Królowaśniegu
AnnaKlejzerowicz
Dedykuję
Mojemukochanemu
Braciszkowiorazwszystkim
miłośnikombaśni.
Wszystkiewydarzeniaipostaciwystępującewtejpowieścisąfikcyjne,podobniejak
miasteczkoorazgmina,wktórychgrająswojąrolę.
Cytatypodposzczególnymiczęściamipowieścipochodzązksiążki:
HansChristianAndersen,Baśnie.
Tłumaczyli:StefaniaBeylin,JarosławIwaszkiewicz.
Posłuchajcie!Zaczynamy.Kiedybajkasięskończy,
będziemywiedzieliwięcej,niżwiemyteraz,botobyłzły
czarownik!Jedenznajgorszych,samdiabeł.
PROLOG
Styczeń,-24°C.Godz.23.07
Panującedookołaciemności,spotęgowanedodatkowoprzezlas,rozpraszałwyłącznie
śnieg,któregowostatnimtygodniunasypałoconajmniejmetr,azawiejeizamieciśnieżne
usypałyzniegogdzieniegdziepotężnezaspy.Terazpanowałspokój,wiatrsięwyszalał,
śniegtakżejużniepadał–byłonatozbytzimno.Mróztrzymałsiarczysty.Jednak
wracającyzpubumężczyzna,zataczającysięopustoszałą–naszczęście–otejporze
nocybocznąszosą,zupełnietegonieczuł.Byłpijany.Nieto,żebywypiłzbytwiele,no…
możećwiartkę.Taknarozgrzewkę.Dochałupyjużniedaleko,tylkokawałeknaprzełaj
przeztenlas,tamczekazgrzewkapiwka,poprawisobie,nocjeszczedługa.Gdywtoczył
siępomiędzydrzewa,zdawałomusię,żepodrugiejstronieścieżkimajaczyjakiś
ciemniejszykształt.Ciemniejszyodotaczającejciemności.Cośjakbyautko.Chyba.Ale
cobytutajrobiło,tędyprzecieżniktniejeździ–zauważyłwmiaręprzytomnie.Możeto
tylkozwidy.Wlesie,ponocy,widzisięróżnerzeczy.Zanimdoszedłdoprzesieki,kilka
razyzapadłsięwśnieg,arazsięnawetprzewrócił.Wygramoliłsięjednak,klnąci
otrzepującubranie,ażzrobiłomusięgorąco.Poczułsięzmęczony,bardzozmęczony,nogi
odmawiałymuposłuszeństwa.Gorąco,duszno,tylkonosipoliczkitrochęszczypią.Ale
jużniedaleko.Zatamtymidrzewami…tamgdziejaśniej.Tamjużwioska.Trzebasię
pospieszyć,tyleżesiłcorazmniej.Tasłabość,tasłabość,skądtociężkieciało,nie,wcale
nieciężkie–właśnieżelekkie,zbytlekkie,jakbynieistniało,jakbynienależałodo
niego…Iwzroksięmąci.Czerńibiel,czerńibiel,wszystkosięzlewa,rozmywa.Ale
zaraz,ktośtamstoi.Zadrzewami.Jakaśpostać.Nie,niestoi,suniewjegokierunku,
płynie!Postaćwbieli…Jestblisko,corazbliżej,nawyciągnięcieręki.Mógłbyjej
dotknąć.Gdybynieto,żerękanagletakaciężka,jakzołowiu.Światło…Dzwonią
dzwonki.Postaćsięuśmiecha,mapięknąbiałątwarz.Powłóczystabiałapelerynaciągnie
sięzanią,nagłowie…
kaptur?Kapturokolonyfuterkiem,cośbłyszczy,cośsięskrzy…korona?Diadem?Takto
sięnazywa?Królowa?Czytokrólowa?Królowaśniegu?…Jakwtejbajce,comumatka
opowiadała,gdyonbyłmały,aonaakurattrzeźwa.Samjużniewie,czymyślitylko,czy
wypowiadatepytanianagłos.Królowauśmiechasięciepło,pięknie,przyjaźnie.Kiwa
głową.Wyciągadłoń,wciążzuśmiechem.Mężczyznateżsiępróbujeuśmiechnąć–jest
takacudowna.Jaklalkazporcelany.Inarazrękajużnieciążyaniniejestzbytlekka,
czujeją,toczary,tokrólowa,onatosprawiła!Bierzegozaramięiprowadzipomiędzy
drzewa.Jesttupięknie,pięknie.Jakwniebie.Siadająwzaspie,ona–królowa–cośmu
podaje.Śliczna,prześlicznabuteleczka,zielonajaktesosnywokół.Widzitodobrze,bo
odkrólowejbijeblask.Białeświatło.Dłońteżmabiałą,białąigładkąjakjedwab,
otoczonąfutrem…Achtak,toprzecieżrękawiczka,onteżmiałrękawiczki,zwyczajne,
szare,wełniane,alejednązgubił,nicto,wystarczyjedna,jużbliskododomu,arąkitak
nieczuć.Ciepłojest.Królowapodnosibuteleczkęwprostdojegoust,zapachupaja,czuje
ciepło,spokój,bezpieczeństwo.Jakwtedy,dawnotemu,kiedytuliłagomatka.Jeślibyła
trzeźwa.Ona–królowa–nadalsięuśmiecha,kiwagłową.Onzamykaoczy,jestmu
dobrze,bardzodobrze,błogo.Tylkożegorąco,zagorąco.Czuje,jakkrólowa,śmiejącsię,
obsypujegośniegiem.Dlaochłody.Nie,nieśniegiem.Tokonfetti.Miękki,srebrnypuch.
Błyszczysię.Chłodzi,koi.Iznówpodsuwamubuteleczkę.Podsameusta.Takmu
dobrze.Ciałogdzieśodpływa,duszajestwraju.Więctakwyglądaraj?Biel,srebro,
dzwonki.Zapachżywicy,lodówśmietankowychispirytusu.Poddaćsiętemu.Tak.
Smakowaćto.Upajaćsię.Radować…
Gdywkońcuzmuszasię,byjeszczerazunieśćciężkiepowieki,jejjużniema.Królowa
zniknęła,tylkowpowietrzuwciążunosisięjeszczeperlistyśmiech,amożetogra
muzyka?Tak,muzyka.Niebiańskamuzyka.Jakiśgłuchywarkotprzezchwilęburzy
pięknedźwięki,cośjakbyburza.Albosamochódwoddali.Aletylkoprzezchwilę.Już.
Zanika.Znówjestcisza.Białyspokój.Mężczyznazpowrotemzamykaoczy.Igdyzapada
sięwczarnączeluść–jestmudobrze…
CZĘŚĆI
[…]zrobiłbowiemlustro,któreposiadałotęwłaściwość,żewszystkodobreiładne,cosię
wnimodbijało,rozpływałosięnanic,ato,coniemiałożadnejwartości,ibyłobrzydkie,
występowałowyraźnieistawałosięjeszczebrzydsze.Najpiękniejszekrajobrazy
wyglądaływtymlustrzejakgotowanyszpinak,najlepsiludziebyliszkaradnialbostalina
głowachbeztułowia.Twarzewtymlustrzebyłytakwykrzywione,żeniemożnaichbyło
rozpoznać[…]
Kryszewo,styczeń
GretaPazik,radnagminyKryszewo,energiczniepostukującwysokimiobcasami,
wspinałasięposchodachnapoddaszedomu,wktórymFelicjaStefańska–nowa
redaktorkagminnejgazety–tymczasowowynajmowałabiurozaneksemmieszkalnym.
Gretasamawyszukałajejtolokum,opłacanezresztąniemalwcałościprzezgminę.
Niecierpliwiezastukaładodrzwi,naciskającklamkę.Byłyjednakzamkniętenaklucz,
choćFelicjamusiałaprzecieżsłyszeć,żektośwchodzinagórę.Zastukałajeszczeraz,tym
razemkantemoczkadużegosrebrnegosygnetu,bybyłolepiejsłychać.Araczej,by
zademonstrowaćswojezniecierpliwienie,zczegosamadobrzezdawałasobiesprawę.
Upłynęładłuższachwila,zanimpodrugiejstroniedałosięsłyszećleniwekroki.Wreszcie
drzwisięuchyliły.Felicjajakzwyklemiaławłosyciasnospiętewkońskiogon,anasobie
obcisłelegginsyidługiczarnysweter.Zeromakijażu,codlaGretybyłozjawiskiem
kompletnieniezrozumiałym.Jakmożnabyćtakatrakcyjnądziewczynąikompletnietego
faktuniedoceniać?!–zastanawiałasięnieraz,wiercącotodziuręwbrzuchu
przyjaciółce,nacotareagowałacałkowitąobojętnością.Gretabyłajejdokładnym
przeciwieństwem:mimoprzekroczonejpięćdziesiątkiciągleuchodziłaza
najatrakcyjniejsząkobietęwmiasteczku.Prawdziwadama.Postawnablondyna,zawsze
elegancka,perfekcyjniezadbana,znieskazitelnymmakijażem.Zresztąniktnigdynie
odgadłbyjejwieku.Wyglądałajaktrzydziestolatka.Felicjamiałalattrzydzieścidziewięć,
azasobągównianyzwiązek.Twierdziła,żemawdupieswójwyglądinikomuniemusi
siępodobać,czegoGretazrozumiećniepotrafiła,wiedziałajednak,żedziennikarkamówi
toabsolutnieszczerze.Mimotychwszystkichróżnic,którejezpozorudzieliły,
przyjaźniłysięodlatiznałynawylot.
–Palisię?Niemogłaśnajpierw,cholera,zadzwonić?–mruknęłaFelicja,krzywiącsię,
leczprzepuszczającjąwdrzwiach.–Pracujęteraz!
Gretawzruszyłaramionami,zdjęłapłaszczipowiesiłagonawieszaku.Następniezulgą
zrzuciłakozakinawysokiejszpilce.
–Noiotochodzi–odparła.–Żepracujesz.Otymchciałampogadać.
Właśniewracamznarady.Niemiałamczasuwydzwaniać,zdecydowałam,żeodrazu
wpadnę,skoromampodrodze.Zimnojestjakdiabli,kawydaj,bozamarzłam.Ipadamz
nóg!
–Niemam.
–Coniemasz?Kawyniemasz?
–Niemam.Zapomniałamkupić.Mogęzrobićherbatę.
–Zrób,bylemocnąigorącą.–Gretawestchnęłazrezygnowana,idącbosozaFelicjądo
kuchni,araczejwnękikuchennejpołączonejzniewielkimpokojemsłużącymdopracy,
dośćciemnymmimodwóchokiendachowychumieszczonychwskosachikolejnych
dwóch–szczytowych.Powyżej,naniewielkiejantresoli,znajdowałosięmiejscedo
spania,prywatnyrewirFelicji,gdziepanowałwiecznynieład,naktóryGretaniemogła
patrzeć.Naszczęścieniemusiała.Przyjaciółkazajęłasięzaparzaniemherbaty,aGreta
rozsiadłasięnakrześle,przysuwającsobietaboretpodnogi.
–Uff…poprostukonam.–Westchnęła,poruszającpalcamistópwjedwabnych
pończochach,byjerozgrzać.–Ciepłotumaszodtejkozy.
–No.
–Dobrzecisięmieszka?
–Wiesz,jatugłówniepracujęiśpię.Mnietamwszędziedobrze–odparłaFelicja,
stawiającparującekubkinablacie.–Chceszdotegotrochęorzechówki?Dostałamod
gospodyni.
Gretauniosładłonie.
–Żadnegoalkoholu!Dobrzewiesz,żemamtraumęprzezbuca.
Bucemnazywałabyłegomęża,staregopijaka,jaktwierdziła.Rozwiodłasięznimparęlat
temu,czegodorosłacórkaztegozwiązkudotejporyniemogłajejdarować.Dziewczyna
studiowałamedycynęwStanachipraktycznienieodzywałysiędosiebie.Gretaponownie
wyszłazamąż,tymrazemzaprzyzwoitegofaceta,biznesmena,izjegowsparciempięła
sięposzczeblachkariery.
–Okej,tosamasobiechlapnę.–Felicjawzruszyłaramionami,siadającnadrugimkrześle.
–Nowięc?Ocochodzi?Wal.
–Awidzisz,dobrywstępztymalkoholem.Boakuratmatozwiązek.Niedomyślaszsię
jeszcze?
–Jatępajestem.–Felicjanawetniemrugnęła,wpatrującsięwniąwyczekująco.
Gretaprzewróciłaoczami.
–Tegoniemusiszmimówić.Atakserio…Nodobra,prostozmostu.Chodzioto,żebyś
wywaliłaznumerutentekstozamarznięciachpijaczkówwnaszejgminie.Rozumiesz,nie
mamysięczymchwalić.
–Noaletoprzecieżfakt,conie?
Gretawyprostowałasię,sięgającpokubekzherbatą.Najejurodziwej
twarzypojawiłosięzniecierpliwienie.
–Owszem,fakt,alepocholerętowywlekać?–odparłaostrzej.–Żebytrójmiejskaprasa
załapała,apotemmożejeszczeogólnopolska?Gmina,wktórejzamarzanajwięcej
pijakówwPolsce?Pomyśl,dziewczyno!Jaktoonasświadczy?
–Chcesztoukryć?Niedasię!–parsknęładziennikarka.
–Nieukryć,kretynko,tylkonieeksponować.Zresztą…no,zdarzyłosię.Zimaostra,
pech.Alewkońcuniejesteśmygminąsamychmeneli,toporządnamiejscowość!Chcesz,
żebyśmystracilipotencjalnychinwestorów,turystów…
–Turyścitoraczejlatemprzyjeżdżają,nie?
–Awłaśnieżenietylko!–uniosłasięGreta.–Doskonalewiesz,żebudujemytor
saneczkowyiwyciągnarciarski.Mamytupiękneterenydouprawianianarciarstwa.Aty
wyjeżdżaszzpijaczkami.Docholery,jesteśnietylkoredaktorkąnaszejgazetyistrony
internetowej,aletakżerzecznikiemprasowymgminy!Maszdbaćojejwizerunek,aniego
psuć!
Felicjawysączyłaresztkęnalewkiiodstawiłakieliszek,niespuszczajączniej
zblazowanegowzroku.Tylkolekkozmrużyłaoczy.Dopieropochwiliodezwałasięz
ironicznymuśmieszkiem:
–Odgrudniamieliśmyczteryprzypadkizamarznięć,tydzieńtemupiąty.Cośjestna
rzeczy,trudnozaprzeczyć.Jedentruptygodniowo,takiesąfakty.Mamudawać,żetego
niebyło?Tylkonarty,saneczki,inwestycje,sielanka?Nie,nie,kochana.Chybasięnie
rozumiemy.Nikomunigdynieobiecywałam,żebędętańczyć,jakmiktozagra.Jestem
dziennikarką.Moimzasranymobowiązkiemjestrzetelneinformowaniespołeczeństwa,
nawetjeśliniepodobasiętowładcomtegoświata.Araczejświatka,wtymwypadku–
dokończyłazgryźliwie.
–Informowanie,anieszukanietaniejsensacji!–zdenerwowałasięGreta.–Zapominasz
chyba,żetojaciętutajściągnęłam!Chcesz,żebymterazmiałaprzezciebienapieńkuze
wszystkimi?
Felicjaparsknęłaśmiechem.
–Niegrajmitunauczuciach,niecierpięszantażuemocjonalnego–powiedziała,
zapalającpapierosa.–Chcecie,tomożeciemnieodrazuzwolnić.Niewpraszałamsię
tutaj,totymniezaprosiłaś.
Gretazamachaładłonią,byodpędzićodsiebiedym.
–Czyliodmawiasz?–spytałazniedowierzaniem.
Dziennikarkapokręciłagłowąlitościwie.
–Ocowamchodzi,taknaprawdę?–zapytała.–Maciejakieśkompleksy?Amożety
masz,co?
–Puknijsię.Jakiekompleksy?–Gretasięzmieszała.–To,żemójbyłypił,nieznaczy,że
minatympunkcieodbiło.Jużonimprawiezapomniałam.Pozatymonniezamarzł,
niestety.Dajspokój,lepiejwróćmydorzeczy.Proszę.Niemówięprzecież,żemaszto
przemilczeć,tylko,rozumiesz…niecoinaczejtoująć,
stonować…Przestańwreszciestroićfochyigraćminanerwach,zmieńtylkotrochęswój
tekst,dobrze?
Felicjauśmiechnęłasięzzadowoleniem.Czuła,żezwyciężyła.Niezamierzałajednak
pognębiaćprzeciwnika.
–Dobrze.–Zatrzepotałasłodkorzęsami,cowpołączeniuzjejascetycznątwarząi
ciemnymiwłosamiściągniętymisurowonadkarkiemwydałosięGreciezamierzoną
cynicznągroteską.Którązresztązapewnebyło.OFelicjimożnabyłoróżnerzeczy
powiedzieć,alenapewnonieto,żejestsłodka.–Lubiętęwaszągminę,niezamierzamjej
szkodzić.Jednakcałkiemukryćprawdysięnieda,ludzieplotkują.Apolicja…
Radnamachnęłarękąlekceważąco.
–Atam,policja!Mówili,żetonieszczęśliwewypadki,ijuż.Zdarzasię.
–Obymielirację.Toco,napewnoodmawiasznaleweczki?Bojasobiechybajeszcze
strzelęzawaszezdrowie…
FELICJA
ZGretąpoznałyśmysięjakieśstolattemu.Dokładniemówiąc,zedwanaście.Nakursie
prawajazdy,który–gwoliścisłości–onazdałabezproblemuzapierwszymrazem,jaz
koleipodchodziłamdoegzaminujeszczetrzykrotnie,zanimwkońcuzdobyłam
upragnionypapierek.Ponieważbyłatamjedynąosobą,doktórejwogólemiałamochotę
sięodezwać,odrazusięzakumplowałyśmy.Zarazpopierwszymwykładzieposzłyśmy
razemnapiwoitak…odsłowadosłowa,okazałosię,żeobietkwimywkretyńskich
układachtakzwanychsercowych.Onawmałżeństwiezalkoholikiem,ajawtoksycznym
związkuzpewnymbałwanem,któryrobiłzemną,cochciał,zdradzającmnienaprawoi
lewozkimpopadnie.Nieważne,staradupaczymłodadupa,wszystkiemusiałybyćjego,
aja–zakochanakretynka–udawałamślepotęwnadziei,żeonsięzmieni.Notak,taka
sztampa.Niezmieniłsiędodziś,zatodziękiGreciemiesiącpóźniejwykopałamgoz
mojegomieszkaniadosłownieiwprzenośni.Natomiastonasamaborykałasięzeswoim
debilemjeszczeprzezkilkalat.Cóż,mielidziecko.Terazto„dziecko”dajesięweznaki
mamusi,niedoceniając,ilezjegopowoduprzeszła.Dodziśpamiętamtamtenwieczór:
opuściłyśmyknajpęnadranem,niecowstawione,zatosilniejsze.Jednakczasemkażdy
potrzebujewsparcia.Gretamiaławtedyokołoczterdziestki,choćmyślałam,żejestw
moimwieku.Nadaltakwygląda.Jakjawyglądam–niewiem.Nawetwlustroniepatrzę,
bopoco.Odtamtegoczasuwielesięzmieniło.Gretawróciładoswojejwsi,bosamo
Kryszewotoadministracyjniewciążnibywieś,niemiasteczko,choćmamiejskicharakter
ifaktyczniezprawdziwąwsiąniemajużoddawnanicwspólnego.Topoprostuduża,
rozwojowamiejscowośćgminna,położonanieopodalGdańska,majętna,malowniczai
cywilizowana,bardziejturystycznaniżrolnicza.Sorry,wogólenierolnicza.Rolnikatu
nieuświadczysz,jedyniejakieśniedobitkidawnegosystemu,zatobiznesmenówjest
multum.Niemalwszyscynapływowi,boKryszewostałosięzbiegiemlatczymśw
rodzajumieszkalnegozapleczaTrójmiasta–dlabogatych,bogruntytudrogie.Jedenz
nichzostałzczasemnowymmężemGrety,aona,wspieranaprzezniegofinansowooraz
moralnie,wykazałasiętalentempolitycznymi–powstąpieniuwszeregilokalnego
liberalnegostronnictwa–zostałaulubionąradnąmiejscowych.Zarówno„autochtonów”,
jaki„miastowych”,ponieważniejakołączyobiegrupy.Wybierająjąodtamtejporyza
każdymrazem,wcaleniezewzględunaurodę,aprzynajmniejnietylko.Jestnaprawdę
świetnąradną,skutecznąwewszystkim,doczegosięzabierze.Codomnie,zostałamw
mieście,uparciepróbującswychsiłwdziennikarstwie.Raznawozie,razpodwozem.
Podobniewżyciuosobistym.Kretynizmniemijaautomatyczniewrazzwiekiem,więc
wpadłamjakśliwkawkompotwkolejnytoksycznyzwiązek.Chłoptymrazemsięnie
łajdaczył,zatookazałsięniezaradnymżyciowoniebieskimptakiem,wieszającymsięjak
bluszcznababie.Utrzymywałamobibokazeswojejdziennikarskiejpensjiprzezładnych
paręlat,ażwkońcurozummiwróciłipostawiłammuultimatum:praca(jakakolwiek!)
albowon,niechspierdalawpodskokach.Oczywiściegnojekwybrałtodrugie,zwiałw
podskokach,tymbardziejżejawłaśniestraciłamswojąrobotęiniemiałgojużkto
utrzymać.Ztego,comiwiadomo,przykleiłsięjakkleszczdoinnejidiotki,obyszybko
przejrzałanaoczy…Wracającdorzeczy,wyleciałamzposadyzapolitykę,gdy
konfiguracjauległazmianie.Dobrejzmianie,podobno.Iznówzpomocąprzyszłami
Greta,botaksięskładało,żeprzezcałytenczasutrzymywałyśmyzesobąregularny
kontakt.Mianowiciezwerbowałamnietutajwcharakterzeredaktorkigminnejgazety,
portaluorazrzeczniczkiprasowejurzędugminy.Niepowiem,żebyłamzachwycona.W
życiuniemieszkałamwtakiejpipidówie,niemiałampojęcia,comnietamczeka.Dość
długomusiałamnienamawiać,anamawiałausilnie,boakuratzwolnilipoprzedniego
rzecznika,którybyłpodobnototalnymanalfabetą.Chybaprawda,sądzącpodokonaniach.
Cóż,ostateczniezgodziłamsię,boGretaskusiłamniewarunkami,zresztąwybórmiałam
niewielki,wTrójmieściebyłamspalona.Zgodziłamsięostatecznienarok,napróbę.
Muszęprzyznać,żenawetmisięspodobało.Tacałaprzyrodadookoła,dlamniecoś
całkiemnowego.Noiprzedewszystkimświętyspokój.Odpukać,bowyglądanato,żedo
czasu…
Kilkamiesięcyprzepracowałambezzgrzytów,gdywylazłasprawatychpijaczków.I
niechminiktniewmawia,żetonormalne.Wciągujednegomiesiącaodnotowanotu
więcejofiarzamarznięćniżwpozostałychgminachwojewództwarazemwziętych!
Wszystkieteosobybyływchwiliśmiercipodwpływem,żadnanatomiast–zwyjątkiem
jednejstarejkloszardkinocującejnadziałkachpracowniczychleśnictwa–niebyła
bezdomna.Aonichcątozamieśćpoddywan.Takjakbyprzemilczeniefaktówbyłojakimś
zaklęciem,któresprawia,żetychfaktówniema.Tematibezmojejpomocypodchwyciły
jużgazetyregionalne,wkrótcerozniesiesiętonacałąPolskę.AtymczasemGreta–moja
przyjaciółka,cholernalokalnapatriotka–żądaodemnie,żebymudawałaślepą,głuchąi
upośledzonąumysłowo.Notosięzaczęło.Nibytoniepolityka,alecośwtym
rodzaju.Jachybanigdynigdzieniezagrzejęmiejsca,mambowiemjednąprzypadłość,z
którąniepotrafięwalczyć:lubięniemiećsobienicdozarzucenia,aswójzawódtraktuję
poważnie,nawetjeślinacodzieńzajmujęsiędecyzjamigminycodoodśnieżania
wiejskiejdrogiczyzagospodarowaniaplacykuprzedurzędemnalodowiskodladzieci.
Wydawałomisiędotejpory,żeGretatorozumie.Żemniezna.Jednakmniezaskoczyła.I
cojamamterazrobić,pytamsię.Udawać,żetonormalne,żewbogatejiszanowanej
gminiezamarzajedengośćtygodniowo?Zgodzićsięnaichwarunki?Pisaćigadaćpod
dyktando?Czyużeraćsięiryzykować,żestracękolejnąfuchę?…
Kryszewo,styczeń
TegodniaFelicjawstaładośćwcześnie,obudziłasiębowiemzkamiennegosnu.Zawsze
takgłębokospała,gdyzaoknemszalałazamieć.Zaczęłosypaćjeszczewieczorem,aw
nocypotężnaśnieżycapokryłakolejnąwarstwąśniegusennejeszczeotejporze
miasteczko.Dziennikarkawyjrzałaprzezokno.Dopierozaczynałosięrozwidniać,
wszystkowokółtonęłowbieli,wpowietrzuciąglewirowałyzwarte,gęstepłatkiśniegu.Z
ciekawościzerknęłanawiszącyzaoknemtermometr:mrózniecozelżał,terazbyłotylko
minusdwanaściestopni,aledowieczorawzrośnie,jakzwykle.Zaparzyłasobiekawy,w
lodówceznalazłajeszczetrochęsera,zorientowałasięjednak,żeniemaanikawałka
chleba.Wczorajzapomniałagokupić.Skończyłsięnawetzapaschrupkiegopieczywa.
Zaklęłapodnosem.Trzebawyjśćdosklepucośkupić.Wypiłakawęiubrałasię
niechętnie.Dżinsy,polarowabluza,natopłaszcz.Zkapturem,boczapeknieznosiłaod
dziecka.Kozaki.Rękawiczki.Szalik.Aniechdiabliwezmązimęcholerną…Cicho,żeby
niebudzićgospodarzy,zbiegłaposchodach.Naszczęścietylkosieńbyławspólna,doniej
–wprawo,napoddasze–prowadziłykrętedrewnianeschody,domieszkaniawłaścicieli
drzwinawprost.Gdytylkowyszłanazewnątrz,mrózszczypnąłjąwpoliczki.Niby
marnedwanaściestopni,ajednak.Topewnieodwiatru,którynadalpowiewał,choćw
porównaniuznocnązawiejąbyłjużowielesłabszy.Naulicachpusto,tylkogdzieniegdzie
przemykałasięspieszniejakaśotulonawkurtkęiczapę,zgarbionapostać.Sklepikbył
blisko,zarazzarogiem.DonajbliższegosupermarketuFelicjamusiałabyiśćspory
kawałekdalej,pobłogosławiławięcwduchudrobnąmiejscowąinicjatywę.Gdywyszłaz
uliczkinaplac,przystanęłaiodetchnęłapełnąpiersią,lodowatepowietrzeprzywróciłojej
energię,drobinkiśnieguosiadłynawargachirzęsach.Uśmiechnęłasiędosiebiepod
grubymszalikiemzpolaru.Naglepoczułacośwrodzajuszczęścia.Tobyłocoś,co
odkryładopierotutaj:regenerującasiłanatury.Woddali,zamglonewpadającymśniegu,
widniałysłabezarysyokolicznychwzgórzotulającychkotlinę,wktórejnadalspało
miasteczko.Spałojednaktylkozpozoru.Gdybowiem
weszładosklepu,buchnęławniąparazoddechówzgromadzonychtamludziorazgwar
podnieconychgłosów.Wkolejceprzyladziezgromadziłosiękilkaosób,wwiększości
starszychmężczyzn.Dyskutowalioczymśzawzięcie,dopieronajejwidokwszyscynagle
ucichli.Stanęłanakońcukolejki.Sklepowa,azarazemwłaścicielkasklepiku,wysoka,
ładna,miłakobietapoczterdziestce–zuśmiechempakowałaproduktydojednorazowych
toreb.Odczasudoczasuzapisywałateżzamówienia,posługującsięlegendarnymjużdla
całegomiasteczka„etatowym”niemieckim(zapewnepochodzącymjeszczezNRD)
długopisemznapisemOrdnungmußsein,pozostawionymprzezpoprzednichwłaścicieli
lokalu,aktóryzatrzymałasobienaszczęście,byinteresdobrzekwitł.Wszystko
wskazywałonato,żerekwizytdobrzejejsłuży–klientówtunigdyniebrakowało.
Mężczyźnijednakzesklepuniewyszli,tylkoprzesunęlisięnabok,jakbyczekali,aż
Felicjakupiswojeisobiepójdzie.Niecozmieszana,choćstarałasiętozignorować,
poprosiłaorazowychlebipaczkęsucharków,dotegojogurtowocowy.Skusiłjątakże
ostryserpleśniowy,któryzobaczyławchłodziarce.Ekspedientkawyczułachyba
niezręcznąsytuację,bowydającresztę,zagaiła:
–Słyszałajużpani?SzukajątegoKowalskiego,cotozaginąłprzedwczorajwnocy…
Felicjauniosłabrwi.
–Jaktozaginął?–zapytała.
–No,dodomuniedotarł,wknajpiegoostatniowidziano.Sammieszka,dopierosąsiedzi
zgłosili.Atakaśnieżycabyła.Policjagoszuka,zpsem.Iochotnicy.
–Gdzie?
–Wlasach.Tu,wokolicy.Boonwtejosadziewlesiemieszkał.Dawniejszymiczasy
sołtysemtambył,alesięrozpiłizmarnował.
–Myślipani,żetobędziekolejnyprzypadek?…
Sklepowapokiwałasmętniegłową.
–Wszyscytakmyślą.Bonibygdziezaginął?Atamczęstonaskrótyprzezlaswracali.
Nawetteraz,wzimie,choćtampewnieśniegupopas.Choćpanisamawgazetce
ostrzegała,żebypobezdrożachniechodzićwtakąpogodę…
Starsimężczyźniprzysłuchiwalisiętejwymianiezdańzuwagą.PodczasgdyFelicja
pakowałaswojesprawunkidosiatki,jedenznichniewytrzymałiwtrąciłzachrypniętym
głosem:
–Klątwa,pani!Jaknic,klątwanatychgrzeszników!
–PanieJanku!–przerwałamuwłaścicielkasklepu.–Jakaznowuklątwa?Coteżpan
opowiada?
–Wgorzalediabełsiedzi,paniRenatkoszanowna,otco!–odparłzurazą.
–Klątwa?Jeślijuż,toskutkibezmyślności,proszępana,anieżadnaklątwa–dodała
Felicja,szykującsiędowyjścia.
–Całatawieśprzeklęta!–upierałsiędziadek.–Myswojewiedzą.
Dziennikarkazerknęłaporozumiewawczonasklepową.OdpoczątkulubiłaRenatę
Dudzińską.Sklepikarkabyłabystra,grzeczna,rozsądna,izawszedobrzepoinformowana.
Wiadomo,jaktowsklepie.MimożewKryszewienamnożyłosiędużychmarketówjak
grzybówpodeszczu,miejscowysklepiknadalpełniłfunkcjęplacówkipierwszego
kontaktu.Wymieniłyznaczącespojrzenia,poczymFelicjapożegnałasięiopuściłasklep,
obiecującsobie,żetymrazemGrecienieprzepuści.Musiałaprzecieżwiedziećo
zaginięciukolejnegodelikwenta…
***
–Przestańsiętakunosić!Tak,jużsiępodobnoznalazł…–weszłajejwsłowoGreta.
Słychaćbyłowyraźnie,żejestwnienajlepszymhumorze.–Właśnieotrzymałam
wiadomość.Sąjeszczenamiejscu…
–Martwy,tak?Sopellodu?
–Ajakmyślisz?Żeżywyprzetrwałbywlesiedwienocezrzędu?Przymrozieponad
dwadzieściastopniiwdodatkuśnieżycy?Tak,znaleźlinieboszczyka.Inie,nicwcześniej
niewiedziałam,żetenfacetzaginął!Sąsiedzizgłosilipolicjizaginięciedopiero
wczorajszegowieczoru,alepociemkuitakniebyliwstanieniczrobić,dlategodopiero
dziśranorozpoczęliposzukiwania.Właśniewtedysiędowiedziałam,iprzestańmnie
wkurzać,bozrobiłamwszystko,comogłam,bypotraktowalitęsprawępriorytetowo!
Akuratmiałamdociebiedzwonić,boitak…
Felicjaprzerwałajejrozeźlona:
–Jestemrzecznikiemprasowym,adowiadujęsięowszystkimwsklepie!Dziękibardzo.
Miałaśdzwonić?Todlaczegoniezrobiłaśtegoodrazu,co?
–Bocięniechciałambudzić!Byłaszóstarano,atyzawszedługośpisz!Cobyśpomogła?
Dajspokój.Miałamdzwonić,bopolicjachce,żebyśnadałajakiśkomunikat.Niewiem,o
codokładniechodzi,alechybaniemamywyjścia…
–Czylikolejnyprzypadekcudemzamarzniętegoumarlaka?Którytojuż?
–Czytymusiszbyćtakacyniczna?
–Ja?!
–Tak,ty.Wszyscymająotobietakąopinię:wredna,cyniczna,zimnasuka.Omnienikt
takjakośniemówi.Wręczprzeciwnie–dodałazłośliwieGreta.
–Mamtowdupie,jakomniemówią.Byłpijany?
–Tegojeszczeniewiadomo,musząwpierwzrobićsekcję.Aleowszem,gośćpodobnobył
alkoholikiem,choćtodawnysołtys–przyznałaniechętnie.–Zresztąprawdopodobnie
wracałzpubu.Zwnioskamijednakzaczekajmynawynikibadań.Naraziezadzwońdo
tegotwojegoaspiranta…jakmutam…dowiedzsię,ocochodziztymkomunikatem.I
bądźzemnąwkontakcie!
–AspirantZygmuśRyba.Sorry,ZygmuntRyba.Takonsięzwie,oczymdoskonale
wiesz,bogoznaszdłużejniżja.Niejestmój.Aleoczywiściezarazdoniegozadzwonię.
Możewreszciedowiemsięczegośkonkretnego.
–Maszbyćzemnąwkontakcie!Nicbezporozumienia,słyszysz?
Felicjasięrozłączyła.Zanimjednakzdecydowałasięzadzwonićdomłodegopolicjantaz
lokalnegokomisariatu,postanowiłazjeśćśniadanie.Bopotemmogłabyjużniemieć
okazji.Outracieapetytuniewspominając.Zalaławrzątkiemherbatęiprzygotowałasobie
kanapkę,którąprzełknęłanastojąco.Dopieropotemwystukałanumeraspiranta.Policjant
poprosiłjąozamieszczeniewgazecieinaportaluinformacjiotym,żepolicjaposzukuje
potencjalnychświadkówzdarzenia.
–Chodzioto,paniFelu…
–Felicjo!–poprawiła.
–PaniFelicjo…chodzioto,żenamiejscu,przyzwłokach,nasiludzieznaleźliślady
butównienależącychdozmarłego.Wyglądanato,żeniebyłsam.Aprzynajmniejjest
takaszansa–wyjaśnił.
–Znaleźliślady?Potakiejzawiei?–zdziwiłasiędziennikarka.
–Niewyraźne,aletak.Tam,wlesie,ażtyleśniegunienapadało.Oczywiście,jak
będziemymieliwięcejinformacji,toskontaktujemysięzpanią.AlbozpaniąGretą,bo
naciska.Lubibyćzawszenabieżąco.
–Proszęsiękontaktowaćzemną,okej?
–Jasne.Wtakimrazie…
–Niechpanzaczeka!Gdzietojest?Toznaczymiejscezdarzenia?
–Niedaleko,przyszosienaKościerzynę.PodLeśnymDołem.Denatbyłstamtąd.
–Mogłabymtampodjechać?
–Sama?Niedopuszcząpani.Prowadzączynności,zabezpieczająślady.Zpewnościąnie
zechcąterazrozmawiaćzprasą…
–Szkoda.Apóźniej?Jutro?Chciałabymsiętamrozejrzeć,rozumiepan,będęmusiała
wysmarowaćjakiśtekst,powinnamsięprzecieżorientować,anawetniewiem,jakto
miejscewygląda…Jestemtunowa.Proszę…
AspirantRybazawahałsię,lecztrwałototylkokrótkąchwilę.
–Jutromogętamzpaniąpodjechać–zaproponował.
–Świetnie!–ucieszyłasię.–Wtakimraziedojutrarana.Akomunikatzaraznadam.
Proszęmitylkopodesłaćjegotreśćmailem,ajagozredagujęiwrzucam.
Nazajutrz
Powczorajszejnawałnicylasstałcichyiobsypanyśniegiem,któregojednakimgłębiej
wchodzilipomiędzydrzewa,tymbyłomniej.Felicjiwydawałosię,że
starodrzewemanujeodwiecznąpowagąispokojem,choćzdawałajużsobiesprawęztego,
żetotylkospokójpozorny.Lasyżyjąprzecieżwłasnymżyciem.Miejsceodnalezienia
zwłokwciążoznaczonebyłobiało-czerwonąpolicyjnątaśmą,wniektórychmiejscach
uszkodzoną,cosugerowało,żepewniegapiejużtutajtrafili.Terazjednakniebyłonikogo,
aniczłowieka,anizwierzęcia,nawetptakiotejporzerokumilczały.Gdzieniegdzietylko
dałosięsłyszećtypowedlalasuskrzypnięciaitrzaski.
–Brr–odezwałasiępółgłosem.–Wolałabymnieznaleźćsiętutajsama.
–Iwdodatkunocą,prawda?–AspirantRybapokiwałgłową.
Byłwysokimbrunetemwokolicachtrzydziestki,ześladaminiedokładnieogolonego
zarostunasmagłychpoliczkach.Przystojnym,choćFelicjanieinteresowałasiętak
młodymifacetami.Żadnymifacetami.
–Tutajgoznaleźli,tak?–Rozejrzałasiędookoła.Szosyniebyłostądwidaćzpowodu
zarośliorazobniżeniagruntu,jednakwiedziała,żesąodniejblisko.Zrzadkacośtu
przejeżdżało,jednakakurattakicudprzedchwiląsięzdarzył,awarkotsilnikasłychać
byłodoskonale.Noinieszlidługo,zaledwieparęminut,wdośćgłębokimśniegu.
–Tak,tutajsiedział,opartyotodrzewo–powiedziałpolicjantiwskazał.–Tutajteż
znalezionoślady,raczejnienależącedoofiary,bomniejsze.Terazichniezobaczymy,bo
widzę…–skrzywiłsię–żegruntzostałjużdokładniezadeptany.Sąjednak
obfotografowaneizabezpieczone.Prowadziłyażdogranicylasu,wstronęszosy,itam
znikały.Prawdopodobniektośwsiadłdozaparkowanegonaskrajudrogisamochodu.
Oczywiścieośladachoponniemacomarzyć;cośtujednakodczasudoczasujeździ,w
dodatkusypałonieźle,noipługśnieżnyprzejeżdżałtędyparęrazy.
–Alecośdałosięodczytaćztychśladów?
–Niewiele,niebyłyzbytwyraźne.Zadużosypkiegośniegu.Jednakdużowskazuje,że
mogłynależećdokobiety.Wskazujenatonietylenawetrozmiar,ilejakby…śladobcasa.
Jakwdamskichkozaczkach–odparł.
Felicjasięzdziwiła.
–Kobieta?Mógłspacerowaćzkobietą?Miejmynadzieję,żenieznajdziemytugdzieś
następnegotrupa…
–Nie,raczejnie.Niktniezgłosiłkolejnegozaginięcia.Takobieta…oiletorzeczywiście
byłakobieta…mogławcalenieprzebywaćturównocześniezKowalskim.Mogłachodzić
tędywcześniej.Lubpóźniej.
–Jeślipóźniej,tobyznaczyło,żewidziałazwłoki.Iniezgłosiłategofaktu.
–Mogłotakbyć.–Rybapokiwałgłową.–Ludzieczasemwtensposóbreagują.Niechcą
byćwniczamieszani,ciąganipokomisariatachiposądach.Szczególnietu,nawsi.Tutaj
świadomośćjestinna,awagażyciaiśmierci…no,rozumiepani.Teżinna–dokończył
zakłopotany.
Dziennikarkaskinęłagłową,podciągającwyżejszalik,ażnabrodę,bomrózdalejtrzymał.
Ostrepowietrzeszczypałowgardło.Przykredoznaniałagodziłjednakzapachigliwiai
żywicy,takświeży,żezochotąwciągałagonosemiustami.
–Niechpanizakryjeusta,paniFelu,bojeszczesiępaniprzeziębi–zatroszczyłsię
policjant.
–Felicjo!Żadna„Felu”!–zaprotestowała.–Ilerazymampanumówić?Niecierpiętego
zdrobnienia!
–Przepraszam.PaniFelicjo.
–Felicjo–mruknęła.–Wystarczy.Znamysięjużconieco.
–Bardzosięcieszę,Felicjo.–Uśmiechnąłsiędoniej.–Zygmunt.AtenKowalski
mieszkałtam,zatymidrzewami.–Wskazałpalcemkierunek.–Biednyfacet.Miałjuż
całkiembliskododomu.
–Biednyjakbiedny.–Wzruszyłaramionami.–Pocochlałjakświnia?
–Tegojeszczeniewiemy.Alewracałzknajpy,więcpewniemaszrację.Mamykolejny
podobnyprzypadek.Głupiasprawa.
–Cootymmyślisz?Otychwszystkichprzypadkach?Maciejakąśteorię?Ludziegadają
cośoklątwie…
Rybaotrzepałrękawicąkurtkę,naktórązdrzewaobsypałsięśnieg.Terazonwzruszył
ramionami.
–Ludziezawszewygadujągłupoty.Szczególniestarsiuważają,żenamiasteczkospadł
gniewboży.Dawniej,oczywiściewichwspomnieniach,byłatospokojnawieś,
bogobojna.Aterazwszystkosięzmieniło.Osiedlituludziezmiasta,pozakładalibiznesy,
centrahandlowe,banki,pizzerie,żyjąposwojemu,dokościołaniechodzą.Wioska
raptemprzekształciłasięwmiasteczko,zmieniłasięnawetwizualnie,wyglądaterazjak
kolejnadzielnicaGdańska.Dlamiejscowychdziadkówtodowóddemoralizacji,choć
wcześniejwcaletulepiejniebyło.Wokolicykrólowałpegeer,wioskabyłabiednai
zacofana.Aludzieodwiekówpili.Kiedyśpewniewięcejniżteraz…
–Aletowłaśnieterazprzodujemynaniechlubnejliścieofiarzamarznięć–zauważyła
przytomnie.
–Notak.–Pokiwałniechętniegłową.–Przypadek.Poprostupech.Dotegozima
naprawdęciężka.Taksięzłożyło.Obynamtylkoniewybuchłapanika…
–Amożewłaśnielepiej,żebywybuchła?Przynajmniejludziebybardziejuważali.
–Możeimaszrację–przyznał.
–Tylkourzędnicyniechcątegodostrzec,co?
–Wiadomo.Woleliby,żebytakieinformacjesięnierozeszły.
–Aleitaksięrozejdą!Tegoprzecieżniedasięukryć.Powinnibardziejskupićsięna
zapobieganiu,nienawizerunku!
–Racja.
–Wiesz,mnietucośzgrzyta.Itenślad…Wewcześniejszychprzypadkachniebyłotakich
podobnychśladówoboknieboszczyków?
Aspirantsięzastanowił.
–Niewiadomo.Wtedynonstopsypało.Pozatymnikttegoniedochodził.Okoliczności
śmierciwydawałysięoczywiste,czylinaturalne…
–Aterazsiętakieniewydają?–podchwyciła.
–Niełapmniezasłówka,Felicjo!–Zaśmiałsię.–Bezpochopnychwniosków!Teraz
inaczejdotegopodchodzimy.Zadużotychprzypadków.Ityle.
–Okej…
–Toco,wracamy?
Dziennikarkajeszczerazrozejrzałasięwokół,chłonącnastrójtegomiejsca.
–Wracamy.–Skinęłagłową.
FELICJA
Głupiasprawa,aleta„wycieczka”dolasuzapisałasięwmojejpamięci,itoniemal
sentymentalnie,pomimookoliczności,dośćwkońcumakabrycznych.Wtensposób
jednakzwykledziałanamnielas,atymwypadkumożetakżeobecnośćumegoboku
młodegopolicjanta;nieukrywam,żemiłosięnaniegopatrzy.Oczywiściejestodemnie
conajmniejzdychęmłodszy,więcewentualnychbrudnychmyśliwystrzegamsiępilnie.
Jednakczemusięniepogapić?Chłopakjakmalowany,wzrokuprzecieżnieodwrócę,
jestemestetką.Gretautrzymujezprzekonaniem,żeZygmuśRybaodsamegopoczątkusię
wemnie„podkochuje”.Pewniezdziwiona,żektośwreszcieniepodkochujesięwniej.
Ha!Mylisię.Nawetjeślisamaspirantjeszczeotymniewie,matoniewielewspólnegoz
miłością.Prędzejzciekawością.Facetmadookołatabunychętnychmłodychdziewuchdo
kochania.Mniepoprostulubi.Byćmożejestzresztąjedynąosobąwtymmiasteczku,
któraczujedomnieszczerą,autentycznąiniekłamanąsympatię.Oczywiście,oprócz
Grety.Bowiem,żeGretarównieżmnielubi,zresztązwzajemnością.Itoodlat.Jestdla
mniesiostrą,matką,przyjaciółką,terapeutką,spowiednikiem,katem.Symbolicznym
katem,alekatem.Wszyscygoodczasudoczasupotrzebujemy,nietylkobezkrytycznego
wsparcia.Niewiem,kimjajestemdlaniej.Byćmożetymsamym.Tonawetbardzo
prawdopodobne.Fakt,żeniejednokrotniedziałamynasiebiewzajemniejakpłachtana
byka–jesteśmyurodzonymiprzeciwnościami–jednaksięzdecydowanielubimy.
Takwięcmójpobyttegodniawlesiebyłbogatywewrażeniaestetyczne,apozatym
owocny.Porazpierwszyznalazłamsięnamiejscu…czego?Zdarzenia?Wypadku?A
możezbrodni?Bonieukrywam,żejużtamtegodniacośmnietknęłoiniechciało
odpuścić.Czułamto.Cośwrodzajuwibracji.Nodobrze,możnatonazwaćprzeczuciem.
Cośtubyłoniewporządku,cośmocnoniegrało.Iwcaleniechodziłooteślady.
Oczywiścieśladybyływażne,choćmogłyoznaczaćwiele.Nawetrzeczyzupełnie
niewinne.Jednakwówczasjeszczeniemyślałamtakracjonalnie.Bardziejzadziałałana
mnieaurategomiejscaniżrealneokoliczności.Choćchybasamiprzyznacie,żejedna
śmierćprzezzamarznięciepo
drugiejnatakmałymobszarze–choćbyiwczasieostrejzimy–niesprawiawrażenia
czegośrealnegoaniniewydajesięnaturalna.
Iotowłaśniewrażeniechybamiwtedychodziło…
Kryszewo,styczeń
Tegodniapogodabyłamroźna,leczpiękna.Natleiskrzącejbielizabudowaniamiasteczka
wydawałysięjeszczebardziejkolorowe,odrealnioneibajkowe–jakbyzostały
wybudowanezklockówlego–aokolicznewzgórzazbliżyłysięoptycznie,jeszcze
ciaśniejotulającjeswoimpierścieniem.Zanagimikonaramiogołoconychzliścidrzew
widniałazamarzniętaipokrytaśniegiemtaflajeziora.Naszczęściestądniedałosię
dostrzecosiedlanowychbloków,któremiałazaplecami,bozdecydowaniezepsułoby
efekt.Felicjaswoimzwyczajemzatrzymałasięwpółdrogi,bychłonąćkrajobrazimagię
miejsca,wktórerzuciłjąlos.Pstryknęłanawetkilkazdjęćsmartfonem.Możedasięje
wykorzystaćnastronieinternetowej,naprzykładwraporcieopogodzie.Ludzielubią
obrazki.Prędkojednakpodążyładalej,ponieważtrudnobyłostaćzbytdługonatakim
mrozie:termometrnadalwskazywałokołominusdwudziestustopni,itopomimo
świecącegodzisiajodranasłońca.Nawetchwilabezruchupowodowałabrakczuciaw
stopach.Chowającręcewkieszeniach,szłaszybkimkrokiemwkierunkuurzędugminy,
gdziespodziewałasięzastaćjeszczeGretę,którategodnia,zarazpoposiedzeniurady
gminy,miałatamswójcotygodniowydwugodzinnydyżurdlamieszkańców.Otejporze
zapewneniebędziejużinteresantów,Gretajednakitaksiedziałazwykledłużej,niż
musiała.Nawpółopustoszałyurządzdawałsięidealnymmiejscemdorzeczowej
rozmowy.Ato,comiałajejdozakomunikowania,wolałazałatwićwłaśnienaneutralnym
gruncie,zamiastwpołożonymwysokonawzgórzu,ponadjeziorem,luksusowym
prywatnymdomukoleżanki.TamGretazpewnościązagadałabyjąizmiękczyła,
urobiłabyjąjakzwykleposwojemu,pojącdoskonałąkawąorazkarmiącczekoladowymi
ciasteczkamiwłasnejroboty.SkądinądFelicjawiedziała,żewypiekamiwdomuPazików
zajmowałasiędochodzącagosposia,jednakGretazuporemutrzymywała,żesąone
„własnejroboty”.
NaparkinguprzedurzędemzauważyłaniebieskąhondęGrety.Weszładobudynkuijużw
holusięzorientowała,żedobrzewymierzyłaczas.Korytarze
urzędubyłypusteiciche,jednakdrzwidosekretariaturadygminypozostawałyotwartei
dochodziłstamtądwyraźnieniski,mocnygłosprzyjaciółki.Znak,żeGreta–jużpopracy
–gawędzisobiewnajlepszezsekretarką.
–O,cotyturobisz?–zdziwiłasięradnanawidokFelicji.–Jużpodyżurze.Niemówiłaś,
żechceszdziśtuprzyjść…
–Chciałabymchwilępogadać.
–Teraz?Tutaj?
–Niezajmęcidużoczasu.Dosłowniechwilę.
Gretapokręciłagłowązniecierpliwiona.
–Aniemożemyjechaćdomnie?Chciałabymwreszcieznaleźćsięwdomu,odpocząć.
ZresztąpaniZosiateżsięjużpewniezbiera…
Sekretarka,ładnatlenionablondynkapoczterdziestce,speszyłasię.
–Nie,niestetynie.Muszęjeszczespisaćprotokół.Alemożeciepaniechwilętutaj
posiedzieć,ajawyskoczyłabymwtymczasiedosklepu,bopóźniejmizamkną.
–Oczywiście–podchwyciłaFelicja,mimożeGretaniewyglądałanauszczęśliwioną.–
Dziękujemy.
–Jakbyco,paniGreto,zamkniepanipokój,akluczzostawinaportierni,dobrze?
–Zaczekamnapanią–warknęłaradnazesztucznympółuśmiechem,opierającsięo
biurko.Wświetnieskrojonymliliowymkostiumiewyglądaławyjątkowoszykownie.–No
toocochodzi?–zaatakowała,gdysekretarkajużwyszła.
Felicjausiadłanakrześledlapetentów.
–Chciałamcitylkopowiedzieć,żeprzemyślałamsobiewszystkoi…niebędęrobiła
rabanuotezamarznięcia,takjaksobieżyczyłaś…–zaczęła.Jednakzanimzdążyła
powiedziećcoświęcej,Gretajejprzerwała:
–Świetnadecyzja,Felicjo!Wiedziałam,żebędzieszrozsądna.
–Nieskończyłamjeszcze.Będędyplomatyczna,choćjakwiesz,przychodzimitoz
trudem.Dyplomacjajestraczejtwojąmocnąstroną,niemoją.Jednakspróbuję,
oczywiściezastrzegam,żekłamaćludziomwżyweoczytakżeniebędę.Ale…
–Ale?–czujniezareagowałaradna.
–Alezamierzamprzyjrzećsiętejsprawiebliżej.Byłamnamiejscuostatniegozdarzeniai
sąpewneposzlaki…mniejszaoto.Niepokojąceposzlaki.ZapytajRybę.Niepokojąmnie
tewszystkieprzypadki,żejestichtyle.Chciałabymsiętymzająć.
Gretagwałtownieoderwałasięodbiurkaiusiadłanadrugimkrześle,ustawiającjena
ukos,bywidziećtwarzprzyjaciółki.Chcącniechcąc,Felicjazrobiłatosamo,chociaż
dzielącydystanswydałjejsięterazzbytmały.
–Maszzamiarprowadzićwłasneśledztwo?!–podchwyciłaradna.
Dziennikarkawzruszyłaramionami.
–Tochybazamocnopowiedziane–odparłaostrożnie.–Zamierzamtylkoprzyjrzećsię
temubliżej.Pogadaćzludźmi.Tomójzawód,asprawajest…
–Rozumiem.Aleczyniemogłybyśmypojechaćdomnieipogadaćspokojnieprzykawie?
–Odwalsięodemniewreszcieztąswojąkawą!–obruszyłasięFelicja.–Żebyśna
własnymterytoriumowinęłamniesobiewokółmałegopalca,tak?Niechcę.Niemam
czasu,robotaczeka.Otwarciecimówię,coplanuję.Tochybauczciwe?Możeciemnie
wywalić,niebędzietodlamnieniczymnowym.Przeżyję.Jednakwtakiejsytuacjiteżnie
odpuszczęinadalbędęsiętąsprawązajmować.Mamdotegoprawo.Mogęcitylko
obiecać,żezebranychinformacjinieużyjęniezgodniezinteresamigminy.Anibeztwojej
wiedzy–dodałapolubownie.–Chcęjezebraćnapotrzebyewentualnegoreportażu,
niekonieczniezresztądlagazetygminnej.
Gretamilczała,bębniącwypielęgnowanymipaznokciamiooparciekrzesła.Felicja
mimochodemzerknęłanawłasnedłonie.Jejpaluchywporównaniuzdłońmiprzyjaciółki
przypominałysuroweserdelki.
–Stawiaszmniepodścianą–odezwałasięwreszcieradna.–Adotegooczekujesz,że
będęcięosłaniać.
–Nieoczekuję.
–Nodobrze.Alezdajeszsobiesprawę,żenietylkoomnietuchodzi,tylkoopolitykę
gminy.Jacięakuratrozumiem.Mnieteżtahistoriaintryguje.Jeśliobiecaszmi,że
będzieszostrożna,tocinawetpomogę…
–Nibywjakisposób?
Gretasięroześmiała.
–Ajak,kretynko,zamierzaszjeździćpotychwszystkichzasypanychśniegiemsiołach,
żebygadaćzludźmi?Autobusemniedojedziesz,tymswoimmałymtruchłemtym
bardziejnie,bonadajesiętylkodorobieniazakupówwmieście.Napiechotę?Prędzej
stanieszsięwtedykolejnątragicznąofiarąmrozów.Możeszkorzystaćzmojejstarej
terenówki.Nieużywamyjej,alejestsprawna.Nawetmałańcuchy.
–Dzięki.Doceniam.
–Obymsiętylkonatobieniezawiodła.
–Azawiodłaśsiękiedyś?
Spojrzałysobiewoczy.
–Nie.Idlategojestempotwojejstronie.Tylkopamiętaj:muszębyćowszystkim
informowana…
Felicjawstała.
–Jasne–zgodziłasię.–Polecęjuż.Teżidziesz?
–ZaczekamnapaniąZosię.Tokiedyzaczynasz?
–Jutro.Ranowpadnęposamochód.Jesteśnaprawdęświetnąradną,zawszeto
powtarzam.Bye,bye!
Dziennikarkawyszłapospiesznie,niechciaławracaćrazemzGretąidalejwałkować
tematu.Jeszczesięjejkoleżankarozmyśli.Albobędziewypytywać.PozatymFelicja
miaławieledozrobienia:musiaławszystkorozplanować,spisaćdane,przemyśleć.
ZadzwonićdoRyby.Wdrzwiachspotkaławracającązzakupówsekretarkę.Pożegnałysię
grzecznie.Gdytylkowyszłanazewnątrz,zauważyła,żeznówsięzmieniłapogoda.
Nadeszłychmury,słońcezaszło.Zaczynałosypać,najpierwnieśmiało,drobnymi
płatkami,alenocązapewneznównadejdzieśnieżyca…
GRETA
TaFelicja…Doprawdy,wyjątkowolubiętędziewczynę,wręczjąkochamjakmłodszą
siostrę,aleczasemdoprowadzamniedoszewskiejpasji.Musi,poprostumusiwiecznie
zadzieraćipodskakiwać!Inaczejniepotrafi.Jeśliściągającjątu,spodziewałamsię
sielanki,tochybamirozumodjęło.Oczywiściejestdobra,możenawetświetnawswoim
fachu,ajużnapewnonajlepszaspośróddziennikarzy,którychmielibyśmyszansęunas
zatrudnić.Aletenbrakpokory…Zawszebyłamzdania,żetopozytywnacechawjej
zawodzie,jednakterazmuszęprzyznać,żeniełatwowspółpracujesięzkimśtakim.My
widzimyswoje,onaswoje.Zdenerwowałamsię.Nieto,żechcemyzamykaćoczyna
nieprawidłowościczynieszczęśliwezdarzenia.Rozumiemprzecieżdoskonale,żenieda
sięzamieśćpoddywantychprzeklętychzamarznięć.Tyleżeonachcezrobićztego
medialneshow!Atonieprzysłużyłobysięnaszejmiejscowości.Odlatwalczymyojej
wizerunek,ostatusnajlepszejgminywwojewództwie.TojaodpowiadamzaFelicję,toja
jątutajsprowadziłam,poręczyłamzanią.Teraz–jakbyco–wszystkiegromyspadnąna
mnie…
Śledztwosobiewymyśliła.ZamiastrobićswojeiżyćtujakuPanaBogazapiecem.
Dlaczegotegonieprzewidziałam?Czemudotegodopuściłam?Przecieżtakdobrzeją
znam!Będzieciągnąćludzizajęzyki,szperać,myszkować,drążyćtemat.Tegosmarkacza
Rybęjużprzekabaciła.Napierwszyrzutokawidać,żepatrzywniąjakwświętyobraz.
Trudnosiędziwić:jestatrakcyjna,choćosiebieniedba,idotegomacharakter.Młodzi
chłopcy,aprzecieżZygmuśRybanieskończyłnawettrzydziestki,oddzieciakago
pamiętam…nowięctacymłodzichłopcypodziwiajątegotypukobiety.Dojrzałe,silne,
twarde.Szkoda,żewyłączniemłodzichłopcy,starsichłopcyjużzdecydowaniemniej.
