

- Nie znosi pikli i na hamburgerze. Nie mów mu, że jesteś za gruba. Nie
przeszkadza mu, gdy się śpiewa w samochodzie, nawet fałszując. Lubi bawić się
w naśladowanie. Jeśli nie będziesz umiała poznać, kogo udaje, powiedz, że
Elvisa. Jeżeli drga mu mięsień nad okiem, to znaczy, że nie chce ci pokazać, że
się złości...

Teraz, kiedy już zaczęłam, nie mogłam przestać. Czułam się tak, jakbym
otworzyła zawór tamy. Ellen przyglądała mi się w milczeniu. Wydawało mi się
że słucha, więc wyliczałam dalej.

- Jego ulubionym kolorem jest zielony. Przepada za muzyką disco. Wieczorami
słucha radia. Nie znosi powierzchownych dziewczyn, chociaż patrząc na jego
ostatnią dziewczynę, nigdy byś tego nie zgadła. Prędzej umrze, niż podejmie
pracę w biurze prawniczym. Najzabawniejszy jest wtedy,

gdy...

- Delio, wszystko z tobą w porządku? - nagle zapytała Ellen. Uniosła dłoń,
przerywając potok

wymowy. Zdałam sobie sprawę, ze niemal zapomniałam, że

jest ze mną.

- Co? Och, przepraszam, zasypałam cię szczegółami. - Ellen pracowicie
odpychała skórki paznokci.
Przygryzła wargi i spojrzała na mnie.
- Kochasz się w Cainie, prawda? - spytała cicho, ale jej słowa

background image

dudniły mi w uszach.

- Co? - Objęłam poduszkę, żeby się czymś zająć. Ellen uniosła brwi.

- Słyszałaś, co powiedziałam. Myślę, te jesteś zakochana w Cainie Parsonie.

- To najgłupsza rzecz, jaką słyszałam - zaprotestowałam głośno, odwracając
wzrok. - Nie bądź śmieszna.

- Z tego, jak o nim opowiadasz, Delio, wynika, że...

- Nie kocham się w Cainie. Koniec. - Wiedziałam, że mój głos brzmi
nienaturalnie, ale nie mogłam na to nic poradzić.

- Jesteś pewna...

- Jasne, że jestem pewna. Weź tę sukienkę i idź się

przygotować.

Po kilku minutach Ellen wyszła. Stałam bez ruchu, wsłuchując się w ciszę
pustego domu. Nie jestem zakochana w Cainie, powiedziałam sobie. Gdy te
słowa rozbrzmiały w mojej głowie, omal w nie uwierzyłam.


***


W sobotę wieczorem Nina była tak podekscytowana, że siłą zawlokłam ją do
sypialni. Koniecznie chciała zdać mi dokładną relację z wczorajszej imprezy u
Marcy Stein.

- I wtedy Peter Ross wrzucił mi za kołnierz kostkę lodu - powiedziała,
wkładając żółtą nocną koszulę.

- A ty? - spytałam, sięgając po jej szczotkę i pokazując, że ma usiąść na brzegu
łóżka.

- Najpierw wrzasnęłam, a potem zrobiłam mu to samo. Pękaliśmy ze śmiechu,
aż myślałam, że się po-sikamy. - Nina zaśmiała się na samo wspomnienie.

- Nie wierć się, bo zrobi ci się kołtun. - Rozczesując długie włosy, czekałam na
dalszy ciąg.

- Jeszcze ci nie opowiedziałam najlepszego.

- A to nie koniec? - Mimo kiepskiego nastroju nie mogłam powstrzymać
uśmiechu. Entuzjazm Niny był zaraźliwy.

Skinęła głową.

- Powiem ci, jeśli obiecasz, że nie wygadasz moim rodzicom.

- Przysięgam,

- Graliśmy w butelkę!

- Nie! - starałam się, by w moim okrzyku za brzmiało zgorszenie. Wiedziałam,
że Nina spodziewa się dramatycznej reakcji.

- No! Chłopcy byli tacy ordynarni, że o mało się nie porzygałam.

- Kogo musiałaś pocałować? - zapytałam. Zepchnęłam ją z łóżka, żeby je
pościelić.

- Petera Rossa! Pfuj! - Nina skrzywiła się i wywaliła język.

background image

- Jakoś to przeżyjesz. A może kiedyś zechcesz go znowu pocałować. Pokręciła
głową, wydając gardłowe dźwięki.

- Nawet za milion lat.

- Skoro tak mówisz - powiedziałam wesoło, całując ją na dobranoc. Zgasiłam
lampkę przy je] łóżku.

Gdy byłam przy drzwiach, Nina usiadła i z powrotem zapaliła lampkę.

- Hej, Delio.

- Co? - zapytałam, opierając dłonie na biodrach. - Myślisz, te w końcu wyjdę za
Petera Rossa? No,

bo się całowaliśmy.

- Tak. I będziecie żyli długo i szczęśliwie. - Zgasiłam światło, mając nadzieję,
że nie wyczuła w moim tonie goryczy.

Zeszłam na dół, całkowicie pewna, że za dwie minuty będzie spała, śniąc o
tym okropnym Peterze Rossie. Nie miałam serca, by jej powiedzieć, że od piątej
klasy wzwyż romansowanie jest coraz mniej przyjemne. Wkrótce, sama się
dowie.

Po położeniu Niny nie miałam wiele do roboty. Wzięłam torebkę z preclami i
włączyłam telewizor. Powtarzałam sobie, że naprawdę, ale to naprawdę, mam
nadzieję, że Ellen i Cain dobrze się razem bawią.

Przez godzinę oglądałam wideoclipy. Spojrzałam na zegarek i uznałam, że
Ellen musi być już w domu. W końcu, ile może trwać taka kolacja? Umierałam
z ciekawości, jak udała się randka.

Dopiero po trzech sygnałach odebrała telefon mama Ellen. Wiedziałam, że
pani Frazler wcześnie chodzi spać. Była zaspana i trochę poirytowana. Gdyby
Ellen była w domu, jej mama nie fatygowałaby się, żeby podnieść słuchawkę.
Przerwałam połączenie, nie odezwawszy się słowem.

Ellen nie wróciła do domu, co oznaczało, że ona i Cain są ciągle razem.
Randka najwyraźniej była udana. Wkrótce zaczną się trzymać za ręce w pu-
blicznych miejscach, a ja stanę się piątym kołem u wozu, sama i niepotrzebna.

