Reportaż Małgorzaty Rostowskiej Ksiądz Paweł zrzuca sutannę

background image

background image

background image

Wydanie pierwsze,

Warszawa 2015

Wydawca:

Fabuła Fraza Sp. z o.o.

02-495 Warszawa

ul. Apartamentowa 6, lokal B3

www.fabulafraza.pl

biuro@fabulafraza.pl

Projekt graficzny i

łamanie:

pixeldesigne.pl

Zdjęcie na okładce:

Rafał Masłow

Korekta:

Beata

Strzałkowska

ISBN 978-83-654110-0-6 (epub), 978-83-654110-1-3 (mobi)

background image

SPIS TREŚCI

Andrzej Stankiewicz
GRAJEK, KTÓRY ZOSTAŁ GRACZEM

3

Karolina Przewrocka
CZŁOWIEK, KTÓRY ZŁAPAŁ EICHMANNA

55


Małgorzata Rostowska
KSIĄDZ, KTÓRY ZRZUCA SUTANNĘ

95

Roman Kubiak

PARSZYWI Z BANDITENSTADT

145

background image

MAŁGORZATA ROSTOWSKA

KSIĄDZ PAWEŁ

ZRZUCA SU

TANNĘ

background image

REPORTAŻ POLSKI

Znajomy ksiądz:

Odchodzą. To już trzeci w tym roku. Jeden od-

szedł dla baby, drugi dla faceta, a teraz Paweł.

– A co

było z Pawłem nie tak?

– Wiesz... Z nim to

poważniejsza sprawa.

– Dziecko?

– Nie.

Przestał wierzyć?

– Nie, nie.

Przekręty?

– Nic z tych rzeczy, które

się czasem zdarzają.

– To co?

Ksiądz wyjmuje pogniecioną kartkę.

– Masz, czytaj. List do biskupa,

właściwie kopia

listu.

Paweł napisał.


Zaczyna

się tak: „Czcigodny Księże Biskupie…” i

dalej: „Moja decyzja o

odejściu z kapłaństwa jest po-

dyktowana motywami

wyłącznie moralnymi. Nie mam

skłonności homoseksualnych, nie jestem pedofilem, nie
mam dzieci ani kochanek...”

– Dasz mi do niego telefon?

– Nie mam.

Paweł się odciął, schował. Nie odpisu-

je na maile,

zmienił numer telefonu. Mam jego stary,

domowy adres. Chcesz – napisz,

może odpowie.

96

background image

KSIĄDZ PAWEŁ ZRZUCA SUTANNĘ

* * *

Poproszę znaczek na list – wieki całe nie wysyła-

łam zwyczajnego listu. Pocieszam się, że on najwyraź-
niej lubi listy. Lubi

pisać, może i czytać. Priorytet. Dwa

złote trzydzieści pięć groszy.

Adresuję kopertę. Szanowny Pan? Na wszelki wy-

padek

robię jakiś artystyczny bazgroł, żeby było ładniej.

– Jak to

wygląda?! Normalnie napisz Sz.P. – stro-

fuje mnie

mąż. Kupuje drugą kopertę i sam wypisuje:

Sz.P.

Paweł, ulica, numer domu, nazwa mazowieckiej

wsi. Jako

nadawcę wpisuje siebie. – Listy od kobiety do

gościa, który zrzucił sutannę? Chcesz, żeby cała wieś

gadała? Wykluczone.

„Niech

będzie pochwalony Jezus Chrystus. Chcie-

libyśmy się z Księdzem spotkać, tu nasze maile i telefo-
ny”.

Chyba tak trzeba. Delikatnie.

Żeby się nie wystra-

szył. Żeby nie wyrzucił, zanim doczyta do końca.

* * *

Po tygodniu przychodzi mail.

Może się spotkać,

czemu nie. Umawiamy

się u nas w domu, nie będziemy

przecież rozmawiali w knajpie. Robię obiad.

Przyjeżdża punktualnie. Ubrany w czarną bluzę z

kapturem, czarne spodnie,

biały t-shirt. Nie ma krzyży-

97

background image

REPORTAŻ POLSKI

ka na szyi ani

różańca na palcu, ale żegna się przed je-

dzeniem.

Młody, przed trzydziestką. Mówi szybko, składnie,

logicznie, konkretnie, bez

zbędnego trajkotania. Często

się uśmiecha, rzuca zabawnymi anegdotami „ze światka

księżowskiego”. Już nabrał dystansu do tego, co było. I
do siebie

też. Miał czas, żeby wszystko jeszcze raz

przemyśleć, podsumować.

– Od kiedy

odszedłem, czuję spokój – przyznaje. –

Mam ten komfort,

że tam, gdzie teraz mieszkam, nikt

nie wie,

że byłem księdzem. Nie muszę omijać tematu,

po prostu nikt nie pyta.

Zacząłem kolejne studia. Prawo.

Na roku uczy

się kilkuset studentów, cały czas pozna-

jesz

kogoś nowego. Mój wiek też nikogo nie dziwi, są

starsi. Na

przykład w mojej grupie jest Ewa, która ma

męża, dwoje dzieci, 36 lat na karku i tak jak ja dopiero

zaczęła prawo. Wiemy o sobie tyle, ile trzeba. Zupełnie
inaczej

niż w seminarium, gdzie wszyscy o wszystkich

wiedzą wszystko, gdzie prawie nie ma miejsca na pry-

watność.

Moje

powołanie to nie było jakieś wielkie bum.

Nie

było wielkich znaków, niebiosa nie upomniały się o

mnie w jednej chwili, jak o

Szawła pod Damaszkiem.

Było jak zwykle – pobożny chłopak z wioski, który co
niedziela czyta podczas mszy, gorliwie

służy jako mini-

98

background image

KSIĄDZ PAWEŁ ZRZUCA SUTANNĘ

strant, rozmawia z

księżmi – każdy widział we mnie

przyszłego księdza. W pewnym momencie mojego ży-
cia po prostu

już nie było innego wyjścia.

– Masz 19 lat, gdy chcesz

być księdzem i blisko

30, gdy

już nie chcesz. Co się zmieniło?

– Wszystko. Po maturze

decyduję: idę do semina-

rium.

Najbliższe jest w Płocku. Seminarium ma ponad

300 lat.

Biały gmach ukryty za furtą. Wielkie okna,

sklepienia sufitów, gustowne ornamenty. W ogrodach
zielone alejki, figurki

świętych. Cisza. Spokój. Na ścia-

nach

wąskich korytarzy tablice z czarno-białymi foto-

grafiami kleryków, którzy tu stawali

się księżmi. Po-

ważne oblicza młodych chłopców w sutannach, czasem
w drucianych

okrągłych okularach, jak u świętego Mak-

symiliana Kolbego. Po trzydziestu, czterdziestu na kur-
sie.

Gładkie pobożne twarze, idealna szarzyzna starych

fotografii, bez jednego pryszcza i

głupich min. W sieci

można obejrzeć współczesne tableau – sześciu, góra

dziesięciu kleryków na tle rozgwieżdżonego nieba albo
olimpijskich

kółek. Kicz, aż zęby bolą, taka moda. Po

drugiej stronie wisi poczet rektorów. Legenda

głosi, że

gdy

skończy się miejsce na ścianie, zamkną semina-

rium. Klerycy z rozbawieniem

odmierzają, że zostało

miejsca na dwóch, góra trzech rektorów.

99

background image

REPORTAŻ POLSKI

Na

rozmowę kwalifikacyjną do seminarium przy-

jeżdżam z proboszczem parafii z moich rodzinnych
stron jego samochodem.

Ksiądz proboszcz tego dnia ma

obronę swojej pracy magisterskiej, więc wysyła mnie po

flaszkę na Stare Miasto. Kupuję chyba „Stocka”.

W

Płocku byłem wcześniej kilka razy, bo tu odby-

wały się olimpiady szkolne, ale seminarium widzę po
raz pierwszy. I

tę wolno otwierającą się bramę. Akurat

ją zapamiętałem. Nawet tak wtedy pomyślałem, że
wkraczam do innego

świata. Chciałem być częścią tego

świata.

Przyjęcie do seminarium to właściwie pro forma.

Trzeba

mieć maturę i tyle. Zresztą jako finalista olim-

piady z teologii katolickiej i tak jestem zwolniony z eg-
zaminów. Podczas rozmowy kwalifikacyjnej, w formie
egzaminu ustnego, ówczesny prorektor pyta mnie tylko
o

relację wiary i rozumu. Papież Jan Paweł II właśnie

jest z

pielgrzymką w Szwajcarii, więc jeszcze o tę piel-

grzymkę.

To

było wielkie przeżycie. Pamiętam, że po roz-

mowie, gdy

czekałem na proboszcza, wyszedł do mnie

kleryk, którego

znałem z sąsiedniej parafii. Poczułem

się prawie jak u siebie. Nie mogłem się doczekać, aż do
nich

dołączę.

100

background image

KSIĄDZ PAWEŁ ZRZUCA SUTANNĘ

Jakie jest

życie kleryka? Nie będę opowiadał o

praniu przepoconych koszul i brudnych paznokciach
albo przypadkach

złapania kleryków na masturbacji.

Nie wiem, dlaczego ludzi to tak interesuje,

reportaże

krążą w internecie. Tak jakby seksualność była w semi-
narium

najważniejszą sprawą. A przecież są o niebo

ważniejsze rzeczy.

Przekraczam progi seminarium jako

zwykły, pro-

sty kleryk, który chce

być księdzem, służyć Panu Bogu i

ludziom.

Dużo czytam, modlę się, gorliwie przygotowu-

ję do kapłaństwa, a nadzieje o byciu księdzem nie gasną

aż do trzeciego roku. Wtedy nagle zaczęli mi wmawiać,

że moim największym problemem jest ojciec, który
zmaga

się z chorobą alkoholową. A bycie dorosłym

dzieckiem alkoholika –

tłumaczą mi wykładowcy – ma

poważne konsekwencje i nawet jeśli teraz ich nie od-
czuwam, zapewne

pojawią się w przyszłości. Przez ojca

alkoholika

można nawet nie dostać upragnionych świę-

ceń. A ja przecież tak bardzo chcę być księdzem. Ojciec
duchowny ma

rozwiązanie: terapia dla DDA.