Felicja.Onanawetniezdajesobiesprawyztego,jakbardzojesteśmypodobne.Jateż
zawszetakabyłam.Dokładnietakasama:zadziorna,niepokorna,zdecydowana.
Bezkompromisowa.Zawszegotowadowalki.Inaczejnieosiągnęłabymobecnejpozycji.
Bezniczyjejpomocy!Niktmnieniewspierał–tylkozwyczajniludzie,moiwyborcy.
Zaszłamwysoko,samajakpalec,zatozalkoholikiemuboku,jak
zkuląunogi.DopieropóźnejpoznałamPrzemysława,obecnegomęża.Ułożyłamsobie
życienanowo.Stałamsiętukimśznaczącym.Zaufanym.Podziwianym.Tagmina,praca
narzeczjejrozwoju,stałasięcałymmoimżyciem.Moimdziełem.Ateraz–przeznią,
przezFelicję,przezmoją,oironio,przyjaciółkę,którąsamadobrowolnietutaj
sprowadziłamnawłasnązgubę!–mogętowszystkostracić.Cobędzie,jeślidokopiesię
zbytgłęboko?Jeślidotrzedo…tamtejhistorii?Niemogędotegodopuścić.Tobybyła
katastrofa.Cicholernipijacysamisięprosząośmierć.Mójbyłynajlepszymtego
przykładem.Marnieskończył,choćprzeżył,aletylkoztegopowodu,żecórkagowzięła
wobroty,inaczejzapiłbysięnaśmierć.Skorzystałzostatniejszansy,poszedłdoklubu
AA.Lusiagotamzaciągnęła.Córeczka,oczkowgłowietatusia.Choćtatuśniczegojejw
życiuniedał.Tylkodziękiniejtenludzkiwrakjeszczejakościągnie.Jednakzdążył
zawalićwszystko:szlagtrafiłrodzinę,pracę,firmę,zdrowie.Terazwyglądajakstarzeci
chorujenawątrobę.Naszczęściemieszkadalekoodemnie,więcgoniemuszęoglądać,a
bardzomożliwe,żecóruśściągniegoniebawemdoStanów,bozamierzatamzostaćna
stałe,atatusiaprzecieżniezostawi.Mamusięowszem,bomamusiazła,niepozwoliła
zrobićzsiebieofiary,jakkażetradycja.
Felicja.Cojanarobiłam?Pocojątuprzyciągnęłam?Onazawszemiaładobrze.Pochodzi
zdobregodomu,zrodzinyakademickiej,kulturalnej,inteligenckiejzdziadapradziada.O
nicniemusiaławalczyćwmłodości,przeciwnieniżja,więcterazwalczyzcałym
światem.Mogłamwkońcuprzewidzieć,że…Trudno.Stałosię.Nicjejniepowstrzyma,
alejeślibędęzmuszona…przekonamją.Jakoś.Mamprzynajmniejnadzieję,żezdołamją
przekonać.Dladobrawszystkich.Nie,wżadnymwypadkuniezaszkodzęFelicji.Jestdla
mniejakrodzina,znamysięstolat.Będęjąochraniaćchoćbywbrewsobie.Natylesiebie
znam.
Tylkocodalej?
Jakwysokązapłacęzatocenę?…
Kryszewo,styczeń
LeopoldBąbel,38lat–Karczewki
EugeniuszMiotke,66lat–Kryszewo
FranciszkaMalinowska,77lat–Kryszewodziałki
JacekGwint,44lata–Sosnowo
AntoniBrodak,29lat–Potulewko
FeliksKowalski,57lat–LeśnyDół
Felicjaprzepisałasobiezkomputeranakartkępapierunazwiskaofiarzamarznięć,
począwszyodgrudniazeszłegoroku(wcześniejszychniebyło,ostatniajesieńakurat
dopisałałagodnąaurą,dopieropotemniespodziewanienadszedłhorror),ichwiekoraz
miejscowości,wktórychzażyciamieszkali.Cholera–zaklęłapodnosem.Prawiekażdyz
innejdziury.Będzietrochęjeżdżenia.Dobrze,żejestczym.Uśmiechnęłasiępodnosem
nawspomnienieGrety,kawałzniejzołzy,aleporazkolejnyniezawiodła.Dokładnych
adresówdziennikarkaniemiała,wolałajednaknienaciskaćonieaspiranta.Poradzisobie
sama.Wtakmałychpipidówkachkażdyjejprzecieżwskażedrogę.Zamierzałazresztąnie
tyleoglądaćdomydenatów,ilepociągnąćzajęzykirodzinyisąsiadów.Przyjaciółi
wrogów.Ztego,coudałojejsięjużwstępnieustalić,ciludzieróżnilisięwiekiem,
wykształceniem,pozycjąspołeczną.Byliwśródnichnaprzykład:bezrobotny
kryminalista,wykwalifikowanyrobotnikbudowlany,kloszardka,byłysołtysz
wykształceniemśrednim.Niespodziewałasięniczegosensacyjnego,choćmożeudałoby
sięodkryćjakąśprawidłowość,zwyjątkiemtejjednejoczywistej,żewszystkichtych
ludziłączyłpociągdoalkoholu.Alemożejednakcoświęcej.Niełaknęłasensacji.Jednak
takspektakularnywysypzgonówzaintrygowałjądotegostopnia,żeniemogłaprzejść
nadnimdoporządkudziennego.Zawodowaciekawośćdomagałasięzaspokojenia.
Zamierzałapoprostuzebraćmateriał,który–ewentualnie–dasiępóźniejwykorzystaćw
reportażu.Tobyłanarazieluźnawizja,bezkonkretów:etapresearchu.Przecieżtrzeba
ludziprzestrzegać.Choćby
przednimisamymi.Uczulaćich.Pokazywaćproblem,analizowaćgo…
Przygotowałasobielekkąkolacjęipostanowiłaiśćwcześniejspać,takbyzsamegorana–
gdytylkosięrozwidni–odwiedzićpierwszązewskazanychmiejscowości.Kluczykido
czarnegosuzukivitaryPazikówmiałajużwkieszeni.Jutromusijetylkozabraćzich
posesji,atoteżkawałekdrogi,wdodatkupodgórkę.Pozalodzonejpowierzchni,nawet
jeśliposypalijąpiachem,niebędzietoraczejmiłyspacerek.Nicto.Obytylkodrogi
okazałysięprzejezdne.
LeśnyDół,nazajutrz
DoLeśnegoDołudojechałabezprzeszkód.Głównaszosabyłanaszczęściestarannie
odśnieżonaiwmiarębezpieczna,gorzejztymibocznymi,jednakpoczciwastara
terenówkaporadziłasobieznimibezzarzutu.Felicjazdecydowałasiępozostawićsobie
Kryszewonasamkoniec,awpierwszejkolejnościodwiedzićdalszemiejscowości,takby
zdążyćprzedkolejnązapowiadanąwmediachfalązawieiizamieciśnieżnych.Niestety,
niezanosiłosięnato,byzimaszybkoodpuściła.Topewniekarazato,żewostatnich
latachwszyscyustawicznienarzekalinabrakśniegu–pomyślała.Uważaj,czegosobie
życzysz,bomożesięspełnić.
Napierwszyogieńodruchowowzięłaostatniąofiarę.Wjakiśprzedziwnysposóbczułasię
zniąemocjonalniezwiązana.Takjakbysamwcześniejszypobytwmiejscuśmiercitego
człowiekaobligowałjądotego,wpewiensposóbnaznaczył.Wyjechałazlasujakztunelu
iznalazłasięnaglenapokrytejjaskrawymśniegiempłaszczyźnie.Zaparkowałana
poboczu,przywjeździedowioski,naskrajulasu.Osadapołożonabyławdolinie,na
leśnejpolanie,zkażdejstronyotoczonaścianądrzew,przedewszystkimwysokichsosen.
StądwzięłasięzapewnenazwaLeśnyDół,widocznanatablicyprzydrodze,zbędnejtu
taknaprawdę,gdyżwpobliżuniebyłoprzecieżżadnejinnejwsianinawetpojedynczych
zabudowań.SamLeśnyDółskładałsięzzaledwiekilkuniewielkichgospodarstw,
skupionychbliskosiebie.Dawniejmieszkalituzapewnepracownicyleśni,obecniebyć
możeichpotomkowielubteżludnośćnapływowa,któraprzywędrowaławteokolicepo
wojnie.Niedotarlitutajjeszczemiastowi,choćsądzącpourodziemiejsca,staniesięto
prędzejczypóźniej.Dziennikarkawciągnęłanosemświeżebalsamicznepowietrzei
rozejrzałasięwokół,podziwiającmalowniczykrajobraz.Pstryknęłaparęogólnychujęć.
Następniezawinęłaszalikdookołaszyiiruszyłapomiędzydomy.Mrózwciążdawałsię
weznaki,byćmożeztegopowodumaleńkamiejscowośćzdawałasiępogrążonaweśnie,
tylkodymbuchającyzkominówwskazywał,żektośtamjednakżyje.Felicjazastanawiała
się,coterazrobić:pukaćdopierwszychlepszychdrzwiczyraczejnajpierwsiępoprostu
przespacerować
wnadziei,żepodrodzekogośspotka.Jejrozterkirozstrzygnęłysięsame,gdyzzazakrętu
wyszłaokutanagrubymkożuchemstarszakobieta.Nawidokobcejosobyzatrzymałasię
niepewnie,leczpochwilipozdrowiłająuprzejmie.
–Szukapanikogoś?–zagaiła.–Czymożesiępanizgubiła?Natymbezludziumożna
zgubićdrogę,oj,można.Wystarczyźlewjechać.Amróztęgi,prawda?Jadoautobusuidę,
naszosę,tomożepaniąnaprowadzę?
Felicjazdobyłasięnaciepłyuśmiech,choćczuła,żeszczękizesztywniałyjejzzimna.
–Dzieńdobry,zniebamipanispadła!Niezabłądziłam.Szukam…–Postanowiłamówić
szczerze,ludzietutajbylikonkretni,nielubilikluczenia.–SzukamdomuFeliksa
Kowalskiego.Jegorodziny.
Nażyczliwejtwarzyobcejkobietypojawiłasięrezerwa,możenawetpodejrzliwość.
–Kowalskinieżyje–poinformowałakrótko.–Odniedawna.Dlaczegopanigoszuka?
Jestpanikrewną?
Kartynastół–zadecydowaładziennikarka.
–Nie,nicztychrzeczy.NazywamsięFelicjaStefańska,jestemrzecznikiemprasowym
gminy.Chciałabymonimporozmawiaćzosobami,któregoznały.
–Topaniprowadzitęnaszągazetkę?Znampanią.Toznaczyzesłyszenia,agazetę
czytuję,zawszejakjestemnazakupachwmiasteczku,tobioręnawetpokilka
egzemplarzy,dlasiebieidlasąsiadek.Samabympanipomogła,aletrochęsięspieszę,to
jedynyautobus,którytędyprzejeżdża,apotemmuszęjeszczejakośwrócić.Żebytylkow
ogóledojechał,boprzytejpogodzietoróżniebywa.Nasjużtupolicjaprzepytywała,ale
poco,toniewiem,przecieonsamsobiezgotowałswójlos,dziwne,żedopieroteraz.
Biednechłopisko.NiechpanidoNowakapójdzie,totrzecidompolewej,onisąsiadowali
zesobą.Wszystkopaniopowie,choćsampijaczysko.AlbodoJaśkowiaka,poprzeciwnej
stroniedrogi.BodomKowalskiegopustystoi,nikttamterazniemieszka.Dopierojakaś
kuzynkazNiemiecmaprzyjechaćporządektamzrobić,pewniebędągochcieli
sprzedawać.Nieobłowiąsię,doruinychałupędoprowadził,oobejściunawetnie
wspominając.Wszystkozniszczało,zarosło.Niemiałrodziny,toznaczybliskich,sambył.
Starykawaler.Możetoidlategotowszystko,wtychlasachczłowiekniepowinienżyć
samotnie.No,alejajużmuszęuciekać…
–Amożepójdziepanizemną,potempaniąautemzawiozę,będęwracaładomiasteczka?
–Noniewiem.Adługotopanizajmie?
–Tyle,ilepotrzebanaopowieśćopanuKowalskim.
Kobietasięzastanowiła.
–Towiepanico,niechjużpanipodomachniechodzi.Tukażdydbatylkoosiebie.Ja
chybanajwięcejmogępanipowiedzieć,bogotowałamdlaFeliksa
iopiekowałamsięnim,odkąd…Alezapraszamdomnienaherbatkęzmalinamii
domowądrożdżówkę.Toniedaleko,tużzarogiem.Apotemmniepanizawiezie.Stratna
natymniebędę,itakpowrotnymamdopierozaczterygodziny.–Zaśmiałasię,ruszając
przodemzakopanąwśnieguuliczką.
Felicjaposzłazanią.
Dwiegodzinypóźniej
Felicjawysadziłastarsząpaniąpodsupermarketem,dziękującjejzapomoc.Czułasię
przybitaizdołowanausłyszanąhistorią.Zgromiłasięjednakwmyślach.Docholery!Nie
powinnatakemocjonalniedotegopodchodzić,wkońcujestprofesjonalistką.Natej
zasadzieniedasiępracować–trzebanabraćdystansu.Odegnaławięcnatrętnemyśli,
postanawiając,żewieczoremspiszeto,czegosiędowiedziała,izadzwonidoRyby,bo
możemająjużwynikisekcjizwłokKowalskiego.Terazzdecydowała,żemusicośzjeść.
Ciastem,choćbyłopyszne,tylkosięprzesłodziła,terazmarzyłojejsięcośkonkretnego,
najlepiejnaostro.MożewsklepieuRenatki–wszyscywmiasteczkutakmówili,choć
sklepiknosiłoficjalnienazwę:„Bochenek”–znajdziesięjakiśgotowiecdopodgrzaniaw
mikrofali.Miałapodrodze,więcodrazuzajrzała.RenataDudzińskaukładałaakurat
towarnapółkach.Wśrodkuopróczniejniebyłonikogo.Dziennikarkaodetchnęłazulgą,
popierwsze,żeniebędziemusiałastaćwkolejce,apodrugie,uniknienatrętnych
spojrzeńzgryźliwychdziadków.
–O,dzieńdobry,paniFelicjo!Copodać?–Sklepikarkastanęłaprzyladzie,gotowado
obsługi.
–Paczkęfajek,tychcozawsze.Iczegośnaobiadszukam…
–Aleczego?Mamzamrożoneudkakurczaka.Amożebiałąkiełbaskę?
–Niejadammięsa.–Felicjasięskrzywiła.–Zresztąwolałabymgotowca,cośdo
odgrzanianaszybko.Niemapanijakiejśpizzy?
–Jednąchwileczkę…
Sklepowazajrzaładozamrażarki,poszperaławniejchwilę,poczymwyprostowałasięi
rozłożyłaręce.
–Niestety.Miałam,alewyszły.Jużsobienotuję,żebyzamówićnowądostawę.–Wyjęłaz
szufladyswójpamiątkowydługopis–talizmanznapisemOrdnungmußseinorazgruby
bloczekzsamoprzylepnymikarteczkami.–Zostałynamtylkowarzywanapatelnię…Ale
przecieżnaprzeciwkomapanipizzerię!Dajątamtaniąidobrąpizzę,inietylko,zwykłe
daniaobiadoweteżserwują.Wiem,bosynstaletambiega,ulubionemiejscenaszej
młodzieżyiturystów.Niechpanispróbuje.
–Rzeczywiście.Chybatamwreszciezajrzę,dotejporyjakośniebyło
okazji.Toobokpubu,prawda?
Renatamachnęłaręką,podającjejpapierosy.
–Drzwiobok,wtymsamymbudynku,nawetwłaścicieltensam.Dopubuniechpani
lepiejnieidzie,tamsamepijaki.Otejgodziniebędzieichpełno.Ijeśćtamniedają,co
najwyżejorzeszkidoprocentów.–Zaśmiałasię.–Zatowpizzeriispokój.Alewidzipani,
miałamracjęztymbiednymKowalskim…–Odruchowościszyłagłos,choćw
pomieszczeniunadalbyłytylkowedwie.–Tragedia!
–No,tragedia.–Dziennikarkapokiwałagłową.–Kolejnytragicznyprzypadek.
–Cośokropnegoztymiludźmi.Żeteżwogóleniemyślą!
–Puszczęostrzeżeniedogazety.Choćcotoda.Takmiprzyszłodogłowy…PaniRenato,
dopaniprzecieżcałagminaprzychodzi,ufająpani.Niechichpanijakośprzestrzega.To
pewnielepiejsięsprawdziniżmojeapelewprasie.Mnietuuważajązamiastowązdzirę.
–Coteżpani…–zgorszyłasięsklepowa.–Ajeślichodzioprzestrzeganie,paniFelicjo,
myślipani,żetegonierobię?Jaichprzecieżcałeżycieostrzegam!Icoztegowynikło?
Nic…Jakgrochemościanę.Domnieonizresztąpowódkęnieprzychodzą,bonie
prowadzę,conajwyżejpopiwko.Zabardziejprocentowymalkoholemłażądosamu.
Pełnoichtamwystajewiecznieprzedsklepem,nawetmrózichniepowstrzyma.Albood
razudobarulecą,botamdostająnakreskę.Właśniedotegopubupodrugiejstronie,tak
szumnienazywająteraztęspelunkę,dawniejtopoprostubyłaknajpa,anieżadne
wymysły,cobybrzmiałolepiej,aznaczytosamo.Pub,teżcoś!Myślałbykto,że
zagranica.Piętnaściezłotychpanipłaci…
Felicjapołożyłaodliczonepieniądzenaladzie,smętniekiwającgłową,bosłowaRenaty
dokładnieoddawałyobrazsytuacji.
–Proszę–powiedziała.–Mapanirację.Przykreto.Chybazajrzędotejpizzerii,dziękiza
radę.Dowidzenia.
–Dozobaczenia,paniFelicjo,proszędomniezaglądać.Następnymrazembędziepizza
mrożona,napewno,zamówięwiększąilość.
Pożegnałysię.Dziennikarkaprzeszłanadrugąstronęulicyistanęłaprzedpizzeriąoraz
klubem„UZbycha”.Obaprzybytkimieściłysięwodnowionymstarymwarsztacie
kowalskim,cododawałoimklimatu.Wśrodkupizzeriipanowałacisza,jednaklokalbył
czynny.Natomiastzpubudobiegałypodniesionegłosyorazdonośnedźwiękidiscopolo.
Zawahałasię,poczymotworzyładrzwi.Teodpubu.Uderzyłowniąjednocześnie:ciepłe,
śmierdzącenieprzetrawionympiwempowietrze,harmiderorazoparydymuzpapierosów.
Nikttunajwyraźniejnierespektowałżadnycheuropejskichzakazówpalenia.Ijeszczedo
kompletuodórzklozetu.Naprawo,podkiblem,słaniałsięnanogachgrubyzarośnięty
facetzzakazanągębą.
–Laluniu!–wybełkotałnajejwidok,chwytającjąznienackazałokieć.
Oswobodziłasięjednymszybkimruchem,zamykajączasobądrzwi.Następnieodwróciła
siędorechoczącegomężczyzny.
–Posłuchaj,łajzo–oznajmiłaspokojnie.–Tknijmniebrudnymiłapskamijeszczeraz,a
nieodkleiszsięodściany.
Zostawiajączasobąoniemiałegopijaka,skierowałasięprostodobaru,udając,żenie
zauważanagłejciszy,jakazapadławrazzjejwejściem.Śledziłojąwieleparoczu.
Umilkłynawetautomatydogry.Zrobiłamwejściesmoka–zachichotaławduchu,
zadowolonazefektu.
Młodatłuściutkablondynkazabufetemprzyglądałasięjejspłoszonymwzrokiem.
Wyglądałonato,żezwrażeniaażspąsowiała.
–Cośpodać?–wyszeptała.
–Tak.Najlepiejszefanatacy.–Dziennikarkauśmiechnęłasiędodziewczyny
porozumiewawczo.Taspłoszyłasięjeszczebardziej.
–Szefa?Eee…szefaniema,ontylkoczasamituzagląda.Jestzatokierownik…
–Toproszępoprosićkierownika.Albomniedoniegozaprowadzić.
–Chwileczkę…Roman!Roman,panidociebie!–zawołałagłośnobarmanka,odchylając
kotaręzaswymiplecami.Następnie,widząc,żegościenadstawiająuszu,ustawiłagłośniej
muzykęwradiu.Pochwilizabarempojawiłsięrówniemłody,zatochudychłopakz
krostaminatwarzy.
–Czymmogęsłużyć?–zapytałszarmancko.
Felicjawyjęłaswojąlegitymacjędziennikarską.
–Jestem…–zaczęła,leczmłodyczłowieknatychmiastjejprzerwał.
–Wiem,kimpanijest–oświadczyłzprzymilnymuśmiechem.–Panizgminy.Wszyscy
tupaniąznają!
–Serio?–zdziwiłasię,chowająclegitymację.
–Pewnie,żeserio.Tomałamiejscowość.Więc…
–Czymaciemonitoring?
Chłopaksięzmieszał.
–Nomamy–odparł.–Nibymamy.Tyleże…no…
–Co?Niedziała?
–Takjakby–dokończyłniepewnie,ściszającgłos.–Todrogasprawatekamerki.Jakraz
nawaliły,to…no,rozumiepani.Odlataczekająnanaprawę,alenaszczęścienasiklienci
otymniewiedzą,więcsiępilnują.Jużtubyłyglinyiotosamonaspytały.
–Gliny?Kiedy?–zdziwiłasię.
–Dzisiajrano.Takimłodyodnaszkomisariatu.
–Wysokibrunet?AspirantRyba?
–O,ten,ten!–potwierdziłzadowolonykierownik.
–Ocojeszczepytał?
–Czyniktsiękołopubuniekręcił.Toznaczyspozanaszejklienteli.Alenikogotakiego
niezaobserwowaliśmy.Io…no…otychklientów,którzy…no,wiepani.
–Ofiaryostatnichmrozów?
–Tak,właśnie.
–Znałpanichwszystkich?Bywalitu,tak?
–No,bywali.–Chłopakpokiwałgłową.–Prawiewszyscy.Oprócztejbabinkizdziałek,
onatunieprzychodziła.Niewiem,skądbrałaalkohol,chybażebrała.Mówię,boten
policjantteżotopytał.Resztatobylinasistaliklienci.
–Tutajimprezowali,zanimzamarzli?
–Tegoniepamiętam,czyakuratwtedy.Kowalskitak.Ten,cobyłsołtysem.Stądwyszedł
iśladponimzaginął.Dopierogopotemwlesieznaleźli.
–Towiem.
–No.Ajakreszta,tojużniepamiętam.Alemożliwe.Unasalkoholtani–pochwaliłsię–
toiprzesiadującałymipopołudniami,ażdonocy.Zamykamynibyodwudziestejtrzeciej,
aleszefkazał,żebysiedziećdoostatniegoklienta.Nawetwzimie.Dlategozatrudniają
tylkomiejscowypersonel.
–Alenienarzekapan?–zauważyłaironicznie.
Wzruszyłramionami.
–Pracęnależyszanować–odparł.
–Racja–przyznała.–Poproszęomałąszkocką.
–Sięrobi!Krystyna,podajpani!Nakosztfirmy,oczywiście!–Natwarzychłopaka
wymalowałasięniekłamanaradość.Wreszcieznalazłsięnapewnymgruncie.–Wtakim
razie,no…jeślitojużwszystkiepytania,tojabymwróciłdopracy…
–Tak,towszystko,dzięki.
–Dowidzenia.Proszędonaszaglądać,zawszebędziepanimilewidzianaiobsłużona!–
Wycofałsięzwidocznąulgązakotarę.
GdyFelicjazapytała,czywolnozapalić,barmankabezsłowapostawiłaprzedniąciężką
szklanąpopielniczkę.Dziennikarkaprzyjęłaszklaneczkę,zapaliłairozejrzałasię
dyskretnie.Kilkanaścieparoczunadalwpatrywałosięwniąwmilczeniu.Nawet
dziewczynazabaremłypaławjejstronęcochwila,odwracającwzroknatychmiast,gdy
tylkoichspojrzeniasięzetknęły.Felicjawypaliłapapierosadopołowy,zgasiłaidopiła
whisky.Następniepodziękowałaiwyszła,odprowadzanaciekawskimispojrzeniami.Tym
razemniktjejniezaczepiał.
Weszłanaprzeciwkodopizzeriiizamówiłapizzęztuńczykiemikaparami.
–Średnią?–zapytaładziewczynazobsługi.
–Dużą.Jakszaleć,toszaleć.
Wtymlokalubyłozkoleipusto,spokojnieiprzytulnie.Wkominkubuchałogień,
wyłożonedrewnianąboazeriąścianyozdabiałyreprodukcjeobrazów.Całkieminnyklimat
niżsuroweidośćniechlujnewnętrzepubu.Felicjazajęłastolik.
–Cotutakpusto?–zapytała,gdykelnerkaprzyniosłajejpachnącyplacek.
–Jeszczezawcześnie–wyjaśniładziewczyna.–Unasbywaprzedewszystkimmłodzież.
Poszkole.Podwieczórsięzapełnia.Mygłówniedowozimypizzenazamówienie,tutaj
niemazbytwielemiejsca–pożaliłasięjeszcze.–Cośdopicia?Mamysoki,napój
firmowy,wodęmineralną,colę…
–Poproszęcolę.
Dziennikarkamiaławrażenie,żekelnerkarównieżprzyglądasięjejzzaciekawieniem.
Obsesjaalbo…szybkainformacja–skonstatowała.Pizzasmakowałarówniedobrze,jak
pachniała.Felicjapoprosiłaoulotkę.Dobrzewiedzieć,żecośtakiegojesttuwzasięgu,do
tegowzachęcającychcenach.Urokiprowincji.
Godzinępóźnej
–Czemuminiepowiedziałeś,żewęszyszwpubie?!–zaatakowała,gdytylkousłyszaław
słuchawcegłosRyby.
Aspirantsięzaśmiał.
–Tomojarobota–oświadczyłzdumąpomieszanązzakłopotaniem.–Wkońcujestem
psem,jaktosięmówi.Alewcalenieplanowałemtamwęszyć,tylkocośmnietknęło,żeby
wejśćipopytać.Akuratprzechodziłemwpobliżu.Alecotytamrobiłaś,panirzecznik?
Chybanieposzłaśnakielicha?
–Przyokazji.Aco,niewolno?
–Niktciniezabroni–zachichotał.–Tynamniekrzyczysz,ajadociebiedzwonięz
informacjami.Takjakobiecałem.
–Comasz?
–MamyjużwynikisekcjiKowalskiego.Chłopzmarłnaskutekwychłodzeniaorganizmu.
Noimiałprawiepięćpromiliwekrwi.Nieźlemusiałzatankować.Nawetgdybynie
zamarzłitakmógłbyodtegokojfnąć…przepraszam,zemrzeć.Takàpropos,doszłymnie
słuchy,żezamierzaszjeździćpowioskachiwypytywaćludzi?
–Gretacinakablowała?–wkurzyłasięFelicja.
–Wtakmałejmiejscowościwieściszybkosięrozchodzą.Nieważne,toprzecieżnic
złego.Teżtwojarobota,jatorozumiem.Jakbyco,uprzedź,chętniesię
ztobąprzejadę,jeślitylkobędęmógł.
–Dzięki,chybajednakwolęnie.Spłoszyszludzi,aprzedemnąmożezechcąsię
otworzyć.Chcęsiętrochęrozeznać,zobaczyć,cotozaśrodowisko,jakierodziny…sam
wiesz.Zatopotemmożemysobieotympogadać.Alezadziwiaszmnie!Cosiędzieje?
Czyżbyśnabrałwątpliwości?
–Wiesz,może.Niemówiętakaninie.Cośmiwtymwszystkimcorazmocniejśmierdzi.
Technicypodobnopotwierdzili,żetobyłśladobcasa.Toznaczy,śladydamskiegoobuwia
typukozaczek.Nadziewięćdziesiątprocent.Tooczywiścieżadendowód,ale…dziwne.
Niktsięniezgłosiłmimonaszychapeli,któresamadwarazyzamieszczałaś.Owszem,
różnetelefonymieliśmy,niestetynicsensownego.Samidowcipnisiealboświry.Zaczyna
mnietotrochęmęczyć,bodochodzeniowcyzmiastanasolewają,więcpomyślałem,że
niezaszkodzi,jeślisamtrochęsiętemuprzyjrzę…
FELICJA
Ofiara:FeliksKowalski,57lat,zamieszkaływLeśnymDole.
RodzinaFeliksaKowalskiegonależaładonapływowych,przybyłazzawschodniej
granicy,zterenówobecnejBiałorusi–spodGrodna–iosiadławmiejscowościLeśnyDół
zarazpowojnie.Dziadkowietobyliprościludzie,żarliwikatolicy,zabobonni,pracowali
naroli,alenieotrzymalizbytdużoziemiiklepalibiedę.Mielikilkorodzieci,które
wyemigrowały,główniedoNiemiec.Nagospodarstwiezostałjedensyn,ojciecFeliksa.
Ożeniłsięzdziewczynązsąsiedztwa:małoktojąpamięta,tyletylko,żewpóźniejszych
czasachowdowiała,nieradziłasobiezżyciem,rozpiłasię,zaniedbującdomidziecko.
Kowalskipracowałjakokierowcaautobusów,zginąłdośćmłodowwypadkudrogowym,
gdysynmiałmniejwięcejdziesięćlat.Felikswychowywałsięwięczmatkąalkoholiczką
orazzdewociałąicorazbardziejzdziecinniałąbabką(dziadekchybajużwtedyoddawna
nieżył).Byćmożeztegopowodurozpaczliwiepróbowałwyrwaćsięzdomu.Był
zdolnymuczniem,skończyłszkoły,zrobiłnawettechnikummechaniczne,apóźniej
jeszczejakieśkursyzawodowe.Mógłbyspokojniestudiować,musiałjednakzarabiać,bo
wdomupanowałanędza.Dlategoodrazupomaturzeposzedłdopracy.Następniepod
samkonieclatsiedemdziesiątychwstąpiłdopartii,choć–jaktowówczasbywało–wcale
niepopierałkomuny,anawetczęstodośćotwarcie(oczywiściewprywatnych
rozmowach)krytykowałsystem.Uznałjednak,żetodlaniegojedynaszansanawyrwanie
sięzkręguspołecznegopiekiełka,wktórymodlattkwiłajegorodzina.Razjedyny
pojechałzwycieczką–organizowanąprzezjakieślokalnekoło–doBerlinaZachodniego.
Dokońcażyciaotymopowiadał.MarzyłamusiępracanaZachodzie,nawetpodejmował
próbywtymkierunku,jednaknieudane.Zostałnatomiastkierownikiemwjakimś
zakładziewKryszewie,dawnojużnieistniejącym,sąsiedzipamiętajątylko,żebyłtam
specjalistąodkonserwacjimaszynrolniczych.Próbowałtakżerobićkarieręwsporcie,
skończyłosięjednaknatym,żeprzezwielelatspołeczniepełniłtylkofunkcjęinstruktora
sportudla
młodzieżywwiejskimdomukultury.Nigdysięnieożenił,choćbyłcałkiemprzystojny.
Podobnoprzeżyłzawódmiłosny,rzuciłagodziewczyna,którąpoznałnazawodach
sportowychgdzieśwPolsce.Pochodziłazinnegowojewództwa,zdużegomiasta,nie
dogadalisię,bokażdeżyłoswoimżycieminiechciałosięprzeprowadzać,zmieniaćpracy
itakdalej…noiniewyszło.Chłopakbardzotoprzeżyłiodtejporyunikałdziewcząt,ai
odinnychludzitrzymałsięraczejnadystans.Mimotoniepiłjeszczewtedy.Prawie
wcale,tyleconaimprezachzakładowych.Starałsię.Pośmiercibabkiimatki
odziedziczyłdomek,odsprzedałpole,awzarośniętymchwastemogrodziezasadził
warzywa.Kwiatównielubił,możebudziłyjakieśzłewspomnienia.Ponieważsąsiedzi
uważaligozaczłowiekakształconego,byłpoważany,zostałwięc–mimomłodegowieku
–wybranynasołtysaLeśnegoDołuifunkcjętępełniłprzezwielekolejnychlat.Niestety,
gdynadeszłyprzemianyustrojowe,zakład,wktórymbyłzatrudniony,przestałistnieć,a
Feliksniemalzdnianadzieństraciłpracęigruntpodnogami.Onowąniebyłołatwo,az
symbolicznegowynagrodzeniasołtysaniedałosięprzeżyć.Tymbardziejzbycia
społecznyminstruktoremsportu.Zresztąwkrótceitodiabliwzięli,bowiejskidom
kulturyupadł.Powstałynajegomiejscenowekluby,tamgojednakniktniezapraszał.W
tejodmienionejPolscebyłtylkozwyczajnymwiejskimbyłymaparatczykiem,adzieciaki
sięzniegośmiały.Imponowaliimmłodziinstruktorzy,poAWF-ie,wyszczekanimiastowi
karierowicze.Imałsięwięcróżnychzajęć,aletylkodorywczo.Naetatgdziekolwieknie
miałszans.Brakowałomudyplomów,nieznałjęzyków,komputeraniepotrafiłobsłużyć.
Maszynyrolniczenikogojużnieobchodziły,borolnictwowregionieprzestałosięliczyć.
Zacząłdominowaćszerokopojętybiznes,aondobiznesugłowyniemiał.Żadnapartia
jużgoniechroniła,boonateżprzestałaistnieć,wnowejsięnieodnalazł:tamkariery
robiliwyłączniekrewniiznajomikrólika.Zresztąprzeszłośćpartyjnaniepomagała,
wręczprzeciwnie,wypominanomują.Bezrobociepożerałojegosiływitalne,ambicję,
nadzieję,awkońcuteżwiaręwsiebie.Żyłsamotnie,gorzkniał,zacząłpić.Mimoże
nienawidziłswejmatkiwłaśniezpowodujejalkoholizmu,corazbardziejsiędoniej
upodabniał.Wreszcienadszedłdzień,gdynawetnasołtysajużgoniewybrali.Itak
marniał.Opróczsąsiadki,którazamłoduprzyjaźniłasięzjegorodzicami,niemiałgo
nawetktowspierać.Byłsamjakpalec,bokolegówodkieliszkatrudnouznaćzawsparcie.
Tostarszapanipróbowałaprzemówićmudorozsądku,agdysięnieudawało,opiekowała
sięnimjakwłasnymsynem,gotowałamu,prała,sprzątałaiporządkowałaobejście.Za
darmo,bopieniędzyalboFeliksniemiał,alboprzepijałjewknajpiedoostatniegogrosza.
Któregośdniawpadłpodsamochód–prawdopodobniebyłpodwpływem–izpowodu
urazukręgosłupaotrzymałrentęinwalidzką,bylejaką,miałjednakzacopić.Więcpił.Na
umór.Ażdosamegokońca…
OstatnirazwidzianywpubiewKryszewie.Byłnietrzeźwy,leczwyszedł
owłasnychsiłachtużprzedzamknięciempubu.Stamtądprawdopodobniewracałdodomu
skrótemprzezlas.Takjaktomiałwzwyczaju.
Sąsiadka–paniKrysia–wiedziała,żetosięźleskończy.Każdegodniategosięobawiała.
Tosięmusiałoźleskończyć.
Potulewko,nazajutrz
Potulewkookazałosięmaciupeńką,chybajeszczemniejsząodLeśnegoDołudziurą,
zagubionągdzieśpomiędzybocznymidrogami,dalekoodgłównejszosy.Terenówka
ponowniesięsprawdziła,tyleżeFelicja–pomimonawigacjisatelitarnej–miałaspory
problemzodnalezieniemnatychzasypanychśniegiembezdrożachwłaściwejtrasy.Gdy
wkońcudotarławmiejsce,skądwidocznejużbyłyzabudowania,okazałosię,żedalszy
dojazddowsijestcałkowicienieprzejezdny,sporykawałekmusiaławięciśćpieszo,
pokonujączaspyśnieżnesięgającejejchwilamipouda.Wreszcie–białaioblodzonajak
bałwan–znalazłasięnaskrajuzabudowanegopodupadłymiruderamiosiedla.
Znajdowałosiętuzaledwiekilkazagródi–wprzeciwieństwiedoLeśnegoDołu–
miejsceniebyłomalownicze.Wręczprzeciwnie.Biłaodniegobieda,szarość,
zaniedbanie,acałykrajobrazwokółstanowiłypoprostuniekończącesię,puste,
pofałdowane,białepowierzchnie.Zapewneotaczającewioskępola,terazzasypane
warstwamizmarzłegośniegu.Sprawiałotowszystkoodrzucającewrażenie,wręcz
przyprawiająceodreszcz.Pustkajakokiemsięgnąć.Jedynienahoryzonciemajaczyły
jakieśnagie,wyglądającenauschniętedrzewa.Itutakże,jakwLeśnymDole,domy
wyglądałyjakwymarłe.Tylkopsyujadały,brzęczącłańcuchami.Felicjęzdjęłagroza.
Wyobraziłasobie,coczująnieszczęsnezwierzaki,uwiązanenatymmroziewskleconych
zbyleczegobudkach.Ileznichzamarzło,tegoniktprzecieżnieodnotuje.Niktsięnie
dowie.Zanotowałasobiewpamięci,byitentematporuszyćwnajnowszymwydaniu
gazety.Otrzepawszydżinsyzbryłekśnieguilodu,ruszyładopierwszegozbrzegu
obejścia.Gdydrogęprzebiegłjejczarnykot,odrazupoczułasięlepiej.Dlaniejnie
oznaczałotożadnego„pecha”,naodwrót.Bratniaduszanatymwygwizdowie.Kochała
koty,zwłaszczaczarne.Lubiławszystkiezwierzęta,jednakdokotówmiałaszczególny
sentyment,jeszczezdzieciństwa.Wrodzinnymdomuwychowywałasięwrazznimi,ajej
ostatni–czarny–kocur,Kuba,odszedłniespełnadwalatatemu,zestarości.Żałowała,że
teraz–wwynajętymtymczasowopokoju–niemożesobiepozwolićnaich
towarzystwo.Naszczęściegospodynimiaładwaszarobure„tygryski”,któreodczasudo
czasująodwiedzały.Kiedyzbliżyłasiędonawpółdrewnianejichylącejsięjużmocnoku
upadkowichałupy,zauważyła,żewjednymzokiendrgnęłaposzarzałanatle
wszechobecnejbielifiranka.Najejstukanieniktjednakniezareagował.Wokółpanowała
głuchacisza,przerywanajedynieskrzypieniemjejwłasnychkrokóworaz
poszczekiwaniempsówwoddali.Zrezygnowana,skierowałasiędokolejnejposesji…
Tasprawiaławrażenie,oiletowogólemożliwe,jeszczebardziejzapuszczonej.Tym
razemktośotworzył.Wprogustanęłakobietawśrednimwieku,ubranawwarstwy
swetrów,brudnąkamizelkęiwatowanespodnie.Byłapijana.Mimonajszczerszychchęci
nieudałosięzniąporozumieć.Dziennikarkęponownieogarnęłagroza,gdyujrzała
wyglądającezzajejplecówdzieciaki,sztukkilka,wszystkieodzianetakjakmatka,z
bezmyślniepółotwartymibuziamiigilamipodnosem.Zdawałosięjej,żegilezamarzały,
alebyćmożetotylkojejwyobraźniapodsuwałataksurrealistycznemyśli.Jednakporaz
drugizanotowałasobie,byzwrócićnatendomuwagęopiecespołecznej.Cotamdom!–
zwymyślałasięwduchu.Nacałątęosadę…Ponieważkobietabełkotałanawpół
przytomnieibezwyraźnegosensu,Felicjaruszyładalej.Kolejnachałupawyglądałanieco
solidniej.Dziennikarkazastukaładodrzwi.Dzwonkówtunajwyraźniejnieznali.Po
chwilipodrugiejstronieusłyszałakroki.Staredrewnianeskrzydłozaskrzypiałoprzy
otwieraniu.Wuchylonejszparzedojrzałamałego,zasuszonegostaruszkawwełnianej
czapcenagłowie.
–Panituczego?–zachrypiałnieprzyjaźnie.
Felicjasięprzedstawiła.
–MożemyporozmawiaćoAntonimBrodaku?
–OAntku?…
–Tym,któryostatnio…
–Zachlałsięnaśmierćiskończyłwrowie–dokończyłzaniądziadekznieskrywaną
satysfakcją.–Jakieżycie,takaśmierć.Alejużbyłapaniusiawjegochałupie,widziałjo
przeciezokna.Cotugadać,pani!Tolujbył!Człowiek,niepowiem,czasemsepopije,bo
coturobićwzimowewieczory,ależebytakstale?Młodeludzie,adzieciównarobili,ino
coznimiterabędzie?Samapaniwidziałatejegobabe.Awchodźpanidosieni,bosię
chałupawychładza,tojowszystkoopowiem…
Godzinępóźniej
Gretazatelefonowała,gdyFelicjadojeżdżaładoKryszewa.Drogapowrotnaminęłajej
szybciej,jechałapowłasnychśladach.Niezabawiładługowdomu
staruszka,bochciałjąuraczyćczystąwódązniedomytejszklanki.Nicsobienierobiłzjej
tłumaczeń,żeprzyjechałasamochodemimusijeszczejakośwrócić.Orzekł,żetuwszyscy
jeżdżąpoalkoholu,byleprzytomnościniestracić,acotojestjednaszklaneczkagorzały–
tyleconic.Najwyraźniejpotrzebowałkompanadopicia.Dziennikarkapomyślała,żew
tejwioscemieszkająsamikandydacinaofiary…czyje?Mrozów?Tajemniczejklątwy,o
którejplotkująmiejscowi?Takczysiak,dziadekzdążyłudzielićjejciekawychinformacji,
zanimsamsięzamroczył.Poopuszczeniujegochałupyusiłowałazajrzećjeszczedo
dwóchkolejnych,tamjednakniktjejniewpuścił.Wpierwszejnawetdrzwinieotwarto,
choćwokniepojawiłasięnamomentczyjaśtwarz,wdrugiejjakiśdryblasodzianyw
połatanydreszwymyślałjąodnajgorszychizagroził,żepsemposzczuje.Felicjawidziała
biednegomałegokundelka,skulonegowprowizorycznejbudzie.Obokstałaupiornie
brudnamiskazresztkamijakiegośzamarzniętegonakośćjedzenia.Miałaochotępobić
zwyrodnialca,tenjednakzatrzasnąłjejdrzwiprzednosem,wrzeszcząc,żewgminie
siedząsamedarmozjadyipasibrzuchy.Wyglądałonato,żeniktwtejwsiniepracował.
WcześniejzagadkąbyłodlaFelicji,zczegożyją.Araczej,zacopiją…
Odebrałatelefon,zatrzymującsięnapoboczuwmiejscu,gdziezaczynałysiępierwsze
zabudowaniaKryszewa,adrogabyłajużodśnieżona.
–Czywamjużobojgucałkiemodbiło?!–usłyszałanawstępie.Radnachybanaprawdę
byławściekła.–Tobieitemusmarkaczowizpolicji?Totygoprzekabaciłaś!Teraztenteż
łaziiludziwypytuje,śledztwosobiewymyślił…Namózgiwampadło,znudówchyba!
Chcecie,żebynamtudokompletupanikawybuchła?!Skargęzłożęnasmarka,oficjalnie
policjazGdańskazamknęłasprawę…
–Greta,zamknijsięwreszcie–wtrąciłaFelicjadobitnie.–Tak?Posłuchaszmnieprzez
chwilęspokojnie?Siedzęwsamochodzieimarznę.Niezamierzamjeszczewysłuchiwać
twoichwrzasków.
Usłyszałaciężkiewestchnienieiwreszcieodpowiedź:
–Gadaj.
–Lepiej,żebyludziepanikowali,niżzamarzali,prawda?Więcmituniewymyślaj,tylko
zastanówsię,wjakisposóbtemuzaradzić.DajRybierobićswoje.Odtegojest.Takà
proposwracamwłaśniezPotulewka.Byłaśtamkiedyś?Wiesz,cotozakoszmar?Tam
wszyscysąchybawieczniepijani!Dzieciakijakzdziewiętnastegowieku,brudne,
zaniedbane.Trzebabytamskierowaćkogośzopiekispołecznej…
Gretazaśmiałasięwgłos.
–Onisąprzezcałyczasnagarnuszkuopiekispołecznej!–odparła.–Caławiocha.
–Iztegomająnaalkohol?
–Pewnie.Dzieciomodustodejmą,żebysięnapić.Pozatymbimberpędzą.Izapewne
nimhandlują.
–TochybaniejestwPolscelegalne?
–Niejest.Icoztego?Karyzamałe,pozatymcoznimirobić?Żadnejpracyprzecieżnie
podejmą,tosierotypoPRL-u.Tamdawniejbyłpegeer,pewnieotymsłyszałaś.Dodziś
mamyskutki:demoralizacjazpokolenianapokolenie.Alejeśćprzecieżcośmuszą.
Dzieciakicojakiśczaslądująwpogotowiachopiekuńczych,jednakwiększośćwraca,bo
panujeprzekonanie,żekażdarodzinajestlepszaoddomudziecka.Choćsamawidziałaś.
Tosięnigdynieskończy,tedzieciakidziedzicząpatologię!Myślisz,żemamynatojakiś
wpływ?!Ech,nieznasztychproblemów…
–Tomożelepiejonichpogadajmy,zamiastsiękłócić?
–Innymrazem.Nieterazprzecież,bosamazamarznieszgdzieśwpolu.Ajamuszę
kończyć,mamhukroboty.Zajrzyjdonasprzyokazji,zrobięjakąśkolację.Co?
–Może.
–Weekend?
–Zobaczymy.Ale…
–Felicjo,tylkobądźrozsądna.Proszęcię.Muszękończyć,pa!–Radnarozłączyłasię,
najwyraźniejwpośpiechu.
Felicjaruszyła.Teżsięzdenerwowała.Naszczęściedodomuniemiałajużdaleko.Czuła
sięprzemarzniętaimiałaochotęnadużykubekgorącejherbatyzcytryną.
FELICJA
Ofiara:AntoniBrodak,29lat,zamieszkaływPotulewku
Niedługatohistoria.OrodzinieAntkaBrodakaniewielewiadomo.Brakdanych,skąd
przybyliikiedydokładnie.Napływowibylizpewnością.Dziadkowieirodzice
zamieszkaliwPotulewkuwczasie,gdypowstawałtampegeer,awięcjakośnaprzełomie
latczterdziestychipięćdziesiątych.Tamteżzostalizatrudnieniijakwiększość
pracownikównapływowychotrzymalilokalwpostacibarakumieszkalnego,któryrodzina
zajmujedodziś.Wtejchwili–pośmierciAntoniego–pozostaławtymdomujegomatka
Krystyna,żonaDaria(rokmłodszaodmęża)orazczwórkadzieciwwiekuodlatdwóch
dodziewięciu.Ojciecopuściłrodzinęprzedlaty(gdyAntekbyłjeszczechłopcemw
wiekuszkolnym)iniktniewie,cosięznimodtejporydziałoanigdziewtejchwili
przebywa.Matkaorazżonanigdzieniepracują,matkamarentęinwalidzką,choć–jak
twierdzisąsiad–zdrowajestjakkoń.Tyleżepije,podobniejakżonaDaria.Osobą,która
otworzyłamidrzwi,byłaprawdopodobniestarszazkobiet,jednaktrudnopowiedziećna
stoprocent,bopodobnonaokotrudnojerozróżnić.Cóż,jakwiadomo,alkoholrobi
swoje:zniekształcarysytwarzy,postarzaiupodabniadosiebieludzi.DariaBrodak
korzystazzapomogi,nigdyniepracowałazawodowo,choćnibykończyłajakieśkursyna
kasjerkę.MłodziludziepoznalisięnawieczorkutanecznymwKryszewiemniejwięcej
dziesięćlattemuiprawieodrazubraliślub(kościelny),ponieważDariazaszławciążęz
pierwszymdzieckiem,potemprzyszłynaświatkolejne,wsumieczwórkamałychdzieci:
trzydziewczynkiijedenchłopczyk(najmłodszy).AntekBrodakuczęszczałdo
zawodówki(budowlanki),jednakporzuciłszkołę,gdysięożenił,awcześniejpowtarzał
dwieklasy.Zawszemiałtrudnościwnauce.Fachjednakzdobyłnatyle,żezatrudnianogo
dorywczonabudowieiprzyremontach.Zawszecośtamzarabiał,więcmielibynażycie,
gdybytychpieniędzynieprzepijali.Lubilisiębawić,częstojeździlinadyskoteki
organizowanewKryszewie,wówczasdzieciakamiopiekowałasiębabkawrazzeswoim
konkubentem,aczasemzostawałytylkopodopiekąnajstarszejdziewczynki,
dziewięcioletniejAni,którazajmowałasięmłodszymrodzeństwemodlat.Babkamaw
końcudopieropopięćdziesiątceisamachcejeszczeteżużywaćżycia.Aniapotrafi
podobnosprawnieubraćdzieciaki,zaprowadzićjenaspacer,nawetnakarmić
najmłodszegobraciszka,atakżeugotowaćprostyposiłek.Sąsiadtwierdzi,żepodjej
opiekąmaluchymająnajlepiej.Wrazzupływemczasuwrodziniedziałosięcorazgorzej.
WciąguostatnichdwóchlatAntekstalepiłiwyrzucaligozkażdejroboty.Podobnoteż
kradłmateriałybudowlanezplacówbudowyihandlowałnimipokątnie.Traciłklientów.
Wkońcużyligłówniezpomocyspołecznej.DomBrodakówczęstoodwiedzałapolicja,
zazwyczajzpowodurozmaitychlicznychawanturAntoniego.Dziecidwukrotnie
zabieranodopogotowiaopiekuńczego,jednakzakażdymrazemDariiudawałosię–
dziękipomocyGminnegoOśrodkaPomocySpołecznejorazsądurodzinnego–odzyskać
je.Cobędzieznimiteraz,pośmiercigłównegożywicielarodziny,trudnopowiedzieć.
AntoniBrodakwostatnimczasieniewieleprzebywałwewsi.Piłgłówniepozadomem,
bo,jaktwierdził,pokłócilisięzDarią.OstatnirazwidzianybyłwKryszewie,dwa
tygodnietemu,wgodzinachwieczornych,gdypobiłsięzdwomakolegamiprzedpubem.
Byłpodwpływemalkoholu,zataczałsię.Rozdzielonoichijedenzkolegówpróbował
zatrzymaćAntka,tenjednakwyrwałsięiobrzucającgoprzekleństwami,oznajmił,że
wracadodomu,by„przylaćżonie”.Żadnychperswazjiniechciałsłuchać,zawszebył
uparty.Tamtejnocybyłoponaddwadzieściastopnimrozu.Jakposzedł,takniktgowięcej
niewidział,dopierodwadnipóźniejprzypadkowyprzechodzieńodkryłjegozamarznięte
zwłokiwprzydrożnymrowie,wmiejscu,gdzienieczęstoktośsięzapuszcza(Antek
próbowałzapewnedojśćdoPotulewkanaskróty).Przeztedwadniwciągudniasypał
gęstyśnieg,takwięcciałozostałoprzykrytedośćgrubąbiałąwarstwą.Gdybynie
przypadek(czerwonyplecakwystającyspodśniegu,jaksiępotemokazało–skradziony),
mogłobyzostaćnieodnalezionenawetdowiosny.
Sąsiad,którynajwyraźniejsamniebyłświętoszkiem,powiedział,że„sprawiedliwości
stałosięzadość”.
Tylkocotozasprawiedliwość?…
Kryszewo,styczeń
–Mogłemcitosamosamopowiedzieć.–Rybaodłożyłwydrukinastół.–Mamwmałym
palcutehistorie.Myślisz,żetegoniesprawdzaliśmy?Pozatymniezapominaj,żejestem
stąd.Znałemtychludziwwiększościosobiście.Niemusiałaśtarabanićsięwśnieguna
koniecświata.
–Alechciałamzrobićtosama–odparłaFelicjazrezygnacją.
Policjantpokręciłgłową,jakbybyłaniesfornymdzieckiem.
–Iniemaszjużdość?–zapytałkpiąco.–Powiemcijedno:tłojestwewszystkichtych
przypadkachidentyczne.Łączyłaichwódainieudaneżycie.Mówięci,dajsobiespokój.
Streszczęci,copowinnaświedzieć.Jużitakjedenpijakszczułciępsem!Amogłobyć
jeszczegorzej.Tomenele,nicnatonieporadzisz,takieśrodowisko.Pocosięmasz
narażać?
Felicjasięgnęłaposwójkieliszekwina.Byłocierpkie,kwaśne,choćnibydobrejmarki.A
możetojejbyłokwaśno.
–Zobaczymy–mruknęłabezprzekonania,bawiącsiękieliszkiem.Zauważyłto,idolałjej
wina.
–Tylkootejkloszardceniewielewiemy,bopojawiłasięnatychdziałkachniewiadomo
skąd.Resztęznałem.TenBrodakbyłwielokrotnienotowany:bójki,kradzieże,jazda
rowerempopijaku…Zresztątajegodziuniateżnielepsza.Kradławsklepach
samoobsługowych.Nopoprostumasakra.
Pokiwałagłową.Cotudodać?Faktycznie–masakra.Rzeczywiście.Spodziewałasię
różnychrzeczy,alechybajednaksłaboznaławiejskierealia.
AspirantniespodziewaniezłożyłFelicjiwizytę,potym,jakzajrzaładokomisariatu,by
dowiedziećsię,conaprawdęmiałnasumieniuAntek.Niezastałago,jednakmłoda
policjantkazrecepcjimusiałamuotymwspomnieć,bopojawiłsiępodwieczórzbutelką
wytrawnegoczerwonegowina.Jeślispodziewałsiękolacji–pomyślała–tosrodzesię
zawiódł.Felicjaznówmiałapustąlodówkę,ponieważniezdążyłazrobićzakupów.A
raczejniemiałananiesiły.SklepikRenatybyłjużzamknięty,adonajbliższego
supermarketuzadaleko,kiedymasię
przemarzniętenakamieńwszystkieczterykończyny.Podaładowinawyłączniesolone
orzeszki.Itakcudemsięuchowały.Rybawydawałsięjednakzadowolony.Poprosił,by
opowiedziałaorezultatachswoichwywiadów,dałamuwięcnotatkidopoczytania,aon
obiecał,żeodpowienajejpytania.Siedzielijużtakrazemponadgodzinę,atmosferabyła
całkiemprzyjemna.Musiałaprzyznać,żedobrzesięczujewtowarzystwiemłodego
policjanta.Awciemnozielonejpolarowejbluziewyglądałjeszczelepiejniżwmundurze.
Zauważyła,żejegooczymająintrygującyniebieskozielonyodcień–czasemwydawałsię
onbardziejniebieski,czasembardziejzielony–zdecydowaniepasującydonaturalnie
ogorzałejtwarzyiciemnychwłosów.Jejwłasneoczybyłyzawszetakiesame,zwyczajne,
poprostuszarobłękitne.Jaknaszemorzewpochmurnydzień,zwykłmawiaćjejtata,
kiedybyłajeszczemałądziewczynką.Tymczasemniedokońcaokreślonabarwaoczu
aspirantafascynowałają…
Conieznaczy,żejątoobchodzi.Taktylkozaobserwowała.Chłopakjestdlaniej
zdecydowaniezamłody.
–Nodobra,toopowiadaj.–Westchnęła.–Ajabędęrobiłanotatki.
–Oczym?–Zaskoczony,oderwałsięodkontemplowaniaprowizorycznejpółkiz
książkami,którąpowiesiłanadbiurkiem.Książekwciążprzybywało,choćcałyichliczny
zbiórzostawiławGdańsku.Tutajmiałatylkotepotrzebnejejdopracyorazkilka
powieścikryminalnych,bezktórychbyniezasnęła.
–Jaktooczym?Sammówiłeś,żeznałeśteofiary.Przynajmniejtrzyznich,beztejz
ogródkówdziałkowych.
–Czujnajesteś!
–Pewnie.Zawszeuważniesłucham,cosiędomniemówi.Notozaczynajmy,boszkoda
czasu.
FELICJA
Ofiary:LeopoldBąbel,38lat–Karczewki,EugeniuszMiotke,66lat–Kryszewo,Jacek
Gwint44lata–Sosnowo.
RodzinyMiotkówiGwintówsąmiejscowe,MiotkowiemieszkaliwKryszewieodczasów
przedwojennych,mająniemieckiekorzenie,choćpowojniejużmieszane.Dawniejchłopi
nagospodarstwie,obecnieniewiadomokto.Gwintowieprawdopodobnieteżwywodząsię
zKaszub,choćzinnejgminy,wSosnowiezamieszkalirodziceJacka,bopodobno
ojcowiznyzabrakło.Trudnilisię,czympopadło,rodziceEugeniuszaMiotkepracowaliw
pegeerze,onsamnajczęściejbyłbezrobotny,choćodczasudoczasuzatrudniałsięprzy
remontachidopomocywogrodnictwie.Ostatnionarencie,ponoćchorowałnaoczy.Tak
naprawdęrodzinęutrzymywałażona,Eulalia,oilemążniepodebrałjejpieniędzyna
wódkę.Miotkema–araczejmiał–dwojedzieci,zktórychjednozmarłonazapalenie
płuc,gdybyłomałe(syn),adrugie(obecniedorosłacórka)kilkalattemuwyjechałona
stałedoNiemiecirzadkoodwiedzarodzinnestrony.Eugeniuszzasłynąłztego,żepo
pijanemuznęcałsięnadrodziną,ażonębiłdoswojegoniechlubnegokońca.Podobnie
LeopoldBąbel,którynależałdo„pierwotnych”napływowych.Jegorodzinasprowadziła
sięwtestronypowojnie,otrzymalidompoNiemcachikawałekziemi.Wszystkoszło
względniedobrzedoprzemianyustrojowej.Potemzroliniedałosięjużprzeżyć,aBąble
doprzedsiębiorczychnienależeli.RodzicePoldkajakośdotrwalidoemeryturyiteraz
cienkoprzędą,aleprzędą.Matkazałożyłaszklarnięisprzedajewarzywanatargu,wten
sposóbsobiedorabiają.Tyleżezsynemmieligehennę:chłoppiłnapotęgę,rodziców
traktowałjakszmaty,żonęidzieckotaksamo.Naszczęściemiałtylkojednodziecko,
czternastoletniegosyna,któryniestetyidziewśladyojca:szkołazawszezgłaszałakłopoty
ztymchłopcem,aostatniozakradzieże,bójkiiwagaryprzesiedziałrokwschroniskudla
nieletnich.Tarodzinamiałazałożoną„niebieskąkartę”,zuwaginaliczneinterwencjew
kwestiiprzemocydomowej.Wnioskowałaotożona
Poldka,SylwiaBąbel(latok.35).BojeślichodziorodzinęEugeniuszaMiotke,nikt
nigdyniczegoniezgłaszał,żonaGienkawypierałasięwżyweoczy,zawsze„spadałaz
drabiny”lub„uderzaławgłowę”podczaswykonywaniaczynnościdomowych.Choć
wszyscysąsiedziodlatwiedzieli,żejestmaltretowana.Wtejsytuacjinawetpolicjabyła
bezradna.Terazkobietaodetchnie,bomaśrodkinaskromneżycie–pracowaław
zakładachmięsnych,obecniejestnaemeryturze.PodobniezresztąjakżonaBąbla,tajest
jeszczemłoda,niepije,poradzisobie,choćnienależydozaradnych–pracyniema,brak
wykształceniaizawodu.Jednakpomagająjejrodziceiteściowie,bierzezasiłekna
dziecko,obytylkoztymsynemniemiaładalszychkłopotów,bozaczynadorastać,a
przecieżziółkozniego.