Absolutnie nie zniosę zwierzeń Caina na temat tego, jak bardzo podoba mu się
Ellen. Nasza przyjaźń nie wytrzyma tej próby. Nie zamierzałam stawać im na
drodze do szczęścia.

- Przez jakiś czas będę się trzymała na uboczu - powiedziałam, zwracając się do
telewizora. - Tak będzie najlepiej dla wszystkich.






Rozdział szesnasty

CAIN

background image

- Czy to jest sukienka Delii? - zapytałem Ellen. Spojrzała na nią z uśmiechem.

- Tak. Podarowała mi ją.

- Dlaczego? - Wiedziałem, że moje pytanie nie jest zbyt uprzejme, ale nie
mogłem sobie wyobrazić, że Delia kiedykolwiek odda komuś zieloną sukienkę.
Należała do moich ulubionych, a trudno było nie zauważyć, że na Deels
sukienka wygląda znacznie lepiej.

- Chyba jej się znudziła - odparła Ellen, wzruszając ramionami.

- Ostatnio strasznie mnie wkurza - powiedziałem, jakby nie było przy mnie
Ellen.

Siedzieliśmy przy stoliku w Pasta House. Przez cały wieczór, począwszy od
przystawek po danie główne, starałem się nie wypowiadać imienia Delii i
zachowywać się tak, jakby Ellen była dziewczyną, z którą chcę się spotykać.
Ale gdy kelner przyniósł nam kawę, wiedziałem, że romans z Ellen to stracona
sprawa. Dla mnie była wyłącznie przyjaciółką Delii. Musiałem przyznać, że jest
wspaniała, ale za każdym razem, gdy na nią spojrzałem, widziałem Delię. I
pozwoliłem sobie mówić o tym, co przez cały dzień leżało mi na sercu - o Delii
Byrne.

- Rozumiem, że mówimy teraz o Delii - odezwała się Ellen, unosząc brwi.

- Tak.
- Myślę, że ty ją także wkurzasz - oznajmiła Ellen poważnym tonem. Upiła łyk
kawy, czekając, że powiem coś więcej.

- Strasznie ją kocham - wyznałem i nalałem sobie śmietanki.

- Ona także ciebie kocha - powiedziała Ellen, wzdychając.

- Naprawdę?

- Naprawdę. - Ellen zamilkła na chwilę. - I pomyśleć, że wyobrażałam sobie, że
idę na prawdziwą randkę. Wygląda na to, że potrzebujesz terapeuty. - Pokręciła
głową.

Nagle zdałem sobie sprawę, jaki ze mnie palant.

- Przepraszam, Ellen. Nie miałem zamiaru wałkować sprawy Delii.
Porozmawiajmy o czymś innym. Dokąd chcesz iść na studia?

Ellen się roześmiała.

- Nie próbuj mi wmawiać, że obchodzi cię, gdzie się wybieram na studia.
Prawdę mówiąc, kiepski z ciebie aktor.

- Tak łatwo mnie rozgryźć? - spytałem zmartwiony

- Od chwili gdy podjechałeś po mnie pod dom, jesteś myślami daleko stąd. -
Ellen odchyliła się na oparcie krzesła, bawiąc się papierową serwetką.

- Myślałem, że jak się umówię, uda mi się zapomnieć, jak bardzo... - Urwałem.

- Jak bardzo kochasz Delię? - spytała Ellen z lekką drwiną.

- Nie! - zaprotestowałem gwałtownie. - To znaczy właśnie zerwałem z Rebeką i
wszystko...

- Oszczędź mi kłamstw - przerwała Ellen. - Ty i Delia jesteście w sobie
zakochani i wszyscy w szkole wiedzą o tym od lat. Jeśli to do was wreszcie
dotrze i zechcecie być razem, cała reszta pogodzi się z tym.

background image

Moje serce galopowało i nie mogłem złapać oddechu.

- Naprawdę myślisz, że Delia mnie kocha? Ellen z trzaskiem odstawiła
filiżankę.

- Ja wiem, że tak jest, Cain. Szkoda, że jej dzisiaj nie widziałeś. Udawała, że się
nie przejmuje naszą randką. Ale ja widziałam łzy w jej oczach.

- Mówisz prawdę? - Wyschło mi w ustach i musiałem przepłukać je wodą.

Ellen pomasowała sobie skronie.

- Zastanów się, Cain. Od dwóch lat podkochuję się w tobie. A teraz udało mi się
pójść na coś, co przynajmniej zaczęło się jak randka. Naprawdę sobie
wyobrażasz, że spędziłabym ten wieczór na wmawianiu ci, że ty i Delia
powinniście być razem, gdybym nie miała co do tego stuprocentowej pewności?
- Ellen skinęła na kelnera, żeby przyniósł nam rachunek.

- Rozumiem, co masz na myśli - powiedziałem. -To dobrze. A teraz chodźmy
stąd. Na pewno

chcesz wrócić do domu i rozmyślać o Delii.

- Obiecaj mi, proszę, że nie powiesz jej o tym, co ci mówiłem dziś wieczór. -
Wstrzymałem oddech, modląc się, by się zgodziła trzymać buzię na kłódkę.

- Obiecuję. Westchnąłem z ulgą.

- Jak mam ci podziękować za to, że jesteś taką równą babką?

Wskazała ręką rachunek.

- Powiem ci. Pozwolę ci zapłacić za moją kolację.
- Zrobione - odparłem. Oczywiście, i tak bym zapłacił.

- A możesz zrobić dla mnie coś jeszcze? - spytała, wkładając płaszcz.

- Co tylko zechcesz.

- Nie umawiaj się ze mną nigdy więcej. - Uśmiechnęła się.

Wziąłem ją za rękę i pocałowałem w czoło.

- Wiesz, co, Ellen Frazier? Jesteś naprawdę w porządku.

Wychodząc z restauracji, pogwizdywałem pod nosem. A w drodze do domu
podśpiewywałem.

* * *


W domu natychmiast popędziłem na górę. W myślach wykręcałem numer do
Delii. Mieliśmy wiele do omówienia.