Dorosłe Dziecko Alkoholika to niechciany i bezli-

tosny spadek po rodzicu, który

pił. Balast emocjonalny,

psychiczny, duchowy, który dziecko unosi na swych w

ą-

tłych, dziecięcych barkach, a potem niesie przez życie.
DDA przyjmuje

jedną z czterech ról, które rzutują na

101

background image

REPORTAŻ POLSKI

jego

życie – bohatera, który zastępuje rodzicowi współ-

małżonka, a rodzeństwu rodzica i mając kilka, kilkana-

ście lat, staje się głową rodziny, albo kozła ofiarnego,
który wierzga, buntuje

się, sprawia problemy wycho-

wawcze, albo

też dziecka we mgle, które ucieka w swój

świat wewnętrzny, alienując się coraz bardziej, wreszcie
maskotki, która wchodzi w

rolę duszy towarzystwa, roz-

ładowującej napięcia i wyczuwającej potrzeby innych.

Paweł był bohaterem…

Terapia opiera

się na przekonaniu, że na alkoho-

lizm choruje

cała rodzina, więc uzdrowić należy nie tyl-

ko

pijącego rodzica, ale i innych członków systemu ro-

dzinnego.

Wtedy jeszcze nie

rozumiałem, że psychologia to

dziś królowa nauk. Przyjmowałem wszystko bez za-

strzeżeń, ufałem im. Skoro ojciec duchowny mówi, że
nawet

jeśli teraz nie mam żadnych problemów z rela-

cjami czy autorytetami, to

prędzej czy później się poja-

wią, to znaczy, że ma rację.

Ojciec duchowny to w seminarium twój spowied-

nik i kierownik duchowy.

Kiedyś takie kierownictwo

nie

było obowiązkowe, trzeba było tylko spowiadać się

co dwa, trzy tygodnie i raz na semestr

odbyć rozmowę.

Potem zasady zmieniono i teraz

każdy kleryk wybiera z

grona kilku ojców duchownych swojego kierownika,

102

background image

KSIĄDZ PAWEŁ ZRZUCA SUTANNĘ

spowiada

się u niego i konsultuje z nim wszystkie waż-

niejsze decyzje,

rozmyślania, poglądy, wątpliwości du-

chowe, emocjonalne, moralne.

Nie ja jeden mam problem z

pijącym rodzicem,

więc na terapię do ośrodka pod Poznaniem jedziemy w

pięciu. To standardowa terapia oparta na programie
dwunastu kroków. Jej

założeniem jest, że choruje cała

rodzina alkoholika.

Pomogło?

– Jak cholera.

Przytyłem trzydzieści kilo, zaczęła

się we mnie rodzić nienawiść do własnego ojca i każde-
go autorytetu oraz agresja, z

którą zmagam się do dziś.

Mój

współlokator w seminarium przyznał kiedyś, że jak

wracałem z tygodniowej sesji, to bał się do mnie ode-

zwać, bo nigdy nie wiedział, czy nie wybuchnę, taki

byłem nerwowy. Potem było jeszcze gorzej. Od jesieni
2008 roku

ksiądz X., opiekun naszego roku, który jest

psychoterapeutą, rozpoczyna terapię grupową dla na-
szego rocznika. To modna w ostatnich latach terapia z
elementami

ustawień rodzinnych według metody Berta

Hellingera,

byłego księdza katolickiego i misjonarza.

Hellinger sam przyznaje,

że wiele ze stosowanych w

swojej terapii praktyk

wysnuł z obserwacji plemienia

Zulusów.

Zresztą na stronach propagujących tę terapię

niektórzy terapeuci nie

kryją swoich związków z sza-

103

background image

REPORTAŻ POLSKI

manizmem. Niebezpieczna terapia. Niby podobna do
terapii systemowej, ale jednak Niemieckie Towarzystwo
Systemowe zdecydowanie

się od niej odcina.

Wygląda to tak – grupa wciela się w członków ro-

dziny pacjenta. Nie tylko tych

żyjących, ale i zmarłych,

nawet kilka

pokoleń wstecz. Pacjent to ogląda, a na

podstawie relacji, które

tworzą przypadkowe osoby

względem siebie, ma poznać prawdę o swojej rodzinie.

Prowadzący terapię interpretuje zachowania. Trzeba

wsłuchać się w siebie. Wszystko jest ważne. Również
to,

że na przykład kogoś zaswędzi prawe ucho. Albo że

komuś zrobiło się niedobrze. Nikt nie wie, jak to się
dzieje,

że osoby, które nie mają pojęcia, kim byli ich

odlegli przodkowie, nagle

uzyskują dostęp do tajemnic

sprzed lat.

Ponoć istnieje „wspólna dusza” i wspólne

„pole

wiedzące”. Ponoć.

Terapii blisko do tezy lansowanej przez wiele

śro-

dowisk

kościelnych, zwłaszcza związanych z Odnową

w Duchu

Świętym, o tak zwanym grzechu międzypoko-

leniowym. Na

przykład grzech aborcji babci może stać

się źródłem cierpień jej córki czy wnuczki, która bierze
na siebie jej

winę. Bo w systemie przeszłości każdy ma

swoje miejsce. I osoba wykluczona, nawet z

zaświatów,

musi

odzyskać godność.

104

background image

KSIĄDZ PAWEŁ ZRZUCA SUTANNĘ

Na terapii pracuje

się z duchami. To spirytyzm w

czystej postaci, ale wtedy

byliśmy nim zafascynowani.

Wszyscy na roku, a

było nas dwunastu, braliśmy w tym

udział. Nie wszyscy mieli problemy psychiczne. Ale

ksiądz X. powtarzał, że nie ma ludzi zdrowych, są tylko
niezdiagnozowani.

Oficjalnie terapia

była po to, żebyśmy zacieśnili

więzy, zintegrowali się. Rozpoczęło się więc od ćwi-

czeń na integrację. Siadaliśmy w kręgu i odsłanialiśmy
najbardziej skrywane

doświadczenia z naszego życia.

Każdy musiał opowiedzieć o czterech traumatycznych

przeżyciach. Ktoś topił się w morzu, ktoś widział maka-
bryczny wypadek,

ktoś próbował podciąć sobie żyły,

inny

opowiadał, że rodzony brat gasił mu papierosy na

ciele.

Ktoś inny wspominał ze wstydem awanturę z pi-

janą matką, a komuś ojciec powiedział, że jest zerem i
nic w

życiu nie osiągnie.

Nurzaliśmy się we własnym sosie traum, zranień,

kompleksów, win. To

była rzeźnia. Klerycy z innych

roczników dziwnie na nas patrzyli, gdy niemal co

piątek

przychodziliśmy na kolację spóźnieni, spoceni, wyczer-
pani,

zapłakani. Odizolowaliśmy się od wspólnoty se-

minarium, a i wobec siebie

złudna bliskość szybko za-

mieniała się we wrogość. Baliśmy się siebie, bo jeden o
drugim

dużo wiedział, znał sekrety, słabe punkty. Czu-

105

background image

REPORTAŻ POLSKI

łem się z tym koszmarnie. Bez przerwy odczuwałem

czyjąś obecność. Na każdy szmer reagowałem lękiem,
wszystkie stuki, puki

interpretowałem jako potwierdze-

nie

czyjegoś towarzystwa. Gdy jechałem samochodem

nocą, odwracałem się co chwila albo wpatrywałem w

czerń lusterka, by zobaczyć, czy ktoś nie siedzi na tyl-
nym siedzeniu. Gdy

się goliłem, sprawdzałem, czy ktoś

za

mną nie stoi, bo wydawało mi się, że kątem oka ko-

goś widzę. Bałem się być sam w pokoju. Dorosły chłop,
a z

lęku przed ciemnością i duchami spałem przy zapa-

lonej lampce.

Zaczęły się ataki paniki.

Panika to taki stan, który dopiero jak raz

przeży-

jesz, to wiesz, o czym mowa. To nie do pomylenia z
niczym innym. Wydaje ci

się, że zaraz umrzesz albo

postradasz

zmysły. Wrażenie umierania jest tak silne, że

niektórzy

zaczynają się na głos modlić i żegnać ze świa-

tem. Serce wali jak

oszalałe, tętno skacze jak po biegu

na

przełaj przed rozwścieczonym bykiem, po plecach

płynie lodowaty pot. Nie możesz złapać tchu, język
puchnie ci w gardle. Dygoczesz jak w delirce. Sprzeda

ł-

byś matkę i ojca, by to coś się wreszcie skończyło. Po
wszystkim masz

wrażenie, że walczyłeś o życie, byłeś o

krok od

zagłady i unicestwienia. A potem, choć przeży-

łeś i wyczytałeś w książkach, że to typowe symptomy,
boisz

się, że znów przyjdzie i znów będziesz bezradny.

106

background image

KSIĄDZ PAWEŁ ZRZUCA SUTANNĘ

Byłem kompletnie rozbity. Jakby podzielony na kawał-
ki.

Zacząłem szukać przyczyn tego stanu. Tak jak

mnie uczono – w mrocznej

przeszłości. Od dziadka do-

wiedziałem się o oddziale, który stacjonował w moim
rodzinnym domu, gdy w czasie drugiej wojny

światowej

przez

naszą wieś przechodził front. Chyba tylko jedną

noc

żołnierze radzieccy spali w domu, w każdym razie

jeden z nich

popełnił samobójstwo. Może to przez nie-

go?

Może noszę jego winy, może muszę coś za niego

załatwić tu, na ziemi? W tej terapii wierzy się w takie
rzeczy.