JeślichodzioJackaGwinta,tosytuacjajestniecoinna.Kawaler,mieszkałzmatką.Matka
wciążgoosłaniałainawetpośmierciosłania,wjejmniemaniubyłofiarąperfidnych
plotek.Ludzietwierdzą,żebyłgejemimiałskłonnościdomłodychchłopców.Trudno
powiedzieć,jakbyłonaprawdę,zarękęniktgonigdyniezłapał.Alecośmożebyćna
rzeczy,bozamłodumiałiśćnaksiędza,nawetbyłjakiśczaswseminarium,jednakzostał
zniegowyrzuconyalbosamzrezygnował–torównieżjestniejasne.Matka–Henryka
Gwint–utrzymuje,żeodszedł,bypomagaćjejnagospodarce(uprawialikawałekpola,
potemHenrykaprowadziłacośnakształtgospodarstwaagroturystycznego,dotejpory
tymsiętrudni–sprzedajebardzodobreserywłasnejroboty).Synrzeczywiścieją
wspomagał,jeśliakuratniepił.Corazczęściejmiewałswoje„tygodniówki”,podczas
którychszedłwcugiznikałzdomunawieledni,imprezowałwtedygdzieśwmieście,
czasemteżwpubiewKryszewie.Wszyscytrzejzmarlitaksamo:jakokolejneofiary
mrozów,wstanieupojeniaalkoholowego.GwintiBąbelwodludnychmiejscach,
prawdopodobniewdrodzedoswoichwsi,MiotkeniemalwcentrumKryszewa,wparku.
OkobietęzdziałeknajlepiejpopytaćdziałkowiczówimieszkańcówKryszewa(działki
położonesąnajegoskraju,ludziemusząjąpamiętać).
CZĘŚĆII
Wtedylustrozadrżałotakstrasznie,żewypadłoimzrąknaziemię,gdzierozprysłosięna
tysiącemilionów,bilionówijeszczewięcejokruchów.Terazdopierowyrządziliowiele
większąkrzywdęniżprzedtem,gdyżniektórekawałkibyłymniejszeodziarnkapiaskui
pofrunęłydalekowświat;gdywpadłykomuśdooka,tkwiływnim,iwtedyczłowiekten
widziałwszystkonaodwrótalbospostrzegałtylkoto,cobyłowdanymprzedmiociezłe,
gdyżkażdyodłameklustramiałtęsamąwłaściwośćcocałelustro;byliludzie,którym
takiodłamekwpadałdoserca,iwtedydziałosięcośokropnego:sercestawałosięjak
kawałlodu.
Kryszewo,styczeń
Nadeszłasobota,azniąmroźnywiatr,któryhulałwściekleprzezcałąnocidalej–nieco
tylkoosłabiony–zimpetemszarpałdrzewa,przygniatałludzidoziemi,aśniegwznosił
tumanamikuniebu,tworzącmlecznezadymkiwpowietrzu,takgęste,żeniktjużnie
wiedział,czytosypiezgóry,czyzdołu.Wtakichwarunkachwgodzinachpołudniowych
odbywałsięnakryszewskimcmentarzuparafialnympogrzebFeliksaKowalskiego.
Felicjadowiedziałasięonimprzypadkiem,oczywiściewsklepieRenaty.Dudzińska–
pakującjejdosiatkibułkiitwarożek–zapytałająpoprostupoprzedniegodnia,czysię
wybiera,aaspirantRybapotwierdził,żerodzinaKowalskiego–czylikuzynostwo,które
specjalniewtymceluprzyjechałozNiemiec–uzyskaławreszciepozwoleniena
pochówek.Dziennikarkapostanowiłasięwybrać,choćtrwającyzaoknemkoszmar
odstraszyłbykażdego.Okazałosięjednak,żenieskutecznie,ponieważnapogrzebiebył
obecnychybacałyLeśnyDół,conajmniejpołowadośćludnegoprzecieżKryszewa,a
takżewieleosóbzokolicznychwiosekiosiedli.Tłumyjaknaceremoniipogrzebowej
jakiejśgwiazdyfilmowej.Felicjawymierzyłaczastak,byominąćuroczystościw
kościele,trafiławięcodrazunakonduktpogrzebowyzmierzającywprostnapołożonyza
kościołemcmentarz.Wśródżałobnikówdostrzegłaliczneznajometwarze,byłatam
międzyinnymiRenataDudzińskawczerniwrazzsynem,bladymmłodzieńcemodługich
ciemnychwłosachspiętychwkucykorazczerwonychuszach,bochłopakzdjąłczapkęi
trzymałjąwręku,gdzieśtamwtłumiemignęłajejsylwetkaZygmusiaRybyoraz
pryszczategokierownikapubu,tużzatrumnąirodzinąwkondukcieszłaGretazmężem–
obojewyróżnialisięubiorem,amożenawetbardziejdystynkcją,takjakbyotaczałich
niczymaureolaniemalnamacalnymajestatautorytetuiwładzy.Jużnacmentarzu
uściskałajązapłakanastarszapanizLeśnegoDołu,sąsiadkaiprzyjaciółkarodziny
zmarłego.Ceremoniatrwałakrótko,bowiatrdawałsięmocnoweznaki,niesposóbbyło
wystaćdługowtakichwarunkach.Dziennikarkazanotowałasobiewpamięci,byktóregoś
dniapogadaćzproboszczem,terazjednak–widzącprzedsobą
młodegojeszczeczłowieka–zwątpiłazcelowośćtejrozmowy.Niezawielejejpowie.
Możezatowpłynąćnaludzi,więcmimowszystkoktóregośdniaspróbuje.Podobniebez
sensubyłarozmowaz„niemiecką”rodzinąKowalskiego,ponieważnawetjużdobrze
językapolskiegonieznali,azmarłegokuzynawogólenigdyniewidzieli.Terazzato
odziedzicządom,choćpewniewięcejbędąztegomielikłopotówniżpożytku.Gdy
trumnaspoczęłajużwdole–jakimcudemudałoimsięgowykopaćwtejzmrożonej
glebie,zachodziławgłowę–wycofałasiędyskretnieztłumużałobników,jednak
zawołałająGreta.Nicnieujdziejejuwagi.Mimoszalejącejwichurywyglądałajakspod
igły.
–Niebędziesznastypie?–zapytała.
–Skąd,niktmnieniezapraszał,nieznamludzi.
–Okej,jasne.Myzajrzymy,rozumiesz…wypada,okazujesię,żenaszerodzinysięznały.
Rybateżsięwybiera.Alewieczoremjesteśunasnakolacji!Punktdwudziesta.Chybanie
zapomniałaś?
Felicjanaturalniezapomniała.Niedałajednaktegoposobiepoznać.
–Będę–odparłakrótko,zarzucającnagłowękaptur,któryzerwałzniejwiatr.–Lecę,bo
całazesztywniałam.
Bocznąalejkąopuściłacmentarz.Ustaidłoniecałkowiciejejzgrabiały,aobecnośćna
pogrzebieniczegointeresującegoniewniosła.Ujrzałatylkoludziubranychnaczarno,
mającychnagłowieczapkiikapelusze.Nawielutwarzachmalowałasiębardziej
ciekawośćniżżałoba.Choćnawettwarzyzaszalikaminiebyłodobrzewidać,trudno
wyczuć,coktoczułijaksięzachowywał,pomijającrozpaczliwepróbyosłonieniasię
przedśnieżnymipodmuchami.
Wieczorem
ZostawiłaterenówkęnapodjeździepoddomemGretyiwąską,najwyraźniejdopieroco
odśnieżonąścieżkądobrnęładodrzwi.Wiatrjużsięwyszumiał,pozostałylekkie
podmuchy.Tylkomrózniezelżał–przeciwnie,dochodziłdominusdwudziestuczterech
stopniizdawałosię,żewciążrośnie.Świeży,zmrożonyśniegskrzypiałpodbutami.
Felicjazerknęłanawyświetlaczkomórkiistwierdziła,żejesttrochęzawcześnie.
Wyjechałazzapasem,obawiającsię,żemożemiećproblemzdojazdempodgórkę.
Trudno,niebędzietuprzecieżstałanatymzimnie.Zadzwoniładodrzwi,pochwili
usłyszałaszybkietupanienaschodach,dobiegająceześrodka,poczymGretajej
otworzyła.Tyleżetrochęinna,bowznoszonymniebieskimdresie,wsamychwełnianych
skarpetkach,bezmakijażu,zwłosamizwiązanymijedyniewkucyk.Takajakdawniej,
kiedysiędopieropoznały.
–Nowchodź,niestójmytakwtymprzeciągu!Wcześnieprzyjechałaś.Nie
zdążyłamsięprzebrać.Idźdosalonu,ajazarazbędęgotowa,jednąsekundkę.–Zrobiła
półobrót,byzpowrotemwbiecnaschodyprowadzącedosypialniigarderoby.
–Spodziewaszsiękompletugości?
–Nie,maszbyćtylkoty…
–Tozostań,jakjesteś,mniesiępodobasz.
Przyjaciółkasięroześmiała.
–Dobra,dobra.Zaczekajwsalonie,masztamwszystkododrinków,nalejcośsobie.
Zarazwracam.Przemkajeszczeniema,musiałzajrzećdofirmy,alenakolacjępowinien
chybazdążyć–oznajmiłaipoleciałanagórę.
Felicjaskierowałasiętymczasemdowielkiegojasnegopokojuotwartegonaholoraz
kuchnię.Nalałasobieodrobinęwytrawnegowermutuiobeszłapomieszczeniedookoła,
podziwiającwiszącenaścianachgustownegrafiki.Jeszczelepiejprezentowałsięwidokz
okna,wychodzącegonapokrytyśniegiemogródwyglądającyjakkawałeklasu,teraz
nastrojowopodświetlonystylowymilatarenkami.Zmarmurowegokominkamalowniczo
buchałogień.Gretarzeczywiściewróciłapochwili,odzianapodomowemuwnowe
granatowedżinsyiróżowysweterek.Zlekkimmakijażem–zauważyłaFelicja.Onasama
niezawracałasobiegłowystrojem.Miałanasobieocieplanesztruksyiobszernąbluzęz
brązowegopolaru.Codomakijażu,tonakładałagotylkowsytuacjachoficjalnych,naco
dzieńjejsięniechciało.
–Maszcopić?–zapytałaradna.–Świetnie,tochodźmydokuchni,będziemygadać,aja
wtymczasienałożęjedzenie.Wszystkomamgotowe,tylkodostołutrzebanakryć.
–Catering?–Dziennikarkasięuśmiechnęła.
–Wcalenie!Gosposiaczęśćprzygotowała,jadokończyłam.Możeszwierzyćalbonie,
czasemsamagotuję.Jakmamczas.
Przeszłydoultranowoczesnejkuchni,gdzieGretazaczęłasiękrzątać,zaganiającgościa
nakrzesłopodoknem.
–Czekaj,pomogęci–zaproponowałaFelicja.
–Tojawszystkoponakładam,atyzmieszajsałatkęzwinegretem.Tammaszwszystko,na
blacie.
Zajęłysiękażdaswojąrobotą,namomentzapadłomilczenie.Felicjazzapałemmieszała
warzywazostrymsosem,zachwyconafaktem,żedlaodmianyposerkachimrożonych
pizzachwchłonieodrobinęluksusuwpostacikoktajluzkrewetekdomowejrobotyoraz
bakłażanówwcieście,faszerowanychseremfeta.Gretazdradziłajejszczegółymenujuż
wcześniejprzeztelefon.Tamyślprzypomniałajejzkoleiowydarzeniudnia.
–Ijakbyłonastypie?–zapytała.
Radnawzruszyłaramionami.
–Jaktonastypie.Urządzilijąwpubie,tylkokawa,piwoifistaszki.Noiciastodokawy.
Rozmowysięniekleiły,bowiesz,nikttamzbytbliskoanizezmarłym,anizesobą
nawzajemniebył.Całeszczęście,żeciNiemcynieobwiniająnasożadnezaniedbania,
rozumieją,żepogodaniewybiera,unichzresztąwtymrokuteżciężkazima.Pojęcianie
mieli,żeichkuzynwPolscemaproblemzalkoholem…
–Zdajesię,żewogóleniebardzopamiętaliojegoistnieniu?
–Teżprawda.–Gretaułożyławkoszyczkuróżnegorodzajupieczywo,poczymna
elektrycznejkuchenceustawiłagarnek.–Napoczątekproponujęzupękremzpapryki.
Lubisz?
–Wżyciuniejadłam,alejużlubię!Pachniezabójczo.–Felicjasięuśmiechnęła.
–Dlamnietoteżodkrycie.Ajaktwójresearch?
–A,właśnie!Wzasadziejużzakończony.Zostałamitylkojeszczejednaosoba,takobieta
zdziałek,aletonamiejscu.Więcmogęwamjużzwrócićsamochód.–Sięgnęłado
kieszenipokluczyki.
–Nocoty,ajakwrócisz?Nibykawałek,aleprzytymmrozie…Nie,mowyniema.Masz
goużywaćprzezzimę.Pocomastać?–zaoponowałaGreta.
–Serio?Dzięki!
–Icotakiegoodkryłaś?
–Eeee…samesmutnesprawy–odparłaFelicja.–Bieda,patologia,brakperspektyw.
Różniludzie,podobneproblemy.Alewszystkichichłączyjedno–alkohol.
–Czylinicnowego.–Radnawestchnęła.–Nowidzisz,mysięztymborykamyodlat.To
jestnaprawdęproblemspołeczny!Beznadziejny,powiemci.Nobocoztymiludźmi
zrobić?Nienawyklidotroszczeniasięowłasneżycie.Zatosąroszczeniowi.
Niewykształceni,niechętnidoroboty,zpokolenianapokoleniedziedzicząpatologię…To
jestnajgorsze.Weźtedwapółmiskinastół…
–Toklasycznymechanizmwykluczenia.Ciludziepogubilisiępoupadkukomuny,
znaleźlipozanawiasem–powiedziaładziennikarka.
–Kochana,onibylizawszepozanawiasem!
–Toznaczy?
Gretaustawiłanastolejadalnymkolejnepotrawy.
–Topokłosiedawnegosystemu.Jużkiedypracowaliwtutejszympegeerze,pili.Oni,ich
rodziceczydziadkowie.Tyleżewtedyniebyłozmiłuj.Zakomunypotrafilisobieznimi
radzić.
–Zamordyzm,co?
–Możnatotakująć.Zamordyzm,przywilejesocjalne,kijimarchewka.Noirobotabyła
wtedydlanich.Adziśco?Samawiesz,jakjest.Wobecnychczasachniemanatychludzi
skutecznegosposobu.
–Tylkoczekać,ażwymrą?–zakpiłaFelicja.
Radnasięwyprostowała.
–Czytycośsugerujesz?–zapytałazniesmakiem.
–Taksobieponurozażartowałam…
–Oniniewymrą.Rodząsięnastępnepokolenia,aterazjeszczedostająnatencel
gratyfikacjęodpaństwa,którąprzeznaczająoczywiścienawódkę,boprzecieżnienate
dzieci,płodzonewpijanymwidzie.Cotamdlanichdzieci,totylkoefektuboczny…–
Gretazimpetempostawiłanablacietalerze,ażzabrzęczały.
–Hej,uwaganacennąporcelanę!
–Skończjużteswojeżarty,dobrze?Słyszę,żePrzemekpodjechał.Zachwilęsiadamydo
stołu.
Rzeczywiście,pochwiliusłyszałyzgrzytkluczawzamku.Mężczyznaprzywitałsię,z
Gretączule,zFelicjąkurtuazyjnie,mimożeznalisięjużdługoizwracalidosiebiepo
imieniu.PrzemysławPazikbyłtypowymprzedstawicielemnowejrodzimejklasyśredniej:
przystojny,wysportowany,wyluzowany,leczzarazemzachowującydystans,dobrze
ubranyczłowiekbiznesu.Przedsześćdziesiątką,jednakzpozorubezwieku,szlachetnie
siwiejącynaskroniach.Doskonalewykształconywswoimfachu.Zapewneseksowny,
choćakuratniewguścieFelicji.
–Skoczęjeszczetylkoumyćręce–oświadczył.–Przepraszamnachwilę,szanowne
panie,zarazjestemzpowrotem.Zotwarciemwinazaczekajcienamnie,zgoda,kochanie?
Wszaktomęskarzecz.
Dziennikarkagapiłasięnaniegozniedowierzaniem.
–Niedowiary,żenaprawdęistniejątacyfaceci–zauważyłazwestchnieniem,siadając
przystole.–Wracającjeszczedonaszejrozmowy,żebypotemniepsućkolacji…Może
wartobywwaszejgminieopracowaćjakiśkonkretnyprogrampomocytymludziom?
Przynajmniejdlaichdzieci,myślącperspektywicznie.Iniechodzimitylkoosamąpomoc
społeczną,raczejocośbardziejwszechstronnego,wsensiewychowawczym.Maciecoś
takiego?
Gretasięzastanowiła.
–Mamysystemopiekisocjalnej,alerozumiem,żenieotymmyślisz.Wiesz,toniegłupie.
Wartezastanowienia.Pomyślęotym,dziękizapodpowiedź.Aleterazjużbierzmysiędo
jedzenia.Przemku,winostoiwkuchni,weźjepodrodze!
Przystolerozmawialiowszystkimioniczym,zwykłetowarzyskiegadkiszmatki.
Potrawyokazałysięprzepyszne,winodoskonałe,choćFelicjatylkogospróbowała,
wiedzącjuż,żewracaautem,aprzytejpogodzienieodważyłabysięzaryzykować.
Atmosferazrobiłasięprzyjacielska,niemalrodzinna,budzącamarzeniaowłasnymdomu
iuporządkowanymżyciu.Gdyjużbyliprzykawieideserach,zawibrowałakomórka
Felicji.Dyskretnierzuciłaokiemnawyświetlacz:
Ryba.Postanowiłanieodbierać,niechciałarozmawiaćzaspirantemwobecności
Pazików,awychodzićbyłobyjejjakośniezręcznie.Odrzuciłapołączenie,jednakpo
chwilidostałaSMS.„Oddzwoń”–odczytała.Schowałatelefon,obiecującsobie
zadzwonićdoniegopóźniej,zarazpowizycie.Upłynęłykolejneminuty,podczasktórych
Przemysławopowiadałojakichśzabawnychsytuacjachzeswojejpracy,gdynadeszła
kolejnawiadomość.Niezajrzaładoniej,azamomentrozdzwoniłsięzkoleistacjonarny
telefonPazików,znajdującysięwholu.Gretaprzeprosiłaiwstałaodstołu,byodebrać.
Felicja–nagletkniętazłymprzeczuciem–obserwowałajejmimikępodczasrozmowy:
twarzradnejspoważniała,wydłużyłasię,zbladła.Ocośdopytywała,jednakztej
odległościniebyłojejsłychać.Wkońcuodłożyłasłuchawkę,anastępniespojrzałana
przyjaciółkęzdziwnymgrymasem,byławnimpanika.Felicjazastygła.Terazjużimąż
Gretydostrzegł,żecośsięświęci,bourwałopowiadanąanegdotęwpółsłowa.W
powietrzudałosięwyczućprawienamacalnenapięcie.Dziennikarkapierwszanie
wytrzymała.
–Cośsięstało?–zadałaostrożniepytanie.
Radnajeszczeprzezchwilęmilczała,wyglądałototak,jakbyztrudemdochodziłado
siebie.Odezwałasiędopierowtedy,gdyFelicja,corazbardziejzaniepokojona,powtórzyła
swojepytanie.Pazikwstałipodszedłdożony.Dałamuznakdłonią,żesobieporadzi,po
czymobojewrócilidostołu.
–Notomamyproblem–powiedziałaGreta.–DzwoniłRyba.Znalezionokolejnąofiarę.
–Teraz?
–Tak,jakośniedawno.Tesameokoliczności,tyleże…człowiekprzeżył.
–Notocałeszczęście!–wtrąciłPazik.
–Jestwciężkimstanie,majaczy,ależyje.Iopowiadaniestworzonerzeczy…
Półgodzinypóźnej
Felicjapodjeżdżałapodswojąkwaterę.OpuściładomPazikówprawieodrazupo
telefoniedoGrety,którapowiedziaładziennikarce,żeRybaszukałjejpilnie,byustalić
treśćkomunikatudogazety.Obiecała,żeoddzwonidoniegozarazpopowrocie,apotem,
ewentualnierano,zatelefonujejeszczedoGrety,jeślipolicjantzdradzijejcoświęcej.
Dziwne–pomyślała–jakbardzoGretaprzeżywasprawygminy.Sądzącpojejreakcji,
bardziejniżwłasneprywatneżycie.Awzasadzienicdziwnego,przecieżtakwłaśnie
powinnobyć.Wyglądanato,żejejprzyjaciółkajestidealnądziałaczkąpracującąnarzecz
swojejmałejojczyzny.Budujące.Zjeżdżajączewzgórza,jakzwyklezachwyciłasię
rozciągającąsięstamtądpanoramą.Tomorzeświateł,rozsianychwdoleipnącychsię
dookołana
okolicznewzniesieniamorenowe,ponadktórymiszumiałjużtylkolas…Piękne,zupełnie
jakwgórach,anienadmorzem.Niesamowitykrajobraz,czystepowietrze.Nie,nie
będzieżałowałatejprzygodyżyciowej.Fajniepomieszkaćwtakimmiejscuipoczućsię
jegoczęścią.Wiatrucichł,wokółpanowałaciszajakutkanazwaty.Bielświeżegośniegu
iskrzyławświetlelatarni.Dotarławreszciepoddom,zaparkowałanapodwórku.Jej
kwateramieściłasięwprawdzienanowoczesnymosiedlu,jednaksamawillazpruskim
muremostałasiętujeszczezczasówznaczniewcześniejszych.Teraznawetzabawnie
wyglądałapośródwysokichblokówzpóźnychlatdziewięćdziesiątych–takimały
grzybekwwielkimlesie.Otejgodzinie–azrobiłosięjuż,jakzauważyła,kilkaminutpo
dwudziestejtrzeciej,czasszybkozleciał–stałaciemna,widoczniegospodarzeposzli
spać,amożeoglądalijeszczenocnyprogramnatyłachdomu.Zamknęłasamochódi
sięgnęładokieszeni,byposzukaćkluczy,gdynagleusłyszałajakiśszelestiwielkicień
padłnaniąodstronyfurtki.Wystraszonaupuściłakluczprostowśniegizrobiłapółobrót,
instynktowniegotowadowalki,jednakwtymsamymmomenciektośzłapałjązaramię…
–Felicja,toja!–usłyszałanaduchem,zanimjeszczezidentyfikowaławmdłymświetle
latarnisylwetkęaspirantaRybyirozpoznałajegogłos.
Odetchnęłagłęboko,schylającsiępoklucz.
–Zwariowałeś?–wybuchła,starającsięmimowszystkomówićcicho.–Omałonazawał
niezeszłam!Cotyturobisz,docholery?
Zygmuntobjąłjąprzepraszająco.
–Czekamnaciebiechybaodgodziny,jużprawiezamarzłem.Dzwoniłem,
esemesowałem,alenieodbierałaś.Wkońcudomyśliłemsię,żemogłaśpojechaćdoGrety,
noitrafiłemwdziesiątkę,jaksięokazało.Zadzwoniłemteżodrazudoniej,alenie
zdążyłempowiedzieć,żesiedzęwauciepodtwoimdomem.Prosiłemjątylko,żebyci
przekazała,żejesteśmipilniepotrzebna.Noiotym…zresztąnapewnojużwiesz,że
mamypowtórkęzrozrywki.Gretacichybamówiła?Straszniesięprzejęła!
–Wspomniała.Chodźmynagórę,alemusiszmiwszystkoopowiedzieć.
–Tyle,ilemogę–odparłprzepraszająco.–Boteraztojużjestsprawa.Wszystkosięnam
trochęskomplikowało.Noiwyglądanato,żemiałaśnosa…
Gdyjużznaleźlisięwmieszkaniu,Felicjawstawiławodęnaherbatę.Rybabył
zmarznięty,wkońcudośćdługosterczałwswoimsamochodzieprzednieczynnym
urzędempocztowym.Natymmrozietakieautkoniebyłowymarzonąosłonąprzed
zimnem.Przyrządziłagorącenapojezcytrynąiumościłasięwfotelu,policjantowi
pozostawiającwersalkę.
–Chceszcośzjeść?–zapytaładlaformalności,lodówkaitakświeciłapustkami.
–Nie,dzięki.Jadłempoakcji.
–Dobrze,tocisięchwali.Terazgadaj.Wszystko,boinaczejbędęwęszyćpoludziachido
różnychrzeczydojdęsama.Awtedytoopiszę.
Parsknąłśmiechem.
–Gretabycinatowżyciuniepozwoliła–zripostował.Ripostabyłacelna,musiałato
przyznać,leczniedałasięzbićzpantałyku.
–Phi!–parsknęła.–Zrobiłabymtozajejplecami.Swojądrogą,jesteścietustrasznie
przewrażliwieniwtejwaszejgminie.
–Cóż,takagmina.–Wzruszyłramionami,siorbiącgorącąherbatęzkubkatak,bysięnie
poparzyć.
–Nodobra,dośćtejgadki,czekamnakonkrety–ponagliłago.
Skinąłgłową.
–Okej.Najpierwchciałbymcięprosićokrótkikomunikatdogazety,oczywiścietakżena
portal.Dobrzebyłobyteż,gdybyśwystąpiłarazemzemnąprzedkryszewskątelewizją.
Jutroprzedpołudniem,jużtomamyuzgodnione.Nagranieznajdziesiępopołudniunaich
kanalenaYouTube,wrzuciłabyśteżlinknastronęgminy.Tekstmamodgórny,alegdybyś
gomogławygładzić…pewneszczegółydotycząwyłącznieKryszewa,więczostawilije
dlanas.–Podałjejkartkę.–Tyleżedostałemwytyczne.Aletomożemypóźniej.
Najpierwpowiemci,cosięstało.
–Właśnienatoczekam–zauważyłazimno.
–Straszniejesteś,żetakpowiem,niecierpliwa–zauważył.–Możnauciebiezapalić?Bo
widzępopielniczkę…
–Ajarajsobie.Itakprzedspaniemwietrzę,nawetwmróz,amoigospodarzepalący,więc
imnieprzeszkadza.
Zapalilioboje,Felicjadolaładokubkówherbatyinastawiławodęnadolewkę.
–Nojuż,zaczynaj,boraneksięzbliża,aprzedpołudniemmamyprzecieżoboje,jeśli
dobrzezrozumiałam,występywtelewizji–ponagliłago.
–Nowięc–zacząłznamysłem.–Kierowcaciężarówki,którywracałztrasy,zatrzymał
sięprzyzjeździedolasu,tymzarazprzedsamymKryszewem,żebysięwysikać.Tylkoza
pierwszedrzewapoleciał,bowszofercemiałlaskę,więcniechciał,żebygowidziała
podczastej,no…czynności.Spieszyłsię,boraz,żemróztęgi,adwa,żejużbyłwedług
grafikuspóźniony,noichciałwreszciewdomuodtajać,pewnierazemztąlaską.Zrobił
swojeijużmiałbieczpowrotemdowozu,gdycośusłyszał.Jakiśjękczymożestękanie.
Wystraszyłsię,latarkąpoświecił,noizanastępnymidrzewamizobaczyłjakiśkształt,coś
jakbynapierwszyrzutokaworek.Polazłtam,brodzącwśniegu,izbliskazobaczył,że
znalazłnieżadenworek,tylkodelikwentaopartegoopniak.Pijaniutkiegowsztok.
Próbowałgoruszyćzmiejsca,alegośćbyłjakkłoda.Niedawałoznakżycia,nawet
postękiwaćprzestał.Kierowcawykazałsięprzytomnościąumysłuiodrazu
zadzwoniłpodstodwanaście.Miałkłopotyzzasięgiem,naszczęściejednak,gdywrócił
dowozu,telefonzadziałał.Dopierozszosy.Naturalniemybyliśmynamiejscupierwsi,
przystąpiliśmydoreanimacji.Wkońcuzacząłrzęzićicośgadać,aletrudnogobyło
zrozumieć.Cośjak„królowa”,„królowa”.Amoże„krowa”–wtedyniewiedziałem.
Zdawałonamsię,żemajaczybezsensu.Zarazponasprzyjechałopogotowie,stwierdzili,
żefacetjeszczedycha,więcgonatychmiastzabrali.Zdążyłemjednakrozpoznaćgościa.
TakijedenzKryszewa,pewnieznajomyKowalskiego,boztejsamejwsi,byłnastypie.
NazywasięMieczysławNowak,emeryt,dawniejpracowałjakowoźnywnaszej
podstawówce,siedemdziesiątlat.Alkoholiknastojaszczyj,jakzwykłmawiaćmójświętej
pamięcidziadek.Pomyśleć,żesamgotam,wpubie,kilkagodzinwcześniejwidziałem.
Tojedenztych,którzypostypiezostaliwknajpie,pewniechlałtampotemnaumórdo
późnegowieczora.Nodobra,dalej,botojeszczeniekoniec.Wpewnymmomenciew
oczyrzuciłynamsięślady.PodobnedotychprzyKowalskim.Nietrudnojebyłorozróżnić
odśladówpozostawionychprzezkierowcę,botenmiałbucioryjaktraktor,ateśladybyły
owieledrobniejsze,takjakbypodamskichbutachnaobcasie.Tymrazemśniegichnie
przysypał,wyraźniebyłyświeże.Noijeszczejedno.Teżślad,alejakbyciągnięcia.
Wyglądałonato,żeodszosyfacetzostałpodtodrzewoprzyciągniętyizostawionytam
napastwęmrozu.Oczywiściewkrótceponasprzyjechalitechniczniidochodzeniówka.
Oniprzejęlisprawę.Zabezpieczyliślady,wszystkojaktrzeba.Noiwszpitaluzdołali
wstępnieprzesłuchaćfaceta.Tymrazempowiedziałcoświęcej.Cośbardzodziwnego.Że
nibykiedywracałzknajpy,spotkałpodlasemkrólową.KrólowąŚniegu,takmówił.Iona
gozabrała.Dałamusięnapićwódki,amożetobyłczystyspirytus,jaksugerujelekarz.A
potem,śmiejącsię,odjechała.Przycisnęligo,żebypowiedział,czymodjechała,bochyba
niepodniebnąkaretą,alezdajesię,żeniewidziałpojazdu,tylkosłyszał.Iniebyłato
kareta,bokaretyraczejniemająsilników.Technicyodkrylijednakwpewnymmiejscu
przydrodześladyopon.Jeszczeichniezidentyfikowali,alejedenztechnicznych
twierdzi,żetomogąbyćśladyterenówki.Toznaczynajprawdopodobniejterenówki…
Hej,typrzecieżjeździszterenówką!–Przyjrzałsiębaczniedziennikarce.
–Alenienoszębutównaobcasie–zripostowała.
–Czyliniejesteśkrólową?
–Nie,tylkopaziem.Serio,niemamzimowychbutównaobcasie.Aterenówekjeździtu
całemnóstwo,takiemaciewarunkigeograficzne.Przestańbłaznować,mówdalej!Chyba
niejestempodejrzana?
–Bojawiem?Niewiem.Dalejjużniemazawiele.Oczywiściedochodzeniówkanieco…
no,jakbytoująć,żebynieskłamać…lekceważysytuację.Uważają,żeofiarapoprostu
majaczypopijaku,żechłopmiałzwidy,jaktowdelirce.Postaciezbajeknieczyhająna
ludzi,ateśladytojeszczenic
pewnego.Rozumiemich,niesąstąd.Alemnieodrazuprzypomniałasiętaklątwa…
–Chybawniąnieuwierzyłeś?
–Ażtakimidiotąniejestem.–Zerknąłnaniązwyrzutem.–Totylkoprosteskojarzenie.
Żecośjestnarzeczy.
–Wiesz,skądsięwzięłatabajkaoklątwie?
–Niezabardzo.Chybastąd,żewgminiedużoalkoholików,całewioski,pozostałośćz
mrocznejprzeszłości.Pewnieniejedenzamarzłwjakimśrowie.
–Trzebabysiętegodowiedzieć–powiedziała.
–Starszychludziwartowypytać.Wyobrażamsobie,coterazbędąwygadywać!
–Tymlepiej,niechgadają.Czylico,śledztwaniebędzie?
–Nie,no–żachnąłsię.–Będzie!Obawiamsiętylko,żejepoprostuodwalą…Wmieście
mająważniejszesprawynagłowieniżwioskowepijaczki.Zobaczymy.Naraziesytuacja
takwygląda,żesprawajestpodejrzana,bosądziwneśladyiwogóle.Śladynawet
ważniejszeodtego,coopowiadatenNowak,bonatobiorąpoprawkę.
–Dobra.Tozajmijmysiętymkomunikatem,bomniesięjużgałyzamykają.Jutrojeszcze
pogadamy–zdecydowała.
Gdypółgodzinypóźniejwychodził,spróbowałjąpocałować.Odsunęłasię.Cholera,robię
wszystko,bygoniezachęcać,atensięczujezachęcony–pomyślała,złaizarazem
rozbawiona.
–Dlaczegonie?–zapytał,gapiącsięnaniąwzrokiemodtrąconegomopsa.
–Bojesteśnatozamłody.
–No,weź!…Czyjaciwmetrykęzaglądam?Nieinteresujemnieona,tylkoty.Jestem
dorosły.Doskonalewiem,czegochcę.Pytanietylko,czegotychcesz…
–Czydałamciwjakiśsposóbdozrozumienia,żechcęwłaśnieciebie?
–Okej,zrozumiałem.Notodojutra.–Sięgnąłpokurtkę.
Speszyłojąto.
–Ej,zaczekaj,nieobrażajsię!Tonietak.Lubięcię,jesteśfajnymkumplem.Ale…
–Ale?
–Nieszukamfaceta.
Naprawdęnieszukała.Miałapowyżejdziurekwnosiesamcówskomlącychlub
dyszącychnawidokkobietyjakkundelzasukązcieczką.Śmiertelniejąnudzilii
wzbudzalipolitowanie.Dojrzałajużdotego,bywyżejsobiecenićnormalnerelacje
międzyludzkie,intelektualnepartnerstwo,bezobowiązkowegoseksuwtle.Niestetywiek
maswojeprawa,aZygabyłjeszczebardzomłody.
Gorzej,gdyniektórymniemijatozwiekiem.
–Niemusiszszukać–odparłzpoważnąminą.–Czasemtaksiędzieje,żektościęsam
znajduje.
–Chybajednaknierozumiesz.Przyjechałamtudopracy,niewcelachtowarzyskichczy
romansowych.Tylkotyle.
Odwróciłsięiprzyjrzałjejsięuważnie,choćwspojrzeniutym,gdzieśnadnie,kryłasię
lekkakpina.
–Mówią,żejesteś…
–Lesbą?–podchwyciłaszyderczo.
–Cośwtymrodzaju.Ajesteś?
–Amaszcośprzeciwkolesbom?
–Nie.Alewolałbymbyćuprzedzony.Boniezamierzamsiętakłatwopoddać.Noto…do
jutra,królowo!–Wyszedłipoprostuzamknąłzasobądrzwi.
Usłyszałajegokrokinaschodach,następniezatrzasnęłysięzanimdrzwiwejściowe.
Zrobiłojejsięgłupio,chciaławybiec,powstrzymałasięjednaksiłąwoli.Pochwilizeszła
tylkonaparter,byzamknąćzasuwę.Nawetniewyjrzała.Dopierokiedywróciładosiebie,
ujrzaławlustrzeodbicieswojejbłogouśmiechniętejgęby.Odpuśćsobie,kretynko–
powiedziaładolustrapółgłosem,myjączęby.
Kryszewo,luty
Budzikzbudziłjąodziewiątej,zaoknemdelikatniespadałydrobneśnieżnepłatki,zbyt
zmrożone,byobjawićsięwcałejkrasie.Zaparzyłasobietymrazemmocnąkawędo
kanapekzserem.Ojedenastejbyliumówieniztelewizją,nagraniemiałosięodbyćprzed
komisariatem,byzaakcentowaćwarunkipogodowe.Potrzebowałakofeiny,żebysprostać
zadaniu.Postarałasięteżjakośwyglądać.Wełnianaszaraspódnicaipłaszczzamiast
kurtkizkapturem.Dżinsyprecz.Opaskanauszy.Włosyluzem.Zerknęławlustro:może
być.Niezasztywno,alewyglądajakkobieta.WysłałaSMS-aGrecie,żezadzwonidoniej
ponagraniu.Radnaodpisała,żeczeka,izapytała,kiedynagraniepojawisięwsieci.
Felicjaodpowiedziała,żedokładnieniewie,alenapewnojeszczedzisiaj,iżemasięnie
obawiać,totylkooficjalnykomunikat.Natymzakończyływymianęwiadomości.
Dziennikarkaudałasiępieszodokomisariatu,niemiaładaleko.Lokalnatelewizjajuż
czekała,Rybabyłznimi,wymienialiakuratostatnieuwagi.Felicjaprzywitałasięze
wszystkimiidowiedziałasię,żemaodczytaćtreśćwstępnegokomunikatuzkartki,którą
policjantbędzietrzymałpozaokiemkamery,odparłajednak,żetegoniepotrzebuje,bo
znatekstnapamięć,wkońcuteżnadnimpracowała.PoniejRybamiałwygłosićparę
słówodpolicjiorazodpowiedziećnakilkapytań,sprowadzającychsięgłówniedotematu
przestrzeganiaprzezmieszkańcówgminyzasadbezpieczeństwa,wrazzprośbądo
ewentualnychświadkówopilnezgłaszaniesiępodpodanenumerytelefonów.
Dziennikarkapowinnawtymczasiestaćobokniegozzatroskanąminą,następnieraz
jeszcze–wimieniuurzędugminy–ponowićapel.Gdywreszcieprzystąpilidopracy,
śniegsypałnawetdośćgęsto,osadzającsięnawłosachiubraniach,cowobrazowy
sposóbwzmacniałodramatyzmsytuacji.Nagranietrwałowsumiedośćdługo,boprawie
kwadrans,oczywiścieFelicjawiedziała,żepoobróbcetechnicznejimontażuwyjdzie
krótsze.
–Kiedyotrzymammateriał?–zapytała,gdyjużbyłopowszystkim.
Realizatorkaodparła,żezakilkagodzinprześlejejlinkorazplikmailem.Natymw
zasadzierolaFelicjisiękończyła.ZRybą,któryrównieżspieszyłsiędo
swoichobowiązków,umówilisięnatelefon.Felicjawiedziała,żewraziepotrzeby
policjantwpadniedojej–aniechtam,oficjalnietaktosięwłaśnienazywało–biura.Do
siebiejejprzecieżniezaprosi,chybażenakomisariat.Wiedziała,żewciążmieszkaz
rodzicamiwrodzinnymdomu,nazaadaptowanymdotegoceludawnymstrychu,gdzie
urządziłsobieprowizorycznekawalerskiegniazdko.Pożegnałasięwięczekipą
telewizyjnąiruszyłazpowrotemdosiebie,czylidoswojegomaleńkiegobiura
połączonegozsypialnią.Chciałajeszczerazwspokojuprzeanalizowaćwszystko,czego
siędowiedziała,anastępnieprzekręcićdoGrety,którazresztąjużodwczorajszego
wieczoruczekałanatentelefon.Wczorajjednakbyłojużzapóźnonawydzwanianie.Za
townocyprzyszedłjejdogłowypewienpomysł,leczżebywprowadzićgowżycie,
potrzebnebyłowspółdziałanieGrety.Araczejpodparciesięjejautorytetem…
Godzinępóźniej
–WyślęcilinkdoYouTubeztymnagraniemtelewizyjnym–oznajmiłanawstępie,gdy
tylkoradnaodebrałapołączenie.–Mająmigoprzesłaćjeszczedziś.Chybacałkiemnieźle
namposzło.Wyglądanato,żepolicjatymrazempoważniejpotraktowałasprawę.No,ale
trudnosiędziwić…
–Właśnie,mów,cowiesz!–niecierpliwiłasięGreta.
Felicjastreściłajejwmiarędokładniewszystko,czegodowiedziałasięwczorajod
aspiranta.Radnabyłabardzozdenerwowana,zadawałamnóstwopytań,naktóreFelicja
nieznałaodpowiedzi.Aletowłaśniebyłojejnarękę.
–Słuchaj–wpadłaGreciewsłowo–mampomysł.
–No?Coznowuzapomysł?
–Żebyśmydowiedziałysięwięcej.Zpierwszejręki…
–Czylico?–niewytrzymałaprzyjaciółka.–Odglin?
–Nieodglin,oninamniczegowięcejnarazieniezdradzą.Odofiary.
–Toznaczy?…A,właśnie,coztymbiednymczłowiekiem?
Felicjaostrożniedobierałasłowa.
–Ztego,codziśmówiłRyba,corazlepiej.Jestprzytomny,wytrzeźwiał.Wciążprzebywa
wszpitalu…
–Chceszjechaćdoniegodoszpitala?
–Razemztobą–odparła.–Nawetwypada,żebyktośważnyzgminyzainteresowałsię
jegozdrowiem.Ukochanaradnabędziewsamraz.Czyonnienależydotwojegookręgu?
–Fakt…
–Widzisz.Zabierzemykwiatyipojedziemyrazem.Ktowie,możenampowiewięcejniż
policji.Aprzynajmniejwięcej,niżonimówiąnam.Cotynato?
Gretazastanawiałasięprzezchwilę.
–Maszrację,toświetnypomysł–oświadczyławreszcie.–Tylkoniewiem,czy…
Myślisz,żepolicjawyrazinatozgodę?Możeonjestjakośchronionyczycoś?
Dziennikarkasięroześmiała.
–Nieżartuj,tonieamerykańskiserialkryminalny!Akurat.Rybawyraźniemówił,że
śledczyzGdańskatraktująsprawęjakbezmałakradzieżzasranegobatonikaw
supersamie.Ktobygotamchronił,niebądźnaiwna.Adlapersonelutopoprostuzwykły
pacjent.Dowiedzsiętylko,wktórymszpitaluleżytencałyNowak,tobieZygmuś
wyśpiewajaknaświętejspowiedzi.Sprawdzimygodzinywizytijedziemy,choćbyjutro.
Agdybyktopytał,nieodważąsięprzecieżniewpuścićoficjalnejurzędowejdelegacji!
Ważnapersonawtowarzystwierzecznikaprasowego,niechnotylkospróbują…Noidaj
spokój,nieprzestrasząsięchybadwóchlasek?
–Okej.–Greciewyraźniespodobałsiępomysł.
–Okej?TozajmijsięRybą.Tylkoniedajsięspławić.Chodziopodopiecznegogminy,
urządmaprawoimoralnyobowiązekinteresowaćsięjegolosem.Jakbędzietrzeba,
pogadajzprzewodniczącymrady.Idajmiznać,cozałatwiłaś…
Nazajutrz
Dojeżdżałypodszpital.MieczysławNowakleżałwwojewódzkim,niemiałyzbytdaleko,
prostadroga,nacałeszczęściedobrzeodśnieżona.Niesypałodzisiaj.Nawetkorkicudem
jeominęły,przynajmniejtenajgorsze,możedlatego,żeporabyładośćwczesna,ludzie
siedzielijeszczewpracy,gorzejmożebyćwdrodzepowrotnej.Pojechałyrazem
terenówką,zakierownicąsiedziałaFelicja,eleganckowystrojonaGretaPazikobokw
fotelupasażera,ztyłunasiedzeniuleżałpokaźnybukietjakichśegzotycznychkwiatów,
zamówionywczorajszegodniaprzezurządwnajlepszejkryszewskiejkwiaciarni.
Odebrałygopodrodze.Felicjadoskonalezdawałasobiesprawęztego,że–jakprychała
Greta–Nowakstorazybardziejucieszyłbysięzbutelki,jednakniemogłyprzecież
odwiedzaćposzkodowanegopacjentazpustymirękami.
–CotywłaściwiewieszotymNowaku?–zapytaładziennikarka,gdystałynaświatłach.
Gretawzruszyłaramionami.
–Tylecoopozostałych–odparła.–Pijak.Dawniejpracowałwnaszejszkolejakowoźny,
aleodparulatjestnaemeryturze.Wdowiec,bezdzietny.Żonępewniewpędziłdogrobu.
Adlaczegopytasz?
–Bo,cholera,wyglądanato,żenictychofiarniełączy…Pozaalkoholem.
–Dokładnie.Pozaalkoholem.Czytomało?Widzisz,janaprawdęniebardzowierzęwte
waszeszaloneteorie.Moimzdaniemprawdajestprostaioczywista:wszystkiemuwinna
jestwódka.Resztatobajki.
Felicjaruszyła,tylkopoto,byzachwilęstanąćnakolejnychświatłach.
–Bajki,bajki–powtórzyłazgryźliwie.–Ateślady?Atakrólowaśniegu?Nobajka,
rzeczywiście.Tyleżedośćpodejrzana,nieuważasz?
Radnaponowniewzruszyłaramionami.
–Nie,nieuważam–upierałasię.–Alkoholicyróżnerzeczywidzą.Aśladówwlesie
możebyćcałamasa,wkońculudziechodzątamtędynaskróty,toniebezludneokolice.
Jestempewna,żewszystkodasięracjonalniewyjaśnić.
–AleNowakmieszkawKryszewie!Cobytamrobił,wzasadziejużpozamiasteczkiem?
–Możeszedłnadziałki?Tamzalasemsąogródkidziałkowe.
–Pocobytamszedł?
–Chryste,Felicja!Tamczęstopijąkloszardzi.Włamująsiędoaltan,atastaruszka,która
też…no,zamarzła,miałatamnawetwłasnąbudę,legalnie,boteoretyczniepilnowała
terenuogródków.Byłabezdomna.Mogłotakbyć,żeNowakszukałtampoprostu
kompanówdodalszegochlania.
–Awłaśnie,tastaruszka.Będęmusiałaoniąjeszczepopytać.Toznaczy,żetamjest
więcejtakichbezdomnych?
–Jest–przyznałaniechętnieGreta.–Alewątpię,żebysięprzedtobąujawnili.Adotego
zechcieligadać…
Felicjaponownieruszyła.
–Okażesię–odparła.
–Dajjużspokój.PogadamyztymNowakiemizobaczyszsama,żenicsięzatymnie
kryje.Chybażerzeczywiścieklątwa.
–Acowieszoklątwie?
–Kurczę,nic!–wykrzyknęłaradna.–Tożtobzdury!Wymysłyprostychludzi.Traktujesz
poważnietakiedurnegadki?!Całkiemjużchybaoszalałaś…
–Aleniewkurzajsiętak,cocięugryzło?–Felicjazdumiałasięjejreakcją.
–Tammaszparking–niedałajejdokończyćGreta.–Wjeżdżaj,bozachwilęgominiesz!
Padłocinamózg,dotegowciągaszwtoRybę.Głupismarkacz,przezciebieskończy
karieręjakokrawężnik,achybamawiększeambicje.Czynaserionierozumiecie,że
kiedyludzieżłopiąwódębezumiaru,towszystkoimsięmożeprzytrafić?Awysięwtym
doszukujeciejakiegośdrugiegodna.Sensacjiszukacie?Totylkobiedni,prościludzie!
Takimająsposóbnażycie…
Dziennikarkazestoickimspokojemustawiłaautonajednymzwolnychmiejsc
parkingowychiwyłączyłasilnik.
–Jasne.Bochlejątylko„prościludzie”.Elitynieżłopiąwódki.Elitybiorą
dragiidopalacze,popijającjeniskokalorycznymidrinkami.–Zaśmiałasię.
–Twójobrzydliwysarkazmdoprowadzamniedoszału.–Gretapierwszawysiadłaz
samochodu,zabierającbukiet.
Nowakleżałnaczteroosobowejsali.Jednołóżkobyłopuste,nakolejnymspałjakiś
starszyczłowiekpodkroplówką.Pacjentwszlafroku,dośćmłody,leżącyobokNowaka,
naichwidoknatychmiastodłożyłgazetęiwyszedłnakorytarz.Felicjazastanawiałasię,
czykierowałanimdyskrecja,czymożeraczejzwietrzyłpretekst,byzapalićpapierosaw
kiblu.Zdalekazalatywałoodniegotytoniem.Amożepoprostuichwidokmunie
odpowiadał.SamMieczysławNowakokazałsięchudymsiwymmężczyznąoczerwonej
twarzy.Wydawałosię,żejestwdoskonałejformie.Jaknato,coprzeszedł,tryskałwręcz
świetnymhumorem.Wizytaważnejradnejoraz„kobietyzprasy”podziałałanań
najwyraźniejniczymkieliszekczegośmocniejszego.Wstawiłykwiatydoszklanego
wazonu,któryprzezornieprzywiozłyzesobą.
–Jaksiępanczuje,panieMietku?Dobrzetupanu?–zagaiłaGreta.
–Acomabyćźle,szefowo?–Wyszczerzyłwuśmiechuzepsutezęby.–Dająjeśćiróżne
badaniarobią.Skacząprzyczłowiekujakkolejakiegopaniska!Jonienawykły.Inopićsię
chce,atutylkotakacienkalura.Albokompot,takijakkisiel.No.
–Zorganizujemypanudużąbutlęwodymineralnej–wtrąciłaFelicja,nacoNowaknie
zareagował.
–Policjaupanabyła?
–Ajakże!Nawetdwarazy.Wszystkomimpowiedział.
–Anampanpowie?Cotamsiępanuwłaściwieprzydarzyło?Copanpamięta?–
indagowaładalejradna.
–Comamniepowiedzieć.Takimpięknympaniombymmiałodmówić?–Wyraźnie
Nowakbyłchętnydoopowiadania.Ażsiędotegorwał.Machłopswojepięćminut–
pomyślaładziennikarka.
–No,toświetnie.Niechpanzacznieodpoczątku.Cosiędziało,odkądwyszlizpubu
gościezestypy?
Mężczyznapodrapałsięwgłowę.
–Tegototakdokładnieniepamiętam.Wypiłosiękilkagłębszychzkolesiami.Piwko
głównie…
–Późnopanwyszedł?
–Późno.Boziąbbyłtaki,żesięniechciałozciepłaiśćprecz.Alejakszefunio
powiedział,żemniewięcejnieobsłuży,towyszłem.Noidodomszłem…
–Prostododomu?
–Ano,niecałkiempamiętam.Podlasemjobył.Chciałemświeżego
powietrzazażyć.Wełbiemisiękołowało,notroszkieczłeksobiepopił,niepowiem.
Wypierałsięprzecieniebędę.Kumpelmiałpogrzeb,toczegosiędziwić.Upadłemjak
długiwtenśnieg.Iwtedyonasięprzedemnoobjawiła.
–Jaka„ona”?–wtrąciłaFelicja.
–Królowa.
–Alejakakrólowa,panieMieczysławie?Takazbajki?
–No.
–Jakwyglądała?
–Cudnabyła–rozmarzyłsię.–Idobra.Podniosłamnieizawiozła.Inapićsiędała.
–Zawiozła?Czym?–podchwyciładziennikarka.–Gdziezawiozła?
NanabrzmiałejtwarzyNowakaodmalowałasiękonsternacja.Porazkolejnypodrapałsię
wgłowę.
–Joniepamiętam.Filmmisiętrochęurwał.Ciepłosięzrobiło,muzykagrała.Apotemw
lesiewysiedliśmy.Ionamidałapić.Dobrzemibyło.Ciepło.Jakwraju.Chciałemtam
zostaćnawieki.
–Noibypanzostał,niewielebrakowało.
–Nojo.Aleonatakaprzepięknabyła.Miałabiałą…no,takąsuknię.Albopłaszcz.Z
kapturemicałymisiemobszyty.Itakiecośsrebrnenaczole.
–Diadem?
–Jo.
–Icojeszcze?Młodabyła?
–Bojowiem.Cudnajakzbajki.Białanatwarzy.Jaktenśnieg.
–Ajakiemiałabuty?
–Ano,takietyżbiałe.Eleganckie.ElegancjaFrancja.
–Naobcasie?
–Jo.
–Noikiedydałapanucośdopicia,tocosiędalejstało?
–Niecoś,inoczystyspiryt!Dobryjakkurwamać.O,przepraszamszanownepanie!
Przednigatunek,chciałempowiedzieć.Jomówiłjużtympsom,botyżotopytali.Toco
miałemkryć.Acosiędalejstało?…No.Niecałkiemkumam.Śmiałasię.Jakdzwonkibył
tenjejśmiech.Śniegiemnamniesypała,toijosięśmiał.Zabawataka.Apotemznikła.
Odfrunęła.Jakwtejbajce.Jozostał,apotem…jakieśludzienamolnemęczyli,dręczyli,
kuźwa.Pełnoglin.Noitutejsiejoobudził.Tyżjakwbajce.–Zachichotałpodnosem.
–PanieMietku,anieprzyśniłosiętopanu?–zasugerowałaGreta.
–Paniradna,mnieśniło?!–oburzyłsię.–Jo,myślipani,dureńjakiśjestem?Nicmisię
nieprzyśniło.Tobyłaprawdziwakrólowa.Samabypanichciałatakoujrzeć.
–Mówiłacośdopana?
Pokręciłgłowązdecydowanie.
–Nicniegadała.Inosięśmiała.Jakbyktoperłynawietrzerozsypał…
–Nodobrze–powiedziałaFelicja.–Tobysięmniejwięcejzgadzało–zwróciłasiędo
towarzyszki–ztym,comówiłZyga.
Nowakopadłnapoduszki,oznajmiając,żesięzmęczył.Zostawiłymujeszczedwie
pomarańcze.
–Pójdziemyjuż,zarazbędziepanmiałspokój.Niechpanodpoczywaiwracadosił.
Tylko…Felicjo!–szepnęłaradnadoprzyjaciółki.–Zróbzdjęcie,proszę.Jazpanem
Mieczysławem,natlebukietu.Nowiesz,dogazety…
Później
–Noico,nadaluważasz,żeniemanicnarzeczy,żewszystkojesttakiecacy,prostei
oczywiste?–triumfowałaFelicja.–Teraz,kiedyjużusłyszałaśtonawłasneuszy?
Gretaskrzywiłasięnieznacznie,zapinającpas.
–Samaniewiem–mruknęła.–Faktycznie,dziwnetowszystko.Oile,oczywiście–
zastrzegła–Nowakniemiałzwidów.Bomógłmieć,kochana,zwróćuwagę,żebył
narąbanyjakbąk.Rybamówił,żemiałprawiepięćpromiliwekrwi!Końbyujrzałbiałe
myszki,acodopierostarydziad!
–Przypominamci,żeznalezionośladydamskiegoobuwia.Itoprzynajmniejwdwóch
przypadkach.
–Nodlategomówię,żedziwneto.Dajmijużspokój,wracajmy.Itakjestemwtakich
nerwachprzeztowszystko,żechybasamazejdę…
FelicjaposłuszniewyjechałazparkinguizawróciławstronęKryszewa.Miałazamiar
namówićprzyjaciółkęnawizytęwdomuswoichrodzicówwOrłowie,jednakterazsama
jużstraciłanatoochotę.Oczymmiałabyimnibyopowiadać,otychzamarzającychna
mrozieludziach?NadodatekwobecnościGrety,zaktórąnieprzepadali,botoonazabrała
imcórkęgdzieś„naprowincję”,gdzieichzdaniemdiabełmówidobranoc?Matkabysię
tylkoprzeraziła.Pojedynczeprzypadkitowiadomo,coinnego,zdarzałysięiwmieście,
szczególniewśródbezdomnych.Aletylenaraz?Jakaśklątwa?Nie,innymrazem.
Zadzwonitylkoipowie,żemadużoroboty.Wyrzutysumieniasąlepszeodkolejnejkłótni
natematjejżyciaipracy…
Otejporzedniaruchbyłznaczniewiększy,wlokłysięwkoszmarnychkorkachażdo
zjazdunaobwodnicę.Dalejnaszczęściebyłojużniecołatwiej,choćprzykolejnych
zjazdachsiękorkowało.Drogapowrotnazajęłaimcałągodzinę,podczasktórejobie
główniemilczały.Felicjachciaładaćprzyjaciółceczasnawłasneprzemyślenia,sama
skupiłasięnasłuchaniuradia.Radnachybanawetna
chwilęprzysnęła,bo–jaktwierdziła–pracowałategodniaodświtu.Pożegnałysięprzed
urzędem.Gretaposzłatamzdaćrelacjęzwizyty,Felicjatymczasemskierowałaswekroki
dosklepuRenaty.Musiałazaopatrzyćlodówkę,apozatymwysłuchaćlokalnychplotek.
Wkońcucudemuratowanyniedoszłyumarlakbyłprawdziwąsensacją.Ciekawabyła,czy
rozniosłasięjużwieśćotajemniczej„królowejśniegu”.Policjatrzymałatęinformacjęw
tajemnicy.Rybaniewspominałotymanisłowemwnagraniutelewizyjnym,które
zapewneobejrzelijużwszyscywcałejgminie,oczywiściemającydostępdoInternetu.
Czyliwiększość.Dziennikarkajednakwiedziała,żeplotkarozchodzisięniezbadanymi
kanałami.Każda,choćbynawetnajbardziejzastrzeżonainformacjazawszejakimścudem
wypływa.
Nieinaczejbyłoitymrazem.