Ale gdy usiadłem na łóżku ze słuchawką w ręce, nagle uszło ze mnie
powietrze. Podczas rozmowy z Ellen wszystko wydawało mi się takie proste.
Teraz, gdy zostałem sam, sprawy się skomplikowały. Przez trzy lata Delia i ja
byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Nie spodziewałem się, że nasza znajomość
może ulec zmianie.

background image

Odłożyłem słuchawkę i podszedłem do korkowej tablicy na ścianie. Były na
niej zdjęcia z trzech pierwszych lat liceum. Na połowie z nich znajdowała się
Delia. Mój wzrok przykuła duża fotografia pośrodku tablicy.

Zdjęcie zrobiła moja mama, kiedy byliśmy w pierwszej klasie. Pracowaliśmy
wtedy z Delią w myjni samochodów. Wysiliłem pamięć i przypomniałem sobie,
że zbieraliśmy pieniądze na miejscowy szpital pediatryczny. Około trzeciej po
południu ruch trochę zelżał. Byliśmy wykończeni i lekko nam odbiło.

Nagle chwyciłem gumowy wąż i oblałem Delię wodą. Wtedy ona wylała mi
na głowę wiadro mydlin. Jak na komendę, wszyscy inni także zaczęli rozrabiać.
Przez najbliższe kilka minut oblewaliśmy się, rechocząc histerycznie.

Gdy wreszcie odłożyłem wąż, zobaczyłem, że mama przyprowadziła do mycia
nasz stary samochód combi. Trzymała w ręku aparat, stojąc kilka metrów od
nas. Delia podeszła do mnie i przybiła mi piątkę. Do dziś pamiętam, jak nasze
dłonie się ześlizgnęły, bo były pokryte mydlinami. I tę właśnie chwilę mama
uwieczniła na zdjęciu.

Jeszcze teraz, stojąc samotnie w pokoju, roześmiałem się na to wspomnienie.
Wesoła i klepiąca mnie Delia była uosobieniem radości.

Przeniosłem wzrok na inne zdjęcia przyczepione do tablicy. Kilka z nich
przedstawiało mnie i An-drew, grających w koszykówkę i zajmujących się in-
nymi męskimi sprawami. Moją ulubioną fotografią była ta, na której Delia i ja, z
pomocą mojej babci, lepimy bałwana.

A co będzie, gdy powiem Delii, co czuję, i okaże się, że ona nie podziela
moich uczuć? Będę okropnie upokorzony i stracę najlepszą przyjaciółkę. Nasze
żarciki, przekomarzanie się i zwierzenia bezpowrotnie odejdą w przeszłość.

A jeśli zaczniemy się spotykać i nasz związek zakończy się tak jak
poprzednie? Nie było żadnej gwarancji, że nasza miłość przetrwa. Delia może
poznać kogoś, kto jej się spodoba bardziej niż ja, albo uzna, że nie potrafię
dobrze całować, albo zda sobie sprawę, że moje żarty już jej nie śmieszą. Będę
miał złamane serce i utracę to, co liczyło się dla mnie najbardziej na świecie.

Westchnąwszy ciężko, wyciągnąłem się na łóżku. Milczący telefon zdawał się
drwić ze mnie i omal nie rzuciłem nim o ścianę. Zamiast tego jednak wziąłem
słuchawkę i wybrałem sześć pierwszych cyfr numeru Delii.

Gdy miałem przycisnąć ostatnią cyfrę, zawahałem się. Przez kilka minut
siedziałem bez ruchu, wpatrując się w plakat przedstawiający Michaela Jordana.
Nie mogę tego zrobić. Nie mogę ryzykować utraty przyjaźni. Stawka jest zbyt
wysoka.

Nie zawracając sobie głowy przebieraniem się w piżamę, zgasiłem światło i
wsunąłem się pod kołdrę.

- Delia nigdy się nie dowie, co do niej czuję - poprzysiągłem sobie. - Nigdy.



background image

Rozdział siedemnasty

DELIA

W niedzielny poranek obudziłam się z okropnym bólem głowy. Z dołu
docierały głosy rodziców, spierających się żartobliwie na temat ewentualnego
kupna nowej termy. Jęknęłam i na wspomnienie tortur, które spotkały mnie w
ciągu ostatniej doby, wtuliłam twarz w poduszkę. Ellen i Cain. Cain i Ellen.
Delia i nikt. Była chyba piąta trzydzieści nad ranem (tak, większość nocy
przeleżałam bezsennie, wpatrując się w rysy na suficie), gdy zdałam sobie
sprawę, dlaczego czuję się tak paskudnie. Po raz pierwszy wypowiedziałam te
słowa na głos, żeby się przekonać, czy brzmią prawdziwie.

- Kocham Caina - wyszeptałam. - A on mnie nie kocha. - Wypowiedzieć to było
mi jeszcze trudniej, niż pomyśleć. Starłam łzy z twarzy. Nie ma nawet
dziesiątej, a już płaczę.

- Życie jest piękne - rzekłam sarkastycznie. Przekręciłam się na łóżku,
powtarzając sobie nowo uświadomioną prawdę.

Zwlokłam się z łóżka, czując, że nie zniosę własnych myśli ani chwili dłużej.
Wciąż było wcześnie, ale odkładanie tego, co nieuniknione, na później, nie
miało sensu. Muszę zerwać wszelkie więzy łączące mnie z Cainem, i muszę to
zrobić dzisiaj.

Ubrałam się w najstarsze dżinsy i znalazłam wyblakłą bluzę z emblematem
naszej szkoły. Dla lepszego efektu nasadziłam na głowę czapkę bejsbolową, a
nogi wsunęłam w znoszone mokasyny.
Walcząc z frotką, którą usiłowałam zebrać włosy, uznałam, że gdy już
przegram zakład i tak je obetnę, nawet jeżeli Cain nie będzie się przy tym upie-
rał. Po co sobie zawracać głowę wyglądem? Zresztą wtedy będę spędzała
weekendy w towarzystwie rodziców.

Poszłam do przedpokoju i wyjęłam z szafy kartonowe pudło, które postawiłam
na niezaścielonym łóżku. W pudle były zgromadzone pamiątki z różnych chwil
szkolnego życia. Wyjęłam je wszystkie. Większość z nich, w ten, czy w inny
sposób, przypominała mi Caina, i z moich oczu popłynęły łzy. Muszę się tego
wszystkiego pozbyć. Zachowanie choćby najmniejszej pamiątki przyprawi mnie
o trudne do zniesienia cierpienie.