Zwłaszcza w takie. Najlepiej właśnie samobój-

stwo, morderstwo, aborcja, wykluczenie. Ty bierzesz na
siebie winy przodków,

być może nawet przypadkowych

postaci, które

się przewinęły w historii twojej rodziny.

Mój ojciec duchowny

utwierdzał mnie w przeko-

naniu,

że to przez tego samobójcę tak się czuję. Zade-

klarował nawet, że odprawi za niego mszę. Podobno

odprawił, ale nic mi nie pomogło. Powroty do domu na
ferie czy

święta już mnie tak nie cieszyły, bo bałem się

tam

przebywać. Wtedy też pojawiły się po raz pierwszy

ogromne problemy z

pamięcią. Z trudem przychodziło

mi

zapamiętywanie najprostszych rzeczy, nazwisk, no-

wych

słów.

107

background image

REPORTAŻ POLSKI

Wtedy jeszcze nie

czułem się ofiarą psychologicz-

nych eksperymentów, tylko tego

nieszczęsnego żołnie-

rza.

Aż kiedyś kolega z kursu mówi przejęty: Słuchaj-

cie, musimy

obejrzeć film „Uwikłanie”. To o tej naszej

terapii!

Kilka lat

później, gdy byłem już księdzem, po

imieninach jednego z kolegów z kursu

napisałem maila

do wszystkich uczestników spotkania:

„Żałuję ogrom-

nie,

że uczestniczyłem w tych eksperymentach. Dużo

czytałem o tym w książce „Zakazana psychologia”,
gdzie mamy

zawartą diagnozę szkodliwości tej terapii.

Naprawdę to może doprowadzić do destrukcji osobowo-

ści, do ciężkiej depresji, niszczenia osobowości. Byli-

śmy w seminarium polem eksperymentów i doświad-

czeń. To jest zbrodnia, jakiej dopuszczono się na naszej
psychice”.

Mail

wyciekł, ktoś wysłał go do księdza X, nasze-

go opiekuna roku. Nazajutrz

ksiądz X straszył mnie są-

dem cywilnym, biskupem i w ogóle wszystkim, co naj-
gorsze. Za maila do kolegów, rozumiesz? W semina-
rium i potem w wielu parafiach

obowiązuje stara dobra

zasada PRL: „Jak

myślisz, to nie mów. Jak mówisz, to

nie pisz. Jak piszesz, to

się nie dziw”. Więc nie dziwię

się. Nie mam żalu, oni w to w i e r z ą. Żadnego pozwu
czy wezwania

oczywiście nigdy nie dostałem.

108

background image

KSIĄDZ PAWEŁ ZRZUCA SUTANNĘ

Dziwne terapie plus

duchowość charyzmatyczna,

czyli eksperymenty psychologiczno-duchowe, to dopie-
ro mieszanka wybuchowa. Takim eksperymentom byli-
śmy poddawani w seminarium i to one w wielu wypad-
kach

zaważyły na naszych wyborach w kapłaństwie.

Ostatnie lata seminarium to bezkrytyczny zachwyt

nad

duchowością charyzmatyczną i zielonoświątkową.

Bombardowani non stop tylko tym rodzajem duchowo-
ści, nasiąkaliśmy jak gąbka, nawet nie zauważając, że
bardziej

niż na księży byliśmy uczeni na pastorów zie-

lonoświątkowych. Na kilkunastu wykładowców tylko
dwóch

sprzeciwiało się niszczeniu kleryków. Zapłacili

za to

ogromną cenę, łącznie oczywiście z odsunięciem

od kleryków i

całego seminarium.

Historia starszej,

pobożnej kobiety. Był 25 grudnia,

pierwszy

dzień świąt. Pani Eliza przyszła do kościoła

dużo wcześniej przed mszą, by pomodlić się przy żłóbku.
W

kościele jeszcze ciemno, bo to zima, paliła się tylko

lampka przy

bożonarodzeniowej szopce. Oprócz kobiety

klęczącej przy stajence nie było nikogo. Pani Eliza klęk-

nęła obok, wyjęła modlitewnik. Nagle na cały kościół
rozlega

się wielkie łup. Kobieta leży jak nieżywa na

wznak przed

żłóbkiem. Staruszka podbiegła do niej, sta-

ra

się ją cucić: – Spokojnie, spokojnie, niech się pani

109

background image

REPORTAŻ POLSKI

trzyma, a ja

zadzwonię po karetkę, gdzie jest ta komór-

ka? – pani Eliza

gorączkowo przeczesuje torebkę.

Kobieta ani drgnie.

– Mam,

znalazłam, już dzwonię, spokojnie – star-

sza pani walczy z

urządzeniem.

– Pani nie dzwoni, to spoczynek w Duchu

Świętym

– odzywa

się wreszcie leżąca na ziemi.

– Ona sobie

spoczywała, a ja mało nie umarłam na

zawał – opowiadała przejęta pani Eliza.

Paweł: – To jeszcze nic. Obowiązkowe rekolekcje

Odnowy w Duchu

Świętym odbywały się w kościele

Jana Chrzciciela, obok seminarium.

Kiedyś był to ko-

ściół seminaryjny. Przed świątynią na wysokim cokole

stanęło popiersie arcybiskupa Antoniego Juliana No-
wowiejskiego,

zamęczonego w hitlerowskim obozie w

Działdowie. Większość i tak myśli, że to pomnik Jana

Pawła II, pewnie przez mitrę.

W tym

kościele rekolekcjonista uczył nas otwarcia

na Ducha

Świętego. Między innymi właśnie na spo-

czynki zwane

też zaśnięciami w Duchu Świętym.

Ksiądz, a czasem i świeccy obdarzeni „charyzmatem”,

kładą ręce na głowie podchodzących wiernych, a ci jak
zemdleni

lecą do tyłu. Za nimi stoją inni, zawsze ktoś

łapie tych „spoczywających”. W tle schola śpiewa:
„Duchu

Święty przyjdź… Duchu Święty przyjdź…”,

110

background image

KSIĄDZ PAWEŁ ZRZUCA SUTANNĘ

czasami

słychać bębny jak w afrykańskim transie. I tak

w

koło Macieju.

Widziałem, jak ludzie padali w ławkach, gdy

ksiądz krzyczał: „Zstąp, Duchu Święty”, jak kładli się
pokotem na

podłogę nawet bez dotyku, na samo słowo.

Położyłem się i ja, skoro wszyscy padali jak muchy po

nałożeniu rąk przez opiekuna roku. Zresztą to był kawał

chłopa i tak mocno na mnie napierał, że wreszcie się

poddałem. Część pewnie czuła to co ja, czyli właściwie
nic, ale

myślę, że wielu nie udawało. Sęk w tym, że

poddawali

się po prostu silnej sugestii, odpowiedniemu

nastrojowi,

może hipnozie albo zbiorowej histerii. Hi-

steria potrafi

naśladować prawie każdy stan, duchowy,

emocjonalny, fizyczny.

Rekolekcjonista

uczył nas też otwarcia na tzw. dar

języków. Prawie zawsze wygląda to tak samo – po
wprowadzeniu

jakąś monotonną transową piosenką, za-

czynasz

bełkotać jak małe dziecko. Oczywiście i ja beł-

kotałem, chciałem się przecież otworzyć na działanie
Ducha

Świętego. Otwarcie przychodziło z trudem, więc

rosło we mnie poczucie winy, że coś robię źle, że inni
lepiej to

przeżywają. Z jednej strony ktoś gęga, z dru-

giej inny upada.

Gęgasz i ty, wmawiając sobie, że to dar

języków, chociaż rozum podpowiada – nie po to Duch

111

background image

REPORTAŻ POLSKI

Święty obdarzył apostołów umiejętnością mówienia ję-
zykami,

żeby bełkotali bez sensu.

Czym innym jest tzw. „wylanie Ducha

Świętego”.

To jeden z etapów rekolekcji, czasami

połączony ze

spoczynkiem w Duchu

Świętym. Kładą ci ręce na gło-

wie i

proszą o wylanie darów Ducha, rozpalenie ognia

miłości i takie tam. Potem czytają fragment Pisma

Świętego i pytają, czy do ciebie przemawia. Trudno,

żeby nie przemawiał, skoro to Słowo Boże…

Jedną z bardziej przerażających praktyk był tak

zwany holy laugh, czyli

święty śmiech, zwany też cza-

sami Toronto Blessing. To rzekomo kolejny dar Ducha,
dar

śmiechu, gdy ktoś zaczyna histerycznie rechotać

podczas adoracji

Najświętszego Sakramentu.

Jako klerycy

obowiązkowo musieliśmy też jeździć

do Rybna. To taka

wieś pod Sochaczewem. Mieszkają

tam siostry, które nie

są zakonnicami, tylko stowarzy-

szeniem

świeckich. W hierarchii kościelnej niżej być

nie

można. Twierdzą, że dom opisany w „Dzienniczku”

siostry Faustyny to

właśnie stara plebania w Rybnie. I

że to one tworzą klasztor klauzurowy, o którym pisała
mistyczka. Wiele

wątpliwości mają co do tego siostry

zakonne z macierzystego zgromadzenia

świętej.

Rybno

stało się sławne dzięki księżom z naszego

seminarium. To oni

ciągle tam przesiadywali, wysyłali

112

background image

KSIĄDZ PAWEŁ ZRZUCA SUTANNĘ

kleryków. Potem

był artykuł w „Gościu Niedzielnym”.

O siostrach i o cudach w mazowieckiej wsi. Cuda

były

takie,

że jedna z sióstr miała apetyt na słodycze, aż tu

nagle z cukierni

przysłano tort. Albo że Duch Święty

trąbą powietrzną im snopki przerzucał, gdy nie miały

siły. Ponoć z silnej depresji w Rybnie wychodzi się od

ręki – od 15 minut do dwóch dni.

Pierwszy raz

pojechaliśmy tam zimą, na początku

2008 roku. Po sesji egzaminacyjnej opiekun naszego
roku,

ksiądz X, ten sam, który prowadził terapię usta-

wień według Hellingera, zapakował nas w samochód i

wywiózł do Rybna.

