1
(Fragmenty z „29 Kazao Jana Vianney”)
2
GRZESZNIK NA ŁOŻU ŚMIERCI
PRZYPATRZMY SIĘ GRZESZNIKOWI NA ŁOŻU ŚMIERCI.
Zbliża się koniec, trzeba odbyd spowiedź, trzeba otworzyd tajniki swojego serca, w
którym przecież takie okropne przepaści... Trzeba wejśd w jego głębiny, chociaż to
serce podobne jest do krzaka najeżonego ostrym cierniem…, tak że nie wiadomo,
gdzie zacząd…, a gdzie skooczyd...! A tymczasem świadomośd i świeżośd umysłu
szybko znika, trzeba by się poprawid i pojednad z Bogiem. Jak to uczynid…!
Umierający robi więc przyrzeczenia, obiecuje Panu Bogu poprawę, tak samo jak to
robił przy wielu poprzednich chorobach. Wydaje mu się, że i tym razem Go oszuka.
Spowiednik stara się obudzid w nim szczery żal, ale widzi…, że umierający ma już
niewiele przytomności. Prawdę mówiąc, mógłby się jeszcze pojednad z Bogiem, ale
przychodzi mu to już z trudnością, bo sprawiedliwy Bóg opuszcza go, karząc w ten
sposób za zmarnowane łaski. Jak często zatwardziali grzesznicy w godzinie śmierci
stają przed Bogiem bez żalu i poprawy!
1) Tak też kooczy ten stary a też i młody nałogowiec; który ze wszystkiego kpił,
wszystkim gardził.
Mówił; dla mnie wszystko kooczy się wraz ze śmiercią.
2) Tak też kooczy ten wzruszający młodzian bądź stary rozpustnik, który jeszcze
dwa tygodnie temu śpiewał wesoło po dyskotekach i knajpach bezwstydne
piosenki, bawił się i taoczył.
Powiadał; hulaj moja duszo…, piekła nie ma.
3) Tak też kooczy ta młoda lekkomyślna dziewczyna czy też wyemancypowana
kobieta, która oddawała się każdej próżności, wynosiła się nad innych i żyła
tak, jakby nigdy nie miała umierad.
Mawiała; chcę się bawid aż do kooca
świata… a może i o jeden dzieo dłużej.
Niestety, godzina śmierci jest coraz bliżej grzesznika, a wraz z nią zbliża się też
ciężka odpowiedzialnośd za zmarnowane życie.
I oto już; -oczy grzesznika gasną,
do drzwi puka śmierd.
Teraz grzesznik widzi; oczami swej duszy. A jakiż to widok…!
Wszyscy obecni są jacyś zakłopotani…; bacznie przyglądają się umierającemu, ze
smutkiem. A ten, gdy otworzy gasnące oczy, ukazuje się w nich paniczny strach, co
z kolei przeraża otaczających. Więc i oni nie chcą już na to dalej patrzed; –uciekają
pod byle pretekstem; od łóżka konającego, który umiera tak, jak żył.
Patrzcie!!! Przyjrzyjcie się dobrze temu widokowi wy wszyscy, którzy od tylu lat
odkładacie nawrócenie „na później". Widzicie!!! Zauważcie te ostatnie śmiertelne
spojrzenia grzesznika, bladośd jego oblicza i drżące wargi, które już zapowiadają,
że trzeba umrzed i iśd do piekła na potępienie? Wieczne potępienie!!!
3
Wyjdź i ty rozpustniku, pijaku, obłudniku na chwilkę z domu rozpusty bądź knajpy;
popatrz na te blade policzki umierającego…, popatrz na jego włosy…, całe zlane
śmiertelnym potem. Widzisz, jak temu konającemu powstają na głowie włosy?
Widocznie ogarnia go przerażenie i strach. Paniczny strach…! Dla niego wszystko
się już skooczyło, zbliża się śmierd i potępienie. Wieczne potępienie!!!
Chodź prędko i ty, dzisiejsza wyzwolona niewiasto, oderwij się na moment od tej
skocznej muzyki, czy też od tych ognistych taoców; przyjrzyj się temu, co i z tobą
kiedyś będzie się działo. Widzisz, jak zły duch namawia konającego do rozpaczy?
Widzisz te okropne konwulsje…? Wszystko stracone…
!
Dusza musi opuścid ciało.
A dokąd pójdzie? Niestety, jej mieszkaniem będzie piekło.
Piekło z Lucyferem!!!