Ostrożnie odłożyłam do pudła pluszowego misia, którego Cain wygrał dla
mnie podczas balu karnawałowego, gdy chodziliśmy do drugiej klasy. Na-
zwałam misia Chichotek, bo Cain zawsze mnie rozśmieszał. Za misiem
podążyły srebrne kolczyki w kształcie wisiorków - prezent od Caina na szesna-
ste urodziny.

Podeszłam do ściany i zdjęłam znad biurka oprawioną fotografię,
przedstawiającą mnie i Caina w myjni samochodów. Przyglądając się naszym
uśmiechniętym, pokrytym mydlinami twarzom, poczułam bolesny skurcz serca.
Wrzuciłam zdjęcie do kartonu i zaczęłam grzebać w szufladach komody. W

background image

ciągu ubiegłych trzech lat zgromadziłam stos koszulek Caina i nigdy nie
pomyślałam, żeby mu je oddać.

- Ucieszy się, gdy mu je odniosę - wyszeptałam, przytulając do twarzy czarny
podkoszulek.
Po chwili zapełniłam pudło. Rozejrzałam się po pokoju, który teraz był nagi i
pozbawiony charakteru. Większość mego życia wylądowała w kartonie.

Chwyciłam pudło i podeszłam do drzwi.

- Żegnaj, Chichotku - powiedziałam. - Cieszę się, że cię poznałam.

* * *


Pani Parson nie starała się mnie zatrzymać, gdy ją wyminęłam i podążyłam
schodami na górę. Miałam do wypełnienia misję i nic mnie przed tym nie mogło
powstrzymać. Schody wydawały się nie mieć końca, a ciężkie pudło
przyprawiało mnie o ból ramion i pleców.

Przed drzwiami pokoju Caina upuściłam pudło na podłogę. Huk rozległ się
echem po domu, anonsując moje przybycie. Następnie głośno zastukałam do
drzwi, nie przejmując się tym, że jego rodzice prawdopodobnie uznają mnie za
pomyloną.

- Kto tam? - zapytał Cain. Jego głos był mi tak dobrze znany, tak bliski, że omal
się nie wycofałam, by jeszcze raz przeanalizować moje mieszane uczucia.

Stanowczo pokręciłam głową, przypominając sobie, że nie należy ulegać
pokusom. Wiedziałam, że spotkanie z Cainem nie będzie łatwe, ale nie miałam
wyboru.

- To ja! - zawołałam, starając się, by nie zawiódł mnie głos. Otworzyłam drzwi i
stopą wepchnęłam pudło do środka. Następnie wkroczyłam do pokoju,
krzyżując ramiona na piersi.

- O co chodzi? - zapytał Cain bardzo zaspany i oszołomiony. Miał potargane
włosy i był owinięty zmiętoszonym kocem. Nawet w takim stanie wyglądał
wspaniale. Mógłby reklamować materace.

- Przyniosłam ci twoje rzeczy - powiedziałam bezbarwnym tonem. Nie miałam
pojęcia, jak mu wytłumaczyć, że nie możemy już być przyjaciółmi. - Zdałam
sobie sprawę, że... hm... mam mnóstwo twoich koszulek.

Cain rzucił okiem na zegar nad łóżkiem.

- Uznałaś, że powinnaś zwrócić mi koszulki w niedzielę o dziesiątej rano?

- Muszę - odrzekłam, jakby to wszystko wyjaśniało. - Na pewno jesteś
zmęczony po waszej wspaniałej randce z Ellen, więc już cię zostawiam i
będziesz sobie spał dalej. - Obróciłam się na pięcie, gotowa uciec.

background image

- Zaczekaj! - powiedział Cain, zupełnie obudzony. - Czy możesz mi wyjaśnić,
co się dzieje? Nadajesz jakoś bez sensu.

Wbiłam wzrok w podłogę, zastanawiając się, co mu powiedzieć. Mój plan
zerwania z Cainem najwyraźniej miał jakieś braki.

-Nie możemy być przyjaciółmi - oznajmiłam wreszcie.

Nie mogłam powstrzymać łez. Cain zmarszczył brwi i wyglądał tak ufnie i
sympatycznie, że zapragnęłam zarzucić mu ręce na szyję i błagać, by się we
mnie zakochał. Ale potem mój wzrok spoczął na jego wargach i wyobraziłam
sobie Caina całującego Ellen. Prawdopodobnie podczas deseru nie przestawali
się czulić. Ten obraz sprawił, że serce przeszył mi przejmujący ból.

- Niby dlaczego? - zapytał Cain drżącym głosem.
- Między nami nie jest już tak jak dawniej - powiedziałam, wstrząsana łkaniem.
- Nie potrafię tego wyjaśnić.

Cain milczał, przypatrując mi się z szeroko otwartymi ustami. Zapragnęłam, by
rozstąpiła się pode mną podłoga, ale nic się nie stało, nie pojawiła się choćby
najmniejsza błyskawica.

-Ty i Ellen będziecie wspaniałą parą - powiedziałam. - Z całego serca, życzę
wam obydwojgu szczęścia.

- Ellen i ja? My nie...

- Nie mów nic więcej! - wrzasnęłam. - Nie chcę tego słuchać.

- Ależ, Delio, to nie ma sensu. - Cain wstał z łóżka i podszedł do mnie.

- Przykro mi, Cain. Zawiodłam jako przyjaciółka. Wiem. Ale proszę, nie mów
nic więcej. Po prostu daj mi spokój, na zawsze.

Wybiegłam z pokoju i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Łzy, zalewające mi oczy,
zupełnie mnie oślepiły.

Zbiegłam na dół i ruszyłam do wyjścia, nie zwracając uwagi na zaniepokojone
spojrzenie pani Parsom Słyszałam, że Cain wykrzykuje moje imię, ale nie
zatrzymałam się.

Wypadłam na dwór i popędziłam do brązowej toyoty mojej mamy, którą
zaparkowałam na podjeździe. Obejrzałam się, by wycofać samochód, i
zobaczyłam Caina, stojącego w drzwiach. Machał rękami i podskakiwał w
miejscu. Odwróciłam głowę.

Mknęłam ulicą, zostawiwszy za sobą serce.