–IjaksięmatennaszbiednyNowak?–Sklepowazniżyłagłos,nachylającsiękuFelicji.
Niepotrzebnie,bowsklepikunastałaodrazutakacisza,żejejpółszeptdałsięsłyszeć
niczymwystrzałarmatni.Skupieninadbutelkamizpiwemdziadkowiewlepiliwnie
wzrok.–Możepanicoświe,paniFelicjo?
–Masięcałkiemnieźle–odparła,proszącoseryipumpernikiel.
–Tentomiałszczęście…–Renatawestchnęła.–Małobrakowałoiteżbyłobypo
człowieku.Niemyśląciludzie.–Zerknęławstronędziadków.–Alepodobnoonkogoś
widział,tamgdziegoznaleźli.Prawdato?
Felicjawzruszyłaobojętnieramionami,starającsię,byjejminaniczegoniezdradziła.
–Nicotymniewiem.Akogowidział?
–E,pewnienikogo!Ludziegadają,żeponoćjakieśbajkiopowiadał.Pijanybył,tocosię
dziwić…
–Pewnietak.Alektogadał?
Sklepowasięzastanowiła.
–AcałeKryszewogada.Alepierwszabyła,zdajesię,tastarszapaniSkowrońskaz
LeśnegoDołu.Sąsiadka.Onajeździłazwizytądoniego,doszpitala.Odrazunadrugi
dzień.Jeszczeprzedpaniami…
Maszcilos–zaklęławduchuFelicja.Aonetaksięstresowały,żeniezostaną
wpuszczone!NawetniezapytałyNowaka,czyjużktośuniegobył.Skowrońskatochyba
tasamastarszapani,któraopowiadałajejoKowalskim.Ciekawe.
–Notak–odparła.–Poproszęjeszczesałatkęśledziową.Tęwjogurcie.
–Bardzoproszę.Podobnieżjakąśkrólowąwlesiewidział!–Renatazachichotała,
sięgającpopojemnik.–Cud,żenieróżowegosłonia.Nicto,najważniejsze,żeżyje.
Pieczywo,serki,sałatka…Siateczkędotego?
Felicjaskinęłagłową.
–Paniusiesiętaknieśmiejo–odezwałsięraptemzkątajedenzdziadków.–
Botomałośmiesznejest.Nimasięzczegocieszyć.Jakjegoklątwaniesięgła,toinnego
sięgnie!Józekoddawnaprzepowiadał,toniktgoniesłuchał.
–PanieWróbel,coteżpan.–Sprzedawczyniskrzywiłasięzniesmakiem.–Znowu
zaczynająswoje.–Mrugnęładodziennikarki.
–Copanowiewiecieotejklątwie?–zainteresowałasięFelicja.
Dziadkowiezastyglizbutelkamiprzyustach.
–No?Przecieżpanowiecośoniejwiedzą,prawda?
–Mynicniewiemy–odparłjeden.–Józekwiedział.
–Józektotenkrzykliwystaruszek,cotowszystkichnaokrągłostraszy–wyjaśniła
szeptemRenata.
–AgdziejestpanJózek?–zapytałaFelicja.
–Nima.Odwczorajgonima.Nieprzyszedł.
–Awdomuteżnima?–podchwyciła.
–Nima.
–PaniRenatko,jaktenpanprzyjdziedosklepu,niechgopanidlamniewypytaotę
słynnąklątwę,dobrze?
–Spróbuję,paniFelu.
Felicjaniesprostowała.NiechjejbędzieFela,byletylkospełniłajejprośbę.
–ZnałapanidobrzeNowaka?–zapytałazamiasttego.
Renatazapakowałajejsprawunkiiodliczyłaresztę.
–Otyle,oile–wyjaśniła.–Jatuprawiewszystkichznam,trudnoinaczej.Alezawieleo
nimniewiem.Byłwoźnymwszkole.Noilubiłsobiewypić,niestety.Syngolepiejzna,
przecieżchodziłdotejszkoły.Jednąchwileczkę…Kostek!–zawołała,otwierającdrzwi
nazaplecze.–Kostek!Zejdźnomitunamoment!
Naschodach,prowadzącychzapewnedomieszkanianadsklepem,rozległosięciężkie,
raczejniespiesznetupanieizachwilęwprogustanąłmłodyczłowiekoniezbyt
zadowolonejminie.Ładnyjasnowłosychłopieczkucykiem,zwyglądupodobnytrochędo
matki,choćzcharakterubardziejzamkniętywsobie.Jakchybazresztąwiększość
dzisiejszejmłodzieży.Felicjaznałagozwidzenia,odczasudoczasupomagałzaladą.
–Co?
–Co„co”?Cosięmówi?–upomniałagomatka.
–Dzieńdobry.–Powiódłwzrokiemposklepie.
–SynuczęszczadoliceumwGdańsku,aletutejsząpodstawówkęigimnazjumkończyłz
wyróżnieniem–pochwaliłasięRenata.–Kostek,pamiętasztytegoNowaka?Woźnegoz
waszejdawnejszkoły?Jakionbył?
Chłopakprychnął.
–Normalnybył.Aczemupytasz?
–Panipyta,odpowiadajnormalnie.
–Aha.–ZerknąłnaFelicjęspodoka.–No,normalnybył.Olewaliśmygo.Takitrochę…
zbok.
–Zbok?
–No,lubiłdotykaćdziewczyny…
FELICJA
Przezkilkadnidałamsobiespokój,nadrobiłamzaległości,napisałamnaportalteksto
obowiązkuzabezpieczeniazwierzakomodpowiednichwarunkównazimę,pogadałamz
urzędniczkązgminnegoośrodkapomocyspołecznej,zgłosiłamcotrzeba,otrzymałam
odpowiedź,żewskazaneprzezemnierodzinymajązapewnionąopiekę.Musiałam
uwierzyćnasłowo,liczączresztąnawpływyGrety,któraobiecałazająćsiętym
problememzpozycjiradnej.Walnęłamteżobszernyartykułotym,jakie
niebezpieczeństwaniosązesobąsilnemrozyiintensywneopadyśnieguorazwjaki
sposóbustrzecsięzagrożeń.Ostrzegłam,żeprognozynieprzewidująwnajbliższych
tygodniachpoprawywarunkówpogodowych,przynajmniejunas,naPomorzu.
Niewykluczone,żemamywłaśnie„zimęstulecia”,amożenadchodzikolejnyokres
lodowcowy,jakstrasząniektóreświatowemedia.Tematchybawyczerpałam.Teraz
mogłamjużspokojniewrócićdosprawytajemniczychzamarznięć.Zestorazy
przejrzałamswojenotatki,spędziłamkilkabezsennychnocy.Czułam,żeintuicjamnienie
zawodzi,jednaknadalbyłamwczarnejdupie.Nickompletnie,zeropowiązań,nawetnie
wiedziałam,czyNowakmiałhalucynacje,czymożektośnaprawdępomagapijakomzejść
ztegoświata.Tylkokto?Iwjakimcelu?Karzącarękasprawiedliwości?Wcielonaw
złowieszcząpostaćzbaśniAndersena?Nocóż,sorry,alewbajkiniewierzę.Wnadmiar
przypadkówtakżeniezabardzo.OdRybywiedziałam,żeśledztwojestwtoku,jednako
konkretachniebyłomowy.Tymbardziejoefektach,boichzapewneniebyło.Itak
dobrze,żesamRybapodzielałmojewątpliwości,choćbardziejprywatnie,jako
mieszkaniec„przeklętej”gminy,niżoficjalnie–jakopolicjant.Sensacjępodchwyciły
natomiastinnemedia,naszczęścienieśmiało,dośćleniwie,bezwielkiegohuku.Natyle
jednak,byzaalarmowaćmojąmatkę,którazyskałakolejnyargument,byobrzydzaćmi
mojąnowąpracę.Oczywiścienierozumiała,żenarazieniemaminnegowyboru,anaich
garnuszkusiedziećniezamierzam.CodoGrety,pracowałamnadnią.Musiałauwierzyć,
bymmogłaoczekiwaćodniejewentualnegowsparcia.Razzasianewątpliwościzaczynają
żyćwłasnymżyciem–uGretytozjawiskochybawłaśnie
wystąpiło.Miałamwięcpołowicznewsparciedwóchpoważnychpersonwgminie:
policjantaipoważanejradnej.Azaplecamirzeszeciekawskich…
Mojedziałaniaprzyniosłyskutekotyle,żeludziezaczęlibardziejuważać.Jakbymniej
pijanychwidziałosięnaulicachwieczorami,przynajmniejwsamymKryszewie.Atojuż
coś.Zawszemniejszeryzyko.
Odwiedziłamteżterenydziałkowe.Czyliogródkileśne,dawniejnależącedoleśnictwa,
obecniegminne.Nawiasemmówiąc,wkrótceprzewidywanajestichlikwidacja,ponieważ
wtymmiejscuzaplanowanobudowęekskluzywnegoosiedladomówjednorodzinnych,a
topoważnainwestycja.Możeidobrze,boobecnietojużgłówniesiedliskopatologii.Jak
podejrzewałaGreta–nikogotamniezastałam,nieujawniłsiężadenbezdomny.Mimoto
czułamsięobserwowana.Sugestia?Niewiem.Ciszajakmakiemzasiał,choćwiem,żeod
laturzędujątammenele.Zresztąbyłotowidać:brudne,zapuszczonealtany,rozbite
butelkiiporozrzucanepuszki.Pstryknęłamkilkazdjęćnapotrzebymojegoprzyszłego
reportażu.Totutajmieszkałajednazpierwszychofiar:FranciszkaMalinowska,77lat–
Kryszewodziałki.
Jejbarakzlokalizowałamzopisu,walącasiębudazszarejpłytypilśniowej.Wyrwanez
zawiasówcienkiedrzwiwskazywały,żektośjużsiędoniejwłamał,byćmożejakiśnowy
lokatorzająłdlasiebietenwątpliwy„apartament”.Wśrodkuznalazłamgóręśmieci,
odchodyikolejnebutelki.Jedynążywąduszą,jakąspotkałam,byłbojaźliwykundelek,
którynamójwidokuciekł.Najwyraźniejprzestraszyliśmysięnawzajem,boimniew
pierwszejchwiliwystraszyłnagłyruchnatymopuszczonymuroczysku.Chciałamgo
zabrać,możeodwieźćdoschroniska,zawszetolepszeniżzostawieniepsawtych
warunkach.Jednaknajpierwnamnienawarczał,anastępnieznikłpomiędzydrzewami.
Więcejgoniewidziałam.Mamcichąnadzieję,żepsiakmożedokogośnależy.Lubże
radzitusobienieoddziś.Nawszelkiwypadekpopowrociedodomuzawiadomiłam
miejscoweschroniskodlazwierząt,boktowie,możebłąkasiętutajwięcejbezpańskich
zwierzaków…
Takwięcouzyskaniujakichśinformacjiuźródłamogłamzapomnieć.Pofatygowałamsię
zatemjakieśpółkilometradalej,doosadypołożonejnadterenemogródków.Okazałosię,
żetocałkiemprzyzwoita,wręczwypasionaimalowniczawioska,zodnowionymilub
nowopobudowanymidomkami,bardziejocharakterzeosiedlaniżwsi.Mieszkańcy
niechętnierozmawialiodzikichlokatorachzdziałek,którzynierazdalisięimweznaki.
Jednakbyliitacy,którzystaralisiętymludziompomagać,dostarczalibezdomnym
jedzenieiciepłekoce.Malinowskąkojarzyli,choćniewieleoniejmoglipowiedzieć.Nikt
niewiedział,skądsięwzięła,zapewnezmiasta.Byćmożetutajznalazłaswojąszansę,
zawszemniejszakonkurencja.Podobnozamłodubyłaprostytutką.Odkądsama
pamiętała,piłazapewne,copopadnie,naalkoholżebrałapodsupermarketami,czasem
kradła.
Dostawałateżjakąśzapomogęzopiekispołecznej,atakżeparęgroszyza„pilnowanie”
terenuogródków.Zostałaznalezionamartwawśnieżnejzaspieprzydrodzeprowadzącej
nadpobliskistaw.Musiałatamleżećprzezkilkadni,bozamarzłanakość.Pochowanoją
nakosztgminy,napogrzebieobecnabyłatylkoosobareprezentującaurządorazkobietaz
opiekispołecznej.Nawetżadenpijaknieprzyszedł.Jakżyła,takumarła,niemal
anonimowo–podsumowalimoirozmówcy.
Tobyłowszystko.Niewiele.Inadalżadnychpowiązańoprócztego,żeczasempiłarazem
zinnymi.
Zapytałamteżopsa.Możliwe,żewłaśniedoniejnależał–powiedziałjedenz
mieszkańcówwsi.Dowiedziałamsię,żektośgoregularniedokarmia,nawetbygowzięli
dosiebie,gdybytylkodałsięzłapać.Uspokajalimnie,żenadziałkachzawszeznajdzie
sobiegdzieślegowisko.Skoroludziemogą,toionmoże.Niebardzomnietouspokoiło,
dlategomimowszystkozawiadomiłamodpowiedniąorganizację.Ludzieżyjąnawłasną
odpowiedzialność,alezjakiejracjimacierpiećBoguduchawinnyzwierzak,któryjestw
końcuodczłowiekazależny?
Zaplanowałamsobiejeszczekilkarozmówwnajbliższymczasie.Tyletylkomogęzrobić,
licząc,żedowiemsięczegoś,copomogłobywyjaśnićtedziwne„przypadki”.Zobaczymy,
coprzyniosą…
Kryszewo,luty
–ZnalazłsiętencałyJózek–oznajmiłRyba.–Całyizdrowy.Całkiemniepotrzebniesię
oniegozamartwiałaś.
Wpadlinasiebieprzypadkiemprzedrondem.Aspirantspieszyłsiędokomisariatu,Felicja
planowałaprzepytaćdyrektorkęgminnejszkołyprzedferiami.Policjantucieszyłsięna
widokdziennikarki,leczrozmawiałzniącałkowicieneutralnie.Jeśliprzezjakiśczas
miałaobawy,żebędziejąnękał,tosiępomyliła.Zachowywałdystans,któregomu
pozazdrościła.Możesięuniósłhonorem.Albopoprostumamniegdzieś–pomyślałaz
lekkągoryczą,którająsamązadziwiła.
–Gdziesięznalazł?
–Okazałosię,żepohistoriizNowakiemzdjąłgostrachprzedklątwą.Choćtwierdzi,że
niepije,conajwyżejpiwkoodczasudoczasuuRenaty.Nikomunicniemówiąc,
wyjechałdocórki,któramieszkawKościerzynie.Niechciałsięwstydunajeść,kolesieby
sięzniegośmiali.
–Całeszczęście.Wypytałeśgootęcholernąklątwę?
–Niechcegadać.–Zygmuntnaciągnąłczapkęgłębiejnauszyizasłoniłustaszalikiem.
Mrózniezłagodniał,szczypałniemiłosiernie.–Powiedziałtylkocośwtymguście,że
klątwajestślepa.Iżetoniepierwszyraz.Próbowałempociągnąćgozajęzyk,alemam
wrażenie,żewnimreligiawalczyolepszezzabobonem.Wkońcumnieprzegnał,
wykrzykując,żeontylkopowtarza,coinnigadają.Aleniechciałzdradzićkto.
–Onkościółkowy?
–Zdecydowanie.Zakościelnegorobi.
–Rozumiem.Cóż.Wielututakich.Alechybawiem,kogopytać…
–Kogo?
–TęstarsząpaniąwLeśnymDole.Tę,któramiopowiedziałaoKowalskim.Pamiętasz?
Mówiłamci.Zdajemisię,żeonawiewszystko,adotegoniemauprzedzeń.Jeślicośo
tejklątwiesłyszała,tomipowie.
Nachwilęobojezamilkli.Felicjazatupaławmiejscu,czując,jakskostniały
jejstopywzamszowychbotkach.Choćwłożyłategodniaobszernywełnianypłaszcz,
zdążyłajużporządnieprzemarznąć.Rybamachinalniepoprawiłjejszal,przytrzymujący
nagłowiekaptur.Rozczuliłjątennaturalnyodruchtroski.Nawetodniosławrażenie,żeod
razuzrobiłosięniecocieplej.Ludziedookołabrnęliciężkowzwolnionymtempie,
zmęczeni,zobojętniali,skuleni,niepatrzącnasiebiewzajemnie,tylkopodnogi,bysięnie
poślizgnąćlubniewpaśćwzaspę.Wszystkowokółtrwałojakbyzamrożone,nawpół
zastygłe–otulonebieląiskutelodemmiasteczkoorazjegomieszkańcy.
–Aterazdokądsięwybierasz?–zapytałaspirant.
–Doszkoły–przyznałasięuczciwie.Skorosięwymagaodkogośszczerości,trzebająteż
samemuokazać.Przynajmniejodczasudoczasu.
–A,botamNowakpracował?
–No.Ipodobnomiałzwyczajmolestowaćuczennice.Możedowiemsięczegoświęcej.
–Nieodpuszczasz,paniredaktor.
–Ja?Dobrzewiecie,żenigdy,aspirancie.–Mrugnęładoniego.
Uśmiechnąłsię.
–Noizatocięlubię.Totaksamojakja.Więc…mogęzajrzećdociebiektóregośdniapo
robocie?Wymienimysięspostrzeżeniami.
Wzruszyłaramionami.
–Dlaczegonie,wpadaj.Tylkozadzwońnajpierw,bomożeszmnieniezastać.Atakprzy
okazji,chybanaszeapeleposkutkowały.Ludziesiębardziejpilnują.Mniejpijaków
chodzipoulicach.Zauważyłeś?
–Toprawda.–Skinąłgłową.–Bojąsię.Nareszciezrozumieli,żetonieprzelewki.
Godzinypolicyjnejniewprowadzę,aleuzgodniłemzwłaścicielemknajpy,żebywcześniej
zamykałpub,taksamojakpizzerię.Przynajmniejpókizimanieodpuści.Asklepikarzy
postraszyłempoważnymikonsekwencjami,jeślibędąsprzedawaćalkoholnietrzeźwym.
Serio,zamierzamtokontrolować.
–Super.Zawszecoś.–Poklepałagoporamieniuzuśmiechem.–Notolecę,bomi
dyrektorkaucieknie!
Później
–PaniStefańska,jabardzoproszęnigdzieniepisaćtakichrzeczy,wjakimświetleto
stawianasząszkołę!–zaperzyłasiędyrektorka,niskakorpulentnakobietadobrzepo
pięćdziesiątce,krótkoostrzyżonaiwokularach,ubranawlekkowymiętykostium,według
Felicjitypowanauczycielkabezpasji,zatozezbytdużymstażem.
Wyglądanasztywną,apodyktycznąiwieczniewkurzoną.Itenzwrot,po
nazwisku,cozamaniery–pomyślałazniesmaczona–pewniedouczniówtaksamomówi,
tyleżebez„pani”.Notodotablicy,Stefańska!
–Panidyrektor.–Skrzywiłasię.–Problemjestchybatrochępoważniejszyniżreputacja
szkoły.Botogłówniepaniproblem.Niepowiedziałam,żezamierzamotympisaćlubtę
sprawęnagłaśniać.Prosiłamtylkoowyjaśnienie.Czywiadomopanibyło,żeszkolny
woźnyzachowywałsięniestosowniewobecdzieci?Bochybamusiałapanicośotym
wiedzieć,jeślitoprawda.
Gabinetbyłdośćciasny,umeblowanybrzydkąmeblościankązminionejepoki.Naniej
dostrzegłamnóstwoplastikowychorazkartonowychteczek,segregatorów,atakżekilka
grubychksiążek.NawprostwejściawisiałareprodukcjaWyspiańskiego.Oprócztegobyły
jeszcze:zielonawykładzina,biurkozkomputeremstacjonarnym,dwakrzesła,jeden
samotnyfotel,godłowiszącepodsporychrozmiarówdrewnianymkrzyżemnatle
jasnożółtejściany.Kobietanerwowoprzekładałależącenabiurkustertydokumentów.
Dziennikarkapoprawiłasięnakrześledlapetentów,cierpliwieczekającnaodpowiedź.
Wreszciedyrektorkaspojrzałananią,zdjęłaokularyiprzetarłajechusteczką.
–Przyznaję,byłytakieplotki–odparła.–Alejawtoniewierzyłam.Nowakpracowału
nasdługo,adzieciakiopowiadająróżnerzeczy.Mająswojefantazje.Inicwtym
dziwnego!Toteżwinawas,dziennikarzy!Nasłuchająsięomolestowaniuipedofiliiw
telewizji,bototeraztakimodnytemat,toipowtarzają,bawije,żemogądorosłym
zaszkodzić…
–Panichybażartuje?
–Nie,wcalenieżartuję.Nieznapaniwspółczesnejmłodzieży.Sącwani,wyrachowani.
Bezwzględni.Nieto,codawniej.
–Aleniesprawdzałapanitego?
–Nibyjak?–Wzruszyłaramionami.–Niktgonigdynaniczymnieprzyłapał,tylkosłowo
przeciwkosłowu.
–Aha.Asłowouczniówmniejważy?
–Proszęminicnieinsynuować!Nowakzresztązarazpotejaferzeodszedłna
emeryturę…
–Czylibyłajakaśafera?
–Źlesięwyraziłam.Potychpomówieniach.Nawetrodzicenieuwierzyliwtehistorie.
Dzieciakinaśmiewałysięzniego,toznaczyzpanaNowaka,botoprostyczłowiek,noi,
rzeczywiście,zdarzałomusięwypić.Choćnigdywpracy,niedopuściłabymdotego!Nie
wypuszczałichnaprzerwachnapapieroska,więcsięmścili.Aterazbiedakledwieżywy.
Jeślinawetmiałcośnasumieniu,togojużsamPanBógpokarał–uderzyławtkliwyton.
–Współczućmutrzeba.
–PanaBogawtoniemieszajmy.Nodobrze.Aterazktojestwoźnym?
–Terazniemamyjużżadnegowoźnego,tylkodwieportierki.Nazmiany.Kobiety.Noi
dochodzącesprzątaczki.Ijeszczerazbardzoproszę,bynierobić
użytkuztychinformacji!Niechcężadnychkłopotów.Szkołamadobrzefunkcjonować,a
takiespekulacjebynajmniejjejniesłużą.
–Rozumiem.–Dziennikarkasięuśmiechnęła.–Jasne.
–Amogęwiedzieć,ktoroznositeobrzydliweploty?Jacyśuczniowie?Czyrodzice?
Felicjapokręciłagłowąiwstała.Dyrektorkazostałanaswoimmiejscuzabiurkiem,z
powrotemprzekładałapapieryidługopisy.Rękadrżałajejnieznacznie,aledziennikarka
tospostrzegła.
–Nie,tegoniemożepaniwiedzieć–odparłazimno.–Botobezznaczenia.Dziękujępani
zarozmowę,byłapouczająca.Dowidzenia.
Kobietasięzaczerwieniła,pewniebardziejzgniewuniżzawstydzenia.Nie
odpowiedziała,mierzącdziennikarkęnieprzyjaznymwzrokiem.Felicjawyszła,
zamykajączasobądrzwi.Tylkosekretarkauśmiechnęłasiędoniejnieśmiałona
pożegnanie.
Wieczorem
Zaparzyłakawęipołamałanatalerzykutabliczkęczarnejczekolady.Rybaprzyszedł
zdenerwowany.Jużprzeztelefonwyczuła,żejestniewsosie.Samateżczułasiędość
podle,rozmowazdyrektorkąszkoływyprowadziłajązrównowagi,niespodziewałasięaż
takdalekoposuniętejhipokryzji.Obojestwierdzili,żemimopóźnejporyzasługująna
mocnąkawę.
–Namniekawaniedziała–powiedziałpolicjantzroztargnieniem.–Spoko.Nawetmnie
czasemusypia.
–Tylkomituniezaśnij.Cośsięstało?Bojaniemiałamzbytdobregodnia.Tawasza
dyrektorkazeszkołygminnejtokoszmarnebabsko!
–Opowiadaj–poprosił,wzdychając.
Opowiedziała,wściekającsięporazkolejny.Aspirantnatomiasttrochęsięchyba
rozluźnił.
–Faktycznie,paskudnababa–przyznałzuśmiechem,żarłoczniechrupiącczekoladę.–
Pamiętamją.Teżchodziłemdotejszkoły.Kalwickauczyłamniematmy,jeszczeniebyła
dyrektorką.Alejużwtedybyławredna.TegoNowakateżtrochępamiętam,robiłtamza
woźnegochybaodstulat.Tobyłyjeszczeinneczasy,niemówiłosiętakotwarcieo
molestowaniuczyopedofilii.Rozumiesz,temattabu.Niktbytegonagłosnie
wypowiedział,zaskarbyświata.Tutajnawsipewnietymbardziejniżtamuwas,w
wielkimmieście.WtedyKryszewonaprawdębyłowsią,nietocodziś.Zatodoskonale
sobieprzypominam,żeniecierpieliśmydziada.
Felicjanapiłasiękawy.Uspokajałasiępowoli.Tegodnianaprawdęcieszyła
sięztowarzystwaaspiranta:lepiejbyłoporozmawiać,niżsamotnierozmyślać,poddając
sięfrustracji.
–Dlaczego?
–Byłśliski.Tylecimogępowiedzieć.Niepamiętamzbytwieleztychczasów.Tobyło
dawnotemu.
Terazonasięuśmiechnęła.
–Zczegosięśmiejesz?–obruszyłsię.
–Noborzeczywiścietomusiałobyćwiekitemu–parsknęła.–Jesteśprzecieżjuż
okropniestary!Nodobra.–Zignorowałajegoobrażonąminę.–Żartowałam.Auciebie
co?Bojaktuwszedłeś,wyglądałeśjakchmuragradowa.
Rybasięgnąłpokolejnykawałekczekolady.Zaraznawstępieoznajmił,żejestpokolacji.
Więcnienalegała.Samarównieżzjadławcześniejkawałekcamemberta.
–Umnieteżsyf–wyznał.–AkuratkiedytysięhandryczyłaśzKalwicką,mniewezwali
dokomendy.Czułemsięjaknadywaniku,choćnibymieliśmytylkoomówićsprawę.Ten
komisarzjajasobiezemnierobił.Myślał,żenicniekumam.Onichybaseriouważają,że
wiejskiglinatotępygłupek,matołopóźnionywrozwoju.Rozumiesz,potraktowalimnie
jakdebila!Palanty.Dochodzenieprowadzą,arobiąsobiezniegozabawę.Wiesz,comi
kazalirobić?…
–Niewiem–przyznałarozbawionajegozacietrzewieniem.
–Każąnamwlepiaćwysokiemandatypijakom,patrolowaćtereni,kurde,spisywać
terenówki!Noizwieśniakamigadać…tojestcytat…bomyjesteśmynamiejscu,aoni
mająważniejszezadania.Jasne.Dlazgrywynadalisprawiekryptonim„królowaśniegu”.
Rechotali,jakbytobyłświetnydowcip.Nieoficjalnykryptonim,bonaraziemamy
trzymaćgębynakłódkę,choćotejkrólowejitakjużwróblenadachachćwierkają.
Oczywiścieoniwniąniewierzą.Dalejsięupierają,żepijakmiałwizje.Alejak
naprowadzałemgadkęnateśladyobcasa,tozmienialitemat.Żetojużniedlamnie,za
ciemnyjestem…
Machnęłarękąizapaliłapapierosa.
–E,przesadzasz.Przewrażliwionyjesteś.Takimająstyl.Ajeślichodziotepatrole…to
chybacałkiemniegłupipomysł.Takmiprzyszłodogłowy,właśniechciałamcito
powiedzieć.Bopomyśl.Pijakwidział„królową”…
–KrólowąŚniegu–sprostował.
–KrólowąŚniegu.Okej.Czylizastanówmysię,conaprawdęmógłwidzieć.Popierwsze,
mógłmiećprzywidzenia,tojasne.Choćjegoopowieśćbrzmiałarealistycznie…
–Wiem,żezGretąuniegobyłyście–przerwałjejznacząco.
–No,fakt,niedasięukryć–odparłazuśmiechem.–Lećmydalej.Podrugie,dla
porządku:mógłwidziećpostaćzbajki.Coodrzucamy,bopostaciezbajeknieistnieją.
Chyba.Takczynie?
Rybawzruszyłramionami.Dolałsobiekawyzdzbanka,chociażjużpewniewystygła.
Felicjawstałaiodruchowowłączyłaczajnik,byzrobićnową.
–Załóżmyjednak,żeżadnebaśniowestworypoświecienielatają–kontynuowała.–Cóż
więctaknaprawdęzobaczył?Araczejkogo?Moimzdaniemwidziałkobietę.Żywą
kobietę,któraskojarzyłamusięzbohaterkąznanejkażdemuzdzieciństwabajki.Pewnie
kobietęwbieli,możewbiałymfutrze,kożuchualbowpłaszczu.Wobszytymmisiem
kapturze,amożeweleganckiejczapce.Ktowie,czynieozdobionejjakimiśperełkami,
cekinamialbonaprzykładsrebrnąnicią.Itonakryciegłowywziąłzadiadem.Kobieta
musiałabyćraczejatrakcyjna.Zgoda?Dobrzekombinuję?
–Iwkozakachnawysokimobcasie–dodał.
–Nowłaśnie.–Skinęłagłową.–Dlategouważam,żepatroletodobrypomysł.Skorota
laskajeździterenówką…
Aspirantsięzaśmiał.
–Myślisz,żetegonierobimy?Niesprawdzamy?Odsamegopoczątku,czyliodkiedy
Nowakztymwyskoczył,szukamybabywterenówcepasującejdoopisu!Dotego
patrolujemyodludnetereny,nailesię,kurde,da,bowkońcukilkoronastylkojestw
komisariacie.Niedasiębyćwwielumiejscachjednocześnie.Brakujeludzi,nie
rozdwoimysię!
–Spokojnie.Tojasne.Alemożewkońcutraficienajakąśpodejrzanąbabę.Zanimznowu
kogośzwiedzienamanowce.
–Ajeślinawettrafimy?Toco?Cojejzarzucimy?Conajwyżej,żeniepoinformowała
policjiotym,żespotkałaizostawiłakogośwlesie,żywegoczymartwego.Tobylidorośli
faceci.Zapomnij…
Felicjazalałakawęwrzątkiemipostawiładzbaneknastoliku.
–Nowakmówił,żedałamusięnapić–zauważyła.
–Noicoztego?Tojeszczenieprzestępstwo.Ktojejudowodni,żedziałałaz
premedytacją?Możegłupia?
Dziennikarkawestchnęła.
–Takczyinaczej,trzebadziałać.JadędotejbabcizLeśnegoDołu.Jutro.Taklątwanie
dajemispokoju.
–Jechaćztobą?–zapytałzożywieniem.
Pokręciłagłową.
–Nie,jeszczenieteraz.Chcęzniąpogadaćsama,rozumiesz:jakkobietazkobietą.–
Wyszczerzyłazęby.
Rybapodniósłręce.
–Jajejproponujęnieoficjalnąwspółpracę,aonamnieznowuspławia!–poskarżyłsięw
powietrze.–Dziennikarzetosępy–dodał.
Zachichotała.Wsumieracja.Takizawód.Słyszałatojużztysiącrazy,dawnotemu
przestałojązłościć.Miałagotowąodpowiedź:gdybynietesępy,
żylibyściewnieświadomości,bowładzazazwyczajniedzielisięwiedząze
społeczeństwem.Jednakpodarowałasobie,wiedziała,żezestronyRybytotylko
nieszkodliwaprowokacja.Pozatymbądźcobądźreprezentowałwładzę.
–Idęsobie.Dopijeszkawęsama?Aledryndnijjutro,czyudałocisięcośzkobieciny
wyciągnąć.–Wstałisięgnąłpokurtkę.–Cholera,późnojuż.Iznowutemperaturaspadła.
Mamnadzieję,żemiwózodpali,niechcemisięzasuwaćnapiechotęwtakąparszywą
pogodę…
–Jeszczezamarzniesz–rzuciłaironicznie.
Zmrużyłoczyiodparłzuwodzicielskimuśmieszkiem:
–Mamnadzieję,Felu,żeprzynajmniejbyśpomniepłakała?
Niezareagowałana„Felę”,choćmiałaszczerąochotępalnąćgówniarzawłeb.
Zadowolonazsiebie–żeniedałasięsprowokować–odprowadziłagonadółizamknęła
zanimdrzwiwejściowe.Padałaznóg,niemiałaochotysięprzekomarzać.Przezokno
usłyszałauruchamianysilnik.
Nazajutrz
Ponieważodsamegoranahulałmroźnyiprzenikliwywiatr,zrezygnowałategodniaz
wyprawydoLeśnegoDołu.Ledwiemiałachęćwyściubićnoszdomu.Podobnojutroma
sięuspokoić,zapowiadalinawet,żetemperaturapodniesiesięoparęstopni–niewiele,ale
jednak.Coprawdaprzyniesietozapewnekolejneopadyśniegu,mimotobędzienieco
cieplej,przyjaźniej.Odłożyławyjazd.Przypomniałasobiezatooksiędzu.Młodybył,co
nieoznaczałojednak,żenieznaswoichowieczek.Czymożebaranków?Nieważne–
swojejtrzódki.Musiznać,jeździprzecieżpotychwsiachzkolędą.Przeszłasiępod
kościół,byłpusty,żadnamszasięakuratnieodbywała.Obokstałaplebania:pokaźny
nowoczesnysześcian,wformieniedużegowielorodzinnegobloku,choćmieszkałtam
jedenproboszczijedenwikary,chybaniktwięcej.Byłotamjeszczebiuroparafialne,ana
parterzemieściłsięsklepzdewocjonaliami.Niewiedziała,czyigdziepowinna
zadzwonić–domofonniemiałżadnychoznaczeń–jednakgdysięnadtymzastanawiała,
zbudynkuwyszedłwłaśnieksiądzwsutannie.RozpoznałagozpogrzebuKowalskiego:
młody,łysiejącyodczoła,postawnybrunet.WiedziałajużodGrety,żetonowy
proboszcz.Nowy,czyliurzędującyodkilkulat,bowcześniejbył„stary”–dosłownieiw
przenośni,sprawowałbowiemswojąfunkcjęprzezkilkanaścielat.Młodykapłan
zamaszystymkrokiemzmierzałwkierunkuustawionejobokgłównegokościołakaplicy.
Nasutannęnarzuconymiałkożuch,niezapięty,wyglądałonato,żeudajesiędokądśtylko
nachwilę.Ryzykfizyk,postanowiłagozaczepić.Niemiaławielupytań.
–Przepraszam!–Zastąpiłamudrogę.–Niechcęprzeszkadzać,ale
poświęciłbymiksiądzminutkę?
Zatrzymałsięizmarszczyłbrwi.
–SzczęśćBoże–odparłznaciskiem.–Wjakiejsprawie?Biuroparafialne…
–Janiedobiura,tylkodoksiędza.Jestemrzecznikiemprasowymurzędugminy,zajmuję
sięsprawątychostatnichtragicznychzamarznięć.Ksiądzzeswejstronyzpewnościąteż.
Myślę,żemoglibyśmywymienićsięwnioskami.Wkońcunajważniejszejest
bezpieczeństwoludzi,moglibyśmywspółpracować…
Tymrazemonjejprzerwał.
–Córko,jaciebiechybanigdyusiebienamszyniewidziałem?
Felicjaosłupiała.Patrzyłananiego,podejrzewając,żeżartuje.Ksiądzjednakświdrowałją
poważnym,surowymwzrokiem.Nieomalgroźnym.Niewytrzymała,parsknęła
śmiechem.Znalazłsiękolejnysamieczasłaniającysięautorytetemswegourzędu–
pomyślałazrozbawieniem.
–Proszępana…toznaczy,proszęksiędza–odpowiedziaławkońcu.–Niechksiądzsobie
niekpi.Niejestempańskącórką,ksiądzjestodemniemłodszy.Zgadzasię,nieznamysię
zkościoła,niechodzęnamsze,jestemniewierząca.Aleniewtejsprawieprzyszłam.
Interesujemnie,coksiądzproboszczzamierzazrobić,byniepotrzebnienieginęliludzie.
Toprzecieżwasiparafianie.Autorytetksiędza…Kościoławogóle…mógłbybardzo
pomóc.Oniwasprzecieżsłuchają.
Mężczyznawsutanniesięnaburmuszył.
–Jaktrwoga,todoBoga?–zauważyłdrwiąco.
–Nibykto,ja?–wkurzyłasię.–Czyciwierni?Zdawałomisię,żeBógodtegojest,by
przygarniaćswojeowieczki,gdysąwtrwodze.Potochybaistniejąkościoły?Bojaakurat
przyszłamzurzędu.Zurzędudourzędu,żesiętakwyrażę.Liczyłamnawsparcieparafii,
proszęzrozumieć,mniechodzipoprostuobezpieczeństwoludzi.
–Mapaninamyśliwsparciematerialne?–podchwycił.
–Nie,nie.Proszęsięnieobawiać.Chodziłomiraczejowpływanienaludzi,
uświadomienieimzagrożeń.Działaniawychowawcze.Ciludzie,wwiększościsąto
mężczyźni,nadużywająalkoholu.Narażająsięnaniebezpieczeństwo.Gdybyśmywszyscy
wspólnie…
Ksiądzzerknąłnazegarek,którymiałnaręku.
–Proszępani,tosądobrzy,bogobojnikatolicy–odparł.–Niemojarzeczdyktowaćim,
comająrobićzeswoimżyciem,jeśliregularniespowiadająsię,chodządokościołai
przyjmująChrystusa.Naszymzadaniemjestdbaćoichdusze.
–Ażtakdosłownie?Proszęksiędza,zamarzłojużkilkaosób!Ichduszewołająopomstę
donieba!
–Widocznietakabyławolaboża.
Ponowniejązatkało.Ztakimargumentemniepotrafiładyskutować.
–Dobrzykatolicy?–spróbowałazinnejbeczki.–Bogobojnikatolicy,
katującypopijanemuswojerodziny,żonyidzieci?
Proboszczzmierzyłjąznaczącymspojrzeniem.
–Sącięższegrzechy.Niechsiępaninieobawiaocudzezbawienie,tylkoowłasne.Pan
Bógosądzisprawiedliwiekażdegowodpowiednimczasie.Panitwierdzi,żejest
niewierząca.Aleochrzczonapanibyła,hę?
Felicjaztrudempowstrzymałasięprzedwydrapaniemmuoczu.Cozanadęty,
nonszalancki,ograniczonybufon!–myślałazfurią,którakipiaławniej,usiłując
wydostaćsięnazewnątrz.Opanowałasięztrudem.
–Ochrzczona?Możliwe,proszęksiędza,choćprawdęmówiąc,nieprzypominamsobie,
żebymwyrażałanatozgodę–oznajmiła.–Możepowinnamzażądaćodszkodowania?W
jednymsięzpewnościązgadzamy:jarównieżmamnadzieję,żejeśliBógistnieje,osądzi
każdego.Sprawiedliwie.Tobychybabyłonatyle.Choćnie,jeszczetylkojednoksiędzu
powiem:hipokryzjaprzezwasprzemawia.Hipokryzja,wygodnictwoichciwość.Tutejsi
ludziesąufni.Prości,pokorni.Prawda?Tegoksiądzodnichnieusłyszy,dlategousłyszał
ksiądzodemnie.Bojajestemwolna,mamwybór.Szkoda,żeniechcepan…ksiądz…
pomóctymludziom.Takzwyczajnie,poludzku.Przyswoichmożliwościach,przytakim
kredyciezaufania.Aletosprawapańskiegosumienia.
Proboszczrozejrzałsięwpopłochudookoła.Naszczęście–amożenanieszczęście–w
pobliżuniebyłożywejduszy.Tylkowicherdalejhulał.Dziennikarkaotuliłasięciaśniej
płaszczem.
–Dowidzenia–pożegnałasięizawróciła.
–Proszępani!–usłyszałazasobą.–Możejednakzajrzypaniktóregośdnianamszę?
Zapraszam.Nigdyniejestzapóźnonaskruchę…
Odwróciłasięzpowrotem.
–Ktowie.Cośmisięprzypomniało.Słyszałksiądzcośoklątwie,którapodobnodotknęła
tomiasteczkoijegookolice?
–Nietolerujemyzabobonów–odparłzgodnością.–Proszęwybaczyć,spieszęsiędo
kościoła.MamobowiązkiwobecBoga,niewysłuchujęherezjiwygłaszanychprzez
błądzącejednostki.Togrzech.Moiwierniotymwiedzą.
Zaśmiałasięiodeszła,jużbezsłowa.Zabobonyzawszewidzimywyłączniepo
przeciwnejstronie–zauważyławduchuzniesmakiem.
Następnegodnia,wpołudnie
DobrzesięczuławprzestronnejkuchnipaniSkowrońskiej,przyrozgrzanympiecui
gorącejczekoladziewdużymkamionkowymkubku,zupełniejakwdomu.Starszapani
uradowałasięnajejwidok,odrazuwyjęłazespiżarkiświeżeciasto,placekześliwkami,
oczywiściewłasnejroboty.Ucieszyłoją,żeniebędziegojadła
wsamotności.
–DawniejtodomnieFelekczasemzaglądał,jaktrzeźwybył,choćostatniotobyłocoraz
rzadziej,niestety.–Westchnęła.–Teraztojużniktnieprzyjdzie.Ajateciastaznawyku
piekę,bomożeakuratktowpadnie,jakchoćbypanidzisiaj.Przezcałeżyciepiekłamdla
ludzi.Ataktotylkozpsemsiępodzielę,onteżlubisłodkie.–Kobietauśmiechnęłasię
pogodnie,choćgłosmiałasmutny.
Felicjadomyśliłasię,żeFelektoFeliksKowalski–sąsiadSkowrońskiejiwpewnym
sensiejejpodopieczny.Odwzajemniłauśmiech,przełykającczekoladę,niecozasłodką,za
toaromatycznąiesencjonalną.Nietylkorozgrzewała.Uspokajała.Amożetosamastarsza
paniwtensposóbnaniądziałała.
–PaniJanino,jatuprzyjechałam,żebyocośpaniązapytać–wyznała.
–Noprzecieżdomyślamsię,żeniejechałatakikawałdrogiprzezteśniegi,żebyzemną
tylkoplackapojeść!–Staruszkazachichotała.–Mów,dziecko,cociętrapi.Jakdamradę,
pomogę.ChodzioFeliksa?
Felicjadołożyłasobiedrugikawałekciasta.Niemusiaładbaćolinię,samajej
wychodziła.Zazwyczajraczejzapominałaoposiłkach.
–Nie,tymrazemnieoniego.Choćtosięwiąże…Mamtymrazembardziejogólne
pytanie.Czypanimożesłyszałacośojakiejśklątwie,któranibydotknęłatęokolicę?
Wciążoniejsłyszęodludzi,alejakprzychodzicodoczego,niktniechcenatentemat
rozmawiać.Cośbąkną,więcpróbujędopytywać,awtedynaglezapadamilczenie.Nie
rozumiemtego,amamwrażenie,żetomożemiećjakiśzwiązekzprzypadkamitych
zamarznięć.Ocowtymchodzi,niedomyślasiępani?
Starszakobietazamyśliłasię.Usiadła.
–Wstydząsiępewnie–odparła.–Myślą,żetakamiastowapaniichwyśmieje.
–Raczejbojąsięswojegoproboszcza.Miałamokazjęznimrozmawiać.Zdradziłmi,co
myśliowiejskichzabobonach.–Usłyszałasarkazmwswymgłosie,więcnawszelki
wypadekzamilkła.JednakSkowrońskiejtonieobeszło.Kontynuowała,grzejącsobie
dłonieogorącykubek:
–Topewnikiemteż.Tenproboszczuniomłody,aleponoćsrogi.Jatamdotegokościoła
niechodzę,tyle,coodsąsiadówsłyszałam.Dożadnegoniechodzę,bozadaleko.
Ewangeliczkajestem–wyznała–zdziadapradziada.AleBogamasięwsercu.
Dziennikarkaskinęłagłowązprzekonaniem.
–Prawda.Alepanicośotejklątwiewie–dodaładomyślnie.
–Ano,słuchymniedoszły,piąteprzezdziesiąte.
–Opowiemipani?
–Tojużstarahistoria,sprzedlat.Bardziejzludzkichjęzykówmiznananiżzwłasnej
pamięci.Alepewnie,żepowiem,cowiem.Czemubynie?–Kobietazamyśliłasięna
chwilę,zapewneusiłującprzypomniećsobieszczegóły.
Felicjaczekaławmilczeniu,byjejnierozproszyćlubniezniechęcić.Wyjęłaswójnotes,
wktórymzapisywałacoważniejszeinformacje.Skowrońskaniezwróciłanatouwagi.
Najwyraźniejtojejnieprzeszkadzało.
–Tobyłozedwadzieścialattemu.Możenawetwięcej…–zaczęłagospodyni.
–Czylilatadziewięćdziesiąte,tak?–upewniłasiędziennikarka.
–Anojakośtak,jużpotychprzemianachpolitycznych,wiepani,oczymmówię.Może
jakiekilkalatpotem.Teżzimabyłasroga,prawiejaktaobecna.Itakjakterazmieliśmy
tuwgminietakisamciągzamarznięć,człowiekpoczłowieku.Zaraz…niechnosobie
przypomnę…zsześćalboisiedemosóbtegobyło.Wszyscypomarlijedenpodrugim.
Mężczyźni,aleizedwiebabki.Identyczniepijaniutcywsztok,choćniewszyscytobyli
pijacy,tacy,wiepani,cotonic,tylkonadużywają,jakciobecni.Tekobietytoponoć
normalnieniepijącebyły,aleilewtymprawdy,toniemampojęcia.Wtedywkażdym
raziebyłynapite.Strachpadłnamieszkańców.Inoztegotakiegohalojakdziśniktnie
robił,raczej,jaktosiędziśmówi,wyciszylisprawę,bysiędalejnierozniosła.Aleludziei
takgadali.Tochybawtedyporazpierwszyzaczętowokolicymówićotejcałejklątwie.
Żenibyjeszczezczasówtegonaszegopegeerusięwzięła…
–Jaktozpegeeru?
–Anotak.–Skowrońskasięzmieszała.–Jowięcejnicotymniewiem.Nierobiłamtam
nigdy,znaczywpegeerze,wtenczas,zakomuny,zajmowałamsięgospodarstwem,amąż
wstocznizarabiał,więcnieobeznanibyliśmy.Inowiem,żecośtamztympegeerembyło
narzeczy.–Urwała,niepatrzącwoczydziennikarce.
Wwidocznysposóbbyłazdenerwowana.Felicjarozpoznałatopojejsposobiemówienia:
gdybyłaspokojna,starałasiępoprawniepopolskuukładaćzdania,wnerwachużywała
kaszubskiegoakcentuiwiejskiejwymowy.
–Alenicpaniniesłyszałanatentemat,ocochodziło?
Kobiecinacałyczasuciekaławzrokiem,wyraźniespeszona.
–Nonic,więcejnic.Aleniechpanizapytainnych.Panisięprzeciekolegujeznaszą
radną,atowspaniałyczłowiek.Dużodlagminydziała,dobradlaludzi,tylkochwalić.I
mądrabardzo,tapaniGretka,młoda,alekształcona.Noistądpochodząca.Onacoś
powinnaotymwiedzieć–wybąkałaniepewnie.
Felicjapokręciłagłową.
–Niestety,Gretatwierdzi,żenicniewie.Wtedy,zapegeeru,byłajeszczedzieckiem.Co
mogłabyztamtejepokipamiętać?
–Aletezamarznięciawcześniejszechybapamięta?
–Możliwe,cośnawetwspominała,żetoniepierwszyraz–przypomniałasobieFelicja.–
Aletylkotyle…
Skowrońskasięożywiła.
–O,jużwiem!–weszłajejwsłowo.–DoJózkaMortkipaniidzie!Tenna
pewnopamięta,byłbrygadzistąwpegeerze.Onzresztąotejklątwieopowiadał.
FelicjaodrazuskojarzyłaJózkaMortkęzgniewnymdziadkiemzesklepuRenaty.
Musiałooniegochodzić.
–Zdajesię,żewyjechałdocórki–powiedziała.
–Jużwrócił,spotkałamgozedwadnitemu,jakchrustzbierał.Mieszkawtymmałym
domkunauboczu,zarazpodrugiejstronieszosy.Jakpanidokrzyżówkidojedzie,tow
lewo,wdół,pomiędzydrzewamitakizjazdjest.IzarazobejścieJózia.Sammieszka,
odkądmużonapomarła,adwiecórkizamążwydał.
–A,toblisko.Chętnieznimporozmawiam,dziękujęzaradę.PaniKrysiu,acobyło
dalej?Rozumiem,żepotamtejseriizamarznięćsprawęwyciszono,alepóźniej?Nie
zdarzyłysiękolejnepodobnehistorie?
–Nie,ażdodziś.Znaczy,jakieśpojedynczetobyły,raznatenprzykładjedenmłody
chłopakzpotańcówkiwracał,zkumplamisiępokłócił,pijanegozostawilipodrodzew
rowie,boisamitrzeźwiniebyli,noinieszczęściegotowe.Ale,jakmówię…podobnych
niebyło.Niechpanisobieniemyśli,żenaszagminagorszaodinnych,tonieżadnagmina
pijaków!Tyletupiją,coiwszędzie.Większośćtoporządniludzie,samapaniwidzi,coja
będętłumaczyć.Niewiem,zacotakapomsta.
Obiezamilkły.Gospodynidokroiłaciastainastawiławodęnakawę.Felicjazapisałanowo
poznanefaktywnotesie.
–Paniznałatychludzi?Tych,cowtedypozamarzali?–zapytałajeszcze.
–Niezabardzo.–Staruszkaopłukałakubkipoczekoladzieinalaładonichkawy.–Tyle
cozwidzenia,itotylkoniektórych.Oninieznaszejwsibyli.
–Żadnychnazwiskpaniniepamięta?
Skowrońskapokręciłagłową.
–Gdzieżtam,potylulatach,dziecko!Pamięćjużnieta.Gazetyonichniepisały,ale
możektoinnyspamiętał.WsamymKryszewieniechpaniFelicjapopyta.Itamdookoła,
wtychpegeerowskichwioskach,botostamtądludziebyli.Aijamampytaniedopani.O
cosięrozchodziztąkrólowąśniegu,októrejNowakopowiada?
–PanibyłauNowaka,rozmawiałaznimpani,prawda?
–Anobyłam,bosięznimoddawnaznam.Sąsiadprzecie,aniktinnybysiędoniegonie
pofatygował.Pomarańczymuzawiozłam,aleniepozwolilizostawić.
–Myśmysiępofatygowały.ZGretą.–Felicjasięuśmiechnęła.
–A,notoładniezwaszejstrony,bardzoładnie.Taknależało.Wamteżotejżekrólowej
gadał?
–Nogadał,paniKrysiu.Trudnopowiedzieć,ocomuchodziło.Możepoprostubyłpijany
iwidziałrzeczy,którenieistnieją?
–Takteżwpierwszejchwilipomyślałam.Żewpijanymwidziemusięmajaczyło.Aleon
takgadał,jakbytoświętaprawdabyła!
–Trudnopowiedzieć–powtórzyładziennikarka.–Będęlecieć,dziękujępanizapomoc.
Wreszciedowiedziałamsięczegośnowego.Izapysznypoczęstunek.–Uściskała
staruszkęnapożegnanie.
–Aleniechpanilepiejnikomuniemówi,żetoodemniewyszło–poprosiłaSkowrońska,
odprowadzającjądodrzwi.Felicjazdziwiłasię,aleobiecała,żepostarasięnikomutego
niezdradzić.Przynajmniejnikomupostronnemu.
Gdywyszłaprzeddom,sypałśnieg.Naraziedrobnymipłatkami,alecorazgęściej.
Prognozyokazałysiętrafne,mrózrzeczywiściezelżałwnocy,choćitakbyłookoło
minuspiętnastustopnizadnia,wzwiązkuzczymnależałosięspodziewaćkolejnych
opadówśniegu.Zwykletaksiędziałotejzimy,gdytemperaturarosła,choćbytylkoo
kilkastopni.Żywiołzanicniechciałodpuścić,jaknazłość.Zarzuciłanagłowękapturi
podbiegładoauta,którezostawiłakawałekdalej,zapłotem,napoboczu.Napodwórko
Skowrońskiejniebyłowjazdu.Śniegjąodrazuobsypał,przywierającdopalta.Nietopił
się,byłzbytzmrożony.Dobrzechociaż,żematęterenówkę,bowidocznośćiwarunkina
drodzezpewnościąsiępogorszą,achciałajeszczezajednymzamachemdopaśćtego
Józka.Miejskimautkiembałabysięjeździćwnieznanemiejscaprzytakiejpogodzie.Ale
skorojużtubyła,wartoskorzystać.Miałaniedaleko,podrodze,anajlepiejpójśćza
ciosem.Zanimwsiadładosamochodu,otrzepałasięześniegu,zatupałateżbutami,bynie
nanieśćdośrodkaśniegowejbrei.Pomachałaprzezszybęstarszejpaniiruszyła,pilnując
zjazdu,którygospodynijejopisała.Rzeczywiściebyłzarazzaskrętemnagłównąszosę–
nieoznakowanadróżkaprowadzącawdół,wlas.Wjechaławniązdusząnaramieniu,
jednakokazałosię,żeniebyłoażtakźle,rozłożystesosnyzatrzymywałyśnieg,naścieżce
byłotrochęślisko,leczwmiarębezpiecznie.Pokilkunastumetrachwyjechałaspomiędzy
drzewnacośwrodzajuniewielkiejpolanki,pokrytejterazbiałymcałunem.Chatkę
zobaczyłajużzoddali,podkolejnąścianąlasu.Byłamalutka,drewniana,zniskim
spadzistymdachem,otoczonadrucianąsiatką.Zauważyłaobjazd,zktóregobędziemogła
skorzystaćprzyzawracaniu,zostawiławięcsamochódnajegoskraju,adalejjużposzłana
piechotę,miejscamizapadającsięwstarymśniegu.Nowyszybkoponowniejąobsypał,
nicsobiejednakztegonierobiła.Przynajmniejbyłczysty,dziewiczy.Miejsceteżbyło
pełneuroku,dzikie,odizolowaneodświata.Pochwilijużbyłapodpłotem,furtkęzastała
otwartą.Nigdzieniewidzącdzwonka,zapukaładodrzwi.Cisza.Wyglądałonato,że
chatajestpusta,gospodarzazapewneniebyłowdomu.Nawetpiesniezaszczekał,nie
dostrzegłabudy,więcpewnieżadnegopsastaryJózekniemiał.Mieszkałtu,wśródlasów,
samjakpalec.Jużmiałazawrócić,gdyzbokuniedużegopodwórkazauważyłaludzkie
ślady,którychpadającyodniedawnaśniegjeszczeniezdążyłzasypać.Prowadziłydo
wejścia,anastępniepod
frontowąścianąchałupy,poczymskręcaływbok,zadom.Śladybyłydwojakie:duże
odciskimęskichtraktorówzmieszanezmniejszymi,którewyglądałynadamskie.Dość
wyraźnieodznaczałsięśladobcasa.Możestarywróciłturazemzcórką?Możeobojesą
gdzieśnatyłach?–pomyślała,ipochwiliwahaniaudałasięwtymsamymkierunku.Z
tyłuchatyrozciągałasiękolejnabiałapłaszczyzna,zawalonastertamidrewna,cegiełoraz
jakiegośżelastwawystającymispodpodartejfolii.Podsamymogrodzeniemstała
drewutnia.Todoniejprowadziłyślady.Niezawracały.Felicjapodążyłazanimi.
Zawołała,anieotrzymawszyżadnejodpowiedzi,niesłyszącteżzwewnątrzżadnego
ruchu,uchyliłaszerzejniedomknięte,skrzypiąceboleśnieskrzydłodrzwi…
Starymężczyznależałwpoprzekklepiska,częściowowspartyopaletyzkłodamidrzewa.
Obokbezładniespoczywałagórachrustu,zapewnetegosamego,którypoprzedniegodnia
zebrałwlesie.Niemusiałapodchodzićbliżejanigodotykać,bywiedzieć,żebyłsztywny.
Sprawiałwrażenielodowejbryły.Oczymiałzamknięte,włosyoszronione,wargizastygłe
wgrymasieprzypominającymupiornyuśmiech.Woskowatwarzniczymmaskaz
malującymsięnaniejwyrazembłogości,odprężenia.Byłotobardziejprzerażająceod
najgorszychsennychkoszmarów,odwszystkiego,cowswoimżyciuwidziałaiczego
kiedykolwiekdoświadczyła.Owielestraszniejszeodfilmowychhorrorów.Felicja
najpierwskamieniała.Ztrudempowstrzymałapanicznykrzyk,zakrywającdłoniąusta.W
jednejchwilizrobiłojejsięgorąco.Wycofałasię,nieomalpotykającowłasnenogi.
Drążącąrękąwyciągnęłakomórkęzwewnętrznejkieszenipalta.Zezdenerwowanianie
utrzymałajej,telefonwyślizgnąłsięzdłoniwpolarowejrękawiczce.Podniosłago,
odblokowała.Naszczęściedziałał,warstwaświeżegośnieguzamortyzowałaupadek.
Trzykrotniewystukiwałanumer,zanimudałojejsiępołączyćzRybą…
Dzieńpóźniej,popołudniu
–Noijaktysięczujesz,biedaku?–zatroszczyłasięGreta,stawiającprzedniądzbanek
herbatyifiliżankę,aoboksiebieespresso.–Trzymaszsięjakośpotejtraumie?Jaci
współczuję,takikoszmar…
Felicjapotarładłoniąskronie.
–Jakośsiętrzymam,jakwidzisz,choćcoprzeżyłam,tomoje–odparła.Wsypałado
napojułyżeczkęcukruiodrazuwypiłakilkałyków,dmuchając,boherbatabyłagorąca.
Dopieroterazpoczułasięlepiej,byćmożemocnyaromatycznynaparpomógłjejsię
odprężyć,amożebyłatoraczejzasługakojącejobecnościprzyjaciółki,zktórąjuż
niejednoprzeżyła.
Spotkałysięwmiejscowejkawiarniprzyrynku,araczejcukiernipołączonej
zminiaturowąsamoobsługowąkawiarenkąnatrzystoliki.Dawalituzatodoskonałąkawę
iprawdziwąherbatę.Niezsaszetki,tylkozaparzanąwdzbanku,poangielsku.Greta
zachodziłatuczęstopozebraniachradygminy,atymrazemzadzwoniładoFelicjiz
prośbą,bydoniejdołączyła.
