Jumme - bałtycka Wenecja
Na Wolinie, w „najwspanialszym mieście Słowian”, krzyżowały się szlaki handlowe całej
Europy.
„Najwspanialsze miasto Słowian” - tak pisał o Wolinie
niemiecki kronikarz żyjący w XI w. Adam z Bremy. W okresie
wczesnego średniowiecza gród ten, nazywany w tekstach
Jumme, Jóm albo Jómi, był jednym z najważniejszych
skandynawskich emporiów handlowych nad Bałtykiem
zamieszkanym przez Słowian. To tutaj wymieniano
fryzyjskie wino na bałtycki bursztyn, a arabskimi monetami
płacono za transporty niewolników. Dziś w wolińskim
skansenie organizowane są festyny, na których gromadzą się
wielbiciele wikingów i Słowian z całej Europy.
Schronienie królów
Pod względem organizacji ustroju Jumme przypominało typowe śródziemnomorskie
republiki kupieckie takie jak Genua czy Wenecja. W ten sam sposób miasto to
uczestniczyło w wydarzeniach politycznych wschodniej części Europy. Wraz z kupcami i
ich towarami napływały tu z całego kontynentu idee religijne i kulturowe, które miały
wpływ na rozwój ówczesnego świata. Do Jumme przed swoim synem Swenem
Widłobrodym zbiegł król duński Harald Sinozęby (958 – 987), gdzie wkrótce zmarł od
odniesionych ran. Niewykluczone, że przez trzy lata na Wolinie ukrywał się Olaf
Trygvasson, zanim jeszcze został królem Norwegii (995-1000). Wiadomo też, że
mieszkańcy Jumme zawierali militarne sojusze ze swymi sąsiadami przeciwko Mieszkowi,
który chętnie widziałby to bogate miasto w zasięgu swoich wpływów. Wszystko wskazuje
na to, że na terenie Jumme mieszkali nie tylko kupcy, ale i wojownicy. Według
średniowiecznej sagi islandzkiej – Jomsvikingsaga – na Wolinie istniał w drugiej połowie X
wieku fort, w którym stacjonowała słynna z bitności drużyna wikingów.
Łodzie z torfu
Jednym z pierwszych badaczy Jumme był sam Rudolf Virchow (1821-1902), słynny
niemiecki antropolog i patolog, który w trakcie wakacji na Wolinie oddawał się swojemu
hobby, jakim była archeologia. Potem badania prowadzili tu polscy archeolodzy, którzy
już w latach 50. XX wieku znaleźli pozostałości zabudowy mieszkalnej, pogańskiej
świątyni, portu, warsztatów rzemieślniczych i aż 10 wraków łodzi. Wszystkie te zabytki
zachowały się w wyśmienitym stanie, ponieważ przez setki lat leżały w najlepszym z
możliwych naturalnych konserwantów – w torfie. Badaczom udało się znaleźć posąg
przedstawiający bóstwo o czterech twarzach, który uznawany jest za wyobrażenie
słowiańskiego boga Światowida. Nie wszyscy badacze są przekonani, że jest to wizerunek
tego boga, gdyż najstarsze przedstawienia wielotwarzowych bóstw najpierw pojawiły się
u Germanów. Prof. Władysław Duczko z Wyższej Szkoły Humanistycznej w Pułtusku sądzi,
że posąg powstał i był używany przez środowisko skandynawskie, a nie słowiańskie.
Tolerancyjni z umiarem
W mieście czczono też zardzewiałą włócznię wbitą w pal na dziedzińcu świątyni. Ludzie
wierzyli ponoć, że należała ona do samego Juliusza Cezara i była symbolem trwałości i
pomyślności. Adam z Bremy napisał, że Jumme panowała niezwykła tolerancja religijna,
choć nie należało się zbytnio ze swoim wyznaniem obnosić. Wykopaliska zdają się to
potwierdzać. Archeolodzy natrafili w ziemi na mnóstwo najróżniejszych amuletów i
talizmanów zarówno tych pogańskich (skandynawskich), jak i chrześcijańskich.
Nie wiadomo dlaczego zamordowani i pochowani zostali w centrum placu targowego
dwaj mężczyźni z specjalnie wydłużonymi czaszkami. Najprawdopodobniej przybyli oni
gdzieś z rejonu Węgier lub południowej Francji, tam bowiem praktykowano zwyczaje
obwiązywania głów noworodkom, aby nadać im pożądany kształt, świadczący o
przynależności do najwyższej warstwy społecznej. Kto wie może to właśnie ich dziwny
wygląd sprawił, że nigdy nie udało im się opuścić Jumme?
Runiczne notatki
Mnóstwo przedmiotów wskazuje na to, że w osadzie byli prawdziwi wikingowie. Przede
wszystkim pozostałości gry planszowej zwanej hnefatafl lub „królewskim stołem”. Na
Wolinie znaleziono zarówno pionki, jak i plansze. Skandynawowie namiętnie grali w tą
grę, choć miało to nie tyle aspekt hazardowy, ile religijno-symboliczny. Wiadomo, że
wikingowie nawet w długie morskie wyprawy zabierali ze sobą plansze i pionki. Z
pewnością też mieszkańcy Wolina nie byli niepiśmienni. Archeolodzy znaleźli tutaj stylus
– rogowy rylec do pisanina tabliczkach woskowych i drewnianą tabliczkę zapisaną
runami. Szkoda, że tylko jedną.
Kompas wikingów
W 2003 r. na Wolinie znaleziono połówkę drewnianej tarczki z nacięciami i wyraźną
dziurą po środku (podobny, ale gorzej zachowany zabytek znaleziono na Grenlandii w
1948 r.). Badacze stwierdzili, że jest to pierwszy tak dobrze zachowany kompas
słoneczny (więcej przeczytacie w artykule dr Błażeja Stanisławskiego, odkrywcy
kompasu http://my.opera.com/fadlan/blog/?startidx=17). Zasady jego działania były
proste przez środek przekładano stożek, którego cień wskazywał kierunki świata.
Urządzenie to z pewnością pomagało wikingom w żeglowaniu, choć nie rozwiązywało
problemu nawigacji w sytuacji, gdy niebo zasnuwały chmury.
Festyn w środku lata
Co roku na Wolinie organizowany jest festyn archeologiczny. Odpowiedzialnym za jego
organizację i przygotowanie jest Stowarzyszenie Centrum Słowian i wikingów „Wolin
Jamsborg-Vineta” (http://www.jomsborg-vineta.com/o_nas.html). Zrzesza ono
miłośników historii średniowiecznego Wolina, którzy na wyspie Ostrów (tam gdzie
odbywa się festiwal Słowian i wikingów) od kilku lat budują skansen będący próbą
rekonstrukcji średniowiecznej zabudowy miasta. Dotychczas udało się zbudować 9 chat,
bramę i palisadę. W tym roku organizatorzy zapraszają już po raz XII na spotkanie z
przeszłością (20 - 22 lipca). Ponieważ impreza zaplanowana jest na środek wakacji,
wiele osób spędzających je Bałtykiem może w tych dniach zamiast pójść na plażę cofnąć
się w czasie i zobaczyć jak wyglądali średniowieczni wojowie, jak wówczas się żyło,
walczyło, jadło.
Agnieszka Krzemińska, polityka.pl
Fotografie pochodzą ze strony Stowarzyszenia Centrum Słowian i Wikingów „Wolin
Jamsborg-Vineta” http://www.jomsborg-vineta.com/