* * *

Chociaż było bardzo zimno, opuściłam szybę i pozwoliłam, by owiewało mnie
lodowate powietrze. Było mi duszno. Jechałam bez celu, modląc się o to, by w
miarę oddalania się od Caina przybyło mi rozumu.

background image

Włączyłam radio. Popłynął z niego cichy melodyjny głos spikera. Byłam
zadowolona, że słyszę ludzki głos. Przy odrobinie szczęścia zagłuszy on wołanie
Caina wykrzykującego moje imię.

- A oto stary złoty przebój „Zakochajmy się", dla Rachel od Andrew, który
mówi, że spędził wczoraj wspaniały wieczór i cieszy się, że w końcu się odwa-
żył poprosić Rachel, aby została jego dziewczyną - powiedział spiker.

Wyłączyłam radio, uśmiechając się gorzko. Ironia losu. Musiałam zatrzymać
samochód na parkingu, żeby zebrać myśli. Jakie było prawdopodobieństwo, że
włączywszy radio, usłyszę dedykację od Andrew Rice'a dla Rachel Hall?
Wygląda na to, że wszyscy w naszym liceum są szczęśliwie zakochani.
Wszyscy z wyjątkiem mnie.

Oparłam głowę na kierownicy, oddychając głęboko. Nie pójdę na studniówkę.
Nie będę miała pary, żeby pójść na całonocny bal maturalny. Nie pójdziemy z
Ellen w dwie pary na karnawałową zabawę. Ja i Cain nie damy sobie prezentów
pod choinkę i nie będziemy razem jeździć na sankach. Od jutra będę się snuła
po szkolnych korytarzach jak cień dawnej siebie.

Zaczęłam się zastanawiać, czy nie zrezygnować ze szkoły i nie zdawać matury
eksternistycznie.
Przeniosę się do innego miasta. Znajdę pracę i zacznę zupełnie nowe życie.
Wyobraziłam sobie, jak mieszkam w Nowym Jorku i tańczę w jakimś okropnym
musicalu. A potem wyobraziłam sobie nowe życie na Środkowym Wschodzie.
Mogę się przenieść do Nebraski i pomagać na farmie. Albo pojechać do
Kalifornii i zostać hipiską. Może nawet przybiorę inne imię. Będę się nazywała
Tęcza albo Księżycowa Poświata.

Wreszcie się otrząsnęłam i otarłam łzy. Na razie wciąż byłam dawną Delią
Byrne i czułam się podle. Rodzice nie pozwolą mi wyjechać ze stanu. Zmuszą
mnie, abym cierpiała nędzny żywot, znosząc jeden samotny dzień za drugim.

Włączyłam silnik i wyjechałam z parkingu. Jechałam przed siebie nie wiem
jak długo, aż znalazłam się przed starym kinem Tivoli. W soboty i w niedziele
wyświetlano tam stare filmy. Zobaczyłam, że o pierwszej zaczyna się
„Casablanka" i zaparkowałam samochód.

„Casablanka" to film, który we wrześniu oglądaliśmy, kontaktując się z
Cainem przez telefon. Wtedy nasze wzajemne uczucia były czyste i
nieskomplikowane. Ach, gdybym tak mogła cofnąć czas i wymazać wszystko,
co zaszło po owej nocy.

Kiedy kupowałam bilet, pani w kasie spojrzała na mnie zdziwiona.

- Seans zaczyna się dopiero za trzy kwadranse - powiedziała. - Możesz się
przejść. Masz dużo czasu.

Pokręciłam głową, zdając sobie sprawę, że nie mam dokąd pójść. Pusta
widownia kina była doskonałym miejscem, żeby spędzić czas w samotności.
- Poczekam - powiedziałam płaczliwym głosem.

- Dobrze, kochanie - odparta dobrotliwie. - Wejdź.

background image

Bez publiczności sala kinowa była niesamowita

i nierealna. Usiadłam.

Zmęczona zamknęłam oczy, nie patrząc na rzędy pustych krzeseł. Wszystko jed-
no, czy mam czekać trzy kwadranse, czy całą wieczność. Moje życie straciło
sens.



Rozdział osiemnasty

CAIN

Tkwiłem w progu, dopóki samochód Delii nie zniknął za rogiem. Mama stała
za mną. Wyglądała na wstrząśniętą.

- Co się stało? - spytała.

- To długa historia - odparłem z westchnieniem.

A potem bez słowa wróciłem do mego pokoju i postawiłem na łóżku pudło,
które przyniosła Delia. Z krwawiącym sercem zacząłem sztuka po sztuce
przeglądać jego zawartość. Znalazłem na dnie Chichotka i przytuliłem go do
piersi, a potem wsunąłem pod kołdrę.

Nie wiedziałem, co napadło Delię. Może Ellen powtórzyła jej to, co
powiedziałem zeszłego wieczoru. Pokręciłem głową. Wierzyłem, że Ellen
dochowa tajemnicy.

Przebiegłem pamięcią wszystko, co zdarzyło się od dnia Święta Pracy.
Chociaż kłóciliśmy się częściej niż zazwyczaj (o wiele częściej), nie przyszło mi
do głowy, że Delia zechce zakończyć naszą przyjaźń. Dla mnie taki pomysł był
równie dziwaczny, jak pomysł, żeby przestać oddychać. Byliśmy stworzeni dla
siebie, a Delia nas rozdzieliła. Dlaczego?

Całym sercem pragnąłem wierzyć, że Delia jest zazdrosna o Ellen. Ale to
przecież był jej pomysł, żebym poszedł na randkę z jej najlepszą przyjaciółką.
Delia chciała, żebym wyleczył się z Rebeki i ruszył naprzód. I to Delia chlipała
z powodu utraty Jamesa, zachowując się tak, jakby jej świat się zawalił, gdy
James wrócił do Tanyi. Co więcej, gdy całowaliśmy się w piątek, to ona się
odsunęła. Na wspomnienie jej łkań zrobiło mi się niedobrze.

Przez cały ranek oglądałem różne przedmioty, które odniosła Delia. Za
każdym razem, gdy spojrzałem na kosmaty pyszczek brązowego misia, na nowo
robiło mi się smutno. Delia błagała mnie, abym ją zostawił w spokoju, więc nie
mogłem nic zrobić.