–Wyobrażamsobie.–Pokiwałagłowąwspółczująco.–Niecodzieńczłowiekznajduje
czyjeśzwłoki.Alecotytamwłaściwierobiłaś?
–ByłamustarszejpaniSkowrońskiej,odniejsiędowiedziałam,żetenMortkawróciłjuż
odcórki,więcwdrodzepowrotnejchciałamdoniegozajrzeć.
–Alepoco?
–Poco,poco.Żebypogadać.Oncośpodobnowiedziałotejklątwie.Noalejużnicnie
powie.
–ApaniKrystynanicniewiedziała?
–No,wzasadzieniewiele–odpowiedziaławykrętnie.–Tylkotyle,żewlatach
dziewięćdziesiątychmieliścietupodobnąseriętajemniczychzamarznięć.Iżestądwzięła
siętaopowieśćoklątwie.Tyichniepamiętasz?
Gretaspochmurniała.
–Cośtampamiętam–odparła.–Alenickonkretnego.Wiesz,żejasięwtedyborykałamz
własnymżyciem.Tojeszczebyłyinneczasy,takierzeczyzamiatanopoddywan.Chcesz
ciastko?Bojaowszem.
–Nie,dzięki.Zaczekaj.Skowrońskapowiedziałacośjeszcze…
Gretajużpodnosiłasięodstolika,terazzastygła.
–Co?
–Żetamtezgonymiałycośwspólnegozpegeerem.
–Pegeerjużwtedypraktycznienieistniał,byłwlikwidacji!–oznajmiłaradna
podniesionymgłosem.Obejrzałasięwstronęladyidodałaciszej:–Ocojejwłaściwie
chodziło?Zdradziłacoświęcej?
–Nic.Tylkotyle.Mówiła,żesamanicwięcejniewie.DlategopojechałamdotegoJózka,
bopodobnobyłdawniejpracownikiempegeeru.
–Możliwe–skwitowałaGreta.–Jaotymniewiem,alemożebył.Idępociastko.–
Poszładobufetu,gdzieprzezdłuższąchwilęmarudziłaprzytorcikach.Wkońcuwybrała
jedeniuśmiechniętawróciładostolika.Felicjamiałaochotęzapalić,jednakzakazpalenia
wisiałjakwółnaścianieobokwejścia.
–Czekoladowy–oznajmiłaradna.–Żałuj.Nodobra,aterazopowiadaj.Pojechałaśdo
tegoMortkiico?
Felicjawzruszyłaramionamiiskrzywiłasię.
–Zobaczyłamśladybutów,poszłamzanimi,noiwszopieznalazłamtrupa.Wtakie
zimnosmarkiwnosiezamarzają,afacetleżałtampewnieodwielugodzin.Ubranytylko
wsweterikamizelkę,podomowemu.Byłjakbryłalodu.ZadzwoniłamdoRyby.Policja
przyjechałabardzoszybko,najpierwmundurowizpatrolu,zarazponichpogotowie,
Ryba,atrochępóźniejcizGdańska,wcywilu.
Razemznimimedyksądowyitechnicy.Wszyscygliniarzemaglowalimniepokolei.Na
koniecjeszczemusiałamjechaćzaRybąnakomisariat,gdziespisalizeznanie,które
musiałampodpisać.Potemwróciłamdodomuinajzwyczajniejwświeciepadłam.
–TobyłyśladyMortki?
–Śladybyłypodwójne.PewnieMortki,alejeszczemuszątooficjalniepotwierdzić.
Obuwiesięzgadzało.Drugieśladybyłymniejszeichybadamskie,zobcasem.
Podsłuchałam,żeidentyczneztamtymiznalezionymiprzypoprzednichnieboszczykach.
DotegonaswetrzeMortkicośznaleźli.Aleniewiemdokładnieco.Rybacośmętnie
mamrotał,żejakbywłosie,białe,możliwe,żezesztucznegofutra.Isiedźcicho,bonie
mamyprawaotymwiedzieć!Będątewłosydopierobadaćwlaboratorium.
Gretaznieruchomiałazwidelczykiemwdłoni.Odsunęłaodsiebietalerzykztorcikiem,
któryFelicjamachinalnieprzysunęładosiebie,żebyłyżeczkąwyjadaćkrem.
–Czytoznaczy,żejużnastoprocentchodziomorderstwo?–wypaliławkońcuradna,
zabierająctalerzyksprzednosaprzyjaciółki.–Zostawtociastko,niechciałaś…Rany
boskie,grasujetutajseryjnazabójczyni?!Bochybaniewierzysz,żeKrólowaŚniegu?
–Nastoprocenttoniemanic.Choćwszystkonatowskazuje.
–Mordującaalkoholikówdlazabawy?
–TyleżepodobnotenJózekwcaleniebyłalkoholikiem–sprostowaładziennikarka.–A
przynajmniejoddawnajużniepiłniczegoopróczpiwa,towarzysko,odczasudoczasu.I
sampomstowałnapijaków.
–Alemożeonaotymniewiedziała?
–Może.
–Aprzedśmierciąbyłpijany?
–Nowłaśnie.Natowygląda.
Gretaspochmurniała.Miałanasobiegranatowykostium,eleganckibłękitnykożuszek
wisiałprzewieszonyprzezporęczkrzesła.Lśniącejasnewłosyspięławciasnykoczekz
tyługłowy.Felicjapoczułabijącyodniejzapachperfum–dyskretny,leczzmysłowy.
Gustowny,jakwszystko,czymsięotaczała.RadnaPazikroztaczaładookołaautorytet
władzynawetwtedy,gdyoblizywaławidelczykzczekolady.
–Coterazzrobisz?–zapytała.
–Zamierzamdowiedziećsię,ilesiętylkoda,otychpoprzednichofiarach,tychzpoczątku
latdziewięćdziesiątych–odparładziennikarkabezzastanowienia.–Iustalić,jakimogły
miećzwiązekzwaszymbyłympegeerem.Niewiemjeszcze,gdzieszukać.Aleznajdę.
Pomożeszmi?
Radnanieodpowiedziała.Dopierogdyzbierałysięjużdowyjścia,odezwała
siędoFelicjiniespodziewanie:
–Przejdźsiędonaszejbiblioteki.TamsiedzinaszapaniTerenia,jestkierowniczką.Taka
starsza,siwa,wokularach.Odkądpamiętam,zbierawszystko,codotyczygminy,tojej
pasja.Lokalnapatriotka,kopalniainformacji.Mogęsięzałożyć,żeuniejznajdziesz
dosłowniewszystko…
FELICJA
Samajużniewiem,czybyłambardziejprzerażona,czypodekscytowanatym,żemoje
przeczuciazaczynająsięsprawdzać,itojużnieprzelewki,bonawetsamRybapotwierdził
jednoznacznie,żeśmierćMortkitoprzełom.Dopieroteraznawetdochodzeniówka
musiałauznać,żemamydoczynieniazprzestępstwem,cowpołączeniuzpoprzednimi
przypadkaminasuwamrożącykrewwżyłachwniosek:mamyseryjnego.Araczejseryjną,
jeśliwierzyćposzlakom,awszystkienatowskazują:odciskidamskiegoobcasa,zeznania
świadka(Nowak)orazśladysztucznegofutrawkolorzebiałymnacieleostatniejofiary.
Tainformacjazostałajużpotwierdzonaprzezlaboratoriumkryminalistyczne,
wyciągnęłamtowkońcuzRyby,choćwiłsięjakpiskorzi–cooczywiste–zakazałmio
tymmówić,pisać,przyznawaćsię,żewiem.Doceniamjegozaufanie,dlategozachowam
tenfaktdlasiebie,pókibędzietrzebadladobraśledztwa,którenareszcieruszyłopełną
parą.OczywiścieNowak,dlawłasnegobezpieczeństwaprzebywającyaktualniena
odwyku,dalejzapierasię,żewidziałsamąKrólowąŚniegu,tegojednak,żewokolicy
zmaterializowałasięjakaśfantastycznaistota,policjaniebierzepoduwagę.Tylkomatki
znówstrasząniąswoichnieposłusznychbeniaminków–dokładniejakwtejbajce.Mnie
onateżwdzieciństwieprzerażała.Wcałejsprawiejednakkryjesięcoświęcejniżczyjaś
ewentualnafascynacjabaśniamiAndersena,choćbyćmożeitenaspektniejest
przypadkowy.Niewiem.Jeszczeniewiem.Wkażdymrazieniktpozamnąnieinteresuje
sięmiejscowąklątwą.NawetZygazbywamniewtejkwestii,aGretastukasięwczoło.
Jestjakzwykleniechętnawywlekaniustarychspraw,którewniezbytpochlebnymświetle
stawiająkryszewskąspołeczność.Tymczasemintuicjamipodpowiada,żetowtej
domniemanejklątwienależyszukaćźródłaobecnychwydarzeń,adodziałaniaczujęsię
zobligowananietylkoswoimstanowiskiemjedynejdziennikarkiwgminie,aleprzede
wszystkimfaktem,żeodkądznalazłamzwłokistaregoJózkaMortki,zostałamjakby
wciągniętaorazzaangażowanaosobiściewcałąhistorięprzezsiłęwyższą.Kimkolwiek
lubczymkolwiekjest.DlamniemożebyćnawetKrólowąŚniegu.Dlaczegozginął
Mortka,czegolubkogosiębał?Wogóle
dziwne,czegociludziesięboją.Albocoukrywają.Ocowtymwszystkimchodzi?!Czy
tomożliwe,żewdwudziestympierwszymwiekudorośliludzieobawiająsięjakiejś
realnejklątwy?Ajeślitak,toprzecieżzjakiegośpowodu,docholery.Policjagłowisię
nadmotywem,uparcielekceważącludzkiegadanie.Awkońcuwłaśnieonoprzetrwało
wieki,znichpowstałyustnetradycje,anawetstałosiępodwalinąwielumitówilegend,w
którychzawszetkwiprzecieżziarnoprawdy.Nawethistorycykorzystająztegoskarbca
kulturyludowej.Zdecydowałamsięwięcpójśćtymtropem,niewiedziałamtylko,którą
drogąsięporuszać,byniezawędrowaćnamanowce.Gretamnienaprowadziła–wiem,że
wbrewsobie,jestjednakosobą,którazawszewostatecznymrozrachunkukierujesię
własnymsumieniem.Czasem,jaksamatwierdzi,kuwłasnejzgubie.Zatęcechę
charakterującenię,aonaotymdobrzewie.Podtymwzględemsięnieróżnimy.
Zresztą…itakprędzejczypóźniejbymnatowpadła.Sprawdziłamzatemgodziny
otwarciagminnejbiblioteki,zadzwoniłamiumówiłamsięnaspotkaniezpaniąkierownik
TeresąSzmidt.Udałomisięporozmawiaćzniąosobiście,byłabardzoprzejęta.Chybają
zaintrygowałam,choćnieuprzedziłam,ocochodzi,wspomniałamtylko,żepotrzebuję
pomocy,ajejwiedza…itakdalej.Takwięcbędziemnieoczekiwaćjutroprzed
południem,kiedywwypożyczalniniemazbytwieluodwiedzających.Otymfakcienie
poinformowałamodrazuaniGrety,aninawetaspiranta.Zawszeprzecieżzdążętozrobić.
Możemająracjęirobięzsiebieidiotkę.Alejeślinie…
CZĘŚĆIII
Byłapięknaizgrabna,alecałazlodu,zolśniewającego,błyszczącegolodu,ajednakżyła:
oczypatrzałyjakdwiejasnegwiazdy,aleniebyłownichspokojuaniwytchnienia.
Kryszewo,luty
Felicjawstałarano,byniezaspać.Dodwunastejuporałasięztekstamido
cotygodniowegowydaniagminnejgazetyiwysłałajedoswojejkorektorki.Następnie
wrzuciłaświeżąporcjęobowiązkowychnowineknaportalizpoczuciemdobrze
spełnionegoobowiązkuwyłączyłakomputer.Zostałojejjeszczetrochęczasunaubranie
się,wbiblioteceumówionabyłanatrzynastą.Zwykledopieropopiętnastejzaczynałsię
ruch,boprzychodziłamłodzieższkolnapolektury,aleterazakurattrwałyferie,więcitak
niemiałotowiększegoznaczenia.Powinnobyćspokojnieprzezcałydzień,choć
kryszewskabibliotekaszczycisięsporymczytelnictwem–znieskrywanądumąoznajmiła
bibliotekarka,gdyrozmawiałyprzeztelefon.Zamykająosiedemnastej.
Śniegdalejsypał.Mrózdawałostatnioodrobinęwytchnienia,jedyniewnocydochodził
dominusdwudziestustopni.Zrezygnowałazpłaszcza,ocieplanakurtkawystarczy.
Czarna,zkapturem.Namiejscedotarłakilkaminutprzedczasem.Wnormalnych
warunkachwsamraznapapieroska–pomyślałazżalem–aleprzytychopadachśrednia
przyjemność.Otrzepałasięzbiałegopuchuiodrazuweszładośrodka.Przybiurku
zastałaślicznąmłodądziewczynę,któranajejwidokoderwaławzrokodlaptopa.
–Panirzecznikdokierowniczki?–spytałazeznaczącymuśmiechem,wskazującymnato,
żepannajestztychwszystkowiedzących.
–Właśnie–odparłaFelicja,rozglądającsięponiewielkimpomieszczeniu,leczdogranic
możliwościzapchanymregałamipełnymiksiążek.Opróczniejibibliotekarkiniebyłotu
nikogo.
–Jestnazapleczu–wyjaśniładziewczyna.–Przyszłaspecjalniezewzględunapanią,bo
dziśakuratprzypadamójdyżur.Pracujemytunazmiany.Musipanipójśćdalej
korytarzemiwprawo.
Felicjapodziękowałaizamierzałaruszyćnaposzukiwaniebiurakierowniczki,kiedy
młodakobietazatrzymałająpytaniem:
–CzypaniszukainformacjiodawniejszychczasachKryszewa?
–Zgadzasię…Alepaniichraczejniepamięta–odparładziennikarkazuśmiechem.
Dziewczynawzruszyłaramionami.
–Chodzipaniotychpijaków?Niemuszępamiętać,wszyscywgminiewiedzą.Nietrzeba
wracaćdoprzeszłości,żebywiedzieć.Należałoimsię.
Felicjaprzyjrzałasięjej.Byłanaprawdępiękna.Klasycznauroda:czarnewłosy,jasna
cera,regularnerysy,możetylkonoseklekkozadarty.Latempewniemananimpiegi.Ale
wyraztwarzniesympatyczny,zacięty.Aższkodaniebanalnejurody.Itenzimnyjaklód
szyderczyuśmieszek,bardziejprzypominającyodpychającygrymas.Młodepokolenie
bezwzględnychPolaków–przeszłojejprzezmyśl.
–Októrychpijakachpanimówi?
–Tychczyinnych,nieważne.Toprymitywnaczerwonahołota,nieroby,imszybciej
wymrą,tymlepiej.
Dziennikarkaspojrzałajejprostowoczy.Tamtaodwzajemniłajejspojrzenie,patrzącz
wyzywającązuchwałością.
–Nieładnietakmówićoludziach–odezwałasięFelicja.–Iniezbytmądrze,biorącpod
uwagęostatniewydarzenia…
Usłyszałacichekrokizaswoimiplecamiiobejrzałasię,dośrodkaweszłastarakobieta,
stanęłaprzedbiurkiembibliotekarki.Trzymałapodpachątrzyobłożonewfolięksiążki,
zapewnedozwrotu.Dziennikarkaskorzystałazokazji,byprzerwaćtędziwaczną
rozmowęiwyjśćstamtądwreszcie.Pomieszczenieraptemwydałojejsięduszne.
Pożegnałasięzdawkowo.Dziewczynanieodwzajemniłauprzejmości,nawetnie
odpowiedziała,zerknęłatylkonaniąironicznieiodebrałaksiążkiodnowoprzybyłej.
Felicjaszybkoodnalazłagabinetkierowniczki,zapukałai–słysząc„proszę”–zajrzała.W
maleńkimpokojupodoknemznajdowałosięrówniemalutkiebiureczko,zaktórym
siedziałaiczytałaksiążkęsiwowłosakobietadobrzeposześćdziesiątce.Widzącgościa,
uniosłasięzkrzesła,zdjęłaokularydoczytaniaizałożyłainnąparę,spoczywającąw
futeraleleżącymobokmonitora.
–PaniStefańska,prawda?–Wprzeciwieństwiedoswojejpracownicymiałaprzemiły,
ciepłyuśmiech.–TeresaSzmidt.Zapraszam,proszęspocząć.Możekawy?
–Zprzyjemnością.
Felicjazajęłafotelpoprzeciwnejstroniebiurka.Rzuciłjejsięwoczystojącyobokdrzwi
drewnianywieszak,ananimdwaokrycia:krótkadżinsowakurtkapodbitabiałymmisiem
orazgranatowypłaszczzkołnierzemobszytymfuterkiem.Równieżbiałym.Wzdrygnęła
sięmimowolnie.Tojużobsesja–zganiłasięwmyślach.Starszapanizakrzątnęłasię
tymczasemprzyekspresiedokawy,któryjużzamomentzacząłzachęcającobulgotać.
Dziennikarkaniebyłacoprawda
kawowymkoneserem,alelubiłatendźwięk.Izapachkawy.Bardziejzapachniżsmak.
Tymrazemzprzyjemnościąprzyjęłaparującąfiliżankę.Czułasięniewyspana,aprzednią
jeszczedługidzień.
–Wobectegosłuchampanią.–Kierowniczkausiadłazpowrotemnaswoimmiejscu.–
Rozumiem,żechodzipanioprzeszłość.Przygotowałamsię.–Wskazałaksiążkę,którą
przedchwiląprzeglądała,orazstosinnychksiążekipapierówleżącychnabiurku.–
Resztę,jeślibędzietrzeba,beznajmniejszegokłopotuodnajdziemywnaszymarchiwum
komputerowym.Wszystkoprzechowujemyterazwpostacicyfrowej,idziemyzduchem
czasu.–Uśmiechnęłasię.
Dziennikarkaodchyliłasięnaoparciekrzesła.Wyglądałonato,żeobiebyłygotowena
długąrozmowę.
Dwiegodzinypóźniej
SpotkałysięzGretąwparku,wktórymotejporzerokubyłopusto,nawetdzieciakisię
tutajniebawiły.Tylkojakiśstarszymężczyznaciągnąłnasmyczywstronęwyjścia
opierającegosięrudegospaniela,najwyraźniejpan–wprzeciwieństwiedopsa–miałjuż
dosyćspaceru.Pochwiliobajzniknęlizabramą.Śniegprzestałpadać,zatozaczęłowiać,
amroźnepodmuchyprzedostawałysięnawetprzeznajgrubszewarstwyodzieży.Może
dlategoradnastawiłasięnaspotkanieniewhumorze.Odrazunawstępiezadeklarowała,
żemożezostaćtylkokilkaminut,bopospotkaniuzeswoimiwyborcamimarzyokąpielii
domowymobiedzie,amajeszczetrochęrobotypapierkowej.Felicjawzasadziezmusiła
jądoprzyjściatutaj,jednaktoGretaodmówiławizytywjejbiurze,właśniezpowodu
brakuczasu.
–Nowięcocochodzi?–zapytała,spoglądającnakoleżankęwyzywającoidrżącw
swoimbłękitnymkożuszku,bardziejwyjściowymiozdobnymniżchroniącymprzed
prawdziwymzimnem.Ruszyłypowoli,ramięwramię,nacośwrodzajuwymuszonego
sytuacjąspaceru,wgłąbgłównejalejkiparkowej,gdzienatychmiastobsypałjeśnieg
zdmuchiwanyprzezwiatrzgałęzidrzew.
Felicjaprzezdłuższąchwilępatrzyłananiąwmilczeniu.
–Dowiedziałamsięciekawychrzeczywbibliotece–rzekławkońcu.–Niewierzę,żenie
miałaśonichpojęcia.
–Cholera,zamierzasztunamnienaskakiwać?!Jeszczecimało?Comaszwłaściwiena
myśli?–obruszyłasięprzyjaciółka.
–Podkoniecdziewięćdziesiątegoczwartegorokuoraznapoczątkudziewięćdziesiątego
piątegodoszłowKryszewieiokolicachdokilkuzamarznięćludzi.Wzasadzieniemal
identycznychztymidzisiejszymi.Zmarłowówczaswtensposóbażosiemosób,jednaza
drugą,wtakichsamychokolicznościach.
Wszystkieofiaryznajdowałysiępodwpływemalkoholu,miałygosporowekrwi,choć
niewszystkiebyłyalkoholikami.Zimabyławtedydośćostra,jednaktakasytuacja
zdarzyłasięporazpierwszywwaszejgminie.Oilemiwiadomo,byłaśjużwtedypo
trzydziestce,miałaśmęża,dziecko,żyłaśtutajipracowałaśjakourzędniczka.Niewierzę,
żeprzeoczyłaścośtakiego.Albożeotymzapomniałaś.Takichrzeczysięniezapomina.
Dlaczegonicniemówiłaś,przyglądającsię,jakszaleję,żebywydobyćteinformacje?–
Felicjapoczuła,jakogarniajągniew,szczególniegdyzobaczyła,żeGretazatrzymujesię,
niepatrzącnanią,tylkowśniegpodnogami.–No,maszmicośdopowiedzenianaten
tematczydalejbędzieszudawałaidiotkę?!
Radnanareszcieuniosławzrok.Dziennikarkazezdumieniemdostrzegłałzywjejoczach.
Niewiedziała,czydobrzewidzi,możetotylkomroźnepowietrzedrażniłospojówki.
JednakgdyGretaodezwałasię,jejgłosbyłcichyilekkodrżał.
–Maszrację.Pamiętamto.Bardzodobrze.Szczerzemówiąc,miałamnadzieję,żetego
nieodkryjesz.
–Dlaczego?–zdumiałasię.
–Bo…tooznaczawywlekaniestarychspraw,doktórychwolałabymniewracać.Nie
chciałam,żebyśjerozgrzebywała.
–Jakichstarychspraw,dokurwynędzy?!
–Przestaćprzeklinaćjakszewc!–Gretaopanowałasięipodjęłaspacer.Felicjaruszyłaza
nią.Kapturspadłjejzgłowy,narzuciłagozpowrotem,ciaśniejowijającszyjęszalem,by
gopodtrzymał.Zakołnierzemmomentalniepoczułazimnypuch.Zachwilęzamieniłsię
onwchłodnąstrugę.Gretamiałanagłowiewełnianykapelusik,podktórymnasto
procentmarzłyjejuszy.Obiejednakprzestaływtymmomenciecokolwiekczuć.–Dobra.
Powiedz,czegodowiedziałaśsięodpaniTeresy.Powiemciwszystko,tylkoniemam
pojęcia,odczegozacząć…
Felicjawzruszyłaramionami.
–Wsumiedowiedziałamsięwskrócietylkotyle.Mamteżkilkanazwisktych
zamarzniętychosób,alebibliotekarkaniewszystkiepamiętała.Awówczesnejprasieich
niewymieniano.Wogóleznalazłyśmytamtylkolapidarnewzmianki,najwyraźniejnikt
sięwtedynatentematnierozpisywał.MożeRybaodnajdziecośwpolicyjnych
archiwach.Wiemteż,żewiększośćtychludzibyławjakiśsposóbpowiązanazwaszym
pegeerem,którywtedyjużfaktycznieniedziałał,byłwstanielikwidacji.Odtejchwili
narodziłasiętalegendaoklątwie.Niektórzypodobnomyślą,żematojakiśtajemniczy
związek„zkomuną”.PaniTeresaniejasnosięotymwypowiadała.Twierdziła,żetej
sprawyniezna.Aleonateż,taksamojakpaniKrysiazLeśnegoDołu,skierowałamnie
dociebie.Niepytajdlaczego.Niechciałapowiedzieć.Wszyscytuprzecieżdobrze
wiedzą,żesięprzyjaźnimy.Więcniedziwsię,żeciętuodrazuściągnęłam…
–Okej.–Radnapokiwałagłowąiwestchnęła.–Rozumiem.Durnabyłam,
myślałam,żeudamisiętegouniknąć.Nowięc…dobrze.Wygrałaś.Możezresztątak
trzeba.Tylkobłagam,nietutaj,zamarzam!Chodźmydomnie,dobrze?Zaparzęgorącej
herbatyzrumemiwszystkociopowiem…
Półgodzinypóźniej
Gretazwlekałazparzeniemherbaty.Byłaroztrzęsiona.Tłumaczyłasobie,żepoprostu
przemarzła,jednakwidziała,żenajbardziejdrżąjejręce,awgłowieczułazamęt.Chaos.
Felicjaczekaławsalonie,onatymczasemnadalniebyłagotowanatęrozmowę.Nie
wiedziała,ilemożeipowinnajejzdradzić.Anijakoprzyjaciółce–totrudne,niechciała,
żebypostrzeganojąsamą,GretęPazik,przezpryzmattamtejhistorii–anitymbardziej
jakodziennikarce.Boprzecieżnietylkooniąchodziło.Możenawetnajbardziej
ucierpiałabynatymgmina,jejmieszkańcy,ichdumazeswojegomiejscanaziemi.Czyli
wartości,którebyłydlaniejnajważniejsze,októreodlatwalczyła,wktóreświęcie
wierzyła.Czuła,jakwalisięcałyjejświat,prywatnyizawodowy.Wkońcujest
politykiem.Coztego,żelokalnym.Tojejterytorium,kochatenkawałekkrajuponad
wszystko.Ktojednakzechcepopieraćradną,która…której…Trudnotonawet
zwerbalizować!Aświatjestbezwzględny.Bylecomożedziśzniszczyćczłowieka,jego
karierę,życieosobiste.Niemogłajednakdłużejzwlekać.Felicjaitakdokopiesięprawdy.
Jakzawsze.Kiedyjużzłapietrop,nieodpuści,podążyzanimnawetpotrupach.Choćby
powłasnymtrupie.Awtedybyłobyjeszczegorzej…
Herbatabyłagotowa.Wciążtrzęsącymisięrękomaprzelałajązdzbankadocieniutkich
chińskichfiliżanek,któremążkupiłdlaniejwgdańskimantykwariacie,sprawdziła,czy
jestdośćmocna.Dolałanaparstekaromatycznego,ciemnegorumu,natacypostawiłateż
cukiernicęzbrązowymcukremtrzcinowymoraztalerzkokosowychherbatników.
Odetchnęłagłęboko,bydodaćsobieodwagi.Grunt,byprzyjaciółkaniepoznałaponiej,
jakbardzojestzdenerwowana.Powietyle,ilebędziemusiała.Ocenisytuacjęnabieżąco.
Takzadecydowała,biorąctacęikierującsiędopokoju.
Dziennikarkarozparłasięwfotelu,nieuważnieprzeglądająckoloroweczasopismo.
Posłodziłaherbatęipowąchałają.
–Niezłyaromat–pochwaliła,odkładającgazetę.
–Todobrygatunek.Idobryrum–mruknęłaGreta,siadającnaprzeciwkoniej,nasofie.
–Niewątpię.Uwaswszystkojestdobre.Wporządku,notogadajwreszcie.
Radnawestchnęłaciężko.
–Łatwocimówić…Okej,musimycofnąćsięoponaddwadzieścialat.Dotych
zamarznięćwlatachdziewięćdziesiątych,októrychwiesz.Rzeczywiście
zmarłowtedyażosiemosób,niewszystkienazwiskasobieprzypominam,aleczęść
pamiętamdobrze,najwyżejimionamogąmisiępolatachmylić.Napiszęcijepóźniejna
kartce,resztęłatwoznajdziesz.Policjanapewnojema,tożadnatajemnica.Iracja,prawie
wszyscyciludziebyliwprzeszłościpracownikamitutejszegopegeeru.Choćnie
podejrzewam–dodałaszybko–bymiałotojakieśszczególneznaczenie!Dużoludziz
okolicznychwiosekbyłotamzatrudnionych,wswoimczasienawetwiększość.Takie
czasy,żadencud.Szczególnieże,zwróćuwagę,powiedziałam„prawie”wszyscy.Prawie.
Atodośćistotne.Bojedenznich,nobliwystarszyfacet,niemiałnicwspólnegozżadnym
pegeerem.Nigdy.Inawetniepochodziłznaszejgminy,tylkozGdańska,niemieszkałtu,
jedyniebywał.Takwięckoncepcjasięsypie.–Wzruszyłaramionami.–Alejedźmydalej,
niechtojużmamzasobą.Bodochodzimydosednaimożezrozumiesz,dlaczegonie
chciałamotympamiętać.Ludziebyliprzerażeni,mimożesprawęudałosięówczesnym
władzomgminnym,jeszczezobozudawnejnomenklatury,wyciszyćnatyle,żeniestała
sięsensacjąmedialną.Tak,towtedyzaczętoprzebąkiwaćotejklątwie.Owszystko
obwinianopegeer,demoralizację,pijaństwo,któretamsięodbywało,demonizowanoto
tak,żeurosłoażdoprzesady…mieszkańcyżyliwtymśrodowiskuprzezdziesiątkilati
czasysprzyjałytakimpostawom…rozumiesz,świeżopoprzemianachustrojowych…Też
przecieżpamiętasz,jaktobyło,niebyłaśjużmałymdzieckiem.Mamnamyślinienawiść
dodawnegosystemu.Ujednychzresztąnienawiść,udrugichwręczprzeciwnie,w
każdymrazietematbudziłemocje.Skrajneemocje.Iwtensposóbrodziłysięprzesądy,a
donichzaliczamgadanieojakiejśwydumanejklątwie.Ludziepadalijakmuchy,choć
wtedynikomunieprzyszłobydogłowy,żemógłstaćzatymjakiśmorderca.Dlatego
wymyślilisobie,żetojakaśzemsta…czycoś.Jednymztychludzi,tychzamarzniętych–
Gretaspuściławzrok–byłmójojciec…
ZdumionaFelicjaażodstawiłafiliżankę,byjejzwrażenianiestłuc.
–Twójojciec?!Acoonmiałwspólnego…
–Zpegeerem?Byłjegodyrektorem.
–Inigdyotymniewspomniałaś?!
Greta–przeciwnieniżFelicja–sięgnęłaposwojąfiliżankę,byzająćczymśdrżące
dłonie.Szybkojednakpostawiłajązpowrotemnastoliku.
–Niechwaliłamsiętym–przyznała.–Niebyłoczym.
–Był…podwpływemalkoholu?Jakreszta?
–Tak.–Pokiwałapowoligłową.–Byłpijanyjakbąk.
–Aleczęstopił?
–Pił,choćnibyniebyłnałogowympijakiem.Wiesz,wtedywszyscypili.Toteżznak
czasów,takieśrodowisko.Starynależałdopartii.Wszystkieinteresyzałatwiałosiętam
przyflaszce.Aleto,żeskończyłwrowiejakjakaśszmata,zachlany,bezwolny…mój
ojciec…tobyłodlamnieszokiem.Mogłomiećto
związekztym,żestraciłrobotę,stołek,musiałprzejśćnaemeryturę,choćbyłjeszczew
silewieku.Możewłaśniedlategourżnąłsięnaśmierć,niewiem.Takprzynajmniej
myślałam.Chybażenaprawdęktośgozabił.Tylkocotozmienia?Dlamnieniewiele.Tak
czyinaczej,chlał.Byłtrudnymczłowiekiem,zadufanymwsobie.Kochałwładzęnad
ludźmi.Pewniepoprostuniezniósłtego,żejużnicnieznaczył.Wkażdymrazieztego
powoduprzezlataborykałamsięzdepresją,tyleżewtamtymczasieniebyłaonajeszcze
modnąchorobąspołecznąjakobecnie.Ztegoteżpowoduzmarłamama.Naserce.Nie
wytrzymaławstydu,tynawetniemaszpojęcia,jakatopresjawtakiejmałej
miejscowości.Adotegoja,jaknaironię,znalazłamsobiejeszczemężapijaka.Nie
poznałamsięnanim,głupiazadurzonasmarkata,choćpowinnam,wkońcuznałamjuż
symptomy.Towszystkomnieprawiezłamało.Miałammyślisamobójcze.Tylkomała
trzymałamnieprzyżyciu.Córka.Musiałamratowaćdziecko,któreterazitakmadomnie
jedyniestotysięcypretensji…–Jejgłosnaglesięzałamał.
Felicjawstałaijąobjęła.
–Takabywacena,trzebasięztymliczyć.Aletyniedałaśsięzłamać.Przetrwałaś.
Zrobiłaśkarierę.Zwyciężyłaś.
–Właśnie.Noitowszystkosięzawali–wyszeptałaGreta.–Przeztylelatniktmniejużz
nimniełączył!Zmoimojcem.Ateraz?Starsisobieprzypomną,młodsisiędowiedzą.
Wybuchnieskandal.Dlamnietokoniec.
Dziennikarkasięgnęłapofiliżankę.Herbatajużwystygła.Żadnaznichniemiałasiły,by
ruszyćdokuchniizaparzyćnową.Obiezamilkły.
–Gretka,niedramatyzuj–odezwałasięwkońcudziennikarka.–Nicsięniezawali.
Nawetjeślinapiszęnatentematjakiśreportaż,ajeszczesamaniewiem,czytozrobię,to
przecieżniebędęwymieniaćżadnychnazwiskanifaktówzczyjegośżyciorysu!Doprasy
teszczegółynieprzeciekną,uczulęteżnatoRybę.Będziedobrze.Niktsięniedowie,co
najwyżejglinynapotrzebyśledztwa.Pozatymczasysięzmieniły.Kogototeraz
bulwersuje?
–Nieznasztutejszych!–odparowałaradna.
–Przesadzasz.Chybażetojeszczeniewszystko?
Gretapoderwałagłowęzbulwersowana.
–Małoci?!
–Tylkopytam.
–Towszystko,cowiem.
Następnegodnia,rano
Felicjawstaławyjątkowowcześnie,boitakniemogłaspać,myślitłoczyłyjejsięw
głowieidobijałyouwagę,niepozwalającsięzignorować.Wkońcu
przestałaznimiwalczyćiusiadładokomputera,byzapisaćsobiewszystkieinformacje,
jakieudałojejsięuzyskaćpoprzedniegodniawbibliotece,atakżeodGretyPazik.
Wyglądałonato,żesprawaruszyłazmiejsca.Aprzynajmniej,żenastąpiłprzełomwjej
prywatnymdziennikarskimśledztwie.Nigdyniemyślałaosobiejakoodziennikarce
śledczej,zawszeuważała,żejejżywiołemjestreportaż.Terazjednakuznała,żejednoz
drugimdasięświetniepołączyć.Niepotrafiłajużodpuścićistanąćzboku.Gdy
przeanalizowałaswojezapiski,dostrzegła,żeczegośwnichbrakuje.Czegośistotnego.
Nienamyślającsięwiele,sięgnęłapokomórkę,byzadzwonićdoGrety.Telefonbyłpoza
zasięgiem.Notak,zaoknemznówszalałaśnieżyca.Zaklęła.Ot,wiocha.Zadupie.
Prowincja.Wygwizdowo,tylkodzikielasyiugorydookoła.Wtakichsytuacjachtęskniła
zadużymmiastem,zacywilizacją.Jednak…jużchybatylkowtakich.Winnychniebyło
jejzbyttęskno.Wkońcucośzacoś.Całeszczęście,żewbiurzemiałatelefonstacjonarny.
Tenprzynajmniejdziałał.Radnaodebrałapokilkudzwonkach.
–Toznowuty,cholera,mamrobotę!–zaprotestowałanawstępie,leczFelicjanie
dopuściłajejdogłosu.
–Trudno.Jateżmam–odparła.–Słuchaj,chodzimiotegofaceta,októrymwczoraj
wspomniałaś.Jednegoztychzamarzniętychzlatdziewięćdziesiątych,tego,któryniebył
zwaszejgminyiktóryrozwalakoncepcję.Pamiętasz?
–No,pamiętam…–Gretawestchnęła.
–Dawajmionimcoświęcej.Kimonbył,comiałwspólnegoztągminą?Najejterenie
umarł?
Usłyszaławtlejakieśhałasyistukdrzwi.ZapewneGretawyszłazjakiegoś
pomieszczeniapełnegoludzi.
–Dobra.Nowięctak…–radnawróciładorozmowy.–Ztego,copamiętam,gośćbył
emerytowanymdyrektoremdomudziecka,któryznajdowałsięwtedynaterenienaszej
gminywtakimstarympałacykumyśliwskim,dzierżawionymodgminyprzezówczesne
kuratorium.Terazjużgotuniema,zostałprzeniesiony,bobudynekniespełniał
standardów,noibyłzamały.Obecnieznajdująsięwnimbiuraskładuopałowego.Sam
obiektodlatczekanaporządnąrenowację,tyleżefunduszynaniąbrakuje.Szkoda,bo
piękny,dziewiętnastowieczny,napewnowidziałaśgoztrasy,stoizaKryszewemwtakim
dużymparku.Zdewastowaligo,nieremontowali,akłopotwkońcuspadłnanas.Ale
mniejszaztym.Wkażdymraziegośćbyłtamdyrektoremczykierownikiem,nie
pamiętam.Jeszczezakomuny.Potemodszedłnaemeryturę.Takwogóletomieszkał
gdzieśwTrójmieście.Dlategoniewiem,jakimcudemtugoznaleźlizamarzniętego,w
naszychlasach.Wtymsamymczasiecoresztęofiar,noiwidentycznych
okolicznościach.Takjakbyspecjalnieprzyjechałtusięupić,możedokogośw
odwiedziny,cholerawie.Niktstąddoniegosięnieprzyznał.
–Pamiętasz,jakmiałnanazwisko?
–Nie,aletosobiechybaznajdziesz.Gazetyjeraczejprzemilczały,alebyłonatentemat
dośćgłośno,ludzieplotkowali.Napewnowaktachpolicjicośbędzie,boprzypominam
sobie,żejegosprawęprowadzonooddzielnie,naszymibiednymichłopaminiktsięnie
przejmował,aletenbyłprzecieżlokalnąszychą.Starykomuch,choćjednocześnie
świętoszek.Zarazpoprzemianieustrojowejświatopoglądtakżemusięzmienił,itodość
radykalnie,jaktozresztączęstosięzdarzało.Zapewnebyłztych,codupskoliżąkażdej
władzy,niezależnieodopcji.Odrazuwystąpiłopozwoleniewybudowaniakaplicy
maryjnejnaterenietegodomudziecka,wparku.Pozwolenieoczywiścieuzyskał,
kapliczkanadaltamstoi,oilemiwiadomo.Babciesiętamzlatująnamajowezdrowaśki,
boterazparkjestotwarty,dostępnydlawszystkich.Wkrótcepotemodszedłnatęswoją
emeryturę,aniecopóźniejprzenieślidomdziecka.Noikilkalatpotymkipnął.
–Okej,rozumiem.Domdziecka…ciekawe…
–Acowtymciekawego?
–Niewiemjeszcze.Aleczuję,żetomożemiećznaczenie.Słyszałaś,żeniektórez
obecnychofiarłączysięnaprzykładzmolestowaniemnieletnich?
Gretasiężachnęła.
–Piąteprzezdziesiąte,odciebieiodRyby.Niemampojęcia,ilewtymprawdy.Czylico,
jednakklątwaścigającagrzeszników?Sugerujesz,żedosięgłoichramięjakiejśwyższej
sprawiedliwości?
–Niewiem,czyjeramię–skwitowałaFelicja.–Alewłaśnietegozamierzamsięmiędzy
innymidowiedzieć.
–ZygmuśRybazpewnościąciwtympomoże–zauważyłaironicznieGreta.
–Właśnieniejestemtegotakapewna.Cośmnieostatnioomija…
–Comuzrobiłaś?Zraziłaśdosiebiechłopaka?Przecieżmiałaśgojużowiniętegowokół
palca!
–Nicmuniezrobiłam.Nieważne.Maszrację,muszęsięznimskontaktować.Dzięki,
stara,wracajdoroboty,pa.
–Pa.Itylkoniezróbjakichśgłupot…
JednakFelicjajużsięrozłączyła.Szybkodopisałaświeżeinformacjedoswoichnotatek,
poczymdopierodotarłodoniej,żejestwściekległodna.Śniadanianiejadła,wypiłatylko
bardzomocnąherbatę,adotegozapaliłanapustyżołądek,ażzakręciłojejsięwgłowie.
Zajrzaładoswojejminiaturowejlodówki,którajakzwykleświeciłapustkami.Stałtam
jedynienapoczętysłoikzogórkamikonserwowymi.Nadziałanawidelecjednegoogórkai
schrupałagowrazzpiętkączerstwegorazowca.Trzebazajrzećdosklepu–zdecydowała
–aprzyokazjiwybadaćnastrojespołeczne.Tylkonajpierwjeszczezadzwonido
aspiranta.
Dwadzieściaminutpóźniej
URenatytymrazembyłodośćtłoczno,wkolejcestałokilkaosób,awrogujeszcze
dodatkowozebrałasięekipadziadków,cowtakmałympomieszczeniustanowiłotłum.
Felicja,powitanaserdecznymuśmiechemsklepikarki,zajęłamiejscenakońcuogonka.W
nagrzanymwnętrzuparowałyoddechy,apaltawydzielałycharakterystycznyzapach
mokrejwełny.Atmosferapanowałasenna,ludzietutajniespieszylisię,nietakjakw
dużymmieście.Powoliiskrupulatniedokonywaliswoichzakupów.Renatakażdemu
wydawałaresztęzgotówki,liczącjąstarannie,poczympakowałasprawunkidosiatek,z
każdymklientemzamieniająckilkazdawkowychuprzejmości.Dziennikarkaomalnie
przysnęłanastojąco,gdynaglezodrętwieniawyrwałjąznajomygłos.Wstojącejprzy
ladziekobieciewfutrzerozpoznaładyrektorkęmiejscowegogimnazjum.Równieżitym
razemnauczycielkaniesprawiaławrażeniazadowolonejzżycia.
–Takiejakieśczerstwetebułki–grymasiła,macająckażdąznichpokolei.–Ata
kiełbasatoprzynajmniejświeża?
–Wszystkoświeżutkie.–Sklepowauśmiechnęłasięnerwowo.
–Niewygląda.–Marudnaklientkasięskrzywiła.
–Więcodłożę.–RenataDudzińskawzruszyłaramionami,widzącironicznespojrzenie
Felicji,którapokręciłatylkoznaczącogłową.Wodpowiedzisklepikarkazamrugałado
niejporozumiewawczo,odkładającwzgardzoneproduktyzaladę,jednakwtymsamym
momencienauczycielkazmieniłazdanie:
–Proszęjednakzapakowaćmitebułki–mruknęłanadąsana,zagarniającpieczywospod
rękiekspedientkiiponowniejeobmacując.–Gdziejaterazbędęjeszczelataćpo
sklepach.Choćdoprawdymogłybybyćświeższe…
Felicjaniewytrzymała.
–Słusznie,żejepanikupi,skorowymacałajepanijużtylerazy,itobynajmniejnieprzez
serwetkę–rzuciła.
Kobietaodwróciłasięiobrzuciłajązłymspojrzeniem.
–A,topani.Proszęsięzłaskiswojejniewtrącać.Dziennikarkawielka…Niepani
sprawa,cojakupuję!
–Właśnieżemoja,bojarównieżzamierzamkupićbułkiimogłybymisiętrafićte
obmacaneprzezpanią–zripostowałaFelicja.
Sklepowawmilczeniuwydałaresztę.WtymczasiedosklepuzszedłKostek,syn
Dudzińskiej.Skinąłogólniewszystkimgłowąiwziąłsobiezlodówkinapój.Zamierzałod
razuzniknąćzadrzwiaminazaplecze,gdyzatrzymałgopodniesionygłosdyrektorki.
–Atyjużzapomniałeś,żenależysięprzywitać,Dudziński?Wliceumwmieścietegonie
uczą?
Chłopakzatrzymałsięwprzejściuiobrzuciłjąprzeciągłymspojrzeniem.
–Kiedyjapaniniepoznałem–bąknął.–Bardzopaniprzytyła.No
iwogóle…tego.Wżyciubymniepowiedział,żetopani.
–Kostek!–wtrąciłaostroRenata.
MłodyDudzińskiwzruszyłramionami,popijajączpuszki.
–Cozawychowanie!Właśniestraciłapaniklientkę!–prychnęłanauczycielka,zabierając
swojąsiatkę.Odwróciłasięnapięcieizatrzasnęłazasobązcałejsiłydrzwi,ażwszyscyw
sklepiezastygli.
–Noicool–zarechotałmłody.–Coza…tego…durnababa!
–Eleganckakobitka,alezła–dodałzkątajedenzdziadków.
–Złajakosa!–wtrąciłzmocądrugi.
–Panowiejeszczecośmajądopowiedzenia?Myślałbykto.Dotejporysiedzieliściecicho
jakmyszypodmiotłą!Kostek!Atymistąduciekaj!Przesadziłeś,kolego…Iniepij
zimnychnapojówzlodówkiotejporzeroku,herbatysobielepiejzrób!–nakrzyczałana
synaDudzińska.
–Spoko,mamuśka.Jużspadam.
–Aleprędko!No!
PrzedFelicjączekałajużtylkojednaklientka,którapoprosiławyłącznieopojemnik
tanichjajek,chudemlekoiśmietanę.Dziennikarkaodetchnęłazulgą,gdynareszcie
przyszłajejkolej.
–Uff…–Renataprzewróciłaoczami.–Jabardzoprzepraszamzatęawanturę.Idziękuję
zawstawiennictwo…
Felicjamachnęłaręką.
–Niemasprawy.Teżjużmiałamrazprzyjemnośćztąpanią.
–Nojesttotrudnaosoba.Zwiekiemcorazbardziejnieznośna.Niewiem,jakonamożez
dziećmipracować.
–Chybajużpowinnabyćnaemeryturze.
Sklepikarkasięzastanowiła.
–Możliwe–odparła.–Alepewnieniechce.Atujejniktnieruszy.
–Notak.Poproszębułkigrahamkiniemacane,dwaserkitopioneiczterypomidory.Od
dawnająpanizna?–zagadnęłaFelicja.
–Tędyrektorkę?Odsamegopoczątku,przecieżsynchodziłdojejszkoły.Awcześniejjuż
miałamsklepik,wtedyjedenzdwóchwcałymmiasteczku,wyobrażasobiepani?Każdy
tudomnieprzychodziłzakupyrobić.Daćsiateczkę?
Dziennikarkaskinęłagłową,niepozwalająckobieciezmienićtematu:
–Odpoczątku,toznaczy…
–No,zedwadzieścialatbędzie.Wdziewięćdziesiątymczwartymsiętutajwprowadziłam,
najpierwwynajęłamtenlokal,apóźniejgowykupiłam.Wratachspłacałam,alechciałam
sięurządzić,żebymałymiałdom.Młodabyłam,alejużporozwodzie.Małżeństwominie
wyszło,zatobiznesowszem!–Zaśmiałasię,pakującdofoliowejsiatkiskromnezakupy
Felicji.
–Wdziewięćdziesiątymczwartym?–podchwyciłaszybkoFelicja.–To
chybajakośniedługoprzedtymiwypadkamiwgminie,kiedyporazpierwszyhurtowo
pozamarzalitutajludzie.Napewnocośpanisłyszała,bopodobnogłośnootymwtedy
było…
Dudzińskapodałajejsprawunki,kręcącgłową.
–Niezabardzokojarzę.Możeicośdomniedotarło,aleraczejtylkoobiłosięouszy,jatu
wtedynowabyłam–wyjaśniła.–Wiepani,paniFelicjo,jaktojest.Nikogojeszczenie
znałam,dopierosięurządzałam,sama,zmalutkimdzieckiem.Sklepikjeszczeraczkował.
Nietocoteraz,choćpowiempaniszczerze,żemamobawy.Tewszystkiemarkety,
sieciówki…Mogąmniewypchnąćzrynku.Naszczęściejednak,odpukać,pókicomam
swoichstałychklientów.–Uśmiechnęłasię.–Staramsięstworzyćdlanichcoś,czegonie
znajdąwwielkichsupermarketach.Więcnarazieniepanikuję.Iliczęnato,żecośjednak
synowiwspadkupozostawię.Choćsmarkaczwcaleniemaochotyprowadzićwiejskiego
sklepiku.Wtymrokurobimaturę,potemsięwybieranainformatykę,komputerygo
ciągną.Oj,rozgadałamsię,bardzoprzepraszam!Obudziłapaniwspomnieniazmłodych
lat.–Rozłożyłaręce.–Atymczasempracaczeka.
DosklepuweszłykolejnedwieosobyiustawiłysięzaFelicją.Dziennikarka
odwzajemniłauśmiech.
–Wtakimraziejużlecę.Albonie,zaraz,chwileczkę…niechmipanidoliczyjeszczetę
paczkękrakersówserowych.–Wskazała.–Nawetdwiepaczki,acotam,będęmiałana
zapas.Podziwiampanią,naprawdę.Musiałopanibyćciężko.Synwtymrokurobi
maturę,tak?Możemusięjeszczeodmieni…
–Robi,robi.Niechbywreszciezrobił.–Dudzińskawestchnęłaiwstukaładokasycenę.–
Jużitakmadotyłu.Dwadzieściajedenlatskończoneidopieromatura.Naszczęściena
tyleniewygląda,więcprzynajmniejniewyróżniasięwśródkolegówzklasy.Pomnieto
ma.–Zaśmiałasięzalotnie.–Krzyżpańskiterazztymidzieciakami,mówiępani.
Najpierwposzedłnormalnie,dopaństwowegoliceum,alemusiętamniespodobało.
Uczyćsięniechciał,takpoprawdzie.Togodoprywatnegoposłałam.Tyleżeczasu
trochęstracił.Tumunawetnieźleidzie,wsumiezdolnyzniegochłopiec,noaleto
czesne…jaażtakbogataniejestem!Niechjużtęszkołęwreszcieskończy,będziemilżej.
Byletylkojeszczezechciałnasiebiezarabiać,achoćbypomócmitutajteninteres
rozkręcić,bostudiamu,owszem,marząsię,jatorozumiemipopieram,aleprzezte
wszystkielatasamajednawszystkiegoniepociągnę.Jestprzecieżcoraztrudniejwtym
kraju.Nato,żebymujakiestypendiumprzyznali,nawetnieliczę.–Machnęłaręką.–A
jaktuterazutrzymaćdwieosobyzprowincjonalnegosklepiku?
–Toprawda,lekkoniejest.Dziękuję,paniRenato.Jutromapaniczynne?
–Nie,jutrojedziemydoGdańska,nagroby,apotemzabierammłodegodoteatru.Alew
niedzielędopołudniabędzieotwarte.Naszakazhandlunieobejmuje,
więczapraszam.–Uśmiechnęłasięporazkolejny.
–Totaklątwa,pani–odezwałsięjedenzestałychbywalców,pogryzająckwaszonego
ogórka.
–Któratymrazem?–zainteresowałasięFelicja.
Renatazerknęłananiąspodokaiudając,żepoprawiasobiegrzywkę,popukałasię
znaczącowczoło.
–Ata,coteludzipozamarzalibyli–uparcieciągnąłstaruszek.–Odtamtejhistoriisię
onawzięła…
–Odjakiejhistorii?
–Panowieznowuzaczynają?–zniecierpliwiłasięsklepikarka.–Klientówmipanowie
wystraszą!
–Eeetam…Jotamitaknicniemówie,bomsprawynieznał,mnietuwtedyniebyło,u
Niemcazarabiałem.Tamtabelferkawie,ocochodzi.Musipamięta,nietocowy,młode,i
niestąd–dokończyłmężczyzna,wzruszającramionami.
Dziennikarkapróbowałapociągnąćgojeszczezajęzyk,alezaparłsięiniezdradziłjuż
niczegowięcej.Wyszławięczesklepu,rozmyślając.Staruszekniepowiedziałtego
przypadkiem.Dyrektorkaszkoły.Elegancka,alezłajakosa.Wystrojonawohydnefutro
zesrebrnychlisów.Pasowałoby,cholera.Chociaż…nie,jednaknie;wedługjedynego
świadka„królowaśniegu”zlasubyłapięknajakzobrazka,tymczasemonauczycielce
możnabypowiedziećwszystko,aleurodąbabazpewnościąniegrzeszyła.Antypatyczna
podstarzaławiedźma–pomyślałamściwie.Innasprawa,żetrudnoocenić,copijany
umysłmożeuznaćzapiękne.Czasemwystarczybylemakijażiszykownystrój,bystary
alkoholikdojrzałwpierwszejlepszejkobieciekrólewskąurodę…
Wieczorem
Nastolikupaliłasięwielkazapachowaświeca,dodatkowodwiemniejszenaparapecie,
pozatymkozawrogupomieszczeniarównieżdawałakrągciepłegoświatła,podnosząc
temperaturępowietrzanapoddaszumniejwięcejdopiętnastu,wporywachszesnastu
stopni.Więcejniedałosięwyciągnąć,gdyżmróznazewnątrzwprawdzietrochęzelżał,
alezatoznówhulałzimnywiatr,roznoszącwszędzietumanyśniegu,widocznezoknaw
żółtawymblaskulatarniulicznej.Podświetlonewciemności,sprawiałyniemal
surrealistycznewrażenie.Lampywpokojuzostałypogaszone,Felicjachciałaosiągnąć
efektprzytulnegogniazdka.Zamiarchybasięudał,boaspirantZygmuntRybawyglądał
nazadowolonego:rozpartywfotelu,wciepłymswetrzezgolfem,popijałzkubka
parującąherbatę,niespieszącsięzinformacjami.
–No,maszcoś?–niewytrzymaławreszcieFelicja.
Uśmiechnąłsięprzekornie.
–Atakbyłomiło…–Westchnął.–Nomamto,ocoprosiłaś.Niebyłołatwowtakim
tempie.KoleśzpolicyjnegoarchiwumwGdańskusiedziałpogodzinach,bounasnicsię
ztamtegookresuniezachowało.Kosztowałomnietozgrzewkępiwa.
–Dobra,zwrócęcikasęzatęcholernązgrzewkę.
–Spoko.Nietrzeba,natylemniejeszczestaćzpolicyjnejpensji.Gorzej,żewpierwszej
chwili,kiedyzadzwoniłaś,miałemnadzieję,żezamnązatęskniłaś,alecorobić…Niepo
razpierwszymnierozczarowałaś.
–Biedaku!–parsknęła.–Tylkominiemów,żesamniejesteśzainteresowany.Igadaj
wreszcie,doczegosiędokopałeś,potemmożemypozwolićsobienagadkęszmatkę.
Najpierwkonkrety.
Rybawyjąłzplecakaswójtablet,włączyłgoiwszedłwnotatki.Felicjapoczułasięjak
dinozaur:samadodziśzapisywaławszystkonabieżącowstarymtradycyjnymnotesiez
kartkamiwkratkę.Terazteżczekałwgotowościbojowejnanajświeższeinformacje.
Sięgnęłapocienkopisizapaliłalampkęnabiurku.
–Nowięctak.Nazwiskaosób,którewtedyzamarzłyjednymciągiem.Zakonotuj:Joanna
iJanKrawczykowie,RamonaiGrzegorzHolzerowie,GabrielaGawrylczykówna,Piotr
Bednarczyk,KrystianHinziWaldemarRogalski…
–Dwamałżeństwa?!
–Właśnie.Dwamałżeństwawśrednimwieku.Dotegonastępnadwójkażyław
konkubinacie,choćnibyjakiśczasprzedśmierciąsięrozeszli.Aleznalezionoichrazem.
Czylikolejnapara.Zupełnieniekojarzęwiększościtychludzi,nawetznazwiska.
Wszyscyonibyliwcześniejpracownikamipegeeru,alemnietaepokaszczęśliwie
ominęła.Wyglądanato,żepierwszaitrzeciaparaniepozostawiłatuposobieżadnej
rodziny,niemielidzieci,niebylistąd.Przyjechaliwtestronykonkretniedopracy.
Holzerowiemielisyna.Ichwnuczkę,czylijegocórkę,znamzwidzenia,mieszkaz
rodzicamiwKryszewie.KrystianHinz…byłojcemnaszejradnejGretyPazik.Wiedziałaś
otym?–Zerknąłnaniąspodoka.
Felicjaskinęłagłową.
–Tak–odparłazociąganiem.–Choćnazwiskanieznałam.Wiemtylko,żebył
dyrektorempegeeru,wówczasjużemerytowanym.
–Zgadzasię.Myślę,żetoniebędziemiłedlapaniGrety,kiedytasprawaznowu
wypłynie.Aletrudno.Pazikowajestjedynąpozostałąprzyżyciubliskąrodzinątego
Hinza.Nieliczącwnuczki.
–WnuczkasiedziwStanach,magdzieśsprawyrodzinne.
–Wiem.Notojedźmydalej.TenRogalski.Niejestempewien,czygowogóleliczyć.
Facetnigdyniemieszkałwnaszejgminieanitymbardziejniepracowałwpegeerze,w
swoimczasiebyłkierownikiembidula…toznaczydomudziecka.Tensierociniecstałna
naszymterenie,możedlategogościuzamarzł
wlesiepodKryszewem,choćniewiem,cotamrobił.Teżbyłjużwtedynaemeryturze.
Facetzwyższymwykształceniem,pedagog,trudnopowiedzieć,czymógłmiećcokolwiek
wspólnegozpozostałymiofiarami.Nicnatoniewskazuje.
–Aleumarłwtymsamymczasieiwtensamsposób,nie?Iteżpopijaku.
–Owszem.Towszystkopasuje.Wątpię,czydowiemysięczegoświęcejotychludziach.
Prasasięnatentematnierozpisywała.Oczywiściemógłbymwyszukaćjakieśosobyz
dalszejrodziny,aleczymatosens?Spróbujęprzynajmniejnamierzyćrodzinę
Rogalskiego,bomożeonidalejmieszkająwGdańsku.TypogadajzGretą,totwoja
przyjaciółka.Codoreszty…ciężkobędzie.Niedziałamoficjalnie.Komisarzprowadzący
sprawęnaszychzamarznięćchciałbyjąjaknajszybciejzamknąć.Bardzowątpię,żebybył
zainteresowanyrozdrapywaniemstarychran.
–Dlategonajpierwsamachcętozbadać.Przytwojejpomocy,oczywiściejeślimasz
ochotę,bodysponujeszwiększymimożliwościami.Samsiędeklarowałeś,żeidzieszna
współpracę,oilesobiedobrzeprzypominam.
–Boidę,jakwidzisz.–Rybapodrapałsięponosieidopiłresztkęherbaty.–Tylkotynie
doceniasz…
–Doceniam,doceniam.Czekaj!Bowspomniałeścośjeszcze,żesyniwnuczkatych
drugichwkolejnościdalejmieszkająwKryszewie?