Siostry

opowiadały nam głównie o tym, co diabeł

może, jakie to opętane osoby przyjeżdżają do Rybna,
jak tu

odnajdują ukojenie. Wtedy pierwszy raz usłysze-

liśmy o furtkach złego ducha i spowiedzi furtkowej.

Spowiedź furtkowa to wymysł ostatnich lat, wcze-

śniej taka praktyka nie była znana w Kościele. Mówiąc
o jej

źródłach, wskazuje się na Krąg Miłosierdzia Ka-

płanów, który został założony przez stowarzyszenie
sióstr z Rybna. Polega na spowiadaniu

się z tak zwa-

nych furtek, przez które ma

działać w życiu człowieka

szatan, i zamykaniu ich.

Ksiądz z penitentem podczas

spowiedzi

mogą przeprowadzać szczegółowy rachunek

sumienia na podstawie listy

pytań o „furtki” dla złego

113

background image

REPORTAŻ POLSKI

ducha, którymi

są m.in. winy przodków. Często spo-

wiedź furtkowa jest połączona z tzw. modlitwą o uwol-
nienie lub nawet egzorcyzmami. W tym roku wydano
opinię teologiczną, która jasno stwierdza, że taka spo-

wiedź jest poważnym zagrożeniem duchowym. Na pod-
stawie opinii teologów polski episkopat oficjalnie zaka-
zał praktykowania tej formy spowiedzi.

Siostry

robiły z przyjeżdżającymi do Rybna szcze-

gółowy rachunek sumienia, by ustalić, którędy, jakimi
drogami,

mógł wniknąć zły duch. Katalog tych „furtek”

coraz bardziej

się rozrastał, powstała obszerna lista py-

tań. Stawiałeś tarota? Była nienawiść w domu? Jak

układały się relacje z ojcem? Uprawiałeś radiestezję?
Czy w rodzinie

była aborcja? Alkoholizm? Samobój-

stwo?

Były? No to mamy odpowiedź o furtkę złego du-

cha –

przekonywały, a księża z zapałem im przytakiwa-

li.

Co my na to?

Wpadliśmy w zachwyt. No bo jak

nie

wierzyć, jeśli mówi ci to ksiądz profesor doktor ha-

bilitowany. A

przecież te dziwactwa tak łatwo obalić.

Jedno z

pytań furtkowego katalogu brzmi: czy jadłeś

jedzenie ofiarowane

bożkom? Zaraz, zaraz, ale skąd pe-

nitent ma to

wiedzieć? – pytaliśmy sióstr. Jak spowia-

dać się z czegoś, co wyklucza udział mojej woli i obiek-
tywnej winy?

114

background image

KSIĄDZ PAWEŁ ZRZUCA SUTANNĘ

Albo pytanie o

aborcję babci czy samobójstwo da-

lekiej ciotki. Dlaczego

ktoś ma się spowiadać z cudzych

grzechów? Siostry: jak

ktoś pali w twojej obecności, to

choć sam stronisz od papierosów, szkodliwy dym truje

również ciebie, prawda? I tak samo działa diabeł.

Potem, gdy

już jako ksiądz byłem w Wojsku Ge-

deona, czyli kolejnej charyzmatycznej wspólnocie,

też

tak

spowiadałem.

Wojsko Gedeona

powstało w diecezji płockiej w

2002 roku z Odnowy w Duchu

Świętym i Oazy jako no-

wa forma

poszukiwań formuły organizacyjnej dla sku-

tecznego propagowania

duchowości charyzmatycznej,

tym razem

wśród młodzieży. Jeden z założycieli Wojska

równocześnie formuje duchowo kleryków w płockim se-
minarium, jest

też diecezjalnym egzorcystą, bardzo an-

gażuje się w inicjatywę. Młodzi często wyjeżdżają na
tzw. rekolekcje ewangelizacyjne, podczas których
„otwiera

się na charyzmaty”, w Wojsku stosowano

również spowiedź furtkową.

Spowiadając, razem z penitentem szukaliśmy fur-

tek. Ale

zobaczyłem, że ludziom od tego grzebania w

przeszłości wcale nie jest lepiej, tylko gorzej. Przesta-

łem.

To absolutnie diabelskie

narzędzie do niszczenia

wiernych, sakramentów i antropologii.

Jakże uzależnia

115

background image

REPORTAŻ POLSKI

od siebie ludzi, którzy

zaczynają wierzyć, że jedynym

rozwiązaniem jest spowiedź furtkowa, uwolnienie z
grzechu

międzypokoleniowego, otwarcie się na dziwne

charyzmaty plus najlepiej

jakaś terapia! Tak naprawdę

dostajesz jednak tylko poczucie winy,

że niby wpadłeś

w te wszystkie

sidła, które zastawił na ciebie diabeł. To

cię odsuwa od dobrego Pana Boga. Na mnie zastosowa-
no to wszystko w pakiecie.

Dało to, co dało. Nie jestem

już księdzem.

Pomimo mocnej w tonie opinii teologicznej i zaka-

zu spowiedzi furtkowej,

część jej propagatorów posta-

nowiła przeczekać burzę i po cichu robią swoje, inni

dyskutują, rozmydlając sens zakazu.

Wspólnota Mamre, o mój

Boże, to był chyba naj-

większy odlot. Wspólnota narodziła się w archidiecezji

częstochowskiej w latach 80., z oazy. Teraz ma już swo-
je

oddziały w wielu polskich miastach. Nazwę wzięła

od miejsca pod

dębami, gdzie Bóg spotkał się z Abra-

hamem.

W Mamre

uważają, że za każdym grzechem, każ-

dym

nałogiem stoi inny demon. Jest demon nikotyny,

demon alkoholu, narkotyków i tym podobne. Swojego
demona ma

też każda choroba, a czasem nawet przed-

miot…

Toż to animizm afrykański w czystej postaci.

Poza tym

ośmiesza prawdziwe egzorcyzmy i zobojętnia

116

background image

KSIĄDZ PAWEŁ ZRZUCA SUTANNĘ

na rzeczywisty spryt szatana, który jest inteligentniejszy
od nas.

Mój kumpel,

zresztą też ksiądz, szybko wyleczył

się z fascynacji Mamre, gdy zawiózł całą swoją rodzinę
na tak

zwaną mszę z modlitwą o uzdrowienie i uwol-

nienie. Od tych

diabłów, co męczą człowieka. W każ-

dym razie

ksiądz zapakował do samochodu ojca alkoho-

lika,

matkę, która nałogowo paliła, dwie siostry i za-

wiózł ich na tę mszę, licząc, że zostaną uzdrowieni. W

kościele tłum. Zaczynają się typowe dla Wspólnoty
Mamre rzeczy –

ktoś przeraźliwie wyje, słychać demo-

niczne piski i krzyki, diabelskie chichoty,

ksiądz każe

demonom

wyjść z kogoś tam, ludzie osuwają się na

ziemię.

Matka mojego kolegi

zaczęła płakać, wybiegła

przed

kościół i paliła jednego papierosa za drugim, jed-

na siostra

leżała nieprzytomna w spoczynku, druga pła-

kała.

Tak to

rodzinę mojego kolegi rozjechał walec

Mamre.

Teraz

można się z tego śmiać, ale gdy pierwszy raz

zobaczyłem publiczne egzorcyzmy, gdy widziałem, jak

ksiądz wciska na siłę stułę w usta jakiejś osoby, w którą

ponoć wszedł demon, bo jadła pokarmy ofiarowane

bożkom, byłem przerażony.

117

background image

REPORTAŻ POLSKI

Ale

choć na niedzielnych mszach szeregi wiernych

coraz bardziej

rzedną, to na takie spotkania przychodzą

tłumy. Ludzie szukają duchowości prymitywnej, ale
spektakularnej. Niektórzy

uzależniają się od tych wra-

żeń. Zresztą ja sam, i jako kleryk, i potem po święce-
niach

też, widziałem to wszystko i wierzyłem, że jest to

– jak mi powiedziano w seminarium – pierwotne, apo-
stolskie

działanie Ducha Świętego, tak jak u pierwszych

chrześcijan.

Byłem na ostatnim roku, gdy pierwszy raz prze-

biegło mi przez myśl: „A co, jeśli ja tu marnuję łaskę

Bożą”? Ale nie było czasu na rozważanie. Pisałem pra-

cę magisterską, uczyłem się do końcowych egzaminów,

przygotowywałem się do święceń.

Magisterium

robiłem z pism kardynała Newmana,

jednego z

najważniejszych angielskich teologów, który

nota bene

przeszedł na katolicyzm z anglikanizmu. Pra-

ca

dotyczyła koncepcji sumienia. To on był autorem

słynnej maksymy, że jeśli przyrównać religię do toa-
stów, to

wypiłby najpierw za sumienie, a dopiero póź-

niej za

papieża.

Pawła wszyscy lubili, nie był jakimś odludkiem, z

własnej nieprzymuszonej woli wybraliśmy go na prze-

wodniczącego samorządu kleryckiego – wspominają
koledzy. –

Był wesoły, sympatyczny. Problem w tym, że

118

background image

KSIĄDZ PAWEŁ ZRZUCA SUTANNĘ

nie

był dyplomatą, zawsze z grubej rury mówił, co myśli,

nieważne, czy do kolegi z roku, czy do przełożonych.

Mimo

że był niepokorny i nie trzymał języka za zę-

bami,

zgodę na święcenia dostał od razu, w pierwszym

rzucie.

Przyjął je z rąk biskupa płockiego 12 czerwca 2010

roku. Jako motto na obrazek prymicyjny

wybrał frag-

ment psalmu 37.: ,,Powierz Panu

swą drogę i zaufaj

Mu: On sam

będzie działał”.

Paweł: – To było wielkie przeżycie. Jako dziekan

kursowy

dziękowałem biskupowi w imieniu wszystkich

diakonów.