Zostało jej jeszcze może trzy albo cztery minuty życia... Obecni padają razem z
kapłanem na kolana i modlą się do Boga, ażeby się nad tą mizerną duszą zlitował.
Ksiądz bądź diakon odmawia modlitwy za konających i w imieniu Kościoła wzywa:
„Duszo chrześcijaoska, wychodź z tego świata!"
Ale dokąd ona pójdzie, skoro tylko
o doczesnym świecie myślała, skoro żyła; jakby nigdy nie miała się rozstad z ziemią.
Kapłan życzy jej Jezusowego nieba, którego ta dusza nie znała, o którym nawet nie
pomyślała. Trzeba by jej raczej wprost powiedzied: „Wychodź z tego świata, duszo
grzeszna i obłudna, idź do ognia, na który dobrze pracowałaś przez całe swe życie".
„Duszo chrześcijaoska — mówi duchowny - weź dziś w posiadanie niebieską
Jerozolimę." Jak to? Ona ma iśd do tego wspaniałego miasta, ona - okryta tyloma
grzechami? Przecież całe jej życie było jednym ciągiem nieczystości, pijaostwa i
zakłamania! Ona ma mieszkad razem z Aniołami i Jezusem Chrystusem, –który jest
Samą Czystością? Dla niej bardzo odpowiednie miejsce jest… w wiecznym piekle!
„Boże - mówi kapłan - Stwórco wszechrzeczy, pamiętaj, że ta dusza jest dziełem
rąk Twoich." A czy Bóg może przyjąd tę duszę, która jest zbiorowiskiem wszelkich
grzechów nieczystości i moralnej zgnilizny?
Lepiej by się było zwrócid do duchów
ciemności, żeby ją jak najszybciej zabrały; przecież to im; –wiernie służyła za życia.
„Boże - powie może jeszcze kapłan - przyjmij tę duszę, która Cię kocha, jako swego
Stwórcę i Zbawiciela." A gdzież są dowody tej miłości? Czy się pobożnie modliła?
Czy się godnie spowiadała i przyjmowała Komunię Świętą? Przecież nawet w czasie
wielkanocnym nie przystępowała do Sakramentów! I za nędzarza Boga uważała!!!
Niech już ksiądz nic nie mówi;
bowiem dziś o nią upomina się sam Lucyfer; -do
niego należy ta dusza od dawna.
Czart-diabeł jej dostarczał pieniędzy i środków do
zemsty; -on podsuwał jej okazje do zaspokajania niegodziwych pragnieo. Po co tej
4
duszy mówid o niebie, którego nigdy nie chciała? Nawet o nim nie myślała? Wolała
iście pogrążyd się w przepaściach, niż stanąd przed obliczem Najświętszego Boga.
Umierającego; chwila po chwili ogarnia rozpacz oraz zwątpienie, -bo widzi swą
haniebną przeszłośd, teraźniejszośd i wieczną przyszłośd. Widzi, że zmarnował
wszelkie natchnienia oraz łaski, -popada w przerażenie, jakiego nie sposób opisad.
Teraz mu nawet trudno mówid o szczerym żalu za grzechy oraz dobrej spowiedzi.
Dlatego ksiądz pokazuje mu wizerunek Chrystusa i nakłania go do szczerego żalu i
ufności. „Przyjacielu drogi, to Bóg, który umarł dla twego i mego odkupienia; miej
ufnośd w Jego nieskooczonym miłosierdziu". A konający niewiele z tego pojmuje?
Ale zachęta kapłana zwiększa tylko rozpacz tego nędznika. Bowiem, kto za życia
nadużywa bożego miłosierdzia, ten nie znajdzie go w chwili śmierci!
1) Jest niemal nierealne, żeby ta lekkomyślna wyemancypowana niewiasta
mogła w takiej chwili mied ufnośd w Jezusie z cierniową koroną na głowie!
Przecież ona przez całe życie stroiła się, ażeby się tylko przypodobad światu.
2) A Jezus z szat obnażony — w rękach skąpca! Boże Mój, jak bardzo ten obraz
go przeraża!
3) Bóg okryty ranami - w rękach lubieżnika i obłudnika!
4) Bóg umierający za nieprzyjaciół w rękach mściwego!
Nie, zatwardziałemu grzesznikowi nic nie pomoże, nawet gdyby mu podad Jezusa
przybitego gwoździami do krzyża! Dla niego wszystko już się skooczyło, jego
potępienie już zaraz nadejdzie. Trzeba mu umierad i ginąd na wieki, mimo tylu
środków zbawienia!