–Holzerów?Tak.Facetpracujewwarsztaciesamochodowym,ajegocórkawnaszej
bibliotece.
Dziennikarkadrgnęła.
–Zaraz,zaraz…Wbibliotece?Tastara?
–Jakastara,zgłupiałaś,młodadziewczyna!Takaładniutka.
–Okurczę.Noracja!Pochrzaniłomisięwszystko.Faktycznie,byłatamtakamłoda
dziunia.Miałamokazjępoznać.Możeiładniutka,alekretynkajakichmało.Iraczej
wredna.–Felicjazmarszczyłanos.
–E,zazdrosnajesteś.Młoda,ładna,bystra.BeataHolzer.Jakieśdwadzieścialat,mniej
więcej.
–Ano,zgadzasię.Wstrętnanadętasmarkulazfaszystowskimipoglądami.Zeroempatii,
kulturyitaktu.Skrajniebezwzględna,pozbawionaludzkichuczuć.Alewychybateraz
wszyscytacyjesteście.TaktoprzynajmniejwyglądawInternecie,wystarczyzajrzećna
dowolneforum…
RozpędziłasięiopowiedziałaRybieoswojejwizyciewbibliotece.Aspirantwzruszył
ramionamiinadąsałsię.
–Możeitakajest,niezaprzeczam,nieznamsiksyosobiście.Tylkodlaczegouogólniasz?
Chciałaśuderzyćwemnie?Myślisz,żewwaszympokoleniuniemahejterów,idiotów
albozwyrodnialców?Zawszebyli!
–Okej,sorry–zreflektowałasię.–Maszrację,niepotrzebnieuogólniam.Aletagówniara
straszniemniezirytowała.Iniestety,wydajemisię,żetaka
mentalnośćjestterazwmodzie,szczególniewśródmłodzieży.Możetowychowanie,a
raczejjegobrak.Niewiem.Wkażdymrazieniepierwszyrazsięztymspotkałamimnie
tobulwersuje.
–Nieróbzsiebiebabci.Mentalnośćjesttasama,tylkosposóbwyrażaniainny.Poprostu
dzisiejsimłodziludzieniesąhipokrytami,mówiąwprost,comyślą.
–Tojauprzejmiedziękuję–oświadczyłaszyderczo.–Skorotonazywaszmyśleniem…
–Dajmyjużspokój.Ludziesą,jacysą,niezmienisztego.Adziewczynapewniejeszcze
dojrzeje.Przyniejnawetjajestemstary!–zażartował.
–Niezdziwiłabymsię,gdybytoonamordowała.Wimięczystości„rasy”–dodała
mściwieFelicja.–Pasowałabyjakulał.Młoda,piękna,zimna.PrawdziwaKrólowa
Śniegu.Tastarszabibliotekarkajestzupełnieinna.Normalna.
Aspirantmachnąłręką.
–Przypominamci,żewiększośćprzestępcówsprawiawrażenie„normalnych”–
podsumował.–Aztąmałąsobiepogadam,zjejojcemzresztąteż,możesiędowiem
czegośotymstarszymHolzerze.Najważniejsze,żenowychzgonówniema.Niktna
dniachniezamarzł.Zauważyłaś?
–Pewniedlatego,żemrózodpuścił.
–Wystarczyłby.Raczejztegopowodu,żepolicjapatrolujeteren,apoostatnichzgonachi
historiiNowakazrobiłosięotymgłośniej.Ludziesąostrożniejsi.Amożenasza
„królowa”jużsięnaszągminąznudziłaipoleciałagdzieindziej?
–Niekuślosu.
Pochyliłsięiwziąłjązarękę,poczymprzyciągnąłdosiebieipocałował.Zpoczątku
próbowałasięuchylić,jednakpochwilizmiękła.Całującsięznim,myślałaotym,że
mogłabyzedrzećzniegotenszorstkisweter,dotknąćjegorozpalonejskóry,pchnąćgona
podłogę,usiąśćnanimokrakiemi…noico?Dwanagieciałasplecionewblaskuognia,
jednopiękneimłode,drugie…przechodzone?Naglepoczułasiężałośnie.
Czterdziestoletniababaparzącasięzdwudziestokilkuletnimgówniarzem,adotego
stanowczozbytpewnymsiebie,bomunaturadałacotrzebaznawiązką.Jeszczejedna
politowaniagodnabiednaidiotka,któraniepotrafiłaułożyćsobieżyciawodpowiednim
wieku,aterazjakgłodnysęplecinaświeżemięso.Tenszczawikodbiedymógłbybyćjej
synem.Odbiedy.Oderwałaustaodjegowargiodepchnęłago,poczymwstała.
–Czasnaciebie.
–Felicja…Cosiędzieje?
–Nic.Tobyłbyczystygołyseks.Rozumiesz?Tegobyśchciał?
–Nie.Nietylkotego–odpowiedziałpoważnie.
–Więcnarazieniemamcinicwięcejdozaoferowania–oznajmiłatwardo.Niechciałago
krzywdzić.Czuła,żeoczekujeodniejzbytwiele.
Chłopakpodniósłsięzfotelaisięgnąłpokurtkę.
–Będęsiętrzymałtego„narazie”.Przepraszamcię.Niechciałemcięobrazić.
–Nieobraziłeś.Tojaprzepraszam.Idźjuż.
Zanimjednakwyszedł,zawróciłoddrzwizdziwnymwyrazemtwarzy.Przestraszyłasię,
żenawiążedotego,cosięprzedchwiląpomiędzynimiwydarzyło,onjednakzdawałsię
jużmyślećoczymśinnym.
–Alenaszawspółpracajestdalejaktualna?–upewniłsiętylko,poczym,gdywmilczeniu
skinęłagłową,kontynuował:–Bocośmisięprzypomniało.Byłocoś…Niepamiętam,o
codokładniechodziło,alemiałotonapewnozwiązekztutejszympegeerem.Słyszałemw
dzieciństwie,jakkiedyśrozmawialiotymrodzice.Ojakiejśtragediizczasówkomuny.
Mniewtedyjeszczeniebyłonaświecie,alezapytammatki.Możesobiecośprzypomni…
LeśnyDół,luty,parędnipóźniej
KrystynaSkowrońskaodstawiłagarneknapiec.Niemiałagłowydojedzenia,tyleżepsu
nałożyładomiski.Ranoodśnieżyłaścieżkęodfurtkiażdodrzwiganku,achoćkościdały
jejsięweznaki,wciążniemiaładośćroboty.Wyszorowałakuchnię,zdjęłafirankido
praniaizawiesiłaświeże.Jeszczerazprzetarłablatkuchennegostołu.Wszystko,byle
odwlecwczasiedecyzję.Biłasięzmyślami.Najlepiejbyłobysiedziećcicho.Wkońcu
tylejużlatupłynęło.Możetowcaleniemazwiązkuzobecnymiwypadkami.Pijacybyli
jakświatświatem,anieszczęściachodząparami.A,żebytylkoparami…Jednakpo
porannymtelefoniedziennikarkiSkowrońskaniemogłasobieznaleźćmiejsca.Skorojuż
dokopalisiędotamtychludzi,tamtychnazwisk…widoczniecośjestnarzeczy.Żaltej
młodejkobiety,tejFelicji.Takbardzotowszystkoprzeżywa,widać,żenieudaje.Wtedy
przysięglisobie,choćnibynikttegowyraźnieniepowiedział,żetamtahistorianieujrzy
więcejświatładziennego.Niebyłosięczymszczycić,awieluwówczaswpływowychi
szanowanychludzimogłaonapogrążyć.Wtamtychczasachgminaniebyłatakludna,
wszyscysiędobrzeznali,mogliwalczyćomiedzę,jednakgdyprzychodziłocodoczego–
solidarnibyli,razemsiętrzymali.Innasprawa,żeistrachniektórychoblatywał,bo
wiadomobyło,ktowładzętrzyma.PaniKrystynaniepamiętała,ktokonkretnienarzucił
imzmowęmilczenia,wiedziałajednak,żebyłaonaskuteczna.Długo.Bardzodługo.
Możezbytdługo?Obrastałamilczeniem,zapomnieniem,legendą.Ażwkońcuprzestała
ciążyć.Klątwa?Amożewłaśnietak?Klątwa,którąsobiesamizafundowali.Przezten
czasludziepomarli,inniwynieślisiędomiast,jeszczeinninapłynęli.Czasysięzmieniły,
gminasięzmieniła.Ludziesięzmienili.Zdawałosię,żetamtasprawa
umarłaśmierciąnaturalną.Ażdoteraz.Bookazałosię,żenicbezpowrotnienieginie.
Wszystkozaczęłosięodnowa,aofiarydomagająsiępamięci.Komumożeprawda
jeszczezaszkodzić?Nomożetejdrugiejdziewczynce,Gretce,choćonajużnietamto
zapłakanedzieckozpszenicznymikucykami,tylkopaniradna.Dobraradna,kochana
przezwszystkich…Cóżrobić?ChybatylkozaufaćpaniFelicji,toćmądrakobieta,
miastowa.Krzywdynikomuzrobićnieda.Najwyżejniepowiewszystkiego,niebędzie
obciążaćsumienia,wraziegdybycośzłegoztegowynikło.Alemilczećteżnieuchodzi.
Przecieżginąludzie.Tymrazemjużniewinniludzie,tyleżepiciawinni.Każdymaswoje
słabości.Niktnatymświecieniejestaniołem.Jednakkarajestzbytsroga,stanowczozbyt
sroga…
Skowrońskaporzuciłaścierkęisięgnęłapokarteczkę,naktórejzapisałasobienumer
telefonurzeczniczkiprasowejgminy.Tylkoprzezchwilęsięzawahała,poczymdrżącą
rękąsięgnęłaposwójdużyaparatzantenką,któryzostałjejjeszczeponieboszczyku
mężuidziałałbezzarzutu,choćwszyscyuśmiechalisięnajegowidok.Cotam,innyjej
niepotrzebny,boipoco.Nowomodnewymysłyitaknanicbysięjejniezdały.
StaranniewystukałanumerkomórkiFelicji…
Kryszewo,luty,popołudniu
–Greta!–Felicjaprawiekrzyczaławsłuchawkę.–Skupsię,dobrze?Cośwydarzyłosię
wwaszejgminiewtysiącdziewięćsetsiedemdziesiątymroku.Cotakiego?Przecieżna
pewnocośsłyszałaś!Zastanówsię.Jawiem,żebyłaśwtedydzieckiem.Aletomusiało
byćcośtakpoważnegoiwstrząsającegodlatutejszejspołeczności,żekonsekwencjetego
ponosiciedodziś!Iwłaśniestądzrodziłasiętacałalegendaoklątwie…Odpoczątku
mówiłam,żetakierzeczyniebiorąsięzniczego!
–Ale…Ktocitopowiedział?
–Nieważne,docholery!Ktośmipowiedział.Tyleinicwięcej,aleprzysięgamci,żedotrę
dotego!Cowyścietutakiegozrobili?Wójtazamordowaliście?!
–Dajspokój–żachnęłasięradna.–Czemutyakuratnamniewrzeszczysz?A
bibliotekarka?Dzwoniłaśdoniej?
–Wyobraźsobie,żedzwoniłam.Dopieroco.Tateżmilczyjakzaklęta.Wijesię,jąkai
kluczy,alejakcodoczego,toonanic,dokurwynędzy,niepamięta.Zaćmienie.Wszyscy
zachowujeciesiępodobnie:robiciegłupieminy,nibywiecie,żedzwonią,tylkonie
wiecie,wktórymkościele…NawetrodziceRyby.Tosamo.Znimteżdzisiaj
rozmawiałam.Zygadobrzepamięta,żeotymgadali,alebyłwtedyzasmarkaty,żebycoś
zrozumieć.Aterazjakzapytał,tooczywiściegówno,
staruszkowieniemająpojęcia,ocomuchodzi.Amnezjazbiorowa?!
–Słuchaj…
–Niemamzamiaru!Niemamzamiarusłuchaćdalejtychkretyńskichwymówek!Dwie
osobymizasugerowały,żetypowinnaświedzieć.Tocośłączysięwjakiśsposóbztobą!
Chcęwiedzieć,cotojest.Przestańsięwykręcać!Rozumiesz?Albotobędziekoniec
naszejprzyjaźni.
PodrugiejstronieGretaprzezdłuższąchwilęmilczała.
–Dlaczegoniesprawdziciewpolicyjnychaktach?–zapytaławreszciecicho.
–No,no,tojużcoś.Czylisprawabyłapolicyjna,jakrozumiem.–Felicjaziałafurią.–
Alejużciodpowiadam.OtóżRybasprawdzał.Wpolicyjnychaktachnicniema,boaktaz
tamtejzimywyparowały.Komuśnaprawdębardzozależało,byzamieśćtętajemnicępod
dywan.Jednakdupablada,bosyfzawszewkońcuwypłynie…Gadaszczynie?!
Znowumilczenie.Przeciągającesię.Wkońcudziennikarkausłyszaławestchnienie.
–Przyjedźdomnie.Jestemwdomu.Sama.Todobrymoment,boniechciałabymmieszać
wto…zresztą…bezznaczenia.Tochybanaseriojestklątwa…Przyjedź.–GłosGrety
sięłamał.
Felicjaodpowiedziała,żebędziezapółgodziny,poczymrozłączyłasięzadumana.
Radnaotworzyłajejzapłakana.Alenawetzespuchniętymiiczerwonymioczami
wyglądałanieskazitelniewgranatowejwełnianejsukienceipantoflachnaobcasach.
ZaprowadziłaFelicjędokuchni.
–Nastawiłamkawę–powiedziała,niepatrzącprzyjaciółcewoczy.–Zachwilębędzie
gotowa.Chceszcośdoniej?Koniaku?
–Nie,dzięki,przyjechałamterenówką.Alesobienalej,bowidzę,żebędziecipotrzebny.
Więcjednakwiesz,cosięwtedywydarzyło?
–Wiem.–Gretaodwróciłasię,bynalaćkawydofiliżanek,amożebardziejpoto,bydać
sobiechwilęnadojściedorównowagi.Byławyraźnierozdygotana.
Zpełnymifiliżankamiusiadłyprzyblacieoddzielającymkuchnięodjadalni.Radna
wyjęłazszafkibutelkęfrancuskiegokoniaku.Dolałagosobiedokawy.Felicjazadowoliła
siętabliczkągorzkiejczekolady.
–Dobra.Miejmytojużzasobą.Obiecajmitylko,żeniezrobiszztegoużytku.
–Tegoniemogęobiecać.Wszystkozależyodtego,comaszdopowiedzenia.Iodtego,
czymatozwiązekzobecnymizgonami.
–Rozumiem.Chodzioto,żebyściezRybąniedopuścilidonagonki.Niechtosięnie
stanieniezdrowąsensacją.Obiecajmitodladobranaszejgminy.Boto
jestnaprawdępaskudnahistoria…
GRETA
Styczeńtysiącdziewięćsetsiedemdziesiątegoroku,awzasadzienocsylwestrowana
przełomierokusześćdziesiątegodziewiątegoisiedemdziesiątego.Dlaniektórychjuż
historia.Dlamniewzasadzieteż–byłamwtedymała,niewielerozumiałam.Miałam
osiemlat,chodziłamdopierododrugiejklasy,cotakiedzieckomogłowiedzieć.Dlatego
całatahistoria–taka,jakautrwaliłasięwmojejpamięci–tozlepekniejasnych
wspomnień,wrażeńorazzasłyszanychpóźniejiposklejanychwcałośćinformacji,
pochodzącychgłównieodmojejmamy,którażyławcieniutejtragedii,leczwidocznie
uznała,żedlawłasnegodobraniepowinnampozostawaćwniewiedzy.Błogosławięjąza
toiprzeklinamjednocześnie.Możegdybymoniczymniewiedziała,byłobymilżej.Z
drugiejstronybrakświadomości–przyplotkachipogłoskachsączącychsięzaplecami
jaktrucizna–możebyćjeszczebardziejzabójczy.Bezświadomościniemamowyo
oczyszczeniu,ajagobardzopotrzebuję.Choćsamaniezawiniłam,noszętobrzemięod
lat.Winowajcąbyłmójojciec.Byłtym,któryporuszyłgóręlodową,awtedyonarunęła,
pociągajączasobąlawinę.
Jakwiadomo,ojcieczarządzałtutejszympegeerem.Najpierwjakokierowniklokalnego
gospodarstwa,późniejjakodyrektorkombinatu,czyligospodarstwpołączonych,choć
jegosercedokońcapozostałowtutejszympegeerze,któryprowadziłodsamego
początku,tobyłojegooczkowgłowie,dziełożycia.Tensentymentpoczęścibrałsię
zapewnestąd,żebyliśmyrodzinąautochtonówoniemiecko-polskichkorzeniach,od
ponadstulattuosiadłą.Zakomunyojciecbyłszychą,tutaj–natymkawałkuziemi–
niemalbogiem.Imieszkańcygminynaprawdęgokochali.Szlidoniegozewszystkimi
swoimiproblemami,boonpotrafiłzałatwićimwszystko:najlepszyparkmaszynowy,
nagrodypieniężne,wycieczki,atrakcyjnekoloniedladzieciaków.Ajakktoznalazłsięw
potrzebie,Hinzzawszepomógł.Nawetjeślitakiktośbyłnabakierzprawem.Bowtedy
prawembyłapartiawosobachswoichwpływowychprzedstawicieli.Wstydzęsiętego,ale
przecieżniemogęzaprzeczyć:mójojciecbyłjednymznich.
Podkoniecrokusześćdziesiątegodziewiątegopodsumowanowynikiroczne
pracypegeeruiokazałysięonewspaniałe,powyżejnajśmielszychoczekiwań.Tata
rzeczywiściepotrafiłgospodarować,tegoniktmuniemożeodebrać.Byłztychmłodych,
kształconychaparatczykówztytułemmagistrarolnictwa,nowejpartyjnejkadry,która
byłasoląwokuchłopów.Alenagospodarcesięznałjakmałokto,miałtowekrwi,po
swoichniemieckichprzodkach.Ipotrafiłzarządzaćludźmi,atakżeichsobiezjednywać.
Takwięcdobrysocjalistycznypanpostanowiłodwdzięczyćsięswoimwiernym
poddanym.Ażepopolskichprzodkachmiałszerokigest,odwdzięczyłsięhucznie.
Mianowiciezafundowałimkilkanaściebaniekczystegosamogonuorazkociołbigosuna
zagryzkę.Pędzeniebimbruoczywiściebyłosurowozakazane,zawszejednakznajdąsię
tacy,którychzakazynieobowiązują,aprzynajmniejtacy,codziałająpodochronną
kołderkąmożnychtegoświata.Tamtensylwesterbyłzatemprawdziwymświętemdlatych
biednychludzi.Przeztęjednąnocmoglisiępoczućjakwraju–bodokładnietak
pojmowaliraj.Narobićsię,apotemnajeśćdosytainapić.Pofolgowaćnajniższym
instynktom.Itopomimopanującychakuratsurowychwarunków,amożewłaśnietym
bardziej.Iniemuszęchybadodawać,żeówczesnazimabyławyjątkowosroga,nawetjak
natamteczasy,kiedyzimyjeszczerzadkooszczędzałyludzi.Nietocoobecnie,kiedy
ostrazimatokatastrofaibezmałaklęskażywiołowa.Klimatteżsięzmienił.Odwykliśmy.
Wspólnazabawatrwaładopółnocy,potempostrzelanosobiezrakietnic,anastępnie
towarzystworozproszyłosię,zabierajączesobątyle,ilesiędałounieść.Jednaztakich
mocnojużpodchmielonychgruptrafiładoosiedlawybudowanegoprzezpegeerdlatych
swoichpracowników,którzyniepochodzilistąd,tylkoprzyjechalidorobotyzinnych
zakątkówkraju.Boprzyjeżdżali.Jakdoeldorado.Byłytoprowizorycznebaraki,
tymczasowe,wprzyszłościdopieroplanowanowybudowaćtamkilkabloków.Potym,co
sięwydarzyłotamtejnocy,zaniechanotego,aosiedlezlikwidowano,osiedlającludzipo
okolicznychwioskach.Dodziśniektórzyuważają,żewtymmiejscustraszy.Imająrację.
Straszy.Choćteraztamtylkołąkiiugory…
Alezłaenergiazostała.
Nowięcwspomnianagrupka–złożonazośmiuosób,kobietimężczyzn,wszyscybyli
robotnikamizpegeeru–wylądowaławkońcuwjednymzbaraków,zajmowanymprzez
młodemałżeństwozmałymdzieckiem.Parabawiłasięzresztąrazemznimi.Podrodze
odebraliniemowlęodstarszejkobiety,którapilnowałagowczasienocysylwestrowej.
Podobnomatkasięuparła,byjezabrać.Gdyznaleźlisięwbaraku,młodakobietaułożyła
córeczkę(botobyładziewczynka)wkołyscewczęścikuchennej,oddzielonej
przepierzeniemodwłaściwejizby.Mrózbyłtęgi,alewkuchniznajdowałsiępiec,więc
małaokrytakocamizasnęła,atymczasemtowarzystwobawiłosiędalej.Impreza–jak
byśmydziśpowiedzieli–trwałamniejwięcejdoświtu.Gościeigospodarzewykończyli
wyniesionązpegeerubańkę
bimbru,więcpodkoniecbylijużwszyscynawpółprzytomni.Gdyczłowiekjestpijany,to
mugorąco.Wizbieogrzewanianiebyło,aprzynajmniejnikomunieprzyszłodogłowyo
niezadbać.Ludziekręcilisiępobarakuiwokółniego,rzygali,sraliiszczali,gdzie
popadło.Dochodziliteżpodobnoinnigoście,zsąsiednichbaraków,byćmożetakżez
wioski.NajbliżejleżałoPotulewko,dosłowniezamiedzą.Uczestnicyzabawyśpiewalii
tańczyli,dopókibyliwstanie,potemjużniktniepamiętał,cosiędziało.Takprzynajmniej
utrzymywali.Wkażdymrazie,gdysąsiadka,tasama,którawcześniejopiekowałasię
dzieckiemtejpary,przyszłasprawdzićoporanku,jaksobieradzą,zastałamakabryczny
widok…
Drzwiioknaznalazłaotwartenaprzestrzał.Młodakobieta–matkamałej–leżałanawpół
rozebrananapodłodze,wwymiocinach.Miałapodbiteokoisińcenarękach.Odrazu
widaćbyło,żezostałazgwałcona,aprzynajmniejbrutalniewykorzystana.Jaksiępóźniej
okazało–niejedenraz.Nieżyła,zamarzła.Musiałastracićprzytomnośćijużsięnie
obudziła.Minusdwadzieściapięćstopnimrozutonieprzelewki.Szczególniedla
pijanych.Jejmałżonkaznaleziononiecopóźniejzabarakiem,wkałużykrwi.
Prawdopodobniewdałsięwbójkę,skatowaligoiteżzostawilinamrozie.Byłjuż
sztywny.Gościezniknęli.Mimoupojeniaalkoholowegowszyscyjakośdotarlidoswoich
domów.Oczywiścieniktniepoczuwałsiędowiny,niktsięnieprzyznał.Odzieciakunie
pamiętali,zwyjątkiemstarejsąsiadki,któraobudziłaosadęipoleciławnukowi
zaalarmowaćmilicję.Zresztącałeszczęście,żezapomnielioistnieniutegoniemowlaka,
możedziękitemujakojedynyzcałejrodzinyprzeżył.Przeżyła.Bocholerawie,co
mogłobyprzyjśćdogłowypijakom.Dzieckoprzetrwałozapewnetylkodlatego,że
pomieszczeniekuchennebyłoodizolowane,zamknięte,ogrzane,aonoprzykryte
piernatami.Odnalezionojewzłymstanie,jednakodratowano.Cosiępotemstałoz
dziewczynką,niemampojęcia.Nikttegoniewiezwyjątkiemkilkuwtajemniczonych
osób.Jednąznichbyłmójojciec,ontopotemwszystkozatuszował.Niewiem,czydla
dobraswoichludzi,czyraczejswegowzorcowegozakładu.Gdybytakiskandalwyszedł
najaw,bańkamydlanabypękła,ojciecbyłbyskończony.Nawetwtamtychczasach.Miał
wszędziechody:wpartii,milicji,urzędach.Aludzierobili,coimkazał.Dzieckow
każdymraziezniknęło,atamtewydarzeniauznanooficjalniezawypadek.Chociażbylii
tacy,którzyupieralisię,żeniemowlęrównieżzmarło,alewtoakuratniewierzę.
Dochodzeniawkażdymrazieniebyło.Niktniezostałpociągniętydoodpowiedzialności,
dodziśniewiadomo,ktouczestniczyłwzgwałceniukobietyipobiciujejmęża.Ofiarynie
miałyrodzin,obojepochodzilizmarginesuspołecznego,niktonichniepytał.Wychowali
sięwsierocińcu.Tamteżpewnietrafiłaostatecznieitabiednadziewczynka–tak
przynajmniejutrzymywałamojamatka,gdylosmaleństwaspędzałmisenzpowiek…
Cobyłodalej?Milczenie.Całagminazachowywałasiętak,jakbynicnie
zaszło.Ludzieposzeptywaliwprawdziepokątach,alepubliczniezapadlinaamnezję.Bali
się,amożewstydzili.Albojednoidrugie.Wsumiemielipowody…Mijałylata.Wkońcu
chybanaprawdęzapomnieli.Aprzynajmniejtaksięwydawało.Częśćumarła,innisię
postarzeli,jeszczeinniwyjechaliinigdytuniewrócili.Młodszepokoleniaoniczymnie
wiedziały.Zmowamilczeniaobowiązywała,nawetkiedyzmieniłasięepoka.Nawetja
zapomniałam,wyparłamtozpamięci,choćprzeztamtewypadkipraktycznierozpadłasię
mojarodzina.Jużnigdyniebyłojakdawniej.Ojciecsięrozpił,aporokuosiemdziesiątym
ipotem,pozmianieustroju,stoczyłsięcałkowicie.Wyrzutysumieniagryzłygodokońca
życia.Mamazaczęłachorować.Moczyłamsięwnocy,uznano,żemamnerwicę.Tyleże
wtedynikttegonieleczył,arodziceniemielidomniegłowy.Samamusiałamsobie
radzić.Aledośćotym,niezamierzamsięrozczulaćnadsobą.Nieoczekujęlitości.Może
dodamtylko,żewtedyjeszczedobrzeniewiedziałam,ocotaknaprawdęchodziło,
wyczuwałamraczejatmosferęwdomu,toonamniedobijała.Zrozmówdorosłych
podsłuchałamjedyniestrzępyinformacji.Dopierokiedybyłamstarsza–miałam
kilkanaścielat–matkaopowiedziałamiotamtejfatalnejnocysylwestrowej.Iteżnie
wszystko.Resztydowiedziałamsiędopieropośmierciojca…
Nowłaśnie.Dochodzimydowydarzeńzlatdziewięćdziesiątych.Kiedyzaczęliumierać
pijani,początkowoniktsięnadtymniezastanawiał–ot,wypadkilosowe–chociaż
niektórzyskojarzylinazwiskazwydarzeniamizrokusiedemdziesiątegoizaczęli
przebąkiwaćoklątwie.Jednakkiedyznalezionomojegoojca,byłamjużpewna,że
związekistnieje.Możetozabrzmiżałośnie,alesamawtęklątwęprawieuwierzyłam.Nic
innegoniemieściłomisięwgłowie.Apowinnobyło.Boniewspomniałamo
najważniejszym.Przyzwłokachtaty,wkieszenijegopalta–wtensposób,żeczęść
wystawała–tkwiłakartka.ByłtowyrwanyzksiążkifragmentbaśniAndersenaKrólowa
Śniegu.Mamgodotejpory,mamazachowała,ajaniepotrafiłamsiętegopozbyć.Znam
tenkawałeknapamięć:
MałyKaybyłzupełniesinyzmrozu,prawieczarny,aleniespostrzegłtegowcale,gdyż
KrólowaŚnieguodjęłamuswympocałunkiemwrażliwośćnazimno,ajegosercestałosię
kawałkiemlodu.
Setkirazyzastanawiałyśmysięwtedyzmatką,cotomogłooznaczać.Nierozumiałyśmy,
czemuojciecnosiłtowkieszeni,onraczejnieczytałbajek.Dopieroterazzaczęłam
kojarzyć,żetaprzebrana„królowaśniegu”tonieprzypadek…
Alewkońcuprzestałyśmysięzastanawiać.Miałyśmypoważniejszeproblemy,mama
zresztąwkrótcezmarła,aja…borykałamsięzwłasnymżyciem.
Świstekschowałamwszufladzieistarałamsiędoniegoniewracać.Wdzieciństwie,jak
większośćdzieci,uwielbiałambaśnieAndersena,leczodtamtejchwilinabrałamdonich
awersji.Nawetcórcenigdyichdosnunieczytałam,onawolałajużinnebajki,bardziej
współczesne,ajajejnienamawiałam.Nigdybymnieprzypuszczała,żewtakich
okolicznościachprzyjdziemidonichwrócić.Tochybajakiśhorror.Choćjużnieuważam,
żeklątwa.
Tamtewypadkizamarznięćrównieżwyciszono,zajęlisiętymjużnowiwłodarzegminy.
Bowiesz,czasysięzmieniają,aleludzieniebardzo.Tyletylko,żejednychzastępują
drudzy,noisztandaryróżneniosą.Okazujesięjednak,żenaszenajgorszekoszmary
zawszenaswkońcudościgną…
Felicjaodezwałasiępierwsza,gdyzrozumiała,żeGretazakończyłaswojąrelację,ateraz
siedziałacichaizgaszona,zupełnieniepodobnadosamejsiebie,zawszekipiącejenergią,
obojętnie–pozytywnączynegatywną.Tymrazemzdawałasięcałkowiciejej
pozbawiona,jakbyjązniejwypompowano.
–Niewiem,copowiedzieć.Koszmarnahistoria.Samaniewiem,jaksięzniąuporam.
Aleterazcięrozumiem…chyba.
Gretaocknęłasięispojrzałananiąwciążniedokońcaprzytomnymwzrokiem.
–Nigdydokońcaniezrozumiesz–powiedziała.–Idobrze.Zaczekaj,zrobięwięcej
kawy.Bomiwgardlezaschło.
Gdywróciłazparującymifiliżankami,Felicjaodważyłasięwrócićdotematu.Byłoto
konieczne,nawetjeślibolało.
–Dlaczegotylkotajednakobietapadłaofiaragwałtu?–zapytała.–Mówiłaś,żew
imprezieuczestniczyłowięcejkobiet?
Radnapokręciłagłową.Niewsensiezaprzeczenia,raczejwpoczuciubezradności.Albo
niewiedzy.
–Podobnobyłaładna,wręczśliczna.Taksłyszałam.Inatleinnychdziewczynzpegeeru,
częstorozwiązłych,dobrzesięprowadziła.Owszem,upiłasię,alebyłamłoda,noi
obchodzilisylwestra.Toprzecieżmiałabyćzabawa.Mówili,żenaprawdękochałamężai
todziecko–wyjaśniławkońcu.
–Aonpewniestanąłwjejobronie…
–Teżtakprzypuszczam.Izapłaciłżyciem.Dramat.Ryczećmisięchce,choćmyślałam,
żetojużprzeszłość!
–Takiesprawynigdynieprzestająbyćaktualne–przyznałaFelicja.–Alenajwyższącenę
zapłaciłodziecko.Bobyłoniewinne.Doroślisamiodpowiadajązaswojeczyny,powinni
teżumiećprzewidywać.Zdrugiejstrony…teżnigdybymnieprzypuszczała…Nie
rozumiem,jakwnibynormalnychludziachnaglebudzisięmonstrum.Naprawdę
wystarczydotegoalkohol?Słyszałam,żetepegeerytobyłysiedliskademoralizacji,że
bralitamludzijakleci,drobnychprzestępców,prostytutki…
–Zgadzasię.Imyślę,żetak,czasemwystarczyalkohol.
–Potwory.
–Niemówtak–zaprotestowałaGreta.–Tobyliprościludzie.Niewykształceni,biedni,
zdemoralizowaniprzezsystem.Ogłupieniiwdodatkupijani.Wtakichwarunkach
znajdująujścienajniższeludzkieinstynkty.Niepowiem,żezwierzęce,bozwierzętatak
niepostępują,myjesteśmygorsi.Gdyspadamaskacywilizacji,kierujenamitylkostrachi
przemoc.Aleniechcę,żebyśmyślałaonas,omieszkańcachnaszejgminy,jakoo
społecznościjakichśpotworów.Tomogłosięzdarzyćwszędzie.
–Wyluzuj,niepotrzebniewszystkokomplikujesz,lokalnapatriotko!Japrzecieżnie
miałamnamyśliwaszejgminy.Zresztąsamamówiłaś,żewiększośćzatrudnionychw
pegeerzetobyliprzyjezdni.
–Nietylko.
–No,wiem.Tojasne.Potworyzdarzająsięwszędzie.Ispodobałomisię,copowiedziałaś
ozwierzętach.Maszrację.Mówisięo„zezwierzęceniu”wodniesieniudoludzi,aleto
obrażainnegatunki.Człowiekjestnajgorszązbestii.Możenawetjedyną.Tylkodlaczego
takdługomilczałaś?
Gretasięzaczerwieniła.
–Ajakmyślisz?–odparła.–Mądralo.Dlaciebietotylkociekawytemat,adlamnie…to
mojepieprzoneżycie,kuźwa!
Wstałagwałtownie,żebydolaćkawydopustychjużfiliżanek.
–Ciekawytemat?!–oburzyłasiędziennikarka.–Nieobrażajmnie.
–Więcniepytajgłupio.Maszfajki?Zapaliłabym.
Felicjawyjęłazkieszenipapierosy,wzięłasobiejednego,poczymrzuciłapaczkęnastół.
Gretazapaliłaświecę,zapewneniedlanastroju,tylkobyzagłuszyćzapachdymu
papierosowegowpomieszczeniu.Obiesięzaciągnęły.
–Ograniczyłaśswojeżyciedotegojednegozdarzenia,któretaknaprawdęciebienie
dotyczyło?–podjęławątekFelicja.
–Nieoceniajmnie!–Gretasięuniosła.–Tyniczegoniemusiszograniczać!Kończysz
czterdziechę,aniemaszmęża,dziecianinawetstałejposady!Jesteśwolnajakptak,
możeszmiećwdupiecałytencholernyświat.Niewiesz,cotoznaczystracićwszystko,
boniemasznicdostracenia!
Nieoczekiwaniezaniosłasiękrótkim,urwanymszlochem.
Felicjazgasiłapapierosawpustymwazoniku,któryposłużyłimzapopielniczkę,i
podniosłasię.
–Pięknedzięki.Idęsiępowiesić.Cześć.
–Felicja!Siadaj.Przepraszam…–wykrztusiłażałośnieGreta.
Dziennikarkausiadła.
–Niegniewamsię.Mnienietakłatwoobrazić.Wiem,żetodlaciebietrudne.Serioidę,
muszętowszystkowspokojuprzemyśleć.Atyzróbsobie
porządnegodrinka,przydacisię.Iodpoczywaj.Kiedywracatwójmąż?
–Pewnieniedługo.Coztymzrobisz?
–Ztymiinformacjami?Muszętozgłosićnapolicję,Greta.Sorry,aletomożebyćważne
dlaśledztwa.Przydałobysięodszukaćtodziecko.Oilewogóleżyje.Najlepiejniechsię
tymzajmieRyba.Pamiętasz,jaksięnazywaliciludzie?
–Nie,nigdytegoniewiedziałam.Nawetniechciałamwiedzieć.
–Wporządku.Dowiedząsię.Alerozumieszchyba,że…
Gretapokiwałagłową.
–Rozumiem.Idźjuż.Tylkouważajnadrodze.
CZĘŚĆIV
–Czybędzieszmiałanóżprzysobiewczasiesnu?–spytałaGerdaispojrzałaz
przestrachemnanóż.
–Jazawsześpięznożem–powiedziałamałarozbójniczka.–Nigdyniewiadomo,cosię
możeprzytrafić.
Kryszewo,luty
Śniegsypałwielkimipłatkami,znak,żewzrosłatemperatura.Czasnajwyższy,byzima
zelżała,wkońcutojużdrugapołowalutego–pomyślałaFelicja,wysiadającz
samochodu.WracającodGrety,zatrzymałasięwmiasteczku,bykupićcośnakolację.
GdydotarłapodsklepRenaty,okazałosię,żesklepikarkawłaśniegozamyka,ażenie
chciałajużzawracaćjejgłowy,zawróciładoautaipodjechałapodnajbliższysupermarket.
Ponieważnanickonkretnegoniemiałaapetytu,poprzestałanaparubułkachiserku
topionym.Ponamyśledorzuciładokoszykajeszczetabliczkęczekolady,jogurtorazbutlę
sokupomarańczowego,boskusiłjąswojąbarwą.Gdywracaładosamochodu,ukłoniłajej
sięuśmiechniętakobieta,wktórejdopieropochwilirozpoznałasekretarkęzgminy.
Zamieniłykilkasłów,kobietapowiedziała,żespieszysię,byodebraćcórkęzlekcji
baletu,poczymprzeszłanadrugikoniecparkinguiwsiadładoszarejterenówki.W
głowieFelicjinatychmiastodezwałsiędzwonekalarmowy,szybkogojednakstłumiła,
tłumaczącsobie,żejaktakdalejpójdzie,topopadniewparanoję.Terenówekstałotu
kilka,doparuznichnajejoczachwsiadałykobiety.Samabyłajednąznich.
Tozadaniedlapolicji.
Dziennikarkazdalnieotworzyłaswójwóz,zanimjednakdoniegopodeszła,jużz
odległościkilkumetrówzobaczyła,żecośtkwizawycieraczką.Mandatalboreklama–w
czystejbiałejkopercie,lekkotylkowilgotnejodpadającegonaokrągłośniegu.Wyjęłaz
niejniewielkązadrukowanąkartkę.Rozprostowałająizdębiała.Trzyrazyprzeczytała
tekst,zanimogarnęłająpanika:
–Czybędzieszmiałanóżprzysobiewczasiesnu?–spytałaGerdaispojrzałaz
przestrachemnanóż.
–Jazawsześpięznożem–powiedziałamałarozbójniczka.–Nigdyniewiadomo,cosię
możeprzytrafić.
Kartkabyłapożółkła,wydartazestarejksiążki,dokładnietaksamojak
fragmentwręczonyjejprzezGretę,kiedywychodziłazjejdomu.Tenrównieżrozpoznała.
Pochodziłztegosamegoźródła.Ibrzmiałjakgroźba.KrólowaŚniegu…Zwrażenia
upuściłakartkę,jednakpodniosłająniezdarniewwełnianychrękawicachischowałado
schowkarazemztą,którąotrzymaławcześniejodprzyjaciółki.Zbijącymsercem
dojechaładodomu.Obiekartkiwyjęłazeschowkaiwłożyładokieszenikurtki.Zdawały
sięciężkiejakkamienie,choćjednocześniewiedziała,żetotylkostrachjejciąży,nie
papier.Atawistycznylękprzedczymśniewytłumaczalnym,irracjonalnym,absurdalnym.
Przedczyjąśślepąimściwąnienawiścią.
Gdyjużbyłanaschodach,zawołałajągospodyni,bywręczyćswojejlokatorcebutelkę
domowejnalewkizwiśni.Kobietaprzyglądałajejsiępodejrzliwie,amożeztroską.
Zapytałanawet,czyFelicjadobrzesięczuje,bowyglądanarozgorączkowaną.
Dziennikarkapodziękowałajejtrochęnieprzytomnie,cośtambąkającmałoskładniew
odpowiedzi,ipozostawiłagospodynięzwyrazemjeszczewiększegozdziwieniana
twarzy.Omaływłosniepotknęłasięwproguokota,któryprzyszedłotrzećsięojejnogi.
Równiemachinalnieschyliłasię,bygopogłaskać,poczymuciekładosiebienagórę.Nie
miałaochotyznikimrozmawiać.Najchętniejotworzyłabynalewkęizapomniałaobożym
świecie.Jednakdwiezadrukowanekartkipaliłyjąprzezkieszeńkurtkizgrubegopolaru.
JeszczebardziejdręczyłaFelicjęponuraopowieśćGrety.Nierozbierającsię,włączyła
czajnik,byzrobićsobiecościepłegodopicia,anastępniewystukaławkomórceprywatny
numeraspirantaRyby…
Nazajutrz
CórkaWaldemaraRogalskiegomieszkałasamotniewskromnejkawalercenagdańskiej
Żabiance–typowymwielkimosiedluzlatsiedemdziesiątychiosiemdziesiątych.Felicjaz
Rybąpojechalitampopołudniuprywatnymsamochodemaspiranta,gdytylko
policjantowiudałosięustalićjejtożsamośćwreferacieewidencjiludnościUrzędu
MiejskiegowGdańsku.Wcześniejzatelefonowalipodnumerznalezionywksiążce
telefonicznej,którynaszczęścieokazałsięaktualny.Touprościłosprawę.PaniJoanna
Rogalskanajwyraźniejniebyłanigdyzamężna,pracowaławszkolejakonauczycielka
matematyki.Nawieść,żektośchcerozmawiaćojejojcu,spięłasię,jednakwkońcu
wyraziłazgodęnaspotkanie.Ponieważferiejużsięskończyły,umówilisięposzesnastej
wjejmieszkaniu,boRogalskadopiętnastejpracowała.Dojeżdżaliwłaśniedo
blokowiska,Felicjawciążbyłazdenerwowana,aleRybaniemniej.Szczególniepo
usłyszeniuhistoriiopowiedzianejprzezradną,aktórądziennikarkapowtórzyłamu
poprzedniegowieczoru,cowpołączeniuzpogróżkamipodadresemFelicjizabrzmiało
naprawdęgroźnie.Anonimzostałpotraktowanypoważnie,trafiłwręceśledczych,którzy
przekazaligodolaboratoriumwceluzdjęciazniegoewentualnychodciskówpalców,
dziennikarkazostałaporazkolejnyprzesłuchananakomisariacie.Równieżfragment
przekazanyprzezGretęPazikzabranodlaporównania.Natymsięjednakskończyło.Na
pomysłrozmowyzrodzinąRogalskiegowpadlisami.Okazałosię,żeżonabyłego
dyrektoradomudzieckateżjużoddawnanieżyje,samaplacówkaprzeniesionazostałana
obrzeżamiasta.Zostałatylkocórkaorazmłodszysyn,któryodponaddziesięciulat
mieszkałzżonąidziećmiwIrlandii.
Doblokudostalisięnawetbezpomocydomofonu,któryniedziałał.Pustaizimnaklatka
schodowaprzyprawiłaFelicjęociarki.Pobliskorokunawsiniewyobrażałajużsobie,że
możnawczymśtakimmieszkać.Wjechaliwindą–taszczęśliwiebyłasprawna–naósme
piętroizadzwonilidośrodkowychdrzwi.Kobieta,którapokrótkiejchwiliimotworzyła,
zwygląduokazałasiębardzopodobnadoojca,któregozdjęciaoglądalijużwcyfrowym
archiwum.Byławysoka,bardzoszczupła,adotegoładna,orasowymtypieurody,choć
wedługzdobytychdanychmusiaładobiegaćsześćdziesiątki.Tlenionenablondwłosy
nosiłaupięteztyługłowy,ananosiemiaławąskie,prostokątneokularyw
ciemnozielonychoprawkach.Uśmiechnęłasięnerwowo,zapraszającichuprzejmiedo
środka.Mówiłacichym,spokojnymgłosem,cozapewnemusiałokojącowpływaćnajej
uczniów,choćniekonieczniedodawałowjejzawodzieautorytetu.Prędkosięjednak
przekonali,żewprzypadkuJoannyRogalskiejniemamowyosłabościcharakteru.
–Kawy?Herbaty?–zagadnęła,gdyjużusadowiłagościprzymałymstolikuwjedynymw
tymmieszkaniu,zresztądośćobszernympokoju.
Obojepoprosilioherbatę.DopierogdyRogalskawniosłazgraniczącejzpokojemkuchni
szklankizherbatkąowocową,Felicjapożałowałaswojejdecyzji.Szczególniedzisiejszego
dniapotrzebowałaczegośbardziejkonkretnego.Tojużchybakawabyłabylepsza.
Oczywiścieprawdziwa,niezbożowa.Trudno,westchnęławduchu,popijająccierpki
naparmałymiłykami.Widoczniegospodyniceniłasobiezdrowążywność.
Prowadzenierozmowyzostawiłapolicjantowi.
–Nocóż,niemampaństwuzbytwieledopowiedzenia.–Rogalskaodchrząknęła.–To
dziwne,żeterazoniegopytacie,bowcześniej,kiedyzdarzyłsiętenwypadek,policjanci
radzilinamraczejtrzymaćbuzienakłódkęinierozgłaszaćtego.Cozresztązradością
uczyniliśmy,starającsięjaknajszybciejwymazaćprzeszłośćzpamięci.Prawdę
mówiąc…nodobrze,niechmamtojużzasobą,powiemszczerze:nienawidziłamswego
ojcaiodlatnawetgoniewspominam.Byłpodłymczłowiekiem,wykorzystującym
wszystkoiwszystkich,
materialistycznymiokrutnym.Nierazmyślałam,żezasłużyłsobienatakikoniec,jakigo
spotkał.Proszętaknamnieniepatrzeć.Gdybyściepaństwogoznali,zrozumielibyście.
Odkądpamiętam,zatruwałżyciecałejrodzinie,zamieniłnaszeżyciewpiekło.Pastwiłsię
nadnami,biłmojąmatkęibrata.Tylkomnienigdynietknął…dopóki…–Kobieta
zaczerwieniłasięgwałtownieiwstała.Zleżącejnaparapeciepaczkiwyciągnęłacienkiego
papierosaizapaliła.Dłoniejejdrżały.Ponowniezajęłaswojemiejsceikontynuowałaz
zaciętymwyrazemtwarzy.–Przepraszam,alemuszę.Normalnieprawieniepalę,alewtej
sytuacji…Jeślipaństwopalący,toproszęsiępoczęstować.Nowięc,jakwspomniałam…
ojciecmnieniebił.Tylkoobserwował,takimspojrzeniemwilka.Gdyskończyłam
jedenaścielat,uznałwidocznie,żemusiępodobam.Jużsiępaństwodomyślacie?
Molestowałmnie.Nie,nietylkodotykał!–dodała,parskającprzytymgorzkim,nieco
histerycznymśmiechem.–Zmarnowałmiżycie.–Ponownieprzerwała,najejdelikatnej
twarzywymalowałasiędeterminacjaorazczystanienawiść.–Gdybympotrafiła,
zabiłabymgo.Alejatylkouciekłam.Wielerazyuciekałamzdomu,wędrowałampo
Polsce,ukrywałamsię,potemjednakwracałam,boniemiałamsumieniazostawiaćmatkii
młodszegobratasamychztympotworem.Ażwkońcu,gdyskończyłamosiemnaścielati
zrobiłammaturę,uciekłamnadobre.NastudiadoWarszawy.Tamzamieszkałamw
akademikuijużtylkodzwoniłamdomamy…Onciąglesięnadniąznęcał,przechodziła
gehennę.Najgorzejbyło,kiedysobiewypił.Alubiłwypić.Pedagog!–prychnęła.–Po
studiachwróciłamdoGdańska,zaczęłampracowaćwszkoleiwynajęłamstancjędo
spółkizkoleżanką,zapisałamsiędospółdzielnimieszkaniowej.Dodomuprzychodziłam
tylkopodjegonieobecność.Wmiaręmożliwościpróbowałamwspieraćmamę,
namawiałamjąnawet,żebywezwałapolicję…araczejwtedyjeszczemilicję…aleto
byłobezsensu,boonmiałtamświetneukłady.Wszędziejemiał.Samasięwreszcie
wyzwoliłam,jużniemiałnademnąwładzy,ale…jakpaństwowidzicie,nigdynie
ułożyłamsobieżycia.Potylulatachkoszmaruniemogłamznieśćobecnościżadnego
chłopakaoboksiebie.Itakzostało.Proszęmiwybaczyćteosobistewynurzenia,aleskoro
wypuściliściepaństwonajgorszewspomnienia,tojużsięwylały.Zresztąchcieliście
wiedziećwszystkoomoimkochanymtatusiu.Bratteżopuściłdom,potemmiasto,ana
konieckraj.Wyemigrowałjaknajdalej,teraznawetkontaktmamysporadyczny.Dobrze,
żeprzynajmniejonzałożyłrodzinę.Mamnadzieję,żenieposzedłwśladyojca.Takąmam
nadzieję…Mamanieżyjeponaddziesięćlat,zdrowiejejnadszarpnął,oddawnajużnie
miałażycia,siłydowalki,azachorowałanaraka.Udałojejsięprzynajmniejwspokoju
dożyćswychdni.Taaak…jegośmierćbyładlanaswszystkichbłogosławieństwem.Coz
tegopamiętam?Mało.Niewróciłnanocdodomu,mamadomniezatelefonowała.Wtedy
jużtutajmieszkałam.Nieprzejęłyśmysiętymzabardzo,nadrugidzieńdopieromama
zawiadomiłapolicję.Zajakiśczasprzyszlidoniejmundurowi
ipowiadomili,żenieżyje,żegoznalezionozamarzniętegopozamiastem,naterenietej
gminy,gdziemieściłsiędomdziecka,wktórymwcześniejpracował.Totasamagmina,z
którejpaństwoprzyjechaliście,prawda?Wtedyjużbyłnaemeryturze.Kazalimuprzejść
naemeryturę.Przecieżniebezpowodu.Wiadomo,cosięzatymkryło,choćtobył
oczywiścietemattabu.Pomyślałamsobiewówczas,żesprawiedliwościstałosięnareszcie
zadość–zakończyła,gaszącpapierosawdużejkamionkowejpopielniczce.
–Chcepaniprzeztopowiedzieć,żepaniojcieczostałprzyłapanyna…–Rybaszukał
odpowiedniegosłowa,Rogalskaszybkomujednakprzerwała:
–Czyprzyłapalitegozboczeńca,tegoniewiem.Alenapewnotorobił!Wszyscyodlato
tymwiedzieli.Tylkoudawaliślepych,głuchychiupośledzonychumysłowo.Jakzwyklew
tymkraju.
–Nietylkowtym–dodałaFelicja.–PaniJoanno,maminnepytanie.Bardzoważne.Czy
przypaniojcu…toznaczy,pojegośmierci,przyciele…znalezionomożecoś
niezwykłego?Wsensienietypowego,zaskakującegodlapaństwajakodlarodziny?Jakiś
anonim,świstekpapieru,kartkę?Policjananicniezwróciławtedyuwagi?
Kobietauniosłagłowę,wyglądałanazdumioną.
–Askądpani…Tomajakieśznaczenie?
–Więctak?
–Owszem.Choćzupełnienierozumiem…Aletak,znaleziono.Nieanonim,tylko
ilustracjęwyrwanązestarejksiążki,popapierzedomyśliłamsię,żezestarej.Takim
grubym,niebłyszczącym,jużwtedypożółkłym.TobyłasłynnailustracjaSzancerado
KrólowejŚniegu,nowiepani…ta,którazwykleznajdowałasięnaokładcestarszych
wydańbaśniAndersena:KrólowaŚnieguwsaniach.Tylkocotomiałobyznaczyć?Nawet
zastanawiałyśmysięzmamą,skądtowziąłipoconosiłzesobąobrazekzksiążkidla
dzieci,aleniezbytdługo,wkońcubyłonamtoobojętne,nieprzywiązywałyśmydotego
wagi.Pracowałprzecieżzdzieciakami…
FelicjawymieniłazRybąznaczącespojrzenie.
–Niewiemy,czyrzeczywiściematoznaczenie,alewyglądanato,żetabaśńodgrywa
jakąśrolę–wyjaśniłaenigmatycznie.–Bardzoproszętozachowaćdlasiebie,dobrze?
Chodzioto,żesprawama,byćmoże,swójciągdalszy.Czyzachowałapanitęilustrację?
Rogalskawzruszyłaramionami,popijającmałymiłykamiowocowynapar.
–Apocomiałabymtorobić?Napamiątkępokochanymtatusiu?Niemampojęcia,cosię
ztymstało,nigdywięcejnienatknęłamsięnatenobrazek.Pewniemamagowyrzuciła.
Proszęmiwierzyć,sentymentówniemiałyśmy.
–Rozumiem.–Dziennikarkapokiwałagłową.–Trudno.
–Alejakiciągdalszy?Cośmiświta.Jużnawetdzieciakiwszkoleplotkują,żeKrólowa
Śniegutowcaleniebajka,wróciłaiporywaludzizokolicy,apotem
ichzamraża.Sądziłam,żetotylkotakiebajdurzenie,jakwmoichczasachsławetna
historyjkazczarnąwołgą,którąuprowadzanodzieci.Państwojejzapewneniepamiętacie,
zamłodzijesteście.Bzdura,choćpodobnozawszewludzkimgadaniutkwiziarnoprawdy.
Czyżbyitymrazem?Wgazetachnatentematnicniepisali,aludziezimowąporą
zamarzalizawsze.Zimaciężkaidługawtymroku…
–Tofakt,żezamarzłowtedywięcejludzi–wtrąciłsięaspirant.–Nietylkopaniojciec.
Narazieniemożemynicwięcejpowiedzieć,alewracamydotejhistorii,borzeczywiście
mamywtejchwiliwgminiepodobneprzypadki,byćmożemająonezwiązekz
poprzednimi.Tylkobyćmoże.Dlategoprosiłbymodyskrecję.
–Oczywiście,jazawszejestemdyskretna.Życiemnietegonauczyło.Aleczytoby
znaczyło,żekochanytatuśniezapiłsięsamotnienaśmierć?Ktośmuwtymmoże
dopomógł?–Widaćbyło,żeRogalskajestbystrąkobietą.–Przypominamisię,że
przebąkiwanowtedyojakiejśmiejscowejklątwie.Cieszyłamsię,żegodopadła,choć
wierzącaniejestemizasadniczowżadneklątwyniewierzę.
–Notak,myteżsłyszeliśmyoklątwie–przyznałRyba.–Wkażdymraziebyłydyrektor
tamtejszegopegeeru,teżemerytowany,orazinneosobyzwiązaneztymzakłademzostały
znalezionemartwewtymsamymczasieiwtejsamejokolicycopaniojciec.Dotego
zmarływidentycznychokolicznościach.Dlategosięzastanawiamy.Czypanitata
utrzymywałmożekontaktyztympegeerem?Albozjegopracownikami?Pamiętacoś
pani?Możemiałwswoimośrodkujakieśdzieckoalbodziecistamtąd?
–Nicotymniewiem.Niepodejrzewamgookontaktyzpegeerem,botobyłsnob,aletak
naprawdępojęcianiemam.Nierozmawiałamzojcem,unikałamgo.Dzieciakimogłybyć,
mogłytamtrafićzregionu.Trzebabyposzperaćwdokumentach,tylkogdziejeteraz
możnaznaleźć…
–Poradzimysobie–zapewniłaFelicja.–PaniJoanno,bardzopanidziękujemyzapomoc.
Przepraszamy,żeprzytejokazjizmusiliśmypaniądonieprzyjemnychwspomnień,aleto
naprawdęmożebyćważne.
JoannaRogalskauśmiechnęłasię,choćniebyłowtymuśmiechuwesołości.
–Nieszkodzi.Czasemczłowiekowiprzydajesiętakie…oczyszczenie.Możedolać
państwujeszczeherbatki?
Podziękowali.Umówilisięwraziepotrzebynatelefoniopuścilimieszkaniesmutnej
kobiety.Nadworzesypałśnieg.
–Nieszczęśliwababka,alesympatyczna,prawda?–zagaiłRyba,gdyjużwyjechalina
trójmiejskąobwodnicę.
–Biedna.Dodupyżyciemiała.Owszem,bardzomiła,aleherbatkępodałatragiczną!
Matko,jakjaniecierpię,kiedyktośnaparzjakiegoścholernegozielska
nazywaherbatąiwprowadzanormalnychludziwbłąd.Zjedźnastacjębenzynową,kiedy
jużskręcimydonas,błagamcię–zajęczałaFelicja.–Muszęsięnapićchoćbykawy,atam
mająniezłyautomat.Padnę,jeśliniewypijęczegośporządnegopotychziółkach…
–Nieziółkach,tylkopoherbatceowocowej,bardzozdrowej.
–Jedendiabeł.
–Icosądziszotejrozmowie?Strzałwdziesiątkę,co?ZtąKrólowąŚniegu?
–Patrznadrogę,śnieżycęmamy…Ano,trafionewpunkt.Dobrze,żesiędoniej
wybraliśmy.Terazjużnastoprocentwiadomo,żetonieprzypadek.
–Noraczejnie.–Rybazwolnił,widzącprzedsobąkorekprzyjakimśzjeździe.–No,to
sobiepojedziemy.Półgodzinyzgłowy–dodałzniesmakiem.
–Trudnosiędziwićprzytakiejwidoczności.Cholera,prawiewogóledzisiajniespałam
poostatnichwrażeniach.Aterazjeszczekorek.Niechtoszlag.
–Zapalsobieprzynajmniej.Umniewolno.
–Niechcemisięteraz.Mamdość.Alezobacz,zgadzasięnietylko„królowaśniegu”!
TenporąbanyRogalskiteżlubiłsobiewypić,byłskurwysynemiwdodatkumolestował
dzieci.Wszystkosięukłada.Jakwkalejdoskopie.Teraztylkotrzebakoniecznieznaleźćtę
małązsiedemdziesiątegoroku!
Aspirantstanąłnakońcusznuraniknącychwzadymceśnieżnejsamochodówisamzapalił
papierosa.
–Cierpliwości,robisię–odparłflegmatycznie.–TymsięzajmujeGdańsk.Małazostała
ochrzczonawnaszejparafiijakoMałgorzata.Jużtosprawdziłem.Tutajmożnabyło
uważaćsięzakomunistę,aleitakrządziłproboszcz.MałgorzataMrąg,córkaAntoniegoi
KatarzynyMrągów.Taknazywałasiętamtapara.Znajdąją.Mymamydalejwypatrywać
podejrzanychterenówekzbabamizakierownicą.
–Widujęich,kurde,tysiące…
–Nieprzesadzaj.Mamyjespisane.Wcałejgminiejestichokołodwustu.Większość
należydodobrzesytuowanychrodzin,gdziesąkobietyimężczyźni,wszyscyzprawem
jazdy.Alemożenaszakrólowawcaleniemieszkawnaszejgminie?Możerobi
okolicznościowewycieczki?
Dziennikarkamachnęłaręką.
