Z kotem jest zawsze dużo zabawy – obiecywali rodzice. Gdy go przynieśli,
chłopiec również miał większe oczekiwania, co do żywotności zwierzaka. Szturchnął
kilka razy, przebite na wylot, przez kolorowe kredki, drobne , jeszcze cieplutkie,
ciałko. Futerko nasiąknięte krwią nadal było miłe w dotyku i zabawnie łaskotało
skórę.
–
Kici, kici…
–
szeptał w małe, spiczaste uszko.
Futrzak nie spełniał obietnicy rodziców. Fakt, gdy chłopiec zaczął zabawę,
miałczeniu i prychaniu nie było końca. Trzymany wysoko nad ziemią komicznie
przebierał łapkami, wywijał się w różne strony. Kiedy pierwsze ścieżki
ciemnoczerwonej rzeczki, odnalazły drogą w sierści stworzonka, jego ruchy stały się
mniej intensywne. Przestał być tak głośny, ograniczał się do nielicznych drgnięć. A i to
krótko. A teraz? Chłopczyk popatrzył na to wszystko ze zrezygnowaniem. Rozluźnił
palce a drobne ciałko huknęło o chodnik. Kilka kredek posypało się po betonie, inne
przeturlały się jeszcze dalej szybko ginąc w trawie. Chłopiec przykucnął i z
zastanowieniem przyglądał się zwierzątku.
–
No nic…
–
mruknął rozczarowany do siebie.
Dla pewności a może odruchowo, znów szturchnął futrzaka. Zlepiona krwią
sierść nie była już taka przyjemna. Wytarł ubrudzoną rączkę o trawę. Złapał zwierzaka
za ogon i bez większego namysłu cisnął maluchem w płot. W gęstym zbożu nawet
czerń, teraz kontrastująca z czerwienią nie była widoczna. Zebrał pobrudzone kredki,
owijając je w skraj bluzy. Bez oglądania się za siebie pognał w stronę domu.
–
Mamo, tato! Kupicie mi psa?
11.08.2009