Była moja rodzina. Mówili, że byłem bardzo

radosny,

uśmiechnięty. Rwałem się do służby Bogu i

ludziom. Za grosz nie

wierzyłem starszym księżom, gdy

mówili do nas: „Drodzy klerycy,

życie was zgwałci”.

Dziś najlepiej pamiętam, jak trzymając ręce w dło-

niach biskupa,

przyrzekałem mu posłuszeństwo. Nie

wiedziałem, że to tyle kosztuje. Naprawdę nie wiemy,
co przyrzekamy.

Dzień po święceniach prymicja, czyli pierwsza

msza, tradycyjnie odprawiana w rodzinnej parafii. W
kościele św. Mikołaja sprawuję pierwszy raz Najświęt-

szą Ofiarę. Pamiętam, że idąc do ołtarza w białym orna-
cie,

kątem oka widziałem, że moim bliskim ciurkiem

ciekną łzy po twarzy. Nie tylko rodzicom, ale i przyja-

119

background image

REPORTAŻ POLSKI

ciołom, rodzinie, nawet moim nauczycielom z podsta-
wówki.

Miałem na sobie biały ornat. Nie taki paskudny

plastikowy, tylko

porządny, kupiony w Poznaniu. Po

prymicji

zostawiłem go jako dar dla mojej parafii. Nie,

nie ma takiego zwyczaju, po prostu

taką miałem potrze-

bę.

Byłem bardzo wzruszony i stremowany. Ale gdy

już stanąłem przy ołtarzu, odczułem wielki spokój i cały
stres

minął.

Tylko raz

coś mnie rozproszyło. Proboszcz kazał

siostrze

ustawić pod figurą Pana Jezusa flakony z kwia-

tami,

chociaż protestowałem, wskazując, że i tak jest

mało miejsca. Ale kazał i już. I potem, gdy zamaszy-
stym krokiem

ruszył zbierać na tacę, przewrócił te wa-

zony. Kwiaty

leżą, woda rozlana, siostra rzuca się na

ratunek. Ledwo

zdążyła się z tym uporać, już proboszcz

wraca z

tacą i sru, znów zahaczył sutanną i je przewró-

cił…

Po prymicji uroczysty obiad, tak zwane „wesele

dla

księży”. Było mnóstwo osób, chyba ze sto. Jeden z

zaproszonych

księży powiedział po moim kazaniu, któ-

re

wygłosiłem, że chciałby, żebym tak przemawiał na

jego pogrzebie. I

że widać, że jestem wrażliwy i mądry.

To

było dla mnie ważne.

120

background image

KSIĄDZ PAWEŁ ZRZUCA SUTANNĘ

Zaraz potem

wyjechałem „na parafię” – zastępstwo

wakacyjne w

miejscowości D. To w diecezji płockiej

stolica charyzmatyków.

Włos się jeży na głowie, co się

tam

wyprawiało. Proboszcz, oczywiście niepoprawny

charyzmatyk i egzorcysta,

był swego czasu hołubiony w

diecezji i stawiany przez

górę za wzór dla innych księ-

ży. Ale kilka miesięcy temu nagle został zawieszony i

wysłany na roczny urlop. Mówi się, że publiczne od-
prawianie egzorcyzmów nad

opętaną dziewczyną, która

mieszkała na plebanii, to już było za dużo. Przede
wszystkim dlatego,

że jedna z uczestniczek tego wstrzą-

sającego wydarzenia wylądowała w szpitalu z objawami

paraliżu. Po seansach ludzie wybiegali z kościoła i wy-
miotowali.

Ale zaraz po

święceniach jeszcze tego wszystkiego

nie

poznałem. Ponieważ było to wakacyjne zastępstwo,

na plebanii

mieszkałem sam, tylko z gosposią. Parafia

sprzeczności. Z jednej strony wiekowy kościół, z dru-
giej

nowoczesność, wielkie pieniądze wpakowane w

budowę domu rekolekcyjnego, telewizja internetowa,
radio, fundacja,

ponoć nawet specjalny wyciszony gabi-

net do egzorcyzmowania. Na parafialny festyn, wielkie
święto w maju, przyjeżdżał Bayer Full albo Jan Pie-
trzak. Ale ja wspominam czas

spędzony w D. bardzo

miło. Może dlatego, że byłem tam praktycznie sam, tyl-

121

background image

REPORTAŻ POLSKI

ko z

gosposią tamtejszej plebanii, bardzo życzliwą, po-

bożną kobietą. Byłem świeżo upieczonym księdzem.
Przez

pół lata odprawiałem msze, spowiadałem, organi-

zowałem ogniska dla młodzieży, rajdy rowerowe. Tak
jak powinno

być.

Jego historia

sięga średniowiecza, ale obraz może

się wydawać niespójny. Trochę jakby jakiś architekt,

gdzieś spóźniony, w pośpiechu i niedbale wziął przód
jednego

kościoła, tył drugiego i nie patrząc, czy pasuje,

skleił w jedną świątynię. Z jednej strony czerwona cegła
i szary dach, z drugiej otynkowany

odwłok z zieloną da-

chówką. Prawdopodobnie postawiono go w miejscu po-

gańskiego chramu. Wewnątrz, pośrodku barokowego,

lśniącego złotem ołtarza, Matka Boska Częstochowska.
I

oczywiście elektroniczna tablica, na której wyświetla

się pieśni dla wiernych, którzy od kilku dziesięcioleci
nie

przynoszą do kościoła modlitewników. Pierwsza pa-

rafia

księdza Pawła. Prawdziwa parafia.

Jest

jesień 2010 roku. Gdy jadę do S., nie przy-

puszczam,

że kilka lat później napiszę do biskupa: „Od-

niosłem wrażenie, że Kuria Diecezjalna doskonale zna

różne uwarunkowania i okoliczności (towarzyskie, mo-
ralne, finansowe) obecne na wielu plebaniach, a pomi-
mo to

wysyła tam młodych księży zaraz po święceniach

kapłańskich. Po co? Dlaczego po szkodliwych ekspe-

122

background image

KSIĄDZ PAWEŁ ZRZUCA SUTANNĘ

rymentach seminaryjnych, z

rozbitą osobowością, zosta-

łem wysłany do takiej właśnie parafii? Dlaczego Ksiądz
Biskup

podjął taką decyzję? Żebym się tam całkowicie

wykończył?”.

Moje mieszkanie na plebanii ma

jakieś 30 metrów

kwadratowych. Dwa pokoje,

łazienka i dojmująca pust-

ka. Puste okna bez firanek,

gołe ściany upstrzone jedy-

nie kilkunastoma dziurami po

gwoździach, w łazience

odpadające płytki. Na suficie dynda żarówka, brakuje

choćby żyrandola.

W tym, co jest grane na plebanii,

orientuję się bar-

dzo szybko. Mam

dwadzieścia parę lat, więc rozczaro-

wanie

duchowieństwem jest dla mnie traumatycznym

doświadczeniem. Pierwsze trzy miesiące to pustka i co-
dzienny

płacz.

Świeccy wyobrażają sobie plebanię jak w „Ojcu

Mateuszu” albo „Plebanii”

właśnie. Księża w sutannach

siadają do wspólnego posiłku przy okrągłym stole, ko-
niecznie z

haftowaną serwetą. Siwy, dobrotliwy starszy

ksiądz proboszcz rozpoczyna modlitwę nad parującą
znad porcelanowego talerza

zupą. A pulchna gosposia z

nosem ubrudzonym

mąką i pstrokatą chustą na kruczo-

czarnych, tylko gdzieniegdzie przyprószonych

siwizną

włosach, dostawia kompot i przynosi drugie danie. Po-
tem

obowiązkowo ciasto z kruszonką, która wpada mię-

123

background image

REPORTAŻ POLSKI

dzy dziurki haftu, i

którą można wydłubywać z zatro-

skaną miną podczas pogawędki o zbożnych sprawach.
Ten obraz ma mniej

więcej tyle wspólnego z prawdą, ile

szpital w serialu „Na dobre i na

złe” z rzeczywistością

służby zdrowia.

W S. jestem sam, nikt ze

mną nie rozmawia. Gdy

wracam na

plebanię po lekcjach w szkole, przed

drzwiami mieszkania stoi zimny obiad. Gospodyni nie
będzie przecież na mnie czekać. Pardon, nie gospodyni,
tylko PANI. Tak zawsze mówi o niej proboszcz.

Potem razem z drugim wikarym kupujemy

szafkę

do korytarza,

więc obiad „pani” zostawia na tej szafce.

Jest tak samo zimny, ale

chociaż nie z podłogi.

Proboszcz jest po

sześćdziesiątce, siwe włosy cze-

sze do góry, stawia

figlarną fryzurkę. Wie, że znam jego

sekrety i

że mi się to nie podoba. Mimochodem nakła-

nia,

żebym poprosił biskupa o przeniesienie do innej

parafii.

Ale

wciąga mnie życie poza plebanią. Mam dobry

kontakt z

młodzieżą, z ministrantami. Na różaniec przy-

chodzi najpierw

kilkanaście osób, potem ponad pięć-

dziesiąt. Spowiadam, przygotowuję uczniów do bierz-
mowania. Przychodzi do mnie

młody człowiek i mówi,

że nie wierzył w Pana Boga, ale dzięki mnie uwierzył.
To marzenie

każdego księdza. Nigdy tego nie zapomnę.

124

background image

KSIĄDZ PAWEŁ ZRZUCA SUTANNĘ

Do

każdego kazania przygotowuję się cały tydzień.

Szperam w

książkach, rozmawiam, rozmyślam, a w so-

botę przelewam to wszystko na papier. Możesz mi nie

wierzyć, ale nie zdarzyło się, żebym wygłosił kazanie,
którym bym nie

żył.

Wielu

księży nie cierpi nauczania religii, ja bardzo

lubię. Poprzedni katecheta w ogóle sobie nie radził,
prawie co lekcja

wysyłał kogoś do psychologa i peda-

goga szkolnego. Ja mam dobry kontakt z

młodzieżą, po

maturze

zapraszają mnie nawet na grilla, na którym nie

ma innych nauczycieli.