–Dajspokój,niedołuj,kurczę…
–Słuchaj…–Rybazacząłostrożnie.–TygadałaśzGretą,nie?
–Wsensie?Bożegadałam,todoskonalewiesz.
–Ojejstarym.Znaczyoojcu.
–No.Gadałam.Aco?Wszystkocipowtórzyłam.
–Czyonjejrównieżprzypadkiemnie…
Felicjajednakteżzapaliła.Posuwalisiędoprzoduwślimaczymtempie,choćnaszczęście
zbliżalisiędomiejsca,wktórymkorekwyraźniesięjużprzerzedzał.
–Nie,napewnonie!–zaoponowała.–Byłdraniem,alenieażtakim.Zpewnościąjejnie
molestował.Onakochałaojca,wdzieciństwiebyłdlaniejautorytetem.Dlatego
wspomnieniawciążjąbolą.Niewkurwiają,jeśliwiesz,comamnamyśli,nieranią,tylko
właśniebolą.Onawciążgonaswójsposóbkocha.Teswojewspomnieniaoojcu.Gdyby
jąmolestował,byłabyteraztakajakRogalska.Zgaszona,zgorzkniała.Gretatakaniejest.
Aleczemuotopytasz?Skądcitoprzyszłodogłowy?
–Bo…Widzisz,pogadałemztądzidziązbiblioteki,którejtaknielubisz.Mówiłemci,że
onajestcórkąjedynegosynaHolzerów.Czyliichwnuczką.Tychofiarzlat
dziewięćdziesiątych,małżeństwajeszczezpegeeru,nowiesz.Tychsamych,którzybyli
zamieszaniwsprawętamtegogwałtuipobicia,aprzynajmniejuczestniczyliwimprezie
sylwestrowejwnocyzsześćdziesiątegodziewiątegonasiedemdziesiątyrok.Izjejojcem
teżsobiepogadałem,wwarsztaciesamochodowym.Boontamrobi.Odczasudoczasu
korzystamzichusług.Kolotwierdzi,żeGretypapcio…no,tego…żenietylkorozdawał
samogonwtamtegosylwestra.Cośtamwięcejbyło.Samsięwtedynieźlenajebał.Ojciec
Grety.Sorryzawyrażenie.Ipodobnouczestniczyłwtamtymzdarzeniu.Znaczywtej
bibce…
–Sugerujesz,żeojciecGretymógłbyćzamieszanywgwałtipobiciezeskutkiem
śmiertelnym?!
–Takmogłobyć.Sorry.Możedlategopotemrobiłwszystko,żebyzamieśćsprawępod
dywan?Pazikowaniebierzetegopoduwagę?
Felicjapokręciłagłową.Samaczułasięwstrząśnięta,acodopieroGreta…
–Nie…Jezu,nie!Onabytegonieprzeżyła!
–Mimowszystkobędzieszmusiałazniąnatentematporozmawiać…
–Bojęsięnawetotymmyśleć–odparła,zapalająckolejnegopapierosa.–Alechybanie
podejrzewaszGretyoto,żemordujeświadków?!Pierniczę,wcojasięwpakowałam…
Skręcamyzaraz.Pamiętaj,zjedźnastację.Jeślinatychmiastniełyknętrochękofeiny,toci
tuzamomentumrę…
Nazajutrz
Popołudniuprzestałosypać,nawetwyjrzałosłońce,zrobiłosięniemalprzyjemnie.Felicja
zwestchnieniemulgiodłożyłanabokrobotę.Odwaliłajużcodziennąporcjetekstów,
wybrała,conaportal,codogazety,spłodziłanawetmiesięcznyraportdladziennikarzy
gazetypowiatowej,nakoniecwysłałaswojepłodydokorektorki.Odwaliła–dobrze
powiedziane.Bonadniczymniemogłasięwpełniskupić,wgłowiewciążtkwiłajejtreść
dziwacznegoanonimu,któryotrzymała,tedwawyrwanezkontekstu,złowrogobrzmiące
zdaniazeznanejwszystkimbaśni.Atakżewszystko,coopowiedziałaimwczoraj
Rogalska,
awcześniejGreta.Dopieroterazdotarłodoniej,żeprzyjaciółkajestwtejsprawie
naturalnąpodejrzaną.Owszem,samawcześniejmiaławobecniejpodejrzenia.Oto,żecoś
wie–iniemyliłasię–żecośkręci,że…coś.Alenigdyażtakdosłownie!Znałysię
przecieżodlat.Gretakochałaludzi,niebyłabywstanieichzabijać,nawetbyocalićswoją
karierę.Fakt,żeniezamierzałapoprzestaćnafunkcjiradnejgminy.Marzyłjejsięsejm,
poważnadziałalnośćpolityczna.Chciałabyćposłanką,aleniedlasiebie,tylkodlaswoich
wyborców.Felicjauważała,żeświetniesprawdziłabysięwtejroli.Właśnietakich
politykówPolscebrakujeoddawna.Gretachybazawszebyłaidealistką,jednaknie
tracącązoczurzeczywistości.Odkądzresztąradnaopowiedziałajejswojąhistorię,
dziennikarkauważałająraczejzaofiarę.Byćmożenawetzaosobę,którejzagraża
niebezpieczeństwo…
Okazujesięjednak,żetojejsamejzagraża.
Wynikaztego,żezanadtozbliżyłasiędoukrytejprawdy.
Ktośuznałwidocznie,żejestzbytdociekliwa.
KTO?!
Kimjesteś,walnięta„królowo”?!
Niemogącusiedziećnamiejscu,ubrałasięiwyszła„namiasto”.Zamierzałazajrzećdo
biblioteki,wysondowaćtęmłodądziewuchę,którejosobaprzyprawiałająociarki.Aprzy
okazjiobejrzećsobieegzemplarzBaśniAndersena.Możenawetbędąmielistarewydanie,
wtakichmałomiasteczkowychbibliotekachtoprawdopodobne,żesięuchowało.Jednak
kiedywyszłanaulicę,usłyszaławrzask.Spojrzałanadrugąstronęizobaczyła
zbiegowiskoprzedsklepemRenaty.Początkowozdezorientowana,rozpoznała
mężczyznę,któryprzeciskałsięprzeztłumekzebranychtamludzi,krzyczącirozpychając
gołokciami.Pochwiliwypadłnajezdnię,któranaszczęściebyłapusta,tylkojeden
samochódzatrąbiłipojechałdalej.MężczyznąbyłNowak–imieniajużniepamiętała–
tensam,któregoodwiedzałyzGretąwszpitalu.Naocznyświadekiniedoszłaofiara.
Przypomniałasobie,żemieligonadniachwypuścićdodomuzprzymusowegoodwyku.
Rybacośotymwspominał,alejejtoumknęło.Odwyknieodwyk,tymrazemtakżebył
wyraźniepijany,zataczałsię,wodziłdookołanieprzytomnym,dzikimwzrokiem.
Dziennikarkastałajakwryta,facetchybajejjednakwcaleniezauważył,bowpadłnaniąz
impetem.Chciałagozatrzymać,leczwymachiwałrękoma,jakbyopędzałsięodczegoś.
Trafiłjąwoko,ażzasyczała.
–PanieNowak,niepoznajemniepan?–spróbowałamimoto.–Ej,proszępana,cosię
stało?!
Zatoczyłsięnalatarnię,cośbełkocąc,poczymdalejkrzycząc,odpłynąłwdół
prostopadłejulicy,wstronębaru.
Felicjapodeszłapodsklep.Gapiezaczynalisięrozchodzić,niektórzychichoczącpod
nosem,innizbulwersowaniizgorszeni.Dotarłydoniejostre
słowa.Weszładośrodka.Tamrównieżpanowałoporuszenie.ZaladąstałaRenatawrazz
synem,wokółtłoczyłosiękilkaosób,klientów–głównieklientek,twarzeniektórychjuż
rozpoznawała–orazstalibywalcywkącielokalu.
–PaniRenatko,cotusiędziało?–zapytała.
Sklepowawzruszyłaramionami.
–Żebymtojawiedziała–odparłabezradnie.–Obsługiwałamklientów,kiedyraptem
wszedłtenNowak.Oczywiścienachlanyjakbąk.Jużgowypuścili,atenodrazu…Aleto
wkońcuniemojasprawa.Obsłużyłabymgo,jakkażdegoinnego.Tyleżektośzobecnych
tupaństwazacząłgowypytywać,kogowidziałtam,wlesie.Wtedy,kiedyomaływłos
życianiestracił.Noizaczęłosię.
–Toznaczy?
–No,rozdarłsięjakstareprześcieradło.Niewiem,ocochodziło.Możetepytania
obudziływnimzłewspomnienia.Traumaczyco.Pojęcianiemam.Wkażdymrazie
zacząłkrzyczećjakszaleniec,miotaćsię,łapamimachać.Wszystkichwystraszył!Na
koniecwypadłzesklepu,przewróciłsięnaschodach,choćKostekjedziśzedwarazy
piachemposypał,zleciałnałeb,naszyję.Ażsięzdenerwowaliśmy,żecośsobiepołamie.
Aleskąd!Złegodiabliniebiorą,apijakanicniezmoże.Podniósłsięi…no,dalejsama
jużpaniwidziała.Zbiegowiskomizrobiłjaknawiecujakimś–zakończyłasklepikarkaz
niesmakiem,azebraniwsklepieludziepotakiwalijej,kiwającgłowami.
Kwadranspóźniej
Schowanapoddaszkiem,boznówzaczęłolekkosypać,zadzwoniładoGrety.Niemogła
dłużejczekać,musiałatowyjaśnićodrazu.ZajściezNowakiemuświadomiłojej
naocznie,jakieupioryścigająichwszystkich.Miasteczko,okolicznewioski,całągminę,
wszystkichjejmieszkańców.Niewyłączającjejsamej,bochwilowostałasięjednąznich.
Żebyznimiwygrać,trzebazabićprzeszłość.
–Gretka,bardzojesteśzajęta?
Radnabyławdobrymhumorze.Oniczymniewiedziała.Nawetotym,żeFelicja
otrzymałaanonim.
–No,mamchwilę,aco?–zapytałaprostodusznie,ażdziennikarkapoczuławyrzuty
sumienia,żezarazjejtenhumorpopsuje.Dlategoniezwlekała.
–Powiedzmijedno.Toważne.Czytwójojciectamtegopamiętnegosylwestrawróciłdo
domuzarazpozakończeniuimprezywpegeerze?Amożebyłwtedyrazemztwoją
matką?Pamiętasz,jaktobyło?
Usłyszała,jakpodrugiejstroniesłuchawkiGretawciągapowietrze.
–Przepraszam,żedotegowracam.Aletomożebyćnaprawdęważne–
dodałazpoczuciemwiny.
Milczenie.
–Greta?
–Wporządku.Zastanawiamsię–odpowiedziaławreszcieradna.Jakmożnasiębyło
spodziewać,barwajejgłosusięzmieniła,stałasięjakbyotonmroczniejsza.–Nie
wszystkopamiętam,byłammała.Bardziejzpóźniejszychopowiadańmamy.Jejtamznim
napewnoniebyło,zostaławtedyzemnąwdomu,zdajesię,żeodwiedzilinas
dziadkowie.Mamanigdyniechodziłazojcemnaimprezy.Wstydziłasię,botata…no,
jaksobiewypił,toniezawszedobrzejątraktował.Czasemjejprzyludziachdokuczał.Nie
wiem,czywróciłodrazupoimprezie.Ijużsiętegoniedowiem,boniemamodkogo.
Tylkodoczegowamtoterazpotrzebne?
–Doniczego.–Felicjasięzawahała.–Poprostuchciałamwiedzieć…
–Niekręć.Bezpowoduniepytasz.
–Okej.Niektórzymówią,żetwójojciecuczestniczyłwtamtymzdarzeniu.Żebyłw
baraku,podczasgdy…
Gretaprzerwałajej:
–Wiedziałam!–Zaśmiałasięzgoryczą.–Wiedziałam,żetakbędzie,żenatymsięnie
skończy!Posłuchaj.Mójojciecniebyłświęty.Aleniepozwolęzrobićzniegopotwora!
Niebyłpotworem,byłzwyczajnymczłowiekiem.Nigdynieuwierzę,żepopijaku
zgwałciłbyswojąpracownicę,następniezatłukłjejchłopa,apotempozostawiłobojena
mrozie,byzamarzli!Tojakiśobłęd.Nikt,nikt…nawetty!…mitegoniewmówi.Felicja,
mamtegodość…
–Jaciniczegoniewmawiam–wtrąciłałagodnie.–Chciałamtotylkowyjaśnić.
Ludzkiegogadaniaitakniezmienisz,alepiej,żebyśsiętegodowiedziałaodemnieniżod
obcych.Wierzęci.Tylkodlaczegotaksięzaangażował,byzatuszowaćsprawę?Nie
chciał,żebywinnizostaliukarani?
–Bonaswójsposóbbyłkarierowiczem,mówiłamci.Broniłswegooczkawgłowie,
jakimbyłdlaniegotenzakład.Pewnieinaczejtopojmowałniżmyteraz.Czasybyłyinne.
Możemyślał,żezdarzyłosięnieszczęście,wypadek,żepijaninieodpowiadajązaswoje
czyny.Wtedytakaopiniabyłaobiegowa.Pijakówsięzewszystkiegorozgrzeszało.Ktoś
spowodowałwypadekpopijanemu,nawetsądtraktowałgołagodniej!Więcniedziwsię,
żeojciecochraniałswoichludzi.Zapewneuważał,żetojegoobowiązek.Niebroniętego
poglądu,niepróbujęusprawiedliwiaćojca,alewtensposóbwówczasrozumowano.Dziś,
naszczęście,podchodzimydotegoinaczej.Ibardzocięproszę,przynajmniejtyjużmnie
niedołuj.Itaksiępozbieraćniemogę.Gdybymójtata…
Felicjapospiesznieweszłajejwsłowo:
–Jużwporządku,rozumiem.Chodziłomioto,żebycięchronić.
–Nibywjakimsensie?Jestemzagrożona?Czypodejrzana?Bomogęci
przysiąc,żeniejestem„królowąśniegu”!
Radnasięrozłączyła.
Dziennikarkabyłajednakzadowolona,żezebrałasięnaodwagę.Obrazaminie,alesłowo
przyjaciółkiznaczyłodlaniejwiele.Schowałatelefonibrnącwpuszystymśniegu,
któregoniktjeszczeniezdążyłodgarnąć,poszławstronębiblioteki.
Odkwadransamniejwięcejsiedziaławbibliotecznymkącikuczytelniczymnad
wydaniemBaśniAndersenazilustracjamiSzancera.Niemyliłasię,wbibliotece
znajdowałsięegzemplarzz1974roku,anawetjeszczestarszy,zpołowylat
sześćdziesiątych,choćtenzostałzupełniezaczytany.Książka,którąmiałaprzedsobą,
zachowałasięwcałkiemniezłymstanie,widoczniewcześniejdzieciakiczytaływięcej,a
możeichrodziceczęściejkorzystalizbibliotecznychzbiorów.Pamiętałatowydaniez
własnegodzieciństwa.Przytymuświadomiłasobie,żemusiałoonoukazaćsięnarynku
zaledwieparęlatpotragicznychwydarzeniachopisanychprzezGretę.Ztegowynika,że
ilustracjaznalezionaprzyzwłokachstaregoPazikamogłapochodzićnaprzykładztego
starszegoegzemplarza.Nowszewydanianieinteresowałyjej,zawierałyjużcałkieminne
ryciny.Przekartkowałarównieżstarsząksiążkę,jednaknajwyraźniejwszystkieobrazki
znajdowałysięnaswoimmiejscu,żadenniezostałwyrwany.Równieżten,naktórym
KrólowaŚnieguocharakterystycznychdlaSzanceragotyckopięknychrysachtwarzy–
otulonabiałymfutremiwkapturzezdiadememnagłowie–szybujenaddachamidomów
saniamizaprzężonymiwdwabiałerumaki,otoczonatumanemśnieżycy.Takżekartki,
choćwyblakłeistarte,znajdowałysięnaswoichmiejscach.Czylinieztejkonkretnej
książkipochodziłyanonimy.Felicjawnadziei,żemożeudajejsięcoświęcejzrozumieć,
zagłębiłasięwlekturzesamejbaśni.Wtrakcieczytaniaprzypominałasobiejejtreść,
myślącprzytym,żejestnaprawdęponadczasowaimożeoczarowaćczytelnikawkażdym
wieku.Jednakjeślichodziobezpośredniepowiązaniezinteresującymijąwydarzeniami,
nadalczułasiębezradna.WcześniejwInterneciepoczytałazuwagąróżneomówieniai
interpretacjebaśnioKrólowejŚniegu.Wszystkiebyłypodobneiskupiałysięna
symbolicedobraizła,przeciwstawiającprzyjaźńimiłośćznieczulicyorazokrucieństwu.
BodajżejakojedynabaśńwdorobkuAndersenabyłaonawynikiemwyobraźnipisarza,
niezostałazaczerpniętazfolkloru–choćtegoakuratdziennikarkaniebyłabytakdo
końcapewna:inspiracjeczasemsąpłynne,mgliste,niedokońcauświadomione.Niemniej
nawettamyślniewielewnosiła.Najbardziejspodobałjejsiętekstzamieszczonyna
pewnymblogu.Odrazuwyczuła,żejegoautorkanietylkoprzeczytałabaśń,aleteż
poświęciłaczasnazbadaniejejkorzenioraznawłasnąrefleksję.Wyjęłasmartfon,
połączyłasięzInternetem,sprawdzającprzyokazjinazwębloga:WKrainieCzytaniai
Historii.Pięknytytuł–uśmiechnęła
siędosiebie.Intrygujący.
Ponownieodczytałafragment,któryjąjużwcześniejzainteresował:
WKrólowejŚniegupojawiająsiędwasymboleZła.Sąnimidiabelskielustroisama
KrólowaŚniegu.Szatańskiezwierciadłosprawia,żeludziewidządookołasiebiejedynie
to,cozłe,przezcosamirównieżstająsięźli.ZkoleiKrólowaŚnieguwyposażonajestw
potężnąmocodbieraniażycia,gdyżmożezasypaćśniegiemczyskućlodem.Jesttakżew
stanieodebraćczłowiekowiuczuciemiłości,coprzemienigowegoistę.ChoćmałaGerda
wydajesiębardzosłabaibezbronnawobectakiejpotęgiKrólowejŚniegu,tojednak
dziewczynkaposiadacoś,czegoKrólowaniezna.Tomiłośćtkwiącawjejgorącym
serduszku.GerdareprezentujetutajpotęgęDobra,czyliprzyjaźni,oddania,ciepłai
wierności.DziewczynkapokonujeZło,ponieważwposzukiwaniachKayatowarzysząjej
wiara,nadziejaimiłość.Takwięcskorolódmusiroztopićsięwgorącychpromieniach
słońca,siłyZłazmuszonesąustąpićprzedDobrem.BaśńoKrólowejŚnieguzawieratrzy
przesłania.Pierwszymznichjestwielkasiłamiłości,którajestwstanieprzezwyciężyć
wszystko,leczmożetozrobićtylkowtedy,kiedypozbawionajestegoizmu.Kolejne
przesłaniemówiotym,żeniewolnonampatrzećnaświattak,jakgdybywnaszymoku
tkwiłodłamekszatańskiegozwierciadła.Trzebawidziećwszystkoto,cojestpięknew
drugimczłowieku,atakżewotaczającejnasprzyrodzie,ponieważdopierowówczas
będziemynaprawdęszczęśliwi.Inakoniecmusimypamiętać,żeprawdziwyiszczery
przyjacielnigdynasnieopuściwpotrzebie,leczmyrównieżniemożemyzostawićludzi,
którzynamzaufaliiobdarzylinasswojąprzyjaźnią.
Przeczytałatenkawałekdwukrotnie.Cośjejzaświtało,leczwtymsamymmomencie
usłyszałaznaczącechrząknięcie.Wczytelnibyłasama,nieliczącbibliotekarki–tej
młodej.Nie,nieoszukiwałasamejsobie,dziewczynainteresowałająniemniejodbaśni
Andersena.Zamierzałajeszczezamienićzniąkilkasłów.Zerknęłanazegarna
wyświetlaczukomórki.Bibliotekamiałabyćtegodniaotwartadodziewiętnastej.
Specjalniewybrałasiętutajwłaśniedzisiaj.Dochodziładopieroosiemnastatrzydzieści.
Bibliotekarkawyglądałajednaknazniecierpliwioną,i–takjakpoprzednio–rzucałajej
znadswegobiurkaniezbytżyczliwespojrzenia.
–Siedzęzadługo?–zagadnęłaprzyjaźnie.
–No…zamykamywkrótce.–Dziewczynawzruszyłaramionami.
–Alechybajeszczeniewtymmomencie?
–Możechcepanipoprostuwypożyczyćtęksiążkędodomu?Niemasprawy,skorolubi
panibajki.Czytomazwiązekztymiidiotyzmami,którewygadująludziewmiasteczku?
Otej„królowejśniegu”?–Zachichotałaostentacyjnie.
Felicjauśmiechnęłasiędoniej.
–Możeitak–odpowiedziała,zamykającksiążkę.–Apaniznatębaśń?
–Ktoniezna…–prychnęłaczarnulka.
–Ludzieczęstowypożyczajątęksiążkę?Dzieciaki?Dorośli?
Dziewczynawyraźnieniecierpliwiłasięcorazbardziej.
–Rzadko–odparłajednakwmiaręgrzecznie.–Dzieciakijużsięczyminnyminteresują,
niejakimiśstarymibajkami.Adorośli…nie,nieprzypominamsobie.Możenauczyciele
zeszkoły,aleonimajątamswojąbibliotekęszkolną,więcteżostatnioniezbytczęsto
korzystająznaszej.
–Rozumiem,żesiępanispieszy.–Dziennikarkastarałasię,byjejgłoswyrażałsympatię.
–Przepraszam,sądziłam,żebibliotekajestdziśczynnadosiódmej…
–Bojest.Aleopróczpaniniemażadnychczytelnikówiraczejjużniktnieprzyjdzie,aja
chciałabymtrochęwcześniejwyjść.Osiódmejmamautobus,potemnanastępny
musiałabymczekaćdwiegodziny.Nawetniewiadomo,czytenprzyjedzieoczasie,bo
przytakiejpogodziemożegdzieśutknąć.Częstosiętoostatniozdarza.Wolałabymnie
ryzykowaćpotemspacerówprzezlas.Jeszczebyimniedopadłatastraszna„królowa
śniegu”!–Zaśmiałasięzironią.–Więc…
Felicjapodniosłasięipodeszładobiurka,byoddaćksiążki.
–Podwiozępanią–zaproponowała.
Blada,nieruchoma,przypominającąmaskętwarzbibliotekarkiwjednymmomencie
zmieniłasięniedopoznania.Nanieskazitelniepięknejtwarzyzniecodemonicznym
makijażempojawiłsięwyrazożywienia.
–Serio?–Zimnygłosrównieżzłagodniał.–Mogłabypani?No,tobybyłosuper!Zapłacę
panizabenzynę.
–Niematakiejpotrzeby.Pewnie,żebymmogła,mójwózstoipodrugiejstronieulicy,a
czasumamdość.Dalekopanimieszka?
–A,nie,wŚwierczewie,naosiedlu.Tozedwadzieściaminutsamochodem,oiledroginie
zasypało.Fajnie,dzięki!Normalniejeżdżędopracysamochodem,aledziśojciecgo
zabrał.Myślałam,żemniepodrodzeodbierze,aledzwonił,żeniedarady.Sorry,żetak
paniąpoganiałam,alenaseriobyłamzdenerwowana,botojednakniezbytfajnewracać
samejpociemku…
–Jasne.Tozbierajmysię.–Felicjasięgnęłapokurtkęizaczekała,ażdziewczynaweźmie
swójkożuszek.Ponieważtrzebabyłojeszczepogasićświatłaipozamykaćwszystko,
zaproponowała,żewtymczasieprzyprowadzisamochódnapodjazdpoddrzwi.Niemiała
ochotytustaćiczekać.
Gdyjużznalazłysięwaucie,usiłowałanaprowadzićrozmowęnaostatnieorazminione
wydarzeniawgminie,panienkajednakniebyłazbytrozmowna,atematkonsekwentnie
bagatelizowała.Dziennikarkazkoleiniemogłaujawnić,żeznahistorięjejdziadków,bo
teoretycznieniemiaładotegoprawa.Takwięcplan
dziennikarki–wyciągnięciaczegośzdziewczyny–spaliłnapanewce.Śniegdalejsypał,
aledojechałybezproblemów.Osiedlebyłoskupiskiemniewielkich,identycznych
domków.Dziewczynawskazałajedenznich.
–Totutaj.Tumożepanistanąć.Dzięki–powiedziała,uśmiechającsiękrzywo.
Felicjawypuściłają,niewyłączającsilnika.Zerknęłaprzyokazjinadom,woknachpaliło
sięświatło.
–Mieszkapanizojcem?–zagadnęła.–Chybajużteżwrócił,bosięuwasświeci.
–Nowłaśnie.Amówił,żebędziepóźniej.Przecieżmógłmniezabraćpodrodze.Pewnie
myślał,żekończęwcześniej…Dobranoc!
Przezchwilęobserwowała,jakdziewczynabiegnie,ślizgającsię,dofurtki,poczym
zaczęławycofywaćwóz.Naglejednakznieruchomiała.Dopieroteraznapodjeździe
posesjiujrzaładużybiałysamochód.
ByłatoterenówkaToyoty.
Noc,godzina23.05
Śnieżyłoleniwie,aleimróztrzymałwciążkilkunastostopniowy.Dwóchmężczyzn
wracającychzpubu–zamykanegoterazkonsekwentnieprzedjedenastąwieczorem–
mijałowłaśnieciemnykryszewskipark.Jedenholowałdrugiego,ponieważobajwypili
tegodniapokilkadużychkuflimiejscowegopiwa.Nazmianętopodśpiewywalipod
nosem,toperorowalizawzięcieopolityce,choćżadenznichniemiałtaknaprawdę
sprecyzowanychpoglądów.Ogólniewszystkobyłoźle.Ityle.Źlebyłozawsze,idawniej,
iobecnie.Terazpróbowalitosobienawzajemgorączkowoudowodnić,cowcalenie
oznaczało,żebylizgodni.Ależskąd.Właśniegdyjedenzmężczyznporazkolejny
wykrzykiwałswojezdanie,adrugiprzerywałmucochwilauparcie,bywtrącićwłasne
trzygrosze,zoddali,odstronyparku,gdzieśzzakrzaków,dobiegłichczyjśzduszony
krzyk,następnieodgłosyszamotaniny,potemznówkrzykikolejnyodgłos:cośjakby
skowyt,apotemcharczenie.Chwilępóźniejwszystkoumilkło.Niebyliażtakpijani,by
nierozumieć,cotomożeoznaczać.Krążącywżyłachalkoholdodawałimodwagi,choć
zarazemhamowałruchy,widzącjednakprzedsobąotwartąfurtkęprowadzącąwgłąb
parku,ruszylitruchtemwkierunku,skąddobiegłyichgłosy,głośnowzywającpomocy.
Zdawałoimsięnawet,żecałkiemwytrzeźwieli.Wciemnościachwidocznośćbyła
kiepska–niedocierałotuświatłolatarni–alejedenzmężczyznprzypomniałsobiew
nagłymprzypływienatchnienia,żewkieszenipowinienmiećzapalniczkęzlatarką.
Wymacałcennyprzedmiot.Gdyzaświecił,wnikłympromieniuminiaturowejlatareczki
dostrzegłjakiśruchukońca
alejki,tamgdziegęstezimozielonekrzewyodcinałysięnatleogrodzenia,aodstrony
uliczkidocierałamglistabladapoświata.Pobiegli,ślizgającsięipotykającowłasnenogi.
Gdyoczyprzywykłydoczerni,zaczęlirozróżniaćwniejodcienieszarości.Narazcień
jakbyzgęstniał,oderwałsięodgłębszegocieniairuszyłwprzeciwległymkierunku.
Właściciellatarkicudemniestraciłprzytomnościumysłu,skierowałnaporuszającysię
cieńwąskisnopświatła.Wjegoblaskuujrzelicudacznąpostać,biegnącą,amożelecącą–
trudnopowiedzieć,gdysrebrnabielłączysięzdrugąsrebrnąbieląodgóryioddołu–w
stronęulicy.Postaćwrozwianympłaszczulubmożefutrze,równieszarobiałosrebrzystym
jakśniegozmroku.Zatrzymalisięzotwartymiustami.Niemielizamiarugonić
uciekającejpostaci–byłazbytdalekoiporuszałasięzaszybko.Gdyznikławczernipoza
zasięgiemświatłalatarki,niewiedzielinawet,czybyłaprawdziwa,czytylkojąsobie
wyobrazili.Jużmieliodwrócićsięizakłopotaniodejśćwmilczeniu,kiedyspodlinii
krzakówznówdobiegłichjęk.Ponownieprzyświecającsobielatarką,podążyliwtę
stronę.Nazdeptanejpołaciśniegujużzoddalizobaczylileżącyciemnykształt.Jęksię
powtórzył,więcpodeszlibliżej.Dopierowówczasdotarłodonich,cowidzą.Człowiek
kuliłsięnaziemi,dookoławidaćbyłorozbryzgikrwi,rozbiteszkłoorazskopany,brudny
śnieg.Rozpoznaliczłowieka.Jęczał,czyliwciążżył,mimożepadającybezprzerwy
drobnypuchzdążyłgojużzasypaćniczymcukierpuder.Bystrzejszyzmężczyznwyjął
telefonkomórkowy–solidnystarymodel,odpornynawszystko,nawetnapogodę–zdjął
rękawicęidrżącymipalcamiwystukałtrzycyfrowynumer…
Tymczasemjegotowarzyszzacząłwrzeszczećzcałychsił,alarmującśpiącychwbloku
naprzeciwkoparkuludzi.Wkilkuoknachzapaliłysięświatła.
Felicjaocknęłasięnamoment,nasłuchując,jednakzachwilęprzewróciłasięnadrugi
bok,pewna,żecośjejsiętylkoprzyśniło…
Dopieromniejwięcejodziewiątejranoobudziłjąponownietelefon.
Kryszewo,nazajutrz
Dzwoniłdługoiwytrwale,ponieważFelicjanienawykładotakwczesnychpobudekotej
ponurejporzeroku,gdydzieńprzychodzipóźnoiwcześnieodchodzi,szczególnieże
swojąpracęmogławykonywaćwdowolnychgodzinach.Upłynęłowięckilkanaście
dobrychsekund,zanimoprzytomniałanatyle,bysięgnąćpotelefon.Ktośzdrugiejstrony
liniibyłjednakuparty.
–Tak?Halo?–zapytałasennym,jeszczezachrypniętymgłosem,trącpowieki,byprędzej
powrócićdorzeczywistości.
JednakinformacjaprzekazanajejpospiesznieprzezRybęsprawiła,że
dobudziłasięnatychmiast.
–Alejaktokolejnaofiara?!Trup?
–Prawie.Odratowaligo.Miałszczęście,pijaczysko.Wiesz,ktoto?Nowak!
–Nowak?Tensam?
–Tak,tensam!Drugirazuniknąłśmierci,widaćmuniepisana.Będziedługożył.Został
napadniętynocąwnaszymparku,kiedywracałzpubu.Kumpleodkieliszkagoznaleźli,
naszczęściewsamąporę,cud,boichzknajpywywalono.Oczywiścienaszakrólowa
zadziałała,tyleżeznówjejniewyszło.Innymodusoperandi,alezdajesię,żewymuszony
sytuacją.No,wkażdymraziewszystkosiędobrzeskończyło.Będzieszusiebie
wieczorem?Zajrzałbym…
Dziennikarkazkomórkąprzyuchuwyskoczyłazpościeli,jednąrękąpospiesznie
wkładającdżinsy.Otworzyłalodówkę,wyjęłanapoczętąbutelkęcoli,wypiłałyk.
Wzdrygnęłasię,bonapójbyłupiorniezimny,pomyślałajednak,żeniematerazczasuna
kawęczyherbatę.
–Słuchaj!…–zawołała,bopolicjantsprawiałwrażenie,jakbychciałsięjużrozłączyć.–
Zaczekaj!Gdzieterazjesteś?Jazarazmogębyćnakomisariacie,muszęcicośkoniecznie
powiedzieć!
Zesłuchawkidobiegłyjąjakieśtrzaski.
–Felicja,jestemwterenie,teraznieprzychodź,tobezsensu.Zaczekajwdomu.Później
dociebie…
–Alejawiem,ktojestmorderczynią!Królowąśniegu,rozumiesz?!Jestemprawiepewna,
że…
Nastąpiłachwilaciszy,poczymaspirantodezwałsięzdziwionymtonem:
–Czekaj,czekaj!Nibykogomasznamyśli?
–Totamłodabibliotekarka,jestempewna!Wszystkopasuje!Sammówiłeś,żegdybyto
byłaosobaurodzonawrokusiedemdziesiątym,toniebyłabyjużdziśtakamłodaiśliczna,
awłaśnietak,wedługNowaka,miaławyglądaćtapostać,którąwidział:cudna,
młodziutka,jakzobrazka…Tomogłabybyćtylkojakaścórkaalbownuczkakogośz
tamtejepoki,ktośzrodziny,no…kurczę,rozumiesz?Wszystkosięzgadza!Tamałajest
wnuczkąuczestnikówtamtejimprezykołchozowej,iwdodatkuofiar…Musiałoodbić
biednejdziewczynie!Tozresztąbyłosłychaćzjejgadki,ewidentnacharakteropatka.No
i…Czekaj,bowłaśniesięubieram…Noiwczorajodwiozłamjądodomu.Zgadnij,czym
onajeździ?Tamstałsamochódnapodjeździe…Terenówka!Białaterenówka,
rozumiesz?!
–Felicja!Hej!
–No,kurde…nierozumiesz?!
–Felicja,zaczekaj…Booczymśniewiesz–przerwałjejwreszcie.–Mywiemy,kimjest
sprawca.Araczejsprawczyni.Jużjązatrzymaliśmy,jestwłaśniewdrodzedoaresztu,
będziedziśjeszczeprzesłuchiwananakomendzie,aleprzyznałasięprawieodrazu!
Wszystkojestjasne…
–Co?!…Kto?!
Znówchwilaciszy.
–Terazniemogęmówić.Choćjakwyjdziesznaulicę,topewnieodrazusiękapniesz.
Mimowczesnejporymieliśmygapiów.Naszczęściedziennikarzetuniedotarli.Wracaj
spokojniedołóżka,będęuciebiezakilkagodzin.
–CzyGreta?…
–Nie!Uspokójsię.Niedługowszystkiegosiędowiesz.Muszękończyć.
ASPIRANTZYGMUNTRYBA
Widzę,żejesteściewszoku,czylijużwiecie.Domyślałemsię,żecałagminabędzieotym
huczeć.Powiemwam,żeimnietozbulwersowało.Wszystkiegobymsięspodziewał,ale
tegoakuratnie…Jednakniemanajmniejszychwątpliwości.Niedość,żewinowajczyni
sięprzyznała,itoodrazu,jużpodczaszatrzymania,tojeszczezgubiłacośnamiejscu
zdarzenia,coś,comiędzyinnyminaprowadziłonasnajejtrop.Czylinazywającrzeczpo
imieniu,zostawiłaistotnydowódnamiejscuswejostatniejniedoszłejzbrodni.Bozcałą
pewnościąmiałotamzostaćpopełnionekolejnemorderstwo.To,żesięnieudało,jest
zasługąwyłącznieprzypadku.Cozgubiła?Dotegowrócępóźniej.
Aleadrem,jaktomówią.Zacznijmyodwczorajszegowieczoru.OtóżnaszMiecio,to
znaczyznanywamMieczysławNowak,odkądwróciłzwytrzeźwiałki,zmiejscazająłsię
tym,copotrafiłnajlepiej,czylipiciem.Żadenodwyknatakiegoniepodziała,wkońcupił
przezcałeżycie.Poincydenciewsklepie,któregoFelicjabyłaświadkiem,odrazu
poleciałdopubu.Ajużwcześniejstrzeliłsobieconieco,iniebyłotowyłączniepiwo.W
knajpiezamówiłsobienakreskękilkakolejek,znikimspecjalnieniegadał,tylko
mamrotałcośdosiebie,przysypiał.Wefekcieprzesiedziałtamprawiedozamknięcia
lokalu,bokierownictwodośćpoważniepotraktowałonaszeapele,byzamykaćpubo
dwudziestejdrugiej.Otejporzewięcpersonelwosobachszefaibarmankiwyprowadził
chwiejącegosięnanogachNowakanazewnątrz,poczymwrócili,bywywalićkolejnych
pijaków.Cijednakstawialiczynnyopór,takwięcpotrwałotojakiśczas.Tymczasem
MiecioudałsięwstronęLeśnegoDołu,gdzie,jakpamiętacie,mieszka.Nieszedłjednak
szosą,tylkoopłotkami.Byćmożecośmusiępoplątało,trudnoprześledzićmyślipijanego.
Mogłoteżbyćtak,żektośgowjakiśsposóbzwabiłdoparku.Niejesttoważne,fakt,że
jakośtamtrafił.Itamzostałnapadnięty.Tymrazem,jakjużwspomniałemFelicjirano
przeztelefon,wszystkoodbyłosięniecoinaczejniżpoprzednio.Owszem,najegodrodze
teżpojawiłasiętajemnicza„królowaśniegu”.Zapewneponowniepróbowałaskusićgodo
wypiciabimbrualboczystegospirytusu,jednakonsięniedał,zacząłwalczyć,wzywał
pomocy,próbował
uciekać.Prawdopodobniejąrozpoznał,wiedziałjuż,nawetpopijaku,żegrozimu
śmiertelneniebezpieczeństwo.Tojejpomieszałoszyki.Usiłowałasiłąwlaćwniego
alkohol,alesięszarpał.Wdodatkuusłyszałazulicyjakieśgłosy,tedwapijaczkiteż
nieźlenadawały.Wtymmomenciechybaogarnęłająpanika,noizaatakowałatym,co
miałapodręka,czylibutelką.Najpierwraz,potempoprawiłajeszczeparęrazy.
Zamierzałazabić,topewne.Ciosyzadawałazwielkąsiłą,wkońcutowysoka,postawna
kobietawsilewieku,aNowak…nowiecie,nawpółprzytomny,pijany,zdziadziałystrach
nawróble.Alesłyszączbliżającesięgłosy,spłoszyłasię,rozbiłabutelkę,smyrgnęłająw
krzakiidałanogę.Cipijanifacecizobaczylijużtylkoniezidentyfikowanąpostaćw
rozwianympłaszczu.Iznówbysięjejpewnieudało,gdybynietedwapijaczki.Noi
gdybyczegośniezgubiła.Mianowiciedługopis–egzemplarzjedynywswoimrodzaju,
któryznachybacałemiasteczko,araczejnawetcałagmina–staryenerdowskidługopisz
napisemOrdnungmußsein.Musiałjejwypaśćzkieszenipodczasszamotaniny.Gdytylko
goznaleźliśmy,odrazuwiedzieliśmy,dokogonależy.Ikogonamierzamy.Tymbardziej
żekoledzyzGdańskazdołaliustalić,kimnaprawdęjestRenataDudzińska…
Botoskomplikowanahistoria.Otóżmniejwięcejczterdzieścisiedemlattemuzostała
urzędowozarejestrowanajakocórkaAntoniegoiKatarzynyMrągów,pracowników
naszegopegeeru.Równieżochrzczonawtutejszymkościele,anachrzcieotrzymałaimię
Małgorzata.CiMrągowieto–jaksiępewniedomyślacie–para,któraponiosłaśmierć
podczassylwestrowejnocy1970roku,aśladpoichjedynymdzieckuzaginął,choćtak
naprawdęzaginąłdopieropóźniej.Pośmiercirodzicówmałaznalazłasiępodopieką
socjalistycznejojczyzny:najpierw,krótko,wdomumałegodziecka,anastępniew
zwykłymdomudziecka,kierowanymprzezznanegonamjużzesłyszeniaWaldemara
Rogalskiego.Naterenienaszejgminy.Jaktosięwtedyodbyło,niepytajcie,wkażdym
raziezgodniezprawem.MałgosiaMrągprzebywaławtejplacówcedopełnoletności,a
nawetniecodłużej,doukończenianauki.Skończyłabezżadnychopóźnieńszkołę
podstawową,apotemśredniązawodowąoprofiluhandlowym.Zwanąpotocznie
handlówką.Byłazdolnaichciałasięuczyć.Byłateżbardzoładna,dlategostaryRogalski
wykorzystywałjąseksualnieprzezkilkalat,odkądskończyłaosiemlat–przynajmniej
onataktwierdzi,araczejniezmyśla.Zamykałsięzniąwieczoramiwświetlicypod
pretekstemdodatkowejnauki.CzytałmałejnagłosbaśnieAndersena,agdybyłastarsza,
kazałczytaćjej.Miałszczególnąobsesjęnapunkciejednejztychbaśni,właśnietejo
KrólowejŚniegu.Podobnodlakażdejmolestowanejdziewczynkimiałinnąbajkę.
Perwersyjnyskurwysyn.Podczasgdyonaczytała,onjąobmacywałigwałcił.Trwałoto
niemaldosamegokońcajejpobytuwsierocińcu,dopókimiałnadtymidziećmiwładzę.
Ponieważjednakbałsięujawnienia,postarałsięzapewnićmłodejMrągówniejak
najlepszewarunkipoopuszczeniudomu
dziecka:pracęwsieciSpołem,itoodrazunakierowniczymstanowisku–wykształcenie
miała–orazosobnypokójwgdańskiejczynszówce.Niekażdywychowanekmiałtakie
szanse.Przyjęłatępomocjakozapłatęzakrzywdy,którychodniegodoznała.Jednaknie
zamierzałanatympoprzestać,jejambicjebyływiększe.ChcącmścićsięnaRogalskimi
szantażowaćgo,poderwałastarszegoodsiebieokilkanaścielatmilicjanta…nie,wtedy
jużchybapolicjantazNowegoPortu,któregopoznała,gdywłamanosiędosklepu,w
którympracowałajakokierowniczka.Mniejwięcejwtymsamymczasieurzędowo
zmieniłaimięinazwiskonaRenataMrągowska,anastępniewyszłazamążzategoglinęi
przyjęłajegonazwisko–Dudzińska.Dlategotaktrudnobyłojąnamierzyć.Dalszejejlosy
sądośćmgliste,alewszystkiegosiędowiemy.Wkażdymraziezadurzonywlasce
policjantznalazłizdradziłjejdanewszystkichosóbzamieszanychwśmierćjejrodziców.
Wykorzystałajestosunkowoszybko,ponieważpourodzeniudzieciakajejzwiązekzaczął
sięsypać.Podobnomążjązdradzał,byćmożezdradzalisięwzajemnie,potemfacet
zginął…Dziwniezginął,bowpożarzewłasnegomieszkania,zktóregoszczęśliwym
trafemMałgorzatavelRenatauratowałasięwrazzmałymsynkiem.Odpoczątkubyłocoś
niejasnegowtymwypadku,choćoficjalniestanęło,żeogieńzostałzaprószonyprzeznie
zgaszonyniedopałek,upuszczonynadywanprzezsamegostarszegosierżantaErnesta
Dudzińskiego,którybyłwówczas…uwaga,uwaga…podwpływemalkoholu.Dudzińska
równieżwyrażasiędosyćtajemniczonatentemat.Uśmiechasiętrochęznacząco.
Całkiemmożliwe,żebiednymężuśbyłjejpierwsząofiarą.Noaletonaraziespekulacje.
Nieuprzedzajmyfaktów.Wkażdymraziepojegozejściuodebrałaodszkodowanie,
wyciągnęławięcejkasyodRogalskiego,którypaniczniesięjejobawiał,ajednocześnie
nadalpozostawałpodjejurokiem,staryoblech(tojejwłasnesłowa),odremontowałapo
pożarze,anastępniesprzedałamieszkaniepomężuwBrzeźnie,poczympowróciłatutaj,
domiejscaswegourodzenia,gdziesięwszystkozaczęło…
Powróciłazdokładnieobmyślonymplanem.Kupiłasklep,awzasadziecałypawilon,
czylilokalusługowynaparterzerazemzmieszkaniemnagórze.Pieniędzymiaładość:
znaczniewiększąkwotęotrzymałazalokalwmieście.Urządziłasię,szybkozyskując
sympatięizaufaniemieszkańców.Wszyscyjąpolubili,bobyławesoła,grzeczna,
serdecznaizrozmachempoprowadziłaswójsklepik.Zawszedawałanakreskę,wiejskie
dzieciczęstowałacukierkami,zamawiałaciastaiwekiodmiejscowychgospodyń,a
lokalnympijakomrozstawiłanaswoimpodwórkudwastolikipodparasolami,bymogli
letniąporąwspokojupopijaćpiwo,nierzucającsięwoczyżonomisąsiadom.Wtedy
jeszczeniebyłopubunaprzeciwko.Szybkostałasięczęściąlokalnejspołeczności.
Następnieprzystąpiładorealizacjiswegoprawdziwegoplanu…doaktuzemsty.Znała
nazwiskaosóbuczestniczącychwzdarzeniu,wktóregowynikuzginęliobojejej
rodzice.Nigdysięniedowiemy,ktobezpośredniodokonałgwałtuizabójstwa,aleci
właśnieludziewtakiczyinnysposóbprzyczynilisiędotejtragedii,przynajmniejw
rozumieniuDudzińskiej.Zemstydokonałaplanowo,dokażdejakcjistaranniesię
przygotowując.Zaczekałatylkonaodpowiedniomroźnąaurę,dziękiczemumorderstwa
wyglądałynawypadek,jakichwielesięzdarzazimowąporą.Byłamłodaiurodziwa,
zresztądodziśprzystojnazniejbabka.Wykorzystałateatuty,uwodzącmężczyzni
upijającich,anastępniepozostawiającnapewnąśmierć,zawszewnocyinabezdrożach,
gdzietrudnoliczyćnaprzypadkowychprzechodniów.Nakobietymiałainnysposób:
udawałaprzyjaciółkę,wysłuchiwałazwierzeń.Rekwizytównawiązującychdobaśni
KrólowaŚnieguużyłaczystosymbolicznie,trochędlazabawy,atrochędlakamuflażu,
jaktwierdzi.Zsierocińcaukradłaegzemplarz,którymposługiwałsięRogalski,
skorzystałazniego.Treśćutworuznałanapamięć,dopasowałajądosytuacji.Tyle
dowiedzieliśmysięnarazieodniejsamej.Wjedensezonwykończyławszystkie
wytypowaneosoby,naturajejsprzyjała.Nieryzykowaławiele:gdybycośposzłonietak,
niktnigdyniepodejrzewałbycelowegodziałania,nawetprzyłapana,bysięwykręciła.
Niktjejjednakwówczasnieprzyłapał.Aponieważludziewokolicypamiętalitamto
nieszczęście,narodziłasięlegendaoklątwie.
Pytanie,czemuterazpowróciładoswegoprocederu.Nabezpośredniozadanepytanie
odparła,żenienawidzipijaków,gardzinimi,wzbudzająwniejobrzydzenie,boniedość,
żesamirobiązsiebieszmaty,tojeszczekrzywdząinnychisązagrożeniem,choćbyna
drodze.Żepowinnosięichwszystkichwytępić.Iżewszyscycialkoholicywjakiśsposób
sąodpowiedzialnizajejosobistenieszczęście.Niedokońcatorozumiem…Byćmoże
dotarładofaktów,którychnieznamy.Oczywiściedojdziemydotegozczasem.Natym
etapiepodejrzewamyraczej,żewjejpsychicecośpękło.Trudnojązatodokońcawinić–
niesposóbzaprzeczyć,żespierd…żespieprzonojejżycie.Wkażdymrazieprzyznałasię
dowszystkiego,zrobiłatowręczzzadowoleniem,takjakbywduchupragnęła,żebyją
złapano.Zpewnościąsądznajdziewjejsprawiewieleokolicznościłagodzących,więc
jestszansa,żeunikniesurowejkary.Swojejednakodsiedzi…
Podczaszatrzymaniabyłaspokojna.Mimopóźnejporyniespała,zdawałosię,żewręcz
czekałananas.Namiejscuzabezpieczyliśmywilgotnąjeszczeodzież:białąpelerynęz
kapturemobszytymfutrem,białączapkęzmiękkiejwełnyprzetykanejsrebrnąnicią,i
równieżbiałezamszowekozakinaniskimobcasie.Wszystkopasuje.Opowiedziałanawet,
wjakisposóbwyśledziłaNowaka.Kiedyzrobiłscenęwjejsklepie,zorientowałasię,że
przypuszczalniejąrozpoznał,aprzynajmniejzacząłsiędomyślać.Widziała,żezmierza
dopubu,któryzresztąwidaćzichokna.Zostawiłasynazaladąiprzeszłasiętam
wieczorem,żebyupewnićsię,żewciążtamsiedzi.Drzemałprzystoliku.Widziałoją
podczastej
czynnościparuprzechodniów.Potemwróciładosklepu,młodegowysłałanagórę,
zamknęłainteres(wtedymusiaławnerwachodruchowoschowaćdługopisdokieszeni,
zamiastjakzazwyczajzostawićgonaladzie)iodtejchwiliniespuściładrzwibaruz
oczu.Czekaławpełnejgotowości,nawetwubraniuwierzchnim,bypotemnietracić
czasu.WreszcieNowakwytoczyłsięzknajpyichwilępóźniejpojechałazanim.
Nawiasemmówiąc,obojezsynemmajądwaauta:starąfurgonetkę,którązwyklewożą
towar,gdysądobrewarunkinadrogach,oraz…stosunkowonowąterenówkę,którasłuży
imzimądocelówzarównosłużbowych,jakiprywatnych.Niekorzystajązniejzbyt
często,wogóleniewielepodróżują,aleprzynajmniejrazwmiesiącubywają
obowiązkowonacmentarzukomunalnym,gdziewrokusiedemdziesiątympochowanona
kosztpaństwarodzicówRenaty…Totaknamarginesiedodałem.Wkażdymrazietej
nocytradycyjniewzięłaterenówkę.Zaparkowaławbocznejuliczceprzyparku,poczym
tamzwabiładziadka.Dalejjużwiecie.
Pozwoliłasięaresztowaćbezmrugnięciaokiem.Ostentacyjnieubrałasięwczerń,jakby
obchodziłażałobę.Niestawiałaoporu.Tylkotenjejsyneksięwkońcuobudził,zszedłna
dółizacząłsięrzucać.Krzyczałiprawiepłakał,myślałem,żezaczniesięznamiszarpać,
bowpadłwhisterię.AleDudzińskagouspokoiła.Powiedziała,żematuzostaćipilnować
sklepu,żebyonamiaładoczegowracać.Zamilkłnatychmiastipokiwałgłową,nagle
jakbywydoroślał.Widać,żekobietamaudzieciakaautorytet.Biednychłopak,wsumie.
Pojęcianiemam,czysamporadzisobieztymcałyminteresem.Zdajesię,żenigdynie
byłzbytchętny,alewtejsytuacji…może…Obymusięudało.Żalmigo.Przykromieć
matkęmorderczynięiżyćztympiętnemdalejjakgdybynigdynic,szczególniewmałej
miejscowości.Więcktowie,czyniezdecydujesięjednaknasprzedażlokalu.Inna
sprawa,żeDudzińskąwszyscytulubili,tegomłodegoteż,niesądzę,żebycośsię
zmieniło.Założęsięnawet,żewielumieszkańcówbędziepojejstronie.Wbrew
wszystkiemu.
No,tobyzmojejstronybyłotyle.Podejrzanawareszcie,sprawaraczejprzesądzona,
wkrótce,jakzapowiadaprokurator,dojdziedoprocesu.Ponurahistoria,ale…nocóż,
najważniejsze,żesięwkońcuwyjaśniła.Możemyspaćspokojnie,żadnaklątwanamnie
grozi.NiktjużwięcejwKryszewieniezamarznie.Zresztązimateżpomałuodpuszcza.
Noiczasnajwyższy.PrzecieżtunieSkandynawia,dojasnejciasnej…
Chwilępóźniej
–Mnietosięwszystkowgłowieniemieści–skomentowałaGreta,sięgającdopaczki
papierosówFelicji.Zapaliła,choćnormalnieunikałategoodlat.–
Wnałógprzeztowpadnę–dodałaponuro.
–Mnieteżsięniemieści.Bardzojąlubiłam.WżyciubymRenatyniepodejrzewała.
Chociaż…jakterazmyślę,towydajemisię,żejejpostaćbyłajakbyzbytidealna,nie
wiem,jaktoująć…trochęjakzromantycznychamerykańskichfilmów:zbytciepła,zbyt
gładka,zbytoptymistyczna.Takaniedokońcaprawdziwa.Hologram.–Felicjarównież
sięgnęłapopapierosa.AponieważRybapaliłjużdrugiegozkolei,wpomieszczeniu
zrobiłosiępochwiliniebiesko.Dziennikarkauchyliłalufcik,odrozpalonejkozy
promieniowałodośćciepła,aporewelacjachpolicjantazrobiłoimsięażzagorąco.
–Znaczy,dobrzesięmaskowała–skwitowałaspirant.–Częstojesttakzmordercami.Nie
żebymmiałwielkiedoświadczenie,ale…
–Naczytałeśsię–dokończyłazaniego.–Maszrzeczjasnarację.Stworzyłasiebieod
nowa,wykreowaławłasnąpostać,ipodejrzewam,żezaczęłatorobićodrazupo
opuszczeniudomudziecka.Byćmożejużwtedymiałaswójplan.
–Najważniejsze,żetojużkoniectegokoszmaru.–Gretasięzadumała.–Możewreszcie
będęmogłazapomnieć.Terazprzynajmniejwiem,żemojegoojcanieścigałażadna
„wyższasprawiedliwość”,tylkopoprostunieszczęśliwa,poszkodowanakobieta.Pewnie
wierzy,żejejzemstamiałasens.Biedna„królowaśniegu”…
–Biedna.Widziaławszystkowkrzywymzwierciadle.Jakwtejbaśni–dopowiedziała
Felicja.
–Możetak,możenie.Prawdziwyświatniejestczarno-biały.
WtymmomencieRybaprzerwałimterozważania:
–Takszczerze,toniedokońcakminię,oczymgadacie.Przyznajęsiębezbicia,żenieza
wielebajekczytałemzamłodu,wolałemkomiksy.–Mrugnął.–Powiemtylko,żetojuż
rozstrzygniesąd.
Zgodziłysięztymwmilczeniu.
–Chłopcamiszkoda.Panaspirantmarację.Niemampojęcia,jakonsobieporadzi,był
raczejrozpieszczany.Będziepotrzebowałpomocy–dodałapochwiliradna.
Felicjaodparłakrótko:
–Mapodwudziestce,daradę.
–Podwudziestce?Jesteśpewna?Wyglądananastolatka.
–TakmimówiłaRenata.Zopóźnieniemrobimaturę,bozawaliłszkołęnasamym
początku.Wyglądasmarkato,takitypurody,alejestdorosły.Młodziludzieszybkosię
podnoszą.Poradzisobie,ajakcięznam,toniedaszmuzginąć.Niedacie–uzupełniła,
mającnauwadzecałemiasteczko.
Gretawzruszyłaramionami.
–Ztegownoszę–podjęła–żeniezamierzaszjednakznamizostać?
Rybazaniepokojonyrzuciłokiemtonajedną,tonadrugąkobietę.
–Jakto?Felicjacośkombinuje?
–Ostatniowspomniałami,żemajużtrochędośćnaszejprowincjiiposzukasobieczegoś
innego.
–Nictakiegoniemówiłam!–odparłazakłopotanaFelicja.–Nadinterpretowałaś.
Powiedziałamtylko,żeniewiem,cozrobię.Fakt,żedzwoniłamojamatka,byoznajmić,
żewpewnymtrójmiejskimdziennikujestwakatiżedopytywaliomnie.Jeszczenie
zdecydowałam…
Radnapokiwałagłową.
–Alesięzdecydujesz.Wiem,żemarzycisiępowrótdomiasta,dotegopędu,
anonimowegotłumu,domnóstwaspraw,októrychmożnapisać.Noimożemaszrację.W
naszejgminiesamenudy.
–Nojasne!–Dziennikarkaparsknęłaśmiechem.–Samenudy.Conajwyżejjakaśseryjna
zabójczyniprzebranazapostaćzbajkiszalejepolasach!Ataknaserio,naprawdęjeszcze
niezdecydowałam.Przyznaję,żetahistoriatrochęmniewykończyła,podkopała
emocjonalnie.Wpewnymmomenciepoczułamsięnawetzagrożona.Potymanonimie.
Uwierzciemi,toniezbytsympatyczneuczucie,kiedyktościgrozi,śledzicię,atynie
maszpojęcia,ktoizjakiegopowodu.Sielankagdzieśsięulotniła.Alezobaczęjeszcze…
Takczysiak,zostanętutajdokońcakontraktu.Czylijeszczeprzezparęmiesięcy.
Aspirantnieskomentowałtego,jednakwyraźnieposmutniał.Sięgnąłposwojąkurtkę.
–Będęsięzrywał–powiedział.–Felicja,tylkonarazienieopisujnigdzietejsprawy.
Tylkotyle,ileustalimy,okej?
–Jasne,niemusiszmitegomówić.Znamswojemiejsce.
–Notozostawiamwas,dziewczyny.PaniGreto…
–Greto–poprawiłaradna.
–Greto,popracujjeszczenadnią.Niechniebędzietakąkarierowiczką.
–Zwykleonazarzucatomnie.
Rybanareszciesięuśmiechnął.
–Cotamwy!Tojajestemprawdziwymkarierowiczem.Dostanęawansioficjalniebędę
kierowałnaszymkomisariatem–dodałzdumą.–Bonaszstarydefinitywnieodchodzina
emeryturę.Akiedyśmoże,ktowie,przejdędokryminalnych?Nadajęsię,conie?–
Zmrużyłoko.
–Nadajesz,nadajesz–potwierdziłaFelicja.
–Notobywajcie,dziewczyny!
Długojeszczesiedziały,rozpamiętującminionewydarzenianadkubkamimocnejczarnej
kawy.Dopóźnejnocy.Rozstałysiędopierooświcie,kiedyoGretęupomniałsięmąż.
Uściskałysięnakoniecjakdawniej.Obiemyślałyotym,żecośsięskończyło.Obieczuły
naprzemianulgęiżal.Alenietylko.Równieżjakiś
dziwny,niewytłumaczalnyniepokój.Aprzynajmniejcośwtymrodzaju…
CZĘŚĆV
MałyKaybyłzupełniesinyzmrozu,prawieczarny,aleniespostrzegłtegowcale,gdyż
KrólowaŚnieguodjęłamuswympocałunkiemwrażliwośćnazimno,ajegosercestałosię
kawałkiemlodu.