Boże, jakaż to rozpacz całą wiecznośd będzie zżerała tego
chrześcijanina w piekle!
Wie, że będzie cierpiał więcej aniżeli niewierzący poganin.
Chciałby się jeszcze pożegnad z tymi, co go otaczają, więc z wysiłkiem wydobywa z
siebie słowa:
„Żegnam cię, ojcze i matko, na zawsze! Żegnam was dzieci!"
Ale nikt
go już nie słyszy, wszyscy wyszli, bo myślą, że już wyzionął ducha. A on, zdaje się,
jeszcze mówi:
„Biada mi, jestem na wieki potępiony! Bądźcie ode mnie mądrzejsi!"
Zanim wpadnie do piekła, wznosi jeszcze oczy do nieba, które na zawsze traci:
„Żegnaj niebo, wspaniała siedzibo wybranych, którą straciłem dla drobnostki!
Żegnajcie Aniołowie i ty, mój słodki Aniele Stróżu, który bez przerwy z woli Bożej mi
towarzyszyłeś. Na darmo nade mną pracowałeś; jestem na zawsze stracony!
Żegnaj, Święta Dziewico, Matko najłaskawsza! Gdybym wzywał Twojej pomocy, na
pewno bym znalazł u Boga przebaczenie. Żegnaj, Chryste, Synu Boży, który tyle
wycierpiałeś dla mego zbawienia.
Zginąłem na wieki z własnej winy!
I na co mi się
5
zdała ta piękna religia chrześcijaoska i jej przykazania, które mogłem zachowad?
Zegnaj, mój duszpasterzu! Gardziłem tobą i twoją gorliwością, sprawiłem ci tyle
smutku, nie chciałem cię słuchad. Niechby chod ci, co zostają na świecie uniknęli
tego nieszczęścia.
Dla mnie wszystko stracone!
Stracony Bóg, niebo, szczęście!
Czeka mnie wieczny płacz i narzekanie w czeluści Lucyfera! Znikła dziś wszelka
nadzieja! Boże, jak straszna jest Twoja sprawiedliwośd: skazujesz mnie na wieczne
łzy i jęki dlatego, że odkładałem pokutę, nie chciałem się nawrócid, do kooca żyłem
w grzechach. Myślałem, że przed śmiercią będę miał czas pojednad się z Tobą.
Strasznie się zawiodłem!"
Jan Vianney mówi nam ku przestrodze:
Boże, daj nam żywą wiarę, oświed nasz
umysł, żebyśmy zrozumieli, jak strasznym nieszczęściem jest wieczne potępienie;
żebyśmy to zrozumieli i dzięki temu jak najstaranniej odtąd unikali grzechu. Amen.
Opowiem wam też taki przykład, który jasno to ukazuje:
Kiedy słynny Jan Avila wygłaszał kazania w jednym z miast hiszpaoskich, wezwano
go do łoża bardzo ciężko chorej dziewczyny, żeby wysłuchał jej spowiedzi. Matka
wychowała ją w pobożności i wpajała w jej serce gorące nabożeostwo do Matki
Najświętszej - nabożeostwo, którym sama się odznaczała. Chora słyszała kilka razy
płomienne kazania Jana i dziś postanowiła otworzyd przed nim na spowiedzi swoje
sumienie. I rzeczywiście, wyznawała swoje grzechy z tak wielkim żalem i łzami, że
ojciec Avila, zbudowany tym, rozgrzeszył ją bez żadnych obaw o jej zbawienie.
Tymczasem zdarzyło się coś niezwykłego. Oto braciszek, który towarzyszył Ojcu i
podczas spowiedzi czekał na niego w drugim pokoju, ujrzał czarną, pokrytą sierścią
rękę, która trzymała chorą za gardło, jakby ją chciała zadusid. Po powrocie do
klasztoru opowiedział to przełożonemu. Przełożony powtórzył to wiernie z kolei
ojcu Avili, polecając mu, żeby jeszcze raz poszedł do chorej i wpłynął na nią, aby
szczerze wyznała, czy coś jeszcze nie dręczy jej sumienia. Z tym samym więc
towarzyszem udał się ojciec Avila, jeszcze tej nocy, do domu, w którym leżała
chora. Kiedy stanęli przy bramie, dotarły do ich uszu płacze i jęki. Gdy tylko
zapukali, wybiegł do nich służący, który powiedział im, że chora umarła, że zaraz
po spowiedzi utraciła mowę i zmysły i nie była w stanie przyjąd Komunii Świętej.