W końcu się rozłościłem. Co ona sobie wyobraża?! Od kiedy to ona
podejmuje wszystkie decyzje związane z naszą przyjaźnią? Sięgnąłem po
telefon. Zmuszę ją, by ze mną porozmawiała, nawet gdybym miał się siłą
wedrzeć do jej domu i zabarykadować w jej pokoju.

Odłożyłem słuchawkę, gdy odezwała się automatyczna sekretarka. Nie
chciałem nagrywać rozpaczliwej wiadomości, zwłaszcza że Delia mogła być u

background image

siebie. Nie mogłem jej zmusić do rozmowy. Wściekłaby się i nazwałaby mnie
tyranem. Mogłem co najwyżej... właściwie nic nie mogłem.

Gdy zadzwonił telefon, byłem zdumiony. Podniosłem słuchawkę po
pierwszym sygnale, mając nikłą nadzieję, że Delia poszła po rozum do głowy.

- Cześć, Parson - usłyszałem radosny głos Andrew.

- Cześć, Andrew. - Musiałem szybko wymyślić jakiś sensowny powód, dla
którego tak szybko odebrałem telefon.

- Człowieku. Wreszcie to zrobiłem. Zrobiłem.

- Co? - spytałem, masując wolną ręką obolały kark.

- Rachel. Wczoraj wieczorem zabrałem Rachel na randkę. Nie do wiary. Rano,
kiedy się obudziłem, powiedziałem sobie: Rice, dzisiaj postąpisz, jak
prawdziwemu mężczyźnie przystało i zadzwonisz do dziewczyny, przez którą
zachowujesz się jak skończony wariat. Zatelefonowałem do niej, a ona się
zgodziła i tak się zaczęła ta romantyczna historia.

- Na pewno świetnie się bawiliście - powiedziałem, starając się, by mój głos nie
brzmiał cynicznie.

- Rany, jesteśmy stworzeni dla siebie. I wiesz, co jest najlepsze?

- Co? - Z całych sił uścisnąłem Chichotka, starając się cieszyć ze szczęścia
Andrew i Rachel.

- Powiedziała, że kocha się we mnie od początku semestru. Czy to nie jest
kapitalne?

- Niesamowite.

Nie mogłem uwierzyć, że Andrew Rice jest zakochany. Naśmiewał się ze mnie,
że szukam idealnej dziewczyny. A teraz paplał jak idiota, nieziemsko
uszczęśliwiony.

- Chcesz się dowiedzieć, co dzisiaj zrobiłem? -Mów.

Andrew zdawał się nie zauważać, że ta rozmowa nie cieszyła mnie tak bardzo
jak jego.

- Zatelefonowałem do radia i zadedykowałem Rachel piosenkę. A potem
wykręciłem do Rachel i powiedziałem jej, żeby włączyła radio. Obydwoje
zostaliśmy przy telefonie. Nie rozmawialiśmy, tylko czekaliśmy na piosenkę. -
Andrew westchnął z zadowoleniem.

- Chyba nieźle wpadłeś - powiedziałem, nie wiedząc, jak mu dać do
zrozumienia, że rozprawiając o miłości, wbija mi nóż w serce.

- Zaprosiłem ją na karnawałową zabawę. Hej, a może pójdziemy w dwie pary?
- Jakoś się nie wybieram.

- Jasne, że się wybierasz, Cain. Jeśli nie znajdziesz sobie kogoś innego, zawsze
możesz wziąć Delię. Obydwoje nie macie pary... a większość ludzi i tak myśli,
że ze sobą chodzicie.

Usłyszałem, że się śmieje jak wariat. Jeśli porozmawiam z Andrew choć chwilę
dłużej, chyba wyskoczę przez okno.

- Słuchaj, stary. Muszę kończyć. Mama mnie woła. Jestem pod wrażeniem
twojego wyczynu. Tak trzymaj.

background image

Odłożyłem słuchawkę, zanim zdążył mi odpowiedzieć. Miałem zaledwie
siedemnaście lat, a w moim życiu był tylko ból i samotność. Leżąc na łóżku,
zastanawiałem się, ile jeszcze zdołam wytrzymać.

* * *


Nie mam pojęcia, ile czasu upłynęło, zanim mama zajrzała do mojego pokoju.
Mogły to być sekundy, godziny albo dni.

- Tata i ja wybieramy się na aukcję - powiedziała. - Chcesz pojechać z nami?

Schowałem Chichotka pod kocem i pokręciłem głową.

- Myślę, że zostanę w domu.

Mama uśmiechnęła się swoim najbardziej macierzyńskim uśmiechem, a ja
poczułem się, jakbym miał pięć lat.

- Dobrze, kochanie, ale nie przeleż całego dnia w łóżku. To niezdrowo. -
Zamknęła drzwi, a ja wyjąłem Chichotka z ukrycia.
Słysząc, że otwierają się drzwi garażu, sturlałem się z łóżka. W łazience
zmusiłem się, by wyszorować zęby i umyć twarz. Uczesanie się było ponad
moje siły.

Czując się tak, jakbym poruszał się w próżni, zszedłem do kuchni i nalałem
sobie filiżankę czarnej kawy. Następnie przejrzałem pobieżnie gazetę, mając
nadzieję, że to oderwie moje myśli od Delii.

Skupiłem się na dziale sportowym, ale kiedy odwróciłem wzrok od tabeli
wyników, zdałem sobie sprawę, że nie pamiętam, kto wygrał mecz futbolowy. I
że wcale mnie to nie obchodzi.

Przerzuciłem parę stron i w dziale poświęconym sztuce moje oczy przykuła
ogromna reklama filmu „Casablanka". Film wyświetlano w Tivoli i pierwszy
seans zaczynał się o pierwszej po południu. Przypomniałem sobie, jak
oglądałem ten film poprzednim razem. Delia była już w łóżku, gdy do niej
zatelefonowałem, ale wstała i obejrzała film do końca.

Spojrzałem na zegarek. Do seansu pozostał kwadrans. Popędziłem do drzwi,
narzuciłem kurtkę i chwyciłem kluczyki. Następnie automatycznie podszedłem
do telefonu, żeby zapytać Delię, czy by się ze mną nie wybrała.