Z sukcesami dydaktycznymi bywa

różnie. Pamię-

tam pierwszy sprawdzian w zawodówce.

Kazałem napi-

sać Credo, a potem ryczałem ze śmiechu, co oni tam
nawypisywali.

Umarł pod pączkiem Piłatem.

Albo pod

płońskim Piłatem.

Zdarzało się też pod płockim Piłatem.

No i absolutny hit:

Ukrzyżowan, umarł i zakopion.

Przyjął ciało z rąk swoich.

Narodził się z Marnej Panny.

Na pytanie, co to jest

Skład Apostolski, dostawa-

łem natychmiastową odpowiedź: św. Piotr, św. Paweł,

św. Jan…

125

background image

REPORTAŻ POLSKI

To z braku wiary.

Jeśli wierzę, to chcę poznawać,

dowiedzieć się jak najwięcej, a jak nie, to mam to

gdzieś. Trójca Święta? Święty Józef, Matka Boska, Pan
Jezus. Czasem trafia

się też papież.

* * *

– Nie

odprawiłby ksiądz rekolekcji Odnowy w Du-

chu

Świętym? – w trakcie drugiego roku mojego pobytu

w S. pada propozycja. Zgadzam

się skwapliwie i tak,

jak mnie uczono w seminarium, powalam ludzi na zie-
mię. Organizuję co miesiąc Wieczór Uwielbienia, coś
takiego jak

płockie Wieczory Chwały.

Wieczory

Chwały to comiesięczne spotkania modli-

tewne, w

Płocku organizowane przez salezjanów i mło-

dzież skupioną przy duszpasterstwie akademickim. W
szczytowym okresie Wieczory

Chwały gromadziły na

płockiej Stanisławówce kilkaset osób, głównie młodych,
a autokary, które

parkowały przed kościołem, miały re-

jestracje z

całej diecezji, a nawet z innych regionów

Polski.

Płocki amfiteatr, do którego Wieczór Chwały

przenosi

się co roku w maju, mieścił nawet kilka tysięcy

osób. Po

jakimś czasie liczba zaczęła maleć i obecnie

spotkania

odbywają się w mniejszym kościele. Inicjator

Wieczorów

Chwały porzucił kapłaństwo, dziś pracuje

jako psychoterapeuta.

126

background image

KSIĄDZ PAWEŁ ZRZUCA SUTANNĘ

Przebieg zazwyczaj jest podobny – spotkanie roz-

poczyna

się, gdy za oknem zaczyna się ściemniać, by

grą kolorowych świateł tworzyć odpowiednie widowi-
sko.

Zespół intonuje pieśń „Duchu Święty przyjdź” albo

śpiewa po prostu słowo „Jezus”, jest też miejsce na

dramę odgrywaną przez członków duszpasterstwa, naj-

częściej opowiadającą o różnych zniewoleniach czło-
wieka. Potem kolorowe

kształty przestają tańczyć na

ścianie, robi się całkiem ciemno, a snop światła pada
jedynie na

księdza trzymającego monstrancję. Snop

światła podąża za przechodzącym pomiędzy uczestni-
kami spotkania. Nierzadko kolejnym etapem

są „brawa

dla Jezusa”.

Każdy Wieczór Uwielbienia wygląda tak samo.

Uwielbiamy,

przywołujemy Ducha Świętego, padamy,

wstajemy. Na

ścianie tańczą fantastycznie kolorowe

światła, pięknie to wygląda na zdjęciach. Przechodzę z

Monstrancją po kościele i błogosławię nią ludzi. Snop

światła skierowany jest prosto na mnie. Jak w teatrze.

Zakładam w S. oddział Wojska Gedeona, zabieram

młodzież na rekolekcje. Egzorcyzmy są tu rozdawane
jak cukierki. W modlitwie o uwolnienie

używa się dru-

giej osoby liczby mnogiej, egzorcyzmuje

się hurtowo.

Duchy

podejrzliwości, odejdźcie, duchy kradzieży, ni-

kotynizmu, bogacenia

się ziemskiego, duchy zabijania

127

background image

REPORTAŻ POLSKI

nienarodzonych,

wróżenia i uroków, oddalcie się i idź-

cie do

piekła.

Wyjeżdżam kilka razy na rekolekcje z młodzieżą z

Wojska.

Duchowość młodych jest rozgrzana, są gotowi

od

dać życie za wiarę, chcą wstąpić do zakonu. Po po-

wrocie do domu wszystko stygnie, niektórzy

piją, palą,

ćpają jak dotąd.

Dwa lata po

święceniach wyjeżdżam do Krakowa

na studia doktoranckie z bioetyki.

Cieszę się. Odejdę z

parafii, w której

czuję się obco.

W Krakowie

kościół jest nowy, wygląda jak klo-

cek z

wieżą minaretu. Jestem tam rezydentem. Rezydent

to

ksiądz, który mieszka na terenie parafii, trochę po-

maga w pracach duszpasterskich, ale generalnie zajmuje
się przede wszystkim swoimi sprawami. Rezydentami

są głównie studenci, naukowcy, księża na urlopach
zdrowotnych,

wykładowcy, emeryci.

Jestem rezydentem, ale proboszcz traktuje mnie jak

wikarego.

Przygotowuję ministrantów, lektorów a także

młodzież do bierzmowania, głoszę kazania, chodzę do
chorych,

siedzę w kancelarii.

Słowem: prowadzę normalne życie wikarego. Gdy

trwa

kolęda, przez miesiąc nie widzę uczelni, bo pro-

boszcz

zabronił.

128

background image

KSIĄDZ PAWEŁ ZRZUCA SUTANNĘ

Zajęcia mam dwa razy w tygodniu – we wtorki i

środy. Którejś środy akurat mam odprawić pogrzeb.

Księże proboszczu, czy mógłby mnie ktoś zastą-

pić, bo mam ważne wykłady? – proszę proboszcza.

– Nie siedzi tu

ksiądz za darmo – cedzi.

Zamiast na

zajęcia, idę na pogrzeb.

Proboszcz wie wszystko. Przed

plebanią, przed

kościołem i w środku jest łącznie czternaście kamer.

Pełna inwigilacja dwadzieścia cztery godziny na dobę.
Codziennie rano przez dwie godziny

wysłuchuję, że:

– wczoraj,

wychodząc z plebanii, nadepnąłem na

trawnik (a powinienem

patrzeć pod nogi, bo trawę za-

depczę),

założyłem zły ornat (trzeba było włożyć złoty),

zagiąłem sukienkę od puszki w tabernakulum

(nie powinienem jej

zagiąć),

śmiałem się z ministrantami (msza nie jest od

śmiechu),

– nie

pogłaskałem dziecka po główce podczas

zbierania na

tacę (dziecko czekało).

Znał każdy nasz ruch. Nie tylko mój, ale i trzech

zakonnic, które

mieszkały w naszej plebanii.

Kraków staje

się szarpaniną, stres, pośpiech odbi-

ja

ją się na mojej psychice. Jestem kłębkiem nerwów.

Gdy po ponad

miesiącu kończy się kolęda i docieram na

129

background image

REPORTAŻ POLSKI

uczelnię, wpadam od razu na trzy egzaminy. Czuję się
coraz gorzej i gorzej.

W lutym

piszę do biskupa. Uprzejmie proszę o

przeniesienie mnie do Warszawy,

ponieważ nie mogę

jednocześnie studiować i być wikarym – opisuję bisku-
powi

całą sytuację.

Kuria jest na nie.

Za to latem 2013 roku, ni

stąd ni zowąd, zostaję

wysłany na studia do Rzymu. Marzenie wielu księży,
ale ja trafiam do Wiecznego Miasta w stanie komplet-
nego rozwalenia emocjonalnego. Jestem na skraju wy-
trzymałości psychicznej. Wracają koszmary z semina-
rium. Nie

uczę się, nie rozmawiam z kolegami, nie

zwiedzam miasta.

Całymi dniami siedzę sam w pokoju.

Boję się wychodzić, płaczę, chcę umrzeć, nie istnieć.

Czasami kapelanowi biskupa Jana Szlagi, do któ-

rego mam zaufanie, udaje

się wyciągnąć mnie na spa-

cer. Kapelan to bardzo

miły, spokojny człowiek, który

normalnie

się do mnie odezwał. Był naprawdę w po-

rządku.

Ale z

reguły jestem sam. Jako jedyny chodzę na

kurs

językowy z włoskiego, więc mijam się z kolegami.

Sam jem

śniadania, obiady i kolacje.

W Kolegium Polskim w Rzymie

posługują bracia

Najświętszego Serca Jezusowego. „Brat” to, w odróż-

130

background image

KSIĄDZ PAWEŁ ZRZUCA SUTANNĘ

nieniu od „ojca” – zakonnik bez

święceń kapłańskich.

Nie

może odprawiać mszy ani sprawować sakramen-

tów. W Rzymie bracia zajmowali

się sprawami organi-

zacyjnymi, zaopatrzeniem, ale

także sprzątaniem. Pa-

miętam przykre zdarzenie, gdy jeden z nich podszedł do
mnie i

powiedział, że dopóki tam nie mieszkałem, to w

łazience było czysto, a teraz jest bałagan. – Przecież z

łazienki korzystają też inni księża – broniłem się. Dla-
czego

myślał, że to ja? Czułem się tam bardzo obco.

Rzym w ogóle

zrobił na mnie złe wrażenie. Pamię-

tam pierwszy

Anioł Pański z papieżem Franciszkiem.

Koncelebrowałem mszę w watykańskiej bazylice, a po
mszy

był właśnie Anioł Pański na Placu Świętego Pio-

tra.