Kryszewo,marzec
Końcówkalutegobyłaraczejpogodnai–przynajmniejwporównaniuzwcześniejszymi
tygodniami–dośćciepła:raptemkilkastopniponiżejzeraiprzezwiększośćczasu
świeciłosłońce.Zdawałosię,żeprzedwiośniezapasem.Tymczasemjednakmarzec
rozczarowałmieszkańcówgminyKryszewo,nieprzynoszącwyczekiwanychpierwszych
oznakwiosny,tylkokolejneochłodzenie.Przezpierwszedninapadałośniegu,poczym
znówtemperaturaspadłanocąponiżejminusdziesięciustopni.Niktsiętymjednakza
bardzonieprzejął,bowiadomobyło,żenawettazimaprędzejczypóźniejmusisię
skończyć.TymbardziejFelicja,którajużpomałupakowałaswojemanatki.Bardziejw
przenośniniżdosłownie,czułasięjednaknawylocie.Doceniaławięcurokiżyciana
prowincjizcałymdobrodziejstweminwentarza.Nawetpogodajejnieprzeszkadzała,
przeciwnie,wszystkozdawałosiępiękne,nawetsypiącygęsto,leczprzecieżnieskażony
miejskimbłotemispalinamiśnieg.Wiedziała,żepotemjużdługoniedoświadczytych
dobrodziejstw.Matkauparłasię,żebychoćprzezpierwszetygodniezamieszkałaz
rodziną,chcielisięnacieszyćcórką,bliskorokniemalwichżyciunieobecną.Zgodziła
się,choćniechętnie,niemiałajednaksumieniaporazkolejnysprawićrodzicomzawodu.
Odczasudoczasuzastanawiałasię,jakpotakdługimczasieodnajdziesięw„wielkim
świecie”.Czypracawwielkiejredakcji,wiecznarywalizacja,pośpiechinieustający
wyścigszczurówbędąjejjeszczeodpowiadać?Niewiedziałatego.Jednak
zaproponowanojejprowadzenierubrykikryminalnej,więc…Tojejprzecieżpasowało.
Zawszeotymmarzyła.Czemuniespróbować?Nigdyniepotrafiładługousiedziećw
jednymmiejscu,nosiłojąoddziecka.AatmosferawKryszewiestałasięostatniozbyt
ciężka.PrzybitaGreta,pełenwyrzutówZygmunt,rozplotkowanimieszkańcy.Ita
zbrodnia,ciążącananichwszystkich.Jakcień,któryijąogarniałswymchłodem.Mroźny
cieńKrólowejŚniegu–zaśmiałasięwduchu.SzybkojednakprzypomniałasobieRenatę
Dudzińskązczasów,kiedyjeszczeniemiałapojęcia,kimtasympatycznakobietajest
naprawdę.Izrobiłojejsięprzykro.Nicjużtutaj
niebędzietakiesamo.Skleppozostawałzamknięty.Nieto,żebybrakowałopunktów
handlowych,byłoichażzadużo.Tyleżeprzywykładotego.Młodytymczasem
najwyraźniejnieotrząsnąłsiępoaresztowaniumatkinatyle,byzająćsiępraktycznymi
sprawami,choćwypytywanyobiecywał,żewkrótceotworzysklepik.Cóż,trudnomusię
dziwić.
Felicjazakończyłapracęnadraportemoostatnichwydarzeniachkulturalnychwgminie,
wrzuciłagonaportalizamknęłakomputer.Nastawiającwodęnaherbatę,wyjrzałaprzez
okno–zmierzchdawnojużzapadł,prószyłolekko,leczmonotonnie,agnanewiatrem
płatkiśniegunienastrajałyoptymistycznie.Niechciałojejsięwychodzić,mimoże
lodówkęznówmiałaprawiepustą.Wytrzymadojutra.ChciałazadzwonićdoGrety,która
odkilkudnimilczała,pogadaćowszystkimioniczym,niezobowiązująco.Czaspowrócić
donormalności.Szczególnieprzyjaciółcebysiętoprzydało.Zanimjednakwzięładoręki
telefon,tensamzadzwonił.NawyświetlaczupojawiłosięnazwiskoRyby.Westchnęła.
–No,cosłychać?Dobrymiałeśdzień?–zapytałaneutralnie,sztucznieożywionym
tonem.Niemiałaochotynaintymnewynurzenia.
–Beretunieurywa–usłyszaławodpowiedzi.–Szlagbytotrafił.Nierozumiem,cosię,
kurwa,dzieje,alemamykolejnezwłoki.
–Cotakiego?–Zdębiała.–Alejakto?…
–Takto.Znówtosamo.Właścicielpubu.Wlesie.„Królowaśniegu”siedzi,lecz,jak
widać,nieprzestaładziałać–odparłpolicjant.
Nazajutrz,późnywieczór
Czynaprawdęwiedziała?Gdybyktośjąwtedyzapytałskąd,jak,dlaczego,nieumiałaby
jednoznacznieodpowiedzieć.Jednakwiedziała,czuła,mimożeniktniechciałjejsłuchać.
Rybapowtarzał,żemógłtobyćwypadek,bookolicznościbyłyspecyficzne:ofiara–
KrzysztofGruszczyński,właścicielbaruorazpizzerii–znalezionazostałaconajmniejpo
dobie,możedwóch.Przeztenczasśniegiwiatrzatarłyślady,takżetrudnojebyło
zidentyfikowaćiporównaćzpoprzednimi.Przybocznejdrodze,prowadzącejwgłąblasu,
odnalezionootwartysamochódGruszczyńskiego.Jakbyporzucony,pospiesznie
porzucony.Mogłobyćtak,żepijanysiadłzakierownicą,źlesiępoczuł,amoże
zwyczajniezachciałomusięsikać.Alborzygać.Lubchciałsiępoprostuprzewietrzyć.
Możewysiadłidobrowolnieposzedłmiędzydrzewazapotrzebą,tamzasłabł,usiadłalbo
sięprzewrócił,uderzyłojakiśkonar,straciłprzytomność,zasnął…ipoptakach.
Nieważne,żepodobnoniebyłpijakiem,jaktwierdzirodzina,znajomiorazpracownicy.
Każdyczasemwypije.Drugawersjamówiłacośonaśladowcy,że
możektośzałatwiłwtensposóbwłasneporachunki,bofacetmiałnapieńkuz
kontrahentami,aatrakcyjnąhistorięo„królowejśniegu”,straszącejwKryszewie,znali
jużchybawszyscy.Możliwe.JednakFelicjawiedziałaswoje.Prześladowałająwąska,
bladatwarz,delikatnerysy,itospojrzenie:trochęflegmatyczne,trochęcyniczne,trochę
jakgdybynieztejziemi.Kiedywięctrzęsącsięzzimna,jakrównieżzemocji,zobaczyła
zdalekaświatłowoknienapoddaszu,zdecydowałasię,żezaryzykuje.Zadzwoniła
wprostdodrzwiodstronypodwórka,bofurtkabyłaotwarta,zabezpieczonatylko
haczykiem.Odpowiedziałajejjednakgłuchacisza.Śniegdalejposypywał,byłopo
dwudziestejdrugiej,naulicypustki.Nawetpsyspały.Zadzwoniłaponownie,tymrazem
dłużejwduszającprzyciskdzwonka.Nic.Pokręciłasięjeszczechwilępodoknami.Sklep
byłzamkniętynagłucho,aleświatłowoknienapięterkupaliłosiędalej.Zamierzałajuż
wracaćdosiebie,gdywbocznejuliczce–tej,naktórąwychodziłabramaposesji–ujrzała
nadjeżdżająceauto.Instynktownieukryłasięwgłębokimcieniuzadrzewami.Samochód
jechałzgóry,widziałatylkoświatła.Dopierogdyzatrzymałsięprzedwjazdem,
rozpoznałazarysfurgonetki.Przypomniałasobie,żeterenówkęchwilowozabezpieczyła
policja.Zautawysiadłapostać,którąrównieżzmiejscarozpoznała:drobna,szczupła
sylwetka,miękki,kocichód,długiewłosyzwiązanewogonek.Chłopakotworzyłbramę,
zawróciłdosamochodu,wjechałnapodwórze.Zakradłasiębliżej,usłyszałatrzask
zamykanychdrzwiwozu,jeden,następniedrugi.Zawrócił,byzamknąćbramę.
Obserwowałagozbezpiecznejodległości,wciążkryjącsięwcieniupodrugiejstronie
uliczki.Cośniósł.Przysięgłaby,żejakieśubrania,chybabiałefutro,cośjeszcze:coś
mniejszego,codyndałomunaplecach.Połyskiwałowświetleulicznychlatarni.Gdy
cofnąłsięwstronęwejściadodomu,to„coś”spadłomuprostowśnieg.Niezauważył
tego,sprawdziłjeszczetyłfurgonetki,poczymotworzyłdrzwiwejściowedodomuinie
rozglądającsię,zniknąłwśrodku.Odczekaładłuższąchwilęzbijącymsercem.Podeszła,
pchnęłafurtkę.Pamiętałobramie,leczofurtcezapomniał,nadalbyłaotwarta,tylko
zatrzaśnięta,jednakustąpiła,gdynacisnęłaklamkę.Wślizgnęłasięnapodwórko.Niemal
nadepnęłanaprzedmiot,któryupuścił.Schyliłasię,wpatrującsięzniedowierzaniemw…
maskę.Damskąmaseczkękarnawałową,cośwrodzajumaskiweneckiej.Biała,
posrebrzana,posypanabrokatem.Bardzorealistyczniewymodelowana,prześliczna,co
musiałaprzyznaćwduchu,pomimociarek,którepoczułanaplecach.Wytłumaczyłaje
sobiepanującymprzenikliwymzimnem,wpowietrzumimomrozuczućbyłowilgoć.
Schowałamaskędokieszenikurtki.Niewiedziała,corobić,działałajakautomat.Przez
szybęzajrzaładownętrzaauta.Wmdłymświetleodbitejodśniegulatarnizobaczyładwie
dużeiwypchanetorbypodróżnenasiedzeniupasażera,atakżedamskiekozaki–białe,
obszytekożuszkiem–porzuconepodsiedzeniemkierowcy.Przezcałyczasczuła
niepokój,terazsięwzmógł.Obejrzałasięnaulicę.Wiedziała,dokądprowadzi.Uliczka
wzasadziebyłaślepa,pięłasięnawzgórze,naktórymstałokilkanowopobudowanych
domów,następniezakręcałaikończyłasięprowizorycznymrondem.Dalejbyłjużtylko
las…
Zdecydowałasię.Podosłonąfurgonetkiwyjęłaswojegosmartfonaiwystukałanumer
aspirantaRyby.Nieodbierał.Klnącpodnosem,napisałaSMS-a,mylącklawiszena
dotykowymekranie,którytymrazemuznałazaprzekleństwo.Zemocjitrzęsłyjejsię
ręce,pozatymgołepalcemomentalniezdrętwiałyodzimna.Kilkarazypoprawiałatekst.
Byćmożeitakniebrzmiałdokońcajasno,aleniemiałazbytwieleczasudonamysłu.
Gówniarzwkażdejchwilimożenawiać,świadczyłyotymwypchanewalizy.Wkońcu
nacisnęłaprzycisk„wyślij”,nawetnieczytająctego,coprzedchwiląnapisała.Itakznała
treśćnapamięć:
Ryba,gdziejesteś,pospieszsię,tkwiępodsklepem,zarazwchodzędośrodka,odkryłam
cośniesamowitego,alemogępotrzebowaćpomocy!!!ToKostekDudziński,jestemtego
pewna,właśniewrócił,onsięprzebiera,rozumiesz?Maspakowanewalizki.Uwaga,
wróciłodstronyOsiedlaLeśników,napewnozlasu,sprawdźcieto,botammożebyć
kolejnaofiara!!!Jestgodz.22.30,idędoniego!Zagadamgo,atyszybkoprzyjeżdżaj.
Felicja
Zanimschowałatelefon,jeszczerazzadzwoniła,odrazuwłączyłasięjednakpoczta
głosowa.Rozłączyłasię,wyciszyłakomórkęizdecydowanymkrokiem,choćślizgałasię
ponieposypanympiaskiemzmarzniętymśniegu,podeszładodrzwi.
Nacisnęładzwonek…
Przezdłuższąchwilęnicsięniedziało,choćprzysięgłaby,żektośstoipoprzeciwnej
stroniedrzwi.Wiedziała,żetoniemożliwe,jednakniemalsłyszałajegooddech.
Zadzwoniłajeszczeraz,następniezastukała,izbliżającustadoframugi,zawołała
stłumionymgłosem:
–Kostek,hej!Kostek,jesteśtam?Otworzysz?Mamważnąsprawę…
Odpowiedziałojejmilczenie,jednakpokolejnejchwilidrzwisięuchyliły.Chłopak
zlustrowałjąprzezszparę,poczymotworzyłszerzej.Miałnasobietylkodżinsyipolar,
byłwsamychskarpetkach.Zaskoczony,uśmiechałsiętrochękrzywo.
–A,topani.Pocopanituprzyszła?–zapytał.
–Chcęciętylkoocośzapytać.Mogęwejśćnachwilę?
–Jużpóźno.Chciałemiśćspać.Aleoki,niechpaniwchodzi,jakmapaniinteres.Matka
paniąlubiła.
Odsunąłsięnabok,robiącjejprzejście.Gdyweszładośroda,obleciałjąstrach.Niebyło
jednakodwrotu.Wiedziała,żegdybynaglezrezygnowała,obudziłabyjegoczujność.
Terazmogłajużtylkograćnaczas.
–Tam.–Wskazałotwartedrzwinaprzeciwkowejścia.–Piwkosepanizemnąstrzeli?
–Strzelę–odparłapoważnie.
Minęładrewnianeschodyprowadzącenagóręiweszładopokoju.Okazałsięon
niewielkimsalonikiemznarożnymkominkiem,wktórymniktnierozpaliłognia.Zrzuciła
kaptur,rozpięłakurtkę.Niezdejmowałajej,bowpomieszczeniubyłozimno.Usiadław
fotelu,ustawionymprzyniskimstolikuzceramicznymblatem,naktórymstałatylko
brudnakamionkowapopielniczka.Chłopakposzedłnajwyraźniejdokuchni,bozgłębi
mieszkaniausłyszałaodgłosydzwoniącegoszkła.Wkącie,podoknemdojrzaławalizęna
kółkachorazkolejnądużątorbęsportowąwkratę,wwidocznysposóbwypchanądo
granicmożliwości.Wogólerozglądającsię,stwierdziła,żepokójsprawiawrażenie
opuszczonego.Wwazonachniebyłożadnychkwiatów,naparapeciestałatylkonawpół
uschniętapaprotka.Żadnychbibelotów,zdjęć,pamiątek,naścianiedwawyraźneśladypo
obrazach,nawetpółkinaksiążkibyłyprawiepuste,znajdowałosiętamjedyniekilka
porzuconychegzemplarzy,bezładniewspartychoregał,ponieważnajwyraźniej
poprzewracałysięsame,gdywyjętoresztę.Felicjanigdytuwcześniejniegościła,jednak
zupełnieinaczejwyobrażałasobiemieszkanieRenatyDudzińskiej.Tymczasemwrócił
chłopak,niosącbutelkipiwaidwiewysokie,niezbytstarannieumyteszklanki.Ustawił
wszystkonastoliku,nalał.
–Tocozainterespanimadomnie?–zapytałnaswójsposób,flegmatycznie,zlekko
ironicznymuśmiechem.–Chcepanicośzesklepu?Możeszlugi?
–Akiedyzamierzaszgootworzyć?
Wzruszyłramionami.
–Niewiem.Możekiedyś.Narazieniemamdotegogłowy.
Wyciągnąłzkieszenipomiętąpaczkępapierosów,poczęstowałją.Gdywyjęłajednego,
pstryknąłzapalniczką,podającjejogień.Cojakco,manieryszczylma–skonstatowaław
duchu.Samteżzapalił.
–Więc?–nieodpuszczał.
–Kostek,dokądjeździłeśponocach?–wypaliła.
Zmrużyłoczy.
–Widziałamniepani?
Pokiwałagłową.
–Taksięskłada–odparłakrótko.
Ponowniewzruszyłramionami,zanimodpowiedziałniespiesznie:
–Tuitam.Jeździłemsobie,aco,niewolno?Jestempełnoletni.
–Jasne.–Uśmiechnęłasię.–Niemazakazu.Tylkobyłamciekawa.
–Ciekawośćtopierwszystopieńdopiekła.–Wyszczerzyłzębywczymśwrodzaju
diabolicznegouśmiechu.Pociągnąłzeswejszklankidługiłykpiwa.Zrobiłatosamo.Było
cierpkieizbytciepłe.
–Ohydne,nie?Błeee…–Odstawiłszklankęnastoliktakgwałtowanie,żeczęśćpiwasię
rozlała.Niezwróciłnatouwagi.–Amożewolipanicośmocniejszego?
–Nie,dzięki.
–Zapóźnapora?
–Wybieraszsięgdzieś?–Wskazałaruchemgłowywalizkę.
Dopieroterazstraciłnapewnościsiebie.Natychmiastspoważniał,cynicznyuśmieszek
znikłmomentalniezjegotwarzy.Obejrzałsięzasiebiewpopłochu.
–Żenibyco?
–Pytałam,czysięgdzieśwybieraszztymiwalizami?Wjakąśpodróżswegożycia?
Milcząc,wpatrywałsięjejprostowoczy.
–Tylkozbieramrzeczymatki.Możeczegośpotrzebować–odparłwkońcu.
Dziennikarkaparsknęłaśmiechem.
–Ażtylurzeczy?Zapakowałeśteżtobiałefutro?
–Co?
–Białypłaszczpodbityfutrem,zfutrzanymkapturem?
–Aco?–Niespuszczałzniejwzroku.–Chcepanikupić?
–Lubiszsięprzebieraćwdamskiełaszki,Kostek?–brnęła,nerwowościskającwdłoni
schowanąwkieszenikomórkę.Wkażdejchwilimogłazacząćwibrować.ByletylkoRyba
odebrałwiadomość.Byleodebrał…Telefonpolicjantamiaławbitywopcjęszybkiego
wybieranianumerów.Liczyła,żejakbyco,zdąży.
Chłopakwyglądał,jakbygozamurowało.Wjegooczachbłysnęływreszciejakieśemocje:
możebyłatopanikapołączonaznienawiścią.
–Jeślichcepaniwiedzieć,czyjestemjakimśgejem,to…
–Tomnienieinteresuje.Nieotopytałam.
Milczenie.Długie,przeciągającesię.Patrzylisobiewoczy,czekając,ażtodrugieucieknie
wzrokiem.
–Paniwszystkowie,prawda?–spytałwkońcuretorycznie.
Odwzajemniłaszczerość.
–Prawiewszystko–odparłaspokojnie.–Resztymamnadziejędowiedziećsięodciebie.
–Icopanizamierzapotemztąwiedzązrobić?
–Tojużbędziezależałoodtego,czypowieszprawdę.
Rozluźniłsię,nawetuśmiechnął.
–Powiem–zadeklarował.–Panipyta.Proszębardzo.
Wpatrywałasięwjegoładną,prawiekobiecątwarz,podkreślonązaczesanymidogóry
bujnymiwłosamiobarwieciemnyblond,spiętymiztyłuwdośćdługąkitkę.Delikatne,
regularnerysy,wąskienozdrza,pełnepoliczki,wyrazistełukiciemnychbrwi,jasneoczyo
nieodgadnionymwyrazie.Wyglądałtakmłodoi–zdawałobysię–niewinnie.Byłojejgo
żal.Napoczątekzadałatylkojednoprostepytanie:
–Dlaczego?
–Dlaczegotemętymusiałyzdechnąć?–Uśmiechnąłsięszerzej.–Paniniewie?Oniitak
byzdechli.Zachlalibysięnaśmierćizamarzliwpierwszymlepszymrowie,nawetbez
mojejpomocy.Tylkożetobyniebyłosprawiedliwe.Zalekkiezejście.Chciałem,żebysię
bali,żebywiedzieli,żenadchodzikoniec.Niezawszemisiętoudawało,boniektórzyjuż
bylipijanijakświnie,niemielipojęcia,cosięznimidzieje.Alechybakażdyznich,
przynajmniejwjakimśmomencie,poczułjednak,żecośsięświęci.Pozatymmożenie
zdążylikogośinnegoskrzywdzić.Boteścierwakrzywdzą.Swojerodziny,zwierzęta,
dzieci.Takjakkiedyśskrzywdzilimojąmatkę.
–Dotegojeszczewrócimy.Powiedz,nieczułeśżadnejlitości?Nieprzyszłocidogłowy,
żetojednakludzie?Możezagubieni,możenieszczęśliwi?UważaszsięzaBoga?Bo
chybaniezaKrólowąŚniegu?–zakpiła,alechłopakchybasięnawetniezorientował.
–Adlaczegonie?Onajestspoko.
–Andersenutożsamiałjejpostaćzszatanem.
–Serio?
–Serio.
–Luzik!Nodobra.JatamwierzęwBoga.–Wzruszyłramionami.–Onbysięotona
mnienieobraził.Niewchodziłemmuwkompetencje,toniejaznichzrobiłem
alkoholików.Tylkopomagałem.Mówiępani,żeitakbyzdechlizprzepicia,prędzejczy
później,boichżycieniemiałożadnegosensu.Jazrobiłemimzumieraniateatr.Nawetnie
cierpieli,tonaseriolekkaśmierć!
Pokiwałagłową.
–Wracającdotwojejmatki.Dlaczegopozwoliłeś,żebyjąaresztowalizamiastciebie?
KostekDudzińskipoczerwieniałnatwarzy.Widziała,czułajegowzburzenie.
–Toniefair!Nicpaniniewie!Matkasamachciała,żebytaksięstało!Kazałamizostaći
pilnowaćdlaniejinteresu!Towyjesteściechorzy,zamknęliściejąjakjakiegośbandytę,
zamiastzamykaćtakichmeneli…Jeszczeznichrobipaniofiary.Zagubieni,
nieszczęśliwi?Alebeka!Wiepani,jakjasięterazczuję?Alekogotoobchodzi,nie?!
Niechmniepaninieoskarża,niemapaninawetpojęcia,jakmysięzmatkąkochamy,
zawszemieliśmytylkosiebienaświecie!–wykrzyknął,jegogłosnakoniecsięzałamał.–
Przeztakieszmaty.Zresztą…–
dodałinagleumilkł.
–Zresztą?
–Nie,jużnic.
–Matkacięprosiła,żebyśdopilnowałinteresu,alejakośtegonierobisz.Przeciwnie,
zamierzałeśdaćnogę.Alekiedynastąpiłapierwszafalazabójstw,wtedygdyludzie
zaczęlimówićoklątwie,tybyłeśwpieluchach.Ilemiałeś,rok,dwalata?Niemogłeśtego
zrobić.Więc?
Zachichotał.
–Paniniegraidiotki!Niejestpaniidiotką,odpoczątkuwiedziałem,żenampanizagraża.
Możenawetspecjalniesiępaniwprowadziładotejwiochy?Kimpanijest,jakimś
szpiegiem?Staleprzychodziłapanidosklepuiwypytywałaotęjebanąklątwę.Ipotemo
naszeżycie,naszesprawy.Robipanizsiebietakągitlaskę,glany,dżinsy,kaptur,choćjest
panistarajakmatka.Odrazupaniąwyczułem.Panidobrzewie,żewtedygdybyłem
mały,tomatkaichzałatwiła.Należałoimsię.Toniebyliludzie,tylkopierdolonepotwory.
Przeznichtowszystko.Iwcaleniezamierzałemdaćnogi.Chciałemzejśćwamzoczu,a
sklepbymprzeniósłgdzieindziej.Miałemwłaśniepakowaćrzeczydobagażnikai
spierdalaćstąd,gdziemnieoczyponiosą,kiedypanisiętuzjawiła.Ranojużbymnietutaj
niebyło.Nienawidzętegomiejsca!
–Igdzieindziejbyśzabijał?
–Może.Inietylkopijaków.Ordnungmußsein!–Zaśmiałsię.–Ktośmusioczyszczać
światześmieci.Mogęsiępanipochwalić,żerobiłemtojużwcześniej,tylkoniktsięnie
kapnął.Pewniedlatego,żetakiejzimyjużdawnoniebyło,pogodamnieograniczała.W
tymrokumiwreszciepodpasowała!Notopozamiatałem…
Felicjaprzypomniałasobiemłodąbibliotekarkę.Mówiłabardzopodobnerzeczy,choć
raczejniebyłabyzdolnawcielićichwczyn.Gorzej,jeślitefaszystowskiehasła–znów
modne,itonajwyraźniejnacałymświecie,jednakhistorialudziniczegonienauczyła–
padnąnachoryumysł.Wtedysięrodząkoszmary.
–Próbujęcięzrozumieć.Opowiedzmiwszystkoodpoczątku–poprosiła.
KOSTEKDUDZIŃSKI
Odpoczątkutojaniewiem.Oniczymniemiałempojęcia.Jakbyłemmały,wydawałomi
się,żemamszczęśliwedzieciństwo,byłonamzmatkądobrze.Nieznałemojca,alenie
byłmidoniczegopotrzebny.Matceteżchybanie.Nierozumiałemwtedy,dlaczegonie
mamyinnejrodziny.Jejteżniepotrzebowałem,matkabyładlamnienajlepszanaświecie.
Wszystkopotrafiła.Czasembywałasmutna,alewtedymnieprzytulałaiznówbyło
dobrze.Otym,przezcoprzeszła,wtedyjeszczenierozmawialiśmy,byłemsmarkiem.
Częśćmiopowiedziała,kiedyskończyłemjakieśszesnaścielat.Odomudzieckaiotym,
jakdoniegotrafiła.Tobyłopotym,jakmniewysłalidoszpitalanaleczenie,bopobiłem
belfra,którysiędobierałdochłopakównaWF-ie.Mapanipojęcie?Niejegozamknęli,
tylkomnie!Jakjakiegośczubka.Ztegopowodumiałemtyływnauce.Bouczyłemsię
dobrze.Gnojki.Alewtedymatkajeszczemiwszystkiegoniepowiedziała.Dotego,że
dokonałapomstyzanaszekrzywdy,przyznałasiędopiero,jakukończyłemosiemnastkę.
Mówiła,żepotymjejulżyło,wreszciemogładalejnormalnieżyć.Jużwtedyprzysiągłem
sobie,żejazrobięwięcej.Przedewszystkimdlaniej,alenietylko.Równieżżeby
oczyścićświatztakichparszywychmętów.Temeneleprzychodziłydonaszegosklepu.
Musieliśmynanichpatrzeć,słuchaćtegobełkotu.Choćnigdyniesprzedawaliśmywódki,
tylkoconajwyżejpiwo.Niczymniegardzili,bopiwotańsze.Ijeszczetennibypub
naprzeciwko.Pub,kurwa.Zwyczajnaspeluna!Możeterazwreszciezamknąinteres.
Niektórzyunasnarąbalisiępiwska,apotemleźlidotejknajpy.Nigdyniebylitrzeźwi.
Tłukliswojeżonyidzieciaki.
Hołota…
CzemuKrólowaŚniegu?Matkaczytałamijąodmałego,stale.Dużooniej
rozmawialiśmy.Znałemjąnapamięć.Tobyłajedynabaśń,którejmogłemsłuchać,bo
innesągłupie.SpodobałamisięKrólowaŚniegu,jejpostać.Dopieropóźniej
dowiedziałemsię,dlaczegomatkataksięnaniązaparła.Przezzboka,któryją
wykorzystywałwdomudziecka.Wtedypostanowiła,żebędziejaktaKrólowa.Idlamnie
niąbyła.Jest.Zawszemówiła,żejateżmambyćtaki.Niesłaby
ibezwolny,jaktencałyKay.NietępyjakGerda.TylkoKrólowajesttamsilna,bonigdy
sięniemazgai,toonarządzi.Później,kiedyjużwiedziałem,ocochodzi,znalazłem
książkęmatki,którązabrałazbidula.Staroć,alemaładneobrazki.Matkazniejwycinała
tekawałki,którezostawiałaprzytychpijakach.Takiznak.Mniebyłoszkoda,wolałemsię
przebierać.Fajniesięczułemwtejroli.ByłaMoc!Adrenalina,rozumiepani.Niczegonie
żałuję.Tylkodlapaniwyciąłemkawałek.Zobaczyłempaniąwtedypodnaszymsklepemi
pojechałemzapanią.Tomiałobyćjedynieostrzeżenie,żezadużopaniwęszy.Lubiłem
panią,serio.Niechciałemnicpanizrobić,dlamniebyłapaniwporzo.Alemojakumpela
zbibliotekipowiedziałami,żeszperapaniwprzeszłości.Myślałem,żesiępaniwystraszy
iprzestanie.Alepomyliłemsię,nie?
Wszystkoprzeztendurnydługopis.Lubiliśmygo,śmieliśmysię,żetohasło,którenanim
jest–Ordnungmußsein–tonaszadewiza.Zostałpopoprzednichwłaścicielachnaszego
sklepu,matkauznałatozaznak.Alenieprzyniósłnamszczęścia,bowyleciałmiwtedyw
parkuiponimdonasdoszli.Gdybymgowtedyniezgubił,nigdybyścienanasnie
wpadli!Nawetniepamiętam,pocholeręgowziąłem.Wtedyzastępowałemmatkęzaladą,
chybacośzapisywałemibezwiedniewsadziłemdokieszeni.Musiałmiwypaśćpodczas
szarpaninyztymstaruchem.
Czymatkawiedziała,corobię?Jajejsięztegoniezwierzałem.Alenapewnosięwkońcu
kapnęła.Niejestkretynką.Tochybajasne,żeniktinnyniemógłbyćKrólowąŚniegu–
tylkoalboona,alboja,nonie?
Jaktorobiłem?Poprostu.Miałemdobrypunktobserwacyjny,typowałempijaków,
śledziłemich.Przebierałemsięwaucie,rzeczymiałemczęściowopomatce,aniektóre
samkupiłemprzezInternet.Zawszesięnabierali.Pijakprzecieżniemyślinormalnie.
Dostawalispiruisamichlali,niktichniemusiałnamawiać.Jaichpraktycznienie
zabijałem!Tylkozostawiałemtam,gdziebyli,resztęzałatwiałmróz,czyli…he,he,he,
samaKrólowaŚniegu.Wkońcukażdyznichbywtensposóbskończył.Tylko
pomogłem.Robiłemtaksamojakmatka,tylkoonasięniemusiałaprzebierać,byłaseksy,
lecielinanią.Zatojamiałemdodatkowydreszczyk.Emocje.Power.Takihardcore,kuma
pani?Gdybymnienawetktośdupnął,tocobymimogliudowodnić?Nikomukrzywdy
niezrobiłem,samichcieli.Doroślibyli,nonie?Niemusiałemichtargaćnaplecach.
Każdysamzasiebieodpowiada.Biłemichczyco?No,możeczasemtrzebabyłosobie
trochęułatwićrobotę.Naprzykładtemustaremuzbokowiodrobinęprzyjebać,bochyba
mniepoznał,zacząłsięwydzieraćiszarpać.Sammniedotegozmusił.Noiprzeztego
kmiotamatkęzabrali.Jeszczerazpytam:paniwie,jakjasięczuję?Wiepani,czymjest
takasamotność,kiedyczłowiekowisięwydaje,żetonie?Zawszebyliśmywedwoje.Nie
darujęskurwielowi.Jaktosięmówi?Comawisieć,nieutonie?
***
Zaraz,zaraz!Copanitam,kurwa,mawtejkieszeni?!…
Pochwili
Telefonwibrowałjużdwarazy,nieodważyłasięjednakponiegosięgnąć.Wkońcu
jednakzauważył,żetrzymadłońwkieszeni,amożedostrzegłnapięciewwyraziejej
twarzy,wkażdymrazienaglestałsięczujny.
–Nagrywamniepani?!–Podniósłsięzkrzesła,wyglądałnawzburzonego.
–Nagrywam?Skąd!–Uśmiechnęłasiędoniegoniewinnie,myślącwduchu,żeżałuje,
alenatoniewpadła.Araczejwpadła,tyleżeniemiałaczasunawłączeniedyktafonu.–
Dostałamwiadomość,aleniechciałamciprzerywać.Mogęzerknąć?
Pospieszniewyciągnęłakomórkęzkieszeni,liczącnato,żewrazieczegozdążywybrać
wbitywszybkichkontaktachnumerRyby.Nadotykowymekranieniewymagałoto
dłuższychakrobacji.Dudzińskijednaknatychmiastbyłprzyniej.Zanimzdążyła
cokolwiekzrobić,jednymszybkimruchemwyrwałjejtelefonzdłoniiwyłączył,poczym
odłożyłaparatnastół,usuwającgozzasięgujejrąk.Niemogłasiępodnieść,bostanął
nadnią,szczerzączęby.
–Myślałapani,żejesttakasprytna?–zagadnąłniemalwesoło.
–Nibydlaczego?
Roześmiałsię.
–Alepanipogrywa!Myślipani,żeniewiem,pocotowszystko?Podejrzewałapani,że
jestemażtakimkretynem?Żewszystkopaniwyśpiewam,apotemradośniedamsię
doprowadzićnapolicję,dotegopanigacha,izakućwkajdanki?Amożegachczekapod
drzwiami,co?Zobaczymy!
Szarpnięciempoderwałjązkrzesła,onajednakodepchnęłagozcałejsiły,rzucającsięw
stronędrzwi.Byłszybszy.Dopadłdoniej,zanimzdążyładobiecdoprzedpokoju.Zaczęła
krzyczeć.Zatkałjejustaramieniemisiłązaprowadziłzpowrotemnamiejsce.Pchnąłna
krzesło.
–Niewrzeszcz,nikogotamniema.–Ponowniesięuśmiechnął.
Patrzyłananiego,milcząc.Wgłowiemiałapustkę,choćgorączkowostarałasięmyśleć.
NajwyraźniejRybanieodebrałjejSMS-a.Niktniewiedział,żetujest.
–Cozamierzaszzemnązrobić?–zapytała,próbującprzynajmniejzachowaćspokój.
–Napijeszsięzemną?Zrobięcikilkafikołków,mogąbyćnawetzcolą,jeśliwolisz.To
znaczy,tysięnapijesz,ajabędępatrzył.Apotemzawiozęciędolasu.Itamzostawię.Tak
samojakinnych.Troszkęnamznowuprzymroziło…
–Ajeślinie?
Schyliłsię,nieodwracającodniejwzroku,sięgnąłrękąpodstół.Wyjąłbutelkęspirytusu.
Wyglądałananienapoczętą.Felicjaporuszyłasięniespokojnie.Zerknęławstronędrzwi.
Byłagotowabronićsiędoostatniejkroplikrwi,niepoddasiętakłatwo.
–Jeślinie–podchwycił–tobędęmusiałzałatwićtoinaczej.Bardziejsiłowo.Alewtedy
możezaboleć–dodałzłowieszczo.
Ponowniezerwałasię,tymrazemprzewracająckrzesło.Oddrzwiwejściowychdzieliłoją
raptemkilkametrów,zdąży,gówniarztonieosiłek.Damradę!–myślałarozpaczliwie.
Złapałjąjednakzapołękurtki,rechocząc.
–Ratunku!–krzyknęła,ilesiłwpłucach.
Wtymsamymmomenciezdarzyłosięwszystkonaraz:Dudzińskiuderzyłjąwtwarz,ona
rzuciłamusięzpazuramidooczu,wciążwrzeszczącochryple,odwejściarozległsię
łomot,drzwiodskoczyłyznienacka,dośrodkazimpetemwpadłokilkuludzi.Również
krzyczeli.KostekDudziński–teżzwrzaskiem–odskoczyłodniej,rzucającsiędookna.
Dwiepostacipowaliłygorównocześnienaziemię,trzeciachwyciłaFelicjęzaramięi
wyprowadziłazmieszkania…
Mroźnepowietrzeowiałojejpoliczki,pomogłowrócićdoprzytomności.Ktośtrzymałją
mocnowobjęciach,przemawiającuspokajająco.
–Felicja?Wszystkowporządku?Nicciniejest?
PoznałagłosZygmuntaRyby.Niewielemyśląc,wtuliłasięwjegoortalionowąkurtkę,
mamrocząc:
–Niespieszyłeśsię,cholera.Nicminiejest.Udałosię.
–Udało.Złapałaśmordercę!–odparł.
Zajegoplecamiujrzałajeszczejednąpostać.
–Greta?!Cotyturobisz?–zapytałaoszołomiona.
Radna,wbiałymsztucznymkożuszku,uśmiechnęłasię,choćcaładygotała.
–DziękiGreciezdążyliśmy.Wszystkociwyjaśnię,alenieteraz.Działosię!–powiedział
aspirant.
–MusicieszybkojechaćpodOsiedleLeśników!Ontam…
–Spoko!Załatwione.Jużtambyliśmy.Znaleźliśmyczłowieka.
–Ktotymrazem?
Wtrąciłasięradna:
–Nigdybyśniezgadła.ToNowak!
–Jakto?…TensamNowak?Icoznim?…
–Przeżyje,choćmaranęnagłowie–odpowiedziałRyba.–Mafacetfart,leżał
nieprzytomnyprzysamejdrodze.Dotrzechrazysztuka.Temutosiędopieroudało!
Będzieżyłdługo.Posterunkowy!–krzyknął.–Odwieździewczynynakomisariat.Dacie
radę?Zajakieśpółgodzinydowasdołączę…
FELICJA
Iwreszciekoniectejhistorii.Chybajużdefinitywny.Mamsatysfakcjęzeswojego
skromnegowniejudziału–szczególniewfinale–choćodpolicji(iodGrety)zebrałam
zatoniezłecięgi.Wiem,wiem:toniebyłozmojejstronyzbytmądre.Powinnam
zawiadomićkogotrzebaiodpuścić,aniewłazićsamopasdoklatkilwa.Tyleżeten
dzieciakwcaleniekojarzyłmisięzlwem.Nadalmisięniekojarzy,choćmogłam
skończyćwlesiewcharakterzelodowegosopla.Tymczasemjednakmamsiędobrze,ai
Nowakdochodzidosiebie,poraztrzeciocalony.Chłopakizdążyli;niebędęukrywać,że
mojawtymzasługa.Gdybymsięniewtrąciław„nieswojesprawy”,zapewneniemiałby
szans.ZopowieściGretyiRybywywnioskowałam,żeniktonimniewiedział,mimoże
ponapaścinawłaścicielabarupolicjabyławpogotowiu.Dokładnie„wakcji”.
Patrolowalimianowicieteren,toznaczyokolicznebezdroża,adwóchfunkcjonariuszy
obserwowałosklepimieszkanieDudzińskichnadsklepem.Ponieważprzezcałyczas
paliłosięświatłoiżadensamochódniewyjeżdżałzposesji,wywnioskowali,żeKostek
tamsiedzi.Nieskumalichyba,żechłopaczekjestcwany.Furgonetkęzprzebraniem
przezorniezaparkowałwcześniejwgórzeulicy,wróciłdodomu,pozapalałświatłai
wymknąłsiętyłem,gdytylkozobaczyłswojąupatrzonąniedoszłąofiarę,czyliNowaka
wychodzącegozpubu,który–pomimośmierciszefa–wciążdziałaizapewnebędzie
działał,bosąspadkobiercy.Nowakamusiałobserwować,zresztązazwyczajtakrobił.
Młodyzałatwiłwięcswojeiwróciłprzezpodwórze,czegoobserwatorzyodfrontu
równieżniemoglidostrzec.Pechowodlaniegosięzłożyło,żenapatoczyłsięnawścibską
iszalonądziennikarkę,któratrochęlepiejznaławarunkiterenoweniżchłopakiz
Gdańska.Wtymczasie,gdywysyłałamswojegoSMS-a,Rybabyłzpatrolemoddziału
prewencjiwterenie,prywatnąkomórkęmiałwyłączoną,takwięcmojąwiadomość
przeoczył.Tobyłmójbłąd,bopowinnamwysłaćwiadomośćnajegotelefonsłużbowy.
Noaletegonieprzewidziałam,wkońcuniezostałamwtajemniczonawplanyoperacyjne.
CholernyZygmuś!Mógłmipowiedziećoakcji,przecieżnikomubymniezdradziła.Inie
narażałabymsiębezsensu.Itakbygnojkazłapalipodczasucieczki,
choćmożeniebezpośrednionagorącymuczynku.Trudno,taksięstało,jaksięstało.W
sumieułatwiłamimzadanie,mająświadka,itobezpolicyjnejprowokacji.Niewiem
natomiast,cobysięstało,gdybynieGretaijejbabskaintuicja.Czyporadziłabymsobiez
gówniarzem?Byćmoże,niejestemcałkiembezbronna,wswoimczasietrenowałam
aikido.Trochępamiętam.Nietakimnapastnikomdawałamradę,kiedybyłamodychę
młodsza.Tymrazemniemusiałam.Gretawydzwaniaładomnie,ponieważmiaładoła.
Pazikaniebyłowdomu,aonawiedziała,żesiedzęzwykledobladegoświtu.Izawsze
odbieramtelefony,takidziennikarskinawyk.Gdyuparcieignorowałampołączenia,a
potemnaglewyłączyłsięmójtelefon,Gretasięzaniepokoiła.Słuchyoakcjipolicyjnejdo
niejdotarły,skojarzyłafakty,choćprawdynawetnieprzeczuwała.Zadziałałinstynkt.
ZadzwoniłaodrazudoRyby,najpierwnaprywatnąkomórkę,apotemnanumer
służbowy.Dopierowtedyaspirantodczytałwiadomośćodemnieipostawiłwszystkichna
nogi.DziękitemuGretabyćmożeuratowałamidupę.AjauratowałamjąNowakowi,bo
dwóchchłopakówzprewencjiodrazupojechałowewskazaneprzezemniemiejscei
nawetonizmiejscarozpoznalichudegostarcazestrzechąsiwychwłosów,leżącegona
poboczuleśnejdrogi,stanowiącejprzedłużenieulicyLeśnej.Odczasówpierwszejnapaści
naNowakakojarzygojużchybacałatrójmiejskapolicja.
Cobędziedalej?Możnabypodejrzewać,żedwaprocesy.JedenRenatyDudzińskiej,bo
„pierwsząturę”onaosobiścieuśmierciła–lubprzynajmniejsiędotegoprzyczyniła,gdyż
jejczynmożebyćróżnieinterpretowany–wakcieodwetu.Przyznałasiędotego,ado
przedawnieniajeszczedaleko.Jednakdrugiproces–młodegoDudzińskiego–stoipod
znakiemzapytania.Chłopakzostałskierowanynaobserwacjępsychiatryczną.Byłleczony
jużwcześniej,jakonastolatek,podejrzewanouniegowówczasschizofrenię.Alerównie
dobrzemożeokazaćsięzwykłymsocjopatą:inteligentnymiprzebiegłym,lecz
pozbawionymuczućwyższych.Cóż,diagnozęniechpostawiąspecjaliści.Odniejbędzie
uzależnionyjegodalszylos.
Pytanie,czyzabijali„pomiędzy”.Trudnopowiedzieć,możecośwyjdziewdalszym
śledztwie.WkażdymrazieKostektwierdzi,żebezpośrednimbodźcemdodziałaniabyła
dlaniegoawanturawsklepie–zudziałemjednegopijaka–apotemjużposzedłza
ciosem.Szczególnieżeaurasprzyjała…
Itakmigożal.Żałujęobojga,choćnieusprawiedliwiam,atymbardziejnierozgrzeszam.
Dobanimieliżycie.Sprawiedliwościniemanatymświecie,azłoidobromożna
rozpatrywaćwkategoriachabsolutuwyłączniewbaśniach.Wżyciunieistniejeczerńi
biel,tylkoróżnemieszankiodcieni.Niemampojęcia,dlaczegoKostekDudziński
postanowiłzabijaćludzi,wdodatkuprzypadkowych,podpozoremoczyszczaniaświataze
„szkodników”,czyli(uogólniając)zalkoholików.Jegomatceprzyświecałlogicznywjej
rozumieniucel:robiłatowimięzemstyna
konkretnychludziach,odpowiedzialnychzaśmierćjejrodziców.Odpowiedzialnychw
szerokimsensie,boprzecieżniemogławiedzieć,ktoichnaprawdęskrzywdził.Usunęła
więcztegoświatawszystkieosobyuczestniczącewzdarzeniuzroku1970,równieżte,
którebyłyobecne,leczniepomogły,niezaprotestowały,alboktórebrałyudziałw
zatuszowaniuprzestępstwa,przyczyniającsiędoruinytakżejejwłasnegodzieciństwai
młodości.Jednaksyn?Twierdzi,żemiałmisję.Amożepoprostu–jakwieluseryjnych
zabójców–pożądałwładzynadludźmi?MożenaprawdęczułsięBogiemalboSzatanem?
KrólowąŚniegu?…Nigdytaknaprawdęsięniedowiemy,codziejesięwumyśle
drugiegoczłowieka.Mojarefleksjajestsmutna.Istnieje(niestety)pojęciespołecznego
dziedziczeniabiedy,nędzyczypatologii.Ale„dziedziczymy”równieżzło,szaleństwoi
ból.Nienawiść.Pogardę.Niewsensiebiologicznym,niewgenach–aprzynajmniej
niekoniecznie.Tospadekpsychiczny.Dziedzictwo,zktórym,takjakwprzypadkubiedy,
nieporadziłasobiecywilizacja,anaukabywabezradna.KostekDudzińskibyłod
dzieciństwaskazanynazbrodnię,ponieważwychowałsięwnienawiści,zatrułagonią
najbliższaosoba.PonieważdlaRenatyDudzińskiejnienawiśćstałasiękarmąniezbędną
jejdoprzetrwania.Wtymsensieniezawinili.Onirównieżbyliofiarami.Idlategomiich
takżal.Inictegoniezmieni…
ZtegosamegopowodunieuwierzyłamwdomniemanąwinęojcaGrety.Mógłnarobić
głupot,alenieskrzywdziłbynikogozpremedytacją.DowodemnatojestsamaGreta.Ona
odziedziczyłaposwoichrodzicachdobro.Niemawniejnicmrocznego.Kompletnienic,i
ludziejązatokochają.Ztegoteżpowodunapiszęswójreportaż.Dlapamięci,niedla
siebie.Zmieniłamsię.Anowłaśnie,nakoniecpozostałmijeszczeosobistydylemat.Greta
namawiamnie,bymznimizostała.Rybanienamawia,nieśmie,aleobrzucamnieswoim
ciężkimspojrzeniemprzykażdymnaszymspotkaniu.Nieukrywam,żeniereagujęnanie
obojętnie.Zresztą…dobrzemitu.Dobrzemiztymiludźmi.Jednaktopoważnadecyzja:
wracaćdowielkiegomiasta,gdziemogłabymrozwijaćdziennikarskąkarieręiżyćpełnią
życia,czypozostaćtutaj,gdziemamprawdziwychprzyjaciółorazpoczucierealnego
sensuwtym,corobię?Gdziepachnieżywicą,śniegizasypująlasyażpokonarydrzew,
gdzieludzierozpoznająsięnaulicy,bojeszczemajątwarze,nieniknąwanonimowym
tłumie?
Coostateczniewybiorę?
Niewiem.
Diabełzaśuważał,żetobyłoogromniezabawne.
EPILOG
Kwiecień,+11°C.Godz.23.07
Panującedookołaciemności,spotęgowanedodatkowoprzezlas,rozpraszałowyłącznie
bladeświatłoksiężyca,przefiltrowaneprzezgałęziedrzew–jużniedokońcałyse,lecz
obrastającezalążkamimłodychliści,nieliczącoczywiścietychiglastych,pnącychsię
optymistyczniewgóręjaśniejszymiodrostami.Panowałspokój,umilkłynawetpodmuchy
wiosennegowiatru,śniegdawnostopniał,jedyniewnajgłębszychzakamarkach,pod
starymidrzewami,bielałygdzieniegdzieostatnie,wodniste,żałośnieposzarzałeplacki,
obsypanezgniłymiliśćmiirudymigliwiem.Gwiazdniebyłowidać,niebobyłomgliste,
jedynieksiężycowiudawałosięprzebićprzeztęmlecznąpapkę.Pachniałożywicą,
mchemimokrąziemią.Jednakwracającyzpubumężczyznawcaletegonieczuł.Był
pijany.Nie,nieto,żebywypiłzbytwiele…możećwiartkę.No,możliwe,żeciutwięcej.
Takdlakurażu.Dochałupyjużniedaleko,wystarczyprzekroczyćszosę,potemkolejny
kawałeknaprzełajprzeztenlas,dowioski,gdziejużczekazgrzewkapiwka–alboidwie
–poprawisobiehumor,nocjeszczedługa.Gdyzatoczyłsięspomiędzydrzewnapobocze,
rozejrzałsięrazidrugiwpopłochu.Niczegoniezauważył,żadnegomajaczącegona
drodzekształtu,anisamochodu,aniczłowieka,aniupiora.Conajwyżejsowazahukała
gdzieśwoddali.Uspokoiłsię.Byłsam.Wreszciedotarłdoznajomegozakrętuszosy,
odludnej,wąskiej,typowejbocznejdrogi;rzadkoktośsiętutajzapuszczałotejporze.Po
przeciwnejstronierozpoznawałjużwydeptanąścieżkęprzezlas,prowadzącąprostodo
domu.Panującatamciemnośćtrochęgoprzerażała,wolałjednakto,niżiśćpoboczem
dookoła.Zanuciłpodnosemfałszywie,bydodaćsobieodwagi…
Kierowcaciężarówkijechałszybko,możezbytszybko,niespodziewałsięjednaknikogo
natejdrodze,szczególniewnocy.Nawetzwierzętarzadkotędyprzebiegały.Aonspieszył
dociepłegodomu,światełmiasta,żonyiśpiącychjuż
pewniedzieciaków–wracałzdługiejtrasy.Toztegopowoduwybrałtębocznąszosę,bo
byłaznaczniekrótsza.Dlategonawetniezdążyłsięzdziwić,gdywyjechałzimpetemzza
zakrętuitużprzedmaskąswegowozuujrzałzataczającąsięnadrodzepostaćstarego,
chudegomężczyznyzsiwączupryną.Dostrzegłgowyraźniewświetlereflektorów,jego
przerażonatwarzwryłamusięwpamięć,nigdyjużjejniezapomni.Usiłowałgo
wyminąć,rozpaczliwiemodlącsięwduchu–amożeinagłos–zanimwniegouderzył.
Mężczyznaodbiłsięodmaski,poczympadłbezruchunarozmokłymasfalcie,bezwładny
iposkręcanyjakszmacianalalka.Dopierowtedykierowcyudałosięzahamować.
Przezdłuższąchwilęsiedziałzakierownicą,niemającodwagipodejśćdonieruchomego
ciała.Wkońcutojednakzrobił.Ujrzałszklisteoczywpatrzonewciemneniebo.I
ciemniejącąwokółplamę.Płacząc,drżącymidłońmiwyjąłzkieszenitelefonkomórkowy,
abywezwaćpomoc…
Nowak,zanimjegogłowaroztrzaskałasięnaasfalcie,wostatnichchwilachswegożycia
ujrzałoślepiająceświatło.Najegokrańcu,nagranicywiecznegomroku,majaczyłabiała
postać,którąjużdobrzeznał.Czułodniejprzejmującezimno,jednakzdałomusięono
niemalprzyjaznewporównaniuzogniemtrawiącymgoodśrodka.Niewiedział,conim
zawładnęło:strachczyulgawynikającazpogodzeniasięzlosem.Niezdążyłsięnadtym
zastanowić.Odpłynął.Królowa…–wyszeptałjeszczewmyślach,bowargijużodmówiły
muposłuszeństwa.
KONIECBAŚNI
ODAUTORKI
Czytobaśń,czyniebaśń…
KrólowąŚnieguchciałamnapisaćoddawna.Pomysłnatęhistorięścigałmniew
szczególnościodchwili,gdyzamieszkałampozamiastem.Botu,gdzieprzyrodawciąż
walczyzczłowiekiemoprymat,żyjesięinaczej,światrządzisięwłasnymiprawamii
żadenszczelnyklosznieuchroninasprzedkaprysamiżywiołu–zwłaszczagdy
dobrowolniesięspodniegowymykamy.Naturatopiękna,leczkapryśnabogini.Bywateż
mściwa.Pomyślałamsobie,żeponieważjesteśmyjejczęścią,mogłabympokusićsięocoś
wrodzajupersonifikacjitychcechmatkiNatury.Idorazuskojarzyłamtęmyślzesłynną
baśniąAndersena.WkońcujegoKrólowaŚniegutonicinnego,jakpotęgasiłsurowej
północnejprzyrody,mrozu,śnieguilodu,wpołączeniuzludzkąnaturą–naszymi
słabościami,przywarami,emocjami.Wadamiizaletami.Mieszkamnapółnocynaszego
kraju,gdziezimybywajątrudne.ItakpomałurodziłasięmojawłasnaKrólowaŚniegu.
Przezładnychkilkalatobserwowałam,rozmawiałamzludźmi–z„autochtonami”oraz
„uciekinieramizwielkiegomiasta”(doktórychsamasięzaliczam)–słuchałamich
niesamowicieciekawychopowieści,oglądałamstarerodzinnezdjęcia.Czytałamartykuły
zdawniejszejidzisiejszejprasy,śledziłammediatradycyjneorazinternetowe.
Dokopywałamsię–wsensieniemaldosłownym,bozuwaginahistorycznerealiaregionu
materiałytesymboliczniezapadłysiępodziemię–donajróżniejszychlokalnychlegendi
ludowychpodań.AżwkońcumojaKrólowanabrałarealnychkształtów.Starałamsięw
niejprzekazaćnietylkopewnąprawdęonassamych(lubraczejtylkomojeprywatne
wyobrażenietejprawdy),leczrównieżchoćwprzybliżeniuoddaćróżnicepomiędzy
życiemwmieścieinaprowincji,dawniejiobecnie,atakżeprzybliżyćdośćjeszczedziką
urodęnieskalanejdokońcacywilizacjąprzyrody.Noirozliczyćsięzbaśnią,adokładniej
zbajkowąwizjądobraizła,czerniibieli–wzimowej,czarno-białejtonacji.
Akcjapowieścizostałaumieszczonawfikcyjnymmiasteczkuztegopowodu,żemiejsce
jestwzasadziebezznaczenia.Jestumowne.Podobnychgministniejewiele.Ważnebyło
dlamnie,byrzeczrozgrywałasięnaPomorzu.Itylko
tyle.Niebędęjednakukrywać,żewizerunekksiążkowejgminyKryszewomawiele
wspólnegozokolicami,którewybrałamna„miejsceswojegożycia”.Iktórepokochałam.
CzylizpodmiejskimiokolicamiGdańska,gdzieznajdziemymiejscowościnabierającew
ostatnichlatachcharakterumiejskiego,nowoczesneiprężne,jednakobogateji
skomplikowanejprzeszłości.Gdziedawnetradycjewspółgrajązewspółczesnym
pragmatyzmem,aimieszkańcystanowiąspołecznyorazkulturowykonglomerat.Przytej
okazjizapewniam,żeniedziałaunasżadnazadawnionaklątwa,postacizbajek–aniich
złowrogiewcielenia–niekrzywdząludzi,aprzestępstworazspołecznychproblemównie
mamywięcejniżgdziekolwiekindziej.Opisanahistoriażyjewyłącznienakartachmojej
książkiijestliterackąfikcją.
Mogętylkoliczyćnato,żeopowieśćWaswciągnie,bohaterowieporusząemocje,a
opisywanewydarzeniazachęcądorefleksjinatematodwiecznegodylematudobraizła.
Możedodamjeszczetylkonakoniec,żebaśnieAndersena(wszystkie)uwielbiamod
dziecka,atęoKrólowejŚnieguuważamzajedenzpiękniejszychimądrzejszych,
uniwersalnychtekstówdotyczącychnaturyludzkiejinietylko–tofilozoficzneprzesłanie
dlanaswszystkich,zawszeaktualne.
PODZIĘKOWANIA
Podziękowaniatradycyjnienależąsięwieluosobom,którewspierałymniepodczas
powstawaniatejpowieści.NapoczątekmożeWydawcy,bezktóregonienarodziłabysięw
sensiematerialnym.DziękujęwięcserdeczniecałemuzespołowiwydawnictwaFilia–za
zaufanieizapracęnadksiążką.Osobnepodziękowaniakierujędoredaktoramojej
książki,PanaJackaRinga.
Dziękujęrodzinie,zazrozumienieikibicowanie,mężowiKrzysztofowizatradycyjnejuż
czytanieksiążkiwodcinkach–cobywaniewdzięcznymzadaniem–naetapiejejpisania,
noizato,żenabieżącopoprawiamojeliterówkiiinneskuchy.
AgnesA.Rose,autorcebloga„WKrainieCzytaniaiHistorii”,zapozwolenie
zacytowaniajejświetnegoopracowanianatematKrólowejŚnieguHansaChristiana
Andersena.Dziękuję,Agnieszko!Niepodajęlinka,bonapapierzeitakniemoglibyściez
niegoskorzystać,aleserdeczniepolecaminamawiam–wyszukajciegowInterneciei
śledźcie,bonaprawdęwarto.
DziękujęmoimsąsiadomorazmieszkańcomGdańskaijegookoliczaciekawehistorie,
któremniezainspirowały.
GrażynieStrumiłowskiej–zafachowąpomocwwarstwiepsychologicznej.Dzięki,
Grażynko,uświadomiłaśmiwieleważnychniuansów.
MarkowiOkońskiemu,niezmiennie,bowspieramnieswoją„policyjną”wiedzą.
Dziewczynomzzespołuredakcyjnegoportalu„Książkazamiastkwiatka”–zaprzyjaźń,
wsparciemoralne,zato,żejesteście.
Nakoniec–żebybyłodobitniej–PrzyjaciołomiCzytelnikom.BobezWasniebyłoby
NIC.
Wamwszystkimjestemnajserdeczniejwdzięczna.
ak
Linki:
http://wkrainieczytania.blogspot.com/
http://wkrainieczytania.blogspot.com/2016/10/hans–christian–andersen–basnie.html
SPISTREŚCI
Okładka
Kartatytułowa
Dedykacja
PROLOG
CZĘŚĆI
CZĘŚĆII
CZĘŚĆIII
CZĘŚĆIV
CZĘŚĆV
EPILOG
ODAUTORKI
PODZIĘKOWANIA
Reklama
Kartaredakcyjna