Już miałem podnieść słuchawkę, ale się rozmyśliłem. Uświadomiłem sobie, że
idę do kina, żeby zapomnieć o tym, co spotkało mnie dzisiaj rano. Powoli
odszedłem od telefonu. Delia powiedziała, żebym dał jej spokój. Muszę się
przyzwyczaić do samotnego oglądania starych filmów. Żaden z moich kolegów
nie rozumiał, jak można lubić czarno-białą filmową klasykę.

background image

Jadąc do kina, zdałem sobie sprawę, że wpatrywanie się w Humphreya
Bogarta i w Ingrid Bergman nie odciągnie moich myśli od Delii. I że rozpłaczę
się, gdy siedzący za fortepianem Sam zagra dla Ilsy „Gdy mija czas".

Ale i tak kupiłem bilet. Skoro nic nie zdoła zagłuszyć moich wspomnień o
Delii, mogę równie dobrze rozpaczać w ciemnym kinie.

- Masz się tam z kimś spotkać? - spytała kasjerka, wydając mi resztę.

- Nie. Wprost przeciwnie - odparłem. Wzruszyła ramionami.

- Coś pewnie wisi w powietrzu - mruknęła.

- Chyba tak - zgodziłem się z nią, nie wiedząc i nie dbając o to, co miała na
myśli.

Ponieważ już i tak byłem spóźniony, podszedłem do bufetu i kupiłem prażoną
kukurydzę. Przez całe przedpołudnie nic nie jadłem i burczało mi w brzuchu.
Nie byłem pewien, czy uda mi się pochłonąć całą porcję kinowego popcornu,
ale na wszelki wypadek poprosiłem o podwójne masło.

Widownia była w połowie pusta. Zobaczyłem Humphreya Bogarta i
usłyszałem muzykę. Mogłem się utożsamić z Bogartem, który grał Ricka. Jego
bohater utracił swą jedyną prawdziwą miłość i wiódł pozbawioną sensu
egzystencję. Był chłodny i niedotykalski, bo nic się dla niego nie liczyło.
Postanowiłem, że od dzisiaj będę taki sam -trzymający się na uboczu macho,
który prześlizguje się przez życie, odporny na wszystkie emocje i pragnienia.

Zatopiony w ponurych myślach, czekałem, by moje oczy przyzwyczaiły się do
ciemności. Następnie ruszyłem naprzód, wypatrując wolnych miejsc. Chciałem
być sam ze swoją rozpaczą.

Dotarłem do trzeciego rzędu i zatrzymałem się z walącym sercem. Tuż przed
sobą zobaczyłem dobrze mi znaną ciemną głowę. Patrzyłem z niedowierzaniem,
omal nie upuściwszy popcornu.

Przetarłem jedno oko, potem drugie. Czyżbym miał halucynacje? Jakie były
szanse na to, że tuż przede mną siedzi Delia, jakby czekała, że przyjdę i ją
znajdę?

Na chwilę zamknąłem oczy, a gdy je otworzyłem Delia nadal tam była. Gdy
ruszyłem z miejsca, nie mogłem się pozbyć uczucia, że w przeciwieństwie do
romansu Ricka, mój skończy się happy endem.



Rozdział dziewiętnasty

DELIA

Ingrid Bergman nie pojawiła się jeszcze, a ja już przełykałam łzy. Zazwyczaj
moje oczy pozostawały suche co najmniej do chwili, gdy Rick znajduje przy
fortepianie Sama, grającego dla Ilsy „Gdy mija czas". Myśląc o sile Ilsy,
postanowiłam nie zachowywać się jak idiotka. Ilsa nie uroniła ani jednej łzy
przez cały film, nie płakała nawet podczas wojny.

background image

Otarłam oczy swetrem i wyprostowałam się w fotelu. Moje myśli
niezmordowanie krążyły wokół Ca-ina. Zamiast roztrząsać przykry koniec
naszej przyjaźni, zaczęłam wspominać wszystkie spędzone razem, miłe chwile.

Oczyma wyobraźni ujrzałam film o nas i uśmiechnęłam się. Najpierw
zobaczyłam, jak wywracamy się z kajakiem na Stawie Hazardzisty. Potem Cain
pojawił się przed moimi drzwiami, przebrany w strój Wielkanocnego Królika.
Wreszcie roześmiałam się głośno na wspomnienie Caina koziołkującego z góry
na nartach podczas szkolnej wycieczki. Po wywrotce wstał i skłonił się nisko
zdumionym narciarzom.

A potem pojawiło się wspomnienie pocałunku. Niemal czułam ciepłe wargi
Caina na moich ustach i jego palce, przesuwające się po moich włosach. A gdy
tańczyliśmy na zjeździe absolwentów, było mi tak, jakbyśmy się znaleźli w
naszym prywatnym świecie. Trzymał mnie mocno w ramionach i zupełnie
zapomniałam, że jestem zakochana w Jamesie.
To śmieszne, pomyślałam. Nigdy nie byłam zakochana w Jamesie. Chyba
nawet nie bardzo go lubiłam. Chęć posiadania chłopca wzięłam za miłość. Teraz
sama myśl o tym, że płakałam z powodu Jamesa i Tanyi, wydała mi się śmiechu
warta.

Byłam tak bardzo pogrążona we wspomnieniach o Cainie, że nie zauważyłam,
że ktoś podszedł. Siedziałam w pustym rzędzie i nagle poczułam, że ktoś usiadł
koło mnie. Zjeżyły mi się włosy na karku i po całym ciele przebiegł dreszcz. Nie
musiałam odwracać głowy, by wiedzieć, że to Cain.

- Czy ktoś zamawiał popcorn? - wyszeptał mi do ucha.

Gapiłam się na niego oszołomiona, kręciło mi się w głowie. Zupełnie jakbym go
z materializowała siłą wspomnień. I oto, siedzi tuż obok mnie i nawet w
ciemności mogę dostrzec ciepłe lśnienie jego oczu. Spojrzałam na jego
zmierzwione włosy, na cień zarostu. Spuściwszy wzrok, stwierdziłam, że ma na
sobie buty nie do pary. Wygląda jeszcze gorzej niż ja, pomyślałam z szaleńczo
bijącym sercem.