Wyglądało to tak, że głośny, spocony tłum napiera

na siebie, gniecie

się nawzajem i w ogóle nie słucha, co

ten

papież tam mówi. Ludzie się drą i widać tylko las

komórek, którymi

robią zdjęcia. Jedynym moim marze-

niem

było jak najszybciej się stamtąd wydostać. Z placu

i z Rzymu.

Już na jesieni tego samego roku ostatkiem sił wra-

cam do Polski.

Zatrzymuję się u swojej siostry, biorę

leki antydepresyjne.

Wtedy pierwszy raz pojawia

się myśl, by odejść.

Myślisz, że ktokolwiek przejął się moją sytuacją?

A

skąd. W Kurii są wściekli, że zmarnowałem szansę

131

background image

REPORTAŻ POLSKI

studiów w Rzymie. Do tej pory pewnie

uważają, że je-

stem

niewdzięcznikiem. Diecezja mi tyle dała, a ja

zwiałem z Rzymu.

Wyraźnie mówię biskupowi, w jakim stanie jest

moja psychika.

Proponują mi – o ironio – kolejną tera-

pię. Tym razem się nie zgadzam. Płacząc, proszę o
przydzielenie mnie do pomocy duszpasterskiej w

jakiejś

spokojnej parafii w diecezji.

Podaję trzy miejsca. W

dwóch mnie nie

chcą, zgadza się tylko proboszcz parafii

w Zakroczymiu,

ksiądz Jerzy Bieńkowski.

Przysyłali do niego trudnych księży. Przygarniał

takich jak ja, psychicznie rozwalonych albo zbuntowa-
nych,

krnąbrnych albo chorych, na przykład na raka.

Tych, których nikt nie

chciał. Czasami, jak w semina-

rium nie mogli

się zdecydować, czy święcić jakiegoś

delikwenta czy nie,

wysyłali go do księdza Bieńkow-

skiego. Niech on zdecyduje, czy

się nadaje. To człowiek

niewysłowionej dobroci, taktu, prostoty, życiowej mą-

drości i niezwykłej… normalności. Tak, normalność w
tych czasach jest

niezwykłą cechą. Dla mnie było to pią-

te miejsce w

ciągu trzech lat kapłaństwa. Trafiłem tam

kompletnie rozwalony,

wyglądałem jak zbity pies.

– Nie

widziałem jeszcze nikogo w takim stanie –

słyszałem, jak mówił o mnie wikaremu.

132

background image

KSIĄDZ PAWEŁ ZRZUCA SUTANNĘ

Dzięki niemu powoli dochodziłem do siebie. To

były pierwsze cztery normalne miesiące. Pierwszy raz

ktoś ze mną rozmawiał, podsuwał ciekawe lektury, trak-

tował poważnie. Pierwszy raz zobaczyłem normalne

życie kapłańskie. Pierwszy raz normalnie spałem, mo-

dliłem się, uczyłem się szanować siebie i rodzinę.

On, ja, wikary i organista

spotykaliśmy się wieczo-

rami.

Rozmawialiśmy, oglądaliśmy telewizję albo fil-

my.

Uwielbiał Louisa de Funesa, podśpiewywał ludowe

przyśpiewki i potrafił się odciąć celną ripostą.

Gdy proboszcz z

sąsiedniej parafii dowiedział się,

że na plebanii mieszka rezydent, chciał koniecznie

wziąć mnie do szkoły, żebym uczył religii. Ale ksiądz
Jerzy

się nie zgodził. – Niech odpocznie, nabierze sił –

tłumaczył.

W

Zakroczymiu

jest

pięknie – gotycko-

renesansowy

kościół z czerwonej cegły otoczony drze-

wami, krzewami,

między nimi bielutka figura Matki

Boskiej.

Ksiądz Bieńkowski choruje od dawna na mnóstwo

różnych chorób. Wysiada układ krążenia, oddechowy,
zapchane

żyły dają o sobie znać. 17 lutego 2014 roku

zastaję go w pokoju. Siedzi na łóżku, jest przytomny,
ale chyba w

gorączce. Wygląda, jakby tracił kontakt z

rzeczywistością.

133

background image

REPORTAŻ POLSKI

Zapytałem przerażony: – „Księże, co się dzieje?!”

Odpowiedział bełkotem, nie mogłem zrozumieć, co
mówi. Wzywam pogotowie, ale

już wiem, że to koniec.

Jest za

późno. Umiera w szpitalu w Nowym Dworze

Mazowieckim, a ja

muszę się jakoś wziąć w garść.

Na pogrzeb

przyjechały tłumy. Z całej diecezji zje-

chali

się byli wikariusze księdza Bieńkowskiego. Mszę

pogrzebową odprawiał biskup pomocniczy, ja czuwa-

łem nad przebiegiem uroczystości, pilnowałem, kto, co
ma

mówić, co mają robić ministranci. Do trumny przy-

twierdzono czarno-

białe zdjęcie księdza Jerzego. Nawet

biskupowi w kazaniu

wyrwało się, że to rzadkość, żeby

księża tak licznie przyjechali na pogrzeb proboszcza.
Dlaczego? Bo

większość rozstaje się, jeśli nie w niena-

wiści, to przynajmniej w niechęci.

Po

śmierci księdza Bieńkowskiego nie ma dla mnie

miejsca na plebanii. Kolejna przeprowadzka. Szósta w
ciągu czterech lat kapłaństwa. Rezydent to na parafii

zbędny balast. Darmozjad, który nie zarabia. Nowy pro-
boszcz

chętnie się mnie pozbył.

Miesiąc później jestem w C. Znów prowadzę nor-

malną posługę duszpasterską, uczę w szkole. Sporo cza-
su

spędzam w kancelarii. W S. siedział zawsze organi-

sta, w Krakowie

było „co łaska”, a tu jest cennik. Tysiąc

dwieście za pogrzeb albo ślub, za chrzest trzysta zło-

134

background image

KSIĄDZ PAWEŁ ZRZUCA SUTANNĘ

tych. Ale jak

ktoś nie ma tyle, to trochę opuszczamy.

Zawsze w takiej sytuacji

proszę, by pytać proboszcza.

Zazwyczaj

się zgadza, dla świętego spokoju.

Dużo jeżdżę na rowerze, noszę brodę. Ale nie je-

stem

już tym samym człowiekiem. Czytam książki An-

drzeja Migdy o pentekostalizacji

chrześcijaństwa i za-

czynam

kojarzyć fakty.

Pentekostalizm to inaczej ruch

zielonoświątkowy,

wywodzący się z protestantyzmu, ale w ostatnich latach
coraz szerzej

przenikający do kościoła katolickiego. Zie-

lonoświątkowe nabożeństwa z tzw. uwielbieniem, śpie-
wami, pozornie spontanicznymi

tańcami, dawaniem

świadectwa nawrócenia, a także m.in. spoczynkami (za-

śnięciami) w Duchu Świętym czy modlitwami o uwol-
nienie (protestancki odpowiednik katolickiego egzorcy-
zmu)

rozpowszechniły się w kościele katolickim, i to nie

tylko w Odnowie w Duchu

Świętym. Zdaniem religio-

znawcy Andrzeja Migdy, pentekostalizacja

chrześcijań-

stwa, czyli jego

przesiąknięcie ruchami charyzmatycz-

nymi, to

odpowiedź na głód mistycyzmu u współczesne-

go

człowieka. Charyzmatycy sądzą, że dla każdego, nie

tylko dla wielkich

świętych, możliwy jest niemal na-

tychmiastowy

bezpośredni kontakt z Bogiem między in-

nymi przez otwarcie na Ducha

Świętego, który bardzo

szczodrze, by nie

powiedzieć hurtowo, ma rozdzielać

135

background image

REPORTAŻ POLSKI

charyzmaty, takie jak np. dar

języków wszystkim uczest-

nikom zgromadzenia. Daru „mówienia

językami” w

jednym momencie

doświadcza kilkadziesiąt lub nawet

kilkaset osób, a charakteryst

yczną cechą tego „daru”

jest niezrozumienie tego, co

się mówi czy śpiewa. We-

dług części propagatorów tego doświadczenia ma to być

język chwały, którą obdarza się Boga i to Bóg go rozu-
mie. Podobnie masowy charakter

mają inne „charyzma-

ty”, jak np. dar uzdrawiania, prorokowania czy prakty-
ka spoczynków w Duchu

Świętym. Ciągle ma być czad.

Nie trud, znój i orka na duchowym gruncie, nie tyle

ży-

cie sakramentalne, co nieustanne fajerwerki. Dobitnym
przykładem popularności charyzmatyków mogą być
m.in. rekolekcje z czarnoskórym ks. Johnem

Bashoborą

„Jezus na stadionie”, które

gromadzą tysiące osób.

Coraz

więcej rozumiem. Ksiądz Bieńkowski nie

żyje, nie mam z kim o tym porozmawiać. Wiesz o czym
rozmawiamy, gdy wychodzimy do zakrystii po mszy
świętej? Proboszcz mówi:

– Chmurzy

się, będzie burza. Dobrze, niech popa-

da, bo ziemia sucha.

– Oj tak, jak ostatnio

grzebałem w ziemi, to była

strasznie sucha – skwapliwie przytakuje wikary.

I tak w

kółko. Nie chciało mi się nawet pytać, po

co

człowieku w tej ziemi grzebałeś? Być może stąd w

136

background image

KSIĄDZ PAWEŁ ZRZUCA SUTANNĘ

ludziach fascynacja

duchowością charyzmatyczną? Bo

potrzebują czegoś istotniejszego. Rozmów, wymiany

myśli, szczerej modlitwy.

Charyzmatycy na tle

księży, którym kapłańskie

życie wyznaczają godziny seriali, są herosami duszpa-
sterstwa.

Ciągle coś robią, mają w sobie żarliwość i na

tej duchowej pustyni

współczesności wprost kipią po-

mysłami. Właśnie dlatego biskupi stawiają ich za wzór,
a proboszczowie ich

uwielbiają. Zwłaszcza że wszystko

ogarniają, łącznie z obowiązkowym kontyngentem mło-

dzieży na różne diecezjalne święta. U nas wikary ogląda

„Świat według Kiepskich”, żeby mieć o czym poroz-

mawiać z proboszczem.