Weszli jeszcze do środka, przyjrzeli się zmarłej, po czym wrócili do klasztoru i
opowiedzieli wszystko przełożonemu, który się bardzo tym zmartwił. Sam ojciec
Avila udał się przed Najświętszy Sakrament, upadł na kolana i zaczął się gorąco
modlid, żeby miłosierny Bóg zechciał zachowad tę nieszczęśliwą dziewczynę od
wiecznego potępienia. Kiedy się tak modlił, po niedługiej chwili usłyszał szczęk
łaocuchów. Zwraca się więc w stronę, z której dochodzi go ten szczęk i widzi osobę
6
okutaną od stóp do głów żelaznymi okowami i ciemnymi płomieniami. Wystraszył
się Ojciec i zapytał zjawę, kim jest. I oto, jaką na swoje pytanie dostał odpowiedź:
„Jestem duszą tej nieszczęsnej dziewczyny, którą rano spowiadałeś i za którą na
próżno się teraz modlisz. Oszukiwałam świat swoją obłudą i fałszywą pobożnością.
Po śmierci mojej matki zakochał się we mnie pewien młody człowiek. Początkowo
opierałam się jego naleganiom, ale wreszcie poddałam się jego woli. Dopuściłam
się ciężkiego upadku, czułam straszne wyrzuty sumienia, bałam się potępienia, ale
zły duch nie pozwalał mi wyspowiadad się z tego grzechu, mimo że często
postanawiałam sobie, że to zrobię. Bałam się, że spowiednik będzie miał o mnie
złe wyobrażenie i tak raz za razem odbywałam świętokradzkie spowiedzi i
niegodnie przyjmowałam Komunię Świętą. Kiedy usłyszałam twoje kazania, które
przeszywały mi serce jak strzały, postanowiłam sobie, że wyspowiadam się u
ciebie i dlatego wezwano ciebie do mnie. I gdybym zaczęła moją spowiedź od
świętokradztw, a nie od drobiazgów, byłabym uratowana. Ale potem nie miałam
już odwagi wyznad tego zatajanego grzechu.
Jestem na zawsze potępiona, na
próżno modlisz się za mnie!"
„Co jest teraz dla ciebie największą męką?" - zapytał
wtedy ojciec Avila. „To — odparła, — że tak łatwo mogłam się zbawid, wyznając
tylko swój grzech". Po tych słowach potworna zjawa znikła, wydając okropny krzyk
i strasznie szczękając łaocuchami.
Oto, co czeka duszę, która stanie przed trybunałem Jezusa Chrystusa obciążona
świętokradztwami! Odrzudcie pychę, która się boi upokorzenia! Za pięd minut
wstydu - jeśli szczerze oskarżycie się przed litościwym kapłanem — uchronicie się
od wiecznego nieszczęścia i wiecznej haoby.
Podam też inny przykład: Do pewnej chorej wezwano w nocy misjonarza. Ten
powiedział dosłownie: „ Pani, jesteś w poważnym niebezpieczeostwie wiecznego
potępienia; jeśli teraz nie wyspowiadasz się należycie, to mając tak ciężkie grzechy,
pójdziesz na potępienie". -
„Chcę jeszcze żyd! Czy to możliwe…, że już umieram?
Tak, to prawda, od dłuższego czasu źle się spowiadałam i ze wstydu ukrywałam
swoje grzechy..."
W tym momencie straciła mowę; skonała; poszła na potępienie.
Kiedy dzisiaj wieczorem będziecie się kładli spad, wyobraźcie sobie, że leżycie w
trumnie, z rękami złożonymi na krzyż, z oczyma zamkniętymi na wieki, przykryci
śmiertelnym całunem.
A potem powiedzcie sobie:, „Czego to, w takiej chwili bym
pragnął? Moja dusza zabrudzona jest tyloma grzechami, za które nie otrzymałem
jeszcze przebaczenia... Czy tak chciałbym stanąd na sprawiedliwym sądzie Bożym?
Czy w godzinie śmierci będę miał przy sobie spowiednika?
Przecież gdybym umarł
nagle, poszedłbym do piekła.
Nie będę więc już zwlekał, ale natychmiast zmienię
doczesne życie, ażeby odzyskad utraconą przyjaźo Boga i prawo do nieba!" Amen.