Nie mogłam z siebie wydobyć głosu, ale sięgnęłam do rożka i zaczerpnęłam
pełną garść popcornu. Następnie utkwiłam wzrok w ekranie, bojąc się, że wy-
buchnę płaczem. Nie bardzo wiedziałam, co czuję, ale cieszyłam się, że Cain
jest blisko mnie. Jego obecność koiła ból po utracie naszej długoletniej
przyjaźni. Będziemy razem przynajmniej przez najbliższe półtorej godziny.

Przez dłuższą chwilę tkwiliśmy sztywno w fotelach, nie mając odwagi
spojrzeć na siebie. W „Casablance" upływały dni i noce, ale dla mnie film był
zasnuty mgłą. Bliskość Caina zajmowała mnie bez reszty.
Nie dotykaliśmy się, ale otaczało mnie ciepło promieniujące z jego ciała. Raz
jednocześnie wetknęliśmy dłonie do rożka z prażoną kukurydzą i natychmiast je
cofnęliśmy.

Gdy rozgrywała się ostatnia scena filmu, nasze ramiona mocno się stykały i ja
prawie straciłam oddech. Nigdy dotąd obecność drugiego człowieka nie zrobiła
na mnie tak piorunującego wrażenia. Ale on przecież nie był jakimś tam

background image

człowiekiem - był Cainem, moim najlepszym przyjacielem, moją prawdziwą
miłością.

Gdy z ekranu padły słowa Humphreya Bogarta „Zawsze będziemy mieli Paryż",
w moich oczach zabłysły łzy po raz pierwszy od chwili, gdy usiadł koło mnie
Cain.

Nagle poczułam na policzku jego oddech i pochyliłam ku niemu głowę. Każdy
nerw w moim ciele dygotał, czekając na to, co się stanie.

- Zawsze będziemy mieli... - wyszeptał Cain do mojego ucha. Myślałam, że
powie „Paryż", ale on dokończył: - ...nasze szczęście na zawsze.

Wzięłam go za rękę i mocno zacisnęłam palce. Gdy zwróciłam ku niemu
głowę, palcami drugiej dłoni delikatnie obrysował linię moich warg. Byłam
pewna, że wszyscy widzowie słyszą bicie mego serca, ale nie dbałam o to.

- Kocham cię - wyszeptałam

- Kocham cię - odpowiedział Cain.

Gdy na ekranie pojawiły się napisy, pocałowałam go, dając upust całej
tęsknocie, nagromadzonej przez ostatnie tygodnie, miesiące i lata. Pocałunek
Caina był równie namiętny i poczułam, że po raz pierwszy w życiu naprawdę się
rozumiemy.
Trwaliśmy złączeni uściskiem, pogłębiając pocałunek. Zupełnie zapomniałam,
gdzie się znajdujemy. Nie liczyło się nic poza nami. Cały świat składał się z
Caina i mnie, ze mnie i Caina. Wszystko inne było złudzeniem ulatującym w
powietrze, mirażem.

Nagle bez ostrzeżenia rozbłysły światła. A my wciąż się całowaliśmy. Aż
wszyscy na widowni zaczęli nam bić brawo i śmiać się. Wtedy się rozdzie-
liliśmy. Spojrzeliśmy na siebie zawstydzeni, a potem wybuchnęliśmy śmiechem.
Gdy ktoś, przechodzący obok, przeciągle gwizdnął, roześmialiśmy się jeszcze
głośniej. I wciąż wpatrywaliśmy się w siebie. Napawaliśmy się doskonałością
chwili.

Gdy wszyscy widzowie opuścili kino, Cain wziął mnie za rękę i pomógł mi
wstać. Szliśmy wąskim przejściem pomiędzy rzędami, nie przestając się

obejmować, nie przejmując się tym, że za każdym

krokiem wpadamy na siebie.

W jasno oświetlonym holu, czekała na nas kasjerka.

- Miałam przeczucie! - wykrzyknęła na nasz widok. - Mówiłam, że coś wisi w
powietrzu.

Wyszliśmy na ulicę uśmiechając się i chichocząc jak głupki. Zakochane
głupki, pomyślałam uszczęśliwiona.

Nagle Cain przystanął i objął mnie mocno. Ja także go przytuliłam, ściskając z
całej siły.

- Hej, Deels? - powiedział.

- Co? - spytałam, odgarniając mu włosy z twarzy.

- Masz z kim pójść na bal karnawałowy? Jest pewien zakład, który muszę
wygrać.

background image

Przyciągnęłam go jeszcze mocniej, obsypując pocałunkami jego twarz. A
potem roześmiałam się i żartobliwie szturchnęłam go w ramię.
- Chciałeś powiedzieć, że to ja go muszę wygrać - sprostowałam, zaglądając mu
w oczy.

Cain spoważniał i ujął moją twarz w dłonie.

- Myślę, że obydwoje wygraliśmy - powiedział cicho.

Pocałował mnie i nie bardzo pamiętam, co działo się później. W każdym razie
wieczór skończył się przy kominku i nad gorącą czekoladą. Reszty możecie się
domyślać...




http://chomikuj.pl/SzlafMyca


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Elizabeth Winfrey Więcej niż przyjaźń
Winfrey Elizabeth Więcej niż przyjaźń
Fundusze obligacji, które zarabiają więcej niż inne
28 Struktura magii Ksztaltowanie ludzkiej psychiki czyli wiecej niz NLP Czesc 1 magia
wiecej niz wyciszenie, My i nasze problemy, depresja i zajęcia na oddziale dziennym szpitala
SZAFRAN TO WIĘCEJ NIŻ?NNA PRZYPRAWA
Blog, wiecej niz internetowy pamietni
pokój to coś więcej niż brak wojennych działań, Katecheza, 5 PIERWSZYCH SOBOT 1
Zbawienie to cos wiecej niz szostka w Duzego Lotka, KONSPEKTY KSM
Powiedzieć więcej niż się wie
Zablokowanie możliwości wprowadzenie więcej niż jednego określonego znaku to TextBoxa, excel
Pantenol więcej niż ulga przy oparzeniach
Więcej niż Prawo Przyciągania
Na państwo płacimy 2,5 krotnie więcej niż Amerykanie
Gronkowska Ogród i dużo więcej niż tylko ogród
Oświadczenie o niepobieraniu świadczeń na więcej niż 1 kierunku, Studia FiR, Sem 1, Stypendium
Etyka – coś więcej niż tylko uległość, Deontologia - Etyka
Jezus więcej niż cieśla

więcej podobnych podstron