Układ towarzyski, w którym pogrążony jest pro-

boszcz, jest

aż nadto czytelny. W kościele i na plebanii

jest z nami jedna pani. Co powie albo zrobi ta kobieta,
dla proboszcza jest

święte. Więc gdy w Wielki Czwar-

tek, na Triduum Paschalne

postawiła wielkiego, ponad-

metrowego

słomianego zająca, to oczywiście też było

święte. Przy kolacji proboszcz broni tego jej zająca jak
Reduty Ordona.

Że to symbol budzącego się życia i tak

dalej. Ale

słomiany zając przy Grobie Pańskim nie po-

doba

się wiernym. Pieklą się, czepiają i w końcu pro-

boszcz

się poddaje. Nie będzie zająca.

137

background image

REPORTAŻ POLSKI

– Skoro to symbol

budzącego się życia, to czemu

ksiądz zabrał zająca? – nie mogę sobie darować złośli-
wostki.

– Dla

świętego spokoju – pada krótka odpowiedź.

Tak jest w wielu parafiach, a uwierz, mam w tym

doświadczenie. Jak jesteś księdzem, masz pieniądze, to

płać kościelne podatki. To wystarczy. Nie myśl, nic nie
mów, nie oceniaj,

broń Boże nie stawiaj pytań.

Życzę księdzu miłości i zaufania do Kościoła i

decyzji

księdza biskupa wobec księdza – życzenia pro-

boszcza, które

składa mi w czerwcu na imieniny, są dla

mnie czytelne: lada chwila

wylecę z C.

Do

końca mam przygotowane kazania, do ostat-

nich chwil

traktuję swoje obowiązki poważnie. Może

gdybym nie

traktował ich poważnie, to bym tam nadal

siedział?

18 sierpnia 2014 roku

dostaję informację, że mam

opuścić parafię i przenieść się do M. To koniec, nie
mam

już sił. Sześć dni później wysyłam swój list. Zda-

nia

układały się same. Jego Ekscelencja, tak zacząłem.

„Oświadczam, że z dniem 26 sierpnia 2014 roku opusz-
czam szeregi

kapłanów diecezji płockiej”. Potem wywa-

liłem wszystko, jak leciało. Od terapeutycznych ekspe-
rymentów, przez

szamańskie szaleństwa, po kolejne

zmiany parafii.

Miało być uczciwie do bólu. Na koniec

138

background image

KSIĄDZ PAWEŁ ZRZUCA SUTANNĘ

cytat z Lutra: „Tu

stoję, inaczej nie mogę”. Pasuje jak

ulał.

Nie

mściłem się. Ale w naszym księżowskim śro-

dowisku zaraz

pojawiłyby się różne plotki i rzekome

powody,

głównie towarzyskie. A to, że jestem gejem, a

to,

że odszedłem dla kobiety. Chciałem chronić dobre

imię moje i mojej rodziny.

– Nie

próbują cię zatrzymać?

Próbują. Dają mi do wyboru jedną z trzech opcji:

klasztor, inna diecezja albo… terapia.

Miałem wrażenie,

że wszystko im jedno, byle tylko nikt poza nimi nie

przeczytał listu. Wysłałem go, bo jestem nadal synem

Kościoła. To wołanie o rozsądek. Do moich kolegów,
do innych

księży. Chcę im powiedzieć: spójrzcie, do

czego

prowadzą takie eksperymenty. Zobaczcie, do

czego

doprowadziła ikony tej duchowości – ojca Posac-

kiego,

księdza Błaszkiewicza, podobno także dominika-

nina ojca Krzysztofowicza, jak

skończył proboszcz z D.,

jak twórca Wieczorów

Chwały. Spójrzcie na owoce – i

dla

kapłanów, i dla wiernych, którzy odchodzą z Ko-

ścioła do zborów zielonoświątkowych.

* * *

Mimo listu szybko

znalazło się inne niż rozporko-

we

wyjaśnienie: po prostu postradał zmysły, ma zabu-

139

background image

REPORTAŻ POLSKI

rzenia emocjonalne, szuka winnych

wszędzie poza sobą,

sam

się przecież przyznaje, że miał problemy, może

nawet ma

dwubiegunówkę. Oficjalny wewnątrzkościel-

ny przekaz

głosił, że jestem chory psychicznie. Trudno,

spodziewałem się tego.

Wielkanoc 2015.

Klękam przy konfesjonale w ko-

ściele u dominikanów. Jako były ksiądz nie mogę już

udzielać sakramentów, ale wolno mi klęknąć do spo-
wiedzi. Zgodnie z prawem kanonicznym, jestem su-
spendowany, nie

mogę sprawować obowiązków kapłań-

skich za

wyjątkiem udzielenia rozgrzeszenia komuś, kto

jest w niebezp

ieczeństwie śmierci.

Syndrom zdrajcy?

Słyszałem o tym, ale bezpo-

średnio mnie to nie dotyczy, bo nie mam kontaktu z

żadnym z księży z mojego roku. Sam się odciąłem,

zmieniłem numer telefonu. Nie zmieniłem tylko maila.

* * *

Budzik dzwoni za

pięć siódma, potem o siódmej.

Pięć po wstaję. Krótka modlitwa, zakładam dres i wy-

chodzę pobiegać po osiedlu. Wracając, wstępuję do
sklepu po dwie

bułki kukurydziane i serek wiejski. Kie-

dyś jadłem głównie to, co w lodówce miało termin waż-

ności „jutro” kupione kilka tygodni wcześniej w Bie-

140

background image

KSIĄDZ PAWEŁ ZRZUCA SUTANNĘ

dronce. Teraz

zmieniłem dietę i siebie. Schudłem już

czternaście kilo, dobrze się czuję.

O 8.48 mam

eskaemkę, trzeba trochę przyśpieszyć

kroku, dobrze,

że z kondycją lepiej. Jadę kilka przy-

stanków, wysiadam na

Gdańskiej, potem metrem albo

„116”. W sumie dojazd z podwarszawskiej miejscowo-
ści na uniwersytet zajmuje mi jakieś 40 minut. I już Sta-
re Miasto. W Krakowie z plebanii na

uczelnię jechałem

półtorej godziny, więc tutaj to błysk.

Potem

zajęcia, wykłady, ćwiczenia, często zostaję

dłużej, by coś komuś wytłumaczyć, przygotować się do
kolokwium.

Koło 17.00 jestem z powrotem u siostry i

szwagra. Wiele im

zawdzięczam, nie wiem, co bym bez

nich

zrobił. Na razie mieszkam u nich, szukam pracy,

potem

może coś wynajmę.

Czasami wracam

później, ostatnim pociągiem o

22.31. Niedawno

byłem pierwszy raz w życiu na Juwe-

naliach,

ależ mi się podobało! Te wszystkie sztuczne

ognie, fajerwerki, sympatyczna atmosfera,

jakiś koncert

też był, ale nie pamiętam już, kto występował. Ale –

żeby nie było – byłem trzeźwy!

Co

tydzień obowiązkowo Msza Święta. Lubię cho-

dzić na wieczorną mszę do dominikanów na Freta. Ko-

ściół bardzo wysoki, o surowym, prostym wystroju. Nad

ołtarzem wisi ogromny krzyż, pod nim Matka Boża i

141

background image

REPORTAŻ POLSKI

św. Jan. Cisza. Spokój. Najbardziej lubię przychodzić w

niedzielę wieczorem, zawsze jest cicha msza recytowa-
na.

Na

początku zdarzało mi się dość często, że włą-

czała mi się „wiedza fachowa”, patrzyłem, jak ksiądz
odprawia

mszę, zauważałem niedociągnięcia, błędy.

Teraz mniej

się na tym skupiam. Wiem, że w Kościele

zawsze znajdzie

się dla mnie miejsce, że nikt mi go nie

zajął, nie zabrał. Teologicznie będę księdzem do końca

życia, a niektórzy teologowie twierdzą nawet, że i po

śmierci. Bo nie przemijają tylko miłość i kapłaństwo.













142

background image

KSIĄDZ PAWEŁ ZRZUCA SUTANNĘ

MAŁGORZATA ROSTOWSKA
Doktor nauk humanistycznych. Od ponad czterech
lat redaktor naczelna Portalu

Płock. Z wykształcenia

polonistka, lubi

zadawać pytania z naukową docie-

kliwością i reporterskim temperamentem. Próbuje

łączyć obie te umiejętności. Szansę na ich pogodzenie
widzi w literaturze faktu.

143


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
polska szkoła reportażu Małgorzata Olszewska
Ksieza zrzucaja sutanny doc
Maniecka Bryła, Irena; Bryła, Marek; Bryła, Paweł; Pikala, Małgorzata The burden of premature morta
Małgorzata Ustupska Miasto Człuchów
Kłamstwa Rostowskiego
PNADD523 USAID SARi Report id 3 Nieznany
Psalm 38, Komentarze do Psalmów-Papież Jan Paweł II,Benedykt XVI
Ludzie najsłabsi i najbardziej potrzebujący w życiu społeczeństwa, Konferencje, audycje, reportaże,
Orędzie do młodych 2004, Jan Paweł II
Psalm 4, Komentarze do Psalmów-Papież Jan Paweł II,Benedykt XVI
Ksiądz o Rybnie
Psalm 10, Komentarze do Psalmów-Papież Jan Paweł II,Benedykt XVI
Psalm 85, Komentarze do Psalmów-Papież Jan Paweł II,Benedykt XVI
otyłosc, Psychologia kliniczna konwersatorium dr Małgorzata Cichecka-Wilk
REPORTAŻ (1), anestezjologia i intensywna terapia
cz V, wykłady, wentylacja, Minikowski, PAWEŁ KLIMA
Reportaż
Raport FOCP Fractions Report Fractions Final

więcej podobnych podstron